MIROSŁAW PEANClC LUDZIE LUŹNI W OSIEMNASTOWIECZNYM KRAKOWIE WROCŁAW — WARSZAWA — KRAKÓW ZAKŁAD NARODOWY IMIENIA OSSOLIŃSKICH WYDAWNICTWO POLSKIEJ AKADEMII NAUK 1967 WSTĘP 1. Zakres geograficzny i chronologiczny. — 2. Podstawa źródłowa. — 3. Zeznania i indagacje. — 4. Metoda pracy. — 5. Kilka uwag o historiografii przedmiotu. 1. Tytuł pracy wymaga pewnych wyjaśnień wstępnych. Pozostawiając do dalszych rozważań sprecyzowanie terminu „ludzie luźni" zatrzymam się nad zwrotem „w Krakowie". Można by bowiem zrozumieć, że autor przeciwstawia miasto Kraków Małopolsce Zachodniej, że istniały niejako dwie odmiany ludzi luźnych: ta, która przebywała w mieście, i ta, która znajdowała się poza nim. I faktycznie IV i V rozdział niniejszej pracy określa ich rolę w demograficznym, społecznym i zawodowym składzie ówczesnego miasta. Ale szło nie tylko o to. Zanim bowiem ludzie luźni, pochodzący w większości spoza Krakowa, dotarli do miasta gnani iluzorycznym przeświadczeniem, że właśnie tu uzyskają pracę i życiową stabilizację, przechodzili rozmaite koleje życia na terenie pozakrakowskim. Autora więc interesuje, na równi z ich losami w Krakowie, to wszystko, co działo się z nimi przed przekroczeniem bram miejskich. Zarówno ich społeczne pochodzenie, jak powody i mechanizmy odrywania się od dotychczasowych środowisk, w których przebywały ich rodziny i oni sami w okresie dzieciństwa, a dalej kwestia swoistych „dróg pracy", jakie wieść ich będą do miasta. I w tym rozumieniu określenie ,,w Krakowie" oznacza rolę, jaką w ich życiu i pracy odgrywało samo miasto, ale rolę nakreśloną na tle terytorialnie szerszym, mianowicie Małopolski Zachodniej, skąd większość z nich się wywodziła 1. Ówczesna nazwa Krakowa oznaczała jedynie miasto w obrębie murów obronnych, taki był jej sens prawny i administracyjny. W sąsiedztwie Krakowa istniały dwa inne organizmy miejskie — Kazimierz i Kleparz — a dalej szereg jurydyk, przedmieść i wsi. Wszystko to tworzyło znaczny kompleks gospodarczy i handlowy, co prawda administracyjnie rozbity. Otóż tytułowe określenie dotyczy miasta w owym szerokim zasięgu, dotyczy „dużego Krakowa", oczywiście w osiemnastowiecznym rozumieniu 1 Określenie „Małopolska Zachodnia" według definicji u H. Madurowicz i A. P o d r a z y, Próba rejonizacji Małopolski Zachodniej, [w:] Studia z dziejów wsi małopolskiej w drugiej połowie XVIII w., Warszawa 1957, s. 65 i n. słowa. Luźni bowiem ściągali do owej wielkiej aglomeracji miejskiej, a nie tylko do Krakowa „wewnątrz murów" 2. Okres czasu, jaki obejmuje praca, to wiek XVIII. Punktem początkowym jest rok 1700, a końcowym rok 1794. Ta druga data bliższych wyjaśnień nie wymaga. Autorowi wydawało się, że aczkolwiek informacje źródłowe nie są rozmieszczone równomiernie w czasie, a większa ich część koncentruje się w drugiej połowie wieku, to jednak tylko w ciągu dłuższego okresu można było zaobserwować dynamikę procesów społecznych, których wynikiem było istnienie ludzi społecznego marginesu, istnienie ludzi luźnych. 2. Główną podstawę źródłową stanowią zeznania składane przed zarządcą ratusza, zwanym pospolicie hutmanem ratusznym (praefectus lub capitaneus praetorii), który w Krakowie wykonywał funkcje, jakie w innych miastach przypadały w udziale instygatorowi. Hutman miał baczyć na bezpieczeństwo bram miejskich, dbać o spokój i czystość 3. Jako sędzia najniższej instancji obowiązany był „sądy hutmańskie ratuszne odprawo-wać" z tym, że przysługiwało mu prawo sądzenia spraw, gdy przedmiot sporu nie przekraczał 4 florenów. Nadto rozsądzać miał kłótnie i bijatyki ludzi „podlejszej kondycji i niewiastek" 4. Podlegała mu służba ratuszna z cirkelmagistrem (magister circulatorum) i straż miejska, na czele której stał rotmistrz ratuszny 5. Urzędnicy ci, rezydujący na ratuszach Krakowa, Kazimierza i Klepa-rza, prowadzili księgi rozmaicie zatytułowane 6 zawierające treść podobną. Były to zeznania składane przez ludzi zaresztowanych bądź w jednym z wymienionych miast lub w najbliższych jurydykach 7, bądź spoza miasta doprowadzonych na ratusz. W większości byli to ludzie „podlejszej kondycji". 2 O terytorialnym zakresie „Wielkiego Krakowa" w XVIII w. piszę w art. Kraków produkujący i konsumujący, [w:] M. Kulczykowski, M. Francie, Kraków jako ośrodek towaroiuy Małopolski Zachodniej w drugiej połowie XVIII wieku, „Studia z Historii Społeczno-Gospodarczej Małopolski", t. VI, Warszawa 1963, s. 157 i n. W tym rozumieniu „Wielki Kraków" był większy od miasta „wolnego i wydziałowego" kreowanego w sierpniu 1791 r. 3 Prawa, przywileje i statuta miasta Krakowa, wyd. F. Piekosiński, „Acta Historica", t. XII, Kraków 1890, s. 381 (r. 1661), 503 (r. 1683). 4 Tamże, t. XII, s. ,85 (r. 1580). 5 Tamże, t. XII,- s. 131 (1611), s..298 (1653). Por. też J. P t a ś n i k, Miasta i mieszczaństwo w dawnej Polsce, Warszawa 1949, s. 202. 6 „Prothocollon criminalium consulare"; „Prothocollon inąuisitionum officii con-sularis cracoviensis"; „Esamiria incarceratorum"; „Księga dobrowolnych zeznań więźniów" i in. 7 Urzędy podkrakowskich .jurydyk spraw takich nie prowadziły. Por. M. K o-lak, Jurydyki krakowskie, „Archeion" 38: 1963, s. 219 i n. Odsyłały tych ludzi najpewniej na ratusz krakowski. Stosunkowo najdokładniej i najbardziej systematycznie prowadzili swe księgi hutmani krakowscy: zawierają one najwięcej informacji. Księgi te posiadają luki, dotkliwe w pierwszej połowie wieku, ale przez drugą ciągną się niemal bez przerw 8. Natomiast kazimierskie i kleparskie (dochowały się one jedynie od połowy wieku) początkowo posiadały inny charakter i przeważały w nich spory mieszczańskie, dopiero od lat siedemdziesiątych zaczęły dominować tu zeznania istotne dla tematu niniejszej pracy9. Warto dodać, że analogiczne księgi innych miast Małopolski Zachodniej, poza sprawami o zbrodnie pospolite, zeznań takich prawie nie zawierają 10. Podobne materiały indagacyjne znajdują się w rękopisach Komisji Porządkowej Cywilno-Wojskowej powiatów krakowskiego i proszowskiego z lat 1790—1792 n. Choć dotyczyły ludzi zatrzymywanych w tych powiatach, a nie w samym mieście, choć zostały już wyzyskane przez N. Assoro-dobraj, niemniej wciągnięto je w zakres kwerendy. Z tych powiatów bowiem pochodziła znaczna część luźnych, którzy dotarli do Krakowa, a materiał tu zawarty • wzbogacił informacje dokumentów miejskich 12. Prócz zeznań akta te zawierają szereg zarządzeń Komisji adresowanych do magistratów oraz sprawozdania municypiów z ich realizacji. W zarządzeniach tych sprawy ludzi luźnych i żebraków poruszane były nader często. Wykorzystano dalej źródła z kancelarii miejskiej. Były to materiały statystyczne z lat 1779, 1790—1792 oraz z okresu austriackiego (1796)13. Następnie zarządzenia porządkowe wydawane przez miejski departament policji utworzony w r. 1779. Pozwalają one prześledzić politykę magistratu wobec luźnych, co prawda tylko w ostatnich kilkunastu latach istnienia Rzeczypospolitej 14. 8 Z okresu 95 lat objętych czasem pracy brakuje ksiąg od 7 XII 1708 do 26 I 1709, 18 XII 1716 do 6 X 1717, 19 XII 1719 do 24 III 1721, 5 IV 1729 do 18 X 1734, 11 II 1764 do 3 XII 1774, 9 IV 1778 do 31 V 1778 i 14 II 1782 do 8 VII 1785. To odnośnie do danych z ratusza krakowskiego. Brakujące informacje z lat ostatnich mogły być częściowo uzupełnione przez dane zapisów kazimierskich i kleparskich, które dopiero wówczas zapełniają się wiadomościami o interesującej nas kategorii społecznej. 9 Kazimierz i Kleparz nie posiadały swej straży bezpieczeństwa. Stąd przeważająca ilość spraw ludzi luźnych dochowała się w księgach krakowskich. 10 W tym zakresie istniały też różnice między Małopolską a Mazowszem. Z. T u r-ska w pracy: Oskarżeni oskarżają. Wieś osiemnastowieczna w mrokach kronik sądowych, Warszawa 1960, zebrała szereg zeznań luźnych z ksiąg grodzkich (relacje), ziemskich i inkwizycyjnych grodzkich. W grodzie krakowskim księgi inkwizycyjne zaprowadzono pod koniec istnienia państwa; księgi miejskie notują informacje jedynie o zbrodniach pospolitych. 11 Znajdują się w AP-IT; por. Zestawienie źródeł. 12 W latach 1790—1792 Komisja Porządkowa i magistraty krakowskie oraz komenda garnizonu współpracowały w wyłapywaniu luźnych. 13 Znajdują się w AP-IT; por. Zestawienie źródeł. "Departament ten działał od 1511779 do 25X1793. Trzecią grupę stanowią materiały o stosunkach społecznych i gospodarczych niektórych wsi i miasteczek. Przebadano je dla próby konfrontacji owego swoistego „dokumentu osobistego", jakim było zeznanie na ratuszu, z sytuacją w miejscowości, z której pochodził zeznający. Nie kusząc się o własną kwerendę autor wykorzystał materiały Pracowni Badań Agrarnych Instytutu Historii PAN 15. Materiał indagacyjny nie stanowi źródła nieznanego: na zeznaniach czynionych przed komisjami porządkowymi w ostatnich latach Rzeczypospolitej oparła się w swej pracy N. Assorodobraj, na indagacjach miejskich południowo-wschodniej Wielkopolski B. Baranowski. Należycie oceniono też walor tego typu źródła 16. Jednakże indagacje miejskie i komisji porządkowych różnią się między sobą. Te drugie zawierają niejako określony kwestionariusz pytań i problemów interesujących ludzi prowadzących zeznania. Indagacje krakowskie natomiast na początku wieku są prymitywne: pisarza ratusznego interesował wyłącznie fakt będący powodem aresztowania, a szczegóły życiorysu pomijał. Dopiero w połowie wieku wykształca się kwestionariusz problemów i wówczas zeznania zawierają duży ładunek informacji. Jest i inna różnica: w księgach miejskich znajdują się zeznania osób różnego pochodzenia, niekoniecznie krakowian. Są to mieszczanie poza-krakowscy, chłopi, czasem jakiś szlachcic. Zeznawali oni na okoliczność wykroczenia lub przestępstwa, o którego dokonanie podejrzewały je władze municypalne. Nie wszystkich jednak bez wahania można było zaliczyć do kategorii ludzi luźnych. Najczęściej utrwalone zostały sylwetki ludzi biednych bez stałego miejsca zamieszkania i stałego źródła zarobkowania, pracujących dorywczo lub zatrudnienia poszukujących. Jak z zeznań wynikało, niektórzy w chwili aresztowania gdzieś służyli, ale poprzednie koleje życia informowały o wędrówkach i częstych zmianach pracy. Spotyka się też ludzi należących do innych kategorii społecznych: cechowych czeladników czy 15 Źródła te charakteryzują A. Podraża i E. Rostworowski, Charakterystyka źródeł, [w:] „Studia z dziejów wsi małopolskiej", s. 39 i n. 16 N. Assorodobraj, Początki klasy robotniczej. Problem rąk roboczych w przemyśle polskim epoki stanislawowskiej, Warszawa 1966. Jest to drugie, nie zmienione wydanie książki opublikowanej w r. 1946. Na końcu drugiego wydania autorka zamieściła „Posłowie" (s. 282—303), w którym ustosunkowuje się do stwierdzeń innych badaczy, jacy zajmowali się tym zagadnieniem w dwudziestoleciu dzielącym ukazanie się pierwszego i drugiego wydania jej książki. B. Baranowski, Ludzie luźni w poludniowo-w schodnie j Wielkopolsce w XVII—XVIII wieku, „Przegląd Nauk Historycznych i Społecznych", t. III, Łódź 1953, s. 253 i n. Pierwsza autorka pisze: „Akta te jako źródła historyczne do poznania obchodzących nas grup ludności mają wartość nieoceonioną. Przenoszą nas w sposób sugestywny w atmosferę i zjawiska epoki minionej, wnoszą bogaty materiał faktyczny i anegdotyczny, pozwalający, jak żaden inny, odtworzyć interesujący nas wycinek rzeczywistości". 9 mieszczan, którzy popadli w kolizję z prawem. Należało więc dokonać wśród tych przekazów selekcji i odrzucić wszystkie sprawy odnoszące się do osób życiowo ustabilizowanych, których koleje życia automatycznie1 kojarzyły się z określeniem „mieszczanin krakowski", „czeladnik cechowy" itp. Decyzje takie natrafiały na trudności, ponieważ granica między ,,ze-znającymi-luźnymi" (nazwijmy ich tak umownie) a „zeznającymi-ustabi-lizowanymi" była płynna. Nadto aresztowanie przypadało w rozmaitych momentach życia poszczególnych osobników: w czasie pracy na kontrakcie rocznym, na czasowym wyrobku, w chwili poszukiwania służby i in. Wprawdzie feudalny prawodawca definiował „ludzi luźnych", „hultajów" i „włóczęgów" jako tych, którzy pozostawali bez służby przez kwartał (w Koronie) lub rok (na Litwie)17 i przeciwstawiał im wszystkim służbę na kontrakcie rocznym. Jednak to, co było przydatne dla momentalnego określenia przez komisję porządkową, czy dany człowiek zatrzymany w konkretnym momencie był „luźnym", przestawało być przydatne, gdy szło o zaszeregowanie jego statusu na przestrzeni kilku lub kilkunastu lat jego życia. Wątpliwości te nie są jedynie udziałem badacza dzisiejszego 18, towarzyszyły one pracom komisarzy spisujących ludność Krakowa i okolicy w czasie Sejmu Czteroletniego. Wielość rubryk, do których zapisywano „luźnych", i różnorakość kryteriów ich zaszeregowania, wielość określeń uzupełniających słowo „luźny" w nagłówkach rubryk wskazują na trudności w wytyczeniu społecznego zakresu dla tego terminu (o tym zresztą niżej). Szczególnie zaś skomplikowane --w myśl obowiązującego prawa i schematów spisowych - - było określenie sytuacji biedoty miejskiej i przedmiejskiej oraz służby, elementu zmieniającego pracę i zamieszkanie, którego reprezentantów nie można zaliczyć do luźnych, ale który — stale zagrożony w swej chybotliwej stabilizacji — stanowił bazę społeczną ludzi luźnych w mieście. Materiał miejski więc, mimo podobieństw, nie był identyczny z indagacjami komisji porządkowych. Ludzie poznani poprzez karty ksiąg hut-mańskich zatrzymywani byli z powodu określonego wykroczenia, natomiast komisje porządkowe aresztowały ludzi, których można było nazwać luźnymi ex definitione 19. W tej sytuacji należało dokonać wyboru i określić, w czyich kolejach " Yolumina legum, t. IX, Kraków 1889, s, 138, 150. 18 Nawet badacze ruchliwości społecznej współczesnego społeczeństwa przemysłowego natrafiają na ogromne trudności przy konkretnym badaniu jego zasięgu. Por. uwagi S. M. L i p s e t a i R. B e n d i x a, Ruchliwość społeczna w społeczeństwie przemysłowym, Warszawa 1964, passim. 19 I tutaj jednak sprawa dokładnego określenia, kto jest luźnym i co z takim zatrzymanym człowiekiem należy czynić, budziła u poszczególnych komisji wątpliwości. Por. przykłady u Assorodobraj, op. cii., s. 43 i n. 10 życia dominowała „luźność", a kto zeznawał z racji wykroczenia, lecz do tej kategorii społecznej nie należał. Było to tym bardziej konieczne, że ani w zeznaniach obwinionych, ani w zapytaniach hutmańskich termin „luźny" nigdy nie występował20. W tym celu autor założył, że do zbiorowości ludzi luźnych zaliczały się jednostki, których koleje życia i pracy charakteryzowały się następującymi łącznie występującymi cechami: 1. Nastąpiło rozluźnienie lub zerwanie więzi pomiędzy gospodarstwem rodzinnym rodziców a danym osobnikiem. W wyniku tego najczęściej jego sytuacja życiowa i zawodowa była inna od położenia rodziców zarówno w sensie statusu społecznego, rodzaju wykonywanej pracy (np. ojciec chłop — syn wyrobnik w mieście), jej trwałości oraz faktu posiadania lub nie stałego miejsca zamieszkania. 2. Podstawą utrzymania luźnych była często zmieniana praca najemna lub wyrobek. W czasie zmiany pracy następowały nierzadko dłuższe lub krótsze okresy, w trakcie których osobnik szukał wsparcia lub żył z oszczędności. 3. Koleje życia i pracy poszczególnych osobników cechowała duża ruchliwość społeczna. Przybierała ona postać bądź ruchliwości przestrzennej przy wykonywaniu zajęć podobnych, bądź zmiany wykonywanych zajęć, bądź też i jednego, i drugiego. Prócz wymienionych cech uwzględniano jeszcze dwa momenty: gdy mianowicie z powodu np. cudzoziemskiego pochodzenia osobnika lub braku danych nie można było określić stopnia rozluźnienia więzów między nim a gospodarką rodzinną, wówczas kryterium był ewidentny brak stabilizacji życiowej. Uwzględniano również przedstawicieli kręgów przestępczych i żebraczych, którzy tą drogą, a nie „pracą rąk swoich", zdobywali utrzymanie. Każda z wymienionych powyżej cech sytuacji ludzi luźnych zawiera w sobie szeroki wachlarz różnych odcieni. Większy był kontrast między położeniem rodziców a człowieka luźnego w wypadku, gdy mamy do czynienia z synem gospodarza (kmiecia czy zagrodnika), niż gdy zeznaje syn komornika; rozmaita była u poszczególnych jednostek ilość zmian miejsca i rodzaju pracy, różnie w indywidualnych wypadkach wyglądała ruchliwość przestrzenna oraz przechodzenie od jednego zajęcia do innego. Jakkolwiek więc rozmaite wymienione cechy występowały w różnym natężeniu ilościowym w ramach jednego życiorysu, to jednak -- wydaje się — były one tak doniosłe, by na ich podstawie wyodrębnić tę kategorię społeczną od innych. 20 Nie zawsze taka arbitralna decyzja autora była konieczna; w miarę upływu lat, zwłaszcza dla okresu po 1770 r., księgi inkwizycji zapełniały się zeznaniami ludzi, których bez zastrzeżeń można było zaliczyć do kategorii luźnych. Liczne poprzednio sprawy mieszczańskie tu notowane przeszły na wokandę sądów potocznych. 11 Aresztowani przedstawiali w formie zeznań całe swoje curriculum vitae: czasem były to odpowiedzi na pytania, najczęściej zeznanie było wypowiedzią ciągłą. Jeśli nie liczyć presji sytuacji, zeznawali w zasadzie dobrowolnie. Tortury stosowano wyjątkowo wobec podejrzanych o morderstwa, świętokradztwa i inne cięższe przestępstwa. Z zeznań wyraziście rysują się wiadomości o pochodzeniu zatrzymanych, rodzicach, rodzeństwie, warunkach życia i różnych zajęciach; mniej wyraźnie widać powody ich zachowania: opuszczenia rodziny, odchodzenia od pracy. Te „dokumenty osobiste" 21 były swoistym rodzajem spowiedzi, nieraz poważnie obciążającej zeznającego. Podawali bowiem dobrowolnie fakty, które trudno było sprawdzić, dotyczące sfery seksualnej czy wręcz przestępstwa. Aż dziw bierze, że nie potrafili niczego zataić i że w swej szczerej naiwności pogarszali swe położenie. Niezależnie od motywów tej szczerości stanowi ona potwierdzenie prawdziwości ich wypowiedzi. 3. Zeznania te, których dla okresu 1700—1794 udało się zebrać 1399, przedstawiają się następująco: a) Dla lat 1740—1794 stanowią one w zasadzie materiał kompletny. Na ogólną liczbę 1399 zeznań-życiorysów dla wymienionego okresu mamy ich aż 1270, co stanowi 90,8% ich ogółu. W ciągu poprzedzających lat czterdziestu informacje rozmieszczone są nierównomiernie: w dziesięcioleciu 1700—1790 brakuje zeznań, które można by zakwalifikować jako zeznania luźnych22. Natomiast z lat 1710—1719 wynotowano ich 17, z okresu 1720—1729 - - 42 (przy dwuletniej luce źródłowej), a z lat 1730—1739 - - 69 (przy pięcioletniej luce)23. Dziesięciolecie 1740—1749 dało już 126 zeznań. Dokładność „kwestionariusza zeznaniowego" i ilość informacji zbliża ten okres do dziesięcioleci następnych (np. w latach 1750—1759 mamy 197 zeznań, 1760—1769 212 zeznań itd.). Dlatego też wszelkie zestawienia liczbowe zawarte w tekście i tablicach rozpoczynać będziemy od tego właśnie okresu, pochodzące stąd dane można bowiem uznać za porównywalne z informacjami dziesięcioleci następnych. Dane 21 Można zaryzykować twierdzenie, że czynnikiem źródłotwórczym stawali się sami luźni dyktujący swe zeznania. Do źródeł tych można zastosować definicję „dokumentu oosbistego": mianowicie „że jest to sprawozdanie z indywidualnych doświadczeń, które ukazują czynność osobnika jako człowieka działającego i jako uczestnika w życiu społecznym". Por. J. Szczepan s k i, Socjologia. Rozwój problematyki i metod. Warszawa 1961, s. 440. 22 W ogóle w pierwszej ćwierci XVIII w. kwestionariusz jest niedokładny: spisujących zeznania interesują jedynie okoliczności konkretnego wykroczenia; dotychczasowe „curriculum vitae" zeznającego znajdowało się poza zasięgiem uwagi. 23 W jednym i drugim wypadku można byłoby potraktować dane jako 80°/o lub 50°/a ogółu wynotowanych wypadków i dodać brakujące odsetki. Analogicznie można by postąpić w wypadku luk w przekazach w latach 1769—1774 i 1782—1785. Jednakże interpolacje takie oddalałyby nas od bezpośrednich danych źródłowych i uniemożliwiały wyciąganie wniosków liczbowych. 12 wcześniejsze służyć będą jedynie dla pewnych porównań bez wciągania ich jednak do zestawień liczbowych. b) Kompletność materiału umożliwia zastosowanie pewnych zabiegów statystycznych: ich uzasadnienie wymaga jednak przedstawienia pewnych założeń, o których niżej. c) Nie do pogardzenia jest fakt, iż w ciągu dłuższego okresu czasu można obserwować formowanie się kategorii społecznej ludzi luźnych przy dużym zbliżeniu do badanego przedmiotu i przy terytorialnym ograniczeniu pola badawczego. Zeznania ukazują wyraziście nie tylko ogólne przyczyny jej powstawania, lecz i konkretne powody zwiększające liczebność luźnych, jak wojny, pobory do wojska, zubożenie mieszkańców wsi i miast itp. Uwzględniając wymienione walory źródła nie można jednak nie odpowiedzieć na pytanie zasadnicze dla pracy: czy na podstawie zebranych materiałów można wyrokować li tylko o ludziach, którzy dostali się do ratusznego więzienia, czy też o całej masie ludzi luźnych w Krakowie, a być może również na terenie całego województwa. Postaramy się uprzedzić wątpliwości, które w tej kwestii mogą powstać. Liczebność zarejestrowanych wypadków (a co za tym idzie skład według płci, pochodzenia itd.) stanowi funkcję dwóch nie w pełni wymiernych elementów: 1. ilości napływających do miasta luźnych, i 2. operatywności działania urzędów miejskich. Teoretycznie można przyjąć, że przy dużym napływie poszukujących pracy i przy małej operatywności hutmana ratusznego i straży skutek (tj. ilość aresztowanych i zeznających) może być taki sam, jak przy małym ich napływie do miasta i dużej operatywności władz. Autor sądzi, że wzrost liczby zeznających był mniej więcej proporcjonalny do napływającego do miasta elementu. Wydaje się, że wzrost znaczenia problemu luźnych w świadomości współczesnych, nie tylko w świetle stereotypowych postanowień municypalnych, lecz w postaci krystalizującego się i doskonalącego „kwestionariusza zeznanie-wego", w postaci nie spotykanych dotąd usiłowań rozwiązania sprawy ludzi poszukujących w mieście pracy (pośrednictwo pracy, manufaktura żebracza itp.), że w końcu wzrost ludnościowy Krakowa, wynikający z migracji do miasta, wskazywały na to, że potęgowała się liczebność ludzi luźnych. Jeżeli dodamy do tego zjawisko rozwarstwienia się wsi feudalnej oraz to, że pewien odsetek jej mieszkańców skazany był na pracę najemną, wówczas nasunie się następny wniosek: zebrane zeznania stanowią zespół dostatecznie reprezentatywny zarówno ilościowo, jak i jakościowo, by na ich podstawie podjąć próbę wykazania pewnych proporcji liczbowych. Ogólna liczba 1399 zeznań dla całego stulecia (czy 1270 dla 55 lat) wydaje się dostatecznie duża, by takie postępowanie stało się prawomocne, jeśli nie dla całej Małopolski, to przynajmniej dla jej części za- 13 j chodniej 24. Statystyki schyłku Rzeczypospolitej, spisywane po raz pierwszy, a więc i niedokładne w ujmowaniu zwłaszcza elementu płynnego, wykazywały na terenie Małopolski około 40 000 osób określanych jako „ludzie luźni" 25. N. Assorodobraj uważa, że dane te były zaniżone 26. Traktując stulecie jako okres trzech pokoleń i przyjmując dalej (co zostanie udowodnione później), że czwarte ćwierćwiecze, z którego dane statystyczne pochodzą, cechowała intensyfikacja procesów formujących kategorię społeczną luźnych, można przypuścić, że ich ilość w Małopolsce w trakcie 95 lat, czyli w przeciągu trzech generacji, wynosiła około 120 —150000 osób27. W stosunku do tej liczby ilość 1398 zeznań stanowi odsetek wahający się między 1,15% (dla liczby niższej) a 0,93% (dla wyższej). Jak na próbkę reprezentatywną stanowi to odsetek wysoki. Można zresztą wątpić, czy próbkę należy odnieść do sumy 120 — 150 000 osób. Jest to bowiem liczebność dla całej Małopolski, gdzie Kraków nie był jedynym ośrodkiem miejskim przyciągającym luźnych; Lwów na pewno odgrywał taką samą rolę dla terenów Małopolski Wschodniej, a nadwiślańskie ziemie Sandomierszczyzny i Lubelszczyzny ciążyły ku Warszawie. Wszystko to skłania nas do wniosku, że zeznania-życiorysy stanowią próbkę należycie reprezentatywną, na podstawie której można ostrożnie wyciągać wnioski dotyczące całej zbiorowości, konfrontując je i weryfikując z innymi danymi źródłowymi. Sądzę dalej, że reprezentatywny charakter zebranych informacji dotyczy nie tylko sytuacji luźnych w samym mieście. Oczywiście że w południowo-zachodniej części Rzeczypospolitej istnieli ludzie luźni oraz element połluźny, jak służba oraz czeladź dworska czy chłopska, którzy całe swoje życie spędzali z dala od Krakowa nie 24 Liczebność zeznań jest nieznaczna w stosunku do ludności Krakowa. W Warszawie było inaczej: w latach 1737—1794 doliczono się tu około 500 osób zatrzymanych przez straż marszałkowska. Por. Z. T u r s k a, Z rontem marszałkowskim przez Warszawę. Zeznania oskarżonych z lat 1787—1794, Warszawa 1961. Jednakże nie każdy „oskarżony" wynotowany przez wydawcę był luźnym. Por. tamże przykłady na s. 38 i 251. 25 „Pamiętnik Historyczno-Polityczny" (1784 r., s. 240, i 1790 r., s. 226 i n.) podaje dla pierwszego roku dla Małopolski 29227 luźnych i 7384 żebraków (razem 36611), dla drugiego natomiast wymienia l,4*/o ogółu ludności prowincji. Ponieważ liczyła ona 3778000, wymieniony odsetek dawałby około 53 C 00 luźnych i żebraków, co przy zachowaniu poprzednich proporcji czyniłoby 42000 luźnych i 11000 żebraków. W ciągu 6 lat miałby więc nastąpić niewiarygodny 42-procentowy wzrost ich liczby. J. Jezierski i P. Switkowski podają w swych publicystycznych wypowiedziach fantastyczną ilość miliona „próżnujących" (Jezierski wlicza tu również mieszczan). Por. Materiały do dziejów Sejmu Czteroletniego, t. I, s. 320, t. IV, s. 403. 26 Assorodobraj, op. cit., s. 46. 27 Iloczyn powstał z uproszczonego przemnożenia ilości luźnych w 1790 r. w Małopolsce (tj. około 50 000) przez trzy (tj. okres trzech pokoleń obejmujących cały XVIII w.). 14 zahaczając o niego28. Nie znamy i nie poznamy kolei ich'życia oraz wzajemnych proporcji różnych zajęć. Jednakże zeznania krakowskie zapewne informują nas w połowie o zajęciach wykonywanych poza miastem, co powoduje, że wnioskowanie o pozakrakowskich kolejach życia ludzi luźnych staje się prawomocne. Wydaje się, że dostrzegany przez współczesną publicystykę pęd do miasta 29 nie pozwolił na to, by Kraków znalazł się na uboczu i został ominięty przez jakąś kategorię luźnych i by tu istniała w źródłach biała plama. 4. Mając to wszystko na uwadze autor próbował dokonać pewnych zestawień. Najmniej wyjaśnień wymagają te tablice, które zawierają dane o liczebności luźnych na krakowskim ratuszu, o ich społecznym pochodzeniu czy płci. Pochodzenie społeczne podano w indagacjach w sposób mniej lub bardziej wyraźny: mniej — gdy zeznający podawał nazwę wsi rodzinnej, bardziej — gdy wyjawiał więcej o rodzicach (np. gdy informował „ojciec był komornikiem" lub określał status społeczny ojca-mieszcza-nina). Bywało, że pominięto kondycję społeczną, a pisarz ratuszny konten-tował się stwierdzeniem: „pochodzę z Rusi" lub ,,z Podlasia". Jeśli pierwsze mogło nic nie mówić, to drugie pozwalało się domyślać — uwzględniając również np. nazwisko - - że szło o drobnego szlachcica podlaskiego. W każdym razie odsetek osób trudnych do społecznego zaszeregowania był niewielki. Autor uznał za niecelowe snucie przypuszczeń co do pochodzenia społecznego ludzi przybywających spoza granic Polski, głównie też oni dostarczyli materiału do rubryki „pochodzenie nieokreślone" lub „inni". Jakkolwiek zestawienia tego typu były interesujące, nie wyczerpywało to bogactwa zebranego materiału. Szło o to, czy wyzyskać go jedynie dla podania przykładów dla określonych sytuacji, w jakich znaleźli się ludzie luźni, czy też pokusić się o dalsze konstatacje liczbowe. Dotyczyły one przede wszystkim rodzajów i miejsc ich zatrudnienia. Procedura taka wymagała scharakteryzowanej poniżej pracy wstępnej, wyniki obarczone są pewną dozą umowności. Przecież ludzie luźni często zmieniali miejsca pracy, ich życie podzielone było między wyrobek, czyli niekontraktową 28 Interesujące, choć nieprzekonywujące dane o ludności klucza wodzislawskiego, leżącego w woj. krakowskim, podaje I. W. Sozin, K woprosu o towarnosti po-mieszcziczego chozjajstwa w jużnoj czasti Polszy w 70—90ch, gg. XVIII w.. „Ucze-nyje Zapiski Instituta Sławionowiedienija", t. XX, Moskwa 1960, s. 112—159. Opierając się o archiwalia lwowskie doliczył się we wsiach klucza 270/o luźnych (wśród mężczyzn nawet 52%). Sądzę jednak, że autor do luźnych wlicza komorników i czeladź. Materiały do słownika historyczno-geograficznego woj. krakowskiego w dobie Sejmu Czteroletniego, Kraków 1939, s. 20, 59, 184, 219, 328 i 356, na taką strukturę ludności nie wskazują. 29 „Mnóstwo próżniaków, bez wszelkiego zostających stanu, do miast kupami ciągnie i po większej części w nieprzystojnym ginie życiu", pisał Wybicki. Cyt. za Assorodobraj. op. cit., s. 37. 15 pracę dorywczą, a służbę roczną, flis itp.; wędrówki przerywały okres pracy w mieście lub na wsi. Nie można więc było każdemu luźnemu przyporządkować jednego tylko miejsca pracy 30. Ponieważ jednak w zeznaniach uporczywie powracały pewne informacje, można było na ich podstawie zrekonstruować przynajmniej w przybliżeniu, w jakich dziedzinach występowało największe zapotrzebowanie na pracę najemną. Należało w odpowiedniej rubryce zaszeregować każdą informację o zatrudnieniu, jaką podawał zeznający. Tutaj piętrzyły się trudności: dokładność zeznań była niejednakowa. Spotykamy dokładne dane, na których podstawie można odtworzyć miejsce pracy, nazwisko zatrudniającego, miejscowość i okres trwania zatrudnienia. Obok jednak występują dane niedokładne i niepełne, np. stwierdzenie „w różnych dworach szlacheckich służyłem" lub „sługiwałem u chłopów". Ich forma częstotliwa wskazuje, że miejsc pracy było wiele, ale nie podaje ile. Bywają informacje niekonkretne, np. „u różnych rabiałem", które są trudne do jakiegokolwiek zaszeregowania (chyba że włączone byłyby do osobnej rubryki). Takie informacje dekomponujące tabelę statystyczną przeplatają się w ramach jednego zeznania z danymi dokładnymi. Dlatego jednak, że dane niedokładne sąsiadowały w jednym wierszu z dokładnymi, nie można było eliminować wszystkiego jako podstawy do ewentualnego szeregowania statystycznego. Po prostu wiadomości dokładne zebrano w osobnych rubrykach (była ich zresztą większość), a inne — właśnie typu „u różnych rabiałem" — w odrębnych. Pamiętając o trudnościach czyhających przy wszelkich próbach szeregowania informacji o zatrudnieniu zastosowano następujący tok postępowania. Wszyscy zeznający podzieleni zostali według pochodzenia na grupę chłopów, mieszczan krakowskich i pozakrakowskich 31 (nadto sumaryczna rubryka: mieszczanie razem), szlachtę i ludzi bez oznaczonego pochodzenia społecznego. Każda z tych grup podzielona została na dwie podgrupy według płci. Taki podział umożliwiał prześledzenie, o ile czynnik pochodzenia społecznego i odmiennego startu określał dalsze koleje pracy. Następnie informacje o miejscach pracy zawarte w poszczególnych zeznaniach zostały zarejestrowane w odrębnych rubrykach; było to konieczne, skoro każdy luźny zeznawał, że pracował w kilku lub kilkunastu 30 W taki sposób postąpiła Z. T u r s k a, Z rontem marszałkowskim, s. 34 i n. W podanym tam zestawieniu wskazano jedynie ostatnie miejsce ich pracy rezygnując z rejestracji poprzednich. Dlatego obraz wyszedł bardzo uproszczony. 31 Określenie „pochodzenie mieszczańskie" należy rozumieć jako pochodzenie z rodziców mieszkających w miastach; czy posiadali oni prawo miejskie, nie zawsze dało się stwierdzić. „Pochodzenie krakowskie" oznacza tu jedynie ludzi wywodzących się z trzech miast i jurydyk (również bez możliwości określenia, czy mieli prawo miejskie), ale już nie z podkrakowskich wsi. 16 miejscach. Uzyskano w ten sposób informacje o nazwanych umownie „stanowiskach pracy" 32. Ponieważ zebrany w ten sposób materiał mówił wiele nie tylko o pracy ludzi luźnych w samym Krakowie, gdzie ich chwytano i spisywano zeznania, ale także o kolejach życia poza miastem, powstała konieczność podziału informacji na te, które zawierały dane o pracy poza Krakowem i w samym mieście. Informacje ,,pozakrakowskie" rozbito według kategorii zatrudniających. Osobno notowano prace u chłopów (z rozbiciem, jeżeli zeznający podawał „expressis verbis", czy pracował u kmiecia, zagrodnika czy młynarza), wyszczególniając w odrębnych rubrykach ogólnie „służbę u chłopów" i prace sezonowe na wsi. Osobno potraktowano pracę u szlachty i księży, u pierwszych wprowadzając rozróżnienie w zależności od jej rodzaju (czeladź folwarczna, służba domowa, zatrudnienie w zakładach przemysłowych: cegielniach, wapiennikach, flis szlachecki). Zatrudnienia u księży zróżnicowano w zależności od ich świeckiego czy zakonnego charakteru. W grupie rubryk, gdy zatrudniającym był mieszczanin, objęto pracę zarówno u mieszczan miast i miasteczek małopolskich, jak i w stolicy. I tu także dokonano zróżnicowania charakteru zatrudnienia (służba domowa, rzemiosło, flis i in.). Osobno zaznaczono służbę wojskową w armiach obcych (najczęściej pruskiej i austriackiej), osobno w polskiej oraz zajęcia w manufakturach i kopalniach. W tym ostatnim wypadku szło niemal wyłącznie o żupy podkrakowskie i kopalnie olkuskie. Odrębnie wyszczególniono zajęcia transportowe, uprawianie pozacecho-wego rzemiosła (typu wiejskiego oraz wędrownego, jak zajęcia kotlarskie i ciesielskie), handel i kramarzenie. Rejestracja wypadków żebrania pozwoliła stwierdzić, jak często w zeznaniach ten typ „zarobkowania" występuje, zwłaszcza że historiografia powodowana sugestiami współczesnej publicystyki przypisywała żebractwu znaczną rolę w kolejach życia luźnych. Rejestrowano prace na samodzielnym gospodarstwie rolnym. Uwzględniono wypadki poszukiwania pracy, jeśli trwało ono dłużej. Zestawienie informacji o zajęciach w Krakowie przeprowadzono na podobnych zasadach, z tym że rubryk było tu mniej. Zróżnicowano zajęcia według zatrudniającego, u mieszczan różnorodność była największa (służba domowa, pomoc w rzemiośle i w zakładach przemysłowych, flis). Odrębnie spisywano zajęcia na przedmieściach, odmienne od pracy w mieście, zajęcia przy transporcie (lądowym i rzecznym), kramarzenie i handel w mieście oraz samodzielne prace rzemieślnicze wykonywane poza cechem. W przeciwieństwie do tego obliczano również wypadki „po-mocnikowania", czyli prac dorywczych, najczęściej u murarzy i cieśli. Z uwagi na możliwości zatrudnienia przez samo municipium (najczęściej w charakterze milicjanta miejskiego) prace te rejestrowano osobno. „Że- 32 „Stanowisko pracy" to wzmianka o jakiejkolwiek pracy luźnego poza ramami gospodarstwa rodzinnego. 17 branina" i poszukiwania pracy to były ostatnie sposoby spędzania czasu przez ludzi luźnych w mieście, które zostały uwzględnione. W obydwu rodzajach zestawień obliczano zarówno liczby bezwzględne, jak i odsetek owych wzmianek odnośnie do danej kategorii społecznej, a w ich ramach płci zeznającego. Była to praca wstępna niezbędna do wyciągania dalszych wniosków. Powyżej przedstawiona warsztatowa strona zagadnienia nie została w całej rozciągłości zaprezentowana w pracy: autor uznał, że zamiast przedstawienia tablic zbiorczych będzie lepiej wskazać jedynie przeanalizowane wyniki (w tym również w ujęciu statystycznym), a nie dostarczać materiału „in er udo". Uzyskano w ten sposób informacje o co najmniej 4040 stanowiskach pracy z lat 1740—1794. Może się to wydać niewiele zważywszy, że dotyczy 1270 ludzi, którzy często zmieniali zajęcia; na jednego zeznającego wypada bowiem tylko 3,18 zmian pracy. Jeżeli się jednak uwzględni, że 808 wzmianek, t j. równo 20°/o ich sumy, odnosi się do zajęć figurujących w zeznaniach w formie częstotliwej („rabiałem", „sługiwałem u różnych" itd.) lub prac ciągłych, a dających utrzymanie („przekupieństwo" itp.)> czyli że za każdą informacją kryło się kilka stanowisk pracy i kilka jej zmian, wówczas wątpliwości okażą się nieistotne. Ponieważ jednak szeregowanie wszystkich danych zawartych w zeznaniach z lat 1700 (względnie 1740)—1794 na jednym zestawieniu zamazy-. wałoby dynamikę procesów, zastosowano podział na okresy dziesięcioletnie: 1740—1749, 1750—1759, 1760—1769, 1770—1779, 1780—1789 oraz pięciolecie 1790—1794. Pozwalało to uniknąć alternatywy skrajnej, tj. bądź zestawienia wszystkich informacji na jednej tabeli, bądź na 55 tabelach rocznych. Podział na dziesięciolecia, choć bardzo formalny, umożliwiał porównania między nimi. Podział taki jest jednak umowny. Rozbija okresy nie mieszczące się w jednym dziesięcioleciu. Przykładem choćby konfederacja barska i Sejm Czteroletni. Istnieje jeszcze inna komplikacja: oto fakty podane w zeznaniu jednego osobnika mogły przypadać na różne dziesięciolecia. Na przykład zeznający na początku okresu mówił niekiedy o wydarzeniach z okresu poprzedniego itd. Wszystko to powoduje, że uzyskany obraz jest jedynie przybliżony. To dłuższe wyjaśnienie zasad szeregowania narzucał cel pracy. Idzie w niej o przedstawienie danych możliwie porównywalnych zarówno co do pochodzenia luźnych zeznających na ratuszu jak i co do różnorakich zajęć, w które byli oni wciągani w trakcie swej „drogi do Krakowa" oraz pracy w mieście. Konfrontacje danych osiągniętych tą drogą, zwłaszcza o liczebności luźnych i ich pochodzeniu, z informacjami płynącymi z innych źródeł są 2 — Ludzie luźni w osiemnastowiecznym Krakowie 18 ograniczone. Chociaż materiały krakowskie przekonywająco mówią 0 wzroście liczby ludzi luźnych w drugiej połowie wieku, nie znajduje to oddźwięku w laudach sejmikowych 33. Wydaje się — choć może to dziwić — że szlachta województwa krakowskiego i sandomierskiego nie dostrzegała, iż synowie i córki ich poddanych odchodzą ze wsi. Taki przynajmniej wniosek można wyciągnąć z milczenia laudów sejmikowych w tym przedmiocie. Zastanawia to, tym bardziej że na innych terenach polskich, np. na Mazowszu, zjawisko to było dostrzegane i zwalczane 34. Istnieje natomiast możliwość konfrontacji ze spisami ludności miasta 1 województwa dokonanymi w czasie Sejmu Czteroletniego. Niemniej przyjmowanie określenia statystycznego „luźny" bez zastrzeżeń jako odpowiednika rzeczywistego człowieka luźnego wydaje mi się nieuzasadnione, zwłaszcza w zestawieniu z rejestrami spisowymi z lat 1790—1792 35. Wspomniano poprzednio o niedokładności ówczesnej definicji statystycznej. I istotnie, w kwestii interesującej nas kategorii społecznej sama terminologia była mało precyzyjna. Np. na Kleparzu za „luźnych" uważano tych, którzy nie posiadali prawa miejskiego. W Krakowie w spisach z rozmaitych lat używa się określeń „luźny", „komornik" i „najemnik", z których każde ma nieco inne znaczenie i zakres 36. Nieporadność statystyki uwidoczniła się w lutym 1792 r. w czasie „rewizji" ludności męskiej. Figurują w niej rubryki: „przychodnie z zagranicy z warsztatami" (rozbita na rubryki: szlachta, mieszczanie i luźni), „przychodnie z zagranicy z kapitałami" (tu jeden luźny). Znajdujemy ich także wśród „nieposesjonatów mających sposób do życia". Ta grupa licząca 2348 osób dzieli się na 33 Zebrane w komplecie przez Pawińskiego lauda krakowskie i sandomierskie (Zakład Dokumentacji IH PAN —• Kraków nr 34 i 36) zawierają przepisy o łapaniu zbiegów, ale milczą o luźnych. Kontrastuje to z dużą ilością postanowień o luźnych w w. XVII. Por. Lauda sejmikowe województwa krakowskiego XVII w., wyd. A. Przy bo ś, Kraków 1956—1962, według indeksu. 34 J. G i e r o w s k i, Ludzie luźni na Mazowszu w świetle uchwal sejmikowych, PH, 40: 1949, s. 165 i n. 35 Pierwszy podał zestawienie ludności J. Kleczyński, Spis ludności diecezji krakowskiej z r. 1787, „Archiwum Komisji Historycznej AU", t. VII, Kraków 1894, s. 285 i n.; tegoż, Spisy ludności Rzeczypospolitej Polskiej, „Rozprawy AU Hist.-fil.", seria II, t. V, Kraków 1894. Za nim idzie Assorodobraj, op. cit., s. 44 i n. uznając płynność granicy między luźnymi a służbą i wprowadzając pojęcie „półluź-nego". Także S. Grodziski, Ludzie luźni. Studium z historii państwa i prawa polskiego, „Zeszyty Naukowe UJ Rozprawy i Studia", t. XXX, Kraków 1961, s. 41 i n. Optymizm w zakresie liczbowego ujęcia luźnych na podstawie protokołów spisowych reprezentuje W. Rusiński, Uwagi o rozwarstwieniu wsi w Polsce w XVIII w., KH, 60: 1953, s. 167. 36 W spisie mieszkańców jurydyki Groble luźnych utożsamiano z komornikami (AP-IT 154), w Krakowie przynależność do „komorników" określał brak posesji i wynajmowanie mieszkania od posesora (BJ 87, vol. 6, też AP-IT 155) niezależnie od wykonywanego zajęcia. 19 szlachtę, duchownych, mieszczan i luźnych (ci ostatni liczą 1247 osób, t j. 53,1% ogółu tej grupy). Są oni również wśród „nieposesjonatów nie mających sposobu do życia", gdzie przy analogicznym podziale wśród 322 osób mamy 264 luźnych, tj. 82,0% 37. Przykłady niekonsekwentnego szeregowania statystycznego można mnożyć rozpatrując już nie rubryki, ale poszczególne pozycje spisowe. Okazuje się więc, że w r. 1779 w czasie spisu do rubryki tej wpisywano jednostki znajdujące się w różnych sytuacjach społecznych i zawodowych. Mamy tu strzelców i „lokajów od dworu", hajduków i flisaków, karczmarzy i kapelaków kościelnych 38. Kiedy indziej szeregowano tu ludzi kondycji szlacheckiej: sekretarza starostwa zatorskiego, zamieszkałego w Krakowie, i „kasjera JKrMości" 3Ll. Brnąc dalej w niekonsekwencjach musiano np. w spisie kleparskim wyodrębniać kategorię „służących u luźnych" 40. Okazuje się, że w spisach ludności do kategorii statystycznej „ludzi luźnych" zaliczano takich, którzy spełniali dwa warunki: nie byli posesjo-natami i nie posiadali pewnego źródła utrzymania. To ostatnie najczęściej rozumiano albo jako przynależność do cechu, albo jako pracę na rocznym kontrakcie. Ale nawet w ramach tak szeroko rozumianej definicji mieściła się istna mozaika zajęć, którą komplikowało istnienie kryterium kondycji społecznej, tzn. przynależności do stanu szlacheckiego czy duchownego. Rodziły się dylematy, gdzie zaszeregować mieszczanina, który co prawda nie ma posesji, ale należy do cechu, albo szlachcica również nieposesjo-nata, nie posiadającego „sposobu do życia" (według kryteriów miejskich), ale dziedzica wsi. Dlatego w rubrykach tych mieszały się jednostki o statusie wyznaczanym przez urodzenie (szlachta), jak i osobnicy, których można było jedynie określić na podstawie wykonywanego zawodu. Podobne niekonsekwencje obserwuje się w spisach ludności rolniczych terenów podmiejskich. W r. 1791 magistrat krakowski zażądał od wójta krowoderskiego zatrzymania wszystkich luźnych znajdujących się we wsi, na co wójt odpowiedział, że „poszukiwali pilnie po chałupach ... ale nikogo nie znaleźli" 41. Tymczasem robiony w następnym roku spis ludności zawiera obok większości nazwisk określenie „luźny" 42. W pełnym brzmieniu wyjaśnienia wyglądają np. tak: arendator domku-ogrodnik-luźny, ogrod-nik-dziedzic domku-luźny, czy ogrodniczy przekupień-luźny-w drugiej połowie gruntu dziedziczny. W r. 1791 żądanie zatrzymania ludzi luźnych 37 AP-IT 210. 38 BJ 87, vol. 6. 39 Tamże; podobnie w 1790 r., gdy do „luźnych" zaliczono lokaja zatrudniającego trzech służących. AP-IT 155, nr kamienicy 255. 40 PAN 39, s. 141 i n. 41 AP-IT 154, b. s. 42 PAN 39: ,.Protokół rewizji cyrkułu'kleparskiego", do którego należała Krowodrza. 20 odnosiło się do tych, którzy od kwartału nie mieli stałego miejsca pracy; natomiast w r. 1792 przy określaniu sytuacji ludności jako „luźnej" stosowano inne kryteria. Przy czym mieszało się tu położenie zawodowe („ogrodnik", „ogrodniczy przekupień"), stosunek do użytkowanej ziemi czy domu („dziedzic domu") oraz chyba fakt, że dany osobnik był we wsi przybyszem, a nie poddanym. To miało chyba oznaczać określenie „luźny" tak często występujące wśród mieszkańców wsi województwa poznańskiego (jak można by sądzić z inwentarzy szlacheckich). Powyższe uwagi odnoszące się zarówno do spisów ludności miejskiej, jak i podmiejskiej czy wiejskiej nie zmierzają do całkowitego odrzucenia ich jako niedokładnego i niejasnego źródła historycznego. Idzie jedynie o stwierdzenie kilku faktów. Otóż pomijając wypadki szeregowania skrajnego (np. zakwalifikowanie szlachcica-urzędnika jako „luźnego"), których zresztą nie jest zbyt wiele, można skonstatować: a) Istnienie w mieście i jego okolicach dużej ilości elementu płynnego, z pewnością napływowego, znajdującego się poza korporacyjną organizacją produkcji rzemieślniczej, oraz w specyficznej sytuacji jako chłopi; element ten usiłował utrwalić swą pozycje społeczna i stabilizację gospodarczą. b) Jakkolwiek osiągnięta w momencie spisu stabilizacja była niepewna i chwiejna, ludzi tych nie można w całej rozciągłości uznać za ludzi luźnych. Stanowili oni dla nich swoistą bazę społeczną, a więc taką zbiorowość jednostek, która szczególnie była narażona na to, że z lada przyczyny jej przedstawiciele staną się typowymi luźnymi. W stosunku do nich, jak też wobec służby domowej można stosować określenie ludzi „półluźnych". c) Szansę bardziej trwałej stabilizacji tego elementu płynnego były rozmaite: częstsza była „droga w dół". Wydaje się jednak, że zwłaszcza dla ludzi związanych z użytkowaniem ziemi (jakkolwiek się oni w statystyce nazywali) szansę utrzymania zdobytego statusu, a nawet kierunek „w górę", były dość prawdopodobne. 5. Poruszony w pracy temat nie jest nowy; nie negując stwierdzeń historiografii dawniejszej 43 należy podkreślić, że problem luźnych dopiero w ostatnim dwudziestoleciu rozbudził szersze zainteresowanie badaczy. Punktem wyjścia była praca N. Assorodobraj z r. 1946. Jej nie przedawnione do dziś stwierdzenia zostały uzupełnione przez J. Gierowskiego, który zwrócił uwagę na środowisko wiejskie, skąd wywodziła się przeważająca liczba ludzi luźnych, i który określał mechanizmy kształtowania się tej kategorii społecznej w konkretnej społeczności. W końcu S. Grodziski opracował kwestię tę z punktu widzenia przepisów prawa nie rezygnując Podaje ją Grodziski, op. cit., s. 5 i n. 21 z szerokiego tła społecznego. Wcześniejszą od ostatnio wymienionej pracy była rozprawa B. Baranowskiego. Autor próbował oświetlić zagadnienie już nie na szerszym terenie geograficznym, lecz zbliżyć się do problemu przez konkretne stwierdzenia odnośnie do ziem południowo-wschodniej Wielkopolski4*. "Assorodobraj, op. cit.; J. Gierowski, Ludzie luźni na Mazowszu... oraz tegoż, Kartki z rodowodu biedoty wiejskiej, Warszawa 1951; Grodziski, op. cit., oraz Baranowski, Ludzie luźni... Rozdział I ZBIOROWOŚĆ LUDZI LUŹNYCH: JEJ LICZEBNOŚĆ I STRUKTURA WEWNĘTRZNA 1. Liczba ludzi luźnych na krakowskim ratuszu. — 2. Nasilenie liczebności w poszczególnych dziesięcioleciach. — 3. Struktura demograficzna: mężczyźni i kobiety. — 4. Pochodzenie społeczne. 1. Przez całe bez mała stulecie XVIII przewinęło się ich przez krakowski ratusz wielu. Wyodrębnieni spośród innych zeznających stanowią zbiorowość ludzi luźnych J. Osobliwe było oblicze tych prawie 1400 wynotowanych luźnych i osobliwe koleje ich życia. Oto przed pisarzami kolejnych hutmanów ratusznych, rejestrującymi lapidarnie i coraz bardziej treściwie ich wypowiedzi, przesuwali się ludzie społecznego marginesu: pracownicy dniówkowi i byli majstrowie cechowi, co utracili swe warsztaty, chłopscy synowie wyczekujący na pracę pod mostem wielickim na Kazimierzu i notoryczni złodzieje lub tylko złodzie-jaszkowie, skrzywdzone przez ludzi dziewczęta wiejskie i dezerterzy rozmaitych armii europejskich, zastrachani chłopi uciekający przed groźbą sześcioletniej niewoli w wojsku cesarskim i miejscowe prostytutki, przesuwali się synowie szlacheccy i potomkowie zubożałych rodzin mieszczańskich znajdujących się w ruinie małopolskich miast i miasteczek, ludzie skłóceni z rodziną, z prawem, z dawnym „pracodawcą". Przede wszystkim jednak ludzie istniejący jakby na przekór owoczesnemu społeczeństwu feudalnemu, zamkniętemu jeszcze w ramach stanów, bronionemu barierami prawnymi i zwyczajowymi. W przeciwieństwie do wszelkich innych warstw, klas czy stanów, których przedstawiciele mieli stałe miejsce zamieszkania, posiadali jakieś stałe zajęcie, ludzie luźni ani nie mieli stałego miejsca zamieszkania, ani też nie posiadali stałego zajęcia. 1 Użyte określenie „zbiorowość" ma sens nie statystyczny (tj. agregat jednostek •wyróżnionych ze względu na cechy wymienione we Wstępie), lecz kategorii społecznej, tj. agregatu jednostek w określonej sytuacji. 23 To, co rozgrywało się na tle scenerii krakowskiego ratusza 2, nie było epilogiem ich życiowych tarapatów: niektórzy będą tutaj wracali, rzec by się chciało: uporczywie — i wtedy możemy obserwować koleje ich życia niejako w kilku wycinkach, możemy zlepiać poszczególne zeznania w jedno pasmo relacji o ich niewesołych losach. Inni zeznają i znikają, by nie pojawić się więcej na kartach ksiąg inkwizycji ratusznego hutmana. Ratusz krakowski, niegdyś dumny symbol wielkiego municipium, w XVIII wieku mocno nadszarpnięty zębem czasu, a niebawem prawie całkiem wyburzony 3, był jedynie punktem rejestrującym losy ludzi luźnych. To wszystko, co zeznawali — zapewne w jednej z parterowych izdebek nie istniejącego już dziś gmachu -- malując sytuację grupy ludzkiej odzwierciedlało skutki procesów gospodarczych i społecznych schyłku feu-dalizmu w Polsce. Typ ludzi społecznego marginesu znała każda formacja społeczeństwa klasowego. Nie sięgając do starożytności można ich dostrzec w „clericos vagantes" szczytowego średniowiecza 4 czy w „fahrenden Leute" Niemiec XV, XVI i XVII w.5 Losy włóczęgów angielskich w początkach czasów nowożytnych z pasją opisywał Karol Marks6. Część z nich stanowiła „opozycję plebejską" niemieckiej Reformacji7. Było ich wielu we Francji ancien regime'u i czasów rewolucji8. W Rosji „gulaszczije ludi" odczuwali surowa dłoń rządów Piotra 19. Nawet do naszego stulecia możemy obserwować różnych „clochardów", „hobo", „bum" czy „trampów" 10 stanowiących aktualny odpowiednik ludzi społecznego marginesu. 2 Choć stosowana jest liczba pojedyncza, idzie tu również o ratusz kazimierski i kleparski. 3 O ratuszu krakowskim por. J. Muczkowski, Dawny ratusz krakowski, „Rocznik Krakowski", VII, 1907, s. l—50. Mimo posiadania dokładnego planu nie można podać, gdzie luźni zeznawali. 4 H. Wadell, Średniowiecze wagantów, Warszawa 1960. 5 T. H a m p e, Die iahrenden Leute in der deutschen Yergangenheit. Die deu-tschen Stande in Einzeldarstellungen, Jena 1924. 6 K. Marks, Kapitał, t. I, Warszawa 1949, s. 548. 7 F. Engels, Wojna chłopska w Niemczech [w:] Marks, Engels, Dzieła, t. VII, Warszawa 1963, s. 396. 8 N. Kariejew, Kriestianie i kriestianskij wopros wo Francji w posłedniej cze-twierti XVIII wieka, Moskwa 1879, s. 211; A. H. T a i n e, Les origines de la France contemporaine. La Revolution, t. I, Paris 1376, s. 18, 53, 130, 273 i n. Tamże wiązanka określeń: la canaille, la derniere plebe, bandits, brigants. Z prac najnowszych por. G. Rude, The Crowd in the French Revolution, Oxford 1959. 9 Por. doskonałe hasło „krestianie" w encyklopedii Brokhauz-Efron, t. XVI, 1895, s. 659—725. Także Historia ZSRR, t. I, Warszawa 1949, s. 455. 10 N. A n d e r s o n, The Hobo, Chicago 1960; A. V e x l i a r d, Le Clochard. Etude de psychologie sociale, Paris 1957; E. Patridge, A Dictionary of the Underworld, London 1961, s. 739, podaje lapidarną definicję amerykańskich „rycerzy drogi": „Hobo 24 Istnieli oni w Polsce w okresie folwarku pańszczyźnianego, a liczebność ich w czasach Oświecenia wyraźnie wzrastała. Jeśli jednak zjawisko to występowało we wszystkich formacjach n, to każda inaczej ich modelowała, inne kształtowała przyczyny ich społecznej marginesowości, inne określała ramy ich życia. 2. Materiały krakowskie raz jeszcze potwierdzają notoryczny fakt, że trudno objąć w granicach lapidarnej definicji kategorię ludzi zwanych ogólnie „ludźmi luźnymi". Stosując wszakże wspomniane we Wstępie dyrektywy można określić ich liczebność w poszczególnych dziesięcioleciach. I to będzie początkiem rozważań niniejszego rozdziału. Dla poszczególnych okresów dziesięcioletnich wyglądało to w sposób następujący: Tab. 1. Liczebność ludzi luźnych w latach 1740—1794 % w stosunku' do ilości Lata Ilość zanotowanych ludzi luźnych ludzi luźnych notowanych w latach 1740—1794 1740—1749 126 9,9 1750 — 1759 197 15,1 1760 — 1769 212 16,9 1770 — 1779 232 18,3 1780—1789 326 25,8 1790—1794 177 14,0 1740—1794 1270 100,0 Bardziej ewidentnie można ten wzrost zaobserwować na zestawieniu wskaźników dla poszczególnych dziesięcioleci. Wskaźniki te są podwójne: w pierwszym wypadku za 100 przyjęto ilość zanotowanych luźnych w pierwszym dziesięcioleciu (1740—1749), w drugim za 100 przyjęto ilość luźnych ostatniego pełnego dziesięciolecia (1780—1789). Dla ostatniego okresu pięcioletniego za 100 przyjęto połowę ilości luźnych określonego dziesięciolecia, tj. w pierwszym wypadku połowę z lat 1740—1749, czyli 63, w drugim połowę z lat 1780—89, czyli 163. works and wanders, the tramp dreams and wanders and the bum drinks and wan-ders". Podobne grupy, mutatis mutandis, można by znaleźć wśród luźnych w Polsce XVIII w. 11 Engels, Wojna chłopska w Niemczech..., s. 39, pisze o „lumpenproletariacie": „Rzesza ludzi bez określonego zawodu i bez stałego miejsca zamieszkania wzrosła właśnie wówczas [w XVI w. w Niemczech — M. F.] bardzo silnie wskutek rozpadania się feudalizmu w społeczeństwie, w którym jeszcze każda gałąź zarobkowa, każde pole życiowe obwarowane było niezliczoną ilością przywilejów". 25 Tab. 2. Wskaźnik wzrostu liczby ludzi luźnych Lata 100 = ilość z lat 1740—1749 100 = ilość z lat 1780—1789 1740—1749 100 38,8 1750—1759 156 60,3 1760—1769 167 65,0 1770—1779 184 71,1 1780—1789 259 100,0 1790—1794 280 108,5 Jak szybko wzrastała względna liczebność w poszczególnych dziesięcioleciach, obrazuje tabela nr 3. Tab. 3. Dynamika wzrostu ludzi luźnych w porównaniu z dziesięcioleciem poprzednim Lata Wzrost liczebności w liczbach w % 1750—1759 71 56,3 1760—1769 15 7,6 1770—1779 20 9,4 1780—1789 94 40,5 1790—1794 14 8,6* W porównaniu z połową ludzi luźnych notowanych w 1780—1789 Nie kusząc się w tej chwili o wyciąganie wniosków z tych tabel warto przedstawić jeszcze jedno ujęcie poprzez określenie odchylenia od średniej. Pamiętając o pełnej liczbie 1270 ludzi luźnych, zarejestrowanych na przestrzeni 55 lat, obliczono, że przy równomiernym ich napływie do Kra- Tab. 4. Średnia oczekiwana i faktyczna w poszczególnych dziesięcioleciach Lata Średnia oczekiwana Średnia taktyczna Odchylenie średniej faktycznej od średniej oczekiwanej 1740—1749 231 126 —105 1750—1759 231 197 - 33 1760—1769 231 212 — 19 1770—1779 231 232 + 1 1780—1789 231 326 + 95 1790—1794 115 177 + 62 26 kowa w poszczególnych dziesięcioleciach średnia dziesięciolecia wyniosłaby po zaokręgleniu 231 osób, a dla ostatniego pięciolecia 115 1Z. Jest to „średnia oczekiwana". Różnica pomiędzy nią a faktycznym zapisem ludzi luźnych w danym dziesięcioleciu („średnią faktyczną") stanowi odchylenie od średniej. Zestawienie to ujmuje tab. 4. Najogólniejszy wniosek, jaki można wyciągnąć z powyższych czterech tabel, to stały wzrost notowanych na ratuszu ludzi luźnych w okresie lat 1740—1794. Uzasadniono już poprzednio, że wynikało to ze wzrostu liczby luźnych w mieście. Intuicyjne przypuszczenia historyków, którzy twierdzili, że u schyłku Rzeczypospolitej szlacheckiej, w okresie potęgującego się kryzysu ekonomiki feudalnej, ilość ludzi luźnych zwiększyła się, okazały się w konfrontacji z liczbami krakowskimi słuszne 13. Z tym przypuszczeniem N. Assorodobraj, nie popartym co prawda materiałem liczbowym ani przykładowym, polemizował B. Baranowski, który najwyższą ilość ludzi luźnych dostrzegał w latach 1660—1730, a zasadniczego powodu tego zjawiska dopatrywał się w skutkach zniszczeń wojennych 14. I stanowisko to, w nieco zmodyfikowanej formie, podtrzymuje obecnie 15. Materiały krakowskie wskazują raczej na słuszność przypuszczeń pierwszej autorki. A nawet więcej. Zniszczenia wojenne jako przyczyna wyrzucania ludzi na szlak luźności w minimalnym stopniu występują w kolejach życia ludzi luźnych w Krakowie. A przecież Małopolska Zachodnia przeżyła spustoszenia wojen pierwszych lat XVIII w., trwającą co najmniej jedno pokolenie regenerację zniszczeń na wsi i upadek gospodarczy Krakowa w pierwszej połowie wieku, spotęgowany szerzącą się zarazą, a następnie rujnujący okres konfederacji barskiej. Jest zastanawiające, że zniszczenia wojenne pierwszych lat XVIII w., tak dotkliwe dla terenów Polski południowej 16, nie odbiły się widocznie w postaci zwiększonego napływu luźnych do Krakowa. Widziałbym w tym dwie przyczyny: stosunkowo małą atrakcyjność zniszczonego, spustoszo- 12 Dokładna średnia dziesięciolecia wynosiła 230,9, a pięciolecia 115,4. ra Assorodobraj, op. cit., s. 37 oraz 284 i n. 14 Baranowski, Ludzie luźni..., s. 257 i n. Na poparcie swej tezy autor nie przytoczył żadnej liczby orientującej w ilości wypadków spotykanych na tym terenie. Z rozprawy nie wynika, czy autor porównywał dane z lat 1660—1730 z danymi z drugiej połowy XVIII w. O zniszczeniach wojennych jako przyczynie luźności por. następny rozdział. Z tymi poglądami B. Baranowskiego polemizował S. Grodziski, op. cit., s. 45. 15 B. Baranowski, O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach, „Szkice obyczajowe z XVII i XVIII w.", Łódź 1963, s. 31 i n. W tej pracy popularnonaukowej autor próbuje pogodzić swe dawne twierdzenia z przypuszczeniami N. Assorodobraj. 16 J. G i e r o w s k i, Między saskim absolutyzmem a złoto wolnością, Wrocław 1953, rozdział I. 27 nego przez pomór i okupacje Krakowa 17, pozbawionego przez całe pierwsze półwiecze takiej dynamiki ludnościowej, jaka istniała w drugim, oraz większe możliwości zdobycia gospodarstwa rolnego na pustkach. Zniszczenia wojenne spowodowały oderwanie ludzi od ich spustoszonych gospodarstw. Ale w masie ludzie ci — nie znajdując szans zatrudnienia w mieście — mogli być wchłonięci przez wieś. To samo odnosi się do lat 1790—1794. Pobór do wojska wywołał wśród płynnych elementów w mieście uzasadnione obawy przed wciągnięciem do szeregów. Spowodowało to ucieczki z miast, kluczenie w jego okolicach lub przekraczanie granicy polsko-cesarskiej w chwili niebezpieczeństwa. Dalej schyłek r. 1792 oraz lata 1793 i 1794 stanowiły dla Krakowa ponowny okres biedowania połączonego z okupacją rosyjską. Z czasów insu-.rekcji dochowało się bardzo niewiele danych. I mimo to owych 177 ludzi luźnych wynotowanych w tym pięcioleciu znacznie przekracza ilość luźnych dla lepiej znanego całego pierwszego dziesięciolecia 1740—1749 (126). Co prawda do powstania takiej ilości zapisek w ostatnim okresie przyczyniła się w poważnym stopniu sprężysta działalność Komisji Porządkowej i magistratu. Ale niezależnie od tego wzrost widoczny jest przez cały okres lat 1780—1789. Szczególnie charakterystyczny „skok" w liczbach występuje pomiędzy czwartym a piątym dziesięcioleciem. Widoczny jest on na wszystkich czterech tablicach zarówno w liczbach bezwzględnych, jak w zestawieniu wskaźników: stosunkowo powolny wzrost w trzech pierwszych okresach ulega tu gwałtownemu przyspieszeniu, a liczba notowań w latach 1780— 1789 jest większa o 40,5Vo od notowań w dziesięcioleciu poprzednim. Minusowe odchylenie od średniej całego półwiecza przechodzi wtedy gwałtownie w odchylenie dodatnie, i to najwyższe ze wszystkich spotykanych: z —22 na +72 (zob. tab. 4). Ów „skok" powoduje, że badany okres dzieli się na dwie wyraźne epoki. Pierwsza obejmuje trzy dziesięciolecia, tj. 2/3 okresu; wówczas to zanotowano w Krakowie 42,1% ogółu luźnych. Druga natomiast, obejmująca tylko 25 lat, ściągnęła tu aż 57,9% ogółu luźnych. Tak więc ewidentny wzrost liczby luźnych napływających do miasta nie rozkładał się równomiernie na całe badane półwiecze: ilość ludzi luźnych w Krakowie zagęszcza się w ostatnich latach piętnastu, kiedy też wzrost liczbowy jest szczególnie szybki. 3. Było rzeczą oczywistą, że zbiorowość ludzi luźnych składała się zarówno z mężczyzn, jak i kobiet, jednakże proporcje ilościowe dwóch płci nie były dotąd podawane nawet w formie przypuszczeń. 17 A. Górny, K. P i w a r s k i, Kraków w czasie drugiego najazdu Szwedów na Polskę 1702—1709, BK, nr 77, Kraków 1935. 28 Tab. 5. Struktura demograficzna luźnych % mężczyzn % kobiet Lata Mężczyźni Kobiety w stosunku do sumy luźnych w latach 1740 — 1794 1740—1749 100 26 7,9 2,0 1750—1759 165 32 13,0 2,9 1760—1769 150 62 11,8 4,8 1770—1779 169 63 13,3 4,8 1780—1789 278 48 21,9 3,7 1790 — 1794 130 47 10,2 3,7 1740 — 1794 992 278 78,1 21,9 Poniższa tabela ukazuje, jak przedstawiały się proporcje ilościowe mężczyzn i kobiet w poszczególnych dziesięcioleciach. Tab. 6. Procent mężczyzn i kobiet \v zbiorowości luźnych w poszczególnych dziesięcioleciach Lata % mężczyzn % kobiet 1740 — 1749 79,3 21,7 1750—1759 83,8 16,2 1760—1769 70,8 29,2 1770—1779 72,4 27,6 1780—1789 85,3 14,7 1790—1794 73,4 26,6 Natomiast traktując osobno mężczyzn i osobno kobiety jako dwie odrębne grupy statystyczne otrzymujemy odsetki przypadające na poszczególne okresy obydwóch tych grup. Tab. 7* Procent mężczyzn i kobiet wśród luźnych w poszczególnych dziesięcioleciach przy traktowaniu odrębnie tych dwóch grup Lata % mężczyzn % kobiet 1740 — 1749 1750—1759 10,0 16,7 9,3 11,4 1760—1769 15,2 22,3 1770—1779 17,1 22,5 1780—1789 28,0 17,4 1790—1794 13,0 17,1 1750—1794 100,0 100,0 29 Wskaźnik dynamiki tych dwóch grup statystycznych traktowanych oddzielnie przy przyjęciu liczb w okresie 1740—1749 za 100 dla każdej grupy wyglądał w poszczególnych dziesięcioleciach następująco: Tab. 8. Dynamika wzrostu liczby ludzi luźnych w grupie mężczyzn i kobiet Lata Mężczyźni Kobiety 1740—1749 100 100 1750—1759 165 123 1760—1769 150 238 1770—1779 169 240 1780—1789 278 184 1790—1794 260 361 We wszystkich tych zestawieniach zastanawia mniejsza od spodziewanej liczba kobiet, jaką obserwuje się w zbiorowości ludzi luźnych. Pewną podstawę do oczekiwania innych proporcji dawało przeświadczenie, że z uwagi na ogólne proporcje płci w społeczeństwie należało się spodziewać podobnych ilości mężczyzn i kobiet w zbiorowości ludzi luźnych. Potwierdzały je spisy ludności Krakowa i województwa z końca XVIII i początków XIX w. Podawały one wśród ludności niekoniecznie luźnej, ale półluźnej służby domowej czy czeladzi gospodarskiej dla Krakowa w 1791 r. 1471 kobiet i 1747 mężczyzn18, a w r. 1810 dla województwa krakowskiego (tj. na północ od Wisły) około 12 000 dziewek i 14 000 parobków 19. Tymczasem zaś dane krakowskie wskazują całkiem inne proporcje. Zjawisko to przy bliższej analizie wykazuje dalsze rysy specyficzne. W trzech pierwszych okresach kobiety występują liczniej niż w latach 1780—1794. Natomiast mężczyźni przeważają właśnie w latach ostatnich. Jest to tym bardziej znamienne, że wówczas to do Krakowa napłynęło stosunkowo najwięcej ludzi luźnych. Jeżeli te dane zestawimy w ramach owych dwóch epok, to okazuje się, że w latach 1740—1769 napłynęło do Krakowa 41,9% ogółu, ale w tym tylko 41,9% ogółu mężczyzn i aż 43,0% ogółu kobiet. Tymczasem w latach 1770—1794 zarejestrowano w mieście 58,l°/o ogółu wszystkich luźnych, i tyleż procent ogółu mężczyzn i tylko 57,0% ogółu kobiet. W okresie mniejszego napływu luźnych do miasta (czyli w trzech pierwszych dziesięcioleciach) mężczyzn napływało 18 Materiały do słownika..., s. 119. 19 H. G r o s s m a n n, Struktura społeczna i gospodarcza Księstwa Warszawskiego na podstawie spisów ludności 1808—1810, „Kwartalnik Statystyczny r. 1925", t. II, z. 1. s. 60—62. Na folwarkach pracowało nadto 4500 służących obojga płci. 30 nieco mniej, a kobiet nieco więcej niż wskazywałyby proporcje dla całego półwiecza. W okresie większego napływu luźnych do miasta ów wzrost ilości przypada wyłącznie na mężczyzn, podczas gdy kobiet ubywa. Potwierdzenie tego znajdujemy w tabeli 5; w okresie piątym ilość mężczyzn wynosi 278 wobec 169 w dziesięcioleciu poprzednim, gdy kobiet jest 48 w porównaniu z 63 w latach 1770—1779. Wytłumaczenie zaobserwowanego zjawiska, czyli stosunkowo mniejszej liczby kobiet występujących w zbiorowości ludzi luźnych, nie jest w pełni możliwe. Większość zajęć, jakich imali się mężczyźni: flis czy handel, rzemiosło czy transport, służba wojskowa czy praca w kopalniach, dla kobiet była nieosiągalna. Pozostawała jedynie służba domowa i „przekupywanie". Tak więc możliwości znalezienia pracy były dla nich ograniczone. Niewykluczone, że dla niewiast istniały pewne hamulce, których mężczyźni nie odczuwali: dla tych pierwszych bowiem całkowite oderwanie się i opuszczenie swego dotychczasowego środowiska oznaczało początek drogi i wąskiej, i śliskiej. Koleje życia wielu z nich wskazują, że były to najczęściej półrobotnice czy służące i półprostytutki. Broniły się więc albo pozostając na wsi lub w miasteczkach, albo też — jeśli do Krakowa dotarły -- przekształcając się w „wierną służbę". Pracy swojej nie śmiały opuszczać, a te zarejestrowane w księgach stanowiły właśnie wyjątek. Dlatego też w masie swej w większym stopniu narażone były na beznadziejny wyzysk, i to w stopniu większym niż mężczyźni, którzy nie mieli tych hamulców i posiadali większą swobodę ruchów 20. 4. I w końcu ostatnia analiza tych wstępnych rozważań dotyczących liczb, analiza chyba najważniejsza, a ujmująca pochodzenie społeczne ludzi luźnych. Zasada szeregowania podana został we Wstępie. Tab. 9. Pochodzenie społeczne ludzi luźnych w liczbach Mieszczanie Pocho- Chłopi krakow- poza-krakow- razem Szlachta dzenie nieokreś- Razem scy scy lone 1740—1749 63 19 33 52 4 7 126 1750—1759 105 23 48 71 6 15 197 1760—1769 75 46 54 100 15 22 212 1770 — 1779 102 36 59 95 23 12 232 1780—1789 188 26 72 98 16 24 326 1790 — 1794 101 30 31 61 2 13 177 1740 — 1794 634 180 297 477 66 93 1270 20 Dla orientacji podaję, że w 1791 r. na 3218 „służących u posasjonatów w Krakowie było 1747 mężczyzn (54,2fl/o) i 1471 kobiet (45,8°/o). Były to proporcje różne od tych, jakie spotykamy wśród badanej zbiorowości. 31 Informacje podane w powyższej tabeli, a zawierające liczby absolutne, uzupełnione zostały stosunkami procentowymi na tabeli 10. Liczba ludzi luźnych w każdym okresie przyjęta została za 100%, a poszczególne dane określają procentowy udział ludzi luźnych wg grup pochodzenia. Tab. 10. Pochodzenie społeczne ludzi luźnych w procentach (I) Mieszczanie Chłopi krakow- poza-krakow- razem Szlachta Poch. nieokr. Razem scy scy 1740—1749 50,0 15,0 26,2 41,2 3,2 5,6 100,0 1750—1759 53,3 11,7 24,3 36,0 3,1 7,6 100,0 1760—1769 35,3 21,7 25,4 47,1 7,1 10,5 100,0 1770—1779 43,9 15,5 25,0 40,5 9,9 5,7 100 0 1780—1789 57,3 7,7 21,3 29,0 6,6 7,1 100,0 1790—1794 57,1 17,1 17,8 34,9 1,1 6,9 100,0 W tabeli 11 przyjęto inną zasadę grupowania, mianowicie za 100 przyjęto całą sumę ludzi luźnych danej grupy pochodzenia, i to w okresie całego badanego czasu, i do tej sumy odniesiono w postaci procentów, ile wypadało na poszczególne dziesięciolecie. Tab. 11. Pochodzenie społeczne ludzi luźnych w procentach (II) Mieszczanie Chłopi krakow- poza-krakow- razem Szlachta Pochodzenie nieokreślone scy scy 1740—1749 9,9 4,0 6,9 10,9 6,1 7,5 1750—1759 16,6 4,8 10,1 14,9 9,1 16,2 1760—1769 11,8 9,6 11,5 21,4 22,7 23,6 1770—1779 16,1 7,5 12,3 19,8 34,8 12,9 1780—1789 29,7 5,4 15,0 20,4 24,2 . 25,8 1790—1794 15,9 6,2 6,4 12,6 3,1 14,0 1740—1794 100,0 100,0 100,0 100,0 Dla całości badanego okresu odsetek ludzi luźnych według pochodzenia społecznego przedstawia tabela 12. W oparciu o wszystkie przytoczone tabele można przeprowadzić analizę znacznie szerszą niż cząstkowe wnioskowanie zastosowane poprzednio. Dopiero wtedy bardziej wyraźnie zarysują się procesy społeczne; których odpowiednikami, z pewnością nie w pełni adekwatnymi, są powyższe szeregi statystyczne. 32 Tab. 12. Pochodzenie społeczne ludzi luźnych w procentach (III) Pochodzenie w% chłopskie 50,0 mieszczańskie 37,5 w tym z Krakowa 14,2 spoza Krakowa 23,3 szlacheckie 5,2 nie oznaczone 7,3 Wśród ludzi luźnych liczą się jedynie dwie grupy pochodzenia: luźni ze wsi oraz z miast i miasteczek. Jest ich razem 1111 osób, czyli 87%. Ich wzrost liczebny lub przesunięcie proporcji w poszczególnych dziesięcioleciach wśród tych właśnie grup posiada znaczenie decydujące. W warunkach województwa krakowskiego i samego miasta ludzie luźni wywodzący się z innych środowisk stanowią grupę mało znaczącą. Są oni dodatkiem, uzupełnieniem podstawowej masy ludzi luźnych wędrujących po gościńcach i poszukujących pracy w Krakowie. Jak było do przewidzenia, na szlak luźności najwięcej jednostek wyrzucało środowisko wiejskie. Było ich 634 osoby, co stanowiło połowę uchwyconych w zestawieniach ludzi luźnych. Spośród nich 483 jednostki (tj. prawie 85% ogółu tej grupy) zidentyfikowano jedynie w zakresie ich chłopskiego pochodzenia. Nie można było natomiast wykazać, ze względu na milczenie źródeł, o jakie kategorie ludności wiejskiej tu szło. Z dalszych udokumentowanych wywodów można przyjąć, że były to jej grupy najuboższe. Odnośnie do pozostałych 88 wypadków źródła przekazały informacje dokładniejsze: 16 luźnych mówi o pochodzeniu z rodzin kmiecych, 24 z zagrodniczych i chałupniczych, tyleż samo z komorniczych. W końcu 24 wywodziło się spośród rzemieślników wiejskich, młynarzy, owczarzy, kucharzy dworskich czy służby folwarcznej. Ilość ludzi luźnych tej grupy pochodzenia (chłopskiego) decyduje o dynamice wzrostu liczebności ogółu luźnych całego półwiecza. Wystarczy porównać dwie poniższe tabele (13 i 14), ukazujące odchylenia faktycznego zapisu od „średniej oczekiwanej" osobno dla luźnych pochodzących ze wsi i dla luźnych z miast i miasteczek, z tabelą 4. Okazuje się mianowicie, że kolejne odchylenia od średniej na tabeli 13 odnoszącej się do ludzi luźnych pochodzenia chłopskiego są analogiczne do wartości odchylenia od średniej na tabeli 4. I tu, i tam pierwsze trzy okresy charakteryzuje wartość ujemna, natomiast okres czwarty w obydwóch wypadkach ma bardzo wysoką wartość dodatnią. Takiej zdecydowanej dynamiki i podobieństwa do wartości tabeli 4 nie dostrzega się na tabeli 14. Odchylenie od średniej u ludzi luźnych pochodzenia mieszczańskiego zarówno tych z Kra- 33 kowa, jak i z innych miast pozbawione jest tej jednokierunkowej tendencji wzrostu (od znacznych wartości ujemnych do wysokich wartości dodatnich) widocznej na tabeli 13 21. Tab. 13. Średnia oczekiwana i faktyczna w grupie luźnych pochodzenia chłopskiego Lata Średnia Zapis Odchylenie oczekiwana faktyczny od średniej 1740—1749 115 63 __ 52 1750—1759 . 115 105 —10 1760—1769 115 75 — 40 1770 — 1779 115 102 —13 1780—1789 115 188 + 73 1790—1794 59 101 + 42 Tab. 14. Średnia oczekiwana i faktyczna w grupie luźnych pochodzenia miejskiego Krakowscy Pozakrakowscy Lata średnia zapis odchylenie średnia zapis odchylenie 1740—1749 33 19 —14 54 33 —21 1750—1759 33 23 —10 54 48 - 6 1760—1769 33 46 + 13 54 54 0 1770—1779 33 36 + 3 54 59 + 5 1780—1789 33 26 - 7 54 72 + 18 1790—1794 15 30 + 15 27 31 + 4 W napływie do Krakowa ludzi luźnych pochodzenia chłopskiego można wyodrębnić - - podobnie jak to uczyniono już porzednio - - dwa okresy, z tym, że tutaj występuje on o wiele bardziej dobitnie. W przeciągu pierwszych lat trzydziestu (1740—1769) zanotowano 243 luźnych tej grupy, natomiast w ostatnich latach dwudziestu pięciu (1770—1794), a więc w okresie krótszym, aż 391, czyli przeszło 61,5%. Widoczny na tle całego półwiecza wzrost luźnych tej grupy pochodzenia posiada również swoją specyfikę charakterystyczną dla poszczególnych dziesięcioleci. W pierwszych dwóch okresach było ich 50,0 i 53,3% ogółu tego dziesięciolecia, czyli więcej niż przeciętny odsetek dla całego półwiecza. Jednakże już w okresie następnym odsetek ten gwałtownie spada do 35,3%, i wtedy to właśnie luźni pochodzenia chłopskiego zostali zmajory-zowani przez luźnych pochodzenia mieszczańskiego: było ich 47,1%, a od- 21 W tabelach 13 i 14 średnie oczekiwane zaokrąglono do liczb pełnych, co dało różnice między sumą wartości dodatnich i ujemnj'ch. 3 — Ludzie luźni w osiemnastowiecznym Krakowie 34 setek ten był najwyższy ze wszystkich spotykanych. Odpowiedź na pytanie, dlaczego w latach 1760—1769 ilość notowanych ludzi luźnych pochodzących ze wsi spada do najniższego odsetka i najniższej liczby bezwzględnej i dlaczego sytuacja taka trwa w okresie następnym, otóż odpowiedź może być jedynie hipotetyczna. Na pewno siła atrakcyjna Krakowa była wówczas niewielka, podobnie jak i popyt na pracę najemną. Dezorganizacja życia cechowego wskutek podatkowej samowoli oligarchii patrycju-szowskiej w latach sześćdziesiątych pogłębiła się w latach zniszczeń, oblężeń i okupacji okresu konfederacji barskiej22. Niewykluczone, że istniała korelacja między niskimi liczbami luźnych pochodzących ze wsi a wysokimi pochodzących z miast i miasteczek, a zwłaszcza samego Krakowa. Odnośnie do tych ostatnich odsetki (w ramach danych dziesięcioleci) były najwyższe i wynosiły 21,7 i 15,5% (por. tab. 10). Wydaje się, że przy zmniejszającym się popycie na siłę wolnonajemną zapotrzebowanie zaspokajała biedota miejska i ubożejące mieszczaństwo, tak że dla chłopskich przybyszów możliwości gwatłownie się skurczyły. Proporcje mężczyzn i kobiet w tej grupie pochodzenia są nieco odmienne niż wśród ludzi luźnych wziętych jako całość. Pierwszych było 84,9%, drugich 15,1%; dla całości — 78% i 22%. Różnice te pogłębiają się w obrębie poszczególnych dziesięcioleci. Gdy do Krakowa dociera więcej luźnych pochodzenia chłopskiego i ich odsetek przekracza połowę wszystkich notowań, wówczas mężczyzn jest jeszcze więcej. W latach 1780—1789 notuje się ich 188, a wśród nich jest aż 88,8% mężczyzn. I na odwrót, gdy ludzi luźnych pochodzenia chłopskiego jest mało, jak to było w latach 1760—1769, wówczas proporcje te są odmienne: mężczyzn jest 77,3%, a kobiet 22,7%. Wydaje się, że w drugim i trzecim dziesięcioleciu możliwość opuszczenia wsi przez mężczyzn, a więc przez element najbardziej zdatny do wykonywania pracy na folwarku, była ograniczona. Ograniczenie to mogło mieć charakter faktyczny, tzn. że na gospodarstwie chłopskim ciążyły takie powinności, że wykonywać je musieli wszyscy członkowie rodziny. Pamiętając jednak, że ludzie luźni rekrutowali się przede wszystkim z biedniejszych kategorii mieszkańców wsi, nie można w konkluzji nie zauważyć, iż procesy rozwarstwienia przebiegały wśród chłopów z ostatniej ćwierci XVIII w. w sposób przyspieszony. Dowodem tego tak gwałtownie zwiększająca się ilość ludzi luźnych pochodzenia chłopskiego. Nadspodziewanie dużo spotyka się w zbiorowości ludzi luźnych pochodzenia mieszczańskiego. Ponieważ w przyszłości omówione zostanie pochodzenie luźnych pod względem terytorialnym, tutaj zaznaczę, że Kraków był najczęściej celem wędrówek luźnych wywodzących się z samego województwa krakowskiego. Gdy jednak porównuje się sumarycznie odsetek ludzi luźnych pochodzących ze wsi i miast (por. tab. 12) z odsetkami ludzi 22 Por. rozdział II. 35 faktycznie mieszkającymi na wsi i w mieście (por. poniższa tab. 15), okazuje się, że z rzeszy mieszkańców wsi liczącej aż 81,7% ogółu mieszkańców województwa wywodziło się 50% wynotowanej tu zbiorowości, czyli mniej. Natomiast 18% ludności miast wyrzucało na trakt aż 37,5% jednostek tej zbiorowści 23. Tab. 15. Zestawienie procentowe wiejskich i miejskich mieszkańców województwa krakowskiego i ludzi luźnych pochodzących z tych samych środowisk Środowiska % mieszkańców woj. krakowskiego % luźnych według pochodzenia wieś 81,7 50,0 miasta łącznie w tym Kraków inne 18,3 7,9 10,4 37,5 14,2 23,3 Mieszkańcy miast poza Krakowem wykazywali dużą ruchliwość społeczną. Płynęła ona z braku przywiązania do ziemi, które krępowało swobodę ruchów chłopskich, choć i w tym zakresie właściciele miast prywatnych starali się nakładać pewne ograniczenia (o nich niżej). Traktując grupę mieseczan województwa krakowskiego oraz grupę luźnych pochodzenia mieszczańskiego jako 100 otrzymujemy, że 58,4% mieszkańców osad miejskich (poza Krakowem) dostarczało na ratusz 62,1% ogółu luźnych tej grupy pochodzenia. Tymczasem Kraków (41,6% ogółu mieszkańców miast w województwie) tylko 37,9%. Odnośnie do pierwszych mógł tu odgrywać rolę fakt tradycyjnego i żywego w stuleciach poprzednich szlaku wędrówek z miasta małego do dużego. W w. XVIII nie posiadał on jednak charakteru wędrówki do rzemiosła (jak uprzednio), lecz do pracy najemnej. Potwierdzenie „tradycyj-ności" tego szlaku widzę i w tym, że udział luźnych pochodzenia miej-skiego-pozakrakowskiego, wyrażony w liczbach bezwzględnych, ulegał mniejszym wahaniom niż luźnych pochodzenia chłopskiego. Najniższa liczba 48 przypadła na lata 1750—1759, najwyższa 72 na lata 1780—1789, a różnica (tylko w tej grupie) wynosiła 50%. Natomiast w wypadku luźnych pochodzenia chłopskiego 75 (1760—1769) i 188 (1780—1789), a różnica 150%. Pośrednie miejsce przypadło tym najbliższym, mianowicie luźnym pochodzenia krakowskiego: różnica pomiędzy 23 (1750—1759) a 46 (1760— 1769) wynosiła 100% 24. 23 Tabela opracowana na podstawie pracy H. Madurowicz, A. Podraża, Regiony gospodarcze..., s. 156, tabl. 40. Porównawczo można podać, że Z. Turska doliczyła się dla Warszawy (Z rontem marszałkowskim..., s. 6) tylko ll°/oi chłopów i 35,5v/i> mieszczan. 24 Tak dla pochodzących z Krakowa; dla pochodzących z innych miast liczby te wynosiły 48 i 72. 36 Rozpatrując sprawę przez pryzmat krakowskiego ratusza można przypuszczać zachodzenie i krzyżowanie różnych procesów: tradycyjnej i stałej wędrówki z miast małych do Krakowa, różnorakich procesów w obrębie samej społeczności miejskiej oraz najbardziej dynamicznych przebiegających na wsi. I one wszystkie dawały takie proporcje w ramach dziesięcioleci oraz takie wahania między nimi. Odmiennie kształtowała się także proporcja mężczyzn i kobiet. Pierwszych było 68,7%, drugich 31,3°/o. Przypomnę, że dla całej zbiorowości odsetek ten kształtował się inaczej (78 i 22), a wśród luźnych pochodzenia wiejskiego diametralnie inaczej (84,9 i 15,1). W grupie kobiet pochodzenia miejskiego na Kraków przypadał odsetek nieco mniejszy 31,0%, zaś na pochodzące z innych miast większy 34,1%. A wśród kobiet dominowały w ogóle niewiasty pochodzące z miast. W latach 1750—1759 było ich 56,3% grupy kobiet, w 1760—1769 — 61,2%, 1770—1779 — 61,9%, 1780—1789 -53,4%. Płynie stad wniosek, że kobiety na wsi albo pozostawały w rodzinie, albo też znajdowały zatrudnienie w charakterze pracownic najemnych na terenie wiejskim (stąd taki nikły ich odsetek wśród luźnych pochodzenia chłopskiego), natomiast kobiety z małych miast małopolskich na ich terenie zatrudnienia nie mogły zdobyć i dlatego wędrowały do Krakowa. Pochodzące zaś z terenu samego miasta pracę w charakterze służących znajdowały stosunkowo łatwiej i stąd ich odsetek, wysoki w porównaniu z odsetkiem kobiet ze wsi, był jednak niższy aniżeli niewiast z innych miast. Dwie pozostałe grupy pochodzenia, tzn. szlachta oraz ludzie nie zidentyfikowani pod względem kondycji społecznej, stanowili odsetek drobny. Szlachty przewinęło się 5,2% ogółu (66 osób) i pod tym względem — można przypuszczać -- Kraków różnił się od Warszawy, dokąd masowo napływała zubożała szlachta zagrodowa Mazowsza i Podlasia 25. W wypadku grodu podwawelskiego owi reprezentanci szlacheccy w zbiorowości ludzi luźnych, którzy tu dotarli, również stamtąd pochodzili, z rodzin małopolskich nie spotyka się prawie nikogo. Najwyższy odsetek luźnych pochodzących z tej warstwy społecznej wynosił w latach 1770—1779 9,9% ogółu ludzi luźnych z tego okresu. Widoczny to skutek wojny konfede-rackiej. Jak życiorysy ich informują, przeszli oni przez szeregi wojskowe, część z nich przeżyła niewolę rosyjską i nie bardzo umiała sobie znaleźć jakieś zajęcie. Procentowy stosunek dwóch płci kształtował się podobnie jak u luźnych pochodzenia chłopskiego: 84% mężczyzn i 16%> kobiet. Nieco więcej niż szlachty było luźnych pochodzenia nieokreślonego: 93 osoby, tj. 7,3% ogółu 26. Wyższe od przeciętnych odsetki w dziesięciole- 25 Z. T u r s k a, Z rontem marszalkowskim..., s. 6, stwierdza w Warszawie 24.5^/c luźnych pochodzenia szlacheckiego. 26 Z. T u r s k a, Z rontem marszalkowskim..., podaje 10,0%> (51 osób) „kondycji nieokreślonej". 37 ciach 1750—1759 i 1760—1769 (8,5% i 12,7%) odzwierciedlały napływ do Krakowa dezerterów armii walczących w czasie wojen śląskich i siedmioletniej toczących się u wrót Małopolski, a czasem o nią zahaczających. W późniejszym okresie ta kategoria, niewiele zwiększająca liczebność luźnych na interesującym nas terenie, ustępuje innym, krajowym Cyganom i neofitom. W przeciwieństwie do tytułowego zaszeregowania te dwie grupy są pochodzenia określonego: umieszczono je tu, by nie mnożyć rubryk o małych liczebnościach, Niemniej grupy te były oddzielone od innych luźnych granicą odmienności zwyczajowej i kulturowej, żyły swym własnym życiem, zamknięte i niedostępne dla innych 27. Obserwowana na przykładzie krakowskim zbiorowość ludzi luźnych wykazuje duże zróżnicowanie. Jej wewnętrzna struktura według społecznego pochodzenia poszczególnych osobników, ilościowe proporcje mężczyzn i kobiet w różnych grupach pochodzeniowych, rozmiary wahań liczbowych i procentowych w poszczególnych dziesięcioleciach, wszystko to odzwierciedlało, choć w sposób opóźniony i nie w pełni adekwatny, szereg zjawisk. Mianowicie z jednej strony procesy gospodarczo-społeczne i polityczne (czy militarne), stanowiące podłoże powstawania „człowieka luźnego", z drugiej zaś strony nakładanie się tych procesów na sytuację Krakowa jako ośrodka miejskiego charakteryzującego się wzrastającym popytem na siłę najemną. 27 Wysoki odsetek luźnych pochodzenia żydowskiego w Warszawie (19%>) według Turskiej. Liczby te podaję z zastrzeżeniami, co do iej metody doboru podanymi w przypisie 30 Wstępu. Rozdział II PRZYCZYNY I MECHANIZMY ODRYWANIA SIĘ LUŹNYCH OD DOTYCHCZASOWYCH ŚRODOWISK 1. Przyczyny „strukturalne". — 2. Zbiegowie w zbiorowości ludzi luźnych. — 3. Mechanizm wejścia na drogę luźności w środowisku wiejskim. — 4. Konflikty społeczne na wsi. — 5. Mechanizm wejścia na drogę luźności w środowisku miejskim. — 6. Przyczyny „przypadkowe". 1. Powyżej przedstawione elementy ilościowe są liczbowym odpowiednikiem określonych procesów społecznych. Powodowały one deklasacje pewnych jednostek ludzkich, przyczyniały się niejako do „wyrzucenia" ich z sytuacji ustabilizowanej lub na wpół ustabilizowanej pod względem społecznym i gospodarczym na szlak wędrówki człowieka luźnego. Ale same liczby nie określają różnorodnych zjawisk w zupełności: wskazują jedynie na ich dynamikę. Dlatego też obok języka „ilości" należy używać języka opisu charakteryzującego określone sytuacje społeczne, a więc języka informującego o zjawiskach „jakościowych". Zanim warunki społeczne i gospodarcze wtopiły poszczególne jednostki w zbiorowość ludzi luźnych i indywidualnym dążeniom nadały wspólny mianownik „poszukiwania pracy i chleba", słowem, zanim człowiek luźny rozpoczął swoją mniej lub bardziej urozmaiconą wędrówkę, musiał nastąpić jakiś moment początkowy w rozluźnieniu dotychczasowych więzi społecznych, a następnie w całkowitym oderwaniu się od środowiska, od sytuacji życiowych i zwyczajów, w jakich dotąd żył on sam i rodzina, z której się wywodził. Twierdzenie, że ludzie luźni pochodzili z klasy chłopskiej, stanu mieszczańskiego (zamiennie używam również słowa: miejskiego) lub szlacheckiego, należy rozumieć w tym sensie, że u początków życia człowieka, który później stanie się człowiekiem luźnym, znajdowała się rodzina, której społeczny status tak właśnie można było określić. Należy tu nadmienić, że były to często rodziny ubogie, żyjące w warunkach jakiejś półstabilizacji. Natomiast do zdania, że „część ludzi luźnych należała do tej warstwy już z urodzenia" J, "trzeba podejść krytycznie. Bowiem 1 Tak pisze ostrożniej: „byli B a r a n o w s k i, to więc synowie O hultajach..., s, 39, choć później formułuje to ludzi luźnych lub osób pod względem położenia 39 nazwa „ludzie luźni" nie oznaczała „grupy społecznej" lub „warstwy społecznej" 2 w tym sensie, w jakim terminów tych używamy przy określeniu „grupa rzemieślników miejskich" lub „warstwa kmieca klasy chłopskiej". Można przyjąć, że w przeważającej większości wypadków sytuacja syna rzemieślnika podobna była do sytuacji jego ojca, że tak samo było w wypadku syna kmiecego. Dalsze koleje ich życia określane były przez ową społeczno-rodzinną przynależność. Tymczasem w wypadku ludzi luźnych najczęściej koleje ich życia były odmienne od sytuacji, w jakich znajdowała się ich rodzina. Skala różnic była rozmaita: od całkowitej diame-tralności, gdy np. ojciec jest szlachcicem-posesorem czy mieszczaninem--majstrem cechowym, a syn człowiekiem luźnym, do pewnych podobieństw, gdy np. rodzice są wiejskimi komornikami lub miejską biedotą. Ludzie luźni nie posiadali stałego miejsca zamieszkania ani stałej pracy pozwalającej im utrzymać siebie i ewentualnie własną rodzinę, jeśli taką założyli. Raz byli wędrowcami poszukującymi pracy, raz służącymi, kiedy indziej wyrobnikami lub żebrakami. Różnorodność sytuacji powoduje, że tylko umownie można nazwać ich „grupą" lub „warstwą". Podobnie obiektywny fakt, że sprzedawali swą siłę roboczą jako najemnicy, nie nadawał im jeszcze w ówczesnych warunkach rangi „warstwy" czy „grupy społecznej". Byli po prostu wędrującym tłumem składającym się z samotnych jednostek. Odmienność indywidualnych warunków życia nie stworzyła u nich poczucia więzi. Dlaczego więc ludzie żyjący w społeczeństwie tak ostro podzielonym barierami stanowo-klasowymi, w społeczeństwie, gdzie fakt urodzenia w danym stanie określał niemal w zupełności dalsze koleje życia, odchodzili od sytuacji pokolenia poprzedniego, stając się — na pewno nie z wyboru — ludźmi społecznego marginesu? Poszukując przyczyn i sprowadzając do wspólnego mianownika cały ich szereg podany przez luźnych w ich zeznaniach dostrzec je można przede wszystkim w układzie społecznym i jego funkcjonowaniu. W warunkach ekonomicznych istniejących w Polsce, zwłaszcza w drugiej połowie XVIII wieku, nie 'każdy syn chłopski mógł się ustabilizować na wsi w tym samym charakterze, co jego ojciec, nie każde dziecko miejskiego rzemieślnika lub drobnego kupca mogło kontynuować produkcyjne lub handlowe zajęcia rodziny. Nie dla każdego wystarczało plonów z gospodarstwa czy dochodów z warsztatu rękodzielniczego i nie dla każdego socjalnego do nich zbliżonych, a więc czeladzi dworskiej lub chłopskiej, bezrolnych komorników czy plebsu wiejskiego". 2 W historiografii terminy te używane SEJ zamiennie. Terminologię próbuje ustalić T. S t r z e m b o s z, W sprawie kryteriów podziału społeczeństwa miejskiego epoki jeudalizmu, PH, 49: 1958, z. 3, s. 568—573. W każdym razie ze względu na słaby stopień społecznej integracji cechującej luźnych nie używam określenia grupa, lecz zbiorowość. 40 istniały warunki życiowej stabilizacji w dotychczasowych ramach, tzn. w ramach tego samego statusu społecznego czy majątkowego lub zawodowego, w jakich znajdowali się rodzice danego osobnika. Te oto mechanizmy powodujące „wyrzucanie" pewnych jednostek na szlak życia człowieka luźnego nazywam przyczynami strukturalnymi. Owe momenty ekonomiczne uwikłane były w różnorodne sytuacje konfliktowe nieroz-dzielnie związane z feudalnym układem społecznym, takie jak starcia klasowe, których skutkiem — w pewnych wypadkach — było wyrzucenie chłopów ,,na gościniec". Dalej, wszelkie arbitralne decyzje feudalnego właściciela zmieniające chłopski „status" rodziny, a więc przenoszenie na gospodarstwa mniejsze lub gorsze, decyzje mogące stanowić początek swoistej degradacji wiodącej do luźności. Ale istniały też powody inne, w stosunku do tych pierwszych wtórne. Nazywam je umownie „przypadkowymi" jako pewnego rodzaju przeciwstawienie wobec „strukturalnych" 3. Były to skutki wojen, ucieczka przed poborami do wojska, dezercja z szeregów armii, skutki klęsk elementarnych. A nadto cały szereg powodów czysto indywidualnych, jak obawa przed karą i dezaprobatą społeczną, gdy dany osobnik popełnił czyn uważany w jego środowisku za hańbiący, wreszcie gdy u podstaw wyjścia na drogę luźności znajdował się jakiś konflikt o charakterze osobistym. Powody „strukturalne" były najliczniejsze: dominowały u ludzi luźnych pochodzenia chłopskiego i miejskiego, chociaż i wśród nich, w miarę wciągania coraz większych mas ludzkich w tryby machiny wojennej w Polsce i w Austrii, powody „przypadkowe" będą się mnożyły. Te ostatnie natomiast najczęstsze będą u luźnych pochodzenia szlacheckiego, którzy do Krakowa dotarli. Pierwsze dadzą w wyniku szereg życiorysów--zeznań monotonnych, rzec by się chciało szarych, bo pozbawionych jakichś wydarzeń barwnych i wielkich spięć. Ot, osobnik taki wychodzi ze wsi, pracuje w kilku miejscach, przychodzi do Krakowa, gdzie zajmuje się wyrobkiem, i tu zostaje zatrzymany. Natomiast wypadki, w których u podstaw takiego kierunku życia tkwiły powody „przypadkowe", były ciekawe, nie pozbawione akcentów dramatu i tragedii. 2. Zanim wszakże zajmę się mechanizmem działania powodów „strukturalnych" wśród luźnych pochodzenia chłopskiego i miejskiego, należy wyjaśnić, jakie znaczenie odgrywała w powiększaniu liczebności luźnych sprawa zbiegostwa. Genezę bowiem dostrzegano, wśród innych przyczyn, również w zbiegach 4. 3 W powyższym podziale modyfikuję podział stosowany przez M. Vexliarda, Introduction a la sociologie du vagabondage, Paris 1959, s. 20. Dzieli on powody na elementarne, wynikające ze zniszczeń wojennych i innych klęsk, oraz strukturalne płynące z funkcjonowania instytucji społecznych. 4 Assorodobraj, op. cit., s. 68; w „Posłowiu" (s. 286 i in.) przedstawia sprawę mniej kategorycznie; Baranowski, Ludzie luźni..., s. 257, choć mówi tylko 41 Nie negując istnienia zbiegłych poddanych wśród luźnych, którzy zawadzili o krakowski ratusz, trzeba ten fakt sprowadzić do właściwych proporcji. Bowiem źródła krakowskie notują niewielką ilość takich wypadków, a i wówczas sam fakt zbiegostwa wygląda specyficznie. Zastanawiająca była już sama procedura władz miejskich: ten sam hutman, który w sprawach obyczajowych (np. sodomia) lub kryminalnych nie wahał się ściągać w charakterze świadków chłopów z niezbyt bliskich wsi, nie czynił nic, by sprowadzić urzędnika dworskiego celem odebrania ewentualnego zbiega lub dla wyjaśnienia sytuacji. W przekonaniu skru-pulantów krakowskiego ratusza ludzie ci nie zasługiwali na miano zbiegłych poddanych, nie pytano o pański konsens na wyjście ze wsi, a bardziej interesowano się świadectwami minionej służby. Najczęściej po skazaniu na plagi byli oni wypuszczani z więzienia ratusznego i usuwani z miasta. W ich zeznaniach przewija się wprawdzie słowo „poddany", „poddaństwo" czy „poddańszczyzna", ale znaczenie jego jest wielorakie. I taki Paweł Mazurek pochodzący ze wsi Słowica, która w części należała do Wincentego Trembeckiego, tak zeznaje: „Ojcowie moi z tej wsi uciekli z poddaństwa, tylko nas dwóch synów zostawili. Brat mój służy tam we wsi i ja służyłem we wsi i we dworze byłem za fornala. Teraz służyłem w Książu Wielkim". W tej wsi oskarżony został o kradzież i dostawiony do Krakowa 5. Adam Grabowski z Wilgoszczy w powiecie lelowskim, wsi prywatnej, opowiadał, że rodzina jego uchodziła stamtąd niejako „na raty": najpierw ojciec, niebawem poszła w jego ślady siostra. We wsi pozostał on sam z matką. Początkowo służył u stryja, a po śmierci matki „poszedł w świat". W czasie wędrówki spotkał ojca, co upoważnia do przypuszczenia, że ten również pędził żywot człowieka luźnego. Sam jednak Adam Grabowski sprzykrzył sobie wędrówkę: powrócił do wsi, gdzie początkowo był pastucha przy dworze, następnie pracował u jakiegoś półrol-nika — zapewne jemu oddany na służbę przez dwór — a w końcu powrócił do stryja6. W obydwu zeznaniach występuje określenie „zbiegostwo", w obydwóch faktycznie następuje opuszczenie gospodarstwa. Ale nie jest to ten typ ucieczki chłopa, który opuszcza jednego dziedzica i gospodarstwo, by wraz z rodziną udać się do drugiego. Widać, że i w pierwszym, i w drugim wypadku gospodarka chłopska była tak zdezorganizowana, że część rodziny opuszcza ją „idąc w świat" bez określonego celu, pozostawiając o „zasilaniu" przez zbiegłych poddan5'Ch. Innego zdania jest Grodziski, op. cit., s. 32 i n., oraz J. Topolski, Zbiegostwo chłopów w dobrach kapituly gnieźnieńskie] w pierwszej polowie XVIII wieku, RDSG 16, 1954, s. 106. 5 AP 882, s. 22, r. 1757. 6 AP 884, s. 287, r. 1783. Do Krakowa dotarł w charakterze świadka, czy wcześniej był w mieście, nie wiadomo. 42 dzieci lub żony na łasce losu. Przykład Grabowskiego potwierdza, że pewien czas on sani był człowiekiem luźnym, z opowiadania jego wynika, że taki sam żywot pędził jego ojciec i — być może — również jego siostra. Niejaki Piotr Żydowczyk ze wsi Huta zeznaje, że „uszedł" stamtąd, następnie osiadł na Kleparzu, gdzie -- jak opowiada — „żona szynkowała, a ja jeździłem do Śląska" zarabiając jako furman 7. Władze miejskie nie odesłały go jednak do wsi rodzinnej i nie potraktowały jako zbiega. Podobnie jak i innego aresztanta Sebastiana Furmanika ze wsi Puszcza, gdzie służył za pasterza. Zeznawał: potem „byłem przy ojcu i wszelką robotę na pańszczyźnie robiłem". Ale szybko opuścił wieś i w niedługiej wędrówce dwukrotnie zawadził o Kraków i Kazimierz pracując u karmelitów na Piasku. Dwukrotnie też siedział na ratuszu; za drugim razem ponoć dlatego „żem z poddańszczyzny uszedł". W rzeczywistości jednak powód był inny, być może w przeświadczeniu Furmanika poważniejszy: był podejrzany o dokonanie kradzieży. Po odsiedzeniu dziewięciu niedziel w więzieniu odesłano go do ojca, skąd wszakże uszedł ponownie na Kazimierz i znów wraca do wsi, by w końcu w czasie trzeciego pobytu w mieście po raz trzeci dostać się do więzienia 8. Również Franciszek Skalny (kiedy indziej podaje „Skalski"), syn pół-rolnika z podkrakowskiej wsi Rybna, należącej do opactwa tynieckiego, opowiada, że uciekł stamtąd, choć nie wiadomo, czy słowo to oznacza ucieczkę ze wsi, czy też od rodziny9. Bo kiedy indziej odejście kwitowane jest krótko: „poszedłem". W 1779 r. aresztowano w Krakowie luźnego, który bawił w mieście około 10 lat. Był synem kmiecia ze wsi królewskiej Czubrowice, powyżej wspomnianej. Onże Kasper Piątkowski początkowo sługiwał, potem pracował przy cieślach, a do aresztu dostał się, bo był podejrzany o dokonanie kradzieży. Ponieważ Czubrowice w tych latach znajdowały się w posesji mieszczanina krakowskiego, Wytyszkiewicza, nie było nic prostszego niż jemu oddać człowieka, który był przecież zbiegiem. Nic bowiem nie wspomniał o pańskim pozwoleniu wyjścia ze wsi; zresztą nie pytano go o to wcale. Ale tak się nie stało 10. Inny luźny, Jakub Bilski, był synem zagrodnika w prywatnej wsi Chrobrze. Ojciec jego pełnił równocześnie funkcję polowego. Otóż wspomniany luźny „poszedł" ze wsi, bo poróżnił się z dworskim pachołkiem; pracował u krewnych, potem był chałupnikiem niedaleko Chrobrza i po 7 AP 882, s. 326, r. 1762. W Krakowie przebywał od 1749 r. 8 AP 884, s. 11, r. 1776. 9 AP 884, s. 1776, oraz AP-K1 49, s. 17, r. 1779. Za pierwszym razem nic o „ucieczce" nie wspomniał. 10 AP 886, s. 124, r. 1779. W Lustracji woj. krakowskiego, 1789 (s. 127) w Czubro-wicach nazwiska takiego nie spotyka się. 43 różnych perypetiach doprowadzono go do Krakowa jako podejrzanego o kradzież spichrza plebańskiego u. A oto przykłady chłopów innych kategorii dóbr, mianowicie plebańskich. Franciszek Skórkowski z Regulic mówi, że „miałem tam kawałek roli, z którego robiłem plebanowi półtora dnia". I dalej: „z Regulic podczas wojny [zapewne konfederackiej - - M. F.], jak nie można było wytrzymać, poszedłem z dziećmi i żoną na Trzebinię, u Żyda byłem do robienia wódki trzy lata" 12. Zaś Jan Nowak ze wsi Działy, należącej do starostwa dobczyckiego, opowiada, że „potem wziął mnie ksiądz za poddanego, ale uszedłem, bom nie mógł wytrzymać, bo był bardzo zły" 13. Zdarzały się, co prawda nieliczne, wypadki wręcz przeciwne. Pewien poddany ze wsi Pogonią, leżącej w księstwie siewierskim, uszedł ze wsi, gdy spaliła mu się zagroda. Prowadził żywot typowego człowieka luźnego, a w wędrówkach swych dotarł do Warszawy. Po przybyciu do Krakowa został jednak rozpoznany przez przybyłego przypadkowo do miasta urzędnika dworskiego, władza miejska zatrzymała go i potraktowała jako zbiega 14. Podobnie było z Franciszkiem Fierundusem z prywatnej wsi Kowale w powiecie proszowickim. Po śmierci rodziców służył początkowo we wsi rodzinnej, ale „jak się rozpił, to odszedł do Krakowa". Uznano go za zbiegłego poddanego; powiada: „nazad mnie wzięli do Kowal w poddaństwo, byłem u kmiecia Gajdy, ale gdy przewodził nade mną, odszedłem od niego ... i wyrabiałem po ludziach". Trafił w końcu do Krakowa, gdzie również „wyrabiał" w podmiejskich gorzelniach 15. Czasem niepewny status poddanego osobnika grawitował pomiędzy pracą najemną poza wsią rodzinną a „poddaństwem", przy czym dominacja jednego lub drugiego czynnika zależała od różnych momentów. Mieszkaniec Kobierzyna służył początkowo na wsi, potem na Kazimierzu (praca najemna u „różnych" przez 15 lat z górą), „jak ożeniłem się, wzięli mnie do Kobierzyna w poddaństwo", i przez 7 lat pracował w browarze (dominacja zależności feudalnej przestrzeganej rygorystycznie, bo nie otrzymał gospodarstwa, był to rzadko tu spotykany przymus pracy). Ale „jak nic nie robili w browarze", poszedł z żoną na Kazimierz, gdzie siedząc komorą „rabiał u Żydów". Ten trzeci — ostatni przez nas zaobserwowany etap -to osłabienie zależności feudalnej występującej w tak ostrej postaci i powrót do sytuacji zaznaczonej w etapie pierwszym16. 11 AP 887, s. 127, r. 1781. 12 AP 887, s. 233, r. 1781. ra AP-K 276, s. 3, r. 1785. 14 AP-K 275, s. 70, r. 1731. 15 AP 883, s. 253, r. 1767. 16 AP 878, s. 100 i n., r. 1744. 44 Ale opisane trzy wypadki należały do wyjątków. A przecież z punktu widzenia litery i ducha obowiązujących wówczas statutów piotrkowskich z 1496 r. wszyscy wymienieni, a nie tylko trzeci, ostatni powinni byli być uważani za zbiegłych poddanych lub synów poddanych, którym prawo zabraniało wychodzić ze wsi bez pańskiego konsensu. Tymczasem ludzie ci nie byli bynajmniej traktowani jako zbiegowie, a władze miejskie, którym mogło zależeć, by element ten, podejrzany w dodatku o kradzież, został z miasta usunięty, nic nie czyniły, by powiadomić właścicieli. W praktyce rygorystyczne przestrzeganie dawnego statutu było niemożliwe, a to dlatego, że taki poddany lub syn poddanego (co na jedno wychodziło) był nie do odszukania, ginął w tłumie ludzi luźnych. Ale również dlatego, że gdy taki „zbiegły" pojawił się w więzieniu ratusznym, władze miejskie nie współdziałały w jego odesłaniu, wyświecano go tylko z miasta nie interesując się jego dalszymi losami. W praktyce traktowany był jako człowiek wolny, choć w świetle obowiązujących praw takim nie był. Odstawienie poddanego do wsi doszło do skutku dlatego, że został poznany przez przybyłego urzędnika dworskiego ze wsi Pogonią. Natomiast wspomniany syn chłopa ze wsi Puszcza raz odrabia pańszczyznę za ojca, kiedy indziej znów kręci się po Krakowie i Kazmierzu. Czasem co prawda dwór jak gdyby przypominał sobie o swych prawach do synów poddanych, jak to było w przypadku Fierundusa i poddanego z Kobierzyna. Ale była to tylko jakaś półingerencja: z Krakowa sprowadzono go tylko za pierwszym razem (zapewne tylko dlatego, że dwór o jego obecności musiał się dowiedzieć), kiedy zaś uszedł po raz wtóry, pozostawiono własnemu losowi. Dwór rościł sobie pretensje do synów poddanych, dysponował nimi, zwłaszcza gdy byli sierotami, zatrudniał w folwarku, oddawał bogatszym chłopom jako parobków. Ale skuteczność takiego przymusowego trzymania ich na wsi miała swoje granice: jeśli osobnik taki uszedł, był automatycznie bezpowrotnie zagubiony w tłumie wędrujących ludzi luźnych. Natomiast w wypadku chłopów opuszczających role plebańskie nie było nawet możliwości takiej pólingerencji. Ta kategoria uważana była za ludzi wolnych 17, a określenie „poddany" nie oznaczało wcale, że jest „glebae adscriptus". Chłopi ci siedzieli na gruntach plebańskich, ale mogli je opuścić, jak przytoczone przykłady wskazują. Tak więc można było odejść z gospodarstwa rodzinnego, o ile oczywiście przypadająca na nie pańszczyzna była wykonywana, można było nawet opuścić pracę' we dworze własnego dziedzica. „Z dworu poszłam, 17 Por. znamienny wyrok sądu biskupiego krakowskiego z r. 1662, który zwalniał od wydania zbiegłego poddanego stwierdzając, że w dobrach duchownych nie ma poddaństwa osobistego. S. K u r a ś, Ordynacje i ustawy wiejskie z archiwów metropolitalnego i kapitulnego w Krakowie 1451—1689, Kraków 1960, PAN — Oddział w Krakowie, „Materiały Komisji Nauk Historycznych", nr 3, s. 110—111. 45 bo mi źle było", zeznawała poddanka z Wielmoży 18. Powiadała: „poszłam", a nie „uszłam". Niejaki Gadocha, który po śmierci rodziców przez siedem lat pracował u posesora wsi Konary Waxmana, przystał do krakowianina Majewskiego, gdy ten przejeżdżając przez wieś najął go do służby19. W obydwóch wypadkach nie wiemy, czy dwór wyraził swą zgodę, a opusz-szczanie wsi było możliwe, bo w Polsce nie istniał taki przymus służby dzieci chłopskich na folwarku, jak w niektórych krajach sąsiednich20. Sporadyczność wypadków przymusu służby podkreślał odnośnie do Małopolski Rafacz 21. Chociaż tu i ówdzie wypadki takie się spotyka 22, to na przymus nie skarżą się luźni zatrzymani w Krakowie. Jeśli nawet „sługo-wali" we dworze, to zajęcie swe kończyli w terminie kontraktowym i z odpowiednimi attestacjami szli pracować gdzie indziej, a zakazy instruktarzy ekonomicznych, by nie wypuszczać ze wsi zwłaszcza synów i córek kmiecych, w Małopolsce pozostawały chyba martwą literą 23. Nie oznacza to wcale, by w Małopolsce nie istniało w ogóle zbiegostwo w drugiej połowie XVIII wieku, by uchodzący ze wsi chłopi nie kierowali się do miasta. Proces ten występował, choć nie był tak masowy, jak w pierwszej połowie wieku. Jeśli postanowienia sejmikowe uznać za barometr nastrojów szlachty w tym zakresie, to zbiegostwo częściej występowało na terenie województwa sandomierskiego niż krakowskiego; tam bowiem zatrwożona szlachta postulowała uproszczenie procedury przy odzyskiwaniu zbiega 24. 18 AP 882, s. 263, r. 1761. 19 AP 894, s. 102, r. 1790. 20 Grodziski, op. cit., s. 119. Podaje tu przykłady z ziem czeskich na podstawie czterotomowego wydawnictwa J. Kalouska Rady selske a hospoddfske in-strukce, „Cesky Archiv", t. XXI—XXV, Praha 1898. 21 J. Rafacz, Ustrój wsi samorządnej małopolskiej w XVIII wieku, Lublin 1922, s. 137 i n. Twierdzenie J. Leskiewiczowej, że „przymus służby wprawdzie nie w stosunku do gromady, ale do indywidualnych pańszczyźnianych chłopów nie był w ówczesnej Polsce czymś wyjątkowym" - wypowiedziane w oparciu o materiał suplik dóbr prymasowskich i instruktarz A. Jabłonowskiej — wydaje się zbyt generalizujące (por. tejże, Kilka uwag w związku z artykułem W. Rusińskiego, KH, 61: 1954, z. l, s. 226). 22 Wyrok sądu komisarskiego dla wsi Jodłowa postanawiał: „Ciż poddani jo-dłowscy, jeżeliby dzieci swoje na służby jakowe oddawać mieli, tedy bliższym onym do usług swoich wzięcia dwór jodłowski będzie". AP Castr. Biecensia 268, s. 1810, r. 1759. Mało prawdopodobne, by dwór był w stanie zatrudnić wszystkich poszukujących pracy. 23 Dwory reagowały połowicznie: nakazywały poszukiwać owych „wyszłych na służbę", ale świadome trudności sugerowały dokonywanie poszukiwań „tylko w bliskości". Polskie instruktarze ekonomiczne, t. I, s. 240 i 398. 24 „A że poddaństwa utriusąue sexus tak dóbr ziemskich, duchowych, jak i królewskich place i role swoje opuszczają, inszych panów sobie szukają", proponuje szlachta, by forum dla sprawy zbiega stanowił gród dziedzica, od którego uszedł. Bardziej znamienne jest wszakże to, że lauda sejmikowe, w w. XVII przepełnione skargami i postanowieniami skierowanymi przeciw zbiego-stwu i ludziom luźnym 25, w wieku następnym o sprawach tych wspominają z rzadka 26. Trudno tu znaleźć jakieś wytłumaczenie, gdyż przedstawione poprzednio liczby wskazują na bezsporny wzrost luźnych na terenie Krakowskiego. Natomiast, jak już wspominaliśmy, szlachta innych ziem. np. Wielkopolski i Mazowsza, troskliwie zajmowała się problemem ludzi luźnych na sejmikach 27. Zbiegostwo jednak nieznacznie powiększało liczbę ludzi luźnych, gdyż raczej posiadało kierunek od jednych dóbr do innych dóbr. Badania nad libertacjami w województwie krakowskim wskazują nadto, że Kraków posiadał dla zbiegłych znaczną siłę atrakcyjną. Zdarzało się nawet, jeżeli tylko dysponowali odpowiednimi środkami finansowymi, że zdobywali tu zawód cechowy, dochodzili do godności i znaczenia 28. Jeszcze w r. 1787 burgrabia krakowski Aleksander Romiszowski pozywa miasto o wydanie zbiegłego poddanego, Szymona Powieśniaka z dóbr Myków, który przybrał nazwisko Jeziorskiego, otrzymał prawo miejskie i cechową godność u nożowników 29. Ale zawsze warunkiem takiej „kariery" w mieście było posiadanie odpowiednich środków materialnych, których na ogół ludziom luźnym brakowało. Tak więc nie w zbiegostwie należy się doszukiwać głównego powodu usuwającego część ludzi ze wsi i kierującego ich ,,na gościniec". 3. Prowadzona w nauce polskiej dyskusja nad rozwarstwieniem wsi w XVIII w. przybliżyła wyjaśnienie społecznej genezy ludzi luźnych 30. Teki Pawińskiego w Zakładzie Dokumentacji Instytutu Historii PAN, nr 24, s. 301. Instrukcja z 21 sierpnia 1758 r. 25 Lauda sejmikowe województwa krakowskiego, wyd. A. P r z y b o ś, Kraków 1959, t. I—II, według indeksu. 26 Teki Pawińskiego nr 24 i 25. • 27 J. G i er o w s k i, Sejmik generalny Księstwa Mazowieckiego, Wrocław 1948, s. 31. 28 S. Szczotka, Zwalnianie chłopów z poddaństwa w województwie krakowskim w latach 1572—1794, [w:] „Z dziejów chłopów polskich", Warszawa 1951, s. 179 i n. O dużym napływie chłopów podkrakowskich do rzemiosła, ale w XVII w., por. J. Bieniarzówna, Chłopi w rzemiośle krakowskim w XVII w., PH, 47: 1957, z. 3, s. 497 i n. 29 AP Castr. Crac. Rei. 218 A, s. 292 i n. O zbiegostwie na terenie Małopolski Zachodniej por. W. Urban, Poddani szlacheccy w województwie krakowskim w drugiej połowie XVIII wieku i ich opór anty feudalny, Wrocław—Kraków—Warszawa 1958, s. 65 i n.; J. R y c h l i k o w a, Klucz Wielkoporębski Wodzickich w drugiej połowie XVIII wieku, Wrocław—Warszawa 1960, s. 177 i n. 30 Por. W. R u s i ń s k i (KH, 60: 1953, z. 2, oraz PH 47, 1957, z. 4), S. S r e n i o w-ski (PH, 46: 1955, z. 4), J. L e s k i e w i c z o w a (KH, 61: 1954, z. 1). Dla terenów Małopolski szczególnie ważne: C. B o b i ń s k a, Pewne kwestie chłopskiego użytko- 47 Zaś badania dotyczące Małopolski Zachodniej wskazują, że przy niejednolitym procesie rozwarstwienia chłopstwa na tych ziemiach dawny podział społeczny w ramach klasy chłopskiej ulegał załamaniu na korzyiść podziału innego. ,,Grupa bogatych gospodarzy, choć mniej liczna i mniej zamożna niż dawniej, będzie wyraźniej odcinała się od masy gospodarstw zupełnie drobnych, tym bardziej że na przeciwnym biegunie będzie stale wzrastała liczba zupełnie spauperyzowanej ludności komorniczej, kątniczej, służby najemnej czy wreszcie ludzi luźnych" 31. Ze zróżnicowaniem ludności wsi i zwiększaniem się liczby chłopów małorolnych i bezrolnych wiązał się problem demograficzny. Na przestrzeni lat 1662—1791 ludność Małopolski wykazywała 0,9% przyrostu rocznego, a więc wskaźnik najwyższy w skali krajowej. Tak samo było w liczbach bezwzględnych: Wielkopolska miała w 1662 r. 822,2 tysiąca ludności, a w 1791 r. 1114,4 (stosunek l : 1,34), Mazowsze — 365,6 i 596,3 (l : 1,63), Małopolska natomiast 1056,7 i 3271 (l : 3,09)32. Na południowych terenach kraju począwszy od XVI w. pogłębiało się rozwarstwienie. Z badań J. Rutkowskiego wynikało, że w 300 wsiach na terenie całej Polski kmiecie, przynajmniej półłanowi, mieli w XVIII w.: w Prusach Królewskich — 50%, w Wielkopolsce — 34%, a w Małopolsce i na Rusi Czerwo- Tab. 16. Liczebność „głów" rodzin i członków rodzin poszczególnych kategorii ludności wiejskiej w departamencie krakowskim w 1810 r. Kategorie ludności . „Głowy" Członkowie wiejskiej rodzin rodzin kmieci 8019 37822 półrolników 11 158 55746 zagrodników 20760 94538 chałupników i ogrodników 13548 56013 komorników 13 121 39212 wyrobników 7798 22117 wania gruntu i walka o ziemię, s. 261 i n., oraz H. M a d u r o w i c z, A. P o d r a z a, Ekonomiczne przesłanki i elementy kapitalistycznego rozwarstwienia wsi małopolskiej w drugiej połowie XVIII w. Obydwie prace w: „Studia z dziejów wsi małopolskiej w drugiej połowie XVIII wieku", Warszawa 1957. N. A s s o r o d o b r a j, op. cit., s. 287, związek zjawiska „luźności" ze zróżnicowaniem ludności wiejskiej określa jako „wielostronny", raczej jednak pośredni. 31 Madurowicz, Podraża, Ekonomiczne przesłanki..., s. 249. 32 E. V ł e l r o s e, Ludność Polski od X do XVIII w., „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej", 5: 1957, z. l, s. 21. 48 nej jedynie 11% ogółu gospodarstw33. Znacznie dokładniejsze dane, pochodzące z początków XIX w., przedstawia tab. 16 34. Pogarszała się sytuacja ludności utrzymującej się z uprawy roli. Aż 45,6l0/o „głów rodzin" i 38,4% ogółu ludności należało w r. 1810 do trzech ostatnich, najuboższych kategorii mieszkańców wsi35. Jeżeli od liczb ogólnych dla całej prowincji czy departamentu przejdziemy do poziomu wsi czy rodziny chłopskiej, wówczas staniemy wobec problemu granic dzielenia gospodarstwa chłopskiego oraz zagwarantowania każdemu następnemu, i to coraz liczniejszemu, pokoleniu warunków bytowania. Na ogół obowiązywała zasada minoratu; „przyrodzonym prawem najmłodszy zawsze dziedziczy", to zwrot często spotykany w decyzjach ławy wiejskiej. Niemniej działy gospodarstw następowały. Znamy to zwłaszcza z terenów zaboru austriackiego, gdzie nawet edykt Józefa II z r. 1787 procesu tego nie był w stanie zahamować 36. Dzielenie gospodarstw wiązało przedstawicieli „drugiego pokolenia" ze wsią. Jednakże w wypadku rygorystycznie stosowanej zasady minoratu powstawał problem, co się stanie z tymi, którzy otrzymywali tylko spłatę. Tu sytuacje mogły być różne: mogli obracać się we wsi rodzinnej, pracować u chłopów, nawet u młodszego brata w charakterze parobka 37; mogli też ze wsi odejść. Jan Walczyk, syn chłopa z Opatkowic, zatrzymany w Krakowie mówił, że spośród pięciu jego braci trzech siedziało na roli we wsi rodzinnej, a dwóch pracowało w mieście. W tym wypadku połowa rodzeństwa pozostała na wsi, a połowa szukała utrzymania gdzie indziej38. Zarówno pierwsza, jak i druga możliwość zawierała w sobie szansę odejścia ze wsi. Pierwsza tylko szansę potencjalną, ale zawsze możliwą do zrealizowania przy lada sposobności, np. przy kłótni między braćmi. Druga — szansę aktualną, zrealizowaną. 33 J. Rutko wski, Historia gospodarcza Polski, t. I, Poznań 1947, s. 278 i n. 34 G r o s s m a n n op. cit., tabele XXIV—XXVI. Tabele te, nie zauważone przez badaczy społecznych dziejów Małopolski, rejestrują sytuację około 20 lat po lustracji i spisach z czasów Rzeczypospolitej, czyli w granicach jednego pokolenia, a gdy dekret grudniowy 1807 r. dopiero tu zaczął działać, zmiany mogły nie być zbyt wielkie. 35 Moje obliczenia odsetków według tabel Grossmanna. Różnica w odsetkach danej kategorii społecznej pomiędzy procentem „głów rodzin" a ogółem wynikała stad, że dzieci uboższych grup szły na służbę i nie żyły w gospodarstwie domowym rodziców. 36 O zasadzie minoratu w podkrakowskiej wsi Luborzyca stanowiącej własność biskupstwa krakowskiego por. T. I. B a r a n o w s k i, Ze studiów nad dziejami agrarnymi Polski. Stosunek chłopa do ziemi we wsi małopolskiej w ostatnich wiekach Rzeczypospolitej, P. H. 15: 1912, s. 55—69. 37 AP 880, s. 47, r. 1750. 38 AP 887, s. 137, r. 1781. 49 Najmniej ustabilizowana była sytuacja komorników. Już J. Rutkowski zwrócił uwagę, że wśród nich na jedno gospodarstwo (czyli rodzinę) wypadało w XVIII w. 1,5 dzieci, podczas gdy u chałupników 2,6, zagrodni-ków 2,5, a kmieci od 2,0 do 2,8 dzieci39. Przykładowo potraktowane dane podkrakowskiej wsi Czubrowice wykazują kontrasty jeszcze bardziej jaskrawe. Na 63 rodziny „gospodarzy" (lustracja z r. 1789 wykazywała, że na wsi znajdowali się zagrodnicy, ćwiertnicy i prętnicy) wypadało 179 dzieci, czyli 2,8 na rodzinę: zaś 16 rodzin komorniczych, nb. w lustracji nie figurujących, posiadało ich jedynie 13, tj. 0,8 na rodzinę. Z tego tylko jedno liczyło 15 lat, a wszystkie inne nie przekroczyły j-eszcze 8 roku zvcia 40 W tej sytuacji stanie się jasne, że rodziny komornicze posiadały w chwili spisu mniejszą ilość dzieci, dlatego iż wcześnie musiały one opuszczać „gospodarstwo domowe", które nie mogło im zagwarantować utrzymania. Z krakowskich zeznań okazuje się, że nie tylko poszczególni członkowie rodzin chłopskich prowadzili ruchliwe życie, raz po raz zmieniając miejsce pracy i zamieszkania. Również całe rodziny komornicze odchodzą z jednej wsi i przenoszą się gdzie indziej. Syn chłopa z Wałowic mówił, że jego dwaj bracia przemieszkują w podkrakowskim Zwierzyńcu, a on sam prowadzi życie człowieka luźnego 41. Co się stało z gospodarstwem rodziców po ich śmierci, nie wiadomo, ale wiadomo, że synowie przenieśli się gdzie indziej. Kiedy indziej znów jeden syn chłopa z Rybnej, i to półrolnika, wędruje jako luźny, podczas gdy drugi posiada w Krakowie dwa domostwa, tutaj mieszka, zaś utrzymanie zdobywa pływając,z żydowską solą do Warszawy 42. Złapany w Krakowie Jan Wiśniewski zeznaje, że matka jego przeniosła się z rodzinnej wsi Bodzowa i jest komornicą w podkrakowskim Biskupiu 43. Inny znów mówi, że matka jego przybyła spod Lanc-korony na komorę do Krzeszowic44. Jan Wieczorkowski, którego ojciec mieszkał w Niepołomicach, miał dwóch braci, ale ani jeden nie uprawiał roli: jeden był „grubarzem" (grabarzem) w Krakowie, drugi „na flis chodzi w lecie, a w zimie garnkami przekupuje". Z nim właśnie wspomniany 39 J. Rutkowski, Studia nad położeniem włościan w Polsce XVIII wieku, s. 211, tab. V. [w:] tegoż, Studia z dziejów wsi polskiej XVI—XVIII wieku. Warszawa 1960. 40 Ludność Czubrowic w 1790 r. według AP-IT 181. Lustracja z r. 1789 (s. 122 i n.) podaje dane inne: 68 gospodarzy, dwóch luźnych i ubogiego. Gospodarze mieli 102 synów i 95 córek, pozostali — l syna i 3 córki. Razem było 207 dzieci. 41 AP 891, s. 50, r. 1785. 42 AP 884, s. 125 i n., r. 1776. 43 AP 884, s. 113, r. 1776. 44 AP 884, s. 34, r. 1775. 4 — Ludzie luźni w osiemnastowiecznym Krakowie 50 Jan Wieczorkowski prowadził „przekupieństwo garnkowe" przez pięć lat 45. Dla tych ludzi zda się, że nie istniało poddaństwo ani przywiązanie do ziemi. Bywało bowiem, że rodzina rozchodziła się i gospodarowała na roli w dobrach należących do różnych właścicieli. Ojciec luźnego Marcina Musiała był zagrodnikiem w Raciborowicach, wsi kapituły krakowskiej, ale brat jego otrzymał gospodarstwo w Wiecławicach, wsi pojezuickiej znajdującej się w posesji Jana Krosnowskiego, starosty snochowskiego. Sam Marcin Musiał, który się w żadnej z tych wsi nie uplasował, powędrował do Krakowa, ,,bo chciał robotę u mularzy" 46. Tego rodzaju wędrujące rodziny spotykamy nie tylko wśród chłopów, ale również mieszczan. Tak jedne, jak i drugie próbowały czasem osiadać w Krakowie lub na jego przedmieściach 47. Sam fakt przenoszenia się z miejsca na miejsce całej rodziny sprzyjał odrywaniu się poszczególnych osobników pochodzących z tych rodzin oraz kierowaniu się ich na drogę całkowitej luźności. Poprzednio wspomniano, że największa ilość ludzi luźnych wywodziła się z rodzin komorniczych, a więc takich, które nie były „glebae adscripti", mogły do wsi przyjść i mogły ją opuścić. Nie można jednak stawiać znaku równości pomiędzy komornikiem a człowiekiem luźnym. Granica co prawda była płynna, ale istniała. Komornik posiadał miejsce stałego zamieszkania. Mógł wychodzić ze wsi w poszukiwaniu zarobku, najczęściej jednak zbyt nie oddalał się od niej: pracował u kmieci i bogatszych chłopów albo na dłuższych kontraktach, albo dorywczo w okresie pilnych prac w polu 48. Nie oznacza to, by niejako automatycznie rodziny komornicze znajdowały się w ustawicznej wędrówce przerywanej tylko czasowym zatrzymywaniem się w jednej lub drugiej wsi. Wiadomo, że gospodarka wiejska, zarówno chłopska, jak i folwarczna, potrzebowała ich i starała się o jakieś ustabilizowanie i wyeliminowanie ich ruchliwości. Stabilizacja ta była oczywiście ustalona na poziomie niskim. W zestawieniu powinności jednej z gromad czytamy: „Ciż (kmiecie) po jednej komornicy mieć powinni, którym według dawnego zwyczaju jęczmienia po zagonie, grochu po zagonie, prosa po zagonie dają i komorę osobną do schowania". Ich obowiązkiem 45 AP 887, s. 148 i n., r. 1781. 46 AP-K 278, s. 126, r. 1793. O powyższych wsiach por. Materiały do słownika..., s. 254 i 322. O Krasnowskim jako dzierżawcy i prześladowcy poddanych por. Księgi referendarii koronnej, t. I, s. 73 i 372, oraz t. II, s. 48. 47 Przykładowo AP 882, s. 68, r. 1757. Szerzej o tym niżej oraz w rozdziale III. 48 O dużej ruchliwości komorników, którzy „nieradzi na jednym miejscu siedzą", pisał wcześniej J. K. Haur (por. A. Podraża, Jakub Kazimierz Haur pisarz rolniczy z XVII wieku, Wrocław—Warszawa—Kraków 1961, s. 60). Por. również G i e-r o w s k i, Ludzie luźni na Mazowszu..., s. 166, oraz tegoż, Kartki z rodowodu biedoty wiejskiej, s. 68 i n. 51 była jednodniowa praca w tygodniu oraz obowiązek najmu przymusowego za określoną zapłatą 49. Obok utrzymywania komorników na koszt kmieci również folwark wykorzystywał ich w większym zakresie, dając im w zamian za to ordynarię. „Które zaś kumornice ordynaryje brać będą, te cały tydzień w lecie robić powinny". „Komornice odbywają pańskie po 6 dni w tydzień — za co otrzymują ordynarię" — czytamy często w zestawieniach powinności różnych wsi50. Wymieniając te sposoby „przywiązywania" komorników do wsi zwróćmy uwagę na to, że o wiele częściej występują tu kobiety-komornice, co stanowi niejakie wytłumaczenie, dlaczego jest ich mniej wśród zarejestrowanych luźnych. Po prostu związane były silniej ze wsią czy folwarkiem, albo też szły wprost do Krakowa na służbę nie klucząc od wsi do wsi. Niejednokrotnie w wypadkach konkretnych zeznań trudno określić, czy chodzi o komornika, czy człowieka luźnego. Niejaki Józef Bielawski ze wsi Książnice w okolicach Wieliczki prowadził ruchliwy żywot służącego u szlachty i duchowieństwa, żołnierza armii austriackiej, aż w końcu dotarł do wsi Radłowo, gdzie mieszkał komorą u chłopa. Przez dwa lata łowił ryby w Dunajcu i sprzedawał je Żydom i „w polu robił u ludzi", podczas gdy żona „była na posługach u ludzi". Przez dwa lata więc prowadził typowy żywot komorniczy. Aż nagle wybrał się z żoną do Warszawy, gdzie „chcieli służbę dostać". Ponieważ uznano, że był dezerterem .z wojska cesarskiego, nie przyjęto go do gwardii. Powrócili przeto do Ra-dłowa. gdzie żona pozostała, a on sam — jak mówił — „chodziłem z sakwami po wsiach". Dostał się następnie do typowo przestępczej grupy, z którą dokonywał napadów 51. Sezonowa praca wykonywana poza miejscem zamieszkania, z dala od niego, mogła prowadzić do zejścia na szlak życia luźnego. Komornik więc mógł się stać człowiekiem luźnym. Ale najczęściej stawały się nimi dorastające dzieci komornicze, które w gospodarstwie domowym rodziców nie mogły znaleźć utrzymania i już wcześnie musiały je opuszczać, by imać się pracy zarobkowej. Najczęściej pierwsze rozluźnienie związków z gospodarstwem rodzinnym, rozluźnienie, które następnie będzie się pogłębiało, polegało na pracy u tego sąsiada w danej miejscowości, który potrzebował parobka. To stwierdzenie wielokrotnie pojawia się wśród zeznań. Oto Jan Kolańczyk z Minogi, którego matka siedziała tam na komorze, mówi: „w Minodze za parobka sługiwałem" 52, Regina Bednarzówna ze wsi Cho- 49 „Powinności gromad gruszowskich", AP Castr. Crac. Rei. 208, s. 1886, r. 1777. „Powinności dla gromad imbramowickich" tamże, s. 1393. 50 AP Castr. Crac. Rei. 208, s. 376 (wieś Moczydło), s. 2999 i n. (wieś Jakubowice); obydwie z 1777 r. Por. także rozróżnienie komornic skarbowych, kątnych i dniowych (tamże, s. 635, wieś Kępie, i s. 718 i n. wieś Olszówki). 51 AP 881, s. 213 i n., r. 1756. 52 AP 891, s. 114, r. 1785. 52 rowica pracowała początkowo w miejscowym dworze, a potem u kmiecia; jej rodzina (zapewne komornicza) należała do wiejskiej biedoty, skoro matka po śmierci ojca „po prośbie chadzała" 53. Albin Kleszczowicz z Kró-lówki zeznaje: „w młodości służyłem we wsi" 54. Józef Stańczyk ze Szczepanowie mówił: „zawsze za parobka służę w Szczepanowicach". Zarówno on, jak i jego rodzina prowadziła typowy żywot wiejskiej biedoty: matka siedziała komorą, dwóch braci służyło za parobków, a trzeci był chałupnikiem 55. Paweł Standa z Pałecznicy „sługiwał od młodości za podparob-czego" 56. Jakub Tumana z Gotkowic służył u miejscowego pasterza57. Niektórzy w młodości pasali gromadzkie bydło. Niekiedy pracowali u miejscowego dziedzica, plebana czy latyfundialnego komisarza. W Mogile pod Krakowem Jan Kuropatwa, syn karbowego, służył początkowo u przeora cystersów za hajduka, a potem u miejscowego rzeźnika 58. Zaś Jana Kochańczyka, syna półrolnika ze wsi Dłużec, zatrudnił komisarz dziedziczki, starościny wolbromskiej, który z kolei „przekazał" go do służby u Żyda arendarza 59. U proboszcza znalazł pracę syn zagrodniczej rodziny, z Przegini, należącej w tamtejszych warunkach do lepiej uposażonych w ziemię. Czasem pierwszy krok w kierunku rozluźnienia więzi z rodziną i środowiskiem "był większy, gdy osobnik taki nie znajdując pracy w danej wsi szukać jej musiał w okolicach. Jeżeli wieś znajdowała się w pobliżu Krakowa, często tam właśnie jego pierwszy krok prowadził. Tak uczynił syn komornika z Łuszczanowic, wsi odległej od Krakowa o 15 km, Franciszek Nowak 60. Podobnie syn półrolnika z Prokocimia, Jan Lelak, podążający prosto do miasta 61, czy Stanisław Bukowski z podkrakowskich Bielan początkowo służący u kamedułów, do których wieś należała, a później wędrujący do Krakowa 62. Piotr Szczepanowski, syn komornika i równocześnie szkotaka z Bieńczyc, pomagał ojcu gnać bydło do miasta, aż w końcu podążył tam sam, i to na stałe, krocząc wydeptaną przez siebie drogą 63. 53 AP 880, s. 22, r. 1750. 54 AP 880, s. 24, r. 1750. 55 AP 880, s. 47, r. 1750. 56 AP 880, s. 76, r. 1750. 57 AP 880, s. 224, r. 1752. 58 AP 882, s. 136, r. 1759. 59 Odnośnie do Kochańczyka: AP 893, s. 4, r. 1788. Jego ojciec to chyba Jędrzej Kochan użytkujący pól ćwierci lana. Por. Lustracja z r. 1789, t. I, s. 239, nr 54. Sprawa Jakuba Nobisa: AP 886, s. 104, r. 1779. 60 AP 882, s. 270, r. 1761. 61 AP 882, s. 344, r. 1763. 62 AP 885, s. 37, r. 1777. 63 AP 894, s. 78 i 81, r. 1790. 53 Sytuacje podobne dominowały nie tylko w rodzinach komorniczych: kilka powyżej przytoczonych przykładów informuje nas, że synowie i córki kmieci, zagrodników i chałupników również szły pracować poza gospodarstwem rodzinnym. A oto inne: Jan Czapla, syn zagrodnika z Czernichowa, zeznawał: „służyłem po różnych miejscach"64. Marcin Wrona, syn zagrodnika z Gotkowic w starostwie ojcowskim, poszedł na służbę do Krakowa65. Antoni Baran, którego matka miała rolę w podkrakowskiej Przegini, również znalazł zatrudnienie poza gospodarstwem rodzinnym66. Franciszek Noworyta zeznawał, że „ojcowie na karczmie siedzą" w Krzeszowicach. On zaś, który został zabrany do wojska pruskiego i który stamtąd uszedł, do rodziców nie wracał, lecz „po służalsku" chodził w okolicach Krakowa67. Można byłoby mnożyć owe przykłady „pierwszego kroku", pierwszej pracy poza rodziną. Dodać wszakże trzeba, że u każdego z wyżej wymienionych następowały zaraz „kroki" dalsze w postaci pracy w innych miejscowościach, prowadzącej do stopniowego rozluźnienia więzów i coraz wyraźnie j szego wkraczania danego osobnika na tory życia człowieka luźnego. Nie należy tego rozumieć tak, by przez przyjęcie pracy najemnej droga ku luźności stawała się nieuchronną koniecznością: oscylowanie między pracą u obcych a pracą w rodzinie zdarzało się, choć nie tak często, jak wspomniane odchodzenie od gospodarstwa rodzinnego. Syn za-grodniczy ze wsi Gebla Stanisław Marcinkowski pracował początkowo w tejże wsi jako parobek. Zeznał jednak: „od Nowego Roku jestem przy ojcu, żebym pańskie odrabiał, bo ojciec jest już w latach" 68. Franciszek Ziąbek, syn kmiecia z Sielca koło Rudawy, mówił: „częścią przy ojcach moich robiłem, częścią we dworze za fornala służyłem, potem do dworu siedleckiego IchM XX Karmelitów bosych odprawiwszy się zostawałem u ojców" 69. Podobnie Ignacy Gadek, syn dwudniowego ćwiert-nika sprzężajnego z Zielonek, który zeznawał: „ z młodości lat moich często obchodziłem się i sprawowałem wysługując częścią u ojców, częścią u innych kmieciów wyrabiając lub zagrodników do żniwa chodząc"70. Na pewno ani pierwszy, ani drugi nie są typowymi ludźmi luźnymi, jeszcze pozostawali związani ze swą rodziną. Ale więzi uległy osłabieniu i teraz lada przyczyna, przypadek mógł spowodować pogłębienie tego rozluźnie- 64 AP 882, s. 106, r. 1759. 65 AP 886, s. 123, r. 1779. 66 AP 886, s. 166, r. 1779. 67 AP 881, s. 106, r. 1754. 68 AP 882, s. 231, r. 1761. 69 AP-K 275, s. 13, r. 1778. 70 AP-K 275, s. 16, r. 1778. 54 nią, którego wynikiem było skierowanie ich kroków ,,na gościniec". Faktycznie to właśnie nastąpiło: spotykamy ich w Krakowie jako ludzi luźnych. Niekiedy sytuacje były odmienne od opisywanych poprzednio, można by je określić jako „rozluźnianie więzów w drodze". Niejaki Wojciech Napiórkowski, syn komornika, towarzyszył ojcu wędrującemu za zarobkiem. Dotarli razem do Warszawy, gdzie się rozstali, a syn pozostał w stolicy i tu długo bawił się służbami, w końcu się nawet ożenił. Potem powędrował z rodziną do Krakowa i zamieszkał tutaj na Zwierzyńcu. Zeznał, że „dzieci i pasierb chodzą po Polsce". Jeden z synów powrócił wprawdzie z owej wędrówki, podjął służbę, ale oskarżony o kradzież uszedł71. W tych kilku lapidarnych zdaniach zamknięte mamy losy życiowe trzech pokoleń balansujących pomiędzy zupełną luźnością (wędrówki dziadka, ojca i syna) a półluźnością i wyrobnictwem (osiedlenie się na Zwierzyńcu); losy życiowe, których tłem była jakaś wieś bliżej nam nie znana, dalej Warszawa, Kraków i jakoś ogólnie określona „Polska", po której wędrują przedstawiciele tego trzeciego pokolenia. Czasem tłem była wszakże jedna tylko wieś. Ojciec zeznającego Stanisława Wójcickiego był ogrodnikiem w dworze bronowickim, a potem został tam gospodarzem (nie wiadomo, czy gospodarzem dworu, czy gospodarzem-rolnikiem), zeznający był tamże przez 10 lat komornikiem, a jego syn służył we wsi do bydła. I oto po 10 latach siedzenia komorą Stanisław Wójcicki opuścił wieś i ruszył w świat 72. A oto wypadek inny. Starszy chłop Andrzej Kozłowsld ze wsi Grabieć poszukuje zarobku, bo chałupę i gospodarstwo oddał synowi. Zeznawał: „przy nim siedzę (tj. przy synu), robię sobie na kawałek chleba, gdzie mi się trafi robota". Ale choć posiadał komorę przy synu, to praca zarobkowa zmuszała go do dłuższego przebywania w Krakowie, gdzie mieszkał w szopie przy składzie solnym razem z kilkunastu innymi tak jak on poszukującymi zatrudnienia 73. Stanowiło to rzadki wypadek. Nie wspominając już o tym, że Kozłowski był raczej wędrującym komornikiem niż typowym człowiekiem luźnym, udział wysłużonych rolników, którzy oddali swoją ziemie dzieciom, a sami poszli „na gościniec", był niewielki w ogólnej masie luźnych 74. Zdecydowaną przewagę posiadały jednostki młode. Można się domyślać, że gdy Kozłowskiemu nie stanie już sił do dalszej pracy w Krakowie, powróci do 71 AP 881, s. 256, r. 1757. 72 AP 882, s. 57, r. 1757. 73 AP 880, s. 258, r. 1753. 74 W przeciwieństwie do Śląska, gdzie w XVIII w. było ich wiele. Por. P. F r a-uenstadt, Bettel- und Yagabundenwesen in Schlesien von 16 bis 18 Jahrhundert, „Zeitschrift fur die gesamte Strafrechtswissenschaft", t. 17, 1897, s. 712—735. 55 wsi rodzinnej i albo będzie żył u syna na komorze, albo też zostanie miejscowym (ale tylko miejscowym) żebrakiem przy kościele 75. Co prawda zdarza się, że autentyczny komornik ześlizgnął się na równię pochyłą wiodącą ku zupełnej luźności. Takim momentem mógł być okres pomiędzy opuszczeniem jednego miejsca zamieszkania a znalezieniem drugiego. Zwłaszcza jeżeli poszukiwanie się przedłużało. Kazimierz Żurek siedział na komorze w rodzinnej wsi Przytkowice. Komorę tę opuścił z nieznanych powodów, ale nie mógł natychmiast znaleźć innego „przytulenia". Zeznawał: „tylko rok, gdy nie mogę kawałka ziemi dostać". I natychmiast niemal wchłonął go szlak życia człowieka luźnego: dostał się do Krakowa 76. W jego „curriculum vitae" zamknął się jeden rozdział -ten komorniczy — a rozpoczął się nowy. Przykłady stopniowego odrywania się przez pracę najemną od rodziny i wsi można by mnożyć. Ale oprócz ewidentnej niewydolności gospodarczej komornika wyżywienia i utrzymania jego rodziny, niewydolności rozciągającej się także na inne kategorie majątkowe mieszkańców wsi, dużą rolę odgrywała całkowita dezorganizacja gospodarstwa spowodowana takim wydarzeniem losowym, jak śmierć ojca, głowy rodziny, kierującego całym gospodarstwem. Jeżeli pozostawała po nim wdowa, a brak dorosłych synów uniemożliwiał prowadzenie gospodarstwa, wówczas ziemię oddawano najbliższemu krewnemu zmarłego. Wtedy to wdowa i nieletnie dzieci szły na komorę 77, a ich koleje życia toczyły się normalnymi komorniczymi torami. Inaczej było, jeżeli rola była zakupna, ale i wtedy pozostawała otwarta kwestia, kto ma ją uprawiać, gdy rodzina nie mogła sobie pozwolić na najemnika 78. Mateusz Stachowicz spod Skały, syn polowego, opowiadał, że po śmierci ojca matka siedziała we wsi komorą, a on sam „sługiwał za parobka" 79. 75 O ilości i znaczeniu żebraków w zbiorowości ludzi luźnych por. następny rozdział. O ojcach „na komorze" por. Lustracja woj. krakowskiego, I, Wrocław 1962, s. 120 (wieś Szklary Królewskie nr 26, 40, 41), s. 126 (Czubrowice nr 60) i in. O przy-parafialnych ubogich stale mieszkających we wsi por. również ta Lustracja, cz. I, s. 129. 76 AP 884, s. 249, r. 1776. 77 J. R a f a c z, Zwyczaje spadkowe włościan w Polsce, „Biblioteka Puławska. Seria prac społ.-gosp.", Warszawa 1929, nr 12, s. 23 i n. T. U l a n o w s k i, Starodawne prawa polskiego pomniki, t. XI, nr 3711, cytuje przykład, że wdowa z niedorosłymi dziećmi odpada od spadku, bo „dać sobie żadnej rady nie trzeciźnie będąca nie może", ale dzieciom po dorośnięciu zastrzega „bliższość do odkupienia tej trzecizny". Por. również J. Rutkowski, Studia nad położeniem włościan w Polsce XVIII w., s. 200 i n. 78 K. Dobrowolski, Włościańskie rozporządzenia ostatniej woli na Podhalu w XVII i XVIII wieku, Kraków 1933, s. 62; por. też J. W i a t r o w s k i, Z dziejów latyfundium klasztoru klarysek ze Starego Sącza (XIII—XVIII wiek), Zeszyty Naukowe Uniw. Wrocławskiego Seria A, nr 13, Wrocław 1959, s. 138. 79 AP 882, s. 12, r. 1759. 56 Zofia Jaroszówna ze Staniątek po śmierci męża, który uległ wypadkowi w Wieliczce, wyszła ze wsi, by szukać pracy, i dotarła do niedalekiego Krakowa80. Sytuacja pogarszała się, gdy umierali oboje rodzice. Wtedy sieroctwo określało dalsze koleje życia dzieci. Jan Damaszewicz z Góry koło Mszany opowiada, że po śmierci rodziców „tylko mnie baba do Wieliczki w małości przyniosła i tak ja koło Wieliczki pasałem bydło", potem pracował u kmiecia, i kontynuuje: „jak nie mogłem dostać służby, chodziłem po Wieliczce po prośbie" B1. Czasem sieroty brali do siebie krewni, czasem dwór. Niemniej na dalszych kolejach ich życia ciążył fakt rozluźnienia jakichkolwiek więzów 82. Opisy takie można mnożyć, wiele jest podanych ,,expressis verbis". Inne występują w krótkich relacjach o śmierci rodziców, za którymi to wiadomościami można się domyślać istnienia takich dezorganizujących momentów. W każdym razie śmierć automatycznie niejako stawiała rodzinę zmarłego w gorszej sytuacji majątkowej i społecznej w gromadzie. A równocześnie sprzyjała odrywaniu się jednostek i kierowaniu ich kroków na szlak luźności. Z tymi wydarzeniami przebiegającymi na progu dwóch pokoleń, t j. umierającego przedwcześnie ojca i gospodarza i jego dzieci, korespondowały i inne. Mianowicie zagadnienia „progu pokoleń" w warunkach, gdy dzieci były już dorosłe, gdy mogły gospodarstwo przejąć. Poprzednio podane przykłady wśród innych danych zawierają również wiadomości o tym, jak różne były sytuacje życiowe, w których znajdowali się członkowie jednej rodziny. Jeden brat prowadzi żywot człowieka luźnego, a drugi posiada dwa domostwa na Zwierzyńcu, obydwaj zaś byli synami podkrakowskiego chłopa. Trzech braci siedzi na rolach we wsi Opatkowice, dwóch pracuje w Krakowie, a w końcu ostatni z nich to typowy luźny pracujący na terenie Krakowa 83. Jakub Bilski z Chrobrza był człowiekiem luźnym, ale jego brat był kmieciem84; cytowany Wójcicki z Bronowic był komornikiem, ale jego brat ogrodnikiem, a siostra wyszła za mąż za miejscowego zagrodnika 85. Czasem istotną przyczyną odejścia od rodziny czy jej rozproszenia się był zwykły głód. Klęska ta dotykała przede wszystkim ubogich mieszkańców wsi, ale i zamożniejsi byli wobec niej bezbronni. Ciekawe, że wypadki takie podane „expressis verbis" najczęściej zdarzają się w pierwszej połowie wieku. Zeznania tego rodzaju, jak „zima przyszła teraźniejsza, nie 80 AP 883, s. 367, r. 1768. 81 AP 884, s. 19, r. 1775. 82 Por. przypisy 36—38 niniejszego rozdziału. 83 AP-K1 49, s. 45, r. 1789. 84 AP 884, s. 180, r. 1776. 85 AP 884, s. 178, r. 1776. 57 miałem się czym żywić" 86, ,,w przeszłe ciężkie lata przeszedłem tu był na tę stronę Wisły z nieboszczką żoną i osiadłem na chałupie w Węgrzynowi-cach" 87, „służyłem za młodu na wsi, potem w złe czasy przyszedłem do Krakowa" 88. Ten ostatni z biedy przyszedł do miasta, ale inny, który tu służył i „wyrabiał", zeznaje: „jak złe czasy były, służyłem po wsiach lat dziewięć za parobka" 89. Głód zmuszał do wędrówek, zmuszał do kradzieży, która prowadziła do aresztu, więzienia, a to z kolei do dalszych kroków „luźnych" 90. Niejaki Jakubowicz ze wsi podgórskiej, który po wsiach do bydła służył i na flis chodził, opowiada, jak to raz zeszli się on i jego kompani. Urban ,,co tu siedzi (na ratuszu) rzekł do wszystkich: bieda wielka, żeby gdzie iść, aleśmy nigdzie nie szli", zdecydowali się na kradzież, która zawiodła ich na ratusz91. Wydaje się, że choć nie wszyscy zeznający jasno podają istotne powody odejścia, to jeden z nich wyraził je najdobitniej mówiąc „odszedłem od ojców, bo bieda była" 92. To samo mniej więcej stwierdza instruktarz ekonomiczny z Guzowa na Mazowszu, choć pochodzący z zupełnie innych terenów. Czytamy tam, że istniejąca na wsi „nierówność sprawuje dumę i hardość w bogatych, a zazdrość i rozpacz u ubogich, przez co pierwszy straszy, że pójdzie, drugi prawdziwie wieś i dom porzuca" 93. Wskazuje to wszystko na niejednakowe szansę uplasowania się poszczególnych członków rodziny chłopskiej w środowisku wiejskim, w sytuacji, gdy warunki ekonomiczne nie gwarantowały wszystkim przedstawicielom liczniejszego „drugiego pokolenia" utrzymania takiego statusu w ramach społeczności chłopskiej, jaki był udziałem ich rodziców. Nie zawsze było możliwe, by każdy syn kmiecia, zagrodnika czy chałupnika pozostał w tej kategorii. Ci. którzy gospodarstwa nie dziedziczyli, a przez dwór nie zostali osadzeni gdzie indziej, szli pracować jako najemnicy. Czynnik demograficzny podporządkowany był ekonomicznemu, gdyż stan agrarnej ekonomiki polskiej powodował wówczas, że wieś nie była w stanie wchłonąć całego przyrostu ludności i zagwarantować jej ustabilizowanych warunków życia. Zwiększenie ilości gospodarstw chłopskich prowadziło do zmniejszenia ich areału, gdy ilość ziemi użytkowanej przez chłopów wzrastała powoli lub pozostawała ta sama. Proces rozwarstwienia wsi, 86 AP 873, s. 196, r. 1718. 87 AP 887, s. 29, r. 1741. 88 AP 877, s. 84, r. 1741. 89 AP 878, s. 273, r. 1746. 90 Charakterystyczne zeznanie parobka: „com zarobił na młócce albo na inszej robocie, to my się tym posilali, aż potem jak bieda bardzo wielka była z nami, przyszedł brat do mnie tego roku i namówił mnie na kradzież". AP 878, s. 235, r. 1745. 91 AP 894, s. 23 i n., r. 1790. 92 AP 884, s. 85, r. 1775. 93 Polskie instruktorze ekonomiczne, t. I, wyd. S. Pawlik, Warszawa 1917, s. XX i 277. 58 mnożenie się rodzin tych kategorii społecznych, które nie mogły wyżyć ze swego drobnego nadziału ziemi i wręcz były z niego spychane, potęgowały ewentualność, że ci wszyscy, co nie mogli się na wsi utrzymać, ześlizną się na szlak życia człowieka luźnego. Odwrotną stroną tego procesu była uporczywa walka prowadzona przez chłopów o powiększenie swego areału 94. Toczyła się ona w obliczu potęgującego rozwarstwienia, rozdrobnienia i pauperyzacji gospodarstwa chłopskiego. Jakiekolwiek były przyczyny odrywania się jednostek od dotychczasowego środowiska, charakterystyczna była - - wspomniana już - - swoboda w opuszczaniu wsi przez dzieci wywodzące się z rodzin poddanych chłopów. W sumie ów pierwszy krok w kierunku luźności związany był z koniecznością szukania pracy najemnej. Posiadał on czasem swoje fazy. Było to wówczas, gdy dany osobnik pracował kolejno u coraz to innych gospodarzy rodzinnej wsi. W końcu jednak następował krok dalszy: odejście ze wsi. Mogły się tu przyplątać rozmaite okoliczności dodatkowe i przypadkowe, ale zrozumiałe tylko w świetle uprzedniego rozluźnienia więzi ze środowiskiem. W większości wypadków to nie fantazja ani swoisty eskapizm, o jaki po części historycy podejrzewali ludzi luźnych, lecz ekonomika wciskała się do rodzin chłopskich określając los ich synów i córek, zmuszając do szukania pracy poza gospodarstwem rodzinnym, które zagwarantować tego nie było w stanie. 4. Do przyczyn strukturalnych zaliczono również takie, które wynikały z ingerencji zwierzchności feudalnej w życie wsi i chłopów. Obojętne, czy ingerencja ta miała charakter sądowy, czy wkraczała w sferę gospodarczą. Co prawda odblaski konfliktów klasowych i usuwanie na tym tle „burzycieli" wsi znajdują w krakowskich zeznaniach ślady niewielkie. I to pomimo że w najbliższych okolicach Krakowa istniały wsie, w których walka klasowa przybierała formę długoletnich sporów i w których zdarzały się wypadki „wyświecania" ze wsi. Tak było w królewskim Kaszo-wie, skąd wyzuto z posesji karczmarza i wygnano ze wsi sześciu poddanych „jako niepoprawnych i wzburzycielów", konfiskując im majątek 95. Być może, że nie dotarli do Krakowa, być może również, że osiedlili się na przedmieściach i nie dali powodu do aresztowania. Docierają jednak do Krakowa ofiary pańskiej samowoli. Stanisław Koczwara, syn rolnika z pojezuickiej wsi Więcławice, od r. 1783 będącej w posesji Krosnowskiego, starosty snochowskiego, zeznawał tak: „ojciec i matka żyją w Kantorowicach, mieszkają komorą; pan im ze wsi wyjść 94 B o b i ń s k a, op. cit., s. 282 i n. 95 Księgi referendom koronnej, t. I, wyd. A. Keckowa i W. P a ł u c k i, Warszawa 1955, s. 498 i n. (sprawa karczmarza J. Bertola z 1779 r.), t. II, s. 233 i n. (wyrok z 1781 r.). 59 kazał z Więcławic nie za to, że kradli, tylko że gdy im przykrość czynił w zabieraniu bydła do inwentarza, odezwali się, że najdą na niego sprawiedliwość, choćby do samego króla iść mieli. Dlatego się im wyprowadzić kazał" 9S. W innym wypadku ingerencja dworu spowodowała ucieczkę, a następnie wkroczenie na szlak luźności tkacza ze wsi Dłużec Kaspra Starona. Trzymał on karczmę, a gdy — jak mówił — „zarobiłem trochę grosza i postawiłem chałupę przy karczmie, wówczas zmuszono mnie, żebym rozrzucił moją chałupę i żebym ją przeniósł na zagrodę". Ponieważ nie chciał tego uczynić, zesłano mu dworską egzekucję, a on „zostawiając dziatki i żonę" uszedł do Krakowa. Nie szukał tu pracy, bo przezornie zabrał ze sobą pieniądze 97. Do zerwania więzów przyczyniały się także konflikty z przedstawicielami dworskiego aparatu ucisku. Poniższe przykłady, choć ciężar gatunkowy ich jest różny, świadczą o tym dowodnie. Ukarany za pobicie pachołka dworskiego Jakub Bilski z Chrobrza opuścił wieś i po krótkim pobycie w sąsiedztwie u krewnych zaczai wędrówkę. A przecież rodzina jego biedna nie była: ojciec był polowym, jeden z braci kmieciem98. W drugim wypadku podstarości pobił dwudniowego zagrodnika z podkrakowskiego Dąbia, a ten przerażony uszedł do miasta". Jeśli pierwszy wszedł „na gościniec" w sposób zdecydowany, to przed drugim taka perspektywa dopiero co się otwarła; pójdzie tą drogą dalej, czy wróci do wsł, nie wiadomo. Podobne skutki powodowały konflikty wewnątrz wsi między chłopami bogatymi i biednymi. W Racławicach, wsi należącej do starostwa rabsztyń-skiego, „młynarz uprzywilejowany" Jan Pieniążek „dobrał sobie kompanię", kazał opuścić chałupę Wawrzyńcowi Grzegorczykowi i zburzył ją. Poszkodowany zaś ,,po cudzych stodołach i chałupach we wsi ... poniewierać się musiał, a na koniec ze wsi, a nawet ze starostwa ... dla Pieniążka ustawicznych kłótni wynieść się musiał" 10°. Wszystkie wymienione powody wkroczenia na drogę luźności były charakterystyczne nie tylko dla XVIII wieku, wypadki podobne można było dostrzec i wcześniej, w XVI czy XVII w. Jeżeli jednak schyłek istnienia Rzeczypospolitej, zwłaszcza druga połowa XVIII w., był epoką odrębną, to dlatego, że procesy te przebiegały wówczas w sposób spotęgowany i przyspieszony. Wiadomości wskazujące na stałe zwiększanie się liczeb- 96 AP 894, s. 85, r. 1790. 97 AP 893, s. 16, r. 1788. Szło tu chyba o wieś Dłużec w starostwie wolbromskim (wieś Dłużne nie jest znana), gdzie występuje poddany o podobnym nazwisku (Karon). Por. Lustracja woj. krakowskiego, cz. I, Wrocław 1962, nr 52 i 53, s. 239. 98 AP 887, s. 127, r. 1781. 99 AP 884, s. 11, r. 1774. 100 Ap castr. Crac. Rei. 215 A, s. 629, r. 1784, 60 ności ludzi luźnych w Krakowie (rozdział I) oraz częste informacje o rozluźnianiu się więzów łączących jednostkę ze środowiskiem wiejskim (rozdział II) wniosek ten potwierdzają. Natomiast słabe reperkusje miały wśród ludzi luźnych te wszystkie pociągnięcia dziedziców, które prowadziły do przesunięć z gospodarstw lepszych na gorsze. Przecież na terenie Małopolski wypadków takich było wiele101. Tymczasem w Krakowie spotyka się jedynego' Alberta Time z Sokolnik w kluczu sieleckim należącym do biskupstwa krakowskiego. Opowiadał: „Byłem na kmiecej roli, ale mi ją odebrali. Teraz u stryja komorą siedzę". Tego kmiecia zdegradowanego na komornika spotykamy w Krakowie w charakterze poszukującego sprawiedliwości u biskupa 102. Droga „w dół" zapoczątkowana przez usunięcie go z roli mogła postępować dalej. Jednakże kmieci przesuniętych na gospodarstwo mniejsze i zapewne kurczowo trzymających się wsi rodzinnej mało spotyka się wśród luźnych. 5. Drugą z kolei dużą grupą liczebną byli ludzie luźni pochodzący z samego Krakowa oraz bliższych lub dalszych miast i miasteczek, słowem, pochodzenia mieszczańskiego lub miejskiego. Z góry należy powiedzieć, że spośród 477 wynotowanych luźnych tej grupy pochodzenia najbardziej interesujące dane podają krakowianie. Na tej podstawie można dokładniej ustalić mechanizm przechodzenia do zbiorowści ludzi luźnych. W przeświadczeniu prawodawców XVIII wieku ludzie luźni pochodzili ze wsi: w projekcie prawa dla miast z r. 1791 autorzy godząc się na nadawanie im obywatelstwa miejskiego dodawali „nie inaczej jednak jak za dokumentami wolność przez dziedziców nadającymi" 103. Stanowisko to podzielała ówczesna publicystyka dopatrując się wzrostu liczby ludzi luźnych w miastach przede wszystkim w ich napływie ze wsi. Dostrzegając nędzę mieszczaństwa nie widziano, że i ta kategoria społeczna przyczyniała się do zwiększania liczby ludzi luźnych. Było charakterystyczne, że z jednej strony do Krakowa ciągnęły rzesze luźnych pochodzących spoza miasta, ale tu poszukujących pracy, a równocześnie procesy przebiegające w społeczności miejskiej deklasowały część jego mieszkańców zmuszając ich do pracy poza terenem Krakowa. Dlatego kierunek wędrówek za pracą był różnoraki: i ze wsi do miasta, i odwrotny. Luźnych pochodzenia krakowskiego wynotowano 180 osób, tj. 14,2% ogółu. Najwięcej było ich w kryzysowym dla miasta okresie w latach 1760—1769, bo 46, czyli 21,7Vo ogółu luźnych w tym. dziesięcioleciu. Mało natomiast w latach 1780—1789, bo 26; zmalał też wówczas ich odsetek (7,7) 101 B o b i ń s k a, op. cit., s. 261 i n. 102 AP 884, s. 17, r. 1775. 103 Materiały do dziejów Sejmu Czteroletniego, t. IV, Wrocław 1961, s. 78. Projekt deputacji konstytucyjnej ż 14 kwietnia 1791 r. 61 przytłoczony napływem luźnych pochodzenia chłopskiego. Mężczyzn było 124, tj. 13,6%> wszystkich mężczyzn, a kobiet 56, czyli nieco więcej, bo 20,1% ogółu kobiet. Traktując luźnych krakowskich jako całość spotykamy wśród nich 69% mężczyzn i 31% kobiet. Tych ostatnich było więc mniej niż wśród luźnych pochodzących z innych miast (34%), ale więcej niż w grupie pochodzenia chłopskiego (16%). Podobnie jak na wsi i tu na rozluźnienie wszelkich więzów narażeni byli najbiedniejsi. A więc niedouczeni terminatorzy i wieczni czeladnicy, kramarze, przekupnie, parobcy, a nawet niektórzy mistrzowie cechowi lawirujący między nędzą a jakąś półstabilizacją. Rezerwuarem byli mieszkańcy przedmieść i jurydyk, których wzrost ludnościowy przypadł na ostatnie ćwierćwiecze XVIII stulecia i wynikał z napływu ludności ze wsi i miasteczek. Łatwe osadzanie się nie było równoznaczne z uzyskaniem gospodarczej stabilizacji. Dlatego też ten ruchliwy element osadniczy biedoty podmiejskiej dostarczał dużej liczby luźnych 104. Jan Podolski podaje, że jego ojciec ,,za pachołka służy w Szarej Kamienicy", a on sam był „za pomocnika przy murarzach" 105. Pamiętając, że takie sezonowe pomocnikowanie przy murarzach wymuszało na osobniku poszukiwanie pracy w zimie, gdy murarze nie pracowali, można powiedzieć, że był to luźny wywodzący się z miejskiej biedoty. Podobnie było w wypadku Franciszka Dąbrowskiego, również wywodzącego się z krakowskiego plebsu; jego ojciec „drzewo w mieście rzynał", matka „po prośbie chodzi". Natomiast syna spotykamy trzykrotnie, i to w dużych odstępach czasowych: w r. 1763, 1765 i 1779. W r. 1763 zeznawał, że „robił za pomocnika mularza"; po 16 latach opowiadał, że wiele lat służył między gorzelnikami, a ostatnio twierdził „na flis chodzę i żywię się, jak mogę" 106. Ten przykład krakowskiego wyrobnika w drugim pokoleniu ilustruje charakter i zakres terytorialny pracy typowego luźnego pochodzącego z Krakowa. Trzymał się kurczowo miasta, w które wrósł razem ze swą nędzą: ani praca u murarzy, ani u gorzelników nie stworzyła mu znośnych warunków życia, skoro ostatnio ,.na flis chodzi i żywi się, jak może". Przykłady owego „dna nędzy" miejskiej można mnożyć. Niejaki Gorz-kowski wywodził się z podkrakowskiej Krowodrzy, ale łącznie z rodziną kręcił się w orbicie wpływów miasta. Mówił, że ojciec żebrze, matka sprzedaje kapustę, a on sam „robi nocną robotę", te najbardziej pogar- 104 O terenach podmiejskich, których ludność wzrosła w ostatniej ćwierci XVIII w., por. moją rozprawę Kraków produkujący i konsumujący. 105 AP 883, s. 11, r. 1763. .1D6 AP 883, s. 21, r. 1763 i s. 80, r. 1765; 886, s. 176, r. 1779. Jego brat, Jacek, prowadził życie podobne, tylko o szczebel niżej. Zeznawał: „Ja byle gdzie się poniewieram, bo nie mam ani ojca, ani matki... tylko do furty chodzę i żywię się, jak mogę". AP 883, s. 139, r. 1765. 62 dzane czynności czyściciela kloak 107. Inni opowiadali, że rodzice ich byli babkami albo dziadami proszalnymi przy krakowskich kościołach 108; spotyka się dzieci jakichś rzemieślników, zapewne partaczy, co to „dawniej płótna wyrabiali, a teraz są żebrakami" 109. Oczywiście, że dzieci plebsu miejskiego i przedmiejskiego były skazane na nędzę, że niezależnie od tego, czy wędrowały poza Kraków, czy też nib - - pędziły życie ludzi luźnych. Prócz tego spotyka się w źródłach liczne wypadki społecznej degradacji w obrębie rodzin mieszczan krakowskich. W jurydyce Szlak mieszkał niejaki Kurasiński, w spisie ludności określony jako murarz i mieszczanin kleparski. Ale mieszkający razem z nim brat jego Filip, który „przy bracie wyrabia" (zapewne w charakterze pomocnika murarskiego), określony został jako „luźny" no. Można zarzucić, że nie jest to ów klasyczny luźny, co to wędruje za pracą, ima się każdego zajęcia, że określenie to ma charakter zaszeregowania do zbiorowości statystycznej, a nie jest klasyfikacją jego statusu społecznego. Nie znane też pozostają dla nas dalsze jego losy. Jedna rzecz wynika bezspornie, a mianowicie że sytuacja społeczna dwóch braci była całkowicie odmienna. Inny luźny, Jan Łyszkiewicz, syn krakowskiego mieszczanina, który „płótna w mieście sprzedawał", początkowo pracował przy murarzach, potem chodził na flis, w końcu oskarżony o kradzież znalazł się na ratuszu 1U. Maria Scinoszczonka „sługująca w Krakowie" była córką szewca (zapewne cechowego), który wszakże w momencie składania przez nią zeznań był „dziadkiem przy szpitalu Św. Ducha". Ale sytuacja jej rodzeństwa była już inna: jeden z braci został księdzem, drugi sługą ratusz-nym 112. Ani fakt cechowego i mieszczańskiego pochodzenia jej ojca, ani awans społeczny brata w niczym nie zmienił kolei jej własnego życia. Podobne były losy Kazimierza Iglińskiego, również syna szewskiego. Matka po śmierci męża wyszła cb prawda za mąż po raz drugi, prowadziła warsztat, ale dla najuboższych. Igliński tak o tym mówi: „matka z tego się żywi, co trzewiki naprawia sługom różnym po kamienicach". Potem „z owocami siedziała". Jedna z jej córek sługiwała, druga wyszła za mąż za cieślę krakowskiego, zaś syn, ten zeznający, pracował u murarzy, wędrował poza Kraków, a w końcu próbował się zaczepić — bezskutecznie - 107 AP 882, s. 157, r. 1760. los Maciej Olszewski zeznał, że matka jego ongiś była przekupką, a potem żebrała. AP 884, s. 160, r. 1776; Walenty Sliwiński opowiadał, że jego ojciec, mieszczanin krakowski, „chleba prosi". AP 887, s. 7, r. 1780. 109 AP 882, s. 157, r. 1760. 110 PAN 39, s. 151 (spis ludności z 1791 r.). 111 AP 882, s. 162, r. 1760. 112 AP 886, s. 162, r. 1779. 63 u szewca113. Zofia Krobsztorfówna była córką białoskórnika, a więc mistrza tego cechu, który jako jeden z niewielu w Krakowie wykazywał pewien rozwój, ale i ona nie miała zapewnionego bytu, skoro od 8 lat „słu-giwała u różnych ludzi, najwięcej jednak między garbarzami" 114. I znów — jak w wypadku luźnych ze wsi.— widoczna była odmienność sytuacji pokolenia pierwszego i drugiego, i także różna sytuacja wśród dzieci tych samych rodziców. Wiąże się to z zagadnieniem kryzysu cechów, będącego w niejednym wypadku przyczyną zejścia na drogę luźności. Spisy pogłównego krakowskiego z połowy XVIII wieku zawierają szereg danych o ucieczkach mistrzów albo o ich „mizerii" uniemożliwiającej płacenie podatków 115. Jeśli uciekał on do innego miasta, by tam uprawiać rzemiosło, to fakt ten dezorganizował funkcjonowanie zespołu ludzi, uczniów i czeladników. Wówczas dla ludzi pozbawionych warsztatu alternatywa równi pochyłej prowadzącej ku luźności stawała się niebezpiecznie bliska. Fryderyk Sikorski, syn podkrakowskiego ogrodnika, zaczął pracę u krawca, ale gdy po trzech kwartałach mistrz uciekł, znalazł się on na bruku 116. Józef Żychliński, syn pisarza solnego z Krakowa, terminował u garncarza. Gdy mistrz odszedł, przystał początkowo do murarzy, a następnie pojechał do Warszawy; od tego momentu znalazł się „na gościńcu" m. Złapany w czasie polowania na ludzi luźnych w marcu 1790 r. na Kazimierzu Tomasz Surowczyński, profesji krawieckiej, zeznał: „przeszły mój mistrz przystał do frejkurów cesarskich i dlatego nie miałem magistra" 118. Sytuacja rzemiosła — poza nielicznymi wyjątkami, jak np. cechu garbarskiego - - była trudna choćby z powodu konkurencji partaczy. Np. w r. 1747 w cechu garncarskim było 8 mistrzów, ale poza cechem znajdowało się aż 13 przeszkodników, w tym żołnierz miejski, który w Bramie Floriańskiej garnki sprzedawał119. Nawet potężny cech murarzy i kamieniarzy, którego mistrzowie zatrudniali sezonowo znaczną ilość ludzi luźnych 12°, nie monopolizował tej dziedziny wytwórczości. Bo oto na przedmieściach znajdowało się wielu murarzy półrzemieślników i zarazem pół- 113 AP 884, s. 127, r. 1776. "" AP 887, s. 217, r. 1781. 115 Taksa symplowa z 1722 r. (co prawda z okresu głębokiego upadku miasta) podaje, że wśród 8 mistrzów rymarskich był l „miser", wśród 11 zegarmistrzów — 2, 57 krawców — 4, a 2 odeszło, wśród 70 szewców — 6, wśród 6 garncarzy — l „miser", l „non est", l „stary", l „szynkuje". AP 2782. 116 AP 882, s. 334, r. 1763. 117 AP 887, s. 35, r. 1780. 118 AP-K 278, s. 44, nr 5, r. 1790. 119 AP 2788; w innych cechach nie było lepiej: obok 16 mistrzów stolarskich było 12 partaczy, obok 14 mistrzów ślusarskich — 11. U stolarzy spotyka się „tytularnego" mistrza: „Kacper Urbański ... dla ubóstwa u inszego magistra za czeladnika służy". 120 por. Q tym w rozdziale IV. ; 64 luźnych m. Charakterystycznym przykładem był niejako Borowski z Błonia, o którym tak zeznawali zawistni przedstawiciele cechu: „Prawda jest, iż nie zawsze Borowski ... robił murarstwo, bo dawniej to był strażnikiem przy nieboszczyku Kozłowskim ... także handlował kłódkami, płótnami i innymi rzeczami, znowu także był przy p. Kozłowskiej starszej przy solnym handlu i dopiero rok trzeci temu, jak się powrócił do roboty murarskiej". Aliści okazuje się, że ów Borowski nawet wówczas, gdy zajmował się handlem, od murarskiej fuszerki nie stronił: „Choć Borowski handlował kłódkami, to i mularskiej roboty partaniną się podejmował" m. Zbyt wiele w jego życiu występuje różnorodnych zajęć, by go nie zaliczyć do elementu półluźnego; znajdował się wszakże w sytuacji o tyle lepszej, że zawsze do swej mularskiej partaniny mógł powrócić. Prologiem deklasacji było również wieloletnie „pomocnikowanie" czy terminowanie. Oligarchia „starszych" cechu wszelkimi dostępnymi sposobami hamowała możliwości uzyskania tytułu mistrzowskiego 123. Drogę do niego próbowała oczyścić z przeszkód i samowoli starszyzny Komisja Dobrego Porządku m. Istniejące mimo to hamulce powodowały istnienie żonatych i dzieciatych czeladników będących elementem półpłynnym, słabo związanych z nie lubianym warsztatem i pozbawionych perspektyw awansu. Michał Kulikowski, co prawda nie z Krakowa, lecz z Lanckorony, był przez 8 lat pomocnikiem malarskim, nim zajęcie to porzucił, by pójść na służbę. Notabene, nie otwierała ona przed nim również żadnych perspektyw 125. Spotyka się czasem beznadziejnie długie sługiwanie u murarzy, jak np. w wypadku Norberta Karpińskiego z Krakowa, który przez 13 lat „robił za pomocnika murarskiego" 126. Choć w tym wypadku trudno osądzić, czy czekał na wyzwoliny, czy też był wykwalifikowanym pomocnikiem najemnym, ale nie włączonym do normalnego cyklu cechowego dorastania do tytułu mistrzowskiego. Samowola oligarchów cechowych zamykając drogę do cechu obcym rzemieślnikom zmuszała ich do wędrówek i poszukiwania pracy, za czym mogło się kryć niebezpieczeństwo zejścia „na gościniec". Paweł Dębowski z Makowa koło Warszawy przybył do Krakowa jako wyuczony rzemieśl-nik-szewc, i tu się ożenił. Lecz do cechu nie został przyjęty. Powędrował więc do Łowicza, gdzie pracował przez rok, następnie do Oleszna (Leszna ?) i Piekoszowa. Do wędrówek przyplątały się komplikacje rodzinne, 121 M. Francie, Kraków produkujący i konsumujący, s. 164. 122 AP 883, s. 45, r. 1764. 123 J. P a c h o ń s k i, Zmierzch sławetnych. Z życia mieszczan w Krakowie w XVII i XVIII w., Kraków 1956, s. 155 i n. 124 M. Franci ć, Krakowskie Komisje Bani Ordinis 1775—1790. Prace historyczne, Zeszyty naukowe UJ, seria Historia nr 7, Kraków 1961, s. 79 i n. 125 AP 882, s. 37, r. 1757. 126 AP 882, s. 57, r. 1757. 65 bo żona powróciła do Krakowa 127. I w ten sposób otrzymujemy typ wędrującego rzemieślnika „ocierającego się" o drogę luźności. Również warunki pracy i płacy podlegające samowoli mistrzów były przyczyną degradacji. Np. Walentego Falbińskiego nie uchroniła od tego parantela cechowa; ojciec jego był cieślą, a syn w cechu ciesielskim doszedł do wyzwolin. Zeznaje: „a że mi płacić nie chcieli, ani panowie starsi, choć się na swoich magistrów przed nimi skarżyłem, sprawiedliwości mi nie uczynili, tak się udałem do mularstwa". Udał się więc do murarzy, gdzie przez osiem lat pracował jako pomocnik 128. Istotnym niebezpieczeństwem dla rzemiosła krakowskiego, zwłaszcza w połowie wieku, była niesprawiedliwa i uciążliwa repartycja podatków państwowych i miejskich. Kierował nią patrycjat, a ciężarem spadała na barki rzemieślników powodując ich zubożenie i ucieczkę z Krakowa 129. To zaś z kolei stwarzało możliwości degradacji dla ich rodzin i związanych z warsztatem czeladników i uczniów. Tę możliwość dezorganizacji warsztatu przez wysokie podatki dostrzegała późniejsza publicystyka, która przeciwstawiała położenie nie płacącego podatków rzemieślnika wiejskiego (i podmiejskiego — dodajmy od siebie) mistrzowi cechowemu w mieście, który bowiem „przez rację większej mianej ekspensy i znoszonych podatków upadać będzie" 13°. W r. 1709, a więc w okresie upadku wynikłego z wojen i zarazy morowej, tak mówił krakowski przedmieszczanin: „Jam to miał swego dorobku piekarstwo robiąc przez lat 18 ... Miałem swoją chałupę, teraz ją rozbierają w podatkach i kto chce — rozbiera, że w niej nikogo nie masz ... Uszedłem do Iwanowie roli królewskiej, byłem tam poniewierając się i nic nie mając, do chałupy też nie chciano nigdzie przytulić" 131. Niestety, to nie przypadek, że zubożały majster krakowski gotów jest zostać wiejskim komornikiem, ale jeden z licznych przejawów, że pociągnięcia fiskalne magistratu mogły powodować ubóstwo i wyrzucenie poza nawias społeczności, w której jednostka dotąd przebywała. Ten moment oraz towarzyszący krakowskiemu życiu cechowemu (przynajmniej w niektórych gałęziach produkcji) brak zbytu dopełniał zarysowany poprzednio obraz o jeszcze jedną ciemną barwę. Jan Mazurkiewicz, wywodzący się z ubogiej rodziny krakowskiej („ojca i matkę mam, którzy po prośbie chodzą"), prezentuje się jako należący do „kunsztu mącznego", a więc zapewne czeladnik. Ale tuła się po Krakowie, bo mu „magistrowie 127 AP 881, s. 252, r. 1757. 128 AP 886, s. 155, r. 1779. 129 por przypis 120. Pisze o tym J. P t a ś n i k, Walki o demokratyzację Krakowa w XVII i XVIII w., KH, 43: 1929, s. 20. 130 Materiały do dziejów Sejmu Czteroletniego, t. III, Wrocław 1960, s. 372. i" AP 872, s. 9, r. 1709. S — Ludzie luźni w osiemnastowiecznym Krakowie 66 nie chcą dać roboty" 132. Podobnie było w wypadku Błażeja Mausińskiego, rodem z Czernichowa, który przez półczwarta roku pracował u krakowskiego pasamonika. Ale rzemiosła nauczyć się nie mógł; mówił (mistrz) ,,nie dał mi robić, bo nie miał odbycia, tylko pierze darłem" 133. Dla wyjaśnienia dodać trzeba, że obydwaj nie byli jeszcze typowymi ludźmi luźnymi, że jakiś korzystny obrót mógłby ich przy rzemiośle utrzymać. Znając sytuację w krakowskich cechach trudno się było tego spodziewać. Kryzys rzemiosła był przyczyną spychającą ku luźności nie tylko ludzi pochodzących z Krakowa, ale również z innych środowisk, którzy przybywali na naukę do podwawelskich cechów. Sprawę tę można jednak rozszerzyć również na inne ośrodki miejskie. Otóż niejednokrotnie przyczyną łuźności była „droga do cechu". Zwłaszcza jeżeli była ona najeżona trudnościami, zwłaszcza gdy krótkotrwałe okresy uczniowskie przerywane były poszukiwaniami innego lepszego mistrza. Wówczas poszukiwania takie nakierowywały poszczególne jednostki do rozmaitych miejscowości, likwidowały więzy stare nie kształtując powiązań nowych. Przykładem takiej uporczywej dążności do cechowego ustabilizowania, dążności - - powiedzmy z góry - - nie uwieńczonej powodzeniem, były koleje życia Jacka i Wojciecha Kryczyńskich, synów chłopskich z Dale-szyc koło Chmielnika w woj. sandomierskim. Zwłaszcza pierwszy z nich z dużym uporem usiłował dostać się do rzemiosła: próbował u stolarzy w Pińczowie, u jakiegoś mistrza w Rakowie, dotarł do ślusarza w Przy-suchej i w końcu do Krakowa, gdzie chciał przystąpić do „terminu bodaj na. rok". Wszędzie natrafiał na przeszkody. Jeden mistrz go nie przyjął, drugi nie chciał go puścić do pracy „tylko kazał do łasa, drwa rąbać, gnój wyrzucać i odprawić ... nawet nie chciał", trzeci kazał przywieźć „oporządzenie, na cztery lata, ale matka tego nie miała". Jego „droga do rzemiosła" przerywana była pracą zarobkową: czasem pilnował sadu, kiedy indziej służył przez rok w dworze w Daleszycach, w innym dworze znów przez pół roku, w klasztorze przez rok i w kilku innych miejscach 134. Ale w sumie wszystko to wyraźnie orientowało Kryczyńskiego „na gościniec". Przyczyn takich faktów należy szukać w stagnacji miasteczkowych cechów, równie — o ile nie bardziej — zdezorganizowanych, jak krakowskie. W środowisku krakowskim wśród luźnych spotyka się synów i córki rodzin rzemieślniczych (nie licząc miejskiej i przedmiejskiej biedoty), natomiast mało potomków rodzin kupieckich. Wyjaśniam, że nie idzie tu o przekupniów, kramarzy czy szynku jących miód lub piwo, lecz wyłącznie kupców. Być może, iż wśród kupiectwa, zresztą niezbyt licznego w porównaniu z rzemieślnikami, kryzys nie był tak głęboki, jak właśnie w cechach. 182 AP 883, s. 148, r. 1765. 133 AP 883, s. 156, r. 1765. "< AP 884, s. 139, r. 1776. 67 W przeciwieństwie do dającej się prześledzić sytuacji luźnych pochodzących z Krakowa powody wychodzenia synów i córek mieszkańców innych miast nie występują \v źródłach tak wyraźnie. Chodzi tu przede wszystkim o miasta i miasteczka małopolskie położone niedaleko Krakowa; wyłączam bowiem z rozważań mieszkańców innych wielkich ośrodków miejskich, jak Warszawa, Poznań, Lwów, Lublin i in. Docierali oni wprawdzie pod Wawel, ale w liczbie tak nieznacznej, iż chyba odgrywał tu rolę najczystszy przypadek, a nie istnienie jakichś stałych szlaków wędrówek ludzi luźnych między tymi miastami a Krakowem 135. Luźnych więc pochodzących z owych mniejszych małopolskich ośrodków miejskich było 297, czyli 23,4% ogółu zanotowanych w Krakowie. Na ogół w liczebnościach poszczególnych dziesięcioleci odsetek ich nie spadał nigdy poniżej 20%, z jedynym wyjątkiem lat 1790—1795 (por. tab. 10), gdy wynosił 17,8%. Przypomnieć trzeba to, co zaznaczono w rozdziale I, że w tej grupie pochodzenia stosunkowo duży odsetek stanowiły kobiety (34,1%), był on największy wśród wszystkich innych grup. Przyczynę tak dużego ich odsetka widzieć można w znanym ubóstwie miasteczek małopolskich. Urzędnicy austriaccy określą mieszczan okupowanej Galicji jako „Zwischending", stwór pośredni pomiędzy chłopem (którego nędza była w ich oczach po części zrozumiała) a tym typem mieszczanina, do którego przywykli byli w krainach austriackich. O niektórych rzemieślnikach w Bochni pisał starosta Baum, że wprost głodują z braku zamówień. Mieszaniną prawdy i fałszu były konstatacje niektórych urzędników austriackich, że w Galicji chłop zaspokajał swe skromne potrzeby, szlachta i magnateria żyły oszczędnie (sic), że natomiast mieszczanie pracowali mniej, a pili więcej niż powinni136. Jedynie w tym ostatnim wypadku obserwatorzy byli bliscy prawdy. Nędza ośrodków miejskich płynęła ze zniszczeń wojennych i tych starszych, datujących się z początków XVIII stulecia i nowszych z okresu wojny konfederacyjnej toczącej się właśnie na terenach Małopolski Zachodniej 137. Miary klęsk dopełniały częste pożary, które niszcząc domostwa i pozbawiając ludzi dachu nad głową wymuszały niejako pójście „na gościniec" 138. Na rodziny mieszczańskie nakładały się rozmaitego rodzaju uciski. Były miasta prywatne, których właściciele uważali ich mieszkańców za poddanych, zmuszali ich do świadczeń, jakie wykonywali pańszczyźniani 135 Szerzej o tym w rozdziale III. ise w. Tokarz, Galicja w początkach ery józefińskiej w świetle ankiety urzędowej z 1783 r., Kraków 1909, s. 257, 137 por. niżej. 138 Jedna z zeznających podaje jako przyczynę wędrówki do Krakowa spalenie się domu rodzinnego w Miechowie. AP 880, s. 64, r. 1750. 68 chłopi. Zdarzało się, że właściciel, jak to miało miejsce w wypadku dziedzica Rzeszowa J. J. Lubomirskiego, „przywiązywał" mieszczan do terenów miejskich, zakazując im nawet wydalać się w celach handlowych 139. W miastach królewskich grasowali starostowie i dzierżawcy: skarżyli się na nich mieszkańcy Myślenic 14°, a mieszczanie z Olsztyna mówili wprost o tym, że część obywateli miejskich uciekła stamtąd z powodu napadów dzierżawcy, który zagrażał ich życiu i mieniu 141. Niejednokrotnie miasta były wyniszczane długotrwałymi sporami o grunty, place, łąki czy o podwyższanie samowolne czynszów 142. Plagą miast były oligarchiczne rządy rady miejskiej. Jej polityka fiskalna mogła prowadzić, podobnie zresztą jak to miało miejsce w Krakowie, do wyniszczenia rzemieślników lub mieszczan-rolników. Tak było np. w Bochni, gdzie „ubodzy oracze", przypuszczalnie mieszkańcy zajmujący się rolnictwem, łącznie z chłopami z podmiejskiej wsi Krzyżanowice, oskarżali miejską „górę" o niesprawiedliwa repartycję podatkową i obciążanie kosztami za stacjonowanie w mieście wojsk saskich. W r. 1767 na miejskich rajców skarżyli się robotnicy żup również obciążani nadmiernymi podatkami 14S. Ten przykład godzien jest zapamiętania, ponieważ do Krakowa docierało bardzo wielu ludzi luźnych właśnie z Bochni (np. kolejno w latach 1777—1780 po jednym lub po dwóch rocznie). Ta ogólna sytuacja związana nadto z kryzysem rzemiosła spowodowała przenoszenie się ich mieszkańców albo do Krakowa lub w najbliższe podmiejskie jego okolice. Czasem wychodziły całe rodziny, by tutaj się osiedlić. Czasem natomiast Kraków przyciągał tylko jednostki. I wtedy najczęściej wchodziły one do zbiorowości ludzi luźnych. Być może, że widoczna na tab. 10 tendencja zniżkowa luźnych pochodzenia miasteczkowego, których odsetek malał w kolejnych dziesięcioleciach od lat 1760—1769 począwszy, związana b\rła ze zjawiskiem odwrotnym do nakreślonego poprzednio. Począwszy od ósmego dziesiątka lat XVIII w. w niektórych, ale tylko niektórych, ośrodkach miejskich dostrzega się próby naprawy i ich ożywienie. Rozwijało się prywatne miasteczko Ossolińskich Chrzanów, dla którego troskliwy właściciel wystarał się o 12 targów w roku 144. Komisja Boni Ordinis dla Kazimierza starała 139 A. C o dęli o, Zbiegostwo mieszczan rzeszowskich w pierwszej połowie XVIII w., „Małopolskie Studia Historyczne", Kraków 1958, nr 1. wo AP Castr. Crac. Rei. 199, s. 490 i n., r. 1766; też s. 2861. !« AP Castr. Crac. Rei. 218, B, s. 2583, 2651 i 2926, r. 1787. 142 Skarga mieszczan Lelowa na starostę i ekonoma. AP Castr. Crac. Rei. 213, s. 387, z r. 1782; toż mieszczanie Przyrowa — AGAD/XLVI/45, s. 200, r. 1789; toż mieszczanie Nowego Brzeska — AP Castr. Crac. Rei. 218 B, s. 2333, 3272, r. 1737. 143 AP-IT 266, zakładka „Bochnia", podzakładka „Akta radzieckie 1531—1779", b. s.; IT 267, zakładka „Bochnia II", „Akta starościńskie 1711—1781", b. p. 144 J. Pęckowski, Dzieje miasta Chrzanowa, Kraków 1931, s. 231. 69 się o uporządkowanie zagmatwanych spraw górniczego miasta Olkusza, a próby odbudowy kopalń przedsiębrała kompania kruszcowa założona w łatach siedemdziesiątych 145. Mieszkańcy niektórych specjalnie oprymo-wanych miast prywatnych w tym czasie starają się o podkreślenie swego statusu ludzi wolnych, którzy bez opowiadania się komukolwiek mogą miasto opuszczać 146. Wszakże dominujący kolor, jakim należało malować sytuację mieszczan, był ciemny. Fakty potwierdzały konstatacje ówczesnej publicystyki, która twierdziła, że przeważająca część mieszczan stawała się „coraz mniej silną, mniej gorliwą, mniej sposobną do oparcia się przypadkom publicznym i spustoszeniu w rewolucjach krajowych, mniej zdolną do podniesienia się z upadku". Tak pisał J. Chreptowicz, a Switkowski dodawał: ,,Familie ubogie w nim [tj. w mieście - - M. F.] pozostałe ... trwają w nikczemności; ubóstwo nie dopuszcza im dawać edukacji ... czyni ich słabymi do opierania się ludziom klas uprzywilejowanych, którzy ich terają i zdzierają" 147. Nie dziwi więc, że alternatywą mieszkańców miasteczek było albo trwanie w nędzy, albo wyrwanie się z tego środowiska i ryzykowne poszukiwanie pracy oraz stabilizacji gdzie indziej. Wówczas jednak niebezpieczeństwo ześliźnięcia się na drogę luźności było szczególnie bliskie i groźne. Proces owego wypychania na drogę luźności w miastach był podobny do wiejskiego w tym, że tutaj odbywało się to również przede wszystkim ,,na progu" pokoleń. Cytowane przykłady, zwłaszcza krakowskie, wskazują, że możliwości gospodarczego i społecznego uplasowania się synów ł córek rzemieślniczych były niejednakowe, że pewni członkowie rodziny pozostawali w rzemiośle, a inni musieli poszukiwać zajęcia gdzie indziej. Kierując się w stronę pracy najemnej, wyrobnictwa, kramarzenia lub służby domowej osoby te stawały na pograniczu życia ustabilizowanego i luźnego, a wówczas każdy drobny przypadek, każdy „przypadek publiczny" mógł je zepchnąć do luźności całkowitej. Przyczyny „strukturalne" dominowały co prawda w środowisku chłopskim i mieszczańskim, ale spotyka się je również sporadycznie i u szlachty. 145 Akta Komisji Menniczej, w której pracach uczestniczyli mieszczanie krakowscy (np. J. Kaspary) w Zb. Czartoryskich rkps 750, s. 79 i n. 146 „O żadnym nie wiedziałem ani słyszałem, aby w tym mieście mieli być mieszczanie poddani komukolwiek, lecz wolnym było każdemu tam w mieście rodzącemu się, gdzie chcieć mieszkać i wyprowadzić się bez żadnej pretensji ... jakoż i tu w Krakowie obywatele rodzący się w tymże mieście Pilicy bywali i są magistrami i mieszczanami", tak pisał ks. W. Cybulski w jakiejś sprawie spornej dotyczącej mieszczan pilickich. AP-IT 275, zakł. „Pilica", b. s., r. 1786. v ,147 J. Chreptowicz w pierwszej redakcji projektu prawa o miastach z kwietnia 1790. Por. Materiały do dziejów Sejmu Czteroletniego, t. TV, s. 210; (P. Switkowski) 70 Jak wspomniano, jej rozwarstwienie przebiegało szybciej na Mazowszu niż w Małopolsce, stąd tak wielka ilość ludzi luźnych tej grupy pochodzenia w Warszawie, a tak mała w Krakowie 148. Ale i pod Wawelem dostrzec można przejawy zjawiska, które pełnych barw nabierze dopiero w stuleciu następnym, mianowicie ubożenia rodzin szlacheckich i porzucania zajęć właściwych nawet jej najbiedniejszym kategoriom. Józef Karpiński, syn szlachcica spod Jarosławia, nb. szlachcica ubogiego, bo pracującego jako ekonom, mówił: „bawiłem się przekupieństwem masła i cebuli z mymi bracią dwiema". Później dotarł do Krakowa, gdzie zajmował się różnymi podejrzanymi zajęciami, aż został zaaresztowany za przeprowadzenie zza kordonu ludzi uciekających przed służbą w wojsku austriackim 149. A więc również w pewnych rodzinach ze środowisk szlacheckich sytuacja ulegała zmianie na progu pokoleń: ojciec był ekonomem, ale trzej synowie „przekupniami", niczym nie różniącymi się od innych „przekupniów" spotykanych wśród luźnych. Podobnie było z Pawłem Matuszewskim, kondycji szlacheckiej, który zeznawał: „rodzice poszli na służbę, a matka trzyma oborę w Malowej". On sam początkowo uczył się w szkołach w Krośnie, potem zaś powędrował do Krakowa, by tu szukać służby 15°. 6. Przyczyny określone jako „przypadkowe" kształtowały życiorysy nieskończenie ciekawsze, interesujące i barwne, pełne gwałtownych spięć i dramatów, niż powody „strukturalne". W życiorysach tej ostatniej grupy dominowała monotonna szarość wypowiedzi o kolejnych służbach i poszukiwaniu pracy. Należy się jednak wystrzegać eksponowania owych barwnych przyczyn „przypadkowych" na miejsce pierwsze, przede wszystkim dlatego, że w ogólnej liczbie zanotowanych wypadków stanowiły one zdecydowaną mniejszość. Wśród przyczyn „przypadkowych" najważniejszymi były wszystkie związane z wojną i wojskiem. A więc bezpośrednie skutki działań wojennych w postaci zniszczeń gospodarstw, ucieczka przed służbą wojskową, a w końcu dezercja z armii. Ogólnie mówiąc, prawie wszystkie wypadki luźnych, którzy znaleźli się w takiej sytuacji życiowej wskutek perypetii wojennych, przypadają na drugą połowę wiekii. Jest to tym dziwniejsze, że dotkliwe zniszczenia wojenne Małopolski na początku XVIII stulecia były większe niż skutki konfederacji barskiej. Nie przyciągało ich miasto potrzebujące niewielu pracowników najemnych. Ale też ogólnie rzecz biorąc skutki wojen nie były tu tak długotrwałe, jak np. wojny połowy XVII w. w Wielkopolsce 151 „Nobilitacje są-li lub jak mają być z pożytkiem dla kraju", „Pamiętnik Historyczno--Polityczny", IX, listopad 1790, s. 1209. H8 T u r s k a, Z rontem marszałkowskim, s. 17. 149 AP 891, s. 254, r. 1788. 150 AP 885, s. 255, r. 1777. I5f B ar a n o w s k i, Ludzie luźni..., s. 256. 71 czy wojna trzydziestoletnia w Czechach 15Z. Również wśród luźnych nie spotyka się wielkich i zorganizowanych band rozpuszczonych żołnierzy będących istną plagą Śląska w XVII, a nawet w XVIII w.153 Natomiast ucieczka przed służba wojskową i dezercja z szeregów armii występowały na miarę dotąd nie spotykaną, bo też armie osiemnasto-wieczne stworzone były na całkiem innej zasadzie. Konskrypcje wojskowe i przymusowe pobory do wieloletniej służby w wojsku, charakterystyczne dla armii austriackiej i pruskiej, a od r. 1788 poniekąd również i polskiej, były obciążeniem ludności daniną krwi, obciążeniem dezorganizującym życie jednostek wciąganych w tryby machiny wojennej 154. Chociaż wojna śląska otarła się tylko o ziemie polskie, to jeszcze po wielu latach spotyka się ludzi, którzy wówczas uciekli z wojska i weszli w skład zbiorowości ludzi luźnych w Polsce 155. Wojna siedmioletnia wpłynęła silniej: nie było wprawdzie w Małopolsce takich przemarszów wojsk ani polowań na ludzi, jak w Wielkopolsce, ale Kraków przeżył przemarsz korpusu austriackiego gen. Laudona, który w r. 1759 przez Kalisz, Częstochowę i Kraków wycofywał się do Białej 156. Wojna konfederacka, prócz innych miast i wsi, najpoważniej dotknęła Kraków dwukrotnie niszczony oblężeniami; straty oceniano na przeszło milion złotych 157. Skutkiem zniszczeń było gwałtowne zubożenie pewnych grup ludności. Tak więc Wojciech Wrzycha, obywatel krakowski, mącznik z zawodu, został całkowicie zrujnowany w czasie oblężenia w r. 1768: odtąd przestał pracować w swoim zawodzie i utrzymywał się z wykonywania najcięższych robót, noszenia towarów i wytaczania beczek z piwnic szynkowych. Jego córka również pracowała w krakowskich szynkach 158. Jeszcze dotkliwiej rujnowała wojna ludność uboższą. Agnieszka Miecz-ni,czka, rodem ze Skały, w młodości dostała się na służbę do Krakowa. Tu wyszła za mąż za parobka pracującego u kupca Laskiewicza. Nikła stabilizacja ubogiej rodziny prysła na skutek rabunków w 1768 r.; nie mogąc się utrzymać w mieście cała rodzina uciekła do Wawrzeńczyc, gdzie Miecz- 152 J. K a l o u s e k (ed.), Rady selske a hospoddfske instrukce, według indeksu pod hasłem „povale6i". 153 J. Leszczyński, Ludzie luźni na Śląsku w XVII wieku, „Śląski Kwartalnik Historyczny Sobótka", 16: 1961, s. 273 i n. 154 E. R o s t w o r o w s k i, Spraioa aukcji wojsk na tle sytuacji politycznej przed Sejmem Czteroletnim, Warszawa 1957, s. 11 i n. 155 Chłop z okolic Pszczyny zbiegł z wojska w 1740 r. i trafił do Krakowa, gdzie pracował do 1753 r. jako parobek, a potem pomocnik murarski. AP 880, s. 227, r. 1753. we w. Konopczyński, Polska w dobie wojny siedmioletniej, t. II, Lwów 1908, s. 80 i 382. 157 J. K r a s ł c k a, Kraków i ziemia krakowska wobec konfederacji barskiej, Kraków 1929, BK, nr 68. 158 AP 884, s. 80, r. 1775. m niczka pracowała u kmiecia, a jej nieletnie dzieci służyły u miejscowych chłopów 159. Wypadki podobne stanowią ilustrację pewnych stwierdzeń liczbowych, że mianowicie zniszczony Kraków przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych przestał na pewien czas być atrakcyjnym punktem dla ludzi luźnych. Istniała również tendencja odwrotna, choć nie o takim natężeniu liczbowym: z przybywającymi oddziałami rosyjskimi napłynęła pewna ilość kobiet. Nie była to droga dobrowolna: maszerujące oddziały zabierały po wsiach dziewczęta, a żołnierze trzymali je w Krakowie w charakterze nieślubnych żon i darmowych gospodyń. Czasem pochodziły aż z Rusi, ale najczęściej z okolic podkrakowskich lub z samego miasta 16°. Najczęściej jednak żołnierze zabierali do siebie kobiety luźne, o które rodzina upomnieć się nie mogła. Abstrahując od momentów obyczajowych ów przymusowy konkubinat chronił je -- rzecz horrendalna — od nędzy. Aresztowane przez strażników miejskich usprawiedliwiały się: „miewałam sprawę cielesną, bo jeść mi dawał", albo „dawał mi za to jeść i pić i trzewiki mi sprawił" 161. Gdy wojska rosyjskie ustąpiły z miasta, kobiety te nie wracały już do miejscowości rodzinnych wegetując nędznie jako półprostytutki, półsłu-żące. Po wielu latach spotyka się je jeszcze w więzieniu ratusznym, a wśród zarzutów przeciw nim zarzutem nie ostatnim będzie ,,murewstwo z Moskalami" 162. W najsilniejszym stopniu wojny wpływały na losy wszystkich tych, co służyli w wojsku, chociaż w sposób rozmaity. Jedni uciekali przed armią i służbą wojskową, innych nęciła ona albo określoną stabilizacja, albo też „wielką przygodą". Na początku lat pięćdziesiątych właśnie wśród luźnych krakowskich grasowali pruscy werbownicy, różnymi sposobami starający się wciągnąć ten element do szeregów. Jan Skazicki z Rybnika służył uprzednio w Krakowie przez 10 lat, tutaj mieszkała jego siostra, aż w końcu -- jak mówił — „zaprzedany do wojska brandenburskiego tam służyłem blisko siódmego roku". Do Krakowa przyjechał na urlop i tu został oskarżony o potajemny werbunek 163. Do pruskich werbowników należał niejaki Konrad Baindli z Beierslau (?), który w swym krótkim 24-letnim życiu był kolejno przez lat pięć żołnierzem cesarskim, przez cztery pruskim i znów 159 AP-Kl 51, s. 338, r. 1774. 160 AP 883, s. 372, r. 1769; 883, s. 375, r. 1769. 161 AP 883, s. 368, r. 1768; w wyniku obławy na prostytutki złapano ich 8 (listopad 1768). 162 AP 884, s. 42, r. 1775. 163 AP 880, s. 19, r. 1753. 73 przez półtrzecia roku cesarskim. Od Austriaków uciekł do Krakowa, pracował tu u mincerza, a potajemnie werbował do wojska pruskiego 164. Podobne wypadki „próbowania życia w mundurze" spotyka się i później. Szymon Socha spod Olkusza, od „sługiwania po wsiach do bydła" wskoczył na cztery lata w pruski mundur, który mu jednak rychło zbrzydł; uciekł przeto z Koźla do Polski, gdzie pędził później życie człowieka luźnego 165. Gdy w r. 1792 Targowica doprowadziła do dezorganizacji armii polskiej, a trudności finansowe groziły ludności nędzą, niektórzy przechodzili przez Wisłę do austriackich „frajkurów" (Freicorps) i służyli w dalekich Niderlandach166. Tymczasem ich żony pozostałe w mieście sługiwały i nędznie wegetowały 167. Wojna konfederacka wciągała dość znaczne ilości ludzi do szeregów rozmaitych „partii"; docierała przede wszystkim do wsi, więc żerem armatnim byli głównie chłopi168. Przymusowe wcielanie do wojska spowodowało groźne wrzenie we wsiach burgrabiny krakowskiej pod Lancko-roną i w Sanockiem 169. Ale jeżeli chłop, mieszczanin czy w końcu szlachcic dostał się do wojska, to powrót do poprzedniego sposobu życia był trudny, jeśli nie niemożliwy. I to z wielu powodów. Błażej Kochcwski, krakowianin z pochodzenia, który rozpoczynał tradycyjną wędrówkę czeladniczą i miał przed sobą perspektywy w cechu rymarskim, został zagarnięty w drodze z Warszawy do Lwowa przez konfederatów, „a znowu z nimi do komendy rosyjskiej, która zaprowadziła do Krasnego Stawu, a stamtąd do Lublina". Jego niewola nie trwała długo, bo wyprosili go lubelscy rymarze, u których pracował przez trzy kwartały. Gdy jednak wrócił do Krakowa, trzymał się z dala od cechu, a zajął się sprzedażą przemycanej z Galicji tabaki 17°. Nie lepiej powiodło się Antoniemu Izdebskiemu, kondycji szlacheckiej, którego rodzice trzymali dobra w Wielkopolsce. Jego typowo szlachecka kariera — służba u wojewody kijowskiego, pięć lat w pułkach królewskich i dwa lata w wojsku konfederackim -- zakończyła się pod Częstochową. Jak zeznał, „dostałem się w niewolę Drewiczowską [Drewitz był znanym dowódcą wojsk rosyjskich — M. F.], gdzie w Kazanówce siedziałem lat 5". 164 AP 880, s. 21, r. 1752. 165 AP 884, s. 153, r. 1776. we Ap_K 278, s. 118, r. 1793. 167 AP 884, s. 86, r. 1775. 168 W. K o n o p c z y ń s k i, Konfederacja barska, t. II, Warszawa 1937, s. 401. Zaznacza, że znacznie ostrożniejszą od barzan politykę wobec chłopów prowadzili Rosjanie. 169 W. K o n o p c z y ń s k i, Konfederacja barska, t. II, s. 402 i n. i™ AP-K 275, s. 23, r. 1779. 74 Po uwolnieniu ten wysferzony człowiek znalazł się w Krakowie i tu rozglądał się jedynie za możliwością kradzieży m. Bardziej tragiczne były losy Tomasza Sawickiego, szlachcica z Połoc-kiego, który przez pewien czas był paziem przy boku Platera i zjawił się w Barze w chwili zawiązania konfederacji. Przystąpił więc do niej i służył kolejno pod Kazimierzem Pułaskim i Sawą, aż po trzyletniej służbie dostał się do niewoli. Mówi o tym tak: „I ta komenda wraz z innymi niewolnikami zaprowadziła nas do Wilna, a w Wilnie nas kupowali pruscy oficyjerowie, gdzie i ja z innymi byłem przedany za czerwony złoty. Pruska komenda kupiwszy nas, zaprowadziła nas do miasta Działdowa i tam nas rozdawali, jak się który zdał, czyli do huzarów, czyli do piechoty". Zaciągnięty do broni pieszej służył tam przez cztery lata, potem -- jak mówi — „zdezerterowałem do Polski, a nie mając skąd pożywienia, prosiłem po dworach na supplement i dawali, i tak szedłem chcąc gdzie służby dostać, bo mnie wstyd było zostając w stanie mizernym pójść do rodziny swojej". Z żebraniny Sawicki przerzucił się na kradzież, a zdobyte tą drogą pieniądze przegrywał natychmiast w karty w Krakowie 172: Opisane wypadki wybrane są z grupy życiorysów na pewno nie masowych; to> nie ci ludzie tworzyli zbiorowść luźnych w Małopolsce. Oni ją tylko powiększali, podobnie jak w znacznie poważniejszej liczbie dezerterzy z armii austriackiej uchodzący przed poborem rekruta z Galicji do Rzeczypospolitej, która do początków Sejmu Czteroletniego była dla nich bezpiecznym azylem. Tyle tylko, że prowadzili tu życie ludzi luźnych zmuszonych do szukania zarobku i wyżywienia. Pierwszych dezerterów austriackich spotykamy już w r. 1779. Niejaki Stanisław Szopa z podkrakowskiego Ludwinowa miał wówczas za sobą pięcioletnią służbę w jednym z austriackich regimentów, gdy zdezerterował i zjawił się we wsi rodzinnej. Inna rzecz, iż początkowo poszukiwania zbiegłych nie były skrupulatne, skoro wymieniony spokojnie pracował u sadownika w Ludwinowie, a dopiero później, gdy zaistniało realne niebezpieczeństwo, przeniósł się na Kazimierz, gdzie sługiwał, nie przestając odwiedzać swej matki za Wisłą 173. Później reżim wojskowy i werbunkowy w Galicji stał się surowszy. Sposób wybierania rekruta wpływał na ucieczkę i w ogóle na skierowanie zagrożonych ku luźności. O tym świadczy przykład ze wsi Konary. Pose-sor jej części, Grabowski, tak o tym mówił: „Po trzy razy woziłem ludzi, odebrać ich nie chciano i nakazano mi, w którejkolwiek części Konar znajduje się, chociaż i żonaty a zdolny na żołnierza, aby go wziąć i odstawić. Z mojej zaś części uszedł mi jeden parobek, który jeszcze nie był prezen- 17r AP 884, s. 119, .r. 1776. 172 AP-K1 49, s. 7, r. 1778. 173 AP-K 275, s. 43, r. 1779. II 75 towany. Tego złapałem i drugiego z części p. Waxmana wziąłem, bo taki rozkaz miałem" m. Nic dziwnego, że na takie postępowanie reagowali chłopi albo zbrojnym oporem, jak w okolicach Bochni czy we wsi Polany w 1784 r.175, albo też coraz częściej ucieczką do Polski, jak ów Antoni Okopiński z Relowa koło Szczurowej, który po dwutygodniowej służbie wojskowej, dokąd go wieś dala", uciekł za Wisłę, pracował w Mogile, a później w Żarnowcu 176. Ucieczki przybierały charakter nieomal masowy. „Do Rzeczypospolitej zbiegali głównie poborowi z cyrkułów: rnyślenickiego, bocheńskiego, tarnowskiego i rzeszowskiego m. Również dla władz polskich stawali się oni trudnym problemem. „Dezerterowie austriaccy znacznymi kupami w kraj nasz schraniający się, gdy już w regimencie szefostwa JW Pana miejsca nie znajdują, a wolnie wpuszczeni stać by się mogli niebezpiecznymi krajowi, przeto Komisja Wojskowa obwieście ordynansem swoim regimenta, ażeby do kompletowania podług tymczasowych etatów tych dezerterów przyjęli" - - odpowiadała na zapytanie Józefa Wodzieckiego Komisja Wojskowa w 1790 r.178. Fali dezercji i ucieczek nie były w stanie powstrzymać najostrzejsze przepisy austriackie, zakazujące nawet poszukiwania pracy w Rzeczypospolitej 179. Dopiero później, w 1794 r., wobec poważnej liczby dezerterów, być może uchodzących do armii Kościuszkowskiej, władze cesarskie postanowiły sekwestrować ich majątek 58°. Sytuacja zaczęła się komplikować, gdy w 1790 r. również i w Polsce rozpoczął się werbunek do wojska. Najbardziej byli na to narażeni ludzie luźni; dziedzic i gromada woleli odsyłać do komendy ludzi ze wsią nie związanych. Wydawało się, że podobnie jak w Rosji Piotra I, gdzie armia pochłonęła ,,gulaszczich ludiej", to samo stanie się i w Polsce. Komendy jednak patrzyły na te praktyki nieprzychylnie, a pod koniec 1790 r. krakowska Komisja Porządkowa wydała uniwersał, „aby rekrut nie był dawany z ludzi luźnych i włóczęgów". W celu uniknięcia kłamliwych oświadczeń dziedziców nakazywano przedstawiać świadectwa chrztu. W uniwersale czytamy: „niektóre dobra powiatu krakowskiego i pro-szewskiego niepewnych i ograniczonych [tu w znaczeniu: obcych, przy- 174 AP Castr. Osviencinensia Rei. 230, nr 212, r. 1779. 175 J, B u s z k o, Wpływ reform, józefińskich na charakter walki klasowej wsi zachodniogalicyjskiej, [w:] Studia z dziejów wsi małopolskiej..., s. 559 i n. 176 AP-IT 159, b., r. 1791. 177 W. Tokarz, op. cit., s. 271. 178 B u s z k o, op. cit., s. 558. 179 Edicta et mandata universalia regnis Galiciae ... pierwszy raz wydane w 1772 r. (s. 11) i ponawiane wielokrotnie (1775, s. 7; 1779, s. 7; 1784, s. 174 i n.). 180 AGAD-Sucha 265—334, b. p. 76 chodniów] wysyłały, stały się okazją dezercji, a przez to znacznej szkody tegoż regimentu" 181. Komenty nie chciały również przyjmować złapanych zbiegłych poddanych skwapliwie odstawianych przez dziedziców. Gdy w Krakowie zatrzymano poddanego z dóbr burgrabiego krakowskiego, jego dziedzic pospieszył z propozycją oddania tego niepewnego poddanego jako kantonistę. Choć był to okres gwałtownego naboru rekruta w obliczu wojny z Rosją, władze wojskowe nie zgodziły się na to 182. Powody tego wzdragania się były jasne: zarówno luźni, jak zbiegowie nie stanowili dobrego elementu żołnierskiego: skłonni byli do dezercji z szeregów wojskowych równie łatwo, jak opuszczali dawne miejsca pracy 183. Na dezercję decydowali się również chłopi-kantoniści; wówczas wchodzili na szlak życia luźnego nie mogąc powrócić do swej wsi rodzinnej. Jan Baran ze wsi Grabieć tak pisał do Komisji: „wzięty gwałtownie do regimentu, nie mając chęci do żołnierki, a nie mogąc się sam przymusić do tej służby ... musiałem się salwować do Śląska Pruskiego". Żył tam z wyrobku, ale gorąco pragnął wrócić do kraju i tu „pracować na kawałek chleba, będąc do tego urodzony i przywykły" 184, dlatego też dopraszał się o abszyt z wojska, Nie był to kandydat na luźnego, jego wyrobnicza praca na Śląsku była zajęciem przejściowym. Takich sytuacji przymusowych było wiele, a część ludzi wchłonięta została przez zbiorowość luźnych. Kandydatów na ludzi luźnych stwarzał również sposób werbowania do armii polskiej, niewiele ustępujący austriackiemu. Tyle, że służba w wojsku polskim była krótsza. Ale np. chłopi klucza złockiego i zboro-wieckiego użalali się przed lustratorami na zabieranie parobków na rekruta. Nic dokładnego powiedzieć nie mogli „nic nie wiedzą, tylko że żołnierze, ale od kogo i co, nie wiedzą i zdarzało się często, że gdy we wsi ... zapytywano się starszyznę o ordynans i od kogo, to zamiast pokazania or-dynansu obili dobrze i swoje zrobili" 185. Jakkolwiek działalność Komisji Porządkowych była nad wyraz sprężysta, co udzielało się również magistratowi krakowskiemu, jakkolwiek rozporządzenia o paszportach były respektowane186, niemniej zarówno wieś, jak i miasto były dogodnym terenem ukrywania się dezerterów ir AP-IT 149, s. 167, 8 listopada 1790. 182 AP-IT 143, s. 66. Materiały do słownika..., s. 386, podają nazwy trzech wsi należących do tego właściciela. Nie wiadomo, z której zbieg pochodził. iss AP-IT 143, s. 11. 184 AP-IT 171, s. 425, r. 1791. List pisany był chyba przez pisarza zawodowego, charakterystyczna jest jednak argumentacja. 185 AGAD XLVI, nr 60, s. 65, już z października 1789. 186 AO-IT 143, s. 89, przykład wsi, która dostawiła człowieka luźnego wędrującego bez paszportu. 77 i ludzi luźnych. Dla chłopa czy mieszczanina obawa przed karą mogła być mniejsza od korzyści płynących z zatrudnienia we własnym gospodarstwie takiego właśnie uciekiniera m. Dezercje zwiększały liczebność luźnych w Małopolsce o Polaków z dalszych okolic, nawet z terenów pierwszego zaboru pruskiego. Uciekali do Krakowa, gdy -- wcieleni do wojska pruskiego — znaleźli się w pobliżu granicy polskiej. Znajdujemy wśród nich Polaków ze Śląska, czasem z Pomorza i z Gdańska 188. Cudzoziemców sprowadziły tu wojny śląskie i siedmioletnia; spotyka się zarówno Niemców, jak Czechów, Słowaków, Węgrów, a nawet Chorwatów 189. Dezerterowali wielokrotnie, a chleb jadali na przemian w armii pruskiej, austriackiej i rosyjskiej. Wielu z nich starało się chyba powrócić do kraju rodzinnego, ale byli i tacy, co z mniejszym lub większym powodzeniem starali się zadomowić w Polsce 19°. Ogólnie można powiedzieć, że jeżeli na początku okresu owe powody' „przypadkowe" związane z wojną i wojskiem zaznaczają się w ogólnej liczebności luźnych jedynie przez kilkanaście wypadków, to lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte wykazują ich znacznie więcej. Zarówno dezercja z wojska cesarskiego (to przede wszystkim), jak i z wojska polskiego, zwiększała liczbę ludzi luźnych. Ale powód ten nie odgrywał tak doniosłej roli, jak poprzednio wymienione przyczyny „strukturalne". Wśród innych wypadków, w których dopatrywać się możemy działania przyczyn „przypadkowych", wachlarz rozmaitych powodów kierujących ludzi na tory luźności był różnorodny. Często występuje zbrodnia albo jakiś czyn karalny. Stefan Wołkowiński, szlachcic z Podola, służył u możnych panów Lubomirskiego i Sanguszki. W czasie jakiejś zwady zastrzelił swego przeciwnika. Choć natychmiast uciekł i dostał się za dobosza do wojska, ale ścigała go kondemnata za zabicie szlachcica; został skazany na główszczyznę i wieżę. Zapłacił i przesiedział w szlacheckiej wieży zamku krakowskiego. Nadwerężyło to jego majątek i musiał sprzedać własną wioskę. Gdy więc wyszedł z wieży, początkowo wstąpił do regimentu artylerii koronnej, potem dostał abszyt, ożenił się i zaczai pracować w Krakowie w browarze starościńskim, potem u Żyda, a następnie „po różnych miejscach", aż wylądował w garnizonie miejskim. Ale tu długo nie wytrwał, utracił zajęcie, zabrał się do połowu ryb, chodził na Śląsk „po naczynie gliniane", potem pracował u jakiegoś mistrza cechowego 191. w? AP-IT 144, s. 8; jakiś inny dezerter uszedł jedynie na Zwierzyniec, gdzie ukrywał się u miejscowego poddanego. Ten ostatni otrzymał 40 plag jako karę za przechowywanie dezertera i kupienie od niego munduru. AP-IT 143, s. 48. 188 AP 880, s. 20, z r. 1753. 189 AP 882, s. 127, 236 i 256, r. 1759 i 1761. 190 AP 883, s. 7, r. 1763. 191 AP 890, s. 202, r. 1787. 78 Przykład ten mówi nie tylko o różnorodności zajęć, jakich się imał, świadczy o tym, jak wydarzenie to wpłynęło na zupełnie odmienne koleje życia tego laufra magnackiego, który na pewno miał szansę „szlacheckiego szlaku życiowego". Do swojej sfery powrotu już nie znalazł, choć karę odcierpiał. A to, co stanowiło alternatywę, było uwikłaniem się w wyro-bek, dorywcze zajęcia i handle. Tego rodzaju przykłady można także mnożyć odnośnie do ludzi pochodzenia nieszlacheckiego. Kazimierz Wydrach ze Skrzydlnej był synem ta-mecznego knapa. Zeznawał tak: .,od urodzenia swego przy rodzicach jestem i na pańskie za ojca chodziłem odrabiać". Ale otóż zdarzył się ów przypadek: po jakimś weselu, znajdując się w stodole, „dokonał uczynku" — jak mówił — ze swoją siostrą stryjeczną, która zaszła w ciążę. Gdy sprawa stała się jasna, uciekła ze wsi zarówno ona, jak i sprawca nieszczęścia. Ją tracimy z oczu, natomiast Wydracha już po licznych perypetiach spotyka się w Krakowie 192. W przeciwieństwie do poprzednich przykładów ten wskazuje, że oderwanie się od dotychczasowego środowiska następowało niekiedy nagle, chociaż uciekinier nie był człowiekiem zbytecznym w gospodarstwie domowym swych rodziców. Czasem pierwszy krok zapoczątkowany był przez odruch strachu oraz późniejsze namowy osób postronnych. Syn chłopa z podkrakowskiej Wielkiej Wsi pobił się z polowym. „Jam uciekł ze wsi -zeznał - - udałem się do wsi Szyce, graniczącej z Wielką Wsią. Tam byłem w karczmie niedziel cztery przy Żydzie, któremu posługiwałem i z tego się żywiłem. Z Szyć poszedłem do Krakowa, bo mi ksiądz na spowiedzi zakazał u Żyda służyć" 193. Z Krakowa do Wielkiej Wsi nie było daleko, powrót zeznającego był możliwy, choć jego stosunki ze wsią nie były ścisłe, bo rodzice pomarli; żył co prawda brat, wcale zamożny, ale on sam od dłuższego czasu służył we dworze 194. W wypadku wielu kobiet nagłe zerwanie związków ze środowiskiem przybierające postać gwałtownych ucieczek spowodowane było przez uwiedzenie i zajście w ciążę. Obawa przed potępieniem społecznym stawała się wówczas silniejsza niż nieuświadomione niebezpieczeństwo życiowego szlaku człowieka luźnego 195. Do liczby tych dołączały się niewiasty 192 AP 886, s. 45 i n., r. 1787. Innym przykładem podobnej obawy przed dezaprobatą społeczną była niejaka Rajczonka, córka młynarza z Wilczkowie, a więc chyba pochodząca z rodziny zamożnej; uwiedziona przez parobka, i zapewne w ciąży, uciekła do Krakowa, gdzie była mamką u mieszczan. AP 886, s. 60, r. 1778. 193 AP 893, s. 223, r. 1789. 194 Lustracja woj. krakowskiego, cz. I, s. 83 i 104; brat jego użytkował grunta, a nadto miał chałupę bez ogrodu i należał, jak na tameczne stosunki, do gospodarzy zamożniejszych. 195 Drastyczny przykład szlachcianki uwiedzionej przez księdza. AP 884, s. 244, r. 1776. 79 porzucone przez mężów, snujące w swych zeznaniach niewesołe opowieści, należące do dziejów obyczajowości, lub żołnierki wędrujące razem z regimentami swych mężów 196. Brakuje w krakowskich zeznaniach wypadków mnożenia liczby luźnych w wyniku kary wyświecenia ze wsi; znane są liczne fakty z ksiąg wiejskich czy skarg przed referendarią.197. Przypuszczalnie ludzi tych wchłaniało środowisko bliższych lub dalszych wsi. Poza tym w mozaice różnorodnych powodów jako przyczynę zerwania ze środowiskiem spotyka się konflikty rodzinne. „Macocha zaczęła rządzić", skarży się syn mieszczanina z Bochni193; inny, syn kmiecia ze wsi podkrakowskiej, „pogniewał się z rodzicami i bratem" 199. W obydwóch wypadkach ludzi tych spotykamy w Krakowie w charakterze służących często zmieniających swe zajęcie. Podobnych spięć można się domyślać u niejednego syna szlacheckiego parającego 'się „sługowaniem" w mieście. Inaczej trudno sobie wytłumaczyć odmienność sytuacji ojca - - administratora folwarku czy arendatora wsi — i syna całkowicie zda się wchłoniętego przez nurt gościńca i wędrówki, którego koleje życia niewiele odbiegały od losów luźnych pochodzenia chłopskiego 20°. Rekapitulując powyższe uwagi możemy podkreślić, że wiek XVIII, a zwłaszcza druga jego połowa, do istniejących już przyczyn formowania się kategorii luźnych dorzucał ważny, a dotąd nie spotykany moment: ucieczkę przed długoletnią służbą wojskową. Natomiast zmalało znaczenie zniszczeń wojennych i wynikającego stąd zubożenia lub likwidacji gospodarstwa, a więc tego czynnika, który jeszcze w w. XVII, a może nawet na początku stulecia XVIII w poważnym stopniu powiększał liczebność ludzi luźnych. 196 AP 883, s. 166, r. 1766. 197 Grodziski, op. cit., s. 39 i n. 198 AP 884, s. 194, r. 1776. 199 AP 893, s. 140, r. 1788. 200 AP 893, s. 209, r. 1789. » Rozdział III DROGA LUŹNYCH DO KRAKOWA 1. Z jakich wywodzili się okolic. — 2. „Długie wędrówki", flis i furmanienie. — 3. Praca u chłopów, szlachty, duchowieństwa, mieszczaństwa i jej rodzaje. - 4. Służba wojskowa w kolejach życia luźnych. — 5. Praca w zakładach przemysłowych. — 6. Żebranie jako forma zarobkowania. — 7. Rzemiosła wędrowne oraz handel i kramarzenie. — 8. „Siedzenie na ziemi" oraz inne „szlaki pracy". — 9. Kobiety i ich droga do Krakowa. 1. Mapa miejscowości, z których pochodzili ci wszyscy ludzie luźni, jacy w XVIII w. przybyli do Krakowa lub o miasto zawadzili, obejmuje dużą część Europy. Znajdują się na niej wszystkie ziemie Rzeczypospolitej, Śląsk i Brandenburgia, Czechy i Morawy, północne Węgry (czyli dzisiejsza Słowacja), sięgałaby ona do krajów niemieckich takich, jak Saksonia i Bawaria, docierałaby do Chorwacji, Francji, a nawet w jednym wypadku do egzotycznego Iranu. Jednak zagęszczenie miejscowości na tak pojętej mapie nie byłoby jednakowe. Skupiały się one bowiem w miarę zbliżania się do Krakowa. Z góry trzeba powiedzieć, że siła atrakcyjna miasta nie rozciągała się zbyt daleko. Na zachodzie ku Krakowowi ciążyły (przynajmniej jeśli idzie o miejscowości, z których pochodzili wspomniani luźni) nadgraniczne tereny Śląska pruskiego oraz austriackiego. Dalej były to tereny województwa krakowskiego, i to nie całego: przeważają miejscowości z tej części województwa, która położona była na północ od Wisły, natomiast na południe od rzeki jedynie tereny nadwiślańskie, mniej więcej do pierwszych wzniesień Pogórza karpackiego. Wyjątkiem tutaj były dwie wypustki ciągnące się na południe: jedna wzdłuż Soły do Żywca, a druga wzdłuż Skawy do Lanckororiy. Na wschodzie wkraczał ów rejon w granice województwa sandomierskiego docierając do Wisłoki. Z tym, że i tu granica owego, pasa na południu opierała się o Pogórze. Natomiast na północy obejmował on tereny nadwiślańskie do Sandomierza i jego okolic włącznie. Utworzona przez te granice figura geometryczna była nader nieforemna, a Kraków nie był wcale położony w jej punkcie centralnym. Z punktu widzenia produkcyjnego były to regiony dość zróżnicowane, 81 jak przekonuje nas o tym nałożenie powyżej opisanych okolic na mapę regionów gospodarczych Małopolski Zachodniej 1. l tak spotyka się tu tereny o rozmaitych kulturach rolnych oraz o rozwiniętym rzemiośle wiejskim, jak i okręgi o równowadze czterech zbóż, a w końcu o przewadze pszenicy i owsa, spotyka się okręgi uprzemysłowione (Siewierszczyzna), jak i wyłącznie rolnicze, oraz takie, na których był rozwinięty przemysł tkacki i drzewny. Dalej ziemie o różnej gęstości zaludnienia: a więc zarówno o najgęstszym dochodzącym do 50 mieszkańców na l km2, jak średnie — 30—40 mieszkańców na l km2 i w końcu te z zaludnieniem stosunkowo niższym, t j. 20—30 mieszkańców na l km2. Zapewne dopiero łączne uwzględnienie różnych czynników może wyjaśnić, dlaczego z tych, a nie innych terenów wywodziła się większość luźnych zeznających w Krakowie. Znamienne jest, że dużą rolę w ruchu „do Krakowa" odgrywały szlaki handlowe i częstotliwość kontaktów, jakie z podwawelskim grodem tereny te posiadały 2. Odrzućmy na wstępie przypuszczenie, że większość lub wszyscy ludzie luźni południowo-zachodniej Małopolski w swych wędrówkach i pracach zawadzić musieli o Kraków. Przesunęło się ich tu wiele, na pewno więcej, niż wskazywałyby na to liczby zeznających na ratuszu, choć zestawienie proporcji jest niemożliwe. W kolejach życia zebranej i analizowanej próbki reprezentatywnej udział rozmaitych zajęć pozakrakowskich dochodził do 50%. Jednakże znaczna część luźnych nie reprezentowanych w naszej próbce mogła się trzymać wyłącznie terenów wiejskich i miasteczkowych. Można zaryzykować hipotezę, iż podobnie jak ludzie wysferzeni pochodzący z miasta trzymali się jego sąsiedztwa, tak i luźni pochodzenia chłopskiego pozostawali często związani z gospodarką rolną, w ramach której funkcjonowali w charakterze najemników choć niekoniecznie w pobliżu miejsca urodzenia. Na pierwszy rzut oka zadziwia brak wśród przewijających się przez ratusz krakowski ludzi pochodzących z Pogórza karpackiego, a więc z terenów żywnościowo deficytowych oraz stosunkowo - - jak na wydajność tamtejszej gleby — przeludnionych, gdzie mieszkańcy imali się rozmaitych zajęć rzemieślniczych. Być może, że ten niespodziewany brak wynika z niedostatków źródła, na jakim się opieram. Bo oto Ambroży Grabowski wspomina w swych pamiętnikach, że na przełomie XVIII i XIX stulecia obserwował w Krakowie wielu wędrownych rzemieślników zarówno z te- r H. Madurowicz, A, Podraża, Regiony gospodarcze Małopolski Zachodniej, mapa nr 6 oraz s. 213 i n. 2 Można porównać z M. Kulczykowskim, Krakóic jako ośrodek towarowy Małopolski Zachodniej w drugiej połowie XVIII wieku, mapa nr 4 na s. 120 oraz s. 144. Ogólnie o tym zagadnieniu na terenie Polski J. S. B y s t r o ń, Szlaki migracyjne na ziemiach polskich, „Przegląd Socjologiczny", t. IV: 1396, s. 110—129. Por. także N. A s s o r o d o b r a j, op. cit., s. 285 i n. 6 — Ludzie luźni w osiemnastowiecznym Krakowie renów Pogórza, jak i z północnych Węgier (czyli Słowacji). Byli to „węgierscy", olejkarze, druciarze i Górale przybywający .pod jesień z małym zapasem drobnych szybek, by naprawiać okna w chatach i domach. Autor ten dodaje, że ,,jeśli nie znajdą w którym domu roboty, proszą o kawałek chleba" 3. Jeszcze wcześniej można dostrzec ikonograficzne ślady świadczące zapewne o częstych odwiedzinach Krakowa przez mieszkańców tych okolic, mianowicie na płótnach Kiliana i F. D. Placidiego znajdujących się w krakowskich kościołach uwiecznieni oni zostali w związku z kościelnymi uroczystościami 1750 i 1767 r.4 Czasem też w źródłach spotyka się sporadyczną wzmiankę o całych grupach zatrzymujących się w Krakowie 5. Na podstawie zeznań nielicznych luźnych pochodzących z terenów podgórskich (częściej ze starostwa sądeckiego niż nowotarskiego) można jednak w tej sprawie postawić pewien hipotetyczny wniosek. Oto właśnie taki charakterystyczny przykład: Jan Gąsiorowski, syn dwudniowego rolnika z dzierżawy barcickiej koło Starego Sącza, służył dwa lata do koni u węgierskiego furmana, potem u szlachcica w rodzinnych Barcicach, od niego odszedł do miejscowego kowala, a następnie ,,na Krępaku między Ruśniakami tę całą zimę młóciłem". Stamtąd na wiosnę w r. 1785 przybył do Krakowa6. Inny znów, niejaki Wawrzyniec Hawrot, Krośnianin, a więc pochodzenia mieszczańskiego, mówił „chodziłem przez siedem lat na robotę do Węgier" 7, a Paweł Zieliński z Lucławic zatrudniał się transportem wołów aż do Wiednia, nim dotarł do Krakowa 8. Wiadomości te można skojarzyć z innymi danymi: w dobrach wielkoporębskich Wodzic-kich na 12 wypadków takiego opuszczenia wsi przez poddanego, kiedy kierunek jego migracji został w źródłach zaznaczony, w 10 wypadkach występowały Węgry, a tylko po jednym Kraków i Sącz 9; mieszczanie jordanowscy stosunkowo licznie migrowali do położonego na południe Czarnego Dunajca 10. Wniosek nasuwa się więc jeden, że mianowicie tereny podgórskie posiadały dość poważne zapotrzebowanie na pracę najemną. Z jednej 3 A. Grab owski, Wspomnienia, wyd. E. Estreicher, BK, nr 40—41, t. I, Kraków 1909, s. 313 i n. 4 Obraz Kiliana, Misja oo. misjonarzy w Krakowie w r. 1751, oraz Placidiego, Procesja ku czci św. Jana Kantego w r. 1767. Reprodukował je J. S. B y-stroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI—XVIII, t. I, Warszawa 1932, s. 352 i 384. 5 AP 891, s. 105, r. 1786. 6 AP-K 275, s. 275, r. 1785. 7 AP 883, s. 347, r. 1768. 8 AP-K 275, s, 226, r. 1785. 9 Rychlikowa, op. cii., s. 45. Pisze ona o licznych wypadkach opuszczenia wsi i gospodarstw, jednakże bez wskazania kierunku migracji. Zdarzało się, że jedno gospodarstwo opuszczały naraz trzy, cztery, a nawet pięć osób. 10 Szczotka, Zwalnianie, chłopów z poddaństwa..., s. 181. 83 bowiem strony folwarki na tych ziemiach opierały się w większym stopniu na pracy najemnej, a chłopi odrabiali mniejszą pańszczyznę, płacąc w zamian za to większy czynsz u. W tej sytuacji szukali pracy zarówno oni, jak i ich synowie. Takie możliwości otwierały się na terenach południowych, słowackich. Zwłaszcza że w różnych migracjach, i tych stałych, i tych sezonowych, zarówno z terenów na północ, jak i na południe od Karpat, ów kierunek „na południe" wyraźnie się powtarza; podobną orientację migracyjną zaobserwowali co prawda dla pierwszej połowy XVIII wieku historycy słowaccy odnośnie do ludności mieszkającej na południowych stokach Karpat12. Jak to często bywa z kierunkami migracji, które są sobie przeciwstawne, również i w drugiej połowie XVIII wieku spotyka się podobne zjawisko: otóż kierunek południowy był uzupełniany przez kierunek północny. Podgórskich kosiarzy można było spotkać w tych czasach aż w okolicach Warszawy, a bliżej terenów rodzinnych z pewnością liczba ich się zwiększała 13. Migracja ta nie miała jednak wcale charakteru wędrówek ludzi luźnych 14, były to sezonowe, zorganizowane i grupowe wyprawy zarobkowe. Czasem, ciążył nad nimi przymus pozaekonomiczny znany jako najem za pańszczyznę, gdy chłopi spłacali panu swe świadczenia dniówkowe za prawo udania się za zarobkiem lub gdy jakiś dziedzic dóbr podgórskich odprzedawał innemu prawo do robocizny albo sam przerzucał poddanych swych dóbr z jednego klucza do innego w okresie pilnych robót polowych. I to wszystko nieraz na duże odległości15. Możliwe, że w czasie takich wypraw niejedna grupa podgórskich chłopów przechodziła przez Kraków. Stąd zapewne, a może też z okazji masowo nawiedzanych lat jubileuszowych, Górale dostawali się na płótna wspomnianych malarzy. Co zaś do świadectwa A. Grabowskiego, to odnosiło się ono chyba wyłącznie do wędrownych rzemieślników, jakich tereny te dostarczały aż do schyłku XIX w. Co prawda --jak niżej szerzej przedstawiamy -- trudno czasem przeprowadzić ścisłą granice między człowiekiem luźnym a wędrującym rzemieślnikiem. Niemniej fakt, iż mieszkańcy terenów podgórskich jedynie sporadycznie występują w źródłach, sugeruje kategoryczne zaszeregowanie owych druciarzy, olejkarzy czy szklarzy do grupy wędrujących rze- 11 H. M a d u r o w i c z, A. Podraża, Regiony gospodarcze..., s. 215, określają te tereny pod względem formy renty feudalnej jako typowy rejon gospodarki czynszowej. 12 P. H o r v a t h, tlteky poddanych z Orawy v prvej polovici 18 starocia, „Histo-ricky Casopis", 3: 1955, z. 2, s. 191—205. 13 A. Kowalska-Lewicka, Kilka uwag o wędrówkach zarobkowych górali podhalańskich, KH 54, 1957, z. 2, s. 114—121, oraz W. J o s t o w a, Wędrówki zarobkowe górali podhalańskich, „Wierchy", 24: 1955, s. 141 i n. 14 Grodziski, op. cit., s. 52 i n. 15 Obszerniej o tym pisze A. F a l n i o w s k a, Dynamika form i wysokości renty feudalnej, [w:] „Studia z dziejów wsi małopolskiej", Warszawa 1957, s. 191 i n. 84 mieślników wracających z zarobkiem do rodzinnych miejscowości. Pierwszy rozbiór kraju i przesunięcie się granicy nad Wisłę nie przekreśliły tego, że wymienione na wstępie tereny nadal ciążyły ku Krakowowi. Mimo zakazów obostrzonych surowymi karami, zakazów rokrocznie powtarzanych, napływ ludzi luźnych z nadwiślańskich okręgów zaboru austriackiego do Krakowa po r. 1772 bynajmniej nie zmalał, a nawet po r. 1780 spotęgował się wobec wzmożonego poboru rekruta. Znany skądinąd fakt ścisłych związków Śląska pruskiego i austriackiego z ziemiami polskimi znajduje pełne potwierdzenie w badanych źródłach. Częściej wprawdzie dowiadujemy się z nich o kierunku migracji z Polski na Śląsk; trudno jednak byłoby zgodzić się z twierdzeniem, że orientacja zachodnia dominowała w XVIII w.16 Istniał bowiem również kierunek odwrotny: żywe były kontakty handlowe 17, produkcyjne i -choć nie jest to sprawa ludzi luźnych -- ale warto nadmienić; że znana manufaktura żebracza ks. Sierakowskiego sprowadzała majstrów tkackich i falbierskich z Raciborza. W Krakowie spotykamy ludzi luźnych, którzy przybyli tu ze Śląska i z pobliskich Moraw. Motywy ich były różne: czasem obawa przed służbą wojskową lub dezercja z wojska, a czasem poszukiwanie zajęcia. Osobliwe było to, że niektórych przyciągał Kraków jako ośrodek produkcyjny, jako miasto, gdzie można było terminować (co nie zawsze się udawało). Wreszcie można dodać, że ów kierunek „na wschód", i to z terenów wykraczających poza polski obszar państwowy i etniczny, związany był zarówno z żywymi stosunkami handlowymi, jak i ze szlakiem migracyjnym innego rodzaju. Bowiem w Krakowie w XVIII w. spotyka się wiele przyjęć do prawa miejskiego właśnie mieszczan pochodzących z tych terenów. Niejeden z bardziej przedsiębiorczych mieszczan krakowskich XVIII w. rodził się na Śląsku lub Morawach. Tak było z Junglingiem oraz entreprenerami Frasztackim i Krompholcem 18. Tytułowe określenie „droga do Krakowa" jest terminem umownym, wspólnym mianownikiem dla rozmaitych sytuacji. Wydawać by się mogło, że pewna kategoria ludzi luźnych nie może być rozważana w tym rozdziale, mianowicie ci, którzy urodzili się w Krakowie. Tymczasem rozej-rżenię się w ich biografiach wskazuje, że krakowianie opuszczali swoje miasto rodzinne szukając pracy gdzie indziej. Jednocześnie do Krakowa w poszukiwaniu pracy podążali inni, pochodzący ze wsi i miasteczek. Wśród ogólnej liczby wzmianek o różnych rodzajach pracy poza Krakowem w poszczególnych dziesięcioleciach ilość wzmianek o pracy mieszczan 16 W. Długoborski, Początki kształtowania się klasy robotniczej na Górnym Śląsku, KH, 61: 1953, z. l, s. 164. 17 S. Szczotka, Stosunki Żywiecczyzny ze Śląskiem od XVI wieku do upadku Rzeczypospolitej, Katowice 1938, s. 67, też K u l c z y k o w s k i, op. cit., passim. 18 Sprawę tę da się ująć liczbowo na podstawie ksiąg przyjęć do prawa miejskiego. Por. AP 1425, 1429, 1430.. 85 krakowskich nie jest co prawda zaskakująco duża, niemniej stanowi jednak fakt charakterystyczny. Tab. 17. Praca poza miastem luźnych pochodzących z Krakowa Suma wzmianek o pracy Lata Suma wzmianek o pracy luźnych z Krakowa poza luźnych poza Krakowem Krakowem liczby % 1740—1749 203 15 7,3 1750—1759 344 22 6,4 1760—1769 195 30 15,3 1770—1779 375 22 5,9 1780—1789 689 47 6,8 1790—1794 208 29 13,9 Spotyka się ich pracujących u chłopów (dane z kolejnych dziesięcioleci: l, —, 4, 7, 9, 11), u szlachty (3, 9, 7, 7, 14, 7) i duchowieństwa (2, l, 3, l, l, 3), znajdują nawet zatrudnienie u mieszkańców innych miast, niejednokrotnie mniejszych od Krakowa 3, 6, 4, 2, 9, 4). Docierają do szeregów wojskowych, zakładów przemysłowych i górniczych, uprawiają handel i kramarzenie. Ale w końcu do Krakowa powracają i tu na miejskim bruku pędzą ów tak podejrzany dla władz miejskich żywot człowieka luźnego. Oto charakterystyczny przykład: Jan Grudziński, syn kleparskiego mieszczanina, po śmierci ojca poszedł na służbę do> dworów i zawędrował daleko, bo do Gorlic i Iwanowie, a kierując się z powrotem do Krakowa znalazł przejściowo pracę we wsi Gaj, dzierżawionej od magistratu krakowskiego przez Onufrego Zamojskiego, znanego mieszczanina kleparskiego 19. Dla niego ,;droga do Krakowa" zaczęła się w tym mieście i tam też się skończyła. Dla pochodzących spoza Krakowa w niektórych wypadkach droga jest prosta: z miejscowości rodzinnej kierują swe kroki do podwawelskiego grodu, stanowi on niejako cel ich podróży, nigdzie indziej nie pracują. Małgorzata Marczykiewiczówna z Rajska, aresztowana w r. 1790, zeznawała, że od młodości przebywała wyłącznie w Krakowie, a lat tych nazbierało się już 22 20. Inna, Salomea Rosiewiczówna z Bochni, przyszła stamtąd prosto do Krakowa, gdzie pracowała już od 10 lat21. Jan Jeżow-ski z Brzeska „Podgórniego" powiadał: „od młodości służbą się bawiłem w Krakowie". Ale to już wypadek nieco inny, bo po dłuższych służbach w Krakowie uszedł stąd za kordon, powrócił znowu, by ponownie opuścić 19 AP 887, s. 145, r. 1781. 20 AP 894, s. 113, r. 1790. 21 AP 894, s. 140, r. 1790. 86 Kraków udając się do Warszawy, gdzie „sługiwał" u rewizora czopowego 22. Ale dodajmy, że i on po pewnym czasie powrócił do Krakowa, bo tutaj zeznawał. Bywali też tacy, co do Krakowa przybywali dla nauki rzemiosła i tu w mieście wytrąceni zostali z wykonywanego lub tylko zaplanowanego „rzemieślniczego" szlaku życiowego. Michał Kufliński, mieszczanin zator-ski, przyszedł do Krakowa „dla nauki profesji krawieckiej"; nie bardzo mu się powiodło, skoro pracował tu jako lokaj, powrócił do Zatora i ponownie odwiedził Kraków 23. Takich jak on było wielu, bo jakkolwiek rzemiosło krakowskie nie przyciągało już takich ilości dzieci chłopskich czy mieszczańskich z innych miast, jak w XVII w., to pęd podobny istniał nadal. Najwięcej było ludzi luźnych, którzy po dłuższych lub krótszych wędrówkach „przychodzą do Krakowa tu szukając roboty", jak zeznawał jeden z przybyszów 24. Nimi też przede wszystkim zajmiemy się w niniejszym rozdziale. Tu jednak rysuje się możliwość pewnych uproszczeń. Bo 87 oto często przybycie do miasta nie kończy pozakrakowskich prac i wędrówek człowieka luźnego. Już w poprzednio podanych życiorysach można było zaobserwować, jak to z Krakowa luźny zabierał się niekiedy na flis do Warszawy lub z furmanami do Wrocławia czy Opawy i jak stamtąd na nowo rozpoczynała się „droga do Krakowa". Oczywiście, że konkretną sytuacje nie zawsze były tak urozmaicone. Niemniej „droga do Krakowa" jako zasadniczy kierunek migracji nie we wszystkich wypadkach była jasna i jednoznaczna; nie można jej traktować jako kierunku założonego niejako z góry. Nie zawsze też przybycie do Krakowa, a nawet zdobycie tam pracy, stwarzało system więzów ekonomicznych i społecznych tak silnych, by przeważały nad tradycyjnym, łazęgowaniem tego płynnego elementu społecznego. Praca zimową porą w mieście i możliwości wiosennego czy letniego zatrudnienia na wsi stwarzały możliwości ruchu wahadłowego 25. Jeśli w Krakowie wypadki takie nie były przeważające, to jednak stanowią częsty refren zeznań ludzi luźnych. 2. Opisane na początku rozdziału tereny, z których pochodziła przeważająca ilość luźnych trafiających do Krakowa, wskazują, że w zasadzie odległość miejsca urodzenia i punktu „docelowego", czyli miasta, nie była zbyt wielka. Fakt ten nie przekreślał zjawiska, jakie skrótowo można nazwać „dalekimi drogami" ludzi luźnych. Dotychczasowa literatura historyczna z naciskiem podkreślała, że jednostki tej kategorii 'wędrowały bardzo daleko, że mieszkańców Litwy można było spotkać na Mazowszu 26, a jednostki z ukraińskich czy podolskich rubieży docierały do południowo-wschodnich terenów Wielkopolski27. Niejednokrotnie jak gdyby sugerowano, że odejście ze stron rodzinnych i oddalająca od nich coraz to bardziej wędrówka za pracą uniemożliwiały powrót utrwalając i pogłębiając ów stan luźności 28. Wszystko to potwierdzają materiały krakowskie; zresztą będzie o tym mowa później. Jednakże trzeba podkreślić, że wypadki te stanowią znikomą mniejszość, natomiast w przeważającej większości ludzie luźni nie oddalają się zbyt daleko od swych stron rodzinnych. Nie znaczy to, by „droga do Krakowa" nie była długotrwała i kręta, jednakże typowe jest, że skomplikowane nieraz losy życiowe luźnego rozgrywały się na stosunkowo niewielkiej ilości kilometrów kwadratowych. Rozluźnienie ich więzi rodzinnych i sąsiedzkich nie polegało wcale na tym, że od stron rodzinnych dzieliła ich znaczna przestrzeń. Załączona mapa (po s. 88), przedstawiająca miejsca urodzin ludzi luźnych, wskazuje na to przekonywająco. Spotyka się natomiast dosyć dużą ilość „dalekich dróg" lub ,.dalekich 25 J. G i e r o w s k i, Ludzie luźni na Mazowszu..., s. 145. 26 Assorodobraj, op. cit., s. 71, oraz J. Gierowski, Ludzie luźni na Mazowszu..., s. 160. 27 Baranowski, Ludzie luźni.... s. 142. 28 Tak według Assorodobraj, op. cit., s. 53. 88 podróży". Posiadają one jednak inny charakter niż przytaczane przez literaturę życiorysy, w których przypadek -- tak doniosły element życia luźnych — miał odgrywać rolę decydującą. Przede wszystkim „dalekie podróże", jakie mam na myśli, miały charakter „wahadłowy" — ponieważ luźrli, którzy zaczynali je w Krakowie, najczęściej tu powracali - - oraz wplecione były w system stosunków handlowych. Szczególnie flis odgrywał w nich dużą rolę, zaś droga wiślana najczęściej wiodła ludzi luźnych pracujących na galarach do Warszawy. Wynikało to z nader żywych kontaktów handlowych Krakowa ze stolicą; wszak w Krakowie często formowano transporty wodne wiozące do Warszawy zarówno produkty najbliższej okolicy, wapno i cegły, sól i jarzyny, owoce, drób i nabiał, jak również pochodzące z dalszych okolic, a w szczególności drzewo z Żywca czy Mysłowic 29. Produktów tych dostarczały podkrakowskie cegielnie i wapienniki, znajdujące się w posiadaniu mieszczan i klasztoru paulinów, podkrakowskie sady oraz skupywacze nabiału wędrujący po okolicznych targach i jarmarkach. Transport potrzebował ludzi, tych zaś po części rekrutowano z niektórych nadwiślańskich wsi, jak np. Grabie 30. Wśród mieszkańców podkrakowskich osad, Zwierzyńca, Brzegu Miejskiego, Kazimierza czy Stradomia, spisy ludności wymieniały pewna ilość flisaków 31. Zajęcia flisowe dawały poddanym chłopom stosunkowo znaczną swobodę. Dekret sądu referen-darskiego z r. 1725 opiewał, że flis jest to „utilisatio publica, ur. dzierżawca, a także ur. wójt zabraniać go poddanym nie może". „Ale gdy który z poddanych pojedzie na flis — dodawano zastrzeżenie — zdolnego do roboty na swoje miejsce aby zostawował" i „żeby drudzy na flis bez opowie-dzi nie chodzili" 32. Ludzi do tych robót zawsze było mało. Toteż przybywających do Krakowa luźnych często natychmiast porywała wiślana magistrala. Wawrzyniec Knawlik z Goszczy, który przez 18 lat pracował u różnych chłopów, przyszedłszy do Krakowa natychmiast rozpoczął „chodzić na flis" 33. Podobnie Franciszek Nowak z Wolbromia, który wprawdzie pracował w Krakowie, ale od czasu do czasu pływał galarami34. Atrakcyjna siła Warszawy uwidoczniła się w kolejach życia Józefa Żychlińskiego, syna pisarza solnego z Krakowa. Odszedł on do stolicy, bo 29 K u l c z y k o w s k i, op. cit., s. 19 i n., 126 i n. oraz 144 i n. 30 AP Castr. Crac. Rei. 193, s. 1608 i n., skarga na 18 „buntowniczych flisaków" tej wsi. 31 Materiały do słownika..., s. 105, 130, 137, 141 i 191, wymieniają szyprów i flisaków Kazimierza, Stradomia i Zwierzyńca oraz wsi Kowala. 32 AGAD, Decr. ref. 22 (1725), k. 76 i n. Por. też Księgi referendarii koronnej, t. I—II, Warszawa 1955—1957, według indeksu, oraz S. Pawlik, Polskie instrukta-rze ekonomiczne z końca XVII i XVIII w., t. I, Kraków 1915, s. 277. 33 AP 887, s. 46, r. 1780. 34 AP 887, s. 51, r. 1780. 89 mistrz garncarski, u którego pracował, opuścił miasto. W Warszawie żar trudniario go przez 3 lata. Była to typowa praca człowieka luźnego: w lecie był pomocnikiem murarskim, a w zimie „rzynał" drzewo. Wrócił co prawda do Krakowa, ale tu związał się z niejakim Walentym, ,,co do Warszawy pływa z białymi rakami, syrem i innymi wiktuałami, chcąc z nim płynąć" 35. Stolica przyciągała i takich, co płynęli dalej w dół Wisły, ale tu się zatrzymali. Wojciech Borowski ze Zwierzyńca płynął z wapnem żydowskiego liweranta do Grudziądza; na zimę zatrzymał się jednak w Warszawie, gdzie „rzynał" drzewo u karczmarzy do browarów. Później wrócił do Krakowa, by znów ładować wapno do Warszawy, tym razem dla kompanii pruskiej, która pod Wawelem i w stolicy posiadała swoje składy36. Inny luźny, Wojciech Nowak, wyszedłszy z krakowskiego ratusza wolał na pewien czas zniknąć z miasta; zabrał się więc z rotmanem, by wozić towary Konopków do stolicy, skąd niebawem powróci do Krakowa i zacznie pracować w browarach 37. Maciej Jezierski z Brzeska „Podgórniego" służąc ,,do soli" (zapewne w kazimierskich magazynach solnych) popłynął do Warszawy i robił tu przy browarze", a potem „różnymi służbami się trudnił" 38. Tomasz Bogucki z Gorzenia pracujący w Krakowie u „różnych gorzelników" dwukrotnie pływał do Warszawy; za każdym razem odpracował pewien czas w magazynie saskim. Mimo to jednak, iż nic go z Krakowem nie wiązało, nie posiadał tu ani rodziny, ani krewnych, do miasta za każdym razem powracał39. Bywali oczywiście tacy, co płynęli dalej poza Warszawę, do Grudziądza (jak wspomniany Borowski) i Gdańska 40. Wisła była drogą nie tylko dla mężczyzn, korzystały z niej i kobiety. Magdalena Zieleńska z Kobylanki, ale od dziesięciu lat stale przebywająca z rodziną w Krakowie, płynie do stolicy. W jej zeznaniach mieszają się motywy osobiste z nadzieją, że tam właśnie uzyska pracę, której na próżno szukała w Krakowie. Mówi mianowicie: „żem od matki i sióstr nie miała spokojnej głowy, a służby uczciwej dostać nie mogłam, tak z Janem z Grzegórzek, co płynął z różnymi wiktuałami do Warszawy i z nim popłynęłam". Pracę znalazła, ale niebawem powróciła do Krakowa, by znów się wybrać do Lwowa; wróciła stamtąd z furmanem z Bielska 41. Jeszcze jeden to przykład, że wspomniane „dalekie podróże" ludzi luźnych związane były z uczęszczanymi szlakami handlowymi i transportowymi. 35 AP 884, s. 249, r. 1776. 36 AP 887, s. 199, r. 1781. 37 AP 887, s. 206, r. 1781. 38 AP 841, s. 174, r. 1787. 39 AP-K 275, s. 9, r. 1778. 40 AP-IT 159, b. p., pod datą 15 X 1791. 41 AP 887, s. 457, r. 1781. 90 Zresztą Warszawa przyciągała nie tylko poprzez flis; udawali się tam celowo rozmaici ludzie z Krakowa. Kazimierz Ptasiński ze Staniątek, po kilkuletniej służbie u ogrodnika podkrakowskiego, poszedł do stolicy, by przez kilka lat pracować u tamecżnego kupca 42. Walenty Śliwiński, krakowianin, niedouczony czeladnik szewski, powędrował tam i pracował przez lat siedem ,,w lecie przy fabrykach, za pomocnika przy grabarce, u stawów i sadzawek, a w zimie tom drzewo rzynał i mieszkałem u JWP pułkownika Szeniewicza naprzeciw Zamku, bom przy jego fabryce był przez cztery lata ... byłem u furmana Nowickiego rok jeden służąc u niego do pary koni ... byłem przy fabryce królewskiej Pod Blachą" 43. W sumie okazuje się, że wymienieni ludzie luźni, do których można by dodać szereg przykładów podobnych, nie znajdowali w Warszawie innych możliwości zarobkowych niż oferował im Kraków. Choć na pewno ten sam zestaw rodzajów pracy występował tam w warunkach miasta pięciokrotnie ludniejszego. Uporczywie jednak powtarzają się w tym samym zestawie: murarka w lecie, rzynania drzewa w zimie. Niemniej owi krakowianie musieli być dość liczni, a na tle warszawskiego otoczenia charakterystyczni; często też musieli nawiedzać okolice warszawskich składów wiślanych, skoro Jan Paweł Norblin, który w Krakowie nigdy nie był, uwiecznił krakowskiego parobka i dziewkę na swych rysunkach 44. Na szlaku Kraków—Warszawa występowali także ludzie, którzy wędrowali w odwrotnym kierunku. Wypadków takich było co prawda mniej niż tych pierwszych, ale warto je odnotować. Warszawianin Jan Kosecki służył w Krakowie przez jeden rok, potem wrócił do stolicy, by ponownie odwiedzić Kraków i znów tu pracować przez rok i kwartał 45. Albin Jasiń-ski, również warszawiak, przybył do Krakowa do krewnego murarza i w mieście pozostał; przez sześć lat pracował w ogrodach, dwa lata bawił się kramarszczyzną, potem sługiwał w karczmie, a następnie przerzucił się na sprzedaż fałszowanych pierścionków, za co go też aresztowano. Inna rzecz, że motywem wyjazdu z Warszawy mógł być fakt, iż odumarli go rodzice, a krakowski krewny był jedynym jego opiekunem46. Były też i inne wypadki o mniej „wahadłowym" charakterze. Marcin Dąbrowski zeznawał, że matkę zostawił w stolicy, a sam przybył do Krakowa przed trzema laty 47. Antoni Chojnacki, z rolniczych mieszczan oleśnickich, który 42 AP 884, s. 249, r. 1776. « AP 887, s. 7, r. 1780. 44 J. S. B y s t r o ń, Typy ludowe u J. P. Norblina, wyd. Muzeum Etnograficzne w Krakowie, nr 6, Kraków 1934, s. 15 i n. 45 AP 880, s. 105, r. 1751. 46 .AP 880, s. 158, r. 1751. 47 AP 891, s. 116, r. 1786. 91 pracował u wuja kowala na Pradze, uciekł stamtąd przed wojskiem i oparł się w Krakowie w naiwnym przeświadczeniu, że tu do wojska nie biorą 48. Podobnie jak kierunek warszawski i inne strony wciągały luźnych. Wypełniali szlaki idące na zachód i południowy zachód, w kierunku Śląska i Wrocławia oraz Moraw i Austrii. Zastanawiające, że tutaj właśnie spotyka się ich częściej niż na trasie wschodniej biegnącej do Lwowa. Jednakże owe pozawarszawskie kierunki wędrówek ludzi luźnych nie były tak uczęszczane przez nich, jak lądowa czy wodna droga do stolicy. Z uwagi na charakter tych zachodnich szlaków handlowych oraz charakter i rodzaj transportu ludzie luźni bądź pomagali furmanom, bądź też pędzili woły i świnie. Maciej Czubkowski z Milówki koło Żywca zajmował się i jednym, i drugim: najpierw pędził woły na Śląsk, a następnie przez dwa lata był pomocnikiem furmana regularnie obsługującego trasę wrocławską 49. Czasem występowała nie tylko „wąska" specjalizacja w zakresie jednej trasy transportowej (powyższe przykłady są charakterystyczne), ale wędrówki na różnych trasach. Wielokrotny bywalec krakowskiego ratusza, Paweł Korta, pływał ze zbożem do Warszawy, następnie z Krakowa wybrał się do Brodów, stamtąd do Opawy, znów do Lwowa jako woźnica, po czym po rozmaitych przygodach pracował w kopalniach wielickich. Zakończenie zeznań brzmiało: „potem jeździłem z Niemcami do Opawy, wróciwszy ... poszedłem z wieprzami do Śląska" 50. Był to przykład dużej ruchliwości, choć niezbyt dużej inicjatywy. Natomiast tę właśnie reprezentuje kapitalny przykład życiowych kolei Mikołaja Gadochy ze wsi Konary w okolicach Wieliczki. Zaczynał jako parobek u dziedzica wsi, ale po siedmiu latach służby zabrał się - - bez oporu ze strony właściciela - - z przejeżdżającym kupcem krakowskim. Jeszcze1 będąc we wsi (być może po odpracowaniu owych lat; w ogóle chronologia wydarzeń w jego zeznaniach szwankuje) najmowali go niemieccy kupcy do pędzenia wołów ze Lwowa do Ołomuńca. Ledwo wrócił do Konar, nadarzyła mu się inna okazja: popłynął z kurnikiem do Warszawy z transportem nabiału. Tam jego towarzysz zakupił partię kuropatw, ,,na które nie było pokupu" w jego rodzinnej okolicy. Wraca do Warszawy, potem pojawia się chyba w Dobromilu, gdzie z niejakim Lasz-czykiem, chłopem z podkrakowskich Piasków, dokonał zakupu partii wołów, które razem przepędzili do Ołomuńca i tam je sprzedali. Trasę tę przebyli powtórnie transportując woły z Kłodawy do Ołomuńca. Potem po raz drugi połączył się z owym kurnikiem i znów transportował nabiał do stolicy. Po powrocie z Warszawy, jak mówił, „już nigdzie nie chodzi- 48 AP 893, s. 188, r. 1789. 49 AP 881, s. 205, r. 1756. 50 AP-K 275, s. 124, r. 1782. 92 łem, tylko skupując różne ptaki po wsi tu je na sprzedaż do Krakowa nosiłem". By zakończyć ten arcyciekawy życiorys: otóż Gadocha postanowił osiąść na roli i ożenić się. W Koczanowie, niewielkiej wsi koło Proszowic, znalazła się pusta zagroda i tam miał gospodarować. Jakaś niefortunna kradzież zaprowadziła go do ratuszowego więzienia 51. Trudno jednoznacznie określić, jaki był społeczny status tego człowieka, który jako sierota był zatrudniony przez dziedzica. Ale te imponujące wędrówki nadają jego życiu znamiona człowieka luźnego. Był on jednym z nielicznych, który dorobił się grosza 52 i który przez objęcie zagrody pragnął przypieczętować swą stabilizację, bo tylko taka i ewentualnie rzemiosło dla człowieka luźnego wówczas były możliwe. Ostatecznie ów konarski parobek mógł prowadzić życie podobne do tego, jakie w wielu wypadkach spotykamy powielone w życiorysach ludzi luźnych pochodzenia wiejskiego. Tymczasem wykazuje on ogromną inicjatywę jakiegoś pa-robczańskiego „selfmademana". Kapitalne były owe parobczańsko-prze-kupnicze spółki transportowe do stolicy, owe chłopsko-parobczańskie „kompanie" handlu wołami, nie spotykany w końcu moment jakiejś dążności do awansu, To ostatnie zwłaszcza było rzadkie wśród luźnych. Przykład ten ukazuje dalej, że czasem ludzie tego pokroju nie tylko wypełniali stare szlaki handlowe li tylko swą obecnością, ale również i nowym rodzajem handlowej inicjatywy. Wracając jednak do „dalekich podróży'" czy „wędrówek" tak pojmowanych, jak to poprzednio zaznaczono, trzeba powiedzieć, że wzmianek na ten temat nie ma zbyt wiele. I tak, jeśli idzie o flis organizowany przez szlachtę lub mieszczan pozakrakowskich, w którym uczestniczyli ludzie luźni, to w poszczególnych dziesięcioleciach przedstawiał się on następująco: 4, 9, 5, 8, 16, 5. Jeżeli zaś idzie o transport, a więc udział w pędzeniu bydła i trzody oraz furmanienie (również organizowane przez ludzi spoza Krakowa), wyglądał on w poszczególnych dziesięcioleciach następująco: 3, 6, 6, 6, 22, 4. Gdy zaś mowa o identycznych zajęciach, wykonywanych jednak przez luźnych dla mieszczan krakowskich, to cyfry były następujące: 5, 6, —, 13, 19, 6 dla flisu i l, 2, 2, 5, 8, 2 dla furmanienia. W porównaniu z ogólną liczbą wzmianek zarówno informujących o pracy poza Krakowem, jak i o pracy w Krakowie, to był to niewielki odsetek. Na uwagę wszakże zasługuje to, że we wszystkich zestawieniach mniej lub bardziej wybija się dziesięciolecie 1780—1789. I znów liczby tego okresu wzięte z powyższych danych -- 16, 22, 19, 8 — same w sobie nie są wielkie, ale porównane z danymi okresów poprzednich wykazują wyraźny wzrost. Znając skądinąd aktywizację gospodarczą Polski właśnie w tych dziesięciole- 51 AP 894, s. 102 i n., r. 1790. 52 Za pędzenie •wołów płacono mu 20 gr dziennie za przebytą milę; mógł zarobić w czasie pierwszej wyprawy przeszło 50 zł, a później chyba więcej. Inne liczby por. AP 887, s. 355. 93 ciach oraz wzrost więzów rynku wewnętrznego, którego wszelaki transport był częścią składową, trzeba powiedzieć, że i w tej dziedzinie liczebność owych wzmianek w pewnej mierze odzwierciedla dynamikę procesów gospodarczych 53. Wspomniany już element „dalekich wędrówek" - ich wahadłowy charakter, fakt częstego powracania do Krakowa, odbiera może rację argumentom, które we flisie lub transporcie widziały decydujący w indywidualnych wypadkach czynnik ostatecznego rozluźnienia więzów z rodzimymi regionami. Wspomniane przykłady ukazują, że ludzie luźni, którzy z Krakowa zaczynali swoje podróże wiślane lub furmańskie, nadal w okolice rodzinne powracali; chociaż nie do wsi rodzinnej, ale w pobliże terenów, które im były znane. W Warszawie lub innych miastach znajdowali zatrudnienie dorywcze, a czasem i dłuższe, ale Kraków ich przyciągał M. Oczywiście, że wśród owej masy wiecznie wędrujących spotyka się czasem rzeczywiste i autentyczne „dalekie drogi". Stąd więc w Krakowie spotyka się mieszkańców różnych odległych okolic i stąd krakowianie, nie zawsze z powodów zrozumiałych, odchodzą z miasta, by pracy szukać np. w Wielkopolsce i na Podolu. Jeśli idzie o tych pierwszych, to ich charakterystyka znalazła się w tym miejscu, gdzie opisywano „przyczyny przypadkowe", jakie powodowały rozluźnienie więzi danego człowieka. Najczęściej były to momenty związane z wojną lub z wojskiem; dotyczyły one też przede wszystkim szlachty oraz po części tych mieszczan czy chłopów, którzy szli drogą „wędrówek czeladniczych" i nagle w jej trakcie nastąpiło jakieś załamanie. Charakterystyczny przykład luźnego pochodzącego z Krakowa, lecz nie pracującego w mieście, a od początku kierującego się ku dalszym okolicom, stanowi Jakub Załowic (?). Krakowianin, posłany do szkoły, był na drodze do egzystencji syna mieszczańskiego; namówiony jednak przez pewnego szlachcica do służby wyjechał do Wielkopolski. Nawiasowo: jest to jeden z nielicznych wypadków, gdy ta część Polski występuje w zeznaniach. Po rocznej służbie wraca do Krakowa, gdzie służy u proboszcza. Sprzykrzywszy sobie nową pracę jedzie do Warszawy. Tu — jak mówi — „chciałem służyć, alem nie mógł dostać służby, tylko robiłem przy mularzach w lecie, a w zimie posługowałem''. Wraca więc ponownie do rodzinnego Krakowa; tu przez rok służy w garnizonie wojska koronnego, potem przez 12 tygodni — u żołnierzy wojewodzińskich, by w końcu zamieszkać u matki, która go zapewne utrzymywała 55. 53 Kulczykowski, op. cit., 126 i n. 54 Według Z. Turskiej, Z rontem marszałkowskim..., s. 6, w Warszawie zatrzymano w latach 1787—1794 47 luźnych z Krakowa. Liczba ta była większa od liczby luźnych z Sandomierskiego, a mniejsza niż z Litwy. 55 AP 882, s. 340, r. 1763. 94 Mniej natomiast zrozumiały jest powód, dla którego syn zagrodników z niedaleko położonego Czułowa udał się aż na Podole, gdzie służył za fornala. Gdy jednak z tamtych ziem przyjedzie do Krakowa, by sprzedać pańską wyzinę i słoninę, natychmiast postara się o zwolnienie. Odtąd życie jego oscyluje między Krakowem, gdzie „bawi się" kradzieżą, a Tarnowem i Bochnią, gdzie pracuje 56. Wśród tych „dalekich wędrówek" nie brakło również i kobiet; najczęściej jednak ich perypetie były niezwyczajne. W jednym wypadku niewiasta ta uwikłana była w przestępcze poczynania swego> męża 57. W drugim — córka szlachecka, pochodząca z Kamieńca Podolskiego, związała się z kapralem austriackim „freykurów" i z nim odbyła szereg dalekich wypraw 58. Przykłady można by mnożyć, ponieważ z luźnością związana była rozmaitość jej przypadków i powodów przenoszących poszczególne jednostki — dodajmy nieliczne — z jednego krańca Polski na drugi. Ale powtórzmy, że w zasadzie rozluźnienie więzów poddańczych i tych, co łączyły ludzi z rodziną i gospodarstwem domowym, nie musiało prowadzić do całkowitego oderwania się i opuszczenia okolicy. Przeciwnie, ludzie luźni z reguły obracali się na terenach sobie znanych. Jeśli nawet zapuszczali się dalej, jak w wypadku flisów czy pomocników furmańskich, to najczęściej prędzej czy później wracali do miejsc rodzinnych lub ich okolicy. I to nawet wówczas, jeżeli nie czekała ich ani rodzina, ani określona perspektywa zatrudnienia. 3. Odchodząc obecnie od omawiania mniej lub bardziej typowych życiorysów, wskazujących na przestrzenne rozmiary „dalekich wędrówek", zajmę się rodzajami zatrudnienia i miejscami pracy, jakie stanowiły podstawę utrzymania ludzi luźnych w czasie ich pozakrakowskich szlaków. Rozbicie poszczególnych życiorysów według rodzaju i miejsca zatrudnienia uzasadnione zostało we Wstępie. Trzeba nadmienić jednak, że wśród tej kategorii społecznej, obok wypadków -- nader licznych — imania się rozmaitych zajęć, spotyka się także typowe „drogi pracy". Już niektóre przytoczone zdarzenia na to wskazywały. Istniała więc — mówiąc przykładowo — „droga handlowa", jaką reprezentował Gadocha z Konar, istniała „droga parobczańska", „droga sługi księżego", „droga flisa" itp. We wszystkich tych wypadkach -- obok oczywiście zajęć nietypowych -- spotyka się ową dominantę, która nazwę tę uzasadnia. Jest oczywiste, że wzrost liczby ludzi luźnych w Krakowie zwiększa ilość przekazów zarówno o ich pracy poza miastem (co nas w tej chwili najbardziej interesuje), jak i w samym mieście. Dla poszczególnych dzie- 56 AP 882, s. 160, r. 1760. 57 AP-K 275, s. 99, r. 1781. 58 AP 894, s. 186, r. 1791. 95 sięcioleci informacje (podane w tab. 17) są następujące: 1740—1750: 203, 1750—1759: 344, 1760—1769: 195, 1770—1779: 375, 1780—1789: 689, 1790—1794: 208. Powyższe liczby stanowią chyba dostateczny materiał do sensownego wnioskowania. Jednakże dla jasności obrazu należy w pierwszym etapie określić, gdzie, tzn. u jakich „pracodawców", znajdowali luźni zatrudnienie. Największa koncentracja owych „miejsc pracy" znajduje się u chłopów, szlachty, duchowieństwa i mieszczaństwa. To banalne stwierdzenie posiada jednak swoje liczbowe odbicie. Tab. 18. Liczba luźnych zatrudnionych poza Krakowem u przedstawicieli poszczególnych grup społecznych Zatrudniający Lata chłopi szlachta duchowieństwo mieszczanie Razem 1740—1749 30 58 17 40 155 1750 — 1759 60 104 16 33 213 1760—1769 25 52 19 20 118 1770—1779 83 89 23 44 239 1780—1789 178 140 42 76 436 1790—1794 28 52 19 20 119 Jeżeli idzie o odsetki „miejsc pracy" od ich liczby ogólnej w danym dziesięcioleciu, to przedstawiały się one następująco: Tab. 19. Pozakrakowskie miejsca pracy luźnych w procentach w stosunku do sumy zajęć danego dziesięciolecia Zatrudniający Lata chłopi szlachta duchowieństwo mieszczanie 1740—1749 15,0 28,0 8,5 20,0 1750—1759 17,6 30,1 4,7 9,6 1760—1769 12,9 26,5 9,7 10,3 1770 — 1779 22 2 23,7 6,1 11,8 1780—1789 25,9 20,4 6,0 11,0 1790—1794 13,4 24,5 9,3 9,8 Sumując odsetki i liczby bezwzględne znajdujemy potwierdzenie, że na tych „stanowiskach pracy" skupiało się najwięcej ludzi luźnych. Liczby powyższych tabel potwierdzają przypuszczenie, że ludzie luźni, pochodzący przede wszystkim ze wsi, tam właśnie znajdowali - - przynajmniej początkowo •— swoje zatrudnienie. Wyłączając z rozważań ostatni okres (1790—1794), zaciemniony wydarzeniami politycznymi, okazuje się przede wszystkim, że w pozostałych dziesięcioleciach zatrudnienie u chłopów (zresztą w różnym charakterze) miało tendencję wzrostową. 96 Tab. 20. Stosunek procentowy zajęć u chłopów, szlachty, duchowieństwa i mieszczaństwa do ogółu zajęć ludzi luźnych w poszczególnych dziesięcioleciach Lata Liczba ogólna Liczba zatrud. % według tab. 17 1740—1749 1750—1759 203 344 155 213 76,3 61,9 1760—1769 195 118 60,5 1770—1779 375 239 63,8 1780—1789 689 436 63,3 1790—1794 208 119 57,0 W liczbach bezwzględnych mierząc spotyka się ich w okresie 1780—1789 siedmiokrotnie więcej niż w latach 1760—1769, okresie obarczonym skutkami wojny konfederackiej. Tendencji tej towarzyszy odwrotna tendencja zatrudnień u szlachty. Co prawda w liczbach bezwzględnych wykazuje ona w latach 1760—1789 tendencję wzrostową z 52 wzmianek do 140, ale w odsetkach widać wyraźne zmniejszanie się od 30,1%> w okresie 1750— 1759 do 20,4% w latach 1780—1789. Ze wzrastającej liczby ludzi luźnych korzystali więc przede wszystkim chłopi, i to oczywiście bogatsi. Obecność parobka umożliwiała powierzenie właśnie jemu wykonywania pańszczyzny i pozostawiała czas na zajęcie się własnym gospodarstwem. Jeden z luźnych zeznawał, że służył u za-grodnika, „od którego na pańskie robiłem 6 dni" (w tygodniu)&9. Starała się zresztą o to i szlachta kierując do pracy synów uboższych poddanych. Broniło to z jednej strony przed przybywaniem do wsi „obcych", z drugiej zaś hamowało odpływ części ludności zdatnej do pracy. Tak było ze wspomnianym poprzednio Fierundusem 60. Niejednokrotnie przez wiele lat miał kmieć zagwarantowanego pracownika. Jakub Witek z Szyć pracował w tej wsi kolejno u różnych kmieci przez okresy co najmniej dwuletnie, nim się wyrwał do Krakowa 61. Jan Wlazło z Siedlisk koło Miechowa służył u miejscowego zagrodnika do bydła przez dwa lata 62 itd., itd. Niejednokrotnie w ów parobczański wyzysk zamieniała się opieka nad sierotami. Franciszek Cabaj ze wsi Jasice po śmierci rodziców służył przez 3 lata u szwagra, potem zaś przeniósł się do niedalekich Biskupic, gdzie przez rok służył u stryja. I dopiero później zaczął „iść służbami" u ludzi obcych 63. Zresztą chłopi potrzebowali nie tylko czeladzi stałej, lecz coraz częściej 59 AP 883, s. 117, r. 1765. 60 Por. przypis 18 w rozdziale II. 61 AP 887, s. 105, r. 1780. 62 AP 887, s. 114, r. 1780. 63 AP 887, s. 129, r. 1781. II 97 zatrudniali luźnych w charakterze pracowników sezonowych. W kolejnych okresach liczba ich wynosiła: 4, 5, 6, 28, 11, zaś odsetki; 1,2, 2,6, 1,6, 4,0, 5,2. Co prawda nie ten rodzaj zatrudnienia przeważał wśród pracy u chłopów, ale i on miał wyraźną tendencję zwyżkową. . Wyzysk był tu nie mniejszy niż gdzie indziej, choć wtopiony był w swoisty patriarchalizm życia wiejskiego. Wspomniany już Paweł Korta z Płaszowa służył u kmiecia w sąsiednim Bieżanowie przez półtora roku. Zeznał jednak: „a że mi źle było u niego, tak bez wiadomości jego odszedłem" 64. Bliższe spojrzenie na rodzaje zatrudnień, jakich imali się ludzie luźni w gospodarstwach szlacheckich, wskazuje, że starali się oni omijać prace na folwarku zdecydowanie preferując służbę domową, zajęcie pokojowego, hajduka, forysia czy lokaja. Te rodzaje zatrudnienia były lżejsze, gwarantowały znacznie większą dozę swobody w wypadku odejścia i znajdowały się z dala od sytuacji, w których dziedzic mógł danego osobnika „za poddanego przywłaszczyć". Z drugiej strony można sądzić, że nie zawsze dwór był zainteresowany w zatrudnianiu luźnych jako parobków. Folwark bowiem w szeregu miejscowości opierający się na pracy pańszczyźnianej nie potrzebował zbyt wielkiej ilości czeladzi najemnej. Istniejące na nią zapotrzebowanie często zaspokajano drogą najmu przymusowego i zatrudniania czeladzi stałej rekrutującej się z mieszkańców danej wsi. Gwarantowało to dziedzicowi - - przynajmniej po części - - że parobek lub dziewka nie opuszczą go przy pierwszej nadarzającej się okoliczności. Służba dworska, tak liczebna na dworach magnackich 65, a na pewnoi zatrudniana ponad miarę u szlachty, otwierała pewne perspektywy zatrudnienia dla ludzi luźnych. Obok tych dwóch rodzajów zatrudnienia pozostałe, jak praca w szlacheckich zakładach przemysłowych, spław lub zajęcia inne, odgrywały rolę minimalną. Tab. 21. Rodzaje pracy luźnych u szlachty Lata Czeladź Służba domowa Zakłady przemysłowe Flis Inne liczba % liczba o/ /o liczba o/ /o liczba o/ /o liczba % 1740—1749 19 9,3 36 17,7 3 1,4 1750—1759 21 6,1 77 22,2 6 1,8 1760—1769 4 2,1 42 21,4 1 0,5 3 1,5 2 1,0 1770—1779 14 3,7 69 18,4 2 0,5 4 1,1 1780—1789 17 2,5 ,U5 16,6 1 0,1 7 1,2 1790 — 1794 4 1,9 42 20,7 1 0,5 3 1,4 2 1,0 64 AP 882, s. 344, r. 1763. 65 J. K i t o w i c z, Opis obyczajów za panowania Augusta III, Bibl. Naród., S. I, nr 88, Wrocław 1951, s. 407. Jest to charakterystyczne, choć odnosi się do służby pochodzącej ze szlachty. 7 — Ludzie luźni w osiemnastowiecznym Krakowie Praca u duchownych, a więc zarówno w klasztorach, jak u poszczególnych plebanów, nosiła w przeważającej mierze cechy służby domowej. Nie była ona na pewno zbyt liczna, ale, jak to widać z przytoczonych danych, potwierdzonych przez niektóre życiorysy, pewni ludzie luźni specjalizowali się niejako w wędrówkach na szlaku „od klasztoru do klasztoru" lub „od plebana do plebana" 66. Okazuje się, że pozakrakowskie mieszczaństwo w niezbyt wielkiej liczbie zatrudniało ludzi luźnych. Stąd więc liczby te — co prawda wyższe niż u duchowieństwa -- ale niewiele tamte przewyższające. I tu przede wszystkim dominowała służba domowa. W kolejnych okresach wynosiła ona: 15, 18, 12, 24, 40, 12, w odsetkach zaś 7,4, 5,2, 6,2, 6,4, 5,8, 5,9. Interesujące jest wszakże to, że obok tych zajęć mieszczanie zatrudniali ludzi luźnych również w charakterze pracowników pomocniczych bądź w zakładach przemysłowych, jak cegielnie, bądź — przede wszystkim --w zakładach rzemieślniczych, oczywiście nie jako czeladników ani uczniów, lecz pracowników pozacechowych. W sumie jednak trzeba powiedzieć, że miasteczka małopolskie, z których wywodzili się ludzie luźni, zbyt były ubogie, by ich mieszkańcy mogli zatrudniać pracowników najemnych, a przede wszystkim służących, w takiej skali, jak to miało miejsce w Krakowie. Pod tym względem ich struktura społeczna przypominała chyba niektóre osady podkrakowskie charakteryzujące się właśnie owym brakiem służby domowej67. Gospodarka ich opierała się na pracy wszystkich członków rodziny. Dalszym przybliżeniem do zagadnienia miejsca pracy jest potraktowanie ogólnej liczby zatrudnionych u poszczególnych grup społecznych (tab. 17) według społecznego pochodzenia zatrudnionych. Z uwagi na to, że zarówno ludzie luźni pochodzenia szlacheckiego, jak i pochodzenia nieznanego stanowią niewielki odsetek oraz że liczby ich dotyczące nie zmieniają zasadniczo obrazu, który kształtują przede wszystkim ludzie luźni pochodzenia chłopskiego i mieszczańskiego, zrezygnowano z tych pierwszych. Różnice są ewidentne, zwłaszcza jeżeli się je porówna z liczbami tab. 17. Okazuje się, że ludzie luźni pochodzenia chłopskiego przeważali na stanowiskach pracy u chłopów. Było to całkiem zrozumiałe; ostatecznie właśnie oni najczęściej swój pierwszy krok poza gospodarstwo rodzinne kierowali do sąsiadów-chłopów. Natomiast ta sama kategoria pochodzenia zdecydowanie unikała pracy u szlachty. Widać to wyraźnie, jeżeli się porówna kolejne pozycje tab. 21 odnoszące6 się do luźnych pochodzenia chłopskiego i mieszczańskiego, a pracujących u szlachty. Jeżeli nawet 66 Andrzej Lissowski ze Środy w Wielkopolsce służył w klasztorach w Bochni, Hebdowie i Jędrzejowie, nim trafił do klasztorów krakowskich. AP 883, s. 263, r. 1767. 67 Por. rozdział następny. 99 Tab. 22. Stosunek między pochodzeniem ludzi luźnych a wykonywaną przez nich pracą u przedstawicieli poszczególnych grup społecznych Lata Pochodzenie Zatrudniający chłopi szlachta duchowieństwo mieszczanie 1740 — 1749 chłopskie mieszczańskie 25 3 38 13 7 6 13 21 1750—1759 chłopskie mieszczańskie 55 2 48 37 9 4 16 14 1760—1769 chłopskie mieszczańskie 19 4 13 22 • 11 6 2 11 1770—1779 chłopskie mieszczańskie 73 7 33 27 11 7 1 25 1780—1789 chłopskie mieszczańskie 156 9 74 49 16 22 27 38 1790—1794 chłopskie mieszczańskie 17 11 13 22 11 6 7 11 przeważają tutaj informacje o pracy u szlachty tych pierwszych, to nie są one tak zdecydowane, jak należałoby się spodziewać, znając proporcje grup pochodzeniowych, tj. 49,9°/o dla pochodzących ze wsi i 37,5% dla pochodzących z miast68. Ludzie luźni pochodzenia chłopskiego nawet pracując u szlachty wybierali z reguły chętniej zajęcia służby domowej niż czeladzi folwarcznej. Pary liczb dla poszczególnych okresów są następujące: 21 — 12, 27 — 17, 6 — 4, 19 — 10, 53 — 15, 6 — 4. Natomiast wśród luźnych pochodzenia mieszczańskiego znacznie częściej spotyka się ich jako różnych pracowników u szlachty. I oni również wybierają raczej zajęcia na dworze w charakterze służby domowej niż czeladzi folwarcznej. Pary liczb dla dziesięcioleci były następujące: 10 — 3, 34 — 2, 20 — O, 21 -- 4, 45 — 2, 20 — 0. Przeważają oni zdecydowanie jako pracujący u mieszczan; było to zrozumiałe: luźnemu ze wsi bliżej było do pracy u chłopa, a z miasta - - do pracy u mieszczanina. Pozostałe kategorie społeczne, szlachta i luźni nieznanego pochodzenia, występują tu również. Okazuje się, że luźni pochodzenia szlacheckiego najczęściej wybierają służbę u szlachty. W poszczególnych dziesięcioleciach odpowiednie liczby wynosiły: 9, 11, 13, 17, 16, 13. Natomiast prawie jej nie widać jako pracowników u chłopów. Wyjątek stanowiło dziesięciolecie 1770—1779, kiedy spotyka się dwie wzmianki, oraz okres 1780—1789, kiedy było ich już 9. W przeciwieństwie więc do pewnych - - choć nie kategorycznych -stwierdzeń literatury 69 o całkowitym ujednoliceniu się sytuacji ludzi luź- Por. tab. 15 w rozdziale I. Assorodobraj, op. cit., s. 55 i n. 100 nych różnego pochodzenia na owym wielkim szlaku wędrówek i pracy, ich położenie nie zawsze było identyczne. Sprawa pochodzenia, pomimo rozluźnienia wszelkich więzów ze środowiskiem rodzinnym i społecznym, w jakimś stopniu określała kierunek i rodzaje ich zajęć. Być może, iż w kwestii wyboru pracy (jeśli takowy wchodził w rachubę) kołatały u poszczególnych osobników jakieś resztki uprzedzeń stanowych czy prestiżowych uniemożliwiające np. synowi szlacheckiemu służbę u chłopa, dopuszczające natomiast „lokajstwo" u szlachcica. Wydaje się, że przede wszystkim decydowały względy lokalne powyżej zaznaczone, tzn. że chłop, którego warunki spychały na drogę luźności, przede wszystkim kierował się do pracy do innego chłopa. Podobnie mieszczanin. Być może, że w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych to ujednolicenie „szlaku życiowego" istotnie następowało, skoro ludzi luźnych pochodzenia szlacheckiego spotykamy w charakterze chłopskiej czeladzi. W obrębie ogółu ludzi luźnych owa dominująca w ogólnej liczbie informacji praca najemna u zatrudniających różnych kondycji społecznych stwarzała pewien szlak, drogę, którą można by nazwać „parobczańską". Było to wówczas, gdy ten typ pracy dominował w kolejach życia człowieka luźnego. Mogła ona być długa czasowo, lecz nierozległa przestrzennie, co stanowi jeszcze jeden przykład braku „dalekich wędrówek" u przeważającej ilości wynotowanych jednostek. Wincenty Mozączek początkowo służył w rodzinnym Kościejowie pod Skalmierzem, we wsi krakowskich norbertanek. Potem powędrował z matką za Wisłę do Galicji, do Krzę-cina, gdzie kolejno pracował u pięciu gospodarzy. Następnie przeniósł się do Górki koło Kościejowa, dalej do Sancygniowa i Biedrzykonic, by w końcu wrócić do wsi rodzinnej70. W sumie dwunastoletnia praca i wędrówki po różnych miejscowościach w jego wypadku zawsze odbywały się na niewielkim terenie. Kościejów dzieli od Krzęcina 35 km, zaś pozostałe miejscowości nie są od siebie dalej odległe niż 10 km. Przykład to z jednej strony niezbyt wielkiej ruchliwości, z drugiej zaś typowej „drogi parobczańskiej''. Wymienione powyżej liczby i odsetki wskazują, że „stanowiska pracy" u chłopów, szlachty, duchowieństwa czy mieszczaństwa przeważały w ich liczbie ogólnej. Te proporcje nie powinny jednak mylić, bowiem człowiek luźny, który niejako specjalizował się w pracy najemnej u powyższych zatrudniających, pozostawił więcej śladów źródłowych niż taki, co „bawił się" kramarzeniem lub handlem czy w końcu przez czas pewien uprawiał jakieś rzemiosło. Jeżeli w pierwszym wypadku kilkuletnie „wędrowanie" pozostawiało liczne wzmianki w tabelach, to w ostatnim tylko jedną jedyną. 70 AP 894; s. 13, r. 1790. 101 4. Okazuje się, że ludzie luźni we wcale wysokim odsetku otarli się o wojsko. Jak poprzednio już wspomniano 71, wojna i wojsko stawało się jedną z przyczyn ich zejścia na tę drogę, jak również ich „długich wędrówek". Docierali oni zarówno do wojska polskiego, jak i częściej do armii obcych. Spośród klientów krakowskiego ratusza najniższy odsetek wynosił 5,7% (11 wypadków) i przypadł na lata 1740—1749, najwyższy zaś 11,1% (23 wypadki) w pięcioleciu 1790—1794. Tab. 23. Liczba wzmianek o służbie wojskowej ludzi luźnych w armiach obcych i w wojsku polskim Lata Wojska obce Wojska polskie liczba o/ /o liczba % 1740—1749 7 3,7 4 2,0 1750—1759 14 4,0 8 2,3 1760—1769 15 7,7 7 3,5 1770—1779 12 3,2 17 4,5 1780—1789 35 5,1 20 2,9 1790—1794 15 7,3 8 3,8 Liczby te należy uzupełnić danymi zaczerpniętymi skądinąd. Otóż wypadki konfederacji barskiej wycisnęły swe piętno na latach 1760—1769 i okresie następnym. Jednakże 24 wypadki zarejestrowane w ciągu tych dwóch dziesiątków lat dalekie są od kompletności: zestawienie jeńców wziętych do niewoli przez Rosjan w czasie oblężenia Krakowa w r. 1768 informuje o prawie trzech setkach ludzi, których kondycję określano jako „luźni"72. Również w czasie insurekcji kościuszkowskiej przez szeregi wojska przewinęło się ich znacznie więcej; wiemy, że wcielano ich do armii73. Jednak krótkotrwałpść powstania i późniejsza okupacja pruska, a więc okresy nie sprzyjające dokładności tego typu źródła, uniemożliwiły rejestrację tych faktów. Z tabeli widać, że w zeznaniach przeważały armie obce: pruska, austriacka i rosyjska. Trzy pierwsze dziesięciolecia wyrzuciły na bruk krakowski dezerterów z ich szeregów. Byli to cudzoziemcy, którzy przygnani przez burze wojen śląskich czy siedmioletniej chronili się w Polsce na p,ewien czas. Rejestruje ich tab. 9, gdzie w rubryce „pochodzenie nie- 71 Por. rozdział II. 72 Rosjanie wzięli do niewoli 298 ludzi luźnych. W. M ą c z e ń s k i, Dziennik zdarzeń w mieście Krakowie w czasie konfederacji barskiej, Kraków 1912, BK, nr 43, s. 117. 73 T. Kupczyński, Kraków w powstaniu kościuszkowskim, Kraków 1913, BK, nr 44, s. 115. 102 określone" (wiadomo, że szło tu przede wszystkim o cudzoziemców) spotyka się wyłącznie ich. Wszyscy wynotowani w latach 1740—1749 to dezerterzy w liczbie siedmiu, a w okresie 1750—1759 wśród 15 tylko jeden nie uciekł z szeregów wojska. Natomiast w okresach późniejszych (zwłaszcza od lat 1780—1789) w rubryce „wojska obce" zarejestrowani są przede wszystkim Polacy zbiegający przed poborem z Galicji. Z ostatniego pięciolecia (1790—1794) pochodzą informacje o Polakach, którzy dobrowolnie zaciągali się do austriackich korpusów ochotniczych (Freikorps) i walczyli przeciw Turcji na Bałkanach oraz w Belgii przeciw Francji. Ilość wzmianek o służbie w wojsku polskim wskazuje, że mimo niewielkiej jego liczebności element luźny w znacznym stopniu wypełniał jego szeregi i -- dodajmy -- dostarczał najwięcej dezerterów. Liczebny wzrost w 1770—1779 wiązał się z konfederacją barską, a lata następne były odzwierciedleniem naboru do armii Sejmu Czteroletniego 74. Udział luźnych w wojskach obcych i w armii polskiej według przynależności społecznej był następujący: Tab. 24. Służba luźnych w armiach obcych i w polskiej według pochodzenia społecznego Służba w armiach obcych Służba w armii polskiej Lata chłopi mieszczanie szlachta chłopi mieszczanie szlachta 1740—1749 1 2 1 1750—1759 6 — — 6 2 — 1760 — 1769 4 3 1 1 5 — 1770 — 1779 2 6 2 1 7 8 1780—1789 15 11 2 ' 3 8 9 1790—1794 4 3 1 1 5 1 Jak widać, dominował tutaj raczej element mieszczański. Podobnie do innych zajęć ludzi luźnych, tak i w wypadku służby wojskowej formował się jakiś rodzaj „szlaku wojskowego", gdy dany osobnik w tych strefach najczęściej się obracał. Ta orientacja drogi życiowej najczęściej występuje u szlachty, choć spotyka się również takich „zawodowych" wojskowych u ludzi pochodzenia chłopskiego. Znamy przykład takiego człowieka z okolic Wilna, który po ucieczce ze szkół w wieku lat dziesięciu przystał do dragonów jako dobosz, następnie zdezerterował, dotarł do Gdańska, przewędrował Podlasie i Lubelszczyznę i tu wstąpił do chorągwi pancernej, w której służył trzy lata, a następnie do artylerii na 74 Por. rozdział II. 103 lat dwanaście. Potem osiadł w Morawicy koło Krakowa, ożenił się, a w końcu przeniósł się na Zwierzyniec, gdzie był wyrobnikiem 75. 5. Przechodząc do innych rodzajów zajęć wj^konywanych przez luźnych trzeba stwierdzić, że praca w kopalniach czy hutach nie odgrywała w ogólnej liczbie informacji zbyt wielkiej roli. W kolejnych dziesięcioleciach spotyka się następującą ilość wzmianek: l, 2, 2, 6, 16, 3, co stanowiło 0,5, 0,6, 1,0, 1,6 2,3, 1,4 odsetka w danym dziesięcioleciu. Znamienny jest wszakże dość gwałtowny wzrost tej pozycji w latach 1780—1789, które wykazują zaskakujące liczby — szesnaście wzmianek, które stanowiły 2,3%. Przede wszystkim odzwierciedlało to pewną aktywizację salin wielickich i bocheńskich. Adam Górski z Bochni, którego ojciec zmarł, a matka była przekupką, zeznawał: „Ja na dole z górnikami robiłem wedle soli. Dopiero niedziel cztery w poniedziałek będzie, jak tu do Krakowa przyszedłem do mularki, bom się przełamał robotą- soli, jak konchy wynosiłem z dołu pod szyb i tak już robić na dole nie mogłem". W Krakowie pracował jednak krótko, początkowo u murarzy, potem jako służący. W chwili aresztowania zastanawiał się nad powrotem do Bochni. Mówił mianowicie: „poszedłbym nazad do Bochni, bo się tam robota mularska w żupach zaczęła" 76. Właśnie utrata pracy „przy soli", na co- się uskarżał, spowodowała jego podróż do Krakowa, gdzie wszedł w tryb życia normalny dla luźnego-przybysza. Innym przykładem był Franciszek Nowak z Bodzonowa. Ten obracał się w wielu miejscowościach: pracował w Lubczy, Przecławicach, Wroninie, zawadził o Kraków, przystąpił do austriackich „frejkurów", służąc tu przez półtora roku. W końcu dotarł do Wieliczki i, jak zeznaje, „tam przez rok i niedziel 30 chodziłem na dół". Odszedł stamtąd, by „po różnych miejscach wyrabiać" 77. Prócz zatrudnionych w żupach solnych spotyka się również w Krakowie ludzi, którzy pracowali w kopalniach olkuskich 78 czy hutach miedzia-nogórskich 79. W jakimś sensie liczby lat osiemdziesiątych przekazują nam reperkusje wywołane przez fakt podjęcia robót górniczych czy aktywizacji hutnictwa i wpływ tego faktu na koleje życia ludzi luźnych. Wszystkie powyższe rodzaje zajęć można by nazwać zajęciami niesamodzielnymi, dlatego że ich organizatorem nie był sam człowiek luźny, ale chłop, szlachcic, duchowny i mieszczanin, u którego służył, oficer, pod którego komendą się znajdował, czy majster hutniczy lub górnik w żupach. Poza tymi rodzajami zarobkowania przed ludźmi luźnymi stały jeszcze możliwości prac samodzielnych, a więc handlu, kramarzenia, uprawia- 75 AP-Kl 49, s. 19, r. 1779. 76 AP 884, s. 161, r. 1776. 77 AP-K 275, s. 145, r. 1783. 78 AP-K 274, s. 106, r. 1778. 79 AP 882, s. 166, r. 1761. 104 nią rzemiosła, „siedzenia na roli", wyrobnictwa i innych. Każdy z rodzajów zarobkowania niekoniecznie oznaczał pełną lub częściową stabilizację; najczęściej bowiem była to tylko jakaś forma wegetacji, która od czasu do czasu przemieniała się w prawdziwą nędzę zmuszającą do żebrania czy szukania pracy gdzie indziej. 6. Plaga żebraków była w Polsce wielka, co spostrzegali rozmaici zagraniczni podróżni80 i na co zwracała uwagę publicystyka rodzima81. Po części za tymi głosami, a po części za faktami wziętymi z „curricula vitarum" ludzi luźnych poszła również nasza historiografia 82. Fakty te są bezsporne; idzie jednak o to, by uchwycić właściwe temu zjawisku proporcje. Otóż na plagę żebractwa nie mogła się uskarżać tylko Polska. Nie była ona obca Francji czy Niemcom83. Jeżeli zaś idzie o udział, tego rodzaju zarobkowania w życiu ludzi luźnych owego okresu, to nie był on tak wielki, jak można by przypuszczać. Między ludźmi luźnymi a żebrakami lub „ubogimi" kładziono znak równości. Tak jednak w pełni nie było. Żebracy stanowili nieco inną grupę posiadającą odmienny od luźnych status. Ich „zajęcie" stanowiło coś uznawanego i aprobowanego, już choćby z racji istniejącej i po części-żywej jeszcze w społeczeństwie postawy średniowiecznej charytatywności84. Jednakże postawa taka odnosiła się chyba przede wszystkim do ludzi starych i kalekich, owych „dziadów proszalnych" wysiadujących przed kościołami, sędziwych gospodarzy wiejskich, którzy usuwali się z gospodarstw na rzecz dzieci, a sami albo mieszkali w parafialnych szpitalach, albo też żebrali 85. W miastach żebractwo posiadało specyficzną formę organizacyjną, rzec by się chciało — korporacyjną. Dowodziły tego wyraźnie przykłady: lubelski86, a zwłaszcza krakowski87. Byli oni niejako przypisani do poszczególnych parafii, przy których żebrali, spełniając jednocześnie określone posługi kościelne. Zaopatrywano ich w specjalne znaczki metalowe. Krakowski departament policji bronił niejako żebraków miejskich przed przybyszami z zewnątrz88. Nawet niektóre przepisy prawne do- Polska stanisławowska 80 Spostrzeżenia Vraxalla, Coxe'a czy Biestera w: w oczach cudzoziemców, t. I, Warszawa 1962, s. 477, 611. 81 Assorodobraj, op. cit., s. 96. 82 Tamże, s. 49. 83 G. L e f e b v r e, Les paysans du Nord pendant la Revolution franęaise, Bari 1959, s. 313 i n. Podaje on, że na opisywanych terenach około 20%> ludności żebrało stale lub okazyjnie. 84 Assorodobraj, op. cit., s. 99. 85 J. R u t k o w s k i, Studia z dziejów wsi polskiej XVI—XVIII w., Warszawa 1956, s. 172. 86 Grodziski, op. cit., s. 105. " A. Chmiel, Szkice krakowskie, Kraków 1939, BK, nr 100, s. 101. 88 AP 1284, s. 348. 105 strzegają różnicę pomiędzy luźnymi a żebrakami. Postanowienie Rady Najwyższej Narodowej z okresu Insurekcji odnosi się „tak względem luźnych i włóczęgów, jako też żebraków i w prawdziwym kalectwie zostających". Wyraźnie też różnicowano sposób postępowania z tymi grupami społecznego marginesu. Nakazywano mianowicie „zbierać próżniaków i włóczęgów na rekrutów do regimentów lub do pracy krajowi użytecznej, żebraków zaś i kaleków osadzać po szpitalach i tarn stosowną do możności kaleki zatrudniać robotą" 89. Podobne rozróżnienie czyniono w pismach odnoszących się do krakowskiej manufaktury żebraczej ks. Sierakowskiego 90. Natomiast ludzie luźni nie posiadali takiej organizacji. Różnili się też od „dziadów" wiekiem. Ci, których spotykamy na kartach ksiąg krakowskich, rzadko przekroczyli 30 rok życia. W niektórych jednak wypadkach granica między nimi się zacierała. Niejaki Antoni Wiśniewski zeznawał: „pożywienie prowadziłem i miałem z proszonego chleba". Na pytanie zaś, dlaczego „dziadem będąc i żebrackie życie prowadząc, brodę teraz ogolił", odpowiada: „ażebym porzucił dziadowskie życie, bo mając pieniądze kradzione ... chciałem gdzie osiąść". Trasa jego „żebrackiego życia" prowadziła przez zamożne wsie krakowskie i proszowskie (wymienia ich 20)91. Był to oczywiście wędrowny „dziad" z wyboru. Natomiast u Józefa Kierskiego z Mogilan dwuletni okres chodzenia po wsiach i „proszenia chleba", poprzedziła służba w wojsku pruskim i austriackim i praca rzeźnicza w okolicach Krakowa 92. Ludzie tego pokroju stanowili jednak znikomy odsetek. Wydaje się bowiem, że charytatywna postawa w osiemnastowiecznej Polsce nieco przybladła i nie każdemu proszącemu dawano jałmużnę. Istniały co prawda miasta, gdzie u furt klasztornych można było się pożywić i otrzymać wsparcie. Tak było w Krakowie i dlatego spotyka się tutaj trochę więcej wypadków notowanego żebractwa niż w informacjach dotyczących wędrówek pozakrakowskich 93. W sumie jednak zarówno w mieście, jak i poza jego granicami nie ma tego wiele, jak ukazuje poniższa tabela94. Uderza w niej w szczególności gwałtowne zmniejszenie się wypadków żebrania w dwóch ostatnich okresach w porównaniu z poprzedzającymi. Przypisać to chyba należy skuteczności działania departamentu policji magistratu krakowskiego, który to departament ustanowiła Komisja Boni Ordinis. 89 Akta powstania kościuszkowskiego, t. I, wyd. S. Askenazy l W. Dzwonko w s k i, Warszawa 1915, s. 308. 90 „Dziennik Handlowy", 1787, s. 505. 91 AP-K 278, s. 53, r. 1790. 92 AP 881, s. 45, r. 1753. 93 Najczęściej u furt klasztornych por. AP 880, s. 191, r. 1752 i AP 882, s. 342, r. 1763. 94 Z uwagi na podobieństwo problematyki żebraków w mieście i poza nim sprawy te potraktowano łącznie w tym rozdziale. 106 Tab. 25. Liczebność wzmianek o żebrakach w Krakowie i poza Krakowem Żebracy w Krakowie Żebracy poza Krakowem Lata liczba o/ /o liczba o/ /o 1740—1749 10 4,1 8 3,7 1750 — 1759 14 4,4 11 3,6 1760—1769 20 6,3 5 2,6 1770—1779 19 5,6 10 2,7 1780—1789 4 0,8 9 1,3 1790—1794 2 0,7 5 2,4 7. Rzemiosło zarówno cechowe, jak i wędrowne notowało w swej rubryce następujące liczby w kolejnych dziesięcioleciach: 8, 23, 4, 32, 52, 16, co w odsetkach danego dzisięciolecia wynosiło: 3,9, 6,6, 2,1, 8,5, 7,5, 7,8. Nawet wyuczone rzemiosło nie gwarantowało życiowej stabilizacji. Matias Kulesiński z Kuleszy na Podlasiu, a więc szlachcic, po służbie u wuja, który był w wojsku pruskim, znalazł się w Poznaniu, a następnie przeniósł się do Skierniewic, gdzie przez 4 lata terminował u kominiarza. Potem przez 7 lat był „nadwornym" kominiarzem prymasa, a następnie przez 6 lat czeladnikował w Warszawie. Jeżeli dotąd była to droga cechowa, to w Krakowie, dokąd przybył po 1764 r., zawód kominiarski łączył z kramarzeniem. Następnie wyjechał z Krakowa, a powróciwszy nie mógł już pracować w wyuczonym zawodzie z powodu „zazdrości innych kominiarzy". Zaczął więc chodzić z kramarszczyzną po wsiach, wyrabiał szka-plerze i lepił piece 95. Tego rodzaju koleje życia przeplatają się z innymi, kiedy mianowicie osobnik — jak się zdaje — sam rezygnuje z terminowania, a nawet z zawodu już wyuczonego, by iść zupełnie inną drogą 96. Niekiedy zaś droga do Krakowa była drogą do rzemiosła. Że była ona nader żmudna, świadczy o tym przykład dwóch ambitnych młodych ludzi ze wsi Daleszyce koło Chmielnika. Ich ojciec był chłopem; matka-wdowa żyła przy córce-komor-nicy. Starszy z braci Kryczyńskich chodził do szkół w Kielcach i mówił, że „jeszcze bym dłużej chodził do szkoły, ale mnie zięć ... wziął do pilnowania sadów". Powrócił do. rodzinnej wsi i służył przez rok we dworze, następnie udał się do Pińczowa, by pracować u stolarzy, lecz ponieważ nie dostał pracy, poszedł ponownie do Kielc. Następnie pracuje w różnych miejscowościach i w końcu dociera do Przysuchej, gdzie przyjęto go do ślusarza. Ale, skoro mistrz kazał przynieść metrykę i oporządzenie na 4 lata całego terminowania" i skoro okazało się, że matka nie jest w stanie 95 AP 886, s. 55, r. 1778. 96 AP 884, s. 11, r. 1774. 107 tego zrealizować — wrócił do Daleszyc. Pracował tu w klasztorze bernardynów, trafił do Połańca, gdzie znajdował się jego brat, i w końcu dotarł do Krakowa, by „pójść do terminu bodaj na rok". Jego młodszy brat miał życiorys krótązy: dostał się do terminu w Ra-kowie; skoro jednak mistrz nie chciał mu dać pracy, „tylko ... kazał do łasa drwa rąbać, gnój wyrzucać i odprawić go nawet nie chciał", z takiego terminowania zrezygnował. Przybył w końcu do Krakowa i tu mówił: „chcę się gdzie dostać do którego magistra" 97. Jak widać, dążenie do profesji było u starszego tak silne, że wszystkie rodzaje pracy podejmowane były przez niego jedynie z myślą dotarcia do rzemiosła. Tymczasem rzemiosło było po części zamknięte dla ludzi tego rodzaju. Najczęściej jednak spotyka się tu wędrownych rzemieślników. Wędrówka ta bywała niekiedy przypadkowa, ale też często zamierzona, wynikała bowiem niejako z charakteru „profesji". Albin Kamiński, mieszczanin z Opoczyńskiego, liczył lat 60, gdy zeznawał w Krakowie. Był wyuczonym konwisarzem i mieszkał w Mińsku (Mazowieckim ?). Gdy pewnego razu został okradziony, wyruszył na poszukiwanie złodziei i w Lublinie — zupełnie przypadkowo — przystał do włoskich konwisarzy, którzy chodzili po różnych miasteczkach. Z powodu choroby musiał się z nimi rozstać w Sandomierzu. Rychło jednak wyruszył na ich poszukiwanie, dotarł dp Wieliczki i tutaj chodził po okolicznych dworach naprawiając naczynia. W końcu kroki swoje skierował na jubileusz kościelny do Krakowa. Wydaje.się jednak, że dorywcze prace nie wystarczały mu, skoro pisarz ratuszny określił go jako „mendicus", co wskazywałoby na to, iż po drodze również i żebrał98. Można także wskazać szereg przykładów rozmaitych wędrujących krawców i szewców, studniarzy i strycharzy, a zwłaszcza cieśli i murarzy, dalej wędrownych knapów i takich, co „szkło robią i przedawają", palaczy gorzałki i in." Tacy „profesjonaliści" wędrują nieraz .bardzo daleko. Np. Aron Jakubowicz z Pokucia, „palacz z profesji", chodził przez Pacanów, Stobnicę, Pińczów, Wodzisław. Żarki, Częstochowę, Działoszyn, Sochaczew i Skalbmierz 10°. Osobną w końcu grupą i etniczną, i zawodową byli Cyganie, którzy dużymi grupami wędrowali po kraju, zajmując się przede wszystkim kowalstwem. Ich kobiety natomiast „bawiły się wróżeniem" 101. 97 AP 884, s. 139, r. 1776. 98 AP 884, s. 259, r. 1776. 99 AP-IT 159, r. 1792 (b. p.). 10° AP 891, s. 86, r. 1787. 101 Wędrowały nie tylko grupy Cyganów (o jednej z nich AP 887, s. 32), lecz i Polaków-kowali. W 1754 r. odstawiono do miasta 7-osobową grupę wędrującą na Ruś; część z nich pochodziła ze Stawkowa. AP 881, s. 82. 108 Handel i kramarszczyzna następuje zaraz po rzemiośle, jeśli idzie o liczbę wzmianek. Jest ich w kolejnych dziesięcioleciach: 9, 20, 13, 18, 35, 17, co odpowiada w odsetkach: 4,4, 5,8, 6,6, 4,8, 5,1, 8,4. I tutaj równie jak w poprzednich rodzajach zajęć lata osiemdziesiąte cechuje wyraźny, bo dwukrotny wzrost w porównaniu z dziesięcioleciem poprzednim. Ten typowy zawód wędrowny skupiał duże ilości ludzi mieszkających zarówno w Krakowie, jak i w jego okolicy. Obchodzili oni jarmarki i targi. Ci pierwsi, krakowscy, sprzedawali poza miastem wyroby przemysłowe: igły, nici, mydło, szkaplerze, tandetę 102. Spotyka się również kramarzy roznoszących książki i druki z krakowskich oficyn 103. Natomiast wśród drugich przeważali rozmaitego rodzaju przekupnie skupujący w okolicznych wsiach jaja, masło, drób, by potem dostarczyć go do Krakowa, a nawet, jak ów wspólnik wspomnianego poprzednio Gadochy, do Warszawy!04. Spotyka się dalej ludzi, którzy wyłącznie na wsiach zajmują się kupnem koni105. Czasem takie kramarzenie stwarzało jakieś możliwe warunki bytowania. Ale bywało też odwrotnie. Szymon Laudański, urodzony we Lwowie i mocno stary, bo 60-letni człowiek, zeznawał, że tym zawodem para się w województwie krakowskim od 40 lat. Ale niczego się nie dorobił, przeciwnie — mocno zubożał i obecnie chodzi jako dziad po odpustach 106. Inny zeznający, Jan Szwaja z Marszowic, mówił: „czasem przekupuję, czasem na robotę, kiedy mi się trafi, idę". Dodaje jednak, że żadnych większych zakupów przedsiębrać nie jest w stanie, ponieważ za mało posiada pieniędzy m. Zakres wędrówek niektórych bywa dość rozległy. „Dwa lata minęły, jak handluję różnym towarem — opowiada Stanisław Borkowski z ziemi latyczowskiej, najpewniej szlachcic. - - Kupuję jeden w Częstochowie, drugi w Kępnie, Wschowie, Lesznie, sprzedaję go po różnych dworach pańskich, skąd mam pieniądze" 1C8. Specjalizował się - - jak się zdaje -w handlu księgami, a pewną praktykę zdobył u pielgrzyma, który też kramarzył tym towarem. Zastanawiający jest nierówny odsetek wzmianek o handlu i kramarzeniu wykonywanym przez chłopów. W latach 1750—1759 dotyczy ich aż 75% (15 na 20 wzmianek w tej rubryce). W dwóch następnych dziesięcioleciach ilość ta gwałtownie spada do 23% i 30%, by w okresie 1780—1789 oraz 1790—1794 podnieść się do 54% i 59%. 102 AP 887, s. 176, r. 1781. 103 AP 883, s. 66, r. 1764. 104 AP 891, s. 31, r. 1787. 105 AP 884, s. 278, r. 1776. 106 AP-IT 159, b. p., r. 1791. 107 AP 880, s. 40, r. 1750. 108 AP 878, s. 13, r. 1744. 109 8. W swych wędrówkach ludzie luźni „osiadali na ziemi". Choć nie dowiadujemy się, na jakich warunkach odbywała się ta częściowa przynajmniej stabilizacja, można przypuścić, że szło tu o kilkuletnie stosunki kontraktowe albo też osadzanie na pustych gospodarstwach. W poszczególnych dziesięcioleciach zanotowano następującą liczbę wypadków; 8, 13, 2, 8, 22, 11, co w odsetkach wynosiło: 3,9, 4,2, 1,2, 2,5, 3,4, 6,3. Szczególnie dwa ostatnie okresy charakteryzują się znaczną ilością tych faktów. Wydaje się jednak, że na wsi małopolskiej wprawdzie coraz częściej zawierano kontrakty, wprawdzie osadzano luźnych na gospodarstwach, jednakże nie można tego porównać z Wielkopolską, gdzie czasowe ich osiadanie na roli spotyka się w tych latach dość często 109. W Małopolsce natomiast inwentarze wsi, wyjąwszy osady podkrakowskie, nie znają kategorii „luźnych na czynszu", jaką często można spotkać w inwentarzach wielkopolskich. W końcu pewną rolę odgrywało osiadanie na roli plebańskiej. Warto się bliżej przypatrzyć konkretnym wypadkom takiego właśnie osiadania. Grzegorz Kalinowski z podkrakowskiego Giebułtowa osiadł na chałupie we wsi Bejsce, która należała do miasta Kazimierza; został tam nawet polowym. Jednakże po 10 latach pobytu opuścił wieś, ponieważ zmuszano go do flisu. Odtąd rozpoczęła się jego wędrówka, w trakcie której roczne lub dwuletnie „siedzenie na chałupie" zmieniało się na „siedzenie na młynie". Gdy zeznawał w Krakowie, okazało się, że prócz Bejsc obszedł w ten sposób pięć dalszych miejscowości no. Czasem taki przybysz osiadł pod Krakowem, jak Tomasz Sapa z Dłuszcza w okolicach Pilicy, 109 Dla Wielkopolski por. Inwentarze dóbr szlacheckich pow. kaliskiego, t. II, wyd. W. Rusiński, Wrocław 1957, według indeksu. Dla Małopolski pewne fakty wskazują źródła pozainwentarzowe. Przejścia od luźności i sługiwania do gospodarstwa były różne: „Józef Szwed w latach młodych zostając, nie mając nad lat 10, od tych lat w Mytarce [pow. sandecki — M. E.] służył lat kilkanaście, najprzód za poganiacza, dalej za parobka. A potem w Mytarce lat przyzwoitszych dorósłszy, nie mając najmniejszej fortunki, ożenił się z Kasprową Kaskowa, wdową kmiotka, poddaną Mytarki, prac. Kaspra Kaśka, kmiecia, podd. w Mytarce małżonką. Ożeniwszy się zaraz też samą rolę, na której siedział, osiadł". O innym przybyłym do tej wsi pisano mniej konkretnie: „Fortunki jakowej się dorobił, tu na gruncie, ponieważ przyszedłszy ... nie miał nic". (AP Castr. Sand. 432, fasc. 93 z r. 1767). Świadectwo pamiętnikarskie daje Kazimierz Brodziński odnośnie do podtarnowskiej Królówki: „ojciec mój mało zasiewał gruntu, ubogim wyrobnikom i oddalonym ze służby żołnierzom przeznaczał pole na swoim wójtostwie i chatę z małymi bardzo obowiązkami". 0 gospodarzu dworskim w sąsiedztwie pisze: „On był starym żołnierzem, ona kobietą, która sługiwała po dworach" (K. Brodziński, Wspomnienia mojej mlodości 1 inne pisma autobiograficzne, BN, S. I, nr 113, Kraków 1928, s. 11). Status tych ludzi, wykonujących powinności pańszczyźniane, nawet bez przyjęcia poddaństwa, upodabniał ich do „zasiedziałych" poddanych. Był to powrót do środowiska, z którym na czas pewien zerwali więzy, choć nie do tej samej miejscowości. Suponował to J. Gierowski, Ludzie luźni na Mazov}szu..., s. 202. 1K> AP 881, s. 273, r. 1756. 110 który w ciągu 12-letniej wędrówki pracował kolejno w Pilicy („robi siekierką"), w Krakowie i Miechowie, by osiąść w Łobzowie U1. Wydawało się, że stabilizacja w charakterze gospodarza, początkowo zagrodnika, a potem użytkownika roli kmiecej, będzie udziałem Andrzeja Bruzdy, syna ubogiego chłopa z Wrzeszczowic, który w rodzinnej wsi przyżenił się. Ale jak mówił: „nie mogąc się zgodzić i zaś z matką [żony — M. F.] objąłem rolę kmiecą sam na siebie i na tej lat cztery zostawałem". Potem jednak uszedł na trzydniową zagrodę do pobliskiej wsi Winiary. gdzie przetrwał przez lat 14 112. Wówczas bowiem porzucił gospodarstwo i rozpoczął wędrówkę w poszukiwaniu pracy. Przyczyn możemy się jedynie domyślać. Być może, iż ludzie luźni opuszczali swoje gospodarstwa z tego powodu, że jako przybysze nie potrafili się zagospodarować, zwłaszcza wtedy, kiedy dostali zbyt małą załogę. Jeżeli zaś idzie o osiadanie na rolach plebańskich i następnie przenoszenie się gdzie indziej, to odgrywał w tym rolę duży wyzysk na rolach plebańskich. Wspomniany poprzednio Jakub Bilski w czasie swej wędrówki otrzymał od plebana w Poborowicach chałupę i sad z pańszczyzną jednodniową. Ale pleban zebrał owoce z sadku, a jemu zapłacił tylko za 15 dni odrębnych. Wówczas Bilski postanowił opuścić gospodarstwo i „dziękowałem mu -zeznawał -- ale mnie puścić nie chciał, tylko mnie za swego poddanego przywłaszczył i jak czeladź od jegomości odeszła, to ja z moją żoną wszystko, co potrzeba było, robiliśmy". W końcu przy nadarzającej się okazji Bilski odszedł do kmiecia w Dobranowicach, a później idzie „na jałmużnę prosić" 113. Zapewne często osiadający na roli żyli w stanie zagrożenia, że mianowicie zostaną „za poddanego przywłaszczeni". I stąd chęć opuszczenia gruntu po okresie kontraktowym. Dla innych znów, przywykłych do ciągłych zmian w poszukiwaniu lżejszych zarobków, stabilizacja na roli mogła okazać się próbą zbyt trudną. To niezagrzewanie miejsca na roli stanowi wszakże przykład wielorakości i przeciwstawności kierunków pracy i dążeń, jaka istniała wśród luźnych; bowiem obok tendencji dopiero co scharakteryzowanej spotykamy wręcz odwrotna, mianowicie dążność do stabilizacji, i to właśnie na roli. Zeznający ludzie'luźni określali też swoje zarobkowanie, że „do różnych robót chadzał". Było to zapewne wyrobnictwo, a więc imanie się wszelakich prac dorywczych, krótkotrwałych, niekoniecznie nawet całodziennych. Ponieważ nie określali oni wcale, czy szło o zajęcia w mieście, czy na wsi, nic dokładniejszego nie można o tym powiedzieć. Zresztą zajęć tych nie notuje się zbyt wiele: w latach 1740—1749: 5, 1750—1759: 11, 1760—1769: 10, 1770—1779: 7, 1780—1789: 32 i 1790—1794: 4. llr AP 893, s. 213, r. 1790. »2 AP 887, s. 127, r. 1787. 113 AP 880, s. 103, r. 1751. 111 W końcu do kategorii ,;inne zajęcia" włączono wszystkie pozostałe. A więc mieścili się tu tacy, jak Walery Kopyciński z okolic Staszowa, który żył „ze śpiewania i figlowania", ale w końcu podążył do Krakowa „prosić kawałka chleba" 114. Byli tu muzycy i organiści, jak Michał Karczewski z Giebułtowa, który na przemian grywał w kościele, służył wojskowo i był parobkiem na folwarku115. Przewijają się tu nie zawsze w pełni wykrystalizowane typy luźnych-inteligentów, jakichś nauczycieli czy pokątnych pisarzy. Interesujące, że byli to ludzie niekoniecznie pochodzenia szlacheckiego. Bo oto spotykamy zarówno syna ubogiego chłopa, jak syna szlacheckiego, którzy liznąwszy nieco nauki w szkołach sami uczyli, jeden dzieci bogatego młynarza, drugi mieszczanina 116. 9. Dotychczasowe rozważania obejmowały bądź całą zbiorowość ludzi luźnych ujętą w liczbach, bądź też grupy pochodzenia, jakie w skład tej zbiorowści wchodziły; nie brano natomiast pod uwagę podziału owych „miejsc zatrudnienia" według płci. Powód leżał w tym, iż skomplikowałoby to obraz zarówno poszczególnego zagadnienia, jak i konstrukcje poszczególnych tabel. Ogólnie trzeba powiedzieć, że w pozakrakowskich miejscach pracy kobiety występują rzadziej, niż można było się spodziewać po ich odsetku wśród liczby wszystkich zarejestrowanych ludzi luźnych. Jak wykazuje tab. 5, odsetek ten wynosił 78% mężczyzn i 22% kobiet. Na pozakrakow-skim szlaku pracy kobiet było jeszcze mniej. Tab. 26. Liczebność zajęć mężczyzn i kobiet poza Krakowem Praca mężczyzn Praca kobiet Lata liczby o/ /o liczby o/ /o 1740—1749 • 184 90,5 19 9,5 1750—1759 308 88,3 36 11,7 1760—1769 166 84,9 29 15,1 1770—1779 324 86,4 51 13,6 1780—1789 645 93,6 44 6,4 1790—1794 174 83,7 34 16,3 Większa część kobiet szła prosto ze wsi do miasta i tam szukała pracy. Zjawisko to potwierdzają zeznania. Być może, że wytłumaczenie takiej właśnie nieco odmiennej drogi kobiet leżało, jak już wspomniano, w przyczynach obyczajowych. Wędrówka po kraju groziła im bowiem zupełnym wykolejeniem moralnym. Znane z literatury przykłady wędrujących pro- 114 AP 894, s. 104, r. 1790. 115 AP 880, s. 162, r. 1750. 116 AP 886, 's. 96, r. 1779. 112 stytutek-wyrobnic czy prostytutek-kramarek lub handlarek m można byłoby mnożyć 118. Toteż wśród służby domowej w Krakowie przewagę stanowiły kobiety 119. Ale nawet w obrębie rozmaitych grup społecznych zatrudniających kobiety zachodziły różnice. Okazuje się, że nie chciały one pracować u chłopów. Poniższa tabela ilustruje to dowodnie. Przedstawia ona udział kobiet i mężczyzn zatrudnionych u chłopów. Tab. 27. Liczebność zajęć pozakrakowskich mężczyzn i kobiet zatrudnionych u chłopów Mężczyźni Kobiety Lata liczby o/ /o liczby o/ /o 1750—1759 56 93,3 4 6,7 1760—1769 21 84,0 4 16,0 1770—1779 74 89,2 9 10.8 1780—1789 169 94,9 •9 5,1 1790—1794 18 62,2 11 37,8 Zaobserwowane różnice wyrównywały się przez większy udział kobiet w zajęciach u szlachty, duchowieństwa i mieszczaństwa. Natomiast na innych szlakach pracy niewiasty spotyka się rzadko. W dziesięcioleciu 1750—1759 tylko jeden raz („do różnych robót chadzała"), w 1760—1769 spotykamy kobiety 5 razy, z tego w czterech wypadkach przy handlu i kramarzeniu. W latach 1770—1779 już w 12 wypadkach, zaś w latach 1780— 1789 w 14, przy czym aż ośmiokrotnie spotyka się kobiety przy pracy rzemieślniczej, oczywiście pozacechowej (krawcowe, hafciarki), wykonujące prace na własny rachunek. W końcu w latach 1790—1794 wzmianek takich posiadamy 3. Rozważania powyższe ukazują, jak rozmaite rodzaje pracy występowały w zajęciach przedkrakowskich. Trudno powiedzieć, by wśród rozmaitych zajęć dominował typ luźnego-wyrobnika 12°. Przeciwnie, „szlaki pracy" były nader różnorodne, a zeznania ukazują, w jakich proporcjach występują rozmaite rodzaje zajęć w życiorysie człowieka luźnego. Ogólnie jednak można powiedzieć, że dominowała praca najemna obejmująca prze- 117 J. B i e n i a r z ó w n a, O chlopskie prawa, „Szkice z dziejów wsi małopolskiej", Kraków 1954. Tu: Dwa życiorysy ludzi luźnych z XVII w., s. 193—206. 118 AP 883, s. 88, r. 1765. 119 Por. rozdział następny. 120 Assorodobraj, op. cit., s. 73. O nieco innym rozumieniu tego terminu w porównaniu z określeniem używanym przez tę autorkę, por. rozdział V niniejszej pracy. 113 szło połowę wszystkich zebranych informacji. Na okręg owej pracy cecha luźności charakteryzująca całokształt życiowych kolei danego osobnika ulegała niejako zawieszeniu, pozostawał on wówczas potencjalnym luźnym. Ale w pewnym momencie całokształt okoliczności, w jakich się znajdował, kierował jego kroki do innej miejscowości. Wówczas nierzadko do głosu dochodziła atrakcyjna siła Krakowa. 8 — Ludzie luźni w oslemnastowiecznym Krakowie Rozdział IV LUDZIE LUŹNI W KRAKOWIE — PRAWO I POLICJA 1. Ludzie luźni w społecznej strukturze miasta: ich ilość w Krakowie „wewnątrz murów" i w okolicznych osadach. — 2. Luźni a prawo miejskie i państwowe — zarządzenia magistratu o luźnych i żebrakach. — 3. Uniwersały o paszportach i służbie, miejskie pośrednictwo pracy — zmiana stanowiska wobec wyrobników. — 4. Propaganda pracowitości: manufaktura żebracza i Związek Filantropów. — 5. Ludzie luźni w wojsku. — 6. „Testimonia", „giełda pracy" i pokątne pośrednictwo. — 7. Więzienie ratuszne. 1. I tak oto przed przybywającymi luźnymi rozpościerała się panorama Krakowa. Z daleka podwawelski gród urzekał swymi rozmiarami; bywały w świecie J. J. Kausch przyrównywał go do Lipska i Wrocławia 1. Przyciągał wzrok swymi nieprzeliczonymi wieżami kościelnymi. A na pewno kojarzył się w umysłach ludzi luźnych z możliwościami pracy. Atrakcyjne było dla nich samo skupisko miejskie: trzy miasta, szereg przedmieść i jurydyk, otaczające wsie. Wśród murów Krakowa dymiło wiela kominów należących do sześciuset z górą domów: ktoś musiał dla nich „rzynać drzewo". W domach mieszkało wiele rodzin potrzebujących służby. Wstęga Wisły przypominała zarówno o możliwościach flisu, jak i o tym, że na jej brzegu mieściły się składy zawsze potrzebujące pracowników. Był w końcu most wielicki, tak postponowany przez cudzoziemców 2, a taki ważny gospodarczo 3, obok którego mieściła się istna giełda pracy, coś na podobieństwo sąsiedztwa kolumny Zygmunta III w Warszawie w latach dziewięćdziesiątych XVIII w.4 Miasto otaczał zielony pierścień 1 J. J. Kausch, Opis podróży ze Śląska do Krakowa (1791), [w:] Polsko stanisławowska w oczach cudzoziemców, t. II, Warszawa 1963, s. 362 i n. 2 N. W. Vraxall, Wspomnienia z Polski (177S), 1.1, s. 480, pisze: „przez rzekę przeprawiliśmy się czymś, co przypominało raczej luźno powiązaną tratwę niż regularny most... Z trudem może przezeń przejechać powóz". 3 Kulczykowski, op. cit., passim. 4 J. R a f a c z, Dom pracy przymusowej u schyłku istnienia Rzeczypospolitej, PH, 33: 1936/37. 115 osad wiejskich wśród sadów, których owoce tak smakowały przybywającym tu podróżnym: Carosiemu i Kauschowi5, oraz osad wiejskich specjalizujących się w produkcji warzyw, które wywożono do Warszawy i Wrocławia 6. W końcu w sąsiedztwie Krakowa, a zwłaszcza na prawym brzegu Wisły, dymiły wapienniki i cegielnie, a nieco dalej nieliczne co prawda, ale dość wielkie browary królewskie, konkurujące z nieprzeliczoną ilością małych browarków i gorzelni w mieście. Nad Prądnikiem i Rudawą stały młyny zbożowe, szabelnie, hamernie. Wszystkie te punkty ówczesnego „wielkiego Krakowa"7 otwierały możliwości zatrudnienia na czas dłuższy lub krótszy. Zaś wielka ilość wież kościelnych przypominała, że można się było u furt klasztornych posilić w dniach głodnych. Równocześnie jednak widoczna z dala wieża ratuszowa, właśnie w latach osiemdziesiątych nakrywana świeżym hełmem fundowanym przez biskupa Kajetana Sołtyka, przypominała również, iż właśnie u jej fundamentów znajduje się więzienie, które dla wielu przybyłych stanowić będzie przez pewien czas ich miejsce zamieszkania. Aczkolwiek stulecie nie stanowi w dziejach miasta okresu zbyt wielkiego, to jednak przybywający ludzie luźni natrafiali w rozmaitych jego okresach na Kraków wyglądający bardzo różnie: m. in. na czasy głębokiego upadku miasta, gdy na początku wieku przeżywało różnorakie okupacje wojsk obcych i groźną dziesiątkującą ludność zarazę morową 8. Przybywali też, gdy dymiły zgliszcza spalonego w czasie oblężenia 1768 r. drewnianego Kleparza, a Kraków i Kazimierz dawały świadectwo upadku. Toć przecież jeszcze kilka lat po opisywanych wydarzeniach podróżnik angielski N. W. Vraxall pisał: „Już przy samym wjeździe do miasta uderza nas przykro widok świadczący o opuszczeniu. Na każdym kroku spotyka się domy niezamieszkałe i chylące się ku upadkowi, jakby niedawno złupione i porzucone przez nieprzyjaciela" 9. A inny Anglik, Wiliam Coxe, w tym samym czasie przejeżdżający przez Kraków, wtórował rodakowi: „ilość zwalonych i rozpadających się domów nasuwa przypuszczenie, że dopiero co uległo grabieży i że nieprzyjaciel wczoraj zaledwie je opuścił" 10. A już nieco później zachwytu swojego nad pięknością miasta, nad czystością i porządkiem, a nawet pewną zamożnością jego miesz- 5 J. Ph. C a r o s i, Reisen durch verschiedenen polnischen Provinzen mineralo-gischen und anderen Inhalts, Leipzig 1781. 6 K a u s c h, op. cit., s. 365. 7 O zakresie nazwy por. przypis 2 Wstępu. 8 A. Górny, K. Piwarski, Kraków w czasie drugiego najazdu Szwedów na Polskę 1702—1709, Kraków 1934, BK, nr 77, s. 2 i n. 9 V r a x a 11, op. cit., s. 480. 10 W. C o x e, Podróż po Polsce (1778), [w:] Polska stanisławowska..., t. I, s. 630. 116 kańców nie może utaić czy to J. J. Kauschu, czy też Zóllner12 lub Hammards 13; To miasto - - tak różnie wyglądające w rozmaitych okresach - - nie zawsze też jednakie przedstawiało możliwości pracy, nierówna też była jego siła atrakcyjna. Czy można odpowiedzieć na pytanie: ilu ludzi luźnych znajdowało się w różnych okresach na terenie miasta pojmowanego szerzej, niż określał termin „Kraków wewnątrz murów"? I dalej: jaki odsetek krakowskich luźnych trafiał na ratusz? Pełnej odpowiedzi na te pytania dać niepodobna. Dla czasów wcześniejszych skazani jesteśmy na hipotezy: wydaje się, że do około lat 40 XVIII w. miasto było mało atrakcyjne dla ludzi luźnych, dlatego że popyt na pracę najemną był niewielki, a i jej podaż mniejsza. Elementów gospodarczo zbędnych było na wsi niewiele, a istniejące mogły się uplasować bez trudności: wieś i folwark potrzebowały rąk do pracy. Szansę osadzenia na gospodarstwie były wówczas większe niż w drugiej połowie wieku. Jedynie dla lat 1779, 1790—1792 i 1795, a więc ostatniego ćwierćwiecza, posiadamy spisy ludności już nie sumaryczne, ale szeregujące mieszkańców Krakowa w ramach pewnych statystycznych kategorii. Ale nawet wówczas nie posiadamy pewności, czy wymienieni w spisach „ludzie luźni", „czeladź służebna" (jako przeciwstawienie „czeladzi rzemieślniczej") czy „komornicy" odpowiadają tej kategorii społecznej, która stanowi przedmiot niniejszych rozważań. Poniższa tabela zestawia wymienione kategorie, dodając jeszcze „ubogich" lub „żebraków", oraz określa, jaki odsetek ogółu ludności na daną kategorię przypadał. Zestawienie to odnosi się jedynie do „Krakowa wewnątrz murów" H. Tab. 28. Liczebność różnych grup ludzi o stabilizacji niepewnej wśród ludności Krakowa „Ludzie luźni" „Czeladź slużebna" „Ubodzy" Lata Ogół lud- ności miasta liczba o/ /o liczba o/ /o liczba % 1779 8636 1093 12,6 1297 15,0 489 5,7 1790 8740 1214 14,0 2024 23,2 203 2,3 1791 8009 1172 14,6 1694 21,1 188 2 4 1795 8088 1192 14,7 1636 20,2 288 3,6 11 Pisze o „wspaniałości i znamienitości prastarej siedziby królów". 12 J. F. Zóllner, Briefc uber Schlesien, Krakau..., Berlin 1792—1793. 13 C. F. E. Hammards, Reise durch Oberschlesien żur Reussischkaiserlichen Armee nach der Ukrainę..., Gotha 1787. 14 Spis z 1779 r. w papierach F. Lichockiego. BJ 87, vol. 6; z 1790 r. u Czart. 1187, s. 153, obejmuje dane z lat 1785—1790 z tym, że tylko dane z ostatniego roku rozbite 117 Jakkolwiek rozmaite kryteria podziału stosowane były w powyższych spisach, zawsze wykazują one duże liczby i odsetki ludzi gospodarczo niesamodzielnych. Sumując liczby owych statystycznych kategorii „łudzi luźnych", „czeladzi służebnej" i „ubogich" 15, a więc kategorie zatrudnionych dorywczo lub na kontrakcie, ale ludzi zawsze narażonych (jak poprzednie przykłady wskazywały) na ześlizgniecie się w dół społecznej drabiny, otrzymujemy następujące dane: Tab. 29. Liczebność ludzi o stabilizacji niepewnej wśród ludności Krakowa Lata Suma trzech kategorii społecznych Odsetek ogółu mieszkańców Krakowa 1779 1790 1791 1795 2879 3441 3054 3116 33,3 39,5 38,1 38,5 Mimo że spisy powyższe dokonywane były z różnym stopniem dokładności, przy nie zawsze jednakowych kryteriach zaszeregowywania poszczególnych mieszkańców, wykazują daleko idące zbieżności, zwłaszcza jeżeli idzie o trzy ostatnie lata spisowe. Posiadamy również inny spis z r. 1791, który obejmuje Kraków, Kazimierz i niektóre jurydyki16, spis robiony zapewne w przededniu połączenia wszystkich organizmów administracyjnych, które nastąpiło na mocy ustawy o miastach. Ponieważ objął on tereny nieco obszerniejsze niż spisy uwzględnione w tabeli, nie może też z nimi być porównywany. Niemniej i tu liczby są charakterystyczne: ogółem podano 12 642 mieszkańców, z czego 2803 (tj. 22,2°/o) figuruje w rubryce „służący", a 5868 (46,4%) w rubryce „komornicy i ich dzieci". Razem w obydwóch rubrykach figurowało 8671 ludzi, czyli 68,6% ogółu mieszkańców. są na grupy zawodowe; spis z 1791 r. AP-IT. Inny z 1791 r. przedrukowany w Materiałach do słownika..., s. 119, podaje ogółem 9872 mieszkańców, z czego 40,7%> komorników i ich rodzin i 32,6'°/o służących; nie można go porównywać z innymi, bo do „komorników" włączono nieposesjonatów, w tym 179 szlachty; spis z 1795 r. AP-IT 551. 15 Zaliczam tu „ubogich", choć można się domyślać przewagi miejskich „emeri-tos", starych rzemieślników dożywających swych dni na posługach kościelnych. Z drugiej strony mogli to być też „miseri", niestarzy, a zubożali majstrowie, parający się wyrobkiem. 16 AP-IT 155. Nie wyodrębniono tu czeladzi rzemieślniczej mieszczącej się chyba w kategorii „służby". 118 Dysponujemy w końcu wycinkowym spisem I Cyrkułu miasta Krakowa z 1793 r. obejmującym ogółem 5415 mieszkańców. Liczba „służących" u „dziedziców i gospodarzy" (a więc u posesjonatów) wynosiła 1031 osób (19,0%), liczba „najemników i ich dzieci" 2524 (45,9%), a „służących u najemników" -- 1004 (18,5%)17. W przeciwieństwie do zestawień na tabelach 28 i 29 tutaj kryteria były odmienne, a istnienie grupy „komorników i ich dzieci" (lub „najemników i ich dzieci") uniemożliwia porównanie. Zaliczono tu bowiem najpewniej wszystkich nieposesjonatów. A więc zarówno ustabilizowanych życiowo rzemieślników czy kramarzy, którym daleko było do luźności, jak i wyrobników, czyli typowych luźnych. Zanim wszakże — opierając się na tych danych oraz na oryginałach spisowych — przejdziemy do ich analizy, należy uczynić pewne zastrzeżenie. Oto zebrane i zesumowane liczby trzech grup statystycznych obejmujących ludzi albo nie ustabilizowanych (jakby wynikało z nazwy „luźni"), albo o stabilizacji niepewnej, jakichś „półluźnych", albo takich, których luźność uległa zawieszeniu, przeciwstawione zostały reszcie mieszkańców miasta. Wśród pozostałych prócz mieszczan i posesjonatów krakowskich znajdują się również czeladnicy handlowi i rzemieślnicy, i to w ilości dość znacznej: w 1779 r. — 993 (ll,5lo/o), a w r. 1790 — 789 (9,0%). Choć przytoczone poprzednio przykłady wskazywały, iż niejednokrotnie czeladnik już w rzemiośle zawansowany nagle stawał się człowiekiem luźnym i zrywał z wyuczonym zawodem, to jednak najczęściej przynależność do tej grupy stwarzała jej członkom nieco odmienne, korzystniejsze warunki bytowania niż w wypadku trzech wymienionych kategorii. Przejdźmy obecnie do danych liczbowych odnoszących się do innych organizmów administracyjnych „wielkiego Krakowa", zarówno miast, jak przedmieść!, jurydyk i wsi. Wobec poniższych zestawień, w których uwzględniony zostanie przede wszystkim element o chwiejnej stabilizacji rozmaicie nazywany (a więc niekoniecznie „luźni"), aktualne pozostają uwagi i wątpliwości zaznaczone we Wstępie. W tej chwili idzie o liczbowe jego przedstawienie; wnioski podane zostaną później. I tak na Kleparzu, gdzie „luźnymi" nazywano tych, „co nie mieli prawa miejskiego", doliczono się ich 84, a wśród nich zarówno „wyrabiaczy", jak i „mających handel korzenny". Bogatsi spośród tych „luźnych" zatrudniali nawet 40 służących. Na 739 mieszkańców Kleparza „ludzie luźni", ich dzieci i służba liczyli 190 osób (26°/o), a doliczając służbę u innych oraz ubogich (razem 177 osób) otrzymujemy 367 głów (50%)18. 17 PAN 1170, dane odpowiadają spisowi AP-IT 155, z tym, że „komornicy" w jednym odpowiadają „najemnikom" w drugim. is Materiały do słownika..., s. 132; inne dane z różnych lat. AP-K1 195 („księga nieposesjonatów") i PAN 39, s. 141 i n. 119 Na Kazimierzu w r. 1791 na 1900 mieszkańców do „ludzi luźnych" zaliczono 526 (27,6%), a łącznie ze służbą (337 osób) wynosiło to 863 mieszkańców (45,4%)19. Inny spis z tego roku podawał dla Kazimierza, Strado-mia i przedmieść oraz przymurków 1559 mieszkańców, z czego 299 „luźnych" (19,l°/o), 320 służących (20,5 %>), razem 619 osób, czyli 39.6'a/o ogółu 20. Spis ludności uprzemysłowionych Garbar, siedziby cechów skórni-czych, nie wykazuje istnienia statystycznych ,,luźnych". Ale na 810 mieszkańców było 337 „komorników z rodzinami", 182 „służących u posesjo-natów" i 27 „ubogich", co w sumie dawało 546 osób, tj. 67,4% ogółu 21. W jurydyce Groble w 1789 r. na 158 mieszkańców było 57 „ludzi luźnych, czyli komorników", a nadto 12 służących i 17 ubogich, razem 86 osób, czyli 54,4% ludności osady 22. Podobnie wyglądało w osadach wiejskich charakteru rolniczego, warzywniczego czy sadowniczego. I tu spisy podają duże zagęszczenie rodzin ubogich w stopniu nie spotykanym w innych wsiach województwa 23. W Czarnej Wsi vel Ogrodnikach gospodarzami są wyłącznie ogrodnicy. Wśród nich spotyka się różne kategorie, jak „ogrodnik-arendator-luźny", „ogrodnik-czynszownik-luźny" 24. Podobne nazwy spotykamy w spisach z Nowej Wsi i Krowodrzy 25. W Półwsiu Zwierzynieckim było 7 dymów „ogrodniczych", 30 chałup bez ogrodów i 14 chałup komorniczych. Mieszkało tu 5 rzemieślników z chałupami, jeden „szynkujący" oraz 175 „komorników bez chałup" z rodzinami, a nadto 27 „luźnych" i 10 żebraków. W sumie na 365 mieszkańców wsi biedoty było 58,4%. 19 AP-IT 154. Dane z 1792 podawały: 123 nieposesjonatów „mających sposób do życia" (m. in. l duchowny, 45 mieszczan, 75 luźnych) i 23 „nieposesjonatów nie mających sposobu do życia" (9 mieszczan, 14 luźnych). Por. też Materiały do słownika..., s. 126. 2» AP Castr. Crac. Rei. 211, s. 373. 21 Materiały do słownika..., s. 126. 22 AP-IT 154. 23 PAN 39. s. 141 i n. „Protokół rewizji cyrkułu kleparskiego"; należała do niego m. in. Krowodrza. 24 Czarna Wieś vel Ogrodnikł liczyła 35 chałup ogrodniczych, mieszkało tu 205 mieszkańców w 1789 r., ale 289 w 1787. AP-IT 151. 25 Znajduje to potwierdzenie w licznych transakcjach sprzedaży pola lub domu zawsze „za aprobatą zwierzchności". Por. Starodawne prawa polskiego pomniki, wyd. T. U l a n o w s k i, t. XI (wyjątki) oraz w pełnym rękopisie AP-GmP VI-4. W 1790 r. było we wsi 72 głowy rodzin posesorów („rolnicy"), 92 czeladzi „posesorów", 65 głów rodzin „mieszkańców", 4 czeladzi „mieszkańców" i 11 ubogich. (AP-IT 154). Jasność obrazu komplikował fakt, że nazwa „luźny" odnosiła się do „rolników", a więc ludzi jakoś ustabilizowanych, użytkujących ogród i mieszkających w arendo-wanym domu, gdy typowi luźni znajdowali się wśród „mieszkańców", przy nazwiskach których co prawda określenie „luźny" też występuje. Ma ono jednak inny sens od np. „arendatora domu luźnego", „Mieszkaniec" był najemnikiem, i tu należy szukać ludzi interesujących autora pracy. 120 Wnioski płynące z tych fragmentarycznych tylko danych są następujące: termin „luźny" (w sensie statystycznym) zawierał treść bardzo różnorodną w poszczególnych spisach i niekoniecznie musiał oznaczać tego luźnego (bez cudzysłowu), który interesował autora pracy. Jakkolwiek wpisywano do tej rubryki statystycznej (zwłaszcza w miastach) ludzi rozmaitej kondycji społecznej, jakkolwiek mieszały się tu jednostki o> statusie wyznaczanym przez urodzenie (np. szlachta, która w mieście nie miała posesji i z natury rzeczy nie należała do cechu), jak i te, których status wyznaczał zawód, to jednak można stąd wyprowadzić prawidłowe wnioskowanie. Wpisywano tam bowiem ludzi spełniających dwa warunki równocześnie: nie będących posesjonatami i nie posiadających „pewnego źródła utrzymania", przy czym to ostatnie rozumiane było albo jako przynależność do cechu, albo praca na rocznym kontrakcie. Dlatego w spisach miejskich występuje osobna rubryka „służba domowa" (spełnia warunek kontraktu rocznego), a osobno „mieszczan bez posesji" (spełnia warunek przynależności cechowej) i w końcu „luźnych". Pomijając wypadki skrajne (np. zaliczenie do „luźnych" szlachty lub -na Kleparzu -- nie posiadających prawa miejskiego) liczby owych „luźnych", „komorników", „ubogich", a dalej .„służby" rozmaitych kategorii informują o istnieniu na terenie miast i przedmieść! dużej liczebnie grupy ludzi o niepewnej stabilizacji zawodowej i tym samym życiowej. Wynosiła ona przypuszczalnie 40—50% ogółu mieszkańców tego typu osiedli. Nie wszyscy oni byli ludźmi luźnymi stanowiącymi przedmiot niniejszych rozważań. Reprezentowali oni bazę społeczną, w ramach której mieściły się jednostki luźne oraz takie, których luźność w chwili spisu pozostawała „w zawieszeniu". Natomiast na wiejskich terenach „wielkiego Krakowa" sytuacja była nieco inna. Intensywna produkcja warzywnicza i sadownicza wymagała dużego nakładu pracy, ale zarazem przynosiła niezgorsze dochody. Dlatego tamtejsi „luźni", choć użytkujący często niewielki areał gruntu, posiadali stabilizację bardziej pewną i zrównoważoną niż poprzednio wymienione kategorie miejskie i przedmiejskie. Natomiast inne osady (np. Pół-wsie Zwierzynieckie) o rolniczym profilu produkcji, przepełnione „komornikami bez chałup", stanowiły rezerwuar najemnej siły roboczej dla miasta. Rozmaicie nazywany element luźny lub półluźny przemieszkując w ramach „wielkiego Krakowa" ustawicznie zmieniał miejsce zamieszkania. Dlatego też spisy dokonywane w następujących po sobie latach wykazywały znaczne rozbieżności liczbowe, a dodatkowe potwierdzenie tego znaj- 26 AP Castr. Crac. Rei. 211, s. 437, „Ludność Zwierzyńca i Pólwsia Zwierzynieckiego w 1789 r." 121 dujemy w spisach mieszkańców poszczególnych domów 27. Fluktuacje ludnościowe przybierały największe natężenie na przedmieściach i jurydy-kach oraz może w osadach wiejskich. W zeznaniach występują u jednego luźnego jurydyka Krupniki, Czarna Wieś, Zwierzyniec i Pędzichów jako miejsca jego zamieszkania na przestrzeni niewielu lat28. Osiedlaniu się na terenach pozamiejskich sprzyjało zarówno niższe komorne, jak brak podatków miejskich, a w końcu świadomość tego, że niemożliwa tu była ingerencja władz miejskich skierowana przeciw ludziom luźnym. Warto dodać, że kierunek ,.z Krakowa na przedmieścia" po części z dwóch pierwszych powodów spotyka się w połowie stulecia, gdy niektórzy zubożali przedstawiciele mieszczaństwa (ale jeszcze nie luźni) szukali tam warunków do życia. Przykładowo wskazują na to rejestry podatku symplowego, w których obok nazwisk kontrybuentów figurują notatki: cieśla -- „wyprowadził się na przedmieścia", gospodarz piwnicy świdnickiej -- „wyprowadził się na Kleparz", czy jakiś inny, który „wyprowadził się na Smoleńsko" 29. Jeżeli tak się sprawa przedstawiała ze stałymi mieszkańcami, zadomowionymi -- być może --od pokoleń, to jak bardzo na ześliźnięcie na społeczny margines narażeni byli przybysze docierający do Krakowa z bliższych czy dalszych okolic, by tu osiąść na komorze i znaleźć jakie służebne czy wyrobnicze zajęcie. Ludność „dużego Krakowa" wynosząca u schyłku Rzeczypospolitej około 25 000 mieszkańców wykazywała przez drugą połowę XVIII wieku tendencje wzrostu; w szczególności jednak wzrastał nie tyle „Kraków wewnątrz murów", ile raczej sąsiednie osady, a to zwłaszcza po 1772 r. Zjawiska tego nie można wytłumaczyć tylko faktem przyrostu naturalnego. Wytłumaczyć je można „migracją do miasta" 30 obejmującą przede wszystkim najuboższych mieszkańców wsi i miasteczek, którzy w „wielkim Krakowie" wchodzili do miejskiej i podmiejskiej biedoty, stale powiększając jej liczbę; ta zaś warstwa w drugim czy nawet w pierwszym pokoleniu, z powodów poprzednio już wymienionych, wyrzucała „na gościniec" ludzi luźnych. W sumie można powiedzieć, że w społeczności miasta Krakowa ilość 27 AP-IT 155. Porównanie mieszkańców jednego domu w jurydyce Retoryka w październiku 1791 i styczniu 1792 wykazuje nie tylko różnice w liczbach (15 i 17), lecz odejście jednych i pojawienie się innych ludzi. 28 Np. AP 891, s. 86—87, r. 1786; AP 893, s. 172, r. 1788. 29 AP 2805, s. 31, 36, 52. 30 Zjawisko dostrzegane przez publicystyką, zwłaszcza okresu Sejmu Czteroletniego (Materiały do dziejów Sejmu Czteroletniego, t. II, s. 453, tu filipika J. Jezier-skiego, oraz t. III, s. 315). Inny przykład przechodzenia chłopów małopolskich do najbliższych miasteczek: „Chcąc jako najlepsze mieć osiadłości wioski klucza sław-kowskiego, zakazuje się surowo poddanym wszystkim, aby pod żadnym pretekstem z ról i zagród nie ważyli się na place i grunta do miasta Sławkowa przeprowadzać". AP-IT 255, instrukcja przy inwentarzu klucza sławkowskiego z 1746 r., s. 76 i n. 122 ludzi luźnych oraz półluźnych, czyli takich, których luźność ulegała czasowemu zawieszeniu, a którzy zawsze na nią byli narażeni, wynosiła około 50% ogółu ludności miasta, być może w niektórych okresach liczbę tę przekraczając. Tych z górą 12 000 ludzi musiało poszukiwać zatrudnienia lub stwarzać dla siebie jakieś „stanowiska pracy", które mogłyby dać im utrzymanie 31. 2. W miastach w znacznie większym stopniu niż na wsiach ludzie luźni narażeni byli na oddziaływanie władz municypalnych i prawa miejskiego. Z jednej strony co prawda można się było „zgubić"' w miejskim tłumie, z drugiej - - władze miejskie, acz mało wówczas sprężyste, miały możliwość częściowej przynajmniej kontroli tego ruchliwego elementu. Sprzyjały tej kontroli milicja miejska, później w latach dziewięćdziesiątych wezwany w sukurs garnizon wojskowy, sprzyjał ratusz, więzienia — słowem, materialne i ludzkie elementy organizacji municypalnej. Tradycja ustrojowa XVI i XVII wieku przekazała oświeceniowemu Krakowowi cały zespół przepisów skierowanych przeciw ludziom luźnym. Zwłaszcza druga połowa XVII wieku obfitowała w postanowienia zakazujące przetrzymywania ludzi luźnych w domach dłużej niż trzy dni. Obok nich pojawiają się wzmianki o rewizjach i obławach, po których następować miały zeznania zatrzymanych. Postanowienie z 1681 r. dotyczyło przede wszystkim przedmieść i jurydyk, gdzie wówczas, podobnie jak sto lat później, gromadziło się wielu luźnych 32. To samo powtarzało się w wieku następnym. Jednakże liczebność owych postanowień magistratu miejskiego, do których pod koniec wieku dołącza się Komisja Porządkowa Cywilno-Wojskowa, a nawet komenda wojskowa, stanowi chyba ewidentny wyraz bezsiły władz wobec tego rodzaju ludzi. Wydawane one były niemal corocznie: w 1723 i 1726 r. w związku z jubileuszem kościelnym, który zwykle przyciągał ludzi luźnych, żebraków i pielgrzymów; w 1727 i w 1729 r. To ostatnie zawierało pierwszą 31 Dla Warszawy H. Drzażdżyńska, Ludność Warszawy w r. 1792, „Kwartalnik Statystyczny", 8:1931, z. l, oraz polemika S. S z y m k i e w i c z a, O spisie ludności z r. 1792, tamże, z. 3.; por. też art. B. Grochulskiej i J. Raków-s k i e g o, Z. K. W ó j c i k a, Ludność Nowej Warszawy u schyłku wieku Oświecenia, PH, 49: 1958, s. 311 i n. Por. też S. Szymkiewicz, Warszawa na przełomie XVIII i XIX w. w świetle pomiarów i spisów, Warszawa 1959, oraz jej recenzja A. S z c z y-piórskiego (na marginesie książki S. Szymkiewicz a, KHKM, 8: 1960, s. 583 i n.). Grochulska i Szczypiórski utożsamiają statystyczną kategorię „luźny" ze społeczną, co może prowadzić do nieporozumień. O luźnych w Poznaniu M. J a b-czyński, Statystyka miasta Poznania w r. 1780, „Rocznik Pozn. Tow. Przyj. Nauk", t. 37, 1911, s. 43. 32 Prawa, przywileje i statuta miasta Krakowa (1501—1795), wyd. F. Pieko-słński, t. II, Kraków 1885—1909, s. 529, oraz wg indeksu. 123 wzmiankę o miejskim cuchthauzie, gdzie miano zamykać zatrzymanych luźnych. Postanowienia z 1731 r. i 1732 nakazywały usuwać ich już po 24 godzinach. W r. 1737 zobowiązywano wszystkich donosić władzom 0 ich obecności „pod tajemnicą i nagrodą". W 1740 r. mówiono o cuchthauzie i karze chłosty dla schwytanych luźnych; w 1742 r. władze miejskie zostały poparte przez urząd wielkorządowy. W 1743 i 1745 r. wskazywano, że obecność ludzi luźnych w mieście może doprowadzić do wybuchu zarazy. W 1771 i 1777 r. nakazywano właścicielom lub gospodarzom domów zawiadamiać władze o wszystkich osobach przyjezdnych 33. Powołany w ramach reorganizacji władz miejskich przez Komisję Boni Ordinis departament policji magistratu był niestrudzony w wydawaniu różnorakich nakazów i zakazów, powtarzających się po kilka razy w roku. Przypominał o rewizjach piwnic i kontroli szynków, gdzie przemieszkiwali lub gromadzili się luźni, nakazywał zamykanie wszelkich publicznych lokali a godzinie 10 wieczór. Po wielekroć powtarzano zakazy trzymania karczem i szynków przez ludzi luźnych 34. Jeżeli jednak zarządzenia departamentu wydawane w sprawach porządkowych, sanitarnych czy ogniowych doprowadziły do szybkiego polepszenia się stanu miasta w tych dziedzinach, to przepisy o ludziach luźnych pozostawały — tak jak poprzednie tego typu - - martwą literą S5. Nie skutkowały kary za przechowywanie według postanowienia z 1787 r. w astronomicznej wysokości 50 zł czerwonych, ani też kolportowane przez radę uniwersały Rady Nieustającej36. Do tych postanowień skłaniały magistrat po części i dezyderaty pospólstwa, które niejednokrotnie proponowało nie tylko zwykłe publikaty postanowień odnoszących się do ludzi luźnych 37, lecz rewizje po mieszkaniach, motywując to zwiększeniem się ilości kradzieży 38. Po części również skargi miejskich korporacji, jak np. kongregacji kupieckiej, która wskazywała, że ludzie luźni sprowadzają płótno śląskie, by nim handlować, że dla winiarzy największymi przeszkodnikami są „służący, kamerdynerzy 1 lokaje ... którzy pod płaszczykiem, czyli pozorem, panów swoich i bezprawną ich protekcją wina ... sprzedają" 39. Cała wielka a bezskuteczna niechęć rzemieślników do przeszkodników 33 Kopie zarządzeń władz miejskich w AP 3563. 34 AP 1284, s. 12 (1782) i 112 (1785). Nakazywały one „luźni, że się bardzo zagęścili z szynkami, mają być obesłani, że im nie wolno szynkować i czasu daje się do dwóch tygodni, a potem będą im trunki pieczętować". Zakazy te jednak były bezskuteczne. 35 Akta departamentu policji m. Krakowa. AP 1283—85. 36 Wydane 16 września 1786 o „aresztowaniu i odstawianiu do wsiów ludzi luźnych", czy uniwersał króla z 25 maja 1787. Por. A s s o r o d o b r a j, op. cit., s. 252 i n. 37 Publikaty były trzykrotnie obwieszczane na Rynku, na wszystkich ulicach i przedmieściach przez woźnego i trębacza. AP 3563, b. p. 38 AP 1370, s. 206 i 211. 39 AP-Depozyty 382, s. 237 i 241, też rkps 392, s. 276. 124 i kupców do przekupniów była przejawem ich niechęci do ludzi luźnych, usiłujących w tych właśnie zajęciach znaleźć jakąś formę zarobku 40. Jednocześnie w sukurs spieszyły władze duchowne, które godziły się na dokonywanie przez urzędników miejskich spisów ludzi luźnych, nawet w kamienicach nie podlegających miejskiej jurysdykcji i stanowiących własność kościelną 41. Ogłaszały też one treść uniwersału z 1787 r. o ludziach luźnych z ambon, jak to było ówczesnym zwyczajem42. Łącznie z akcją przeciw ludziom luźnym mnożyły się postanowienia miejskie przeciwko żebrakom, przede wszystkim „przybyszom". Asumpt do tego dawały licznie nawiedzane przez nich wszelkie kościelne jubileusze43. W 1726 r. pisano, że „wielka liczba zdrowych, zdolnych, mocnych między żebrzącymi znajdują się'', należy ich przeto z miasta usunąć 44. W 1745 r. kanonik Jacek Łopacki zorganizował formalnie istniejące od dawna „zgromadzenie dziadów i babek", nadając mu statut i stawiając na czele protektora (był nim archiprezbiter kościoła Mariackiego), kapelana, starszego i podstarszego. Liczbę ubogich przy kościele Mariackim ograniczył do 30: 20 mężczyzn i 10 kobiet. Ta akcja charytatywna odnosiła się tylko do ubogich „parafialnych", zbiedniałych mieszczan i wdów, nie obejmowała natomiast przybyszów 45. Zresztą wysokie salaria kapelana i inne ekspensy powodowały, że na żywność dla ubogich wydatkowano tylko 2/s dochodów z kwest 46. Jubileusz 1751 r. wywołał nakaz, by każdy miejscowy ubogi był zarejestrowany przy swoim kościele krakowskim i by posiadał atestacje; równocześnie mieli oni odebrać „znaki miejskie", czyli metalowe tabliczki noszone na sznurku na szyi. Przybyłym na jubileusz żebrakom i pielgrzymom nakazano opuścić miasto 47. W związku z jubileuszem 1776 r. ponawiano postanowienie o rejestracji żebraków parafialnych i zakazywano zatrzymywać na noc ubogich, którzy przybyli do Krakowa. W tymże samym 40 To szerokie zagadnienie, ważne nie tylko dla czasów Oświecenia, można tu zasygnalizować. Dla interesujących nas lat por. szczególnie skargi Kongregacji Kupieckiej AP-Depozyty 192. 41 Zarządzenie ks. Olechowskiego, administratora diecezji krakowskiej z 1781 r. w AP 2930, b. p. 42 „By był po kilkakroć głoszony dla pewniejszego dojścia do wszystkich o przepisach jego". Arch. Kurii Krak. Acta Episcopalia 112, s. 299. 43 Por. w rozdziale następnym. 44 AP 3563, b. p. 45 AP 3508, s. 45. Tekst statutu wskazywał, że było to wyraźne wznowienie średniowiecznej akcji charytatywnej podległej klerowi. 46 Istniejący od 1588 szpital bractwa Wniebowzięcia NMarii Panny wykazywał regularną nadwyżkę ekspensy (na żywność) nad perceptą (jałmużna). W latach 1740— 1744 pierwsza wynosiła 5989 zł, a druga 5685. Utrzymywano tu 12 starców, najczęściej zbiedniałych rzemieślników. Por. AP 3524, b. p. 47 AP 3563, b. p. 125 roku cyrulicy mieli „wyegzaminować kaliki" i żebraków parafialnych, czy któryś z nich nie symuluje 48. I znów w latach tych spotyka się przepisy o konieczności noszenia przez nich owych metalowych znaków rozpoznawczych 49. Jeszcze za czasów austriackich w 1804 r. magistrat przestrzegał: „Zachowując porządek ubogich żebrzących jałmużny, aby nadchodzący z obcych miejsc i wsiów po mieście nie włóczyli się". Ale równocześnie nakazywał zdecydowanie, by onych przybyszów „odstawić do c. k. policji, skąd zostaną odesłani do swego miejsca zamieszkania" 50. Wydawałoby się, że spotkany po raz pierwszy w postanowieniu magistrackim cuchthauz, miejsce pracy przymusowej, ustanowiony najpewniej pod wpływem wzorów swoich, tj. warszawskich, lub obcych 51, po części przynajmniej spełni swoje zadanie i spowoduje wciągnięcie luźnych do prac publicznych, być może zapoczątkuje jakieś ich zajęcia produkcyjne. W rzeczywistości stał on pustką, a w opisywanych latach tylko jeden raz spotyka się wzmiankę o tym, że jakiś luźny w nim dłuższy czas przebywał. Oczywiście wyjąwszy lata, gdy działała tam manufaktura żebracza. W 1766 r. mieszczanin krakowski J. F. Sztummer pisał do magistratu: „wakujący bez profitu od lat kilku cuchthauz miejski chcąc z osoby mojej jakikolwiek miastu piniejszym uczynić ... prowent ... takowy zaarendowa-łem". Jak wynika z rachunków lonerskich, tylko w latach 1761 i 1762 kupowano tam ,,victualia" zapewne dla przymusowych mieszkańców, a i to w niewielkiej ilości. Natomiast rachunki z lat 1774 i 1775 nie Wskazują na obecność więźniów, przeciwnie, został on wynajęty różnym komornikom. W 1780 r. lustracja wiertelnłków mówiła o jego ruinie52. Dopiero inicjatywa ks. W. Sierakowskiego w 1786 r. doprowadziła do tego, że zaczął on spełniać swoje funkcje. 3. Ostatnie lata Rzeczypospolitej przynoszą pewną zmianę stosunku 48 Pisze o tym A. Chmiel, Dziady i betelfochy krakowskie. Szkice krakowskie, Kraków 1938, BK, nr 100. 49 AP 1284, s. 7 i n., r. 1782. Nie była to nowość, o podobnych praktykach w XVII w. por. A. Grabowski, Starożytnicze wiadomości o Krakowie, Kraków 1852. 50 AP-Mag. I. 292, b. p., r. 1804. 51 O cuchthauzie warszawskim, założonym przed r. 1736, por. J. S. By s tron, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce, t. II, Warszawa 1937, s. 337 i n. Odsyłano tu nieposłusznych służących i zatrudniano ich przy pracach ręcznych. O jednym z najwcześniejszych w Europie domów pracy, wrocławskiej „karalni", założonej w r. 1688, por. W. Długoborski, J. Gierowski, K. Maleczyński, Dzieje Wrocławia do r. 1807, Warszawa 1958, s. 440. W Krakowie podobnie problem społeczny próbowano rozwiązywać w XIX w., por. 'S. W a c h h o l z, Rzeczpospolita Krakowska. Okres od 1815 do 1830, Warszawa 1957, s. 86 i n. 52 Do krakowskiego domu poprawy. AP 2987 i 2989; na wyżywienie wydawano w tych latach 399 i 560 zł. Dom liczył 12 pomieszczeń i kaplicę. 126 władz zarówno państwowych, jak i miejskich do ludzi luźnych. Z jednej strony były to nowe, bardziej precyzyjne przepisy do nich się odnoszące, a połączone z bardziej skutecznymi pociągnięciami praktycznymi, które wszakże — z góry to można powiedzieć — problemu tego bez reszty rozwiązać nie były w stanie 53. Z drugiej zaś strony była to akcja zmierzająca do ich „uprodukcyjnienia". Przeobrażenia społeczno-gospodarcze i ustrojowe okresu Oświecenia zmieniły sytuację ludzi luźnych w całości społeczeństwa polskiego. Zwiększający się popyt na ręce robocze i zwiększająca się liczebność ludzi luźnych łącznie ze świadomością bezskutecznych, bo od kilku stuleci trwających usiłowań ich przymusowego ustabilizowania, prowadziły - - acz powoli - - do zmian faktycznych i pewnych. Przez długi czas do głosu dochodziły tendencje stare, jak ukrócanie samowolnych migracji ludności, karanie zatrudniających służących bez atestacji54. Ale te stare tendencje przyoblekane były w nowe formy i nowa egzekucję. Mianowicie miały one być realizowane przez powstający aparat policyjno-porządkowy, przede wszystkim przez komisje porządkowe cywilno-wojskowe. Przedłużeniem ich ramienia na terenie miasta miały być magistraty, które — jak poprzednio ó tym mówiono — raźno zabrały się do pracy, było to bowiem zgodne z realizowaną przez nie dotychczasową działalnością. Początkowo inicjatywa wychodziła z departamentu policji Rady Nieustającej, która też w 1787 r. wydała uniwersał zakazujący przechowywania „ludzi rocznej służby nie mających, gołotów, luźnych, hultajów tułających się i łupiestw dopuszczających się" 55. Później w 1789 r. inicjatywa przeszła na sprężyście działająca Komisję Porządkową Cywilno-Wojskową pow. krakowskiego i lelowskiego, która zaktywizowała krakowski magistrat, zwłaszcza że wcześniej pospieszył z pomocą krakowski garnizon dowodzony przez gen. J. Wodzickiego. Już w maju 1788 ogłosił on, że komenda będzie aresztować ludzi „nie mających pożywienia ani rocznej służby u gospodarzy, podobnież ludzi na fabrykach nie mających zaświadczenia gdzie, u kogo sobie na chleb i jakim sposobem zarabia" 56. Było to skierowane przeciw owym komornikom i wyrobnikom prowadzącym zajęcia -- jeśli się tak można wyrazić — „samodzielne", a więc takich, którzy u nikogo nie służyli; nie mogli oni bowiem przedstawić zaświadczenia „u kogo sobie na chleb zarabia". W ramach tej tendencji wzbogaciły się środki kontroli nad luźnymi. W marcu 1790 ukazał się uniwersał o paszportach nakazujący zatrzymywać wszystkich, którzy „ćwierć roku bez 53 O nowych przepisach wobec luźnych w czasach Oświecenia por. Grodziski, op. cit., s. 102 i n. 54 Tamże. 55 Publikata z 14 maja 1788. AP 3563, b. p. 56 AP-IT 149, s. 9. ttfc— 127 służby zostawali". Za przechowywanie lub przepuszczanie takowych naznaczona była kara w wysokości 200 zł. Zaś we wrześniu 1790 r. ogłoszono „uniwersał względem służących". Orzekał on, „iż zacząwszy od dnia l mca Octobra r. b. 1790 nie będzie wolno żadnemu służącemu ani słudze bez panów będącym nie tylko w mieście Krakowie i onemu przyległych przedmieściach, ale nadto w żadnym miasteczku i wsi w powiecie krakowskim i proszowskim znajdujących się w domach obcych przebywać i przemieszkiwać". Kto służby poszukuje, otrzymać ją może tylko za wpisaniem się do specjalnej księgi w ratuszu krakowskim. Wypełnić tu winien następujące rubryki: imię i nazwisko, miejsce urodzenia, kondycję, „zdatność i dawniejsze służby" oraz podać miejsce czasowego zamieszkania. Opłata za wpis miała wynosić l grosz srebrny i dopiero po powyższym zapisie wolno było ubiegającego zatrudniać. Znosił on dalej prawnie nie usankcjonowaną, ale faktycznie istniejącą instytucję „rajfurów", czyli pośredników (o nich niżej) oraz nakazywał podpisywanie kontraktów pisemnych na miejsce dotąd najczęściej chyba stosowanych ustnych. Na kontraktach tych zatrudniający miał umieszczać adnotację o uwolnieniu ze służby. Próbował ów uniwersał „ukierunkować" pracę ludzi luźnych, którzy, jak wiadomo', imali się różnorodnych zajęć. Pisano: „bo mając dołożone w kontrakcie, iż był przyjęty np. za stajennego, nie przyzna się do profesji strzeleckiej". Stanowiło to poważne zawężenie możliwości pracy ludzi luźnych, dla których nie było znów tak wiele „stanowisk pracy" w danej profesji. Natomiast akt ów subtelnie omijał rafę, której nazwa brzmiała „samowola pracodawców". Mianowicie zakładał, że nikt nie odmówi świadectwa pod koniec służby. Gdyby jednak to nastąpiło, wówczas orzekał, że „manifest w aktach ziemskich im wówczas wystarczy" 57. Przepisy te nie weszły chyba w życie, skoro jeszcze w listopadzie r. 1792 magistrat nakazywał służbie obojga płci, by wpisywała się do „księgi służby potrzebujących", która przechowywana była w każdym cyrkule. Wydrukowano też wówczas formularze atestów, o których mowa była poprzednio 58. Cała ta sprawa wypłynęła na fali pewnego zainteresowania kwestią służby domowej wiążącej się z zagadnieniem ludzi luźnych. Dwa artykuły na ten temat z konkretnymi propozycjami umieścił Pamiętnik Historycz-no-Polityczny w r. 179159. Zagadnienie to poruszali, choć nader lakonicz- 57 AP-IT 141, s. 147. Była to konkretyzacja przepisów o komisjach porządkowych według konstytucji sejmowej. Yolumina legum, t. IX, s. 150. 58 Druk nie znany Estreicherowi pt. „O porządku ogniowym i ogólnych porządkach". BJ 87, vol. 10, s. 18. Formularz z 2 kwietnia 1793, BJ, tamże; samych ksiąg brak w AP. 59 „Pamiętnik Historyczno-Polityczny", r. 1791, lipiec, s. 636—647, i sierpień, s. 745—759. 128 nie, niektórzy projektodawcy pracujący nad tzw. Kodeksem Stanisława Augusta 60. Projekt krakowski (bo w pełni zrealizowany nie został) stanowi znamienny wyraz swoistej „feudalnej praworządności". Zmierzał bowiem do pewnego uporządkowania i usprawnienia sposobu zatrudniania służby, ale kosztem ludzi jej poszukujących, którym nie gwarantował żadnej ochrony przed - - jakże często spotykanymi - - przejawami całkowitej samowoli i lekceważenia prawa ze strony zatrudniających 61. Nie określał też minimum zarobków. Myśli tej patronował swoisty, acz wówczas już nierealny, obraz idyllicznych stosunków pomiędzy „gospodarzem" a jego „czeladzią", wobec której zachowuje się on jako troskliwy zwierzchnik, niemal ojpiec. Ale ten średniowieczny paternalizm daleki był od rzeczywistości schyłku XVIII wieku. Zmierzał do przymusowej stabilizacji luźnych w charakterze służby na kontraktach ropznych z wyraźnym „ukierunkowaniem" rodzaju ich pracy i wyeliminowaniem możliwości przechodzenia od jednego rodzaju zajęć do innego. Kilkakrotnie już wspominano, że tego rodzaju „drogi" pracy tworzyły się niejako samorzutnie w ramach życia człowieka luźnego; jeden szedł drogą „parobczańską", inny „handlową" itp. Jednakże obecnie w warunkach rygorystycznie przestrzeganych (przynajmniej według uniwersału) przepisów o testimoniach, w warunkach gdy całokształt pośrednictwa pracy przejmował urząd miejski, oznaczało to ograniczenie dotychczasowej faktycznej dużej swobody ludzi luźnych. Ograniczenie tym groźniejsze, że realizowane przy pomocy nieskończenie sprawniejszego aparatu policyjno-porządkowego. Równocześnie jednak z 1791 r. datowane jest orzeczenie Komisji Policji, iż „dzienny najem ludu ubogiego Komisja za przyzwoity sposób do życia uznaje i, jeśli rozporządzenia wzbraniające wyszły, Komisja wstrzymuje" 62. Z orzeczeniem tym pozostaje chyba w związku uprzednia praktyka krakowskich władz miejskich z ostatnich lat Rzeczypospolitej. Z jednej strony bowiem słychać narzekanie na dużą ilość ludzi luźnych, z drugiej jednak ukuwa się termin „ludzie luźni" jako spisową kategorię statystyczną, do której zalicza się szereg ludzi nawet kondycji szlacheckiej, dalej ludzi jakoś ustabilizowanych (przynajmniej w sensie mieszkaniowym), parających się wyrobkiem i dalekich od określeń używanych wówczas na oznaczenie „próżnujących włóczęgów". W tym sensie praktyka władz miejskich stanowiła uznanie „dziennego najmu" jako aprobowanego spo~ sobu zdobywania pożywienia. Dodać do tego trzeba rozróżnienie wprowadzone przez uniwersał Rady Najwyższej Narodowej z czerwca 1794 r., 60 Kodeks Stanisława Augusta. Zbiór dokumentów, wyd. S. Borowski, Warszawa 1938, s. 238. 61 Por. o tym w następnym rozdziale. 62 Assorodobraj, op. cit., s. 252. 120 który zalecał „urządzić na pożytek krajowi żebraków, włóczęgów i ludzi luźnych" 63. Praktyka więc i orzeczenie Komisji Policji dopuszczały obok ludzi służących na kontrakcie rocznym istnienie ludzi parających się wyrobkiem. Stanowiło to znamienny współczynnik realizmu w rozpatrywaniu tego zagadnienia. W okresie Oświecenia zaczynają się mnożyć źródłowe wzmianki o ludności kontraktowej na wsiach 64. Znamienne są pod tym względem inwentarze wielkopolskie65, natomiast źródła małopolskie zawierają mało informacji 66. Ale oto w przeciwieństwie do nielicznych wypadków osiadania ludzi luźnych na wsiach małopolskich w najbliższym sąsiedztwie Krakowa ludność użytkująca ziemię na zasadzie kontraktów była niesłychanie liczna. Przykłady Czarnej Wsi, Krowodrzy i in. podkrakowskich osad mówią o tym wyraźnie67. Stanowiło to jakieś praktyczne zastosowanie zasady, którą autorzy projektu „Zbioru praw sądowych" z r. 1778 chcieli podnieść do rangi dyrektywy ogólnopaństwowej 68. Bo przecież owi „luźni--arendarze pola" byli zapewne niczym innym, jak wzmiankowanymi przez Andrzeja Zamoyskiego „glebae non adscripti" 69. 4. Obok tych postanowień rozwijano gorączkowo bardzo konkretną działalność polegającą przede wszystkim na wyłapywaniu ludzi luźnych. Tego rodzaju akcje zdarzały się już poprzednio, czy to w w. XVII, czy w XVIII, zwłaszcza w latach siedemdziesiątych70. Jednakże w okresie działania Komisji Porządkowej stały się one tym skuteczniejsze, że pomagały w nich oddziały wojska stacjonującego w Krakowie. W latach 1790 i 1791 kilkakrotnie podejmowano wielkie „razzie" na ludzi luźnych, nie przestając równocześnie działać poprzez milicję miejską czy wiertelników. Lecz ludzie, którzy wyłapywali luźnych, a następnie spisywali ich zeznania i decydowali, czy ich zatrzymać, czy też uwolnić, stawali przed iden- 63 Akty powstania Kościuszki, t. III, wy d. W. Dzwonkowski, E. Kipa, R. M o r c i n e k, Wrocław 1955, s. 325. 64 Grodziski, op. cit., s. 104 i n. 65 Inwentarze dóbr szlacheckich pow. kaliskiego, t. I, Wrocław 1955; Materiały do dziejów chłopa wielkopolskiego w drugiej połowie XVIII wieku, t. II, Wrocław 1956, według indeksu. 66 Lustracje województwa krakowskiego 1789, cz. I—II, Wrocław—Warszawa— Kraków 1962—1963. 67 Por. rozdział poprzedni. 68 W. H e j n o s z, Stanowisko prawne ludności wieśniaczej w Zbiorze praw sądowych Andrzeja Zamoyskiego, RDGS, 5:1935, s. 73 i n.; J. Broda, Andrzej Za-moyski a sprawa chłopska w drugiej połowie XVII w., Warszawa 1951, s. 81 i n. 69 Według art. XXIII § 6 Zbioru praw sądowych na mocy konstytucji przez JWAndrzeja Zamoyskiego ... ułożony, Warszawa 1780. 70 W 1762 r. zatrzymano pewnego dnia 7 osób; były to kobiety, które podawały, że „chadzają z koszykiem", „piorą i szyją", 3 służyły, jedna starała się o służbę. AP 882, s. 315. W 1775 r. zatrzymano kolejno 4, a później 3 osoby. AP 884, s. 29 i 80. 9 — Ludzie luźni w osiemnastowiecznym Krakowie 130 tycznymi problemami, jak ci, którzy dokonywali spisów ludności. I znów wynikały niejasności i niekonsekwencje. Np. w" dniu l sierpnia 1791 zatrzymano na Kazimierzu 21 osób. Z tego jedną kobietę, która nie służyła od całego roku, „wzięto do wełny" (czyli do manufaktury wełnianej), ale inna, która przez siedem tygodni przemieszkiwała u siostry, nie pracując nigdzie, została uwolniona. Także chłop z za kordonu, który „przychodził na robotę" do Krakowa, został uwolniony, podczas gdy inny identycznie zeznający został zatrzymany. Jak się zdaje, skutkowały zaręczenia zarówno zatrudniających, jak i rodziny („wolna na prośbę matki") 71. Ponieważ nie można było z rozmaitych względów zatrzymać wszystkich zaaresztowanych (m. in. dlatego, że nie mieścili się w więzieniu ratusznym), trzeba ich było uwalniać. A uwolnienie nie zmieniało w niczym innego faktu, że mianowicie liczba luźnych nie malała. Nie dziwi więc, że pod koniec 1790 r. Komisja Porządkowa pisała, że „liczba ludzi luźnych po ćwierci roku mniej więcej bez służby próżniackim tułaniem się po miastach i wsiach bawiących coraz się pomnaża" 72. Bowiem fakt wprowadzenia paszportów nie powiększał ilości miejsc pracy i tylko w pewnym zakresie krępował ludzi luźnych w ich wędrówkach. Coraz częściej pobrzmiewały skargi na dużą ilość sprzedających po mieście „koszyciarek" oraz na prostytutki. Po części płynęło to z bardziej sprawnej działalności aparatu administracyjnego miasta, ale w większym stopniu chyba z faktycznego wzrostu wypadków. Liczby poprzednio podane w pełni to potwierdzają. Okazało się, że łapanki, wcielanie do wojska, usuwanie z miasta oraz inne środki administracyjne całkowicie zawodziły. Wyrazem kapitulacji magistratu było zalecenie z 1792 r. nakazujące „szl. kasjerowi, iżby bram-nym nakazał, ażeby ci pomienionych ludzi luźnych i żebraków do użycia wysługi publicznej zdatnych w bramach przytrzymywali i dla aresztowania ich do.warty ratusznej znać dawali, szlachetni zaś dozorcy cyrkułowi, ażeby tego rodzaju ludzi ściśle w swoich dozorach dochodzili i tych sekwe-strować starali się" 73. Oto po energicznej działalności i magistratu, i ko- 71 AP-IT 159, b. s. Rewizja luźnych w Krakowie 30 XI 1791 r. spowodowała zatrzymanie 20 osób; l VIII na Kazimierzu — 21 osób, 2 VII 1792 na Kleparzu — 7 osób. Zatrzymywano ich niezależnie od żebraków, których kierowano do manufaktury. Warto dodać, że jedna łapanka żebraków w Warszawie dała 400 zatrzymanych. Por. A. Zahorski, Centralne instytucje policyjne w Polsce w dobie rozbiorów, Warszawa 1959, s. 182 i n. 72 AP-IT 149, s. 147. 73 Oto obrazowy opis z Krakowa z sierpnia 1792: „Dziewki próżniackie i rozpustne życie prowadzące tak się namnożyły, że wieczorami prawie wszystkie ulice, a to osobliwie Rynek, cmentarz Panny Marii i cmentarz Wszystkich Świętych kupami napełniają, niewinnych i podpitych zwodzą, a przy tym kieszenie rewidują". AP 1301, s. 178. 131 mendy wojskowej trzeba było sięgać do pomocy ... kasjera, bramnych i dozorców cyrkułowych. Ale w cytowanym zdaniu znalazło się określenie „wysługa publiczna". To była druga tendencja widoczna w owych latach, mianowicie uczynienie ludzi luźnych „użytecznymi" dla miasta. Było to zresztą zalecenie epoki 74. Już od dawna aresztanci zatrudniani byli przy czyszczeniu ulic miasta i wywożeniu nieczystości; pomagali im w tym chłopi Grzegórzek, wsi miejskiej, do których obowiązków pańszczyźnianych należały tego rodzaju prace. Więźniowie używani byli w pracach lazaretowych. To samo dotyczyło chodzących z koszykami kobiet75. Ale były to prace nieprodukcyjne, a zatrudniani przy nich nie zdobywali w ten sposób żadnego zarobku umożliwiającego miastu ich wyżywienie. Cuchthauz nie spełnił pokładanych nadziei, podobnie jak nie zrealizowano projektu wysyłania aresztantów (oczywiście tych skazanych na więzienie) do fortecy częstochowskiej dla wykonywania tam robót ziemnych76. Dopiero inicjatywa ks. Wacława Sierakowskiego z 1736 r. sprawę „uprodukcyjnienia" ludzi luźnych i żebraków postawiła na innym gruncie. Historia tych usiłowań jest znana 77. Podkreślmy tylko pewne fakty. Oto początkowa faza działalności, gdy manufaktura znajdowała się w rękach księdza kanonika, związana była z zatrudnianiem „włóczęgów do roboty zdatnych, jako też winowajców na więzienie skazanych dekretami" oraz „dzieci po ulicach włóczących się" 78. Ale był to okres, gdy nie było jeszcze Komisji Porządkowej inicjującej owe systematyczne „polowania" na ludzi luźnych. Natomiast druga faza działalności manufaktury żebraczej, mniej więcej od 1789 r., charakteryzowała się tym, że starano się skierować do domu poprawy przede wszystkim żebraków, a dopiero na drugim miejscu ludzi, którzy w ogóle nie pracowali. Jakkolwiek granica dzieląca żebraków od 74 AP 1264, s. 168. Podobne przepisy obowiązywały inne miasta; np. „Ordynacja dobrego porządku dla Słomianego Brzeska" zabraniała trzymać luźnych na komorach, nakazywała donosić magistratowi o ich przybyciu, gdyby zaś usunięty powrócił do miast, „natenczas onego do publicznej usługi użyć ... co się i o żebrakach, a szczególnie Cyganach, rozumieć ma. AP Castr. Crac. Rei. 222, s. 13—93, r. 1791. 75 A s s o r o d o b r a j, op. cit., s. 202. 76 „Różne roboty po mieście w kajdanach wyrabiałem", zeznał jeden (AP 886, s. 38, r. 1778). Por. też postanowienie magistratu AP 1284, s. 13, r. 1782, oraz tegoż list do przeora Jasnej Góry (AP 1328, s. 80, r. 1781). W maju 1792 próbowano zatrudnić luźnych przy pracach fortyfikacyjnych na Wawelu. Magistrat miał „o godzinie piątej rano Żydów, luźnych włóczęgów i bez funduszu stałego zostających najmniej czterdziestu do fabryki Zamku krakowskiego dostawić, i to codziennie dopełniać, za którą pracę ciż robotnicy po groszy 21 za dzień odbierać będą" (AP 1264, s. 64 i n.). Było to zgodne z zaleceniem Komisji Policji, o czym pisze Z a h o r s k i, op. cit., s. 170 i n. 77 A s s o r o d o b r a j, op. cit., s. 194 i n. 78 J. S. Dembowski, Rzecz krótka o fabryce sukiennej krakowskiej. Dla wiadomości publicznej do druku podana, Kraków 1791, s. 74. 132 ludzi luźnych była płynna, to jednak istnieli „typowi" żebracy, i o nich wyłącznie mówiło się w „Urządzeniu domu fabrycznego na zgromadzenie żebraków". Czytamy tam mianowicie, że „po ogłoszeniu w mieście, iż żadnemu z ubogich żebrać nie będzie wolno, gdyby który żebrzący pokazał się, ten będzie natychmiast schwytany i do domu fabrycznego żebraków na pół roku wzięty, po drugi raz schwytany na cały rok, a po trzecim schwytaniu nigdy z domu tego nie będzie wypuszczony". Kontrola nad owymi „przyjezdnymi" żebrakami powierzona została ubogim kościelnym. Aby zaś i im nie przyszła chętka do proszenia o jałmużnę, zakazano im tego pod karą półrocznego pobytu w domu poprawy. Mieli natomiast donieść władzom lub „zaraz schwytać i zaprowadzić do fabryki błąkających się obcych żebraków lub dzieci żebrzące po kościele" 79. To radykalne zwalczanie plagi żebractwa w Krakowie doprowadziło do tego, że w domu poprawy znalazło się aż 270 zatrzymanych podczas obławy. Tyle jednak nie mogła zatrudnić ledwo wegetująca manufaktura żebracza: do pracy i do nauki użyto jedynie 81 osób. Rychło jednak, bo w 1791 r., trudności finansowe, wynikłe z pominięcia zasady „dobrej ekonomiki" spowodowały zmniejszenie zatrudnionych, w rok później — całkowite zamknięcie manufaktury 80. W ten sposób interesujące przedsięwzięcie wznoszone wszakże bez ekonomicznych fundamentów rozpadło się. Obok manufaktury żebraczej zasługuje w Krakowie na uwagę swoisty rodzaj propagandy pracowitości lansowany przez Związek Filantropów założony z inicjatywy Feliksa Oraczewskiego w roku odwiedzin króla, 1787, i działający do 1789 r. Grupował on przede wszystkim profesorów Uniwersytetu (w 1787 r. było ich 16), dalej obywateli województwa i miasta (szlachtę) oraz jednego lub dwóch (w zależności od roku) mieszczan. Członkowie Związku uiszczali składki, które tworzyły fundusz, a z niego rozdzielano nagrody. Były to nagrody za pracowitość. Abstrahując od rozbudowanej przez niektórych działaczy Związku ideologii „filantropii", pod którą to nazwą ukrywały się po części cele charytatywne, a po części zachęta do wspomnianej „pracowitości", trzeba zaznaczyć, że działalność ich zahaczała o sprawę ludzi luźnych. Już sam zestaw ludzi, którzy otrzymali nagrodę, był charakterystyczny. Spotykamy tu chłopów z Dąbia i Szczodrkowic, młynarzy, pasieczników, byli też rzemieślnicy - - cieśla, sukiennik, stolarz, były „pomocnice rodzących", wojskowi, i służący. Ale były także prządki, zapewne z fabryki żebraczej, był szpitalny posługacz oraz zwykła krawcowa i praczka („jeżeli gdzie bielizna mogła być umiejęt- 79 AP-IT 194, b. s. 80 Obliczenie zmieniającej się liczby zatrudnionych jest niemożliwe. Instruktywne mogą być wydatki na wikt: w ciągu 8 miesięcy 1788 r. wydano 6440 zł i 16 gr; w 1789 r. — 3378 zł 28 gr; w 1790 r. — 1636 zł 3 i r/2 gr oraz w 1791 r. (styczeń— marzec) 333 zł 25r/2 gr. Wydatki zdecydowanie malały. AP-IT 193, s. 38, 86 i 128. 133 nie uszyta i chędogo oprana tedy przez jej ręce"). Pewne grupy zawodów pasują więc do zajęć wykonywanych przez ludzi luźnych. Lecz nie ich zajęcia chciał honorować Związek Filantropów, bowiem jego powiązanie ze sprawą luźnych było niejako a rebours. Propagował on bowiem i nagradzał przede wszystkim za pracę długotrwałą. Nagradzano sługę szlacheckiego za 35-letnią pracę, za to, że przez cały ten czas „był wierny i posłuszny" panu swemu. Nagradzano żołnierza za to, że przez 23 lata służył w miejskim garnizonie. Propagowane wzorce, te nowe wydania XVTI-wiecznego „wizerunku sługi wiernego" 81, były akuratnie odwrotnością zachowania się ludzi luźnych, którzy nie byli wiernymi służącymi, którzy popadali często w konflikt z pryncypałami, którzy protestowali przeciw swojej krzywdzie. I w ogóle owa ideologia Filantropów przypominała z daleka ideały „rodzinnego" życia gospodarza i jego czeladzi, tyle tylko, że podnosiła rangę prac ludzi dotąd pogardzanych, jak owych wyrobnic żyjących z igły 82. 5. W sumie jednak ani magistrat, rotmistrz i wiertelnicy, ani wojsko, ani manufaktura żebracza czy propaganda pracowitości nie były w stanie skomplikowanego problemu rozwikłać. Zbyt on był bowiem związany ze strukturą społeczną i gospodarką miasta i jego najbliższych terenów. Można wszakże przypuszczać, że w niektórych momentach udawało się to uczynić, i to radykalnie. Ale były to momenty wyjątkowe, a owi luźni byli przede wszystkim, ludźmi poszukującymi pracy, a nie na wpół ustabilizowanymi mieszkańcami jurydyk. Pvaz zdarzyło się to w 1768 r., a drugi w 1794 r. Brano ich wówczas po prostu do wojska. O 1768 r., początkowym okresie konfederacji barskiej i roku oblężenia Krakowa przez wojska rosyjskie, niewiele można powiedzieć. Wiadomo wszakże, że wśród jeńców, których rozdzielono według kondycji, doliczono się bez mała trzystu ludzi luźnych, których władze konfederacyjne przymusowo wcieliły do szeregów 83. Jeśli natomiast idzie o rok insurekcji kościuszkowskiej, to wydaje się, że znaczna część krakowskich i podkrakowskich luźnych wciągnięta została do tzw. „milicji municypalnej", sformowanej już 25 marca; po trzech dniach liczyła ona 500 głów. Ściągnięto 81 O XVII-wiecznym ideale sługi pisze J. B y s t r o ń, Dzieje obyczajów..., s. 208. 82 O Związku Filantropów pisał J. Muczkowski, O związku filantropijnym, [w:] Rozmaitości historyczne i bibliograficzne, t. II, Kraków 1845, s. 37 i n.; M. Sko-rzepianka, Feliks Oraczewski rektor Krakowskiej Szkoly Glównej, Kraków 1935, BK, nr 84, s. 108; K. Opałek, Myśl Oświecenia w Krakowie, Kraków 1955, s. 204. Warto dodać, że Filantropi nagradzali typ „sługi wiernego", którego autor z „Pamiętnika Historyczno-Politycznego" proponował po 10 latach nieprzerwanej pracy obdarzać podwójną pensją. 83 Dziennik zdarzeń w mieście Krakowie w czasie konfederacji barskiej..., wyd. W. Konopczyński, Kraków 1911, BK, nr 43, s. 70. „Wyciąg z listy jeńców..." z 1768 r. podaje, że wśród krakowian na 1215 osób było 388 szlachty i 298 luźnych, a wśród sandomierzan na 233 jeńców 50 szlachty i 52 luźnych. 134 do niej 96 przybyszów, m. in. z Galicji, a więc na pewno zbiegłych przed poborem, czyli ludzi luźnych albo przynajmniej czasowo luźnych. Prócz nich dołączono także luźnych krakowskich. Jednakże pamiętać trzeba, że powszechny zapał i entuzjazm skierował do szeregów „milicji municypalnej" wielu czeladników i drobnych rzemieślników i chyba ludzie luźni nie stanowili w niej większości84. Był to pierwszy krok do wciągnięcia luźnych do służby wojskowej 85, krok, który w warunkach Krakowa, gdy powstanie trwało tu niespełna trzy miesiące i gdy Kościuszko szybko miasto opuścił, nie mógł być realizowany z taką konsekwencją, jak to czyniono w Warszawie 86. Nie można powiedzieć, by życie i praca ludzi luźnych przebiegały od początku do końca w kolizji z przepisami prawnymi. Poza nielicznymi wyjątkami rzadko się zdarza, by luźny, który zeznawał na krakowskim ratuszu, przez dłuższy lub krótszy wycinek swego życia nie czynił zadość wymogom o rocznym najmie. Była to dla niego konieczność; ostatecznie musiał gdzieś zaczynać swą pracę i gdzieś musiał, się wynajmować po opuszczeniu rodzinnego domu. Toteż w zeznaniach spotyka się wiele śladów przestrzegania przez nich nałożonych przez feudalne prawo „obowiązków sługi wobec pana". A więc dotrzymywania terminów rocznych, realizacji obowiązku wierności i posłuszeństwa wobec zatrudniającego, jak to orzekał choćby nie zrealizowany kodeks Zamojskiego 87. 6. Wyrazem tego życiowego konformizmu ludzi luźnych były zdania wypowiadane przez nich odnośnie do testimoniów, attestacji, czyli po prostu świadectw, listów odprawnych albo świadecznych. „Mam swoje testimonia", zapewnia Marcin Jurowicz, kondycji szlacheckiej, kucharz z profesji 88, a podobne zapewnienia poparte niewątpliwie faktem ich posiadania wypowiadają także i inni. Gdy synowi chłopskiemu brakowało takiego świadectwa, wówczas zastępowała je gwarancja ojca, osiadłego kmiecia89. Świadectwa otwierające możliwości dalszej pracy odgrywały u luźnych ważną rolę, a z ich braku posuwano się nawet do fałszowania. O procederze takim na pewno nie bezinteresownie prowadzonym przez jakiegoś studenta w Krakowie w 1791 r. dowiadujemy się z zeznań jed- 84 Kupczyński, op. cit., s. 90 i 212; por. BJ, 3753, gdzie znajduje się „List z Krakowa" z kwietnia 1794 donoszący o przybyszach z Galicji. 85 Nie liczę czasu Sejmu Czteroletniego, gdy luźnych raczej nie brano do szeregów obawiając się dezercji. Por. rozdział II. 86 O insurekcyjnej Warszawie por. B. Leśnodorski, Polscy jakobini. Karta z dziejów insurekcji 1794 roku, Warszawa 1960, s. 370 i n., oraz T. Zahorski, Ignacy Wyssogota Zakrzewski prezydent Warszawy, Warszawa 1963, s. 215 i n. 87 Zbiór praw sądowych na mocy konstytucji przez JW Andrzeja Zamoyskiego ... ułożony, Warszawa 1780, art. XXVII, § 5, oraz Yclumina legum, t. VII, s. 75, i t. VIII, s. 155. 88 AP 886, s. 4, r. 1779. 89 AP-IT 159, 7 X 1791. M. 135 nego z aresztowanych80. Gdy zaś weszło w życie prawo o paszportach i gdy bez nich nie można się było poruszać na terenie województwa, bardziej przedsiębiorczy fabrykowali sobie „paszporty zmyślone", w jakiś sposób zdobywając niezbędne formularze91. Obok listów świadecznych dużą rolę odgrywały wszelkiego rodzaju rekomendacje. Na terenach poza-krakowskich dobrego i posłusznego służącego polecał szlachcic szlachcicowi czy ksiądz księdzu 92. Czasem do Krakowa do służby klasztornej docierał jakiś poszukujący pracy właśnie na podstawie rekomendacji. Nawet w warunkach miejskich, gdy tak wielkie było zapotrzebowanie na ręce robocze, jej brak utrudniał zdobycie zajęcia. „Nikt mnie nie rekomendował", skarżyła się niejaka Różańska z Makowa, i dodawała, że z tego powodu nie mogła dostać w Krakowie pracy93. Innym przejawem podporządkowania obowiązującym normom prawa feudalnego były pobrzmiewające często w zeznaniach zapewnienia, że dany człowiek „odprawił się", że „wszędzie się poczciwie odprawiał", że „wszędzie pracował poczciwie i wiernie", czy „odprawiał się wzorowo" 94. Chodziło bowiem tutaj o stwierdzenie, że zawsze dotrzymywał terminu umowy o najem pracy czy usług, że nie opuszczał zatrudniającego przed upływem terminu, czy nie odchodził bez jego zgody. Ten rodzaj postępowania charakteryzował niektóre jednostki przez cały okres ich życia uchwytny w składanych zeznaniach; określał również pewne okresy, gdy mianowicie szli oni „szlakiem służebnym". Jednakże ten sposób przechodzenia od służby do służby właściwy był niewielkiej grupie ludzi luźnych. I to przede wszystkim tym, którzy służyli u szlachty, duchownych, po części również i mieszczaństwa, choć najczęściej nie dawali oni żadnych zaświadczeń. Natomiast w wypadku uzyskiwania pracy u chłopów ani przy przyjmowaniu, ani przy opuszczaniu zajęcia żadne testimonia nie wchodziły w rachubę. Tak na wsi, jak również w mieście dla wielu zajęć swoistą „giełdą pracy" były karczmy95. Odnośnie do dużych ośrodków miejskich, gdzie zapotrzebowanie na pracownika najemnego było coraz to większe, powstały tu miejsca, dokąd schodzili się zarówno ci, co oferowali swą siłę roboczą, jak i ci, co jej poszukiwali. W Warszawie takim miejscem był 90 AP-IT 159, b. s., 8 VII 1791. Testimonium nie na wiele się zdało, ponieważ wymienionego zatrzymano z braku paszportu. 91 AP-IT 159, b. s., 16 VI 1792. Inny przykład to Wojciech Broszkowicz; służył u szlachcica za forszpana, a uszedłszy bez wypowiedzenia kupił świadectwo od przygodnie spotkanego fornala (AP 894, s. 171, r. 1791). Przykłady te p^ch-dzą jednak z okresu, gdy komisje porządkowe zainicjowały nową politykę wobec luźnych 92 AP 883, s. 133, r. 1781. 93 AP 892, s. 238, r. 1761. 94 AP 886, s. 6, r. 1778; tamże, s. 15, też 887, s. 33, r. 1780. 95 A s s o r o d o b r a j, op. cit., s. 65. 136 plac Zamkowy koło kolumny Zygmunta III 96, w Krakowie okolice mostu wielickiego i portu wiślanego 97 oraz rynek, gdzie stawali mistatnicy. Przy moście zatrudnienie znajdowali niewykwalifikowani; można się też tu było zabrać na fryjor. Na rynku pojawiali się cieśle i murarze, a więc ludzie wykwalifikowani, którzy przychodzili z własnymi narzędziami i najmowali się na dzień lub więcej. Można się było popytać o pracę w browar -kach i gorzelniach, ale wszystko to razem nie rozwiązywało sprawy. Duże miasto wytworzyło instytucję pośredników, czyli — jak ich wówczas nazywano „rajfurów" i „rajfurek"98. Ich pośrednictwo dotyczyło przede wszystkim służby domowej i na pewno odnosiło się do ludzi przybyłych spoza Krakowa, a więc nie zorientowanych w możliwościach miejskich. „Rajfurami" byli często ludzie luźni, którzy po dłuższych wędrówkach zatrzymali się w mieście, poznali tutejsze stosunki, zdobyli pewne zaufanie, a polecając do służby ludzi nie posiadających testimoniów zarabiali w ten sposób nieco grosza, Często byli to ludzie miejscowi. Takim był Marcin Łaski, zapewne kondycji szlacheckiej, skoro ojciec jego był podstarościm w jakiejś wsi w okolicach Częstochowy. Służył on poza Krakowem za węgrzynka, był pisarzem fabrycznym w Regowie, pracował w innych miejscowościach, aż powrócił do miasta. Tutaj służył za lokaja, służącego, musiał pracować w jakimś szynku kazimierskim, aż chwycił się rajfurstwa. „Od tygodni ośmiu — powiada — dawałem różnym potrzebującym panom do usług ludzi, którzy służby potrzebowali". Pośredniczył nawet w umieszczaniu w terminie cechowym. Spotkał mianowicie 16-let-niego chłopca, który szukał pracy, ale nie miał świadectw, bo przyszedł z góralem, co garnki drutuje. Otóż za skromny poczęstunek wódką za 2 gr początkowo wziął go do siebie, a następnie zaprowadził do terminu u stolarza 99. Jako krakowianin miał Łaski większe szansę pośredniczenia: ostatecznie umieszczenie kogoś na służbie czy w terminie bez jakichkolwiek zaświadczeń wymagało zaufania do „rajfura". Rola jego wzrastała jeszcze w wypadku, gdy poszukujący pracy uprzednio przebywał w więzieniu. Taka plama niejednokrotnie uniemożliwiała zdobycie służby. „Nie służę, bom był w więzieniu, tylko komu posłużę", opowiada jeden z aresztan- 96 Komisja Policji zezwalała czekać na.pracę w zimie do godz. 9 rano, a w lecie do 8, potem ronty straży miały zabierać zatrzymujących się tam. „Dziennik Handlowy", 1791, s. 480. J. Raf acz, Dom pracy •przymusowej u schyłku istnienia Rzeczypospolitej, PH, 30: 1932, s. 51; czekających uwiecznił Canaletto (por. M. Wall i s, Canaletto malarz Warszawy, Kraków 1954, tab. 8). 97 AP-IT 159. 98 Termin ten u Lindego oznacza „pośrednika", później nabrał zabarwienia zdecydowanie pejoratywnego. 99 AP 887, s. 214, r. 1781. 137 tów 10°. Niejaka Rozalia Wawrzyńska, dwukrotnie aresztowana, mówiła „wyszedłszy [z ratusza — M. F.] byłam u rajfurzyny Justyny, z którą byłam u p. Lencowej" 101. Instytucja pośrednictwa była nieformalna. Niemniej w niektórych wypadkach pośrednictwo było uznawane za wręcz konieczne. Katarzyna Czyżowska na propozycje pracy u większego (jak na krakowskie warunki) „przedsiębiorcy", który zatrudniać pragnął osiem panien do „roboty szka-plerzy i siatkowej roboty", tak mu odpowiada: „że się bardzo dziwuję, że się WPan sam o sługi starasz, jakby nie było rajfurów, a on mi odpowiedział ... że sobie sam woli sługi namawiać niż przez rajfurkę" 102. Być może, że w wypadku powyższym pośrednictwo miało gwarantować poszukującej pracę, iż zatrudnienie jest „godziwe" a zatrudniający zasługuje na zaufanie 103. Zdarzało się, że poszukujący pracy, który zgłosił się do pośrednika, musiał przez pewien czas u niego przemieszkiwać, zanim jakieś zajęcie się znalazło 104. „Rajfurzy" mieli z tytułu pośrednictwa pewien zysk: w wypadku wymienionego Łaskiego stanowił on źródło jego utrzymania. Kiedy indziej dochody z pośrednictwa były dodatkiem do jakichś innych zarobków podstawowych. Czasem — o czym była mowa wyżej -- wynosił 2 gr od po-średnictw'a lub ograniczał się do poczęstunku w karczmie. Funkcje pośredniczenia w uzyskaniu pracy, choć niekiedy tolerowane, były w zasadzie solą w oku władz miejskich. Podejrzewały one, iż kryją się za nimi jakieś niezbyt czyste machinacje, zwłaszcza że zdarzały się wypadki kierowania ludzi luźnych do bogatych domów z zadaniem dokonania kradzieży105. Dlatego na- mocy „uniwersału względem służących" wszelkie pośredniczenie zostało zakazane, a wszystkich poszukujących pracy kierowano na ratusz, gdzie wyłożona została specjalna księga106. Wydaje się jednak, że zakaz ten nie zlikwidował owej nieformalnej instytucji, skoro jeszcze w 1792 r. władze miejskie ponowiły go 107. 7. Dla znacznej liczby luźnych, zarówno tych, co przybywali do Krakowa, jak i tych, co z miasta pochodzili, koleje ich losu w Krakowie oscylowały pomiędzy rozmaitymi rodzajami zajęć i więzieniem ratusznym. i°» AP 883, s. 183, r. 1766. i"1 AP 882, s. 156, r. 1760. "2 AP 890, s. 161, r. 1779. 103 Zeznający cytował słowa rajfurki: „Jeśli tam źle, przyjdź, naraję ci służbę, i byłam u niej przez dwie niedziele. Potem napisała karteczkę i posłała mnie z nią". (AP 872, s. 339, r. 1715). ]°« AP 887, s. 134, r. 1781. 105 „Rajfurka Nalberowa namówiła mnie ... ażebym Górnickiego okradła". AP 891, s. 208, r. 1787. W6 AP-IT 149, s. 9. 107 AP-IT 149, s. 147. 138 Obchodzono się tu z nimi surowo. Plagi bez powodu, nawet nie dla wymuszania zeznań, stosowane były nagminnie. Czasem prowadziło to nawet do sytuacji niebezpiecznej dla życia uwięzionego. W 1788 r. hutman ratuszny przyznał, „że bijał więźniów, nie miał (ich) w przyzwoitej attencji i pilności i teraz bez wiadomości JMP Prezydenta i bez konsensu kobietę plagami kazał, która abortus". Został za to co prawda usunięty z hutmaństwa, a jego następca prosił departament policji o „ordynację dokładną ... żeby wiedział, jak się ma zachować" 108. Pomimo ciasnoty tam panującej dużą ilość więźniów przetrzymywano bez sądu, a nawet bez inkwizycji. Poza plagami nic im jednak nie groziło, w każdym razie nie tortury. Zatrzymywani byli bowiem najczęściej z błahych powodów, drobnych kradzieży czy podejrzenia o nią. Wypadki morderstw, świętokradztwa czy fałszowania pieniędzy spotykało się rzadko. Wobec tych wykroczeń hutman stosował krótki proceder: plagi i wyświecenie z miasta. Skutkowało to niewiele; dla luźnych plagi były jeśli nie strawą codzienną, to w każdym razie często spotykanym momentem życia. Kara publiczna była codziennym wydarzeniem w mieście, a warszawską scenę takiej procedury nakreślił Norblin. Nie inaczej było w Krakowie 109. Ale skutek takiego postępowania był minimalny. Paweł Korta z Płaszowa, wielokrotnie odwiedzający krakowski ratusz, otrzymał pewnego razu 50 plag za kradzież, a dodatkowo 15 ,,na odchodnym". Opuścił miasto zabierając się z kupcem żydowskim do Wrocławia, skąd niebawem przybył z powrotem, by udać się na trzytygodniowy flis do Warszawy. Po powrocie w okolice Krakowa znów wszedł w kolizję z prawem 110. Inny aresztant, Maciej Białka, nie dotarł nawet tak daleko; w czasie powtórnego pobytu w więzieniu zeznał, że po opuszczeniu go „sypiał w karczmie w cegielni kazimierskiej wyrabiając" m. Większość miała w Krakowie lub w okolicy krewnych, którzy związani byli z miejskim wyrobkiem. Dlatego też tu wracali. Najmniej skutkowały plagi i wyświecenie wobec tych, którzy z Krakowa pochodzili; nie mieli się przecież gdzie podziać. Rozalia Olezikówna, stała bywalczyni ratusza, wzięła co prawda plagi i została usunięta z miasta. Ale — jak zeznała — „wyszedłszy z ratusza służyłam pod Bochnią w karczmie i wróciłam do Krakowa" 112. Inna znów, sześciokrotnie więziona w Krakowie, mówiła: „wyszedłszy z ratusza poszłam do Wieliczki, tam ukradłam ... i tam mnie usadzili". W wielickim więzieniu przebyła 6 tygodni, a potem podkopała 108 AP 1258, s. 178, r. 1788. 109 Rysunki Norblina u J. S. Bys.tr on i a, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce, t. II, s. 204. 110 AP 887, s. 204, r. 1781. 111 AP 887, s. 137, r. 1781. 112 AP 883, s. 82, r. 1765. 139 się i uszła prosto do Krakowa 113. Jeszcze inna zeznawała: „byłam przy prędze bita, wyprowadzili mnie za bramę, poszłam do Tyńca i byłam u Majchra szewca sześć niedziel blisko, bom chorowała. Jak wyzdrowiałam, przyszłam do Krakowa i legowałam pod murami przez dwie nocy, przytulałam się na Żydowskiej ulicy u lokajki" 114. Dla pełności obrazu trzeba dodać, że więzienne okrucieństwo i „profilaktyczne plagi" sąsiadowały ze swoistą familiarnością: więźniowie chadzali (co prawda w kajdanach) ze strażnikami po mieście za kwestą, która kończyła się często wypitkiem w karczmie. Przy takich okazjach niektórzy uciekali115. Zresztą nawet ucieczka z więzienia nie przedstawiała nieprzezwyciężonych trudności. Powyższe przykłady wskazują, jak ów płynny element nigdzie nie mieszkający i dorywczo pracujący trudny był do opanowania, jak niemożebne do zrealizowania zadania stały przed władzami miejskimi ,116. Jakkolwiek więc w interesującym nas okresie dostrzega się więcej niż przedtem wysiłków, by luźnych ująć w karby przepisów prawnych, jakkolwiek widzi się usiłowania, by przez „dobry przykład i zachętę" i po części przymus (filantropi, cuchthauz i manufaktura żebracza) skłonić ich do zaniechania wędrówek i zmian miejsca pracy, jakkolwiek wszystkie te dążności poparte były przez doskonalący się aparat władzy municypalnej i państwowej -- wszystko to na dłuższa metę chybiało celu. Potęgowała się kolizja między stanem faktycznym a próbami prawnego czy charytatywnego opanowania tego zjawiska. Wieś i miasto wyrzucało coraz więcej jednostek poszukujących pracy najemnej. Usiłowania zmierzające wtłoczyć je w feudalne stosunki pracy służebnej oraz do zatrudnienia wolnych rąk w manufakturach — otóż to wszystko musiało skapitulować wobec procesów społecznych i gospodarczych. Bo z takiej kolizji te ostatnie zawsze wychodzą zwycięsko. 113 AP 883, s. 95, r. 1765. 114 Zeznająca zwróciła się do hutmana z zaskakującą prośbą, „żeby mnie z tego świata stracić, żebym z dobrą dyspozycją wyspowiadawszy się umarła, bo kiedy się napiję, to mnie chętka ciągnie do kradzieży". AP 883, s. 31 i 38, r. 1764. 115 Jeden z więźniów zeznawał, że w towarzystwie żołnierza miejskiego kwestował na współwięźniów; informował również, że więźniowie rzynali drzewo dla mieszczan, a za zarobione pieniądze kupowano im odzież. AP 891, s. 47, r. 1785. 116 Niewykluczone, że w pierwszej połowie XVIII w. nieco łatwiej można sobie było poradzić z luźnymi; prawdopodobine skutkowało zobowiązanie takie, jak niżej: „Bywszy dekretowaną na tortury z dekretu szlach. Magistratu krakowskiego zeznaję niniejszym skryptem moim, żem nie powinna postać więcej w Krakowie. Jeże-libym zaś tego się nie ważyła ... podaję się do wszelkiej woli każdego urzędu" (AP 874, s. 182, z r. 1724). Później, nie wierząc w skuteczność, zobowiązań takich nie wymagano. Rozdział V KRAKOWSKIE KOLEJE ŻYCIA I PRACY LUDZI LUŹNYCH 1. Uwagi wprowadzające. — 2. Służba jako zajęcie główne. — 3. Luźni jako pracownicy pomocniczy w cechach. --4. Karczmy, browary, manufaktury i większe zakłady przemysłowe. — 5. Prace w podkrakowskich folwarkach i wsiach. — 6. Port wiślany — transport wodny i lądowy. — 7. Kramarstwo, przgkupieństwo i wyrobnic-two. — 8. Ludzie poza „marginesem życia gospodarczego" -— elementy przestępcze. — 9. Warunki pracy i powody opuszczania służby. -- 10. Zróżnicowanie płac i możliwości „dorobienia się". 1. Tak więc na przekór przepisom prawnym egzekwowanym przez władze miejskie do Krakowa zmierzały i tu usiłowały zdobyć pracę i zarobek duże ilości ludzi. Mottem rozdziału mogłaby być wypowiedź chłopa czer-nichowskiego, który, najęty przez gospodarza mieszczańskiej kamienicy do pomocy cieślom, mówił: „przyszedłem do Krakowa, żeby sobie coś zarobić" 1. Ten motyw przyświecał chyba większości przybywających do miasta. Przybywali do Krakowa w wyniku życiowej klęski rozmaici zubożali chłopi czy rzemieślnicy. „Będąc w lepszym stanie szkło robiłem i przeda-wąłem" - powie jeden z nich, który w czasie ośmioletniego pobytu w Krakowie rozwoził glinę 2. „Podupadłszy ze wszystkim tuśmy do Krakowa przybyli" - zeznawała rodowita krakowianka, która jednak przez 30 lat przebywała w Grybowie z mężem krawcem 3, Przybywały kobiety zmuszone do likwidacji dotychczasowego gospodarstwa, ponieważ mężowie ich poszli do wojska 4. ^ 1 AP 891, s. 42, r. 1785. 2 AP 891, s. 86 i n., r. 1786. 3 AP 887, s. 458, r. 1781, podana dla przykładu motywacji wędrówek do Krakowa, w obliczeniach nie, uwzględniana. 4 Przybywająca z Grybowa mówiła: „przeszłego roku odjachał mnie mąż, któ-regom przyszła szukać" (AP 883, s. 335, r. 1768); inna spod Pacanowa służąc w Krakowie pilnie poszukiwała męża, który ją opuścił (AP 881, s. 274, r. 1776). Dużo kobiet napłynęło na początku lat dziewięćdziesiątych; czekały tu na mężów służących ochotniczo w armii austriackiej. 141 Na drodze wiodącej do Krakowa przeważali oczywiście ci, którzy świadomie oczekiwali tu zatrudnienia. Na tej drodze spotykali się z innymi: istnymi ofiarami losu i kalekami, którzy wiele sobie obiecywali po lazaretach i furtach klasztornych mogących ich wyżywić 5, a dalej z kategorią, którą można by nazwać „uciekinierami" przed sprawiedliwością przed jakimś prześladowcą6, przed nieznośną i długoletnią służbą wojskową w armii austriackiej 7. Dla wielu z nich Kraków nie był nieznany. Wspomniano, że drogi niektórych pokrywały się ze szlakami handlowymi łączącymi ich rodzinne miejscowości z miastem. Musieli więc coś o nim wiedzieć. Dla niektórych motywem dodatkowym był fakt, że w Krakowie przebywał i pracował jakiś członek rodziny; możliwe, że liczyli na jego pomoc, niewykluczone również, iż znany im rodzinny przykład uzyskania jakiejś stabilizacji lub choćby tylko pracy najemnej stanowił dodatkowy bodziec. Kowal ze Sta-niątek opowiadał, że przybył do miasta, ponieważ tu służyły już dwie jego siostry 8. Syn chłopa ze wsi Szczepanowice po kilkuletnich służbach poza Krakowem i po ożenku z córką mieszkanki Krakowa „idzie do miasta, bo ona [tj. żona] ma tu krewnych" 9. Przybycie do Krakowa zwykle łączyło się z określonymi nadziejami: pracy i zarobku oraz odmienienia kolei dotychczasowego życia, łączyło się też chyba z oczekiwaniem lepszego losu. Obok nich występowały motywy inne, nie tego rzędu i nie działające stale, ale przyciągające ludzi, i to w wielkich masach. Myślę o jubileuszach kościelnych, tych teatralnych akcjach Kościoła ukazujących jego potęgę i jego „caritas". Napływające masy pątnicze nie odpływały bez reszty z Krakowa, lecz zostawiały osad w postaci jednostek, które się w mieście zatrzymywały na dłużej, a może na stałe. I to wbrew magistrackim zakazom, o których mówiliśmy wyżej. W pierwszej połowie wieku odbył się jubileusz w 1725 r. W drugiej połowie miały miejsce dwa: w 1751 i 1776 r.; ten drugi w związku z kanonizacją Jana Kantego, o czym kąśliwie pisał H. Kołłątaj. Trwały po pół roku i ściągały przede wszystkim ludzi starszych, nie prowadzących już własnego gospodarstwa, „emeritos" dożywających swych dni na komorach przy dzieciach i przykościelnych szpitalach, dalej zawodowych żebraków i autentycznych pielgrzymów. Obok nich pojawiali się ludzie młodzi, zwa- 5 AP 891, s. 96, r. 1786. 6 AP 880, s. 75, r. 1780. 7 Por. uwagi w rozdziale II. 8 AP 886, s. 89, r. 1779. 9 AP 894, s. 97, r. 1790. Inny przykład małżeństwa zdążającego do Krakowa to chłopka z Januszowie koło Zielonek, która przez 8 lat żyła z mężem w Uszwi za Bochnią „z pracy rąk" (chyba jako komornicy); po przybyciu do miasta przyjęła służbę. AP-K 891, s. 86. 142 bieni teatralnością widowiska, i o nich chyba czytamy w zarządzeniu, że „wielka liczba zdrowych, zdolnych, mocnych między żebrzącymi się znajduje, a takowi nad stan kondycję swoją żebracką zuchwale, niebacznie ... postępują" 10. Prócz dostarczania motywów i wrażeń emocjonalnych Kościół starał się o darmowe wyżywienie dla rzesz pątniczych. Każdy przybyły mógł przez trzy dni zaspokajać swój głód na koszt organizatorów, przy czym chary-tatywność kościelna karmiła wcale obficie ". W 1751 r. było bardziej tłumnie i uroczyście, co jest zrozumiałe, jako że w 1776 r. Kraków był zniszczony. W każdym razie w 1751 r. przygotowano 32165 bochenków chleba, które mogły wyżywić 10700 pątników. W rzeczywistości było ich więcej, bo klasztory rozdzielały żywność na swoją rękę 12. Z mas pątniczych odrywały się jednostki, by w mieście pozostać, co było tym łatwiejsze, że znaczna ich część posiadała słabe więzy ze środowiskiem (np. owi „emeriti"), a zawodowi pielgrzymi z żadnym miejscem nie byli związani. Można dać wiele przykładów tych ludzi, jak również przykładów tego, że masowy napływ pątników zwiększał przejawy społecznej dezorganizacji. Byli tacy, co prosto od budujących kazań szli dokonywać kradzieży, co świadczy, jak dalekie od religijnej egzaltacji były dla przybyłych powody uczestniczenia w jubileuszu 13. Można spróbować określić stosunek zajęć pozakrakowskich do krakowskich, przy czym pomocne będzie tu wspomniane już we Wstępie ich zestawienie. Uwzględniając tam przedstawione założenia oraz przypominając, że ogólna ilość stanowisk pracy wynosiła 4040, rysuje się następujący obraz poszczególnych dziesięcioleci: 10 AP 3563, b. s., r. 1776. 11 „Menu" w dni mięsne składało się z rosołu z kaszą, sztuki mięsa, pieczeni, porcji kapusty, pół garnca piwa, bochenka chleba i 3 gr jałmużny. W latach 1751 i 1'776 zebrano na ten cel następujące ilości żywności (w ćwiertniach): 299 żyta (w 1776 r.: 12,5), pszenicy 23 (1,5), jęczmienia 288 (3,25), prosa 41, tatarki 2 (0,2), grochu 85 (1,5), jagieł 25, krup 21 (3,25), mąki 61 (2) oraz 224 (20) beczki piwa, nie licząc soli, oleju, jaj, kołaczy, mięsa itd. Dochód z kwesty wynosił 23 000 zł (14 535 zł). Zestawienie wykazuje mizerię miasta po 1772 r. or. AP 3002 i 3003. 12 Tak podawał P. Awedyk, rajca krakowski, który z tej okazji wygotował nawet druk pt. Pamiętny rok..., Kraków 1751. 13 Ludziom pozbawionym silniejszych więzi z poprzednim środowiskiem łatwo było przylgnąć do Krakowa: „gospodarz mnie przyjął, bom go prosił", zeznawał pątnik, który zatrzymany został przeszło rok po obchodach w 1726 (AP 874, s. 327). Od modłów i słuchania kazań do kradzieży było niedaleko (AP 884, s. 238, r. 1776). Inni długo wspominali syte dni: w r. 1777 zeznająca komornica krakowska, licząca 70 lat, podkreślała, że pamięta trzy jubileusze. AP 885, s. 100, r. 1777. 143 Tab. 30. Pozakrakowskie i krakowskie zajęcia ludzi luźnych Lata Ilość wzmianek o pracy Suma % wzmianek o pracy w ramach danego 10-lecia poza Krakowem w Krakowie poza Krakowem w Krakowie 1740 — 1749 203 235 438 46 54 1750 — 1759 344 310 654 53 47 1760—1769 195 326 521 38 62 1770—1779 375 342 717 52 48 1780—1789 689 493 1182 58 42 1790—1794 208 263 417 44 56 1740 — 1794 2006 2069 4075 49 51 Z powyższej tabeli płynie wniosek o znacznym stopniu ruchliwości przestrzennej i zawodowej ludzi, którzy pracowali w tej samej liczbie w mieście, co i na wsi. Jednakże sprawę tę można dokładniej prześledzić dopiero wówczas, gdy ruchliwość tę przedstawimy w ramach poszczególnych grup pochodzeniowych. Tab. 31. Krakowskie i pozakrakowskie zajęcia luźnych według grup pochodzenia Pochodzenie chłopskie mieszczańskie pozakrakowskie mieszczańskie krakowskie Lata zajęcia zajęcia zajęcia zajęcia zajęcia zajęcia pozakra- krakow- pozakfa- krakow- pozakra- krakow- kowskie skie kowskie skie kowskie skie 1740—1749 94 105 17 53 26 58 1750—1759 218 164 60 85 22 30 1760—1769 79 90 40 97 30 87 1770—1779 177 161 99 88 22 64 1780—1789 402 297 145 110 47 44 1790—1794 92 123 41 49 46 66 1740—1794 . 1063 941 402 482 193 349 Diagnozę ułatwia jeszcze jedno zestawienie, mianowicie odsetków, jakie zajęcia pozakrakowskie i krakowskie stanowią wśród ogółu zajęć danej grupy pochodzeniowej w określonym dziesięcioleciu. Jak było do przewidzenia, wartości liczbowe oraz odsetki były określane przez rodzaj pracy ludzi luźnych pochodzenia wiejskiego: było ich przecież najwięcej. Znamienne są wszakże dwa stwierdzenia, jakie można wysnuć odnośnie do luźnych pochodzenia miejskiego. Stosunkowo duży odsetek zajęć luźnych z Krakowa przypada na zajęcia pozakrakowskie; 144 Tab. 32. Pozakrakowskie i krakowskie zajęcia ludzi luźnych według grup pochodzenia w procentach Pochodzenie chłopskie mieszczańskie pozakrakowskie mieszczańskie krakowskie zajęcia zajęcia zajęcia zajęcia zajęcia zajęcia pozakra- krakow- pozakra- krakow- pozakra- krakow- kowskie skie kowskie skie kowskie skie 1740—1749 45 55 24 76 31 69 1750—1759 57 43 42 58 42 58 1760—1769 47 53 29 71 26 74 1770—1779 52 48 53 47 26 74 1780 — 1789 57 43 57 43 52 48 1790—1794 43 57 47 53 41 59 jest to miara ruchliwości tej grupy, która — jak można byłoby przypuszczać - - raczej będzie się trzymała rozmaitych zajęć oferowanych przez środowisko miejskie. Druga sprawa to stopniowe upodabnianie się szlaku pracy luźnych pochodzenia wiejskiego i małomiasteczkowego. Jeżeli w pierwszych trzech dziesięcioleciach odsetki przypadające na tych ostatnich wykazywały podobieństwo do odsetków luźnych krakowskich, to w latach 1770—1794 przeciwnie: zbliżają się do odsetków odnoszących się do luźnych pochodzenia wiejskiego. 2. Szansę zatrudnienia, jakie miasto otwierało przed przybyszami, nie polegały na nowych rodzajach pracy i nowym typie stosunku między zatrudniającym a zatrudnionym. Przeważnie były to zajęcia tradycyjne, tyle że liczebnie spotęgowane i skoncentrowane na niewielkim obszarze. Wśród nich zaś na pierwszym miejscu występuje służba domowa. Potrzebowali jej mieszczanie, jak i przebywająca w Krakowie szlachta i duchowieństwo. Ówczesny typ gospodarstwa domowego powodował konieczność trzymania służby, nawet w wypadku rodzin biednych, ledwo utrzymujących się w sytuacji chwiejnej stabilizacji. Służba potrzebna była w kuchni, w kramie, a nawet w wyrobnictwie. Dlatego zdarzało się, że np. służący lokaj zatrudniał z kolei swego służącego. Powstawały piętra domowej służby i zależności. A wszystko to, zważywszy szczupłość innych rodzajów prac, powodowało, że w poszczególnych dziesięcioleciach to zajęcie występuje najliczniej. Po dodaniu wszystkich odsetków jednego rzędu okazuje się, że ilość wynotowanych wypadków pracy w służbie domowej nigdy nie spadła niżej połowy ich ogółu, a w poszczególnych dziesięcioleciach wynosiła kolejno: 51,0, 53,0, 74,2, 54,8, 59,2 i 56,4. Należy pamiętać, że służba na przedmieściach była inna niż w mieście, że zatrudniano tam w warsztatach •L 145 Tab. 33. Procent różnych zajęć służebnych w stosunku do ogółu zajęć w Krakowie Lata Służba u mieszczan, szlachty i duchowieństwa Służba „u różnych" Służba na przedmieściach 1740—1749 45,0 6,1 2,6 1750—1759 41,8 7,7 3,5 1760—1769 49,7 11,1 3,1 1770—1779 44,6 6,1 4,1 1780—1789 43,8 11,7 3,7 1790—1794 43,1 11,4 1,9 garbarskich, sadach czy ogrodach; niemniej nikłe odsetki pracy na przedmieściach nie zmieniają ogólnego obrazu. Powyższe dane można uporządkować również według płci. Tabela ujmuje jedynie dwa spośród trzech elementów poprzedniej (bez pracy na przedmieściach). Suma wzmianek o zajęciach mężczyzn i kobiet w ramach każdej grupy osobno stanowi 100%. Tab. 34. Procent różnych zajęć służebnych w ramach pici Lata Służba u mieszczan, szlachty i duchowieństwa Służba „u różnych" mężczyźni kobiety mężczyźni kobiety 1740—1749 32,0 65,0 5,9 9,1 1750—1759 35,7 66,0 7,2 10,2 1760—1769 41,4 62,5 12 2 9,4 1770—1779 43,8 64,9 5,4 7,4 1780—1789 37,8 59,5 11,5 11,8 1790 — 1794 30,6 59,5 11,5 10,2 Po podsumowaniu odsetków odnoszących się do zajęć kobiet i mężczyzn okazuje się, że kobiety „sługiwały" znacznie częściej niż mężczyźni. Suma odsetków przekracza 70% wszystkich wzmianek, co w poszczególnych okresach wyglądało tak: 73,2, 76,2, 71,9, 72,3, 79,8 i 69,7 (tu raz wyjątkowo poniżej 70%). U mężczyzn procent jest niższy i dochodzi do 50% ogółu wzmianek, przekraczając te liczbę tylko w jednym dziesięcioleciu. Odsetki te wynosiły kolejno: 48,7, 42,9, 53,6, 49,2, 49,6 i 42,1. Potwierdzenie faktu, że kobiety częściej niż mężczyźni imały się zajęć służebnych znajdujemy w spisie ludności z 1791 r.: na 1128 służących niewiast przypada 566 mężczyzn 14. 14 AP-IT 151, s. 144 i n. Podobnie w 1790 r., gdy wśród „czeladzi służebnej" było 760 mężczyzn i 1264 kobiety (Czart. 1187, s. 153). Na Kazimierzu w 1790 r. wśród mężczyzn było 12,8%, a wśród kobiet 22,2% „służących". AP Castr. Crac. Rei. 221, S. 373. 10 — Ludzie luźni w osiemnastowiecznym Krakowie 146 Przed mężczyznami otwierały się liczniejsze i bardziej różnorodne zajęcia, dlatego wśród zajęć „pozasłużebnych" ich będziemy spotykać przede wszystkim. Kobiety, najczęściej skazane były na służenie i w ich życiorysach dominuje ten rodzaj zajęcia oraz stosunkowo dłuższe okresy pracy u jednego zatrudniającego. Jednakże w grupie kobiet zachodziły pewne różnice w zależności od pochodzenia społecznego, ponieważ inna była sytuacja niewiast przybywających ze wsi do Krakowa i inna córek mieszczańskich. Ujmuje to poniższa tabela, w której obliczono ich zajęcia służebne u mieszczan, szlachty i duchowieństwa, traktując sumę wzmianek o pracy danej grupy pochodzeniowej za 100. Tal). 35. Procent zajęć służebnych wykonywanych przez kobiety pochodzące ze wsi i z miast w stosunku do ogółu zajęć wykonywanych przez przedstawieieli tych grup Lata Kobiety pochodzące ze wsi Kobiety pochodzące z Krakowa i innych miast 1740—1749 86,2 71,5 1750—1759 84,0 77,5 1760 — 1769 89,4 68,3 1770—1779 65,9 75,7 1780—1789 70,2 78,1 1790—1794 60,6 76,9 W pierwszych czterech dziesięcioleciach szansę były nierówne: przybywające ze wsi w 8—9 wypadkach na 10 służyły, natomiast pochodzące z Krakowa wykonywały inne zajęcia w rodzaju kramarszczyzny, „dochodzenia z koszykiem", prania, szycia itp. Później się to zmieniło: kobiety ze wsi „aktywizują się" i choć nadal w większości kroczyły wydeptanym „szlakiem służebnym", to coraz więcej spotyka się ich wśród szwaczek, praczek czy kramarek. Nieco odmiennie pod względem procentowym wyglądało to u mężczyzn. Traktując ich zbiorowość statystyczną jako całość i uwzględniając wszystkie rodzaje zatrudnienia służebnego otrzymujemy dane z tab. 36. Okazuje się, że dla luźnych pochodzących ze wsi zajęcia służebne przekraczały połowę wzmianek notowanych w danym dziesięcioleciu (z wyjątkiem ostatniego), natomiast u luźnych z Krakowa i innych miast tylko w jednym wypadku przekraczały połowę. Charakterystyczny jest okres 1760—1769, gdy z wysokim odsetkiem kobiet pochodzących ze wsi idzie w parze takiż odsetek mężczyzn (ze wsi i miast) szukających przede wszystkim służby. Chociaż mężczyźni mieli przed sobą większe możliwości zajęć i choć 147 Tal). 36. Procent zajęć służebnych wykonywanych przez mężczyzn różnych grup pochodzenia w stosunku do sumy zajęć wykonywanych przez przedstawicieli tych grup Lata Mężczyźni pochodzący ze wsi Mężczyźni pochodzący z Krakowa i innych miast 1740—1749 66,2 36,5 1750—1759 56,0 35,7 1760 — 1769 67,7 55,2 1770— 1779 ' 51,4 38,1 1780—1789 58,6 45,0 1790—1794 47,3 39,1 byli mniej liczni w kategorii zawodowej „służby domowej", to i tu spotyka się wypadki szlaku ,,od służby do służby". Przykładem -- jednym z licznych - - był syn chłopa z Bibie, który kolejno służył do koni na Zwierzyńcu, do kuchni u biskupa, dwukrotnie za parobka u mieszczan, był lokajem, aż został gospodarzem kamienicy i dorabiał ciesiołką 15. Rodzaje pracy wykonywanej w ramach służby domowej czy „sługiwa-nia u różnych" były rozmaite. Kobiety zatrudniano najczęściej ,,do kuchni" jako kucharki lub ich pomocnice, jako piastunki do dzieci, do sprzątania, pomocy w kramie. Mężczyźni natomiast pracowali w gospodarstwach mieszczańskich jako parobcy, u kupców pomagali w transporcie, w wyładowywaniu i załadowywaniu towaru, zajmowali się końmi itp. Tradycyjny charakter zatrudnienia w mieście wynikał z nikłej ilości zakładów produkcyjnych. Podkrakowskie cegielnie, wapienniki, kamieniołomy, młyny prochowe, papiernie czy warsztaty garbarskie i efemeryczne manufaktury nie zmieniały tych tradycyjnych proporcji. 3. Zrozumiałe, że nielicznym luźnym udało się dostać na pewien czas do cechu w charakterze ucznia czy czeladnika l6. Wzmianek o tym niewiele: w latach 1740—1749 I,5l0/o, 1750—1759 6,4%, 1760—1769 3,2%, 1770—1779 5,0%, 1780—1789 5,7% i 1790—1794 4,9%. Gdyby nawet dodać do tego zajęcia rzemieślnicze wykonywane dorywczo, a wiec kilkudniowe czy dłuższe „pomocnikowanie" przy murarzach, cieślach, czy piekarzach, to i tak odsetek rzadko przekraczał 10% ogółu wzmianek dziesięciolecia. To „pomocnikowanie" w poszczególnych okresach wyglądało następująco: 1740—1749 3,7%, 1750—1759 5,2%, 1760—1769 3,4%, 1770— 1779 5,0%, 1780—1789 5,3%, 1790—1794 4,5%. Z góry można przewidzieć, że w kolejach życia luźnego pochodzącego 15 AP 881, s. 106, r. 1786. 16 Wynikało to w części stąd, że cechy gwarantowały uczniom i czeladnikom w masie pewną stabilizację, a także możliwość wolnego, choć pewnego awansu. 148 z Krakowa czy innego miasta praca cechowa będzie występować częściej niż u pochodzących ze wsi. Tab. 37. Procent zajęć cechowych u luźnych różnych grup pochodzenia Pochodzenie Lata mieszczańskie mieszczańskie chłopskie (spoza Krakowa) (z Krakowa) 1740—1749 2,9 15,6 25,0 1750 — 1759 5,0 12,1 15,4 1760—1769 3,2 7,0 2,3 1770—1779 5,1 22,8 — 1780—1789 4,8 5,1 23,6 1790—1794 3,5 21,5 3,1 Podobnie wyglądało to w wypadku owego „pomocnikowania". Tab. 38. Procent „pomocnikowania" w cechach u luźnych różnych grup pochodzenia Pochodzenie Lata chłopskie mieszczańskie (spoza Krakowa) mieszczańskie (z Krakowa) 1740—1749 2,6 5,0 1750—1759 2,9 8,6 11,6 1760—1769 4,9 5,3 — 1770—1779 5,1 11,4 9,3 1780—1789 8,7 3,8 2,9 1790—1794 5,9 7,1 12,5 Niejednokrotnie syn pozakrakowskiego mieszczanina przybywał do miasta po to, by uczyć się rzemiosła, i dopiero późniejsze trudności piętrzące się na tej drodze spychały go do zbiorowości luźnych. Duża amplituda wahań, zwłaszcza w grupie luźnych pochodzenia mieszczańskiego, nasuwa jednak przypuszczenie, że odsetki te są mniej reprezentatywne niż te, które odnosiły się do służby domowej. Niemniej i tu można obserwować pewne tendencje, zwłaszcza w grupie luźnych pochodzenia chłopskiego, co jest widoczne przy uwzględnieniu liczb bezwzględnych. Okazuje się, że wzrastała, i to wzrastała wydatnie, liczba luźnych ze wsi, którzy zawadzili o cechy. Jeszcze wyraźniej widać to z liczb „pomocnikowania": w okresie 1780—1789 jest ich 5,5 rażą więcej niż w 1750—1759, a siedmiokrotnie więcej niż w latach 1760—1769. Tendencję tę można scharakteryzować jako dążność luźnych pochodzenia wiejskiego do zdobycia zajęcia choćby dorywczego, ale na wpół wy- 149 kwalifikowanego. Bo jakkolwiek funkcja pomocnika murarskiego czy ciesielskiego, najczęściej w owym „pomocnikowaniu" spotykana, na pewno nie była pracą w pełni wykwalifikowaną, to jednak była ona o stopień wyższa niż sługiwanie, a przede wszystkim lepiej płatna; sytuowało to ją korzystniej w hierarchii zajęć. Jednakże na tej drodze dojście do cechu, a potem osiągnięcie stanowiska mistrzowskiego, było dla przybyszów niemożliwe. Nawet wyuczony fach i uzyskany stopień mistrzowski nie musiał, jak wiadomo, oznaczać automatycznej stabilizacji i uplasowania się społecznego. Tym bardziej wobec przytoczonych wyżej wypadków pracy zubożałych mistrzów u zamożniejszych kolegów. W warunkach dominacji średniowiecznych cechów los nawet wykwalifikowanych przybyszów nie był do pozazdroszczenia. Wąski rynek zbytu i monopol mistrzów „zasiedziałych" był przeszkodą nie do przebycia. Np. terminator szewski z okolic Włoszczowej uplasował się koło Krakowa tylko dlatego, że ożenił się z córką kmiecia ze wsi Dąbie. Nie był natomiast w stanie wejść na rynek krakowski wobec konkurencji 127 mistrzów szewskich w mieście i 38 na przedmieściach (w latach 1787— 1792). Zeszedł więc do roli wędrownego rzemieślnika i skarżył się: „szewstwo robię na wieś chłopom" 17. Podobnie było w wypadku Macieja Ku-lesińskiego, drobnego szlachcica z Podlasia. Po ubogich początkach, pracował jako służący, terminował u kominiarza w Wielkopolsce, a potem przez 7 lat był „nadwornym kominiarzem prymasowskim" w Łowiczu. Stamtąd przeszedł do Warszawy i tu dalej czeladnikował przez 6 lat, a w 1764 r. dotarł do Krakowa. „Zazdrość tutejszych kominiarzy — zeznawał — zmusiła mnie do porzucenia zawodu"; mieszkając w mieście roznosił kramarszczyznę po wsiach, wyrabiał szkaplerze i lepił piece 18. Tak więc wobec przeszkód w dostaniu się do cechu istniała jedynie nie-ponętna perspektywa wiecznego „czeladnikowania" czy „pomocnikowa-nia" 19. Były wszakże trzy cechy, gdzie o zatrudnienie było stosunkowo łatwo: murarski, ciesielski i garbarski. Dochodzili do tego karczmarze i browar-nicy. Wszędzie jednak zatrudnienie to miało charakter czasowy, sezonowy. Dla murarzy i cieśli pracę określała pora roku. Dodatkowym momentem był fakt odbudowy Krakowa po zniszczeniach wojny konfedera-cyjnej: wznoszono budynki uniwersyteckie, odbudowywano spalony w 1768 r. Kleparz i przedmieścia. Większy popyt na robotników sezonowych w drugiej połowie wieku znalazł natychmiast odbicie w życiorysach. A ruch budowlany mnożył liczbę majstrów lub przedmiejskich czeladników wykonujących prace samodzielne: w 1746 r. było 9 mistrzów ciesiel- 17 AP 886, s. 177, r. 1779. 18 AP 886, s. 55, r. 1778. 19 AP 882, s. 52, r. 1758. 150 skich i 11 murarskich oraz 58 i 90 czeladników, którzy dokonywali zapewne jakichś drobniejszych napraw. Natomiast w latach 1787—1792 w Krakowie żyło 8 mistrzów ciesielskich i 9 murarskich, ale na przedmieściach spotykamy aż 86 murarzy i 82 cieśli 20 (a więc już nie czeladników, którzy z kolei zatrudniali luźnych. Znajduje to potwierdzenie w nieprzeliczonych zeznaniach. Mniej posiadamy informacji dotyczących pracy u garbarzy. Skądinąd wiadomo, że na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych wzrosło zapotrzebowanie na skóry ze strony odbiorców rodzimych, przede wszystkim wojska, oraz zagranicznych 21. Powodowało to czasową intensyfikację produkcji poszczególnych zakładów garbarskich oraz zatrudnianie dodatkowych najemników nie będących ani czeladnikami, ani uczniami, a jedynie „pomocnikami" 22. Niekiedy dorywcza praca murarska stanowiła rodzaj społecznej degradacji. „Ojciec mój [był] kowalem, ale zubożał i mularkę za pomocnika robi", zeznał jeden z nich pochodzący z Krakowa 23. Były to jednak wyjątki, jacyś członkowie zubożałych rodzin pamiętających „inne czasy". Natomiast przybywający do Krakowa luźni garnęli się masowo do tego „pomocnikowania" zwabieni wysokimi stawkami dziennymi dochodzącymi do l zł. Dla jednych była to praca na cały sezon wiosenno-letni, inni zatrudniani byli dorywczo. Jak łatwo było znaleźć zatrudnienie w latach ruchu remontowo-budowlanego po 1772 r., opowiada jeden z zatrzymanych: „Ja robię u murarzy kielnią. Tego roku robiłem tydzień w Czernej, ale wi-dziawszy (sic), że partacze robią, odszedłem. Przyszedłszy tu [do Krakowa — M. F.] robiłem w konwencie św. Jadwigi za pomocnika cztery dni, potem prosiłem p. Pucka, żeby mi dał robotę, który kazał mi poczekać. Nie mogąc doczekać się, poszedłem do mularzy, którzy robili w konwencie św. Jadwigi, tam starszego czeladnika prosiłem, żeby mnie przyjął do roboty, który kazał mi sobie kupić wódki. Ja mu wódki kupiłem, tak mnie przyjął i kazał mi w gruncie kielnią robić. Tam przez pięć dni robiłem" 24. To jedno zeznanie pokazuje i łatwość w zdobyciu kilkudniowego zajęcia, i zależność od murarskiego czeladnika, i niechęć do partaczy. Prace murarskie i ciesielskie umożliwiały utrzymanie się w lecie; w zimie jednak musiano szukać innego zatrudnienia, często pokrewnego, jak podlepianie pieców. 20 Zestawienie w moim artykule, Kraków produkujący i konsumujący, s. 173. 21 T. Kor żon, Wewnętrzne dzieje Polski za Stanisława Augusta, t. II, s. 345 i n. 22 W 1787 r. jeden z mistrzów garbarskich wystąpił przeciw krakowskiemu kupcowi, na zlecenie którego pracował zatrudniając „10 czeladników prócz inszych pomocników", by podołać zamówieniu. AP-Jurydyki IV-64 (Garbary), b. p. 23 AP 883, s. 21, r. 1763. 24 AP 883, s. 91, r. 1764. 151 4. Spotykamy jednak luźnych, którzy w granicach „dużego Krakowa" trafiali na inny szlak, mianowicie — karczmy i browaru. Wówczas mamy do czynienia nie tyle z przechodzeniem od jednego zawodu do innego, lecz od jednego karczmarza czy browarnika do drugiego. Podobnie jak u murarzy oraz cieśli ani termin roczny, ani przepisy cechowe nie były przeszkodą, po prostu ich nie respektowano. Jeden z zatrzymanych mówił, że służył na Kleparzu ,,do roboty karczmarskiej, która nie jest roczna, ale tygodniowa, jak się komu podoba i do którego czasu robić podoba" 25. W karczmach, gdzie zresztą warzono piwo i palono gorzałkę na równi z browarami, zatrudniano nawet na okres krótszy, często do warzenia tylko jednego waru 26. Ta swoboda przenoszenia się odpowiadała ludziom luźnym. W pełni też z niej korzystali. Dla niektórych kryła się tu dodatkowa perspektywa, mianowicie możliwość samodzielnego poprowadzenia karczmy. Co prawda władze miejskie wielokrotnie zakazywały w XVII i XVIII w. prowadzenia wyszynków przez luźnych 27, ale było to bezskuteczne, jak i inne przepisy przeciw nim skierowane. Bo oto, gdy w 1780 r. dokonano „specyfikacji luźnych szyn-kujących", okazało się, że było ich w Krakowie aż 86. Co prawda wśród nich figurują nie wiadomo dlaczego osoby duchowne (tylko w kwartale grodzkim w kamienicach dominikanów było 5 szynków), ale zdarzają się tam i „autentyczni" ludzie luźni. I tak np. w kwartale grodzkim na 11 szynków po jednym prowadził parobek, muzykantka i muzykant, kucharz, „pływacz do Warszawy" i lokaj. A w rzeźniczym cieśla i żona służącego. Nadto w spisie bez oznaczonego kwartału odnajdujemy szynkującego kucharza, strażnika, szlachcica, hajduka, lokaja, dworskiego, sadownika, dwóch stangretów, muzykanta, płóciennika, wyrabiacza i studenta 28. Byli to ludzie różnej kondycji, a więc i tacy, którzy posiadali „pewny sposób życia", jak ów płóciennik, ale też i luźni (czy dokładniej półluźni), jak parobcy czy lokaje. Jeżeli dodamy do karczem istniejących w mieście i inne mieszczące się w jego okolicach, gdzie żadne przepisy nie krępowały inicjatywy ludzi luźnych, zarysują się w pełni duże możliwości zarobkowania wyszynkiem. Nie były one jednak osiągalne dla wszystkich; liczby obrazujące „szlak służebny" wykazują, że niewielu udawało się z niego zejść. Ostatecznie do prowadzenia najskromniejszego wyszynku trzeba było dysponować bodaj skromną sumka. Dlatego chwytali się go luźni 25 AP 880, s. 97, r. 1751. W browarach można było siedzieć dłużej: przybysz z Kęt pracował „u p. Mianowskiego do browaru przez zimę, u Niemca Bazera do browaru przez niedziel 6, u Majewskiego na Kleparzu do browaru przez półtrzecia roku". AP 891, s. 75 26 AP 883, s. 139, r. 1765. 27 Prawa, przywileje i statuta m. Krakowa..., według indeksu. 28 AP 2598, b. p. Często w ramach małżeństwa mąż był lokajem czy kucharzem, a żona prowadziła wyszynk. 152 pochodzenia krakowskiego lub obrotniejsi przybysze. A przecież niekiedy droga od służby do karczmy okazywała się zadziwiająco prosta. Stanisław Kapuściński z Krzęcina koło Skawiny (a wiec przybysz i syn chłopski) przez 5 lat służył w Krakowie, co roku zmieniając miejsce pracy. Potem opuścił miasto, służył na wsi przez rok, a znalazłszy się powtórnie w mieście zamieszkał u Żyda w mennicy i arendował od miasta izbę do szynku 29. Ironia sytuacji polegała na tym, że ten sam magistrat, który surowo zakazywał prowadzenia wyszynków przez luźnych, pozwalał luźnemu prowadzić karczmę w miejskiej kamienicy. Nie dziwi więc, że Kausch tak pisze o krakowskich stosunkach: „Policja nie powinna zezwalać, żeby tu, podobnie jak się to dzieje w małych miasteczkach, prawie w każdym domu mieszczańskim szynkowano piwo. Prowadzi to do nałogu pijaństwa ... Wielu pracujących dotychczas z wielkim pożytkiem mieszczan bierze w dzierżawę szynk i tym sposobem odchodzi od rzemiosła" 30. Procentowe ujęcie zajęć w karczmach i browarach przedstawiało się następująco 31: Tab. 39. Procent zajęć karczmarskich u ogółu luźnych i u luźnych pochodzenia wiejskiego Odsetek zajęć karczmarskich Odsetek zajęć karczmarskich Lata wśród wszystkich zajęć ogółu wśród zajęć luźnych luźnych pochodzenia chłopskiego 1740 — 1749 2,2 3,8 1750—1759 4,5 5,5 1760—1769 4,6 2,2 1770—1779 7,9 11,2 1780—1789 8,5 7,1 1790—1794 4,5 6,5 Zestawiając powyższe dane z liczbami bezwzględnymi otrzymujemy w pierwszym okresie na 5 wzmianek 4 odnoszące się do luźnych pochodzenia chłopskiego, w latach 1750—1759 na 14—9 odnosi się do chłopów (64%), w latach 1760—1769 na 15 tylko 2 (13%), 1770—1779 na 27—18 (67%), 1780—1789 na 42—21 (50°/o) i 1790—1794 na 12—8 (67°/o). Poza 29 AP 886, s. 88. r. 1789; por. też „karczmarską karierę" przybysza z Wałowic z ubogiej i ruchliwej rodziny („dwóch braci na Zwierzyńcu siedzi"): dwa lata był parobkiem w karczmie zabierzowskiej, tyleż na Zwierzyńcu, przez 5 lat w karczmie bronowickiej. Tam kupił chałupę i został samodzielnym karczmarzem osiadając na komorze w Bronowicach Dużych. Nie każdy komornik był biedakiem. AP 891, s. 50, r. 1785. 30 J. J. K a u s c h, op. cit., t. II, s. 369. 31 Dane odnoszą się zarówno, do samodzielnego prowadzenia karczem, jak i wykonywanych przez luźnych prac pomocniczych. 153 dziesięcioleciem 1760—1769 we wszystkich pozostałych zajęcia karczmar-skie, służebne i samodzielne były domeną luźnych pochodzenia wiejskiego. Zablokowanie „drogi cechowej" i brak perspektyw w stałym „pomoc-nikowaniu", zwłaszcza dla ludzi obarczonych rodziną, sprzyjały przeszkód-nictwu, zresztą zjawisku właściwemu nie tylko XVIII wiekowi. Oto jego przykład: Lucjan Rzarski (?) z Radwanowic, jedynej wsi w Krakowskiem, gdzie żyła szlachta zagrodowa32, zeznający w wieku 60 lat, mówił, że w młodości uczył się u tkacza. Później nabył od chłopa w Toniach chałupę za 90 zł, zaczął bić bydło i dostarczać do Krakowa, popadając na tym tle w konflikt z rzeźnikami. Po dwuletniej przerwie spowodowanej jego uczestnictwem w wojnie konfederackiej wrócił do Toń, a następnie przeniósł się bliżej miasta, na Biskupie, gdzie pożyczywszy 5 zł czerwonych zaczął bawić się rzeźnictwem. Ponowny konflikt z cechem spowodował ruinę: popadł w długi, a potem zaczął kraść33. Przykład ten wskazuje jednak na ograniczone możliwości przeszkodnictwa u luźnych: a przecież Rzarski miał kwalifikacje i pieniądze, czego większość nie posiadała. Wydaje się, że w drugiej połowie XVIII w. sytuacja przeszkodników była inna niż poprzednio, umownie można ją nazwać bardziej usankcjonowaną, przynajmniej faktycznie. Demograficzny rozrost osad podmiejskich wyrażał się także w osiedlaniu się tu nie tylko wyrobników, lecz i rzemieślników, dla których bariery przepisów cechowych w mieście były nie do przebycia. Duża ich liczebność z miejsca niejako przekreślała skuteczność walki prowadzonej przeciw nim przez cechy. Konflikty wybuchały, ale daleko im było do obostrzeń, jakie miały miejsce w wieku poprzednim, a nawet w połowie XVIII stulecia 34. W zeznaniach przewijają się czasem informacje o zatrudnianiu luźnych w zakładach przemysłowych mieszczan. Szło tu przede wszystkim o podkrakowskie cegielnie, młyny prochowe i papiernie nad Prądnikiem czy niewielką hutę miedzi produkującą kotły dla gorzelników oraz blachy na pokrycie dachów. Jakkolwiek od 1772 zakłady wytwarzające materiały budowlane przeżywały okres „prosperity", to jednak i tu praca była okresowa i niestała. Niemniej łatwo było znaleźć w nich zajęcie. Krzysztof Zygnarski, szlachcic przybyły tu z ziemi chełmińskiej, mówił, że znalazłszy się w Krakowie był „na bruku" przez pół roku, aż znalazł zatrudnienie w cegielni. Podobnie zeznał Walenty Kaźmierczak z Zakrzowa koło Wieliczki, który na przemian „sługiwał" i „wyrabiał" w cegielni. W ce- 32 Tfj Materiałach do słownika..., s. 255, wśród rodzin tamecznej szlachty zagrodowej nie ma Rzarskich, są Darscy. 33 AP 884, s. 241, r. 1776. 34 Stwierdzam to wbrew J. Pachońskiemu, Zmierzch sławetnych, Kraków 1956, s. 288 i n., oraz 310 i n. 154 gielni znalazł pracę wspomniany Białka, gdy wyszedłszy z ratusznego więzienia „sypiał w karczmie w cegielni kazimierskiej wyrabiając" 35. Z małymi karczmami i browarkami w mieście i okolicy konkurowały wielkie: wielkorządowy i Wielopolskich, Pierwsze najmowały jednego lub dwóch „służących", drugie potrzebowały pracowników najemnych więcej. W latach sześćdziesiątych browar Wielopolskich posiadał ich 20. Co prawda wydaje się, że margrabia zatrudniał tu swoich chłopów; w każdym razie spotykamy tu jednego przybysza z Pińczowa, którego koleje życia wskazują, że faktycznie zachowywał się jak człowiek wolny36. Odnośnie do zakładów podkrakowskich, choć dalej od miasta położonych, źródła zachowują milczenie. Nie było w tym nic dziwnego: te papiernie, szabelnie, młyny prochowe czy mączne, stanowiące własność mieszczan krakowskich lub przez nich dzierżawione, potrzebowały sił wykwalifikowanych, i to w ilościach niewielkich. Tylko dwie spośród prochowni zatrudniały po 5 służących, i tylko jeden browar miał 4 pracowników 37. Wreszcie na przełomie ósmego i dziewiątego dziesięciolecia spotyka się luźnych, przede wszystkim kobiety, w „szpinhauzie" czyli manufakturze żebraczej ks. W. Sierakowskiego, o której mówiliśmy już wyżej. Jeśli spośród około 280 zatrzymanych i odstawionych w pierwszym impecie do szpinhauzu tylko niewielu informowało o tym w zeznaniach, można to wyjaśnić tym, że aresztowania objęły krakowskich żebraków. Ci zaś długo tam miejsca nie zagrzewali i po opuszczeniu manufaktury wracali do swojej sankcjonowanej „profesji" żebrackiej. Później zatrudniano tu kobiety nie posiadające w Krakowie stałego zajęcia czy zamieszkania. Petronela Kossowiczówna przez rok przebywająca w Krakowie bez służby „wzięta była w bramie i była brana do wełny" 38. Manufaktura żebracza służyć miała „wyuczaniu pracowitości", choć w postaci przymusowej. Zdarzały się jednak wypadki, gdy — obok przymusowego werbowania do pracy - - „szpinhauz" stawał się niekiedy schronieniem i azylem. Zatrzymany w Krakowie młody chłopak tak mówił: „gdy mi matka umarła, poszedłem do szpitala Św. Ducha do wełny i tam byłem przez całą zimę" 39. Był to jednak tylko nowy sposób przezimowania w mieście w przeciwieństwie do dawnych obarczony stosunkowo ciężką pracą. 35 AP 887, s. 35, r. 1780, 891, s. 31, r. 1785. W cegielniach na prawym brzegu Wisły, na Zakrzówku i Dębnikach luźnych spotyka się rzadziej; pracowali tu miejscowi chłopi i komornicy płacący czynsz właścicielowi. (Na 26 - - płaciło czynsz 23). AP-GmP XII. 36 AP-IT 151, b. p.; też 884, s. 169, r. 1776. • 37 AP-IT 183, b. p. 38 AP-IT 159: „Rewizja luźnych na Kazimierzu..." w sierpniu 1791. 39 AP 894, s. 53, r. 1791. 155 Inne wypadki to dobrowolne zakontraktowanie się w manufakturze w celu wyuczenia się zawodu. Matiasz Rutkowski, syn miejskiego żołnierza ze Lwowa, uciekł co prawda od ks. Sierakowskiego do Wieliczki, ale niebawem wrócił do Krakowa do „szpinhauzu", by zdobyć jakąś profesję 40. Znamienna i nieczęsta wśród luźnych była taka dążność, za którą kryła się chęć oderwania się od przemożnego „szlaku służebnego". Mimo wszystko były to wyjątki, tak samo jak owe prządki nagrodzone przez krakowskich Filantropów za pracowitość41. Bowiem w kolejach życia ludzi luźnych po pobycie w manufakturze nie dostrzegamy żadnych istotnych zmian. Przede wszystkim nie byli trzymani tam długo; zdarzają się wypadki pobytu rocznego, lecz również przez kwartał i krócej. Anna Węgierska, kondycji szlacheckiej, zwolniona została przez administratora Likego już po trzech tygodniach, a potem „bawiła się rajfurstwem". Maria Mazurkowna z Niedźwiedzia w Krakowskiem, gdzie ojciec jej siedział na roli plebańskiej, zeznawła, że przez cztery lata pracowała w mieście, latem „chodząc do plewienia i żniwa". Gdy nastąpiła rewizja ludzi luźnych, „wzięto mnie w areszt i oddano mnie do fabryki wełnę prząść, tam byłam cały kwartał i dopiero w wigilię Bożego Narodzenia wypuszczono". Nadal prowadziła ona życie luźnego, mieszkała na Kleparzu przy jakiejś żołnierce, udała się nad Wisłę do szynkarki i nie bardzo wiadomo, czy pracowała 42. Na ogół kobiety odstawione przymusowo do „szpinhauzu" starały się go opuścić jak najszybciej. Nie dlatego, że gdzie indziej czekała na nie praca lepsza, lecz dlatego, że nie chciały się podporządkować surowemu reżimowi panującemu w murach byłego miejskiego cuchthauzu. Fakt ten oraz wadliwy fundament ekonomiczny manufaktury żebraczej (zakład był nierentowny i miał coraz niższe dotacje) powodowały zmniejszanie liczby przymusowo zatrudnionych. Jego efemeryczność — w przeciwieństwie do podobnych imprez warszawskich - -- uniemożliwiała dłuższe zatrudnianie i wątpliwe, czy tym samym skuteczniejsze przekształcanie luźnych w robotników manufakturowych 43. Ogólna liczba wypadków pracy w większych zakładach przemysłowych była niewielka i wynosiła 23. Większość przypadała na dwa ostatnie okresy. W poszczególnych dziesięcioleciach wyglądało to następująco: 1740—1749 2 wzmianki (0,9% ogółu informacji danego dziesięciolecia), 1750—1759 -- 4 (1,30/0), 1760—1769 -- 2 (0,6%), 1770—1779 -- l (0,3%), 1780—1789 -- 9 (1,6%) i 1790—1794 --7 (2,6%). Dla okresów początkowych w grę wchodziły przede wszystkim cegielnie i wapienniki, natomiast 40 AP 893, s. 281, r. 1789. 41 „Mowa przy pierwszym rozdaniu nagród ... przez Jacka Przybylskiego", b. p. 42 AP-K 278, s. 95, r. 1791. "Assorodobraj, op, cit., s. 194; W. Kula, Szkice o manufakturach w Polsce XVIII wieku, Warszawa 1956, t. II, s. 820 i n. 156 dla lat 1780—1794, na które przypada 16 z 23 wzmianek (tj. 70%), szło niemal wyłącznie o manufakturę żebraczą. Tak więc ożywienie gospodarcze przeżywane wówczas przez miasto oraz powstawanie nowych, nietradycyjnych rodzajów pracy zaledwie znajdowało odbicie w naszych liczbach. Zatrudniającym było również samo miasto; możliwości nie były tu wielkie, bo wszelkie prace remontowe czy porządkowe robione na zlecenie magistratu oddawano w ręce rzemieślników cechowych. Istniał wszakże rodzaj zatrudnienia, do którego wciągano ludzi luźnych, mianowicie milicja miejska lub straż porządkowa, pozostająca pod komendą hutmana ra-tusznego. W drugiej połowie XVIII wieku liczyła ona 100 głów, w tym 1 kapitan, 5 kaprali i 2 doboszów 44. Zważywszy dużą płynność elementu, który werbowany był do milicji, można przypuszczać, że w tej profesji kryły się pewne możliwości. Jeśli jednak wynotowane informacje nie były zbyt wielkie, to przewyższały one liczbę informacji o zajęciach w różnych zakładach przemysłowych. Wynosiły one w poszczególnych okresach: 1740—1749 — 2 (0,9% ogółu wzmianek), 1750—1759 — 11 (3,5%), 1760— 1769 — 9 (2,8%); 1770—1779 — 7 (2,1%), 1780—1789 — 12 (2,5%, 1790— 1794 — 2 (0,7%). Na ogół przeważali luźni pochodzenia krakowskiego, chociaż w latach 1780—1789 na 12 informacji aż 7 dotyczyło chłopów. Udział luźnych w straży miejskiej był paradoksem. Straż bowiem tępiła ludzi luźnych, aresztowała ich, pilnowała w więzieniu, doglądała, gdy w kajdanach czyścili miasto z błota czy śniegu. Co prawda między więźniami a dozorcami panowała swoista familłarność (o niej pisano), to jednak w zeznaniach człowieka, który jeszcze niedawno był w milicji, a teraz był w areszcie, szczególnie dobitnie ukazywały się zmienne koleje losów tak charakterystyczne dla luźnego. Przykłady te przecież stanowią wziętą ze środowiska miejskiego ilustrację do zagadnienia „ludzi zbędnych w służbie przemocy" 45. Tak jak przykłady żołnierzy wojewódzkich czy podgórskich harników zwalczających zbójnictwo, którzy również wywodzili się czasem z ludzi luźnych, ilustrowały zagadnienie to na szerszym terenie4$. Stabilizacja milicyjna nie była najpewniejsza: otrzymywali wprawdzie 2 zł strawnego tygodniowo oraz umundurowanie, mieli darmowe mieszkanie najczęściej w opustoszałych basztach fortecznych i w bramach. Jednak 104 zł rocznie nie mogło wystarczyć na utrzymanie rodziny, a służba była 44 W. Namysłowski, Milicja Wolnego Miasta Krakowa 1815—1846, Kraków 1913, BK, nr 48, s. 8 i n. 45 S. Czarnowski, Ludzie zbędni w służbie przemocy, Dzieła, t. II,. Warszawa 1956. 46 Grodziski, op. cii., s. 11 i n. 157 surowa i często się na nią skarżono 4V. Rozmaite przypadki czy nieprzestrzeganie dyscypliny prowadziło do opuszczenia pracy; wówczas były żołnierz miejski stawał się znów luźnym, narażonym na aresztowanie przez onegdajszych kolegów 48. 5. Do różnych zajęć wykonywanych przez luźnych poza „Krakowem wewnątrz murów" na terenie okolicznych osad (w zeznaniach występowały one również w „robotach u różnych", w „pomocnikowaniu" itp.) należy zaliczyć też prace wynikające z rolniczego czy warzywniczego charakteru produkcji. Sąsiadujące z miastem wsie i-folwarki potrzebowały siły najemnej. Był to np. wielkorządowy folwark łobzowski czy inne będące własnością Krakowa, ale systematycznie dzierżawione przez miejscowych patrycju-szy, jak Piaski, Dąbie i Rakowice. Popyt na najemnika był znaczny w podmiejskich wsiach produkujących jarzyny czy owoce oraz w licznie rozrzuconych ogrodach mieszczańskich. Uwaga ta wydaje się niezbędna, ponieważ rzadko spotyka się w zeznaniach informacje o takich właśnie zajęciach, choć nie wykluczone, że włączone one były do wzmianek ogólnych, typu „sługowania". W każdym razie w latach 1740—1749 spotyka się 4 informacje (1,8% dziesięciolecia), 1750—1759 już 11 (3,5%), 1760—1769 również 11 (3,4%), 1770—1779 liczba wzrasta do 14 (4,1%), 1780—1789 — 18 (3,7%) oraz 1790—1794 — 5 (1,9%). Jeśli nawet wzrost nie jest zaskakująco wysoki, to wskazuje na aktywizację gospodarczą terenów podmiejskich oraz potęgujący się najemny charakter pracy. Zrozumiałe jest, że do zajęć tych kierowali się przede wszystkim chłopi, ponieważ wykorzystać mogli doświadczenie wyniesione z pracy w środowisku rodzinnym. W latach 1750—1759 na 11 wzmianek 8 odnosi się do luźnych ze wsi, w 1770—1779 na 14 — 9 dotyczy chłopów, a w 1780—1789 na 18 jest ich aż 14. W rzeczywistości zapotrzebowanie było wyższe niż podane liczby i odsetki, a wgląd w jego wysokość umożliwiają rachunki folwarku na Piaskach, w Dąbiu i w Rakowicach z lat 1769—1771. Był to co prawda okres wyjątkowy, gdy w latach konfederacji barskiej stacjonujący w mieście garnizon rosyjski zmuszał podmiejskich chłopów do poważnych świadczeń, zwłaszcza transportowych, przejmując na siebie pańszczyznę powinna 47 Jan Trojanowski, który przystał do garnizonu miejskiego, zeznał: „uciekłem stąd, bom miał wielka niewolę"; uszedł do oddziału wojska, w którym służył jego ojciec, „i tam mnie przyjęto, kapral zaraz mnie zbił kijem, choć chciałem skarżyć, ale mnie nie dopuszczono". AP 883, s. 178, r. 1766. 48 Jan Grandziszewski z Poznania, syn kramarza, służył u szlachty za kozaczka i węgrzynka, a potem przystał do garnizonu krakowskiego. Zwolnił się stamtąd z powodu choroby, sypiał „lada gdzie pod kamienicą, jak ubogi, ludzie jeść dają". AP 882, s. 314, r. 1761. 158 miastu i dzierżawiącym 49. Pociągało to konieczność zatrudnienia sił najemnych. Niemniej liczby te wskazują na znaczne możliwości zarobków dorywczych, nawet jeżeli kiedy indziej zapotrzebowanie nie było tak wysokie. I tak w 1769 r. na Piaskach najmowano do żniw na 350 dniówek, do młocki na 300, kolejno „do młocki i plewienia" 378, do „młocki i różnych robót" 146. W sumie za 1074 dniówki zapłacono najemnikom 1297 zł 14 gr, przy przeciętnej l zł 6 gr za dzień. Później sumy wypłat były niższe: w 1770 r. 1148 zł 20 gr, 1771 - - 822 zł 2 gr. Na mniejszym folwarku, Dąbiu, w 1769 r. wydano 432 zł 6 gr, w 1770 — 459 zł 15 gr, zaś w 1771 -355 zł 14 gr 50. Wiadomo, że w czasie żniw część luźnych szukała pracy na wsi, a w zimie garnęła się do miasta 51. W Krakowie takie sezonowe wędrówki mogły ograniczać się do najbliższego jego sąsiedztwa, zwłaszcza gdy do wymienionych możliwości dodamy prace u okolicznych warzywników i sadowników. Zwłaszcza u tych ostatnich niezbyt ciężka praca polegająca na pilnowaniu sadów oraz zbieraniu owoców wabiła licznych ludzi luźnych 52. 6. I w końcu obok „Krakowa wewnątrz murów" mieścił się port wiślany, znajdowały się rozmaite składy, przede wszystkim solne. Przy sposobności omawiania sprawy „długich wędrówek" luźnych wspominaliśmy ich zajęcia flisowe. Wiadomo, że pewna ilość luźnych kierowała się do Krakowa, by natychmiast zabrać się z transportem rzeczną magistralą. Przyciągał ich zarobek i interesująca darmowa wędrówka do innych miast. Port wiślany, składy i most wielicki oferowały rozmaite możliwości pracy. Byli tacy, którzy zeznawali: „ja od młodości dni moich przy moście wielickim się chowałem". Wypowiadający te słowa syn chłopski latem pływał galarami, a w zimie pracował w porcie 53. A w ogóle można tu było spędzić pół życia nie przychodząc wcale do miasta. „Po różnych miejscach rabiałem za pomocnika do pakowania soli, windowania drzewa i różnej 49 Czytamy m. in. „podczas nieszczęśliwej rewolucji przechodząc i stojąc różne wojska w Piaskach ludzi z ciężkością było dostać do żniwa. Za uproszeniem wielkim wyszło ludzi 400, płaciło się po l zł" (AP 1547, b. p.). „Aż teraz stante revolutionis do miasta robili, odrobili nad powinności swoje kmiecie bydłem 121, z Dąbia piesi odrobili dni 180, z Piasku 179, więc teraz gromada chcąc sobie wytrącać na pańskie nie wychodzi, kto będzie robił na folwarku", skarży się dzierżawca (AP 1548, b. p.). 50 Rachunki według AP 1547, b. p. 51 Gierowski, Kartki z rodowodu..., s. 22. W Krakowie było podobnie: „w zimie kądziel przędę, a w lecie na żniwa chodzę", zeznawała kobieta pochodząca z Krakowa (AP 883, s. 190, r. 1766). „Przez zimę byłem przy chłopie w Łobzowie [jako komornik — M. F.], przez lato po wsiach rabiałem" (AP-K 276, s. 3, r. 1785). 52 Zeznania takie, jak „zrywam śliwy i z tego żyję" lub „przebieram gruszki u sadownika", spotyka się często (AP 893, s. 253, r. 1789, AP-K 278, s. 63, r. 1790). 53 AP-K 275, s. 223, r. 1785. 159 innej roboty", opowiadał przybysz z dalekich Barcie, Jan Gąsiorowski54. Wielokrotny recydywista, Jakub Korta z Bodzonowa, w jednym ze swych zeznań mówił: „podczas żniw przyszedłem tu do Kazimierza i przy moście różne roboty robiłem, jako to u Żyda Abraama z galarków wodę wylewałem, drwa rąbałem i tam różne posługi czyniłem" 55. Załadunek i wyładunek towarów płynących arterią wiślaną wymagał najemników. Zwłaszcza drzewo dostarczane w wielkich ilościach do miasta 56 należało wyładowywać z galarów, układać w sagi, pilnować, a później karować (rozwozić) po mieście 57. To samo dotyczyło soli ekspediowanej przez kompanię handlową Konopków lub kompanię pruską 58. W końcu dużej liczby pracowników wymagał załadunek wapna, cegieł, dachówek, owoców, nabiału czy drobiu wysyłanego Wisłą do Warszawy 59. Wielki port wymagał stałych posług ciesielskich przy galarach. Jeden z zeznających przez pewien czas utrzymywał się z tego wyłącznie. „Teraz bawię się ciosaniem tramów do galarów i z tego żyję", powiadał60. Tutaj też cieśle mieli pełne ręce roboty przy naprawie drewnianych składów 61. Przy porcie czekali furmani i „zwoszczyki" oraz najemnicy z taczkami, by rozwozić towary, a drzewo karować do licznych browarów i domów prywatnych 62. Stąd w końcu łatwo się było przeprawić na sąsiedni, od 1772 r. austriacki brzeg rzeki. Po 1784 r. po przekształceniu nielicznego zbiorowiska chałup zwanego Podgórzem w miasto rozpoczął się pewien ruch budowlany inicjowany zarówno przez niektórych mieszczan krakowskich, jak i przez władze cesarskie 63. Tutaj w końcu w celbudzie czy w sąsiednich szopach można się było przenocować oczekując na pracę lub spław. Jeden z komorników ze wsi Grabieć, który zostawił gospodarstwo synowi, a w porcie „robił na kawa- 51 AP 887, s. 135, r. 1781. 55 AP-K 275, s. 9, r. 1778. Inny zeznał: „teraz wyszedłszy stąd z więzienia, drwa wyrzucałem z galaru i kozły układałem". AP 893, s. 281, r. 1789. 56 K u l c z y k o w s k i, op. cit., s. 68 i n. 57 AP-K 277, s. 165, r. 1793. 58 „Płynąłem z chłopami płaszowskimi z Solą Konopków do Warszawy przez 6 tygodni. Potem robiłem w szopie na Zawiślu, gdzie sól ważą". AP 887, s. 114, r. 1780. O transportach soli z Krakowa do Warszawy por. K u l c z y k o w s k i, op. cit., s. 74 i n. 59 Luźny ze Zwierzyńca pływał do Grudziądza i Warszawy, gdzie zimował pracując u karczmarzy; po powrocie do Krakowa zatrudniła go kompania pruska i w porcie ładował wapno. AP 887, s. 199, r. 1781. 60 AP-K 279, s. 3 i n., r. 1794. 61 AP 882, s. 106, r. 1759. 62 AP 893, s. 92, r. 1788. 63 F. Bardel, Królewskie miasto Podgórze i jego historia, Kraków 1902. „Robiłem na cesarskiej stronie za Wisłą przy moście wielickim, gdzie komorę stawiają może 4 niedziele", czytamy w zeznaniu. AP-K 274, s. 124, r. 1782. 160 łęk chleba", opowiadał, że tam właśnie nocował razem z kilkunastoma jak on poszukującymi zajęcia i zatrudnionymi64. Był jeszcze most wiślany, zwany wielickim, niezbyt mocny, drewniany, któremu ustawicznie zagrażał przybór wody czy ruszenie lodów. Tam luźni znajdowali zatrudnienie, zwłaszcza w zimie, gdy w porcie mniej było zajęcia i gdy stale trzeba było rąbać lód wokół filarów. W 1782 r. Franciszek Nowak z Bodzonowa zeznawał, „jak była rezolucja [magistratu — M. F.], z innymi ludźmi koło mostu wielickiego robiłem ... ale mi nic nie zapłacili" 65. Na terenie „dużego Krakowa" chyba największe było zapotrzebowanie na pracowników najemnych przy flisie i tutaj czekały najrozmaitsze zajęcia od drobnych, jedno- lub kilkugodzinnych (wylewanie wody z galarów), do wielodniowych wypraw flisowych. Tutaj też formował się swoisty typ kierunku pracy ludzi luźnych, który można byłoby nazwać „szlakiem portowym" lub „szlakiem transportu rzecznego". Koło mostu i portu koncentrowały się rozmaite ciemne sprawki, w których uczestniczyli ludzie społecznego marginesu. Czasem był to „przemyt" ludzi w jedną lub drugą stronę. Zwłaszcza gdy po stronie austriackiej czy potem polskiej element luźny czuł się zagrożony poborem do wojska66. Częściej jednak był to przemyt towarów, zwłaszcza tytoniu. W ramach tego procederu wyrastały czasem ad hoc tworzone, ściśle zakonspirowane jakieś półmanufaktury. „To jest prawda - - zeznawał jeden z aresztan-tów •j— że Tarnowscy żadnego sposobu do życia nie mają prócz tego, że tytuń z zagranicy kryjomym sposobem nosili i z tego tytuniu tabakę robili, którą tabakę na cesarską stronę nazad przenosili". Przeróbka tytoniu na tabakę prowadzona była nie w ramach „przedsiębiorstwa" detaliczno-ro-dzinnego; Tarnowscy bowiem zatrudniali pewną, bliżej nie określoną liczbę najemników, którzy u nich pracowali i potem przenosili towar do Galicji67. Wszystkie powyższe zajęcia przy porcie miały charakter „lądowy". Lecz obok nich, a dla niektórych luźnych przede wszystkim, port wiślany oznaczał zarobek flisacki. Następna tabela (zob. tab. 40) wskazuje, jak „gros" wzmianek o flisie koncentrowało się w dwudziestoleciu 1770—1789, mianowicie 32 na 43 (czyli 75%). Luźni zadomowieni na terenach portu łatwo mogli się zabrać z jakimś transportem i dlatego w kolejach ich życia praca lądowa uzupełniana była flisem. Znamienna jest tutaj dynamika tego zjawiska uwidoczniona w tabeli 40. I znów wnioskując ostrożnie nie można nie zauważyć, że po okre- 64 AP 880, s. 258, r. 1753. 65 AP-K 275, s. 145, r. 1783; niejaki Pastucha spod Kalwarii mówił: „przez trzy dni z innymi odrąbywaliśmy most z lodu". AP 893, s. 231, r. 1789. 66 AP-IT 191. 67 AP-K 274, s. 132, r. 1778, oraz tamże 276, s. 33 i n., r. 1787. 161 się stagnacji lat 1740—1769, z których dotarło do nas tylko 5 informacji, w dwudziestu pięciu latach następnych (1770—1794) posiadamy ich 38. Wzrasta również ich odsetek w całości wzmianek o pracy danego dziesięciolecia. Informacje te, wyższe odnośnie do flisu niż transportu lądowego, czyli furmanienia (o czym niżej), wskazują na ożywienie wymiany handlowej, w której Kraków odgrywał rolę ważnego centrum na południu kraju. Obok transportu wiślanego rozszerzał się handel lądowy. Tutaj udział ludzi luźnych był mniejszy. Nie tylko dlatego, że mówią o tym informacje źródłowe, lecz dlatego - - a wiemy to skądinąd - - że znajdował się on w rękach bądź kompanii przewozowych, bądź chłopów okolicznych wsi. Ludzie luźni występowali tu chyba jako pomocnicy i częściej spotykamy ich przy pędzeniu bydła czy nierogacizny. Tal). 40. Liczebność zajęć w transporcie Flis mieszczański Transport lądowy Lata liczby o/ /o liczby % 1740—1749 1 0,4 1750—1759 6 1,9 2 0,6 1760—1769 — — 2 0,6 1770—1779 13 3,8 5 1,5 1780—1789 19 3,9 8 1,6 1790—1794 6 2,2 2 0,7 Biedota miejska i ludzie luźni od dawna uczestniczyli w rozmaitych formach „przekupieństwa" czy „kramarzenia". Jeżeli w skali jednostkowej obroty takiego przekupnia nie były zbyt wielkie, to w masie stanowili oni pewną konkurencję dla korporacyjnych kramarzy czy kupców uważających się za monopolistów. Handel owych „przekupniów" obojga płci był ruchomy, nie związany z jakimś stałym miejscem sprzedaży. „Koszy-ciarki" - zawód najczęściej spotykany wśród przekupniów - - chodziły z koszykami po rynku, ulicach czy przedmieściach i sprzedawały jarzyny, owoce, pieczywo, czasem przędzę i drób. Podobnie było z przekupniami, często mieszkającymi w Krakowie, ale wyprawiającymi się po wiktuały na tereny okolicznych wsi. Tak było z kurnikami, sprzedawcami skórek króliczych, oleju, nabiału, serów, owoców czy jarzyn. Skupowali oni starzyznę, czyli „tandetę" 68. 7. W kolejach pracy zatrzymanych na ratuszu ludzi luźnych wszelki drobny handel odgrywał role znaczną. W okresie 1740—1749 stanowił 68 AP 883, s. 39, r. 1763. 11 —• Ludzie luźni w osiemnastowiecznym Krakowie 162 on 3,50/0 wszystkich wzmianek, w 1750—1759 - - 6,1%, 1760—1769 -4,6%, 1770—1779 — 4,1%, 1780—1789 3,5% i 1790—1794 — 2,2%. Odsetki wprawdzie malały, ale liczby bezwzględne tendencji takiej nie wykazywały. Wynosiły one kolejno: 19,15, 14, 17, 6. Jeżeli zaś idzie o udział luźnych pochodzenia wiejskiego w tych zajęciach, to stosunkowo wysokie liczby dostrzega się w latach 1750—1759 (12) i 1780—1789 (10). Obok małego handlu domokrążnego, wykonywanego przez „koszy-ciarki" na rachunek kramarek, tworzących „chodzącą filię" swego kramu, spotyka się inicjatywę nieco większą. Jej przykłady podano przy sposobności „dalekich podróży" ludzi luźnych. Wiadomo, że zapuszczali się oni w swych handlowych wyprawach aż do Warszawy 69. Czasem handlowali końmi i nierogacizną, jak Wawrzyniec Hawrot z okolic Krosna, przez siedem lat chadzający na robotę na Węgry, potem służący u Żyda w Dukli, wędrujący na Podole, w końcu pojawiający się w Krakowie 70. Krakowscy kupcy odczuwali ich konkurencję, skoro uskarżali się na to, że luźni sprowadzali sukno i płótno ze Śląska 71. Nic konkretnego o tym nie wierny, ale nie można takiej inicjatywy wykluczyć, skoro znamy dwu-i trzyosobowe spółki handlujące z Warszawą. Wspomniane kramarzenie i przekupywanie nie ograniczało się do zasięgu miasta. Produkcja rzemieślników cechowych i niecechowych, rozmaitych galanterników: iglarzy, niciarzy, grzebieniarzy, a nawet szewców i krawców, roznoszona była przez miejscowych i zamiejscowych kramarzy daleko po Małopolsce. W powyższe towary zaopatrywali się owi luźni-kra-marze w mieście zarówno w latach pięćdziesiątych 72, jak i dziewięćdziesiątych 73. W ten sposób Kraków zaspokajał zapotrzebowanie okolicy. Ze względów kultowych oraz na potrzeby mody wytwarzano w mieście szkaplerze i czepce. Przy czym przy ich szyciu zatrudnionych było wiele niewiast. Wyroby te odprzedawały one wędrownym kramarzom lub też same chadzały po jarmarkach 74. Na tle tego zapotrzebowania formowały się więk- 69 Por. rozdział III. 70 AP 883, s. 227, r. 1768. 71 AP-Depozyty 192. Była tu mowa o sprowadzaniu przez ludzi luźnych materiałów ze Śląska. Trudno orzec, czy szło tu rzeczywiście o luźnych, czy też o ustabilizowanych, choć nie będących obywatelami miejskimi, kupców. 72 S. Wójcicki mieszkał w Krakowie, ale chodził z kramarszczyzną do Częstochowy (AP 882, s. 57, r. 1758). Inny, mieszkaniec Retoryki, skupywał kramarszczyznę u Żydów i roznosił ją po jarmarkach (AP 883, s. 211, r. 1766). 73 Mieszkanka Oświęcimia zeznawała: „Tydzień, jak przyszłam do Krakowa kupić kramarszczyznę na przekup, bo z tego żyję i z roboty szkaplerzy" (AP-K 278, s. 63, r. 1790, też AP 882, s. 152, r. 1759). 74 Luźna pochodząca z Lublina, lecz mieszkająca w Krakowie robiła czepce i szkaplerze. Dwie inne, matka i córka, również wyrabiały i sprzedawały na jarmarkach (AP 883, s. 266, r. 1768). 163 sze „przedsiębiorstwa". Oto niejaki Jutrzeński, człowiek bardzo przedsiębiorczy, jeżdżący po Polsce i handlujący, czym się dało, mówił, że „potrzebuje osiem panien ... do roboty szkaplerzy i siatkowej roboty" 75. Kramarzono także drukami w Krakowie tłoczonymi, przede wszystkim modlitwami i świętymi obrazami76. Niektórzy przedsiębiorczy ludzie luźni wykonywali je domowym sposobem sami, a następnie roznosili po jarmarkach 77. Liczne klasztory w mieście prócz tego, że umożliwiały przezimowanie tym luźnym, którzy żywili się u ich furty, rozsyłały też po mieście i po okolicy rozmaitych kwestarzy, wśród których nie brakło ludzi nas interesujących. Nazywało się to „chodzeniem w kapie" lub „chodzeniem z ewangelią". Ta półkwesta i półżebractwo dawało zbierającemu dochód trzeciego grosza 78. I w końcu istniało w mieście zajęcie lub rodzaj zajęć zwane „wyrob-nictwem". W spisach ludności lat dziewięćdziesiątych określenie to najczęściej było przeciwstawiane służbie. Ale nie wszystkie zajęcia „niesłu-żebne" pod zakres wyrobnictwa podpadały. Nie był nim flisak, nie był taki, co „sługowaj", jeśli oznaczało to dorywczą pomoc, a nie dłuższy kontrakt. Najczęściej rozumiano pod tym pojęciem pracownika lub pracownicę dniówkową najmujących się do różnych prac. Czasem mogły one być jednorodne; wyrobnikiem był człowiek „chodzący z siekierką" ł rąbiący drwa dla gospodarstw mieszczańskich, wyrobnicą była szwaczka i praczka stale się tym parająca 79. Najczęściej były to zajęcia wykonywane dla rozmaitych ludzi, tyle że homogeniczne w swym charakterze. Wyrobnik pracował sam dla siebie i nie „pomocnikował" u nikogo. Wbrew przypuszczeniom utożsamiającym wyrobników z ludźmi luźnymi trudno w konkretnych wypadkach taki znak równości postawić. Postaram się to udowodnić zaczynając od liczb. Otóż osobników, których można byłoby zaliczyć do tej grupy zawodowej, było niewielu; spotyka się 75 AP 890, s. 161, r. 1779. 76 AP 882, s. 315, r. 1762. 77 Przedsiębiorczy Baczyński z Zakroczymia, który farbierstwa uczył się w Toruniu, mówi: „obrazki sami wyrabialiśmy, a karawaszki [modlitwy — M. F.] kupowaliśmy". I tak utrzymywał się przez dwa lata wędrując „do Izdebnika i ku Tatrom" (AP 882, s. 276, r. 1761). 78 Syn mieszczanina kłeparskiego w lecie „był za pomocnika u murarza" lub podlepiał piece, a w zimie „chodził w kapie" (AP 880, s. 28, r. 1758). Szymon Piotro-wicz mówił: „żywię się, co wsiach skórki kupuję i z ewangielią chodzę", tamże, 884, s. 41, r. 1775). 79 Powyższe określenie „wyrobnika" jest nieco inne, niż przyjmuje to Assorodo-braj (op. cit., s. 77 i n.), dla której człowiek luźny (jako kategoria społeczna) posiada swój odpowiednik w zakresie wykonywanej pracy w „wyrobnictwie". Że, słowem, każdy „wyrobnik" musiał być człowiekiem luźnym i na odwrót. 164 ich rzadziej niż np. przekupniów, dorywczych pomocników, nie mówiąc o służbie domowej. W poszczególnych okresach wyglądało to następująco: Tab. 41. Liczebność wzmianek o zajęciach wyrobniczych Liczba wzmianek Wzmianki dotyczą * w tym odnoś- luźnych luźnych Wzmianki stanowią Lata ogółem nie do męż- pocho- pochodze- % sumy informacji czyzn dzenia nia miesz- 10-lecia chłop. czańskiego 1740—1749 11 5 5 6 4,7 1750 — 1759 14 11 6 7 4,5 1760—1769 10 8 6 2 3,1 1770—1779 11 7 6 5 3,2 1780—1789 16 14 5 10 3,3 1790—1794 12 8 6 4 4,5 Wśród wyrobników dominują mężczyźni; wyrobników pochodzenia mieszczańskiego spotyka się w ilości jednakowej, wahania liczbowe dotyczą luźnych pochodzenia chłopskiego. Wśród pochodzących z miast, zwłaszcza z Krakowa, odsetek-tych zajęć był proporcjonalnie wyższy w poszczególnych dziesięcioleciach (0,6, 6,7, 3,4, 6,2, 4,5, 6,1). Jakkolwiek różnice te nie były wielkie, wskazują one na większe szansę dla luźnych pochodzenia mieszczańskiego czy krakowskiego. Było to zrozumiałe: wyrobnik, by zyskać stałe zamówienie na „rzynanie drzewa", wyrobnica, by prać. szyć czy cerować - - musieli mieć stałe miejsce zamieszkania i jakieś choćby najbardziej prymitywne, ale niezbędne narzędzia pracy. Wymienione rodzaje zajęć najczęściej spotyka się w zeznaniach; można z nich się także zorientować, że przez długie lata wyrobnictwo stanowiło podstawę utrzymania. „Przez dziesięć lat nie służę, tylko sobie pieram, szyję i z tego się żywię", zeznawała chłopska córka 80. Inny przybysz podając, że w Krakowie przebywa od 15 lat, dodawał „pożywienie mam z tego, że drzewo rżnę" 81. Jakkolwiek stabilizacja wyrobników była chwiejna, to jednak sytuowani byli korzystniej od innych luźnych. Należeli do miejskiej czy przedmiejskiej biedoty narażonej na utratę dotychczasowego sposobu zarobkowania. Jeżeli jednak wśród ludzi społecznego marginesu można przeprowadzić gradację, to wyrobnicy znajdowali się kilka szczebli wyżej od innych: posiadali stałe miejsce zamieszkania, gdy inni sypiali po ogrodach, celbudach, szopach portowych, a w zimie „dla ciepła" w browa- 80 AP 891, s. 109 i n., r. 1786. Józef Nowak z Rzepłina zeznawał: „robię przy mularzach przez całe lato, zimą drwa rąbię Żydom i innym ... mam robotę i z tego żyję" (AP 893, s. 172, r. 1788). 81 AP 881, s. 63, r. 1775. 165 rach 82. Wykonywali zajęcia stałe (choć u różnych ludzi), gdy inni musieli zmieniać i uzupełniać rodzaje zajęć, by zapewnić sobie utrzymanie. 8. Poza wymienionymi zajęciami „uznawanymi" rozciągał się teren zatrudnień innych, łatwiejszych, choć nie zawsze aprobowanych. Od tolerowanego (choć nie zawsze) żebractwa skala możliwości wkraczała w strefę półprzestępczego hazardu, przestępstwa oraz profesji prostytutek. I również — jak niemal we wszystkich rodzajach zatrudnienia — w tej dziedzinie formowały się typy zawodowych „żebraków", szulerów, złodziei kieszonkowych czy prostytutek; z drugiej jednak strony spotykało się także wypadki uprawiania tych „profesji" jako swoistego „uzupełnienia" innych zajęć wykonywanych przez tych samych luźnych jako sposób zarabiania na życie, gdy inne zajęcia były nieosiągalne. O żebractwie eufemicznie zwanym „chodzeniem do furty" wspominano już poprzednio. Pomijając wypadki w jakimś sensie usprawiedliwione, a odnoszące się do ludzi starych czy kalekich 83, uzasadnione wydaje się twierdzenie, że działalność władz miejskich czy wcześniejsze próby zorganizowania zgromadzenia żebraczego dały określone rezultaty. Otóż wbrew głosom publicystycznym84 kreślącym ponure obrazy wielkich tłumów wyciągających rękę po jałmużnę wśród zeznających luźnych wypadki żebractwa stale się zmniejszały. Począwszy od 1740 r. dane w kolejnych okresach wynosiły: 9 wypadków (tj. 3,8°/o ogółu informacji tego dziesięciolecia), 16 (4,5%), 20 (6,3% -- okres kryzysowy w mieście), 19 (5,4%), 4 (0,8'%) i 2 (0,7%'). W parze z tym szło zmniejszenie się liczby ludzi młodych i zdolnych do pracy stale utrzymujących się z jałmużny. Natomiast przed bramami miejskimi, na Kleparzu i na Stradomiu a także chyba w innych miejscach kwitły rozmaite gry hazardowe organizowane przez ludzi sprytnych. .Jeden z nich z naiwnym cynizmem tak zeznawał: „w kubki grywam na Kleparzu i na Stradomiu, przez dzień czasem złoty, czasem dwa wygram" 85. Inny, 68-letni, a więc leciwy (co wśród luźnych było rzadkością), mówił, że do ubóstwa doprowadziła go wojna konfederacyjna, i dodawał: „kupiłem sobie różne sztuki na płótnie malowane do grania grabarza i z tego się z żoną i dziecięciem żywiłem grając za Grodzką Bramą na stolicy" 86. Pierwszemu powodziło się wcale nieźle, bo zarabiał chyba około 350—450 zł rocznie, a więc przeszło dwu- 82 „Gdzie mogę, to się prześpię", mówił 22-letni żebrak Wojciech Porębski z Jarosławia (884, s. 9, r. 1774). Inny luźny ze wsi Łęczany od 8 tygodni mieszkał w browarze „dla ciepła" (AP 889, s. 258, r. 1776). 83 „W zimie nigdy nie służyłem, tylko między ludźmi wyrabiałem — zeznawał przybysz ze Skawinki. Ale kiedym nie mógł zarobić, tom się przy klasztorach żywił". AP 884, s. 13, r. 1774. 84 Materiały do dziejów Sejmu Czteroletniego, t. I, Indeks. 85 AP 883, s. 181, r. 1766. 86 AP 884, s. 142, r. 1776. 166 krotnie więcej niż wynosiły przeciętne zarobki wyrobnika; natomiast drugi był mniej szczęśliwy: gdy przegrał ostatnich 12 zł, zabrał się do kradzieży. Ale bo też w dużym skupisku miejskim okazji do kradzieży było więcej niż gdzie indziej. Na tłumnych targach od małości uczyli się „profesji" młodzi kieszonkowcy. Syn szewca z Proszowic, który kiedyś „różne roboty rabiał", zeznawał otwarcie: „od trzech lat głównie złodziejstwem się trudnię" 87. Bywało, że „zawód" ten traktowano nieomal jak każdy inny88, a prócz przykładów indywidualnych można było obserwować formowanie się całych grup, tzw. „lempartów". Byli to młodzi ludzie spędzający czas na grze w karty, ustawicznych awanturach oraz napadach i kradzieżach 89. Wśród tego elementu przestępczego złodzieje zawodowi występują obok stręczycieli do nierządu i zawodowych prostytutek 90, których przy-tulisko stanowiły karczmy i na wpół opustoszałe fortyfikacje miejskie. Wspomniane „szlaki pracy" połączone z niejaką specjalizacją zawodową (jakikolwiek to był zawód) szły w parze z kombinowaniem różnych zajęć, jakie miasto oferowało ludziom luźnym. W tym zakresie możliwości miejskie były nieskończenie większe niż wiejskie. Wieś i folwark mogły zatrudnić ich jedynie jako czeladź lub dorywczego najemnika w czasie żniw (wyjąwszy służbę domową u szlachty czy księży). Była to praca jednorodna, najczęściej na kontrakcie rocznym. Natomiast w mieście można było pracować jeśli nie w jednym zawodzie, to w innym, a szansę kombinowania i przechodzenia od jednego zajęcia do drugiego stanowiły o atrakcji środowiska miejskiego. Łączenie zajęć lub ich zmiana stanowiły wyraz sytuacji obiektywnej: prace murarskie były sezonowe, właściciele cegielni zatrudniali najemnika w okresie większych zamówień, zapotrzebowanie na „ludzi z siekierką" wzmagało się w zimie itp. Wszystko to nie kształtowało poczucia przywiązania do określonego zawodu czy zajęcia. Trudno zresztą mieć pretensje do ludzi luźnych o wykonywanie różnych „pożywień", skoro takie łączenie -- choć na innej zasadzie -- spotyka się też wśród rzemieślników krakowskich. W 1788 r. kupcy skarżyli się na rzemieślnika, kuśnierza Zawadzkiego, który miał rekordową liczbę „siedmiu pożywień": był cyrulikiem, prowadził wyszynk piwa, sprowadzał rybę, sprzedawał wyzinę, miody przaśne i futra z zagranicy, w końcu prowadził warsztat kuśnierski91. Inna była skala możliwości marzącego o zysku rzutkiego mieszczanina, a inna ludzi luźnych, którzy pragnęli tylko wyżyć. 87 AP-Kl 49, s. 80, r. 1793. 88 AP 876, s. 108, r. 1737. 89 AP 886, s. 66. r. 1778. 90 AP 884, s. 174, r. 1774, też 1284, s. 28, r. 1782. 31 AP-Depozyty 192, s. 335. 167 To przerzucanie się od jednego zajęcia do innego widoczne jest w zeznaniach luźnego pochodzącego z Grzegórzek, który po wyjściu z więzienia „poszedł drzewo rzynać do krzyżaków, potem do murarzy i robił na Śmieszkowym przy murarzach, potem znowu z krzyżakami drzewo rznął, potem na Białym Prądniku u chłopa młócił przez półtorej niedzieli, potem się już koło miasta tylko bawił, u Żyda drzewo rznął i gdzie się trafiło, wyrabiał" 92. Można byłoby mnożyć przykłady wskazujące, jak w krótkim czasie zmieniały się te kilkudniowe zajęcia i jak (w owym przynajmniej czasie) nietrudno było otrzymać takie zajęcia. Są to co prawda wypadki skrajne, związane ze „szlakiem wyrobniczym"; kiedy indziej zmiany były wolniejsze i sezonowe. Ale zawsze wyrażała się w tym konieczność stałego poszukiwania pracy, skoro jeden jej rodzaj nie mógł zapewnić utrzymania. Potrzeba uzupełniania dochodów szczególnie była silna w wypadku stadeł małżeńskich. W przeciwieństwie do ustabilizowanego mieszczaństwa, gdzie praca żony łączyła się z działalnością męża w ramach jednego gospodarstwa domowego (np. mąż majster — żona w kramie sprzedaje wytwory jego warsztatu), stadła małżeńskie biedoty i luźnych łączyły pomocniko-wanie w różnych zajęciach. „Kiedy mi się trafi, to robię u piekarza, żona moja siada z chlebem" 93, „pożywienie mam z drzewa rzynania, żona moja poszukuje płatków na śmietnikach" 94 - - oto typowe wypadki komple-mentarności zajęć męża i żony. Nie zawsze jednak miasto natychmiast oferowało pracę poszukującym, czasem przez czas dłuższy trwało bezowocne czekanie. Rewizje luźnych, dokonywane z rozkazu Komisji Porządkowej, wskazywały na istnienie ludzi, którzy przemieszkując w Krakowie nic nie robili, a nie wiadomo, z czego żyli95. Byli wśród nich owi szulerzy wyciągający pieniądze od naiwnych, ale również i tacy, którzy pieniądze na żywność zdobywali sprzedając swój przyodziewek 96. Wszystko to było wynikiem fluktuacji popytu na pracę najemną w mieście. Wydaje się, że pod koniec istnienia Rzeczypospolitej popyt stale wzrastał, jednakże w latach czterdziestych, w latach nieurodzaju i drożyzny środków utrzymania, miasto nie było w stanie zatrudnić ludzi przybywających ze wsi. Właśnie w połowie tego dziesięciolecia zbiega się kilka zeznań mówiących o „wielkiej biedzie w Słomnikach", o daremnych poszukiwaniach pracy na wsi i w samym Krakowie oraz o zwalnianiu najemników przez browarników i gorzelników z powodu braku zbytu na trunki. 92 AP 883, s. 53, r. 1764. 93 AP 894, s. 207, r. 1792. 94 AP-IT 191, b. p., 30 VII 1790. Por. również Wstęp. 95 AP 880, s. 75, r. 1780. 96 AP 876, s. 179, r. 1737. 168 W tej sytuacji przed luźnymi w najsilniejszej mierze stawała alternatywa głodu lub kradzieży. 9. Jeżeli idzie o warunki pracy w mieście w porównaniu ze wsią. to kształtowały się one różnie. Współcześnie zarówno szlachta, jak mieszczanie skarżyli się na niesolidność luźnych nie dotrzymujących terminów rocznych, na kradzieże, których się dopuszczali. Świadectwom tym można przeciwstawić inne, mianowicie wypowiedzi samych luźnych o warunkach pracy i płacy. Oczywiście nie we wszystkich wypadkach można im dawać wiarę i nie w każdym wypadku opuszczenia pracy można się dopatrywać wyłącznej winy zatrudniającego. Zwróćmy uwagę na momenty zasadnicze. Ludzie luźni uważali się za wolnych, niezależnie od swojego pochodzenia. Poprzednio wspomniano, jak bardzo obawiali się oni wejścia w poddaństwo, choć niektórych los ten nie ominął97, Tymczasem prawne ramy kontraktu rocznego ustawiały ich w sytuacji kontrahenta słabszego, narażonego już nie tyle na wyzysk, ile wręcz na samowolę. Odnosiło się to zarówno do przepisów wcześniejszych, jak i postępowych propozycji kodeksu A. Zamoyskiego czy Stanisława Augusta 98, które określały zobowiązania służby wobec pana, a milczały o obowiązkach odwrotnych. Jeżeli do feudalnych przepisów dodamy obyczaje określające stosunki na co dzień, okaże się, że wolność ludzi luźnych narażona była w czasie służby na poważne niebezpieczeństwo ze strony arbitralnych decyzji zatrudniających. Ważyli sobie oni lekce przepisy odnośnie do niezatrzymywania sługi wbrew jego woli i niezalegania mu z wypłatą zasług. Następowało starcie przeciwstawnych racji — poszukujących służby i zatrudniających — obojętnie, jakiego stanu, pracodawców powodowanych chęcią zatrzymania zatrudnianego za wszelką cenę (jeśli im to odpowiadało), nawet przez zastosowanie przymusu wręcz fizycznego. Potwierdzeniem tego są skargi na złe traktowanie, żywienie, niewypła-canie zasług. Szlacheccy, duchowni czy mieszczańscy pracodawcy, ufni w swą przewagę i moc feudalnego prawa, usiłowali narzucić służbie warunki niemal poddańcze. Ciekawe, że nie spotyka się takich skarg na chłopów ". Jeżeli bowiem w sytuacji pierwszej istniał nieprzebyty dystans między „panem" a „sługą", który podkreślał inny stół, ubiór czy pomiesz- 97 W. Dworzaczek, „Dobrowolne" poddaństwo chłopów, Warszawa 1952; J. R a f a c z, Przyjęcie poddaństwa w Sieradzkiem w epoce nowożytnej, „Themis polska", 9: 1935, s. 2 i n. 98 Wyjątkiem były tu może jedynie propozycje „Pamiętnika Historyczno-Poli-tycznego" sugerujące podwojenie zasług służącemu pracującemu bez przerwy przez 10 lat (tamże 1791, za miesiąc sierpień s. 745 i n.) oraz swoista pochwała „wiernej służby" i jej nagradzanie przez krakowskich Filantropów (Pisma tyczące się związku filantropów w Krakowie, zbiór druków nie paginowanych, Biblioteka Jagiellońska). 99 Chyba jako o wyjątku należy wspomnieć o cytowanym Korcie, który uszedł od kmiecia w Płaszowie, ponieważ było mu tam źle (AP-K 275, s. 145, r. 1783X 169 czenie, to u chłopów było inaczej. Choć występowała różnica pomiędzy statusem społecznym i estymą, jaką cieszył się osiadły kmieć, a położeniem sługi, to jednak parobek nie wykonywał pracy innej, gorszej: odrabiał pańszczyznę, jadł przy tym samym stole i na równi z chłopem narażony był na eksploatację przez dwór. Zatrudniający pierwszego rzędu dla realizacji arbitralnych zamiarów mogli wezwać w sukurs władzę municypalną, mogli nie wydać testimo-nium; chłop natomiast najmował parobka na innych zasadach. Bezprawie i arbitralność ustępowała tu kontraktowi bardziej swobodnemu. W mieście w podobnej sytuacji byli tylko ci, którzy imali się zajęć dorywczych, ,,po-mocnikowali", pracowali w porcie. I tu żadne zatrzymanie wbrew woli i żadne decyzje arbitralne luźnemu nie groziły. Toteż gdy aresztanci krakowskiego ratusza mówili o opuszczeniu zatrudniającego ich „pana" i gdy podawali przyczyny tego kroku, robili to nie dla usprawiedliwienia. Manifestowali - - acz bezwiednie — istnienie konfliktu pomiędzy starymi zasadami prawnymi, często obostrzonymi zachowaniem się „pracodawców", a ich własnymi postulatami jako ludzi wolnych. Powody opuszczania pracy były nieprzeliczone. Najczęściej jednak (jeśli motywy figurują w zeznaniach) mowa jest o chęci zatrzymania dogodnego służącego, o niewypłacaniu zasług, o surowym traktowaniu, biciu i maltretowaniu. Skargi na księży, którzy nie chcą wypuścić parobka100, mieszają się z informacjami o wtrącaniu do więzienia służącego za to tylko, że pragnął się „odprawić" od mieszczanina 101. Próbowano zatrzymywać i przywiązywać służącego przez niewypłaca-nie mu zasług. Z testamentów mieszczańskich dowiadujemy się o tym wiele, ponieważ dopiero na łożu śmierci mieszczanin przypominał sobie, że służbie nie wypłacał zasług przez dwa, trzy, a nawet dziesięć lat102. Jeśli jednych faktycznie wiązało to z gospodarstwem pryncypała, to inni reagowali odmiennie: starali się odejść jak najszybciej. „Nie dostałem za- 100 AP 886, s. 26, r. 1778. lor Niejaka Zatoniowska ze wsi Rozno (?), poddanka starościny zatorskiej, pracowała u mieszczanina w Krakowie; chciała wyjść za mąż za zatrudnionego tam służącego, przedtem jednak -- jak mówiła -- „chcieliśmy się dorobić i pójść do krewnych ... ale też [u zatrudniającego — M. F.] strawę mizerną my tam mieli i zasług nam nie płacili, dlatego nas tu oddał, ale nie wiem, za co" (AP 891, s. 263, r. 1788). 102 Np. Michał Florkowski, znany kupiec krakowski, winien był izdebnej za rok 50 zł, kuchennej za pół roku 25 zł. czeladnikowi (za rok?) 369 zł. Długi Dutkiewicza, również mieszczanina, na wiwendę i czeladź pracującą w cegielni wynosiły niebagatelną kwotę 5551 zł i 7 gr. (nawiasowo: była to kwota równa wydatkom na żywność manufaktury żebraczej za lata 1789—1791). Patr-ycjusz krakowski, Toryani, winien był służbie 705 zł (por. AP 794, s. 85 i n., 328, b. p. i 847, b. p.). 170 płaty, więc odszedłem" 103 — powie jeden; „Ksiądz był dla mnie przykry i nie miałem regularnej wypłaty" - zeznaje inny 104. A jeszcze inny po dwumiesięcznej pracy w Mogile odchodzi, bo zatrudniający nie chciał mu nic sprawić, a zgodnie ze zwyczajem miał otrzymać kożuch i buty 105. Odstraszały też złe warunki pracy. „Od tego pana pięciu chłopców uciekło, bo bił i wikt był słaby" — zeznaje zatrzymany 106. Inny, Jan Walec z Galicji, służył u szlachcica do koni; ponieważ go bito, pragnął się odprawić, na co nie przystał szlachcic. Gdy w końcu z dziedzicem przybył do Krakowa, spróbował ucieczki, która się nie udała 107. Niezadowolenie powodowała praca, do której dany człowiek nie był zgodzony. „A że do koni i kamienicy razem byłem, to mi się nie podobało przeto odprawiłem się", zeznaje syn komornika ze wsi Wrzosów w Galicji po kwartalnej służbie u mieszczanina w Krakowie. Młody chłopiec opuszcza pracę, bo — jak mówił -- „kazali mi drwa rąbać, a ja mały" 108. Skarżono się na zły stosunek służby „wyższej" do „niższej", zwłaszcza u bogatszej szlachty, gdzie istniała wśród niej gradacja. „Bo mi źle było i furman mnie bijał" - użalał się foryś kanonika krakowskiego, ks. Olechowskiego 109. Służący u Go-łuchowskiego mówił: „jeść mizernie zawsze miewałem, bo państwo by mi krzywdy nie zrobili, tylko wyżsi służący" 11(l. Często odejściu towarzyszyło zjawisko „wyrównywania krzywd", czyli kradzieży, która w zeznaniach motywowali faktem niewypłacania zasług. Nie da się stwierdzić, czy wartość skradzionych rzeczy odpowiadała niezapłaconym zasługom i nie o to idzie, bowiem sam fakt wynikał z poczucia wyrządzonej krzywdy. „Mam sobie za krzywdę" - - mówił służący profesora krakowskiej uczelni, Jędrzeja Badurskiego - - że ten zamiast obiecanych 90 zł zasług za dwa lata zapłacił tylko 40 zł m. Toteż odpowiedzią na niesłowność była kradzież. 10. Powiedzieć, że rozpiętość w wysokości zasług płaconych służbie była znaczna - - to mało. J. Kitowicz pisząc o „stanie służebnym" tylko odnośnie do służby dworskiej wymienia 21 jej rodzajów 112, wśród czeladzi chłopskiej rozróżniano pięć kategorii113, dodając do tego zajęcia rzemieśl- 103 AP 891, s. 274, r. 1788. 10< AP-IT 159, b. p., 4 IV 1792. i°5 AP 887, s. 209, r. 1781. 106 AP 891, s. 174, r. 1787. 107 AP-K1 49, s. 44, r. 1789. 108 AP 893, s. 13, r. 1788. 109 AP-IT 159, b. s., 7 IX 1791. 110 AP 891, s. 206, r. 1787. Ilr AP 887, s. 156, r. 1781. 112 Kitowicz, op. cit., s. 358 i n. 113 J. D e r e s i e w i c z, Komisja Dobrego Porządku dla wsi wielkopolskiej. Taryfa plac dla czeladzi wiejskiej z r. 1781, „Studia i materiały do dziejów Wielkopolski i Pomorza", t. I, 1955, z. l, s. 300 i n., zwłaszcza 303, 171 nicze na wsi i różnorodność służby u mieszczan, a nadto szereg prac „nie-służebnych" i „wyrobniczych", wówczas uzyska się istną mozaikę jednorazowych zarobków i rocznych zasług, stanowiących podstawę utrzymania ludzi luźnych. W kwestii płac dostrzega się dwie tendencje. Jedna z nich miała charakter „wiejski" i „feudalny" (choć spotyka się ją również i w mielście). Polegała ona na służeniu nie za pieniądze, lecz za produkty w naturze; obojętne, czy była to ordynaria, którą dostawała czeladź chłopska i dworska, czy ordynaria połączona z otrzymywaniem płótna, butów, kożucha, czapki itp. Inną tendencją były zasługi pieniężne dominujące w mieście. Przybywając do miasta luźny wchodził w świat innych stosunków i wartości w tym zakresie. Na wsi posłuszny zasadzie „pracy za jedzenie", tutaj zaczynał stawiać wymagania. I jakkolwiek również w Krakowie spotykamy wynagradzanie w naturze 114, to jest bezsporne, że miasto wprowadzało luźnych w zakres gospodarki pieniężnej. Nie oznacza to, że w ramach nawet jednego zeznania nie spotykamy się z informacjami o różnych rodzajach zarobków, zarówno co do wysokości, jak ich „naturalnego" czy „pieniężnego" charakteru. Możliwe, że zapłaty „naturalne" otrzymywali — w mieście i dworach szlacheckich — służący młodsi, pomagający służbie „starszej". W każdym razie zasługi u szlachty oscylowały między „służbą za liberię i wyżywienie" i bezpłatną pomocą kuchenną 115 z jednej strony a kwotą 360 zł rocznie z drugiej 116. Tak samo było u chłopów, wśród których dominowały jednak zasługi w naturze. Ponawiane postanowienia sejmikowe w Wielkopolsce o wysokości zasług były raczej nie przestrzegane m. Na interesującym nas terenie spotyka się zarówno służenie „do wszelkich robót gospodarskich za czapkę, sukmanę i buty" (oraz chyba życie)118, jak i pracę na całkowicie odmiennych warunkach. Przykładem jej (chyba wyjątkowym) są zeznania syna chłopskiego z Michałowie, który służąc w sąsiedztwie u wójta za parobka otrzymywał kopę żyta, 20 zł na buty i 30 łokci płótna. „Ja to żyto corocznie sobie młóciłem — zeznawał — miewałem z kopy 5 korcy, bo te snopy były wielkie ... to żyto przedawałem i z tego nazbierałem sobie 10 czerwonych złotych" 119. Sezonowa praca w żniwa, choć zróżnicowana, opłacana była najwyżej. Spotyka się bowiem dniówkę 15-groszową, jak złotową oraz dochodzącą 114 AP 856, s. 79. 115 AP-IT 159, b. p., 12 IX 1791. 116 AP-IT 159, b. p., 16 VIII 1791. 117 J. D e r e s i e w i c z, op. cit. 118 AP 886, s. 157, r. 1779. Był to luźny kondycji szlacheckiej pracujący u wójta w Cerzynach; prócz pomocy w pracach polowych uczył jego syna czytać. 119 AP 893, s. 153, r. 1788. 172 nawet do l zł 6 gr 12°. Toteż luźni nawet pracujący w mieście nie pomijali okazji zarobku na wsi. Po sezonie pilnych prac dorywcze możliwości na wsi kurczyły się, a zarobki spadały m. Ponętne perspektywy zarobkowe przedstawiał flis. W hrabstwie ten-czyńskim płacono przednikowi 66 zł, a flisakowi 44. W Krakowie, gdzie podaż rąk była większa, nieco mniej, bo 45 i 34 zł122. Ponieważ transport z Krakowa do Warszawy, dokąd najczęściej pływano, trwał do czterech tygodni, flisacy mogli w sezonie odbyć trzy i cztery podróże i zarobić od 102 do 176 zł. Równie korzystne zarobki dawało pędzenie bydła i trzody chlewnej tradycyjnymi szlakami na Śląsk, Morawy i do Austrii. Już poprzednio wspomniano, że jednorazowy transport dawał do 50 zł zarobku 123. Podobne rozpiętości istniały w ramach zarobków miejskich. Należy je podzielić na dwie zasadnicze grupy w zależności od tego, czy była to służba domowa na kontrakcie rocznym (lub innym), czy też zajęcia .,wyrobnicze". W obrębie obydwóch grup sytuacje kształtowały się różnie. Mieszczanin warszawski, Nicolet, obiecywał tygodniowo 2 zł czerwone zasług i wyżywienie; równocześnie jednak zdarzały się wypadki służby w klasztorach krakowskich tylko za wyżywienie i przyodziewek124. W krakowskich rodzinach mieszczańskich kucharka zarabiała 143 zł rocznie, kuchenne 35 i 40 zł, piastunki 8 zł i 40 zł, izdebne 10 zł i 12 zł 15 gr, parobcy 30, 50 i 146 zł, lokaje 40 i 50 zł, czeladnik w aptece 202 zł, a nawet 375, mistrz malarski obiecywał uczniowi 3 zł zasług tygodniowo, czyli około 150 zł rocznie 125. Nie zapominając o fikcyjności często niewypłaca-nych zasług należy wspomnieć, że służący miał darmowe mieszkanie, a czasem wikt. W wypadku prac krótkoterminowych, dniówkowych lub zgoła dorywczych, to informacji o ich wysokości posiadamy jeszcze mniej. Wiadomo, że „pomocnikowanie" u murarzy i cieśli wynosiło l zł i 6 gr za dniówkę, 120 AP 893, s. 292, r. 1789; były to płace w ziemi proszowskiej. 121 Por. rozdział poprzedni. 122 AP-IT okładka „Tęczynek", dok. nr 4, r. 1792. Okazuje się (tamże, dok. nr 3), że flisowie tęczyńscy mimo tak wysokiego myta byli niezadowoleni i zanieśli skargę do policji (w Warszawie ?•). Potwierdzenie takiej wysokości myta znajdujemy w zeznaniach luźnego (AP-K 279, s. 3, r. 1794). Adam Jakupczyk za flis do Warszawy otrzymał 25 zł (AP 893, s. 223, r. 1789). Por. też A s s o r o d o b r a j, op. cit., s. 114 i n. 123 por przypis nr 51 do rozdziału III. 124 AP 887, s. 148, r. 1781, służył u misjonarzy za starą sutannę. 125 Dane wzięte z rachunków czterech rodzin krakowskich: Kluga, Toryaniego, Szaita (Scheidta) i Duna. AP 794. Możliwe, że kategorie gorzej płatne (piastunki, mamki, izdebne, parobcy) otrzymały nadto ubiór (czapki, buty, kożuchy, koszule), albo też, jak wypadku lokaja, liberię. 173 natomiast w Krakowie mniej, bo l zł126. Za niewykwalifikowaną pracę w porcie wiślanym, taką jak ładowanie czy układanie drzewa, płacono 18 gr dziennie127. Ludzie roznoszący mleko otrzymywali 3 zł tygodniowo128, a krakowskie „koszyciarki" zarabiały 6 gr dziennie129. Inne rodzaje „rabiania" czy „pomocnikowania" dostarczały zarobków groszowych. W tej sytuacji trudno ustalić przeciętną roczną wysokość zarobków luźnych. Stwierdzono, że w miastach niezbędne minimum utrzymania jednego człowieka wynosiło 4 zł tygodniowo, czyli około 200 rocznie 13°. W wypadku pomocników murarskich i ciesielskich, przy założeniu, że pracowali przez pół roku, czyli 150 dni (skąpo odliczając święta), otrzymujemy kwotę w granicach 150 zł. Dla ładowacza portowego (18 gr dziennie) — 90 zł, dla roznosiciela mleka -- 150 zł, a koszykarek — 60 zł. Wszystko to było niewystarczające, a potwierdzenie znajdujemy w ciekawym zestawieniu, jakiego w swych zeznaniach dokonał niejaki Gembal-ski mieszczanin i posesjonat kazimierski. Ów „civis casimiriensis" od dłuższego czasu pracował w lecie u murarzy, a w zimie u piekarzy. Dochody roczne wynosiły, łącznie z czynszem od posiadanej kamienicy, 280 zł, natomiast ekspensy na podatki miejskie, żołnierzy oraz wydatki na służącego 117 zł; pozostawała mu na życie niewystarczająca kwota 163 zł. Skarżył się: „nie mogę się z tego wyżywić, tylko długi zaciągam". Dochodziły one do 250 zł, czyli równowartości półtorarocznego dochodu 131. Dane te mogą być pewnym punktem wyjścia rozważań nad budżetem człowieka pracującego najemnie, chociaż Gembalski był posesjonatem. Można przyjąć, że bez dochodu z kamienicy jego roczne zarobki wyniosłyby około 200 zł. Miał nadto darmowe mieszkania w swej posesji, gdy 126 Luźny pochodzenia krakowskiego zarabiał przy magazynie saskim nawet pół talara dziennie (AP 885, s, 103, r. 1777). Wykaz płac robotnika niewykwalifikowanego w Krakowie por. E. Tomaszewski, Ceny w Krakowie w latach 1601—1797, „Badania z dziejów społ. i gosp.", nr 15, Lwów 1934, s. 174 i n. Czasem zbieżności były zaskakujące: zarówno pomocnik u cieśli, jak i człowiek pracujący w sadzie otrzymywali jednaką dniówkę — 4 gr czeskie, czyli 24 gr polskie (AP 885, s. 261, r. 1777). 127 AP-K 275, s. 145, r. 1783. 128 AP 883, s. 39, r. 1764. 129 AP-K 278, s. 17, r. 1790. 130 Assorodobraj, op. cii., s. 101 i n. 131 AP-K 278, s. 49 i n., r. 1790. Posiadamy zestawienie dochodów i wydatków innego, mianowicie roztrucharza i traktiera Pinkesa Jakubowicza; choć nie był po-sesorem, był człowiekiem bardziej ustabilizowanym niż Gembalski. Zarabiał 350 zł rocznie, wydawał na czynsz 108 zł, na synagogę 17 zł 10 gr, na pogłówne 6 zł, razem 131 zł 10 gr. Zostawało mu na życie 218 zł 20 gr (AP-K 278, s. 57 i n., r. 1790). Nie można go traktować jako luźnego, choć zarobki jego niewiele przekraczały określone (może nieco wysoko) na 200 zł rocznie minimum życiowego wyrobnika. 174 inni płacić musieli za komorę najmniej 36 zł rocznie 132. Jeśli uskarża się na swe położenie posesjonat kazimierski, to cóż mieli czynić ci, co zarabiali poniżej 150 czy 100 zł rocznie. Położenie ich było wyznacznikiem zachowania, zwłaszcza przerzucania się od jednego zajęcia do innego, wędrówki z miasta na wieś w czasie żniw, „przytulania się" w karczmach, browarach, basztach miejskich w zimie, a w ogrodach i na podwórzach w lecie. Ten brak zabezpieczenia bytowego widoczny był również w tym, że poza rękoma do pracy najczęściej nie posiadali ani gotówki, ani nadmiaru odzieży. Działo się tak mimo faktu wieloletnich służb. Nieliczni tylko dysponują jakimiś pieniędzmi i tłumaczą się z tego, jak gdyby chcieli oddalić od siebie posądzenie o kradzież. Pewien aresztant zeznawał, że posiadane przez niego 11 zł pochodziło z kwesty żebrackiej, inny tłumaczył, że ma 24 zł „zarobnego" 133. Kroczący szlakiem parobczańskim syn chłopa w ciągu 5 lat służby zebrał jedynie 16 zł, ale inny „wysłużył" aż 17 złotych czerw.134 Nie wiadomo, czy zaoszczędzili to pracując w Krakowie 135. Większość nie miała z czego oszczędzać i na pewno, nie umiała tego czynić. W pewnym krytycznym momencie życia kształtowała się postawa polegająca na nieprzywiązywaniu wagi do pieniędzy, gdy się je posiadało, choć brak ich groził głodem. Wszystko, co powyżej powiedziano odnośnie do sposobów zarobkowania i jego wysokości, określić można jako tendencję „zstępującą". Czyli taki szlak życiowy, który prowadził od warunków w pełni lub na wpół ustabilizowanych w pierwszym pokoleniu do całkowitej luźności w interesującym nas pokoleniu drugim. Wydaje się jednak, że istniała tendencja druga, „wstępująca", mniej wyraźna od pierwszej. Jej przykłady można było spotkać na wsi oraz w Krakowie. Nie była to jednak droga od luźnych do pełnej stabilizacji, lecz do półstabilizacji, droga od tułającego się najemnika pozbawionego własnego kąta do człowieka posiadającego własny sposób zarobkowania i choćby własną komorę. Odnosiło się to do pewnej części luźnych przybyłych do Krakowa, a przede wszystkim do tych, którzy żyli z takiego „wyrobku", jak rzynanie drzewa (mężczyźni), pranie i szycie (kobiety). I w jednym, i w drugim wypadku można sobie było zdobyć stałych klientów, a zeznania owych mężczyzn, co „chodzili z siekierką", mówiły wyraźnie, że z tego „mają pożywienie", bez wzmianek o innych pracach czy odmiennym sposobie zarobkowania. 132 Tyle w 1777 r. płacił za komorę syn krakowskiego studniarza; w tym roku gospodarz podniósł komorne do 44 zł (P 885, s. 46, r. 1777). Wspomniany poprzednio .Takubowicz jako traktier musiał mieć lokal większy i dlatego płacił trzykrotnie wyższe komorne. 133 AP 886, s. 172, r. 1779 i AP-K 276, s. 33, r. 1787. 134 AP 891, s. 212, r. 1789 i 894, s. 141, r. 1791. 135 AP-K 276, s. 29, r. 1786. 175 Były też i sposoby inne, których charakterystycznym przykładem był niejaki Stoszkowicz z Kasiny Małej. Ten niegdyś hajduk dworski i kolejno gospodarz folwarku oraz zagrodnik został w Krakowie gospodarzem kamienicy za 3 zł strawnego tygodniowo i 40 zł zasług rocznie. Razem dawało mu to 196 zł, a gdy dodamy, że w dozorowanej kamienicy prowadził szynk, a czasem pracował u sadownika za 2 zł tygodniowo, to zarobki jego, łącznie z darmowym mieszkaniem, można obliczyć na około 340 zł136. Jeśli uznać to za jeden z rzadkich wypadków pełnej stabilizacji, to za zjawisko wyjątkowe można uważać dorobienie się czegoś. Taka szansa niejednakowo rozkładała się na różne rodzaje zajęć; była nieosiągalna dla najemników, służących i wyrobników. W rachubę wchodził jedynie handel pod warunkiem rozwinięcia szerszej inicjatywy, wyjścia poza rynek lokalny i korzystania z różnicy cen w poszczególnych regionach kraju. Musiał to być inny typ handlu niż kramarzenie czy „kupczenie drobiazgami". Przykładem takiej aktywności był wspomniany już Gadocha. który zrealizował swe marzenia i stał się gospodarzem na wsi. Inny, to Jan Pa-włowski, rodem z Kielc, zapewne mieszczanin. Początkowo sługiwał u szlachcica, u księdza w Kielcach, wytykał dziesięciny i znów służył. Trwało to przez sześć lat, w trakcie których „uzbierał trochę grosza". Pieniądze te pozwoliły mu wystartować w czasie konfederacji barskiej. Mówił: „Przez całą konfederacją kupczyłem może lat 10 lub więcej, to jest zbożem, wołami, końmi, buksami kamiennymi dla kowali, żelazem, kaszą, cebulą". W 1772 r. transportując woły do Wrocławia został aresztowany, ponieważ prowadzone bydło było chore. Po rewizji pod Berlinem „którą odprawił sam Frydrych, król pruski, nie mogąc dłużej niewoli wytrzymać, przystałem za żołnierza do piechoty", kontynuował Pawłowski. Przez dwa lata był w Koźlu i stamtąd uszedł do Krakowa i Pińczowa, gdzie pracował „przy kamieniach w górze". Potem w Kielcach uczył jakichś paniczów. Następnie w Krakowie przez dwa lata służył w kościele Bożego Ciała, przez szereg lat był strażnikiem młynów wielkorządowych, dalej aren-darzem szynku, wrócił na rok do handlu drzewem, aż w końcu zabrał się do rękodzieła i wyrabiał „włosiane obojczyki dla księży" 137. Podobnie było z Wojciechem Studzińskim ze Zwierzyńca. Startował na „szlaku służebnym": u paulinów, jezuitów, franciszkanów i pijarów. W końcu ożenił się i — jak zeznał — „żona robiła koszule, a ja je przeda-wałem w Limanowej, Frysztaku, Żmigrodzie i Krośnie", Zarobił na tym 1000 zł stanowiące podstawę dalszych transakcji; wspólnie z niejakim Ignacym nabył galarek i „nakupiwszy pudeł, masła, sera, kaszy jaglanej" popłynął do Warszawy, gdzie sprzedał wiktuały i znalazł służbę. Tutaj pragnął osiąść i sprowadzić żonę. Nastał jednak feralny rok 1768, a oblę- 136 AP 885, s. 49, r. 1777. 137 AP-K 276, s. 113—120, r. 1788. 176 żenię Krakowa zatrzymało w nim żonę. Wówczas Studziński pieszo przybył do miasta, i tu został obrabowany. „Zostawszy w Warszawie — kontynuował — chodziłem do fabryki do magazynu saskiego przeszło pół roku i płacono mi za dzień pół talara, a żona chusty pierała". Potem rzynał drzewo i po 6 latach wyjechał do Częstochowy, gdzie kucharzował, a następnie do Krakowa. Tu spotkał go zawód: „w różnych miejscach starałem się 0 służbę — zeznawał — ale nie mogłem dostać" 138. Obydwa wymienione przykłady są sporadyczne. I Pawłowski, i Studziński demonstrują rzadką przedsiębiorczość i aktywność, uporczywe „wspinanie się w górę" znalazło swój finał i załamanie w wydarzeniach wojny konfederackiej. Jednakże można przypuścić, że w warunkach bardziej ustabilizowanych pojedyncze jednostki tego pokroju, startując jak oni na „szlaku parobczańskim", mogły dochodzić do określonej stabilizacji 1 poziomu majątkowego różniących je od sytuacji masy ludzi luźnych. W życiu gospodarczym oświeceniowego Krakowa ludzie luźni odgrywali rolę doniosłą. Choć tępieni i prześladowani przez władze municypalne, stanowili składnik społecznej struktury miasta. Wszędzie byli niezbędni i przydatni. Co prawda także w miastach średniowiecznych i na początku czasów nowożytnych można było spotkać ludzi nie związanych z cechową produkcją, najemników zatrudnianych na krócej lub dłużej. Podobnie było w Krakowie XVI i XVII w. Jednak XVIII w., a w szczególności druga jego połowa, był tym szczególnym okresem, kiedy liczba ich poważnie wzrosła, a dynamika wzrostu osiągnęła punkt kulminacyjny w latach osiemdziesiątych wieku. Popyt na pracę najemną ze strony środowiska mieszczańskiego powodował, że władze municypalne traktowały luźnych jako faktycznie wolnych. Faktu tego nie były w stanie przekreślić ani surowe przepisy, ani różnorakie próby kontroli. Jednakże Kraków, organizm gospodarczy zamknięty w ramach średniowiecznego systemu produkcyjnego i prawnego, nie był w stanie związać ich z nowymi, nietradycyjnymi zakładami produkcyjnymi, których było niewiele, i kształtował strukturę zajęć ludzi luźnych nadal w formach średniowiecznych. Stąd płynęło doniosłe znaczenie pracy „służebnej". I pod tym względem stosunek liczb odnosząc3/ch się do służby domowej i innych rodzajów zajęć odzwierciedla rzeczywiste szansę zatrudnienia ofiarowywane im przez miasto. Z drugiej strony napływ różnorakich elementów do miasta i ich osiadanie bądź w Krakowie, bądź w jego najbliższych okolicach same z kolei stwarzały zapotrzebowanie na żywność, różne prace i usługi czy produkty. Jakkolwiek zapotrzebowanie to w skali indywidualnej było nikłe (zważywszy niską stopę życiową ludności komorniczej czy wyrobniczej), to jednak w masie osiągało wielkości niebanalne. Nie można go było zaspo- 138 AP 835, s. 103, r. 1777. 177 koić w ramach skostniałego systemu produkcyjnego. Dlatego też rozwijało się wyrobnictwo zaspokajające potrzeby zwiększającego się organizmu miejskiego „wielkiego Krakowa". Z tego powodu wyrobnicze zajęcia ludzi luźnych należy umieścić obok zajęć służebnych. Musimy poza tym pamiętać o wszelkich zajęciach niesłużebnych związanych bądź .z nietradycyjnymi formami produkcji, jak manufaktury, większe zakłady produkcyjne, bądź z transportem lądowym czy rzecznym. Jeśli nawet ten rodzaj zajęć nie odbił się zbyt silnie w zeznaniach, to pamiętać trzeba o różnicy dzielącej Kraków lat czterdziestych czy sześćdziesiątych od miasta ostatniego ćwierćwiecza. Ten ostatni okres charakteryzował zarówno wzrost przybywających ludzi luźnych, jak zwiększony popyt na te zajęcia, które nie mieściły się w ramach tradycyjnej służby. Gospodarczy rozwój miasta po okresie upadku pierwszych lat trzydziestu XVIII stulecia, a później zniszczeń wojny konfederackiej, choć nie charakteryzował się zbyt wysokim lotem, stwarzał nowe sytuacje i odmienne niż dotąd możliwości zatrudnienia ludzi luźnych. Proces ten trwał stosunkowo krótko i przerwany został przez rozbiory. 12 — Ludzie luźni w osiemnastowiecznym Krakowie Rozdział VI POSTAWY PSYCHICZNE I OBYCZAJOWOŚĆ LUDZI LUŹNYCH 1. Uwagi wstępne. — 2. Rodzina jako mechanizm przekaźnikowy wartości społecznych u ludzi luźnych. -- 3. Poczucie wolności. -- 4. Forma społecznego protestu u luźnych: kradzież i jej rodzaje. — 5. Postawa „żywienia się pracą rąk swoich". -6. Ludzie luźni a grupy przestępcze. 1. Zachował się XVII-wieczny wiersz satyryczny pt. „Nędza z Biedą z Polski idą", w którym spotyka się następujący dialog Nędzy z Szatanem: Nędza: A ubodzy nędznicy, jako idą z świata? Co nie znali rozkoszy po wszystkie swe lata? Pijać nie mieli za co, ani cudzołożyć, Kupczyć, ani handlować, ani się z czym drożyć. Szatan: I ci mają swe sztuki i barzo foremne: Mężobójstwa, złodziejstwa, szkody potajemne, Menawiście, przysięgi, rozmaite zdrady. I jednego tam nie masz bez jakiej przysady. Dwugłos ten wprowadza nas w problematykę rozważań poniższego rozdziału. Jacy bowiem byli ludzie luźni, jakież były - - wyrażając się językiem współczesnym - - ich modele osobowe i ich postawy, w jakim żyli świecie wartości i jakie były ich indywidualne reakcje na wydarzenia, z którymi się na co dzień stykali. Czy byli tacy, jak przedstawiała ich „Nędza", czy bliższy prawdy był „Szatan"? A z nim razem cała bez wyjątku publicystyka polska okresu Oświecenia, która może innymi słowy twierdziła: „i jednego tam nie masz bez jakiej przysady" 1. Odtworzenie społecznej psychologii zbiorowości ludzi luźnych na podstawie materiałów indagacyjnych nastręcza szereg trudności. Osobom prowadzącym śledztwo i spisującym zeznania chodziło wyłącznie o stwier- 1 Cytat wzięty z K. Badeckiego, Polska satyra mieszczańska Nowiny sowiź-rzalskie, „Biblioteka Pisarzy Polskich", t. 91, Kraków 1950, s. 237 i n. Opinie XVIII-wieczne por. Assorodobraj, op. cit., s. 119 i n. 179 dzenia faktyczne, jak pochodzenie, dotychczasowe koleje życia, okoliczności ewentualnych wykroczeń. I to notowali. Natomiast wszelkie postawy, poglądy czy odczucia zeznających pozostawały ukryte. Z rzadka tylko przez formuły zeznań przebijał się głos żywego człowieka, który nie tylko pracował, lecz który odczuwał swą krzywdę, określał swe nadzieje, troski i nienawiści. Ale to zdarzało się nieczęsto i dlatego w większości wypadków można było o tym wnioskować nie z ich wypowiedzi, lecz z zachowania przedstawionego w zeznaniach. Inna trudność płynie stąd, iż w ramach zbiorowości ludzi luźnych spotyka się jednostki, które chodziły rozmaitymi szlakami. Ci, co utrzymywali się z dorywczej pracy najemnej, „ocierali się" o przestępstwo, często o kradzież, i to w sposób przypadkowy. Lecz byli też i inni, którzy pozostając w ramach badanej zbiorowości należeli do grup przestępczych, band złodziejskich czy prostytutek. I jakkolwiek granica ta, przebiegająca niejako wewnątrz zbiorowości luźnych, była niewyraźna, to te ostatnie elementy traktować będziemy odrębnie. I jeszcze jedno wyjaśnienie niezbędne wobec żywej dyskusji o zastosowaniu psychologii społecznej do badań przeszłości2. Idzie mi o zasadność określenia „psychika społeczna". Nie zamierzam ukazywać „ideologii" ludzi luźnych, tej bowiem nie mieli, choć pewne jej przebłyski się spotyka. Ideologia zresztą stanowi wyższy, bardziej racjonalny stopień poznania społecznego, na miarę,historycznego jego uwarunkowania. Natomiast psychologia społeczna jako termin o zakresie dość szerokim, zajmująca się postawami grup społecznych, bardziej odpowiada treści poniższych rozważań. Termin ten musi jednak posiadać punkt odniesienia w postaci określonej grupy czy klasy społecznej, jako zjawiska obiektywnego istniejącego w konkretnym społeczeństwie.3 Uwzględnianie momentu klasowego w wypadku luźnych jest trudne. Sytuacja ich była odmienna od położenia innych warstw czy klas tych czasów. Dopatrywanie się w ich zachowaniu przejawów różniących się od zachowania innych grup jest słuszne. Ale dostrzeganie w XVIII w. postaw nowych, 2 Bibliografię podaje G. Duby, Histoire des mentalites, [w:] Histoire et ses methodes, Paris 1961, s. 940 i n. O nowszych pracach francuskich na ten temat por. B. G e r e m e k, Psychologia zbiorowa w historii, PH, 53: 1962. Por. też E. N e y m a n, Zmiany w strukturze i śioiadomości społecznej w drodze przejścia od feudalizmu do kapitalizmu, „Studia socjologiczne", 1964, nr 3 (14), s. 125—156. W literaturze radzieckiej por. w szczególności A. I. G o r i a c z e w a, O wzaimootnoszenii ideologii i obszczestwiennoj psichołogii, „Woprosy Filosofii", 1961, nr 11, s. 57 i n., oraz B. Porszniew, Psychologia spoleczna a kształtowanie się nowego człowieka komunistycznego, „Zeszyty teoretyczno-polityczne", 1963, nr 7—8, s. 157 i n. 3 Według G o r i a c z e w e j, op. cii. Istnieją jednak pewne ogólne ramy kulturowe, wśród których obraca się psychika ludzi konkretnego okresu niezależnie od klasowej przynależności. Próbuje je sprecyzować dla Francji XVI—XVII w. B. Ma n-drou, Introduction d la France modernę (1500—1640), Paris 1961. 180 później charakteryzujących nowoczesny proletariat, byłoby odnośnie do ludzi luźnych nieporozumieniem. 2. Jeden z socjologów pisze, że „człowiek jako osobowość jest tworem historycznym i może być najlepiej zrozumiany w kategoriach ról, które wykonuje i ucieleśnia. Te role są wyznaczone przez rodzaj instytucji społecznych, wśród których zdarzyło się mu urodzić i dojrzewać. Jego pamięć, jego poczucie czasu i przestrzeni, jego postrzeganie, jego motywy, jego wyobrażenie o sobie — jego funkcje psychologiczne są kształtowane i kierowane przez szczególny układ ról uwewnętrznianych przezeń z nadania jego społeczeństwa ... Istotnie integracja człowieka z innymi ludźmi - - to znaczy role, które człowiek pełni - - jest kluczem do pojmowania kategorii osobowości" 4. W jaki sposób proces ów, sformułowany z założenia abstrakcyjnie w powyższych zdaniach, działał w konkretnych warunkach. Pierwsze stwierdzenie to, iż w zeznaniach najczęściej występują ludzie młodzi, w sile wieku, którzy przekroczyli lat dwadzieścia (choć są i młodsi), a nie doszli do czterdziestki. Potwierdza to publicystyka, której autorzy skarżą się na młody wiek ludzi „bawiących się próżnowaniem" 5. Poza żebrakami, wśród których więcej było ludzi starszych, dominują młodzi. Zeznania informują dalej, że indagowany tylko dzieciństwo i wczesną młodość spędzał w środowisku rodzinnym (pomijając fakty wczesnego osierocenia). Brzmi w nich często zdanie: „w młodości lat moich byłem przy rodzicach", co wskazuje, że w wieku lat 15—16 zeznający od nich odchodził. Możliwe, że tylko do bogatszego sąsiada we wsi, ale później wkraczał na „gościniec", czyli rozpoczynał typowe wędrówki luźnego. Dzieciństwo i młodość przebiegały wśród innych „instytucji społecznych" niż okres kształtowania osobowości człowieka. Proces „wprowadzania w społeczeństwo i kulturę" przebiegał poza środowiskiem rodzinnym i uznanymi przez nie wartościami. W społeczeństwie feudalnym odmienne były drogi i sposoby owego wprowadzania i inne wartości przekazywane w rodzinach chłopskich, mieszczańskich czy szlacheckich. Normalna droga życiowa w tym ostatnim wypadku szła przez szkołę czy służbę u miejscowego magnata; u mieszczan zaś również przez szkołę do zawodu i cechu. W wypadku ludzi luźnych następowało przerwanie tego procesu w różnych okresach życia danego osobnika: u dzieci chłopskich stosunkowo najwcześniej, u szlachty najpóźniej. Przejawem kroczenia „utartym szlakiem" było uczęszczanie do szkoły. Długości czasu nauki nie można określić z powodu lakoniczności wzmianek: „do szkół chodziłem". Po- 4 R. K. M er t o n, The Role-Set: Problerns in Sociological Theory, cyt. według Z. B a u m a n a, Zarys socjologii. Zagadnienia i pojęcia, Warszawa 1962, s. 362. 5 Assorodobraj, op. cit., s. 245 i n. 181 Tab. 42. Liczby luźnych uczęszczających do szkól w stosunku do ogółu luźnych danej grupy pochodzenia Lata Chłopi Mieszczanie krakowscy Mieszczanie pozakrakowscy Szlachta Ogółem w tym uczęszczający do szkół Ogółem w tym uczęszczający do szkół Ogółem w tym uczęszczający do szkół Ogółem w tym uczęszczający do szkół 1740—1749 63 5 19 2 33 6 4 2 1750—1759 93 7 19 6 34 9 5 1 1760—1769 58 3 29 4 33 4 11 3 1770—1779 80 6 21 2 35 5 23 11 1780—1789 167 2 22 5 57 7 12 4 1790—1794 83 1 20 0 16 2 1 0 1740 — 1794 544 24 128 19 268 34 56 21 nieważ fakty te dotyczyły mężczyzn, do nich odnosi się poniższa tabela 6. W odsetkach obliczonych dla całego badanego okresu wśród luźnych pochodzenia chłopskiego chodziło do szkół 3,9%, mieszczańskiego 15.3% (przy czym istnieje zgodność między mieszczanami krakowskimi i poza-krakowskimi: 15,3% i 15,4%), szlacheckiego aż 36,5'%. Zestawienie powyższe podano dla przykładu, ale nie można stąd wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Fakt uczęszczania do szkoły należał — rzec by można — do „innego życia", gdy osobnik związany; był z jakoś ustabilizowaną rodziną i gdy szkoła była elementem koniecznym w tych kręgach, w jakich żył. Potem następowała przerwa i zaczynało się życie człowieka luźnego. Spotyka się wprawdzie niekiedy usilne dążenie do nauki7, co być może wyraża świadomość pewnego typu „kariery" otwierającej się dzięki cenzusowi wykształcenia, ale wypadków takich jest niewiele. Dla niektórych ludzi luźnych umiejących pisać rysowały się dzięki temu pewne dodatkowe możliwości, jak uczenie dzieci pańskich czy pisarstwo browarne lub hutnicze; niektórzy zarabiali piórem od okazji do okazji8. Jednak ludzie ci niezbyt zaawansowani w nauce, dalecy od problemów ideologicznych epoki, nie byli w stanie doświadczeń swoich podnieść do rangi uogólnień charakteru ideologicznego. Mogli natomiast, 6 Pierwsza liczba w każdej grupie pochodzenia oznacza ilość wynotowanych w tym dziesięcioleciu mężczyzn, druga tych, którzy uczęszczali do szkół. 7 Np. AP 880, s. 140, r. 1751, tamże, 881, s. 240, r. 1755. 8 AP 880, s. 162, r. 1751; 886, s. 96, r. 1778. Czasem zajęcia pisarskie łączono z innymi, niekiedy stanowiły podstawę utrzymania: „tym się żywię, że napiszę kiedy, czego komu trzeba", mówił szlachcic z Litwy Karol Hodkiewicz. AP 878, s, 161, r. 1745. 182 a wypadki takie się zdarzały, pomagać ludziom walczącym, koncypując supliki czy to dla chłopów, skarżących się przed referendarią, czy -- jak w wypadku Warszawy — formułować statut buntowniczej z ducha „konfraterni liberii" 9. Mogli w końcu pisywać w Krakowie skargi dla ludzi pokrzywdzonych, za co zresztą spotykały ich represje od władz 10. Niezależnie jednak od sporadycznie odgrywanej roli społecznej o antyfeu-dalnym zabarwieniu nie był to główny szlak ludzi luźnych, skoro przez szkołę przeszło ich ledwo 7,2%. Okazuje się, że rodzina, jako swoisty mechanizm przekaźnikowy określonych postaw, kształtowania celów działania i internalizacji norm postępowania, w większości wypadków nie oddziaływała wcale lub czyniła to zbyt krótko. Przyczyna tkwiła w ekonomice: po prostu (por. rozdział II) gospodarstwo rodzinne zbyt było słabe, by każdemu z dzieci umożliwić utrzymanie się przy nim i rozpoczęcie samodzielnego życia w podobnych warunkach. Znajdowało się ono na granicy bezpieczeństwa bytowego i gwarantowało jedynie minimum życiowe, i to tylko do pewnego okresu, nie zapewniając go w wieku dorosłym. Oddziaływało to na psychikę człowieka luźnego. W tych czasach na wsi i w mieście warsztat produkcyjny był zarazem warsztatem rodzinnym, gdzie system więzi rodzinnych, ni. in. emocjonalnych, był wzmacniany więzią wytwórczą. Odchodząc od rodziny człowiek taki zrywał szereg więzi bez perspektyw nawiązania ich gdzie indziej. Pamiętać bowiem należy o tendencjach izolacyjnych zarówno społeczeństwa wiejskiego, jak i miejskiego oraz o wadze przynależności do społeczności lokalnej określanej przez miejsce zamieszkania i związane z korporacją miejsce pracy. Luźny odchodził, by znaleźć się w społeczności obcej, w której istniały związki podporządkowania, ale nie wspólnoty otaczającej pierwsze lata jego życia. Naturalne tendencje do tworzenia więzi i zżycia się z najbliższym otoczeniem były hamowane, jeśli nie wręcz blokowane. Stracone więzy nie mogły być odzyskane lub odnowione na innym terenie. Ludzi luźnych dzielił od ustabilizowanych nieprzebyty dystans. Oddalenie się od rodziny stępiało uczucia rodzinne. „Ojciec żyje, ale nie wiem, gdzie się obraca", zeznawał syn mieszczanina ze Słomianego 9 Statut ten pisał urodzony w Krakowie Józef Flawiusz. Od lokajstwa doszedł do szeregów biurokracji w Galicji, a następnie stał się jednym z licznej rzeszy bezrobotnych pisarzy w Warszawie. Jego życiorys w AGAD-Arch. Król. Poi., t. 203. O „konfraterni" pisał J. B e r m a n, Slużba domowa w Warszawie w końcu XVII wieku oraz próby jej zrzeszania się zawodowego, „Ekonomista", 1926, z. 2/3. 10 AP 887, s. 461, r. 1781. Zasięg działania niektórych luźnych-inteligentów nie ograniczał się do miasta: niejednokrotnie pisali oni skargi i supliki dla chłopów występujących przeciw zwierzchności. 183 Brzeska n. Inni mówili, że z rodzicami czy rodzeństwem nie stykali się od wielu lat12. Spotyka się wprawdzie wypadki solidarności rodzeństwa, ale też zupełną obojętność na jego losy 13. Zerwanie więzów rodzinnych i nienawiązywanie nowych przyczyniało się do zaniku prężności życiowej, zapobiegliwości i wytrwałości. Wypadki „dorabiania się" stanowią wyjątki wśród przeważających u masy luźnych zachowań biernych i apatycznych, bo może wywołanych przeświadczeniem o bezowocowości wysiłków. Zapewne obok podłoża społeczno-ekonomicznego, ustawicznych zmian miejsca pracy oddziaływały także momenty psychodynamiczne. Początkowy brak stabilizacji i więzi powodował nieprzywiązywanie do niej wagi. Wobec nisko usytuowanej granicy bezpieczeństwa bytowego, nie związanego ani z zamieszkaniem, ani z pewnym zarobkiem, a jedynie -z zaspokojeniem głodu, człowiek luźny mógł z lada jakiego powodu opuścić pracę. Przyczyną mogła być namowa (jakże łatwo dają się powodować do kradzieży, dalekiej wędrówki, opuszczenia założonej przez siebie rodziny), iluzoryczna nadzieja, że gdzie indziej będzie lepiej. 3. Być może, że wszystko to łączyło się z nie zawsze uświadomionym przeświadczeniem, że mianowicie" są ludźmi wolnymi, i to niezależnie od kondycji rodziców. Jednak poczucie wolności uwidoczniało się natychmiast, gdy postępowanie zatrudniającego kojarzyło się z groźnym słowem „poddańszczyzna", rozumianym jako gwałt i opresja. „Wzięli mnie! w poddaństwo do Wilczkowie do dworu, gdzie nie płacono i często bito" - skarży się syn zagrodnika z tej wsi, a więc sam też poddany 14. I choć nie miał zbyt wielkiego rozeznania co do swej służby, wiedział, że nie jest darmowa, jak pańszczyzna, i że należy mu się za nią zapłata. Status życiowy luźnego formował świadomość, że w wypadku przyjęcia na kontrakt roczny staje się on niejako równorzędnym partnerem, którego należy wynagradzać zgodnie z umową i w terminie i którego trzeba traktować godnie. Tu rodził się jednak zasadniczy konflikt. Podane poprzednio przykłady mówiły, że zatrudniający nie dopełniali swych obowiązków, a mając przed oczami wzór chłopa pańszczyźnianego próbowali go przenosić i na służących. 4. Płaszczyzna konfliktu była odmienna od form walki klasowej między dziedzicem a chłopami czy majstrem a czeladnikami. Walczący chłopi kształtowali formy i organizację swej walki, mimo że miała ona charak- 11 AP 886, s. 207, r. 1780. 12 „Ojcowie moi nie wiem, czy żyją, ponieważ od nich przed czterdziestu laty odszedłem", mówi zeznający. AP 886, s. 33, r. 1778. 13 AP 880, s. 258, r. 1752; 886, s. 207, r. 1780; 893, s. 56, r. 1788. Zdarzają się przykłady odmienne: syn mieszczanina z Suchej początkowo sługiwał, potem jął się knapstwa i ,.żywił rodziców". AP 886, s. 320, r. 1781. 14 AP 893, s. 16, r. 1788. 184 ter żywiołowy. Natomiast ludzie luźni (obojętne, czy w danym momencie wykonujący, czy nie jakieś zajęcia służebne) takich form i organizacji nie wytwarzali. Zresztą w historii wystąpienia luźnych (lub odpowiadających im ludzi społecznego marginesu) spotyka się sporadycznie15. W walce klasowej na wsi nie uczestniczyli16, a jedynie mogli włączać się do istniejących konfliktów, jako ,,bras-nus" wspomagać ruchy rewolucyjne, jak w wypadku Francji17. Niezadowolenie i poczucie krzywdy u poszczególnych jednostek nie kumulowało się w wystąpieniach zbiorowych, przejawiało się w drobnych, indywidualnych protestach czy kradzieżach, najczęściej tłumionych przez aparat represyjny. Płynęło to z sytuacji w społeczeństwie: jednostki znajdujące się w bardzo różnym położeniu i o odmiennym rodowodzie społecznym pozostawały samotne i nie były w stanie wykrzesać jakiegoś poczucia solidarności. Spotykali się w karczmach, pracowali w większych grupach w porcie wiślanym, ale później rozchodzili się w różne strony. Pozakrakowskie projekty cechu „wyrobników" czy „hul-tajów" pozostały nie zrealizowane lf. Zaś władze skutecznie tłumiły każdą próbę organizowania się już nie tylko ludzi luźnych, ale nawet służby. Dlatego najczęstszą formą indywidualnych wystąpień była kradzież. W świadomości szlachty czy mieszczaństwa ludzie luźni kojarzyli się z kradzieżą czy rozbojem. Właśnie „zagęszczeniem się kradzieży" uzasadniały magistraty zarządzenia skierowane przeciw nim. I rzeczywiście, księgi zeznań przepełnione są takimi oskarżeniami. Były wszakże rozmaite rodzaje kradzieży: „wyrównawcza", z nędzy, i zawodowa. Pierwsza stanowiła formę wyrównywania krzywd spowodowanych niepłaceniem zasług. Ponieważ zaleganie z zapłatą „mieli sobie za krzywdę", przeto kradli. Przychodzą tu na myśl słowa Engelsa, który tak mówił 0 walce klasowej angielskiego proletariatu: „Pierwszą, najsurowszą 1 najbardziej bezowocną formą tego buntu było przestępstwo. Robotnik żył w nędzy i widział, że inni ludzie mieli się lepiej niż on... Potrzeba zwyciężyła wrodzony szacunek przed własnością -- kradł"19. 15 Znam dwa przykłady XVIII-wiecznych wystąpień „biedoty" działającej samodzielnie: tzw. „wojna maczna" we Francji za Turgota (por. N. Kariejew, op. cit., s. 213 i n.) i w Czechach w 1791 r. (por. J. Hellich, Yzpoura podruhu na panstvi podebradskem r. 1791..., „Ćasopis pro dejiny venkova", 13: 1923, s. 120 i n.). 16 Słusznie przypomina o tym Grodziski, op. cit., s. 11. 17 O składzie walczących w rewolucji francuskiej mas pisze A. S o b o u l, Les sans-culottes parisiens en I'Ań U, Paris 1958, zwłaszcza w części II: La sans-culot-terie parisienne. Tendances et organisation. Również G. Rude, The Crowd in the French Revolution, Oxford 1959, zwłaszcza w części III: The Anatomy of the Revo-lutionary Crowd, s. 178 i n. 18 Assorodobraj, op. cit., s. 128. 19 F. Engels, Położenie klasy robotniczej w Anglii, [w:] Marks, Engels, Dzielą, t. II, Warszawa 1961, s. 505 i n. 185 Zeznający ludzie luźni nie widzieli, jak się zdaje, innej drogi dochodzenia swych praw. Uważali kradzież za poczynanie całkowicie dopuszczalne, legalne, nawet sprawiedliwe, i zamiarów swoich nie taili. Wielokrotny mieszkaniec więzienia ratusznego, Jakub Korta, tak mówił: „służąc u JMX plebana w Grafom przez pół roku, gdy mi nie chciał zapłacić myta za pół roku, oświadczyłem JMci z tym, iż kiedy mi WCPan Dóbr. nie zapłacisz, to ja sam sobie zapłacę i wziąłem temuż ... konia i pojechałem z nimi do wsi Doracice zwanej, tam zostawiłem tegoż konia u karczmarzów i wziąłem na tego konia fl. 4", po czym wróciwszy do Grabią opowiedział wszystko plebanowi20. Może było w tym wiele dziecięcej naiwności (liczył 16 lat), ale wypowiedź oddaje nastrój tych, którzy podobnie, choć nie tak jawnie, dochodzili swych krzywd. 5. Warunki życia i pracy kształtowały też postawę, którą można by nazwać „świadomością żywienia się pracą rąk swoich". W wypowiedziach luźnych dźwięczy przekonanie, iż swoje utrzymanie zawdzięczają sobie i swej pracy, że ich wysiłek umożliwia życie bez żebraniny i kradzieży. Czasem wypowiedź taka przybierała formę jakiegoś życiowego „credo". „Mam zdrowie i siły i dziesięć palców, to sobie wyrabiam i nikogo nie ukrzywdziłem", zeznawał syn mieszczanina z Pińczowa, Szymon Nowicki. Sługiwał on po różnych dworach, był pomocnikiem murarza, potem wstąpił do szeregów wojskowych konfederatów. Służył w fortecy częstochowskiej, skąd po kapitulacji w 1772 r. sprowadzono go do Krakowa. Nie oglądając się na furty klasztorne pracował w browarze Wielopolskich zarabiając 24 gr dziennie 21. To indywidualne stwierdzenie oddaje szereg nie wypowiedzianych, a może i nie uświadomionych postaw części luźnych. Zawierało ono też mimowiedną odpowiedź na zarzuty owoczesnej publicystyki oskarżającej luźnych o „bawienie się próżnowaniem". W stwierdzeniach takich i podobnych, które można by było związać wspólną nazwą „świadomości ideologii żywienia się pracą rąk swoich", dostrzegałbym pewną niefeu-dalną postawę wartościującą, która, choć niepowszechna wśród ludzi tej kategorii społecznej, zaczynała sobie zdobywać u nich prawo obywatelstwa w postaci pozytywnej samooceny ich sytuacji. Przeświadczenie to bowiem podnosiło do pewnej rangi (rangi „uczciwego zdobywania pożywienia bez ukrzywdzenia innych") zajęcia i w ogóle status ludzi wykonujących je, które inne warstwy oceniały zdecydowanie negatywnie. Zarówno normy prawne, jak i ugruntowane w umysłach innych warstw poglądy uznawały i aprobowały pracę i zajęcie wykonywane w określonych ramach. Uznawane były jako „praca" zajęcia rolnicze chłopa i dzia- 20 AP-K 275, s. 11, r. 1778. 21 AP 889, s. 169, r. 1776. l 186 łalność wytwórcza rzemieślnika cechowego. Natomiast pozakorporacyjna praca człowieka luźnego była co najmniej podejrzana. Zresztą oni sami po części ulegali presji widocznej w samym nazewnictwie. „Nie pracowałem, tylko robiłem na kawałek chleba różną robotę" — usprawiedliwia się indagowany 22, który widocznie mówiąc „praca" miał na myśli jedynie uznawany kontrakt roczny. Otóż przy dominacji takich poglądów wypowiedź o „żywieniu się pracą rąk swoich" stanowiła zarówno mimowiedną formę protestu przeciwko niskiej ocenie ich zajęć, jak również przejaw odmiennego wartościowania własnej sytuacji społecznej i zawodowej. 6. Wśród ludzi luźnych kształtowały się odmienne niż gdzie indziej postawy moralne. Dotyczyło to zwłaszcza oceny postępowania kobiet. Niejednokrotnie w ich zeznaniach powodem odejścia ze wsi było zajście w ciążę, często wskutek gwałtu. Ponieważ fakt taki był dyskredytujący w oczach otoczenia, ofiara najczęściej uciekała. Ten nieprzemyślany odruch kierował ją na szlak luźnych, u których panowały na te sprawy odmienne poglądy. Posiadanie nieślubnych dzieci (oddawano je na ogół do szpitala) nie dyskredytowało. Przykładem przypominającym sytuacje opisywane w XVI-wiecznych „romansach szelmowskich" był casus Magdaleny Otfinoszczonki ze wsi Delatowice spod Szczucina. Stała by-walczyni ratusza (siedziała tu 11 razy), oskarżana o kradzieże i „murew-stwo" (jak pisano, a może i mówiono), nieślubna matka, w końcu wychodzi za mąż 23. Spotyka się wśród biedoty miejskiej stadła małżeńskie, w których wzajemna praca obojga stwarzała jakieś podstawy egzystencji. Z drugiej strony istniały wypadki rozpadu małżeństwa, przelotnych związków czy bigamii. Najczęściej w trakcie „wędrownego" czy „kramarskiego" szlaku pracy ludzie ci kojarzyli się w stadła li tylko dlatego, że się potrzebowali. „Ożeniłem się (po raz wtóry), bo nie miał mnie kto opierać" — tłumaczył się bigamista 24. Wydana w 13 roku życia za wdowca kuśnierza, później opusizczona przez męża córka krakowskiego pasamonika „rabiała w Krakowie, potem w Sandomierzu. Dzikowie, Sw. Krzyżu". Tak wędrując zawarła znajomość z „dziadkiem" i z nim — jak mówiła — „mieszkałam jak żona z mężem i przez 4 lata żyłam". Po jego śmierci spotkała innego, Za którego wyszła za mąż, nie starając się dociec, czy poprzedni mąż żyje. Dopiero po 6 latach w czasie pobytu w Krakowie spotkała go, została przezeń oskarżona o bigamię i znalazła się na ratuszu 25. 22 AP 875, s. 27, r. 1735. 23 AP 884, s. 275, r. 1776. 24 AP-K 274, s. 106, r. 1778. 25 AP 883, s. 188, r. 1766. Podobne przykłady B. Baranowski, Sprawy obyczajowe w sądownictwie wiejskim w Polsce wieku XVJI i XVIII, Łódź 1955, s. 89 i n.; też J. Bieniarzówna, Dwa życiorysy ludzi luźnych z XVII w., [w:] O chłopskie prawa, „Szkice z dziejów wsi małopolskiej", Kraków 1954, s. 193 i n. - 187 W zjawiskach tych, pojawiających się co pewien czas wśród zeznających, można dostrzec przejawy kryzysu instytucji małżeństwa wśród ludzi luźnych. Interesujące, że prowadziło to do powstawania zgodnych i solidarnych stadeł nie związanych węzłem sakralnym, co wskazywałoby na osłabienie motywacji religijnej. Były też i inne przejawy eliminowania czynnika religijnego, choć występuje tu pewna dwoistość. Z jednej strony aresztanci często mówią 0 terminie swej ostatniej spowiedzi, jak gdyby miało to zwiększać prawdomówność ich zeznań. Z drugiej jednak strony spotyka się wypadki, gdy religijne nakazy nie stanowiły regulatora postępowania. Wspominano, że w czasie jubileuszy niektórzy pielgrzymi pobożne nauki przeplatali kradzieżami. Innym przykładem odchodzenia od religii były częste wypadki świętokradztwa. Nie należy ich> traktować jako świadomego protestu antyreligijnego czy antyklerykalnego; stanowiły wyraz tego, że wszechobecna kontrola boska, krepująca samowolne poczynania jednostek, była dla niektórych fikcją. Dodajmy jednak, że byli to przedstawiciele typowych grup przestępczych. 6. Pomiędzy tymi ludźmi luźnymi, którzy uporczywie starali się „nikogo nie ukrzywdzić" i wszystko zawdzięczać „pracy rąk swoich", a grupami przestępczymi rozciągała się niezbyt wyraźna granica. Głód 1 nędza niejednokrotnie stępiały poczucie uczciwości. A zresztą w tym świecie kradzież -- niekoniecznie ta „wyrównawcza" - nie była uznawana za przestępstwo. „Nikogo nie ukrzywdziłem - • powiada jeden z aresztantów - - prócz tego, żem czasem we wsi gęś ukradł i w Krakowie sprzedałem"26. To poczucie całkowitej niewinności w obliczu dokonywanych przez siebie drobnych kradzieży stanowiło częsty element ich postaw moralnych. Były też przykłady inne: kradzież z nędzy. Wiadomo, że w wypadku wyrobników żyjących na krawędzi stabilizacji lada wydarzenie mogło ich położenie decydująco i nieodwracalnie pogorszyć. Jakub Horowskł, szlachcic z Litwy, służący po dworach, który ożenił się w Krakowie z córką ogrodnika i „sprawował się poczciwie", mówił: „dopiero ... jak nie miałem z czego żyć z żoną ... ukradłem". Ta pierwsza nieomal przymusowa kradzież ośmieliła go do permanentnego „zabawiania się" tą profesją. Odtąd stanowi ona źródło jego utrzymania27. Inny szlachcic z Podlasia zeznał: „służyłem po różnych miejscach w Krakowskim, Sandomierskim, ostatnio za lokaja ... tylko Żydowi z Sierosławic wyjąłem krowę z wielkiej biedy, bom chciał żonę z Podlasia sprowadzić" 28. Mieszkanka wsi Chodczyce tak przedstawiała swoją tragedię: „miałam męża, 26 AP 883, s. 166, r. 1766. 27 AP 884, s. 85, r. 1775. 28 AP 886, s. 141, r. 1779. 188 ale mi umarł, miałam dzieci, ale mi pomarły, dnia dzisiejszego przyszłam do Krakowa na służbę, alem jeszcze jej nie dostała. Idąc Rynkiem, widząc u baby, że z kieszeni wisiało, tak wyciągnęłam pieniądze. Ale zaraz odebrali. Więcej nie wzięłam" 29. I w ten niedostrzeżony sposób (zwłaszcza w pierwszym zacytowanym wypadku) drobne kradzieże, niemal ,,z konieczności" czy nędzy, przekształcały się w czynności stałe, w złodziejstwo wykonywane jako „me-tier" przez czas dłuższy lub krótszy. Poprzednio wspomniano o takich, co po dwa lub trzy lata utrzymywali się z kradzieży. To byli właśnie przedstawiciele świata przestępczego. Rekrutowali się oni często, choć nie wyłącznie, spośród elementu luźnego. I to zarówno odnośnie do działających indywidualnie, jak grupujących się w bandach grasujących w mieście lub okolicach. Jeżeli jednak kradzież „wyrównawcza" posiadała charakter protestu, to złodziejstwo czy rozbójnictwo wykonywane jako zawód (dokładnie: zawód zasadniczy, bo nadto ludzie ci pracowali dorywczo) stawało się przejawem społecznej dezorganizacji30. Mam tu na myśli nie zbójnictwo góralskie, co prawda dwoiste w swym charakterze, lecz bandy rabunkowe działające na innych terenach. Pogranicze zbrodni spotyka się w Krakowie nawet u ludzi młodych, właściwie jeszcze dzieci, nie będących luźnymi w ścisłym tego słowa znaczeniu. Tworzyli oni awanturujące się grupy „lempartów" dokonujące czasem napadów rabunkowych. Niektórzy zaprawiali się już od dzieciństwa do kradzieży kieszonkowych, jak syn krakowskiego „zwosz-czyka", Feliks Minocki, który 10 razy siedział na ratuszu, choć lat liczył sobie ledwo 12 31. Przykładem indywidualnego złodzieja był Tomasz Piotrowski, chałupnik spod Częstochowy. Pochodził ze starostwa leżajskiego i pracując kolejno w charakterze parobka w różnych dworach dotarł do zachodnich granic Małopolski. Złodziejski proceder rozpoczął wcześnie, jeszcze jako parobek we dworze. Opisywał nader barwnie, w jaki sposób czeladź „dorabiała" sobie kradzieżą. „Gdyśmy młócili - - mówił - - zboże w stodołach pańskich, ja i innych parobków siedmiu zboże omłócone w worki chowaliśmy w stodołach, a potem w nocy zachodziliśmy po nie i wykradaliśmy. Wyznaję dobrowolnie, iż z nas jeden to zboże woził lub nosił do Pawłowic do Żyda na przedanie, a gdy nam zapłacił, to my wszystko przepili. Wiedział czasem karbowy i pił z nami". Potem Piotrowski widać stwierdził, że sprzedawanie rzeczy kradzionych tylko po to, by za uzyskane pieniądze kupować wódkę, jest niecelowe i zaczai kraść, by uzyskać 29 AP 882, s. 337, r. 1763. 30 AP 883, s. 258, r. 1767. 31 Definicję pojęcia dezorganizacji społecznej przyjmuję za J. Szczepan-s k i m, Elementarne pojęcia socjologii, Warszawa 1963, s. 211 i n. 189 życiową stabilizację. I faktycznie, kupił chałupę i kwartę roli, a wspólnie ze Szwagrem doszedł do znacznego inwentarza. A wszystko to dzięki systematycznie przeprowadzanym kradzieżom w kościołach, dokonywanych zwłaszcza po świętach lub jarmarkach, kiedy kościelne skarbony były pełne. Na koncie jego kradzieży figurowało 27 kościołów w rozmaitych miejscowościach Małopolski Zachodniej, które wymieniał podając wysokość zabranych kwot. Nie ograniczając się do kościołów Pio-trowski okradał też dwory, probostwa, gospodarstwa kmiece, karczmy, słowem, gdzie popadło. Znamienne jest, iż choć jego sąsiedzi z podczę-stochowskiej wsi wiedzieli dobrze, że „chodzi po kradzieży", nie wspomnieli o tym nikomu i dopiero przypadkiem, został schwytany w czasie jakiegoś nieudałego występu 32. We wspomnianych bandach, liczących kilka, a nawet kilkanaście osób spotyka się różne elementy: byli tam Żydzi, Cyganie, przedstawiciele szlachty i mieszczaństwa, wreszcie - - w liczbie poważnej - - ludzie luźni. Ci ostatni w okresach między rabunkowymi wypadami parali się wyrobkiem. Tak było w wypadku Jana Mikołajeżyka, vel Garbarszczyka, vel Grzybczyka (znamienna dla środowisk przestępczych wielość nazwisk czy pseudonimów). Po kolejnym aresztowaniu zeznał, że otrzymawszy poprzednio porcję plag na ratuszu poszedł „na Zwierzyniec i udawszy [sic], żem z za Wisły byłem przez 8 tygodni, pilnowałem nad Wisłą drzewa ... poszedłem do Bronowic wiśnie obierać i bawiłem trzy dni". Następnie woził wapno. Ten okres życia wzięty z osobna w niczym nie wskazywał na przynależność jego do kręgów złodziejskich. W istocie jednak Mikołajczyk pracował i czekał, by nawiązać kontakty z grupą przemytników tytoniu rozbitą przez aresztowania 33. Miasto często stanowiło bazę wypadową dla zorganizowanych band rozbójniczych; w miejskim tłumie można się było uchronić przed pościgiem, i tu w -- przerwach miedzy kradzieżami — znaleźć pracę. Łatwiej też było można spieniężyć zrabowane przedmioty. Wśród innych paserów księgi ratuszne wynotowały niejakiego Wiśniewskiego, którego „kaffa" na Kazimierzu stanowiła melinę 11-osobowe j grupy żydowskich rabusiów 34. Z Krakowa ślady indywidualnego czy zbiorowego rozboju wiodły do okolicznych dworów szlacheckich; napad na dwór w Kaszowie w 1791 r. wywołał niepokój w mieście 35. Stąd wyprawiano się na rabunek kupców 32 AP 884, s. 230, r. 1793. Spotykamy się z nim wcześniej, gdy miał lat 9 (tamże, s. 57). 33 AP Terr. Crac. No v a 52 a, s. 927—942, r. 1791. W samym Krakowie nie działał, jego zeznania złożone zostały w Kromołowie. 34 AP-K 276, s. 33, r. 1787. 35 AP-K 276, s. 50 i n., r. 1787. Skazany został na śmierć. 190 do Galicji36. Na uwagę zasługuje to, że organizatorami napadów byli często Żydzi 3l7, co było zjawiskiem analogicznym do tego, które w Lubelskiem opisał Kajetan Koźmian 38. Złodziejskie kręgi niekiedy dorabiały do swego procederu rodzaj usprawiedliwienia, niekiedy zaś przestępstwu towarzyszył nalot jakiejś nienawiści do „pana". Grupa trzech parobków dworskich stale okradających folwarczny spichlerz tak się wzajemnie w swych postępkach utwierdzała: „Ty panu służysz, to pana kradnij, a grzechu mieć nie będziesz" 39. Odmienną grupą były prostytutki miejskie, choć trudno tu nieraz przeprowadzić granicę, gdzie występuje nieszczęśliwa ofiara gwałtu i gdzie zaczyna się proceder ten uprawiany zawodowo. Spotyka się bowiem wiele samotnych kobiet wytrwale zarabiających praniem czy igłą na swoje utrzymanie, które okazują się matkami dwojga i więcej dzieci zrodzonych z różnych ojców 40. Dla tych kręgów społecznych, w których żyły, fakt ten nie był dyskredytujący i często wychodziły one za mąż. Jednak poza tymi wypadkami zachowania, jakie gdzie indziej było potępiane, spotyka się prostytucję uprawianą zawodowo. Mówią o tym zarówno zarządzenia władz miejskich, jak i wręcz pewne zeznania. Proceder ten uprawiały często służące w karczmach, czasem wyrobnicze mieszkanki miejskich baszt czy kobiety, które przyszedłszy do Krakowa nie mogły znaleźć przez dłuższy czas pracy. Jak z zeznań wynika, w ich życiu prostytucja była ..zawodem" uprawianym czasem dodatkowo prócz zajęć wyrobniczych czy służebnych41. Z natury rzeczy od tych kręgów do grup złodziejskich wiodły liczne powiązania: one same łączyły swój proceder z kradzieżą, u nich też zawodowi złodzieje znajdowali schronienie 42. Życie człowieka luźnego określane było przede wszystkim przez wykonywaną przezeń pracę, a dokładniej przez jej kierunek zwany „szlakiem 36 AP 889, s. 169, r. 1776. 37 AP Castr. Crac. 1097, s. 739, r. 1791. 38 K. Koźmian, Pamiętniki, Poznań 1859, t. I, s. 81, pisze: „Zjawiły się wówczas [około r. 1787 — M. F.] ... najazdy zbrojnego Żydowstwa na szlacheckie domy, tak że mieszkańcy ziemscy musieli domy swoje obsaczać na noc zbrojnymi strzelcami". 39 AP-K 276, s. 22, r. 1787. 40 Np. zeznania Agnieszki Kulczyckiej z Krocie, która mówiła, że w Krakowie „z małości wychowałam się, bo tu ojcowie moi byli". Następnie służyła, a potem -jak stwierdzała •— „przez 10 lat nie służę, tylko sobie wyrabiam, pieram, szyję i z tego się żywię". Miała ona troje dzieci, jedno z cyrulikiem, drugie z czeladnikiem, ojca trzeciego nie podała. AP 882, s. 182, r. 1766. 41 AP-K 275, s. 39, r. 1779. 42 Jacek Królicki z Krakowa w ciągu swego ledwo 15-letniego życia służył u szewca, był w wojsku u „frejkurów", ożenił się i opuścił żonę, nawiązał stosunki z krakowskimi prostytutkami, u których okradał żołnierzy. AP 894, s. 95, r. 1790, 191 pracy". Na tym szlaku osobnik, który w młodym wieku z różnorakich powodów opuścił dom rodzinny, stopniowo dojrzewał i tu zdobywał życiowe doświadczenie. Tu w końcu nawiązywał przemijające styczności z rozmaitymi ludźmi i wchodził na czas pewien w rozmaite kręgi zawodowe. Z uwagi na charakter zajęcia, czas jego trwania, z uwagi na zmianę miejsca pracy i częste przechodzenie z jednej miejscowości do drugiej zadzierzgnięte więzy nie mogły być trwałe. Przecież nawet stadła małżeńskie nie tworzyły wspólnego gospodarstwa domowego, ponieważ mąż i żona pracowali gdzie indziej. Stąd format osobowy poszczególnych ludzi luźnych kształtował się wśród odmiennych warunków i dlatego w tej zbiorowości spotyka się jednostki tak bardzo różne. A więc zarówno uczciwych wyrobników, którzy byli tego świadomi, że ich własna praca stanowi podstawę utrzymania, jak i tych wciągniętych całkowicie w środowisko przestępcze. Na szlaku pracy kształtowały się również odmienne postawy życiowe. Była więc postawa aktywna, charakteryzująca co prawda nieliczne jednostki. Próbując się „dorobić", czyli po prostu jakoś się ustabilizować w ramach istniejącego układu społecznego, wykazywali w swych dążeniach zarówno pomysłową inicjatywę, najczęściej charakteru handlowego, jak i upór. Ale spotyka się i takich — a ci stanowili zdecydowaną większość — z których umysłów trudna droga życiowa i codzienna nędza wykreślały takie właśnie cele. Ludzie ci kroczyli szlakiem, na którym służba zamieniała się w wyrobek, wyrobek we flis, a ten w jeszcze jakieś podobne zajęcie. I ta monotonna kolejność powtarzała się cyklicznie bez próby, a może i bez możliwości wyłamania się z przygniatającego wpływu. ZAKOŃCZENIE W osiemnastowiecznej Polsce ludzie luźni nie byli nową kategorią społeczną. Istotny był jednak, zwłaszcza w drugiej połowie stulecia, ich wzrost liczebny. Dowody na to znajdujemy w publicystyce zajmującej się problematyką społeczną. Wypowiedzi zagęszczają się w miarę zbliżania się do schyłku stulecia, a do najbardziej charakterystycznych należą enuncjacje Jacka Jezierskiego, niestrudzonego tropiciela „klas ludzi próżnujących w Polsce" i projektodawcę w zakresie „leczenia próżniactwa" 1. Trudno sądzić, że wzrost liczby wypowiedzi jest wprost proporcjonalny do zwiększenia się liczby luźnych i nie można nie uwzględniać współczynnika społecznej samowiedzy powodującej, iż dostrzega się sprawy dawno istniejące, ale w świetle ostrzejszym. Jednak słuszność powyższych spostrzeżeń weryfikują inne konstatacje: postanowienia prawne i projekty, różnorako proponujące rozwiązać ten palący problem społeczny, a dalej materiały odnoszące się do stosunków agrarnych informujące 0 stale postępującym procesie rozwarstwienia wsi. Wszystko to umacnia 1 uzupełnia te dane, które mówią o wzrastającej liczbie ludzi luźnych przechodzącej przez krakowski ratusz. Nawet jeżeli nagły skok liczbowy w latach 1780—1794 po części może być tłumaczony bardziej operatywnym niż poprzednio działaniem władz, to nie osłabia to podstawowego twierdzenia pracy. Bowiem tendencja wzrostowa widoczna jest przez cały wiek, a zwłaszcza w latach 1740—1794 2. 1 W szczególności jego „Taxa próżniaków do uwagi klubu warszawskiego i teraźniejszej policji podana przez ...", cz. I, s. 23 (część druga się nie ukazała). Oblicza on tutaj, że jeden „próżniak" kosztuje dziennie l grosz srebrny (co by dawało tygodniowo l zł 22 i l/2 gr, a więc znacznie mniej, niż przyjmuje N. Aśsorodobraj, która wymienia kwotę 4 zł. Ponieważ Jezierski wszystkie sprawy związane z „próżniakami" traktował z dużą przesadą, nie zaniżył więc, a być może nawet zawyżył koszty ich tygodniowego utrzymania. Do „próżniaków" zaliczał on (s. 11 cyt. dz.): „1. Żołnierzy w pokoju, 2. Żydów w całym kraju, 3. Żebraków i włóczęgów, 4. Sługi odprawioną 5. Kobiety lekkiego chleba, 6. Mieszczan przedających, 7. Szulerów i oszustów, 8. Nareszcie klasztory nie urządzone obojej płci". K. Zienkowska, Jacek Jezierski kasztelan łukowski (1772—1805), Warszawa 1963, s. 14 i 309, pisze, że druku tego nie udało jej się odszukać; egzemplarz znajduje się w Bibliotece Jagiellońskiej. 2 Por. tab. l—4 w rozdziale I. 193 W warunkach Małopolski Zachodniej na wzrost liczby ludzi luźnych wpływało szereg wymienionych procesów. Jeżeli na pierwszym miejscu figurują przyczyny umownie zwane „strukturalnymi", związane z rozwarstwieniem i pauperyzacją chłopów i koniecznością szukania utrzymania poza gospodarką rodzinną w pracy najemnej, to nie należy lekceważyć przyczyn „przypadkowych". Być może, że ich oddziaływanie w Małopolsce było szczególnie silne. Ziemie te odczuwały długo skutki najazdu szwedzkiego i wojny na początku XVIII w., a następnie konfederacji barskiej; one też po 1772 r. wciągnięte zostały w obręb nowego systemu rekrutacyjnego do armii cesarskiej, którego działanie zmuszało wielu ludzi do przejścia na polski brzeg granicznej Wisły. Niemniej przeważały przyczyny „strukturalne" wywołane z jednej strony stałymi cechami ekonomiki feudalnej, a w tym okresie przejawami jej kryzysu tak na wsi, jak i na terenie miast i miasteczek, nie wyłączając Krakowa. W ustroju agrarnym feudalizmu środków do życia dla chłopa i jego rodziny dostarczał jego warsztat pracy, gospodarstwo będące działką wyżywieniowo-reprodukcyjną3. Ono z kolei było wciągnięte w tryby machiny folwarczno-pańszczyźnianej, której doniosłym elementem było przywiązanie chłopa do ziemi. Gdy nadziały ziemi nie mogły wyżywić rodziny chłopskiej, gdy członkowie tej rodziny, synowie czy córki, musieli je opuszczać poszukując pracy najemnej - - powstawały sytuacje osobliwe, wyzwalające mechanizmy działające w kierunku przeciwnym wobec dawnych tendencji gospodarki feudalnej. W powyższej sytuacji dorosłe dzieci poddanych chłopów, które w myśl nadal formalnie obowiązujących statutów piotrkowskich były przecież również poddanymi, opuszczały nie tylko gospodarstwo rodzinne, ale i wieś. I jakkolwiek dzieci poddanych tu i ówdzie pracują czy służą we dworze lub na folwarku, jakkolwiek czasem ściągani są z powrotem do wsi, to jednak w zasadzie nie traktuje się ich jak zbiegłych poddanych. Z pewnością ilość odchodzących ze wsi nie była wielka, folwark i sama gospodarka chłopska wykazywały popyt na siłę najemną i znaczna część ludności małorolnej nie porzucając miejscowości rodzinnej mogła znaleźć zatrudnienie na jej terenie. Część jednak odchodziła; możliwe, że odejściu towarzyszyła chęć i nadzieja powrotu i być może, iż powrót do gospodarstwa faktycznie następował. Ale w momencie odejścia pochłaniał ich „gościniec", wkraczali na szlak człowieka luźnego. I to niezależnie od tego, że nie każdy przebywał ten szlak aż do śmierci, że zdarzało się zintegrowanie jednostek „marginesowych" z resztą społeczeństwa i jego instytucjami gospodarczymi (o tym niżej). 3 Przypomniał o tym W. Kula we wstępie do S. Sreniowskiego, Studia nad uwłaszczeniem chlapa polskiego, Warszawa 1963. 13 — Ludzie luźni w osiemnastowiecznym Krakowie 194 Na szlaku tym luźni pochodzenia chłopskiego spotykali się z ludźmi pochodzenia mieszczańskiego. Stosunkowo duży odsetek tych ostatnich, wynoszący ogółem 37,1%>, zasługuje na podkreślenie. Niejednokrotnie bowiem do ludzi luźnych zaliczano wyłącznie pochodzących ze wsi *. Tymczasem, po rozpatrzeniu kolei życia luźnych pochodzących z miast, okazuje się, że nie były one zasadniczo odmienne od szlaku ludzi luźnych ze wsi. Duży odsetek synów mieszczańskich wśród luźnych wskazywał na kryzys przeżywany przez tradycyjne zawody i korporacje mieszczańskie. Był on szczególnie dotkliwy dla mieszkańców małych miasteczek, gdyż szedł w parze z ich potęgującą się pauperyzacją. Stąd na pewno taka duża ilość luźnych z małych miast w Krakowie. Możliwe, że w początkowej fazie była ona wynikiem tradycyjnego szlaku wędrówek do głównego miasta Małopolski Zachodniej do rzemiosła. Taka kariera, realna jeszcze w XVII w., w stuleciu następnym dla większości z nich była nieosiągalna, a rozpoczęta „droga do cechu" załamywała się gwałtownie. Zamiast zostać czeladnikami i mistrzami ludzie stawali się krótkoterminowymi najemnikami i wyrobnikami. Wszyscy on spotykali się na „gościńcu" z synami i córkami zubożałych rodzin szlacheckich. Choć może na ich kolejach życiowych silniej ciążyły „przypadkowe" przyczyny luźności, a przede wszystkim konfederacja barska jako jej początkowy moment, warto jednakże wziąć pod uwagę rozwarstwienie ekonomiczne wśród szlachty i wzrost liczbowy szlachty czynszowej i bezrolnej jako źródło luźności. Jej przedstawiciele przybywali najczęściej z Mazowsza i Podlasia, jako że tych kategorii w Małopoisce było znacznie mniej. Ich koleje życia w masie swej nie odbiegały od kolei innych luźnych. Na szlaku tym mieszały się bowiem kondycje społeczne. Jeśli nawet poprzednio zwracano uwagę, że rozmaite pochodzenie stwarzało nieco odmienne szansę i możliwości zatrudnienia, że łatwiej było je zdobyć ludziom pochodzącym z Krakowa, że odmienna była sytuacja mężczyzn i kobiet, to nie zmienia to faktu, że wszyscy oni aktualnie czy potencjalnie byli pracownikami najemnymi. I tu dochodzimy do sprawy popytu na pracę najemną w warunkach owoczesnej ekonomiki polskiej. Możliwości zatrudnienia były liczne. Na terenach pozakrakowskich na uwagę zasługiwał fakt coraz to liczniej-czego zatrudniania luźnych w gospodarstwach chłopskich bądź jako czeladź roczną, bądź jako najemników w okresie pilnych prac polowych. Przyjmując nawet, że wyżej przytoczone liczby dotyczące folwarków podkrakowskich odnosiły się do sytuacji wyjątkowej, to dane z terenów 4 Tak przyjmuje W. Hejnosz w recenzji cytowanej tu pracy S. Grodziskiego. Por. „Czasopismo Prawno-Historyczne", 16: 1964, s. 653. 195 dalszych, choć mniej efektowne, świadczą o stałej i wzrastającej potrzebie pracownika najemnego. Permanentnie rosło też zapotrzebowanie „dużego Krakowa". Potwierdzała to ogólna dynamika i coraz powtarzające się skargi na brak najemników w mieście (nawet przy uznaniu ich za nieco przesadzone 5). W warunkach feudalnego przywiązania zasadniczej masy chłopskiej do ziemi podaż rąk roboczych mogła objąć niewielką procentowo ilość ludzi. Niezależnie od wzrostu luźnych, jak i „stanowisk pracy" był to moment ograniczający rozmiary podaży siły roboczej. Inną sprawą była fluktuacja popytu na pracę najemną. Z jednej strony spotyka się okresy tragicznego ubóstwa miasta, jak lata dwudzieste i trzydzieste XVIII w., gdy nikły popyt szedł w parze z niewielką podażą rąk roboczych, bo wieś odbudowywała się po zniszczeniach wojny początku wieku. Z drugiej -istniały fluktuacje sezonowe. W lecie na wsi wzrastało zapotrzebowanie na najemnika, a równocześnie w mieście pełną parą szły prace u murarzy, cieślów, garbarzy. Natomiast w zimie popyt i tu, i tam gwałtownie się zmniejszał, natomiast podaż pozostawała ta sama. Stosunki pracy były stale krępowane feudalnymi przepisami. Manifestowało się to zarówno w zakresie obowiązujących norm prawnych rocznego kontraktu, jak i w rządzących zwyczajach przesyconych przymusem pozaekonomicznym, szczególnie w zakresie najczęściej spotykanych prac służebnych. Dla tych wszystkich powodów autor unikał określenia „rynek pracy najemnej". Nie rozwiązywało sprawy dodanie przymiotnika „przedkapi-talistyczny". Bowiem w warunkach tak słabego rozwoju stosunków kapitalistycznych i braku nowych, nietradycyjnych rodzajów zajęć ludzie luźni w małym stopniu stanowili element zwiększający produkcję. Nie można oczywiście lekceważyć ich udziału w zajęciach rolniczych; zwiększająca się ilość rąk roboczych na wsi intensyfikowała produkcję, chyba że chłopska czeladź używana była wyłącznie dla zaspokojenia zachłanności folwarku na pańszczyznę. Nie można lekceważyć także nielicznych zakładów produkcyjnych w mieście. Liczba tych zajęć, jak się zdaje, nie odpowiadała proporcjom luźnych wyrzucanych przez środowisko wiejskie i miejskie. Można się zgodzić z W. Kulą, gdy pisze, że owe elementy wolne, w znacznej części „wbrew pozorom były w to społeczeństwo (sc. feudalne - - M. F.] integrowane, jako niezbędna w jakimś sensie cześć"6. W przeważającej ilości wypadków był to sens feudalny. Bo w społeczeństwie feudalnym „miały sens" nawet prace dziadków kościelnych wyko- 5 Wypowiedź Piotra Małachowskiego z 1787 r. w czasie zagajenia prac wznowionej Komisji Bonł Ordinis dla miasta Krakowa. BJ 101, vol. 3, s. 108. 6 W. Kula, Teoria ekonomiczna ustroju feudalnego. Próba modelu, Warszawa 1962, s. 121. Autor rozszerza pojęcie „integrowania w społeczeństwo" nawet na zajęcia „dziadków" kościelnych wykonujących pewne funkcje usługowe w kościołach. 196 nujących w kościele prace porządkowe, „miały sens" funkcje „liberii" u szlachty czy duchowieństwa. Były one jednak problematyczne z punktu widzenia produkcyjności tych zajęć. Z jednej strony wiec ludzie luźni znajdowali prace na zasadzie starego, feudalnego „sensu" danego zajęcia, z drugiej angażowano ich do zajęć produkcyjnych, jak przemysł, chałupniczo wykonywane rzemiosło czy transport. Niezależnie od swej osobistej wolności, niezależnie od możliwości przenoszenia się z miejsca na miejsce, pracy albo żebrania - - włączeni byli w całokształt ówczesnej gospodarki. To nie oni określali szlak swych wędrówek, lecz intensyfikacja szlaków handlowych, nie oni też określali rodzaj wykonywanej pracy, lecz społeczne na nią zapotrzebowanie. Tu można się zgodzić z Kulą, gdy pisze, że społeczeństwo jakoś ich integrowało w ramach zajęć niezbędnych dla funkcjonowania jego ekonomiki. Integracja ta przebiegała również na nieco innej zasadzie. Dominującą w niej tendencją sytuacji ekonomicznej, która wyrzucała pewien odsetek ludzi na „gościniec", było to, że ich droga życiowa biegła „w dół" od względnie ustabilizowanej sytuacji ich rodziców do pełnej luźności ich samych. Jednakże każdorazowa sytuacja człowieka luźnego zawierała w sobie wiele możliwości. Prócz permanentnej pracy najemnej czy wy-robku do końca życia można przypuścić, że „wchodzili" oni do zajęć rolniczych, że niekiedy jakoś stabilizowali się na szczeblu wyrobników miejskich posiadających jakiś „sposób pożywienia" i dach nad głową. Przykłady takich możliwości, nie zawsze co prawda uwieńczonych sukcesem, zawierały wiadomości o „osiadaniu na ziemi"7 oraz o „luźnych" mieszkających i gospodarujących w podkrakowskich wsiach. Nie sposób określić proporcji pomiędzy ludźmi luźnymi tkwiącymi przy miejskim czy wiejskim wyrobku, pracującymi w charakterze czeladzi folwarcznej a tymi, którzy osiedli na roli. Uwaga ta miała jedynie zasygnalizować alternatywy, jakie otwierały się przed nimi w dalszych kolejach pracy, wykraczających poza okres zanotowany w ratusznych zeznaniach. Dodatkowym świadectwem potwierdzającym to przypuszczenie jest fakt, iż zeznający byli przeważnie ludźmi młodymi, że rzadko okres zeznań przekracza 10—15 lat; część z nich musiała się w wieku średnim lub starszym gdzieś uplasować. Wydaje się, że losy tej części Polski, która była przedmiotem badania, wpłynęły poważnie na dalsze koleje życia luźnych. Autor nie zamierza wprawdzie obserwować losów tej kategorii społecznej po 1795 r., ale jedna uwaga wydaje się konieczna. Ludzie luźni, zarówno jako nazwa, jak też kategoria społeczna, cechująca się zmiennością miejsca zamieszkania i różnorodnością zajęć, zanikają na tych terenach. Oczywiście 7 Por. rozdział III niniejszej pracy. 197 w Polsce porozbiorowej nadal istniały grupy marginalne, byli też wędrowni robotnicy rolni, kramarze, druciarze-górale czy wędrowni żebracy 8. Zwiększała się ilość komorników przenoszących się z miejsca na miejsce i w ogóle ludności bezrolnej. Nie wyczerpuje to jednak samego zjawiska luźności w stopniu i skali, w jakim tu go przedstawiliśmy. Widzę dwojakie przyczyny faktycznego zaniku ludzi tej kategorii społecznej. Pierwszą, bezpośrednią i działającą jedynie przez krótki czas, ale — skutecznie, był fakt okupacji austriackiej. Dla ludzi luźnych miało to poważne konsekwencje: w tych latach cesarstwo łączyło we Włoszech i nad Renem wojnę z republikańską Francją. Ponieważ potrzebowało rekruta, wciągało do szeregów wojskowych przede wszystkim (choć nie wyłącznie) ludzi tej kategorii społecznej. Podobnie jak niespełna wiek wcześniej w Rosji sprawa „gulaszczich ludiej" za Piotra I została rozwiązana drogą wciągnięcia ich do wojska 9, również i w zaborze austriackim można dostrzec takie tendencje. Ubranie ich w żołnierskie kamasze nie rozwiązywało sprawy ludzi luźnych ostatecznie. I tu decydujące znaczenie posiadał drugi czynnik, długofalowy, mianowicie rozwój i intensyfikacja rolnictwa i wzrost zapotrzebowania na siłę najemną. Widoczny na tych terenach wzrost zasiewów, powolne wprowadzanie płodozmianu, uprawa ziemniaka oraz ogólna intensyfikacja kultury rolnej musiały się odbyć przy wzmożonym nakładzie pracy. Temu nie mogli zaradzić chłopi pańszczyźniani. W latach 1810—1827 nie przybyło też służby folwarcznej. Wzmożone nakłady pracy spadały na barki komorników i wiejskich wyrobników. Czyli na rodziny, z których albo pochodzili ludzie luźni w okresie nas interesującym, albo też po prostu na ludzi luźnych 10. Te procesy gospodarcze wiązały ich jednak coraz ściślej z rolnictwem, które potrzebowało siły najemnej już nie sezonowo, a permanentnie; to z kolei stopniowo przekształcało ludzi przywykłych do wędrówek i zmian miejsca i rodzaju pracy w stałych robotników rolnych o znikomej ruchliwości przestrzen- 8 W tym momencie ludzie ci stawali się przedmiotem badań etnograficznych. Bibliografię zawiera I. G a w e ł e k, Bibliografia ludoznawstwa "polskiego, Kraków 1914. 9 Wspomina o tym T. X. L u b o m i r s k ł, Rolnicza ludność w Polsce od XVI do XVIII wieku, „Biblioteka Warszawska",'1862, t. II, s. 42, cytując ukaz z 1722 r. „wolnym guljaszczim ludiam", nakazujący im wstąpienie do wojska bądź zapisanie się do chłopów „przytwierdzonych", w przeciwnym razie grożono zesłaniem na Syberię. Por. też I. W. Stiepanow, Guliaszczije-rabotnyje Ijudi w Powolże w XVII w., „Istoriczeskije Zapiski", t. 36, Moskwa 1951. 10 Pisze o tym Z. Kirkor-Kiedroniowa, Włościanie i ich sprawa w dobie organizacyjnej i konstytucyjnej Królestwa Polskiego, Kraków 1912, s. 109 i n. Dane statystyczne dla wcześniejszego okresu panowania austriackiego (1795—180Q) oraz lat Księstwa Warszawskiego por. cyt. praca H. Grossmanna. 198 nej. Tak różnorodny w w. XA7TII „szlak pracy" ujednolicał się coraz bardziej. W sytuacji kraju o rozwijającym się przemyśle, którego zapotrzebowanie na siłę roboczą wzrastało coraz bardziej, ludzie należący do tej kategorii społecznej tam właśnie znajdowali stałe zatrudnienie. W warunkach polskich pierwszych dziesięcioleci XIX w. (dokładniej: w sytuacji Małoposki Zachodniej) to nie przemysł kapitalistyczny, ale kapitalizujące się rolnictwo profitowało w pierwszym rzędzie ze stopniowej likwidacji ludzi luźnych. WYKAZ ŹRÓDEŁ Źródła rękopiśmienne Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie Dział VII. — Księgi sądów referendarskich Rps 22 (r. 1718—1728) Dział LVI — Inwentarze królewszczyzn Rps 45, 60. Archiwum Królestwa Polskiego Rps 203, 240 Zbiory z Suchej Rps 334. Archiwum Państwowe Miasta Krakowa i Województwa Krakowskiego Miasto Kraków Acta pupillaria et successionalia: rps 794 (r. 1778—1791), 827 (r. 1780—1785), 847 (r. 1779—1781). Protocolla causarum criminalium: rps 871 (r. (r. 1717—1719), 874 (r. 1721—1729), 875 (r. (r. 1740—1743), 878 (r. 1743—1746), 879 (r. (r. 1753—1757), 882 (r. 1757—1763), 883 (r. (r. 1776—1778), 886 (r. 1778—1780), 887 (r. (r. 1777—1778), 890 (r. 1778—1782), 891 (r. (r. 1788—1790), 894 (r, 1790—1793), 895 (r. (r. 1630—1796). 1700—1708), 872 (r. 1734—1736), 876 (f. 1746—1749), 880 (r. 1763—1769), 884 (r. 1780—1782), 888 (r. 1785—1788), 892 (r. 1790—1794), 896 (r. 1709—1716), 873 1736—1740), 877 1749—1753), 881 1774—1776), 885 1776—1778), 889 1785—1790), 893 1793—1794), 897 Senatus consulta: rps 1253 (r. 1776—1779) Akta departamentu policji (r. 1779—1790): rps 1283, 1284, 1285. Protokoły memoriałów: rps 1301 (r. 1791—1794). Libri epistolarum: rps 1348 (r. 1783). Intrata dóbr miasta Krakowa: rps 1546 (Dąbie 1769 r.), 1547 (Dąbie i Piasek r. 1769—1771), 1548 (Dąbie i Piasek r. 1772—1773), 1749 (różne r. 1789), 1550 (r. 1632—1796). Regestr szosu: rps 2782 (r. 1722), 2788 (r. 1734), 2805 (r. 1748), 2930 (r. 1678—1779). Regestra domus correctionis: rps 2982 (r. 1741—1766), 2987 (r. 1774—1776), 2989 (r. 1760—1789), Jubileusze kościelne: 3002 (r. 1750—1753), 3003 (ry. 1776). 200 Publikacje urzędu radzieckiego: rps 3563 (r. 1690—1800). Archiwum miasta Kazimierza Protokoły spraw kryminalnych: rps K-270 (r. 1692—1759), K-275 (r. 1772—1780)) K-276 (r. 1785—1788), K-278 (r. 1789—1795), K-279 (r. 1794—1797), K-281 (r. 1700—1740), K-282 (r. 1741—1769), K-2S3 (r. 1772—1792). Archiwum miasta Kleparza Księgi inkwizycji: rps Kl-49 (r. 1777—1793), Kl-50 (1730—1762), Kl-51 (r. 1762—1794). Spisy ludności (r. 1791—1792): rps Kl-124, Kl-125. Akta gmin przyłączonych Rps IY-64 (Pędzichćw), V-l (Łobzów), VI-3, VI-4, YI-14 (Krowodrza), 193b, 193e, 234, 235, 301 (różne jurydyki). Inwentarz Tymczasowy Akta Komisji Porządkowej Cywilno-Wojskowej powiatu krakowskiego, lelow- skiego, proszowickiego i ksiąskiego (r. 1790—1792): rps 141, 143, 149, 151, 154, 155, 159, 171, 1S3, 193. Yariae civitates (XVI—XVIII w.): rps 255, 266, 267, 275. Spis ludności Krakowa z r. 1796: rps 550. Castrensia Cracoviensia, Relationes: rps 199, 211, 213, 215, 218 A, 218 B, 221, 222. Castrensia Osviencimiensia: rps 230. Terrestria Cracoviensia Nova: rps 52 A. Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie Acta Episcopalia: rps 112 (XVIII w.). Biblioteka Jagiellońska rps 87, vol 6—7 (papiery W. Lichockiego), 3753 (2 połowa XVIII w.). Muzeum Narodowe w Krakowie — Zbiory Czartoryskich rps 1187 (r. 1784—1790). Polska Akademia Nauk — Oddział w Krakowie Biblioteka: rps 39 i 1170 (spisy ludności 1789—1792 r.). Zakład Dokumentacji Instytutu Historii PAN: Teki Pawińskiego rps 24 (lauda sejmikowe woj. krakowskiego w XVIII w.), 25 (lauda sejmikowe woj. sandomierskiego w XVIII w.). Źródła drukowane t. 1—2, wyd. Akty powstania Kościuszki, t. l—3, Kraków—Wrocław 1918—1955. S. Askenazy i W. Dzwonko w s k i, Kraków 1918. Archiwum Wybickiego, t. l, Gdańsk 1948, wyd. A. M. Skałkowski. K. Badecki (wyd.), Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie, Kraków 1950, Biblioteka Pisarzów Polskich 91. K. B r o d z i ń s k i, Wspomnienia mojej młodości, Kraków 1928, Biblioteka Narodowa, Seria I, nr 113. J. Ph. C a r o s i, Reiscn durch verschiedene polnische Provinzen, mineralogischen und andern Inhalts, Bd l—2, Leipzig 1782—1734. J. S. Dembowski, Rzecz krótka o fabryce sukiennej krakowskiej, Kraków 1791. „Dziennik handlowy", R. VI: 1791. 201 Edicta et mandata universalia Regnis Galiciae et Lodomeriae..., Lwów 1772—1794, A. Grabowski (zebrał), Starożytnicze wiadomości o Krakowie, Kraków 1852. A. Grabowski, Wspomnienia, t. 1—2, Kraków 1904, Biblioteka Krakowska nr 40—41. Instrukcje gospodarcze dla dóbr magnackich i szlacheckich z XVII—XIX w., t. l, wyd. B. Baranowski, J. Bartyś, A. Keckowa, J. Leskiewicz, Wrocław 1948. Inwentarze dóbr szlacheckich powiatu kaliskiego, t. l (z lat 1751—1775), wyd. W. Rusiński, Wrocław 1955. (F. S. J e z i e r s k i), Taxa próżniaków do uwagi klubu warszawskiego i teraźniejszej policji podana, przez..., Warszawa, bez daty. Jubileusz Wielki Powszechny Ordynaryjny Roku Świętego,.., Kraków 1751. J. Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III, Wrocław 1950, Biblioteka Narodowa, Seria I, nr 88. H. Kołłątaj, Listy anonima i Prawo polityczne narodu polskiego, Opr. B. L e ś-nodorski, i H. Wereszycka, Warszawa 1954. — Stan oświecenia w Polsce, Wrocław 1953, Biblioteka Narodowa, Seria I, nr 144. Kodeks Stanisława Augusta. Zbiór dokumentów, Wyd. S. Borowski, Warszawa 1938. Księgi sądowe wiejskie, t. l—2, wyd. B. Ulanowski, Kraków 1921. Starodawne Prawa Polskiego Pomniki, t. XI—XII. K. K o zmian, Pamiętniki, t. l—2, Poznań 1859. Księgi referendarii koronnej z drugiej połowy XVIII wieku, t. l—2, wyd. A. Keckowa i W. Pałucki, Warszawa 1955—1957. Lustracja województwa krakowskiego 1789 r., cz. l—2, wyd. A. Falniowska-Gradowska i I. Rychlikowa, Wrocław—Warszawa—Kraków 1962—1963. Materiały do dziejów chłopa loielkopolskiego w drugiej połowie XVIII wieku, t. l—2, wyd. J. Deresiewicz, Wrocław 1956—1957. Materiały do dziejów Sejmu Czteroletniego t. l—5, opr. J. W o l i ń s k i, J. M i-chalski, E. Rostworowski, Wrocław 1955—1965. Materiały do słownika historyczno-geograficznego województwa krakowskiego w dobie Sejmu Czteroletniego (1788—1792) pod kier. W. Semkowicza, Kraków 1939—1960. (W. Mączeński) Dziennik zdarzeń w mieście Krakowie, w czasie konfederacji barskiej pisany przez..., Kraków 1913, Biblioteka Krakowska, nr 43. O porządku ogniowym i ogólnych porządkach, Kraków 1792. Ordynacje i ustawy wiejskie z archiioów metropolitalnego i kapitulnego w Krakowie 1451—1689, wyd. S. K u r a ś, Kraków 1960. Polska stanisławowska w oczach cudzoziemców, t. l—2, wyd. W. Zawadzki, Warszawa 1962. Polskie instruktarze ekonomiczne z końca XVII i XVIII wieku, t. !•—2. wyd. S. Pawlik, Kraków 1915—1929. Prawa, przywileje i statuta miasta Krakowa, t. l—2, wyd. S. Piekosiński, Kraków 1885—1890, Acta Historica, t. VIII i Xli. Supliki chłopskie XVIII wieku z archiwum prymasa Michała Poniatowskiego, wyd. J. Leskiewicz i J. Michalski, Warszawa 1954. E. Tomaszewski, Ceny w Krakowie w latach 1601—1797, Lwów 1934, „Badania z dziejów społecznych i gospodarczych", nr 15. SPIS TREŚCI Str. 5 Wstęp . . ...............• . .-."•-, 1. Zakres geograficzny i chronologiczny (s. 5). — 2. Podstawa źródłowa (s. 6). - - 3. Zeznania i indagacje (s. 11). - - 4. Metoda pracy (s. 14). -5. Kilka uwag o historiografii przedmiotu (s. 20). Rozdział I. Zbiorowość ludzi luźnych: jej liczebność i struktura wewnętrzna' 22 1. Liczba ludzi luźnych na krakowskim ratuszu (s. 22). — 2. Nasilenie liczebności w poszczególnych dziesięcioleciach (s. 24). - - 3. Struktura demograficzna: mężczyźni i kobiety (s. 27). — 4. Pochodzenie społeczne (s. 30). Rozdział II. Przyczyny i mechanizmy odrywania się luźnych od dotychczasowych środowisk.................38 1. Przyczyny „strukturalne" (s. 38). — 2. Zbiegowie w zbiorowości ludzi luźnych (s. 40). —• 3. Mechanizm wejścia na drogę luźności w środowisku wiejskim (s. 46). - - 4. Konflikty społeczne na wsi (s. 58). - - 5. Mechanizm wejścia na drogę luźności w środowisku miejskim (s. 60). — 6. Przyczyny „przypadkowe" (s. 70). Rozdział III. Droga luźnych do Krakowa..........' . 80 1. Z jakich wywodzili się okolic (s. 80). — 2. „Długie wędrówki", flis i furmanienie (s. 86). - - 3. Praca u chłopów, szlachty, duchowieństwa, mieszczaństwa i jej rodzaje (s. 94). — 4. Służba wojskowa w kolejach życia luźnych (s. 101). — 5. Praca w zakładach przemysłowych (s. 103). - - 6. Żebranie jako forma zarobkowania (s. 104). — 7. Rzemiosła wędrowne oraz handel i kramarzenie (s. 106). — 8. „Siedzenie na ziemi" oraz inne „szlaki pracy" (s. 109). — 9. Kobiety i ich droga do Krakowa (s. 111). Rozdział IV. Ludzie luźni w Krakowie — prawo i policja......114 1. Ludzie luźni w społecznej strukturze miasta: ich ilość w Krakowie . „wewnątrz murów" i w okolicznych osadach (s. 114). — 2. Luźni a prawo miejskie i państwowe -- zarządzenia magistratu o luźnych i żebrakach (s. 122). — 3. Uniwersały o paszportach i służbie, miejskie pośrednictwo pracy — zmiana stanowiska wobec wyrobników (s. 125). - - 4. Propaganda pracowitości: manufaktura żebracza i Związek Filantropów (s. 129). • 5. Ludzie luźni w wojsku (s. 133). — 6. „Testimonia", „giełda pracy" i po-katne pośrednictwo (s. 134). — 7. Więzienie ratuszne (s. 137). Rozdział V. Krakowskie koleje życia i pracy ludzi luźnych......140 1. Uwagi wprowadzające (s. 140). — 2. Służba jako zajęcie główne (s. 141) — 3. Luźni jako pracownicy pomocniczy w cechach (s. 147). - - 4. Karczmy, browary, manufaktury i większe zakłady przemysłowe (s. 151). --5. Prace w podkrakowskich folwarkach i wsiach (s. 157). •— 6. Port wiślany -transport wodny i lądowy (s. 158). — 7. Kramarstwo, przekupieństwo i wy-robnictwo (s. 161). — 8. Ludzie poza marginesem życia gospodarczego — str. elementy przestępcze (s. 165). — 9. Warunki pracy i powody opuszczania służby (s. 168). — 10. Zróżnicowanie płac i możliwości „dorobienia się" (s. 170). Rozdział VI. Postawy psychiczne i obyczajowość ludzi luźnych.....178 1. Uwagi wstępne (s. 178). — 2. Rodzina jako mechanizm przekaźnikowy wartości społecznych u ludzi luźnych (s. 180). — 3. Poczucie wolności (s. 183). — 4. Forma społecznego protestu u luźnych: kradzież i jej rodzaje (s. 183). --5. Postawa „żywienia się pracą rąk swoich" (s. 185). — 6. Ludzie luźni a grupy przestępcze (s. 186). Zakończenie...................192 Wykaz źródeł...................199 Wykaz skrótów................ .203 Zestawienie tabel.................204 Resume . 206