Roland Topor BILET POWROTNY Staliśmy wszyscy na pokładzie i wypatrywaliśmy na horyzoncie Statuy Wolności. Mieliśmy wrażenie, że transatlantyk płynie z coraz większą trudnością. Co się dzieje? Kapitan marszczył czoło i był chyba równie zdezorientowany jak my. Statek niemal stał w miejscu, choć kotły pracowały pełną parą. Z ust pasażerów wyrwał się nagle radosny okrzyk, a zaraz potem nastąpił jęk rozczarowania. Ujrzeliśmy słynną statuę, rysującą się na tle błękitnego nieba, trwało to jednak ułamek sekundy. Teraz bowiem statek nie tylko nie płynął naprzód, ale wręcz się cofał! Kapitan przyparty do muru przyznał, że nic z tego nie rozumie. Wtedy usłyszeliśmy silny głos, dobiegający z rufy: - Chodźcie tu wszyscy, wytłumacze wam, co się dzieje! Pobiegliśmy. Jakiś mężczyzna z wielkim nożem czekał oparty o burtę. - Nie bójcie się! Wyjaśnię wam całą zagadkę. Statek nie może płynąc dalej, bo jest przycumowany. A cumę założyłem ja sam. Spójrzcie! Ostrzem noża wskazał potężną gumę. Jeden jej koniec był mocno przywiązany do relingu, a drugi ginął w oceanie. Mężczyzna zaśmiał się histerycznie. - Zanim statek wypłynął, przymocowałem koniec gumy do nabrzeża w Hawrze. A teraz, kiedy jest napięta do ostateczności, przetnę ją. Czy wiecie, co się stanie? - Nie! - odrzekliśmy chórem. - No więc, moja żona, z którą umówiłem się w Tobolsku na głównym placu przy fontannie, zostanie zabita z odległości dwunastu tysięcy kilometrów uderzeniem tej śmiercionośnej gumy! Okrzyk zgrozy wyrwał nam się z piersi. Szaleniec jednym ruchem wprowadził słowo w czyn. Guma z głośnym gwizdem zniknęła pod wodą. Uwolniony nagle statek wzniósł się z olbrzymią prędkością ponad fale. Powietrzna podróż zakończyła się szczęśliwie. Wylądowaliśmy miękko w Los Angeles, gdzie jakaś fabryka materacy uratowała nam życie. Nie trzeba dodawać, że morderca pobędzie jeszcze dłuższy czas w więzieniu San Quentin, dokąd nikt z nas nie posyła mu paczek. INDEXSPIS GIERWSZYSTKIE LINKI