Karl Mannheim Ideologia i utopia * * * Przełożył Jan Mizinski test Lublin 1992 KARL MANNHEIM IDEOLOGIA I UTOPIA Podstawa wydania Karl Mannheim Ideologie und Utopie **" Frankfurt a/Mein 1952 ISBN 83-7038-096-4 Wstęp do wydania polskiego Jadwiga MIZINSKA Grafika na okładce Lucjan FURMAGA Sidad, łamanie i opracowanie graficzne Marek POPIELNICKI Korekta Joanna DYSZCZYK Copyright by WYDAWNICTWO "TEST BERNARD NOWAK 20-900 LUBLIN 2 SKR. POCZTOWA 185 * * * PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO Aleksander Wat w "Moim wieku. Pamiętniku mówionym", a także w pośmiertnie wydanym zbiorze esejów "Świat na haku i pod kluczem" wielokrotnie przywołuje rozmowę, jaka miała miejsce między Goethem i Napoleonem. Dwaj najwięksi mężowie swej epoki, Poeta i Cesarz, dyskutowali na zamku w Erfurcie o przeznaczeniu. "Naszym przeznaczeniem jest polityka" - uciął rozmowę Napoleon. Sam Wat nie komentuje tej wypowiedzi bezpośrednio. Wraca jednak do niej wręcz obsesyjnie, jak gdyby upatrując w niej klucza mogącego złamać zawiły szyfr naszego wieku. A także - szyfr jego osobistego losu, znaczonego młodzieńczym oczarowaniem ideami komunizmu, a następnie pozbywaniem się tego "zaczadzenia" wskutek wielokrotnych pobytów w komunistycznych więzieniach i wyniesionych zeń nieuleczalnych cierpień ciała i duszy. Istotnie, wymianę zdań pomiędzy Goethem a Napoleonem uznać można za symboliczny znak wymiany epok. Poeta, ze swoją wiarą w transcendentne powołanie człowieka i w Rozum jako narzędzie przy pomocy którego jest on w stanie zapanować nad swym przeznaczeniem, zamyka optymistyczną epokę Oświecenia, które sądziło, że obdarzona Rozumem jednostka, jest w pełni autonomiczna i skłonna do dobrowolnego zawierania "umowy społecznej", regulującej zasady współżycia z innymi, równie rozumnymi osobami. Napoleon, nazwany przez Hegla "Rozumem na koniu" - a więc uznany za wcielenie bezosobowego Rozumu Historycznego - nie podziela już tamtych złudzeń. Jako czynny polityk, choć sam będąc Imperatorem, wie ze pojedynczy człowiek nie jest bynajmniej wolny ani w swych postanowieniach, ani czynach, ani myślach, ani nawet - w motywacjach. Albowiem we wszystkich tych zakresach podlega on zdeterminowaniu przez wszechogarniający żywioł polityki. To w końcu on jest także - o czym nie zawsze się pamięta - twórcą pojęcia "ideologowie", które w charakterze inwektywy stosował wobec swych politycznych antagonistów. Musiało upłynąć wiele czasu napełnionego coraz bardziej krwawymi walkami o posiadanie, przywileje i władzę, aby owa praktyczna wiedza Cesarza stała się także udziałem filozofów. Marksizm, który z "walki klas" uczynił credo i centralną zasadę interpretowania praw historii, w pewnym sensie stanowi kontynuację i uszczegółowienie intuicji Napoleona. Wiek dwudziesty, z jego "buntem mas" i próbami jego "rozwiązania" na drodze zaprowadzenia ustroju totalitarnego (już to w wersji faszystowskiej, już - komunistycznej), doprowadził do ekstremalnego punktu polityzację ludzkiego życia. Sfera polityczna wtargnęła we wszystkie rejony egzystencji, nie wyłączając najbardziej osobistych. Słowa Napoleona stały się przepowiednią codziennych doświadczeń milionów ludzi, a nierzadko także - ich najgłębszym przeświadczeniem. Niestety, było to z reguły doświadczenie przykre, bolesne, jeśli nie zgoła tragiczne. Zarówno ci, którym przypadł w udziale los biernego przedmiotu polityki (osławionej Heglowskiej "mierzwy Historii"), jak i ci, którzy uważali się za jej podmiot, przekonali się poniewczasie, iż uczestniczyli w czymś, co ich przerosło i nad czym zapanować nie było w ich mocy. Polityka okazała się być nie tyle uległym instrumentem, służącym do wypełniania świadomie formułowanych celów, co areną gry ślepych sił i namiętności, której następstwa zaskakują i często przerażają zarówno aktorów jak i reżyserów. Z drugiej strony, jak to widać już u początków ery posttotalitarnej, przed polityką nie ma ucieczki. Nawet - i zwłaszcza - gdy został obalony znienawidzony "stary reżim", ktoś musi podejmować decyzję w imieniu innych, sprawować nad nimi władzę, borykać się z partykularnością społecznych interesów, narażając się przez to najprawdopodobniej na kolejny... żart historii. Nasuwa się przeto pytanie, czy - skoro rzeczywiście polityka jest naszym nieodwołalnym przeznaczeniem - można ją zhumanizować, uczynić racjonalną i poddaną kontroli autentycznie cennych dla ludzi wartości tak, by intencje jej twórców możliwie minimalnie odbiegały od faktycznych skutków? Temu problemowi - w ostatecznym przesłaniu - poświęcona jest przedkładana polskiemu czytelnikowi książka Karla Mannheima "Ideologia i utopia". "Ideologia i utopia" stanowi, jeśli tak można powiedzieć, teoretyczny bestseller naszych czasów. Książka ta była w zasadzie pisana dwukrotnie: w pierwszej wersji, po niemiecku, w roku 1929. Następnie, już po emigracji autora z hitlerowskich Niemiec do Anglii, doszło do opublikowania w roku 1936 wersji rozszerzonej o obszerny rozdział wstępny oraz uzupełnionej rozprawą "Problem socjologii wiedzy". Wydanie angielskie zostało opatrzone przedmową Louisa Wirtha, profesora University of Chicago, amerykańskiego entuzjasty twórczości K. Mannheima. Podstawą niniejszego tłumaczenia jest edycja trzecia, niemiecka (1952), a więc pisana na powrót w ojczystym języku autora. Konieczność powtórnego przyswojenia jej czytelnikowi niemieckojęzycznemu podyktowana była nie tylko tym, iż wydanie emigracyjne było pełniejsze, ale przede wszystkim faktem, że "zaaresztowana" wersja pierwszego wydania została zniszczona podczas bombardowania w 1943 r. "Ideologia i utopia" po każdym przypadku swych kolejnych narodzin wywoływała żywą, choć na ogół nieprzychylną reakcję. Utrafiała bowiem najwyraźniej w ducha czasów, które usiłowała opisać i poddać refleksji. Czasów, kiedy to wymarzone przez wieki utopie ludzkości sprawiedliwej i szczęśliwej zamieniały się na oczach wizjonerów w koszmarne ideologie; gdy "myślenie życzeniowe" przetestowane przez społeczną i polityczną praktykę zmuszone było rozpoznawać się jako "świadomość fałszywa". Książka Mannheima, jak on sam wielokrotnie podkreśla, nie stanowi zwartej i do końca spójnej całości. Składa się na nią pięć rozpraw pisanych w różnych okresach i z różną intencją. Połączenie ich mimo wszystko w całość bez uporządkowania, wykreślenia powtórzeń etc. motywuje autor tym, iż mając świadomość bogactwa i złożoności nękającego go problemu, decyduje się na "metodę okrężną". To jest: zamiast troszczyć się w pierwszym rzędzie o systematyczność wywodów, woli na gorąco reagować na epokę kryzysu, próbując różnych "przymiarek" dla uchwycenia jego istoty. Trud rekonstrukcji zarówno głównego problemu, jak i przewodniej idei uczonego zostaje pozostawiony Czytelnikowi. K. Mannheim jako współuczestnik, świadek, ale i ofiara dramatu pierwszej połowy naszego stulecia, stawia sobie za cel nazwać i wyartykułować jego główny wątek. Można go zrekonstruować w postaci pytania: Dlaczego jest tak, że polityka, działalność podejmowana przez ludzi po to, by zapanować i kierować ich zbiorowym losem, wymyka się im z rąk i przeradza w narzędzie destrukcji i samodestrukcji? Znaczenie i ranga twórczości K. Mannheima i jej do dziś nieprzedawniona wartość polega na tym, iż nie zadowala się on udzielaniem na to pytanie jedynie doraźnej odpowiedzi Cały kompleks kryjących się pod tą formułą problemów przenosi i rozważa na płaszczyźnie teoretycznej. I jest w tej mierze nowatorem: aby rozstrzygnąć kwestię nieskuteczności naszej wiedzy i przeciw skuteczności działań; problem "niewierności" skutków wobec zamiarów, konstruuje Mannheim całą oryginalną dyscyplinę - socjologię wiedzy. Z miejsca też zostaje uznany - obok Maxa Schelera - za jej klasyka. Lecz w tym przypadku los klasyka nie okazuje się godnym pozazdroszczenia Albowiem przez długi czas pozostaje on osamotniony, nie znajdując wspólnego języka ani z Maxem Schelerem, teoretycznie mu najbliższym, ani z panującymi naówczas teoriopoznawczymi orientacjami. Socjologia wiedzy prorokowała nieomal wszystkich już swoją nazwą. Burzyła granice między abstrakcyjnym, filozoficznym, a empirycznym poziomem i sposobem traktowania swego przedmiotu. Co gorsza - rozszerzała pojęcie wiedzy tak dalece, iż obejmowało ono, prócz "teorii", również wiedzę potoczną, zaangażowaną w praktykę, interesowną, stronniczą, krótko mówiąc - "nieczystą". Toteż ataki na nią przyszły naraz ze wszystkich stron. Wyklinali ją m.in. fenomenologowie, wyklinali też neopozytywiści, jako apologeci wiedzy bezinteresownej i prawdy bezwzględnie obiektywnej. Protestowali przeciwko "soqologii wiedzy" sami socjologowie pod pretekstem, iż ta szczegółowa nauka nie ma kompetencji do wypowiadania się na tematy epistemologiczne. Rzecz szczególnie interesująca: socjologię wiedzy zwalczali marksiści, bez względu na to, że K. Mannheim aprobował tezę K. Marksa o bytowym zakorzenieniu świadomości. Cóż więc aż tak bulwersującego głosił autor "Ideologii i utopii", że ściągała ona na siebie nie przebierającą w środkach krytykę tak dalekich od siebie pod każdym innym względem autorów, jak K. Popper, F. Znaniecki i A. Schaff? Odpowiedzieć na to pytanie to tyle, co w najbardziej lapidarnej formie odsłonić zasadniczą ideę socjologii wiedzy K. Mannheima. Gdyby - przynajmniej na chwilę - abstrahować od terminologii samego badacza, powiedzieć by można: osią dramatu człowieka jest osobliwy dramat jego wiedzy. Podczas, gdy od momentu powstania refleksji filozoficznej stworzył on sobie ideał i wzorzec prawdy bezwzględnej i wiedzy uniwersalnej, to faktyczna historia świadczy, iż w rzeczywistości może on osiągać wiedzę jedynie fragmentaryczną i prawdę nigdy ostateczną. Filozofia w swym głównym nurcie nastawiona była zawsze na artykułowanie i propagowanie epistemologicznych powinności: pouczała, o jaki gatunek wiedzy jedynie warto zabiegać. Zapatrzona w "niebo" ideałów, gdzie królowała episteme, wiedza doskonała, przeoczała bądź ignorowała te gatunki poznania, którymi faktycznie posługiwali się ludzie w swych relacjach z przyrodą, kulturą i - nade wszystko - ze sobą nawzajem. Doprowadziło to w efekcie do osobliwego rozdwojenia jaźni: do specyficznej schizofrenii świadomości. Respektując i ceniąc wyłącznie szlachetne ideały, w praktyce ludzkość korzystała przede wszystkim z doksy, wiedzy "ciemnej", "brudnej", stronniczej, interesownej. Taki stan rzeczy, trwając dostatecznie długo, zaowocował kryzysem. Egzystencjalny jego wymiar to wyzwolenie się na skalę masową irracjonalności społecznej, która, pogardzana, pozostawała poza namysłem i kontrolą zwolenników autonomicznej teorii "czystej" wiedzy. Wymiar intelektualny zaś to kompletna bezradność owej teorii wiedzy w stosunku do ekscesów zbiorowej nieświadomości, tak chętnie zawłaszczanej przez pozornie racjonalną ideologię. Jeden z "przeklętych problemów" filozofii: problem niezbieżności teorii i praktyki, uzyskuje w ten sposób nową szatę terminologiczną otwierającą nowe horyzonty poszukiwań. Oto reprezentantem teorii jawi się Rozum roszczący sobie prawa do bycia uniwersalnym, to znaczy - niewrażliwym na czas i miejsce człowieka w historii. Praktyka pozostaje natomiast we władaniu "rozumów partykularnych", świadomości realnych podmiotów społecznych, rozszczepionych i skłóconych ze sobą. Są one partykularne w kilku znaczeniach. Po pierwsze: sposób postrzegania i całościowania świata w postaci światopoglądu jest uwarunkowany chronologicznie: miejscem podmiotu w danym punkcie dziejącej się historii; Po drugie: w tej samej epoce, w ramach tego samego kulturowego wzorca światoobrazowania, rozdwaja się on co najmniej z uwagi na to, czy dany sub-podmiot zajmuje "odgórną" czy "oddolną" lokalizację w przestrzeni społecznej; czy sprawuje on władzę, czy tylko jej podlega; Po trzecie: nie dość, że nasza wizja świata jest zdeterminowana temporalnie i spacjalnie, to jeszcze nie może ona być uniwersalna dlatego, że niejako za plecami świadomości; tego, co werbalizowalne i komunikowalne zalega niezgłębiona sfera podświadomości i nieświadomości. Przy tym jest tak, że właśnie owe ukryte przed samą świadomością jej podziemne złoża stanowią siedzibę motywacji działania i myślenia. Rzecz w tym, iż motywacje deklarowane ekspressis verbis zwykły się nie pokrywać z tymi, jakie autentycznie powodują naszymi zachowaniami i działaniami. Dlatego też ludzie są bez przerwy zaskakiwani przez fenomen świadomości fałszywej, to jest takiej, w której zachodzi podwójne przesunięcie: poznawcze i aksjologiczne. Przesunięcie aksjologiczne zasadza się na podawaniu w charakterze motywu postępowania interesu ogólnego tam, gdzie naprawdę operuje wyłącznie interes partykularny. W następstwie tego aksjologicznego podstawienia, dochodzi do sfałszowania statusu obrazu świata. Obraz ten jest ogłaszany jako "obiektywny", podczas gdy może on być jedynie intersubiektywny. W sytuacji, gdy o "prawdę obiektywną" konkurują podmioty zbiorowe o sprzecznych, choć jednakowo partykularnych interesach, dochodzi do szczególnego zjawiska "walki ideologicznej". Pod pozorami, że jest to walka o wartość szlachetną - Prawdę jako taką - w istocie chodzi o zapanowanie nad umysłami, ich zniewolenie bądź na drodze "oczarowania" bądź zastraszenia po to, by zdezorientowani ludzie stali się bezkrytycznymi wykonawcami danego interesu politycznego. Lecz to, co dotąd powiedziane, nie wyjaśnia jeszcze przyczyn, dla których socjologia wiedzy wzbudziła tak ostre sprzeciwy. Twierdząc, iż myślenie realnych podmiotów jest i musi być stronnicze, stanowiła wyzwanie dla epistemologii obiektywistycznych. Dlaczego wszakże drażniła też marksistów, z którymi podzielała przecież pogląd o fundamentalnym uwikłaniu świadomości społecznej w społeczny byt? Otóż dwie te koncepcje, w równym stopniu zafascynowane fenomenem "fałszywej świadomości", rozchodziły się radykalnie w momencie podawania "recepty" przydatnej dla leczenia tej dewiacji. Rozwiązanie marksistowskie jest aż nadto dobrze znane: likwidacja zjawiska samookłamywania się świadomości jest tu wiązana z takimi przemianami w społecznym bycie, by dzięki nim przestał on generować przesłanki partykularności. Świadomość pojedna się ze sobą, przestanie produkować wymyślne fantazmaty, gdy wszystkie podmioty odzyskają równoprawne i równorzędne miejsca. Sprawiedliwe, uczciwe społeczeństwo równych sobie jednostek nie będzie już niczym prowokowane do okłamywania innych i siebie samego. Rewolucja, która ostatecznie przywróci harmonię zakłóconą przez historię walki klas, zapewni też raz na zawsze powszechną intersubiektywność wiedzy, a więc jej uniwersalność. K. Mannheim nie podziela tego optymizmu i epistemologicznego entuzjazmu. Uważa, że interesowność i partykularność to nie po prostu przypadłości natury ludzkiej, ich skażenia, dające się usunąć przez polityczne rozwiązania, ale - że jest to fakt wynikający z ograniczoności ludzkiej kondycji. Jako istoty śmiertelne, historyczne jesteśmy "skazani" na takie a nie inne miejsce w historycznym i kulturowym momencie dziejów. Nie potrafimy wyrwać się z ram swoich czasów, żyć poza historią i kulturą. A ponieważ właśnie od nich dziedziczymy formy i - częściowo - treści, a także wartości "którymi myślimy", przeto wizja automatycznego pojednania wszystkich we wspólnym myśleniu jest znów jawną utopią. Marksizm, który odnosi prawa determinacji myślenia do wszystkich podmiotów poza samym sobą, nadużywa odkrytej właśnie przez siebie prawidłowości. Tak samo, jak każda inna wizja świata, również i ta, jest tylko jedną z możliwych i cząstkowych. Jeśli marksista miałby być konsekwentny, winien - relatywizując wszystkie typy świadomości do interesów życiowych ich podmiotów, zastosować tę procedurę również do siebie samego. Czym wobec tego różni się socjopoznawcze rozwiązanie problemu "fałszywej świadomości" od jego rozwiązania marksistowskiego? Jakkolwiek koncepcja K. Mannheima nie jest w kwestii sposobów przezwyciężania źródeł i następstw myślenia iluzyjnego zbyt jednoznaczna, różnica z marksizmem jest u niego zasadnicza. Od strony formalnej wyraża się ona w dążeniu do zastąpienia tradycyjnej "teorii ideologii" (której początki sięgają wieku XVIII) socjologią wiedzy właśnie. Teoria ideologii bowiem jest swego rodzaju teorią ad hoc, powołaną do praktycznego zwalczania fałszów świadomości stwierdzanych wyłącznie u politycznego przeciwnika. Posługuje się ona "sztuką podejrzeń", metodą tropienia niejawnych interesów stojących za rzekomym obiektywizmem i uniwersalizmem danego światopoglądu. Ponadto traktuje ona ową skłonność do maskowania interesów rzeczywistych, a więc - oszukiwania innych i samooszustwa - jako historyczną, przejściową, akcydentalną przypadłość - społecznej świadomości. Zniknie ona natychmiast, jak tylko sam byt społeczny zostanie uzdrowiony. Bowiem w tej koncepcji ideologia jawi się jako symptom schorzenia społecznych stosunków: wyalienowana, nieadekwatna