K.S. Rutkowski TAJEMNICA „Nie chciałem Nic ci powiedzieć nie chciałem Widziałem w twoich oczach Dwa drzewka rozszalałe Z wiatru, ze śmiechu, ze złota Rozkołysane Nie chciałem Nic ci powiedzieć nie chciałem” (F. G. Lorka „Na ucho dziewczynie”) Przez jakiś czas potem, doszukiwałem się powodów jego czynu, jednocześnie obwiniając siebie i wszystkich innych jego przyjaciół, że go nie wysłuchaliśmy, kiedy jeszcze było widać, że coś go gryzie i że z chęcią by o tym komuś powiedział i że niczego nie zrobiliśmy, kiedy już o tym mówić nie chciał, wyciszył się i zaczął unikać ludzi. Byłem pewien, że gdyby wtedy ktoś z nas wyciągnął do niego rękę, przyjąłby ją i udałoby się wydobyć go z rezygnacji, w którą powoli popadał. Często potem przypominałem sobie to jego niepokojące spojrzenie z końcowego okresu jego życia, apatyczne, zagubione i pełne smutku. Błagające o pomoc. Modlące się o nią. Krzyczące o ratunek. Prześladowało mnie nawet nocami, w jednym śnie, który przez długi czas często się powtarzał. Staliśmy w tym śnie na przeciwko siebie i w milczeniu wpatrywaliśmy się w swoje skamieniałe, smutne twarze. Jego oczy pełne były właśnie tego bezgranicznego żalu, który charakteryzował je w ostatnie dni. Ten sen nigdy się nie kończył, za każdym razem, nie wiedzieć czemu, budziłem się w jego trakcie. I chociaż zawsze próbowałem od razu ponownie zasnąć, żeby dośnić go do końca, nigdy to mi się nie udawało. A przeczuwałem, że właśnie na jego końcu znajdują się odpowiedzi. Nikt nie wiedział dlaczego to zrobił. Insynuowano, przypuszczano, ale nikt nie wiedział na pewno. Nie było żadnego pożegnalnego listu, przyczyny jego czynu pozostawały więc tajemnicą. Nawet ja nie domyślałem się ich, choć przez lata, on i ja, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Często zwierzał mi się, ale powodów zgryzoty męczącej go przez kilka tygodni przed jego samobójczą śmiercią, nigdy się od niego nie dowiedziałem ... Bo szczerze mówiąc nawet nie starałem się ich poznać. Zakochany wtedy z wzajemnością w przepięknej dziewczynie, która nagle i zupełnie przypadkiem pojawiła się w moim życiu, cały swój czas poświęcałem jej, nie mogąc się nią nasycić, o niej tylko mówiąc i jej towarzystwa tylko pragnąc, nie przyjaciół, którzy przestali mnie wtedy w ogóle obchodzić. Z tego właśnie powodu nie dostrzegałem jego powolnej agonii, choć widywałem go prawie co dzień. A mogłem... To nie byłoby trudne. Ale wtedy kochałem. Tak zawsze tłumaczyłem się przed sobą. I było to dobre wytłumaczenie. Miłość przecież zaślepia każdego. Czas powoli uśmiercił smutek. Moje młode życie, które wtedy jeszcze nieporadnie wychodziło z dzieciństwa, po tym zdarzeniu, z różnych przyczyn nabrało prędkości, coraz szybciej wchodząc w dorosłość. Niedługo po tym samobójstwie zdałem maturę, po niej zacząłem studia, a potem ... Krótko mówiąc życie pobiegło dalej. Ta śmierć więc, jak również wiele innych ważnych zdarzeń, na długi czas odeszła w zapomnienie. Powróciła dopiero przed kilkoma dniami, po wielu latach, gdy jestem mężem i ojcem. Spadła w moje życie nagle i niespodziewanie. Zwykle w taki sposób cienie oddają jasności ukrywane sekrety. Od lat nie mieszkam w rodzinnym mieście. Czasami jednak do niego przyjeżdżam, odwiedzam krewnych, spotkam się ze starymi kumplami, ale prawie nigdy, będąc tu, nie robię sobie wypadów w przeszłość, zwłaszcza do wydarzeń tragicznych. Nie należę do tego typu ludzi. Moje życie biegnie szybko, napędza je dynamika zrobionych przeze mnie z powodzeniem interesów, a pośpiech nie sprzyja w oglądaniu się za siebie. Zresztą nie lubię tego robić, nie chcę ... I zwykle ilekroć przyjeżdżam do rodzinnego miasta udaje mi się nie przywoływać niczego, co najlepiej czuje się ukryte w mrokach. Może, gdy się po to nie sięga, życie jest prostsze i o wiele lżej jest człowiekowi na duszy. A może po prostu jest się tchórzem, dla którego każda wędrówka w przeszłość, może okazać się konfrontacją z prawdą, którą przez lata starannie (i być może całkiem nieświadomie) maskowało się fałszem. Jednak tym razem zostałem pokonany. Groby krewnych i znajomych na cmentarzach zawsze snują jakieś opowieści. I chcą nie chcąc musi się ich wysłuchać. Parę dni temu wysłuchałem kilku takich opowieści. Ożyło kilka zdarzeń i kilka od dawna umarłych twarzy. Wszystko przez żonę, która lubi odwiedzać cmentarze. Jest moim całkowitym przeciwieństwem, uwielbia podróże w minione chwile. Jej zasługą jest, że na grobach moich bliskich w końcu zapłonęły nasze świeczki. Gdy przyjeżdżam tu sam, nigdy nie zaprzątam sobie tym głowy. Jego grób pozostał w mojej pamięci takim jakim widziałem go w dniu pogrzebu - kopczykiem świeżej ziemi, nakrytym niezliczonymi wieńcami. Po latach zastałem zadbany, marmurowy nagrobek ze zdjęciem w pozłacanym medalionie, zdjęciem, które miało okazać się kluczem do rozwikłania starej tajemnicy. Kim on był? - zapytała w pewnej chwili moja żona, przyglądając się tej fotografii. Najlepszym przyjacielem, odparłem i pokrótce opowiedziałem jej jego historię. Ładny był z niego chłopak - stwierdziła - gdy skończyłem mówić dodając po chwili: taki kobiecy. I właśnie te jej ostatnie słowa gwałtownie przywołały przeszłość. Usłyszawszy je, w wyniku nagłego olśnienia, po raz pierwszy spojrzałem na wspomnienia o nim, mimo upływu lat, jak się okazało, wciąż wyraźnie wyryte w mojej pamięci, zupełnie innymi oczami. Przeniknęły one do ich wnętrza, dostrzegając to co było w nich ukryte, a co tylko czas potrafił z nich wydobyć. Wielu ludzi zmuszonych jest przybierać maski, za którymi ukrywają swoje lęki i słabości, prawdziwe twarze których się wstydzą. Żyją wtedy przyjmując pozy, stwarzając pozory, udając normalność. Czasami takie oszukiwanie otoczenia może trwać całe życie, a czasami rola, którą przyjęli może na dłuższą metę okazać się ponad ich siły, zwłaszcza jeśli nie chcą zaakceptować siebie takimi, jakimi są naprawdę. Szukają wtedy ratunku, często jednak nie znajdując już go. I wtedy niezrozumiani, niepewni i zaszczuci własnymi myślami, samotni wśród przyjaciół, decydują się na ten krok, po którym nie ma już innych. Tego dnia na cmentarzu, stojąc nad jego grobem, odkryłem, jak przypuszczałem, powód jego czynu. Odkryłem tę jego ostatnią tajemnicę patrząc na fotografię, z której młoda twarz o dziewczęcej urodzie spoglądała na mnie, jak wydawało mi się, z takim samym głębokim przywiązaniem w oczach, z jakim spoglądała na mnie w moich wspomnieniach. Są proste historie, które opowiadają się od razu, bo nie skrywają tajemnic, są też takie, które mimo pozornej prostoty, mają ich wiele i te właśnie, rzadko kiedy, dają się do końca opowiedzieć w realnym świecie. Rzeczywistość nie sprzyja poznawaniu zawartej w nich prawdy. A prawda tej historii znajdowała się właśnie daleko poza jawą, choć zawsze w mojej głowie. Tylko przez lata była w jakimś zapomnianym, nieużywanym pokoju do którego zapodziałem kluczyk. Wizyta na cmentarzu i słowa żony pomogły mi go odnaleźć. I jeszcze tej nocy moja odblokowana podświadomość w końcu otworzyła nim ten właściwy zamek. Sen, który już od lat mi się nie śnił i którego już nigdy śnić nie oczekiwałem, ostatecznie upewnił mnie we wszystkim. Znowu ja i mój umarły przyjaciel stanęliśmy na przeciwko siebie. Jednak tym razem ten sen dośnił mi się do końca. Mój przyjaciel otworzył w końcu usta chcąc coś mi wyznać, nie mogąc się jednak na to zdobyć rozpłakał się tylko, odwrócił i odszedł. A ja spoglądając za nim, chyba już na zawsze znikającym na ścieżce snu, zrozumiałem, że jego łzy były łzami niespełnionej miłości. Pamięci D.P. Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl