Kim Stanley Robinson Ilustrowana historia dwudziestego wieku Jeśli prawdy nie można znaleźć na pólkach British Museum, to gdzie jest prawda pytam, biorąc notes i ołówek! Wirginia Woolj Dzienna porcja ostrego światła wyraźnie poprawia nastrój ludziom der piącym na' depresję, więc codziennie, o ósmej wieczorem, Frank Churchill szedł do kliniki na Park Avenue i spędzał tam trzy godziny w pokoju rozjaśnionym szesnastoma setkami watów białego światła. To nie to samo co mieć słońce w pokoju, ale było jasno - mniej więcej tak, jakby szesnaście gołych żarówek wisiało pod sufitem. Tutaj żarówki zastąpiono prawdopo-1 dobnie długimi świetlówkami, umieszczono je za taflą białego plastiku i sufit; jarzył się całą powierzchnią. Frank usiadł za stołem i bazgrał fioletowym długopisem w bloczku o różowych kartkach. A potem nadeszła jedenasta i wyszedł na zewnątrz, na wietrzną ulicę, mrużąc oczy, gdy światła przepływały w mroku. Poszedł do domu, do pokoju utrzymanym w stylu późnych lat osiemdziesiątych. Miał wrócić do kliniki jutro o piątej rano na leczenie przed świtem, ale teraz nastała pora na sen. Czekał na nią z niecierpliwością. Od trzech tygodni przechodził kurację i czuł się już zmęczony. Właściwie leczenie zdawało się skutkować. O ile umiał powiedzieć. Stan jego zdrowia miał poprawiać się o dwadzieścia procent tygodniowo, ale Frank nie bardzo wiedział, na czym ma polegać. W jego pokoju mrugało światełko automatycznej sekretarki. Agent zostawił wiadomość, żeby Frank zaraz oddzwonił. Była już prawie północ, ale wykręcił numer i jego agent podniósł słuchawkę po pierwszym sygnale. - Cierpisz na DSPS - stwierdził Frank. - Co? Co? - Delayed Spfeep Phase Sydrom, Zespół Opóźnionej Fazy Zasypiania. Wiem, jak się tego pozbyć. - Frank! Posłuchaj, znalazłem dla ciebie znakomitą ofertę. - Dużo masz zapalonych świateł? - Co? Ach, no właśnie, a jak z tym? - Poprawiło mi się chyba o sześćdziesiąt procent. - Dobrze, dobrze. Tak trzymać. Słuchaj, znalazłem coś, co ci pomoże na sto procent. Wydawca w Londynie chce, żebyś tam pojechał i napisał książkę o dwudziestym wieku. - Jaką książkę? - Twój standard, Frank, tylko tym razem masz nakreślić ogólny obraz. Zebrać to, co jest w pozostałych twoich książkach, że tak powiem. Chcą z tym zdążyć do przełomu wieków i ma to być duża rzecz, ilustrowana, ze sporą czcionką... - Książka na stolik w salonie? 68 Kim Staniey Robinson Oczywiście, że ludzie będą się chcieli popisać czymś takim przy kawie, |to nie znaczy... Nie chcę pisać kolejnej salonowej książki. Frank... I czego chcą? Dziesięciu tysięcy stów? Chcą trzydziestu tysięcy, Frank. I dadzą ci osiemdziesiąt tysięcy zaliczki. [b go zastanowiło. Czemu aż tyle? Dopiero zaczynają publikować, przyszli prosto od komputerów i są wyczajeni do liczb tego rzędu. Inna skala. To na pewno. Ale ja nadal nie chcę tego pisać. Frank, przestań, jesteś do tego jedyny! Jedyny spadkobierca Barbary iman! - Tym reklamowano go na okładkach tanich wydań jego książek. 3icą, żebyś to był właśnie ty. Wiesz, Churchill o dwudziestym wieku, ha, iTo naturalne. - Nie mam ochoty tego robić. - Frank, mógłbyś wykorzystać te pieniądze. Zdaje się, że masz kłopoty z eniem rachunków... - Tak, taak. - Pora na nowy chwyt. - Pomyślę o tym. - Im się spieszy, Frank. - Wydawało mi się, że mówiłeś o przełomie wieków. - Mówiłem, ale wtedy będzie już dużo takich książek, a oni chcą być ferwsi. Chcą stworzyć pewien typ publikacji i trzymać się go przez kilka lat. p by było świetne. - Zmieniliby go w przeciągu roku. Jeszcze przed ukazaniem się książki, śli znam się na tym. Jego agent westchnął. - Przestań, Frank. Mógłbyś te pieniądze wykorzystać. A jeśli chodzi o źkę, to będzie taka, jaką napiszesz, zgadza się? Zajmowałeś się tym przez życie i nadarza się szansa, żeby to podsumować. Poza tym masz wielu ytelników. Ludzie będą cię słuchać. - Jego głos stał się piskliwy z przejęcia. Nie pozwól, żeby taka okazja przeszła ci koło nosa przez to, co cię otkało! Zresztą praca jest najlepszym lekarstwem na depresję. No i masz ansę wpłynąć na nasz sposób myślenia o tym, co się wydarzyło! Za pomocą salonowej książki? Cholera, nie myśl w ten sposób! To jak mam myśleć? Jego agent wziął głęboki oddech, wypuścił powietrze i mówił bardzo powoli: - Myśl o tym jako o osiemdziesięciu tysiącach funtów, Frank. Jego agent niczego nie rozumiał. Jednakże gdy następnego dnia siedział pod jaskrawym, białym sufitem, | mażąc zielonym długopisem po żółtym papierze, zdecydował się jechać do 'ILUSTROWANA HISTORIA DWUDZIESTEGO WIEKU 69 Anglii. Nie chciał już siedzieć w tym pokoju; bał się, bo podejrzewał, mogło już przestać na niego działać. Nie był w sześćdziesięciu procen zdrowszy. I nie chciał próbować terapii narkotykami. Z jego mózgiem już wszystko w porządku, nie odczuwał też żadnych fizycznych doleglhs choć może nie miało to wielkiego znaczenia, stanowiło jednak powód] opierał się pomysłowi terapii za pomocą tych środków. Chciał pozostać t jaki był, i miał po temu powody! Technik oświetleniowy uważał, że już takie podejście samo w s< stanowiło dobry znak. - Poziom serotoniny prawidłowy, tak? Więc nie jest źle. Poza tym I dyn leży bardziej na północ niż Nowy Jork, więc odzyskasz tam światło, k tracisz tutaj. A gdybyś potrzebował go jeszcze więcej, to zawsze mo ruszyć dalej na północ, nie? Zadzwonił do Charlesa i Ryi Dowlandów, aby dowiedzieć się, czy bę mógł u nich zamieszkać. Okazało się, że następnego dnia wyjeżdżał Florydę, ale i tak go zapraszali; chcieli, żeby ktoś opiekował się ich mieś niem, gdy wyjadą. Frank już kiedyś wyświadczał im tę przysługę, tal dysponował nawet kluczami.: "Dzięki" powiedział. W gruncie rzeczy tak lepiej. Nie żywił ochoty do rozmów. Spakował zatem plecak, wrzucił doń sprzęt campingowy oraz ubra następnego ranka poleciał do Londynu. Dziwne, jak ludzie teraz po żują: wskoczył do taksówki pod domem, a potem przez kilka go przenosił się z jednego pomieszczenia do drugiego. Na powietrze wys dopiero w Camden na stacji metra, jakieś sto metrów od mieszkania Dc dów. Kiedy przechodził Camden High Street i minął kino, wsłuchując s odgłosy Londynu, ogarnęło go dawne przyjemne uczucie. To była jego s metoda: przyjechać do Londynu, mieszkać u Charlesa i Ryi, dopóki si< znalazło jakiegoś kąta, zbierać materiały i pisać w British Mus< odwiedzać anykwariaty na Charing Cross, a wieczorami siedzieć z Charle i Ryą, oglądać telewizję i gadać. W ten sposób żył w trakcie pisania s^ czterech książek. Mieszkanie znajdowało się nad sklepem rzeźnika. Wszystkie ściany zastawione półkami pełnymi książek, półki widniały w ubikacji i w łazi oraz nad wezgłowiem gościnnego łoża. Gdyby zdarzyło się trzęsienie z (raczej mało prawdopodobne), gość zostałby pogrzebany pod setką toi poświęconych historii Londynu. Frank rzucił swój bagaż na łóżko w pokoju gościnnym i minąwszy pól twórczością poetów angielskich, zszedł na dół. Salon był prawie zap wypełniony stołem założonym książkami i papierami. Na dole, w boczne cy znajdował się targ i dochodziły stamtąd głosy przekupniów, którzy skł; swoje stragany. Choć minęła już dziewiąta, słońce nie zachodziło. Te p 70 Kim Stanicy flofo ve dni były już dość długie. Prawie tak długie, jakby Frank nadal brał w terapii. :edł na dół, kupił warzywa i ryż, potem wrócił do domu i przyrządził lie. Okna kuchenne miały kolor słońca i małe mieszkanie lśniło, ołując swoich właścicieli tak intensywnie, iż niemal zdawało się, że są w becni. Nagle poczuł, że chciałby, żeby tak było. posiłku włączył odtwarzacz CD i puścił płytę z muzyką Haendla. mął zasłony w salonie i usiadł w fotelu Charlesa ze szklaneczką rskiego wina w ręku i otwartym notatnikiem na kolanach. Patrzył, jak 3we światło przebija spod chmur na północy i próbował myśleć o przy-;h pierwszej wojny światowej. no obudziły go głuche uderzenia siekiery, którą rąbano kawały zamro-o mięsa. Zszedł na dół i zjadł płatki z mlekiem, przeglądając aeśnie "Guardiana", potem pojechał metrem na stację Tottenham Road i poszedł do British Museum. y okazji książki "Belle Epoque" zbierał już materiały dotyczące okresu wojennego, ale pisanie w bibliotece Museum było obyczajem, z którego ciał rezygnować. Sprawiało, że stawał się częścią tradycji sięgającej aż irksa i dalej. Pokazał bibliotekarzowi swoją ciągle jeszcze ważną kartę i i miejsce w rzędzie, w którym zazwyczaj siadał większą część "Entre Guerres" napisał właśnie tutaj, pod czołowymi płatami wielkiej, czasz-ej kopuły. Otworzył notatnik i zapatrzył się w pustą stronę. Powoli Slił: "1900 do 1914". Potem znów zapatrzył się w stronę. o poprzednia książka koncentrowała się na wystawnych wybrykach eu-kiej przedwojennej klasy rządzącej, jak to ostro określi^młody i zdecy-lie lewicujący recenzent "Guardiana". Po dotychczasowym badaniu yn wybuchu pierwszej wojny zgadzał się z powszechnie panującą opi-ft to wynik narastającego nacjonalizmu, dyplomatycznego ryzykanctwa ilku zwodniczych przykładów z poprzedniego dwudziestolecia. Wojna 'kańska, rosyjsko-japońska czy oba starcia na Bałkanach pozostały konni lokalnymi i niekatastrofalnymi; ale też zaszło kilka wydarzeń, jak a marokańska i jej podobne, które postawiły dwie wielkie koalicje niemal wędzi konfliktu, lecz nie zdołały ich doprowadzić do starcia. Tak więc, kiedy 3-Węgry po zabójstwie Ferdynanda żądały od Serbii niemożliwego, nikt nie Mzypuszczać, że sprawa skończy się okopami i masakrą. toria jako przypadek. Cóż, nie da się ukryć, że sporo w tym prawdy. jednak myślał o cieszących się na myśl o wybuchu wojny tłumach na li wszystkich większych miast, o zaniku pacyfizmu, który zdawał się być iłą; o, mówiąc wprost, wcale nie anonimowym poparciu dla zbrojnego ^tu ze strony wpływowych obywateli europejskich mocarstw. Poparciu ijny, do której nie było rzeczywistego powodu! ło się w tym coś niewątpliwie tajemniczego i tym razem postanowił, że OWANA HISTORIA DWUDZIESTEGO WIEKU 71 przyjrzy się temu dokładnie. Wymagałoby to zwrócenia uwagi na poprą stulecie, PaxEuropeana\ w gruncie rzeczy był to wiek krwawego jarzma, geum imperializmu, dzielenia większej części świata między mocarstwa. je te rozwijały się kosztem swoich kolonii, które cierpiały poniżającą nędz! potem mocarstwa wykorzystały swoje dochody na konstruowanie brc użyły tej broni przeciwko sobie, niszcząc się wzajemnie. Kryła się w tym jakaś przedziwna sprawiedliwość, podobnie jak w sytu gdy wielokrotny morderca w końcu zwraca pistolet przeciwko sobie. E koniec winy, koniec cierpień. Czy to naprawdę mogło stam wytłumaczenie? Podczas pobytu w Waszyngtonie ze swoim umierającyn cem Frank odwiedził Mauzoleum Lincolna. Tam, na ścianie z prawej str widniał cytat z drugiego przemówienia prezydenta, wyryty drukowanymi rami z pominięciem znaków przestankowych - udziwnienie, które w _ sposób dodawało jeszcze przemowie biblijnej mocy - a słowa o toczące wojnie brzmiały: "LECZ JEŚLI BÓG CHCE BĘDZIE TO TRW^ DOKĄD CAŁE BOGACTWO ZGROMADZONE PRZEZ NIEW NIKÓW PRZEZ DWA I PÓŁ WIEKU NIEODPŁACONEGO ZNi NIE ZOSTANIE POGRZEBANE I DOKĄD KAŻDA KROPLA K] UTOCZONEJ BATEM NIE ZOSTANIE ODPŁACONA KRWIĄ BYTĄ MIECZEM TAK JAK TO ZOSTAŁO POWIEDZIANE TI TYSIĄCE LAT TEMU NADAL WIĘC MUSIMY POWTAR: SPRAWIEDLIWE SĄ SĄDY PANA»". Przerażający pomysł, płynący wprost z tej mrocznej części charakteru colna, której nigdy nie skrywał dość głęboko. Jako wyjaśnienie genezy ^ kiej Wojny nie wydawał się jednak odpowiedni. Możliwe, że pogląd tak znawali królowie i prezydenci, generałowie i dyplomaci, oficerowie impe na całym świecie; oni wiedzieli, co robią, ale mogli zostać pchnięci do zb wego samobójstwa nieświadomym poczuciem winy. Lecz przeć człowiek, wiwatujący riS ulicy na wieść o wybuchu powszechnej wojny? dziej prawdopodobne wydawało się, że taki człowiek uczestniczył po pro; kolejnej manifestacji nienawiści do innych. Wszystkie moje kłopoty to t wina! Andrea i on często to sobie mówili. Każdy tak robił. A jednak... ciągle miał wrażenie, że, podobnie jak innym ludziom, prz ny umykają jego uwadze. Może to po prostu czysta przyjemność niszcz Co jest pierwotną reakcją widoku budowli? Zburzyć ją. Co jest pierw reakcją na widok obcego? Atak. Czuł, że odbiega od tematu, popadając w rozważania nad "m człowieka". To będzie stały problem przy pracy tych rozmiarów. I, niezah od przyczyn, rok 1914 istniał, nie dawał się pominąć, nie dawa wytłumaczyć, musiał pozostać niezmienny. "I NADESZŁA WOJNA". W swoich poprzednich książkach Frank nigdy nie pisał o wojnach. Na do tych, którzy wierzą, że prawdziwa historia to wydarzenia z czasu pok że podczas wojny wynik można równie dobrze rozstrzygnąć przez rzut kc 72 Kim Staniey Rób 1 od razu przystąpić do omawiania traktatów pokojowych. Dla każdego, z [tkiem historyków wojskowych, interesujące sprawy zaczynały się dopie- uedy wojna się kończyła. de teraz nie był tego taki pewien. Obecne poglądy na Belle Epoqne aly zniekształcone, bo zwykło się o niej myśleć przez pryzmat wojny, któ- | zakończyła; znaczyło to, że wojna w jakiś sposób zdominowała Belle que, w każdym razie w jego oczach. Zdaje się, że aby zrozumieć to stule- teraz będzie musiał pisać właśnie o tym. I pod tym kątem będzie musiał tocząc badania. •odszedł do stołów z katalogami. Gdy słońce zaszło za chmury, w sali inował mrok. Frank poczuł chłód. 'rzeź długi czas zaskakiwały go liczby. Żeby zgnieść ofensywę z okopów, o arytlerii o zdumiewającej mocy: pod Sommą Brytyjczycy umieścili ła co dwadzieścia metrów wzdłuż cztcrnastomilowcgo odcinka frontu i irzelili półtora miliona pocisków. W kwietniu 1917 roku Francuzi wybili ich sześć milionów. Niemiecka Gruba Berta strzelała na wysokość emdziesięciu pięciu mil, głównie zresztą w przestrzeń. Pod Verdun do do "bitwy", która ciągnęła się dziesięć miesięcy i w której śmierć iosło prawie milion ludzi. trytyjski odcinek frontu miał dziewięćdziesiąt mil długości. Każdego dnia ay około siedmiu tysięcy ludzi padało rannych lub zabitych - nie w jakiejś kretnej bitwie, ale w wyniku przypadkowej strzelaniny lub bombardowań. ywano to "stratami". 'rank przestał czytać, oczami duszy ujrzał nagle Mauzoleum Ofiar Wiet-lu. Odwiedził to miejsce zaraz po opuszczeniu Lincoln Memoriał i widok wszystkich nazwisk wyrytych na czarnych, granitowych płytach zrobił na ogromne wrażenie. Przez chwilę wyobrażał sobie tych wszystkich ludzi - a, biała linijka dla każdego z nich. 'od koniec każdego miesiąca Wielkiej Wojny Brytyjczycy mieli wystar-qcą liczbę zabitych, by zapełnić cale to Mauzoleum. I tak przez dziesiąt jeden miesięcy. Wypełnił rewersy i oddał je bibliotekarzom w środkowym kręgu stołów, ;m wziął książki, które zamówił wczoraj i wrócił do swojej kabiny. iglądał tomy i robił notatki, spisując głównie liczby oraz dane statystyczne. yjskie fabryki wyprodukowały dwieście pięćdziesiąt milionów pocisków. aźdej wielkiej bitwie ginęło pół miliona ludzi lub więcej. Około dziesięciu anów poniosło śmierć na polach bitew, a kolejne dziesięć na skutek rewo-, chorób i głodu. ;o jakiś czas przestawał czytać i próbował pisać; nigdy jednak nie zapuścił jałeko. Napisał parę stron o ekonomii wojny. Organizacja rolnictwa i imysłu, szczególnie w Niemczech za Rathenaua i w Anglii za Lioyda irge'a, przypominały mu bardzo współczesny sposób kierowania tymi TROWANA HISTORIA DWUDZIESTEGO WIEKU 73 sprawami. Można było prześledzić rozwój kapitalizmu aż do ulepszeń pro nowanych w czasie Wielkiej Wojny przez Rathenaua w jego Kriegsrohsi fabteilung ("Zarządzanie gospodarką w czasie wojny") albo w Zentral L«! ufs-Gesellschaft. Cały przemysł został ukierunkowany na zwalczanie przeć nika; kiedy wojna się skończyła i wróg przestał istnieć, organizacja pozosU Ludzie nadal poświęcali to, co zaoszczędzili, ale teraz czynili to dla korpora które w danym systemie zajęły miejsce wojennych rządów. Tyle jeśli chodzi o pogrążony w Wojnie dwudziesty wiek. Potem, o jede, stej rano, jedenastego listopada 1918 roku podpisano zawieszenie broni.' go ranka jak zwykle trwał ostrzał, tak więc do jedenastej zginęło wielu lud Wieczorem Frank pędził do domu, ledwo unikając burzy. Powiet pociemniało jak przydymione szkło. I wojna nigdy się nie skończyła. Pomysł, że dwie wojny były właściwie jedną, nie był jego pomysh Powiedział tak kiedyś Winston Churchill, podobnie twierdził nazista Alf Rosenberg. Widzieli oni lata dwudzieste i trzydzieste jako okres przejście czas na przegrupowanie się w środku dwustronnego konfliktu. Oko cyklo Dziewiąta rano, a Frank jeszcze ciągle w mieszkaniu Dowlandów maru' nad płatkami, przeglądał "Guardiana" i swoje notatki. Każdego rana póz zaczynał pracę i chociaż to był maj, dni me wydawały mu się coraz dłuż Raczej na odwrót. Istniały argumenty, które przemawiały za tym, że nie była to jedna wq Lata dwudzieste nie sprawiały złowieszczego wrażenia, w każdym razie momentu podpisania układu w Locarno w 1925: Niemcy przetrwały upa finansowy, a ogólna ekonomiczna poprawa wydawała się trwała. Dopiero trzydzieste ukazały rzeczywisty stan rzeczy: wielki kryzys, nowe demokr; zmieniające się w faszyzm, okrutna hiszpańska wojna domowa, śm głodowa kułaków, okropna atmosfera fatalizmu. Uczucie staczania sii przepaść, bezradnego wpadania z powrotem w wojnę. Tym razem wyglądało to inaczej. Wojna Totalna. Niemieccy stratę wojskowi wymyślili to określenie w latach dziewięćdziesiątych XDC wieku, analizowali kampanię Shermana w Georgii. Potem sądzili, że prowadzą talną wojnę, kiedy torpedowali neutralne statki w 1915 roku. Byli w błęd Wielka Wojna nie była wojną totalną. W 1914 roku plotka, że niemk żołnierze zabili osiem belgijskich zakonnic, wystarczyła, żeby zaszoko społeczność światową, a później, gdy zatopiono "Lusitanię", spotkało się tak ostrym protestem, że Niemcy zgodzili się pozostawić statki pasażerski spokoju. Mogło się to wydarzyć tylko w świecie, w którym ludzie nadal u żali, że podczas wojen armie zwalczają armie, a żołnierze zabijają żołnie natomiast cywile, chociaż cierpią różne niewygody i mogą ginąć przypad wo, nigdy nie stanowią właściwego celu. Tak wyglądały wojny w Europie czasów renesansu: inaczej mówiąc - dyplomacja. 74 Kim Stanicy Robir lienito się to w 1939. Być może tylko dlatego, że z technicznego punktu enia osiągnięto możliwość prowadzenia totalnej wojny w formie masó-»rażenia z powietrza. Z drugiej strony mógł to być skutek lekcji.otrzyma-v czasie Wielkiej Wojny i tego, co ze sobą niosła. Na przykład zbrodnia ełniona przez Stalina na kułakach: pięć milionów ukraińskich chłopów za-, bo Stalin chciał kolektywizować rolnictwo. Żywność wywożono celowo i urodzajnego regionu, dostawy ratunkowe wstrzymywano, niszczono ; zapasy; kilka tysięcy wiosek zniknęło, gdyż wszyscy ich mieszkańcy wyli z głodu. To była wojna totalna. iźdego ranka Frank wertował wielkie tomy katalogów, jakby oczekiwał, ajdzie w nich jakiś inny dwudziesty wiek. Wypełniał rewersy, odbierał u zamówione poprzedniego dnia, zanosił je do swojej kabiny. Czas ał raczej czytając, niż pisząc. Dni były-pochmurne, a pod ogromną ułą panował półmrok. Jego zapiski stawały się nieczytelne. Przestał wać w zgodzie z chronologią i wracał ciągle do Wielkiej Wojny, chociaż uegoś czasu czytał już o drugiej wojnie światowej. vadzieścia milionów ludzi zginęło w pierwszej wojnie światowej, ziesiąt w drugiej. To śmierć ludności cywilnej zadecydowała o tej nnej różnicy. Pod koniec wojny tysiące bomb zrzucano na miasta w nad-l wzniecenia burz ogniowych, w których samo powietrze okazywało się pstancją zapalającą, tak jak w Dreźnie, Berlinie czy Tokio. Ludność cywilna |a się teraz celem, a zaplanowane bombardowania sprawiały, że łatwo było lią uderzyć. Hiroszima i Nagasaki to w pewnym sensie rodzaj wykrzykni-v na końcu powtarzanego przez całą wojnę zdania: zabijemy wasze rodzi-v domach. Wojna to wojna, jak powiedział Sherman. Jeśli chcecie pokoju, Idajcie się! I tak zrobili. Po dwóch bombach. Nagasaki zostało zbombardowane trzy dni po Hiro-lie, zanim Japończycy mieli czas, żeby zrozumieć klęskę i odpowiedzieć. •icenie bomby na Hiroszimę bez końca omawiano w literaturze, ale Frank azł tylko kilka osób, które próbowały choćby bronić ataku na Nagasaki. mań i jego doradcy zrobili to, jak mówiono, żeby a) pokazać Stalinowi, że cli więcej niż jedną bombę, i b) pokazać Stalinowi, że są gotowi użyć bom-| nawet jako groźby lub ostrzeżenia, czego dowodziło Nagasaki. Liczba cy-|ów, która mogłaby zapełnić Vietnam Memoriał, zniknęła w króciutkim |sku, tylko po to, żeby Stalin traktował Trumana poważnie. Co też robił. |Kiedy załoga Enola Gay wylądowała, wyprawiono wielki piknik. |Wieczorami Frank siedział w ciszy w mieszkaniu Dowlandów. Nie czytał | patrzył, jak letnie, wieczorne światło rozpala się na północnej stronie nie-I Dni stawały się coraz krótsze. Potrzebował leczenia, czuł to. Więcej |atła! Ktoś tak powiedział na łożu śmierci - Newton, Galileusz, Spinoza l ktoś taki. Bez wątpienia musiał być wtedy przygnębiony. STROWANA HISTORIA DWUDZIESTEGO WIEKU 75 Brakowało mu Charlesa i Ryi. Wiedział o tym, że czułby się lepiej, gd tu byli i mógł z nimi porozmawiać. Po to właśnie ma się przyjaciół: są czy trwałym i można z nimi gadać. To jego definicja przyjaźni. Ale Charles i Rya przebywali na Florydzie. W mroku widział, że ścii książek działają jak ołowiane zabezpieczenie w radioaktywnym otoczeń wszystkie te spisane myśli tworzyły coś w rodzaju tarczy przeciwko trują rzeczywistości. Najlepszej tarczy, jaka' mogła istnieć. Ale nie sprawdzała przynajmniej w jego przypadku; książki zdawały się być tylko okładkami. Pewnego wieczora o przedwczesnym, niebieskim zachodzie słońca Frs kowi wydało się, że całe mieszkanie stało się przezroczyste, a on siedzi w fo lu, zawieszony nad rozległym miastem pełnym cieni. Holocaust, podobnie ja Hiroszima i Nagasaki, miał swoje odpowiednik przeszłości. Rosjanie i Ukraińcy, Turcy i Ormianie, biali osadnicy i rdzei Amerykanie. Zmechanizowana sprawność niemieckiej zbrodni popełnić na Żydach była jednak czymś nowym i przerażającym. W jego stosie ksią; znalazła się pozycja dotycząca projektantów obozów zagłady, architekt! inżynierów, budowniczych. Czy byli oni mniej czy bardziej odrażający niż s leni lekarze lub strażnicy-sadyści? Nic umiał powiedzieć. I jeszcze ta liczba - sześć milionów. Tego nie dawało się pojąć. Przeczy że w Jerozolimie istniała biblioteka, w której powzięto zamiar dowiedze się wszystkiego, co tylko możliwe o każdym człowieku z tych sześciu mi nów. Tego popołudnia, idąc po Charing Cross Road, myślał o tym i nagle się zatrzymał. Wszystkie te nazwiska w bibliotece, kolejny przezroczysty kój, kolejne mauzoleum. Przez moment zdał sobie sprawę, ile to ludzi - ( Londyn. Potem wrażenie zbladło i oto stał na rogu ulicy, rozglądając si< obie strony, żeby nie wpaść pod jakiś samochód. Idąc dalej próbował obliczyć, w ilu Mauzoleach Wietnamu można pomieścić sześć milionów ludzi. Ze dwa na sto stysięcy; zatem dwadzieścia milion. Wobec tego, sto dwadzieścia. Przelicz to, jedno po drugim, krok kroku. Zaczął wieczorami wychodzić do pubów. "Pod Wellingtonem" było tak mo, jak gdzie indziej, ale przychodzili tam czasami ludzie, których spotk; Charlesem i Ryą. Przysiadał się do nich i przysłuchiwał ich rozmowom, c! często bywał roztargniony po całodziennym czytaniu. Rozmowa toczyła bez jego udziału, lecz Anglicy, lepiej niż Amerykanie znoszący różne dziw twa, nie dali mu nigdy odczuć, że jest niemile widziany. Puby wypełniał gwar i światło. Pojawiało się w nich mnóstwo ludzi. Gad palili i pili. Nowy rodzaj pomieszczeń o ścianach z ołowiu. On sam nie p piwa, więc z początku bywał trzeźwy; potem odkrył sprzedawany w pub; mocny jabłecznik. Polubił go; chłonął tak, jak inni piwo, więc dość szybko upijał. Potem czasami robił się bardzo gadatliwy, opowiadał wszystkin 76 Kim Staniey Robin 'ieslym wieku rzeczy, które już wiedzieli, a oni potakiwali i dodawali z mości jakieś uwagi, a potem wracali do tematów, na które już wcześniej wiali - delikatnie i tak, żeby go nie urazić. ?ściej jednak zdarzało się, że im bardziej się upijał, tym mniejszy brał w rozmowie. Toczyta się zbyt szybko, żeby był w stanie ja śledzić. pnego ranka budził się późno, z obolałą głową, dzień już trwał, a wiele nego światła zmarnował w czasie snu. Ludzie z depresją nie powinni w pić. Zrezygnował więc w końcu z chodzenia do pubu "Pod Wellingto-, zamiast tego zaczął jadać w tego typu lokalach blisko domu Dowlan-leden nazywał się "Pod Połową Drogi", a drugi "Pod Końcem Świata". y wybrane wyjątkowo niefortunnie, ale stołował się w "Końcu Świata", i przesiadywał przy stoliku w kącie, popijał whisky i przeglądał notatki i po stronie, obgryzając długopis, aż wreszcie zaczął wyglądać on jak (owy szrapnel. ilka nigdy się nie kończy, jak ujęto to w tytule pewnej książki. Bomba 3wa oznaczała jednak, że druga połowa wieku będzie wyglądać inaczej ;rwsza. Niektórzy - przeważnie zresztą Amerykanie - nazywali ją Par \cana. Większość określała ją natomiast mianem okresu zimnej wojny ł5-1989. Nie takiej znowu zimnej. Pod osłoną supermocarstw lokalne kty wybuchały niemal wszędzie - wojny, które w porównaniu z dwoma .ednimi zdawały się niewielkie, ale było ich razem ponad sto, rocznie ) około trzystu pięćdziesięciu tysięcy ludzi, co dawało ogólną liczbę istu milionów zabitych. Mówiono nawet o dwudziestu milionach; trud-czyć. Najwięcej ofiar przyniosło dziesięć większych wojen: dwie wiet-kie, dwie indopakistańskie, koreańska, algierska, wojna domowa w Su-, masakry w Indonezji w 1965, wojna w Biafrze oraz wojna iracko-;a. Potem kolejne dziesięć milionów zostało zagłodzone w wyniku celo-kcji wojskowej; w rezultacie bilans strat tego okresu był prawie równy z czasu Wielkiej Wojny. Co prawda trwało to dziesięć razy dłużej. Była poprawa. (d prawdopodobnie nasilanie się "wojen" wewnątrz miast, jakby arność pojedynczych morderstw mogła zrekompensować brak zych liczb. Może i tak było: na jego materiały składały się teraz zdjęcia ów, ćwiartowań, tortur - ciał poszczególnych ludzi, w ich własnych liach, rozciągniętych na ziemi w kałużach własnej krwi. Wietnamskie :i w eksplozjach napalmu. Kambodża, Uganda, Tybet... Tybet to też lu-jstwo, które uszło jakoś uwadze świata, parę wiosek znikało co roku w ssie zwanym thamzing lub reedukacja: wioski opuszczone przez szyków i wieśniacy zabijani na wiele sposobów, "paleni żywcem, wiesza-irzez ścięcie, wyprucie wnętrzności, poparzenie, ukrzyżowanie, towanie, kamienowanie, małe dzieci zmuszane do strzelania do łych rodziców; kobiety ciężarne zmuszane do aborcji, płody ułożone w ; na placach wiosek". WWANA HISTORIA DWUDZIESTEGO WIEKU 77 Tymczasem władza na świecie zaczynała się koncentrawać w mniejszej czbie ośrodków. Druga wojna światowa była odpowiednim zakończenk Kryzysu, o czym pamiętali przywódcy: tak więc konsolidacja gospodarc rozpoczęta w czasach pierwszej wojny światowej ciągnęła się przez okres dr giej, a także w czasie zimnej wojny, nakładając na cały świat jarzmo wojenn ekonomii. W końcu w 1989 roku zaczęto na to patrzeć inaczej, Teraz, siedem l później, wszycy którzy przegrali zimną wojnę wyglądali jak Niemcy w 192 Dysponowali pieniędzmi bez wartości, a ich demokracje zmieniały się w ju ty. Ale obecnie junty miały zorganizowanych sponsorów; międzynarodo banki kierowały dawnym blokiem wschodnim tak, jak to robiły z Trzeć Światem, stosując "programy oszczędnościowe" narzucane w imię "wolne rynku", co w praktyce oznaczało, że połowa świata szła. każdej nocy sp głodna, żeby spłacać długi milionerom. Temperatura rosła, populacje rosły "lokalne konflikty" nadal trwały w co najmniej dwudziestu miejscach. Pewnego ranka Frank nie spieszył się z jedzeniem płatków, z niechę< myśląc o wyjściu z mieszkania. Otworzył "Guardiana" i przeczytał, że rocz wydatki na ^zbrojenia wyniosą w skali światowej trylion dolarów. "Więi światła" powiedział, przełykając z trudem. Był ciemny, deszczowy dzi( Mężczyzna czuł, jak jego źrenice się rozszerzają, czuł ten wysiłek. Dni z G pewnością stawały się coraz krótsze, chociaż był to maj; powietrze zdawało ciemnieć, zupełnie jakby wróciły londyńskie mgły z epoki wiktoriańskie otuliły wszystko gęstą zasłoną. Przewrócił stronę i zaczął czytać artykuł poświęcony konfliktowi w Sri Łan Bojownicy syngalezcy i Tamile walczyli już od pokolenia, a w zeszłym tygodl pewne małżeństwo wybiegło rano z domu, by znaleźć głowy swoich sześciu syn ułożone na trawniku. Odrzucił gazetę i ruszył przez sadzę na ulicach. Do British Museum dotarł zupełnie automatycznie. Na szczycie stc książek czekała na niego praca zawierająca ocenę liczby zabitych we ws stkich wojnach stulecia. Około stu milionów ludzi. Znów znalazł się na ciemnych ulicach Londynu i rozmyślał o liczbach. C dzień chodził, nie będąc w stanie zebrać myśli. Tej nocy wyliczenia wracały niego w snach w formie powtarzających się wizji: trzeba by dwóch tysil Mauzoleów Wietnamu, by pomieścić ofiary wojen tego wieku. Widział się! jakby z góry, idącego przez Mali w Waszyngtonie, a cały park od Kapitelu Mauzoleum Lincolna pokrywały czarne "V" Mauzoleów Ofiar Wietnan Zupełnie jakby siedziało tam stado gigantycznych, tajemniczych ptakc Całą noc mijał czarne ściany- skrzydła, posuwając się na zachód, w kierun białego grobowca nad rzeką. Następnego dnia pierwsza z brzegu książka, po którą sięgnął, zawierała inf macje o wojnie między Chinami i Japonią toczonej w latach 1931 -1945. Po< 78 Kim Stanicy Robim Ic większość historii Azji, wojnę tę ledwo pamiętano na Zachodzie, była Inak straszna. W jej wyniku cała Korea stała się obozem niewolniczej a w japońskich obozach koncentracyjnych zginęło tyle samo yków, co Żydów w obozach niemieckich. Wśród ofiar znalazły się ty-abijanych metodami doktora Mengele i innych nazistowskich lekarzy. ; ginęli z powodu "naukowych", medycznych tortur. Japońskie ekspe-ty polegały między innymi na transfuzjach, w czasie których wypompo-o Chińczykom krew i zamieniano ją ha końską, żeby zobaczyć, ile S przeżyje. Wytrzymywali od dwudziestu minut do sześciu godzin, cały is w agonii. ak zamknął książkę i odłożył ją na bok. Wziął do ręki następną i >ł na nią. Ciężki, stary tom, oprawny w ciemnozieloną skórę, ze złotym entem tłoczonym na grzbiecie i okładkach. "Ilustrowana historia ^tnastego wieku" - z podkolorowanymi fotografiami, teraz już łymi. Wydana przez George'a Newnesa w 1902 roku; zeszłowieczny iednik tego, co teraz sam robił. To go zaciekawiło. Otworzył księgę i rtkował ją. Zwrócił jego uwagę tekst na ostatniej stronie: "wierzę, że iek jest dobry. Wierzę, że stoimy u progu wieku, który będzie pełen tu i pokoju bardziej, niż jakakolwiek epoka w historii". ożył książkę i wyszedł z British Museum. W czerwonej budce telefoni-sprawdził, gdzie najbliżej można wynająć samochód, znalazł ulotkę i Avis w pobliżu Westminsteru. Pojechał metrem, przeszedł kawałek ;ncji i wynajął niebieskiego forda sierrę - minibusa. Kierownica wała się oczywiście z prawej strony. Frank nigdy przedtem nie dził w Wielkiej Brytanii i usiadł za kierownicą, próbując nie okazywać iwi swojego zmieszania. Dzięki Bogu, sprzęgło, hamulec i gaz umiesz-od lewej do prawej, jak zwykle. Dźwignię biegów też zamontowano na m miejscu, tyle, że musiał ją obsługiwać lewą ręką. zdarnie wrzucił pierwszy bieg i wyjechał z garażu, skręcił w lewo i ał lewą stroną ulicy. Dziwnie się czuł. Ale to, że siedział z prawej dło dla niego taką nowość, że nabrał pewności, iż nie zapomni ojeźdże-vym pasem. Zjechał na chodnik, dokładnie przestudiował mapę Lon-vziętą z agencji Avis, ułożył trasę, z powrotem włączył się do ruchu i ał na Camden High Street. Zaparkował pod domem Dowlandów, Ił na górę, spakował się, a później zniósł plecak do samochodu. Wrócił wił kartkę: "Pojechałem do kraju nocnego słońca". Potem zszedł na aerował samochód na północ, na autostradę, poza Londyn. eń był mokry, chmury sunęły nisko nad zjemią, to omiatając ziemię em, to znów przepuszczając promienie słońca jak w wierszach Blake'a. za były zielone, a pola żółte, brązowe albo jasnozielone. Z początku widział wiele wzgórz, wiele pól. Potem autostrada mijała Birmingham 3WANA HISTORIA DWUDZIESTEGO WIEKU 79 i Manchester i ford sierra jechał wzdłuż wąskich, bezdrzewnych ulic. Ws stko porządne i czyste, a jednak tworzyło jeden z najposępniejszych kraj brązów, jakie zdarzyło się Frankowi widzieć. Ulice jak okopy. pewnością świat stawał się przepełniony. Rozmiary populacji musii zbliżać się do poziomu określonego w tych eksperymentach, w który doprowadzano szczury do szaleństwa. Było to tak samo dol wyjaśnienie, jak każde inne. Przepełnienie dotykało głównie samców; łc cy, wychowani, aby zabijać dla zdobycia pożywienia, teraz zamknięci ciasnych klatkach. Popadali w szaleństwo. "Wierzę, że Człowiek jest t; czy tamtym", napisał edwardiański pisarz - czemu nie; nie mai zaprzeczyć, że wszystko to jest głównie osiągnięciem człowieka. Planowar dyplomacja, walka, gwałty, zabijanie. Oczywistym rozwiązaniem byłoby oddanie władzy nad światem kobietę Owszem, była Thatcher na Falklandach oraz Indira Gandhi w Banglades to prawda; może jednak warto dalej próbować, nie mogło być dużo gorzej jeśli dodać instynkt macierzyński, mogło być nawet lepiej. Każdej Pierws Damie powierzyć pracę jej męża. Może nawet każdej kobiecie pracę mężczyzny. Niech oni zajmą się dziećmi, przez pięć tysięcy lat albo pr pięćdziesiąt tysięcy i niech to będzie zadośćuczynieniem za każdy rok mord czego patriarchatu. Na północ od Manchesteru Frank minął wielkie wieże radiowe oraz i co wyglądało jak stosy reaktora jądrowego. Nad głową śmigały myśliv wojskowe. Wiek dwudziesty. Jak ten edwardiański pisarz mógł nie widz nadchodzącej katastrofy? Może przyszłość była po prostu niewyobra; na, tak wtedy, jak i zawsze. Albo może to wszystko nie wyglądało tak źl roku 1902. Człowiek z epoki edwardiańskiej, który patrzył z punktu dzenia czasów dobrobytu, oczekiwał tego samego; ale nadszedł w okropności. Teraz patrzono z tej samej perspektywy i przez analogię spod; wano się kolejnego wieku bezwzględności. Wraz z pojawieniem się no' technologii zniszczenia praktycznie wszystko stało się możliwe: wojna c miczna, terroryzm nuklearny, biologiczna zagłada; ofiary przenikając wszędzie mikroskopijnych morderców, albo wirusów w wodzie, a dzwonka tefefonu; sprowadzeni do poziomu żywych trupów przez nar tyki czy przeszczepy mózgu, tortury lub działający na ośrodki nerwc gaz lub po prostu załatwieni kulami albo zagłodzeni; technologia taka inna, metod było bez liku. Motywacja zaś silniejsza niż kiedykolwi rosnące populacje i zmniejszające się źródła utrzymania, ludzie b< walczyć nie o władzę, lecz o przetrwanie. Jakiś mały kraik zagrożony pi graną mógłby rozpętać epidemię, żeby zwalczyć wroga i przypadkowo w) cały kontynent albo w ogóle wszystkich ludzi. To całkiem możliwe. W dwudziesty pierwszy może sprawić, że dwudzieste stulecie będzie wygląd zupełnie niewinnie. 80 Kim Staniey Robin iedy przychodził do siebie po takich rojeniach, Frank zdawał sobie vę, że przejechał dwadzieścia, trzydzieści lub nawet sześćdziesiąt mil bez iłu świadomości. Zdalne sterowanie, kiedy drogi są "na odwrót"! Starał koncentrować. raajdował się gdzieś za Carlisle. Mapa wskazywała dwie możliwe szosy do iburga: jedna oddzielała się od autostrady tuż pod Glasgow, a druga za i prostsza odchodziła dużo wcześniej. Wybrał tę drugą, wjechał na o i na A702, dwupasmówką wiodącą na północ. Asfalt na niej był mokry eszczu, a chmury przewalające się nad głową - ciemne. Kilka mil dalej |ł znak informujący, że jechał "trasą krajobrazową", co oznaczało, że ał złą drogę, ale nie chciał zawracać. Tą też mógł dojechać, .tyle że agato to więcej wysiłku, obfitowała bowiem w częste objazdy, skrzyźowa-E sygnalizacją, ciasne przewężenia. Zbliżał się zachód słońca, Frank radził już od wielu godzin; był zmęczony. Gdy czarne' ciężarówki akiwały na niego z mżawki i mroku, w każdej chwili groziło to zlece-i. Trudno jechało się lewą stroną zamiast prawą, jak nakazywało przy-zajenie. Należało zamienić odruchy lewej i prawej ręki, ale odwrócenie ayło tego, którą ręką zmieniać biegi, a nie tego, co działo się po ich zmia- ^agle wszystko zaczęło mu się plątać i mieszać, aż w końcu wyskoczyła przed wielka ciężarówka i Frank musiał gwałtownie skręcić w lewo, naciskając przy ednocześnie gaz, a nie hamulec. Przy nieoczekiwanym skoku w przód dla ieczeństwa zboczył jeszcze w lewo i manewr ten zepchnął koła z lewej »y samochodu z asfaltu na pobocze, sprawiając, że wóz ruszył z powrotem •ogę. Frank wcisnął mocno hamulec i ciężarówka z rykiem przeleciała obok. schód stoczył się z mokrego asfaltu i stanął. •ank jechał na pobocze i włączył światła awaryjne. Kiedy wysiadł, ^aźył, że lusterka po stronie kierowcy nie było. W ogóle nie było tam ni-o, oprócz trójkątnego wgniecenia w metalu, czterech rozszerzającycy się 3 do tyłu otworów po nitach i jednej większej dziury, która stanowiła stałość po wsporniku przytrzymującym lusterko. Wspornika też owało. bszedł samochód z drugiej strony, żeby przypomnieć sobie, jak ;iwie wyglądały boczne lusterka forda. Solidny metal i plastikowy uchwyt. cił ze sto metrów wzdłuż drogi, szukając w mroku brakującego lusterka, ie mógł go nigdzie znaleźć. Lusterko zniknęło. •zed Edynburgiem zatrzymał się i zadzwonił do Aleca, przyjaciela z daw-lat. Co? Frank Churchill? Halo! Jesteś tam? W takim razie przyjeżdżaj! godnie z otrzymanymi od niego instrukcjami Frank przejechał przez •urn miasta, minął dworzec i wjechał w wąskie uliczki. Odwrotne parko-e okazało się wyczynem niemal ponad jego siły: dopiero za czwartym jściem udało mu się ustawić samochód równolegle do krawężnika. Sier- TtOWANA HISTORIA DWUDZIESTEGO WIEKU 81 ra zakołysała się na kamiennym chodniku, aż wreszcie stanęła. Fra wyłączył silnik i wysiadł, al całe jego ciało drżało nadal, niczym wielki wibru cy w mroku kamerton. Sklepy rzucały światło na przejeżdżające samocha Rzeźnik, piekarz, indyjskie delikatesy. Alec mieszkał na trzecim piętrze. - Wchodź, stary, wchodź do środka. - Gospodarz wyglądał zgnębionego.- Myślałem, że jesteś w Ameryce! Co cię sprowadza? - Niewierni Alec spojrzał na niego ostro, potem wprowadził go przez kuchnię do duzi go pokoju. Z okna widać było dachy ciągnące się aż do zamku. Alec stał kuchni dziwnie cicho. Frank odstawił swoją podręczną torbę i wyjrzał pra okno. Czuł się niezręcznie. Dawnymi czasy on i Andrea przyjeżdżali tu poci giem, by odwiedzić Aleca i Suzanne, która była specjalistką od ssaków nacz( nych. Mieszkali wtedy jeszcze w dużym, trzypoziomowym mieszkaniu w Ne Town i kiedy Frank i Andrea ich odwiedzali, wszyscy razem siadywali georgiariskim salonie o wysokim suficie, pili brandy i rozmawiali do późn Podczas któregoś pobytu pojechali w góry, a innym razem Frank i Andn zostali przez cały tydzień na festiwalu teatralnym, starając się zobaczyć ty przestawień, ile się tylko da. Teraz jednak drogi Aleca i Suzanne się rozeszi Andrea i on byli po rozwodzie, a Alec mieszkał w innym mieszkaniu. Tam życie należało już do przeszłości. - Przyjechałem nie w porę? - Nie, właściwie nie - szczęknięcie naczyń w zlewie, przy którym st Alec. - Wychodzę na kolację z przyjaciółmi, chodź z nami. - Jeszcze n jadłeś, prawda? - Nie. A nie będę... - Nie. Chyba spotkałeś kiedyś Peg i Roga. Należy się nam jakaś rozr wka. Byliśmy dziś wszyscy na pogrzebie. Dziecko naszych przyjaciół zmarło kołysce, wiesz, jak to bywa. - Jezu! Chcesz powiedzieć, że tak po prostu... - Tak, zespół nagłej śmierci. Podrzucili go na dzień do żłobka i zmarł czasie drzemki. Miał pięć miesięcy. - Chryste! - No. - Alec poszedł do stołu w kuchni i nalał szklankę Caphroaiga. Chcesz whisky? - Poproszę. Alec napełnił drugą szklankę, opróżnił swoją. - Zdaje się, że teraz jest taki pomysł, że odpowiedni pogrzeb ma pom rodzicom przez to przejść. Więc Tom i Ełyse przyszli niosąc trumnę mn więcej tych rozmiarów. - Pokazał rękami jakieś czterdzieści centymetrów - Nie. - Tak. W życiu czegoś takiego nie widziałem. Wypili w milczeniu. 82 Kim Staniey Robins restauracja znajdowała się nad pubem i była modnym lokalem, w którym (wano potrawy z owoców morza. Frank i Alec dołączyli do Peg i Roga, !ze jakiejś pary oraz kobiety o imieniu Karen. Wszyscy byli behawiorysta- wowadzili badania nad zwierzętami i mieli wyjechać do Afryki w ciągu Hższych tygodni - Róg i Peg do Tanzanii, reszta do Rwandy. Mimo po-ych wydarzeń rozmowa toczyła się szybko, żywo, mówiono o różnych wach, Frank pił wino i słuchał, jak dyskutowali o polityce afrykańskiej, tomach z filmowaniem naczelnych, o rocku. Raz tylko poruszono temat zebu i wszyscy potrząsnęli głowami; co tu mówić. Najlepiej nic po sobie (okazywać. Frank powiedział: • Przypuszczam, że lepiej, że to się stało teraz, niż gdyby dzieciak miał czy cztery lata. fczyscy spojrzeli na niego. • Och nie - zaoponowała Peg. - Wcale tak nie uważam. Soijąc wyraźnie, że powiedział coś głupiego, próbował się bronić: ' To znaczy, wiecie, będą mieli więcej czasu, żeby... • To jak porównywanie absolutów, nie? - zauważył Róg delikatnie. • Racja - zgodził się Frank. - Coś w tym jest. apił się wina. Chciał mówić dalej: racja, każda śmierć to straszna katami nawet jeśli chodzi o dziecko zbyt małe, żeby rozumiało, co się dzieje. i, jeśli spędziło się życie, wychowując sześcioro dzieci, a potem pewnego a wyszło się z domu i znalazło ich głowy na własnym trawniku? Czy to nie len absolut za dużo? Był pijany, głowa go bolała, dało miał ciągle rozedrga-o całodziennej jeździe i szoku związanym z otarciem się o ciężarówkę. wato mu się, że wywołana zmęczeniem trudność wypowiadania się adnęła całym jego umysłem, poczuciem moralności i zablokowała go na e. Zacisnął więc szczęki i skupił się na winie, na drżącym mu w ręku widel-a szklance, o którą dzwonił zębami. W saU było ciemno. lec zatrzymał się pod drzwiami swojego domu i potrząsnął głową. • Nie jestem jeszcze na ta gotowy - powiedział. - Chodźmy do Preser-m Hali, w środy jest tam coś w twoim guście. Jazz tradycyjny. 'rank i Andrea byli wielbicielami tradycyjnego jazzu. • Coś dobrego? • Wystarczająco dobre na dzisiaj. To jak? ub znajdował się w zasięgu spaceru. Poszli przez szeroką, wykładaną ko-łbami promenadę zwaną Grassmarket, potem w górę Victoria Street. stanęli pod drzwiami pubu: wisiało na nich zawiadomienie o zmianie pro-lu - zamiast grupy, która zwykle grała, proponowano bufet i koncert i różnych zespołów. Dochód miał być przeznaczony dla rodziny muzyka isgow, który niedawno zginął w wypadku samochodowym. TIOWANA HISTORIA DWUDZIESTEGO WIEKU 83 - Jezu Chryste! - wykrzyknął Frank, czując, że ma ochotę żak Odwrócił się, żeby odejść. - Można spróbować - powiedział Alec, wyjmując portfel. - Ja płac - Przecież już jedliśmy. | Alec zignorował go i zapłacił dwadzieścia funtów. - Chodź. Duży pub był całkowicie wypełniony ludźmi i olbrzymim stołem pęto wędlin, rozmaitych rodzajów pieczywa, sałatek i potraw z owoców mor Wzięli drinki z baru i usiedli przy końcu zatłoczonego stołu. Panował gwal którym dominował tak silny szkocki akcent, że Frank rozumiał ledwie połc z tego, co mówiono. Miejscowi artyści kolejno przejmowali scenę: zwy grający tutaj zespół jazzowy, komik, piosenkarz śpiewający przeboje mu -hallowe z lat czterdziestych, wreszcie grupa country. Alec i Frank na żmii chodzili do baru napełniać szklaneczki. Frank przyglądał się zespołoi tłumowi. Składał się z ludzi w różnym wieku, reprezentujących odmienne py. Członek każdego zespołu mówił coś o nieżyjącym muzyku, który oki się całkiem znanym, wykonawcą rockowym i w dodatku, zdaje się, wcale świętym. Rozbił się po pijanemu, wracając do domu z jakiejś chałtury, cze nikt się specjalnie nie dziwił. Koło północy opasły młody człowiek, który siedział przy ich stoliku i l dotąd jedzenie ze wszystkich półmisków, podniósł się z wdziękiem słoń ruszył w kierunku sceny. Ludzie ucieszyli się, kiedy przyłączył się do wchoc cego zespołu. Wziął gitarę, przysunął mikrofon i zaczął piłować wiążą rythm & bluesa i wczesnego rocka. On sam i jego grupa byli, jak dotąd, m psi, pub oszalał. Większość osób wstała i zaczęła tańczyć. Tuż obok Fra; młody punk musiał przechylić się przez stół, żeby odpowied; siwowłosej pani na pytanie, w jaki sposób utrzymuje swoje włosy uczes w czub. Celtyckie przebudzenie, pomyślał Frank, pił swój jabłecznik i wrzesz wraz ze wszystkimi, gdy grubas zaczął grać "Rock and Roli Musie" Chu Berry'ego. Kiedy zespół odegrał ostatni bis, on i Alec'bez żalu wytoczyli się w n ruszyli w stronę domu. Zrobiło się dużo zimniej, a ulice były ciemne i pu Preservation Hali okazał się tylko małym, drewnianym pudełkiem peh światła, pogrzebanym w kamiennym mieście. Frank spojrzał w jego kieru i zobaczył, iż światło latarń odbija się na kocich łbach Grassmarket w sposób, że widać na nich tysiące delikatnych, białych kreseczek, kl wyglądały jak nazwiska wyryte w czarnym granicie, jakby powierzchnia c ziemi stała się jednym wielkim mauzoleum. Następnego dnia ruszył dalej na północ, przez Forth Bridge, potem ski na zachód wzdłuż brzegów jeziora do Fort William, a stamtąd znów północ przez Highlands, szkockie pogórze. Za Ullapool strome gn wznosiły się nad błotnistymi, bezdrzewnymi zboczami wzgórz. W 84 Kim Stanicy Robił iowała się wszędzie, od kałuż po Atlantyk, widoczny z większości wysoko żonych miejsc. Widać też było wyspy archipelagu Hebrydy. schał na północ. Miał przy sobie śpiwór i karimat. Zatrzymał się więc w scu skąd rozciągał się piękny widok, ugotował zupę na turystycznej ku-ice i przespał się w tylnej części samochodu. Obudził się o wschodzie a i ruszył na północ. Nie rozmawiał z nikim. f końcu dotarł do pólnocno-zachodniego krańca Szkocji i był zmuszony cić na wschód, na drogę biegnącą wzdłuż brzegów Morza Północnego. esnym wieczorem przybył do Scrabster, położonego na północno-lodniej granicy Szkocji. Pojechał do portu i dowiedział się, że prom na ady odchodzi w południe następnego dnia. Postanowił popłynąć. ie było wydzielonego miejsca do obozowania, więc wziął pokój w hotelu. icję zjadł w restauracji obok - świeże krewetki z majonezem i "frytkami poszedł spać do pokoju. O szóstej rano starucha, która prowadziła hotel, łkała do jego drzwi, żeby mu powiedzieć, że dodatkowy prom odchodzi rterdzieści minut: czy chciałby pojechać? Odparł, że tak. Wstał i ubrał się, item poczuł, iż jest zbyt zmęczony, żeby cokolwiek robić. Postanowił, że ak popłynie zgodnie z rozkładem, rozebrał się i wrócił do łóżka. Później sobie sprawę, że zmęczony czy nie, nie jest już w stanie z powrotem ĄĆ. Przeklinając, prawie płacząc, wstał i założył z powrotem ubranie. Na stara kobieta miała już gotowy smażony bekon i zrobiła mu dwie grube ipki, bo miało go nie być na śniadaniu. Zjadł kanapki siedząc w fordzie. kał, aż będzie mógł wprowadzić samochód na prom. W końcu zamknął , poszedł do ciepłej, zatłoczonej kabiny, rozłożył się na wyściełanym pla-em siedzeniu i znowu zapadł w sen. (budził się, kiedy cumowali w Stromness. Przez chwilę nie mógł sobie pomnieć, jak dostał się na prom i nie mógł dojść do tego, czemu nie leży w m łóżku, w hotelu w Scrabster. Spojrzał ze zdziwieniem na kutry przez >sfy solą iluminator, a potem wszystko sobie przypomniał. Był na Orkadach. idąc wzdłuż południowego brzegu największej z wysp doszedł do wnio-że jego wyobrażenie o Orkadach było całkowicie mylne. Spodziewł się sdłuźenia Pogórza, a znalazł jakby wschodnią Szkocję, niską, łagodną i ią zieleni. Większość terenu została przeznaczona pod uprawę. Zielone , płoty, domy na farmach. Trochę go to rozczarowało. otem w mieście Kirkwall przejeżdżał koło gotyckiej katedry - bardzo ;j gotyckiej katedry, można by wręcz powiedzieć - kieszonkowej. Frank y przedtem czegoś takiego nie widział. Zatrzymał się i wysiadł, żeby się TROWANA HISTORIA DWUDZIESTEGO WIEKU 85 lepiej przypatrzyć. Katedra świętego Magnusa, budowę rozpoczęto w l| roku. Tak daleko na północ, a tak wcześnie! Nic dziwnego, że taka malul Budowa musiała wymagać sprowadzenia rzemieślników z kontynentu, tu, do| skurnej wioski rybackiej o domach budowanych z kamieni kładzionych bez| prawy, z torfowymi dachami; dziwny to musiał być przyjazd, rodzaj rewolucji lq turalnej. Ukończony budynek musiał wydawać się czymś niemal z innej piana Kiedy spacerował wokół pałacu biskupiego, a potem małego muzeui dowiedział się, ze katedra nie musiała stanowić aż tak wielkiego szoku ( mieszkańców Kirkwall. Orkady leżały wtedy na swego rodzaju skrzyźowal traktów, spotykali się tu Skandynawowie, Szkoci, Anglicy i Irlandczycy. Ws scy oni mieli wpływ na miejscową kulturę, której ślady dawało się wyśledzić! do epoki kamiennej. Niektóre z mijanych przez Franka pól uprawiano już d pięciu tysięcy tat! | I jeszcze twarze ludzi, obok których przechodził na ulicy, takie żywe i za aferowane. Jego pojęcie o miejscowej kulturze było tak samo mylne, jakjeg wyobrażenia na temat wyspy. Spodziewał się, że znajdzie zapuszczone wic rybackie, rozpadające się w proch w miarę, jak ludzie przenoszą się do mii Nic takiego nie miało miejsca w Kirkwall, gdzie młodzi, przejęci swoimi sp wami ludzie włóczyli się w rozgadanych bandach, a restauracje zapełniały! w porze lunchu. W księgarniach trafiał na duże działy o tematyce lokalnej przewodniki przyrodnicze, archeologiczne, opracowania historyczne, legend; morskie, powieści. Kilku pisarzy, najwyraźniej popularnych, całą swojs twórczość poświęciło wyspom. Uświadomił sobie, że dla tutejszych mieszkańców Orkady stanowiły centrum świata. Kupił przewodnik i pojechał na północ zobaczyć zabytki z epoki neolitu w-Brodgar, Stennes i w Maes Howe. W Brodgar i w Stennes znajdowały się kamienne kręgi, a w pobliskim Maes Howe ocalał grobowiec komorowy. Krąg w Brodgar był duży, miał prawie sto piętnaście metrów średnicy. Ponad połowa z sześćdziesięciu głazów zachowała się jeszcze, każdy był blokiem ledwo ociosanego piaskowca, a wieki erozji nadały im kształty o takiej indywidualności i sile wyrazu, jaką miały rzeźby Rodina. Patrzył, jak pięknie promienie słońca załamują się na łuku, utworzonym przez głazy. Stennes robiła mniejsze wrażenie, zostały tam tylko cztery głazy, za to niewiarygodnie wysokie. Budziły raczej ciekawość niż szacunek: jak oni ustawiali takie olbrzymy? Nikt nie wiedział tego na pewno. Z drogi Maes Howe wyglądało jak porośnięte trawą stożkowate wzniesienie. Żeby obejrzeć wszystko wewnątrz, musiał poczekać na przewodnika. Na szczęście kolejna grupa miała ruszyć za piętnaście minut. Stał ciągle sam, kiedy niska, tęga kobieta zajechała mała furgonetką. 86 Kim Staniey Robinson mieć ze dwadzieścia pięć lat, ubrana była w dżinsy i czerwoną vkę. Przywitała się z nim i otworzyła bramę w ogrodzeniu otaczającym 5rek. Potem zaprowadziła go do wejścia, które znajdowało się na idniowo-zachodnim zboczu. Musieli opaść na kolana i pełznąć jakieś sieć metrów w tunelu o wysokości niecałego metra. W zimie o zachodzie ca światło wpadało dokładnie przez to wejście, powiedziała mu, odwrócicie specjalnie w tym celu. Miała na sobie nowe levisy. ówna komora grobowca okazała się dość duża. Och! - powiedział Frank, wyprostowując się i rozglądając się wokół. Duża, prawda? - odezwała się przewodniczka. Opowiadała o tym u bardzo zwyczajnie. Ściany, jak wszystko tutaj, zbudowano z płyt pia-a, a monstrualne monolity tworzyły obramowanie drzwi. I niespodzian-[ipa żeglarzy ze Skandynawii włamała się do grobowca w dwunastym > (cztery tysiące lat po jego wybudowaniu!) i schroniła się w nim w czasie dniowego sztormu. Wiadomo o tym, ponieważ zabawiali się wydrapywa-i znaków runicznych na ścianach i opisali swoją przygodę. Kobieta zała napis i przetłumaczyła: "Szczęśliwy, kto wielki skarb znajdzie". A ) wyżej: "Ingrid jest najładniejsza na Świecie". - Żartuje pani. Tam jest tak napisane. Proszę spojrzeć tutaj, zajmowali się też rysowa-i. - Pokazała mu trzy pełne wdzięku rysunki z linii, zrobione prawdopo-»e ostrzem topora: mors, wieloryb oraz smok. Widział wszystkie trzy w ach w Kirkwall, odtworzone w srebrze jako kolczyki i wisiorki. Piękne - powiedział. Miał do tego rękę ten Wiking. zypatrywał się zarysom długo, potem obszedł pomieszczenie, żebyjesz-|raz obejrzeć runy. Sugestywny alfabet, ostry i pełen załamań. Przewodni-|e chyba się nie spieszyło, bo odpowiadała dokładnie na jego pytania. (rowadzała turystów w lecie, a zimą sprzedawała swetry i pikowane kołdry. k, zimą było ciemno, ale nie bardzo zimno. Zwykle koło zera. |- Tylko tyle? l- No, to przez Golfsztrom, wie pan. To dlatego w Wielkiej Brytanii jest B ciepło, Norwegowie mają za daleko. |Ciepło w Wielkiej Bratanii. r- Rozumiem - powiedział ostrożnie. pfledy wyszli na zewnątrz, stanął i mrużył oczy w silnym, popołudniowym |etle. Właśnie wyszedł z grobowca, który miał pięć tysięcy lat. W dole, koło lora, widać było stojące głazy, obydwa kręgi. Ingrid jest najładniejsza na lecie. Spojrzał na Brodgar, krąg czarnych kropek nad srebrną taflą wody. > także mauzoleum, choć nie było jasne, o czym miało przypominać tym, 'sny je widzieli. Wielkiego wodza; śmierć jednego roku, narodziny itępnego, planety. Księżyc i Słońce w ich biegu. A może coś jeszcze innego, |coś prostszego. Oto zagadka. IILUSTROWANA HISTORIA DWUDZIESTEGO WIEKU 87 Z położenia słońca wynikało, że jest wczesne popołudnie, więc poczuł zaskoczony, gdy zerknąwszy na zegarek, stwierdził, że jest szósta. Zdun wające. Zupełnie jak jego terapia! Natwet lepiej, bo na świeżym powieli na słońcu i wietrze. Spędzić lato na Orkadach, zimę na Falklandach, kt ponoć są podobne... Wrócił do Kirkwall i zjadł kolację w hotelowej restai cji. Wysoka, atrakcyjna kelnerka mogła mieć ze czterdzieści lat. Zapytała skąd przyjechał, a on ją, kiedy zrobi się ruch (w lipcu), ile jest ludzi w Kirto (przypuszczała, że około dziesięciu tysięcy) i czym zajmuje się z (księgowością). Zamówił duszoną cielęcinę, do tego szklaneczkę białego na. Potem usiadł w samochodzie i przejrzał mapę. Chciał nocować w fort ale nie znalazł jeszcze dobrego mieisca na postój. Północno-zachodni skraj wyspy wyglądał obiecująco, przejechać znowu przez jej środek, mijając jeszcze raz Stennes i Brodgar. Kamienne ki Brodgar odcinały się od zachodniego nieba, które mieniło się pomarańczowo - różowo - biało - czerwono. Na Przylądku Buckquoy, w najdalej na północny zachód wysuniętym pun wyspy znajdował się niewielki parking, pusty o tak późnej porze. Doskonale zachód ciągnęła się grobla, łącząca wyspy, w tej chwili zalana wodą. W odleg kilkuset metrów znajdowała się mała wysepka, Brough of Birsay, płaska n piaskowca wznosząca się na zachód tak, że wyraźnie było widać caty porosi trawą wierzchołek. Ruiny i muzeum znajdowały się na bliższym końcu, zaś r latarnia morska na zachodzie wysepki. Z pewnością warto to jutro zobaczyć Na południu brzeg wyspy zakręcał, tworząc szeroką, otwartą zatokę. wyżej plaży widać było dobrze zachowane ruiny pałacu z szesnastego wi Zatoka kończyła się wysokim urwiskiem zzwanym Marwick Head, na kt go szczycie piętrzyła się wieża. Wyglądała niczym wspaniała brosza. dowiedział się ze swojego przewodnika, kryła Mauzoleum Kitchenera 1916 roku, przy brzegu, statek HMS "Hampshire" wpłynął na minę i zatc a razem z nim sześciuset ludzi, włączając w to Kitchenera. Dziwne, widzieć to na własne oczy. Kilka tygodni temu (wydawało si< to całe lata) przeczytał, że kiedy Niemcy na froncie dowiedzieli się o śm Kitchenera, zaczęli bić w dzwony i walić w garnki z radości: hałas rozlegz w całych niemieckich okopach, od wybrzeży Belgii, aż po granicę szwajcal Frank rozłożył swój śpiwór i karimat w samochodzie i położył się. ] świeczkę do czytania, ale nie chciało mu się czytać. Fale huczały głośne powietrzu pozostało jeszcze trochę światła; te północne letnie zachód naprawdę długie. Słońce zdawało się raczej zsuwać na prawo niż zachoc nagle pojął, jak to musi wyglądać w kręgu polarnym w środku lata: słońc prostu zsuwa się w prawą stronę, aż dotknie horyzontu na północy, a pc wślizguje się z powrotem na niebo. Powinien mieszkać na Ultima Thule. Samochód zakołysał się lekko od wiatru. Caty dzień wiało; w gruncie czy zawsze tu było wietrznie, dlatego na wyspie nie rosły drzewa. Frank k 88 Kim Staniey Robi ył w dach samochodu. Mikrobus nadawał się na namiot, podłoga płaska, ;nie przemakało... Kiedy zapadał w sen, pomyślał jeszc/c: ,.to musiała być ia, na milę szeroka i na tysiąc długa". )budził się o świcie, który nadszedł tuż przed piątą rano. Cienie jego i lochodu wydłużyły się w stronę Brough, która wciąż była wyspą, jako że t)la nadal znajdowała się pod wodą. Wynurzała się tylko na dwie godziny as odpływu, jak napisano w przewodniku. ank zjadł śniadanie przy samochodzie, a później, zamiast czekać, aż dro-; wynurzy, ruszył na południe, wzdłuż Zatoki Birsay, mijając Marwick »d, aż do Zatoki Skaill. Poranek był spokojny. Frank miał całą drogę dla «e. Przecinała zielone pastwiska. Na farmach dym unosił się z kominów i pływał się na wschodzie. )omy w zagrodach były białe, z dachami krytymi dachówką i dwoma ymi kominami, po jednym w każdym końcu budynku. Ruiny takich sa-3l domów stały albo w pobliżu, albo na niedalekich pastwiskach. Yjechał na jeszcze jeden parking, na którym stało już pięć czy sześć samo-dów. Tuż za plażą w wysokiej trawie wycięto ścieżkę. Ruszył nią na adnie. Biegła prawic milę wkoło zatoki i mijała duży, dzicwiętnastowiecz-lwór, najwyraźniej ciągle zamieszkały. Na południowym końcu zatoki iał niski, betonowy falochron i niewielki, nowoczesny budynek, a nieco id plażą - jakieś dziwne wycięcia w torfie. Jakieś dziury czy coś. Ścieżka asiła się. Kilka osób stało wokół mężczyzny w twccdowym płaszczu. Ko-r przewodnik? Fak. To Skara Brae. Fe dziury w ziemi to ziemianki z epoki kamiennej: ich podłogi znajdowały akieś cztery metry w głębi torfu. Ściany wyłożone były z taką samą prc-q podobnymi płytami, jak wszystko na wyspie. Kamienne paleniska, ka- nne łóżka, kamienne półki: z powodu braku drewna na wyspie, mówił wodnik,'! powszechnej dostępności piaskowca meble w większości wyko-c są z kamienia. Dlatego przetrwały. losy kamieni podtrzymywały większe, pojedyncze płyty, tworząc półki, w l, na który składają się różne połączenia cegieł kirewna. Teraz spotyka się ircollegc'ach. Półki zostały wpuszczone w ściany. Przypominały coś w roju kamienne) szafki kuchennej z moździerzem i tłuczkiem poni/.ei. Już na Swszy rzut oka jasne było, czemu te r/.cczy miał)' służyć, wszystko |tw