Alice Walker:Kolor purpury. /6.Z04 Tytuł oryginałuThe Color Purple OkładkaSławomir Barcik Zdjęcia na okładceGAMMA/STILLS RedaktorEwa Witan Redaktor technicznyMarzena Kiedrowska Naucz mnie żyć po twojemu. Nauczmnie lak żyć. Stevie Wonder Copyright by Alice Walker, 1983 Copyrightforthe Polish edition by Wydawnictwo RytonWarszawa 1992 Copyright for the Polish translation by Michał KłobukowskiWydawnictwo Ryton Warszawa 1992 Wydanie pierwsze " . . t i 'jISBN 83-8536ł-l'6-0 Duchowi, bez którego pomocynie zostałaby napisanaani ta książka,ani ja. Nie mów nikomu, najwyżej Bogu. Mama bynie przeżyła. DrogiPanieBoże! Mam czternaście lat. Jootom Zawsze byłam grzeczna. Możedałbyś miznać żebym wiedziała co się ze mną wyrabia. Zeszłej wiosny zara jakprzybył nam mały Lucioususłyszałam żesię o coś spierają. On ją ciągnieza rękę. Ona mówi za wcześnie, Fonso,jeszczem nie wydobrzata. Wreszciedałjej pokój. Minął tydzień,patrzeć, a on znowuż ciągnie ją za rękę. Ona mówi nie, nie chcę. Niewidzisz żeledwo żyję,no i tyle już mamydzieciów. Pojechała zwizytą do tej swojej siostry co jest lekarką wMacon. Kazała misię opiekować resztą. Dobrego słowa mi nie powiedziałtylko zmiejsca mówi A tera zrobiszto czego twoja mamuśka niechciała. Najpierw przytknął mi do biedra ten swój interes ijakoś taknim poczochrał. Potem złapał za cycusie. Jeszcze późniejzaczął miwpychaćinteres do cipki. Krzyknęłam bo zabolało. Zaczął mnie dusići mówi Cicho bądź, lepiej się od razu przyzwyczaj. Ale jażem się wcale nieprzyzwyczaiła. I aż mniemgliza każdąrażą kiedy wypada na mniekolej gotować. Mamasię na mniegniewai jakoś tak patrzy. Szczęśliwa, bo on teradla niej dobry. Ale taka jużchoraże długonie pociągnie. Drogi Panie Boże! Mama umarła. Jakumierała to krzyczała i klęła. To na mnie takkrzyczała,mnie przeklinała. Bojestem gruba. Z niczemnie nadążam. Zanim się wrócę od studni, woda się nagrzeje. Zanimpodam jedzeniena stół, całe wystygnie. Zanimwyszykuję dziecido szkoły, poranakrywać do obiadu. On nic nie mówił. Siedział przy łóżku, trzymał jąza rękę i płakałi prosił nie zostawiaj mnie tak,nie odchodź. Pytała mnie się o tepiersze. Czyjeono? Pana Boga,mówię. A cożem miała powiedzieć? Nie znałam innych mężczyzn. Zabolało,wbrzuchuzaczęło mi się coś ruszać a potem wyszed zemnie tendzieciaczek. Ssał piąstkę, a ja tak się zdziwiłam że o mało co niezemglałam. Niktdo nas nie zachodzi,Ona coraz bardziej chora. Wreszcie pyta Gdzie się podziało? Bóg wziął, mówię. Aleto on je wziął. Wziąłkiedy spałam. Zaniós do lasu i zabił. Tedrugie tyż zabije jak tylko mu sięuda. Drogi Panie Boże! On tak się zachowuje jakby już nie móg na mnie patrzeć. Mówi żejestem zła iwciąż mi wgłowie samepodłości. Zabrał moje drugiedzieciątko, chłopczyka. Ale chiba go nie zabił tylko sprzedał takiejjednej parze co mieszka na Monticello. W piersiach mam tyle mleka ażmi samo cieknie. On mówi Zrób coś żebyś przyzwoicie wyglądała. Załóż coś na siebie^A co ja założę jak ja nic nimam? Żeby tak sięwreszcie ożenił. Widzę jak się patrzy na moją młodsząsiostrzyczkę. Ona się go boi. Aleja się tobą zaopiekuję, mówię jej. Z Bożąpomocą. Drogi Panie Boże! Sprowadził sobie dziewczynęskądciś spod Gray. Dziewczynaw mojem wieku ale i taksię pobrali. On stale i wciąż na niej leżya onamaminę jakby się nie mogła połapać co się właściwie dzieje. Pewnikiem jej się zdawało że go kocha. Ale u nasw domu tyle dzieciówi co i ruszktóreśczegoś chce. Mojamłodszasiostra Nettie ma starającego. Życie ułożyło mu sięprawie tak samo jak Tacie. Jego żona nieżyje. Zabił ją kochanek jaksię wracała z kościoła. Ale pan ma tylko troje dzieciów. ZobaczyłNettie w kościele i tera coniedziela wieczór do nas zachodzi. Mówię Nettie Pilnuj książek. To lepszy pomys niż chować cudzebachory. I skończyć tak jak Mama. Drogi Panie Boże! Dzisiaj mnie zbił bo powiada że widział jak w kościele mrugłam dochłopaka. Może mi cośwpadło do oka ale na nikogożem nie mrugła. Ja tona mężczyzn nawet się nie patrzę. Naprawdę. Za to patrzę się nakobitybo ich się nie boję. Może sobie myślisz że wciążjestem zła namamę bo tak mnie przeklinała. Nie jestemna nią zła. Żalmi jej było. Zabiłoją bo uparła się wierzyć w to cojej nagadał. On czasem jeszcze się patrzy na Nettie ale wciąż mu wchodzęw drogę. Tera to już samamówię małejżeby się wydala za panaale nie mówię dlaczego. Wydajsięza niego, Nettie, powiadam, i chociaż rok przeżyj poludzku. Bo wiem że zara potem będzie gruba. Ja to już nigdy nie zajdę. Jedna dziewczyna zkościoła mówi że trzakrwawić co miesiąc żeby zajść. A ja już nie krwawię. 10 DrogiPanie Boże! Pan w końcu wziął i się oświadczyło Nettie. AleOnniechce jej puścić. Za młoda, mówi, niedoświadczona. Powiada żepan ma już za dużo dzieciów. No i jeszcze ten skandalz żoną co to ją ktoś zabił. A tocałe gadanieo Cuksie Avery? Co towłaściwie maznaczyć? Spytałam się naszej nowej mamy o Cuksę Avery. Co to takiego? - pytam się. Powiada że nie wieale się dowie. Mało, żesiędowiedziała: znalazła fotografię. Piersze zdjęcie kogośprawdziwnego jakie żem w życiu widziała. Powiedziała że pan wyjmował coś zportfela żeby pokazać Tacie ito zdjęcie muwypado i wleciało pod stół. Cuksa Averyto kobita. Nigdyjeszcze niewidziałam takiej pięknej. Ładniejsza niż moja mama. Dziesięć tysięcyrazy ładniejsza ode mnie. Na tem zdjęciu stoi ubrana we futro. Maróżna twarzy, a włosy jakbyogon jakiego zwierzaka. Oparła nogęo czyjsiś samochód i się uśmiecha. Ale oczy ma poważne. Jakbysmutne. Poprosiłam żeby mi dała to zdjęcie. Patrzyłamsię na nie całą noc. I tera jak śpię to mi sięśni Cuksa Avery zabójczo wystrojona,wycinapirułety i się śmieje. 11. Drogi Panie Boże! Poprosiłam go żeby wziął mnie zamiast Nettie póki nasza nowamama chora. Ale on tylkosię spytał co jawłaściwie wygaduję. Ja muna to że mogę siędlaniego wysztafirować. Skoczyłam do swojegopokoju i zara się wróciłam wperucez końskiego włosia, z piórami nagłowie i w butach na Wysokiem obcasie naszej nowej mamy. Spuścił milanie żem się ubrała jak jaka zdziraale i takmnie wziął. Tego samego wieczoraprzyjechał pan . Leżałam w łóżkui płakałam. Nettie wreszcie przejrzała naoczy. Nasza nowa mamatyż. Siedzi u siebie w pokoju ipłacze. Nettiepielęgnuje pierw jedną,potem drugą. Sama taka zestrachana że raz to ażwyszła na dwórisię porzygała. Ale za domem, nie od ganku, bo tam siedzieli mężczyźni. No cóż, powiada pan , mam nadziejęże w końcu się pan namyślił. On na to nie, nie powiem, żebym zmieniłzdanie. Wie pan,mojemmałem bidactwom przydałaby się matka, mówipan . Nie, odpowiada bardzo wolno,nie mogę panu oddać Nettie. Zamłoda. Nic nie wie ożyciu, wszystko trza jej mówić. A zresztą niechjeszcze pochodzi do szkoły. Wykierujęją na nauczycielkę. Ale weź panCelię. I tak jest najstarsza. Piersza powinna wyjść za mąż. Fakt, że jestruszona,alechiba pan o tem wie. Ktoś ją zepsuł. I todwarazy. Ale cokomu po świeżej babie. Moja jest świeża i nic tylko choruje. Splunąłprzez porencz. Dzieciaki działają jejna nerwy, gotowaćtyż za bardzonie potrafi. No i już zaszła. Pannic nato nie mówi. A ja takemsię zdziwiła aż płakaćprzestałam, Brzydula z niej, mówi on. Ale za tonie boi sięciężkiej roboty. No Ii i jest czysta. A w dodatku sam Bóg ją unieszkodliwił więc można z niąrobić co się chce inic potem w domu jeśćnie zawoła. Pan wciąż się nie odzywa. Wyciągamzdjęcie Cuksy Avery. Patrzę jej się w oczy. Jej oczy mówiąNowłaśnie, tak to bywa. Żebytak prawdę powiedziećto muszę jej się pozbyć z domu. Słyszaneto rzeczy żeby taka dużadziewucha mieszkała z własną rodziną. Noi ma zływpływ na resztę córek. Dostanie własnąpościel. I tę krowę coją sama chowa tam w zagrodzie. Ale Nettiepanu nie dam, nimamowy. Anitera, ani nigdy. Pan wreszciesię odezwał. Chrząknął i powiada Tej drugiej to żem się nawet dobrze nie przyjrzał. No, to inną rażą możesz jej się panprzyjrzeć. Brzydula. Nawet niepoznaćże ona i Nettieto krewne. Ale żona z niej będzie lepsza. Mądraniejest. Trza na nią uważać bo jak nie towszystko z domu porozdaje. Ale do roboty nie gorsza niż mężczyzna. A ile ma lat,pytasię pan. Prawie dwadzieścia, on na to. I jeszcze jedno: straszna z niejkiamczucha. 13. Drogi Panie Boże! Minęła caławiosna, od marca do czerwca, nim się namyślił czymnie wziąć. Ja stale i wciąż myślałam tylko o Nettie. Żemogłabyumnie zamieszkaćjeżelisię za niego wydam, a skoro on taki w niejzakochany to już bym jakoś wykombinowała żebyśmy we dwie odniego uciekły. Obie zdrowo byśmy przysiadły nad podręcznikamiNettiebo wiemy że trzamieć sporo oleju w głowieżeby uciec. Niejestem taka ładna ani bystra jak Nettie ale ona mówi że głupia tyż nie jestem. Jak chceszzapamiętać,mówi, kto odkrył Amerykę, to pomyśl"gołąb". BoKolumb to brzmi prawie jak "gołąb". W pierszej klasieuczyłamsię o Kolumbie ale chibaraz dwa o nim zapomniałam. Nettiemówiże Kolumb przypłynął skądciśtrzema okrętami co się nazywały"Nima", "Pięta"i "Sandał Maria". Indiany bylidla niego takie miłeże paru siłązabrał nazadżebysłużyli królowej. Ale trudno mi zebrać myśli bo cały czas wisi mi nadgłową tomałżeństwo z panem . Jakpierszyrazzaszłamto Tata zabrałmnie ze szkoły. Nic go nieobchodziło że lubiałam do niejchodzić. Nettiestała przy furtcei mocno trzymała mnie za rękę. Cała żem się wystroiła na rozpoczęcieroku a Tata powiada Za głupia jesteś żeby dalej chodzić do szkoły. W tejrodzinietylko Nettie ma zdolności. Ale Tato, mówi Nettie z płaczem, Celia tyżzdolna. Nawet pannaBeasley takpowiedziała. Nettie uwielbia pannę Beasley. Myśli żedrugiejtakiejnima na świecie. Tata na to A kto by tam słuchał co ta Addie Beasley wygaduje. Gębajejsięnie zamyka toi żaden jejniechciałi w końcu musiała iść 14 Bczyć w szkole. Jak tomówił to całyczasczyścił strzelbę i nawet głowynie podniós. Patrzeć, a tu za chwilę bez nasze podwórko idzie parubiałych, tyż ze strzelbami. Tata wstał i poszed za niemi. Bezresztętygodnia nictylko żemrzygała i oprawiała dziczyznę. Ale Nettie nie dała za wygraną. Niewiele czasu minęłojak przyszłado naspanna Beasley pogadać z Tatą. Powiedziała żeod kiedy uczyw szkolenigdy niemiała takich pilnych uczennic jak Nettiei ja. AleTata mnie zawołał żebym wyszła i wtedy ona zobaczyła jak mi sięsukienka nabrzuchu opina. Nic więcej nie powiedziałatylko zabrałasię i poszła. Nettie dalej nic nie rozumi. Ja tyż. Widzimy tylko że wciąż jestemgruba i mnie mgli. Czasem to aż jestem złaże Nettie mnieprześdgła w nauce. Alez tego co do mnie mówi nic mi w głowie niezostaje. Coś mi tamklarowała że niby ziemnia wcalenie jest płaska. Aha, mówię jakbymdawnowiedziała. Wcale żem się nie przyznała, że na moje oko toziemnia jest całkiem płaska. Wreszcie któregoś dnia przyjechał pan ,całyjakby wyżęty. Ta kobita co mu pomagała w domu zabrała się i poszła. Jegomamuśka tyżpowiedziałaDosyćTego. Jeszcze raz bym jej się przyjrzał, powiada. Tata mnie zawołał. Celio, mówi. Jakby nigdy nic. Pan chce jeszcze raz się na ciebie popatrzyć. Wyszłam istanęłamwe drzwiach. Słońceświeciło mi prostow oczy. On nawet nie zsiad z konia. Ogląda mnie od stóp do głów. Tata zaszeleścił gazetą. No rusz się, powiada, pan cię nie ugryzie. Podchodzę bliżej schodków,ale nie za blisko, bo trochu się bojękonia. Obróć się, mówi Tata. No tosię obróciłam. Podszedktóryś braciszek. Chiba Lucious. Grubasek i figlarz, stale i wciążcośmamie w buzi. Czego tak się kręcisz, pyta? Twojasiostra myśli wyjść za mąż, powiada Tata. Małemu nic to nie mówi. Pociągnąłmnie z tyłu zasukienkęi spytałsię czy może wziąść ze spiżarki jerzynowego dżemu, 15. Możesz, mówię. , . Marękę do dzieci, powiada Tata i znowuż szeleści gazetą boprzekłada kartki. Nigdyżemnie słyszał żebyktóremupowiedziała złesłowo. Jeden szkopuł że niczego im nie umi odmówić. Krowa dalej się należy, pytasię pan ? To jej krowa, mówi Tata. 16 Drogi Panie Boże! Jak już wzielim ślub to bez cały dzień nic tylko uciekałam przednajstarszym chłopakiem. Madwanaście lat. Własna matka umarłamuna rękach więc mały ani słyszeć nie chce o nowej mamie. Złapałzakamień i rozbiłmi głowę. Krew pociekła ażmiędzy piersi. Jegotatakrzyknął Przestań! Ale nic więcej chłopakowi nie powiedział. Maczworo dzieciaków a nietroje: dwóch chłopców i dwie dziewczynki. Dziewczynkom od śmierci matki nikt włosów nie czesał. Mówię mu żetrza zgolići niech rosną od nowa. On nato że kobicie włosy obcinaćto wróży nieszczęście. Więc zabandażowałam sobie głowę jak się dałoi ugotowałam obiad - zamiast studni mają tu źródło, w piecu pali siędrewnem a ten piec wielki jak ciężarówka - i dalej rozsupiywać tekołtuny. Jedna dziewczynka ma tylko sześć lat a druga osiem więcObie w bek. Co tam w bek: rozdarły sięna całe gardło. Krzyczały że jemorduję. Do dziesiątej się uwinęłam. Dziewczynki płakały, płakały, ażposnęły. Ale ja nie płaczę. On leży namnie a ja myślę o Nettie czy nicjej nie grozi. A potemo Cuksie Avery. Wiem, żeto samoco tera robimnie robił z CuksąAvery i może jejz tem było dobrze. Obejmuję gojedną ręką. 17. Drogi Panie Boże! Pojechalim do miasta. Pan poszed do sklepu tekstylnegoa ja żem siedziała na wozie. Zobaczyłam moją córeczkę. Zara poznałam że to ona. Całkiem podobna do mnie i mojego tatusia. Bardziejniż my oba do siebie. Szła za jakąśpanią, obie jednakowoubrane. Jak mijały wóz to do nich zagadałam. Ta pani uprzejmieodpowiedziała. Moja mała spojrzała się na mnie i trochu się zmarszczyła. Jakby sięo coś dąsała. Oczy ma całkiem jak moje. Jakbywidziała to samo co ja żemwidziała i jakby się tera nad temwszystkiem głowiła. To chiba moja córeczka. Serce mi mówi że tak. Ale głowy bymniedała. Jeżeli jest moja to ma na imię Olivia. Na siedzeniu wszystkich jejmajteczków wychaftowałam"Olivia". Dotego pełnokwiatuszkówi gwiazdek. Jak miją zabrał to wziąłi majteczki. Miała wtedy jakieśdwa miesiące. Tera będziemiała ze sześć lat. Zlazłam z wozu i poszłam za Olivia i jej nową mamą do sklepu. Patrzyłamsię jakmalutka suwa rączką po ladziejakbyją nic nieciekawiło. Jej mama kupowała materjał. Niczego nie dotykaj, powiedziała. Olivia ziewnęła. Śliczności materjał, mówię i pomagam tej nowej mamieprzyłożyćgo Olivii do buzi. Ta pani się uśmiecha. Uszyjęsobie i małej nowe sukienki, mówi. Jej ojciec będzie dumny. A kto to taki tenjej ojciec, spytałam się nim żem się ugryzław język. Bo tak się poczułamjakby wreszcie ktoś się dowiedział. Pan, mówi ona. Aleto nie mojego Taty nazwisko. Pan , pytam się? A coon za jeden? Zrobiłaminę jakbym sięwtrącała w nie swoje sprawy. Wielebny , powiadai odwraca się do sprzedawcy. 18 Bierzeszwreszcie ten materiał czy nie bo kolejka czeka, pyta się8t rzedawca? Tak, proszę pana, mówi ona. Pięć metrów proszę. Złapał całą belę ale nie mierzył tylko na oko odwinął jakieśpięćmetrów, przycisnął żelazną miarką i urwał. Dolartrzydzieści, powiądł. Potrza ci nici? Nie, proszę pana, mówi ona. Nic nie uszyjesz bez nici. Wziął szpulkę iprzytkną! do materjału. Kolor chiba w sam raz, powiada. Nie uważasz? Chiba tak, proszępana. Sprzedawcazaczął gwizdać. Wziął od niej dwa dolary i wydałćwierć. Spojrzałsię na mnie. Kupujesz coś, spytał? Ja na toNie, proszępana. Wychodzę za niemi na ulicę. Nimam coim dać i czuję się jak bida z nędzą. Spojrzała się w prawo i w lewo. Nima go,nimago, powiadalakiem głosemjakby się miała popłakać. Kogo nima, pytamsię? Wielebnego. Wziął wóz i odjechał. Tu zara stoiwóz mojego męża, mówię. Wdrapała się i mówi uprzejmie pani dziękuję. Siedzimy i patrzymysię na przyjezdnych. Nigdy żem tyle narodu niewidziała, nawetw kościele. Niektómi wystrojeni. Inni marnie się prezętują. Panie mającałkiem zakurzone sukienki. Tera ona się pyta czyją jestem żoną, skorojuż wiem kim jest jejmąż? Pyta się jakby ze śmiechem. Pan , mówię. Naprawdę,pyta się? Jakby wszystko o nim wiedziała prócz tego żeżonaty. Przystojny mężczyzna,powiada. W całem powiecie drugiego takiegoprzystojnego nima, białego ani czarnego. No, przystojniak z niego, odpowiadam, ale całkiem bezmyślnie. Jakdla mnie to wszyscy mężczyźni wyglądają przeważnie tak samo. Długo ma pani swoją dziewuszkę, pytam się? O, skończy siedem lat. A kiedy? Namyśla się chwilę. W grudniu,mówi. W listopadzie, myślę. Ajak jej na imię, pytam się od niechcenia. 19. Paulina, powiada ona. \Serce mi załomotało. A ona marszczy brwi i dodaje: Ale mówię na nią Olivia. ,Dlaczego mówi pani na nią Olivia jeżeli to nie jej imię? \No bo niech się pani tylko na nią popatrzy, mówi ona jakbyprzekornie i sama się odwraca do dzieciaka. Chiba zara widaćże toOlivia? Na miłość boską, jakie to ma smutne oczy! Jakby miało zachwilę powiedzieć "ojoj oj! ". Więc mówię na nią Oj-livia. Parskłaśmiechem. To tylko żarty Olivio, powiada i głaszcze małą pogłówce. O, jedzieWielebny , mówi. Widzę wóz a na nim ogromnegomężczyznę ubranegona czarno, z batem w garści. Dziękujemy za niebyle jaką gościnę. Znowuż sięzaśmiała popatrzała się, jak konieogonami opędzają sięodmuch. Kobylejaką, powiada. Jak zrozumiałam, w czem rzecz, to o mało żem nie pękła ze śmiechu. Pan wychodzi ze sklepu. Wdrapuje się na wóz. Siadai mówi pomału Co tak siedzisz i sięśmiejeszjak jaka głupia? 20 Drogi Panie Boże! Nettie jestu nas. Uciekła z domu. Mówi żenie chciałazostawiaćmacochyale musiała się wynieść żeby może jakoś pomóc mniejszymsiostrzyczkom. Chłopcom nic nie będzie, mówi. Umią schodzić muz drogi. Jak urosną, to musię postawią. A może i zabiją, mówię. Ajak siętobie układa z panem , pyta się Nettie? Aleprzecie ma oczy i widzi żewciążmu się podoba. Wieczorem wystrojonypo niedzielnemu wychodzi na ganek. My siedzimy we dwie i Nettiepomaga mi łuskaćgroch albo poprawia błędy w tem co dzieci napisałyalbo co ja napisałam i uczy mnie wszystkiego co podług niej trzawiedzieć. Żeby tam nie wiem co,Nettie stale i wciąż próbujemiwytłumaczyć,co sięweświeciedzieje. Zresztą dobra z niej nauczycielka. Jakby się wydala za kogoś takiego jak panalbo skończyła w kuchni jakiej białej pani to bym chiba umarła. Cały Bożydzień czyta, uczy się, ćwiczy kalegrafię i przymusza nas do myślenia. Ja prawie co dzień jestem taka zmęczonaże myśleć nijak nie mogę. AleNettie to wcielona cierpliwość. Dzieci pana wszystkieczworo zdolne a wredne. Nictylko Celia daj mi to, Celia daj mi tamto. Mama nampozwalała,mówią. On się nie odzywa. Jak chcą żeby się niemi zajoł to puszczaustami dym i się za nim chowa. Nie pozwól żeby ciwlazłyna głowę,mówi Nettie. Niech wiedząkto tu rządzi. One rządzą, mówię. Aleona wciąż swoje. Musisz walczyć. Musiszwalczyć. A ja walczyć nie umie. Jedno co umie to pozostać przy życiu. Ładną masz sukienkę, powiada doNettie. Dziękuję, ona mu na to. 21. I buty w sam raz dobrane. Dziękuję, mówi moja siostra. Ach, twoja skóra. I włosy. Izemby. Co dzień nad czem innem się cuduje. Ona najsampierw trochu się uśmiecha. Potem marszczybrwi. Wreszcie przestaje aragować i tylko się trzyma blisko mnie. Ach,twoja skóra, mówi mi. Twoje włosy. Twojezemby. Oddaje mi każdenjego komplemęt. W końcu poczułam że całkiem ze mnie niezła babka. A on szybko dał sobie z tem spokój. Którejś nocy mówi miw łóżku No, cośmy mogli zrobić dla Nettie tośmy i zrobili. Tera musisobie iść. Niby gdzie pójdzie, pytam się go? A comnie to obchodzi, on na to. Rano mówię o tem Nettie,Wcale się nie zezłościła. Nawet chętnieodejdzie. Tylkoze mną żal jej się rozstać. Jak to powiedziała tośmy sięsobie rzuciły na szyje. To straszne że muszę cię tu zostawić z temi okropnemi dzieciarami,powiada. Ijeszcze zpanem . Prawie jak bym cię do grobukładła. Nawet gorzej, myślęsobie. W grobie niemusiałabym robić. Ale niemówię tego głośno tylko powiadam Mniejsza z tem, mniejsza z tem,póki umie napisać "Bóg" to nie jestem sama. Ale nimam co jej dać na drogę. Najwyżejnazwisko Wielebnego . Mówię żeby się spytała o jego żonę. Może pastorowajej pomoże. Tylko u niej widziałam piniędze w ręku,u żadnej innejkobity nie. Pisz do mnie,mówię. Co, pyta Nettie? To ja znów: Pisz. Będę pisać,chyba żebym umarła, onana to. I ani razu nie napisała. 22 O Boże! Dwie jego siostry przyjechały z wizytą. Wystrojone jak nie wiem co. Celio, mówią, jednotrza przyznać że umiszutrzymać dom w czystości. Źle mówić o umarłych tobrzydka rzecz, powiada jedna siostra, aleprawda nie może przecie być zła. Annie Julia to był kawał flejtuchy. Ona przede wszystkiem wogle nie chciała tu być, odpowiadadruga. A gdzie chciała być, pytam się jej? Usiebiew domu, ona na to. To żadneusprawiedliwienie,mówita piersza. Na imię jej Carriea tej drugiejKate. Jak kobita wyjdzie za mąż to ma prawo przyzwoicieprowadzić dom i czysto trzymać dzieci. Jaksię tu zimą przyjechało tobyła zwykła rzecz że dzieciaki poprzeziębiane, z grypą, z biegónką,zzapaleniem oskszeli, zarobaczone, z dreszczami i z gorączką. A do tego głodne. Włosy nieczesane. Cała dzieciarnia taka zapuszczonażedotknąć strach. Ja tam ich dotykałam, mówi Kate. Noa gotowanie. Nie chciało jej się gotować. Jakby nigdyprzedtemkuchni nie widziała. Takiejjak jego kuchnia rzeczywiście nigdy przedtem nie widziała. Skandaliczne postępowanie, powiada Carrie. Jego, mówi Kate. O ci się właściwie rozchodzi, pytasię Carrie? Oto że ją tu przywióz i zostawił i dalej się uganiał za Cuksą Avery. O to mi się rozchodzi, nie o co inne. Niemiała do kogo się odezwać,ie miała kogo odwiedzić. Nie byłogo po całychdniach. Potemzaczęła rodzić raz za razem. A przecie była młoda i ładna. Nie taka znowużładna,mówi Carrie i patrzy się do lustra. Tyle żemiała tę szopę włosów. Ale była za czarna. 23. Nasz brat widać lubi czarne. Cuksa Avery tyż czarna jak moje buty. Cuksa-Ayery,Cuksa Avery, powiada Carrie. Już mnie mgli najejwspomnienie. Podobnież jeździ po okolicy i udaje że śpiewa, A nibyo czem? Podobnieżnosi rozcięte kieckii kapelusze obwieszone koralikami i kutasami. Musi wyglądaćcałkiem jak wystawa sklepowa. Zastrzyglam uszami jak zaczęły mówić o Cuksie Avery. Samachętnie bym oniejpomówiła. Zara zmilkły. Mnie tyż mgli jak o niej słyszę, mówi Kate i głośno wypuszczapowietrze. A co doCciiito masz rację. Dobrze prowadzi dom, marękę do dzieci, dobrze gotuje. Nasz brat nie móg lepiej trafić choćbysię niewiem jak starał. A ja właśnie myślęo tem jak się starał. Drugą rażą Kate przyjechałasama. Ma ze dwadzieścia pięć lat. Stara panna. Wygląda młodziej ode mnie. Widać po niej żezdrowa. Oczy jej się błyszczą. Język ma ostry. Kup Celiicoś z ubrania, mówi do pana . To ona potrzebuje się ubrać,on na to? Sam zobacz. On patrzy się na mniejakby siępatrzył w ziemnię. To ten kawałekziemni potrzebuje się ubrać, mówią jegooczy? Poszła ze mną do sklepu. Zastanawiam sięjaki kolor ubrałabyCuksa Avery. Ona dla mnie to całkiem jak królowa więc mówię doKate Coś fioletowego, może być trochu czerwone. Szukamyi szukamya tu nic fioletowego nima. Czerwieni ile chcąc ale Kate mówi Onniewyłoży piniędzy nanic czerwonego bo to za wesoły kolor. Mamy dowyborubrąz, bordo i granat. Niech będzie granat, mówię. Nie pamiętam żebym kiedy nosiła jaką kieckę odnowości. A teramają szyć mi na miarę. Próbuję wytłomaczyć Kate co todla mnieznaczy. Aż się czerwienię na twarzyi zaczynam się jąkać. Dobrze już, dobrze, Celio. Więcej ci się należy. Może i tak, myślę sobie. Harpo,mówi. Harpo to ten najstarszy chłopak. Harpo, nie pozwól, żebyCelia dźwigaławodę. Jesteśjuż duży. Pora żebyś zacząłtrochu pomagać. Niechkobityrobią, on na to. 24 Co takiego, pyta sięKate? Niech kobity robią. Ja tam jestem mężczyzna. Jesteś nędzny czarnuch i tyle. Bierzmi zarato wiadroi leć powodę. Łypnął na mnie spode łba. Powłok się nadwór. Słyszęże coś tammruczy do pana , któren siedzi na ganku. Pan wolaswoją siostrę. Katewychodzi na ganek i chwilęrozmawiają, a potemwraca ale cała aż się trzęsie. Muszę jechać,Celio, mówi. Taka wściekła że jak pakuje manatki to łzyjej tryskają nawszystkie strony. Musisz z niemi walczyć, Celio, powiada. Ja cię w tem nie wyręczę. Sama musisz im się postawić. Nic nie mówię. Myślę o Nettie. Nettie nie żyje. Walczyła, uciekła. I co to dało? Ja tamnie walczę. Siedzę gdzie mi każą. Ale chociaż żyję. 25. Drogi Panie Boże! Harpopyta się swojego taty czego mnie bije. A bo to mojażona,mówi pan. No iza to że uparta. Wszystkiekobity jak raz sięnadają. nie dokończył. Wetknął nos w gazetę, jak to on. Podobnydomojego Taty. Harpo pyta się mnie Czego jesteś uparta? Nie pyta Czego sięzaniego wydałaś? Nikt sięmnie oto nie pyta, Chibajuż się takaurodziłam, mówię Bije mnie tak samo jak i dzieci. Tylko żeim to prawie nigdy lanianie spuści. Mówi Celia, przynieśpasa. Dzieci siedzą pod drzwiamii podglądają bez szpary. Ledwo się powstrzymuję żebynie płakać. Celia,mówię sobie, jesteś drzewo. Stąd wiem że drzewa się boijączłowieka. Kocham kogoś,mówi Harpo. Mhmmm,mówię? Dziewczynę, on nato. Naprawdę, pytam się? Tak. Mamysię żenić. Żenić, mówię. Za młodzi jesteście. Wcale nie. Ja mam siedemnaście, ona piętnaście. Wystarczy. A co na to jej mama, pytam się? Nie rozmawiałem z jej mamą. A tata? Znim tyż nie rozmawiałem. No aco na todziewczyna? Nawet z nią nie rozmawiałem, mówi i spuszcza głowę. Całkiemz niego przystojny chłopak. Wysoki ichudy, czarny jak matka, oczyma wielkie, wyłupiaste. A podobasz jej się pytam się? widziałem ją w kościele' na mnie spojrzała, Mrugłem do niej- zrobiła taką minę, "^ ^A gdzie był jej tata bez tenczas? Kołoołtarza. 27. Drogi Panie Boże! CuksaAvery przyjeżdża do naszego miasta! Ona i jejorkjestra. Będzieśpiewać w "Szczęśliwej gwieździe" na Coalman Road. Pan wybiera się posłuchać. Stroi się iprzegląda w lustrze, staleiwciąż się rozbiera i przebiera. Smaruje włosy brylantyną i zaczesujedo tyłu, a potem znowuż myje. Pluje na butyi je glansujeszmatką. Co i ruszkaże mi ato coś uprać, a to wyprasować, biegać za tem czyowem, szukać tego czy tamtego. Ogląda swojedziurawe skarpetkii jęczy. Uwijam się, ceruję, prasuję, szukam chustek. Coś się stało, pytam się? O co ci się rozchodzi, pyta się jakby czegoś zły. Próbuję się pozbyćsłomy zbutów i tyle. Każda jednakobita byłaby zadowolona. Ja tyżjestem zadowolona, mówię. Jak to, pytasię? Galant z ciebie, powiadam. Każdajedna kobita byłaby dumna. Tak uważasz, pyta się? Pierszy raz mnie się o tospytał. Takem się zdziwiła żenimzdążyłam powiedzieć "tak" poszed się golić na ganek bo tamwidniej. Cały dzieńnoszę przy sobie różowyafisz i czuję jakmi wypaladziurę wkieszeni. Na drzewach odsklepu aż do tego miejscagdzie siędo nas skręca pełno wisi takich afiszy. Onma ich w swojem kufrze chibaz piędziesiąt. Cuksa Avery z ręką na biedrze stoi koło pianina. Na głowie matakiecośjak Wodzowie Indianów. Usta roztworzyła, aż widać wszystkie zemby a minę to ma taką jakby nic anic jejnie trapiło. Chodźcie^o mnie wszyscy, mówi. Królowa Pszczółjuż się wróciła. Boże, jak mi się chce tam iść. Nie żebytańczyć. Nieżeby pić. Niezebysra6 w karty. Nawet nie po to żeby słuchać jak Cuksa Averyśpiewa. Daj mi się na nią chociaż spojrzeć. 28 Drogi PanieBoże! Pana nie było w domu całą sobotnią noc,całą niedzielnąi prawie całyponiedziałek. Cuksa Avery zjechała na sobotę i niedzielędo miasta. Wreszcie się przywlókł i pad na łóżko. Zmęczony. Smutny. Słaby. Płakał. Potem spał do końca dniai ażdo rana. Obudził sięjakem była w polu. Trzy godziny okopywałam bawełnęnim przyszed. Nie odezwał się do mnieani ja do niego. Chociaż mogłam go wypytywaćbezkońca. Jak się ubiera? Wciążwygląda jakna tem mojem zdjęciu? Jak się czesze? Jaką szminkąmaluje? Nosiperukę? Zgrubła czy jest chuda? Dobrze śpiewa? A możezmęczona? Albo chora? Gdzie są jej dzieci kiedy ona wszędzie jeździz piosenkami? Tęskni za niemi? Pytania kłębią mi się w głowie jakjakie węże. Modlę się Daj mi siłęi aż ustazagryzam od środka. Pan złapał zamotykę i dalej kopać. Machnął może zetrzyrazy i dał spokój. Upuściłmotykę w bruzdę,obrócił się na pieńcie,wrócił się do domu, nalał sobie szklankę zimnej wody, wyjął fajkę,siad na ganku z oczami w słup. Poszłam za nim bom myślała że chory. A on mówi Wracaj dopola, namnie nie czekaj. 29. Drogi Panie Boże! Harponie lepiej niż ja umi się postawić swojemu tacie. Pan codzień wstajez łóżka, siada na ganku i patrzy się w powietrze. Czasem się patrzy na drzewa przed domem. Albo na motyla, cosiądzie na porenczy. Za dniapopija wodę. Wieczorem wino. Ale tak,to prawie się nierusza. Harpo narzeka, że tylemusi orać. Masz orać i już, mówi jegotata. Harpo prawie taki samduży jak pan . Ciało silne, wola słaba. Boi się. Całydzień we dwoje harujemy wpolu. Kopiemy i orzemy,calispoceni. Od słońcamam tera skórę jak palona kawa. Harpo czarnyjak komin we środku. Oczy ma smutne,zamyślone. Twarz corazbardziej jak u kobity. Czego tak siedzisz inic nie robisz,pyta się swojegotaty? A po co, mówi pan . Przeciemam ciebie, może nie? Powiedział to jakośtak wrednie. Przykro chłopakowi. Zwłaszcza że zakochany. 30 ^ '.iitoiŁ. Drogi Panie Boże! Tata tej dziewczyny co to Harpo się w niej kocha powiada żeHarpo dla niej nie dość dobry. A chłopak już jakiś czassię zaleca. Mówi że jak z nią siedział wparadnym pokoju to jej tata tyż siadw kącie iani się ruszył aż wszystkim popsuł humor. Potem wyszednaganek i siad naprzeciwko roztwartych drzwi żeby wszystkosłyszeć. Wybiładziewiąta, przyniós chłopakowi jego kapelusz. Czego nie jestemdość dobry, spytał się Harpo pana . Tobez twoją mamę, mówi Pan. A czego brakowało mojejmamie, dziwi się Harpo. Ktoś jązabił, panmu na to. Harpa zmory dręczą po nocach. Śni mu sięmatka jak biegnieprzez łąkę do domu. Dogania ją pan , ten co podobnież byłjejkochankiem. Ona trzymaHarpa za rękęi oba biegną ile sił. Panlaps ją za ramię i mówi Nie możesz mnie tera zostawić. Jesteśmoja. Ona mówi Nie,nie jestem twoja. Moje miejsce przy dzieciach. Kurwo, on jejna to, nie ma dla ciebie miejsca. I strzela jej w brzucho. Ona upada. Pan ucieka. Harpo chwyta jąw ramiona i kładzie sobie jej głowę na kolanach. Zaczyna wołaćMamo, Mamo, ażmnie budzi. Inne dzieci tyż. Płaczą, jakby ich mama tylko coumarła. Harpo przytomnieje ale sięcały trzęsie. Zapalam lampę, staję nad nim i głaszczę go poplecach. Nie jejwina, że ktośją zabił, mówi Harpo. Nie jej wina! Ano nie,przytwierdzam. Wszyscy mnie chwalą że taka jestemdobra dla dzieci pana - No bo jestem. Ale nic do nich nie czuję. Jakżem głaskała iT. Harpa po plecach to nawet nie jak psa. Prędzejjak kawałekdrewna. Nie żywe drzewo tylko stół albo szafę. Zresztąone tyżmnie niekochają,choćbym dla nich była nie wiem jaka dobra. Wszystko imjedno. Żadne nie chce robić, jeden Harpo. Dziewczyny stale i wciąż patrzą się na drogę. Bub po całych nocach niewracadodomu, pije z dwa razy starszemi chłopakami. A ich tata pyka fajkę. Harpo opowiada mi tera wszystko o swojem zakochaniu. Dzieńi noc myślio Sofii Butler. Jaka ona ładna, mówi. Nietakaciemna jak inne. Znaczy się bystra? Nie. Skóręma jasną. Alebystra chiba tyż. Czasem się wymykamy jej tacie. Skoro tak, to już sama zgaduję comi zarapowi: że zaszła i jest gruba. Jak taka bystra to czemu zaszła, pytam się? Harpo wzrusza ramionami. Inaczej nie wyrwie się z domu, mówi. Pan nieda nam się pobrać. Mówi że nie zasługuję nawet nato żebywejść do jego paradnego pokoju. Ale jakdziewczyna zajdzie tobędęmiał prawoz nią być wszystkojedno, zasługuję czy nie. Gdzie zamieszkacie? Mają duży dom. Jaksię pobierzemy to mnieprzyjmą do rodziny. Hmmmm, mówię. Pan cię nie lubiał nim dziewczynazaszła to i za toże zaszła tyż cię nie polubi. Harpomarkotny. Pogadaj z panem , prosi. To twój tata. Może dajakądobrąradę. A może nie da, myślę sobie. Harpo przyprowadził ją i przedstawił swojemutacie. Bo pan powiedział że chce ją zobaczyć. Widziałam z daleka jak szlidrogą. Trzymali się za ręce imaszerowali jak na wojnę. Ona trochuz przodu. Wchodzą na ganek. Witam się i przysuwam krzesła bliżejporenczy. Dziewczyna siada i zaczyna się wachlować chustką. Alegorąc, mówi. Pan nic się nieodzywa tylko jej się przygląda. 32 To już siódmyalbo i ósmy miesiąc,sukienka mało na niejnie pęknie. Harpo mówi że dziewczynajasna bo sam czarny jak nie wiem co alepo prawdzie to i ona dosyć sobie ciemna. Kredni brąz,błyszczy się jakporzonny mebel. Włosy całe poskręcane ale kupa ich, warkoczyk nawarkoczyku. Niższa niżHarpo ale dorodniejsza, krzepka i rumianajakby ją mamawykarmiłasamą świniną. Jak siępan miewa, panie , pyta się. On nie odpowiada tylko mówi Wygląda na to dziewczyno żeś sobienapytała bidy. ... Jakiejtam bidy, powiada Sofia. Chodzę zbrzuchem i tyle. Wygładza ręcami fałdy sukienki na brzuchu. Kto jestojcem, pyta się on? Jakto, kto, mówi Sofia. Harpo. A skąd on otem wie? Wie i już, onana to. Dzisiejszedziewuchy nic nie warte, mówi on. Rozkraczają sięprzed byle kim. Harpo patrzyna swojego tatę jakby go pierszy raz w życiuwidział. Ale nic nie mówi. Niemyśl, powiada pan , że pozwolę swojemu chłopakowiożenić się z tobątylko dlatego że jesteś przy nadziei. Jest młody i matowie. Takaładna dziewczyna jak ty wszystko możemu wmówić. Harpo wciąż się nie odzywa. Sofiajeszcze bardziej czerwienieje natwarzy. Marszczy się i ażuszami szczyże. Ale jeszcze sięśmieje. Zerka na Harpa. Chłopak spuścił głowę, ręcezwiesił między kolana. A po co miałabymsię za niego wydawać, pytasię Sofia? Przeciejeszcze mieszka u pana. Pan go karmi iubiera. Twójtata wziął i cię wyrzucił, mówi pan. Pewnikiem chcesz żyć naulicy. Nie, mówi ona. Nieżyję na ulicy. Mieszkam usiostry i jej męża. Powiedzieli że mogę u nich mieszkaćdo końca życia. Wstaje. Dorodna, silna i zdrowa dziewucha. Miło było, powiada. A tera idędodomu. Harpo wstaje żeby z nią pójść. Nie,Harpo, mówi Sofia,zostań siętutej. Ja i dzieciak zaczekamy aż będziesz wolny. 33. Harpo chwilę jakby się waha, wreszcie siada z powrotem. Zerkamna jej twarz i widzę że coś poniej migło, jakby cień jaki. Pani , mówi do mnie,zanim pójdę byłabym wdzięczna za szklankęwody jeśli laska. Wiadro stoi na półce zara obok. Sięgam ze spiżarki czystą szklankęi nabieram wody. Wypijaprawie jednem haustem. Potem znowużgłaszcze się po brzuchui rusza zganku. Jakbywojsko zabrało sięiposzło w inną stronę, a ona chciała dogonić. Harpo nie ruszył sięz krzesła. On ijegotata siedzieli tak i siedzielibez końca, bez słowa,bez ruchu. Wreszcie zjadłam kolację ipołożyłamsię dołóżka. Jak żem rano wstała to mi się zdawało że oni wciąż tamsiedzą. AleHarpo byłwe wychodku apan się golił. 34 Drogi Panie Boże! Harpowziął i sprowadził Sofięz dzieciakiem dodomu. Pobrali sięu jej siostry w domu. Szwagier byłza drużbę a druga siostra wymkłasię z domu i była za druhnę. Trzecia przyszła potrzymać dzieciaka. Podobnież płakał cały czas aż jego mama musiała przerwać sakramęti dać mu cyca. Jak potem mówiła "tak" totrzymałana ręku sporegoniemowlaka. Harpo wyszykował dla swojej rodziny ten domek nad strumykiem. Tatuśpana miał w nim komurkę. Ale domeksolidny. Matera okna, wejściez ganku i od tyłu. A nad strumykiem chłód i zieleń. Chciałjakich firanek tom mu uszyła z worków po monce. Miejscaniewiele aleczućże to zawszedom. Łóżko, komutka,lustro, parękrzeseł. Piec do gotowania i grzania. Harpo dostaje tera od swojegotaty piniędzeza robotę. Pan . mówi że przedtem chłopak nie robiłjak się należy to może od tych piniędzy nabierze chęci. Zastrajkuję, Panno Celio,powiedział miHarpo. Że niby co kujesz? Nie będę robił. No i nierobił. Jakprzyszed do pola to ściął dwa kłosy a dwieściezostawił ptakomi wołkom. Niewiele zarobilim w tem roku. Ale odkądSofia u nas nastała, stale i wciąż zajęty. Rąbie, walimłotkiem, orze. Kpiewai gwizda. Sofia tera jakby dwa razy mniejsza. Ale i takdorodna z niejikrzepka dziewucha. Muskuły na rękach. Na nogach tyż. Wywija temswojem dzieciakiem jakby nic nie ważył. Po dziecku został jej małybrzuszeki tak towygląda jakby wnim byłacała jej krzepa. Taka jestmasywna że jakby na ezem usiadła to by zgniotła na miazgę. 35. Weź potrzymaj małego, mówi do Harpa i wraca się ze mną dodomu po nici bo jak raz szyje pościel. Harpo bierzedzieciaka na ręce,całujei gigla pod bródką. Uśmiecha się i patrzysięna swojego tatę. Pan na gankupyka fajkę, patrzy sięz góry naHarpai mówi Tak, tak, zara cię owinie naobkoło palca. 36 Drogi Panie Boże! Harposię pyta jak ma wziąć Sofię w ryzy. Siedzi na gankuzpanem . Mówię jejco ma zrobić, powiada,a ona stalei wciążpo swojemu. Nigdymnie się nie słucha. Nic tylkopyskuje. Po prawdzie trochu mi na to wygląda że jest z niej dumny. Pan nic nie mówi. Pyka fajkę. Mówięjej że nie może co i rusz jeździćdo siostry. Przecieżeśmy siępobrali,mówię. Twoje miejsce jest przy dzieciach i tyle. A onana to żeweźnie dzieci ze sobą. To ja jej mówię Twoje miejsceprzy mnie. Notoona Chcesz się tyż z nami zabrać? Szykujedzieci do drogii sama bezten czas pindży się przed lustrem. Bijesz ją kiedy, pyta się pan? Harpo patrzy sięna własneręce. Nie,tato, powiada. Widać, żemuwstyd. No to jak ma się się ciebie słuchać? Zżoną tojakz dzieckiem. Trzajej pokazać, kto tu rządzi. Nima lepszego sposobu niż porzonne baty. I znowuż pyka fajkę, Zresztą Sofiawogle za bardzo nosa zadziera, mówi. Trza jej goutrzeć. LubięSofię chociaż jest całkiem inna niż ja. Jak Harpoz panem wejdądo izby kiedyona mówi to wcale sobie nie przerywa. Jak pytają gdzie leży jakieś coś to mówi A bo ja wiemi dalej gada. Myślę o tem wszystkiem kiedyHarpo się mniepyta co ma jejzrobić żeby wziąć ją w ryzy. Nie przypominam mu jaki jest teraszczęśliwy. Niemówię że minęłyjuż trzy lata a on wciąż gwizdai śpiewa. Myślę zato że jak panczegoś odemnie chce aja zakażdą rażą skaczę na pierszezawołanie to Sofia robi zdziwioną minę. I tak jakbysięnademną litowała. Zbij ją, mówię. -^. Następną rażą Harpo cały posiniaczony na twarzy. Usta marozcięte. Jedno oko zamknięte jakpięść. Chodzi sztywnem krokiemi mówi że zemby go bolą. Co ci to, Harpo,pytam się? A,to bez tę mulicę, powiada. Znarowionajak nie wiem. Któregośdnia w polu całkiem się wściekła. Nimem ją zawrócił do domu całybyłem pokopany. A potem w stajni żemrąbnął głową prosto w drzwiboksu. Uderzyłemsię w oko i podrapałem sobie brodę. A jak dziśw nocy była burza to żem sobie oknem przyciął rękę. No, mówię, po temwszystkiem to chiba nie bardzomiałeś jakwziąć Sofię w ryzy. Anonie, mówi Harpo. Ale stale i wciąż próbuje. 38 Drogi PanieBoże! Właśnie żem miałazawołać żewchodzę na podwórko a tu słyszę żecoś siętłucze. To od nichw domu ten harmider więc wbiegam naganek. Dzieciaki nad strumykiem robią babki z błota i nawet główniepodnieśli. Ostrożnie roztwieram drzwi. Boję siębandytów i morderców,koniokradów i duchów. A totylko Harpo i Sofia biją się jak chłopz chłopem. Meble co do jednego powywracane. Talerze wszystkiechiba powytłukiwane. Lustro przekrzywione na ścianie, firanki porwane. Łóżko wygląda jakby ktowziął wyciąg całewłosie z materaca. A ci na nic nie zważają tylkosię tłuką. On chce dać jej po twarzy. Noi po co? Złapała polano spod pieca i trach go po oczach. On bęc jąw brzucho aż sięzgięła wpółi jęczy ale zara się podrywa i obiemaręcami łaps go za jądra. Poturlał się na podłogę i cap ją za kieckęidalej ciągnąćaż ją obdar do koszuli. Ani okiem nie mrugła tylko jaksię zerwał żeby wziąć ją w krawat to taknim machła aż jejprzeleciałbez ramię i łubudu całem ciałem w piec. Nie wiem jak długo już tak się szamoczą. Nie wiem kiedy zamiaruja przestać. Cofam się pomału, machamręką do dzieciównad strumykiemi wracam siędo domu. W sobotę zara z rana słychać że ktoś jedzie wozem. To Harpoi Sofia z dwojgiem dzieciaków jadądo jej siostry. Wrócą siędopierowniedzielęna wieczór. 39. Drogi Panie Boże! Źle sypiam i to już więcej jak miesiąc. Siedzę dopóźnajak tylkomogę najdłużej zanim pan zacznie zrzędzić że nafta tyżkosztuje piniędze, potem sobie robię ciepłą kąpiel z mlekiem i gorzkąsolą, pryskam na poduszkę wywarem z oczaru i dokładnie zasłaniamfiranki, żeby mi księżyc do izby nie łaź. Czasemtak mi się nawet udaże przysnę na parę godzin. Ale jak już mam zasnąćna dobre to zarasię budzę. Najsampierw zrywałam się i piłam mleko. Potem przyszło mi dogłowyżeby liczyć kolki w plocie. Jeszcze później pomyślałam żebymoże czytaćBiblię. Co się dzieje, głowię się? Tobez to, że zawiniłaś, odpowiada jakisik cichy głosik. Zgrzeszyłaśprzeciw czyjemuś duchowi. Może i tak. Aż tukiedyś późno wnoc tak mnie naszło żeto Sofia. Zgrzeszyłamprzeciw duchowi Sofii. Modliłam się żeby się nie dowiedziała ale nie dało rady. Harpo jej powiedział. Ledwosię przed nią wygadał, a tu Sofia idzie ścieżką i dźwigaworekna plecach. Pod okiem ma trochu rozcięte, sinoczerwone. Chciałam ci tylko powiedzieć żem się po tobie spodziewała pomocy, mówi. A czy ciniepomogłam, pytam się? Roztwiera worek. Masz tu swoje firanki, powiada. Masztu swojemci. Masz jeszcze dolara zato, że mi je pożyczyłaś. Dałamci je nazawsze,mówię i odpycham to wszystko od siebie. Cieszę sięże mogłam ci pomóc. Robięco mogę. Kazałaś Harpowi żeby mnie bił, mówi ona. Wcale żem mu nie kazała. 40'' Nie kłam. To było takie tylko gadanie, mówię. Noto poco było gadać? Stoii patrzy mi się prosto woczy, taka zmęczona i nadęta. Po toże jestem głupia, mówię. Po to że ci zazdroszczę. Poto że niemogę tak jak ty. Czegoniemożesz, pytasię? Walczyć. Długo stoi i nic nie mówi jakby zniej uszło całe powietrze kiedy topowiedziałam. Przedtem wściekła, tera smutna. Całe życie musiałamwalczyć, mówi wreszcie. Z tatą, zbraćmi,z kuzynamii z wujkami. Jak w rodzinie jest tylu mężczyzn to maładziewczynka musisię mieć na baczności. Alem nigdy niemyślała żebędę musiaławalczyć we własnym domu. Odetchnęłagłęboko. Kocham Harpa, mówi. Bóg świadkiemże go kocham. Aleprędzej gozabiję na śmierć niż pozwolę mu się bić. Chcesz mieć trupa wrodzinietomu dalej doradzaj tak jakdotąd. Oparłarękę na biedrze i powiadaBył czas, że' polowałam z łukiem na zwierzynę. Jak zobaczyłamże idzietuścieżką to się zaczęłam trochu trząść aletera mi przeszło. Żebyś wiedziałajak mi wstyd, mówię. Ale Pan Bógmnie tyż trochu skarał. Pan Bóg nie lubibrzydali, mówi ona. Za ladnemi tyż nie przepada. Tera możemy już inaczej pogadać. Litujesz się nade mną, co, pytam się? Namyśla się chwilę. Tak, mówi pomału. Lituję się. Chiba wiem czego się lituje ale tak czy owak się pytam. Tak po prawdzie to jesteś podobna do mojej mamy,mówi. OjciecWziął i ją ujeździł. Co tam ujeździł:udeptał. Jego słowo zawsze święte. A onanigdy mu się nie odszczeknie. Nigdy sięniepostawi. Czasempróbuje trochu się wstawiać za dzieciarni, ale to się tylko nagorszeobraca. Im bardziej ona się za nami wstawia tem gorzej on daje jejwkość. Nienawidzi dzieci ibrzucha z którego wyszły, chociaż jakbynas policzyć to nikt by na to nie wpad. Nic dotąd nie wiedziałam o jej rodzinie. Jak się na nią patrzyłam tozawsze sobie myślałam że nikt z takiej rodzinyniczego sięchiba nieboi. ^. A iie was ma, pytam się? Dwanaścioro. Fiu, fiu, mówię. Mójtata zrobił sześcioro mojej mamie zanimumarła a potem jeszcze czworo tej żonie co ją tera ma. O tem dwojgucoich zrobiłmnie nawet nie wspominam. Ile w tem dziewczynek, pyta się Sofia? Pięć. A u was? Sześciu chłopaków i sześć dziewczyn. Wszystkie dziewczyny taksamo duże i silne jak ja. Chłopcy tyż duzi i silni alemy dziewczynyzawsze trzymamysię razem. Dwaj braciatyż czasem z nami trzymają. Jak zaczynamy się bić tojest na co popatrzyć. Ja żem nigdy żadnego żywego stworzenia nie uderzyła, mówię. Owszem, jak jeszcze mieszkałam w domu to czasem dałam któremudziecku po pupie żebysięzachowywało, ale lekko, tak żeby nie bolało. A co robiszjak jesteś zła, pyta się? Zastanawiam się. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnią razą byłamzła, mówię. Dawniej to byłam zła na mamę bo mnie gnała do roboty. Ale potem zobaczyłam jaka jest chora. Noi już nie mogłam się na niązłościć. Na tatętyż nie bo to przecież mój tata. Czcij ojcaswegoi matkę swoją żebytam nie wiemco, powiada Biblia. A potem tojakoś tak się zrobiło że ledwozaczęłamsię złościć to zarabyłam chora. Jakbym się miałazerzygać. Straszniesię człowiek czuje z czemślakiem. A tera to już nic nieczuję. Sofia się marszczy. Jak to nic nie czujesz, pyta się? No, czasem jak pan zdrowo mizalezie za skórę to muszęchwilępogadać ze Stworzycielem. Ale to przecie mójmąż. Wzruszamramionami. Życie nie trwa długo. A niebo na wieki wieków. Powinnaśpanu rozwalić łeba dopiero później myślećo niebie. Zaśmiałam sięchociaż mało co mnie śmieszy. Ona tyż się zaśmiała. Obietakeśmy się uśmiały że aż przysiedlim na schodku. Te firanki już na nic, mówi ona. Potnijmy je na kilimy. No to lecępo swój kajet zewzorami. I od tamtej pory śpię jak niemowlę. Drogi PanieBoże! CuksaAvery zachorowała. Nikt w całem mieście niechce przygarnąć Królowej Pszczół. Jej własna mama powiada A nie mówiłam. Jejtata mówi nanią ścierka. Jedna kobitaw kościele mówiłaże CuksaAvery umiera - może na luberozę,a może na jakie choróbsko złegożycia. Na co, na co,o mało żem nie spytała, ale zmilczałam. Tekobityzkościoła to nawet czasem dla mnie miłe. A czasem nie bardzo. Patrząjak się użeram z dzieciarami pana . Najsampierw muszę sięuszarpać żebyich zawlec do kościołaa potem żeby nie hałasowały namszy. Niektórne kobity pamiętają oba razy kiedy chodziłam z brzuchem. Czasem jak im się zdaje żenie widzęto sięna mnie gapią. Samenie wiedzą comyśleć. Ja tam się nie daję. Nieźle się przysługuję pastorowi. Myję podłogii okna, robię wino, pieręobrusyz ołtarza. Zimąpilnuję, żeby niezbrakło drew na opał. Siostra Celia, mówi na mnie pastor. SiostroCelio, powiada,siostra to wierna jak dzień długi. A potem mówi doinnych kobit iichmężczyzn. Ja się krzątam, chodzę kołoróżnychzajęć. Pan siedzi koło drzwii patrzy się to tu, to tam. Kobityuśmiechająsię do niego, kiedy tylkomają okazję. On na mnie ani sięspojrzy, wogle nie zauważa. Tera jak z Cuksa Avery kiepsko tonawet i pastor na nią wygaduje. Obrabia jąw kazaniu żeby innymdać przykład. Nie nazywajej poimieniu, bo i nie musi. Każden jeden wie o kim mowa. O podkasanejladacznicyco kopci papirosy i pijedżin. Śpiewa za piniędze i odbieramężczyzn innym kobitom. O dziwce,zdzirze, szmacie i ulicznicy. Jak tak mówił to rzuciłam okiem na pana . Ulicznica. Ktoś powiniensięwstawić za Cuksa, pomyślałam. Aleon nic niemówi. Założył nogę na nogę pierw w jedną, potem w drugą stronę. Patrzy się w okno. Te same kobity co się do niego uśmiechająprzeciwCuksie mówią amen. -^. Ale ledwo się wrócilim do domu, nawet się nie przebrał tylko zarawola Harpa. Harpo wnet przybieg. Zaprzęgaj, mówi pan . A gdzie jedziemy, pyta się Harpo? Zaprzęgaj, powtarza on. No to Harpo zaprząg. Chwilę postali i pogadaliprzy stodole. Potem pan wziął i pojechał. To jego obrzydzenie do roboty ma jedną dobrą stronę: nie brak gonam kiedy wyjeżdża. W pięć dni później patrzę sięhenna drogę i widzę że wóz się wracaprzykryty taką jakby budą chiba ze starych koców. Sercełomocze mijak nie wiem co i piersze co mi przychodzi na myśl to żebysięprzebrać. Ale za późno. Ledwożem zdążyła wymotać zestarej sukienkigłowę i jedną rękęa tu wózzajeżdża na podwórko. Zresztą co ponowej sukience kiedywłosy mam całkiem poskręcane, na głowiebrudną chustkę, buty stareco je noszę na codzień a pachnieć tyż niepachnę. Tak mnieroznosi że z tego wszystkiego aż sama nie wiem co turobić. Stoję pośrodkukuchni. W głowie jeden wir. No Wiecie Państwo, myślęsobie. Celio, wota pan . Harpo. Wsuwam głowę i rękęz powrotem w tę starąkieckę i ścieram poti brud z twarzy jaksię da. Idę do drzwi. Co proszę, pytam się i zara siępotykam o mietlębo jak żem zauważyławóz to akuratnie zamiatałam. Harpo z Sofią stoją na podwórku i zaglądają do wozu. Minymająponure. Kto to taki, pyta się Harpo? Kobitaco powinna byłacię urodzić,mówi pan . Znaczy się CuksaAvery, pyta się Harpo? I patrzy się na mnie. Pomóżcie mi zanieść ją do domu,powiada pan. Ona wysuwa spod budy jedną nogę a mnieserce o mało co ustaminie wyskoczy. Jużwcale nie leży tylko schodziz wozu a Harpoi panjąpodpierają z obu stron. Zabójczo wystrojona. Ma na sobie czerwonąwełnianą sukienkę i sznury czarnych korali. Błyszczący czarny kapelusz zpiórami chiba jastrzembia co jej sterczą w dół koło policzka. 44 W ręku trzyma torebkę z wężej skóry w sam raz dobranądo butów. Taka zniej elegantka żeaż drzewa naobkołodomujakby sięwyciągły bardziejdo góry żeby się lepiej przyjrzeć. A tu ona raptem siępotyka między mężczyznami. Jakby się z własnemi nogami nie zabardzo znała. Tera zbliskawidzę na jej twarzy ten żółtypuder co zastyg naklajster. Czerwony róż. Wygląda jakby nie długomiała zabawić natem świecie więcsię wystroiła na tamten. Ale ja swoje wiem. No wchodź, chce mi się zawołać. Krzyknąć na cały głos. Wchodź. Z Bożą pomocą Celia cię wyleczy. Ale nic nie mówię. To nie mój dom. No i nikt mi nie powiedział co mam robić. W pół drogi po schodkach pan patrzy się namnie. Celio,mówi, to jest Cuksa Avery, stara przyjaciółka naszejrodziny. Przygotuj dla niej ten wolny pokój. I zara patrzysię na nią. Jedną ręką jądźwigaa drugą trzyma się porenczy. Z drugiej strony Harpo, smutnyjaki. Sofia z dzieciakami patrzy się z podwórka. Ja sięjeszcze nie ruszam z miejsca bo nie mogę. Muszę najsampierw zobaczyć jej oczy. Jakbymi nogi do ziemni przyrośli i dopierojak spojrzę jej w oczy to dampierszy krok. No rusz się, mówi on ostrem tonem, I wtedyona na mnie spogląda. Pod tem całemklajstrem z pudru jest taka sama czarna jak Harpo. Nosma długi, szpiczasty,a ustaduże i mięsiste. Wargi jak czarnaśliwka. Oczy wielkie, zaszklone. Zgorączkowane. I złe. Chora niechora, ale jakby jej sięwąż napatoczył podnogito by go utłukła. Oglądamnie od stóp do głów. I wtem zaczyna tak chichotać jakbyrzęziła na łożu śmierci. Zciebie to naprawdę brzydula, powiada, jakbyprzedtem nie wierzyła. 45. Drogi Panie Boże! Z Cuksą Avery wszystko w porządku. Tyle że chora. Nigdy żemnie widziałażeby ktoś aż tak chorował. Nawetmoja mama nie byiataka chorajak umierała. Ale CuksaAverybardziej wredna od mojejmamy i to ją trzyma przy życiu. Pan dzień i noc siedzi z nią wizbie. Ale nie trzymajej zarękę. Na to to ona za wredna. Puść moją rękę,do cholery, mówi doniego. Co jest ztobą, zwariowałeśczy co? Nie potrzebujężeby na mniewisiał jaki słabowitychłopczynaco nie umi się sprzeciwić swojemutatusiowi. Potrzebny mi mężczyzna. Mężczyzna, powiada. Patrzy sięna niego, przewraca oczami i się śmieje. Słabo bo słabo ale dość, żebysię bałpodejść do łóżka. Siad w kącie zdalaod lampy i siedzi. Onaczasem budzi się w nocyi nawet go nie widzi. Ale on czuwa. Siedziw ciemnymkącie i ssiefajkę. Pustą, bez tytoniu. Piersze comupowiedziała to Żeby mi tu nie euchlo żadną sakramencką fajką,słyszysz Albert? Jaki znowu Albert, dziwię się. Alepotem mi się przypomina żepanu Albert na imię. Pan . nie pali. Niepije. Prawie nie je. Wziął ją iułożył w tejizdebce i śledzi każden jej oddech. Co jejsięstało, pytam się go. Nie chcesz jej mieć wdomuto powiedz. I tak nicci to niepomoże. Ale jeśli nie chcesz. Nie kończy. Właśnie że chcę, odpowiadam, ale aż za szybko. Spojrzał się namnie jakby myślał że może co knuję. Tylko że chciałabym wiedzieć co jej się stało, mówię. 46 Patrzę się na jego twarz zmęczoną ismutną. Wtem widzę jaki masłabypodbródek. Prawie jakby goni miał. To jużja mamwiększy,myślę sobie. A ubranie na nim brudne że ojej. Jak je z siebie ściąga toaż się kurzy. Niktsięnie ujął za Cuksą, powiada. I robi musię mokro w oczach. 47. Drogi Panie Boże! Zrobili razem trójkę dzieciaków ale wykąpać ją to się wzbrania. Może się boi że jeszcze zaczniemyśleć o czemś o czem nie powinien. A coja mam powiedzieć? Jakżem pierszy raz zobaczyła Cuksę Averycałągolą, to jej smukłe czarne ciało z sutkami jak czarne śliwki, jak jejusta, to mi się zdawało że się chiba zamieniam w mężczyznę. Co się tak gapisz, pyta się ona? Nienawistnie. A słaba jak kociak. Ale minęto ma taką jakby chciała ugryźć. Nigdy żeśniewidziała gołejkobity? Nie, proszę pani, mówię. Nigdy w życiu. TylkoSofię, ale ona takapulchna, rumiana i tak się wygłupia że z nią to jak zesiostrą. No to się napatrz, mówi ona. Chociaż została ze mnie skórai kości. Miała czelność oprzeć rękę na gołem biodrze i zatrzepotaćpowiekami. Myję ją, a ta cmoka ioczami przewraca. Myję ją iczujęjakbymsię modliła. Ręce mi się trzęsą i tchu brak. Masz ty dzieci, pyta się? Tak,proszę pani. Mów ile, tylko przestań z tą panią, nie takajeszcze ze mnie starababa. Dwoje, mówię. A gdzie one, pyta się? Nie wiem. Jakoś dziwnie sięna mnie popatrzała. Moje są u babci, powiada. Z dzieciakami to ona jeszcze jakośwytrzyma ale ja musiałamzabrać się i pójść. Tęsknisz za niemi, pytam się? ''Nie, ona na to, nie tęsknię za nikim. , 48 Drogi Panie Boże! Pytamsię Cuksy Avery co chce na śniadanie. A co masz, pyta się? Noto mówię że może być szynka, kasza, jajka, placki, kawa, mlekoalbo maślanka, naleśniki, marmelada i dżem. Tylko tyle, pyta się? A gdzie sok pomarańczowy, grejfrut, truskawki ze śmietaną? No i herbata. I zara w śmiech. Nacholeręmi wasze żarcie, mówi. Nalej mi tylko kawy i podajpapirosy. Nie chcę się spierać. Przynoszę jej kawę i przypalam papirosa. Sięgapo niego. Jej chuda czarna ręka galanto wygląda przy długiem szlafroku, bialem tak samojak i papiros. Trochu się boję patrzeć na tęrękę,może bezte cieniuchne żyłkico je na niej widzęi te duże żyły którychwolę nie zauważać. Czuję jakby cośmnie popychało w jej stronę. Muszęsię pilnować bo jeszcze złapięza tę rękę i zacznę ssać palce. Mogę tu posiedzieći trochu z tobą pojeść,pytamsię? Wzruszaramionami. Ogląda jakieścik pismo. Pełno tam białychkobit. Wszystkieroześmiane, kręcą sznurami korali na jednem palcu,tańczą na dachach aut. Skaczą do fontanien. Cuksa Avery szybkoprzewraca kartki. Minę ma niezadowoloną. Jak dziecko kiedy chce siębawić zabawką a jeszcze nie umi. Popija kawę,pali papirosa. Ja tymczasem wbijam zemby w wielkiplajster szynkidomowego wędzenia. Jak się takąszynkę gotujetoczućna kilometer. A izdebka Cuksy Avery taka mała że w całej aż pachnie. Grubo smaruję masłem gorącyplacek itak trochu nim machamw powietrzu. Zamaczam go w sosieod szynki i mieszam jajkaz kaszą. A ona coraz bardziej kopci tem swojem papirochem. Patrzy sięw kawę jakby myślała że nadnie filiżanki coś leży schowane. Celio, mówi wreszcie, chiba bymsięnapiła wody a ta przyłóżkuJuż nie świeża. 49. I podaje mi szklankę. Odstawiam swój talerz na stolik koło łóżka i idę zaczerpnąć wody. Wracam, biorę talerz. Chiba jaka myszka obgryzła z brzeguplacek,szczur wziął i ściągnął plajster szynki. Ona udaje, że nic,nic. Narzeka, że zmęczona. Drzemie. Panpyta się jak żem ją skusiła do jedzenia. Nie ma siły, mówię,żeby żywy człowiek wytrzymał zapach domowej szynki i nieskosztował. Może umarłydałby radę. Możedałby. Pan w śmiech. Widzę,że w oczachma takie coś jakby mu rozum odebrało. Boję się, mówi. Boję się. I oczy ręcami zasłania. 50 Drogi Panie Boże! CuksaAvery trochu dziś posiedziała w łóżku. Umyłam jej włosyi uczesałam. W życiu żem nie widziała takich kręconych, krótkich,kędzierzawych włosów. Kocham każden jeden kędzior. Te co mi sięzostałyna grzebieniu wzięłam ischowałam. Może któregoś dnia weznesiatkę izrobię sobie kok że niby mam więcej niż mam. Czeszę ją jakby to nie była onatylko lalka albo Olivia albomoja mama. Czeszę igłaszczę,czeszę i głaszczę,Pierw mówi weź siępospiesz, no już kończ. Ale potem się trochu rozkrochmaliła i oparłaomojekolana. Jakmiło, powiada. Jakby mnie mama czesała. A możebabcia. Iznowuż sięga po papirosa. Coś nuci. Co to za piosenka, pytam się? Po mojemu jakaś świńska, prostoz rynsztoka. Pastor mówił żeto grzechsłuchać takie coś. A co dopierośpiewać. A onadalej nuci. Tak mnie jakoś naszło, powiada. Cośzmyśliłam. A tyś mi pomogła boś mito wydrapała z głowy. 51. Drogi Panie Boże! Dziś wieczór przyszed tatuś pana Mały skurczony czło wieczek, łysy wzłotych obkularach. Chrząkastalei wciąż, jakbywszystko co powi musiał jeszcze na dodatek otrąbić. Jak mówi togłowę na bok przekrzywia. Zaczął prosto z mostu. Nie miałeś spokoju póki żeś jej nie sprowadził do domu, co,powiada i wchodzi po schodkach. Pannic niemówi. Spojrzał się nad porenezą i naddaszkiem studni na drzewa. Wreszciesię zapatrzył na dach domkuHarpa i Sofii. Może by pan usiad, mówię i przysuwam mu krzesło. Możeszklankę zimnej wody? Słyszę bez okno że Cuksa nuci w kółko, stale i wciąż próbuje tęswojąpioseneczkę. Wykradam się do jej izby i zamykam okno. Stary panmówido panaA o co właściwie tocałe wielkie halo z tą Cuksą Avery. Czarne to jak smoła,łeb skołtuniony, nogi jak kijedo baseballa. Pan dalejnic nie mówi. Zato ja trochu napluwamstaremu panu do szklanki. Przecie ona nawet się czysto nie prowadzi, powiada stary pan . Podobnież złapała chorobę złegożycia. Wtykam palec do szklanki żeby rozmieszać plwocinę. Myślęo mielonem szkle. Ciekawość jakbyje możnazmielić? Ale zła nie jestem anitrochu, tylko zaciekawiona. Pan pomału obraca głowę i patrzy sięjak jego tata pije. A potem mówi aletak smutno, że aż Nima siły żebyś toCTozumial. KochamCuksęAvery. Zawsze ją kochałem i zawszebędękochał. Trza mi było się znią ożenić jak się trafiłaokazja. ii Aha, powiada stary pan. Ożenić się i zmarnować życie(Pantylko na to chrząka). I całąfuręmoich piniędzy. Terastary pan odchrząkuje. Nawet dokładnie nie wiadomo ktobył jej ojcem. Wszystko mi jedno kto, mówi pan . A jej matkado dziś dnia robi u białych za praczkę. A każde jejdziecko ma innego ojca. Wszystko to hańba i pomieszanie z poplątaniem. WszystkiedzieciakiCuksy Avery mająjednego ojca, powiada pan i patrzy się prosto w oczy swojemu tade. Ręczę. Pan znowuż chrząka. Tomój dom,mówi. Moja ziemnia. Twój chłopak Harpo tyż mieszka w mojem domu na mojej ziemni. A jak mi moją ziemnię zarastają chwasty to je plewię. Wiatr naniesieśmiecito je palę. Wstaje i zabiera się do odejścia. Oddajemiszklankę. Drugą rażą jak przyjdzieto mu doleję dowody trochu siuśków CuksyAvery. Ciekawośćjak mu zasmakują. Współczuję ciCelio, powiada. Mało która kobita pozwoliłabyżeby mąż sprowadził sobie kurwę do domu. Ale mówi nie do mnie tylko do pana. Panpodnosi głowę i patrzy mi się w oczy. Nigdy niebylim z sobą tak blisko jak tera. Celia,podaj taciekapelusz,mówi. No to podaję. Pan nie rusza się z krzesła kołoporenczy. Patrzymysię jak stary pan wraca się drogą do domu,a chrząka i chrząka. Następną rażą przyszed jego bratTobiasz. Gruby iwielki, wyglądajak żółty niedźwidź. Pan mały jak jego tata, dużo niższy niżbrat. Gdzieona, pytasię, uśmiechnięty od ucha do ucha. Gdzie Królowa Pszczół? Mam coś dla niej, powiada i kładzie naporenczypudełeczko czekoladek. Śpi,mówię. W nocy małoco spała. Jak ci leci, Albert, mówi oni przysuwa sobie krzesło. Głaszcze się''ęką po włosachzaczesanych do góry i dłubiew nosie. Wyciera rękęo spodnie. Strzepuje nogawkę żeby się nie zagniotła. 53 Dopiero co żem słyszał że jest u ciebie Cuksa Avery, mówi. Dawno ją tu trzymasz? O,parę miesięcy, powiada pan . Do diabla. Tobiasz na to, a mówiliże umiera. Znaczy sięniemożna wierzyć we wszystkoco ludzie gadają. Przygładza wąsy i oblizujekąciki ust. Co słychać dobrego, Celio, pyta? Niewiele, mówię. Ja i Sofia siedzimyprzy stole i znowuż ścibolimykilim. Ja żem jużzeszyła będzie z pięć kwadratów i rozłożyłam na stole. Napodłodze kosz pełen ścinków. Stale i wciąż zajęta, mówi Tobiasz. ŻebytoMargaret była taka jak ty to bym chociaż trochu piniędzy oszczędził. Tobiasz ijego tata zawsze mówią opiniędzach jakby dalejbylibogaci. Stary pan wyprzedaje majątek po kawałku ipróczdomów i pól mało co mu się zostało. Najwięcejrodzi moja iHarpowa ziemnia. Ścibolę swój kwadrat. Dobieram kolory. Wtem słyszę że krzesło Tobiasza leci do tyłu a on mówi Cuksa! Cuksa ni tozdrowa ni to chora. Ni to dobra ni to wredna. Chociażostatnio częściej pokazuje się mnie i panu odtej lepszejstrony. Ale dzisiaj cała w złości. Kiedy się uśmiechato jakby ktobrzytwęroztworzył. No, no, powiada, kogo my tu widzimy. Ma na sobie koszulkę wkwiatycom ją dla niej uszyłainic więcej. Z całą kupąwarkoczyków na głowie wygląda najakieś dziesięć lat. Chuda jak patyk, z twarzyzostałyjej się tylko oczy. Ja i pan patrzymy się na nią. Zerwalim się obażebypomóc jej usiąść. Na niegoani się spojrzała, domnie przysunęłasię z krzesłem. Wyciągła z koszyka pierszą lepszą szmatkę. Podniosłado światła. Zmarszczyła się. Jak ty to cholerstwo szyjesz, pyta się? Oddaję jejten kwadratcom go szyła izaczynam nowy. Ona szyjedługiemi, koślawemi ściegami, trochu lakierni jak ta jej koślawa melodyjka. lak na początek to nawet niczego sobie,mówię. Pierszą klasa. Patrzy się na mniei tylko prycha. Dla pannyCelii wszystko co robięjest pierszą klasa. Aleto bez to, że pannieCelii brak pomyślunku. Śmiejesię,a jazwieszam głowę. Ma dużo więcej pomyślunku niż Margaret, powiada Tobiasz. Margaret wzięłaby tę igłęi zara by ci zaszyła nosa. Wiesz co. Tobiasz, kobita kobicie nierówna,mówi ona. Możesz minie wierzyć ale tak to już jest. Wierzę,wierzę, Tobiasz nato. Tylko świata nie mogęprzekonać. Pierszy raz żem pomyślała o świecie. A co tuświat mado roboty,dziwię się. I raptem widzę samą siebiejak siedzę między Cuksa Avery a panem i Ścibolę kilim. Siedzimy tak wetrójkę na przeciwko Tobiaszowi i jego pudełkuczekoladek co wygląda jak musza pstrzyna. Pierszyraz w życiu czujęże jestemna swojem miejscu. 55. Drogi Panie Boże! Ja i Sofia robimy kilim. Rozpielimgo na ganku. Cuksa Averyofiarowała swoją starą żółtą sukienkę. Wplatam te żółte ścinki gdziesię tylko da. Ładny wzórwybralim z kajetu. Nazywa się Siostrzany. Jak kilim nam się uda to może go jej dam a jak trochu nie wyjdzie tomoże sobie zatrzymam. Chciałabym go mieć choćby dla tych żółtychścinków cowyglądają jak gwiazdki, ale tak nie można. Pan iCuksa idą drogą do skrzynki na listy. W domu cicho, słychaćtylkomuchy. Co i rusz któraś bzyknie bez izbę, taka obżarta iwygrzanaw skwarze że aż pjana. Brzęczą ibrzęcząaż spać się chce. Sofię chiba cos nurtuje,samanie wieco. Nachyla się nad kilimem,trochuszyje, potem znowuż się prostuje na krześle, opiera się plecamii patrzy się bez podwórko. Wreszcie odkłada igłę i mówi panno Celio, sama panipowiedz,dlaczego ludzie jedzą? Żebyżyć, mówię. Bo i pocóż by? Niektóme oczywiście jedzą po toże im smakuje. A znowużinni to obżartuchy. Lubieją czućjakim się jadaczkarusza. Nic więcej ci nie przychodzi na myśl? No,bywa i także ktoś jest zamorzony. Sofia chwilę się namyśla. On nie jestzamorzony, powiada. Co za on? Harpo. Harpo? Je i je, co dzień więcej. Możema tasiemca? Sofia marszczy brwi. Nie,powiada. Chiba nie. Jak kto ma tasiemca to stale i wciąż chodzi głodny. A Harpoje nawet jakmu się wcale nie chce. Jakto, wmusza w siebie, pytam się? Nie bardzo mi się to wgłowie '56] mieści ale przecieczasem to się człowiek co dzień czegoś nowegodowiaduje. Pewnoże nie ja, ale niektórne ludzie tak mówią. Wczoraj na kolację sam jeden zjad całą brytfannę placków. No nie,mówię. Właśnie że zjad. I zapił dwiema szklankami maślanki. Ito jeszczepo kolacji. Kąpałam dzieci przed spaniem a on miał pozmywaćstatki. Zamiast zmywać wylizał do czysta. Może był bardzo głodny. Przecieoba harujecie. Wcale tak znowuż nie harujemy. A naśniadanie zjad sześć. Ojej,niech mnie szlag trafi. Tak się opcha! że chodzić nie móg. Jak poszumdo pola to myślałam że zemgleje. Sofia mówi NIECH MNIESZLAG TRAFI,znaczy się kiepskosprawy stoją. Możenie chciał zmywać statków, mówię. Jego tata bezcałe życie ani jednego talerza nie umył. Myślisz? powiada. A mnie się zdaje że on tak to lubi. Po prawdziedużo bardziej ode mnie lubi się krzątać po domu. Jatam wolę iść dopola albo obrządzać inwentarz. A choćby idrwarąbać. Aon lubigotować, sprzątać i dłubać przy różnych domowych drobiazgach. Rzeczywiście dobry z niegokucharz, mówię. Ani bym sięspodziałaże on wogle coś będzie umiał przyrządzić. Póki mieszkał w domunigdyani jajka nie ugotował. Ale pewnikiem miał ochotę, powiada ona. Tak mu to samo z siebieprzychodzi. Alepan. Wiesz, jaki onjest. i" Możliwy, mówię. Aby dobrze się czujesz, pyta Sofia? Znaczy sięw niektórnychsprawach jest możliwy ale nie wewszystkiem. Aha, ona nato. Alena drugi raz jak Harpo tu przyjdzie, toprzyuważ czy będzie coś jad. No i przyuważyłam, jeszczejak. Zara jak wszed poschodkach tomu się przypatrzyłam. Po staremu chudy, wygląda jak pół Sofii, alebrzucho pomału murośnie pod ogrodniczkami. Panno Celio, co jest do jedzenia, pyta się i idzie prosto doduchówkipo kawałek pieczonej kury apotem do spiżarki po placekz jerzynami. Stoiprzy stolei żuje jak najęty. Mleko jest, pyta się? '57. Tylko zsiadłe, powiadam. Pycha, on na to, i zara sobie nabiera. Sofia cięwidać głodzi, mówię. Jak to, pyta się z pelnemi ustami. Dopieropo obiedziea tyś już głodny. Nic nie mówi tylko dalej je. Do kolacji tyż niedaleko, mówię. Trzy czy cztery godziny. Grzebie wszufladzie, szuka łyżki do zsiadłego mleka. Zobaczył napółce zapiecemkromkęchleba z kukurydzy. Łaps ją i już drobi doszklanki. Wychodzimynazad na ganek. Harpo opar nogi na porenczy. Jezsiadłe mlekoz wdrobionym plackiem. Nos prawie wetknął do szklanki, całkiemjak wieprz przy korycie. Aż słychaćjak mamie. Jedzenie ma swój smak,co, Harpo,mówię? Nie odpowiada tylko je. Widzę bez podwórko że Sofia przyciągła drabinę i oparłao dom. Ma nasobie stare portki Harpa. Głowę obwiązałachustką. Włazinadach i zaczyna wbijać goździe. Huk na całepodwórko jakby strzelali. Harpo je i patrzy się na nią. Beklomu się. Przepraszam, panno Celio, mówi. Zaniós szklankęi łyżkę nazad do kuchni. Wyszed. Do widzenia, powiada. Co by się niedziało, kto by nie przyszed, czego by nie powiedziałalbo nie zrobił, Harpo tera już wszystko przetrzyma. Siądzie i będziejad. Rano, wieczór, we dnie,w nocy myśli tylko o jedzeniu. Brzuchorośnie mu coraz większe a reszta nica nic. Wygląda jakbymiałurodzić. Któren miesiąc, pytamy go się? Harpo nie odpowiada. Sięga poplacek. 58 Panie Boże! Harpoprzeniós się do nas na sobotę i niedzielę. W piątek wieczórpan, Cuksai ja poszlim spać. Wtem słyszę że ktoś plącze. A to Harpo siedzi naschodkach izawodzi jakby mu serce miało pęc. Auu auu! Głowę opar na ręcach, łzy i smarki ciekną mu po brodzie. Dałam mu chustkę. Wytar nos i spojrzał się namnie. Widzęże całyzapuchnięty na twarzy ledwo mu oczywidać. Co ci się stało w oczy, pytam się? Widzęże próbujeruszyć mózgownicą i cósikzmyśleć. W końcu dalpokój i powiedział jakbyło. Tobez Sofię, mówi. Wciążjej siędajesz we znaki, pytam? Przecie to moja żona. To jeszczenie znaczy ze maszjej się dawać we znaki, mówię. Sofiarię kocha. Dobra z niej żona. Dobradla dzieciów iładna na dodatek. Robotna. Pobożna i czysta. Czego dsię jeszcze zachciewa? Harpo siąkanosem. Chcę żeby się mnie słuchała tak jak ty się słuchaszTaty. O mój Boże, ja na to. tBo ty zawsze robisz co ci Tatakaże, mówi Harpo. A jakci czegośzabraniato nie robisz. Jak sięgo nie słuchasz to cię bije. Czasem bije mnie tak czy owak,mówię, czy się go słucham czynie. Właśnie, powiadaHarpo. Ale Sofia nie taka jak ty. Robi co chce na mnie nie zważa. Jak spróbowałemjej spuścić lanie tomi podbiłaoczy. Auu. Pomału odbieram mu swoją chustkę. A może by go tak razemztemi jego podbitemi oczami zepchnąć ze schodków? Myślę o Sofiii aż mnie dreszcz przechodzi. Był czas że polowałam z łukiemnazwierzynę, powiedziała. 59. Niektórne kobity nie dają się zbić, mówię. Na ten przykładSofia. A poza tem ona cię kocha. Pewnikiemz chęciąby robiła co jej każesz,zawsze albo prawie, gdybyś umiał do niej przemówić. Nie jest wrednaani złośliwa. Niepamięta krzywd. On siedzi ze zwieszoną głową iwygląda jak jaki niedorozwijęty. Harpo, mówięi nim potrząsam,przecie Sofiacię kocha. A tykochasz Sofię. Popatrzał się na mnie temi swojemi zapasionemi oczkami. Że co, powiada? Pan ożenił się ze mną żebym dbałao jego dzieci. Jasię zaniego wydalambo mi tata kazał. Nie kocham pana ani on mnie. Aleś jest jego żoną aSofia moją. Żona ma się słuchać i tyle. A czyCuksa Avery słucha się pana , pytam się? A przecieto właśnie z nią chciałsię żenić. Mówi do niego Albert i jak poczuje żemu gacie śmierdzą to mu zara otem powie. A ontaki małyże jaktylko Cuksa siętrochu odpasie to będzie mogła na nim zwyczajnieusiąść gdyby chciał jej się dać we znaki. Noi po comi byłomówić o tuszy. Harpoznowuż w płacz. A potem zacząłrzygać. Przechylił się bez porencz i rzygał a rzygał. Chiba wyszły z niego wszystkie placki co je zjad w tem roku, doostatniego obkruszka. Jak już miał puste brzucho togo ułożyłamw łóżkubez ścianę zCuksa. Zara wziął izasnął. 60 PanieBoże! Poszłam z wizytą do Sofii. Wciąż naprawia dach. Cieknie cholerstwo, mówi. Poszła do sągu naciąć gontów. Położyłana pieńku kwadratowybali ciach ciach siekierą tnie go na duże płaskie gonty. Odłożyłasiekierę i pyta się czy mam chęć na limoniadę. Dobrze jej się przypatrzałam. Ma siniakna przegubie a tak to nicani draśnięcia. Jakwam się układa z Harpem, pytam? No, nie jejuż tyle ile jad,powiada. Ale może to tylkochwilowe. Widać chce urosnąć żeby ci dorównać, mówię. Nabiera powietrza i mówi Tyż tak sobie myślałam i pomałuwypuszczapowietrze. Cała dzieciarnia przylata z krzykiem Mamo Mamo chcemylimoniady. Nalewa im pięć szklanek,nam dwie. Siedzimy na drewnianej huśtawce co ją sama zrobiła zeszłego lata i powiesiła na ganku z tejstrony gdzie cień. Mam już Harpa po dziurki w nosie, mówi. Odkąd się pobralimo niczein nie myśli tylko o tem co by tu zrobić żebym się go słuchała. Pies mu potrzebny a nie żona. To twójmąż, mówię. Musisz z nim zostać bojak nie to coZrobisz? Szwagradraplido wojska. Nie mają dzieciów a Odessa jeuwielbia. Została się sama namałej farmie. Może trochuu niejpomieszkam. Dzieciaków tyż zabiorę. Pomyślałam o swojej siostrze Nettie i aż mnie zakniło. Mieć dokogouciec. To tak błogo że ażnie do zniesienia. 61. Sofia patrzy się w szklankę zmarszczona i dalej opowiada. Już nie chcęsię z nim kłaśćdo łóżka. Dawniej to ledwie mnie tknąłzara chodziłam po ścianach. A terazjakmnie dotyka to zawracaniegłowy ityle. Jak tylko na mnie wleziezara myślę że najbardziej to bywolał nigdy nie złazić. Popiła limoniady. Kiedyśto za tem przepadałam. Sama go ciągłamz pola do domu. Ledwo się popatrzałamjakkładzie dzieci spać a jużcała byłam zgrzana. Ale to minęło. Tera stalei wciąż jestem zmęczona. Już mnie tonie ciekawi. No no, mówię. Prześpij się ztem, może ci się wróci. Ale to takiegadanie abygadać. Sama nic o tem nie wiem. Pan włazi namnie, robi swoje iza dziesięć minut już oba śpimy. Tylko wtedy cośmnie tam u dołu smyra kiedy pomyślę o Cuksie. Ale ito tyżtak jakbyczłowiek dobieg na koniec drogi i się spojrzał a tu nima końca bodroga zawraca i się kręci w kółko. A wiesz co jestnajgorsze, pyta się Sofia? To że on chiba nawet niezauważył. Dalejna mnie włazi itak samo mu dobrze jak i przedtem. Wszystkojednoco ja sobiemyślę. Wszystko jednoco czuję. Liczy siętylko on a na żadne czucie miejsca nima. Sofiaprycha zezłością. Mamchęć go zabić za to że tak się umi zachować. Patrzymysięw stronę domu iwidzimy że na schodkach siedziCuksa z panem. On sięga ręką i coś jejwyjmuje zwłosów. Sama nie wiem,mówi Sofia. Może i nie odejdę. Po prawdzie todalej kocham Harpa ale tak mnie już zmęczył, takzmęczył. Ziewa. Śmieje się. Potrzebne mi wakacje, mówi. Wraca do sągu i znowużzaczyna ciąć bal na gonty. 62 panie Boże! Sofiaprawdę mówiła. Jej siostry to dorodne i zdrowe dziewuchy,całkiemjak amaząki. Zara z ranaprzyjechaływedwa wozy żebyzabrać Sofię z rzeczami. Nie bardzo jest co zabierać: ubrania jejWłasne i dzieciów, materac któren zrobiła zeszłej zimy, lustro ifotel nabiegunach. No i dzieci. Harposiad na schodkach i udaje że nicgo to nie obchodzi. Plecieniewód. Co i rusz spogląda się w stronę strumyka i pogwizduje. Ale coloża gwizdanie! Dawniej toHarpo gwizdał. Tera tylko poświstywa aleten jego świst jakby zabłądził w słoju a ten słój to chiba leży na dnie(trumyka. W ostatniejchwili postanawiamdać Sofii ten kilim. Nie wiem jaktam będzie u tej jej siostry ale dawno już nastały chłodyi to ostre. A jak onai dzieci będą musieli spać na podłodze? Puścisz ją, pytamsię Harpa? Zrobił takąminę jakby tylko dureń móg się spytać o coś takiego. Znowużsię nadął. Przecie postanowiła że jedzie, powiada. To jakmam ją zatrzymać? A niech sobie jedzie, mówi i łypie oczami na wozy^^) sióstr. Siedzimy oba na schodkach. Z domu słychać tylko tupot silnychi pulchnych nóg. Jak wszystkie siostry Sofii naraz chodzą tam i nazadto cała chałupa się trzęsie. Gdzie jedziemy, pyta się najstarsza dziewczynka. Z wizytą do Cioci Odessy, mówi Sofia. Tata tyżjedzie, pyta się córka. Nie,odpowiada Sofia. Jak to nie jedzie, dziwisię inne dziecko? Musi pilnować domu. Dilsey, Cocoi Boo też potrzebują żeby ktoś] rię niemi zajął. 63 Dzieciak podchodzi do ojca, staje przed nim i mu się przygląda. Nie jedziesz, pytasię? Nie, mówi Harpo. Dzieciak idzie do bobasa coraczkuje po podłodze i szepcze mu naucho Tata z nami nie jedzie, co ty na to? Bobas siad, ani drgnie, natęża się,wreszcie piardnął. My wszyscy w śmiech alenam smutno. Harpo podnieś bobasa,pomacał pieluszkę i zaczyna się szykować żebydzieciaka przewinąć. Chiba nima mokro, mówi Sofia. Bąkapuściła i tyle. Ale on tak czyowak przewija. Poszed z bobasem do kąta naganeczku, zdala od tej całej bieganiny. Starą suchą pieluchą wytarsobie oczy. Wreszcie podał Sofii dziecko a ona je sobieprzewiesiła bez biedro,na ramię zarzuciła worek z pieluchami i jedzeniem, spędziła wszystkiedzieciaki w gromadkę i kazała im się pożegnać z Tatusiom. Potemuściskała mniechociaż z dzieckiem na biedrze i z tem całem kramemnie było łatwoi wgramoliła się nawóz. Każdej jednej siostrze siedziałomiędzykolanami któreś dziecko tylko nie tem dwóm co powoziły. Naodjezdnem wszyscy ucichli i tak po cichu minęli domSofii i Harpaiwyjechali z podwórka. 64 Panie Boże! Sofiinima już będziez sześć miesięcy. Z Harpa zrobił się całkieminny człowiek. Dawniejto siedziałw domu a tera stale i wciąż jestw drodze. Pytam go się co się dzieje. A onmi na to PannoCelio nauczyłemsię tego i owego. Popiersze że umi się podobać. Po drugie że małeb na karku. Potrzecieże umi robićpiniędze. Nie mówi kto gotak uczy. Odkąd Sofia wyjechała nie słyszałam tyle łomotania młotkiem cotera. Co wieczórjak tylko zejdzie z polazara zaczyna stukać i pukać. Jego koleżka Swain czasem przychodzi pomóc i oba robiądopóźnaw noc. Aż pan musi krzyczyć żeby już skończyli z temrejwachem. Co tak budujecie, pytam się? Urządzamy tancbudę, powiada. Na tem odludziu? A innetancbudy to niby gdzie, pyta się? Nic nie wiem ożadnych innych,znam tylko Szczęśliwą Gwiazdę. Tancbuda właśnie że powinna stać w szczerem polu żeby nikomunie wadziła głośna muzyka. Tańce. Bijatyki. Trupy, podpowiada Swain. No i policja nie wie gdzie szukać,dodaje Harpo. A coSofia powie na to coś zrobił z jej domem, pytam się? Może sięwróci z dzieciarni. Gdzie będą spali? Już się niewrócą, mówi Harpo i zbija zdesek kontuar. Skąd wiesz, pytamsię? Nie odpowiada. Dalej pracuje ze Swainem. Wszystko robią obarazem. 65. Panie Boże! Bez pierszy tydzień ani żywej duszy. Nadrogi przyszło parę osób. Na trzeci przyszed raptem jeden gość, Harpo siedzi za kontuaremi shicha jak Swain brzdąka na swojem wieśle. Ma zimnepicie, mamięso zrusztu, flaki, kupny chleb. Maz boku domu szyld HARFA i drugi taki sam na drodze. Tylko klijętów jakoś nima. Czasemchodzę ścieżką aż na ich podwórko,stanę przed domem,zajrzędo środka. Harpo wygląda na dwór i machado mnie ręką. Prosimy, pannoCelio, mówi. Nie, dziękuję, ja muna to. Pan czasem tamzajdzie,napije sięczegozimnego,posłucha jak Swain gra. Panna Cuksa tyż wstępuje raz na jakiś czas. Wciąż chodziw tych swoichkoszulkach a ja jeszcze jej zaplatam włosyale rosną coraz bardziej więc mówi że niedługo da je sobie wyprostować. Harposam nie wie co o niej myśleć. Główniebez to że Cuksamówi co jej ślinana językprzyniesie, nie zawraca sobie głowyuprzejmościami. Czasem widzę jakon się na niągapikiedy musięzdaje że się nie patrzę. Któregoś dniapowiedziałNikt nie przyjdzie na to odludzie specjalnie po to żeby posłuchać Swaina. Ciekawość czy dałoby się namówićKrólowę Pszczół? A bo ja wiem, mówię. Bardzojej się polepszyło. Stale i wciążcośnuci albo śpiewa. Pewnikiem z chęcią wróciłaby się do pracy. Sam jąspytaj. Cuksa powiada że przywykła doczegoś lepszego niż ta nędznabuda ale może zrobi Harpowi ten zaszczyt i zaśpiewa. Harpoi Swain uprosili panażeby im da} z kufra trochustarych afiszów Cuksy. Skreślili "SZCZĘŚLIWA GWIAZDAna 66 Coalman Road" i napisali "U HARPA na plantacji". Porozlepialinadrzewach przy drodze z miasta aż do tego miejsca gdzie się do nasskręca. Zara w pierszą sobotę naszło się tyle luda że niebyło jak wejść. Cuksa, Cuksa kochana już myślelimżeś umarła. Co drugi takją wita. A tu sięokazuje że to wynie żyjecie,ona im na to, a śmiejesię oducha do ucha. Nareszcie zobaczę Cuksę Avery przy robocie. Wreszciesię napatrzę. Napatrzę i nasłucham. Pan nie chciał żebym tam szła. Tonie miejsce dla żony,powiada. Owszemale Celia pójdzie i tyle, mówi Cuksa a ja jejbez ten czasprostujęwłosy. No bo jak zasłabnę w połowie piosenki to cobędzie? Albo jak mi się rozpnie sukienka? Ubrała taką czerwoną obcisłą, naramiączkach jak dwie nitki. Pan ubiera się i mruczy Nie pozwolę żeby moja żona toczy tamto. Nigdy w życiu moja żona. i takdalej. Całe szczęściecholera jasna że nie jestemtwojążoną,mówiwreszcie Cuksa Avery. Dopiero wtedy dał spokój. Poszlim we trojedo Harpa. Usiedlim. z panem przy jednym stoliku. Pan pił whisky a jazimne picie. Cuksanajsampierwzaśpiewałapiosenkęjakiejś Bessie Smith. Podobnież zna tę Bessie. Dawno sięprzyjaźnią. Piosenka się nazywaTrudno o dobrego mężczyznę. Jak ją śpiewała to trochupopatrywałana pana . Ja tyżsię na niegospojrzałam. Straszniesięnabzdyczył chociaż taki mały. Ledwo móg usiedzieć namiejscu. Popatrzałam się na Cuksę i aż mi się serce ścislo. Tak zabolało żeaż jeprzykryłam ręką. Jakbym się pod stół schowała to tyż by niezauważyli. Paskudnie wyglądam,paskudniesięubieram. Moja lepszakiecka zdatna tylko do kościoła. A pan patrzy sięna Cuksęw obcisłej czerwonej sukience, na jejlśniącą czarną skórę, na nogiw szykownych buciczkach,tyżczerwonych. Na błyszczącefale włosów. Nimem się spostrzegła dwie łzy spłynęły mi aż na podbródek. W głowie mam zamęt. On lubi się patrzeć na Cuksę ija tyż lubię. V1. Ale Cuksa lubi się patrzeć tylko na jedno z nas. Naniego. Ale tak to przeciemusi być. Wiadoma rzecz. Tylko dlaczego sercetak mnie boli? Spuściłam głowę. Jeszcze trochu a by mi wpadła do szklanki. Wtem słyszę swojeimię. Cuksa mówi Celio. Panno Celio. Spoglądam się na nią. Znowuż powtarza moje imię. Mówi Ta piosenka coją terazzaśpiewam nazywa się piosenka panny Celii. Bo panna Celia wydrapała mi ją z głowy jak byłam chora. Najsampierw trochu zanuciła takjak w domu. A potem zaśpiewałaze słowami. O tem żejakiś ladaco znowuż ją skrzywdził. Ale tego to nawetmało co słuchałam. Tylko się na nią patrzałam i nuciłam do wtóru. Pierszy raz się zdarza że ktoś sam coś zrobił i nazwał tomojemimieniem. 68 Panie Boże! Cuksaniedługo zabierzesięi wyjedzie. Co sobota śpiewa terau Harpa. Onrobi naniej furę piniędzy a ona tyżtrochu zarabia. Noi tyje i z powrotem nabierakrzepy. Najsampierw śpiewała ładnie aletrochu słaboa tera głos ma jak dzwon. Ludzie na podwórku całkiemnieźle słyszą. Ona i Swainjuz sięgalanto zgrali. Onaśpiewa, on gra nawieśle. Miło tera u Harpa. Naobkoto izby stoliki ze świeczkami com jesama zrobiła. Na dworzu nadstrumykiem tyż pełno stolików. Czasami jak się spojrzęod nas z ganku to wygląda jakby w domuSofiii wszędzie naobkoło wyroiły się świetliki. Wieczorem Cuksato aż sięnie może doczekać żeby tam wreszcie pójść. Któregoś dnia powiadaNo, panno Celio, chiba pora żebym sięstąd zbierała. Kiedy, pytam się? Zara na początku przyszłego miesiąca,mówi. Czerwiec to dobrapora żebyruszyć w świat. Nic nie mówię. Czuję się całkiem jakwtedy kiedyNettie odjeżdżała. Podchodzi do mnie i kładziemi rękę na ramieniu. On mnie bijejak ciebie tu nima, mówię. Kto, pyta się. Albert? Pan , mówię. Niemożliwe, powiada. Siada przymnie na ławce jakby jej nogipodcięło. Za co cię bije? Zato że ja to ja anie ty. Och,panno Celio,mówi i mnie obłapia. Siedzimy tak będzie z godzinę. Potem ona całuje mnie w ramię tamgdzie mam pulchne i wstaje. Nie wyjadę, powiada, póki się nie upewnię że Albertowi nawet meprzyjdzie do głowy cię zbić. 69. Panie Boże! Tera jak już wszyscy wiemy że ona niezadługo wyjedzie to śpią obarazem. Nieco noc ale prawie. Od poniedziałku do piątku. On zachodzi do Harpa posłuchać jak ona śpiewa. Ipopatrzeć. Potem późno w noc wracają się do domu. Chichoczą,gadająi baraszkująaż do rana. Potem idą spać i nie wstają ażpóki ona musi znowużiść do roboty. Za piersząrażą tosię jakoś samo stało. Uczucie ich poniosło. Takmi powiedziała Cuksa. On tam nic nie powiedział. Powiedzmi prawdę, pyta się mnieCuksa, przykro ci że Albert zemną sypia? Wszystko mi jednoz kimAlbert sypia, myślę sobie. Ale głośnotego nie mówię. Uważaj bo jeszcze znowuż zajdziesz,powiadam. Nie, ona na to, mam przecie gąbkę i wogle. Wciąż gokochasz, pytam. Czujędo niego miętę, ona nato. Jakbymkiedy miała się za kogowydaćto tylko za niego. Ale on słaby. Samniewie czego chce. Noi jak mówisz lubi pomiatać kobitą. Aleza to i owotrochu go jednakkocham. Ładnie pachnie. I takijest malutki. Umi mnie rozśmieszyć. Lubisz z nim spać, pytam? Tak, Celio, powiada. Co tu kryć, przepadam za tem żeby z nimspać. A ty nie? Nie, mówię. Najlepiej niech sam ci powie. Wcale nielubię z nimspać. Bo coto niby jest? Włazi na ciebie, zadziera ci do pasa koszulęnocną i wtykari tenswój interes. Najczęściej udaję że mniewoglenima. A on nawet się nie tropnie. Nigdy się mnienie zapyta ani jak mibyło ani nic. Robi swoje, złazii już chrapie. Ona wśmiech. Panno Celio! Robi swoje, powtarza po mnie. Robiswoje. Tak mówisz jakby sięna tobie załatwiał. Bo tak się czuję,mówię. 70 Przestała się śmiać. Nigdy ci nie było dobrze, pyta się i aż głową kręci. Nawet zojcemtwoich dzieci? Nigdy. Panno Celio, ona nato. Widać nikt de jeszcze nie rozdziewiczył. Jak to, pytam się? Słuchaj, mówi. Masz w cipie taki guziołek. Jak mężczyzna robi cidobrze to ten guziołek aż się cały grzeje. Coraz bardziej sięrozgrzewai wkońcu się topi. I to jest najlepsze. Ale nie tylko to. Wciąż się cośssie i cmokta to tu totam. Wciążsię coś liżei głaszcze. Guziołek? Liże się i głaszcze? Mam takie wypieki jakby mi siętwarz miała roztopićzamiast guziołka. Bierz to lusterko i zajrzyjsobie między nogi. Na pewno nigdy tamnie zaglądałaś? Nie. I pewnikiem nigdy nie widziałaś co Albert ma między nogami. Tylko czułam, mówię. Stojęz lusterkiem w garści. Co, dziwi się ona, wstydzisz się choćby zobaczyć jak w tem miejscuwyglądasz? A taka przecie jesteś ładna. Do Harpa to przychodzisz caławystrojona, uperfumowana, a wstydzisz się spojrzeć na własną cipę. Chodź ze mnąto popatrzę, mówię. Biegniemy do mojego pokoju jak rozdokązywane dziewczynki. Pilnuj drzwi, mówię. Ona chichocze. Dobra, mówi. Nikt nie idzie. Droga wolna. Kładę się na wznak na łóżku i zadzieram kieckę. Ściągam majty. Wkładam sobie lusterko międzynogi. Oj. Ale włochata. Cipa jakczarne usta. A w środku jakmokra róża. Dużoładniejsza niż myślałaś, co, pyta się Cuksa od drzwi? Moja,mówię. A gdzie ten guziołek? Zaraz u góry, ona na to. Trochuwystaje. Patrzę się na niąi dotykam palcem guziołka. Aż mnie ciarkiprzeszły. Nic wielkiego ale dosyć żebym wiedziała że to tenguziołektrza międlić. Może co z tego będzie. Przy okazji obejrzyj sobie piersi, mówi Cuksa. Wyżej podciągamkieckę i się patrzę. Myślęo tem jak dziecimnie ssały. Pamiętam jaki 7.1. mnie dreszczyk wtedy przechodził. A czasem to nawet nie dreszczyktylko dreszcz. Zdzieciarninajlepsze było to jak sięje karmiło. Idą Albert i Harpo, mówi Cuksa. Podciągammajty i spuszczamkieckę. Tak się czuję jak byśmy zrobiły coś złego. Nie obchodzi mnie że z nim śpisz, mówię. A ona wierzymi nasłowo. Ja też wierzę sobie na słowo. Ale kiedy siękładą razem i ich słyszę to chowam się z głową podkołdrę, głaszczę się po guziołku i po piersiach i płaczę, Panie Boże! Którejś nocy Cuksajak raz śpiewała szybki kawałek atudrzwiamido Harpa wpada Sofia, któżby inny. A z niąchłopjak dąb, bokser albo co. Onatak samo krzepka i raźnajak zawsze. Och panno Celio, woła. Jak to miło że znów się spotkalim. Nawetipana miło znowuż zobaczyć, mówi i bierze go za rękę. Chociaż rękę trochu słabo mi ściska, powiada. On tyż ma taką minęjakby sięnaprawdęcieszył że przyszła. Noprzysuńsobiekrzesło, mówi do niej. Napij się czego zimnego. Strzelę sobie jeden bimberek, ona na to. Bokser przystawia sobie krzesło, siada twarzą do oparcia i obejmuje Sofię jak u siebie w domu. Harpo idzie bez izbę z tą swoją małą żółtą dziewuchą. Patrzy sięnaSofię jakna ducha. Przedstawiam wam Henry'ego Broadnaxa, mówiSofia. Mówią naniego Byku. Staryprzyjaciel rodziny. Siemacie, powiada Byku. Uśmiechasię przyjaźnie i dalej słuchamymuzyki. Cuksa ma nasobie złotąsukienkę. Widaćjejpiersi prawie posame sutki. Wszyscy mają nadziejęże coś pęknie. Ale to mocnasukienka. Ranyboga, mówi Byku. Straż pożarnanie wystarczy,zara mi tuwołać policję. Pan szepcze do Sofii. Odzie twojedzieci? Ona muna to tyż szeptem Moje w domua twoje gdzie? On milczy. Obie dziewczynki zaszływ ciążęi gdziesik przepadły. Bubprawienie wychodzi zwięźnia. Dobrze chociaż że jego dziadek to czarny wuj 73. szeryfa i szeryf z Bubem całkiem do siebie podobni bo inaczej Bubdawno by już podpad pod lincz. W głowie się niemieści jaka ta Sofia tera ładna. Cuksa skończyła śpiewać. Po pięciorgu dzieciaków prawie każdakobita jest trochu zmizerowana, mówię doniej bez stół. A ty wyglądasz jakbyś mogła urodzić drugietyle. O,mówi, mam juższeścioro panno Celio. Sześcioro. Zatkało mnie. A ona podrzuca głową i patrzy się na Harpa. Życie się niekończytylko dlategoże się człowiek wyniósz domu panno Celio. Wiadomarzecz. Moje życie się skończyło jak się z domuwyniesłam, myślę sobie. Ale potem co inne przychodzimi do głowy. Może i się skończyło jaksię wydałam za pana alekiedy nastała Cuksa się znowuzaczęło. Cuksapodchodzi do nasi ściskają się z Sofią. Nieźle można by się z tobą zabawić,kiziu, mówi Cuksa. Raptemsię tropłam że Cuksaczasem mówi i zachowuje się całkiemjak mężczyzna. Bo to mężczyźni mówią kobitom takie rzeczy. Nieźlemożna by się z tobą zabawić kiziu. Kobity stale iwciąż rozmawiająo włosach i o tem jak u kogo ze zdrowiem. Ile dzieci żyje ileumarłoa którem się zembywyrzynają. A jak się ściskają na powitanie to żadnanie powie Nieźle można by się z tobą zabawić kiziu. Wszyscy mężczyźni wlepiają gały w piersi Cuksy. Ja tyż. Czuję jakmi sutki twardzieją podsukienką. Guziołek też jakby trochu nabrałikry. Cuksa, mówięsobie po cichu, naprawdę nieźle możnaby sięztobą zabawić,kiziu. Bóg świadkiem. Co ty tu robisz, pytasię Harpo? Przyszlim posłuchać panny Cuksy, mówiSofia. Ładnie się tuurządził Harpo. Rozgląda się po izbie. Patrzy się to tu to tami podziwia. A Harpona to Skandalżeby kobita z pięcioregiem dzieci szlajałasię w nocy po tancbudach. Oczy Sofii raptem schłodły. Mierzy gowzrokiem. Odkąd przestał się opychać trochunabrał ciała. Przytył na twarzyi wogle,głównie bez to że pije bimber i zjada pieczeń co zostanie pogościach. Tera już prawie tak samo krzepkiw sobiejaki ona. 74 Kobita tyż potrzebuje sięzabawić raz na jakiś czas, mówi Sofia. Kobitapotrzebuje siedzieć w domu, Harpojej nato. Przecie to mój dom, powiadaSofia. Chociaż rzeczywiście chibabardziej się nadaje na tancbudę. Harpo patrzy się na boksera. Bokser trochu odsuwa krzesło odstołu isięga po szklankę. Ja się za Sofię nie biję, mówi. Kochać ją i chodzić z nią wszędziegdzie chce to cała moja robota. Harpo odetchnął z ulgą. Chodźzatańczymy, mówi. Sofia w śmiech iwstaje z miejsca. Zakłada mu ręce na szyję. Wolnosnująsię po izbie. Ta mała żółta co chodzi z Harpem siedzi przy barze naburmuszona. Miła zniej dziewczyna,życzliwa i wogleale całkiemjak ja. Zrobiwszystko co jej Harpo każe. Przezywa ją Piszczka. Jeszcze chwila i Piszczka zebrała się w sobie żeby się wciąć międzynich. Harpo tak obracaSofią żeby się nie tropią. Ale Piszczka co i ruszpukpuk go wramię. Wreszcie on iSofiaprzestali tańczyć. Stoją tak z meter od naszegostołu. Oho, powiadaCuksa i brodą pokazuje w ich stronę. Będziezawierucha. Co to za kobita, pyta sięPiszczka tem swojem głosikiem. Przecie wiesz, mówi Harpo. Piszczka obraca siędo Sofii. Odczep się od niego,powiada. Dobra jest. Sofia na to. Odwraca się ichce odejść. Harpo łaps ją za ramię. Nigdzie nie chodź, mówi. Przecieto twójdom do cholery. Co znaczy jej dom,pyta się Piszczka. Wzięła icię rzuciła. Poszłasobieprecz z domu. Koniec z wami, mówi do Sofii. Dobra jest, powiada Sofia. Chcesię wyrwać Harpowi ale on niepuszcza. Słuchaj Piszczka, mówi. Dorosły chłop machiba prawo zatańczyćz własną żoną? 75. Właśnie że nima prawa póki to mój chłop Piszczka mu na to. Słyszysz ty ściero, mówi do Sofii. Sofia majejjuż trochu dosyć. Poznać po uszach że ma dosyć botak jakby się cofly. Ale żeby już skończyć z tą kłótniąmówi Dobrajest, dobra jest. A Piszczka trach ją rękąbezgłowę. Ipo co jejto było. Takiepoklepywanie to dobre może na jakądamulkę ale nie na Sofię. Zacisła piąchę, wzięła rozmach i łubudu! - wybiłaPiszczećdwa boczne zemby. Piszczka ryms na podłogę. Jedenzomb zostałjej się na wardze drugi wpad mi prostow szklankęz zimnym piciem. Piszczka zdjęła butai dalejnim walić Harpa ponodze. Zabierajmnie stąd tą ścierkę płacze a krewze śliną cieknie jej pobrodzie. Harpo i Sofia stoją bok w bok i patrzą się zgóry na Piszczkę alechiba nie słyszą co ona tam krzyczy. Harpo wciąż trzymaSofię zarękę. Stojątak będzie z minutę. Wreszcieon ją puszcza schyla siębierze w ramiona bidną małąPiszczkę i zaczyna ją lulaćjak dziecko. Sofia podchodzi do boksera i oba razem wychodzą na dwór. Anisię obejrzeli za siebie. Potem słyszymy że auto rusza. 76 Panie Boże! Harpoczegoś naburmuszony. A to wytrze bar a to zapali papirosaato pochodzi po izbie. Piszczka stale i wciąż drogę mu zabiegai pchasięprzed oczy. Kotku, powiada. Skarbie. On patrzy się nanią jak napowietrze i puszcza dym z nosa. Ja i pan siedzimy wkącie. Piszczkado nas podchodzi. Z boku ma dwa złote zemby. Tak to prawie całyczas się uśmiechażeby niemibłysnąć ale tera płacze. Panno Celio, mówi. Co jestz Harpem? Sofia siedzi we więźniu, jajej na to. We więźniu? Zrobiła taką minę jakbym powiedziała żeSofia siedzina księżycu. A za co,pyta się? Napyskowała burmistrzowej, mówię. Piszczka przysuwa sobie krzesło i gały na mnie wytrzeszcza. Jak ci właściwie na imię, pytam? Mary Agnes, mówi. Każ Harpowi niech ci mówipo imieniu a niePiszczka, powiadam,to może nawet w ciężkiej chwili nie popatrzy się na ciebie jak napowietrze. Patrzy się na mnie inie rozumi. Mniejsza z tem. Mówię jej co mijedna siostra Sofiipowiedziała. Sofia i ten jej bokser razem z całą dzieciarnią wpakowali się doauta boksera i pojechali domiasta. Wysiedli iidą sobie jakby byli Bógwie kim. A tu akuratnie przechodziburmistrz z żoną. O,iledzieciów, mówi burmistrzowa domęża i wyciąga pulares. A jakie ładniutkie,powiada. Przestała grzebać w pularesie ipołożyłajednemu dzieciakowi rękę na główce. I mają takie mocne białe zemby,mówi. Sofia ibokserani słowa. Czekają aż burmistrzowa sobie pójdzie. 77. Burmistrz tyż czeka. Stoi z boku i przytupuje. Patrzysię na niąi trochu się podśmiewa. Oj Millie, powiada. Zawsze sięrozpływasznad czamemi. Panna Millie dalej obmacuje dzieciów. Wreszcie patrzysięna Sofię i na boksera. Na jego auto. Nazegarek Sofii. W końcumówi do niej Takie czyste te twoje dzieci, może byś nastała do mnie nasłużbę? Zażadną cholerę. Sofia na to. Coś powiedziała, pyta się bunnistrzowa? Za żadną cholerępowtarza Sofia. Burmistrz popatrzał się na nią i odepchnąłżonę na bok. Pierśwypiął i pytasię Cośpowiedziała do pannyMillie? Że za żadną cholerę, mówi Sofia. Noto burmistrz dal jej potwarzy. Przerwałam. Piszczka siedzi na brzeżku krzesła. Czeka. Dalej gałyna mnie wytrzeszcza. Co tu więcej gadać, mówi pan . Wiadomo co się dzieje jakktoś da Sofii po twarzy. Piszczkazbladłajak prześcieradło. Nie, mówi. Jakie tam nie, mówię. Sofia raz dwazwaliła go z nóg. Przyjechała policja. Zaczęli ściągać dzieciów z burmistrza,walićgłówką o główkę. Sofia na całegozaczęła sięz niemi bić. Obalili ją naziemnię. Chiba nie dam rady mówić dalej. W oczachmam całkiem mokro,w gardle mnie ściska. Bidna Piszczka skuliła się na krześle i cała się trzęsie. Pobili Sofię, mówi pan. Piszczka podrywa się jak na sprężynie, biegnie za bar do Harpai rzuca mu się na szyję. Długo stoją takoba razem ipłaczą. A co bokser robił bez tenczas, spytałam się Odessy siostry Sofii. Chciał się rzucićna tamtych, powiedziała Odessa, ale SofiamówiNie, odwieź dzieci do domu. Zresztą i tak policjanci mieli go na muszce. Jeden ruch ibyłoby pochłopie. W sześciu przyjechali. poszed do szeryfa prosić dla nas owidzenie ze Sofią. Bub już tyle razy pakował się w kabałę i taki jest podobny do szeryfaze szeryf ipanmówią tera ze sobą prawie jak krewniak). Byle tylko pan pamiętał że jest czarny i znal swoje miejsce. To wariatka, mówi szeryf, ta żona twojegochłopaka. Zdajesz sobiesprawę? Tak jestszeryfie, powiadapan. Wiadoma rzecz. Jużdwanaście latklaruję Harpowi że to wariatka. Mówiłem mu jeszczezanimsię pobrali. Ale onaniecałkiem temu winna bo cała jej rodzinato wariaci. A zresztą szeryf sam wie jakto jest z kobitami. Szeryf chwilę sobie przypominałjakiezna kobity. Tak, powiadaw końcu, masz rację. Jak dostaniemywidzenie to sami jej powiemy że ma źle w głowie. Szeryf na to Już my dopilnujemy żebyście jej powiedzieli. I niechsię cieszy że wogle żyje. Jak zobaczyłam Sofię to sama się zdziwiłam jakiem cudem wyżyła. Rozbili jej czaszkę,pogruchotaliżebra. Nos z jednej strony maoderwany od twarzy. Oślepła na jedno oko. Spuchłaod stóp do głów. Język gruby jakmoja ręka sterczy jej między zembami jakkawałgumy. Ani się odezwać nie może. Cała sina jak bakłażan. Takemsię zestrachała żem o mało torby nie upuściła. Ale jakoś sięwzięłam w garść. Stawiam torbę na podłodze celiwyjmuję grzebyki szczotkę, koszulę nocną, wywarz kory i spirytus i dalej ją obrządzać. Czarny klawiszprayniós wody. Najsampierw obmyłam jej te oczy jakszparki. 79. Panie Boże! We więźniu dali Sofii robotę w pralni. Cały Bożydzieńod piątejdo ósmej pierze i pierze. Brudne drelichy więźniów,zapaskudzoneprześcieradła i koce zwalone na kupę wyżej głowy. Dwa razy namiesiąc chodzim do niej na widzenie, wszystkiego raptem pół godziny. Ceręma żółtą i niezdrową a palce jak serdelki. Wszystko tu paskudne, mówi, nawet powietrze. Żarcie takie żemożnaskonać. Kalaruchy, myszy, muchy, wszy a nieraz trafi się i wąż. Dość się odezwać żeby człowieka rozebrali do golai kazali spać nabetonie bez światła. No to jak dajeszradę,pytam się? Kiedykażąmi coś zrobić naśladuję ciebie. Zrywam sięi robięakuratnie to czego chcą. Jak to mówiła to minę miaładziką a tem swojem ślepem oŁi. emtoczyła po celi. Pan aż wzdychał. Harpo jęczał. PannaCuksa klęła. Specjalnieprzyjechała z Memphisżeby się zobaczyć z Sofią. Nie powiem jak sama się czułam bo mibez gardło nie przejdzie. Grzeczna ze mnie więźniarka, mówiSofia. Już bardziej posłusznejw tem więźniu nima. Nikt tu nie może uwierzyć żeto ja napyskowałam burmistrzowej a burmistrza obaliłam. Powiedziałatoi wśmiech. No bo to słowajak z piosenki. Zwrotka o tem że wszyscyzabrali się i poszli do domu tylko niety. Ale żebybez dwanaście lat tak się wszystkich słuchać,mówi Sofia. Strasznie długo. Może cię zwolnią za dobresprawowanie, powiada Harpo. Dobre sprawowanie to dla nich nie dość, mówi ona. Trzasię przedniemi czołgać na brzuchu i lizać im buty bojak nie to nawet się nie 80 spojrzą na człowieka. Cały bożydzień myślę o temżeby kogozamordowaća wnocy mi sięśni że morduję. Milczymy. A co u dziedów,pyta sięSofia? Jakoś sobie radzą, powiada Harpo. Odessa i Piszczkadbają o nie. PodziękujPiszczeć, mówiSofia. Powiedz Odessie że o niej myślę. 81. Panie Boże! Po kolacji siedzimy wszyscy razem przy stole. Ja, Cuksa, pan. , Piszczka,bokser, Odessa ijeszcze dwie siostry Sofii. Sofia nie wytrzyma, powiada pan . No, przytwierdza Harpo, wyglądała trochu jak pomylona. A co wygadywała,mój Boże, mówi Cuksa. Coś trza zrobić, mówi pan, i to raz dwa. A co my wogle możemy,pyta się Piszczka. Zmarnowana jest bo niz tego ni z owego musisię zajmować dzieciakami Sofii i Harpa alejakoś daje radę. Włosy ma trochuw strąkach, koszula jejwyłazi spodkieckiale daje sobie radę. Trza ją siłą wydostać, mówiKarpo. Skołować trochu dynamitu odtej brygady co przy drodze buduje most i wysadzić w cholerę caływięzień. Cicho bądź Harpo, powiadapan . Widzisz że myślimy. Mam pomys, mówi bokser. Trza przeszmuglować broń. A zresztączy ja wiem, powiada i trze rękąpodbródek. Może lepiej pilnik. Nie, mówi Odessa. Tylko byją nazad złapali. Ja i Piszczka siedzimy, nie nie mówimy. Niewiem co Piszczećchodzi po głowie ale ja myślę o aniołach. O tem żebyBóg zjechał nasam dół ognistem wozem, porwał naszą Sofię i przywióz do domu. Widzę to wyraźnie. Aniołowie poubierani na biało, oczy i włosy tyżmają białe, całkiemjak jakie albinosy. Bóg tyż tak samo wygląda jakbiały mężczyznaprzy tuszy co pracuje w banku. Aniołowie bijąw czyńcie a jeden dmucha w trąbę. Bóg zionie z ust wielkiemogniemi nagleSofia wolna. Kto z czarnych jest krewny naczelnika więźnia, pyta siępan ? Nikt się nie odzywa. 82 Wreszciebokser się pyta A jak mu na nazwisko? Hodges, mówi Harpo. BubberHodges. To syn starego Henry'ego Hodgesa, powiada pan . Mieszkał dawniej w starym domu Hodgesów. Jego bratu na imięJimmy, pyta się Piszczka? Tak,mówi pan . Ma brata Jimmy'ego co się ożeniłz dziewczynąOuitmanów. Ich tatama sklep. A co, znasz ich? Piszczka spuściła głowę i cósik tam mruczy. Co takiego, pyta się pan ? Piszczka cała zarumieniona. Znowuż mruczy. Kto taki, pyta się pan ? Mójkuzyn,ona na to. Pan patrzy sięna nią. Tata, mówi Piszczka. Zerka na Harpa. Patrzy się w podłogę. A on towie,pyta się pan? Tak,mówi Piszczka. Ma z moją mamą trójkę dzieciaków. Dwojemłodszychode mnie. Jego brat coś o tem wie, znowuż siępyta pan ? Jak raz przyszed donas zpanem Jimmym topan Jimmy dał nampoćwierć dolara i powiedział że zara widać żeśmy Hodgesy. Panprzechyla sięz krzesłem w tył i przygląda sięPiszczce od stópdo głów. Piszczka odgarnia z twarzy tłustewłosy, jaśniejszeniż uwszystkich. Tak, powiada pan ,tera widzę podobieństwo. I znowużsiada jak przedtem. Znaczy się właśniety powinnaś pójść. Niby gdzie, pyta sięPiszezka. Do naczelnika. Przecie to twójstryj. 83. Panie Boże! Ubralim Piszczkę jakby była biała. Tyle że w połatane. Ma nasobie krochmaloną i wyprasowaną sukienkę, buty bez pięt na obcasach i stary kapelusz co go Cuksa od kogoś dostała. Dalim jej starątorebkęcowygląda jak uszyta z kilimui matą czarną biblię. Umylimjejte'przetłuszczone włosy, zapletlim we dwa warkocze i uczesalimw koronę. Tak ją wykąpalim że pachnie jak wyszorowanapodłoga. Co ją mu powiem, pyta się? Powiesz że żyjesz z mężem Sofii i ten mąż mówi że Sofia jeszcze zamało oberwała. Słyszał jak się naśmiewała ze strażnikówże takichdurniz nich robi. Powiedziałaże całkiem jej dobrze we więźniu. Gruntże nie musi służyć ujakiejśtambiałej. O mój Boże, Piszczka na to, a jakżeż mi takie coś przejdzie bezgardło? Jak cię spyta Coś zajedna to mu się przypomnisz. Powiesz jakabyłaś wtedy wdzięczna za te ćwierć dolara. To było piętnaścielat temu, mówi Piszczka. Nie będzie pamiętał. Pokaż mu żei ty jesteś Hodges tosobie przypomni, powiadaOdessa. Powiedz że podług ciebie trzajej wymierzyć sprawiedliwość. Tylkona pewno mupowiedzże żyjesz z mężem Sofii, mówi Cuksa. I koniecznie wtrąć dwa słowa o temjak Sofii dobrze we więźniu bo służyću białej pani to dla niej najgorsze co może być. Boja wiem, mówi bokser. Cholerniemi tojedzie wujem Tomem. Cuksa prychai powiadaDo wuja Toma nie bez kozery, mówiliwuju. 84 PanieBoże! Bidna Piszczka wróciła się do domu okulawiona. W podartejsukience. Bez kapelusza i z urwanemobcasem. Co się stało, pytamy? Pokazałam mu że tyż jestem Hodges, mówi Piszczka. I wcaleawcale mu się to nie spodobało. Harpo wysiad zauta i wszed na schodki. Pobili mi żonę, zgwałcilikobitę, mówi. Powinienem pójść tam z jaką spluwą, może podpaliććwokom ten ich cały burdel. Cicho bądź Harpo,mówiPiszczka. Teraja opowiadam. No i opowiedziała. Ledwo weszłam nogą za próg zara mniepoznał. Co powiedział, pytamysię? Czego chcesz, powiedział. No to mówię żem przyszła dopilnowaćżeby sprawiedliwościstało się zadość. Noto on znowuż się pyta Zarazara czego chcesz? No tom mu powiedziała coście mi kazali powiedzieć. Że Sofięjeszcze za mało skarali. Żesama mówi jakjejdobrze we więźniu bo, przecie silna z niejdziewucha. Jej największe zmartwienie to żebynigdynie iść na służbę do żadnych białych paniów. Bo właśnie od tegosię zaczęłacała bijatyka, mówię. Burmistrzowa chciała Sofię napokojówkę. A Sofia jej na to żeza cholerę nie zgodzi się do żadnejbiałej na pokojówkę ani na nic. Czyżby, on na to. I całyczas mi sięprzygląda. Tak jest, powiadam. Mówi że we więźniu wszystko w sam raz jejpasuje. Psiakość, w domu tyż po całych dniachnic nie robi tylkoprasuje ipierze. Ma przecie sześciorodzieciów. Naprawdę, pyta się naczelnik? 85. Wyszed zza biurka. Ja siedzęna krześle. Onsię się nade mnąnachyla. Kto cię rodził,pyta się? No to mówię mu jak się nazywa mama, babcia. Dziadek tyż. A twój tata toco za jeden, pyta sięnaczelnik? Skąd u ciebie teoczy? Nimamtaty, mówię. Dobra dobra, powiada. Czy ja już cię gdzieś niespotkałem? Tak jest, mówię. Będzie zdziesięć lat temu jak byłam malutka dałmi pan ćwierć dolara. Wspominam to z wdzięcznością. A ja woglesobienie przypominam, on na to. Kiedyś przyszed pan do nas z mamy przyjacielem, panem Jimmym,powiadam. Piszczka toczy po nas spojrzeniem. Bierze głęboki oddech. Cósikmamrocze. Co takiego, pyta się jej Odessa? Nowłaśnie, mówi Cuksa, jak nam nie możesz powiedzieć to komupowiesz, panu Bogu? Zdjął mi kapelusz, opowiada dalej Piszczka. Kazał rozpiąć sukienkę. Spuszcza głowę i chowa twarz w dłoniach. O Boże, mówi Odessa. I to wdodatku twój stryj. Powiedział że jakbybył mojem stryjem to by mi tego nie zrobił. Boto byłby grzech. A tak to tylko małe cudzołóstwo. Każden jeden ma tona sumieniu. Obraca się twarzą do Harpa. Harpo, pyta się,ty naprawdę mniekochasz czy tylkomojąjasną skórę? Kocham cię Piszczka, mówi Harpo. Klękaprzed nią i chce jąobjąćw pasie. Ona wstaje. Naimię mi MaryAgnes, powiada. 86 Panie Boże! W sześć miesięcy po tem jak Mary Agnes poszła wyciągać Sofięz więźnia zaczęła śpiewać. Najpierw piosenki Cuksy a później samazaczęła układać. Ma taki głos że człowiekani by pomyślał że ta kobita zaśpiewa. Słabiuchny, cieniuchny, jakby kot namiauczał. Ale Mary Agnes się nieprzejmuje. Ledwo minęło trochuczasu przyzwyczailim się do tego jej śpiewania. A potem bardzo nam się spodobało. Harpo sam nie wie co myśleć. Dziwne tojakieś, powiada do mnie i do pana . No botakni z tego ni z owego. Całkiem jak gramafon. Bez cały rok sterczyw kącie cichojakgrób. A nałożyć płytę to ożywa. Ciekawe czy jeszczema złość do Sofii o te wybite zemby,pytamsię? Mieć ma, powiada Harpo. Aleco to da że będzie się złościć? Przecie zniej dobra kobita. Rozumiże Sofia ma tera ciężkie życie. A jak jejsię układa z dzieciakami, pyta się pan ? Kochają ją, mówi Harpo. Na wszystko im pozwala. Oj oj, mówię. A zresztą nawetjak z czemsiś nie nadążato Odessa i reszta sióstrSofiizawsze są pod ręką. A one wychowują dzieciaków jak we wojsku. Piszczka śpiewa. Mówią namnie żółtajakbym imienia nie miała Mówiąna mnieżółtajakbym imienia nie miała 87. Żółta to imię? Czemu czarnaNie chce żebym tak ją wołała? Nie powiem jej Hej tyczarnaBo by mnie z błotem zmieszała. Panie Boże! Nie rozumim i już,mówi do mnie dzisiaj Sofia. Czego nie rozumisz, pytamsię jej? Dlaczego do tej pory ich wszystkich nie wytłuklim. Trzy lata po tem jakją pobili wydostałasię z pralni. Odpasła sięi nabrała zdrowszej cery. Wyglądajak dawniej ale stale iwciąż myślikogo by tu zabić. Za dużo ichżeby wszystkich pozabijać, mówię. Nie mamy szans. Ale pojedynczo to tu to tam pewnikiemnam się uda czasem któregozaciukać. Wzielim starą skrzynkę i usiedlim na skraju podwórka pannyMillie. Ze spodu skrzynki sterczą zardzewiałe goździe. Jak się któraz nas ruszy to skrzypią o drewno. Sofia maprzykazane patrzeć się jak dzieci grają w piłkę. Chłopczyk rzuca do dziewczynki a ona stoi z zamkniętemi oczami i próbujełapać. Piłka turla sięSofii pod nogi. Rzuć mi piłkę, mówi chłopczyk. Wziął się podboki i powiadaRzuć mi piłkę. Sofia mruczy trochu do siebie a trochu do mnie Mam przykazanesiedzieć i się patrzeć a nie rzucać. Nie rusza się z miejsca. Nie słyszysz co do ciebie mówię, krzyczy chłopak. Skończył możeze sześć lat. Włosy maciemne,oczy niebieskie,zimne jak lód. Wścieksię i leci donas. Wziął zamach żeby kopnąć Sofię. Sofiaodsunęła nogęna bok. Chłopak w krzyk. Co się stało, pytam się? Wziął i nadział sięna góźdź, mówi Sofia. No i faktyczniekrew mu cieknie z buta. Jegosiostrzyczka przyszła się popatrzeć jak on płacze. Mały corazbardziej czerwienieje na twarzy. Wołamamę. ;, 89. Panna Millie leci biegiem. Boi się Sofii. Jakdo niej mówi to takjakby za każdą rażą spodziewała się najgorszego. Za blisko tyż niepodchodzi. Staje parę metrów od nas i kiwa rękążeby Billy do niejpodszed. Moja noga, mówi chłopak. Sofia ci to zrobiła, pytasię panna Millie? Sam się skaleczył, odzywa się mała. Chciałkopnąć Sofię. Dziewczynka przepada za Sofią i zawsze jej broni. Sofia ani ją zauważy. Taksamo głucha jak wtedy kiedy mówi doniejchłopiec. Panna Millie łypła na niąokiem i objęła Billy'ego jedną ręką zaramiona. Pokuśtykalioba razemi weszli tylnemi drzwiami dodomu. Mała poszła za niemi ale pomachała nam rączką. Tak na oko to chiba jestmilusia, mówiędo Sofii. Ktotaki? pyta sięSofia i marszczy brwi. Ta mała, mówię. Jak jejna imię, Eleanor Jane? Tak,powiada Sofia, a minę ma taką jakby koniecznie coś chciałazrozumie i nie mogła. Nie wiem czego się wogleurodziła, mówi. O takich smoluchachjak my to przynajmniej wiadomo czego sięrodzą, odpowiadam. Sofia chichocze. Z panny Celii to takawariatka że trudno o większą, mówi. Odtrzechlat pierszy raz słyszężeby zachichotała. 90 Panie Boże! Jak Sofia opowiada o tych ludziachu których robi tokoń by sięuśmiał. Mają czelność namwmawiaćże to bez nas niewolnictwo sięrypło, mówi. Że niby bez naszą głupotę sięnie utrzymało. Bostalei wciąż łamalim kolki od motyk i puszczalimmuły w szkodę. Alejakiem cudem oni sami umią zbudować coś co ustoi chociaż jedendzień to ja poprostu nie rozumim. To głupieludzie, powiada. Gamonie, ofiary losu. Burmistrzkupił nowy samochód specjalniedla panny Millie bopowiedziała że jak czarni mogą mieć auta to jej tyż dawno należy sięwłasne. No to wziął ijej kupił ale nauczyć jej jeździć to już nie chce. Godzien wraca sięz miasta do domu patrzy się nażonę a potem bezokno na samochód i pyta się Jak ci sięjeździ Millie? A ona zrywa się, z kanapy cała obrażonaidzie do łazienki izatrzaskujedrzwi za sobą. '',. Przyjaciół to ona nima. ; Nowięc któregoś dniajak samochód już dwa miesiące sterczał na' podwórku pytasię mnieSofio czy umisz prowadzić wóz? Pewnikiemsobie przypomniała że zapierszą rażą widziała jak się opieramo samochódBustera Broadnaxa. Tak pszepani, mówię. Akuratnie harowałam jak jaka niewolnicaprzy wielkiem słupie nasamem dole schodów. Z tem słupem to oniwydziwiają że aż. Stalei wciążtrza go czyścić. Nima prawa na nimzostać ani jeden odcisk palca. A umiałabyśmnie nauczyć,pytasię ona? Tu wtrąca się synek Sofii ten najstarszy. Wysoki jest,przystojnyi zawsze poważny. I co inisz o coś się wścieka. Mamo nie mów "jakjakaniewolnica", powiada. Nibyczemu, pyta się Sofia? Trzymają mnie w piwniczce. Niewiele tam więcej miejsca niż uOdessy na ganku a zimą prawie 91. taki sam ziąb. Dzień inoc muszę być na każde zawołanie. Niepuszczają mnie domoich własnych dzieciów. Nie puszczają mnie domężczyzn. Po pięciu latach puszczają mnie dowas raz na rok. Notochibajestem niewolnica. Jak to inaczej nazwać? Jesteś branka, chłopak na to. Sofia dalej opowiada ale patrzy się naniego jakby zadowolona żeto jej syn. No tomówię Tak jest pszepani jeżelito takiesame auto jak to naktórem żem się uczyła. Noi patrzeć a tu obie z panną Millie śmigamy drogą tam inazad. Najsampierwjakieruję a ona się patrzy. Potem ona kieruje jakumiaja się patrzę. Drogątam i nazad. Ledwo skończyłam gotowaćśniadanie i podałamje na stół, zmyłam statki i zamiotłam podłogęzanim żem jeszcze poszła wyjąć pocztę ze skrzynki przy drodzejedziem z panną Millie na lekcję. Po jakiemś czasiemniej więcej się połapała o co się rozchodzi. A potem całkiem się nauczyła. Aż tu któregośdniawracamy z jazdyi ona miraptem mówi Zawiozę cię do domu. Ottak. Do domu, pytam się? Tak, mówi. Do domu. Dawno tam niebyłaś ani nie widziałaśswoich dzieciów. Prawda? Tak psze pani, mówię. Będzie z pięćlat jak ich nie widziałam. Jaka szkoda, ona na to. W tej chwili idź po swoje rzeczy. Jestprzecie Gwiazdka. Idź po rzeczy. Pozwalam ci zostać w domucałydzień. Na jeden dzień starczy mi to co mam na sobie, mówię. Nodobrze, powiada ona. Dobrze. Wsiadaj. Całkiem żem się już zdążyła przyzwyczaić że jak ją uczę jeździć tosiedzę obok niej więc odruchowo usiadłamz przodu. A ta stoi obok autai chrząka. Wreszcie śmieje się i powiada Sofio tu jestPołudnie. Tak, psze pani,mówię. Ona znowuż chrząka i się śmieje. Zobacz gdzie siedzisz, mówi. Tu gdzie zawsze, ja jejna to. Nowłaśnie, mówi. Czyś ty kiedy widziała żeby biały z czamemsiedzieli obok siebie w aucie? Chiba że jeden drugiego uczył prowadzićalbo czyścić? 92 Wysiadłam, roztworzyłam tylne drzwi i wsiadłam z powrotem. Ona siadłaz przodu i wyjechalim na drogę. Włosy panny Milliepowiewały zaoknem. Pięknaokolica, powiedziała jakeśmy jechały boczną drogą dodomu Odessy. Ja na to Tak psze pani. Zajeżdżamy na podwórko. Dzieciakitłoczą się naobkoto auta. Nikt im nie powiedział że przyjeżdżam więcnie wiedzą com za jedna. Tylko dwojenajstarszych mnie poznało. Rzucili się na mnie i dalejściskać. Wtedy wszyscy malcytyż zaczęli mnie obściskiwać. Chibanawet się nie tropnęli żem przyjechała na tylnem siedzeniu. Odessai Jack wyszli przed dom jak już wysiadłam z auta więc tyż nie widzieli. No więc stoimy, całujemy się iobściskujemy a pannaMillie tylko'się patrzy. Wreszcie wychyla się z oknai mówi Sofio masz czas tylkodo popołudnia. Przyjadępo ciebie o piątej. Dzieciaki całą gromadąciąglimnie do domu więc powiedziałam trochu bez ramię Tak pszepani. Zdawało mi sięże zara wzięła i odjechała. Ale mijakwadrans i Marion mówi Ta biała pani jeszcze tu jest. Może zaczeka żeby cię odwieźć,mówi Jack. Możezachorowała, mówiOdessa. Stale i wciąż opowiadasz jakieto one chorowite. 11 Wychodzę doauta, mówi Sofia, no i wiecie co? Oto się rozchodziże onaumi jeździć tylko naprzód a na podwórku u Jacka i Odessy'' rośnie tyle drzew że nima jak. Sofio, mówi, co zrobić żebycofnąć wóz? "' Nachylam siębez okno do środkai chcę jej pokazaćjaktrzazmieniać biegi. Ale ona cała w nerwacha tu jeszcze wszystkiedzieciaki, Odessa i Jack stoją na ganku i patrzą się nanią. Zachodzęz drugiej strony. Wtykam głowę bezokno i tłomaczę. Ona tera już na całego zgrzyta biegami. Dotego nos ma czerwonyi jest wściekła i znerwowana. Wsiadamz tyto,przechylamsię bez przednieoparcie i dalejpróbujęjej pokazać jak się zmienia biegi. Nic z tego. W końcusamochód całkiem ucich. Szlag trafił silnik. Nic takiego, mówię. Jack mąż Odessy wsadzi panią w furgonetkęi zawiezie do domu. 93. Och, ona na to, nie mogę jechać furgonetką z obcem Murzynem. To poproszęOdessę żeby tyż się jakoś wcisła,mówię. Bo tak tobym mogła trochupobyć z dzieciakami. Ale ona Nie,jej tyż nie znam, mówi. W końcu ja i Jack odwieźlim ją furgonetką, potem Jack zawiózmnie do miasta po mechanika no i o piątej jechałam samochodempanny Millie nazad do jej domu. Zdzieciarni byłamkwadrans. A ona miesiącami mi wymawiajaka to ja jestem niewdzięczna. Białeludzie to takazaraza że w głowiesię niemieści, mówi Sofia. 94 "Bfaie Boże! " Cuksa pisze że ma dla naswielką niespodziankę i przywiezie ją na BożeNarodzenie. ; Co tyż to możebyć, zastanawiamy się? ,Panmyśli że to autodla niego. Cuksa zarabia tera kupę piniędzy, stale i wciąż chodzi we futrach. W jedbawiach i satynach złotych kapeluszach. W Boże Narodzenie z samego rana słychaćauto z dworu. Wyjrzelim. "!- Rany gorzkie, powiada pan wskakuje w spodnie i bieapem do drzwi. Staję przed lustrem i próbujęjakoś ułożyć włosy. Ni tojjflugie ni tokrótkie. Kręcone ni tow pierścionki ni to wświderki. Kolor tyż nijaki. Dajęza wygraną i wkładam chustkę. ; Słyszę jak Cuksa woła Albert! On na toCuksa. Wiem ze się"(ciskają. Potem nic już nie słychać. a" Lecę dodrzwi. Cuksa,mówię i ręce wyciągam. Ale nimem się postrzegłajakiś chudzielec z dużemi zembami ubrany w spodnie na Czerwonych szelkach pcha mi się przed oczy. Nawet sięnie zdążyłam Zdziwić co toza czort bomnie zara zaczął ściskać. To panna Celia,mówi. Ach, tyle żem o tobie słyszał. Całkiem Jakbyśmy się dawno znali. Cuksa stoi zboku iśmieje się od ucha do ucha. To jest Grady, powiada. Mój mąż. Ledwo to powiedziała zara goznielubiatam. Nie podoba mi się J6gofigura,niepodobają misię jego zemby, jego ubranie. W dodatku Mnierdzi czy co. Jechalimcałąnoc, mówi Cuksa. Nie było gdzie się zatrzymać po hodze. No ale wreszcie jesteśmy. Podchodzi do Grady'ego, obejmuje 95. go w pasie i patrzy się na niego jak na strasznego przystojniaka. On sięschyla i ją całuje. Zerkłam na panai widzę że wygląda jakbyświat siękończył. Wiem że ja tyż nie lepiej wyglądam. A to auto sama kupiłam na prezent ślubny. Wielki granatowysamochód. Na przedzie pisze Packard. Nowiuteńki,mówi Cuksa. Patrzy się na pana , bierze go za łokieć i trochu ściska. Przezten czas co tu będziemy, powiada, naucz się prowadzić. I w śmiech. Grady jeździ jak wariat, mówi. Byłam pewnaże policja nas złapie. Wreszcie ehibamnie w końcuzauważyła. Podeszła, objęła mniei długo nie puszczała. Tera my obie mężatki, powiada. Obiemężatki. I obie głodne. Co mamy do jedzenia? 96 Panie Boże! pił bez całe Święta. Oba z Gradym tak pili. JaiCuksa gotowalim rozmawialim sprzątalim rozmawialim ubieralimchoinkę rozmawialim budzilim się rano rozmawialim. Cuksa jeździ tera po całem kraju i śpiewa. Wszyscy ją znają. Onatyż znawszystkich. Zna Sophie Tucker, Duke'aEllingtona, zna ludzio których nigdy w życiu żem nie słyszała. No i ma piniędze. Tylezarabia że sama nie wie co z niemi robić. Ma galanty domw Memphisi jeszczejedno auto. Masto pięknych sukienek. Petenpokój butów. Kupuje Grady'emu wszystko czego tylko mu się zachce. Gdzieżeś go znalazła, pytam sięjej? A pod samochodem, mówi. Pod tem co się został w domu. Jechałamchociażolej wyszed no i zarżłam silnik. A Grady wziąłi nareperowal. Raz tylko spojrzelim na siebiei wystarczyło. Panuprzykro, mówię. O sobie nawet nie wspomnę. Oj, Cuksa na to. Skończyłam wreszcie z tą starą sprawą. Tyi Albertto tera dlamnie jak rodzina. A zresztą odkąd mi powiedziałaśże de bije i leni się z robotą, nic doniego nie czuję. Jakbyś była mojążoną, to bym cię niebila tylko wycałowała od stóp do głów i zaharowałabym się dla ciebie. Rzadko mnie bije odkądmu zabroniłaś, mówię. Ot, czasemmitrochu przyłoży jak nima nic lepszego do roboty. W łóżku wam trochu lepiej idzie,pyta się ona? Staramysię,mówię. Niby mnie głaszcze po guziolku ale tak jakbymiał suche palce. Niedalekozaszum. Znaczy się wciąż jesteś dziewicą, pyta Cuksa? Tak, mówię. Pan 97. Panie Boże! i Grady pojechali gdziesik autem. Cuksa spytała sięczy możeze mną spać. Jak Grady'egonima tomarzniesamajednaw łóżku. Porozmawiał o temi owem. Niedługo zaczęlim rozmawiaćo kochaniu. Właściwie to Cuksa mówi inaczej. Nie kochanietylkotakie brzydkie słowo. Pierdolenie. Jak to było z ojcem twoich dzieciów spytała się mnie? Dziewczynkimiały pokoik w osobnym domku, mówię. Z dużegodomu chodziło się do niego po kładce. Nikt tam nigdy nie zaglądałtylko Mama. Ale jednego razu mamy nie było wdomu i wtedy onprzyszed. Kazał żebymgo oszczygła. Przyniós nożyczki grzebień,szczotkę i taburet. Jak go szczygłam to jakoś tak dziwniesię na mniepatrzał. Byłtrochu znerwowany ale nie wiedziałam czemu póki mnienie złapał i nie wepchnął sobie między nogi. Leżę całkiem cicho tylko slucham jak Cuksa oddycha. Zabolało mnie, mówię po chwili. Szło midopiero na czternasty. Ani myślałam żemężczyźni mają międzynogamitakie wielkie coś. Zlękłam się jak tylko zobaczyłam. A co dopiero jak zaczął sięnabzdyczać i szturchać. Cuksależy takcicho jakbyspała. Jak skończył, mówię, to kazał żebym mudalej szczygła włosy. Po kryjomu zerklam na Cuksę. Och, pannoCelio, mówi. I zara mnie obejmuje. Ręce ma czarne,gładkie. Pod lampą trochu się błyszczą. Ja tyż w płacz. Płaczę jakbym nigdy nie miała przestać. Leżęw ramionach Cuksy iwszystko mi się przypomina. Ból izdziwienie. I jak mnie piekło kiedy kończyłam go szczyc. Jak krew mi ciekła ponodze i upaprała pończochę. I to że nigdy potem nie spojrzał mi sięw oczy. Ico było z Nettie. 98 Pan Nie płacz, Celio, mówi Cuksa. Nie płacz. Łzypłyną mi po policzkua ona je scałowuje. Wreszcie mówię jak to Mama w końcu się spytała skąd się wzięłyjegowłosy w pokoju dziewczynek. Przeciemówił że nigdy tamniezagląda. Właśnie wtedy jej powiedział że mam chłopaka. Że widziałjakjakiś chłopak wymyka się tylnemi drzwiami. Totego chłopcawłosy a nie moje, powiada. Wiesz,mówi, jak onalubi szczyc wszystkojedno kogo. No bo rzeczywiście od maleńkości lubiałam szczyc ludzi, mówię doCuksy. Biegiem leciałam po nożyczki jak tylko zobaczyłam że idziektoś z za długiem! włosamii szczygłam póki mi dali. Dlatego właśniemnie kazał się szczyc. Ale przedtem zawszego szczygłam na ganku odfrontu. W końcu tak się porobiło że jaktylko zobaczyłam że idzie domnie z nożyczkami, grzebieniem i taburetem to zaczynałam beczeć. Nono, powiada Cuksa, a jamyślałam że to tylko bialiwyprawiajątakierzeczy. Moja mama umarła, mówię jej. Moja siostra Nettie uciekła. Pan wziął mnie żebym się opiekowałajego wrednemi dziećmi. Nigdy się mnie nie spytałani jak się czuję ani nic tylko się na mniezwalał i pierdolił ilewlazło nawetjakżem miała zabandażowanągłowę. Niktmnienigdynie kochał, mówię. Ale ja cię kocham, panno Celio, mówiCuksa. Wtem zrywa sięi całuje mnie w same usta. Mmmm,mówi jakby zdziwiona. Ja tyż ją całuję i robię mmmm. Całujemy się bez opamiętania i wreszcie już więcejnie możemy. W końcu zaczynamy się dotykać. Wogle się na tem nie znam, mówię. Ja tyż nie za bardzo, powiada ona. Wtem czujęna piersi coś mokrego i mięciuchnego jakby ustaktóregoś z moich zatraconych dzieciątek. Jeszcze chwila i zemniesamej robisię zatraconedzieciątko. 99. Panie Boże! Gdziesik o świtaniu Grady z panem chwiejnem krokiem wrócili się do domu. Ja i Cuksatwardo spalim. Ona plecami do mniea ja obejmowałam ją w pasie. Jakmi z tembyło? Trochu jakbym spałazmamą tylko że prawienie pamiętam żebym z nią kiedy spała. Trochujakbym spała z Nettie tylkoże z nią nigdy się tak błogo nie spało. Jestmi miętko i przytulnie a duże piersi Cuksy przelewają mi się przez ręcejak mydliny w balii. Czuję się jakw niebie, wcalenie tak jak wtedykiedy śpię zpanem . Obudź się kotku, mówię. Już się wrócili. Cuksa obraca się na drugibok, ściska mnie i wstajez łóżka. Niepewnem krokiem idzie dodrugiego pokojui pada na łóżko. Grady jużtam leży. Pan obala się na moje łóżko pjany. Ledwo pad na pościel już chrapie. Robię co mogężeby polubićGrady'ego chociaż nosi czerwoneszelki imuszki. Chociażwydaje piniędze Cuksy jakby sam jezarobił. Chociaż usiłuje tak mówić jakby byłz Północy. Memphis w Tennesseeto jeszcze nie Północ. Nawet ja to wiem. Ale jednegościerpieć niemogę:tegoże mówi na Cuksę Mamuśka. Nie jestem kurwa twoją mamuśką odpowiada Cuksa. Ale on natonie zważa. No bo na ten przykład patrzał się na Piszczkę maślanemi oczamia jak Cuksa zaczęła z tego pokpiwać to powiedział. Oj, Mamuśkawiesz przecie że nimam żadnych złych myśli, Cuksa tyż lubi Piszczkę. Uczyją śpiewać. Siedząod frontuw pokoju Odessy, całe stado dzieciów naobkoło aone śpiewają jaknajęte. Czasem Swain dołączy zeswojem wiesłem, Harpo gotujeobiad, a ja i pan i bokser siedzimyi się dziwujemy. Bo ładnie śpiewają. 100 Powinnaś śpiewać przed publiką, powiadaCuksa do Piszczki,znaczysię doMary Agnes. Nie, mówi Mary Agnes. Boisię że nikt nie zechce jej słuchać bonima takiego dużego głosujak Cuksa. Ale Cuksamówi że to nieprawda. A pomyśl jakiemidziwnemi głosami ludzie śpiewają czasemw kościele, powiada. Przypomnij sobie te różne dźwięki co tobrzmiąjaktrza chociaż nikt by nie zgadł że człowiekowi takie coś przejdziebez gardło. No, co ty na to? I dalej jęczeć. Jakby śmierć nadchodziła,święty Bożenie pomoże. Aż włosy na karku stawają dęba. Trochu takmogłabyśpiewać pantera jakby śpiewała. I jeszcze jedno ci powiem, mówi Cuksa do Mary Agnes. Jak tyśpiewaszto ludziom się zachciewa zdrowo sobie podupczyć. Oj, panno Cukso, powiada MaryAgnes i ażsię rumieni. Co,wstydzisz siępomyślećże śpiew, taniec ipierdolenie to jednoi tosamo, Cuksa jej na to? I w śmiech. Właśnie dlatego mówią żeśpiewamydiabelską muzykę. Diabły kochają się pierdolić. Słuchaj,mówi. Chodź zaśpiewamy którejś nocy u Harpa. Dla mnie to będziejak wspomnienie dawnychczasów. A jak cię przedstawięludziom tobędą słuchać z większem uszanowaniem. Czarnuchynie umią udawać,alejak dobrniesz do polowy pierszej piosenki to ichkupiłaś. Myślisz, pytasię Mary Agnes i robi wielkieoczy cała zachwycona. Ja tam nie jestem pewien czy chcę żeby śpiewała, mówi Harpo. Jak to, dziwi sięCuksa? Rozruszałeś tę kobitę aż zaczęłaśpiewaći tera siłą nie można jej wyrwać z kościoła. Ludzie sameniewiedzą czytańczyć czy się czołgać nakolanach do ławki pokutników. A jak jąjeszcze wystroisz jak trza to będziesz srał piniędzmi. Skóręma żółtą,włosy proste, oczy zamglone, więc mężczyźni będą za nią szaleć. Mamrację Grady? Grady trochu onieśmielony. Szczerzy zemby. Mamuśka ty toniczego nie przeoczysz, powiada. No właśnie. Lepiej o tem pamiętaj, mówi Cuksa. 101. Panie Boże! To jest właśnie ten list co go trzymam w ręku Droga Celio! Myślisz, że jużmnienie ma na świecie. Ale ja żyję. Pisałam dociebie przez te wszystkie lata, ale Albert powiedział, że nie dostanieszode mnie ani karteczki, a skoro przez tyle czasu ani razu się nieodezwałaś, to pewnie dotrzymał słowa. Teraz pisuję jużtylko na BożeNarodzenie ina Wielkanoc, bo mam nadzieję,że mój list zawieruszysię wśród innych życzeń świątecznych,a może Albertpod natchnieniem świąt zlituje sięnad nami. Tyle mam ci do powiedzenia, że nawet niewiem, od czego zacząć. Zresztą pewniei tak nie dostaniesz tego listu. Albertna pewnopostaremu sam wyjmuje pocztę ze skrzynki. Gdybyś gojednak dostała,wiedz, że cię kocham iże nie umarłam. Oliviajest zdrowa i twój syn też. Wracamy przed końcem roku. Twoja kochająca siostra Nettie Którejś nocy w łóżku Cuksa mówi żebymjej opowiedziała o Nettie. Jaka jest? Gdzie się podziewa? No to opowiadam jak pan próbował Nettiezbałamucić. Jak go odtrąciła a on jąwygnał z domu. Dokąd poszła, pytasięCuksa? Nie wiem, mówię. Stąd w każdem razie wyjechała. I do tej pory nie napisała ani słowa, dziwi się? Toi Nie, mówię. Pancodziennie chodzi! do skrzynki na listy i jak się wracał to zawszemiałam nadzieję że coś do mnie będzie. A tunigdy nic. Umarła, mówię. Czy ona aby nie mieszka gdzieś gdzie majątakie dziwaczneznaczkipocztowe, pyta się Cuksa? Minę ma taką jakby sięuczyła na stopień. Czasami jak Albert i ja idziemy do skrzynki totrafia się list całyoblepiony jakiemiś dziwnemi znaczkami. Albertnigdy nic niemówitylko chowa go do wewnętrznej kieszeni marynarki. Jednego razuchciałam obejrzeć te znaczkiale powiedział że potem mi da. I nie dał. Ona jechała tylko do miasta, mówię. Znaczki w naszych stronachwyglądają zwyczajnie. Biali zdługiemi włosami i tyle. Hmmm, mówi Cuksana jednem widziałam chiba jakąś tłustą białąkobitkę. Jakabyła ta twojaNettie? Bystra? Mój Boże,jeszcze jak, powiadam. Bystra jak nie wiem co. Ledwomówićumiała a już czytała gazety. Rachować tyż sięnauczyła jakbynigdy nic. I ładniemówiła. Ajaka słodka z niej byładziewuszka. Niebyło słodszej naświecie, mówię i aż mi w oczach wzbiera. Noi kochała mnie. Wysoka czy niska, pyta się Cuksa? Jakienosiła sukienki? Kiedymiała urodziny? Któren kolor lubiała najbardziej? Umiałagotować? Szyć? Jak się czesała? Ciekawi ją wszystko co tylko można wiedzieć o Nettie. Mówię imówię aż pomaługłos tracę. Co mnie tako nią wypytujesz, powiadam wreszcie. Bo tylkoją w życiu kochałaś oprócz mnie, Cuksa na to. 103. Panie Boże! Cuksai pannagle znowuż z dzióbków sobie jedzą. A to posiedzą na schodkach a to wstąpią do Harpa a to pójdą do skrzynkipo listy. Jak tylko pan coś powie to Cuksa w śmiech. Śmieje sięjakby nie mogła przestać. Co i rusz pokazuje zemby i cycki. Ja i Gradyzachowujemy sięjak kulturalne ludzie ale ciężkonam toidzie. Kiedy słyszę że Cuksa znowuż się śmieje mam chęć ją udusićapanu dać po twarzy. Cały tydzień takcierpię. Grady i ja tacyśmy są przygnębieni że onpali trawę a ja się modlę. A w sobotę rano Cuksa kładzie mi nakolanach list odNettie. Nakopercie znaczki ato z tą tłustą królówką Anglii a to z orzeszkamiziemnemi, kokosami i drzewami kauczukowemi. Wszędzie pisze Afryka. Wcale nie wiemgdzie ta Anglia. GdzieAfryka tyż niemampojęcia. Więc dalej nie wiem gdzie Nettie. Trzymał twoje listy schowane, powiada Cuksa. No nie,mówię,pan bywa wrednyale nie aż tak. Właśnie że aż tak, onana to. Ale jakon móg? Przecie wie że Nettie to dla mnie całyświat. Cuksa mówi że nie wie ależe obadamy. Zalepilim list i włożylim go panu nazad do kieszeni. Cały bożydzieńnosił list w marynarce. Anisię nie zająknął że goma. Wciąż tylko gadał isięśmiał z Gradym, Harpem i Swainemiuczył się prowadzić auto Cuksy. Takem mu sięprzyglądała że poczułam jak mi się w głowie lekkorobi. Animsięspostrzegła że stoję z tylu29 jegokrzesłem a w rękutrzymam jego własną brzytwę z roztwartem ostrzem. To4 Wtem słyszę że Cuksa się śmieje jakbynie mogła wytrzymać,Powiada do mnie Rzeczywiście mówiłam że misię paznokieć zahaczyłi prosiłam żebyś mi dała coś do obcięcia ale Albert ma bzika napunkcie swojej brzytwy. Pan ogląda sięza siebie. Weź to odłóż, mówi. Achtekobity stale i wciąż coś potrzebują uciąć albo przekroić abrzytwa się potem lepi. Cuksajuż oparła rękęna brzytwie. O, i tak chibatępa, powiada. Wyjmuje mi ją z garści i wrzuca nazad do pudełka. Bez cały dzień chodzę błędna jak Sofia, Jąkam się. Mruczę coś dosiebie. Łażę po całem domu, potykamsię i szlagmnie trafia tak mi sięchce krwi pana . Co irusz sobie wyobrażam że padatrupem. Nimnoc nastała odebrało mi mowę. Co usta roztworzę słychaćtylkociche beknięcie. Cuksa powiedziała wszystkim że mam gorączkę i położyłamnie dołóżka. To pewnie zarażne, powiadado pana. Może lepiej weźsięprześpij gdzie indziej. Ale zostałasię ze mną na całą noc. Niespałam. Nie płakałam. Wogle nic nie robiłam. Marzłam owszem. Zaczęło mi się wydawać żemoże już nie żyję. i Cuksatuliła mnie i czasem coś mówiła. Za co jak za co, powiada ale zato że tak się lubię pierdolić to mniemoja mama nienawidziła. Nigdy nie lubiała z nikim się nijakdotykać. Jak jąchciałam pocałować to uciekała z ustami. Daj spokój Lillie,mówiła. Bo Cuksa naprawdę ma na imię Lillie. Ale takajest słodka żewszyscy mówią jej Cuksa. TatŁuwielbiałjak go całowałam i ściskałam ale jej się to niepodobało. Więc jak poznałam Alberta i padłam mu w ramiona tożadnasiła nie mogła mnie znich wyrwać. Och,jak mi było dobrze. Widać musiało być dobrze skoro urodziłammu trójkę dzieciakówchociaż jest taki słaby. Wszystkie dzieci urodziłam w domu. Przyszłapołożna, przyszedpastor i różne paniusiez kościoła. Akurat wtedy kiedy tak mnie bolałoże nie wiedziałam jak się nazywam uznali ze pora palnąć mikazanieo żalu za grzechy. Śmieje się. Za głupia byłam żeby żałować za grzechy,powiada. Miałam swojego Alberta i go kochałam, mówi. Nawet odezwać mi się niechce. Tam gdzie jestem jest spokój. 105. Cisza. Nima tutej żadnego Alberta. Ani Cuksy. Nima nic. Po ostatniem dziecku miarka się przebrała. Wygnali mnie precz. Pojechałam doMemphis do szalonej siostry mojej mamy. Mamamówiła że ta ciotka to całkiem jak ja. Pije, bijesięa mężczyznkochana zabój. Robi w przydrożnej knajpie. Jestkucharką. Karmi piędziesięciu mężczyzn, dupczy się z piędziesięcioma pięcioma. Cuksa gada jak najęta. No i tańce, powiada. Nikt nie tańczył tak jak Albert kiedy byłmłody. Czasem to potrafilimbez godzinętańczyć takie przytulanki żepotem nic tylko iść gdzieś i się położyć. A jakibyłzabawny. Stalei wciąż się przy nim śmiałam. Czemu już taki nie jest? Czemuprawienigdy się nie śmieje? Czemu nie tańczy? Mój Boże,Celio, co się stałoz mężczyzną którego żem kochała? Na chwilę ucichła. Apotem mówi Takem się zdziwiła jak siędowiedziałam że się żeni zAnnie Julią. Taka byłam zdziwiona że animnie tozabolało. Nie uwierzyłam. W końcu Albert wiedziałprzecietak samo jak ja że trudno się kochać bardziej niż my się kochamy. Niemogło być większej miłości niżnasza. Takem wtedy myślała. Ale onsłaby,powiada. Tatulek mu nagadał żejestem hołota. Jakamatka taka córka. To samo mówił jego brat. Albert chciałbronićnaszej sprawy i oberwał. Jak muradzili żeby się zemną nieżenił tomiędzy innemi dlatego że miałam dzieci. Przecie to jego dzieci,mówię do starego pana . A skąd my wiemy, on mi na to? BiednaAnnie Julia, mówi Cuksa. Nie miała szans. Byłam takawredna i szalona. Wszędzie opowiadałam że wszystko mi jedno zkimAlbert się ożenił bo ja itak będę z nim się pierdolić. Zamilkła. Noi rzeczywiście, mówi po chwili. Tyle się pierdolilim pod golem niebemże całemu pierdoleniu zaszargalim opinię. Ale on z Annie Julią tyż się pierdolił aona nicdo niego nieczuła. Żeby go chociaż lubiała ale nawet i tonie. Własnarodzina zapomniałao niej zara po ślubie. A potem urodził się Harpoi po nim resztadzieciów. Wreszcie zaczęła sypiać z temmężczyzną co ją wziął i zastrzelił. Albert ją bit. Dziecistale i wciąż czegoś od niej chciały. Czasem się zastanawiam o czem myślała jak umierała. Za to ja wiem o czem tera myślę. Oniczem. Im bardziej o niczemtem lepiej. "106 Chodziłam doszkoły z Annie Julią, mówi Cuksa. Ależ onabyłaładna. Czarna jak nie wiemco z niesamowicie gładką skórą. Wielkieczarne oczy jak księżyce. A jaka słodka. Mnie samej się podobała. Dlaczego tak jej potem dokuczyłam? Albert czasem itydzień niebywał w domu bo go stale iwciąż wyciągałam. A ona przychodziłai błagała go o piniędzena jedzenie dla dzieciów. Kilka kropli spada mi na rękę. A jaktu nastałam to tak się z tobą podle obchodziłam. Jak zesłużącą. Tylko dlatego że Albert się z tobą ożenił. Chociaż właściwiewcale nie chciałam go na męża. Chciałam tylko żeby właśnie mniewybrałbo natura już to za niego zrobiła. Natura powiedziała Hej wydwoje macie byćrazem bo dacieinnym przykład jak para powinnawyglądać. Nie miałam zamiarudopuścić żeby coś nam weszło wdrogę. Aleto co było między nami dobrego brałosię chiba tylko z ciał bonie znamtego Alberta co nie tańczy, ledwo się uśmiecha, prawie się nieodzywa, bije cię i chowa listy twojej siostry Nettie. Co toza człowiek? Ja tam nic nie wiem, myślęsobie. Idobrze że nie wiem. 107. Panie Boże! Jak tylko usłyszałam że Albert chowa listy od Nettie zara siętropłam gdzie je trzyma. W kufrze. Wszystko co dla niego ważneAlbert chowa do kufra. Zamyka go na cztery spusty ale Cuksa możesię postarać o klucz. Którejśnocy pan i Grady gdziesik pojechali amy wedwieroztworzylim kufer. Znaleźlim pełnobieliznyCuksy, trochuświńskich widokówek a na samem dole pod tytoniem listy od Nettie. Całe pliki. Niektóme listy grube, inne cienkie. Niektómeporoztwierane, inne nie. Jak to zrobimy, pytam się Cuksy? Zwyczajnie, onana to. Wyjmiemy listy zkopert akoperty zostawimy takjak leżą. On chibarzadkozagląda na samo dno kufra. Rozpaliłam w piecu, nastawiłamczajnik. Trzymalimlisty nadparąaż się koperty poroztwierały. Wytożylim listy na stół a kopertyschowalim nazad do kufra. Trochu ci je poukładam, mówi Cuksa. Dobrze, ja jej na to, ale nie tutej. Chodźmy do waszego pokoju. No to i poszlim do tego małego pokoiku w którem Cuksa mieszkaz Gradym. Rozłożyła listy na łóżku i siadła obok na krześle. Jawlazłamna łóżko i żem się oparła o poduszki. Te są piersze. Wysłane jeszcze stąd, mówi Cuksa. 108 Droga Celio, pisze w pierszem liście: Musisz się postawić Albertowii uciec od niego. To zły człowiek. Kiedy od was odeszłam, pojechał za mną konno. Jak jużnie byłonas widać z domu, dogonił mnie i zagadywać jakto on: Panna Nettieładnie wygląda i tak dalej. Starałam się na niego nie zważaći przyspieszyć kroku, alemiałamciężkie tobołki, a słońce prażyło. W końcumusiałamodpocząć, a wtedy zsiadł z konia i dalej mnie całowaći ciągnąć wlas. Zaczęłam się z nim szarpać i z Bożą pomocątak muprzyłożyłam,że dał mi spokój. Ale sięna mnie zeżlił. Powiedział, żeza karę nigdynie dostanę od ciebie listu ani tyode mnie. Sama też byłam taka rozeźlona aż się trzęsłam. W końcu zabrałam się do miasta na jednym wozie, co tamtędyjechał. Ten, co mnie wiózł pokazał mi, gdzie mieszka Wielebny . I tum się zdziwiła, bo dziewuszka, która otworzyła mi drzwi,miała twoje oczy i twoją twarz. Kochająca Nettie 109. W nastempnym liście pisało: Droga Celio! Wciążsobie myślę, że jeszcze za wcześnie czekać listu od ciebie. Noi wiem,ile masz roboty przy dzieciachpana . Aletak mistrasznie za tobą tęskno. Napiszproszę, jak tylko będziesz mogła. Myślę o tobie co dzień. Co chwila. Ta pani, co ją spotkałaśw mieście, nazywa się Corrina. Dziewuszkanazywa się Olivia. Mąż tej pani nazywa się Samuel, chłopczykAdam. Tacy sąreligijni, że ażświęci ibardzo dla mnie dobrzy. Mieszkają w ładnymdomu przy kościele, w którym Samuel makazania. Wszyscy ciągle chodzimy koło kościelnych spraw. Piszę"my", bo oni zawsze chcą, żebym brała udział wewszystkiem, corobią, żebym nie czuła się taka pominięta i samotna. Ale, mój Boże,jak ja za tobą tęsknię,Celio. Myślę otym, jak sięwtedy zamnie ofiarowałaś. Kocham cię całym sercem Twoja siostra Nettie 110 W następnym pisze: Najdroższa Celio! Już prawiewariuję. Albert chyba dotrzymał słowa i naprawdę niedaje ci moich listów. Nie wiem, kto mógłby nam tu pomóc, chybatylko Tata, ale nie chcę, żeby wiedział, gdzie mieszkam. Spytałam Samuela, czyby nie odwiedził ciebie ipana -ot,żebysprawdzić, co z tobą. Ale powiedział, że niemożewkraczaćmiędzy męża i żonę, zwłaszcza że was niezna. A mnie źle byłoz tym,że muszę aż go o toprosić,no bo on i Corrina zawsze tacy dla mniedobrzy. Ale serce mi pęka. Dlatego bo nie mogę znaleźć pracy wtymmieście i będęmusiała wyjechać. A jak wyjadę, to cosię z nami stanie? Skąd będziemy wiedziały, co się z którą dzieje? Corrina, Samuel i dziecinależą dotakiejgrupy, cosię nazywaMisjonarze: AmerykańskoAfrykańskie Stowarzyszenie Misjonarzy. Głosili imię Pańskie Indianom na Zachodzie, teraz głoszą je biedakomwtym mieście. W ten sposób szykują się do pracy, do której mówią, żesą stworzeni: do działalności misjonarskiej w Afryce. Boję się rozstania z nimi, bo odkądjesteśmy razem, przez cały tenrólki czas są dla mnie jak rodzina. Znaczy się, taka rodzina,jaką sobiewyobrażam. Napisz,jeżeli możesz. Wysyłam Ci znaczki. kochająca Nettie 111. Następny jest gruby, wysłany dwa miesiące później. Pisze wnim: Droga Celio! Na statku do Afryki pisałam do ciebie prawie codziennie. Ale nimzawinęliśmydo portu, taka byłam zgnębiona, że wszystkie te listypodarłam na drobne kawałeczki i wrzuciłam do wody. Albert i tak ciich nie da, no topo co pisać. Tak sobie myślałam, kiedy je darłam,apotem wysłałam do Ciebie na morskich falach. Alejuż miprzeszło. Pamiętam, jak raz powiedziałaś, że tak ci wstyd własnego życia, żenie możesz o nim nawet porozmawiać z Panem Bogiem,tylko musiszdo niego pisać, chociaż ci się wydaje, że ledwo umiesz. Nareszciezrozumiałam, o co ci wtedy chodziło. I wiem, że nie przestaniesz pisaćlistów - obojętne, czyBóg je czyta,czy nie; a dla mnieto jużwystarczające wskazanie. Wkażdymrazie tak już jest, że kiedy dociebie nie piszę, totakmi źle jakwtedy, kiedy się nie modlę: dławię sięwłasnym sercem, zamknięta w sobiena cztery spusty. Celio, taka jestem samotna. Jedna misjonarka miała pojechać z Corriną i Samuelem, żeby impomóc przy dzieciach i przyzakładaniu szkoły,ale nagle wyszła zamężczyznę,który bał się ją puścić samą, ale jechaćz nią do Afryki teżnie chciał, więc ja tu zamiast niej wylądowałam. Wszystko gotowe, nictylko jechać, aż tu niz tego ni z owego zwalnia się bilet i nie ma komugo oddać. Im brakowało misjonarza, a ja nigdzie wmieście niemogłam znaleźć pracy. Ale ani mi się śniło, żepojadę do Afryki! Nawet jak oniejczasem myślałam,to jak o jakimś miejscu z nieprawdziwnego zdarzenia, chociaż Samuel i Corriną wciąż o niej mówili- ba, nawet dzieci. PannaBeasley twierdziła, że w Afryce jest pełno dzikich,co biegająnago. Nawet Corriną i Samuel czasem tak myśleli. Ale oni wiedzą o Afrycedużo więcej niżpanna Beasley i cała reszta naszychdawnychnauczycieli, i dużo mówilio tym, ile dobrodziejstw mogą wyświadczyćjej uciśnionym mieszkańcom, od których pochodzą - ludziom,którympotrzebnyjest Chrystus i fachowa pomoc lekarska. Kiedy pewnego dnia pojechałam z Corriną do miasta,widziałyśmyżonę burmistrza i jej służącą. Żonaburmistrza załatwiała sprawunkii co chwila wchodziła do sklepów, a służąca czekała na ulicy i odbierała paczkiz rąkswojej pani. Nie wiem, czyśkiedy widziałaburmistrzową. Wygląda jak zmokły kot. A ta jej służąca to na okoostatnia osoba, o której możnaby pomyśleć,żepójdzie służyć- zwłaszczau kogoś, ktotak wygląda. Zagadałamdo niej. Ale już samo to, żema się do mnie odezwać,okropnieją chybakrępowało i nagle tak jakbyzniknęła. Strasznie tobyłodziwne, Celio! Mówię normalnej, żywej kobiecie dzień dobryi patrzeć, a tu nikt żywy przedemną nie stoi. Została z niej tylkoludzka figura. Myślałamo tym przez całą noc. WreszcieSamuel i Corrinąpowiedzieli mi, co słyszeli otym, jak ta kobieta nastała do burmistrzanasłużbę. Rzuciła się naniego na ulicy, a potem burmistrz i jego żonawyciągnęli jąz więzienia, żeby u nich pracowała. Rano zaczęłam wypytywaćo Afrykę i czytać o niej w książkach,które mająSamuel i Corriną. Czy wiesz, żeprzed tysiącami lat w Afryce istniały wielkie miasta,większe niż Milledgeville,a nawet Atlanta? ŻeEgipcjanie, ci cozbudowali piramidy i trzymali Izraelitów w niewoli, też byli ciemnoskórzy? Że Egipt leżyw Afryce? Żejak w Bibliimowa o "Etiopii," tochodzi o całą Afrykę? Czytałamdo upadłego, aż w końcu myślałam,żemi oczy wypłyną. Czytałam otym, jak Afrykanie sprzedawali nas,bo kochali pieniądzebardziej niż własne siostry i braci. Jak przypłynęliśmy do Ameryki nastatkach. Jaknas zmuszono dopracy. Nawet nie przypuszczałam, Celio, że jestem takaniedouczona! O samej sobie wiedziałam raptem tyle, co brudu za paznokciem! Apanna Beasley zawsze mówiła, że nigdy nie uczyłatakiego bystregodziecka jak ja! Ale przynajmniej nauczyła mnie samodzielnie siękształcić - czytać, uczyć się i wyraźnie pisać. Za co jak za co,ale za toJestem jej wdzięczna. I za to, że podtrzymała we mniegłódwiedzy. 113. Więc kiedy Corrina i Samuel spytali, czy bym z nimi nie pojechała,żeby im pomóc założyć szkołę w samym środku Afryki, powiedziałam,że pojadę. Alepod warunkiem,żemnie nauczą wszystkiego,cosamiwiedzą, żebym mogła sięna cośprzydać jako misjonarkai żeby niemusieli się wstydzić takiej przyjaciółki jak ja. Zgodzili się, no i wtedyzaczęła się moja prawdziwa nauka. Dotrzymali słowa. Uczę się,czego tylko się da, dniamii nocami. Och, Celio! Są na świecie ludzieo ciemnej skórze, którzy chcą,żebyśmy zdobywali wiedzę! Żebyśmy wzrośli i ujrzeli światło! Niewszyscy są tacy podli jak Tata i Albert, ani uciemiężeni jak nieboszczka mama. MałżeństwoCorriny i Samuela jest poprostu cudowne. Tylko z początku sięmartwili, bo nie moglimieć dzieci. Ale potem"Bóg",jak powiadają, zesłał im Olivię i Adama. Chciałam im powiedzieć, że "Bóg" zesłał wam ichsiostrę i ciotkę,ale się powstrzymałam. Tak, Celio: te ich dziecizesłane przez"Boga"to właśnie twoje maleństwa. Rosną wśródmiłości, miłosierdziachrześcijańskiego i w poczuciu bliskości Boga. A teraz "Bóg" zesłał i mnie,żebym ich strzegła, chroniła i hołubiła. Żebym przelała na nie całą tęmiłość, którą mam dla ciebie. Czy to nie cud? Na pewno nie możeszuwierzyć, że tak się towszystkoułożyło. Alewłaściwie jeśli potrafisz uwierzyć, że wylądowałam w Afryce- a przecież tu jestem - to uwierzysz we wszystko. Twoja siostra Nettie 114 ; W następnym liście pisze: ;Droga Celio! . Zanim wyjechaliśmyz miasta, Corrinakupiła materiał, żeby miHuszyć dwa podróżne kostiumy. Jeden oliwkowy, a drugi szary. Obiefspódnice są długie, z wstawianymi klinami. Do tego żakiety,białe bawełniane bluzki i sznurowane buty dopół łydki. Corrina kupiła mif też damski kapelusz z płaskim rondem i wstążką wkratę. Chociaż pracuję uCorriny i Samuela i zajmuję się dziećmi, wcale się nie czuję jak służąca. Chyba dlatego, że mnie uczą, a ja uczę dzieci, Kwieć wszystko z wszystkiem jakoś tak się przeplata, praca z nauką, bezpoczątkuani końca. Ciężko było się żegnać z ludźmiz naszego kościoła. Żegnaliśmy sięf,z trudem,ale i z radością. Wszyscy mieli nadzieję, że wAfryce wiele można zdziałać. Nad amboną wisi napis: ETIOPIA WYCIĄGNIERĘCE DO BOGA. Pomyśl, coto znaczy, skoro Etiopia to Afryka! -Wszyscy biblijni Etiopczycy byliciemnoskórzy. Nigdy mi to nie przyszło do głowy, chociaż sprawa staje się jasna, jeżeli czytając Biblię zwracasięuwagę tylko na słowa. Dopiero obrazki mącą człowiekowiW głowie. Te ilustracje do stów. Natych obrazkachsą sami biali, więcy jak się na nie patrzy, to człowiek myśli sobie, że wszyscy ludzie z bibliif, amsieli mieć białą skórę. Ale prawdziwi biali żyli wtedygdzie indziej. ^Dlatego w biblii jest powiedziane, że Jezus miał włosy jakowełnajHpJBgnięca. Jagnięca wełna nie jest prosta, Celio. To nie są nawet loki, tylko kędziory. ' Jak mam ci opisać Nowy Jork, czy choćby pociąg,który nas tu przywiózł! Myśmy wprawdzie musielijechaćw przedziałach z miejst camisiedzącymi, ale czy wiesz, Celio, że wpociągachsą łóżka! I restauracje! I toalety! Łóżka są przymocowane do ściannad siedze115 niami i opuszcza je się na noc. Tylko biali mogą podróżować w łóżkach i chodzić do restauracji. I mają osobne toalety. Naperonie w Południowej Karolinie jeden biały spytał nas, dokądsię wybieramy, bo właśnie wysiedliśmy, żeby zaczerpnąć świeżegopowietrza i otrzepać ubrania z kurzu i pyłu. Kiedy mupowiedzieliśmy,że jedziemy do Afryki, zrobił obrażoną, ale i zaciekawioną minę. Czarnuchy jadą do Afryki, powiedział do swojejżony. Nie mniejużnie zdziwi. Do Nowego Jorkuprzyjechaliśmy zmęczeni i brudni. Ale tacyprzytym podnieceni! Słuchaj, Celio,Nowy Jork to piękne miasto! Nawet niewiedziałam,że istnieją takie "zykowne auta jak te,którymi tutaj jeżdżą kolorowi, a domy majątakieładne, że wnaszychstronach żaden biały tak dobrze nie mieszka. Kościołów jest tu z górąsto! Chodziliśmy dowszystkich po kolei. Stawałam razem z Samuelem, Corriną idziećmi przed każdym zgromadzeniem wiernych i czasemażrozdziawialiśmy usta ze zdziwienia, tyle było hojności i dobrociw sercach tych ludzi z Harlemu. Celio, oni tamżyją wśród takiegopiękna i dostojeństwa. Gdy pada słowo "Afryka",darom nie makońca. A kiedy się wydaje, że już wszystko ofiarowali, sięgają głębieji dają coś jeszcze. Kochają Afrykę. Kiedy słyszą to słowo,uchylają kapeluszy. A skoro już o tym mowa, to w samych naszych kapeluszachnie pomieściłyby się wszystkie datki ofiarowane nawyprawę do Afryki. Nawet dzieciwydłubywałygrosiki ze swoich skarbonek. Proszę, to dla afrykańskichdzieci, mówiły. A wszystkie były tak piękne ubrane, Celio. Szkoda, żeich nie widziałaś. W Harlemie jest teraz taka moda, żechłopcy noszątak zwane bryczesy - jakby workowate szortyspięte tuż pod kolanem- a dziewczynki chodząw wiankach. Piękniejszych dzieci nie machybana świecie. Adam i Olrrianie mogli od nich oczu oderwać. W dodatku ciągle nas gdzieś zapraszano: a to na obiad, a to naśniadanie, a to na lunch, a to na kolację. Byłam taka podniecona, żewogóle nie mogłam jeść, ale odsamego kosztowaniaprzybyło miprawie trzy kilo. Celio,tutajwszyscy mająw domach toalety. I lampy gazowe alboelektryczne! Przez dwa tygodnie uczyliśmy się dialektu Olinków, którzy mieszkają tam, dokąd jedziemy. Potem zbadał nas lekarz (kolorowy! ), TTi a NowojorskieStowarzyszenie Misjonarzy zaopatrzyłonas w zapasleków na nasz własny użytek i dla mieszkańcówwioski, która ma nasgościć. Nowojorskim Stowarzyszeniem Misjonarzy kierują biali. Anisłowem nie wspomnieli o tym, że chodzi o dobro Afryki, tylko wciążmówili o poczuciu obowiązku. Niedalekonaszej wioski mieszka jużpewna biała misjonarka. Od dwudziestu lat żyjew Afryce. Tubylcypodobno bardzo ją kochają, chociaż jejzdaniem należą do zupełnieinnegogatunku niż ci, których nazywa Europejczykami. Europejczycymają białą skórę i mieszkają na kontynencie zwanymEuropą. Właśniestamtąd pochodzą biali z naszych stron. Ta biała misjonarka twierdzi,żewprawdzie wszystkiesstokrotki to kwiaty, ale stokrotka afrykańskabardzo się różni od angielskiej. Jeden z prezesów Stowarzyszeniatwierdzi,że ta kobieta ma osiągnięcia, bo się nie "cacka" ze swoimipodopiecznymi. No i zna ich język. Prezes jest biały i patrzy na nasz taką miną,jakby nie wierzył, że poradzimysobie z Afrykanamirównie dobrze jak tamta misjonarka. Po wizycie wStowarzyszeniu jakby mitrochę opadły skrzydła. Nawszystkich ścianach wiszą tamportrety białychmężczyzn. NiejakiSpeke, niejakiLivingstone. Niejaki Dały. A może Stanley? Rozglądałam się za portretem tej białejmisjonarki, ale nigdzie go nie było. Samuel też trochę zmarkotniał, ale potem się ożywiłi przypomniałnam, że mamy jednąmocną stronę: nie jesteśmybiali. Nie jesteśmyEuropejczykami. Jesteśmy tak samo czarni jak Afrykanie. I razemznimibędziemy dążyć do wspólnego celu, którym jest awans czarnychna całym świecie. Nettie, twoja siostra 117. Droga Celio! Samuel to kawał mężczyzny. Prawie zawsze chodzi ubrany naczarno, jeśli nie liczyć białego kołnierzyka, który noszą wszyscyduchowni. Ubierasię na czarno i sam jest czarny. Póki mu się niespojrzy w oczy,można przypuszczać, że to ponury, a nawet złyczłowiek, ale oczy ma myślące i łagodne, piwnego koloru. Kiedy cośpowie, każdego to uspokaja, bo Samuel nigdyniemówi, comuślinana język przyniesie, i nigdy nie chce nikogo zranić ani załamać. Corrinie się poszczęściło, że ma takiegomęża. Ale muszę ci opowiedzieć o podróży statkiem! Statek nazywał sięMalagai był wysoki na trzy piętra! Mieliśmy pokoje (a właściwiekabiny) z łóżkami. Och, mówię ci, Celio: leżeć w łóżkupośrodkuoceanu, to jest coś! A sam ocean! Nawetsobie niewyobrażasz, żewjednym miejscu może być aż tyle wody. Podróż zajęła nam dwatygodnie! Przypłynęliśmy doAnglii. Pełno tam białych, niektórzycałkiemmili. Mają tam swoje własne Towarzystwo Misjonarzy i Przeciwników Niewolnictwa. Angielskie kościoły też były bardzo skorenampomóc. Kobiety i mężczyźni, kubek wkubek podobni do białychz naszych stron, zapraszali nas na swojezebrania ido domów naherbatę,i rozmawiali z nami o naszej działalności. U Anglików"herbata" to właściwie taki piknikw czterech ścianach. Stosy kanapeki ciastekno i oczywiściecałe mnóstwo gorącej herbaty. Wszystkimnam podawano takie same filiżanki i talerzyki. Wszyscy twierdzili, żejestembardzo młoda jak na misjonarkę, aleSamuelodpowiadał,że mam wiele zapału do pracy, azresztą i takbędę główniepomagaćw opiece nad dziećmi i może jeszcze prowadzićnieduże przedszkole. W Anglii trochę sięwyjaśniło, na czym właściwiema polegać naszapraca, bo Anglicy od ponad stu lat wysyłają misjonarzy doAfryki, do 118 - Indii,do Chini Bóg wie gdzie jeszcze. A czego nie nazwozili ztychpodróży! Kiedyś całeprzedpołudnie spędziliśmy w takim muzeum,gdzie pełno jestbiżuterii, mebli, futrzanychdywanów, mieczy, ubrań,a nawetgrobowców z tych wszystkich krajów, które Anglicy zwiedzili. ;; Z Afryki nazwozili tysiące wazonów, dzbanów, masek, koszy, misek, posążków,i to takich pięknych, aż wgłowie się nie mieści, że ci, którzyi to wszystko zrobili,zniknęli już ze świata. AleAnglicyzapewniająnas, żetych ludzi już niema. Chociaż Afrykanie mieli niegdyś lepszącywilizację od Europejczyków (tylko że nawetAnglicygłośno siędotego nie przyznają: wyczytałam to u niejakiego J. A.Rogersa), kilkastulecitemu nastały dla nich dężkie czasy. Anglicy bardzo lubią tookreślenie, kiedy mówią o Afryce. Łatwo jest przy tym zapomnieć, że. te dężkie czasymiędzy innymi przez nich stały się jeszcze cięższe. Miliony Afrykanów schwytanoi sprzedanow niewolę - także ciebie imnie, Celio! W czasie łowów na niewolnikówcałe miastaobrócono: w ruinę. Dzisiejsi Afrykanie nękani są chorobami, tkwią pogrążeni w duchowym i fizycznym nieładzie, bo wymordowali albo sprzedali''- w niewolęswoich najsilniejszych pobratymców. Wierzą w diabła 1 oddają cześć zmarłym. Pisać ani czytać też nie umieją. ; Czemu nas sprzedali? Jak mogli? I za co wciąż ich kochamy? Takie, myśli przychodziły mi do głowy, kiedy wałęsaliśmy się po zimnychf ulicach Londynu. Uważnie oglądałam mapę Anglii, która widziana z lotu ptaka wydaje siętaka uładzona i pogodna, i mimo wszystko? poczułam nadzieję,że dla Afryki możnazdziałać wiele dobrego, jeśli; się do tego przyłożymy i odpowiednio nastawimy. No i wreszciei. wypłynęliśmy. Wyruszyliśmy z angielskiego portu Southamptondwug. dwudziestego czwartego lipca, dwunastego września byliśmy w Monrovii,stolicy Liberii. Po drodze zatrzymaliśmy się w Lizbonie i w Dakarze,,fczyli w Portugalii iw Senegalu. W Monroviipo raz ostatniznaleźliśmy sięwśród mniej więcejtakich ludzi, do jakich przywykliśmy, bo ten afrykański kraj "założyli" byli niewolnicy z Ameryki, którzy wrócilii nastałe zamieszkaliw Afryce. Zastanawiałam się, czy rodzice albo dziadkowie kogośspośród tych ludzi pochodzili właśnie z okolic Monrovii i tutaj zostalisprzedaniw niewolę, a jeśli tak, to jak się czuli potomkowie byłychniewolników, kiedy wrócili, żeby tu sprawować władzę, bo przecież 2 krajem, którego mieszkańcy ich kupili, też byli mocno związani. 119 Celio, muszę już kończyć. Stonce trochę mniej teraz praży, więcmuszę się przygotować do popołudniowych lekcji i nieszporów. Chciałabym, żebyś była ze mną - albo ja z tobą. CałujęTwojasiostra Nettie 120 Najdroższa Celio! Przedziwnywydał misię ten postój w Monrovii po tym, jakzatrzymaliśmy się w Senegalu^gdzie po raz pierwszy otarłam sięo Afrykę. Stolicą Senegalu jest Dakar. TutejsiAfrykaniemają wprawdzie własny język -czylisenegalski, jakbygo pewnie sami nazwali- ale mówią teżpo francusku. Celio, nigdy w życiunie widziałamtakich czarnych ludzi. Są tacy czarnijak ci, októrych czasem; mawiamy: "Ten i ten jest taki czarny,że ażgranatowy". Sątacyczarni, Celio, że aż świecą. W naszych stronach okimś, kto jestnaprawdę wyjątkowoczarny, teżmówi się, że świeci. Ale wyobraźsobie, Celio, miasto pełne świecących, granatowoczarnychludziubranych w jaskrawoniebieskie szaty ozdobione fikuśnymi deseniami,takimi jak na kilimach ze śeinków. Ci ludzie są wysocy, szczupli, mają, długie szyjei prosto się trzymają. Czy możesz to sobie w ogóle', wyobrazić? Bo ja tak sięwtedy czułam, jakbym pierwszy raz w życiu[ zobaczyła, co to prawdziwaczerń. Celio, ten kolor jest jakiś za^tzarowany. To taka gęsta czerń, że aż się ciemno robiprzed oczami,? jeszczew dodatku tenblask,takiświetlisty, jakbybił od księżyca, ale;,iehskóra świeci nawet w pełnym słońcu. . Ale tak naprawdę, to ci Senegalczycy, których spotkałam na targu, wcale misię niespodobali. Obchodziło ich tylko to, czy sprzedadząwój towar. Ledwo się któryś połapał, żenic nie kupimy, stawaliśmysiędlaniego tak samoprzezroczyści jak biali Francuzi, co tam stalemieszkają. Jakośnie byłam przygotowana na to, że w Afryce spotkambiałych, ale widziałam ich tu całe tłumy. I wcale nie wszyscy sąmisjonarzami. W Monrovii też ich się spotyka. Kilku zasiadaw rządzie, któregoPrezydent nazywa się Tubman. Jest też sporoministrów, którzy sąwprawdzie kolorowi, ale wyglądają całkiem jak biali. Nazajutrz po 121. przyjeździe do Monroyii piliśmy wieczorem herbatę w pałacu prezydenckim. Samuel twierdzi, że ten paląc jest bardzo podobny dobiałego domu (a właśnie w białym domu mieszka nasz amerykańskiprezydent). Prezydent Tubmandość długo opowiadał o tym, jakbardzo się stara wprowadzić postęp i ile ma problemów ztubylcami,którzy wcale nie chcą pracować dla rozwoju kraju. Pierwszy razw życiu słyszałam, żeby czarny tak się wyraził. Wiedziałam, że dlabiałych wszyscy kolorowito tubylcy. Ale prezydent odchrząknąłi powiedział, że dla niego "tubylec" to to samo, co "rodowitymieszkaniec Liberii". W jego rządzie nie widziałam ani jednego"tubylca". Żony ministrówteż wcale nie wyglądały jak miejscowekobiety. Miały na sobie takie jedwabie i sznury pereł, że w porównaniuz nimiCorrina ija byłyśmy ledwo ubrane, a już na pewno niewystrojone na uroczystąokazję. Te kobiety, które poznałyśmy w pałacu,muszą chyba poświęcać strojom mnóstwo czasu. Mimo to miałyniezadowolone miny. Wcale nie przypominały tych wesołych nauczycielek, które zobaczyliśmy przypadkiem, kiedy poganiały całe stadoswoichuczniów w stronę plaży. Przed wyjazdem zwiedziliśmy jedną z tutejszych wielkich plantacjikakaowców. Jak okiem sięgnąć nic, tylko kakaowce. A na polachpobudowane całe wioski. Patrzyliśmy, jak zmęczeni ludzie całymirodzinami wracają z pracy, dźwigając wiadraz ziarnem kakaowym(nazajutrz w tych samychwiadrach wezmą do pracy drugieśniadanie),a kobiety niosą dzieci na plecach. Chociaż tacybylizmęczeni,śpiewali,Celio! Tak jakmy w naszych stronach. Czemu zmęczeni ludzieśpiewają? - spytałam Corrinę. Bo ze zmęczenia nie są w stanie robićnic innego,powiedziała. W dodatku te plantacjewcale do nich nienależą, Celio, ani nawet do prezydenta Tubmana. Właściciele mieszkają w takiejjednej Holandii. To właśnie tam robi sięholenderskączekoladę. W kamiennych domachna rogach pól mieszkają nadzorcy,którzy pilnują, żeby ludzie pilnie pracowali. Znów muszę się oderwaćod pisania. Wszyscy już się położyli, a japiszę przy lampie. Ale tyle owadówleci do światła, że za chwilę zjedząmnie żywcem. Cała jestem pogryziona, nawet wgłowę i w podeszwystóp. Ale.. Czy już ci pisałam, jak to było, kiedy pierwszy raz zobaczyłam 122 wybrzeże Afryki? Coś we mnie się odezwało,Celio,w mojej duszyzabrzmiał jakby wielki dzwoni cała zadrżałam. Corrina i Samuelpoczuli to samo. Uklękliśmy na pokładziei podziękowaliśmy Bogu, żepozwolił nam ujrzeć kraj, za którym nasi rodzice płakali z tęsknotyiprzez całe życie, aż do śmierci pragnęli go zobaczyć. Och, Celio! Czyja ci kiedy zdołam wszystko opowiedzieć? ; Nie śmiem pytać - wiem. Ale ufajmyBogu. ; Twoja zawsze tak samo kochająca siostraNettie 123. Drogi Panie Boże! Ale mną trząchto. Coi rusz płakałam i wycierałam nos a jeszczemusielim zgadywać co znaczą różne słowa co ich nie znamy więc długonam się zeszło nim przeczytalim pierszych kilka listów. Jakdoszlim dotegożeNettie na dobreosiadła w Afryce to pan z Gradymjak raz wrócili siędo domu. Dasz sobie radę, pyta się Cuksa? Skądja weznę siłę żeby gonie zabić, mówię. Nie zabijaj,powiada Cuksa. Nettie niedługo się wróci. Po co masię z tobą widywać tak jaktera się widujemy ze Sofią. Kiedy tak miz tem trudno, mówię, a Cuksa bez ten czas opróżniawaliskę ichowa do niej listy. Chrystusowi tyż było trudno, mówi. Ale jakoś wytrzymał. Pamiętaj. Nie zabijaj, powiedział. I pewnikiem chciał dodać A mnie przedewszystkiem. Wiedział z jakiemidurniamima doczynienia. Ale pan tonie Chrystus, Ja tyż nie, mówię. Jesteś ważna dla Nettie,Cuksa na to. Szlagby ją trafił jakbyś sięzmieniła akurat kiedy ona wraca. Słychać jakGrady ipan hałasują w kuchni. Brzęczątalerze,drzwispiżarki roztwierają się i zamykają, Nie, mówię, chiba się lepiej poczuję jak go jednak zabiję. Bo tera totak jakbymbyła chora alboco. Cała jestem odrętwiała. Właśnie że go nie zabijesz. Od zabijaniajeszcze nikt się lepiej niepoczuł. Coś tam się czuje ityle. Lepsze coś niż nic. Celio,mówiCuksa. Tu nie chodzi tylko o Nettie. A okogojeszcze, pytam się? 124 O mnie, Celio. Pomyślo mnie trochu. Panno Celio,jeżeli zabijeszAlberta zostanie mi się tylko Grady. Aż strach pomyśleć. Śmieję siębo sobie przypomniałam tewielkie zembiskaGrady'ego. Zrób żeby Albert dał mi z tobą spać póki znami mieszkasz, ;: mówię. Nie wiem jak, ale jej się to udało. 125. Drogi Panie Boże! Śpimytera ze sobą jak siostry, Cuksa i ja. Wciąż bardzo chcę z niąbyć, wciąż uwielbiam patrzeć się na nią ale piersi mam miętkiea guziołek nigdy mi nie staje. Tera to już wiem żeumarłam. Ale onamówiNie, to tylko bez tę wściekłość,żal, bezto że chcesz gozabić. Nimastrachu. Jeszcze ci piersi stwardnieją aguziołek stanie. Uwielbiam się przytulać i kropka, mówi Cuksa. Obejmować. Niczego więcej mi nie trza. No, mówię. Przytulanie to dobrarzecz. Obejmowanie. Każdenjeden dotyk jest dobry. Kiedy wszystko na chwilę zacicha tak jak tera, powinneśmydlaodmiany robić co inne niż zawsze. A co na ten przykład, pytam się? No, mówi Cuksa i mierzy mnie wzrokiem, na przykład chodźuszyjemy cispodnie. A na co mi one, dziwię się? Co to ja jestem, chłop? Niemusiszsię zaratak jeżyć, mówi Cuksa. Sukienki wcale takznowuż dobrzena tobie nie leżą. Modelka to ty nie jesteś. Czy ja wiem, mówię. Pan nie pozwoli żeby jego żonachodziław portkach. Czemnnie,pyta sięCuksa? Przecie tylko ty w tem domu pracujesz. To skandal jakty wyglądasz kiedy orzesz wkiecce. Nie rozumimjakiem cudem jeszczeżeś sięnigdy o nią nie potkła ani nie zawadziłaśpługiem. Myślisz, mówię? No. I jeszcze coś ci powiem. Jak Albert się do mnie zalecał toczasem wkładałamjegospodnie. A on jednego razuwłożył mojąsukienkę. Nie może być. Tió' Właśnie,że może. Dawniej straszny był z niego wygłup. Nie to cotera. Aleuwielbiał jakwkładałam spodnie. Działały na niego jakpłachta na byka. Ja na to tylko prychłam. Wsamrazsobie wyobraziłam jaktowyglądałoi wcale żem nie była zadowolona. No przecie wiesz jacy oni są, powiada Cuksa. Q Az czego je uszyjemy, pytam się? aTrza wyszukać czyjsiś mundurz wojska,mówi Cuksa. Na próbę. To dobry mocnymateriałi nic nie kosztuje. Jack ma mundur, mówię. Odessymąż. Dobra, ona na to. Co dzień będziemy czytać listyod Nettie iszyć. ^ Będę machać igłązamiastbrzytwą,myślę sobie. Nic już więcej nie mówiła tylko podeszła i mnie uściskała. 127. Drogi Panie Boże! Odkądwiem że Nettie żyje trochu żem się podżwigla. Tak sobieczasem myślę że jak ona przyjedzie to się stąd wyniesiemy. Ona, jai dwoje naszych dzieciów. Ciekawość jak tera wyglądają. Ale trudnomi o nich myśleć. Wstyd. Żeby tak prawdę powiedzieć to więcejwstydu niżmiłości. A zresztą czy im aby nic nie brakuje? Mają dobrzew głowachi wogle? Cuksa mówi że z kazirodzkich dzieci wyrastająprzyglupki. Bo kazirodztwo to pomys diabla. Alemyślę o Nettie. Pisze, że tam u nich gorąc. Większy niż w lipcu. Niż w lipcui sierpniu do kupy. Jakbykto gotował obiad wmalej kuchencew sierpniu i lipcu. Taki gorąc. DrogaCelio! W porcie wyszedł nam naspotkanie Afrykanin z wioski, w którejmamy mieszkać. Na imięmu Joseph. Jest niski i gruby,a dłonie majakby w ogólebez kości. Kiedy podał mi rękę,poczułam, że tonieręka, tylko coś miękkiego i wilgotnego spada na ziemię, i ledwozłapałam w powietrzu to nie wiadomo co. Joseph trochę zna angielski,tak zwany "bambusowy"- całkiem innyniż ten, którym my mówimy,ale brzmi swojsko. Pomógłnam wyładować bagaże ze statku na łódki,które po nasprzypłynęły. Te łódki to właściwie czółna,takie samedłubanki, jakiedawniej mieli Indianie -nieraz przecież widywałaś naobrazkach. Myrazem z bagażami zajęliśmy trzy,a w czwartej płynęłyleki i pomocenaukowe. Podróż ze statku naląd umilałnam śpiewwioślarzy, którzy nawyścigi machali pagajami. Na nas ani na nasz bagaż prawieniezwracali uwagi. Kiedy dopłynęliśmydo brzegu, nie pofatygowali się, 128 zęby pomóc nam wysiąść, a część bagaży po prostu wrzucili do wody. Skoro tylko wymusili nanieszczęsnym Samuelu napiwek, zdaniemJosepha za duży, odpłynęli, pokrzykując na grupkę ludzi, którzy stalituż nad wodą, czekając, aż ktoś ich zawiezie na statek. Port jest ładny, aleza płytki dla dużych statków. Dlatego teżwioślarzomdobrze się powodzi, przynajmniej w tej porze roku, kiedyprzypływają statki. Wioślarze byli znacznie roślejsi i lepiej umięśnieniod Josepha, ale wszyscy są ciemnoczekoladowi iJoseph też. Nie sąwięc tacy czarni jak Senegalczycy. Żebyś wiedziała, Celio, jakie mająmocne, czyste i białe zęby! W podróży częstomyślałam o zębach, bomnie bolały prawieprzez cały czas. Wiesz, jakie popsute mamtrzonowce. W Anglii teżzwróciłam uwagę na zęby Anglików. Zwykle sąkrzywe i sczerniałe od próchnicy. Zastanawiałam się, czy to winatamtejszej wody. Za to Afrykanie mają naprawdę końskie zęby - takiekształtne,proste i mocne. Całe tutejsze "miasto" portoweto po prostu jeden dom towarowy. W środku są stoiska, aw nich tkaniny, lampy naftowe i nafta,moskitiery, śpiwory, hamaki, siekiery, motyki, maczety iinne narzędzia. Pewien biały zarządza tym wszystkim,ale niektóre stoiskawydzierżawią Afrykanom. Josephpokazał nam, copowinniśmy kupić. Kupiliśmy więcżelazny gar do gotowania wody i ubrań, cynowąmiskę. Moskitiery. Gwoździe. Młotek, pilę i kilof. Naftę ilampy. W mieście nie było gdzie przenocować, więc Joseph pogadałz paroma chłopakami, którzy kręcili się bezczynnie koło faktorii,i najął ich natragarzy. Od razu wyruszyliśmy dowsi Olinków. Zajęłonam to jakieś czterydni, cały czas piechotą przez busz. Busz to powaszemu dżungla. Chociażmoże niezupełnie. Wiesz, co to takiegodżungla? Drzewa, drzewa i jeszcze raz drzewa. A wszystkie ogromnejak jakieś budowle. No i liany. I paprocie. Różne małe zwierzątka. Żaby. Węży też nie brak - przynajmniej Joseph tak twierdzi. Alemyśmydzięki Boguani jednego węża niewidzieli, tylko garbatejaszczurki, grube jakludzka ręka. Miejscowi łapią je i jedzą. Tutejsi ludzie przepadają za mięsem. Wszyscy mieszkańcy naszejwioski zajadają się nim. Czasem w żaden sposób nie udajesię ichzachęcić do pracy. Trzebaimwtedy obiecaćmięso - kawałek, któryakuratma się w domu, albo całypiknikz ogniskiem. Właśnie, piknik. Pod tym względem Afrykanie przypominają mi ludzi z naszychstron! 129. No, jesteśmy na miejscu. Przez całą drogę tragarze nieśli nasw hamakach i cała od tego zesztywniałam. Myślałam, że zwłaszczabiodra nigdy nie przestanąmnie boleć. Wszyscy mieszkańcy wioskistłoczylisię wokół nas. Wychodzili z okrągłych chatek krytychjakbysłomianą strzechą. Potem się okazało, że to nie stoma, tylko liścierośliny, której wszędzie jest tu pełno, a nazywa się ona dachowiec. Miejscowi zrywają je isuszą, a potemukładają tak, że liście zachodząna siebie i dach nieprzecieka. To kobieca robota. Zato mężczyźniwbijają pale i czasem pomagają budować ściany z błota ikamienizebranych w strumykach. Żebyświedziała, jakie zaciekawione miny mieliwieśniacy, kiedy siędo nas zbiegli. Najpierw tylkosię przyglądali. Potem kilka kobietzaczęło dotykaćubrania mojego i Corriny. Przeztrzy wieczory gotowałam przy ognisku i ciągle zamiatałam ziemię rąbkiem sukienki,która tak się w końcu uszargala, że aż mi było wstyd. Ale potemzobaczyłam, co mająna sobie miejscowe kobiety. Ichsukienki przeważnie wyglądają tak, jakby świnie przez całydzień włóczyły je popodwórku. W dodatku źle leżą. Wieśniacy podeszli trochę bliżej,ale żaden się nie odezwał. Zaczęlidotykać naszych włosów i przyglądać się butom. Popatrzyliśmy naJosepha. Wyjaśnił, że wieśniacy tak się zachowują, bo dotąd wszyscymisjonarze byli biali i vice versa. Wprawdzieniektórzy mężczyźnibywali w porcie i widywali białego kupca, więc wiedzieli, że białyniekonieczniemusi być misjonarzem. Ale kobiety nie wyprawiały siędo portu i nigdy w życiunie widziały żadnychbiałych opróczmisjonarza pochowanego rok temu. Samuel spytał, czy widzielibiałą misjonarkę, która mieszkao trzydzieści kilometrówdalej. Odparli, że nie widzieli. Trzydzieścikilometrów przez dżunglę to bardzo długa podróż. Myśliwi polują czasemw promieniu piętnastu kilometrów, ale kobiety nieoddalają się odchat ani pól. Wtem jedna z nich o cośspytała. Spojrzeliśmy na Josepha. Powiedział, że wieśniaczka chce wiedzieć, która z nas jest matkądzieci: CorrinaCzy ja, a może obie? Joseph wyjaśnił, że matkąjestCornna. Kobieta przyjrzała nam się uważnie i znów coś powiedziała. Popatrzyliśmy na Josepha. Powiedział, że zdaniem wieśniaczkidziecipodobne są do mnie. Wszyscy zaśmialiśmy się uprzejmie. 130 Potem druga kobieta o coś spytała. Chciała wiedzieć, czy jateżjestem żoną Samuela. Joseph odparł, że nie jestem niczyją żoną: przyjechałam, żebypracować wmisji tak jak Samuel iCorrina. Któryś z wieśniakówpowiedział, że nigdy nie przypuszczał, że misjonarze mogą mieć dzieci. Inny dodał, że nawet mu się nieśniło, żeby misjonarz mógł byćczarny. I wtedy ktoś powiedział, żedokładnie coś takiego mu się śniło, i towłaśnie tej nocy: że przyjdą nowi misjonarze, mężczyzna i dwiekobiety, i wszyscy troje będą czarni. Tymczasem zrobiło się już spore zamieszanie. Zza matczynychspódnic i sponadramion starszych sióstr wyglądałydziecięce główki. Tłumwieśniaków liczącysobie ze trzy setki zagarnął nasi poprowadził do miejca, gdziestal jakby dom bez ścian, a właściwie sam dachz liści. Pod tym dachem wszyscy usiedliśmy na ziemi - z przodumężczyźni, a kobiety i dzieci z tyłu. Wśród sędziwych starców, którzyprzypominali miubranych w workowate spodnie i wyświecone, źleskrojone płaszcze członków rady kongregacji z naszego miasta, rozległy się głośne szepty: Czy czarni misjonarze piją wino palmowe? Corrina spojrzała na Samuela, a Samuel na Corrinę. Ale jai dziecijuż piliśmy wino, bo ktoś wetknął nam w ręce małe kieliszki z brązowej gliny, a my z samego zdenerwowania zaczęliśmy popijać. Do wioski dotarliśmy koło czwartej,a podliściastym baldachimemprzesiedzieliśmy do dziewiątej. Tam też podano nam pierwszy posiłek- kurczęta duszone z orzeszkami ziemnymi (czyli fistaszkami). Jedliśmy palcami. Ale głównie słuchaliśmy śpiewów i przyglądaliśmy siętańcom, chociaż okropnie się przy nich kurzyło. Najdłuższa część ceremonii powitalnej dotyczyła tych tutejszychliścido kryciadachów. Jeden z wieśniaków opowiadał historię, wokółktórej osnuty jest ceremoniał, a Joseph tłumaczył na angielski. Ciwieśniacy są przekonani, że zawsze mieszkali dokładnie w tymmiejscu, gdzieteraz stoi ich wioska. To miejsce jest dla nich dobre. Uprawiają manioki zbierają ogromne plony. Z takim samym powodzeniemuprawiają orzeszki ziemne. Hodują też ignam, bawełnę i proso. Słowem, najrozmaitsze rośliny. Ale dawno, dawno temupewienwieśniak chciał uprawiać więcejziemi niż muprzysługiwało. Chciałzbierać większe plony, żeby nadwyżkęsprzedawać białym z wybrzeża. Ponieważ był wtedy wodzem, zagarniał coraz więcej wspólnej ziemi 131. i brał sobie coraz więcej żon, żeby na tej ziemi pracowały. Jegochciwość rosła, zaczął więc w końcu uprawiać nawet i te grunty, naktórych rósł dachowiec. Nawet jego własne żony zaniepokoiły sięi zaczęłytrochęnarzekać, alenikt nie zwracał uwagi na to, co mówiąte leniwe baby. Od niepamiętnych czasów liści dachowca było aż zawiele. Ale zachłanny wódz zagarnął wkońcu tyle ziemi,że nawetstarszychplemienia ogarnął niepokój. Lecz wódz po prostu ich przekupił siekierami, tkaninami i garnkami, które miał od białych z wybrzeża. W czasie porydeszczowej nadciągnęła straszna burza i zerwaładachy z wszystkich chat w wiosce, a wtedy ludziestwierdzili ze zgrozą,że już nigdzie nie ma dachowca. Wszędzie tam, gdzie pleni! się oddawien dawna,wyrósł maniok. Proso. Orzeszki ziemne. Przez sześć miesięcy niebiosa i wiatry nękały lud Olinków. Ścianyulepione z błota rozpadały się,kłute deszczem niby grotamidzid. Wiały tak wściekłe wichry, że kamienie wypadały ze ścian prostow garnki z jedzeniem. Potem z nieba zaczęły spadaćzimne kamykiw kształcie pulpetów z prosa, godząc w mężczyzn, kobiety i dzieci bezżadnej różnicy. Wszyscyprzeziębiali się i gorączkowali. Najpierwzaczęły chorować dzieci, potem rodzice. Wioska stopniowo wymierała. Nim pora deszczowa dobiegła końca, połowy plemienianie byłojużna świecie. Ludzie modlili się do bogów i z niecierpliwością czekali nastaniapory suchej. Gdy tylko deszcz przestał padać, pospieszyli tam, gdzieniegdyś pienił się dachowiec, żeby poszukaćjego starych korzeni. Alez nieprzeliczonego gąszczu ocalało zaledwie kilka roślin. Minęło pięćlat, zanimdachowiec znów zaczął rosnąć w obfitości. Przez ten czaswielu wieśniakówumarło. WieluporzuciioTodzinne strony i nigdy niewróciło. Wielu zjadły zwierzęta. Bardzo wieluzachorowało. Wodzowioddano wszystkie narzędzia kupione od białych i raz na zawszeprzepędzono go zwioski. Jego żony oddano innym mężczyznom. Dzień, w którym wszystkie chaty znów pokryły się liśćmidachowca, wieśniacy uczcili śpiewem, tańcami i opowiadaniem tej historii. Odtąd właśnie dachowcowi oddająnajwiększą cześć. Opowieść dobiegła końca,a ja spojrzałam przed siebie i ponadgłowami dziecizobaczyłam, że jakiś brunatny i kolczasty twór, wielkijak całaizba, sunie w naszą stronę, poruszany tuzinem nóg stąpająTii cych wolno i ostrożnie. Kiedy dotarł do baldachimu,pod którymsiedzieliśmy, okazało się, żeto prezent dla nas. Był to nasz dach. Gdy taksię zbliżał, ludzie biliprzed nim pokłony. Tenbiały misjonarz,co był tu przed wami,nie pozwolił namodprawićtej ceremonii, powiedział Joseph. Ale Olinkowie bardzolubią ten rytuał. Wiemy, że dachowiec to nie Jezus Chrystus,ale czynaswój skromny sposób nie jest on jednak bogiem? Siedzieliśmy więc, Celio, twarzą w twarz z bogiem Olinków. Byłamzmęczona, senna i objedzona potrawkąz kurcząt z fistaszkami,a w uszach wciąż jeszczemi dźwięczatyteich pieśni, więcto, co mówiłJoseph, wydawałomi sięcałkiem rozsądne. Ciekawa jestem,co sobieo tym wszystkim pomyślisz? Przesyłam ucałowania. Twoja siostra Nettie 133. Droga Celio! Już dawno nie miałam czasu pisać. Chociaż właściwie bez przerwydo ciebie piszę - cokolwiek bym akurat robiła. Droga Celio, mówięsobie po cichu w połowie nieszporów, opółnocy, przy garnkach,droga, droga Celio. I wyobrażam sobie, że mojelisty jednak do ciebiedocierają, a ty mi odpisujesz: Droga Nettie, tak a tak mi się żyje. Wstajemy o piątej rano, na śniadanie jemy tylko zupę z prosaiowoce i zaraz zaczynamy pierwszelekcje. Uczymy dzieci angielskiego, czytania, pisania,historii, geografii, arytmetyki, no iopowiadamy im o zdarzeniach z biblii. O jedenastej przerwa na lunch i różnedomowe zajęcia. Od pierwszejdo czwartejjest takgorąco, że niesposób sięruszyć, aleniektóre matki siedzą w cieniuchat i szyją. O czwartej uczymy starsze dzieci, a wieczorem jesteśmy do dyspozycjidorosłych. Niektóre spośródstarszych dziecisąjuż przyzwyczajone dotego, że chodzą do szkołymisyjnej,ale dla młodszych to jeszczenowość. Matki czasem ciągną je tuprzemocą, a maluchy drą sięi wierzgają. Sami chłopcy. Olivia jest jedyną dziewczynką w całejszkole. Olinkowie uważają, że dziewczynkom niepotrzebne jest wykształcenie. Kiedy spytałam jednąz matek, czemu tak sądzą, odpowiedziała: Dziewczyna dla siebie jest nikim; dopiero dla męża może stać się kimś. A kim? - spytałam. Jak to, kim? - zdziwiła się. Matką jegodzieci. Ale janie jestem matką niczyich dzieci, odparłam, a mimo tojestem kimś. Nikim wielkim, powiedziała wieśniaczka. Wyrobnicą misjonarzy. Owszem, nawet mi się nie śniło, że podołałabym tak ciężkiej pracyjak ta, która tutaj na mnie spada. Rzeczywiściezamiatam klasyw szkole i sprzątampo mszy, ale wcale sięnie czuję jak wyrobnica. 7^4 Zdziwiłam się, że ta kobietao chrześcijańskim imieniu Catherine w tensposób mnie widzi. Córeczka Catherine ma na imięTashi i po lekcjach bawisięz Olivia. Ze wszystkich chłopców tylko Adamodzywa się w szkole doOlivii. Nie są dla niej niedobrzy, ale. jakby to powiedzieć? Spotykająją przy "chłopięcych" zajęciach, więc jej po prostu nie dostrzegają. Alenic się nie bój, Celio, Olivia odziedziczyła twój upór i przenikliwość. Jest bardziej pojętna niż wszyscy chłopcy razem wzięci, nie wykluczając Adama. Spytała, czemu Tashi nie może chodzić do szkoły. Kiedy wyjaśniłam, że Olinkowie są przeciwni temu, żebydziewczynki się uczyły,odpowiedziała mi natychmiast:Są tacy sami jak ci biali w naszychstronach, co nie chcą, żeby kolorowi się uczyli. Bardzojest bystra,Celio. Pod koniec dnia, kiedy Tashi zrobi jużu siebie w domu, co jej matka każe, i może się na chwilę wyrwać,Oliviazaszywa się z niąw mojej chacie i uczy ją wszystkiego, czegoS sama nauczyła się w szkole. DlaOlivii Afrykato Tashi i nic więcej. Tas- Afryka, którąsobie wymarzyła i do której przyjechałarozpromienioI? na. Cała reszta sprawiajej same trudności. a^ :; Chociażby takie owady. Po każdym ukąszeniu nie wiadomodlaczego zostaje jej głęboki, cieknący ropień. Ponocach źle sypia,bo ją3' przerażają leśne odgłosy. Z trudemprzyzwyczaja się do tutejszego: jedzenia, które jest wprawdzie posilne,ale przeważniebyle jak przy^ rządzone. Wieśniaczki gotują dla nas na zmianę, a nie wszystkie sąi równie schludne i sumienne. Olivia choruje za każdym razem, kiedy7'zje potrawę ugotowaną przez którąśz żon wodza. Samuelsądzi, że;"może towina wody: żony wodza czerpią ją z osobnego strumienia. ^ Jest przejrzysta nawet w porze suchej. Ale nikomu z nas opróczOlivii""ta woda nie szkodzi. Całkiem jakby dziewczynka bała się jedzeniaT przyrządzanego przez te kobiety, bo wszystkie co do jednej mająnieszczęśliweminy i bez przerwyharują. Ilekroćją widzą, mówią, jakto będzie, kiedy Olivia zostanieich najmłodszą "siostżoną". To tylkożart, a wszystkie żony wodza lubią naszą małą, ale wolałabym, żebytak nie mówiły. Chociaż są nieszczęśliwe i harują jak osły, i tak sąprzekonane, że być żoną wodzato wielkizaszczyt. Wódz nic nie robi,tylko spacerujepo całych dniach, dźwigając oburącz brzuszysko,rozmawia ze znachorem ipije z nim wino palmowe. Iii. Czemu one mówią, że ja też będę żoną wodzą? - pyta Olivia. Bonie wyobrażająsobie,żebymożnabyło wyżej zajść, odpowiadam. Wódz jest gruby, ma lśniącą skórę iogromne, wspaniałe zęby. Olivia twierdzi,że on chybastraszy w jej snach. Wyrośniesz na silną chrześcijankę,tłumaczę jej. Twój naród będziedzięki tobie robił postępy. Zostaniesznauczycielką albo pielęgniarką. Będziesz podróżować. Poznaszmnóstwo ludzi znacznie większej miaryniż wódz. A Tashi? - pyta Olivia. Tak, mówię, Tashi czeka to samo, co ciebie. Dziśrano Corrina powiedziała: Nettie, moim zdaniem powinnaśodtąd mówić Samuelowi "bracie", a mnie "siostro", żeby tym ludziomnie mącić w głowach. Niektórym z nich nie sposób wbić do ciasnychmózgownic, że nie jesteś drugą żonąSamuela. Wcale mi się to niepodoba. Prawieod pierwszego dnia naszego tutaj pobytu zauważyłam, żeCorrina się zmieniła. Nie żeby była chora. Jest równie pracowita jakzawszei wciąż tak samo mila i dobrotliwa. Ale czasem czuję, że jejduch przechodzi ciężką próbę, że Corrina nosi w sobie jakiś niepokój. Dobrze, powiedziałam. Cieszęsię, że zaczęłaś o tymmówić. I niech dziecinie mówiąnaciebie "Mama Nettie", nawet wzabawie, dodała. Tu już zrobiło misię trochę przykro, ale zmilczałam. Dziecirzeczywiście czasem tak na mnie mówią, bo tyle koło nich skaczę. Alenigdy nie próbuję zająć miejsca Corriny. I jeszczejedno, powiedziała. Chyba lepiej, żeby każda z naschodziła tylkow swoichrzeczach. Ona w moich nigdy nie chodzi, bo niewiele ich mam. Ale ja ciąglecośod niej pożyczam. Dobrze się czujesz? - spytałam. Tak, powiedziała. Szkoda, Celio, że nie możesz zobaczyć mojej chaty. Uwielbiam ją. Nasza szkoła jestkwadratowa,a kościółnie maścian - przynajmniejw porze suchej. Za to moja chata jest okrągła, ma ściany i okrągłydach z liści. Jej średnica to dwadzieścia kroków - dlamnie w sam raz. Na ścianach zbłota powiesiłam różnerękodziełaOlinków; półmiski, Tło maty i kawałki tkanin w plemienne wzory. Olinkowie słyną z tego, żena ręcznych krosnach wspaniale tkają bawełnę, a potem ją piękniefarbują sokiem z jagód, glinką, indygiem i wywarem z kory pewnychdrzew. Pośrodku chaty stoi piec na parafinę,a z boku łóżko polowe. Zasłonięte moskitierą wygląda prawie jak łoże panny młodej. Mam teżstoliczek, przy którym siedzę, kiedy do ciebie piszę, atakże lampęi taboret. Na podłodze leżą cudowne matyz sitowia. Jest tu kolorowo,ciepło i przytulnie. Marzę tylko o oknie! Ani jedna chata we wsi niema okien, a kiedypowiedziałam kobietom, że jednak chciałabymu siebie mieć okno, zaśmiewały się do rozpuku. Widoczniew klimacie,w którymco pół roku jest pora deszczowa, samamyśl o oknie wydajesięśmieszna. Ale ja sięuparłam, żebędę je miała, choćby potokiwodycodziennie zalewały mi podłogę. Wszystko bym oddałaza twoją fotografię, Celio. Mam w kufrzeróżne obrazki,które dostaliśmy od stowarzyszeń misjonarskichw Anglii i w Ameryce: Chrystus, apostołowie,Matka Boska, ukrzyżowanie. Speke,Livingstone,Stanley, Schweitzer. Może je w końcu powieszę,ale już raz próbowałam je przykładać do tych moich ścian zasłoniętych matami itkaninami i zaraz je zdjęłam, bo czułam się przy nichmała i nieszczęśliwa. Nawet obrazek zChrystusem, którywłaściwiewszędzie jest na miejscu, tutaj sprawiajakieś dziwnewrażenie. Oczywiście cały komplet tych malunków porozwieszaliśmy w szkole,a wkościele za ołtarzemwisi wiele obrazów z Chrystusem. Uważam,i że to wystarczy, chociaż Samuel i Corrina u siebie w chacie też powiesiliobrazyi dewocjonalia (znaczy krzyże). Twoja siostra Nettie 137. Droga Celio, Przedchwilą byli tu oboje rodzice Tashi, Denerwują się, że onatyle przebywa z Olivią. Twierdzą, że się zmienia: jest milczącai zbytczęsto się zamyśla. Staje sięinną osobą: w rysach jej twarzyzaczynasię przejawiać duch jednej z ciotek, którą w końcu sprzedano kupcowi,bo już nie było dla niej miejsca w życiu wioski. Ta ciotka niechciaławyjść za mężczyznę, którego dla niej wybrano. Nie chciała się kłaniaćwodzowi. Nicnie robiła, tylko się wylegiwała po całych dniach, gryzłaorzeszki kołai chichotała. Chcą wiedzieć, co Olivią i Tashi robią u mnie w chacie, kiedywszystkie innedziewczynki pomagają matkom. Czy Tashi zrobiłasię leniwa? - spytałam. Ojciec spojrzał na matkę. Nie, powiedziała kobieta, wręcz przeciwnie. Tashi jest bardziejpracowita niż większość dziewczynekw jej wieku. I szybciejuwija sięz każdą pracą. Ale to tylko dlatego, że na popołudnie chce iść doOlivii. Wszystkiego,co jej pokazuję, uczy się tak, jakby to już oddawna znała, ale ta wiedza właściwienie wnika w jej duszę. Matka Tashi była zdumiona i wystraszona. Ojciec miałgniewną minę, Aha, pomyślałam. Tashi wie, że przyucza siędo życia, które niebędziejej udziałem. Ale zachowałam to dla siebie. Świat się zmienia,powiedziałam. Nie należy już tylko do mężczyzni chłopców. My tu swojekobiety szanujemy, rzekł ojciec. Nigdy byśmy niepozwolili, żeby włóczyły się po świecietak jak Amerykanki. Kobietąz plemienia Olinkazawsze ma się kto opiekować. Ojciec, stryj, bratalbo bratanek. Bez obrazy, siostro Nettie, nasi ludzie litują się nadtakimi kobietami jakty,wyrwanymi nie wiemy nawet skąd icis138 niętymi w nie znany wam świat, w którym musiciesobie radzić samejedne. A więc ściągam na siebie litość i pogardę, pomyślałam, zarównomężczyzn,jak i kobiet. Co więcej, dodał ojciec Tashi, wcale nie jesteśmy głupimi prostaczkami. Rozumiemy, że są na świecie kraje, w których kobiety żyjąinaczej niż nasze,ale nie pochwalamy tego trybu życia i nie chcemy godla swoich dzieci. Ale życie się zmienia, powiedziałam, nawet w kraju Olinków. Choćby przez to, że mytu jesteśmy. Splunął na ziemię. A kim wy jesteście? -spytał. Raptem trojedorosłych idwoje dzieci. W porze deszczowej część z was pewnieumrze. Tacy jak wy długo nie wytrzymują w naszym klimacie. Nawetjeżelinie umrzecie, to osłabniecie od chorób. Tak, tak. Nieraz już towidzieliśmy. Wy, chrześcijanie, przyjeżdżacie tu, usiłujecie nas zmienić,zapadacie na zdrowiu iwracacie tam, skąd przyjechaliście, do Angliiczy gdzieindziej. Zostaje tylko kupiec na wybrzeżu, a nawet i to niejest stale ten sam biały, tylko co parę lat ktoś go zmienia. Wiemy, boposyłamy mukobiety. Tashi jest bardzo inteligentna, powiedziałam. Mogłaby zostaćnauczycielką. Albo pielęgniarką. Mogłaby pomóc całej wiosce. Nie miejsce tu, żebykobieta robiła takie rzeczy, stwierdził. No to i my powinniśmy wyjechać, oświadczyłam. Siostra Corrinai ja. Nie, nie, powiedział. Mamydalejuczyć, ale tylko chłopców? - spytałam. Nowłaśnie, rzekł takim tonem, jakby uważał, że swoim pytaniemprzypieczętowałam umowę. Tutejsi mężczyźni zwracają się do kobiet tonem, który trochę zabardzo kojarzy mi się z Tatą. sami słuchają akurat na tyle długo, żebymóc wydać następne polecenie. Nawet nie patrzą na kobiety,kiedyone mówią. Wbijają wzrok w ziemię i pochylają głowy. Kobietyteż nie"patrzą mężczyznom wtwarze". To takie tutejsze powiedzenie. Jeślikobieta "patrzy mężczyźnie w twarz", to znaczy, że jest bezczelna. Kobiety mówiąze wzrokiem utkwionymw stopach albo w kolanachmężczyzn. Ale jakie ja mam właściwie prawo je krytykować? Przecieżsametak się zachowywałyśmy wobec Taty. Kiedy Tashi następnym razem wejdzie za ten próg, odeśle jąsiostra prosto do domu, rzekł ojciec. A potem się uśmiechnął. Alewasza Olivia może ją odwiedzać. Niech się nauczy, poco na świecie sąkobiety. Ja teżsię uśmiechnęłam. Niech Olivia uczy się czerpać wiedzęo życiu, skąd tylko się da, pomyślałam. To zaproszenie stwarzaświetnąokazję. Do następnego razu, droga Celio. Pisze do ciebie żałosna postać,kobieta ciśnięta wnieznane, niepewna, czy przeżyje porędeszczową. Twoja kochająca siostra Nettie 140 Droga Celio! Najpierw w lesie dały się słyszeć cichuteńkie poruszenia. Coś jakbyciche bzykanie. Potem odgłosy siekier i takie dźwięki, jakbycośwleczono poziemi. Potemw pewne dni czuło się dym. Ale teraz, potych dwóch miesiącach, podczas których zawsze ktoś z nas był chory- albo ja, albo dzieci, albo Corrina - słyszymy już tylko stukot siekier,skrobanie i szuranie. I codziennie czujemy dym. Dziś po południu jeden z moich uczniów wszedł do klasy i zawołał: Droga się zbliża! Droga się zbliża! Polował z ojcem w lesie i widział budowniczych. Wieśniacycodziennie zbierają się na skraju wioski, niedaleko pólmaniokowych, i przyglądająsię, jak się buduje drogę. Kiedy na nichpatrzę, gdy jedni siedzą na stołkach, inni po prostu w kucki, a wszyscyżują orzeszkikołai rysują wzory na ziemi, czuę, że bardzo ichkocham. Bo wieśniacy nie przychodzą dobudowniczych z pustymirękami. O,nie. Odkąd zobaczyli,że droga się zbliża, karmią robotników kozim mięsem, papkąz prosa, pieczonymi ignamamii maniokiem, orzeszkamikoła iwinem palmowym. Każdydzień upływa jakna pikniku i z pewnością zawarto wiele przyjaźni, chociaż robotnicynależą do innego plemienia, pochodzą z okolic położonych bardziej napółnoc,bliżej morza, i mówią nieco innym językiem. Przynajmniej janie rozumiem ichnarzecza, ale Olinkowie chyba je rozumieją. Są toJednak zdolniludzie, którzy szybko chwytają to, co nowe. Trudno uwierzyć, że jesteśmy tu już pięćlat. Czas płynie wolno,alemija szybko. Adami Olivia prawie dorównują mi wzrostem i świetniesobie radząz nauką wszystkich przedmiotów. Adam ma szczególnezdolności do rachunków,więc Samuel się martwi,że jużwkrótce niebędzie mógł go niczego nauczyć, bowyczerpiezasób wiedzy w tejdziedzinie. 141. W Anglii poznaliśmy misjonarzy, którzy mówili nam, że odsyłaliswoje dzieci z powrotem do kraju, kiedy dalsza nauka w buszuokazała się niemożliwa. Trudno jednak sobie wyobrazić nasze życietutaj bez dzieci. Oboje uwielbiają tutejszą otwartośći bardzo lubiąmieszkać w chatach. Imponuje im sprawność łowiecka mężczyzni samowystarczalnośćkobiet, które świetnie sobieradzą zuprawąroli. Choćbym byłanie wiem jak przygnębiona - aczasem bardzo upadamna duchu - wystarczy,że Olivia albo Adam mnie uściskająi już znówmogę funkcjonować. Z ich matką nie jestem tak blisko jak dawniej,alebardziej niż kiedykolwiek czuję się ciotką dzieci. Podobieństwo miedzynami trojgiem staje się z dnia na dzień wyraźniejsze. Jakiś miesiąctemu Corrina powiedziała, żebym nie zapraszałaSamuela do swojej chaty, jeśli ona nie jest przy tym obecna. Twierdzi,że wieśniacy opacznie to sobie tłumaczą. Był to dla mnie cios,bozależy mi na jego towarzystwie. Corrina prawie nigdy mnie nieodwiedza, więc teraz właściwie w ogóle nie mamz kim po przyjacielsku porozmawiać. Ale dzieci wciąż przychodzą, a czasem zostają nanoc, jeśli ich rodzice chcą być sami. Uwielbiam,kiedy u mnie nocują. Pieczemy na moimpiecu orzeszki ziemne,siedzimyna klepiskui oglądamy mapy wszystkich krajów świata. Czasem przychodzi Tashii opowiada nam różne historyjki, które krążą wśród dzieci Olinków. Namawiam ją i Olivię, żeby zapisywały te historie w miejscowymnarzeczu i po angielsku. Będzie to dla nich dobre ćwiczenie. Oliviauważa, że przy historiach Tashi jej opowiastki bledną. Kiedy pewnegodnia zaczęła opowiadać "WujaRemusa", zaraz się okazało, żeTashizna pierwotną wersję! Olivii aż się wydłużyła twarzyczka. Ale potemrozmawiałyśmy o tym, jak opowieści Olinków dotarłydo Amerykii Tashi cała się zasłuchała. Płakała, kiedy Olivia opowiedziała, co jejbabcia przeżyła, będąc niewolnicą. Ale w całej wiosce nikt oprócz Tashiniechce nawetsłyszećo niewolnictwie. Miejscowi nie czują się w żadnym stopniu odpowiedzialni. Co jak co, ale ta ich cecha zdecydowaniemi się nie podoba. W czasie ostatniejporydeszczowej straciliśmy ojca Tashi. Zachorował na malarię i żadne mikstury znachora nie mogły go uratować. Nie chciałbrać naszych leków ani nawetpozwolić,żebySamueldo niego zajrzał. Po raz pierwszy widziałam, jak wygląda pogrzebu Olinków. Kobiety malują sobie twarze nabiało, wkładają długie 142 białe szaty podobne do całunów i lamentują piskliwie. Ciało zawiniętow płachtę z włókien kory ipochowano w lesie pod wielkim drzewem. Tashi o mało serce nie pękło. Przez całe życie starała się, żebyojciecbył z niejzadowolony, nie bardzo zdając sobiesprawę, że dla dziewczynki jest to cel nieosiągalny. Ale po śmierci ona i matka zbliżyły siędo siebie i teraz Catherine czuje, że należy do naszej rodziny. "Naszarodzina"to ja i dzieci, a chwilami także Samuel. Catherine jest jeszczew żałobiei nie oddala się od swojej chaty, ale twierdzi, że więcej niewyjdzie za mąż (urodziłajużpięciu chłopców, więc może robić, co jejsię żywnie podoba; dzięki synom została honorowym mężczyzną),a kiedy poszłam ją odwiedzić, wyraźnie powiedziała, że Tashi ma siędalej uczyć. Jest najbardziej pracowita ze wszystkich wdów po ojcuTashi. Jej pola słyną ztego, że są starannie utrzymane,żyzne i w dodajetku ładne. Może zdołam jej pomócw pracy. Kobiety właśnieprzyH pracy poznają się i troszczą sięo siebie nawzajem. Właśniepoprzez pracęCatherine zaprzyjaźniła się zpozostałymi żonami swojego męża. : W rozmowie Samuel często wspomina o tych kobiecych przyjaźniach. Zbijają go one z tropu, bowprawdziekobietymają wspólnego. ".. męża, ale sammąż niema dostępu do ich przyjaźni. Tochyba istotnie" może być mylące. A Samuel jako chrześcijański kaznodziejamaf\ obowiązek głosić biblijną zasadę "jeden mąż, jedna żona". Nie bardzoł wie, co o tym wszystkim sądzić, bo wydaje mu się,że skoro kobietyS: tak się przyjaźnią i nie odmawiają sobie nawzajem żadnej pomocy (a^ w każdym razieczęściej sobie pomagają, niżby się tego spodziewałt przybysz z Ameryki), skoro tak chichoczą, plotkują i wzajemnie;^ niańczą swojedzieci, to widocznie dobrze im jest tak, jak jest. Ales; wielekobiet rzadko przebywa ze swoimimężami. Niektóre tuż po urodzeniu obiecano starcom albo mężczyznom w sile wieku,W centi- rum ich życia jestpraca, dzieci itowarzystwo innych kobiet (żadnal z nich nie możenaprawdę zaprzyjaźnić się z mężczyzną, nie narażając"isię na najgorszego rodzaju ostracyzm i plotki). A mężom dogadzają,nie można powiedzieć. Gdybyś widziała, jak im kadzą. Wychwalająich zanajdrobniejsze osiągnięcia. Poją ich winem palmowym i karmiąsłodyczami. Nic dziwnego, że tutejsi mężczyźni często bywają dziecinni. A dorosłe dziecko może być niebezpieczne,zwłaszcza że u Olinków mąż decyduje ożyciu i śmierci swoich żon. Jeśli oskarży którąśo czary albo niewierność, możezostać zabita. 143. Dzięki Bogu (a w kilku przypadkach także dzięki interwencjiSamuela) nic podobnego się nie stało, odkąd tu mieszkamy. Ale Tashiczęstoopowiada o takich właśnie makabrycznych zdarzeniachz niedalekiej przeszłości. A nie daj Boże, żeby dziecko faworyty zachorowało! Takiejpróby nie wytrzymują nawet kobiece przyjaźnie, bokażdaz kobietboi się, że ta druga albo sam mąż oskarży ją o czary. Droga Celio, życzę tobie itwoim bliskim Wesołych Świąt. My tuna "Czarnym Lądzie" uczcimy je modlitwą, pieśniami i wielkimpiknikiem,na którym nie zabraknie melonów, ponczu ze świeżychowoców ani mięsa z rusztu! Niech cię Bóg błogosławi. Nettie 144 SA -8 5 Najdroższa Celio! Chciałam do ciebie pisać, tak żebyś dostała list na Wielkanoc, alemiałam kiepski okres i wolałam cię nie obarczać złymi wiadomościami. Minął więccały rok. Przede wszystkim muszę ci opowiedziećo drodze. Jakieśdziewięć miesięcy temu droga dotarła wreszcie do pólmaniokowych, a Olinkowie, którzy nadewszystkolubią świętować,przeszli samych siebie,przygotowując ucztę dla budowniczych. Drogowcy przezcały dzień rozmawiali, śmiali się i zerkali w stronęmiejscowych kobiet. Wieczorem wielu z nich zaproszono dowsii zabawatrwała do późna w noc. Afrykanie bardzomiprzypominają białych z naszych stron- przynajmniej pod tym względem, że uważają się za pępek świata i myślą, żewszystko robi się właśnie ze względu na nich. Olinkowie z całapewnością żywią takieprzekonanie. Zresztą sami budowniczowiebardzo się rozwodzili nad tym, jak szybkomiejscowi będą teraz moglidostać sięna wybrzeże. Drogą można się tam dostać w trzy dni idącpieszo, ajeszcze prędzej rowerem, którego oczywiście nie ma żadenOlinka, alejeden zbudowniczych jeździ na rowerze,a wszyscymiejscowi mężczyźni mu zazdroszczą i każdy twierdzi, że niedługo teżsobie kupi taki pojazd. Ledwo Olinkowie uznali, że droga jest "gotowa" - no bo przecieżdotarła do ich wioski- a tu zaraz nazajutrz okazało się, że budowniczowie znów biorą się do roboty. Mająpolecenie,żeby pociągnąćdrogę jeszcze przezczterdzieści kilometrów! A poprowadzą ją dalej potym samymkursie, czyli przez sam środek wioski Olinków. Nimwstaliśmyz łóżek, rozkopano świeżo obsadzone ignamamipole Catherine. Olinkowie rzecz jasna wpadli wfurię, ale to samo możnapowiedzieć o budowniczych, którzy wdodatku uzbrojeni byli wkarabinyi mieli rozkazstrzelać! 145. Był to żałosny widok, Celio. Tutejsi ludzie czulisię tak okropniezdradzeni! Już nieumieją walczyć inawet rzadko o tym myślą, boczasy wojen plemiennych dawno minęły, więc tylko bezradnie sięprzyglądali, jak przybysze niszczą ich pola, a potem i domy. Tak, tak. Drogowcy ani ocentymetr nie zboczyliz trasy, którą wyznaczy)brygadzista. Wszystkie chaty stojące nawytyczonymszlaku zrównano z ziemią. Celio, w ciągu kilku godzin zburzono kościół, szkołę,moją chatę. Na szczęście zdołaliśmy uratować nasze rzeczy, alewioska Olinków wygląda jak rozpłatana,bo przez sam środekbiegnie droga. Kiedy wódz zrozumiał, jakie zamiary mają budowniczowie, natychmiast wybrał się na wybrzeże,żeby zażądać wyjaśnień iodszkodowania. Po dwóch tygodniach wróciłz jeszcze bardziej niepokojącymi nowinami. Cały tenteren łącznie z wsią Olinków należy terazdo fabrykanta gumy, który mieszka w Anglii. Wędrując w stronęmorza wódz patrzył ze zdumieniem, jak setki wieśniaków całkiempodobnych do Olinków karczują laspo obu stronach drogi i sadządrzewakauczukowe. Niszczą przy tym olbrzymie,pradawnemahoniowce i wszystkie inne drzewa, zwierzynę i wszystko, co żyje. Caładżungla płaszczy się przed nimi i zostajetylko ziemia, naga jakwnętrze dłoni. Z początku myślał, żeludzie, którzy mówili mu o angielskiejkompanii kauczukowej, pomylili się- przynajmniej co do tego,żewioska Olinków też stała się własnościąAnglików. W końcu jednakskierowano godo rezydencji gubernatora. Jest toogromny białygmach. Na jego dziedzińcu powiewają flagi. Pewien biały, którysprawuje tam władzę, udzielił wodzowi audiencji. Ten sam człowiekwydał rozkazy budowniczym drogi,wiedząc o Olinkach tylko tyle, ilewyczytał z mapy. Mówił po angielsku, anasz wódz robił co mógł, żebysię znim porozumieć w tym języku. Musiała to być żałosna rozmowa. Nasz wódzmniepowiedzieć poangielsku tylko kilka oderwanychzdań, którychsię nauczył od Josepha, a nawet Josephzamiast "angielski" mówi "jangluski". Ale najgorszej rzeczy mieliśmy dopiero siędowiedzieć. Ponieważwioska nie należy jużdo Olinków, muszą oni płacić za jej dzierżawę,a jeślichcą korzystaćz wody, która też nie jest już ich własnością,muszą uiszczać osobny podatek. W Z początku ludzie wybuchnęli śmiechem. Pomysł wydał im sięszalony. Przecież od wieków mieszkają w tych stronach. Ale wódzsięnie śmiał. Będziemy walczyć z tym białym, powiedzieli jegoludzie. Ale biały nie jestsam,rzekł wódz. Sprowadził swoje wojsko. Było to kilka miesięcy temui jak dotąd nicwięcej się nie wydarzyło. Ludziezachowują się jak strusie. W miarę możności starają się nietykaćstopą nowej drogi i nigdy, przenigdy nie patrzą wstronęwybrzeża. Zbudowaliśmy nowy kościół i szkołę. Ja też mam nowąchatę. Noi czekamy. Tymczasem Corrina bardzo ciężko zachorowałana afrykańskąfebrę. Już wielu misjonarzy zmarło natę chorobę. Ale dzieciczują się dobrze. Chłopcy przyjęli do wiadomości, żeOlivia i Tashi siedzą z nimi w klasie, i coraz więcej matek posyła córkido szkoły. Mężczyznom się to nie podoba: po co komużona, którawie tyle tosamo, co jejmąż - zrzędzą. Ale kobiety mają na nich różnesposoby, a kochają swojedzieci - nawet córki. Znówdo ciebie napiszę, kiedy sprawy zaczną iść kulepszemu. W Bogunadzieja, że takbędzie. Twoja siostra Nettie 147. Najdroższa Celio! Cały ten rok od samej Wielkanocy jest trudny. Odkąd Corrinazachorowała, wszystkie jej zajęcia spadły na mnie, a w dodatku muszęją pielęgnować, chociaż tego nie cierpi. Pewnego dnia zmieniałam jej koszulę,a ona, leżącw łóżku, rzuciłamispojrzenieprzeciągle i złe, alezarazem żałosne. Czemu moje dzieci są dociebie podobne? - spytała. Naprawdę widzisz jakieś podobieństwo? - zdziwiłam się. Wyglądają jakbyś je wypluła, ona na to. Może jak ludzie prowadzą wspólneżycie i się kochają, powiedziałam, to z czasem upodabniają się do siebie. Wiesz przecież, jak bardzopodobni bywają ludzie, którzy wiele latprzeżyli w małżeństwie. Nawet tutejsze kobiety zaraz pierwszego dnia zauważyły to podobieństwo, rzekła Corrina. A ty się tym trapisz od tamtej pory? - spytałam ze śmiechem,usiłując zbagatelizować sprawę. Ale Corrinapatrzyła na mnie w milczeniu. Jakdługo znasz mojego męża? - zapytała. I wtedy odgadłam, co sobie myśli. Podejrzewała, żeAdam i Oliviato moje dzieci, aSamuel jest ich ojcem! Och, Celio! Gryzła się tym przeztewszystkielata! Znam Samuela dokładnie tak długo, jak ciebie,Corrino,powiedziałam (wciąż jeszcze nie nauczyłamsięza każdym razem mówić doniej "siostro"). Bógmi świadkiem, że to prawda. Przynieś biblię, zażądała. Przyniosłam biblię, położyłam na niejdłoń i przysięgłam, że mówięprawdę. Nigdy się nie zdarzyło, żebymcięokłamała,Corrino, powiedziałam. Uwierz, proszę, że i teraz nie kłamię. 148 ZawołałaSamuela i kazała muprzysiąc, że poznał mnie w tymsamym dniu, co ona. Siostro Nettie,powiedział Samuel, przepraszam za towszystko. Wybacz nam. Ledwo wyszedł z pokoju, Corrina kazała mi zadrzeć sukienkę,usiadła na łóżku i obejrzała mój brzuch. Tak mi było jejżal i taka się czułam upokorzona, Celio. A najgorsze jest to, jakona teraz się odnosi dodzieci. Nie chce, żeby się do niejzbliżały, aone nierozumieją, co się stało. Bo niby jak mają rozumieć? Nawet nie wiedzą,że są przybranymi dziećmi. W najbliższym sezonie pola naszej wioski mają zostać obsadzonekauczukowcami. Tereny łowieckie Olinków już zniszczono, więc mężczyźni muszą coraz dalej wędrować w poszukiwaniu zwierzyny. Kobiety prawie nie schodzą zpól. Przez cały czas pracują naroli i modląsię. Śpiewają ziemi,niebu, maniokowi i orzeszkom ziemnym. Pieśnimiłosne, pieśnipożegnalne. Wszystkim nam tu smutno, Celio. Mam nadzieję, że tobie żyje sięszczęśliwiej. Twoja siostra Nettie 149. Droga Celio! Nigdybyś nie zgadła: Samuel też myślał, że dzieci są moje! Właśniedlatego tak mnie namawiał, żebym razem zewszystkimi pojechała doAfryki. Kiedy pierwszyraz pokazałam się unich wdomu, byłprzekonany, że przyszłam za dziećmi, a ponieważ ma miękkie serce,nie zdobył się na to, żeby mnie odtrącić. Skoro nie są twoje, to czyje? - spytał. Ale najpierwsama zadałam mu parępytań. Skąd je wziąłeś? - spytałam. Iwtedy, Celio, opowiedziałtakąhistorię, że mi się włosy zjeżyly. Mam nadzieję, że jakoś ją wytrzymasz. Był sobie raz pewien zamożny farmer, który miał posiadłość tużpod miastem. Mowa to o naszym mieście, Celio. Świetnie gospodarował i wiodło mu się we wszystkim, czegosię tylko tknął, więcpostanowił założyć sklep i spróbować szczęścia w handlu tekstylnym. Jego sklep przynosił takie zyski, że farmer namówił dwóch swoichbraci, żeby mu pomogli prowadzić firmę. Z miesiąca na miesiącpowodziło im się coraz lepiej. Ale biali kupcy zaczęli międzysobąnarzekać,że ten nowy sklep odciąga całą czarną klientelę, a do kuźni,którą farmer otworzyłzasklepem, czasem przychodzą nawet biali. Postanowili z tym skończyć. No i pewnej nocyspalili sklep czarnegofarmera, zniszczyli kuźnię, a właściciela i jego dwóch braci głuchąnocą wywlekli z domów i powiesili. Farmer miał żonę, którą uwielbiał, i niespełna dwuletnią córeczkę. Żona znowu była wciąży. Kiedy sąsiedziprzynieśli do domu ciałomęża, zmaltretowane i osmalone ogniem, widok teno małojej niezabił. Właśnie wtedy urodziła drugie dziecko - również córeczkę. Popewnym czasie wyzdrowiała na ciele,ale jej umysł nigdy nie wrócił dorównowagi. W porze posiłków dalej stawiała na stoletalerz dlamęża 150 i bez przerwy opowiadała o tym, co ona i jej małżonek planują. Sąsiedzi - choć nie zawszecelowo -coraz skrzętniej jej unikali: trochędlatego, że plany,o których opowiadała, przewyższały wspaniałościąwszystko, co mogli sobie wyobrazić w wykonaniu kolorowych, a trochę z tego powodu, że jej przywiązanie do przeszłości budziło litość. Była przystojnąkobietą i posiadaczką gruntów, ale nie miał ich ktouprawiać; ona sama nie umiała, a poza tym zawsze czekała, aż mąż zjeposiłek, któryugotowała dla niego, ipójdzie pracować w polu. Wkrótce skończyły jej się zapasy i odtąd zdana była na łaskę sąsiadów. Jeśli ci nie przynieśli nic do jedzenia, kobieta razem z maleńkimidziećmi przekopywała podwórkow poszukiwaniu czegoś jadalnego. Młodsza córkabyła jeszcze niemowlęciem, kiedy w sąsiedztwiepojawił się nieznajomy, który całą uwagę poświęcił wdowie i jejdzieciom. Niebawem się pobrali. Kobieta prawie natychmiast zaszław ciążę po raz trzeci, chociaż umysłowo nie byław ani trochę lepszymstanie. Odtąd co roku zachodziła wciążę, zkażdymrokiem słabłai stawała się mniejzrównoważona, aż wreszcie w wiele lat po ślubiez nieznajomym umarła. Na dwalata przed śmierciąurodziładziewczynkę, ale była takachora, że nie mogła się niązajmować. Potem na świat przyszedłchłopiec, którego spotkało tosamo. Dzieciomtym dano imiona Oliviai Adam. Tę właśnie historię opowiedział mi Samuel,a ja powtarzam jąprawiesłowo wsłowo. Przybysz, który ożenił się z wdową, był kompanem Samuelanadługo przedtem, nim Samuel odnalazł się w Chrystusie. Kiedy staryznajomy przyniósł mu najpierw Olivię, a potem Adama, Samuel nietylko niemiał serca odtrącić tych dzieci, ale wręcz sądził, że to Bógwysłuchał modłów jego i Corriny. Nigdy nie wspomniałżonie o tym człowieku ani o "matce" dzieci,bonie chciał, żebyjakikolwiek smutek przyćmił jej radość. Potemjednak pojawiłam się ja -jakby znikąd. Samuel dodał dwado dwóch, przypomniał sobie, że jego dawny kompan zawsze lubił sięłajdaczyć, i przyjął mnie nie zadającpytań. Prawdępowiedziawszy,zawsze mi się to wydawało dziwne, ale składałam ten czyn na karbchrześcijańskiego miłosierdzia. Corrina spytała mnie raz, czyuciekłamz domu, ale jej wytłumaczyłam,że jestemjużduża, a pochodzę 151. z licznej i biednej rodziny, więc był najwyższy czas, żebym poszła^ wświat i zaczęła nasiebie zarabiać. Bluzkęmiałam całą mokrą od łez, kiedySamuel skończył tę opowieść. Nie mogłam się zdobyć na to, żeby mu od razu powiedziećrf całąprawdę. Ale tobie, Celio, mogę ją powierzyć. I modlę się z całego serca, żebyśdostała tenlist, choćby tylko tenjedyny, Tata nie jest naszym tatą! Szczerzeci oddana siostraK ^"S' panie Boże! Nettie Wszystkojasne, mówi Cuksa. Pakuj manatki. Jedziesz ze mnądo , Tennessee. , Ale ja chodzę jak błędna. Mój tatazlinczowany. Moja mama wariatka. Przyrodnibraciszj kowie i siostrzyczki to obce ludzie. Moje dzieci to nie mojerodzeń' stwo. Tatato nie tata. ; Ty chybaśpisz, 152 153. Droga Nettie! Pierszy raz w życiu chciałam zobaczyć Tatę. Więc obie z Cuksąubralim nasze nowe niebieskie spodnie w kwiaty. Obiemamy takiesame. Do tego miękkie kapelusze z szerokiem rondem takie jaksięnosi na Wielkanoc, tyż jednakowe tyle że ona ma czerwone róże a jażółte. Wsiedlim do Packarda i pojechalim. W całem powiecie porobilitera brukowane drogi więctrzydzieścikilometrów to nic nie jest. Odkąd wyniosłam się z domu jeden jedyny raz widziałam Tatę. Któregoś dnia ja i pan ładowalim sprawunkina wóz przedsklepem spożywczem. Tata był z May Ellen. Akuratnie poprawiałasobie pończochę. Schyliła się i motała supeł nad kolanem a Tata stałnad nią i stukał czubkiem laskio żwir. Wyglądało jakby miał chęć jejtąlaską przyłożyć. Pan podszed do nich jak nie wiem jaki przyjaciel z wyciągniętą rękąale ja dalej ładowałam sprawunki na wóz i tylko siępatrzałam jakiem splotem tkane są worki. Myślałam żejużnigdyw życiu nie zechcęgo widzieć naoczy. Była wiosna dzień słonecznynajsampierw trochu chłodny jak to naWielkanoc. Piersze cozauważylim ledwo skręcilim w boczną drogę tożewszystko już się zazieleniło. Widać Tatowa ziemniajuż się ugrzaławsłońcu i gotowarodzić chociaż wszędzie indziej jeszcze ziąb. Wzdłużdrogi kwitną lilie żonkile narcyze iróżne polne kwiatuszki co sięroztwierająwczesną wiosną. A w żywopłocie ptaszki śpiewają na całegardło. Samżywopłot tyż ma żółte kwiatki co pachną dzikiem winem. Tak tu inaczej niż w całej okolicy że aż ucichlim. Jawiem Nettieżeitodziwne gadanie alenawet słońce chiba trochu dłużej przystanęło nadnaszemi głowami. No, powiada Cuksa bardzo ładne miejsce. Nigdy nie mówiłaś żetaktu ładnie. 154 Bo dawniejwcale tak nie było, mówię. Na każdą jednąWielkanocbyła powódź i wszystkie dzieciaki się przeziębiały, ja tyż. A zresztątrzymalim się blisko domua on wyglądatrochu nieza bardzo. Coznaczy nie za bardzo,dziwi się Cuksa,bo akuratnie zajechalimpo długiem krętem wzgórzu którego wogle nie pamiętam pod samdom. Duży boz piętrem. Całyżółty z zielonemi okiennicami. Dachma stromy kryty zieloną dachówką. Ja w śmiech. Musielim gdziesik źle skręcić, mówię. Tutej mieszkająjakieśbiałe ludzie. Ale ten dom taki był ładny że zatrzymalimauto i chwilę posiedzielim żebysię przypatrzyć. Co to za drzewa tak kwitną, pyta się Cuksa? Nie wiem, mówię. Chiba brzoskwinie,śliwy, jabłonie, może wiśnie. Ale jak je zwał tak je zwał. Pięknetakczy owak. Naobkoło domui za domem nic tylko kwitnące drzewa. I znowużliliei żonkilei róże wszystko obrastają. Aptaszki z całego powiatuporozsiadałysię na kwitnących drzewach boim tamtędy jak raz podrodze. Wreszcie sobie popatrzylim i mówię Tak tucicho, pewnikiemnikogo nima w domu. No, powiada Cuksa, widać poszli dokościoła. W taką słoneczneniedzielę to jak w sam raz. Noto lepiej się stąd zabierajmy nimsię wróci ten ktoś co tumieszka. Ledwo to powiedziałam tropłam się że skądciś znam todrzewko figowe naktóre akuratniesię spojrzałam. No i zara słychaćautow alejce. A w aucienie kto inny tylko Tata i jakaś młodadziewczyna cowyglądajak jegocórka. Wysiad od swojej strony i obszed wóz żebyroztworzyć jej drzwicze ki. Ona zabójczo wystrojona w różowy kostium wielki różowykape luszi różowe butym a na ramieniu jej wisiróżowa torebeczka. Spojrzeli się na naszątablicę rejestracyjną i podeszli doPackarda. Ona wzięłaTatępodrękę. ^, Dzień dobry, mówi on jak tylko podszed do okna od strony Cuksy. i Dzień dobry, pomału odpowiada Cuksa a ja widzę że nie takgot sobie wyobrażała. 155. Czem mogę shiżyć, pyta się on? Niezauważył mnie. Choćby nawetsię na mnie spojrzał to i tak by pewnikiem nie zauważył. To on, szeptem pytasię Cuksa? Tak toon, mówię. Co nami najbardziej trząchło to to jakon młodo wygląda. Starzejniż ta dziewuszka coją sobie przywieź chociaż przebrana jest zakobitę ale i tak młodo jak na mężczyznę któren ma dorosłe dziecii dorastające wnuki. Ale potem siętropłam że przecie to nie mój tatatylkoojciec moich dzieciów. Twoja mamauwiodła niemowlaka czyco,pytasię mnie Cuksa? Ale on wcale nie jest znowużtaki młody. Przywiozłam Celię, mówi Cuksa. Pańska córka Celia chciała panaodwiedzić i spytać o różne różności. Jakby się chwilę zastanawiał. Celia, powiada? Jakby się pytał Jakaznowuż Celia? A potem mówi Wysiadajcie ichodźcie na ganek. Daisy,mówi do tej swojejmałej kobitki, idź powiedz Hetty niech zaczekaz obiadem. Ścisła mu rękę, podniosła sięna palcach i cmok gowszczękę. Obrócił głowę żeby się popatrzyć jak ona idziealejką poschodkach i bez próg. Nas tyżpoprowadziłschodkami na ganeki pomóg przysunąć fotele na biegunach. No to czego chcecie powiada? Dzieciw domu, pytam się? Jakie dzieci,on na to? A potem w śmiech. A, mówi, zabrały sięrazem ze swoją mamą. Rzuciła mnie. Wróciłado swoich. Racja,powiada, przecie tymusisz pamiętać May Ellen. Dlaczego odeszła, pytamsię? A on znowu w śmiech. Chiba zrobiła się dla mnie za stara, mówi. Mała kobitka wróciła się naganek i siadła na poręczy jego fotela. Jak do nas mówił to ją głaskał po ręce. To jest Daisy, powiada. Moja nowa żona. Przecie tywyglądasz najwyżej na piętnaście lat, mówiCuksa. Bo tylemam, mała jej na to. Żeteż rodzina wydałacięza mąż. Mata wzrusza ramionami i patrzysię na Tatę. Robią u niego,mówi. Dzierżawią jego ziemnię. Tera ja jestem jej rodzina, mówi on. Tak mi niedobrze że mnie o mało nie zemgli. Nettie jest w Afryce, 156 mówię. Jako misjonarka. Napisała mi że nie jesteśnaszym prawdziwnym Tatą. No to jużwiesz,on mi na to. Daisypatrzy się na mniei widać jak mi współczuje. To bardzo doniegopodobne że ci się nie przyznał, mówi. Opowiadałmi jak Wyychował dwie dziewczynki co wcalenie były jego. Wtedy muniewierzyłam ale tera tak. ; Nicim prawdy nie powiedział, mówi Cuksa. Mój słodki staruszek powiada Daisy icmok go w czubek głowy. I Aon nic tylko głaszcze ją po ręce a domnie zemby szczerzy. Wasz tatanie umiał żyć zludźmi, mówi. Biali go zlinczowali. I Małym dziewczynkom nie można opowiadać takich smutnych historii. Każden jeden mężczyzna postąpiłby tak jak ja. Niekoniecznie, mówi Cuksa. On patrzy się nanią apotem na mnie. Widzi żeona wszystko wie. - Ale co go to wzrusza? Nobo ja na ten przykład wiemjacy onisą, powiada. Trafić do nich można tylko piniędzmi. Sęk w tym że od czasu wyzwolenia nasi niechcą już nic białem dać. A tymczasemtrza im coś dawać. Piniędze,- ziemnię, kobitę alboi własną dupę. Więc najsampierw obiecałem im te piniędze. Zanim żem posiał, dopilnowałem żeby ten i ów wiedział żew' jedno ziarno na trzy sieję w jegoimieniu. To samo jak żem meł ' pszenicę. A jak z powrotem roztworzyłem w mieściestarysklepj waszegotaty to żem sobie najął białego sprzedawcę. Robi u mnie całkiem jakbym gokupił. A conajlepsze to toże go kupiłem za^ piniędze białych. '"Pytaj o co maszpytać, Celio, powiada Cuksa, bo pan jest bardzo ^zajęty. Chiba obiadmu stygnie. Gdzie mój ojciec leży pochowany, pytam się. Bo właściwie nic ^Więcej nie chcę wiedzieć. " Oboktwojej mamy, on na to. Ul. A jest tam jakinagrobek, dalejsię gopytam? Spojrzał się na mnie jak nawariatkę. Zlinczowanemsięnie stawia jl nagrobków, mówi. Jakby to było jasne. A mama ma nagrobek? Tyżnie. 157 Jak odjeżdżalim to ptaszki śpiewały tak samo słodko jak napoczątku. Ledwo skręcilim na głównądrogę skończyło się śpiewanie. Nim dojeehalim na cmentarz niebo całkiem wzięło i zszarzało. Szukamy Mamy iTaty. Może gdziesik leży chociaż kawałekdeseczki z napisem. Ale nic nie znaleźlim tylko chwasty i łopiany a naniektómych grobach blakly papirowe kwiaty. Cuksa podniesła starąpodkowę co ją czyjsiś koń zgubił. Wzięlim ją i obracalim się zniąw kółko aż nam się tak w głowach zakręciło że o mało nie upadlimi w tem właśnie miejscu zatknęlim podkowę do ziemni. Teraz tomy sądla siebierodzina, powiedziała Cuksa i mniepocałowała. 158 Droga Celio! fDziś rano zbudziłam się z postanowieniem, że wyznam Corrinie; i Samuelowicałą prawdę. Poszłam do ich chaty i przysunęłam sobie stołek do łóżka Corriny. Tak jużosłabła, że może tylko nieżyczliwiespoglądać. Wyczułam, że nie jestemdla niej miłym gościem. Corrino, zaczęłam, przyszłam powiedzieć tobie i Samuelowicałąprawdę. Wiem jużwszystko od Samuela,odparła. Skoro dzieci sątwoje, todlaczego mi tego zwyczajnie nie powiedziałaś? Daj spokój, kochanie, wtrącił Samuel. Niepróbuj mnie zmiękczać, Corrina na to. Nettie przysięgła z rękąna biblii, że powie prawdę. Że powie prawdę samemu Bogu. Noi skłamała. Corrino, powiedziałam, ja wcale nieskłamałam. Odwróciłam siętrochę bardziej tyłem do Samuela i szepnęłam: Przecież widziałaś mójbrzuch. A co ja tamwiem o ciąży, ona na to. Nigdy jej nie przeżyłam. Może kobiety potrafią usuwaćślady zeswojego ciała. Rozstępów nie da się usunąć, mówię. Sięgają głębokow skóręi brzuch na tyle sięrozciąga, że już zawsze potem jest trochę wypukły,tak jak u wszystkich tutejszych kobiet. Odwróciła twarz do ściany. Corrino, powiedziałam, jestem ciotką tych dzieci. Ich matką jestmoja starsza siostra,Celia. I wtedy opowiedziałam im całą naszą historię. Ale nawet to nieprzekonało Corriny. Ty iSamuelopowiadacie tyle łgarstw, że kto by wam uwierzył? - odparła. 159. Musisz uwierzyć temu, co mówi Nettie, rzekł Samuel, chociaż byłnaprawdę wstrząśnięty, kiedy opowiadałam o tobie i o Tacie. A potem sobie przypomniałam, co mi opowiadałaś o tym, jakspotkałaś w mieście Corrinę,Samuela i Olivię, kiedy Corrina kupowała materiał na sukienki dla siebie i małej, i że posłałaś mnie do niej, bobyła jedyną kobietą, u której widziałaś pieniądze w ręku. Próbowałamprzypomnieć Corrinietamten dzień, alenic nie pamiętała. Coraz bardziej opada zsił i jeżeli wreszcie nam nieuwierzy i niepoczuje czegoś do swoich dzieci, to obawiam się, że ją stracimy. Och, Celio, niewiarato straszna rzecz. Taksamo jak ból, którybezwiednie zadajemy innym ludziom. Módl sięza nami. Nettie 160 NajdroższaCelio! Przez cały zeszłytydzień codziennie usiłowałam przypomniećCorrinie, jakto było, kiedy cię spotkała w mieście. Wiem, że jeżeli sobieprzypomni chociaż twoją twarz, to uwierzy, żeprzynajmniejOlivia(jeśli nie Adam) jest twoimdzieckiem. Samuel iCorrinauważają, żemałajest do mnie podobna,aleto tylko dlatego, że ja jestem podobnadociebie. Oliviama dokładnie twoją twarz i oczy. Nie pojmuję, jakCorrina mogła przeoczyć topodobieństwo. Pamiętasz główną ulicę wnaszymmieście? - spytałam. Pamiętaszsłupekdo wiązania koni przed sklepem tekstylnymFinleya? Pamiętaszzapach łupin fistaszków w tym sklepie? Corrina odpowiada, że wszystko topamięta, ale nie przypominasobie, żeby mówił wtedy do niej jakiś mężczyzna. Wtedy pomyślałam ojejkilimach. Mężczyźni z plemienia Olinkówrobią piękne kilimy. Roi się na nich od zwierząt, ptaków i ludzi. Jaktylko Corrina je zobaczyła, od razu zaczęła szyć własny kilim. Kwadratyw naszywanepostaci przeplatająsię w nim z figuramiz dziewięciułatek. Zużyła nato ścinki z ubrań, z których dzieci wyrosły, i kilkaswoich starych sukienek. Podeszłam dojej kufrai zaczęłam wyciągać kilimy. Nie ruszaj moich rzeczy, powiedziała. Jeszcze nie umarłam. Podnosiłam do światła wszystkie po kolei, szukając tego,którymoim zdaniem zrobiła jako pierwszy. Równocześnieusiłowałam sobieprzypomnieć,jakie sukienki ona i Olivia nosiły w pierwszych miesiącach po tym, jak u nich nastałam. Aha, powiedziałam, kiedy znalazłam to, czego szukałam, i położyłam kilim najej łóżku. Pamiętasz, jak kupowałaśten materiał? - spytałam, wskazująckwadrat w kwiaty. Az czym ci się kojarzy ten ptak w kratę? 161. Wodziła palcem po wzorach i pomału Izy napłynęły jej do oczu. Była taka podobnado Olivii! - powiedziała. Bałam się, że zechce jązabrać, więc postarałam się jaknajprędzej zapomnieć o tej kobiecie. Z całego spotkania pozwoliłam sobie zapamiętać tylko to, jak ze mnąpostąpiłsprzedawca! Zachowywalam się,jak bym była kimś, bobyłam przecież żoną Samuela i skończyłam Seminarium Spelmana,a on tymczasem potraktował mnie jak zwykłą murzynichę! Okropniemnieto ubodło! Byłam wściekła! W drodze do domu tylko otymmyślałami nawet powiedziałam Samuelowi. Ale ani słowem niewspomniałam o twojej siostrze. jakże jej byłona imię? Celia? O Celiiani stówa. Teraz już naprawdę wybuchła płaczem. Ja iSamuel trzymaliśmy jąza ręce. Niepłacz. Nie płacz,powiedziałam. Moja siostra ucieszyła się,kiedy zobaczyła, że Olivia trafiła właśnie do ciebie. Ucieszyła się, żemała żyje. Myślała, że jej dzieci nie ma już na świecie. Biedaczka! - powiedział Samuel. Póki Corrinanie zasnęła, siedzieliśmy przy niej, obejmując się i czasem trochę rozmawiając. Ale wśrodku nocyCorrina obudziła się, zwróciła się twarzą doSamuela i powiedziała: Wierzę. I mimo to umarła. Twoja siostra w smutku Nettie 162 Najdroższa Celio! Już mi sięwydawało, że przywykłam do upału, doparnegopowietrza, do tego, że ubranie mam stale wilgotne ilepię się pod -; pachami i międzynogami, a tu nagle dostałam ciotki. No i zaczęły sięB skurcze, pobolewania i bóle. Muszę jednakudawać, że nic szczególnegosię nie dzieje, bo inaczej wszyscybylibyśmy zakłopotani - Samuel, dzieci i ja sama. Nie mówiąc już o wieśniakach, bo oni uważają, że kiedy kobieta maciotkę, to nie powinna się pokazywać ludziom naS oczy. ^. Tużpo śmierci CorrinyOlivia dostała ciotki. Domyślam się, żeg ona i Tashinawzajemsię pielęgnują. Mnie nicsię wkażdym razie nie= mówi, a ja nie bardzo wiem, jak poruszyć ten temat. To chyba źle; aleS gdyby z dziewczynkąz plemienia Olinków zacząć rozmawiać o jejH: intymnych częściach ciała, rodzicombyłoby to nie w smak, aOliviif bardzo zależy na tym, żeby nie pozostawać poza nawiasem miejsH cowych obyczajów. Ale jedyny tutejszy obrzędna cześć kobiecości jestIH takikrwawy i bolesny,żezabraniam Oliviichoćby o nim pomyśleć. {Pamiętasz,jak się bałam, kiedy pierwszy raz mi się to zdarzyło? Myślałam, że się skaleczyłam. Ale dzięki Bogumiałam ciebie, a ty jużmi wytłumaczyłaś, że nic złego się nie dzieje. Pochowaliśmy Corrinęw obrządkuOlinków: zawinęliśmy ją". w płachtę z włókien kory i pogrzebaliśmy pod wielkim drzewem. "sRazem z nią przepadła cała jej słodycz i wykształcenie. Jej serce, tak= niezłomne wczynieniu dobra. Tyle mnie nauczyła! Wiem, że zawszebędzie mi jej brakować. Dzieci oszołomiła śmierćmatki. Wiedziały, że bardzo choruje, ale dziecko nie kojarzy umierania ani z rodzicami, ani5- z sobą samym. Dziwny był tennaszmały kondukt: wszyscy w białychT szatach, z twarzami pomalowanymi na biało. Samueljestzupełnie 163. zagubiony. Odkąd się pobrali, chyba ani jednej nocy nie spędziliosobno. A co uciebie, drogasiostro? Rokza rokiemmija, a od ciebie anisłowa. Łączynas tylko niebo, które mamy nad sobą. Czasem patrzącna nie prawiesię spodziewam, że napotkam odzwierciedlone w jegobezmiarze spojrzenie twoich oczu. Twoichdrogich, wielkich, przejrzystych i pięknych oczu. Och, Celio! Mojeżycie wypełnia praca, pracai jeszczeraz praca, no i zmartwienia. Nawet niezauważyłam, kiedyminęłamłodość. Nie mam nic własnego. Animężczyzny, ani dzieci,ani bliskich przyjaciół -oprócz Samuela. Co ja mówię -przecież mamdzieci: Adama i Olivię. I mamprzyjaciółki - Tashi i Catherine. Mamnawet rodzinę - tę wioskę, dla którejnastały takie ciężkie czasy. Przyjechali inżynierowie, żebyobejrzeć teren. Wczoraj pojawili siędwajbiali, którzyprzez paręgodzinspacerowali po wsi. Interesowałyich głównie studnie. Olinkowie są z natury tak uprzejmi, że czymprędzej zaczęli szykowaćjedzenie dla przybyszów, chociaż samimałogo mają, bo zniszczono wiele ogrodów, które o tej porze roku sązwykle w pełni rozkwitu. A biali jedli,nie zaszczycając potrawnajmniejszą uwagą. Olinkowie rozumieją, że po kimś, kto zniszczył ich domy, nie mogąsię spodziewać niczego dobrego, alestare obyczaje mają twardyżywot. Nie rozmawiałam z tymibiałymi, ale zrobił to Samuel. Powiedział mi potem, że mówią wyłącznie orobotnikach, kilometrach,średniej opadów, sadzonkach, maszynachi tak dalej. Jeden tak sięzachowywał, jakby ludzkie otoczenie nic a nic go nie obchodziło: zjadł,a potem tylko siedział i palił, zapatrzony w przestrzeń. Drugi,trochęmłodszy, z entuzjazmem próbował nauczyć się języka - "nimpójdzie w zapomnienie". Bez najmniejszej przyjemności obserwowałam, jak Samuel znimirozmawia - z tym,który chłonął każde jego słowo, iz tym, którypatrzył na Samuela jak na powietrze. Samuel oddał mi całą odzież Corriny. Przydadzą mi się teubrania,chociaż żaden znaszych zwykłych strojów nie jest w tymklimacieodpowiedni. To, co nosząAfrykanie, też się właściwienie nadaje. Dawniejchodzili bardzo skąpo ubrani, ale angielskie damy wylansowały tak zwaną"Matkę Hubbard"; jest to długa, niezgrabna, źleleżąca suknia, zupełnie bezkształtna, ajej skraj nieuchronniezajmuje Tó4 się ogniem, przez co często dochodzido poparzeń. Nigdy nie mogłamsięzmusić do noszeniatych sukienek, które zaprojektowano chybaz myślą o olbrzymkach, więc ucieszyłam sięz rzeczy po Corrinie. Aleteż bałam się je włożyć. Przypomniałomi się,jak powiedziała, żekażda z nas powinnachodzić tylko wswoich rzeczach. To bolesnewspomnienie. Jesteś pewien, że siostra Corrina bysobie tegożyczyła? - spytałamSamuela. Tak, siostro Nettie, odparł. Postaraj się nie mieć jej za złetych jejlęków. W końcu przecieżzrozumiała iuwierzyła. Iwybaczyła - cokolwiek było do wybaczenia. Szkoda, że milczałam ażtak długo, powiedziałam. Poprosił, żebym opowiedziała mu otobie, i słowa popłynęłystrumieniem. Bardzo pragnęłam komuś o nas opowiedzieć. Przyznałam się, że zawsze dociebie pisuję na Boże Narodzenie i naWielkanoc. Powiedziałam, ile by to dla nas znaczyło,gdyby jednakposzedłcię odwiedzić po tym, jak odeszłam. Żałował, że bał sięuwikłać w nasze sprawy. Gdybym wtedyrozumiał to, cowiem teraz! - rzekł. Ale jak miał rozumieć? Przecież tylu rzeczy nie rozumiemy. I tyleprzez to nieszczęścia na świecie. Wesołych Świąt Bożego Narodzenia życzy ci Twoja kochająca siostra Nettie 165. Droga Nettie! Nie piszę już do Boga tylko do ciebie. Gdzie siępodziałPan Bóg, pyta się Cuksa? A ktoto taki, mówię? Patrzy się namnie poważnie jak nie wiem. Taka zciebie diablica, mówię, że na pewno wcale się nie przejmujesz Panem Bogiem. Zaraz, poczekaj, mówi ona. Poczekaj. Nie zawracam muco chwilagiowy tak jak niektórne ludzieale to jeszcze nieznaczy że w niego niewierzę. A coBóg mi zrobił dobrego, pytam się? Celio! - mówionai patrzy się na mnie jakby nią zdrowo trząchto. Dał ci życie, zdrowie i porzonną kobitę która cię kocha nazabój. Tak, mówię, ijeszcze midał zlinczowanego tatęzwariowanąmatkęostatniego łachudręna ojczyma i siostrę której pewnikiem już nigdynie zobaczę na oczy. A zresztą ten Bóg do którego żem się modliłai pisała to mężczyzna. Taki sam jak wszyscyinni mężczyźni co ichznam. Podły niestały lachmyta. Panno Celio lepiej milcz, mówi Cuksa. Bo jeszczeBóg cięusłyszy. A niech sobie słyszy, mówię. Jakby kiedy posłuchał bidnychczarnychkobit to na świecie inaczej by się działo ręczę ci. Cuksa gada igada byle mi tylko wybić z głowy te bluźnierstwa. Ale ja bluźnię ile chcąc. Nigdy mnie nieobchodziło co sobie ludzie o mniepomyślą mówię. Ale wgłębiduszy obchodził mnie Bóg. Przejmowałam się tem copomyśli. A tu się jakraz okazuje że on wcale niemyśli. Tylko siedzisobie tam na górzi; i pewnikiem się napawa własną głuchotą. Ale niełatwo jestsię obejść bezBoga. Nawet jak wiesz że go nie ma to i takledwo idzie dać sobie radę bez niego. 166 ll lll ll Grzeszna jestem,mówi Cuksa. Grzeszna jestem bo żem się urodziła i wcale się tegonie zapieram. Ale jak już człowiek raz zrozumi cogoczeka tam dalej tokim może byćjak nie grzesznikiem? Grzesznik! mają z życia więcej przyjemnościmówię. A wieszdlaczego, pyta się ona? Bo się stale i wciąż nie przejmujecie Bogiem, mówię. Nie, to nie to, mówiCuksa. Przejmujemy się nim i to jak jeszcze. Ale kiedy już poczujemy że Bóg nas kocha to staramy się jaknąjlepiejmu dogodzić tem co saminajbardziej lubimy. Powiadaszże Bóg de kocha chociaż nigdy nic dla niego niezrobiłaś, mówię? Przecie nie chodzisz dokościoła, nie śpiewasznachórze, nie gotujesz pastorowi ani nic? Bo skoroBóg mnie kocha Celio to nie muszę robić nic z tychrzeczy. Chiba żebym sama chciała. Mogę robić całe mnóstwo różnychróżności które pewnikiem mu się podobają. Co naten przykład? Nomogę wszystko sobie odpuścić i tylko się dziwić że świat takiładny. Cieszyć się. Bawić. No tera to już na pewno bluźnisz, mówię. A powiedz mi prawdę Celio czyś tykiedy spotkała Bogaw kościele? Bo ja nigdy. Spotykałam tylko ludzi co mieli nadzieję że Bóg imsię pokaże. Ale ja tylko tyle go tam znalazłam ile przynieslam zesobą. I wszyscy inni chiba tak samo. Przychodzą dokościoła żeby się dzielićBogiem a niepo to żeby go tam szukać. Niektórne ludzie nie mieli w sobie Boga do podziału zinnemi. Cico siędo mnienie odzywalijak żem chodziła z brzuchem, jak żemsięszarpała z dzieciarami pana . Masz rację,mówi Cuksa. A potem się pyta: Jak wygląda twój Bóg Celio? Nie powiem,mówię. Zabardzo mi wstyd. Nikt sięmnie jeszczenigdy o to nie pytał więcnie umim tak znienacka. A zresztą jak się takzastanawiam to coś z tem jego wyglądem jest nie tak. Ale innego Boganimam. Więc się go nie zaprę. Choćby dlatego że chcę usłyszeć copowieCuksa. Dobra, mówię. Jest wielki, stary i wysoki. Ma siwą brodę i jestbiały. Nosi białe szaty i chodzi boso. Oczy ma niebieskie? 167. Niebieskoszare. Chłodne. Ale duże. Chiba z białemi rzęsami, Cuksa w śmiech. Czegosię śmiejesz pytam się? Nima z czego. No bo co, miałbymoże wyglądać jak pan ? Niewiele lepszy pomys, mówi Cuksa. A potemzaczynami opowiadaćże tyż widywała tego białego starca jak się modliła. Bo kiedyszukasz Boga w kościele Celio, powiada, to zgłasza się właśnie tenbiały no bo on tam mieszka. Jakto, zdziwiłamsię? Bo to jego znamy z biblii białych ludzi. Cuksa! - mówię. Pan Bóg sam napisał biblię, białe ludzie nie mieliprzy temnic do roboty. No to dlaczego jest do nich taki podobny? Tyleże większy? Noi madużo więcej włosów. Dlaczego wbiblii tak samo jak wewszystkiem co oni wymyślili na każdem kroku białe ludzieto, białeludzie śmo, a czarni nic tylko co i rusz klątwa na nich spada? Nigdy żemo tem nie myślała. Wiem od Nettieże podobnież gdziesik w biblii piszeże Jezus miałwłosy jak jagnięca wełna, mówię. No właśnie, powiada Cuksa,ale jakbyprzyszed do jakiegośtakiego kościoła to by musiał je sobie rozprostować boinaczej nikt bysię nawetna niego niespojrzał. Czarnuchy wszystkozniesą tylko nieto żeby ichBóg miał włosy jak świderki. Racja, mówię. Jak czytasz biblię to musisz pomyślećże Bóg jest biały. Inaczej nieda rady. Cuksa wzdycha. Jak się tropłam, mówi, że myślę że Bógmabiałą skórę a jeszcze do tego jest mężczyzną całkiemmnie te rzeczyprzestałyciekawić. Złościsz się bo ci sięwydaje żeon nie słucha twoichmodlitw. Hmmm! A burmistrz słuchaco mówią czarni? Spytaj sięSofii. Ale ja nie muszę się pytać Sofii. I beztegowiem że białe ludzienigdy nie słuchają głosu czarnych. Ajeżeli już to przestają słuchać jaktylko dosyćsię odciebie dowiedzą żeby ci znowuż coś kazać. Powiem ci w co wierzę, mówi Cuksa. Wierzę że Bógmieszkawtobiei w każdem jednem człowieku. Przychodzisz na świat i od razujest w tobieBóg. Ale znajdujągo tylko cico go w sobie szukają. Chociaż czasem Bóg daje znać nawet kiedy go człowiek nie wola albo 1^8" i szukaale samnie wie czego. Najczęściej chiba znajduje Boga kiedymuźle. Smutno. Kiedy się czuje jak kupa gnoju to najłatwiej trafianatocoś wsobie. Coś? No właśnie. Coś. Bóg to nie żaden onani ona tylko Coś. Ale jakono wygląda, pytam się? Wogle nie wygląda, mówi Cuksa. Przecie to nie obrazekw kinie. To Coś można zobaczyć tylko razemz całą resztą świata i z sobąsamym tyż. Wierzę że Bóg jest wszystkiem. Wszystkiem cotylkojestbyło albo będzie. A jak już raz na to wpadniesz ipoczujesz radość toznaczysię że znalazłaś to Coś. Cuksa to piękne stworzenie, możesz mi wierzyć. Trochu marszczybrwi, patrzy się na podwórko, rozpiera się na krześle i wyglądacałkiem jak wielkaróża. Jak jużdałam sobie spokój z tem siwem starcemmówi to najsampierw zaczęłam od drzew. Później było powietrze. Potem ptaki. Wreszcie ludzie. Ale któregoś dnia siedziałam całkiemcicho i czułamsię jak dziecko bez matki. Bo przecie jestemlakiem dzieckiem. Noi raptemmnie to naszło. Poczułam że wcalenie jestem osobno od całejreszty tylko razem ze wszystkiem. Że jak utnęgatęź z drzewa to mikrew zręki popłynie. Zaczęłam się śmiaćpłakać i biegać po całemdomu. Od razu żem wiedziała cosię ze mną dzieje. Bojak cię najdzietakie coś to nimamowy żebyś to przegapiła. Trochu jak wiesz z czem,powiada. I śmieje się i łapie mnie za udo u samej góry. Cuksa! - mówię. Oj, ona na to. Bogu miłekażdejedne uczucie. A tojednaz najlepszych rzeczy jakie mu się udało zmajstrować. Akiedy wiesz żeBóg to w tobielubi, cieszysz się tem dużo bardziej. Możeszsięrozluźnići popłynąć z prądem chwaląc Boga tem że lubisz, co lubisz. To Bóg nie uważa że to świństwo, pytamsię? Nie, przecie samto stworzył. Słuchaj, Bóg kocha wszystko to coi ty a na dodatekcałąkupę rzeczyktórych wcale nie kochasz. A jużnajbardziej to kocha żebygo podziwiać. Znaczy się Bóg jest próżny? Nie, nie próżny. Tyle żelubi się dzielić dobremi rzeczami. Napewno szlag go trafiajak idziesz bez pole i ani nie zauważysz że tamrośnie coś fioletowego. i69. A co on wtedy robi jak go trafia szlag? Stwarzacoś nowego. Ludzie myślą że jemu zależy tylko na temżeby mu dogadzali. Ale każden jeden głupek widzi że Bógtyż zawszestara się nam dogodzić. Tak? No. Co i rusz wymyśla różne niespodzianki i nam je pokazujekiedy jesteśmy najmniej przygotowani. Czyli chce żeby go kochać. Tak jak pisze w biblii. Tak,Celio, mówi Cuksa. Wszystko chce żeby je kochać. My tyżśpiewamy i tańczymy, stroimy miny i dajemy bukiety kwiatów bochcemy być kochani. Zauważyłaś że drzewa robiąwszystkoto samoco i myżeby ściągnąć nasiebie uwagę? Tyle że nie chodzą. Stalei wciążgadamy o Bogu ale jeszczemi się towszystko niepoukładało w głowie. Próbuję z niej wygnać tego białego starucha. Całe życietak byłam nim zaprzątnięta że nawet nie zauważyłam coBóg naprawdę stworzył. Anijednego źdźbła zboża (jak tyż onjezrobił? ) ani fioletu (skąd się ten kolorwziął? ). Ani polnych kwiatuszków. Nic anic. Pomału oczy misię roztwierają i czuję się jak głupia. W porównaniu z pierszem lepszem krzaczkiem na mojem podwórkupan to nędznyszubrawiec. Ale tyż nie całkiem. JakmówiCuksa, nim ci się uda coś na tem świecie zobaczyć musiszwyrugowaćz własnego oka mężczyznę. Bo mężczyzna wszystkoumi spaskudzić,mówiCuksa. Gada dociebie z pudełkaz płatkami, włazi ci do głowy, nadaje z radia. Wmawia ci że jest wszędzie. A jakjużw to uwierzysz to ci się zdaje żejest Bogiem. Ato nieprawda. Jakzaczniesz się modlić imężczyznapodłączy cisię z drugiego końca to mu powiedz żeby się stamtądzabierał. Zamiast niego wyobraź sobie kwiaty wiatr wodę kamień. Ale to ciężka harówka możeszmi wierzyć. Tak się zagnieździł żetrudno go ruszyć zmiejsca. Straszymnie błyskawicami powodziamitrzęsieniem ziemni. No i tak walczymy ze sobą. Prawie się nie modlę. Co sobie wyobrażę kamień to nim rzucam. Amen 170 ' Droga Nettie! Cuksa się śmiała jak jejpowiedziałam że piszę do ciebie zamiast doBoga. Nettie nie zna tej osoby powiada. Dziwnemi się to wydałowziąwszy pod uwagę do kogo żem dotąd pisała. Ta służąca burmistrzowej co ją widziałaś to była Sofia. Ta kobitaco wtedy na ulicyniesła białejsprawunki. Sofia to żona Harpa,znaczysię syna pana . Policja zamkła ją za to że napyskowałaburmistrzowej a jak ją burmistrz uderzył to muoddała. Najsampierwsiedziaławe więźniu, tyrała w pralni i umierała woczach. Ale potemzałatwilim żeją przenieśli dodomu burmistrza. Musiała spać w izdebce pod podłogą ale lepsze to niż siedzieć we więźniu. Muchy może ijątam żarły ale przynajmniej nie szczury. Trzymali jątak jedenaście i pół roku. Za dobre sprawowanie odjęlijejsześć miesięcyżeby mogła wcześniejsię wrócić do rodziny. Jejstarsze dzieci pożeniły się i poszły w świat. Najmłodszezłe na nią boniewiedząco ona zajedna. Myślą że to jakaś stara dziwaczkazbzikowana na punkcietej białej dziewuszki którą wychowała. Wczoraj wszyscy razem jedlim obiad u Odessy. Odessato siostraSofii. To ona wychowała jej dzieci. Ona i jej mąż Jack. Pomagała imPiszczka kobita Harpa noi sam Harpo. Sofia siedzi przy wielkiem stole ale minęma taką jakby brakło dlaniej miejsca. Dzieci sięgają ato po sólco stoi obok nieja to po co innejakby jej nie widziały. Harpo i Piszczka znoszą sięze sobą jak jakiestaremałżeństwo. Dzieciaki mówią na Odessę mama na Piszczkę małamama a do Sofiipanna. Jedna jedyna SuzieQ, córeczka Harpai Piszczki na nią zważa. Siedzi naprzeciwko Sofii i patrzy się na niązmrużonemi oczami. Ledwo zjedlim Cuksaodsuwasię z krzesłem izapala papirosa. No,pora żebyście wiedzieli,mówi. 171. Niby co mamy wiedzieć, pyta się Harpo? Wyjeżdżamy, powiada Cuksa. Tak, mówi Harpo i rozgląda się za kawą. A potem się patrzy naGrady'ego. Wyjeżdżamy, powtarza Cuksa. Pana zdrowo rąblo takjak za każdą rażą kiedy Cuksa mówi że znowuż gdzieś jedzie. Sięgnąłręką do brzucha i je sobie potar. Nie patrzy sięna Cuksętylkogdziesik obok a minę ma taką jakby nic się niestało. Nie można powiedzieć, dobre z was ludzie,mówi Grady. Sólziemni. Ale pora jechać dalej. Piszczka nic niemówi. Siedzi z brodą w talerzu. Ja tyżnic niemówię. Czekam ażsię pierze posypie. Celia jedzie z nami powiada Cuksa. Pan zara się spojrzał prosto na nią. Cotakiego, pyta się? Celia jedzie ze mną doMemphis. Po mojem trupie, pan na to. Jesteś pewien żetegochcesz, spokojniutko pytasię Cuksa? Pan zerwał się z miejsca, popatrzał sięna nią iznowużklapnął na krzesło. Spojrzał się na mnie. Myślałemże wreszcie jesteśzadowolona, powiada. Co ci teranie w smak? To mi nie w smakżeś jest nędzny łachudra i tyle, mówię. Czasnajwyższy żebym cięrzuciłai weszła w boży świat. A po twojemtrupie? Zmiłą chęcią. Co takiego, znowuż się pyta? Widać że aż nim trząchło. Naobkoło stołu wszystkim szczękiopadły. Zabrałeśmi moją siostrę Nettie, mówię. A ona jedna nacałemświecie mnie kochała. Pan aż się zapluł. Alealealeale, powiada. Całkiem jakjaka maszynka. Ale Nettie z mojemi wraca się dodomu, mówię. A jak przyjadą towszyscyrazem dobierzemy ci się do tyłka. Nettiez twojemidzieciarni, wota pan ! Tyś chiba zwariowała. A właśnie że mam dzieci, mówię. Wychowane wAfryce. Chodziłydo dobrej szkoły, ruchu i świeżego powietrza miały wbród. Dużobardziej udane niż tedumie których żeśnawet nie próbował wychować. 172 Zara, zara, powiadaHarpo. Ja cidam zara do cholery, mówię. Jakbyś nie próbował rządzićSofią to byjej białeludzie nie złapały. Sofia siedzi taka zdziwiona że podniesłam głos że od dziesięciuminut nie ugryzła ani kęsa. Kłamiesz, mówi Harpo. Trochu prawdy w tem jest, powiada Sofia. Wszyscy patrzą się na niązdziwieni że wogle siedzi między nami. Jakby głos z grobusięodezwał. Podłez wasbyły dzieci, mówię. Urządziliściemi piekło na ziemni. A ten wasz cały tata mniejwart niż gówno zdechłej kobyły. Pan sięgabez stół żeby mi daćpo twarzy. A ja go ciachnożem w rękę. Tysuko, mówi. Co ludzie powiedząkiedy uciekniesz do Memphisjakbyś tu nie miała domu do obrządzenia? Albert, mówi Cuksa. Bądź trochurozsądny. Ja tam wogle nierozumimdlaczego kobity zawracają sobiegłowę tem co ludzie gadają. No,mówiGrady lekkiem tonem, bo jak ludzie gadają to kobitanie znajdzie mężczyzny. Cuksa patrzysię na mnie i obienaraz zaczynamy chichotać. A potem śmiejemy się nacałego. Po nasPiszczka. Poniej Sofia. Śmiejemy się wszystkie. Udali się, co, mówi Cuksa? Mhmmm, przytwierdzamy. Walimyręcami w stół i obcieramy oczy. Harpo patrzy się na Piszczkę. Zamknij sięPiszczka, mówi. Jak siękobita śmiejez mężczyzn to jej to nieszczęście przynosi. Dobra, ona na to. Siadaprosto,wciąga powietrze iusiłujepozbierać twarz do kupy. Harpo patrzy się naSofię. Ona tyż patrzy się na niego i śmieje musię w nos. Ja już swoje nieszczęście przeżyłam,mówi. Tyłem go miałaże tera mogę się śmiać do końca życia. Harpo patrzy się na nią takjak wtedy kiedy obaliła na ziemnięMary Agnes. Iskierka przelatuje nad stołem. Mam z tą wariatką sześcioro dzieciów, mruczy Harpo. Pięcioro, ona mu na to. Tak go zagięła że nawet sięnie zebrałw sobieżeby spytać Cotakiego? Tn. Spojrzał się na najmłodsze dziecko przy stole. Dziewuszka ponura,wredna i psotna, a taki z niej uparciuch że chyba nie wyżyje na temświecie. Ale on ją najbardziej kocha. Malejna imię Henrietta. Henrietta, mówi Harpo. Ssssssssłueham,powiada ona tak jak czasem mówią wradiu. Co się ta mała odezwieto Harpotraci rezon. Nic nic,powiada. A potem mówi Weź mi przynieś szklankę zimnej wody. Henńetta nierusza się z miejsca. Proszę cię, mówi Harpo. Mała idzie po wodę, stawia mu szklankę koło talerza i cmok gowpoliczek. Bidny Tatuś mówi iznowuż siada. Nie dostaniesz nic a nic z moich piniędzy mówi do mnie pan. Ani złamanegocenta. A czy ja kiedy chciałam odciebiepiniędzy,pytamsię? Nigdy onicżemcię nie prosiła. Naweto twoją rękę jakeśmy się żenili. Wtem Cuksa wtrąca się i mówi Zara zara chwilę. Jeszcze ktośtrzeci znami jedzie. Dlaczego wszystko ma sięskrupić na Celii. Wszyscy zerkli na Sofię. To dlaniej nie bardzo umią znaleźćmiejsce w domu. Toona tutej obca. To nieja powiada a jejoczy mówią A bodajściesię zesrali za to żewam takamyśl zaświtała. Sięga po placeki mości się na krześle jakbychciała mocniej do niego przywrzeć. Dość razsię spojrzeć wszaloneoczy tejkrzepkiej posiwiałej kobity i człowiek wie że o nic nawet pytaćnie warto. Ale żeby od ręki wyjaśnić sprawę mówi Jestem tuu siebie i kropka. Jejsiostra Odessa podchodzi i jąobejmuje. Jack tyż się do niejprzysuwa. No pewno że jesteś u siebie, mówi Jack. Mama płacze, pyta się któreśdziecko Sofii? Panna Sofia tyż, mówidrugie. Ale Sofia szybkouwija się z płaczemtak samo jak ze wszystkiem. No to ktowyjeżdża, pyta się? Nikt się nie odzywa. Cisza taka że słychać jak w piecu gasnąwęgielki. Jakbysię rozsypywały na popiół. Wreszcie Piszczka patrzysię na wszystkich spod loków i mówi Toja wyjeżdżam na Północ. 174 Że co, pyta się Harpo? Ale się zdziwił! Zaczynasię zapluwać tak! jak i jegotata. Jużsama nie wiem doczego podobny taki bełkot. Chcę śpiewać, mówi Piszczka. Śpiewać! - powiada Harpo. Tak, mówi ona. Śpiewać. Nie śpiewałam przed ludźmi odkądS Jolentha się urodziła. Bo małej na imię Jolentha. Ale mówią na niąSuzie Q. Odkąd Jolentha się urodziła nie musiałaś śpiewać przed ludźmi. , Samdbałem żeby wdomu niczego nie brakło. Kiedy ja potrzebuję śpiewać, upiera się Piszczka. Słuchaj Piszczka, mówi Harpo. Nie możesz jechać do Memphis. Nie możesz i tyle. Mary Agnes, mówi Piszczka. Co za różnica Piszczka czy Mary Agnes, pyta się Harpo? Właśnie że różnica i to wielka,mówi ona. Póki się nazywałamMaryAgnes mogłamśpiewać przed ludźmi, Wtem słychać puk puk do drzwi. Odessa i Jack spojrzelisię po sobie. Proszę,mówi Jack. Chuderiawa biała kobitka prawie cała pakuje się drzwiami. O, jecie obiad, mówi. Przepraszam. Nic nie szkodzi, powiadaOdessa. Właśnie kończymy. Ale dużojeszcze zostało. Może pani z nami siądzie. Albopodamcoś na ganku. O mój Boże, wzdycha Cuksa. To Eleanor Jane, tadziewczyna co u niej Sofia robiła. Biała się rozgląda. Wreszciezauważyła Sofię i jakbyodetchla. Nie,dziękuję Odesso, powiada. Nie głodnam. Przyszłam tylko zobaczyć sięz Sofią. Sofio, mówi. Wyszłabyś na chwilę ze mną naganek. Dobrze panno Eleanor, Sofiana to. Wstaje od stołu i obie razemidą na ganek. Parę minut później słychać jak panna Eleanorpochlipuje. A potem tojuż zawodzi na całego. Coz nią jest, pyta siępan? Ma problemmmy, mówi Henrietta znowuż tem radiowem głosem. Odessa wzruszaramionami. Co i rusz się napatacza, powiada. Dużo piją u nich w domu, mówi Jack. A tego ichniegochłopakastalei wciążwyrzucają ze szkół. Upija się, dokucza siostrze, ugania sięza kobitami, prześladujeczarnuchów. A to jeszcze nie wszystko. 175. I tak wystarczy, mówi Cuksa. Bidna Sofia. Za chwilę patrzeć a tu Sofia wraca się i znowuż siada. Cojest, pyta się Odessa? U nich w domu straszna awantura, powiadaSofia. Musisztam sięwrócić, pyta się Odessa? Tak, mówiSofia. Za parę minut. Ale postaram się wrócić zanimdzieci pójdą spać. Henrietta pyta się czy może wstać odstołu bo ją boli brzucho. Dziewuszka Harpa iPiszczki podchodzi do Sofii, zadziera główkęi pyta się Panna Sofia musi iść? Tak, mówi Sofia i bierze ją na kolana. Sofia nawarunkowem,powiada. Trza się sprawować. SuzieQ kładzie jej główkę na piersi. BidnaSofia, mówi tak jakpodsłuchała odCuksy. Bidna Sofia. Mary Agnes, mówi Harpo, popatrz kochanie jak Suzie Q lubiSofię. No właśnie,Piszczka na to, dzieci umią się poznać nadobremczłowieku. Ona i Sofia uśmiechają się do siebie. JedźdoMemphis śpiewać, mówiSofia. Zajmę się małą póki się niewrócisz. Naprawdę, pyta się Piszczka? Tak, mówiSofia. To i Harpem tyż, mówi Piszczka. Bardzo proszę pannoSofio. Amen 176 Droga Nettie! Wieszprzecie że gdzie mężczyzna tam i zmartwienie. Jak jechalimdoMemphis to Grady'ego w aucie wszędzie było pełno. Przesiadalimsię to tak to siak ale on zawsze chciał siedzieć koło Piszczki. Kiedy obie z Cuksą spalim a on prowadził wóz to wziął i naopowiadał Piszcce otem jak siężyje w pomocnej dzielnicy Memphisw Tennessee. Gadał jaknajęty aż ledwomogłam spać. A to o klubachato o ciuchach ato o czterdziestu dziewięciu gatunkach piwa. Od tegocałego rozprawiania opiciu aż mi się siku zachciało. Musielim znaleźćboczną drogę w krzaki żeby sobieulżyć. Pan udawał że mój wyjazd woglego nie rusza. Jeszcze sięwrócisz, powiada. Taka kobita jak tynima nic doroboty na Północy. Co innego Cuksa. Matalent,umi śpiewać, ma tyleikry że pogada z kim tylko zechce. Jest ładna. Jak stanie przed ludźmito zara jąwidać. A co ty masz? Jesteś brzydka. Jesteśchudzielec. Nimasz figury. Boiszsię odezwać do ludzi. W Memphis nadaszsięnajwyżej nasłużącą Cuksy. Będziesz wylewać pomyje i gotować. Zresztą kucharka z ciebie tyż kiepska. A w tem domu nie byłoporzonnie wysprzątane odkąd moja piersza żona umarła. Inie myśl żeznajdzie się jakiśgłupi wariatco sięz tobą ożeni. Co będziesz robić? Najmiesz sięna jakiejfarmie? Aż się zaśmiał jak to powiedział. Możewezną cię do roboty na tej ichniej kolei. Przyszed jeszcze jaki list,pytam się go? Co takiego, on mi na to? Chiba żeś słyszał, mówię. Czy przyszed jeszcze jakiś listod Nettie? Nawet jakby przyszed,powiada, to itak bym ci go nie dał. Obieście się dobrały, nima co. Człowiek chce być dla wasmiły awy doniego zpazurami. Przeklinam cię, mówię. 177. Co znaczy przeklinasz, pyta się? Póki nie zaczniesz sięze mną obchodzić jak należy wszystko będzieci się rozlatać w ręcach, mówię. On wśmiech. Za kogo ty się masz, mówi? Nikogo niemożeszprzeklnąć. Weź tysię w lustrze przejrzyj. Jesteś czarna, bidna i brzydka a w dodatku kobita. Zupełne nic, do cholery. Póki niezaczniesz się ze mną obchodzić jak należy nie spełni ci siężadne marzenie. Mówię mu to bez obwijania wbawełnę, tak jak misamo przyszło. Chibaod drzew. Coś niebywałego,mówi pan . Chiba za mało cię lałempotyłku. Za każdenjedenraz coś mnie uderzył, dwa razysam ucierpisz,mówię. Lepiej już nie gadajbo toco ci mówię pochodzi nie tylko odemnie. Popatrz, roztwieram usta i zara powietrze mi w nie wpadai samo układa słowa. Psiakrew,mówi on. Trza było detrzymaćpod kluczem i wypuszczać tylko do roboty. Sam zgnijesz w tem więźniu coś godla mnie obmyślił, odpowiadam. Podeszła do nas Cuksa. Raz tylko się na mnie spojrzała i mówiCelio! Potem obraca siędo pana i mówiPrzestań Albert. Nie mów nic więcej bo tylkosię gorzej wpakujesz. Jużja ją urządzę! - woła pan i skaczew moją stronę. Wiatr cisnąłkłąb kurzuna ganek. Kurzzawirował między namii wpad mi do ust. Wszystko co jeszcze na mnie spadnie ztwojej rękijuż spadło na ciebie,powiedział kurz. Poczułam że Cuksa mną potrząsa. Celio, mówi. No i wkońcu sięocklam. Jestem bidnaczarna a może i brzydka i nie umim gotować, mówijakiś głos do wszystkich co słuchają. Ale jestem. Amen, powiada Cuksa. Amen, amen. 178 Droga Nettie! Zara ci opowiem jak jest w Memphis. Cuksa ma duży różowy domtrochu podobny do stodoły tylko że tam gdzie powinno leżeć siano sąsypialnie tułalety i wielka sala taneczna w której ona czasem pracuje zeswoją kapelą. Naobkołodomu ma kawał ziemni aprzed wejściemparę pomników i fontannę. Ma posągi różnych takich o których nigdyżem nie słyszała i nawet nie mam nadziei zobaczyć ich na oczy. I wszędziepełno słoni i żółwi dużych i małych. Niektórne stoją wefontannie niektórnepod drzewami. Żółwie i słonie. Pełno ich w całemdomu. Słonie nafirankach żółwie na kapach na łóżka. Dostałam duży pokój. Z okienwidaćpodwórko za domem i krzakinad strumykiem. Wiem żeś przywykła doporannegosłońca, powiedziała Cuksa. Ma pokójzara naprzeciwko mojego w cieniu. Pracuje do późna,śpi dopóźna ipóźno wstaje. U niej w pokoju nimażółwi ani słonitylko parę posągów. Śpi w satynach i jedbawiach. Nawetprześcieradłama jedbawne. A łóżko okrągłe! Chciałamsobie wybudować okrągły dom, mówiCuksa, ale wszyscypatrzyli się na mnie jak na idiotkę. Podobnież w okrągłem domunie można wstawić okien. Ale planytak czy owak żem porobiła. ,mówi i pokazuje mi jakieśpapiry. Dom jest wielki okrągły i tyż różowy. Wyglądajak jakiś owoc. Maokna i drzwi anaobkołopełno drzew. Z czegozbudowany, pytam się? Zgliny, mówi Cuksa. Ale mógby być i beton. Pewnikiemmożnaby go po kawałku odlać we formach i zostawić niechbystwardniałyapotem formy porozbijać jakoś skleić wszystkiekawałki do kupyi gotowe. 179. Mnie tam się podoba ten co go tera masz, mówię. Bo tamten napapirze trochu mały. No,tera tyż nieźle się mieszka, powiada Cuksa. Tylko trochudziwnie się czuję jak mieszkam w kwadracie. Jakbym sama byłakwadratowa tomożeby mi niewadziło. Stale iwciążrozmawiamy o domach. Jak się je buduje, z jakiegodrzewna. I otem jaki może byćpożytek z miejsca przed domem. Siadam na łóżku irysuję naobkolo tego jej betonowego domu cośjakby drzewniany pomost. Jak będziesz miała dość siedzenia w domuto możesz sobie siąść tutej, mówię. No, mówi ona,a na górze zróbmy daszek. Bierze ołóweki dorabiacień nad drzewnianempomostem. Tutej przyjdą skrzynki z kwiatami, mówi i zara je rysuje. A w nich geranium, mówięja i dorysowujękwiaty. Atam parę kamiennych słoni, mówi ona. I kilka żółwi. Apo czem poznać że ity tu mieszkasz, pyta się Cuksa? A po kaczkach! - mówię. Zanim skończylim rysować nasz dom wyglądał jakby móg pływaćalbo fruwać. Kiedyjuż Cuksa weźnie się za gotowanie to gotujejak nikt inny. Zara z rana wstaje i idzie na bazar. Kupuje tylko świeżyznę. Wracasię do domu i siada na schodkachz tym domu. Nuci podnosemi łuska groch albo obierawłoską kapustę czyści ryby czy co tamkupiła. Potem puszcza radio i zaczyna gotować we wszystkich garkachnaraz. O pierszej obiad gotów i Cuksa wola nas do stołu. Ana stoleszynka sałatki kurczak i chlebz kukurydzy. Flaki krowi groch i nóżkiw galarecie. Marynowany piżmian i skórka od melona. Ciasto karmelowe iplacek z jerzynami. Jemy i jemy i trochu popijamy słodkiem winem i piwem. Potem obie z Cuksa idziemy się uwalić na łóżkow jej sypialnii słuchaćmuzyki aż się nam to całe jedzenie uleży. Jej sypialniachłodna i ciemna. Łóżko miętkie, miłe. Leżymy wpół objęte. CzasemCuksaczyta na głos gazetę. A w gazecie zawsze same wariactwa. Ludzie żrą się i biją i wytykają palcamii wogleim nie zależy napokoju. 180 ^ Wszyscy ludzieto wariaci, mówiCuksa. Szaleją jak koty w marcu. ^ Tacy pomyleńcy nie zbudują nic na stałe. Słuchaj, tutej pisze że na-- takiej jednej rzece właśnie stawiają tamę żeby Indiany musieli sięs wynieść chociaż mieszkają tam od Bóg wie kiedy. I popatrz się kręcąSfilm o tem mężczyźnie co pozabijał całą kupę kobit. Amordercęj i pastora graten sam aktor. A jakie tobuty tera robią. SpróbowałabyśSprzejść w nich choćby kilometer. Ledwo byś dokuśtykaładodomu. I widzisz ile zrobili żeby złapać tego gościa co pobił na śmierć dwojef Chińczyków. Nikt ani palcem nie kiwnął. .. Owszem, mówię, ale miłe wiadomości tyż się trafiają. ^ Zgadza się, powiada Cuksai przewracakartkę. PaństwoHamil. 3. tonowstwo Hufflemeyer mają przyjemność zawiadomić o weselu córki: JuneSue. Morrisowie z Endoyer Road organizują przyjęcie połączonez kwestą nakościół episkopalny. Pani Herbertowa Edenfail wybrałasię w zeszłym tygodniu w Adirondaki żeby odwiedzić niedomagającąmatkę, wdowę po Geofeyu Hoodzie. Te ludzie mają całkiem zadowolone miny, mówi Cuksa. Twarzewielkie, spasione. Oczy niewinne i czyste jakby nieznali tych innychl szwindlarzy z pierszych stron. Ale wszyscy onisiebie warci. Ledwo ugotowała ten obiad z iluś dań izrobiła wielkie halo że nibysprząta dom, znowuż się wzięła do roboty. A jak pracuje to nawet niepomyśli otem co je. Ani gdzie śpi. Całemi tygodniami jestw trasie,; wracasiędo domu z mętnemi oczami, z nieświeżem oddechem,i przytyta i wogle jakby zapuszczona. W trasie nima gdzie sięzatrzymać; i porzonnie umyća już zwłaszcza włosów. Daj mi zsobą pojechać,^ mówię. Będę ci prasować sukienki, czesaćwłosy. Tak jakdawnieje kiedy żeś śpiewała u Harpa. ' Nie, mówi Cuksa. Przedcałą publiką obcych gapiów i toczęsto7 białychumi udawać że się nie nudzi ale przede mną nie śmiałaby udawać. A zresztą,powiada,nie potom cię ciągła do Memphis żebyśbyłamoją służącą tylko żeby cię kochać i pomóc ci stanąć na własnychnogach. No i pojechała w trasę na dwa tygodniea ja, Gradyi Piszczkaszwendamy się po domu ipróbujemy jakoś sobie radzić. Piszczka staleiwciąż chodzi po jakichśklubach. Grady jątam prowadza. Chibacośposiał za domem. 181. Siedzę w jadalni i szyję spodnie za spodniami. Mam jużwszystkiekolory i rozmiary pod słońcem. Odkąd jeszcze przed wyjazdemz domu zaczęlim szyć nie mogę przestać. Zmieniam materjat, zmieniam deseń,zmieniam obwódw pasie, zmieniam krój kieszeni. Zmieniamobwód w kostce, zmieniam fason nogawek. Szyję tyle spodni żeGuksa już zemnie kpi. Nawetnie wiedziałam co rozpętałam, powiadai się śmieje. Wszystkie krzesła poobwieszane spodniami, szafka z porcenelą tyż. Cały stółi podłoga zawalone wykrojami z gazet i materjalami. Cuksa wraca się dodomu, całuje mnie idepcze po temwszystkiem. Nim znowuż wyjdzie, pyta Ile piniędzy w temtygodniu cipotrzeba? Aż tu któregoś dnia uszyłam spodnie jak ta lala. Dla mojejsłodziutkiej ma się rozumieć. Z miętkiego granatowego dżerseju w tycie czerwone wzorki. Ale najlepsze że wygodne jak niewiem. Cuksa natrasie je byle co więc brzucho jej rośnie. A te spodnie można poluzować inie stracą fasonu. Musiprzecie jakoś schować toco jąprzybyłow talii a spodnie nie mają prawa się marszczyć ale ten miętki materjałprawie wcale się nie marszczy a wzorki zawsze wyglądają wesołoi raźno. W kostkach zostawiłam dużo luzu więc jakbychciała w nichśpiewać zamiast wdługiej sukni to tyż da radę. Zresztą tak jej w nichdobrze żeoczy bolą patrzeć. Panno Celio,mówi. Prawdziwne z ciebie cudo. Schylam głowęa ona biega po całem domu i przegląda sięw lustrach. Ale zawsze może się podobać, wszystkojedno jak wygląda. Chwali się przedGradym i Piszczką swojemi nowemi spodniamia ja mówię Wiesz jak tojest kiedy człowiek nima nic do roboty. Siedzęi myślę jakby tu zarobić na życie i nimemsię spostrzegła już szyjęnastępne spodnie. Tymczasem Piszczką wypatrzyła jedną paręcojej się podoba. Oj,pannoCelio, mogę przymierzyć, pyta się? Założyła spodnie w kolorach zachodu, pomarańczowew szareciapki i wyszła z powrotem na ganek. Dobrze jej w tychspodniach. Grady tak sięna nią patrzy jakby chciał ją zjeść. Cuksamacamaterjały co je wszędzie porozwieszałam. Wszystkiesą miętkie lejące sute i mienią się w świetle. Całkiem co inne niżtesztywne wojskowe łachy odktórych żeśmy zaczęły, mówi. Powinnaś 182 ^ uszyć jedną parę specjalniedla Jackażeby mu podziękować i pokazaćl ile umisz. ENo i po co to powiedziała. Całytydzień chodziłam po sklepachi szastałamjej własnemipiniędzmi. Pozatem tylko żem siedziała,;apiłasię na podwórko i wymyślała spodnie dla Jacka. Jack jestirysoki. Ma dobre serce i prawie się nie odzywa. Kocha dzieci. Szanujewoja żonęOdessę i wszystkie jej siostry amaząki. Co tylko Odessa[chce przedsięwziąćon zawsze stoi przy niej murem. Ale nigdy wiele nietoówi. To się u niego najbardziej zauważa. Wtem sobie przypotnmałam jak mnie dotknął jednego razu. Poczułam się wtedy jakby(miał oczy w palcach. Jakby znał mnie całą chociaż dotknąłtylko mojej(ręki niżejramienia. Zaczęłam szyć spodnie dla Jacka. Z wielbłądziejwełny. Miętkieli mocne. Z wielkiemi kieszeniami, żeby miał gdzie trzymać różneJskarby dzieciaków. Kulki, sznurki, drobne piniążki i kamyki. Ważne żeby się łatwo prały. Nogawkibędą węziejsze niż w spodniach Cuksyżeby Jack móg w razie co szybko pobiecjakby trza było złapać którego dzieciaka na ręce i przed czemuratować. A wogle to te(spodnie muszą być takie żeby mu było wygodnie kiedy weźnie Odessęw ramiona i siądzie z nią przed kominkiem. Awogle. Wykańczam te spodnie dla Jacka i bez przerwy marzę. I krojęl i szyję. Wreszciesągotowe. Wysyłam. No i zara się okazujeże Odessietyż zachciało się spodni. Potem Cuksa chce jeszcze dwie parytakie jak piersza . Późniejiżden jeden muzykz jejkapeli zamawiapo parze. Jak jadą w trasę to wszystkich miejscowości po kolei sypią się zamówienia. Jeszczehwila i przestaję nadążać. Któregoś dniajak Cuksa wróciła się do domumówię jej Wieszasznie lubię taksiedzieći szyć aleniedługotrza będzie iść w świat zacząć nasiebie zarabiać. A to szycie chiba mi tylko stoi na zawadzie. Cuksa w śmiech. Dajmyparę ogłoszeń do gazety, powiada. I zdroo podnieś cenę. Iumówmysię że ta jadalnia to twoja pracownia. najmijmy kilka kobit żeby krajałyi szyły a tybędziesz sobie tylko" dzieć i projektować. Celio, przecie ty jużdawnona siebiezarabiasz. liesz się do góry,dziewczyno. Nettie, teradla ciebie szyję spodnie żeby ci gorąc w Afryce nie 183. dokuczał. Miętkie, białe, cienkie. Wiązane w talii. Już nigdysię niezgrzejesz w za ciepłem ubraniu. Uszyję je w ręcach. Każdenjedenściegto pocałunek. Amen Twoja siostra Celia Mój adres: "Spodnie Panny Celii" DomCuksy Avery Memphis Tennessee 184 aall Droga Nettie! Takamszczęśliwa. Znalazłam miłość, znalazłam pracę. Mam piniędze, przyjaciół i dużo czasu. A ty żyjesz iniedługo wrócisz się dodomu. Razem z naszemi dziećmi. Jerenei Dariene przychodzą pomagaćmi w robocie. BKźniaczki. Niezamężne. Strasznie lubieją szyć. A Darienena dodatek wzięła i sięuparła nauczyć mnie mówić. Podobnież nie trza,mówić "poszlim","wzielim". Jak ktoś tak się wyraża to zara widać że z wiochy. Mówisz"dalim" zamiast "daliśmy"i ludzie mają cię zagłupią, powiada. Czarni uważajążeś wsiowa a białych to śmieszy. A co mi do tego, mówię? Mnie itakdobrze. Ale ona twierdzi że jak zacznę mówić jej sposobemto mi się zrobijeszcze lepiej. Nigdy nie jest mi lepiej niż wtedy kiedy de widzę,myślęsobie ale nic nie mówię. Jak tylkopowiem coś po swojemu onazaramnie poprawia i nie daje za wygraną póki nie powiem inaczej. Jeszczei chwilai czujęże już wogle nie umim myśleć. Mój umysco i rusz się(nadziewa na jakąś myśl, zaplątuje się w niej, cofa się nazadi jakbygldadzie na płask. [Jesteś pewnaże wogle warto, pytamsię? Tak, mówi ona. Przyniesla mi furę książek. Pełno w nich białych [co gadają o jabkach i psach. A co mnie obchodzą psy, myślę sobie? IDariene jest wytrwała. Pomyśl jak Cuksa się ucieszykiedy będzieszkształcona, powiada. Wszędzie będzie mogła cię zabrać bez wstydu. Jej i tak nigdy niczego nie wstyd, mówię. Ale Dariene nie wierzy. ('Słodziutka, powiedziałaktóregoś dnia kiedy Cuksa jakraz była w domu, nie sądzisz że byłoby miło gdyby Celia umiała mówić jak się należy? 185. Jak dla mnie to niech mówi choćby i na migi, odpowiada Cuksa. Nalewa sobiefiliżankęsmacznej herbaty z ziółi zaczyna opowiadaćjak to każe fryzjerowi żeby jej na gorąco rozprostował włosy. Niech Dariene się dalej martwi. Czasem myślęo tych jejjabkachi psacha czasemnie. Po mojemu to tylkogłupek chciałby żebyczłowiek mówiłinaczej niż mu po drodze. Ale dziewczyna jest miłai dobrze szyje a zresztą przy robocie to nawet potrzebujemy mieć o cosiępospierać. Szyję tera spodnie dla Sofii. Jedna nogawka fioletowa, drugaczerwona. Śni mi się Sofia w tych spodniach. Któregoś dnia skakaław nich po księżycu. Amen Twoja siostra Celia 186 DrogaNettie! Idę do Harpa i Sofii i czujęsięjakby wróciły się dawneczasy. Tyleże za tancbudą stoi nowy dom, dużo większy od starego. No i ja samatyż czuję się inaczej. Inaczejsię noszę. Dzisiaj ubrałam ciemnoniebieskie spodnie i białą jedbawną bluzkęco bardzo porzonniewygląda. Na nogach mam czerwone czółenka na płaskiemobcasie a we włosachkwiat. Mijam dom pana . Pan siedzi naganku ianimnie poznaje. Właśnie podniosłam rękę żeby zapukać a tu raptem słychać jakiśłomot. Jakby się krzesłoprzewróciło. A potem kłótnia. Kto to słyszał żeby kobity niesły trumnę,mówi Harpo. Zrozumchociażtyle. Dobrze, już rozumim, powiada Sofia. A terabądźcicho. Wiem że to twoja matka, on na to. Alewszystko wszystkiem. : Pomożesz nam czy nie, pyta się Sofia? tCo ludziepomyślą,mówi Harpo? Trzy krzepkie baby cowyglądają jakby powinnysiedzieć w domu i piec kurczaki. Z drugiej strony będą szli trzej nasi bracia, powiada Sofia. Pewnikiemwyglądają jak parobki. [Ale ludzie tego zwyczajni że mężczyźni niesą trumnę. Kobity sąsłabsze. W każdem razie ludzie myślą że są słabsze, mówią że są (słabsze. Kobity mają się oszczędzać. Możecie sobie popłakać jak wamsięzachce. A nie brać wszystko w swoje ręce. [Akurat, w swoje ręce,mówi Sofia. Ta kobitanie żyje. Umiepłakać, umie się oszczędzać, a trumnę przy okazji tyż dźwignę. Tak [zrobię, czynam pomożesz, czy nie. Najwyżej same wszystko ugotujemy, pożyczymy krzesła iwogle wydamy stypę. I Stoję iani mrumru. Harpo mówi cicho do Sofii Dlaczegoś takajest? Dlaczego zawsze wszystko musisz robić swojem sposobem? [Spytałemsię kiedyś o to twojej mamy jak żeś siedziała we więźniu. 187. I co ci powiedziała, pyta się Sofia? Że podług ciebie twój sposób niegorszy niż cudzy. Ana dodatektwój. Sofia w śmiech. Wiem żem przyszła niewporę ale tak czyowakpukam. O, to panna Celia, mówi Sofia i drzwi z siatki na oścież roztwiera. Galanto wyglądasz. Prawda, Harpo? Harpo patrzy się jakbymniepierszy raz w życiuwidział naoczy. Sofia mocno mnie ściska i całuje wpoliczek. A gdzie panna Cuksa,pytasię? W trasie, mówię. Ale strasznie się zmartwiła jakusłyszała że twojamama już na tamtem świecie. No, mówi Sofia, Mama zawsze była po stronie dobra. Jeżeli woglejest coś takiego jak niebo to na pewno tam trafiła. Co u ciebie, Harpo, pytam się? Dalej się objadasz? Śmiejąsię oba z Sofią. Mary Agnes pewnikiem nie mogła z tobą przyjechać zatą rażą,mówi Sofia. Wdepła tuna chwilę ledwie miesiąc temu. Trza byłowidzieć ją i Suzie Q we dwie razem. Nie, mówię, nie mogła. Znalazła wreszcie stałą robotę. Śpiewaw paru klubach w Memphis. Ludzie zachwycone. Suzie Qtaka z niej dumna, powiadaSofia. Kocha jej śpiewanie. Kocha jej perfumy. Kocha jej sukienki. Uwielbia nosić jej kapeluszei buty. Jak sobieradzi w szkole, pytamsię? O, nie można narzekać, mówi Sofia. Bystra jak nie wiem. Odkądprzebolała że jąwłasna mama zostawiła i przekonała się żeHenriettato naprawdę moja córka, nima z nią kłopotów. A za Henrietta światanie widzi. A jakHenrietta,pytam się? Zła, mówi Sofia. Minkę toma zawsze taką jakby za chwilę miałybić pioruny. Ale może jeszcze z tego wyrośnie. Jejtaciezajęłoczterdzieści lat nim sięzrobił miły. Dawniej był wstrętny nawetdlawłasnej matki. Często go widujesz? Tak mniejwięcej jak Mary Agnes, powiada Sofia. Mary Agnes nie ta sama co dawniej, wtrąca Harpo. 188 JCo znaczynie ta sama,dziwię się? A bo ja wiem,on na to. Myśli nijak nie umi zebrać. Gada jak pjana. I gdzie sięnie ruszy to robi takąminę jakby chciała widzieć Grady'ego. Bo oni stale iwciąż palą trawę, mówię. Jakąznowużtrawę, dziwisię Harpo? ". Po trawie człowiekowi dobrze, mówię. Mawizyje. Miłość go nachodzi. Ale kto za dużo pali tensłabnie na umyśle. Myśli mu się ^ mącą. Stale i wciąż potrzebuje kogoś sięuczepić. Gradyhoduje trawę za doi111. mówię. ^ Piersze słyszę, powiadaSofia. On to sadzi w ziemni? Jak każde jedne zielsko, mówię. Ma tego z pół akra chociaż " wszystko w jednem rządku. A duże torośnie, pyta się Harpo? O, duże, mówię. Wyższe niżja. I bujne. -A co z tego palą? Liście,mówię. I wszystko oba wypalają, dziwi się Harpo? Ażmi się naśmiech zebrało. Nie,mówię. Grady większość ' sprzedaje. Próbowałaś kiedy, pyta się Harpo? Owszem, mówię. Grady skręca papirosy isprzedaje podziesięć centów. Oddech się od nich paskudzi ale może spróbujecie? Jak mamy zwariować to lepiejnie próbujmy, powiada Sofia. Jużr 5 ' ^ez teSOmozna zgłupieć. To takjak z whisky, mówię. Nie trza pozwalać żeby człowiekiemK rządziła i tyle. Wypić raz na jakiś czas nie zaszkodzi ale jak człowiek^ nie może ruszyć z miejscapóki się nieporadziflaszki to już z nim źle. A tydużopalisz, pyta się Harpo? mMyślisz że zgłupiałamczy co, mówię? Palę tylkowtedy jak chcęK się rozmówić z Bogiem. Albojak chcę się z kim kochać. Ale ostatnio coś mi się zdaje że ja i Bóg kochamy się bez niczego. Palęczynie palę,Jkochamy się tak czy owak. Panno Celio! - woła Sofia. Aż niątrząchło. Dziewczyno przecie ja jestem błogosławiona, mówię jej. Bóg mnieinareszcie rozumi. 189. Siadamy naobkolo stołu w kuchni i przypalamy. Pokazuję im jakwciągać dym razemz powietrzem. Harpo się dławi. Sofiasię krztusi. Za chwilęSofia mówi Dziwne,nigdy przedtem żem nie słyszała tego mruczenia. Jakiego znowuż mruczenia, dziwi się Harpo? Posłuchaj, mówi Sofia. Siedzimy całkiem cicho i słuchamy. No i rzeczywiście słychać jakiśtaki pomruk jakbyumm. Skąd to słychać, pyta się Sofia? Wstajei idzie wyjrzeć zadrzwi. Nicnie zobaczyła, A tu tymczasem mruczy coraz głośniej. Umm i umm. Harpo idzie wyjrzeć oknem. Nic nie widać, mówi. A tu wciążsłychać UMM. Jachiba wiem co totak mruczy, mówię. No co, pytają się oba? Wszystko, mówię. No tak, oni na to. Dobrzegadasz. Patrzcie się, mówi Harpo na pogrzebie, idą amaząki. Jej bracia tyż tam, są szepczę. Tojak na nichpowiesz? Nie wiem,on na to. Citrzej zawsze stali murem za temi zwariowanemi siostrami. Ani razu jeszcze sięnie cofli. Ichżony to się zniemi mają, nima co. Wszyscy sześcioro wchodzą mocnem krokiem aż kościół się trzęsie i stawiają trumnęz matką Sofii nawprost ambony, Ludzie płaczą i się wachlują ipróbują jednem okiem patrzeć się co robią dzieci ale wcale się nie gapią na Sofię ani na jej siostry. Miny mają takie jakbywszystko szło po staremu. Ja poprostu kocham ludzi. Amen 190 Droga Nettie! Piersze co żem zauważyła to to jaki pan zrobił się czysty. Skóra lśni. Włosy zaczesane do tym. Jak przeszed koło trumny żeby się spojrzeć na matkęSofii toprzystanął i coś do niej szepnął. Poklepał jąpo ramieniu. Jak wracałsięna swoje miejsce topopatrzałsięna mnie. Podniesłam wachlarzi odwróciłam głowę. Po pogrzebie poszlim nazad do Harpa. Wiem że panna Celia mi nieuwierzy, mówi Sofia, alepan chiba próbuje się nawrócić. Takiz niego diabeł,powiadam, że może najwyżej próbować. Nie chodzi do kościoła ani nic ale już nie jest taki prędki żeby ludziosądzać. Noi ciężko pracuje. Co takiego,mówię? Pan wziął się do roboty! Jeszcze jak. Od świtu do nocy robi w polu. I sprząta dom całkiemjak kobita. Nawet gotuje, powiada Harpo. A jak skończy to zmywa statki. Niemożliwe, mówię. Wy chiba jeszcze jesteście upaleni. Alemało co się odzywa i rzadko chodzi między ludzi, mówi Sofia. Coś mi na to wygląda żepomału zbzikował, mówię. Akuratniepanpodszed do nas. Jak się masz Celio,powiada. Nienarzekam,mówię. Patrzę mu się w oczy i widzęże się mnieboi. Dobrzemu tak,myślę. Niech poczuje to co i ja żem czuła. , Cuksa tą rażą ztobą nieprzyjechała, pyta się mnie? Nie, mówię. Musi pracować. Ale kazała powiedzieć że żal jej\ mamy Sofii. ; Każdemu byłoby żal, on na to. Kobita co urodziła Sofię urodziła. skarb. 191. Milczę. Ładnie ją pochowali, mówi pan Ja na to że owszem. I tyle wnuków, mówi on. Ale nie dziwota. Dwanaścioro dzieciówa wszystkie nic tylko się mnożą. Wystarczy że przyszłasama rodzinai już kościół pełen. Właśnie, mówię. Bo i rzeczywiście. Na długo przyjechałaś, pyta się? Może na tydzień, mówię. Wiesz że najmłodsza córka Harpa i Sofiiciężko chora, pyta się on? Nie, piersze słyszę, mówię. Pokazuję palcem Henriettę międzyludźmi. O, tam siedzi, powiadam. Ale przecie dobrze wygląda. Wygląda niczego sobie, on na to, ale ma jakąśchorobękrwi. Coi rusz robiąjej sięzakrzepy iwtedy choruje jak nie wiem co. Pomojemuto chiba nie wyżyje. Boże święty, mówię. No właśnie, powiada on. Sofia ma ciężkie życie. Wciążmusipodpierać tę białą dziewczynę którąwychowała. A tera jeszcze mamajej umarła. Ze zdrowiem tyż nie najlepiej się czuje. A Henriettatotwardyorzech do zgryzienia wszystko jedno zdrowa czy chora. Notrochu popaprana to jest, mówię. I przypomina mi się jak toNettie napisała w jednem liście o tem na co chorują dzieci tam gdzieona mieszka w Afryce. Coś tak mi się zdaje żechiba pisała o skrzepach. Próbujęsobie przypomnieć co tyż Afrykanie robią natę chorobęalenijak nie pamiętam. Rozmowa z panem to dla mnie takaniepodzianka że nicmi nie przychodzi dogłowy. Nawet to co by mutujeszcze powiedzieć. A pan stoi iczeka aż się znowuż odezwę i patrzy sięw stronęswojego domu. Wreszcie,mówi dowidzenia i odchodzi. Sofia powiada że jak żem wyjechała to pan żyh jakświnia. Tak się zamknąłw domu aż w środkuwszystkozaśmiardlo. Nikogo nie wpuszczał dopiero Harpo siłą się dostał. Posprzątał,przyniósjeść. Wykąpał swojego tatę. Pan był za słaby żebysię opierać. A zresztą tak miał już pomieszane w głowieże było muwszystko jedno. Nie móg spać po nocach. Stale i wciąż mu się zdawało że zzadrzwisłyszy nietoperze. W kominie tyżgrzechotało jakieścoś. Ale najgorsze byłoto że musiał słuchać jak mu serce bije. Za dnia sprawowało sięcałkiem całkiem ale ledwo zapad zmrok zaczynało wariować. Takłomotało że aż cały pokój się trząś. Jakby kto bił w bębny. Harpo niejedenraz chodzi} do niego spać, mówi Sofia. Pan leżał wciśnięty w sam róg łóżka. Wlepiał oczy a to wtena to w tamten mebel żeby zobaczyć czyaby który do niego nie sunie. Wiesz przeciejaki jest drobny. A jaki wielki i mocnyzrobił się Harpo. Nowięc jednegorazu poszłam tam żeby coś powiedzieć Harpowi a onileżeli włóżku oba razem i twardo spali. Harpotrzymał swojego tatęw ramionach. Od tamtej pory znowużcoś czuję do Harpa, powiada Sofia. Zarapotem zaczęlim stawiać nasz nowy dom. Śmieje się i mówi Ale jakbympowiedziała że łatwo nam szłotoBóg by mi kazał samejna siebieurżnąćrózgę. Jak sięz tegowyciąg, pytam się? Harpo wziął i go zmusił, żeby ci wysłał resztę listówod twojejsiostry, mówiSofia. Zarapotem zaczęło mu się polepszać. Wieszprzecie że podłość zabija samego podleca. Amen 193. Najdroższa Celio! Myślałam, że o tej porze roku będę już w kraju. Że spojrzę ciw twarz i powiem: Celio,tonaprawdę ty? Próbuję sobie wyobrazić jakzmienił cię upływ lat - czy przytyłaś, ile masz zmarszczek i jak sięczeszesz. Ja byłam chudą kościstąodrobinką, a zrobiłamsię całkiempulchna. I mam już trochę siwych włosów! Ale Samueltwierdzi, że właśnie taką mnie kocha: pulchną i siwiejącą. Dziwisz się? Pobraliśmy się w Anglii jesienią zeszłego roku,kiedy usiłowaliśmyzdobyć w kościołach iw Towarzystwie Misjonarzy środki na pomocdla Olinków. Póki się dało,Olinkowienie zwracali uwagina drogę ani nabiałych budowniczych. Aleprędzej czy później musieli ichzauważyć,bo jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobilidrogowcy byłoto, że kazaliwieśniakom przenieść się gdzie indziej. W miejscu,gdzie dotąd byławioska, postanowiliurządzićcentralę plantacji kauczuku. Wpromieniu wielu kilometrów jest to jedyny punkt, w którym nigdy nie brakwody. Olinkowie protestowali, ale pognano ich - awraz z nimi misjonarzy, czyli nas - na jałowe pustkowie, gdzie przez sześć miesięcyw roku w ogóle nie ma wody. Trzeba ją wtedy kupować odplantatorów. W porze deszczowej płynie tamtędy rzeka,więc Olinkowiepróbują wykuć cysterny w okolicznych skałach. Na razie zbierająwodę do starych beczek po nafcie, które przywieźlidrogowcy. Alenajstraszniejsze jest to, co się stało zrośliną,która - jak ci jużpewnie pisałam - jest dla tutejszej ludności bóstwem, a zarazemdostarcza materiału na poszycie dachów. Otóż plantatorzy zbudowali W w tymjałowym zakątku baraki dlarobotników: jeden dla mężczyzn,drugi dla kobiet i dzieci. Ale Olinkowie przysięgli, że nie zamieszkająw domu nie pokrytym liśćmidachowca,tej boskiej rośliny, więcbaraki zostawionow ogóle bez dachów. Potem zaoranowieś Olinkówi cały teren w promieniu wielu kilometrów. Łącznie z chaszczamidachowca, które zniszczono w ten sposób do ostatniej łodyżki. Ledwo wytrzymaliśmy tych kilkatygodni w słonecznym żarze. Wreszcie pewnego ranka obudził nas warkot ogromnejciężarówki,która podjechała do baraków wyładowana blachą falistą. Wyobraź sobie, Celio że musieliśmyzapłacić za tę blachę! Poszłyna to mizerneoszczędności Olinków iprawiecała suma, którą Samueli ja zdołaliśmy odłożyć, żeby mieć za co dalej kształcić dzieci, kiedy jużwrócimy do kraju. Odkąd Corrina umarła, co roku mówiliśmysobie,że teraz to już wracamy, ale coraz bardziej omotywały nas problemyOlinków. Celio, nie manic brzydszego niż blacha falista. Szamoczącsię z twardymi, zimnymi arkuszami, żeby jakoś ułożyć to błyszczącepaskudztwo nadachach baraków, kobiety podniosły ogłuszającylament, który niósł się całymi kilometrami i odbijał echem w jaskiniach. Dopiero wtedy Olinkowie przyznali się wobecsamych siebie doprzynajmniej chwilowej porażki. Chociaż nie proszą nas już o nic prócztego, żebyśmy dalejuczyliich dzieci (bo przecież widzą jakbezsilni jesteśmymy sami i nasz Bóg),Samuel i ja uznaliśmy, żemusimy jakoś zareagować na tępodłośćpoprzedzoną tyloma innymi chociaż wiele bliskich nam osób uciekło,żeby się przyłączyć do tak zwanych mbele, czyli leśnych ludzi, którzyżyją ukryci głęboko w dżungli, bo nie chcą pracować dla białych anibyć w ich władzy. Zabraliśmy więc dziecii pojechaliśmy do Anglii. Była to niesamowita podróż, Celio - nietylko dlatego, że zdążyliśmy już prawie zapomnieć o reszcie świata, o statkach, piecachwęglowych, latarniach ulicznych i owsiance ale i dzięki temu, że tymsamym rejsem płynęła ta biała misjonarka, o której opowiadano namprzed laty. Na starość postanowiła daćsobie spokój z pracą misyjnąiwrócić do Anglii. Podróżowała z małym Afrykaninem, przedstawiając go jako swojego wnuka! Oczywiście niesposóbbyło nie zauważyć podstarzałej białej kobiety, której towarzyszył czarny malec. Na statkuzrobił się szumek. 19^. Misjonarka codziennie spacerowała po pokładzie z chłopcem wedwójkę, a grupki białych pasażerów milkły, kiedy mijała je ta para. Jest to dziarska żylasta kobieta o niebieskichoczach, o włosachkolorusrebra i suchejtrawy i małym podbródku. Mówi takim głosem,jakbypłukała gardło. Niedługo skończę sześćdziesiąt pięć lat, powiedziała,kiedy pewnego wieczoruzdarzyło nam sięjeść kolację przy jednymstoliku. Prawie całe życie spędziłam w tropikach. Ale teraz zanosisię na wielkąwojnę. Większą niż ta, którą właśnie zaczynali w Europie, kiedystamtąd wyjeżdżałam. Anglii mocno się tym razem dostanie, ale jakośchyba przetrwamy,powiedziała. Tamta wojna mnieominęła. W czasienastępnej mam zamiar być na miejscu. Samuel i ja nigdy właściwie nie myśleliśmy o wojnie. Jak to, zdziwiła się. W całej Afryce dzieją się rzeczy, które jązwiastują. WIndiach pewnie też. Najpierwbudują drogę do tegomiejsca, gdzie trzymasz swoje bogactwa. Potem wycinająci drzewa,żeby zbudować statki i zrobić meble dla kapitanów. Jeszcze późniejcałą twoją ziemię obsadzają czymś niejadalnym. Potem zmuszają de,żebyś ją uprawiał. W całej Afrycetak terazjest, powiedziała. WBurmiepewnie też. Ale Harold i ja postanowiliśmy wyjechać. Prawda, Harry? - rzekła do chłopca, częstując go sucharkiem. Mały nie odpowiedział, tylko z zadumą pogryzał sucharek. NiebawemAdam i Oliviawywabiligo na wyprawę badawczą do szalup, Doris (tak właśnie się ta kobieta nazywa: Doris Baines)miałaciekawe życie. Ale nie będę cię zanudzać historią któramnie samąw końcu znudziła. Przyszłana świat w Anglii,w bardzo majętnej rodzinie. Jej ojcembył LordJakiś Tam. W domu nieustannie wydawano przyjęcia, alenudne. Azresztą Doris chciała pisać książki. Jej rodzice byli temuprzeciwni. Bezwzględnie. Mieli nadzieję, że wyjdzie za mąż. Ja i małżeństwo! -krzyknęła gromko. (Miewa czasem przedziwnezagrania). Robili co mogli, żeby mnie przekonać. Nawetsobie nie wyobrażacie. Miałam wtedy dziewiętnaście, dwadzieścia lat i już nigdypotem nie widziałam tylu świetnie odżywionych młodzieńców. Każdybył gorszym nudziarzem od poprzedniego. Czy możebyć coś bardziej 196 idnego niż Anglik z wyższychsfer? - spytała. Przypominają jakieśoleme grzyby. Ględzila bez końca podczas wszystkich kolacji, bo kapitan raz na(twsze posadził nas przy tym samym stoliku. Pomysł,żebyzostaćtisjonarką, wpadł jej zdaje siędo głowy, kiedy szykując się pewnegofcczorado kolejnej nudnej randki leżała w wannie, myśląc o tym, że"dwojga złego lepszy byłby już klasztor niż ten pałac, w którymEEyszło jej mieszkać. W klasztorze mogłaby myśleć,pisać. Mogłabysobiedecydować. Zaraz, chwileczkę. Będąc zakonnicą nie decydoałaby o sobie. Robiłby to za nią Bóg. Niepokalana Dziewica. Matkairzełożona. I tak dalej, i tak dalej. Ale gdyby została misjonarką! Hen,(Indiach, w dzikiej dżungli! Brzmiało to rozkosznie. Zaczęła więcw sobie pielęgnować pobożną fascynację poganami. Wyprowadziła w polerodziców. Wyprowadziła w pole Towarzystwołtisjonarzy. Będąc pod wrażeniemjej zdolności językowych zarządlysłał ją do Afryki (gorzej nie mogła trafić! ), a tam zaczęła pisaćowieści o wszystkich sprawach pod słońcem. Mój pseudonim literacki brzmiJared Hunt, powiedziała. Bezj;trudu podbiłam publiczność angielską, a nawet amerykańską. Zdobyłam bogactwo isławę. Czytelnicy myślą,że jestem ekscentrycznympustelnikiem, który prawie nic innego nie robi, tylko wciąż poluje nanką zwierzynę. Chyba nie myślicie, że sobie szczególnie zawracałam głowę pogaimi? - spytała w kilka wieczorówpóźniej. Nie widziałam powodu,pby ich zmieniać. Zresztą oni chyba też dosyć mnie lubili. Sporo imkońcu pomogłam. Byłamprzecieżpisarką i w ich sprawie teżsmarowałamcałe stosy papieru. Pisałam o ich kulturze, zachowaich, potrzebach i tym podobnych rzeczach. Zdziwilibyście się,ybymwam powiedziała, jak ważna jest potoczystość stylu, kiedycesię zdobyć pieniądze. Bezbłędnie opanowałam miejscowy językeby się odczepić od różnych wścibskich osób z misjonarskiej centraliiatam w nim całe sprawozdania. Z familijnego skarbcaudało mi się'dobyć prawie milionfuntów zanim cokolwiekdostałam od stowafssmmisyjnych czy odrozmaitych bogaczy, którzy są starymizyjaciółmi mojej rodziny. Zbudowałam szpital, gimnazjumi liceum. i basen - jedyny luksus, na jaki sobie pozwoliłam, bo w rzeceławki człowieka obłażą. 197. Nie uwierzylibyście, jaki miałam tam spokój! - powiedziała przyśniadaniu w połowie drogi do Anglii. Już po roku cały mój układzpoganami działałjakszwajcarski zegarek. Z miejsca im oświadczyłam, że ich dusze nic mnie nie obchodzą, że chcę pisać książkii żeby nikt mi głowy nie zawracał. Za tę przyjemność gotowa byłamzapłacić. I to całkiem hojnie. Pewnego dnia wódz w przypływie uznania, którego widocznie nieumiałinaczej wyrazić, podarował mi dwie żony. Chyba mało ktowierzył, że jestem kobietą. Wyglądało na to, że poganie zachodząw głowę, kim właściwie jestem. W każdym razie zapewniłam tymdwóm dziewczynom jak najlepsze wykształcenie. Oczywiście posłałamje do Anglii na studia medyczne i ogrodnicze. Kiedy wróciły, przywitałam je serdecznie i wydalamzadwóch młodych ludzi, którzy zawszekręcili się koło domu,a wtedy zaczął się najszczęśliwszy okres w moimżyciu, bo zostałam babką ich dzieci. Powiem zresztą, rzekła rozpromieniona, że okazałam się fenomenalną babunią. Nauczyłam siętego od Akweanów. Oni nigdynie bijądzieci. Nigdy ich nie zamykająw osobnej izbie. W okresiepokwitania robią ten swój rytualny zabiegi wtedy leje siętrochę krwi. Ale matka Harry'egojest lekarką i zmienitenobyczaj. Prawda, Haroldzie? W każdymrazie jak wrócę do Anglii,powiedziała, to położę krestej ich cholernej inwazji. Już ja im powiem, co majązrobić z tą swojącholerną drogą z cholernymi plantacjami kauczuku i z tymi cholernymi angielskimiplantatorami i inżynierami, którzy są wprawdzieopaleni, ale wciąż cholernie nudni. Jestembardzo bogata,a międzyinnymi należy do mnie wioskaAkwee. Przemówień tych wysłuchiwaliśmy w milczeniu, z jakim takimuszanowaniem. Dzieci bardzo poczuły wielką sympatię do małegoHarolda, chociaż przy nas ani razusię nie odezwał. Chyba dosyć lubiłswoją babkę, lecz choć jej słowotoków słuchał z przytomną iuważnąminą, wprawiały go one w zupełne oniemienie. Ale przy naszachowuje się zupełnie inaczej, powiedział Adam,któryprzepada za dziećmi i wciągu pół godzinyumie się porozumiećz każdym malcem. Żartuje, śpiewa, błaznuje i zna wiele różnych gieri zabaw. W dodatku prawieprzez cały czaspromiennie sięuśmiechaa zęby ma wspaniałe, zdrowe, prawdziwieafrykańskie. Pisząc o tym jego promiennym uśmiechu nagle sobie uświadomi198 , że podczas tejpodróży Adam jest niezwykle jak na siebie ponury. Wszystkim sięinteresuje i ekscytuje, ale niemożna powiedzieć, żeby promieniał - chyba że akurat jest przy nim mały Harold. Będę musiała spytać Olivię, co się stało. Jest bardzopodniecona^yśląo powrocie do Anglii. Matka opowiadała jej o strzechachDgielskich domów i o tym, jakie są one podobne doliściastychachów z wioski Olinków - tyle że czworokątne: kształtem przypomiają raczej kościół iszkołę niżnasze domy. Olivii wydawało się toardzo dziwne. Kiedy dopłynęliśmy do Anglii, Samuel i ja przedłożyliśmy skargitlinków biskupowiangielskiego odłamunaszego kościoła,dosyćnlodemu człowiekowi w okularach. Biskup przeglądałcały stos doyocznychsprawozdań Samuela. O Olinkach nawet nie wspomniał. pytał natomiast, jak dawno Corrina umarła i czemu natychmiast poJej śmierci nie wróciłam do Ameryki. Pojęcia nie miałam, o co mu chodzi. Pozory,panno . , powiedział. Pozory. Proszę się zastanowić, coobie myślą tubylcy? O czym? - spytałam. No, no, powiedział. Zachowujemy się jak rodzeństwo, rzekł Samuel. Biskup uśmiechnął się szyderczo. Tak, żebyś wiedziała. Poczułam, że się rumienię. Na tym sprawa się nie skończyła, ale po co mam cito wszystkowalać na kark? Wiesz, jacy są niektórzy ludzie, a biskupwłaśnie dotóch należał. Samueli ja wyszliśmy, nie zamieniwszy z nim ani słowag problemach Olinków. , Samuel był wściekły, a ja przestraszona. Powiedział, że jeśli chce^ypozostać w Afryce, to nie pozostaje nam nic innego,tylko"tzyłączyć się do leśnych ludzi zwanych mbele i namówić wszystkichlinków, żeby poszli za naszym przykładem. A jeśli nie zechcą? - spytałam. Jest wśród nich wielu starców,Bórzyjuż nie mogą wrócić do dżungli. Wielu jestchorych. Kobietygląją małe dzieci. A z drugiej strony młodzież chce mieć roweryiangielskie ubrania. Lustra i lśniące garnki. Młodzichcą pracowaćł białych, żeby sobie kupić te rzeczy. 199. Rzeczy! - ze wstrętem rzekł Samuel. Te cholerne rzeczy! Takczy owak spędzimy tu cały miesiąc, powiedziałam. Wykorzystajmy go jak najlepiej. Ponieważ tyle pieniędzy wydaliśmy na blaszane dachy i podróżstatkiem, pobyt w Anglii upłynął nam ubożuchno. Był to jednak dlanas bardzo dobry miesiąc. BezCorriny zaczęliśmy czuć,że jesteśmyrodziną. Na ulicy przygodni znajomi (ci, którzy w ogóle z namirozmawiali) nigdy nieomieszkali powiedzieć, że dzieci są do nasniezwykle podobne. One też z czasem uznały toza rzecz naturalnąi zaczęły samodzielnie zwiedzać miejsca,które budziły ich ciekawość. Mniei swojemu ojcu pozostawiały spokojniejsze,bardziejstateczneprzyjemności. Jedną z nichbyła zwykła rozmowa. Samueloczywiście urodziłsię na północy w Nowym Jorku i tamteż dorastał i chodził do szkół. Corrinę poznał przez swojąciotkę,która razem z ciotkąCorrinybyła niegdyś misjonarką w KongoBelgijskim. Często jeździłz ciocią Altheą do Atlanty, tam bowiemmieszkała ciotka Corriny, Teodozja. Starszepanie wspólnie przeżyłyniesłychane rzeczy, powiedział miSamuelze śmiechem: napadały je lwy, goniły stada słoni, zalewałydeszcze, a "krajowcy" toczyli z nimi wojny. Opowiadały wręcz niewiarygodne historie. Dwie bardzo poprawne damy siedziały w swoichfalbankach i koronkach na kanapie wypchanej końskim włosiemisolidnie zabezpieczonej pokrowcem i przy herbatce snuły zdumiewające opowieści. Kiedy Corrina i ja mieliśmy po kilkanaście lat,próbowaliśmy układać komiksy na podstawie tych historyjek. Wymyślaliśmy różnetytuły, na przykład: TRZY MIESIĄCE W HAMAKUczyli STARTE BIODRA CZARNEGO LĄDU. Albo: MAPA AFRYKI: PRZEWODNIK PO TUBYLCZEJ OBOJĘTNOKCIWOBEC SŁOWA PAŃSKIEGO. Naśmiewaliśmy się z nich, alekiedyopowiadały o swoich przygodach,słuchaliśmy niemogąc sięoderwać. Starsze panie wydawały siętakie solidne. Takie nienaganne. Naprawdę nie sposób było sobiewyobrazić, że własnoręcznie zbudowałyszkolę w buszu. Że walczyły z gadami. Albo z wrogimplemieniemAfrykanów, którzyuważali, że skoromisjonarki z tyłu sukni mającoś. co wygląda jak skrzydła, to powinny umieć fruwać. "Busz? " - mówiłado mnie kpiącoCorrina albo ja do niej. Już sam dźwięk tego słowa 200 wprawiałnas w stan cichej histerii, chociaż przez cały czas spokojniepopijaliśmy herbatkę. Bo starszepanie oczywiście nie zdawały sobiesprawy, że są komiczne, a nas śmieszyły, i to bardzo. Nasze rozbawienie było tymwiększe, że w tamtych czasach Afrykanie uchodzili nietylkozadzikusów, ale za niezdary i ofermy, tak samo niezdarnei ofermowate jak ich pobratymcy w naszej ojczyźnie. Ale starannie- żeby nie powiedzieć: drobiazgowo- unikaliśmy tego bardzo oczywistego skojarzenia. Matka Corriny, kobieta do głębi przejęta prowadzeniem domui macierzyństwem, nie lubiła swojej siostry, żywiącej większy pociągdo przygód. Nigdy jednak nie zabraniała córce tych wizyt. A kiedyCorrina wystarczająco urosła, matka posiała ją do Seminarium Spelmana -do tej samej szkoły, doktórej chodziła ciotka Teodozja. Byłato bardzo ciekawa szkoła. Założyły ją dwie białe misjonarki z NowejAnglii, które zawsze ubierały się jak bliźniaczki. Seminarium powstałow podziemiach kościoła, ale niebawem przeniosło siędo budynkukoszar, Z czasem obu paniomudało sięwydobyćod kilku najbogatszych Amerykanówznaczne sumy, więc szkoła się rozrastała. Przybywałobudynków, drzew. Dziewczęta uczono wszystkiego potrochu: czytania, pisania,arytmetyki, szycia, sprzątania, gotowania. Przedewszystkim jednak sposobiono jedo służby Bogu i ludziom kolorowym. Oficjalne mottostwierdzało: NASZASZKOŁA BEZ RESZTYODDANA JEST CHRYSTUSOWI. Ale ja zawsze uważałem, żemotto nieoficjalne powinno brzmieć:NASZA WSPÓLNOTA OBEJMUJE CAŁY KWIAT, bozaledwie któraś z dziewcząt skończyłaSeminarium Spelmana, natychmiastzaczynała działać na rzecz swoichpobratymców w dowolnej części świata. Zdumiewająca historia: temłode kobiety były nadzwyczaj uprzejme i poprawne, a niektórez nich nigdy nie wystawiły nosaze swoich prowincjonalnych miasteczek (poza tym, że przybyły do Seminarium), ale bez wahaniapakowały manatki i wyruszały do Indii, do Afryki, na Wschód. Albodo Filadelfii czy do Nowego Jorku. Mniej więcej sześćdziesiąt lat przed założeniem szkoły Indianomzplemienia Cherokee, którzy wtedy mieszkali w Georgii kazanoopuścić domy i pomaszerować przez śniegi doobozów przesiedleńczych w Oklahomie. Po drodze jedna trzecia umarła. Wielu jednak niechciałoopuścić Georgii. Ukryli się wśród czarnych i w końcu zmieszali 201. się z nami. U Spelmana uczyło się sporo dziewcząt o takim mieszanymrodowodzie. Niektóre wiedziały o swoim pochodzeniu,ale większośćjuż o nim nie pamiętała. Jeżeli się w ogólenad tym zastanawiały (awtamtych czasachmałokto myślał o Indianach, bo ich po prostu niebyło w najbliższej okolicy), to przypuszczały, że żółtawą albo czerwonawą skórę i falujące włosy mają po białych przodkach, a nie poindiańskich. Nawet Corrinatak sądziła, rzekł Samuel. Ale ja zawsze wyczuwałemjej indiańską naturę. Była taka cicha. Takarefleksyjna. Zezdumiewającą szybkością potrafiła usunąć z widoku własną duszę, gdytylko się zorientowała, że otoczenie jejnie uszanuje. Podczas pobytu w Anglii Samuel mówiło Corrinie bez widocznychtrudności, a imniełatwo było słuchać. Jakie to wszystko nieprawdopodobne, powiedział. Jestem podstarzałym mężczyzną, którego marzenia opomaganiu bliźnim okazałysię już nie marzeniami, a mrzonkami. Te dzieci, którymi byliśmyCorrina i ja, śmiałyby się z nasdo rozpuku. DUREŃ Z ZACHODUczyli DWADZIEŚCIA LAT GŁUPOTY. DACHOWICA OSKRZELOWA: TRAKTAT O TROPIKALNEJ DAREMNOŚCI. I takdalej. Ponieśliśmy kompletnefiasko, stwierdził Samuel. Staliśmy sięrównie śmieszni jak Althea i Teodozja. Myślę, że właśnie ta świadomośćbyła podłożem choroby, na którą umarła Corrina. Miała dużowięcej intuicji niż ja. I większy dar rozumienia ludzi. Powiadała, żeOlinkowie nas nie cierpią, a jatego nie chciałem widzieć. Ale wiesz co,oni nas rzeczywiście nie znoszą. Nie,odparłam, to nie tak. Z ich stronyto raczej obojętność. Czasemmiewam wrażenie,że jesteśmy przynich jak muchy nagrzbiecie słonia. Przypomniałem sobie coś,co się zdarzyło najednym z czwartkówciotki Teodozji, zanimCorrina i ja pobraliśmy się, ciągnął Samuel. Ciotka naspraszala całe mnóstwo "poważnych młodychludzi", jak ichnazywała, abył wśród nich młody naukowiec z Harvardu,Edward. Nazywał się chyba DuBoyce. W każdym razie ciotka Teodozjarozwodziła się nad swoimi afrykańskimi przygodami, zmierzając do tego,żeby powiedzieć, jak to Leopold, król Belgii dał jej medal. Otóż tenEdward, a może Bili, miał bardzopopędliwe usposobienie. Widać tobyło w wyraziejego oczu, w ruchach. Nie potrafiłusiedzieć spokojnie. 202 Ciotka Teodozja pomałuzbliżała się do tego, żeby opowiedzieć, jakąradosną niespodziankę sprawiłjej medal - który był przecież dowodem, że jako misjonarkaw królewskiej kolonii oddała bezprzykładneusługi - gdyDuBoyce zaczął nerwowoprzytupywać jedną stopą. Najwidoczniej nie mógł zapanować nad tym odruchem. Corrina i jaspojrzeliśmy po sobie zniepokojem. Widać było gołym okiem, że gośćzna już tę historię i nie jest w stanie wysłuchać jej po raz drugi. Łaskawa pani, rzekł, kiedy ciotka Teodozjaskończyłaopowieśći błysnęła swoim słynnym medalem,pokazując gowszystkim obecnym, czy zdaje panisobiesprawę, że król Leopold obcinał ręcerobotnikom, którzy zdaniem nadzorcówplantacji nie wyrabiali normy? Zamiast hołubić tenmedal jak jakiś skarb powinna go pani uznaćza symbol swojego mimowolnego wspólnictwa z despotą, który dziesiątkitysięcy Afrykanówzmusił do zabójczej pracy, zmaltretowałiwreszcie unicestwił. Wszyscy milczelijak rażeni piorunem, ciągnął Samuel. Biednaciotka Teodozja! W każdym z nas tkwi człowiek, którypragnie dostaćmedal za coś, czego dokonał. Człowiekspragniony uznania. Tymczasem Afrykanie nie rozdają medali - co to, to nie. Mniej więcej taksięzachowują, jakby byłoim wszystko jedno, czymisjonarze w ogóleistnieją. Nie bądź takizajadły, powiedziałam. Jakmam nie być zajadły? - rzekł Samuel. Pamiętaj, że Afrykanie wcale nas niezapraszali. Co za sens miećdo nich pretensje o to, że czujemy się intruzami. Gorzejniż intruzami, rzekł Samuel. Afrykanie w ogóle nas niezauważają. Nie dostrzegają wnas tych braci, których sprzedali w niewolę. Och,Samuelu, powiedziałam. Przestań. Ale on, wyobraź sobie, popłakał się. Och, Nettie, jęknął. Towłaśnie jest sedno sprawy. Nie rozumiesz? My ich kochamy. Próbujemy okazać im tę miłość wszelkimi sposobami. Ale oni nas odtrącają. W ogóle nie słuchają, kiedy próbujemy imopowiadać o swoichcierpieniach. A jeśli nas nawet wysłuchają, to potem wygadują głupstwa. Czemu nie mówicienaszym językiem? - pytają. Czemu niepamiętacie dawnych obyczajów? Dlaczego nie jesteście szczęśliwiw Ameryce, skoro tam wszyscy jeżdżą samochodami? 203. Celio, poczułam, że to najlepsza chwila, żeby go objąć. Tak teżzrobiłam. Słowa, które od dawnatkwiły ukryte w moim sercu, samezaczęły mi się cisnąć na usta. Głaskałam tędrogą mi twarz i głowę,mówiłam mu "kochany" i "najdroższy". I muszę ci wyznać, mojadrogaCelio, że troska i namiętnośćwkrótce zawiodły nas, dokądchciałyMam nadzieję, że kiedy się dowiesz, jak śmiało sobie poczynatwoja siostra, nie będziesz zaszokowana i nie osądzisz mnie zbytsurowo. Zwłaszcza jeśli cipowiem, jak bezbrzeżna to była radość. W ramionach Samuela doznałam najwyższej ekstazy. Właściwie mogłaś już się domyślić, że od dawna się w nimkochałam;ale sama nie zdawałam sobie z tego sprawy. Owszem,kochałamgo jak brata i szanowałam w nim przyjaciela, ale Celio,teraz kocham gotakże cieleśnie, jako mężczyznę! Kocham jego chód,postać, zapach, kręconewłosy. Kochamgładkość jego rąk,Różowośćwewnętrznej strony warg. Kocham jego duży nos. Kochamjego brwi. Kocham jegostopy. I te najdroższe oczy, w których bez trududostrzec można delikatność i piękno jego duszy. Dzieci natychmiast zauważyły, jaka zmiana zaszła wnas obojgu. Nie dasię ukryć, moja droga, że promienieliśmy. Bardzo się kochamy, oznajmiłdzieciom Samuel, obejmując mnieramieniem. Mamy zamiar się pobrać. Ale przedtemmuszę wam powiedzieć cośo sobie,o Corriniei jeszcze o kimśtrzecim, oświadczyłam. Noi opowiedziałam imo tobie, Celio. I otym, ile ich matkaCorńna miała dla nich miłości. I że jestem ich ciotką. Ale,Mamo Nettie, gdzie jest tamta kobieta, ta twoja siostra? - spytała Oliyia. Wytłumaczyłam jej, jakmogłam najlepiej, okoliczności twojegomałżeństwa z panem. Adam natychmiast się zaniepokoił. Jest bardzo wrażliwy, więc to,co pozostaje nie dopowiedziane, słyszy równie wyraźnie jak słowawymówione nagłos. Niedługo wrócimy do Ameryki, rzekł Samuel uspokajającym tonem,i dowiemy się,co u niejsłychać. Kiedy w Londyniebraliśmy prosty ślub kościelny, dzieci wystąpiływ roli świadków. Wieczorem po kolacji weselnej zaczęliśmy się szyko204 wać do spaniai właśnie wtedy Olivia powiedziała mi, co dręczy jejbrata. Otóż Adam tęskni za Tashi. Ale jest też na nią bardzo zły, dodała Olivia, bo kiedy wyjeżdżaliśmy, miała zamiar poznaczyć sobie twarz bliznami. Nico tymnie wiedziałam. Wydawało nam się, że zdołaliśmyzlikwidować między innymi ten obyczaj,który nakazuje wycinaćmłodym kobietom na twarzach plemienne znaki. Ale Olinkowietylkow ten sposób mogą pokazać, że w ogóle mająjeszcze własne obyczaje,wyjaśniła Olivia, chociaż biali zabrali im całąresztę. Tashi nie chciała się poddać temu rytuałowi, aleuległa, żebydogodzić swoim bliskim. Przejdzieteż ceremonię kobiecej inicjacji. Och, tylko nie to, zawołałam. To zbyt niebezpieczne. Cobędzie,jeżeli dostanie zakażenia? Nie musisz mi mówić, powiedziała Olivia. Tłumaczyłam jej, żew Ameryce ani w Europie ludzie nie odcinają kawałków własnych ciał. A zresztą powinnabyłaprzejść tę operację, kiedy miała jedenaście lat,jeśli by w ogóle się na nią decydowała. Teraz jest już za duża. Niektórzy mężczyźni przechodzą obrzezanie, powiedziałam, aleprzytym usuwa siętylko kawałek skóry. Tashi bardzo się ucieszyła, żew Europie ani w Ameryce nieurządza się inicjacji, rzekła Olivia. Odtąd jeszcze bardziej sobie ceniten obrządek. Rozumiem, powiedziałam. Ona i Adam okropnie się pokłócili, jak nigdy przedtem. Tymrazem nie droczył się z nią ani nie ganiał jej po całej wsi,nie próbowałwpiąć jej we włosy gałązek dachowca. Tak się wściekł, że małobrakowało,a byłby ją uderzył. Dobrze, że się powstrzymał, odparłam. Tashi wbiłabymu głowęw krosna. Cieszęsię, że niedługo tam wrócimy, stwierdziła Olivia. Nie tylkoAdam tęskni za Tashi. Pocałowała na dobranoc mnie i swojego ojca. Wkrótce potemprzyszedł Adam i zrobiłto samo. Mamo Nettie, rzekł, siadającprzy mnie na łóżku,po czym poznać,że się kogoś naprawdę kocha? Czasem człowiek samnie zdaje sobie sprawy, powiedziałam. Adam to piękny młodzieniec, Celio. Wysokii barczysty. Głos ma 2oi. głęboki rozumny. Czy już ci mówiłam, że pisuje wiersze? I bardzo lubiśpiewać? Możesz być dumna z takiego syna. Twoja kochająca siostra Nettie P.S. Twój brat Samuel też cię pozdrawia. 206 Najdroższa Celio! Z naszego powrotu wszyscychyba się ucieszyli, ale kiedy powiedzieliśmy, że apel do przedstawicieli kościoła i Towarzystwa Misjonarzy nic nie dał, byli wyraźnie rozczarowani. Uśmiechyznikły zichtwarzy, jakby je sobie starlirazem ze strugami potu. Zgnębieni wrócilido baraków. My z kolei poszliśmy do naszego domu, w którym mieścisięzarazem szkoła i kościół i zaczęliśmy sięrozpakowywać. Dzieci. chociaż właściwie nie powinnam już o nich tak pisać, sąprzecieżdorosłe. no więcdzieci poszły szukać Tashi;wróciływ godzinę później, zdumione. Nigdzie nie było po niej ani śladu. Powiedzianoim, że jej matka Catherine sadzi kauczukowce o kawałek drogi odbaraków. Lecz samej Tashi przez całydzień nie widziano. Olivia byłabardzorozczarowana. Adam silił się na obojętność, alezauważyłam, że z roztargnioną miną obgryza skórki przy paznokciach. Po dwóch dniachstało się jasne, że Tashi rozmyślnie się ukrywa. Jej przyjaciółki powiedziały nam, że podnaszą nieobecność poddałasięobu obrządkom: znaczenia twarzy i kobiecej inicjacji. Adam ażposzarzał, kiedy to usłyszał. Olivia nie przeżyła tego tak boleśnie jakon,tylko jeszcze bardziej sięprzejęła i zaczęła szukać Tashi z tymwiększym zapałem. Zobaczyliśmy ją dopiero wniedzielę. Sporo schudła i była jakaśnieobecna izmęczona. Spojrzenie jej przygasło. Twarz wciąż jeszczemiała opuchniętąod nakłuć: w górnej części każdego policzkawidaćbyło pół tuzina drobnych, starannych nacięć. Wyciągnęła rękę doAdama,ale on jej swojej niepodał. Popatrzy! tylko na blizny, obróciłsięna pięcie i odszedł. Tashi i Olivia uściskały się. Był tojednak uścisk milczący i poważ207. ny. Żadnego rozhukania, żadnych chichotów, których się po nichspodziewałam. Tashi niestety wstydzi się tychblizn na twarzy i prawie nie podnosigłowy. Blizny na pewno ją jeszcze bolą, bosą zaczerwienione ichybasię trochę jątrzą. Ale takwłaśnie tutejsi wieśniacy obchodzą się z młodymi kobietami, a nawet z mężczyznami. Natwarzach własnych dzieci ryjąznakirozpoznawcze swojego ludu. Lecz dzieci uważająte rytualne desenieza oznakę zacofania, za obyczaj pokolenia swoich dziadków, i częstostają okoniem. W takich razach rytuał dokonuje się pod przemocą,w przerażających warunkach. My zapewniamy, dzieciom środki dezynfekujące, bandaże i dach, podktórym mogą się wypłakać i wyleczyćrany. Adam codziennienaciska, żebyśmywracali. Niewytrzymuje jużtakiego życia. Nigdzie w pobliżu nie rosną nawet drzewa. Widzimytylko głazy i skałki. Coraz więcejkolegów Adama ucieka. Naprawdęchodzi oczywiścieo to, że chłopiec nie wytrzymuje naporu sprzecznychuczuć, którymi darzy Tashi. Ona zaś chyba zaczyna zdawaćsobiesprawę, jak wielki popełniła błąd. Samuel ija jesteśmy bardzo szczęśliwi, Celio. A tacy przy tymwdzięczni Bogu za to nasze szczęście! Wciąż jeszcze prowadzimyszkołę dla maluchów. Dzieci od ośmiu lat wzwyż pracują już napolach. Żeby starczyło na czynsz za baraki i na podatek gruntowy,żebybyło za co kupić wodę, drewnoi pożywienie, wszyscy musząpracować. Uczymy więc najmłodsze dzieci, niańczymy niemowlęta,opiekujemy się starcami iludźmichorymi,asystujemy kobietom przyporodach. Nasze dni bardziej niżkiedykolwiek wypełnione są zajęciami, a pobyt w Anglii stał się odległy jak marzenie. Ale widzęterazświat w jaśniejszychkolorach, bo mam kogoś kto mnie kocha i gotówjest wszystko ze mną dzielić. Twoja siostra Nettie 208 Droga Nettie! Mężczyzna o którem myślelim że to nasz Tata nieżyje. Jak możesz wciąż onim mówićTata, spytała się mnie Cuksaktóregoś dnia. Aletera już za późno mówić o nimAlphonso. Nawet nie pamiętamżeby Mamakiedy tak o nim powiedziała. Zawsze tylko Wasz Tatai Wasz Tata. Pewnikiem poto żebyśmy łatwiej uwierzyły. W każdembądź razie Daisy, ta jego mała żonka, zadzwoniła do mnie późnąnocą. Panno Celio, mówi, mam złąwiadomość. Alphonso nie żyje. Kto taki,zdziwiłam się? Alphonso. Pani ojczym. A jakumar, pytam się? Przychodzi mi do głowy że może wpad podciężarówkę, piorun go strzeli! albo się raptem okazało że jest na cośchory. Ale ona mówi Nie, umar we śnie. No,możezresztą nie całkiem. Trochuśmy się zabawiali w łóżku przed spaniem. No to współczuję, mówię. Nowłaśnie, mówi ona, a w dodatku żem myślała że mamchociażtendom ale wygląda na to że będzie paniny i paninej siostry Nettie. Co takiego, pytam się? Paniny ojczym nieżyje już więcejjak tydzień,onana to. Wczorajpojechalim domiasta żeby roztworzyć testament. Jak usłyszałam cotam piszeto o mało żem nie zemglała. Wasz prawdziwny tatabyłwłaścicielemziemni, domu i sklepu. Wszystko zostawił waszej mamie. Jak waszamama umarła to majątek przeszed napaniąi paniną siostręNettie. Nie wiem czemu Alphonoso nigdywam o temnie powiedział. Ja tam nic od niego nie chcę, mówię. Słyszęże Daisy aż wciągła powietrze. A paniną siostraNettie tyżtak uważa, pyta się mnie? 209. Ja tymczasem już się trochę ocktam. Zanim Cuksaprzewróciła sięna drugi bok i spytała się kto dzwoni zaczęło mi świtać o co tu sięrozchodzi. Nie bądź głupia, mówi Cuksa itrąca mnienogą. Masz tera własnydom po rodzicach. A ten kundel co robił za twojego ojczyma to tylkoprzelotny smród. Ale janigdy nie miałamswojego domu, tłomaczęjej. Boję sięnawet o tem pomyśleć. A nadodatek tamten dom jest większy oddomu Cuksy i naobkoło ma więcej ziemni. No i jeszcze ten sklep. MójBoże, mówię doCuksy. Ja i Nettie mamy tera własny skleptekstylny. Cobędziemy sprzedawać? Może spodnie, mówi Cuksa? No więc odłożylim słuchawkę iczem prędzej pojechalim tamjeszczeraz żeby zobaczyć jakto wszystko wygląda. Będzie z kilometer przed miastem dojechalim do cmentarza czarnych. Cuksasmacznie spala alecoś mi mówiło żeby jednak wjechać nacmentarz. No i zara zobaczylim coś jakby nieduży wierzowiec. Zatrzymałam auto i podeszłam bliżej. No i rzeczywiście na tem wierzowcu nazwisko Alphonsa. Nazwisko i pełno różnychróżności. Członektego i owego. Czołowy przedsiębiorca i farmer. Wzorowymąż i ojciec. Dobry dla bidnych i bezradnych. Umardwa tygodnietemu ale wciążma świeże kwiaty na grobie. Cuksa wysiada z auta i staje kołomnie. W końcu ziewai się przeciąga. Ten skurwiel wciąż nie żyje, mówi. Daisy niby się cieszy żeśmy przyjechały ale to tylko udawanie. Madwoje dzieciów i chiba znowuż jest wciąży. Ale chodzi ładnie ubrana,ma samochód, no i Alphonsozostawił jej wszystkie piniędze. Swojąrodzinę tyż pewnikiem zdążyła urządzić bez ten czas coz nim żyła. Panno Celio, mówi, ten stary dom cogo pani pamięta zostałzburzonyżeby Alphonso miał gdzie zbudować nowy. Zamówił projektu architektaz Atlantya te kafelki wziął i sprowadził aż z NowegoJorku. Jak to mówiła tocały czas stalim w kuchni. Alewszędziepoukładałkafelki, powiada. W kuchni, w tułalede, na ganku, zadomem. Naobkoło kominków w holuod frontu i od tyłu. Ale dom masię rozumić należy się temu czyja ziemnia. Meble oczywiście zabrałambo Alphonso kupił je specjalniedla mnie. Proszębardzo, mówię. Wciąż mi sięw głowie nie mieści że mam 210 własnydom. Jak tylko Daisy zostawiła mnie z kluczami zaczęłamlatać z pokoju dopokoju jak wariatka. O, popatrz się,mówię doCuksy icoś jej pokazuję palcem. Albo to! - i pokazuję co inne. Aonasię patrzy i uśmiecha. Co przystanę na chwilę to mnie ściskabo pókilatam to nie może. Dobrze ci sięwiedzie pannoCelio, mówi. Bóg wie gdzie cię szukać. Potem wyjęła ztorby cedrowe patyczki i zapaliła jea jedendalamnie. Zaczęlim odsamego strychu i wykadzilim cały dom ażdopiwnicy żeby wygnać wszystko zło i zrobić miejsce dla dobra. Och, Nettie, mamy dom! Taki duży że zmieścimy się my i naszedzieci, twój mąż i Cuksa. Teranaprawdęmasz dokądsię wrócić - dowłasnego domu! Twoja kochająca siostra Celia 211. Droga Nettie! Sercemam złamane. Cuksa kocha kogo innego. Może jakbymsię była została zeszłego lata w Memphis to by dotego nie doszło. Alebez całe lato szykowałam dom. Chciałam żeby byłgotów w razie jakbyś szybko przyjechała. Bardzo jest tera pięknyiwygodny. Znalazłam jedną miłą panią żeby w nimmieszkała i dbałao niego. No i wróciłam się doCuksy. PannoCelio, mówi Cuksa, może byśmyuczciły twój powrótchińskiem obiadem? Uwielbiam chińską kuchnię więc pojechalimdo restaurancji. Z tejcałej radości że się wróciłam nawet żem nie zauważyła jaka Cuksa jestznerwowana. Kawał z niej kobity ale tak wogle to ma dużowdzienkunawet jak się o coś wścieknie. A tu widzę że raptem nie umi jeśćpałeczkami. Przewraca szklankę zwodą. Nie wiadomo czemu pasztecik z jajkiem jej się rozwinął natalerzu. Widzę co siędziejeale myślę żeto wszystko tylko z radości żeprzyjechałam. Więcsięprzed nią puszę i strojęminy i dalej sięopycham zupą wonton i smażonem ryżem. Wreszcie podali nam placki z wróżbami. Uwielbiam je. Takie sąładniutkie. Od razu roztwieram swoją wróżbę, czytam a tam piszeJesteś jaka jesteś więc czeka cię szczęśliwa i pogodna przyszłość. Przeczytałam to i wśmiech. Podaję kartkę Cuksie. Czyta i sięuśmiecha. Czujężejestem w przyjaźni ze światem. Cuksa pomału wyciąga swój papirek jakby się bała co tam pisze. No, mówię? Ona tymczasem czyta. Co ci wyszło? Onapatrzy się na karteluszek, potem na mnie. Tu piszeże sięnapalam na dziewiętnastoletniego chłopaka, mówi. " Pokaż, mówię ze śmiechem. I czytam nagłos. Sparzonypalec niezapomina ognia, Próbuję ci powiedzieć, mówiCuksa. Co mi próbujesz powiedzieć, pytam się? Takawidać jestem tępa żejeszcze do mnie nie dotarło. Choćby dlatego że dawno nie myślałamo chłopcach a o mężczyznach to już wogle nigdy. Zeszłego roku, mówi Cuksa, przyjęłam do kapeli nowego muzyka. Mało brakło a byłabym go nie wzięła bo umi grać tylkona fleciea blues zfletemto przecie do niczegoniepodobne. Przynajmniejjażem uważała że to idiotyczny pomys. Ale takie już moje szczęścieżeflet to akuratnie to czego w bluesie brakło. Ledwom usłyszała jakGennaine gra od razu to zrozumiałam. Germaine, pytam się? Tak, mówiCuksa,Germaine. Niewiem kto mu dał takie pedalskieimię ale do niego pasuje. No i dalej się rozpływać nad tem chłopakiem. Jakbym nie mogłasię doczekać kiedy mi wreszcie opowie jaki to on wspaniały. Och, mówi, taki jestmalutki. Taki uroczy. Ma zgrabną pupę. Wiesz, naprawdę ekstra. Tak się przyzwyczaiła mówić mi o wszystkiem żetrajkocze jak najęta i co i ruszbardziejpo niej widać jaka jestnapalona i zakochana. Zanim skończyła opowiadać ojego roztańcowanych stopkachi wróciła siędo jego miodowych kędziorówzdążyłam się poczuć jak ostatni śmieć. Przestań Cuksa, mówię. Przeciety mniezabijasz. Urwała w pół słowa. Łzy napłynęły jej do oczu, twarz się skurczyła. O Boże, Celio, powiada. Przepraszam. Strasznie chciałamkomuś powiedzieć azwykle wszystko mówię właśnie tobie. No, mówię,jakby słowa zabijały to jużby mnie wieźli karetką. Schowała twarz w dłoniach i w plącz. Celio, powiada bez palce,wciąż de kocham. Ale ja nic tylko siedzę i się na nią patrzę. Moja zupawontonjakbyzamarzłana lód. Coś się tak przejęła, pyta mniepotem w domu. Gradymehiba sięnigdynie przejmowałaś. A to był przecie mój mąż. Przy Gradym nigdyoczyd się tak nie błyszczały, myślę. Alenicnie mówię bo jestemza daleko. No pewnie,ona nato,przecie to taki tuman. OJezu. Jak się 2ii. kończy gadka o trawie i o kobitach to się kończy i Grady. Ale mimowszystko, powiada. Ja milczę. Cuksa się śmieje ale trochu na silę. Jakwyrwałza MaryAgnes to z radości nie wiedziałamco robić, mówi. Nimam pojęcia kto go uczył jak się zachować w sypialni. Pewnikiemjaki handlarz mebli. Ja dalej nic nie mówię. Bezruch, chłód. Wielkie nic. Coraz szybciejnadchodzi. Zauważyłaś że jak razem pojechali do Panamytonawet żem niezapłakała? Ale jak tyż oni będą wyglądać w tejPanamie? Bidna Mary Agnes, myślę sobie. Kto by nato wpadże tenstarytuman Grady wyląduje wPanamie na własnej plantacji trawy? Oczywiście robią kupę szmalu, mówi Cuksa. A Mary Agnes toteranajwiększa elegantka w Panamie, przynajmniej takmi pisze. Dobreito że Grady pozwala jejśpiewać. Chociaż te strzępki piosenekktórych jeszcze nie zapomniała. Ale żeby do Panamy? Gdzie towoglejest? Gdzieś koło Kuby? Powinneśmy się obie razem wybrać naKubępanno Celio. Tam jest gdziesię zabawić, co krok to kasyno. Kolorowiz Kuby często wyglądają jak Mary Agnes. A inni sączarni jak my. Aleto i tak wszystko jedna i tasamarodzina. Jak ktoś próbuje siępodszyćpod białego to mu zara wypomną babkę. Nic nie mówię. Modlę się o śmierć żebym już nigdy niemusiała sięodzywać. No dobra, mówi wreszcie Cuksa. Zaczęło się jak byłaś w temswojem domu. Tęskniłam za tobą, Celio. A wiesz przecie żetemperamentna ze mnie kobita. Poszłam po kawałek papini od wykrojów i napisałam do niej dwasłowa: Zamknij się. Ale Celio,ona na to. Zrozum. Starzeję się. Jestem gruba. Nikomujuż się nie podobam tylko tobie. Przynajmniej tak mi się zdawało. A on ma dziewiętnaście lat. Taki dzieciak. Ile to może potrwać? Ale to mężczyzna, piszę. Owszem, mówi Cuksa. Mężczyzna. Wiem jak ich kochasz. Ale janie jestem taka jak ty. Nigdy niezgłupieję ażtak żeby któregoś wziąćna seńoale zniektómemimożna się nieźle zabawić. Oszczędź mnie, piszę. Celio, mówi Cuksa. Daj mi pólroku, o nic więcej nie proszę. Po)roku na mój ostatni wyskok. Nie mogę go przegapić,Celio. Za słaba 214 jestem żeby sobie darować takie coś. Ale jeżelidasz mi te pólroku topotem się postaram żebynam się żyło jak dawniej. Trudno będzie, piszę. Celio,pyta sięCuksa, kochasz mnie? Klękła przede mną izapłakuje podłogę. Serce tak mnie boli że aż nie do wiary. Taki bólajeszcze nie pękło. Ale nic nie poradzę że jestemkobitą. Kocham cię,mówię. Cokolwiek się stanie cokolwiek zrobisz kocham cię. Trochu zaczęłapojękiwać. Oparła głowę o moje krzesło. Dziękujęci, powiada. Ale nie mogętutej zostać, mówię. Ależ Celio, ona na to, jak możesz ode mnie odejść? Jesteś mojąprzyjaciółką. Kochamtego dzieciaka ale boję się tego jak samejśmierci. Jest trzy razy młodszy ode mnie. Trzyrazy drobniejszy. Nawet trzy razy jaśniejszy. Znowuż próbujesię roześmiać. Wieszprzecie że zrani mnie gorzejniż ja ciebie. Proszę, nie odchodź. Akuratnie zadzwonił dzwonek. Cuksa wytarła twarz i poszłaotworzyć. Zobaczyła ktoto i wyszła za drzwi. Zara potem usłyszałamże jakieś auto odjeżdża. Położyłam się spać. Ale snu nie zaznałam tejnocy. Módlsię za mną Twoja siostra Celia 215. Droga Nettie! Jednoco mnie trzyma przy życiu to to że widzę jak Henriettawalczy ze śmiercią. A walczyć to ona umi, jeszczejak. Co dostanieatakuto tak się drze że umarłego by obudziła. Leczymy ją tak samojakżeś pisała że się leczą ludzie w Afryce. Codzienniedajemy jejignamy. Tak się akuratnie składa że ona ichnie cierpii bez krępacjidaje namo tem znać. Wszyscyschodzą się z bliskai z daleka i próbująwymyślać różne dania z ignamów co by nie smakowały ignamami. Przynoszą nam pełnetalerze ignamowych jaj, ignamowych flaków,ignamowych sznycli zkozy. I różne zupy. Mój ty Boże, ludzie pichcąje z czegosię da tylko niez zelówek byle czemsiś zgłuszyć smakignamów. AleHenriettasię upiera że tak czy owak go czuje i niewielebrakuje żeby cisła talerzem bez okno. Obiecujemy jej że już niedługobędzie miała trzymiesiące wytchnienia odignamów ale onamówiżeten czas chiba się nigdy nie zacznie. Tymczasem wszystkie stawy jejspuchligorączkę ma taką żeaż parzy. Mówi że wgłowie to ma chibapełno małych białychludzików zmłoteczkami. Jak odwiedzam Henriettę to nierazsię natykam na pana . On tyż po swojemu wymyśla różne chitre przepisy. Jednego razu naten przykład schował ignamy w fistaszkowem maśle. Siadamyz Harpem i ze Sofią przy kominku i gramy parę rozdań wista a ŚmieQ i Henrietta słuchająradia. Czasem odwozi mnie do domuswojemautem. Dalej mieszkaw temsamem małem domku, już od takdawnaże małoco sięodsiebieróżnią: jakipan taki kram. Na ganku dwazwykłe krzesła odwróconedo ściany. Nabalustradach puszki a w nichkwiaty. Ale tera domekzawsze świeżo malowany. Na biało. Nigdy byśnie zgadła co pan zbiera - ot, dla zabawy. Muszle. Jakietylko są. Żółwi, ślimaków i wszelakich morskich stworzeń. 216 Żeby tak prawdę powiedzieć towłaśnie temi muszlami zwabi! mnienazad do siebie do domu. Akuratnieopowiadał Sofii o jakiejsik nowejmuszli że kiedy ją przyłożyć do ucha to szumi głośno jak morze. Poszlim obejrzeć. Muszladuża i ciężka a cętkowana jak kura- Noi rzeczywiście jak żem posłuchała to było tak jakby fale biły mi prostow ucho albo co. Nikt z nasnigdy niewidział oceanu alepan czytał o nim w książkach. Muszletyż zamawia podługksiążek, cały dom niemizawalony. Kiedy je komu pokazuje to mało coo nich opowiada ale każdąjedną tak trzyma w rękujakbydopiero jądostał. Cuksatyżmiałakiedyś muszlę, mówi. Dawno temu, zara jak siępierszy raz spotkalim. Wielką, białą, jakbywachlarz. A powiedz, onadalej tak lubi muszle? Nie, mówię. Tera lubi słonie. Odczekał chwilę a potem wziąłi poodkładai wszystkie muszle namiejsce. A ty coś szczególnie lubisz, pyta się? Strasznielubię ptaki,odpowiadam. A wiesz co, mówi on, kiedyś to żeśmi się wydawała podobna doptaka. Dawno temujak tylkoze mną zamieszkałaś. Boże jak ty wtedywyglądałaś, skóra i kości. I o byledrobiazg gotowa żeś była odfrunąć. Zauważyłeś, mówię. Zauważyłem,powiada, tylko byłem taki głupi żem się uparł temnie przejmować. No, mówię, jakoś toprzeżylim. Pamiętaj że dalej jesteśmy małżeństwem, mówi on. Nie, mówię. I nigdy nie bylim. Wiesz żeod tego pobytu w Memphis galanto wyglądasz, powiada. Tak, mówię, Cuksa o mniedba. A jak zarabiasz na życie? Szyjęspodnie. Rzeczywiście, prawie cała rodzina chodziw spodniachtwojegoszycia. Znaczy się szyjesz tera zawodowo? Zgadza się,mówię. Ale właściwie to zaczęłam szyć jeszcze tutejw (wojem domu. Żeby cię nie zabić. Patrzy się w podłogę. Cuksa pomogła mi uszyć pierszą parę, mówię. I zaczynam płakaćjak jaka głupia. 217. Celio, powiedz mi prawdę, mówi on. Nie lubisz mnie bo jestemmężczyzna, tak? Wycieram nos. Dla mnie to każdenjeden mężczyzna wygląda jakżaba ledwo zdejmnie spodnie. I żeby go nie wiem jak całować topomojemuzawsze będzie tylko żabą. Rozumim, on nato. Zanim się wróciłam do domu byłomi tak źle że mogłam jużtylkoiść spać. Próbowałam coś zrobić z temi nowemi spodniami dlaciężarnych com je wymyśliła ale zachciało mi się płakać ledwo pomyślałam że można zajść w ciążę. Twoja siostra Celia 218 Droga Nettie! Pan jeden jedyny raz oddał mi prosto do ręki mojąpocztę. Telegram z Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych. Pisze w nimże ten statekna którem ty, dzieci i twój mąż płynęliściez Afryki wpad na niemiecką minęprzy brzegu tej jakiejś Gibraltyiposzednadno. Podobnież wszyscy żeście utonęli. A na dodatek tegosamego dnia wszystkie listy co jedo ciebie pisałambez tyle latwróciłysię nieroztworzone. Siedzę sama jedna w tem wielkiem domu ipróbuję szyć ale co mitera po szyciu? Co mitera po czem bądź? Żyć to straszny ciężar,Twoja siostra Celia 219. Najdroższa Celio! Tashi i jej matka uciekły. Postanowiły przyłączyć się do tych,o których tutaj mówią: mbele. Wczoraj Samuel, dziecii jarozmawialiśmy o tym i doszliśmydo wniosku, że nawet nie mamy pewności, czymbele w ogóle istnieją. Wiemy tylko, żepodobno mieszkają w najgłębszychostępach, chętnie przyjmują uciekinierów do swegogrona,napadają naplantacje należące do białych, a samych właścicielizamierzają jeśli nie unicestwić, to przynajmniej wygnać z kontynentu,który uważają za swój. Adam iOlivia są załamani, bo kochają Tashi i tęsknią za nią, a jakdotąd niewrócił nikt spośród tych, których mbele mieli rzekomoprzygarnąć. Wynajdujemyim rozmaite'zajęcia na terenieosady, a ponieważ w tym sezonie jest mnóstwoprzypadków malarii, roboty niebrakuje. Kiedy plantatorzy zaorali polaignamu, a w zamian za tozaczęli sprzedawaćGlinkom różne puszki i proszki, wieśniacy straciliodporność na malarię. Bialioczywiście nie wiedzieli, co robią- chcielitylko zagarnąć ziemię i hodowaćkauczukowce. Ale Olinkowie odtysięcy lat jedliignam po to, żeby zapobiec malarii ihamować rozwójchronicznejchoroby krwi. Odkąd ignamu brakuje, plemię - a raczejto, coz niego zostało - choruje i wymiera w zastraszającym tempie. Prawdęmówiąc boję się o naszewłasne zdrowie, a także o dzieci. Ale Samuel twierdzi, żenic nam się nie powinnostać, bomieliśmyataki malarii w pierwszych latach pobytu. A jak ty się czujesz, droga siostro? Minęło prawie trzydzieści lat,a myśmyprzez ten czas nie zamieniły ani słowa. Nawet nie wiem, czyżyjesz. Corazbliższy staje się dzień powrotu, więcAdami Olivia wciążo ciebie dopytują, a ja tylko na nieliczne z ich pytań umiem odpowiedzieć. Czasem im mówię, że moim zdaniem Tashi jest do ciebiepodobna. A ponieważ nie znają nikogo wspanialszego od niej, aż 220 promieniejąz zachwytu. Ale zastanawiam się, czy kiedy się spotkamy,wciąż będziesz równie otwarta i szczerajak Tashi? Może rodzeniedzieci i brutalność pana z upływem lat zniszczyły wtobie tezalety? Nie rozważam tych spraw z dziećmi, tylkoz Samuelem, moimukochanym towarzyszem, który radzi mi, żebym sięnie martwiła,w Bogu pokładała nadzieję i wierzyła w silę ducha swojej siostry. Po tylu latach spędzonych w Afryce Bóg stał się dla nas kim innymaniżeli przedtem. Ma w sobie więcej z ducha i bardziej tkwi w nassamych. Ludzie przeważniemyślą, że powinien mieć konkretną postać-wyglądać jak liść dachowcaalbo jak Chrystus - alemy tak nieuważamy. Odkąd nie jesteśmy przywiązani do wyobrażeń o jegopowierzchowności, zyskaliśmy wolność. Kiedy wrócimy do Ameryki, ty i ja będziemy musiały odbyć na tentematparę drogich rozmów. Niewykluczone, że Samueli ja założymywśród naszejspołeczności nowy kościół bez żadnych obrazów i posągów - kościół, w którym dusza każdego z wiernych znajdzie podnietędo szukania bezpośredniego kontaktu z Bogiem. My, którzy wierzymyw możliwość takiego kontaktu, będziemy umacniaćtę wiaręw innychludziach. Jak się zapewne domyślasz, niewiele tu mamy rozrywek. Czytamygazety i czasopisma przysyłanez kraju i gramy z dziećmi w najrozmaitsze afrykańskie gry. Z grupą tutejszych dzieci próbujemy reżyserować fragmenty sztuk Szekspira. Adam zawsze świetnie wypadał jakoHamlet recytujący monolog "Byćalbo nie być". Corrina miała bardzodokładnewyobrażeniao tym, czego dziecinależy uczyć i dbała, żebykażda wartościowa książką zachwalana w prasie trafiaładoichbiblioteki. Oboje sporo już wiedzą i chyba nie będą zbytnio zaszokowani amerykańskimspołeczeństwem - może tylko nienawiścią wobecczarnych, która bije nawet z gazet. Natomiast niepokoi mnie ichbardzo afrykańska niezależność sądów i łatwość, z jaką je wyrażają,no i ten skrajny egocentryzm. W dodatkuczeka nasbieda, Celio, inapewno lata miną, nim kupimy choćby własnydom. Jak dzieci wychowane w Afryce zniosą tę całą wrogość, zktórą się zetkną? Ilekroćpróbuję sobiewyobrazićich życie w Ameryce, wydają mi się znaczniemłodsi, niż kiedy tutaj nanichpatrzę. Dużo bardziej naiwni. Tutajw najgorszym razie musieliśmy znosić obojętność i pewną płytkośćw stosunkach zludźmi(oprócz Catherine i Tashi), całkiem zresztą 221. zrozumiałą. Olinkowie wiedzą przecież, że my zawsze możemy wyjechać, a oni muszą zostać na miejscu. Kolor skóry nie gra tu oczywiścieżadnejroli. A... Najdroższa Celio! Wczoraj wieczorem przerwałam pisanie, bo Oliyiaprzyszła mipowiedzieć,że Adamznikł. Na pewno poszedłśladem Tashi. Módl się,żeby mu się nic nie stało. Twoja siostraNettie 222 Najdroższa Nettie! Czasem to sobie myślę żeCuksa nigdy mnienie kochała. Stojęprzed lustrem ipatrzę się jakwyglądamna golasa. Niby co tutej jestdo kochania,pytam się? Włosy krótkiei poskręcane bo już ich nieprostuję. Jednego razu Cuksa powiedziała że kocha je takie jakiesąwięc i prostować nie trza. Skóra ciemna. Nos jak nos. Usta jak usta. Ciałojak ciało - ot, kobita co sięzmienia zwiekiem. Nic szczególnego. Nimaczego kochać. Ani miodowych kędziorów ani uroku. Animłodości ani świeżości. Ale serce mam chiba młode iświeże bo czujęjakby mi w nim krew zakwitała. Ciągle gadam sama dosiebiejak tak stoję przed lustrem. Celio,mówię, w twojem życiu szczęście to była tylko takazmyłka. Nie znałaśgopóki żeś nie spotkała Cuksy więc pomyślałaś że pora na nie i żebędzie trwało. Nawet sobie ubzdurałaś że drzewa są po twojej stronie. Cała ziemia. Gwiazdy. No ale sama się popatrz. Ledwo Cuksazabrałasię i poszła, szczęście tyżznikło. Co i rusz dostaję kartkiod Cuksy. Pojechała z Germainem a to doNowego Jorkua to do Kalifornii, Odwiedziła Mary Agnes i Grady'ego w Panamie. Chiba tylko pan rozumi co ja czuję. Wiem że mnie nienawidzisz,mówi, bo cię odciąłem od Nettie. A tera ona nie żyje. Ale jago wcalenie nienawidzę, Nettie. I nie wierzę że nie żyjesz. Musiszżyć skoro wciąż cię czuję. Może takjak Bóg zmieniłaś się w coinne. Więcmoże tera powinnam jakoś inaczej do ciebiemówić ale dlamnie nie umarłaś,Nettie. I nigdy nie umrzesz. Czasem jak już mamdośćgadania do siebieto zaczynam mówić do ciebie. Nawet się staramżeby nasze dzieci mnie usłyszały. Pan wciążnie wierzy że mamdzieci. Niby po kim,pyta 223. A po ojczymie, mówię. Znaczy się on od początku wiedział że sam cię popsuł, dziwi się pan Tak, mówię. Pan kręci głową. Narobił tyle złego że pewnikiem się dziwisz czemu go nie znienawidziłam. Są dwapowody. Popiersze kocha Cuksę. Po drugieCuksadawniej tyż go kochała. A w dodatku wygląda mi nato że on próbujecoś z siebie zrobić. Nietylko toże wziąłsiędo roboty, sprząta posobie i nareszcie zauważa różne różności które Bóg wziął i stworzył bochciał pozbytkować. Jak się z nimtera rozmawia to czuć że naprawdęczłowieka słucha, a jednego razu jak siedzielimi sobie gadalim toraptem ni w pięć ni w dziewięć powiedział Celio, dopiero tera czuję żenaprawdę jestem człowiekiem i żyję na Ziemni. To dla mnie wielkanowość. Sofia iHarpostale próbują naraić mijakiegoś mężczyznę. Wiedząjak kochamCuksę ale myśląże kobity zakochują się bez przypadekw każdem kto się tylko nawinie. Co pójdę do Harpa to zarajakiśagencina od ubezpieczeń pchami się przed oczy. Pan musimnie ratować. To moja żona,powiada a tamten znika zadrzwiami. Siedzimysobie z zimnem piciem. Rozmawiamy otym jak tomieszkalim wszyscy razem z Cuksą. Jak pan przywióz jąchorą do domu. O tej koślawej piosenczynie którą śpiewała. Otym jakdobrzebyło nam siedzieć wieczorami u Harpa. Tyś już wtedy umiała szyć, mówi pan . Pamiętam jakieładnesukienki nosiłaCuksa. Owszem, mówię. Cuksa to umi nosić sukienkę. A pamiętasz jak Sofia wybiła zemby Mary Agnes, pyta się on? Akto by niepamiętał, mówię? O nieszczęściach Sofii nie rozmawiamy. Wciąż jeszcze nie nauczylim się z nichśmiać. A zresztą Sofia dalej ma kłopoty z tamtąrodziną. Aprzynajmniej zpanną Eleanor Jane. Nimasz pojęcia, mówi Sofia, co ją przeszłam bez tę dziewczynę. Pamiętasz jak się mnie czepiała kiedy w domu źle jej się układało? W końcu zaczęła mi zawracać głowę o wszystkodobre cojej sięprzytrafia. Jak tylko upolowała mężczyznę żebysię z nią ożenił, zarado mnie przylata i mówi Sofio, Sofio, koniecznie musisz poznać Stanleya Earla. I zanimżem się zdążyła odezwać patrzęsię a tuStanicy Earl pakuje mi się dopokoju. Jak się masz. Sofio,powiada i rękę do mnie wyciąga. PannaEleanor Jane dużo mi o tobie opowiadała. Ciekawam czy mu powiedziała że kazali mi spać w piwnicy, mówiSofia. Ale nicsię niepytam. Próbuję być uprzejma. W drugiem pokojuHenńetta wzięła i nastawiła radio że ażryczy. Muszę sięwydzieraćżeby słyszelicomówię. A ci stoją i się patrzą na zdjęcia moichdzieciów co wiszą na ścianie i prawią mi komplemęty że niby mojemchłopcom tak dobrze w mundurach. A gdzie walczą, pyta sięStanicy Earl? Na razie służą tutejw Georgii ale zaruchno wyślą ichza morze,mówię. Noto on się znowuż pyta czy wiem gdzie będą stacyjonować? WeFrancji,w Niemczech czy na Pacyfiku? Nie wiem gdzie ta jakaś Francją czy Pacyfikwięc mówię Nie. Onna toże chciałby tyżwalczyć ale musi się zostać w domu i prowadzićswojemu tacie odziamiarkę bawełny. Ci żołnierze co walczą w Europie muszą przecie mieć co nasiebiezałożyć, mówi. Szkoda że się zamiasttego nie biją w Afryce, powiadaizara w śmiech. Panna EleanorJane tyż sięuśmiecha. Henriettarozkręciła radio na cały regulator. Puszcza jakąś nędzną muzyczkębiałych, do niczego niepodobną. StanleyEarl pstryka palcami i próbujetupać do taktu jedną nogą. Nogi ma że ho, ho, głowę szpiczastąa włosytakie krótkie że wyglądają jak puch. Oczyjasnoniebieskie. Prawie nigdy niemi nie mryga. Mój ty Boże, myślę sobie. Sofia mnie nadobrą sprawę wychowała, mówi panna EleanorJane. Nie wiem co byśmybez niej zrobili. No, powiada Stanley Earl, w tych stronachkażdenjeden człowiekto wychowanek czarnych. Właśnie dlatego wychodzimyna ludzi,mówi i oko do mnie puszcza. Kochanie, powiada do panny EleanorJane,czas się zbierać. Ta się zrywa jakbyją kto szpilką kujnął. Jak się czuje Henrietta,pyta się? Przyniestam jej coś z ignamów, mówi szeptem, alem takprzyprawiła że za nic w świecie się nie tropnie. Leci biegiem doautai wraca sięz tuńczykiem wrondlu. No, mówi Sofia, trza przyznać posprawiedliwości że jak panna ^5. Eleanor Jane coś ugotuje to Henrietta prawie zawsze da się nabrać. A dla mnie to już bardzodużo. Oczywiście nigdynie mówię Henrietcieskąd tojedzenie. Jakbym powiedziała to zara by smyrgła talerzem bezokno. Albo by ją zemgliło iby się porzygała. Ale między Sofią a pannąEleanor Jane wszystko chiba się wreszcieskończyło. I to wcale nie bez Henriettę, chociaż prawdępowiedziawszy Henrietta nienawidzi panny Eleanor Jane jak zarazy, tylko bezsamą pannę Eleanor Jane i bez to dziecko co je wzięła i urodziła. Gdzieby sięSofia nie ruszyła panna Eleanor Jane stale i wciąż podtykała jej pod oczy ReynoldsaStanleya Earla. Takie małe tłustecoś, białei prawie łyse. Wygląda jakby mieli go wykierować namarynarza. Słodki ten mójmały Reynolds, co? - pyta się Sofii panna EleanorJane. Tatuś bardzo go kocha. Zachwycony że wnuk ma po nim imięa w dodatku taki doniego podobny. Sofia nic nie odpowiada tylkostoi iprasuje ubrankaSuzie QiHenrietty. A jaki bystry, powiada Eleanor Jane. Tatuśmówi że nigdy niewidziałbystrzejszego dzieciaka. A mama Stanleya Earla tyż się zgadzaże Stanley Earl w tem wieku nie był taki bystrzak. Sofia dalej się nie odzywa. Wreszcie Eleanor Jane się tropła że cośnie tak. A wieszjakie sąniektóme białe ludzie. Szukają dziury w całem. Jak sięuprą tobędą ciwiercić dziurę w brzuchu aż ich pobłogosławisz. Sofia coś bardzo dzisiaj milcząca, powiada panna Eleanor Jane nibyto do Stanleya Reynoldsa. On nic tylko się na niąpatrzy temi swojemiwielkiemi oczami co nigdyniemrygają, całkiem jakby mu się powiekizacięły. Niesądzisz żejestsłodki, znowuż siępyta Eleanor Jane? Tłusty to on jest, nima co, mówi Sofia i przewraca na drugąstronętę sukienkę coją akuratnie prasowała. I słodki tyż, upiera się panna EleanorJane. Pulchny jak nie wiem, mówi Sofia. I duży. A Eleanor Jane dalej swoje: Powiedz że słodki. A jaki bystry. Zrywasię z miejsca i całuje Stanleya Reynoldsa w skroń. Mały drapie się pogłowie i piszczy. Widziała żeśkiedy bystrzejszego dzieciaka, pytasię Eleanor Jane? Głowę masporą, i owszem, mówi Sofia. Wie pani że dlaniektórnych ludzi to okropnie ważne żeby głowa byładuża. Włosów nie ma zawiele. Na pewno mu latem gorąc nie dokuczy. Sofia składa we czworoświeżo uprasowaną sukienkę ikładzie ją na krzesło. Moje śliczności,moje słodkie bystre niewiniątko, mówi pannaEleanor Jane. Niekochasz go, pytasię Sofii prosto z mostu? Nie, psze pani,mówi Sofia. Niekocham Reynoldsa StanleyaEarla. Nie kochami już. Odkąd się urodził próbuje to pani ze mnie wyciągnąć. No to terajuż paniwie. Obie z Henrietta aż podnieślim głowy. PannaEleanor Jane czemprędzejodstawiła Stanleya Earla na podłogę. Mały zaczął już raczkować i co i rusz coś wywraca. Połaź prosto dokrzesła naktórem Sofiakładzie to co uprasuje i wszystko ściągnął sobie na głowę. Sofiapodniesła sukienki z ziemni, rozprostowałaje i znowuż stoi przy descedo prasowania a rękę trzyma na żelazku. Sofia to taka kobita żez każdą jedną rzeczą w ręce wyglądajak zbronią. Eleanor Jane wpłacz. Zawszecoś czuła do Sofii. Gdyby nieona toSofia nijak by nie wyżyła u jej taty. Ale co z tego? Po piersze to Sofiawcale nie chciała tamtrafić. Nie chciała odchodzić odwłasnychdzieciów. Za późno na łzy, pannoEleanor Jane, powiada Sofia. Tera możemynajwyżej się pośmiać. No bo do czego to podobne, mówi i parskaśmiechem. Onjeszcze nawet chodzić nie umia już mi się szwenda podomu i bałagani. Zapraszałam go czy co? Co mnie obchodzi czy onsłodki czy nie słodki? Wszystko jedno co o nim myślębo od mojegomyślenia itak niebędzie dla mnie lepszy jak dorośnie. Nie lubisz go bo jest podobny domojego taty, mówi pannaEleanorJane. Sama go pani nielubi bo jest podobny do paninego taty, powiadaSofia. Ja tamwoglenic do niego nieczuję. Ani go nie kochamani nienienawidzę. Byle mi się tu nie kręcił bez cały czas i nie brudziłcudzychrzeczy. Cały czas! Cały czas! - mówi panna Eleanor Jane. Sofio,przecie todziecko. Nawet roku nima. Był tutej dopiero pięć czy sześć razy. A mnie sięwydaje jakby tu siedział od wieków, Sofia na to. Nie rozumim, mówi panna Eleanor Jane. Wszystkie inne Murzynkijakie znam, bardzo kochają dzieci. Ty chiba jesteś jakaś nienormalna. ^. Ja tyż kocham dzieci powiada Sofia. Ate wszystkie czarne kobitycomówią że kochają paninego dzieciaka kłamią i tyle. Niebardziejkochają Reynoldsa Stanleyaniż ja. Ale co mają mówić jak ich się panio to pyta bo żeś pani jest źlewychowana? Niektóme czarne ludzie zestrachu przedbiałemi gotowe powiedzieć że kochają odzianiarkę dobawełny. Ale przecie to tylko dzidziuś! - woła panna Eleanor Jane jakby tomiało wszystko wyjaśnić. Czego pani ode mnie chce, pyta się Sofia? Czuję cośdo pani bo jakżem służyła u paninego taty to tylko pani miała dlamnie trochu serca. Ale tyż i jatrochu go miałam dla panijednej jedynejw tamtem domu. I to wszystko co mogędać: trochuserca. A dla paninych krewnychmam tylko tyle ile oni dla mnie. Bez ten czas Reynolds Stanicy właz na siennik Henrietty i wyglądajakby chciał zdupczyćjej nogę. W końcu zaczął ją obgryzać aż Henrietta sięgła na parapet i dała mu sucharka. A mnie się wydaje że ty jedna na świeciemnie kochasz, mówipannaEleanor Jane. Mama kocha tylkoJuniora bo to tatowy pupilek, Przecie tera ma'pani męża to niech onpanią kocha, powiada Sofia. On chiba kocha tylkotę swojąodziamiarkę dobawełny, mówiEleanor Jane. Dziesiąta w nocy a onjeszcze przy robocie. A jak niepracujetogra w pokera z kolegami. Mój brat więcej czasuspędza zeStanleyem Earlem niż ja. To może lepiej żeby go pani rzuciła, mówi Sofia. Niech się paniwyniesie do tych paninych krewnych wAtlancie i poszuka sobie robotyw mieście. Panna Eleanor Jane aż głową machnęła. Minęzrobiła taką jakbywogle nie słyszała co Sofia mówi. Że niby to taki dziki pomys. Dość mamwłasnychkłopotów, powiada Sofia, a jak ReynoldsStanicy dorośnie to będę miała jeden więcej. Ależskąd, panna Eleanor Jane na to. Jestem jego matką i niepozwolęmu źle traktować czarnych. A co pani wogle może, pyta się Sofia? Przecie to niepani go nauczypierszego słowa. Więc twierdzisz że niebędę umiała kochać nawet własnego syna,mówi pannaEleanor Jane. Nie,Sofia na to. To ja nie będę umiała kochać paninego syna. Może pani go sobie kochać ile chcąc. Tylko niech się pani liczy z tem żeprzyjdzie pani za to odcierpieć. Czarni tak mająbez całe życie. Mały Reynolds Stanicy już całkiemwłaz Henrietcie na twarz i nictylko ją obślinia i liże. Próbuje całować. Patrzę się na to i myślęże jakona gozara palnieto go całkiem zgłuszy. Ale Henriettależy i anidrygnie a mały jąsobie ogląda. Co i rusz tak jakbypróbował zaglądnąćjej do oka. Potem z rozmachem siada jejna piersi i się śmieje. Bierzektórąś kartę z talii i próbujeHenriettę nią nakarmić. Sofia podchodzi i zdejmuje goz Henrietty. On minie przeszkadza, mówimała. Tylko łaskocze. Ale mnie przeszkadza,powiada Sofia. No cóż, mówi panna Eleanor Jane do dzieciaka ibierze go na ręce,nikt nas tu nie chce. Mówi to bardzo smutnem głosem jakby jużnaprawdę niemiała dokąd pójść. Dziękujemy za wszystko co panidla nas zrobiła, powiada Sofia. Sama tyż nienajlepiej wygląda i woczach ma trochu mokro. JakpannaEleanor Janezabrała się i poszła z Reynoldsem Stanleyem to Sofiamówi Właśnie w takich razach rozumim że to nie my urządzilim tenświat. A ci czarni co mówią że trza kochać wszystkich ludzi sami niewiedzą co gadają. A poza tem? Twoja siostra to takawariatkaże nawet zabić sięnima chęci. Przeważnie czujęsię jak kupa gnoju ale już nieraz tak się czułam i coz tego? Miałam siostrę jaksię patrzy. Na imię jej było Nettie. Miałamprzyjaciółkę, tyż niczego sobiekobitę. Mówią na nią Cuksa. Urodziłamdwoje dziedów. Dorastają w Afryce, śpiewają i piszą wiersze. Pierszedwa miesiąceto było piekło, prawdę mówię nie kłamię. Ale tera teumówione pół roku Cuksywzięło i przeleciało a ona się do mnie niewróciła. Próbuję wmówić swojemu sercuże ma nie chcieć tego czegomieć nie może. Ale przeżylim we dwie tyle dobrychlat. A zresztą w swojem nowemżyciu uczy się nowych rzeczy. Ona i Germaine mieszkają terau któregośz jej dzieciów. Droga Celio, pisze do mnie, ja i Germainewylądowalim w Tucsonw Arizonie bo jedne moje dziecko tutej mieszka. Dwa inne tyż żyjąi wyszli na ludzi ale nie chcieli mnie widzieć. Ktoś im naopowiadał żeprowadzę złeżyde. Ale tenmój syn mówiże chce widzieć swoją mamę ^9. żeby tam nie wiem co. Mieszkaw malem domku jakby z Nota więcsama rozumisz że czuję się jakbym nigdy nigdzie nie wyjeżdżała(uśmiech). Tutej natakie domki mówią gliniaki. Mój syn uczy w szkolew indiańskiem rezerwacie. Indianymówiąnaniego czarny biały. Mająna to specjalnestówo. On bezto cierpi ale chociaż próbuje imwytłumaczyć jak mu przykroto ich wogle nie rusza. Stale i wciążchodząubzdryngoleni więc obcy mogą do nich gadać zdrowi. Jak ktośnie jest Indian to jakbygo nie było. Boli mnie że robią mu przykrość aletakie jest żyde. To Germaine wpad napomys żeby zajrzeć do moichdzieciów. Zauważył jak lubię go ubieraći bawić sięjego włosami. Ale jaktomówił towcale nie chciał mi dokuczyć. Powiedział tylko że jakbymwiedziała co się dzieje z mojemi dzieciarni to pewnikiem by mi byłolepiej na świecie. Temu synowico u niego tera mieszkamyna imięJames. Jego żonieCóraMae. Ich dzieciom Davis iCantrell. Podobnież James dawniejmyślał że jegomama (znaczysię moja mama) jest jakaś dziwna bo onai dziadzio tato są tacy starzy, akuratni i sztywni we wszystkiem corobią. Ale mówi że takczy owak dali mu dużo miłości. No właśnie, synu, mówię. Miłości tooni mieli wiele dodania. Ale japotrzebowałamżeby ktoś mnie nie tylko kochał ale i rozumiał tyż. A z rozumieniem to u nich krucho. Przecie już nieżyją,on nato. Będziez dziewięć alboi dziesięć lat. Póki mogli to pilnowaliżebyśmy chodzili do szkoły. Wiesz że nigdy nie myślę o mamie ani o tacie. Wiesz za jakątwardąkobitęsię uważam. Ale odkąd nie żyją a ja widzę że mojem dzieciomnieźle się wiedzie, lubię onich myśleć. Może jak się wrócętopołożę imkwiaty nagrobach. Piszedo mnie tera prawie cotydzień, i owszem. Długachne listyaw nich pełno nowini różne różności coto je niby dawno temuzapomniała. I jeszczeto i owoo pustyni, o Indianach iskalistychgórach. Szkoda że niemożemy tak jeździć po świecie obie razem aledziękiBogu iza to że ona może. Czasemjestem na niąwściekła jakniewiem co. Włosy mogłabym jej wydrapaćżeby została łysa. Ale potemsobiemyślę że Cuksa tyż ma prawo żyć. Ma prawo oglądać światz kimtylkochce. Kocham ją czy nie kocham i tak ma to prawo i każde innetyż. ^0 Co mniew tem wszystkiem martwi to to że anisłowem nie piszeo wracaniu. Aja tęsknię. Takmi brak jej przyjaźni że jakby chciałatutej przywlóc tego swojego Germainato byłabym miła dla obojgachoćbym miała skonać. Mam jej mówić kogo powinna kochaća kogonie? Niby z jakiejracji? Kochaćją szczerze i mocno to cała mojarobota. Pan spytał mnie sięktóregoś dnia za co tak kochamCuksę. Boon za tojaka jest w obejściu. Mówiże właściwie toCuksajest bardziej męska niż prawie każden jeden mężczyzna. Znaczysięuczciwaszczera. Mówi co myśli i niech diabliporwą całą resztę. Wieszjaka jest bojowa, mówi pan . Całkiem jak Sofia. Musi żyć poswojemu i być sobą żeby tamnie wiem co. Pan uważa że to właśnie jest męskie zachowanie. AleHarpo wcale nie taki, mówię mu. I ty nietaki. Po mojemu Cuksa tokobitacałą gębą. Przecie Sofia ma to samo co i ona. Co w temmęskiego? Sofiai Cuksa niepodobne do mężczyzn,mówi on, ale do kobit tyżnie. Znaczysię niepodobne dociebie ani do mnie. Same sobie dają radę, powiada. I bez to są inne. Najbardziejkocham Cuksę za to cow życiu przeszła, mówię. Jak jej się popatrzećw oczy to zara wiadomo że była gdzie była, widziała co widziała,robiła co robiła. I tera już rozumi. Szczeraprawda, mówi pan. A jak jej kto nie zejdzie z drogi toona zaramu powiewszystko cosama wie. Amen,pan na to. I jeszcze coś mówi a mnie aż dziwbierze takieto rozumne i dorzeczne. Jak się rozchodzi o to coludzierobią ciałem w ciało to każden jeden będzie tak samo mądry jak i ja. Ale jak się rozchodzi omiłość to swoje wiem. Kochałem ibyłemkochany. I dziękuję Bogu za te trochurozumu comi je dał żebymwiedział że miłość zawsze pójdzie którędychce choćby ludzie gadalii biadali. Nie dziwota że kochasz Cuksę Avery, Ja kocham ją całeżycie. Co cię napadło,pytam się? Nic mnie nie napadło, powiada, tylkożemnabrał doświadczenia. Każden człowiek prędzej czy później go nabiera. Wystarczy że trochu . pożyje. A ja żem zaczął czuć to swoje doświadczenie mniej więcejwtedy kiedy się przyznałem Cuksie że cię biję bo ty to ty a nie ona. Toja jej tak powiedziałam, mówię. Wiem, onna to. Nimam ci za złe. Jakbymułumiał powiedziećludziom co mu robiąto tyżby powiedział. Ale wiesz, niejedna kobitato ażby sięzachłystywała jakby jej mężczyzna powiedział że bijeżonęza to żejest tylko żoną a nie tą drugą. Sama Cuksatyż kiedyś miałataką złość do Annie Julii. Wogle oba z Cuksą tak dalim w kość mojejpierszej żonie że poprostu skandal. A onanigdy nikomusię nieposkarżyła. Chociaż zresztą nie miała komu. Rodzicetak się zachowywali jakby nie wydali jej za mnie tylko cisnęli do studni. Jakbywzięła i znikła ze świata. Ja tyż jej nie chciałem. Chciałem Cuksy. Alerządziłem nie ja tylko mój tato. Sam wybrał mi żonę. Ale Cuksa się za tobą ujęła, Celio, mówi pan. SłuchajAlbert, jesteś niedobry dlakogośkogo kocham, powiedziała. Więcodtąd nimamnie dla ciebie. Nie mogłem w to uwierzyć. Przecie zawsze bylim na siebie tacy napaleniże aż iskry leciały. Oj,przepraszam, powiada. Ale naprawdę tak było. Próbowałem zbyć tośmiechem. Ale ona mówiła serio. Próbowałem się z nią drzaźnić. Wcale niekochasz tej starej głupiejCelii, mówiłem. Jest brzydka i chuda. Gdzie jej tam do ciebie. Nie umisię nawetdupczyć. I poco ja żem to powiedział. O iledobrze słyszałam, mówi Cuksa,to Celia nima powodużeby się wysilać włóżku. Wskakujesz na niąi zara złazisz z powrotem, całkiem jak jaki królik. I podobnież niezawsze jesteś umyty, powiadai nos zatyka. Miałem chęć cię zabić,mówi pan , i rzeczywiście parę razyci przyłożyłem. Nigdyżem nie móg zrozumićjakiem cudem ty i Cuksatak się ze sobą zgadzacie. Moliło mnie to jak wszyscy diabli. Jak byładlaciebie zła, opryskliwa, tożemrozumiał. Alepotem tak się porobiłoże co żemsię rozejrzał to widziałem żejedna drugą czesze, no i miałemzmartwienie. Ona wciążcoś do ciebie czuje, mówię. No,mówi on. Coś takiegojakdo brata. A coci to szkodzi, pytam się? Bracia jej nie kochają czy co? Te błazny, powiada pan . Tacy są dla mnie jakbym dalejbył tem durniem codawniej. 232 No, mówię, każdenjeden człowiek od czegoś musi zacząć jak chcesię poprawić a najlepiejodsamego siebie bo to najbardziejpo drodze. Naprawdę żal mi ciebie, Celio, że cię rzuciła,mówi pan Pamiętam jak sam się czułem kiedy zostałem siębezniej. wtedy ten stary diabeł objąłmnie obiema rękami. Stalimobarazem na gankubez słowa. W końcu szyja mi zesztywniała więc żemmuoparła głowę na ramieniu. No i proszę, pomyślałam, dwa staregłupki co nie nadążyły za miłością stojąpod gwiazdamii jedendrugiego pociesza. Inną rażą pytał mnie się o moje dzieci. No to mu mówię co wiem od ciebie: że podobnież chodzą w długich szatach jakby w sukienkach. Przyszed akuratnie jak żem szyłai spytał się czemu moje spodnie są inne od wszystkich. Temu, że każden jeden może je nosić, mówię. Kobity imężczyźni niepowinni tak samo się ubierać, on mina to. Spodnie są dla mężczyzn. Powiedzto tym mężczyznom co mieszkająw Afryce, mówię. Co takiego, zdziwił się? Bo nigdy ani pomyślał co robią Afrykanie. W Afryce ludzie, nosząto w czemw taki gorąc najwygodniej,powiadam. Rzecz jasna misjonarze próbują ich przekabacić ale jak imnikt głowy niezawraca to Afrykanie czasem chodzą prawie bezniczego, a znowuż kiedy indziej grubo ubrani. Tak przynajmniej piszeNettie. Alei mężczyźni ikobity lubiejąładne suknie. Przedtem żeś mówiła że szaty, powiada pan . Szaty, suknie, mówię. W każdem bądźrazie nie spodnie. No, no, mówi on. A niech mnie szlagtrafi. A jeszcze na dodatek w Afryce mężczyźni szyją, mówię. Naprawdę,zdziwił się? Naprawdę. Nie takie z nich gamonie jakz tutejszych. Jak byłem mały, powiada pan , to próbowałem szyćrazem zmamą bomama stale i wciąż szyta. Ale wszyscy się ze mnieśmiali. Alewiesz co, jażemnaprawdę lubiai szyć. No, tera już nikt się z ciebie niebędzie śmiał, mówię. Pomóż miprzyszyćte kieszenie. Kiedy nie umie, on na to. Zara ci pokażę,mówię. No i pokazałam. Odtądoba razem szyjemy, gadamy i pykamy z fajeczek. . Wiesz ty co, mówię do niego, Afrykanie tam gdzie mieszka Nettiez dzieciarni wierzą że białe ludzie to dzieci czarnych. Co tyniepowiesz, on na to. Niby zaciekawiony aletak naprawdęto się tylko martwi żeby mu ścieg równo wyszed. Adamowi zara po przyjeździe dali jakieścik nowe imię. Bo podobnież zanim nastałado nich Nettie i reszta, białe misjonarze naopowiadali im o Adamie to co białe ludzie o nim myślą i wiedzą. Ale czarniwiedzą po swojemu kto to był Adam. I ta ichnia wiedza jest dużostarsza. A ktoto takiten Adam, pyta się pan ? Pierszybiały, mówię. Nie wogle pierszy człowiek ale pierszybiały. Czarni powiadają że chiba tylkowariat by myślał że wie kto z ludzibył pierszy na świecie. Ale pierszego białego wszyscy zauważylibo byłbiały. Pan marszczy czoło i dobiera kolor nici. Nawleka igłę,ślini palec, wiąże sypełek. Podobnież wszyscy ludzie przed Adamem byliczarni. Aż tuktóregoś dnia jedna kobita co ją zara wzięli i utłukliurodziła bezbarwne dziecko. Najsampierw myśleli że coś zjadła i jej zaszkodziło. Alepotem inna urodziładrugie takie samea jeszcze innym kobitomzaczęły się rodzić białe bliźniaki. Więc co się taki bezbarwny dzieciakurodził to goludziezabijali. Czyli Adam nie był nawet pierszembiałem człowiekiem tylko pierszem nieubitem, Pan patrzysię na mnie zamyślony. Jakmu się takprzyjrzeć to nawet przystojny z niego mężczyzna. A tera nadodatekwidać ilema w twarzy ukrytego czucia. Pewnikiem wiesz powiada że między czamemi do dzisiejszego dniatrafiają się jak tomówią albinosy. Ale nigdy się nie słyszy żeby białeludzie mieli w sobie coś z czarnych chiba że białakobita zada sięz czamem mężczyzną. A wtamtych dawnych czasach w Afryce niebyło jeszcze żadnychbiałych. Nowięc Olinki słyszeli od białych misjonarzyo Adamiei Ewiei o tym jak wąż oszukał Ewę i jak Bóg wziął i wygnał ich z rajskiegoogrodu. Słuchali i ciekawość ichbrała bopotem jak wygnali zeswojejwioskiwłasne białe dzieci tojuż prawie o temwięcej nie myśleli. Nettiepisze że u Afrykanów popiersze co zoczu to i z serca. A po drugieAfrykanie nie ścierpią żeby im siępchało przed oczy coś co inaczej "W wygląda, inaczej się zachowuje. Chcą żeby wszyscy byli tacy sami. Czylinikt biały długo by sięmiędzy niemi nie utrzymał. Nettie pisze żeAfrykanie wygnali wszystkichbiałych Olinków właśnieza wygląd. Nas tyżwygnali i sprzedali w niewolę za to jak się zachowywalim. Bonam to chiba nigdy nic się nie uda choćbyśmy się nie wiem jak starali. Wiesz przecie jakie są czarnuchy. Nawet i dziśnikt nic im nie możepowiedzieć. Nie dają sobą rządzić. Każden jeden czarnuch nosiwgłowie całe królestwo. Coś jeszcze ci powiem,mówię do pana . Misjonarzeopowiedzieli w końcu jakto Adam i Ewa chodzili nago aOlinkio mało nie popękali ze śmiechu. Zwłaszcza że potem misjonarze ichtyżpróbowali ubrać. Olinki zaczęli tłomaczyć że sami wygnali z wioskiAdama iEwę ito właśnie za tę goliznę. Bo u nich gołyznaczy tyżbiały. Ale oni są kolorowi i ten kolor ich osłania więc nie są goli. Mówią żekażden kto sięspojrzy nabiałego zarawidzijegogoliznę aleczarni nie mogą być goli bo nie mogą być biali. Tyż prawda, powiada pan . Ale tak wogóle to nimająracji. Nimają, mówię. Najlepszy dowód to to co zrobili Adamowi i Ewie. Przecie wygnali własnedzieci. Tylko za to żebyły trochu inne. Pewnierobią takie rzeczy do dzisiejszego dnia, mówi pan . Z tego co pisze Nettie to ci Afrykanie są straszniepokręceni. Awieszprzecie co biblia powiada. Niedaleko pada jabko od jabłoni. A to jeszcze nie wszystko. Wiesz kto podług Olinków jest wężem? Pewnikiem my, mówi pan . Właśnie, mówię. Białe ludzie obstają za swojemi rodzicami. Byliwścieklijak ich wygnano i nagadano im że są goli więc z tej złościzawzięlisię żeby nasdeptać gdzie tylko dopadną, całkiem jakbydeptali węża. Tak myślisz, powiadapan ? Takmówią Olinki. Ale znają historię nietylkosprzed białychdzieciów. O tym co się działo jak największe białe dzieci odeszły tyżwiedzą. Powiadają żeznają te białe dzieci. Podobnieżone mająsięwzajemnie zabijać bowciąż takie są złe o to wygnanie. Całe mnóstwoczarnych i innychkolorowych tyż pozabijają. Tylezniszczą życia naziemni i tylu ciemnoskórych ludzi że wszyscy ich znienawidzątaksamo jak nas. I odtąd to oni będą na świecie nowem wężem. Igdzie ^. tylko ktoś niebialy dopadnie białego to go zdepcze tak jak tera nasdepczą. Niektóme ludzie między Glinkami wierząże już wiecznietakbędziesię działo. A co jakiś milyjon lattakie cośsię stanie naziemni żeludzie zmienią wygląd. Kto wie, może kiedyś wyrosną im podwiegłowy i ci jednogłowigdziesikich wygnają. Alesą tam i tacy co myśląinaczej. Że jak największe białe ludzie znikną ze ziemni to alboznowuż ktoś zostanie się wężem albo trza będzie się umówić że każdenjeden człowiek jest dzieckiem Pana Boga, że wszyscy są dzieciamijednej matki, obojętne jak wyglądają i jak się zachowują. A wiesz cojeszczejest ztem wężem? Cotakiego, pyta się pan ? Glinki siędo niego modlą. Mówiąże ktowie, może to jaki ichnikrewnya w każdembądź razie najbystrzejsze, najczystsze inajgładszestworzenie jakieznają. Gni tam chiba mają kupę czasuna to żeby siedzieć i nic nie robićtylko stale iwciąż myśleć, powiada pan . Nettie mówi że w myśleniu są mocni. Ale tyle myślą o tem cobędzie za tysiące lat żeprzeżyć chociaż jedenrok todla nich niezłaharówka. A jak w końcu nazwaliAdama? Coś jakby Gmatangu. Toznaczyniegoły mężczyzna co przyszedna świat niedługopo tem pierszem mężczyźnie któren wiedział kimjest. Wielu było przed tem pierszem ale sami nie wiedzieli kimsą. Wiesz przecie ileczasu trza żeby mężczyzna wogle coś zauważył. Ja tam się nieźle guzdralemnim żem zauważył jak mi ztobą milo,mówi pan. Iw śmiech. Cuksa to on nie jest ale pomału robi się z niego ktoś taki z kim dasię rozmawiać. A chociaż wtelegramie wyraźnie pisało żeś chiba utonęła, listy odciebie dalej przychodzą. Twoja siostra Celia 236 Droga Celio! Po dwóch i pół miesiącach Adami Tashiwrócili! Adam dogoniłTashi, jej matkę ikilka innych osób z naszej osady, kiedy cała grupazbliżała się do wioski, w której dawniej mieszkała ta biała misjonarka,ale Tashi ani Catherineniechciały nawet słyszeć o powrocie,więcAdam poszedłrazem z nimi do obozu mbele. Mówi,że to bardzo niezwykły obóz! Musisz wiedzieć, Celio, że w pewnym miejscuw Afryce jestogromne zagłębieniew ziemi zwane wielkimrowem tektonicznym. Leży ono jednak na przeciwległym krańcu kontynentu. AleAdamtwierdzi, że i po naszejstronieznajduje się rów tektoniczny - "mały",czyliobejmujący tysiące akrów gruntu i jeszcze głębszyod "wielkiego", który zajmuje całemiliony akrów. Jest to tak głębokarozpadlina, że zdaniem Adama dokładnie widać jąchyba tylko z lotu ptaka,a i wtedy wygląda pewnie po prostu jak wyjątkowo duży kanion. Gtóżw tym wyjątkowo dużym kanionie żyją tysiąceAfrykanów z dziesiątków plemion. Adam przysięga, że jest wśród nichjedenczarnyz Alabamy! Są tam farmy. Jest szkoła, szpital, świątynia. I sąwojownicy obojga płci, którzy rzeczywiścieuprawiają sabotaż na plantacjachnależących do białych. Ale jeśli dobrze znamAdama i Tashi, obóz mbele wydawał im sięchyba większym cudem kiedy onimopowiadali niż gdy żyli w nim nacodzień. Wygląda na to, że świata zasobą nie widzą. Szkoda, że nie widziałaś jak wyglądali, kiedy przywlekli się donaszej osady. Brudnijakświnie, rozczochram tak, że już bardziej niemożna. Niewyspani, Wyczerpani. Cuchnący, omój Boże. Ale nawetwtedybez przerwy się spierali. Gwszem, wróciłam, ale to jeszcze nie znaczy, że zgadzam się zaciebie wyjść, rzekła Tashi. 237. Właśnie że się zgadzasz, odparł Adam zapalczywym tonem, alerównocześnie ziewnął. Obiecałaśswojej matce. I ja sam jej toobiecałem. Nikomu w Ameryce się nie spodobam, powiedziała Tashi. Mnie sięspodobasz, stwierdził Adam. Olivia podbiegła do Tashi i mocno ją objęła. Potemzaczęła czymprędzejszykowaćjejjedzenie ikąpiel. Wczoraj Tashii Adam spali prawie przez cały dzień, a wieczoremodbyliśmynaradę rodzinną. Powiedzieliśmy im,jakie mamy plany: całe tłumy naszych uciekły doobozu mbele, abiali do pracy naplantacjach sprowadzają muzułmanów z pomocy. Zresztą itak już nanas pora, więcza kilka tygodni wrócimy do kraju. Adam oświadczył, że pragnie się ożenić z Tashi. Tashi oświadczyła, że nie chce wyjść za mąż. A potem z właściwąsobie szczerością i otwartością wyjaśniła,dlaczego odmawia. Otóż głównie dlatego, że z powodu blizn napoliczkach Amerykanie zaczną nią gardzićjako dzikuskąi będąomijać z daleka ją samą i dzieci urodzone z jej związku z Adamem. Dlatego, że czytała prasę, którą dostajemy z kraju i wie doskonale, żeczarnym wcale sięnie podobają ludzie naprawdę czarni - tacy jak ona- a już zwłaszcza nie podobają im się kobiety czarne jak smoła. Rozjaśniająsobie twarze i prostują włosy. Chcą się upodobnić donagusów. Zresztą boję się, dodała, że Adam zwróci uwagę na którąśz tychich nagusek i mnie opuści. A wtedy niemiałabym ojczyzny, narodu,matki, mężaani brata. Miałabyśsiostrę, powiedziała Olivia. Potem odezwał się Adam. Przeprosił Tashiza to, że wpierwszejchwili tak głupio zareagowałna widokjej blizn. I za odrazę, którąbudził w nim obrzęd kobiecejinicjacji. Zaręczył jej, że tylko ją kochai że wAmeryce będzie miała ojczyznę, naród, rodziców, siostrę, męża,brata i kochanka, a cokolwiekjej się tamprzydarzy, on dobrowolniepodzieli z nią każdy los. Och, Celio. No ikiedy nazajutrz nasz chłopiecprzyszedł donas, miał napoliczkach dokładnie takie same blizny jak Tashi. iis Są teraz tacy szczęśliwi. Tacy szczęśliwi, Celio. Tashi i AdamOmatangu. Oczywiście Samuel dał im ślub, a wszyscy, którzy jeszcze mieszkająwosadzie, przyszli życzyć szczęścia i nieprzebranych zasobów dachowca. Druhną była Olivia adrużbą pewien przyjaciel Adama - zastary na to, żeby zostać mbelem. Natychmiastpo weselu opuściliśmyosadę. Ciężarówka zawiozła nas nad zatokę, a stamtąd wypłynęliśmystatkiem na pełne morze. Za kilka tygodni będziemy w domu. Twoja kochająca siostra Nettie 239. Droga Nettie! Oslatniemi czasy panstale i wciąż gada z Cuksą bez telefon. Podobnieżjak tylko jej powiedział że moja siostra zaginęłarazem z catą rodziną Cuksa i Germaine popędzili do departamętuStanu żeby się wywiedzieć co się właściwie stało. Podobnież Cuksamówi żepoprostu umiera jaksobie pomyśli że ja tusiedzę i cierpię bonic nie wiem napewno. Ale w departamęcie Stanu nic nie załatwili. W departamęcie obrony tyżnie. Toczy się wielka wojna. Dużo siędzieje. Jeden zaginiony statek to dla nich pewnikiem tyle co nic. A zresztą podługtych ludziczarni się nie liczą. No więc nie wiadomo. Nigdy nie było wiadomo i nigdy nie będzie. No i co z tego? Wiem że jedziesz do domu. Możemi stuknąćdziewiędziesiątka zanim się wróciszalei tak wciąż cię wyglądam. Tymczasem najęłam Sofię na ekspedijętkę donaszego sklepu. Zatrzymałam tego białego co mu na imię Alphonso żeby dalejwszystkiemkierował aleSofia niech obsługuje czarnych bo przedtemnigdy niemiałkto się niemi zająć i nikt nie był dla nich uprzejmy,A zresztą Sofii dobrze idzie sprzedawanie bo tak się zawsze zachowujejakby ją ani grzało ani ziębiło czy kto co wogle kupi. Nie jej interes. A jak już człowiek w końcu postanowi coś kupić to Sofia możei zgodzi się zamienić z nim parę miłych słów. I jeszcze co dobre to to żeten biały jej się boi. Do wszystkich czarnych mówi ciociu czy jakośtak. Ale jak pierszy raz spróbował tak powiedzieć do Sofii to zara gosięspytała za którego czarnego wydała się siostra jego mamy. Pytam się Harpa czy mu to nie wadzi że Sofia poszła doroboty. A co ma mi wadzić, on na to? Chiba jejtam dobrze. A ja domemsam umie się zająć, co by się niedziało. Azresztą to Sofia załatwiła żemam trochu pomocy przy Henrietcie jak mała zachoruje albo trza jejdać coś ekstra dojedzenia. 240 Zgadza się, mówi Sofia. PannaEleanor Jane ma mieć oko naHenriettę. Obiecała że co drugidzieńugotuje takie coś żebymałazjadła. Wiecie że białe ludzie mają po kuchniach całą maszynerię. Niedo wiary co ta Eleanor Janeumi upichcić z ignamów. W zeszłemtygodniuwzięła izrobiła ignamowe lody. Jak to, pytam się? Myślałam że między wamiwszystko skończone. Wiesz, mówi Sofia, w końcu przyszło jej do głowy żeby spytać sięwłasnej mamy jak tosię stało że do nich nastałam na służbę. Ale długo to chibanie potrwa, mówi Harpo. Wiecie jacyoni są. Jej rodzina o tem wie, pytam się? Wie, mówi Sofia. Łatwo zgadnąć cowygadują. Kto to słyszał żebybiała kobita robiła u czarnuchów i tak dalej. A ona im na toKto tosłyszał żeby ktoś taki jak Sofia robił u hołoty. Przynosi ze sobą Reynoldsa Stanleya, pytam się? Henrietta mówi że on jej nie wadzi. A ja się założę, powiadaHarpo, że zara przestanie ci pomagaćboprzecie mężczyźni zjej rodziny są temu przeciwni. Aniech przestanie, mówi Sofia. Nie na moje zbawienie pracuje. A jak się nie nauczy że na sądzieostatecznem staniewe własnemimieniuto będzie tak jakby wogle nie żyła na tem świecie. Ja tam tak czy owak obstaję za tobą, mówi Harpo. Jesteś mojemzbawieniem. Podchodzi do niej i całujeją w nos akuratnie tam gdziemiała zeszyte. Sofia podrzuca głową. Każden jeden człowiek czegośsię w życiuuczy,mówi. I oba z Harpem w śmiech. Któregośdnia siedzielim z panemna ganku i szylim. Jak już mowa o nauce, mówi on, to ja żem zaczął się uczyć dopiero wtedykiedy żem dawno temuprzesiadywał u siebie na ganku i gapił się bezporęcz. Nędznie się wtedyczułem i tyle. Nijak żem nie móg zrozumić po coczłowiekowi wogle życie skoro przeważnie jest namźle i nic więcej. Nie chciałem wżyciu niczegooprócz Cuksy Avery. A był taki czaskiedy ona tyż chciała tylko mnie. No ale takwyszło żeśmy nie moglibyć razem. Trafiła mi się Annie Julia. Potem ty. I wszystkie tepaskudne dzieciary. Jej trafił się Grady idiabli wiedząkto jeszcze. Ale 241. popatrz się, w końcu jej się powiodło lepiej niż mnie. Ją kochały całetłumy a mnietylko onajedna. Bo jak tu jej nie kochać, mówię. Przecie ona umi kochać tych co jąkochają. Jak mnierzuciłaśto próbowałem coś zrobić ze swojemi dzieciarni,mówi pan . Ale za późno się za to wziąłem. Bubsprowadziłsiędo mnie na dwa tygodnie, ukrad mi całe piniędze i uwalił się pjanyna ganku. Dziewczynki tak wsiąkływ chłopów i w religię że prawiemówić zapomniały. Co usta roztworzą to o coś proszą. Mało brakłoa byłoby mipękło to moje żałosne serce. Skorowiesz zetwoje serce żałosne, mówię, to znaczy się nie takieono zepsute jak ci się wydaje. W każdem bądź razie, on na to, sama wiesz jak jest. Zadasz sobiejedno pytaniei zara widzisz piętnaście następnych. Zacząłem sięzastanawiać dlaczego trza nam miłości. Dlaczegocierpimy. Dlaczegojesteśmy czarni. Dlaczego są mężczyźni i kobity. Skąd taknaprawdębiorąsię dzieci. Niewiele czasu minęło zanim się tropłem że wiem tyleco nic. I że nawet jakktoś się spyta czemu jestczarny, czemu jestmężczyzną, kobitąalbokrzakiem, to jeszcze o niewiele zapytał póki sięnie zastanowi po co wogle przyszed na świat. A ty jak myślisz, po co, pytam się? Ja tam myślę że przyszlim na świat po to żeby się cudować. Cudować i pytać. I że jakczłowiek cuduje sięwielkim rzeczom ipytasię o nie to o tychmałych tyż się czegoś dowiadujeprawie mimochodem. Ale o tych wielkich nigdy się nie dowiaduje niczegowięcejniżtoz czem zaczął. Im więcej się cuduję tem więcej kocham. I ludzie pewnikiem tyż cię za tokochają, mówię. ^ No właśnie, mówi, zdziwiony. Harpo chiba mniekocha. Sofiaz dzieciarni. Nawet Henrietta, ta mała wścieklizna, chiba trochu mniekocha ale to tylko dlategobo wie że jak ją widzę to mam takąłamigłówkę jakbym się patrzył na księżycowegoluda. Pan rysuje koszulę do spodni mojej roboty. Musimieć kieszenie,mówi. I luźnerękawy. Okrawacie nimamowy. Ludzie w krawatach wyglądająjakby ich kto zara miałzlinczować. No i ledwo poczułamże nawet bez Cuksy mogębyć zadowolonaz życia, ledwo panwziął i mnie poprosiłżebym znowużsię "W. za niego wydała, ale tą rażą tojuż duszą i ciałem, i ledwo żem zdążyłapowiedzieć mu Nie, jak nie lubiałam żab tak i nie lubię ale bądźmyprzyjacielami, a tu Cuksa pisze że wraca się do domu. Noi co? Todopiero jest życie, nie? Takam spokojna. Jak Cuksa przyjedzie to będęszczęśliwa. A jak nie przyjedzie to tyżbędę zadowolona. I wtemsię tropłam że to pewnie jest ta lekcja co mi ją życie miałodać. Cuksa wysiada z autaubrana jakgwiazda firmowai mówiOch,Celio, tęskniłam za tobą gorzej niż za rodzoną mamą. Ściskamy się. Chodź dośrodka,mówię. Och jak tu ładnie, powiada, bo już weszlim do jej pokoju. Wiesz żeuwielbiamróżowy. Słoniei żółwie tyż dostaniesz,obiecuję. A gdzietwój pokój,pyta się ona? Parę drzwi dalej, mówię. Chodźmy tomi pokażesz, mówi. No to już tutej, mówię, kiedy stanęlim w progu. Umnie w pokojuwszystkofioletowe i czerwone oprócz podłogi bopodłoga pomalowanaostrą żółcią. Cuksapodchodzi prosto do fioletowej żabki co siedzina kominku jakbyprzycupła. Co to, pyta się? O,mówię, toAlbert mi wyrzeźbił. Cuksa jakoś dziwnie się na mnie patrzy a ja na nią. Mijachwilai już obie się śmiejemy. Gdzie Germaine, pytamsię? W szkole muzycznej, mówi Cuksa. W Wilberforce. Nie możnadopuścić żeby taki talęt poszed na marne. Alez nami już koniec. Terato tak się z nim czuję jak z kimś z rodziny. Z synem jak nie z wnukiem. Cojest między tobąi Albertem? Nic wielkiego, mówię. Akurat, ona nato. Znam Alberta i wiem że nie przepuści takiejładnej kobicie jakty. Szyjemy i tyle,mówię. Trochusobie pogadujemy. 243. I nic więcej, pyta się Cuksa? Patrzcie państwo, myślę sobie. Cuksa zazdrosna. Mam chęć cośzmyślić zęby jej dopiec ale daję spokój. Głównie rozmawiamy otobie, mówię. O tem jak cię kochamy Uśmiecha się. Podchodzi do mnie i kładzie mi głowę napiersiGłośno wzdycha. Twoja siostra Celia Drogi Panie Boże, drogie gwiazdy, drogie drzewa, drogie niebo,drodzy ludzie! Drogie Wszystko! Drogi panie Boże! Dziękuję wamżeście sprowadzili dodomu moją siostrę Nettiez naszemi dzieciarni. Najsampierw Albertspojrzał sięna drogę i powiada Ciekawośćkto tyż tam jedzie? Na razie widać tylko ze za jakiemś autem kurzy sięjak nie wiem co. Ja,Alberti Cuksa siedzielimna gankupo obiedzie. Rozmawialim. Milczelim. Huśtalim się wefotelach i oganialim od much. Cuksapowiadaże już nie chcę więcej śpiewać przed ludźmi. No, możenajwyżej czasem u Harpa. A tak wogle to ehiba przejdzie na remeryturę. Albert prosi żeby przymierzyłatę nową koszulę coją uszył. A jamówię o Henrietcie. Io Sofii. O swojem ogrodzie i sklepie. No i wogleo tem jakmi idzie. Takem przywykłado szycia że zszywam pęczekśdnków -ot tak, żebyzobaczyć co mi wyjdzie. Chłodno jest jak nakoniec czerwca. Miło tak siedzieć na ganku z Albertem i z Cuksa. Zatydzień czwartylipiec znaczy się święto. Planujemyspotkać się całąrodziną umnie przed domem. Byle tylko nie zrobił się gorąc. Może być żelistonosz, mówię. Tylko trochu za szybko jedzie. Może Sofia, powiada Cuksa. Wiecie że zawsze prowadzi jakwariatka. Może Harpo, mówi Albert. Aleto nie Harpo. Tymczasem auto staje pod drzewami na podwórkui wysiadaz niego cała kupaludzi ubranych jak stare dziadki. Mężczyznaz siwemi włosami, kawał chłopa, w koszuli ze stojącemkohnierzem. Mała przysadzista kobitka, tyż posiwiała,z włosamizaplecionemi we dwa warkocze skrzyżowane na czubku głowy. Wysoki dość młodymężczyznai dwie dorodne kobity tyż dosyć młode. ^. Siwy mówi coś do szofera. Auto odjeżdża. Wszyscy stoją na początkualejki a naobkoło nich leżą pudła, walizki i różne różności. Serce podchodzi mi do ust. Nie mogę się ruszyć. To Nettie, mówi Albert i wstaje z miejsca. Tamte ludzie patrzą się na nas,nadom, na podwórko. Na autaCuksy i Alberta. Rozglądają siępo polach. Wreszcie ruszająwolnemkrokiem w stronę domu. Takam zestrachana że sama nie wiem co robić. Jakby mi się mózgzsiad. Chcę cośpowiedzieć ale nic nie mogę wykrztusić. Próbuję wstaći o mato nie padam. Cuksa się schylai podaje mi rękę. Albert ściskami ramię. Jak Nettie stąpią jedną nogąna ganekto o mato żem nieumarła. Stoję między Albertem a Cuksąi aż sięzataczam. Nettie tyżsię zatacza. Stoi między Samuelem i tem miodem. Pewnikiem toAdam. Wtem obienaraz zaczynamy jęczeć i płakać. Ruszamy sobienaprzeciw apotykamy się tak jak wtedy kiedy bylim matę. Wreszciesię dotknęlim i zara naszła nas takasłabość że upadlim. I co z tego? Usiedlim i tak siedzimy w półobjęte. Mija chwila i ona mówi:Celia. Ja mówię: Nettie. Znowuż mija trochu czasu. Rozglądamysię. Naobkoło nas pełnoczyichś kolan. Nettie ściska mnie w pasie, ani na chwilę nie puszcza. To mój mąż Samuel, mówi i pokazuje palcem. To nasze dzieci Oliviai Adam. A to Tashi żonaAdama. Tera ja pokazuję palcem na swoich. To Cuksa i Albert mówię. Wszyscy mówią Milomipoznać. Potem Cuksa i Albert ściskająwszystkich po kolei. Ja i Nettie tyż wreszcie wstalim z ganku. Ściskam się z mojemidzieciarni. I z Tashi. Iz Samuelem. Dlaczego te rodzinne spędy to u nas zawsze muszą wypadaćczwartego lipca, mówi Henrietta cała naburmuszona. W taki gorąc. Boakuratnie czwartego lipca białe ludzie są zajęte świętowaniemżesię wyzwolili spod Anglii więc czarni nie muszą robić, mówi Harpo. Możemy sobie świętować że jesteśmy razem. Mary Agnes popija limoniadę i mówiAch Harpo, nic żem niewiedziała żeznasz historię. Onai Sofia przyrządzają sałatkę z ziem niaków. Mary Agneswróciła się po Suzie Q. Rzuciła Grady'ego,przeprowadziła się nazad do Memphis i tera mieszka ze swoją mamąi siostrą. To one mają się opiekować Suzie Q jak MaryAgnes będziepracować. Podobnież ma dużo nowych pioseneki już nie chodzi takaurąbana żeby nie dała rady ich śpiewać. Jak żem trochu pobyła z Gradym, mówi, to całkiem myślećprzestałam. Onzresztą miałby zływpływ na dziecko. Ja tyż, ma sięrozumić. Nobo przecie paliłam tyletrawy. Wszyscy bardzo zachwyceni że Tashi jest jaka jest. Patrząsię na teblizny jej iAdama jakbyto był ichni interes. Każden jedenmówi żeani myślał żeby pannyz Afryki mogły być takie ładne. Pięknaz nichpara. Tyle żemówią trochu dziwacznie alepomału przywyklim. A co twoi plemieńcy tam w Afryce najbardziej lubieją jeść, pytamysię? ^Ona ciut się rumieni i mówi żemięso z rusztu. Wszyscy w śmiech. Nałożylim jej na talerzjeszcze kawałek. Trochu dziwniesięczuję przy dzieciach. Przede wszystkiem dlategoże dorosłe. I pewnikiem im się wydaje że ja, Nettie, Cuksa, Albert,Samuel, Harpo, Sofia, Jack i Odessa to stare dziady co nic nie wiedząo teraźniejszem życiu. Ale my chiba wcalenie czujemy się staro. I tacyjesteśmy szczęśliwi. Żeby prawdę powiedzieć to chiba jeszcze nigdy nie czulim się tak młodo, Amen Dziękuję wszystkim postaciom z tej książki, żeprzybyły na spotkanie. A.W., autorka i medium