Rhonwyn, córkę księcia walijskiego, po śmierci matki oddani jej ojcu żołnierze wychowują na rycerza raczej niż na damę. Po fatach na polecenie ojca poślubia angielskiego lorda i towarzyszy mu w wyprawie krzyżowej. Udział w bitwie z Saracenami kończy się dla niej niewolą, W arabskim państewku trafia do haremu, gdzie podbija serce kalifa. Zauroczony jasnowłosą branką władca wprowadza ją w tajniki egzotycznej miłości, przełamując jej opór przed kontaktem z płcią odmienną. Największe wyzwanie czeka ją jednak po powrocie do Anglii, gdzie spotka mężczyznę, na którym jej wreszcie zależy. Jak ułożą się ich wzajemne stosunki? Czy były mąż pogodzi się łatwo z utratą tak odmienionej małżonki? Bertrice Smali jest znana amerykańską autorką wielu romansów historycznych, m.in. Niewolnicy miłości, Niewinnej. Walia 1257 Prolog Książę leżał na dziewce, pojękując i pocąc się z rozkoszy. Stojące u wezgłowia barłogu dziecko przyglądało się mu obojętnie. Spojrzenia księcia i dziecka skrzyżowały się. Rhonwyn, wyjdź. Kiedy pada. Więc włóż kożuch i połóż się przy ogniu, mała. Leżąca pod księciem kobieta jęknęła. Poruszyła biodrami, niecierpliwie czekając na rozkosz spełnienia. Chcę spać obok mamy - powiedziała Rhonwyn z dziecięcym uporem. Nie, mała. - Książę zaśmiał się cicho. - Tej nocy ja śpię obok mamy. Połóż się przy ogniu. Jeśli będę musiał wstać teraz, zbiję cię. Uciekaj! Przestraszona dziewczynka wypełniła polecenie i położyła się przy ogniu, naciągając na siebie ciepły barani kożuch. Nienawidziła pobytów księcia w chacie. Matka nie miała wtedy czasu ani dla niej, ani dla jej małego braciszka. Książę był ich ojcem, tak mówiła mama. Powtarzała też, że winni samu miłość, jak przystało na poddanych. Bez niego umarliby z głodu. Powtarzała, że ani jej, ani Glynnowi nie wolno o tym zapomnieć. Brat spał w cieple ognia, z kciukiem w maleńkich ustach. Cień rzęs padał na jego różowe policzki. Rhonwyn kochała braciszka najbardziej ze wszystkich na świecie. Mama wolała księcia, ale ona - nie, chociaż kiedy Llywelyn ap Gmffydd pojawiał się, zawsze przywoził prezenty i tulił dzieci do siebie. Mimo to nie muszę go kochać - powtarzała sobie Rłionwyn z dziecięcą logiką. Mama krzyknęła. - Na rany Chrystusa, Vala, nikt nie zaspokaja mnie tak jak ty - powiedział książę niskim głosem. Mama roześmiała się dziwnie, chrapliwie Rłionwyn zamknęła oczy i wreszcie zasnęła. Wiedziała, że nie ma sensu czuwać. Książę z pewnością zostanie na noc. Część I Rhonwyn 1258-1270 1 Padał wiosenny deszcz, ciężki i zimny; przedostawał się do chaty przez dziurawą strzechę. Ogień zgasł poprzedniego dnia, a dzieci nie wiedziały, jak go rozniecić. Tuliły się do siebie w poszukiwaniu ciepła. Mama leżała w kałuży krwi, pociemniałej i skrzepłej. Nie czuły już przykrego zapachu, nie czuły nawet zimna w czubkach palców rąk i nóg. Wiatr wył żałośnie; mały chłopiec pisnął i przylgnął do siostry. Rhonwyn uerch Llywelyn zamknęła oczy. Próbowała coś wymyślić. Może uda jej się to lepiej niż wczoraj i przedwczoraj? Czy potrafi jednak ocalić siebie i Glynna od śmierci? Mama umarła przy porodzie najmłodszego dziecka księcia. Chata stała daleko od wsi, bo przecież żadna uczciwa kobieta nie zniesie bliskości dziewki księcia i jego bękartów. Stara wiedźma, która odebrała dwójkę dzieci Vali, nie pojawiła się tym razem, bo trzeci poród był przedwczesny. Bardzo przedwczesny. Potrzebujemy ciepła - pomyślała sennie Rhonwyn. Jak rozpalić ogień? Poczekamy chyba, aż przestanie padać, a potem pójdziemy przed siebie, znajdziemy jakąś chatę, jakąś wioskę... Tylko że nie miała pojęcia, co to takiego wioska. Pięć lat przeżyła w odosobnionej chacie na wzgórzach. Trzyletni Glynn jęknął. Siostra przytuliła go do siebie. Jestem głodny. Nie ma jedzenia - powtórzyła po raz kolejny. - Poszukamy czegoś, kiedy przestanie padać. Jeśli teraz wyjdziemy z chaty, umrzemy z całą pewnością. Ale mogli też umrzeć, nie wychodząc z chaty, i Rhonwyn zdawała sobie z tego sprawę. Gdyby tylko umiała rozniecić ogień, gdyby zrobiło się im cieplej, ssanie w żołądku z pewnością mniej by dokuczało. Nie dopilnowała ognia; kiedy mama zaczęła krzyczeć z bólu, dziewczynka zabrała brata na dwór; nie chciała, Żeby się bał. Poszli na wzgórza nazbierać kwiatków na powitanie nowego dziecka, ale kiedy wrócili, mama nie żyła, a ogień nie płonął. Nie pozostał nawet jeden żarzący się węgielek, z którego Rłionwyn mogłaby wydobyć płomień, bo wiele razy widziała, jak mama to robi. Potem spadł deszcz. Padał przez noc i cały kończący się właśnie dzień. Rłionwyn znieruchomiała nagle, usłyszawszy szczekanie psów. Początkowo ciche, dalekie, zbliżało się jednak, aż w końcu rozległo się tuż przed chatą. Drzwi otworzyły się z trzaskiem i stanął w nich Llywelyn ap Gruffydd; ciemna sylwetka w zapadającym zmroku. Wszedł, potoczył wzrokiem po wnętrzu chaty i dostrzegł skulone dzieci. Co się stało? - spytał szorstkim głosem. Mama umarła - oznajmiła Rłionwyn. - Dziecko urodziło się za wcześnie. Dlaczego nie było akuszerki?! Kto miał ją wezwać? Gdzie ona mieszka? Mama strasznie krzyczała, więc zabrałam Glynna na spacer. Kiedy wróciliśmy, już nie żyła. Nie umiemy rozpalić ognia. Jesteśmy głodni! Nie wiedziałam, co robić. Nie wiedziałam, skąd wziąć jedzenie, dokąd pójść po pomoc. Mama nie żyje, ty ją zabiłeś! Nie umarłaby, gdybyś nie włożył jej w brzuch nowego dziecka! Mężczyzna drgnął, zdumiony jadowitym tonem córki. Spojrzał na nią, jakby widział japo raz pierwszy. Nagle uświadomił sobie, jak bardzo Rłionwyn jest do niego podobna, tylko bladą cerę i jasne włosy odziedziczyła po matce. Wiedział, że dziewczynka go nie lubi. Gniewnymi zielonymi oczami patrzyła mu prosto w twarz. Chętnie roześmiałby się, ale sytuacja była na to zbyt poważna. Rłionwyn bez wątpienia była jego dzieckiem, i jak on wiedziała, co to gniew. Rozpalę ogień - powiedział. - Ty idź do konia, w torbach przy siodle znajdziesz jedzenie. Nie bój się psów. Odwrócił się i zaczął rozpalać ogień. Poczuł na sobie trochę przerażone, trochę zaciekawione spojrzenie syna. Chodź, mały. - Uśmiechnął się. - Nauczę cię, jak to się robi, żeby już nigdy nie było ci zimno. Chłopiec poszedł do ojca. Wielkimi oczami patrzył, jak Llywelyn ap Gruffydd układa w stosik cienkie szczapki, wyjmuje z mieszka krzemień, uderzeniem noża krzesze iskrę. Ojciec uśmiechnął się do niego i zwichrzył mu dłonią czarną czuprynę. Dołożył drewienek. Płomień tańczył wesoło, w chacie zrobiło się nieco cieplej. Mężczyzna wstał i podał krzemień synowi. Jest twój, Glynnie ap Llywelyn - oznajmił. - Teraz wiesz, jak rozpalać ogień, ale pamiętaj, robi się to tylko w palenisku. Tak, tatku. Książę znów się uśmiechnął. Po raz pierwszy któreś z jego dzieci tak go nazwało. Więc wiesz, kim jestem? Mama mówiła - odparł krótko chłopiec. Nie kłamała, niech Bóg ma w opiece jej słodką duszę. Teraz książę mógł pomyśleć o zmarłej kochance. Pochowa ją, choć żaden ksiądz nie wypowie słów modlitwy nad jej grobem. Nie miało to zresztą żadnego znaczenia. Bóg przyjmie duszę Vali uerch Huw, była bowiem dobrą kobietą. Nie skaże jej na piekielne ognie dlatego, że służyła jako kochanka księciu. Żałował, że nie ożenił się z nią, mimo iż nie miała majątku ani związków z żadnym potężnym rodem. Miałby przynajmniej dzieci z prawego łoża. No cóż, i tak przecież uzna tę dwójkę. Z pewnością sprawiłoby to Vali przyjemność. Musi też poszukać sobie żony. Dawno przekroczył trzydziestkę, a jego nazwisko niosą w przyszłość na razie tylko Rhonwyn i Glynn. Mała wróciła z chlebem i serem. Rwała je na małe kawałki, by nakarmić brata. Zobaczyła krzemień, wzięła go do ręki, obejrzała ze zdziwieniem. Co to? - spytała. Oddaj! - krzyknął Glynn. - To prezent od taty! Robi ogień. Dziewczynka wzruszyła ramionami i oddała mu nową zabawkę. Czy dziecko urodziło się? - spytał ap Gruffydd. Wzruszyła ramionami. Nie wiem. Nie patrzyłam. Książę skinął głową ze zrozumieniem. Sam będzie musiał sprawdzić. Czy deszcz przestał padać, Rhonwyn? Tak. A więc pójdę wykopać grób dla mamy. Wybierz miejsce, z którego widać zachód słońca. Mama lubiła patrzeć, jak słońce zachodzi. Skinął głową i wyszedł. Burza przeszła, wiatr rozpędził chmury. Wziął łopatę, opartą o ścianę od tej strony, gdzie Vala uprawiała ogród. Znalazł odpowiednie miejsce na zachodnim zboczu pagórka i zaczął kopać. Zastanawiał się przy tym, co zrobić z dziećmi. Między nim i Anglikami panował rozejm, to prawda, ale książę wciąż nie miał miejsca, które mógłby nazwać domem. No a poza tym lepiej nie ujawniać istnienia dzieci. Nawet bękarty mają swoją wartość, tak że nieprzyjaciele mogliby wykorzystać je do swych celów, a sojusznicy do scementowania traktatów. Były to jego jedyne dzieci, gdyż po- zostawał wierny Vali, nie miał czasu na zabawy. Nigdy zresztą żadna kobieta nie dała mu takiej rozkoszy jak ta córka rodu elfów. Ziemia była miękka po deszczu, więc grób wykopał szybko. Odstawił łopatę i wrócił do chaty. Przyjrzał się twarzy Vali, dostrzegł, że ciało jej jest napięte, skręcone z bólu. Pomiędzy rozrzuconymi nogami, wśród skrzepłej krwi, dostrzegł dziecko. Było mniejsze od jego dłoni, ale już w pełni uformowane. Mieliście siostrzyczkę - zwrócił się do Rhonwyn i Glynna. - Przynieś mi miskę, chłopcze, a ty, dziewczynko, zagrzej wodę. Wasza mama i siostra spoczną w grobie czyste. Siostra - pomyślała ze smutkiem Rhonwyn. Bardzo chciała mieć siostrę. Mama wybrała nawet imiona dla mającego się urodzić dziecka: Huw, po jej ojcu, gdyby był to chłopiec, a Gwynllian dla dziewczynki. Zaczerpnęła wody z beczki, po czym przelała ją do żelaznego, wiszącego nad ogniem kociołka. Poruszała nim lekko, żeby woda szybciej się zagrzała. Z kredensu wyjęła zwój niepokalanie czystego płótna i wręczyła ojcu bez słowa. Ap Gruffydd uśmiechnął się niezauważalnie. Widział, że córka patrzy na niego złym wzrokiem. Pamiętał, jak Vala błagała go o to płótno... Ileż to lat temu? Tłumaczyła, że gdyby któreś z nich zmarło, mieliby całun do owinięcia zwłok. Wyśmiał początkowo te makabryczne myśli, ale w końcu spełnił prośbę. Vala mieszkała z dziećmi w oddaleniu od innych łudzi, bo zgodziła się należeć do niego, tracąc przez to nie tylko sąsiedztwo, lecz i szacunek ludzi. Nikt nie udzieliłby jej pomocy w trudnych chwilach. Rozumiała to i pogodziła się z sytuacją, ponieważ kochała go szczerze. Powinienem był się z nią ożenić - pomyślał znowu. Ojciec Vali miał kawałek ziemi i był wolny. O tak, przyjdzie czas, kiedy będę musiał zawrzeć małżeństwo dynastyczne, ale do śmierci kochać będę tylko Valę. Przez następną godzinę mył ciało ukochanej. Umył także niemowlę, owoc tego ciała. Spalił zakrwawione pokrycie łóżka, po czym włożył niemowlę w ramiona kobiety i owinął ją całunem, choć ciało było tak sztywne, że niełatwo mu to przyszło. Wiedział jednak, że Vala tak właśnie pragnęła być pochowana. Przywołał dzieci. Pożegnajcie się z mamą - powiedział. Nie umknęło jego uwagi, że Rhonwyn zawahała się na mgnienie oka, nim wzięła Glynna za rączkę i podeszła do ojca. Wszyscy troje po raz ostatni ucałowali zimne usta zmarłej. Rhonwyn delikatnie dotknęła maleńkiej główki niemowlęcia. Książę przysiągłby, że w jej zielonych oczach zabłysły łzy; kiedy jednak spojrzała na niego, widniał w nich tylko gniew. To twoja wina, Llywelynie ap Gruffyddzie - powiedziała. - Teraz, kiedy mama odeszła, co będzie ze mną i z Glynnem? Kto się nami zaopiekuje? Jesteście moimi dziećmi i ja się wami zaopiekuję. Wasza matka mi ufała, a wy nie? Nie możecie zaufać ojcu? Począłeś nas, Llywelynie ap Gruffyddzie - stwierdziła Rhonwyn chłodno. - Ale czy naprawdę byłeś dla nas ojcem? Kiedy przyjeżdżałeś, to tylko do mamy. To przez ciebie nigdy jeszcze nie widziałam nikogo oprócz was obojga, Glynna i tej starej wiedźmy, która pomogła urodzić się Glynnowi. Dbałem, byście mieli co na siebie włożyć i nie głodowali - odparł książę. - Od tego właśnie jest ojciec, moja mała. Mężczyzna musi walczyć, by osiągnąć pozycję w świecie i utrzymać ją. Musi umieć pokonać wrogów, zdobyć nowe ziemie. Kobiety natomiast rodzą dzieci. Między mną a waszą matką wszystko było tak, jak powinno być. Teraz pochowamy ją i waszą maleńką siostrzyczkę, a potem zabiorę was ze sobą tam, gdzie będziecie bezpieczni. Vala i jej dziecko spoczęły w wilgotnym grobie; biały całun przykrył ich twarze. Glynn szlochał rozpaczliwie, tuląc się do siostry. Nagle na zachodzie rozsunęły się chmury i niebo rozświetliły promienie słońca. Ap Gruffydd usypał mały kopczyk, który przykrył zdjętą wcześniej darnią. Chciał w ten sposób uchronić grób przed ciekawością zwierząt i ludzi. Noc musimy spędzić tutaj - rzekł. - Rhonwyn, zbierz to, co chcesz wziąć dla siebie i brata. Wyjedziemy jutro o świcie. Idźcie teraz do chaty, ja spróbuję upolować coś na kolację. Nie dopuśćcie do wygaśnięcia ognia. Powrócił wkrótce, przy siodle miał dwa oprawione już zające. Dzieci tymczasem, jak umiały, uporządkowały chatę. Z łóżka, które tak często dzielił z Valą, pozostał tylko siennik. Książę nie powiedział nic. Upiekł zające nad otwartym ogniem i podzielił mięso sprawiedliwie między dzieci, psy i siebie. Rhonwyn zastawiła stół, dodając do kolacji trochę chleba i sera; resztę - co do tego ap Gruffydd nie miał wątpliwości - zostawiła na następny dzień. Obserwował, jak oddziela mięso od kości, drobi ser oraz chleb i karmi brata. Sama zjadła dopiero wówczas, gdy mały już się nasycił. Matka dobrze ją chowała - pomyślał ze smutkiem. - Sama będzie kiedyś dobrą matką. Muszę znaleźć jej dobrego męża. Wyrośnie na śliczną dziewczynę. Dzieci spały na sienniku, otulone kożuchem. Książę podsycił ogień, by mieć pewność, że nie zgaśnie w nocy. Przed wschodem słońca stanął na progu chaty. Zegnał się z nią w myślach, bo wiedział, że jego noga więcej tu nie postanie. Nie spodziewał się śmierci Vali. Była- silna, zdrowa... Kiedy po raz pierwszy zobaczył ją w domu wuja, miała zaledwie czternaście lat! Zabrał ją wówczas ze sobą, a kiedy posiadł japo raz pierwszy, zaszła w ciążę. Nie znała wcześniej mężczyzny. W dziewięć miesięcy później urodziła mu Rhonwyn, łatwo jak kotka. W dwa lata później przyszedł na świat Glynn. Zdumiało go, że ostatnie dziecko Vala zaczęła rodzić dwa miesiące wcześniej i że spowodowało to jej śmierć. Książę zwróci się do kościoła o uznanie dzieci za swoje. Słońce wyjrzało zza horyzontu. Ap Gruffydd wrócił do chaty i obudził rodzeństwo. Zjedli resztę zajęczego mięsa, chleba i sera. Oboje dostali po łyku wina z bukłaka. Glynn rozkaszlał się, ale Rhonwyn gładko przełknęła napój. Lubisz wino? - spytał ze śmiechem. Jest smaczne - odparła cicho. Zebrałaś wszystko, co może ci się przydać? Niewiele tego. Rzeczy spakowałam w szal mamy. - Wręczyła mu tobołek, zawiązany nie tyle porządnie, ile mocno. Zabierz chłopca i wyjdź - polecił. - Zaraz do was przyjdę. Co chcesz zrobić? - spytała. Spojrzenie jej zielonych oczu skrzyżowało się ze spojrzeniem ciemnych oczu ojca. Mam zamiar spalić chatę - oznajmił. Ku jego zdumieniu, dziewczynka nie zaprotestowała. Wręcz przeciwnie, skinęła głową, wzięła braciszka za rękę i wyszła bez słowa. Ap Gruffydd parsknął śmiechem. Vala była piękna, łagodna i miękka, spłodziła jednak córkę twardą jak kamień/Podobną do mnie - pomyślał z radością. Chwycił przygotowaną pochodnię z trzciny, włożył do ogniska, a kiedy zajęła się jasnym płomieniem, podpalił chatę w kilku miejscach, cofając się do drzwi. W końcu stanął w progu i cisnął pochodnię do środka. Podszedł do dzieci, i wraz z nimi, w milczeniu, obserwował wysoki płomień, a kiedy chata spłonęła do gruntu, powiedział: Odjeżdżamy. Ziemia jest mokra, nie zapali się. - Podszedł do konia, którego wcześniej przywiązał do pobliskiego drzewa. - Rhonwyn, siądziesz za mną. Glynna zabieram na siodło. - Podniósł chłopca, poczuł, że jego drobne ciałko sztywnieje mu w ramionach. Syn jeszcze nigdy nie siedział na koniu, nie znał zresztą żadnych zwierząt. - Nie bój się, chłopcze - uspokoił go. - Addien jest dobrze ujeżdżony. Wkrótce dostaniesz własnego wierzchowca, równie dobrego jak Addien. Może nawet jego potomka? Podoba ci się ten pomysł? Siedział w siodle, przytulając synka mocnym, pewnym ramieniem. Tak, tatku - odparł Glynn nieco niepewnie, ale spokojnie. Nie bał się już. Ap Gruffydd podał lewą rękę Rhonwyn i podciągnął ją na koński grzbiet. Obejmij mnie, dziecko - polecił, a kiedy poczuł obejmujące go ręce, ścisnął łydkami boki konia. Ruszyli przed siebie. Dokąd jedziemy? - spytała Rhonwyn. Książę nie odpowiedział. Wciąż jeszcze sam sobie nie udzielił odpowiedzi na to pytanie. Nagle coś przyszło mu do głowy. Cythraul - rzekł. - To zamek, który należy do mnie. Dzieli nas od niego zaledwie pół dnia drogi. Ranek spędzili na końskim grzbiecie. Psy biegały dookoła. Jeździec spytał wprawdzie w pewnej chwili, czy dzieci chcą odpocząć, ale nie miały na to ochoty. Sprawiło mu przyjemność, że są mocne. Tak, zostawi je w Cythraul, ale co potem...? Potrzebuje czasu na zdecydowanie o ich losie; przecież nie spodziewał się, że będzie musiał się nimi zająć. To była sprawa Vali, ale Vala nie żyła. Pogrążony w myślach, westchnął głęboko. Kochał ją - pomyślała Rhonwyn, słysząc westchnienie ojca. - Przynajmniej tyle wiem na pewno. Głynn i ja narodziliśmy się z tej miłości, ale nas to on chyba nie kocha. Co z nami będzie? Zamek...? Dlaczego chce zostawić nas w ja- kimś zamku?! I co to właściwie takiego? Nie będę się bała -postanowiła. - Jeśli okażę strach, Głynn również się przestraszy, a przecież musi jakoś pogodzić się ze śmiercią mamy. Będę silna dla niego. Mama chciałaby, żebym się nim opiekowała, żebym go chroniła. Więc nie będę się bać. Nagle przed jej oczami pojawiła się kamienna budowla, wyrastająca wprost ze skalistego wzgórza. Cythraul - poinformował ap Gruffydd, kierując konia w tę stronę. Usłyszeli imię księcia w okrzyku wydanym przez postać stojącą na murach. Po chwili, minąwszy podniesioną bramę, znaleźli się na dziedzińcu zamkowym. Rhonwyn dowiedziała się później, że taką bramę nazywa się broną. Wokół przybyłych nagle pojawili się jacyś mężczyźni. Jeden chwycił wodze Addiena, inny zdjął z jego grzbietu dziewczynkę i jej brata. Książę zeskoczył z siodła, kazał ludziom odprowadzić konia, wyczyścić go i nakarmić. Gdzie Morgan ap Owen? - spytał. Tu jestem, panie! - rozległ się donośny głos. Z tłumu wystąpił potężnie zbudowany mężczyzna, wysoki, z bujną czarną brodą. Włosy związane miał na karku, choć czubek jego głowy był łysy. Musimy porozmawiać - powiedział książę, kierując się w stronę wieży, wzniesionej w jednym z narożników. Kiedy znaleźli się w środku, powiedział do dzieci: Idźcie, ogrzejcie się przy ogniu. - Przyjął z czyichś rąk drewniany kielich gorzkiego piwa, wypił je w kilku łykach i rozsiadł się w swym książęcym fotelu. Vala nie żyje - oznajmił, zwracając się do Morgana ap Owena, kapitana Cythraul. - To jej dzieci. Dziewczynka ma pięć lat, a na imię jej Rhonwyn. Chłopiec ma trzy lata, a jego imię Glynn. Chcę zostawić je z tobą, póki nie zdecyduję, co Z nimi zrobić. Twoje słowo, panie, jest dla mnie rozkazem... ale dlaczego tu? Dlaczego ja? To wielka odpowiedzialność opiekować się twymi dziećmi, zapewnić im bezpieczeństwo. Łączyła cię z Valą więź krwi, Morganie, a poza tym nie chcę utrudzić dzieci, zabierając je gdzieś dalej. Dziś po raz pierwszy w życiu opuściły wzgórza, wśród których stała chata ich matki. A domostwa twych braci? Mało kto wiedział o Vali, a nikomu nie mówiłem o dzieciach. Teraz ty wiesz o ich istnieniu, Morganie ap Owen, a oprócz ciebie powiem o nich wyłącznie mnichowi, którego sam wybiorę. Wiesz, jakie grozi im niebezpieczeństwo. Moi wrogowie bez wahania zabiją Glynna, a Rhonwyn wydadzą za mąż po swej myśli. Nie jestem już młody. Jeśli się nie ożenię, pewnego dnia Glynn wszystko po mnie odziedziczy. Jeśli zaś chodzi o Rhonwyn, męża wybierze jej ojciec, a nie ktoś obcy. - Uśmiechnął się, patrząc w oczy starego przyjaciela. -To tylko małe dzieci, Morgan. Z pewnością znajdziesz dla nich miejsce. Mamy łóżka dla ważnych gości, tuż przy ogniu. Mogą tam spać. Ale... co mam właściwie z nimi zrobić? To tylko dzieci - powtórzył książę. - Znajdą sobie jakieś zajęcie. Niech tylko będą bezpieczne, ubrane i nakarmione. To wystarczy. Co powiedzieć ludziom? - spytał kapitan. Że dzieci są pod moją opieką. Nie musisz mówić nic więcej. Będą plotki, to oczywiste, wystarczy jednak, że nie potwierdzisz niczyich domysłów. A dzieci się nie wygadają? Rhonwyn, Glynn, do mnie! - rozkazał książę, a kiedy dzieci przybiegły, powiedział: - Jesteście moim potomstwem, pochodzicie z mojej krwi. Jestem z was dumny, nie wolno wam jednak przyznać się przed nikim do pokrewieństwa ze mną. Rhonwyn, wiem, że ty mnie rozumiesz, ale musisz też wyjaśnić wszystko bratu. Potrafisz? Dziewczynka spojrzała na niego zimnymi zielonymi oczami. Potrafię - odparła krótko. Jesteś dobrą córką. - Pochylił się nagle i pocałował małą w czubek głowy. Widząc jej zdumienie, zaśmiał się cicho. -No, muszę jechać - oznajmił. - Jeszcze dziś oczekiwany jestem daleko stąd. Mogę się trochę spóźnić, ale muszę tam dotrzeć. Wrócisz? - spytała Rhonwyn. Ap Gruffydd skinął głową. Kiedy? - Dziewczynka nie dawała się zbyć samym potwierdzeniem. We właściwym czasie, córko. Tu, w Cythraul, będziecie bezpieczni. Morgan ap Owen jest krewnym waszej matki. W potrzebie odda za was życie. Oboje musicie mi obiecać, że będziecie mu posłuszni. Obiecuję - powiedziała Rhonwyn głosem bez wyrazu. Obiecuję, tatku - powtórzył po niej Glynn, pragnąc sprawić ojcu radość. Książę podniósł chłopca i ucałował go w oba policzki. Spojrzał na córkę i dostrzegł, jak chłodne sąjej zielone oczy. Jeszcze nie wiesz, co o mnie myśleć, prawda? - zażartował, ale bez złości. Rhonwyn wzruszyła chudymi ramionami. Nie znam cię prawie - powiedziała. - Ale jestem ci wdzięczna, że wczoraj po nas przyjechałeś i za to, że przywiozłeś nas w bezpieczne miejsce. Nic o tobie nie wiem i nic nie potrafię powiedzieć, Llywelynie ap Gruffyddzie. Mężczyzna skinął głową. Jesteś moją nieodrodną córką. Zawsze mówisz prawdę, choćby bolesną. Opiekuj się bratem, Rhonwyn. Wrócę. - Odwrócił się i wyszedł w towarzystwie kapitana. Tatku! - zawołał za nim Glynn. - Nie martw się, on szybko wróci - pocieszyła go siostra. -Chodź, obejrzymy sobie nasz nowy dom - zaproponowała, wiedząc, że pozwoli to bratu zapomnieć o ap Gruffyddzie. - Strasznie duża ta wieża. Zapadł zmrok i do wielkiej sali zaczęli ściągać żołnierze. Dzieci poczuły się wśród nich bardzo obco, ale na szczęście pojawił się Morgan ap Owen. Postawił je na stole i powiedział: Te dzieci są pod opieką naszego pana, Llywelyna. Musimy zapewnić im bezpieczeństwo. Ośmiu z was będzie ich strzegło dzień i noc: Lug, Adda, Mabon, Nudd, Barris, Dewi, Cadam i Oth. Macie też pilnować, żeby nie pospadały z murów. Przez chwilę ośmiu wybranych żołnierzy skarżyło się żartobliwie na swój los, ale byli to dobrzy ludzie i choć nie pokazali tego po sobie, uznali, że nowe zadanie to dla nich zaszczyt. Nie trzeba było szczególnej mądrości ani przebiegłości, by domyślić się, że to dzieci władcy, choć kapitan nawet się o tym nie zająknął. I chłopak, i dziewczyna, mimo swych jasnych włosów, byli bardzo do niego podobni. To jego dzieci, prawda? - spytał porucznik. Nie powiedziałem tego - usłyszał w odpowiedzi. - I ty też nie. - Ostatnie słowa zabrzmiały jak groźba. Rhonwyn, która właśnie karmiła brata, usłyszała tę rozmowę. Zrozumiała, że ojciec musi być kimś bardzo ważnym. Po kolacji wybrana ósemka opiekunów otoczyła dzieci; żołnierze ci bardzo przypominali łagodne, posiwiałe niedźwiedzie. Dziewczynka milczała. Usunęła się w cień, pozwalając, by to Glynn zawładnął ich sercami; łatwo było go poko- chać. Wkrótce zresztą zasnął i Oth położył go do łóżka. Ty też powinnaś iść spać - zauważył. Jestem starsza - odpowiedziała i spojrzała na kilku mężczyzn, klęczących na podłodze po przeciwnej strome sali. - Co oni robią? - spytała. Grają w kości - wyjaśnił Oth. Ja też chcę! Naprawdę? - Żołnierz zachichotał cicho. - Nie wiem, czy spodobałoby się to kapitanowi. Dlaczego nie miałoby się spodobać? Bo to gra na pieniądze. Nie rozumiem. - Rhonwyn spojrzała na Otha niewinnie. - Wiesz, ja nic nie wiem o świecie. Do tej pory mieszkałam z matką wśród wzgórz, nikt do nas nie przychodził. Aha. - Oth skinął głową z namysłem. - No, skoro tak, to może sam nauczę cię grać w kości, ale jeśli pozwolisz, nie dziś. Przeżyliście kilka ciężkich dni, potrzebujecie odpoczynku. Założę się, że dziś po raz pierwszy jechaliście na koniu. Mamy w stajniach małą klacz, w sam raz dla ciebie. Nauczę cię jeź- dzić konno. Chcesz? Rhonwyn energicznie pokiwała głową. Nawet bardzo - przyznała. Więc kładź się teraz przy braciszku, który już śpi. Jutro będziecie bardzo zajęci. - Oth poprowadził ją do posłania, znajdującego się przy ścianie wieży i położył pod futrami, obok Glynna. - Dobranoc, mała - pożegnał ją i odszedł. Świetnie sobie radzisz - powiedział cicho Morgan ap Owen, obserwujący swego człowieka. Co, na Chrystusa, myślał sobie ap Gruffydd, kiedy zostawiał tu te dzieciaki?! Cythraul to nie miejsce dla nich. - Oth podniósł do ust drewniany kubek pełen piwa. Poczekają na jego powrót - wtrącił Gamoń ap Llwyd. -To jego jedyne dzieci, no, chyba że gdzieś na wzgórzach ma jeszcze inne bękarty. Był wierny mej kuzynce, Vali - stwierdził spokojnie Morgan ap Owen. - Założę się, że nie ma innych dzieci, a poza tym zabroniłem wam przecież snuć domysły na ten temat. I tak wszyscy wiemy, że to jego dzieci - zaprotestował Gamoń ap Llwyd. Biedne dzieciaki - użalił się Oth. - Matka zmarła, a teraz trafią nie wiadomo gdzie. No, ale skoro nie mają zostać tu na stałe, musimy dopilnować, żeby przynajmniej dobrze się bawiły. Szczęście, że mamy pokój. Owszem, mamy pokój - pomyślał Morgan - ale na jak długo? Jeśli zostanie zerwany, Cythraul znajdzie się w samym środku walk, leży przecież prawie na granicy, strzegąc górskiej przełęczy, będącej granicą między Anglią i Walią. Bóg okazał swą łaskawość, prowadząc księcia do chaty Vali w odpowiedniej chwili. Gdyby nie to, dzieci z pewnością także by umarły. Och, Rhonwyn walczyłaby o życie swoje i brata, ale jest przecież tylko małą dziewczynką. Bez pomocy z zewnątrz czekał tę dwójkę tragiczny koniec. Ap Gruffydd pojawił się jednak w porę, by uratować dzieci. Morgan ap Owen wiedział, że książę nie powróci szybko. Miał ważne sprawy do załatwienia. Jeden Bóg wie, przez ile lat dzieci pozostaną w Cythraul, on zaś musi zadbać o nie. Najważniejszy był problem przyodziewku. Dewi, jeden z żołnierzy wyznaczonych do opieki nad dziećmi, był krawcem załogi twierdzy. Sporządzi chłopięce ubiory i dla chłopca, i dla dziewczynki. Dzięki temu ktoś obcy, szpiegujący ich albo szukający po prostu dachu nad głową, uzna, że ma do czynienia z synami któregoś żołnierza, i nie zwróci uwagi na tych dwoje. Gdyby zobaczył dziewczynkę, mogłoby to zagrozić bezpieczeństwu twierdzy. Morgan nie wiedział, jak wypełnić dzieciom dni. Żaden z żołnierzy nie umiał czytać ani pisać, nawet on. Jeśli Rhonwyn miała kiedyś dobrze wyjść za mąż, powinna czegoś się uczyć... Ale od kogo? No, to już kłopot ap Gruffydda; nie spodziewa się chyba, że oddział żołnierzy z przygranicznej twierdzy wychowa jego dzieciaki jak troskliwa matka. Dlaczego nie zawiózł ich do siostry, przeoryszy Gwynllian? W Opactwie Laski Bożej miałyby o wiele lepsze perspektywy. Książę postanowił zapewne pozbyć się kłopotu w najprostszy możliwy sposób. Dbał przede wszystkim o swój kraj; dlatego do tej pory się nie ożenił i choć dobiegał czterdziestki, nie szukał żony i nie myślał o dzieciach z prawego łoża. Morgan ap Owen potrząsnął głową. Został mianowany opiekunem dwójki małych dzieci! Jak jego pan wyobraża sobie tę opiekę? Rozejrzał się po sali. Większość żołnierzy spała już, owinięta w futra, możliwie jak najbliżej ognia. Wstał i wyszedł sprawdzić, czy twierdza przygotowana jest na noc. Wrota zamknięto, na murach stały straże. Noc była cicha, spokojna. Na czystym po burzy niebie płonęły jasne gwiazdy, widać też było sierp księżyca. Na dłoni poczuł dotknięcie wilgotnego nosa; machinalnie pogłaskał łeb swego ulubionego psa, wielkiego irlandzkiego wilczarza. Widzisz, Brenin - powiedział do niego - dziwne dostaliśmy zadanie. Spodziewam się, że przypilnujesz naszych młodych gości. Chłopak jest mały, ale chyba spokojny i nie ma w nim za grosz złośliwości. Niepokoi mnie jego siostra, jest uparta i moim zdaniem bardzo, bardzo sprytna. Pies pisnął, jakby się z nim zgadzał, i tak mocno przytulił mu do uda potężny łeb, aż go przesunął. Morgan roześmiał się. Postarzałeś się, Brenin, i lubisz spać pod dachem. Ja też jestem gotów się położyć. Razem wrócili do wieży. Morgan położył się na swoim miejscu, ale - ku jego zdziwieniu - pies nie towarzyszył mu. Poszedł do dzieci. Było oczywiste, że rozumiał każde słowo swego pana, a jeśli ludzie nie chcą w to wierzyć, to już ich sprawa. 2 Dzieci ap Gruffydda niczym nie różnią się od chłopstwa - powtarzał w myślach ap Owen, przyglądając się swym podopiecznym przez kilka następnych dni. Nie widziały do tej pory niczego oprócz rodzinnej chaty i najbliższego wzgórza. Nie miały żadnego towarzystwa, nawet zwierzęcia. Początkowo bały się Brenina, ale psisko szybko zdobyło ich zaufanie i już wkrótce Glynn siadał bez obaw na jego grzbiet, naśladując starszą, śmielszą siostrę, którą Oth uczył jeździć konno. Trzeba by znaleźć kuca dla chłopaka - powiedział Oth pewnego wieczoru, kiedy żołnierze jedli kolację. - Męczy biednego, starego Brenina, a przecież wiemy, jak kapitan go kocha i co będzie, jeśli zwierzak nie wytrzyma tych zabaw. Wszyscy się z nim zgodzili. Nie kręć się, mała łasico - zirytował się Dewi, biorący właśnie miarę z Rhonwyn, której miał uszyć płaszcz. - Jesteś gorsza od wody spadającej po kamieniach. Dziewczynka zachichotała. Lug mówi, że mam bardzo małe nogi. Wczoraj mierzył mi stopy. Jak myślisz, Dewi, spodobają mi się buty? Do tej pory biegałam boso. Musisz się nauczyć je nosić. Uszyję ci do nich portki. A co to takiego? Płócienne noga wice na nogi i stopy. - Na litość! Czy te dzieci nic nie wiedzą? - Zimą chronią od chłodu, a w lecie od ukąszeń owadów. Uszyjesz jej portki? - zdenerwował się Lug. - No to będę musiał poczekać z butami i zrobić drugą miarę. Mogłeś mnie uprzedzić. Nie przyciąłeś jeszcze skóry, prawda? Nie przyciąłem. Dobrze, niech będzie, że ostrzegłeś mnie na czas. Morgan ap Owen z trudem powstrzymywał śmiech. Jego ludzie, wszyscy bez wyjątku, po prostu zakochali się w dzieciach. Okazało się, że niepotrzebnie mianował oficjalnych opiekunów; opiekunami stali się bowiem na ochotnika wszyscy żołnierze. Kiedy Głynn się zmęczył - a męczył się łatwo -nosili go na barana. Sami pilnowali, by na talerze jego i dziewczynki trafiały najlepsze kawałki mięsa. Początkowo niepewne siebie, dzieci szybko polubiły swój nowy dom. W którymś momencie w stajni pojawił się srokaty kuc i dziecinne siodło - na wszelki wypadek Morgan nie pytał, skąd się wzięły - i Glynn rozpoczął naukę jazdy konnej. Wrażliwy, nieśmiały chłopak okazał się fenomenalnym jeźdźcem i już wkrótce przewyższył w sztuce jazdy siostrę, która przecież nie bała się absolutnie niczego. Oboje szaleli po twierdzy, wszędzie mając wolny wstęp, a kiedy żołnierze zauważyli, że z patykami w rękach naśladują walkę na miecze, kowal wykuł im miniaturowy oręż i zaczęto ich uczyć szermierki. Glynn szybko jednak męczył się przy żołnierskich zajęciach, szczególnie lubianych przez Rhonwyn, świetnie za to czuł się w towarzystwie kucharza, Gwilyma, opowiadającego mu wspaniałe historie o elfach, wojownikach i pięknych dziewicach, niektóre proste, niektóre wręcz szatańsko skomplikowane. Gwilym często bawił nimi towarzyszy broni w długie zimowe wieczory, miłym, niskim głosem wyczarowując w ich wyobraźni świat cudów. Czasami śpiewał im też o pradawnej Cymri , akompaniując sobie na małej lutni. Glynn przylgnął do niego jak mech do kamienia, co ucieszyło mieszkańców zamku. Żołnierze bowiem lubili go, ale nie bardzo wiedzieli, jak się nim zajmować. Przyjaźń z kucharzem rozwiązywała wszystkie problemy. Znacznie łatwiej przychodziło im zrozumieć Rhonwyn, mimo iż była przecież małą dziewczynką. Sam Morgan nauczył ją sztuki władania mieczem, * Cymri (właściwie Cymry) - określenie Walii z czasów przedhistorycznych, magicznej krainy zamieszkanej przez elfy (przyp. tłum.). którą opanowała w zdumiewającym stopniu. Wiedziała także, jak walczyć jednocześnie mieczem i trzymanym w drugiej dłoni sztyletem. Kowal imieniem Barris wykuł jej małą tarczę w kształcie trapezu, Oth zaś zbroję podbitą suknem, zwaną dubletem, bardzo przydatną podczas ćwiczeń. Rhonwyn umiała także walczyć włócznią i posługiwać się pałką, choć - oprócz miecza - jej ulubioną bronią było alborium, czyli łuk z leszczyny. Nauczyła się strzelać szybko i celnie, przede wszystkim z końskiego grzbietu. Powodując koniem, z wodzami owiniętymi na łęku siodła, nawet w galopie trafiała w cel z podziwu godną skutecznością Choć miała teraz zaledwie dziesięć lat, każdy żołnierz w forcie niewątpliwie czułby się bezpieczny, walcząc z nią u boku. Przez kolejne kilka lat panował odnawiany co jakiś czas pokój z Anglią. Król Anglików, Henryk III, całą swą uwagę poświęcił wojnie podjazdowej, toczonej z jednym z najpotężniejszych panów królestwa, swym szwagrem, Szymonem de Montfort księciem Leicester. Zbuntowani baronowie, którym przywodził, zyskali pewną popularność, ponieważ Henryk III był słabym królem. Spotkał się z buntownikami w Oksfordzie i choć niechętnie, podpisał rozejm, ograniczający jego władzę. W dwa lata później wypowiedział traktat oksfordzki, twierdząc, że zmuszono go do jego zawarcia. Próbował jeszcze lawirować ale wojna znów wybuchła i de Montfort pokonał władcę. Zwołano pierwszy parlament, którego członkami byli lordowie, biskupi, rycerze i przedstawiciele miast. De Montfort uznał, że musi zabezpieczyć zachodnią granicę i formalnie w imieniu korony, uznał Llywelyna ap Gruffydda za księcia Walii i pana Magnates Wallie, czyli wszystkich szlachetnie urodzonych Walijczyków. Llywelyn został wasalem Anglii osiągając jednocześnie szczyt własnej potęgi. Jednak wkrótce potem książę Edward, najstarszy syn króla, pokonał de Montforta pod Evesham. De Montfort zginął. Ponieważ Walia nie brała udziału w tej wojnie, walczący pozostawili ją w spokoju Jej autonomia odpowiadała Anglikom, przynajmniej na razie. Ważniejsi wydawali się Szkoci na północy i, po drugiej stronie kanału, Francuzi, którym udało się opanować niemal wszystkie angielskie terytoria kontynentalne. Kroi Henryk i książę Llywelyn postanowili podpisać traktat. Wieści o tych zdarzeniach docierały do odległego Cythraul dzięki wędrowcom, szukającym schronienia w twierdzy. Interesowały one bardzo Rłionwyn, ale dziewczynka udawała obojętność Nie kochała ojca, wiedziała bowiem, ze przed laty uratował ją i Glynna tylko przypadkiem, a do twierdzy przywiózł ich z poczucia obowiązku. Od żołnierzy nauczyła się, ze najważniejsze są obowiązki względem rodu i względem kraju. Zdawała sobie sprawę, że jeśli ojciec zażąda od mej kiedyś spełnienia obowiązku, nie odmówi, mimo niechęci, jaką do niego czuła. Był przecież jej ojcem, był też jej panem. Winna mu więc posłuszeństwo. Uważała jednak za nieprawdopodobne, by ap Gruffydd uznał ją kiedykolwiek za tak dla siebie ważną, by czegoś od niej chcieć. Mimo że miał niemal pięćdziesiąt lat, jeszcze się nie ożenił. Mówiło się, że może zawrzeć związek z córką de Montforta, lecz pani z tak szacownej rodziny - jej wujami byli: król Anglii, król Francji i cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego - nie przyjęłaby pewnie za męża zwykłego księcia z dalekiego kra- ju. A może...? Na razie jednak przebywała we Francji, nie można więc było spytać jej o zdanie. Rłionwyn miała już piętnaście lat i Morgan ap Owen zaczął się niepokoić nie na żarty. Ubierała się jak chłopiec, piersi miała wprawdzie małe, ale widać je było pod kubrakiem. Były /resztą jedynym widocznym dowodem jej płci. Poruszała się jak inni młodzi żołnierze z załogi Cythraul, jasne włosy przycinała krótko, wjeździe konnej wygrywała ze wszystkimi, czasami nawet z bratem. Kiedy była małą dziewczynką, wszystko wydawało się prostsze - myślał od czasu do czasu Morgan ap Owen. Zauważył, że co młodsi żołnierze przyglądają się jej pożądliwie. Dwukrotnie już próbowano ją zniewolić. Wprawdzie broniła się skutecznie i jeden zjej lekkomyślnych wielbicieli wyszedł ze spotkania z nią z połamanymi żebrami, drugi zaś z nosem złamanym w dwóch miejscach, dla kapitana nie było jednak sekretem, iż pewnego dnia Rhonwyn będzie musiała pogodzić się z rzeczywistością: nie jest jednym z chłopców, lecz ponętną dziewczyną. Nim Morgan zdążył przemyśleć dogłębnie sytuację, pewnego dnia, jak gdyby nigdy nic, do Cythraul zjechał Llywelyn ap Gruffydd. Odwiedził twierdzę po raz pierwszy od dziesięciu lat, od dnia, kiedy powierzył pieczę nad dziećmi kapitanowi. Towarzyszyło mu dwudziestu przybocznych żołnierzy. Straż doniosła najpierw o pojawieniu się zbrojnego oddziału i dopiero po długiej chwili odwołała alarm, uspokojona obecnością wśród jezdnych swego suwerena. Podniesiono bronę, otwarto bramy; żołnierze zebrali się na powitanie dowódcy. Książę... - Morgan skłonił się, wychodząc przed szereg. -...Jesteśmy szczęśliwi, widząc cię w dobrym zdrowiu. Jakie przywozisz nowiny? Podpisałem traktat z królem Henrykiem. Pokój potrwa jeszcze jakiś czas, Morganie ap Owen. - Książę rozejrzał się dookoła. - Gdzie moje dzieci? Nim kapitan zdążył odpowiedzieć, pojawił się Glynn w towarzystwie kucharza. Oto twój syn, panie - przedstawił go kapitan. Ap Gruffydd spojrzał na Glynna i poczuł radość. Chłopiec wydawał się zdrowy. Był niemal równie wysoki jak ojciec, miał ciemnoniebieskie oczy i ciemne włosy, wydawał się jednak bardzo szczupły. Ap Gruffydd podzielił się tym spostrzeżeniem z kapitanem. Młodzieńcy w tym wieku bywają chudzi - wyjaśnił ap Owen. - Chłopak rośnie, jedzenia wciąż mu mało. -Uśmiechnął się do Glynna, który odpowiedział mu łobuzerskim uśmiechem. Ile masz lat, synu? - spytał ap Gruffydd. Trzynaście, tato. Jesteś szczęśliwy w Cythraul? Oczywiście, tato! Świetnie, świetnie. A co z moją córką? Jest na polowaniu, ojcze. A więc nauczono ją jeździć konno! Wyśmienicie! Rhonwyn jest najlepszym jeźdźcem i najlepszym żołnierzem w twierdzy - powiedział Glynn. - Wszyscy tak mówią. Żołnierzem, co?! - Książę zachichotał. Rozbawiła go naiwność syna, ale przecież ten chłopiec przeżył całe swe trzynastoletnie życie z dala od świata. Trzeba to zmienić, na razie jednak należy zająć się córką, której przyszłość została ustalona. Oczywiście, tato! - powtórzył Glynn. Morganowi pozostało tylko milczeć i czekać na dalszy rozwój wypadków. Nie mógł przecież wtrącać się do rozmowy. Było jasne, że chłopak jest dumny z siostry. Doskonale włada mieczem, sztyletem, umie posługiwać się włócznią i pałką. Z łuku nie chybia nigdy. I jest najlepszym myśliwym w Cythraul! - kontynuował Glynn. Książę wysłuchał go uważnie i spojrzał na Morgana ap Owena. Nauczyłeś moją córkę posługiwać się orężem, kapitanie? Nie miałem wyboru. Gdybym jej nie uczył, ktoś z pewnością zostałby ranny, i to raczej prędzej niż później. Nosiła strój ochronny, ma nawet zbroję. Uznaliśmy, że to jedyne wyjście. Usłyszałem właśnie, że moja córka jest najlepszym żołnierzem w Cythraul. Nie uczyliście jej niczego oprócz posługiwania się bronią? Tylko tego mogliśmy ją nauczyć, panie. A syn? Czy jego nie nauczyliście wojennego rzemiosła? Dlaczego nie uważa się go za równie zręcznego w walce co Rhonwyn? Nie lubię walczyć, tato. - Glynn postanowił wyręczyć Morgana w odpowiedzi. - Och, oczywiście, potrafię posługiwać się mieczem i dobrze jeżdżę konno, ale ó walce myślę bez przyjemności. Nienawidzę odbierać życia, nawet zwierzętom. Chryste Panie! - wykrzyknął ap Gruffydd i jego syn, przestraszony, skulił się pod groźnym ojcowskim spojrzeniem. Książę natychmiast to zauważył. - Więc co lubisz, Glynnie ap Llywelyn? Ja... ja... lubię opowieści o magii i o wielkich czynach -szepnął Glynn. Nie rozumiał reakcji ojca. Czyżby on nie lubił opowieści? Chłopiec ma zadatki na świetnego barda, panie - wtrącił Morgan. - Gwilym, nasz kucharz, nauczył go gry na harfie i wszystkich pieśni oraz opowieści, jakie zna. Dziś przy kolacji przekonasz się o tym, panie. Mam córkę żołnierza i syna poetę. Jezu! - westchnął ap Gruffydd i roześmiał się. Rozbawiła go absurdalność sytuacji. W tym momencie usłyszeli tętent kopyt i do twierdzy wjechali myśliwi. Hej! Kuzynie Morganie! - zawołał jeden z nich. - Mamy wspaniałego jelonka na kolację. - Podjechał do kapitana i rzucił mu do stóp upolowane zwierzę. Rhonwyn! - Książę nie wiedział, czy śmiać się, czy płakać na widok młodego łobuziaka, który, słysząc swe imię, znieruchomiał ze zdumienia. Nagle w zielonych oczach pojawiło się zrozumienie. Hej, chłopcy, oto mój ojciec, książę we własnej osobie, przyjechał z wizytą. - Dziewczyna zręcznie zsunęła się z siodła i skłoniła kpiąco. - Panie, jestem na twe usługi. Ap Gruffydd przyjrzał się jej uważnie. O tak, była kobietą, ale jej płeć zdradzały wyłącznie rysujące się pod kubrakiem kształty; pod żadnym innym względem nie różniła się od młodych żołnierzy. Włosy przycięte miała krótko, po męsku, i brudne. Cała zresztą była brudna. Ale dlaczego właściwie spodziewał się, że będzie przypominać Valę, kobietę łagodną i delikatną? Jezu! - Czuł, że ogarnia go wściekłość. Odwrócił się w stronę Morgana ap Owena. - To tak wychowałeś mą córkę? Na najtwardszego żołnierza w Cythraul? Na ognie piekielne, czy ty w ogóle myślisz, Morganie?! Kapitan nie ugiął się. A czego się po nas spodziewałeś, Llywelynie? Dziesięć lat temu przywiozłeś mi pięcioletnią dziewczynkę i trzyletniego chłopczyka. Pozostawiłeś dzieci i przez wszystkie te lata nie pokazałeś się, by sprawdzić, co się z nimi dzieje. Zrobiłem, co w mej mocy. Dostali ubrania, by okryć nagość, i jedzenie, by nie chodzili głodni. Nie zabrakło im też miłości nas wszystkich. Nauczyliśmy ich tego, co sami wiemy; wpoiliśmy im, czym jest honor i jak służy się tobie i twemu rodowi. Czego jeszcze od nas wymagasz? Dlaczego Rhonwyn nie wie, że jest kobietą?! - krzyknął książę. A kto miałby ją nauczyć bycia kobietą? W twierdzy nie ma przecież kobiet, Llywelynie. Jesteśmy żołnierzami, strzegącymi dla ciebie granic Walii. Oczywiście, żołnierze odwiedzają dziewki w wioskach, ale nie są to kobiety, które można by tu sprowadzić, żeby twoja córka mogła wzorować się na nich. Nie chciałbyś tego, prawda, mój książę? Więc nie miej mi niczego za złe. Rhonwyn to wspaniała dziewczyna, choć nie umie przeciągać słów i wdzięczyć się jak wysoko urodzone damy, które niewątpliwie otaczały cię przez te dziesięć lat, mój książę. Nie obwiniaj mnie o to, że twa córka nie ma tych cech, które chciałbyś w niej widzieć. Żeby została inaczej wychowana, powinieneś był zawieźć ją do twej siostry, przeoryszy, a nie do przygranicznej twierdzy. Przejdźmy do sali, panie. Jeśli mamy kontynuować tę rozmowę, muszę się napić. Llywelyn ap Gruffydd roześmiał się nagle i ruszył w ślad za kapitanem. Podano im kubki jabłkowego piwa, dojrzewającego w beczkach od poprzedniej jesieni, mocnego i mało słodkiego. Kiedy już ugasili pragnienie, usiedli przy ogniu. Książę wyjaśnił cel swego przyjazdu. Obiecałem rękę Rhonwyn - powiedział. - Ale narzeczony spodziewa się z pewnością delikatnej damy w powiewnej sukni, a nie ociekającego krwią upolowanej zwierzyny myśliwego, w którego zmieniłeś mi córkę. Łudziłem się, że będzie podobna do matki, ale srodze się zawiodłem. Jakim cudem miałaby być podobna do matki?! - zdumiał się Morgan. - Przykład mogła przecież brać wyłącznie z nas, a my jesteśmy tylko prostymi żołnierzami. Jezu! Mario! Nie znajdziesz jakiejś krewnej do tego planowanego małżeństwa? - spytał rozsądnie kapitan. - Czy ty w ogóle dopilnowałeś, by Rhonwyn i Glynn zostali uznani przez kościół za twoje dzieci? Owszem. Załatwiłem to przed wielu laty. Przeor klasztoru cystersów w Cwm Hir został o wszystkim powiadomiony. Ma dokumenty z moim podpisem. - Książę westchnął głęboko, potrząsnął głową. - Małżeństwo - wyjaśniał - jest nieoficjalną częścią traktatu, który podpisałem z królem Henrykiem w Montgomery. By wykazać swą dobrą wolę, ofiarowałem rękę Rhonwyn panu, którego król miał wybrać spośród pogranicznych lordów. Wybrał Edwarda de Beaulieu, lorda Thorley na zamku Haven. Zaproponowałem rękę córki, nie mogę nagle podsunąć innej kobiety. Król uznałby, że dopuszczam się oszustwa, a to zniszczyłoby wszystko, co udało mi się osiągnąć. Z pewnością mnie rozumiesz. O tak, Llywelynie, rozumiem cię doskonale - odparł Morgan. - Ciężko pracowałeś dla dobra naszego ludu, ale co teraz? Przecież nikt nie weźmie Rhonwyn za nieśmiałą pannę młodą. - Zaśmiał się krótko, odwrócił wzrok w stronę książęcej córki, która piła i grała w kości z żołnierzami. Nie jej to wina, że tak bardzo nie nadawała się na żonę. - W każdym razie zachowała dziewictwo - powiedział, jakby mogło to pocieszyć księcia. - Tego jestem pewien. Nie ogląda się za mężczyznami, choć w ostatnich miesiącach kilku zainteresowało się nią. Poraniła ich w walce. Przynajmniej jedna dobra wiadomość! - prychnął ap Gruffydd. - Będę musiał zabrać ją do swej siostry, przeoryszy Opactwa Łaski Bożej. Gwynllian uczyni z niej pannę godną lorda. Teraz rozumiem, że powinna do niej trafić od razu. Glynnowi też chyba byłoby tam lepiej; potem oddałoby się go na wychowanie którejś z rodzin mego rodu. Nie chciałem jednak, żeby ktoś dowiedział się o istnieniu tych dzieci, kiedy były zupełnie bezradne, no i byłbym bez serca, rozdzielając je zaraz po śmierci matki. W każdym razie powinienem był wrócić znacznie wcześniej. - Książę westchnął. - Lata biegły tak szybko, nie miałem czasu. No, ale przynajmniej moje dzieci przeżyły. - Roześmiał się krótko. - Anglicy byli zdumieni, kiedy oświadczyłem im, że mam córkę w wieku odpowiednim do małżeństwa. Wyobrażam sobie, jak żałowali, że przez wszystkie te lata nie mieli w osobie Rhonwyn zakładniczki. Być może dla niej byłoby lepiej, gdyby została zakładniczką. Anglicy traktowaliby ją z szacunkiem i wychowali tak, jak powinna zostać wychowana. Czy chłopca też zabierzesz ze sobą? Książę potrząsnął głową. Nie. Jest już na tyle dojrzały, że można go rozłączyć z siostrą. Na razie zostanie z wami. Morgan ap Owen doskonale wiedział, co kryło się za tymi słowy. Glynn ap Llywelyn nie był ojcu potrzebny, przynajmniej na razie, został więc odsunięty na bok. Może i lepiej -pomyślał - że książę nie ma prawdziwej rodziny? Nie nadaje się na ojca. Rozdziela rodzeństwo, wiedząc doskonale, jak ciężkie to będzie dla chłopca przeżycie... No, ale przynajmniej nie próbuje siłą zrobić z niego żołnierza. Może rzeczywiście najlepiej będzie Glynnowi z ludźmi, którzy dobrze go znają i rozumieją, a takich znaleźć mógł wyłącznie w Cythraul. Kiedy powiesz o swych planach córce i kiedy ją zabierzesz? - spytał. Od razu. Ślub ma odbyć się za miesiąc. Powinna więc trafić do klasztoru tak szybko, jak to tylko możliwe. - Rozejrzał się po sali. - Rhonwyn uerch Llywelyn, do mnie! - krzyknął. Dziewczyna wstała powoli, z wahaniem. Rzuciła kości jednemu z żołnierzy, splunęła w trzciny i powoli podeszła do ojca. Skłoniła się, ale jej gesty były niemal pogardliwe. Czego sobie życzysz, panie? - spytała. Głos miała piękny, czysty. Morgan wstał. Usiądź, Rhonwyn - polecił cicho. Spojrzała na niego zdziwiona, lecz posłusznie usiadła. Kapitan odszedł, pozostawiając ją z ojcem, który wyraźnie czegoś od niej chciał. Ale czego? Co o mnie wiesz? - spytał książę. Wiem, że jesteś wielkim panem. Kilka dni temu, w Montgomery, podpisałem traktat z królem Anglików. Gwarancją tego traktatu ma być związek kobiety mojej krwi z jednym z angielskich lordów. W ten sposób obaj wykazujemy dobrą wolę. Za miesiąc zawrzesz więc małżeństwo z Edwardem de Beaulieu z zamku Haven. Nie jest człowiekiem szczególnie ważnym, ale jego rodzina pochodzi od jednego z najstarszych synów króla Henryka, narodzonego ze spadkobierczyni Thorley. Zamek Haven nie jest wielki, ale należą do niego urodzajne, dobrze uprawiane ziemie. Masz szczęście, zyskując takiego męża. Mówiąc te słowa, Llywelyn ap Gruffydd uważnie przyglądał się córce. Rhonwyn nie zareagowała, siedziała nieruchomo, w milczeniu. Nie wiedział, o czym myśli. I cóż ty na to? - spytał w końcu. Co to jest małżeństwo? Ap Gruffydd nigdy jeszcze aż tak się nie zdumiał. Otworzył usta, próbował coś powiedzieć, ale nie mógł wykrztusić słowa. Przez głowę przemknęła mu myśl, że jego córka jest niespełna rozumu, choć wiedział, że nie może to być prawdą. Czegóż mogła dowiedzieć się o małżeństwie w tym miejscu? Tłumaczył więc rozważnie, powoli: Małżeństwo to formalny związek między dwojgiem ludzi. Nie ujmuje nikomu honoru, Rhonwyn, wręcz przeciwnie. Traktat z królem Henrykiem musi zostać zwieńczony widomym dowodem zaufania. Podpisy i pieczęcie na pergaminie to nie wszystko. Jest zwyczajem aranżowanie przy takiej oka- zji małżeństwa przedstawicieli obu stron zawierających traktat. Czy zrozumiałaś, córko? Ale o co w tym chodzi? Czego się ode mnie wymaga? Nauczono mnie, że muszę wypełniać twe rozkazy, panie, więc wypełnię je i nie przyniosę ci wstydu, lecz chciałabym wiedzieć, czego ode mnie oczekujesz. Zostaniesz żoną... kobietą Edwarda de Beaulieu. Będziesz panią jego domu i dasz mu dzieci. Zielone oczy Rhonwyn rozszerzyły się lekko, ale dziewczyna pozostała zdumiewająco spokojna. Panie, nie wiem, jak robi się to, co każesz mi robić. Czy nie ma innej kobiety twej krwi lepiej nadającej się do małżeństwa? Nie ma, Rhonwyn, ale znacznie ważniejsze jest to, że dałem słowo. Obiecałem oddać Anglikowi córkę. Muszę słowa dotrzymać. Tak, panie - przyznała dziewczyna. Wiedziała, że dotrzymanie słowa to sprawa honoru. - Nauczono mnie, że muszę ci być posłuszna - powtórzyła. - Małżeństwo jest mym obowiązkiem względem ciebie, prawda? Tak jest. Ap Gruffydd z trudem ukrywał zdumienie. Jego córka nio wiedziała nic o świecie, ale wydawało się, że sporo wie o obowiązku i honorze. Musi za to podziękować Morganowi ap Owenowi. Spodziewał się łez i sprzeciwu, a nie spokojnego poddania się jego woli. Moja ignorancja i nieznajomość życia innego niż w twierdzy może ściągnąć na ciebie wstyd i hańbę, panie - zauważyła Rhonwyn. - Nie chcę, by tak się stało. Nie chcę, by ludzie mówili, że Llywelyn ap Gruffydd oszukał Anglików, oferując jednemu z nich dziewczynę nie nadającą się na żonę. Co zrobisz, by pomóc mi się zmienić? Było to bardzo rozsądne pytanie, świadczące o tym, że Rhonwyn zdaje sobie sprawę ze swych braków. Jutro wyjeżdżamy do Opactwa Łaski Bożej, którego przeoryszą jest moja siostra, a twoja ciotka. Ona pomoże ci stać się kimś, kim musisz się stać. A mój brat? Co z Glynnem? Pozostanie tutaj. W tej chwili nie jest mi potrzebny, poza tym to jeszcze niedorostek. - Książę dostrzegł błysk gniewu w zielonych oczach, ale córka milczała. Godne podziwu! - Nie lubisz mnie, prawda? Nie lubię, panie. Dałeś życie mnie i mojemu bratu, ocaliłeś nas też od śmierci, ale nie lubię cię. Dlaczego zresztą miałabym cię lubić? Wypełniłeś wobec nas tylko podstawowe obowiązki, za które odpłacimy ci, wypełniając obowiązki wobec ciebie. Masz jakieś porządne ubranie? - Książę był już zmęczony tą rozmową. Tylko to, które noszę, panie. Nie przysyłałeś pieniędzy ni materiałów. Cythraul nie jest bogate. Mój kuzyn i jego ludzie robili dla nas wszystko, co było w ich mocy. Jeśli sprawi ci to przyjemność, panie, upiorę ten strój. Wieje ciepły wiatr, który wysuszy go przez noc, a jeśli nawet rankiem ubranie będzie wilgotne, to nie szkodzi. I umyj się. Co zrobiłaś ze swoimi pięknymi włosami, córko? Długie włosy są niewygodne, gdy nosi się hełm, panie -padła ostra odpowiedź. Nie zabieraj więc hełmu ze sobą. Nie będziesz go potrzebowała, podobnie jak wprawy we władaniu bronią, którą, jak mi powiedziano, posługujesz się doskonale. Mam przywieźć Anglikom narzeczoną godną lorda, a nie wojowniczkę, której zamiłowania przerażą ich i posieją podejrzenia, jakobym życzył śmierci panu młodemu. Rhonwyn roześmiała się głośno, co zaskoczyło księcia. Nie przypominam ci innych kobiet w moim wieku, prawda, panie? - spytała. Nie, nie przypominasz. Możesz odejść. Oddalona przez księcia, Rłionwyn poszła do kuchni, gdzie znalazła brata w towarzystwie Gwilyma. Opowiedziała im o rozmowie z ojcem. Potrzebuję twojej pomocy - zwróciła się do Gwilyma. Zrobię, co tylko zdołam. Najlepiej prać w ciepłej wodzie, więc zagrzej mi jej, dobrze? Jutro rano mam być czysta i wystąpić w czystym ubraniu. Glynn, zrób to dla mnie i poproś Morgana o jakąś koszulę, muszę włożyć coś wieczorem, podczas gdy moje ubrania będą się suszyły. Chłopak pobiegł spełnić życzenie ukochanej siostry. Kiedy już podam jedzenie, ustawimy przy ogniu drążki, na których wysuszysz ubiór - zaproponował Gwilym. - Wiatr jest wilgotny, a nie powinnaś ruszać w podróż w nie dosuszonym stroju. Po kolacji będę śpiewał, a ty przyjdź tu i zrób, czego od ciebie wymagają. Uprzedzę kapitana i księcia; dopilnują, żeby nikt ci nie przeszkadzał. I nikt jej nie przeszkadzał, kiedy prała koszulę, bluzę i portki. Kurtkę wyczyściła dokładnie z ziemi i piasku, podobnie jak zdeptane buty. Powiesiła ubranie do suszenia. Kuchnia fortecy znajdowała się pod salą główną; Rłionwyn zabarykadowała drzwi od strony ogrodu warzywnego i weszła do dębowej balii. Woda ciągle była ciepła i bardzo przyjemna. Rzadkie kąpiele, których zażywała dotychczas, nie różniły się niczym od żołnierskich i polegały na obmyciu ciała w pobliskim strumyku. Zimna woda nie pozwalała zaś na leniwe rozkoszowanie się tą przyjemnością. Cienki kawałek mydła, które wcześniej posłużyło jej do prania, teraz łatwo zmywał brud z ciała i włosów. Rłionwyn wyszła z balii i wytarła się kawałkiem szorstkiego płótna. Nie potrafiła przypomnieć sobie, kiedy po raz ostatni była całkiem naga. Morgan nalegał, by podczas kąpieli w strumieniu zawsze miała na sobie giezło. Przyjrzała się teraz swemu ciału z wielkim zainteresowaniem. Piersi powiększały się jej jakby z dnia na dzień. W dole brzucha rosły włosy o ton ciemniejsze od tych na głowie; raz udało się jej zobaczyć, że Głynn też je ma, więc nie przejmowała się nimi tak bardzo jak piersiami. Usiadła przy kuchennym ogniu, by przyczesać wilgotne, jasne loki. Słyszała dobiegające z sali głosy Gwilyma i Glynna. Wspięła się po schodach i przemknęła do łóżka. Od lat me spała w towarzystwie brata; Morgan zdecydował, że są na to za duzi. Teraz Głynn śpiewał o utraconej miłości, odzyskanej następnie wbrew światu. Jego słodki głos hipnotyzował słuchaczy. Głynn obudził siostrę tuż przed świtem. Przytulił się do niej i spytał: Co ze mną będzie, Rhonwyn? Dlaczego tata zostawia mnie tutaj? Mówi, że nie jesteś jeszcze dorosły, więc na razie me ma z ciebie żadnego pożytku - odpowiedziała, obejmując brata. Boję się - wyznał chłopiec- Nie ma czego. - Rhonwyn próbowała go uspokoić. -Przecież zostajesz z Morganem, krewnym matki, i z Gwilymem, tu, gdzie znasz wszystkich. Obaj będą się o ciebie troszczyć jak o własnego syna, braciszku. Są tacy, którzy mnie nie lubią. Mówią, że ty jesteś bardziej udanym synem naszego ojca. Nie słuchaj ich. - Dziewczyna pomyślała gniewnie, że chciałaby dostać w łapy tych durniów, którzy sprawili przykrość bratu. Nigdy dotąd nie rozstawaliśmy się. - Głynn patrzył na nią z rozpaczą. - Dokąd tata cię zabiera? Dlaczego nie mogę pojechać z tobą? Muszę nauczyć się, jak być żoną. Nie możesz pojechać ze mną do Opactwa Łaski Bożej, to miejsce tylko dla kobiet. Ale kiedy już zostanę żoną tego lorda, poproszę go, byś mógł zamieszkać z nami. Dopiero teraz zaczynam uświadamiać sobie, jak wielki jest świat poza Cythraul. Nie jest ci przeznaczony los żołnierza, jak księciu. Możesz być kimś, ale tu niczego się już nie nauczysz. Nie powtarzaj tego, co ci powiedziałam, nikomu; no, może tylko Morganowi i Gwilymowi. Nigdy ci nie skłamałam, Glynn. Obiecuję, że przyślę po ciebie, gdy tylko będę mogła. - Pocałowała brata w policzek i wypchnęła go z łóżka. - Przynieś moje rzeczy z kuchni, dobrze? Glynn poszedł spełnić jej prośbę. Rłionwyn leżała rozbudzona i trochę zdenerwowana. Dziś miała opuścić swój pierwszy prawdziwy dom. Na zawsze. Już wkrótce opuści państwo ojca i znajdzie się w Anglii. Jaka jest ta Anglia? Czy są tam zielone wzgórza i głębokie doliny, jak w Walii? Czy polubi lorda, który będzie jej mężem? Czy on ją polubi? Czy ma to w ogóle znaczenie? Musi wypełnić obowiązek i wypełni go najlepiej, jak potrafi. Nie przyniesie ojcu wstydu. Glynn wrócił z kuchni. Rłionwyn ubrała się pod futrami. Palcami przeczesała krótkie, czyste włosy. Wciągnęła buty, które brat postawił przy posłaniu, przestąpiła z nogi na nogę; ostatnio zrobiły się nieco za ciasne. Stopy jej rosły. Włożyła koszulę, zapięła pas na szczupłej talii. Do pochwy wsunęła sztylet z rogową rękojeścią. W sali mężczyźni już się zbudzili; większość wyszła na dziedziniec, żeby się wysikać. Gwilym przyniósł z kuchni owsiankę i zaczął nakładać ją długą łyżką w drewniane miski z chlebem. Rłionwyn usiadła na zwykłym miejscu, obok Glynna. Jedli w milczeniu. U szczytu stołu Morgan i Gruffydd ap Llywelyn spożywali śniadanie, nie przerywając rozmowy. Od czasu do czasu zerkali na dziewczynę; wiedziała, że to o mej rozmawiają. Otaczający ją żołnierze jedli w milczeniu albo rozmawiali po cichu, jeszcze senni. Wreszcie książę wstał. Musimy ruszać w drogę - oznajmił. - Rłionwyn, jesteś gotowa? Gdzie twoje rzeczy? Nie mam nic oprócz ubrania, które noszę, parne. Pouczyłeś mnie, żebym nie zabierała ze sobą broni. Llywelyn ap Gruffydd spojrzał na córkę. Wydała mu się nagle bardzo młoda i bezradna. Widział, że wykąpała się i uprała ubranie, stare i wytarte, nieróżniące się niczym od stroju otaczających ją żołnierzy. W brązowym kubraku wydawała się blada, choć niewątpliwie cieszyła się doskonałym zdrowiem. Przez chwilę czuł się winny; pomyślał o niej dopiero wtedy, kiedy jej potrzebował. Pożegnaj się - polecił szorstko i wyszedł. Mężczyźni, którzy poznali ją jako małą dziewczynkę i wychowali niczym własne dziecko, zgromadzili się teraz wokół Rhonwyn. Twardzi żołnierze mieli łzy w oczach. Zegnali się z nią łamiącym się głosem. Powtarzali, że ma być dobrą dziewczyną, nie zapomnieć, czego ją nauczyli, pamiętać o nich. Wszyscy też życzyli jej szczęścia. Kapitan, który kochał ją najmocniej, dodał: Cythraul to twój dom, a ja jestem twoim krewnym. Jeśli będziesz mnie potrzebowała, przybędę. - Pocałował ją i poprowadził na dziedziniec, gdzie czekali już na nią ojciec i brat. Glynn płakał, to widać było na pierwszy rzut oka. Objęła go i przytuliła mocno. Nie płacz - poprosiła. - Bo ja też się rozpłaczę. Czekaj cierpliwie, aż po ciebie przyślę, braciszku. Nie rozdzielają nas na długo. Ty nigdy nie płaczesz - odparł cicho chłopak. - Jesteś silna. A ty jesteś mądry. - Rhonwyn pocałowała wilgotny policzek brata. - Kocham cię, Glynn, a tu nic ci przecież nie grozi. Glynn uśmiechnął się wreszcie. Tata wie, jaki jestem, i jest za mądry, żeby próbować mnie zmieniać. Napiszę o tobie pieśń i zaśpiewam ją dziś wieczorem. Wszyscy będą cię tu opłakiwać, siostrzyczko. Przylgnęli do siebie. Rozdzielił ich dopiero rozkazujący głos ojca. Kiedy cię wezwę, zabierz ze sobą moją broń, dobrze? -poprosiła Rhonwyn. - Ale proszę, nie mów o tym nikomu. -Spojrzała bratu w oczy i uśmiechnęła się. Wskoczyła na siodło srokatego wałacha z czarną grzywą i ogonem, którego dostała od Morgana przed dwoma laty, kiedy przestała jej wystarczać stateczna, stara klacz. Wałach był potężny, o wielkich kopytach; ap Gruffydd przyglądał mu się zaskoczony, po czym spojrzał pytająco na kapitana. To spokojne zwierzę - zapewnił go Morgan ap Owen. -Zdobyłem dla twej córki bezpiecznego wierzchowca. Książę zawrócił koniem, córka za nim i oboje opuścili Cythraul. Zjechali po zboczu wzgórza, na którym zbudowano twierdzę. Rhonwyn jechała u boku ojca. Nie rozmawiali. Drużyna, którą książę przyprowadził ze sobą, także zachowywała milczenie. Rhonwyn nagle zdała sobie sprawę, że nawet konie poruszają się cicho. Gdyby w okolicy byli nieprzyjaciele, zorientowaliby się, że ktoś nadjeżdża, dopiero wówczas, gdy nad ich głowami błysnęłyby miecze. Zatrzymali się, kiedy słońce osiągnęło na niebie swój najwyższy punkt. Jeśli chcesz się wysikać, odejdź w krzaki - powiedział ap Gruffydd. Córka skorzystała z jego rady, kryjąc się głęboko w zagajniku. Kiedy wróciła, dostała ser i kawałek chleba. Zjadła, szybko wpychając jedzenie do ust. Książę podał jej bukłak; wzięła wielki łyk, nie zastanawiając się nawet, co pije. Poczuwszy smak jabłek, zorientowała się, że to cydr. Po krótkim postoju wskoczyli na konie i pojechali dalej. Gdy przecinali łąkę, Rhonwyn spytała cicho: Kiedy dotrzemy na miejsce, panie? Jutro wieczorem. Już miała zaproponować, że upoluje coś na kolację, ale uświadomiła sobie, że nie ma swego łuku. Zaklęła cicho. Książę roześmiał się. Nie wolno ci już wypowiadać takich słów - pouczył ją. -Damy nie klną; obawiam się, że ciotka zbiłaby cię za używanie podobnego języka. Lepiej niech nie próbuje podnieść na mnie ręki. Nigdy nikomu nie pozwoliłam się dotknąć. Morgan nie karał was za złe zachowanie? - zdumiał się ap Gruffydd. Nie pozwoliłby sobie na podniesienie ręki na twoje dzieci, panie. Stosował inne kary: zakazywał mi jazdy konnej albo zabierał łuk i nie mogłam polować. Glynn rzadko zachowywał się źle. Wystarczyło spojrzeć na niego gniewnie, a już płakał. - Rhonwyn zerknęła na ojca. - Mój brat jest łagodnym chłopcem. Nie nadaje się na wojownika, ale ma inne zdolności, z pewnością znajdzie swoje miejsce na świecie. Ap Gruffydd milczał. Nie był głupcem, zrozumiał, do czego dąży córka, a poza tym sam łatwo się zorientował, że jego syn nigdy nie zostanie żołnierzem. Spłodził barda lub kapłana; z ostateczną decyzją trzeba będzie poczekać do czasu, kiedy stanie się jasne, czy Glynn lubi kobiety. Nie był pewien, czy pragnie mieć w rodzinie duchownego. Dość kłopotów sprawiała mu siostra, będąca przeoryszą. Uśmiechnął się do siebie. Gwynllian z pewnością zdumie się na wieść o dzieciach. Przy każdym spotkaniu krytykowała go za to, że się nie ożenił, a on powtarzał, że nie ma czasu na założenie rodziny, że najważniejsza jest dla niego Walia, która musi pozostać niepodległa. No cóż, nie kłamał. Vali wystarczała chata i oczekiwanie na jego przybycie. Nigdy nie skarżyła się, że poświęca jej za mało czasu. Rozumiała, kto ją wybrał. A która żona godziłaby się na to? Już wkrótce będzie jednak potrzebował wysoko urodzonej małżonki, pochodzącej z rodziny, która zdoła dopomóc mu w utrzymaniu tego, co osiągnął. Wkrótce, ale jeszcze nie teraz. Znów zerknął na córkę. Cerę i kolor włosów odziedziczyła po matce, ale poza tym była niemal jego lustrzanym odbiciem, choć rysy miała delikatniejsze, kobiece. Uśmiechnął się do siebie. Zjawiał się przy dzieciach wówczas, gdy był im najbardziej potrzebny. W ostatniej chwili uratował je od niechybnej śmierci; w ostatniej chwili ocalił Rhonwyn, która już wkrótce stałaby się prostym żołnierzem. Gwynllian czeka przy niej mnóstwo pracy. Dziewczyna była zbyt prosta, wręcz prostacka. Opactwo Łaski Bożej zażąda sowitego wynagrodzenia za przekształcenie jej w wyrafinowaną, lecz skromną osobę, przeznaczoną na żonę Edwarda de Beaulieu. Przeorysza była jedyną być może osobą na świecie zdolną dokonać tego, co na razie zdawało się nieprawdopodobne. Kolejny postój zrobili, kiedy słońce nachyliło się nad górami na zachodzie. Rozbili obóz i rozpalili ogniska, na których piekły się zające upolowane po drodze przez żołnierzy. Konie najpierw napojono w pobliskim strumieniu, potem przywiązano do drzew, między którymi rosła trawa. Drużyna położyła się do snu. Rhonwyn nigdy jeszcze nie spała pod gołym niebem; bardzo się jej to spodobało, choć było także trochę przerażające. W nocy rozlegające się dookoła dźwięki brzmiały groźniej i bardziej tajemniczo niż w dzień. W końcu udało się jej zasnąć, choć nie na długo. Ojciec obudził ją o pierwszym brzasku. Ruszyli natychmiast, jeszcze przed wschodem słońca. Na śniadanie dostała podpłomyk z owsa, twardy i zupełnie pozbawiony smaku. Była głodna, więc udało się jej zjeść kawałek. Zatęskniła za gorącą owsianką Gwilyma. Znów zatrzymali się w południe na krótki odpoczynek, po czym pojechali dalej. Okolica była piękna, ale niezamieszkana, nie minęli żadnego zamku, wioski ani nawet samotnej chaty. Tuż przed wieczorem przejechali przez skalistą grań i zobaczyli w rozległej dolinie szereg kamiennych budowli. W świetle jesiennego, zachodzącego słońca wydawały się one ponure, nawet groźne. Nagle rozległ się donośny dźwięk. Rhonwyn spojrzała na ojca. Co to takiego, panie? Dzwon. Nigdy nie słyszałaś bicia kościelnego dzwonu? Nie wiem nawet, co to takiego ten kościół, panie. Ta odpowiedź wyraźnie rozbawiła księcia. Och, Gwynllian będzie miała pełne ręce roboty przy jego córce! Jako starsza siostra, komenderowała nim i resztą braci, póki nie dorośli. Teraz wreszcie zemści się na niej za siebie i za nich. Był gotów przyjąć zakład o każdą sumę, że przeorysza nigdy nie miała pod opieką dziewczyny przypominającej choćby jego córkę. Pożałował, że nie może pozostać na miejscu, by obserwować, jak dochodzi do nieuniknionego starcia tych dwóch. Po raz pierwszy uświadomił sobie, że jego siostra i córka są do siebie bardzo podobne. Roześmiał się głośno. Co cię tak rozbawiło, mój panie? - zdziwiła się Rhonwyn. Nic, dziecko. Doprawdy, nic. Oto miejsce, do którego zmierzamy. Opactwo Łaski Bożej. Czy będzie mi się tam podobać? Prawdopodobnie nie - odparł książę Walii szczerze. -Musisz się wiele nauczyć, Rhonwyn, i to w bardzo krótkim czasie. Jeśli tego nie zrobisz, wyjdę na kłamcę, a nie mogę sobie na to pozwolić. Mam wrogów. Wcale mnie to nie dziwi. Llywelyn ap Gruffydd znów roześmiał się głośno. Podobała mu się szczerość córki. Jesteś mi winna posłuszeństwo, Rhonwyn uerch Llywelyn. Nie będzie ci łatwo dokonać tego, czego musisz dokonać, ale wiem, że spełnisz swój obowiązek, bo mówiono mi, że nie uchylasz się od obowiązków i jesteś lojalna. Mój krewniak, Morgan ap Owen, ceni mnie niezwykle wysoko. - Rhonwyn uśmiechnęła się lekko. - Ale nigdy nie kłamie. Zrobię, co w mojej mocy, by wypełnić me obowiązki wobec ciebie, panie... I ja też nie kłamię. 3 Gwynllian, przeorysza Opactwa Łaski Bożej, uniosła długi nos i z wyższością spojrzała na brata. Mogliby być bliźniakami, tak wielkie łączyło ich podobieństwo rysów twarzy i sylwetek. Książę panie, co sprowadza cię w progi mojego domu? - spytała Gwynllian. Była wysoką, chudą kobietą, a czarny długi habit i olśniewająco biały kornet sprawiały, że wydawała się jeszcze szczuplejsza i wyższa. Na jej niemal płaskiej piersi widniał mahoniowy krucyfiks/ozdobiony srebrem, ze srebrną lilią pośrodku. Uważasz, że nie odwiedziłbym siostry bez powodu? -odpowiedział pytaniem ap Gruffydd. Jezu, jak on nienawidził prosić! Ostami raz odwiedziłeś ją sześć, może siedem lat temu, Llywelynie. Potrzebne ci były pieniądze na te twoje wieczne zwady z Anglikami i z Walijczykami. Nie pamiętam już, o których wówczas chodziło. Wspomogłam cię według naszych możliwości i natychmiast wyjechałeś. Więc powiedz, czego chcesz, bracie. Nie marnujmy czasu na półprawdy i kłamstwa. Gruffydd ap Llywelyn wyciągnął Rhonwyn zza pleców. Oto moj a córka - przedstawił j ą. Przeorysza zaniemówiła. Odzyskała głos dopiero po dłuższej chwili. Bracie, udało ci się zaskoczyć mnie po raz pierwszy od wielu lat. Oczywiście, nie ma żadnych wątpliwości. - Wystarczyło jej jedno spojrzenie, by rozpoznać krewniaczkę. Jej matka była moją kochanką. Urodziła mi najpierw córkę, potem syna. Zmarła przy narodzinach trzeciego dziecka. Szczęśliwie przyjechałem do jej chaty, gdy ta dwójka jeszcze żyła. Zawiozłem oboje do Cythraul. Zostawiłem tam chłopaka imieniem Glynn. Gwynllian obrzuciła dziewczynę przenikliwym spojrzeniem piwnych oczu. Nie sprawiała wrażenia przerażonej tragicznymi przeżyciami. Była twarda i z pewnością umiała o siebie zadbać. Kiedy to było? - spytała, z góry bojąc się odpowiedzi. Książę opuścił wzrok. Dziesięć lat temu - wyznał. Dziesięć lat i siedem księżyców - wtrąciła dziewczyna. Ojciec spojrzał na nią z gniewem. A dlaczego przywiozłeś ją teraz do mnie? - dociekała siostra. Całe lato spędziłem w Shrewsbury, ustalając warunki porozumienia z królem Henrykiem. Mój sojusznik, de Montfort, nie żyje, a syn Henryka, Edward, to groźne szczenię. Uznałem, że warto zawrzeć układ z Henrykiem, by jego następca zostawił nas w spokoju. Pakt podpisaliśmy w październiku, w Montgomery. Znasz zwyczaje, Gwyn. Obiecałem Anglikom ślub córki z jednym z ich panów. A kiedy po nią pojechałeś, okazało się, że nie jest całkiem taka, jak się spodziewałeś, prawda? - Zakonnica spojrzała na bratanicę i roześmiała się. - Jak masz na imię, dziecko, i co zrobiłaś z włosami? Czy znasz swój wiek? Jestem Rhonwyn uerch Llywelyn. Wolę krótkie włosy. Pierwszego kwietnia skończyła piętnaście lat - dodał ap Gruffydd. Kto j ą wychowywał? Morgan ap Owen, kapitan Cythraul. Nie było tam kobiet?! - Gwynllian była wyraźnie wstrząśnięta. To przygraniczna forteca w Walii. Nie ma w niej miejsca dla kobiet. Ale córkę tam zostawiłeś! Llywelynie, jesteś najbardziej lekkomyślnym... najgłupszym ze znanych mi mężczyzn, mimo że udało ci się zostać księciem Walii. Dlaczego nie przywiozłeś dziewczyny do mnie? Cóż mogę z nią teraz zrobić?! Cythraul było bliżej chaty jej matki, niespełna dzień jazdy. Przywiezienie dzieci do ciebie trwałoby trzy dni. Nie miałem czasu. Nie mogłeś polecić Morganowi ap Owenowi, żeby zorganizował ich przyjazd do mnie, durniu? Więc dziewczyna nie nadaje się do małżeństwa - stwierdził książę z rozpaczą w głosie. Czy stała się dziewką? Nie jestem dziewką! - odparła gniewnie Rhonwyn. Oczywiście, oczywiście. Nie w tym rzecz, siostro. Dziewczyna nic nie wie o mężczyznach. Nic a nic. Morgan i jego ludzie kochali dzieci i troszczyli się o nie, ale uczyli ich tylko tego, co sami umieli. Moja córka dobrze posługuje się bronią, i mam wrażenie, że byłaby doskonałą moją następczynią. Syn zaś woli pieśni i wiersze. Nie ma talentu żołnierza. Nadaje się wyłącznie na barda lub kapłana. Musisz nauczyć Rhonwyn, jak być kimś, kim być musi: narzeczoną, nie wojowniczką. Nie mogę oddać jej za żonę, skoro ona nie ma pojęcia, czym jest małżeństwo. Musi też opanować język normański, na razie umie mówić tylko po naszemu. Musi nauczyć się nosić suknie, a nie półpancerz. Musi być chrześcijanką, siostro, a przecież nic nie wie o religii i wierze. Mówi o księżycach, nie o miesiącach. Nie wiem nawet, czy upuściła kobiecą krew. Uczyń z niej kobietę, Gwynllian. Masz na to miesiąc, a potem oddam ją mężowi, Edwardowi de Beauliou w zamku Haven, i skończą się nasze kłopoty. Zakonnica roześmiała się głośno. Miesiąc? Oszalałeś, Llywelynie. Nie starczy miesiąca na oswojenie tego wynędzniałego, lecz dzikiego rysia, którego mi przywiozłeś. Nie wiem zresztą, czy to w ogóle możliwe. Jeżeli dziewczyna nie zgodzi się pomóc, to cóż... masz pecha. Jak mogłeś zaproponować Anglikowi małżeństwo z córką, której nie widziałeś od dziesięciu lat! Na miłość boską! O czym wówczas myślałeś? Czy ty w ogóle myślisz? Do diabła, kobieto, co mam według ciebie zrobić?! -Książę przesunął dłonią po ciemnych włosach. Przeorysza spojrzała na Rhonwyn. Czy zrozumiałaś coś z naszej rozmowy, dziecko? - spytała. Tak, zrozumiałam - odparła Rhonwyn. - Książę pan wyjaśnił mi, że małżeństwo jest tradycyjną i szacowną formą związku między mężczyzną i kobietą. Nie przynosi ujmy. Moim obowiązkiem wobec mego władcy jest zawrzeć ten związek. Wiem, co znaczy wypełnić obowiązek. No cóż... - Zakonnica zwróciła się do brata: - Twoja córka być może niewiele wie, ale z pewnością jest inteligentna. -Spojrzała na bratanicę. - Czy chcesz mieć za męża owego Edwarda de Beaulieu? A czy mam jakiś wybór? Nie, nie masz wyboru. A więc chcę, i wypełnię obowiązek. Musisz się wiele nauczyć, dziecko. Naucz mnie - odpowiedziała Rhonwyn. Gwynllian spojrzała na brata. Powiedz Edwardowi de Beaulieu, że twoja córka kończy naukę w Opactwie Łaski Bożej i w kwietniu wyruszy do zamku Haven. Posłaniec zawiadomi narzeczonego o jej wyjeździe odpowiednio wcześniej, przyjedzie jednak do niego nie później niż w połowie miesiąca. Niech przygotuje ceremonię małżeńską, ty zaś osobiście przywieziesz mu córkę. Nie sądzę, by twój przyszły zięć protestował przeciw takiemu układowi. Być może sam będzie musiał załatwić jakieś sprawy, nim przyjmie narzeczoną. - Uśmiechnęła się nieoczekiwanie. - Ta nasza przysługa drogo cię będzie kosztowała, Llywelynie. Wiem... Przygotuję listę żądań. I bez targów, proszę. Cokolwiek powiesz, siostro. Przeorysza spojrzała na bratanicę. Moje dziecko, przede wszystkim musisz nauczyć się, jak się do mnie zwracać. Kiedy ja przemówię do ciebie, odpowiesz mi, kończąc słowem: „pani" lub „przeoryszo". Rozumiesz, Rhonwyn? Rozumiem, pani. Doskonale. - Zakonnica uśmiechnęła się promiennie. Lubię ją, pomyślała Rhonwyn. Ona rozumie mnie tak, jak nikt mnie jeszcze nie rozumiał. Tymczasem Gwynllian podniosła ze stołu mały dzwoneczek. Zadzwoniła i w pokoju natychmiast pojawiła się kobieta ubrana w identyczny strój. Wzywałaś mnie, pani? Oto moja bratanica, siostro Katarzyno. Pozostanie z nami przez kilka miesięcy, przygotowując się do małżeństwa z panem zamku Haven. Jest dziewczyną niewinną, wychowaną daleko stąd przez grupę pogan. Odprowadź ją do pokoju w domu gościnnym. Rhonwyn, zostaniesz tam, póki cię nie wezwę. Możesz pożegnać się teraz z ojcem, moje dziecko. Panie... - Rhonwyn ukłoniła się księciu. Wrócę po ciebie wiosną. Dziewczyna roześmiała się kpiąco. Czyżby, panie? Będę cię oczekiwać z radością. Sytuacja się zmieniła, dziewczyno - powiedział książę przez zaciśnięte zęby. - Teraz to sprawa honoru. Rhonwyn skłoniła głowę w geście pełnym zrozumienia i szacunku, po czym za siostrą Katarzyną wyszła z pokoju przeoryszy. Temperament odziedziczyła po tobie - stwierdziła rozbawiona Gwynllian. Mam nadzieję, że nie stracisz humoru, mając z nim do czynienia na co dzień - odciął się ap Gruffydd. - A teraz przygotuj tę przeklętą listę żądań, siostro. Namyśliłam się i nie sądzę, byśmy musieli sporządzać listę. Zapamiętasz, czego potrzebuję. Przede wszystkim zapłacisz za naukę córki; nie jesteśmy bogatym opactwem. Pojedziesz do Hereford, gdzie kupisz zapas materiałów wystarczający na ubranie jej teraz i na suknie, które ze sobą zabierze. Weźmiesz także odcisk jej stóp na pantofle. Twoja córka będzie również potrzebować szali, rękawiczek, szerokiego, wysadzanego drogimi kamieniami pasa, a także niekoniecznie bogatej, lecz dobrej biżuterii. Mówimy o twojej córce, Llywelynie, więc skoro jesteś księciem Walii, zalicza się ona do najwyżej urodzonych pań tej ziemi. W Hereford odwiedzisz także klasztor Marii Świętej, który znajduje się po wschodniej stronie miasta. Jest niewielki i ma, o ile wiem, duże kłopoty finansowe. W ołtarzu ich kościółka znajduje się relikwia, którą bardzo chciałabym posiadać: paznokieć świętego Cuthberta w złotym, wysadzanym drogimi kamieniami relikwiarzu. Zapłać, ile zażądają, bo ja muszę mieć tę relikwię, Llywelynie. Chcesz, żebym pojechał do Anglii i targował się z zakonnicami o relikwię? A przedtem mam kupić córce ubrania, biżuterię i liczne drobiazgi? Nie, Gwynllian. Wymień cenę, zapłacę, ale sam nie mam zamiaru nigdzie jeździć. Za wiele wysiłku kosztuje mnie utrzymanie pokoju! Nie utrzymasz pokoju, bracie, jeśli twoją córka nie poślubi Anglika, a przecież nie może go poślubić bez długiej i kosztownej nauki. Odrzucają, powiedzą, że ich obraziłeś, że zawarłeś traktat z nieszczerym sercem. Nie jesteśmy tu aż tak oddalone od świata, by nie wiedzieć, że Edward ma zadatki na bardzo niebezpiecznego przeciwnika, nawet dla ciebie, a kiedyś przecież zostanie królem. Poza tym uprzedzałam: bez targów. Nie w tej sprawie. Rhonwyn może pozostać u nas, podczas gdy ty będziesz się targował o relikwię, mój książę panie. Kiedy z nią powrócisz, rozpoczniemy naukę... Dopiero wtedy. - Zakonnica wstała i wyprostowała się dumnie. - Im dłużej będziesz zwlekał, Llywelynie, tym mniej czasu zostanie mi na zrobienie z tego twojego dzikiego muflona łagodnego baranka. . - Nie spotkałem kobiety tak twardej jak ty - poskarżył się książę, przeczesując dłonią włosy. - Gwynllian, od urodzenia byłaś osobą, którą ciężko znieść, i podejrzewam, że moja córka, przynajmniej pod tym względem, jest do ciebie szalenie podobna. - Roześmiał się nagle. - Niech ci będzie, pojadę, gdzie trzeba i będę się targował o paznokieć świętego. Jeśli okaże się to konieczne... - Zawiesił na moment głos. - ...nawet go ukradnę. Byłeś dostała, co chcesz, siostro... i byłeś dotrzymała warunków umowy. Nie kradnij, Llywelynie! - upomniała go ostro przeorysza. - Kradzionej relikwii nie będę mogła wystawić w kościele. Nie żądam jej dla kaprysu. Przyciągnie do nas pielgrzymów, modlących się o wstawiennictwo świętego Cuthberta. A z tego są dochody. Klasztor Marii Świętej nie miał z niej żadnych korzyści. Ponieważ nie potrafili udowodnić cudu. - Przeorysza uśmiechnęła się lekko. - Ja jednak nie mam wątpliwości, że święty będzie z nas zadowolony i że wspomoże Opactwo Łaski Bożej dla większej chwały Pana, bracie. Powiem ci, że czuję to sercem. Jesteś przewrotną kobietą, Gwynllian, i dziękuję Bogu, że nie urodziłaś się mężczyzną. - Llywelyn ap Gruffydd roześmiał się krótko, ochryple. - Trzej nasi bracia: Owain, Daffydd i Rhodri okazali się słabymi przeciwnikami, ale ty, siostrzyczko, jesteś twardsza od nich wszystkich razem wziętych. Nie dziwi mnie, że zostałaś przeoryszą. Siostra uśmiechnęła się z dumą. Nigdy nie zapomnij, książę, że dorównuję ci siłą woli, w odróżnieniu od naszych braci. Czy ta relikwia to wszystko, czego chcesz? Potrzebuję jeszcze płodnego barana, dwudziestu owiec i dziesięciu złotych monet. Mogą być bizanty, dukaty lub floreny uczciwej wagi. Upewnij się, czy żadna z monet nie została oberżnięta. To wszystkie moje wymagania. - W jej ciemnych oczach, wpatrzonych w wykrzywioną złością twarz brata, tańczyły wesołe iskierki. Siostro, uczynisz mnie żebrakiem! Owce mogę kupić, ale skąd wezmę złoto?! Tyle złota! Żadnych targów, Llywelynie - przypomniała. Ap Gruffydd zaklął szpetnie. Gwynllian roześmiała się serdecznie. Nie słyszałam tych słów od bardzo, bardzo dawna, bracie - zakpiła. - Zapomniałam niemal, że w ogóle istnieją. Siostro, dopilnuj, by po zakończeniu nauki moja córka dorównywała księżniczkom. Tak będzie dla ciebie lepiej - powiedział książę groźnie. Dopilnuję - przyrzekła zakonnica i nieco łagodniej dodała: - Zmrok już zapadł, bracie. Czy wraz ze swymi towarzyszami skorzystasz z naszej gościny i zostaniecie na noc? Nie - odparł krótko książę. - Jeszcze chwila i nie oprę się pokusie zamordowania cię, Gwynllian. Noc jest księżycowa. Możemy jechać. Pożegnałem się z Rłionwyn, a teraz żegnam ciebie, siostro. Adieu. Przeorysza obserwowała wychodzącego brata z uśmiechem na ustach. Opactwo wiele zyska na jego krótkiej wizycie. Nie miała wątpliwości, że książę wywiąże się z umowy - bardzo potrzebuje Rłionwyn, bez niej nie zawrze traktatu. Powoli jednak uśmiech znikał z twarzy Gwynllian. Czeka ją ciężkie za- danie, któremu musi podołać. Nagle przypomniała sobie, że Llywelyn nie wziął miary stóp córki, a zatem nie będzie w stanie kupić jej przyzwoitych butów. Natychmiast posłała jedną z sióstr, by zatrzymała mężczyzn. Wyszła z pokoju i przebywszy krużganek, weszła do domku gościnnego. Oddaliła siostrę Katarzynę, która do tej pory dotrzymywała towarzystwa Rłionwyn, i została sam na sam z dziewczyną. Książę odjechał - oznajmiła. - Za moją pomoc zapłaci bardzo drogo, a ty będziesz musiała ciężko pracować, moje dziecko. - Zaśmiała się. - Moi bracia nigdy nie potrafili mi się przeciwstawić. Nie znasz ich, prawda? Nie, pani. Podczas pobytu w Cythraul Morgan powiedział mi tylko, że książę pokonał starszego brata, Owaina, i uwięził go, podobnie jak drugiego, Daffydda. Najmłodszy, Rhodri, nie uchodzi za ambitnego, a więc nie zagraża księciu. Zapewne przypomina mojego brata, Glynna. Walia może się zjednoczyć wyłącznie pod rządami jednego władcy. Twój ojciec niechętnie ugina kolano, nawet przed Bogiem Wszechmogącym. Ukląkł wprawdzie przed Anglikami, ale tylko dlatego, że dawali mu to, czego pragnął. Nie ma w tym żadnej hańby - orzekła dziewczyna. Jak widzę, jesteś praktyczna. - Zakonnica znowu się roześmiała. - Bardzo dobrze. Powiedziałam twojemu ojcu, że naukę rozpoczniemy dopiero wówczas, kiedy mi za nią zapłaci. To nieprawda, ale on nie musi o tym wiedzieć. Czeka nas wiele pracy. Zaczniemy jutro, inaczej nie zdążymy na czas, a w ciągu sześciu miesięcy musimy zmienić cię w damę. Llywelyn zrobi to, co mu kazałam. Teraz powiedz mi, dziecko, czy nigdy nie przebywałaś w towarzystwie kobiet? Od śmierci mamy - nie. - Rhonwyn rozejrzała się. - Czy będę mieszkać tutaj, pani? Sama? Gwynllian potrząsnęła głową. Mamy dwie nowicjuszki w twoim wieku. Będziesz spała z nimi, Rhonwyn, nie sama. W ciągu dnia wykonują one swoje obowiązki, ale wówczas ty będziesz zajęta nauką- Zamieszkacie we wspólnym pokoju. Jeść będziecie w refektarzu wraz ze wszystkimi; możecie też zażywać spacerów w ogrodzie. W odróżnieniu od innych opactw, nie mamy szkoły- będziesz jedyną naszą uczennicą. Co z moim koniem? - spytała Rhonwyn. Damy mu schronienie w stajniach. Jeśli będziesz czyniła zadowalające postępy, pozwolę ci na nim jeździć. Pani, przecież ktoś musi codziennie objeżdżać Harrdda. Możesz przeprowadzać go codziennie przed śniadaniem, ale pozwolenie na jazdę dostaniesz tylko w nagrodę za postępy w nauce. - Przeorysza podniosła rękę, nie dopuszczając do żadnych protestów. - Pierwszą lekcją, którą musisz zapamiętać, jest lekcja posłuszeństwa, czyli wykonywania poleceń wydawanych przez ludzi wyższych stanem lub starszych. Byłaś posłuszna Morganowi ap Owenowi jako kapitanowi i przełożonemu. Z tego samego powodu będziesz posłuszna mnie, moje dziecko. Posłuszeństwo i dobre maniery są bardzo ważne dla panny. Rhonwyn, wychowywali cię prostaccy mężczyźni. Wiem, że mają dobre serca, widzę, ze za nimi tęsknisz, a nie tęskniłabyś przecież, gdyby cię źle traktowali, ale przykład żołnierzy nie jest najlepszy dla dziewczyny. Chodź ze mną do refektarza, zjemy coś. Dziś ty i twoje towarzyszki zwolnione zostaniecie z komplety, ale do jutra codziennie będziecie uczestniczyć we mszy świętej. Poklepała bratanicę po dłoni. - Nie wiesz nic o Bogu i o Jezusie Chrystusie, prawda, dziecko? Nie wiesz, o czym mówię. Nie szkodzi, Rhonwyn. Będziesz uczyć się szybko, obiecuję ci to. Jesteś inteligentną dziewczyną, wiem już, chłonny umysł. Po raz pierwszy w życiu Rhonwyn poczuła się niepewnie, poza tym była bardzo zmęczona. Poszła za ciotką do refektarza, klasztornej jadalni. W opactwie mieszkały zakonnice, nazywane siostrami z wyjątkiem Gwynllian, do której zwracano się „matko przełożona" albo „pani". Zakonnice zajmowały różne pozycje. Towarzyszki Rhonwyn, Elen i Arlais, nowicjuszki, czyli kandydatki czekające na złożenie ślubów, znajdowały się na samym dole hierarchii. Oprócz nich były jeszcze trzy inne dziewczyny; wszystkie przebywały w zakonie od roku, a nowicjat miał potrwać jeszcze dwa lata, po upływie których staną się zakonnicami, złożywszy śluby: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Rhonwyn wiedziała, co to ubóstwo i posłuszeństwo. O czystości dowiedziała się, że oznacza, iż nie wolno kłaść się z mężczyzną i ro- bić tego, co ojciec robił jej matce. Zakonnice poświęciły życie Bogu, istocie najwyższej. W Cy-thraul nie dowiedziała się, kim jest ta istota i co to znaczy „najwyższa". Elen i Arlais opowiadały jej o Bogu tak, jak mówiłyby o nim dzieciom. Rhonwyn fascynowała je, nigdy przedtem nie spotkały nikogo podobnego do niej. Traktowały ją z szacunkiem jako bratanicę przeoryszy i córkę księcia Walii. Ojcowie obu byli ludźmi wolnymi, uprawiającymi własną ziemię. Rhonwyn uczestniczyła w primie, nabożeństwie o szóstej rano, i w tercji, nabożeństwie o dziewiątej. Wieczorem brała też udział w nabożeństwie na Anioł Pański, z pięciu godzin kanonicznych była jednak zwolniona. Po primie jadła śniadanie w refektarzu: owsiankę na chlebie i cydr. Następnie, do chwili rozpoczęcia tercji, pod okiem siostry Mair uczyła się pisać litery i cyfry. Siostra Mair przygotowywała iluminowane rękopisy, sprzedawane następnie do bogatych domów. Po tercji Rhonwyn uczyła się z ciotką łaciny i języka Normanów. Ku radości nauczycielki, wykazała się wielkim talentem do języków i opanowywała je z zaskakującą szybkością. Po miesiącu recytowała łacińskie modlitwy tak, jakby czyniła to przez całe życie, zaczynała także czytać. Równie szybko uczyła się normańskiego i już wkrótce rozmawiały w nim codziennie, zarówno podczas nauki, jak i odpoczynku. Gwynllian uerch Gruffydd codziennie dziękowała Bogu przed ołtarzem za postępy bratanicy. Były prawdziwym cudem. Po południowym posiłku Rhonwyn spędzała z siostrą Uną czas w kuchni, gdzie zapoznawała się z planowaniem posiłków i ich przygotowywaniem. W tej dziedzinie nie zdradzała szczególnych talentów, siostra Una skarżyła się, że dziewczyna potrafi przypalić nawet wodę. Zajęcia zajmującej się infirmerią siostry Dicry były dla niej znacznie łatwiejsze; Rhonwyn szybko uczyła się przyrządzać driakwie, maści, syropy i nalewki ziołowe, leczące z kaszlu lub przyspieszające gojenie się ran. Dziewczyna ma szczególne wyczucie - powtarzała siostra Dicra z entuzjazmem. Będzie jej przydatne do leczenia bólów brzucha po potrawach, które przygotuje - wtrąciła sucho siostra Una. Przecież nikt nie będzie od niej wymagał umiejętności gotowania - powtarzała przeorysza. - Wystarczy, żeby wiedziała, jak przygotowuje się posiłki. W zamku będzie miała kucharza. Nauczyłaś ją wyrobu mydła do mycia i do prania? -spytała pewnego dnia. Zaczynamy od jutra - odparła siostra Una. - Mam nadzieję, że będzie z tym lepiej niż z gotowaniem. Przeorysza przeniosła wzrok na siostrę Braith. Jak Rhonwyn radzi sobie z tkaniem, haftem i szyciem? Niezbyt dobrze. Jest niecierpliwa, o czym doskonale wiesz. Szycie i haftowanie uważa za głupie. Tkanie jednak najwyraźniej ją uspokaja. Twierdzi, że w tym zajęciu jest pewna logika. - Siostra Braith roześmiała się. - Nauczyłam ją także prząść, chyba to polubiła. Rłionwyn robi widoczne postępy. W pewnych dziedzinach szybsze, w innych wolniejsze, ale przecież postępy - pomyślała przeorysza. Właśnie dostarczono nam z Hereford obiecane materiały. Będziemy musiały same uszyć Rłionwyn suknie, jeśli mamy zdążyć na czas - oznajmiła. A relikwia? - spytała siostra Winifreda. Brat poinformował mnie, że kupił ją za wysoką cenę i sam ją przywiezie. Książę przyjechał kilka dni później, z zaledwie dwoma ludźmi. Wręczył siostrze złoty relikwiarz, ozdobiony drogimi kamieniami. Dwadzieścia złotych florenów... tyle mnie to kosztowało! - warknął. - Matka przełożona od Marii Świętej powinna sprzedawać cnotę dziewic, tak twardo się ze mną targowała. Teraz musisz zarobić na ten relikwiarz, Gwynllian. Gwynllian gładziła drogocenną oprawę drżącą ręką. Czy chcesz zobaczyć córkę? - spytała. A więc zaczęłyście! - Książę nie był w stanie ukryć ulgi. Oczywiście. Nie było wyjścia, bracie, jeśli dziewczyna ma być gotowa na wiosnę. - Sięgnęła po dzwoneczek, a kiedy pojawiła się zakonnica, poleciła jej przyprowadzić podopieczną. Llywelyn ftp Gruffydd zamarł w zdumieniu, widząc córkę wchodzącą do pokoju. Rłionwyn ubrana była w doskonale skrojoną, ciemnoniebieską suknię o długich, obcisłych rękawach, przepasaną w talii złotym sznurem. Jasne, niemal srebrne włosy odrosły jej i sięgały już prawie do ramion. Na głowie miała wianek ze świeżych polnych kwiatów. Ukłoniła się najpierw ciotce, potem ojcu. Posłałaś po mnie, pani - powiedziała.. Ojciec pragnął cię zobaczyć, nim wyjedzie - odparła przeorysza. Opanowała język Normanów? - Ap Gruffydd nie potrafił ukryć podniecenia. Uczę się go, panie - wyjaśniła dziewczyna cicho, z szacunkiem. - Powiedziano mi, że tego języka używają Anglicy, choć mają także inny. To prawda, uczysz się jednak tego, który będzie ci potrzebny. - Książę spojrzał na siostrę. - Co za zdumiewająca zmiana - stwierdził z niedowierzaniem. - Twierdzisz, siostro, że dziewczyna nie jest jeszcze gotowa? Nie, bracie, dziewczyna z całą pewnością nie jest jeszcze gotowa. Pośpiech jest złym doradcą. Rhonwyn uczyniła pewne postępy, lecz to za mało. Mamy jeszcze wiele do zrobienia, że nie wspomnę o sukniach, które należy wykończyć. Nie wolno ci zabrać jej przed wiosną. Będzie gotowa na urodzi- ny... Chyba że zdecyduje się zostać jedną z nas. - Przeorysza nie oparła się pokusie podrażnienia brata. Niech ją Pan Bóg strzeże! - wykrzyknął książę. Rhonwyn roześmiała się wesoło. Nie obawiaj się, panie. Życie, które prowadzi twa siostra, a ma ciotka, jest nie dla mnie. Kiedy przyjedziesz w kwietniu, będę gotowa do spełnienia mych obowiązków wobec ciebie. Pożegnaj się z ojcem, Rhonwyn. Potem możesz odejść -powiedziała cicho przeorysza. Adieu, panie. - Dziewczyna skłoniła się i wyszła. Nigdy nie mówi ci „ojcze" - zauważyła Gwynllian. Jej brat mówi nawet „tatku" - wspomniał ap Gruffydd. -Rhonwyn jednak uważa, że jestem winien śmierci jej matki. Nie polubiła mnie, siostro. Jak każde dziecko, pragnęła, by matka żyła wyłącznie dla niej, nie znosiła mych wizyt u pięknej Vali. Obawiam się, że nigdy nie przezwycięży tej niechęci, nie ma to jednak większego znaczenia, jeśli mnie szanuje i jeśli będzie spełniać moje polecenia. Nie wiem, czy naprawdę cię szanuje, Llywelynie, ale z pewnością spełni swój obowiązek. Możesz być dumny z córki, a jeśli jest płodna, obdarzy tego Anglika licznym potomstwem. Będzie potrzebowała lojalności męża, kiedy wreszcie stanie się jasne, że drogi twoje i Anglików rozeszły się... Bo że tak będzie, nie mam żadnych wątpliwości. Taki jej los. Siostro, muszę ruszać w drogę. Masz już relikwię i wszystko, czego żądałaś. - Wręczył jej dwa niewielkie mieszki. - To za naukę córki - wyjaśnił - a to twoje złote bizanty. Bardzo cieszę się z postępów Rłionwyn. Spodziewam się, że kiedy wrócę na wiosnę, będzie gotowa do podjęcia cze- kaj ący eh j ą zadań. Oczywiście, bracie - odparła Gwynllian. Nie wątpię. Zawsze dotrzymywałaś słowa, siostro. Dziękuję ci za twój trud... choć zapłaciłem zań, i to niemało. Zakonnica roześmiała się. Nie masz powodu do niezadowolenia, Llywelynie - powiedziała. - To, co nic nie kosztuje, nie jest też nic warte. Niech cię Bóg prowadzi. Przyszła zima, wzgórza pokrył śnieg. Owce sprowadzono z hal i trzymano w obrębie zabudowań, chroniąc je przed wilkami. Rłionwyn uświadomiła sobie z radością, że nadeszła pora świąt. Pod koniec listopada przypadał dzień świętej Katarzyny, potem inne uroczystości, aż wreszcie nadszedł czas odprawienia mszy z okazji narodzin Jezusa, o którym wiedziała już, że jest synem Boga zesłanym na ziemię, by odkupić ludzkie grzechy. Mimo twardego, a nawet tragicznego dzieciństwa Rłionwyn znalazła ukojenie w wierze. Syn Boży, umierający za zwykłych śmiertelników, był dla niej postacią zrozumiałą, działającą zgodnie z wymogami honoru. Kiedy podzieliła się tą myślą z przeoryszą, ta tylko uśmiechnęła się. Cieszyło ją, że bratanica przyswaja sobie zasady religii. Przemknęło jej przez myśl, że zabawne by było obdarzenie Anglików poganką, ale wiedziała, że nie byłoby to zabawne dla brata. Roześmiała się, wyobraziwszy sobie reakcję księcia, a następnie dopilnowała obrzędu chrztu siostrzenicy w dzień Narodzenia Pańskiego. Skończył się okres Bożego Narodzenia. Rhonwyn pracowała teraz jeszcze ciężej niż dotąd. Nauczyła się, że umysł jest bronią trudniejszą do opanowania, lecz bardziej niebezpieczną od łuku. Opiekowała się nią teraz siostra Rhan, pulchna, pogodna kobieta w średnim wieku, która pod pozorem prostoty ukrywała ogromny intelekt. Opowiadano sobie po cichu, że była niegdyś kochanką lorda, a także, że przebrana w męski strój uczyła się u najwybitniejszych umysłów Anglii. Jesteś inteligentną dziewczyną, Rhonwyn - powiedziała po pierwszej lekcji. - Rozum i rozsądek posłużą ci znacznie dłużej i lepiej niż ciało. To dzięki swemu rozumowi cieszyłam się miłością mego pana aż do jego śmierci. A więc te plotki są prawdziwe, siostro? - Rhonwyn zdziwiła się, słysząc, że zakonnica spokojnie przyznaje się do tego, co ona w myśl wpajanych jej zasad uważała za grzech. Siostra Rhan roześmiała się. Oczywiście. Nigdy niczego nie ukrywałam, dziecko. Kochałam i byłam kochana. I pozostawaliśmy sobie wierni. Ale przecież on miał żonę! Owszem. Lady Arlette to dobra kobieta, a on wziął w posagu ziemie, które przylegały do jego posiadłości, dała mu zdrowe dzieci i wychowała je w miłości do ojca. Darzył ją szacunkiem, tak jak i mnie. Obie byłyśmy ważne w jego życiu. Kiedy zmarł, wspólnie umyłyśmy ciało i zaszyłyśmy w całun. Lady Arlette jest dziś donatorką Opactwa Łaski Bożej. A więc mężczyzna może kochać nie tylko jedną kobietę... - stwierdziła z namysłem Rhonwyn. - O tym nie wiedziałam. Myślałam, że kiedy już dokona wyboru, kiedy wypowiedziane zostaną słowa przysięgi, mężczyzna i kobieta należą tylko do siebie. Tak powinno być, ale nie zawsze tak bywa. Nie spotkałyśmy się jednak, dziecko, by dyskutować o moich grzechach. Znasz już język Normanów i łacinę. Umiesz czytać i pisać, choć jesteś niecierpliwa i czasami popełniasz błędy. Nauczyłaś się też obowiązków pani zamku, choć pod tym względem daleko ci do doskonałości. Przeorysza twierdzi, że jesteś w stanie opanować trudniejszą wiedzę, i dlatego skierowała cię do mnie. Nauczę cię gramatyki, retoryki, logiki, muzyki, arytmetyki i astronomii. Staniesz się dla męża wsparciem, tak że nawet kiedy znudzi się twoim ciałem, nie przestanie cię cenić za umysł. Zobaczysz, Rhonwyn, jak wiele satysfakcji sprawi ci to, że nie będziesz bezradna, gdy twój mąż będzie się troszczył o lepsze życie dla was i waszych dzieci. Czy miłość małżeńska nie trwa póki życia? Jeśli istnieje, trwa. Nie myl jednak pożądania z miłością. Na czym polega różnica? Skąd mam wiedzieć, co to miłość, a co pożądanie? Doskonałe pytanie! - ucieszyła się siostra Rhan. - A więc myślisz. Przeorysza słusznie postąpiła, przysyłając cię do mnie. Pożądanie poznajesz po tym, że twe ciało pragnie innego ciała bez żadnego logicznego powodu. Jest to pragnienie nagłe i potężne. Miłość to coś zupełnie innego. To bolesna tęsknota nie tylko za ciałem ukochanego. Kiedy go nie widzisz, jesteś nieszczęśliwa. Brzmienie jego głosu sprawia, że twe serce bije szybciej. Jego sprawy są ci bliższe niż twoje własne, ponieważ chcesz, by był szczęśliwy. A on, jeśli cię kocha, odczuwa podobnie. Wystarczy, by cię przytulił, a już czu- jesz ciepło i rozkosz. Ach, moje dziecko, miłość jest bardzo trudna do opisania. Trzeba ją po prostu przeżyć. Gdy cię to spotka, dowiesz się także, że kiedy kochasz, akt miłosny jest zupełnie inny niż wówczas, gdy tylko zaspokajasz pożądanie. Nie wiem nic o miłości małżeńskiej. Nie wiem nic o pożądaniu - stwierdziła Rhonwyn. - W Cythraul, gdy podrosłam, bywało tak, że nowi żołnierze próbowali dotknąć mych piersi i całować mnie; biłam ich za to pięściami, a potem inni żołnierze pałkami. Czy kierowało nimi pożądanie? Tak. A ty nic do nich nie czułaś? Nie! - zaprotestowała gwałtownie Rhonwyn. - Oni nie umieli walczyć nawet w połowie tak dobrze jak ja. Gardziłam nimi, a wydaje mi się, że powinnam szanować mężczyznę, który używa mojego ciała i kocha mnie. Mądra uwaga, dziecko. A teraz zajmiemy się arytmetyką. Powinnaś mieć pojęcie o tym, jak się liczy. Dzięki temu, kiedy twój mąż pojedzie na wojnę, dopilnujesz, by zarządca majątku cię nie oszukiwał. Powiedziano mi, że znasz cyfry, możemy więc zacząć naukę. - Siostra Rhan podniosła dwa palce prawej ręki. - Ile to? - spytała. Dwa. A teraz? - Pokazała dwa palce lewej ręki. Także dwa. Ale razem. Rhonwyn zastanawiała się krótko. Cztery. Masz rację dziecko. To nazywa się dodawanie. - Z kosza stojącego przy siole wyjęła przyrząd składający się z szeregu korali nawleczonych na sznurki. - Oto liczydło, Rhonwyn. Przyjrzyj się. - Przesunęła dwa korale z jednej strony sznurka na drugą. - Dwa plus dwa to...? Cztery. A jeśli ujmiemy jeden? Trzy. Doskonale. To drugie działanie to odejmowanie. Bardzo szybko okazało się, że Rhonwyn ma zdolności do arytmetyki. Z łatwością wchłaniała nową wiedzę i już wkrótce siostra Rhan mogła z czystym sercem zapewnić przeoryszę, że tej dziewczyny nikt nie zdoła oszukać, przynajmniej w dziedzinie rachunków. Podobnie było z gramatyką i logiką. Rhonwyn czyniła też szybkie postępy w czytaniu, niemal żadnych natomiast w retoryce. To z pewnością spodobałoby się mojemu bratu - powiedziała. - Wymyśla różne historie, pisze wiersze, a potem układa do nich muzykę i śpiewa je w wielkiej sali w Cythraul. Kiedyś na pewno będzie znanym bardem. Czas pobytu Rhonwyn w opactwie kończył się, lecz jej dni nadal wypełnione były od świtu do zmierzchu. Elen i Arlais złożyły pierwsze śluby zakonne. Dziewczęta nie zaprzyjaźniły się, gdyż dzieliło je zbyt wiele, ale Rhonwyn cieszyła się, że są już w pół drogi do spełnienia swych marzeń. Ona sama coraz częściej zastanawiała się nad swym małżeństwem. Męża miała poznać dopiero przed ceremonią. Ciotka wyjaśniła jej, że nie ma w tym nic niezwykłego. Zakonnice nie tylko uczyły ją, lecz także przygotowywały garderobę. Ojciec kupił dla córki cenne tkaniny, tak że Gwynłłian nie mogła narzekać ani na ich ilość, ani jakość. Był jedwab, aksamit, brokat, a także len i cienka bawełna, piękne i kolorowe. Rhonwyn przeżyła jednak szok, dowiedziawszy się, że kobiety nie noszą pod sukniami portek. Ja je nosiłam, od kiedy przybyłam do Cythraul! - zaprotestowała. - Czym mam okryć ciało? Kobiety nie okrywają ciała pod koszulą - wyjaśniła Gwynłłian. Nie? - Dziewczyna patrzyła na nią ze zdziwieniem. Spódnice doskonale okrywają nagość, zapewniam cię. Nie ma w tym nic nieskromnego. Moim zdaniem to jest nieskromne - padła odpowiedź. Gwynłłian z trudem powstrzymała uśmiech. Bratanica była wręcz pruderyjna; dziwna to cecha u dziecka, które wychowało się w twierdzy, w otoczeniu żołnierzy. Gdyby nie temperament wojowniczki, przeorysza uznałaby, że dziewczynie przeznaczone jest życie klasztorne. Lecz Rhonwyn co dzień czyniła konne wycieczki, jeżdżąc w pełnym galopie, a zakonnice, będące świadkami jej niebezpiecznych manewrów, omal nie mdlały z przerażenia. Dwudziestego marca obchodzono uroczyście dzień świętego Cuthberta, biskupa Lindisfarne, którego paznokieć, umieszczony w złotym relikwiarzu, ozdobionym drogimi kamieniami, spoczywał teraz na ołtarzu kościoła. Wierzono, że relikwia ta ma moc leczenia niegroźnych, lecz dokuczliwych chorób. Nie cieszyła się wprawdzie szeroką sławą, ale pielgrzymi przybywali, by dotknąć relikwiarza i pomodlić się do świętego, a następnie składali ofiary, zasilające dochody opactwa. Nadszedł wreszcie pierwszy kwietnia, dzień szesnastych urodzin Rhonwyn. Llywelyn ap Gruffydd przybył po córkę i ujrzał elegancką, chłodną pannę, której manierom nie można było nic zarzucić. Zdumiało go zarówno to, co osiągnęła przez niespełna sześć miesięcy, jak i wyposażenie, które przygotowały siostry. Przyjął bez protestów decyzję Gwynllian, że Rhonwyn wyjedzie dopiero następnego dnia. Rhonwyn zmieniła się z nieokrzesanego pacholęcia w piękną młodą damę. Krótko przycięte niegdyś włosy, rozczesane teraz na boki, opadały jej na ramiona, przytrzymywane złotą wstążką. Piersi powiększyły się jej znacznie, co Llywelyn uznał za atut, bo mężczyźni lubią kobiety o dużych piersiach. Przestała poruszać się żołnierskim krokiem. Stąpała teraz, jak przystało na damę, drobnymi kroczkami. Dłonie, przywykłe do miecza, były wypielęgnowane, miękkie, a długie palce, tak wprawnie naciągające cięciwę, trącały teraz struny małej wioli, na której córka akompaniowała sobie przy śpiewie. Anglik nie może się uskarżać na taką żonę! Dokonałaś cudu - powiedział Llywelyn do siostry. Owszem - przyznała przeorysza, uśmiechając się lekko. -Ale ta dziewczyną jest warta więcej, niż zapłaciłeś za jej przemianę. Nie będę ukrywać, bracie, że gdyby twoja córka była mniej inteligentna, nie udałoby się dokonać tego cudu. Winieneś także wdzięczność żołnierzom z Cythraul, którzy nauczyli ją, co to honor i obowiązek. Wychowując ją na wojownika! - burknął drwiąco ap Gruffydd. - Przemiana tej dziewczyny w kobietę kosztowała mnie fortunę. Mam ochotę spalić im Cythraul nad głowami! Dobrze wiesz, kto zawinił, Llywelynie. - Zakonnica przeszyła brata spojrzeniem. - Ty. Zapomnij więc o swych groźbach. Jutro zabierasz córkę do jej przyszłego męża. Nie zapomnij tylko, że w podróży do Anglii będzie ci towarzyszyć dama, prawdziwa dama. Następnego ranka bagaże Rłionwyn złożono na mocnym wózku. Książę pożegnał się z siostrą i podziękował zakonnicom, które przekazywały jego córce bezcenną wiedzę, a zwłaszcza siostrze Rhan. Pamiętaj, dziecko, że zawsze znajdziesz schronienie w Opactwie Łaski Bożej - powiedziała Gwynllian. - Niech cię Bóg błogosławi i niech da ci wiele dzieci. Byle nie za wiele - zażartowała Rłionwyn. - Obiecuję jednak, że jedno z nich zachowam dla ciebie, pani. Przeorysza przytuliła ją i pocałowała w policzek. Jedź z Bogiem, Rłionwyn uerch Llywelyn - rzekła. Dziewczyna wyjechała z klasztoru u boku ojca, na grzbiecie wiernego Hardda. Usłyszała szczęknięcie zamykanej bramy, nie odczuła jednak żalu, bo uwolniła się od zakazów i nakazów kierujących zakonnicami; czekało ją nowe życie. Fakt, że stała się damą, nie wpłynął na stłumienie jej temperamentu ani nie zmniejszył radości życia. Przez kilka miesięcy pracowała ciężko, by sprostać oczekiwaniom ojca i być godną pozycji, którą miała wkrótce zająć. Powinna teraz pomyśleć o Edwardzie de Beaulieu, którego miała poślubić. Nie potrafiła wyobrazić sobie życia w małżeństwie, ale przez kilka dni podróży poświęciła wiele czasu rozmyślaniom na ten temat. 4 Przybył posłaniec od księcia Llywelyna, panie - oznajmił sługa, kłaniając się nisko. Niech wejdzie. Tak, panie. - Sługa skłonił się raz jeszcze i cofnął kilka kroków, nim ośmielił się odwrócić. Po chwili pojawił się znowu. Posłaniec od księcia Llywelyna, panie - zaanonsował przybysza. Edward de Beaulieu spojrzał na Walijczyka, który rzekł: Mój pan i lady Rhonwyn przybędą przed zmierzchem, panie. Oczekuję ich - padła krótka odpowiedź. Kłaniając się, Walijczyk pomyślał, że pan na zamku Haven jest człowiekiem wyniosłym, i pośpieszył podzielić się tą opinią z księciem. Edward de Beaulieu wziął od sługi puchar wina. Patrzył w płomień, tańczący w kominku. Nie miał ochoty się żenić, a jednak wkrótce będzie miał żonę, jakąś dziką Walijkę dwa razy młodszą od siebie. Ponieważ w chwili podpisywania traktatu z ap Gruffyddem nie był nawet zaręczony, a jego posiadłości leżały blisko granicy, król wybrał go na ofiarę. Przez krótką chwilę de Beaulieu rozważał możliwość odmowy, ale książę Edward patrzył twardo... Tak, temu księciu się nie odmawia. Nierozsądnie byłoby mieć w nim wroga. Kiedy Walijczyk poprosił o odłożenie ślubu do czasu, aż córka ukończy edukację w Opactwie Łaski Bożej, de Beaulieu zgodził się z radością. Miał piękną kochankę, nie spieszyło mu się do małżeństwa, ale po pewnym zastanowieniu doszedł do wniosku, że żona, która odebrała zakonne wykształcenie, może mieć swoje zalety. Z pewnością będzie pokorna i po- słuszna, potrafi poprowadzić dom i urodzi mu dzieci. Od śmierci matki Edwarda, przed siedmiu laty, zamek Haven nie miał pani. De Beaulieu cenił wprawdzie swą kochankę, Renee de Faubourg, oddalił ją jednak przed kilkoma tygodniami, zapewniając jej dom w Shrewsbury i godziwy dochód roczny. Cóż, oczekiwał na przybycie żony, a poza tym... Renee zaczęła go już nudzić. Ciekawe, jaka jest ta Walijka - pomyślał. - Prawdopodobnie drobna, jak większość jej rodaków. Ma zapewne ciemne włosy, ciemne oczy i jasną cerę. Ciekawe, czy zna język Normanów, czy też może mówi tylko w rodzinnym dialekcie. Nie ma to jednak większego znaczenia, mężczyzna nie musi przecież rozmawiać z kobietą, którą bierze do łóżka. Żona będzie musiała jednak nauczyć się tutejszego języka, choćby po to, by wydawać polecenia służbie. Nadal złościło go, że został zmuszony do małżeństwa. No cóż, dziewczyna też nie miała wyboru; to, co się stało, z pewnością nie było jej winą - myślał Edward. Być może polubią się nawet i dojdą do porozumienia, które ułatwi wspólne życie... Edwardowi de Beaulieu nie podobał się też przyszły teść, Llywelyn ap Gruffydd. Był to człowiek niebezpieczny i niezwykle wręcz ambitny. Zamek Haven wznosił się między jego posiadłościami i ziemiami króla, co było bardzo niefortunnym położeniem. Książę Edward nienawidził wręcz Walijczyka, który był przecież sojusznikiem jego wuja, Szymona de Montforta, i jawnie wspomagał go w wojnie domowej. Książę Edward nie cenił być może stylu, w jakim władał król Henryk, ale z pewnością kochał go jako ojca. De Beaulieu wyszedł z wielkiej sali i skierował swe kroki do południowej wieży, gdzie znajdowały się apartamenty jego przyszłej żony. Młoda służąca, którą do posług nowej pani zamku wybrał zarządca, ze zdziwieniem przyjęła jego obecność, dygnęła jednak, opuszczając wzrok. Dębowe meble były wypolerowane, podłoga zamieciona do czysta, lampy paliły się, nie dymiąc. Do misy z wodą włożono nawet kilka narcyzów. Edward uśmiechnął się. Jestem z ciebie zadowolony, Enit - rzekł. - Powiedziano mi, że twa nowa pani przybędzie o zmierzchu. Zapewne zechce wykąpać się po podróży. Wanna ma być gotowa. Tak, panie. - Enit dygnęła raz jeszcze. Jej wuj zarządzał Haven, i to dzięki niemu otrzymała szansę, którą ceniła tym bardziej, że jej matka nie była Angielką, lecz Walijką. Dziewczyna miała szesnaście lat, służyła od lat pięciu. Nie odznaczała się szczególną urodą, ale miała ładne piwne oczy i kasztanowate włosy. Edward opuścił pokoje przyszłej żony i rozpoczął poszukiwania księdza, ojca Jana. Kwestie prawne dotyczące małżeństwa rozstrzygnięto jeszcze w Montgomery i tam też podpisano odpowiednie dokumenty. Pozostała tylko formalność: połączenie narzeczonych węzłem małżeńskim. Ceremonię za- planowano na następny dzień, by panna młoda mogła wypocząć po podróży. Król Henryk osobiście polecił lordowi, by skonsumował małżeństwo w noc poślubną. Nie ufam ap Gruffyddowi - powiedział. - Posiądź dziewczynę i dopilnuj, by następnego ranka zakrwawione prześcieradło powiewało na szczycie zamkowej wieży. Korzystaj z uciech małżeńskich do woli, lordzie Edwardzie - dodał książę Edward. - Niech twa żona jak najszybciej urodzi dziecko. Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której ojciec mógłby unieważnić małżeństwo, by wykorzystać córkę do swych celów. Walijczycy nie są ludźmi honoru, ap Gruffydda możemy kontrolować wyłącznie poprzez władzę nad jego córką. Musi kochać to dziecko, którego istnienie tak długo utrzymywał w tajemnicy. Edward de Beaulieu wszedł do pokoi zajmowanych przez księdza. Ojcze - powiedział. - Moja przyszła żona przyjedzie przed wieczorem. Ślub odbędzie się jutro. Panie - usiłował perswadować ksiądz Jan. - Dziewczyna jest młoda, wychowywała się w klasztorze. Nie zechcesz zaczekać, aż pozna cię bliżej? Ślub musi się odbyć jak najszybciej. Ap Gruffydd pozostanie na zamku, póki nie upewni się, że żyję z jego córką jak mąż z żoną, a ja wcale nie mam ochoty gościć go długo. O naszym związku postanowił wprawdzie król i on, ale nie chcę ryzykować. Żyjemy w niebezpiecznych czasach. Ksiądz skinął głową. Niestety, muszę się z tobą zgodzić, panie - stwierdził ze smutkiem. - Udzielę wam ślubu jutro po południu. Lady Rhonwyn zdąży zapewne do tej pory wypocząć po długiej podróży. Zgoda. Edward wyszedł na dziedziniec. Widzicie nadjeżdżających?! - krzyknął do straży na murach. Nie, panie. Pod wpływem impulsu poszedł do stajni. Osiodłać konia - polecił stajennemu, który wybiegł mu na powitanie. Ilu ludzi zabierzesz ze sobą, panie? Nie potrzebuję eskorty. Jadę powitać przyszłą żonę, a na własnej ziemi jestem przecież bezpieczny. Pan zamku Haven wyjechał za bramę na karym ogierze. Znalazł się wśród pól, oranych już pod zasiew. Wkrótce miały zazłocić się od żyta i owsa. Na łąkach pasły się białe owce o czarnych pyskach; za matkami biegały rozbrykane, choć jeszcze chwiejące się na nogach jagnięta, których w tym roku było wyjątkowo dużo. Edward de Beaulieu miał także wielkie stado mlecznych krów; masło i sery sprzedawano na targu w Shrewsbury. Do zamku należał również las, w którym odbywały się polowania. Poniżej wzgórza, na którym się wznosił, płynęła rzeka Severn. Lord de Beaulieu zatrzymał konia i obejrzał się. Jego zamek nie był duży, nie tak imponujący jak wiele innych pańskich rezydencji, lecz bardzo elegancki. Szarobrązowe kamienne ściany, rozjaśnione od słońca i deszczu, porastał powój. We wszystkich czterech narożnikach murów wznosiły się wieże. Choć umocniony, bardziej przypominał rezydencję niż twierdzę. Edward kochał to miejsce. Jedno jest dobre w małżeństwie - pomyślał. - Będę miał dzieci, którym przekażę ten dom i miłość do niego. Miał nadzieję, że i Rhonwyn polubi swój nowy dom, a wówczas będzie się jej łatwiej żyło. Po chwili zamyślenia ruszył naprzeciw walijskiemu księciu i jego córce. Spotkał ich dopiero po przejechaniu kilkunastu mil. Zatrzymał się i czekał, aż orszak się zbliży. Ap Gruffydd pierwszy przywitał przyszłego zięcia. Widzę, że nie możesz doczekać się spotkania z narzeczoną, Edwardzie de Beaulieu - rzekł. Anglik uśmiechnął się kpiąco, nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo nadjechała dziewczyna. Moim zdaniem on jest po prostu ciekawy - rzekła pięknym, melodyjnym głosem. - Mam rację, panie? - zwróciła się do przyszłego męża, patrząc na niego śmiało. A ty, pani? - odrzekł pytaniem Edward. - Czyżbyś nie była ciekawa? Rhonwyn roześmiała się serdecznie, lecz nagle ucichła i spuściła wzrok. W jednej chwili zmieniła się w skromną dziewczynę, która dopiero co opuściła klasztorne mury. Zdumiała go ta przemiana. Książę, witam cię w zamku Haven - powiedział, zwracając się do Walijczyka. - I ty, pani, przyjmij moje powitanie. Wiem, że macie za sobą długą podróż, ale przed wami już tylko kilka mil, a u celu czeka ogień i wino. Wiem, że tęskno ci do odpoczynku, pani. Ceremonia ślubna odbędzie się jutro. Cóż - pomyślała Rhonwyn. - Nie ma wątpliwości, że panu na Haven bardzo się spieszy. Do tej pory nie próbowała nawet wyobrazić sobie przyszłego męża i teraz była przyjemnie zaskoczona. Edward de Beaulieu był wysoki i szczupły, twarz miał owalną, oczy szare, usta dość szerokie, o wąskich wargach. Nos najwyraźniej został kiedyś złamany. Na czoło lorda opadał kosmyk krótko przyciętych włosów w kolorze ciepłego brązu, przypominającego liście dębu na jesieni. Paznokcie przycięte były krótko. Z pewnością zwróciłaby uwagę na tego mężczyznę, choćby znajdował się w towarzystwie wielu innych. Przyglądała się Edwardowi de Beaulieu świadoma tego, że i on się jej przygląda. Nie wiedziała jednak, jak bardzo zaskoczony był jej urodą. Zamiast drobnej, czarnowłosej Walijki miał oto przed sobą smukłą dziewczynę średniego wzrostu, o delikatnych rysach. Kwef z jedwabnej siatki nie krył jej jasnych włosów, a te oczy... Oczy Rhonwyn były zielone niczym szmaragdy, zdobiące głowicę jego miecza! Ich ciemna oprawa kontrastowała z barwą włosów. Obrazu dopełniał prosty nos, idealnie pasujący do pociągłej twarzy, oraz drobne usta o pełnych wargach. Llywelyn ap Gruffydd obserwował przyszłego zięcia z uśmiechem. Doskonale zdawał sobie sprawę z jego zaskoczenia. Matka Rhonwyn pochodziła z rodu elfów, pięknych istot, zamieszkujących dawną Walię - wyjaśnił. - Moja córka jest urodziwa, choć wszyscy uważają, że rysy odziedziczyła raczej po mnie, prawda? Jakoś nie zauważyłem - rzekł de Beaulieu, oszołomiony urodą narzeczonej. Urodzi ci piękne dzieci. Jak jej matka mnie. Posiadła gruntowne wykształcenie. Z pewnością zauważyłeś, lordzie, iż zna twój język, a muszę dodać, że nieobca jej jest i łacina. Edward niczego jednak nie zauważył. Z wysiłkiem odzyskał panowanie nad sobą. Cieszy mnie, że będziemy mogli rozmawiać bez przeszkód - rzekł spokojnie. - Opowiedz mi ojej innych umiejętnościach, panie. Dobrze znam arytmetykę i logikę - pochwaliła się Rhonwyn, podjeżdżając do narzeczonego. Nie jest to ważna umiejętność, w każdym razie nie dla kobiety - wtrącił szybko ap Gruffydd, jakby jego córka popełniła niezręczność. Pozwól, że się z tobą nie zgodzę, panie. Co będzie, jeśli mój mąż pojedzie na wojnę, powierzając mi opiekę nad swym majątkiem? Czy mam pozwolić, by słudzy oszukiwali go podczas jego nieobecności? Przyda mi się wiedza. Panie - dodała, zwracając się do Edwarda - powinieneś poznać wszystkie moje złe strony. Wiedz zatem, że potrafię także pisać i czytać. De Beaulieu skinął głową. Nie tego oczekiwał. Nie, z całą pewnością nie tego! Podsuwane przez wyobraźnię obrazy rozwiały się jak dym wobec rzeczywistości: pięknej dziewczyny, którą miał poślubić nazajutrz. Zna się na muzyce - dodał ap Gruffydd, starając się odwrócić uwagę Anglika od tego, co uważał za wady córki. Można chyba powiedzieć, że wszyscy Walijczycy znają się na muzyce. Do pewnego stopnia - zauważyła Rhonwyn. Edward roześmiał się. Na horyzoncie pojawił się zamek Haven. Jego pan ujął dłoń przyszłej żony. Witaj w domu, lady Rhonwyn. Dziewczyna milczała przez długą chwilę, a potem szepnęła: Jaki piękny... Wjechali na wzgórze, przejechali przez zwodzony most i znaleźli się na dziedzińcu. Ap Gruffydd okiem znawcy przyglądał się murom, wieżom i załodze; jego przyszły zięć odwrócił się, kryjąc uśmiech. Wiedział, że chytry Walijczyk nigdy nie wjedzie tu jako zdobywca, a po ślubie córki jego noga najprawdopodobniej nawet tu nie postanie. Żona ma być lojalna wobec męża, nie ojca. Zeskoczył z konia i uniósł Rhonwyn z siodła. Dziewczyna skromnie spuściła wzrok. Zaskakiwała go nieustannie, w jednej chwili była cicha i skromna, w następnej pozwalała sobie na złośliwe komentarze. Ale i jemu udało się ją zaskoczyć; gdy wchodzili do zamku, nagle wziął ją na ręce. Zgodnie ze zwyczajem, pannę młodą przenosi się przez próg nowego domu - wyjaśnił. Nie jestem jeszcze panną młodą, panie. Dopełniliśmy wszystkich formalności, dokumenty zostały podpisane. Ksiądz wkrótce odprawi ceremonię. Oficjalnie jesteś moją żoną od jesieni, od dnia podpisania traktatu w Montgomery. O tym nie wiedziałam - powiedziała Rhonwyn. - Nie znam prawa. Nie oczekiwałem tego od ciebie, pani. Jesteś spragniona? A może wolałabyś odpocząć w swych pokojach? Służebna czeka. Ma na imię Enit. Spełni każde twoje życzenie. Jesteś dla mnie bardzo łaskawy, panie, ale nigdy nie miałam służebnej. Potrafię dbać o siebie sama. Nie rozpieszczano mojej córki - wtrącił się ap Gruffydd w obawie, że dziewczyna powie coś niewłaściwego. Zerknął na nią gniewnie, lecz Rhonwyn najwyraźniej nie przestraszyła się tego spojrzenia. Wzruszyła ramionami i odpowiedziała spojrzeniem, w którym była kpina. Opactwo Łaski Bożej nie obfituje w dobra materialne -powiedziała. De Beaulieu nie miał pojęcia, co kryje się za tą wymianą zdań i nie wiedział, czy odkryje tę tajemnicę. Chętnie napiłabym się wina - Rhonwyn zmieniła temat. Na gest gospodarza służący natychmiast przynieśli wino. Usiądźmy przy kominku - zaproponował Edward. -Kwietniowe wieczory bywają chłodne. Rhonwyn usiadła na ławie, zdjęła rękawice do konnej jazdy i wyciągnęła dłonie w kierunku ognia. Profil też ma piękny - pomyślał Edward de Beaulieu. Osobiście podał jej kielich. Podziękowała uśmiechem i przyjrzała się pięknemu srebrnemu naczyniu o stopce wysadzanej drogimi kamieniami. Wypiła łyk wina i poczuła miłe ciepło rozchodzące się po ciele. Twoi goście zdążą na ślub, panie? - spytał z uśmiechem książę Walii. Nie oczekuję gości. Nie mam rodziny; mym najbliższym krewnym jest Rafę de Beaulieu i jego siostra, Katarzyna. Nie poinformowałem ich o ślubie, Rafę bowiem spodziewał się, że poślubię Katarzynę. Nie zawarliśmy jednak żadnej formalnej ani też nieformalnej umowy. Nie wiedziałem też, kiedy przybędziecie, panie. Świadkami ceremonii będziesz ty, panie, twoi ludzie i moi słudzy. Formalności załatwiliśmy przecież przed wieloma miesiącami. Byłbym w prawie wziąć 1 woja córkę tej nocy, wolę jednak zaczekać na ceremonię kościelną. Rhonwyn zbladła, słysząc te słowa. Co to znaczy „wziąć", nie wyjaśnił jej nikt w klasztorze, a nie miała zamiaru pytać ojca. Pamiętała go z matką i domyślała się, że między mężczyzną a kobietą jest lak właśnie, nigdy jednak nie dowiedziała się, o co właściwie chodzi. Widziała tylko, że ich ciała stykały się. Gdzieś w głębi jej duszy zapłonął płomyk buntu. Nie była pewna, czy chce być „wzięta". Skoro przybyła tu i jest żoną de Beaulieu, wymogi traktatu zostały chyba spełnione. Podniosła się. Jestem zmęczona - oznajmiła. - Pragnę odpocząć do jutra. Odprowadzę cię do twych komnat, pani. - De Beaulieu wstał z ławy i zwrócił się do ap Gruffydda: - Kiedy wrócę, panie, zasiądziemy do kolacji. Ujął Rhonwyn pod ramię. Pani, okna twych pokoi wychodzą na południowy zachód. To najcieplejsza z wież. A moje rzeczy... Powinny być już na miejscu. Enit je rozpakuje. Rhonwyn nie potrafiła dłużej udawać obojętnej. Nigdy jeszcze nie widziałam tak pięknej budowli jak Haven - wyznała. - Czy naprawdę będę panią zamku? Już nią jesteś. - Edward uśmiechnął się. - To przecież twój dom, Rhonwyn uerch Llywelyn. Czarująca była ta jego przyszła małżonka wprost z klasztoru. W końcu kiedyś przecież i tak musiałby się ożenić, a teraz, na widok dziewczyny tak pięknej, tak łagodnej, przyszło mu do głowy, że być może król nie uczynił go ofiarą traktatu, lecz dobrze mu się przysłużył, choć nie leżało to w jego zamiarach. Małżeństwo lorda z walijską księżniczką było po prostu potrzebne ze względów politycznych. Miało stanowić gwarancję, że ojciec panny młodej dotrzyma postanowień traktatu. Lord Thorley miał tylko strzec córki ap Gruffydda i opiekować się nią. Małżeństwo służy władcom, a jeśli małżonkowie odpowiadają sobie nawzajem, znaczy to tylko tyle, że mają szczęście. Poprowadził narzeczoną w górę po kamiennych schodach i przez krótki korytarz, po czym otworzył przed nią drzwi. Enit usłyszała ich wcześniej; dygnęła głęboko przed swą panią, gotowa spełnić każde jej życzenie. Pani, oto twoje komnaty - powiedział Edward. - Pokój dzienny, w którym będziesz spędzać czas wedle swej woli, sypialnia i garderoba, która służy także za pomieszczenie dla Enit. - Poprowadził ją do sypialni. - Te drzwi łączą twą sypialnię z moją. Rhonwyn zamarła z wrażenia. Nie wiedziała, na co patrzyć i co podziwiać. W Cythrauł miała tyle miejsca w ogólnej sali, ile potrzeba było do spania. W klasztorze dano jej do dyspozycji maleńką celę, dzieloną z dwiema nowicjuszkami. A teraz... to wszystko dla niej? Na ścianach wisiały gobeliny, kamienną podłogę pokrywały owcze skóry. Dębowych mebli jeszcze nigdy nie widziała, a te były szczególnie piękne. Z ogromnego w jej oczach łoża zwieszała się zielonozłota aksamitna tkanina. Narzuta była ze skóry rudych lisów. Tu są dwa kominki - powiedziała zaskoczona. A więc podobają ci się twoje pokoje? Spojrzała na Edwarda de Beaulieu lśniącymi oczami. O tak! Bardzo! Czy Enit ma przynieść ci coś do jedzenia, nim udasz się na spoczynek? - spytał Edward, wpatrzony w jej zielone oczy. Jakim cudem twardy i bezlitosny Llywelyn ap Gruffydd mógł spłodzić tak kruchą, łagodną córkę! Dziękuję ci, panie - odparła dziewczyna. - Chętnie bym COS zjadła, ale nie chcę przebywać w towarzystwie ojca ani minuty dłużej niż to konieczne. Jestem zmęczona - pospieszyła z wyjaśnieniem. - Przez kilka dni od świtu do nocy nie zsiadaliśmy niemal z koni. Cieszę się, że przyjechałaś - wyznał szczerze gospodarz. - Ojciec jednak nie powinien męczyć cię tak. Porozmawiam z nim. Nie kłopocz się, panie. Przecież wkrótce nas opuści, prawda? - Spojrzała przez okno na zachodzące słońce. - Jakie to piękne! Zawsze będę zachwycać się tym widokiem! - Odwróciła się, spojrzała wprost w oczy przyszłego męża. - Byłeś dla mnie łaskawy, panie. Jestem ci za to wdzięczna. Edward de Beaulieu poczuł, że krew żywiej krąży mu w żyłach. To był bardzo miły obowiązek, Rhonwyn. Życzę ci spokojnej nocy. Enit dopilnuje, by wszystkie twe potrzeby zostały zaspokojone. Spotkamy się jutro. - Skłonił się nisko i wyszedł. Pozwolisz, pani, że przyniosę ci coś do jedzenia - powiedziała Enit, gotowa spełnić każde życzenie młodej żony lorda. Oczywiście, bardzo ci dziękuję - odparła Rhonwyn, i kiedy za służką zamknęły się drzwi, rozejrzała się uważnie dookoła. W pokoju... - Jak nazwał go Edward? Aha, garderoba! - ...znalazła porządnie poukładane ubrania, a w jego rogu ujrzała niskie drzwi. Otworzyła je i ku swemu zdumieniu zobaczyła kamienną ławę z otworem pośrodku, a obok wiadro wody. Nigdy nie widziała czegoś podobnego, nie miała więc pojęcia o przeznaczeniu pokoiku. Enit jednak z pewnością wie, do czego to służy. Zamknęła drzwi i wróciła do pokoju dziennego, gdzie uwagę jej zwrócił kominek ozdobiony dwoma skrzydlatymi stworami. Pośrodku stał dębowy stół, a przy jego krótszych bokach dwa krzesła z wysokimi oparciami, obok kominka zaś dębowa ława wyłożona poduszkami obszytymi wzorzystą materią. Przez dwa wysokie, wąskie okna wpadały promienie zachodzącego słońca, barwiące na różowo kamienną podłogę i białe skóry owcze. Rhonwyn oparła się o parapet, podziwiając widok na ciemne już wzgórza. Zaledwie kilka dni temu była jeszcze po ich drugiej stronie, w Walii. Westchnęła i opadła na ławę przy kominku. Czy naprawdę będzie panią tego pięknego zamku? Przeorysza zapewniała, że tak, ale nowe otoczenie wydawało się jej na razie tajemnicze i nieco przerażające. Nie była wcale pewna, czy chce tu zostać, a jednak wiedziała, że winna jest posłuszeństwo Llywelynowi ap Gruffyddowi, który bez wahania oddał ją w małżeństwo, oczekując, że stanie się prawdziwą damą. Nie jestem przecież żadną damą! - pomyślała, przez chwilę buntując się przeciw losowi. - Sześć miesięcy temu byłam żołnierzem, jednym z wielu broniących twierdzy Cythraul. Prędzej zabiłabym wówczas Anglika, niż go poślubiła. Niespokojnie krążyła po pokoju. Przecież wcale nie podoba mi się rozkazywanie służbie i jedzenie tego, czego nie zasiałam i nie zebrałam - pomyślała. - Chcę jeździć konno, chcę polować, strzelać z łuku, a nie siedzieć przy kominku, prząść i tkać. Niech będzie przeklęty ap Gruffydd, który wybrał mi takie życie! Nie zostanę w tej niewoli! Nie rozumiem, jakim cudem udało mi się wytrzymać tak długo w klasztorze, ale dłużej nie zniosę żadnego zamknięcia! Mój ty Panie Boże! I jeszcze pożycie z mężczyzną, którego każą mi poślubić. Nie wiem, czego mąż się po mnie spodziewa, i wcale nie chcę się dowiedzieć! Pojawiła się Enit, która postawiła na dębowym stole tacę zjedzeniem. Przypuszczałam, że możesz być głodna, pani, ale ponieważ jesteś także zmęczona, wybrałam same delikatne kąski - powiedziała. - Zjedz, proszę, póki posiłek jest ciepły. Rhonwyn zajęła miejsce, które wybrała dla niej służka. Na tacy leżała pieczona pierś kurczęcia, drobny groszek oraz duży kawałek chleba - gorący, przykryty plastrem sera miękkiego, przyczernionego od żaru pieca. Obok tacy stał kielich złotawego wina. Na widok tych wspaniałości Rhonwyn poczuła wilczy apetyt. Zjadła połowę z przyniesionego jej posiłku i uśmiechnęła się do służki. Nigdy nie słynęłam z powściągliwego apetytu - próbowała się usprawiedliwić. - Mój kuzyn, Morgan ap Owen, powtarzał mi, że jem jak dzikus. Enit spojrzała na nią, przestraszona. Czy przyniosłam za mało, pani? - spytała cicho. Nie, ale klasztorna kuchnia nie była ani w połowie Lik smaczna. - Rhonwyn uśmiechnęła się. - A ty, Enit, jadłaś już? Zjem w kuchni. Znajduje się ona pod salą jadalną, co jest bardzo nowoczesnym rozwiązaniem. W większości zamków kuchnia to osobny budynek, a jedzenie przynoszone z niej często bywa zimne. Pan nie lubi zimnego jedzenia, stąd kuchnia w samym zamku. Zaprojektował także urządzenie, dzięki któremu potrawy od razu trafiają na stół. To tunel w ścianie aż do dołu. W kuchni kładą dania na platformę i na sznurach wciągają je do sali jadalnej. Doprawdy? To pomysłowe. Ach, o czymś mi przypomniałaś. - Rhonwyn wstała i gestem poleciła Enit, by poszła za nią do garderoby. - Co to takiego? - spytała, wskazując znajdujące się za nią małe pomieszczenie z kamienną ławą. Siada się, o tu, i załatwia naturalne potrzeby, pani -objaśniła dziewczyna. - Kiedy skończysz, spłuczę kanał wodą /. wiadra. Czy to nie wspaniałe? Do licha! - zaklęła zaskoczona Rhonwyn i natychmiast zarumieniła się z zakłopotania. Enit zachichotała. Wiem - powiedziała ze zrozumieniem. - Mój wuj, który zarządza Haven, twierdzi, że tak jest we wszystkich znacznych zamkach. Miło nie wychodzić na dwór w mroźny poranek, pani. Rhonwyn odpowiedziała uśmiechem. Tyle muszę się jeszcze nauczyć! Całe życie przeżyłam z dala od świata. W Walii nie mamy takich wspaniałych urządzeń. Jutro porozmawiam z twoim wujem. Chcę, żeby opowiedział mi o wszystkich tutejszych cudach. Jutro twój ślub, pani. Więc pojutrze. Czy macie tu księdza odprawiającego msze? Oczywiście. Księdza Jana. Codziennie odprawia primę. Dopilnuj, aby obudzono mnie tak wcześnie, bym na nią zdążyła. - Zakonnice wpoiły jej przekonanie, że codzienne uczestnictwo we mszy świętej to najlepszy przykład, jaki można dać służbie. - Teraz zjem wszystko, co mi przyniosłaś. Nadal jestem głodna. - Wróciła do stołu i skończyła posiłek. Enit zaproponowała teraz kąpiel, Rhonwyn jednak odrzuciła tę propozycję. Była zmęczona, chciało się jej spać. W ciepłej wodzie przyniesionej przez służebną umyła twarz i dłonie, by nie pobrudzić pościeli. Wśród moich rzeczy znajdziesz małą, szorstką szczotkę -powiedziała. - Przynieś mi ją. - A kiedy dziewczyna spełniła polecenie, pokazała jej, jak szorować zęby, by były białe i zdrowe. Wypłukała usta winem. - Na przyszłość chcę mieć liście mięty, odświeżającej oddech - oznajmiła. - Nauczyła mnie tego siostra Dicra. Enit pomogła jej rozebrać się. Suknię wygładziła i ułożyła troskliwie. Zdjęła także buty ze stóp pani i obiecała, że wyczyści je na jutro. Czy włożysz do snu koszulę, pani? - spytała. Nie tę. Rękawy są za wąskie. Wśród moich rzeczy znajdziesz białą koszulę z szerokimi rękawami. Lubię w niej spać. Enit znalazła koszulę po krótkich poszukiwaniach. Pomogła swej pani przebrać się. Usiądź, lady - powiedziała. - Uczeszę cię. - Westchnęła z podziwem. - Och, jakżebym chciała mieć podobne włosy... Nigdy nie widziałam takiej barwy. Z pewnością spłynęły z nieba, a kolor zawdzięczają promieniom słońca. Mnie powiedziano, że to dziedzictwo rodu elfów, zamieszkującego dawną Walię. - Rhonwyn czekała cierpliwie na ułożenie włosów na noc. - Miały białe włosy, jak moja mama, a nie ciemne, jak ap Gruffydd i ludzie jego rodu. Enit pozostała w sypialni, póki Rhonwyn nie położyła się do łóżka. Ogień powinien płonąć przez noc, pani, by ogrzewać cię. Jeśli będziesz mnie potrzebowała, zawołaj. Śpię lekko. -Zdmuchnęła kaganek i znikła w garderobie, gdzie znajdowało się jej posłanie. Rhonwyn leżała nieruchomo. Oto znalazła się w zamku, w którym spędzić miała resztę życia. Jutro zostanie żoną lorda I pożegna się z ap Gruffyddem. Im szybciej, tym lepiej - pomyślała. Zostanie sama z Edwardem de Beaulieu, który wydalę się miłym człowiekiem. Czy pozwoli jej sprowadzić do Haven brata? Nie widziała chłopca od pół roku, a przecież obiecała, że znów się spotkają, i pragnęła dotrzymać obietnicy. W opactwie nie mogli przebywać razem, ale teraz...? Z pewnością chłopiec nie będzie przeszkadzał jej mężowi, ajeśłi chodzi o ojca, to przecież Glynn nie jest w stanie pomóc mu w realizacji żadnego celu. Brat spędzi więc resztę życia w Cythraul, jeżeli ona go stamtąd nie zabierze. Co się z nim stanie, jeśli twierdzę zaatakują Anglicy lub nawet Walijczycy, prze- ciwni planom księcia? Zabiją go, gdy dowiedzą się, czyim jest synem. Rhonwyn musi wziąć go pod swe opiekuńcze skrzydła, i to jak najszybciej. Enit obudziła swą panią, gdy na ciemnym niebie pojawiły się pierwsze oznaki poranka. Rhonwyn ubrała się szybko w prostą ciemnobrązową suknię, ozdobioną w stanie miedziany mi łańcuszkami. Służka narzuciła jej na ramiona płaszcz lego samego koloru, lamowany futrem, po czym obie pośpieszyły do małego kościółka, położonego w obrębie zamku. Wzięły udział w mszy świętej, po której ksiądz powitał przyszłą panią zamku. Wypoczęłaś, moje dziecko? - spytał. - Żałowałem, że wczoraj wieczorem nie spotkałem cię przy stole. Podróż bardzo mnie zmęczyła - wyjaśniła Rłionwyn. -książę pragnął jak najszybciej przywieźć mnie tutaj, by Anglicy nie pomyśleli, że nie chce dotrzymać umowy, w myśl której mam wyjść za lorda, wyznaczonego przez króla Henryka. Ksiądz usłyszał w jej głosie kpinę. Czy jesteś zadowolona z tego porozumienia, dziecko? -spytał łagodnie. Ojcze, powiedziano mi, że muszę wyjść za mąż, jeśli nie odczuję powołania do służby Bogu, co z pewnością nie nastąpiło. - Rłionwyn roześmiała się. - Jest moim obowiązkiem wypełnić wolę księcia, który podjął decyzję o moim zamążpójściu. Lord Edward sprawia wrażenie mężczyzny łagodnego i niewątpliwie postarał się, bym czuła się tu szczęśliwa. Nikt nie ubiegał się o moje względy, nikt nie wzbudził mojego zainteresowania. Potrafię więc pogodzić się z tym małżeństwem. Doskonale - orzekł ksiądz. - To prawdziwa przyjemność spotkać tak posłuszną córkę, Rłionwyn uerch Llywelyn. Z pewnością będziesz równie posłuszną żoną. Pan zamku wyraził życzenie, by ceremonia zaślubin odbyła się po nonie. Czy odpowiada ci to? Oczy Rłionwyn błysnęły przekorą. Wystarczy, bym była obecna, prawda, ojcze? - spytała i wraz z Enit wyszła z kościółka nie czekając na odpowiedź. Ksiądz Jan odprowadził ją wzrokiem; niemal niewidoczny uśmiech uniósł mu kąciki ust. Od razu zorientował się, że nowa pani Haven jest niezależna j nie brak jej silnej woli. No cóż, będzie jej to potrzebne. Bardzo przypomina swą ciotkę, przeoryszę Opactwa Łaski Bożej; poznał ją, gdy przed dziesięciu laty opiekował się kościołem sióstr. U Rłionwyn wyczuł niechęć do ojca, lecz nie znał jej źródła. Poza tym jednak sprawiała wrażenie pogodzonej z losem, miał więc nadzieję, że wszystko ułoży się dobrze. Ponieważ uważano powszechnie, że pan młody nie powinien oglądać panny młodej w dzień zaślubin, Rłionwyn pozostała w swych pokojach, póki nie nadszedł czas udania się do kościoła. Enit pomogła jej włożyć suknię, przygotowaną na tę uroczystość przez Gwynllian. Uszyta była z kremowego je- dwabiu, miała okrągły dekolt i obcisłe rękawy. Na nią panna młoda włożyła lekki płócienny kaftanik haftowany perełkami, a na wierzch narzuciła szatę ze złoto-srebrnego brokatu, bez rękawów. Wciągnęła białe pończochy i wsunęła stopy w pantofle o malowanych noskach. Enit rozpuściła jej włosy na znak dziewictwa, ujmowała je opaska ze srebrno-złotej nici. Rozległo się pukanie do drzwi. Służka otworzyła i na widok Llywelyna ap Gruffydda dygnęła nisko. Uciekaj, dziewczyno - powiedział książę Walii. - Chcę porozmawiać z córką, nim zaprowadzę ją do ołtarza. Czego chcesz? - spytała zirytowana Rhonwyn, kiedy za Enit zamknęły się drzwi. Przypomnieć ci, że niezależnie od tego, co czujesz do mnie jesteś córką księcia Walii i Walijką. Nigdy o tym nie za pomnij, Rhonwyn uerch Llywelyn. Spodziewam się, że będziesz pisywać do mnie regularnie, córko. A umiesz czytać? - zakpiła dziewczyna. I nagle spojrzenie jej zielonych oczu stało się bardzo zimne. - Panie, bardzo iv starałam przezwyciężyć niechęć, jaką czuję do ciebie za to, ze nas zaniedbywałeś. Zgodziłam się na małżeństwo z człowiekiem, którego mi wybrałeś. Spełniłam swe obowiązki wobec ojca, lecz gdy ksiądz udzieli nam sakramentu małżeństwa, zostanę żoną Edwarda de Beaulieu, i od tej pory będę zobowiązana do lojalności wobec niego. Czy mnie zrozumiałeś, panie? Nie będę szpiegować męża ani innych Anglików. Obowiązek... - zaczął ap Gruffydd, wyraźnie rozgniewany. Wypełniam go - przerwała mu córka. - Lecz już wkrótce nie będę miała wobec ciebie żadnych obowiązków. Nie wystąpię przeciwko mężowi, chociaż jest Anglikiem. Masz wszystko, czego chciałeś, Llywelynie ap Gruffydd. Masz Walię, a twym suwerenem jest silna Anglia. Jeśli nie chcesz oszukać Anglików, jeśli dotrzymasz danego im słowa, czegóż się możesz obawiać? Jak śmiesz prosić, bym złamała przysięgę złożoną mężowi?! Matka dochowywała ci wiary. Chcesz, bym była gorsza od Vali uerch Huw? Jakże ja tobą pogardzam, książę! Odprowadź mnie do kościoła, chcę się jak najszybciej od ciebie uwolnić! Twoja matka kochała mnie i zrobiłaby dla mnie wszystko! Ale ja cię nie kocham, panie! - warknęła dziewczyna. Dałem ci życie, dziewko! I tylko życie, nic więcej. A jednak dziękuję ci za to, co ma zdarzyć się za chwilę, książę, ponieważ wreszcie uwolnię się od ciebie. Nie sposób cię przegadać, co, dziewczyno? - Zupełnie nieoczekiwanie ap Gruffydd uśmiechnął się, rozbawiony. Ma córkę będącą lustrzanym odbiciem siostry. Jak to możliwe? Tak. - Rhonwyn zachowywała kamienny spokój. - Nie sposób mnie przegadać, panie. A teraz, proszę, zaprowadź mnie do kościoła. 5 Edward de Beaulieu, ubrany w oliwkowozielony kubrak, czekał już w kościele. Uśmiechem dodawał odwagi narzeczonej, prowadzonej przez ojca. Uśmiechał się, gdy ap Gruffydd włożył dziewczęcą dłoń w jego dłoń. Ze zdziwieniem słuchał doskonałej łaciny, w której udzielała odpowiedzi na pytania księdza i powtarzała słowa modlitwy. Kiedy wreszcie ksiądz ogłosił, że małżeństwo zostało zawarte, odwrócił się i pocałował Rhonwyn w usta. Zaskoczyło go zdumienie w jej zielonych oczach. To pocałunek pokoju - powiedział cicho. To mój pierwszy pocałunek w życiu - odparła dziewczyna. A on zrozumiał, ile jeszcze nowych przeżyć czeka tę jego wychowaną w klasztorze małżonkę. Król nalegał, by małżeństwo skonsumowane zostało w noc poślubną, obawiając się, że Llywelyn ap Gruffydd wykorzysta wszelki pretekst, by odzyskać córkę, gdy tylko dostrzeże cenniejszego sojusznika. Nie było wątpliwości, że dziewczyna jest jeszcze niewinna. On jednak jako lojalny poddany musi spełnić życzenie władcy. Spróbuje jednak zachować się najdelikatniej, jak potrafi. Dzień był ciepły, zza gęstych obłoków przeświecało słońce, jednak pod wieczór nadciągnęły chmury, grożące deszczem. Niewielka grupa uczestników ceremonii przeszła z kościoła do sali zamkowej, gdzie zastawiono stoły baraniną i dziczyzną. Nie zabrakło na uczcie także pieczonej kaczki w słodkim sosie z rodzynków i fig. Podano również części kurczaka z ry- żem gotowanym w mleku migdałowym z solą, przyprawionego miodem i pieczonymi migdałami oraz anyżkiem. Rłionwyn nigdy przedtem nie jadła dania o tak subtelnym smaku; od pierwszego kęsa wiedziała, że kurczak stanie się jej ulubionym przysmakiem. Na stole znalazł się świeżo upieczony chleb, słodkie masło, doskonałe ostre sery oraz groszek. Kucharz użył kolorowej pasty z migdałów i miodu do wykonania ozdobnego deseru w kształcie łodzi ciągniętych przez łabędzie; ciasteczka podano w srebrnych misach ozdobionych zielonymi liśćmi. Spodo- bało się to niesłychanie nowożeńcom, spełniającym toasty mocnym czerwonym winem. Nadszedł zmierzch, a z nim deszcz bijący w okiennice, Rłionwyn kazała sobie podać wiolę i, trzymając ją na kolanach, śpiewała dla męża i księcia Walii, zarówno w języku ojczystym - słowa pieśni ap Gruffydd tłumaczył wówczas zięciowi - jak i w języku Normanów, co de Beaulieu powitał pełnym uznania uśmiechem. Bliski był przekonania, że jego nowo poślubiona żona jest najdoskonalszą istotą na świecie; nie mógł doczekać się chwili, kiedy zostanie z nią sam na sam. Gdy przestała śpiewać, zapytał: Pani, czy nie pragniesz odpoczynku? Rłionwyn zarumieniła się, a jej ojciec zachichotał. Mój synu, w twym łożu spocznie dziś dziewica tak czysta, że czystszej nie znalazłby dla ciebie ani król Henryk, ani sam Bóg Wszechmogący. Pamiętaj o tym, gdy będziesz zaspokajał swe pożądanie. Panie! - przerwała mu Rłionwyn ostrym głosem. - Twe słowa nie pasują do tak ważnej uroczystości. Ostrzeżenie zaś niepotrzebne, ponieważ widzę, kim jest moja żona - dodał Edward. Ujął jej dłoń, podniósł do ust i ucałował. - Przyjdę do ciebie, pani - uprzedził. - Wkrótce. Rłionwyn opuściła salę z godnością niezwykłą w tych okolicznościach. W myśli porównywała prostackiego ojca z mężem, który zachował się tak dworsko. Enit czekała na nią w jej komnatach. Przygotowała już kąpiel. Wielka dębowa balia, przyniesiona z garderoby, napełniona została wodą. Służka pomogła swej pani rozebrać się. Rłionwyn upięła wysoko włosy szyłkretowymi szpilkami. Ciepła woda była wręcz wspaniała. Zajmij się mą suknią - poleciła dziewczynie. - Potrafię się sama wykąpać. Co to za wspaniały zapach? Taki delikatny. Wrzos - wyjaśniła Enit. - Mama robi olejek z roślin, które co roku zbiera na wzgórzach. Dolałam go do wody, pani. Miałam nadzieję, że ci się spodoba. - Mówiąc to, kręciła się, czyściła ubrania, układała je w garderobie. Wspaniale - powiedziała szczerze Rłionwyn. - Jeszcze nigdy nie kapałam się w pachnidłach. Bardzo mi się to podoba. Dziękuję ci. - Miękką skórkę namydliła pachnącym mydłem i myła całe ciało. Balię ustawiono przed kominkiem W pokoju dziennym. Chlapiąc się radośnie w wodzie, Rłionwyn usłyszała nagle, jak otwierają się drzwi i jej mąż mówi: Enit, dzisiejszą noc spędzisz w chacie matki. Tak, panie. Drzwi trzasnęły. Przyjemna kąpiel, pani? - spytał Edward de Beaulieu. Rhonwyn odwróciła się powoli, ostrożnie, by nie wychłapać wody na posadzkę. Edward miał na sobie koszulę sięgającą kolan. Panie, czy nie wolno mi zażyć kąpieli w samotności? -spytała Rhonwyn. Zawsze z wielką przyjemnością obserwowałem, jak kąpią się moje kobiety. Twoje kobiety? -Spojrzała na męża rozszerzonymi ze zdumienia oczami. Pani, nie sądzisz chyba, że przed tobą nie miałem nikogo. Jestem zdrowym, niestarym mężczyzną. Miewałem kochanki, jednak po ślubie nie będzie dla nich miejsca w mym życiu. Rhonwyn skinęła głową. Wydało się jej to logiczne, a obietnica wierności przyniosła poczucie bezpieczeństwa. Poróżowiałaś od gorącej wody, żono. Pięknie wyglądasz. Nie odpowiedziała, bo nie wiedziała, jak zareagować. Nie znosiła czuć się głupio, a takiej sytuacji nigdy nawet sobie nie wyobrażała. Kiedy zamierzasz skończyć kąpiel? Nie mogę jej skończyć w twojej obecności, panie. Mam prawo widzieć cię taką, jaką stworzył cię Bóg. -Oczy Edwarda zabłysły. Ale ja nigdy jeszcze nie stałam nago przed żadnym mężczyzną. Nie jestem pewna, czy zdobędę się na to. Edward de Beaulieu wyciągnął ręce, chwycił ją i bez wysiłku wyjął z balii, a kiedy zobaczył jej ciało, westchnął. Takie piękne, krągłe piersi... prosiły wprost o pieszczotę. Tymczasem zaskoczona i zdumiona Rhonwyn chwyciła płat płótna, którym zamierzała się wytrzeć, i okryła nim swą nagość. Wykorzystałeś swą przewagę, panie - poskarżyła się. Czy nikt nie powiedział ci, że w miłości i na wojnie wolno wykorzystywać przewagę, żono? - Oczy Edwarda płonęły ogniem. Między nami nie ma miłości, panie, więc z pewnością twe słowa odnoszą się do wojny. Muszę cię zatem uprzedzić, że nie jestem łatwym przeciwnikiem. Edward de Beaulieu nie odpowiedział na tę prowokację. Błyskawicznym ruchem wyjął szpilki z włosów żony, nawinął pasmo na dłoń i przyciągnął ją do siebie. Spojrzał w jej piękną, lecz zaciętą twarz. Należysz do mnie, Rhonwyn, tak jak mój koń, mój oręż i ten zamek. Jestem twoim mężem i jako mężowi przysługują mi pewne prawa, z których nie mam zamiaru rezygnować. Musnął wargami jej czoło. - Jesteś młoda, niewinna, pełna obaw. Rozumiem twój strach, ale nasze małżeństwo musi zostać skonsumowane. Nie rozumiem, o co mnie prosisz, panie, ale czy to skonsumowanie musi nastąpić tej nocy? Czy nie lepiej trochę zaczekać, poznać się? Przecież spotkaliśmy się zaledwie wczoraj! Powiedz mi, pani, co to za różnica: tej nocy czy następnej. Gdybyś nie była córką ap Gruffydda, przychyliłbym się do twej prośby, ponieważ jednak jesteś jego córką, nie mogę. Król obawia się, że twój ojciec odbierze cię, wykorzystując pretekst, że małżeństwo nie zostało skonsumowane. Że spróbuje je unieważnić i poszukać ci innego małżonka spośród królewskich wrogów. Pewnie masz rację, panie - przyznała dziewczyna. - Ten człowiek jest chytry. Będę tak delikatny, jak to tylko możliwe. - De Beaulieu gładził policzek żony. Rhonwyn odsunęła się. Matka odumarła mnie, kiedy miałam pięć lat - próbowała tłumaczyć. - Nie mogła mnie więc przygotować do małżeństwa. Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz. Zakonnice zaś nic mi o tym nie mówiły. Widywałam wprawdzie księcia leżącego na mojej matce, ale co między nimi było, nie dostrzegłam. Żałuję swej niewiedzy, ale jestem w tej dziedzinie po prostu ignorantką. Nie mam zamiaru cię oszukiwać, choćbyś nawet miał nazwać mnie głupią. Jesteś dziewicą, żono, wychowaną w klasztorze. Nie oczekuję wcale, że wiesz, co dzieje się między kobietą i mężczyzną. Ale ja cię tego nauczę. - Edward przemawiał łagodnie, spokojnie. Panie, nie wychowałam się w klasztorze. Spędziłam tam tylko kilka miesięcy pod opieką ciotki, przeoryszy Gwynłłian. Od dziecka mieszkałam w Cythraul. Chodźmy do łóżka, żono. Tam opowiesz mi o swoim życiu. - De Beaulieu puścił piękne włosy małżonki, odebrał jej ręcznik, wytarł jej wilgotne ciało i zaprowadził ją do sypialni. Dziewczyna szybko weszła do łóżka i przykryła się po szyję, on zaś zdjął koszulę i wsunął się nagi pod nakrycie. Zrobił to tak szybko, że doprawdy nie miała nawet szansy przyjrzeć mu się tak, jak on się jej przyjrzał. Powiedz mi, co to jest Cythraul - poprosił. To zamek po walijskiej stronie granicy. Przypadek zrządził, że ap Gruffydd znalazł mnie i mojego brata w dzień po tym, kiedy mama zmarła, rodząc przedwcześnie naszą małą siostrzyczkę. Pogrzebał zwłoki, po czym zawiózł mnie i Glynna do twierdzy, gdzie pozostawił nas pod opieką naszego krewniaka, Morgana ap Owena. Mieszkałam tam aż do czasu, gdy przed kilku miesiącami zawiózł mnie do klasztoru. Wychowywała cię żona twego krewniaka? Nie. - Rhonwyn potrząsnęła głową. - Załoga Cythraul, panie, składa się wyłącznie z mężczyzn. Byłam tam jedyną dziewczyną. Gdyby Anglicy przekroczyli granicę, zamek zostałby oblężony; służbę w nim uważano za niebezpieczną. W Cythraul nie było kobiet? - spytał z niedowierzaniem, patrząc na żonę tak, jakby podejrzewał, że kpi sobie z niego. Nie, panie. A gdyby zostało zaatakowane, czy ty i brat nie znaleźlibyście się w śmiertelnym niebezpieczeństwie? Kiedy byliśmy mali, pewnie tak. Potem jednak stałam się dobrym żołnierzem. Żołnierzem...? - powtórzył de Beaulieu, nie wierząc własnym uszom. Z pewnością to tylko żart. Czyżby jednak Rłionwyn ośmieliła się kpić z męża? Odrzucił myśl o kpinach. Nie miał wątpliwości, że żona mówi poważnie. Mówią, że jeżdżę tak, jakbym stanowiła jedność z koniem. Doskonale walczę mieczem i oburęcznie - mieczem i sztyletem, dość dobrze włócznią i pałką, ale celuję w strzelaniu z łuku. Miałam dziesięć lat, kiedy stałam się najlepszym myśliwym w twierdzy. Nigdy nie brakowało nam jedzenia. Nie, to niemożliwe! - pomyślał Edward. - To już z pewnością kpiny. Kobiety nie bywają żołnierzami, żadnymi! Ani dobrymi, ani marnymi. Glynn nie interesuje się bronią i sprawami wojska. Jest poetą, śpiewakiem, na pewno wyrośnie na znakomitego barda. Ap Gruffyddowi na nic się więc nie przyda. Rłionwyn, przyznaj, proszę, że ta twoja opowieść to tylko żart. Dlaczego miałabym żartować, panie? Mówię prawdę I tylko prawdę. Przecież jesteś taka... taka piękna. I wykształcona... Kiedy sześć miesięcy temu ap Gruffydd pojawił się w twierdzy po raz pierwszy od dziesięciu lat, zobaczył, że ma dwóch synów. - Rłionwyn roześmiała się na to wspomnienie. - I natychmiast zabrał mnie do ciotki. Wszystkiego, co Umiem, nauczyłam się w pół roku. Przysięgam, sześć miesięcy li-mu umiałam mówić wyłącznie po walijsku, nie wiedziałam nic o Jezusie Chrystusie i w ogóle o świecie, potrafiłam tylko dobrze władać bronią. A tymczasem książę Walii potrzebował córki, której małżeństwo miało przypieczętować traktat .- Anglikami. Ciotka zrobiła ze mnie pannę doskonale nadającą się do tej roli, ale możesz mi wierzyć, panie, bardzo drogo kosztowało to księcia. A więc dlatego odłożył datę ślubu! Tak, panie. Powiedziałeś, że jestem piękna, ale kilka miesięcy temu z pewnością byłbyś innego zdania. Ojciec powinien był odwieźć nas do ciotki zaraz po śmierci matki, ale Cythraul leżało bliżej i pozostawienie nas tam wydało mu się prostszym rozwiązaniem. Mieliśmy szczęście, gdyż krewniak naszej matki, Morgan ap Owen, okazał się człowiekiem i z wielkim sercu. Kobietę, z której mogłam brać przykład, poznałam dopiero wtedy, gdy zawieziono mnie do przeoryszy Gwynllian. Jestem pewna, że dziewczęta wychowywane normalnie wiedzą wystarczająco wiele na temat „skonsumowania małżeństwa", ale ciotka jest świętą dziewicą. Jeśli nawet wiedziała, co to takiego, to ze mną o tym nie rozmawiała. Edward de Beaulieu roześmiał się nagle. Znalazł się oto w sytuacji wręcz absurdalnej, choć jedno było pewne: ma piękną żonę. Nie pojmuję, panie, co cię tak rozśmieszyło. - Rhonwyn była wyraźnie zdziwiona. Wyobraziłem sobie, jak rozczarowany był ap Gruffydd, kiedy przyjechał do twierdzy i zobaczył cię taką, jaką wówczas byłaś. Z pewnością przestraszył się, może po raz pierwszy wżyciu? Nie lubisz go, panie. Ani go lubię, ani nie lubię - sprostował natychmiast Edward. Wiem, że go nie lubisz - powtórzyła dziewczyna. - Podobnie jak ja. Widziałam go zaledwie parę razy w życiu i choć nigdy nie wyrządził mi krzywdy, to przecież prawdziwe uczucie żywił jedynie dla naszej matki, a nie dla nas, jej dzieci. Opowiedziałaś mi fascynującą historię, Rhonwyn, w niczym nie zmienia ona jednak sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się. Nasze małżeństwo musi dopełnić się tej nocy - oznajmił de Beaulieu, pieszcząc piersi młodej żony. Dziewczyna zadrżała. Proszę, nie... Dlaczego?! - W tym pytaniu brzmiał gniew. Nie jestem przyzwyczajona do takiego dotykania, panie. Nie jest mi to miłe. Polubisz to - obiecał, kontynuując pieszczotę. Nigdy! Pragniesz, bym nagle przestała być sobą, panie. Zachowujesz się tak, jakbyś posiadł na własność me ciało i duszę. - Rłionwyn odsunęła się, w oczach miała łzy. Przecież już ci tłumaczyłem, żono, że jesteś moją własnością i że mogę z tobą robić, co zechcę. Nasze małżeństwo dopełni się tej nocy. Jeśli tylko mi pozwolisz, sprawię, by stało się to dla ciebie przyjemnością. Nie jestem mężczyzną, który dba wyłącznie o własną rozkosz, obojętnym na doznania kobiety. Ale to, co ma się stać, stanie się, niezależnie od tego, czy powiesz „tak", czy „nie". - Nieoczekiwanie znalazł się na niej, przyciskając jej ciało ciężarem swojego ciała... i jęknął ze zdumienia, czując na gardle ostrze sztyletu. Ach tak?! - powiedział ostrym głosem. - Chcesz mnie zabić w obronie swej cnoty? A może ze strachu, że ci się to spodoba? Panie, będziesz jedynym moim mężczyzną - obiecała Rłionwyn. - Ale w zamian coś będziesz musiał mi dać. Edward postanowił nie odbierać jej sztyletu. Na razie. Co takiego? Ap Gruffydd opuści Haven, gdy tylko upewni się, że nasze małżeństwo zostało spełnione, czy tak? Tak. Czeka tylko na pretekst, by mi cię zabrać, ale nie będzie miał pretekstu, jeśli jutro pokażę mu prześcieradło splamione twą dziewiczą krwią. Dlaczego pytasz? Przed jego wyjazdem musisz zażądać, by przysłał do Haven Glynna. Mój brat jest jeszcze dzieckiem. Zawsze byliśmy razem, rozdzielono nas po raz pierwszy przed kilkoma miesiącami. Ja opuściłam Cythraul, zobaczyłam szeroki świat. Uczyłam się i posiadłam wiedzę, z której istnienia jeszcze nie- dawno nie zdawałam sobie nawet sprawy. Pragnę, by mógł z niej skorzystać także mój młodszy brat. Ma on łagodne usposobienie, przygraniczna forteca z jej załogą to nie miejsce dla niego. Panie, proszę, zrób to dla mnie, a ulegnę bez oporu twoim pragnieniom. Proszę - dodała cicho. Błyskawicznym ruchem mąż wyrwał z jej ręki sztylet i rzucił nim przez pokój. Następnie wymierzył jej lekki policzek. W przyszłości, kiedy będziesz mnie o coś prosić, nie waż się grozić mi bronią, żono. - Obezwładnił ją i roześmiał się, widząc gniew w jej oczach. - Słodka dzieweczka z ostrym sztyletem! - powiedział pieszczotliwie. - Spełnię twoje życzenie, Rhonwyn. A teraz sprawdzimy, co dostanę za to. - Pocałował żonę bezlitośnie mocno. Językiem rozsunął jej wargi, wepchnął go głęboko w usta. Rhonwyn leżała nieruchomo, nie wiedząc, co innego mogłaby zrobić. Dławił ją językiem, z wysiłkiem powstrzymywała mdłości. Drżała, gdy całował jej twarz, szyję, piersi i brzuch. Omal nie krzyknęła, czując między nogami jego palce, ruchliwe, wnikające w miejsce, z którego istnienia do tej pory nie zdawała sobie niemal sprawy. To tu połączą się nasze ciała - powiedział niskim, schrypniętym głosem. - Oto twa miłosna pochwa, którą wypełnię mieczem męskości. I zrobię to zaraz! - Wszedł w nią i Rhonwyn krzyknęła, czując, jak coś bezlitośnie twardego wdziera się w jej wnętrze. O mój Boże, jakżeż ona tego nienawidzi! Nie zdołała zachować choćby pozorów spokoju, walczyła z nim z całej siły, drapała i gryzła. „Nie... nie!" - szlochała w rozpaczy, lecz Edward tylko jęczał, jakby odczuwał wielką przyjemność i wchodził w nią głębiej i głębiej, a potem nagle znieruchomiał. Po chwili jego rozluźnione ciało opadło na nią. Do diabła! Jakże podnieciła go ta dziewczyna. Nie spodziewał się tego, a przecież kiedy zaczęła się bronić, całkiem stracił głowę, tak że przez chwilę nie wiedział, co robi i gdzie się znajduje. Wiedział już, że dla żony było to nieprzyjemne doświadczenie, i bardzo tego żałował. Delikatnie całował jej mo- kre od łez policzki. To już koniec, Rhonwyn - powiedział cicho. - Stało się. Spełniliśmy nasz obowiązek. Opuszczę cię teraz, byś mogła w spokoju odpocząć. - Odczekał, aż oddech uspokoi mu się nieco i podniósł się. Glynn...? - spytała Rhonwyn głosem przerywanym przez szloch. Twój ojciec opuści Haven dopiero wówczas, gdy obieca przysłać tu chłopca. Wiem, co o mnie myślisz, lecz ja naprawdę pragnę, byś była szczęśliwa. Czy musimy...? - Nie dokończyła pytania, ale przecież jasne było, o co jej chodzi. Dopiero za jakiś czas. Zrobiliśmy już to, czego oczekiwał od nas król i książę. Teraz możemy poczekać, aż będziesz miała lepszy nastrój. Życzę ci spokojnej nocy, żono. Przeszedł przez drzwi łączące jej pokoje z jego komnatami i zamknął je za sobą. Rhonwyn rozpłakała się... po raz pierwszy w życiu. Edward de Beaulieu słyszał płacz i litował się nad jej smutkiem. Miał jednak nadzieję, że żona wkrótce się rozpogodzi, zwłaszcza kiedy przyjedzie jej brat. Nigdy jeszcze nie zniewolił kobiety, nie było nawet takiej potrzeby, a teraz czuł się winny, że nie bacząc na uczucia żony, zadbał tylko o własną przyjemność. Z drugiej jednak strony Rhonwyn jest dziewczyną inteligentną, a on wyjaśnił jej sytuację. Rozumiał, że się boi, ale jej upór, grożenie bronią i nieoczekiwane stawianie żądań, od spełnienia których uzależniała danie mu tego, co i tak do niego należało, wzbudziły w nim nagłą złość. Żona jest przecież własnością męża! Ma mu być posłuszna we wszystkim - oto podstawa małżeństwa. Mimo to obiecał, że nie skorzysta szybko ze swych praw, i miał zamiar dotrzymać obietnicy. Zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że nikomu nie stanie się krzywda, jeśli obydwoje zostawią sobie trochę czasu na wzajemne poznanie się. Przez chwilę leżał nieruchomo, nadsłuchując. Nie słyszał już płaczu, co poprawiło mu humor. Następnego dnia Enit obudziła swą panią, łagodnie potrząsając ją za ramię. Czas na mszę - oznajmiła półgłosem, niepewna, jak powinna się zachowywać, bo przecież pani straciła tej nocy dziewictwo. Bała się, że w jej łożu będzie spał i mąż, ale na szczęście nie było go. Krzątała się teraz po komnatach, przygotowując bieliznę i suknię; musiała przy tym omijać dębową balię, która ciągle stała przed kominkiem. Kiedy Rłionwyn wstała, uświadomiła sobie, że boli ją całe ciało. Podniosła leżący na podłodze sztylet, który na noc zawsze chowała pod poduszkę, nauczona, że nieprzyjaciel może pojawić się w każdej chwili. Nieprzyjaciel rzeczywiście się pojawił, ale, choć miała okazję, nie zabiła go. Czy musiał obejść się z nią tak bezwzględnie? I, łotr, świetnie się bawił! Jedno jest dobre: nie musi już obawiać się jego pieszczot. Obiecał przecież, że nie będzie jej napastował, a mimo tego, co zaszło ostatniej nocy, czuła, że Edward de Beaulieu jest mężczyzną dotrzymującym słowa. Enit pomogła jej się ubrać. Obie w milczeniu udały się do kościoła. Rłionwyn machinalnie wypowiadała słowa modlitwy, gdy nagle, zdumiona, zorientowała się, że mąż stoi obok niej. Ap Gruffydd nie zaszczycił ich swą obecnością, chodził do kościoła niezmiernie rzadko. Po nabożeństwie de Beaulieu wziął żonę za rękę i razem przeszli do wielkiej sali, gdzie już podano śniadanie. Książę Walii stał przy kominku z pucharem wina w dłoni. Pamiętasz, panie? - spytała męża Rłionwyn. Pamiętam. Ale w zamian za tę przysługę pragnę cię prosić, byś od dziś zwracała się do mnie po imieniu. Zgadzasz się, żono? Tak, Edwardzie. Zgadzam się. Llywelyn ap Gruffydd spostrzegł, że de Beaulieu uśmiecha się do jego córki i pomyślał, że być może będą dobrym małżeństwem. Miał nadzieję, że Rłionwyn znajdzie tu szczęście. W końcu coś dla niej zrobiłem, Valo - powiedział do siebie. Dzień dobry - przywitał nowożeńców tubalnym głosem. Panie, opuszczasz nas dzisiaj, prawda? - spytał de Beaułieu, a jego ton nie pozostawiał wątpliwości, że w istocie nie jest to bynajmniej pytanie. Być może, jeśli upewnię się, że naprawdę jesteś mężem mojej córki, Edwardzie de Beaułieu. Okaż mi dowód, że małżeństwo zostało skonsumowane. Chcę zobaczyć prześcieradło z waszego małżeńskiego łoża. Policzki Rhonwyn zapłonęły rumieńcem. Jej mąż jednak spokojnie zwrócił się do Enit z poleceniem, by przyniosła prześcieradło. Nie! - zaprotestował książę Walii. - Pójdę z dziewczyną, chcę to zobaczyć na miejscu. Z pewnością nie sprzeciwisz się temu, panie. Idź, książę. - De Beaułieu nie tracił spokoju, choć gniewało go, że teść tak upokarza córkę. Ap Gruffydd wrócił po chwili. Świadczę świadectwem swych zmysłów, że wywiązałeś się ze swego zobowiązania, Edwardzie de Beaułieu. Doskonale, odtąd moja córka jest twą prawowitą małżonką. Darzę ją miłością ojcowską, lecz Rhonwyn uerch Llywelyn należy teraz do ciebie. Miłość ojcowska! - prychnęła Rhonwyn. - Nigdy nic do mnie nie czułeś, ap Gruffyddzie! Jak śmiesz wygłaszać tak podniosłe słowa! Powinieneś się wstydzić. Rhonwyn... - W głosie Edwarda zabrzmiała nuta ostrzeżenia. Już miała odpowiedzieć ostro mężowi, kiedy nagle przypomniała sobie o czymś i posłusznie zamilkła. Panie, zapraszam na posiłek. Będę miał do ciebie prośbę - zwrócił się do księcia władca Haven. Zasiedli do stołu; Rhonwyn zajęła miejsce między mężem a ojcem. Słudzy kręcili się wokół, czujni na każde zawołanie. Śniadanie składało się z chleba upieczonego wczesnym rankiem i z owsianki z suszonymi jabłkami. Przed każdym z jedzących postawiono też drewnianą stolniczkę z serem i porcją pieczonego królika na zimno. Do picia było rozcieńczone wodą wino. De Beaulieu zdumiał się, widząc apetyt żony. Ciekawe, czy zawsze apetyt tak jej dopisuje - pomyślał. - Chyba nie, bo przecież jest szczupła... Skończyli śniadanie, a gdy słudzy sprzątali ze stołu, nadszedł czas rozmowy. Powiedziałeś, że czegoś ode mnie chcesz, zięciu... - przypomniał ap Gruffydd. Rhonwyn pragnie mieć tu swego brata. Jeśli ma to uczynić ją szczęśliwą, zgadzam się go przyjąć. Czyżby Anglikom nie wystarczała moja córka? Muszą jeszcze mieć syna? To prośba nie Anglików, lecz twej córki. Przecież chodzi o jej brata. Z pewnością rozumiesz, że skoro twoje dzieci były razem przez całe swe życie, a rozdzielone zostały niedawno, bardzo za sobą tęsknią. To moje jedyne dzieci. Córka okazała się przydatna, a pewnego dnia przydatny okaże się może i syn. W tym jednak celu musi on być blisko mnie, a nie w rękach Anglików. Z pewnością rozumiesz to, panie. Książę, kiedyś przecież się ożenisz, bo musisz mieć prawowitych spadkobierców. Dzieci z legalnego związku będą dla ciebie znacznie bardziej przydatne niż dwójka bękartów. Pozwól więc, by Rhonwyn cieszyła się towarzystwem swego brata. Przysięgam, że będę bronił chłopca przed zagrożeniami związanymi z sytuacją polityczną, a jeśli okaże się, że przerasta to moje siły, odeślę go do Cythraul. Muszę to przemyśleć - rzekł książę. Tego było dla Rhonwyn za dużo. Glynn nic dla ciebie nie znaczy! - krzyknęła. - Ja mieszkam tu, ty znowu wyjedziesz załatwiać swoje sprawy, a Glynn zostanie pozostawiony na łaskę losu! Znam cię dobrze, o książę Walii! Glynn jest wprawdzie twoim synem, lecz nie przypomina ani ciebie, ani twych braci. Jego jedynym umiłowaniem jest piękno. Nie przyda ci się więc do niczego. Pozwól nam być razem, panie. Jeśli pozwolę ci sprowadzić go do Anglii, pewnego dnia może się to obrócić przeciwko mnie, córko. Lecz jeśli nie pozwolisz mu przybyć do Haven, co się z nim stanie? Chcesz zniszczyć go z powodu jakichś swych obaw? - W zielonych oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Na ich widok jej mąż poprzysiągł sobie, że jeżeli ap Gruffydd nie przyśle syna, on sam pojedzie po niego do Walii, tak bardzo pragnął sprawić żonie radość. - Błagam, książę! Pozwól mi cieszyć się towarzystwem brata - prosiła Rhonwyn. - Sam powiedziałeś, że nadaje się on tylko na księdza lub barda. Obawiam się Anglików, córko. Obiecałem, że będę go bronił - przypomniał lord. Jesteś poddanym króla Anglików, zięciu, i dlatego wybrał cię on na męża mej córki - mówił książę. - Jesteś jego zaufanym człowiekiem. Wiesz, czemu się nie ożeniłem? Nie chciałem, by przeznaczenie kazało mi wybierać między obowiązkiem a kobietą, którą kocham. Jeśli oddam ci Glynna, możesz stanąć wobec konieczności takiego wyboru. Cóż... nie kochasz Rhonwyn, panie, nawet jej nie znasz. Być może kiedyś ją polubisz, być może jednak nie. Sądzę więc, że jeśli będziesz musiał dokonać wyboru, poświęcisz żonę i jej brata dla króla. Ojcze, proszę! - powiedziała Rhonwyn po walijsku. Nigdy dotąd nie nazwałaś mnie ojcem - odpowiedział ap Gruffydd w tym samym języku. I nie sądzę, by miało się to powtórzyć. - Rhonwyn uśmiechnęła się. - Daj mi Glynna. Przysięgam na pamięć matki, że jeśli uznam, iż Anglicy próbują wykorzystać go przeciw tobie lub Walii, pomogę mu uciec lub - w ostateczności! - nawet go zabiję. Wiesz, że możesz mi zaufać, Llywelynie ap Gruffyddzie, i wiesz, że choć kocham brata, spełnię swój obowiązek, każdy obowiązek. Proszę! Powtórz. Proszę, ojcze!- powtórzyła Rhonwyn po krótkim wahaniu. Jesteś dumna jak ja, córko, ale - tak jak matka - wiesz, kiedy ustąpić. Gdybyś była mym synem, Anglicy mieliby wielki powód do obaw. - Książę spojrzał na zięcia i przemówił w jego języku: - Córka przekonała mnie, że dla dobra mojego syna powinienem zgodzić się na jego przybycie do Haven. Ponieważ zaś dałeś słowo, że otoczysz go opieką, panie, przyślę go tu. Uszczęśliwiłeś mą małżonkę, książę, i za to ci dziękuję -powiedział Edward de Beaulieu. - Jeśli twego syna trzeba będzie bronić przed moimi rodakami, zrobię to. Przekonasz się, że dotrzymuję słowa. Nie zamierzam informować króla o pobycie chłopca u nas, sądzę więc, że nie ma powodu do obaw. Król Henryk jest władcą słabym, ale jego syn to wilcze szczenię z ostrymi kłami, groźniejsze niż wszystkie znane mi szczenięta - przestrzegł zięcia książę Walii. - Zostanie królem dość prędko, a ty, panie, postaraj się mieć w nim przyjaciela. Po przodkach odziedziczył wszystko co najlepsze... i najgor- sze. Nie wiem, jak długo utrzyma się pokój, gdy on dojdzie do władzy. Jeśli zaś staniemy kiedyś po przeciwnych stronach, Edwardzie de Beaulieu, odwracaj ode mnie wzrok. Nie chciałbym zabić w bitwie męża córki i ojca wnuków. - Książę wstał. - Za długo już korzystam z twej gościny, panie. Muszę jechać, bo nie chcę, by z mojego powodu pewnego dnia oskarżono cię o spisek z Walijczykami. De Beaulieu również podniósł się, podobnie jak jego żona. Oboje odprowadzili księcia Walii na dziedziniec, na którym oczekiwali go już jego ludzie. Książę wziął córkę w ramiona i ucałował ją w czoło, a potem w policzki. - Żegnaj, córko. Bóg z tobą- powiedział. Żegnaj, książę. Dziękuję. Za co mi dziękujesz? Za męża... i brata. - Rhonwyn uśmiechnęła się lekko. Ap Gruffydd roześmiał się. Syn! - westchnął. - Powinnaś być moim synem - dodał po walijsku, a zwracając się do zięcia, przeszedł na język Normanów: - Żegnaj, panie. Niech Bóg tobie i mojej córce da wielu zdrowych synów i córki. Wiem, że dobrze mi życzysz, książę. Jedź z Bogiem. Ap Gruffydd dosiadł pięknego bojowego rumaka i opuścił Haven na czele swych ludzi. Córka i zięć odprowadzili go wzrokiem, a potem, ramię przy ramieniu, wrócili do zamku. Jak zdołałaś przekonać go, by przysłał nam Glynna? -zwrócił się do żony Edward de Beaulieu. Powiedziałam do niego „ojcze". Przedtem nigdy go tak nie nazwałam. Książę jest mężczyzną silnym, lecz sentymentalnym. Tym słowem trafiłam do jego serca. Uznał, że zmusił mnie do zrobienia czegoś, czego pragnął od dawna, a czego nie zrobiłabym z własnej woli. Wie również, że z tej potyczki oboje wyszliśmy zwycięsko, ponieważ oboje dostaliśmy to, czego pragnęliśmy. Ciekawe, co mu obiecałaś - powiedział de Beaulieu, jakby do siebie. Nic - odparła Rhonwyn. - Dlaczego miałabym coś mu obiecywać, panie? Może zgodziłaś się dzielić z nim pewnymi... informacjami? Jeśli wątpisz w mą lojalność, zawsze możesz dopilnować, bym nie poznała waszych ważnych angielskich sekretów -odparła chłodno. - Nie obiecałam niczego. Po prostu nazwałam księcia ojcem. Zrobiłam to po raz pierwszy w życiu. Niczego przed tobą nie ukrywam, Edwardzie. Będziesz musiała zapracować na moje zaufanie, Rhonwyn. Ufasz mi, czy nie ufasz, to dla mnie bez znaczenia, Edwardzie. Muszę żyć zgodnie z własnym sumieniem. Do diabła, jesteś najbardziej irytująca ze znanych mi kobiet! A wiele ich znałeś, panie? - spytała z niewinną miną. Żona powinna być pokorna i bez szemrania stosować się do życzeń męża! Moja matka była skromna, a nawet pokorna. Co jej to dało? Nie włożyła na palec małżeńskiego pierścienia, nie zyskała żadnej pozycji, a straciła życie. Właśnie przez skromność i pokorę. Nie jest więc przykładem, który pragnęłabym naśladować. Ty nosisz małżeński pierścień. Przecież spełniliśmy już wymogi traktatu, prawda? Edward umilkł; na jego policzkach pojawił się lekki rumieniec. Może chciałabyś pojechać ze mną i obejrzeć ziemie, którymi władam, moja pani żono? - spytał po krótkiej chwili. Oczywiście. Sprawi mi to wielką przyjemność, panie mężu. W ten sposób zawarli rozejm. Spali w osobnych komnatach, spotykając się dopiero na śniadaniu, i codziennie wyjeżdżali na przejażdżki po okolicy. On spędzał pozostały czas na doglądaniu majątku, na spotkaniach z zarządcą i wolnymi kmieciami, pracującymi na jego ziemi i płacącymi za nią w produk- tach. Miał wielkie stada owiec i bydła oraz rozległe pola, które uprawiano na zasadzie płodozmianu. Doglądanie majątku zajmowało mu sporo czasu. Rhonwyn przy pomocy wuja Enit, Alfreda, zarządzającego zamkiem, uczyła się prowadzenia domu, stosując w praktyce wiedzę, którą opanowała w klasztorze. Zaskoczyła ją mnogość obowiązków; czuła wielką wdzięczność dla zakonnic za przekazanie jej jakże potrzebnych informacji. Narady z Alfredem uprzytomniły jej, że rok to ciąg dni wypełnionych obowiązkami. Był czas zabijania zwierząt rzeźnych i solenia mięsa na zimę. W warzywnikach sadzono liczne warzywa, które trzeba było rozsadzać, pielęgnować, zbierać plony i przechowywać je w chłodnym miejscu na zimę. Zimy w Haven należały do naj- cięższych w Anglii. Owoce zbierało się jesienią i przerabiało na marmolady. Jabłka, gruszki i pigwy również suszono. W innych porach roku wyrabiano mydło, świece oraz warzono piwo. Troskliwie utrzymywane ule dostarczały miodu. Tygodnie mijały szybko. Skończył się kwiecień, skończył maj. Pewnego pogodnego czerwcowego poranka straż na murach dostrzegła trzech jeźdźców i jucznego konia, zbliżających się od zachodu. Rhonwyn z trudem hamowała podniecenie. Pospieszyła do męża. Straż dostrzegła trzech jeźdźców zbliżających się od strony Walii. To mój brat! To na pewno Glynn! Panie, pozwól mi wyjechać mu na spotkanie. Proszę! Pojedziemy razem - odparł Edward i polecił, by natychmiast osiodłano konie. Wyjechali z zamku w towarzystwie niewielkiej grupy zbrojnych. Rhonwyn czuła się szczęśliwa. W końcu, niezdolna się opanować, ku zaskoczeniu męża zmusiła swego wałacha do galopu. Od grupy jadącej z przeciwka oderwał się jeździec i ruszył najej spotkanie. Edward uniósł rękę, nakazując swym ludziom zatrzymać konie; zatrzymali się również dwaj nadjeżdżający. Z uśmiechem na ustach lord przyglądał się Rhonwyn, która osadziła Hardda, zeskoczyła z siodła i rzuciła się w ramiona przybyłego. Obydwoje płakali z radości. Siostrzyczko, siostrzyczko... jaka ty jesteś piękna! - powiedział pełen podziwu Glynn ap Llywelyn. A ty, bracie! Jak wyrosłeś! Jesteś przecież wyższy ode mnie! Tyle mam ci do powiedzenia! Nazwałam go ojcem, naprawdę! Dopiero wtedy zmiękł i zgodził się na twój przyjazd. Obiecałam, Glynn. Obiecałam i dotrzymałam obietnicy! Mam twoją broń - powiedział cicho chłopiec. - Ale ty teraz jesteś prawdziwą damą, więc nie będzie ci chyba potrzebna? Będzie, oczywiście, że będzie. Chodź, poznasz mojego męża. A nas nie pozdrowisz, pani? - rozległ się znajomy głos. Rhonwyn odwróciła się błyskawicznie. Oth, Dewi? Oczywiście, że was pozdrawiam. - Dygnęła przed żołnierzami, śmiejąc się wesoło. Trudno cię poznać, Rhonwyn uerch Llywelyn. Stałaś się wielką damą - powiedział bardziej wymowny Oth. Nie jestem wielką damą, lecz żoną zwykłego angielskiego lorda. Nie widywaliście mnie w takich szatach, i to wszystko. Twoje szczęście, że nie nosiłaś ich w Cythraul. Nie dotrwałabyś w czystości do małżeństwa. - Walijczyk roześmiał się. - Przedstaw chłopaka mężowi, a my pojedziemy za wami. Prowadząc konie, rodzeństwo podeszło do miejsca, gdzie zatrzymał się Edward de Beaulieu. Powitał Glynna dworsko i otrzymał równie dworską odpowiedź. Rhonwyn tłumaczyła słowa powitania. Twoje pierwsze zadanie - zapowiedziała następnie bratu - to nauczyć się normańskiego. Nie jest trudny. Opanowałam go bardzo szybko. Znacznie łatwiejszy od walijskiego - wtrącił Edward de Beaulieu... po walijsku. Rhonwyn spojrzała na niego ze zdumieniem w oczach. Znasz mój język?! - krzyknęła. Miałem piastunkę Walijkę. Dlaczego ukryłeś to przede mną? - spytała, czując gniew i strach. Mąż znał walijski, wiedział więc, co obiecała ap Gruffyddowi: że dopomoże Glynnowi w ucieczce, a w ostateczności zabije go, jeśli Anglicy spróbują wykorzystać go do swych celów. Edward uśmiechnął się kpiąco. Chciałem sprawić ci niespodziankę... - Spojrzał na Glynna. - Nieczęsto będę mówił do ciebie po walijsku, chłopcze, musisz bowiem nauczyć się naszego języka, jeśli chcesz znaleźć swe miejsce w Anglii. Czy rozumiesz mnie, Glynnie ap Llywelyn? Rozumiem, panie - przytaknął Glynn, nie pojmując, skąd ten szatański błysk w oczach szwagra. Jak mogłeś mi to zrobić! - oburzyła się Rhonwyn, gdy jechali już w stronę zamku. - Mówisz w moim ojczystym języku, a nie zdradziłeś się nawet słowem! Jak myślisz, dlaczego wybrano mnie na twego męża? -Edward spojrzał na nią spod oka. - Król Henryk spytał, kto spośród jego nieżonatych lordów mówi po walijsku na tyle dobrze, by wziąć Walijkę za żonę. Tylko ja przyznałem się do tego, co wydawało się niezbędne, bo sądziliśmy, że nie bę- dziesz znała naszego języka. Kiedy okazało się, że opanowałaś go, postanowiłem nie chwalić się swą umiejętnością. Cieszyło mnie, że małżeństwo potraktowałaś poważnie, że zechciałaś nauczyć się języka przyszłego męża. Zrozumiałeś zatem, co obiecałam księciu! Powinnaś wiedzieć, że nigdy bym nie dopuścił do sytuacji, w której musiałabyś postąpić zgodnie ze swą obietnicą. Czy sądzisz, iż nie rozumiem, że gdybyś musiała zabić Glynna, zabiłabyś zarazem siebie, Rłionwyn? Czy masz mnie za głupca? Potrafię ochronić chłopca, nie łamiąc posłuszeństwa wobec króla. Uwierz mi. - Szarymi oczami spojrzał wprost w jej oczy. Odpowiedziała mu spojrzeniem i dostrzegła w jego Oczach szczerość i powagę. Wierzę ci, Edwardzie - odparła. To dobrze. Więcej nie będziemy rozmawiali na ten temat. 6 Glynn ap Llywelyn nie przypuszczał nawet, że istnieje życie takie jak w zamku Haven, gdzie otrzymał własny pokój i gdzie traktowano go z szacunkiem należnym synowi księcia, podczas gdy w Cythrauł był tylko „małym Glynnem", a częściej jeszcze „młodszym bratem Rłionwyn", choć to określenie wcale nie miało negatywnej wymowy. Doznawał w Haven nowych przeżyć, z których pierwszy był chrzest, z panem zamku jako ojcem chrzestnym. Kiedy dwaj żołnierze z Cythrauł, Oth i Dewi, wyznali, że nie wiedzą, czy przyjęli ten sakrament, ich także ochrzczono. W moim domu nie ma miejsca dla pogan - oznajmił pan Haven z uśmiechem. - Z pewnością nie byliście dotąd chrześcijanami, skoro nie wychowaliście dzieci Llywelyna ap Gruffydda w wierze. Ty również zostałaś ochrzczona, siostro? - spytał Glynn. Tak, w klasztorze. Moją matką chrzestną została Gwynllian. Życzeniem ap Gruffydda było, żeby Oth i Dewi pozostali z jego synem w Haven. Edward de Beaulieu nie protestował. „Syn księcia powinien mieć własny orszak, choćby dwuosobowy" - orzekł. Doskonale rozumiał jednak, dlaczego teść wystąpił z takim żądaniem. Otóż gdyby Anglicy zagrozili Glynnowi, Oth i Dewi bezpiecznie przeprawiliby go przez granicę, nie ściągając królewskiego gniewu na Rhonwyn i jej męża. Musicie nauczyć się naszego języka - polecił żołnierzom Edward. - Będziecie wówczas dla mnie znacznie użyteczniejsi. Nie musicie jednak chwalić się swymi umiejętnościami przed obcymi. Lojalność winniśmy przede wszystkim naszemu księciu, panie. - Oth postawił sprawę jasno i uczciwie. - Jesteśmy Walijczykami, nie Anglikami. Jeśli przyjdzie dzień, kiedy między naszymi narodami znów rozpocznie się wojna, spodziewam się, że znikniecie, nie pytając mnie o pozwolenie. Wiem, komu jesteście winni posłuszeństwo, a wy wiecie, komu winien je jestem ja. Ale na razie jesteście do mojej dyspozycji, przynajmniej po części. Czy to jasne? Pani... Pani to moja żona i zobowiązana jest do lojalności wobec mnie, możecie sami spytać, co ona o tym sądzi. Jeśli zaś chodzi o chłopca, to sam dokona wyboru. Dopilnujcie tylko, by nie zapomniał swego ojczystego języka. Pewnego dnia może mu się przydać. Panie, jesteś więcej niż łaskawy. - Oth skłonił się nisko przed lordem. Życie Glynna zostało podporządkowane wymogom, które narzuciła siostra. Wczesnym rankiem wraz z nią uczestniczył w mszy świętej, następnie jadł śniadanie, a potem spędzał kilka godzin na nauce u księdza Jana. Dopiero po południu dysponował czasem tak, jak sam chciał. Bardzo chętnie uczył się czytać i pisać, ponieważ dzięki temu mógł utrwalać słowa swych pieśni. Szwagier pośpieszył z pomocą przy wpajaniu chłopcu dworskich manier. Regularne i obfite posiłki sprawiły, że Głynn nabrał ciała i rósł jak na drożdżach. Pewnego popołudnia, kiedy podczas konnej przejażdżki z Rłionwyn zatrzymali się na wzgórzu z widokiem na zamek, ona powiedziała: Zdaje mi się, że jesteś tu szczęśliwy... I to chyba po raz pierwszy w życiu. Glynn zastanawiał się przez chwilę, nim udzielił odpowiedzi. Tak, siostro, jestem szczęśliwy. I minęło uczucie gnębiącego mnie lęku. W Cythraul bowiem bałem się nieustannie, a najbardziej po twoim wyjeździe. A ty... czy jesteś szczęśliwa, Rłionwyn? Edward wydaje się dobrym człowiekiem, ale łączy was chyba niewiele. Dopiero się poznajemy. Wyjaśniono mi, że małżeństwa są zawsze aranżowane tak, by każdy z małżonków coś na tym zyskiwał. Nas połączono, by ukazać dobrą wolę dwóch zwaśnionych stron, pragnących zawrzeć pokój. Anglia poślubiła Walię, choć mój mąż i ja ciągle jesteśmy sobie obcy. A teraz dość rozmowy, bo zabraknie czasu na lekcję władania mieczem, której Oth ma mi udzielić przed kolacją. No, braciszku, kto pierwszy do domu?! - krzyknęła Rłionwyn i spięła Hardda do galopu. Z okna jednej z zamkowych wież Edward obserwował, jak rodzeństwo zjeżdża ze wzgórza i pędzi po łące. Roześmiał się. Przyjazd brata jakby odmienił żonę. Okazywana sobie przez rodzeństwo miłość wywoływała w nim początkowo zazdrość, wkrótce zrozumiał jednak, że Rłionwyn jest dla Glynna jak matka. Opiekowała się chłopcem przez niemal całe swe życie, a więc czuła się za niego odpowiedzialna. Glynn zaś nie sprawiał nikomu kłopotów. Chłonął wiedzę, zdradzając wybitne zdolności do nauki. Rhonwyn nie myliła się, chłopak miał łagodne serce i nie nadawał się do żołnierki. Bardzo szybko zaczął pisać poematy w języku Normanów i układał do nich muzykę. Edward de Beaulieu widział, jak brat i siostra wjeżdżają do zamku i zeskakują z siodeł. Wnet pojawił się Oth, który pomógł Rhonwyn założyć strój do szermierki. Z zainteresowaniem patrzył, jak jego żona ujmuje miecz, z pewnością wykuty na jej rękę, i rozpoczyna ćwiczenia pod okiem doświadczonego Walijczyka. Słyszał nawet jego szorstki głos wydający ko- mendy. Dawno nie ćwiczyłaś, pani. Zaufaj instynktowi albo zginiesz. - Oth parował atak za atakiem. - Doskonale, pani! -Uskoczył, unikając cięcia, i zaatakował. - Nie spodziewałaś się tego? Aj! A ty nie spodziewałeś się tego! - Rhonwyn opuściła broń. Uśmiechała się. - Nie zraniłam cię chyba? To było tylko lekkie dotknięcie. Pamiętasz nasze lekcje, pani. - Stary żołnierz uśmiechnął się krzywo. - To dobrze. A teraz wracamy do ćwiczeń! Pan na Haven z niedowierzaniem obserwował, jak jego piękna żona zmienia się w wytrawną wojowniczkę. Nie przypuszczał wcześniej, że coś podobnego jest w ogóle możliwe. Doszedł do wniosku, że żona wojowniczka jest nadzwyczaj interesująca, nie był jednak pewien, czy jej zamiłowania godne są pochwały. Męskie zajęcia mogą utrudnić przecież rodzenie dzieci! Na razie jednak nie protestował. Zdawał sobie sprawę, że Rhonwyn to istota skomplikowana, i pragnął poznać ją lepiej, zrozumiał już jednak, że nie będzie to bynajmniej łatwe. Na razie po prostu mieszkali pod jednym dachem. Z pomocą Alfreda żona szybko uczyła się sztuki prowadzenia gospodarstwa. Z pomocą księdza Jana niosła skuteczną pomoc potrzebującym. Załoga zamku oraz służba bardzo ją polubili. Tylko on, mąż, wykluczony został z jej życia, choć Rhonwyn była dla niego niezwykle uprzejma i szczerze się o niego troszczyła. Nie spał jednak wjej łożu od nocy poślubnej przed pięcioma miesiącami. Edward pragnął mieć dzieci, a obowiązkiem jego żony było mu je dać. Gdy tylko jednak próbował jej choćby dotknąć, natychmiast odsuwała się, a na jej pięknej twarzy pojawiał się wyraz przerażenia. Wiedział, że nie wolno mu zgadzać się na przedłużanie się tej sytuacji, a jednocześnie zdawał sobie sprawę, że musi wybrać właściwą chwilę, aby nie przerazić żony jeszcze bardziej. Może powinien zostać z nią sam na sam, możliwie jak najdalej od brata i obu walijskich żołnierzy? Pomógł mu los, który przybrał postać księdza Jana. Chciałbym zabrać Glynna do Shrewsbury - powiedział pewnego wieczoru przy kolacji. - Chłopak nigdy nie widział miasta, a jak wiesz, panie, jest to bardzo przyzwoite miasto. -Spojrzał na Rhonwyn, wiedział, że tak naprawdę ważna jest tylko jej zgoda. - Jest tam klasztor i kilka kościołów, a także wiele kramów. Statki handlowe przypływają rzeką Severn aż z Bristolu, jako że niemal na całej długości jest ona zdatna do żeglugi. Oth i Dewi mogą pojechać z nami. Miasto gości wielu przybywających tam Walijczyków, nie będą więc wyróżniać się wśród ludzi. Co o tym sądzisz, Rhonwyn? - zwrócił się do żony Edward. - A ty, Glynn? Podobałaby ci się taka wyprawa? Mógłbyś się wiele nauczyć. Oczywiście, Edwardzie! Pozwól mi pojechać, Rhonwyn! Proszę, zgódź się. Może pojadę z tobą? - spytała Rhonwyn z namysłem. -Wiesz, braciszku, że ja też nigdy nie widziałam miasta? Naprawdę chcesz pojechać z nami? - Glynn zmartwił się i nie potrafił ukryć rozczarowania. Było jasne, że plan wyprawy opracowali z księdzem znacznie wcześniej. Edward de Beaulieu pochylił się do ucha żony. Twój brat dorasta, Rhonwyn. Po raz pierwszy w życiu traktowany jest w sposób należny jego urodzeniu - z szacunkiem należnym synowi księcia. Nauczyciel uznał, że powinien zobaczyć trochę świata. Nie sądzę, żeby obecność starszej siostry na tej wyprawie była dla niego atrakcyjna. Pozwól mu ją odbyć w męskim towarzystwie. Rhonwyn nie zastanawiała się do tej pory nad tym, że Głynn dorasta. Odkąd pamięta, zawsze był jej małym braciszkiem, którym się opiekowała. Ściągnęła go do Haven, zadbała o rozszerzenie jego horyzontów, a dziś Głynn, niczym ptak, zapragnął spróbować swych skrzydeł, wzlecieć w niebo o własnych siłach. Był to dla niej niemal wstrząs. Chciała zaprotestować, ale zdała sobie sprawę, że ciężka dłoń Edwarda spoczywa na jej dłoni, że mąż uśmiechem zachęca ją do wyrażenia zgody na wyjazd brata. Ciebie sam zabiorę do Shrewsbury pewnego dnia -szepnął. Rhonwyn westchnęła i spojrzała na brata. Na jak długo chcecie pojechać? Nie dłużej niż tydzień. Pamiętaj, nikt nie może się dowiedzieć, czyim jesteś synem - ostrzegła. Będzie podróżował jako Głynn z Thorley, mój młody krewny - wtrącił Edward. - Ludzie pomyślą, że to syn mój i którejś z moich dawnych kochanek, a ponieważ pojawi się w towarzystwie księdza, uznają, że jego matka nie żyje, co przecież jest prawdą. Wspaniały pomysł! - ucieszył się Głynn. - Kiedy możemy wyruszyć, proszę księdza? Jutro, jeśli to dla ciebie nie za wcześnie - uśmiechnął się ksiądz. Glynn krzyknął radośnie, na co Rhonwyn uśmiechnęła się wbrew swej woli. Oth i Dewi mają być przez cały czas u twego boku - rozkazała. - Spełnisz bez dyskusji każde polecenie księdza Jana. Jeśli będziesz zachowywał się jak łobuz, nigdy więcej nie pozwolę na taką wycieczkę. Pamiętaj! Uszczęśliwiony brat uśmiechnął się szeroko i następnego dnia wyjechał wraz ze swymi towarzyszami, żegnając siostrę gestem dłoni. Rhonwyn rozpłakała się, ku swemu zaskoczeniu. Stojący obok Edward położył dłoń na jej ramieniu. Tym razem nie obruszyła się na jego dotknięcie. Spokojnie, żono, wkrótce wrócą. Glynn dorasta - powiedziała Rhonwyn przez łzy. - Och, Edwardzie; co pocznę, kiedy pewnego dnia odjedzie na dobre? Przyzwyczaiłam się sprawować nad nim opiekę. Co pocznę, gdy nie będzie jej potrzebował? Wychowamy nasze dzieci na dobrych i mądrych ludzi, podobnych do twojego brata. Nasze dzieci? Panie, przecież nie mamy dzieci. Ani nawet nadziei na nie, chyba że przezwyciężymy jakoś twój strach - powiedział cicho Edward de Beaulieu. - Noc poślubna była dla ciebie przeżyciem okrutnym, ale przecież koniecznym; doskonale wiesz, dlaczego. Do diabła, żono, czy chciałabyś, by twój ojciec nadal mieszkał z nami? - Nie! No właśnie. Cóż, moja dzika walijska żono, czy poznałaś mnie już na tyle dobrze, by dzielić ze mną łoże? Czy możemy znów być mężem i żoną? Daj mi czas, panie. Dałem ci niemal pół roku, żono. - W głosie Edwarda zabrzmiała nuta zniecierpliwienia. O co jej jeszcze, do diabła, chodzi? - pomyślał. Czyżbyś zamierzał znowu mnie zniewolić, panie? Wiem, że brak mi siły, by ci się oprzeć, ale mogę cię znienawidzić. Nie wiem, jak zniosę powtórne zniewolenie. Jeśli małżonków łączy uczucie, oboje są zniewoleni i oboje przeżywają rozkosz. Daję ci słowo. - Edward przemawiał spokojnie, odczuwał jednak wielką niecierpliwość. Gdy tylko w rozmowie pojawiał się temat ich wzajemnych stosunków, Rhonwyn natychmiast zaczynała traktować go jak potwora. Panie, podczas nocy poślubnej czułam ból, strach i nienawiść - powiedziała teraz szczerze. - Wobec twego pożądania czułam się bezradna, nie potrafiłam się przed nim obronić. Nie wiem, czy kiedyś zdołam przezwyciężyć niechęć. Nie musimy przecież zacząć od złączenia ciał. Na początku wystarczy dotyk. Możesz przecież dotykać mnie, tak jak ja dotykam ciebie, żono. I niekoniecznie w łóżku, nago. Nie sądzę, byś wówczas tak się bała. Czy „wzięcie" zawsze boli? Nie. Tylko za pierwszym razem, gdy dziewica traci cnotę. Potem żona przyzwyczaja się do męża, kryjącego swój miecz w jej ciele. Nie odczuwa wówczas bólu. Rhonwyn milczała przez długą chwilę, rozmyślając nad tymi słowami. Wątpiła, czy kiedykolwiek przezwycięży niechęć do mężowskiej namiętności, ale musi spróbować... dla niego. Edward okazał się człowiekiem dobrym i bardzo, bardzo cierpliwym. Czy zniesiesz, jeśli będziemy robili to powoli? - spytała w końcu. Spróbuję... dla ciebie - odparł szczerze. Dobrze więc. Czego tak się boisz, żono? Nie wiem. - Rhonwyn wzruszyła ramionami. - Rozumiem, że to, czego pragniesz, jest naturalne między mężem i żoną, ale w naszą noc poślubną czułam się tak okropnie! Aż do tamtej chwili nie doznałam w życiu sytuacji, w której nic nie mogłam zrobić, i nie chcę, by się powtórzyła, Edwardzie. Nie zapomnę widoku matki, bezradnej wobec namiętności ap Gruffydda, choć jej chyba się to podobało. Żyła tylko dla niego, a ja musiałam zajmować się nie tylko sobą, ale i młodszym bratem. To prawda, mój krewniak i załoga Cythraul opiekowali się nami, ale zawsze byłam panią samej siebie. Chciałam jeździć konno, więc uczyli mnie jazdy konnej. Chciałam nauczyć się walczyć mieczem, więc uczyli mnie walczyć mieczem. Nauczyli mnie nawet grać w kości, choć niechętnie, a niechęć do gry ze mną pogłębiła się jeszcze, kiedy kilka razy wygrałam. Sama rządziłam sobą, jednak gdy spełnialiśmy akt małżeństwa, nie mogłam tego uczynić. To ty byłeś górą, a do tego nie jestem przyzwyczajona. - Przygryzła dolną wargę, wyraźnie zdenerwowana. - Przepraszam cię, Edwardzie. Bardzo cię przepraszam. Ale przecież panowanie to rola mężczyzny - powiedział Edward powoli, starając się zrozumieć punkt widzenia żony, choć tak naprawdę nie był w stanie go pojąć. Dlaczego nie chce być posłuszna? Był bliski zakochania się w tej Wałijce, jednak nadal nie miał pewności, czy zdoła zaznać szczęścia u boku kobiety nieustannie podważającej jego autorytet, odmawiającej spełniania małżeńskich obowiązków. Dlaczego mężczyzna ma panować? Zawsze tak było, Rłionwyn. Czy nie tego uczy nas Kościół? Czy Bóg nie stworzył Adama jako pierwszego człowieka? A potem zdał sobie sprawę, że popełnił błąd i naprawił go, stwarzając kobietę, Ewę. Tak uczyła mnie ciotka, przeorysza. Jesteś zbyt niezależna jak na żonę! - Edward de Beaułieu pokręcił głową w udawanej rozpaczy. Nie potrafił się gniewać na Rłionwyn. Tak zostałam wychowana, panie. Więc bądź niezależna, żono, we wszystkich sprawach... z wyjątkiem małżeńskiego łoża. Tam musisz oddać mi pierwszeństwo. Zaczynam rozumieć, że zależy mi na tobie... i nie ma to nic wspólnego ze zwykłym pożądaniem, choć oczywiście pożądam cię. Mam wrażenie, że to, co czuję, nazywa się miłością. - Edward de Beaułieu ujął dłoń Rłionwyn i złożył na niej pocałunek. Czując na skórze ciepło jego ust, Rłionwyn zadrżała, uznała jednak, że pocałunek nie jest wcale nieprzyjemny. Nie wyrwała więc ręki. Edward przyciągnął ją bliżej. Połóż głowę na mojej piersi - powiedział cicho. - Pozwól się przytulić. - Objął ją lekko, tak lekko, że wymknęłaby mu się bez trudu, gdyby tylko chciała. - Jesteś piękna, Rłionwyn uerch Llywelyn. Włosy masz jak promienie księżyca splecione z promieniami słońca i miękkie jak len. Rłionwyn złożyła głowę na jego piersi. Przez materiał kubraka czuła zapach ciała męża. Wydał się jej przyjemny. Edward objął dłońmi jej twarz i uniósł ją. Twe oczy są zielone jak szmaragdy... Co to takiego „szmaragdy", mężu? Zielone klejnoty, takie jak na głowni mojego miecza. Moje oczy przypominają ci zielone kamyki? - Rłionwyn nie była pewna, czy to, co mąż uznawał najwyraźniej za komplement, rzeczywiście jest komplementem. Edward roześmiał się. Nie bądź taka dosłowna! - zganił ją, a potem delikatnie musnął jej wargi ustami. - Nieoszlifowane szmaragdy to piękne klejnoty, a twe oczy są równie piękne, żono. Czuła na wargach jego pocałunek, tak jak ten pierwszy, w kościele. I było to miłe uczucie. Masz oczy jak deszczowe niebo - odwzajemniła komplement. - A włosy niczym liście dębu w listopadzie. To jeden z najpiękniejszych komplementów, jakie słyszałem. Rłionwyn zachichotała. Chyba oszalałeś, mężu! A teraz muszę udać się do mych obowiązków. Odjazd Glynna ani twe miłe słowa nie zwalniają mnie przecież z doglądania gospodarstwa. - Dygnęła i oddaliła się. Edward odprowadził ją wzrokiem. Chyba uczyniliśmy dobry początek - pomyślał. Przez kilka miesięcy, które upłynęły od ślubu, zdążył szczerze polubić żonę. Nie kłamał, mówiąc, że w jego duszy rodzi się głębsze uczucie. A naro- dziło się, ku jego zdumieniu, bez pocałunków, bez wspólnego łoża. W noc poślubną spełnił tylko swój obowiązek, teraz jednak, poznawszy Rłionwyn bliżej, pożądał jej. Słyszał o kobietach, dla których namiętność nie znaczy nic, i modlił się szczerze, by jego żona do nich nie należała. Miał nadzieję, że po prostu jej zmysłowość nie została jeszcze rozbudzona. Nie oczekiwał od niej zresztą tylko przyjemności, do tego służyć mogła byle kobieta. Żonę pragnął kochać i być przez nią kochany. Do tej pory czekanie na jej wzajemność przychodziło mu łatwo, lecz dziś to się zmieniło. Wieczorem zaproponował Rhonwyn partyjkę kości i śmiał się głośno, kiedy wygrała srebrnego pensa. Miałaś dobrych nauczycieli, pani - powiedział. - Następnym razem zaproponuję ci partię szachów. - Uśmiechnął się, wstał od stołu i przysunął fotel do kominka. W szachy gram równie dobrze, panie - uprzedziła. Sala zamkowa była pusta, służący już się oddalili. Na wielkim kominku, ozdobionym dwoma kamiennymi lwami, płonął ogień. Edward de Beaułieu spoczywał w fotelu wybitym skórą. Usiądziesz mi na kolanach, żono? - spytał. O co mu chodzi? - zdziwiła się Rhonwyn, lecz wstała posłusznie. Przez chwilę w milczeniu spoczywała w objęciach męża, po czym powiedziała: Żniwa udały się doskonale. Stodoły są pełne. Jeśli nie spadnie deszcz, jutro zaczniemy zbiór owoców. Dlaczego twe włosy pachną wrzosem? Matka Enit robi z niego olejek, który dodajemy do mojego mydła. Jabłka udały się nadzwyczajnie. Za tydzień czy dwa rozpoczniemy wyrób cydru. To piękny zapach i pasuje do ciebie. - Edward pociągnął nosem i pocałował jej złotą główkę. Nie chcesz wiedzieć, jak powodzi się panu na Haven? Opowiesz mi po mszy, przy śniadaniu. Wieczorne godziny przeznaczone są na inne sprawy. - Edward odchylił głowę żony i złożył na jej wargach długi pocałunek, od którego serce Rłionwyn zaczęło uderzać szybciej. Nagle uniósł ją ze swych kolan. Idź do łóżka, żono - powiedział. - Życzę ci słodkich snów. Wiem, że ja będę śnił słodko o tobie. Nieco oszołomiona, Rłionwyn wspięła się po krętych schodach prowadzących do jej komnat, gdzie czekała już Enit, która pomogła jej przygotować się do snu. Kiedy wreszcie została sama, leżała w łóżku z szeroko otwartymi oczami, rozmyślając o minionym dniu. Czyżby zdolna była przezwyciężyć swą niechęć do namiętności męża? Czuła nieśmiałą nadzieję, że jest to możliwe. Następnego dnia pojawili się nieoczekiwani goście. Edward był w sadzie, gdzie nadzorował zbiór jabłek, gdy do sali zamkowej, w której Rłionwyn tkała gobelin mający zawisnąć nad kominkiem, wpadł zaczerwieniony z emocji Alfred. Pani! Pani! Lord Edward i jego żona są zaledwie o milę stąd. Przed chwilą przybył posłaniec. Co robić? Lord Edward z żoną? - zdumiała się Rłionwyn. Przecież to ona była żoną lorda Edwarda! Książę, pani. Syn króla Henryka z małżonką. Co mam robić? Rłionwyn wstała od krosien. Nie wiemy, czy zostaną na noc, ale na wszelki wypadek przygotujcie komnaty gościnne. Czy posłaniec powiedział, ile osób przyjeżdża? Kucharz musi nakarmić ich wszystkich. Wyślijcie Jana do sadów, niech mój mąż natychmiast wraca. Muszę się przebrać, nie mogę przecież witać królewskiego syna w domowym stroju. Pospiesz się, Alfredzie! Pospiesz się! - Wybiegła z sali, nawołując: - Enit! Gdzie jesteś, dziewczyno?! Enit, dzięki zmysłowi właściwemu dobrym służącym, zdążyła już nie tylko znaleźć się w garderobie pani, ale i przygotować suknię z zielonego jedwabiu, ze stanikiem ozdobionym ciemnozielonym i srebrnym brokatem. Na łóżku leżał także srebrzysty płaszcz z brokatu. Rłionwyn ubrała się z pomocą służącej, która następnie uczesała ją, rozdzielając włosy na boki i zaplatając w warkocze, które upięła na głowie. Całości dopełnił kwef z przejrzystej tkaniny, umocowany na wąskiej srebrnej opasce. Dziękuję. - Rłionwyn poderwała się i pospieszyła na spotkanie dostojnych gości. Nie mogła dopuścić do tego, by syn władcy czekał na gospodarzy. Zbiegła po schodach, nawołując, by Enit pospieszyła za nią. W wielkiej sali służący krzątali się, ustawiając na stole owoce, sery i wino. W kominku trzaskał ogień. Edward wpadł w niedbałym stroju, z twarzą ubrudzoną ziemią. Pomachał żonie dłonią i znikł; on też musiał się przebrać. Są już u stóp wzgórza - poinformował Alfred, któremu przed chwilą pacholik szepnął coś do ucha. Rłionwyn przełknęła nerwowo ślinę, po chwili jednak opanowała zdenerwowanie. Nie ma się czego bać! Wyszła z sali, przebyła krótki korytarz i stanęła u szczytu schodów w chwili, gdy książęcy orszak wjeżdżał na dziedziniec. Zbiegła na dół. Książę właśnie zeskoczył z konia i pomagał zsiąść żonie. Rłionwyn dygnęła nisko. Lordzie Edwardzie, lady Eleanor, witam w zamku Haven. Książę ujął ją pod brodę i bezceremonialnie uniósł jej głowę. Jesteś córką ap Gruffydda - stwierdził raczej, niż spytał. Tak, panie. Spodziewałem się kogoś zupełnie innego. Walijczycy są ciemnowłosi, czyż nie tak, pani? Z reguły tak, ale moja matka pochodziła z rodu, który nazywano elfami. Mam rysy ojca, ale cerę i kolor włosów odziedziczyłam po matce. Jesteś znacznie piękniejsza od ap Gruffydda. - Książę Edward roześmiał się wesoło. Zwrócił się do żony: - Mon coeur, to córka księcia Walii i żona Edwarda de Beaulieu, lady Rhonwyn. - Spojrzał na Rhonwyn. - To moja małżonka, lady Eleanor. Rhonwyn znów dygnęła, po czym, prostując się, powiedziała: Zapraszam do zamku, gdzie czeka poczęstunek, a także woda, jeśli chcecie zmyć z siebie trudy podróży. Z tymi słowami poprowadziła przybyłych do środka. W wielkiej sali na gości czekał już Edward de Beaulieu. Wybacz mi, panie - powiedział - że nie powitałem was przy wjeździe, ale kiedy poinformowano nas, że się zbliżasz, byłem właśnie w sadach. Nie mogłem wyjść ci naprzeciw w stroju, w którym pracowałem przez cały dzień, a że ledwie miałem czas się przebrać, pozostawiłem żonie przyjemność powitania was. - Skłonił się księciu raz jeszcze i ucałował urękawicznioną dłoń lady Eleanor. Możesz być dumny ze swej żony, de Beaulieu. To miło, gdy wita cię tak piękna kobieta. - Książę Edward skłonił się przed panią zamku. Rhonwyn w odpowiedzi dygnęła nisko. Pojawił się Alfred z tacą, na której stały cztery srebrne, wysadzane szmaragdami kielichy z winem. Pierwszy podał księciu, drugi jego żonie, trzeci panu zamku, ostatni - Rhonwyn. De Beaulieu wzniósł toast. Za króla. Za króla - powtórzyli obecni. Tymczasem do wielkiej sali napływali ludzie z orszaku księcia. Zatrzymacie się na noc? - spytał Edward de Beaulieu. Tak jest - potwierdził książę Edward. - Zdołasz, panie, nakarmić mój orszak? Mam dwudziestu ludzi. Jeśli sprawiają kłopot, to wyżywią się sami, w sakwach mają owsiany chleb. W Haven nie odczuwamy niedostatku pożywienia, starczy go więc i dla twych ludzi, książę - wtrąciła Rhonwyn. -Przyznam szczerze, że każę kucharzowi przygotowywać znacznie więcej pożywienia, niż zdołalibyśmy zjeść, dzięki czemu biedni, którzy przybywają pod nasze drzwi, nie odchodzą głodni. A o twym przyjeździe dowiedzieliśmy się przecież pół godziny wcześniej - powiedziała z wesołym błyskiem w oczach. Książę roześmiał się serdecznie. W niczym nie przypominasz swego ojca, pani - orzekł. To największy komplement, jaki mogłeś mi sprawić, książę. Ap Gruffydd nie jest człowiekiem, do którego chciałabym być podobna. Surowo go oceniasz - zauważył książę. Szanuję go - zaprotestowała Rhonwyn. - Mój ojciec to dziwny, trudny człowiek, ale przysłużył mi się, aranżując me małżeństwo z Edwardem. Książę skinął głową. Nagle do rozmowy włączyła się jego żona. Czy masz dzieci, lady Rhonwyn? My mieliśmy czwórkę, ale niestety, Joanna zmarła wkrótce po urodzeniu. Eleanor, Jan i Henryk to dobre dzieci, za które wdzięczna jestem Bogu. Ślub wzięliśmy zaledwie w kwietniu - odparła Rhonwyn. I jeszcze nie jesteś w ciąży? Módl się do świętej Anny, pani, ona cię nie zawiedzie. - Księżna uśmiechnęła się ciepło do gospodyni. - Widzę, że twój mąż nie jest ci obojętny. Będziecie więc mieli dzieci. Dzieci pojawiają się zawsze tam, gdzie jest miłość. Zamkowy kucharz przeszedł sam siebie, podając na kolację wymyślne dania. Najpierw wniesiono chleb, owoce i krążki sera. Potem podano obfitość dziczyzny, następnie kapłony w kwaśnym sosie, pstrąga gotowanego w winie z ziarnami gorczycy, węgorza z Galytyne, mielone mięso upieczone z jajkami na twardo i okruchami chleba i wreszcie kurczaki przyrządzone na ulubiony przez Rhonwyn sposób. Nie zabrakło sałaty przyprawionej winem i gotowanego groszku. Gościom przy niższych stołach podano cydr, przy najwyższym jednak, przy którym siedzieli gospodarze i ich dostojni goście, pito wino. Nie macie w zamku księdza? - spytał książę. Mamy, ale pojechał do Shrewsbury odwiedzić przyjaciół w tamtejszym klasztorze - odpowiedział gładko Edward de Beaulieu. Żałuję, że nie będzie go podczas tej rozmowy, ponieważ chciałem was powiadomić, iż król Francji Ludwik przygotowuje na przyszły rok kolejną wyprawę krzyżową. Moja żona i ja zamierzamy wziąć w niej udział. W ciągu lata podróżowałem po kraju, pytając lordów, czy będą mi towarzyszyć. Do ciebie, Edwardzie de Beaulieu, pragnę również skierować to pytanie. A czy możesz bezpiecznie opuścić Anglię, książę? Wuj de Montfort nie żyje. Nikt zatem nie ośmieli się zagrozić mojemu ojcu... czy mnie. Kiedy zostanę królem, oby ten dzień nie nadszedł szybko, obowiązki nie pozwolą mi już na rycerskie wyprawy. Nie zdecyduję się na opuszczenie kraju tak jak mój wujeczny dziad Ryszard Lwie Serce. By rządzić Anglią, muszę być tam obecny. Teraz spróbuję więc odzyskać Ziemię Świętą, wypierając z niej niewiernych. Staniesz przy mym boku, Edwardzie de Beaulieu? Stanę przy tobie, panie - padła odpowiedź. Ja też! - zdecydowała się rozgorączkowana Rhonwyn. Edward roześmiał się. Moja żona ma serce wojownika - wyjaśnił. Ja też pragnę stanąć przy boku księcia - zaakcentowała pani na Haven. Nim jej mąż zdążył zareagować, odezwała się księżna: Panie, będę towarzyszyć mojemu mężowi. Jeśli twa żona chce wziąć udział w wyprawie, nie widzę powodu, by jej tego zabraniać. Chyba, panie, że nie życzysz sobie tego... Och, Edwardzie, proszę, pozwól mi jechać - powiedziała Rhonwyn błagalnym głosem. - Nie chcę rozłąki z tobą. Szmaragdowe oczy dziewczyny lśniły podnieceniem. Edward uświadomił sobie, że on też wolałby nie rozdzielać się z żoną. Będzie nam ciężko - ostrzegł. Ciężkie życie nie jest mi obce, panie. Edward de Beaulieu westchnął. Musisz przyrzec, że będziesz mi posłuszna we wszystkim, i to bez żadnych dyskusji - zażądał. Przyrzekam! Jeśli lady Rhonwyn wraz ze służbą dołączy do mego dworu, sprawi mi zaszczyt - powiedziała księżna i dodała szybko: - Oczywiście, za twoją zgodą, panie. Ma tę zgodę i dzięki ci, pani, za wspaniałomyślną propozycję. Dziękuję wam obojgu! - ucieszyła się Rhonwyn. Jakim cudem ap Gruffydd spłodził taką córkę?! - Książę nie mógł wyjść z podziwu. Córkę piękną i mężnego serca. Nie ma w niej ponadto zła ani przewrotności. Wygląda na to, że pokochała de Beaulieu. Cieszę się, że mogłem ją poznać. Cieszyło go także, że pan na Haven bez wahania zgodził się uczestniczyć w wyprawie krzyżowej, co świadczyło o jego lojalności wobec królewskiego rodu. On zaś, chociaż przemawiał tak, jakby wierzył, że jego ojciec będzie żył wiecznie, wiedział, że dni króla są policzone. Henryk miał ponad sześćdziesiąt lat. Gdyby miało się zdarzyć najgorsze, gdyby ojciec umarł podczas nieobecności syna, królowa Eleanor byłaby w stanie sprawować rządy aż do powrotu syna. A gdyby zginął on w dalekich krajach... Cóż, spłodził dwóch zdrowych synów, których zostawiał w Anglii i którym matka nie pozwoliłaby wyrządzić krzywdy. Dynastia miała trwać, i to dla Edwarda Plantageneta było najważniejsze. Książę i jego małżonka odjechali następnego dnia, zadowoleni z efektu wizyty. Obaj Edwardowie uzgodnili, gdzie i kiedy się spotkają, przy czym de Beaulieu obiecał przyprowadzić setkę żołnierzy, których wyposaży, utrzyma i zakwateruje na własny koszt. Zobowiązał się też do zebrania i pomocy w wy- ekwipowaniu drużyny dziesięciu konnych rycerzy, choć zaznaczył, że może mu się to nie udać. Zrób, co w twojej mocy, de Beaułieu - powiedział książę. - Każdy krzyżowiec po powrocie do Anglii ma zmazane wszystkie grzechy, wiem to od samego arcybiskupa Canterbury. Ci zaś, którzy oddadzą życie w walce z niewiernymi, wstąpią prosto do raju. Tak zapewnia papież. Gdy tylko książę i księżna znikli z oczu na trakcie prowadzącym do zamku, Rhonwyn poderwała się na równe nogi. Muszę zacząć poważniej traktować ćwiczenia z bronią, jeśli mam uczestniczyć w krucjacie! - wykrzyknęła. Zaledwie jednak opadł kurz po orszaku książęcej pary, pojawił się nowy gość. Rafę de Beaułieu nie był bynajmniej szczęśliwy, dowiedziawszy się o małżeństwie kuzyna. Wszedł do sali, gdzie zobaczył Edwarda całującego dłoń pięknej dziewczyny. Z pewnością nie była to małżonka! Kuzynie - powiedział głośno i uśmiechnął się, widząc, jak ci dwoje odskakują od siebie. - Kim jest ta piękna dziewczyna? Znudziłeś się już tą swoją walijską żoną? A gdzie znalazłeś to cudo? Witam cię, kuzynie. Widzę, że jak zwykle wyciągasz pochopne wnioski - odparł Edward. - Oto moja żona, Rhonwyn uerch Llywelyn. Kochanie, to mój najbliższy krewny, Rafę de Beaułieu. Zaskoczony Rafę szybko odzyskał przytomność umysłu. Skłonił się, ujął drobną dłoń Rhonwyn i ucałował. Pani, szczęście mojego kuzyna oszołomiło mnie. A ponadto wszyscy znani mi Walijczycy mieli ciemne włosy i smagłą cerę. - Jezu! Co za wspaniała dziewczyna! - pomyślał. Biedna Kasia sprawia przy niej wrażenie bladej gwiazdki niknącej w blasku słońca. Gniewało go, że jego siostra została zawiedziona, ale przecież nie mógł winić za to lady Rhonwyn! Musiała ona postąpić zgodnie z życzeniem ojca. Witamy w zamku Haven, panie - powiedziała Rhonwyn, oceniając w duchu, że ma do czynienia z arogantem. Jak Rafę śmiał w jej własnym domu dawać do zrozumienia, że córka ap Gruffydda musi być jakąś maszkarą, przez co jej mąż szuka zapomnienia w ramionach kobiety wątpliwej moralności. Rafę dostrzegł gniew w jej oczach. Wiedział, że jeśli Rhonwyn go znienawidzi, będzie to wyłącznie jego wina. Przybyłem złożyć ci wyrazy szacunku, kuzynie. Przywożę ci także najlepsze życzenia od mojej siostry - powiedział szybko. Edward był świadom, że godność Katarzyny de Beaułieu ucierpiała, uważano bowiem powszechnie, iż on ją odrzucił. A była to dobra, łagodna istota. Czy twa siostra miewa się dobrze? - spytał. Doskonale. Przybyłaby ze mną, ale przecież to pora przygotowywania cydru, a jej cydr jest uważany za najlepszy w okolicy. Nie pozwoli nikomu nadzorować jego wyrobu. -Rafę roześmiał się. - Dobra z niej pani domu. Trudno byłoby mi znaleźć żonę zarządzającą Ardley tak jak siostra. Rafę de Beaułieu był wysoki i szczupły. Miał, jak jego kuzyn, brązowe włosy, ale oczy jego były niebieskie. On i Katarzyna, dzieci młodszego brata ojca Edwarda, byli jedynymi żyjącymi krewnymi lorda. Mieszkali w niewielkiej posiadłości koło Shrewsbury, dwa dni drogi od Haven. Zostaniesz u nas? - spytał Edward, doskonale znając odpowiedź na to pytanie. Tylko na dzisiejszą noc. Jutro muszę wyjechać. Przyjechałeś z ciekawości? - spytała nagle Rhonwyn. Tak, pani, z ciekawości - przyznał Rafę ze śmiechem, zastanawiając się, dlaczego, do diabła, jego kuzyn ma tyle szczęścia. Dopilnuję, by przygotowano ci komnatę - powiedziała Rhonwyn. Uśmiechnęła się do męża, skinęła lekko głową w kierunku gościa i wyszła. Rafe'a uznała za człowieka w najwyższym stopniu irytującego i cieszyła się, że mieszka aż o dwa dni drogi od nich. Z radością przyjęła wiadomość o jego wyjeździe następnego dnia. Edward nie wspomniał Rafę'owi o wyprawie krzyżowej. Po pierwsze, na wypadek wyjazdu miał zamiar poprosić go, by zarządzał Haven podczas nieobecności dziedzica. Po drugie, wcale nie był jeszcze pewien, czy krucjata dojdzie do skutku. Wątpił, by król Henryk z zadowoleniem przyjął wieść o tym, że jego następca wyjeżdża z Anglii w tak daleką i niebezpieczną podróż, a przecież to on trzymał sakiewkę, do której jego syn musiał sięgnąć, by sfinansować kosztowną wyprawę. Rhonwyn natomiast nie miała żadnych wątpliwości, a po odjeździe Rafe'a pomyślała przede wszystkim o bracie. Och, Edwardzie, co poczniemy z Glynnem? - spytała. -Ap Gruffydd z pewnością nie pozwoli, byśmy zabrali go ze sobą, a nie możemy przecież zostawić go samego w Haven. Z powodów, których istoty nie potrafię dociec, Glynn kocha księcia Walii. Z pewnością nie chciałby nas zdradzić, ale ten chytry człowiek byłby zdolny podejść go bez trudu. Nie możemy także odesłać go do Cythraul - byłoby to okrucieństwo z naszej strony, choć Morgan ap Owen z pewnością dobrze by się nim opiekował. „My", „nas"... Edward poczuł nagle wielką radość. Rhonwyn myślała o nich jako o małżeństwie, choć nadal powściągała swą namiętność. Możemy wysłać go do szkoły klasztornej w Shrewsbury - powiedział po namyśle. - Nauczą go tam znacznie więcej, niż byłby w stanie uczynić to ksiądz Jan. Zapłacę za jego naukę, a z klasztoru ojciec go nie odbierze. To świetny pomysł... Ale jako kto chłopiec miałby tam występować? Jako Glynn z Thorley, oczywiście. Będą go mieli po prostu za mego bastarda. Przeorowi powiem, że to mój krewny, którego matka zmarła, i że jego pochodzenie nie może być tematem dyskusji. To wystarczy, by utwierdzić plotkarzy w mniemaniu, że Glynn to mój syn. On jednak musi milczeć. Nie wolno mu zdradzić, kto jest naprawdę jego ojcem. Czy twój brat potrafi dochować tajemnicy? Rhonwyn skinęła głową. Potrafi. Będzie rozczarowany, że nie weźmie udziału w wyprawie krzyżowej, ale perspektywa nauki w klasztornej szkole z pewnością go uraduje. Teraz, kiedy wreszcie mógł rozpocząć naukę, okazało się, że ma wielkie zdolności. Być może zostanie księdzem albo uczonym mężem? Tego wieczoru Rhonwyn znów usiadła na kolanach męża, a on gładził jej jedwabiste włosy. Podczas krucjaty mało będziemy mieli okazji, by żyć ze sobą jak mąż i żona - powiedział znacząco Edward. Z pewnością potrwa ona nie dłużej niż kilka miesięcy -odparła cicho, powtarzając sobie w myśli, że musi zapytać matkę Enit o środki zapobiegające poczęciu. Być może będzie musiała poddać się namiętności męża, ale nie zamierzała dopuścić do tego, by z powodu ciąży musiała zostać w domu. Edward pieścił jej pierś. Jest jak krągłe jabłuszko z naszych sadów - szepnął. Rhonwyn oddychała szybko. Miła jej była mocna dłoń, którą czuła na swym ciele. Nie cofnęła się ani nie broniła przed pieszczotą. Wiem, że jeszcze na to za wcześnie - powiedział Edward. - Nie mogę jednak doczekać się chwili, kiedy spoczniemy w łożu, nadzy, i będę mógł całować twe jabłuszka, żono. Nie boję się już ciebie tak jak niegdyś - wyznała. Poznaliśmy się, dobrze poznaliśmy. - Edward ujął jej twarz i uniósł. Dotknął ustami warg, najpierw lekko, potem, gdy uczucie porwało ich oboje, coraz gwałtowniej. Nie opierała się, a nawet odpowiedziała na pocałunek, co go wprost oczarowało. Namiętność owładnęła nim, ale przerwał pocałunek. Patrząc w oczy żony, powiedział: - Jesteś piękna. Kocham cię i chciałbym, żebyś ty też mnie kochała. Daj mi czas, mężu. Dopiero zaczynam rozumieć to, co nazywasz namiętnością. Dziękuję ci za cierpliwość. Kobieta taka jak ty godna jest cierpliwości, Rhonwyn uerch Llywelyn. O ileż słodsza będzie nasza noc dzięki temu, że tak długo na nią czekamy. - Uśmiechnął się tkliwie. Rhonwyn dotknęła delikatnie policzka męża. Postaram się, byś nie musiał czekać długo, mężu - obiecała. Edward ucałował każdy z jej palców osobno. Wszystko w swoim czasie, żono. Ty wyznaczysz tę chwilę, bo moim pragnieniem jest, byś była szczęśliwa. Jestem szczęśliwa w twych mocnych ramionach. Tej nocy, której powiesz mi, że jesteś gotowa, uczynię cię szczęśliwszą, niż byłaś kiedykolwiek - zapewnił głosem drżącym z namiętności. Część II Rhonwyn 1270-1273 7 Glynn powrócił z Shrewsbury przepełniony chęcią podzielenia się ze wszystkimi opowieścią o swych przygodach. Rhonwyn zdumiała się, widząc go tak ożywionym i rozmownym. Widziałem statki płynące z Cardiff w górę rzeki - mówił. - I klasztor, i kościoły! I targi, i sklepy... Ile tam różnych rzeczy, siostrzyczko! Nie wyobrażałem sobie nawet, że coś takiego istnieje. Jadłem granat, to taki owoc z południa. Świat jest o wiele większy, niż wyobrażałem sobie w najśmielszych snach. Bardzo chciałbym podróżować, kiedy dorosnę. Będę śpiewał w gospodach, na jarmarkach i na dworach możnych panów. Zdobędę na to odpowiednie środki. Najpierw musisz skończyć nauki. - Rhonwyn ostudziła jego zapał. - Poza tym, choć niechętnie o tym wspominam, ojciec może mieć coś do powiedzenia w sprawie twej przyszłości, Glynnie ap Llywelyn. Być może zaaranżuje nawet twoje małżeństwo, tak jak moje. Nie, dopóki nie objadę świata - powiedział stanowczo chłopak i siostra po raz pierwszy dostrzegła w nim stanowczość ojca. Zasiedli do kolacji. W pewnej chwili Edward zwrócił się do swego młodego szwagra: Czy chciałbyś wstąpić do klasztornej szkoły? A mógłbym? - Oczy Glynna zapłonęły nadzieją. Być może uda się to załatwić na wiosnę. Podczas twej nieobecności odwiedził nas niespodziewanie książę Edward z małżonką. Król Ludwik Francuski planuje na przyszły rok krucjatę do Ziemi Świętej. Wezmę w niej udział wraz z twoją siostrą. Ty jednak musisz kontynuować naukę. Czy jest jakieś miejsce lepiej nadające się do tego niż Shrewsbury? Panie, dlaczego książę przybył tutaj? - spytał ksiądz Jan. - Masz przecież tylko niewielką przygraniczną posiadłość, która nie jest dla niego szczególnie ważna. Edward Plantagenet zostanie wkrótce królem Anglii, księże. Przybył do mnie właśnie dlatego, że Haven lordów Thorley leży na pograniczu. A także dlatego, iż za żonę mam córkę ap Gruffydda. Musi przekonać się o mej lojalności. Rhonwyn tak entuzjastycznie odniosła się do propozycji uczestniczenia w krucjacie, że z pewnością podniosło to opinię księcia o mnie. - Edward roześmiał się, przypominając sobie tę scenę. Dlaczego nie mogę pojechać z wami? - spytał Glynn. Ponieważ, chłopcze, jesteś na to za młody i ojciec z pewnością by ci nie pozwolił. Czas walki przyjdzie i na ciebie, kiedy będziesz starszy. Na razie uważam - i w tym ap Gruffydd z pewnością się ze mną zgodzi - że najlepiej będzie, jeśli zajmiesz się nauką. Jeśli odzyskacie Ziemię Świętą, nie będzie więcej krucjat -zauważył niepocieszony Glynn. Chrześcijanie od kilku stuleci walczą o nią z Saracenami -zauważył rozsądnie Edward i dodał: - Obawiam się, że jeszcze długo walki te się nie zakończą. Twój czas nadejdzie. Jedenastego listopada święcono dzień świętego Marcina. Na kolację podano tłustą pieczoną gęś. Dwudziestego piątego listopada równie uroczyście obchodzono dzień świętej Katarzyny. Z tej okazji upieczono specjalne ciasto i pito napój zwany jagnięcą wełną, w którym pływało pieczone jabłko, podawany w kielichach używanych corocznie właśnie tego dnia. Przyszedł i minął okres Bożego Narodzenia. Zaczął się styczeń. Edward de Beaulieu gromadził ludzi, którzy wraz z nim mieli wyruszyć na wyprawę do Ziemi Świętej. Posłaniec królewski przybył z oznajmieniem, że na czas wyprawy posiadłości lorda zostają zwolnione z podatku, Edward kazał więc z kolei poinformować poddanych, że rodzina każdego, kto zgodzi się mu towarzyszyć, zwolniona będzie z danin. Ochotników zgłosiło się aż za wielu, miał więc z czego wybierać. W połowie stycznia setka przyszłych żołnierzy ćwiczyła pracowicie posługiwanie się łukiem, piką i kijem, a także bronią używaną przy obleganiu twierdz: taranem i balistą Przyszli wojownicy poznawali także tajniki kopania podkopów obalających mury. Na zamek przybyli również trzej młodzi mężczyźni z rodów niższych niż de Beaulieu, lecz pasowani i szukający przygód. Takiej okazji jak krucjata nie mogli pominąć, gdyby bowiem wykazali się w bitwie i ściągnęli na siebie uwagę możnych, przyszłość i majątek mieliby zapewnione. Sir Fulk, sir Robert i sir Hugo dysponowali własną bronią, a ponadto przyprowadzili giermków i konie. W Haven powitano ich z otwartymi ramionami, zapewniono nocleg, opiekę nad orszakami i miejsce przy najwyższym stole. Wszystkich trzech rozbawił zamiar pani domu szykującej się do walki w szeregach krzyżowców, kiedy jednak przekonali się, jak sprawnie Rhonwyn posługuje się orężem, ich pobłażliwe uśmiechy zastąpił prawdziwy szacunek. Edward milczał, choć denerwowało go zachowanie żony. W miarę jak rosła jej fascynacja krucjatą, Rhonwyn wydawała się zapominać o świeżo rozbudzonej namiętności małżeńskiej. A przecież jego namiętność stawała się z dnia na dzień gorętsza. Musiał chwilami zwalczać napady zazdrości, wywołane podziwem, jakim darzyli żonę trzej młodzi rycerze, choć nie było dla nikogo tajemnicą, że ze strony sir Fulka, sir Roberta i sir Huga to tylko podziw pełen dystansu. Rhonwyn traktowała rycerzy tak samo jak Otha i Dewiego. Znalazłszy się wśród rycerzy, poczuła się po prostu w swym żywiole. Edward zaczynał chwilami żałować, że następca tronu zjawił się z informacją o krucjacie, i to z żoną chętną mu towarzyszyć w tej wyprawie. No, ale książę miał przynajmniej potomków z prawego łoża. Rhonwyn wyczuła nastrój męża i zdawała sobie sprawę, że zmienić to może tylko w jeden sposób - pozwalając mu znów posiąść swe ciało. Nie wiedziała jednak, czy potrafi dokonać tego, nie okazując niechęci. O ciążę przestała się martwić, matka Enit doskonale wiedziała, jak temu zapobiec. Rhonwyn co rano dostawała zatem do picia napar, choć o jego wartości mogłaby przekonać się dopiero wówczas, gdyby zaistniały okoliczności umożliwiające powołanie dziecka na świat. Musiała przyznać, że pocałunki i pieszczoty nie sprawiały jej już takiej przykrości jak niegdyś. Edward bywał namiętny, ale nie brutalny jak pierwszej nocy. Rhonwyn uważała się za kobietę dzielną. Nie bała się perspektyw bitwy ani nawet śmierci, a jednak akt małżeński budził w niej łęk. Zbytnio przypominał zniewolenie. Wiedziała, że musi nauczyć się go znosić, tak jak znosi się ból ran zadanych w bitwie. Edward okazał się dobrym człowiekiem, winna mu była nie tylko lojalność, lecz i posłuszeństwo. Gdyby ją oddalił, zhańbiłby ap Gruffydda, a do tego nie mogła dopuścić. Zdecydowała się zatem. Wieczorem, nim wyszli z sali po posiłku, szepnęła: Dzisiejszej nocy będę miała odwagę, by przyjąć cię, mężu - po czym pośpieszyła do swych komnat w południowej wieży. Jak miała w zwyczaju od czasu, gdy opuściła Cythraul, wykąpała się i włożyła czystą koszulę. Następnie oddaliła Enit, usiadła na łożu i czekała, czesząc długie włosy. Edward wszedł przez drzwi łączące ich komnaty, bez słowa wyjął jej z ręki szczotkę z drzewa gruszy i ujął w dłoń jedwabiste pasma włosów żony. Instynkt podpowiadał mu, że musi być łagodny. Objął ją w talii i przytulił. Delikatnie pieścił językiem jej ucho. Naraz, ku wielkiemu zdziwieniu Rhonwyn, przestał, umiejętnie splótł jej włosy w warkocz i związał go wstążką Teraz zsunął koszulę z jej ramion. Ukląkł i począł delikatnie, umiejętnie pieścić piersi żony, podniecając ją zręcznie. Wstał, podniósł ją i pocałował namiętnie, choć delikatnie. Wiedział, że tego ona się nie boi, że podobają się jej pocałunki. Rhonwyn objęła męża za szyję, lecz dopiero gdy wtuliła się w niego, zorientowała się, że jest on nagi. Do tej pory tak zajęta była swymi odczuciami, że nawet na niego nie spojrzała. Teraz poczuła na skórze dotyk jego owłosionych ud i piersi. Nie było to nieprzyjemne. Pocałunki Edwarda były doprawdy wspaniałe... Nagle uświadomiła sobie, że jego wzniesiona męskość napiera na jej uda, i już wiedziała, co zaraz nastąpi. Nakryje ją swym rosłym ciałem i posiądzie w ten przerażający sposób. A przecież nie wolno się jej bronić. Zaufaj mi - szepnął błagalnie Edward, czując, że ciało żony sztywnieje w jego ramionach. Całował jej zamknięte powieki, czubek nosa, kąciki ust. Ułożył ją na posłaniu, szepcząc: - Mężczyzna i kobieta potrafią dać sobie rozkosz, owieczko. Chcę dzielić ją z tobą. Proszę. Rhonwyn rozpłakała się. Edwardzie, mój panie, rób ze mną wszystko, na co masz ochotę, ale nic nie poradzę na to, co czuję. Odsunął się od niej i leżąc na boku, powiedział gniewnie: Niech cię piekło pochłonie! Zachowujesz się jak dziewka! Rozkładasz nogi, ale nie czujesz nic. Dlaczego? Nie wiem - odparła przez łzy. Ap Gruffydd z pewnością kochał twą matkę i nie wyrządzał jej krzywdy! - Edward z trudem opanowywał pożądanie. Wiem. O takiej miłości śpiewa się pieśni. Dopiero teraz zrozumiałam, że oni żyli dla siebie, zapominając o całym świecie, nawet o Glynnie i o mnie. Myśleli tylko o sobie. A ty boisz się mnie kochać, Rhonwyn? Boję się! - krzyknęła. - Nie chcę poddawać się twojej woli. Nie potrafisz tego zrozumieć? Ja cię kocham. Czy nigdy nie zapomnisz, jaki byłem naszej pierwszej nocy? Czy nie zmieniłem się od tej pory? Wydajesz się łagodniejszy - przyznała, czując, jak stanowcza dłoń pieści jej brzuch. To ty sprawiłaś, ale to, że cię kocham, nie oznacza przecież, że nie jestem panem swej woli. I ty nie stracisz swej woli, jeśli mnie pokochasz. Namiętność, jaką ap Gruffydd czuł do Vali, to wspaniałe uczucie. Ona je odwzajemniała, co sprawiało, że zapominali o bożym świecie. A w większości małżeństw rzadko tak się zdarza. To znaczy...? - spytała cicho Rhonwyn. Palce męża dotknęły jasnych włosów jej łona. Było to trochę przerażające, ale i miłe. Nie protestowała więc. Moi rodzice się nienawidzili. Wzięli ślub, ponieważ ich posiadłości sąsiadowały ze sobą, a matka była jedynaczką. Brat ojca natomiast pokochał żonę, żyli szczęśliwie, byli sobie wierni aż do śmierci. Mój ojciec jednak utrzymywał dziewki, jedną po drugiej. Matka gorzkniała z dnia na dzień, ale kiedy dała mu już dziedzica, zamknęła przed nim drzwi sypialni. Ojciec zmarł w łożu jednej z tych dziewek, a ona nie chciała umyć jego ciała przed pogrzebem. Musiała to zrobić ciotka, łagodna kobieta o dobrym sercu. Matka zmarła w kilka lat później; jestem pewien, że zabiła ją własna złość. Tylko biedni mają przywilej pobierania się z miłości, Rhonwyn, ale i wśród ludzi zamożnych bywa, że małżonkowie pokochają się i są szczęśliwi. Ja cię pokochałem i czuję w sercu gniew, gdy widzę, jak podziwiają cię inni mężczyźni. Oni nie mogą cię mieć. Dlaczego traktujesz mnie tak samo? Och! Tak dłużej być nie może. Wiem. Człowiek nie boi się tego, co mu znajome, żono. Od dziś będziemy dzielić łoże. Wiesz, że nie chcę cię skrzywdzić, ale pragnę cię i, do diabła, będę cię miał! Przesunął palce niżej, pomiędzy nogi żony. Pieścił miejsce kryjące jej kobiecy skarb, a po chwili wsunął w nie palec. Rhonwyn opanowała krzyk i tylko westchnęła cicho. Nie było jej wcale tak źle. Czuła powolne ruchy palca. Edward znów zaczął ją całować, a potem wysunął palec i położył się na niej. I teraz powstrzymała krzyk; wciśnięta w puchową pościel, poczuła, jak twarda męskość Edwarda wchodzi w nią, lecz łatwo i bez oporu. Widzisz, owieczko, że tym razem jest lepiej? - szepnął. Jego oddech był gorący, wilgotny. Rhonwyn nie była w stanie odpowiedzieć. Oddychała z trudem, zmusiła się jednak do tego, by go objąć; nie chciała ujawnić strachu, niech on przeżyje rozkosz i zostawi ją wreszcie w spokoju. Tymczasem Edward poruszał się coraz szybciej, wchodził coraz głębiej, aż wreszcie opadł bezwładnie, zsunął się z niej i znów mogła oddychać swobodnie. Po długiej chwili milczenia powiedział smutno: Nie miałaś z tego żadnej przyjemności, prawda? - Ujął jej dłonie, całował palce. - Chcę, żebyś mnie kochała i, na Boga, przyjdzie czas, kiedy tak się stanie! Być może - rzekła Rhonwyn z nadzieją. - I już nigdy nie odmówię ci twych praw, Edwardzie. Zapewne z czasem znajdę szczęście w złączeniu naszych ciał. Nie boję się już przecież ani twoich pieszczot, ani pocałunków. Na resztę jednak musimy poczekać. - Modlę się o to, by stało się tak jak najszybciej -dodała w myśli, przytulona do śpiącego już męża. Dlaczego boję się rzeczy najnaturalniejszej w świecie? Gdyby Edward był bezwzględnym egoistą, lepiej rozumiałaby powód lęku. Coś się jednak zdarzyło, choć nie wiedziała co, przez co bała się ulec namiętności. Mąż przychodził co noc. Rhonwyn szybko przyzwyczaiła się, że ma go przy sobie. Więcej - dobrze czuła się przytulona do jego ciała. Oprócz nocy, kiedy pojawiała się jej kobieca krew, korzystał regularnie ze swych praw. Nie bała się już, ale nie czerpała z tych przeżyć przyjemności, jak on. Martwiło to ich, odkryła jednak, że oboje czerpią radość z pieszczot i pocałunków. Tylko na tyle było ją stać. Modliła się, by pewnego dnia doznać prawdziwej rozkoszy w akcie cielesnym. Zima skończyła się, ustępując miejsca wiośnie. Rhonwyn i Edward de Beaułieu byli małżeństwem od roku. Przez cały ten czas nie słyszeli nic o ap Gruffyddzie. Przyjechał natomiast posłaniec od księcia Edwarda. Przygotowania do krucjaty trwały. Edward posłał po swego kuzyna Rafe'a i jego siostrę Katarzynę. Pewnego dnia oboje przybyli do Haven. Katarzyna de Beaułieu rysami twarzy przypominała brata, była jednak dziewczyną spokojną i łagodną. Miała lat osiemnaście. Nie była zamężna ani zaręczona. Rafę twierdził, że nikt się nią nie interesuje z powodu małego posagu. Nasi rodzice mieli skromny majątek, ale byliśmy pewni, że Katarzyna wyjdzie za Edwarda - powiedział szczerze. Obiecałem dać Kate duży posag - powiedział Edward przez zaciśnięte zęby. - Jest tego warta, a poza tym należy przecież do rodziny. Cieszę się, że mieszkam w Ardley i mogę prowadzić ci dom, bracie - powiedziała dziewczyna, wyraźnie zawstydzona szczerością Rafe'a. Na jej bladej twarzy wystąpiły ciemne rumieńce. Czy przeniesiesz się teraz do Haven wraz z bratem, pani, czy też zostaniesz w domu? - spytała Rhonwyn, ignorując Rafe'a. Brat uważa, że nie powinnam mieszkać w Ardley sama, kuzynko Rhonwyn. Ma zaufanego zarządcę, któremu powierzy opiekę nad naszym majątkiem. Chciałam cię więc prosić, kuzynko, o przywilej opieki nad Haven. Masz moje pozwolenie, kuzynko. Proszę tylko, byś dobrze przyjęła Glynna z Thorley, gdyby chciał odwiedzić dom podczas szkolnych wakacji. No, no, żona troszczy się o twojego bastarda! - krzyknął Rafę, klepiąc kuzyna po ramieniu. - Której to z twoich dziewek? Przyznaj się! Jak możesz znosić takie zachowanie? - szepnęła Rhonwyn do męża, kiedy na chwilę zostali sami. Edward uśmiechnął się. Rafę to dobry człowiek, żono. Bardzo kocha siostrę i jest zazdrosny o ciebie, uważa bowiem, że zajęłaś jej miejsce. Wiem, że ma niewyparzony język, ale służba i jego nieliczni poddani kochają go za dobre serce. Nie pozwala dzieciom do dziesiątego roku życia pracować na polach dłużej niż trzy go- dziny dziennie! Nie lubię go, chociaż jego siostra to słodka istota. Moim zdaniem Rafę zazdrości ci majątku i chciałby zająć twoje miejsce w Haven. Edward roześmiał się. Nie, z pewnością nie, ale przyznaję, że jego zachowanie bywa irytujące. Jeśli jednak twe obawy są słuszne, powinnaś dać mi syna. To odbierze Rafe'owi szanse na przejęcie majątku, moja dzika walijska żono. Rhonwyn zaczerwieniła się, ale i uśmiechnęła. Postanowili z mężem, że Rafę i Katarzyna nie poznają prawdziwej tożsamości Glynna. Syn ap Gruffydda był dzięki temu bezpieczniejszy, co było ważne, tym bardziej że Edward nie wiedział tak naprawdę, na ile może zaufać kuzynowi. Rafę był wprawdzie pierwszym spadkobiercą Haven, ale teraz, kiedy Edward ożenił się i kiedy okazało się, że ma syna z nieprawego łoża, nie miał co marzyć o panowaniu na zamku. Był zagniewany i bardzo, bardzo rozczarowany, gdy Edward poinformował go o zaaranżowanym przez króla małżeństwie z walij ską księżniczką. Rafę de Beaulieu nie uczynił nic, by znaleźć męża siostrze, bo Edward oraz jego piękna żona mogli przecież nie wrócić z krucjaty, do której przygotowywali się z takim zapałem. Nie była to wyprawa bezpieczna, wielu jej uczestników nie zobaczyło już Anglii. Gdyby Rafę został lordem Thorley z Haven, z pewnością znalazłby Katarzynie znacznie godniej szego męża, niż był w stanie uczynić to zwykły Rafę de Beaulieu z Ardley Manor . Oczekiwanie mogło więc przynieść nie byle korzyść zarówno jemu, jak i siostrze. Jeśliby natomiast do Anglii nie powróciła ta walijska dziewka, Edward zapewne oże- niłby się z Katarzyną. Gdyby zaś zginął Edward, Rafę wziąłby Rhonwyn natychmiast za żonę. W ten sposób zyskałby Haven, a poza tym jego małżeństwo z córką ap Gruffydda utrzymałoby walijskich bandytów z dala od murów zamku. Rafę czuł, że los wreszcie się do niego uśmiechnął. Późną wiosną przygotowania do wyprawy dobiegły końca. Przygotowywano jeszcze żywność dla ludzi, których Edward de Beaulieu obiecał księciu Edwardowi, podkuwano konie, reperowano i pakowano wozy. Kobiety z Manor - posiadłość wiejska mniejsza od lenna; w opisywanych czasach majątek szlachty angielskiej, a także nazwa dworu będąca siedzibą właściciela majątku (w odróżnieniu od obronnego zamku, siedziby właściciela lenna). Według terminologii polskiej Edward de Beaulieu jest magnatem, Rafę de Beaulieu zaś tylko zamożnym szlachcicem (przyp. tłum.). Thorley szyły przez zimę nieprzemakalne namioty dla uczestników wyprawy - większy dla lorda i jego żony oraz mniejsze dla rycerzy i piechoty. Sprawdzano, czy zapakowane zostały koła piaskowca do ostrzenia broni, czy zabrano łoża i inne sprzęty przeznaczone do namiotu lorda. Na osobny wóz załadowano podstawowe sprzęty kuchenne. Siostra i szwagier zawieźli Glynna do Shrewsbury, do szkoły klasztornej, do której był już zapisany. Opat, przyjąwszy ich w swej prywatnej komnacie, przeszył Edwarda de Beaulieu przenikliwym spojrzeniem. Panie, chcę znać prawdę o pochodzeniu chłopca. Inaczej nie przyjmę go do szkoły. Plotki głoszą, że to twój syn, ale nie widzę żadnego podobieństwa. Zachowam dla siebie wiadomość o tożsamości chłopca pod tajemnicą spowiedzi, ale dla bezpieczeństwa klasztoru muszę znać prawdę. To Glynn ap Llywelyn, brat mojej żony - rzekł bez wahania Edward. - Książę przed kilkoma miesiącami zostawił go pod moją opieką, gdyż żona nie przywykła do rozstań z bratem, a charakter chłopca świadczy o tym, że nie nadaje się on na żołnierza. Lubi się uczyć, pisze wiersze i komponuje do nich muzykę. Strzegliśmy troskliwie tajemnicy jego pochodzenia, bo nie chcę, by stała mu się krzywda. Nawet mój kuzyn Rafę nie wie, kim chłopiec jest. Uważaliśmy, że Glynn będzie bezpieczniejszy, jeśli uchodzić będzie za mojego syna. Opat ze zrozumieniem skinął głową. Czyjego ojciec wie, co dzieje się z chłopcem? Oczywiście. Przysłał go wraz z dwoma swymi ludźmi. Wysłałem ich niedawno do Walii, by poinformowali księcia o naszych planach wobec jego syna. Ap Gruffydd na pewno nie sprzeciwi się im. Przysiągłeś, że ta rozmowa pozostanie między nami, ojcze opacie, ale jeszcze raz błagam, byś nie zdradził nikomu, kim naprawdę jest mój szwagier. Jeśli pod moją nieobecność wybuchnie wojna między Walią i Anglią, Glynn zniknie z opactwa, nie narażając nikogo. Choć książę nie ceni jego zamiłowania do nauki i poezji, przecież go kocha. Niewielu wie o jego istnieniu, chociaż plotki głoszą, że książę Walii miał syna. Opat milczał przez chwilę, po czym zwrócił się do Glynna: Powiedz mi, chłopcze, czy zgodzisz się uchodzić w murach opactwa za bastarda? Jako syn szlachetnie urodzonego, będziesz traktowany dobrze, ale znajdą się i tacy, którzy zechcą ci dokuczać z powodu twojego nieprawego pochodzenia. Przecież naprawdę jestem bastardem - odparł Glynn. -Ojciec i matka połączeni byli tylko miłością, ojcze opacie. A jednak zawsze odnoszono się do mnie życzliwie. Jeśli znajdą się tacy, którzy moim kosztem zechcą nadać sens swemu nędznemu życiu, będę się za nich modlił. Obawiam się, że nie mam duszy wojownika. Z radością witamy cię w naszej szkole, Glynnie z Thorley - powiedział opat Bonifacy, uśmiechając się nieznacznie. Chłopak był niewątpliwie inteligentny, a jego spokojna odpowiedź świadczyła, że może być dobrym kandydatem do życia duchownego. Tę jednak kwestię rozstrzygnąć mógł tylko czas. - Pożegnaj się z siostrą i jej mężem - polecił. . Glynn mocno uścisnął rękę Edwarda. Dziękuję ci - powiedział po prostu. - Będę modlił się o twe zwycięstwo i szczęśliwy powrót. Możesz odwiedzać Haven, kiedy tylko zechcesz i gdy pozwolą ci na to obowiązki szkolne. Rafę i Katarzyna będą twą rodziną aż do naszego powrotu. - Edward przytulił go i przejechał dłonią po jego czuprynie. Glynn spojrzał na siostrę; dostrzegł łzy w jej oczach i drżenie jej warg. Nie wolno ci płakać - ostrzegł ją łagodnie, po raz pierwszy w życiu zwracając jej uwagę. - Stało się to, czego pragnę, a ty przecież wraz z mężem pragniesz służyć Bogu. Dlaczego więc jesteś taka smutna? - Objęli się i przytulili. Po chwili Rhonwyn odsunęła się i ujęła jego twarz w dłonie. Kiedy oh tak wyrósł? - pytała sama siebie. A tu, na policzkach... czy to pierwszy ślad zarostu? Ucałowała go. Kiedy wrócę, będziesz już mężczyzną - zauważyła. To stałoby się również wtedy, gdybyś nie wyjeżdżała. -Glynn uśmiechnął się lekko, dotykając jej twarzy palcami. Rhonwyn przypomniała sobie o swych obowiązkach starszej siostry. Masz uczyć się pilnie i słuchać braci. - Zniżyła głos. -Gdyby pojawiły się jakieś kłopoty, Oth i Dewi przybędą po ciebie. Uciekaj wraz z nimi bez wahania. Musisz mi to obiecać, braciszku. Obiecuję - powiedział, całując ją szybko w usta i czoło. -Jedź z Bogiem, Rhonwyn uerch Llywelyn, i wróć do nas tak szybko, jak to tylko będzie możliwe. Glynn odwrócił się i poszedł za mnichem, który pojawił się na wezwanie opata, by zaprowadzić nowego ucznia do pozostałych chłopców. Rhonwyn rozpłakała się i rzuciła w ramiona męża. Tylko raz w życiu rozstali się, i to zaledwie na parę miesięcy - wyjaśnił Edward jej zachowanie. Przyjemnie widzieć taką siostrzaną miłość - rzekł opat. Zwrócił się do Rhonwyn, szlochającej cicho: - Będziemy dbać o twego brata, pani. Przysięgam. Dziękuję, ojcze - wyjąkała. Powrócili do Haven, gdy przygotowania do wyjazdu zostały już zakończone. Nadszedł czas pożegnania z Rafe'em i jego siostrą. Będę codziennie modlić się o powodzenie wyprawy i o wasze bezpieczeństwo - powiedziała cicho dziewczyna. -Jedźcie z Bogiem. - W jej niebieskich oczach błysnęły łzy. Rhonwyn poczuła nagłe ukłucie zazdrości, gdyż wydało się jej, że spojrzenie tych oczu trochę za długo zatrzymało się na Edwardzie. Mój mąż i ja dziękujemy ci, kuzynko. Będziemy wdzięczni za twe modlitwy - powiedziała. Po pożegnaniach liczny orszak ruszył wąską drogą, która prowadziła do gościńca. Co za kobieta! - wykrzyknął Rafę z podziwem. - Los spłatał nam obojgu brzydkiego figla, siostrzyczko. Ty, taka łagodna i dobra, byłabyś naprawdę idealną żoną dla Edwarda, a Rhonwyn, uparta i pełna temperamentu, nadawałaby się dla mnie. Rafę! - zgorszyła się dziewczyna i skarciła brata: - To małżeństwo zawiązała wola króla! Brat roześmiał się cicho, z rezygnacją. Nie karć mnie, Kasiu, za to, że pragnę czegoś, czego nigdy nie będę miał. Całym sercem wierzę, że pewnego dnia oboje powrócą. Armia angielska miała zebrać się w Dover i stamtąd popłynąć do Bordeaux. Pierwszą część drogi Edward i jego ludzie przebyli zarówno wodą, jak i lądem. Barki płynęły rzeką Severn z Haven do Gloucester. Stamtąd lądem, omijając Londyn, dotarli do Dover. Znaleźli się tam w połowie maja, a po przybyciu dowiedzieli, że książę Edward nie jest jeszcze gotowy. Uczestnikom wyprawy polecono odpłynąć do Francji, a następnie lądem dotrzeć do Aigues-Mortes nad Morzem Śródziemnym, gdzie wyznaczono spotkanie z Francuzami. Książę obiecał dołączyć do zebranych najszybciej, jak to będzie możliwe. Moja żona miała podróżować w orszaku księżnej - oznajmił urzędnikowi portowemu Edward de Beaulieu. Dołączy do niego w Aigues-Mortes. Na razie musi podróżować z tobą - powiedział urzędnik, a potem, już uprzejmiej, wyjaśnił: - Statkiem, który wam przydzieliłem, podróżuje jeszcze jedna dama. Ona i twoja żona, panie, dostaną małą kabinę. Będą mogły wspólnie spędzać czas podczas podróży. Mąż owej damy także jest królewskim rycerzem. Nie mogę zamieszkać z mężem? - spytała rozczarowana Rhonwyn. Mężczyźni będą spali na pokładzie, pani. Udajesz się na wojnę z niewiernymi, a nie w podróż poślubną! Będziesz traktował mnie grzecznie, panie! - odparła Rhonwyn ostrym głosem. - Jestem córką księcia Walii, a nie żoną byle szlachcica. Bardzo przepraszam, pani. Z powodu opóźnienia przyjazdu księcia odchodzę od zmysłów, próbując przeprawić wszystkich ku ich zadowoleniu. Rhonwyn łaskawie skinęła głową, przyjmując to wyjaśnienie. Edward z trudem powstrzymywał uśmiech. Statek, którym wypłynęli z Dover, okazał się dość duży. Zmieścili się na nim wszyscy żołnierze, trzej rycerze z pełnym ekwipunkiem i końmi, a także oddział krzyżowców z Oxfordu. O tej porze roku panowała pogoda sprzyjająca żegludze, niemniej jednak dotarli do Bordeaux dopiero po dziesięciu dniach. Nuda morskiej podróży skończyła się. Ruszyli lądem do jedynego francuskiego portu nad Morzem Śródziemnym, Aigues-Mortes. Z każdą chwilą na gościńcu robiło się coraz tłoczniej; to rycerze, szlachta i żołnierze ciągnęli w tym samym celu: odebrania niewiernym Ziemi Świętej. Do Aigues-Mortes dotarli pod koniec czerwca. Dowiedzieli się tam, że książę Edward nie wyruszył jeszcze z Anglii. Anglicy nie wiedzieli, co robić. Król Francji, mały i kruchy, z oczami płonącymi fanatyzmem, przybył, by do nich przemówić. Jesteśmy pewni - powiedział - że wasz książę uda się wprost do Ziemi Świętej. Oznajmił nam swą wolę: ci z was, którzy tu przybyli, mają iść ze mną, a on dołączy do nas, gdy tylko pozwolą mu na to okoliczności. Miejsca na statkach wystarczy. Jesteśmy szczęśliwi, że możemy dowodzić tą wspaniałą krucjatą w imieniu naszego pana, Jezusa Chrystusa. Po odjeździe króla Ludwika Anglicy komentowali jego przemowę. Niektórzy przyjęli ją z gniewem, większość niechętna była poddaniu się dowództwu obcego władcy. To typowe dla Edwarda Długołydego, zostawić nas tu, na łasce Francuzów! - warknął któryś z rycerzy. - A tak podkreślał, że musimy zdążyć na czas, a sam wciąż siedzi w Anglii. Przybędzie, przybędzie - powiedział inny. - Słyszałem, że miał kłopoty ze zdobyciem pieniędzy na tę wyprawę. Król Henryk przeciwny był krucjacie, ale królowa zdołała go przekonać. Mówiła, że przecież syn namówił do wzięcia udziału w wyprawie wielu dzielnych ludzi i zachowałby się niehonorowo, gdyby nie objął nad nimi dowództwa, co przecież obiecał. A skąd to wiesz? - spytał z niedowierzaniem pierwszy rycerz. Od posłańca, którego nasz król przysłał do króla Ludwika - padła odpowiedź. - Parę kufli piwa rozwiąże język każdemu przyzwoitemu człowiekowi, a ten człowiek przybył z daleka i miał ciężką podróż. Co z naszymi kobietami? Głos zabrał Edward de Beaulieu: Muszą jechać z nami, tak jak planowały. Nie zostawimy Ich przecież we Francji, na łasce obcych. Poza tym, jeśli książę przybędzie do Ziemi Świętej wprost z Anglii, a jak sądzę, uczyni właśnie tak, nasze żony pozostaną w Aigues-Mortes bez szans na wydostanie się z portu. Naszym obowiązkiem jest dopilnować, by Francuzi zadbali teraz o ich potrzeby. W tej sprawie wszyscy byli jednego zdania. Wśród Anglików było sześć kobiet wysoko urodzonych oraz pewna liczba służących. Francuska królowa natychmiast zgodziła się przyjąć je na swój statek płynący do Kartaginy. Przecież damy te miały podróżować w orszaku żony mojego bratanka - powiedziała do męża. - Nie możemy ich tak po prostu zostawić. Wykazały wielką odwagę, Ludwiku, udając się z mężami na wojnę podjętą w imię Chrystusa. Musimy zaopiekować się nimi, póki nie przybędzie książę Edward z małżonką. Angielska krucjata opuściła Aigues-Mortes pierwszego lipca roku tysiąc dwieście siedemdziesiątego. Podróż do Kartaginy odbyła się bez szczególnych trudności, lecz jej pierwszy etap dostarczył rycerzom trochę emocji. Aigues- Mortes, jedyny port francuski na Morzu Śródziemnym, był portem nędznym, nie mającym dostępu do pełnego morza, które odgradzał od niego łańcuch wysokich wydm i płytkie, kręte laguny. Statki lawirowały nielicznymi, wąskimi kanałami, i dopiero po całym dniu żeglugi znalazły się na pełnym morzu. W miarę zbliżania się ku wybrzeżom Afryki robiło się coraz goręcej. Ani Anglicy, ani Francuzi nie byli przyzwyczajeni do takiej temperatury. Wokół Kartaginy wyrosło miasteczko namiotów, z największym umieszczonym pośrodku, należącym do króla Francji. Otaczały go namioty rycerzy oraz żołnierzy i szpitale polowe. Wojsko dysponowało niewielką ilością wody, gdyż niektóre studnie wokół miasta zatruł nieprzyjaciel. Ludzie chorowali coraz częściej, mimo starań medyków próbujących zapobiec epidemii. Wciąż kopano nowe latryny do użytku chorych na żołądek i zasypywano stare. Zachorował także król Ludwik. Nie był już młody, źle znosił upały. Ofiarą epidemii padło również kilku Anglików, wśród nich Edward de Beaulieu. Rhonwyn przeraziła się początkowo, ale szybko opanowała strach. Podejrzewała, że choroba rodzi się z panującego w obozie brudu. Doprowadziła więc do tego, że namiot, w którym leżał chory mąż, przeniesiono na obrzeże obozowiska. Czerwonka niezwykle osłabiła Edwarda. Na polecenie Rhonwyn wodę do picia gotowano z trzema owocami pigwy, a potem przecedzano przez czyste płótno; pigwa czyniła cuda w walce z chorobą. Rhonwyn podawała więc mężowi rozgotowane na papkę owoce tej rośliny zmieszane z bardzo słodkimi daktylami. Pilnowała nienagannej czystości w namiocie, osobiście opróżniała naczynie nocne i po każdym użyciu myła je gorącą wodą z octem. Zaleciła podobne metody francuskiej królowej, ale królewski medyk wyśmiał je jako staroświeckie. Stwierdził, że kiedy złe humory opuszczą króla, wyzdrowieje i wyprawa potoczy się tak, jak zaplanował ją Bóg. Złe humory - powszechne w średniowiecznej Europie określenie przyczyn chorób (przyp. tłum.). Edward de Beaulieu był pewien, że przyjdzie mu umrzeć, ale troska żony już wkrótce przyniosła zbawienny skutek. Powoli odzyskiwał panowanie nad żołądkiem, nie odczuwał też bólów. Jesteś czarownicą? - spytał z uśmiechem. Zasady czystości wpajano mi w Opactwie Łaski Bożej. -Rhonwyn uśmiechnęła się i przysiadła na krawędzi mężowskiego łoża. Gąbką umoczoną w ciepłej wodzie delikatnie myła jego osłabione ciało. Siostry opiekujące się klasztornym szpitalem powtarzały jej, że brud powoduje choroby i przyciąga złe humory. Należy się go wystrzegać, mimo że ksiądz twierdził, iż utrzymanie ciała w czystości jest objawem próżności. Woda pachnie tobą - zauważył Edward. Dodałam do niej odrobinę mojego olejku - wyjaśniła, przesuwając gąbkę po szerokiej piersi męża. Myła go szybko, nie chciała, by się przeziębił... choć przeziębienie nie groziło mu chyba w tym piekielnym żarze. Umyła go całego, opróżniła miskę, i znów przysiadła obok. Połóż się - powiedział, biorąc ją w ramiona. Przeciągnął dłonią po jej jasnych włosach. Czuł się o wiele lepiej i był wdzięczny żonie za troskliwą opiekę. Podczas choroby często myślał o kuzynce Katarzynie i żałował, że Rhonwyn nie jest do niej podobna. Nie miał wyrzutów sumienia z powodu tych myśli. Wszystkie kobiety powinny przypominać Katarzynę, pokorną i łagodną. To prawda, pisane im było inne życie, ale w klasztorze Rhonwyn powinna się była nauczyć, że żony mają być uległe wobec mężów. Obecne zachowanie jego żony, oddanie, z jakim go pielęgnowała, stwarzało nadzieję, że być może staje się ona kobietą, o jakiej marzył i jakiej potrzebował. Dlatego uśmiechał się łagodnie. Rhonwyn złożyła głowę na piersi męża. Czuła bicie jego serca. Kocham go - pomyślała nagle. - Na myśl, że mogłabym go utracić, pęka mi serce. Musiała mu to powiedzieć. Edwardzie, kocham cię. Wiem, że nie należę do kobiet łatwo ujawniających uczucia, ale jestem pewna, że cię kocham. Gdybym cię straciła, umarłabym. - Po jej bladych policzkach spłynęły łzy. Mąż przytulił ją. Och, moja ty piękna i słodka walijska żono, czy wiesz, jak długo czekałem na te słowa i jak bardzo za nimi tęskniłem? Nie, owieczko, nie potrafisz sobie tego nawet wyobrazić. Kiedy wyzdrowieję, zastanowimy się nad wieloma sprawami, ale sama świadomość twej miłości odnawia me nadzieje i sprawia, że w żyłach żywiej płynie krew. Ozdrowieję szybko, bo wiem, że ci na mnie zależy. - Scałowywał łzy z jej policzków. - Jakaż wspaniała z ciebie kobieta - powiedział i czule się uśmiechnął. Rhonwyn rzeczywiście się zmieniła. Już on się postara, gdy tylko powrócą mu siły, uczynić ją brzemienną, a następnie odesłać do domu. Odjedzie bez protestu, bo rozumieć już będzie, jakie są obowiązki żony. Zadowolony z siebie, ucałował jej usta. Król Ludwik chorował coraz poważniej. Czerwonka i inne choroby zakaźne spustoszyły szeregi krzyżowców. Niewierni nękali ich w dodatku ciągłymi atakami niewielkich oddziałów. Królewski brat, Karol z Anjou, król Neapolu i Sycylii, przekonał Ludwika, że przybycie pod Kartaginę i nawrócenie miejscowego emira zyska mu papieskie względy. W miarę jednak jak król słabł, Karol coraz częściej zaczął wspominać o rozejmie. Dwudziestego piątego sierpnia król Francji, Ludwik IX, zmarł. W kilka dni później przybył do obozu książę Edward. Ciało jego wuja przygotowane już było do długiej podróży do Francji. Karol z Anjou negocjował rozejm z niewiernymi, co doprowadziło Edwarda do gniewu. To zdrada chrześcijaństwa! - krzyczał na Francuzów. -Nie mam zamiaru iść w wasze ślady! Mieliśmy odebrać Jerozolimę niewiernym, a ty, tchórzliwy psie, próbujesz zawrzeć z nimi pokój? Tfu! Na twój widok odczuwam mdłości, mój panie! Przecież możesz, panie, poprowadzić swą własną wyprawę - odparł Karol ze zwodniczą grzecznością. - Wobec śmierci brata muszę myśleć przede wszystkim o mym królestwie, Sycylii. Nie jest ono tak odległe od krainy niewiernych jak twoja Anglia. Książę Edward opuścił królewski namiot i zwołał naradę swego rycerstwa. Mam zamiar udać się do Akry i stamtąd poprowadzić wyprawę celem odebrania Jerozolimy niewiernym. Czy jesteście ze mną? - Podniósł obnażony miecz. - Na chwałę Boga i Anglii! - krzyknął. Na chwałę Boga i Anglii! - odpowiedzieli angielscy krzyżowcy jednym głosem. Następnie książę Edward odwiedził namiot Edwarda de Beaułieu. Przy wejściu uśmiechnął się do Rhonwyn. Powiedziano mi, pani, że twój mąż wraca szybko do zdrowia dzięki opiece, jaką go otoczyłaś. Gdyby moja ciotka posłuchała kilku twych prostych rad, wuj, król Ludwik, nie zmarłby przedwcześnie. - Machnął ręką, widząc, że gospodarz usiłuje powstać z łoża. - Leżcie, panie. Widzę, że jesteście jeszcze osłabieni. - Usiadł na jedynym w namiocie krześle, które podała mu Rhonwyn, przedstawił sytuację, po czym rzekł: - Jeśli czujecie, panie, że nie jesteście w stanie kontynuować wyprawy, pozwalam wam wrócić do domu z mym błogosławieństwem i podziękowaniem. Będę ci towarzyszył, książę - odparł de Beaułieu. - Przebyliśmy przecież kawał świata, by uwolnić Jerozolimę. Kiedy wyruszasz? Przygotowania zajmą dziesięć dni. Sądzicie, panie, że będziecie wówczas gotowi do podróży? Oczywiście, że będę gotowy! Rhonwyn, zaniepokojona, przygryzła wargi, ale zachowała milczenie. Książę wstał. Dzięki ci, panie, za lojalność - powiedział. - Jak dobrze wiesz, nigdy nie zapominam o przyjaciołach. Podobnie jak o wrogach. - Spojrzał na Rhonwyn. - Moja małżonka będzie szczęśliwa, gdy znajdziesz się w jej orszaku, pani - oznajmił i wyszedł. Nie jesteś jeszcze na tyle silny, by brać udział w krucjacie, mężu - powiedziała Rhonwyn. Wyzdrowieję. Przez dziesięć dni? - spytała z niedowierzaniem. Nie mam wyboru. Poza tym sądzę, że potrwa to dłużej. Książę jest nastawiony zbyt optymistycznie. Przygotowania zabiorą co najmniej dwa tygodnie, nie będzie też mógł podjąć forsownego marszu, mając przy sobie żonę i jej dwór. Musisz niebawem udać się do lady Eleanor, żono. Pod twą nieobecność wystarczy mi opieka Enit. Jeśli uznam, że nie nadajesz się do podróży, powiem „nie" i nikt mnie nie powstrzyma! Doprawdy, jesteś upartą małą Walijką, pani. Obiecuję, że będę wykonywał wszystkie twe zalecenia, byłeś przywróciła mi zdrowie przed wyruszeniem w dalszą drogę. Nie możemy przecież opuścić księcia. A teraz idź i złóż należny hołd jego żonie. Pozostanę przy twoim mężu - obiecała Enit. Rhonwyn szybko przemyła dłonie i twarz, przyczesała włosy pod przejrzystym kwefem, wygładziła widoczne tylko dla niej zagniecenie na sukni i pospieszyła do namiotu księcia, znajdującego się po przeciwnej stronie obozu.. Strażnikom podała swe imię i cel odwiedzin i wkrótce została przyjęta. Złożyła niski ukłon przed księżną Eleanor. Jakże się cieszę, że cię widzę, Rhonwyn de Beaulieu - powitała ją księżna. - Proszę, usiądź i opowiedz mi o swym mężu, który, jak słyszałam, jest chory, ale już wraca do zdrowia. Czy to prawda? Tak, pani - odparła Rhonwyn, po czym opowiedziała księżnej o dotychczasowej podróży. - Obawiam się - zakończyła - że mój mąż nie odzyska pełni sił na czas, ale i tak upiera się, że pójdzie za swym księciem. Ach, ci mężczyźni! - westchnęła ze zrozumieniem księżna Eleanor. - Są pewni, że nic ich nie zmoże. - Roześmiała się nagle. - Wracaj do męża, pani, i doglądaj go tak, by mogło się spełnić jego życzenie. Potem dołącz do mego dworu. Będziesz mi służyć podczas podróży do Akry i Królestwa Jerozolim- skiego. Jakież to wspaniałe historie będziemy mieć do opowiadania naszym wnukom! - dodała z ciepłym uśmiechem. Najpierw muszę mieć wnuki - zauważyła Rhonwyn. Nie jesteś jeszcze matką? - Głos księżny przepełniony był współczuciem. - Musimy odprawić specjalne nabożeństwo do Maryi, matki naszej Pani, czyli do świętej Anny. Jestem pewna, że cię nie opuści, pani. Kiedy do mnie przybędziesz, pomodlimy się do niej wspólnie. Rhonwyn wróciła do namiotu przepełniona energią. Znajdź sir Fulka - poleciła Enit. - Pragnę poćwiczyć robienie mieczem. - Spojrzała na męża. - Opieka nad tobą to ciężka praca, panie, ale poczułam nagłą ochotę do ćwiczeń. Pozwolisz mi oddalić się na chwilę? Edward skinął głową; mógł pozwolić sobie na wielkoduszność, choć prośba ta wzbudziła w nim sprzeciw. Wiedział jednak, że nie zmieni żony od razu. Kolejny dzień galopad z sir Fulkiem nie powinien jej zaszkodzić, tym bardziej że przecież zmieniła się ostatnio na korzyść. Co powiedziała księżna? - spytał. Że mężczyźni są pewni, iż nic ich nie zmoże. - Rhonwyn roześmiała się. - Chciała też, by uczynić cię zdolnym do podróży, nie mam więc innego wyboru, ale najpierw chcę uwolnić się od energii, która nagle mnie ogarnęła. - Odwróciła się, pozwalając mu zawiązać na plecach sznurówki szermierczej kamizelki. Włóż kolczugę. Jest za gorąco! Mimo to włóż ją, pani. Ćwicząc, poruszasz się szybko i krew żywiej płynie w żyłach twych przeciwników. Nie chcę, by coś ci się stało, owieczko. Rhonwyn włożyła więc nagolennice, kolczugę z naramiennikami i hełm z metalową siatką, spadającą na kark. Upiekę się żywcem - mruknęła. Oto cena, jaką my, rycerze, musimy płacić za chwałę -zakpił Edward. - Ćwicz chociaż w cieniu i niezbyt długo. Jeśli zachorujesz, kto się będzie mną opiekował? Jesteś po prostu zazdrosny, że ja mogę robić mieczem, a ty nie - odparła żartobliwie. Wolałbym, żebyś robiła moim mieczem... - Uśmiechnął się do niej znacząco. Rhonwyn zarumieniła się aż po jasne włosy. Edwardzie! Podejdź i pocałuj mnie. Nie zasłużyłeś na pocałunki. Mówisz takie rzeczy... Pocałuję cię, jeśli zasłużysz na moje względy. Na razie zostawiam cię sam na sam ze wspomnieniem twych grzechów, panie. Chwyciła miecz i wyszła z namiotu. Edward odprowadził ją wzrokiem, z uśmiechem na przystojnej twarzy. Nie sądził, by wspólna z żoną wyprawa zbliżyła ich do siebie, a jednak tak się stało. Być może Bóg pobłogosławił oboje za ich głęboką wiarę. Po raz pierwszy od wielu miesięcy zbudziła się w nim nadzieja na odwzajemnione przez żonę uczucie. 8 Rhonwyn ćwiczyła z sir Fulkiem w namiocie z podniesionymi ściankami, stojącym w cienistej części obozu. Tym, którzy ich widzieli, nie przyszło do głowy, że jeden z rycerzy jest kobietą. Długie włosy Rhonwyn ukryte były pod hełmem. Straszliwy upał powodował, że trzeba było robić częste przerwy na odpoczynek i pić dużo wody. Podczas jednej z takich przerw rozległ się sygnał do boju. Szybko, pani! Muszę odprowadzić cię do namiotu! -krzyknął zaniepokojony sir Fulk. Nie - odparła natychmiast Rhonwyn. - To nasza szansa, by spotkać się z niewiernymi w bitwie! Francuzi omawiają warunki rozejmu, możemy więc nie mieć drugiej takiej okazji. Kiedy dotrzemy do Akry, będziemy walczyć o Jerozolimę. Doczekamy się bitwy. Tego nie możemy być pewni. Nasze miecze nie utoczyły jeszcze krwi wroga, a wiesz, że gdyby nie choroba mojego męża, stałoby się to już dawno. Naprzód, Fulk. Na koń! Na koń! -1 Rhonwyn pobiegła do zagrody, w której trzymano konie. Fulk wahał się przez chwilę. Wiedział, że powinien zawiadomić Edwarda de Beaulieu o zamiarach jego żony, ale gdyby teraz pobiegł do jego namiotu, potyczka skończyłaby się, nim wróciłby i odnalazł swego konia. Niewierni atakowali obóz krzyżowców kilka razy dziennie, ale były to krótkie starcia; wycofywali się, nim dochodziło do bitwy. Sir Fulk pobiegł więc za Rhonwyn. Bardzo chciał wziąć udział w walce. Giermek zdążył już osiodłać konie. Przemknęli galopem między namiotami, spiesząc na miejsce, z którego dobiegał szczęk broni. Fulk musiał przyznać, że lady Rhonwyn nie zna strachu. Zaatakowała bez namysłu z dzikim wojennym okrzykiem, uderzając mieczem na lewo i prawo. Walczyła z nieprzyjacielem w stanie najwyższego upojenia. Nigdy jeszcze nie przeżywała czegoś podobnego. Przed oczami miała czerwoną mgłę, zapomniała o strachu, nie bała się śmierci ani zranienia. Była pewna, że przeżyje dzięki swym nieprzeciętnym umiejętnościom posługiwania się bronią. Wy- dawało się jej, że słyszy głos Otha, szepczący jej do ucha, co powinna zrobić, jakby ten walijski weteran walczył u jej boku. Przeciwnicy cofali się przed nią, a ona omal nie roześmiała się z wielkiej radości. Jej przykład porwał Anglików i Francuzów; przeciwnik nagle zorientował się, że chrześcijanie walczą z nowym zapałem, już nie tylko bronią obozu, ale i atakują! Zamiast do zwykłej potyczki doszło oto do prawdziwej bitwy! Rhonwyn wiedziała, że sir Fulk jest przy niej, gdyż walcząc, miał on zwyczaj nucić pod nosem. Poczuła, że jej miecz zagłębia się w coś miękkiego, ocknęła się z bitewnego oszołomienia i dostrzegła zdumioną twarz wroga, spadającego z konia i niknącego pod kopytami Hardda. W szeregach niewiernych rozległo się wycie - musiał to być ktoś bardzo dla nich ważny. Poczuła paraliżujące ruchy zdumienie. Zabiła człowieka! To nie był turniej, lecz krwawa rzeczywistość. Usłyszała krzyk rannych, zabijanych, tratowanych. Opuściła miecz, rozejrzała się przytomniej. Otaczały ją brodate twarze. Instynkt samozachowawczy wziął w tym momencie górę nad wszelkimi innymi instynktami. Musi się ratować! Musi się przedrzeć do swoich! Sir Fulk ryknął dziko i zaszarżował, próbując uczynić wyłom w kręgu otaczających Rhonwyn nieprzyjaciół. Nie wiedziała, jak to się stało, że oboje zostali odcięci od wojsk krzyżowych. Niewierni świadomie odpychali ich jak najdalej od linii walki. Jeden z nich wyrwał z dłoni Rhonwyn wodze Hardda. Cały oddział, z nią pośrodku, ruszył galopem, ścigany jedynie przez dzielnego sir Fulka. Nawet miecz nie dawał Rhonwyn szansy na uwolnienie. Rozważała możliwość przecięcia wodzów konia, ale, choćby się jej to udało, wrogowie otaczali ją tak ciasno, że nie miałaby możliwości wyrwać się spośród nich. Pojmano ją, odebrano szansę ucieczki! Bitwa zaczęła się późnym popołudniem, a teraz nadszedł już zmierzch. Grupa jeźdźców pędziła po kamienistej ziemi w kierunku widocznego w oddali łańcucha gór. Wreszcie zatrzymała się. Niewierni ściągnęli Rhonwyn z konia i rozbroili, podobnie postąpili z Fulkiem. Jeden z nich wskazał na ziemię w pobliżu usypiska głazów. Gestem i słowem, wypowiedzianym szorstkim, gardłowym głosem, kazał jeńcom usiąść. - Nie mów nic - szepnął sir Fulk. Rhonwyn skinęła głową. Równie dobrze jak on wiedziała, że niewierni nie mają pojęcia, iż ujęli kobietę. Jeńcy dostali okrągły suchy placek i kubek gorzkawej wody; zjedli i napili się, zostawiając nieco pożywienia na później. Fulk przemówił znowu: Spij. Ja będę czuwał, pani. Zamknęła oczy, ale sen nie przychodził. Muszą uciec, i to jak najszybciej, bo im większa odległość od obozu, tym trudniej będzie do niego trafić. A Edward...? Będzie bardzo zagniewany. Kto wie, czy nie zechce natychmiast odesłać jej do Anglii. Oczywiście, że sir Fulk miał rację. Gdy tylko pojawili się niewierni, powinna wrócić wraz z nim do namiotu męża. Co będzie, gdy wrogowie odkryją, że mają do czynienia z kobietą? Zadrżała, nie chciała nawet o tym myśleć. Poczuła, że pod zamkniętymi powiekami wzbierają jej łzy i tylko z największym trudem powstrzymała się od płaczu. Jeśli teraz zacznie się bać, nie będzie mogła myśleć, a nie wolno do tego dopuścić, musi wykorzystać pierwszą okazję ucieczki. Musi sama tego dopilnować, bo sir Fulk jest dobrym rycerzem, ale nie ma talentu taktyka. Nagle, ku swemu wielkiemu zdumieniu, Rhonwyn zdała sobie sprawę, że na chwilę zapadła w sen. Nie wiedziała, jak długo trwała drzemka, z której przebudził ją towarzysz niedoli. Ruszamy, pani - szepnął. W nocy? Księżyc świeci jasno, a chłodna noc jest lepsza do podróży niż upalny dzień. Jeden z niewiernych zna normański. Wsiadaj na konia, nim któryś z nich podejdzie. Musimy uciec! Jak? - spytał Fulk ponuro. Rhonwyn wspięła się na siodło i z rozpaczą patrzyła, jak jej dłonie, nadal w rycerskich rękawicach, przywiązane zostają do łęku siodła. Kątem oka dostrzegła, że Fulka skrępowano w ten sam sposób. Jechali przez całą noc. Zatrzymali się dopiero, gdy słońce było już wysoko na niebie. Znów podano im suchy placek, kubek wody i kazano usiąść pod skalną półką, chroniącą przed palącymi promieniami słońca. Z miejsca postoju rozciągał się widok na równinę sięgającą do morza, Rhonwyn nigdzie jednak nie dostrzegła Kartaginy ani obozu krzyżowców. Co z nami będzie? - spytała szeptem Fulka. Ten, który zna nasz język, powiedział, że za rycerzy często przyjmuje się okup, pani. Zaimponowałaś im odwagą oraz umiejętnością władania orężem. Powiedział, że zabiorą cię do swego władcy, spróbują nawrócić na islam i przeciągnąć na swoją stronę. Twierdzą, że okup za tak znakomitego rycerza przerósłby możliwości Anglików. Jezu! - westchnęła Rhonwyn. Nie odważyła się zapytać, co będzie, jeśli... gdy... zorientują się, że mają do czynienia z kobietą. Fulk wiedział, o czym ona myśli, ale nie mógł jej przecież pocieszyć. Gdybyż tylko w porę zorientował się, że niewierni biorą ich w niewolę! Raczej zabiłby ją, niż pozwolił, by trafiła do haremu, a taki właśnie czekał ją los. Wiedział, bo w obozie często rozmawiano o tym, że dla niewiernych jasnowłose branki to prawdziwy skarb. Odpocznijmy trochę, pani - powiedział cicho. - Gdy zapadnie noc i wzejdzie księżyc, z pewnością znów ruszymy w drogę. Rhonwyn skinęła głową. Jeśli uda się jej jeszcze przez jakiś czas nie zdradzić swej płci, zachowa szansę powrotu do krzyżowców wraz z sir Fulkiem. Spojrzała na niego. Był dwudziestolatkiem, niewysokim, lecz mocno zbudowanym, miał jasne włosy i ciepłe, piwne oczy. Mieszkał blisko Haven, na drugim brzegu Severn; Edward znał go dobrze. To, że rycerz udał się za nią w pogoń, dowodziło wielkiej odwagi, ale zapewne byłoby lepiej, gdyby wrócił do obozu i podniósł alarm. Zawierzył instynktowi, nie rozumowi. No cóż, ona przecież ma na sumieniu identyczny grzech. Podróżowali nocami, odpoczywając za dnia. Wodę dostawali raz podczas jazdy i raz na postoju, tyle tylko, by utrzymać się przy życiu, na ugaszenie pragnienia było jej za mało. Rhonwyn cały czas myślała o Edwardzie. Czy dobrze się czuje? Czy wybaczy jej karygodną lekkomyślność? Pod koniec czwartej nocy przez wąską skalną bramę o stromych zboczach wjechali w zieloną, żyzną dolinę. Jeńcy zobaczyli rozlegle błękitne jezioro, na którego przeciwległym brzegu wznosiło się niewielkie, oślepiająco białe w słońcu miasto. Jadący obok niewierny znający język Normanów wskazał je i powiedział: Cinnebar. Jechali jedną z wielu dróg zbiegających się w szeroki, ubity gościniec. Minęli dużą karawanę objuczonych towarami wielbłądów. Przed sobą mieli teraz wieśniaka, gnającego wraz z wyrostkiem stado kóz, za sobą mniejszą karawanę, wiozącą przyprawy, których słodki zapach unosił się w powietrzu. Otoczenie było tak fascynujące, że Rhonwyn zapomniała na chwilę o strachu i z zainteresowaniem rozglądała się dookoła. Będzie miała co opowiadać Edwardowi i dzieciom, kiedy się ich wreszcie doczekają. Podróżni zmierzający do Cinnebaru zatrzymali się przed bramą i cierpliwie czekali na jej otwarcie o wschodzie słońca. Gdy tylko słoneczna tarcza ukazała się nad horyzontem, rozległ się donośny zgrzyt i przenikliwe skrzypienie - to okute żelazem podwójne wrota rozchyliły się, otwierając drogę do miasta. Straż dokładnie kontrolowała wjeżdżających, jednak oddział żołnierzy przepuszczono bez żadnych formalności. Ulice miasta były wąskie, kręte i prowadzące stromo w górę. Jedną z nich wjechali na szeroki plac przed imponującym marmurowym pałacem. Tu skontrolowano przybyłych przed wpuszczeniem za bramę, na mniejszy dziedzi- nieć, wyłożony ściśle przylegającymi do siebie kwadratami czarnego i białego marmuru. Jeńcom zdjęto więzy, a słudzy pomogli im zsiąść z koni. Pojawił się Saracen znający normański. - Oto pałac Raszyda al Ahmeta, wielkiego kalifa Cinnebaru, niech Allach błogosławi jego przodków i potomków. Wasz los spoczywa w jego ręku. Kalif pragnie bez zwłoki poznać znakomitego chrześcijańskiego rycerza, który ściął jego brata, najlepszego i niezwyciężonego dotąd wojownika Cinnebaru. Idźcie za mną. Rhonwyn zadrżała, słysząc te słowa, a Fulk otworzył usta ze zdumienia. Wymienili zrozpaczone spojrzenia i poszli za przewodnikiem. Wprowadzono ich do niewielkiej, pięknej sali. Przyniesiono wodę, którą zmyli podróżny kurz z dłoni i twarzy, oraz podano pożywienie: świeżo wypieczony, niewysoki chleb, pokrojone owoce i gorący napój pachnący miętą. Po raz pierwszy, odkąd dostali się do niewoli, pozostawiono ich samych. Nie jedz, wszystko jest pewnie zatrute - ostrzegł Fulk. Rhonwyn z zapałem żuła kawałek melona. Jeśli masz rację, umrę śmiercią szybszą od tej, na którą skażą mnie za zabicie brata kalifa. Jedzmy, Fulk, co nam pozostało? Poza tym nie wierzę, żeby zatruli jedzenie. Za długo utrzymywali nas przy życiu, żeby teraz zabijać. Chleb był jeszcze ciepły i smakował wybornie, podobnie jak nieznany im napój, aromatyczny i słodki. Fulk zastanawiał się chwilę nad jej słowami, po czym zabrał się do jedzenia. Kiedy zaspokoili głód, ponownie umyli ręce i twarze w srebrnym naczyniu z wodą. Teraz nie pozostawało im nic oprócz czekania. W sali panowała kojąca cisza. Fulk zastanawiał się, jak mógłby obronić Rhonwyn. Saraceni wkrótce odkryją, że to kobieta, to nie do uniknięcia... a wówczas czeka ją straszny los. Bez broni jednak nic nie wskóra. Gdyby miał broń, zabiłby Rhonwyn, by oszczędzić jej męki zbezczeszczenia przez przybocznych kalifa. Kalif- tytuł przysługujący następcom Mahometa, oznaczający także władcę samodzielnego państwa lub miasta (przyp. tłum.). Choć z drugiej strony fakt, że zabiła brata władcy, tak bardzo mógł ich rozgniewać, że po prostu utnąjej głowę. Modlił się o łaskę szybkiej śmierci dla swej towarzyszki niedoli. Drzwi otworzyły się. Chodźcie - powiedział przewodnik. - Rozpoczęła się poranna audiencja. Długo szli chłodnymi korytarzami marmurowego pałacu, aż dotarli wreszcie przed wysokie odrzwia z brązu, przed którymi stało dwóch strażników o ciemnych jak heban twarzach, ubranych w szerokie szarawary z materiału przetykanego złotą nicią. Na szyjach nosili figurki panter, a w rękach dzierżyli włócznie z onyksu, o srebrnych grotach. Bez słowa otworzyli drzwi i więźniowie weszli do sali audiencyjnej. Była prostokątna, otoczona kolumnami z zielonego i białego marmuru, ozdobionymi od góry do dołu złotymi pasami. Podłogę z białego marmuru pokrywały grube błękitne dywany. W wysokich kadzielnicach w kształcie lilii płonął aloes, płomień drewnianych pochodni wydzielał aromatyczny zapach. Pod przeciwległą ścianą, na pokrytym dywanami podwyższeniu, siedział ze skrzyżowanymi nogami mężczyzna. Nawet od drzwi było widać, że jest wysoki i szczupły, o pociągłej twarzy i długim nosie. Nosił gęstą, krótko przyciętą brodę. Mówił coś, gestykulując wąskimi, rasowymi dłońmi ozdobionymi pierścieniami. Miał na sobie białą szatę, na głowie zaś turban. Sala wypełniona była ludźmi, kalif najwyraźniej wysłuchiwał ich skarg i łagodził spory. Więźniowie przez dłuższy czas czekali przy drzwiach, aż wreszcie nakazano im podejść. Towarzyszył im niewierny znający normański. Klęknijcie, psy! - syknął, popychając Fulka. Klękamy tylko przed Bogiem i przed naszym królem -odparła dumnie Rhonwyn. Niewierny zerknął w bok, przywołując spojrzeniem strażników, którzy zmusili ich do klęknięcia przed kalifem. Rozpoczął wyjaśnienia, ale władca niemal natychmiast przerwał mu, unosząc w górę dłoń. Mów w języku Franków, by mogli zrozumieć i bronić się... Jeśli mają coś na swą obronę, Faruku. Tak, panie. Który z nich zabił księcia Abdullaha? Ten. - Faruk wskazał na Rhonwyn, klęczącą z opuszczoną głową, by ukryć swe kobiece rysy. Kalif wstał i zszedł z podwyższenia. Zatrzymał się przy jeńcach. Nagle jego nozdrza drgnęły. Przyjrzał się obojgu uważnie, po czym szybkim jak błyskawica ruchem zerwał z głowy Rhonwyn hełm. Szarpnięciem poderwał ją na nogi, spojrzał ze zdumieniem i... roześmiał się, widząc opadające na plecy długie, złote włosy. Kobieta! - Roześmiał się jeszcze głośniej. - Kobieta zabiła tego aroganckiego błazna, mojego przyrodniego brata? Oto najodważniejszy, bezlitosny w walce rycerz chrześcijan, Faruku? Przyznaj się, chciałeś ze mnie zakpić! - Mówiąc to, okiem znawcy oceniał urodę branki. Panie! To chyba jest czarownica! Twego brata zabił konny, waleczny rycerz i jego wzięliśmy w niewolę. Przysięgam, kalifie! Przysięgam! - Na twarzy Faruka malowało się przerażenie. Ręce precz, niewierny. - Rhonwyn strząsnęła z siebie dłonie kalifa. - Ten pies nie łże. Zabiłam twego brata. Walczył źle, bezmyślnie i zasłużył na śmierć w bitwie. Ach! - westchnął kalif. - Masz rację, kobieto. Abdullah był lekkomyślny do tego stopnia, że dał się zabić kobiecie. Czy jesteś równie porywcza w ramionach swego pana, kobieto? Zobaczymy, zobaczymy. - Obszedł brankę wkoło, wziął w dłoń pasmo jej długich włosów, powąchał je. - Tak, to właśnie poczułem. Twe włosy pachną, kobieto, i to do ciebie pasuje. Nie znałem dotąd takiego zapachu. - Ujął jej twarz palcami jak z żelaza. - Masz płeć jak biel księżyca, a twe włosy są złote jak słońce. Jesteś piękna i na pewno wiesz o tym. Szmaragdy twych oczu miotają błyskawice gniewu. Będę cię zwać Noor, co oznacza światło. Jestem Raszyd al Ahmet, kalif Cinnebaru, a ty będziesz perłą mego haremu. - Spojrzał na rosłego czarnego sługę. - Zabierz ją do pomieszczeń dla kobiet, Babo Harunie. Dopilnuj, by została wykapana i odpoczęła. Chcę widzieć ją u siebie o wschodzie księżyca. Znajdź w haremie kogoś znającego język Noor, by służył za tłumacza, póki ta kobieta nie nauczy się naszej mowy. Zaczekaj, panie - wtrąciła Rhonwyn. - Co się stanie z moim towarzyszem? Jest twoim kochankiem? - spytał kalif. Nic podobnego! - oburzyła się. - To jeden z rycerzy mego męża. Nazywa się sir Anthony Fulk. Skoro nie jest twym kochankiem, okażę łaskę i daruję życie. Przyjmę za niego okup, a jeśli nie zdoła się okupić, sprzedam go. Al Ahmet z rozczarowaniem przyjął wiadomość, że jego branka nie jest dziewicą, choć zważywszy na jej urodę, nie było to żadnym zaskoczeniem. Z drugiej strony, kobiety Franków nie wiedziały na ogół wiele o sztuce miłości. Przyjemnie więc będzie ją tego uczyć bez walki z dziewiczym wstydem. Trzeba tylko przełamać chrześcijańską cnotę, co jest znacznie łatwiejsze. Kiedy Baba Harun podchodził do niej, Rhonwyn krzyknęła: Fulk, niech Bóg będzie z tobą! Dwaj strażnicy stanęli po obu jej stronach. Strząsnęła z ramienia rękę Haruna, patrząc na niego z gniewem. Pójdę za tobą - oznajmiła. - Nie musisz mnie popychać jak byle niewolnicę. Baba odpowiedział równie gniewnym spojrzeniem, ale w tym momencie przemówił kalif. Sługa odpowiedział mu krótko, po czym przytaknął swemu władcy skinieniem głowy. On nie rozumie frankijskiego, Noor - wyjaśnił al Ahmet. - Nakazałem mu, by postępował z tobą łagodnie i traktował z szacunkiem. Kobiety zwykle bez sprzeciwu spełniają jego polecenia. - Uśmiechnął się ujmująco i wrócił do rozpatrywania kolejnych spraw. Rhonwyn nie miała możliwości wyboru; wyszła z sali za czarnym sługą, który poprowadził ją przez dziedziniec do wydzielonej części pałacu. Strażnicy przy wejściu stanęli na baczność. Przeszli mrocznym korytarzem i pod wysokim łukiem wkroczyli do obszernego pomieszczenia, pośrodku którego biła fontanna. Pełno tu było rozgadanych kobiet o różnych odcieniach skóry. Na widok Baby Haruna błyskawicznie się uciszyły. Baba uśmiechnął się z wyższością, jakby chciał powiedzieć Rhonwyn: „Widzisz, jaki jestem ważny?". Gdzie Nilak? - spytał po arabsku. Z taboretu stojącego w rogu wstała drobna, godnie wyglądająca kobieta. Jestem, mój panie - odpowiedziała. - Czym mogę ci służyć? Wciąż pamiętasz frankijskie narzecze? Tak, panie. A więc, z rozkazu naszego pana i władcy, kalifa Raszyda al Ahmeta, niech imię jego będzie błogosławione, oddaję ci pod opiekę tę kobietę. Dopilnuj, by została wykąpana i odpoczęła. Kalif życzy sobie, by przyprowadzono ją do niego o wschodzie księżyca. Powiedz jej to i naucz ją, że złe zachowanie i nieposłuszeństwo karane jest biciem w pięty. Po tym zabiegu będzie mogła się tylko czołgać. - Z tymi słowy pchnął Rhonwyn w kierunku Nilak. Kobieta chwyciła ją za ramię i powiedziała szybko po normańsku: Nie opieraj się, dziecko. Główny eunuch kalifa długo chowa urazę. Jeśli skompromitujesz go przed kobietami, nigdy ci nie wybaczy i nikt, nawet sam kalif, nie ochroni cię przed jego zemstą. Rhonwyn opanowała gniew. Skinęła głową. Świetnie - szepnęła Nilak. - A teraz chodź ze mną. Porozmawiamy. Powiesz mi, kim jesteś, a ja odpowiem na pytania, których masz, jak widzę, mnóstwo. - Wzięła ją za rękę i poprowadziła do cichego kącika. Po drodze wydała jakieś polecenie przechodzącej niewolnicy. - Kazałam jej przynieść dla ciebie miętową herbatę i słodkie ciasteczka - wyjaśniła. -Siadaj, dziecko. Kim jesteś? - spytała Rhonwyn. - Skąd znasz nasz język? Mam na imię Nilak. Po arabsku znaczy to „kwiat lilii". W mej historii nie ma nic niezwykłego. Ojciec był handlarzem w Prowansji. Maurowie napadli na miasteczko, w którym mieszkaliśmy, wzięli mnie do niewoli i sprzedali. Miałam wówczas dwanaście lat, teraz mam czterdzieści dwa. Przybyłam do Cinnebaru z księżniczką, którą ofiarowano ojcu naszego kalifa. Zmarła przy porodzie, jej córka jest przyrodnią siostrą Raszyda. Opiekowałam się dziewczynką, dopóki nie została wydana za mąż. Jestem już za stara, by ktoś chciał mnie kupić, pozwolono mi więc pozostać w haremie, tym bardziej że mogę być użyteczna. Baba Harun cieszy się, że ma tłumaczkę, kiedy pojawiają się dziewczęta mówiące po frankijsku. A teraz powiedz mi, dziecko, kim jesteś i skąd przybywasz. Rhonwyn opowiedziała swe przygody. Nilak słuchała z otwartymi ustami. Zabiłaś księcia Abdullaha? - spytała z niedowierzaniem. Nie wiedziałam przecież, kim jest - broniła się dziewczyna. - Dla mnie był po prostu wrogiem w bitwie. - Wzruszyła ramionami. - Opowiedz mi o Babie Harunie. Kim on właściwie jest? Głównym strażnikiem haremu kalifa, eunuchem. Nie wiem, co to eunuch. Ani harem... Harem to miejsce, gdzie mieszkają kobiety kalifa: żony, nałożnice, siostry, krewne. Nie ma tu wstępu żaden mężczyzna oprócz niego. A eunuch to kastrat, a więc nie jest prawdziwym mężczyzną. Wszyscy mężczyźni w tej części pałacu -służba, niewolnicy, strażnicy - to eunuchowie. A ten Baba Harun rządzi haremem kalifa? Tak, dziecko. Rządzi. Bądź mu posłuszna i okazuj szacunek, a będzie twym sprzymierzeńcem. Jeśli masz odnieść tu sukces, musisz polegać na jego dobrej woli. Bez tego bowiem skazana będziesz na zapomnienie, a nikt przecież nie chce, by o nim zapomniano. Nie mam zamiaru tu zostać - oznajmiła Rhonwyn. -Ucieknę i wrócę na wybrzeże. Krzyżowcy zamierzają przenieść się do Akry, a mój mąż z pewnością bardzo się o mnie martwi i... jest na mnie bardzo zły. Nilak spojrzała na nią z sympatią. Branki często zachowywały się właśnie tak - przede wszystkim chciały uciec, a ucieczka była niemożliwa... Nie uciekniesz, dziecko - tłumaczyła cierpliwie. - Zapewne nigdy już nie zobaczysz szerokiego świata. Opuścisz te mury, dopiero gdy przyjdzie czas na twój pogrzeb. Pomyśl zresztą, czy odzyskasz serce męża i dom po pobycie u niewiernych? Masz i tak wiele szczęścia, dziecko. Mogli cię zniewolić i zabić, ale tak się nie stało, trafiłaś do prawdziwego raju na ziemi, bo tym jest przecież Cinnebar. Kalif jest silnym władcą i dobrym człowiekiem. Jeśli zdobędziesz jego względy, urodzisz mu syna, czeka cię szczęśliwe życie. A czegóż innego oczekiwać może kobieta na tym świecie? Przecież mam męża! - oburzyła się Rhonwyn. Po raz pierwszy w życiu ogarnęło ją prawdziwe przerażenie. Dlaczego Fulk nie pozwolił jej uciec, gdy były jeszcze na to szanse? Przecież wystarczyło dotrzeć do wybrzeża, a potem do Kartaginy! Przypomniała sobie, że mury otaczające pałac są wyso- kie i grube, a ona tkwi wewnątrz nich. Jeśli Nilak ma rację, jeśli przyjdzie jej tu zostać na zawsze, to istotnie jest się czego bać... Rhonwyn zadrżała. Nilak dostrzegła to i otoczyła ją opiekuńczym ramieniem. Nie martw się, dziecko, wszystko będzie dobrze - powiedziała uspokajająco. - Nikt cię nie skrzywdzi. Obiecuję. Napij się. - Podała jej filiżankę gorącego, aromatycznego napoju. -Miętowa herbata doskonale koi nerwy. - Przytrzymała filiżankę przy ustach Rhonwyn, przemawiając do niej pieszczotliwie, po czym spojrzała na czekającą obok niewolnicę. - Znajdź Babę Haruna i powiedz mu, że ta nowa jest w szoku. Potrzebuję dla niej nasennych ziół, bo bez nich lada chwila wpadnie w histerię. I spytaj go, czy ma już imię. - Spojrzała na bladą twarz Rhonwyn. - Spróbuj tych ciasteczek, dziecko. Jest w nich miód, rodzynki i rozdrobnione migdały. Bardzo je lubię. - Wzięła jedno i odgryzła kawałek. - Sąpyszne. Rhonwyn, z trudem panując nad sobą, sięgnęła po ciasteczko i zaczęła je jeść. Nie poczuła jednak smaku, nie była w stanie go przełknąć, więc w końcu odłożyła je na talerz. Nilak ujęła jej chłodną dłoń w swe ręce. Będziesz tu miała dobre życie. Obiecuję ci - powtórzyła. Jestem Rhonwyn uerch Llywelyn, żona Edwarda de Beaulieu, pana na zamku Haven. Tu nie jest mój świat. Muszą mnie wypuścić! Nilak przytuliła swą podopieczną. W tym momencie nadbiegł Baba Harun. Co się z nią dzieje?! - krzyknął. - Tej nocy musi być gotowa dla kalifa! Jest w szoku, panie. Czegóż innego można oczekiwać? Myśleliście, że schwytaliście walecznego rycerza, a to tylko młoda kobieta. - Nilak przemawiała cichym, uniżonym głosem. - Jeśli kalifa już uwiodła jej uroda, musimy traktować ją łagodnie. Ani tobie, ani mnie nie wolno przecież zawieść naszego pana. Lata przyniosły ci mądrość, Nilak - przyznał Baba Harun, sięgając w fałdy swej obfitej szaty w pasy czerwone, czarne i żółte. - Oto napar, który ją uspokoi. - Odkorkował srebrną buteleczkę i wlał płyn do filiżanki Rhonwyn. Nilak podała jej filiżankę. Wypij, dziecko. To napar z ziół, który cię uspokoi. Dzięki niemu zaśniesz bez trudu, a jutro stawisz czoło życiu tak dzielnie jak do tej pory - rzekła Nilak. Rhonwyn nie protestowała. Wypiła ziołowy płyn tak szybko, jakby nie mogła doczekać się jego dobroczynnego działania, choć w rzeczywistości obawiała się utracić kontrolę nad sobą. Już po chwili ciężkie powieki opadły jej na oczy. Bez sprzeciwu pozwoliła zaprowadzić się na sofę, gdzie natychmiast zapadła w głęboki sen. Czy ona ma już imię? - spytała Nilak. Tak, Noor - odparł eunuch. Jakże odpowiednie. Pomożesz mi rozebrać ją z tego dziwnego stroju, Babo Harunie? Lepiej nie powierzać opieki nad nią innym kobietom, jeszcze nie. Czy panią Alię poinformowano o przybyciu tej branki i zainteresowaniu nią kalifa? Harun skinął głową, zastanawiając się, dlaczego do tej pory nie doceniał inteligencji Nilak i nie traktował jej jak sojuszniczki. Alia była ukochaną żoną kalifa. Zaślubiono ich, gdy miała trzynaście lat i mimo że władca miał już dwie inne żony oraz kilka nałożnic, pozostała jego najwierniejszą przyjaciółką i powiemiczką, choć namiętność minęła. Jej syn miał być następnym kalifem. W haremie lubiano ją, szanowano i obawiano się jej. Ostrzegłem mą panią o zagrożeniu. Przyjdzie obejrzeć tę dziewczynę, gdy tylko zdejmiemy z niej ten dziwny strój. Wspólnymi siłami uwolnili Rhonwyn z wysokich butów, nagolenników, kolczugi i hełmu. Znikł gdzieś rycerz, a kiedy zdjęli także kaftan, portki i szatę spodnia, zobaczyli nagą, kruchą dziewczynę, dość brudną i spoconą, lecz urodziwą. Allachu! Jaka ona piękna! - zawołała Nilak. - Nigdy nie było tu kobiety o tak jasnej skórze, Babo Harunie. Strażnik stał w milczeniu, przyglądając się dziewczynie. Jej ciało było wspaniałe... z wyjątkiem paskudnej kępki włosów w miejscu, gdzie łączyły się nogi. Należało je natychmiast usunąć! Członki branka miała jednak długie i kształtne, a piersi, choć niewielkie, doskonale krągłe, ze sterczącymi brodaw- kami. Wykąpana i odpowiednio ubrana, z pewnością nada się do łoża władcy. Śliczna - rozległ się melodyjny głos Alii. - Czy potraficie ocenić, jaka jest ta dziewczyna? Pełna temperamentu i niebezpieczna - odpowiedział Baba Harun bez chwili wahania. Alia roześmiała się i poklepała go po dłoni. Jesteś wobec mnie przesadnie opiekuńczy, Babo, a ponadto uprzedzony do innych kobiet. A co ty sądzisz, Nilak? Jeszcze nie wiem, pani. Wydaje się inteligentna, nie wyczułam w niej przewrotności, ale znam ją zaledwie od godziny. Myślę jednak, że kobieta, której udało się skłonić męża, by pozwolił jej wziąć udział w bitwie, musi być stanowcza i mądra zarazem. Ostatnie dni dowiodły jej wielkiej odwagi, o czym przekonasz się, gdy opowiem ci jej dzieje. Dopiero przed chwilą zdała sobie sprawę z tego, jaki czeka ją los, i to nią wstrząsnęło. Dowiemy się od niej więcej za kilka godzin, kiedy obudzi się. Babo Harunie, dopilnuj, by Noor była dobrze strzeżona do powrotu Nilak - poleciła Alia. - A ty chodź ze mną. Opowiesz mi jej historię - zwróciła się do opiekunki Rhonwyn. Nilak poszła z żoną kalifa do jej komnat i powtórzyła, czego dowiedziała się od Rhonwyn. Kiedy skończyła opowieść, Alia milczała przez kilka chwil, pogrążona w myślach. Noor wielce mi się przysłużyła, zabijając księcia Abdullaha, choć o tym nie wie. Jeśli tylko nie zwróci się przeciw mnie, obdarzę ją przyjaźnią. Przecież gdyby cokolwiek zdarzyło się memu panu, Raszydowi, Abdullah bez skrupułów zamordowałby mojego syna i zagarnął kalifat dla siebie. Łasce Allacha zawdzięczamy, że jest teraz w raju, a nie w Cinnebarze. - Na chwilę jej spokojna zwykle twarz spochmurniała. - W pałacu rozeszły się pogłoski, że mój pan bardzo chce tę kobietę posiąść. Czy będzie mogła odwiedzić go tej nocy, Nilak? Jak wiesz, kalif źle znosi rozczarowania. Kobieta westchnęła ciężko. Nie wiem, pani - wyznała szczerze. - Nie wiem, jak Noor zachowa się po przebudzeniu. Wypoczęta, może stawiać opór. Przyprowadźcie j ą do mnie po kąpieli. Nilak wstała i pokłoniła się Ałii. Pośpieszyła do sali, gdzie jej podopieczna leżała pogrążona we śnie, strzeżona przez dwóch uzbrojonych eunuchów. Kazała niewolnicom przynieść materiał, który od dłuższego czasu pracowicie haftowała, i usiadła przy sofie, pochylona nad igłą. Rhonwyn obudziła się w końcu. W pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest. Usta miała suche. Kiedy dostrzegła Niłak, bezwładnie opadła na poduszkę. Pić... - szepnęła. Kobieta podała jej kielich. To sok owocowy. Jak się czujesz, dziecko? Jestem zmęczona. - Rhonwyn nagle zdała sobie sprawę ze swej nagości i krzyknęła. - Co się stało z moim ubraniem? -spytała, czerwieniąc się, bo w zasięgu ręki nie znalazła niczego, czym mogłaby się okryć. Nie mogłaś spać w swym ciężkim stroju, dziecko. Odcisnął ślady na cienkiej skórze twych delikatnych członków. Tylko gruby kaftan ochronił twe piersi przed brzydkimi otarciami. Musisz wziąć kąpiel. Czy możesz wstać? Przespałaś prawie cały dzień. Nie mogłaś czegoś na mnie włożyć? Na brudne ciało? - zgorszyła się Nilak. Nigdzie nie pójdę bez okrycia! Rozumiem, że nie jesteś przyzwyczajona do nagości, dziecko, ale tu są same kobiety - wyjaśniła spokojnie niewolnica, wyciągając do niej rękę. - Chodź ze mną, nie bądź głupia. Kąpiel pomoże ci odzyskać siły. - Nie! No cóż, branka prędzej czy później musi nauczyć się posłuszeństwa. Nilak skinęła na dwóch eunuchów. Noor ma wziąć kąpiel, lecz nie chce przejść do łaźni. Dopilnujcie, by znalazła się tam jak najszybciej. Będę na nią czekała. Nie doszła jeszcze do drzwi głównej sali haremu, kiedy usłyszała głośny krzyk oburzenia. Uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Eunuchowie zawsze wykonywali rozkazy. W łaźni przywitała pracującą tam niewolnicę: Dzień dobry, Sarai. Dzień dobry, Nilak. Przyprowadzasz mi rycerza kobietę? Gdzie ona jest? Pan chce ją mieć dziś, a słyszałam, że będzie z nią wiele pracy. Przyjdzie wkrótce. Wstydzi się nagości, opierała się, więc przyprowadzają strażnicy. Głupia. Frankijskie kobiety mają dziwne pojęcie o nagości. Ach, oto jest. Rhonwyn była czerwona ze złości. Dwaj eunuchowie prowadzili ją za ramiona, a kiedy się opierała, po prostu podnosili ją tak, że nie dotykała stopami podłogi. Kiedy wreszcie znalazła się w łaźni, rzuciła się na nich z pięściami. Barbarzyńcy! - krzyczała. Eunuchów zdumiała jej reakcja, ciosy drobnych pięści nie wywarły jednak na nich wrażenia. Odeszli, śmiejąc się. Jak mogłaś mi to zrobić?! - krzyknęła Rhonwyn. Nie spieram się z rozkapryszonymi dziewczętami - odparła poważnie niewolnica. - Zasadą rządzącą tym światem jest posłuszeństwo, Noor. Jeśli nie okazujesz posłuszeństwa, zostajesz do niego zmuszona. Nie jesteś przecież głupia, ta jedna lekcja powinna ci wystarczyć. Ucieknę stąd! Powrócę do mego świata! Nie. Nie uciekniesz. Jeśli nawet jakimś cudem uda ci się opuścić pałac, nie będziesz wiedziała, dokąd iść, i pościg sprowadzi cię z powrotem. Zostaniesz ukarana biciem w pięty, tak że nie będziesz mogła chodzić przez trzy dni; w ten sposób karze się nieposłuszne niewolnice. Przewinienia nigdy nie uchodzą tu płazem. Zaniechaj oporu, Noor. Wiele jeszcze mamy do zrobienia przed wschodem księżyca. To jest Sarai, która zarządza łaźnią. Będziesz jej posłuszna, a ja pozostanę przy tobie, by przekonać się, że nabrałaś rozumu. Przypominasz mi moją ciotkę - stwierdziła Rhonwyn. -Przeoryszę klasztoru. Ona też musiała przemawiać do ciebie tak stanowczo? -roześmiała się niewolnica. Musiała - przyznała branka i już posłusznie udała się do łaźni. Nie uważała się za osobę niechlujną, ale okazało się, że nie wie także, co to znaczy czystość. Najpierw polano jej ciało wodą, obficie namydlono, wyszorowano i spłukano. Ręce, nogi, pachy i łono nasmarowano gęstą, fioletową pastą o dziwnym, ciężkim zapachu. Dostała filiżankę gorącej i słod- kiej herbaty miętowej,, którą wypiła posłusznie. Ze zdumieniem obserwowała, jak pod strumieniem wody wraz z pastą znikają włosy z jej ciała. Spojrzała na łono i zaczerwieniła się; nie zdawała sobie dotąd sprawy, jak jest wypukłe, nie widziała też nigdy dzielącej je na dwie części różowej szczeliny. Jej ciało wydało się jej naraz szalenie zmysłowe i to uczucie żenowało ją. Nagość nie krępowała jednak dwóch asystujących przy kąpieli kobiet. Co za dziwny świat! - myślała Rhonwyn, kiedy paznokcie u rąk i stóp opiłowano jej krótko, wygładzono i zaokrąglono. Jasne, złotosrebrzyste włosy Rhonwyn umyto bardzo dokładnie, aż zdawało się jej, że wraz z brudem schodzi jej skóra z głowy. Następnie wysuszono je ręcznikami, tak że stały się puszyste i lekkie jak dmuchawce. Potem ułożono ją na wysokiej, miękkiej ławie, a z cienia wyłoniła się stara kobieta z koszem w dłoni. To będzie dla ciebie najtrudniejsze - oznajmiła Nilak. -Ale Rafi musi oczyścić twą miłosną pochwę. Leż spokojnie, nie skrzywdzi cię. Rhonwyn spojrzała na niewolnicę szeroko otwartymi, zdumionymi oczami, ale przecież zrozumiała już, że opór na nic się nie zda. Leżała bezwolna, podczas gdy Rafi rozchyliła jej nogi i delikatnie myła to, czego Rhonwyn nie myła jeszcze nigdy. Zręczne palce wsunęły miękkie płótno głęboko, czyszcząc pochwę, w którą kalif tej nocy miał wsunąć swój miecz. Jakie to dziwne - pomyślała Rhonwyn, poddając się tym zabiegom - nie wiedziałam, że nogi można rozłożyć tak szeroko. Kalif dozna z nią wielkiej przyjemności - powiedziała Rafi do Nilak i Sarai. - Nie jest dziewicą, ale pozostała jakby nietknięta. Kwiat rozkoszy jeszcze się nie rozwinął. - Zachichotała, patrząc na brankę. - Skończyłam, kochanie. Obyś zaznała rozkoszy w łożu naszego pana. Co ona powiedziała? Że jesteś piękna i że dobrze ci życzy - wyjaśniła Nilak. -Teraz pora na masaż. Leż spokojnie. Masaż z pewnością ci się spodoba. Młody eunuch, tylko w przepasce na biodrach, podszedł z tacą olejków i mazideł. Przyjrzał się jej krytycznie, wybrał jeden z olejków, wylał go na swą różową dłoń i zaczął wcierać w jej skórę. Rhonwyn była wstrząśnięta, ale ten chłopak o brązowej skórze po prostu wykonywał swą pracę, a nagie kobiece ciało nie robiło na nim żadnego wrażenia. Zaczął masowanie od karku i szyi, potem przyszła kolej na piersi, ramiona, dłonie i palce u dłoni, nogi, stopy i palce u stóp. Potem obrócił ją z taką łatwością jak grzankę nad ogniem i zaczął ugniatać barki, plecy, pośladki, uda i łydki. Sztywne, napięte z początku ciało Rhonwyn niemal natychmiast poddało się zabiegom. Poczuła nagły przypływ energii. W łaźni doznała najrozkoszniejszego, a zarazem najbardziej niewiarygodnego przeżycia. Przyszła jej do głowy myśl, że podobałoby się to Edwardowi, i na wspomnienie męża oprzytomniała. Ma pójść po prostu do kalifa jak owca na rzeź? Znaleźć się w łożu innego mężczyzny, gdy nie potrafi obudzić w sobie namiętności i zadowolić męża? Jeśli zawiedzie oczekiwania władcy Cinnebaru, czy zostanie skazana na śmierć? A może, rozczarowany, odeśle ją do obozu krzyżowców ra- zem z biednym Fulkiem? Był to jedyny promyk nadziei w otaczającej ją ciemności, od niego zależało jej życie. Powie kalifowi prawdę - że nie jest zdolna ani dawać rozkoszy, ani odczuwać jej. Poprosi, by odesłano ją do Edwarda. Tak, tak, nie ma się czego bać, a łaźnia to przecież bardzo przyjemne miejsce. Opowie o tym mężowi, kiedy już odzyska wolność. W Haven również powinni mieć coś tak... tak cywilizowanego. 9 Żona kalifa była piękną kobietą, a jej inteligencja, łagodność i zdrowy rozsądek sprawiły, że po piętnastu latach małżeństwa nadal zajmowała ważne miejsce w sercu męża. Urodziła się w Egipcie, była drobna, miała jasnozłotą cerę, śliczne oczy w kształcie migdałów i długie, gęste, czarne włosy, które nosiła rozpuszczone, z wplecionymi w nie sznurami pereł. Miała na sobie śliwkowy jedwabny kaftan, lamowany złotem przy długim, ostro wyciętym dekolcie i szerokich rękawach. Klęknij przed żoną kalifa, Noor - poleciła Nilak. Dziewczyna przyklękła, ale nie spuściła głowy. Alia uśmiechnęła się ledwie dostrzegalnie. Noor była dumna, a duma, kontrolowana i okazywana w porę, może być bardzo pożyteczna. Całkiem prawdopodobne, że to piękne stworzenie zostanie w przyszłości czwartą żoną kalifa i sojuszniczką pierwszej w zwadach ze ślicznymi, lecz głupimi pozostałymi dwiema żonami, zajmującymi się to podważaniem pozycji Alii, to szkodzeniem jej synowi, Mohammedowi. Gdyby nie Mohammed, który miał w przyszłości objąć władzę, walczyłyby z pewnością między sobą, obie bowiem miały synów, i Cinnebar pogrążyłby się w krwawej wojnie domowej. Jest gotowa? - zwróciła się Alia do Nilak. Mam wrażenie, że pogodziła się z losem, pani. Została wykąpana i poddana zabiegom pielęgnacyjnym. Mamy nadzieję, że jej uroda sprosta oczekiwaniom naszego władcy. -Nilak uśmiechnęła się. - Jest piękna, prawda? Powiedz jej, że zadowala mnie zarówno jej wygląd, jak i maniery. Niewolnica przetłumaczyła. Rhonwyn spytała ją: Czy wolno mi zwracać się bezpośrednio do owej damy, czy też muszę to czynić za twoim pośrednictwem? Możesz zwracać się wprost do niej, a ja przetłumaczę twe słowa. Pani, dziękuję ci za łaskę. Mam jednak nadzieję, że kalif zechce odesłać mnie do męża, by moja obecność nie była ci zawadą - powiedziała grzecznie Rhonwyn. Przecież żony kalifa nie może cieszyć stała obecność w haremie wszystkich tych kobiet, odwracających uwagę jej męża od Alii. Z pewnością zechce pozbyć się choćby tej ostatniej, która opuści Cinnebar z radością. Nilak powtórzyła słowa Rhonwyn, dodając od siebie: Noor nie rozumie jeszcze naszych obyczajów, pani, i jak każda branka, marzy o wolności. On z pewnością wyleczy ją z tych marzeń. Już rankiem stanie się jego oddaną niewolnicą, jak wiele kobiet przed nią. Nie wiem, co takiego jest w moim Raszydzie, ale jego wdzięk dorównuje namiętności. Powiedz Noor, że dziękuję jej za dobre słowa i cieszę się z jej obecności. Jeśli nadal zachowywać się będzie tak nienagannie, obdarzę ją przychylnością. Ale masz szczęście! - zawołała Nilak, zwracając się do Rhonwyn. - Spodobały się jej twe dobre maniery. Jeśli nadal będziesz zachowywać się tak jak dotychczas, zyskasz jej przychylność! Doceń to, bo drugiej i trzeciej żonie nie udała się ta sztuka. Kalif ma trzy żony?! - Rewelacja ta wstrząsnęła Rhonwyn. Prawo islamu zezwala na cztery żony i dowolną liczbę nałożnic. Nakłada tylko jedno ograniczenie: wszystkie żony muszą być traktowane tak samo. Jeśli zadowolisz kalifa, możesz również zostać jego żoną, a gdy będziesz cieszyć się łaskami pierwszej żony, droga do awansów stanie przed tobą otworem, a przyszłość będzie zapowiadała się wspaniale. Nie zapomnij o mnie, gdy osiągniesz wysoką pozycję. Nie mam zamiaru osiągać tu żadnej pozycji. - Rhonwyn podeszła do sprawy praktycznie. - Doskonale wiesz, że nie idę do kalifa po to, by go zadowolić, lecz po to, by błagać o wolność. Zmądrzyj wreszcie, dziecko. Tłumaczyłam ci przecież, że z Cinnebaru nie ma powrotu do twojego świata. Uczyń wszystko, by przyzwyczaić się do życia tutaj. Co mówi Noor? - spytała Alia. Obawia się, że nie zdoła zadowolić kalifa - skłamała zręcznie Nilak. Cóż mogła powiedzieć? - Próbuję wytłumaczyć jej, że jest radością dla oczu i z pewnością da rozkosz panu. Alia uśmiechnęła się ciepło. Jakże mogłoby być inaczej - stwierdziła wielkodusznie. -Odprowadź ją teraz na spoczynek. Możemy odejść - przetłumaczyła Nilak jej słowa. -Wstań, Noor, i pokłoń się pani, która obdarzyła cię łaską. Rhonwyn wstała i ukłoniła się Alii, zachwycając się urodą pierwszej żony kalifa. Taka śliczna - myślała. - Dlaczego godzi się dzielić mężem z wszystkimi tymi kobietami?! Ja nie oddałabym Edwarda nikomu. Ach, Edward! Chciał ją pocałować, nim poszła ćwiczyć z sir Fulkiem, a ona odmówiła mu pocałunku. Jakże tego teraz żałowała. Przyniesiono jej tacę z płaskim, gorącym chlebem, kawałkami piersi kurczęcia, morelą i białą, gęstą substancją. Nilak wyjaśniła, że to jogurt przyrządzony z mleka. Była głodna, zjadła więc wszystko. Pojawiła się wówczas stara kobieta, a Rhonwyn, zgodnie z poleceniem, otworzyła usta. Kobieta wyczyściła jej zęby w sposób całkowicie dla niej nowy: sprosz- kowanym pumeksem z miętowymi liśćmi, szorstką ściereczką oraz szczoteczką. Po tym zabiegu kobieta kazała wypłukać jej usta wodą z miętą. Musisz mieć świeży oddech - wyjaśniła Nilak. Potem Rhonwyn zapadła w sen, a kiedy obudziła się, kazano jej oddać mocz i umyto ją w wodzie różanej. Następnie jeszcze raz wyczyszczono usta i przyodziano w kremową jedwabną szatę, pod którą na biodrach zawieszono wąski złoty łańcuszek przyozdobiony perłą. Stopy pozostały bose, złote włosy rozpuszczone. Baba Harun zaprowadzi cię do kalifa - rzekła Nilak. Czy jeszcze cię zobaczę? Jeśli przez głupotę nie zmarnujesz swej szansy, zobaczysz mnie jutro. Wiem, o czym myślisz, Noor. Ostrzegam cię zatem po raz ostatni: zapomnij o ucieczce. Twoje miejsce jest teraz w Cinnebarze. Lepiej więc zająć najwyższe miejsce w haremie. Ja to wiem. Los nigdy nie dał mi takiej szansy, jaką dał tobie, ale gdyby... gdyby... - Nilak przytuliła swą nową podopieczną. - Sądzę, że twa ciotka, przeorysza, udzieliłaby ci tych rad, których i ja ci udzielam. Ach, oto i Baba Harun. Idź z nim i nie zapomnij ukłonić się kalifowi tak, jak cię uczyłam. Życzę ci wiele radości, dziecko. Powiadają, że kalif jest wspaniałym kochankiem. A co to za różnica! - pomyślała Rhonwyn, idąc za eunuchem przez komnaty kobiet i wąski, oświetlony przyćmionym światłem i wypełniony wonią kadzideł korytarz, prowadzący do męskiej części pałacu. Jeśli nie czułam nic, będąc z mym ukochanym Edwardem, co mogę czuć dzięki mężczyźnie obcemu, który twierdzi, że jestem niewolnicą i mój los zależy od jego kaprysu? Jeśli nie zdołam przekonać go, by odesłał mnie do obozu krzyżowców pod Kartaginą, mój los będzie przesądzony. Eunuch zatrzymał się przed dwuskrzydłowymi drzwiami, ozdobionymi wzorem ze złotych liści. Skinął głową na strażników, którzy otworzyli je. Rhonwyn i Baba Harun przekroczyli próg, po czym drzwi zamknęły się za nimi cicho. Kalif już czekał. Zgodnie z otrzymanymi od Nilak instrukcjami, Rhonwyn padła na kolana i głęboko się pochyliwszy, dotknęła czołem jego bosych stóp. Ukłon taki wydał się jej upokarzający, ale wciąż żywiła nadzieję na pomoc Raszyda al Ahmeta, nie mogła więc narazić się na urażenie go. Pięknie, pięknie, Noor - zakpił kalif. - Mam nadzieję, że twa duma nie ucierpiała. Wstań. Baba Harun pomógł jej wstać, po czym, ku wielkiemu zdumieniu Rhonwyn, błyskawicznym ruchem zerwał z niej szatę i opuścił pokój. Nie mam czym się okryć! - pomyślała Rhonwyn. Stała nieruchomo, patrząc w przestrzeń i próbując nie okazać wstydu. Załóż ręce za głowę - rozkazał Raszyd i zdziwił się bardzo, gdy branka bez protestu spełniła polecenie. Czyżby podano jej jakieś środki uspokajające? Nie. Jej mleczna skóra była lekko zaróżowiona, a dziewczyna świadomie unikała jego wzroku. Uśmiechnął się lekko. Powoli, bez pośpiechu obejrzał swą nową niewolnicę. Tak doskonałego ciała jeszcze nie widział. Piersi miała jak dojrzałe brzoskwinie, kształty pięknie zaokrąglone, choć smukłe. Szczególnie spodobały mu się stopy - szczupłe i wąskie, o wysokim podbiciu. Smukła talia przechodziła w idealnie ukształtowane biodra. Obszedł ją powoli, podziwiając wąskie plecy i jędrne pośladki, nieco okrąglejsze, niż się spodziewał. Stał za nią; nie potrafił się powstrzymać przed objęciem jej i położeniem dłoni na tych jakże doskonałych piersiach. Wydały mu się zdumiewająco ciężkie, biorąc pod uwagę wielkość. Zanurzył twarz w jej włosach i powiedział: Co to za cudowny zapach, ma ukochana Noor? Tak pachnie olejek z rośliny, która nie rośnie w Cinnebarze, panie - odparła Rhonwyn. Czuła na ciele ciepłe dłonie kalifa i było to uczucie bardzo niepokojące, ale jeśli tylko to ją tu czeka, cóż, zniesie je bez skargi, pamiętając o celu, który jej przyświecał. Kciuki ciepłych dłoni przesunęły się lekko po sutkach Rhonwyn. Co to za roślina? To wrzos, panie. Nie rośnie w waszym klimacie. Pragnęła cofnąć się, odwrócić, ale gdyby to zrobiła, jak zareagowałby kalif? Być może, ale olejek mogę przecież dla ciebie sprowadzić. Jutro wydam odpowiednie polecenia. - Zdjął dłonie z piersi Rhonwyn, obszedł ją i stanął przed nią. Opuścił wzrok na złoty łańcuszek opasujący krągłe biodra. Zwieszała się z niego owalna perła, dotykająca niemal różowej szczeliny na wypukłym łonie dziewczyny, niczym znak wskazujący drogę do raju. Ciekawe, kto wpadł na ten wspaniały pomysł? Możesz opuścić ręce, Noor. Dziękuję, panie. Jesteś niezwykle uprzejma, ma piękna. Po naszym pierwszym spotkaniu dziś rano myślałem, że będziesz się opierać, a jednak jesteś tu, uległa jak wszystkie owieczki z mojego stada. Ciekawe, co cię tak odmieniło? Z pewnością nie poddałaś się tak szybko losowi, Noor? - Kalif uniósł pytająco brew. Rhonwyn musiała skupić na nim wzrok, nie mogła przecież przedstawić swej prośby, patrząc gdzieś w przestrzeń. Dopiero teraz dostrzegła, że władca Cinnebaru ma na sobie wyłącznie białą wąską opaskę biodrową. Ciało miał niemal tak jasne jak ona, z wyjątkiem dłoni i twarzy, zbrązo wiały eh od słońca, bezwłose, muskularne, lecz szczupłe, co zauważyła już wcześniej. Nigdy dotąd nie widziała tak przystojnego mężczyzny; w niczym nie przypominał Edwarda, który, choć pociągający, nie był tak przystojny jak ten ideał męskiej urody stojący przed nią. Cóż mi odpowiesz? - naciskał kalif. Nie mogę dać ci przyjemności, panie - wykrztusiła wreszcie Rhonwyn. Czy to oznacza, że będziesz opierać się mej namiętności? Nerwowo pokręciła głową. Nie! To znaczy tak, będę, ale nie o to chodzi. Nie jestem w stanie sprawić ci przyjemności. Kocham męża, a on mnie, potrafiłam jednak oddać mu wyłącznie ciało. Dla nas obojga był to wielki ciężar. Błagam o wybaczenie, panie, ale teraz, kiedy już ci to wyznałam, czy zechcesz odesłać mnie do krzyżowców wraz z biednym sir Fulkiem? Nie. Nie zechcę. Nie ma na tym świecie kobiety niezdolnej do dawania i przyjmowania przyjemności. Niektóre wymagają po prostu dłuższego czasu, inne specjalnych zabiegów. Przykro mi, że ty i twój były pan nie znaleźliście szczęścia w cielesnym obcowaniu, ale obiecuję ci, że zaznasz go ze mną. Tej nocy, może następnej, ale zaznasz. Przekonasz się 0 tym, ma piękna Noor. Nie! - Co też mówi ten mężczyzna?! Oszalał, z pewnością oszalał! Przecież nie może jej nadal pragnąć! Nie po tym, gdy powiedziała mu, że jest niezdolna do namiętności. Widząc w oczach branki narastającą panikę, Raszyd al Ahmet przytulił ją mocno. Nie obawiaj się, ma piękna - szepnął, gładząc japo głowie. Nie rozumiesz! - zaszlochała. Ależ rozumiem, rozumiem. Nigdy nie zanurzyłaś się w oceanie rozkoszy, nie poznałaś tej przyjemności, lecz ja wprowadzę cię w świat zmysłów, Noor. Nie pozwolę, by dziewczyna tak piękna przeżyła życie, nie doznając prawdziwej namiętności i radości płynącej z jej zaspokajania. Jesteś moja, Noor, i nigdy nie pozwolę ci odejść. Słowa te przeraziły ją. Dlaczego jej nie wierzy?! Nagle poczuła, że przyciska jej usta swymi, i zaczęła płakać. Raszyd al Ahmet wziął ją na ręce, zaniósł do łoża i złożył tam delikatnie. Trzymał ją w ramionach, a ona wypłakiwała z siebie duszę. Nie mówił nic, wiedział bowiem, że żadne słowa, które mógł do niej skierować, nie przyniosłyby jej pociechy. Powoli, z wahaniem i obawą przed nieznanym Noor próbowała przecież pogodzić się z myślą, że jej przeznaczeniem jest kalif, a nie chrześcijański rycerz. Jeśli rzeczywiście kochała swego rycerza, choć nie potrafiła dać mu rozkoszy ani też doznać jej, przeznaczenie to musiało wydać się jej okrutne. Kalif uważał jednak, że dziewczyna tak silna jak ona potrafi pogodzić się z losem. Tymczasem Rhonwyn powtarzała w myśli jedno słowo: „Edward! Edward!" Nie mogła pogodzić się z myślą, że Edward znikł z jej życia na zawsze. Że może tylko albo przyjąć to, co oferuje jej kalif, albo umrzeć. Ale jeśli umrze, nie powróci do Edwarda, spotkają się tylko kiedyś ich dusze. A co z nim? Czy łatwo pogodzi się ze stratą? Możliwe... Zawarli małżeństwo z pobudek politycznych. Nie wątpiła, że w końcu przywiązał się do niej, tak jak ona przywiązała się do niego... Przekonany, że nigdy więcej nie ujrzy Rhonwyn, Edward po powrocie do Haven z pewnością ożeni się powtórnie, by spłodzić potomstwo. Zapewne zwiąże się ze swą kuzynką. Dziewczyna taka jak Katarzyna de Beaulieu idealnie nadaje się na jego żonę. Umie zarządzać domem i zna powinności kobiety w małżeńskim łożu; z nią Edward szybko doczeka się wymarzonego potomstwa. Może to dla niego nawet lepiej...? Westchnęła głęboko i przestała płakać. Dawno już żadna kobieta nie czuła się przy mnie tak bezpieczna i nie płakała z głową na mojej piersi - powiedział cicho Raszyd al Ahmet. Jestem tu obca, dlatego też zapewne nie odczuwam wobec ciebie ani strachu, ani szacunku takiego, jaki czują inne kobiety - odparła Rhonwyn, odwracając twarz. - Wiem, że gdy płaczę, wyglądam okropnie. Nieczęsto jednak płaczę, może zdarzyło mi się to ze trzy razy w życiu. Jesteś piękna, nawet gdy płaczesz. - Kalif pocałował jej mokre policzki. Rhonwyn uśmiechnęła się mimo woli. Ach! Więc żal już minął? Serce mnie boli, panie - wyznała, zdziwiona, że rozmawia z obcym mężczyzną tak, jak nie zdarzyło się jej jeszcze rozmawiać z nikim. Rozumiem. Wiele straciłaś, ma piękna Noor. To trochę jak śmierć, prawda? Tak, trochę jak śmierć. Dlaczego boisz się namiętności? - spytał kalif. Nie boję się niczego! Boisz się namiętności. Dlaczego? Opowiedz mi o sobie i o kraju, gdzie rodzą się tak piękne kobiety. - Usiadł i przytulił ją. Nazywam się Rhonwyn uerch Llywelyn... Rhonwyn córka Llywelyna. Mój ojciec jest księciem, panem wszystkich Walijczyków. Matka była jego nałożnicą. Mam młodszego brata. Kiedy matka umarła przy porodzie trzeciego dziecka, ojciec zabrał nas do jednego ze swych zamków. Niestety, nie przyszło mu do głowy, by wybrać zamek, w którym są kobiety. Dorastałam zatem wśród mężczyzn, naśladując ich zachowanie. To oni nauczyli cię walczyć? Tak, lecz tylko dlatego, że o to błagałam. Kochałam ich i chciałam być taka jak oni. Pewnego dnia, po wielu latach, zjawił się ojciec i oznajmił, że mam poślubić angielskiego lorda, bo taki był warunek zawarcia traktatu między nim a królem Anglików. Przeraził się, kiedy zobaczył córkę wyglądającą jak chłopak i zachowującą się jak chłopak. Wysłał mnie do ciotki, przeoryszy niewielkiego klasztoru. Przez sześć miesięcy uczyłam się być kobietą, a potem pojechałam do Anglii i poślubiłam Edwarda de Beaulieu, pana zamku Haven. Gdy mąż postanowił wziąć udział w wyprawie krzyżowej, stanęłam u jego boku. Nie potrafiłaś oprzeć się wezwaniu do boju, przez co stałaś się mą branką. Ale... gdzie był wówczas twój mąż, Noor? Dlaczego naraził cię na tak wielkie niebezpieczeństwo? Zachorował na żołądek. Opiekowałam się nim, a kiedy przychodził już do zdrowia, pozwolił mi na ćwiczenia z sir Fulkiem, wiedząc, że bardzo tego pragnę. Podczas walki zostałam odcięta od towarzyszy i pojmana. Biedny Fulk ruszył mi na odsiecz i też znalazł się w niewoli. Gdyby nie ja, byłby teraz wśród swoich. Nie sprzedam tego rycerza. Okazał się dzielny i wierny swemu panu, zasłużył więc na lepszy los. Będzie uczył mego syna, Mohammeda, waszych sposobów walki. Kiedyś wiedza ta może się chłopcu przydać. Czy moja decyzja raduje cię, Noor? Tak, panie. Dziękuję. - Rhonwyn ośmieliła się zerknąć na przystojną twarz kalifa. Jestem łaskawy dla tych, którzy są mi posłuszni - szepnął. Pochylił się i pocałował ją w ucho, a następnie przesunął po nim delikatnie czubkiem języka. Co on robi?! - pomyślała Rhonwyn, czując ciepło i wilgoć na skórze. Zadrżała. Edward nigdy... Och...! Kalif lekko ścisnął zębami płatek jej ucha, odsunął pasmo włosów i zaczął całować kark. Fascynowały go krótkie, jasne włoski na skórze branki. Jej ciało pachniało różą i lilią; mieszanka ta uderzała do głowy, sprawiła, że serce zaczęło bić mu szybciej. Lekko przygryzł jej pięknie pachnącą skórę. Och...! -jęknęłaRhonwyn. Czyżby twój mąż nigdy tego nie robił, Noor? - spytał kalif. Ujął jej dłoń i przesunął po niej językiem. Ssał kolejno palce, a potem wziął jeden do ust, mrucząc z zadowolenia. Rhonwyn zdumiało takie zachowanie. Ten mężczyzna był zepsuty, zepsuty do szpiku kości. Dlaczego po prostu nie posiadł jej i nie odesłał? Raszyd zaskoczył ją jeszcze bardziej, gdy ułożył ją na wznak i zaczął językiem przesuwać po jej ciele, powoli, bez pośpiechu. Proszę... - szepnęła. Na chwilę podniósł głowę. O co prosisz? Nie rób tego, panie. Nie, proszę, nie! Tymczasem on lizał jej piersi. Rhonwyn czuła, jak jej ciało reaguje na tę pieszczotę. Sutki naprężyły się. Ogarnęła ją panika. Kalif odczuł to. Czego się boisz, Noor? - spytał. - Nie krzywdzę cię, prawda? Smakuję tylko twe ciało, jakże doskonałe! Mam zamiar poznać je całe. W tym, co robię, nie ma przecież niczego złego. To takie dziwne... - jęknęła. Nie znajdujesz w tym przyjemności? - Nie! Znajdziesz ją, piękna, znajdziesz, kiedy przestaniesz się bać i zaczniesz cieszyć się rozkoszą, którą ci dam. Rhonwyn zamknęła oczy. Próbowała wyzwolić się od strachu. On miał rację. Zachowywała się głupio. Nie robił jej przecież żadnej krzywdy. Język miał ciepły, ciało drżało pod jego dotykiem. Gdy kalif zsunął się i zaczął pieścić ustami jej brzuch i łono, krzyknęła, zaskoczona i zaniepokojona. Podniósł głowę, śmiejąc się cicho. Nie jesteś jeszcze gotowa, ma piękna Noor. Gotowa... na co? Mamy czas, skarbie. Zabrzmiało to tajemniczo, a on lizał jej udo, nogę aż po stopę, którą ucałował namiętnie. Ssał palce jej stóp. Jesteś szalony - szepnęła Rhonwyn. Twe ciało jest jak narkotyk, którego nigdy nie będę mieć dość - odparł. Obrócił ją na brzuch i dotknął językiem stóp, co wywołało jej chichot. Gdy sięgnął pomiędzy pośladki, znów krzyknęła, zaskoczona. W końcu ugryzł ją lekko w szyję, po czym znów obrócił ją na wznak. Drżysz - powiedział, muskając ustami jej wargi. - Czyżby zaczął topnieć lód otaczający twe zimne serce dziewczyny północy? - Przesunął językiem po jej wargach. - A teraz, piękna, pora, byś zaczęła się uczyć, jak sprawiać przyjemność swemu panu i władcy. - Wyskoczył z łóżka, pociągając ją za sobą. - Rozwiąż mi opaskę! Będziesz... nagi - zauważyła naiwnie. Odpowiedział śmiechem. Owszem. Będę - przyznał i rozpiął łańcuszek na jej biodrach. - Zrób to, piękna - ponaglił. - Dlaczego się wahasz? Przecież wiesz, jak wygląda ciało mężczyzny. Ten widok nie powinien być dla ciebie zaskoczeniem. Nieustannie mnie zaskakujesz, panie - wyznała zarumieniona. Opaska! - przypomniał jej rozkazującym tonem. Rhonwyn rozwiązała opaskę drżącymi palcami, zdjęła ją i odłożyła na bok. Odwróciła wzrok. Cieszy mnie twoja skromność, Noor, możesz jednak bez obaw przyjrzeć się broni, która cię pokona. Dotknij jej także, ma piękna. Chcę poczuć na sobie twe dłonie. Dziewczyna skuliła się i instynktownie założyła ręce do tyłu. Co? Nigdy nie dotykałaś męskości? Na Allacha! Jesteś dziewicą? Teraz! - Sięgnął po jej dłoń i położył ją na swym gładkim podbrzuszu. Czuł, że dziewczyna pragnie wyrwać ją, więc wzmógł uścisk. - A teraz, piękna, niech twe palce pieszczą mnie. Wiedziała, że nie powinna zgodzić się na to, ale pokusa była zbyt wielka. Męskość Edwarda ciekawiła ją, ale nie śmiała jej dotknąć, a tymczasem ten mężczyzna kazał jej to zrobić. Nie opierała się dłużej, zwłaszcza że do niczego jej nie zmuszał i cofnął rękę. Przesunęła dłonią po gładkim ciele, jej palce zamknęły się na jego męskości. Czuła jej pulsowanie, czuła, jak rośnie i twardnieje. Nie walcząc już ze sobą, zaczęła ją pieścić, tak długą, twardą, ciepłą. Oddychała szybciej. Właśnie tak, piękna! A teraz zamknij w dłoni me bliźniacze klejnoty. Czy nie wydają ci się chłodne? Powoli skinęła głową. Wypełnia je nasienie życia, Noor. Kiedy będziesz gotowa, zasieję życie w tobie. Przestań teraz, bo za chwilę nie będę w stanie zapanować nad pożądaniem, a ty nie jesteś jeszcze gotowa. Rhonwyn opuściła rękę i wtuliła głowę w ramię Raszyda. Pieszczoty były bardzo podniecające, czuła, że jej serce bije znacznie szybciej niż przedtem. Wasi chrześcijańscy mężczyźni znają cztery kategorie kobiet: żony, matki, dziewki i święte. Nie dzielą się sekretami rozkoszy ze swymi żonami. My, wyznawcy islamu, robimy to i nie ograniczamy się do jednej kobiety. Dla mężczyzny to nienaturalne. Jedna kobieta nie jest w stanie go zaspokoić. Powiedziano mi, że masz trzy żony, panie. Tak, choć dwie młodsze oddalę zapewne, ponieważ kłócą się bezustannie, próbują szkodzić Alii i innym mieszkankom haremu. Być może są także odpowiedzialne za śmierć pewnej pięknej niewolnicy, którą darzyłem względami. Baba Harun bada tę sprawę i, zapewniam cię, potrafi ją wyjaśnić. Jest bardzo oddany mej pani, Alii. Jest piękna i była dla mnie bardzo miła. Przemówiła już do mnie za tobą, Noor, i dlatego okazuję ci wielką cierpliwość. - Ujął jej twarz i całował ją, gwałtowniej i mocniej niż poprzednio. Instynkt kazał jej z nim walczyć, ale nagle pojawiło się coś, co zwyciężyło instynkt, i Rhonwyn przywarła mocno do mężczyzny, a jej usta odpowiedziały na pocałunek. Dlaczego to robię? - zadała sobie pytanie. Nie znalazła jednak odpowiedzi. Wiedziała tylko, że ten mężczyzna jest łagodny, choć silny, i że jej opór słabnie. Co będzie, jeśli naprawdę nie ma ucieczki z Cinnebaru? Co będzie, jeśli nawet ucieknie, a Edward nie przyjmie jej z powrotem? Przecież zlekceważyła rozkaz męża, który zabronił jej udziału w bitwie. Mój Boże - my- ślała. Nie wiem, co mam teraz robić! Nie wiem, co się ze mną dzieje! Nie potrafię dać ci rozkoszy - szepnęła, odrywając wargi od jego ust. Nauczę cię - obiecał. Odnalazł jej usta, wsunął w nie język, opanowując naraz wszystkie jej zmysły. Rhonwyn na pół zaszlochała, na pół krzyknęła; przestała się opierać, była już tylko ciekawa. Być może temu, że nie odczuwała przyjemności, zawinił jednak Edward? Pierwsze połączenie ich ciał nie było przecież przyjemne. Władca Cin- nebaru okazał się zupełnie inny. Może rzeczywiście nauczy ją cieszyć się namiętnością? Nie wiedziała teraz, czy naprawdę nie będzie w stanie mu się poddać. Skoro nie ma już powrotu do Edwarda de Beaulieu, pozostało jej tylko tutejsze życie? Nilak miała rację, lepiej mieć w haremie wysoką pozycję, niż być zwykłą niewolnicą. Oderwała się od męskiego ciała. Naucz mnie, panie - poprosiła. - Naucz mnie. Kalif ujął jej twarz w dłonie i spojrzał wprost w piękne zielone oczy. Dopiero teraz zauważyła, że on ma oczy ciemnoniebieskie, niemal granatowe. Ma namiętność jest wielka, Noor - ostrzegł. - Ty zaś lękasz się i jesteś wstydliwa. Pragnę cię każdą cząstką ciała, chcę jednak, byś wiedziała, że potrafię także dawać rozkosz. Wiem, że nie pojmujesz radości płynącej z połączenia mężczyzny i kobiety. Nauczę cię jej, ale musisz, musisz wiedzieć, że nigdy cię nie skrzywdzę, że nie sprawię ci bólu ani przykrości. Jeśli się boisz, nie wahaj się, opowiedz mi o swych lękach. Rozkosz osiąga się na wiele sposobów, a wszystkie są równie przyjemne. Zaufasz mi, piękna? Skinęła głową. Serce mocno biło jej w piersi, ale z ciekawością czekała na to, co ma nastąpić. Dlaczego mąż nie powiedział jej takich słów? Przez moment odczuwała gniew, ale zaraz zrozumiała, że Edward zapewne wiedział o namiętności jeszcze mniej od niej, choć jako mężczyzna uważał, że wie wszystko. Trzymając jej twarz w dłoniach, kalif całował ją w usta, policzki, czubek nosa, w powieki i czoło. Potem ciepłe dłonie zaczęły pieścić jej kark, ramiona i smukłe plecy, pełne, krągłe pośladki. Jakiś instynkt kazał jej wygiąć się, a wówczas, z cichym okrzykiem, pokrył pocałunkami także jej szyję i małe, jędrne piersi. Mrucząc, polizał szyję. Doprowadzasz mnie do szaleństwa, moja piękna wojowniczko - powiedział głębokim, gardłowym głosem. Rhonwyn czuła przyspieszone bicie serca. Nie kochała tego mężczyzny, przerażała ją jego pasja, ale jej ciało i dusza pragnęły, by nie przerywał pieszczot. Skończy się to, oczywiście, tym przerażającym aktem, znanym jej z małżeństwa, co do tego nie miała wątpliwości, ale przecież pragnęła dowiedzieć się tego, co on wiedział, pragnęła czuć na ciele jego usta i dłonie, budzące tak niezwykłe doznania. Raszyd tymczasem patrzył na nią przez chwilę, a potem znów położył się obok. Nie wie i nie może wiedzieć - pomyślał - jaka jest piękna, nie może wiedzieć, jak doskonałe ma ciało, stworzone wprost do miłości. Położył swą ciemną głowę na jej piersiach. Twe serce bije tak szybko... - szepnął. Boję się, a zarazem nie boję się - odparła. Pamiętaj, nie skrzywdzę cię, moja piękna Noor. Będę cię tylko kochał i dam ci radość. Ufam ci, panie - powiedziała cicho. Kalif podniósł głowę, ucałował jej pierś, a potem zaczął ją ssać. Rhonwyn drgnęła, ale zaraz uspokoiła się i oddała podniecającemu uczuciu, jakie wzbudzały wargi i język mężczyzny na wrażliwym ciele. Głaskała go po ciemnych włosach, zdumiewająco miękkich i falujących. Zginała i rozginała palce, on zaś całą swą uwagę poświęcił drugiej piersi. Edward też ją tak całował, ale jakoś pośpiesznie, jakby chciał jak najszybciej mieć to za sobą. Może dlatego, że to zakazane? Kalif nadal pieścił całe jej ciało, choć czuł, że przegrywa z podnieceniem. Instynkt nakazywał mu jednak poruszać się powoli. Czuł pod wargami napięte mięśnie jej brzucha, wnętrze ud miała miękkie jak najlepsze chińskie jedwabie. Nozdrza wypełniał mu podniecający zapach. Ucałował jej łono, po czym powoli przesunął językiem niżej, w miejsce kryjące wrota raju. Rhonwyn zadrżała, czując dotyk w intymnym miejscu. Poczuła palce, a następnie wilgotny język w środku swego wrażliwego ciała. Co prawda, Edward czasami również dotykał tego miejsca, ale tylko palcami; dotyk Raszyda był znacznie bardziej podniecający... Jęknęła, czując pierwszą falę rozkoszy. Zadrżała i krzyknęła, ale język nie cofnął się, więc krzyknęła jeszcze raz, pogrążona we wszechogarniającej rozkoszy. Widzisz... - usłyszała głos dobiegający z bardzo daleka - potrafisz odczuwać rozkosz, moja piękna Noor. Teraz wsunął dwa palce w jej miłosną pochwę i zaczął poruszać nimi powoli, przygotowując ją na przyjęcie swej męskości. Delikatnie nasunął się na nią i wtedy to się stało. Rhonwyn szeroko otworzyła oczy. Nie! - krzyknęła głosem pełnym przerażenia. - Nie! Chwycił ją w ramiona, z ogromnym trudem opanowując pożądanie. Co się stało? Co cię tak przeraziło, Noor? Opowiedz mi o tym, moja piękna. Opowiedz! On robi jej krzywdę! Przestań, proszę. Nie krzywdź mamy! Raszyda al Ahmeta zdumiały te słowa, ale wiedział, że umysł jest potężną bronią, której można użyć zarówno w dobrej, jak i w złej sprawie, że rządzi zachowaniami ludzi. Kto krzywdzi twą matkę, Noor? - spytał. Nie wiem, nie wiem, ale ten mężczyzna nosi bogaty strój. Przyjechał do naszej chaty. Mama boi się go, ale on nie daje jej spokoju. Nazywa ją dziewką i zmusza, by mu się oddała. Niewoli ją! Krzywdzi! Odejdź! Mama mówi, że ojciec nie może się o niczym dowiedzieć. Krwawi. Nie płacz, mamo. Nie płacz! -Na twarzy Rhonwyn pojawiły się łzy. - Mama mówi, że nie mogę pozwolić na to żadnemu mężczyźnie. Że muszę się bronić. Nie płacz, mamusiu. Będę dobrą dziewczynką, będę silna za nas obie. Książę nigdy się nie dowie. To będzie nasz sekret. Nasz sekret. Kalif kołysał ją w ramionach. Nic dziwnego, że ta dziewczyna nie była w stanie odczuwać przyjemności. Biedna, śliczna Noor, teraz jej życie się zmieni. Kto zniewolił twą matkę? - spytał łagodnym głosem. -Byłaś wówczas malutka, prawda? Rhonwyn otworzyła oczy. Drżała na całym ciele. Nigdy się nie dowiedziałam, kto to był. Prawdopodobnie ktoś, kto znał ojca; od niego dowiedział się, gdzie stoi nasza chata. Mama nie była pewna, czy to trzecie dziecko jest tego mężczyzny, czy księcia. Ojciec kochał moją matkę, zabiłby każdego, kto ją tknął. Myślę, że to właśnie przerażało ją najbardziej. Powtarzała nam, że ap Gruffydd to dumny człowiek i że nie wolno mu tej dumy odebrać. Nie chciała być przyczyną jego upadku. Kiedy to się stało, miałam cztery lata. Czy rozumiesz teraz, co miała na myśli, kiedy mówiła, że nie możesz pozwolić żadnemu mężczyźnie zrobić sobie tego, co ten nieznajomy zrobił jej? Nie chodziło jej przecież o to, byś nie doznała rozkoszy, lecz o to, byś nie przeżyła takiego nieszczęścia jak ona. - Kalif delikatnie pogładził ją po włosach. - Biedna kobieta. Jak bardzo musiała cierpieć, jaki przerażający sekret ukrywałyście obie. Spij teraz, moja piękna. Kiedy się obudzisz, będę cię kochał tak, jak powinnaś być kochana. Zdumiał ją tymi słowami, bo widziała przecież, że członek ma sztywny z pożądania. Wyciągnęła rękę. Nie będę się bała, panie - obiecała. Łatwiej ci będzie pozbyć się lęku po dobrze przespanej nocy. Przed chwilą stanęłaś twarzą w twarz z demonami przeszłości. Oddalą się, gdy pogrążona będziesz we śnie, a potem, w nagrodę za twe męstwo, zabiorę cię do raju, najpiękniejsza Noor. Nie jestem już dzieckiem, panie, lecz wojowniczką, która zwyciężyła wroga atakującego mnie tchórzliwie, z ukrycia, przez wszystkie te lata. Nie potrzebuję snu, ale twej namiętności, która pomoże mi przekonać się, że naprawdę pokonałam zadawnione lęki. Raszyd al Ahmet przykrył ją swym ciałem, a jego naprężona męskość wsunęła się gładko w jej miłosną pochwę. Uważnie obserwował twarz Rhonwyn, ale nie było na niej śladu strachu, tylko zdumienie, radość i chętne oczekiwanie na to, co miało nadejść. Była tak cudownie ciasna, taka gorąca. Istotnie jesteś nieustraszona, moja piękna wojowniczko -powiedział z podziwem i zaczął się w niej poruszać. Rhonwyn zamknęła oczy, oszołomiona nieprawdopodobną przyjemnością, jakąjej sprawiał. Czuła jego sztywną męskość głęboko, coraz głębiej, czuła też całą sobą każde jej cudowne drgnięcie. W miarę jak ruchy Raszyda stawały się coraz szybsze, coraz wyraźniej uświadamiała sobie, że matka, która przecież tak bardzo kochała ap Graffydda, nigdy nie ostrzegłaby córki przed czymś tak niesłychanie zachwycającym.. Unosiła ciało, nadając mu właściwy rytm, zgodny z rytmem ciała Raszyda, krzyczała, gdy rozkosz zaczęła przeszywać jej ciało, aż wreszcie rozlała się niczym ocean, a potem cofnęła się, pozostawiając ją bezwładną, spełnioną, czującą, jak nasienie życia rozlewa się w jej ciele. Gdy mogła już normalnie oddychać, powiedziała cicho, wstydliwie: To było wspaniałe, mój panie. Raszydzie. Mam na imię Raszyd. Nigdy cię nie opuszczę, ma cudowna Noor. Jesteś moja na wieki. Rhonwyn położyła swą złotą główkę na jego gładkiej piersi, dziwnie szczęśliwa, choć w myśli powtarzała inne imię: „Edward" i na wspomnienie męża zabolało ją serce. Przecież kochała Edwarda de Beaulieu, a nie tego obcego mężczyznę. A jednak to Raszyd al Ahmet poznał najciemniejszy sekret zatruwający jej duszę. Wydobywając go na światło dzienne, pomógł jej uporać się z upiorami przeszłości. Mąż, z którym żyła przez rok, nie zdołał tego dokonać. Jak udało się to kalifowi Cinnebaru, przed którego obliczem stanęła rankiem jako branka i do którego zaprowadzono ją tej nocy? Musiała przyznać, że w jego namiętności było coś z magii. Najwyraźniej też dostarczyła mu niezwykłej rozkoszy. Jeśli nadal będzie cieszyć się jego łaską, kto wie, do jakich zaszczytów dojdzie w tym mieście... Nie tego jednak tak naprawdę pragnęła. Chciała wrócić do Edwarda i znów należeć do niego, ale w taki sposób, który aż do tej chwili był jej obcy. Zawdzięcza kalifowi wyzwolenie od upiorów przeszłości, a jednak jej serce nie mogło się zmienić. A może...? Rozstrzygnięcie mógł przynieść tylko czas. Na razie musi pozostać z Raszydem. Wyczuła, że to dopiero początek edukacji i że wiele jeszcze może się od niego nauczyć. Wiedziała też, że będzie chętną i pojętną uczennicą. O czym myślisz? - spytał, unosząc jątak, by móc patrzeć w jej piękną twarz. O tym, że możesz mnie jeszcze wiele nauczyć, Raszydzie - odpowiedziała. Kalif roześmiał się głośno. To prawda - przyznał. - Dopiero zaczęliśmy, ma piękna. Dopiero zaczęliśmy. 10 Obudź się, dziecko! - Głos Nilak dobiegał do uszu Rhonwyn jakby z wielkiej odległości. Powoli otworzyła oczy i przez chwilę nie wiedziała, gdzie jest. Och, Noor! - mówiła niewolnica. - Wspaniale usłużyłaś kalifowi. Wydał rozkaz, by nie budzono cię przed południem. Cały harem mówi tylko o tobie, nikt nie pamięta, kiedy ostatnio kalif pozwolił spać kobiecie w swym łożu, gdy już się nią nasycił. Wstawaj, dziecko, najwyższy czas. Musisz się wykąpać, a potem zobaczysz swe komnaty, położone tuż przy komnatach pani Alii. Jesteś faworytką kalifa; mówi się, że bardzo rozgniewało to drugą i trzecią żonę, tym bardziej że możesz zostać czwartą, bo tak go zafascynowałaś. Masz szczęście, dziecko. Rhonwyn próbowała zrozumieć, o czym mówi Nilak. Przeciągnęła się. Między nogami czuła lekki ból. W nocy kochali się po raz drugi i było jej nawet lepiej niż za pierwszym razem. Nie do końca pojmowała, co się właściwie stało, choć Raszyd tłumaczył jej, że to przez wspomnienie gwałtu na matce nie potrafiła w pełni oddać się namiętności. Teraz, wyzwolona z dziecięcego strachu, może rozpocząć nowe życie. Te słowa zastanowiły ją. Nie rozumiała, dlaczego Edward nie potrafił domyślić się powodu jej strachu przed zbliżeniem. Nilak pociągnęła ją za rękę. Noor, musisz teraz pójść ze mną - powiedziała. Tak, oczywiście. - Rhonwyn wstała powoli, nie poświęcając wiele uwagi kobiecie, która narzucała na nią jakieś jedwabne okrycie. Mówią, że po porannym posiłku kalif wrócił tu, by obserwować cię śpiącą. Co zrobiłaś, dziecko, by tak go oczarować? Wyszły z komnat Raszyda al Ahmeta i przeszły do kobiecej części pałacu. Zaskoczona Rhonwyn ujrzała, że mieszkanki haremu oraz niewolnicy kłaniają się jej nisko. Do licha! - pomyślała. A więc Nilak mówiła prawdę! Rozbudziła się całkiem i zaczęła uważniej obserwować otoczenie. Z uwag Nilak zrozumiała, że by przetrwać w tym miejscu, musi dysponować siłą i że siła ta pochodzi z kilku źródeł: od kalifa, od Alii, od Baby Haruna. Łaską kalifa już się cieszyła i prawdopodobnie zachowa ją, jeśli tylko będzie sprytna. Musi jeszcze zyskać oparcie w pierwszej żonie i eunuchu. Nie zamierzała zresztą wojować z Alią, tym bardziej że pierwsza żona okazała jej przychylność. Ciekawe, co czuje teraz, kiedy usłyszała, że jej mąż jest zachwycony nową nałożnicą i zafascynowany jej wdziękami. No, to już nie moja sprawa - pomyślała. Będę ją traktować uprzejmie i z szacunkiem. Baba Harun...? Wszyscy zgodnie twierdzą, że jest bardzo oddany Alii. Nie zaufa więc kobiecie, która mogłaby zagrozić pozycji jego pani. Wobec niego będę wprost uniżona, przyjmę każdą jego radę - postanowiła Rhonwyn. Może nie zostanie moim przyjacielem, ale nie chcę mieć w nim wroga. Weszły do łaźni. Sarai wybiegła powitać faworytę władcy, a zażywające kąpieli kobiety umilkły. Sarai zajęła się Rhonwyn osobiście, a kobiety wróciły do rozmowy, choć już zniżonym głosem. Dwie jednak, którym służące opiłowywały paznokcie, spoglądały na Rhonwyn nieprzyjaźnie. Ta z ciemnoblond włosami to Fatima, druga żona - wyjaśniła szeptem Nilak. - A ta z kasztanowatymi to Hasna. Jak one na ciebie patrzą! - Zachichotała. - Są zazdrosne, to oczywiste. Czy mogą mi zaszkodzić? Mogą - ostrzegła uczciwie niewolnica. Czy Baba Harun będzie mnie chronił? Tak, ale mimo to powinnaś być ostrożna. Musimy bardzo uważnie dobrać ci służące. Chcę, byś tylko ty mi usługiwała - zdecydowała Rhonwyn. - Twój los związany jest z moim, sądzę więc, że mogę ci zaufać. Jeśli mnie zdradzisz, przysięgam, że zabiję cię własnymi rękami. Nilak spojrzała na nią zdziwiona i roześmiała się. Nie będziesz miała powodu, pani. Chcę być twą zaufaną sługą. W moim wieku to doskonała pozycja, lepsza niż opieka nad dziećmi kobiet z haremu. Przysięgam, że nigdy cię nie zawiodę. Po kąpieli przeszły do komnaty, w której kobiety zbierały się rankiem i piły miętową herbatę, oddając się plotkowaniu. Rhonwyn dostrzegła Ałię siedzącą w otoczeniu-kilku towarzyszek i podeszła do niej. Uklękła, włożyła ręce w dłonie pierwszej żony i pochyliła głowę. Pozdrawiam cię, pani - powiedziała z szacunkiem. Alia uśmiechnęła się z rozbawieniem. Powiedz Noor - zwróciła się do Nilak - że ten gest szacunku świadczy o jej wysokim pochodzeniu. Mam nadzieję, że szybko nauczy się naszego języka, byśmy mogły rozmawiać bez przeszkód. Obdarzam ją swą łaską, ponieważ zdobyła serce naszego pana i wiedząc o tym, nie wywyższa się jak inne kobiety. - Mówiąc te słowa, zerknęła na drugą i trzecią żonę. - Noor może usiąść przy mnie i wypić ze mną herbatę. Nilak wiernie przetłumaczyła słowa pierwszej żony. Mówiła drżącym głosem, świadczącym o wielkim podnieceniu. Usiadła u stóp Rhonwyn, której podano herbatę w niebieskiej porcelanowej filiżance, służąc jej pomocą podczas rozmowy. Sprawiłaś memu mężowi wielką przyjemność - powiedziała Alia. - Raszyd to dobry człowiek, ale wymagający kochanek. Nie wiedziałam o istnieniu tego królestwa - gładko zmieniła temat Rhonwyn. Cinnebar odgradzają od świata wysokie góry. Dzięki swemu położeniu nigdy nie został podbity. Złoża złota, choć niemałe, nie są tak wielkie, by przyciągać najeźdźców. Wydobywamy także alabaster i chryzopraz. Ale mimo dogodnego położenia nie uniknęliście miecza islamu. Alia roześmiała się. Pierwotnie lud Cinnebaru oddawał cześć różnym bogom, jak wszędzie. Potem przybył do nas lekarz imieniem Łukasz, który rozpowszechnił na tej ziemi chrześcijaństwo. Wstrząsnęło to tobą, Noor? Widzę, że tak, lecz pamiętaj, że wielu tutejszych chrześcijan nawróciło się na islam. Pojawił się on przed kilku wiekami, gdy ówczesny władca pojął za żonę księżniczkę z Bagdadu. To ona nawróciła nasz lud na islam, ale nadal są wśród nas zarówno chrześcijanie, jak i żydzi. Nikomu włos z głowy nie spadnie, jeśli stosuje się do naszych praw. Nie znamy wojen religijnych, z poszanowaniem odnosimy się do innych wyznań. Pomyśl, Noor, przecież wszyscy wierzymy w jednego Boga. Czcimy starożytnych proroków -Abrahama, Izaaka, Mojżesza. Wy, chrześcijanie, uznajecie Jezusa z Nazaretu za Mesjasza, my wierzymy, że był wielkim prorokiem, ale dla nas ważniejszy jest Mahomet. Czy te drobne różnice mogą być powodem wojen? A jednak mężczyźni walczą - zauważyła Rhonwyn. Bo są głupcami. - Alia ściszyła głos. W jej oczach pojawiły się iskierki rozbawienia. - Mężczyźni nie mają takiej siły wewnętrznej jak kobiety i dlatego Bóg sprawił, że to my jesteśmy nosicielkami życia. Rhonwyn zachichotała. Jesteś mądrą kobietą, pani - powiedziała. - Sądzę, że wiele mogę się od ciebie nauczyć. Zostaniemy przyjaciółkami. Byłam tego pewna, gdy tylko cię zobaczyłam. A oto i Baba Harun. Pani... - Eunuch skłonił się głęboko. - Przybyłem odprowadzić Noor do jej komnat. Pójdę z wami - powiedziała Alia i wstała. - Noor będzie też potrzebowała służących - przypomniała. Chcę tylko Nilak - wtrąciła szybko Rhonwyn, również podnosząc się. Pani! - Baba zaprotestował. - Jesteś faworytą kalifa. Nie może ci służyć tylko jedna kobieta. Dlaczego? Bo to byłoby niewłaściwe - wyjaśnił eunuch gderliwie. Przecież jestem tu zaledwie od wczoraj. Jutro kalif może zdecydować, że mnie już nie chce. Nilak z trudem nadążała z tłumaczeniem. Noor nie wie, komu może ufać - wtrąciła się Alia. -1 ta nieufność to przejaw jej mądrości. Fatima i Hasna patrzą na nią gniewnie, od kiedy tylko dowiedziały się, że podbiła serce kalifa. Babo, chcę, by zapewniono jej bezpieczeństwo. Czy mnie rozumiesz? Lubię tę dziewczynę. Nie będzie dla mnie żadnym zagrożeniem, nawet jeśli pokocha kalifa. To sojuszniczka, której długo szukałam. Dam jej dwie młode niewolnice spośród moich służących. Są dobrze wyćwiczone i godne zaufania. Powiedz to Noor, Nilak. Niewolnica przetłumaczyła słowa pani, dodając od siebie: Nie możesz odrzucić tego daru, Noor. Dałabyś Alii do zrozumienia, że jej nie ufasz. Wdzięcznym sercem przyjmuję propozycję mej pani i dziękuję, że od razu mnie zrozumiała - powiedziała Rhonwyn tak słodko, jak tylko potrafiła. Pierwsza żona uśmiechnęła się kpiąco, a potem roześmiała się serdecznie. Naucz ją naszego języka tak szybko, jak to tylko będzie możliwe, Nilak. Bardzo pragnę rozmawiać z nią bezpośrednio. Jak możemy snuć niecne plany, jeśli się nie rozumiemy? Nilak przetłumaczyła te słowa, uśmiechając się szeroko. Rhonwyn odpowiedziała takim samym uśmiechem. Powiedz mej pani, że zmobilizuję wszystkie siły, by jak najszybciej opanować jej język. Baba Harun ucieszył się w duchu. Miał pewne wątpliwości co do tej wojowniczki z dalekich krajów, okazało się jednak, że to kobieta o wielkiej duszy i dobrym sercu. Polubiła ją nawet jego ukochana pani, której nigdy nie zawodzi intuicja co do intencji ludzi. Idziemy - oznajmił krótko i poprowadził kobiety do nowych komnat Noor. Otworzył drzwi i odsunął się na bok. Nowe mieszkanie Rhonwyn było wspaniałe. Miało bladoróżowe ściany i zdobione skomplikowanymi ornamentami sklepienia. Składało się z dwóch dość dużych pokoi i trzeciego małego, w którym mogła sypiać służąca. Wejścia z dużych pokoi prowadziły do małego ogrodu, z którego rozpościerał się piękny widok na góry, dający mieszkankom haremu iluzję wolności... I temu właśnie miał służyć. W ogrodzie znajdował się staw, w pokoju dziennym zaś mała fontanna. Bogate meble zrobiono z mahoniu i marmuru, kotary z jedwabiu i delikatnej, przezroczystej materii tkanej ze złotych i srebrnych nici. Na podłodze leżały grube dywany, w kolorowych szklanych lampach płonęły aromatyczne olejki. Na dywanach rozłożono poduszki do siedzenia, aksamitne i brokatowe. W sypialni na pozłacanym podwyższeniu stało łoże, z baldachimu zwieszały się zielone jedwabne zasłony. Rhonwyn patrzyła na ten przepych bez słowa. Nigdy nie widziała nic równie pięknego, gdyż w kamiennych ścianach Haven nie zgromadzono nawet cząstki takiego wystroju. Wodziła oczami dookoła, podziwiając coraz to nowe szczegóły. Jak tu pięknie - szepnęła wreszcie. - Dziękuję ci, pani -dodała, zwracając się do Alii. Cieszę się, że ci się podoba. - Alia zauważyła tacę z przekrojonymi na pół morelami. - Babo, jakie to miłe. Muszą być pyszne w miodowej polewie. - Sięgnęła po owoc, ale eunuch chwycił ją za rękę. Pani! Nie! - krzyknął. - Nie poleciłem przynieść tych owoców. - Jego ciemne oczy pociemniały jeszcze bardziej. -Proszę, zabierz panią Noor do siebie. Alia skinęła głową. Jej złota skóra na policzkach wyraźnie poszarzała. Co się dzieje? - spytała zdezorientowana Rhonwyn. Mamy wyjść z Alią - wyjaśniła Nilak. Dlaczego?! Baba Harun nie kazał przynieść tych moreli. Podejrzewa chyba, że zostały zatrute. -Zatrute? - Rhonwyn zbladła bardziej niż pierwsza żona kalifa. - Ktoś chciałby mnie otruć? Dlaczego? Nie przebywam w Cinnebarze na tyle długo, by aż tak się komuś narazić... Cieszysz się łaskami kalifa, a to wystarczy, żeby mieć śmiertelnych wrogów. Idziemy! - ponaglił. Poszły za Alią do jej komnat, znajdujących się tuż obok. Nilak szybko wyjaśniła pierwszej żonie, że wytłumaczyła sytuację Noor, która przeraziła się usłyszanymi słowami. Nie bój się, Noor. - Alia objęła ją serdecznie. - Nikt cię nit' skrzywdzi. Dopilnuję tego. Rhonwyn skinęła głową. Poszukam teraz wśród swej służby dwóch młodych niewolnic dla ciebie - oznajmiła pierwsza żona. - Nilak, oczywiście, zostanie przy tobie. Dlaczego jest dla mnie tak miła? - spytała po jej wyjściu Rhonwyn. Ponieważ widzi w tobie sojuszniczkę przeciw Fatimie i Hasnie. Kiedy kalif wziął Fatimę za drugą żonę, próbowała zająć pozycję Alii. Było to bardzo niemądre, ponieważ pierwsza żona zawsze cieszy się wielkim szacunkiem i rządzi pozostałymi, a także nałożnicami i innymi mieszkankami haremu. Wyjątkiem jest tylko matka władcy, lecz ona zmarła, gdy kalif był dzieckiem. Fatima urodziła mężowi syna, ale wówczas był on już znużony jej kłótliwym usposobieniem. Choć Alia nigdy się nie skarży, Baba Harun informował kalifa o niesnaskach. Nasz pan dziękował Allachowi za drugiego syna, Omara, ale jego matka nie znaczyła już nic dla niego. Zakochał się wówczas w Hasnie? Hasna to późne dziecko najwierniejszego doradcy poprzedniego kalifa. Na łożu śmierci błagał on naszego władcę, by wziął za żonę jego córkę, której matka umarłą przy porodzie. Raszyd al Ahmet zgodził się. Początkowo Hasna była nieśmiała i pełna szacunku dla pani Alii, ale Fatima szybko zatruła ją jadem swej zazdrości. Zanim Hasna utraciła miłość pana, urodziła mu dwie córki. Obie kobiety spędzają teraz czas wspólnie, spiskując przeciw Alii, są bowiem zbyt głupie, by zrozumieć, że nic nie poprawi ich sytuacji. Nawet gdyby dobra pani Alia zmarła, miłość kalifa do nich nie odżyje. Kilka miesięcy temu oko jego spoczęło na pewnej pięknej dziewczynie z Sycylii. Wzbudziła w nim namiętność, lecz nie trwało to długo, bo branka wkrótce zmarła po zjedzeniu kilku orzeszków pistacjowych z tacy pozostawionej w jej komnatach. Nikt nie doszedł, skąd się te orzeszki tam wzięły, choć pod drzwiami komnaty zmarłej kręciła się jedna ze służących Fatimy. Wypytywana kobieta twierdziła, że nie pamięta, która to była służąca, i nie miała pewności, czy należała ona do Fatimy. Rhonwyn roześmiała się gorzko. Jestem tu wbrew mej woli. Wcale nie pragnęłam rozmiłować w sobie kalifa, ale stało się, i teraz jego dwie żony pragną mnie za to pozbawić życia. Jakże żałuję, że opuściłam Anglię! Wszystko będzie dobrze, dziecko - uspokajała ją Nilak. Co się teraz stanie? Fatima i Hasna posunęły się za daleko... Jakby na potwierdzenie tych słów, z głównej sali haremu dobiegły piskliwe, przerażone okrzyki. Do komnaty weszła Ałia; twarz miała zaciętą. Rozległ się odgłos ciężkich kroków, drzwi wejściowe znów się otworzyły i stanęła w nich młodziutka przerażona niewolnica. Za nią stał Baba Harun. Dziewczyna rzuciła się do stóp Alii ze szlochaniem, wykrzykując jakieś słowa. Błaga ją o miłosierdzie - tłumaczyła cicho Nilak. - Mówi, że musiała zrobić to, co kazała jej pani. Że z własnej woli nie skrzywdziłaby nikogo. Błaga panią o darowanie życia. Niewolnica czepiała się sukni Alii. Pani, łaskawa pani, ratuj mnie! Jestem najniższą z niskich sług, nie mogę odmówić wykonywania rozkazów. Wiedziałaś, że owoce są zatrute? - spytała Ałia. Niewolnica potrząsnęła przecząco głową. Kłamie! - warknął Baba Harun. Złapał dziewczynę za ramię, potrząsnął brutalnie. - Mów prawdę, ty pomiocie wielbłądzi! Nie wiedziałam! Nie wiedziałam! - krzyczała przerażona dziewczyna. Eunuch uderzył ją mocno w plecy. Wydobędę z ciebie prawdę! - zagroził. Nie wiedziałam! Ale podejrzewałaś, że twa pani i jej przyjaciółka chcą skrzywdzić Noor? - spytała Ałia łagodnie. Dziewczyna skinęła głową. Przecież jestem tylko niewolnicą - dodała. - Skąd miałam wiedzieć, co planują? A skoro nic nie wiedziałam, nie mogłam ich o nic oskarżyć. Mogłaś przyjść do mnie - powiedziała Alia. Niewolnica opuściła głowę. Zabiłyby mnie, gdybym to zrobiła - szepnęła. A teraz ja cię zabiję! - warknął Baba Harun. Dziewczyna krzyknęła i wczepiła się w suknię Alii. Nie, Babo - rzekła stanowczo Ałia. - Ona mówi prawdę. To Fatima i Hasna muszą ponieść karę za zamach na życie Noor oraz za śmierć biednej Guzel. Powiedz mi, dziewczyno, Co wiesz o śmierci Guzel? Czy ty przyniosłaś jej zatrute pistacje? - Spytała, głaszcząc włosy przerażonej niewolnicy. Nie, pani, nie ja. Służąca Hasny. Były zatrute? Mówiło się o tym. Babo Harunie, zanieś te morele Fatimie i Hasnie. Dopilnuj, żeby zjadły wszystkie. - Głos Alii był cichy, spokojny. -Zmęczyło mnie już ich postępowanie. Co z dziećmi? - spytał eunuch. Omar ma zaledwie cztery lata, dziewczynki trzy i dwa. Wychowamy je odpowiednio. Pod naszym przewodnictwem Omar wyrośnie na prawą rękę swego brata, a nie na jego wroga, prawda? Jesteś łaskawa, pani. Odpraw dzieci, zanim przekażesz ich matkom moje polecenie. Będzie, jak zechcesz, pani. Ma zamiar je otruć?! - spytała z niedowierzaniem Rhonwyn. Fatima i Hasna przekroczyły już wszelkie granice -tłumaczyła Nilak. - Od niedawna jesteś u nas, pani, więc nie wiesz, że prowadziły niekończącą się wojnę przeciw Alii i jej synowi Mohammedowi, szkodząc im na każdym kroku. Nikt tu nie będzie po nich płakał. Co na to powie kalif? Haremem rządzi Ałia i Baba Harun. To on wyjaśni kalifowi, co się stało. Nie sądzę, by władca protestował. Rhonwyn zobaczyła nagle pierwszą żonę kalifa w zupełnie nowym świetle. Piękna, inteligentna, łagodna z natury Alia potrafiła postępować bezlitośnie, gdy było to konieczne. Zadrżała. Zimno ci, moje dziecko? - spytała Nilak. - Nie. Jesteś zaskoczona decyzją Alii? Dziwisz się, że potrafi być tak stanowcza? Nie powinnaś. Pochodzi z królewskiego rodu, jej ojciec jest księciem Egiptu. Wie, jak rządzić, wie też, że stanowczość jest niekiedy konieczna. Nigdy nie wahała się, gdy chodziło o bezpieczeństwo kalifa i jego syna. Co mam zrobić z tą dziewczyną? - spytał Baba Harun. Wezmę ją do siebie - odparła Alia. - Nie jest zła, miała tylko złą panią. A teraz idź i zrób, co kazałam, Babo. Jestem do twoich usług, pani - odparł eunuch i, schylony w ukłonie, wycofał się z komnaty. Wstań, dziewczyno. Nic ci nie grozi. - Alia pomogła wstać klęczącej u jej stóp niewolnicy, która całowała teraz jej dłoń. - Co za dzień! Napijmy się herbaty miętowej i posłuchajmy muzyki uspokajającej nerwy. Usiądź przy mnie, Noor. Po chwili pojawiły się niewolnice, niosąc słodką miętową herbatę oraz srebrne grawerowane tace z nadziewanymi daktylami i małymi ciasteczkami w kształcie półksiężyca, upieczonymi z tłuczonych orzechów, rodzynek i miodu. Fontanna w gościnnej komnacie Alii mile chłodziła gorące powietrze. Niewolnik grał na lutni i śpiewał cicho. Wokół unosił się subtelny zapach aloesu. Rhonwyn jadła chętnie, od przebudzenia bowiem nie miała nic w ustach. Kiedy będzie to już bezpieczne, wrócisz na swe pokoje, Noor - powiedziała Alia. - Myślę, że zechcesz odpocząć, nim Raszyd przywoła cię do siebie. To namiętny kochanek, prawda? Rhonwyn zaczerwieniła się. Żona kalifa roześmiała się na ten widok i pogłaskała japo policzku. Ile masz lat? - spytała. Chyba siedemnaście. Zamężna kobieta, a nadal niewinna... aż do nocy spędzonej z Raszydem. Kiedy byłam w twoim wieku, miałam trzyletniego syna. Chcesz mieć dzieci? Nie wiem - odparła uczciwie Rłionwyn. Nasz pan da ci dzieci, jego nasienie jest bowiem płodne. Mam nadzieję, że nauczysz się go kochać, bo Raszyd, jak każdy mężczyzna, potrzebuje miłości. To ona pozwala mu żyć i daje moc... Oczywiście, żaden mężczyzna nie przyzna się do tego. Nagle usłyszały stłumione krzyki, dobiegające z dalszej części haremu. Rłionwyn pobladła i spojrzała na Nilak. Ta jednak siedziała spokojnie, tylko jej usta zbiegły się w cienką kreskę. Alia nie zmieniła nawet wyrazu twarzy, pogodnego i uprzejmego, zupełnie jakby nic nie usłyszała. Rłionwyn przełknęła z wysiłkiem ślinę. Wiedziała, co ma się zdarzyć, nie sądziła jednak, że egzekucja będzie tak głośna. Ani Fatima, ani Hasna nie grzeszyły chyba rozumem, skoro nie chciały uznać roli pierwszej żony; ona nie zamierzała popełnić tego błędu. Przyjaźń Alii była jej potrzebna do przetrwania, miała zamiar Utrzymać ją więc za wszelką cenę. Alia powiedziała coś, co Nilak przetłumaczyła: Wszystko skończone, dziecko. Nie bądź smutna. One zasłużyły na swój los. Nasza pani jest niezwykle cierpliwa, znosiła to haniebne zachowanie przez kilka lat. Zamach na ciebie był kroplą, która przepełniła czarę. W haremie zapanuje teraz znacznie lepsza atmosfera. Muszę ci uwierzyć. - Rłionwyn dopiła herbatę, już chłodną. Podajecie Noor eliksir? - spytała Alia. - Póki nie będę pewna charakteru tej dziewczyny, nie chcę, by jej brzuch zaokrąglił się od dziecka Raszyda. Niezwykła jej piękność oślepiła mego męża, aleja muszę się przekonać, czy ta branka użyje swej mocy, by czynić dobro, czy też będzie jak tamte dwie. Wolałabym uniknąć w przyszłości sytuacji podobnych do dzisiejszej. Wlewam jej eliksir do herbaty - odparła Nilak. - Ponieważ nie mówi w naszym języku, na pewno nie wie, że takie środki w ogóle istnieją. Zrobię wszystko, co polecisz mi zrobić w związku z tą dziewczyną, pani. Lubię ją - wyznała Alia. - I sądzę, że oceniam prawidłowo - nie jest przewrotna. W tej chwili jednak tęskni do domu i do męża. Namiętność Raszyda wkrótce to zmieni; jestem pewna, że po śmierci Fatimy i Hasny pojmie ją za żonę, a kalifowi Cinnebaru wystarczą dwie żony, nie sądzisz? Jedna to byłoby dość żałosne, cztery - zbyt ostentacyjne. Dwie wydają się w sam raz. Noor jest młoda i zdrowa. We właściwym czasie urodzi mężowi tyle dzieci, ile będzie sobie życzył. Od jutra zacznij uczyć ją naszego języka, bo chciałabym porozmawiać z nią w cztery oczy, Nilak. Wrócił Baba Harun. Głęboko pokłonił się swej pani. Rozkazy zostały spełnione - oznajmił. - Czy ciała mam rzucić psom? Nie. Obie te kobiety były żonami mojego pana i matkami jego dzieci. Każ pochować je natychmiast, ale tak, by nikt nie wiedział, gdzie leżą. Najpierw jednak odprowadź Noor do jej komnat. Jest wrażliwa i nie przywykła jeszcze do naszych obyczajów. Rozumie, że to, co się stało, musiało się stać, ma jednak łagodne serce. Musi wypocząć, jeśli i tej nocy ma dać naszemu panu rozkosz. Dopóki nie okaże się niegodna mej przyjaźni, mają. Rozumiesz, o czym mówię? Ta dziewczyna nie jest moim wrogiem i nie spodziewam się, by nim kiedykolwiek została. Hasna i Fatima były nisko urodzone, ale ona, tak jak ja, jest córką księcia. Rozumiem, pani. - Eunuch skłonił się Ałii, a następnie Rhonwyn. - Powiedz Noor - zwrócił się do Nilak - że odprowadzę ją teraz do jej komnat. Niewolnica patrzyła na niego z ustami otwartymi ze zdumienia. Jeszcze nigdy nie ukłonił się żadnej z mieszkanek haremu, z wyjątkiem swej pani. Natychmiast przekazała wiadomość podopiecznej. Rhonwyn wstała, ucałowała dłonie Ałii, po czym cała trójka wyszła i opuściła pokoje pierwszej żony kalifa Cinnebaru. Kiedy znaleźli się na miejscu, Baba Harun powiedział do Nilak: Przekaż swej pani, że będę jej przyjacielem i nauczycielem tak długo, jak długo pozostanie wierna mej ukochanej pani Alii. Jeśli jednak ją zdradzi, uduszę ją gołymi rękami. Powiedz Babie - poleciła Rhonwyn - że jestem córką księcia i zdrada nie leży w mej naturze. Jestem wdzięczna pierwszej żonie za przyjaźń i za mądre rady, których mi nie szczędziła. Będę również jemu wdzięczna za rady i przewodnictwo. Na te słowa eunuch uśmiechnął się lekko. Czy naprawdę pogodziłaś się z losem? Czy gotowa jesteś spędzić resztę życia wśród nas? - spytał. Nie, jeszcze nie - odparła bez wahania Rhonwyn. Taka szczerość godna jest pochwały - orzekł Baba, skłonił się nieco głębiej niż poprzednio i wyszedł. O szczęśliwa dziewczyno! - krzyknęła Nilak, gdy drzwi się za nim zamknęły. - Teraz, kiedy cieszysz się łaskami Alii i głównego eunucha, nie możesz nie odnieść sukcesu. Ale musisz odpocząć, kalif bowiem z pewnością wezwie cię na noc do siebie. Chce mi się jeść - poskarżyła się Rhonwyn. - Od rana nie miałam w ustach nic oprócz słodyczy. Co będzie, jeśli w ramionach kalifa zemdleję z głodu? Jeśli zemdlejesz w ramionach kalifa, Noor, nasz pan pomyśli, że spowodowała to jego namiętność i twoje oddanie, . to byłoby dla ciebie korzystne - zażartowała niewolnica. Chcę kurczaka! Pójdę wydać polecenia. Kilka chwil po jej wyjściu pojawiły się dwie młode niewolnice. Skłoniły się nisko, podając swe imiona: Halah i Sadirah, po czym zaczęły zastawiać stół do posiłku, rozmawiając ze sobą wesoło. Rhonwyn uznała, że to służące przysłane jej przez Alię. Sprawiały miłe wrażenie, choć wiedziała, że każde jej słowo, a nawet gest przekazane zostaną pierwszej żonie, tak jak każde jej słowo przekazuje Nilak. Uśmiechnęła się, przeszła do dużej sali gościnnej i usiadła przy fontannie. Ku swemu zdumieniu zobaczyła, że w basenie rosną wodne lilie, wśród których pływają śmigłe złote rybki. Westchnęła z podziwem. Otoczenie było piękne i tchnęło spokojem. W porównaniu z tym, co znała dotychczas, pałac był miejscem idyllicznym. Wyszła do ogrodu. Ze wszystkich stron otaczały go dalekie, tonące w błękitnej mgiełce szczyty. Rhonwyn miała wrażenie, że przy czystym powietrzu można by dostrzec nawet rozciągające się za nimi morze. Musi dostać się do morza! Tam jest Kartagina i armia krzyżowców. Ile dni minęło od bitwy, w której dostała się do niewoli? Ile dni nie widziała Edwarda? Sześć? A może siedem? Musi go odnaleźć, musi do niego wrócić! Czy Edward wie, co się z nią stało? Czy domyślił się, że ujętym przez niewiernych rycerzem była jego żona? Czy jej szuka? Czy pewnego dnia pojawi się w Cinnebarze, domagając się jej zwolnienia? Och, Edwardzie! - pomyślała ze smutkiem. Co ja zrobiłam! Przecież cię kocham, kocham! Czy jeszcze cię zobaczę...? Poczuła łzy na policzkach. Z największym trudem odzyskała panowanie nad sobą. Drgnęła, gdy poczuła na ramieniu dotknięcie dłoni. Obok stała Halah. Wskazała gestem drzwi do komnat, gestem też dała znać, że posiłek gotowy. Rhonwyn skinęła głową i uśmiechnęła się do niej. Otarła łzy i weszła do wnętrza. Posiłek prezentował się niezmiernie apetycznie. Zgodnie z życzeniem, podano jej kurczaka nadziewanego ryżem i rodzynkami, a także danie z gotowanego ziarna, z drobno pokrojoną cebulą, świeży chleb, plaster miodu i misę owoców. Rhonwyn zasiadła za stołem i zaczęła jeść łapczywie. Rozerwała kurczaka na pół. Doskonały! - powiedziała z pełnymi ustami. Nadzienie zgarniała do ust palcami. Jesz jak wieśniaczka, Noor - skarciła ją Nilak. - Gdzie twoje maniery! Jestem głodna! Nie pamiętam, kiedy ostatni raz najadłam się do syta. Macie zamiar zagłodzić mnie? Od takiego jedzenia można dostać boleści - ostrzegła Nilak. Chce mi się pić! Niewolnica z dezaprobatą potrząsnęła głową, ale napełniła srebrny puchar sokiem owocowym ze srebrnego dzbana. Pij powoli - poleciła. - Czy jesteś zadowolona ze służek, które podarowała ci Alia? Wydają się miłe i dobrze wyszkolone. Takie w istocie są. Jutro zaczniemy lekcje arabskiego. Pierwszej żonie bardzo zależy, byś nauczyła się go jak najszybciej. Mam nadzieję, że wystarczy mi do tego zdolności. Normański opanowałam szybko. - Rhonwyn nie pozwoliła oderwać się od posiłku, aż zjadła niemal wszystko, co przed nią postawiono, w tym brzoskwinię i winne grono. Po jedzeniu ręce i twarz obmyto jej pachnącą wodą, a Halah oczyściła jej także zęby. Teraz musisz odpocząć - orzekła Nilak. Rhonwyn nie miała zamiaru się z nią spierać. Czuła się najedzona, a na dworze było bardzo gorąco - nawet najlżejszy podmuch wiatru nie poruszał dusznego powietrza. Sadirah zdjęła z niej ubranie, a Nilak uczesała długie złote włosy. Rhonwyn z radością położyła się nago na wspaniałym łożu za zasłoną zielonego jedwabiu i niemal natychmiast zasnęła; ciemne jej rzęsy rzucały cienie na mleczne policzki. Jest piękna... - powiedziała cicho Halah. Słyszałam, że kalif zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia - szepnęła Sadirah. Bzdura! - żachnęła się Nilak. - Kiedy kalif zobaczył ją po raz pierwszy, miała na sobie męski strój, który sama z niej zdejmowałam, była brudna i śmierdziała stajnią. Wśród służby Alii panuje przekonanie, że Noor zostanie żoną naszego pana, teraz kiedy Fatima i Hasna odeszły -rzekła Sadirah. - A to znaczy, że będziemy służyć drugiej żonie. Jeśli to nastąpi, będziecie winne wdzięczność pani Alii, bo to ona wyniosła was tak wysoko - upomniała obie stara niewolnica. - Byłyście tylko dwiema niewolnicami, a teraz jesteście pierwszymi sługami faworyty kalifa. Zostanie jego żoną, jestem pewna - powiedziała Halah. -Los się do nas uśmiechnął. Noor wydaje się łagodna jak Alia. Taka jest - zapewniła Nilak. - Nie ma w niej złości i nie jest przewrotna. Trzy kobiety sprawnie usunęły ślady posiłku i zaczęły sprzątać komnaty. Popołudnie przeszło powoli w wieczór. Nilak wysłała dwie młode służące do łóżek, sama pozostała jednak przy boku śpiącej. Nie zaskoczyło jej przybycie kalifa, odzianego w luźną białą szatę. Wstała, skłoniła się w milczeniu i wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi. Raszyd al Ahmet spojrzał na śpiącą dziewczynę, którą nazywał Noor. Należała do niego zaledwie od dwóch dni i choć niewątpliwie pożądał jej, w jego sercu rodziło się coś, co było więcej niż pożądaniem. Podobało mu się, że jest pełna sprzeczności, gwałtowna, a zarazem uległa. Czuł, że nigdy nie uda mu się posiąść Noor całej, zawsze pozostanie jakaś cząstka należąca tylko do niej... i było to wielkie wyzwanie. Rozebrał się i położył obok śpiącej. Spała bardzo głęboko; nie zdziwiło go to, wiele bowiem przeżyła w ciągu Ostatniego tygodnia. Leżała na boku, więc delikatnie odwrócił ją na-wznak; pragnął przyjrzeć się jej lepiej. Palcami dotknął piersi, na co odpowiedziała rozkosznym mruczeniem. Uśmiechnął się. Poprzedniej nocy zaledwie naruszył głębię namiętności. Grzbietem dłoni przesunął po jej ciele, całując ją namiętnie i mocno. Rhonwyn westchnęła i przeciągnęła się leniwie. Wargi na jej ustach były ciepłe i stawały się coraz bardziej natarczywe. Zamierzała zaprotestować przeciw temu wtargnięciu w sen, lecz nagle poczuła dłoń sięgającą pomiędzy uda. Dwa palce lekko weszły w miłosną pochwę, a kciuk przesuwał się powoli, delikatnie po jądrze rozkoszy. Pocałunki nadal drażniły wargi i Rhonwyn nie miała już ochoty protestować. Nie do końca rozbudzona, mocno przytuliła kochanka, gładzącego jej wrażliwe ciało, aż napięcie stało się niemal nie do zniesienia. Zadrżała, gdy wyzwoliło się gwałtownie, on jednak nie przestawał podniecać jej i tym razem poprowadził ścieżką namiętności aż na sam jej szczyt. Rhonwyn całkiem się rozbudziła. Spójrz na mnie, ty moja śliczna - szepnął Raszyd al Ahmet. Spojrzała mu w twarz szeroko otwartymi, szmaragdowymi oczami. Jak mój pan sobie życzy. Palce głębiej zanurzyły się w jej ciele. Krzyknęła z rozkoszy. Kalif uśmiechnął się, w ciemnej twarzy błysnęły białe zęby. A więc zaczynasz poznawać namiętność? - spytał prowokacyjnie. Kciukiem nadal pieścił najwrażliwszą cząstkę jej ciała. Tak. - Rhonwyn oddychała ciężko. - Och, proszę! 0 co prosisz? - spytał, liżąc jej sutki. Proszę... Powiedz mi, czego chcesz, ma piękna. Ciebie... Kalif roześmiał się niskim, chrapliwym śmiechem, uniósł ją i opuścił powoli na swą wzniesioną męskość, po czym zaczął gładzić jej piersi. Ujeźdź mnie, ma piękna. Jestem twoim ogierem. Teraz z pewnością się nie boisz? 1 znów udało mu się wprawić Rhonwyn w zdumienie. Czuła go w sobie, twardego, gorącego, pulsującego, ale to ona była na górze, ona dominowała. Poruszyła się ostrożnie, z wahaniem, lecz widząc na jego twarzy uśmiech zadowolenia, nabrała pewności siebie. On tymczasem przyciągnął ją bliżej, położył dłonie na jej pośladkach. Świetnie, ma piękna - dodał jej odwagi. - Oprzyj się na rękach. Tak, właśnie tak. Och, jak wielką dajesz mi rozkosz! Rhonwyn znalazła właściwy rytm. Ujeżdżała go z zapałem, pokonali wspólnie długi dystans, aż wreszcie kochanek obrócił ją na plecy, wszedł w nią głęboko i przyglądał się jej pięknej twarzy, a rozkosz obojga rosła, aż wybuchła wreszcie krzykiem spełnienia. Po kilku chwilach Raszyd al Ahmet roześmiał się. Jakąż wspaniałą kobietą się stajesz, ukochana Noor - powiedział. Rhonwyn leżała bezwładnie, z płonącymi policzkami. Zachowała się śmiało, niezwykle śmiało, i... niezwykle spodobało się jej to, co zrobiła. Nie wiedziałam, że potrafisz... Będziesz zdumiona tym, co razem potrafimy i czego dokonamy, ma piękna. - Kalif zaśmiał się gardłowo. - Z przyjemnością stwierdzam, że jesteś wyjątkowo pojętną uczennicą. - Przesunął palcem po jej obrzmiałych ustach, ucałował je. - Podobają ci się komnaty? Niezwykle! Zwłaszcza ogród z pięknym widokiem na góry. Cieszę się. Nie jesteś głodna? Ja tak, od rana nic nie jadłem. Polecę sługom, by przyniosły ci posiłek, panie. - Rhonwyn wstała z łoża. - A podczas posiłku opowiesz mi, jak ci minął dzień. W ciemnoniebieskich oczach kalifa Cinnebaru błysnął ognik aprobaty. Pałac aż huczał od plotek, że zamierza uczynić Noor swą żoną, ale do tej chwili nie podjął w tej kwestii decyzji. Tylko głupi mężczyzna kieruje się w swych dzia- łaniach porywami namiętności... Świeżo rozbudzone zmysły Noor urzekały, ale dopiero jej zainteresowanie jego sprawami przeważyło szalę. Noor będzie drugą żoną! Podobnie jak Ałia, potrafi budować, w odróżnieniu od tych dwóch kobiet, które dziś straciły życie. Takie kobiety jak Ałia i Noor - pomyślał - wystarczą każdemu mężczyźnie, nawet kalifowi Cinnebaru. Jutro porozmawia z imamem. Oczywiście, Noor - powiedział. - Podczas jedzenia opowiem ci o moich dzisiejszych zajęciach. 11 Edwardzie de Beaulieu, czy jesteś wystarczająco silny, by kontynuować krucjatę, czy też wolisz powrócić do Anglii? -spytał książę Edward. - Ciężko chorowałeś. Jeśli udasz się w drogę powrotną do kraju, nie będę mieć ci tego za złe, zwłaszcza w tych smutnych okolicznościach. Pozostanę przy twym boku, mój książę, ale najpierw muszę dowiedzieć się czegoś o żonie i sir Fulku. Z pewnością przetrzymywani są gdzieś w pobliżu i można ich będzie wykupić. Być może - powiedział z powątpiewaniem książę. - Okoliczności jednak każą zastanowić się głęboko nad tą sprawą. Nie przybył przecież posłaniec z ofertą okupu, a od czasu bitwy, w której twa żona tak mężnie wiodła naszych ludzi, nie zostaliśmy też ani raz zaatakowani. Co za kobieta! Bardzo chciałbym zobaczyć znowu ją i sir Fulka. Jeśli nie znajdę Rhonwyn w ciągu siedmiu dni, udam się za wami, książę. Ale z pewnością ją znajdę. - Edward de Beaulieu wypowiedział te słowa szorstkim głosem. Irytowały go wzmianki o bohaterstwie żony. Będę się o to modlił, przyjacielu, lecz jeśli w ciągu owych siedmiu dni nie natrafisz na jej ślad, musisz przerwać poszukiwania, gdyż będzie to oznaczać, że albo została sprzedana w niewolę i nigdy jej nie odnajdziemy, albo za- mordowana. Martwi mnie, że przez cały tydzień nie otrzymaliśmy żadnej informacji, rozumiem wszakże, że musisz jej szukać, to kwestia honoru. Na twoim miejscu, panie, postąpiłbym tak samo. Znasz drogę do Akry. - Książę poklepał lorda po ramieniu. Mój panie, pragnę prosić cię o łaskę. Czy twa małżonka mogłaby przyjąć do siebie służkę Rhonwyn, póki nie odnajdę swej żony? Nie jestem w stanie zapewnić Enit bezpieczeństwa wśród tylu mężczyzn, a to dobra dziewczyna, zaręczona z jednym z moich ludzi. Ależ oczywiście. Niech zbierze swe rzeczy. Osobiście zaprowadzę ją do Eleanor. Kiedy Enit dowiedziała się o konieczności przenosin, zaczęła płakać. Panie, pozwól mi tu zaczekać na moją panią - błagała. Nie, Enit, to zbyt niebezpieczne - powiedział de Beaulieu. - Spotkasz się ze swoją panią w Akrze, tymczasem zaś będziesz bezpieczniejsza na dworze księżny. Poszukiwania, na które się wybieram, będą zapewne niebezpieczne, nie mogę martwić się jeszcze i o ciebie. Zabierz swoje rzeczy i idź z księciem Edwardem. Tak, panie. - Enit chlipnęła, lecz wypełniła polecenie. Z małym węzełkiem, smutna, oddaliła się za księciem Edwardem. Jeden kłopot mniej - mruknął Edward de Beaulieu. Czuł się jeszcze słaby, ale przynajmniej mógł już utrzymać się na nogach. Rankiem wraz z dwoma swoimi rycerzami ruszy wreszcie na poszukiwanie Rhonwyn, swej dzikiej walijskiej żony. Nie miał pojęcia, czy zabije ją, czy ucałuje, kiedy ją wreszcie znajdzie. I Fulk! Gdzie się podział jego zdrowy rozsądek? Dlaczego pozwolił, by żona pana na Haven wzięła udział w bitwie, a potem została wzięta w niewolę? Jedno trzeba mu przyznać - był przy niej do końca. De Beaulieu wiedział, że jego żona różni się od innych kobiet choćby z powodu wychowania, ale tak naprawdę nigdy mu się to nie podobało. Rozumiał, że chciała wziąć udział w prawdziwej bitwie, choć większość znanych mu kobiet zemdlałaby na samą myśl o walce. Popełniła wszakże poważny błąd: stała się zbyt pewna siebie. Zapał bitewny nie powinien przytłumiać ostrożności, a tak właśnie się stało. Rhonwyn została okrążona i pojmana. Tylko dlaczego niewierni wzięli jeńca, zamiast po prostu zabić wroga...? Musi dowiedzieć się czegoś więcej! Wezwał do siebie sir Hugona i polecił mu znaleźć kogoś, kto brał udział w bitwie. Sir Hugo powrócił wkrótce ze starszym już, ponurym rycerzem, sir Arthurem Sackville. Słyszałem, że to była kobieta - powiedział sir Arthur, potrząsając siwą głową. - Nie potrafię jednak sobie tego wyobrazić. Wasza żona, mówicie? Tak - odparł Edward. - To córka ap Gruffydda, księcia Walii. Wspaniała! Zaatakowała z taką furią, że pociągnęła za sobą nas wszystkich. Dopiero wówczas poczułem, że nasza krucjata to wojna święta i błogosławiona przez Boga, panie. Twoja żona, panie, walczyła, jakby wspomagali ją aniołowie. Widzieliście, jak została ujęta? Dlaczego niewierni nie zabili jej, jak innych przeciwników? Moim zdaniem nie zamierzali wziąć nikogo do niewoli. Zabiła ich dowódcę, ale gdy walczył, jego żołnierze pospieszyli mu na pomoc, przez co odcięli ją od naszych rycerzy. Z pewnością nie zdawali sobie sprawy, że mają do czynienia z kobietą, ujęli ją jednak i uciekli. Pogalopował za nimi jeden z rycerzy, ale nie znam jego imienia. Sir Fulk... - Edward westchnął. - Nie powinien dopuścić, by Rhonwyn wzięła udział w walce... choć doskonale wiem, że trudno wyperswadować jej coś, przy czym się uprze. Kim był niewierny, którego zabiła? Nie wiem. Sądząc po stroju, należał do szlachetnie urodzonych. Przykro mi, ale nie potrafię nic więcej powiedzieć. Widzieliście, w którą stronę niewierni uciekali? W stronę gór. Tego jestem pewien. Udali się w kierunku gór, choć nie potrafię powiedzieć dlaczego. Przecież tam niczego nie ma. Coś musi być, skoro tam zmierzali. Wędrowne plemiona i ich stada, ale nic więcej. - Rycerz zamilkł na chwilę, jakby rozważał następne słowa. Wreszcie podjął decyzję. - Lordzie de Beaulieu, niewierni mogli nie wiedzieć, że rycerzem walczącym przeciw nim z taką furią jest kobieta, ale przecież musieli się wkrótce o tym przekonać. Z pewnością wykorzystali ją i zabili. Ponieśliście tragiczną stratę, obawiam się jednak, że musicie się z tym pogodzić, bo jeśli nawet wasza żona przeżyła, czy przyjęlibyście ją z powrotem, wiedząc, że żyła z innym mężczyzną? Wybaczcie mi, panie, że to mówię, ale Rhonwyn jest dla was stracona. - Skłonił się nisko. - Żałuję, że nie mogę pomóc - zakończył i wyszedł. Bądźcie gotowi do wyruszenia o wschodzie księżyca -polecił Edward swym dwóm rycerzom. - Przygotujcie konie i zadbajcie o wodę. Oszalał! - ocenił sir Hugo, kiedy wraz z sir Robertem przygotowywał się do wyprawy. - Sir Arthur ma rację. Pani Rhonwyn nie żyje... lub też spotkał ją los gorszy od śmierci. Znałeś ją przecież - odparł sir Robert. - Gdyby była twoją żoną, czy nie próbowałbyś jej odnaleźć? Ja z całą pewnością tak. Księżyc wzeszedł po północy, a wówczas we trzech opuścili obóz. Jechali w kierunku gór, ciemnych, piętrzących się na horyzoncie. Na czystym niebie błyszczały jasne gwiazdy. Zatrzymali się dopiero w dzień, gdy zrobiło się za gorąco na dalszą jazdę. Napoili konie z zapasów, które mieli przy siodłach, i schronili się w cieniu skał. Ich wyprawa trwała cztery dni, podczas których nie spotkali nikogo, nie widzieli też ani jednego namiotu, ani jednej kozy. Otaczała ich dzika przyroda, nawet u podnóży górskiego pasma nie znaleźli najdrobniejszego śladu cywilizacji, żadnego dowodu, że gdzieś w pobliżu mieszkają ludzie. Mieli wrażenie, że ziemia otworzyła się i pochłonęła piękną Rhonwyn. Z każdym mijającym dniem Edward de Beaulieu stawał się coraz bardziej ponury i wreszcie uwierzył w to, co powtarzali mu wszyscy. Rhonwyn, piękna, dzika Walijka, była dla niego stracona na zawsze. Nigdy jej już nie zobaczy. Trzej rycerze skierowali więc swe konie ku morzu, by w Akrze dołączyć do księcia Edwarda i jego krzyżowców. Pierwszej nocy po wydaniu rozkazu odwrotu, gdy towarzysze spali, Edward de Beaulieu usiadł pod skałą i zapłakał po kobiecie, którą kochał, później jednak żal po niej zmienił się w żal do niej. Obwiniał ją o to, co się stało. Unikała obo- wiązków małżeńskich i nie dała mu potomka. Nalegała, by towarzyszyć mu na świętej wojnie, choć odpowiedzialna kobieta pozostałaby w zamku, modląc się o bezpieczny powrót męża i pilnując gospodarstwa. Królowe i księżniczki mogą uczestniczyć w krucjatach, ale żona zwykłego lorda nie ma czego szukać pośród rycerstwa. Coraz częściej myślał też o kuzynce Katarzynie. Kiedy wróci do Anglii, będzie musiał się ożenić. Rodzina oczekiwała, że poślubi właśnie tę kobietę, a teraz mógł już to uczynić. Dziewczyna była całkiem ładna, z pewnością dobra i posłuszna. Skończy się walka we wspólnym łożu, a niebawem na świat przyjdą dzieci. Tak, Katarzyna będzie doskonałą żoną. Po przyjeździe do Akry znalazł skrybę i podyktował mu list do brata Katarzyny. Rafę de Beaulieu zdumiał się, kiedy wiosną następnego roku dostał list Edwarda. Wychodzisz za mąż - oznajmił siostrze. - Walijka umarła; nie sądziłem, że taka zdrowa dziewczyna jak ona umrze młodo, ale stało się, i Edward chce cię pojąć za żonę. Ślub ma odbyć się zaraz po jego powrocie z krucjaty. Tego właśnie chciała rodzina, Kasiu! A jednak, ciesząc się odmianą losu siostry, w sercu żałował pięknej kuzyneczki. Gdyby to on był jej mężem, umiałby zadbać o bezpieczeństwo Rhonwyn. Módlmy się za duszę Rhonwyn - powiedziała cicho Katarzyna de Beaulieu. - Lubiłam ją, była dobra i piękna. Wiem to od sług. A więc módl się za nią! - prychnął Rafę, ale kiedy zobaczył smutek na twarzy siostry, dodał: - Zwykłem mówić ostrzej, niż myślę, wiesz o tym. Wybacz mi. Ucieszyło mnie twoje szczęście i zapomniałem o nieszczęściu, które spotkało lady Rhonwyn. Była piękna i życzliwa ludziom. Ja również będę się modlił za jej duszę. Glynna o śmierci siostry poinformował ksiądz Jan. Chłopak przyjął tę wiadomość ze zrozumiałą rozpaczą. Chcesz wrócić do Walii, do ojca? - spytał ksiądz. Glynn przełknął łzy. Nie - zdecydował. - Rhonwyn pragnęła, bym zdobył wykształcenie. Nie rozczaruję jej, ojcze, pozostanę w szkole. Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś, bo gdybym dowiedział się o jej śmierci podczas wizyty w Haven, z pewnością pogrążyłbym się w żalu. Jak zmarła? Edward nie napisał. To dla niego zbyt bolesny temat. Dowiemy się wszystkiego, kiedy wróci do domu. Ojcze, przyjąłem wiadomość o zgonie Rhonwyn, ale moja dusza mówi mi coś innego - powiedział chłopak z zastanowieniem. - Jestem pewien, że gdyby naprawdę Rhonwyn odeszła, wiedziałbym o tym, bo byliśmy sobie bardzo bliscy. Nie pozwól, by celtycki mistycyzm zwyciężył w twej duszy chrześcijański rozsądek - ostrzegł ksiądz, odchodząc. Glynn mruknął coś, co można by uznać za zgodę na słowa księdza Jana, w duszy jednak wcale nie był przekonany o ich słuszności. Dopóki nie dowie się od Edwarda, jak zginęła Rhonwyn, dopóki nie usłyszy, że szwagier widział jej śmierć na własne oczy, nie uwierzy, że naprawdę odeszła z tego świata. To tak niepodobne do Rhonwyn, była taka żywotna! Pozostawszy samotnie w celi, wziął do ręki lutnię i grał, komponując balladę o kobiecie rycerzu i poczuł, jak spływa na niego spokój i pewność, że siostra nie umarła. Lecz w takim razie, co się z nią stało? Nagle wiedział już, co ma czynić: pojedzie do Akry i znajdzie Edwarda, a kiedy dowie się od niego szczegółów, rozpocznie poszukiwanie Rhonwyn. W kilka dni później pojechał do miasta, by znaleźć Otha i Dewiego, którym ojciec polecił czuwanie nad synem, gdy ten wstąpił do szkoły klasztornej. Żołnierze utrzymywali się ze strzeżenia kupieckich karawan, zawsze jednak wracali do Shrewsbury. Mieszkali u starszej wdowy, która czuła się pewniej w ich towarzystwie. Glynn ap Llywelyn znalazł jej dom w labiryncie krętych uliczek miasta. Dzień dobry, Ellen - powitał ją wesoło. - Wiesz może, co porabiają Oth i Dewi? Wrócili wczoraj, młody panie. Pracują w ogrodzie. Wejdźcie, proszę. Chłopcze, co dzień jesteś wyższy - powiedział Oth na widok Glynna. - Czym oni cię karmią w tym klasztorze! Uściskali się serdecznie. Odwiedził mnie ksiądz Jan - oznajmił Glynn prosto z mostu. - Dostał list od Edwarda, w którym pisze, że Rhonwyn nie żyje. Nie wierzę! - prychnął Oth. Ani ja - dodał Dewi. Chłopak odetchnął z ulgą. To świetnie, bo ja też nie wierzę. Edward jest tego pewny, bo inaczej nie przesłałby takiej wiadomości, ale dopóki nie dowiem się dokładnie, co tam zaszło, nie uwierzę, że Rhonwyn naprawdę odeszła. Zamierzam udać się do Akry, gdzie w tej chwili znajdują się wojska krzyżowe. Pojedziecie ze mną? Oczywiście - przytaknęli obaj Walijczycy. Doskonale. Słuchajcie więc, bo wszystko już zaplanowałem. Rafę de Beaulieu i jego siostra nie wiedzą, kim jestem naprawdę. Zdziwią się, jeśli nie przyjadę do Haven, i zaczną się niepokoić, ponieważ uważają mnie za bastarda. Edwarda. Wkrótce zatem udam się do nich i powiem, że zamierzam zostać księdzem, no i jadę na rok do szkoły zakonnej we Francji. Wy dwaj przyjedziecie za kilka dni, udacie się do opata, który /na moją tożsamość, i powiecie mu, że ap Gruffydd zaprasza mnie na kilka miesięcy do siebie i wysłał was, byście mnie strzegli w drodze. Potem pojedziemy do Ziemi Świętej. A co z księdzem Janem? - spytał Oth. - Uwierzy w tę bajeczkę o szkole we Francji? Uważaj, chłopcze, on nie jest głupcem. Jemu powiem prawdę. Nie zdradzi mnie, bo musiałby zdradzić również, że Edward oszukał krewniaków. Nie wierzę, by się na to zdecydował. Oth przyjrzał się chłopcu. Brat Rhonwyn miał szesnaście lat i nie był już dzieckiem. Nie spodziewał się tak awanturniczego planu po spokojnym Glynnie, teraz jednak stało się dla niego jasne, że chłopak będzie szukał siostry bez względu na przeszkody. Za co będziemy podróżować? - spytał z właściwym sobie zdrowym rozsądkiem. - Dewi i ja mamy wprawdzie trochę zaoszczędzonych pieniędzy, ale będzie ich potrzeba znacznie więcej. Mam pieniądze, niemal wszystko, co w zeszłym roku dostałem od Edwarda. Kupowałem tylko struny do moich instrumentów. No a ponieważ jadę do szkoły we Francji, Rafę sporo mi dołoży. - Zachichotał. - Jeśli nawet skończą się nam fundusze, na kolację dla nas trzech zawsze zarobię śpiewaniem. Doskonale. W takim razie nic nas już tu nie trzyma, Glynnie ap Llywelyn. Przyjedziemy po ciebie za trzy dni. Opat okazał się nadzwyczaj wyrozumiały. Wobec tragicznej straty córki jest oczywiste, że książę Llywelyn chce mieć przy boku syna - powiedział. O śmierci Rhonwyn dowiedział się od księdza Jana. Spojrzał na Glynna. - Wszyscy modlimy się za duszę naszej dobrej pani. Będziemy z niecierpliwością czekali na twój powrót, Glynnie ap Llywelyn. Jedź pocieszyć ojca. Jesteś prawdziwym Walijczykiem - orzekł z aprobatą Oth, gdy minęli bramy miasta. - Dobrze zagrałeś swoją rolę i ani przez chwilę nie sprawiałeś wrażenia kłamcy, oszukując dobrego ojca opata. Glynn skwitował tę pochwałę szerokim uśmiechem. W Haven pojawił się sam i przedstawił swą opowieść Rafe'owi i Katarzynie. Ksiądz Jan podniósł brew z niedowierzaniem, ale zachował milczenie. Więc zamierzasz zostać księdzem? - ucieszył się Rafę de Beaulieu. Dlaczego tak cię to raduje? Ponieważ jesteś potomkiem kuzyna Edwarda, który po powrocie z krucjaty zamierza pojąć za żonę Katarzynę. Jesteś wprawdzie bastardem, ale zarazem najstarszym synem Edwarda i po śmierci ojca mógłbyś próbować odebrać dzieciom jego i Katarzyny prawowite dziedzictwo. Gdy zostaniesz księdzem, zagrożenie zniknie i będę mógł wierzyć w czystość twych intencji, Glynnie z Thorley. Glynn poczuł, że ogarnia go gniew. Rhonwyn umarła - podobno - tak niedawno, a jej małżonek już planuje nowy ślub! Zabiję go! - pomyślał, ale nagle dostrzegł badawcze spojrzenie księdza Jana. Nie okazał po sobie żadnych emocji, ale w jego sercu nie było już miejsca dla szwagra. Oddanie swej siostrze przynosi ci chwałę, Rafę - skłamał gładka O co naprawdę chodzi? - spytał ksiądz, gdy wreszcie zostali sami. Nie wierzę w śmierć mojej siostry - powiedział po prostu chłopak. - Kpisz, ojcze, z mojego celtyckiego mistycyzmu, lecz między nami zawsze istniał bardzo silny związek. Gdyby Rhonwyn istotnie umarła, z pewnością bym to odczuł. Nie czuję jednak nic, a zatem wiem, że żyje. Jadę do Ziemi Świętej odnaleźć ją i dowiedzieć się od jej podłego męża, co się tak naprawdę stało. Ksiądz westchnął. Nie będę nawet próbował odwieść cię od tych zamiarów, chłopcze. Widzę, że podjąłeś już decyzję. Domyślam się, że Oth i Dewi są gdzieś blisko, prawda? Są i będą mi towarzyszyć w podróży. - Oczy Glynna zabłysły nagle. - Dopilnuj, ojcze, by Rafę obdarzył mnie pękatym mieszkiem na podróż i roczny pobyt we Francji. Co powiedziałeś opatowi? Że ojciec wzywa mnie do Walii. Uznałem to za bardzo prawdopodobne wyjaśnienie. Doskonale. Jeśli już musisz kłamać, niech będą to kłamstwa proste. - Ksiądz Jan westchnął raz jeszcze. - Jedźcie do Dover - poradził. - Stamtąd do Ziemi Świętej odpływają statki z krzyżowcami pragnącymi dołączyć do armii księcia. Młody minstrel w towarzystwie dwóch żołnierzy bez trudu znajdzie miejsce na jednym z nich. Porę roku też mamy dobrą, morze będzie spokojniejsze niż w zimie. Będziesz się za nas modlił, ojcze, prawda? Oczywiście, że będę się za ciebie modlił, Glynnie ap Llywelyn. Obawiam się, że ta podróż nie przyniesie nic dobrego, lecz jeśli ma to uspokoić twe serce, słusznie robisz, podejmując ją. Ale pamiętaj, że Edward de Beaulieu napisał, że jego małżonka, niech Bóg ma w opiece jej duszę, nie żyje. Jest to chyba prawda, nie miał bowiem powodu do kłamstwa, tym bardziej że twoja siostra nie była mu przecież obojętna. Glynn potrząsnął głową. Jak i ty, ojcze, nie wiem, co o tym myśleć, ale czuję sercem, że Rhonwyn żyje. Dlaczego Edward mają za umarłą, nie potrafię powiedzieć, jadę więc, by dowiedzieć się prawdy. Pieniądze przeszły z ręki do ręki i następnego dnia Glynn opuścił zamek Haven z dobrze ukrytym pękatym mieszkiem i z błogosławieństwem księdza Jana, które wciąż brzmiało mu w uszach. Oth i Dewi czekali na drodze. Odwrócił się, by po raz ostatni rzucić okiem na zamek, i zadał sobie pytanie: „Czy kiedykolwiek tu powrócę?" Zaskoczyła go ta myśl, ale nie przygnębiła. Jechał odnaleźć siostrę i nic nie mogło mu w tym przeszkodzić. W zakonnej szkole rozwinął się nie tylko fizycznie; nadal kochał muzykę i poezję, ale wiedział też, że potrafi być twardy i nieustraszony, jeśli wymagają tego oko- liczności. W ciągu kilku dni dotarli do Dover. W porcie, zgodnie z informacją księdza, cumowały statki gotowe do rejsu do Ziemi Świętej, a ludzi pragnących przyłączyć się do księcia Edwarda było wielu. Znaleźli miejsce na mocnym walijskim statku, którego kapitanowi wystarczyło raz spojrzeć na Otha, by poznać, że ma do czynienia z kuzynem po kądzieli, co zapewniło wszystkim trzem przejazd. Po kilku dniach dociekań Oth i kapitan doszli wreszcie do istoty swego pokrewieństwa: siostra dziadka Otha była babką kapitana. Oth powiedział krewnemu, że Glynn także jest ich kuzynem, a ponadto minstrelem jadącym do Ziemi Świętej, by podnosić na duchu żołnierzy. Podczas trwającej siedem tygodni podróży chłopak często śpiewał dla kapitana i załogi, a jego słodki głos przytłumiał ryk morskich fał. Gdy znaleźli się na Morzu Śródziemnym, dni i noce stały się ciepłe, a potem nawet upalne. Statek zatrzymywał się w wielu portach, by rozładować ładunek i wziąć nowy, a także żywność oraz wodę. Wreszcie znaleźli się w Akrze, sta- rożytnym mieście, znanym jako najlepszy port Morza Śródziemnego. Należało ono niegdyś do Syryjczyków, potem zdobyli je Arabowie. Od czasu pierwszych krucjat kilkakrotnie przechodziło z rąk do rąk, od niemal stu lat znajdowało się jednak w posiadaniu rycerzy Zakonu Joannitów i było częścią Królestwa Jerozolimskiego. Glynn, Oth i Dewi zeszli z pokładu wprost na zatłoczone, hałaśliwe ulice miasta tonącego w tumanach kurzu. Kapitan polecił im małą gospodę, w której, przy odrobinie szczęścia i ostrożności, nie zostaną ani oszukani, ani okradzeni. Na miejscu okazało się, że gospodyni, kobieta o imponującym biuście i w nieokreślonym wieku, mówi po normańsku. Jestem Glynn z Thorley, minstrel przysłany do was przez kapitana Rhysa, pani - przedstawił się chłopak, składając niski ukłon. - Ci dwaj żołnierze chronią mnie przed wielbicielami i z pewnością utrzymają porządek w twej gospodzie. Szukacie pracy? - spytała kobieta, opierając dłonie na szerokich biodrach. Szukamy noclegu. Zabawimy niedługo, pani. Jesteśmy gotowi pracować za miejsce do spania i posiłek. Co was tutaj sprowadza? - spytała gospodyni, wpatrzona w Otha jak w obraz. Ten puścił do niej oko. Przybyłem do Akry w poszukiwaniu mojego dobrego pana, Edwarda de Beaulieu, towarzysza księcia Edwarda -wyjaśnił Glynn. - Jeśli nadal przebywa w mieście, znajdę go, a jeśli wyjechał, dowiem się dokąd. Dam wam nocleg - zdecydowała gospodyni. - Za dzień nie policzę, ale w nocy musisz dostarczyć rozrywki mnie... to znaczy moim klientom. Twoi ludzie będą na me wezwanie przez całą noc. Załatwione? - Spojrzała na Glynna badawczo i zdumiała się jego młodością. Załatwione, pani. - Glynn uśmiechnął się szeroko. Uznał, że kobieta jest piękna ze swą mleczną skórą i smolistymi włosami. Nazywam się Nada. Po arabsku znaczy to „dawać". Słynę w mieście jako kobieta wyjątkowo hojna. - Mówiąc to, zerknęła na Otha. - Czy twoi towarzysze mają imiona, młody minstrelu? Oto Oth i Dewi - przedstawił żołnierzy Glynn. Mam wolny dobry pokój za kuchnią. Chodźcie, pokażę wam. Potem zechcecie pewnie zjeść przyzwoity posiłek. Z tego, co widzę, jedliście byle co od miesiąca, a ja lubię, kiedy moi mężczyźni mają trochę mięsa na kościach. Lepiej się wtedy nadają do pożarcia - mruknął do przyjaciela Dewi po walijsku. - Psie twoje szczęście, Oth. Wygląda na to, że będziesz miał gdzie się położyć. Spytam, czy ma siostrę - obiecał szeptem Oth. Gospoda zbudowana była z suszonej na słońcu cegły, a podłogę stanowiła wydeptana glina. Było w niej chłodno i mrocznie. Drewniane stoły okazały się czyste, ławy ustawiono wokół nich. Mężczyźni przeszli za gospodynią przez główną salę do jasno oświetlonej kuchni, gdzie z belek stropu zwieszały się wiązki suszonych ziół. Na ogniu stały garnki wypełnione bulgocącą, smakowicie pachnącą zupą, z pieców dochodziła równie smakowita woń pieczystego. Trzy służące spojrzały na przybyszów i wróciły do pracy. Przez wąskie okna widać było tylne podwórko. Wasz pokój jest tam - rzekła gospodyni. - Drzwi wychodzą na podwórko. Jest suchy i czysty, daję słowo. Glynn i Dewi wrócili do głównej sali, a Oth pozostał w kuchni. Złapał gospodynię i zaciągnął ją do niewielkiej wnęki, gdzie zaczął dobierać się do jej bujnych piersi. Nada uśmiechnęła się szeroko, pokazując zdrowe, białe zęby. Otarła się zmysłowo o zalotnika. Mamy mało czasu - powiedziała. - A w ogóle to najpierw musisz zjeść, żeby nabrać siły. Czy twoje imię coś znaczy? - dodała, wsuwając mu dłoń w spodnie. Oczy rozszerzyły się jej, gdy pod palcami poczuła męskość wielką i twardą. - Wynoście się - rozkazała służącym. Spełniły polecenie natychmiast. Oth znaczy „gigant" - pochwalił się Walijczyk. Z tymi słowami pchnął gospodynię na stół i zadarł jej spódnicę. Wślizgnął się w nią łatwo, wszedł głęboko, jęknął. Pracował ciężko, tam i z powrotem, tam i z powrotem... Jak mi dobrze... dobrze... ty szatanie! Zadowalał ją przez długą chwilę, po czym powiedział: Przykro mi, kochanie, ale to wszystko, co mogę ci dziś dać. Miałaś rację. Muszę się pożywić. -1 skończył z głębokim westchnieniem. Nada zwiotczała zaspokojona. Wyprostowała się i spojrzała kochankowi w oczy. Mój pokój jest po drugiej stronie podwórka - poinformowała. Obciągnęła spódnicę i pocałowała go. - Potrzebny mi dobry kochanek... na krótko - dodała, wychodząc z kuchni. Myślałem dotąd, że mężczyzna leży na kobiecie - zdumiał się Glynn, który wraz z Dewim stał tuż za drzwiami. Nie zawsze - uśmiechnął się Oth. - Miałeś już kobietę, chłopcze? Miałem. W Shrewsbury jest dziewczyna, która rozkłada nogi za pensa. Zabrali mnie do niej przyjaciele ze szkoły. Byłem tam dwukrotnie. Podobało ci się? Gdyby mi się nie podobało, nie odwiedziłbym jej po raz drugi. Obaj żołnierze roześmieli się wesoło. Widać, że jesteś synem swego ojca - zażartował któryś. No, skoro zrobiłeś już dobry początek, nauczymy cię tego, co powinieneś wiedzieć, młody Glynnie ap Llywelyn -powiedział poważnie Oth. - Chłopak taki jak ty będzie miał w Akrze powodzenie u dziewczyn. Glynn nie zapomniał o tym, co najważniejsze. Najpierw muszę znaleźć Edwarda - powiedział. Znajdziemy go. I rzeczywiście znaleźli, chociaż zabrało im to cały tydzień. Szukali go w ciągu dnia, wieczorami zaś słodki głos Glynna rozlegał się w gospodzie Nady i w sąsiednich uliczkach. Sława młodego minstrela rozprzestrzeniała się niczym pożar lasu. W głównej izbie brakowało miejsca dla słuchaczy, wędrowcy z różnych krajów w milczeniu słuchali pieśni znanych im i nieznanych, także tych, które Glynn sam skomponował. Ich ulubioną pieśnią prędko stała się „Wojowniczka", opowieść o Rhonwyn. Podczas występów Glynna służące na paluszkach obsługiwały gości, a po występach chętnie odwiedzały młodego śpiewaka i Dewiego. Oth był zajęty właścicielką. Jest nienasycona - poskarżył się w dniu, gdy udało im się spotkać Edwarda de Beaulieu. Edward natychmiast rozpoznał obu walijskich żołnierzy, ale nie ich towarzysza. Glynn wyrósł bowiem na prawdziwego mężczyznę. Co ty tu robisz?! - spytał zdumiony, gdy powiedziano mu, z kim ma do czynienia. Gdzie moja siostra? Zginęła na skutek własnej lekkomyślności -odparł z goryczą Edward. - Chodź, usiądź z nami w cieniu. Co słychać w Haven? Haven stoi, jak stało przed twoim wyjazdem. Rafę i jego siostra, przyszła panna młoda, z niecierpliwością oczekują twego powrotu. Opowiedz mi o mojej siostrze. Jak umarła? Dlaczego cię przy niej nie było? Staliśmy pod Kartaginą - rozpoczął opowieść Edward. Skinął na służących, by przynieśli gościom schłodzonego wina. - Dostałem gorączki i wielkich boleści żołądka. Rhonwyn z oddaniem opiekowała się mną, pozwalała się zastąpić Enit tylko na kilka godzin, kiedy szła spać. W obozie mężczyźni marli jak muchy, ale ona kazała ustawić nasz namiot z dala od innych, dbała też o nienaganną czystość. Jej zawdzięczam życie. Gdy król Ludwik zmarł, Karol z Anjou zawarł rozejm z niewiernymi. Książę Edward, który nie chciał o tym słyszeć, postanowił przenieść się do Akry. Rhonwyn siedziała przy mnie i pielęgnowała. Trwało to kilka tygodni. Kiedy byłem już zdrowszy, pozwoliłem, by odbyła z sir Fułkiem ćwiczenia w robieniu mieczem. Dopilnowałem, by przywdziała odpowiedni strój, choć wzbraniała się przed tym ze względu na upał. Posłuchała mnie jednak i oboje poszli ćwiczyć. Wkrótce potem niewierni zaatakowali obóz. Było ich mnóstwo, ale ta walka to była niemal zabawa. Nawet rannych mieliśmy mało. Rhonwyn najwyraźniej uznała, że musi zanurzyć miecz w krwi Saracenów. Spod przyłbicy nie było widać jej kobiecych rysów. Mówią, że walczyła wspaniale. Potyczka przerodziła się w prawdziwą bitwę, w której nasi żołnierze pokonali niewiernych, ale Rhonwyn została odcięta od swych towarzyszy. Wzięto ją w niewolę, podobnie jak Fulka, który ruszył jej na pomoc. Przez cztery dni szukałem jej wraz z sir Hugonem i sir Robertem. Nie znaleźliśmy jednak nigdzie żadnego śladu. Według rycerzy, którzy dobrze znają ten świat, niewierni, gdy zorientowali się, że pojmany rycerz jest kobietą, odebrali jej cześć, a następnie zabili. Być może została sprzedana gdzieś w niewolę, ale to raczej niemożliwe, ponieważ nie była już dziewicą. Moja siostra żyje - rzekł stanowczo Glynn. - Gdyby zginęła, wiedziałbym o tym. Mylisz się. - Edward wyciągnął rękę do młodego szwagra, którego bardzo lubił. Żyje! I ja ją znajdę! Jeśli znajdziesz, to najpewniej tylko kości. Modliłem się za nią codziennie od czasu bitwy. Modliłeś się, szukając nowej żony. Rafę de Beaulieu zarządza twoim zamkiem, a Katarzyna przygotowuje się do ślubu. Rhonwyn powinna była posłusznie czekać w Anglii na powrót męża! - warknął Edward. Gdybyś naprawdę tego chciał, zabroniłbyś jej udziału w krucjacie, Edwardzie. Myślę, że jej wyjazd u twego boku pochlebiał twej próżności, czułeś się równy królowi Edwardowi, któremu towarzyszy księżna Eleanor. Wiem, że moja siostra z entuzjazmem odniosła się do myśli o krucjacie. To właśnie ona, córka ap Gruffydda, sprawiła, że królewski syn spojrzał na ciebie przychylnym okiem, a Edward Plantagenet, jak wszyscy wiemy, wkrótce zasiądzie na tronie - zakończył Glynn z właściwą sobie szczerością. Potępiasz mnie? Ty, zwykły bajarz, bastard walijskiego bandyty? Masz mi za złe, że zależy mi na przyszłości rodziny?! - warknął Edward de Beaulieu. Nie uda mu się wywołać we mnie poczucia winy! - postanowił. Glynn uśmiechnął się pogardliwie. Kiedy odnajdę siostrę, opowiem jej, jakim marnym człowiekiem okazał się jej mąż, choć sądzę, że ona zdaje sobie z tego sprawę. Nawet ja dostrzegłem przecież, że nie jesteście dobraną parą. Gdybyś był dobrym mężem, płakałbyś po jej stracie, a nie tęsknił za kuzynką Katarzyną. Twoja siostra nie była bez winy. Niechętnie spełniała swój małżeński obowiązek. Minął rok od naszego ślubu, a ona nie zaszła w ciążę. Mnie nic nie można pod tym względem zarzucić, mam dzieci z nieprawego łoża, Glynn. Katarzyna chce mieć dzieci, z nią doczekam się prawowitych po- tomków. A więc los ci sprzyja. Moja siostra znikła w nader odpowiednim momencie. Może nawet sam się do tego przyczyniłeś? Uważasz mnie za człowieka bez honoru? Uważam - powiedział z pogardą Glynn ap Llywelyn i uśmiechnął się wyzywająco. Edward de Beaułieu sięgnął do pasa, przy którym w czasie bitwy wisiał miecz. Oczy mu pałały gniewem. Panie - wtrącił się Oth. - Glynn nie jest rycerzem, nie umie walczyć. Kieruje nim żal, który powinieneś zrozumieć. Wynoś się! - powiedział Edward. - Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. Nie boję się walki! - krzyknął Glynn. Idziemy, chłopcze. - Oth nie tracił spokoju. - On cię zabije:., i kto wówczas będzie szukał Rhonwyn? Rzucam na ciebie walijskie przekleństwo, Edwardzie de Beaułieu: niech rodzą ci się tylko córki! - Z tymi słowami chłopak odszedł. Edward roześmiał się kpiąco. Gdybyż jego siostra miała taki temperament! Zabierzcie go do domu, nim ściągnie śmierć na was i na siebie. Może ap Gruffydd zechce przyjąć go do siebie, bo ja od tej chwili nie ponoszę za niego żadnej odpowiedzialności - oświadczył. Oth skinął głową i poszedł za Glynnem. Obronił go przed nieuchronną śmiercią, nie oznaczało to jednak, że się z nim nie zgadza. Zawsze miał de Beaułieu za zimnego drania, a teraz zyskał dowód. Tylko... co dalej? Jeśli Anglik mówi prawdę, i nie było przecież powodu, by wątpić w jego słowa, to gdzie szukać Rhonwyn? Co się z nią dzieje? Nadmiar myśli przyprawił go o ból głowy. Kiedy dotarli do gospody, poszedł do pokoju Nady. Masowała mu głowę, aż ból minął, a kiedy zażyli już przedwieczornej rozkoszy, Oth rzeki: Nie jestem zamożnym człowiekiem, ale pragnę kupić ci prezent. Co chciałabyś dostać, Nado? Zaśmiała się zmysłowo. Złota bransoletka nie nadszarpnie zapewne twych zasobów. Pamiętaj jednak, że noszę wyłącznie biżuterię pochodzącą z kalifatu Cinnebar. Tamtejsi złotnicy nie mają sobie równych. Jeszcze dziś, kiedy zrobi się chłodniej, odwiedzimy jedynego w Akrze handlarza, który ma wyroby z Cinnebaru. Nie zapłacisz wiele, gdy usłyszy, że chodzi o prezent dla mnie. Cinnebar? Nigdy nie słyszałem tej nazwy. Gdzie to jest? -Oth pochylił się i pocałował brodawkę dużej piersi Nady. To małe królestwo leżące z dala od głównych szlaków, w górach, na południowy zachód od Kartaginy. Słynie z kopalń złota. Jest bogate, ale trudno dostępne. Dlatego też nikomu nigdy nie przyszło do głowy, by je podbijać. - Nada ujęła męskość Walijczyka, by pobudzić ją. - Kiedyś było to państewko chrześcijańskie, ale potem przyjęło islam. Władcy przybierają tytuł kalifa, co znaczy „obrońca wiary". Och, tego właśnie chciałam - jęknęła, kiedy Oth wszedł w nią znowu. -Będzie mi ciebie brakowało... Wziął ją brutalnie, tak jak lubiła, a kiedy wreszcie zasnęła, zmęczona miłością, ułożył się obok niej i zaczął zastanawiać się nad jej słowami. Czy to możliwe - myślał - że Rhonwyn w jakiś sposób dostała się do Cinnebaru? Edward de Beaulieu twierdzi, że szukał jej przez kilka dni, ale przecież dotarł zaledwie do podnóża gór. Oth wiedział z wielu rozmów, które przeprowadził w Akrze, że jasnowłose kobiety są bardzo cenione na targu niewolników i chętnie kupowane przez Arabów, których kobiety mają ciemne włosy i oczy oraz smagłą skórę. Nie ma znaczenia, czy jasnowłosa branka jest dziewicą, czy też nie. A jeśli ci, którzy ujęli Rhonwyn, sprzedali ją w Cinnebarze...? Kiedy Nada obudziła się, spytał ją, czy byłoby to możliwe. Oczywiście - odparła. - Nawet gdyby nie była najpiękniejszą dziewczyną świata, jasne włosy i karnacja uczyniłyby z niej łakomy kąsek. Twierdzisz, że jest piękna? W takim razie ci, co ją pojmali, z pewnością traktowali ją łagodnie, by uzyskać za nią wysoką cenę. Najprawdopodobniej pojechali właśnie do Cinnebaru. Jak możemy się tam dostać? Nada uśmiechnęła się wesoło. Masz szczęście, że zostałeś moim kochankiem. Złota biżuteria z Cinnebaru wytwarzana jest dla bogaczy, a nie dla właścicielek gospód. Kupiec, do którego cię zabiorę, jest jednak moim krewnym, jego siostra zaś poślubiła handlarza z Cinnebaru. Melek to mądra i życzliwa kobieta, pomoże wam. Najpierw musimy znaleźć karawanę udającą się właśnie tam, jeśli nie stąd, to z Kartaginy, Aleksandrii lub Damaszku. Może to nie być łatwe, bo do Cinnebaru kieruje się niewiele karawan. Do Kartaginy możemy popłynąć morzem, prawda? Owszem. - Nada zamyśliła się. - Porozmawiam o tym z moim kuzynem. On coś wymyśli, może nawet zatrudni cię jako swego agenta. Wówczas opłaciłby twój przejazd i twój śliczny młody pan musiałby zatroszczyć się tylko o dwie osoby. - Spojrzała na Walijczyka ze smutkiem. - Jakże będę za tobą tęskniła - wyznała. - Długo przyjdzie mi czekać na takiego kochanka jak ty... - Poklepała go po pośladkach. - No to idziemy. Chcę dostać tę bransoletkę na pamiątkę po tobie. Oth potulnie ruszył za nią. Postanowił powtórzyć wieczorem Glynnowi tę jakże interesującą rozmowę. Mogą rozpocząć poszukiwania od Cinnebaru, czemu nie? Ten trop wydawał się całkiem niezły. Będę tęsknił za Nada - pomyślał. Namiętna z niej kobieta, ale najbardziej podobało mu się jej dobre serce i pogoda ducha. No cóż, przed wyjazdem z pewnością spędzą ze sobą jeszcze kilka gorących dni i nocy. Jeśli Bóg istotnie jest łaskawy - pomyślał z uśmiechem. 12 Przybyłaś do Cinnebaru jako wylękniona dziewczyna, a teraz stałaś się najbardziej zmysłową kobietą ze wszystkich, jakie znam - powiedział do swej drugiej żony kalif Raszyd al Ahmet. - Och, czarownico! Rhonwyn klęczała przed nim, podniecając go dłońmi i ustami. Jedną ręką podtrzymywała jego twardą męskość, drażniąc jej czubek wprawnymi ruchami języka, drugą bawiła się klejnotami męża. Kalif gładził ją po złotej głowie; w pewnym momencie powiedział zduszonym głosem: Dość, czarownico! Rhonwyn spojrzała na niego z drapieżnym uśmiechem. Odwróciła się tyłem i uklękła, unosząc pośladki. Panie, zechcesz być ogierem dla swej wiernej klaczy? -spytała. Oczywiście. - Raszyd al Ahmet klęknął za nią i z łatwością umieścił miecz swej męskości w jej gorącej, wilgotnej pochwie miłosnej. Pchnął mocno. Nigdy się tobą nie nasycę, ma piękna Noor. Cieszę się, że podzielasz moje uczucia. Rhonwyn jęknęła, zachwycona, gdy poczuła w sobie ruchliwą męskość. Zanim została kochanką kalifa, nie wyobrażała sobie takiej rozkoszy. Nagle pomyślała o czymś, o czym myślała zawsze, gdy Raszyd okazywał jej ogniste względy: Jaka szkoda, że nie przeżywam tego z Edwardem de Beaulieu... Na Allacha, panie, to cudowne! Nie przerywaj! Nie przerywaj! W szczytowym momencie zadrżała, osłabła i opadła na dywan. Raszyd odwrócił ją na wznak i wszedł w nią delikatnie. Jeszcze nie! - powiedział. - Nie jestem jeszcze gotów, moja piękna Noor, a ty zbyt szybko pragniesz nasycić się przyjemnością, jak łakome dziecko zajadające słodycze. -Przyglądał się jej kpiącymi oczami, z wprawą prowadząc ją znów na szczyt rozkoszy. Tym razem i on jej doznał. Oboje leżeli teraz oszołomieni, odpoczywając i oddychając ciężko. Raszyd przewrócił się na wznak, przytulił żonę. - Noor, moja miłości, jesteś wspaniała - szepnął. Usłyszała jego słowa jak zza mgły. Spała już, gdy jej pan wziął ją w ramiona, zaniósł do łóżka i przykrył cienką tkaniną. Uśmiechnął się, patrząc na nią. Gdy ponad rok temu kobieta ta pojawiła się w pałacu, jego życie osiągnęło doskonałość. Najpierw widział w Noor tylko piękną niewolnicę, wkrótce jednak pokochał ją całym sercem. Jestem szczęśliwym człowiekiem - pomyślał. Mam dwie piękne żony, obie kochające i zaprzyjaźnione z sobą. Czy w raju może być lepiej? Nadal od czasu do czasu korzystał z wdzięków którejś z nałożnic, ale tylko dla rozrywki. Noor kochał miłością prawdziwą i pragnął mieć z nią dziecko. Doskonale wiedział, jakich metod używa się w jego haremie, by zapobiec poczęciu. I pochwalał je. Dwie skazane na śmierć żony dały mu trójkę dzieci: młodszego syna, Omara, i dwie córki. Mohammed, następca tronu, miał już lat czternaście i własny harem, gdzie kobietom również podawano napój powodujący niepłodność. Raszyd al Ahmet był aż nazbyt świadom niebezpieczeństw związanych z posiadaniem kilku synów, z których każdy pragnie odziedziczyć królestwo. Jego młodsi bracia sprawiali mu bezustanne kłopoty, i to jeszcze za życia ojca. Na szczęście Kasim zmarł na złośliwą gorączkę w wieku lat piętnastu, a Abdullaha zabiła w bitwie śliczna Noor. Jednakże pragnął dziecka z żoną, którą nazywał swą wojowniczką. Postanowił porozmawiać o tym z Aliąi BabąHarunem; być może znali pewny sposób na to, by Noor urodziła córkę, a nie syna, który pewnego dnia mógłby rzucić wyzwanie Mohammedowi, a może i Omarowi? Spojrzał miłośnie na śpiącą Noor i udał się na naradę do Alii. Pierwsza żona odniosła się do jego pragnienia ze zrozumieniem, Harun jednak wyraził zdecydowany sprzeciw: Panie, pędzisz teraz życie bezpieczne. Masz syna, który wszedł już w wiek męski. Masz też drugiego syna, który, niech Allach strzeże twego pierworodnego przed nieszczęściem, może zająć jego miejsce. Nie znamy sposobu gwarantującego, że Noor urodzi córkę. Pomyśl, panie! Pomyśl! Noor jest kobietą gwałtowną, niech nie przesłania ci tego faktu wasze wzajemne uczucie. Zabiła w bitwie bez wahania. Zabije też bez wahania każdego w obronie swego syna. Zabije też, gdy będzie to dla niego korzystne. Nie stwarzaj więc zagrożenia dla samego siebie i Alii - powiedział poważnie. Muszę się nad tym zastanowić - zdecydował Raszyd al Ahmet. - Pragnę, by dała mi córkę, piękną jak ona sama. Czy Noor chce mieć dziecko, panie? - spytał Baba. Nie wyrażała takiego życzenia. Więc zostawmy tę sprawę własnemu biegowi. Kalif spojrzał na pierwszą żonę. A co ty o tym myślisz, umiłowana? Do tej pory zachowywałaś zdumiewającą rezerwę. Ja, Raszydzie, zawsze pragnę przede wszystkim twojego szczęścia. Mohammed ma już czternaście lat, a mały Omar prawie sześć. Jeśli nawet Noor da ci syna, nie będzie on żadnym zagrożeniem dla mojego syna, nim bowiem dorośnie, Mohammed sam będzie miał już dzieci, Omar również. Poza tym nie sądzę, by Noor była zbyt ambitna i okrutna. A może rzeczywiście da ci córkę? Skoro jednak nie wyraziła chęci urodzenia dziecka, postąpisz mądrze, nie rozmawiając z nią na len temat. Muszę się nad tym zastanowić - powtórzył kalif, ale jego żona, a także Baba wiedzieli, że już podjął decyzję. Chciał dziecka z Noor i tylko to mogło go usaty sfakcj onować. Panie, być może cię to zainteresuje... - Baba Harun zmienił temat. - W mieście jest młody poeta, chrześcijanie nazywają takich minstrelami. Jego pieśni przyciągają wiele osób do Inwerny Akrama Jasira. Byłem tam, słyszałem go. Śpiewa w naszym języku i wielu innych językach świata. Może, nim ruszy w dalszą drogę, powinniśmy zaprosić go do pałacu? |est przystojny, elegancki w obejściu. Mógłby dać wiele radości twoim kobietom, dzieciom, a może i tobie, panie. Dobrze - zgodził się kalif. - Zaproś go. Eunuch skłonił się głęboko i wyszedł, a kiedy kalif także i >puścił jej komnaty, Ałia wysłała jedną ze swych niewolnic do Noor z prośbą, by do niej przybyła. Rhonwyn przyszła natychmiast; lubiła pierwszą żonę i dobrze czuła się w jej towarzystwie. Kiedy Ałia oddaliła niewolnice, Rhonwyn zorientowała się, że chodzi o coś ważnego. Stało się coś? - spytała. Kochasz Raszyda? - odpowiedziała pytaniem Ałia. Szanuję go i kocham go za namiętność, jaką mi okazuje -odparła ostrożnie Rhonwyn. Ale czy kochasz je go? Nie - wyznała cicho, potrząsając głową. - Moje serce jest nadal przy Edwardzie de Beaulieu. Być może kiedyś o nim zapomnę, a wówczas pokocham Raszyda, który, na Allacha, jest człowiekiem łagodnym i cierpliwym. Zadając to pytanie, wywołujesz we mnie, Alio, poczucie winy. Dlaczego jednak pytasz? Z pewnością nie wierzysz, że chcę wyrządzić mu krzywdę. Nie, nie! Pytam dlatego, że on chce mieć z tobą "dziecko, Noor. Czy ty chcesz dziecka? Rhonwyn spojrzała na nią ze zdumieniem. Dziecko? Nawet o tym nie myślałam! Dziecko zwiąże mnie z jego ojcem, a Edward... - Przerwała na chwilę, by zebrać myśli. - Wiesz, jak było z Edwardem - mówiła dalej. -Dopiero zaczęliśmy się wzajemnie poznawać i odczuwać miłość, kiedy mnie pojmano. Gdy o tym myślę, wiem, że z ochotą urodziłabym dzieci właśnie Edwardowi. Dlaczego Raszyd chce mieć dziecko ze mną? Przecież ma już syna, który zajmie w przyszłości jego miejsce. Ja jestem dla niego zabawką, nikim więcej, prawda, Alio? Mylisz się. Jesteś jego miłością, Noor. Czyżbyś o tym nie wiedziała? Raszyd cię kocha i dlatego chce mieć z tobą dziecko. - Pierwsza żona spojrzała wprost w oczy drugiej, tak niezwykle pięknej. - Och, moja biedna! - zawołała, wznosząc ręce do góry. - On obudził w tobie namiętność, ale nadal nie wiesz nic o miłości? Kocham Edwarda! Czasami zastanawiam się, czy kochasz go naprawdę. A czy on cię naprawdę kochał? Nie znaliście się przecież dobrze, a kiedy już byliście razem, z tego, co mi powiedziałaś, wnoszę, że najczęściej kłóciliście się. Byliście jak dzieci. Bawiliście się w wojnę, walcząc drewnianymi szabelkami. Ty zachowałaś się beztrosko jak dziecko, jakbyś nie zdawała sobie sprawy, co oznacza udział w bitwie. Skoczyłaś bezmyślnie w jej wir, co skończyło się niewolą. Gdybyś była naprawdę kochającą żoną, na sygnał alarmu pobiegłabyś do łoża swego chorego męża. Postąpiłaś jednak inaczej, co świadczy o tym, że myślałaś wyłącznie o sobie, a nie o Edwardzie de Beaulieu, prawda? Nie mówię tego, by ci zrobić przykrość, lecz by skłonić cię do spojrzenia prawdzie w oczy. Noor, kocha cię człowiek potężny i dobry. Przyjmij jego miłość. Namiętność łącząca kochających się ludzi jest nieporównanie silniejsza od zwykłej namiętności. Wiem to z własnego doświadczenia. Dziecko zaś narodzone z takiej miłości jest najszczęśliwszą istotą na świecie. Rhonwyn, zdumiona, podniosła dłoń do ust. Słowa Alii uświadomiły jej, że aż do tej chwili zachowywała się jak samolubne dziecko, pewne, że wszystko mu się należy. Skrzywdziła Edwarda, skrzywdziła także ap Gruffydda. Mimo perswazji Alii wiedziała, że nigdy nie pokocha Raszyda al Ahmeta tak, jak kocha go pierwsza żona. Bardziej niż kiedykolwiek dotąd zapragnęła powrócić do Edwarda de Beaulieu i opowiedzieć mu swe przeżycia. Gdyby tylko mogli zacząć wszystko od nowa... Niestety, nie jest to możliwe. Przyjdzie jej przeżyć życie ze świadomością, że porzuciła męża dla własnego kaprysu. Zyskała też świadomość, że kocha ją mężczyzna, którego miłości nie potrafi odwzajemnić. Jesteś przygnębiona - zauważyła Alia. - Nie chciałam uczynić cię nieszczęśliwą. Nie jestem nieszczęśliwa. Zmusiłaś mnie, bym po raz pierwszy w życiu przyjrzała się sobie... Nie jestem pewna, czy podoba mi się to, co zobaczyłam. Być może nigdy nie dowiem się, czym jest miłość. Pozwól, by Raszyd cię jej nauczył. Dlaczego tak mówisz, skoro dla wszystkich jest jasne, że kochasz go z całego serca? Jak możesz dzielić się tak ochoczo jego uczuciem? Właśnie dlatego, że go kocham i dlatego, że takie są nasze obyczaje. Jedna kobieta nie zadowoli mężczyzny. On jest jak pszczoła - spija nektar z wielu kwiatów, dopiero wtedy czuje się nasycony i szczęśliwy. Rhonwyn potrząsnęła głową. Cztery lata temu wraz z bratem mieszkałam w przygranicznej fortecy. Stacjonował tam oddział prostych żołnierzy, którzy wychowywali mnie, jak umieli najlepiej - powiedziała. - Nie zastanawiałam się, co to znaczy być kobietą. Nie wiedziałam nawet o Bogu, Alio. Głowa mnie boli od tego wszystkiego, czego nauczyłam się od tej pory. - Westchnęła. - Postaram się pokochać Raszyda, obiecuję, ale dlaczego namawiasz mnie na urodzenie mu dziecka? Co będzie, jeśli urodzę syna? Może stanie się rywalem twojego? Czy naprawdę tego chcesz? Mohammed przejmie władzę po ojcu, bo będzie o wiole starszy od twojego syna. Czy w Cinnebarze władzę przejmuje najstarszy syn? -spytała Rhonwyn. Nie - odparła Alia. - Ale wszyscy wiedzą, że to Mohammed zasiądzie na tronie. A co się stanie, jeśli i ja urodzę syna, a kalif odejdzie do raju, gdy on będzie miał, powiedzmy, dwadzieścia lat? Może się również zdarzyć, że mojego syna pokocha bardziej niż twojego, choćby z tego powodu, że mnie darzył miłością później niż ciebie? Nie pomyślałaś, że to właśnie jego może wy- znaczyć na swego dziedzica? Zastanawiałaś się nad tym, Alio? Alia milczała przez chwilę; z jej twarzy widać było, że przeżywa wielkie emocje. Nie podobałoby mi się to - wyznała uczciwie. Iw tym właśnie widzę niebezpieczeństwo. Wolę twą przyjaźń, Alio, niż potomka, który mógłby zostać rywalem twojego syna. Możesz przecież urodzić córkę. Raszyd bardzo pragnąłby tego, choć jest już ojcem dwóch chłopców i dwóch dziewczynek. Raszyd pała do mnie wielką namiętnością, Alio. Czuję, jak wypełniają mnie jego miłosne soki. Mogę urodzić syna! Wiem, co robi się w haremie, by przeciwdziałać poczęciu, Ni-lak mi to wyjaśniła. Proszę, dajcie mi jeszcze trochę czasu, niech służące nadal podają mi ten specjalny napój. Powinnam sobie to wszystko przemyśleć. Ty też, a Raszyd nie musi o tym wiedzieć. Nie mam nic przeciwko temu, by uznał mnie za kobietę bezpłodną. Nie przestanie mnie kochać, nie przestanie czerpać rozkoszy z mego ciała. Ja zaś może nauczę się go kochać? - zakończyła Rhonwyn. Mówi mądrzej, niż się spodziewałem - rozległ się głos Baby Haruna, który wyszedł zza zasłony. - Nie karć mnie, pani, za podsłuchiwanie. Wiesz przecież, że twe bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze. Czy nie stałem przy twym boku, gdy byłaś jeszcze dziewczynką w domu swego ojca? Noor postępuje mądrze, rozważając wszystkie konsekwencje pragnienia kalifa. Co bowiem będzie, jeśli stanie się, jak powiedziała, i kalif pokocha jej syna bardziej niż księcia Mohammeda? Wierzę, że ona nie ma zamiaru czynić niczego w tym celu, nie ma w niej zawiści, nie potrafimy jednak przewidzieć, jak potoczą się sprawy, doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, pani. Syn Noor może sprowadzić nieszczęście na Cinnebar i na nas wszystkich, pani. Przystań na jej prośbę! Los, drogi Babo, decyduje za nas, niezależnie od tego, co zrobimy. Żydzi mają takie powiedzenie: „Człowiek planuje, a Bóg się śmieje". Skoro Raszyd pragnie mieć dziecko z Noor, jej obowiązkiem jest mu je dać. Skorzystam z mych praw pierwszej żony i pozwolę jej odłożyć ten obowiązek na później. Będzie, jak sobie życzysz - powiedział eunuch. Rhonwyn pochyliła głowę w ukłonie. Poinformowała jednak o wszystkim Nilak. Dziecko! - ucieszyła się stara niewolnica. - Ależ to wspaniale, pani. Kiedy zobaczyłam cię po raz pierwszy, wiedziałam, że odniesiesz sukces. Alia ma rację, twierdząc, że kalif cię kocha. Kobiety w haremie są o ciebie zazdrosne, choć nie zauważasz tego, bo nie nawiązujesz z nimi kontaktu. Nudzą mnie - powiedziała Rhonwyn. - Nie robią nic poza pielęgnowaniem swej urody i oczekiwaniem na wezwanie kalifa. Wolę towarzystwo Alii. Wkrótce będziemy mieli rozrywkę - poinformowała Nilak. - Do miasta przyjechał młody pieśniarz, występuje w tawernie. Mówią, że ma śpiewać w pałacu. Jak to możliwe, skoro nikomu nie wolno nas widzieć? Kobiety, z wyjątkiem Alii i ciebie, usiądą za zasłoną. Wam będzie wolno spocząć u stóp kalifa, oczywiście z zasłoniętymi twarzami. Zaproszonych jest zaledwie kilku gości: wezyr, imam i skarbnik. Lubię muzykę, choć nasza jest zupełnie inna od waszej. Ten pieśniarz przybył z obcych stron. Podobno śpiewa w wielu językach. Może zna twój język? Wątpię. - Rhonwyn uśmiechnęła się. - Walijski jest bardzo trudny, prawie tak trudny j ak arabski. Ale ty opanowałaś go świetnie, bez śladu akcentu. Kiedy ten śpiewak ma wystąpić? Baba Harun nie powiedział tego jeszcze, ale myślę, że niedługo. Wiadomość o rozrywce, tak rzadkiej w haremie, wzbudziła ogromne zainteresowanie kobiet. Niewolnica zajmująca się garderobą miała wiele pracy przy szykowaniu najpiękniejszych strojów i klejnotów. Wszystkie mieszkanki haremu zastanawiały się, co włożą żony kalifa, i zazdrościły im, że zajmą miejsce u boku władcy, a nie za zasłoną. Żony mają specjalne przywileje. Dlaczego?! - jęknęła jakaś dziewczyna, wplatając perły we włosy. Bo są żonami i dały kalifowi dzieci - odparła któraś z mądrzejszych kobiet. Noor nie ma dzieci. Ale jest z pewnością najpiękniejszą kobietą na świecie, a poza tym kalif ją kocha. Pozostałe kobiety przytaknęły zgodnie. Dla żadnej z nich nie było tajemnicą, że Raszyd al Ahmet jest śmiertelnie zakochany w pięknej Walijce. Musiały jednak przyznać, że Noor nie wywyższała się z tego powodu, a z pierwszą żoną łączyła ją prawdziwa przyjaźń. Ogłoszono termin występu pieśniarza i podniecenie w haremie sięgnęło szczytu. W dzień występu Baba Harun, przy pomocy niewolników, zgromadził kobiety w wielkiej sali pałacu kalifa. Damy, z osłoniętymi twarzami, umieszczono za cienką zasłoną, która tylko nieznacznie zaciemniała im widok. Raszyd al Ahmet zasiadł na niskim, złotym, zdobnym drogimi kamieniami tronie, umieszczonym na podwyższeniu z czarnego marmuru. Po prawej, na niskim stołku siedział najstarszy syn kalifa, Mohammed, głową sięgając zaledwie ramienia ojca, po lewej jego brat, Omar. Władca Cinnebaru miał na sobie jedwabną szatę ozdobioną złotym brokatem, na głowie mały turban spięty broszą z dużym rubinem. Obaj synowie ubrani byli w proste białe szaty. Alia siedziała na jedwabnej poduszce nieco niżej niż mężczyźni, po prawej ręce męża. Miała na sobie szkarłatny kaftan, doskonale pasujący do jej cery i koloru włosów. Noor zasiadła na srebrnej poduszce jeszcze niżej, po lewej ręce kalifa, ubrana w błękitnozielony kaftan lamowany srebrem. Obie miały na twarzach zasłony z przezroczystej tkaniny, pasującej kolorem do stroju, choć każdy, kto przyjrzałby się im bliżej, dostrzegłby ich rysy. Przyglądanie się jednak mieszkankom haremu stanowiłoby ciężkie naruszenie obyczajów. Kiedy do sali wkroczył pieśniarz z dwoma towarzyszami, zapanowała cisza. Przybysze nosili białe burnusy - ubiór typowy dla kraju, w którym się znaleźli. Pokłonili się kalifowi. Dwóch usiadło na podłodze ze swymi instrumentami, a trzeci, najwyższy, zrobił krok do przodu. Panie, zacznę od pieśni znanej w moim kraju, a zaśpiewam ją w moim rodzimym języku - powiedział. Rhonwyn drgnęła. Ten głos...! Znała też melodię, którą pieśniarz zagrał, i rozumiała słowa pieśni. Siostro, jeśli jesteś wśród tych kobiet, daj mi znak, bym wiedział, że cię odnalazłem - zaśpiewał Glynn ap Llywelyn. -Szukałem cię długo. Odpowiedz mi, słodka siostrzyczko. Nie zdradź, że poznałeś mnie. To ja, bracie, tu jestem -rozległ się głos Rhonwyn. Spojrzała na kalifa i wyjaśniła: Odpowiedziałam, ponieważ jest to pieśń znana w moim kraju. Pieśniarz po walijsku prosił, by zaśpiewali ją wszyscy znający słowa. Pozwól mi na to, panie, a jeśli nie pozwalasz, niech przynajmniej wyjaśnię, dlaczego nie wolno mi śpiewać. Pozwalam, mój złoty ptaku - zgodził się kalif. - Nie wiedziałem, że masz tak słodki głos. W przyszłości będziesz śpiewała tylko dla mnie. Dzięki ci, panie. Zwróciła się ku Glynnowi i zaśpiewała: Mówi, że wolno mi śpiewać, nie wie bowiem, kim jesteś, bracie. Ale pieśń musi być krótka, nie wolno nam wzbudzić podejrzeń. Przybyłem, by zabrać cię do domu. Muzycy to Oth i Dewi. Powiedz, jak dokonać niemożliwego? Pozostań tu, bracie. Wymyśl powód, dla którego pozostaniesz. Ja się z tobą skontaktuję. Nie będzie nam łatwo, ale w końcu się uda. Bądź cierpliwy i nie odjeżdżaj, skoro już mnie znalazłeś. A teraz zakończmy tę rozmowę, drogi bracie -śpiewała Rhonwyn. Zrobię, jak sobie życzysz, najdroższa siostro, i nie zostawię cię... nie zostawię cię... nie zostawię cię... - zakończył Glynn i skłonił się kalifowi. Opowiedz mi, o czym jest ta pieśń, młody przyjacielu -polecił Raszyd al Ahmet. To historia wdowy, której jedyny syn poszedł na wojnę. Nie otrzymywała od niego żadnych wieści i żyła w lęku. Wreszcie, kiedy już niemal wyzbyła się nadziei, syn wrócił i obiecuje, że nie opuści jej już nigdy. To bardzo wzruszająca piosenka, choć prosta. Teraz zaśpiewam ci, panie, pieśń bardzo popularną w Damaszku. Najpierw pozwolę sobie jednak spytać, kim jest dama, która ze mną śpiewała. - Glynn skłonił się nisko. To moja druga żona - odparł kalif. - Zna wiele języków. Rhonwyn z trudem ukrywała podniecenie. Glynn! Jej mały braciszek trafił do tego dalekiego królestwa ukrytego w górach! Zdarzył się cud, a potrzebny będzie następny... Przez kilka dni zastanawiała się, co może zrobić, po czym uznała, że pomóc jej może tylko Baba Harun. Ale czy pomoże? Główny eunuch miał nad haremem niemal nieograniczoną władzę. Rhonwyn wysłała do niego służącą z prośbą o audiencję. Sadirah wróciła z informacją, że Baba przyjmie ją w ciągu godziny. Co chcesz mu powiedzieć? - spytała Nilak. Jak wiesz, kalif życzy sobie mieć ze mną dziecko. Ja się wahałam, bo nie chcę, by mój syn stał się kiedyś rywalem księcia Mohammeda, bo bardzo kocham jego matkę. Ale nawet ona pragnie, bym urodziła dziecko Raszydowi. Przed kilkoma dniami rozmawialiśmy o tym we trójkę, a ja obiecałam Babie Harunowi, że przedyskutuję z nim tę sprawę. Przecież i jemu leży na sercu dobro kalifa. Jeśli będziesz miała syna, nie wiadomo, kto będzie następnym władcą Cinnebaru. - Nilak uśmiechnęła się chytrze. Właśnie tego się boję! - wyjaśniła Rhonwyn. - Książę Mohammed jest następcą, i niech tak pozostanie dla bezpieczeństwa państwa. A teraz idę spotkać się z Babą. Harun czekał na nią, siedząc na jedwabnych poduszkach i paląc nargile. Usiądź, Noor - powiedział, wskazując stos kolorowych poduszek po przeciwnej stronie intarsjowanego stołu. Patrzył na nią z wyraźnym zaciekawieniem. - Czym mogę ci służyć? Domyślam się, że sprawa jest bardzo poważna, bo jeszcze nigdy nie prosiłaś mnie o rozmowę. Nie powiem tego nikomu, ale sądzę, że najważniejsze jest dla ciebie dobro pani Alii... - Przerwała na chwilę. - Myślę, że przedkładasz je nawet nad dobro kalifa. Eunuch skinął głową. Na ustach miał lekki uśmiech. Mów dalej - powiedział tak cicho, że ledwie go usłyszała. Nie chcę urodzić kalifowi dziecka i nie sądzę, byś ty tego chciał, ale jak długo możemy oszukiwać Raszyda i Alię? Jeśli będę zmuszona urodzić dziecko, a będzie to syn... Nawet jedna z moich służących zauważyła, że mógłby on zastąpić młodego Mohammeda i w sercu ojca, i na tronie. Obawiam się, że wbrew własnej woli stanę się już wkrótce powodem kłopotów. Mam jednak sposób na zapobieżenie temu. Co to za sposób? - Baba Harun musiał przyznać, że Noor poczyniła celne uwagi. Nie powstałby żaden problem, gdybym stąd zniknęła -powiedziała cicho Rhonwyn. Sądzisz, że pozwolę ci uciec z Cinnebaru - rzekł eunuch, i nie było to bynajmniej pytanie. Tak. Jak miałbym to zrobić bez wiedzy kalifa? Twoja ucieczka oznacza mój koniec, Noor. Najpierw przysięgnij mi, że go nie zabijesz - poprosiła Rhonwyn. - Nie mogłabym żyć ze świadomością, że jestem odpowiedzialna za jego śmierć. Czyją śmierć? - Eunuch wyprostował się na poduszkach, nagle bardzo zainteresowany. Brata. Mojego młodszego brata. Ale... Najpierw przysięgnij. Wiem, że zawsze dotrzymujesz słowa, Babo Harunie. Złóż przysięgę, a wszystko ci wytłumaczę. Baba zastanawiał się przez dłuższą chwilę, a potem skinął głową. Przysięgam, Noor. Nie zabiję twojego brata. A teraz wyjaśnij mi, proszę, o czym właściwie mówisz. Kilka dni temu w pałacu wystąpił mój młodszy brat, Glynn ap Llywelyn, bo to on był owym zaproszonym pieśniarzem. Dotarł aż tu w poszukiwaniu mnie. Rozpoczął występ od pieśni w naszym ojczystym języku. Spytał, czy jest tu jego siostra. Odpowiedziałam. On nie śpiewał wówczas pieśni, Babo. Rozmawialiśmy po prostu ze sobą w takt muzyki. Glynn nadal jest w Cinnebarze i czeka, aż się z nim skontaktuję. Zdumiewające! - rzekł Baba Harun. Jeszcze nigdy nie zetknął się z czymś tak nieprawdopodobnym. Jeśli pozwolimy, by Raszyd długo czekał na wymarzone dziecko, złamiemy mu serce - przypomniała Rhonwyn. - Nie wolno do tego dopuścić. Kalif jest dobrym człowiekiem. Nie chcę go skrzywdzić, choć nie kocham go tak jak Alia. Bardzo jednak pragnę wrócić do domu. Glynn odnalazł mnie niemal cudem, z pewnością to ważny znak. Nie brał udziału w krucjacie, uczył się w szkole klasztornej w Shrewsbury w Anglii. Gdy wyjeżdżałam, był jeszcze dzieckiem, a teraz zobaczyłam przed sobą mężczyznę. Szukał mnie i znalazł... Czyż to nie znak losu? Eunuch powoli skinął głową. Głęboko wierzył w znaki i cuda. Gdybym zgodził się ci pomóc... jak miałaby wyglądać twoja ucieczka? Kalif nie wypuści mnie nigdy w życiu. - Baba skinął głową. - Musimy więc zainscenizować moją śmierć. Wiem, że będzie mnie opłakiwał, ale w końcu przecież zapomni. Nie tak łatwo. Znam go. Mam jednak sposób, by osłodzić mu twoje odejście. Dwie kobiety z haremu księcia Mohammeda są bezpłodne, ale to łatwo zmienić. Gdyby któraś z nich poczęła, gdyby kalif został dziadkiem, miałby powód do radości. Żałoba, nawet po tobie, nie trwałaby długo. Ktoś mógłby nawet napomknąć, że Allach zastąpił mu w postaci wnuka utraconą miłość. A teraz, skoro najwyraźniej już się nad tym zastanawiałaś, powiedz mi, jak miałabyś „zginąć"? Nocą wypadnę niechcący przez balustradę tarasu przy moich komnatach. Gdy na dole ktoś znajdzie moje szczątki, wszyscy uznają, że ciało pożarły dzikie psy. Muszą tam jednak znaleźć się moje włosy, by kalif uwierzył, że nie żyję. Poznaje bez trudu, bo wiesz, że się nimi zachwyca i często mówi o ich niezwykłym odcieniu. A ja tymczasem wyprowadzę cię z pałacu - dokończył Baba Harun. - To mogę zrobić, Noor, bez trudu. Wszystko musi rozegrać się jednej nocy. Ciebie, mądra i piękna dziewczyno, przebierzemy za chłopca. Dołączysz wraz z bratem do karawany zmierzającej na wybrzeże, a po kilku dniach wsiądziecie na statek płynący do waszej ojczyzny. A więc pomożesz mi?! - ucieszyła się Rhonwyn. Tak, pomogę... by zapewnić szczęście mej ukochanej pani. Postąpiła bardzo szlachetnie, uznając, że kalif musi przeprowadzić swą wolę, by być szczęśliwym. Wychowano ją tak, że myśli przede wszystkim o zadowoleniu swego pana, ciebie zaś tak, że myślisz przede wszystkim o sobie. Powiem ci szczerze, że rozważałem nawet możliwość zarażenia cię śmiertelną chorobą, tak byś zmarła, nim zajdziesz w ciążę. Skoro moja pani nie chce lub nie może zadbać o interesy swoje i syna, tedy ja muszę to uczynić. To mój obowiązek. Nie żywię jednak urazy do ciebie. Darzyłaś mnie szacunkiem i kochasz Alię. Dlatego pomogę ci, Noor. Dziękuję, Babo Harunie. - Rhonwyn czuła, jak serce wali jej w piersiach. Przeraziła ją wiadomość, że eunuch gotów był usunąć ją spośród żywych. Możesz wrócić do siebie - odprawił ją Baba Harun. -Skontaktuję się z twoim bratem i wspólnie poczynimy niezbędne przygotowania. Poinformuję cię, gdy nadejdzie czas działania. Jesteś blada. Proszę, uwierz, że już nie musisz się mnie bać. Sama znalazłaś doskonałe wyjście z trudnej sytuacji. Nie zdradzę cię, bo kochasz Alię. - Groźny strażnik uśmiechnął się życzliwie. - Odejdź już - dodał. Rhonwyn złożyła niski ukłon temu równie mądremu, jak bezwzględnemu człowiekowi. Wróciła do siebie, nie wiedząc, czy powinna się cieszyć, czy martwić. Do ostatniej chwili nie będzie wiedziała, czy odzyska wolność, czy też zostanie zdradzona. W haremie przekonała się, że nie wolno ufać nikomu. Pocieszało ją tylko to, że Baba Harun nie był jej wrogiem. Może więc dotrzyma słowa? Co powiedział? - spytała Nilak, gdy tylko zobaczyła w drzwiach swą panią. - Założę się, że wcale nie chce, byś urodziła kalifowi dziecko. Jest lojalny przede wszystkim wobec Alii. - Skrzywiła się z dezaprobatą. Oczywiście! I tak powinno być. Strzeże jej od czasu, gdy mieszkała jeszcze w domu ojca, a ja wcale nie jestem pewna, czy chcę zostać matką. Jeśli szybko nie nabierzesz pewności, prędzej niż własne dziecko zobaczysz siwiznę w swych złotych włosach! -prychnęła Nilak. Młode służące zachichotały. - Skończyłaś osiemnaście lat, Noor, czas ucieka. Skoro nasz pan, Raszyd, chce, byś urodziła mu dziecko, twoim obowiązkiem jest to uczynić. Milcz! - warknęła Rhonwyn. - Nie zapominaj się, Nilak. Przez całe życie wypełniałam swe obowiązki i teraz też się ich nie ulęknę. Jeśli Allach zechce, bym dała kalifowi kolejnego potomka, zrobię to. A teraz zostawcie mnie samą. Muszę o wszystkim pomyśleć. Służące odeszły, a Rhonwyn wyszła do swego małego ogrodu. Szmer fontanny koił jej duszę, a po spotkaniu z Babą Harunem potrzebowała przede wszystkim ukojenia. Upojny zapach damasceńskich róż sprawił, że zaczęła snuć przyjemniejsze myśli. Wysypaną tłuczonym marmurem ścieżką przeszła do miejsca, skąd roztaczał się widok na góry. Siedząc na tej ławce codziennie obserwowała słońce niknące za groźnymi, ciemnymi szczytami. Kiedyś zerknęła poza krawędź tarasu, przytrzymywana za ramiona przez Nilak i Hallah. W dole zobaczyła szare skały i szarozielone zarośla. Zakręciło się jej wtedy w głowie i służące musiały odciągnąć ją znad przepaści. Upadek z takiej wysokości oznaczał śmierć. Raszyd al Ahmet podszedł cicho i usiadł obok drugiej żony. Nilak mówiła mi, że rozmawiałaś z Babą Harunem w sprawie naszego dziecka? Nilak za dużo mówi! - prychnęła Rhonwyn. Pragnie twojego szczęścia. - Kalif ujął jej dłoń i ucałował. Jestem szczęśliwa. Ona po prostu nie rozumie, że wystarcza mi twoja obecność. Dlaczego chcesz mieć ze mną dziecko? Masz już dzieci, więc to nie chęć przedłużenia rodu kieruje tobą. To zresztą mógłbyś uczynić z każdą kobietą z haremu. Chcę mieć dziecko z tobą, ponieważ cię kocham. - Raszyd wziął ją w ramiona i zaczął całować namiętnie. - Kocham cię, Noor. Nasza miłość powinna być pełna, a to znaczy, że musimy mieć dziecko. Rozumiesz mnie, prawda? O tak, oczywiście, widzę, że rozumiesz. - Scałowywał łzy, płynące spod zamkniętych powiek żony. Sprawiasz, że wstydzę się swego egoizmu - powiedziała uczciwie Rłionwyn. Poczuła dojmujący smutek. Kocha mnie, a ja nie odwzajemniam tego uczucia - pomyślała. Ciągle pamiętała Edwarda de Beaulieu. Kalif delikatnie gładził jej włosy, potem wsunął rękę w wycięcie kaftana i objął pierś. Kciukiem gładził brodawkę, aż stała się twarda. Rłionwyn jęknęła i zdjęła kaftan, by Raszyd mógł nacieszyć się jej nagością. Wziął ją na kolana, odchylił i zaczął ssać pierś. Jęknęła znów, czując przypływ pożądania. Ssał jej piersi aż do rozkosznego bólu, mokrymi ustami ześlizgnął się w dół. Rłionwyn odczuła tę pieszczotę, jakby po skórze przebiegł płomień, a gdy Raszyd dotarł do łona, wydało się jej, że przeszywa ją błyskawica. Przesuwał językiem po sekretnym miejscu w górę i w dół, w górę i w dół. Położył ją na kamiennej ławie, przyklęknął, otworzył ją palcami. Jesteś jak różowa muszla morska - powiedział. - Z doskonałą perłą miłości w środku. Perła ta czeka na mój dotyk, piękna, niezwykła żono. I dotknął jej językiem. Rłionwyn poczuła to dotknięcie mocniej, bardziej zmysłowo niż kiedykolwiek. Raszydzie... - szepnęła, lecz nie potrafiła powiedzieć nic więcej. Siła jego namiętności porażała ją, a namiętność ta z każdym dniem potężniała. Zaśmiał się, widząc, że jej miłosna pochwa wilgotnieje. Czyż nie uczyłem cię cierpliwości? - skarcił ją łagodnie. Rozwiązał szatę, obnażając sztywną męskość, i powoli osunął się na żonę. Wszedł głęboko, uradował się jej zdumionym westchnieniem, objął mocno i posadził na sobie. Obejmij mnie ramionami i nogami, Noor - polecił. Wstał, nadal w niej będąc, przeniósł ją do sypialni, oparł plecami o ścianę. Zaczął się w niej poruszać. Rłionwyn spojrzała na niego ze zdumieniem. Nie mógł się nie roześmiać. Zawsze mam dla ciebie coś nowego! Bardzo... interesujące - powiedziała z wielkim trudem. -Ale chcę poczuć twój ciężar na sobie. Proszę... Kalif nie przestawał się śmiać. Jakże się zmieniłaś, klejnocie. Spełnił jej prośbę. Tak! - krzyknęła. - O, tak! Jak dobrze, panie! Nie przestawaj, błagam, nie! - Zacisnęła mięśnie miłosnej pochwy wokół jego długiego miecza, a kiedy jęknął, uśmiechnęła się przewrotnie. - Czy sprawiam ci rozkosz, panie? - spytała, wbijając mu paznokcie w plecy. - Alia twierdziła, że bardzo to lubisz! Lubię... kocham... kocham! Jednocześnie osiągnęli szczyt namiętności. Rhonwyn westchnęła, zaspokojona. Edward powiedział jej kiedyś, że dopiero wspólnie osiągnięta radość spełnienia sprawia prawdziwą przyjemność, i miał rację. Przez chwilę zastanawiała się, czy doznałaby odczucia silniejszego i głębszego, gdyby kochała mężczyznę leżącego teraz na niej i oddychającego ciężko. Machinalnie gładziła go po ciemnej głowie. Jak długo jeszcze? - pytała sama siebie. Kiedy wreszcie ucieknę z Cinnebaru i powrócę do prawdziwego męża? Będę w stanie udowodnić mu, że mój strach minął i że mogę kochać go bez żadnych oporów. Wdzięczna była za tę możliwość kalifowi, zdawała sobie jednak sprawę, że nie powinna za często rozmyślać o tym zobowiązaniu. Nie mogła się doczekać, by usłyszeć wreszcie plan ucieczki, ale Baba Harun nie mówił nic. Minęło kilka tygodni, nim wezwał ją do siebie. Poszła, czując przyspieszone bicie serca, nie wiedząc, czy czekają śmierć, czy też wiadomość o przygotowanej ucieczce. Nie okazała jednak strachu. Wzywałeś mnie? - spytała już na progu, składając przepisowy ukłon. Plan jest gotowy - oznajmił eunuch, nie bawiąc się w okazywanie drugiej żonie grzeczności. Spojrzała pytająco. Nastąpi to dziś - oznajmił cicho. - Twoim sługom dodamy do herbaty środek nasenny, będą spały głęboko. Sam przyjdę po ciebie, Noor. Strzaskane kości mam przygotowane, podobnie jak ubiór, w którym widziano cię po raz ostatni. Znajdzie się podarty i poplamiony razem z twymi niezwykłymi włosami. To wystarczy, by wszystkich przekonać, że spadłaś z tarasu. Jak umieścisz je tam, na dole? Eunuch uśmiechnął się tajemniczo. Nie widać tego z tarasu, ale są tam małe drzwi - wyjaśnił. - W pałacu istnieje zresztą wiele takich wyjść, ale tylko nieliczni o nich wiedzą. Mogą być przydatne w razie zagrożenia. Kalif nie ma o nich pojęcia. Sam rozrzucę twe „szczątki", nim przyjdę po ciebie, Noor. Proszę, żadnych więcej pytań. Gdyby Nilak pytała, po co cię wezwałem, powiedz, że uznaliśmy, iż nadszedł czas, byś miała dziecko, zgodnie z wolą kalifa i Alii. A jeśli kalif zechce odwiedzić mnie tej nocy? Nie zechce - zapewnił Baba Harun. Skąd możesz wiedzieć? Eunuch zachichotał. Wiem, że będzie poznawał uroki czerwonowłosej dziewicy z kraju Basków, którą kupiłem na targu na tę właśnie okazję. Nasz władca ma słabość do dziewic. Wprowadzenie jej w sztukę miłości zajmie mu z pewnością całą noc. Wiesz przecież, Noor, jak namiętnym jest kochankiem. Wiem. - Rhonwyn oburzyła się. Raszyd twierdzi, że ją kocha, ale daje się skusić dziewicom! Odejdź teraz - polecił Baba. - Przyjdę do ciebie we właściwym czasie. Mój brat...? Będzie czekał na ciebie wraz z łotrzykami, z którymi podróżuje. Nazywają się, o ile dobrze zrozumiałem, Oth i Dewi. Nie nazywaj ich łotrzykami - poprosiła dziewczyna. - To najlepsi, najszlachetniejsi ludzie, jakich znam. Oni mnie wychowali. O czym nie omieszkali mnie poinformować w najgorszym arabskim, jaki zdarzyło mi się słyszeć. - Baba Harun uśmiechnął się nieoczekiwanie ciepłym uśmiechem. - Kochają cię tak, jak ja kocham panią Alię. I to właśnie bardziej niż wszelkie inne argumenty przekonało mnie, że pomagając ci, postępuję słusznie. Rhonwyn ujęła ciemne dłonie Baby Haruna i ucałowała je z wdzięcznością. Dziękuję. Dziękuję ci - powiedziała z uczuciem. Zaskoczyła ją jego wspaniałomyślność. Baba cofnął dłonie. Wiesz, dlaczego ci pomagam, Noor... Nie mogę jednak zapomnieć, że w ten sposób zdradzam swego pana. Czynię to dla Alii, lecz do końca życia będzie mnie prześladować poczucie winy. Raszyd al Ahmel naprawdę cię kocha. Twoja „śmierć" bardzo go zaboli. Nie wiem, naprawdę nie wiem, czy uda mi się wynagrodzić mu tę stratę, choć zrobię w tym celu wszystko, co w mej mocy. Czy potępiasz mnie, Babo, za to, że pragnę opuścić Cinnebar? Jesteś, kim jesteś. W sercu wciąż żywisz miłość do Edwarda de Beaulieu. Uczucia, którym darzy cię mój pan, nigdy więc nie odwzajemnisz. Dlatego też pomogę ci. Nie pozostało już nic do dodania, a zatem Rhonwyn pokłoniła się strażnikowi. Jego słowa sprawiły, że poczuła żal, nie była jednak w stanie wzbudzić w sobie miłości do kalifa. Wyszła od Baby Haruna, drżąc z podniecenia. Nikt jej nie powstrzyma. Od wolności dzielą ją zaledwie godziny. Część trzecia Rhonwyn 1273-1274 13 Spojrzała na Niłak, pochrapującą cicho; środek nasenny sprawił, że kobieta nieprędko miała się obudzić. Delikatnie pogłaskała japo głowie; była to forma pożegnania. Niewolnica była dla niej taka dobra... Nie każ jej opiekować się dziećmi - poprosiła cicho Babę Haruna. - Ona tego nie lubi. Przydzielę ją do służby faworyty księcia Mohammeda. To słodka dziewczyna, brak jej jednak odpowiedniej doradczyni i przewodniczki. Niłak doskonale nada się do tej roli. Idziemy, Noor! Nie mamy wiele czasu. Dowody twej „śmierci" sąjuż na miejscu. Szkoda, że musiałaś obciąć włosy, ale przecież ci odrosną. - Poprowadził ją mrocznymi korytarzami pałacu. Ku zaskoczeniu Rhonwyn, nie spotkali tam nikogo, nawet strażników. Chcę zobaczyć się z sir Fulkiem - powiedziała nagle. Z pewnością zdradzi w twoim kraju, jak tu żyłaś, pani -ostrzegł Baba. Niech i tak będzie. Sumienie nakazuje mi zaproponować mu ucieczkę. Mężowi i tak opowiem wszystko. Albo ci nie uwierzy, albo cię oddali, Noor. Masz jednak dobre serce, a ja o tym wiem, więc przewidziałem twe życzenie. Ów rycerz czeka na ciebie wraz z twym bratem i jego dwoma towarzyszami. Jak opuścimy Cinnebar? Dołączycie do karawany zmierzającej na wybrzeże. W ciągu tygodnia dotrzecie do Kartaginy, a potem wasz los znajdzie się w waszych rękach, mam jednak nadzieję, że nieźle sobie poradzicie. - Przerwał i zaczął liczyć kamienie, z których zbudowano ścianę. Przycisnął jeden z nich i otworzyły się drzwi. - Nie zabłądzicie - zapewnił. - Zaledwie kilka metrów korytarzem. Oświetlę drogę. Znikł w ciemnym przejściu; Rhonwyn poszła za nim, za plecami usłyszała trzask zamykanych drzwi. Po krótkiej chwili otworzyły się inne, przy których stało kilka postaci w ciemnych płaszczach. Usłyszała głos Glynna: Rhonwyn! Szybko! Spojrzała na Babę Haruna. Dziękuję ci - powiedziała po prostu. Niech cię Allach prowadzi - usłyszała i drzwi zamknęły się za nią. Pospiesz się! - ponaglił Glynn, biorąc ją za rękę. Gdzie jesteśmy? Na alejce za pałacem. Bądź cicho, siostro, żeby nie usłyszeli nas strażnicy na murach. Dokąd idziemy? Tam, gdzie mieszkamy. Musisz się przebrać. Dotarli do małego domu, weszli ostrożnie, by nikt nie zobaczył ich z ulicy. Rhonwyn zrzuciła z ramion długi płaszcz, przytuliła się do brata, a potem do Otha i Dewiego. Nagle zobaczyła sir Fulka, wyglądającego zdumiewająco dobrze. Jak cię traktowali? - spytała. Doskonale, pani. Uczę młodego księcia sztuki wojennej, a zatem jestem pełnoprawnym obywatelem. Nauczyłem się nawet na tyle tego strasznego języka, by porozumiewać się bez trudu. Dziękuję ci za pomoc, ale nie pragnę opuścić Cinnebaru. Dlaczego?! Fulk...! Tu, pani, jestem kimś - nauczycielem następcy tronu. W Anglii, gdzie urodziłem się jako młodszy syn, nigdy nie osiągnąłbym podobnej pozycji. Mohammed lubi mnie, a ja jego. Jesteśmy w podobnym wieku, dzieli nas zaledwie sześć lat. Wierzę, że czeka mnie tu przyszłość, na jaką w Anglii nie miałem nadziei. Moi rodzice nie żyją, dwaj starsi bracia mają własne sprawy. Nikt nie czeka na mój powrót, nawet dziewczyna. Przybyłem tu, Baba Harun powiedział bowiem, iż nie uwierzysz, jeśli ode mnie bezpośrednio nie usłyszysz, że nie chcę wracać. Odradzał ci rozmowę ze mną, prawda? Mnie powiedział, że będziesz na to nalegała. Podoba mu się twoja postawa, to, jak pojmujesz obowiązek i lojalność. Jak wrócisz do pałacu, Fulk? Jesteś przecież niewolnikiem... - zaniepokoiła się Rhonwyn. Książę wyzwolił mnie przed kilkoma miesiącami - wyjaśnił Fulk. - Uznał, że nie może uczyć go niewolnik, tak więc poruszam się całkiem swobodnie. Co mam powiedzieć twym braciom? - spytała Rhonwyn. Że zginąłem bohaterską śmiercią w twej obronie, pani. -Sir Fulk uśmiechnął się. - Prawdę uznaliby za hańbiącą. Nie zrozumieliby postępowania brata, który pod znakiem krzyża udał się walczyć z niewiernymi o odzyskanie Ziemi Świętej i... przystał do nich. Ja jednak muszę czynić to, co dla mnie najlepsze. W Cinnebarze mogę bez przeszkód praktykować swą wiarę; czy dla żyda lub wyznawcy islamu byłoby to możliwe w Anglii? Jedź z Bogiem, pani! - Młody rycerz skłonił się i ucałował jej dłoń, po czym odwrócił się i odszedł. Przynajmniej mam czyste sumienie - stwierdziła Rhonwyn. - Gdzie jest Edward? - spytała. Widziałem go w Akrze - odparł Glynn. - Rhonwyn, muszę ci coś powiedzieć. On jest przekonany, że zginęłaś, i przygotowuje się do ślubu ze swą kuzynką, Katarzyną de Beaulieu. Mają się pobrać zaraz po jego powrocie do Anglii. A więc powinniśmy jak najszybciej dotrzeć do Akry. Nie! Powinniśmy jak najszybciej dotrzeć do Anglii, byś mogła powitać męża w Haven. Katarzyna to miła, spokojna kobieta, ale jej brat jest twardy i mało życzliwy. Podziękuj im za opiekę nad zamkiem i niech wracają do swej posiadłości, a ty obejmij rządy w Haven i czekaj na powrót prawowitego właściciela. A jak niby mam zmusić Rafe'a do przekazania mi władzy nad zamkiem? Ojciec chętnie ci pomoże, jeśli się do niego zwrócisz. Nie czas teraz na dumę. Lepiej, żebyśmy pojechali do Akry. Kiedy Edward przekona się, że żyję, wszystko się zmieni. Nie! Siostro, zrób dla odmiany to, o co cię prosimy, i nie dyktuj nam, co mamy zrobić. Zawsze wpędzałaś się w kłopoty, bo forsowałaś swoją wolę, zamiast zachowywać się tak, jak lego od ciebie oczekiwano i tak jak powinnaś. Edward jest na ciebie bardzo zagniewany, ponieważ pośpieszyłaś na pole bitwy, dałaś się wziąć do niewoli i naraziłaś na szwank życie jego rycerza. Nie uwierzy w twoje opowieści, jeśli nie będzie to szczera prawda. Obawiam się jednak jego gniewu, gdy dowie się, że tak długo przebywałaś z innym mężczyzną. Nie wiem, czy zdołasz go przekonać do tego, żeby cię nie oddalił. Kocham mojego męża - oznajmiła Rhonwyn, jakby ta miłość mogła unieważnić przeszłość. -1 wiem, że on mnie kocha. W duchu nie była jednak pewna stałości uczuć Edwarda. Gdyby ją naprawdę kochał, czy tak łatwo pogodziłby się z jej śmiercią?! Czy planowałby małżeństwo z Katarzyną de Beaulieu?! Nie wiedziała już, co robić. Powinnaś przywitać go w domu, jak przystało żonie krzyżowca, a nie zaskakiwać go nagłym pojawieniem się w Akrze. Jesteś pewien, Glynn? Glynn pokręcił głową. Musimy wrócić do Anglii najszybciej, jak się da, siostro -powiedział stanowczo. - Przygotuj się do podróży. Karawana wyruszy ze wschodem słońca. Tu, na półce, znajdziesz misę, szmatę i dwa dzbany. W większym jest specjalna farba do skóry, pokryj nią całe ciało. Córka gospodarzy zajmie się twoimi plecami. W małym dzbanie jest farba do włosów. Ubranie leży na krześle: spodnie, koszula, kamizelka i buty. Płaszcz masz. Uważaj, nie zgub go. Baba Harun wszył w kieszeń złote monety. Mam się ufarbować...? - zaprotestowała Rhonwyn. - Ta farba strasznie śmierdzi. Na skórze nie ma tak intensywnego zapachu. Masz zbyt jasną karnację, siostro, nie wyglądasz na młodego mężczyznę spędzającego wiele czasu w podróży. Taką zaś rolę przyjdzie ci odegrać. Jeśli na przykład podwinie ci się nogawka i ukaże białą skórę albo jeśli ukucniesz za potrzebą, ukazując jasne pośladki, nasza misja będzie skończona. Wiem, że trudno ci słuchać poleceń młodszego brata, ale proszę, zrób to, dla dobra nas wszystkich. Najpierw ufarbuj włosy, niech dziewczyna, która ma ci pomagać, nie zna ich prawdziwego koloru. Tak będzie lepiej i dla niej. Wyszedł. Rhonwyn westchnęła. Przed ucieczką obcięła włosy krótko. Mam nadzieję - pomyślała - że szybko odrosną i kiedy Edward wróci do Anglii, będą znów długie, jak przystało kobiecie. Rozebrała się do naga, wlała zawartość mniejszego dzbana do misy, dolała wody, zanurzyła głowę w miksturze i zaczęła energicznie wcierać ją w skórę. Następnie płukała głowę czystą wodą z nadzieją, że są teraz odpowiedniego koloru; nie mogła tego sprawdzić, nie dysponowała bowiem ani szklanym, ani metalowym lustrem. Brązowawą maść z większego dzbana Wtarła w ciało. Białe pozostały tylko ramiona i plecy. Zawołała o pomoc, a wówczas pojawiła się dziewczyna. Pani, pozwól, że pomogę ci - powiedziała. Dopiero po dłuższej chwili Rhonwyn uświadomiła sobie, że dziewczyna zwróciła się do niej po normańsku. Nie była pewna, czy potrafi się nią porozumiewać. Z sir Fułkiem rozmawiała ostatnio po arabsku, Oth i brat zwracali się do niej po walijsku. A jednak właściwe słowa nasunęły się jej bez trudu: Mówisz językiem Franków! Mój ojciec, z którego gościny właśnie korzystasz, jest kupcem, a ja pomagam mu w interesach. Czasami podróżuję nawet do Kartaginy. Władam kilkoma językami. Normańskim doskonale - skwitowała Rhonwyn. Kiedy farba wyschła, Rhonwyn ubrała się w przygotowaną odzież. Córka kupca, wychodząc, zabrała ze sobą jej damski strój. Wkładała buty, kiedy pojawił się Glynn i przyjrzał się jej krytycznie. Obwiązałaś piersi? - spytał. Skinęła głową i wstała, by mógł obejrzeć ją sobie. Znalazłaś w płaszczu schowek na monety? Znalazłam obydwa, zręcznie zamaskowane i pełne. Będę stale nosiła ten płaszcz. Doskonale. Teraz posłuchaj. Ja jestem pieśniarzem, a ty moim bratem. Akompaniujesz mi, tak jak Oth i Dewi. Na jakim gram instrumencie? - spytała kpiąco. Na bębenku. - Glynn nie był skłonny do żartów. - Jeśli już będziemy musieli wystąpić podczas podróży, poradzisz sobie. W bębenek potrafi walić każdy. Dziękuję za komplement! - obruszyła się. Jesteśmy gotowi do drogi. Stałeś się taki poważny, bracie... Nie opuściliśmy jeszcze Cinnebaru, siostro. Trzeba zachować szczególną ostrożność, dopóki nie znajdziemy się na chrześcijańskiej ziemi. Martwię się też tym, że Edward de Beaulieu tak szybko pogodził się z twoją śmiercią. Na szukanie cię poświęcił zaledwie kilka dni, po czym udał się za księciem Edwardem do Akry. A przecież przekonywałem go, że na pewno żyjesz! Czułem to! Nikt jednak nie chciał mnie słuchać, Rhonwyn. Uznałem więc, że moim obowiązkiem jest odnaleźć cię i wrócić wraz z tobą do zamku Haven i oddać cię mężowi. Dokonam tego, czego nie był w stanie dokonać ten twój wielki rycerz. Zawiozę cię do domu. Rhonwyn poczuła łzy na policzkach. Jesteś prawdziwym mężczyzną - powiedziała po prostu. Tak, siostrzyczko, a teraz ruszamy. Czy wiesz, jaki mamy dzień? Wigilię Bożego Narodzenia. Jeśli szczęście nam dopisze, dotrzemy do domu na letnie przesilenie, być może nawet wcześniej. W drogę! Z karawaną dotarli do wybrzeża i z Tunisu dopłynęli do Cagliari na Sardynii. Po kilku tygodniach udało im się znaleźć statek płynący do Aigues-Mortes w królestwie Langwedocji. Ponieważ zapanowała zima i morza nie były bezpieczne, postanowili przejechać lądem do Calais i dopiero stamtąd udać się do Anglii. W Aigues-Mortes kupili konie nadające się do jazdy, ale nie na tyle dobre, by skusić do kradzieży kogokolwiek poza desperatami. Glynn kupił siostrze miecz i sztylet. Arabskie stroje zamierali na miejscowe. Rhonwyn zamieni-' ła spodnie i kamizelkę na portki i kaftan do pół łydki. Nie rozstawała się ze swym cennym płaszczem. Drogi nie były bezpieczne, toteż uciekinierzy dołączali do karawan i umilali podróżnym czas, śpiewając pieśni. Na wybrzeże dotarli po wielu tygodniach wędrówki. Do Calais przybyli w maju i znaleźli miejsce na statku płynącym przez kanał. Zapłacili za przejazd pieniędzmi uzyskanymi ze sprzedaży koni. Już następnego dnia przybili do wybrzeży Anglii, gdzie kupili nowe konie na podróż do zamku Haven. Nadal udawali muzykantów. W Worcester Rhonwyn wysłała brata na targ z poleceniem, by kupił jej łaciną suknię; nawet on rozumiał, że siostra nie może zajechać na zamek w kolczudze. Ufarbowane włosy wróciły do swego prawdziwego koloru i odrosły; znów sięgały jej ramion. Farba spo- rządzona z orzechów, którą zmieniła kolor skóry, nieco wyblakła, ale skóra wyglądała teraz niezdrowo. Dzień przed przybyciem na zamek zatrzymali się nad strumieniem i Rhonwyn odświeżyła się po raz pierwszy od wielu tygodni, zmywając brud za pomocą szmaty i mydła, kupionego przez Glynna na targu. Rezultat uznała za zadowalający, ale, przyzwyczajona do gorących kąpieli, postanowiła zaraz po przybyciu do Haven, że każe nagrzać sobie wody. Rankiem włożyła suknię z ciemnoniebieskiego aksamitu oraz jedwabny kubraczek, nieco jaśniejszy i obszyty koronką. W talii przewiązała się jedwabnym pasem, a na głowę nasunęła biały kwef, przytrzymywany błękitną opaską. Nim dotarli do zamku, Glynn wstrzymał konia. Tu cię pożegnam, siostro - oznajmił. - Oth i Dewi będą ci towarzyszyć w dalszej drodze. Dlaczego? - zdziwiła się Rhonwyn. Ponieważ Rafę de Beaulieu nie wie, kim naprawdę jestem. Oznajmiłem mu, że opuszczam szkołę w Shrewsbury i wyjeżdżam po dalszą naukę do Francji, gdyż odczuwam powołanie duchowne. Nie mogę więc teraz pojawić się nagle z tobą. Jak bym to wytłumaczył? Oth i Dewi powiedzą, że nasz ojciec wysłał ich, by cię znaleźli, co się udało. Gdzie, to już niczyja sprawa, najwyżej Edwarda. Nie odpowiadaj na to pytanie nikomu oprócz niego. Dokąd się udasz? Pozostanę w pobliżu. Oth i Dewi będą mnie informować o tym, co dzieje się w zamku. W lesie na wzgórzach jest grota, w której znajdę schronienie. Oni wiedzą, gdzie mnie znaleźć. Jedź, siostro, przejmij rządy na zamku w imieniu swoim i męża. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy taty w usunięciu Rafe'a de Beaulieu, poproszę go o to. Straż przy bronie w osłupieniu przyglądała się Rhonwyn, wjeżdżającej na dziedziniec w towarzystwie dwóch walijskich weteranów. Kiedy zsiadała z konia, na dziedzińcu pojawił się ksiądz Jan. Na jej widok pobladł i przeżegnał się zamaszyście. Jesteście duchem, pani? - spytał drżącym głosem. Nie, ojcze. To ja we własnym ciele. Wróciłam do domu. Niech Bóg się nad nami zmiłuje! Pani, proszę, pójdź ze inną. Mam ci wiele do powiedzenia. We właściwym czasie, we właściwym czasie, ojcze. Pozwól, że wejdę do środka. - Wbiegła do zamku, a za nią zaniepokojony ksiądz. Dostrzegła Enit i zawołała ją. Służąca podniosła głowę i na widok pani, którą uważała za zmarłą, krzyknęła i zemdlała. Reszta służby gapiła się na Rhonwyn ze zdumieniem. Co się z nimi dzieje? - spytała Rhonwyn księdza. Z pewnością wiesz, pani, że wszyscy uważaliśmy cię za zmarłą. Kiedy znikłaś, pan wysłał taką wiadomość do mnie i do kuzynów, a gdy wrócił sam do domu, wszyscy uwierzyliśmy, że nie żyjesz. Edward wrócił?! Kiedy? Jest w naszych pokojach? -Rhonwyn pobiegła korytarzem i zaczęła się wspinać po kręconych schodach. Ksiądz pędził za nią. Pani! Czekaj! Jest coś, o czym musisz wiedzieć! - krzyknął tak rozpaczliwie, że Rhonwyn zatrzymała się. Co muszę wiedzieć? Edward de Beaulieu jest żonaty. Przecież wiem. Pani, jego żoną jest lady Katarzyna. Jak ona może być jego żoną, skoro ożenił się ze mną? -spytała gniewnie Rhonwyn. Serce mocno biło jej w piersi. Byliśmy przekonani, że nie żyjesz. - Ksiądz poprowadził ją z powrotem do głównej sali zamku. Niedługo wytrwał w żałobie! - zauważyła z goryczą. Nie sposób cię było odnaleźć, pani. Nie pozostał po tobie żaden ślad. Co miał myśleć? Wszyscy twierdzili, że nie żyjesz. Pan Edward dołączył w końcu do księcia w Akrze, ale że nie doszedł całkiem do zdrowia, książę latem odesłał go do domu. Kościół i dwór uznali cię za zmarłą, a zatem twój mąż mógł ożenić się powtórnie, co też nastąpiło we wrześniu. Chciał doczekać się potomstwa. Ojcze, powiedziano mi, że mamy gościa... - Do sali weszła Katarzyna de Beaulieu. Ja nim jestem, pani. - Rhonwyn odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z rywalką. Westchnęła ze zdumienia i uniosła dłoń do ust, by stłumić okrzyk, gdyż Katarzyna oczekiwała dziecka. Sądząc po zaawansowanej ciąży, poród miał nastąpić wkrótce. Mój Boże! - westchnęła Katarzyna, kładąc obronnym gestem rękę na brzuchu. - Mówili, że nie żyjesz. I wszystkim było z tym lepiej! W tej chwili do sali wbiegł Edward, a za nim Rafę de Beaulieu. Edward podbiegł do Katarzyny i objął ją. Oczy płonęły mu gniewem. Ty łotrze! - krzyknęła Rhonwyn. A więc wróciłaś, chytra lisico? Wiedz, że nie jesteś tu mile widziana. Odejdź! Za moich czasów inaczej rozumiano w tym domu, czym jest gościnność. To doprawdy wzruszające, Edwardzie, jak szczerze i długo opłakiwałeś mą śmierć. Powiedz, czy kiedykolwiek mnie kochałeś, czy też nasze małżeństwo było jedynie spełnieniem warunków traktatu między królem a mym ojcem? Wiedz, że udam się do króla, ponieważ skrzywdziłeś mnie. Zaginęłam, ale nie miałeś żadnego dowodu mej śmierci. Więc miałem wiecznie czekać na ciebie, pani? Znikłaś wraz z sir Fulkiem. Nie zażądano za ciebie okupu. Co mogłem myśleć? Miałem opłakiwać cię aż do końca mych dni? Niedługo nosiłeś żałobę! - krzyknęła Rhonwyn. - Przed upływem miesiąca od mojego zniknięcia napisałeś do kuzyna, prosząc o rękę siostry, a potem pośpieszyłeś do domu, postarałeś się, by uznano mnie za zmarłą i wziąłeś ślub. Och, Edwardzie! Kochałam cię, a ty mnie zdradziłeś! Nie wiesz, co to znaczy miłość! A skoro już przybyłaś, chcę wiedzieć, gdzie się podziewałaś! W haremie kalifa Cinnebaru - wyznała Rhonwyn. Jej słowa wywarły na zebranych wstrząsające wrażenie. - Raszyd al Ahmet uczynił mnie swą drugą żoną. Kochał mnie, ale ja nie potrafiłam odwzajemnić jego uczucia, bo w sercu piastowałam pamięć o naszej miłości. To tragiczne, że twoja miłość była oszustwem. Przez długie miesiące niewoli marzyłam o powrocie do ciebie i modliłam się o to. Tylko myśl o tobie trzymała mnie przy życiu. Gdy pojawił się mój brat i odzyskałam wolność, cieszyłam się, że wracam do ciebie, Edwardzie de Beaulieu, i do Haven. Przygotowałeś mi powitanie za- iste godne kochającego męża... Dziewko! - syknął wściekle Edward. - Dzieliłaś łoże z innym mężczyzną, a teraz ośmielasz się mówić o miłości do mnie? Rhonwyn potrząsnęła ze smutkiem głową, ale żałowała jego, nie siebie. Biedny Edwardzie... - powiedziała głosem pełnym współczucia. Czy temu... kalifowi odpowiadało twe zimne serce i niechętne ciało, czy też może udało mu się wydobyć z ciebie jęk rozkoszy? On nauczył mnie, czym jest namiętność - odparła cicho Rhonwyn. - Tak, mężu, w jego ramionach wielokrotnie krzyczałam z rozkoszy. Pomógł mi znaleźć powód, dla którego bałam się spocząć w ramionach mężczyzny, i uwolnił mnie od tego strachu. Wróciłam do domu, by podzielić się z tobą tym wszystkim, czego się nauczyłam. Okazało się jednak, że nie mam już ani domu, ani męża. Nie wiem, co mam zrobić. Jak jednak śmiesz mnie krytykować, Edwardzie, ty, który miałeś w życiu wiele kobiet? Twój czyn hańbi nas oboje, ściągnąłeś też hańbę na mego ojca. Twój biedny król będzie musiał ułagodzić jego gniew. Po przybyciu do Anglii dowiedziałam się, że król nie jest zdrowy, że być może nie doczeka dnia narodzin Pana naszego, Jezusa. Ale jestem pewna, że zdąży rozpatrzyć moją skargę. Obiecuję, że ją złożę. - Rhonwyn spojrzała na Katarzynę. - Zatrzymaj go sobie, pani, z moim błogosławieństwem. Zapewne jesteś dla niego odpowiedniejszą żoną. Nie skrzywdzę ani ciebie, ani twojego dziecka. Mój brat i ja aż za dobrze wiemy, co to znaczy być bastardem, nawet książęcym. Dokąd się udasz? - spytała Katarzyna. Nie wiem - rzekła szczerze Rhonwyn po krótkiej chwili namysłu. W takim razie zostań w Haven, póki nie podejmiesz decyzji. - Katarzyna de Beaulieu spojrzała na swego zagniewanego męża. - Wiesz przecież, że domem kieruję ja. Możesz czuć gniew, ale nie możesz wyrzucić lady Rhonwyn, która przyjechała z tak daleka. Jest dla niej miejsce w Haven. Takie jest moje życzenie. Oczywiście, kochanie. - Edward ochłonął z gniewu. -Gdzie Glynn? - spytał. Tam, gdzie nie możesz uczynić mu krzywdy. Nigdy nie nosiłem się z takim zamiarem. - Oczy Edwarda de Beaulieu znów zapłonęły gniewem. Wierzyłam ci i ufałam, gdy byłeś mym mężem. Nie jesteś nim już, więc ci nie ufam - wyjaśniła chłodno Rhonwyn i zwróciła się do Katarzyny: - Pani, dzięki ci za wspaniałomyślność, sądzę jednak, że lepiej będzie, jeśli odjadę od razu. -Skłoniła się i wyszła z sali. Oth i Dewi postępowali krok w krok za nią. Rafę de Beaulieu odprowadził ją uważnym spojrzeniem płonących niebieskich oczu. Była piękną dziewczyną - pomyślał - a teraz stała się jeszcze piękniejszą kobietą. I mądrą, bo zdawała sobie sprawę, że Katarzyna jest dla Edwarda odpowiedniejszą żoną. Podziwiał jej instynkt. Zaintrygowała go wzmianka o lekcji namiętności, jaką dał jej kalif. Zastanawiał się, co teraz zrobi i co właściwie miała na myśli, mówiąc, że złoży skargę przeciw Edwardowi. Wierzył także, że nie wyrządzi krzywdy Katarzynie ani jej dziecku. Co teraz będzie z Rhonwyn uerch Llywelyn? Rhonwyn wyjechała z Haven z podniesioną głową, lecz ze łzami w oczach. Edward nigdy jej naprawdę nie kochał; ta straszna prawda paliła jej serce i duszę. Jak mogła być tak naiwna! Lepiej było zostać z Raszydem... ale to już przeszłość. Nie było już dla niej miejsca w Cinnebarze, tak jak nie było w Haven. Dokąd jedziemy? - spytała towarzyszy. To twego brata, pani. Wspólnie zastanowimy się, jak zabić Edwarda de Beaulieu - wyjaśnił Oth złym głosem. Nie możecie go zabić! Dlaczego? Przecież nie kochasz go! Nie, nie kocham go, ale nie możecie go zabić. Za jego śmierć obciążono by winą mnie. Doznałam dziś wstrząsu, który wystarczy mi na całe życie. Zamierzam pojechać do króla Henryka ze skargą na postępowanie de Beaulieu. Król z pewnością jakoś mi to wynagrodzi. No i muszę zostać oficjalnie uznana za żywą. Glynn, co było do przewidzenia, zareagował furią na przyniesione przez siostrę wieści. Gotów był sam zaatakować Haven i własnoręcznie zabić szwagra. Rhonwyn odwiodła go od tego zamysłu, tak jak przedtem Otha. On musi zapłacić za zniewagę, jaką ci wyrządził - protestował Glynn. Jak? Zabieram cię do Opactwa Łaski Bożej. Nie mam powołania. Czyżbyś podejrzewał, braciszku, że moje życie skończyło się, ponieważ wyrzekł się mnie mąż? Zapewniam cię, że tak nie jest. Zabiorę cię do klasztoru, nasza ciotka będzie wiedziała, co powinniśmy zrobić. Wychowanie w Cythraul nie przygotowało nas do takich sytuacji. Jestem pewien, że możesz domagać się od Edwarda de Beaulieu zadośćuczynienia za krzywdy, ale nie mam pojęcia, jak należy do tego doprowadzić. Ciotka będzie wiedziała. Skąd ta pewność? Przecież nigdy jej nie widziałeś! Gwynllian znana jest dobrze w zakonach i kościołach, siostro. Słynie z inteligencji i przenikliwości, a jej sława sięga Shrewsbury. Od klasztoru dzieli nas kilka dni drogi, więc powinniśmy wyruszyć od razu. Gdzie lepiej zdołasz zaleczyć rany, gdzie będziesz tak jak tam bezpieczna? Z pewnością nie u taty. A więc jedźmy! Ruszyli w drogę, odpoczywając od zachodu do wschodu słońca, żywiąc się owsianymi plackami i zbieranymi po drodze jagodami, pijąc wodę ze strumieni, których w tej krainie jest wiele. Do klasztoru przybyli późnym popołudniem; jego masywne kamienne mury nie wydawały się teraz Rhonwyn tak surowe jak podczas pierwszej wizyty. Jak wtedy, kościelny dzwon bił na Anioł Pański. Wjechali do środka, zatrzymali konie i czekali na pojawienie się przeoryszy. Gwynllian nigdy nie widziała Glynna, rozpoznała go jednak natychmiast. Kiedy u jego boku dostrzegła Rhonwyn, przeżegnała się. Bogu niech będą dzięki, żyjesz! Co się z tobą działo? Dlaczego przybywasz niezapowiedziana? - Widać było, że ciotka jest bardzo zaniepokojona. - Przejdźmy do refektarza. Porozmawiamy. - Zerknęła na Otha i Dewiego. - Wiecie, gdzie są stajnie, odprowadźcie konie. Potem idźcie do kuchni, gdzie dostaniecie posiłek. We trójkę udali się do refektarza. Usiedli, a Rhonwyn i Glynn dostali po kubku wina. Teraz mi powiedzcie, dlaczego przybyliście - zażądała Gwynllian. - Czy ojciec wie, że jesteś tu, czy wie, że żyjesz, dziewczyno? Czy nie zanosi się na jakiś spór z Anglikami? To długa historia. - Rhonwyn opowiedziała ciotce, co się z nią działo przez ten czas, który minął od chwili, gdy opuściła mury opactwa. Gwynłłian słuchała, nie przerywając jej. -Nie wiedziałam, dokąd się udać - zakończyła swą opowieść Rhonwyn. - Nie mogę wrócić do Cythraul! To prawda. Więc co mam robić? Edward de Beaulieu ciężko obraził nasz ród. Z pewnością można zmusić go do zadośćuczynienia, nie mam jednak pojęcia, w jaki sposób. Czy usatysfakcjonuje cię jego śmierć? Rhonwyn potrząsnęła głową. To byłoby zbyt proste. Lady Katarzyny nie winię w tej sprawie. Uległa po prostu woli brata. Czy chcesz widzieć kuzyna twego męża martwym? Pytanie to nie było bynajmniej żartem. Mimo to Rhonwyn roześmiała się głośno. Nie. Nie przepadam za Rafe'em de Beaulieu, który jest arogancki i najwyraźniej ma bardzo wysokie mniemanie o sobie. Kocha jednak siostrę i uczynił to, co uznał za najlepsze dla niej. Postąpił podobnie jak Głynn, który odnalazł mnie w Cinnebarze. Uznanie cię za żywą nie przedstawia żadnych trudności - powiedziała przeorysza z namysłem, bębniąc palcami o blat stołu. - Nie sposób zaprzeczyć temu, że żyjesz. Jeśli zaś chodzi o inne sprawy, porozmawiam z biskupem Hereford. To prawda, Edward de Beaulieu wystąpił o uznanie cię za zmarłą, nie mając żadnego dowodu twej śmierci, nie przestrzegał okresu żałoby i nazbyt pośpiesznie zawarł powtórne małżeństwo. Przeciwko tobie przemawia jednak fakt, że znalazłaś się w haremie niewiernego i zostałaś jego drugą żoną. A przecież udałaś się na wyprawę krzyżową jako żona chrześcijańskiego rycerza. Ludzie będą zdania, że powinnaś raczej odebrać sobie życie, niż poddać się losowi. Ci ludzie nic nie wiedzą o haremie - zaprotestowała gorąco Rhonwyn. - Ciągle byłam tam obserwowana, nie miałam nawet noża do krojenia jedzenia. Nie mogłabym odebrać sobie życia, nawet gdyby taki pomysł przyszedł mi do głowy Nie pragnęłam śmierci. Chciałam uciec stamtąd i wrócić do męża. Nie wiedziałam, że dopuścił się zdrady! Tym argumentem z pewnością zyskasz nieco sympatii, ale nie będzie to usprawiedliwienie twych uczynków - stwierdziła przeorysza. Sercem pozostałam wierna Edwardowi de Beaulieu! To on nie był wierny mnie. Gwynllian uśmiechnęła się. Podsycaj ten płomień gniewu, dziecko. Doprowadzimy do tego, by oddano ci sprawiedliwość. Jesteś pewna, że chcesz pójść tą drogą? Muszę, inaczej zarówno ja, jak i cała moja rodzina stracimy honor. Ap Gruffydd jest człowiekiem dumnym, a przecież i na niego spadnie hańba... chyba że za obrazę otrzymam zadośćuczynienie. Muszę się z tobą zgodzić, dziecko. - Zakonnica spojrzała na Glynna. - Nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie, synu ap Gruffydda? - spytała. - Jakże ty przypominasz swego ojca, kiedy był w twoim wieku! Najpierw pragnąłem zabić de Beaulieu - wyznał młodzieniec. - Siostra odwiodła mnie jednak od tego zamiaru. Nie chce, by zbrodniczy uczynek ciążył mi na sumieniu, zwłaszcza że zamierzam powrócić do Shrewsbury i poświęcić się życiu klasztornemu. Pragniesz więc zostać mnichem, Glynnie ap Llywelyn? -Zakonnica zamyśliła się na chwilę. Czy to nie dziwne, że syn brata myśli o klasztorze, a nie o własnym królestwie! Widziałem świat, ciotko, i choć wydał mi się interesujący, wolę żyć w klasztornym zaciszu. Zamierzam pisać wiersze i tworzyć muzykę, a moja poezja i muzyka służyć będzie wyłącznie chwale bożej. Pragnę spokoju, chaos świata mnie przeraża. Czy ojciec wie o twym postanowieniu, bratanku? Jeszcze nie, ale będzie musiał rozważyć taką możliwość. Jutro wyślę do niego Otha i Dewiego. Niech dowie się, jak potraktowano jego córkę. Rhonwyn uderzyła go w ramię z taką siłą, że omal nie spadł z krzesła. Auuu...! Nie pozwolę nikomu litować się nade mną, bracie! Zostałam upokorzona i ucierpiał mój honor, ale wiedz, że poradzę sobie i bez mężczyzny u boku. Nie potrzebowałam i nie potrzebuję litości. Przyzwoita kobieta ma niewielki wybór: wychodzi za mąż albo wstępuje do klasztoru. Cóż, wygląda na to, że nie jestem już „przyzwoitą kobietą" - zakpiła Rhonwyn. - Zamierzam wykorzystać szczególną sytuację, w jakiej się znalazłam, i samodzielnie decydować o sobie. Być może zajmę się handlem w Shrewsbury. Mam przecież monety, w które Baba Harun szczodrze mnie wyposażył. Ciągle są zaszyte w płaszczu. Będę sprowadzała jedwabie i przyprawy ze Wschodu i bogaciła się z roku na rok. Znajdę sobie młodych kochanków, a kiedy znudzę się nimi, odeślę ich smutnych, lecz mądrzejszych o to, czego nauczą się ode mnie. Zakonnica roześmiała się, widząc zamarłą ze zgrozy twarz Glynna. Dziękuję Bogu i jego Matce, że nie dałaś złamać się nieszczęściu, Rhonwyn uerch Llywelyn - powiedziała. Serce mam złamane, ciotko, ale przecież z czasem wyleczy się, a przynajmniej taką mam nadzieję. Wróciłam, wierząc, że mąż mnie kocha i wybaczy mi grzechy wiarołomstwa. Pragnęłam podzielić się z nim tym wszystkim, czego nauczył mnie kalif, wynagrodzić mu pierwsze miesiące małżeństwa. Wtedy nic nie wiedziałam o namiętności i bałam się tak, że z trudem znosiłam jego dotknięcie. To on jest wielkim przegranym, nigdy bowiem nie dowie się, jaką jestem naprawdę kobietą. - Rhonwyn przerwała na chwilę i dodała cicho: - Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Gwynllian skinęła głową. Widzę, że o honorze wiesz więcej niż Edward de Beaułieu. Jestem z ciebie dumna. W pięć dni później pojawił się w klasztorze ap Gruffydd, gotów rozerwać córkę na strzępy za porzucenie męża. Gdy dowiedział się całej prawdy, dostał ataku szału. Rłionwyn, ku jej zaskoczeniu, udało się go w końcu uspokoić. Nie jestem już nieszczęśliwa z powodu tego, co się stało -tłumaczyła. - Ucierpiał jednak honor naszego rodu i za to oczekuję zadośćuczynienia, panie - wyjaśniła. A więc nadal masz zamiar zwracać się do mnie „panie"? Nie, ojcze - uspokoiła go. Król Henryk musi wyznaczyć ci innego męża albo zrywam traktat! Czyżbyś pilnie przestrzegał jego postanowień, ojcze? Ap Gruffydd roześmiał się głośno. Nie miałem udziału w twym wychowaniu, Rłionwyn, .1 przecież rozumiesz mnie lepiej niż moi najbliżsi doradcy -rzekł z podziwem. - Jak to możliwe? Jesteśmy do siebie bardzo podobni. Tak jak ty mam dumę, idę własną drogą, a jeśli to się komuś nie podoba, do diabła z nim! Takie nastawienie ściągnęło na moją głowę niemal tyle kłopotów, ile na twoją. - Rłionwyn uśmiechnęła się słodko. - Sądzę jednak, że sporo się ostatnio nauczyłam. Ap Gruffydd i jego siostra wybuchnęli śmiechem. Rłionwyn uerch Llywelyn jak zwykle trafnie oceniła sytuację. Jest w tobie także wiele z twej ciotki - zauważył książę. Dzięki ci, Jezu, i tobie, błogosławiona Maryjo. - Gwynllian przeżegnała się. Książę Walii spoważniał. Król Henryk choruje od kilku lat. Z pewnością przebywa w pałacu westminsterskim w Londynie. Wyślę do niego list, w którym wyjaśnię, że moja córka żyje, a gdy powróciła do domu, dowiedziała się, iż uznano ją za zmarłą, mąż zaś poślubił inną. Napiszę też, że nie pragniesz wrócić do Edwarda de Beaułieu, jako że jego nowa żona spodziewa się dziecka, a poza tym zdrada i obraza naszej rodziny czynią wasz związek niemożliwym. Zażądam sprawiedliwości. Oznajmię, że przybędziesz do Westminsteru w dożynki i będziesz oczekiwała wyroku. Henryk Plantagenet to dobry człowiek, strzeż się jednak królowej Eleanor Prowansalskiej, którą za jej plecami nazywają „arystokratyczną przekupką". Jest niezwykle przywiązana do rodziny, bez wahania zniszczy każdego, kogo uzna za zagrożenie dla niej. Posag musi być ci, oczywiście, zwrócony. Nikt nie może oczekiwać, że wyposażę cię od nowa dla drugiego męża. Nie chcę męża! - zaprotestowała Rhonwyn. Mąż jest konieczny. Nie kłóć się ze mną, dziewczyno. -Przyjrzał się córce krytycznie. - Jak to możliwe, że jeszcze wypiękniałaś mimo tak ciężkich przeżyć? Nie uda ci się zmienić tematu, ojcze - powiedziała Rhonwyn ze śmiechem. - Nie chcę męża. A więc zostaje ci tylko klasztor, córko. Ile masz lat? W kwietniu skończyłam osiemnaście. Będziemy mieli szczęście, jeśli uda ci się znaleźć męża. W tym wieku! Wdowy z dziećmi ceni się znacznie wyżej. Wiadomo bowiem, że są płodne. A więc, czy chcesz zostać zakonnicą w klasztorze ciotki? - Nie. W takim razie musisz wyjść za mąż. Rhonwyn nie miała zamiaru spierać się z ojcem, tym bardziej że wiedziała, iż Kościół nie przyjmie jej z powodu reputacji nieposłusznej żony, która mieszała się do męskich spraw i została za to ukarana przez los. Czy takiej żony może pragnąć mężczyzna z dobrej rodziny? Czy w ogóle ktoś zechce poślubić kobietę, która oddała ciało niewiernemu? Pragnęła tylko zwrotu posagu i ewentualnie części ziem należących do Haven jako zadośćuczynienia za postępowanie byłego męża. Dlaczego ma się kłócić o coś, co nie ma szans na realizację? Rhonwyn uerch Llywelyn pozostanie niezamężna. I dobrze. 14 Eleanor Prowansalska, królowa Anglii, miała już pięćdziesiąt pięć lat, lecz nadal była piękną kobietą o kasztanowatych, przyprószonych siwizną włosach i bursztynowych oczach, których spojrzeniu umykało niewiele. W młodości uznawano ją oraz jej równie piękne siostry za najpiękniejsze kobiety Europy. Najstarsza z nich, Małgorzata, poślubiła francuskiego króla Ludwika IX. Młodsza, Sanchia, została żoną szwagra Eleanor, Ryszarda z Kornwalii, króla Rzymian. Najmłodsza, Beatrice, wyszła za mąż za Karola z Anjou, króla Neapolu i Sycylii. Matka Eleanor, Beatrice Savoy, i jej ojciec, Rajmund V Berenger, hrabia Prowansji, utrzymywali wspaniały dwór, słynny z patronatu nad trubadurami. Sam hrabia był jednym z ostatnich wielkich poetów prowansalskich. W wieku lat dziewiętnastu Eleanor odwiedziła dwór siostry we Francji, po czym przepłynęła kanał, by poślubić angielskiego króla Henryka III. Młodzi zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Królowa urodziła sześciu synów i trzy córki - przeżyło tylko dwóch chłopców i dwie dziewczynki. Nie cieszyła się sympatią otoczenia z powodu protekcji, jakiej udzielała członkom swej rodziny, którzy, w towarzystwie przyrodnich braci króla Francji, przybyli na wyspę szukać szczęścia i fortuny. Król Anglii umierał powoli. Żona opiekowała się nim z oddaniem. Królestwo było bogate i bezpieczne, nie prowadziło też żadnych wojen. Spokój na dworze zburzył pewnego dnia list buntowniczego księcia Walii. Eleanor nie miała wątpliwości, że zwiastował, on kłopoty. Małżonkowie przebywali w swym prywatnym pokoju dziennym. Otaczające ich damy dworu zajmowały się zwykłymi drobnymi pracami: szyły, cerowały, naprawiały tkaniny dekoracyjne. Królowa przeczytała list i zaklęła pod nosem. Zwróciła tym uwagę męża spoczywającego na łożu, zmęczonego poranną toaletą i ciężką chorobą żołądka. Co się stało? - spytał król Henryk. Pamiętasz, jak w zeszłym roku powrócił spod Akry Edward de Beaulieu? Wystąpił o uznanie za zmarłą żony, która zaginęła bez wieści podczas krucjaty. Król skinął głową. Okazuje się, że ta żona, córka księcia Walii, nie zginęła. Powróciła wiosną do domu, który nie był już jej domem, i do męża, który ma inną żonę, spodziewającą się w dodatku dziecka. Ap Gruffydd jest mocno rozgniewany. Żąda sprawiedliwości dla córki, twierdzi jednak, że nie przyjmie ona już de Beaulieu, nie chce bowiem, by dziecko jego drugiej żony urodziło się jako bastard. Ale zamieszanie, czyż nie, Henryku? Rłionwyn uerch Llywelyn przybędzie do Westminsteru na dożynki prosić cię o rozstrzygnięcie tej sprawy. Co zrobimy? Czego chce ap Gruffydd? - spytał władca. Zwrotu posagu córki, nowego męża dla niej i odszkodowania za krzywdę doznaną od pierwszego męża. Według niego odszkodowaniem mogłaby być część ziemi należącej do Haven. To wydaje się rozsądne. W tej sprawie kryje się więcej, niż wydawałoby się z pozoru - zauważyła bystro królowa. - Nie wiemy na przykład, co się stało, że lady Rłionwyn została oddzielona od męża i wojsk naszego syna. Powinniśmy wysłać posłańca do Haven. Edward de Beaulieu musi mieć możliwość obrony swych racji. Z drugiej strony, jeśli nawet był przekonany o śmierci żony, drugie małżeństwo zawarł zbyt pośpiesznie. Zgoda - powiedział król. Według tego, co pisze książę Walii, jego córkę uznano za zmarłą To można naprawić od ręki, z resztą warto jednak poczekać, aż usłyszymy, co mają do powiedzenia obie strony. Król Henryk znów skinął głową. Eleanor przetarła chłodną ściereczką jego zroszone potem czoło. Mąż słabł z dnia na dzień i każda, nawet najprostsza czynność związana z pełnionymi obowiązkami wyczerpywała go do cna. Nadeszły ostatnio informacje od syna, który niemal cudem uniknął w Akrze zamachu na swe życie. Krucjata nie przebiegała zgodnie z planem, zorganizowanie armii mogącej pokusić się o wyzwolenie Jerozolimy okazało się niemożliwe. Edward zamierzał powrócić do domu, gdy tylko będzie gotowa do podróży jego żona, która niedawno powiła córkę. Nadano jej na chrzcie imię Joanna. Była dzieckiem zdrowym, w odróżnieniu od niemowlęcia, które przed rokiem zmarło zaraz po urodzeniu. Edward zamierzał wracać przez Sycylię i Prowansję, odwiedzając po drodze krewnych. Wieści te przyniosły królowej ulgę, bo choć była pewna, że jest w stanie utrzymać Anglię dla syna, wiedziała także, że po śmierci męża jej życie będzie musiało ulec zmianie. Planowała dokonać żywota w klasztorze sióstr benedyktynek w Amesbury. Wyślę posłańców do Edwarda de Beaulieu w zamku Haven i do lady Rhonwyn, która przebywa w Walii, w Opactwie Łaski Bożej. Przeoryszą jest tam jej ciotka - oznajmiła. Król przytaknął żonie lekkim skinieniem głowy. Kiedy Edward dostał list z wezwaniem do Westminsteru, wybuchnął gniewem. Ta chytra i podstępna lisica ośmieliła się złożyć skargę do króla! - warknął. A czego się spodziewałeś? - odparł spokojnie Rafę. -Wprawdzie cieszę się bardzo, że Katarzyna została twoją żoną i matką twego dziecka, ale muszę zauważyć, że ożeniłeś się z nią z nadmiernym pośpiechem. Jakoś nie przypominam sobie, żebyś wówczas skarżył się na pośpiech - zauważył Edward kwaśno. - Nie mogłeś się doczekać, kiedy twoja siostra zostanie panią Haven. Nasza rodzina dawno zaplanowała wasz związek. Ucieszyłem się, gdy wreszcie doszedł do skutku. Nie powiedziałeś nam, jak umarła twoja żona. Nie pytałem o to, myślałem bowiem, że cierpisz z powodu jej straty; nie zdziwiłbym się, gdybym się dowiedział, że zabiłeś ją własnoręcznie za samo- wolę. Lady Rhonwyn okazała się osobą wielkoduszną i tylko dzięki niej moja siostra nie została zhańbiona. Co by było, gdyby twoja pierwsza żona zwróciła się do Kościoła o uznanie twego obecnego małżeństwa za nieważne ze względu na okoliczności, w jakich zostało zawarte? Wasz syn stałby się bastardem. Mściwej kobiecie sprawiłoby to z pewnością wielką przyjemność. Nie może zwrócić się do Kościoła ze względu na swą przeszłość - sprostował Edward. - Myślisz, że Kościół zobowiązałby mnie do jej przyjęcia, skoro ta dziewka bez oporu oddała swe ciało innemu mężczyźnie? Poganinowi?! Zdemaskuję ją, i będzie miała szczęście, jeśli nie spalą jej na stosie! Rafę de Beaulieu spojrzał uważnie na kuzyna. Kochasz Rhonwyn tak bardzo, że gotów jesteś ją zniszczyć? Nie kocham jej! A moją siostrę? Tak. Katarzyna jest doskonałą żoną. Nie chcę innej. Ma dobre serce, jest spokojna i posłuszna mej woli, rodzi zdrowe dzieci. Spójrz tylko na małego Edwarda. Wspaniały chłopak! Jeśli jesteś z nią szczęśliwy, czemu płoniesz gniewem na każdą wzmiankę o Rhonwyn? Bo mnie zdradziła, a teraz pragnie zniszczyć szczęście, którym się dziś cieszę. Ona uważa, że to ty dopuściłeś się zdrady - zauważył spokojnie Rafę. - Interesująca sprawa. Pojadę z tobą do Westminsteru, nie mogę dopuścić, by moja siostra płaciła za twój brak rozsądku. Powiem królowi prawdę - obiecał spokojnie Edward de Beaulieu. Królowi musisz wyznać całą prawdę - poradziła bratanicy Gwynllian. - Wiem, że nie będzie to dla ciebie łatwe, ale uchronić cię może przed gniewem Edwarda. W końcu to przecież proste: kiedy ty zmagałaś się z okrutnym losem, z narażeniem życia powróciłaś do męża, on tymczasem za- warł nowe małżeństwo. Nie myślisz chyba, pani, że sędziowie przejdą do porządku nad sprawą mojego ponadrocznego pobytu w haremie kalifa Cinnebaru? Sędziowie wyrażą zdumienie i zaniepokojenie, że chrześcijanka i książęca córka, znalazłszy się w haremie, nie odebrała sobie życia w imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa - stwierdziła zakonnica z ironią. - Ale nie musiałaś przecież wracać do domu, a wróciłaś. To zbije ich z tropu, dziecko, i dzięki temu uzyskasz zadośćuczynienie od de Beaulieu. Będę przy tobie i przemówię w twoim imieniu, jeśli okaże się to konieczne. Mogłybyśmy przegrać, gdyby w imieniu Edwarda wypowiedział się arcybiskup Canterbury, ale ponieważ Bonifacy nie może na sprawie zarobić, będzie milczał. Jak na przeoryszę, ciotko, jesteś świetnie zorientowana. -Rhonwyn roześmiała się. - Wolę mieć przy boku ciebie niż wszystkie anioły! Anioły są w niebie, ja stąpam po ziemi. Wyruszyły do Westminsteru w ciepły, mglisty letni dzień. Książę Walii przysłał doskonale uzbrojony, wyborowy oddział konny, który miał eskortować siostrę i córkę w podróży. Oth i Dewi nie oddalali się od Rhonwyn, towarzyszył jej także Glynn, który miał przedstawić swoją rolę w uwolnieniu siostry. Trasę podróży wybrano tak, by każdą noc mogli spędzić na plebanii lub w klasztorze. Jechali powoli, lecz wytrwale i trzydziestego pierwszego lipca dotarli do Londynu. Kobiety zatrzymały się w klasztorze Matki Boskiej Polnej, położonym niedaleko Westminsteru, a mężczyźni dostali pozwolenie na rozbicie obozu na pobliskiej łące. W czasie wielotygodniowego pobytu w Opactwie Łaski Bożej Rhonwyn i jej ciotka uszyły z jasnozielonego jedwabiu suknię godną księżniczki. Miała długie, wąskie rękawy, a wkładana na nią ciemnozielona kamizela haftowana była złotą nicią. Złoty pas na biodra wykonano z kółek ozdobionych skomplikowanym ornamentem celtyckim. Rhonwyn włosy miała rozczesane na boki i splecione w warkocze, w które wplotła sznury pereł. Na końcach zawiązała złociste wstążki. Cienka złota opaska, zdobna filigranami, podtrzymywała maleńki kwef z przezroczystej złotej tkaniny. Do sukni przypięła broszę ze szmaragdów osadzonych w czerwonym irlandzkim złocie. Stroju dopełniały pantofle ze złoconej skóry. Wyglądasz wspaniale! - orzekła zakonnica, obejrzawszy bratanicę. - Jesteś w każdym calu córką księcia Walii, moje dziecko. Nigdy nie miałam na sobie niczego piękniejszego - odparła Rhonwyn. Oto strój godny książęcej córki. Nie ma w nim nic wyzywającego i taki efekt chciałyśmy osiągnąć, prawda? -rzekła Gwynllian. - Niektóre kobiety na dworze malują sobie rumieńce i farbują włosy, ale ty nie musisz tego czynić - wyglądasz świeżo i naturalnie. Mimo popełnionych grzechów, sprawiasz wrażenie niewinnej. Kościół potępi cię, lecz nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że z premedytacją zdradziłaś męża. - Zakonnica uśmiechnęła się. - Pamiętaj tylko, byś nie straciła cierpliwości, gdy de Beaulieu będzie cię oskarżał. Niech on się miota, niech wrzeszczy. Powinnaś się wówczas rozpłakać, by zyskać najtwardsze nawet serca. Czy nie jest to przypadkiem nieuczciwe, ciotko? - zakpiła Rhonwyn. Idziemy na wojnę, a wojny prowadzi się po to, by je wygrywać. - W piwnych oczach przeoryszy błysnęła iskierka rozbawienia. - Twój ojciec rozumie to doskonale i na twoim miejscu zachowywałby się tak właśnie, jak ci doradzam. Czy pozwolisz, by pokonał cię ten Anglik? Nie dopuść do tego, by ktoś mógł powiedzieć, że córka ap Gruffydda nie odziedziczyła odwagi po ojcu. Wolałabym wyzwać Edwarda na pojedynek. Z mieczem w ręku pokonałabym go bez problemu. Nie wątpię, lecz czyniąc tak, wstrząsnęłabyś dworem i potwierdziła oskarżenia swego męża. A teraz musimy już iść. Matka przełożona Maria Józefina wraz z kilkoma siostrami odprowadzi nas do pałacu. To krótka droga. Pojawię się tam w otoczeniu świątobliwych zakonnic? -Rhonwyn roześmiała się. - Ciociu, nie masz za grosz wstydu! Gwynllian odpowiedziała śmiechem. Sala główna królewskiego pałacu Westminster zrobiła na przybyłych wielkie wrażenie. Podłoga była wyłożona białymi płytkami, ściany pomalowane na czerwono, niebiesko i żółto. Przez wysokie okna do środka wpadało światło dnia, rozjaśniając najmroczniejsze kąty. Henryk III zjawił się osobiście, choć był już cieniem samego siebie. Białe włosy i brodę miał umyte i starannie ułożone. Siedział na tronie skulony, ale niebieskimi oczami patrzył równie bystro jak w młodości. Po jego prawej stronie zasiedli w ławach przedstawiciele duchowień- stwa. Rhonwyn oraz Edward wraz z towarzyszącymi im osobami siedzieli w ławach po lewej ręce króla; obie grupy rozdzielali uzbrojeni strażnicy. Przesłuchanie, wyznaczone na godzinę po tercji, rozpoczęło się punktualnie. Edwardzie de Beaulieu, panie zamku Haven, wystąp i przedstaw nam swą sprawę - powiedział król zdumiewająco silnym głosem. Kobieta, którą poślubiłem, Rhonwyn uerch Llywelyn, nigdy nie była mi prawdziwą żoną - rozpoczął Edward. Gwynllian ścisnęła dłoń bratanicy. - Odmawiała wypełniania obowiązków małżeńskich, z wyjątkiem rzadkich okazji. Wolała towarzystwo żołnierzy i zabawy z bronią od zajęć pani zamku. Zgodziłem się na jej błagania i pozwoliłem, by towarzyszyła mi w wyprawie krzyżowej. W Kartaginie, gdzie rozbiliśmy obóz, zapanowała gorączka i tyfus. To właśnie podczas mojej choroby żona opuściła miejsce przy mym łożu, by wziąć udział w bitwie, podczas której została pojmana. Szukałem jej przez wiele dni, ale nie znalazłem ani śladu po niej i po jednym z mych rycerzy, który z lwią odwagą rzucił się jej na pomoc. Potem dotarłem do Akry, ale tam znów dopadła mnie niedoleczona choroba, w związku z czym książę Edward pozwolił mi wrócić do domu Nie jestem młodym człowiekiem, panie. Nie miałem potomków z prawego łoża. Gdy wybrałeś mnie na męża tej Wałijki, byłem mężczyzną wolnym, choć rodzina oczekiwała, że poślubię kuzynkę Katarzynę, tak jak to było ustalone. Ponieważ po powrocie z wyprawy uznałem się za wdowca, poślubiłem tę dziewczynę. W dziesięć miesięcy po ślubie urodziła mi syna. Rhonwyn uerch Llywelyn pojawiła się w Haven tuż przed jego narodzeniem. Opowiedziała, że uwięziono ją w haremie, i chwaliła się, że inny mężczyzna obudził w niej na- miętność, co mnie się nie udało. Gdy zorientowała się w sytuacji, zagroziła mi procesem i odeszła. Jestem oburzony jej żądaniem zadośćuczynienia. To ona winna mi zadośćuczynienie za opuszczenie prawowitego małżonka i za zdradę. - Edward de Beaulieu pokłonił się królowi oraz duchowieństwu, po czym usiadł. Rhonwyn uerch Llywelyn, wystąp i przedstaw nam swą sprawę. Rhonwyn podniosła się powoli i stanęła przed królem. Ukłoniła się jemu i przedstawicielom Kościoła i przemówiła głosem tak cichym, że sędziowie musieli nadstawiać ucha, by jej wysłuchać. Panie, lordowie królestwa, przybyłam tu dziś, by prosić was o sprawiedliwość. Edward de Beaulieu twierdzi, że byłam złą żoną, co częściowo jest prawdą. Kiedy zmarła mi matka, ojciec odesłał mnie i mego młodszego brata, Glynna, do walijskiej fortecy, gdzie się wychowywaliśmy. Nie było tam kobiet, które mogłyby służyć mi za przewodniczki i nauczy- cielki. Gdy wrócił dziesięć lat później z wieścią, że mam wyjść za mąż, zdumiał się, choć przecież niczego innego nie mógł się spodziewać. Jego dorosła córka swym zachowaniem bardziej przypominała chłopca niż dziewczynę. W sali rozległ się szmer. Zgromadzonych zdumiały słowa Rhonwyn. Wysłał mnie do klasztoru, gdzie przez sześć miesięcy uczyłam się być kobietą. Ciotka zadbała o to, bym została ochrzczona i poznała zasady wiary. Kiedy przybyłam do zamku Haven, wyglądałam jak kobieta i byłam nią, lecz wiele jeszcze musiałam się nauczyć. Usilnie próbowałam sprostać nowemu zadaniu. Widzę wśród zgromadzonych kapelana zamku Haven, księdza Jana. Księże, czy byłam dobrą panią zamku? Tak, pani - potwierdził ksiądz. Panie, lordowie królestwa, zawiodłam w łożu Edwarda de Beaulieu, który w noc poślubną zmusił mnie do spełnienia małżeńskiej powinności, co usprawiedliwiał twoim, panie, poleceniem. Nie uwierzyłam mu wówczas i nie wierzę teraz. To pożądanie skłoniło go do zniewolenia mnie. Potem bałam się jego bliskości... W zamku nie było żadnej kobiety równej mi urodzeniem, z którą mogłabym porozmawiać i poradzić się, jak zwalczyć lęk. Pewnego razu do Haven przybył książę Edward i opowiedział nam o krucjacie. Przyjęłam jego zaproszenie z wielką radością. Skoro księżniczka mogła towarzyszyć mężowi, uznałam, że i ja mogę. Myślałam, że walcząc w imię naszego Pana, zostanę nagrodzona uleczeniem ze strachu przed małżeńskim łożem. W Kartaginie z oddaniem opiekowałam się chorym mężem. To nieprawda, że go opuściłam. Nieprawda! Zezwolił, bym tego strasznego dnia ćwiczyła robienie mieczem z sir Fułkiem, pomógł mi nawet włożyć odpowiedni strój. Zaraz potem rozpoczęła się potyczka z niewiernymi, na pozór drobna, podobna do tych, które nasze wojska toczyły niemal każdego dnia. Lekkomyślnie, bardzo teraz tego żałuję, postanowiłam włączyć się do walki. Sir Fulk nie opuścił mnie. Panie, lordowie, to była wspaniała bitwa! Niestety, dałam się odciąć od naszych wojsk, nie jestem przecież prawdziwym żołnierzem. Mam może talent do miecza, ale nie do taktyki. Rafę de Beaulieu, siedzący obok kuzyna, z trudem stłumił wybuch śmiechu. Rhonwyn uerch Llywelyn okazała się błyskotliwym taktykiem, czego nikt na tej sali chyba nie doceniał. Obecni siedzieli nieruchomo, poruszeni jej opowieścią. Walijka z celtycką intuicją zapanowała nad ich duszami... a kuzynowi słono przyjdzie za to zapłacić. Sir Fulk - mówiła dalej Rhonwyn - niech Bóg błogosławi duszę tego dzielnego i pełnego poświęcenia rycerza - tu przeżegnała się - pojechał za mną. Dał się pojmać i nie dopuścił do tego, by ci, którzy mnie pochwycili, odkryli, że jestem kobietą. Dotarliśmy do Cinnebaru. Okazało się tam, że w walce zabiłam brata kalifa. Przyprowadzono mnie przed oblicze władcy, który miał wymierzyć mi karę. Kiedy zorientował się, kim jestem, umieścił mnie w swym haremie, bo jasnowłose kobiety są bardzo cenione przez Arabów. Zamiast mnie zginął sir Fulk. - Przeżegnała się powtórnie. Kalif Cinnebaru... nazywa się Raszyd al Ahmet... uczynił mnie swą drugą żoną. To on sprawił, że przestałam bać się namiętności. Zawładnęłam jego sercem, ale to nie zmieniało faktu, że wciąż przebywałam w niewoli. Marzyłam tylko o jednym: by wrócić do męża, Edwarda cle Beaulieu. Modliłam się o to i Bóg mnie wysłuchał. Do Cinnebaru przybył mój młodszy brat, Glynn, który poszukiwał mnie od dawna. Jego sława poety i minstrela zwróciła uwagę głównego strażnika haremu, Baby Haruna. Zaproszono go, by wystąpił w pałacu. Pierwszą pieśń zaśpiewał po walijsku, w jej słowach zawarte było we- zwanie, bym się ujawniła. Śpiewał ją wielokrotnie w ciągu miesięcy poszukiwań i wreszcie doczekał się odzewu. Odpowiedziałam w naszym języku, że wbrew swej woli znajduję się w haremie i chcę stamtąd uciec. Rhonwyn westchnęła głęboko, w jej oczach pojawiły się łzy. Opanowała je dzielnie i mówiła dalej: W owym czasie, panie, lordowie królestwa, kalif wyraził życzenie, bym urodziła mu dziecko. Dzięki specjalnym miksturom z ziół kobiety z haremu pozostają niepłodne aż do chwili, gdy ciąża staje się pożądana. Baba Harun uznał, że moje dziecko mogłoby w przyszłości stanowić zagrożenie dla syna pierwszej żony kalifa, księcia Mohammeda. Wyraził tę obawę dobitnie, dlatego też zdobyłam się na odwagę i poprosiłam go o pomoc w zorganizowaniu ucieczki. I tak też się stało. Baba Harun upozorował moją śmierć, a ja w przebraniu z ufarbowanymi włosami i przyciemnioną ziołowymi barwnikami skórą opuściłam Cinnebar. Przez kilka miesięcy Glynn i ja w towarzystwie dwóch wiernych żołnierzy, Otha i Dewiego, jechaliśmy do Anglii. Nie była to podróż łatwa, można to sobie łatwo wyobrazić. Kiedy dotarliśmy wreszcie do Haven, dowiedziałam się od księdza Jana, że mąż uznał mnie za zmarłą i ożenił się powtórnie. Zobaczyłam lady Katarzynę w ciąży i uświadomiłam sobie, że straciłam Edwarda de Beaulieu. Po bladym policzku Rhonwyn spłynęła łza. Panie, lordowie królestwa, rozpoczynając poszukiwania w Akrze mój brat podzielił się z Edwardem de Beaulieu przeczuciem, że ja żyję. Mojemu mężowi zabrakło jednak tej wiary. Porzucił mnie, a ja błagam o to, by oddano mi sprawiedliwość. Proszę o zwrot posagu i zadośćuczynienie od mężczyzny, który znieważył mego ojca, mnie i całą moją rodzinę. Zamilkła i spuściła głowę. Pani... - odezwał się arcybiskup Canterbury. - Dlaczego nie uciekłaś z hańbiącej niewoli w śmierć? W klasztorze nauczono mnie, że nie wolno odbierać sobie życia, ale gdybym nawet tego nie wiedziała, nie udałby mi się zamach na siebie. Kobiety w haremie są stale obserwowane przez pilnujących je eunuchów. Nigdy nie pozostawia się ich samych. Pożywienie dostają bez sztućców i jedzą palcami. Noszą lekkie stroje bez pasów, sznurów czy wstążek. Głos zabrał biskup Winchester. Pani, czy powiedziałaś mężowi, że ten... kalif nauczył cię namiętności? Tak, panie. Edward był nieszczęśliwy z powodu mojej oziębłości, więc chciałam, by dowiedział się, iż uwolniłam się wreszcie od strachu. Kochałam go i pragnęłam dać mu dzieci. Niestety, spóźniłam się. Moje miejsce zajęła inna kobieta. Poniosłam karę za to, że nie byłam dobrą żoną. Zawsze jednak lubiłam lady Katarzynę i życzę jej dobrze. Nie z nią walczę. Cieszę się, że Edward ma spadkobiercę. Tylko, panie, lordowie królestwa, nie wiem, co ze mną będzie... Zwalczyłam liczne przeciwności losu, by wrócić do domu. Mogłam pozostać tam, gdzie mnie los rzucił, w Cinnebarze, jako ukochana kobieta potężnego władcy. W sercu piastowałam jednak wspomnienie miłości, którą czułam do Edwarda de Beaulieu. Wróciłam do Anglii! Spodziewałam się jego gniewu, panie, lordowie królestwa, i jego pogardy. Nie spodziewałam się wszakże, iż tak dalece mnie nie ceni, że nie odczekawszy okresu żałoby, znajdzie sobie następczynię. Myślałam, że będę w stanie zdobyć jego miłość i zaufanie. Okazało się jednak, że on mnie nie kochał i nigdy mi nie ufał. Popełniłam błąd, lecz jeszcze raz proszę o zadośćuczynienie. Byłam wierną żoną, a kiedy nie mogłam dochować wierności cielesnej, pozostałam wierna mężowi duszą i sercem. Edward de Beaulieu nie był jednak mi wierny... Zakończywszy zeznania, Rhonwyn skłoniła się sędziom i wróciła na swoje miejsce. Teraz wystąpił Glynn. Mówił, jak dowiedział się o zniknięciu siostry i jak wstrząsnęła nim wiadomość, że niespełna dwa miesiące później Edward de Beaulieu napisał do swego kuzyna Rafe'a z prośbą o rękę jego siostry. Mówił o tym, że rzucił naukę w szkole klasztornej i w największym pośpiechu udał się do Akry, gdzie prosił szwagra, by wstrzymał się z ponownym ślubem, przez co naraził się na jego gniew. Idąc za przykładem przyjaciela króla Ryszarda, minstrela Blondella, wędrowałem po okolicach Kartaginy, śpiewając mą pieśń. Z opowieści siostry wiesz, panie, i wy, lordowie królestwa, że w końcu ją znalazłem. Zakończywszy opowieść, wrócił na miejsce u boku siostry. Lady Rłionwyn wraz z otoczeniem i Edward de Beaulieu wraz z otoczeniem niech opuszczą salę. Wasz spór zostanie rozstrzygnięty - oznajmił król. Rłionwyn wyszła z sali w towarzystwie brata i zakonnic. Za plecami słyszała ciężkie kroki Edwarda de Beaulieu. Królewski herold odprowadził ich do mniejszego pomieszczenia, gdzie czekał poczęstunek: wino i ciasteczka. Mężczyźni nie żałowali sobie trunku. Rłionwyn siedziała z boku, przesuwa- jąc w palcach paciorki różańca. Wydajesz się, pani, krucha i niedostępna - powiedział cicho Rafę de Beaulieu, pojawiając się bezszelestnie. Zignorowała go. Rafę roześmiał się cicho. Mówiłaś, pani, że nie znasz się na taktyce, ale moim zdaniem w bitwie byłabyś groźnym przeciwnikiem. Mimo iż twój postępek zasługuje na potępienie, sprawiłaś, że sprawy przybrały korzystny dla ciebie obrót. Wspaniałe przedstawienie. Pośpiech drogo będzie kosztował biednego Edwarda. Rłionwyn okazała gniew. Zasługujesz na mą pogardę, panie! - powiedziała. Ależ to był komplement, nie słowa krytyki! Uwielbiam sprytne kobiety, a ty, pani, jesteś bardzo sprytna, choć być może niezbyt mądra. Powinnaś była pozostać w Cinnebarze. Nie zdawałaś sobie sprawy, że Edward nie przyjąłby cię, nawet gdyby nie wziął sobie nowej żony? Dla tego, kto kocha, nie ma nic niemożliwego! - stwierdziła gniewnie Rłionwyn. Nadal nie mogła pogodzić się z tym, że Edward tak szybko ożenił się powtórnie. Miłość, pani, jest dobra dla dzieci. Małżeństwo zawiera się ze znacznie poważniejszych powodów. Twe małżeństwo z Edwardem uznano za warunek traktatu między Anglią i Walią, czyż nie? Dlaczego sądziłaś, że ma to coś wspólnego z miłością? Być może dlatego, że jestem niezbyt mądra. Ale mylisz się, panie. Małżonków może łączyć miłość. Sądziłam, że rozkwita ona w duszy twego kuzyna, który mówił przecież, że mnie kocha. Nie miałam powodów podejrzewać, że kłamie. Mężczyzna wiele powie kobiecie, gdy leży między jej nogami. Rłionwyn drgnęła i obrzuciła go gniewnym spojrzeniem. Miałam rację, zasługujesz wyłącznie na pogardę, Rafę! Odejdź. Dlaczego mnie dręczysz? Rafę uśmiechnął się, a ona zdała sobie nagle sprawę, że to bardzo przystojny mężczyzna. Zdumiała się, gdy w spojrzeniu jego błyszczących niebieskich oczu dostrzegła kpinę. Nie chcę cię dręczyć - powiedział tak cicho, by tylko ona mogła go usłyszeć. - Chcę się z tobą kochać. Rłionwyn zbladła. Mogłaby przysiąc, że serce przestało jej bić. Przez długą chwilę nie potrafiła znaleźć słów. W końcu zapowiedziała: Jeśli jeszcze raz się do mnie zbliżysz, obiecuję, że znajdę sposób, by cię zabić. - Spuściła głowę i wróciła do odmawiania różańca. Jesteś nadzwyczaj bezpośredni - rzekła do Rafe'a Gwynllian i roześmiała się, widząc jego rumieniec. - Cóż, słyszałam twe słowa, panie. Mam bardzo dobry słuch. Bez niego nie zdołałabym dopilnować porządku w klasztorze. Kiedyś ona będzie taka jak ty, pani. - Rafę zdołał się uśmiechnąć. Być może - zgodziła się z nim zakonnica. - A teraz wróć do swego kuzyna, Rafę de Beaulieu. Zostaw moją bratanicę w spokoju. Oczekiwanie na werdykt nieznośnie się przedłużało. Wreszcie w drzwiach pojawił się królewski szambełan i gestem nakazał im pójść za sobą. W wielkiej sali nie było już króla, lecz królowa i duchowni pozostali. Król poczuł się zmęczony wydarzeniami dzisiejszego dnia - wyjaśniła królowa Eleanor. - Wydam wyrok w jego imieniu. Edwardzie de Beaulieu, działałeś pochopnie, biorąc drugą żonę, choć nie mogłeś mieć pewności, że pierwsza nie żyje. Ponieważ jednak oficjalnie uznano ją za zmarłą, Kościół uznaje twe małżeństwo z lady Katarzyną, a syna za zrodzonego z prawego łoża. Nie sądzimy, byś działał w złym zamiarze. Przyjmujemy wyjaśnienia, że byłeś przekonany o śmierci Rhonwyn uerch Llywelyn. Gdy jednak okazało się, że ona żyje, swym postępowaniem uczyniłeś ujmę honorowi jej i jej rodu. Musisz więc zadośćuczynić tej kobiecie, a także zwrócić jej posag. Czy zrozumieliście, panie? Edward de Beaulieu skłonił się i niechętnie przyznał: Zrozumiałem. Ty zaś, Rhonwyn uerch Llywelyn, przyznałaś się do swych grzechów. Jesteśmy pewni, że żałujesz ich. Kościół wziął też pod uwagę, że przez większą część życia nie znałaś Boga i jego praw. Twa przyszłość jest jednak dla nas poważnym problemem. Zmysłowe zachowanie w Cinnebarze, choć gotowa jesteś za nie odpokutować, świadczy o tym, że nie nadajesz się do życia klasztornego. Utrudnia także znalezienie ci męża, a przecież musisz mieć męża, pani. Pochodzisz ze świetnej rodziny i najwyraźniej potrzebujesz wsparcia kogoś, kto by cię prowadził przez życic. Czy jest jednak ktoś, kto, znając twe przeżycia, zdecyduje się wziąć cię za żonę? Ja wezmę j ą za żonę. Zaskoczona Rhonwyn obejrzała się, a kiedy zdała sobie sprawę, że słowa te wypowiedział Rafę de Beaulieu, straciła zimną krew. Nigdy! - krzyknęła. - Nigdy! - Błagalnie wyciągnęła ręce do królowej. - Pani, tego człowieka nie sposób traktować poważnie! A poza tym muszą istnieć przeszkody kanoniczne przemawiające przeciw temu związkowi. Byłam przecież żoną Edwarda de Beaulieu. Królowa spojrzała na przedstawicieli duchowieństwa. Lordowie. Arcybiskupi i biskupi naradzali się cicho między sobą; słychać było tylko stłumiony szmer rozmowy. Wreszcie głos zabrał arcybiskup Canterbury. Nie ma związków krwi między Rhonwyn uerch Llywelyn a Rafe'em de Beaulieu - oznajmił. - Gdyby lady Rhonwyn urodziła dziecko Edwardowi de Beaulieu, istniałby związek uniemożliwiający małżeństwo. Rafę de Beaulieu może wziąć lady Rhonwyn za żonę. Pani, w naszej opinii jest to najlepsze rozwiązanie. Nie zgadzam się! - powtórzyła stanowczo Rhonwyn. Wybór nie zależy od ciebie, pani - powiedziała królowa. - Musisz mieć męża, a de Beaulieu zgadza się wziąć cię mimo wszelkich twoich wad. Nie! - Tracąc panowanie nad sobą, Rhonwyn tupnęła nogą na Eleanor Prowansalską. Królowa zignorowała ją. Spojrzała na przeoryszę. Pani, czy książę Walii upoważnił cię do działania w imieniu twej bratanicy? Tak. I co powiesz? Przede wszystkim muszę wiedzieć, jaki dom i majątek człowiek ten ma do zaoferowania mojej podopiecznej. Nie wątpię, iż nie jest to zamek, a w jej żyłach płynie szlachetna krew. Nawet jej matka, niech jej Bóg wybaczy, była prawowitym dzieckiem wysokiego rodu. Pragniemy, by Rhonwyn powtórnie wyszła za mąż, nie chcemy jednak działać w pośpiechu i skazać jej na sytuację trudną lub nieodpowiadającąjej Brodzeniu. Oczywiście - zgodziła się królowa, wygładzając fałdę sukni. Spojrzała na Rafe'a de Beaulieu. - Panie, jak odpowiecie na pytanie przeoryszy? Przez dziadka ze strony matki, nie mającego innych spadkobierców, odziedziczyłem tytuł barona Bradburn z Ardley. Moja posiadłość nie jest rozległa, mam jednak ładny dom, służbę i dziesięciu wieśniaków obrabiających pola. Kuzyn Edward posiada kawałek ziemi, który nie przylega do jego włości, lecz graniczy z moją; jeśli odda go lady Rhonwyn jako zadośćuczynienie, moje grunty znacznie się powiększą. Hoduję bydło i owce. Nie jestem człowiekiem bogatym, ale żyję wygodnie. Mej żonie nie zabraknie niczego. Nie mam żadnej władzy, nie jestem potężny, pochodzę jednak z rodu tak samo szlachetnego jak jej ród. Nie wysuwam przeciw lady Rhonwyn żadnych zarzutów, gotów jestem ją poślubić mimo jej przeszłości i wybujałego temperamentu. Rhonwyn rzuciła w niego różańcem. Chcesz mnie ze względu na ziemię Edwarda, co?! -krzyknęła. Nigdy! Wolę spędzić resztę życia w lochu! Nie ty dokonujesz wyboru - przerwała jej ciotka. Ciociu... Posłuchaj mnie, Rhonwyn - przemówiła zakonnica po walijsku. - Oni wydadzą cię za mąż, czy ci się to podoba, czy też nie. Tego mężczyznę już znasz. Możesz go nie lubić, ale znasz go. Wolałabyś innego? Jakiegoś lubieżnego starego lorda, który będzie cię bił i przepije twój posag? Rafę de Beaułieu jest młody, da ci dzieci. Jestem przekonana, że dojdziecie w końcu do porozumienia. Mam władzę, by doprowadzić do tego małżeństwa, i taki też mam zamiar, Wolałabym jednak, byś wyraziła zgodę. Proszę, zgódź się. Czuję się jak zwierzę w pułapce - odparła Rhonwyn w tym samym języku. - Nienawidzę tego uczucia! Rozumiem cię, dziecko. Dlaczego muszę znów wychodzić za mąż? - spytała gniewnie Rhonwyn, ale zadając to pytanie, wiedziała już, że nie ma nic do powiedzenia, bo przecież w starciu z Kościołem i królową nie miała żadnej szansy, a pomocy nie mogła spodziewać się od nikogo, jej brat siedział, milcząc, i nawet na nianie patrzył. Na końcu sali widziała Otha i Dewiego, którzy, choć przecież ją kochali, nie wystąpiliby przeciw życzeniu jej ojca i ciotki. Rhonwyn...? - przynagliła ciotka. Wyjdę za niego, lecz wbrew swej woli - oznajmiła Rhonwyn. Doskonale! - ucieszyła się królowa Eleanor. Połączę ich osobiście węzłem małżeńskim, i to zaraz -oświadczył arcybiskup Canterbury z szerokim, dobrotliwym uśmiechem na twarzy. Byłby to honor dla mej rodziny - powiedziała gładko Gwynllian. - Czułabym się jednak znacznie lepiej, gdybyśmy przedtem załatwili wszelkie formalności. Oczywiście - przytaknęła królowa. - Ślub odbędzie się zatem dziś po południu, ajeśłi król poczuje się lepiej, z pewnością zapragnie uczestniczyć w tej ceremonii. Lady Rhonwyn, nie wspomniałam o tym wcześniej, ale bardzo ci do twarzy w zieleni. Pani, wraz z bratanicą zaczekamy w klasztorze na przygotowanie dokumentów - oznajmiła Gwynllian. Wyślę po was mojego pazia, gdy wszystko będzie załatwione. Przeorysza i zakonnice opuściły salę. Rhonwyn kipiała gniewem. Edward de Beaulieu nawet na nią nie spojrzał, za to Rafę podszedł i przyglądając się jej kpiąco, złożył pocałunek na jej dłoni. Pożałujesz swej bezczelności, panie - ostrzegła go zimnym głosem. Nie sądzę, ukochana Rhonwyn. Nigdy naprawdę nie będę twój a...! Przeorysza wzięła ją za ramię i pociągnęła za sobą, nim para narzeczonych zdążyła wdać się w bójkę. Nie rób scen! - skarciła Rhonwyn cichym głosem. Nienawidzę go! - Blada zwykle Rhonwyn zarumieniła się ze złości. Wyglądała z tym jeszcze piękniej niż w zwykłych okolicznościach. Miałaś szczęście - orzekł Glynn, podchodząc do niej. Co?! I ty przeciwko mnie? Przecież musisz mieć męża. Dlaczego wszyscy mi to powtarzają?! To małżeństwo ma swoje dobre strony. Ardley jest bliżej Shrewsbury niż Haven. Będziemy się mogli często widywać. Nie wiem, po co on chce się ze inną ożenić. - Rhonwyn zignorowała słowa brata. - Pożąda cię zachichotał Glynn. Mężczyzna zamierzający poświęcić życie Bogu nie powinien mówić w ten sposób. Żyłem pełnią życia i dobrze poznałem, co to kobieta. Właśnie dlatego tak łatwo przychodzi mi poświęcić życie Bogu. Poszukiwania siostry i czas spędzony w Akrze wiele mnie nauczyły. Jesteś nieodrodnym synem swego ojca - stwierdziła z uśmiechem przeorysza. - Zdumiewa mnie więc, że zamierzasz zrezygnować z uciech tego świata, a w dodatku mówisz o tym tak pogodnie. Życie klasztorne jest trudne, bratanku. Wiem. Przekonałem się o tym w szkole. Przekonałem się także, że może być radosne i pełniejsze niż życie poza murami klasztoru. Więc niech cię Bóg błogosławi, Glynnie ap Llywelyn. -Zakonnica zwróciła się następnie do Rhonwyn: - Musisz odpocząć. Przeżycia ostatnich kilku tygodni z pewnością wyczerpały cię na ciele i duchu. Dziewczyna nie zamierzała spierać się z ciotką. Przyjęła jej pomoc przy zdejmowaniu sukni i położyła się na łóżku w samym gieźle. Posłuchaj mnie teraz, dziecko - zwróciła się do niej ciotka. - Po ceremonii ślubnej oznajmię, że natychmiast wyjeżdżamy i że żołnierze twego ojca odprowadzą cię do nowego domu. Nikt, nawet twój nowy mąż, nie sprzeciwi mi się, to mogę ci obiecać. Przed zmrokiem przemierzymy dobrych kilka kilometrów. Dotrzemy do niewielkiego klasztoru, gdzie przenocujemy. Jak wiesz, nie mają tam pokoi odpowiednich dla świeżo poślubionych małżonków, ty i twój mąż będziecie musieli zatem spać osobno. Polem podróżować będziemy tą samą drogą, którą zmierzaliśmy do Westminsteru, nocując w klasztorach i na plebaniach. Osłonię cię przed Rafe'em de Beaulieu, póki nie znajdziesz się w jego posiadłości. Skorzystaj z czasu, który ci daję, Rhonwyn, i spróbuj poznać go lepiej. Nie jesteś już tą przerażoną dziewczyną, którą poślubił jego kuzyn, lecz kobietą, która wie, czego spodziewają się po niej mężczyźni. Nigdy nie poznałam bliżej mężczyzny, ale mówiono mi, że przeżycia cielesne są przyjemniejsze, jeśli mężczyzna i kobieta są sobie bliscy. Musi być w tym człowieku coś, co ze- chcesz polubić. Rhonwyn potrząsnęła głową, ale uśmiechała się lekko. Ciotko, żałuję, że nie mam powołania do życia zakonnego, resztę życia chciałabym bowiem spędzić przy tobie. Nie sądzę, by towarzystwo sir Rafe'a dostarczyło mi podobnej radości. To z pewnością kara boża za grzechy, które popełniłam w życiu. Powiedz mi coś. - Zakonnica postanowiła zmienić temat. - Jak zginął sir Fulk? Nie chciałaś się nad tym rozwodzić, ale czy czujesz się winna jego śmierci? On nie zginął, ciociu. Proponowałam, by wrócił ze mną, i miał taką możliwość, wolał jednak pozostać w Cinnebarze. Kalif uczynił go nauczycielem swego pierworodnego syna, księcia Mohammeda, zaledwie o dwa lata młodszego od Glynna i kilka lat od Fulka. Zaprzyjaźnili się. Fulk uznał, że w Cinnebarze ma lepsze widoki na przyszłość. Wie jednak, że rodzinie trudno by było to wytłumaczyć, poprosił więc, bym powiedziała, że zginął. Tak łatwo wyrzekł się wiary? - zaniepokoiła się zakonnica. Nie uczynił tego. W Cinnebarze każdemu wolno wyznawać swą religię. To musi być bardzo dziwne miejsce. Kiedy ciotka wyszła z maleńkiej celi, Rhonwyn zasnęła. Obudzono ją wczesnym wieczorem i przyniesiono miskę wody pachnącej lawendą i czystą ściereczkę. Umyła się i ubrała w zieloną suknię. Włosy, starannie wyszczotkowane, opadły lśniącą falą na plecy. Wypiła kielich wina, zjadła też chętnie kilka ciasteczek, był to jej pierwszy posiłek od śniadania. Czy dokumenty zostały przygotowane? - spytała ciotkę, gdy tylko pojawiła się w celi. Tak. Teraz udamy się do pałacu. Glynn i żołnierze czekają na nas pod murami klasztoru. Pożegnałam się w imieniu nas wszystkich z matką przełożoną i dałam jej jedną z twych złotych monet w podzięce. Zmarnowany pieniądz, choć nie skąpię go temu klasztorowi. Zauważyłam, że dach nad kaplicą przecieka. W towarzystwie królewskiego pazia przeszły do pałacu westminsterskiego. Szambelan zaprowadził je do małej sali, w której byli już Edward i Rafę de Beaulieu. Dokumenty leżały na dębowym stole. Panowie de Beaulieu już je podpisali - oznajmił szambelan. - Teraz twoja kolej, pani. Tu, tu i tu. Zakonnica przejrzała rozłożone przed nią dokumenty, po czym skinęła na bratanicę. Podpisz, Rhonwyn. Zdraj czyni!-szepnęła Rhonwyn. Pewnego dnia podziękujesz mi za to, moje dziecko. Z pewnością nie, ciociu. - Rhonwyn ujęła pióro i złożyła podpis w wyznaczonych miejscach. Umiesz pisać... - zauważył Rafę. Spojrzała na niego z taką złością, że aż się roześmiał. W gniewie wyglądała rozkosznie. Jej piękność przyćmiła wszystkie inne korzyści, które mógł zyskać z małżeństwa i dlatego właśnie tak dumnie oznajmił, że pragnie ją pojąć za żonę. Rozgniewał tym nie tylko Rhonwyn, lecz także swego kuzyna. Edwarda uspokoił, twierdząc, że lepiej mieć Walijkę w rodzinie i czuwać nad jej poczynaniami, niż pozwolić jej poślubić kogoś, kto, uwiedziony jej urodą, mógłby pod jej wpływem poprzysiąc zemstę rodowi de Beaulieu. Ten argument okazał się skuteczny. Szambelan przystawił na dokumentach królewską pieczęć, po czym zwinął je i wręczył Rafe'owi. Arcybiskup czeka - oznajmił. Rhonwyn przez chwilę wyglądała tak, jakby zamierzała uciec, gdzie ją oczy poniosą, ale Rafę de Beaulieu ujął ją pod ramię i powiedział: Córka ap Gruffydda nie może okazać się tchórzem, pani. Zielone oczy narzeczonej rozbłysły w furii. Wkrótce dowiecie się, panie, do czego zdolna jest córka ap Gruffydda. Zlituj się nade mną! Mam na dębie ochotę, którą z trudem powściągam. A ja mam ochotę rąbnąć cię min /cm! Miejsce mojego miecza jest w twej miłosnej pochwie. Rhonwyn zaczerwieniła się po korzonki włosów. Co się stało? Nie słyszę złośliwej Odpowiedzi - rzekł Rafę. Podniosła dłoń, by go uderzyć. Chwycił ją, odwrócił i pocałował od wewnętrznej strony. Spojrzenia ich spotkały się i Rhonwyn odniosła wrażenie, że oto przeskoczyła między nią i Rafe'em iskra. Cofnęła rękę. W głowie czuła pulsowanie krwi. Tak długo czekałem... - szepnął cicho Rafę, przesuwając palcami po jej wargach. Idź do diabła! - syknęła. Weszli do królewskiej kaplicy, w której oczekiwali na nich król Henryk i jego żona. Król sprawiał wrażenie osłabionego, lewa powieka opadała mu na oko, ale spoglądał na nowożeńców życzliwie. Uśmiechnął się do Rhonwyn i powoli podszedł do niej, by zaprowadzić ją do ołtarza, przy którym czekał już arcybiskup Bonifacy. Rhonwyn zauważyła lęk na twarzy królowej przyglądającej się mężowi. Obawiała się zapewne, czy zdoła ustać na drżących nogach przy naburmuszonej pannie młodej. Jaki on biedny - pomyślała i uśmiechnęła się promiennie do Henryka III. To wielki zaszczyt, panie, za który serdecznie ci dziękuję _ powiedziała, ujmując ramię władcy i podpierając go. Będziesz szczęśliwa, pani. Obiecuję ci to. - Monarcha poklepał japo dłoni. - Kobieta jest najszczęśliwsza w udanym małżeństwie. Zapamiętam twe słowa, panie. Arcybiskup Bonifacy rozpoczął udzielanie sakramentu małżeństwa, wypowiadając łacińskie formułki. 15 Rafę de Beaulieu był raczej rozbawiony niż zagniewany, kiedy dowiedział się, że nie będzie miał szansy na skonsumowanie związku przed przybyciem do rodowej posiadłości. Lubił kobiety, ale nie należał do mężczyzn, którzy po związku z kobietą oczekują przede wszystkim przyjemności cielesnej. Przeorysza Gwynllian postarała się o to, by małżonkowie codziennie jechali ramię w ramię; wiedział, że próbuje ułatwić im wzajemne poznanie się, lecz Rłionwyn bynajmniej nie zamierzała jej tego ułatwić. Gdy próbował nawiązać z nią rozmowę, odpowiadała monosylabami. Większy sukces osiągał, prowokując ją żartami do reakcji. Wybuchała gniewem, dopóki nie zdała sobie sprawy, że o to właśnie mu chodzi. Milkła wówczas i zaciskała usta w cienką linię. Wreszcie pewnego dnia zapytał wprost: Powiedz mi, dlaczego się na mnie gniewasz, Rłionwyn? Nie ja cię zdradziłem. Jesteś de Beaulieu. Ty też! Na moment jej twarz przybrała dziwny wyraz, a potem dziewczyna roześmiała się gorzko. To prawda, dlaczego jednak mnie poślubiłeś, Rafę? Dla ziemi, oczywiście. Tylko? I dlatego, że przez każdego innego męża byłabyś źle traktowana - padła zdumiewająca odpowiedź. Ulitowałeś się więc nade mną? - Ton głosu Rhonwyn wskazywał wyraźnie, że jest oburzona. Owszem, ale pożądałem cię również. Przecież wiesz, że jesteś piękna. Sądzę, że kiedy zgłosiłem gotowość poślubienia cię, Edward poczuł się urażony, gdyż chyba dopiero wówczas dostrzegł, jaką wspaniałą i godną pożądania jesteś kobietą. Przestałaś być naiwną dziewczyną, marzącą o pokonaniu nie- wiernych i stałaś się prawdziwą kobietą, marzeniem każdego mężczyzny. Edward uważa mnie za godną pożądania? - Na ustach Rhonwyn pojawił się ledwie widoczny uśmiech, a w szmaragdowych oczach wyraz zamyślenia. Nie zauważyłaś, z jakim pożądaniem patrzył na ciebie? - Kocha moją siostrę, tego jestem pewien, pożąda jednak ciebie, a w każdym razie takie wrażenie sprawiał w Westminsterze. To dlatego zachowywał się tak arogancko. Kierowało nim po-rzucie winy, choć zamiast mieć pretensje do siebie, gniew skierował w twoją stronę. Nie zwróciłam na to uwagi. Zbyt byłam zajęta bronieniem się przed potokiem kłamstw i pomówień, panie. A ty... co czujesz do niego? - Rafę próbował ukryć zazdrość, która podyktowała mu to pytanie, ale nie udało mu się to. Co powinnam czuć twoim zdaniem? Przymknął na moment oczy. Pani, pewnego dnia wywołasz we mnie mordercze instynkty. Podejrzewam jednak, że nie wcześniej, niż poznasz me ciało i rozkosz, którą może ci dać. Co z rozkoszą, którą ja mogę dać tobie? A możesz, panie? - spytała chłodno. - Zobaczymy. Mam nadzieję, że lepiej znasz sztukę miłości niż twój szanowny kuzyn. Nie budził we mnie namiętności, a jedynie nadzieję, że jak najszybciej da mi spokój. - Wypowiadając te słowa, Rhonwyn zdała sobie sprawę, że nie są prawdziwe, ale nadal przemawiał przez nią żal, bo serce zranione miała zdradą Edwarda. Będziesz miała szansę przekonać się, że bardzo różnię się od mojego kuzyna. Mam nadziej ę, panie, że to prawda... Twoja ciotka tak zorganizowała noclegi, że na przekonanie się, czy moje słowa to tylko przechwałki, będziesz musiała trochę poczekać. Rhonwyn musiała się uśmiechnąć. Oczekiwanie wzmaga namiętność - pouczyła męża. W jej zielonych oczach błysnęły iskierki rozbawienia. Być może to małżeństwo nie będzie takie złe, jak się obawiała? Zaskoczyło ją poczucie humoru Rafe'a de Beaulieu, podziwiała też jego oddanie siostrze. Czy chcesz, bym powiedział ci, jak będę cię kochał, gdy uda nam się zostać we dwoje? - spytał, patrząc jej wprost w oczy. Rhonwyn poczuła, że na policzki wypełza jej rumieniec. Brak ci delikatności, panie - odpowiedziała, niepewna, czy jej głos nie zadrży. Z pewnością zaś drżały obejmujące końskie boki łydki. Mocniej ujęła wodze, mając nadzieję, że on nie widzi jej reakcji. Rafę roześmiał się cichym, niskim śmiechem. Będziesz wówczas naga - powiedział. - Chcę widzieć, jak światło świec i kominka tańczy po twoim ciele. I będę cię całował, nie tylko w usta, całe to piękne ciało pozna dotyk mych warg. Ciało ciepłe i uległe. Jesteś pewien tej uległości? - spytała ze śmiechem. Tak, jestem pewien. A co zrobisz, gdy przestaniesz mnie całować? Znów się roześmiał. Podobała mu się śmiałość żony... o ile zarezerwowana była dla męża. Zacznę głaskać twe urocze piersi i ssać je, aż brodawki stwardnieją z pożądania. Będę cię pieścił, póki nie zaczniesz omdlewać... Rhonwyn poczuła przyjemny ból między udami. Poruszyła się nerwowo w siodle. Rafę dostrzegł ten ruch i uśmiechnął się złośliwie. Odnajdę klejnot twej namiętności. Zacznę go dotykać, byś stała się gorąca i wilgotna. Potem przykryję cię mym ciałem i wejdę w ciebie bardzo, bardzo powoli. Poczujesz mój twardy miecz w swej pochwie miłosnej. Zatopisz się w rozkoszy, ma piękna żono, ponieważ należysz do kobiet, których przeznaczeniem jest miłość, a nie ma chyba mężczyzny zdolnego kochać cię tak jak ja. Nie spocznę w swych staraniach, dopóki mnie nie pokochasz prawdziwą miłością. Czy mnie rozumiesz? Rhonwyn zamknęła oczy, oddychając szybko. Usłyszane słowa podnieciły ją tak, jak nie udało się to żadnemu z jej mężczyzn. Drżenie ud narastało, aż ogarnęło ją całą. Westchnęła głęboko. Otworzyła oczy. Na jej pięknej twarzy rozlał się krwisty rumieniec. Do diabła! - zaklął cicho Rafę, zdając sobie sprawę z tego, co się z nią dzieje. - Pani, robię wszystko, by opanować chęć zatrzymania się i zaciągnięcia cię w głąb lasu. Mój Boże, jak ty na mnie działasz! Ludzie mogą nazywać cię bezwstydną, inni ludzie, ale nie ja... pod warunkiem, że swą namiętność zachowasz wyłącznie dla mnie. Do Ardley powinniśmy dojechać już jutro, Bogu niech będą dzięki... Tak szybko? - szepnęła Rhonwyn. Zdumiewało ją, że słowa Rafe'a miały na nią tak niezwykły wpływ. Nie tak szybko, jak bym pragnął... Uderzyła konia piętami, aż przeszedł w chwiejny kłus, i wyjechała na czoło kawalkady. Na policzkach czuła smagnięcia wiatru, mile chłodzące rozpaloną twarz. To, co zdarzyło się przed chwilą, było niewątpliwie niepokojące, tym bardziej że nic podobnego dotąd się jej nie przytrafiło. Nie rozumiem - myślała, wytrącona z równowagi - dlaczego ten mężczyzna tak na mnie działa? Dlaczego pożąda go moje ciało, wbrew mym chęciom? - Potrząsnęła głową, zirytowana. Jestem zmęczona - pomyślała. - Jestem zmęczona władzą mężczyzn. Najpierw ojciec, potem Edward, ostatnio Raszyd. A teraz jeszcze Rafę de Beaulieu! Dlaczego kobieta nie może żyć własnym życiem, którym nie kierowaliby mężczyźni? Zadawała sobie to pytanie nie pierwszy raz, ale nigdy nie znalazła zadowalającej odpowiedzi, Glynn utrzymywał, że szanujące się kobiety nie żyją własnym życiem, nie wyjaśnił jednak, dlaczego tak się dzieje, Tylko kobiety w rodzaju ciotki Gwynllian cieszyły się pewną samodzielnością, choć i ona podporządkowana była władzy biskupa. Królowa sprawowała wprawdzie rządy pod nieobecność męża, jej doradcami jednak byli mężczyźni. Dlaczego? Dlaczego nie było wśród nich kobiet?! Nagle roześmiała się głośno. Zadawała pytania, na które nie było odpowiedzi. Mężczyźni rządzą światem, ot i cała prawda. Wyszła za Rafe'a de Beaulieu, a zatem nie pozostaje jej nic innego, jak pogodzić się z tym faktem i ułożyć sobie z nim stosunki najle- piej, jak się da. Nie miała wszakże zamiaru naśladować Katarzyny w posłuszeństwie i łagodności. Rafę wybrał ją sobie na dobre i złe, niech więc pogodzi się z tym, że Rhonwyn uerch Llywelyn jest taka, jaka jest, i nie należy od niej oczekiwać żadnych zmian. Wczesnym popołudniem następnego dnia dotarli do Ardley i Rhonwyn musiała przyznać, że dom sprawia bardzo korzystne wrażenie. Rafę w rozmowach nazywał swą gałąź rodziny ubogimi krewnymi, ale siedziba rodu z pewnością nie była uboga. Zbudowano ją z kamienia, zadaszono dachówką i, o dziwo, także ufortyfikowano - główny budynek otaczała fosa. Dostali kiedyś na nią królewskie przyzwolenie - powiedziała Gwynllian. - Z pewnością ze względu na bliskość granicy walijskiej. Ziemia jest tu dobrze zagospodarowana, bratanico. Powinnaś być zadowolona, bo prowadzenie domu wymaga mniej trudu niż w Haven. Zostaniecie na nocleg, pani? - spytał grzecznie Rafę de Beaulieu. Zakonnica roześmiała się. Niestety, nie możemy przyjąć twej gościnności, panie. Zechce, oczywiście, zaspokoić swą kobiecą ciekawość i obejrzeć dom, potem jednak ruszymy w dalszą drogę. Spodziewają się lias na plebanii przy kościele Świętej Hildy. Wąski drewniany mostek nad fosą prowadził na żwirową dróżkę, a do domu wchodziło się przez kamienny ganek. Wejście do sali gościnnej znajdowało się po lewej strome. Kuchnie i spiżarnie również znajdują się po tej stronie -objaśniał gospodarz. - Za tą salą mieści się biblioteka, w której zajmuję się sprawami majątku. W ścianie naprzeciwko wejścia do sali znajdowały się dwa wysokie okna wpuszczające sporo światła. Po prawej stronie wymurowano duży kominek. Stół ustawiono na niewysokim podwyższeniu. Po posadzce rozrzucono wonne zioła. Dom sprawiał wrażenie dobrze utrzymanego. Schody do sypialni znajdują się przy bocznej ścianie - powiedział Rafę i zwrócił się do Gwynllian: - Pani, czy zechcesz obejrzeć piętro? Chętnie. Przyznaję, że jestem ciekawa, jak zostało urządzone. - Zakonnica uśmiechnęła się do pana domu. W tej chwili do sali gościnnej weszła Katarzyna de Beaulieu. Rafę! - zawołała z radością. - Edward wrócił kilka dni temu i powiedział mi, że poślubiłeś lady Rhonwyn. Mam nadzieję, że będziecie bardzo szczęśliwi. - Spojrzała na bratową. - Witaj w Ardley - powiedziała serdecznie. - Życzę ci pomyślności w tych murach. Wiem, że zarówno moja matka, jak i poprzednie mieszkanki były tu szczęśliwe. - Objęła zdziwioną nieco tą serdecznością Rhonwyn. Zachowywała się tak, jakby małżeństwo Rhonwyn i Rafe'a było najnaturalniejszą rzeczą pod słońcem. - Przywiozłam ci prezent, Rhonwyn, ktoś czeka na ciebie na górze. Rhonwyn spojrzała na nią zdezorientowana, lecz nagle oczy jej zapłonęły radością. Enit?! Katarzyna skinęła głową i Rhonwyn, nim zorientowała się, i o robi, rzuciła się jej w ramiona. Dziękuję ci, Katarzyno! Enit jest ci bardzo oddana. Kiedy dowiedziała się, że żyjesz, nie potrafiłam utrzymać jej w Haven - wyjaśniła Katarzyna. - Czy chcesz, bym oprowadziła cię po domu? Znam go znacznie lepiej niż mój brat, który wie tylko, gdzie się jada, sypia i dokąd się chodzi za potrzebą. Katarzyna de Beaulieu roześmiała się wesoło. Bardzo chętnie. Wraz z Gwynllian poszły na górę. Rafę odprowadził je wzrokiem, a kiedy znikły mu z oczu, uśmiechnął się. Gdy ujrzał w swym domu siostrę, w pierwszej chwili odczuł obawę, że Rhonwyn będzie dla niej nieuprzejma, .1 jednak, nim jego żona zorientowała się, co się dzieje, Katarzyna podbiła ją swą serdecznością. Widoczne też, było, że przeorysza również ucieszyła się z porozumienia między młodymi kobietami. Wziął kielich wina podany przez służącego i zasiadł przy kominku. Na piętrze Katarzyna pokazała bratowej duży pokój z wysokim oknem i garderobę. Obok były dwa mniejsze pokoje, każdy z nich, co podkreśliła z dumą, miał kominek. Dom jest bardzo solidnie zbudowany - mówiła. - Okna wychodzą na południe i na zachód. Nawet podczas naszych ciężkich tutejszych zim jest w nich ciepło i przytulnie. W mroźny czas matka wolała ten pokój od sali na dole. Słysząc głosy kobiet, z sypialni wybiegła Enit. Pani! Moja pani! - krzyknęła i wy buchnęła płaczem. Rhonwyn objęła ją, wzruszona. Dobrze już, dobrze - powtarzała. - Znów jesteśmy razem i mamy bardzo ładny dom. To prawda... - chlipnęła służąca. Pani... - Katarzyna zwróciła się do Gwynllian. - Czy pozwolisz, bym wyruszyła w drogę z tobą? Jeśli nawet wybiorę się w podróż zaraz, nie dotrę do domu przed zachodem słońca i byłoby mi raźniej jechać w większym towarzystwie. Czy mąż nie będzie się o ciebie niepokoił? Nie. Powiedziałam mu, że udam się w drogę z tobą i że może się mnie spodziewać dopiero jutro. Dał mi zresztą eskortę kilku żołnierzy. Oczywiście, dziecko, możesz jechać z nami - powiedziała przeorysza. Nagle rozległ się płacz dziecka dobiegający od strony kominka w dużym pokoju, gdzie ustawiono kołyskę. Rłionwyn podeszła tam i ujrzała leżące w niej owinięte w pieluchy niemowlę. Otworzyło oczy, a Rłionwyn patrzyła ze zdumieniem, bo miało Oczy Edwarda de Beaulieu i spoglądało tak jak jej były mąż. Och! Edzio cię przestraszył. Przepraszam. Ma dopiero dwa miesiące, nie mogłam zostawić go w Haven. Dlaczego? - spytała Rłionwyn. Czy Katarzyna przywiozła dziecko, żeby mnie dręczyć? - pytała sama siebie. Umarłby pewnie z głodu. Nie ufam mamkom, a do domu brata mogłam przecież przywieźć go bez zapowiedzi. Poznaj swego kuzyna, który będzie dorastał z dziećmi twoimi i Rafe'a. - Podniosła synka i podała go Rłionwyn, nim ta zdążyła się cofnąć. Widząc wyraz twarzy bratanicy, przeorysza Gwynllian z trudem powstrzymała śmiech. Przytul go, moje dziecko - powiedziała po walijsku. - Nie ugryzie cię, nic pachniesz mlekiem jak jego matka. Rłionwyn wzięła małego na ręce i natychmiast zachwyciła się nim. Bardzo podobny do Edwarda - uznała. Prawda? - rzekła z dumą Katarzyna. - Mam nadzieję, że twój pierwszy syn też będzie podobny do ojca. Mężczyźni są pod tym względem bardzo próżni, a Rafę w szczególności. A jeśli moje pierwsze dziecko będzie córką? Wówczas, mam nadzieję, będzie podobne do ciebie, siostro, a ty jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką widziałam. Mój brat to prawdziwy szczęśliwiec! Przypuszczam, że pokochasz go tak, jak ja kocham Edwarda. Nie myśl, że jestem wobec ciebie okrutna, Rhonwyn, bo to nieprawda. Zdaję sobie sprawę, że bardzo zależało ci na Edwardzie. To trudny mężczyzna, ale ja znam go od dziecka i wiem, że jestem dla niego lepszą żoną. Ty jesteś impulsywna i nieco lekkomyślna, zupełnie jak Rafę. Jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale dobraliście się jak w korcu maku, choć podejrzewam, że jesteś silniejsza od niego. Bądź dla niego dobra. - Wzięła od bratowej syna. - Pani -zwróciła się do Gwynllian - zechcesz zapewne odświeżyć się przed podróżą. Zostawiam więc was same na kilka chwil. Zej- dę do brata. Jestem gotowa do drogi. Kiedy wyszła, niosąc synka, Rhonwyn usiadła ciężko. Ciotka zajęła miejsce obok i przyjrzała się jej z namysłem. Nie pamiętam, byś kiedykolwiek była tak cicha. Co cię gnębi? Mam męża, ciociu - odpowiedziała Rhonwyn po długiej chwili. - Nowego męża, nowy dom, bratową, którą powinnam znienawidzić, ale jakoś nie mogę. A w dodatku oczekuje się ode mnie, że będę miała dzieci! Bo ty już nie jesteś dzieckiem, tylko dorosłą, doświadczoną kobietą szlachetnej krwi. Dzieci zresztą powinnaś mieć już dawno. Od dziś będziesz prowadzić życie jako prawdziwa kobieta. Pogódź się z tym. Miałaś szczęsne, że to właśnie Rafę de Beaulieu zechciał się z tobą ożenić. Sądzę, że jest znacznie lepszym człowiekiem niż jego kuzyn. Wiem - Rhonwyn skinęła głową. - Ale okropnie mnie denerwuje. Ja naprawdę pragnę odnaleźć się jakoś w tym nowym życiu, lecz jednocześnie coś każe mi walczyć z Rafe'em za to, że ośmielił się ze mną ożenić. Co mam robić? Moja droga, w sprawie ustawicznej walki kobiet z mężczyznami nie mam żadnego doświadczenia, jestem jednak pewna, że osiągniesz porozumienie ze swym przystojnym mężem, nim się pozabijacie. A teraz zawołaj Enit, niech pokaże mi, gdzie mogę się odświeżyć. Pora ruszać. Spotkamy się na dole, moja droga. Do Rafe'a i jego siostry dołączył już Glynn. Cała trójka piła wino, jadła ciasteczka i śmiała się głośno. Co was tak rozbawiło? - spytała Rhonwyn, podchodząc do brata. Porównujemy z Rafe'em doświadczenia wynikające z dorastania w towarzystwie sióstr. I do jakich wniosków doszliście? Że wszystkie kobiety są takie same. Jeszcze będzie ci mnie brakowało w wilgotnej, mrocznej celi, na diecie składającej się z chleba, ryb i cienkiego wina. Wspomnisz moje słowa. Masz rację. Będzie mi ciebie brakowało. Rhonwyn poczuła, że do oczu napływająjej łzy. Do diabła, bracie! - powiedziała. - Jesteś jedyną osobą, która potrafi doprowadzić mnie do płaczu. Glynn objął ją czule. Ciesz się, siostro, nowym życiem i bądź szczęśliwa, że dostałaś od losu kolejną szansę. A ja cieszę się, że wracam do opactwa w Shrewsbury, gdzie również na mnie czeka nowe życie. Co poczną bez ciebie biedni Oth i Dewi? Pragną pozostać z tobą, siostro. Rafę już się na to zgodził. Cieszy się nawet, bo wie, że uczyni cię to szczęśliwszą. - Glynn zniżył głos. - To dobry człowiek. Nie lekceważ go - poradził. Nigdy - obiecała. Po sali weszła przeorysza i Enit. Poproszę o wino, kuzynie Rafę, a potem ruszymy w drogę - oznajmiła Gwynllian. Po poczęstunku ona, Katarzyna de Beaulieu z dzieckiem oraz Glynn odjechali. Rhonwyn, stojąc w progu, długo odprowadzała ich wzrokiem. Mimo iż brat obiecał odwiedzać ją, gdy tylko zgodzi się na to opat, poczuła się samotna. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek jeszcze zobaczy ciotkę. Kiedy Rafę objął ją za ramiona, nie odtrąciła jego ręki. Wejdźmy do środka - zaproponował. - Nie widziałaś jeszcze służby, jak ci się podoba dom? Bardzo. Mimo że to nie zamek? Nie wychowałam się w zamku. Ani luksusowy pałac kalifa. Nie wychowałam się też w luksusowym pałacu kalifa. Dlaczego szukasz zwady, panie? Co takiego? Nie chcesz się ze mną pokłócić? Niech cię Bóg broni przed zmianą w słodką, potulną kobietkę, jak moja siostra. U siostry są to cechy nawet pożądane, ale żonę, obawiam się, zmieniają w istotę po prostu nudną. Skąd to możesz wiedzieć, panie? Miałeś już żonę? Rafę roześmiał się wesoło. Jego niebieskie oczy zabłysły. Tak jest o wiele lepiej, żono, a żeby odpowiedzieć na twoje pytanie, informuję, że nie byłem dotąd żonaty i sądzę, że wreszcie spotkała mnie miła odmiana losu. Jesteś niemożliwy! To być może, pani, ale... czy nie martwi cię, że pożegnałaś już ciotkę i brata? Rhonwyn nagle przestała się śmiać. Jesteś mądry, panie - rzekła. - Być może nawet zbyt mądry dla prostej dziewczyny, wychowanej w walijskiej twierdzy. - Teraz w jej oczach zatlił się ognik przekory. Prostej dziewczyny! - prychnął Rafę. - Dzięki twej prostocie zyskałem trzysta akrów ziemi. Ojciec przez całe życie próbował dostać tę ziemię od ojca Edwarda, ale nic nie mógł zdziałać. Dzięki tobie wreszcie się miało. - Przytulił żonę mocno. Czy ta ziemia należała kiedyś do waszej rodziny? Dziadek mój i Edwarda kupił Ardłey dla mojego ojca, by miał on własną ziemię, ale len kawałek zatrzymał, uważając, że dzięki niemu zwiększy prestiż Haven. Kiedy ojciec Edwarda odziedziczył zamek, mój Oj