Beata Andrzej czuk Opowiastki familijne ^•?-^. ??? «i???i?i Redakcja Tomasz Balon-Mroczka Agata Pindel-Witek Korekta Katarzyna Lupa Anna Zając Okładka i rysunki Monika Kaźmierczyk Opracowanie komputerowe Andrzej Witek ' ¦ >.:¦¦ ¦ ¦ ¦- , - % ISBN 83-89431-12-2 © 2003 Dom Wydawniczy „Rafael" ul. Grzegórzecka 69 31-559 Kraków 73 tel./fax: (0*12) 411 14 52 e-mail: rafael@rafael.pl www.rafael.pl Druk: Drukarnia Wydawnicza im. W.L. Anczyca S.A, tel. (0*12) 623 77 15 Opowiastki dedykuję wszystkim dzieciom, gdziekolwiek się teraz znajdują... a w szczególności dwóm dziewczynkom: Magdzie i Monice Filipowskim z Pasłęka za ich wyjątkowość, o której tyle wspaniałych rzeczy słyszałam! Nic nie cieszy Klaudii I? laudia była wiecznie niezadowolona. _y V Gdy mamusia rano odsłaniała okno i mówiła: - Popatrz, jaki piękny słoneczny dzień dziś mamy. Dziewczynka odpowiadała: - Będzie za gorąco i za duszno. Wolę deszcz. Innym razem, gdy na dworze padało, mamusia mówiła: - Pada. Będziesz miała świetną zabawę, biegając po kałużach. Klaudia wzruszała ramionami i z obojętną miną twierdziła: - To głupia zabawa. Chciałabym, aby przestało padać. — 7 — I tak było przez cały czas. Gdy było lato, Klaudia chciała zimy. Gdy natomiast wszystko dookoła pokrywał biały śnieg, dziewczynka narzekała, że marzną jej ręce i stopy i wolałaby lato. Wiosną czekała na jesień, a gdy świat przybierał wszystkie barwy złota, brązu, rudości i czerwieni, a pod stopami szeleściły zrzucane przez drzewa liście, Klaudia marzyła o wiośnie. Podczas Świąt Bożego Narodzenia grymasiła, że uwielbia malować pisanki, a ubieranie choinki to nudne zajęcie. Gdy nadchodziły Święta Wielkanocne, spuszczała nos na kwintę, gdyż jej zdaniem Boże Narodzenie miało w sobie więcej uroku. Oj, miała mamusia z Klaudią nie lada problem. No bo jak zadowolić dziewczynkę, której nic nie cieszy? Żaden prezent, żadna niespodzianka, nawet dobra ocena za pięknie wykonaną pracę plastyczną. * * * Tego dnia Klaudia wróciła ze szkoły w wyjątkowo złym humorze. - Co się stało córeczko? - zapytała troskliwie mama. — 8 — - Natalia mnie zdradziła - odpowiedziała dziewczynka. - Jak to cię zdradziła? - nie rozumiała mamusia. - Rozmawiała prawie całą przerwę z Kaśką. - I co było dalej? - zmartwiła się mama. - Nic nie było dalej - Klaudia wzruszyła ramionami w typowy dla niej sposób. - Mówiła, że jest moją przyjaciółką. Powinna więc rozmawiać tylko ze mną, nie z Kaśką. - To nie jest zdrada - próbowała tłumaczyć mama. - Ty jesteś jej najlepszą przyjaciółką, ale Natalia ma też inne koleżanki i nie ma w tym nic złego, jeśli z nimi porozmawia na przerwie. - Jeśli jest moją przyjaciółką, to powinna rozmawiać tylko ze mną! - krzyknęła Klaudia i wyszła do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Siedziała tam dopóki mamusia nie zawołała jej na obiad. - Nie chcę tych klusek - dziewczynka wykrzywiła twarz w grymasie niesmaku i odepchnęła od siebie talerz. - Jak to nie chcesz? - zmartwiła się mamusia. - Przecież wczoraj, gdy dałam ci na — 10 — obiad jajecznicę, powiedziałaś, że jedyne co chętnie byś zjadła, to kluseczki z sosem. - To było wczoraj - powiedziała niechętnie dziewczynka. - Dziś mam ochotę właśnie na jajecznicę. Przysunęła jednak z powrotem talerz i powoli zaczęła jeść kluseczki, bo właśnie do domu wszedł tatuś. Tatuś nigdy nie krzyczał na córkę, ale bardzo poważnym tonem zwracał jej uwagę na niewłaściwe jego zdaniem zachowanie. Chciała tego uniknąć. - Dzień dobry - powiedział tatuś. - Jestem głodny jak wilk, a tu tak pięknie pachnie. - Idź umyj ręce, a ja zaraz ci nałożę - rzekła mama. Tatuś już po chwili siedział przy stole i pałaszował kluseczki, aż mu się uszy trzęsły. - Co słychać w szkole? - zwrócił się do Klaudii. Jak zwykle wzruszyła ramionami. - Pani powiedziała, że bardzo dobrze odrobiłam zadanie domowe. - Nie cieszysz się? - zapytał tatuś. - Nie ma w tym nic niezwykłego - powiedziała przybierając dorosły ton. — 11 — - Myślałem, że jest. Ostatnio zrobiłaś przecież kilka błędów. Ta praca musiała być znacznie lepsza. - Tamta też była bardzo dobra. A błędy zrobiłam... przez Natalię - powiedziała szybko. - Ja miałam dobrze, a ona się kłóciła, że mam źle i w końcu posłuchałam i poprawiłam tak, jak mi kazała. - Dziękuję za obiad - powiedziała bez cienia uśmiechu i wstała od stołu. - Wyjdź trochę na dwór - powiedział tatuś. - Pooddychaj świeżym powietrzem. Tego też Klaudia nie znosiła. Wolałaby pooglądać sobie bajki w telewizji. Ilekroć jednak zdarzało się, że tatuś wracał wcześniej z pracy, musiała wychodzić na dwór. - Przed odrabianiem lekcji trzeba się dotlenić - powtarzał zawsze. - Telewizja to nie najlepszy sposób odpoczynku. Męczy oczy i kręgosłup. Idź pobiegaj lepiej. Chcąc nie chcąc ubrała bluzę, zawiązała buty i wyszła z domu. *** - Klaudia! - krzyknęła w jej stronę Agnieszka. - Pobawisz się z nami w chowanego? — 12 To głupia zabawa - znowu wzruszyła ramionami. - Nie chce mi się. - To może zagramy w gumę? - zaproponowała stojąca nieopodal Partycja. - To nudne - odparła Klaudia. - To możemy jeszcze porzucać piłką -wtrąciła Agnieszka. - To jeszcze bardziej nudne - wykrzywiła się Klaudia. - Chodźcie do nas! - dobiegł głos z trzepaka. - Kaśka opowiada o swoim młodszym braciszku - wołała Natalia, którą Klaudia dopiero teraz zauważyła. - Mówi strasznie śmieszne rzeczy. Chodźcie dziewczyny! Klaudia, chodź - zachęcała Natalia zwracając się teraz bezpośrednio do przyjaciółki. - Nie chce mi się słuchać opowiadań o małych dzieciach. To głupie - powiedziała i odwracając się na pięcie poszła w stronę dzikich sadów. Wszyscy mieszkańcy ulicy Czereśniowej, przy której mieszkała dziewczynka, tak to miejsce nazywali. Wystarczyło przejść wąską dróżką pomiędzy domami tak, aby się znaleźć z tyłu tych domów. Rosły tam duże ilości drzew owocowych, które nie były niczyją — 13 — własnością. O tej porze roku wszystkie drzewa pokryte były białymi kwiatami, a ich woń sprawiała, że mogło zakręcić się w głowie. Kwiatów było tak wiele, że zakrywały nawet zielone liście i miało się wrażenie, że wchodzi się do jakiejś zaczarowanej krainy. Rodzice nie zawsze chętnie pozwalali chodzić tam swoim dzieciom, gdyż stare drzewa miały często spróchniałe gałęzie, a dzieci, jak to dzieci, lubiły chodzić po drzewach i rodzice bali się, że gałąź może się złamać, a dzieciom stanie się krzywda. Klaudia często jednak chodziła do dzikiego sadu, choć nigdy nie miało to dla niej żadnego znaczenia, czy jest on piękny, czy brzydki. Szła przed siebie zamaszyście wymachując rękoma. Myślała o Natalii i była na nią zła. Zastanawiała się dlaczego wciąż rozmawia z Kaśką i na dodatek jeszcze woła Klaudię do siebie? „Gdyby była sama - rozmyślała Klaudia. - i chciała mnie przeprosić, to co innego! Może i bym się nawet dała przeprosić! Ale ona wciąż z nią rozmawia i jak gdyby nigdy nic woła mnie do siebie...". Nagle Klaudia upadła. Gdy wstała i zaczęła otrzepywać sukienkę z resztek gałązek i trawy, zauważyła, że potknęła się o wystające nogi dziewczynki. — 14 — Siedziała opierając się o drzewo. Miała sukienkę koloru zielonego i takie same rajstopy, które były niewidoczne na równie zielonej trawie. Jej głowa owinięta była białą chustką, na którą miała nałożony wianek zrobiony z wiśniowych kwiatów. - Uważaj, jak chodzisz - powiedziała wpatrując się w błękitne niebo. - To ty uważaj, gdzie siadasz - powiedziała niegrzecznie Klaudia. Już miała iść dalej, ale zatrzymała się i jeszcze raz przyjrzała dziewczynce. - Nie nudzi ci się tak siedzieć pod tym drzewem? - zapytała. - Nie - odparła dziewczynka i uśmiechnęła się. - Popatrz, jak tu pięknie. Cały sad w białych kwiatach, pod stopami zielona trawa, a nad nami błękitne niebo. - Co w tym pięknego? - zdziwiła się Klaudia. - Nudy. To już lepiej chodź pobawimy się w coś - zaproponowała. - Dobrze, ale daj mi jeszcze chwilę... Muszę nacieszyć oczy tym widokiem. - Dziwna jesteś - powiedziała Klaudia przyglądając się dziewczynce uważnie. - Jak masz na imię? - zapytała. — 15 — - Anioł - odrzekła wciąż wpatrując się w niebo. Klaudia wybuchnęła śmiechem. - Nikt nie może mieć na imię Anioł -zawołała wciąż się śmiejąc. - Mam na imię Angela, a to znaczy Anioł - wyjaśniła. - W co chcesz się bawić'? - zapytała. - Nie wiem. Właściwie to tu nic nie ma do roboty. - Jak to nie ma? - zdziwiła się Angela. -Już samo podziwianie tego pięknego miejsca jest fascynujące - Angela złapała Klaudię za rękaw i przyciągnęła do siebie. - Siadaj - powiedziała. - A teraz popatrz na te obłoki. Gonią się po niebie. Pierwsza będzie panna z warkoczem. - Gdzie ty masz pannę z warkoczem? -Klaudia bezmyślnie wpatrywała się w niebo. - Przyjrzyj się dokładnie temu obłokowi. Widać, jakby był głową dziewczyny. O, a ten koniuszek to warkocz. Widzisz? - No - burknęła Klaudia, której obłok rzeczywiście zaczął przypominać głowę. - A ta chmura za nią to pewnie zła wróżka. Pomyśl, niebo błękitne, a ona jakaś taka — 16 pochmurna, szara. Mam nadzieję, że jej nie złapie. Musimy zawołać wiatr na pomoc - rzekła dziewczynka. - Wiatr pomoże dziewczynie z warkoczem, ale tej złej wróżce też - powiedziała Klaudia. - Coś ty - zaprotestowała Angela. - Tak nam się czasami wydaje, ale dobro zawsze zwycięża. Dobra jest przecież ta dziewczyna z warkoczem. Wołamy wiatr, aby nam pomógł? - Wietrze pomóż nam! - zaczęły krzyczeć dziewczynki. - Wietrze pomóż dziewczynie z warkoczem! Wietrze! Prosimy cię! Ku wielkiemu zdziwieniu Klaudii, lekki wiaterek powiał raz i drugi. Obłok, który nazwały dziewczyną z warkoczem popłynął leciutko po niebie, a zła wróżka ani drgnęła. - A nie mówiłam? - ucieszyła się Angela. Klaudia spojrzała na zegarek. Czas w towarzystwie Angeli upłynął jej bardzo szybko i musiała wracać do domu. Gdy odchodziła, zapytała: - Będziesz tu jutro? - A chcesz, abym była? - Chyba tak - odparła Klaudia, dziwiąc się, że chce, bo na ogół było jej wszystko jedno. — 18 — * * * Dziewczynki spotykały się codziennie. Nawet mamusia bardzo się dziwiła, bo Klaudia od tej pory chętnie wychodziła na dwór i nie grymasiła przy jedzeniu. Wszystko znikało z talerza w zastraszająco szybkim tempie, ponieważ dziewczynka spieszyła się na spotkanie ze swoją nową koleżanką. Pewnego razu Klaudia powiedziała: - Cieszę się, że dziś świeci słońce, ponieważ mamy bawić się w dom. Takie zadowolenie było do Klaudii zupełnie nie podobne. Mamusia nie wierzyła własnym uszom. - Coś nieprawdopodobnego, jak to dziecko się zmieniło - rzekła któregoś dnia do tatusia. - Do tej pory wszystko było źle, każda zabawa nudna, a teraz biegnie bawić się w dom i nie grymasi nawet, że nie ma odpowiednich zabawek do tego celu. Nie wzięła ze sobą nic - opowiadała mamusia. - Ani zastawy dla lalek, ani zabawkowych mebelek, ani zabawkowej kuchenki. I jestem pewna, że wróci zadowolona. Coś nieprawdopodobnego! - mamusia aż złapała się za głowę. — 19 - Powinnaś się cieszyć, a nie martwić - powiedział tatuś. Dziewczynki rzeczywiście bawiły się nie mając żadnych zabawek. Angela mówiła, że dużo piękniej jest móc sobie to wszystko wyobrazić. Zbierały więc gałęzie, kamienie o pięknych kształtach, niepotrzebne deseczki rozrzucone po sadzie, kilka plastikowych kubków, które zamiast do kosza ktoś wyrzucił na trawę. Umyły je starannie w balii z wodą deszczową. Potem wyznaczyły teren domu, zrobiły ławeczki i półki. Pośrodku domku był stół, oczywiście taki na niby. - Musimy sobie wyobrazić, że trawa to piękny obrus. Brakuje nam tylko kwiatów -powiedziała Angela. - Zerwijmy mlecze, a innym pozwólmy żyć. Klaudia po pewnym czasie zabaw z Angela doszła do takiej wprawy w wyobrażaniu sobie przeróżnych rzeczy, że wydawało jej się, jakby zbudowały pałac w dzikim sadzie, a nie domek. - Teraz to potrafię sobie wyobrazić wszystko - rzekła któregoś dnia do Angeli. - Jeśli to prawda co mówisz - odparła poważnie dziewczynka - to postaraj się sobie wyobrazić, co czują twoi rodzice, gdy wiecznie — 20 — jesteś niezadowolona, choć oni tak bardzo się starają, aby było ci jak najlepiej. - Skąd o tym wiesz?! - krzyknęła oburzona Klaudia. - Mówiłaś mi - odpowiedziała spokojnie dziewczynka. - Nieprawda! Nigdy bym ci o tym nie powiedziała! - Dlaczego? - zapytała Angela. - Wstydzisz się tego? Wiesz, że bywasz nieznośna? Zresztą nie tylko dla rodziców - dodała. - Mówisz, że masz wyobraźnię, tak? To wyobraź sobie, jak się czuła Natalia, która zawsze musiała robić to co ty chcesz, bo inaczej byłaś niezadowolona. Musiała znosić twoje złe humory. - Nie mów mi o Natalii! - Klaudia poczerwieniała ze złości na twarzy. - Ona mnie zdradziła! - To ty ją zdradziłaś - powiedziała spokojnie Angela. - Myślisz tylko o sobie. Nie obchodzą cię uczucia Natalii. Nie obchodzi cię, że ma ochotę posłuchać opowieści Kaśki o małym braciszku, ponieważ sama nie ma rodzeństwa, a bardzo chciałaby mieć. Natalia chce się z tobą przyjaźnić - mówiła dziewczynka. - Ale — 21 — nie jest twoją własnością. Ma prawo rozmawiać i spotykać się z innymi koleżankami. To ty ją zdradziłaś, bo myślisz tylko o rym, aby tobie było dobrze. - Skąd to wszystko wiesz?! I jakim prawem tak do mnie mówisz?! Nie przyjdę więcej do ciebie! Nie będę się już nigdy z tobą bawić! Jesteś głupia! I nosisz głupie chustki na głowie. Wyglądasz jak dziwaczka! Wstrętna dziwaczka! - Klaudii łzy spływały ciurkiem po policzkach. A już myślała, że znalazła nową przyjaciółkę. Jak ta Angela mogła jej coś takiego powiedzieć! I skąd to wszystko wiedziała? Dziewczynka szybkim krokiem szła w kierunku domu. - Pamiętaj! - dźwięczał jej w uszach głos Angeli. - Wyobraźnię można wykorzystać nie tylko do zabawy! * * * Tej nocy Klaudia nie mogła zasnąć. Długo myślała o tym, co powiedziała Angela. Początkowo była wściekła na koleżankę, lecz gdy gniew minął, zaczęła próbować sobie wyobrażać co czują jej rodzice, gdy ona kaprysi i grymasi. Doszła do wniosku, że pewnie — 22 — martwią się i jest im bardzo przykro. Wujka - brata taty, bardzo takie zachowanie Klaudii denerwowało. Kiedyś o mały włos, a dostałaby klapsa od niego. Za radą Angeli zaczęła rozmyślać o Natalii. Przypomniało jej się, że ona też czasami rozmawiała z innymi koleżankami, a jeśli tego nie robiła to tylko dlatego, że sama nie chciała. Wiedziała jednak, że Natalia była miła i lubiła z każdym porozmawiać. Może Angela miała rację, że Natalia nie jest jej własnością, i że powinna szanować przyjaciółkę z jej wadami i zaletami? Natalia szanowała Klaudię i znosiła jej wiecznie zły humor. Dziewczynka postanowiła, że nazajutrz porozmawia z Natalią. Jak postanowiła tak też zrobiła. Bała się troszeczkę, ale podeszła do niej na szkolnej przerwie. - Cześć - powiedziała. - Wrócimy dziś razem ze szkoły? - zapytała i po chwili wahania dodała. - Nie mam nic przeciwko temu, żeby Kasia również z nami szła. - Oczywiście, że wrócimy razem. Ja codziennie na ciebie czekałam po szkole, ale ty gdzieś pędziłaś taka naburmuszona - rzekła Natalia. - Już nie będę się tyle złościć - obiecała. — 23 — - To bardzo dobrze - ucieszyła się Natalia. Wracały we trzy i przez całą drogę rozmawiały. Gdy doszły do miejsca, w którym musiały się rozstać, Natalia zapytała: - Wyjdziesz dzisiaj pobawić się na podwórko? - Tak, ale później, bo muszę coś bardzo ważnego załatwić. Pożegnały się i Klaudia poszła do domu. Zjadła bardzo szybko obiad i pobiegła do dzikiego sadu. Bezskutecznie szukała Angeli. Nigdzie jej nie było. Gdy zrezygnowana chciała już wracać, Angela wyrosła przed nią, jak spod ziemi. Klaudia zaniemówiła z wrażenia. Angela przestraszyła ją trochę, a poza tym po raz pierwszy nie miała na głowie zawiązanej chustki. - Szukałam cię - powiedziała w końcu Klaudia. - Chciałam ci powiedzieć, że... miałaś rację we wszystkim. Myślałam zawsze tylko o sobie i nic mnie nie cieszyło. Ty mnie nauczyłaś jednak, że można się cieszyć życiem i zabawą, nie mając prawie nic - Klaudia wskazała domek, który razem z Angelą wybudowały. - Fajnie się bawiłyśmy, no nie? - zapytała. — 24 — — 7 ???&? ?i?-??? ' 041 Angela milczała. Po chwili Klaudia zadała pytanie, które chciała zadać, gdy tylko dziś ujrzała Angelę: - Dlaczego nie masz włosów na głowie? - zapytała nieśmiało. Przyzwyczaiła się już do widoku Angeli w różnych dziwacznych chustkach, którymi obwiązywała głowę. Po pewnym czasie przestały dziwić ją też najrozmaitsze wianki z kwiatów, które wkładała na chustkę. Nigdy jednak nie widziała dziewczynki z głową zupełnie pozbawioną włosów. Angela była łysa, lecz na swój sposób bardzo piękna. - Byłam ciężko chora - wyjaśniła. - Brałam lekarstwa, które miały zniszczyć moją chorobę, ale zniszczyły też moje włosy. Wiesz, to właśnie wtedy, podczas choroby nauczyłam się, że trzeba cieszyć się życiem, każdą chwilą, niebem, pięknymi kwiatami, zieloną trawą... - uśmiechnęła się. - Moim wielkim marzeniem jest, aby wszyscy o tym wiedzieli, żeby wiedzieli będąc całkiem zdrowymi. - Ja jestem zdrowa i wiem o tym - odparła Klaudia. - To dobrze - ucieszyła się Angela. - Wiesz co - powiedziała Klaudia. - Jesteś bardzo łacina, nawet bez włosów. Chciałabym przyprowadzić tu Natalię i Kasię. Poznałabym cię z nimi i bawiłybyśmy się razem. - To niemożliwe - powiedziała Angela. - Muszę wracać do swojego domu. Zresztą nie jestem wam potrzebna, możecie bawić się beze mnie. Chciałabym dać ci coś na pamiątkę - dodała i włożyła do ręki dziewczynki małą szmacianą lalkę. - To jedyna rzecz, którą mam. - Jest urocza - rzekła Klaudia. - Zawsze ją będę miała. - Czas na mnie - szepnęła Angela. - Żegnaj - i nim Klaudia się zorientowała, Angeli już nie było. Jakby rozpłynęła się we mgle. - Nigdy o tobie nie zapomnę! - krzyknęła Klaudia, a echo rozniosło jej głos po całym dzikim sadzie. * * * Dziewczynka często rozmyślała o swojej dziwnej przyjaciółce. Chwilami wydawało jej się, jakby to był tylko sen, albo jakby sobie Angelę wymyśliła. Na półce jednak siedziała mała szmaciana lalka, która wpatrywała się w dziewczynkę wesołymi oczkami z niebieskich koralików. — 27 — Klaudia wzięła ją do ręki, przytuliła mocno do siebie i powiedziała: - Chodź. Pobawimy się trochę na świeżym powietrzu. Przed blokiem dziewczynki grały w piłkę. - Zagrasz z nami? - zapytały. - Pewnie, że tak - odpowiedziała wesoło Klaudia. - A jak nam się znudzi - wtrąciła Natalia - to może pójdziemy do dzikiego sadu? - Świetny pomysł - pochwaliła Klaudia. - Tam można robić tyle wspaniałych rzeczy. To mówiąc przytuliła do siebie jeszcze mocniej szmacianą laleczkę. — 28 — Martynika robi dobre uczynki powiem wam historię o niezwykłej dziewczynce, która miała równie niezwykłe imię: Martynika. Myślę, że właśnie to imię sprawiało, iż wpadały jej do głowy niezwykłe pomysły. Kiedyś na przykład, bawiąc się w chowanego, weszła do olbrzymiej lodówki, którą miała jej babcia. Wyobraźcie sobie tylko, jak wyglądała, gdy ją stamtąd wyciągnięto. Innym razem, aby zaprzyjaźnić się z psem sąsiada, piła z nim wodę z jednej miseczki. Bardzo się wówczas mamusia gniewała. Zdarzyło się też, że weszła na sam czubek rozłożystego drzewa, ale nie potrafiła stamtąd zejść. O — 29 — - Co my teraz zrobimy? - martwił się tatuś. - Nie mogę po nią tam wejść. Jestem za ciężki! Połamią się gałęzie. - Ja się boję wysokości - szepnęła zrozpaczona mamusia. - Musimy poprosić Dominika! - zawołali niemal równocześnie. Dominik był starszym bratem Martyniki, ale wcale nie był chętny do pomocy. - A co za to dostanę? - zapytał od niechcenia. - Nic! - zdenerwował się tatuś. - Twoja siostra siedzi na drzewie, a Ty się pytasz, co za to dostaniesz? - To po co tam właziła? - zdziwił się Dominik. - Sam chciałbym wiedzieć - rzekł tatuś. - Jak nic nie dostanę, to niech siedzi dalej - odparł spokojnie Dominik. - Na drzewo! - powiedział tatuś do syna tonem nie znoszącym sprzeciwu i Dominik bez pośpiechu ruszył po siostrę. Minęło kilka minut i już byli z powrotem. Mamusia zabrała Martynikę do domu, a Dominik rzucił w jej stronę: - Mam u ciebie czekoladę. — 30 — Dziewczynka wzruszyła ramionami. Dominik był starszy od Martyniki o całe siedem lat. Lubił siostrę, ale miał własne sprawy i nie za bardzo się nią przejmował. Czasami tatuś z mamusią musieli zrobić zakupy, więc zostawiali siostrę pod opieką brata. Wychodząc z domu zawsze mówili: - Będziemy za godzinkę. Martynika jest w swoim pokoju i rysuje. Zajrzyj do niej. Dominik przytakiwał ochoczo, a potem gdy po powrocie tatuś pytał: „Czy wszystko w porządku u twojej siostry?", Dominik robił wielkie oczy ze zdziwienia i również pytał: - To ona była ze mną w domu? - A potem szybko dodawał - No co? Myślałem, że pojechała z wami. Czasami jednak pomagał Martynice. Otóż pewnego razu dziewczynka wpadła na pomysł, że w tym tygodniu zrobi trzy dobre uczynki. W końcu i mamusia, i Pani w szkole zawsze powtarzały, że trzeba czynić dobro, a Martynika i tak nic innego nie miała do roboty. Powiedziała o tym swojej najlepszej koleżance Kasi. Dziewczynki postanowiły, że będą wszystko robić w tajemnicy. Chciały, żeby było ciekawiej, — 31 — aby była to niespodzianka dla wszystkich. Wtedy właśnie Martynika poprosiła brata o pomoc. Obiecała mu aż trzy czekolady. Miał w zamian przenieść węgiel z jednego miejsca w drugie. Otóż ciocia Kasi mieszkała przy sąsiedniej ulicy w małym domku. Gdy zbliżała się zima, ciocia kupowała węgiel, aby w chłodne dni rozpalać w piecu i ogrzewać mieszkanie. Tak się świetnie składało, że właśnie ten węgiel kupiła. - Wczoraj przywieźli - mówiła Kaśka. - Ale żebyś widziała, jak go wysypali. Tak byle jak przy samym domu. Dzisiaj ciocia wyjeżdża i nie będzie jej do jutra. Możemy więc uporządkować ten węgiel. Przeniesiemy go z dala od domu i ułożymy w ładną kupkę. - Same nie damy rady - powiedziała Martynika. - Potrzebujemy wiadro i łopatę. Widziałam kiedyś jak babcia tak robiła. - Wiem, gdzie ciocia ma te rzeczy - odparła Kaśka. Dominik nie chciał się zgodzić, ale w końcu machnął ręką i powiedział: - No dobra. Przeniósł węgiel wiadrami w miejsce, które pokazała Kasia. Gdy wszystko już było — 32 — /Vv*fw<#sf tvf^v«^ -«*- oC**~mJ^ JU^J-^yJc^ &is0b«-VT Sv f~a*»~^i d^*>'j "*^3 j^+A^. — No nie wiem - przyjaciółka wahała się. - Bardzo się boję. A jak mama Kamila będzie zła? - Musimy zaryzykować. Inaczej nie przestanę o tym myśleć - odpowiedziała Martynika. W tym momencie trzeba dodać, że dziewczynki wykazały się niesamowitą odwagą i mądrością, której brak nawet starszym dzieciom. Pamiętajcie o tym, bo i wam się może zdarzyć, że tak zupełnie niechcący narozrabiacie... - Skończyłam - powiedziała Kasia. - Ja też - uśmiechnęła się Martynika. - No to idziemy. Dziewczynki wzięły do rąk pięknie ozdobione serduszka, które samodzielnie wykonały i już po chwili stały przed drzwiami Kamila. - Kamil śpi - powiedziała cicho mama chłopca, otwierając drzwi. - My... właściwie do... Pani - wydukała Martynika. - W takim razie wejdźcie - kobieta zaprosiła je do środka. Usiadły we trzy przy stole. Martynika zupełnie inaczej sobie to wszystko wyobrażała. Teraz jednak sparaliżowana strachem, zaczęła płakać i tłumaczyła mamusi Kamila, że — 42 — to one zrobiły ten głupi kawał i że tak naprawdę to chciały dobrze... Potem wyciągnęła wielkie czerwone serduszko, które robiły razem z Kasią i dała mamie chłopca, szczerze przepraszając. Kasia też zaczęła bardzo płakać, chyba płakała dużo głośniej niż Martynika, bo nie miała siły powiedzieć ani słowa. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie. - Jednak udało wam się zrobić dobry uczynek - szepnęła wzruszona. - Próbujecie przecież naprawić swój błąd, a to bardzo ważne. Wychodząc, zajrzały do pokoju w którym spał Kamil. Przy jego łóżku, na nocnej szafce, również położyły wielkie czerwone serce. Teraz trzeba było iść z przeprosinami do ciotki Kasi. Dziewczynki ze skruchą przyznały się do wszystkiego i tak jak za pierwszym razem podarowały wielkie czerwone serduszko. - Och, wy szelmy - rzekła ciotka. - Ze mną nie pójdzie wam tak łatwo. Samo serce i przeprosiny nie wystarczą. Przez tydzień, każdego dnia będziecie mi robić drobne zakupy. Nie jestem najmłodsza - dodała. - Pomoc mi się przyda. Zaczniecie od zaraz. — 43 — - Oczywiście ciociu - odpowiedziały dziewczynki. Gdy wyszły z torbą i listą zakupów, ciotka zaczęła się głośno śmiać. Śmiała się i śmiała tak bardzo, że aż wszystko piszczało jej w środku. Koniec — 44 — Lena chce mieć lalkę Barbie D I S ena bardzo chciała mieć lalkę Barbie. °^N»y Właściwie to było jej wszystko jedno jaką, byle tylko mieć. Koleżanki Leny przynosiły ze sobą do szkoły przeróżne lalki: Barbie - motyl, Barbie z pieskiem, Barbie - księżniczka, Barbie - fryzjerka. Potem na przerwie siadały w grupie i bawiły się. Dziewczynka obserwowała je uważnie. Najbardziej podobała jej się lalka z różowymi pasemkami na włosach, ubrana w piękną bluzkę z kwiatowym motywem, błyszczącą różowo-fiole-tową spódniczkę i buty w kolorze purpury. - Dlaczego ja nie mogę mieć Barbie? - zagadnęła mamusię, gdy wróciła ze szkoły do domu. — 45 — - Taka lalka kosztuje bardzo dużo pieniędzy - odpowiedziała mamusia. - To dlaczego ma ją tyle dziewczynek w mojej klasie? - nie dawała za wygraną Lena. - Być może inni rodzice zarabiają więcej pieniędzy - odparła spokojnie mama. - W takim razie czemu ty, albo tatuś nie zarabiacie więcej pieniędzy? - dziewczynka była nieustępliwa. - Tatuś ciężko i uczciwie pracuje - tłumaczyła mama, ale w jego zawodzie nie zarabia się dużych pieniążków. - To dlaczego nie zostanie dyrektorem, albo nie otworzy prywatnego gabinetu tak, jak tatuś Anetki? - Aby wykonywać takie zawody trzeba mieć skończone studia wyższe - mamusia odłożyła na kuchenny blat pomidora, którego zaczęła już kroić na cienkie plasterki, wytarła dłonie w fartuch i usiadła naprzeciwko Leny. - Tatuś nie mógł ich skończyć, ponieważ jego mamusia ciężko zachorowała. Musiał iść do pracy i zaopiekować się swoją mamą. Po za tym, gdyby wszyscy byli dyrektorami, albo lekarzami to kto by robił inne rzeczy? - Mamusia popatrzyła uważnie na — 46 — Lenę. - Kto by naprawiał drogi? Kto by sprzątał? Kto by sprzedawał w sklepach? Dlatego potrzebne są różne zawody córeczko, a dzięki temu każdy ma więcej czasu, aby zająć się tym, co potrafi robić najlepiej. Wszyscy ludzie są potrzebni. - A ty mamo? - zapytała nieśmiało dziewczynka. Mama uśmiechnęła się. - Ja - powiedziała po chwili namysłu - zajmowałam się twoją najstarszą siostrą Anią, potem na świat przyszła Ewa, następnie Kuba i Michał, a na końcu ty, córeczko. Było tyle pracy w domu, że nawet nie myślałam o niczym dodatkowym. Nie było czasu. - To znaczy, że nigdy nie kupicie mi takiej lalki? - Lena była bliska płaczu. - Nie wiem - odparła mama. - Życie często nas zaskakuje. Myślę jednak, że w najbliższym czasie nie będzie to możliwe. Za te pieniążki, które musiałabym wydać na lalkę, przy dobrym gospodarowaniu mogę kupić wiele rzeczy do jedzenia. Lena pomyślała, że nie miałaby nic przeciwko temu, żeby to jednak jej tatuś był lekarzem, albo dyrektorem, a tato Anetki — 47 — mógłby zostać kierowcą autobusu. Wiedziała jednak dobrze, że jej tatuś nie potrafił leczyć. * * * Tego dnia Lena nie zapomni chyba nigdy. Długo nie mogła uwierzyć, że to się stało. Ba, że ona to zrobiła. A było to tak. Na przerwie między lekcjami koleżanki z klasy jak zwykle bawiły się lalkami. Wymieniały się nimi i pożyczały je sobie wzajemnie. Lena zerkała ukradkiem. Nagle jej wzrok przykuła jedna z lalek leżących pod ławką. Była to właśnie ta z różowymi pasemkami we włosach. Dziewczynki w całym tym zamieszaniu zabawą w ogóle tego nie zauważyły. W pewnym momencie w drzwiach do klasy ukazała się głowa Joli, która zawołała: - Chodźcie szybko! Do sklepiku przywieziono te pyszne musujące cukierki! Dziewczynki jak na komendę podniosły się ze swoich miejsc i ruszyły pędem w kierunku sklepiku szkolnego. Lena zorientowała się, że została sama. Chłopcy na przerwie zazwyczaj biegali po korytarzach. Nie myśląc długo podeszła do ławki, schyliła się i podniosła leżącą na podłodze lalkę. Zawahała się — 48 — przez moment, rozejrzała, czy nikt nie widzi i schowała lalkę do tornistra. Ukryła ją na samym dnie, kładąc na wierzch szkolne podręczniki, po czym szybko wyszła z klasy i także udała się do sklepiku. Gdy rozległ się dzwonek na lekcje, wszyscy pośpiesznie zaczęli podążać w kierunku sal lekcyjnych. Lena weszła na samym końcu. Widziała, jak dziewczynki zabierają swoje lalki i jak Anetka nerwowo rozgląda się dookoła. - Nie widziałaś mojej lalki? - zwróciła się szeptem do Kasi. - Nie - odparła dziewczynka również szepcąc - Nie wzięłaś jej przypadkiem do sklepiku? - Nie pamiętam - powiedziała cichutko Anetka. - Chyba nie. - Jak wzięłaś to na pewno znajdzie pan Kazio - dodał ktoś z boku. - Spytaj po lekcjach. Jeśli będzie miał, to na pewno ci odda. Lena czuła, że robi się jej gorąco, a serduszko bije dużo szybciej niż zwykle. Ogarnęło ją dziwne uczucie, wewnętrzny niepokój. Właściwie to miała ochotę oddać Anetce tą lalkę, ale niby co miałaby powiedzieć, że skąd się wzięła w jej tornistrze — 50 — i dlaczego na dodatek leżała na samym dnie pod książkami? Siedziała, więc w milczeniu. - A został ktoś w klasie, jak my poszłyśmy do sklepiku? - dotarł do jej uszu kolejny szept Anetki. - Nie - usłyszała w odpowiedzi głos Kasi. - Jak wróciłyśmy to klasa była pusta. Wiesz - mówiła dalej Kasia. - Mogła wejść, któraś ze starszych dziewczyn i ją wziąć. - Proszę o ciszę - powiedziała Pani nauczycielka. - Zaczynamy lekcję. Lena, jak nigdy dotąd była jej wdzięczna za te słowa. Po skończonych zajęciach, Lena usłyszała, jak Anetka mówi do Kasi. - Trudno, powiem tatusiowi, aby mi kupił drugą identyczną lakę. Po kilku dniach Anetka nie dość, że przyniosła taką samą lalkę, to jeszcze na otarcie łez dostała od tatusia kolejną. To w jakiś sposób usprawiedliwiło wyrzuty sumienia Leny: „Nic takiego się nie stało" - pomyślała. „Ja mam lalkę, jakiej nigdy bym nie dostała, a Anetka też nic nie straciła, ponieważ w zamian ma dwie." — 51 — * * * Lena w domu starannie ukryła lalkę. Włożyła ją do szafy z letnimi ubraniami. Na dworze był teraz ziąb i chłód. Drzewa straciły wszystkie liście i tylko choinki zachowały swoje igiełki. Wszystko to oznaczało też, że mamusia niczego nie będzie szukać w szafie z ubraniami na lato. Będzie zainteresowana wyłącznie ciepłymi rajstopkami, wełnianymi sweterkami, sukienkami z grubych materiałów, szalikami i czapkami, które na szczęście znajdowały się w zupełnie innej szafie. Lena bawiła się lalką tylko w samotności. Mamusia musiała czasami wyjść na pocztę lub do jakiegoś urzędu i zostawiała Lenę. Wiedziała, że jej córka nie otworzy drzwi nikomu nieznajomemu, ani też zdaniem mamusi, nie zrobi nic lekkomyślnego. Gdy tylko mamusia znikała za drzwiami, Lena wyciągała lalkę; starannie czesała jej długie włosy, wkładała i zdejmowała buciki, a czasem przebierała ją w inne ubranka zrobione z chusteczek do nosa bądź skrawków różnych materiałów znalezionych w domu. Na koniec zabawy zakładała jednak jej prawdziwą bluzeczkę w barwne kwiaty i piękną błyszczącą — 52 — spódnicę różowo-fioletową, sięgającą aż do samych butów Barbie. Potem odkładała ją na miejsce. * * * Mijały dni. Lena powoli zapominała, w jaki sposób stała się posiadaczką lalki Barbie. I właśnie wtedy wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Najpierw Lena miała sen. Właściwie to nie była całkiem pewna, czy to był sen. Pamiętała, że wszystko zaczęło się w środku nocy. Otworzyła oczy, a na brzegu jej łóżka siedziała postać. Była to mała dziewczynka z włosami koloru lnu, zawiniętymi w całą masę loczków spadających swobodnie na ramiona. Miała rumiane policzki i oczy koloru modraków. Była ubrana w piękną białą suknię. - Kim jesteś? - zapytała przestraszona Lena. -1 co tutaj robisz? Dziewczynka uśmiechnęła się, ale nic nie powiedziała. - Gdzieś cię już widziałam - Lena przetarła oczy. - Gdzieś cię już widziałam - powtórzyła, próbując sobie przypomnieć skąd zna tę dziewczynkę. - Nie, to niemożliwe — 53 — - powiedziała zdumiona do siebie. - Wyglądasz, jak aniołek z choinki mojej babci. Babcia Zosia, jak ubiera choinkę na Święta Bożego Narodzenia, to wyciąga wielkie pudło. Ma tam róże stare bombki, wiele świecidełek, drewniane ptaki, które można przypiąć do gałązek drzewka i wyglądają, jakby były prawdziwe - ciągnęła Lena. - Ma też kilka takich aniołków ze skrzydełkami. Są bardzo, bardzo stare. Babcia mówi, że to pamiątka przechodząca z pokolenia na pokolenie, i że teraz już takich nigdzie kupić nie można. Są takie ładne - Lena przerwała i zaczęła się uważnie przyglądać dziewczynce. - Wprawdzie nie masz skrzydeł, jak babcine aniołki, ale wyglądasz identycznie jak jeden z nich. A może ty jesteś moim aniołem stróżem? - zapytała. - Nieważne kim jestem - powiedziała dziewczynka. Ku wielkiemu zaskoczeniu Leny wzięła ją za rękę i razem uniosły się wysoko, ponad dachy domów, ponad chmury. Dziewczynka puściła ze swojego uścisku dłoń Leny wtedy, gdy znajdowały się w miejscu podobnym do Obłoczkowego Pałacu. Wszystko wyglądało, jakby było utkane z chmur. Pod — 54 — stopami Lenka miała błękitny dywan, w który o dziwo wcale się nie zapadała. Ściany komnat składały się z warstwowo nakładających się na siebie chmurek, które przesuwając się, wciąż zmieniały kolor. Zauważyła też migocące płomienie, ale nie widziała, ani świec, ani nic innego. - Usiądź - powiedziała dziewczynka i Lena ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu zobaczyła, jak jedna z chmur przybiera postać obszernego fotela i zbliża się w jej kierunku. Lena usiadła i znów zdumiało ją to, że choć błękitna chmura wygląda jak mgła, to ona wcale się w ten fotel nie zapada. - Spójrz - powiedziała dziewczynka, a Lena podążyła wzrokiem za jej ręką. Cztery obłoczki zaczęły się wydłużać i ułożyły się w ten sposób, że swoim kształtem przypominały ekran ogromnego telewizora. Po chwili na ekranie zaczęły się ukazywać obrazy. - To tatuś Anetki! - krzyknęła Lenka. -A tutaj jego gabinet. Byłam w nim z Anetką. A co to za zegar na ścianie? - zdziwiła się. Znała się już na zegarku, ale nie przypominała sobie, aby taki w rzeczywistości wisiał — 55 — w gabinecie taty Anetki. Obrazy ukazywały wchodzących i wychodzących pacjentów, tatę Anetki, który badał ich, wypisywał recepty, zaglądał do gardła, opukiwał plecy, odbierał telefony i tak przez cały czas. Lenka początkowo oglądała to wszystko z wielkim zaciekawieniem, ale w końcu stało się to bardzo nużące i męczące. Wskazówki zegara wciąż przesuwały się do przodu. Powiedziała o tym dziewczynce. Ta uśmiechnęła się delikatnie i rzekła: - Ty już jesteś tym zmęczona, a przecież tylko patrzysz. Tatuś Anetki przez wiele lat wykonuje tą pracę. W ten sposób zarabia pieniądze, za które kupuje twojej koleżance zabawki. Lenka zauważyła, że obrazy zaczęły się zmieniać. Tatuś Anetki zamknął gabinet i szedł w kierunku domu. Był pochylony, a powieki opadały mu ze zmęczenia. Gdy otworzył drzwi, Anetka rzuciła mu się na szyję. Tatuś zamienił z nią kilka słów, a potem coś powiedział do pani krzątającej się po mieszkaniu. Lena zauważyła, że pani skończyła właśnie nakrywać stół, po czym zaczęła ubierać się i wychodzić. Tatuś Anetki włożył jej do ręki — 56 — jakieś pieniądze. Lena domyśliła się, że to nie była mama Anetki, tylko pewnie opiekunka. Pytająco spojrzała na dziewczynkę. - Anetka nie ma mamy - odparła krótko, potwierdzając domysły Leny. - Na kolejnych obrazach widać było, jak tatuś kładzie się spać, a Anetka sama zostaje w pokoju. Dużo lalek Barbie leżało dookoła dziewczynki, ale ona nie bawiła się żadną z nich. Lena zobaczyła, jak po policzku Anetki zaczynają spływać łzy. - Dlaczego ona płacze? - zapytała. - Ma przecież tyle lalek. - Lalki nie zastąpią człowieka - odparła dziewczynka. - Anetka czuje się samotna. Pewnie chciałaby porozmawiać z tatusiem, ale on jest zbyt zmęczony - dodała. - Po prostu nie ma siły. - Czy każdy dzień Anetki tak wygląda? - zapytała przejęta Lena. - Tak - rzekła dziewczynka. - Tatuś kupuje jej te wszystkie lalki, aby wynagrodzić jej chwile samotności - powiedziała Lena. - Powinien więcej czasu spędzać z Anetką, a ja się postarałam, aby pracował jeszcze dłużej. — 57 — - Nie tylko ty się o to postarałaś. Anetce często dzieci psują zabawki, ponieważ wydaje im się, że Anetki tatuś jest bardzo bogaty i może jej kupić co tylko zechce. Zabawki nie są jednak najważniejszą rzeczą w życiu - mówiła dziewczynka. - A my wszyscy mamy obowiązek szanować czyjąś własność i nie możemy brać cudzych rzeczy. Ludzie często chcą mieć bogactwa, ale nie myślą o tych, którzy nie mają nic. Powinniśmy także umieć się dzielić. - Ale ja nie mam czym się dzielić. - powiedziała Lenka. -1 nie mam też żadnych pieniędzy, które mogłabym dać biednym albo głodnym. My nie jesteśmy bogaci... - Wiem - przerwała dziewczynka z lekkim uśmiechem na twarzy. - Mając jednak dwa cukierki, zawsze możesz drugim kogoś poczęstować, a nie mając ubrań, zabawek, czy książek możesz dać drugiemu człowiekowi swój czas. Lena zrozumiała. Rzeczywiście mogła zaprosić Anetkę do swojego domu i się z nią pobawić. W ten sposób ofiarowałaby jej część swojego czasu, ale najpierw musiała oddać jej lalkę. Barbie była własnością Anetki a nie Leny, a własność należy szanować. — 58 — - Czy ta kradzież sprawiła, że zawsze będę zła? - zmartwiła się Lenka. - Oczywiście, że nie. Pierwszy krok już zrobiłaś; zrozumiałaś, że nie wolno tak postępować. Teraz musisz swój błąd naprawić i nigdy więcej tak nie rób - ostrzegła dziewczynka. - Obiecuję - powiedziała Lena. Gdy tylko skończyła wypowiadać te słowa, wszystko znikło, a Lenka znów leżała w swoim łóżeczku. Za oknem świtało i pierwsze promienie słońca powolutku zaglądały do okna dziewczynki. * * * Nie było to łatwe, gdyż Lena bardzo bała się gniewu mamy i taty. Oj, nie będą z niej dumni. Nie będą. Zebrała jednak w sobie całą odwagę i gdy rodzice siedzieli przy stole, podeszła do nich i powiedziała: - Muszę z wami porozmawiać. Zrobiłam coś bardzo złego - w tej chwili wyciągnęła trzymaną wcześniej za plecami lalkę Barbie. - Zabrałam ją Anetce. Myślałam, że Anetka jest bardzo bogata i nic takiego się nie stanie - Lenka zawstydziła się okropnie. - Teraz chciałabym ją zwrócić, tylko nie wiem jak — 59 — mam to zrobić. - wykrztusiła Lena i była pewna, że mamusia się obrazi, a może nawet będzie krzyczała. Rodzice jednak przez dłuższą chwilę milczeli. Pierwszy odezwał się tatuś. - Wszyscy błądzimy, ale jeżeli jesteśmy świadomi, że zrobiliśmy bardzo źle i chcemy to naprawić, to zasługujemy na szansę. Pójdę z tobą do Leny i jej rodziców i wszystko wyjaśnimy. - Trzeba to zrobić jak najprędzej - dodała mamusia. Za oknami zapadał mrok, więc Lena spodziewała się, że tatuś Anetki będzie już w domu. - Chodźmy w takim razie - powiedziała stanowczo, choć bardzo się bała. Nie wiedziała przecież, co ją czeka. A jeśli Anetka rozpowie wszystkim w klasie, że Lena jest złodziejką? - myślała. - A jeśli nikt już się do niej nigdy nie odezwie? Pewnie wszyscy będą ją teraz wytykać palcami. Gdy będzie szła ulicą, albo szkolnym korytarzem, dzieci będą biec za nią z okrzykami: Złodziejka! Złodziejka! Złodziejka! Zrobiło jej się tak bardzo smutno, że łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Mamusia domyśliła się, co Lena przeżywa, podeszła przytuliła ją mocno do siebie i otarła łzy. — 60 — - Nie płacz kochanie - powiedziała. - Jesteś dobrym dzieckiem. Chcesz wszystko naprawić i tylko to się teraz liczy. Wiem, że ci ciężko, ale musimy w życiu ponosić konsekwencje własnych czynów. - A co to są konsekwencje? - spytała cichutko Lenka. - To wszystko to, co teraz czujesz - wtrącił tatuś. Po kilku minutach byli już gotowi do wyjścia. Dom Anetki był oddalony od domu Leny o trzy ulice. Lenka nieśmiało zapytała: - A czy nie mogłabym powiedzieć, że znalazłam tą lalkę przypadkiem? Przecież i tak ją zwrócę. - Nie - odparł stanowczo tatuś. - Musisz powiedzieć całą prawdę. Tylko ona pozwoli na to, że poczujesz się w końcu dobrze. - A jeśli Anetka powie wszystkim, że jestem złodziejką? - wyznała swe obawy Lena i łzy znów zaczęły cisnąć się jej do oczu. - Nie możemy myśleć o innych źle - powiedział tatuś. - Musimy wierzyć, że wszystko dobrze się skończy - dodał i nim się Lena zorientowała nacisnął dzwonek u drzwi domu Anetki. — 61 — W progu stanęła kobieta. Lenka poznała ją bez trudu. „To ta sama, którą widziałam w Obłokowym Pałacu" - pomyślała. - Chcielibyśmy porozmawiać z Anetką i jej tatusiem - powiedział poważnym głosem tato Leny. - Wejdźcie - gościnnie zapraszała kobieta, szeroko otwierając drzwi. - Aneta, wołaj tatę! - krzyknęła. - Macie gości. Po chwili wszyscy siedzieli przy dużym stole. Tato Leny przedstawił się, a potem Lena zaczęła opowiadać. Powiedziała wszystko od samego początku, nawet o tym, jak bardzo marzyła, aby mieć taką lalkę i o rozmowie z mamusią, podczas której mama tłumaczyła Lenie, że nie stać jej na tak drogi prezent dla swojej córki, potem wspomniała o ławce i o tym, jak lalka spadła, a wszystkie dziewczynki pobiegły do sklepiku. Nic nie powiedziała natomiast o wizycie Aniołka, bo Lenka była pewna, że ta słodka dziewczynka ze złotymi loczkami, to był jej dobry Aniołek, który chciał jej pomóc. Gdy skończyła swoją opowieść, zapanowała cisza. Lena pomyślała, że tatuś miał rację. Wprawdzie nie wiedziała, co się teraz wydarzy, ale — 62 — W,v mówiąc calusieńką prawdę, poczuła się o wiele lepiej. -Jesteś dobrym dzieckiem i bardzo odważną dziewczynką. Jestem dumny, że moja córka ma taką koleżankę - usłyszała głos taty Anetki. Wprost nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. - Przepraszam za wszystko - zdołała jeszcze tylko wykrztusić. - Nic się nie stało - powiedziała Anetka. - Pożyczyłabym ci tę lalkę, gdybyś poprosiła. Zawsze jednak trzymasz się z boku, więc myślałam, że nas nie lubisz, albo nie chcesz bawić się lalkami. Lena zawstydziła się. - Lubię cię - powiedziała. - I wiesz co? Jeśli nasi tatusiowie nie będą mieli nic przeciwko temu, to chciałabym cię zaprosić do siebie. Nie mam wiele zabawek, ale możemy coś porysować, albo wymyślimy inną zabawę. - Tato, mogę? - zapytała Anetka. - Ja się zgadzam - odparł tato dziewczynki uśmiechając się radośnie. - Ja też - dodał wesoło tato Leny. Gdy opuścili dom Anetki, Lena czuła się tak szczęśliwa, jak nowo narodzona. — 64 — Na niebie migotały gwiazdy, a w powietrzu unosił się ulubiony zapach Leny: zapach mroźnej świeżości. Lenka wtuliła się w ramię ojca. - Jesteś mądry - powiedziała. - Wiedziałeś, że o nikim nie można mówić źle, dopóki się kogoś nie pozna. I wiesz co? - dodała. -Cieszę się, że jesteś kierowcą autobusu. Tatuś popatrzył dziwnie na Lenę, a ona uśmiechnęła się tajemniczo. * * * Anetka nic nie powiedziała dziewczynkom w szkole i po zakończonych lekcjach przyszła pobawić się z Leną. Nie minęło wiele czasu, jak zostały przyjaciółkami. Bawiły się na zmianę: raz w domu Leny, innym razem w domu Anetki. Tatusiowie obu dziewczynek też się spotykali i grywali w szachy lub w warcaby. Któregoś dnia Anetka podarowała Lence dwie swoje lalki Barbie. - Weź proszę - powiedziała. - Ja naprawdę mam ich wiele i nawet nie mam czasu się nimi wszystkimi bawić. Proszę pani - Anetka zwróciła się do mamy Leny. - Niech ją pani przekona. — 65 — I tak Lena stała się właścicielką dwóch pięknych lalek Barbie. Mamusia Leny upiekła w zamian pyszne ciasto i podarowała Anetce i jej tatusiowi. Zdarzyło się jednak tak, że Lena wracała któregoś dnia ze szkoły sama, ponieważ Anetka była przeziębiona. Padał gęsty śnieg, a przy sklepowej witrynie stała mała dziewczynka z noskiem przyklejonym do szyby i wpatrywała się smutnymi oczami w piękne i niedostępne lalki Barbie. - Mamusiu kup mi, chociaż jedną - prosiła. - Kupiłabym ci Joasiu, ale nie mamy tyle pieniędzy - odparła mama małej dziewczynki. I wtedy Lena nie zastanawiając się długo zdjęła tornister, odpięła go i wyjęła ze środka dwie lalki, z którymi się nie rozstawała. Podeszła do dziewczynki i powiedziała: - Weź jedną z nich. A potem zwracając się w kierunku jej mamy rzekła: - Moja mamusia bardzo się ucieszy, że podzieliłam się z pani córeczką. Ze mną też się kiedyś ktoś podzielił. Mama dziewczynki bardzo Lenie dziękowała, wzięła od niej nawet numer telefonu, — 66 — ¦WWWłW 4jm» ^T^-Je?-~-**J*—??..... ??. .?. • ? "*• *wo^» . aby zadzwonić do jej domu i również podziękować. Mała dziewczynka tuliła lalkę z całych sił, nie mogła wprost uwierzyć w swoje szczęście. Lena pogładziła ją po główce. - Tylko nie zapomnij też się kiedyś z kimś podzielić - powiedziała. - Nie zapomnę - odparła mała. - Lena patrzyła za nimi, jak się oddalają. Śnieg sypał coraz mocniej. Chciała jak najszybciej o wszystkim opowiedzieć mamusi i Anet-ce. Wiedziała, że jej przyjaciółka nie będzie się gniewać. Miała przecież takie dobre serce. Lence spłynęła po policzku łza, ale była to łza szczęścia. Dziewczynka przez moment pomyślała nawet, że było to większe szczęście niż dzień, w którym tą lalkę otrzymała. Koniec — 68 — Filip chce być najlepszy ? 4"?> miał jasną czuprynę i fiołkowe oczy. *" Bardzo lubił grać w piłkę nożną, ścigać się z kolegami na rowerze i robić wiele innych rzeczy. Najbardziej na świecie lubił jednak wygrywać i we wszystkim być najlepszy. - Trochę martwię się o Filipka - powiedziała pewnego dnia mamusia chłopczyka do taty, który właśnie jadł zupę. - Czy coś się stało? - zaniepokoił się tatuś. - Filip bardzo płakał po powrocie ze szkoły, potem zaczął się złościć, aż w końcu wyrwał kartkę z książki i podarł ją na drobne kawałeczki. Tatuś przestał jeść i uważnie przyglądał się mamusi. — 69 — - Czy wiesz dlaczego tak zrobił? - zapytał. - Nic mi nie chciał powiedzieć, ale zadzwoniłam do nauczycielki i dowiedziałam się, że dzieci na lekcji recytowały wierszyki. Potem Pani wybrała jedną dziewczynkę i jednego chłopca na konkurs recytatorski... - Wszystko już wiem - przerwał tatuś. - Nie wybrała Filipa. - No właśnie - potaknęła głową mama. - A on twierdzi, że powiedział wierszyk najładniej z całej klasy. Tatuś dokończył zupę, wstał od stołu i udał się do pokoju Filipa. Chłopiec siedział przy swoim biurku i coś rysował. - Musimy porozmawiać - rzekł tatuś. Filip niechętnie podniósł wzrok znad kartki. - Ja powiedziałem wiersz najładniej ze wszystkich - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Na pewno powiedziałeś bardzo ładnie - odparł tatuś. - Myślę jednak, że inne dzieci także dobrze recytowały swoje wierszyki. I myślę, że zasłużyły na to, aby wziąć udział w konkursie. Filipku - tato nabrał powietrza - w waszej klasie jest dużo dzieci. Jedne pięknie śpiewają, inne rysują, a jeszcze inne recytują wierszyki. Ty przecież bardzo dobrze — 70 — *8*??????? ¦**??&? / "?? — ^?&^ «»^*^-v«--^n-C-^«'3'^~*--»1^ ' — ??^?I-?I' Ale co to? Ktoś szarpnął go z całych sił za rękę. - Wstawaj! Dobiegniesz! - usłyszał. To była Anka. Zauważyła co się stało gdy odwróciła się, aby sprawdzić czy nikt jej nie dogania. Błyskawicznie zawróciła i pomogła Filipowi wstać. - Biegnij! - krzyknęła, a Filip zauważył, że zwolniła i biegła tuż koło niego, choć nie wyglądała na zmęczoną i z pewnością mogłaby biec szybciej. Gdy zbliżali się do mety Filip przyspieszył i przekroczył linię pierwszy. Poczuł się jednak jakoś dziwnie i nie cieszył się, jak zwykle ze zwycięstwa. Wiedział, że Anka mogła z nim wygrać, a jednak tego nie zrobiła. Dlaczego? - zadawał sobie to pytanie do końca dnia. Był cichy i milczący, aż mamusia zaniepokoiła się, czy przypadkiem nie jest chory. Tatuś uśmiechnął się i zażartował: - To nie Filip jest chory, tylko jego ambicja. - A co to jest ambiqa? - zainteresował się nagle chłopiec. - To pragnienie bycia lepszym - odparł tatuś. - Ale nie za wszelką cenę - dodał już bardzo poważnie. — 80 — /V. a^jWMT^T^W n^o »c~ C^O"» <ł -ł-et^t^f 6?I oL}ojt Filip zrozumiał słowa tatusia. Nazajutrz poszedł do Pani i powiedział: - To Anka powinna wygrać. Potem opowiedział Pani cała historię. Pani była dumna z Filipa, że tak ładnie się zachował. To jednak jeszcze nie koniec historii, bo Filip gdy tylko zauważył Ankę, natychmiast jej pogratulował i podziękował za pomoc. Wtedy też zrozumiał słowa dziewczynki, które powiedziała dawno temu: „To straszne mieć w sercu tyle nienawiści". Zrozumiał je, bo to uczucie zostało zastąpione przez inne. Polubił Ankę. Na najwyższym podium stanęli oboje. Tak zdecydował sędzia zawodów. I właśnie wtedy zdecydował, że opowie wszystkim dzieciom swoją historię. Koniec — 82 — Dzidzia / ? ie tak sobie to Ania wyobrażała. Nie " tak to miało być! Czekała tyle miesięcy na młodszą siostrzyczkę, a doczekała się... brata. Za oknem miało świecić słońce, a tymczasem sypał śnieg. Śnieg w kwietniu! Kto to widział coś takiego? Miała wychodzić z malutką siostrzyczką na spacery, żeby wszystkie jej koleżanki pękły z zazdrości. Siostra miała być ślicznym bobaskiem o rumianych policzkach. Tymczasem, gdy mamusia przyniosła niemowlę do domu, Ania osłupiała z przerażenia. Dziecko było pomarszczone na twarzy, czerwone, bezzębne i na dodatek robiło zeza. - Czy to na pewno nasze dziecko? - zapytała mamusię. — 83 — Nie mogła zrozumieć, jak taki potworek w ogóle nie podobny do człowieka, mógłby mieć z nią cokolwiek wspólnego. - Czy nie jest śliczny? - mamusia wpatrywała się z zachwytem w bezzębną, zezującą osóbkę. Ania nie miała wątpliwości: „Z całą pewnością to niemowlę nie było śliczne". Przez jakiś czas myślała nawet, że to dobrze, że mamusia nie widzi jakie to dziecko jest okropnie brzydkie, bo pewnie byłoby jej bardzo smutno. „Biedna mama" - rozmyślała Ania - „urodziła najbrzydsze niemowlę, jakie kiedykolwiek widziałam". Jakież było zdziwienie Ani, gdy tatuś również zachwycał się niemowlęciem. „Pewnie nie chce zrobić mamie przykrości" - myślała dziewczynka. - Aniu - powiedziała mama uśmiechając się czule. - To twój braciszek. Chcielibyśmy, abyś wybrała dla niego imię. - Jakie imię można dać takiemu potworkowi? - mruknęła Ania pod nosem. - Co mówiłaś kochanie? - zapytała mama. - Nie, nic- odburknęła dziewczynka. -Wolałabym, abyście sami wybrali imię dla niego. 84 — - Myślałam, że się ucieszysz - mamusia była wyraźnie zmartwiona. - To takie odpowiedzialne zadanie. Ania wzruszyła tylko ramionami i wyszła do drugiego pokoju. * * * Przez pierwsze dni starała się być bardzo grzeczna. Żal jej było mamusi, że urodziła takie nieładne dziecko. Po pewnym czasie zaczęła mieć jednak pretensje do mamy i taty, że w ogóle się nią nie zajmują. Całą uwagę skupiali na niemowlęciu. - Mamo - pytała - pójdziesz ze mną do kina? - Nie mogę kochanie - odpowiadała mama. - A kto się zajmie Dzidzią? Tak rodzice nazywali niemowlę, nie mogąc zdecydować się na imię dla niego. - Tatuś może się nim zająć. - Przecież tatuś nie nakarmi Dzidzi piersią - uśmiechała się mama. - A nie może dać jej mleka z butelki? -niecierpliwiła się Ania. - Córeczko, to nie jest odpowiedni moment na kino - próbowała tłumaczyć mama. — 86 — - Dzidzia jest mała. Jest przy niej dużo pracy. Jesteśmy zmęczeni z tatusiem. Gdy mam chwilkę wolnego czasu, marzę tylko o tym, aby spać. - Tatusiu - zagadnęła wieczorem dziewczynka. - A czy ty pójdziesz ze mną w niedzielę do parku? - Tak bardzo bym chciał Aniu, ale obiecałem mamie, że przywiozę wózek dla Dzidzi. Stoi przygotowany u babci Marysi. W tygodniu pracuję. Nie dam rady pojechać. Muszę to zrobić w niedzielę, a przy okazji chętnie się z babcią zobaczę i zjem kawałek pysznego ciasta - tatuś zamyślił się. - Może chciałabyś pojechać ze mną? - zapytał. - Zostanę w domu - powiedziała stanowczo Ania. Tego już było za wiele! Cały świat kręcił się wokół Dzidzi. Dla Dzidzi - wózek, dla Dzidzi - łóżeczko, dla Dzidzi - ubranka... A na domiar złego mamusia wciąż przytulała Dzidzię, całowała po nóżkach i śpiewała do snu. Żeby to jeszcze coś dało, żeby Dzidzia choć jedną noc przespała. Gdzie tam! Wrzeszczała i darła się wniebogłosy! — 87 — - To nie Dzidzi wina - tłumaczyła mamusia. - Pewnie brzuszek ją boli, albo jest głodna. - Głodna? - Ania pojąć tego nie mogła. - Toż to ten potworek nic innego nie robi tylko je, je i je. Jak tak dalej pójdzie, to pęknie od tego jedzenia. On zjada więcej niż cała rodzina razem wzięta - mruczała pod nosem. * * * Ania postanowiła być niegrzeczna. Jeśli nikt nie zwraca na nią uwagi, tylko wszyscy zajmują się Dzidzią, to musi zacząć robić wszystko, aby nią też się zainteresowano. Myślała o tym długo i doszła do wniosku, że to jedyny sposób. Do szkoły poszła więc bez odrobionych zadań domowych i udawała, że nie potrafi namalować nadchodzącej wiosny. Na przerwie kopnęła Paulinę w nogę i rzuciła workiem na buty w nie lubianego kolegę. W domu natomiast, gdy tatuś urządził sobie popołudniową drzemkę, podeszła cichutko na paluszkach i tak gwizdnęła z całej siły tatusiowi do ucha, ma się rozumieć prawdziwym gwizdkiem, że tatuś zerwał się na równe nogi, jakby się co najmniej paliło. Potem — 88 — zbladł i zaniemówił, a gdy w końcu odzyskał głos, bardzo gniewał się na Anię. Uciekała też cały czas Pani Zosi, która odbierała ją na życzenie mamusi ze szkoły. - Dziś to tak popędziła, że w żaden sposób dogonić jej nie mogłam - skarżyła się Pani Zosia mamusi. - Dlaczego tak się zachowujesz Aniu? - pytała mama. - Dlaczego uciekasz Pani Zosi? - To nie ja mamusiu - tłumaczyła Ania. - Ja nie chciałam uciekać. To moje nogi. Nie chcą mnie słuchać i już. - Pani Zosia jest starszą osobą. Nie ma siły cię ganiać - mamusia podniosła szklankę wody do ust. - Nie chcę, aby Pani Zosia odbierała mnie ze szkoły. Ty to zawsze robiłaś. - I będę robić nadal - mamusia odstawiła szklankę na stolik. - Tylko niech Dzidzia podrośnie - dodała. Ania była zła. Znów ta Dzidzia. Jakby wszystkiego było mało, popołudniu przyszła Ewa i Kasia. Chciały koniecznie zobaczyć Dzidzię. „Co to, to nie!" - pomyślała dziewczynka. - „Za nic na świecie, nie pokażę im takiego — 89 — potworka. Będą się śmiały i wygadają wszystkim w szkole". - Nie możecie wejść - powiedziała Ania. - Dzidzia jest chora. Cały czas płacze. - Nic nie słychać - zauważyła Kasia. - Poczekajcie tu. Muszę do niej zajrzeć. Może straciła oddech. Dziewczynki zbladły z przerażenia, ale posłusznie czekały po drugiej stronie drzwi. Ania udała się szybciutko do pokoju Dzidzi. Mamusia była w kuchni, a Dzidzia smacznie spała. Miała łóżeczko z białej siatki i srebrnych pręcików od strony główki i nóżek. Ania podniosła leżącą na podłodze plastikową zabawkę i z całych sił przejechała nią po srebrnych pręcikach. Rozległ się dźwięk, jakby wszystkie dzwony na raz zaczęły uderzać. Dzidzia zaczęła wrzeszczeć. Ania wróciła do koleżanek. - Słyszycie jak beczy? - Okropnie - powiedziała Kasia. - Może powinniście pojechać z nią do szpitala. - Chodź-Ewa pociągnęła Kasię za rękaw. - Przyjdziemy, jak Dzidzia wyzdrowieje. - Dzidzia będzie bardzo długo chora - rzekła poważnym tonem Ania i szybko zamknęła drzwi za koleżankami. — 90 — 0^UsoLx~