CAROLA STERN POETA I TANCERKA Isadora Duncan i Siergiej Jesienin И т w ó ) s і ї i :;:■■■.--J-, № її" w М- :':Л .. » ■ :гі- rffr! і!»і ! п ! І і 4 ! і • CAROLA STERN POETA I TANCERKA Isadora Duncan i Siergiej Jesienin przetożyta Urszula Szymanderska TWÓJ STYL WYDAWNICTWO K S i A Ż S O W E Warszawa 2006 Tytuł oryginału hadora Duncan und Siergej Jessenin. Der Dichter und die Tanjerin Projekt okładki i stron tytułowych Anna Pol Zdjęcia na okładce © Bettmann/CORBIS Redakcja Magdalena Majewska Korekta Elżbieta ]urc7ysxyn Kultura 2000 Publikacja została sfinansowana przy wsparciu Komisji Europejskiej w ramach programu Kultura 2000. Wyraża ona jedynie opinie autorów zawarte w publikacji, a Komisja nie może być pociągnięta do odpowiedzialności w zakresie wykorzystywania informacji w niej zawartych. © Copyright by Rowohlt. Berlin Verlag GmbH, Berlin 1996 © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, 2006 © Copyright for the Polish translation by Urszula Szymanderska, 2006 Wydawnictwo Książkowe Twój Styl al. Niepodległości 225/11, 02-087 Warszawa tel. (+22) 576 82 72, faks 576 82 62 e-mail: biuro@wkts.pl Dział Handlowy ul. Kolejowa 19/21, 01-217 Warszawa tel./ faks (+22) 631 81 25, bezpłatna infolinia 0 800 120 189 e-maib dystrybucja@wkts.pl http://www.wkts.pl ISBN 83-7163-433-1 Wydawnictwo Książkowe Twój Styl Warszawa 2006 Wydanie pierwsze Skład i łamanie: Anter s.c. Druk i oprawa: WZDZ - Drukarnia „Lega", Opole Człowiek ten To awanturnik, ale dzielny, Marki najwyższej, Jakiej nie znajdziecie. Byl przystojny, Był przy tym poetą, Choć z niezbyt wielką, Ale chwytną siłą, I jakąś kobietę, Przeszło czterdziestoletnią, Zwał niegrzeczną dziewczynką I swoją miłą. Siergiej Jesienin, Czarny człowiek (przel. Władysław Broniewski) Anioł i diablica Spotkanie w Moskwie Madame każe na siebie czekać, goście powoli robią się niespokojni. Gospodarz, malarz Jakułow, przyrzekł im na dzisiejszy wieczór nielichą atrakcję, która zapewne wielu skusiła: na przyjęciu w jego atelier mieli zyskać okazję poznania niedawno przybyłej do Moskwy słynnej Isadory Duncan. Jej impresario, Ilja Sznejder, solennie przyrzekł Jakulowowi, że przywiezie ze sobą tancerkę, chętnie bywającą na podobnych przyjęciach. A jej cały czas nie ma. Gospodarzowi zrobiło się przykro. Czy warto jeszcze czekać? - zadawali sobie pytanie goście. - Co tu jeszcze oglądać? Światową sławę - twierdził Jakułow. - Kobietę, która tańczyła w Pałacu Elizejskim przed prezydentem Francji, w Białym Domu przed Teddym Roose-veltem, występowała w największych operach świata i przed piętnastotysięcznym tłumem w Paryżu! Ktoś dorzucił drwiąco: Tak, piętnaście lat temu. І і 8 Poeta i tancerka Isadora Duncan około 1910 roku Spotkanie w Moskwie 9 Jakułow nie dał się zbić z tropu. Przecież wszyscy wiedzą, że to właśnie Duncan stworzyła współczesny taniec do muzyki klasycznej, bez ustalonej choreografii, bez z góry określonej sekwencji kroków, w którym wyłącznie intuicja podpowiada kolejne ruchy! Ale wyglądało na to, że większość gości szybko zapomniała o oczekiwanej gwieździe. Jak to się często działo w latach tuż po rewolucji, tak i tego jesiennego wieczoru 1921 roku w przyćmionym świetle atelier można było dostrzec skupionych w małych grupkach artystów, siedzących pod ścianami ozdobionymi najnowszymi projektami scenograficznymi Jakułowa wykonanymi dla moskiewskiego Teatru Kameralnego* i dyskutujących z ożywieniem. Byli wśród nich malarze i muzycy, reżyserzy, aktorzy i pisarze, rzecznicy nowej sztuki rosyjskiej, zakochani w eksperymentach, manifestach, projektach i programach, nieustannie spierający się o pojęcia i kierunki, odkrywający nowe dźwięki i nowe kolory, nową architekturę, nowy teatr i bez końca kłócący się o to, co ma właściwie oznaczać pojęcie: „sztuka rewolucji". Około pierwszej w nocy przy drzwiach zrobiło się zamieszanie, ktoś krzyknął do gospodarza: Duncan! Jakułow, chodź szybko, to Duncan! * Słynny teatr moskiewski (1914-49), kierowany przez Aleksandra Tairowa, zwolennika tzw. „teatru umownego", przeciwnika naturalizmu. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki.) 10 Poeta i tancerka W mgnieniu oka ucichły rozmowy, spojrzenia wszystkich skierowały się na Amerykankę. Tancerka, wydawałoby się, powinna być szczupła, mieć wąską talię i delikatną budowę. O tej tutaj z całą pewnością nie dało się tego powiedzieć. Czerwony chiton miękko spływający z krzepkich ramion zakrywał pełną, wręcz tęgą sylwetkę. Twarz tancerki odznaczała się ładnymi, regularnymi rysami, pięknie wygięte brwi przecinały szerokie, jasne czoło. Włosy zostały ufarbo-wane na miedziany kolor. Z całej postaci Isadory Duncan promieniowało życzliwe ciepło. Nie wyglądała ekstrawagancko, raczej skromnie, a mimo to jak prawdziwa dama. Choć w pełni świadoma własnej sławy, nie sprawiała wrażenia zarozumiałej, przede wszystkim zaś wydawała się niezwykle kobieca. Czy żałowała, że dopiero o tak późnej porze zdecydowała się przybyć na przyjęcie, które proponował jej impresario? Tancerka była zmęczona i wyczerpana. Jej znudzony wzrok przesuwał się po ścianach atelier i twarzach gości. Nagle uśmiechnęła się i ożywiła. Coś lub ktoś wyraźnie musiał pobudzić jej ciekawość. Z pewnością nie był to Jakułow - obojętnie przyjęła jego powitanie, odwróciła się szybko i skierowała w stronę przygotowanego dla niej szezlonga. Wyciągnęła się wygodnie i rozkazująco skinęła w stronę młodego mężczyzny, który z uśmiechem posłusznie usadowił się u jej stóp. Nazwisko nieistotne, ale ten jego wygląd! Duncan wprost pożerała go zachwyconym wzrokiem. Spotkanie w Moskwie 11 Mężczyzna siedział z lekko pochyloną głową, tak że jego bujne, jasne włosy lśniły w przyćmionym świetle. Jasne niebieskie oczy przywodziły na myśl niezapominajki. Nagle wypowiedział kilka słów, a jego chrapliwy głos zdawał się kłócić z miękkimi rysami. Nadal przypominał cherubinka, ale oto zmieniła się jego mimika i przeobraził się w prostego, wiejskiego chłopaka. Jak był ubrany? Czy nosił wytworną koszulę z białego jedwabiu z wyszywanym kołnierzykiem? Czy z kieszeni wystawała mu jedna z tych wielkich chustek do nosa, pracowicie obrębiona przez siostry szerokim niebieskim szydełkowym szlaczkiem, specjalnie na podróż do miasta? Naoczni świadkowie wspominają tylko, jak wyglądała Duncan i co robiła, gdy mężczyzna usiadł obok niej. Pisarz Anatolij Marienhof* wspomina: „Zanurzyła dłoń w jego włosach i powiedziała: Złota głowa! To zaskakujące, że ona, która po rosyjsku nie umiała powiedzieć nawet dziesięciu słów, znała akurat te dwa. Potem pocałowała go w usta. I ponownie ściągnęła wargi, małe i czerwone, jak rana postrzałowa z pistoletu, aby łamaną ruszczyzną powiedzieć: Anioł! On oddał jej pocałunek, mówiąc: Diablica!". * Rosyjski pisarz i dramaturg, 1897-1962, przyjaciel Jesienina, współtwórca imażynizmu. 12 Poeta i tancerka Taka właśnie była Duncan! Gdy spodobał jej się mężczyzna, natychmiast dawała do zrozumienia, że chce go mieć, i brała go, jeśli tylko na to pozwalał. Francuscy przyjaciele legendarnego tancerza Wacława Niżyńskiego wspominają, że tuż po poznaniu go Duncan oświadczyła, że chętnie nosiłaby jego dziecko. Stawienie oporu tak władczej kobiecie było trudne, ale możliwe. Podczas jednego z wcześniejszych pobytów w Moskwie Duncan zaproponowała wspólną kolację w swoim hotelowym apartamencie słynnemu dyrektorowi MChAT-u* Konstantinowi Stanisławskiemu. Podniecona szampanem, tak zasypała go pieszczotami, że spłoszony „bóg", jak go nazywała, mocno zacisnął usta, aby uniknąć jej pocałunków. Młodzieniec w salonie Jakułowa bynajmniej tego nie zrobił. Obecny wybraniec uśmiechał się, mile połechtany: wydawał się skromny, uprzejmy, ale z pewnością nie nadmiernie powściągliwy. Duncan czuła, że mężczyzna chce się podobać: zalotnym gestem poprawiał loki na czole. Ach, ta świeżość, ta młodzieńczość, jakież to ekscytujące! Dotąd wpatrywał się w nią z zachwytem, niemal z czcią. Teraz podniósł głowę, a w jego spojrzeniu pojawiło się coś rozkazującego, zuchwały, łobuzerski wdzięk. Olśniewający mężczyzna! * Moskowskij Chudożestwiennyj Akademiczeskij Tieater -Moskiewski Artystyczny Teatr Akademicki. Spotkanie w Moskwie 13 A do tego jeszcze poeta! Już od jakiegoś czasu szeptano jej na ucho, kto też siedzi u jej stóp: Siergiej Jesienin. Mówiono, że to drugi Puszkin, porównywano z Rimbaudem, nazywano geniuszem. Mimo młodego wieku Sierioża, jak nazywali go przyjaciele, był już w Moskwie bardzo popularny. Pozdrawiali go przechodnie na ulicy, ba, nawet szewc był zaszczycony, że pan poeta kazał sobie podzelować buty. Siergiej gładził piękne ramię Isadory i dawał jej odczuć, jak bardzo jest oczarowany: uśmiechy i znaczące spojrzenia musiały zastąpić słowa. Duncan miała słabość do geniuszy w ogóle, a już do poetów w szczególności. W swojej kolekcji mężczyzn geniuszy już miewała, ale poety brakowało. Czyż ten Jesienin nie jest wprost stworzony na jej młodziutkiego kochanka? Ale czy zechce nim być? Młodemu zarozumialcowi wyraźnie pochlebiało, że to właśnie on został wybrany tej nocy. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkał tak pociągającej kobiety. Marzył o sławie i podobało mu się, że oto siedzi sobie u stóp bożyszcza tłumów. Przez wiele miesięcy, odkąd dowiedział się o jej przyjeździe, zabiegał o poznanie tej słynnej kobiety. Pewnego razu w moskiewskim Teatrze Letnim Jakułow spytał, czy nie miałby ochoty poznać Duncan. Jesienin podskoczył z radości, chwycił przyjaciela w objęcia i krzyknął: „Gdzie ona jest? Zaprowadź mnie do niej!". Wspólnie przetrząsnęli wszystkie miejsca, w których, jak zaklinał się malarz, zdarzało 14 Poeta i tancerka mu się widzieć tancerkę, ale bez rezultatu. Sierioża odszedł rozczarowany i wściekły. Na co liczył Jesienin? Początkowo rozmiłował się w wizji świeżo powstałej w jego wyobraźni: Uwaga, czy wszyscy nas zauważyli? Spójrzcie i przyjrzyjcie się dokładnie! Słynna tancerka i sławny poeta, ramię w ramię! Około czwartej nad ranem para pożegnała się i odjechała do domu Isadory. Tak zaczął się miłosny dramat. i „Moją religią jest taniec" Pragnienia Isadory 1 lipca 1921 roku trzy kobiety wyruszyły z Paryża do Londynu: Isadora, słynna tancerka, adoptowana przez nią Irma, ulubiona uczennica z Niemiec, i Francuzka Jeanne, nieodzowna od piętnastu lat dziewczyna do wszystkiego. Niecałe dwa tygodnie później, na pokładzie SS Baltanic panie pożegnały zachodnią Europę, aby poprzez Tallin udać się do Moskwy. Przyjaciele ostrzegali tancerkę: Isadoro, niechże pani będzie rozsądna! Wyprawiać się do Rosji właśnie teraz, przecież to niedorzeczne! Wszyscy, którzy znali Duncan dłużej, bali się, że bujająca w obłokach przyjaciółka po raz kolejny bez namysłu rzuca się na spotkanie przygodzie, która skończy się finansową katastrofą, podobnie jak swego czasu dłuższy pobyt w Grecji wraz z matką i rodzeństwem. Na miłość boską, Madame! Z własnej woli chce pani jechać do barbarzyńców? - lepiej zorientowani usiłowali otworzyć Isadorze oczy na to, co naprawdę dzieje się w Rosji. Opowiadali o nędzy i głodzie, o lu- 16 Poeta i tancerka dziach wychudzonych na podobieństwo szkieletów, żywiących się korą, myszami, trawą i krowim łajnem. Przywoływali relację norweskiego filantropa Fridtjófa Nansena, który podróżował po Rosji i, wstrząśnięty. donosił nawet o przypadkach kanibalizmu. Ale poszukiwaczka przygód twardo obstawała przy swoim. Może nie dawała wiary szokującym wieściom, a może sądziła, że jej, która do Moskwy udaje się bądź co bądź na zaproszenie radzieckiego rządu, głód zagrozić nie może. Z pewnością zdawała sobie sprawę, jaką wagę przywiązywali odcięci od świata bolszewicy do zapraszania do nowej Rosji zachodnich luminarzy nauki i sztuki. Jedno trzeba Isadorze przyznać: odwagi miała pod dostatkiem. Ona, której domem były Nowy Jork, Berlin, Anglia i Francja, która występowała na scenach całego świata, od Bayreuth po Buenos Aires. Ona, która przed zimnem chroniła się w Egipcie lub na pokładzie luksusowego jachtu żeglującego po Morzu Śródziemnym, a po wyczerpującym tournee zwykła wypoczywać na weneckim Lido, na Kubie albo na Florydzie. Co też było w stanie skłonić taką kobietę, aby porzuciła dotychczasowe życie i udała się do komunistycznej Rosji? Trudno wytłumaczyć to jedynie ekscentrycznością i żądzą przygód. Isadora znała Rosję z licznych występów jeszcze przed rewolucją. Może miała podobne odczucia, jak młody poeta niemiecki Rilke, który w tym samym 1899 roku, w którym tancerka zjechała z rodziną do Pragnienia hadory 17 Europy, pierwszy raz odwiedził Rosję i znalazł w niej „duchową ojczyznę", „kraj, w którym mógłby zapuścić korzenie"? Pisał wtedy: „Wszystko, co człowiecze, jest tu tak żywe i bliskie, dobroć tych ludzi sprawia, że czuje się tu dom, prawdziwy dom". Rilke, uciekający przed tłamszącymi człowieczeństwo trybami wielkomiejskiej cywilizacji, wierzył, że prosty styl życia rosyjskich chłopów i dla niego stanowić będzie „właściwą miarę", że oto znalazł wreszcie „bliski Bogu" świat, w którym zachować można ludzką godność, który znosi przeciwieństwa pomiędzy wolnością jednostki a dobrem wspólnoty, pomiędzy sztuką a życiem. Sądząc ze wspomnień Isadory z wczesnych podróży po Rosji, taki marzycielski ton był jej całkowicie obcy, tym bardziej że w dwóch świątyniach klasycznego baletu, Moskwie i Petersburgu, jej występy przyjęto raczej z mieszanymi uczuciami. Jednak dokładniejsza analiza może nam pomóc zrozumieć motywy tancerki. Na początku stulecia młoda Amerykanka zawojowała Europę bez reszty. Na przykład podczas tournee po Węgrzech w każdym kolejnym mieście czekała na nią przystrojona białymi kwiatami kareta zaprzężona w siwki, w której piękna tancerka, również cała w bieli, odbywała swój triumfalny przejazd pośród wiwatujących tłumów. Jednak już od jakiegoś czasu białe karoce woziły inne, młodsze królewny. Sława Isadory Duncan przygasła. 18 Poeta i tancerka Jak twierdził przyjaciel Jesienina, pisarz Marien-hof, tancerka nie chciała tego przyjąć do wiadomości. Jego zdaniem do radzieckiej Rosji ściągnęła ją przede wszystkim perspektywa występów w kościołach, w tym w słynnej świątyni Chrystusa Zbawiciela w Moskwie, co skwapliwie obiecali jej bolszewicy. Isa-dora, znudzona występami na tradycyjnych scenach, chciała podobno „wdychać słodką woń kadzidła zamiast kurzu kulis" i utworzyć wokół siebie pseudoreli-gijną gminę „wyznawców tańca". Jednak w wypowiedziach Marienhofa na temat Isadory zwykle daje się wyczuć cień zazdrości wskazujący, że pisarz nie zawsze jest obiektywny. Sama tancerka tak tłumaczyła swoją decyzję: mając po uszy sztuki całkowicie zdominowanej przez komercję, zwróciła się do Anatola Łunaczarskiego, ludowego komisarza ds. nauki i sztuki. Pisała: „To smutne, że nigdy nie mogę ofiarować mojej sztuki tym, dla których jest tworzona. Zamiast tego muszę wyprzeda-wać ją po pięć dolarów za miejsce... Pragnęłabym tańczyć dla mas, dla ludu pracującego, który potrzebuje mojej sztuki, a nigdy nie ma dość pieniędzy, aby mnie zobaczyć. Chcę dla nich tańczyć za darmo". Nawet jeśli tak altruistyczne nastawienie wyda nam się podejrzane, pamiętajmy, że Isadora, bądź co bądź twórczyni tańca współczesnego, musiała zainteresować się krajem, w którym rewolucyjnym przemianom ulegały nie tylko polityka i gospodarka, ale jak sądziła, również sztuka. Pragnienia Isadory 19 W carskiej Rosji doprowadzono balet klasyczny do absolutnej doskonałości. Amerykanka miała nadzieję, że właśnie w tym kraju uda jej się uwolnić sztukę taneczną z arystokratycznych, skostniałych i całkowicie sztucznych kanonów. Marzyła o prezentowaniu i nauczaniu baletu współczesnego, owego „tańca przyszłości" odrzucającego ograniczenia formalne, który obywałby się bez szkół baletowych i scen teatralnych, za to pojawiał się w przestrzeni publicznej, w codziennym życiu. Isadora Duncan była święcie przekonana, że oto w wieku czterdziestu czterech lat znalazła cel, którego realizacja będzie godnym uwieńczeniem jej artystycznej drogi. Radziecka odpowiedź brzmiała: „Proszę przyjeżdżać! Specjalnie dla Pani założymy szkołę taneczną dla tysiąca dzieci". Szkoła taneczna! „W wyobraźni widziałam nieprzeliczone tłumy, harmonijnie poruszające się w takt majestatycznych dźwięków IX symfonii. Wizja ta wypełniała mą duszę dniem i nocą. Na mój znak miriady niemalże płynących w powietrzu istot miałyby zstąpić z nieba i zjednoczyć się pod moim berłem". Isadora niejednokrotnie podejmowała już próby założenia (i utrzymania) własnej szkoły tanecznej. O potrzebne fundusze zwracała się i do amerykańskich milionerów, i do rosyjskich książąt, a także do wpływowych Niemców czy Francuzów. Bez rezultatu. Na dłuższą metę nigdzie nie udało się i utrzymać z prywatnych 20 Poeta i tancerka środków szkoły tanecznej, czy to w Berlinie, czy w Paryżu, w Grecji czy Szwajcarii. Tancerka straciła przy tej okazji mnóstwo pieniędzy. I oto wreszcie rysowała się możliwość otrzymania wymarzonego wsparcia nie tylko na otwarcie szkoły, ale może nawet kiedyś na założenie własnego teatru z własną orkiestrą! Nie zawarto w tej sprawie żadnego porozumienia, nie podpisano umów -takie konwencjonalne zabezpieczenia Isadora mogła uznawać za konieczne w rządzonym przez pieniądz świecie zachodnim, ale przecież nie tutaj! Całkowicie zaufała swoim nowym mecenasom. Najważniejsze było jej zdaniem to, by do szkoły przyjmować już pięcio-, sześciolatki. Nie chodziło tu tylko o miłość do dzieci. Taniec w mniemaniu Dun-can oznaczał połączenie człowieka z naturą, harmonię ciała i ducha, w takim nastawieniu zatem należało wychowywać przyszłe tancerki już od najmłodszych lat. Tancerki, bo w przedstawieniach Duncan mężczyźni nie występowali. Dziewczynki, młode Rosjanki, miałyby później kontynuować to, co rozpoczęła Amerykanka: prowadzić szkołę, propagować taniec współczesny wraz z całą jego ideologią, wreszcie tworzyć własną tradycję. Można by się zastanowić, czy komuniści w ogóle zdawali sobie sprawę, że zaprosili nie tylko tancerkę, ale przede wszystkim misjonarkę. A jeśli nawet, to czy na pewno obie strony tak samo pojmowały cel owej misji? Isadora była przekonana, że tak. Pragnienia hadory 21 Jednak na mijających Baltanic statkach, płynących ze wschodu na zachód, wciąż, cztery lata po rewolucji, mnóstwo było uciekinierów z sowieckiej Rosji. Nierzadko tych, którzy początkowo witali przewrót z otwartym sercem. Kilka miesięcy wcześniej, w lutym i marcu 1921 roku czerwoni marynarze kronsztadzcy, zdaniem Trockiego „duma i chluba rosyjskiej rewolucji", wzniecili powstanie przeciw radzieckiej władzy, bo „życie pod jarzmem komunistycznej dyktatury gorsze jest od śmierci". Protestowali przeciwko ograniczeniu racji żywnościowych w całym kraju i przeciwko niedotrzymywaniu obietnic współudziału we władzy robotników i żołnierzy, którzy podobnie jak oni sami, walnie przyczynili się do zwycięstwa bolszewików w 1917 roku. Na rozkaz Lenina bunt marynarzy został jednak krwawo stłumiony. Ofiarami terroru zaczęli padać nie tylko prawdziwi lub domniemani wrogowie rewolucji, ale też niektórzy jej zwolennicy. Nie wiemy, czy Isadora Duncan była w ogóle świadoma kronsztadzkiego buntu. Tak czy owak, skoro zdecydowała się zaryzykować i wyjechać do Rosji, zależało jej przede wszystkim na poprawnych stosunkach z nowymi mecenasami. Tancerka nie czytała dzieł Marksa i Lenina, z pewnością jednak znała dramatyczne doniesienia swojego rodaka, Johna Reeda, zatytułowane Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem, które w 1919 roku ukazały się 22 Poeta i tancerka w USA, a niedługo później także w Europie. Amerykański reporter opisał w nich wydarzenia nocy 26 października 1917 roku: uzbrojona Czerwona Gwardia i zbuntowani marynarze wdarli się wtedy do Pałacu Zimowego w Pietrogradzie, który od chwili obalenia caratu w lutym poprzedniego roku stanowił siedzibę Rządu Tymczasowego, pojmali urzędujących ministrów, a następnie obsadzili wszystkie punkty o znaczeniu strategicznym na terenie całego miasta. Ten zamach stanu umożliwił dojście do władzy bolszewików pod przywództwem Włodzimierza Iljicza Lenina. Zaraz potem proklamowano natychmiastowy pokój z Niemcami, a tym samym wycofanie się Rosji z udziału w I wojnie światowej, zarządzono wywłaszczenie bez odszkodowania wielkich posiadaczy ziemskich i powołano Radę Komisarzy Ludowych, na czele której stanął Lenin. W marcu 1918 siedzibę nowego rządu przeniesiono do Moskwy. W 1920 roku Armia Czerwona dowodzona przez Lwa Trockiego zadała ostateczny cios Białym, a więc żołnierzom i oficerom dawnej carskiej armii, którzy -wspierani przez Kozaków oraz państwa Ententy: Anglię, Francję i USA - usiłowali przeciwstawić się bolszewikom. Krwawa wojna domowa dobiegła końca. Z całą pewnością miał miejsce epokowy przełom i Isadora, wielbicielka Walta Whitmana, poety rodaka, mogła bez trudu przyłożyć do nowo powstałego państwa radzieckiego jego wzniosłe, amerykańskie wizje: Pragnienia hadory 23 Rozrost - szybkość, stąd - w przyszłość, Żywioły, plemiona, zgoda, bunt, tempo, odwaga, Świat od początku, perspektywy nieustającej, potężniejącej chwały, Nowa rasa, przewyższająca poprzednie, daleko wspanialsza, nowa walka, Nowa polityka, nowe literatury i religie, nowe sztuki i wynalazki. Wszystko to przepowiadam - dość snu, nadszedł czas czynu, Wy, oceany, które drzemałyście we mnie! Bezdenne, wzburzone, gotujące Niesłychane fale i sztormy, jak ja was czuję! (Walt Whitman, Wyruszam z Paumanok, przel. Andrzej Szuba) Już od najmłodszych lat przyszła tancerka i trójka jej rodzeństwa chłonęli hasła antymieszczańskiej rewolty. W świecie, w którym dorastali, ubóstwiano każdego artystę i intelektualistę wieszczącego upadek epoki filistrów z jej konwenansami, uprzedzeniami, podwójną moralnością i tęsknie wyglądano nowego, lepszego porządku. W poszukiwaniu „prawdziwego" życia rodzina Duncanów wyruszyła do Grecji, aby tam zanurzyć się w świecie Zeusa, Apolla czy Afrodyty, którym oddawali cześć, i odzyskać dla współczesnego świata zagu- 24 Poeta i tancerka bione skarby antyku. Na miejscu paradowali odziani w tuniki i chitony, z czołami przepasanymi wstążką, z gołymi nogami, obuci tylko w sandały. Należeli do ruchu reformatorów, uznających antyczną estetykę za najwyższy ideał. Wytańczone przez Isadorę pieniądze pozwoliły sfinansować roczny pobyt rodziny w Grecji i przystąpić do budowy własnej świątyni. Aż pewnego ranka tancerka, „siedząc zatopiona w myślach u stóp Par-tenonu", doszła do wniosku, że „nie możemy być nikim innym niż współczesnymi ludźmi". Z dwudziestowiecznego świata nie było drogi powrotnej do antyku. Poszukującym nowych dróg bolszewicka rewolucja musiała wydać się zrządzeniem losu, wielką siłą, która ostatecznie zmiecie mieszczański porządek i w przeciwieństwie do antycznych wzorców stanowić będzie dla niego nowoczesną alternatywę. Wielką sympatię Isadory wzbudzał też fakt, że w nowej Rosji „kobiecości miano przyznać równe znaczenie co męskości". Jak pisał Walt Whitman, opiewając American dream: „być kobietą to rzecz równie wspaniała, jak być mężczyzną" (Słyszę śpiew Ameryki, przeł. A. Szuba). Takie przekonanie potwierdzała zarówno twórczość, jak i sposób życia Duncan. W balecie klasycznym to mężczyźni - choreografowie i baletmistrzowie - kierowali krokami tancerek. Isadora i jej uczennice Pragnienia Isadory 25 tworzyły choreografię samodzielnie, wyrażając przy tym własną osobowość i przedstawiając ją na scenie. Jakże szczęśliwa musiała też być Amerykanka na wieść, że bolszewicy odrzucili purytańską pruderię, wciąż jeszcze panującą w jej ojczyźnie. Nowy porządek świata w dużej mierze oznaczał dla Isadory prawo kobiety do decydowania o własnym ciele. Każda kobieta powinna kierować swym życiem (w tym miłosnym) według własnego uznania, a zatem także rodzić dzieci w wybranym przez siebie momencie i móc powierzyć je państwu na wychowanie. Rodzice Isadory rozwiedli się, a matka z trudem wiązała koniec z końcem, usiłując nauczaniem gry na fortepianie zarobić na wyżywienie dwóch synów i dwóch córek. Dlatego już w wieku dwunastu lat przyszła tancerka zdecydowała spędzić „całe życie na walce z małżeństwem", które uznała za „instytucję, czyniącą z ludzi niewolników". Zniesienie ceremonii ślubnych w państwie radzieckim, zarówno kościelnych, jak cywilnych, zyskało więc bezwarunkową aprobatę Isadory. Uwadze przepełnionej entuzjazmem tancerki umknął jeden znaczący szczegół. Jej samej oraz jej rodzinie bliżej było raczej do zachodnioeuropejskiej, an-tymieszczańskiej awangardy, która - w pogardzie mając konwenanse - marzyła o zniesieniu wszelkich ograniczeń krępujących jednostkę i wyzwoleniu jej prawdziwej natury. To właśnie jednostka znajdowała 26 Poeta i tancerka się w centrum zainteresowania, wolna od wszelkich pęt, od wstydu i poczucia winy, sama sobie nadająca formę, sama dla siebie tworząca prawa. Nie było mowy o znoszeniu rażących nierówności społecznych, zapewnianiu dobrobytu masom, a już na pewno nie o wzniecaniu powszechnej rewolucji, mającej na celu wyzwolenie uciskanych. Myślicieli moderny zajmowało „ja", nie zaś „my", jednostka, a nie kolektyw. Jednak nie tylko Isadora przeoczyła tę ważną różnicę. W obu Amerykach, a także w całej Europie mnóstwo ludzi, szczególnie artystów i intelektualistów (bynajmniej nie komunistów), z nadzieją spoglądało na wschód. Z okopów wojny światowej powrócili do domu jako pacyfiści, których hasłem było „Nigdy więcej wojny!". Ich żywy wstręt budziły rażące nierówności między biednymi i bogatymi, nędza, nierówność i ucisk społeczny. Podziwiali rosyjskich komunistów za to, że udało im się pokonać carat, tę „ostoję reakcji". Rewolucja oznaczała dla nich postęp dla całej ludzkości, przełom w dziejach i nieskrępowany rozwój nauki i sztuki niezdominowanych przez pieniądz. Gorąco pragnęli, by powiódł się ten kolosalny eksperyment mający na celu zbudowanie nowego świata i wychowanie nowego człowieka. Fernand Leger marzył, by projektować scenografię i kostiumy dla moskiewskiego teatru, Picasso ściskał Ilję Erenburga ze słowami: „sercem jestem po waszej stronie". Również dobry stary Shaw, Upton Sinclair, Romain Rolland, Henri Pragnienia lsadory 27 Barbusse czy Sinclair Lewis z sympatią patrzyli na to, co dzieje się w radzieckiej Rosji. Nawet tak mieszczański przecież Tomasz Mann twierdził w latach dwudziestych: „Światowa rewolucja stata się faktem. Zaprzeczać jej to negować życie i rozwój. Uciekać przed nią w konserwatyzm znaczyłoby dobrowolnie wykluczać się z biegu wydarzeń i postępu". Isadora Duncan stanowiła tylko forpocztę całych zastępów artystów i intelektualistów, które w latach dwudziestych i trzydziestych ciągnęły do Moskwy niczym do Mekki. Nowy człowiek w nowym świecie! Jak też wyobrażała go sobie Duncan? Z pewnością miał być przepojony ideą braterstwa, wyzbyty egoizmu, sprawiedliwy i wielkoduszny. Odrzucał wszystko, co krępowało go wcześniej, w tym ciasne gorsety, krochmalone gorsy koszul i sztywne kołnierzyki, niezdrowe pożywienie, liczne tabu broniące cielesnych uciech... Dążąc do uwolnienia się od tych ograniczeń, nowy człowiek nie mógł pominąć sztuki tanecznej, ponieważ, jak ujmowała to Isadora, „wielki duch" może mieszkać tylko „w wyzwolonym ciele". Ona sama, w początkach kariery zmuszona sprzedawać własną sztukę w salonach amerykańskiej finansjery, francuskiej czy angielskiej arystokracji, pragnęła teraz szerzyć ją wśród rosyjskich robotników i chłopów. Chciała uczyć rozumienia, odczuwania ciała, co miało służyć najwyższej życiowej sztuce, jaką było wyrażanie myśli i uczuć poprzez taniec. Marzyła o połączeniu 28 Poeta i tancerka starego z nowym, harmonii antyku i komunizmu. W jej wyobrażeniach leninowska dyktatura przeistaczała się nieomal w raj na ziemi. 19 lipca Baltanic wpłynął do portu w Tallinie, stolicy Estonii. Moskiewski rząd wysłał na powitanie Isado-ry żonę Maksima Litwinowa, zastępcy ludowego komisarza spraw zagranicznych. Jednak nawet pani Litwinow nie była w stanie zarezerwować wygodnego przedziału dla trzech dam z naręczem walizek, skrzyń, pudeł oraz wypełnionych jedzeniem toreb. Zmuszone były więc zająć miejsca na drewnianych ławkach w cuchnącej drugiej klasie. Naprzeciwko nich usadowił się młody człowiek z Moskwy, który przedstawił się jako kurier i okazał się niezwykle pomocnym towarzyszem. Około północy tego samego dnia panie rozpoczęły wreszcie dalszą, rujnującą nerwy podróż, często przerywaną awariami lokomotywy oraz długimi postojami bez żadnego uzasadnienia. Na granicy estońsko-rosyjskiej czerwonoarmiści potrzebowali całego dnia, by dokładnie sprawdzić wszystkich podróżnych. Duncan wydobyła z walizek przywieziony gramofon, nastawiła płytę i na dworcu w Narwie dała swoje pierwsze przedstawienie w Związku Radzieckim. Trzeba przecież korzystać z nadarzającej się sposobności. Zgromadzeni widzowie mogli za darmo podziwiać taneczny kunszt Isadory, a ich dzieci najeść się ciasteczek, cukierków i białego chleba rozdzielanych z zapasów podróżnych artystki. Pragnienia Isadory 29 Kolejna przerwa w podróży i nocleg w pietrogradz-kim hotelu Angleterre, który za kilka miesięcy miał stać się dla tancerki przystanią miłości i namiętności. Duncan nie wyniosła jednak stamtąd dobrych wspomnień i pod koniec życia wspominała Angleterre wyłącznie z bólem. W końcu, rankiem 24 lipca 1921 roku, niewyspane i zmordowane podróżne dotarły do celu. Tancerka, przyzwyczajona do komitetów powitalnych, odświętnie ubranych dziewczynek z bukiecikami kwiatów, patetycznych powitań w rodzaju „Ach, cóż za szczęście! Cóż za zaszczyt!", wreszcie do oczekujących przed dworcem limuzyn, gotowych w każdej chwili zawieźć ją do luksusowego hotelu, coraz bardziej zirytowana rozglądała się za kimkolwiek, kto mógłby ją zabrać z peronu. W końcu kurier zlitował się nad nią i bladym świtem zawiózł wszystkie panie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Minęło jeszcze trochę czasu, zanim udało się znaleźć dla nich odpowiednie zakwaterowanie. Ostatecznie mieszkaniem i siedzibą przyszłej szkoły Isadory Duncan stała się willa pewnej zbiegłej po rewolucji primabaleriny moskiewskiego baletu. Nic dziwnego, że artystka poczuła się jak w domu. Z przepastnej walizy wydobyła uszyty w drogiej paryskiej pracowni kostium „a la bolshevique". Biała toga i sandały, wspomnienie okresu greckiego, pozostały w Paryżu. Teraz, w zgodzie z duchem czasu, tancerka przy- 30 Poeta i tancerka wdziała długi kaftan, wysokie buty z cholewami i czerwony turban. Tak, nowe życie mogło się wreszcie rozpocząć. Gdybyż jeszcze tylko Jeanne, pokojówka, nie wzdragała się tak uporczywie przed tytułowaniem wielmożnej pani towarzyszką i zgodziła się jadać z nią przy jednym stole... „Jestem tylko przechodniem" Świat Sierioży Niełatwo było sobie wyobrazić, że subtelny młodzieniec siedzący obok Duncan na otomanie to nieposkromiony awanturnik, skandalista, jeden z tych, którzy - jak to później ujął Trocki - skażeni panującymi na przedrewolucyjnej wsi nastrojami zamętu i buntu, „weszli na drogę chuligaństwa i swawoli". Chłopak, który wyrwany z rodzinnej wioski, rzucił się w wir miejskiego życia i stracił wszelki umiar. Siergiej Jesienin urodził się w chłopskiej rodzinie w guberni riazańskiej. Wczesną wiosną 1918 roku przeniósł się z Pietrogradu do Moskwy. Działo się to w czasach, gdy ze wszystkich stron - z północy, z południa, a nawet z Syberii nadciągali Biali, aby ostatecznie przepędzić bolszewików z miast i wsi, a przede wszystkim, aby odebrać im władzę na Kremlu. W odpowiedzi bolszewicy proklamowali tzw. komunizm wojenny. Jednak młodych moskiewskich artystów, do których przyłączył się Sierioża, wszystkie te wydarzenia nie zdawały się przesadnie obchodzić. Stanowili 32 Poeta i tancerka oni grupę anarchistów raczej niż komunistów. Sami pragnęli zwać się „imażynistami". Ani bolszewikom ani zwykłym obywatelom nic to nie mówiło. W tamtym czasie przechodnie często widywali grupę młodych mężczyzn sprawiających z pewnością wrażenie przybyszów z innego świata: przesadnie wy-elegantowanych, w cylindrach i kolorowych krawatach, z przerzuconym przez ramię szalem, którego koniec niedbale wlókł się po ziemi lub wręcz przeciwnie - w przenicowanych kraciastych marynarkach i marynarskich czapkach, niczym przedrewolucyjni strojni-sie. Jeden z nich, w cylindrze i szalu, zwany przez pozostałych Sieriożą, raczej powłóczył nogami niż dumnie stąpał: czarne lakierki, które miał na nogach, były na niego sporo za duże. Grupa elegantów zatrzymywała się w jednej z bram, zwykle okupowanej przez pijaków, pokątnych handlarzy i prostytutki. Dwaj panowie w cylindrach wychodzili na środek, przybierali stosowną postawę i recytowali kilka wierszy. Własnych wierszy, jak nie omieszkali głośno podkreślać. Spotykało się to z gorącym przyjęciem wszystkich zebranych, a świeżo mianowani geniusze poezji, odprowadzani pod ramię przez okoliczne dziwki, wrzeszcząc udawali się w dalszą drogę. Przypatrujący się temu niecodziennemu widowisku przechodnie rozpoznawali już w nich znanych w całej okolicy awanturników, którzy całkiem nie- Swiat Sierioiy 33 dawno pozdejmowali tabliczki z nazwami ulic i zastąpili je innymi, zrobionymi przez siebie, z własnymi nazwiskami. Byli to ludzie nieumiejący uszanować żadnej świętości, którzy poprzedniej wiosny poważyli się nawet na to, by własnymi wierszydłami zasmarować szacowne ściany klasztoru Męki Pańskiej (Strastnyj Monastier). Niski dom przygarbi się, kuląc, Stary pies dawno zdechł bez pana. Wśród moskiewskich pokrętnych ulic Śmierć mi widać od Boga pisana. Zawikłane kocham to miasto: Cała postać starcza, swarliwa, Z jego złotą uśpioną Azją, Co na kopułach spoczywa. A gdy nocą zaświeci księżyc, Jak... cholera go wie! Pod księżycem Skręcam, wlokąc się, głową ciążąc, Do spelunki w znajomą ulicę. Zgiełk i wrzask w tej mordowni dzikiej Ale całą noc aż do świtu, Prostytutkom recytuję wierszyki, Z bandytami chleję spirytus. (fragment poematu Moskwa pijacka, przeł. Adam Pomorski) 34 Poeta i tancerka Wkrótce po przybyciu do Moskwy Jesienin natknął się na owego łazęgę w kraciastej marynarce. Poeta Anatol Marienhof stał się szybko jego najlepszym przyjacielem, a później niezrównanym kronikarzem. Przez długi czas panowie byli nierozłączni, razem marzli i głodowali, razem klepali biedę i pławili się w luksusach. Do żadnego innego człowieka na świecie Jesienin nie odnosił się z tak niezmienną życzliwością, miłością niemal, jak do swojego przyjaciela Toli. Na ulicach Moskwy, na Kudrińskiej czy Powar-skiej, tłumy ludzi godzinami stały po dwa funty drewna i pudełko zapałek, po ochłap końskiego mięsa lub kawałek suszonego dorsza. Prywatny handel zdelegalizowano, państwowy ciągle nie funkcjonował. Poeci żywili się więc breją z zimnej wody, mąki i odrobiny cukru - otrzymane „ciasto" godzinami zalegało w żołądku i ciążyło niczym kamień. Ale niedługo później Sierioża, birbant i hulaka, spędzał całe noce przy karcianym stoliku, a wygrany w ten sposób majątek wydawał na dostępne na czarnym rynku pszenny chleb i słoninę. Jednego dnia artyści mogli pożywić się wyłącznie przemarzniętymi kartoflami, a już następnego - trwonili honoraria na ponczowe ciastka i prawdziwą, ziarnistą kawę (nabyte, ma się rozumieć, nielegalnie). Zasada „raz na wozie, raz pod wozem" sprawdzała się też przy poszukiwaniu mieszkania. Domostwa poetów zmieniały się jak w kalejdoskopie: z maleńkiego Świat Sierioży 35 pokoiku przy Patriarszych Prudach przenosili się do luksusowego apartamentu, w którym bezimienna dobra dusza w wykrochmalonym fartuszku cierpliwie za-prasowywała ostre jak brzytwa kanty na spodniach artystów. Wiosną 1919 roku Tolę i Sieriożę opuściły jednak wszystkie dobre dusze. Bezdomni, spędzali noce w rozmaitych pakamerach, na parkowych ławkach lub kawiarnianych kanapach. Zimą udało im się wprawdzie znowu znaleźć przestronne lokum, jednak mróz przymusił ich do przeprowadzki do łazienki: poeci napalili w piecu książkami i wpełzli do wanny. Ale co tam: najważniejsze, że cylinder się nie zamoczył. „Pisaliśmy przy jednym biurku, a gdy ogrzewanie się zepsuło - spaliśmy pod jednym kocem" - wspominał po latach Marienhof. „Przez cztery lata nigdy nie widywano nas osobno; mieliśmy wspólne pieniądze, co jego, to i moje, a co moje - jego... Nasze wiersze wydawaliśmy w jednym tomie i dedykowaliśmy je sobie nawzajem; każdy z nas zawsze wiedział, na jaki temat milczy drugi". Czy taki właśnie był prawdziwy Jesienin? Spragniony przyjaźni, oddany, łagodny? Czy jego zuchwalstwo, prostactwo, krzykliwość brały się istotnie tylko z niepewności, czy była to istotnie wyłącznie poza? Z pewnością Jesienin, wraz z podobnie nastawionym Marienhofem, marzył o nastaniu złotego wieku poezji. Obaj chcieli wierzyć, że nadejdzie on niebawem. 36 Poeta i tancerka Po rewolucji październikowej w Rosji powstało całe mnóstwo szkół i kierunków literackich. Były wśród nich ekspresjonizm, naturalizm, futuryzm, surrealizm, a także tzw. Proletkult. Cóż prostszego, uznali Tola, Sierioża i ich zwolennicy, niż utworzyć kolejny kierunek, nazwany imażynizmem, zgodnie z ich wyobrażeniami na temat zadań sztuki. Czy nie byłoby łatwiej, pomyśleli, przebić się jako grupa? W początkach 1919 roku imażyniści ogłosili manifest założycielski, w którym przekreślali wszelkie inne szkoły i kierunki, a za jedyny cel i sens sztuki uznawali przedstawianie życia poprzez obrazy. Ich tworzenie było według nich najważniejszym zadaniem poezji: Wy - poeci, malarze, reżyserzy, muzycy i pisarze. Wy! - jubilerzy gestów, szerzyciele kolorów i kształtów, szlifierze słów! Wy! - najemnicy piękna, kupczycy prawdziwej sztuki... My, autentyczni rzemieślnicy sztuki, my, szlifujący obraz, czyszczący formę z kurzu treści lepiej niż pucy-but uliczny buty, stwierdzamy, że jedynym prawem sztuki, jedyną i niezrównaną metodą jest ujawnienie życia poprzez obraz i rytm obrazów. Och, w naszych dziełach dosłuchacie się swobodnej poezji obrazów. Liczy się obraz i tylko obraz...* * Fragment manifestu M;y... za biografią Jesienina: Elwira Wa-tala, Wiktor Woroszylski, Zycie Sergiusza Jesienina, Warszawa 1973. Świat Sierioży 37 Stworzenie własnego ugrupowania okazało się mądrym posunięciem. Z grupami, oficjalnie zarejestrowanymi w urzędzie i złożonymi z powiązanych ze sobą (nawet jeśli dość luźno) twórców, bolszewicy radzili sobie lepiej niż z chadzającymi samopas intelektualistami. Nie minęło więc wiele czasu, a wspierani przez władze artyści weszli w posiadanie własnej księgarni, wydawnictwa, a nawet własnej siedziby, tzw. Żłobu Pegaza. Wnet ukazały się też liczne tomiki z wierszami Jesienina. Obaj przyjaciele zwykli w tamtych czasach spędzać wieczory właśnie w Żłobie Pegaza, kawiarni na Bulwarze Twerskim. Zbierał się tu barwny ludek: poeci rozmaitych szkół, młodociani aktorzy, malarze o bujnych, choć nieco brudnych czuprynach, wreszcie wszelkiej maści samozwańczy intelektualiści, wyróżniający się głównie za pomocą cwikiera i czecho-wowskiej bródki. W Żłobie Pegaza bywali zarówno toporni czerwonoarmiści, jak i blade subtelne panienki rozmiłowane w literaturze, a także „kwiat półświatka", czyli potentaci nielegalnego rynku wraz z damami serca: oni w futrzanych pelisach z karakułowym kołnierzem, one w wieczorowych kreacjach. Byli tacy, co nazywali to zbiorowisko „niedorżniętymi burżujami"*. * Tak określa to A. Marienhof w Romansie z przyjaciółmi, przeł. A. Galis, Warszawa 1968. 38 Poeta i tancerka Do kawiarni często zapraszano krytyków i profesorów z odczytami na temat rewolucyjnej poezji i innych związanych z literaturą kwestii. Najpopularniejsze były jednak wieczory recytatorskie samych poetów, a już gdy swoje nowe wiersze czytał jeden z najpopularniejszych twórców w tym gronie, kawiarnia regularnie pękała w szwach. Bohaterami publiczności byli lirycy. Jednego dnia czytali wiersze w Muzeum Politechnicznym, następnego w hali fabrycznej, by niedługo później zaprezentować się w Sali Kolumnowej na Kremlu lub w jednej z kawiarni literackich. Wycieńczeni komunizmem wojennym, osłabieni, wygłodniali słuchacze siedzieli jak zaczarowani. Jesienin cieszył się wśród nich szczególną popularnością. W jego wierszach podobał się przede wszystkim brak sztuczności, ujmowała „prawdziwa rosyjskość", fascynował związek z rodzinną ziemią. Gdy Jesienin deklamował, przed oczami słuchaczy rozpościerały się rozległe, prześwietlone łagodnymi promieniami słońca równiny, nietknięte powstaniami, wojną czy głodem. Wielbiciele nazywali go ostatnim piewcą wsi, poetą sławiącym uroki brzeziny i stepu, tokowanie głuszca i dzwoniącą w uszach ciszę, ciemne jesienne niebo i letni skwar. (...) O, Rusi, malinowe pole I niebiosa na dnie rzeki, Świat Sierioży 39 Kocham przez radość i przez boleść Smutek jezior twych głęboki. Chłodnej żałości nikt nie zmierzy, Ty na mglistym brzegu stoisz. Ale nie kochać cię, nie wierzyć -Próżno się uczy serce moje. I już nie oddam kajdan ślepych, I nie chcę wyjść z długiego snu, Kiedy w rodzinnych słychać stepach Modlitwę z ostnicowych ust. (przeł. Tadeusz Nowak) Każdego chętnego słuchacza zwolennicy Jesienina spieszyli poinformować, że to on właśnie jest pierwszym spośród liryków rewolucji. W niektórych jego wierszach, jak choćby tym, cytowanym powyżej, kochano czułość, delikatność i łagodną melancholię. W innych, w których „piewca wsi" prezentował swoje drugie oblicze, ceniono bezczelność, zuchwałość, śmiałość, wręcz agresję, tak bliskie otaczającej rzeczywistości. „Naiwność, ufność, dziecięca niemal łagodność sąsiadowały w duszy Jesienina ze swego rodzaju rozbrykaniem, graniczącym nieraz z grubiaństwem, z zarozumiałością, ocierającą się wręcz o bezczelność. 40 Poeta i tancerka W tych paradoksach tkwił jego wielki urok. Ludzie kochali Jesienina i wybaczali mu rzeczy, które nikomu innemu nie uszłyby płazem" (Georgij Iwanow)*. A jak cudownie deklamował! Współcześni opisują, jak spoglądał na publiczność z chłopięcym uśmiechem, na przemian szeptał i krzyczał, raz melodyjnie zawodząc, innym razem mrucząc jak kot. Jak olśniewał i szokował, w jednej chwili roztaczając przed słuchaczami obraz sielskiej idylli, by w chwilę później rozbić go sprośnym żartem. Jak uwodził głosem, gestami, mimiką-fenomenalnie! Cudownie! Niedościgle! Jednak takie kontrasty charakteryzowały nie tylko twórczość Jesienina, ale także całą porewolucyjną rzeczywistość. Gdy po wieczorze jesieninowskim publiczność wylęgała z kawiarni na ulice, przed jej oczami pojawiały się zaprzężone w konie wózki pełne zwłok -ofiar tyfusu lub innej szerzącej się choroby. Na Kremlu jak zawsze złociły się kopuły, ale Twerską ciągnęły tłumy złożone z brodatych mężczyzn w szarych uniformach i czapkach ze skóry łosia. Domagamy się masowego terroru - skandowali. Rosyjski pisarz Ilja Erenburg, który do 1940 roku właściwie cały czas mieszkał w Europie Zachodniej, twierdził, że tak naprawdę jedynym powodem przyłączenia się Jesienina do imażynistów była „chęć wzię- * Rosyjski poeta, akmeista, w jego wspomnieniach wielokrotnie mowa o Jesieninie i jego romansach. Świat Sierioży 41 cia się za łby z futurystami". Nie da się ukryć, że nowa grupa rzuciła futurystom wyzwanie. Jeden z punktów manifestu imażynistów głosił: „Zawołajmy zgodnym chórem: futuryzmowi i futurzeniu - śmierć!". Głównymi oponentami w obu nurtach byli: Siergiej Jesienin po „naszej" stronie, a po stronie „wroga" - pisarz i poeta z potarganymi włosami i dzikim wzrokiem, odziany w nieodłączną żółtą rubaszkę, przywódca futurystów Włodzimierz Majakowski. Futuryści rościli sobie pretensję do bycia jedynymi wyrazicielami nowej, rewolucyjnej sztuki, pragnęli więc utrącić imażynistów. I dopóki chodziło o kwestie czysto polityczne, Majakowski istotnie miał znacznie lepsze notowania niż jego główny konkurent. Dość wspomnieć, że członkiem partii komunistycznej został jeszcze w czasach szkolnych. Jesieninowi natomiast odmawiano przyjęcia w szeregi komunistów, ponieważ w decydującym, 1917 roku, sympatyzował raczej z eserami (socjal-rewolucjonistami), a więc z partią, która - nastawiona do caratu równie opozycyjnie jak bolszewicy - lekceważąco traktowała rolę industrializacji oraz klasy robotniczej i zwracała sie przede wszystkim do chłopstwa. Mimo wszelkich różnic antagonistów sporo łączyło, choćby pasja, namiętność, zapalczywość. Czas pokazał, że czekał ich również podobny koniec. Na razie jednak dla obydwu najpopularniejszych rosyjskich poetów liczyła się przede wszystkim jedna kwestia, 42 Poeta i tancerka obaj dręczyli się jedną myślą: Kto jest lepszy? Komu przypadnie palma pierwszeństwa? Do kogo należy Rosja? Odpowiedź na to pytanie zależała jednak przede wszystkim od tego, jaką drogą pójdzie Rosja w najbliższych latach. Majakowski uchodził za poetę mas robotniczych, proroka wieku maszyn. Dla Jesienina natomiast nowy świat był możliwy do zaakceptowania tylko pod warunkiem, że zachowałby bez zmian świat stary, wieś i wioskową wspólnotę, stada bydła i śpiew ptaków, rozległe stepy, lasy i łąki. Rewolucja miała ocalić i ochronić to, co warte ocalenia, a czemu, jak sądził, w najwyższym stopniu zagrażały rozmaite nowinki z Ameryki, przeklętego kraju kolei żelaznych, stali i trustów, gdzie „naturę wciska się w beton, niczym w kaftan bezpieczeństwa". Na początku lat dwudziestych niezwykle popularne były „sądy nad poetami", podczas których dochodziło do najostrzejszych konfrontacji między przedstawicielami rozmaitych ugrupowań. Występowali tam „oskarżający" i „oskarżeni", powoływano też „biegłych", a zaangażowana publiczność dzieliła się na „prokuratorów" i „adwokatów". „Sąd nad imażynistami" odbywający się w wielkiej sali moskiewskiego konserwatorium zakończył się -dzięki Jesieninowi - „uniewinnieniem", mało tego, burzliwymi owacjami dla „oskarżonych". Po długich Świat Sierioiy 43 dysputach Jesienin zaczął po prostu recytować swoje wiersze, a jego oskarżyciel mógł jedynie przyznać, że to najlepsze strofy, jakie napisano w ostatnich latach. Nikt nawet nie przypuszczał, że część obecnych, znajdujących taką przyjemność w tych „rozprawach", raptem dziesięć lat później stanie przed prawdziwym trybunałem i zostanie skazana na śmierć w ramach jednego z procesów pokazowych. Nie można było tego przewidzieć, bo na początku lat dwudziestych w młodym i nieuporządkowanym jeszcze państwie radzieckim pisarze, poeci i inni artyści mieli niemal nieograniczoną swobodę. Co prawda sam Lenin, „przywódca światowej rewolucji", miał, jeśli chodzi o sztukę, iście drobnomieszczańskie poglądy. Gdy podczas przedstawienia na Kremlu usłyszał jeden z gwałtownych, brutalnych wierszy Majakowskiego, wykrzyknął: „Co za bzdury!", a jego najsłynniejsze utwory nazwał niedorzecznymi i napuszonymi głupotami. „Prawdziwa" literatura kończyła się dla niego na Puszkinie. Co się zaś tyczy futurystów, to ich pojawienie się skłoniło wodza rewolucji do opinii, że gdzieś muszą też istnieć „autentyczni antyfuturyści". Miejsce to mogliby zająć imażyniści, jednak lektura wiersza Marienhofa przekonała Lenina, że utwór ten musiał stworzyć „chory chłopak". Odwoływanie się do ludowości i tradycji jako probierza wartości sztuki podchwycił w najbliższych latach Stalin i uczynił elementem walki politycznej. 44 Poeta i tancerka Na razie jednak artyści cieszyli się dużą swobodą wypowiedzi, co zawdzięczali przede wszystkim Anatolowi Łunaczarskiemu, ludowemu komisarzowi ds. sztuki i oświaty. Łunaczarski, człowiek uprzejmy, życzliwy i tolerancyjny nawet wobec tych, których twar-dogłowi towarzysze uznawali za „elementy reakcyjne", był głęboko przekonany, że w nowej, sowieckiej Rosji powinna panować jak największa swoboda twórcza. Tylko dzięki temu, twierdził Łunaczarski, twórcy zdołają wpoić masom ideały i cele rewolucji, tylko wtedy pomogą wprowadzić zacofaną Rosję w dwudziesty wiek. To właśnie dzięki jego liberalnej polityce życie kulturalne w pierwszych latach po rewolucji było tak olśniewająco bogate i różnorodne. Wszystko to działo się w tym samym czasie, w którym podczas obrad Zjazdu Rad komuniści nawoływali do „masowego terroru wobec burżujów i ich popleczników", a w kwaterze głównej partii bolszewickiej wydano zarządzenie, by wymordować wszystkich bogatych Kozaków. Artyści, którzy, jak choćby Majakowski, byli wojowniczymi obrońcami nowego porządku, argumentowali, że to język właściwy rewolucji, swego czasu używany też przez Dantona i Robespierre'a, a ponadto rezultat krwawej i wyniszczającej wojny domowej. Byli też jednak tacy, m.in. wielu aktorów i śpiewaków, którzy po prostu kompletnie nie interesowali się polityką. Świat Sierioiy 45 W tym wszystkim Jesienin, dla którego „aparat" nowego państwa był obcy i niezrozumiały i którego od czasu do czasu dręczyły wątpliwości, czy obrana droga aby na pewno jest słuszna, pragnął mimo wszystko uchodzić za piewcę rewolucji, „stojącego całkowicie po stronie Października". Na rosyjskiej ziemi miano jego zdaniem wcielić w życie utopię, która da chleb i silę wszystkiemu, co żyje, a całej ludzkości przyniesie wybawienie. Niebo - jest dzwonem, Księżyc - językiem. Matko - ojczyzno, Jam bolszewikiem (fragment wiersza Gołąbka Jordanu, przeł. Mieczysława Buczkówna) Tak wyglądał świat Jesienina, gdy pojawiła się w nim Isadora. Poeta osiągnął wtedy apogeum, był to najlepszy okres jego życia. „Jedyny, na którego czekałam" Szczęśliwe chwile na Prieczystience Był sobie raz zamożny fabrykant, który pragnął żyć jak udzielny książę. Smirnow - bo o nim mowa - produkował wódkę, a jego nazwisko do dziś znane jest na całym świecie. Ów bogacz postawił sobie pałac z białymi marmurowymi schodami i masywnymi marmurowymi kolumnami. Drzwi w pałacu były mahoniowe, inkrustowane brązem, lustra - kryształowe, od sufitu do podłogi. Sufity pokryto freskami, ściany wyłożono hebanem lub obito jedwabiem czy adamaszkiem. Pompatyczne malowidła o tematyce batalistycznej pyszniły się w ciężkich, złoconych ramach. Ale pewnego dnia fabrykant czy to zbankrutował - co mało prawdopodobne, wziąwszy pod uwagę, co wytwarza - czy to przejadł mu się ostentacyjny przepych, dość, że sprzedał ów wspaniały pałac na Prieczystience. Nabył go inny milioner, oczyma duszy widząc, jak przez olbrzymie sale przepływa na puentach Szczęśliwe chwile na Prieczystience 47 i w tiulowej spódniczce jego żona, słynna Aleksandra Bałaszowa. Tę primabalerinę carskiego baletu uwielbiała w owym czasie cała Moskwa. Po rewolucji Bałaszowa uciekła do Paryża, a pałac upaństwowiono. Kilka miesięcy po przyjeździe Isado-ry, latem 1921 roku, towarzysz Łunaczarski, odpowiedzialny, jak już wspomniano, za rewolucyjną sztukę, zdecydował, że dawna rezydencja baleriny powinna w dalszym ciągu stanowić siedlisko sztuki tanecznej. Tym razem jednak miał to być taniec nowoczesny i postępowy. Postanowił więc przekazać budynek przy Prieczystience 20 mieszkającej obecnie w Moskwie Amerykance Duncan. Wykwaterowano zamieszkujące pałac rodziny, zbiegłe z terenów ogarniętych wojną domową, i pozwolono wprowadzić się Isadorze. Obu swoim powiernicom, Jeanne i Irmie, tancerka natychmiast wydała dyspozycje, aby w miarę możliwości oswoić zimny i onieśmielający luksus pałacu, czyniąc nowy dom jak najbardziej przytulnym. Ze skrzyń i kufrów wydobyto więc błękitne zasłony, typowy element wystroju we wszystkich mieszkaniach Isa-dory. Zawieszono je na ścianach razem z kupionymi swego czasu w Grecji długimi wstęgami z czerwonego materiału. Na sofach i fotelach panie rozłożyły weneckie chusty, żyrandole osłoniły przezroczystymi szalami z francuskiego jedwabiu, a długi i masywny stół w stylu empire przykryły płachtą kolorowego rosyjskiego perkalu. 48 Poeta i tancerka W pokojach nowe lokatorki rozłożyły na podłodze poduszki, dywany i skóry. Przerażone pustką panującą w olbrzymich pomieszczeniach przytargały nawet kupione gdzieś włosiane wałki i materace. Tak właśnie -barwnie, oryginalnie, egzotycznie i przytulnie zarazem - prezentował się dawny pałac Bałaszowej w dniu, gdy po raz pierwszy odwiedził go Siergiej Jesienin. Przyjęcie w atelier u Jakułowa dobiegało końca. Za oknem dniało, gdy około czwartej nad ranem wyszli Siergiej z Isadorą. Poeta recytował swoje wiersze. Tancerka nie rozumiała słów, ale mogła pochwycić ich rytm i melodię. Nieznane dźwięki tchnęły magią, przywoływały przed oczy rozmaite obrazy, wreszcie -nasilały pożądanie. Isadora rozpuściła włosy, pozwalając swobodnie opadać długim lokom. Białymi miękkimi ramionami oplotła szyję Sierioży. „Jesienne radości" - jak głosiła owa samozwańcza Afrodyta - „są tysiąckroć potężniejsze, straszliwsze, piękniejsze" niż rozkosze wiosny czy lata*. A co na to wszystko Jesienin? Czy podbiła go egzotyczna czarodziejka? Czy wprawiła w oszołomienie kobieta, niepodobna do żadnej innej, które miał okazję poznać? Czy opętała chęcią, by zostać nie zdobytym, lecz zdobywającym, poskromicielem tej grandę * Cytaty za: Isadora Duncan, Moje życie, przeł. Karol Bunsch, Warszawa 1974. Szczęśliwe chwile na Prieczystience 49 amoureuse i znanej na całym świecie artystki? Czy nie zauważył w jej działaniach odrobiny samookłamywa-nia się, każącego przedkładać marzenia nad rzeczywistość? Czy widoczna na pierwszy rzut oka zaborczość artystki nie przerażała go ani trochę? Zdaniem poety, wszystkie kobiety powinny przecież przypominać dziewczęta i matrony z jego wioski - ciche, łagodne, pobożne. Tymczasem Isadora sięgała po to, na co miała ochotę - i olśniewała. Naturalnie, tancerka była przyzwyczajona do tego, by wedle życzenia brać sobie najrozmaitszych kochanków. Jeśli nikogo innego nie było pod ręką, mógł to być nawet palacz na statku, fordanser czy bokser. Jednak, jak się zdaje, tym razem Amerykance nie chodziło jedynie o przelotny romans. W ramionach młodego poety czuła się wyjątkowo szczęśliwa, była przekonana, że „to będzie ten jedyny, na którego zawsze czekałam, to będzie wielka miłość, wskrzeszająca po raz ostatni moje pogrzebane już szczęście". Jesienin z kolei miał doświadczyć, że kobiecość Isadory przejawiała się na rozmaite sposoby. Tancerka była zarazem dzika i łagodna, uważała się za wcielenie antycznej bachantki, szalonej menady, będąc jednocześnie niezwykle macierzyńska i opiekuńcza. Umiała być wspaniałomyślna, nieznośnie zazdrosna i cudownie wyrozumiała. Ale przede wszystkim jej pojawienie się oznaczało przełom w życiu poety. Wszak niewiele wcześniej pisał: 50 Poeta i tancerka Nie przeklinam, nie plączę, wyklęty, Wszystko minie, jak z jabłoni dym. Starym złotem więdnięcia objęty, Już nie będę młody w życiu tym. (przeł. Tadeusz Nowak) Dzięki Isadorze poczuł się znowu młody i pełny sił. W jego życiu zaświtała nowa jutrzenka. Na początek niech jego druhowie staną się i jej przyjaciółmi. W krótkim czasie pałac Bałaszowej przeistoczył się w kwaterę główną imażynistów i ulubiony lokal moskiewskiej cyganerii. Nowej gospodyni bardzo to odpowiadało, bo nie od dziś uwielbiała towarzystwo, szczególnie innych artystów. Do jej przyjaciół zaliczali się Eleonora Duse, rzeźbiarz August Ro-din czy filozof Ernst Haeckel. W Moskwie nie powinno więc zabraknąć licznych przyjęć, do których przywykła w Europie zachodniej. Hałas, rozgardiasz, biesiady aż po świt - to wszystko było Isadorze po prostu niezbędne do szczęścia. W okresie komunizmu wojennego, w pierwszych latach po rewolucji, bujne życie towarzyskie Moskwy zamarło ze względu na powszechnie panujący niedostatek. Niedługo przed przybyciem Isadory do Rosji rząd zdecydował się jednak na radykalną zmianę polityki. Czasowo powstrzymano nacjonalizację i - aby jakoś opanować całkowity chaos, panujący na rynku 52 Poeta i tancerka Jeśli ukochany wyraził takie życzenie, Isadora tańczyła dla niego i gości. Czasami robił to także on. Odsuwał w kąt wszystkie poduszki, materace i inne graty, po czym przy akompaniamencie bałałajki i klaskania przyjaciół puszczał się w dzikie prysiudy. „Patrz, dziewczyno, tańczyć też umiem!". Na suto zastawionych stołach brzęczało szkło, szampan wylewał się z przepełnionych kieliszków. W oczach Isadory błyszczał nieskrywany podziw. Jesienin wyczuwał jej oddanie i rozkoszował się nim, a nawet podsycał, prezentując się ukochanej w coraz to nowej postaci. Tego dnia Siergiej wydawał się równie radosny i rozkosznie chłopięcy jak tydzień temu, kiedy to, przygrywając sobie na harmonii, wyśpiewywał dla gości zabawne piosenki. Jednak nieco później pod wpływem alkoholu znowu przeobraził się w despotycznego i groźnego władcę, pomiatającego ukochaną. Ale Isadora, która doświadczyła, jak uroczy, ujmujący, czuły i delikatny bywa ten mężczyzna, zupełnie nie mogła pojąć, że można zarzucać mu chamstwo czy awanturnictwo. Czyżby zapomniała, iż ten jeszcze przed chwilą tak czuły Sierioża potrafi w następnym momencie zmieszać ją z błotem i, okładając pięściami, wyrzucić z pokoju? Pewnie liczyła na to, że następnego dnia znów będzie zupełnie inny. Isadora Duncan ubóstwiała zarówno cherubina, jak despotę. Szczęśliwe chwile na Prieczystience 53 Nie minęło wiele czasu i Siergiej przeprowadził się Jo pałacu, do swojej Isadory. To właśnie w Moskwie, na Prieczystience, ten utalentowany duet po raz pierwszy zaprezentował światu farsę pod tytułem jRozstanie i powrót". Sztuka, dla postronnych obserwatorów zarazem śmieszna i przerażająca, grana była w wielu wersjach w różnych krajach. Zakończenie zawsze pozostawało podobne. Dziś odgrywano wariant pod tytułem „Znikający Jesienin". Poeta opowiadał o spotkaniach, na jakie rzekomo był umówiony, i przyrzekał wrócić do pałacu o określonej godzinie. Ale nie wracał. Aby ułatwić mu przychodzenie na czas, przyjaciółka ofiarowała mu nawet złoty zegarek. Jesienin ucieszył się jak dziecko, ale punktualny nie był w dalszym ciągu. Zasypywany zarzutami przez Isadorę, roztrzaskał w końcu kosztowny podarunek. Ta sama wersja, tylko bardziej dramatyczna: nie mówiąc ukochanej ani słowa, Sierioża opuszcza pałac w wigilijny wieczór, by wraz z przyjacielem zajrzeć do innego znajomego - rzeźbiarza. Bawi się tam tak dobrze, że wraca dopiero na trzeci dzień, podczas gdy Isadora niemal odchodzi od zmysłów ze zmartwienia. „Następnym razem pójdziemy do tego atelier wspólnie"- nakazuje tancerka. I tak się też dzieje. Inna odsłona sztuki to „Świat chce rozdzielić kochanków". Poważną rolę w tej wersji odgrywa grono imażynistów. Przyjaciele Siergieja, choć nader chętnie 54 Poeta i tancerka korzystają z gościnności tancerki, nie są jej specjalnie życzliwi. Wręcz przeciwnie - czują się zazdrośni, że artystka „uwięziła" ich kompana, ponadto skargi Sierio-ży przekonują ich, że ci dwoje absolutnie do siebie nie pasują. Dlatego decydują się namówić poetę na wielką podróż do Persji i w ten sposób odciągnąć go od Isadory. Jesienin przystaje na propozycję wyjazdu i na początku 1922 roku wyrusza do Rostowa. Tancerka, spostrzegłszy ucieczkę kochanka, nie wstaje z łóżka, odmawia jedzenia i picia, leży i szlocha. W polowie drogi poeta zmienia zdanie i zamiast do Persji jedzie prosto w ramiona ukochanej. Od czasu do czasu odgrywana jest także wersja pod tytułem „Jesienin wreszcie zrywa". Poeta pakuje manatki (dwie - trzy koszule i para skarpet). „To koniec, na zawsze!" - wrzeszczy i trzaska mahoniowymi drzwiami. Następnie staje ze swoim tobołkiem na progu mieszkania Anatola i wyjaśnia mu: „Miałem jej już po dziurki w nosie!". Marienhof tak opisuje to, co działo się potem: „Dwie godziny po powrocie Jesienina do domu z willi Bałaszowej przybywał odźwierny z listem. Jesienin odpowiadał krótko i nieustępliwie. Godzinę później dzwonił do drzwi sekretarz Isadory, Ilja Iljicz Sznejder. Wieczorem pojawiała się Isadora we własnej osobie. Miała po dziecięcemu opuchnięte wargi, a w porcelanowych spodeczkach niebieskich oczu połyskiwały słone kropelki. Jesienin siedział na krześle, Szczęśliwe chwile na Prieczystience 55 więc padała przed nim na kolana, ujmowała pod nogi i obsypując jego kolana miedzianymi lokami, mówiła: »Anioł«. Jesienin odtrącał ją od siebie. »Wynoś się, idź do...«. Wyklinał ją, jak mógł, a Isadora uśmiechała się jeszcze czulej i jeszcze czulej szeptała: »Ja cze ko-chacz, Sergey Aleksandrowitsch«. Koniec był zawsze identyczny". Jesienin zabierał tobołek i szedł z Isadora z powrotem na Prieczystienkę. Silna wola Duncan i jej własne despotyczne zapędy, skrywane pod opiekuńczością i troskliwością, nie pozwalały jej pozostawić Siergiejowi takiej swobody, jakiej potrzebował do życia. A że w tym nietuzinkowym związku on był bez porównania słabszy psychicznie niż ona, to na ich romans składały się nieustanne kłótnie, rozstania i pojednania. Dla Isadory takie sceny były zupełnie naturalnym elementem współżycia dwojga ludzi. Bez ich dramatyzmu namiętność i pasja łącząca kochanków wydawała jej się mało wiarygodna. Na wielkie uczucie składały się zarówno wielkie radości, euforyczne zachwyty i oczarowania, jak i charakterystyczna dla Jesienina melancholia, jego wybuchy wściekłości i brutalność. Każdy „prawdziwy" mężczyzna od czasu do czasu wpada przecież w szał. Isadora uznawała to za oczywiste od czasu związku z genialnym angielskim scenografem i reformatorem teatru Gordonem Craigiem, a później 56 Poeta i tancerka z Parisem Singerem, synem znanego amerykańskiego producenta maszyn do szycia. Związek z Gordonem Craigiem, ojcem jej córeczki Deirdre, trwał dwa lata, od roku 1905 do początku 1907, i Isadora doskonale pamiętała jego napady wściekłości. Ale przecież takie zachowania tylko podsycały namiętność, a nie niszczyły uczucie! Związek rozpadł się, ponieważ zdaniem Craiga wymagania Isa-dory źle wpływały na rozwój jego własnej działalności artystycznej. Ona z kolei nie chciała ograniczać lub wręcz zawieszać swoich występów tylko ze względu na niego. Wręcz przeciwnie, życzyła sobie, by towarzyszył jej podczas kolejnych tournee. Craig tymczasem zajęty był projektowaniem scenografii, wystawianiem obrazów i współpracą sceniczną z Eleonorą Duse. Singer natomiast, nieprzyzwoicie bogaty i bezgranicznie oddany tancerce ojciec jej synka Patricka, spełniał każdą zachciankę Isadory w nadziei, że kiedyś w końcu zgodzi się zostać jego żoną. W Paryżu, gdzie wspólnie mieszkali, wyprawiał na jej cześć huczne przyjęcia, bywało jednak i tak, że w trakcie takiego wieczoru artystka obdarzała względami innego. Jakże szalał wtedy zazdrosny „Lohengrin"! Gwałtowność i brutalność Jesienina wręcz zachwycała tancerkę. „Mój Boże! Ależ to wspaniałe!". Gdy stał przed nią, pieniąc się z wściekłości, widziała w nim „prawdziwego muzyka", topornego, cudownie mocnego wieśniaka z głębi „prawdziwej Rosji". Nie 58 Poeta i tancerka dość na tym: Isadora nie tylko sądziła, że oto doświadcza prawdziwego uczucia ze strony prawdziwego Rosjanina. Tancerka, sama skądinąd skłonna do tyranizowania innych, rozkoszowała się tu poczuciem podporządkowania. Zarówno dla niej, będącej pod wieloma względami tak wyzwoloną kobietą, jak dla Jesienina, którego oczekiwania w stosunku do płci przeciwnej nie wyszły poza model wyniesiony z rodzinnej wsi, miłość w oczywisty sposób wiązała się z zaborczością, zazdrością, podejrzliwością. Oboje byli przekonani, że w związku dwojga ludzi musi być zawsze zwycięzca i zwyciężony, władca i poddany. Rozkład ról zależał od tego, które z partnerów okazało się bardziej uległe i podporządkowane drugiemu. „Kto kocha, musi cierpieć. Kto kocha bardziej, musi cierpieć więcej!". W związku z Singerem to on był stroną znoszącą więcej cierpień, jako że kochał Isadorę nieporównanie mocniej niż ona jego. Było więc „naturalne", że niekiedy traktowała go bezwzględnie i że on, chcąc nie chcąc, musiał to znosić. W związku z Jesieninem role się odwróciły. Oczywiście, Isadora miała nadzieję, że taki układ nie będzie trwał wiecznie. Ale też nie dziwiło jej zanadto, że tym razem to ona jest stroną bardziej zależną, niekiedy nawet źle traktowaną. W jakimś sensie nawet było jej z tym dobrze, czuła się pokonana, ujarzmiona. Takie między innymi mylne sądy kołatały się po głowie Isadory, gdy głosiła zjedno- Szczęśliwe chwile na Prieczystience 59 czenie człowieka z naturą i uznawała „naturalność" za podstawową zasadę wszystkiego. W moskiewskim Teatrze Wielkim świętowano czwartą rocznicę Rewolucji Październikowej. Z tej okazji Isadora miała po raz pierwszy od przybycia do Rosji wystąpić w nowej stolicy. W loży rządowej zasiadał sam Lenin, a towarzysz Łunaczarski nie odmówił sobie przyjemności osobistego wprowadzenia na scenę słynnej Amerykanki. Duncan wreszcie miała publiczność, o jakiej marzyła: na sali siedzieli czerwonoarmiści, robotnicy i robotnice z moskiewskich fabryk, stenotypistki i sprzątaczki z ludowych komisariatów, bojownicy zasłużeni dla sprawy bolszewickiej, innymi słowy ludzie, którzy w innej sytuacji nigdy nie pozwoliliby sobie na luksus pójścia do teatru. Teraz wszyscy z nabożnym podziwem wpatrywali się w towarzysza Lenina i innych partyjnych przywódców i czekali na podniesienie kurtyny. Duncan tańczyła Szóstą Symfonię Czajkowskiego, a także jego Taniec Słowiański, mający stanowić alegorię uwieńczonej zwycięstwem walki rosyjskiego ludu o uwolnienie spod carskiego jarzma. Wreszcie, clue wieczoru miała stanowić odtańczona przez Isadorę Międzynarodówka. Jeśli w grę wchodziło uczczenie „wielkiej sprawy", tancerka nie gardziła patetycznymi popisami: w czasie wojny wykonała na przykład w Paryżu Marsyliankę. Tym razem reakcja 60 Poeta i tancerka publiczności była podobna: wszyscy podnieśli się z siedzeń i zaczęli śpiewać. W tym momencie na scenę wbiegły dzieci ze szkoły Isadory, ubrane w czerwone fartuszki. Dziewczynki zatoczyły krąg wokół artystki i wzniosły ku niebu wyprostowane ramionka. Ta scena oraz towarzysząca jej rewolucyjna pieśń służyły, podobnie jak na innych masowych imprezach, do zbudowania najwyższego emocjonalnego napięcia. Radziecki „politkicz" znalazł godną siebie choreografkę. Duncan doskonale radziła sobie z takim rodzajem propagandy. Podczas jednego z jej występów w Pietro-gradzie nagle na skutek awarii zgasło światło. Niezra-żona tancerka kazała przynieść na scenę latarnie i zachęciła zgromadzone na widowni trzy tysiące marynarzy do wspólnego śpiewania. Zaintonowano popularną „Warszawiankę", po niej popłynęły kolejne pieśni rewolucyjne. Wieczór był uratowany. Jednak nawet owacje na stojąco nie mogły przysłonić faktu, że zarówno tradycyjnie nastawiona publiczność, jak robotnicy czy żołnierze zwabieni do teatru darmowymi wejściówkami zdecydowanie woleli balet klasyczny niż nowoczesny, ekspresyjny taniec Isadory. Ci zaś, którzy widzieli występy Duncan jeszcze w czasach carskich, nie poznawali teraz lekkosto-pej nimfy i olśniewająco pięknej artystki, jaką niegdyś podziwiali. Gdy odrzucała głowę do tyłu, unosiła ku górze lekko zgięte ramiona i wyciągała dłonie, jakby chcia- Szczęśliwe chwile na Prieczystience 61 ła przyciągnąć niebo do ziemi, jej pozy ciągle jeszcze robiły duże wrażenie. Nie zmieniło się też nadzwyczajne wyczucie rytmu. Ale obecna Duncan nie była już tak rącza i wiotka jak dawniej. Teraz raczej stąpała w zwiewnych czerwonych szatach, krocząc dostojnie niczym kapłanka. Nagle przystawała, klękała, skłaniała głowę, padała na ziemię, zastygała w tej pozycji, po czym wolno podnosiła się i ponownie przemierzała całą scenę. Wyraźnie brakowało niegdysiejszej zwinności i chyżości, zdającej się wymykać prawom grawitacji. Życzliwy obserwator mógł łatwo zauważyć tragizm sytuacji Isadory: tancerka musiała obawiać się, że padnie ofiarą własnych koncepcji, wedle których współczesny taniec miał składać się z nieskrępowanych, naturalnych ruchów. Czy w jej sztuce był wciąż słyszalny ów „puls ziemi", który pragnęła wyrażać? Jesienin był zawsze obecny na moskiewskich przedstawieniach Isadory. Jednak najpiękniejsze chwile para przeżyła właśnie w Pietrogradzie. Początkowo Siergiej zamierzał tylko odprowadzić przyjaciółkę na dworzec. Jednak pod wpływem impulsu, a także przetłumaczonej przez Ilję Sznejdera rozmowy z tancerką w poczekalni, pojechał wraz z nią. Kochankowie zatrzymali się w hotelu Angleterre, rozkoszowali się doskonałymi winami, a gdy po występie przed marynarzami, których zachęciła do śpiewania w świetle latarni, oszołomiona sukcesem tancerka 62 Poeta i tancerka wróciła do garderoby, zachwycony Siergiej wybiegł jej naprzeciw i niemal zgniótł w uściskach. „Po ra pierwszy poczułam, że naprawdę mnie kocha". By luty 1922 roku. „Przysyłajcie nam garnki, talerze, patelnie" Małżeństwo Od pamiętnej nocy, podczas której rozpoczął się romans z Isadorą, nie minęło jeszcze pół roku, gdy Jesienina ponownie odwiedziła „czarna pani melancholia". Jego przyjaciel Marienhof zakochał się w pewnej aktorce, para wkrótce wzięła ślub. W tej sytuacji Siergiej „nie chciał przeszkadzać", być „tym trzecim" i odsunął się od nich. Z kolei inni imażyniści, z którymi tak lubił się spierać, których uwielbiał prowokować, a także ucztować w ich towarzystwie, dawno mu już, jak sam twierdził, obrzydli. Ich chuligańskie wybryki budziły w poecie wstręt. Jesienin pojechał więc do swojej wioski, gdzie ujrzał, jak ginie wszystko, co kochał, a ludzie opłakują dawne czasy. Ponadto ten poeta wsi dawno już odszedł z prawdziwej wsi, geniusz oderwał go od jej mieszkańców, pozbawił poczucia zakorzenienia. Silna 64 Poeta i tancerka potrzeba przynależności, jaką odczuwał, nie była już zaspokajana również przez grono kompanów i wspólne wypady do kawiarni i barów. Nie wystarczała mu także miłość Isadory. A co z mitem rewolucji? Cóż, Jesienin miał liczne zastrzeżenia do ludzi z kręgu Lenina, oni zaś podejrzewali, że poeta należy do tych buntowników, których bardzo trudno będzie wziąć w karby. Mógł być „użyteczny", jak to nazywali, można go było „wykorzystać", ale na to on nie miał ochoty. Ponadto w tamtym czasie, wczesną wiosną 1922 roku, było już wyraźnie widać, że komuniści przymierzają się do znaczącego rozszerzenia uprawnień tajnej policji i ostatecznego rozgromienia pozostałych jeszcze resztek innych partii socjalistycznych. Dawno już zdecydowano, by przywódców eserów, a więc przedstawicieli tej spośród lewicowych partii, z którą Jesienin, podobnie jak wielu innych chłopów, silnie sympatyzował, postawić przed najwyższym Trybunałem Rewolucyjnym za „terrorystyczną działalność kontrrewolucyjną". Latem 1922 roku rozpoczął się pokazowy proces. Ludzie z otoczenia Lenina mieli rację: Jesienin nie był jednym z nich. Z góry założona i pożądana zgodność z bolszewikami okazała się iluzją. Już dwa lata wcześniej poeta tak pisał do przyjaciółki w Charkowie: „Bardzo mi teraz smutno, że historia przeżywa ciężką epokę uśmiercania jednostki jako czegoś żywe- Malżeństwo 65 go, przecież nadchodzi absolutnie nie ten socjalizm, o którym myślałem, ale coś tak jasno zdefiniowanego, ostatecznego i celowego, niczym Wyspa Świętej Heleny, bez chwały i bez marzeń. Ciasno w nim żywemu, ciasno budującemu most do niewidocznego świata, bo rąbie się i wysadza te mosty spod nóg przyszłych pokoleń. Naturalnie, przed kim się je odkryje, ten zobaczy wtedy te pokryte już pleśnią mosty, ale zawsze przecież bywa żal, kiedy wybuduje się dom, a nikt w nim nie mieszka, wydrąży się czółno, a nikt nim nie pływa"*. Jesienin nawet nie myślał o emigracji - życie gdziekolwiek poza rodzinnym krajem było dla niego nie do pomyślenia. Gdy w marcu 1922 roku zwrócił się o pomoc do Łunaczarskiego, chciał po prostu zyskać trochę swobody, otrząsnąć się z melancholii i „coś zrobić" - wątek, który przewijał się przez całe jego niespokojne życie. Poprosił więc o pozwolenie na trzymiesięczny wyjazd do Berlina, aby tam przyspieszyć wydanie własnych wierszy, postarać się o edycję książek przyjaciół, a także przyjąć „wszelkie możliwe zlecenia Ludowego Komisariatu Oświaty". Już * Cytowany list pochodzi z sierpnia 1920 roku i adresowany jest do Eugenii Liwszyc, studentki charkowskiego uniwersytetu, poznanej przez Jesienina w trakcie jednej z podróży po kraju. Cyt. za: Watala, Woroszylski, op. cit. (z wyjątkiem fragmentu o Wyspie świętej Heleny). 66 Poeta i tancerka Isadora Duncan i Siergiej Jesienin, sierpień 1922 roku Małżeństwo 67 w pierwszych dniach kwietnia, a więc stosunkowo szybko, uzyskał stosowne pozwolenie. Nie wiemy, jaką rolę odegrała w tym wszystkim Isadora, być może nawet sama zaproponowała tę podróż (ona naturalnie miałaby jechać z nim). Mało prawdopodobne, aby nie przychylała się do tego pomysłu albo go odradzała. Znacznie bardziej odpowiadałoby jej naturze, gdyby postanowiła pomóc ukochanemu, zapewniając mu odmianę, rozerwać go zagraniczną wycieczką, wyrwać z posępnego nastroju przez dostarczenie nowych wrażeń, a także w miarę możliwości postarać się o jak najlepszych lekarzy. Zresztą tancerka również miała powody do rozczarowania. Wprawdzie, jak patetycznie deklarowała w wywiadzie dla gazety francuskiej partii komunistycznej ,,1'Humanite": „Tu w Rosji ma miejsce największy cud, jakiego ludzkość doświadcza od dwóch tysięcy lat... Wszyscy ludzie będą braćmi, porwani wszechogarniającą falą wyzwolenia". Ale na Prieczystience ten „największy cud" raczej trudno było dostrzec. Bolszewicy mieli inne zmartwienia niż „taniec przyszłości" i ideał piękna Isadory. Tysiąc uczennic w szkole tańca? Co za mrzonki! Najwyżej czterdzieści! A i o tę garstkę rząd bynajmniej nie zamierzał się troszczyć. To przecież tancerka powinna dawać przedstawienia i pozyskiwać konieczne pieniądze ze sprzedawanych biletów. Tymczasem właśnie od tego, od uzależnionej od mamony sztuki Isadora uciekła do Rosji! Nie mówiąc już o tym, 68 Poeta i tancerka że wielu członków partii uważało jej starania za zgoła niepotrzebne, jako że za najdoskonalszy, najbardziej realistyczny i najbliższy masom przejaw sztuki tanecznej uznawało tańce ludowe (nazywane przez Duncan „tańcami niewolników"). Isadora musiała zauważyć, jak bardzo zacofani i ograniczeni byli często nawet najbardziej zagorzali bolszewicy. Pewnego razu została zaproszona na przyjęcie przez partyjnych funkcjonariuszy. Pojawiła się tam od stóp do głów spowita w czerwień i spostrzegła, że impreza w zasadzie niczym nie różni się od podobnych wydarzeń w filisterskich kręgach na Zachodzie. Wystrojeni goście przysłuchiwali się ckliwej salonowej muzyczce, w tym frywolnym kuplecikom w wykonaniu francuskiej szansonistki, a na koniec upijali się do nieprzytomności. Oburzona Amerykanka naiwnie, za to bardzo głośno zwymyślała zgromadzonym od „zamaskowanych burżujów". Oni z kolei uznali ją za zwariowaną histeryczkę i operetkową komunistkę. Mimo to tancerka ze wszystkich sił starała się aktywnie uczestniczyć w nowym życiu, przekładała rewolucyjne hasła na język tańca, powiewając czerwonymi chorągiewkami wraz ze swoimi uczennicami, brała udział w licznych demonstracjach. Wyprowadzenie sztuki z zamkniętych przestrzeni akademii i muzeów było w tamtym czasie bardzo popularnym pomysłem, sławionym choćby przez Majakowskiego: „Ulice to nasze pędzle, nasze palety to place". Małżeństwo 69 Jako że rozsądek i zdolność trzeźwej oceny rzeczywistości nigdy nie stanowiły najmocniejszych punktów Isadory, w dalszym ciągu w wywiadach dla zagranicznych gazet przekonywała, że tutaj, w nowej Rosji, może wreszcie, po raz pierwszy w życiu „szeroko rozłożyć ramiona i odetchnąć pełną piersią". A dzieje się tak dlatego, że „skazano na zapomnienie zmurszały wzorzec cnoty wraz z jego mizerną nagrodą w postaci monogamicznej miłości i ograniczonym i ciasnym ideałem rodziny jako celu istnienia. W przyszłości miłość będzie się odnosić nie do «mojej rodziny«, lecz do »całej ludzkości«, nie do «moich dzieci«, ale «wszystkich dzieci«, wreszcie nie do «mojego kraju«, ale «wszystkich narodów«. Pozdrawiam rodzącą się Międzynarodówkę Miłości!". Nadzieje Isadory przerodziły się tu już w zaślepienie. W polowie kwietnia 1922 roku tancerka dostała telegram od rodzeństwa z wiadomością o śmierci matki w Paryżu. Chciała wyruszyć tam natychmiast, zapewne już następnego dnia, ale nic z tego nie wyszło. Od tej chwili jednak przygotowania do wspólnego wyjazdu z Jesieninem wyraźnie przybrały na sile, a i plan podróży uległ znaczącemu rozszerzeniu. Energiczna Amerykanka sama wysyła teraz rozliczne telegramy, przede wszystkim do pewnego nowojorskiego impresaria, który miałby zająć się organizacją tournee w USA dla Isadory i dwudziestu dziewczynek z jej szkoły. Ten zgadza się, proponując pięć- 70 Poeta i tancerka dziesiąt przedstawień po osiemset dolarów za wieczór. Duncan oczekiwała więcej, jednak przyjmuje ofertę. Zarówno Isadora, jak i Siergiej bardzo lubią podróże, czują się więc niezwykle ożywieni. Poeta decyduje się jechać nie tylko do Berlina, ale też towarzyszyć tancerce w Ameryce. Chce pokazać Zachodowi, „co to znaczy być rosyjskim poetą", marzy o tym już od dawna. Isadora natomiast widzi przed sobą potężne wyzwanie: chce oczywiście zdobyć pieniądze na utrzymanie szkoły, ale przede wszystkim pragnie utorować drogę do światowej sławy swemu dwudziestosześcioletniemu wybrańcowi. Chce dzielić się z nim własnymi doświadczeniami, koneksjami, otoczyć miłością i opieką. Wreszcie spełni się to, co nieco na wyrost przepowiadała Jesieninowi w poczekalni moskiewskiego dworca, przed wyjazdem do Pietrogradu: „Będziemy występować razem... Twoje słowa i mój taniec... Podbijemy cały świat". I znowu nie jest jasne, kto pierwszy wpadł na pomysł ożenku. Również w tym wypadku bardziej prawdopodobnym „sprawcą" wydaje się Isadora. Tak czy owak, to ona zaskoczyła bliskich uwagą, że nie byłoby głupio udać się w planowaną podróż jako małżeń- 1 stwo. Będą przecież chcieli wspólnie nocować w hotelu, wagonie sypialnym czy kajucie. Na przeszkodzie staną zaś drobnomieszczańskie wyobrażenia o przy- j zwoitości panujące w zachodniej Europie, a już Małżeństwo 71 zwłaszcza w Ameryce. W USA tylko mąż i żona mogli oficjalnie dzielić hotelowy pokój. Co za zaskoczenie! Zapamiętała przeciwniczka małżeństwa zamierzała oto złamać jedną ze swych najświętszych zasad! Ależ skąd, odpowiadała Isadora. Przecież w państwie radzieckim zniesiono śluby kościelne, a tym samym nierozerwalność związku małżeńskiego. Aby się pobrać, wystarczy tylko dać się zarejestrować i to bez przyjmowania na siebie jakichkolwiek zobowiązań, za to z możliwością jednostronnego anulowania tego aktu. I tak się to właśnie odbyło: 2 maja Siergiej i Isadora opuścili Urząd Stanu Cywilnego jako mąż i żona. Oboje zażyczyli sobie przyjąć łączone nazwisko Jesie-nin-Duncan. Ponadto Isadora zrzekła się przy okazji ślubu obywatelstwa amerykańskiego i otrzymała radziecki paszport. Ta decyzja przysporzyła jej później sporo kłopotów. Na razie jednak nic nie przyćmiewało jej radości. „Wesele! Wesele!", radośnie wykrzykiwała świeżo upieczona żona. „Życzcie nam szczęścia... Przysyłajcie nam garnki, talerze, patelnie! Po raz pierwszy w życiu Isadora ma prawdziwego męża!" Jednak nie tylko te okrzyki pozwalają powątpiewać, czy istotnie małżeństwo z Jesieninem było dla tancerki wyłącznie sposobem na uniknięcie niewygód podczas wspólnej podróży. Ostatecznie wędrowała już po świecie z rozmaitymi kochankami i nigdzie nie miała powodu uskarżać się na niedogodności. Przez 72 Poeta i tancerka długi czas przy okazji występów towarzyszył jej Gordon Craig, z Parisem Singerem również żyła jak żona z mężem, także podczas podróży. Decyzję w sprawie przyznania parze wspólnego pokoju kierownictwo hotelu zwykle uzależniało od tego, jak sławni byli goście i ile pieniędzy skłonni byli wydać. Ponadto małżeństwo zawarte w moskiewskim urzędzie w istocie nie na wiele się przydało. Z Niemiec Jesienin napisał do rosyjskiego menedżera Isadory, Ilji Sznejdera, że z powodu jakichś trudności paszportowych ożenił się ze swoją żoną po raz wtóry, tak że teraz nosi ona wyłącznie jego nazwisko. Tak było jeszcze w Berlinie. Oboje wkrótce o tym zapomną, wyrzucą z pamięci. Zalegalizowanie romansu czy wyraz prawdziwych uczuć? Nie dowiemy się nigdy, co skłoniło kochanków do ożenku, ale dla obojga była to z pewnością zaskakująca decyzja. Jesienin był w końcu świeżo po rozwodzie. Poprzedniej jesieni* zakończyło się jego małżeństwo z pochodzącą z robotniczej rodziny Zi-naidą Reich, sekretarką w redakcji gazety „Dieło Na-roda". Była to pełna temperamentu młoda kobieta, politycznie związana z eserami. W roku 1917 para wzięła kościelny ślub, mieli dwójkę dzieci - synka i córeczkę. Z relacji przyjaciół Jesienina wynika, że poeta czuł się wtedy naprawdę szczęśliwy. Pan domu i oj' * Wg biografii Jesienina (Watała, Woroszylski, op. cił.) rozwód nastąpił 19 lutego 1921. Małżeństwo 73 ciec dzieciom, mieszkający z własną rodziną, we własnym domu w Pietrogradzie - ta rola zdawała się mu bardzo odpowiadać. Jednak rodzinna sielanka szybko go znużyła, okazało się ponadto, że żona ukryła przed nim istnienie wcześniejszych kochanków. Poeta przeniósł się do Moskwy. Cóż pozwalało sądzić, że ten niestały, niespokojny człowiek nie znudzi się małżeństwem i tym razem? Z kolei każdy, kto miał okazję bliżej poznać Isado-rę, nie mógłby nigdy przypuszczać, że ta zapamiętała przeciwniczka małżeństwa zgodzi się pewnego dnia na ślub w jakiejkolwiek postaci. Szczególnie małżeństwa artystów uważała Duncan za szkodliwe i hamujące twórczy rozwój obojga. Dzieci - proszę bardzo, kochała dzieci. Jednak poślubić Craiga tylko dlatego, że był ojcem jej córki - cóż za niedorzeczny pomysł! Gdy pojawiło się na świecie kolejne dziecko Isadory, jego ojciec, Paris Singer, zaproponował tancerce ożenek. W pewnym sensie przyjęła propozycję, godząc się na trzymiesięczne „małżeństwo na próbę", jednak jeszcze przed upływem tego terminu opuściła pałac Singera z innym mężczyzną. Po tragicznej śmierci obojga dzieci Isadorze zdarzało się składać rozmaitym przystojnym mężczyznom propozycje „zrobienia dziecka" i gotowa była wychowywać je samodzielnie. Czyżby teraz przestraszyła się starości i samotności? W ramionach Siergieja czuła się znowu młoda, była pewna, że poeta jej potrzebuje, a sama darzyła go 74 Poe ta i tancerka wielkim uczuciem. Kochała w nim artystę i muzyka, uwielbiała zarówno łagodność, jak i brutalność jego natury. Gdy nocą tuliła go w ramionach i spoglądała na rozjaśnioną przypadkowym światłem twarz, zdawało jej się, że ma znowu przed sobą swojego małego synka, Patricka. Byleby tylko nie stracić go ponownie! Motywy Jesienina także pozostają niejasne. Ci, którzy znali go bliżej, mówią często o jego żądzy sławy. W Romansie bez łgarstwa Marienhof przytacza anegdotę o wycieczce samochodowej, którą odbyli w towarzystwie rodzeństwa Szalapinów, dzieci słynnego rosyjskiego śpiewaka. Siergiej miał przez cały czas wpatrywać się głęboko w oczy nieładnej panny i emablować ją co sił, by po powrocie czym prędzej zapytać: „Tola, jak myślisz: ja i Szalapinówna? To byłoby coś, nie? A może ja ją poślubię?". Żądza sławy jako przyczyna ślubu? Niewykluczone, niedługo przed śmiercią Jesienin zdążył się jeszcze przecież ożenić z wnuczką Tołstoja. Sekretarz Isadory, Ilja Sznejder, widział w miłości Amerykanki i Rosjanina „zderzenie dwóch epok, dwóch ideologii, dwóch światów". Początkowo niemożność werbalnego porozumiewania się stanowiła dla obojga podniecające, egzotyczne przeżycie wytwarzające aurę tajemniczości. Usiłowali się więc porozumieć za pomocą oczu, rąk, ust, języków i ciał - namiętność zastępowała im rozmowy i pozwalała zapomnieć o różnicy wieku. Jednak obojgu szybko przestały wystarczać ekstatyczne westchnienia. Małżeństwo 75 Jesienin znał wyłącznie język ojczysty. Duncan mówiła całkiem nieźle po francusku (nawet jeśli z silnym amerykańskim akcentem), rozumiała też po niemiecku. Teraz uczyła się od podstaw rosyjskiego według wzoru: „Co to jest? To jest ołówek. Jaki jest ołówek? Ołówek jest czerwony". Następnego dnia Isadora uznała, że lekcje lekcjami, a ona musi wiedzieć, jak ma po rosyjsku dać do zrozumienia przystojnemu mężczyźnie, że pragnie go pocałować. „I nie tylko, no wiecie!". Na kartce papieru spisała potrzebne zdania i zleciła swoim podwładnym znalezienie stosownych odpowiedników po rosyjsku. Jej bardzo prosty język, błędy gramatyczne, amerykański akcent - wszystko to musiało sprawiać Jesieninowi wręcz fizyczny ból. Nie mógł jej ani wyznać miłości, ani porozmawiać o swoich nadziejach, marzeniach, zwątpieniu, melancholii, o tym, co jasno widział w przebłyskach politycznej świadomości, że komunizm „to nie to, co uratuje Rosję". Dzięki przekładom tancerka mogła poznać trochę jego wierszy. „Bardzo melodyjne" - stwierdziła. Siergiej siedział więc i milczał, z rozpaczą wpatrując się w sufit. Isadora była oczywiście oczytana: znała Dickensa i Szekspira, greckich tragików, a dzięki licznym kochankom - także pisarzy francuskich. Ale cóż mogła wiedzieć o Puszkinie czy Gogolu? O rosyjskiej poezji? A gdyby nawet miała na ten temat jakieś pojęcie - 76 Poeta i tancerka nie umiała przecież tego powiedzieć! Można więc było tylko wspólnie siedzieć i milczeć. „Rzygać się chce!", skarżył się Jesienin przyjacielowi. Każde z nich miało swój świat, którego drugie nie znało i nawet nie mogło poznać. W takich chwilach Siergiej wyraźnie widział zmarszczki na twarzy Isadory, słyszał jej ciężki oddech, mimo że nie tańczyła, i zdawał sobie sprawę, że jest rówieśnikiem raczej adoptowanej córki tancerki niż jej samej. Siedemnaście lat to wielka różnica: gdy na przełomie wieków on uczył się w czteroklasowej wiejskiej szkółce, ona triumfowała w europejskich stolicach, a niedługo później wydała na świat pierwsze dziecko. Mieli wprawdzie dość podobne doświadczenia z dzieciństwa: oboje dorastali bez ojca, który porzucił rodzinę. Isadorę wraz z trójką rodzeństwa wychowywała samotnie matka, Siergiejem zajęli się kochający dziadkowie. Było to jednak zbyt mało, by naprawdę zbliżyć kochanków, zwłaszcza że mimo pewnych analogii ich dzie-ciństwo, rodzina, pochodzenie były całkowicie różne. Siergiej wychował się w małej wiosce wśród stepów, ona w San Francisco - wielkim mieście nad brzegiem oceanu. On, wychowywany w bardzo pobożnej rodzinie, zaczytywał się w dzieciństwie Biblią i Słowem o pułku Igora. Jej matka, o zdecydowanie antyklerykalnych Małżeństwo 77 poglądach, wpajała dzieciom: „Zamiast »Bóg«, czytajcie »Natura«...". Ulubionymi autorami młodej tancerki byli Whitman i Rousseau. „Jestem prawdziwą poganką - deklarowała - moją religią jest taniec". Jesienin pochodził z tradycyjnej rodziny chłopskiej, Duncan dorastała w środowisku cyganerii, żyjącej z dnia na dzień i odrzucającej mieszczańskie konwenanse. O takich ludziach mawiano, że są „niepoważni". „Często mieli na karku policję, prośbami i pochlebstwami nieustannie usiłowali wkupić się w łaski rozmaitych przedsiębiorców, zalegali z czynszem i wyłudzali jałmużnę od bogatych filistrów" - pisał John Dos Passos. Oboje byli samoukami: ona nigdy nie ukończyła szkoły baletowej, on też nie miał za sobą żadnych „kursów pisania". Siergiej właściwie miał zostać nauczycielem, ale podobnie jak Isadora nie wyobrażał sobie nawet, by sprzeciwić się temu, co uznał za swoje powołanie. W jego przypadku miało to być osiągnięcie pozycji „najznamienitszego poety Rosji", w jej - „największej tancerki epoki". Tak, żądza chwały z pewnością zbliżała do siebie kochanków. Isadora już w wieku dwunastu lat uczyła inne dzieci, jak tańczyć. Niespełna siedemnastoletni Siergiej wyruszył spod Riazania do Moskwy, a potem do Pie-trogradu, by pokazać światu swoje wiersze i poznać odpowiednich ludzi. Każde z nich w równym stopniu odczuwało radość z występów i podobnie szukało uzna- 78 Poeta i tancerka nia. Dążenie do samorealizacji i skłonność do czynienia własnego życiorysu elementem sztuki - chyba właśnie te cechy najbardziej łączyły tych dwoje. Zarówno Siergiej, jak i Isadora mieli własne wyobrażenia na temat wzajemnych związków sztuki, życia i natury. Ona podkreślała wspólnotę różnych sztuk: tańca, muzyki i malarstwa. Ruchy tancerza winny jej zdaniem stanowić przedłużenie ruchów ziemi, fal, wiatru i w ten sposób łączyć w jedno naturę i sztukę. W jego wierszach cały wszechświat stapiał się w jedność. Jesień wjeżdża do wsi jako czerwona szkapa, księżyc jawi się źrebakiem, człowiek w mgnieniu oku zmienia się w kurę i składa w gnieździe złociste jaja słów. Zwierzęta i drzewa są ludziom braćmi i siostrami. Oboje pragnęli służyć Nowemu. Byli jednak przekonani, że upragniona odnowa świata musi ocalić stare wartości. Ona szukała ich w antyku, on - w tradycyjnym życiu wiejskim. Byli dla siebie nawzajem fascynującym ucieleśnieniem obcości, odmienności. Isadora w oczach Siergieja uosabiała Amerykę, on w jej - Rosję. Wprawdzie według Tomasza Manna „Amerykanów i Rosjan (...) łączą zaskakujące pokrewieństwa", na przykład „otwartość, jowialność, rubaszna, nieco prymitywna wesołość". Są podobni „w piciu, w uczuciach, w ogól' nym nastawieniu do życia". Jednak amerykańskiemu pisarzowi Teodorowi Dreiserowi, podróżującemu po Małżeństwo 79 Rosji w latach dwudziestych, rzuciły się w oczy raczej różnice między tymi narodami. Wspomina o spotkanych ludziach, którzy nie przejawiali ani krzty obrotności i zaradności właściwej jego rodakom. Kierując się zasadą „pomaleńku, pomaleńku", nie zgadzali się na pośpiech w żadnej kwestii, a ich nieustające dążenie do świętego spokoju i ostentacyjna obojętność wobec pracy musiała każdego Amerykanina, w tym Dreisera, doprowadzać do białej gorączki. W kwestiach praktycznych Rosjanie wydawali mu się ociężali czy wręcz pogrążeni w letargu. Zawsze jednak gotowi byli prowadzić jałowe dyskusje, snuć czcze rozważania i filozofować na dowolny temat. W przypadku Siergieja i Isadory przeciwieństwa się nie uzupełniały. Isadora od najmłodszych lat urzekała niezwykłą energią i odwagą. Nie było dla niej rzeczy niemożliwych. Nawet w najbardziej rozpaczliwych sytuacjach nie traciła ducha, tylko zakasawszy rękawy, niezmordowanie parła do przodu. Niewątpliwie ułatwiło jej to światową karierę, ale w życiu z Jesieninem stanowiło raczej przeszkodę. Rezolutna i energiczna Amerykanka uważała inaczej: sądziła, że właśnie dzięki tym cechom jest idealną partnerką dla poety. I miała trochę racji. Gdy Siergiej znowu popadał w melancholię i zwątpienie, gdy przybierał tak zakorzenione w kulturze rosyjskiej cierpiętnicze pozy, jej całkowicie obce - ona miała wystarczająco dużo pewności siebie, by pokierować ży- 80 Poeta i tancerka ciem ich obojga. Isadora nie dostrzegała, ze taka postawa jest w istocie pełna pychy. Ona zawsze chciała jak najlepiej. A Siergiej - cóż, jednego dnia był wdzięczny, że wyrwała go z melancholii. Nazajutrz na jej ożywienie odpowiadał obojętnością i ostentacyjną ospałością. Działała mu na nerwy naiwność Isadory, nieodłączna przecież od ogromnego życiowego optymizmu, przytłaczała go jej żywotność. Tym, co łączyło ich najsilniej, był lęk przed samotnością i silna potrzeba bezpieczeństwa. Ale właśnie bezpieczeństwa tych dwoje nie mogło sobie na dłuższą metę ofiarować. „Czarna pani melancholia" Wyprawa do Europy Ach, jak dobrze mieć w kieszeni parę dolarów! Wiosną 1922 roku za jednego amerykańskiego dolara płacono w Niemczech aż dwieście marek, a kurs poprawiał się z tygodnia na tydzień. Jeszcze w czasie wojny pieniądz zaczął tracić na wartości i nastała straszna drożyzna. Teraz osiągnęło to rozmiary hiperinflacji, a końca nie było widać. Jeden funt (1/2 kg) masła kosztował wtedy 64 marki. Jeśli jednak ktoś w tych trudnych czasach nie miał większych zmartwień, zawsze mógł wziąć udział w dyskusji, jaka rozgorzała na łamach „Berliner Mor-genpost". Dotyczyła ona niezmiernie ważkiej kwestii, mianowicie czy damie wypada samotnie pójść wieczorem do kawiarni, czy też nie. Takie to kwestie pochłaniały Berlińczyków, gdy 11 maja 1922 roku zawitała do miasta para Jesienin--Duncan, przybywając pociągiem nocnym z Królewca. Dzień wcześniej małżonkowie przylecieli tam z Moskwy na pokładzie sześciomiejscowego fokkera 82 Poeta i tancerka Isadora Duncan i Siergiej Jesienin na ulicy Unter den Linden w Berlinie, maj 1922 roku. Wyprawa do Europy 83 należącego do Niemieckiego Towarzystwa Lotniczego, obsługującego świeżo uruchomioną stałą linię Moskwa-Królewiec. Przed wyjazdem pozałatwiali wszystkie niezbędne sprawy: uczennice, które w końcu nie jechały w podróż z Isadorą, powierzono opiece Irmy. Tuż przed wylotem tancerka sporządziła też testament, poświadczony przez Irmę i Sznejdera. Wyrwany z notesu świstek, na którym spisano dokument, czynił Jesienina spadkobiercą żony. Latanie uchodziło w tamtych czasach za przygodę dla odważnych: Jesienin miał jej doświadczyć po raz pierwszy. Możemy być pewni, że przesądna Isadora przed podróżą nie omieszkała sprawdzić układu gwiazd w poszukiwaniu zwiastunów nieszczęścia, radziła się też własnej intuicji. Ale nie miała złych przeczuć ani dręczących snów, które wskazywałyby na to, że należy się martwić. Poeta i tancerka, pełni radości i nadziei, mieli oto rozpocząć nowe życie. Naturalnie, nie zaznali tego, co dla większości par jest małżeńską codziennością. Nie mieli wspólnych wspomnień ani rodzin, które gotowe byłyby otoczyć ich troską i opieką. On nie znał jej krewnych, ona jego. Nigdy też nie doświadczyli wspólnego urządzania mieszkania, gospodarowania majątkiem czy tworzenia zacisznego i kochanego miejsca, które można nazwać domem. Prezenty ślubne, owe „garnki, talerze, patel- 84 Poeta i tancerka nie", leżały nietknięte. Ale z drugiej strony, jakież inne świeżo upieczone radzieckie małżeństwo mogło wówczas choćby marzyć o podróżach po świecie! I któż mógł z takim przekonaniem jak tych dwoje sądzić, że właśnie nadchodzi najlepszy okres jego życia. W Berlinie Isadora zdecydowała się na drogi hotel Adlon. Przez ostatnie dwadzieścia lat tancerka dostawała wszędzie najwyższe honoraria, powszechnie uważano ją więc za milionerkę. Teraz wracała, wciąż jeszcze z dość zasobnym portfelem, do tak dobrze znanego świata luksusu, w którym obracała się przede wszystkim w okresie „Singerowskim". Isadora wraz z kochankiem zatrzymywała się wówczas w wykwintnych hotelach, uczyła się od Parisa, jak jeść najbardziej wyszukane potrawy, a „kto żyw, kłania! nam się w pas", jak pisała potem w pamiętnikach. W tym wszystkim nagle znalazł się Siergiej Aleksandrowicz Jesienin z podriazańskiego Konstantynowa, przyzwyczajony do kwasu i blinów, owszem obyty z przepiórkami, ale żywymi, popiskującymi w gęstwinie jałowca, a nie nadziewanymi i skropionymi koniakiem, które maitre d'hótel polecał jako wyjątkowy przysmak. On, Sierioża, bez obycia, bez doświadczenia, po raz pierwszy w tak zupełnie obcym miejscu. A mimo to Isadora czuła się przy nim nieporównanie bardziej szczęśliwa niż u boku „Lohengrina" na jednym z jego luksusowych jachtów. Teraz to ona przejęła rolę Singera, to ona pokazywała Siergiejowi „wielki świat". Wyprawa do Europy 85 Zdawała sobie sprawę, że Jesienin także z czasem zasmakuje w luksusie. Jednak przede wszystkim miała nadzieję, że podróż pomoże mu jako artyście, a Berlin i Paryż staną się równie znaczącymi punktami w jego karierze, jak niegdyś w jej. Na przełomie 1902 i 1903 roku po raz pierwszy występowała w berlińskiej Krolloper z towarzyszeniem filharmoników. To stąd na całą Europę promieniowała sława „boskiej, świętej Isadory". W różanym wieńcu na rozpuszczonych lokach, z tyrsem w dłoni, „lekka jak tchnienie, szybka jak fala, zwiewna, lotna", jak pisał Hermann Bahr, wykonywała taniec bachantek, odtworzony na podstawie malowideł na greckich wazach. Szybko stała się symbolem moderny i secesji, wielbiono ją też w szczególnie licznych właśnie w Niemczech kręgach zwolenników reformy życia, którzy podobnie jak tancerka czcili Naturę i „naturalność" i zachwycali się nagością. Ten Berlin, również dwadzieścia lat później, całkiem słusznie wydawał się Isadorze najlepszym możliwym miejscem na przybliżenie Europie twórczości Jesienina. Ze wszystkich stron ściągali tu pisarze, muzycy czy malarze, współtworząc jedną z kilku europejskich stolic kulturalnych. Dla niezliczonych rosyjskich emigrantów przybyłych tu po rewolucji Berlin był, wedle słów ich rodaka, filozofa Bierdiajewa, „najbardziej zachodnim miastem Wschodu i najbardziej wschodnim - Zachodu". 86 Poeta i tancerka W tym tak obcym Jesieninowi mieście żyło w owym czasie blisko trzysta tysięcy Rosjan. Można tu było znaleźć zarówno Białych, a więc stronników cara i ancien regime'u, jak Czerwonych: anarchistów i mienszewików, czyli rosyjskich socjaldemokratów. Niejeden spośród nich zbiegł za granicę już wcześniej, chroniąc się przed prześladowaniami caratu, po czym ledwie wrócił, już musiał zabierać się z powrotem, tym razem uciekając przed bolszewikami. Byli tu arystokraci i awanturnicy, zdymisjonowani wojskowi, wywłaszczeni posiadacze i biedacy, zagorzali zwolennicy republiki oraz dwóch pretendentów do carskiego tronu. W tym samym roku, w którym do Berlina przybyli państwo Jesieninowie, trafiło tam również wielu filozofów, ekonomistów i innych uczonych wygnanych z radzieckiej Rosji. W razie próby nielegalnego powrotu do kraju mogli oni liczyć tylko na karę śmierci. Dla całej tej rzeszy ludzi Berlin był najbardziej odpowiednim schronieniem w całej Europie. Dzięki kolosalnej inflacji posiadacze obcej waluty mogli tu przeżyć za stosunkowo małe pieniądze. A gdyby sytuacja polityczna w ojczyźnie uległa zmianie, stąd mieli najbliżej, by wrócić przy pierwszej nadarzającej się okazji. A tymczasem mogli traktować to miasto jako przedmurze w walce z potęgą Sowietów. W tamtych czasach istniało w Berlinie osiemdziesiąt siedem rosyjskich wydawnictw, dwadzieścia księ- Wyprawa do Europy 87 garni, wydawano też trzy dzienniki w tym języku. Działały rosyjskie szkoły i akademiki, istniały organizacje charytatywne, obozy dla uchodźców, niezliczone herbaciarnie i sklepy spożywcze, a nawet sześć banków i dwie drużyny piłkarskie. Całkiem niedawno zdumieni i przerażeni emigranci odnotowali też powstanie radzieckiej ambasady na reprezentacyjnym bulwarze Unter den Linden, niedaleko Bramy Brandenburskiej. Właśnie wczesną wiosną 1922 roku rządy Niemiec i Rosji zaskoczyły bowiem opinię publiczną całego świata, podpisując układ w Rapallo, na mocy którego nawiązane zostały stosunki dyplomatyczne między tymi krajami i uregulowane kwestie handlowe. To właśnie Niemcy, najważniejsze schronienie dla rosyjskich uchodźców, przełamały całkowitą izolację, w jakiej dotąd znajdował się Związek Radziecki. Jak można się było spodziewać, pomiędzy Jesieninem a licznymi emigrantami, którzy spotkali go w Berlinie lub nawet tylko o nim słyszeli, szybko doszło do waśni i zawiści. Zbiegli z Pietrogradu liberalni intelektualiści nie zapomnieli, że ten poeta, obecnie piewca rewolucji, jeszcze w 1916 roku był, ku oburzeniu całej opozycji, przyjmowany na carskim dworze. Prezentował on swoje wiersze wdowie po władcy, miał wręcz poprosić o pozwolenie na poświęcenie jej cyklu swoich wierszy. W tych kręgach przezwano teraz Siergieja „radzieckim Rasputinem", przywołując postać owego mnicha-awanturnika, który w początkach stu- 88 Poeta i tancerka iecia zdobył sobie tak wielkie wpływy na carskim dworze. Jednak przede wszystkim uchodźców oburzał styl życia Jesienina. Liczni jego rodacy z najwyższym trudem wiązali koniec z końcem, przemieszkiwali w barakach dla emigrantów na Tempelhofer Feld, żywili się w darmowych jadłodajniach i drżeli o własny los, wciąż nie mogąc uzyskać zezwolenia na pracę i pobyt. On tymczasem zatrzymał się w luksusowym Adlonie na Pariser Platz i być może właśnie w tej chwili szykował się na wytworny fajf w przeszklonej oranżerii hotelu w towarzystwie rozmaitych znakomitości. O nie, Jesienin nie musiał wykłócać się o termin zapłaty czynszu czy zakłócanie ciszy nocnej, nie groziło mu, że któraś z właścicielek zapyziałych charlotten-gradzkich hotelików wypowie mu mieszkanie wskutek jego pijackich wybryków. Nie jego udziałem był też los licznych rosyjskich inteligentów, adwokatów w Pietro-gradzie, taksówkarzy w Berlinie, którzy musieli przyzwyczajać się do piwa i gorących kiełbasek w tanich knajpach. On tymczasem wraz ze swoją hojną amerykańską żoną rozbijał się po najdroższych rosyjskich restauracjach, gdzie do stołu usługiwali niegdysiejsi carscy oficerowie, i delektował się pielmieniami, uchą i kawiorem. Wieczorami zaś włóczył się po rozmaitych barach albo jeszcze lepiej - po lokalach dla transwestytów z męską obsługą przyodzianą w krótkie spódniczki, białe fartuszki i różowe wstążeczki, wplecione w blond peruki. Wyprawa do Europy 89 Jesienin nie był też skazany na poniżające anty-szambrowanie w korytarzach prezydium berlińskiej policji, nie kulił się pod spojrzeniami pruskich urzędasów, pogardliwie zerkających na „bezpaństwowców", nie musiał błagać o zgodę na przedłużenie pobytu. Zamiast tego wybierał się na przymiarkę do jednego z najlepszych berlińskich krawców. Ten, oceniwszy klienta fachowym okiem, szył mu garnitur z najlepszej angielskiej wełny, sprytnie maskujący zbyt długi tułów i krótkie nogi poety. Na garniturach się zresztą nie kończyło: Siergiej nosił także podbitą jedwabiem wieczorową pelerynę, jedwabny biały szal, cylinder i laskę ze srebrną główką. W połączeniu z upudrowaną na biało twarzą wszystko to nadawało mu wygląd prawdziwego dandysa. Ten wymyślony jeszcze w Moskwie wizerunek miał nie tylko przykuwać uwagę, stanowił też formę protestu przeciw znienawidzonym filistrom, sposób wyróżnienia się z jednolitego tłumu. Zważywszy na wygląd oraz miejsce zamieszkania poety, trudno się dziwić, iż w emigranckich kręgach szybko pojawiły się pogłoski, że Jesienin musi być agentem lub nasłanym przez Moskwę agitatorem, choć takie indywidua raczej nieczęsto zatrzymywały się w Adlonie ani nie paradowały w podbitych jedwabiem pelerynach. Podejrzany z pogardą odnosił się do nieufnych. „Niech ich wszyscy diabli - napisze później do Ma-rienhofa - przez pięć lat emigracji wszyscy oni prze- 90 Poeta i tancerka gnili od wewnątrz. Gdy kto żyje w grobie, to i czuć go ścierwem". Bolszewicy mogli mieć swoje wady, ale ich radykalni przeciwnicy przekonywali Jesienina jeszcze mniej, ponadto w żadnym razie nie chciał sobie zamykać powrotnej drogi do kraju. Jak się wkrótce okazało, znienawidzeni emigranci nie byli jednak aż tak przegnili i bezsilni. To w dużej mierze ich intrygom przypisywał Jesienin fakt, że jemu i żonie jako obywatelom radzieckim odmówiono w pierwszej chwili wiz do Francji i Anglii. Dopiero po interwencji Litwinowa, zastępcy ludowego komisarza spraw zagranicznych, Jesieninom zezwolono na krótki pobyt w Belgii i dalszą podróż do Paryża. Z całą mocą nakazano im jednak powstrzymać się od jakichkolwiek form komunistycznej propagandy - napomnienie bynajmniej nie bezzasadne. Już następnego dnia po przyjeździe, 13 maja, Jesienin zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, udał się do berlińskiego Domu Sztuk. Co piątek na muzycznych wieczorkach, odczytach i dyskusjach spotykała się tu „nowa" i „stara" Rosja. Jak to ujął Ilja Erenburg, ramię w ramię siedzieli tu „czyści" i „nieczyści": komuniści i antropozofowie, futuryści i mistycy, zwolennicy Lenina i stronnicy zamordowanego cara. Jeszcze wtedy wspólnota językowa i kulturowa była dla nich ważniejsza od politycznych antagonizmów. Wszystko to opierało się na milczącym założeniu, że nie wolno rozbijać tej podstawowej więzi, łączącej wszystkich Ro- Wyprawa do Europy 91 sjan przebywających na obczyźnie, przez niepotrzebne prowokacje. Ale tego wieczora obowiązujące dotąd prawa złamano z wielkim hukiem. Gdy umilkły powitalne oklaski na cześć Jesienina, ktoś na sali krzyknął „Niech żyje Międzynarodówka!". „Chantez la", zgodziła się Isa-dora, a Siergiej ją poparł. Na sali rozległy się pogardliwe gwizdy. „Precz z Międzynarodówką!" - wrzeszczał pewien Biały, który, jak twierdził, najchętniej zastrzeliłby „jak psa" Aleksandra Kusikowa, przybyłego do Berlina moskiewskiego imażynistę, kolegę Jesienina po piórze. Ostatecznie Czerwoni zwyciężyli i wyśpiewali Międzynarodówkę ze wszystkich sił, a Siergiej, który z rozkoszą podsycał całe to zamieszanie, wspiął się na krzesło, by wreszcie wyrecytować swoje wiersze. Od samego początku widać było, że poeta szuka kontaktu przede wszystkim z takimi redakcjami i wydawnictwami, które cieszą się opinią instytucji proradzieckich. Jeszcze w Moskwie uzyskał tzw. pełnomocnictwa rządowe, mające zagwarantować mu pomoc i wsparcie wszystkich radzieckich przedstawicielstw za granicą. Tuż po przybyciu do Berlina Jesienin odwiedził redakcję finansowanej przez rząd radziecki gazety „Na-kanunie". Był to oficjalny organ tych spośród rosyjskich emigrantów, którzy - zapewne sterowani przez osławioną tajną policję Cze-Ka - uznawali władzę radziecką i starali się o repatriację wychodźców. Wkrót- 92 Poeta i tancerka ce po wizycie gazeta relacjonowała rozmowy z poetą oraz z jego żoną, w których oboje wyrażali swój podziw dla Rewolucji Październikowej i lojalność wobec nowego państwa. Isadora, co bardzo dla niej znamienne, mówiła także o swojej miłości do Siergieja. Autorem felietonu w „Nakanunie" był Aleksy Tołstoj. Potomek starej rosyjskiej szlachty, autor sążnistych eposów historycznych, w czasie rewolucji przyłączył się do Białych, a następnie emigrował do Francji. Później jednak, wedle jego własnych słów, doszedł do wniosku (skądinąd nieznajdującego żadnego oparcia w historii literatury), że emigracja już po dwóch, trzech latach wysysa z każdego pisarza siły twórcze. Odtąd stał się sympatykiem władzy radzieckiej i z takiej pozycji występował w Berlinie. Wkrótce potem, w 1923 roku, powrócił do Moskwy. Niecały tydzień po przylocie Jesieninowie otrzymali zaproszenie do hrabiostwa Tołstojów. Innym gościem miał być Maksym Gorki. Rosyjska pisarka Nina Berberowa opisuje Gorkiego, w owych czasach przeszło pięćdziesięcioletniego autora Na dnie jako wybitnego człowieka o zgarbionych plecach i zapadłej piersi, z sumiastym wąsem, rozdętymi nozdrzami i świdrującym błękitnym spojrzeniem. Gorki, choć od dawna znał Lenina, ba, nawet się z nim przyjaźnił, był do bolszewików nastawiony krytycznie, potępiał terror i cenzurę, bezustannie próbował też pomagać zagrożonym kolegom. Tutaj, w Berlinie, pracował właśnie Wyprawa do Europy 93 nad ostatnią częścią trzytomowej autobiografii, która ukazała się w następnym roku. Ów pisarz potrafił cudownie opowiadać, będąc przy tym wybornym słuchaczem - umiejętność nie tak znów częsta u dobrych gawędziarzy. Szczególnie chętnie słuchał wierszy - utwory Puszkina, ale też mniej utalentowanych twórców, nieodmiennie wzruszały go do łez. Poruszył go też Siergiej, gdy na spotkaniu u Tołstojów, blady i z płonącymi oczami, wygłosił ochrypłym głosem, ale z niebywałą siłą swój poemat Pugaczoui. „Po tych wierszach mimo woli pomyślałem - pisał później - że Sergiej Jesienin to nie tyle człowiek, co narząd, stworzony przez naturę wyłącznie dla poezji, dla wyrażenia niewyczerpanej »melancholii pól«, ukochania wszystkiego, co żyje, i miłosierdzia, na które człowiek zasługuje bardziej niż na cokolwiek innego"*. Gorki był absolutnie pewien, że ma oto przed sobą jednego z najlepszych rosyjskich poetów. Postawę pisarza cechowały życzliwość i sympatia wobec Jesienina, a jednocześnie niechęć i złośliwość w stosunku do jego żony. Jeszcze w 1917 roku, gdy miał okazję zobaczyć jej występy, odniósł wrażenie, że „ta półnaga pani marznie widać niemiłosiernie i lata tam i z powrotem, by trochę się rozgrzać". Teraz zaś, gdy przyglądał się Isadorze tańczącej w ciasnym berliń- * Cyt. za: Watała, Woroszylski, op. cit. 94 Poeta i tancerka skim mieszkanku, uznał ją wręcz za odrażającą. Brzydka, nalana twarz, miękkie ciało, ciężkie ruchy - tak widział ją Gorki, uznając, że tancerka stanowi „najdoskonalsze ucieleśnienie tego wszystkiego", czego ten „cudowny chłopaczek z Riazania" nie potrzebuje. Od chwili, gdy ten „cudowny chłopaczek" wyruszył w swą wielką podróż, minął ledwie tydzień. Gorki jednak, wspominając tamto berlińskie popołudnie, przedstawia go jako człowieka nieszczęśliwego, rozbitego, zerkającego na zebranych to wyzywająco i nieufnie, to niepewnie i z zakłopotaniem, sprawiającego wrażenie „wrogo nastawionego do ludzi w ogólności". Niespokojny, posępny Jesienin zaproponował przejażdżkę. Goście zdecydowali się na lunapark nad Ha-lensee, ponownie otwarty ledwie kilka dni wcześniej. Ale panująca tam wrzawa tylko pogłębiła nastrój, w jakim był poeta. Gorki pisał: „Przed okrągłym kioskiem, w którym z głośnym buczeniem wirowało coś kolorowego, zatrzymał się nagle i spytał: «Myśli Pan, że moje wiersze są potrzebne? Że w ogóle sztuka, tzn. poezja, jest potrzebna?«". Siergiej nie zaczekał na odpowiedź i już po chwili prezentował się reszcie towarzystwa tak jak poprzednio: był kapryśny, znudzony, roztargniony i posępny. Wydaje się, że od samego początku Jesienin nie czuł się w Berlinie najlepiej. Opinii Gorkiego kłam zadają zachowane zdjęcia z Berlina czy późniejsze z Wenecji. Widać na nich Wyprawa do Europy 95 promieniejącego sielskim spokojem, nieco może go-gusiowatego chłopaczka, ramię w ramię z błogo uśmiechniętą i ciągle jeszcze piękną Isadorą. Jednak te obrazki, ukazujące szczęście i pełną harmonię, nie mówią nam niczego o stanie, w jakim znajdował się Siergiej, o wzajemnych uczuciach małżonków ani o trudnościach, jakie napotykali w podróży. I on, i ona aż nadto dobrze umieli pokazywać się publiczności wyłącznie od najlepszej strony. Prawdą jest natomiast, że chorobliwa nieufność Jesienina jeszcze się teraz wzmogła. W twarzach otaczających go ludzi dopatrywał się nieustannie złośliwych lub protekcjonalnych uśmieszków, ciągle podejrzewał, że „wrogowie" snują przeciwko niemu sieć podstępnych intryg. Uczucia te nasiliły się właśnie podczas tej podróży, tym bardziej że teraz nie umiał porozumieć się z wieloma osobami, które go otaczały. Prawdą jest i to, że sama Isadora, zarówno w Berlinie, jak w innych miastach, cierpiała znowu na ataki niekontrolowanej, niszczycielskiej zazdrości, które gnębiły ją już w związku z Gordonem Craigiem. Przed jej oczyma nieustannie pojawiała się wizja ukochanego „w całej swojej krasie spoczywającego w objęciach innych kobiet", które zarzucają na niego sidła, pieszczą lub przynajmniej wpatrują się weń „maślanym wzrokiem". Tym razem jednak Isadora nie poprzestawała na wyobrażeniach, nie wzdragała się też przed działaniem. Jeśli Jesienin nie pojawiał się w łóżku o stosów- 96 Poeta i tancerka nej porze, bez najmniejszych oporów pukała najpierw do drzwi Jeanne, pokojówki podróżującej wraz z nimi, później zaś do pokoju pewnej młodej Polki, którą zaangażowała w Wiesbaden jako sekretarkę i tłumaczkę. Mąż przecież mógł ją zdradzać nawet z jedną z tych dwóch kobiet! Z kolei zazdrość Siergieja dotyczyła w równej mierze osób żywych, jak zmarłych. Wiedział, jak bardzo Isadora kochała Deirdre i Patricka, dzieci ze związków z Craigiem i Singerem. Utonęły one w nieszczęśliwym wypadku, kiedy to wiozące je auto wpadło do Sekwany. Osierocona matka często siadywała w fotelu i godzinami wpatrywała się w zdjęcia dzieci, których straty nigdy nie przebolała. Siergiej był o to bardzo zazdrosny. Złościło go też, że żona przechowuje w wielkiej walizie listy dawnych kochanków i wszędzie wozi je ze sobą. Isadora bez przerwy usiłowała postawić na swoim. Wywiózłszy młodego męża w obce strony, najchętniej wcale nie spuszczałaby go z oka. Jesienin potrzebował przede wszystkim spokoju, ona tymczasem pędziła przez całe Niemcy, pokazując mu zabytki, odwiedzając przyjaciół czy, jak w Wiesbaden, kontaktując go z dobrym lekarzem, który miał mu pomóc wyleczyć się z alkoholizmu. „Każda próba oporu doprowadzała ją do histerii", skarżył się poeta. Jednak usilne starania troskliwej i zarazem zaborczej żony, by utrzymać męża obok siebie, przynosiły Wyprawa do Europy 97 efekt wręcz przeciwny: Siergiej nieustannie od niej uciekał. Pewnego razu wraz ze swym przyjacielem Aleksandrem Kusikowem, pięknym mężczyzną, choć poetą raczej miernym, „okopał się" w niewielkim pen-sjonaciku przy Kurfurstendamm, aby tam w spokoju spać, pić i pisać. O tym, co się tam wyprawiało, pisze we wspomnieniach żona Aleksego Tołstoja, poetka Natalia Krandijewska, która, podobnie jak Gorki, nie była do Isadory nastawiona zbyt przychylnie: „Isadora wsiadła do swego auta i przez trzy dni objeżdżała wszystkie pensjonaty Charlottenburga i te przy Kurfurstendamm. Czwartej nocy wdarła się niczym amazonka z pejczem w ręku do zacisznego rodzinnego pensjonaciku przy Uhlandstrasse. Cały dom był pogrążony we śnie, tylko Jesienin w piżamie i z butelką piwa w ręku siedział w jadalni i grał w warcaby z Kusikowem. Dokoła nich na serwantkach, na kro-ksztynach przybranych koronkami, przyjaźnie połyskiwały imbryki i serwisy do kawy, piętrzyły się kryształy, wazy, kufle. Z sufitu zwieszały się, głowami w dół, dwie drewniane kaczuszki... W tym przytulnym, mieszczańskim gniazdku, przesiąkniętym zapachem kawy i cygar, panowały cisza i spokój. Otulały go niczym zasłona dymna, chroniąca dom przed burzą i niepogodą. Ale wraz z nadejściem Isadory burza wtargnęła do środka. Ujrzawszy ją, Jesienin wycofał się w milczeniu i ukrył w ciemnym korytarzu. Kusikow zbudził gospodynię, a tymczasem w jadalni zaczął się 98 Poeta i tancerka pogrom. Duncan, odziana w czerwony chiton, miotała się po pokoju niczym demon zniszczenia... Szalała tak długo, aż nie pozostało tam nic, co można by jeszcze stłuc. Wtedy przeszła przez stosy skorup oraz odłamków i znalazła męża ukrytego za garderobą. »Quittez ce bordel immediatement - powiedziała spokojnie - et suivez moi« (Panowie, koniec tego burdelu. Chodźcie za mną). Jesienin założył cylinder, narzucił płaszcz na piżamę i milcząc podążył za nią. Kusi-kow został na miejscu w charakterze zakładnika i musiał potwierdzić rachunek. Isadorze dostarczono go do hotelu dwa dni później, był przerażający"*. Również i później, w Wenecji, trwał ten osobliwy pojedynek między małżonkami. Isadora upierała się, by Siergiej opuszczał hotel na Lido tylko w towarzystwie pokojówki lub tłumaczki. Poeta niekiedy na to przystawał, ale często wzdragał się przed wychodzeniem z „obstawą" i kłócił z żoną tak długo, aż zaczynała płakać. Innym razem po prostu ulotnił się z domu, ponownie zmuszając ją do poszukiwań. Miała się w końcu czym martwić! Łamała sobie głowę, gdzie też, w której z przesiąkniętych dymem i wyziewami piwa spelunek ukochany daje się naciągać rozmaitym ochlapusom i przygodnym kompanom od kieliszka, * Tłumaczenie powyższego frgmentu oraz niektórych cytatów i listów przytoczonych w tym rozdziale - na podstawie biografii Jesienina (Watała, Woroszylski, op. cit.), uzupełnione i ujednolicone przez tłumaczkę. Wyprawa do Europy 99 aż w końcu upija się tak, że nie wie nawet, jak się nazywa. Przed wyjazdem z Wenecji do Paryża Siergiej stwierdził, że to jego „niewolnictwo" musi się raz na zawsze skończyć. Nie jest w końcu chory, z pieluch też dawno wyrósł. Na przyszłość życzy sobie mieć własny klucz, wychodzić i bywać, gdzie dusza zapragnie, spacerować, a także sypiać z innymi kobietami, gdy tylko najdzie go taka ochota. Inaczej natychmiast wróci do Rosji. Cóż mogła zrobić tancerka, jak tylko, na razie przynajmniej, zgodzić się na wszystkie żądania męża. Isadora nigdy nie mogła być pewna, jak Siergiej zachowa się podczas kłótni. Raz skruszony i uległy, innym razem reagował budzącymi grozę napadami furii. W takich wypadkach ciemniały jego błękitne oczy, nabrzmiewały żyły, cały dygotał, ryczał jak opętany i tłukł wszystko, co tylko wpadło mu w ręce. W Moskwie zdarzyło się kiedyś, że z powodu jakiejś drobnostki uderzył pewnego młodzieńca kuflem w głowę z taką siłą, że ciężko ranny delikwent trafił do szpitala. „A gdybyż on umarł?" - dopytywali się przyjaciele. „O jednego łajdaka mniej" - odpowiadał niewzruszony Siergiej. Żona mogła tylko bezradnie przyglądać się tym napadom i wraz z innymi chronić się przed szalejącym mężem w bezpieczne miejsce. Jak można wytłumaczyć tę niszczycielską manię? 100 Poeta i tancerka Niemal zawsze w takich wypadkach poeta był po wpływem alkoholu. A to wystarczy - według słów Jacka Londona, również wielkiego pijaka - by nawet naj spokojniejszy i najskromniejszy człowiek przeobrazi się w ryczącą, zataczającą się bestię, która, otumanio na wściekłością, rzuca się na wszystko, co staje jej n-drodze. Isadora zresztą nierzadko godnie dotrzymywał mu towarzystwa. Również ona piła o wiele za dużo ko niaku, wódki i szampana, nierzadko też upijała d nieprzytomności zgromadzonych przy stole mężczyzn Działo się tak szczególnie od chwili, gdy poznała Sier gieja. Ale ją alkohol ożywiał, pod jego wpływem robi ła się wesoła i nazbyt może swawolna, nie zaś aro gancka i agresywna. Wódka nie budziła w niej woli sa mozniszczenia, tak jak w nim. Siergiej był bez wątpienia bardziej nieszczęśli s niż Isadora. Jak wielu innych twórców dręczyły g wątpliwości co do własnej poezji, trapiło nieustann dążenie do doskonałości. Wściekłość, że nie jest doce niany, łączyła się w nim z pychą człowieka wyjątkowe go, z arogancją wybrańca losu i nie dopuszczała d wytworzenia owej równowagi wewnętrznej, która ludziom bardziej pewnym siebie nie pozwala nawet pomyśleć, że inni mogliby ich lekceważyć. Jesienin jednak bał się tego jak ognia i musiał sprytnie maskować ten lęk przed otoczeniem. Napady Wyprawa do Europy 101 wściekłości miały pozorować stanowczość, bezwstyd był doskonałym kamuflażem dla nieśmiałości. Potem znowu ogarniały go melancholia i żal nad sobą samym. Aby nikt nie dostrzegł, jak jest słaby i bezradny, ponownie przybierał najdziwaczniejsze pozy, grał chuligana, blagiera, błazna. Dręczył innych, choć zapewne siebie jeszcze bardziej, i znowu uciekał w pijaństwo. Wszyscy, którzy zetknęli się z Jesieninem tego lata (1922), widzieli, że mają do czynienia z alkoholikiem. „Nabrzmiałe powieki - wspominał Maksym Gorki -zaognione białka oczu, cera na twarzy i szyi - szara, wyblakła.... A ręce miał niespokojne i rozluźnione w przegubach niczym dobosz. I w ogóle był jakiś zatrwożony, roztargniony (...)"*. Nękany nałogiem sprawiał wrażenie człowieka znerwicowanego, dziwacznego, bezustannie pobudzonego. Bywało, że po powrocie z pijatyki dopadał hotelowego lustra i przystępował do makijażu: rzęsy na czarno, usta na karminowo. W Wenecji, kompletnie pijany, zasiadł kiedyś przed toaletką, długo czesał miłośnie jasne loki, obficie spryskał się perfumami, wreszcie nałożył na policzki grubą warstwę białego pudru. Smutny pierrot, przerażający klaun z twarzą wykrzywioną uśmiechem, makabryczna, nieszczęśliwa postać, szukająca snu i zapomnienia. * Cyt. za: Watala, Woroszylski, op. cit. / 102 Poeta i tancerka Miesiąc umarł, Świt niebieszczeje nad drogą. Ach, nocy, coś narobiła, Nocy, bodajś przepadła! Stoję w cylindrze na głowie, Nie ma przy mnie nikogo. Jestem sam... I stłuczone zwierciadło... (fragment poematu Czarny człowiek, przeł. Władysław Broniewski) Isadora zdawała sobie sprawę, jak bardzo chory i rozbity jest jej mąż. Sądziła nawet, po podobnych doświadczeniach z Craigiem i Singerem, że jest w stanie pojąć jego cierpienia, była też zdecydowana je uśmierzyć. Sierioża czuł się samotny, potrzebował rozmowy z bliskim, z rodakiem? Od ręki „angażowała" stosowną osobę. Cieszył się z eleganckich ubrań? Proszę bardzo, niech kupuje, co zechce, ta pani płaci. Ale same pieniądze nie mogły tutaj wystarczyć. Duncan i o tym wiedziała. Całą miłość, wszystkie ciepłe uczucia, których nie zdążyła dać własnym dzieciom, ofiarom nieszczęśliwego wypadku jeszcze przed wybuchem wojny, przelewała teraz na Siergieja, w którym widziała odbicie małego Patricka. Chciała mu matkować, otaczać go troską i wyrozumiałością, rozpieszczać, a jeśli będzie trzeba - także wybaczać. Wyprawa do Europy 103 I tak właśnie było - oddania i lojalności Isadory Siergiej mógł być absolutnie pewien. Z niebywałym uporem tancerka broniła męża. Znowu awanturował się po knajpach? No cóż, przecież to Rosjanin. Obraził kogoś do żywego? Jakże można mierzyć geniusza zwykłą miarą, stworzoną dla maluczkich! Na jej twarzy widać siniaki, czyżby Siergiej znowu ją pobił? Ależ skąd, to tylko tusz się rozmazał! Ale tak zaciekle broniony poeta wcale nie zawsze pojmował mowy obrończe swojej żony. Do porozumiewania się w dalszym ciągu służyły im strzępy rosyjskich słów, łamany angielski, spojrzenia, gesty i znaki. „Pij ze mną, parszywa suko" - to jedno ze zdań, których rozumienia Isadora musiała się nauczyć. Raz na jakiś czas Jesienin podejmował desperacką próbę wytłumaczenia jej, słowo po słowie, któregoś ze swoich wierszy. Ale nawet wtedy, gdy cokolwiek rozumiała, on płakał nad losem opisywanej w jednym z utworów suki, której ludzie chcą utopić szczenięta, a ona - nad losem Deirdre i Patricka, swoich zmarłych dzieci. Ech, „te baby"! Jeszcze tej samej nocy, a najpóźniej następnego dnia, Siergiej ulatniał się i znowu szedł pić. Gdziekolwiek znaleźli się w trakcie podróży - knajpy, szynki, podłe spelunki i mordownie były na każdym kroku. A w nich - wspaniały męski świat, z dala od „tych bab". Świat, w którym każdy dzięki odpowiedniej ilości wódki stawał się prawdziwym mężczyzną, przeista- 104 Poeta i tancerka czał się w siłacza, junaka, sokoła i pozostawał nim do czasu, aż nieprzytomny walił się pod stół. Wtedy, całkowicie odarty nawet z pozorów „prawdziwej męskości", czołgał się jak ślepe bydlę, ślinił i bełkotał jak niemowlę, wreszcie chwiejnym krokiem halsował ku domowi podtrzymywany przez wiernych druhów. W szczęśliwe noce Jesieninowi mogliby towarzyszyć podobni mu „bracia w piciu", z przeszłości lub przyszłości. Choćby wielki Rimbaud, błąkający się gdzieś po Sumatrze, w powiewach ciepłego wiatru, pod rozgwieżdżonym tropikalnym niebem. Albo Dy-lan Thomas, wówczas dziecko jeszcze*, który tak jak Sierioża czuł się szczęśliwy tylko w dzieciństwie, gdy mieszkał w rodzinnej rybackiej wiosce nad „morzem, co po walijsku gada". Tak jak jego rosyjski duchowy powinowaty wypędzony z rajskiego ogrodu dzieciństwa - wystarczający powód, by zapić się na śmierć. Być może inni byli nawet w stanie odczuć ich ból, może po swojemu współczuli tym szalonym, genialnym włóczęgom, gdy ci recytowali swoje wiersze, gdzie popadło, a wódka czy whisky zastępowały im na parę chwil poklask i uznanie. Wszyscy oni mogliby założyć bractwo, Stowarzyszenie Pijanych Poetów. Honorowymi członkami byliby i Jack London, i Edgar Allan Poe (zmarł w ataku delirium), i Francis Scott Fitzgerald wraz ze swą piękną * Thomas urodził się w 1914 roku. Wyprawa do Europy 105 Zeldą. Znalazłoby się także miejsce dla Josepha Rotha, galicyjskiego Żyda, podobnie jak wielu innych zachwyconego początkowo Czerwonym Październikiem i tak jak inni przerażonego hałasem i chłodem wieku maszyn, ich nadchodzącym dyktatem. Łączyło ich jedno: wszyscy uważali rozpoczęte niedawno stulecie za amoralne i stracone. Ta świadomość sprawiała, że wpadali w furię, a w końcu, ze znużenia, przesytu, obrzydzenia trafiali do knajp, gdzie wysiadywali godzinami, odgrywając od czasu do czasu „prawdziwych mężczyzn": smutni przegrani w kostiumach zwycięzców. Przez blisko pięć miesięcy Jesienin u boku żony przemierzał Europę wzdłuż i wszerz, oglądał najpiękniejsze pejzaże pomiędzy Morzem Północnym a Wenecją. Na tacy podano mu najwspanialsze zabytki: pałac Dożów, galerię Uffizi, katedrę w Strasburgu czy Muzeum Pergamońskie. Mieszkał w najbardziej ekscytujących metropoliach, wpadał do bistro na Montparnasse, włóczył się brzegiem Sekwany i oglądał książki u bukinistów. Paryż! Nadsekwańskie powietrze, światło - czyż różniło się od moskiewskiego? Drzewa, krzewy, miotły z witek, oparte o drzwi - czy te widoki budziły w poecie wspomnienie domu? Na początku stulecia młodziutka Isadora wraz z bratem chłonęła w nabożnym zachwycie to miasto od świtu do nocy. Podziwiała greckie zbiory w Luwrze, Notre-Dame i Sacre-Coeur, Łuk Triumfalny i ogrody 106 Poeta i tancerka Tuileries. Kilka lat później do Paryża przybył po raz pierwszy młody Erenburg i z miejsca zakochał się w kulturze francuskiej. Majakowski w połowie lat dwudziestych miał jechać do Paryża przepełniony „wyniosłą uprzejmością", ale i „drżącym oczekiwaniem" w stosunku do tego miasta, w którym chciał wyśledzić najnowsze prądy literackie, odwiedzić Igora Strawińskiego i najsłynniejszych malarzy epoki. Następnie wszystko to, cały paryski styl życia, zamierzał opisać „ściśle w duchu Czerwonego Października". Wałęsał się więc tu i tam, aby „znaleźć osnowę i wątek paryskiej codzienności", a także „ogarnąć rozmiary tutejszych bogactw". Inaczej Jesienin: nie patrzył, nie słuchał, nie porównywał. Podróżował, nie interesując się ani trochę ludźmi, krajobrazami, dziełami sztuki. I nie chodziło nawet o to, że miał w nosie wszystko, co działo się poza Rosją. Zwiedzając moskiewskie kolekcje Szczukina i Morozowa, wykształcony poeta podziwiał obrazy Picassa, swego czasu czytał Verlaine'a i Rimbauda i od dawna cieszył się na wizytę w Paryżu. Na miejscu przypominał jednak pewnego autora i reżysera z Green-wich Village, opisywanego przez Uptona Sinclaira. Otóż marzeniem jego życia było odwiedzić Grecję. I kiedy w końcu sen się ziścił, gdy wreszcie ujrzał tonący w chmurach szczyt Parnasu, ów George Cram Cook odwrócił się do żony i rzekł: „No dobra, to może teraz skoczymy gdzieś na jednego?". Wyprawa do Europy 107 Kusikow wspominał, jak przez dobry tydzień naciskał na Jesienina, by pojechali zwiedzić Wersal. W końcu Sierioża przystał na prośby i obaj poeci wyruszyli. W połowie drogi natrafili na małą knajpkę. Jesienin uznał, że głód po prostu skręca mu kiszki, koniecznie więc muszą się tu zatrzymać. Ledwie zasiedli, zabrał się do picia. I tak na przemian „pił i klął, klął i pił" jeszcze długo w noc. Wtedy wrócili do domu. Po wytrzeźwieniu Siergiej ciągle cieszył się, że udało mu się tak skutecznie zapobiec wyprawie do Wersalu. Świetnie zrozumiałby go Jack London. W autobiograficznej powieści John Barleycorn pisze, że przemierzył pół świata jako marynarz, ale wzmianka o dowolnym zakątku budziła w nim natychmiast wyłącznie wspomnienia tamtejszych knajp, pijaków i picia. Wszystko, co widział w Japonii, to „portowe spelunki w Jokohamie, knajpy niczym niemal nieróżniące się od tych w domu czy gdziekolwiek na świecie". A gdy ktoś wspomniał Londyn, autorowi stawały przed oczyma niezliczone mordownie na East Endzie, a w jego uszach ponownie rozbrzmiewały głośne okrzyki: „Dwie gorzkie!", „Trzy whisky!". Do Windsoru Londonowi nigdy nie udało się dotrzeć. Na początku jesieni Isadora musiała w końcu spostrzec, że wszystkie jej nadzieje związane z podróżą legły w gruzach. Upajająca wizja małżonków, którzy w zachodniej Europie wspólnie przygotowują grunt 108 Poeta i tancerka pod przyszłą ogólnoświatową sławę Siergieja poety, okazała się całkowitą fikcją. Wziąwszy pod uwagę wszystkie przeszkody, a przede wszystkim to, że Jesienin nie znał żadnych języków obcych, poeta mógł właściwie uznać, że odniósł spory sukces. Został zauważony, w Berlinie i w Paryżu ukazały się tomiki jego wierszy, zarówno w oryginale, jak i we francuskim przekładzie. Poprzez publiczne odczyty ugruntował też wśród znawców współczesnej rosyjskiej literatury swą sławę wybitnego recytatora własnej poezji. Jednak w porównaniu z własną żoną, która ledwie dwadzieścia lat wcześniej niczym kometa zajaśniała na europejskim firmamencie, i w obliczu wielkich nadziei, jakie obydwoje wiązali z tą podróżą, Jesienin musiał czuć się gorzko rozczarowany. Isadora zresztą również martwiła się, że poza granicami rodzinnego kraju ukochany nie może prezentować się w pełnym blasku. Naturalnie, przede wszystkim zależało jej na jego szczęściu, zdawała też sobie sprawę, ile znaczy dla niego sława. Miała jednak także własne, bardziej egoistyczne powody: chciała być dla niego mecenasem, mentorem, pragnęła, by podopieczny okazywał jej należną wdzięczność. Nade wszystko jednak chciała, by mąż wiernością i rosnącym przywiązaniem uczcił jej zasługi w budowaniu swojego sukcesu. Niestety: dopiero w nadchodzącej dekadzie zachodnia Europa odkryła nową sztukę radziecką: film, Wyprawa do Europy 109 malarstwo, literaturę. Tłumaczono najróżniejsze reportaże, opowiadania, powieści i żywo nad nimi dyskutowano. Jesienin pojawił się po prostu za wcześnie. On zresztą też nie mógł znaleźć sobie tutaj miejsca. Isadorze Europa na przełomie wieków wydala się kulturalną Mekką, miejscem, w którym powstaje nowe życie, nowa sztuka, gdzie umysły otwarte są na awangardę, a modernizm ma wielkie pole do popisu. Spojrzenie Siergieja było znacznie bardziej krytyczne, można by wręcz mówić o czarnowidztwie. Zamiast żywych ludzi, pełnych namiętności i pasji, widział tu tylko zgraję tępych mieszczańskich przeżuwaczy, których żony poświęcają życie gromadzeniu bibelotów i hodowli kwiatków doniczkowych. „Na sztukę się gwiżdże", książki są praktycznie nieużywane. Wszystko jest tak przerażająco czyste, straszliwie wysprzątane, uporządkowane i uregulowane aż do bólu. Na trawniku nie wolno postawić kroku i „nawet ptak może narobić tylko w wyznaczonym miejscu i usiąść wyłącznie za stosownym zezwoleniem". „Jezu Chryste, taka ohyda, monotonia, takie ubóstwo ducha, że chce się rzygać. Serce bije coraz mocniej, pełne dzikiej nienawiści". Czternaście dni po rozpoczęciu podróży Jesienin pisał z Berlina: „Dopiero za granicą pojąłem ogrom zasług rosyjskiej rewolucji, która ocaliła świat przed filisterską beznadzieją". Poetę nękało poczucie wyobcowania. Na cóż zdał mu się cały ten mętlik, te wszystkie antyczne kolum- Щ 110 Poeta i tancerka ny i wilhelmińskie pałace, plażowe kosze na Lido, cyprysy i gabinety figur woskowych, wykwintne cukiernie, Panteon i nadsekwańscy bukiniści? Podobnie jak inni rosyjscy pisarze na obczyźnie, choćby Izaak Babel, który kilka lat później przebywał w Marsylii i Paryżu, tęsknił za ojczyzną. Jak wielu emigrantów wzdychał za domem. Pewnej nocy w weneckiej gondoli opowiadał pewnej kobiecie, która władała rosyjskim, jak dorastał pośród chłopów i mnichów, śpiewał jej ludowe pieśni, zapamiętane z dzieciństwa. Z miasta lagun zapamiętał tylko smród unoszący się nad kanałami. „Miły mój, kochany, najbliższy przyjacielu -skarżył się latem w liście do Marienhofa - tak chce mi się z tej koszmarnej Europy z powrotem do Rosji, do naszego dawnego młodego chuligaństwa, do naszej buńczuczności. Tu jest tak strasznie nudno...". Inni rosyjscy twórcy, którzy przebywali w Niemczech przez dłuższy czas, jak na przykład Andriej Bie-łyj, idol Jesienina przez wiele lat, nie wykluczali, że zdławiona w 1918 roku rewolucja może ponownie wybuchnąć potężnym płomieniem. Ale Siergiej widział tylko rozkład, „powolny smutny zmierzch, o którym mówi Spengler [w Zmierzchu Zachodu]". Zycie? Cmentarz! Ludzie? „Robaki cmentarne", mieszkające w trumnach. „Żadnej rewolucji tu nie może być... Ocali i przebuduje ich tylko najazd takich barbarzyńców jak my. Konieczna jest wyprawa na Europę...". Uciec, uciec z tego grobowca! „Książę małżonek" Skandal w USA W owych czasach Rosjanie byli w Ameryce rzadkimi gośćmi. Ci, którzy tam mieszkali, wyemigrowali z Rosji jeszcze przed 1914 rokiem. Ci zaś, którzy przymierzali się do podróży teraz, natykali się na zaostrzone przepisy imigracyjne i rozmaite szykany w stosunku do przybyszów. Szeroko rozpowszechniony był lęk przed „przeklętymi bolszewikami". Od wybuchu Rewolucji Październikowej Rosja uchodziła za „Imperium Zła". Nowe państwo nie zostało uznane na forum międzynarodowym, obowiązywały wobec niego embargo handlowe i obostrzenia walutowe. Osoby podejrzane o sympatyzowanie z „czerwonymi" były narażone na obławy policyjne i aresztowania. To wszystko wyjaśnia przeszkody, na jakie natrafili „uchodźcy" z Europy w osobach Isadory i Siergieja, gdy 1 października 1922 roku przybyli do Nowego Jorku na pokładzie luksusowego transatlantyku SS Paris, płynącego z Hawru. Amerykański urzędnik nadzwyczaj długo badał ich radzieckie paszporty, mierząc przy 112 Poeta i tancerka tym przybyłych pogardliwym spojrzeniem, by ostatecznie odmówić zgody na opuszczenie pokładu przez małżeństwo Jesieninów. Specjalna komisja śledcza na Ellis Island, gdzie przeprowadzano kwarantannę, miała zadecydować, czy w ogóle można im pozwolić na wjazd do USA. Małżonkowie nie zdążyli otrząsnąć się z pierwszego szoku, gdy musieli stawić czoło kolejnemu: zgraja fotografów, filmowców, reporterów „wdarła się na pokład, strzelała migawkami, gorączkowo bazgrała w notesach i pytała, pytała, pytała". Media amerykańskie dopiero niedawno, pod wpływem błyskawicznie rozwijającego się przemysłu filmowego, odkryły nowy, wielce dochodowy temat: kult gwiazd. No a taka para jak Jesieninowie stanowiłaby nawet dzisiaj łakomy kąsek dla wszelkich bulwarówek. Już sama historia miłosna pachniała dziennikarzom grubymi pieniędzmi: sławna na cały świat, niemłoda, ale ciągle jeszcze piękna tancerka wraca do ojczyzny w towarzystwie znacznie młodszego i bardzo atrakcyjnego Rosjanina. Podobno był to jakiś poeta, jednak tu, w Stanach, nikt nie znał jego wierszy, a patrząc z zewnątrz, można by raczej pomyśleć, że to doskonale umięśniona gwiazda futbolu. Pytany o poglądy, Siergiej pomrukiwał tylko: „Red, red, red", co dodatkowo rozniecało nieufność. Czy to możliwe, że ta para została umyślnie nasłana przez bolszewików, aby podstępem wkraść się do Królestwa Wolności? Skandal w USA 113 Jakkolwiek by było, państwo Jesieninowie bynajmniej nie sprawiali wrażenia grzeszników przyłapanych na gorącym uczynku. Wyglądali raczej jak młoda para w trakcie miodowego miesiąca - zakochani, promienni i bezgranicznie szczęśliwi. Siergiej, w eleganckim podróżnym garniturze, wypoczęty i całkowicie trzeźwy, z przyjemnością obserwował całe to zamieszanie. Bardzo mu się podobało, że wraz z żoną znajdują się w centrum uwagi. Z wielkim ukontentowaniem śledził w po-południówkach wszystkie wzmianki na swój temat: że jest dobrze zbudowanym, ogorzałym, wysportowanym mężczyzną, który dystans stu jardów pokonuje w dziesięć sekund. Że wygląda chłopięco, sprawiając wrażenie jeszcze młodszego, niż jest w istocie. Ze pewna nieśmiałość tylko dodaje mu uroku, przez co jeszcze sympatyczniej prezentuje się u boku atrakcyjnej tancerki, robiącej wielkie wrażenie samym tylko wyglądem. A sama tancerka - byłażby to Mata Hari na służbie bolszewików? Włosy ufarbowała na czerwono, na suknię narzuciła obszerną robociarską pelerynę z kapturem (obszytą co prawda angorą przy kołnierzu i rękawach) , na nogach miała kozaki z miękkiej czerwonej skóry. Isadora, rzeczywiście, miała zamiar propagować w ojczyźnie przyjaźń amerykańsko-radziecką, chciała to jednak robić jako artystka, jako człowiek, nie zaś na zlecenie obcego rządu. Chciała też przekonać jak największą liczbę Amerykanów, jaki to geniusz żyje 114 Poeta i tancerka u jej boku. Z dumą pokazywała reporterom francuskie wydania wierszy Jesienina: „Patrzcie! Oto jeden z największych od czasów Puszkina!". Następnego dnia szalupa przewiozła małżonków na Ellis Island. Siergiej opowiadał później w Moskwie, jak pewien mówiący po rosyjsku tępawy i podejrzliwy urzędnik z miejsca zarzucił go pytaniami: „Wierzy Pan w Boga?". Usłyszawszy twierdzącą odpowiedź, zażądał: „Proszę powtarzać za mną: »W imię Pana naszego Jezusa Chrystusa obiecuję mówić czystą prawdę i nie wyrządzać nikomu zła. Obiecuję nie brać udziału w żadnych sprawach politycznych«". Podejrzany poeta musiał też podpisać pisemne zobowiązanie, że w żadnym ze stanów USA nie będzie śpiewać Międzynarodówki. Dopiero wtedy zezwolono, by wraz z żoną wjechał na teren kraju. No cóż, niezbyt udany początek! Isadora już od dłuższego czasu bolała nad faktem, że za granicą jest ceniona znacznie bardziej niż we własnej ojczyźnie. Za każdym razem, gdy prosto z Europy przyjeżdżała na tournee po Stanach, miała nadzieję, że rodacy przyjmą ją wreszcie z równą pompą jak publiczność w innych krajach. Jednak owego jesiennego dnia 1922 ro-ku musiała zrozumieć, że w chwili przyjęcia radzieckiego obywatelstwa straciła wszelkie prawa jako Amerykanka i będzie odtąd w ojczyźnie postrzegana jako niepożądana przyjezdna. Trudno się dziwić, że do Nowego Jorku wjechała wielce rozgoryczona. Skandal w USA 115 Już od pierwszej chwili amerykańska „moc żelazo-betonu" zrobiła na Siergieju piorunujące wrażenie: czuł się zagubiony, a jednocześnie do głębi zafascynowany. W Nowym Jorku nie było średniowiecznych zabytków, żadnych katedr ani wspaniałych pałaców. Zamiast tego na każdym kroku widać było cuda współczesnej techniki, świątynie kapitalizmu z betonu i stali, drapacze chmur, smukłe biurowce, kominy i zbiorniki fabryk. Przysłaniały one horyzont, odbierały widok na słońce i księżyc - olbrzymie miasto wydawało się przez to wręcz nierealne. No i ta porażająca perfekcja techniczna! Choćby Brooklyn Bridge, wysoki niczym drapacz chmur, a zarazem swobodnie unoszący się w powietrzu - pierwszy na świecie most oparty na pylonach i wiszący na stalowych linach. Z mostu widać było potężne okręty pancerne, obładowane nie łodziami, lecz samolotami, które wzbijały się w niebo ze specjalnie skonstruowanego pasa startowego na pokładzie. „Gdy wracają, przysiadają na wodzie, a okręty natychmiast podnoszą je za pomocą potężnych dźwigini i unoszą na stalowych ramionach". Jesienin widział to na własne oczy i opisał: nowojorskie cuda przeżywał niczym prosty wieśniak, przeniesiony tu bezpośrednio ze stepów Riazańszczy-zny. Wszystko wokół spieszyło się, parło do przodu. Ludzie w pośpiechu przemierzali ulice i szerokie aleje, tłoczyli się w piętrowych autobusach, w wagonach 116 Poeta i tancerka metra czy kolejki. Były tu i schludnie ubrane sekretarki i sprzedawczynie (w Moskwie dobrze ubrana kobieta była rzadkością), i ludzie interesu w modnych pumpach, filcowych kapeluszach, z aktówkami w ręku, i żujące gumę nastolatki, i chmary dzieciaków z Chinatown. Sami cywile, nigdzie żadnych strażników czy milicjantów. Miasto sprawiało wrażenie niewykończonego, dopiero dorastającego. Wszędzie dokoła widać było wykopy i rosnące budynki, planowano parkingi dla milionów prywatnych samochodów. Jeszcze większe wrażenie niż za dnia robił Nowy Jork o zmroku. O tej porze moskiewski Arbat skąpo oświetlały nieliczne latarnie, a światło księżyca nieśmiało zapuszczało się w ciemne zaułki. Na Broadwayu płonęły miliony świateł, a silne reflektory jasno oświetlały budynki. Wszędzie wokół „morze elektrycznych obrazków. Tu, na wysokości dwudziestego piętra jakiś akrobata, cały z małych światełek, wywija koziołki. Tam, dziesięć pięter wyżej, elektryczny mister pali papierosa, a smuga elektrycznego dymu zamienia się powoli w równe kółeczka. Naprzeciwko teatru tańczy na obracającym się elektrycznym kole elektryczna Terpsychora, i tak dalej, i tak dalej, aż po elektryczną gazetę pomiędzy dwudziestym a dwudzie-stm piątym piętrem, której kolejne wersy wyświetlają się nieprzerwanie, aż do końca numeru..." - pisał Jesienin. Moskiewski chuligan rozmiłował się w tym barwnym zgiełku, nieznanym i dziwacznym. Skandal w USA 117 Jak stwierdził amerykański impresario Isadory, Siergiej reagował na kapitalizm jak mały dzieciak. Z zachwytem oglądał wszelkie dziwolągi: salony tatu-ażystów i lombardy z drewnianymi figurami Indian przy wejściu. Do kolejnych automatów wrzucał po parę centów, a tu bach! - kawa tryska do kubeczków, z czeluści wyskakują pudełeczka z kanapkami i słodyczami. Jakże mizerne, jak nędzne wydawały się miasta Rosji wobec tego zalewu towarów! W wielkich domach handlowych piętrzyły się stosy środków czystości i orientalnych dywanów, zapalniczek i zabawek, bielizny i sprzętów kuchennych. Uliczni przekupnie zdzierali sobie gardła, zachwalając maszynki do golenia i nakręcane blaszane zabawki. W tym cudownym świecie towarów Sierioża mógł znaleźć wszystko, co tylko sobie wymarzył: jedwabne koszule, kaszmirowe marynarki, aktówki z juchtowej skóry, ręcznie szyte angielskie mokasyny, wszelakie „akcesoria dla dżentelmena", płyny po goleniu, wody kolońskie... Dzieciak? Nie, raczej wioskowy dandys! A może komunista w konsumpcyjnym raju? Jesienina zachwycały też wszelkie udogodnienia życia codziennego, jakie widział dookoła: w publicznych lokalach, ale też w zwykłych mieszkaniach przeciętnych Amerykanów. Posiadanie telefonu, radia, gramofonu czy elektrycznego żelazka było tu na porządku dziennym, podobnie jak korzystanie z piecy- 118 ?oe ta i tancerka ków gazowych, oświetlenia elektrycznego czy kanalizacji. Isadora, dla której nie było w tym nic niezwykłego, nieustannie zwracała mężowi uwagę na inne strony życia w tym „bezdusznym" kraju, na rządy pieniądza i biznesu, na rolę, jaką odgrywa korupcja, gangi i mafia. Na to wreszcie, jak powierzchownie ucywilizowany, ba, wręcz barbarzyński jest ten świat. Oczywiście, Jesienin również zdawał sobie z tego sprawę. Jednak, przynajmniej na początku, fascynacja zdecydowanie brała górę nad odrazą. 7 października Isadora rozpoczęła swoje amerykańskie tournee występem w nowojorskim Carnegie Hall. Tłumnie przybyła publiczność nie posiadała się z zachwytu. Ale już dwa tygodnie później, w Bostonie, doszło do skandalu. Tancerka zdecydowała się założyć powiewny i prześwitujący kostium, który przy gwałtowniejszych ruchach osuwał się z ramion. Nieważne, że zapewne niewiele można było przy tej okazji zobaczyć - już sam fakt, że kobieta pokazuje na scenie gołe nogi, gorszył pruderyjnych purytanów z Nowej Anglii. Przecież, jak wiadomo, baletnice powinny nosić pończochy, trykoty i tiulowe spódniczki. Część widzów oburzało to, że artystka bezwstydnie narusza elementarne zasady przyzwoitości. Inni z kolei krytykowali występy z punktu widzenia estetyki: otyłość tancerki miała godzić w ich poczucie piękna. Duncan chciała sprowokować jednych i drugich, przy ____________Skandal w USA_____________119 okazji celując też w antykomunistów. Pod koniec przedstawienia zaczęła wymachiwać jedwabnym czerwonym szalem i wykrzykiwać: „On jest czerwony, jak ja! To barwa życia, barwa siły! Chociaż raz i wy bądźcie dzicy! Nie gódźcie się, by was ograniczano!". Następnie podzieliła ludzkość na czarnych, a więc złych, szarych, czyli tępych i posłusznych, oraz czerwonych -dobrych i kochających wolność, do których rzecz jasna sama się zaliczała. Tu zaczęli klaskać „czerwoni" i ci, którzy chcieli się za nich uważać, „szarzy" zastygli w oczekiwaniu na dalszy rozwój wypadków, natomiast „czarni", którzy wytrzymali jakoś do tej pory, zaczęli opuszczać salę, głośno protestując. Mąż artystki, śledzący z loży całe to zamieszanie, dodatkowo jątrzył zebranych, wywijając czerwoną flagą i wznosząc okrzyki na cześć bolszewików. Po drugim takim wieczorze burmistrz miasta zakazał dalszych występów. Isadora wpadła w furię, choć w gruncie rzeczy bardzo była zadowolona, że znów trafiła na pierwsze strony gazet. Dopuściła, by inni oglądali jej ciało? Ależ oczywiście! „Moje ciało to świątynia mojej sztuki!". Opowiada się za nagością? No jasne! „Nagość to prawda, to piękno... Dlatego nigdy nie może być wulgarna czy niemoralna!". Chciała sprowokować publiczność? Ależ skąd, pragnęła jedynie uwolnić ją z kajdan purytanizmu! 120 Poeta i tancerka Impresario artystki, przerażony, że ledwie rozpoczęte tournee Mrs. Duncan może się błyskawicznie zakończyć, przykazał jej, by poniechała przemawiania po występach. Cóż było robić, uległa. Ale rozmów z dziennikarzami, głoszenia poglądów w prasie i iadiu żaden impresario zabronić jej nie mógł! Kiedy więc małżonkowie przybyli ze wschodniego wybrzeża na środkowy Zachód, w kolejnych dworcowych halach kłębiły się już tłumy reporterów, pilnie notujących wszystko, co głosiła Duncan. Na przykład: „Rosja! Komunizm! To oznacza poezję, muzykę, taniec -i wolność!". I tak Isadora na przemian tańczyła, przemawiała, podróżowała i znowu tańczyła, aż w końcu zajechała do Indianapolis. I tu nastąpił koniec. Burmistrz miasta, ten prostak, nakazał obstawić policjantami scenę i widownię. Mieli oni czuwać nad tym, by tancerka „nie uchybiła przyzwoitości" i nie zaczęła się obnażać. Gdyby nie daj Bóg do tego doszło, stróże porządku mieli bez pardonu przewieźć ją na komisariat. W tej sytuacji impresario zdecydował się odwołać zaplanowane występy na zachodnim wybrzeżu, m.in. w San Francisco. Skandal, który wybuchł w związku z występami Isadory, zataczał coraz szersze kręgi. Po powrocie do Nowego Jorku Mrs. Duncan zażyczyła sobie „wygłosić kazanie" i zatańczyć w jednym z kościołów w wieczór wigilijny. Spotkało się to jednak z ostrym sprzeciwem biskupa. Zamiast tego Isado- Skandal w USA 121 ra wystąpiła w Akademii Muzycznej na Brooklynie. Po pierwszych dwóch tańcach raptem przerwała spektakl i powiadomiła publiczność, że słynna francuska aktorka Sarah Bernhardt właśnie umiera, w hołdzie dla jej dokonań pragnęłaby więc odtańczyć marsz żałobny. Zeszła ze sceny, odprowadzana burzą oklasków. Ale wkrótce zaczęło się zamieszanie: pianista odmówił ponownego wystąpienia, Isadora próbowała więc tańczyć bez akompaniamentu. Próba się nie powiodła i tancerka ostatecznie opuściła scenę. Zdezorientowana publiczność pozostała na miejscach. W poszukiwaniu żony Siergiej obiegł cały teatr, ale bez powodzenia. Następnego dnia artystka poczuła się w obowiązku wyjaśnić powody tak nagłego przerwania występu. Winę za wszystko ponosiła prohibicja. Fałszywy szampan, będący w istocie eterem lub innym świństwem, nieco zbił ją z tropu... Gdy pod koniec XIX wieku młodziutka Isadora po raz pierwszy przybyła do Nowego Jorku, występowała w pantomimie i wraz z trupą aktorów przemierzała wzdłuż i wszerz cały kraj. Było to zajęcie „tępe, płaskie, niezgodne z moją ambicją ani z moimi ideałami". Jej siostra Elisabeth recytowała wiersze, matka akompaniowała na fortepianie, a dwudziestoletnia Isadora tańczyła za marne grosze. Wszystko to ku uciesze bogatych Amerykanów, którzy oczekiwali tylko rozrywki, a o sztuce nie mieli zielonego pojęcia. Tamte występy 122 Poeta i tancerka Duncan wspominała jako głębokie upokorzenie i spodziewała się, że pewnego dnia będzie mogła to sobie powetować. Miała nadzieję, że właśnie w ojczyźnie będzie świętować najjaśniejszy dzień w swojej artystycznej karierze. Teraz jednak było już na to za późno. A mimo to państwo Jesienin-Duncan nie mogli uznać wyprawy do USA za całkiem nieudaną. Wywoływanie skandali to w końcu też spora frajda, zwłaszcza gdy miało się po temu takie talenta, jak tych dwoje. Byli wystarczająco impulsywnymi lekkoduchami, by doskonale wyczuwać odpowiedni moment na kolejną prowokację, a następnie bez zwłoki przystępować do realizacji planu. Oboje szlifowali swoje umiejętności przez długie lata, oboje byli też głęboko przekonani, że artysta, który pragnie odnieść sukces, musi zwracać na siebie uwagę na wszelkie możliwe sposoby. Ludzie muszą o nim mówić, a najlepiej pisać w gazetach, a on sam ani na chwilę nie może ustawać w wysiłkach budowania własnej legendy. Zasada ta obowiązywała niezależnie od ustroju politycznego, jednak w kapitalizmie, gdzie tak wielką rolę odgrywały żądne sensacji media, taka „autopromocja" była szczególnie istotna. Oczywiście, zarówno tancerka, jak i poeta nie musieli się specjalnie trudzić, by wywołać zgorszenie filistrów: wystarczały ich antymieszczańskie poglądy, sposób bycia, a nawet sam fakt istnienia. Isadora, która pozwalała sobie prowadzić żywot wyemancypowa- Skandal w USA 123 nej kobiety, która poważyła się zrezygnować z ładu i bezpieczeństwa, najważniejszych dla wielu celów w życiu, która wreszcie śmiała szukać szczęścia w ramionach rozlicznych kochanków i rodzić dzieci z po-zamałżeńskich związków, stanowiła żywe wyzwanie wobec zasady juste milieu*, której hołdowało „przyzwoite" mieszczaństwo. W tych kręgach podobne kobiety jeszcze w XX wieku postrzegano jako niemoralne i bezwstydne, niezasługujące na przyjmowanie w towarzystwie. Isadora i Siergiej nie poprzestawali na odrzuceniu zasady juste milieu. Poprzez swoje prowokacje obnażali też ciasnotę myślową, banalność, zakłamanie i martwotę „strasznych mieszczan", którzy własne normy usiłują narzucić całemu światu. Oni żyli wbrew tym normom, w nieustannym zamęcie i ciągłym ruchu. Przyznawali sobie prawo do buntu, zmiany, „dzikości" i nieskrępowania. Z pewnością dodatkowe wyzwanie dla Jesieninów stanowi! w USA paniczny strach przed bolszewikami, za sprawą którego poeta i tancerka bez większych wysiłków ulokowali się w pobliżu „wywrotowych elementów". W przypadku Isadory, która nigdy nie chciała przyznać, że jej utopijne wyobrażenia nie całkiem pokrywają się z tym, co naprawdę dzieje się w Rosji, zamiłowanie do skandali i bycia w centrum * Franc. „złoty środek", czasem też w znaczeniu ostrożności, wyważenia. 124 Poeta i tancerka uwagi łączyło się jeszcze ze zgubnymi w skutkach ciągotami misjonarskimi. Musiała nieustannie głosić jakieś posłanie, dawać świadectwo prawdzie. W Ameryce upodobała sobie rolę anioła pokoju, wieszczki porozumienia między narodami, apostola nowej ewangelii. Dwa lata później jej działania zgrabnie podsumował pewien bystry obserwator z „Berliner Ta-geblatt": „Wierzyła, że spełnia misję, ale realizowała tylko własne plany". A Siergiej? Jego ulubionym zajęciem było wszak odgrywanie hardego prostaka, nieposkromionego hulaki, młodego dzikusa. Chłopski spryt, z którego był tak dumny, podpowiadał, że to rola wprost stworzona dla niego, która zwłaszcza w zurbanizowanym społeczeństwie amerykańskim ściągnie na niego należną uwagę. Rola ta umożliwiała mu rzecz jasna ucieczkę od codziennej monotonii, przede wszystkim jednak pozwalała na skuteczne okłamywanie się. Alkoholizm Jesienina stawał się w tej sytuacji jedynie elementem przyjętej pozy, niezbędnym rekwizytem notorycznego skandalisty, który gwiżdże na filisterską obyczajność. Tak naprawdę poeta pił z nałogu i z rozpaczy, że tu, w Ameryce, przypadła mu wyłącznie rola statysty. Prawdziwą gwiazdą była Isadora. Z każdym tygodniem Jesienin coraz jaśniej uświadamiał sobie, że jego poezją nie zainteresuje się tu nawet pies z kulawą nogą. Nikt go o nic nie pytał, wszystko kręciło się wokół żony. Nikt nie znał jego Skandal w USA 125 wierszy, w gazetach ukazywały się zdjęcia „Isadory Duncan i jej młodego męża", nierzadko nawet bez podania nazwiska! I to on, Jesienin, w Moskwie najpopularniejszy młody poeta, „nowy Puszkin", marzący o ugruntowania w USA światowej sławy, był teraz wyłącznie efektownym dodatkiem do słynnej tancerki! Księciem małżonkiem ekscentrycznej królowej! Rozgoryczony pisał do Marienhofa: „Dawniej zawsze można było myśleć z nadzieją, zapominając o wszystkich doznanych w Rosji biedach i niedostatkach, że jest gdzieś przecie jakaś »zagranica«, ale teraz, po tym, co tu widziałem, błagam Boga, by moja dusza i moja szutka zdołały to przeżyć. Nikt ich nie potrzebuje... tacy jak my mogą sobie zdychać z głodu". Do tego wszystkiego dochodziła chorobliwa podejrzliwość Jesienina, wzmocniona jeszcze przez odrazę do „przeklętego angliczańskiego" i w ogóle jakiegokolwiek języka innego niż rosyjski. „Jeżeli ktoś ma ochotę ze mną rozmawiać, niech się uczy rosyjskiego". Po powrocie Isadora skarżyła się Marienhofowi: „To była prawdziwa tragedia! [Sierioża] ciągle sądził, że wszyscy śmieją się z niego, wykpiwają, drwią. I to przy jego dumie! Przy jego chorobliwej megalomanii... Pewnego razu... wydano na naszą cześć huczny bankiet... Mowy, brzęk kieliszków... Nagle Sierioża chwyta mnie za ramię, jego palce są niczym obcęgi...»Isa-doro, do domu!« Nigdy mu nie odmówiłam... Natychmiast odjeżdżaliśmy... A gdy tylko docieraliśmy 126 Poeta i tancerka do hotelu, nie zdążyłam nawet zdjąć płaszcza i kapelusza, już chwytał mnie za gardło, i dusił, niczym Otello... »Mów prawdę, suko, prawdę! Co tam gadała o mnie twoja amerykańska banda?«. Mogłam tylko wychrypieć: »Dobre rzeczy, same dobre rzeczy!«. Ale on mi nigdy nie wierzył... Ach, to było potworne...". Alkohol miał spłukać całą wściekłość, gniew, rozczarowanie. Mimo wszystko lepiej być pijanicą niż żigolakiem! Były to jednak czasy prohibicji. Od 1920 roku wytwarzanie i sprzedaż alkoholu (konsumpcja nie) były w USA surowo karane. Od tego czasu zaopatrzeniem obywateli w alkohol zajmowali się przemytnicy. Pokątni handlarze oferowali tzw. whisky, potajemnie wytwarzaną z oddestylowanego alkoholu przemysłowego z dodatkiem karmelu, soku śliwkowego i kreozotu*. Tenże przemysłowy alkohol, w domowych wannach mieszany z gliceryną i aromatyzowany jałowcem, sprzedawano jako dżin. Co roku mnóstwo ludzi umierało na skutek zatruć fałszowanym alkoholem. W takich okolicznościach prawdziwy pijak musiał cieszyć się doprawdy końskim zdrowiem. Para żydowskich imigrantów, którzy w Nowym Jorku zaprosili Jesieninów na przyjęcie, miała okazję obserwować Siergieja jako rozwścieczonego furiata. W szale zazdrości, tak charakterystycznej dla pijaków w fazie poprzedzającej delirium tremens, rzucił się * Środek odkażający. _______________Skandal w USA_____________127 z pięściami na tańczącą dla gości żonę, usiłował zedrzeć z niej suknię, zasypał gradem przekleństw i groził, że ją zabije. Isadorę ewakuowano w bezpieczne miejsce, ale jej mąż awanturował się nadal. Widziała taką scenę nie po raz pierwszy, zaproponowała więc, by polać mu głowę zimną wodą, a gdy to nie pomogło, by związać go sznurem do suszenia bielizny. Jesienin stawiał opór, a usiłujących go uspokoić wyzywał od „przeklętych gudłajów", najbardziej obraźliwie, jak tylko Rosjanin może nazwać Żyda. Jeden z gości, dotknięty do żywego, spoliczkował poetę, na co ten napluł mu w twarz. Duncan spędziła tę noc u przyjaciół; w jaki sposób trafił do hotelu Siergiej - nie wiemy. Gdy częściowo wróciła mu przytomność, skruszony pisał do gospodarza, żydowskiego poety Bragińskiego, błagając, by ten zechciał mu łaskawie wybaczyć: „[proszę na Boga] nie myśleć o mnie, że chciałem zrobić coś złego lub komukolwiek ubliżyć... Co ja mogę zrobić, mój miły Ma-nilejb, drogi mój Manilejb!*. To wszystko przez chorobę, usprawiedliwiał się Jesienin, cierpiący na epilepsję podobnie jak E. A. Poe. Przyjacielu mój, przyjacielu Jestem bardzo a bardzo chory! * Cyt. za: Watala, Woroszylski, op. cit. Manilejb to pseudonim, pod którym publikował Bragiński. 128 Poeta i tancerka -----------------------------------------------------------------------------. Nie wiem, skąd się wzięło, co to boli. Czy to świszczę tak wiatr Nad bezludnym i pustym ugorem, Czy jak we wrześniu gaj, Ogalaca mi mózg alkoholizm? (fragment poematu Czarny człowiek, przeł. Władysław Broniewski) Po takich atakach męża Isadora musiała się czuć podobnie jak pięćdziesiąt lat później aktorka Marina Vlady, żona rosyjskiego barda Włodzimierza Wysockiego: „Dwa dni wycia, jęków, błagania, gróźb, dwa dni... skurczów, torsji, straszliwej migreny... Powoli dochodzisz do siebie, zasypiasz spokojnie, czuwam przy tobie, często muszę cię budzić, bo dręczą cię koszmary". Druga faza „chyba najgorsza. Nazywasz ją kacem moralnym. Fizycznie czujesz się dobrze i z jasnym umysłem robisz rachunek strat. Często bywa przerażający... Muszę więc pocieszać cię i wybaczyć, odsuwam na bok złość. Dręczy cię uczucie wstydu i nie możesz się uspokoić, póki nie utulę cię w ramionach jak dziecko"*. Nieustanna czujność żon alkoholików, ciągle powtarzający się schemat napomnień, wyrzutów i wreszcie wybaczenia - to wszystko może sprawdza się * Marina Vlady, Wysocki, czyli przerwany lot, przeł. Kalina Szymanowska, Warszawa 1990. Skandal w USA 129 w niektórych małżeństwach, jednak w wypadku Jesienina doprowadziło wyłącznie do tego, że jego początkowe uczucie do Isadory wyblakło i przygasło. Rodacy poety, którzy mieli okazję spotkać ich razem w Berlinie, podzielali wrażenie Gorkiego, że Isadora stała się dla niego „sennym koszmarem", którego się już wprawdzie nie boi, ale nadal odczuwa jego ciężar. Im bardziej tracił w jego oczach świat poza granicami Rosji, tym mniejszy urok roztaczała tak początkowo egzotyczna Isadora. Miłość poety i tancerki, uczucie, które połączyło mężczyznę z rosyjskiej wioski i kobietę z amerykańskiej bohemy, miało się wyraźnie ku końcowi. Podobnie jak wielu rosyjskich mężczyzn w owych czasach Jesienin nie darzył kobiet specjalnym szacunkiem, uważał też, że zdecydowanie nad nimi góruje „Kunca nie ptica, żenszczina nie czelowiek". (Cyraneczka nie ptak, dziewczyna nie człowiek), jak ujął to choćby Borys Pilniak w powieści Maszyny i wilki, wydanej w roku 1924. „Baba z wozu, koniom lżej", „Pies od baby mądrzejszy, na pana nie szczeka"- w takiej tradycji dorastał poeta i tak też często traktował kobiety w dorosłym życiu: zimno, egoistycznie i obojętnie. Jeszcze przed wybuchem wojny Jesienin spłodził syna pewnej młodej Rosjance*. Z początku czuły * Była to Anna Izriadnowa, korektorka w moskiewskiej drukarni Sytina, w której pracował Jesienin. Syn, Jurij, ur. w 1914 roku. Por. Watała, Woroszylski, op. cit. 130 Poeta i tancerka partner i ojciec, opuścił swoją Annę już po upływie roku. W 1917 roku ożenił się z późniejszą aktorką Zi-naidą Raich. Z tego związku narodziło się dwoje dzieci. I znów przez krótki czas Siergiej był radosny i szczęśliwy, i znów niedługo później opuścił żonę. Po narodzinach drugiego dziecka, gdy już porzucił Zinai-dę, wzdragał się nawet przed obejrzeniem chłopczyka, a gdy przypadkowo, na dworcu, spotkał żonę z synkiem na ręku, rzucił tylko okiem na zawiniątko i rzekł do towarzyszącego mu Marienhofa: „Tfu, czarnowłosy! Jesieninowie nie bywają czarni". Czyż Zinaida nie okłamała go, przysięgając na początku małżeństwa, że jest jej pierwszym mężczyzną? Czegoś takiego ten utalentowany muzyk nie mógł przecież puścić płazem! I gdy w jakiś czas później Wsiewołod Meyerhold, słynny moskiewski reżyser teatralny, wyznał Siergiejowi, że kocha Zinaidę i pragnąłby ją poślubić, ten odparł butnie: „A bierz ją na zdrowie, błagam cię o to! Będę ci wdzięczny do końca życia". Ludzie, którzy znali Jesienina tylko przelotnie, jak Ilja Erenburg, uważali go za typ niespokojnego włóczęgi, cygana, który lękał się miłości, bo zmusiłaby go ona do zapuszczenia korzeni. Ci, którzy byli z nim bliżej, jak Marienhof, twierdzili, że było zupełnie inaczej: Siergiej, przez tak wielu podziwiany i kochany, sam nie był zdolny do miłości. Jedyne kobiety, które darzył długotrwałym uczuciem i z którymi był mocno związany przez całe życie, Skandal w USA 131 to matka i - z pewnymi przerwami - również siostry. Te łagodne, potulne i pracowite niewiasty o obfitych łonach i miękkich wargach nigdy nie ustawały w codziennej krzątaninie, nawet wówczas, gdy ich mężczyźni pijani spali pod stołem. O matce i siostrach Jesienin pamiętał również w trakcie podróży, wysyłał im czeki i podarki, czując się wreszcie jak troskliwy syn i brat. Jednak nieporównanie więcej niż kobiety, które „nic nie rozumieją, niczego nie pojmują", znaczyli dla Siergieja przyjaciele i kompani. Fascynował też licznych homoseksualistów, przede wszystkim Nikołaja Klujewa, również „chłopskiego" poetę: „Jesteś niczym kwitnący krzew głogu" - pisał on do przyjaciela - „im głośniej szumi, tym więcej kwiatów opada". Biografowie wspominają o utajonym biseksualizmie Jesienina. Ale w sercu Sierioży w ogóle nie było miejsca na miłość do drugiego człowieka. Kochał Rosję, rodzinną wieś, zwierzęta, poezję. Więcej uczuć już nie mogło się pomieścić. Okrywający się zmierzchem Nowy Jork z ciężkim łoskotem przesuwa się przed oczami poety. W rozpadlinach ulic wyrasta step, jego rodzimy krajobraz, jego Ruś. Na Times Sąuare z szarego asfaltu strzelają w niebo krwiste jarzębiny, narasta gęstwa krzaków czarnego bzu, ostnicy, burzanu. Kamienna pustynia zaczyna wreszcie kwitnąć! Tramwajowa wysepka 132 Poeta i tancerka przeobraża się w wiejski ogród, pełen rezedy i lewkonii. W dali jaśnieją słoneczniki, ich żółte główki wdzięcznie gną się na wietrze, powietrze drży i migocze w upale. Proste jak strzała ulice zakrzywiają się, zamieniając w leśne ścieżynki, w wąskie dróżki, wiodące przez mokradła wedle omszałych świerków. Przez Manhattan przeciąga klucz żurawi. W szpary betonowych okien wciskają się chwasty, rwą się ku światłu kwitnące rumianki, krzewią paprocie. Odrażającą ohydę żelaznych schodów przeciwpożarowych okrywają zarośla głogu i festony powoju. Cyt! Słyszysz? To krowa ryczy! Jakby na umówiony znak, step zaczyna się zapełniać zwierzętami. Kozy i muły meczą wesoło, swawolne cielaki brykają jak szalone. A w tyle, za całą tą żywiną, za źrebakami i chmarami ptactwa, czai się stary wilk, węszy i zamiata ogonem. Gdy Siergiej wybudził się z pijackiego snu, w mieście znów hurgotały młoty pneumatyczne, tramwaje przejeżdżały z niemiłosiernym wizgiem, na wysokich estakadach huczała kolejka. Ale spośród tego ogłuszającego, piekielnego zgiełku ucho Sierioży wychwytuje jeszcze cichutki szmer i miękkie trrr..., z jakim stadko kuropatw podrywa się ku niebu. Między połyskującymi w słońcu drapaczami chmur z betonu, szkła i stali czuć jeszcze dym z jesiennych ognisk, zapach bagiennych traw, upajający aro- Skandal w USA 133 mat czeremchy. Niech inni poeci szukają natchnienia wśród ludzi - muzami Jesienina zawsze będą dziewczęce brzozy i jedwabiste trawy, pory roku, odmieniające step i błyski słońca w leniwym nurcie rzeki. 2 lutego 1923 roku Isadora po raz ostatni wystąpiła w Nowym Jorku. Cały dochód miał być przeznaczony dla rosyjskich sierot. Już następnego dnia wraz z Siergiejem i dwudziestoma walizami weszła na pokład luksusowego liniowca płynącego do Cherbour-ga. Po raz kolejny wspomniała swoją pierwszą przeprawę przez Atlantyk: młodziutka i nieznana tancerka za pieniądze wyżebrane od bogatych dam z towarzystwa zaokrętowała się na statek dla bydła, wiozący w ładowni dwieście krów. Isadora była bardzo dumna ze swojej zaradności, choć nie dawało jej spokoju żałosne ryczenie dobiegające z ładowni przez całą noc, denerwowały twarde prycze i codziennie takie samo jedzenie złożone z peklowanego mięsa. Teraz płynęła komfortowym statkiem George Washington, z wykwintnymi restauracjami, supernowoczesnymi kabinami i obszernymi pomieszczeniami klubowymi, przeznaczonymi na spotkania towarzyskie. Cóż ci wszyscy bogacze z pierwszej klasy mogli wiedzieć o rzeszach biednych i głodujących Rosjan? O chłopach, którzy w ubogich chatach śpią tuż obok cielaków czy nawet macior z prosiętami? O ile jednak Siergiej mimo wszystko skłonny był zgodzić się z tymi 134 Poeta i tancerka rodakami, którzy jak Trocki wieszczyli „amerykański bolszewizm", jego żona nie zostawiła na ojczyźnie suchej nitki. Wzburzona wykrzykiwała, że tym krajem rządzą bandyci, a zamieszkują go ludzie, którym w głowie wyłącznie pieniądze, a za parę dolarów zrobią wszystko, jeśli będzie trzeba, sprzedadzą nawet duszę. Oczywiście, w głębi serca tancerka ciągle piastowała inną wizję Ameryki, tę opiewaną przez idola jej młodości, Walta Whitmana: Przepowiadam nadejście ludzi swobodnych, Przepowiadam triumf sprawiedliwości, Przepowiadam powszechną równość i sprawiedliwość, Przepowiadam uświęcenie szczerości i uświęcenie dumy. (fragment wiersza Zegnajcie, przeł. Andrzej Szubaj) Teraz jednak, gdy piewca wolności spoczywał sześć stóp pod ziemią, jego wierna uczennica przybyła, by „nauczać, czym jest wolność" i „ofiarować ludziom prawdziwą sztukę". I co? Nie pojęli ani słowa, a samej wieszczki o mało nie wpędzili do grobu podejrzanym bimbrem. „Moja noga więcej w Ameryce nie postanie" - odgrażała się. Miała dotrzymać tej przysięgi. „Odwożę wam to dziecko" Rozstanie Z początku wydawało się, że wszystko zostanie po staremu. Po powrocie do Paryża Isadora i Siergiej zatrzymali się w klasycystycznym hotelu Crillon, szacownym, przypominającym pałac przybytku na placu Zgody. W pokojach przyciągały wzrok kryształowe świeczniki, bladożółte jedwabne tapety, ciężkie aksamitne story i lekko wytarte z upływem lat orientalne dywany. A już obsługa hotelowa, portierzy i boje w nieskazitelnych czarnych kamizelkach ze złotymi guzikami, była dystyngowana do niemożliwości. Wyglądali, jakby ledwie przed chwilą usługiwali Ninon de Lenclos, osiemnastowiecznej kurtyzanie, znanej z przymiotów ciała i ducha, przynosząc jej to szampana wieczorem, to herbatkę o poranku. Jednak, przyjrzawszy się bliżej, nietrudno było zauważyć zmiany w stosunkach między małżonkami. Podczas pierwszego pobytu w Europie parę otaczali opłacani przez Isadorę ludzie. Rodacy Jesienina mieli pomóc poecie porozumiewać się z żoną, a także uła- 136 Poeta i tancerka twić mu oswojenie się z obcym światem. W Ameryce Jesieninom towarzyszył rosyjski pisarz Wietługin*. Tym razem Siergiej był zdany sam na siebie. To jego żona potrzebowała teraz pomocy. Do Londynu, do swojej przyjaciółki Mary Desti, wysłała następujący telegram: „Jeśli chcesz ocalić moje życie, moje zdrowe zmysły... przybądź do Paryża". I Mary, amerykańska rozwódka, która z Isadorą zetknęła się po raz pierwszy ponad dwadzieścia lat temu w Paryżu, istotnie przybyła i wprowadziła się do pokoju obok Jesieninów. Niemal natychmiast po jej przyjeździe, w nocy z 14 na 15 lutego 1923 roku, miało się okazać, jak bardzo uzasadnione były błagania Isadory. Aby Siergiej i Mary mogli się poznać, cała trójka postanowiła zjeść razem kolację w hotelu. Początkowo wszystko szło bez zarzutu: Jesienin recytował paniom swoje wiersze, Mary była zachwycona boskim efebem. Ale potem zabrakło alkoholu. Zona z rozmysłem nie zamówiła tego, czego Siergiej tak potrzebował. Poeta nerwowo kręcił się na krześle, w końcu wstał. „Panie wybaczą - powiedział - skoczę tylko po papierosy". Wrócił i ponownie wyszedł, tym razem po zapałki. Gdy wreszcie przyszedł, widać było wyraźnie, że jest podpity. Oczy mu się zamykały, na czole lśniły kropelki potu. Siedział tylko i tępo wpatrywał się w ścianę, potem w podłogę. I znowu w ścianę. Isado- * Pseudonim Włodzimierza Ryndziuka. Rozstanie 137 ra, bojąc się kolejnego napadu szału, odprowadziła Mary do pokoju. Wkrótce potem panie miały sposobność usłyszeć, jak Siergiej szaleje w sąsiednim pomieszczeniu. Rozbijał lampy i lustra, łamał krzesła. Wezwano policję. Zanim jednak czterem funkcjonariuszom udało się go poskromić, zdążył wyrzucić przez okno ciężkie meble, groził też, że będzie strzelał. Isadory i Mary nie było już wtedy w hotelu: wybiegły w poszukiwaniu lekarza. Gdy go w końcu znalazły i przyprowadziły na miejsce, Jesienina przewieziono już na komisariat. Zwolniono go wprawdzie, ale pod warunkiem, że niezwłocznie opuści Francję. Tej nocy tancerka musiała wreszcie zdać sobie sprawę, że alkoholizmu męża nie można tłumaczyć ani szeroką i nieokiełznaną rosyjską duszą, ani tym, że wrażliwy poeta chce na rauszu ujrzeć świat piękniejszym niż w rzeczywistości. To, co robił, nie było już elementem tworzenia wizerunku, Siergiej nie podlegał już własnej woli. Opętały go ślepa furia, rozpacz i pęd do autodestrukcji. Każdym gestem udowadniał, że jest już u kresu sił. Ileż jeszcze mogło trwać to włóczęgostwo po obcych stronach, ta wędrówka od jednego luksusowego przytuliska do drugiego? Jeśli mąż miał w ogóle jeszcze dojść do zdrowia, Isadora musiała go odwieźć do domu. Ale jak to zrobić, skoro Siergieja praktycznie wydalono z Francji? I skąd wziąć pieniądze, by pokryć wszystkie szkody? 138 Poeta i tancerka Na początek Isadora zdecydowała się wysłać męża do Berlina: miał tam przyjaciół, u których mógł się zatrzymać, póki nie wymyśli się czegoś innego. Dla pewności miała mu towarzyszyć Jeanne, pokojówka tancerki. Problem pieniędzy jednak nadal pozostawał otwarty. Za zdemolowany pokój trzeba było przecież zapłacić, a Duncan znów znajdowała się na krawędzi bankructwa. Siergiej przebywał jeszcze w policyjnym areszcie, gdy Mary Desti zaproponowała, by zajrzeć do tajemniczej, pilnie strzeżonej aktówki, którą Jesienin wszędzie ze sobą nosił. Po chwili wahania Isadora zgodziła się. Ku swojemu zdumieniu odkryła w walizce mnóstwo pieniędzy: dwa tysiące dolarów w monetach i banknotach. To wystarczyło na pokrycie hotelowego rachunku i wyekspediowanie męża do Berlina. Wszyscy przyjaciele Jesieninów byli przekonani, że tych dwoje, tak od siebie różnych, ma przynajmniej jedną wspólną cechę: całkowicie beztroski stosunek do pieniędzy. Są - wspaniale, trzeba je wydawać, wręcz rozrzucać pełnymi garściami. Nie ma - też dobrze, trzeba zacząć rozglądać się za nowymi, jeśli trzeba - pożyczać, kupować na kredyt, ale na pewno nie zawracać sobie głowy gospodarnością czy oszczędnością, nie myśleć o oddawaniu długów! I oto okazało się, że jeśli chodzi o ową „przeklętą mamonę", Jesienin wykorzystywał żonę bez najmniejszych skrupułów. Oboje hulali i balowali wyłącznie za jej pieniądze. On Rozstanie 139 tymczasem przezornie i chytrze odkładał „swoje", a ponadto potajemnie gromadził rozmaite podarki dla rodziny, po części zresztą brane z szafy Isadory. To „jego stara" miała się głowić, skąd wytrzasnąć pieniądze na życie. I nawet w takiej sytuacji artystka umiała zdobyć się na wspaniałomyślność. Wobec swojego chorego, zrozpaczonego, ukochanego męża wykazała się niezłomną lojalnością. Gotowa była trwać przy nim, bronić go i upewnić w przekonaniu, że może na nią liczyć. Siergiej ukrywał pieniądze w aktówce? Cóż z tego, bynajmniej nie czuje się oszukana. Oburzona przyjaciółka musi zrozumieć: chłopiec całe życie klepał biedę, więc gdy nagle ujrzał wokół tyle pieniędzy, postanowił część uszczknąć dla siebie, a właściwie dla tych, którzy w Rosji tak bardzo ich potrzebują. „Biedny mały Siergiej. Jestem pewna, że nie wiedziałby wcale, o co właściwie chodzi". Przede wszystkim musiała jednak chronić ukochanego mężczyznę przed amerykańską prasą, która z lubością rozpisywała się o awanturze w hotelu Crillon. Jesienin ciskał utensyliami toaletowymi? „To kłamstwo!", portier może potwierdzić. Szał niszczycielski poety był skutkiem alkoholizmu? To też nie do końca prawda! Jego zachowanie wynika z „urazu po wybuchu bomby", jakiego doznał w czasie wojny, z potwornych cierpień, nędzy i głodu w okresie rewolucji, wreszcie z zatrucia krwi, wywołanego przez zabójczą 140 Poeta i tancerka fałszowaną whisky sprzedawaną w USA. „Bądźmy szczerzy, czy młody poeta... nie zasługuje raczej na litość niż szyderstwo?". Po wszystkich tych przeżyciach Isadora wraz z przyjaciółką powróciły do Wersalu. Tancerka w gorączce miotała się po hotelowym łóżku i co chwila depeszowała do Berlina, by dowiedzieć się, co też porabia jej Siergiej. On tymczasem cieszył się wielkim i wreszcie niepodzielnym zainteresowaniem. Zamieszkał u swojego przyjaciela Kusikowa i zaraz po przyjeździe przyjął reportera berlińskiej gazety „8-Uhr--Abendblatt". Wkrótce ukazał się stosowny artykuł. Wielki tytuł krzyczał: „Lepszy Sybir niż małżeństwo z Duncan". Dziennikarz opisywał, jak młody poeta, wbrew woli zaciągnięty do urzędu stanu cywilnego, opuścił teraz żonę i - niebotycznie szczęśliwy z powodu odzyskanej wolności - uciekł przed nią do Berlina. Isadory nie chciał już więcej oglądać na oczy. „Jeśli przywlecze się za mną do Moskwy - wykrzykiwał -ucieknę na Syberię. Rosja jest wielka i zawsze znajdę jakieś miejsce, w którym ta straszliwa kobieta mnie nie znajdzie... Zawsze chciała nade mną dominować... traktować jak niewolnika... To było prawdziwe piekło... a teraz, po raz pierwszy od dnia ślubu, wreszcie czuję się dobrze...". A jakby tego było mało, w innym piśmie Jesienin zdradził, że jego małżeństwo z tą „obłędnie" kochaną kobietą rozpadło się na skutek jej niepohamowanego pociągu do alkoholu. Rozstanie 141 Co kierowało postępowaniem poety? Czy chciał tylko zranić Isadorę? Czy może mścił się za „skonfiskowane" dolary? Może był to ślepy atak słabego człowieka, pragnącego oswobodzić się spod wpływu silniejszej jednostki? A może rzeczywiście kierowały nim wyłącznie brutalność i cynizm? Jeśli ktokolwiek sądził, że teraz Jesienin uda się do Moskwy i wystąpi o rozwód, mylił się srodze. Już 28 lutego „New York Herald" doniósł o długim liście, jaki Duncan otrzymała od męża. Poeta zaprzeczał w nim, jakoby mówił cokolwiek złego na jej temat, zapewniał o swojej miłości i podziwie. Na tym nie koniec: zadepeszował też do żony, że zabije się, jeśli ta nie przyjedzie do niego najszybciej, jak się tylko da. Isadora postąpiła tak, jak można się było spodziewać: zapożyczyła się u rozmaitych przyjaciół i protektorów i gnana miłością i tęsknotą pospieszyła wraz z Mary Desti do Berlina. Nie koleją, skądże - limuzyną z szoferem. Jesienin czekał na nią w Adlonie. Gdy tylko zajechał samochód, z radości wyrzucił w górę kapelusz i w podskokach pobiegł prosto w ramiona żony. Z uwagi na to, co stało się w Paryżu, parze nie zezwolono na pobyt w Adlonie. Zajęli więc apartament w Palast-Hotel i zdecydowali się uczcić ponowne spotkanie „wieczorem rosyjskim". Zamówili najwy-kwintniejsze wina, najlepsze rodzaje wódek, wyborne przystawki, zupy, mięsa, ryby - wszystko z najwyższej półki. 142 Poeta i tancerka Jesienin występował w roli szczęśliwego męża, któremu wreszcie udało się połączyć z ukochaną żoną. Padał przed nią na klęczki, obsypywał ją pieszczotami. Goście jedli i pili przy dźwiękach bałałajki, Siergiej recytował wiersze, tańczył z Isadorą. Na zakończenie wieczoru poeta znowu potłukł i porozbijał wszystko -szklanki, talerze, meble - w drobny mak. O poranku wyrzucono go z hotelu. Wieczorem to samo przedstawienie powtórzyło się w innym miejscu. Nad ranem kompletnie rozbity Jesienin zapadał w niespokojny sen, z którego wyrywały go to upiorne, skrzeczące głosy, to łopot skrzydeł wielkiego ptaszyska kołującego nad łóżkiem. Przez pokój przetaczały się z hukiem obładowane kamieniami wozy, potworny gnom zastawiał na niego sidła. Czy to już piekło? Udręczony majakami, drżący, z płaczliwym bełkotem na ustach, poeta usiłował się podnieść, by przegnać od siebie demony. Zataczał się, jęcząc, padał z powrotem na ziemię. Czyż nie znajdzie się nikt, kto odpędzi tę diabelską zgraję? Towarzysze Siergieja ze Stowarzyszenia Pijanych Poetów opisywali takie męczarnie nie raz i nie dwa. Później, skruszony i zdruzgotany, błagał Isadorę o wybaczenie, szklanym wzrokiem wpatrując się w pustkę. Gdybyż choć w takich momentach tych dwoje mogło się w pełni porozumieć! Ale Siergiej mógł tylko sugerować gestami uprzejmość i szacunek, tylko miękkim timbrem głosu mógł błagać o miłość Rozstanie 143 i zaufanie. „Wybacza. Ty, wybacza". I ukochana brała w ramiona litującego się nad sobą, melancholijnego pijaka, gładziła go po jasnych lokach. Ileż to razy przyjaciółka doradzała jej wspólny wyjazd do Paryża lub też powrót do Moskwy, do szkoły, ale bez Jesienina! Daremnie, Isadora pragnęła zostać przy swoim Siergieju. Po raz kolejny więc sięgała po torebkę, wyciągała pieniądze i płaciła, co było do zapłacenia - trudno wprost pojąć, jakim cudem ciągle jej się to jeszcze udawało. I tak mijały dni, pełne na przemian przemocy i czułości, obelg i skruchy, razów i pieszczot. Małżonkowie mieszkali teraz w tanim hoteliku przy dworcu Friedrichstrasse, zwykle pełnym rozmaitych komiwojażerów. Obydwoje najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy z tego, co ich czeka. Jednego dnia zamierzali wyruszyć w podróż do Afryki, innym razem Isadora wypytywała pewnego berlińskiego dziennikarza, czy nie wie przypadkiem czegoś o Indiach. Nie miała wprawdzie pieniędzy na rachunek za pokój, ale do Indii wybrałaby się z przyjemnością. Na Friedrichstrasse i Weidendammbrucke roiło się od prostytutek. Na Alexanderplatz demonstrowali bezrobotni, w ubogich dzielnicach zdesperowani mieszkańcy napadali na piekarnie i sklepy spożywcze. Z kolei w barach przy ulicy Tauentzien kłębili się zagraniczni spekulanci, którzy za marne sto dolarów kupowali bezcenne arcydzieła i całe kwartały domów. Za 144 Poeta i tancerka jednego dolara płacono wówczas blisko dwa miliony marek. Do zimy ceny poszybowały w górę tak, że wyrażano je w astronomicznych, miliardowych i bilionowych kwotach. W listopadzie 1923 roku pół kilo masła kosztowało już sześć bilionów marek! W Monachium Tomasz Mann utrzymywał swoją ośmioosobowa rodzinę za dwadzieścia pięć dolarów, które w ramach honorarium otrzymywał z Ameryki. Hiperinfla-cję zapamiętał jako „rodzaj czarów", jako diabelski taniec, który pod koniec był coraz szybszy i bardziej zapamiętały. Aż dziw bierze, że w takich czasach Berlin zdołał utrzymać pozycję europejskiej metropolii sztuki, gdzie rozwijały się teatry i wodewile, rozkwitało młode niemieckie kino, miasta, które jak magnes przyciągało wielkich malarzy, rzeźbiarzy, aktorów i poetów. W Ro-manisches Cafe przy Gedachtniskirche lub w Cafe des Westens bywali pisarze - Elsę Lasker-Schiller, Erich Miihsam, oraz malarze - Otto Dix czy George Grosz, a także Herwarth Walden, wydawca czasopisma „Sturm" („Burza"), które przed wojną stanowiło forum ekspresjonistów. W świeżo otwartej galerii Lutzowufer marszand Alfred Flechtheim wystawiał dzieła Picassa, Braque'a czy Grisa. Wielcy reżyserzy, jak choćby Max Reinhardt, Erwin Piscator, Ernst Lu-bitsch czy Fritz Lang tu kręcili słynne nieme filmy. Na ekranach królowały wówczas Henny Porten i Asta Nielsen, na scenach teatrów Fritzi Massary i Elisa- Rozstanie 145 beth Bergner. W „Scali"* zaś podziwiano pewną młodziutką panienkę z Gelsenkirchen, której cięty język zachwycał nawet tak wygadanych i dowcipnych ber-lińczyków. Była to Claire Waldoff, popularna piosenkarka i artystka kabaretowa. Na początku kwietnia Jesieninowie opuścili Niemcy. Nie pojechali ani do Indii, ani do Afryki, udali się natomiast do Paryża, gdzie Isadora wyprzedawała jeden po drugim domowe sprzęty, by mieli za co jeść i pić. W tym czasie Siergiej zabawiał się z paryskimi dziwkami, urządzał burdy, bił żonę. Ponownie musiała interweniować policja, ponownie wydalono go z miasta. Nie pozostawało już nic innego jak wrócić do domu - długo odwlekana i mocno spóźniona decyzja. Nigdzie w czasie tej podróży Jesienin nie czuł się naprawdę dobrze. W krajach, które odwiedzali, mogło być znacznie lepiej niż w Rosji, niektóre rzeczy pewnie i były wspaniałe. Cóż z tego? Drzewa były tu skarlałe i dziwacznie wystrzyżone. Ptaki nie mogły na nich mieszkać, a człowiekowi nie wolno było nawet splunąć na ulicę. Czego miał tu niby szukać? Gogol, który blisko sto lat wcześniej odwiedził Niemcy, Szwajcarię, Paryż i Rzym, nie wspomniał ani słowem o swoich doświadczeniach w obcych stronach. Podobnie Jesienina nie interesowały inne kraje i ludzie, tamtejsze pejzaże i przeżycia nie inspirowały go do pi- * Najsłynniejszy aż do wojny berliński kabaret, założony w 1920 roku. 146 Poeta i tancerka sania poematów. W powstałych w Berlinie wierszach opiewał „Moskwę karczemną". „Niewidzialne łańcuchy - pisał Gogol - przykuwają mnie do mojego kraju. Ten nędzny, ponury świat, ubożuchne chaty i zimne pustkowia zawsze będę przedkładać nad najpiękniejsze obce strony, choćby i najbardziej przyjazne". Tak samo czuł Jesienin. Poeta nie miał też już jednak zbyt wielu złudzeń co do nowego radzieckiego państwa. W drodze powrotnej z Nowego Jorku tak pisał do Kusikowa: „[dość mam] całej tej kurwiej protekcjo-nalności" ze strony partyjnych prominentów. „Przecież wcześniej, w Moskwie, gdy poszliśmy do nich, nie zaproponowali nam nawet stołka do siedzienia... Nie wiem już, w jakiej właściwie rewolucji uczestniczyłem. Widzę tylko, że najwyraźniej nie była to ani rewolucja lutowa ani październikowa. W naszych duszach zawsze był i jest jakiś powiew listopada". Ale to właśnie prominenci mieli zadecydować o tym, czy ten „przybrany syn", jak sam się określał Jesienin, będzie mógł powrócić do ojczyzny czy też zostanie zatrzymany na granicy. Przyjaciele poważnie ostrzegali przed tą drugą ewentualnością. A jednocześnie z powrotem do Rosji wybierali się Borys Pasternak i Aleksy Tołstoj, powrót do domu szykował też Andriej Bieły. 3 sierpnia 1923 roku zawitali do Moskwy również Isadora i Siergiej, tym razem odbywając podróż pocią- Rozstanie 147 giem. Przywitali ich ci sami ludzie, których opuścili przed rokiem, a więc Ilja Sznajder, dobry duch Isado-ry od początku jej pobytu w Rosji i Irma, która zdążyła już zostać jego żoną. Podczas nieobecności tancerki to ona zajmowała się uczennicami, zorganizowała też w minionych miesiącach kilka występów, zakończonych wielkim sukcesem. Isadora pierwsza wysiadła z pociągu i natychmiast zwróciła się do Sznajdera. Mówiła po niemiecku, tak by Siergiej nie mógł jej zrozumieć: Hier bringe ich die~ ses Kind in sein Vaterland zurtick, aber ich habe nichts mehr mit ihm zu tun (Odwożę wam to dziecko, ale nie chcę mieć z nim więcej nic wspólnego). To temu dzieciakowi pragnęła pokazać cały świat, ale on nie chciał go oglądać. Świat z kolei wcale nie chciał dostrzec jego geniuszu. Chciała też ocalić wielką miłość, ale i to się nie powiodło. Bilans wypadł katastrofalnie. Teraz jednak trzeba było zabrać „dzieciaka" ze sobą, najpierw na Prieczystienkę (nie miał w stolicy żadnego innego miejsca), a potem do Litwinowa, podmoskiewskiej wsi, w której spędzały lato uczennice szkoły Duncan. Na tę okazję Sznajder, niedościgły mistrz w „załatwianiu" i „kombinowaniu" wystarał się nawet o samochód. Czy jadąc przez smętne szare ulice, małżonkowie rozpamiętywali feerię barw Nowego Jorku? W Moskwie rządziła niepodzielnie przygniatająca smutna szarość, która zdawała się wchłaniać nawet błękit let- 148 Poeta i tancerka niego nieba, złocistość cerkiewnych kopuł czy krwistą czerwień chorągwi i transparentów. Rosji „brakuje jeszcze pogodnej bieli, która jest kolorem cywilizacji... Brakuje tej wesołości, która cechuje stary, w pełni ukształtowany świat, nigdy zaś ten dopiero powstający. Nie ma tu lekkości, dziecka zbytku i przesytu. Tu dokoła widać tylko potrzebę i konieczność..." - pisał Joseph Roth w swoich reportażach z lat dwudziestych. Wyprani z kolorów byli też ludzie, wszyscy w bezkształtnych ubraniach, w brązowych lub szarych koszulach i jednakowych czapkach. Wszyscy zajęci, zapracowani, zatroskani, wszystko bezosobowe. „Organizuje się, oszczędza się, otwiera się, uchwala się. Oczekuje się delegacji, towarzyszy się delegacji, wyklucza się z partii, przyjmuje się do partii. Się zbiera, się dostarcza, się pieczętuje, Się, się, się!". Gdy samochód wyjechał z miasta na otwartą przestrzeń, Siergiej zaczął się rozglądać: brzozy były ciągle na swoich miejscach, wokół stały niskie chatki obsadzone kwiatami, na łąkach pasły się krowy. „Krowy -zakrzyknął, nie odwracając wzroku - krowy! No, co by było, gdyby nie było krów? Bez krów nie ma wsi, a Rosji bez wsi nie można sobie nawet wyobrazić!". W Litwinowie ledwie mógł wytrzymać, tak ciągnęło go z powrotem do Moskwy. Znów będzie tworzył, będzie żył! „Ale teraz, towarzysze - tu znowu Joseph Roth - nadchodzi czas przydatności, umiaru i dyscypliny. Nowa Rosja nie potrzebuje geniuszy, a już Rozstanie 149 w ogóle nie potrzebuje literatów. Wzywa raczej zwykłych nauczycieli niż błyskotliwych uczonych, raczej inżynierów niż odkrywców... Potrzebuje fabryk, nie poetów...". Jesienin potrzebował Rosji. Ale czy Rosja potrzebowała Jesienina? Od dnia powrotu poeta zaczął stopniowo, krok po kroku, rozstawać się z tym wszystkim, co dotąd było mu miłe i drogie. Ten długi, bolesny proces dotyczył także Isadory, nawet jeśli Siergiej od dawna z niechęcią myślał o tym, by „z tą podstarzałą, wypacykowaną Wenus z Milo" siąść przy jednym stole i „jeść zimną baraninę z solą i musztardą". Po powrocie do pałacu Bałaszowej tancerce właściwie nie pozostawało nic innego, jak zakomunikować mężowi, że nie chce mieć z nim nic wspólnego i że ten musi poszukać sobie innej kwatery. Isadora jednak zwlekała i cierpliwie znosiła obecność Siergieja na Prieczystience. A on postępował tak samo jak w minionym roku: przepadał Bóg wie gdzie na cale dni i noce. Wreszcie Duncan zaczęła działać. To nie może trwać dłużej, postanowiła i podjęła decyzję o wyjeździe na Kaukaz wraz z Irmą. Panie właśnie pakowały walizki, gdy wkroczył Siergiej: chciał zabrać trochę przyborów toaletowych i czystych koszul przed kolejnym „pójściem w tango". Isadora postawiła mu ultimatum: jeszcze jeden wypad oznaczać będzie ostateczne rozstanie. Na tę groźbę poeta odpowiedział za- 150 Poeta i tancerka pewnieniami o dozgonnej miłości. Ależ oczywiście, z rozkoszą dołączy do niej w podróży! Tuż przed odjazdem pociągu pojawił się na dworcu, by pożegnać żonę i jeszcze raz zapewnić, że do niej dojedzie. Tancerka wychyliła się z okna przedziału i machała szalem tak długo, aż sylwetka męża całkiem znikła w oddali. Przepadła ostatnia szansa, by rozstać się w zgodzie i w spokoju. Z podróży Madame Jesienina telegrafowała do męża: „I love you - Isadora!". Postanowiła występować gościnnie w mijanych miastach i za każdym razem miała nadzieję, że na następnym dworcu powita ją Siergiej. Niestety, czekał na nią tylko list, w którym poeta wyjaśniał, że był ostatnio zbyt zajęty. I znów artystka odpowiadała wyznaniem miłości. Nie na Kaukazie, to na Krymie, w Jałcie, rzuci się wreszcie w moje ramiona - wmawiała sobie. Zamiast tego czekał na nią telegram od niejakiej Galiny Benisławskiej: „Listów depesz Jesieninowi proszę więcej nie wysyłać jest ze mną do pani nie wróci nigdy"*. Isadora wysłała więc do męża kąśliwą wiadomość, w której informowała go, że napisała do niej najprawdopodobniej służąca Siergieja. Chciałaby wiedzieć, co to wszystko ma znaczyć. „Kocham inną jestem żonaty i szczęśliwy Jesienin" - brzmiała odpowiedź, zresztą niezgodna z prawdą. * Cyt. za Watala, Woroszylski, op. cit. Rozstanie 151 Gdy w październiku Isadora wróciła do Moskwy, przerażony poeta wyjechał z miasta. Wkrótce potem rozpoczynał się sezon w moskiewskim teatrze i tancerkę poproszono, by uświetniła premierowy wieczór. W trakcie przedstawienia Jesienin pojawił się w kulisach. Isadora właśnie skończyła Taniec słowiański Czajkowskiego i kłaniała się publiczności, gdy dostrzegła męża za sceną. „Ukochany!" - krzyknęła, oplotła jego głowę nagimi ramionami, a on w odpowiedzi czule ją pocałował. Z tej okazji postanowiono wydać wieczorem kolację dla przyjaciół na Prieczystience. Siergiej chciał też przyprowadzić siostrę Katię, wielce utalentowaną śpiewaczkę, której Isadora koniecznie musi posłuchać. Tak, oczywiście, zgodziła się. W ten szczęśliwy wieczór gotowa była zrobić dla niego, czego tylko zapragnął. Goście jedli i pili, Katia śpiewała. Jej występ nagrodzono brawami, nie wzbudził on jednak takiego poruszenia, jakiego najwyraźniej oczekiwał brat. Siedział więc rozczarowany, zatopiony w myślach, pijąc przez cały czas. W końcu zerwał się, walnął pięścią w stół i postanowił wyjść. Nagle wzrok poety padł na serwantkę, w której stało jego własne popiersie, wyrzeźbione przez zaprzyjaźnionego artystę - Konienko-wa. Złapał krzesło, chwiejnym krokiem wdrapał się na nie i sięgnął po rzeźbę. Nie utrzymał się jednak i spadł na ziemię z popiersiem w objęciach. Przerażeni goście 152 Poeta i tancerka przyglądali się temu w milczeniu. Tymczasem poeta wybiegł z pokoju, rzucił się na zamknięte drzwi wejściowe, aż w końcu wyskoczył przez okno i z rzeźbą w ramionach pobiegł w noc. Wyjście iście literackie, niczym z kart Gogola czy Czechowa. Gdy Jesienin niespokojnie podróżował po świecie, Lew Trocki przepowiadał: „Po powrocie to już nie będzie ten sam człowiek". Jak się okazało, miał całkowitą rację. Co prawda, jeśli idzie o wygląd zewnętrzny, Siergiej nie zmienił się zanadto: w dalszym ciągu stroił się jak dandys, może nawet był bardziej elegancki niż przed wyjazdem. Nosił garnitury z najwytworniejszych tkanin, skrojone wedle najnowszej mody, miękkie szare marynarki z drogim wiecznym piórem niedbale wetkniętym w kieszonkę, wykwintne białe półbuty i ja-snobrązowy kapelusz z fantazyjnym rondem. Niekiedy zadawał też szyku w moskiewskich restauracjach, mówiąc z amerykańskim akcentem. Ale przyjaciele wyraźnie widzieli nalaną twarz, oczy nabiegłe krwią, ciężkie, opadające powieki i głębokie zmarszczki wokół ust, i rozumieli, że ten niespokojny alkoholik nie jest już niegdysiejszym radosnym Sieriożą. Ruchy poety straciły wigor i wdzięk, cały był wychudzony i zniszczony. Z najwyższym trudem udawało mu się skoncentrować na prowadzonej rozmowie. Niekiedy przez dłuższy czas sprawiał wrażenie nieobecnego duchem, po czym nagle zaczynał Rozstanie 153 wyrzucać z siebie zdania jedno po drugim, przeskakiwał z tematu na temat, nie kończył myśli. Znienacka zapalał się, by po chwili równie gwałtownie zamknąć się w sobie. Długie melancholijne milczenie poprzedzał raptownym wybuchem dzikiej, dziwacznej wesołości. Przyjaciele byli zgodni: ich Sieriożą był ciężko chory, złamany i rozbity. „Jego chorą duszę otoczyła nieprzebrana ciemność", pisał Marienhof. Jednak nie zważając na stan zdrowia i ducha, poeta po powrocie do ojczyzny z prawdziwym zapałem rzucił się w wir pisania. W rządowym czasopiśmie „Izwiestia" opublikował swoje wrażenia z podróży do Ameryki, pracował też nad poematem Czarny człowiek. Miał też pomysły stworzenia almanachu pisarzy chłopskich, założenia wydawnictwa i wydawania własnej gazety, które jednak nie wyszły poza sferę planów. Po serii odczytów w Moskwie, w kwietniu 1924 roku Jesienin zawitał do Pietrogradu, po śmierci Lenina w styczniu tegoż roku przemianowanego na Leningrad. I znowu ze szczętem podbił serca publiczności, znów jego występom towarzyszyły gromkie oklaski. Władymir Czerniawski, przyjaciel poety z dawnych lat, opisał jeden z takich wieczorów: „Deklamował wspaniale, z udzielającym się zapamiętaniem. I im dalej, tym wyraźniej i dokładniej czułem chorobliwą przemianę, jaka zaszła w nim samym i w jego poezji. 154 Poeta i tancerka To »wzruszenie liryczne«, które we wczesnym okresie jaśniało i burzyło się w nim chłopięcym marzyciel-stwem i zadzierzystością, to rzucone światu wyzwanie, które w dniach rewolucji było dlań źródłem siły, samo dojrzałej siły pełne - wszystko to zmętniało teraz i dręcząco zlało się z gorzkim zaszczuciem. Teraz w jego wierszach była tylko dzika rozpacz i nieskończona tkliwość, która do głębi poruszała słuchaczy. Był tylko namiętny upór, by bronić swego prawa do smutku, do poezji, do zatraty, bronić z pięściami, aż do krwi"*. We wrześniu 1924 roku Jesienin na kilka miesięcy wyjechał na Kaukaz. Tam powstały jedne z jego najpiękniejszych wierszy. Szagane, moja ty Szagane, Ja z Północy, to dlatego może Falujące opowiadam ci zboże, O księżycu nad polem we śnie, Szagane, moja ty Szagane. Ja z Północy, to dlatego może, Ze tam księżyc sto razy większy, Choćby Szyraz był najpiękniejszy, Zawsze piękniej w riazańskim przestworze: Ja z Północy, to dlatego może. * Relacja Czerniawskiego cytowana częściowo za: Watała, Woroszylski, op. cit. Rozstanie 155 (...) Szagane, moja ty Szagane, Na Północy też jest dziewczyna, Co tak bardzo ciebie przypomina, Może także pamięta mnie... Szagane, moja ty Szagane... (przel. Adam Pomorski) Isadora tymczasem pakowała walizki, by ostatecznie wyjechać z Rosji. Słowa „Na Północy też jest dziewczyna" nie mówiły o niej. Siergiej zwrócił się ku innej kobiecie. Jakiś czas później Jesienin zapewniał, że prawdziwą miłością darzył w życiu tylko dwie kobiety: Zinaidę Raich oraz piękną, wyrozumiałą i kochającą Isadorę Duncan o „prawdziwie rosyjskiej duszy". Jednak bardziej prawdopodobnie brzmi inne jego wyznanie: żywił namiętne uczucia do Isadory - ale tylko przez rok, potem miłość wygasła. Aż do śmierci jednak był głęboko przekonany, że ta kobieta przybiegnie zawsze na każde jego skinienie, by uczynić, czego on tylko zapragnie. Wkrótce po powrocie z zagranicznych wojaży Isa-dorze ponownie dano do zrozumienia, że o utrzymanie swojej szkoły musi zatroszczyć się sama i nie ma co liczyć na wsparcie ze strony państwa. W związku z tym tancerka postanowiła zdobywać pieniądze, występując, gdzie się tylko da. Początkowo wszystko szło 156 Poeta i tancerka zgodnie z planem. Gościnne występy w pierwszej polowie 1924 roku, m.in. w Charkowie, Kijowie i innych ukraińskich miastach, napełniły ją otuchą. Jednak większe tournee w lecie tegoż roku, w które wyruszyła wraz z Irmą, piętnastoma uczennicami i orkiestrą symfoniczną, zakończyło się całkowitym fiaskiem. Wpływy nawet w przybliżeniu nie pokryły poniesionych wydatków. Cały zespół trzeba było odesłać z powrotem. Już tylko w towarzystwie dwóch mężczyzn: pianisty i „menedżera", odpowiedzialnego za wszystkie kwestie organizacyjne, tancerka pojechała dalej, desperacko brnąc od katastrofy do katastrofy. Raz brakowało choćby najskromniejszego lokum, kiedy indziej w promieniu wielu kilometrów nie było ani jednej przyzwoitej restauracji, nie wspominając już nawet o fryzjerze, który mógłby ułożyć włosy wielkiej artystki przed występem. Zrezygnowane trio wędrowało smutnymi ulicami smutnych miast, w końcu wyczerpani i rozczarowani zdecydowali się wrócić do Moskwy. Po tej klęsce Isadora zdecydowała się w końcu przyjąć propozycję występów w Niemczech. Przez cały wrzesień odbywały się pożegnalne występy, m.in. w Teatrze Wielkim. Przed przywódcami partii, przed czterema tysiącami zgromadzonych na widowni towarzyszy i pionierów Duncan jeszcze raz odtańczyła Międzynarodówkę i inne pieśni, które chwytały za serce każdego bolszewika, niezależnie od wieku. I znów towarzysze zerwali się z miejsc, znów za- Rozstanie 157 chwyceni śpiewali do wtóru orkiestrze. Żaden z nich jednak nie ofiarował nawet jednej kopiejki na rozwój rewolucyjnej szkoły tańca, której założycielka pragnęła stworzyć nowego człowieka. Agitacja stanowiła w końcu nieodłączną część partyjnych zadań, czy to w formie tanecznej, czy w jakiejkolwiek innej. Trzy lata po przyjeździe do Rosji gorzko rozczarowana Isadora Duncan wsiadła na pokład samolotu lecącego do Królewca. Podobnie jak niegdyś w Grecji, w okresie fascynacji antykiem, chciała, w bolszewickiej Rosji stworzyć szkołę będącą zarazem świątynią sztuki tanecznej i kuźnią „nowych ludzi", wyzwolonych z obowiązujących konwencji i nakazów. Wprawdzie w kolejnych latach cały czas wypowiadała się z uznaniem zarówno o zmarłym w 1924 roku Leninie, jak i o dawno już „upaństwowionej" rewolucji, tak naprawdę jednak opuszczała ową wyśnioną „ziemię obiecaną" z poczuciem rozczarowania i rozgoryczenia. W jej pojęciu bolszewicy nie dość konsekwentnie zerwali ze „starym", przejęli z niego zdecydowanie zbyt dużo: zarówno tradycyjne pojmowanie sztuki i kiepski gust cechujący burżujów, jak i podwójną mieszczańską moralność i uprzedzenia wobec wszelakich mniejszości. Filisterski zaduch wciąż czaił się w bolszewickiej Rosji, partyjni funkcjonariusze żyli i bawili się jak drobnomieszczanie. Jednak znacznie boleśniej niż owo na poły dobrowolne, na poły wymuszone pożegnanie z komunistycznym rajem odczuła 158 Poeta i tancerka Isadora rozstanie ze swą ostatnią wielką miłością, z Siergiejem. „Całe życie czekałam na przygodę - pisała w pamiętnikach - która skończy się dobrze i będzie trwać wiecznie", na kinowy happy end. Nie doczekała się nigdy. Wszystkie romanse tancerki znajdowały smutne zakończenie, mężczyźni, których kochała najmocniej, przysparzali jej najwięcej cierpienia. Wschodząca gwiazda budapeszteńskiej sceny, Oscar Baregi, którego poznała u zarania własnej kariery, a którego zwała „Romeo", słynny scenograf Gordon Craig, z którym przemierzała Europę, wreszcie Jesienin - wszyscy oni porzucili Isadorę. Żaden nie był w stanie pogodzić własnych twórczych aspiracji z jej wyobrażeniami o bezgranicznej miłości i z jej naiwną, infantylną wręcz zaborczością. Artystce nigdy nawet przez myśl nie przeszło, by idąc za głosem serca, ograniczyć własną sztukę. Wręcz przeciwnie, miała nadzieję, że uczynią to jej kochankowie. Jak widać, Jesienin również nie podołał podwójnej roli amanta i liryka, wiejskiego poety i małżonka Duncan. Związek Jesieninów rozpadł się także i ze względu na niedające się zniwelować różnice pomiędzy małżonkami. Jego chorobliwa nieufność zderzała się z jej niespotykaną otwartością i brakiem uprzedzeń. Jej spontaniczność i talent do improwizacji natykał się na jego chłopski spryt i wyrachowanie. Żywotność Isado-ry, jej odwaga i energia irytowały Jesienina, prowoko- Rozstanie 159 wały go i przytłaczały. Sprawiały, że czuł się gorszy, a tego uczucia względem kobiety nie był w stanie ścierpieć. Ona była reprezentantką nowoczesnego miejskiego świata, on - tradycyjnej wiejskiej sielanki. W tym stadle artystów, indywidualistów i ekscen-tryków wysokiej próby nie mogły panować zasady, które na dłuższą metę zapewniają trwałość związkom, a więc tolerancja, wzajemna wyrozumiałość i obopólna gotowość, by wygasającą namiętność zastąpić przyjaźnią. Isadora i Siergiej pragnęli pogodzić ogień i wodę: marzyli o własnej sztuce i o szczęściu we dwoje, o sławie i o spokoju. Ale nie można mieć wszystkiego. Duncan i Jesienin nie mogli więc być szczęśliwi ze sobą. A bez siebie? „Zegnaj, przyjacielu, do widzenia" Ostatnie lata Nieważne, gdzie akurat znajdował się Siergiej w trakcie swej podróży na Zachód, wszędzie marzył tylko o „matuszce Rassiji", o bezpiecznym schronieniu na jej podołku. Wszędzie tęsknił za jej synami i córkami, członkami wielkiej rosyjskiej rodziny, do której sam się przecież zaliczał. Były wśród nich pokrewne dusze, serdeczne i tkliwe, a zarazem egoistyczne, zimne i grubiańskie. Ludzie pełni samouwielbienia i jednocześnie tak przywiązani do wspólnoty, delikatni i niepohamowani, oddani innym i przy tym tak zapatrzeni w siebie, tak pochłonięci użalaniem się nad sobą. Łączyła ich jeszcze jedna cecha, szczególnie dla Sierioży istotna: w ojczyźnie picie alkoholu było dla synów „matuszki" stałym elementem codzienności już od najmłodszych lat. W dużej mierze to ono właśnie czyniło z nich „prawdziwych mężczyzn". Dlatego też nikt nie pogardzał pijakami, przeciwnie, zataczający się, nieprzytomny opój mógł zawsze liczyć na pomoc- Ostatnie lata 161 ną dłoń, na to, że w razie potrzeby ktoś zaciągnie go do domu, do łóżka. Ale nawet „matuszka" niewiele mogła pomóc temu, kto nie ułożył się z panami na Kremlu. Tak to wyglądało za carów, tak było i teraz, w nowej, sowieckiej Rosji. Jesienin był tego w pełni świadomy, starał się więc dostosować i demonstrować lojalność: Chcę piewcą być - Obywatelem, Być dumą ludziom, Służyć im jak wierny, Nie jak jeden z wielu, ZSRR prawdziwy syn. (fragment wiersza Stonce, przeł. Zygmunt Braude) Jesienin mógł sobie opiewać Lenina i Czerwony Październik, ale bolszewicy ciągle nie uważali go za swego, za „artystę rewolucji". Według definicji Trockiego poeta został sklasyfikowany, podobnie jak Borys Pasternak, Andriej Biełyj czy Borys Pilniak, jako „poputczik"*. Tacy jak oni musieli wprawdzie cierpliwie znosić drwiny i obelgi ze strony partyjnych prominentów, w zamian jednak zyskiwali pewien kredyt zaufania. * Ros. „towarzysz podróży" lub „ten, z którym nam po drodze". 162 Poeta i tancerka Chcąc udowodnić, że zaufanie nie jest bezpodstawne, a po części też na pewno z rzeczywistego przekonania, Siergiej rozgłaszał teraz wszem i wobec, że po powrocie z podróży znacznie lepiej pojmuje, jak bardzo Rosja potrzebowała zmian, które wyrwałyby ją z nędzy i zacofania. Kluczem do owych zmian miałby być, rzecz jasna, komunizm. „Jako poeta-romantyk może i nie jestem komunistom zbyt bliski - ale oni są mi bliscy duchem i mam nadzieję, że moja osoba i twórczość również pewnego dnia staną się im bliskie". Ale im dłużej był z powrotem w ojczyźnie, tym wyraźniej widział, jaki typ ludzi jest obecnie u steru. Byli to przede wszystkim posłuszni, absolutnie przeciętni dogmatyczni karierowicze o giętkich kręgosłupach. Żaden z nich nie troszczył się o problemy ludzkości, w ich głowach i sercach próżno było szukać wielkich, porywających idei. Czerwony terror zastąpiono „po nurym, cichym, czarnym od atramentu terrorem biu rokracji" (Joseph Roth). „Pragnęliśmy - pisał Ilja Erenburg o tamtych cza sach - by w nowej rzeczywistości znalazło się miejsc również dla kilku spraw starych jak świat: dla piękna sztuki, dla miłości". Ale strażnicy literatury, „kapral rewolucji", jak nazywał ich Jesienin, bardzo szybk nauczyli się, że o „działalność kontrrewolucyjną" podejrzewać można nawet słońce, księżyc czy gwiazdy, a zatem nawet wiersz opiewający uroki wrześniowego poranka należy dokładnie zbadać pod kątem zgodno- Ostatnie lata 163 ści z obowiązującą linią partii. Nie, to nie był świat Jesienina. Wiejski poeta przynależy w końcu do wsi! Tam są jego korzenie, to stamtąd może czerpać siłę! Jednak podobnie jak w stosunku do kobiet i do rewolucji, również w odniesieniu do wsi i rodziny uczucia Siergieja były silnie ambiwalentne. Wciąż miotał się pomiędzy uwielbieniem i pogardą, między zachwytem a rozczarowaniem. W Moskwie czy Pietrogradzie poeta karmił się wspomnieniami cudownego świata dzieciństwa. Przywoływał obrazy Konstantynowa, małej wioski, zamieszkanej przez prostych, ubogich wieśniaków, ludzi życzliwych i szczerych, którzy w prostocie ducha uprawiają kapustę, pasą krowy, wieczorami zbierają się w biednych chatkach, by śpiewać starą pieśń. Ludzi, którzy do zwierząt odnoszą się jak do równych sobie. Tłem dla tej idylli był zaś bezkresny step - raj, pełen harmonii i poezji. Jednak wystarczyło, by poeta naprawdę odwiedził rodzinną wieś, a wszystkie naiwne rojenia o świętości prostego życia pryskały w mgnieniu oka. Już następnego dnia nosił się z zamiarem powrotu do miasta, drugiego pakował walizki, wreszcie trzeciego odjeżdżał. Prawdziwa wieś nudziła go, panująca tam bieda napełniała przerażeniem. Jesienin kochał wyobrażenie wsi, nie wieś realną. „Na wieś! Nie, nie, tylko nie na wieś!"- zwierzał się gorzko znajomemu na krótko przed śmiercią. 164 Poeta i tancerka „Ach, żebyś ty wiedział, jak prymitywni, tępi i podli są ci wieśniacy... Jakże nienawidzę tych... mord. Ileż racji miał Lenin, zmuszając do uległości cały ten chciwy chłopski motłoch. Kocham go za to i chylę przed nim czoło". Równie pokrętny był stosunek poety do rodziny. Tak jak w relacji z Isadorą, nieustannie przeplatały się tu tkliwość i oziębłość, troska i brutalność. Jednego dnia Siergieja całkowicie pochłaniała myśl, by z ukochanej siostry Kątki uczynić słynną śpiewaczkę, następnego nazywał ją „kupą łajna" i żądał, by „na zawsze zniknęła mu z oczu". Dziś postrzegał rodziców jako najbliższych sobie ludzi, matka była mu radością i opoką - dzień później skarżył się, że to pazerni, ograniczeni ludzie, widzący w nim tylko mleczną krowę, którą trzeba dobrze wydoić. Cóż więc mu zostawało? Gdzie wykorzeniony poeta mógł jeszcze znaleźć schronienie? Kogo kochał Siergiej? Jeszcze dzisiaj śnią mi się stale Nasze łąki, las i rozłogi Przysłonięte szarym perkalem Tych północnych niebios ubogich. (...) Polubiłem siwe żurawie I ich krzyk, co się w dali rozlega, Ostatnie lata 165 Bo na pól jałowych murawie Nie widziały chleba sytnego. Mogły tylko na brzozy spozierać I na wierzbę, bezlistną i krzywą, I zbójecki świst je przeszywał, Od którego tak łatwo umierać. Gdybym nawet i usiłował, Już bym ciebie oduczyć się nie mógł, Pod tym lichym perkalem, ziemio, Całym sercem cię będę miłował. (przeł. Józef Waczków) Wraz z komunizmem w tę sielankę wdarła się jednak postępująca industrializacja. Po raz pierwszy Siergiej zetknął się z nią w Moskwie. „Czy nie słyszysz, jak rosną drapacze chmur? - pytał przyjaciela. - To ta sama Ameryka, tak samo przeklęta i mordercza"*. Z czasem także wokół miasta zaczęły wyrastać fabryki z żelaza, kamienia i stali. Kominy dymiły, elektryczne maszyny świeciły jaśniej słońca, wyły syreny. Wszędzie dym, sadza, ogień, zgiełk, wszędzie ryk, pisk, zgrzyt i jęk żelaza. Martenowskie piece, prasy hydrauliczne, wielkie huty. Jak mawiał Lenin, „komunizm to władza rad plus elektryfikacja". * Rozmowa z Wadimem Szerszeniewiczem, jednym z przywódców imażynistów. Cyt. za: Watała, Woroszylski, op. cit. 166 Poeta i tancerka Z wielkich miast na maszynach i traktorach ściągali na wieś inżynierowie, technicy, robotnicy. Tę gwałtowną przemianę Rosji wiejskiej w Rosję industrialną tak opisywał genialny kronikarz epoki Borys Pilniak w swojej wydanej w 1924 roku powieści Maszyny i wilki: „Posłuchaj - co za cisza!... Ty śpisz - wsłuchaj się!... Słyszysz? Słyszysz - w tę huraganową zawieruchę, kostropatą, krwawą, rozświetloną zarzewiem pożarów, rozhukaną, zbójecką, zanarchizowaną - wmieszała się, wplotła czyjaś czarna ręka, twarda, żelazna jak maszyna - zorganizowana - pięć kurczowo zaciśniętych palców, czarnych, zasmolonych [ściśniętych konwulsyjnie] - wzięła w garść i Rosję, i zawieruchę rosyjską, i chłopa - i ścisnęła do utraty tchu - i zapragnęła budować - budować - słyszysz - budować!... Nikt nie rozumie - to my, proletariusze - to my - Rosja maszyn, to - fabryki, Rosja fabryczna (...) Całą Rosję przekształcimy w fabryki - to my będziemy robić prawdę, sprawiedliwość, chleb i wodę - pracą - w fabrykach"*. Prawdę? Sprawiedliwość? Pilniak, podobnie jak Jesienin, bał się ognia i dymu fabryk, bał się zimnego świata, w którym ludzi zastąpią maszyny. Pewnego dnia dym i zgiełk wypędzą z lasów przyjazne leśne duchy, pewnego dnia słońce przetopi się w martenow- * Borys Pilniak, Mosrjn} i wilki, przeł. Janina Dziarnowska, Warszawa 1984. Ostatnie lata 167 skim piecu! Zniknie pobożność i nastanie duchowa pustka, jaką Jesienin tak dotkliwie odczuwał w Europie i Ameryce, a która jest konieczną ceną tego postępu. Świątynią nowej ery jest fabryka, dzwonem - fabryczna syrena. W ZSRR wznoszono jedną walcownię po drugiej, ale konsumpcyjny raj Zachodu, tak ułatwiający codzienne życie, bynajmniej przez to nie nastał. W fabrykach produkowano czołgi i karabiny, a nie agrafki, parasole czy maszyny do szycia. Joseph Roth był bystrym obserwatorem: w latach dwudziestych nastał w Rosji czas inżynierów. To oni rysowali plany, stawiali tamy, kładli tory i budowali mosty. To oni „mechanizowali, zrównywali, zapisywali", „tak jak rejestruje, ujednolica i mechanizuje maszyna", „czarna bezkrwista maszyna", „sterowana z moskiewskiego Kremla". W pijackich majakach Siergiej widział olbrzymie dźwigi, które porywały w górę jego bezbronne ciało, by po chwili roztrzaskać je o ziemię. W odróżnieniu od Jesienina Isadora po powrocie na Zachód niespecjalnie interesowała się wydarzeniami politycznymi. We Włoszech doszedł do władzy przywódca Partii Faszystowskiej Benito Mussolini. W Monachium aresztowano niejakiego Adolfa Hitlera, który ze swymi stronnikami usiłował przeprowadzić pucz. W Berlinie fanatycy wszelkiej maści podże- 168 Poeta i tancerka gali tłum przeciw Żydom, kapitalistom, komunistom, kamienicznikom i politykom. A Isadora spokojnie szykowała się do kolejnego przedstawienia. W październiku 1924 roku w berlińskiej Bliithner-saal odbyły się dwa solowe występy artystki. Starzy przyjaciele, a także krytycy, znawcy tańca współczesnego byli w większości rozczarowani. Tak niegdyś piękne ciało Isadory straciło giętkość i urok. Nie mogły tego zamaskować używane przez tancerkę rekwizyty, wszystkie te szale i welony. A mimo to jej taniec ciągle jeszcze robił na widzach silne wrażenie. Fred Hildebrandt, krytyk z „Berliner Tageblatt", ze zdumieniem rozpoznał „wśród bezładnych kroków, podrygów, skłonów i wy-prostów" ów niezrównany „lekki rytm", dziś w „ciężkiej kobiecie". „To była znowu dawna Isadora Dun-can, która przed dwoma dziesiątkami lat w równie bezładnych podskokach przesadziła bariery skostniałej sztuki baletowej i wytyczyła nową drogę. I tą drogą, wiodącą ku tańcowi wyzwolonemu, indywidualnemu, twórczemu, poszli wszyscy, bez wyjątku wszyscy ci, którzy dziś święcą triumfy na światowych scenach i których nazwiska złotymi zgłoskami zapisują się w historii baletu. A kimże są? Jedynie spadkobiercami tej oto kobiety, którą dziś tak łatwo wyszydzić, a która nawet jako przygięta do ziemi starowinka zachowa w każdym geście wdzięk wielkiej tancerki". Ostatnie lata 169 Oczywiście, i tym razem występom Isadory towarzyszyły stosowne przemowy. Jak wcześniej publiczność w Nowym Jorku i w Memphis, tak teraz berliń-czycy mieli się dowiedzieć o panującej w Moskwie prawdziwej wolności. Tancerka deklarowała też, że czuła się bardzo szczęśliwa, mając w ZSRR możliwość nauczania pięciuset dzieci. Co prawda, jak wskazują listy do Irmy, tancerkę dręczyły potężne wyrzuty sumienia, że porzuciła moskiewską szkołę, nie zabezpieczając jej finansowo. Nie przeszkodziło jej to jednak namawiać teraz mieszkańców Berlina do wsparcia nowego projektu. Podobnie jak u początków kariery, chciała teraz w niemieckiej stolicy otworzyć szkołę tańca, do której miałoby uczęszczać, a jakże, pięciuset uczniów z robotniczych rodzin. Po przedstawieniach impresario tancerki zniknął wraz ze wszystkimi zarobionymi pieniędzmi. Isadora padła ofiarą oszusta. Ponownie więc bez grosza przy duszy siedziała w luksusowym hotelu, nie mogąc sobie pozwolić nawet na taksówkę, nie mówiąc już o bilecie na przejazd do kolejnego miasta, w którym planowała występy. Radziecki paszport okazał się wielką przeszkodą, zwłaszcza gdy prasa ponownie oskarżyła Frau Duncan o sianie bolszewickiej propagandy i władze odmówiły jej wiz do Austrii, Francji i Czechosłowacji. Tancerka tęskniła za Moskwą, dowiadywała się też, czy nie byłoby możliwości zorganizowania jej tournee po Syberii. Przyszło jej nawet na myśl, że mogłaby zli- 170 Poeta i tancerka cytować swoje listy miłosne, ktoś jednak odwiódł ją od tego pomysłu. Była u kresu sił, wyznała przyjaciółce Mary w listopadzie 1924 roku, znikąd nie mogła oczekiwać pomocy. Wkrótce jednak nad tancerką zlitował się jeden z amerykańskich przyjaciół i ofiarował jej kilkaset dolarów. Dzięki temu Isadorze udało się dotrzeć do Brukseli, a stamtąd do Paryża. Tam mieszkał jej brat Augustin, on już powinien coś wymyślić. Choć więc życie małżonków po rozstaniu różniło się tak samo jak wcześniej - oboje znaleźli pomoc i schronienie u pici przeciwnej, młodych mężczyzn oraz kobiet, którzy podziwiali ich sztukę, a egzaltowaną afektację w zachowaniu życzliwie pomijali - lub również darzyli podziwem. W największej biedzie Isadorę przygarnął pewien amerykański student, z którym zamieszkała na skromnej stancyjce i dzieliła każdy grosik. Później, w Paryżu i Nicei niewesołe życie tancerki ubarwiał pewien młody pianista. Ale w przeciwieństwie do Siergieja nigdy już nie wstąpiła ona w związek małżeński. Nie zważając na Isadorę, Siergiej natychmiast po powrocie rzucił się w wir nowego romansu, zupełnie jak świeżo zwolniony więzień. Jednak jego dalsze życie miłosne nie było bynajmniej pogodne i spokojne, z wyjątkiem może kilkutygodniowego epizodu z Augustą Miklaszewską, moskiewską aktorką. W tym Ostatnie lata 171 krótkim czasie kochankowie byli nierozłączni, a Sie-rioża czuł się znowu młody, był szczęśliwy i radosny. Tak później dziękował za to Auguście: I zapomnę potęgę ciemną, Co nękała mnie i gubiła, Tylko ty, w mej pamięci, ze mną, Pozostaniesz tkliwa i miła. (przeł. Wiktor Woroszylski) Kolejne dwie kobiety, które w ostatnich dwóch latach życia były mu najbliższe, dały mu zdecydowanie mniej szczęścia. Obydwie, każda na swój sposób, przypominały mu Isadorę. Galina Benisławska, zwana przez przyjaciół Galą, poznała Siergieja już na początku lat dwudziestych, w kręgu imażynistów. Marienhof opisuje tę dwudziestopięcioletnią wówczas kobietę, która z powodu grubych czarnych warkoczy, ozdobionych kokardami, brązowej sukienczyny i grubych wełnianych pończoch przypominała raczej małą dziewczynkę. Kilka miesięcy po rewolucji październikowej siedemnastoletnia Gala wstąpiła do partii bolszewickiej i pracowała początkowo w moskiewskiej kancelarii osławionej tajnej policji (Cze-Ka), a potem w redakcji pisma „Biedno-ta". Po powrocie Siergieja z podróży na Zachód stała się dla niego, wedle Marienhofa, „najbliższym, najbar- 172 Poeta i tancerka dziej zaufanym człowiekiem", była mu „kochanką, przyjaciółką, niańką". Jako pomocnica, sekretarka i archiwistka okazała się wkrótce nieodzowna, próbowała też jakoś uregulować finanse Jesienina. Jesienią 1924 roku poeta przeniósł się do niej, co z radością przyjęła jego rodzina, która nigdy nie przekonała się do Isadory. Tak, Jesieninowie mogli tylko marzyć o takiej synowej i szwagierce jak Gala. Kochała ich Sieriożę całym sercem i poświęcała się dla niego, niczego nie żądając w zamian. Gdy ukochany miał kłopoty, gdy był atakowany lub gdy wzdragał się przed nieprzyjemnymi powinnościami - na przykład przed wysłaniem telegramu do Isadory, że jednak do niej nie przyjedzie -Gala zawsze była obok, załatwiała co trzeba i - podobnie jak Duncan - zawsze brała jego stronę. Jesienin był jej bardzo wdzięczny, tak jak był przedtem wdzięczny Isadorze. Szanował Galę, cenił, czuł się z nią szczerze związany. Ale nie kochał. Gdy dziewczyna spostrzegła, jak bardzo samolubny jest jej wybranek, próbowała — znowu podobnie jak Isadora - poruszyć jego sumienie: „Żyły sobie wypruwam, by panu pomóc, a pan?... Gwiżdże pan na wszystko, na wszystkich... W ogóle nie myśli pan o tym, że w ciągu jednego dnia przekreśla rezultaty żmudnej walki, aż ręce opadają, że zmusza pan innych, by zaczynać wszystko od początku, nie, o tym pan nie myśli. Mówię zupełnie szczerze, że tak bezin- Ostatnie lata 173 teresownego oddania jak u mnie nie znajdzie pan łatwo gdzie indziej. Dlaczego więc pan to odrzuca?". No właśnie, dlaczego? Siergiej chyba sam nie umiałby odpowiedzieć na to pytanie. Rozstrojony, rozdygotany wewnętrznie poeta nieuchronnie zbliżał się ku przepaści i nikt nie był go w stanie powstrzymać. Gala bardzo cierpiała, gdy Jesienin i ją porzucił dla innej. Kolejna wybranka, podobnie jak Isadora, nosiła głośne nazwisko. Była mianowicie wnuczką słynnego pisarza, autora Wojny i pokoju, samego Lwa Tołstoja. Ową Sofię Andriejewnę Tołstoj Siergiej poznał w początkach 1925 roku, a już we wrześniu ożenił się z nią, nie biorąc uprzednio rozwodu z Isadora. Nikt nie wiedział, co skłoniło go do tego kroku, bo sam poeta miał mówić, że „żyje z niekochaną". Na krótko przed śmiercią obrzucił młodą żonę stekiem obelg i szyderstw. Nazywał ją nędznicą, która go „omotała", skończoną prostaczką, „głupią i pazerną", która zapragnęła się wybić przez związek z nim, Jesieninem. Aż do końca przypisywał swoje motywy i słabości innym, zwykle tym, którzy przez niego cierpieli. Siergiej zwyczajnie wykorzystywał kobiety. Na szczerość odpowiadał wyrachowaniem, na ofiarność -egoizmem. Współczucie i litość rezerwował dla zwierząt, nie dla ludzi. „Na tym polegał cały tragizm moich związków z kobietami", przyznał pod koniec życia, „choćbym przyrzekał którejś bezgraniczną miłość, 174 Poeta i tancerka choćbym i samemu sobie wmawiał płomienne uczucie - wszystko to jest ogólnie rzecz biorąc wielką i fatalną w skutkach pomyłką. Jest coś, co kocham bardziej niż wszystkie kobiety, niż każdą kobietę świata i czego nie zamienię na żadną czułość, żadną miłość. Tym czymś jest sztuka... Ale czy kobiety to rozumieją, czyż mogą to zrozumieć? Próbujesz im wytłumaczyć, zaraz tragedia... Nikt... tego nie pojmuje...". Nieszczęsna Isadora, nieszczęsna Gala, nieszczęsna Sofia! Jak tylu innych artystów, którzy wszystkie swoje marzenia, hołubione w sercu uczucia i fantazje przelewali wyłącznie na kamień, płótno czy partyturę, tak i Siergiej cale serce umiał oddać tylko Rosji, tylko stepom i lasom. Stawał w szranki z wiatrem, miłośnie pieszczącym liście młodej brzózki, sam oplatał ramionami jej pień, przyciskał podobną dziewczęcej postać, opiewał jej zielone loki i wydobywał na jaw skrywane przez brzozę sekrety: Zielonych włosów powódź, Panieńska biała pierś, O brzózko smukła, powiedz, Co myślisz, czego chcesz? (...) Sekretów swych się nie wstydź, Drewnianych swoich snów, Ja kocham twe szelesty, Więc co ci, brzózko, mów! Ostatnie lata 175 I brzózka mi odpowie: Mój miły, nie bądź zły, Tej nocy księżycowej Pastuszek lał tu łzy. Cieniami zaszły pola I migotała błoń Do gołych moich kolan Gorącą tulił skroń. (przeł. Wiktor Woroszylski) Marienhof, od którego Jesienin oddalił się, gdy przeniósł się do Gali, z którym wręcz nie chciał mieć już nic wspólnego, podziwiał niezmiernie to, że wiersze poety są tym piękniejsze, im gorzej miewa się ich autor. Siergiej tworzył w chwilach, gdy czuł się jakby „przeniknięty światłością", gdy sądził, że pojmował wreszcie, „czym w istocie jest poezja". Nigdy nie pracował więcej i szybciej niż w tragicznym, ostatnim roku swojego życia. Jak gdyby wiedział, że zostało mu już niewiele czasu... Alkohol stopniowo pożerał poetę, kolejne „koktajle Jesienina", pół na pół piwo i wódka, ze szczętem rujnowały organizm. Znajomi i przyjaciele byli przerażeni: oto w ciągu niespełna roku ten świetny dandys przeobraził się w wynędzniałego, wymęczonego człowieka, z wypisanym na twarzy „chłodem zwątpienia", cuchnącego 176 Poeta i tancerka kwaśnym odorem alkoholu. Z jego słów przebijało zgorzknienie. Wszystko, w co wierzył, cały jego świat chylił się ku upadkowi. Wokół sami głupcy, zawistni-cy, tępy, podły motłoch. Nikogo bliskiego, nikogo, kto by go kochał. Ma dość wszystkiego, pragnie już tylko umrzeć. Melancholia pochłonęła go bez reszty, niejeden raz próbował popełnić samobójstwo. Bezcelowych udręk mam dosyć I z przedziwnym uśmiechem w oku W lekkim ciele, lubię unosić Umarłego światłość i spokój... (przeł. Adam Pomorski) Pod koniec życia poeta już tylko wegetował. Coraz częściej nawiedzały go halucynacje, dręczyła mania prześladowcza. Tak jak i innych członków Stowarzyszenia Pijanych Poetów, ścigały go białe myszki, wielkie szare ptaki uciskały ramiona, a w uszach wibrował mściwy krzyk wygnanych leśnych skrzatów. Gdy cierpienia stawały się nieznośne, zabierano go do sanatorium lub do szpitala. Na koniec trafił do moskiewskiej kliniki psychiatrycznej, gdzie stwierdzono znaczącą utratę wagi, delirium tremens i silne skłonności samobójcze. Jednym z nielicznych, którzy go tam odwiedzili, był Anatol Marienhof. Dawni przyjaciele wreszcie się pojednali. Ostatnie lata 177 21 grudnia 1925 roku Jesienin został zwolniony z kliniki i jeszcze tego samego dnia udał się prosto do wydawnictwa, w którym przygotowywano trzytomo-we wydanie jego wierszy, mógł więc spodziewać się honorarium. I jeszcze tego samego dnia znowu urżnął się w sztok. „Jakże mógł mieć choćby nadzieję, że odnajdzie samego siebie, że zacznie od nowa, skoro jedyny klucz do jego osoby krył się, być może, gdzieś wśród tych rozbitych butelek, wśród opróżnionych kieliszków", pisał Malcolm Lowry o bohaterze swojej powieści Pod wulkanem. Sam autor tej powieści także zresztą zapił się na śmierć. Fritz Mierau* szczegółowo opisuje, jak wyglądało życie Siergieja po wyjściu z kliniki. Wbrew dotychczasowym zwyczajom skontaktował się z dziećmi, a także matką pierwszego syna, by się pożegnać. Powiedział jej, że czuje się źle, że odchodzi, umiera. (Najmłodszy syn, którego Jesienin miał z zaprzyjaźnioną z kręgiem imażynistów Nadieżdą Wolpin**, liczył sobie wówczas niespełna dwa latka). Żonie, Sofii Tołstoj, jeszcze raz oświadczył, że nie może ona robić sobie żadnych nadziei w związku z jego osobą. U sióstr, Aleksandry * Autor niemieckiej biografii Jesienina, patrz: Wskazówki bibliograficzne. ** Poetka, tłumaczka, poznana przez Jesienina jeszcze przed Isadorą. Romans z nią ciągnął się blisko 3 lata, syn Aleksander urodził się w maju 1924 roku. 178 Poeta i tancerka i Katii, świeżo upieczonej mężatki, pojawił się na chwilę, by odebrać walizki, po czym bez słowa wyszedł, trzaskając drzwiami. Czy już wtedy był zdecydowany pożegnać się z życiem? Redaktorowi w wydawnictwie opowiadał, że wybiera się do Leningradu. „I tam zacznę pracować. Rozumiesz, ja chcę pracować. I będę pracować". Niezwykle podekscytowany, niemalże wykrzyczał te zdania. W czwartek 24 grudnia o świcie Jesienin przyjechał do Leningradu nocnym pociągiem z Moskwy. Włosy schował pod ciemną czapą z bobrowego futra, w wycięciu płaszcza pysznił się jedwabny szal: ciemnoniebieski w białe groszki, z podbiciem w kolorze malin. Prezent od Isadory. Siergiej zatrzymał się w hotelu Angleterre (dzisiejsza Astoria), niedaleko słynnego Soboru Isakijewskie-go. Mało tego, wynajął nawet ten sam pokój, w którym mieszkali z Isadorą, gdy w lutym 1922 roku tancerka przyjechała do Pietrogradu na gościnne występy. W Angleterre mieszkał w tym czasie także Georgij Ustinow, znany Siergiejowi z Moskwy dziennikarz, wraz ze swą żoną Jelisawietą. Przez kilka dni Jesienin dużo przebywał w ich towarzystwie, snuł nawet plany wspólnego wynajęcia mieszkania w Leningradzie. Ciągle fatalnie znosił samotność. Nocami przesiadywał w hotelowym holu lub wyrywał ze snu Ustinowów, by dotrzymali mu towarzystwa i w ten sposób odegnali melancholię. Ostatnie lata 179 27 grudnia zapragnął pisać, nie znalazł jednak w pokoju ani kropli atramentu. Naciął więc rękę, by napisać wiersz własną krwią. Później, gdy odwiedził go poeta Wolf Ehrlich, Siergiej wyrwał z notesu zapisaną kartkę, zmiął w kulkę i wręczył przyjacielowi ze słowami: „Dla ciebie. Ale nie czytaj teraz". Rankiem następnego dnia do pokoju poety zapukała Jelisawietą Ustinowa, aby zabrać go na śniadanie. Nie doczekała się odpowiedzi. Przybył Ehrlich i wspólnie podjęli decyzję, by otworzyć drzwi zapasowym kluczem. Ciało Siergieja wisiało na ramie okiennej. „W zielony wieczór księżycowy/ Na swym rękawie się powieszę" (przeł. Anna Kamieńska), pisał dziesięć lat temu w jednym z wierszy. Wezwano policję. Ciało Jesienina ułożono na podłodze, z szyi zdjęto rzemień od walizki, na którym się powiesił. Wokół walały się niedopałki papierosów, leżał przewrócony stolik, strącony kandelabr. Zwłoki przeniesiono na kanapę, powiadomiono przyjaciół zmarłego. Jeden z nich szkicuje martwą, ściągniętą lekkim skurczem twarz poety. Zdjęcia przedstawiają zmarłego w białej koszuli, szarych spodniach i czarnych lakierkach. W następnej kolejności sporządzono maskę pośmiertną. Czy Jesienin czuł strach przed śmiercią? Czy ból malujący się w jego rysach odbija mękę życia czy śmierci? A może jedno i drugie? Czy samobójstwo poeta uważał za wybawienie? Trzeba poszukać, może gdzieś tu leży jakiś list, testament? Nie, nic nie ma. Ehrlich przypomina sobie 180 Poeta i tancerka wtedy zapisaną krwią kartkę, którą dostał od Jesienina dzień wcześniej i odczytuje pożegnalny wiersz, adresowany do niego: Zegnaj, przyjacielu, do widzenia, Drogi mój, od krwi serdecznej bliższy. Ta rozłąka w ciemnych przeznaczeniach Obietnicą połączenia błyszczy. Zegnaj bez uścisku dłoni i bez słowa. Nie martw się, cień smutku z czoła przegoń. W życiu ludzkim - śmierć to rzecz nienowa. A i życie samo - nic nowego. (przeł. Tadeusz Mongird) Wiele godzin później zwłoki wyniesiono wąskimi kuchennymi schodami na tyły hotelu i na konnych sankach przewieziono do szpitala. Sekcja przeprowadzona następnego dnia wykazała, że śmierć trzydziestoletniego poety nastąpiła poprzez uduszenie, we wczesnych godzinach rannych 28 grudnia. W sali Związku Pisarzy odbyła się uroczystość żałobna. Wokół otwartej trumny leżały kwiaty, u stóp Siergieja -tomiki jego wierszy. Z dala od innych stała wezwana z moskwy Sofia Andriejewna wraz z pewną lenin-gradzką poetką. Zapłakany Klujew spoglądał na zmarłego: „Moje ty słonko", zwykł nazywać go za życia. Do trumny zbliżyły się młoda dziewczyna w białej futrza- Ostatnie lata 181 nej czapeczce i starsza kobieta, ubrana po chłopsku. Stara przeżegnała się, dziewczyna ucałowała dłoń zmarłego. Pięćset osób odprowadzało trumnę na dworzec. 30 grudnia pociąg wiozący w zaplombowanym wagonie zwłoki poety wjechał do Moskwy. „Sierioża!... Go-łąbeczku! Mój najmilszy!", krzyknęła matka. Trumnę ponieśli na ramionach przyjaciele, m.in. Borys Pil-niak, Isaak Babel i Wsiewołod Meyerhold, tysiące ludzi towarzyszyło im aż do Domu Prasy, gdzie złożono zwłoki na katafalku. Czuwanie trwało przez całą noc, aż do bladego świtu. 31 grudnia poetę pochowano na cmentarzu Wagankowskim. Tak jak i poprzedniego dnia recytowano jego wiersze. A potem ludzie rozeszli się do domów, by świętować Nowy Rok. Podczas gdy cała moskiewska cyganeria opłakiwała Jesienina, organizując w styczniu wiele poruszających spektakli „ku pamięci", na zakończonym niedawno XIV Zjeździe Partii Stalin wezwał do zaostrzenia walki klasowej na wsi. Efektem tych wezwań była prowadzona w kolejnych latach przymusowa kolektywizacja, która doprowadziła do zagłady rosyjskiego chłopstwa. Gdy o śmierci Jesienina dowiedział się Maksym Gorki, przyszła mu na myśl pewna historia, którą niegdyś słyszał. Opowiadała ona o młodym żmudzkim czy mazurskim wieśniaku, który przypadkowo trafił 182 Poeta i tancerka do Krakowa. Długo błąkał się po ulicach, kręcił się tam, nie mogąc trafić na znane sobie pola. „Gdy w końcu pojął, że miasto go już nie wypuści, ukląkł, zmówił modlitwę, po czym skoczył z mostu do Wisły w nadziei, iż rzeka zaniesie go ku upragnionym polom. Utonąć mu nie dano, umarł dlatego, że się rozbił..."*. Wiadomość o śmierci Siergieja Isadora odebrała w Paryżu. Prasie przekazała oświadczenie, w którym zapewniała o swoim bólu i rozpaczy, dementowała też wszelkie pogłoski o kłótniach i rozwodzie. Czuła się wdową, przepowiadała jednak, że jego dusza „żyć będzie w duszach tych wszystkich, którzy kochali poetę". W wysłanym do Moskwy telegramie prosiła, by przekazać wyrazy współczucia wszystkim krewnym i przyjaciołom Siergieja. Jednak prawdziwe uczucia tancerki znalazły najpełniejszy wyraz w liście, jaki w blisko cztery tygodnie po śmierci Jesienina wysłała z Nicei do adoptowanej córki - Irmy, wciąż mieszkającej na Prieczystience. Samobójstwu męża poświęciła tylko jedno zdanie we wstępie: „Śmierć Siergieja była dla mnie wielkim wstrząsem, ale płakałam już i rozpaczałam przez niego tyle godzin, że zdaje mi się, że nie jestem już zdolna do cierpienia". Zaraz potem przeszła do opisów własnych cierpień i pokusy, by wreszcie skończyć z tym wszystkim i rzucić się do morza (raz nawet rzeczywiście tak * Za: Watala, Woroszylski, op. cit. Historię tę opowiedział Gorkiemu Żeromski. Ostatnie lata 183 zrobiła, były to jednak żarty). Przy okazji energiczna tancerka nie omieszkała jednak wymyślić nowego planu na życie: Irmie trzeba wiedzieć, że tutaj, w Nicei, Isadora zdołała z pomocą brata urządzić piękny apartament. Zycie kosztuje grosze, klimat jest fantastyczny. A może by tak Irma wybrała się do niej i wspierana przez kilka dziewcząt z Prieczystienki, pomogła założyć szkołę tańca dla dobrze ułożonych panien, na przykład z USA? Trzeba by pójść na kompromis: szkoła w Nicei dla „tłuczenia forsy", szkoła w Moskwie - dla ideałów i czystej sztuki. Tak, to z pewnością rozwiąże wszystkie problemy! Gdy Isadora pisała ten list, w styczniu 1926 roku, w ZSRR mnóstwo ludzi opłakiwało śmierć Siergieja. Poeta szybko stał się obiektem swoistego kultu. Politycy zadecydowali, że koszty pogrzebu i wystawienia nagrobnego pomnika poniesie państwo. Rodzicom poety miano przyznać rentę, planowano też wiele innych dowodów czci, jak choćby nadanie rodzinnej wiosce Jesienina jego imienia. Jego wiersze drukowano w kolosalnych nakładach, a wielu młodych Rosjan pielgrzymowało do grobu poety, jakby tam mogli znaleźć odpowiedź na dręczące ich pytania. Jak pozostać odrębnym człowiekiem w ramach kolektywu? Gdzie, w zorganizowanym w najmniejszych szczegółach świecie, jest miejsce na bezcelowe i bezużyteczne piękno? 184 Poeta i tancerka W wierszach Siergieja to wyzute ze szczęścia pokolenie usiłowało odnaleźć sens życia. Rok po jego śmierci, w grudniu 1926 roku, Galina Benisławska zastrzeliła się na grobie poety. Profesorowie donosili, że wśród studentów usiłujących naśladować Jesienina szerzy się epidemia samobójstw. Mit, który narastał wokół zmarłego artysty, stawał się powoli niebezpieczny. W prasie zaczęły się pojawiać artykuły o „schyłkowych i dekadenckich nastrojach" wśród młodzieży. Już kilka miesięcy wcześniej Jesienin, choć wciąż jeszcze oficjalnie czczony po samobójczej śmierci, był przez niektórych funkcjonariuszy postrzegany jako sabotażysta wielkiego dzieła budowy komunizmu. Dzieła, które od wszystkich wymaga optymizmu i aktywności. Analizowanie uczuć, roztrząsanie stanu ducha, melancholia i znużenie życiem nie powinny być w ogóle dozwolone! Samobójstwo Jesienina uznano za haniebny i godny potępienia czyn „wykolejonego, utalentowanego pechowca", a wszelkie oficjalne honory wobec poety raptownie ustały. W następnym roku ze zmarłym poetą rozliczył się na łamach „Prawdy" jej redaktor naczelny, jeden z najbardziej wpływowych komunistycznych przywódców, Nikołaj Bucharin. Pisał tak: „Lakiereczki i jedwabne krajki przy wyszywanej koszuli. »Narwaniec«, co dziś klęka przed carycą, jutro całuje ikonę, pojutrze w gospodzie łapie kelnera i smaruje go musztardą po Ostatnie lata 185 twarzy, by potem »z całego serca« żałować, szlochać, tulić byle kundla i dawać na mszę »za zbawienie du-szy« w Swiato-Troickiej Ławrze. Tak, on już tego dokonał i w swoim pomieszaniu zmysłów powiesił się na podłodze...". Fascynacji Jesieninem i jego zgubnemu wpływowi na młodzież trzeba dać zdecydowany odpór! „Potrzebujemy literatury ludzi odważnych, śmiałych budowniczych, obiema nogami stojących na ziemi, znających życie. Zgnilizna i pleśń (moralna), roz-grzebywanie grobów, knajpiane roztkliwianie się, niechlujstwo, mania wielkości i religianctwo spotkają się tylko z pogardą". Nastał więc czas dla „inżynierów ludzkiej duszy", jak nazywał pisarzy Stalin. Dziesięć lat później tenże Stalin skaże Bucharina na śmierć w ramach jednego z procesów pokazowych, jako zdrajcę i wroga ludu. Oprócz Bucharina przeciw temu „prawdziwemu kultowi pamięci Jesienina" wypowiedział się również Majakowski, choć w znacznie łagodniejszej formie. Mówił o „przesadnym uwielbieniu" dla tego poety, którego samobójstwo zdecydowanie potępiał. Pięć lat później, w 1930 roku, Majakowski zastrzelił się. Zwycięstwo Stalina nad największym rywalem -Trockim, i wydalenie go z ZSRR w 1929 roku, zapoczątkowały nową epokę w dziejach młodego państwa. W tym okresie wyniszczono całkowicie rosyjskie chłopstwo, skolektywizowano wieś, a sztukę ujednolicono i poddano ścisłym rygorom. Ofiarami tych procesów 186 Poeta i tancerka padła zarówno tradycyjna chłopska Rosja, która zrodziła Jesienina, jak i radziecka awangarda lat dwudziestych, do której należał Majakowski. W totalitarnym państwie pod rządami Stalina nie było miejsca ani dla wolnego chłopa, ani dla niezależnego artysty. Ofiarami przymusowej kolektywizacji stali się też chłopscy poeci. Klujewa, jako „antyradzieckiego reprezentanta literatury kułackiej" zesłano do łagrów, w 1938 roku zmarł w więzieniu. Stosownie do nowych dyrektyw również poezję Jesienina należało „w przemożnej mierze" zaliczyć do „literatury kułackiej". Dążenie do artystycznej urawniłowki sprawiło też, że w 1929 roku ze stanowiskiem ludowego komisarza do spraw oświaty pożegnał się umiarkowany Łuna-czarski. Wielcy reformatorzy sztuki rosyjskiej uchodzili obecnie za „zdeklasowane, dekadenckie latorośle całkowicie zdegenerowanej schyłkowej kultury burżu-azyjnej". Cała moderna została zlikwidowana, w tym najbliżsi znajomi Siergieja. W literaturze radzieckiej skończyła się różnorodność, dopuszczająca do głosu także awangardę i modernizm. Jedynie słusznym nurtem stał się odgórnie uświęcony socrealizm. W czasie Wielkiej Czystki w latach trzydziestych skazano na śmierć Borysa Pilniaka, jako „szpiega i wroga ojczyzny". Wyrok wykonano. Ten sam los spotkał Wsiewołoda Meyerholda, domniemanego przywódcę „szajki trockistów", która miałaby skupiać „wszystkie antysowieckie elementy wśród artystów". Żonę Meyer- Ostatnie lata 187 holda, aktorkę Zinaidę Raich, zamordowano w jej własnym mieszkaniu. Dzieci Zinaidy i Siergieja zostały sierotami. Isaak Babel zakończył życie w łagrze. Już samo posiadanie tomiku Jesienina mogło być podstawą do aresztowania. Siergiej odszedł w samą porę, zdołał uciec przed prawdziwym koszmarem. Nie wiadomo, czy Isadora interesowała się gwałtowną pośmiertną sławą męża i jego równie gwałtownym potępieniem niedługo potem. Nie wiemy też, czy coś na ten temat mówiła. W opublikowanych listach tancerki nie ma na ten temat żadnej wzmianki. Najwyraźniej Duncan dość miała własnych problemów. Isadorę trapiły kłopoty finansowe, ale nie tylko. Cierpiała też, nie mogąc zrezygnować z tańca, swego źródła utrzymania, a jednocześnie nie czując się już wystarczająco młoda, by się nim zajmować. Nie mogła też pogodzić się z nieuchronnym starzeniem, zwłaszcza że nie miała zamiaru rezygnować z młodych mężczyzn. „Jej biżuteria, słynne szmaragdy, płaszcz podbity gronostajami, dzieła sztuki, które otrzymała od rozmaitych artystów, dawno już powędrowały do lombardów lub zostały zarekwirowane przez dyrektorów hoteli"- pisał John Dos Passos. - Pozostały jej tylko stare niebieskie draperie, które wraz z nią święciły niegdyś wielkie triumfy, czerwona skórzana torba i stare, podarte na plecach futro. Gdy tylko trafiała jej w rę- 188 Poeta i tancerka се odrobina gotówki, natychmiast wydawała przyjęcie lub po prostu rozdawała te pieniądze". Ciągle bez grosza, Isadora zmieniała paryskie kwatery jak rękawiczki. Do wszystkich znajomych, bliższych i dalszych, rozsyłała prośby o pomoc. „Drogi przyjacielu, czy możesz mi telegraficznie przekazać dwieście dolarów?", „Mary, czy do jesieni zechciałabyś mi co tydzień pożyczać pięćdziesiąt dolarów? Na pewno ci je oddam". W końcu przez pośredników zwróciła się też do dawnego kochanka, Parisa Singera. Kto jak kto, ale on był na tyle bogaty, by pomóc jej uporać się z przejściowymi trudnościami! Dom Isadory w Paryżu sprzedano na licytacji z powodu zadłużenia. Jego była właścicielka nierzadko miewała w kieszeni nie więcej niż kilka franków. Nie wyrzekła się jednak filozofii mówiącej, że prawdziwa artystka nie może przecież zadręczać się kwestiami finansowymi. Wszystko się jakoś ułoży. Nie miała też najmniejszego zamiaru zmieniać dotychczasowego stylu życia. Obstawała przy tym, by mieszkać w dobrych hotelach i stołować się w najlepszych restauracjach. Wszyscy powinni się przecież cieszyć, że mogą podjąć tak znakomitego gościa! W związku z tym płacić też powinni oni, nie zaś ona. Gdy pewnej nocy w Nicei Isadora wraz z kochankiem powróciła do swojego pensjonatu, drogę do pokoju zagrodził jej gospodarz. Domagał się pieniędzy za kwaterę i wyżywienie, a rzeczy kochanków postanowił Ostatnie lata 189 potraktować jako „zastaw". Niewiele myśląc, artystka przeniosła się do Negresco, najdroższego hotelu w mieście. „To zupełnie bezcelowe - wyjaśniła - uczyć mnie oszczędzania i gospodarności. To jakbyś słonia zmuszał do jazdy na rowerze". Wkrótce potem doczekała się w Negresco rachunku opiewającego na dziewięć tysięcy franków. Bez zmrużenia oka tancerka zastawiła w hotelu swój samochód, renault, prezent od amerykańskiego przyjaciela, po czym uciekła do Paryża. Przez całe życie Isadora Duncan zarobiła mnóstwo pieniędzy. Pod koniec pozostała jej tylko góra długów. Nie traciła jednak energii i przez cały czas snuła plany, jak się wydostać z ciężkiego położenia. Czołowi komuniści francuscy odrzucili jej wspaniałą propozycję utworzenia szkoły tanecznej dla tysiąca dzieci członków partii, choć podejmowała ich szampanem i tartinkami z kawiorem. W końcu nie pozostało jej nic innego, jak tylko zasiąść do pisania pamiętników, inkasując uprzednio sowitą zaliczkę. Wkrótce znalazł się amerykański wydawca, gotów wyłożyć z miejsca dwa tysiące dolarów, stawiał jednak określone warunki. Żadnych misjonarskich zapędów, Mrs. Duncan, żadnego nawracania. Proszę opisywać awantury miłosne, przygody, romanse, historie łóżkowe. Jak najwięcej akcji, mile widziane niespodziewane zwroty i zapę-tlenia, intrygi, no i oczywiście opisy niezliczonych, interesujących mężczyzn. 190 Poeta i tancerka Na brak materiału Isadora z pewnością nie mogła narzekać. I tak, poniekąd zmuszona okolicznościami, a po części z własnej woli, sporządziła dla potomności wyczerpujący protokół swojego życia uczuciowego. Znacznie ciekawiej było jednak przeżywać te przygody, niż je opowiadać. Pisanie raczej ją nużyło. W trosce o przyszłe dochody amerykański sponsor z pewnością postawił też warunek, by w tekście nie zamieszczać żadnych pochwalnych hymnów na cześć komunizmu i poniechać ataków na społeczeństwo amerykańskie. Być może tak można wyjaśnić takie dobitne, a zaskakujące w ustach Isadory deklaracje: „Mówiono wam, że w nieprzyjemny sposób wyrażam się o Ameryce. Być może. Nie znaczy to jednak, że nie kocham Ameryki. A może to właśnie znaczy, że za bardzo ją kocham (...). Czyż ta szkoła, te dzieci, my wszyscy nie jesteśmy duchowym potomstwem Walta Whitmana? A mój taniec, który nazwano »greckim«, przecież zrodził się w Ameryce, jest tańcem Ameryki Przyszłości! Wszystkie ruchy, na których jest oparty, skąd pochodzą? Powstały na tle wielkiej przyrody amerykańskiej, z Sierra Nevada, Oceanu Spokojnego, obmywającego wybrzeża Kalifornii, z ogromnych masywów Gór Skalistych, z wodospadów Niagary"*. W Nicei tancerka często zapraszała do siebie młodych artystów spędzających lato na Lazurowym Wy- * Cyt. za: Isadora Duncan, Moje życie, op. cit. Ostatnie lata 191 brzeżu. W jej apartamencie pojawiali się aktorzy i filmowcy, malarz Pablo Picasso i poeta Jean Cocteau. Cocteau czytał wiersze, Isadora tańczyła; na inną publiczność nie bardzo mogła już liczyć. Gdy bosa i z rozpuszczonymi włosami, odziana w długą białą togę przemierzała pokój dostojnymi ruchami, zapalając świece wokół „sceny" i celebrując w ten sposób własną sztukę, robiła wielkie wrażenie na młodych ludziach. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, ile niegdyś znaczyło jej nazwisko. Gdy jednak ta blisko pięćdziesięcioletnia kobieta z widoczną nadwagą, w niedopasowanym różowym kostiumie zaczynała tańczyć przy dźwiękach chopinowskiego mazurka, gościom robiło się przykro. Wyraźnie słyszeli jej świszczący oddech, jej postękiwania, widzieli opuchnięte nogi, grube uda, masywne łydki, nalaną, spoconą twarz. Darzyli szczerą sympatią tę wielkoduszną, lekkomyślną i życzliwą przyjaciółkę, która wbrew wszelkim przeciwnościom umiała zachować taką pogodę ducha, i nie chcieli, by wystawiała się na pośmiewisko. Rozumieli też, jak ciężko jest tancerce, która ciągle chciała przeżywać przygody z młodymi mężczyznami, ale dla nich, dla tych wspaniałych kochanków o potężnych bicepsach i szerokich barach nie była już atrakcyjna. Pewnego dnia opuścił ją jej ostatni „przyjaciel", Wiktor Sierow, rosyjski pianista poznany w Paryżu, który przyjechał z Isadora do Nicei. Był dla niej „najsłodszym młodzieńcem świata", 192 Poeta i tancerka a przy tym - oczywiście - geniuszem. Gdy mówił, barwą głosu przywodził jej niekiedy na myśl niezapomnianego Siergieja. I, również podobnie jak Siergiej, był utrzymankiem Isadory. Teraz, gdy Mitri, jak nazywała Sierowa, ostatecznie zniknął z jej życia, coraz częściej wypuszczała się z przyjaciółmi na nocne wędrówki po nabrzeżnych barach. Wracała nad ranem w towarzystwie kolejnego pięknego chłopca i zaciągała go do łóżka. Niektórym z nich przed odprawieniem wręczała też zwinięty banknot, nawet wtedy, gdy były to jej ostatnie pieniądze. Ta namiętność do młodych mężczyzn miała kosztować ją życie. Anioł śmierci Isadory przybrał postać przystojnego, niezwykle męskiego Włocha nazwiskiem Falchetto, przedstawiciela marki Bugatti i szofera. Tancerka była oczarowana zarówno dobrze zbudowanym mężczyzną, jak i szykownym samochodem. Udała zatem, że jest zainteresowana kupnem wozu i 14 września 1927 roku umówiła się na jazdę próbną. Punktualnie o dziewiątej wieczorem przed domem zjawili się obaj „Bugatti" (tym mianem Isadora określała również olśniewającego szofera). Tancerka zarzuciła na ramiona długi czerwony szal i wybiegła, odprowadzana przez wierną Mary. Przyjaciółka proponowała, by ubrać się cieplej, „Bugatti" oferował własny płaszcz - nie, nie, szal w zupełności wystarczy. Duncan cieszyła się na tę przejażdżkę jak dziecko. W odróżnieniu od Jesienina nie miała świadomości Ostatnie lata 193 nadchodzącego końca, wręcz przeciwnie, szykowała się właśnie na nowy romans. Tancerka już usadowiła się w kabriolecie, gdy Mary jeszcze raz poprosiła monsieur Falchettiego, by jechał ostrożnie i nie za szybko. Spokojnie, jeszcze nigdy nie miał wypadku. Drzwi samochodu zatrzasnęły się. Isadora niedbałym gestem poprawiła szal. Czy to właśnie teraz, czy może już wcześniej padły jej pożegnalne słowa, zdanie, które wręcz każe podejrzewać, że wymyślili je później przyjaciele? Adieu, mes amies - miała krzyknąć tancerka. - Je vais ćt la gloire. (Zegnajcie przyjaciele, odjeżdżam ku sławie.) „Bugatti" włączył motor, wrzucił bieg i szybko ruszył z miejsca. Już po kilkunastu metrach koniec jedwabnego szala Isadory wplątał się w szprychy tylnego koła. Samochód zahamował. Isadora ze złamanym kręgosłupem leżała obok swego „czarnego anioła". Cóż za melodramatyczna, wręcz operowa śmierć! Szal, niezbędny rekwizyt w jej tańcu i życiu, miał ostatecznie przynieść jej zgubę. Zwłoki Isadory wystawiono na katafalku w jej mieszkaniu, gdzie pożegnali ją przyjaciele. Z willi w pobliżu przyszedł Paris Singer, którego głębokiej miłości artystka nigdy nie odwzajemniła. Teraz to właśnie on wspierał Mary, zajmował się wszystkim, sfinansował też przewiezienie trumny do Paryża. Po śmierci Isadora powróciła do miasta, w którym wydała na świat dzieci i w którym rozpoczęła się jej światowa kariera. Do swojej europejskiej ojczyzny. 194 Poeta i tancerka Trumnę, przykrytą amerykańską flagą, przewieziono z mieszkania brata tancerki na cmentarz Pere-La-chaise. Wśród kwiatów znalazł się też wielki bukiet czerwonych mieczyków, przepasanych czerwoną szarfą ze złotym napisem: „Serce Rosji opłakuje Isadorę" (to Mary miała go zamówić i opłacić). Ona i rodzeństwo tancerki, przyjaciele-artyści, w tym Sierow, szli teraz w kondukcie żałobnym. Na cmentarzu czekało już wiele tysięcy ludzi. Kaplicę wypełniały dźwięki muzyki klasycznej, zaprzyjaźniony poeta wygłosił mowę nad trumną. Popioły Isadory spoczęły obok popiołów jej matki i dzieci. Samochód, w którym zginęła tancerka, został sprzedany pewnemu kolekcjonerowi za sześćdziesiąt pięć tysięcy franków. Za równie olbrzymie pieniądze pewien bogaty plantator ananasów z Honolulu kupił dla swojej córki czerwony szal śmierci. „Je vais a la gloire" Stalinowscy cenzorzy sądzili, że wymazali Jesienina z ludzkiej pamięci. Mylili się. W czasie drugiej wojny światowej młodziutcy żołnierze, prosto z ławy szkolnej przeniesieni na front, wyciągali zza pazuchy pożółkłe tomiki i wyznawali jeden drugiemu: „Kocham tego poetę". Gdy wojna miała się ku końcowi, oficjalna klątwa, jaką obłożono Jesienina, nie obowiązywała już tak rygorystycznie, a po śmierci Stalina w 1953 roku zniesiono ją całkowicie. Sto lat po urodzeniu i siedemdziesiąt po śmierci, pod koniec XX wieku, poeta wciąż jest w ojczyźnie postacią kultową. W chwilach smutku i zwątpienia Rosjanie sięgają po jego wiersze, wiedząc, że Sierioża, ich brat i przyjaciel, pojmie targające nimi tęsknoty, zrozumie nienazwany ból, szarpiący duszę. I gdziekolwiek na obczyźnie zbierze się kilku kochających poezję Rosjan, zawsze gdy mowa o Jesieninie, jeden z obecnych wstanie, uniesie dłoń i wyrecytuje z pamięci znany od wczesnej młodości któryś z wierszy Siergieja. Słuchacze zaś odbiorą to podobnie jak Aleksander Sołżenicyn, który pewnego razu zawi- 196 Poeta i tancerka tał do Konstantynowa. Obejrzał maleńkie klitki w chacie Jesieninów, rozpadającą się szopkę i maleńką banię na miejscu dawnego ogródka warzywnego. Następnie poszedł nad rzekę, spojrzał przed siebie i zamarł: to o tych skąpych drzewkach pisał poeta: „Z lasu dobiega lament głuszców...". To tu, na tej leniwie toczącej wody Oce dostrzegł „snopy słońca w głębinach wody"? „Jak nieprawdopodobny talent cisnął tutaj Stwórca, do tej ubogiej chaty, do serca młodego chłopskiego zawadiaki, który z takim zapałem umiał odnaleźć piękno wszędzie - przy piecu, na klepisku, za wsią...". W powszechnej pamięci Siergiej i Isadora zapisali się oddzielnie, nie jako para. Każde z nich ma swoich gorliwych miłośników. W pracach poświęconych rosyjskiej literaturze mnóstwo się pisze o Jesieninie, jej nazwisko pojawia się w każdej historii tańca. Wytworna publiczność, która zgromadziła się w londyńskim Covent Garden, by podziwiać premierę baletu Isadora, czy chińscy miłośnicy baletu, którzy w Operze Pekińskiej gorąco oklaskiwali występy znanych na całym świecie tancerek z moskiewskiej szkoły Duncan, zwykle nie mają pojęcia, kim byl Jesienin. W najlepszym razie wiedzą bardzo niewiele. Isadora żyje zresztą we wspomnieniach w rozmaitych postaciach. Pewna starsza pani w Badenweiler wciąż ma w pamięci letni dzień, kiedy to mama zaprowadziła ją przez wielki park do pięknego domu, w któ- Je vais a la gloire 197 rym uczyła Miss Duncan. Mała Modesta zur Nedden, bo o niej mowa, uniosła lekko spódniczkę, potańczyła przez chwilę, odśpiewała gamę i... została przyjęta. Matki jednak nie stać było na opłacenie czesnego. Córka na całe życie zapamiętała Isadorę, w długiej niebieskiej sukni, ze srebrnym diademikiem we włosach. Na małej Modeście ta piękna pani, o subtelnych rysach i pełnych gracji ruchach, sprawiała wrażenie greckiej bogini, Afrodyty, która zstąpiła tu na chwilę z Olimpu. Zupełnie inaczej słynną tancerkę wspomina Wib-ke Bruhns*. O szarej godzinie, gdy do okien powoli zaglądał zmierzch, dziadek brał małą Wibke na kolana, a z białej serwetki zręcznie wiązał figurkę. A potem kazał laleczce tańczyć, śpiewając przy tym zawsze tę samą piosenkę: Isadora, jak wesoło, pląsa bosą stopą wkoło. Isadora, hejże ha, W górę nóżki wyrzuca! I laleczka wyrzucała nóżki w górę, jeszcze jak! Jeszcze raz, dziadku, jeszcze raz! Wibke śmiała się i cieszyła, a spoglądająca na nią z Olimpu Isadora, tym razem pod postacią Terpsychory, uśmiechała się łagodnie. * Modesta zur Nedden, Wibke Bruhns - znane niemieckie dziennikarki, tłumaczki i pisarki. 198 Poeta i tancerka Zapamiętano urodę Isadory, jej taniec - i czar. Czterdzieści lat po jej śmierci siwy już Gordon Craig co noc pokonywał taksówką trasę z Vence, gdzie mieszkał, do Nicei, na Promenadę des Anglais. Przyjeżdżał tu, gdzie zginęła, aby choć w ten sposób być bliżej Isadory - swojej Najukochańszej. Wskazówki bibliograficzne W roku 1993 przyjaciółka ofiarowała mi przełożone właśnie na niemiecki dwie książki autorstwa rosyjskiego pisarza Anatola Marienhofa. Były to Roman ohne Liige i Roman mit Freunden*. Czytałam z rosnącym przejęciem: fascynujące było zarówno sugestywne przedstawienie literackiego życia Moskwy tuż po rewolucji, jak i wątki autobiograficzne, szczególnie te dotyczące przyjaźni z Jesieninem i jego romansu z amerykańską tancerką. Później przeczytałam doskonałą biografię Jesienina pióra Fritza Mieraua, wydaną w 1991 roku przez Leipziger Reclam Verlag, oraz dzieło tegoż autora Russen in Berlin 1918-1933 (Rosjanie w Berlinie 1918-1933). Opierając się przede wszystkim na pracach Mieraua, zdecydowałam się wreszcie napisać tę książkę. * Romans z przyjaciółmi ukazał się w polskim przekładzie w roku 1968 w zbiorku Spotkania z Jesieninem, zawierającym również wspomnienia Sznejdera. Druga powieść, Romans bez łgarstwa (czy też w innych źródłach Romans bez błagi), choć wielokrotnie cytowany, nie doczekał się publikacji w Polsce. 200 Wskazówki bibliograficzne Pamiętniki Isadory Duncan, pierwszy raz wydane po niemiecku tuż po śmierci tancerki (w 1928, w 1988 ukazały się w wydawnictwie Ullstein) nie obejmują niestety okresu pobytu artystki w Rosji i jej podróży z Jesieninem. Dociekliwy czytelnik skazany jest na rozmaite opisy, m.in. Irmy Duncan i Ilji Sznej-dera, wielką pomocą jest też książka Gordona Mc Vaya, Isadora and Esenin, (Ann Arbor, 1980). Oczywiście, jest też mnóstwo opracowań poświęconych historii tańca, m.in. Max Niehaus, Isadora Duncan. Leben. Werk. Wirkung (I. Duncan. Zycie. Dzieło. Oddziaływanie), Wilhelmshaven 1981 czy Maurice Lever, Primavera. Tanz und Leben der Isadora Duncan (Primavera. Taniec i życie I. Duncan), Mona-chium-Hamburg 1988. Jak zawsze, przy opracowaniu rękopisu pomogły mi przyjaciółki - dr Jutta Bohnke-Kollwitz i Ankę Westphal. Chciałabym też serdecznie podziękować Ute Biedermann z Kólner Stadtbucherei za pomoc, której udzieliła mi w trakcie pisania. I jeszcze jedno: każda z czterech książek, które napisałam pomiędzy 1986 a 1996 rokiem, mogła ujrzeć światło dzienne w dużej mierze dzięki ofiarnej pomocy kolegów i koleżanek z Biblioteki Westdeutsche Rundfunk. Isadora Duncan około 1934 roku Spis treści Anioł i diablica ............................. 7 Spotkanie w Moskwie „Moją religią jest taniec"...................... 15 Pragnienia Isadory „Jestem tylko przechodniem"................... 31 Świat Sierioży „Jedyny, na którego czekałam" ................. 46 Szczęśliwe chwile na Prieczystience „Przysyłajcie nam garnki, talerze, patelnie" ....... 63 Małżeństwo „Czarna pani melancholia" .................... 81 Wyprawa do Europy „Książę małżonek" ........................... Ш Skandal w USA „Odwożę wam to dziecko"................... Rozstanie „Zegnaj, przyjacielu, do widzenia".......... Ostatnie lata „Je vais a la gloire"...............----- Wskazówki bibliograficzne......... •••••• TOU XCVII N*.| GoefMk LiHarSeriee lsadora wyciągnęła się wygodnie na szezłongu i rozkazująco skinęła w stronę młodego mężczyzny, który z uśmiechem posłusznie usadowił się u jej stóp. Nazwisko nieistotne, ałe wygląd! Duncan wprost pożerała go zachwyconym wzrokiem. Siedział z lekko pochyloną głową, tak że jego bujne, jasne włosy łśniły w przyćmionym świetle. Nagle wypowiedział kilka słów, a jego chrapliwy glos zdawał się kłócić z miękkimi rysami. Nadał przypominał cherubinka, ale oto zmieniła się jego mimika i przeobraził się w prostego, wiejskiego r «Watki Щчвш \ __ ,-,>,,...:■ ar- ■ MM ШК* ÓM :■ I : І fc*j н# s*e mm ям* ~ śfe^bg Ńgswt: А» кмм мі і:.:-.ї. ił І ■ M -:■ ■ Kto s ■ ■■ ■ ■■:■: І ■.. Ківедг. *W4 ■■■■■ ІМ| Ml NBW ¥OBK. WEDNESDAIT, OCTOBER i, MM CAROLA STERN POETA I TANCERKA Й№І '!>« »:*cM m, Wwe Um ,.±,.',1-**: Mim fc« їм tó л-s fe^r ***** . ■** **** *• піні» | isadora Duncan i Siergiej Jesienin MPraf«y Pasjonujący podwójny portret dwóch niezwykłych osobowości na tle europejskiej historii. Młody moskiewski poeta, dandys, pijak, wyrwany z rodzinnej wsi i — jak określał to Maksym Gorki - „stworzony wyłącznie dla poezji" oraz amerykańska „femme scandaleuse", starsza od niego o siedemnaście lat, która zrewolucjonizowała sztukę baletową swoich czasów. Siergiej Jesienin i Isadora Duncan to sławna nie od dziś para, którą połączyło tylko jedno: zamiłowanie do sławy i prowokacji. Carola Stern przybliża czytelnikom historię tego krótkiego, lecz obfitującego w skandale związku, ukazując go na tle rewolucyjnych przemian w ówczesnej Europie. ńjft. a4*41** pft**/*; f^eeii їрьіф .: :.j.■■:-: ■' fcj M М*ВД Mffll ■"" ■!;.:< .: | ii;/1 s-ї rJ-Л : ■-.,■....':Г. H мм «AM ... . .. (■ Й* -'ї.-.іЬі; .-? .i: ■ ■::,-.■ r!i ;/,. ,:::S Z" і:-."-: fó 7W й.Х.Л ц , ■ | _..::; ?S ! ■ :■::...* JS і-:/ і#*в Wiit M її : - - : i-i.- i-i-:-:'- «' * І >: ' ї -Ґ MM д.л,ї М./.тїв M ^,#ч„7 щ ::,:Bsffi:S, *і*а№ї її":- :-і"*ї=: Мї'ЯЙїй' ■ ц iffis НИМ *» *• M»h , І . ■ , .:-;::, ,; 7 ■ . ■ 7 . : ■ :. , .--. .ї ■■.:■■.■■: :■,.- :-.,: ч-- tu лиш атшіт ■■■ і >,~г ■ :■ і. - -iS:V (ft IJ і:,-..!: Щ | .. і: j | = :,- Ц4іЯ V- : ■■•i' ІМ ЦіЦ'М *Г» i".-:- і 7,7 І ■ї-ї1:-- ■■■ -iv' -.:--.. ЦІ MV ■■■ ■ . ■ ■ ■:.. ■■■ . і ї:і. *v*tuy Mm И«ш# їм іщ* ■і Цм ЬмтЬа .:. rw м«и І ■ -■ ■ :- -■ ї -■-і-ч\ ta aralii: ■■; ;.; ■:.,:.,<■ »«■>№<№ Al J-i ;.■■■■■■■■■■■■.■. tatofM M m- ' ■ ' ■ .1 rt3I# SJ-a i 'ahi . иьл v„ , er^.i MM, OM ЦІ1І» «sp fe*4 . Ч І Е*.І ";f ■:■■■ !.p«łlCf *h*fi .i^ M*ftrVaiśi ПМДІГН :-; вві H ■■аиііиі '-.-.■ ц .її,:- ММИ НИАМЯі ti s'-: .-■■.■ :- p ■:.j:v ■-..■■.! кйк ї а ■■;-'■* Ł«Mi . ■ iv-.-- fol ■ . :: І М Ї---* i :- ' :--- !■■ ■ '■■■ ■ ■ . . V. -..- -: ;-,,-,, W h,.; swiitf «hm йк itef hub** s Sł-fi^W» passsłe* It*«łfK- Th» ^-ї-ЇЧ-і-і f:,:W, S.,SV.V. : -,- -:■ v ,,V *S ■■■■ ': : ;v': №»»< №ая ■ -hs. тил nu« « *4tfel І ї/:-л-- :;;.,-■ i -,■ №g „ ii,.,. *;i«v? ... patroni medialni: *** ■ЧІИі 5 BIOGRAFIE uv *:" ff*n h ud Ми я . M ,. *M K*C t%» titifM .,, ;...,,. Stefce* a *n-i «f fisc (1„ Wfe* H» ^ -.i i- MK :,: ... , :i'-';- "'■■ :Vii' '.S.« -.i! :--.»■- /,-Vi 7, i ::.:■;,. , fi» МГПІІП* 57,.S 7-r„iS„. f№«S 77, 77,,f -.ї;ї:7, :<,iS,sii,,. ,: . .. .: -Ї-- ї:- :ї IM "I- !7 і У: *f«*p4 77vi 7::-.v .;,:..:- ::-=-* i«s lit: cena 25 zł ISBN 83-7163-433- TWÓJ STYL WYDAWNI CTWO Ą Z K O W E 9788371634338