URSZULA JAKUBOWSKA MIT LWOWSKIEGO BATIARA INSTYTUTYTUT BADAŃ LITERACKICH POLSKIEJ AKADEMII NAUK URSZULA JAKUBOWSKA MIT LWOWSKIEGO B AT IARA IBL Instytut Badań Literackich Wydawnictwo Warszawa 1998 <'l«l(lłlil»Pi|!|l......................t; i j 111111....... Redakcja Agnieszka Pliszkiewicz Korekta Krystyna Petryk Projekt okładki i stron tytułowych Jolanta Barącz Opracowanie typograficzne Adam Rysiewicz ' Łamanie Wydawnictwo IBL / Helena Dzrarnikowska © Copyright by Urszula Jakubowska, 1997 © Copyright for this edition by Wydawnictwo Instytutu Badań Literackich PAN, 1997 Druk i oprawa Drukarnia Wydawnictw Naukowych S. A. Łódź, ul. Żwirki 2 ISBN 83-87456-12-8 Wstęp Wspominając dawny. Lwów, mówiąc o Nim i pisząc na jego temat — prędzej czy później dochodzi się do przywołania w pamięci naj charakterystyczniej szych przedstawicieli mieszkańców tego niezwykłego miasta - batiarów. Oto i ja w mojej wielowątkowej opowieści-rzece o tamtym Lwowie dotarłem do tego właśnie tematu, zagadnienia, zjawiska, któremu na imię lwowski batiar. Witold Szolginia tak rozpo««ął jeden z rozdziałów własnej, bardzo osobistej i wielotomowej historii Lwowa1. Uznanie przez autora ważności tego wątku dziejów Lwowa nie jest postawą odosobnioną. Niewiele powstało bowiem wspomnień o tym mieście, które by nie podejmowały tego tematu. Postać batiara zrosła się wszak bardzo mocno z miastem nad Pełtwią. O batiarach traktują nie tylko lwowskie wspomnienia. Stali się oni także bohaterami licznych piosenek, wierszy, słynnych już dziś dialogów radiowych, filmów, a nawet powieści. Zajęli się tym problemem także badacze2. Lektura większości tych wypowiedzi skłania do ciekawego wniosku: ich autorzy są w dużym stopniu współtwórcami mitu batiara, czyli — jakbyśmy powiedzieli używając określenia Zofii Kurzowej - nadawaniu tej postaci „coraz bardziej dodatnio wyróżniającego nacechowania"3. Dość zrozumiałe wydaje się to w przypadku tych autorów, którzy /\ 6 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA zmuszeni byli opuścić Lwów w czasie II wojny światowej bądź po jej zakończeniu. Powrót pamięcią do lat młodości i miejsc, do których dostęp przez lata był zamknięty, mimowolnie skłaniał do mitologizowama postaci symbolizującej nierozerwalny związek z miastem, jego specyfiką i niezwykłym kolorytem. Okazuje się jednak, że proces mitologizowama postaci lwowskiego batiara rozpoczął się znacznie wcześniej, na początku XX wieku. Wówczas to batiarowi zostały przypisane po raz pierwszy cechy, które pozwalały czytelnikowi spoglądać na niego przychylnie i oceniać pozytywnie, chociaż przykłady z rzeczywistości nie zawsze temu sprzyjały. Co ciekawe, ten upowszechniany, propagowany wizerunek batiara ulegał w ciągu ostatniego stulecia daleko idącym zmianom. I dlatego nie wydaje się, że można poprzestać na zestawieniu kilku zaledwie opinii o lwowskich batiarach, niektórych nawet bardzo interesujących - jak to czyni w swej pracy Witold Szolginia — i uznać je za komplementarne. Warto prześledzić, jak rodził się mit batiara i jakim ulegał przekształceniom, które cechy mieszkańca lwowskich przedmieść zyskiwały w oczach twórców mitu, a które pozostawiano w cieniu i starano się o nich nie pamiętać. Przy lekturze pracy Szolgini pojawiły się też następne pytania: czy rzeczywiście każdy lwowianin przyznawał się po 1945 roku do związku i pokrewieństwa z lwowskim ba-tiarem? Czy faktycznie dopiero po II wojnie światowej pojęcie to zyskiwało pod względem emocjonalnym? Jak w ogóle rozumiano i pojmowano to określenie i kiedy ono się pojawiło? Gdy wreszcie autor po przytoczeniu kilku wypowiedzi lwowian dokonał swoistego wyboru manifestującego się w słowach- Nie zapominając bynajmniej o różnych dawnych lumpen-proletariackich przejawach lwowskiego batiarstwa [...], wolę jednak zachować w mojej pamięci przede wszystkim taki, u- Wstęp osabiany przez Szczepka i Tbńka [dwu batiarów z przedwojennej audycji radiowej ,JWesołej Lwowskiej Fali" - UJ], wizerunek niegdysiejszego populistycznego bohatera lwowskich przedmieść, do dziś jeszcze żywego w dawnych lwowskich piosenkach oraz w dawnej i obecnej prozie i poezji o lwowskiej tematyce4 - należało zastanowić się również, czy na naszych oczach nie odbywa się przypadkiem mitologizowama lwowskiego batiara ciąg dalszy. Poszukiwanie odpowiedzi na te pytania zmusiło mnie do przeprowadzenia bardzo szerokiej i wnikliwej kwerendy źródłowej. Objęte nią zostały bardzo różne typy źródeł i one w rezultacie zadecydowały o konstrukcji i układzie tej pracy. Przy określaniu rodowodu lwowskiego batiara ogromną rolę odegrały wydawnictwa słownikowe, zarówno te z początku XX wieku, jak i te współczesne nam. Na odtworzenie wizerunku batiara popularyzowanego w piosence pozwoliła analiza kilku zbiorów piosenek putffikowanych od 1911 roku, o czym szerzej piszę w II rozdziale tej pracy. Szukając śladów lwowskiego batiara musiałam sięgnąć do prasy końca XIX wieku, w której pojawili się przedstawiciele plebsu lwowskiego. Należało także poddać bardzo dokładnej analizie kilkanaście roczników pisma „Pocięgiel" (gdzie po raz pierwszy pojawiła się symboliczna postać lwowskiego batiara — Józka Ciuchraja, bawiącego lwowian od 1911 do 1933 roku), a także przyjrzeć się innym czasopismom satyrycznym II Rzeczypospolitej. Do wielu z nich — w tym do pełnego kompletu „Pocięgla" — dotrzeć mogłam jedynie we Lwowie, głównie w Bibliotece Uniwersyteckiej. Warto dodać, że lektura „Gazety Lwowskiej", gadzinówki z okresu II wojny światowej, zaowocowała kapitalnym odkryciem, iż redaktorzy pisma nie tylko starali się popularyzować lwowski folklor, ale także bohaterami swych Rozmówek za drągiem (czyli za ro- 8 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA gatkami - UJ) uczynili dwu lwowskich batiarów, nawiązując tym samym do pomysłu „Pocięgla" i ,^Yesołej Lwowskiej Rdi". Przedmiotem kwerendy stało się również kilka pism powojennych, przy czym najwięcej miejsca poświęciłam londyńskiemu „Biuletynowi Koła Lwowian", wychodzącemu od 1962 roku przez prawie 30 lat. On to właśnie okazał się bowiem nie tylko kroniką życia lwowskiej emigracji w Londynie, ale też forum do publikacji wspomnień i szkiców z historii Lwowa. Pismo dostarczyło bogatego materiału źródłowego do niniejszej pracy. Autorzy i redaktorzy „Biuletynu" czynili wiele, aby w pamięci czytelników nie tylko dawny Lwów był obecny, ale także by w jego krajobrazie nie zabrakło lwowskiego batiara. Prasa odegrała ogromną rolę zarówno w zaświadczaniu obecności batiara w świadomości lwowian, jak również w tworzeniu jego pozytywnego wizerunku. Lata trzydzieste naszego wieku pokazały natomiast, jak ważne dla podtrzymywania mitu lwowskiego batiara stały się radio i film, dlatego poświęciłam temu osobny rozdział. Innym rodzajem źródła historycznego, który wzbogacił moją wiedzę o powstawaniu mitu lwowskiego batiara, okazały się wspomnienia. Lwowianie, zwłaszcza po II wojnie światowej, odczuwali potrzebę chwytania za pióro, by przekazać potomnym zapamiętane obrazy z przeszłości. Z zapisków tych wynika, że zwolennicy mitologizowania lwowskiego batiara wcale nie zdobyli monopolu na kształtowanie czytelniczych wyobrażeń o tej postaci. Podobnie zresztą było z przedstawicielami szeroko rozumianego środowiska literackiego wywodzącymi się ze Lwowa lub o Lwowie piszącymi. "Wynik poszukiwań obrazu Lwowa w ich twórczości i śladów lwowskiego batiara niejednokrotnie zaskakiwał. Na czym owo zaskoczenie polegało, pokazuje ostatni rozdział pracy. Wstęp Podejmując ten temat musiałam odnieść się także do problemu samego mitu. Mity towarzyszyły człowiekowi od początku jego historii. Naukowe zainteresowania tym zjawiskiem sięgają XIX wieku, a przodowali w tym etnolodzy. Mitem zajmuje się jednak nie tylko etnologia, ale też inne nauki humanistyczne5. Również historycy co pewien czas na nowo podejmują ten problem. Rozważaniom teoretycznym nad istotą samego mitu towarzyszą próby rejestracji, opisu i przedstawienia procesu rozwoju najbardziej rozpowszechnionych mitów6. Jerzy Tbpolski zauważył, że mit jest nie tylko sformułowaniem, lecz również procesem7. Stwierdzenie to znakomicie potwierdza fenomen mitu lwowskiego liatiara. Wyrastając z przekształcenia wiedzy cząstkowej - I egendy związanej w wąską, ściśle określoną grupą faktów -stopniowo przeobrażał się w oceny dotyczące już znacznie szerszych zbiorowości. Pisząc o micie lwowskiego batiara uznałam za wskazane podpisanie się pod tymi standtWskami, które przyjmują, że I1 istoryk na podstawie swojej wiedzy i umiejętności warsztatowych ma szczególne możliwości, a także obowiązek traktowania mitów i mitologiijako procesów dynamicznych, które wyrastają z obciążeń przeszłością, ale zachowują wartości pragmatyczne dla interesów postulowanej czy też życzeniowej przyszłości8. Z takiego pojmowania zadań historyka wynikała potrzeba zbadania nie tylko genezy samego mitu, ale także jego trwałości i zmienności w ciągu ostatnich stu lat. Tyle już liczy sobie bowiem mit lwowskiego batiara. Natomiast terminu „mit" starałam się używać w znaczeniu zaproponowanym przez Tferesę Kułak. Mitem więc były dla mnie te wszystkie „sformułowania i konstatacje, które uzyskały w pewnych okresach naszych dziejów ostatnich stu lat - w sposób żywiołowy lub celowy, wskutek działania sił społecznych lub politycznych - status prawd fakto- ir 10 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA graficznych, nie weryfikowanych, i po jakimś czasie spetry-fikowanych lub zestereotypizowanyeh, a będących sposobem pojmowania narodowej przestrzeni oraz zachodzących w niej społecznych i politycznych procesów i zjawisk"9. Wstęp n 1 W Szolginia, Tamten Lwów, t. W, Wrocław 1993, s. 30. 2 Z. Kurzowa, Polszczyzna Lwowa i kresów poludniowo-wschodnich ilo 1939 r., Warszawa 1985; oraz J. Habela, Z. Kurzowa, Lwowskie piosenki uliczne, kabaretowe i okolicznościowe do 1939 r., Kraków 1989; 1. Seiffert, Daiuny dialekt miejski Lwowa, Wrocław 1993. 3 J. Habela, Z. Kurzowa, op. cit., s. 310. 4 W Szolginia, op. cit., s. 30. 5 Por. Mity narodowe w literaturach słowiańskich, red. M. Bobrow-nicka, Kraków 1992; oraz Wkręgu mitów i stereotypów, red. K. Borow-czyk i P Pawełczyk, Poznań 1993. 6 Por. Polskie mity polityczne XIX i XX wieku, red. W Wrzesiński, Wrocław 1994; Mity i stereotypy w dziejach Polski, red. J. Ikzbir, Warszawa 1991; R. Ludwikowski, Polska kultura polityczna. Mity, tradycja i współczesność, Kraków 1980; E Ziejka, Wkręgu mitów polskich, Kraków 1977. 7 J .Tbpolski, Historiografia jako tworzenie mitów i walka z nimi, w: Ideologie, poglądy, mity w dziejach Polski i Europy, red. J. Tbpolski, M. Molik, K. Makowski, Poznań 1991, s. 244. 8 Por. W Wrzesiński, Polska mitologia polityczna XIX i XX wieku, w: Polskie mity polityczne XIX i XX wieku, op. cit., s. 9. 9 T. Kułak, Mit narodowej, silyjwlskiego ludu, w: Balskie mity poli-h/czneXIXiXXwieku, op. cit., s. ROZDZIAŁ Rodowód Spróbujmy na wstępie ustalić, eo oznaczało i oznacza słowo „batiar". Wśród większości piszących o batiarze nie ma wątpliwości, że określenie to pochodzi z języka węgierskiego. Wielki słownik węgiersko-polski podaje przy haśle oetyar następującą definicję: 1. historycznie-zbój, rozbójnik; 2. żartobliwie- szelma, łotr, zuch, śmiałek, urwis1. JanKarłowicz w swym Słowniku gwar polskickjBtydanym w 1900 roku przy tym samym haśle zapisał: oberwaniec, łapserdak2. Z. Kurzowa w swej pracy Polszczyzna Lwowa i kresów poludnio-ivo-wschodnich przytoczyła inne jeszcze słownikowe wyjaśnienia. Przywołany już raz J. Karłowicz z A. Kryńskim i -J. Niedźwiedzkim w Słowniku języka polskiego, wydanym I a.kże w 1900 roku, definiują - według Kurzowej - batiara następująco: andrus, łobuz, ulicznik3. Autorka nie podaje jednak za tym słownikiem dwu innych znaczeń tego słowa — używano też tego określenia mówiąc o dojrzewającym chłopaku, podrostku, wyrostku lub człowieku nieokrzesanym, przewrotnym, głupim4. To ostatnie wyjaśnienie zamieszczają również autorzy najnowszego Słownika gwar polskich przy haśle „baciarz", dodając jeszcze inne: nędzarz, człowiek zaniedbany, a także to, które widnieje przy pobliskim haśle batiar: awanturnik, pijak, włóczęga, leń5. W tym miejscu 14 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Kurzowa dopisała od siebie: „znaczenia tego we Lwowie w istocie nie było, zostało ono przez Słownik gwar polskich odtworzone zapewne na podstawie węgierskiego pierwowzoru betyar — włóczęga, człowiek poza prawem". Jednocześnie wspomina o rozróżnieniu, jakie wprowadził W. Szolginia; z określeniem „batiar" wiązała się według niego dodatnia ocena emocjonalna, natomiast ze słowem „baciarz" zdecydowanie pejoratywna6. Nie znajdujemy takiego rozróżnienia u Janusza Wasyl-kowskiego, znawcy dziejów lwowskiej piosenki i lwowskiego folkloru. W słowniczkach słów i pojęć — w większości pochodzących z gwary lwowskiej - dołączonych do swych prac Wa-sylkowski w jednym ciągu, traktując je jako synonimy zapisał: baciarz, baciar, baciaryga, batiarus i wyjaśnił w następujący sposób: ulicznik, łobuz, andrus, także synonim mieszkańca lwowskich przedmieść, niekiedy samego Lwowa [węg. betyar — włóczęga]7. Wasylkowski tym samym rozszerzył zakres znaczeniowy określenia batiar, utożsamił je z innymi pokrewnymi mu słowami, a uczynił to chyba głównie dlatego, by najlapidarniej oddać niezwykły fenomen, a mianowicie zjawisko przyznawania się do bycia lwowskim batiarem przez większość lwowiaków po II wojnie światowej i to zarówno tych na emigracji, jak i przebywających w kraju. Ten przegląd słownikowych wyjaśnień byłby jednak niepełny, gdybyśmy nie sięgnęli do słowników ukraińskich. Do takiego zabiegu skłania i zobowiązuje badacza nie tylko jego wiedza potoczna o tym, że wśród ludności ukraińskiej dzisiejszego Lwowa i okolic słowo „batiar" pozostaje w użyciu (wraz z jego żeńską formą „batiarka" - kobieta złego prowadzenia się), ale także pojawienie się w literaturze ukraińskiej tego określenia i to dla oznaczenia wyraźnie wyodrębnionej grupy w ukraińskiej społeczności Lwowa zarówno tego sprzed I wojny światowej, jak i w okresie późniejszym. Jew- Rodowód 15 staluj Zahaczewśki pisze wręcz o „ukraińskiej batiarni"8. Warto więc sprawdzić, czy w słownikach ukraińskich odnotowano to określenie. Okazuje się, że nie pojawiło się ani w tych wydanych przed I wojną światową9, ani po II wojnie światowej10. Nie ma hasła „batiar" także w słowniku ukra-ińsko-polskim, natomiast zamieszczono je w słowniku polsko-ukraińskim11. Tu słowo „batiar" wyjaśniono wpięciu kontekstach i jest to jedna z najbardziej wyczerpujących definicja. Oto ona: 1. ulicznik, 2. chuligan, 3. włóczęga, ob-ilartus, hunpenproletariusz, 4. rozpustnik, 5. hulaka, urwis, '19 nicpoń . Tyle o słownikowych definicjach, jak widać, wcale niejednoznacznych, nie sygnalizujących przemian w stosowaniu 11 'go pojęcia, ale wskazujących na wyraźnie negatywne jego znaczenie. Okazuje się, że tylko słownik połsko-węgierski I >róbuje oddać fenomen niezwykłej pojemności określenia ba-I i. 11'11. Pora oddać głos tym, którzy tworzyli już nie słowniki iwą a literacką definicję batiartr Zacząć wypada od przed-st awienia rodowodu tego ostatniego. Elementy mitotwórcze *;| tu bowiem najbardziej widoczne. Stanisław Wasylewski tuk zaczyna swą opowieść o pojawieniu się na lwowskiej scenie batiara: Przyszli chyba na świat razem z Lwowem samym, wylegli hurmą na rogatki z pieśnią na ustach już wtedy, gdy przed dobrym półtysiącem lat wjeżdżała z Węgier do swej posażnej stolicy królowa Jadwiga. Moment ten jest w opowieści Wasylewskiego dość istotny, bo przecież trzeba było w jakiś sposób znaleźć źródło-slów określenia batiar. Dlatego też Wasylewski dodaje: I kto wie, czy nie wówczas ustaliła się ich nazwa, którą na zawsze mieli zatrzymać. 16 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Dalszy wywód autora jest niczym więcej, jak próbą tworzenia czysto literackich sytuacji, w których „historyczna" już postać batiara zachowywać się miała tak, aby pozostać wierna charakterystyce sporządzonej przez Wasylewskiego. Batiarzy - według niego - radzi byli po wiek wieków wszystkiemu, co nie tylko bujne, ale i podstępne, co podszyte kawałem, przynoszącym w rezultacie zwycięstwo.14 Znacznie ostrożniej szy w poszukiwaniu rodowodu lwowskiego batiara jest Mieczysław Opałek. Z jego Obrazków z przeszłości Lwowa wynika, że postać batiara towarzyszyła miastu nad Pełtwią już w pierwszej połowie XIX wieku. Bo ta konfraternia oryginalna swem ezterieur i dowcipem, mająca zawsze wiele czasu i nie nudząca się nigdy, nie jest jeno przywilejem i osobliwością czasów dzisiejszych. Sto lat temu, jak i dzisiaj goniła ćma obszaipańców w te pędy za muzyką wojskową, szukała bezpłatnego widowiska wszędzie, gdzie tylko ono nadarzyć się mogło.15 Status batiara nie był wysoki w tamtym okresie. Opałek podkreśla fakt, że batiarów nie wpuszczano na śródmiejską promenadę podobnie zresztą, jak lwowskich Żydów. Odnotowując pojawienie się w XIX wieku osobników zwanych ba-tiarami Opałek nie wyjaśnia jednak, skąd wzięło się ich nazwanie. O takie wyjaśnienie pokusił się W. Szolginia i trzeba przyznać, że trop, którym poszedł, wydaje się być słusznym. Opowiadał się za węgierskim pochodzeniem słowa „batiar": Do Galicji i lwowskiej stolicy przyniósł tego betyara-batiara najprawdopodobniej dopiero... zaborczy austriacki żandarm węgierskiego pochodzenia w XIX wieku, ścigający tu-miejscowych „ludzi poza prawem".16 Rodowód 17 Nasuwa się w tym momencie pytanie, czy na Łyczakowie, gdzie dla autora była kolebka lwowskiego batiarstwa, mógł się taki żandarm pojawić. Z zapisów Stanisława Schniir--Pepłowskiego wynika, że i owszem. Taki obraz Łyczakowa /, pierwszej połowy XIX wieku przekazał bowiem namw swej 11 racy o Lwowie: Ulica Piekarska prócz parterowych dworków okolonych ogrodami nie posiadała znaczniejszych budynków w piei-wszyeh lat dziesiątkach tego wieku (XIX). Nie dziw przeto, iż w zimie 1835 roku zarówno ulica Łyczakowska, jak Piekarska cieszyły się niezbyt zaszczytną sławą Kalabrii lwowskiej. Sławę tę zawdzięczały zręcznej szajce rzezimieszków, którzy ukryci w jednym domku pod cmentarzem, o zmroku dopiero wychodzili na łowy.'7 Szajkę wkrótce aresztowano, ale - jak podkreśla S. Schnur-Pepłowski — zła sława przylgnęła do miejsca. On Kum w pewnym sensie tę sławę podtrzymywał tak charakteryzując mieszkańców Łyczakowa: Wśród krupiarzy, którzy zamieszkują górny Łyczaków i pod-cmentarną okolicę. [...] nie są wskazane wycieczki dla miejskich donżuauów. O ile płeć słabsza odznacza się bowiem w tych stronach urodą, o tyle mężczyźni posiadają dziwnie rozwiniętą muskulaturę. „Patyczkiem" nazywa się tu koł z płota, a „pokłonić się komuś" znaczy tyle, co ściągnąć intruza drągiem przez plecy.1" Przypuszczenie Szolgini wydaje się więc prawdopodobni'. Ten węgierski żandarm, szukając przestępcy na Łyczakowie, być może dopytywał się o betyara, a miejscowa ludni iść podchwyciła to określenie i wprowadziła je na stałe do swego przedmiejskiego języka. Przy próbie określenia, kiedy w literaturze po raz pierw-gzy pojawia się słowo batiar, nie sposób nie przypomnieć 18 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA opowiadania Zygmunta Miłkowskiego, publikującego pod pseudonimem Teodora Tbmasza Jeża. Jest tu pierwsza wzmianka o batiarze, na jaką udało mi się natknąć. Pochodzi z tekstu opublikowanego w 1861 roku1". Warto ją przytoczyć w całości. Oto ona: Jeszcze w Serbii nie jest tak że, jak w niektórych ucywilizowanych krajach, aby człowiek chodzący po kraju bez roboty i bez pieniędzy miał koniecznie umierać z głodu. Można tam nic nie robić, nic nie mieć i pomimo to żyć. Nawet Serbowie mają wrodzony do pracy wstręt — wolą bawić się w handel — a komu handel nie staje, ten woli chodzić, spędzać czas na ga-wędee [...] ale do pracy nie da się namówić. Usposobienie to jest tak powszechnem, że powstała w Serbii osobna klasa tak zwanych betiarów (włóczęgów) żyjących z dnia na dzień, bez jutra i pochopnych tylko do zaburzeń w kraju. W 1948 roku rząd pozbył się ich ryczałtowym sposobem, namówiwszy na wzięcie udziału w wojnie węgierskiej [...], a gdy wojna skończyła się, obstawił mocną strażą granicę i nie puszczał ich na powrót. Niewiele to jednakże pomogło, gdyż betiary namnożyli się. Jednocześnie Miłkowski porównując bohatera swego opowiadania do owych betiarów dodawał: Zachodziła jednakże maleńka jedna między nim a betia-rem w ogólności różnica. Betiary żyją bez celu, a on miał cel życia: wychowywał orła. Wynika z tego, że nie tylko Lwów przyznawał się do swych batiarów. Znacznie wcześniej pojawili się na Węgrzech i na Bałkanach. Miłkowski wyczerpująco wyjaśnił, kim oni byli w społeczności serbskiej. Nie pozostawił też czytelnikowi wątpliwości, że towarzyszyła im jednoznaczna pejoratywna ocena ich sposobu życia i zachowania. Gdy mowa o pochodzeniu słowa „batiar", nie sposób nie przypomnieć, że na przełomie 1971 i 1972 roku odbyła się Rodowód 19 im lamach londyńskiego „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza" obszerna dyskusja na ten temat. Rozpoczął i! I gtiacy Wieniewski, prowadzący w piśmie „kącik językowy". Próbując odpowiedzieć na liczne pytania lwowian mieszkających w Anglii o pochodzenie określenia batiar, /.iczął swe wyjaśnienia od ważnego dla naszych rozważań sl wierdzenia: Słówko to, tak znamienne dla folkloru lwowskiego, wymawiamy dziś prawie z łezką, gdyż związane jest z tradycją grodu orląt. Nie zapominamy też, że „batiary" odegrały chlubną rolę w obronie Lwowa w roku 1918.20 Podkreślenie udziału batiarów w walkach listopadowych 11118 roku świadczy o pozytywnym nastawieniu autora do lej specyficznej grupy społecznej. Na przytoczenie zasługuje również zaskakujące wyjaśnie-nif rodowodu lwowskiego batiara przez Wieniewskiego: Wiedziałem, że „batiar" wywodzi się od jakiegoś plemienia Bachtiarów, ale nic pewnego nie umiałem o nich powiedzieć. -lak widać, autor nie sięgnął do żadnego słownika i nie próbował nawet zasiać większej wątpliwości u swych czytel-111 ków, że etymologia słowa może być inna. W tym, że jego i; 11 iowisko jest słuszne utwierdzał go artykuł w tygodniowym 11* x latku ilustrowanym „Daily TMegraphu" z 15 października 1971 roku, któiy „przyniósł mu ciekawe szczegóły doty-rzące Bachtiarów". Oto czego się dowiedział o Bachtiarach. Jest to stare plemię koczowniczych pasterzy w południo-wo-zachodniej Persji. Jego historia sięga starożytności i związana jest z Medami, ludem pokrewnym antycznym Persom, który się z nimi stopił w jeden naród. Bachtiarowie nie są dzisiaj plemieniem osiadłym, lecz co wiosny koczują ze swymi stadami, głównie owiec i kóz ok. 250 mil z obozowisk zimo- Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA wyeh (niedaleko Zatoki Perskiej) na letnie pastwiska położone w górach. Plemię ma kilka odgałęzień i liczy 400-500 tysięcy ludzi. Mówi dialektem perskim, a na jego czele stoi chan, obecnie Aga Chan Bachtiar, piastujący nawet godność ministra w rządzie perskim. Są to oczywiście mahometanie. Z Bachtiarów wywodzi się b. żona szacha Soraya. Największy kłopot autora tej wypowiedzi polegał jednak na wykazaniu związku między odległymi Bachtiarami a „lwowskimi dziećmi ulicy" -jak ich określił Ignacy Wie-niewski. Poradził sobie z tym problemem w dość przekonujący - we własnym pojęciu - sposób. Tb, co miało łączyć batiara z Bachtiarem - twierdził - to przede wszystkim „za-dzierzysta wojowniczość". Już Aleksandrowi Macedońskiemu stawiali Bachtiarowie zaciekły opór, potem byli groźnymi wrogami Arabów. Ich napady na karawany kupieckie stały się głośne w XIX w., kiedy chanowie Bachtiarów zażądali kontrybucji za prawo przejazdu przez ich teiytorium. Now^e zamieszki wybuchły w roku 1908, kiedy to odkryto w tamtych okolicach ropę naftową i Bachtiarowie nie chcieli dzielić się zyskami z jej sprzedaży. Te wojowuicze cechy burzliwych Bachtiarów, ich zuchwałe stawianie się możnym tego świata, szeroko komentowane w prasie światowej na przełomie XIX i XX stulecia dały początek nazwie lwowskiego batiara - kończył Wieniewski z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. I chyba nie zdawał sobie sprawy, jaką burzę rozpęta. Tymczasem w „Dzienniku" ukazał się list J. Załęskiego21 potwierdzający, iż podobne skojarzenia o istniejącym związku między batiarami a Bachtiarami przychodziły już do głowy Polakom, którzy w czasie II wojny po opuszczeniu Rosji znaleźli się w Persji (Iranie). Załęski nie uznał jednak tych skojarzeń za słuszny trop. Pisał bowiem: ¦lodowód 21 Jako nie-historyk nie potrafię dziś powołać się na określone źródła, wiem jednak, że nazwą „batiarów" określano pół-partyzantów, półbandytów z inwazyjnych wojsk węgierskich czy siedmiogrodzkich prawdopodobnie wojsk Rakoczego plądrujących swego czasu pograniczne okolice ówczesnego województwa niskiego. W dwa tygodnie później w tym samym „Kąciku jężyko-u ¦-i n " jego gospodarz już nie upierał się przy swojej hipote-•¦!'¦ Dodawał nawet, że przewidział, iż jego tekst z 8 paź-'I i ¦ • mika nie przeminie bez echa, choć przecież wcale wcześ-m i takich nadziei nie wyrażał. Me nie on jeden wywodził ¦ i ¦ ui „batiar" od perskich Bachtiarów. Do redakcji „Dzien- ¦ i Polskiego" napisał także Kazimierz Schleyen, autor ' * {'d lwowskich, „któremu -jak pisze Wieniewski niejako 11 i \ I; isne usprawiedliwienie - nic, co lwowskie, nie jest obce". Shlcyen uzupełnił wywody gospodarza „Kącika językowego" o dodatkowe informacje. Według niego: w dawnych wiekach szły do Europy ze Wschodu, z Persji, ;i nawet z Indii karawany kupieckie. Jako konwój wybierano najdzielniejszych, wojowniczych ale uczciwych Bachtiarów. l'o przybyciu do Lwowa odbywał się tam dłuższy postój dla handlu i rozdziału towarów na poszczególne kraje. Bachtiarowie pili, hulali i bardzo sobie upodobali Lwów. Tak samo lwowiacy ich pokochali za dzielność, temperament, szeroki gest i uczciwość.23 Sam Wieniewski - tym razem, co prawda, przyznając, że informacje Schleyena zdają się wspierać wersję „perską" |MH-lio(lzenia słowa „batiar" —już z ostrożności dodał, iż obraz Knchtiarów, nakreślony przez Schleyena jest trochę wyideali-¦"w;my. Przywołał jednocześnie teorię przedstawioną przez iinifgo czytelnika „Dziennika Polskiego", CA. Stronczaka, K i mego przedstawił jako autora nie wydanego jeszcze słowniki gwary lwowskiej. Oto co napisał w swym liście Stronczak: 22 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA W okresie pierwszej wojny światowej kadra lwowskiej „trzydziestki" (30 pułk piechoty austriackiej z garnizonem w Lwowie) była przez pewien czas stacjonowana na Węgrzech w Nagy Szalonta. Przypadkowo wówczas posłyszałem słowo „batiar" na oznaczenie łobuza, urwisa, nicponia czy uliczni-ka. Muszę dodać, że w owej miejscowości i jej okolicy lwowska brać kadrowa swoim temperamentem dość często naruszała spokój i porządek piibliczny. Może jednak jest pole do rozważania, czy miejscowy język węgierski wzbogacił się wówczas omawianym wyrazem dzięki pobytowi lwowiaków, czy też Węgrzy bez nich i już bardzo dawno znali owo słówko.24 Stąd już niedaleko było do sugestii, że rodowód batiara należy wiązać z Węgrami. W tym samym kierunku szły rozważania innego uczestnika dyskusji, prof. L. Bojczuka, „gwiazdy b. Lwowskiej Eali" -jak go prezentowano. Przypominał on inną ciekawą dyskusję, jaka toczyła się w gronie studentów polonistyki w lwowskim Domu Akademickim w roku 1928 lub 1929. Wszyscy uczestnicy dysputy byli przekonani, że słowo batiar pochodzi z języka węgierskiego, spierali się natomiast jedynie o pisownię tego określenia. Nie było zgody, czy należy pisać „batiar", czy „betiar". Wieniewski przytoczył jeszcze wyjaśnienie Włodzimierza Lewika, polonisty i poety wówczas już nieżyjącego, który uważał, że słowo „batiar" oznacza cywila (nie wojskowego) o szczególnych cechach: hardego, buńczucznego, zadziorne-go, skorego do bitki i do wypitki. Zamykając to pierwsze pokłosie dyskusji Wieniewski - tym razem już był ostrożniej szy. Nie chciał rozstrzygać, która interpretacja jest słuszna i zapowiadał zreferowanie dalszych czytelniczych listów w tej kwestii. Kolejnym zwolennikiem „perskiej" wersji pochodzenia słowa „batiar" okazał się Rudolf Antoni Borth, który nie zgodził się tylko z tym, że słowo to weszło w szerszy obiegjl odowód 23 końcem XTX wieku25. Inni korespondenci opowiadali się iii/ konsekwentnie za węgierskim rodowodem batiara. Nie I > vi i zgodni tylko co do tego, kiedy określenie „batiar" przy-ii;lo się na dobre we Lwowie i co oznacza ono w języku węgierskim. Próbę odpowiedzi na te pytania podjął m.in. płk. Kornel Krzeczunowicz. Nazwę „tych dzielnych uliczników, którzy niejednokrotnie bronili Lwowa" wywodził ze słowa węgier-Rkiego oznaczającego „żebraka", a przeniesionego przez wę-jfierskich huzarów — którym Austria powierzyła utrzymanie w ryzach polskiego miasta od roku 1772 aż do początku XX w. luny dyskutant, Kazimierz Rychlewski, rodem z „arcy-Iwowskiego Łyczakowa" — jak przedstawiała go redakcja „Dziennika Polskiego" - powoływał się na Słownik wyra-¦uiw obcych Arcta definiujący słowo „batiar" jako „rozbójnik, włóczęga, andrus". Pod tym podpisywał się również ¦I. I Ionelski, któiy swą wypowiedź uzupełnił o następujący komentarz: W czasie, gdy Lwów był stolicą prowincji Austro-Węgier, sporo lwowiaków musiało służyć w wojsku austriackim i to głównie w formacjach, gdzie podoficerami byli Madziarzy. Otóż zanim rekrut zosta! urobiony na żołnierza, musiał wysłuchiwać określeń odpowiadających np. polskiemu „żłób". Był to ordynarny węgierski rzeczownik betyar (nieokrzesany 1 głupek).26 Najostrzej zareagował jednak M. Wagner, zarzucając Wie- I1 iewskiemu, że nie zajrzał do wydanego niedawno przez Koło I jwowian w Londynie zbioru lwowskich piosenek, skąd przytoczył cytowane już wyżej słowa Wasyłewskiego o batiarze ,,podmiejskim łaziku". f 24 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Tym razem Ignacy "Wieniewski uznał, że trzeba ustąpić większości i ogłosić „wersję węgierską" za zwycięską w tej dyskusji. Sam jednak nie był o tym do końca przekonany, o czym świadczą jego słowa: Ale czy przypadkiem popularność perskich Bachtiarów w XIX w. nie wzmocniła węgierskiej nazwy „batiarów" na lwowskim gruncie?2' Nic więc dziwnego, że gdy otrzymał następny list wspierający jego własną „perską" wersję wyjaśnień, nie ukrywał satysfakcji. Oto R.A. Borth, już raz zabierający głos w tej sprawie, tym razem uznał bowiem, że obie wersje pochodzenia słowa batiar nie wykluczają się nawzajem, ponieważ ormiańskie karawany kupieckie konwojowane przez Bachtiarów szły według niego szlakami z południowego wschodu głównie przez Węgry do Polski, a szlaki te krzyżowały się we Lwowie. Borth dołączył nawet do listu specjalną mapkę dróg handlowych. W tej sytuacji Wieniewski ogłosił, że najchętniej podpisze się pod „podwójnym ojcostwem" słowa „batiar"28. Na to kompromisowe wyjaśnienie nie zgodził się jednak Kornel Krzeczunowicz, gdyż zgoda na nie świadczyłaby o „smutnym stanie etymologii polskiej bezradnie stojącej wobec 19-wiecznego wyrazu gwary lwowskiej"29. Pan Borth - według Krzeczunowicza - nie zacytował w swym liście żadnych źródeł, które by skłaniały do przyjęcia jego hipotezy. „Rzekoma droga handlowa przez Węgry jest fantazją autora" — oświadczył. Dodał też, że Ormianie mołdawscy dopiero w XVIII wieku przenieśli się do austriackiego już wtedy Siedmiogrodu i wspomniana droga była utrzymywaniem rodzinnych stosunków z Ormianami stanisławowskimi, a Lwów nie miał z nią nic wspólnego. W badaniach swych nad historią Ormian polskich Krzeczunowicz ani razu nie natknął się na Bachtiarów irańskich, II Ki .dowód 25 » Imrdzo rzadko na Persów jako uczestników karawan han-illowych. Jeśli istniały jakieś irańskie eskorty karawan, to i m pewno - według niego - nie dochodziły dalej na zachód niż na Krym. Ponadto używanym powszechnie na stepach t»yl język kipczacki. W jego słownictwie nie ma śladu Bachtiarów. Stąd też Krzeczunowicz uważał, że słowo „baciarz" pochodzi i może pochodzić tylko od węgierskiego bełyar = bandyta, łobuz, hultaj — nazwy bez głębszego przemyślenia nadanej przez żołnierzy węgierskich niesfornym ulicz-nikom lwowskim, którzy nie raz dali się we znaki wszystkim obcym najeźdźcom.50 Wydawało się, że list Kornela Krzeczunowicza zakończy prasową dyskusję o etymologii słowa „batiar". W kilka ty-K<>clni potem czytelnicy „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza" mogli przekonać się, że temat podjęty w niewielkim „Kąciku językowym" wciąż wzbudzał zainteresowanie londyńskich lwowian, a argumen|jfcKrzeczunowicza nie dla wszystkich są do przyjęcia. Najpoważniejszą z nimi dyskusję podjął Kazimierz Schle-yrn. Zarzucił Krzeczunowiczowi brak odpowiedzi na pytanie podstawowe, a mianowicie: kiedy po raz pierwszy słowo „Imtiar" zostało ujawnione? Jeśli stało się to przed XVIII wiekiem, to - twierdził Schleyen - teza węgierska musi upaść. Dla wsparcia swego stanowiska powołał się na The New Cam-hridge Modern History yo\. III. s. 398-400, która podaje drogi karawan z Azji przez Lwów jeszcze w XVI wieku Zdecydowanie opowiadał się za perskim pochodzeniem batiara, ponieważ według niego wpływyjęzykowe szłyz Polski na południe, a nie w przeciwnym kierunku. Jako przykłady podał przyjęcie się wielu słów polskich w Słowacji i w północnej Rumunii. Uznał też, że gdyby słowo „batiar" wyszło bezpo-rednio z Węgier, to ugrzęzłoby gdzieś po drodze, a przecież 26 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA wzdłuż całej granicy na Podkarpaciu nie ma śladu batiara, pojawia się dopiero w dalekim Lwowie. Za nieprawdopodobną uznał też Schleyen teorię, że to Węgrzy z pułków stacjonujących we Lwowie nadali tę nazwę lwowskim ulicznikom. Pisał: Trudno zrozumieć, że lwowiacy urągliwe, niemal obelżywe wyrażenie przyholubili dla swojej młodzieży i nadali temu znaczenie kryjące w sobie dumę i nieraz czułość. lb nie leży w stylu wrażliwych i „honornych" lwowiaków.1" Jak widać, dla Schleyena określenie batiar posiadało już tylko pozytywne cechy. W swoim rozumowaniu wykluczał możliwość, że „batiar" przyjął się najpierw we Lwowie dla oznaczenia postaci nie cieszącej się wcale społeczną akceptacją i postrzeganej jako tzw. bohater negatywny. Schleyen upierał się też przy tezie, że konwój karawan (choć nie wszystkich) stanowił „dzielny szczep Bachtiarów". Tb oni właśnie przed powrotem „bawili się ochoczo i hulali". Szkoda tylko, że Schleyen nie przytoczył na poparcie swej tezy żadnych historycznych dowodów. Swój list zamknął „małą ale znamienną" —jak dodawał — dygresją: W obrębie murów lwowskich najstarszą dzielnicą handlową był Łyczaków. Utarło się wyrażenie batiar łyczakowski. Czy słyszał kto o batiarze żółkiewskim, janowskim czy gródeckim?32 Odpowiedź twierdzącą otrzymałby z pewnością od niejednego lwowianina, liczne wspomnienia to potwierdzają. Zamierzam w tej pracy to pokazać. Jeśli nawet można próbować zrozumieć, że Schleyen—jako urodzony na Łyczakowie - chciał podkreślić wyjątkowość tej części Lwowa i jej szczególną pozycję w lwowskiej tradycji, to jednak jego tezę o ważnym handlowym znaczeniu Łyczakowa w najstarszej historii miasta traktować trzeba jako nieporozumienie. iowód 27 Należało się spodziewać, że Kornel Krzeczunowicz nie tnwi tego listu bez odpowiedzi. I tak też się stało. Ponow-zapytał o źródłowe dowody perskiej wersji słowa „ba-• r". Bachtiarowie — powtarzał Krzeczunowicz — byli Pola-iii zupełnie nie znani do czasu, gdy piękna Soraya, księ-, .1 liczka Bachtiarów wyszła za mąż za Szachin-Szacha, a tym ziej, kiedy się z nim rozwiodła. Krzeezunowicz nie po- jednak odpowiedzieć na pytanie Schleyena, kiedy po pierwszy pojawiło się określenie „batiar" w lwowskim Uodzie. Z inną wątpliwością Schleyena poradził sobie na- MrpiljąCO: Dlaczego Węgrzy przynieśli tę nazwę tylko do Lwowa, a nie do innych miast, szczególnie tych bliższych granicy węgierskiej? Wyjaśnienie jeszcze łatwiejsze: Lwów był jedynym wielkim miastem posiadającym zawodowych uliczników. W półrol-niczych małych miasteczkach takich nie było. Np. Stanisła-wów zaczął się rozbudowywać na prawdziwe miasto dopiero po otrzymaniu Dyrekcji Koleyy ostatnich latach XIX wieku. Jedynym większym miastem posiadającym równie duży garnizon był Przemyśl. Ciekaw jestem, czy tam nazwa baciarz także się przyjęła? O Krakowie mowy być nie może. Był za starym miastem, by swoją uświęconą nazwę andrus zmieniać na nową, bądź co bądź zaborczą.33 Natomiast tradycyjny związek batiara z Łyczakowem |iróbował wyjaśnić Krzeczunowicz dwojako. Albo powstał 11 la tego, że na Łyczakowie były koszary węgierskiej kawalerii (miał na myśli te przy ulicy Łyczakowskiej, nieco powyżej kościoła św. Antoniego - UJ), albo dlatego, że Łyczaków l>ył dzielnicą -jak to wyraził - „najpatriotyczniejszych ba-• larzy" i dlatego najczęściej o nich mówiono. W następnym liście do redakcji przytoczono dodatkowe argumenty mające przemawiać za słusznością wywodów Kornela Krzeczunowicza. M. Wagner przypomniał, że już 28 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Rodowód 29 w 1937 roku S. Wasylewski pisał o pochodzeniu wyrazu „ba-tiar" od węgierskiego betyar i wtedy nikt z lwowskich lingwistów i polonistów nie protestował i nie podawał w wąt- ¦¦' pliwość tego twierdzenia34. Według Wagnera, „perską teorię" określenia „batiar" podaje w wątpliwość także bardzo popularny we Lwowie zwrot: „Megaj batiar, pókim dobry!" Wagner zapowiadał też, że historię tego zawołania opublikuje w IV części Lwowskich piosenek, wydawanych przez Koło Lwowian30. Zwrot ten wiązał się, zdaniem autora, ze zdarzeniem, które miało miejsce we Lwowie w drugiej połowie XIX wieku - kiedy to bogaty rzeźnik, Ime Pan Mokrzycki, tym wyrażeniem zareagował na oświadczyny pewnego mizernego urzędnika o rękę jego pięknej i posażnej córki. Musiało ono być dość popularne, skoro użył go dla podkreślenia swego oburzenia, a stało się to jeszcze bardziej znane, gdy się ta historia rozniosła i odtąd powtarzano je w najrozmaitszych okazjach. Wagner pokusił się - szkoda, że nie udokumentował tego źródłowo — o dalsze wnioski. Uznał, że słowo megaj jest najwyraźniej spokrewnione ze słowem „batiar". Lektura podręczników węgierskich i rozmowy z bliżej nie znanym Węgrem pozwoliły mu na ustalenie, że słowo megaj może pochodzić od węgierskiego megallj - co znaczy „stań", „przestań", a wymawia się „megaj". Dalej Wagner pisze: Możliwe, że słuchając komendy zatrzymującej węgierskie oddziały w marszu na ulicach Lwowa, jego mieszkańcy przyswoili sobie ten wyraz i poczęli go powtarzać w różnym zbliżonym znaczeniu. T^ ostatnią sugestię poddał zresztą pod rozwagę lingwistom i samym lwowianom nie będąc pewny, czyjego skojarzenia idą w dobrym kierunku3". Pierwsi odezwali się „starzy lwowiacy". Teodozja Lisie-wicz poczuła się listem Wagnera sprowokowana do zabrania lotosu. Zabrzmiał dość zaskakująco. Otóż, pani Lisiewicz jako Iwowianka zawsze słyszała, że wyraz baciarz wywodzi się z Kulparkowa, swego czasu wsi podlwowskiej, zamieszkałej przez duży klan trudniący się wyrobem batów. Bano się „baciarzy", gdyż używali batów jako broni, tnąc nimi paskudnie, albo łapiąc jak na lasso. Natomiast słowo megaj, którego wyjaśnieniem zajął się /hgner, autorka listu próbowała odczytać jako „migaj" - to jmczy „zejdź mi z oczu, wyrywaj, jazda stąd", zwłaszcza, k> dialekt lwowski „i" wymawia jak „y", łatwo więc było -»k uważała - zamiast „migaj - mygaj" powiedzieć „me- .leszcze bardziej zaskakująco dla lwowian mógł zabrzmieć lis) Tadeusza Olchy-Nowotargkiego. Słowa „batiar", „ba- mrz" zapamiętał on z okresu, kiedy przed II wojną świato- i| mieszkał w Stanisławowie i które to określenie było - we- Hug niego — „znane i używane na każdej ulicy, wszystkich /.kołach i zawodach. Na ustach nie tylko przekupek". Oka- iijo się, że nader często używano go w kłótniach „wszyst- i ich sfer" i to również w odmianie żeńskiej — „ty batiarko". Didcusz Olcha-Nowotarski wyraził też zdziwienie, że do tej i Kiry w tej sprawie nie zabrało głosu londyńskie Koło Stani- tnwowian, bo przecież cały ten „bałak" lwowski z nieodrodnym „ta-joj" z różnymi przybudówkami, był eodzienniejszy na ustach stanisławowian, mieście bardziej proletariackim.118 I )la autora listu otwarte pozostawało też pytanie: czy na-/\\;i „batiar" przyszła ze Lwowa do Stanisławowa, czy też 30 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARAI ''¦ dowód 31 stało się odwrotnie? W Stanisławowie wszak też staejono-j wały austriackie pułki piechoty, kawalerii i artylerii. Z wywodami M. Wagnera nie zgodził się po raz kolejny R.A. Borth, autor dwu wcześniejszych listów do redakcji. Przypomniał fragment zapisu S. Wasylewskiego o batiarach, w którym nie ma wzmianki o żadnych wojskach węgierskich. Pisał wzburzony: Tymczasem zwolennicy tej „wyłącznej" teorii węgierskiej zwiększają z tygodnia na tydzień stan liczebny wojsk węgierskich stacjonujących we Lwowie. Nieomal, że widzimy jak szarżuje, maszeruje czy musztruje, słyszymy nawet komendę: megallj! Czekam tylko, kiedy dowiemy się, że na ratuszu powiewała chorągiew św. Stefana, a wzdłuż całej ulicy Łyczakowskiej stały „treny" wozów taborowych naładowanych paprykowaną słoniną! Jednym słowem, był to prawie Budapeszt nad Pełtwią.39 I przyznać trzeba, że akurat w tej kwestii miał trochę racji. Nie zrezygnował też ze swej teorii wyjaśniającej nazwę „batiara". Bety ar - to we Lwowie było dla niego „słowo wtórne". Dobrze się stało - uważał - że ostatnia wojna i pobyt polskich oddziałów w Persji „przywrócił prawowitego batiara naszemu miastu", zaś wieki XIII-XV „wprowadziły batiara do Lwowa". Skromna początkowo próba wyjaśnienia słowa „batiar", podjęta przez Wieniewskiego przeistoczyła się —jak widać — w prawdziwą batalię. Włączył się do niej ponownie Kazimierz Schleyen. W kolejnym liście odniósł się do kilku kwestii podjętych w dyskusji. Po pierwsze, nie dostrzegał ścisłego związku słowa megaj z „batiarem". Tb ostatnie określenie - pisał — z takim samym powodzeniem można by powiązać ze słowem „ferajna" i utrzymywać, że jest pochodzenia niemieckiego, bo równie popularne było powiedzonko „batiarska fe- .ijna". Po drugie, nie widział potrzeby traktowania poważnie zabawnej anegdoty o lwowskim rzeźniku. Przyznając, że nowa etymologia" słowa „batiar" narodziła się wraz z wej-iiiMii Polaków, w tym licznych lwowian, do Persji, nie rezygnował z uznania jej za prawdziwą. Tb w Persji - powtarzał ^- Polacy dowiedzieli się o Bachtiarach, którzy eskortowali irawany handlowe idące do Europy przez Lwów, a brak miejsca nie pozwala cytować licznych źródeł polskich i angielskich, które drogi te dokładnie podają. Zgodnie z tymi źródłami, Bachtiarowie bywali we Lwowie już w XIV wieku, więc na pięć wieków przed ukazaniem się we Lwowie wojsk madziarskich.40 .Jednak właśnie ten brak cytatów sprawia, że wywody Bhleyena nie do końca mogą przekonywać. W swym liście zawarł on też własną definicję słowa „ba-ir", wyrażając ją samowolnie - w imieniu wszystkich 'owian. <*» Każdy lwowianin doskonale wie, że „batiar" bynajmniej nie oznacza ulicznika, lecz przede wszystkim hulakę. lb słowo miało szersze zastosowanie i tylko batiarnia i batiaiyga miały znaczenie ujemne, ale matka mogła mówić do synka: „ty mój słodki batiaru", czego z pewnością nie mówiłaby mając na myśli ulicznika. Madziarskie słowo obelżywe nie znalazłoby drogi do matczynego serca. W tej polemice każdy argument okazywał się dobry, jeśli t > I ki > autor chciał przekonać czytelnika do swoich racji. Schle-• < ¦ n I >ył wśród tych polemistów wyjątkowo nieustępliwy. Wreszcie czemu nie powstało słowo „betiar", skoro wszystkie obce słowa na „be" przyjęły się, np. bekiesza, befsztyk, bety czy berdysz, a inne na „ba" zachowały tę samogłoskę, np. bazar, barchan, batog, czy bachmat! 32 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA| wód 33 Tb retoiyczne pytanie również miało utwierdzić czytelni-1 ków w przekonaniu, że zwolennicy „wersji węgierskiej" nie| mieli racji. Jednocześnie Schleyen podał bardzo ciekawą informa-| cję. Według niego: pierwszy raz słowo batiar jest wspomniane oficjalnie chyba w tajnym piśmie generał Obersta Hr. Fferenca von Hunyadye-go z 14 listopada 1867 z Budapesztu do Wiednia do Naczelnej Komendy z wnioskiem, by począwszy od 1 stycznia 1868 roku królewskie wojska były stacjonowane tylko w garnizonie lwowskim, biskupi i burmistrzowie Krakowa, Przemyśla, Stanisławowa i innych miast skarżą się bowiem do Najjaśniejszego Pana, że Madziarzy używają bardzo nieodpowiednich słów do rekrutów i cywilnej ludności. Tylko ludność lwowska nie skarży się i toleruje takie nieprzyzwoite słowa jak np. „batiar". Co to ma znaczyć, że lwowiacy byli bardziej gruboskórni i mniej wrażliwi? Chyba nie, tylko oni słowo „batiar" znali od dawna, używali je, nie dopatrując się w nim nic obelżywego. [...] Jeżeli batiar pochodzi od ulicznika, nie będę więcej szczycił się batiarską naturą41. Stanowisko Schleyena daje się zrozumieć, jeśli przyjmiemy, że określenie „batiar" przeszło proces mitologizacji. Próba nie tylko podważenia mitu, ale nawet obalenia go musiała prowadzić do emocjonalnych deklaracji podobnych do tych, któiymi posługiwał się Schleyen, włącznie z takimi, co były jawnym wywieraniem presji, zmuszania innych do jednoznacznych określeń, z których tylko to jedno, akcentowane przez Schleyena zasługiwało na wybór godny prawdziwego lwowianina. Wydaje się, że takie widzenie symbolu lwowskości - lwowskiego batiara pozostaje w zgodzie z tym, co Schleyen zawarł w swychLwowskich gawędach42, ale o tym przyjdzie nam jeszcze wspomnieć. Gdy zdawało się, że dyskusja o rodowodzie batiara zakończyła się, do „Biuletynu Koła Lwowian" nadesłał list i '/ary Wędrowski43. List był jeszcze jedną próbą wyjaśniei, i, skąd pochodzi słowo „batiar". Tym razem jego autor od-\<, ulał się do położenia geograficznego Lwowa i jego wschod-(¦ j dzielnicy, Łyczakowa. Miasto usadowiło się w kotlinie wyżłobionej przez rzekę Pełtew. Otoczone w dawnych wie-i murami, tylko od strony wschodniej nie posiadało osłony ¦odnej, jaką zapewniała rzeka Pełtew i jej rozlewisko. Z tej luśnie strony powstał Łyczaków jako pagórkowata dzielni-pozamiejska. Tędy można się było przedostać z zewnątrz | Błąd mogło grozić miastu niebezpieczeństwo. Można je było strzec z Czartowskiej Skały, której pierwotna nazwa — sierdził Wędrowski — brzmiała „Czatowska Skała", czyli Itrażuica. Nazwa takich strażników była prawdopodobnie bliska czasownika „baezliwy", czyli baczny uważny, czyli strażnik, i to strażnik, któiy nie stoi jak słup soli przy jakimś obiekcie, którego pilnuje, ale śledzi, czuwa cały czas, wypatruje" umil dalej swój wywód autor listu i dodawał: Stąd i trzy pierwsze litery „BAC". Ten co baczy - to „ba-c.iar". A więc „baciarz" to strażnik. Słowo baczenie, baezliwy jest z jego wytłumaczeniem w Słowniku Staropolskim M. Are-ta. Z „baeiarzem" byśmy się więc załatwili. Gdyby to był bandyta (węgierski), to słowo miałoby pogardliwe znaczenie. Baciarz łyczakowski (strażnik) był tu potrzebny. Na Żółkiewskim i Janowskim go nie było, tam przed wiekami było bagno nadrzeczne, albo było mało ludzi. Miły był więc „baciarz". Autorowi pozostawało jednak do wyjaśnienia drugie okre-nic „batiar". I z tym sobie próbował poradzić. W słowni-Arcta odnalazł słowa „bat" i „bata", co oznaczało łódź Iową. Stąd już blisko do nazwania tego, który ją prowa-I „hatiarem". I dalej podkreślał Wędrowski: 34 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA A ja przypomnę, że od zachodu miasto odgradzała przed wiekami szeroka woda i jakoś ją trzeba było przebyć. Robili to przewoźnicy. Wozy szły brodem, gdy woda była niska, ale na wiosnę to trzeba było sporych stateczków, by je przewieźć. Pożyteczni przewoźnicy, więc i słowo „batiar" ma miłe brzmienie. T5J funkcję przewoźników spełniali Łyezakowianie, osiedli blisko murów miasta. Jeśli nie wszystko, to prawie wszystko można spróbować wyjaśnić, gdy tylko nie zabraknie wyobraźni i zamiłowania do szperania po słownikach - chciałoby się spuentować te wywody. Bez odpowiedzi jednak pozostaje bardzo istotne dla całej sprawy pytanie: dlaczegóż to tylko we Lwowie dla żeglujących „bata" przyjęła się nazwa „batiar", jeśli ta sama „bata" była powszechnie używana w staropolszczyźnie? Brak odpowiedzi powoduje, iż hipoteza Wędrowskiego słabo się broni i trudno ją przyjąć jako wyjaśnienie rodowodu słowa „batiar". j Obowiązek badacza każe mi opowiedzieć się za „węgier- j ską wersją" pochodzenia słowa „batiar". Nie tylko dlatego, że wywody Zofii Kurzowej i Kornela Krzeczunowicza brzmią przekonująco, ale i z tego powodu, że to właśnie węgierskie określenie betyar także w warunkach polskich dawało możliwość używania pojęcia „batiar" również w znaczeniu żartobliwym. I ten właśnie argument powinien przekonać nawet Schleyena. Nieprzypadkowo jednak cała dyskusja została tak szczegółowo tu zrelacjonowana. W niej ujawniły się bowiem tendencje do mitologizowania postaci lwowskiego batiara, do przydawania mu cech i zachowań niezwykłych i społecznie w pełni akceptowanych. Pojawiło się myślenie wręcz gloryfikujące batiara, wykluczające inną - niż pozytywna - ocenę postaci. Wydawać się mogło, że szukanie etymologii pojęcia „batiar" ograniczy się do poważnej językoznawczej wymia- 35 Ity poglądów. W rzeczywistości do dyskusji wkroczyły emo-ttie. rIb właśnie potwierdza tezę, że od kilkudziesięciu lat trwa P"o<',es tworzenia mitu. Przytoczony tu materiał pozwolił pokazać niewielki fragment tego procesu. Bez emocji, bez Uczuciowego zaangażowania nie narodzi się przecież żaden f: 36 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA I Wielki słownik węgiersko-polski, Warszawa 1980. - Słownik givar polskich, red. J. Kartowicz, Ki-aków 1900. 3 Z. Kurzowa, Polszczyzna Lwowa i kresów poludniowo-wschodnich do 1939 r., Warszawa 1985, s. 139. 4 Słownik języka polskiego, red. J. Karłowicz, A. Kryński, J. Nie-dźwiedzki, Warszawa 1900. 5 Słownik gwar polskich, Wrocław 1981, t. L, s. 252 i 431. 6 Z. Kurzowa, op. cit., s. 140. 7 Piosenki lwowskiej ulicy. Antologia, wybrał, wstępem poprzedził i słowniczkiem opatrzył Janusz Wasylkowski, Wrocław 1987, s. 141; tegoż, Obyś żył w ciekawych czasach, Warszawa 1991, s. 291. 8 Por. J. Zahaczewśki, „Lwiwska brattia" (batiamia) iprobłema dywizii, w: Propamiatnoje widannio w dwadciaflettia strilećkoji diwizii „Hałyczina", Chicago br., s. 17-19. 9 B. Hrinczenko, Slowarukraińskohojazyka, Kijów 1907. 10 Słownik ukraińsko) mówi, Kijów 1970; Ortograficzni] słownilc ukrainśkoj mówi, Kijów 1975. II Polsko-ukrainśkij słownik, Kijów 1958. 12 Słownik ukraińsko-polski, Warszawa 1957. Przy pomocy tego słownika przetłumaczone zostały określenia, których użyto w Słowniku pol-sko-ukraińskim przy wyjaśnianiu słowa „batiar". 13 Trzeba w tym miejscu zasygnalizować też, iż słowo „batiar" pojawia się u M. Bezłudy (Akademia Józka, Grudziądz 1932, s. 18) w jeszcze innym znaczeniu, a mianowicie jako określenie specyficznego rodzaju taniej kiełbasy robionej - jak wyjaśnia autor - „z różnych bydlęcych i końskich odpadków najbardziej nieużytecznych kupowanej głównie dla psów", ale także -jak twierdzi Józko Kulik - Jak u nas nie ma pieniędzy, to często też kupujemy batiara, lecz on nie smakuje, tak jak kiszka, chociaż do wódki to podobno jest on całkiem dobry". Używanie tego określenia przez mieszkańców Lwowa zdaje się tylko potwierdzać ich szczególne poczucie humoru. 14 S. Wasylewski, Niezapomniany stan służby, Wrocław 1957, s. 68. 15 M. Opałek, Obrazki z przeszłości Lwowa, Lwów 1931, s. 63. 16 W Szolginia, Tamten Lwów, 1.IV, Wrocław 1993, s. 50. 17 S. Sehniir-Pepłowski, Obrazy z przeszłości Galicji i Krakowa, Lwów 1896, s. 107. 18 Ibidem, s. 100. 19 T.T. Jeż [Zygmunt Miłkowski], Orzeł swatem. Obrazek serbski, w: Po ziarnie. Zbiorek pamiątkowy wydany przez Jana Prusinowskiego i Maurycego Krupowicza, Wilno 1861, s. 99. K I.,wód 37 " J. Wieniewski, Rodowód „batiara", „Dziennik Polski i Dziennik ' inerssa" (dalej „DP i DŻ") nr 266 z 8 XI1971 r. J. Załęski, Chyba w trzecim pokoleniu, „DP i DŻ" zl9XI1971r. J. Wieniewski, Jeszcze o „batiarze", „DP i DŻ" nr 278 z 22 XI I ¦' , I r. Ibidem, Gawędy lwowskie po raz pierwszy ukazały się w Londy-,i. a 1953r. 1 Ibidem. 1 J. Wieniewski, Pokłosie kampanii o batiarze, „DP i DŻ" nr 290 i. XII 1971 r. '' Ibidem. ' Ibidem. „DP i DŻ" nr 2 z 3 11971 r. "' K. Krzeczunowicz, O pochodzeniu słowa „baciarz", „DP i DŻ" ! I z 17 I 1972 r. 1 Ibidem. K. Schleyen, Za perskim batiarem, „DP i DŻ" nr 26 z 31 I'' / 2 r. Ibidem. K. Krzeczunowicz, Baciarze, „DP i DŻ" nr 28 z 14 II1972 r. 1 Por. S. Wasylewski, Niepisany stan służby, 1937; M. Wagner, „Me-i 'n i tiar, pókim dobry!", „DP i DŻ" nr^R z 21II1972 r. Część IV Lwowskich piosenek w opracowaniu M. Wagnera ukaza-¦ ii; w Londynie w 1974 r. i nosiła tytuł Lud się bawi. Ibidem. T. Lisiewicz, Od bata? „DP i DŻ" nr 58 z 8 III 1972 r. T. Olcha-Nowotarski, Ze Lwowa do Stanisławotua czy odwrotnie?, I'I'i DŻ" nr 58 z 8 III 1972. R.A. Borth, Budapeszt nad Pełtwią, „DP i DŻ" nr 64 z 15 III K. Schleyen, Wojna persko-węgierska, „DP i DŻ" nr 64 z 15 III 1' Ibidem. 1 K. Schleyen, Lwowskie gawędy, Londyn 1953. 1; „Biuletyn Koła Lwowian" (dalej: „BKL") nr 22 z 1972. "ii: ROZDZIAŁ II W piosence I )la każdego, kto zajmuje się historią Lwowa, nie ulega M|t|iliwości, że postać lwowskiego batiara najbardziej spo-¦ i 11,¦ i ryzowała piosenka. Przez wiele lat batiar był bohate-njiii śpiewanych wmieście i na przedmieściach piosenek. Hk)do\vód tych piosenek -jak pisał Janusz Wasylkowski jest .dość trudny, jeżeli nie wręcz niemożliwy do ustalenia"1. Współczesny badacz ma możłtTTość sięgnięcia do kilku fliiurów lwowskich piosenek opublikowanych w XX wieku. l'nT\vszy zawdzięczamy Jakóbowi Rollauerowi, który pod idonimem Stefan Wędrowny opublikował taki zbiór • 11 roku2. Jakób Rollauer, syn ostatniego właściciela mmi Schneidra przy ul. Akademickiej 7, germanista i iczyciel gimnazjalny, studiował na Uniwersytecie Lwow-> i w latach 1906-1910. Wraz z grupą kolegów3 zaintere-11 się lwowskim folklorem podmiejskim. W wyniku trwa-j kilka lat akcji zbierania piosenek śpiewanych na ilmieściu Lwowa powstał zbiór Śpiewające przedmie-(29 tekstów). -iastępny śpiewnik z 1917 roku zawierał 18 piosenek4. ¦ j publikacji — wydanej w czasie I wojny światowej — I órzona została połowa tekstów ze zbioru Eollauera, były też nowe, wcześniej nie publikowane. Zarówno ten 40 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA I W piosence 41 z 1911 roku, jak i ten wydany w 1917 roku (wznowiony w 1920 roku) zestaw piosenek nie nawiązywał w najmniejszym stopniu do lwowskiego bałaku, zawierał co najwyżej słowa, które miały rodowód i charakter plebejski. Najobszerniejszy zbiór piosenek lwowskich opublikowany został już po II wojnie światowej5. Wydanie ukazało się w sześciu częściach, z których ostatnia - w dwu zeszytach. Całe przedsięwzięcie, a więc przygotowanie do druku, uzupełnienia, opatrzenie tekstów w nuty - często odtwarzane z pamięci — zajęło Marianowi Wagnerowi 15 lat. Inicjatorem publikacji był jednak Stefan Uhma, zmaiiy w 1966 roku w Krakowie przedwojenny dyrektor Komunalnej Kasy Oszczędności we Lwowie i długoletni działacz Towarzystwa Szkoły Ludowej. Jego to zbiory trafiły właśnie do rąk Wagnera. Wydawnictwo firmowało Koło Lwowian w Londynie, a decyzja wydania piosenek zrodziła się tuż po śmierci Uhmy. W zbiorze znalazło się około 300 piosenek. Obok piosenek lwowskiej ulicy i przedmieścia zamieszczono tu sporo piosenek popularnych, śpiewanych przed wojną poza Lwowem i ze Lwowem niewiele mających wspólnego. Znalazły się również te, które powstały już na emigracji. W kilka lat po ukazaniu się londyńskiego wydawnictwa czytelnicy otrzymali nowe wydanie piosenek lwowskich, tym razem opracowane naukowo pod względem historycznym, językowym i muzycznym. Jego autorami są Jerzy Habela — muzykolog i Zofia Kurzowa — językoznawca. Autorzy dali obszerne wprowadzenie, poprzedzające teksty piosenek oraz komentarze. Dla dalszych rozważań opracowanie to ma znaczenie szczególne, ponieważ jego autorzy ujawniają wyraźnie swoje subiektywne stanowisko wobec zjawiska będącego tematem tej pracy. Odnotować również trzeba pojawienie się na naszym rynku jeszcze jednej publikacji. Tb Antologia piosenki lwowskiej ulicy, którą ułożył, wstępem poprzedził i słowniczkiem opa- tr/.yl Janusz Wasylkowski6. Autor tej antologii korzystał /jeszcze jednego zbioru lwowskich piosenek wydanego \\ 1034 przez Adolfa Doll-Olpińskiego, a zatytułowanego Co numa Lwów, piosenki z przedmieścia'. Ten zbiór zawierał 1 I i liosenki, ale żadna z nich nie pochodziła z wcześniej opu- l ¦ 11 kowanych tomików. 1 'rzeglądając wymienione tu wydawnictwa należy zwrócić igę na dwie kwestie. Po pierwsze, spróbujmy odpowie- ('• na pytanie: jaki wizerunek batiara przekazuje nam > vska piosenka? Po drugie, spróbujmy określić, jaką rolę ipularyzowaniu takiego wizerunku odegrali autorzy dawcy tych publikacji. Niejednokrotnie wypadnie odwo- się do innych jeszcze tekstów i innych autorów, którzy -żali, że mają coś do powiedzenia na temat lwowskiej pio- i k i i jej bohatera. Ich udział w tworzeniu obrazu lwow- ¦go batiara jest bowiem bardzo istotny. ^anim przyjdzie nam przyjrzfl^ się bliżej piosenkom za- < szczonym przez Jakóba Rollauera w Śpiewającym < ilmieściu, warto wspomnieć, że w tym samym roku, I órym ukazał się ten zbiór (1911) w „Tygodniku Ilustro-iyin" pojawił się tekst zatytułowany Piosenka ulicy Iwow- • i\ Anonimowy autor tak zaczynał swoje impresje: Dziwna piosenka. Czasami ponura i rozpaczliwa brzmi jako straszliwe echo zbrodni, to znowu uderza w nutę cynicznej rozpusty i wielbi życie rynsztoka. [...] Dziwna piosenka! dziwni ludzie ci co ją śpiewają! Nie ma tu ani uznania, ani zrozumienia dla bohaterów '•y.v wykonawców piosenek, a więc tego wszystkiego, co to-wiirzyszyło -jak zobaczymy - publikacji Kollauera. Autor i. „Tygodnika Ilustrowanego" nie wspomniał też ani słowem, tr bohaterami piosenek lwowskiej ulicy często bywają ba- 42 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BAT1ARA I tiarzy. Zaznaczył natomiast, że opiewają czyny słynnych włamywaczy i morderców. I na potwierdzenie tego przytoczył słowa piosenki: Kto pokonał te lwowskie lwy Gdzie oni wlecą Ikm szyby lecą I całe piekło przed nimi drży.9 Zamiarem autora nie było wcale wyrażanie podziwu dla tego typu zachowań. Thk, według niego, zachowywała się bowiem banda, przed którą, kto żyw pierzchał w nocy z ulicy. Trudno w tych słowach doszukać się mitologizowania bohaterów lwowskiej ulicznej piosenki. Z tekstu wynika, iż świat ulicy, tej, która ożywała w nocy, był autorowi prawie nie znany, przerażał cynizmem i brutalnością, ale też -jak się okazuje - wzbudzał zainteresowanie właśnie przez swą tajemniczość, niedostępność i egzotykę. Uwagi autora -jak zaznaczył - odnosiły się do piosenki lwowskiej ulicy. Nie wspomniał nic, że swoją własną piosenkę śpiewało lwowskie przedmieście. Ulicy lwowskiej oprócz piosenki przytoczonej wyżej przypisywał jeszcze inną, poświęconą Józkowi Maiynowskiemu, a zaczynającą się od słów: „Czemu na Gródku lud się zbiera". Obydwie piosenki zamieścił w swym zbiorze Jakób Rol-lauer, ale wiązał je z lwowskim przedmieściem. Prezentował jednak zupełnie inne, bo pełne podziwu i zrozumienia nastawienie do bohaterów. Barbara Mękarska-Kozłowska wspomina, że lwowski batiar śpiewał na przedmieściach. Pisała z przekonaniem w Mozaice wspomnień: Baeiarz lwowski śpiewa i gra na harmonii, przede wszystkim o swoich i na swoich przedmieściach.10 piosence 43 Natomiast Józef Nerczyński twierdził, że lwia część lwowskich piosenek tworzona była przez brać łyczakowską [... ] z bogactwa tego repertuaru czerpali do woli i inni, przerabiając i coś niecoś dodając puszczali w świat, jak czysto regionalne Łyczalmwskie tango.11 Z zapisów pamiętnikarskich wynika, że to szczególne |int,eresowanie lwowskim folklorem nie osłabło i po I woj-• światowej. Jan Brzoza, którego lwowska młodość przybiła na lata II Rzeczypospolitej, tak wyjaśniał to zjawisko: Dla inteligencji, mieszkańca śródmieścia - przedmieście, ten świat zamknięty bywał dziwny, czasami oryginalny.12 Autor tej wypowiedzi, sam wielokrotnie bezrobotny, zna-cy jak mało kto problemy najbiedniejszych mieszkańców nizinnego miasta, niejednokrotnie spotykał się z takim in-Ii(fenckim zainteresowaniem (mx w środowisku literackim "" artystycznym), któremu towarzyszyło najczęściej zdzi-i*nie, niedowierzanie świadczące o powierzchownej znajo-lośc.i życia lwowskich przedmieść. 1 'odobne wrażenia odnotował w swych wspomnieniach, y\\ lwowskiego szewca, Alfred Jahn, który dzieciństwo I młodość spędził na Kleparowie sąsiadującym z innym lwow-(im przedmieściem - Zamarstynowem. Z tego właśnie okre-(urodził się w 1915 roku) zapamiętał, iż oba przedinie-i.i opiewano w licznych piosenkach i balladach, szeroko m.mych nie tylko we Lwowie, ale w całej Polsce. Jahn tak m'.pominą: W nich wyrażała się ujęta najtypowszą lwowską gwarą atmosfera karczemnej beztroski, kult odważnego bohatera, tego pogodnego „batiara" lwowskiego, któiy każdego „walił w mordę", ponieważ właśnie „tam na Kliparowskiej taki zwyczaj mają". 44 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA piosence 45 Zaraz potem dodaje coś, na co warto zwrócić uwagę, gdyż słowa te wskazują na jakby dwutorowe tworzenie się mituj batiara - w jego własnym środowisku i poza jego obrębem. Jest znamieime, że piosenki o „Kleparowie" najmniej były \ znane właśnie na Kleparowie. Śpiewane były w knajpach lwowskich, szczególnie chętnie przez młodzież akademicką, rzadziej przez młodzież samej dzielnicy. Rzezimieszek, a więc „batiar kleparowski" nie zajmował się uprawianiem kultury regionalnej. Jego język był zupełnie niecenzuralny. Miast oddawać się gwarowym przyśpiewkom częściej zajmował się kradzieżą, brał udział w bójkach, które wcale nie ograniczały się do „walenia w mordę", lecz w których niezbędnym narzędziem był nóż. Częste były tutaj krwawe masakry, a ja niejednokrotnie by- ' łem ich świadkiem jako dziecko.13 Alfred Jahn twierdzi przy tym, że ponieważ sam urodził się i wychował na Kleparowie, nigdy nie nauczył się piosenek o tym przedmieściu, a to dlatego, że ich tam nie śpiewano. Zwraca też uwagę na bardzo ciekawe zjawisko: piosenki batiarskie znała głównie młodzież uniwersytecka i to pochodząca z rodzin inteligenckich. Nie wyjaśnia, dlaczego tak się działo, a szkoda. Nie próbuje też dać odpowiedzi na pytanie, dlaczego nieznajomość tych piosenek narażała go na „szczególny wstyd". Obie jednak informacje wskazują na to, że śpiewanie tekstów, których bohaterem był lwowski batiar, należało wśród młodzieży inteligenckiej do dobrego tonu. Jak gdyby chciała w ten sposób potwierdzić swój ścisły związek ze wszystkim, co stanowiło o specyfice nadpeł-twiańskiego miasta. A może tkwiła w tym tęsknota do czegoś niezwykłego, ciekawość świata, który mógł zadziwić, a nie zawsze bywał zrozumiały? Naszej uwadze nie może tu jednak umknąć fakt, że określeniem „batiar" Alfred Jahn posługuje się w jego pejoratywnym nacechowaniu. 1 Yzed niezrozumieniem postaw i zachowań bohaterów łowskich przedmieść przestrzegał już przed I wojną świa-[)\v;| Jakób Rollauer. Jemu to zawdzięczamy opublikowanie umianego zbioru piosenek lwowskich przedmieść 1 i) 11 roku Ten nauczyciel języka niemieckiego w jednym | lwowskich gimnazjów, „człowiek daleki od wszelkiego spo-cznego radykalizmu"14, skreślił dość niezwykły wstęp do i lanej przez siebie książeczki. Rollauer próbował nie tyl-i - jak chce Janusz Wasylkowski - wczuć się w status spo-Bzny przedmiejskiego środowiska, zrozumieć i wyjaśnić ¦ostą, a jednocześnie pokrętną dla mieszkańca śródmieścia i moralność15. Chciał zmienić stosunek śródmiejskiej eczności do ludzi —jak byśmy to dziś określili — margi-sii społecznego i w taki sposób kończył swój kilkunasto-¦miicowy tekst: Więc może i ty czytelniku łaskawy, jeśli dotychczas stałeś na stanowisku bezwzględnych k^j^ mordowania i strzelania, kiedyś dasz się przekonać do swego brata, zbrodniarza... Oto idzie on z pieśnią na ustach do Ciebie.16 Wezwania Rollauera miały bardzo konkretnego adresa-i Społeczeństwo ówczesne było raczej zgodne w popierani sii rowych kar dla przestępców. Nawet jeśli to były - jak "powiadaniu Iwana Franki — dziewięcioletnie bliźnięta, ¦ i "ty, które kradły kartofle na chłopskim polu tuż za ro-it kiimi Lwowa, byupiecje sobie w ognisku. Prowadzonym i /,<•/, policjanta dzieciom takie towarzyszyły komentarze: A żeby ich i powiesili, toby nie szkoda było, kumo moja [...]. Jeden jak i drugi dla szubienicy rośnie! [...] Gdzie jeden, tam i drugi. Nie kiyno, ja to ciągle powtarzam: Co się pod złodziejską gwiazdą urodziło, to chyba szubienica naprawi.17 46 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA W opowieści Eollauera batiar jest nieodrodnym dzieckiem ulicy, osobą z marginesu społecznego. Świat przestępców to ( jego świat, co nie znaczyło, że każdy batiar był przestępcą. Waranki, w których mu przyszło żyć, mogły jednak w każdej chwili sprawić, że zetknięcie się z przestępstwem lub zbro-1 dnia było bardzo prawdopodobne. W wizerunku batiara, nakreślonym przez Rołlauera liczyły się nie tylko te cechy, które dawały szansę wybicia się, wyróżnienia, zaznaczenia | swej obecności, ale też umiejętność oszukania innych. Zauważmy, że dla Rołlauera batiarem jest zarówno robotnik przedmiejski, jak i zawodowy złodziej. I taki właśnie J batiar był bohaterem, twórcą i wykonawcą zebranych i opu- j blikowanych przez autora piosenek. Rollauer przygotowując do druku swój zbiór starał się I zbierać tylko te teksty, które powstały w „sferach podmiejskich" i sprawdzał, czy nie śpiewa ich ,jakiś zakapturzony inteligent". Tb dążenie do przekazania potomnym autentycznego wytworu przedmieścia uzasadniał w specyficzny sposób. Piosenkom stworzonym przez lwowskich batiarów — j dzieci ulicy przeciwstawiał inne, będące dziełem inteligenta. Piosenki powstałe na takim tle są często bardzo dowcipne I i na pozór świetnie oddają stosunki. Ale tylko na pozór. Inte-1 ligent opiera się zawsze na mylnym wyobrażeniu, jakoby ob- ] ..< jawy brutalności i ordynarności, jakie przy „zabawach ludo-1 wych" zwykle na jaw wychodzą, były niejako dobrym tonem I „batiarów". A przecież jest to tylko dowcip. Tak jak rutyno-1 wany danser na balu pozwolić sobie może na wiele poufałości, I które przecież bystremu obserwatorowi nigdy nie ujdą i sąj ;; wykroczeniem przeciw konwencjonalizmowi, tak samo „ba-J w tiar" - typ przedstawiony przez humorystę Ludwikowskiego] — gdy swą danserkę to szczypnie, to rypnie, wykracza pożal pewne granice i bynajmniej nie reprezentuje „dobrego tonu" I zabawy [...]. Spokój i ład w zabawie są dla tych ludzi jasny-1 mi punktami, o których najśmielszy awanturnik wspomina| z rozrzewnieniem.18 jiosence 47 Nie ulega wątpliwości, że Rollauer dążąc do wypreparo-iiiia „autentycznego" wizerunku batiara stał się mimo woli półtwórcąjego mitu. Sam tytuł, który nadał swemu zbio-,vi wkrótce zaczął funkcjonować jako swoiste hasło wywo-i vcze'!l. Dla Rołlauera batiar jest pokrzywdzonym przez <\ proletariuszem, który - zdając sobie sprawę ze swojego iłeeznego usytuowania — musi przystosować się do życia i takich, a nie innych warunkach. Nic dziwnego więc - dolin Iz ił autor — że od dziecka charakteryzuje go ironiczny Hwunek do wszystkiego. Z ironią przyjmuje więc słowa na-/yciela i nie imponują mu postępy kolegów w szkole. I tak końcu popisze się tym, co leży w jego naturze: łobuzer-\t'in, humorem i odwagą. Potem, gdy każą mu iść do pra-w warsztacie, też nie przyjmie tego bez buntu i sprzeciwu, 'u chce hecy robić, bo naród lubi hecy", a nie tylko „haro-. i<;". „I uśmiecha mu się wolny zawód" - dodawał Rollauer. oza tym cieszy się też batiar na sobotę, bo może się zaba-„z pełnym pularesem i w sfStc ubraniu". Batiar z opo-i'ści Rołlauera nie zdradza też swej kochanki, bo przecież zawdzięczanej byt i używanie i trzyma się jej, ceni ją, bo konkurencja wielka, a walka o kochankę, to walka o byt. Popłaca tu tylko odwaga, na śmierć i życie. Inteligentowi w śródmieściu oczywiście ustępuje z drogi. Bo naprzód może to być mniej znany komisarz albo ajent policyjny, a asocyacye kryminału lub aresztu nie są najmilsze. Potem taki „inteligent" może zostać sędzią, który go kiedyś pozna, lekarzem, który opatrzy go na stacyi, „gościem" którego orr chce okraść, albo wreszcie jest to „ten nasz frajer kochany", co Zośce piątkę płaci. Stąd nieraz złudzenie, że „taki batyar przecież ma jakieś uszanowanie dla porządnych ludzi", podczas gdy ten ustępując mu na wypadek możliwego zatargu ulicznego np. z powodu potrącenia, działa tylko we własnym dobrze obliczonym interesie, gdy ograniczy się do poufałego mrugnięcia pod adresem familii trącającego...20 48 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA 49 Z komentarzy Rollauera, zawartych we wstępie do Śpiewającego przedmieścia, bije niekłamany podziw dla lwowskiego batiara, jego umiejętności dostosowania się do każdej sytuacji, zamiłowania do zabawy, poczucia humoru, a przede wszystkim dla odwagi. Tb nie kto inny, ale właśnie [ Rollauer spopularyzował postać najsłynniejszego, według) niego batiara, Józka Marynowskiego, siłacza i awanturnika, za którym „wiara szła jak w ogień". I nie tylko przez zamieszczenie w zbiorze kilku poświęconych mu piosenek, ale dzięki przytoczeniu wielu anegdot i opowiastek z życia lwowskiego zawadiaki. Bohaterem i postacią godną podziwiania ogłosił Marynowskiego nie tylko Rollauer. Mękarska-Kozłowska w taki oto sposób pisała o Marynowskim w lipcu 1962 roku, a więc w czasie, kiedy już we Lwowie nikt o nim piosenek nie śpiewał: Chłopisko mocne, kochające wolność, nie uznające przymusu — w jakiejkolwiek formie, a brzydzące się podstępem policji, która bala się jego siły i popularności [...]. Jóźko przeżył szybko swe bujne a krótkie życie. Zmogło go picie, bijatyki, a przede wszystkim policja, której jego temperament i ukochanie wolności nie przypadły do smaku.21 Myślę, że po takiej rekomendacji czytelnik musiał zrozu- jj mieć, dlaczego lwowscy batiarzy rozczulali się nad losem „ich" Józka Marynowskiego i nawet po cichu ronili łzę. Zęby jednak nie było żadnych wątpliwości, co należy w lwowskim batiarze podziwiać najbardziej, Barbara Mękarska-Kozłow-ska dopowiadała: Kawalerską wolność kochał bardzo lwowski baciarz. Miała dla niego swoisty smak i urok. Mógł sobie na wszystko gwizdać i kpić z wszystkiego, nawet z władzy.32 Jak widać, od autorki wyszło pełne przyzwolenie i uspra-| w icdliwienie dla batiarskiej niechęci podporządkowania się \\ "inukolwiek. Ib, co w oczach praworządnego lwowianina higiwać miało na potępienie, w lwowskiej piosence — we-X niej - stawało się godne pochwały. W rzeczywistości ¦ ¦ runek batiara, który proponowała lwowska piosenka nie sze był nacechowany pozytywnie. Tb właśnie tacy słu- icze śpiewanych utworów, jak Rollauer czyMękarska-Ko-sska zakochani we wszystkim, co lwowskie, chcieli sami ¦ zali innym dopatrywać się w Marynowskim obiektu do iMlziwiania. Warto napomknąć, że Juliusz Szygowski we wspomnieli pisał, iż jako młody chłopak bał się agenta policyjne-Baziuka i dodawał: Ulica mówiła, że Baziuk w pojedynkę i własnoręcznie aresztował kiedyś ułana Marynowskiego, którego nikt z lwowian nie widział, ale o którym piosenka brukowa śpiewała. <) śmierci tegoż Baziuka w czasie II wojny światowej in-Jrmowała czytelników „Gazeta Lwowska", ale o samym Inrynowskim wyrażała się mało pochlebnie, nazywając go ¦tidytą, przestępcą, a nawet gangsterem.24. I Yzedstawiając lwowskiego batiara we wstępie do swego nil Rollauer nie przeprowadził pełnej jego charaktery-i i, czytelnik sam mógł tego dokonać. Spróbujmy więc k I i wiej przyjrzeć się bohaterowi przedmiejskich piose-M a tiar w piosenkach ze Śpiewającego przedmieścia lawin I iv wał najczęściej koźlarzem (robotnikiem budowlanym), 1 runie zaś - węglarzem, ale gdy nie miał pracy, gotów był l kraść i rabować. Nic dziwnego, że od czasu do czasu ii.il dowiezienia. Pobyt wwiezieniu miał-według języ-ii.iwców — pewien wpływ na kształtowanie się specyficz- I P Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA t piosence 51 nej gwary przedmieścia - bałaku. Wiele było bowiem w nim ' słów z żargonu przestępczego. Badania nad lwowskim żargonem podjęto już w XIX wieku. Za znawcę problemu na przełomie XIX i XX wieku uchodził Karol Estreicłier, który już w 1867 roku zajął się —jak ją określał - gwarą złoczyńców25. Uważał, że jest ona używana nie tylko w murach więziennych, ale także po zaułkach miast, wśród gawiedzi próżniaczej i upadłej moralnie, a od tej wciska się pośród klasy wyrobnicze i pracujące w pocie czoła, które ani wiedzą, jaką drogą przychodzą do nabytku słowa cechującego złoczyńcę. Według Bstreichera, okazji do kontaktów między ludźmi karanymi za przestępstwa a robotnikami było wiele zarówno w fabrykach, jak i na budowach. Często też zamieszkiwali obok siebie przestępcy i prości ludzie, którzy nie wchodzili w kolizję z prawem, ale przyswajali sobie niektóre określenia z gwary złodziejskiej. Podobnie sprawę widział Antoni Kurka, urzędnik Dyrekcji Policji we Lwowie, który sporządził specjalny słownik mowy złodziejskiej dla ułatwienia prowadzenia śledztwa. Wydania były wznawiane i uzupełniane kilkakrotnie26. Kurka w swych kolejnych słownikach pisał też o konieczności odróżnienia gwary złodziejskiej od gwary przedmiejskiej. Gwara złodziejska, którą posługiwali się lwowscy złodzieje, była — według Kurki - używana także przez przestępców z innych miast polskich, natomiast lwowska gwara przedmiejska jako lokalna była już tylko zrozumiała we Lwowie. Stanisław Schniir-Pepłowski przypominał czytelnikom,! że w 1782 roku dawny klasztor Brygidek przerobiono na' więzienie. Stali mieszkańcy tego miejsca (od końca XVIII wieku określenie „Brygidki" oznaczało więzienie) mieli swo-j ją własną gwarę, której najdawniejszym śladem miała by enka o „poczciwym" złodzieju Andrasie, zaczynająca się I słów: Andrus, Andrus, jaki ty ubogi, kiedy ci dziagają manele [zakładają kajdany - UJ] na nogi.27 Andrus jako imię własne — w opinii Karola Estreichera — milczało w języka złodziejskim każdego złodzieja i aresztan-Podobny sąd wyraził znany badacz gwary złodziejskiej, 1'inyk Ułaszyn29. Ułaszyn uważał też, że - używane począt-v<> tylko przez złodziei - słowo „andrus" już w XIX wieka !<> się powszechnie znane w języku ogólnopolskim. I wtedy zniknęło z języka złodziejskiego głównie dlatego, że wpo-',i'<'.hnym użyciu przybrało nieco inne znaczenie. Środowi-i złodziejskie zastąpiło je innymi określeniami jak np. bu-icz, labun, szawron30. Dodać trzeba, że zarówno S. Schnur-i itowski, jak i Ułaszyn podają, iż w połowie XIX wieku język i Iziejski nazywano w Galicji językiem bosańskim, lub — do-if Ułaszyn -językiem liwerskiłB81. Xa wolności natomiast tenże lwowski batiar, ten z piose- k zebranych przez Rollauera, lubił zabawić się z muzyką towarzystwie pań. Batiar wszak to znakomity kochanek, ¦ i „przyłożyć" swej lubej potrafił — co jednak nie było wczas odbierane jako zachowanie naganne. Nieobca mu i i zdrada, ale sam zdradzony szukał pociechy w alkoholu 11 izyce. Dla wrogów, zwłaszcza dla kapusiów nie miał lito- . Batiar bywał również postrachem dla otoczenia: Lecz te kozaki, te lwowskie dzieci, z majchrami straszni dla frajerów są. Z innych — tym razem zebranych przez Jerzego Habelę i>fię Kurzową - piosenek wyłania się batiar lubiący za- i wę, podobnie jak u Rollauera, choć tu może bardziej uroz- lieoną. W programie nie mogło zabraknąć specjalnych 52 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA czy raczej normalnych atrakcji, o czym świadczyć mogą te słowa: Tb zabawa jakich mało Nic nikomu się nie stało Tylko trochę krwi się lało. (Husia susia)3- Niekiedy bywało gorzej i na pobiciu się nie kończyło: Przeczytajcie sy ,^Viek Nowy"! Dwóch zabitych, trzech bez głowy Zabrał ich Woz Ratunkowy Tak Kliparów bawi si. (Tam na rogu, na JanowskiejY" I Batiarzy z piosenek początku XX wieku bawili się więc nie tylko -jak widać - na Łyczakowie. Zabawa odbywała się najczęściej po pracy. Potrafił się łyczakowski czy kleparow-ski batiar bawić hucznie i z rozmachem, a i — co najważniejsze - bez piosenki zabawa się nie mogła obejść. Na potwierdzenie tego przytoczyć tu można piosenkę, w której batia-rów pełna „sić" (sitwa), schodziła się „by browar [piwo -UJ] pić", a także tę o cywilach zjawiających się na zabawie o północy, a zatytułowanej Bal u weteranów. Mękarska-Ko-złowska uważała, że specyfikę batiarskich zabaw najlepiej oddawała jeszcze inna — ta o „ulubionym szynku batiarów: Dziś bal u Bombaeha, Naj si pan ni stracha, Będzie batiarów tam moc! Z niejednej tam gęby Posypią się zęby. Niejeden dostanie tam w nos! Naj si pan nie stracha Dziś bal u Bombaeha, 53 Zabawa tam będzie na pic! Studenci na zniżki Dostaną tam kiszki Akademicy nie płacą tam nic! Autorka Mozaiki wspomnień pokusiła się o interpretację ch tekstów i nie ulegało dla niej wątpliwości, że studenci kmlemiey nie stronili od zabaw w „baciarskim kole", I baciarz wspierał imprezy studenckie i akademickie34. tląje się, że zakres „lwowskich lektur" Mękarskiej-Ko- vskiej oraz znajomość realiów lwowskich były ograniczo-\ jeśli do takiego wnioskują doprowadziły. Wystarczyłoby | przywołać wspomnienia Jana Rylinga, aby zakwestiono-opinię o „zgodnym współżyciu" lwowskich batiarów kademikami35. 1'rzyezyny tych wszystkich wspomnianych batiarskich Iróbek bywały najczęściej błahe, trudne do jednoznaczne-Ickreślenia, ale skutki już znacznie poważniejsze. O tym, kit' miejsce w życiu batiara zajmowała bójka, pisze we ipomnieniach Lew Kaltenbergh: Kleparów roił się od typów, którym sprawiało diabelną przy-jemność zakłócenie randki zakochanej parze, nastraszenie obywatela powracającego późną porą z solidnej knajpy, wykpienie policyjnej władzy, a z braku innych rozrywek - kpiarskie obśmiewanie nielubianego sklepikarza. Tfe wieczorne serenady z nieodzownym solistą, wykonywane zawsze rozdzierająco lirycznie i bardzo fałszywie czasami kończyły się bójką. Tb właśnie była korona programu życiowego batiara, ostatnie i ostateczne świadectwo sprawności, męstwa i junactwa36 Porachunki załatwiał batiar szybko i sprawnie, a deli-iit w najlepszym przypadku trafiał do Stacji Ratunko-I '>atiar w piosenkach tworzonych przez przedmieście by-f Hwl często postacią w gruncie rzeczy samotną i tragiczną. 54 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Liczne grono przyjaciół otaczało go tylko w chwilach przejściowej popularności. Brakowało ich, gdy zbliżała się tak opisana chwila: A teraz będzie koniec już Tragedyi andrasowskiej Jak zwykle nocą, zemsta, nóż Nikt nie zapłacze, bo i któż. (Na ŁyczkawskiejY1 Tragizm towarzyszył batiarowi jako stały, wręcz nieodzowny element jego biografii. Piosenki powstałe przed I wojną światową taki wizerunek batiara popularyzują dość często. I nie tylko popularyzują. Wywyższają bohatera, a nawet apo-teozują - jak pisze Zofia Kurzowa - „jakby w nagrodę za trudne i mizerne życie"38. Nuta współczucia dla trudnego życia lwowskiego batiara jest też charakterystyczna dla pracy Habeli i Kurzowej i taką postawą autorzy nawiązują w jakimś stopniu do poglądów Rollauera. Jednocześnie jednak autorzy wydzielili spośród bohaterów piosenek odrębną grupę tzw. ciemnych typów, zbrodniarzy, a piosenki im poświęcone zebrali w osobnym, czwartym rozdziale zatytułowanymPrees%>sLwo i więzienie. W komentarzu do tych tekstów w ogóle nie pojawia się bohater określony jako batiar. We wstępie natomiast tak zo-: stają oni scharakteryzowani: Nie są to już pełni fasonu batiarzy, ale pospolici złoczyńcy, ścigani przez prawo za kradzieże, rabunki i mordy.39 Habela i Kurzowa dokonali tym samym pewnej subiektywnej klasyfikacji. Z układu pracy (pierwszy rozdział nosi tytuł Lwowska ulica i batiarzy) wynika, że batiar lwowski nie był „pospolitym złoczyńcą". Autorzy nie wyjaśniają, dla- * piosence 55 i>K<) dokonali takiego podziału, a pytanie takie nasuwa się, łaszczą że w obu rozdziałach zamieścili piosenki podawa-przez Rollauera, który rozróżnienia na batiarów i zło-tfieów nie stosował, a wręcz przeciwnie batiarem dla niezbyt również przysłowiowy „brat zbrodniarz"40. ) Z pierwszego zestawu piosenek z pracy Habeli i Kurzo- wynika, że autorom nie udało się wyeliminować całko-fcie tekstów, które przekazywały, że batiar wchodził w koli-| z prawem. Nie przenieśli ich do wspomnianego czwarte-i rozdziału, ponieważ opiewały przestępstwa „mniejszego jibrii". Wydaje się, że próba oddzielenia batiarów od zbro-irzy nie mogła zakończyć się powodzeniem. Zdawał so-| /, tego sprawę Rollauer. Wiedział, iż określenie „batiar" I otrzymać zarówno ten mieszkaniec przedmieścia, które-nkurat udało się dostać jakąś pracę, najczęściej nie wydającą szczególnych kwalifikacji, jak i inny, nawet jeśli i przestępcą. Dla okresu, o którym tu mowa, a więc prze- XTX i XX wieku nie da si^łastosować definicji batia-|, jaką wprowadza Lew Kaltenbergh, który tak pisze f Hwoich wspomnieniach: w samej nazwie, w słowie nie mieści się bynajmniej podanie w wątpliwość przeciętnych wzorców uczciwości (przynajmniej wobec dekalogu).42 Zaznacza jednak, że ma na myśli lata dwudzieste nasze-st ulecia. Przed I wojną światową, a więc wtedy, gdy pola wały wspomniane piosenki, nie stawiano lwowskiemu i iarowi tak dużych wymagań, jak chciałby np. Kalten-ii;1i. Batiar handlujący kradzionymi kwiatami, „wysyłamy swą Zośkę na róg, odbierający jej grosze i tłukący ją . i;l >y" był równie chętnie opiewany w piosenkach, jak ten, ¦ >vy odnosił się z galanterią do pań. Rollauerowski „brat 56 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA zbrodniarz" miał prawo do bycia podziwianym, jeśli jego pogardzie dla władzy i prawa towarzyszyła odwaga i kawaleryjska fantazja. M. Wagner w swoim zbiorze także klasyfikował lwowskie piosenki i tylko niektóre z nich określał mianem „ba-tiarskich". Lwowskich batiarów uczynił bohaterami przede wszystkim takich piosenek jak Bal w Kizyka (zaznaczając, że odbywał się na Łyczakowie), a także Bal weteranów (tu miejscem akcji był lokal Korpusu Weteranów Wojennych organizacji byłych oficerów CK. armii austriackiej na Gródeckim)43. Wagner jako jedyny wymienia w swym opracowaniu „batiara lewandowskiego" (z Lewandówki—przedmieścia Lwowa) sugerując czytelnikowi, że każde przedmieście „miało swego batiara"44. Dla bati&ra ideałem kobiety-ko-chanki były, według autora, panny z przedmieścia lub związane koleżeństwem przy wapnie i cegłach, przeważnie napływające do miast jurne, wiejskie dziewczyny.45 Wagner skłamał się też do używania określenia „batiar" w takim znaczeniu, jakie proponował Rollauer. Był zdania, że batiary lwowskie sprawiały wiele kłopotów lwowskiej policji i często dostarczały licznej klienteli sądom i „furdygarniom" 1 (więzieniom policyjnym). Od bójek, opilstwa, awantur w szynki , kach i na ulicach, zwłaszcza przedmieść zmuszających policję j - do wkraczania, zaczynało się naruszanie porządku prawnego, wynikające raczej z nieokiełznanej fantazji tego elementu. W dalszym dopiero rzędzie szły kradzieże, włamania, rabunki i zabójstwa będące cechą zawodowych przestępców podziwianych zresztą i respektowanych przez batiarnię bohaterów przedmieść.46 i»osence 57 I 'iosenka lwowska wprowadzała w świat batiarów i mówi-i o tym, że w dni powszednie batiar pracował, a bawił się r ńwięta. Z batiarskich zajęć na dwa należałoby zwrócić ą uwagę. Najpierw na strycharzy, którzy z rozrobio-K*J wodą gliny wyrabiali w drewnianej formie surowe cegły, 6źniej schnące na specjalnych stosach. Istniało tu współ-^wodnictwo i bicie rekordów. Wprawny strycharz mógł |j(łimie wyrobić kilkaset cegieł47. Gdy cegły wyschły i były itowe na stawianie murów, do pracy zabierali się koźlarze. mli cegły na tzw. kozy sporządzone z desek i wnosili na ratowania, gdzie pracowali już murarze, czyli muliki. Mulika też nie zabrakło w lwowskiej piosence, pokazują-} jego zadowolenie z życia: Mamy już lato Słoneczko grzeje, Tam na budowie Mulik się śmieje! ' wychwalającej jego elegancję: W niedzieli rano Idą muliki Na każdym anglez, Szewro trzewiki. Kapelusz jasny, Krawat szeroki, Na wszystkie boki Mulik to szyk. W piosence lwowskiej nie dopatrzymy się potępienia dla 111 zachowań batiarskich, które większość lwowian uwa- niogła za naganne. Bohater tej piosenki swoje „hultaj-11" i w gruncie rzeczy chuligańskie wybryki tłumaczy, że 'losu ma już taką naturę: I 58 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARAl ence 59 0 dwunastej godzinie Idę ja przez Lwów Upiłem się na winie Awantura znów! Ale mi się nic nie stało Bo ja hultaj — jakich mało!... Bernardyński mijam plac: Patrzę, idzie jakiś graf! A ja kułak rozwijam 1 w celinder: paf! Aż si denko załamało Bom ja hultaj -Jakich mało!... Wtem nadchodzi policaj I zabiera głos, A ja kułak zwijam: Policjanta w nos! Ale mi si nic nie stało Bom ja hultaj -jakich mało! I co ciekawe, nie spotykał się też z krytyką tych, którzy po latach przypominali tę piosenkę jako ilustrację batiar-skich zachowań48. Wręcz przeciwnie — padały nawet słowa podziwu dla baciarzy, którym „kawalerska wolność drogą była ponad wszystko". Ale bywało, że historyczne zmiany w mieście kazały ba-tiarowi zrezygnować niekiedy ze swojej zaczepnej natury. Po wkroczeniu Rosjan do Lwowa w 1939 roku w przytoczonej piosence dokonały się dość istone zmiany. Lwowski batiar, według Mękarskiej-Kozłowskiej, tak o sobie wówczas śpiewał: Bernardyński mijam plac Idzie jakiś komandir, A ja kułak rozwijam Oj, poczuj i zbir! Odwinąłem si pomału -Aż si patrzę: Co si stało? Tb Jan z Dukli Na mni mruga: ¦¦'"• Mygaj, batiar— póki czas, -- Jak komandir ci obruga — Na Łąckiego bedzisz lazł! Autorka Mozaiki wspomnień tak skomentowała nową x)t,kę: Więzienie przy ulicy Łąckiego (wywodzące —jak na ironię - swą nazwę od nazwiska wielkiego obrońcy Lwowa i komendanta załogi z XVII w., Eliasza Łąckiego) miało w czasie ostatniej wojny opinię jednego z najgorszych w Polsce więzień dla więźniów politycznych. Nie darmo Jan z Dukli, patron Lwowa, ze swego posągu przed kościołem Bernardynów przestrzegał krewkiego baciarza.49 Wcześniej, bo już w listopadzie 1918 roku, lwowski ba- • wystąpił w piosence w nowej roli — obrońcy Lwowa. Jego Kawa w walkach o Lwów stanie się znakomitym obiek- III do tworzenia na ten temat mitu. Nastąpiło to już w kcie polsko-ukraińskich walk o miasto, a piosenka ode- alu tu rolę niebagatelną. Zacznijmy od Marszu oatiarów towskich. Piosenka ta funkcjonowała w dwu wersjach.50 irzy Habela i Zofia Kurzowa podają ją w bałaku. Niezna- ' autor w sposób jednoznaczny zaprezentował zachowanie iwskiego batiarstwa: A kiedy zly Rusin na nasz Lwów napadł to mu lwoski batiar zara udpuwiadał 60 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA 1W piosence 61 I cłu Abrahama na Góiy Stracenia poszła lwoska wiara na pirszy skinienie. Janusz Wasylkowski w swojej Antologii piosenki lwowskiej podaje jeszcze jedną zwrotkę, która wzmacnia wymowę j dwu poprzednich: Nie mieli mundurów, ani dobrej broni Ruszyli do szturmu z kamieniami w dłoni.01 W innych, powstałych w tym samym czasie piosenkach, „wiara z Łyczakowa" zawsze znajdowała się w pierwszymi szeregu, po to, by „Ojczyzna cała powstała i by przodków] puścizna nam się ostała" i dlatego uznała, że należy „trzy-j mać si społem" i nie „ruzstawać z naszym polskim Lwo-I wem"52. W ten sposób rodził się mit lwowskiego batiara, dla I którego w końcu 1918 roku nie było żadnych wątpliwości, I że Lwów ma być polski, że to Polacy mają w tym konflikcie| rację i dlatego nie wolno ustąpić z pola walki. W tym samym duchu układano też piosenki już po za-1 kończeniu walk polsko-ukraińskich w samym Lwowie. Jeśli I te wcześniejsze miały utwierdzić uczestnika walk - batiaral — w słuszności obranej drogi, to te powstałe później są bez-1 spornym przykładem świadomego tworzenia szerszego mitu I obrońcy Lwowa. Ten zaszczytny tytuł dotyczył również lwow-J skiego batiara53. W okresie międzywojennym Lwów chętnie wracał do pio-l senek, które powstały przed 1918 rokiem. Okazuje się jed-1 nak, że lwowskiego batiara w latach trzydziestych najbar-l dziej spopularyzowały piosenki słynnych lwowskich batia-1 rów z ,^Vesołej Lwowskiej Fali" - Szczepka i Tbńka, którz ukręcili trzy filmy i w nich zaśpiewali: Będzie lepiej, Koly-»i/rc i Serce batiara. Ponieważ były to teksty ściśle związa-/. radiem i filmem, które to instytucje odegrały niebaga-liit| rolę w tworzeniu mitu lwowskiego batiara, przyjdzie im omówić ich treść w innym rozdziale54. Kolę piosenki w międzywojennym Lwowie doceniali też Nlnktorzy pisma „Turysta we Lwowie i Małopołsce Wschod-¦ ¦ i". Tam też pojawił się tekst, z którego dowiadujemy się ¦i-l nile lwowskiego batiara w tworzeniu i popularyzacji ¦¦li piosenek. Tak o tym pisał Tadeusz Krzyżewski zapora jąc, że podczas uroczystości Dni Lwowa nie zabrak-!'¦ mwnież lwowskiej piosenki: Będzie i lwowska piosenka ta zamaszysta, zadzierżysta, która rozgrzewa i podnieca serca - że „ta-joj". Bo ta nasza piosenka - to cygańskie dzieci - tak właśnie jak miłość [...]. Tworzy ją „często podwórzowy śpiewak czy batiar lwowski, [kucharka nad garnkami lub malarz pokojowy na drabinie. Vywodzi się z lwowskich przedmieść, a zajmuje miejsce f 'w salonach i w sercach ludzi z całej Polski, wypiera dziarskim rytmem sztajerków i polek wymęczone tanga i pokracznego „lambeta". Nikt lepiej nie wycina tych piosenek na harmonii jak lwowskie batiary — i Józku z Zamarstynowa, Tońko z Gródka i Szczepko z Łyczakowa. Oni też stworzyli królestwo lwowskiego humoru w eterze i na ziemi. Niewiele lat temu szli jeszcze z „handgranatami" na wroga, a dziś walą z harmonią i piosenką na ulicę, aby się żałość zbytnia nie zapiekła w lwowskich sercach. Dzięki nim też rozbrzmiewa nasze lwowskie „ta-joj" na fali serc i uczuć Polaków całego świata.55 r tym samym czasie Związek Popierania Turystyki zor-;ował konkurs na nową piosenkę lwowską. Jeden z au-spod godła „Leopoliensis" uznał, że lwowianie tak "winni śpiewać: 62 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA I piosence 63 [...] gdy potrzeba znów, swoje życie dać za Lwów - to batiarów mnogi huf stanie na zew - Gdzieś w okopach będzie stać lwowskich batiarasów brać, aby za Lwów drogi dać serdeczną krew - zaś -jeśli chcesz zabawy wesołej, tej „klawej" Co w piersiach tchu przybywej tu Nie smuć się darmo dolą swą marną Lecz jedź, bez słowa - tylko do Lwowa. Propozycja ta potwierdza, jak głęboko zakorzenił się] w świadomości lwowian mit batiara - obrońcy miasta. II wojna światowa sprawiła, że temat batiara-obrońcy I stal się znów aktualnyw lwowskiej piosence. Sprzyjało temu to, co się działo we Lwowie we wrześniu 1939 roku Szef j sztabu obrony Lwowa, Kazimierz Ruziński tak scharakte-1 ryzował ówczesną sytuację: Wszystko, co dotyczy obrony Lwowa było jedną wielką im-1 prowizacją. Improwizacją było tworzenie dowództwa, które I formowano z ludzi, jacy się przypadkowo nawinęli. Wielu z nich I nie pracowało nigdy w sztabach i nie znało tej roboty. Impro-1 wizacją było ustalenie planu obrony i obsadzenie stanowisk I obronnych. Oddziały również były improwizowane, formowa-1 ne naprędce z ludzi, którzy mogli i chcieli się bić".56 Nic więc I dziwnego, że niebawem piosenka odnotowała, iż w obronie! Lwowa we wrześniu 1939 roku nie zabrakło „Białoniów wnu-1 ków, Marynowskich" i choć śmierć zbierała krwawe żniwo, 1 lwowscy batiarzy nie ustępowali przed atakiem Niemcowi i trwali aż do momentu, kiedy już nie stało polskiej zmiany| przy starej armacie „jeszcze z tamtej wojny".57 Lwowska piosenka sławiła lwowskiego batiara także I w czasie II wojny światowej. Batiar bywał jednak nie tylko bohaterem piosenek, ale i ich wykonawcą. Nawet w „Gazę-' cie Lwowskiej" (gadzinówce) ukazywały się teksty, które to potwierdzały. Piosenka lwowska jest ściśle związana z dziejami miasta. Jest nieraz sentymentalna, a często bywa zawadiacka, batiar-ska, czasem smutna, ponura, innym razem znów płynie hen w przestworza, wielkim głosem. Piosenka zespoliła się tak z lwowską ulicą, że kiedy się jej nie słyszy w rozgrzane słońcem niedzielne popołudnie - dzień odpoczynku wydaje się mniej uroczysty" ¦pisano w jednym z reportaży prezentujących lwowską K-r'8. ' Stówa te były tylko wstępem do opisu występu grajków icznych nazwanych przez autora małymi batiarami. Słu-iimizo przyjmowali występ z ogromnym aplauzem. „Biją irnwo żołnierze, choć zapewne nie rozumieją słów" — dodatni piszący. Nie próbując komentować tej ostatniej wypo-Irdzi warto przyjrzeć się, co śpiewali mali lwowscy ulicz-py. Reporter „Gazety Lwowskiej" skrupulatnie wyliczył ystkie piosenki. Okazuje się, że były wśród nich i uliczne, liłmretowe, i okolicznościowe Jito ich tytuły: 1. 'Pyle jest miast, tyle jest gwiazd 2. Gródek marsz W. W dzień deszczowy . Gdy ciemność zapada (tu zaznaczono, iż jest to melo- ln słówH. Zbierzchowskiego) . i. W stryjskim parku na festynie ii I>ziś bal u Bombacha V. Idzie banda, pięknie gra H. Dzisiaj złapali dezyntera !l. Nie plącz Karolciu W „Gazecie Lwowskiej" jeszcze w połowie 1944 roku ,nano, że czytelnikom należy się tekst o „śpiewającym ¦wwie". Warto przypomnieć, w jakiej scenerii i sytuacji po- 64 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIAR 65 litycznej pojawił się on w „Gazecie Lwowskiej". Od miesią-l ca trwała ofensywa aliantów w Normandii, a wojska sowiec-J kie znajdowały się na linii Mińska, Połocka, Baranowicz,] Tkrnopola. Autor przypomniał, iż przed wojną lwowskie piosenki (dzięki audycjom radiowym) znała i śpiewała cała Polska. Okres wojny przyniósł nowe „przychwytujące czas na gorącym uczynku". Najbardziej — przyznawał — rozśpiewa-j ne są jak niegdyś lwowskie przedmieścia. I zachęcał: I gdy chcesz, miły czytelniku nauczyć się tych i innych pio-j senek, wybierz się na Łyczaków, czy Zamarstynów, gdzie po-! wita Cię zapraszająco: Sacharyna pastylkowa wódka czysta „wyborowa", a całe miasto widziane z łyczakowskiej rogatki lub Pohulan] rozśpiewa Ci się wieżami, błyskami kopuł, murami i zielenią.59' Autor nie zrealizował swej zapowiedzi obszerniej szeg tekstu o piosence lwowskiej przewidzianego do publikacji) w „Gazecie Lwowskiej". W drugiej połowie lipca 1944 rot dziennik przestał się ukazywać. Niemcy opuścili Lwów. Już po II wojnie światowej Wiktor Budzyński postano-j wił zaproponować lwowianom na emigracji nową wersję słyn-j nego Marszu lwowskich dzieci.m Piosenkę tę zarówno Roi'] lauer, jak i autor zbiorku z 1917 roku, uznali za piosenką przedmieścia. Oto ona: W dzień deszczowy, w zimie, w lecie Wszędzie w świecie — lwowskie dzieci Miasto swoje wspominają Piosenki o nim powtarzają... Każdy park - to park jest lwowski: Stryjski lub łyczakowski: Może uda się, że powrócę zdrów I zobaczę miasto Lwów :". Lwowski człowiek - człek uparty Sam nad Lwowem objął wartę, W świecie broni imię Lwowa Niepisana lwowska mowa. Stary młodym powtarzają: Może uda się, że powrócę zdrów I zobaczę miasto Lwów W sercach naszych ma obronę Miasto nasze ukradzione każdego szkoda słowa Jakaż Polska - ta bez Lwowa Jak modlitwa tuż przed spaniem Wraca co dzień to pytanie: Może uda się, że powrócę zdrów I zobaczę miasto Lwów Patrz na świecie różne cuda Może nam się także uda Przyjdzie taki dzień wyśniony Miasto nasze wyzwolone... I powtórzę pieśni słowa ' Tam - ulice miasta Ijjjpwa Że udało się nam powrócić znów I zobaczyć polski Lwów.61 1 'iosenka W dzień deszczowy w pierwotnej wersji, według ni I ni iy Mękarskiej-Kozłowskiej, miała towarzyszyć lwowia-opuszczającym miasto w 1945 roku: Gwizdy, nawoływania. Odjeżdżamy. Pociąg rusza powoli. W drzwiach wagonów, w okienkach widać ludzkie twarze. Oczy skierowane w stronę miasta. Jeszcze widać Kopiec... Jeszcze wieże kościoła Elżbiety... Z każdego wagonu płynie pieśń, łącząca się w jedną całość: W dzień deszczowy i ponury Z Cytadeli idą góry szeregami lwowskie dzieci idą tułać się po świecie.62 .....ił......liii!"1 66 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARAl 67 Budzyński tworzył swe utwory na emigracji. W 1969 rokuj w Londynie wydane zostały dwie płyty lwowskich piosenek.| Wydawcy zaznaczali, że wykonawcami są: chór i orkiestr batiarów lwowskich. Owi „batiarzy" emigracyjni uznali za „swoje" takie oto piosenki: Tango łyczakowskie, WStryjskie Parku, Panna Franciszka, U Bombasa fajna wiara, Bal u weteranów, Z dali od gwaru, Polka Husia-siusia, O dwu\ nastej godzinie63. W kraju po II wojnie światowej nowe pio^j senki o batiarach układał i sam wykonywał Jerzy Michotek| Jego Ballada o dziesięciu batiarach znana była lwowianor rozrzuconym po całej Polsce. Przytaczając ten tekst w swoicłi wspomnieniach (por. Aneks nr 1) Miehotek uzupełnił ważną dla nas informacją: "Witek [przypuszczać należy, że chodzi o Witolda Szolginia — UJ] ma jedno z pierwszych moich nagrań, a jedyne z nazwij skami. Gdy śpiewam ją w gronie lwowskim (teraz już jawnie)] każdy ze słuchających podkłada sobie inne imiona i nazwiska.6 Nieodparcie musi się tu nasunąć pytanie: czyż to nie mitologizowania lwowskiego batiara ciąg dalszy, już nar współczesny? Tb przecież z -jednej strony - wyraźne rozwi-j janie mitu niepokornego batiara będącego w opozycji wot władzy, w tym wypadku wobec władzy politycznej, nie swoJ jej, nie akceptowanej. Z drugiej zaś, podtrzymywanie mitu batiara — obrońcy zawsze zjawiającego się na czas w miej-l scu, w którym mógł zamanifestować swą wierność Ojczy-j źnie i społeczeństwu, które, tak jak on, nie dało się zniewo-f lić. Dla Michotka „bycie" batiarem nie wiązało się z jedną tylko dzielnicą Lwowa. Każdy mieszkaniec miasta nad Peł-j twią miał prawo używać tego nazwania, ale tylko wtedy, gdjj stać go było na naturę niepokorną i buntowniczą. Batiara do swej piosenki Jest takie miasto wprowadził tak-J że Marek Ryszard Groński w 1989 roku. Znalazła się or I iv|>ertuarze Centralnego Zespołu Harcerskiego „Gawęda"65, nypomnieć miała miasto, o którym „znów wolno pamiętać" »dawnych obrońców: gimnazjalistów i batiarów. Ciekawe, ' młodzież śpiewająca o batiarach w 1989 roku zdawała so-I Hprawę, kim byli owi batiarzy i jaką treść kryło to pojemne vśleiiie? Czy zdawała sobie sprawę, że uczestniczy w mito-kjzowaniu batiara ciągu dalszym? O tym już jednak redak-l londyńskiego „Lwowa i Kresów" nie wspomniała. I należy y\uiszczać, że do udziału w owym mitologizowaniu na pew- U».v się nie przyznała. 68 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATI/ 1 J. Wasylkowski, O lwowskiej piosence i nie tylko, w. Antologia pio senki lwowskiej ulicy, Wrocław 1987, s. 11. 2 S. Wędrowny, Śpiewające przedmieście, Lwów 1911. 3 Znalazł się w niej także Adam Zagórski, późniejszy krytyk tea tralny i domniemany autor wielu piosenek związanych ze Lwowem ora późniejszy księgarz i wydawca Karol Juffy. Por. J. Habela, Z. Kurzowa op. cit., Kraków 1989, s. 72. 4 Piosenki z przedmieścia z muzyką, Lwów 1917. Habela podajij 1920 rok jako datę pierwszego wydania tego zbioru, a była to przecie tylko kolejna edycja, chociaż powiększona o 11 piosenek, ibidem, s. 73.' uściślenie jest o tyle istotne, że w obu zbiorach znajduje się rozdział: czaków na wojnie i nie ma tam ani jednej piosenki o Obronie Lwowa. 5 Lwowskie piosenki, oprać. M. Wagner, cz. I-VT, Londyn 1971-1976 6 Antologia piosenki lwowskiej ulicy, Wrocław 1987. 7 Co śpiewa Lwów, piosenki z przedmieścia, Lwów 1934. Piosenka ulicy lwowskiej, „Tygodnik Ilustrowany" nr 48 z 19111 s. 965. Ibidem. B. Mękarska-Kozłowska, Mozaika wspomnień, Londyn 1994 s. 64. ii J. Nerczyński, Wspomnienia starego Iwowiaka Thjojl - Ły> „BKL" nr 26 z 1974 r., s. 33. 12 J. Brzoza, Moje przygody literackie, Katowice 1967, s. 21. 13 A. Jahn, Z Kleparowa w śioiat szeroki, Wrocław 1991, s. 16-17, 14 Tak nazwał g0 Lew Kaltenbergh, który zetknął się z nim osobi ście, w: tegoż, Ułamki stłuczonego lustra, Warszawa 1991, s. 41. 15 Antologia piosenki lwowskiej ulicy, op. cit. , s. 21 16 S. Wędrowny, Op. cit., s. XVI. 17 I. Eranko, Jeden dzień z życia uliczników lwowskich, w: ObrazlĄ galicyjskie, Lwów, 1897, s. 83. 18 S. Wędrowny, op. cit., s. IV. Te prawdziwe piosenki przedmieść przeciwstawiał Eollauer piosenkom tworzonym przez lwowskich kupleci stów, z któiych najbardziej znany był Ludwik Halski pisujący pod pseu> donimem Ludwikowski. 19 Por. S. Wasylewski, Lwów, Wrocław 1990, s. 36, autor tak to ująll „Batiar lwowski śpiewa, wiadomo, śpiewające przedmieście". 20 S. Wędrowny, op. cit, s.VI-VH. 21 B. Mękarska-Kozłowska, op. cit. , s. 71-72. 22 Ibidem, s. 74 I piosence 69 " J. Szygowski, Tak się zaczynało, Chicago 1972, s. 26. " Por. K., I usłyszałem glos Baziuka, „Gazeta Lwowska" (dalej „GL") II / 21 II1942. K. Bstreieher, Gwara złoczyńców, odbitka z „Gazety Polskiej" 11 Kii / r. Autor powtórzył swoje wywody kilkadziesiąt lat później. Por. K. hei; Szwargot więzienny, Kraków 1903. A. Kurka, Słownik mowy złodziejskiej, Lwów 1896, wyd. II -1899, n\ 111 - 1907. Słowniki takie przygotowywano w Europie głównie dla sądowych od początku XVIII wieku, zwłaszcza w Niemczech ¦ji, natomiast na ziemiach polskich na ich potrzebę zwróeono uwa-D|iiżowego Domina". Nie wyjaśniano czytelnikom, czy mia-| to być specyficzna gwara lwowska, czy po prostu udziw-)nv, stylizowany na „ludowo" sposób wypowiedzi bohate- Z innego pisma lwowskiego („Stańczyk" z 1880 roku) się ustalić, co ówcześni redaktorzy uznawali za , język vski". Referując wystąpienie jednego z mówców na ze- jiin wyborców tak jeden z redaktorów napisał: Pan Piątkowski nasz znany i ceniony komik [... ] on jeden zna tak dokładnie nasz kochany język lwowski i włada nim z niesłychaną łatwością. Po każdym niemal zdaniu, po każdym wypowiedzeniu słowa: furt, ciu, ciu babka, kuczer, rccht i richtig, sala trzęsła się od zasłużonych oklasków, tyle umie bowiem wlać w nie znaczenia, tak je znakomicie wypowiada.4 |l'isino zamieściło jednocześnie tę mowę „pana" Piątkow-o, „majstra kunsztu blacharskiego w galicyjskim na-r/.u trzymaną". Okazuje się, że to „galicyjskie narzecze" vit>le ma wspólnego z tym, co językoznawcy i sami lwo-|mic nazwali bałakiem5. I Yzeglądając więc pisma satyryczne pod kątem owej mody plebejskość, o której pisał Thdeusz Krzyżewski, można żyć, iż przejawiała się ona we wprowadzaniu na łamy sopism przedstawicieli tzw. ludu, ale nie tylko6. Przema-i di oni tym specyficznym językiem, o którym już wyżej pomniałam. Nie przestrzegano przy tym żadnych starych i -ijul i nic nie wskazuje na to, aby redaktorom towarzyszy-•hęć wiernego oddania języka lwowskiego gminu. Były to ¦ I częściej dowolne stylizacje gwarowe i językoznawcy mie-v poważne trudności z ich klasyfikacją. I tak np. wystę-i;|c.y w „Szczutku" Pan Onufry tak o sobie mówił w owej wiwskiej" gwarze: 74 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIAR / wizerunek 75 Człek si do polityki nia raisza, ale jakim w niedzieli na ratuszu usłyszał i namacalni oglondał jak ta wasza wolność wyglonda, tom się zaraz zabrał i poszedł do Naftuły. Jakem przy piwie kumowi o tej wolności waszej opowiadał, to kum si dziwował, co wom chcom takij wolności słowa, coby im wolno było wszyckich kunirować taj paplurzyć co z nimi nieehcom kumpanować.7 Przyznał się przy tym, że pochodzi z Bajek i choć powta-J rżał wielokrotnie „my z przedmieścia", to nie z każdym je^ mieszkańcem się utożsamiał. Po latach przy lekturze satyrycznych „Karykatur" okazało się, że należało odbierać goj jako „mieszczanina"8. W ostatnim dziesięcioleciu XIX wieku redaktorzy pism satyrycznych niewiele jednak interesowali się samymi przedmieściami Lwowa. Czytelnik „Szczutka" mógł co najwyżej dowiedzieć się, że z dyszczym to choć je tyle pociechy, co na Łyczakowi z tego niepozamiatanego prochu zrobi si błoto, co je zawsze lepsze jak kurz taj proch, które gryzom płuca, taj bez to tyle ludzisków się marnuje.9 Natomiast jeszcze bardziej odległy był Łyczaków dla wy-| dawców tygodnika satyrycznego „Zagłoba", który zaczęto wy-J dawać w 1894 roku. Postrzegano go na łamach pisma j „pozamiejską" część Lwowa. lak wyglądał kontakt z mieszkań-J cami przedmieścia w oczach autorów z tego tygodnika: Co za nosek, usta, oczy Co za kibić, wiotka postać Z jakim szykiem ona kroczy Gdybyż chciała moją zostać Idę za nią... Wtem o bogi! Ktoś mi kijem plecy łata -„Pókiś cały, ruszaj z drogi!" Tb z „patyczkiem" był jej tata.10 Nic dziwnego, że rzadko zapuszczali się tam reporterzy jadłoby", a uważna lektura pisma pokazuje, że temat iriuta piaskarzy" —jak go nazywano — równie rzadko go- lll na łamach tygodnika11. Próżno by też szukać w „Zagło- p" śladu lwowskiego batiara. 'Hułeusz Krzyżewski nie zauważa zresztą w żadnym ji i łowionych tu pism „prawdziwego przedstawiciela humo-Ityki przedmieścia"12. Pod tym względem docenia pismo ta-ięgiel", natomiast „Karykatury" wychodzące od roku 02 (autor podaje błędną datę - 1904 - UJ) określa jako llszywego obrońcę najbiedniejszych". Uważał tak, być dlatego, że tygodnik na głównego swego bohatera 4>mł Pana Jędrzeja z Łyczakowa, radnego miejskiego, wła-icńcla kilku kamienic, próbującego „zaciągać" po łycza-vsku, ale odcinającego się zdecydowanie od lwowskich ba-u-ów. Warto mu na chwilę oddać głos i dowiedzieć się, kogo li Jędrzej nazywał batiarem: A niech ich wszystkich cholera brodzka powyrywa! Co oni chcą ode mnie. Batiaiy, co im się robić nie chce, ino strajkować, bij zabij na mnie. [... ] Ich wszystkich tak kłuje, że ja sobi dobrze sytuowany, że mam szóstaki i parę kamienic. Oni by chcieli, żeby ja furt cegły na mularce podawał, albo piasek nosił. Ale j a nie głupi [...]. Ja zawsze bendy panem i co mi kto zrobi. Nastroszyłem się trocha, bo mi batiaiy chcieli kości po-przetrącać, ale teraz już spokój.13 .lak widać, batiarami w rozumieniu Pana Jędrzeja byli zostający bez pracy łyczakowianie, a jeśli już udało im się ¦«<•(> zdobyć, to głównie „zatrudniali się w murarce". Po-nfili też -jak się okazuje - nie przyjmować z pokorą swe-robotniczego losu i strajkowali, gdy uznawali, że są po viiu jakieś przyczyny. Pan Jędrzej tych przyczyn naturalnie widział i tylko niechęcią do pracy tłumaczył te „ba- I 76 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATI/s / wizerunek 77 tiarskie" strajki. Lwowscy batiarzy, w tym przypadku botnicy, nie należeli do bojaźliwych i nic dziwnego, że Jędrzej obawiał się ich. Wszystko to można wywnioskowa z przytoczonej wypowiedzi bohatera „Karykatur". Autoj utworu najwyraźniej nie uważał za konieczne dokładnie wyjaśniać pojęcie „batiar", a używając go nie zastanawia się, jak zrozumie je czytelnik. Był przekonany, że wszys i tak wiedzą, o kogo w tym kontekście chodzi. Podobnie robili wydawcy innego humorystycznego cza sopisma - „Cięgi". Używali kilkakrotnie określenia „batiar1! i do głowy im nie przyszło, że czytelnik pisma - związane z galicyjskimi socjalistami — musi otrzymać jakieś dodatkom we informacje, aby właściwie skojarzyć to właśnie zawołaj nie z określoną postacią14. Świadczy to - być może - o ty że słowo „batiar" było już wówczas powszechnie znane, al< rzadko lub wcale nie używane. Potwierdza to lektura innycl pism satyrycznych, powstałych pod koniec XIX wieku i spo radycznie ukazujących postaci z ludu, niekiedy nazywani batiarami. Nie znajdujemy batiara ani w „Śmigusie" (za czął wychodzić od 1885 roku), „Faunie" (1899), ani w „No\ wym Faunie" (1900), ani w „Satyrze" (1903), ani w „Lot nych świstkach" (1904). Trzeba stwierdzić, że moda na ple bejskość, o której wspominał Krzyżewski, nie przybrała wówczas większych rozmiarów. I myślę, że plebejusz jako bo-j hater tej prasy nie doczekałby się obszernego opracowaniaj (jakiego podjęła się np. Ewa Skorupa15) przede wszystkir. dlatego, że niewiele byłoby do tego tematu materiału źródło-] wego16. Jedynym pismem, które dostarczało czytelnikov sporo folkloru ludowego był „Herold Polski". Wiele tu mat riałów o lwowskich złodziejach, bandytach, ale prawie nic nie ma o batiarach. Należy więc odnotować jeden numer „Herolda Polskiego", gdzie pojawia się określenie „batiar",! i przyjrzeć się, w jakim kontekście. Przy omówieniu sytua-J | lwowskich kin na początku I wojny światowej padają ta-i jłłowa: W pasażu Mikolasza pomysłowy starszy batiar, prawdopodobnie andras warszawski otworzył wolną Akademię przera-e.hunku kopiejek na halerze. Akademia była hałaśliwa i kłopotliwa, ale panowie akademicy bez butów pilnie wykładów słuchali i niebawem wyszedł z tej szkoły cały szereg doskonałych rachmistrzów kopiejkowo-halerzowych.17 Trudno w tym krótkim fragmencie doszukać się tworze-mitu batiara, ważna natomiast staje się informacja viązku między warszawskim andrusem a lwowskim ba-i'in i przypisaniu im wspólnych charakterystycznych cech diowań: przebiegłości, sprytu życiowego, umiejętności ny.stosowania się do nowych sytuacji. Adresatem większości pism satyrycznych, monologów ni płotów była głównie inteligencja i mieszczaństwo, a życie pbsu zdawało się interesowa6*eh minimalnie. Nic więc liwnego, że w pismach satyrycznych przełomu XIX IXX wieku postać batiara nie pojawiała się zbyt często, róltowałi to zjawisko wyjaśnić autorzy wyboru tekstów sa-|riĄrcznych wydanych w 1990 roku18. Zwrócili oni uwagę na D, że pisma satyryczne, które wychodziły we Lwowie przed |łł;!9 rokiem przeznaczone były dla tzw. solidnego mie-rzaństwa i dla inteligencji. Dlatego trudno doszukać się im „owego przesławnego plebejskiego" bałaku. Henryk Sta-uk tak pisze: Rzeczywistość natomiast była taka, że prawie wszystkie grupy inteligenckie w całej wschodniej Galicji starały się na co dzień operować najbardziej poprawną polszczyzną. Z opinią tą nie zgodziłby się zapewne niejeden rodowity [iwowianin. Wystarczyłoby przypomnieć stanowisko Jacka 78 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIAI Mokrzyckiego19. Zatem przyjdzie nam dłużej zatrzymać su przy „Pocięglu", symbolu -jak chce Rrzyżewski - nadcho dzących czasów humorystyki uboższego mieszczaństwa i pro letariatu miejskiego20. Pismo przede wszystkim stworzył postaci, które weszły do historii jako „pozytywnie nacechowani" przedstawiciele lwowskich batiarów. „Pocięgiel"21 odegrał ważną rolę w tworzeniu mitu lwowskiego batiara. Wychodził we Lwowie w latach 1911-1933. Lektura (bez mała kompletnych roczniów w Bibliotece Uniwersyteckiej we Lwowie) pozwoliła na prześledzenie zachowań głównego bohatera na łamach pisma - Józka Ciuch-raja (ciuchrać w bałaku - znaczy grać na harmonii - UJ), utożsamiającego się lub utożsamianego przez czytelników z postacią lwowskiego batiara22. Spróbujmy prześledzić losy Józka, który przez ponad 20 lat bawił nie tylko lwowian. Rzadko zdarzało się, aby pismo satyryczne wychodziło tak długo, a jeszcze rzadziej, aby jego główny bohater stał się postacią symboliczną. Pierwszy numer „Pocięgla" ukazał się 15 kwietnia 1911 roku z podtytułem „czasopismo ilustrowane tknięte humorem i satyrą" jako dwutygodnik. Lokal redakcji i administracji znajdował się przy ul. Bogusławskiego 6. Cena jednego egzemplarza wynosiła 6 halerzy. Jako wydawca i redaktor podpisywał pismo Jan Bolkot. Tradycyjnie w pierwszym numerze pisma zamieszczono deklarację redakcji. Wynikało z niej, że zamierzano z „Pocięgla" uczynić „nasz lwowski organ. Prezentowano też zespół redakcyjny jako „niefachowych humorystów", proszono o pobłażliwość w ocenie i przedstawiono stałych bohaterów pisma: Pana Jana z Bajek (Bajki - to wówczas przedmieście Lwowa - UJ), Pannę Jantosię, „egzaminowaną praczkę z Gródeckiego, wielką zwolenniczkę babskich portek" (oznaczało to wow-j czas emancypantkę - UJ), Jojne Gojfressera, „handlarz. 'izerunek 79 cybulim i ezoskiem" oraz Józka Ciuchraja, „koncerci- na «cirzędówce», cenionego i lubianego komika we wszy- ii'.h lwowskich knajpach"23. Z11 pełną nowością było wprowadzenie do pisma lwowskiej •wary. Pierwszym, który wygłaszał swe monologi w bałaku ' pt wspomniany Pan Jan z Bajek. Narzekał na warunki ży-U we Lwowie: ! Ja ju stary, pani braci pamiętani bardzu wieli, ali takij bidy jeszczy tośmy nigdy ni widzieli.. ,'24 Nie wszystkim jednak — twierdził Pan Jan — tak źle się Ugodziło, bo przecież: Tylu, mci, żydum dobrzy jest tu w naszym Lwowi, trzy-mąjum si jedyn z drugim, jak weszka na głowi. Z gojów durnych zawszy tylu, waryata stragajum, za pulaków i rusinów siebi przydstawiajum. W konturz polski si ubierzy w karabeli z boku, ali swoji pukuleni zauszjjjpa na oku. Porobili tu majątki, cyły Lwów skupili... A dla dlaczegu? - Bo, my bracia zauszy głupcy byli.. .25 'Ihkich tekstów świadczących o antysemickim nastawie-Ht ałych bohaterów pisma „Pocięgiel" było zresztą sporo. I łułakiem posługiwały się też w dowcipach i żartach „Po- a" służące, natomiast ich chlebodawczynie mówiły lite-polszczyzną. Najwybitniejszą przedstawicielką „ko-i) świata pracy służących i praczek" stała się w czaso-iiie wspomniana Panna Jantosia. Bałakiem przemawiał ież „kandydat na posła"26. Przedstawiał się jako „bi- co zna bidy", nie bardzo „rozumiejący się na polityce", liuyący dobre chęci do politycznego działania. Bałak go-Imrdzo często na łamach „Pocięgla". Używali go w roz- ai'li i monologach lwowscy żebracy, „majster kunsztu rsk iego", włóczęga - Józku Grurąey, no i oczywiście stały 80 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARAl Ulewy \ 81 bohater pisma - Józku Ciuchraj. Jeśli w dialogu występo-j wał - co zaznaczano - „lwowiak", to także posługiwał siej bałakiem. Co ciekawe, zdarzało się, że nawet Żyd - żołnierz - odpowiadał kapralowi mieszaniną żargonu i tałaku 27. W połowie 1911 roku zniknęły z „Poeięgla' teksty wy«j głaszane w bałaku. "Widać twórcy „Pocięgla" usnali, że po-j szukiwania czytelników w tej grupie, która bałak uznawała za swój codzienny język, podjęto jak na ówczesne stosunl zbyt pośpiesznie. O tym natomiast, że w kręgach inteli-l genckich i mieszczańskich też nie wszyscy zaakceptowalij nowy pomysł wydawców „Pocięgla" świadczą iłowa Jóźl Ciuchraj a: Na twoju uwagę kochany Poeięglu, ażebymni pisał takir lwowskim żargonem, to daję ci słowo honorowe, se od dziś będy si starał wyższym stylim pisać. Ni idzi mi to d«brzy, to da, ali trudnu, dla chleba to, aby mi język wższym stylin pokręeilu, to jakuś wymęczy tylny artykuł twejo szacowne piśmidla.28 Pozwolono jednak Józkowi na zachowanie «hoć częścio-" wo specyficznej lwowskiej gwary w jego wystąpieniach. Ale były to już bardzo wygładzone „resztki" bałalu. Jóźko nic wyjaśnił czytelnikom, dlaczego tak się stało: Tb prawda, że ni każdemu podobał si mój „wowski język''. ale byli i tacy, że ostro krytykowali moją gramitykę, a jednak ci ludzie racji nie mieli. Mój lwowski żargon zlzialal moc dog brego, bo odtąd lwowiacy, którzy mocno grzesyli w gramaty ce polskiej, starają się mówić czysto po polski, aby nie usl; szeć uszczypliwego: mówisz tak pięknie po posku, jak Jóźk Ciuchraj.29 W tym samym numerze Józku pożegnał sicz czytelni mi i zapowiedział swój wyjazd ze Lwowa. Zaprezentował j< nak swego następcę, Jaśku Zamaszystego, nieszkającei Zamarstynowskiej. Warto przytoczyć wypowiedź Za-Kzystego o swym planowanym weselu, aby pokazać, że li uznawał bałak za najwłaściwszy dla swych reportaży rzedmieścia: Weseli nasze zapowiada si doskonali, szyśdziesiut osób jest już zaproszonych, [...] muzyka będzi klawa: bedu trzy basy, dwie katarynkę, jedna harmonia ręczna. Wesele Zamaszystego odbyło się zresztą w dość burzli-li okolicznościach. Wielu gości znalazło pomoc w Stacji itunkowej. Jak widać należało to do tradycji podmiejskich, >wskich imprez30. Zanim przyjdzie czas na relację o dalszych występach >ku Ciuchraja, warto spróbować przyjrzeć mu się bliżej. uwił siew „Poeięglu" jako robotnik budowlany, przez całą pozostający bez pracy. Na rysunku umieszczanym przy 11 lonologu przedstawiony został w połatanych spodniach, (udających się butach i w czapce, którą nazywano „ba-Wką"31. Za pierwszą otrzymaną w 1911 roku wypłatę itnmowił wypić kilka „sznapsów i bomb piwa" w knajpie iidla na Gródeckiej. Wybór knajpy nie mógł być przypadły. Józku nie wyprawiałby się przecież w nie znane sobie iouy. Należy więc przypuszczać, że to właśnie „na Gródec-i" czuł się jak u siebie w domu, i właściciel knajpy, jeśli żądał od niego zapłaty i wołał: „Nie chcesz płacić!? bani jedyn, ty chczał pić za durnu?! - to wiadomo było, że nica się do „batiara z Gródeckiego". Krzyki Mendla nie iticzały wcale, że Józku chciał go oszukać. Zapłacił bo-i«!n już wcześniej i to znacznie więcej niż się należało, zga-\\i\r się dobrodusznie z zawyżaniem rachunku, ponieważ Juk twierdził - nie chciał ,tracić tak dubrego przyjaciela", Mendel. Naiwnie przy tym tłumaczył: 82 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Ni chciałym si sprzyczać, zapłaciłym tak jak chciał Mendel. Ja wim, ży un si zapomniał, un ma dosyć kłupotu z każdym gościm si tak kłócić.32 Okazuje się, że nie tylko Żyd Mendel nazywał Józku batiarem. Kiedy Józku ujął się za koniem okładanym przez pewnego Żyda i pobił tego Żyda, Jakiś panisku" ostro na to zareagował: Ty batiaru jedyii. Ja ci tu dam bić człowieka, ty zbuju je-dyn! Pulicaj arysztować go!33 Należy w tym miejscu wyjaśnić, że wszyscy „rozmówcy" Józka używali bałaku. Nie wiemy, czy oni sami używali go na co dzień, czy tylko Józku w tej gwarze relacjonował wszystkie zdarzenia. Okazuje się, że w każdej niemal Jóźkowej opowieści padało pod jego adresem określenie „batiar". Odbywało się to zawsze w niesprzyjających dla niego okolicznościach. Osoby nazywające Józka batiarem miały zawsze o coś do niego pretensje. A to oburzały się, że chce bez biletu wejść na Jarmark wyrobów krajowych", a to znów, że „ściągnął je siłą" z karuzeli. Chęć wejścia bez biletu na różne imprezy przejawiał Józku zresztą nieraz i najczęściej udawało mu się —jak to określał - „przyszwarcować"34. Nie zawsze też „miał drobne" w kawiarni i dlatego wychodził tylnymi drzwiami nie płacąc rachunku35. Józku już w pierwszych numerach „Pocięgla" okazał się bardzo wrażliwy na kobiece wdzięki. Zakochiwał się szybko i często. Pierwszą wybranką serca była Janielcia poznana „u Bumbacha". Do słynnego już wtedy Bombacha36 chadzał Ciuchraj zawsze wtedy, gdy był bardzo „przygnymbio-ny"37. Lubił siedząc za stołem przyglądać się, jak bawią się bombachowi goście: „cywili z paninkami, wojskowi z dziw- Prasowy wizerunek 83 kami". Poznana tam właśnie Janielcia gotowa była przyjąć oświadczyny Józka zgadzając się krótko: „dobrzy batiaru, ali każ dać piwa". Wtedy też Józku miał okazję przedstawić się nowo poznanej „panientce": „Jóźko Ciuchraj, ygzami-nuwany pumocnik pumocnika budowniczego". Ta zaś nie pozostała mu dłużna prezentując się: „Panna Jantosia Prażu-cha, uszciwa dziewczyna". Tb ostatnie zapewnienie nie wiele okazywało się być warte, bo niebawem przytulając się do Józka Jantosia vel Janielcia „nichciącu szukała mu pu ki-szeniach". Nie przeszkadzało to jednak wcale Józkowi i już za trzy tygodnie planował weselisko, jakiego jeszcze we Lwowie nie było: Zamówimy sy Stacyi Ratunkowy [pogotowie] dwie trzi — rzędówki, sztyry browaru i 10 litry wódki i mam nadzieję, ży byz dziesińć pulicajów si nie ubejdzi. Jak widać miało to przypofliwnać dokładnie sytuację ze znanej lwowskiej piosenki38. Tym bardziej, że Józku sam dodawał: Ciebi Pucięglu takży zaprószy i bedy uważał, aby ci tam kto kampy ni sprawił. Dla większyj pywności, weźnisz ze so-bum worek na kości i dzbanek na krew, bu to bedzi szyroka zabawa. Do wesela nie doszło, bo Jóźko Ciuchraj zakochał się w in-ni'j. Wybranki jego serca zmieniały się bardzo często. Po wspomnianej już Janielci szybko przyszła kolej na Karolcię, ,, I ii i kujówkę ud garków i trzypania szczyzonych dywanów"39 Następna była Zosia, panna z „lipszego domu", z którą naj-• •/.(¦ściej chadzał do kinematografu40, potem Nastuńcia, której rodzice mieszkali na Łyczakowie41, jeszcze Anielcia42 czy wreszcie piękna Michalińcia43. Nie bez znaczenia w tych 84 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Prasowy wizerunek 85 podboiach sercowych pozostawał fakt, że Jóźko potrafi! się -jak podkreślał - „dobrze ubrać", o czym tak opowiadał: Ja eligańsku si wysztrajfował: wziołym ciarny anzug w zi-loiiy lampasy, portki jasny w czyrwony krateczki, czyrwony pikuleta, dupim nie dawnu pudzylowane, samowar twardy, byz krawatki, ali za tu w czystym kumnirzyku.44 W 1912 roku w „Pocięć" pojawił się Staszku Zaliwaj-ko. \Vitał on Józka Ciuchraja w „imieniu zamarstynowskich obywateli", kiedy ten wrócił do pisma po trzymiesięcznej nieobecności spowodowanej wyjazdem do Nowego Jorku45. Staszku zaistniał na łamach „Pocięgla" jednorazowo. Eakt ten wypada jednak odnotować ze względu na jego charaktery-styezne nazwisko- Dwa miesiące później „Pocięglowi" przybył -u^riem nowy bohater - Marcin Zalewajko i pozostał w piśmie na długie lata jako przyjaciel Józku Ciuchraja. ja, powrocie do Lwowa Józku zastał miasto niezmieniony^ lak je widział: Błoto jak było tak jest, radyrki dalej bryzgają w oczy bid-nych obywateli, biygidki jeszczy w śródmieściu figurują, ratusz jak był obszarpany tak i jest, tylko „Park zabawowy" z karkołomną koleją, z „domem waryatów" wybudowali panowie koło Łysej góry, przybyło kilka kinoteatrów, no i kilka pism hecowych, w których redaktorowie małpują „Pocięgla". "Wfydaje się, że po roku wydawania „Pocięgla" postać Józka j stała się znana sporej części lwowian. Gdyby tak c nie Wo, redakcja pisma nie zdecydowałaby się na wydawanie kolorowych widokówek z portretem Józka. Sprzedawała Je t>o sześć koron za sto sztuk. Wynika z tego, że liczono na ce i sprzedanie większych ilości widokówek. [Marcin Zalewajko przedstawiany jako „goły ubywatel Snisienia" początkowo posiadał własny autorski kącik46. Ciekawe, że to właśnie jemu a nie Ciuchrajowi przyznano prawo pisywania w bałaku. On sam o sobie tak mówił już w pierwszym tekście: Taż mnie już każdy pulicaj zna, a na ulicy mikrusy z wiel-1 kiego ryszpektu do mojij osoby „kirus" za mną wołają. W tym samym numerze, w którym po raz pierwszy wystąpił Marcin Zalewajko posługując się bałakiem Józku, Ciuchraj opowiadał swe przygody już nie gwarą lwowską, lecz językiem literackim pozostając jedynie przy charakterystycznym lwowskim „si" i „ta". Nie wyjaśnił czytelnikom, dlaczego to z dnia na dzień zapomniał o bałaku. Czytelnik mógł się jedynie domyślać i przypuszczać, że w piśmie nastąpiło swego rodzaju nowe rozdanie ról, a monopol „bałakania" otrzymał Marcin Zalewajko. Trzeba też zaznaczyć, że nowy bohater „Pocięgla" nie krył wcale słabości, której Jóźko jjjL miał, a mianowicie pociągu do butelki i to przejawianym dość regularnie. Butelka stała się jego stałym atrybutem na rysunku zamieszczanym stale przy tytule jego cotygodniowej relacji. Zalewajko popijał zwykle w szynku u Grubego47. Nie wiemy, co sprawiło, że Jóźko Ciuchraj postanowił od nowego roku powrócić do bałaku. W ostatnim numerze „Pocięgla" z 1912 roku zapowiadał swym czytelnikom: Od Nowego Roku w pirwszym już numerze na 1913 rok zacznę znów pisać hecowni, że mnie znów polubią twoji Czytelnicy.48 '¦ Trudno stwierdzić, czy te wszystkie zmiany w piśmie były świadomie planowane i celowo wprowadzane, a może wpływ miały głosy odbiorców „Pocięgla", zwłaszcza tych, którzy zaakceptowali Józka w jego wcześniejszej roli. 86 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Może też pojawiająca się na rynku konkurencja prasowa sprawiła, że bałak w ustach Józka Ciuchraja wydawał się być redaktorom „Pocięgla" magnesem mającym przyciągnąć tych, którzy w 1912 roku sięgnęli po inne pisma, na przykład „Hecę". Okazało się bowiem, że rosnącą popularność Józka Ciuchraja starano się wykorzystać proponując czytelnikom konkurencyjne pismo i w połowie 1912 roku zaczęto wydawać we Lwowie „Hecę", która w podtytule określała się jako „tygodnik humorystyczny Józka Czuchraja". W nocie od redakcji zwracano uwagę na społeczne korzenie swego tytułowego bohatera. Dla nas jest to istotna informacja o tym, jak w zamiarze autorów miał być postrzegany przez ówczesnych lwowian Jóźko Ciuchraj. „Heca" wydawana była dla „głodnych, skrzywdzonych, wydziedziczonych białych murzynów" i miała odróżniać się od „tych pism humorystycznych, które piszą przede wszystkim dla burżuazji"49. Redakcja zaangażowała jako współpracownika popularnego —jak zaznaczono — Józka Czuchraja. Tak o nim pisano: Kto o nim nie słyszał? Od lat szeregu słynął i słynie za : rogatką Żółkiewską, na Łyczakowie i wszystkich centrach pro- letariatu ze swych kawałów."0 Nieznaczna zmiana nazwiska była wybiegiem wydawcy. Dla nas ważne jest to, że Józku Ciuchraj musiał być już wówczas postacią we Lwowie znaną i dobrze przyjmowaną — zwłaszcza na przedmieściach —jeśli redaktor „Hecy" zdecydował się na zawłaszczenie jego nazwiska i naśladowanie jego występów prasowych w bałaku. Józku z „Hecy" kazał się zawsze w swych listach kłaniać „ślicznie ślicznym panienkom". „Ubrani" kupował „na krakowiakach" w towarzystwie Prasowy wizerunek 87 Jaśka Chirusa. Opowieść o swej wyprawie po zakupy tak zakończył: A że ni mialyin jeszcze marynarki, ani piniędzy mi już na marynarki ni wystarczyło, dokupiłem sobi do tych spodni zamiast marynarki za tani piniądze u tego samego kupca klawą pelerynę. Tak wysztafirowany wyszedłem mając jeszcze w kieszeni półtora korony gotówki.'1' Jak widać, dość dziwny i bardzo „niekonsekwentny" pod względem językowym był ten Jóźkowy bałak z „Hecy". Tak dziwny, jak i ta zakupiona peleryna, w której chyba nie zamierzał Józku Czuchraj pokazywać się na przedmieściu. Wydaje się, że znajomość „przedmiejskiej" mowy przez redaktora „Hecy" pozostawiała wiele do życzenia. Trudno uwierzyć, że przedmieście mogło uznać tego „Hecowego" Józka za swego. W tym dziennikarskim naśladowaniu bałaku jest chyba coś z tego, eo Janusz Wasylkowski określał jako „profanowanie przez «ka#Bfów» z miasta piosenki i mowy przedmieścia"32. Niekonsekwentnie też pisano w „Hecy" nazwisko głównego bohatera - raz był to Czuehraj, innym Czóhraj. Musiało to źle brzmieć we Lwowie, gdzie przecież nazwisko Józka Ciuchraja z „Pocięgla" wywodzono i kojarzono ze słowem „ciuchrać", co w mowie przedmieścia oznaczało grać na harmonii. Od 1 października 1912 roku „Hecę" zastąpiło nowe pismo pod tytułem „Błazen". Do zawieszenia „Hecy" jej redaktor został zmuszony w wyniku konfiskaty artykułu Ich dwoje. „Błazna" traktowano jak kontynuację „Hecy", pierwszy numer oznaczono jako 12, opublikowano w nim Pieśń lwowskich apaszów. Warto ją tu przytoczyć nie tylko dlatego, że nie ma jej w żadnym zbiorze lwowskich piosenek, ale 1 88 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA również po to, by pokazać, że folklor lwowskiego przedmieścia nie byl redaktorowi „Błazna" zbyt dobrze znany. Dom, matkę porzucił Rodzinę zasmucił Poprzysiągł swą miłość dziewczynie Namiętny szał jej ust Zabójczy wzrok i biust Zmroczyły mu pamięć przy winie Choć trapiony zmorą Poszedł nocną porą Uległ namowom kochanki Chciała być bogata Choćby miał za kratą Siedzieć dla jej zachcianki Wtem przez nią zdradzony Skoczył jak szalony Z kochanka się zrobił morderca Zanim go wstrzymano Już trupa zabrano Bo zabił kobietę bez serca Zakuty w łańcuchy Nie okazał skruchy :ts.rr. I przekleństw słowami majaczył Ból i skarga w oku Trysły łzą na boku W oddali swą matkę zobaczył Matko ja wrócę Do nóg się twych rzucę Najdalej za dwa trzy miesiące I znów w naszym domku Zaświeci nam sionko Biedować nie będziemy już więcej Prasowy wizerunek 89 Obraz ten mu w kaźni Stanął w wyobraźni I w sercu żal poczuł głęboki Choć z pewnym przestrachem Skręcił szyję łachem "Więzieniom zostawił swe zwłoki. Nie wydaje się, aby taki tekst powstał na lwowskim przedmieściu. Lektura innego pisma satyrycznego wychodzącego w tym czasie („Kabaret") — skłania raczej do przypuszczenia, iż ta pieśń wyszła spod pióra kuplecisty. Zanim bliżej wypadnie omówić „Kabaret", trzeba zaznaczyć, że Józku Czuchraj przenosząc się do „Błazna" przestał używać bałaku, a od numeru 2 (oznaczonego 13) zastąpił go Jóźko Morowy. Oznaczało to, że redaktor i wydawca „Błazna" uległ naciskom redaktorów „Poeięgla" i wycofał się z firmowania nazwiskiem Józka Ciuchraja tekstów zamieszczanych w „Błaźnie". Natomiast rezygnacja z wprowadzenia do listów Józka Morowego bałaku może tylko potwierdzać tezę, że sprawne posługiwanie się gwarą przedmieścia sprawiało redaktorowi „Błazna" kłopoty i być może dał się namówić do rezygnacji z nieudolnego naśladowania bałaku. Ostatnim numerem „Błazna" był numer 18. Zabrakło w nim już nawet monologów Józka Morowego. „Heca", a następnie „Błazen" okazały się kolejnymi nieudanymi prasowymi eksperymentami. Gdy zabrakło pomysłu, na którym pisma miały się opierać — tzn. występów Józka Ciuchraja — straciły rację bytu i same pisma. Wracając do „Poeięgla" trzeba zauważyć, że Jóźko Ciu-chraj po upadku „Hecy" i „Błazna" powrócił jednak do bałaku w jego pełnym przedmiejskim wydaniu, takim, jakim posługiwał się Marcin Zalewajko. Sporo było dowolności i niekonsekwencji w używaniu przez Józka lwowskiej gwary. Można powiedzieć, że bałak Ciuchraja był znacznie uboż- 90 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA szy niż bałak Zalewajki i nie pojawiały się w nim słowa takie na przykład jak: ferniak, kirus, skrypirować. O tym, że tekst Cmchraja wygłaszany był przez lwowiaka, zaświadczyć miały głównie zmiany samogłosek lub ich eliminacja w niektórych wyrazach. Na przykład: „cikawy" zamiast „ciekawy", „ni" zamiast „nie", „świci" zamiast „świeci", „dylikat-ni" zamiast „delikatnie". Niekonsekwencje zaś przejawiały się w tym, że te same słowa raz podały w wersji gwarowej, innym razem w poprawnej polszczyźnie. Należy przypuszczać, że dla mieszkańców przedmieścia Józku nie był autentycznym ich przedstawicielem. Trudno posądzać redakcję o to, że umyślnie chciała pokazać „wybijanie się" Józka na lwowskiego inteligenta. Raczej redaktorzy „Pocięgla" nieudolnie naśladowali gwarę lwowskiego przedmieścia. Może o tym świadczyć taki chociażby fragment opowieści Józka o nowo poznanej Kasi: Od tego czasu, codzienni wiczorym spędzam z Kasunią kilka godzin w kuchni i mało pomalo zakochujemy si coraz mocnij. W nidzieli obicałym wziąć ją do kinematografu, ali jak popatrzę na jej kulikowskie buty, to mnie mało szlag rypurter-ski ni trafi. Muszę konieczni wystarać si jej o jakie sztybylety i kapelusz na zawiasach, aby si z nas ni śmiali, jak będziemy przez miasto szpantrowali.53 Józku Ciuchraj w trzecim roku swojej obecności w „Po-cięglu" rozszerzył swoje „reporterskie" zainteresowania. Nadal głównie przedstawicielki płci pięknej, kucharki i służące przyciągały jego uwagę, ale zaczął się też interesować polityką, a nawet komentować sytuację międzynarodową. Rezygnował wtedy najczęściej z „bałakania" i dopiero po kilku tygodniach przypominał sobie o swym „czysto lwowskim językowym rodowodzie", ograniczając się do wplatania w tekst opowieści wspomnianych już: „si" i „ni". Prasowy wizerunek 91 Zaskakuje fakt, że w monologach Józka Ciuchraj a rzadko pojawiali się ludzie z przedmieść Lwowa. Warto więc przyjrzeć się tym, którym Józku czy sam „Pocięgiel" poświęcił więcej uwagi. Jednym z nich był Bazyli Makolągwa, „obywatel przedmiejski". Tak o nim pisał reporter: Jest to człowiek z pięknie rozkwitniętym nosem, o barach j ak sam p. Naftuła54, a że od przyzwyczajenia lubi na piec walić, to na rozprawę [sądową] przyszedł podchmielony."5 Bazyli Makolągwa w swym zeznaniu używał bałaku i opowiadał sądowi o ważnych dla niego miejscach we Lwowie. Oto fragment relacji Józka: Jak może panowi ni wicie, to wam dzisiak powiem, że naj-sprawiedliwszą okowitę trzyma panna Salcia na Byrnardyń-skim. Klnę si na moją starą, że takij okowitki nie pił ani pan, pani przywodnikniący, ani pan, panie krypirator, ani nawet ty pasibrzuchu, choć tak obiecujący ferniak posiadasz! Tb ostatnie określenie kierował pod adresem jednego z sędziów. Innym razem redakcja wprowadziła do pisma Panią Mi-chałową z Łyczakowa, wdowę po trzech mężach, matkę „piń-ciorga żyjących, a sześciorga niżyjących dzieci", która o sobie tak mówiła: Ja sama handluję kartofelkami, marchewką, rzodkiewką i.t.p. delikatnościami, mam na Łyczakowie małą chałupinę i kawałek pola z czego żyć muszę.56 Prezentując te postaci „Pocięgiel" kształtował w pewnym stopniu obraz „podmiejskiego obywatela", lubiącego wypić, posiadającego liczną rodzinę, a dużą umieralność dzieci traktowano jako zjawisko naturalne. „Pocięgiel" tworzył rów- 92 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA nież pewien stereotyp lwowskiej służącej, głównego obiektu kolejnych, częstych westchnień zarówno Józka Ciuchraja, jak i Marcina Zalewajki. Służące te były z reguły bardzo źle wynagradzane, nie najlepiej traktowane przez chlebodawców, ale i niezbyt dobrze wywiązywały się z swoich obowiązków. O tym świadczą opowieści obu panów, którzy wielokrotnie stwierdzali, że ich znajome zwalniano ze służby często już po paru dniach pracy. Jeśli służąca miała narzeczonego, to dokarmiała go i to najlepszymi smakołykami z zapasów swych państwa. W opowieściach Józka bywali też tacy chlebodawcy jego kolejnych narzeczonych, którzy chcieli, żeby pomoc domowa znalazła sobie narzeczonego wśród szeregowych żołnierzy, odbywających służbę wojskową we Lwowie. Oczekiwali bowiem, że cała rodzina skorzystałaby od czasu do czasu z wojskowej kuchni i z tzw. komiśniaku. Jedna z pań wprost o tym mówiła do swej służącej „zaciągając" - jak mówił Józku — z żydowska: Kasuńci! Ty sobi cywilny batiar [Józka Ciuchraja] wyszukała? Co ci z niegu przyjdzi? Mnie szi lepszy podoba kawalirz na wojski, bo un choć kumiśniaku nam by przyniesił."7 Wśród mężczyzn we Lwowie powodzenie miały służące 0 obfitych kształtach, co Józku kilkakrotnie odnotował, ale 1 z lektury całego „Pocięgla" wynika, że większość „przedmiejskich kobiet" dysponowała „ślicznymi rozmiarami"58. Na łamach pierwszych roczników „Pocięgla" Józku Ciu-chraj wielokrotnie podkreślał swoje rodzinne więzi z Zamar-stynowem. Łyczaków rzadko pojawiał się w jego opowieściach. Józku nie tylko nie przejawiał sentymentu, ale i bywać na Łyczakowie nie lubił, bo czuł się tam niezbyt pewnie. Jedno wszakże trzeba powiedzieć: wnikliwa lektura monologów Józka Ciuchraja nie ujawniła, aby on kiedykolwiek stwier- Prasowy wizerunek 93 dził, iż mieszkańcy Zamarstynowa czy Łyczakowa byli niechętni „obcym" z innych przedmieść Lwowa. Po raz pierwszy fakt takiej niechęci został odnotowany dopiero w 1916 roku59 w takich oto okolicznościach: wracając z Pohulanki Józku pożegnał się ze swą Michalińcią na Łyczakowie u wylotu ulicy św. Piotra i Pawła, tam gdzie znajdował się ostatni przystanek tramwajowy. Usiadłszy na mostku nad potokiem wpadającym do Pełtwi, usłyszał piosenkę śpiewaną przy akompaniamencie harmonii przez ludzi idących od strony Łyczakowa. Myślę, że warto ją tu przytoczyć, nie tylko dlatego, że nie udało jej się znaleźć w żadnym ze zbiorów lwowskich piosenek, ale także po to, by zastanowić się, czy taka piosenka mogła powstać na Łyczakowie. Wydaje się, że to raczej lwowscy inteligenci byli jej autorami i to ich własne wyobrażenie łyczakowian zostało w niej przedstawione. Tam na piaskach łyczakowskich Rodna strona mw«» Tkm się rodził dziadek, ojciec I na końcu ja! Na radnego mam zdolności Umiem zrobić wrzask Bo od wczesnej już młodości Wołam: piask! piask! piask! Nasze łyczakowskie córy ' Gdyby łanie są i Paniczom łoimy skóiy Gdy je zwodzić chcą [ Nasza rasa nie zaginie Jak we Lwowie bród ' Póki Pełtew spodem płynie- Dmie z kanałów bród.60 ; 94 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Śpiewające towarzystwo („drągale z Łyczakowskiego i Pohulanki", jak ich nazwał Józku) doszło do mostku, przysiadło na barierkach, gawędziło wesoło, a od czasu do czasu rzucało na Józka „kik z przygryzką" taką jak: „ciamkacz, łyta, trusiajkamień, migłanc", na co Józku starał się nie reagować. Jednak łyczakowianie wymusili na nim, żeby postawił im piwo w pobliskim szynku. Pili zdrowie „fundatora kolejnymi turami piwa i hary", a biedny Józku myślał tylko o tym, jak się wykręcić od płacenia rachunku, ponieważ w kieszeni miał tylko koronę. Udało mu się jednak „to zacne towarzystwo" opuścić wychodząc „za rzekomą potrzebą i zostawiwszy dla zamaskowania przyjaźni kapelusz i laskę na stole". Myślę, że to dlatego Józku nie miał zamiaru wracać na Łyczaków. Z określeń, których używał w opowiadaniu, wynikało, że czuł respekt i obawę przed mieszkańcami Łycza-kowa, a sam ubierał się tak, żeby nikt nie pomyślał, że jest mieszkańcem przedmieścia. W tym czasie Józku Ciuchraj wcale nie starał się zresztą za takiego uchodzić. Przyznawał przy tym, że dawno nie był na Zamarstynowie czy Gródeckim, mimo że miał tam wielu znajomych61. Dodać trzeba, że Józku w 1916 roku nie używał bałaku. Redakcja nie wyjaśniała jednak, dlaczego ten „wojenny" Jóźko Ciuchraj nie chciał mieć wiele wspólnego z mieszkańcami lwowskich przedmieść i dlaczego nie przejawiał zainteresowania życiem przedmieścia. Kiedy w pierwszym numerze „Pocięgla" z 1918 roku Józku Ciuchraj poinformował czytelników, iż zmuszony został zamieszkać na przedmieściu, nawet nie wyjaśniał, na jakim. Świadczyć to może tylko o tym, że dla lwowskiego inteligenta - a w takiej roli występował Józku od kilkunastu miesięcy - wszystkie przedmieścia Lwowa były jednakowe. Ciuchraj konsekwentnie przemawiał literacką polszczyzną, nie Prasowy wizerunek 95 przyznawał się jak kiedyś, że „kuma po lembersku"62. Ciekawe, że Jóźko nie używał bałaku nawet wtedy, gdy rozmawiał z mieszkanką Zamarstynowa, która posługiwała się lwowską gwarą63. Warto odnotować, że w wypowiedzi zamar-stynowianki pojawiło się słowo „batiar". Tak zareagowała bowiem ona na informację o powieszeniu się jej męża: „Przecież raz batiarowi przyszło na konie". Wynika z tego, że określenie to nie było przypisane tylko do Łyczakowa, jak chcą niektórzy autorzy wspomnień, ale używane było również na Zamarstynowie. Chociaż Józku Ciuchraj nie podkreślał w tym czasie swych związków z lwowskimi przedmieściami, to nie krył jednak, że lubił znane na przedmieściu piosenki, szczególnie piosenkę Husiaj siusiaj" i Józku Ciuchraj nie bądź frajer6*. W połowie 1918 roku Józku postanowił nagle wcielić się znowu w „oberbatiara", w „bezportkowo-koszulo-bucikowe-go obywatela"65. Uznał jednakże nie jest to powód do narzekania. Dla mnie nędza nie nowość, znam tę szelmę nie od dziś. Widać redakcja „Pocięgla" uznała, że nadszedł czas, aby znów zmienić wizerunek Józka Ciuchraja. Z jakiego powodu i w jakim celu - trudno ustalić. Być może przedłużająca się, wszechobecna bieda wojenna sprawiła, że „Pocięgiel" postanowił przypomnieć czytelnikom o korzeniach Józka i pokazać, że jest jednym z ogromnej rzeszy mieszkańców Lwowa dotkliwie odczuwających skutki wojny. Gdy Józku został bez dachu nad głową, nie przejmował się tym wcałe. Znał przecież od dawien dawna bezpłatne dla biedaków hotele w Parku Ki-lińskiego, Kaiserwaldzie, i Łysej górze. 96 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Okazało się jednak, że gdy chciał przysnąć na parkowej ławce zjawił się nocny strażnik, nazwał go magabun-dą i wyrzucił z parku. Józku poderwany ze snu próbował protestować: Skąd wiesz, żem magabunda? Jak śmiesz porządnych obywateli magabundami przezywać? Zapomniał na chwilę, że już do „porządnych obywateli" nie należy, bo przecież wybrał rolę „oberbatiara". Nic dziwnego więc, że był zmuszony zanocować w pobliskich zaroślach poza parkiem. Niełatwo było być batiarem w ówczesnym Lwowie. Przechodnie na ulicy nie traktowali go zbyt uprzejmie. Mając na sobie podarte ubranie i buty przewieszone przez ramię (kupił je za pół bochenka chleba od jeńca wojennego), spotkał się kilka razy z „szorską obelgą". Raz nawet zmuszony był odpowiedzieć jednej z niewiast, która uznała, że zbyt natarczywie jej się przygląda: Jak na ciebie popatrzę, to mi na kryminał patrzeć nie potrzeba. I choć wcześniej zapewniał czytelników, że nie przejmuje się swą nędzą, tym razem pozwolił sobie na filozoficzny komentarz: Tak ci to kochany Pocięglu, jak widzisz, dobrze gada stare przysłowie Jak cię widzą tak cię piszą". Gdybym był przyzwoicie ubrany, byłby mnie magistracki dygnitarz „panem" tytułował, a tak magabunda mnie nazwał. Jak widać, jednego tylko Jóźko nie zmienił w nowej roli -wciąż przemawiał do swych czytelników literacką polszczyzną. W tym nowym wcieleniu Józku nie występował jednak Prasowy wizerunek 97 długo. Po dwóch tygodniach ponownie wystąpił jako dobrze ubrany reporter „Pocięgla". Widocznie uznał, że czytelnicy pisma nie zaaprobują Józka Ciuchraja „w stanie nieogolonym i bez krawatki". A może była to próba wysondowania, czy przypadkiem nie pojawił się nowy czytelnik, pochodzący z przedmieścia. Myśl - że lwowian czytających „Pocięgła" może interesować nie tylko życie sfer średnich (próżno by szukać w „Pocięglu" informacji z życia tzw. sfer wyższych), ale i niższych - musiała towarzyszyć jednak twórcom pisma, ponieważ niebawem Józku rozpoczął poważne konkury do Mańki, córki „wąsatego obywatela zamarstynowskiego", Bazylego Pęcaka, początkowo myślącego, że ma w osobie Józka do czynienia „z jakimś legusem z pod ciemnej gwiazdy, zakręcającym gitarę jego Mańce(ili. Następne numery „Pocięgla" przybliżyły czytelnikowi życie i zwyczaje „zamarstynowskich obywateli". W niedzielę miał bowiem Jóźko sposobność wybrać się z Mańką i przyszłymi teściami do Brzuehowic(aTOkazuje się, że mieszkańcy Lwowa, choć dotknięci wojną, nie rezygnowali z letnich wypraw do podlwowskiej miejscowości. Uważam, że warto przyjrzeć się takiej wyprawie opisanej przez Ciuchraja, ponieważ w opisie tym sporo lwowskiego folkloru, humora i specyficznego języka, jaki Józku przypisał mieszkańcom Zamarstynowa. Stroje, w jakich wystąpiła rodzina Pęcaków, chyba nie mogły zapewnić im swobodnego wypoczynku, były natomiast przejawem panującej ówcześnie mody w tej — i nie tylko tej - części Lwowa. Mańka wystąpiła w „białej szczelnie obcisłej sukience, w czarnym dużym kapeluszu, bialutkich me-sztach i takichże pończoszkach". Przyszła teściowa Józka miała na sobie szeroką bufiastą spódnicę, czarną aksamitną bluzkę z białym kołnierzykiem, na głowie olbrzymi kapelusz „ narzucony rozmaitymi drobiazgami" i wygodne męskie trze- 98 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA wiki. Pan Bazyli zaś ubrany był w odświętny czarny, świecący się garnitur, w biały słomkowy kapelusz, podpierał się grubą laską. Nie był zbyt zadowolony z nakrycia głowy swej małżonki, zwłaszcza, że utrudniało jazdę zatłoczonym pociągiem. Zdenerwowany pan Bazyli w pewnym momencie przemówił niezbyt uprzejmie do żony: Stara! Zrzuć ze swej makówki ten samowar, bo dalibóg, że ei go zerwę z łepety i nogami podeptam.68 W 44 numerze „Pocięgla" z 1918 roku pojawił się nieobecny przez dłuższy czas Marcin Zalewajko, odbywający służbę wojskową, a chwilowo urlopowany. Zamieszkał u Józka Ciuchraja i namawiając go do „zabijania zmartwień piwem" często powtarzał swą życiową — znaną już czytelnikom „Pocięgla" — dewizę: Pijak pije, pijak ma, pijakowi Pan Bóg da.69 Przy lekturze ostatnich numerów „Pocięgla" z 1918 roku musi pojawić się pytanie o stosunek Józka Ciuchraja do listopadowych walk polsko-ukraińskich we Lwowie. Trzeba przyznać, że gdyby czytelnik „Pocięgla" ograniczył się przy lekturze pisma do czytania tylko opowieści Józka Ciuchraja, to nie zauważyłby, że w mieście działo się coś ważnego. Tb tylko dzięki „Skargom Pana Jana z Bajek" dowiedzieć się można było, że „tej wojny kończą się ostatnie chwile"70, że „tę Polskę historyczną dzisiaj znowu nam wskrzesiła dziejowa sprawiedliwość"71. Tb Pan Jan z Bajek snuł obywatelskie plany: Praca czeka nas okrutna [w wolnym państwie polskim — UJ], więc z narodem ruskim bratnim mamy żyć przykładnie, aby nam się nikt nie mieszał między nas podstępnie, zdradnie. [... ] Z Ukrainą stanie układ silny i tak sprawiedliwy, że odżyje ich kraj także, tak jak i nasz nieszczęśliwy, a włączone dwa Prasowy wizerunek 99 narody obok siebie pięknie, zgodnie i nieszczęście żadne ich już nie przemogą.72 Jak widać, redaktorzy „Pocięgla" - tak jak i większość mieszkańców Lwowa - nie przewidywali, co stanie się w mieście 1 listopada 1918 roku Nie można się więc też dziwić, że i Józku Ciuchraj nie przewidział, iż w dniu tym Ukraińcy opanują Lwów. Może natomiast zaskakiwać reakcja Józka, kiedy po czterotygodniowej przerwie „Pocięgiel" pojawił się we Lwowie73. Dla Józka jakby nic ważnego nie działo się we Lwowie w listopadzie 1918 roku Na początku grudnia planował otworzenie kancelarii adwokackiej i popijał z Zalewajką piwo. Panienki na ulicy nie chciały co prawda z nim rozmawiać, ponieważ bojkotowały wszystkich cywilów, dając im tym do poznania, że gardzą nimi za to, że nie idą do wojska.74 Józku tłumaczył się wprawdzie, że „stawał przed komisją i nie wzięli go", ale i tak lwowskie dziewczyny nie zmieniły do niego stosunku. W nowym roku 1919 Józku Ciuchraj najbardziej cieszył się ze spotkania i z zamieszkania u niego Marcina Zalewajki. Zadowolenie przejawiał w taki sposób: Dobrze nam teraz razem. On wdowiec bez ojca i matki, ja kawaler bez jednego dziecka, obydwaj bez żadnej niewieściej podpórki musimy się dlatego trzymać teraz kupy i pchać taczkę życia, dopóty nam sił starczy.75 Nie przeszkadzało Józkowi nawet to, że spać musiał z Zalewajką na jednym łóżku, nakrywać się jedną podartą kołdrą i stołować się, gdzie popadło. Po raz pierwszy Józku Ciuchraj tak wyraźnie podkreślał, jak ceni sobie przyjaźń z Zalewajką i ile gotów jest dla niej zrobić. 100 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Jednocześnie Józku nie krył w tym czasie swych sympatii dla złodziei i baciarzy. Nie wyjaśniał, co prawda, kogo za baciarza uznaje, ale to znaczące zestawienie obu słów świadczyło o tym, że były to dla niego dwie różne, ale bliskie sobie grupy społeczności Lwowa™. On sam chodził w tym czasie ciągle głodny, ale jeśli tylko mógł, dzielił się resztkami zapasów z każdym potrzebującym. Nie widział też szans na zdobycie porządnego ubrania. Wiele wskazuje na to, że Józku Ciuchraj chciał stać się idolem najuboższej ludności w mieście i za wszelką cenę pozyskać jej sympatię. Na zaręczyny z Zuzanną z Łyczakowa udało mu się zdobyć lepsze ubranie, ale damskie „sztyblety", które miał na nogach, nieco go cisnęły. Nie omieszkał w czasie swych zaręczyn wyrazić zdziwienie, że uroczystość odbywa się spokojnie, co na Łyczakowie, „tym spokojnym przedmieściu", nieczęsto się zdarzało'7. Józku przygotowując się do własnego wesela z Zuzią łyczakowian-ką pochwalił się czytelnikom, że umie już tańczyć sztajera, hopaj-polkę, tramla-polkę, krokodyla, zakrętalca itp. lwowskie kołomyjki. W życiu Józka Ciuchraja, mimo potrzeby realizowania ciągle nowych planów matrymonialnych, najważniejszą rolę odgrywał jednak Marcin Zalewajko. Józku podziwiał jego poczucie humoru zaprawionego dużą dawką złośliwości. Z pewnym rozczuleniem mówił o nim najczęściej: magabun-da. Gdy matrymonialne plany Józka zawodziły, zawsze czekał na niego wierny Zalewajko i ich przyjaźń rozkwitała na nowo. W tym czasie (1918-1919) bałak rzadko gościł w monologach Józka. Natomiast pełno było -jak przystało na reportera satyrycznego pisma - żartobliwych określeń, a umiejętność dopatrzenia się w każdej sytuacji i wydarzeniu zabawnych stron niewątpliwie zyskiwało Józkowi stałych Prasowy wizerunek 101 i oddanych czytelników. Tym bardziej, że potrafił śmiać się z szarej, trudnej codzienności, z jaką miała do czynienia większość lwowian po wojnie. A gdy jeszcze od czasu do czasu pozbywał się swego porządnego ubrania -jeśli je w ogóle posiadał — i realizował jakiś szlachetny cel, to musiał zyskiwać życzliwość najuboższych mieszkańców grodu pod Wysokim Zamkiem. Niejako pocieszając się tak wtedy pisał 0 sobie: awansowałem tym samym na oberbatiara wyglądając jak uczciwy człowiek, który przez czas wojny nie kradł, nie rabował, a tylko żył z tego, co uczciwie zapracował."1 Warto zauważyć, że po raz pierwszy użył Józku określenia „batiar" w bardzo pozytywnym znaczeniu. Batiara przeciwstawił ludziom nieuczciwym, którzy dorobili się na wojnie. W opowieściach Józka występował stały obiekt ataku: „paskarze", „pasibrzuchy", czyli ci, którzy nieuczciwie zdo-byli majątek w czasie wojnyfW powojennym zubożałym 1 jwowie łatwo było znaleźć zwolenników wygłaszając na przykład takie słowa: Takie dzisiaj ciężkie czasy, tak trudno wyżyć uczciwemu człekowi, a tu, co krok widzi się na ulicach porządnie ubranych geszefciarzy, którzy z zawadiacką miną rozbijają się po kawiarniach, jedzą, piją, co dusza zapragnie... I za co to wszystko? - li tylko z paskarstwa i obdzierania ze skóry bliźnich swoich! dziś lada batiar, do niedawna obenrauiec, dorobił się ., , majątku, tylko ja, nieszczęśliwy Józku Ciuchraj, pierwszorzędny lwowski literat, chodzę bez butów, portek i surduta, bez czystej koszuli i kalesonów, wyczekując na awans, jaki mi się już chyba należał.'9 Według ocen Józka, we Lwowie spotkać można było zarówno batiara uczciwego, jak i batiara nieuczciwego. On sam 102 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Prasowy wizerunek 103 chciał utożsamiać się tylko z tym pierwszym. Uczciwość w tym wypadku nie była więc cechą wyróżniającą lwowskiego batiara. Józku Ciuchraj potrafił reklamować swoją osobę. Często opowiadał o przejawach własnej popularności we Lwowie oraz o życzliwości i przywiązaniu czytelników, którzy lubili go głównie za to - jak twierdził - że bawił ich przez całą wojnę i „pocieszał humorem". Przytaczał chętnie zasłyszane na lwowskiej ulicy opinie o sobie, rzecz jasna, te pozytywne. Eozrzewniał się zwłaszcza, gdy słyszał, że „ma serce jak miękuszka"80. Nie ulega wątpliwości, że „Pocięgiel" w tym momencie współtworzył mit batiara pozytywnego, uczciwego, z poczuciem humoru, mającego dobre i wrażliwe serce. Nie przeszkadzało, że obok batiara o cechach pozytywnych pojawiał się jednocześnie na lwowskiej scenie batiar nieuczciwy. Spotykał się jednak ze zdecydowaną krytyką i niechęcią ze strony pisma. Dla czytelnika stało się jasne, że tego dawnego bohatera piosenek przedmieścia - najczęściej przestępcy- „Pocięgiel" nie zamierzał prezentować jako postaci godnej podziwiania i naśladowania. Gdy Józku wyjeżdżał ze Lwowa, prosił Zalewajkę o zastępstwo w „Pocięglu". Zalewajko posługiwał się w swych tekstach językiem w dużym stopniu przypominającym ten z przedmieścia. Cieszył się wówczas, że nareszcie ma się przed kim „wygandolić", dawał przy tym słowo „uczciwego hiru-sa", nie ukrywał, że lubi „bałakać", a gdy mu „stare babsko paszczekowało bez nut i dyrygenta", to tak mu odpowiedział: Stul se pysk mamuńciu [...] nie zakłócaj spokoju mojej żonie nieboszce, bo jak z grobu powstanie, to tak mnie, jak tobie sprawi maglowanie.81 Józku Ciuchraj w swych opowieściach konsekwentnie trzymał się z daleka od polityki. Już jego reakcja na listopa- dowe (1918 roku) wydarzenia we Lwowie świadczyła o tym. Wcześniej zresztą, w czasie I wojny światowej tak o sobie mówił: Józku Ciuchraj nigdy nie zajmował się polityką.82 W monologach opowiadał o swoim kawalerskim życiu, kolejnych narzeczonych i małżeństwach, ale dziwnie szybko wszystkie jego narzeczone znikały, kolejne żony rozstawały się z życiem. Opowieściami Józka rządziły przecież pewne stałe reguły prasowe. Cotygodniowo musiał dostarczać czytelnikom nowej porcji humoru, opowiadać nowe przygody. Bywało, że niekiedy brakło mu pomysłu, a monolog nie zawsze pobudzał do śmiechu. Wdać było, że stałe pisanie cotygodniowych satyrycznych felietonów sprawiało trudności również ówczesnym dziennikarzom, zwłaszcza że ich główny bohater nie zmieniał się. Nie zamierzano jednak rezygnować z występów Józka Ciuchraja, gdyż zdawano sobie sprawę, że „długowieczność" boharffcra stała się atutem „Po-cięgla", magnesem utrzymującym przy piśmie stałych czy-lelników i mogącym przyciągnąć nowych. W pewnym momencie postanowiono - aby Józku Ciuchraj mógł zachować swą popularność i uznanie - nie trzymać go dłużej z daleka od polityki. W 1920 roku Józku Ciu-diraj nie powtórzył błędu sprzed dwu lat, kiedy to nawet nie I iróbował zaciągnąć się w szeregi obrońców Lwowa. W czasie wojny polsko-bolszewickiej on i Marcin Zalewajko zgłosili się na ochotnika do wojska polskiego i to właśnie z frontu pochodziły relacje Józka, zamieszczane w „Pocięglu". Pisał w nich o solidarności polskich żołnierzy, a „z chłopakami ze I nvowa gotów był nawet piekło podbić". Wszyscy w opowieściach Józka byli jednakowo dzielni: i „Jaśku z Łyczakowa, i ^ołowąsy drągal z Gródeckiego, i zamarstynowski Karol-3. I wzruszeni wszyscy, gdy wdzięczna ludność witała ku L_ 104 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA ich w Brodach po oswobodzeniu miasta od bolszewików, len epizod Józku przedstawiał czytelnikom: rI^ chwilę nie zapomnę nigdy w życiu! Było to coś tak wzruszającego i tak do głębi serca przenikającego, że tylko siłą mocy potrafiłem zapanować nad sobą, aby nie wybuchnąć głośnym płaczem, Takich wzruszających chwil dostąpić może li tylko żołnierz z karabinem w ręku idący na odsiecz ziomkom gnębionym srodze przez wroga. Ile łez w oku musiało się zakręcić po lekturze tego fragmentu relacji Józka Ciuchraja, a ile sympatii zyskiwał dodając do niego takie oto słowa: Dlatego też powiedz kochany Pocięglu tym wszystkim, którzy się jeszcze do wojska ochotnie nie zgłosili, że na ich pomoc i odsiecz czeka z ustęsknieniem tysiące ludzi naszych i nieszczęśliwa Ojczyzna nasza.84 W następnych numerach „Pocięgla" Józku Ciuchraj przeszedł sam siebie w wypowiadaniu patetycznych zdań: Idziemy jak huragan. [...] szliśmy z ochotą przeświadczeni o tym, że upadek stolicy równałby się upadkowi całej naszej Ojczyzny i utratą wolności. [...] zdążyliśmy na czas. — to tylko niektóre z informacji Józka o walkach z bolszewikami, a sam opis bitwy pod Warszawą nie bardzo pasował do „Pocięgla", bądź co bądź pisma satyrycznego. Józku relacjonował do rymu: Naprzód chłopcy. Naczelnik dowodzi! Nowe życie w szeregach zawrzało, polski żołnierz zaparł oddech, wali naprzód śmiało. [...] Idzie naprzód, tnie dokoła, radość go przenika, zda się jemu, jakby słyszał słowa naczelnika: Wara bracia! do szeregu i ty ludu rolny, widzisz Mocha, to niewola! bij! a będziesz wolny.83 Prasowy wizerunek 105 Warto zwrócić tu uwagę na określenie „Moch", czyli Moskal, które wówczas często się pojawiało. Nie wiem, czy jakiś inny bohater pisma tak szybko i jednoznacznie zareagował na to, co działo się na froncie, jak Józku Ciuchraj. Przypuszczam, że redaktorzy prezentowaniem takiej gorliwości i patriotyzmu Józka w 1920 roku zatrzeć chcieli złe wrażenie, jakie z pewnością zrobiło na czytelnikach niechlubne wyczekiwanie i brak zaangażowania ich ulubionego bohatera w obronę Lwowa w listopadzie 1918 roku. Wracającemu do Lwowa Józkowi (Zalewajko został ranny i musiał przebywać w szpitalu) „niestraszny był już bol-szewizm", a lwowiaków wzywał do szczególnego potraktowania bohaterów wracających z fronta wschodniego, podzielenia się z nimi każdym kęsem, ugoszczenia u siebie w domu, zdjęcia ostatniej koszuli i oddania im, jeśli jej potrzebują.*1 Po spełnieniu „obowiązku wzgjgdem Ojczyzny" Józku Ciuchraj został z wojska zwolniony, musiał od nowa zmagać się z przeciwnościami życia w —jak wielokrotnie powtarzał - „ukochanym Lwowie" i tak narzekał na swój los: W chałupie zimno do niemożliwości, spiżarnia próżna, opału ani trzaseczki - słowem bryndza i kałdybaruia prawdziwie lem-berska.87 Zmuszony był nawet zabrać się do „katarynkowej muzyki i dawania koncertów po podwórzach", ale niezrażony śmiał się z biedy, która już mu na dobre do ucz [!] zaglądała.** Wybierając taką rolę Józku Ciuchraj bardzo wyraźnie określił, z kim chce się utożsamiać. Nie było wątpliwości, że z najuboższymi mieszkańcami Lwowa, choć na pewno nie z tymi buntującymi się i nie akceptującymi panującego po- 106 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA rządku społecznego. Jego świąteczne życzenia dla czytelników były bardzo wymowne: Oby miłość, wieczna zgoda Po wsze lata Was trzymała i braterska dłoń na zawsze Dla Ojczyzny pojednała Choć jest głodno i ubogo Choć niejedno nas dziś kole, Przecież przyjdzie czas ten błogi Iż ustaną nasze bolę.89 „Pocięgiel" coraz bardziej dbał o to, by jego bohater kojarzył się czytelnikom jak najlepiej. Jóźko Ciuchraj miał swym postępowaniem zjednywać sobie sympatię czytelników. Myślę, że często świadomie autorzy monologów przeciwstawiali mu Marcina Zalewajkę, aby na jego tle Jóźko jeszcze korzystniej wypadał. Z lektury „Pocięgla" widać wyraźnie, że autorzy monologów Józka zmieniali się. Stąd pewne niekonsekwencje w zachowaniach naszego bohatera i w jego wypowiedziach. Jego odchodzenie i powracanie do bałaku świadczą o tym, że monologi pisali różni autorzy. Czytelnik mógł się jednak niekiedy czuć zdezorientowany. I tak na przykład w 1921 roku obydwaj nasi bohaterowie, Józku Ciuchraj i Marcin Zalewajko, otrzymali w piśmie niezależne od siebie rubryki. Zaskakuje fakt, że Zalewajko nie posługiwał się bałakiem, zaś Józku Ciuchraj używał określeń z gwary lwowskiego przedmieścia - na przykład, kiedy ledwo stał na nogach po wypiciu większej ilości alkoholu, oświadczał, że „dał sobie na piec", a kiedy niezadowolony był z kapelusza swej żonyBasi, twierdził, że wygląda w nim „kafarowato". W drugiej połowie 1922 roku Marcin Zalewajko zaniechał „samodzielnych prasowych występów", ponownie znalazł się w opowieściach Ciuchraja i zamieszkał na stałe w jego Prasowy wizerunek 107 mieszkaniu90. „Jako przyjaciela wyrzucie go nie mogę" -stwierdził Józku i przygarnął Marcina. Od razu opowieść Józka nabrała rumieńców. Zalewajko wprowadzał w życie przyjaciela sporo zamieszania. Na skłonności Józka do amorów patrzył sceptycznie i po przyjacielsku pomagał mu wydostawać się z miłosnych tarapatów. Zalewajko pociągał często i chętnie z butelki, miał więc pogodniejszy niż Józku stosunek do świata i mniej się wszystkimi przeciwnościami losu przejmował. Co prawda, Józku twierdził, że Zalewajko przychodząc codziennie do domu „chirny jak nieboskie stworzenie" przynosi mu wstyd, ale — wspaniałomyślnie dodawał — nie można się długo na niego gniewać, bo wie, że w trudnych chwilach Marcin przyjdzie mu z pomocą91. Starał się dostrzegać też dobre cechy Marcina. Cenił sobie jego towarzystwo i powtarzał: „że razem będzie nam znowu wesoło"92. Zalewajko nie zamierzał jak Józku uchodzić za człowieka uczciwego. Gdy brakowało jedzenia potrafił ukraść kilka kur i przekonywał Józka, że nia«się nie stało93. Zrozpaczony „stanem moralnym" swego przyjaciela, Ciuchraj podjął nawet dramatyczną decyzję i wyrzucił go na pewien czas ze swojego mieszkania. Wprowadzenie postaci Zalewajki do tej prasowej opowieści-rzeki miało w zamyśle autorskim bardzo duże znaczenie. Przyjaźń na dobre i na złe staje się w wizerunku lwowskiego batiara najistotniejszą wartością. Zmieniały się realia, zmieniały się obiekty sercowych westchnień Józka Ciuchraja, ale Zalewajko pozostawał zawsze ten sam, bliski i wierny przyjaciel, którego przyjaźń Jóźko cenił sobie szczególnie. Nie zawsze wprawdzie stosował się do jego rad, zwłaszcza gdy w pobliżu pojawiała się ładna dziewczyna. Jóźko, wyjątkowo wrażliwy na wdzięki młodych kobiet, permanentnie bywał zakochany. Nie przeszkadzało mu nawet to, że w każdej chwili mógł się zjawić zazdrosny mąż. 108 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Autorzy monologów budowali je przeciwstawiając w nich Ciuchraja - Zalewajce. lb spostrzeżenie jest istotne, zwłaszcza kiedy przyjdzie nam szukać pewnych inspiracji dla twórców ,JWesołej Lwowskiej Fali" właśnie w zachowaniach bohaterów „Pocięgla". Zalewajko był mniej łatwowierny niż Ciuchraj. Zachowywał nie tylko dystans wobec kolejnych Jóźkowych przygód miłosnych, ale także nie potrafił zrozumieć tak bardzo emocjonalnego angażowania się przyjaciela w każdą nową znajomość z przedstawicielką płci pięknej. Prezentował proste i nieskomplikowane widzenie świata. Zawsze miał dla Józka gotową radę, swego rodzaju receptę na życie. W każdym poważnym, życiowym problemie próbował dostrzec coś „pozytywnego". W jego radach i pocieszeniach zawiera się to, co autorzy chcieliby widzieć jako swego rodzaJTi filozofię życia beztroskiego, wyznawaną przez lwowskiego batiara. Przykładem na to są słowa Zalewajki chcącego uspokoić zdenerwowanego Ciuchraja, któiy zauważył pierwsze siwe włosy na swojej głowie: Nie plącz durny Józku. Ty jesteś szczęśliwszy od tysiąca innych. Wieki młodych ludzi prosi Boga bowiem, by doczekali się włosów siwych, a jednak umierają przedwcześnie bez jednego wioska siwego."4 Pisanie cotygodniowych felietonów do „Pocięgla" nie dawało zabezpieczenia finansowego, w związku z czym Jóźko Ciuchraj robił też interesy, które miały przynieść jemu i Zalewajce „pokaźne dochody w gotówce". Niekiedy nawet to się udawało, jak np. przy sprzedaży sznurka po rzekomym wisielcu3". Sam pomysł wykorzystania naiwności kupujących, wierzących, że sznurek ten przyniesie szczęście, pochodził od Zalewajki przejawiającego zdecydowanie więcej życiowego sprytu niż przyjaciel. Ale i Jóźko potrafił wyjść z różnych opresji życiowych obronną ręką i wywieść w pole nsowy wizerunek 109 nawet lwowskich opryszków. Przeważnie jednak uważał się /a pechowca: Tak też ja i Zalewajko nie mamy szczęścia do niczego. Do czego się nie zabierzemy — to nam jakoś nie idzie i jeszcze trzy razy nie idzie.'16 Swoich przygód nie relacjonował jednak wbałaku, chociaż jako lwowski batiar posługiwał się nim swobodnie. Ujaw-n ii to podczas jednej z wizyt na Zamarstynowie11'. Warto jej I loświęcić więcej miejsca. Pomysł wyprawy do knajpy na Za-niarstynowie nie spotkał się z aprobatą Zalewajki, który zareagował ostro: Zwariowałeś - ty chcesz iść na Zamarstyiiów, a masz ty przygotowany worek na kości, a dzbanek na krew? Chcesz dostać majchrem pod ziobro? Jóźko Ciuchraj jednak nie dał się przestraszyć i obstawał przy swoim: Mieszkańcy [Zamarstynowa] nie wyglądają wcale na zabijaków, mają w sobie coś sympatycznego. I okazało się, że Jóźko w zamarstynowskim szynku świet-iiie sobie umiał radzić. Najpierw uprzedził zaczepkę jednego ze stałych bywalców atakując pierwszy: Tbbi może si coś nie podoba? Wypal, bo klapacz szwicuje. Tych kilka słów lemberskieh wystarczyło abym sobie zjednał wszjTstkieh w lokalu [...] lb jest chłop - zawołał do intruza jeden z siedzących kolegów. Już nie zwracali na nas uwagi, pili piwo i rozmawiali między sobą. Na tym się jednak nie skończyło. Jóźko kokietowany przez dziewczynę innego gościa w knajpie nie tylko uchylił się przed 110 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA jego ciosem, ale sam uderzył go „w pyszezysko". Powalony Grześku powstał na nogi, popatrzył chwilkę na mnie i podając mi rękę powiada: Klawo pan świci. Pan je chłop. Tę przygodę skomentował Ciuchraj następująco: Kto odważny i silny w pięści, ten nie potrzebuje się obawiać i Zamarstyriowa. Nie ma wątpliwości pod czyim adresem kierował te słowa. W ten sposób charakteryzował siebie - nieodrodnego przedstawiciela lwowskiego batiarstwa, ale tego - przypomnijmy określenie Kurzowej - nacechowanego pozytywnie. Jóźko chciał uchodzić za porządnego batiara, co nie oznacza, iż nie wiedział, że określenie „batiar" mogło mieć ujemne zabarwienie emocjonalne. On sam używał tego słowa, gdy był wściekły na swego przyjaciela. Mówił wtedy: len batiar, ten łajdak, ten szubienicznik. Natomiast mieszkańców lwowskich przedmieść, którzy różnili się od niego w podejściu do życia i ludzi - wolał nazywać „osobnikami typu pozarogatkowego"98. Nie ulega wątpliwości, że autorzy felietonów o przygodach Józka Ciuchraj a tworzyli obraz pozytywnego lwowskiego batiara. Jednak z pisanych tekstów wynikało wyraźnie, że pojęcie „batiar" w potocznej świadomości lwowian funkcjonowało też z negatywnym nacechowaniem. I tak, gdy Ciuchraj z Zalewajką postanowili zabrać na pokład budowanej przez siebie arki 50 osób, warunki dla nich sformułowali następująco: Lokatorowie [...] muszą się w niej zachowywać przyzwoicie i spokojnie jak przyszło na ludzi uczciwych, gdyby jednak Prasowy wizerunek 111 znalazł się w nią] jakiś taki batiar, zakłócający spokój innym, stanie pod sąd doraźny." "W podobnym znaczeniu używała słowa „batiar" także Jóźkowa gospodyni. Jeśli już posługiwała się tym właśnie zawołaniem, to zawsze z nieprzyjazną intonacją. Na przykład próbując dostać się do mieszkania Ciuchraja i Zalewajki wołała: Łajdaki, batiary! Otwórzcie zaraz, bo wam drzwi rozwalę.100 Okazuje się jednak, że określenie „batiar" mogło być też przyjmowane niekoniecznie jako obraźliwe. Jóźko zwracał się „Do niepiśmiennych bandytów, rabusiów, opryszków", którzy go napadli i dodawał: „Panowie batiary"101. Nie chciał ich w żadnym wypadku obrazić, a tylko skłonić do oddania skradzionych rzeczy. Ten sposób przemawiania okazał się skuteczny. „Panowie batiary" zrezygnowali z rabunku. "Wynikało z tego, że unieśli się batiawkim honorem. Dla Józka Ciuchraja, tego z połowy lat dwudziestych, uczciwość była jedną z podstawowych zasad życiowych. Nie ulegał namowom Zalewajki, aby „przeszwarcować się" bez opłaty za wstęp do zakładu kąpielowego w Brzuchowicach. Zawsze był pełen galanterii dla pań, niekiedy aż przesadnie. .Jego naiwność i prostoduszność były wręcz rozbrajające, a życzliwość wobec ludzi nie znała granic. Bieda dla Józka to nie pierwszyzna, zmartwienia topił najczęściej w piwie i wódce „zakąszając" nieodzownymi w takich przypadkach skwarkami. Jóźko-batiar nic nie posiadał, najczęściej był bez pieniędzy, ale „nie gryzł się tym na zapas". Spośród knajp, do których chętnie chadzał, preferował te, gdzie kredytowali gościa. Nie akceptował przy tym pomysłów Zalewajki, który nieuprzejmemu restauratorowi nie chciał zapłacić rachunku i zamierzał „po cichu" opuścić lokal. Tfego I 112 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA rodzaju „zemsta" za nieuprzejmość nie mieściła się w Jóź-kowych regułach gry. Długoletnie „występy" Józka Ciuchraja w „Pocięglu" były niewątpliwie przyczyną jego ogromnej popularności. Jóźko stworzył postać pozytywnego batiara i zyskał sympatię czytelników - i tych z przedmieścia, i inteligencji ze śródmieścia10-. Stał się wzorem do naśladowania. W jednej ze swych powieści Ferdynand Neumauer włożył w usta głównego bohatera, Józka Kulika, takie oto słowa: Kłaniam się jej [przekupce] galantnie jak Jóźko Ciuchrąj swej Miehalinee Świerk.1"1'1 Mały lwowski batiar mówił o tym z nie ukrywanym uznaniem dla bohatera satyrycznych felietonów z „Pocięgla", co jest kolejnym dowodem, że Jóźko Ciuchrąj był bliski mieszkańcom przedmieścia i chętnie się z nim utożsamiano. Widać jasno, że „Pocięgiel" współtworzył nowy mit batiara, jakby chcąc zerwać z mniej chlubną przeszłością tej postaci (w wydaniu spopularyzowanym przez stare piosenki przedmieścia i te ze zbiora Rollauera, i te, których autorstwo Rollauer przypisywał przedstawicielom inteligencji). Jedynie jeszcze tylko w zachowaniu i myśleniu Zalewajki można odnaleźć resztki tego, co prowadziło do konfliktu z władzami i policją, a odbicie znajdowało w lwowskich piosenkach o batiarze. Postępowanie Józka Ciuchraja nie rodziło konfliktów. Wszystko wskazuje na to, że ten nowy mit batiara, stworzony na łamach „Pocięgla" miał swoją kontynuację, bo przecież Jóźko Ciuchrąj musiał inspirować - chociażby przez swą długowieczność — twórców dwu nowych postaci, mających stać się wkrótce uosobieniem lwowskiego batiarstwa z okresu II Rzeczypospolitej: Szczepka i Tbńka z ,Wesołej Lwowskiej Fkli". Prasowy wizerunek 113 Nadszedł rok 1933 i „Pocięgiel" zniknął z rynku prasowego we Lwowie. Trudno ustalić, co skłoniło wydawcę do zaprzestania wydawania pisma, ale nie należy zapominać, iż były to czasy wielkiego kryzysu, który nie oszczędzał również wydawców prasy. Ostatni wydawca „Pocięgla", Adolf Doll-Olpiński, niewiele zmienił w przejętym przez siebie piśmie i kontynuował cotygodniowe opowieści Józka Ciuchraja104. Zdaje się to tylko potwierdzać, że postać Józka mocno wrosła w koloryt Lwowa. Adolf Doll-Olpiński po zaniknięciu „Pocięgla" próbował jeszcze w piśmie humorystycznym „Komik Polski" przywołać postać -łóżka Ciuchraja, ale szansę na powtórzenie dawnego sukcesu były już wówczas niewielkie105. Po prostu czas Józka Ciuchraja już wtedy przeminął. W tym miejscu należy się czytelnikowi krótkie uzupełnienie. Wspomniany Doll-Olpiński, zanim przejął „Pocięgla", redagował od 1918 roku pismo satyryczne „Kabaret". To w tym piśmie występowała nie tylko Michalińcia Świrk, ale i tacy męscy przedstawiciele podmiejskiej okolicy, jak Grześko 1 )oliniarz i Guścio Lufcik. Przy czym ten pierwszy był prostacki, a sympatię mógł zyskać najwyżej u antysemitów i czytelników lubiących prymitywny humor. W „Kabarecie" pojawiał się czasem ktoś z Łyczakowa, jak np. Janka, za której „cnotkę wszyscy ręczą chłopcy z Łyczakowa"106. Ten fragment to przykład języka, jakim się w „Kabarecie" Olpiń-ski posługiwał - a język to był faktycznie niewybredny. Jednak Janka to nietypowa bohaterka „Kabaretu". Lektura pisma prowadzić musi do wniosku, że wydawcy przyświecało inne hasło: Dziewiczość jest towarem, który im dłużej leży, tym bardziej traci na wartości.107 Olpiński nie tylko nie krył swego antysemityzmu, ale też pisywał teksty antyukraińskie108. Więcej tu knajactwa niż i 114 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA autentycznego poczucia humoru. Jedno można powiedzieć - wydawca, choć wprowadzał od czasu do czasu postaci z ludu, to na pewno nie był wielbicielem lwowskiego folkloru czyjego piewcą, a więc batiarow tu nie uświadczymy, chyba że uznamy za nich - wspomnianych Grześka i Ghiścia. Tyle że sam autor nigdy ich jako batiarow nie prezentował. W ostatnim numerze „Kabaretu" (nr 44 z 27 X 1930) pojawiła się informacja, iż wydawca pisma nabył „Szczutka", „Śmigusa" i zamierza połączyć te pisma z „Kabaretem". Nowy tygodnik nazywać się miał „Hulaj dusza". Informacji tej towarzyszyła zapowiedź obniżenia ceny nowego tygodnika do 25 groszy („Kabaret" kosztował 30 groszy). Pierwszy numer ukazał się 3 listopada 1930 roku. Adolf Doił-Olpiń-ski podpisywał się jako redaktor, wydawca i właściciel drukarni. Trudno odnaleźć w tym piśmie batiara jako samodzielnego bohatera humorystycznych tekstów. Udało się jednak tym razem przynajmniej odkryć, kto za batiara może być przez redaktorów uznany. Aby dać odpowiedź na to pytanie, trzeba przytoczyć taki wierszyk : U Icka Spueha Gdy już noc zapadnie głucha I zamknięte szynki, bary Wtedy mnkną do Icka Spueha Lepsze gości żądni „chary". Ruda Felka, for-tancerka Mańka Pieszczoch, prywatystka Wiera Najduch ex kelnerka Róża Zweinos, masażystka Z niemi Maniek, kieszonkowiec Antek Olej, znany kasiarz; Józek Guida, pokojowiec I sutener lamignaciarz; l Prasowy wizerunek 115 Szofer złamkark z narzeczoną; Mendel Kiwa, zecer - złotnik Zygcio klawisz z cudzą żoną I Trach - od torebek psotnik Czasem spotkać też się zdarzy Tu poetę fest pod gazem, Który o migdałach marzy Z batiarami pijąc razem. Wre zabawa, jak u mamy Klara wsuwa, sznaps samowar... Witzów moc, a względem sztamy Płynie w kółko czarny browar Co sił starczy na piec walą Wszak nie długo „fajrant" krzykną Panny słodko się migdalą Tyle ich co duszkiem łykną. A przy bramie sta^»Drżała Trzyma wartę - sprawa krucha Żeby władza nie zastała Gości szac u Icka Spueha.109 Ostatni zachowany numer pisma „Hulaj dusza" pochodzi z 22 kwietnia 1931 roku (w zbiorach Biblioteki Narodowej ). Upadek pisma nie ostudził wydawniczych ambicji Adolfa Doll-Olpińskiego. Pod koniec 1932 roku rozpoczął wydawanie (i to w nakładzie 50 tys. egzemplarzy) „Komika 1 'olskiego" - najtańszego wówczas czasopisma ilustrowanego w Polsce (numer kosztował 10 groszy). To na łamy „Komika Polskiego" wprowadził Olpiński parę „wesołków" -jak n-li określa Tadeusz Krzyżewski - Antka i Kantka. Odejście Józka Ciuchraja „ze sceny prasowej" Lwowa /I uegło się z wylansowaniem nowych postaci batiarow przez twórców słynnej ,JWesołej Lwowskiej Fali", audycji radio- 116 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA wej, która w krótkim czasie zdobyła niebywałą popularność. Jej narodziny związane są z rokiem 1933 i nazwiskiem "Wiktora Budzyńskiego. Tb on do lwowskiej rozgłośni wprowadził Kazimierza Wajdę i Henryka Vogelfangera, którzy jako Szczepko i Tbńko spopularyzowali lwowskiego batiara w skali ogólnopolskiej. Zanim omówimy radiowe i filmowe występy Tbńka i Szczepka, należałoby przez chwilę zastanowić się, dlaczego odnieśli taki sukces. Pamiętać trzeba, że Ciuchraj i Zalewajko po 1918 roku właściwie nie używali bałaku, tylko czasem można było usłyszeć w ich mowie pojedyncze lwowskie słowa gwarowe. Marcin Zalewajko niekiedy odczuwał potrzebę wypicia „troszku wódki", Józku nazywał go „chirusem", nie pytał go też „dlaczego?", a ograniczał się do słowa „czego?". Używali też charakterystycznych — co podkreślali sami redaktorzy „Pocięgla" - „odezwań lwowskich": „przeklinać kogoś z kościami", „grać warjata", „przyiść w te pędy". Nie może dziwić, że pomysł powrotu do bałaku dwu ba-tiarów - co miało świadczyć o ich batiarskiej autentyczności — doprowadził do niezwykłej popularności bohaterów ,JWeso-łej Lwowskiej Eali", Szczepka i Tbńka, którzy łatwo pozyskali sympatię wielu lwowian. Myślę, że nie bez wpływu na popularność pozostawał fakt, iż ta językowa - unikalna w skali kraju - „lwowskość" Szczepka i Tbńka dawała im okazję do zaznaczenia swojej odmienności i specyfiki samego Lwowa. W jakimś stopniu chciano tym sposobem nawiązać do dawnych czasów, gdy Lwów był stolicą Galicji. Nostalgie i powroty do przedwojennej historii były zrozumiałe, jeśli pamięta się, że po 1918 roku „stołeczność" Lwowa należała już do przeszłości. Próbując porównać sposób prezentowania się Ciuchraja i Zalewajki oraz Szczepka i Tbńka, a także ich stosunek do Lwowa, trzeba zaznaczyć, że ci pierwsi nie starali się ekspo- Prasowy wizerunek 117 nować już w latach dwudziestych i trzydziestych swej Iwow-skości. Nawet jeśli Józku spacerował po ulicy Łyczakowskiej, to w jego opowieści nic tej ulicy nie odróżniało od reszty ulic samego Lwowa czy innych miast110. Trzeba przypomnieć, że w 1930 roku zapadła decyzja 0 utworzeniu Wielkiego Lwowa", co oznaczało włączenie dawnych przedmieść do miasta i prowadziło do zanikania specyfiki, a w jakimś sensie i egzotyki dawnych przedmieść. 1 upodobnianie się ich do typowo miejskich dzielnic. W charakterystyczny sposób zareagował na ten fakt sam „Pocię- Już postanowiono, pozwolono przyłączyć wszystkie gminy okoliczne. Przybędzie 50 tysięcy ludzi, kupa walących się chałup, niewybrakowanych ulic, ciemnych zakamarków, niebezpiecznych zaułków i innych piaszczystych wydmuchów, ale za to będzie miastem o 300 000 mieszkańców.111 Jednocześnie wielu mieszkańcówTnedawnych przedmieść w pełni zaakceptowało swój nowy status mieszkańca mia-st,a, pełnoprawnego lwowianina. Dawną gwarę przedmieść bałak - uznano za jeden z wielu równoprawnych wyróżników przynależności do lwowskiej społeczności miejskiej. Tk próba pogodzenia, a właściwie połączenia, elementów kultury przedmieścia z kulturą wielkomiejską została w pełni społecznie zaaprobowana. Okazało się przy tym, że również prasa próbowała przez wprowadzenie na swe łamy postaci Szczepka i Tbńka zyskać czytelników i podreperować swoją słabą kondycję finansową. Było to więc uczestniczenie w tworzeniu mitu lwowskiego batiara — bohatera pozytywnego. Wspomniany już Adolf I )oll-Ołpiński - nie bacząc na prawa autorskie - zdecydował się w wydawanym przez siebie „Komiku Polskim" na swoisty eksperyment. Zaprosił znanych już słuchaczom ra- 118 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA dia Szczepka i Ibńka do złożenia wizyty milczącemu od kilku miesięcy Józkowi Ciuchrajowi112. lekst dialogu w „Komiku" odbiega poziomem od tych, które wychodziły spod pióra autorów ,Wesołej Lwowskiej Fali". Naśladownictwo było wyjątkowo nieudane. Szczepko i Tbńko nie przypominali tych z audycji, Jóźko Ciuchraj nie był podobny do tego, który jeszcze niedawno występował w „Pocięglu". Wszystkim brak było tej swoistej naiwności i prostoty oraz charakterystycznej subtelności wyrażania się. Nie obeszło się w tekście bez wulgaryzmów, których starali się unikać zarówno Wajda i Vogełfanger, jak i autorzy opowieści Ciuchraj a. Janusz Wasylkowski twierdzi, iż była to ze strony wydawcy „Komika Polskiego" działalność plagiatorska113. Jeśli nawet zgodzić się z tym określeniem, to trzeba dodać, że wyjątkowo nieudana. Wajda i Vogelfanger zareagowali na poczynania Adolfa Doll-Olpińskiego ostrym sprzeciwem i zagrozili skierowaniem sprawy do sądu. Wkrótce też Szczepko i Ibńko zniknęli z „Komika Polskiego", ale Jóźko Ciuchraj także nie powrócił na łamy pisma. Jeśli zrozumiała jest rezygnacja z dialogów dwu radiowych batiarów, to nie bardzo wiadomo, dlaczego Olpiński nie zdecydował się kontynuować monologów Ciuchraja. Czyżby zrozumiał, że czas jego prasowych sukcesów i popularności już minął, a nowo wylansowane przez ,Wesołą Lwowską Falę" postacie stanowić mogą konkurencję nie do pokonania? A może zabrakło też wydawcy „Komika Polskiego" dobrego pióra do dalszej popularyzacji przygód Józka Ciuchraja? „Komik Polski" nie był jedynym pismem, które próbowało wprowadzić na swe łamy popularnych lwowskich batiarów, Szczepka i Tbńka. Próbę taką podjął wznowiony w 1934 roku „Szczutek", tym razem chyba jednak za wiedzą autorów dialogu, o czym świadczy podtytuł tej publikacji114. Niestety, Szczepko i TMko pojawili się tu incydental- Prasowy wizerunek 119 nie; w następnych numerach „Szczutka" czytelnicy nie otrzymali już dawki tego naiwnego, prostodusznego humoru, który (Izięki Józkowi Ciuchrajowi, a potem Szczepkowi i Tbnkowi zaczęto przypisywać lwowskiemu batiarowi. Trudno powiedzieć, dlaczego zaniechano zamieszczania w „Szczutku" tak lubianych dialogów, bo przecież musiano wierzyć w możliwość pozyskania nowych czytelników. Jak nęciły wydawców dialogi Szczepka i Ibnka, świadczyć się zdaje jeszcze jedna próba wydawnicza, podjęta przez Adolfa Doll-Olpińskiego, tym razem występującego pod nazwiskiem Adolf Dolleczek. Nauczony doświadczeniem (groźba rozprawy sądowej) do nowo wydawanej ,Wesołej Fali" wprowadził dialog Szczepka i Lońka (por. Aneks nr 2)U5. Na uwagę zasługują co najmniej dwa fakty. Jeden związany jest z miejscem wydania ,Wesołej Fali", która ukazywała się w Warszawie. Wydawca uznał, że pozytywne postaci lwowskich batiarów są już nie tylko stałym elementem lwowskiego folkloru, ale potrafią bawić i ^zyskiwać czytelnika ogólnopolskiego. Po drugie, lwowski batiar z ,Wesołej Fali" Doli oczka bardzo żywo reagował na aktualne wydarzenia polityczne, czego Wajda i Vogelfanger starali się unikać, choć im się to nie zawsze udawało116. Z próbą pewnego rodzaju nawiązania do postaci dwu lwowskich batiarów z ,Wesołej Lwowskiej Fali" mamy także do czynienia w prasie lwowskiej w czasie II wojny światowej. Na początku stycznia 1942 roku w „Gazecie Lwowskiej" 11 kazały się teksty próbę taką potwierdzające! (Aneksy nr 3, ¦1, 5, 6)117. Wydaje się, że pomysł wprowadzenia do pisma i lwu lwowskich batiarów zrodził się w trakcie przygotowywania jednego z tzw. felietonów miejskich. W mieście istniało zagrożenie tyfusem i władze niemieckie chciały o tym poinformować i ostrzegać lwowian. Swój udział miała w tym także i „Gazeta Lwowska". Stąd też w cyklu Lwów a la mi- I 120 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA 'iasowy wizerunek 121 nutę odbyła się rozmowa Miećka z przyjacielem, mająca zachęcić lwowian do częstego używania mydła118. Czytając ten dialog prawie nikt nie przypuszczał, że w dwa dni później redakcja „Gazety" rozpocznie druk Rozmówek za drągiem i wprowadzi do nich obu bohaterów felietonu Tyfus. W pierwszej z nich odbyła się prezentacja „prawdziwych lwowskich swoich chłopaków z Gródka" - Miećka Waliwen-dera i Ceśka Dyrdyka119. Miećko - szczery, uczynny, serdeczny, ale i sprytny- miał uosabiać batiara dającego sobie radę w najtrudniejszych sytuacjach życiowych. Natomiast Ceśko - nieśmiały i w przeciwieństwie do swego przyjaciela za mało energiczny i przedsiębiorczy. Nie ulegało wątpliwości, że pomysłodawcy - a trudno dziś ustalić, kim byli - nawiązywali do wcześniej znanych prasowych i radiowych wzorów. Obaj batiarzy mówili bałakiem, kochali nie tylko swoje miasto, ale „wszystkich porządnych ludzi", nie potrafili wyrządzić nikomu krzywdy, ale też innych krzywdzić by nie pozwolili. Miećku w pomyśle autorskim miał pouczać Ceśka i zdaje się, że chciano nadać tym „rozmówkom" charakter dydaktyczny. Plany jednak nie zostały zrealizowane. Ukazały się tylko jeszcze dwa dialogi, przy czym drugi popularyzował inicjatywę wspomagania Polskiego Komitetu Opieki zajmującego się najuboższymi we Lwowie120. Redakcja „Gazety Lwowskiej" nie wyjaśniła czytelnikom, dlaczego zrezygnowano z kontynuacji Rozmówek za drągiem. Cykl Lwów a la minutę jednak kontynuowała, ale Miećku i Ceśku już w nim nie występowali. Musi się tu rodzić podejrzenie, że ktoś poinformował decydentów pisma, że obaj batiarzy zbyt przypominają tak popularnych Szczepka i Tbńka. Mogło to prowadzić do niepotrzebnych pytań o losy wojenne całej ,JV\fesołej Lwowskiej Eali", która przecież nie próżnowała i swym po- czuciem humoru ułatwiała przetrwanie na obczyźnie Polakom, którzy opuścili Polskę we wrześniu 1939 roku. Lektura „Gazety Lwowskiej" dostarczyła jeszcze kilka innych przykładów zajęcia się przez redakcję pisma interesującym nas tu problemem. Na łamach dziennika pojawili się w pewnym momencie mali lwowscy batiarzy, którzy ze śmiechem i aplauzem przyjmowali występy grajków ulicznych śpiewających lwowskie piosenki121. Zwrócenie szczególnej uwagi przez autora reportażu na reakcję i zachowanie właśnie małych batiarów świadczyć może o tym, że malcy stanowili stały element pejzażu lwowskiej ulicy. Autor nie ukrywał, że bliska i bardzo zrozumiała jest mu ta batiarska przychylność i aprobata dla lwowskiej piosenki. Po kilku tygodniach redakcja postanowiła przyjrzeć się bliżej lwowskiemu ulicznikowi122. Grzegorz Hryciuk, autor monografii „Gazety Lwowskiej" dopatrzyłby się z pewno-ńcią w tym tekście chęci nawiązania i utrzymania kontaktu z czytelnikami, wzbudzenia wrażenia, że gazeta jest „ich" pismem.123 Autor zaznaczył bowiem w swej pracy bardzo wyraźnie, iż prasa gadzinowa - a „Gazeta Lwowska" była jej reprezentantem - nigdy nie była prasą polską, niepolskie interesy reprezentowała. Przesądziło to - według niego - o nega-lywnym podejściu Polaków do niej i to zarówno w czasie wojny, jak i po jej zakończeniu124. Nie sposób nie przyznać lacji Hryciukowi, ale też nie wolno zapominać o tym, że pewne teksty mogły powstawać z autentycznej potrzeby serca polskich redaktorów piszących do „Gazety", a fakt, iż niemieccy decydenci dostrzegali w takich tekstach możliwość przekonania polskich czytelników do swych „dobrych zamiarów" to już zupełnie inna sprawa. 122 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Warto przytoczyć obszerniejszy fragment wspomnianej publikacji Chłopcy z ulic miasta, aby pokazać, jak redakcja wyrażała troskę o bezdomne lwowskie dzieci i jak chciała wzbudzić w czytelnikach uczucie współczucia. Zuchwały, bezpański, krzykliwy i wścibski, o przedwcześnie dojrzalej twarzy, z ostrym, lisim spojrzeniem włóczęgi, z powagą „strzykając" słownikiem rynsztoków i zaułków, w miarę obdarty i nieumyty zrzuca węgiel z przejeżdżających platform, natarczywie żebrze o jałmużnę, jeździ okrakiem na buforach wagonów tramwajowych, nosi pakunki na stacji, kręci się i dociera wszędzie, wypełniając tysiące innych czynności, dzięki którym go wszędzie i na każdym kroku jest na podorędziu. Wpatrzcie się w twarz małoletniego „przedsiębiorcy", który rozbiwszy swój kramik na ulicy, zachwalając wam „ef-ef" wyczyszczenia bucików, zaprasza naturalnym i „dorosłym" gestem do siebie. Spójrzcie na małego gazeciarza, czy „handlowca" z placu Solskiego. Ma tysiące twarzy i tysiące zajęć, ale to tylko złudzenie, bo w tysiącach twarzy odbija się jedno oblicze — nędzy, a tysiącem zajęć jedna tylko potrzeba kieruje - potrzeba zaspokojenia głodu. A więc teraz poznaliście go wszyscy — to dziecko ulicy. Nie można w tym miejscu nie przywołać wspomnień J.E. Wilczura, aby stwierdzić, że obraz ulicznika lwowskiego nie został przez „Gazetę" przejaskrawiony czy przesadnie przedstawiony125. Przyjazne nastawienie do małych lwowskich batiarów dziennik wkrótce ponownie zaprezentował w takim oto obrazku: Przed głównym dworcem ruch i gwar. Gromady małych ob-dartusów, w kaszkietach kręcą się niczym stado rozćwierka-nych wróbli. Ręce w kieszeniach, wypchanych papierosami, pastą, gałgankami, na plecach drewniany, przenośny stolik do czyszczenia butów, dumna, zadzierżysta mina, usta w uśmiechu szerokie od ucha do ucha - oto typ małego spekulanta. [... ] Każdy przyjezdny rozrywany jest po prostu przez oblegają- Prasowy wizerunek 123 cych batiarusów. [...] Prawo silniejszego gra tu główną rolę; odważniejsi, sprytniejsi wodzą rej w gromadzie - dla niedołęgi nie ma tu miejsca. Pięściami i łokciami wywalczać sobie muszą pierwszeństwo. [... ] Czasem nie obejdzie się bez osobistych porachunków. Zazwyczaj żyją jednak w zgodzie i w najlepszej komitywie wracają po całodziennych trudach do domów.126 Te obszerne opisy przytoczone zostały nie bez przyczyny. Przedstawiały nie tylko trudną sytuację najmłodszych mieszkańców Lwowa, ale miały pozyskać sympatię i uznanie czytelników dla dziecięcej zaradności i pomysłowości, a także akceptację sprytu i przebojowości małych lwowskich ulicz-ników. Nawet używanie przez nich Języka rynsztoków" nie było traktowane jako coś nagannego. Stąd można wysnuć wniosek, że redaktorzy „Gazety Lwowskiej" mieli również swój udział w kształtowaniu pozytywnego wizerunku małego batiara. Trochę inaczej wyglądał natgjpiast stosunek „Gazety" do „dorosłych" batiarów. Gdy podjęła temat tzw. lwowskich świrków- ludzi traktowanych z sympatią i z przymrużeniem oka ze względu na ich dziwactwa — to jednocześnie o lwowskich batiarach pisała: „różne męty naszego miasta"127. W podobnym kontekście pojawiło się określenie „batiar" w innej publikacji128. Tym razem „hersztem batiarów" nazwany został - i to dwukrotnie - znany z lwowskich piosenek Jóźko Marynowski. Żeby nie było wątpliwości, jak ocenia autor tego bohatera lwowskich przedmieść, przedstawił go dodatkowo jako osławionego gangstera, [... ] mularza z zawodu, bandytę z fachu, [...] wielokrotnego przestępcę kryminalnego. I na koniec dodawał, że upamiętniła Marynowskiego lwowska piosenka, której 124 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA nie o moralną wartość człowieka chodzi, lecz o typ charakterystyczny, znamienny dla swej epoki. Próbując określić stosunek „Gazety Lwowskiej" do ba-tiara, nie można nie dostrzec, iż w używaniu tego określenia, w prezentacji postaci, którym przydawała to miano, nie było konsekwencji. Miećko i Ceśko z Rozmówek za drągiem, lwowscy ulicznicy to przykłady lansowania wizerunku pozytywnego batiara, natomiast inne przykłady świadczyły o tym, że batiarem redakcja nie wahała się też nazwać człowieka negatywnie ocenianego pod względem moralnym. Na jeszcze jedną kwestię należałoby tu zwrócić uwagę. Na łamach „Gazety" kilkakrotnie pojawił się Łyczaków. Nie sposób nie zadać pytania, czy autorzy tych tekstów dostrzegali w tej dzielnicy Lwowa kolebkę lwowskiego batiara i czy w ogóle batiar tam się pojawił. Okazuje się, że Łyczaków przestał być wówczas postrzegany jako tradycyjne przedmieście Lwowa. Aby to pokazać, wypada się zatrzymać przy jednej z publikacji. W 1943 roku „Gazeta Lwowska" prezentowała dzielnice Lwowa. Za główną część składową dzielnicy II uznała Łyczaków. Co - według „Gazety Lwowskiej" - powinno czytelnikowi kojarzyć się z tą nazwą? Tak odpowiadała na to pytanie: Dla Lwowianina będzie się więc poczynała dzielnica II za św. Antonim i znajdzie on w niej wszysttko, co dotychczas z Łyczakowem łączył: szpitalno-medyezną dzielnicę i uliczki pnące się pod nagie już zbocza Cesarskiego Lasku, cmentarz łyczakowski i Łyczakowski Park z Bartoszem Głowackim, Łyczakowski dworek, a nade wszystko wynoszącą się kampanię pięknego kościoła Ostrobramskiej. A tuż dumna spółdzielczość nauczycieli - Piękna Kolonia profesorska i przepiękny krajobraz wąwozów...129 Prasowy wizerunek 125 W dalszej części opisu nie ma wzmianki o niczym, co mogłoby nas interesować ze względu na temat tej pracy. Autor charakterystyki nie wiąże wcale Łyczakowa ze specyficznym typem mieszkańca, specyficzną zabudową czy specyficznymi obyczajami. Nie odniósł się w ogóle do tradycji tej dzielnicy i jej historii. Jakby nie było to wszystko ważne i godne przypomnienia. Jakby nie dostrzegał potrzeby podtrzymywania w świadomości mieszkańców miasta odrębności Łyczakowa i jego odmienności. A przecież było tak, jak w piosence: Nie ma jak we Lwowie Żyć na Łyczakowie Gdzie zamiast oberka „Tańcują" sztajerka; Gdzie się z Mańką Józku „Giba" pomaluśku I w zabawy szale O Lwów nie dbawcale.130 Autor tekstu z cyklu Przy lwowskim kominku, odnoszącego się do zwyczajów z drugiej połowy XIX wieku - należy przypuszczać, że był nim Tadeusz Krzyżewski — pisał jednak o swych bohaterach, mieszkańcach Łyczakowa w czasie przeszłym, choć z wielką sympatią. Na co dzień tamta „łyczakowska rodzinka" ciężko pracowała. „Arystokracja" łyczakowska - jak ją nazywał autor - od rana do wieczora pilnowała swych kramów krupierskich w śródmieściu i na placu św. Antoniego. Majstrowie stolarscy, garbarze, rze-źnicy byli nie mniej zajęci pracą. Ale umiał się ten sam pracowity Łyczaków również zabawić. Łyczakowski brat-lata - skory do wypitki i do wybitki, [... ] byle muzyczka była i wódeczność znakomita. 126 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Łyczakowianie bawili się w dużym gronie bliższych i dalszych sąsiadów. Małżeństwa zawierano ze „swoimi", a węzły pokrewieństwa -jak twierdzi autor - łączyły niemal cały górny Łyczaków. "Wielkie przyjęcia odbywały się w dawnym szynku „Łysego Maćka", stojącym naprzeciw cerkwi św. Piotra, a karnawałowe ostatki w słynnym (w 1943 roku już zapomnianym) „Hotelu de Laus", gdzie odbywała się ceremonia chowania do grobu basa. Opis ceremonii należy do rzadkości i chociażby dlatego warto go przytoczyć: Po ochoczych tanach o północy wszyscy z kuflami piwa lub kieliszkami wódki rozpoczynali paradną procesję dookoła sal zabawowych, następnie otwierano szynkwas i wkładano weń basetlę, wypowiadając przy tym komiczne, najeżone kalamburami i tłustymi dowcipami mowy pogrzebowe. Wesoła stypa pogrzebowa przeciągała się potem aż do rana, muzyczka rżnęła, aż drewniane ściany trzeszczały - jeno już najgrubszym głosem nie dawała znać o sobie pogrzebana niesławnie basetla. Nie zabrakło też informacji - czego należało się spodziewać, jeśli uznać, że opis odnosi się do drugiej połowy XIX wieku — o bójkach towarzyszących tej karnawałowej zabawie. Bardziej z nostalgią niż z potępieniem pisze o nich T.K.: Że zaś w tym zapale zabawowym prysło czasem parę „halb" i mieszczuch jeden z drugim oberwał po łbie, to zapisać trzeba na konto krewkich temperamentów łyczakowskich junaków, wśród których największy zawadiaka wyrastał raczej na miejscową sławę, aniżeli mu za złe miano szczerbienie filisterskich głów! A gdy już wpadli gdzie zawadiacy najsławniejsi — murarz Tomasz Iwanowski czy rzeźnik Teofil Berliński — to nic ino nogi za pas i zmykać, bo gdzie oni wlecą tam szyby lecą i cały świat przed nimi drży. Prasowy wizerunek 127 Autor tego tekstu dołączył do chóru tych, którzy starali się we wszystkim, co lwowskie dostrzec tylko pozytywne cechy. Szukając śladów lwowskiego batiara w prasie nie można było nie zadać sobie pytania: czy po II wojnie światowej lwowianie, którym przyszło opuścić Lwów, próbowali wprowadzić na łamy prasy tę postać? Poszukiwania ułatwiła lektura pracy Ireny Seiffert-Nauki131. Autorka prowadząc porównawcze badania językoznawcze dotarła do tekstów napisanych w dialekcie lwowskim132. Okazało się, że wrocławskie „Słowo Polskie" opublikowało w 1946 roku 25 dialogów, które prowadzili ze sobą - warszawiak Antoni i lwowianin lłVanek133. Obaj po wojnie znaleźli się we "Wrocławiu i tu próbowali zacząć nowe życie. W ich wypowiedziach Irenę Seiffert-Naukę interesowały przede wszystkim właściwości fonetyczne i słownikowe, a także niektóre morfologiczne i składniowe.134 Rozmówcy posługiwali się językiem ze stron rodzinnych, używając gwarowych wyrażeń lwowskich i warszawskich. Warto tu przytoczyć fragment rozmowy obu bohaterów ru-lnyki Ibdsluckane nie tylko po to, by zwrócić uwagę na ich specyficzny język, ale przede wszystkim na charakter ich więzi i sposób myślenia. W rozmowach tych pozornie dominował Tbńku, ale Franek nie zamierzał mu się wcale podporządkować. Gdy Tbńku głośno i długo pouczał Branka, iż nie i inleży biletów tramwajowych wyrzucać na chodnik tylko do kosza, ten zdenerwowany mówił: Tbnieczku mój! Proszeni ciebi, nie rób już hecy. Ja naprawdę więcej tegu nie zrobim. Tbńku wspaniałomyślnie postanowił mu wybaczyć: No! Ten raz ci pofolguję, ale trzymaj się płotu niemalowanego, bo inszym razem to ja zamaluje tak fest na perłowo! 128 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Franek? odwalmy na bok... Widzisz jak towarzystwo nosi papierki do tej blaszanki? Ja umyślnie takie głośne grandę uskuteczniłem, bo do naszej publiczności tylko sztorcem! Tylko taki, bity i kopany, potrafi przyzwoite zachowanie wykazać! Grzecznością, bracie, nic nie uzyskasz! Franek zareagował na to w taki oto sposób: Tb co ty mi bajtluisz. Ja przez ciebi publicznego wstydu si najadł, ty mnie obsztorcował, a nie kogo innegu! Sponiewierał ty mnie w oczach ogółu! Tbńku zaś łagodził sytuację: 'ii i: Nie wyrzekaj, H-anciu kochany! Dla dobra społecznego cier- ¦¦$ piałeś te pozorowane politykie, ale widzisz i tędy się nauki wy- kłada.135 Po kilku tygodniach rozmów Franek wyznał, że „warsza-wiści" napisali do niego list protestując przeciwko nazywaniu Antoniego warszawiaka - Tbńkiem i tłumacząc to tak: Tbńku z przedwojennego radia lwowskiego, tu był uferma i że jemu Szczepciu ciągle głowę zmywał i że jeździł po nim jak po zdechłej kobyle, a ty jesteś cwaniak warszawski i tobi nie przystoi.136 Antoni zgodził się z takim stanowiskiem „swojej sitwy". „Antek jezdem!" - przyznał i postanowił, że dla knajaekiej szemranej spółdzielni towarzyskiej, Antoś mo-gie być, ale Tbńciem, to możesz sobie pińczerezylka wabić. Od tej pory w dialogach Tbńku bywał już nazywany An-tosiem. Irenie Seiffert-Nauce nie udało się ustalić, kto krył się pod pseudonimem Jotko137. Jedno jest pewne, że Jotce zna- Prasowy wizerunek 129 ny był zarówno lwowski bałak, jak i gwara warszawska138, natomiast trudno podejrzewać, że autor wywodził się z centrum Polski, jeśli rodowitemu warszawiakowi nadał imię Tbńku. Celem zaś tych publikacji miało być przekonanie czytelnika o tym, że na przyznanym Polsce po II wojnie światowej Dolnym Śląsku możliwe jest bezkonfliktowe współżycie Polaków wywodzących się z różnych stron II Rzeczypospolitej. Wnikliwa analiza dialogów skłania jeszcze do innego wniosku. Warszawiak Tbńku pozornie miał w tym duecie więcej do powiedzenia, ale sympatia autora musiała być zdecydowanie po stronie łwowianina Franka, bo to Tbńko powiedział 0 Ftanku: Frajer, pompka jesteś i kombinować nie potrafisz.159 Franek tak odpowiedział: Ale ty musisz z warszawska tak podblagować troszeczku, a ja tego nie potrafim.140 '*** 1 Tym samym autor bez zbędnego komentarza najlapidar-niej oddawał cechy Tbńka i to wcale nie kreujące go na bohatera pozytywnego, chociaż jednocześnie informował czytelnika, że on „swój honor ma"141. Przytoczona rozmowa również nie najlepiej świadczy o Tbńku; to nie on sam poświęcał się dla „dobra ogółu", ale swego przyjaciela stawiał w kłopotliwej sytuacji. Nie wiedział też, co to jest Ossolineum otwarte właśnie we Wrocławiu i Franek musiał mu to wyjaśniać i do obejrzenia „białych kruków" zachęcać. Franek też chwalił się znajomością zasad ortografii, natomiast Ibńku przyznawał się do tego, że jest z nimi „na bakier"142. W dialogach tych raz tylko padło określenie „batiar". I wcale nie do Franka ono się odnosiło. Użył go właśnie on, kiedy we Wrocławiu chciał wypuścić gołębie: 130 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Ja tu popilnuim, żeby baciaiy nie straszyli, a ty biegnij do gazetki! [...] żeby gołębi nie niszczyli.143 Przypomniał wrocławianom o istnieniu słowa „batiar" w lwowskiej gwarze, ale nie przydał mu jednak „pozytywnego nacechowania". Skłania to do przypuszczenia, że ta cała autorska „akcja" pozyskiwania sympatii czytelników dla Franka wynikała przede wszystkim z pozytywnego nastawienia samego autora do lwowian w ogóle, a nie z chęci mitolo-gizowania lwowskiego batiara jako synonimu lwowskości, bo próżno by takiej chęci w tekstach Jotki się doszukiwać. Wielu lwowiakom osiadłym we Wrocławiu mogło się wydawać, że autor dialogów Tbńka i Franka w sposób zamierzony nawiązywał do tradycji ,Wesołej Lwowskiej Fali". Sposób prowadzenia rozmowy był podobny, bohaterowie różnili się temperamentami, ale tylko jeden z nich był lwowianinem. W kilka miesięcy po zakończeniu występów Franka i Tbńka czytelnicy wrocławskiej prasy mieli jeszcze jedną okazję do snucia przypuszczenia, że pierwowzorem dla bohaterów nowego komiksu prasowego mogli być zarówno Jóźko Ciuchraj i Marcin Zalewajko z „Pocięgla" jak i Szczepko i Tbńko z przedwojennej lwowskiej audycji radiowej. W połowie 1947 roku na łamach innego wrocławskiego pisma, „Naprzodu Dolnośląskiego" ukazało się - powtarzające się zresztą kilkakrotnie i rzucające się w oczy ogłoszenie: Wkrótce zjeżdżają do Wrocławia w swej wędrówce po Dolnym Śląsku dwaj znakomici podróżnicy Józku i Walerku.144 Zapowiedzi te zrealizowano jednak dopiero w następcy „Naprzodu Dolnośląskiego" - w dzienniku ,Wrocławski Kurier Ilustrowany". Przez półtora roku ,Wrocławski Kurier Ilustrowany" -a właściwie autor całego pomysłu, A. Celarek - dostarczał Prasowy wizerunek 131 czytelnikom obrazkowych, krótkich historyjek o tarapatach mieszkaniowych, zawodowych i uczuciowych dwu lwowian, którzy osiedli po wojnie we Wrocławiu. Tak przedstawili się oni po przybyciu do miasta napotkanemu milicjantowi: Obywatelu władza, ja jezde Józku Ciuchraj, a to mój najdroższy frąjnd Walerku Gwiżdż. Masz obywatel władza naszy litygimacji. My oba repatryanty.145 Gdyby przyszło w dużym skrócie przedstawić role, jakie zagrali, to należałoby zwrócić uwagę na te, które przypominały słynnych lwowskich batiarów z ,Wesołej Lwowskiej Fali" lub z wcześniejszego „Poeięgla"146. Zdecydowanie bardziej zaradną i sprytniejszą osobą był Walerko, ale i jego nie omijały kłopoty, które miewał Józku. Często też — tak jak przyjaciel - okazywał się Walerko być wrażliwy na wdzięki pięknych kobiet. Obaj lubili piwo, zwłaszcza Piastowskie. Józku liyl mniej zaradny, ale za to bardzo sympatyczny w swojej 11( 'zradności. Gdy przyszło mu j Qgbać tramwaj em bez biletu, „palił się ze wstydu". Nie zawsze też spokojnie przyjmował 11 ¦ zachowania Walerka, które odwracały od niego uwagę nowo poznanych pań. Wtedy nie wahał się nazywać go batiarem i obiecywał, że jeszcze się z nim policzy147. Batiarami nazwala też Józka i Walerka żona „wujka Hilarego", gdy spo-i kala całą trójkę na ulicy148. Zdarzało się, że Jóźko grał na liiirmonii, a Walerku śpiewał. W repertuarze Józka powtarzały się dwie piosenki: Jóźko na harmonii gra i Tylko we Wrocławiu. Dla lwowian nie mogło być wątpliwości, że w tej ilnigiej piosence zamieniono „we Lwowie" na „we Wrocławiu". Jednak nie wszystkim wrocławianom podobały się te śpiewy i nie u każdego wywoływały nostalgiczne przypomnie-11 i a. Nie był z pewnością lwowianinem restaurator wrocław-¦;ki, który tak zareagował na artystyczne występy Józka i Walerka: 132 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Patrzcie państwo szanowne, łachudryjakieś. Od konsompęji mi gości odciągają. Ja was nauczę włóczęgi zatracone.149 W pierwszych miesiącach Jóźko i Walerku nie kryli, skąd pochodzą. Opowiadali o spotkanych dawnych znajomych ze Lwowa, a po wizycie u fryzjera z lwowskiej Persenkówki przypomnieli czytelnikom, że tak dobrze „golili tylko na Persen-kówce"150. Początkowo w rozmowach używali bałaku, ale już pod koniec 1947 roku zniknął on prawie zupełnie z ich wypowiedzi, a jedynym śladem dawnego związku ze Lwowem pozostały tylko takie krótkie odezwania: la skąd. [...] lii gdzie ty jesteś.151 Uważnego czytelnika ,Wroeławskiego Kuriera Ilustrowanego" nie mogło to jednak zaskakiwać. Pojawiały się bowiem w piśmie teksty wskazujące na to, że odwoływanie się do dawnych sentymentów i ciągłe nostalgiczne przypominanie o swoich korzeniach nie były postrzegane tylko jako zjawiska pozytywne. Jeden z publicystów tak pisał: dzieliły nas sztuczne granice i narzucony tryb życia. Dziś, gdy więzy granic opadły po raz drugi, dokładniej starajmy się zrozumieć naszą różnorodność jako skutek złej przeszłości [...] Zrozumienie tego na zachodzie Polski, gdzie żyjemy „spędzeni" prawie ze wszystkich stron świata nie wydaje nam się sprawą bez znaczenia. A zrozumienie to polowa prawdziwego pojednania.152 Czytelnik rozpoczynający lekturę gazety dopiero w 1948 roku nie był w stanie dowiedzieć się, że w przypadku Józka i Walerka ma do czynienia z dwoma lwowiakami, ponieważ wrośli oni już zupełnie w nowe realia i nie odczuwali potrzeby nawiązywania do przeszłości. W ich wypowiedziach pojawiały się natomiast nowe tony „państwowotwórcze". Po i isowy wizerunek 133 idwiedzeniu Targów Poznańskich Jóźko tak przemawiał do .wego przyjaciela: Gdy człowiek dłubie przy warsztacie, to mu często robota brzydnie, ale jak zobaczy takie Targi, to dopiero widzi naprawdę, co to jest, gdy się cały naród za robotę weźmie.133 Wrocławski Kurier Ilustrowany" wychodził do połowy grudnia 1948 roku, a 16 grudnia wydano pierwszy numer „(Jazety Robotniczej", organu PZPR. Wraz z „Kurierem" liknęli też Jóźko i Walerko. Nie było - widać - dla nich iejsca w nowym piśmie. W nowej sytuacji politycznej przy-|minanie o lwowskich korzeniach części mieszkańców Ziem chodnich nie mogło być dobrze widziane. Zaczynał się czas lelkiego milczenia o Lwowie i jego mieszkańcach, nawet to była tylko historia, a może właśnie dlatego, że to była historia. Trzeba było czekać aż do 1956 roku, abyprasa przypomniała sobie i mogła powrócić do lwowskiego, a więc i I >atiarskiego tematu. ¦<•¦» Na fali popaździernikowej odwilży pod koniec 1956 roku u < ¦ Wrocławiu zaczęły się ukazywać „Nowe Sygnały". W gro-11 ic współpracowników tego społeezno-kulturalnego miesięcz-nika, prekursora późniejszej „Odry", znaleźli się też lwo-wianie ze słynnym satyrykiem Karolem Baranieckim na czele1'4. Niewykluczone, że to on był inspiratorem przypo-11 mienia postaci dwu znanych lwowskich batiarów — Szczep-ka. i Tbńka. Pismo zamieściło znane już w latach trzydzie-tych cztery dialogi bohaterów ,Wesołej Lwowskiej Eali"155. Wcześniej natomiast wprowadzono do pisma tzw. kącik lwowski, w którym prof. Marcin Bałak (postać wymyślona) prezentował „słownik batiarskiego żargonu", a rysunki do słow-nika oficjalnie już firmował Karol Baraniecki. On też sprawował pieczę nad lwowskim wątkiem „Nowych Sygnałów". Konieczne jest jednak w tym miejscu pewne uzupełnienie. 134 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA „Nowe Sygnały" zamieszczając wyżej wspomniane teksty zarówno dialogowe, jak i słownikowe docierały na pewno do bardzo szerokiego grona odbiorców. Nie były to jednak teksty oryginalne. Po raz pierwszy ukazały się w efemerycznym pisemku - „Pacałycha" - wydawanym przez byłych uczniów jednego z lwowskich gimnazjów. „Pacałycha" ukazywała się nieregularnie, w nakładzie 12-25 egzemplarzy, a wśród autorów i wydawców znaleźli się Karol Baraniecki i Wojciech Dzieduszycki. Pisemko poświęcone było wspomnieniom z lat szkolnych, zapomnianym lwowskim poetom, piosenkom i dowcipom z lwowskich przedmieść. Redakcja „Nowych Sygnałów" zaznaczyła, co prawda, że przedrukowy-wane teksty pochodzą z „Pacałychy", ale szerszych informacji o tamtej prasowej inicjatywie dawnych lwowskich gimnazjalistów jednak nie udzieliła156. Zanim przypomniano czytelnikom „Nowych Sygnałów" Szczepka i Tbńka, Karol Baraniecki - występując pod pseudonimem Lołu - opublikował w piśmie tekst piosenki Bal weteranów157. W dwa tygodnie potem redakcja otrzymała list od „Byłego obywatela z górnego Łyczakowa", który prosił o sprostowanie słów piosenki i przypomniał, iż jest ona jedną z najstarszych piosenek „batiarskich", śpiewanych jeszcze przed I wojną światową. Dodawał jeszcze coś, czego we wcześniejszych latach cenzura by nie przepuściła, a mianowicie że „śpiewali ją zresztą w czasie obrony Lwowa w 1918 roku"158. Okazało się, że teraz pozwolono nie tylko na przypomnienie i bałaku, i ,Wesołej Lwowskiej Eali", i nawet wydarzeń przez całe lata w oficjalnym obiegu wydawniczym nieobecnych. Tkk więc po wielu latach ciszy za sprawą wrocławskiego pisma grono literatów, rysowników i dziennikarzy ujawniło swe dawne związki ze Lwowem i w ten oto sposób wzięło udział w popularyzowaniu postaci lwowskich batiarów, ale Prasowy wizerunek 135 w bardzo jednoznacznym, pozytywnym wydaniu. Szczepko i 'Ibńko uosobiali wszak to wszystko, co mogło im zjednywać tylko sympatię czytelniczej publiczności zarówno tej, która ich pamiętała sprzed 1939 roku, jak i nowej, która Lwów znała już tylko z opowiadań rodziców i znajomych. Powrót lwowskiego batiara, pozytywnego bohatera lwowskiej społeczności do świadomości narodowej odbywał się przy tym w atmosferze szczególnej - politycznej i moralnej odnowy. Klimat sprzyjał przypominaniu tego, co narodowa pamięć winna zaakceptować, przyswoić ze względu na pozytywną ocenę postaci, jej postawy i zachowania. "Wkrótce jednak okazało się, że dla lwowskiego batiara był to powrót krótkotrwały. I znowu na wiele lat zapadło milczenie wokół Lwowa, lwowskiego batiara i dawnych ziem II Rzeczypospolitej, które po ostatniej wojnie znalazły się poza granicami państwa polskiego. W latach tej kolejnej ciszy lwowianie przebywający od lat na emigracji postanowili powołać do życia Koło LwowiaflT w Londynie, a miejscem przypominania rodakom o swoim istnieniu stał się dla nich „Biuletyn Koła Lwowian", którego pierwszy numer ukazał się w 1962 roku. Stał się na wiele lat nie tylko kroniką życia lwowskiej emigracji w Londynie, ale też miejscem zapisu licznych wspomnień i szkiców historycznych dotyczących Lwowa. Aby pokazać, w jakim duchu wydawano „Biuletyn Koła Lwowian", konieczne jest szersze przedstawienie samego Koła Lwowian powstałego w 1960 roku, co umożliwia lektura „Biuletynu". W 1962 roku Kołu Lwowian udało się zorganizować 44 rocznicę Obrony Lwowa wspólnie ze Związkiem Ziem Połu-dniowo-Wschodnich przy współudziale Kół Oddziałowych, Batalionów Lwowskich Strzelców, Pułku 6 Pancernego „Lwowskich Dzieci", Związku Lwowskich Kadetów i Związ-ku Ziem Wschodnich R.P Okazuje się, że po raz pierwszy 136 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA spotkano się w tak szerokim gronie. Koło Lwowian w rezolucji Walnego Zebrania z kwietnia 1962 roku bardzo wyraźnie określiło swoje stanowisko w kwestii polskich granie oraz miejsca Lwowa na mapie politycznej Europy159. Uznano, że jak najbardziej stanowcza obrona wschodniej granicy Polski, ustanowionej w traktacie ruskim w 1921 roku powinna stać się przewodnią ideą we wszystkich wystąpieniach i rozmowach. [... ] polityka niepodległościowa, która w chwili obecnej słusznie podkreśla postulat uznania przez Zachód granicy zachodniej Polski na Odrze i Nysie, nie może i nie powinna przesuwać na drugi plan naszego programu polegającego przede wszystkim na obronie terytorialnej całości Rzeczypospolitej, a więc ze Lwowem i Ziemiami Wschodnimi. Jednocześnie prezes Koła Lwowian, Stanisław Kuniczak, wysłał do prasy list specjalny. Wytknął w nim przewodniczącemu Tymczasowej Eady Jedności Narodowej działającej w Londynie, Tadeuszowi Bieleckiemu, iż ten otwierając Zjazd Polaków w Wielkiej Brytanii w 1962 roku. nie zdobył się na najmniejszą nawet wzmiankę na temat Lwowa, Wilna, czy w ogóle wschodnich ziem Polski. [... ] lb milczenie może doprowadzić do tego, że znajdzie się on [T. Bielec-ki] poza nurtem życia politycznej Emigracji. [... ] musimy równocześnie walczyć o odzyskanie naszej wschodniej granicy z roku 1939 i bronić zachodniej na Odrze i Nysie.160 Takie myślenie części emigracji londyńskiej, podkreślającej swój lwowski rodowód, stanowisko „wygnańczej lwowskiej gromady" -jak sami się nazywali - to swoiste, jedyne w swym rodzaju „życie na niby"161, w tym wypadku ograniczające się tylko do sfery tęsknoty i wyobraźni. Potwierdzają to słowa Stanisława K. (najprawdopodobniej Kuniczaka, prezesa Koła Lwowian) tak witającego pojawienie się drugiego wydania Gawęd lwowskich Kazimierza Schleyena: Prasowy wizerunek 137 Wywołuje tęsknotę wspomnień u tych, co Lwów przeżyli i dreszcze pragnień u tych, co do niego należą każdym wiórem duszy. Jest, jakby razem podręcznikiem lwowskiego savoir vi-vre, z którego można by się uczyć i naśladować. Wprowadza w atmosferę legendy, która już nigdy nie wróci i wywołuje pogodę ducha i uśmiech na twary [...]. Każdy „kurzenny Lwo-wianin" znajdzie siebie gdzieś na jakiejś stronie.1(>2 Jeszcze bardziej istnienie tego „życia na niby" ujawnia fragment listu nie znanej starszej pani z Londynu, przesłanego Kazimierzowi Schleyenowi: Dziękuję. Mnie już wiele życia nie pozostało. Co wieczór, gdy leżę w łóżku, siostra odczytuje mi na glos jeden rozdział. Jesteśmy znów we Lwowie. Bóg zapłać.163 Ife powroty do Lwowa gwarantował Schleyen w inny jeszcze sposób. W 1972 roku właśnie w „Biuletynie Koła Lwowian" opublikował dialog Szczephu i Tbńhi o LwowilM (por. Aneks nr 7). Tym razem znani z*«i|tyesołej Lwowskiej Rili" -Szczepko i Tońko zostali już bardzo „upolitycznieni", snuli „optymistyczne" plany odnośnie przyszłości Lwowa, a sprowadzały się one do wskazania sposobu usunięcia z miasta „moskali". Wszystko to było zabarwione specyficznym żartem i humorem. I można by nawet uśmiechnąć się wysłuchując tych „batiarskich" prognoz, gdyby nie to, że z ich pola widzenia zniknął tak oczywisty fakt, że Lwów anno domini 1972 to już nie polskie, ani nie „moskiewskie" mia-slo, ale ukraińskie. Co prawda, pełne jeszcze polskiej tradycji i historii, śladów polskości niekiedy zbyt ostentacyjnie zamazywanych - ale przecież przez wielomilionowy naród ukraiński uznane za stolicę zachodniej części Ukrainy i to bez poczucia jakiejkolwiek tymczasowości. Czyżby należało wyciągnąć z tego wniosek, że londyńskim lwowianom nostalgia i miłość do dawnego Lwowa nie pozwalały na realną ocenę 138 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Prasowy wizerunek 139 stanu granic w Europie? Pytanie takie nasuwa się, gdy przypomnimy, że proces odprężenia w Europie w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych stawał się coraz bardziej widoczny. W grudniu 1970 roku Polska podpisała z RFN układ 0 uznaniu przez Niemcy Zachodnie polskiej granicy na Odrze 1 Nysie, a w sierpniu 1975 roku w podpisanej w Helsinkach deklaracji europejskie granice uznano za stały element układu powojennego. Redakcja „Biuletynu" śledziła przebieg Europejskiej Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy i informowała o tym czytelników105. Odpowiedź na wcześniej postawione pytanie przyniósł następny numer „Biuletynu Koła Lwowian". Stanisław Ku-niczak ogłosił w nim „alarm dla narodu polskiego"166. Powodem dla tego rodzaju wystąpienia stał się artykuł Kazimierza Trębickiego, który w ukazującym się w Londynie „Tygodniku Polskim" zarzucił emigracji „zejście na bezdroża fikcji politycznej, oderwanie od rzeczywistości".167 Reakcja Koła Lwowian i jej szefa była bardzo ostra. Kuniczak pisał: E Trębicki nie jest żadnym autorytetem i nie może od nas żądać wyzbycia się praw do Polski prawdziwie niepodległej, całej wolnej i bezpiecznej w swoich granicach, jeśli chodzi o wschodnie - to na linii Traktatu Ryskiego z marca 1921 roku, granicy prawnej i uznanej przez układające się strony. Żadnemu Polakowi nie wolno rezygnować z prawnie uznanych granic. Wyrażenie stanowiska Koła Lwowian w tej sprawie uznał za równie ważne jak zaprotestowanie przeciw sianiu zwątpienia w duszach tych, którzy w przyszłości z naszych rąk przejmą trudy wywalczenia drogich nam historycznych granic. Dwa tygodnie po ukazaniu się artykułu Trębickiego zwołano Zebranie Obywatelskie w „Ognisku Polskim", w Londynie. Stanisław Kuniczak powtórzył tam swoją opinię. „Programowe przemówienia" - tak je nazwała redakcja „Biuletynu" - wygłosili też Zdzisław Stahl, Adam Treszka oraz A. J. Ścibor-Rylski. Adam Treszka przypomniał stanowisko emigracji w kwestii granic po II wojnie światowej168. Poczynając od aktu Zjednoczenia Narodowego z 1954 roku publiczne wypowiedzi potwierdzały, według niego, trwanie przy celu najważniejszym: przywrócenia wolności i niepodległości państwa polskiego w granicach traktatu ryskiego na wschodzie. Pod tymi słowami podpisali się też uczestnicy Zjazdu Polski Walczącej (Londyn, 1966), a prezydent, Stanisław Ostrowski, w styczniu 1973 roku powtórzył oświadczenie rządu z listopada 1972 roku o dążeniu do zachowania praw do całości obszaru państwowego z Wilnem i Lwowem włącznie.169 W wystąpieniach nie zabrakło też przypomnień którymi nie każdy lwowianin by się podpisał - o pod harmonii współżycia obywateli zahartowanej w ogniu najazdów i oblężeń, wyrażaj ącej w przeszłości Lwowa niezłomną wolę wytrwania i należenia do państwa polskiego, w którym zawsze Lwów widział swą Ojczyznę i gwarancję życia i szczęśliwej przyszłości.170 Były też oskarżenia pod adresem części emigracji o „postawę klęski i wyrzeczenia". Ogarnięci duchem kapitulacji uprawiają oni samobiczo-wanie, kajają się za winy popełnione i nie popełnione wobec 140 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA mniejszości narodowych. Przy czym są tak tendencyjni, że nie chcą widzieć obiektywnej sytuacji i zbrodni, których ofiarą padły tysiące bezbronnej ludności polskiej na ziemiach wschodnich w czasie okupacji niemieckiej. W zaślepieniu swym nie zauważają, że to terror ukraiński przede wszystkim przyczynił się do skurczenia się żywiołu polskiego w województwach południowo-wschodnich, w znacznie większym stopniu, niż to ma miejsce na ziemiach północno-wschodnich, gdzie nie było gwałtów ze strony ludności białoruskiej. Przyjąwszy raz taką postawę w konkluzji dochodzą aż do wyrzeczenia się ziem wschodnich na rzecz Ukrainy, której pojęcie jako państwa jest bardzo płynne. Pomysły te kiełkują głównie w głowach niektórych działaczy z Tbwarzystwa Przyjaźni Polsko--Ukraińskiej.171 Powoływano się też na „tytuły historyczne i prawne" Polaków do Lwowa, a także na zwykle, ludzkie uczucia. Do tych ostatnich nawiązywał zwłaszcza Zdzisław Stahl stwierdzając: My, którzy urodziliśmy się na tych ziemiach, jeśli chodzi o mnie we Lwowie, wychowaliśmy się od dzieciństwa w świadomości, że ten nasz kraj, także jeszcze pod dawnymi zaborami, to była Polska. Jednocześnie zaznaczał, że nie kieruje się nienawiścią do „kogokolwiek, do innej narodowości czy grupy społecznej tych ziem" i pragnie z nimi zgody, ale nie można jej wiązać z jednostronnymi ustępstwami i rezygnacjami ze strony Polaków. Zebranie Obywatelskie zakończyło się przyjęciem rezolucji, w której obronę wschodniej granicy Rzeczypospolitej Polskiej na linii traktatu ryskiego i walkę o powrót do Polski ziem wschodnich uznano za jeden z najważniejszych celów polityki polskiej emigracji. 1b obszerne omówienie przebiegu zebrania wydawało się konieczne dla zrozumienia, dlaczego powrót Szczepka i Tbńka na łamy „Biuletynu" odbył się właśnie w taki, a nie inny sposób. W swych rozmowach Prasowy wizerunek 141 oddawać mieli nastroje panujące w Kole Lwowian i w kręgach wokół niego skupionych. Przypomnienie zaś wystąpień: Stanisława Kuniczaka, Zdzisława Stahla, Adama Treszki wydaje się z jeszcze jednego powodu ważne, dla pokazania, że dzisiejsze dyskusje 0 stosunkach polsko-ukraińskich, o kwestii porozumienia 1 przebaczenia nie są niczym nowym. Nigdy nie były to dyskusje łatwe, nie brakowało w nich ocen skrajnych i postaw nieprzejednanych, i zawsze wywoływały gwałtowne reakcje uczestników172. Londyńscy lwowiacy długo nie mogli zapomnieć Kazimierzowi Trębickiemu jego prasowej wypowiedzi w „Tygodniku Polskim". Stanisław Kuniczak w przemówieniu wy-gtoszonym w listopadzie 1973 roku z okazji 55 rocznicy Obrony Lwowa jeszcze raz potępił „projałtowskie stanowisko" Trębickiego zwłaszcza, że autor artykułu Wschodnie granice Polski nie zrezygnował z dalszego nagłaśniania swych poglądów. Z ust Stanisława fi&niczaka padły wówczas ostre słowa. Mówił on: W lutym b.r. [1973] w Londynie, a przed kilkunastu dniami w Nothingham, po lutowym prowokacyjnym artykule jednego z gorliwych prometejczyków i jałtańskich kawalerów [... ] odbyło się publiczne zebranie dyskusyjne. Na tym ostatnim zebraniu, wspomniany propagator jałtańskiego rozwiązania i przekazania w upominku ziem południowo-wschodnich (Jałta) wschodniemu sąsiadowi — efemerydzie dzisiaj — Ukrainie, nie istniejącemu państwu, bronił tej granicy przeciwstawiając ją powszechnie uznanej i zatwierdzonej granicy ryskiej, od której nie mamy ani ochoty, ani najmniejszej potrzeby odstępować. Większość uczestników zebrania na obu zebraniach odrzuciła urojone pretensje Ukraińców.173 Przemówienie to nabierało już nie tylko antysowieckie-go wydźwięku — co było głównym zamiarem autora — ale też 142 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA wyraźnie antyukraińskiego. Na zasygnalizowaniu tego faktu wypadnie poprzestać, gdyż omówienie dość skomplikowanego stosunku redakcji i szefa „Biuletynu Koła Lwowian" do problemu ukraińskiego wymagałoby osobnego opracowania. Dla naszych rozważań inny natomiast fragment przemówienia Stanisława Kuniczaka jest ważny. Otóż pojawia się w tu słowo „batiar" w ciekawym kontekście. Prezes Koła Lwowian stwierdzał: Gdy coś kochamy, zawsze o tym mówimy i marzymy i tu widzimy lwowiaka, którego głód wzajemnej miłości we Lwowie przysłowiowej, musimy mu zastąpić, wypełnić i w nim tę „karajańską" miłość podtrzymać! Nie darmo jedną z najpopularniejszych lwowskich piosenek jest Serce batiara (aczkolwiek nie jest konieczne, żeby nim być), w której ten batiar chce to swoje serce posiać daleko do Lwowa... Dlatego u nas się mówi, „że Lwów każdego własną piersią nakarmi — nawet na kredyt..." i dlatego żadna chmura nie przesłoni nam lwowskiego nieba ani lwowskiego słońca, ani żaden wiatr nie zaprószy nam oczu.174 Tb wtrącenie jest wielce wymowne. Dla autora tych słów nie każdy lwowiak musi być batiarem, nie każdy też musi się z batiarem utożsamiać. Jedno jest pewne, że miłość i przywiązanie batiara do swego miasta nabrało w oczach Kuniczaka cech symbolicznych. Przypomina się w tym miejscu stanowisko Kazimierza Schleyena, zaprezentowane w dyskusji na łamach „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza" o pochodzeniu słowa „batiar". Schleyen przyznawał się do batiarstwa, ale przeciwny był identyfikowaniu batiara z ulieznikiem175. Thk więc bycie batiarem po 1945 roku dla autorów i twórców „Biuletynu Koła Lwowian" oznaczało głośne wyrażanie niepogodzenia się z faktem pozostawania Lwowa poza granicami państwa polskiego. Nowe wcielenia Prasowy wizerunek 143 Szczepka i Tbńka miały to niepogodzenie podtrzymywać, choć redaktorzy „Biuletynu" wiedzieli, że nie będzie to ła-l we. Wraz z upływem lat zdawali sobie coraz bardziej z tego sprawę. Zmniejszała się przede wszystkim grupa lwowian nasiąklych niezapomnianą atmosferą miasta, tą dziwną aurą, którą odczuwać może tylko ten, kto nią żył, oddychał, cieszył się i smucił od dzieciństwa.176 Nie ulega wątpliwości, że z dużą trudnością musiało przy-r I lodzić redakcji „Biuletynu Koła Lwowian" drukowanie u 1978 roku następujących słów: Przezorność jednak zmusza nas do liczenia się z bardziej odległymi terminami wyzwolenia Lwowa.177 Z takiej prognozy autor podpisujący się inicjałem i informujący czytelników, iż przesyła artykuł z kraju, wyciągał jednak dalsze wnioski. Wzjayał do realizacji wielkiego programu wychowania młodych Polaków na emigracji, następców w walce o polski Lwów. Nie należy się oglądać na kraj. Kraj ma zakneblowane usta. I fr Warto zobaczyć, co proponował w tym programie, a mianowicie: należy przygotować i wymienić z innymi „Kołami" kolorowe filmy krajoznawcze o Lwowie, organizować kon-k u rsy historyczne o Lwowie, dla młodzieży zaś — konkurs na lwowską piosenkę. Trzeba też podnieść atrakcyjność i wielkość nakładu samego „Biuletynu". Konkretyzował też niektóre propozycje: Należy wydać nie tylko gwarowe wiersze i pisane „bała-kiem" opowiadania, lecz również popularyzować ilustrowany słowniczek lwowskiego bałaku i uczyć młodzież jego zabaw- f 144 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA nych form, dowcipnych skojarzeń fonetycznych i folklorystycznego wigoru. Postulował też wydanie Błękitnej księgi Lwowa - swoistej encyklopedii wiedzy o Lwowie, i to w kilku wersjach językowych. Wszystkim tym działaniom miała zaś przyświecać wiara i nadzieja na powrót Polski do Lwowa. „Biuletyn Koła Lwowian" należał niewątpliwie do tych pism, które zrobiły wiele, aby w świadomości i pamięci czytelników nie tylko dawny Lwów był stale obecny, ale także żeby w tym lwowskim krajobrazie nie zabrakło lwowskiego batiara. W 1986 roku ówczesny prezes Koła Lwowian Józef Baraniecki w przedmowie do wydanego w Londynie Lwowa w naszej pamięci po raz kolejny przypomniał o tym szczególnym posłannictwie emigracji: Człowiekowi zmuszonemu do opuszczenia rodzinnego domu - nic ojczystych stron nie zastąpi [...], a tęsknota unosi nas do ludzi i otoczenia z ojczystych stron.178 Wielokrotnie też redakcja „Biuletynu" pozwalała, by ta właśnie tęsknota znajdowała swe ujście na łamach pisma. W innych rozdziałach mojej pracy, zarówno w tym poświęconym wspomnieniom lwowian, jak i omawiającym fenomen ,^Vesołej Lwowskiej Jkli" przyjdzie wielokrotnie odwołać się do tekstów zamieszczanych w „Biuletynie", gdzie pojawił się lwowski batiar jako postać nierozerwalnie związana ze Lwowem i zaznaczająca swoją obecność w najważniejszych dla miasta chwilach. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że oddziaływanie pisma ograniczało się właściwie do kół emigracyjnych) ponieważ nie miało ono w tamtych czasach prawa debiutu w kraju179. Mówiąc o roli „Biuletynu Koła Lwowian" w tworzeniu pozytywnego obrazu Lwowa i lwowskiego batiara, nie sposób Prasowy wizerunek 145 nie wspomnieć o tym, że na łamach pisma podejmowano niejednokrotnie polemiki z osobami, które wiele lat mieszkały w nadpełtwiańskim mieście i w związku z tym uważały, że mają prawo wypowiadać się o przeszłości Lwowa. W 1966 roku w londyńskiej „Kronice" ukazał się fragment wspomnień Klaudiusza Hrabyka, znanego w okresie międzywojennym działacza endeckiego, który lwowian na emigracji nazwał szowinistami, a przyznając im wiele czaru osobistego stwierdzał, że w swym charakterze posiadają mieszaninę rozmaitych cech, przeważnie ujemnych, które były efektem właśnie najprzeróżniejszych wpływów. Stwierdził też, że po odzyskaniu niepodległości Lwów się nie rozwijał, Targi Wschodnie nazwał „niewypałem", a na lwowskiej ulicy widział tylko brud, błoto, tłok Żydów, czarne i zamazane kamienice, pstro- fkaciznę szyldów i brak perspetywy.180 Stanisław Kuniczak, ówczesny prezes Koła Lwowian, nie zostawił tej publikacji bez odpowiedzi. Tekst Hrabyka nazwał „paszkwilem i plugawieniem miasta", i zakończył swą polemikę następująco: Tylko naiwni mogą poważnie traktować p. Hrabyka. Raczej z politowaniem należy przyjmować ekwilibrystykę i jego myślowe elukubracje.181 Redakcja i autorzy „Biuletynu", a później „Lwowa i Kresów" nie zamierzali ani przez moment zasiać w swych czytelnikach myśli, że o Lwowie można było mówić źle. Nic też dziwnego, że i lwowski batiar pojawiający się na łamach pisma to postać nacechowana tylko pozytywnie. Miał więc i „Biuletyn" swój poważny udział w mitologizowaniu tej postaci. 146 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA IPrasowy wizerunek 147 Jeśli już mowa o udziale prasy w popularyzowaniu postaci lwowskiego batiara to wypada też wspomnieć o tym, że w ostatnich dniach 1996 roku jedno z wysokonakładowych pism kobiecych przedstawiło swym czytelnikom „ostatniego batiara lwowskiego"182. Takie określenie otrzymał Michał Osiadacz, lwowianin urodzony w 1929 roku, który po II wojnie światowej ukończył we Lwowie konserwatorium jako „wirtuoz-akordeonista". Jeździł z koncertami po całym Związku Radzieckim. W 1975 skazany został na 15 lat zsyłki na Sybir. Nie wiemy, dlaczego, bo -jak pisze Maria Mam-czur - „Michał nie chce o tym mówić". Po sześciu latach wrócił do Lwowa. W 1994 roku udało mu się wreszcie uzyskać obywatelstwo polskie i przenieść do Warszawy. Obecnie - pisze autorka - „koncertuje w Polsce i w knajpach Paryża". Na jej pytanie: kim jest batiarf odpowiedział: Nu, jak to pani powiedzieć... człowiek wesoły, co to i zaśpiewa dla ludzi, i dobrych rad użyczy, i,jak trzeba, ta joj, to i duszy odda dla towarzystwa... I taki spryt ma, jak to lwo-wiaki. Przetrzyma wszystko...183 Trudno o bardziej „nacechowany pozytywnie" wizerunek batiara. Nie można nie poczuć sympatii dla postaci posiadającej wszystkie wymienione wyżej walory. Nie bez znaczenia jest w tym przypadku to, że Michał Osiadacz odnosi tę charakterystykę także do siebie samego i, co ciekawe, także do współczesności. Zgadza się na to, by nazywać go ostatnim lwowskim batiarem. Batiarem zresztą postanowił zostać jeszcze w dzieciństwie, gdy w 1936 roku ojciec kupił mu pierwszą „harmoszkę Hohnera". Chęć zostania batiarem wiązała się z tym, że kilkuletni chłopiec posiadał bardzo wyraźne wyobrażenie tej postaci. Tak to ujęła autorka artykułu: Batiar grał na harmonii, tryskał humorem w piosenkach. Wtedy ludzi rzewność brała.184 I te właśnie „batiarskie" umiejętności pociągały małego ()siadacza najbardziej i do dziś każą mu lwowskiego batiara kojarzyć przede wszystkim z harmonią, ze śpiewem i poczuciem humoru. I ze zdolnością rozrzewniania słuchaczy, 0 czym do tej pory nikt jeszcze nie pisał. A te inne jeszcze cechy, o których wspomniał na początku, to chyba już rezultat jego własnych, osobistych życiowych doświadczeń. Zwłaszcza ta zawierająca się w lapidarnym stwierdzeniu: „Prze- 1 rzyma wszystko". Mimo woli Michał Osiadacz dołączył w ten sposób do grona osób tworzących mit, sam przy tym występując w roli batiara. i 148 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Prasowy wizerunek 149 1 T. Krzyżewski, Księga humoru lwowskiego. 1800-1944, Warszawa 1995, s. 115. 2 „Różowe Domino" nr 40 z 1 X 1882. 8 „Różowe Domino" nr 25 z 18 VI 1882. Jednocześnie w nr 52 z 24X111882 pojęcie „makabunda" tak definiowano: „Zdrowe ziółko dojrzewające na lwowskim bruku, a używane jako dwunożna obraza honoru" 4 „Stańczyk" nr 1 z 6 IV 1880. 5 Mowa pana Piątkowskiego, „Stańczyk" nr 2 z 29 IV 1880. 6 Nieprzypadkowo do tego ostatniego określenia dodano „tzw.", ponieważ pod pojęciem ludu kryli się nie tylko murarze, piaskarze, służące, kucharki, przekupki, żebracy, ale i rzemieślnicy. 7 Imć Pan Onufry, „Szczutek" nr 3 z 27 I 1895; S. Hybes, Wkrai-nie groteski, Wrocław 1979, s. 66-67. Autor ustalił, że Imć Pan Onufry pojawił się w „Szczutku" (nr 22 numerze z 7 XII 187-0) i został przedsta-wionyjako „majster kunsztu mularskiego". Przypisuje mu też posługiwanie się lwowskim dialektem. Próbka jego opowieści zdaje się poddawać w wątpliwość autentyczność tego „dialektu". 8 Kum Kalasanty z Bajek, „Karykatury" nr 6 z 15 VII 1902. 9 „Szczutek" nr 20 z 1 VIII 1895. 10 P-p, Idylla z Łyczaknwa, „Zagłoba" nr 1 z 6 I 1894. 11 Po raz drugi o Łyczakowie wspomniano dopiero po roku od ukazania się pisma. Por. Rozmowa wigilijna zwierząt, „Zagłoba" nr noworoczny 1894/1895. 12 T. Krzyżewski, Księga humoru lwowskiego, s. 158. 13 tik, Pan Jędrzej z Łyczakowa ma glos, „Karykatury" nr 5 z 1 VII 1902. 14 Już w pierwszym numerze padło dwukrotnie słowo „batiar" i z kontekstu wcale nie wynika, czy był to przechodzień, chłopak uliczny, robotnik czy mieszkaniec przedmieścia. Por. Buba, „Cięgi" nr 1 z 5 11899. 1;> Por. E. Skorupa, Lwowska satyra polityczna, Kraków 1992. 16 Nawet ówcześni kupleciści też nie zaprzątali sobie zbytnio głowy postaciami z ludu i „typami pozarogatkowymi". W latach 1900-1912 Ludwik Halski (pseud. Ludwikowski) wydał kilka toników pt. Zbiór monologów, dyalogów i kupletów, ale oprócz Kupletów stróża (t. 1.), piosenki Rypcium pypcium (t. V), rozmowy dwu kelnerów (t. VI), gdzie pada nawet słowo „batiar", niewiele jest jednak przejawów zainteresowania lwowską ulicą i lwowskim przedmieściem. Podobnie jak w Kupletach i monologach Adolfa Kitschmaima (Lwów 1907) i w Polskim monologiście. Zbiorze monologów scenicznych i estradowych (Lwów 1919). 17 „Herold Polski" nr 238 z 1914. 1K Ta Józku. Humor i satyra dawnego Lwowa, Wrocław 1990, s. 3. 1!) J. Lwowczyk [Jacek Mokrzycki], Polski Lwów, Warszawa 1990, s. 52. 211 T. Krzyżewski, Księga humoru lwowskiego, s. 99. 21 Pocięgiel - to pas skórzany używany do ostrzenia noży w zakła-(liic.h szewskich, często używany przez majstra również jako pas do karani a, niesfornych uczniów i ta funkcja skłoniła wydawców pisma do zatytułowania tygodnika „Pocięgiel". Podejmowali się wszak „chłostania" społeczeństwa, ośmieszania jego wad i przywar. 22 Por. J. Habela, Z. Kurzowa, Lwowskie piosenki uliczne, kabaretowi' i okolicznościowe do 1939 roku, s. 103; oraz T. Krzyżewski, Księga humoru lwowskiego. Nie udało się autorce wyjaśnić, dlaczego Habela i Kurzowa jako datę pojawienia się „Pocięgla" podają rok 1909. 23 Od wydawnictwa, „Pocięgiel" nr 1 z 15 IV 1911. 24 Skargi Pana Jana z Bajek, ibidem. 25 Ibidem. 26 Mowa kandydata na posła, „Pocięgiel" nr 2 z 1 V 1911. 27 „Pocięgiel" nr4zlVI1911. 28 „Pocięgiel" nr 12 z 1 V 1912. 23 „Pocięgiel" nr 20 z 4 VII 1912. ™ „Pocięgiel" nr 24 z 1 VI 1912. :" Por. W Szolginia, Tamten Lwow^Wrocław 1993, s. 65. 32 „Pocięgiel" nr 2 z IV 1911. 38 „Pocięgiel" nr 3 z 15 V 1911. 34 „Pocięgiel" nr 8 z 1 VIII 1911. 35 „Pocięgiel" nr 7 z 1 III 1912. 36 P Bombach był właścicielem znanego szynku mieszczącego się przed I wojną na rogu ul. Kazimierzowskiej i Rzeźniczej. Por. J. Habela, 'A. Kurzowa, op. cit., s. 92. 37 „Pocięgiel" nr 4 z 4 VI 1911. 38 J. Habela, Z. Kurzowa, op. cit., s. 135, 142. 39 „Pocięgiel" nr 9 z 15 VIII 1911. 40 „Pocięgiel" nr 10 z 11X1911. 41 „Pocięgiel" nr 15 z 1X1 1911. 42 „Pocięgiel" nr 7 z 1 III 1912. 43 „Pocięgiel" nr 11 z 10 IV 1912. 44 „Pocięgiel" nr 6 z 1 VII 1911. „Pocięgiel" nr 32 z 26 LX 1912. Zamieszczanie tekstów rozpoczął od 40 numeru „Pocięgla" z 21 XI 1911. 150 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Prasowy wizerunek 151 47 Por. J. Habela, Z. Kurzowa, op. cit. 48 „Pocięgiel"nr45z25XII1912. 49 Od redakcji, „Heca" nr 1 z 27 VI 1912. 50 Ibidem. 51 „Heca" nr 6 z 1 VIII 1912. 52 Piosenki lwowskiej ulicy. Antologia. Wrocław 1987, s. 21. 53 „Pocięgiel" nr 6 z 6 II1913. 54 NaftułaTópfer- właściciel restauracji przy ul. Trybunalskiej 42. 55 „Pocięgiel" nr 46 z 13 XI 1913. 56 „Pocięgiel" nr 32 z 7 VIII 1913. 57 „Pocięgiel" nr 6 z 6 II1913. 58 „Pocięgiel" nr 2 z 15 11914. 59 Czytelnikowi należy się wyjaśnienie, że wybuch I wojny światowej spowodował zawieszenie wydawania „Pocięgla". Ostatni numer z 1914 roku ukazał się 23 lipca. Można się było już wówczas dowiedzieć, że pismo sprzedawano nie tylko we Lwowie. Specjalne punkty sprzedaży znajdowały się także w Rozwadowie, w Budzanowie, Dolinie i Husiatynie. Wydawanie „Pocięgla" wznowiono dopiero 10 lutego 1916 r. 60 „Pocięgiel" nr 19 z 15VI1916.Należyprzypuszczać,żewtymdra-gim przypadku śpiewający mieli na myśli lwowskie brudy, nieporządki. 61 „Pocięgiel" nr 24 z 19 VII 1916. 62 „Pocięgiel" nr 43 z 11X111912. Wtedy Józku używał też w swych opowieściach języka literackiego, ale nie kryl, że znajomość bałaku nie jest mu obca. 63 „Pocięgiel" nr 6 z 1918. W roku 1918 redakcja nie podawała przy numerach pisma dat dziennych. 64 „Pocięgiel" nr 11 z 1918. O piosenkach tych wspominali J. Habela, Z. Kurzowa, op. cit., s. 103. Autorzy objaśniając, kim był bohater piosenki, piszą: „nazwisko fikcyjnej postaci typowego lwowskiego batiara występującego w stałej rubryce tygodnika humorystycznego «Pocięgiel» (1909-33), dzięki któremu postać ta rozpowszechniła się nie tylko we Lwowie, lecz i poza nim". Ostatnia informacja jest zgodna z prawdą, pismo -jak wiadomo - ukazywało się też poza Lwowem. Dwie pozostałe: zarówno daty wychodzenia pisma jak i ta, iż Jóźko był typowym batiarem w świetle lektury „Pocięgla" należałoby zweryfikować. 65 „Pocięgiel" nr 23 z 1918. 66 „Pocięgiel" nr 27 z 1918. 67 Brzuchowice - nieduża wieś oddalona o 9 km na północny zachód od Lwowa, położona wśród lasów i wzgórz Roztocza. Historia Brzucho-wic zaczyna się pod koniec XIX w. w czasie budowy kolei Lwów-Bełżee 76 77 w 1885 r. Zbudowano tam dworzec kolejowy, pieniądze dała lwowska gmina, a miasto w pięć lat później wydzieliło 15 ha lasu gminnego obok dworca na cele parcelacyjne. Jako pierwsi do kupienia parceli zgłosili się lwowscy mieszczanie i pobudowali tam domy letniskowe. Brzuchowice rozwijały się jako uzdrowisko. Przed I wojną światową zbudowano tam zakład kąpielowy, którego właścicielem był Bratkowski. Por. B. Braiter, Dawny Lwów, Lwów 1937, s. 53-55. 68 „Pocięgiel" nr 28 z 1918. 69 „Pocięgiel" nr 45 z 1918. 70 „Poeięgiel" nr 41 z 1918. 71 „Pocięgiel" nr 42 z 1918. 72 Skargi Pana Jana z Bajek, „Pocięgiel" nr 44 z 1918, był to numer zaduszkowy. 73 Gdy trwały walki polsko-ukraińskie, pismo nie ukazywało się przez 4 tygodnie. 74 „Pocięgiel" nr 46 z 1918. 75 „Pocięgiel" nr 1 z 1919. „Pocięgiel" nr 12 z 1919. „Poeięgiel" nr 14 z 1919. „Pocięgiel" nr25zl919. „Pocięgiel" nr 31 z 1919. „Pocięgiel" nr 26 z 1919. ¦*¦» „Pocięgiel" nr 32 z 1919. „Pocięgiel" nr 31 z 7.09.1916. „Pocięgiel" nr 32 z 1920. „Pocięgiel" nr 34 z 1920. „Pocięgiel" nr 36 z 1920. „Pocięgiel" nr 37 z 1920. „Pocięgiel" nr 47 z 1920. „Pocięgiel" nr 50 z 1920. „Pocięgiel" nr 52 z 1920. Zmiana autora monologów Crachraja jest tu bardzo widoczna. ; „Pocięgiel" nr 42 z 1922. „Pocięgiel" nr 13 z 1923. „Pocięgiel" nr 14 z 1923. f „Poeięgiel" nr 12 z 1924. „Pocięgiel" nr 20 z 1924. :; „Pocięgiel" nr 16 z 1928. „Pocięgiel" nr 26 z 1928. „Pocięgiel" nr 6 z 1926. 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 152 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA 99 „Pocięgiel" nr 36 z 1928. 100 „Pocięgiel" nr 9 z 1925. 101 „Poeięgiel" nr 36 z 1924. 102 „Pocięgiel" nr 23 z 1924. 103 K. Schleyen, Lwowskie gawędy, Londyn 1953, s. 123. 104 M. Bezłuda [E Neumauer], Akademia Józka, op. cit., s. 19. 105 B. Piątkowski, Uwagi o współpracownikach prasy humorystycz-no-satyrycznej dwudziestolecia międzywojennego, „Rocznik Historii Cza-sopiśmiennictwa Polskiego" z. 3, R. XV, s. 315. Adolf Doll-Olpiński, jak wynika z ustaleń autora, dążył do skupienia w swym ręku jak największej liczby czasopism satyrycznych. Por. też T. Krzyżewski, Pogrobowiec lwowskiego humoru - red. Adolf Dolleczek-Olpiński, „Biuletyn Koła Lwowian" nr 50 z 1985. 106 „Komik Polski" nr 5 z 1934. 107 Janka z Łyczakowa, „Kabaret" nr 1 z 111929. 108 „Kabaret" nr 4 z 211 1929. 109 Por. Hajdamakom, „Kabaret" nr 13 z 26 III 1929. Pisanki wielkanocne; posłom ukraińskim, ibidem. 110 „Pocięgiel" nr 37 z EX 1930. 111 „Poeięgiel" nr 4 z 11930. 112 Ibidem. 113 Antologia piosenki lwowskiej ulicy, Wrocław 1987, s. 32. 1 u Szczepko i Tbńko o sardelowej paście .Dialog Henryka Vogelfangera i Kazimierza Wajdy, „Szezutek" nr 1, R.I, 1934. 115 ,Wesoła Fala" nr 13 z 9 EV 1939. 116 „Żadnej polityki, żadnej ksenofobii, żadnych nacjonalizmów" -o takiej dewizie wspominał Henryk Vogelfanger w powojennej już rozmowie z Witoldem Szolginią, „Na Wesołej Lwowskiej Fali", Warszawa 1991, s. 63. 117 „Gazeta Lwowska" (dalej „GL") ukazywała się od 9 VIII 1941 do 19 VII 1944. Por. G. Hryciuk, „Gazeta Lwowslea" 1941-1944, Wrocław 1992. 118 Tyfus, „GL" nr 7 z 9 I 1942. 119 Rozmówki za drągiem. Miećku Waliwender, „GL" nr 9 z 11/12 11942. 120 Niedziele i czwartki, „GL" nr 10 z 13 11942 oraz PKP, „GL" nr 12 z 15 11942. 131 Ama, Lwowska piosenka, „GL" nr 47 z 2 X 1941. 122 Chłopcy z ulic miasta, „GL" nr 24 z 2 11942. 123 G. Hryciuk, op. cit., s. 42. Prasowy wizerunek 153 124 Ibidem, s. 27. 125 por jjg Wilczur, Do nieba nie można od razu, Warszawa 1991. 126 J.L., Za chlebem, „GL" nr 49 z 27 II1942. 127 8.R,Lwowskie„świrki" męskiego i żeńskiego rodzaju, „GL" nr 148 z 27/28 VI1943. 128 K, „Iusłyszałem gos Baziuka" ,"GL" nr 44 z 21II1942. Warto dodać, że do napisania tego tekstu autor został zainspirowany informacją prasową o śmierci Aleksandra Baziuka, byłego inspektora policji lwowskiej, który zmarł w lutym 1942 r. i którego postać spopularyzowała piosenka lwowska. Por. J. Habela, Z. Kurzowa, op. cit., s. 85-87. 129 Z dzielnic wielkiego Lwowa, „GL" z 4 11943. i;m rpjf^ Zapusty na Górnym Łyczakowie, „GL" nr 35 z 11 lutego 1943. 131 I. Seiffert-Nauka, Dawny dialekt miejski Lwowa, Wrocław 1993. 132 Wcześniej autorka już wydała obszerny artykuł na ten temat zatytułowany Słownictwo w „Dialogach Szczepka i Tbńka", w: „Rozprawy Komisji Językowej Wrocławskiego Towarzystwa Naukowego" 1982 z. 13, s. 243-277. 133 I. Seiffert używa określenia lwowianin a nie lwowiak. To ostatnie w języku potocznym występowało znacznie częściej. 134 I. Seiffert-Nauka, Dawny dialekt miejski Lwowa, s. 9. 135 Jotko, Podsłuchane, „Słowo Półśnie" (daląj „SP") nr 28 z 28 XI 1946 r. 136 Jotko, Podsłuchane, „SP" nr 33 z 3 XII 1946. 137 W najnowszym Słowniku pseudonimów pisarzy polskich (t. II, Wrocław 1995) nie ma takiego pseudonimu, któiy by wskazywał, iż używał go dziennikarz „Słowa Polskiego". 138 I. Seiffert-Nauka, op. cit., s. 9; autorka uważa, że „zarówno kwestie warszawiaka Tbńka, jak i lwowianina Franka zawierają najistotniejsze cechy dialektów rodzinnych stron bohaterów". 139 „SP" nr 22 z 22 XI1946. 140 „SP" z 27 XI1946. 141 „SP" nr 9 z 9 XI1946. 142 „SP" nr 10 z 10 XI1946. 143 „SP" nr 5 z 5 XI1946. 144 „Naprzód Dolnośląski" nr 127 z 3 VI 1947. 145 ,Wrocławski Kurier Ilustrowany" (dalej ,WKI") nr 1 z 15 VII 1947. we prZjrjęeie przez Józka nazwiska pocięglowskiego bohatera musiało rodzić takie skojarzenia. 154 Urszula Jakubwska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Prasowy wizerunek 155 147 „WKI" nr 15 z 30 VII 1947. 148 ,;WKT nr 107 z 31X1947. 149 ,WKI" nr 23 z 8 VIII 1947. 150 ,}VYJ" nr 29 z 14 VIII 1947. lo1 I. Seiffert-Nauka, op. cit., s. i-10; autorka tak to od strony językoznawczej określiła: „Komentarz jęrytowy towarzyszący rysunkom zawierał - początkowo dość liczne - elenenty gramatyczne i leksykalne charakterystyczne dla lwowskiej gwary niejskiej. W miarę jednak ukazywania się coraz bardziej traciły one na vyrazistości". 152 Gaw., „Kongresówka" i „Galiąa", ,WKI" nr 82 z 6 X 1947. 153 ,WKI" nr 127 z 9 V 1948 r. 154 Karol Baraniecki urodzony wl 911 r. we Lwowie zmarł 18 lutego 1987 w Łodzi. Debiutował w „Poeięgu" w 1928 r., po wojnie publikował w łódzkim tygodniku satyrycznym „Kirazela". Por. „Biuletyn Koła Lwo-wian" nr 53 z 1987, s. 100. 155 Thńku piszy list, „Nowe Sygiały" (dalej „NS") nr 38 z 22 IX 1957, Ibńku i Szczepku o karnawali,„NS" nr 40 z 6 X 1957, SzczepJcu i Ibńku o kobiecie, „NS" nr 42 z 20 11957, Ibńku i Szczepko o dobrym wychowaniu, „NS" nr 44 z 3 XI1957 Już Irena Seiffert-Nauka zwróciła uwagę na fakt, iż różniły się te tekstyod swego pierwodmku, ale zmiany były niewielkie, „a polegały na usunięciu dłużyzn fabularnych oraz nielicznych «oprawkach» ortograficznycłf'. (I. Seiffert-Nauka, op. cit., s. 9). 156 Ibidem, s. 8-9. 157 „NS" nr 33 z 18 VIII 1957. 158 Korespondencja Pacalychy, „>'S" nr 35 z 1IX 1957. Z kronikarskiego obowiązku kronikarskiego naleiy dodać, iż w „Nowych Sygnałach" pojawiły się jeszcze teksty dwu piosenek: Tam na rogu... („NS" nr 35 z 1 IX 1957) iBuwąjte zdorowy („NS" n 55 z 27 X 1957). Ten drugi tytuł niewiele zda się mieć wspólnegoz bałakiem, ale sama piosenka już w bałaku została zaprezentowana. lo9 Uchwała Kola Lwowian w spnwie granic Rzeczypospolitej, „Biuletyn Koła Lwowian" (dalej „BKL") rr 2/3 z 1962. 160 Ibidem, pełny tekst uchwały Koła Lwowian zamieściła londyńska „Myśl Polska" z 15 października 196S r. Zainteresowanych dziejami polskiej emigracji, w tym poglądami wspmnianego T. Bieleckiego odsyłam do pracy zbiorowej Myśl polityczna ra wygnamiu. Publicyści i politycy polskiej emigracji powojennej, Warszawa 1995. 161 K. Wyka odnosił to określeniedo II wojny światowej. 162 Stanisław K, Dziękuję ci kaptanie..., „BKL" nr 1 z 1967. 16S K. Schleyen, Refleksje autora, „BKL" nr 1 z 1967. I 164 „BKL" nr 23 z 1972, s. 82-84 + Aneks. 165 por. % Stahl, Wobec Genewy - drugiego etapu Europejskiej Konferencji, „BKL" nr 25 z 1973. 166 S. Kuniczak, Ogłaszamy alarm dla narodu polskiego, „BKL" nr 24 z 1973. 167 Chodziło o artykuł K. Trębickiego, Wschodnie granice Polski, „Tydzień Polski" z 3 lutego 1973, w którym walka o przywrócenie granic z Traktatu Ryskiego uznana została za dowód „letargu myśli politycznej i mrzonkę nie tylko nieziszezalną, ale szkodliwą". 168 Szerzej ten problem w: S. Mękarski, Wsprazoie granic wschodnich, „BKL" nr 24 z 1973. 169 A. Treszka, Postawa emigracji, „BKL" nr 24 z 1973. 170 A.I. Ścibior-Rylski, Leopolis semperfidelis, „BKL" nr 24 z 1973. 171 A. Treszka, ibidem. 172 Por. wypowiedzi w dyskusji: Wołyń - szukanie prawdy, „Gazeta Wyborcza" nr 250 z 26 X 1995, a szczególnie ocena przyczyn konfliktu polsko-ukraińskiego na Wołyniu dokonana przez Eugeniusza Misiłę, historyka, kierownika Archiwum Ukraińskiego w Warszawie: „Prawda bowiem znana jest od dawna: był to tragiczny finał kilkusetletniego podboju i zaboru rdzennych ziem ukraińskich, systematycznego niszczenia ukraińskiej substancji narodowej i tyleż samo lat trwającej, a krwawo tłumionej przez Polaków walki narodu ukraińskiego o odzyskanie niepodległości utraconej za sprawą Rzeczypospolitej. Czy Polacy będą mieli dość siły i odwagi, by przyjąć tę prawdę i upowszechnić ją we własnym narodzie? Jak też tę, że tzw. polskie kresy, nigdy nie były polskie, a od zawsze białoruskie, litewskie czy ukraińskie. Za sięganie po cudze Polacy zapłacili krwawą cenę. Stąd też nie należy oczekiwać za to przeprosin, tym bardziej od narodu ukraińskiego [...]". 173 S. Kuniczak, Znaczenie Lwowa, „BKL" nr 25 z 1973. 174 Ibidem. iio por w nimąjgząj pracy rozdział: Rodowód. 176 T.K., Przed zmianą wart, „BKL" nr 34 z 1978. 177 Ibidem. 178 Lwów w naszej pamięci, London 1986, s. 5. 179 W 1988 r. potwierdzał to mieszkający w Polsce Tadeusz Krzy-żewski, któiy wyrażał ubolewanie z powodu „małej dostępności lektury naszego «Biuletynu» w Kraju". (T. Krzyżewski, Bliżej Lwowa, „Lwów i Kresy" nr 56 z 1988, s. 40). Dodać trzeba, że „BKL" przekształcił się w „Lwów i Kresy", a ten nowy tytuł wydawany był w dalszym ciągu przez Koło Lwowian w Londynie. 156 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA 180 K. Hrabyk, Lwów w moich oczach, „Kromka" z 23/30 VII 1966. 181 S. Kuniczak,Reżym w ataku na emigrację, „BKL" nr 2/111 z 1966. 182 M. Mamczur, Michał Osiadacz. Ostatni lwowski batiar, „Pani Domu" nr 42 z 1996. 183 Ibidem. 184 Ibidem. ROZDZIAŁ IV W radiu i filmie Rok 1930 wprowadził Lwów do grona miast polskich posiadających własną radiostację. 30 grudnia tego roku Polskie Radio Lwów nadało pierwszą swoją audycję, której mogła słuchać cała Polska1. Młode lwowskie środowisko radiowe dążyło do stworzenia oryginalnych programów mogących je znacząco wyróżniać na tle innych ośrodków radiowych. Do takich z pewnością należała „Wesoła Lwowska Mila", która narodziła się w roku 1933. To ona spopularyzowała postać lwowskiego batiara na skalę dotychczas niespotykaną. W pamięci zachowała się jako program, który sprawiał, że podczas jego nadawania pustoszały ulice, lokale rozrywkowe, restauracje, kawiarnie, a nawet teatry i kina2. Największą popularnością cieszyły się w ,^Vesołej Lwowskiej Mili" niewątpliwie dialogi dwu lwowskich batiarów — Szczep-ka i Tbńka. % zabawne rozmowy ukazują charakterystyczne postaci batiarów - prostoduszne i naiwne, szczere i przyjazne dla ludzi dobrych, a złym okazujące swą dezaprobatę, ale - jak zaznacza W Szolginia - zawsze z najdalej idącą tolerancją dla innych. I żadnej polityki, żadnej ksenofobii, żadnych nacjonalizmów i szowinizmów 158 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA W radiu i filmie 159 - uzupełniał charakterystykę radiowych bohaterów jeden z wykonawców dialogów, Henryk Vogelfanger, w powojennej już rozmowie z autorem Domu pod Żelaznym Lwem. A że tak rzeczywiście było, świadczył o tym - według Szolgini -brak cięć eenzuralnyeh w tych dialogach po 1936 roku, kiedy to — po niefortunnych aluzjach do wizyty w Polsce holenderskiej następczyni tronu w audycji ,JWesołej Lwowskiej Fali" — władze najpierw odwołały dyrektora rozgłośni i zlikwidowały program, aby go później przywrócić pod inną nazwą i przy dość ostrej prewencyjnej cenzurze3. Stosowanie cenzury musiało ograniczyć swobodę wypowiedzi, choć autorzy - o czym za chwilę - wcale nie zamierzali tak do końca odżegnywać się od ujawniania swych sympatii i poglądów politycznych. Szczepko i Tbńko nie tylko popularyzowali postać lwowskiego batiara, ale i tworzyli nową wersję jego mitu. Ten batiar stworzony przez Kazimierza Wajdę (Szczepko) i Henryka Vogelfangera (Tbńko) w niewielkim stopniu przypominał tego z piosenek lwowskich przedmieść. Bliższy mu był zdecydowanie opisywany już Jóźko Ciuchraj z „Pocięgla". Nie ulega wątpliwości, że Szczepko i Tbńko wkroczyli na antenę lwowskiego radia w atmosferze zabawy i niefrasobliwego humoru. Nie wolno jednak zapominać, że autorzy dialogów już po kilku audycjach zdali sobie sprawę z tego, że współuczestniczą w tworzeniu ogólnopolskiego obrazu lwowskiego batiara, batiara współczesnego. Musieli więc zdecydować, czy ich bohaterowie nawiążą do historii i tradycji, czy stworzą zupełnie nowy wizerunek tej kojarzonej ze Lwowem postaci. Konieczne wydaje się przywołanie opinii Juliusza S. Petrego, dyrektora programów Rozgłośni Lwowskiej w 1934 roku, a więc krótko po narodzinach Szczepka i Tbnka. Tak pisał: Z czasem, pod wpływem coraz żywszego odczuwania zadań państwowych i społeczno-kulturalnych Radia, budzi się myśl wyzyskania tej popularnej audycji dla celów głębszych. Wtedy przybywa zarówno ,JWesołej Fali" jak i dialogom lwowskim nowy ton propagandowy. I Szczepko i Ibńko, dwa sympatyczne batiaiy lwowskie, nieprzestąjąc bawić - zaczynają wzruszać i uczyć.4 Juliusz S. Petry we wstępie do pierwszego wydania dialogów Szczepka i Tbńka dodatkowo zaznaczył, że dwaj boli aterowie lwowskiej audycji różnią się zdecydowanie od ba-I iarów, których spopularyzowały piosenki lwowskiego przedmieścia przed I wojną światową. Spróbujmyjeszcze raz odwołać się do jego wypowiedzi. Jeszcze raz przypomnieć, że wypowiadał te słowa w tym samym czasie, kiedy na antenie co tydzień pojawiał się już Szczepko i Tbńko. Nie są to bowiem zwykle przedwojenne andry lwowskie, prawiące kawały ku uciesze gawiedzi, ani kanciarze od „Kizy-ka", rycerze nocy, wojujący bohatersko z półksiężycami austriackich „polikierów. [...] Między dawnym typem batiara lwowskiego a dzisiejszym Szczepkiem i Tbńkiem położyła się wielka wojna światowa i chmurny lwowski listopad. Dlatego znajdziecie w nich wyraźną postawę etyczną wobec życia, wobec Państwa i społeczeństwa, wobec wszelkich tak zawiłych zresztą zagadnień dzisiejszej chwili." Henryk Vogelfanger urodził się we Lwowie 7 października 1904 roku. Występując jako Tbńko w ^Wesołej Lwowskiej Mali" prowadził jednocześnie własną kancelarię adwokacką i był syndykiem Lwowskich Zakładów Gazownictwa. Tak zapamiętał go Stanisław Machowski: Tbńko mówił z dumą, że jest dzieckiem Łyczakowa, podkreślał - górnego Łyczakowa. Bałak lwowski znał od urodzenia. Na swoim weselu popisał się historyjką, którą opowiadał I w 160 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA tak, jakby to zrobił lwowski batiar. Jego serdeczny przyjaciel Wiktor Budzyński od razu zorientował się, że jest to doskonały radiowy skecz. Wkrótce dobrany został dla Tbńka partner. Był to Kazimierz Wajda, chłopak z Gródka. I tak powstała para Szczepko i Tbńko.6 Okazuje się, że wybór imion tej pary nie był przypadkowy. Jerzy Janicki przypomina opowieść Henryka Vogel-fangera o tym, jak w prosty sposób rozstrzygnięto ten dylemat. Na Łyczakowie, skąd pochodził radiowy Tbńko, zwyczajowo chrzczono chłopców imieniem Antoni (od parafii św. Antoniego), na Gródeckim zaś panowała moda na Szczepanów od kościoła św. Elżbiety, który zaprojektowany był przez architekta Talowskiego na wzór katedry wiedeńskiej pod wezwaniem św. Szczepana. Właśnie ze względu na to podobieństwo część ludności Gródeckiego określała kościół taką samą nazwą. Drugi radiowy batiar Kazimierz Wajda, urodzony i wychowany na Gródeckim otrzymał więc imię -Szczepko7. Jerzy Janicki przekazał też opowieść o tym, jak narodził się pomysł wprowadzenia Szczepka i Tbńka do lwowskiego radia. Pisze o tym w trzecim tomie Alfabetu lwowskiego8. Według Janickiego, Włada Majewska i Halina Zalewska, obie występujące w ,Wesołej Lwowskiej FW, podważały spopularyzowaną przez Szolginię wersję wydarzeń. W ich pamięci jako pierwowzór postaci Tbńka zachował się Stanisław Czer-ny, student lwowskiej politechniki. Pewnego razu Czerny jadąc na kolejny występ z amatorskim zespołem rewiowym, kierowanym przez Władę Majewska opowiedzieć miał Waj-dzie treść oglądanego niedawno filmu. Opowiadał w bałaku, a przysłuchujący się pasażerowie zaśmiewali się tak bardzo, iż Wajda postanowił przy najbliższej okazji wystąpić razem z Czernym we wspólnym dialogu. Widzom pomysł ten spodobał się i występy Szczepka i Tbńka weszły na trwałe do pro- W radiu i filmie 161 gramu studenckiej rewii. Dopiero, gdy w rok później, po skończeniu studiów Czerny opuszczał Lwów, zastąpił go w roli Tbńka mecenas Vogelfanger. Witold Szolginia twierdzi natomiast, że to właśnie Vo-gelfanger swoim występem wygłaszanym w bałaku nie tylko rozbawił przyjaciół, ale i zainspirował Wiktora Budzyńskie-go, który złożył mu propozycję udziału w audycji radiowej9. Janicki nie rozstrzygnął jednak, która wersja jest prawdziwa. Myślę, że jest to już dziś niemożliwe, a dla naszych rozważań nie ma to zasadniczego znaczenia. Tylko jedno jest godne podkreślenia, a mianowicie - w obu wersjach aplauz słuchaczy skłonił przyszłych autorów dialogów radiowych do wprowadzenia bałaku w scenicznych występach. Trzeba jednak dodać, że ani u Janickiego, ani u Szolgini nie znajdujemy żadnej informacji, nawet przypuszczenia, iż autorzy dialogów Szczepka i Tbńka korzystali z pomysłu „Pocięgla" i wzorowali się na postaci Józka Ciuchraja i Marcina Zalewajki. Janicki pisze natótSiast tak: Obaj autorzy, wybitni koneserzy radia i estrady, bezbłędnie posłużyli się żelazną zasadą kontrastu, który jest podstawą rozśmieszania publiczności (ówczesne wzoiy to wszak Flip i Flap - gruby i chudy, Pati Pataszon-małyi długi). Szczepko i Ibńko byli z kolei duetem mądrali i naiwniaka.10 Trudno nie przyznać racji Janickiemu, ale tą samą zasadą kontrastu posługiwali się autorzy „Pocięgla" w wieloletniej opowieści o Ciuchraju i Zalewajce i raczej na pewno powieść ta była Wajdzie i Vogelfangerowi znana. Natomiast trudno byłoby oczekiwać, że twórcy nowej pary batiarów lwowskich będą głośno przyznawać się, skąd ewentualnie czerpali wzory. Przypuszczalnie taka inspiracja, być może nie jedyna, wchodzić mogła w grę, co zdaje się potwierdzać próba zaproszenia Szczepka i Tbńka do złożenia 162 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA wizyty Józkowi Ciuchrajowi podjęta przez Adolfa Doll-Olpiń-skiego11. Niezwykłą popularność ,Wesołej Lwowskiej Fali", a przede wszystkim Szczepka i Tbńka potwierdzają wspomnienia wielu lwowian. Te wspomnieniowe wypowiedzi są interesujące, ponieważ uzmysławiają, jak niezwykle ważnym nośnikiem mitu lwowskiego batiara w latach trzydziestych stało się radio. Pozwoliło na wprowadzenie mitu batiara w obieg publiczny na skalę dotychczas niespotykaną. Stanisław Machowski tak to zapamiętał: Lwowskiego balaku i lwowskich piosenek słuchała cała Polska w słynnych audycjach lwowskiej rozgłośni Polskiego Radia. Na Szczepka i Tbńka, na całą rodzinę Wisołej Lwowskiej Fkli, czekały co tydzień milony radiosłuchaczy. Tb była najpopularniejsza audycja.12 Autor nie wyjaśnia przyczyn niezwykłej popularności lwowskich batiarów traktując ją jako oczywistość. Stanisław Wasylewski próbuje natomiast dopatrzeć się innych jeszcze pozytywnych dla lwowian i Lwowa rezultatów radiowych występów Szczepka i Tbńka. Według niego, to właśnie oni sprawili, iż bałak i akcent lwowski zyskiwał popularność ogólnopolską i zjednywał im przyjaciół i sympatyków. Wasylewski twierdził nawet, że po wysłuchaniu dialogów batiarów mieszkańcy centralnej Polski zmienili swe nastawienie do odmienności językowej i akcentowej lwowian, wcześniej nie było bowiem ono zbyt pozytywne. Lwowianin od niepamiętnych czasów żył w zgodzie i radości ze swym językiem pospołu. Aż tu przyszła odrodzona ojczyzna, odebrała mu nagle uciechę z jego mowy ojczystej i szydzi w Małej Ziemiańskiej [warszawska kawiarnia przy ul. Mazowieckiej, gdzie zbierali się literaci] z lwowskiego akcentu.13 1 i W radiu i filmie 163 TMeusz Krzyżewski twierdził także, iż Szczepko i Tbńko zrobili wiele dla -jak to określał - prolwowskiej propagandy i to nie tylko w kraju, ale i za granicą. Są żywym symbolem Lwowa tego, co to choć „goły lecz wesoły".14 Do pojawienia się Szczepka i Tbńka na radiowej antenie ciekawie odnosi się Stanisław Nahlik, człowiek urodzony przed I wojną światową i silnie związany ze Lwowem. W swoich wspomnieniach niewiele poświęca im miejsca i wypada zauważyć, że jest to rzadki przypadek braku atencji dla radiowych batiarów, którą mieli inni Iwowianie, pamiętający radiowe dialogi. Nahlik pisze: Swoim żywiołowym humorem umieli rozbawić całą Polskę i przekonać ją do lwowskiego akcentu i lwowskiego słownictwa.15 Było to, jak twierdzi autor, konieczne ponieważ w latach dwudziestych tenże akcent i słownicwo stanowiły powody kpin — głównie warszawiaków. Również we wspomnieniach Jerzego Michotka nie zabrakło kilku zdań o dwóch radiowych bohaterach. Autor wie, w czym tkwiła ich siła: oni nie kokietowali, nie zmyślali, mało braknie, a powiem: oni nie grali. Po prostu byli. Wszystko, co robili, było szczere do granie ryzyka. Oczywiście rzemiosło mieli opanowane ale nie dajmy się zwariować.16 Z wyjątkowym sentymentem wspomina też „Wesołą Lwowską Falę" Jerzy Berezowski. Twierdzi nawet, że aż do wybuchu wojny była najlepszym programem humorystycz-no-satyrycznym, którego nie potrafiła stworzyć Warszawa, r 164 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA gdzie pisali Julian Tliwim i Marian Hemar. Po likwidacji ,^\fesołej Lwowskiej Ikli" radio lwowskie nadawało „Gospodę pod Lwem", ale - według Berezowskiego - „to już był inny poziom". Berezowski starał się „pogodzić" wszystkich lwowian, twierdząc, że Szczepcio i Tbńeio reprezentowali nie tylko folklor łyczakowski, ale także gródecki i zamarsty-nowski17. Jerzy Janicki — próbując znaleźć „współczesny punkt odniesienia" dla najsłynniejszej pary batiarów - podsuwa czytelnikowi takie porównanie: Żadna „Isaura", żadni „Matysiakowie" i żaden „Dom" nie wymiatał tak ulic w niedzielne wieczory, jak udawało się to „Wfesołej Lwowskiej Fkli". Co tydzień o dziewiątej wieczorem w niedzielę wszystkie ówczesne superheterodyny, wszystkie „Philipsy" i „Itelefunkeny", i wszystkie grające jeszcze tu i ówdzie za pomocą akumulatorów i „anodówek" „Daimon" aparaty radiowe nastawione były na falę średnią o długości 285,1 metra, którą arendowało w eterze „Polskie Radio Lwów".18 O tym, że w niedzielne popołudnia śpieszono do domu lub do przyjaciół, którzy mieli radio, pisze też w swych wspomnieniach Z. Popiel19. Każdy autor, który w ostatnich latach starał się choćby nawet w skromnej formie przybliżyć czytelnikom historię Lwowa, stwierdza, że Kazimierz Wajda i Henryk Vogelfanger jako Szczepko i Tbnko należeli do najbardziej popularnych postaci w kraju przed II wojną światową20. Można było powołać się na wyniki badań Biura Studiów w rozgłośni lwowskiego radia, o których pisze Tkdeusz Fkbiański. Pełniąc w latach trzydziestych obowiązki referenta prasowego analizował listy napływające do Radia Lwów i na ich postawie sporządzał miesięczny biuletyn. Biuletyn wykazywał, że najpopularniejszą audycją lwowską były dialogi W radiu i filmie 165 Szczepka i Tbńka i one wywoływały najżywszy oddźwięk w postaci listów nadchodzących z całego kraju21. Nikt jednak nie poświęcił tyle miejsca ,JWesołej Lwowskiej Jkli" i jej dwu głównym bohaterom, ile Witold Szolgi-nia22. Nie tylko przypominał 12 dialogów opublikowanych w 1934 roku, ale i kilka następnych z okresu późniejszego. Poprzedził je obszernym wstępem, któremu warto się przejrzeć, ponieważ stanowi doskonałą ilustrację do tematu (> tworzeniu mitu lwowskiego batiara. Szolginia przyczyn niezwykłej popularności dwu batiarów upatrywał m.in. w tym, że Tbńko i Szczepko nie tylko bawili Lwów i całą Polskę, ale równocześnie uczyli kochać i szanować zarówno to miasto, jak i ten kraj.23 Dialog Nasze Virtuti Militari potwierdza tę opinię. Tbń-kowi Lwów wydawał się „cudem pinkności", Szczepko to potwierdzał: „Ali to setny miastu". O swych uczuciach do miasta nad Pełtwią Szczepko pr^e"konywał radiosłuchaczy w szczególny i oryginalny sposób: Oj braci, braci. Ta jak patrzym pu tym Lwowi, to gu kocham czeguś, naj gu chulera weźni! Ta żeby ja nie wim, dzie był, to mnie tu ciongni..,.24 Nie krył dumy z powodu przynależenia do społeczności lwowian, dumy płynącej ze związku z miastem, które zasłużyło na Krzyż Virtuti Militari i to przyznany „ni zabyzdur-nu" -jak twierdzi - ale za prawdziwe zasługi i chęć „bycia wolnym" bez względu na przeciwności losu i koleje historii. Liczne krzyże na Cmentarzu Obrońców Lwowa udowodnia-ły to - zdaniem Szczepka - najlepiej i najmocniej. Z zachowanych dialogów dają się wyłowić także polityczne sympatie Szczepka i Tbńka, chociaż Henryk Yogełfanger lóó Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA po latach twierdził, iż żadnej polityki w ich występach nie było. W dialogu O królu Janie Sobieskim Tbńko i Szczepko nie kryli podziwu i uwielbienia dla Józefa Piłsudskiego. Tbńko, najczęściej skłonny do wysłuchiwania mentorskich wypowiedzi Szczepka, tym razem nie miał żadnych wątpliwości, że gdyby szwaby chcieli na Polski napadnonć, tu my si ni mamy czegu bać [-••]. nasz Dziadyk [... ] ta un by zara zebrał woj skii i kiiżdy by za nim puleciał - i ja by poszyd, i ty by poszyd i wszystki lwowiaki by za nim poszli - a Dziadyk by zara szwabom taki Cud nad Wisłą zrobił... Szczepko był zachwycony i przejęty zarazem wypowiedzią przyjaciela: Tk ty pirszy raz w twoim życiu niondry słowu puwiedzial. Daj twój szary pysk niech pocałuji.25 W innym zaś dialogu, zatytułowanym Polityka, Szczepko oburzał się, że 11 listopada nie spotkał przyjaciela na uroczystościach „zmartwychwstania nipudległy Rzeezypu-spolity Polski najjaśniejszy". Tbńko tłumaczył, że się spóźnił, a policja już nie pozwoliła mu przyłączyć się do idących w defiladzie Obrońców Lwowa: Ja cały czas, przyz cały dyfilady, ja był... mi - jak ja nie szyd w puchodzi, tu co ja mógł być? Ja był tłum... Szezepko zareagował na to w charakterystyczny dla siebie sposób: Dwadzieścia lat nipudległości - a mój kulega w taki świen-tu, un je tłum... Budaj ciebi tam byli zadusili raz!26 Wynika z tego, że autorzy tekstu postanowili przypisać Szczepkowi i Tbńkowi jeszcze jedną rolę - Obrońcy Lwowa W radiu i filmie 167 —jaka dla lwowianina była największym powodem do dumy. Dla naszych rozważań ważne jest, że radiosłuchacze po wysłuchaniu audycji musieli wiązać —jeśli nie czynili tego już wcześniej — postać lwowskiego batiara z Obroną Lwowa w 1918 roku Tym samym twórcy dialogów przyłączyli się więc do grona współtwórców mitu batiara-obrońcy Lwowa. Jednocześnie dwaj najsłynniejsi batiarzy okresu międzywojennego nie stronili od wyrażania swych ocen wobec ważnych wydarzeń ówczesnego życia politycznego. W tym samym dialogu Szczepko i Tbńko zaprezentowali swoje poglądy na zajęcie przez Polskę Zaolzia w 1938 roku - nie kryli aprobaty. Wtedy - być może - wyrażali opinię mającą im zjednać przychylność i sympatię większości społeczeństwa. Dziś ich postawa zmusza do zastanowienia. Mówił Szczepko: I samy my, Tbńciu, sy to udbili - nicht nam to nie dał, nicht zaś drugi przypominał: * w dwudziestym roku, jak my z bulszywikami pud Zadwórzym - to oni, ty Czeehi, ehapnęli nasz Ślonsk, taj myśleli, ży to przysechni przy nieh. A dwadzieścia lat si minełu - ani tro-szka ni przysechłu!27 Warto nadmienić, że Szczepko i Tbńko nie ograniczyli się do wyrażania swego poparcia dla zajęcia przez Polskę Zaolzia tylko na falach radiowych. Przeglądając pismo „Turysta we Lwowie i Małopolsce Wschodniej" (pismo Związku Popierania Turystyki m. Lwowa, powstało w 1938 roku) można dotrzeć do artykułu Tadeusza Krzyżewskiego, w którym autor informował czytelników o rozpoczęciu obchodów Dni Lwowa. Na tę uroczystość - zawiadamiał redaktor naczelny pisma — przybyło do Lwowa 600 pracowników z Huty Trzci-niec ze Śląska Zaolziańskiego 168 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA naszych rodaków, którzy tak niedawno wrócili na ojczyzny łono [a] Szczepko Migacz i Tbńko Tytyłyta we własnej osobie wybrali się na ich powitanie.28 Z tej informacji wynika, że fikcyjne postaci z radia brały udział w realnych wydarzeniach, utwierdzając czytelników w przekonaniu, że mają do czynienia z autentycznymi lwowskimi batiarami. Granica między literacką fikcją a rzeczywistością uległa zatarciu. Szczepko i Tońko istnieli dla radiosłuchaczy jako prawdziwi lwowianie, na co dzień posługujący się charakterystycznym bałakiem. Stefan Legeżyń-ski, co prawda, zaznaczał, że należy w nich widzieć przede wszystkim wykonawców niezapomnianej ,^\fesołej Lwowskiej Fali" [ale] wszyscy przyjezdni chcą „gwałtem" odwiedzić ich w studio. Polacy z Litwy, Łotwy, Rumunii, nawet z dalekich Stanów Zjednoczonych dopytują się o kochanych „batiarów", którzy wsławili Łyczaków - dzielnicę najbardziej reprezentującą tężyznę Lwowa i gwarę lwowską.29 Słuchacze lwowskiej audycji radiowej, nadawanej w programie ogólnopolskim domagali się w listach przeniesienia ,Wesołej Lwowskiej Eali" na scenę. I tak pod naciskiem opinii publicznej Szczepko i Tońko trafili na estradę wraz z innymi bohaterami tej audycji. Po raz pierwszy publiczność obejrzała swych ulubieńców na deskach lwowskiego Teatru Wielkiego. Tym razem trzeba było dobrać dla nich jeszcze odpowiedni ubiór i nieco ucharakteryzować i tak rozpoczęli występy w innych miastach. Obliczono, że przed 1939 rokiem Szczepko i Tońko dwieście razy udali się w objazd po Polsce30. Powodzenie i popularność radiowego Szczepka i Tońka sprawiły, że w kręgach filmowych narodził się pomysł przeniesienia obu batiarów do filmu. "Wietrząc przede wszystkim W radiu i filmie 169 niezły interes zaproponowano Kazimierzowi Wajdzie i Henrykowi Vogelfangerowi wystąpienie w filmie, którego mieli być głównymi bohaterami. Oczywiście w rolach tak już bardzo znanych w całej Polsce: Szczepka i Tońka. Po wielu estradowych występach, ufni we własne siły (dysponując uzyskanymi uprawnieniami aktorskimi) wyrazili zgodę na tę nową pasjonującą przygodę życiową. Pierwszą komedię, pod tytułem Będzie lepiej, zrealizowano z ich udziałem w 19 3 6 roku Powodzenie przeszło wszelkie oczekiwania zarówno producentów jak i aktorów. Najpierw film długo nie schodził z ekranów w całym kraju, a potem często jeszcze powracał. Nie mogło więc nikogo dziwić, że producenci postanowili nakręcić następny film z udziałem Szczepka i Tońka. I tak powstał film Włóczęgi. Sukces się powtórzył, sale polskich kin były pełne. Okazało się, że istnieje w społeczeństwie ogromne zapotrzebowanie na film z udziałem plebejskiego bohatera, który potrafi bawić, wzruszać i wzbudzić powszechną*ympatię. Nie bardzo natomiast wiadomo, czy producenci zdawali sobie sprawę z tego, że współuczestniczą w tworzeniu mitu lwowskiego ba-t iara na skalę dotychczas niespotykaną. Docierali wszak ze zinitologizowaną wersją bohatera lwowskiej ulicy do najodleglejszych zakątków kraju. Mitologizowanie wychodziło z „etapu słowa" i wchodziło w „etap obrazu". Gdyby kogokolwiek wówczas zapytano, jak wygląda lwowski batiar, myślę że bez namysłu polscy kinomani nakreśliliby sylwetki Tońka i Szczepka. Twórcy filmu zadbali bowiem o to, aby nic w sposobie bycia i ubierania się obu bohaterów w kolejnych filmach nie zmieniać. Także w trzecim filmie o lwowskich hatiarach przestrzegano tej zasady. Wyglądem, usposobieniem i charakterem Szczepko i Tońko między sobą zasadniczo się różnili. Szczepko był zawsze pewny siebie, rezolutny, wygadany, Tońko - zagubiony, niepewny, zdawał się niczego 170 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA W radiu i filmie 171 nie rozumieć, ale potrafił też zaskakiwać trafnością spostrzeżeń. Obaj posiadali też pewne cechy wspólne, które świadomie wyeksponowane stanowiły wyróżnik prawdziwego lwowskiego batiara. Zawsze uśmiechnięty, wesoły lwowski batiar w ich wydaniu nie przywiązywał wagi do pieniędzy. „Pamiętaj - tłumaczy Szczepko Tbńkowi w filmie Będzie lepiej - ży ni bida, ali piniundz to nieszczenści!" I zaraz bardzo obrazowo to wyjaśnia: Kto ma forsy temu zdaje si, Temu zdaje si, że on król... Żyji, piji i przedstawia sy, Że kużdyn przed nim: nul! A gdy nagli forsa skończy si, Zara kończy si cały bal! Stęka, kwęka i zostaje mu po tyj forsi-żal...31 Naprawdę jednak liczyła się zawsze przyjaźń. kulega, braci najwiencej w życiu znaczy, nawet wiency niż milionów sto. Batiar w ich wydaniu był też obiektem westchnień lwowskich dziewcząt, a to dlatego, że „serce batiara proste, otwarte", zawsze skore do bezinteresowności, ale też potrafiące „pokazać kły, gdy zazna krzywdy"32. Nie ma tu jednak mowy 0 wchodzeniu w kolizję z prawem, o zwyczajnym chuligaństwie. I nie ulega wątpliwości, że właśnie wizerunek batiara, jaki stworzyli Szczepko i Tbńko, utrwalił się najmocniej 1 to zarówno dlatego, że rozpowszechniany był na wiele sposobów (dialogi radiowe, film, piosenka), jak również, że wyszedł poza lwowskie mury i stawał się własnością całej Polski. Druga połowa lat trzydziestych naszego wieku przyniosła mu największy rozgłos. Nakręcony w 1939 roku film nosił tytuł Serce batiara. Nie wszedł jednak na ekrany kin. Przeszkodził temu wybuch wojny. Nigdy też nie miał być już wyświetlony, taśmy filmowe spaliły się bowiem w pierwszych dniach wojny. Producenci nie zdążyli sporządzić kopii i dzisiaj nie dysponujemy materiałem źródłowym, pozwalającym dokonać analizy. Nie możemy też dać pełnej odpowiedzi na pytanie, czy film Serce batiara zmieniał w jakimś stopniu wizerunek bohatera wylansowany przez dwa wcześniejsze filmy. Jedyny ślad, który pozostał z po tym filmie to piosenka nosząca ten sam tytuł. Jak żadna z poprzednich oddaje istotę batiarstwa uosabianego przez Szczepka i Tbńka. Miała nobilitować już nie tylko samych bohaterów (jak ta z filmu Będzie lepiej, a zatytułowana My dwaj, oba cwaj) czy ich ukochane miasto (w filmie Włóczęgi Szczepko i Tbńko śpiewali Tyłku wy Lwo-wi), ale samego lwowskiego batiara i, co ciekawe, - tego spoza lwowskich rogatek, tego przypisanego do lwowskiego przedmieścia. Warto przywołaó^piosenkę Serce batiara, najmniej znaną, ale dla naszych rozważań bardzo ważną: Za rugatkami chodzu batiary Ni maju na miszkani, na wikt... Ali śpiwaju, ni narzekaju, Bu maju serca —jak nikt!. ¦'"¦¦' Za rugatkami chodzu dziwczenta: Sukni z perkalu, usta jak mak... Nie chcu paniczów, na nic ni liczu. lnu śpiwaju sy tak: Mówci, co chceci, Ni ma na świeci, Joj-jak sercybatiara! Prosty, utwarty Najwiency warty, Joj - je sercy batiara! f 172 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA W radiu i filmie 173 Zrobisz mu krzywdy Tb wtedy si strzeż: Batiar pokaże ci kły! A zrobisz mu dobrzy -Tb un tobityż, Sto razy wiency, jak ty! Mówci eo chceci Ni ma na świeci, Joj -jak sercy batiara! Batiar jak trza, lb życi swy da, Bu taki serey un ma. Czytając te słowa nie można zapomnieć o roli, jaką wyznaczano piosence w ówczesnym filmie. Witold Szolginia tak ją przedstawia: Każda polska komedia sprzed drugiej wojny światowej była w zasadzie komedią muzyczną. Występujący aktorzy i aktorki musieli zaśpiewać co najmniej jedną, lepiej zaś kilka specjalnie dla danego filmu skomponowanych piosenek. Wśród owych utworów musiał znaleźć się przebój - piosenka, która powinna zdobyć popularność i być śpiewana przez wszystkich jak kraj długi i szeroki.33 lb właśnie przytoczona wyżej piosenka miała po raz kolejny wprowadzać w szeroki publiczny obieg postać batiara i utrwalać w społecznej świadomości jego pozytywnie nacechowany obraz. Filmy z udziałem dwu lwowskich batiarów stylem i charakterem nie odbiegały od wszystkich innych współczesnych komedii filmowych. Witold Szołginia uważa, że były tak samo jak one schematyczne, nieoryginalne i stereotypowe, realizowane „pod publiczkę". Przeznaczone były dla masowego odbiorcy o średnich wymaganiach, który oczekiwał od komedii filmowej sztampowych treści, umownych kanonów gry aktorskiej, humoru prezentowanego według sprawdzonych recept, wreszcie wątku miłosnego i to koniecznie ze szczęśliwym zakończeniem. Filmy Będzie lepiej i Włóczęgi wszystkie te elementy zawierały w odpowiednich dawkach. Nawet typy aktorów były identyczne, j ak w poprzednich komediach. Wyjątkiem stali się jednak właśnie Szczepko i Tbńko. Prezentowali zupełnie nowy typ bohatera. Ich gra była naturalna i spontaniczna, nie opierała się na żadnych wcześniejszych wzorach, nie powielała znanych sposobów zachowań. Według Szolgini, byli sobą - , , prawdziwymi batiarami z Łyczakowa, naturalnymi zarówno „u siebie", na filmowym poddaszu. Również w obcym dla nich świecie ludzi bogatych i w domach pełnych służby. Szolginia uważał także, że ich język -lwowski bałak - okazał się zaskakująco świeży i oryginalny w porównaniu ze sztucznie brzmiącym, wyszukanym językiem ukazanych w obu filmach wyższych sfer towarzyskich, a także z cwaniacko-knajackim „wiechem" sfer niższych.34 Opinia Szolgini trafnie określa filmowe wypowiedzi Szczepka i Tbńka. Szkoda tylko, że Witold Szolginia - sytuując filmowy bałak obu bohaterów w opozycji do „wiecha" -nie zadał sobie trudu, by odpowiedzieć na inne pytanie: czy dla większości mieszkańców lwowskiego przedmieścia („lokatorów poddaszy", których reprezentowali Szczepko i Tbńko) takie wydanie lwowskiego bałaku było -jak chce Szolginia - autentyczne. Myślę, że wielu z nich nie podpisałoby się pod taką oceną, a także pod tą, zawartą w stwierdzeniu, iż Kazimierz Wajda i Henryk Vogelfanger wprowadzili na ekrany kinowe 174 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA nie podrabiany folklor miejski wraz z jego rzeczywistymi nosicielami i prawdziwą gwarą. [...] na tej klasy autentyzm nie potrafili zdobyć się wcześniej aktorzy warszawscy mówiący na ekranie przesadnym „wieehem". Być może Szolginia w podziwie dla wszystkiego, co lwowskie, posunął się tak daleko, że nieświadomie włączył się w proces mitologizowania lwowskiego batiara. Nie można go bowiem posądzać o nieznajomość realiów lwowskich przedmieść i niewiedzę, że tamtejsi mieszkańcy posługiwali się również tego rodzaju bałakiem, którego żaden producent nie zaaprobowałby w swym filmie. Należy przypuszczać, że żaden badacz lwowskiego folkloru nie zgodziłby się też ze zdaniem Szolgini, iż w przypadku dialogów Szczepka i Tbń-ka mamy do czynienia z „niepodrabianym folklorem miejskim". Nie bez powodu odbierani byli obaj jako tzw. porządni batiarzy. Taki był zresztą autorski zamysł, ale nie oznaczało to wcale, że realizując go twórcy dialogów nie dostrzegali, iż częścią owego folkloru miejskiego byli i tacy mieszkańcy Lwowa, którzy nie nadawali się na obiekty zabiegów mitologizacyjnych. W tym momencie warto przypomnieć scenkę, którą zapamiętał z czasów wojny Antoni Wasilew-ski. W obozie żołnierzy polskich w Szkocji stojący na warcie ułani z 14 Pułku Ułanów z Jazłowca zastanawiali się, czy mogą przepuścić wóz koipusu szkockiego z angielskim majorem. Wasilewski pisze: Wreszcie stojący obok niego ułan doradził: - lk Józku, ta puść tego... - i tu dość dosadnie określił, tak po kleparowsku, przybysza. Na te słowa otworzyły się błyskawicznie drzwi i major angielski z miejsca odparował: — ly batiaru jeden, ty jak si jeszcze raz tak wyrazisz, to dostaniesz tak w maziak, że cię jasna krew z burakami zaleje!3" Myślę, że zarówno w oczach autora, jak i czytelników ów ułan pochodzący z Kleparowa był takim samym „rzeczywi- W radiu i filmie 175 stym nosicielem niepodrabianego lwowskiego folkloru miejskiego", jak Szczepko i Tbńko w oczach "Witolda Szolgini. A przecież reakcja Anglika, którym okazał się Alek Scott, rodowity lwowianin, wcale nie wskazywała na to, że uznał on bohatera tej scenki za batiara pozytywnie nacechowanego. Okazuje się, że po wybuchu wojny lwowianie mieli nieraz okazję wracać pamięcią do znanych postaci Szczepka i Tbń-ka. Tadeusz Krzyżewski twierdzi, że Henryk Wars (popularny w latach 1925-1939 kompozytor rewii i przebojów tanecznych) po ucieczce we wrześniu 1939 roku z transportu jeńców wojennych dotarł do Lwowa i tam właśnie zorganizował orkiestrę, z którą mieszkańcom Lwowa przypominał swe stare utwory, również piosenkę Tylko we Lwowie, którą w filmie Będzie lepiej śpiewali Szczepko i Tbńko36. Oni sami zresztą nie zaprzestali swych występów we wrześniu 1939 roku. Kazimierz Wajda znalazł się już w tej grupie pracowników lwowskiej rozgłośni Polskiego Radia, która 18 września 1939 roku przekroczyła gratScę rumuńską i na terenie Rumunii utworzyła teatr objazdowy pod nazwą Polski Zespół Artystyczny YMCA „Lwowska Fala", dający przedstawienia przed polskimi uchodźcami i internowanymi tam żołnierzami polskimi. Witold Szolginia ustalił, iż „Lwowska Fala" występowała w Rumunii od 14 listopada 1939 roku do 13 lutego 1940 roku, dając 56 występów37. Początkowo w emigracyjnej ekipie „Lwowskiej Fali" brakowało Henryka Vogelfangera (w roli Tbńka zastępował go J. Barszcze-wicz), ale wkrótce już i Vogelfanger dołączył do zespołu. W marcu 1940 roku Polski Zespół Artystyczny opuścił Rumunię, przedostał się do Francji i tam kontynuował występy dla żołnierzy polskich jako Pierwsza Polowa czołówka teatralna „Lwowska Fala". Po wkroczeniu Niemców do Francji „Lwowska Fala" trafiła do Szkocji i tu dwaj lwowscy batiarzy - Szczepko i Tbńko - żołnierzy polskich, stacjonują- F 176 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA cych w Wielkiej Brytanii bawili dialogami mówionymi bała-kiem. "Witold Szolginia opublikował kilka dialogów Szczep-ka i Tońka z okresu II wojny światowej38 Bohaterowie nie zmienili się, byli jak zawsze pogodni, pełni poczucia humoru, spierali się zabawnie o rzeczy wielkie i drobiazgi, ale pozostawali przy tematach aktualnych. Sami kreując się na lwowskich batiarów o innych batiarach zawsze wyrażali swoje uznanie. W jednym z dialogów tak mówili o batiarach pozostających w Polsce pod okupacją niemiecką: Nu ta pewni, bu tam naszy zara zrobiu puwstani. Ta ja nie znam batiary? Ta najlepszy batiary zustali w Polscy!39 Batiarem był dla nich ktoś, na kogo można liczyć, gdy padnie hasło do bezpośredniej walki z okupantem, kto nie zawaha się przed wzięciem udziału w powstaniu przeciw Niemcom. Musiał więc batiar wydawać się kimś bliskim polskim żołnierzom, przed którymi Szczepko i Tońko występowali. Był jednym z nich - Polakiem podobnie pojmującym obowiązek wobec Ojczyzny. Twórcy dialogów przydawali określeniu „batiar" szerszego znaczenia. Uznali, że nazwać się batiarem mógł niekoniecznie tylko lwowianin. Uważna lektura „wojennych" dialogów Szczepka i Toń-ka pokazuje jednak, że dla nich samych „batiar" funkcjonował też jako określenie niekoniecznie najszlachetniejszych postaw. Kiedy niezadowolony z przyjaciela Szczepko chciał okazać swą całkowitą dezaprobatę, nie tylko wykrzykiwał pod jego adresem takie słowa, jak: chirus, dziwkarz, ale także: Wyrywaj, batiar - na oczy ciebi nie chcym widzie.*0 W takim właśnie kontekście „batiar" nabierał negatywnego znaczenia, jakie mu przypisywano w końcu XIX wieku. Tak było nie tylko w dialogach Szczepka i Tbńka. Prasa, literatura piękna i wspomnienia łwowian nawiązują wielo- W radiu i filmie 177 k cotnie do tamtego batiara. Nawet wtedy, gdy autorzy świadomie uczestniczą w tworzeniu mitu batiara dzielnego, odważnego, walczącego o wolny Lwów, to nie potrafią się uwolnić się od skojarzeń, które przechowała lwowska tradycja z XIX wieku - od batiara, bohatera negatywnego. Jednak Szczepko, Tońko i autorzy rozmaitych tekstów budowa-I i przede wszystkim pozytywny wizerunek lwowskiego ba-t i ara, mimo że incydentalnie określenie używane było w znaczeniu pejoratywnym. Wojenna „Lwowska F&la" przestała istnieć w 1946 roku Kazimierz Wajda w 1947 roku wrócił do kraju, gdzie zmarł w 1955 roku. Henryk Vogelfanger zdecydował się osiąść w Afryce, a Wiktor Budzyński, autor wielu „batiarskich" dialogów, pozostał w Londynie. Raz jeszcze Kazimierz Schle-yen próbował wskrzesić postaci Szczepka i Tońka (por. Aneks ni1 7), ale skończyło się na jednym występie. Gdy po II wojnie światowej pojawiła się w kraju możliwość przypomnienia rodakomfWwary lwowskiej, Adam Baron, wrocławski lekarz pochodzący ze Lwowa, postanowił wprowadzić do wrocławskiej audycji radiowej „Studio 202". dwu batiarów - Józku Sztybuleta z Zamarstynowa i Miśku Paniagę urodzonego na Łyczakowie. Po raz pierwszy wystąpili oni przed mikrofonem 13 października 1957 roku, przedstawiając się jako repatrianci przybyli właśnie ze Lwowa41. Obaj bohaterowie - urodzeni przed wojną we Lwowie - znali doskonale lwowski bałak i nim posługiwali się w swoich dialogach. Tworzyli parę dobrych przyjaciół, wspomagających się w różnych trudnych chwilach życia. Cenili sobie tę przyjaźń bardzo i porównywali się do bohaterów piosenki My dwa oba awaj z filmu ze Szczepkiem i Tońkiem Będzie lepiej. Marzyli o kupnie nowych „ancugów" i żółtych „me-sztów". Miśku wzdychał do panny Julci, a Józku - do panny Mani. 178 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Jeśli nie akceptowali nawzajem swoich zachowań, to jeden drugiego nazywał batiarem. Padało więc to określenie wtedy, gdy któryś z bohaterów chciał wyrazić drugiemu swoją dezaprobatę. Jednak każda sprzeczka kończyła się pogodzeniem, bo też nigdy nie były to poważne kłótnie i określenie „batiar" nie nabierało w ich ustach szczególnie negatywnego znaczenia. Słuchaczami występów Józku i Miśku byli z pewnością dawni mieszkańcy Lwowa, osiedleni po wojnie na Dolnym Śląsku. Dla innych słuchaczy bałak lwowski mógł być niezrozumiały. Autor - Adam Baron - znał dialogi Szczepka i Tbńka i do nich nawiązywał, a postacie obu bohaterów z ich poczuciem humoru i pozytywnym stosunkiem do świata musiały budzić sympatię słuchaczy. Akceptowali nową rzeczywistość, a niektóre ich wypowiedzi z dzisiejszej perspektywy nabierają wymowy propagandowej. Jak chociażby ta: Tla, dzieby to ni byłu, cy w "Warszawi, czy w Rucławiu, tu i tak zawdy swój brat - rubociarz najważnieszy.42 Z drugiej strony nie brak i takich stwierdzeń, które można nazwać satyrycznymi. Na takie miano zasługuje wymiana zdań o Pałacu Kultury i Nauki43. Józku i Miśku ze „Studia 202" zniknęli w połowie roku 1958, ale nie równało się to zaprzestaniu tworzenia mitu pozytywnego batiara. Legenda Szczepka i Tbńka w kraju podtrzymywana jest nie tylko dzięki publikacjom, które pojawiły się w końcu lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych44, ale także dzięki filmom z ich udziałem, czasem przypominanych przez Telewizję Polską oraz nagranymi na kasety. Działalność Danuty Skalskiej, organizatorki amatorskiego zespołu kabaretowego „Pacałycha" w Bytomiu, potwierdza fakt, że mamy tu do czynienia z konty- W radiu i filmie 179 nuacją mitu Szczepka i Tbńka. Skalska pisze o swoim pomyśle utworzenia zespołu: Uparłam się, że w „Ricałysze" muszą być Szczepko i Tbńko. Choć przekonywano mnie, że byli oni wydaniem jednorazowym, i że teraz niech będzie np. Niuśku i Miśku, mówiłam: nie, Ibńku i Szczepku są symbolami naszego lwowskiego trwania i oni muszą być.45 I tak oto dwaj batiarzy wystąpili znowu na scenie, powstały nowe teksty piosenek. Postaci z dawnego Lwowa zaludniły scenę. Obok Szczepka i Tbńka w programie „Pacały-c.hy" pojawił się Jurek Wojnar, batiar z Zamarstynowa, co „eiuchra na katarynie", a „pyskty jest, że dziesięć przekupek przegada". O nim tak mówi Danuta Skalska: Myślę, że z samych jego powiedzonek, gdyby je codziennie nagrać - byłby gotowy scenariusz. Jego słynne „Biję tylko dwa razy—raz w mordę, a drugi raz w wieko od trumny" świadczy dobitnie o tym, że „te z Zamarstynowa to do bitki, abu du pyskuwania zawżdy pirszy bylff* Na emigracji także nie zrezygnowano z przypominania lwowskiego batiara. W liście przesłanym w 1980 roku do „Biuletynu Koła Lwowian" M. Różewicz z Kanady informował czytelników, że od pięciu lat prowadzi „Polską Godzinę lladiową" dla Polonii miasta \ancouver. Programowi temu nadał nazwę „Polska Rila nad Pacyfikiem". Różewicz, urodzony przed wojną we Lwowie, w audycjach nie tylko podkreślał swoje pochodzenie, ale postanowił przypomnieć radiosłuchaczom postaci Szczepka i Tbńka. Nie poprzestał jednak na tym i jedną ze swych audycji poświęcił batiarowi lwowskiemu na emigracji. Nie ujawnił, kogo za owego batiara uważał, ale dla naszych rozważań istotna jest informacja, iż batiarem dla Różewicza pozostawało się także po wyjeździe ze Lwowa46. 180 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Po II wojnie światowej lwowskiego batiara pozytywnego popularyzowało także Kadio Francuskie. Przez ponad trzydzieści lat Sekcja Polska Kadia Francuskiego przedstawiała w każdy piątek w swej rozgłośni w Lilie audycje, których głównym bohaterem był Michaś-lwowiak. W rolę tę co tydzień wcielał się Roman Nowakowski, urodzony w 1909 roku we Lwowie, na emigracji znalazł się po roku 1939. Stworzył radiową postać lwowianina przemawiającego bałakiem, przypominającym o tych mieszkańcach Lwowa rozrzuconych po świecie, którzy nie mogli po 1945 roku powrócić do rodzinnego miasta. Wykreował postać pozytywną - Michaś Romana Nowakowskiego był zawsze gotów każdemu pomóc, a jego wypowiedziom towarzyszyły wesołość i pogodne spojrzenie na świat i ludzi. Ibn mądry życiowo bohater miał wielu stałych słuchaczy, głównie wśród francuskiej Polonii. Wraz ze śmiercią Romana Nowakowskiego — 6 lutego 1987 roku — z francuskiej anteny radiowej zniknął i Michaś-lwowiak i nie znalazł się nikt, kto by go zastąpił47. W ostatnich latach w tworzeniu mitu batiara biorą udział sami lwowianie, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia na zawsze Lwowa, miasta ich młodości. Nie mogą tak do końca „zakotwiczyć" się w innym, nie-lwowskim świecie i nie chcą pogodzić się z utratą swego miasta. Przyjęli więc postawę, która pozwalała zachować lwowską tożsamość, stali się piewcami batiara, postaci, której nie da się przypisać do żadnego innego miasta. W radiu i filmie 181 1 „Hallo! Polskie Eadio Lwów!" jednodniówka z kwietnia 1935. 2 Na „Wesołej Lwowskiej Fali", oprae. i wybór W Szolginia, Warszawa 1991, s. 22. 3 Ibidem, s. 63. 4 K. Wajda, H. Vogelfanger, Szczepko i Tońko. Dialogi radiowe z „yfasolej Lwowskiej Fali", Lwów 1934, s. 4-5. 5 Ibidem, s. 6. 6 S. Machowski., Żegnaj Tbńku, „Semper Fidelis", nr 6 z 1990 r. 7 J. Janieki, Ni majak Lwów, Warszawa 1990, s. 11. 8 J. Janieki, A do Lwowa daleko aż strach... Alfabet lwowski, t. 3, Warszawa 1996, s. 22. 9 Na „]Msolej Lwowskiej Fali", op. cit., s. 39. 10 J. Janieki, op. cit., s. 22. 11 Por. fragment pracy o inicjatywach prasowych Doll-Olpińskiego oraz „Komik Polski" nr 5 z 1934. 12 S. Machowski, Bernardyński mijam plac, Wrocław 1989, s. 53. 13 S. Wasylewski, Na końcu języka, Wrocław 1957, s. 51; por. też „Pocięgiel" nr 7 z 1926, który po raz pierwszy zwrócił uwagę na fakt istnienia językowych różnic pozaborowych. Pan Jan z Bajek pisząc (i „biedach kraj trapiących" stwierdzał wówczas: „Jedną z nich jest owa niechęć, która dzieli trzy zabory, co przenika wszystkich prawie, każdy na nią jest dziś chory. Kongresowiak się wyśmiewa ciągle z Małopolanina, przedrzeźniając jego mowę, która niską przypomina. „Ta joj" - „Ta co" przekpiwają, ale o tem to nie wiedzą, że tak mówią prości ludzie, co gdzieś na przedmieściach siedzą". Wypowiedź Pana Jana z Bajek zaprzecza tym wszystkim wypowiedziom lwowian, którzy we wspomnieniach podkreślali wielokrotnie, że bałak był nie tylko powszechnie używanym, ale i mile widzianym sposobem mówienia we wszystkich grupach społecznych Lwowa. 14 T. Krzyżewski, Propaganda turystyczna Lwowa, Lwów 1937, s. 8. 13 S. E. Nahlik, Przesiane przez pamięć, Ki-aków 1987, s. 208. 16 J. Michotek, Tylko we Lwowie, Warszawa 1990, s. 64. 17 J. Berezowski, Ten stary Lwów, Warszawa 1995, s. 124-125. 18 J. Janieki, „Wkierunku do Lwowa...", w: K. Wajda, H. Vo-gelfanger, Szczepko i Tońko, Lwów 1934, reprint (1989). 19 Z. Popiel, Kilka słów o Lwowie, „BKL" nr 1 z 1967. 20 M. Mroczko, Lwów. Zarys dziejów i zabytki, Gdańsk 1992, s. 63. 21 T. Ribiański, Na skraju Dzikich Pól, Kraków 1992, s. 115. 22 Por. Na „Wesołej Lwowskiej Mili", op. cit. 23 Ibidem, s. 45. 182 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA 24 Dialog Nasze Virtuti Militari, w: K Wajda, H. Vogelfanger, op. eit, s. 132. 25 Dialog 0 królu Janie Sobieskim, ibidem, s. 119-120. 26 Dialog Polityka, ibidem, s. 196. 27 Ibidem, s. 200. 28 T. Krzyżewski, Wiosenne święto Lwowa - 27-30 V, „Ttarysta we Lwowie i Małopolsce Wschodniej", maj 1939. 29 8. Legeżyński, Lwów w oczach turysty, „Turysta we Lwowie i Małopolsce Wschodniej", lipiee-sierpień 1939. 30 Na „Wesołej Lwowskiej Fali", op. cit. 31 E. Sehlechter, My dwaj-oba cwaj, w: Antologia piosenki lwowskiej, Wrocław 1987, s. 135. 32 Serce batiara, w: Antologia..., op. cit., s. 137. 33 Na „Wesołej Lwowskiej Fali", op. cit., s. 59. 34 Ibidem, s. 62. 35 A. Wasilewski, W szkocką kratę, Kraków 1987, s. 40-41. 36 T. Krzyżewski, Wars story, „Lwów i Kresy" nr 56 z 1988, s. 46. 37 Na „Wesołej Lwowskiej Fali", op. cit., s. 75; por. też J. Miński, Upomnienia z rozgłośni lwowskiej, „Biuletyn Koła Lwowian" nr 1 z 1963. 38 Na „Wesołej Lwowskiej Fali", op. cit., s. 201-241. 39 Dialog Ach, ten Gzerczul..., w. K. Wajda, H. Vogelfanger, op. cit., s. 209. 40 Dialog Szkocki Sylwester, ibidem, s. 220. 41 A. Bambetel [A. Baron], Józku i Miśku, „Studio 202", Maszynopis audycji udostępniony został autorce przez żonę Adama Barona -Marlenę Baron. Audycje nadawano przez Wrocławską Rozgłośnię Radiową w okresie od października 1957 do lipca 1958 roku. 42 Józku i Miśku, Tydzień Ziem Zachodnich. 43 Józku i Miśku, Chińska restauracja w Warszawie (por. Aneks nr 8). Była to jednocześnie ostatnia audycja firmowana przez Adama Barona. Rodzi się przypuszczenie, że wspomniane satyryczne akcenty mogły mieć związek z pozaautorską decyzją o zakończeniu występów Józku i Miśku we Wrocławskiej Rozgłośni. Nie udało się jednak ich potwierdzić. 44 Reprint dialogów z 1934 roku; S. Machowski, op. eit.;Na„Wesołej Lwowskiej Fali", op. cit. 45 D. Skalska, „Tylko wy Lwowi"... z„Pacalychą"', „Semper Fide-lis" nr 3/4 z 1992. 46 „Biuletyn Kola Lwowian" nr 38 z 1980, s. 9-91. 47 G. Wołoszewicz, Michaś Iwowiak nie żyje, „Narodowiec" nr 40 z 17 II1987, przedruk: „BKL" nr 53 z 1987. ROZDZIAŁ V Na kartach wspomnień I Większość wspomnień o Lwowie, które stały się podstawą tego rozdziału dotyczy okresu I wojny światowej, II Rzeczypospolitej i II wojny światowej. W niewielu natomiast pamiętnikach zachował się Lwów, ten sprzed 1914 roku. Już w 1937 roku Bronisław Braiter ubolewał, że wiedza o dawnym Lwowie jest znikoma. Dlatego postanowił czytelnikom tamten czas przybliżyć w specyficzny sposób, co zresztą zaznaczył w podtytule swej książki1. Autor urodził się w 1867 roku w Buczaczu, ale w tym samym roku jego rodzice przenieśli się do Lwowa. Ojciec Bronisława Braitera był oficerem armii austriackiej. Pierwszą dzielnicą Lwowa, którą poznał Braiter, był Łyczaków, tam uczęszczał do szkoły im. św. Antoniego. Z dziecinnych lat zapamiętał, że przy ulicy Łyczakowskiej we własnych zagrodach mieszkali rzeźnicy, krupiarze, murarze i inni rzemieślnicy. Już wczesnym rankiem w kierunku Rynku sunęły małe wózki wypełnione gorącymi kiszkami. Ulicą toczyły się wozy z kwadratowymi skrzyniami pełnymi piasku. Bywało, że wóz ciągniony był bardziej przez woźnicę niż przez „zemerytowanego konia, który towarzyszył wozowi raczej dla parady niż potrzeby". Obok wozu szedł piaskarz. Na ramionach w małych woreczkach miał przygotowany do sprze- 184 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA dąży piasek i wstępując do kolejnych bram wołał: „Piasku trza! Trza piasku!"2. Bronisław Braiter zapamiętał, że w latach siedemdziesiątych XIX stulecia przy ulicy Łyczakowskiej było sporo szynków i restauracji, a do najbardziej znanych należały: „Pod Rakiem", „Pod Gołąbkami", „Hotel de Laus". Piło się tam, bawiło, śpiewało, a że czasem jakiś krewki kawaler podniecony zazdrością wyzywał przeciwnika do bójki, nie widziano w tym nic nadzwyczajnego. W każdym razie walono się kułakami lub kyami, ale bez użycia nowoczesnych rewolwerów i noży, bez których to instrumentów dzisiejszy pojedynek [koniec lat trzydziestych XX wieku — UJ] na wsi lub przedmieściu miast obejść się nie może. Rezultatem bójki bywał co najwyżej rozbity nos, zasiniała powieka lub rysa czerwona na skórze.3 Ze łzą w oku wspomina Braiter umiarkowane ceny wódki, piwa i zakąsek w szynkach. Jako zakąski podawano najczęściej „chleb kulikowski lub winnicki z masłem i kwarglami". Z relacji Braitera wynika, że bawiono się nie tylko na Łyczakowie. Także na Żółkiewskiej za rogatkami, ale tam preferowano ratafię, raki i słuchano orkiestry wojskowej. Spragnionych zabawy lwowian zachęcały również lokale przy innych ulicach z miasta: Stryjskiej, Gródeckiej, Janowskiej, Kleparowskiej, Zielonej. Wszędzie tam docierano pieszo, bo Lwów końca XIX wieku posiadał wprawdzie trochę dorożek, a nawet parę dwukonnych karet (!), ale ceny jazdy „były dla małego urzędnika niemożliwe do przyjęcia". Przedmieścia były wtedy połączone z centrum Lwowa prymitywnym gościńcem i mieszkańcy jednego przedmieścia rzadko wybierali się na inne. We wspomnieniach Braitera nie pojawia się jednak lwowski batiar, mimo że o samym Łyczakowie autor wiele pisze. Na kartach wspomnień 185 r[ych lwowian, którzy kolebkę lwowskiego batiara upatrywali właśnie na Łyczakowie, może to dziwić i zaskakiwać. W wydanych w 1896 roku Obrazkach z przeszłości Galicji i Krakowa Schnur-Pepłowski także nie pisze wcale o lwowskim batiarze. A przecież pisał o tym, że Łyczaków posiada własne „rozrywkowe miejsca" takie, jak ogródki „Pod Gołąbkami" lub „Hotel Laus"4. Również Adam Krąjewski nie wspomniał w swych Lwowskich przedmieściach ani razu 0 batiarze. A przecież już w 1909 roku zapisał, iż rodowity łyczakowianin uważał się za coś nieskończenie wyższego od przeciętnego mieszkańca Lwowa.5 Nie tolerował obcych na swoim terytorium i do zaatakowania nieznajomego wystarczyło - według Krajewskiego -niekiedy tylko to, że mu się „nie podobała czyjaś facyata"6. „Lud to bardzo zawadiacki" z nutą uznania dodawał autor Lwowskich przedmieść o łyczakawianach, aby w jakiś sposób usprawiedliwić takie oto zachowania: Przechodzącego surdutowca, nawet z kobietą, zaczepi bez najmniejszego powodu, na każde zawołanie gotów do rozprawy, aby tylko kogoś obić. A już na pewno nie przepuścił „młodzieńcowi z miasta", który odważył się iść za dziewczyną z Łyczakowa. Bójki 1 „grubo zakorzenione między narodem" pijaństwo na Łyczakowie ukazywał Krajewski jako rezultat „braku cywilizacji", przez co rozumiał brak oświaty. Dzieci łyczakowskie, jeśli już trafiały do szkoły, to poprzestawały na ukończeniu trzeciej klasy7. O batiarze nie pisze też Krajewski nawet wtedy, gdy zaznacza, że ulubionym instrumentem i obiektem marzeń wielu młodych mieszkańców Łyczakowa była już wtedy harmonia. 18Ó Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Instrument ten jest celem marzeń chłopaka piaskarskie-go, i jeżeli zdoła tylko z uszczerbkiem własnego żołądka uciułać kilka guldenów, z pewnością kupi sobie harmonijkę, choćby butów nie miał dobrych na nogach. Tfe słowa najlepiej oddają hierarchię potrzeb i dążeń łyczakowskiej młodzieży. Krajewski mówiąc o łyczakowianach wprowadza nas także w pewne podziały społeczne. „Arystokrację" łyczakowską tworzyli - według niego - krupiarze. Wśród nich nie było „awanturników", natomiast wśród murarzy i rzeźników zdarzały się figury będące postrachem nie tylko zabłąkanych na Łyczaków intruzów z miasta, ale samych mieszkańców przedmieścia.8 Jednak autor zaznaczał, że ten szczególny „temperament" niektórych łyczakowian nie miał nic wspólnego z bandytyzmem np. kleparowskim lub zamarstynowskim. Była to swego rodzaju rycerskość łyczakowska, nic więcej. Kiedy Krajewski mówił o mieszkańcu Łyczakowa czy Kle-parowa, używał najczęściej określenia „przedmieszczanin" i przypisywał mu same pozytywne cechy. Przedmieszezanie nie brali cudzego i swego nie oddali łatwo, a nie mając w sercu zawziętości, bawili się, gdy okazja się po temu nadarzyła. Urządzano sobie codziennie muzyki na harmoniach, ba ezasem nawet na pokrywkach blaszanych, gdy nie było innego pod ręką instrumentu" - tak charakteryzował łyczakowskich przedmieszczan z połowy XIX wieku.9 Sporo też miejsca poświęcił pracowitości tych ludzi i ich zapobiegliwości. Pełen podziwu był zwłaszcza dla krupiarzy, którzy w dni powszednie zaraz po północy wybierali się na Na kartach wspomnień 187 rogatkę łyczakowską po zakup zboża, które chłopi z okolicznych wsi dowozili na sprzedaż. Transakcji dokonywano w karczmach pozarogatkowych i rano krupiarze wracali z towarem do domu. Potem z czeladnikami zabierali się do przerobu zboża na krupy za pomocą ręcznych lub kieratowych młynów oraz na żarnach, a żony wyprawiali do miasta na targ z przygotowanymi poprzedniego dnia kaszami. Można je było sprzedawać na kilku lwowskich placach, ale już przed godziną drugą władze miejskie nakazywały uprzątnięcie stanowisk targowych. Wracały więc krupiarki do domu i czyściły to, co mąż z synami i czeladnikami przygotował. Niewiele czasu pozostawało na sen, jedynie niedziele i święta pozwalały na dłuższy wypoczynek10. W tym miejscu najlepiej przytoczyć fragment wspomnień Rudolfa Antoniego Bortha, który znakomicie opisał, co oferowała na targu lwowska krupiarka. Nigdy już później w moim żjbju nie widziałem takiej rozmaitości krup zgromadzonych w jednym miejscu: kaszy hre-czanej, jaglanej, perłowej, owsianki, pęcaku, kukurydzianki (mamałygi), fasoli o różnych kolorach i kształcie, grochu, grysiku pszennego i razowego, mąki pszennej i żytniej. Przed świętami Bożego Narodzenia można było tam dostać „upchanej" pszenicy (tj. łuszczonej), która była podstawą kutii. Wszystkie te „krupy" były wystawione na sprzedaż w workach otwartych u góry, na których wciąż siedziały zuchwałe wróble. Od czasu do czasu rozgadane krupiarki klaskały dłońmi i krzyknęły: a szu, pudzisz ty hunefoci! wtedy wróble przeskakiwały na następny worek, nawet nie podnosząc przy tym skrzydeł i opychały się dalej. Sypały tam kupującym krupiarki do torebek skręconych z gazety, złotą kukurydziankę czy srebrną perłówkę, gdyż wtenczas papierowych torebek nie było.11 Próbując dociec, dlaczego w wyżej zacytowanych tekstach nie pojawił się batiar, można przypuszczać, że w końcu XIX wieku nie utożsamiano każdego mieszkańca Łyczakowa r 188 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 189 z postacią batiara. Określenie to już wówczas funkcjonowało, co potwierdza lektura lwowskiej prasy z przełomu XIX i XX wieku, ale zarezerwowano je raczej dla osobników, z którymi stateczny mieszczanin lwowski wolał nie zawierać bliższej znajomomości. Takie przypuszczenie wydają się potwierdzać inne wspomnienia. Pora więc przejść do tych wspomnień, które odnoszą się do historii Lwowa z okresu sprzed I wojny światowej, a w których pojawia się postać batiara. Józef Nerczyński wspomina: Łyczaków odskakiwał swoją odrębnością od innych przedmieść, miał inną florę i faunę — krapiarki, rzeźników i pia-skarzy Same Antoniowe i co drugi łyczakowianin to Antoni, może ku czci patrona parafii. Ludek łyczakowski był wielce pobożny, wielką adoracją otaczano murowaną kapliczkę, stojącą powyżej ulicy św. Piotra i Pawła.12 Kapliczka ta była pod koniec XIX wieku istotnym punktem na ulicy Łyczakowskiej pnącej się — jak większość podmiejskich ulic - pod górę, bowiem przedmieścia Lwowa leżały na wzniesieniach. Bruk na Łyczakowskiej dochodził właśnie do ulicy św. Piotra i Pawła, dalej prowadził już bity gościniec. Tu zaczynały się — jak wspomina Nerczyński — domki parterowe starych zasiedziałych rodzin łyczakowskich. W jednym z nich urządzono nawet restaurację z ogródkiem letnim i dwoma altankami. Nazwano to szumnie „Hotel de Laus" (o nim też pisał Braiter) i w dzień obsługiwano tu głównie niedzielnych wycieczkowiczów13. Sam ogródek był nie oświetlony, nic więc dziwnego, że wyludniał się o zmroku, ale z wnętrza hotelu - pisze Nerczyński - wylewał się jeszcze długo gwar z niemilknącymi tonami dwurzędowej harmonii, przeciągle zawodzącej lwowskie sztajerki i trambla - polki.14 Niedzielni wycieczkowicze ze śródmieścia Lwowa raczej unikali tych podmiejskich wieczornych i nocnych zabaw. I mieli ku temu powody. Z końcem domków zaczynała się nad gościńcem idącym ostro w górę dobrze wydeptana ścieżka z chaszczami wśród dolinek i pagórków po prawej stronie. Nawet księżyc nie mógł opowiedzieć, co się tam działo, był to teren dla obcych nawet 1 i w dzień niedostępny posterunek zaś policji usprawiedliwiał '¦'¦ się przed pokrzywdzonymi: „Ha, trudno - tam i policja nawet nie chodzi".15 Ten opis wyjaśnia obawy nie-łyczakowian przed nocnymi wyprawami na daleki Łyczaków. Józef Nerczyński przyzna-jo otwarcie, iż przedmieścia łyczakowskie cieszyły się niezbyt dobrą sławą. batiar łyczakowski wywoływał zgrozę i lęk między mieszkańcami miasta. [Łyczaków z jego wspomnień] nie bratał się z żadnym innym przedmieściem, żył wyłącznie sobą i wśród swoich. Obcy związany przez małżeństwo z Łyczakowem zanim nabył prawa obywatelskie, długo musiał wkupywać się w łaski nowego otoczenia. Na małżeństwa miejscowych panien z obcymi łyczako-wianie patrzyli niezbyt przyjaznym okiem, a samo odprowadzenie panny do domu na Łyczaków wiązało się nie tylko /, groźbą zaczepki, ale również „tęgiego lania". Sądzę jednak, że takie zachowanie mężczyzn z Łyczakowa wobec in-truzów z zewnątrz nie było specyficzne tylko dla tego przedmieścia czy tego miasta. "Wystarczy przywołać wspomnienia warszawiaków ze starego Czerniakowa i Targówka, by znaleźć podobne reakcje. Tym, co wyróżniało Łyczaków we wspomnieniach Ner-czyńskiego, były preferencje zawodowe łyczakowskich panien. Okazuje się, że chętnie pracowały 190 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA po szwalniach, u krawcowych i w drukarniach, wolały te zajęcia niż pracę domową i z niewytłumaczalną zawziętością broniły się przed wstępowaniem w ślady swych matek sprzedawczyń kasz na rynkach lwowskich. Miały się za coś lepszego, rzadko który lwowianin mógł się poszczycić służącą z Łycza-kowa. Podfruwajki z Łyczakowa ubierały się modnie, biegle w igle szyły swe szatki wedle żurnali.16 Z Łyczakowa też rekrutowała się większość lwowskich kozlarzy, którzy na kozłach nosili cegły na budowie, a także pomocnicy murarscy. Liczni też byli piaskarze. Piach kopano bądź na Łyczakowie, bądź na Górze Piaskowej, obok Wysokiego Zamku. Rozwożono go potem w woreczkach po mieście i sprzedawano po dwa centy (cena sprzed I wojny światowej). Zapotrzebowanie na piach we Lwowie było duże, ponieważ każda służąca lwowska musiała właśnie piaskiem raz lub dwa razy w tygodniu wyszorować podłogę w kuchni, a niekiedy i w pokojach. Usłyszawszy na podwórzu krzyk: „Pi...ja...sek", służące biegły na wyścigi. [... ] sprzedawcy wysypywali piasek w podstawione naczynia, stąd wyrażenie „nasypali babie piasku". Worki były drogie i szanowane. Piaskarze mieli swoje rejony, nikt nikomu nie wchodził w kapustę. [...] Łyczakowscy ko-źlarze i piaskarze w niedzielę i święta upodobniali się do wy-twornisiów. - kontynuuje swoją opowieść Józef Nerczyński17. Zwraca też uwagę na to, że „podmiejska wytworność" polegała na naśladowaniu miejskich strojów. Miejscem spotkań łycza-kowian była knajpa „Pod Trupem", szynk u zbiegu ulicy Łyczakowskiej i Głowińskiej. Ulica Głowińska prowadziła do Szpitala Powszechnego i z nim kojarzono nazwę knajpy. Należy przypuszczać, że i tu bawiono się podobnie, jak u „Kizyka" - opiewanego w piosenkach, a znajdującego się na Na kartach wspomnień 191 Żółkiewskim. Potwierdza to Nerczyński zaznaczając, że -choć zabawy kończyły się niekiedy krwawo — unikano jednak awantur w domach, porachunki przenosząc na podwórko i ulicę18. Nerczyński przekonany o szczególnym miejscu Łyczakowa w historii Lwowa twierdził nawet, że powiedzenie „ta joj" było zwrotem specyficznym dla Łyczakowa właśnie i niesłusznie przypisywano je całemu miastu19. Autor próbował też wyjaśnić genezę przyjęcia się bałaku w całym Lwowie i posługiwania się nim przez większość mieszkańców. Tak pisze: Gwara łyczakowska wciskała się w Lwów, Łyczaków miał bogatych przedmieszczan, którzy parli w dół ku miastu, przynosząc ze sobą zwyczaje i mowę. Stawali się obywatelami miasta, bywali radnymi, strojąc się z fasonem w bogate kontusze podczas uroczystości narodowych. Jako wyraźnie wyodrębnioną grupę mieszkańców Lwowa traktuje batiarów też MichaWDuda-Morena (urodzony w 1893 roku). We wspomnieniach dotyczących okresu sprzed 1914 roku pisze: Lwowskie batiary tworzyli „ferajnę" zupełnie osobliwą. Różnili się od innych swoimi zwyczajami i językiem, który nazywano lemberskim albo bosańskim. Jak wyglądał ten język zobaczymy poniżej. Jedynym zabytkiem literackim tego języka była, być może, że jeszcze gdzieś istnieje, niewielka książeczka napisana na wywiadowcę lwowskiej policji kryminalnej, inspektora Jankiewicza: Bnaje binia wedle kwaczu Dzień klawy ci mój buchaczu Dzień klawy ci gustowny, Miniasz helich pobuchany. Klawo chiżysz, klawo troisz, ; A o binie nic nie stoisz.20 192 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Ten fragment świadczy o tym, że batiarzy byli dla Dudy--Moreny przedstawicielami środowiska przestępczego. Michał Duda-Morena nie przypisywał batiarów tylko do Łyczakowa. Według niego, bywali oni stałymi gośćmi szynków nie tylko na Łyczakowie, ale także na Zamarstynowie, Kleparowie, Gródku i na Bajkach. Głośno tam było zwłaszcza w sobotnie wieczory. W podmiejskich szynkach „ba-tjary przepijali zarobione w tygodniu pieniądze" i śpiewali: Hej batjarasy z całego Lwowa Cieszei si bo dzisiaj subota Cieszy się Baubaeh i stara Symonowa Bo dzisiaj Juraż, ochota.21 Autor do dziejów lwowskiego batiarstwa wprowadził jednocześnie ciekawą cezurę. Była nią I wojna światowa, która przetrzebiła mocno batjarów lwowskich. Część dawnej feraj-ny wyginęła na frontach, część rozleciała się po świecie a powrót Lwowa do Macierzy dopełnił reszty. Pozostały już tylko niedobitki.22 Trzeba tu zaznaczyć, ża autor zamiennie używa dwu określeń. „Batiarzy" to dla niego ulica lwowska, która nie czuła sympatii do wojska austriackiego, a dla policji mundurowej miała pogardę. Większy respekt czuła natomiast wobec policji kryminalnej, a bohaterów świata przestępczego sławiła swymi piosenkami. Dla Michała Dudy-Moreny batiarzy nie stanowili bezimiennego tłumu. Wielu znał osobiście. W niepodległej Polsce spotkał jednego z nich: Antka Kamieńskiego z Kleparowa. Znałem go jako starszego ułana w syberyjskim pułku ułanów [autor wojnę spędził w Rosji - UJ]. Po przywitaniu opowiadał mi, że dopiero co wypuścili go z Brygidek, gdzie odby- Na kartach wspomnień 193 wał sześciomiesięczne „rekolekcje" za pokiereszowanie nożem batjaraz Łyczakowa. Zwyczajne koleżeńskie porachunki. [...] A jak ci zresztą idzie w cywilu? - zapytałem go. - Tb nie to, panie poruczniku, co było dawniej. Czasy się zmienili i batjaiy już nie te same, eo byli.23 Szkoda, że zabrakło w tym opowiadaniu wyjaśnienia, na czym te zmiany polegały. Z innych wspomnień również wynika, że określenie „ba-tiar" przed I wojną światową miało wyraźnego adresata. W żadnym wypadku nie było do pomyślenia, aby przyznał się do niego „szanujący się" obywatel Lwowa. W społeczeństwie wówczas panowały wyraźne linie podziału, także i w nadpełtwiańskim grodzie. Warto tu przytoczyć fragment wspomnień Mieczysława Lisiewicza, który w niezwykłe plastyczny sposób uzmysławiał ostrość tych podziałów: Lwów dostał nowe oświetlenie godne stolicy, „małego Wiednia" jak go chętnie nazywąjni. Wzdłuż Akademickiej i Karola Ludwika (późniejszej Leginów) zawiesił dbały Magistrat wielkie lampy łukowe oświetlające jezdnię i chodniki al giorno. Przyjął się wkrótce zwyczaj, że tam, między 5 a 7-mą wieczorem wylęgał na przechadzkę cały szanujący się Lwów. „Na corso" — jak mówiono. Pod przyjemnie drgającym światłem sunęły tłumy tam i z powrotem do cukierni Zalewskiego po róg Kopernika. Dalej się nie zapuszczano. Nie wypadało szanującej się kobiecie czy godnemu obywatelowi Miasta Lwowa (przepraszam: Stołecznego Miasta Lwowa) chodzić po dolnej Karola Ludwika - a już broń was Boże — przekroczyć linię tramwajową na Sykstuskiej! Za tą linią podziału — tłoczył się także tłum, lecz za to nie tyle godny, ile bardzo wesoły i jak zwykle rozśpiewany.24 Należy pamiętać, że część Lwowa żyła „sezonami", część - codziennością, którą zakłócały też bulwersujące wydarzenia. Lisiewicz tak to zapamiętał: I 194 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 195 Gdy zaś przychodził „sezon" - czy sezon czerwcowy wyścigowy, czy zimowy podczas karnawału - pałace arystokracji oświetlały się rzęsiście co wieczora. Wtedy Lwów mówił o strojach Belki Potockiej z Łańcuta, o piękności Badenio-wej, o szyku Siemieńskich i ich sławnych czwórkach, o Bie-siadeckich, którzy mieli najlepsze wina, o kuchni Krzeczuno-wiczów, Torosiewiczów czy Teodorowiezów, sławnych z bogactwa i gościnności Ormian polskich, wreszcie o artystach, raczej artystkach teatru, które łączono w dziwaczne pary z rozmaitymi nazwiskami - poza teatrem... Czasem znów zdarzało się, że ktoś szczególnie wielką sumę przegrał w baka lub pokera w kasynie „Końskim" i palnął sobie w łeb, czasem miało miejsce jakieś romantyczne morderstwo lub grasował jakiś niepowszedni rzezimieszek w rodzaju Czabana czy Wa-sińskiego. Te sprawy burzyły spokój przedmieść: zaraz w szranki z walcami wiedeńskimi występowała zwycięsko lwowska podmiejska pieśń balladowa, zawsze na sarkastyczną nutę nastrojona... opisująca barwnie te wydarzenia.25 Niektórzy autorzy starali się w swoich wspomnieniach pokazać społeczne różnice wśród mieszkańców Lwowa. Do tego grona należy Stanisław E. Nahlik. Urodził się we Lwowie w 1911 roku i był jeszcze dzieckiem, gdy upadła monarchia austro-węgierska. Sporo miejsca we wspomnieniach poświęcił analizowaniu społecznego układu Lwowa. Linia podziału klasowego przebiegała przez środek domu. Zewnętrznym jej wyrazem był sposób zwracania się do siebie z obu stron tej linii. Do każdej osoby ze służby, młodszej czy starszej, mówiło się po imieniu. Co najwyżej dozorczynię, która w swoistej hierarchii społecznej zajmowała szczebel nieco wyższy, a z reguły bywała mężatką lub wdową, określało się imieniem męża.26 Służące, które Stanisław Nahlik znał jako dziecko, były przeważnie analfabetkami lub półanalfabetkami, ale i tak -podkreśla autor - ten zawód dla „nadliczbowych dziewcząt ze wsi był pewnego rodzaju awansem"27. Stanisław Nahlik jest autorem, który batiarów nie kojarzył tylko z prostym ludem lwowskiego przedmieścia. Z jego relacji wynika, że batiarzy stanowili również szczególną grupę wśród gimnazjalistów. W położonym na Łyczakowie gimnazjum im. Stanisława Staszica grupa ta wyróżniała się dużą ilością ocen niedostatecznych i „odpowiednim" zachowaniem. Bowiem „nieodpowiednie" zachowanie już pociągało za sobą wydalenie ze szkoły. Warto tu przytoczyć opis jednego, „szczególnie charakterystycznego" (określenie samego autora) gimnazjalnego batiara: Był to nasz klasowy wesołek, drągal wcześniej mierzący blisko dwa metry wzrostu, umiejący rozśmieszyć jednym grymasem twarzy, jednym słowem, chociażby wtedy gdy nowemu profesorowi, który pytał go o nazwisko i imię, odpowiadał z symulowanym szacunkiem, ale i z porozumiewawczym mrugnięciem w stronę kolegów: Zaidler Alo-i-zy - z powolnym wyskandowaniem tego „i" zamiast ,j" w imieniu jako oddzielnej głoski. Siedział stale w ostatniej ławce, a choć miewał przeciętnie chyba po 3-4 dwóje, jemu jednemu długo to jakoś uchodziło: dodatkowo go pytano i poprawiano noty w ostatniej chwili, tak umiał sobie zaskarbić sympatię nawet surowych profesorów, chociaż był okazem łyczakowskiego batiara". Trudno powiedzieć czy w tej ocenie zawarty jest podziw dla życiowego sprytu lwowskiego batiara czy raczej mamy co czynienia z pewnym dystansowaniem się wobec takich zachowań. Na pewno natomiast da się wyczuć w tej wypowiedzi odrobinę młodzieńczej zawiści wobec tej batiarskiej umiejętności radzenia sobie w życiu.28 Stanisław Nahlik opisuje też charakterystyczny dla „gimnazjalnego" batiara sposób bycia. Taką pamiętam z nim [Zaidlerem] scenkę — istny skecz: wywołany do tablicy Lojzio nie jest w stanie sklecić ani jedne- 196 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 197 go sensownego zdania - profesor (jakiś nowy widocznie ze słabym jeszcze w personaliach naszej klasy rozeznaniach) już chce wlepić mu dwóję, gdy Zaidler skromnie spuszczając oczy powiada żałośnie: „Panie psorze, mnie tak trudno się uczyć, bo koledzy wciąż mnie wyśmiewają". Profesor zwraca się ku nam: „Jak możecie być nielitościwi wobec kolegi?", a Lojzio za jego plecami tak się pociesznie wykrzywia wystawiając przy tym język, że my wszyscy w śmiech. Profesor znów do nas: ,JWstyd mi za was, że tacy jesteście bez serca", a do Lojzia: „No trudno, idź już na miejsce" i z litości widać wpisał mu upragnioną notę dostateczną. Utknął wreszcie i Lojzio w VII czy VIII klasie i maturę wprawdzie zdał, ale jakiś czas po nas: nieźle ukończył studia prawnicze.29 Zaidler zginął na wiele lat z oczu Stanisławowi Nahliko-wi, który dopiero w latach osiemdziesiątych odszukał kolegę w Anglii i tam go odwiedził. Zaidler na zawsze pozostał dla autora wspomnień lwowskim batiarem. Wydaje się, że tak właśnie tworzyła się grupa, o której mówiono, że nie przestaje przynależeć do lwowskiego batiarstwa. Mimo że ci chłopcy wywodzili się z przedmieścia, zdobyli przecież wyższe wykształcenie. Sam Nahlik za batiara się nie uważał, a nawet odcinał się od tej grupy. Bowiem zaznaczał: Wiele przebywając wśród batiarów, nigdy nie przyswoiłem sobie nic z ich sposobu bycia, ani rubasznego, często ordynarnego i nieprzyzwoitego słownictwa. Chronił mnie przed tym mur jakiejś estetycznej niechęci. Choć dużą silą fizyczną się nie odznaczałem i sportów nie uprawiałem niemal wcale, nie uchodziłem za ofermę i nigdy nie byłem przedmiotem nawet dorywczych kpinek.30 Trudno byłoby na podstawie tych słów uznać, że Nahlik współtworzył mit pozytywnego batiara. Podobnie, jak Nahlik relacje między gimnazjalistami a batiarami zapamiętał Juliusz Szygowski31. Dla niego były I to dwie zupełnie różne, antagonistyczne grupy. I - co ciekawe - mówił tak sam będąc uczniem filii IV Gimnazjum przy ulicy Chocimskiej, utworzonej w 1909 roku Szkoła ta szybko otrzymała opinię najgorszego gimnazjum we Lwowie i autor twierdził, że przed I wojną światową konkurowała 0 „ten honor" z V Gimnazjum na Zamarstynowie. W szkole przy Chocimskiej nie brakowało —jak pisał — twardej i zabijackiej młodzieży z Gródeckiej, Bema, Kordec-kiego i Polnej, oraz zamiejskiej z południowo-zachodnich oko-,, lic Lwowa, której maniery były proste i dość szorstkie, sposób .: wyrażania się odbiegający od języka literackiego, a akcent jakiego „świat i Korona Polska" nie słyszały32 Nic więc dziwnego, że uczniowie z tzw. lepszych gimnazjów obawiali się uczniów z IV Gimnazjum i nie wchodzili 1 id w drogę. Natomiast nie mógł tego samego autor powiedzieć o lwowskich batiarach, którzy stawali się często postrachem gimnazjalistów, zwłaszcza tych młodszych. Batiary nie lubili „studentów", szukali zaczepek nazywając nas pogardliwie „skubentami", zdzierali z głowy czapki i wrzucali do błota, a gdy napadnięty protestował - to zdarzało się - dostawał po gębie.33 Informacje o tych starciach nie docierały jednak ani do rodziców, ani do grona profesorkiego. Batiarzy nie stanowi-li jednej zwartej grupy czy społeczności. Nie „operowali" też w śródmieściu. Terenem ich akcji były — w relacji Szy-^owskiego - dzielnice poza śródmieściem. Przypomnieć trze-lia, że jego opisy odnosiły się do okresu sprzed 1918 roku. Gimnazjaliści z Chocimskiej za punkt honoru uważali obowiązek powstrzymania naporu batiarów z sąsiednich dzielnic, pomiędzy Sadownicką, Szeptyckich a Janowską i od ro- l_ 198 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA gatki gródeckiej, Bogdanówki i Cyganówki po kościół św. Anny przy zbiegu ulic Janowskiej, Gródeckiej i Kazimierzowskiej.34 W pamięci Szygowskiego zachował się dość dramatyczny obraz tych gimnazjalno-batiarskich porachunków. Przypominały bitwy. Najważniejsza była umiejętność poruszania się w skomplikowanym układzie sił. Należało wiedzieć, które „bandy batiarów" są ze sobą sprzymierzone, a które się zwalczają. Autor wspomina: W lecie trzeba było mieć zapewnione przejścia z Gródka, czyli dzielnicy gródeckiej na boisko Pogoni i Czarnych i w tym celu zabezpieczyć się przed batiarami z placu Unii Brzeskiej, którzy kontrolowali przejścia przez ulice Leona Sapiehy, Polną i Sadonicką, a potem nie dać się batiarom z Wulki, którzy panowali nad Drogą Wiilecką aż po rogatkę stryjską.35 Lokalnych „band batiarów", według Szygowskiego, było dużo. Te z ulicy Bema, placu Unii Brzeskiej, ulicy Gródeckiej nie były dla uczniów filii IV Gimnazjum zbyt groźne. Inne jak - chociażby te z Łyczakowa, Zamarstynowa i z „Żółkwi" - nie docierały na Gródeckie, a poza tym, jak twierdzi autor - żółkiewskimi i zamarstynowskimi batiarami zajmowało się bohaterskie c.k. V gimnazjum. Walki z batiarami miały swój specjalny rytuał. Szygow-ski twierdzi, że polegało to na tym, by: dostać się dość blisko przeciwnika i strzelić go otwartą dłonią „w ząb". Ten, któiy dostał w ten sposób „w ryło", tak, że mu zadzwoniło w uchu, uważał się za pokonanego i raczej wiał, niż stawał do dalszej walki, chyba że odbywała się zespołowa bójka, w czasie której trzeba było wytrwać do końca lub wycofać się razem.36. Ho kartach wspomnień 199 Wszystko odbywało się na wolnym powietrzu, na ulicy, w polu lub w parku. Koledzy Szygowskiego wiedzieli, że inne reguły obowiązywały w bójkach batiarów w lokalach zamkniętych, ale tam już gimnazjalistom nie wolno było bywać.37 Kim byli owi batiarzy pojawiający się we wspomnieniach Szygowskiego? Tb pytanie nurtuje przy lekturze książki, ale autor nie wyjaśnia tego jednoznacznie. W jednym tylko miejscu napisał tak: Najgroźniejsze i najniebezpieczniejsze były batiary ze Snopkowa i Sokolnik, przede wszystkim mularze i koźlarze pracujący przy budowach w mieście. Chodzili zawsze grupami razem z dziewczętami, które mieszały wapno. Gdy dochodziło z nimi do bójek, to najpierw biły dziewczęta, a jeśli dziewczęta nie dawały rady, to z kolei prały chłopaki.38 W opowieści Szygowskiego nie można też doszukać się wyjaśnienia przyczyn zarówno bójek ginmazjalistów z batiarami, jak i tych, które batiarzy toczyli we własnej grupie. Trudno zadowolić się wyjaśnieniem autora, że batiarzy — ot tak sobie, po prostu - nie lubili gimnazjalistów i dlatego ich atakowali. Chyba, że zgodzimy się z teorią Konrada Loren-za, który agresję wewnątrzgatunkową uważa za niezbędną do utrzymania życia i element systemu organizacji wszystkich istot39. Szygowski uznał opisywane walki za nieodłączny atrybut wieku młodzieńczego i nie widział w nich nic zdrożnego. W tych harcach z pewnością byliśmy w oczach i w pojęciu innych bardziej układnych lwowian także batiarami.40 Tb ostatnie stwierdzenie jest dla naszych rozważań o tyle ważne, że wskazuje na pewien relatywizm w stosowaniu i po- 200 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA sługiwaniu się określeniem batiar przez samych mieszkańców Lwowa. Do opisów Szygowskiego zupełnie nie przystają relacje Mieczysława Lisiewicza, który w swoich wspomnieniach z okresu sprzed I wojny światowej przekazał nam obraz bardzo przyjaznych stosunków, jakie panowały między studentami (u Lisiewicza studentami byli gimnazjaliści) a lwowskimi mulikami. Gdy te dwie grupy spotykały się w lwowskim parku, najczęściej dochodziło do wspólnego śpiewania. Zaczynano od słynnego Balu u Bombacha. Lisiewicz dodawał też i to beż żadnej ironii, że takie zbratanie dwóch sympatyzujących ze sobą sfer kończyło się zawsze wielką bitwą z pierwszym napotykanym policjantem, którego zarówno ci jak i tamci w równej mierze nienawidzili.41 Szygowski nie poprzestał jednak na opisie starć między swymi gimnazjalnymi kolegami a batiarami. Jako jeden z licznych lwowskich pamiętnikarzy w bójkach doszukiwał się czegoś więcej niż tylko wybuchów ludzkiej agresji. Z perspektywy czasu uznał to za swego rodzaju „zaprawę obu stron" (uczniów i batiarów) do walki o Lwów w listopadzie 1918 roku. Pisał: Trzeba było do nich trenować się w taktyce, znać dokładnie teren, aby w razie potrzeby przejść przez podwórza i ogrody z jednej ulicy na drugą i w ten sposób zajść nieprzyjaciela od tyłu. I na poparcie swojej opinii podkreślał ogromną rolę swych niedawnych przeciwników - batiarów - w wyparciu oddziałów ukraińskich ze Lwowa w 1918 roku. Zaznaczał bardzo wyraźnie, że to właśnie „najgroźniejsze i najniebezpieczniejsze batiary ze Snopkowa i Sokolnik" tworzyli w czasie walk Na kartach wspomnień 201 z Ukraińcami obronę Persenkówki42. A jeszcze innym, z którymi przed 1914 rokiem wojowała filia IV gimnazjum, zawdzięczać należy utrzymanie w listopadzie 1918 roku w polskich rękach dworca głównego i czemiowieckiego, oraz szkoły Sienkiewicza przy ulicy Polnej.43 Im też przypisuje się zasługę obronienia bardzo ważnego odcinka zaopatrzeniowego z magazynami wojskowymi przy ulicy Bema i Janowskiej oraz koszar artylerii przy ulicy Gródeckiej. Prezentując w ten sposób udział lwowskich batiarów w listopadowych walkach o Lwów, Juliusz Szygowski stawał się współtwórcą mitu lwowskiego batiara — obrońcy Lwowa. Dodajmy, że w jego relacji o Obronie Lwowa w 1918 roku podniesione zostały przede wszystkim zasługi batiarów lwowskich. O innych obrońcach Lwowa w tym miejscu Szygowski nawet nie napomknął. Takie podejście autora nie może jednak dziwić. Szygowski nie był odosofmiony w przypisywaniu wielkich czynów batiarom, mieszkańcom Lwowa i jego przedmieść, nie zawsze pozytywnie ocenianym przez „bardziej układnych lwowian". 'Wystarczy przyjrzeć się innym zapisom, które powstały tuż po zakończeniu walk na ulicach I jwowa. Obrona Lwowa i udział w niej lwowskiego batiara doczekały się słów pełnych patosu i najwyższego uznania. W pierwszych miesiącach 1919 roku Jerzy Dunin-Wąsowicz tak wyrażał swoje nadzieje: Z walk lwowskich polski talent pisarski wyśpiewa niezawodnie prawdziwie bohaterski rapsod, pokusi się o oddanie słowami tego czara poezji, co unosiła się nad czynami, co płynąc z niewyczerpalnego źródła uczuć miłości Ojczyzny, z uświadomienia sobie uczuć wielkości ich czynów, z nerwowego podnie- 202 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA cenią — towarzyszyła tym rycerzykom wśród świstu kul i w czasie przekradania się przez ciemne ulice, pod zamarłymi w grozie domami, obok parkanów przez zamiejskie pustkowia, szła z nimi w pola zewsząd otwarte i ostrzeliwane, w lasy tajemniczą osnute ciszą, w debiy i wyrwy nieznane, w okopy dorywczo robione, pełne błota i zimnej, nieraz z krwią zmieszanej wody. Powiodła wielu z nich w zaświaty, matce-ziemi odda-jąe ciała ich, rzucane do grobów wojennego cmentarza. A każdemu pogrzebowi wtórowała najprzedniejsza salwa - echo rażących wroga armatnich i karabinowych strzałów.44 Autor -jak widać - chciał jako jeden z pierwszych uczestniczyć w tworzeniu zapisu listopadowych walk, występując w roli kronikarza i pamiętnikarza. Nie obeszło się w tym tekście bez porównań polskich Obrońców Lwowa do Sienkiewiczowskich bohaterów, którzy jak ongiś Longin Podbipięta i z nie mniejszym niż On poszli męstwem w śmierć — więc dusze ich takoż „aniołowie wzięli niebiescy i położyli jako perły jasne u nóg Królowej Anielskiej".45 Nie zabrakło też pełnego przeglądu uczestników wojennych zmagań po stronie polskiej. Długa to lista i wielce charakterystyczna. Podpisując się pod „ogólnym powiedzeniem", iż to „lwowskie dzieci i kobiety odbiły miasto", Jerzy Du-nin-Wąsowicz wyraźnie podkreśla, że całą akcją kierowali jednak wojskowi. I to głównie ich zasługom poświęcił swój Listopad we Lwowie. Nie zapomniał jednak o innych: Walczył inteligent, mieszczanin, student, robotnik, chłop. Wszystkie stany zeszły się w okopach, w których ramię przy ramieniu znachodzili się i wyrobnicy dzienni i radcowie, z tych nawet jeden radca dworu. [...] Spotykali się nauczyciele z uczniami, ojciec szedł z synem. [...] Na Pełczyńskiej zejdą się w jednym szeregu robociarz, mieszkaniec Zamarstynowa, wielce klnący— a już najbardziej, gdy wspomni „swą Mańkę, do której jeszcze dostać się nie może" - z profesorem wiecznie i i Na kartach wspomnień 203 pykającym z niedostępnej fajeczki i wiecznie skłonnym do dowcipkowania [Reiss].46 Wśród walczących kobiet autor dostrzegł przedstawicielki „przeróżnych sfer" — słuchaczki uniwersytetu, konduktorki tramwajowe, panienki z „dobrego domu", robotnice i córki dozorców. I na koniec bardzo ciekawy zapis: Wbrew wrogom polskości, przez przeróżne czynniki wszelkimi sposobami podsycanym prądom separatystycznym, jakie nurtują w społeczeństwie żydowskim i, choć ono od wieków już wśród nas i na naszej ziemi żyje, coraz groźniejszemi obecnie wzbierają falami, znaleźli się wśród walczących oficerowie Żydzi-Polacy. Oddani sprawie Ojczyzny, Polski godnie pełnili obowiązki oficerów Wojsk Polskich.47 By nie zabrakło nikogo na tej liście obrońców, Jerzy Du-nin-Wąsowicz wspomniał jeszcze o jednym Irancuzie i o kilku Włochach. Natomiast nie znaleźli się tu lwowscy ba-tiarzyjako odrębna kategoria mieszkańców Lwowa. Chyba że za lwowskiego batiara uznamy wspomnianego „mieszkańca Zamarstynowa". Trudno dociec, dlaczego autor nie odczuwał potrzeby używania tego określenia przy bardzo szczegółowym — to trzeba podkreślić — wyliczaniu obrońców I jwowa. Inni pamiętnikarze wśród obrońców Lwowa wyróżniają jednak batiarów jako odrębną grupę. Antoni Jakubski na przykład wprowadził następujące rozróżnienie: Podzieliłbym całą tę ludność lwowską, która czynny wzięła udział w akcie obrony na świat urzędniczy, ogólniej inteligencję, młodzież uniwersytecką, uczniów szkół średnich, wydziałowych i zawodowych, kolejarzy, robotników, wreszcie to coś specyficznie lwowskiego, ów pogardzany motłoch uliczny, owych słynnych „baciarzy". Należałoby tu wreszcie zaliczyć i ludność niektórych gmin podmiejskich.48 204 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 205 Tb im, lwowskim batiarom, a także lwowskiej młodzieży, „owemu pogardzanemu, nie zorganizowanemu, szaremu tłumowi podrostków i dzieci niemal" autor oddaje hołd najwyższy nazywając ich „najzasłużeńszymi z zasłużonych49. Określenia tego autor używa w sposób przemyślany. Podziwiając lwowskich batiarów i lwowską młodzież przeciwstawia im część inteligencji miejskiej i świata urzędniczego: wielu „gorących patriotów", którzy kładli się na cały okres walk listopadowych jako obłożnie chorzy do „łoża boleści"30. Jerzy Dunin-Wąsowicz w trzy miesiące po zakończeniu walk we Lwowie przyznawał, że potwierdza znaczny udział w walkach młodzieży, chłopców, nawet dziewcząt i tudzież kobiet „ku zawstydzeniu niejednego mężczyzny w sile wieku i zdrowia". Podkreślić to musimy tembardziej, że wmieście siedzieli bezczynnie nawet oficerowie powiadający: szkoda krwi, sprawa rozsądzona będzie na kongresie; po 22 listopada nie mogli dłużej znieść bezczynności i podejmowali służbę, co prawda niekiedy niedługą we Lwowie, bo z innych stolic Rzeczypospolitej skuteczniej Lwowa bronić można...51 Wraz z upływem czasu w zapiskach lwowian coraz trudniej znaleźć wzmiankę o tym, że nie wszyscy mieszkańcy miasta wzięli udział w walkach. I tak, według Józefa Ru-dnickiego, po stronie polskiej bili się: kobiety, zgrzybiali starcy, robotnicy, księża, urzędnicy, młodzież akademicka, uczeni, biedota miejska, „ludzie ulicy" - słynni lwowscy „baciarze".52 Inny autor, Zdzisław Ojrzyński, opisywał to tak: Ciężar wojennego trudu wzięły na swe barki lwowskie dzieci, uczniowie, batiarzy, dziewczęta i kobiety oraz starzy męż- czyźni. 53 Dla naszych rozważań istotne jest to, iż w obu relacjach wśród obrońców Lwowa pojawili się batiarzy. O ich udziale w Obronie Lwowa w roku 1918 pisał także Tadeusz Iklsztyn, który dowodził oddziałem broniącym gimnazjum im. Sienkiewicza. Tak wspominał tamte dni: Nie wiem, skąd batiary gródeckie dowiedziały się o zamachu ukraińskim, o szkole Sienkiewicza i rozbitym składzie, dość, że wkrótce zaczęli przynosić zeń karabiny i naboje.54 Nieprzypadkowo ta relacja ukazała się w „Biuletynie Koła Lwowian". Powstałe w grudniu 1960 roku Koło Lwowian corocznie organizowało w Londynie obchody kolejnych rocznic Obrony Lwowa. Obchodom nadawano dużą rangę i było to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu ówczesnej emigracji. Koło zachęcało lwowian do dzielenia się wspomnieniami z młodym - wyrastającym już na emigracji -pokoleniem Polaków. W ten to sposób lwowski batiar trafił na łamy „Biuletynu" w roli obrosną Lwowa, a sam Tadeusz Ffelsztyn przyłączył się do grona tych, którzy wracając pamięcią do tamtych listopadowych dni nie wyobrażali sobie, żeby nie mówić o szczególnej roli lwowskich batiarów w walkach o wolność miasta. Słowami pełnymi patosu wydarzenia tamte opisywał także Stanisław Kuniczak, prezes Koła Lwowian w Londynie, uczestnik walk o Lwów w 1918 roku: Przecudna zgoda i harmonia panowały w świętych szeregach tych - co to nie chcieli rzucić ziemi, skąd ich ród - od samego początku do zwycięskiego końca, [obok] chłopów, rzemieślników, robotników, „burżujów", nauczycieli i profesorów ze swymi uczniami [walczył] ulicznik lwowski - popularnie batiarem zwany.55 Dla przywołanych tu autorów jedno nie ulegało wątpliwości. Batiarem nazywano lwowskiego ulicznika i używając 206 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 207 I tego określenia nie próbowano wprowadzać korekt czy uzupełnień. Warto dodać, że wiek nie odgrywał żadnej roli przy tym szczególnym zakwalifikowaniu do grona owych „ulicz-ników" któregoś z obrońców Lwowa. Nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć o mało znanej inicjatywie Marii Dulębianki, a mianowicie o „Klubie ulicz-ników", założonym przez nią po to, by -jak pisała 'Ifeodozja Lisiewicz — „dać dzieciom najuboższym inny teren zabaw, aniżeli ulicę"56. lk sama biografka Dulębianki pisała, że to właśnie z „Klubu uliczników" rekrutowała się znaczna część „słynnych orląt lwowskich, z których niejeden dźwigał karabin wyższy od siebie"57. Podziwu dla batiara-obrońcy nie kryła także we wspomnieniach Barbara Mękarska-Kozłowska. Batiara kojarzyła z przedmieściem: Miłe sercu, drogie lwowskie przedmieścia. Złączyła się z nimi, zaplątała w ich uliczkach wśród niskich domków historia lwowskiego baciarza.58 Była przekonana, że słowo „baciarz" wywodzi się od węgierskiego betyar. Warto też dowiedzieć się, jak autorka Mozaiki wspomnień wyjaśniała znaczenie tego pojęcia. Oznaczało ono dla niej „zuchwalca, wesołego mędrka, ale i gru-bianina zarazem". Przypisywała mu też inne cechy: Podoba mu się, przez wieki, wszystko co bujne, wesołe, ale podszyte postępem; kawałem59. Niełatwo ująć go w karby, podporządkować rozkazowi. Ale komu się to udało, kto potrafi przemówić do batiarskiego serca — nie żałował. Czuły był zwłaszcza baciarz na temat ukochanego swego miasta. Poleci z gołymi pięściami na wroga, ale nie będzie się tym ani chwalił, ani pysznił z tego. Nie znosi pompy i pompatycznośei. Trzeba się było bić - to si bił! Za Lwów. Skończyła się wojna - ni ma o czym mówić!60 Określenie „batiar" dla Barbary Mękarskiej-Kozłowskiej jest bardzo pojemne. Autorka próbuje wyjaśnić, dlaczego raz przydawano lwowskiemu batiarowi cechy pozytywne, a kiedy indziej - negatywne. W jej ocenie te pozytywne zdecydowanie przeważają i samą postać czynią godną przychylnego, nostalgicznego przypomnienia. Przede wszystkim zaś na największe uznanie zasługuje bezinteresowność i gotowość do walki w obronie miasta: Pokazali, co umieją w czasie Obrony Lwowa. Pchali się sami na front, jak dawniej do szynku Bombacha, z piosenką na ustach. Przypominając takie oto zdarzenie stawała się współtwór-czynią bohaterskiego wizerunku batiara: Kiedy jednemu z tych chłopców, dzieci lwowskiej ulicy, opatrujący ranę młody medyk polecił odpoczynek na sali szpitalnej, usłyszał w odpowiedzi: - Nie mam tera czasu! I razem ze swoim karabinem wrócił na placówkę, gdzie „pośród wichru i zamieci, świstu kul i huku dział - bronią Lwowa polskie dzieci..."61 Mękarska mówi też o tym, że batiar nie oczekiwał żadnych podziękowań za swój udział w Obronie Lwowa. I tym różnił się od innych, skłonnych w każdej chwili przypominać o swoich zasługach. Przytoczyła z tego czasu znany we I jwowie dowcip, związany z uroczystościami na Cmentarzu ()brońców Lwowa: Przez zbite szeregi różnych obdartusów przeciska się elegancki pan. Tłumaczy naokoło, że jego miejsce „wśród zasłużonych, gdyż jest jednym z obrońców Lwowa". Rozgniewany jakiś baciarz nie wytrzymał, i jak nie huknie: - Ta jak ty by był Obrońca Lwowa, to by ty tam leżał: na cmentarzu - a ni pchał si tu po cholery!62 208 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Umiejętność celnej i natychmiastowej riposty - według Barbary Mękarskiej-Kozłowskiej — szczególnie wyróżnia lwowskiego batiara i zasługuje na uznanie. Swój własny, nieukrywany podziw dla tego rodzaju zachowań zaprezentowała w takim oto fragmencie swych wspomnień: Swój czy obcy - baciarz odpali natychmiast. Kiedy w 1919 roku Lloyd George umyślił oddać Lwów i Ziemię Czerwieńską pod zarząd Polsce na przeciąg 25 lat [mowa o decyzji Rady Najwyższej Konferencji Pokojowej, która rozpoczęła swe prace 18 stycznia 1919 roku Rada ta, a nie sam premier brytyjski Dawid Lloyd George, zadecydowała w listopadzie 1919 roku, że ziemie na wschód od Sanu (wyjąwszy Jarosław, Przemyśl, Lesko), a więc także Lwów i zagłębie naftowe mają stanowić terytorium autonomiczne pod zarządem polskim, o którego losie rozstrzygnąć miał plebiscyt przeprowadzony po 25 latach — UJ], od razu w piosence powstałej na lwowskiej ulicy dostał odpowiedź: Dokładniej rzecz się później porozlicza, Tymczasem niechaj słyszy cały świat, Że młodzież Lwowa Anglikom pożycza Miasteczko Londyn na pięćdziesiąt lat.. .63 Nie tylko Mękarska-Kozłowska przypisywała lwowskiemu batiarowi umiejętność celnych sformułowań. Stanisław Wasylewski tak pisał: Tkwi więc w fantazji przedmieścia lwowskiego talent do uchwytu sytuacji w jakimś jednym słówku uskrzydlonym, do zaciskania jej w słówko przekorne, ale zawsze wesołe hasełko, które się potem w lot po całej Polsce rozbiega.64 W słowach autorki Mozaiki wspomnień zawsze było dużo ciepła, gdy pisała o lwowskim batiarze. Zwłaszcza, kiedy przypominała go sobie z emigracyjnego oddalenia. W jej pamięci pojawiały się krótkie, sytuacyjne skojarzenia i bu- • Na kartach wspomnień 209 (Iziły zawsze przyjazne batiarowi wspomnienia, jak chociażby w tym fragmencie: W brukselskiej cukierni zjedliśmy ciastka. Kawałek słodkiej bułki zostawiłam dla wróbli. Zaczęłam na ulicy bułkę kruszyć i sypać po drodze. Zleciała wiecznie głodna i gadatliwa . gromadka ptaszków. Otoczyły nas kręgiem. Smakowały widać okruehy bułki. Bardzo lubię wróble. Są zawsze te same, łobuzy, ulicznicy, do lwowskich batiarów podobne. Jedzcie, bułka dobra, świeża. Należy wam się nagroda.65 Barbara Mękarska-Kozłowska usiłowała przekonać czytelnika, iż najważniejszym przedmieściem Lwowa był Łyczaków. Próbowała to tak uzasadnić, powtarzając za Adamem Krajewskim: Rodowity łyczakowianin ma własny, wybitnie lokalny patriotyzm. Uważa się za coś nieskończenie wyższego od przeciętnego mieszkańca Lwowa, którego zaledwie toleruje. Przekonała się sama o tym w czasie II wojny światowej. Patrzono bowiem na nią „z widocznym respektem", gdy na pytanie: „A panienka dzie si urodziła!" odpowiadała, że na Łyczakowie. Łyczaków zapadł w pamięć autorki jako przedmieście, o którym opowiadano „mrożące krew w żyłach" historie. Ona sama, urodzona już po I wojnie światowej66 mogła to tylko powtarzać za innymi. W Mozaice wspomnień przyznawała, że jej własne opisy historyczne Łyczakowa powstały na podstawie innych prac. Kiedy przed laty, nim tramwaj elektryczny połączył Łyczaków z miastem, miejski kaban (tzn. pogardliwie - niedołę- * ga), zapuścił się samopas „na piaski" (tj. Górny Łyczaków), > nie wiedział dobrze czy wróci do domu cało bez podbitego oka * i guza na czole. Bo siłacze nie lada mieszkali w tej stronie. 210 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Taki Kuba Pelc podczas zabawy na Górnym Łyczakowie, za rogatką w karczmie, wrzucił do studni dziewięciu pono cesar-sko-królewskich grenadierów. Jednego po drugim.67 Wprowadzenie do relacji małego słówka „pono" jest nie bez znaczenia. Autorka nie zamierzała bowiem występować w roli historyka i dokumentować swych wypowiedzi. Pragnęła jedynie przekazać to, co jej jako łwowiance i łyczakowiance wydawało się ważne dla oddania specyficznej atmosfery lwowskich przedmieść, i co powinno przetrwać w pamięci potomnych. Batiar we wspomnieniach lwowian pojawił się nawet w roli miłośnika teatru. Mękarska-Kozłowska twierdzi, że gdy w 1900 roku teatr lwowski przeniósł się do nowego wspaniałego budynku lwowski baciarz uważał go za swą osobistą własność i biegał na jaskółkę, aby zobaczyć co nowego grają i dać „poparcie" ulubionym artystom.68 Autorka sama nie mogła być tego świadkiem, ponieważ urodziła się kilka lat po zakończeniu I wojny światowej , ale odwoływała się do Bezgrzesznych lat Kornela Ma-kuszyńskiego. Makuszyński rzeczywiście we wspomnieniach wiele miejsca poświęcił opisom reakcji bywalców teatralnej galerii. Nigdzie jednak nie zaznaczył, że bywali tam lwowscy batia-rzy, natomiast w jego opowiadaniu „policjant dyżurny" próbował wyciszyć towarzystwo na galerii lwowskiego teatru w następujący sposób: Ta uspokójcie się, batiaiy, bo będzie skandal!", ale „robił to tylko tak „na niby", [... ] bo sam także pragnie, aby śpiewali raz jeszcze.69 Na kartach wspomnień 211 Mękarskiej-Kozłowskiej wystarczyło to jako dowód, że batiarzy odwiedzali teatr lwowski. Autorka starała się wesprzeć tę tezę i sięgnęła do jeszcze wcześniejszej historii: Tfeatr miał we Lwowie powodzenie od dawna. Podwaliny teatru polskiego we Lwowie położył Wojciech Bogusławski, który w latach 1795-1799 grywał ze swą trupą w ogrodzie niegdyś Jabłonowskich. Cieszył się występ tego teatru dużą sympatią lwowskich baciarzy, którzy podchwytywali każdą śpiewaną w teatrze piosenkę, wynosili na ulicę i uzupełniali swoimi kawałami. Pomagali też aktorom. Przygotowywali arenę w ogrodzie Jabłonowskich, wysypując ją piaskiem. A entuzjazm, z jakim przyjmowali każde przedstawienie powodował nieraz, że spektakl zaczynający się wieczorem kończył się rano.70 Okazuje się, że Mękarska-Kozłowska, wierna czytelniczka opowieści Stanisława Wasylewskiego, powtarzała i rozbudowywała jego wcześniejsze przypuszczenia. Wasyłewski (por. rozdział o rodowodzie lwowsMego batiara) próbował nawet szukać batiara wśród tłumu wiwatującego z okazji przybycia do Polski z Węgier królowej Jadwigi w XP7 wieku. On też pierwszy dojrzał batiarów wśród publiczności te-atru Bogusławskiego: Pan dyrektor Wojciech Bogusławski, gdy po raz pierwszy z teatrem z Warszawy nad Pełtew zajeżdża, nacieszyć się nie może, że mu uliczniki lwowskie taką propagandę robią, jak nigdzie indziej, bo starczy by dziś wieczorem nowy kuplet ze sceny rzucił, jutro śpiewa go całe miasto.71 Mękarska-Kozłowska nie uprzedziła jednak czytelników, i ż pisząc ten fragment wspomnień uległa czarowi literackiej fantazji Wasylewskiego. Znacznie ostrożniej szy w cytowaniu Wasylewskiego okazał się Janusz Wasylkowski. Wydając Antologię piosenki 212 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA lwowskiej ulicy zaznaczył, że przesadą było ze strony Wasy-lewskiego szukanie batiara w XTV:-wiecznym Lwowie. Natomiast wzmianka autora Niezapomnianego stanu służby o udziale lwowskich uliczników w przedstawieniach Bogusławskiego wydawała mu się już „bardziej prawdopodobna"72. Trzeba jednak przyznać, że Wasylkowski w odróżnieniu od Mękarskiej-Kozłowskiej poprzestał na przytoczeniu cytatów z książki Wasylewskiego i nie próbował za wszelką cenę ulicz-nika lwowskiego z końca XVIII wieku nazwać batiarem. Nie była natomiast ta autorka odosobniona w twierdzeniu, iż lwowski batiar znał melodie i teksty operetkowe. Wystarczy sięgnąć po wspomnienia Jana Frylinga. Pojawia się w nich autentyczna postać Antka Makolągwy73. Tak przypominał go sobie autor: Mistrz robienia bronią krótką nazywał się - trudno uwierzyć, że poza wodewilami Krumłowskiego czy Dominika74 było takie nazwisko - Antoni Makolągwa. Z zawodu był koźlarzem, tzn. za 80 centów dziennie nosił cegły na rusztowania budujących się domów. Mularze są muzykalni i lubią śpiewać, więc nieraz z górnych pięter spływała ku Antkowi figlarna parafraza piosenki z Pięknej Heleny, zachęcająca go do zwiększania tempa pracy: W lasku Ida trzy boginie Spór za-awzięty wio-odą wraz... Po-daj cegły, sk...synie, Ja-uż ci mówię trzeci raz!? Myling nie krył, że Antek murarki podejmował się z konieczności, natomiast z zamiłowania był nożownikiem. Swymi specjalnymi umiejętnościami nawet dzielił się z innymi. Zimą, kiedy na budowach praca zamierała, występował w Klubie Szermierzy jako „profesor". Znikał jednak czasem na tydzień lub dłużej. Nikt nie pytał o przyczynę nieobecności, ponieważ -jak twierdził Fryling: Na kartach wspomnień 213 Była między nami jakaś niepisana umowa, każąca dyskretnym milczeniem pokrywać znikanie naszego profesora, który w rekolekcyjnym odosobnieniu rozważał trudności pogodzenia bujnego życia z podstępnymi zasadzkami kodeksu karnego. i, Autor nie potępiał - jak widać - Makolągwy za to, że wchodził w kolizję z prawem. Dla niego pozostawał niedoścignionym ideałem w posługiwaniu się nożem i po latach /, podziwem pisał o tych umiejętnościach Antka. Przyznawał nawet, że niesłusznie nazwał Antka nożownikiem, bo przecież ten uroczyście zapewniał, że nigdy nikogo „nawet nie zadrasnął". Ta zanim ja scyzoryk wyciongny, już nikogo naobkoło nima. Antek nie przesadzał, a Fryling uważał, że gdy ktoś raz zobaczył Antka w akcji, schodził mu z drogi: Nóż był w ręku Antka błyskawicą, piorunowym dziobem sępa, zawiązującym stalową pęKRf dokoła szyi przeciwnika, rozdwojonym językiem żmii, kłującym znienacka równocześnie w stu miejscach. Ciosy, dźgnięcia, parady następowały po sobie zanim oko mogło je pochwycić. Antek posługiwał się też inną bronią, równie okrutną. Niewiele zachowało się takich opisów zupełnie nie znanych stron życia lwowskiego przedmieścia, dlatego warte jest zacytowanie jednego z nich: Brał w zęby kawałek trzciny, długości papierosa — wspomina Ryling — a w otwór prawej kieszeni, poprzednio wypru-tej, wpuszczał uwiązaną na sznurku i wypełnioną mokrym piaskiem butelką z grubego szkła. Ułamek trzciny też był pusty: pieprz zajmował miejsce tytoniu w tym zbójeckim papierosie. W chwili konfliktu dmuchnięcie w trzcinę oślepiało nieszczęśliwego przeciwnika, a cięższa od maczugi butla rozciągała go na ziemi. 214 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 215 Nie ma wątpliwości, że w oczach autora Złotych liter, srebrnych liter Antek Makolągwa uchodził za lwowskiego ba-tiara. Zaraz po przytoczonym tu opisie sposobu walki autor charakteryzuje takich osobników, jak Antek: Miały jednak te lwowskie batiarygi swoje własne rycerskie kodeksy. Pewnego razu banda studentów, pragnąc wzbogacić swoje folklorystyczne studia, wstąpiła późnym już wieczorem do klubu Antka, czyli sławnego szynku Bombacha na Kazimierzowskiej. Jeden z młodzieńców, aby wżyć się od razu w dionizyjską atmosferę miejsca, podszedł do stojącej przy szynkwasie damy i zakomenderował: - Dwa duże piwa! Dla panienki i dla mnie! Aliści zaledwie miejscowy Gambriims [mityczny król, podobno flamandzki, który, według podań, miał być wynalazcą piwa - UJ] postawił przed nimi dwa pieniące się „lwowskie", kiedy jakby spod ziemi wyrósł straszliwy drab, trzymający za ucho kufel z ciężkiego lanego szkła. — Tk ty moji kubici piiwu stawiasz? - zawył. I z rozmachem szalejącego Orlanda [bohater poematu L. Ariosta - UJ] podniół kufel w górę, a następnie okrutnym ciosem umieścił go na głowie fundatora. Grube szkło prysnęło jak bańka mydlana, ucho kufla zostało w ręku zbója, a badacza folkloru zabrała „buda ratunkowa". W wiele, wiele łat później Mikołaj Baczyński, senator Rzeczypospolitej, pokazywał bliższym znajomym ukrytą pod czupryną białą gwiazdkę, od której po czaszce rozbiegały się promienie szwów. I znowu trudno doszukać się słów potępienia ze strony autora dla wyczynów lwowskiego batiara. Raczej można mówić o nieukrywanym podziwie dla „rycerskiego" zachowania „straszliwego draba" i domyślać się, że - według autora wspomnień - „badacz folkloru" zasłużył na taką reakcję stałego bywalca szynku u Bombacha. Sympatia autora dla przedstawicieli lwowskich batiarów, jaką przejawiał w swoich pamiętnikarskich zapisach, każe nam wnioskować, że przy opisywaniu nawet czynów i praktyk przez ogół spo- łeczeństwa nie akceptowanych można było wyzwolić u czytelnika przychylne nastawienie do ich sprawców. Trudno powiedzieć, czy autor świadomie to robił, ale faktem jest, że lwowski batiar we wspomnieniach Rylinga to obiekt dziwnie godny szacunku. Również wtedy, kiedy autor przywołuje z pamięci taki obraz: Rezurekcja odbywała się u Bernardynów późno, najpóźniej bodaj ze wszystkich kościołów Lwowa. Z daleka dolatywały odgłosy hucznych wybuchów Gali chloricum, którymi świąteczni entuzjaści uświetniali radosny wieczór. - Znowu te mikrusy nasypali pod trambal kaliforku - narzekały kumoszki, a policja, dawniej austriacka, później pol-,! ska, na próżno usiłowała poskromić małych batiarusów. Tu i ówdzie podczas salwy proch rozsadził napełniony nim klucz, . a stacja ratunkowa musiała opatrywać niepotrzebnie przele-, wających krew rycerzy. Ale w listopadzie 1918 ci sami smarkacze umieli chwycić większe nieraz od nich samych karabiny i lepszej sprawie oddać swą krew i życie.75 Kyling traktował te wielkanocne wybryki najmłodszych mieszkańców Lwowa z pełną wyrozumiałością. Zrozumienie miał jednak tylko dla tych, których sam zaliczył do społeczności batiarskiej. Tkkie samo podejście zaprezentował Witold Szolginia76. Ze wspomnień Rylinga wynika, że lwowski batiar występował w różnych rolach i wiek nie miał żadnego znaczenia, by zostać zakwalifikowanym do tej grupy. Trzeba jednak dodać, że nie przypisywał on batiarom cech pozytywnych. Pozostawali dla niego ludźmi z marginesu, często wchodzącymi w konflikt z prawem i stróżami porządku, załatwiającymi swe porachunki ostro i brutalnie. Ale jednocześnie nie przeszkodziło to Rylingowi darzyć ich wyrozu-miałoścą, a nawet szczególnego rodzaju sympatią i - co ciekawe - starać się, by i czytelnikowi udzieliło się przychylne nastawienie wobec lwowskiego batiara. 216 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 217 Wspomnienia Rylinga nie były pierwszymi wspomnieniami lwowianina, wydanymi na emigracji. Zanim w kraju pozwolono lwowianom (którzy opuścili swe rodzinne miasto w 1945 roku) na publikację wspomnień o Lwowie, pierwsze wspomnieniowe nostalgiczne powroty ukazały się na łamach „Lwowa i Wilna", pisma wydawanego w Londynie od listopada 1946 roku. Kamila Leliwa tak pisała: Jak tam ten Lwów nasz dziś wygląda - nie wiemy. Wiemy tylko, że jest daleko [...]. Choćby tam cegła na cegle nie została, to zawsze będzie naszym miastem. Dlatego o Lwowie gdy myślimy, myślimy o takim, jakiśmy zostawili.77 Te słowa w pełni ukazują rodzaj tęsknoty i sposób myślenia o Lwowie lwowian-emigrantów. Warto bliżej przyjrzeć się zapiskom Leliwy, ponieważ jej zamiarem było przypomnienie „specjalności Lwowa". Okazuje się, że dla autorki specjalnościami były... precle i piosenka. Prcele sprzedawano od wczesnej wiosny na placu Powystawowym, czyli Targach Wschodnich, w Parku Stryj-skim, na Wałach i Podwalu, na Wysokim Zamku i w Ogrodzie Jezuickim. Wielu sprzedawców precli było także na placu Bernardyńskim. Ponadto Lwów pozostał też dla autorki miastem piosenki i tańca: Sztajerkiem rozśpiewywały się podwórza, „szymonówki", knajpy, ulice, bez sztajerka nie było imienin, które we Lwowie specjalnie hucznie obchodzono, ani wesela, chrzcin, świąt żadnych. W pamięci utkwiły jej zwłaszcza zabawy na przedmieściach: nigdzie prawie zabawa taka nie kończyła się pogodnie w stylu Have you had a nice timef lovely party it was, wasn't itf - bo już taki jest temperament polski, a szczególnie Lwowa. [...] Gorszyły się tym poważne gospodynie lwowskie [...]. "Wychowankami gospodyń byli nie „makabundy" w szynku szukające przygody, nie batiaiy z Pasażu czy placu TŁodora, tylko prawdziwi lwowscy chłopcy, którzy Lwów stanowią i stanowią o Lwowie, „szac chłopaki", bracia Szczepka i Tbńka, młodsi bracia orląt.78 Autorka dokonała tu pewnego znaczącego podziału mieszkańców Lwowa. Dla nas ważne jest, że lwowski batiar razem z lwowskim „makabundą" znalazł się w jej opowieści w „gorszej" grupie, do której przyznawać się wtedy (w 1949 roku) w opinii autorki nie bardzo wypadało. Trudno dziś dociec, czy Leliwa zdawała sobie sprawę z tego, że batiar przez czytelnika musiał być odbierany jako bohater negatywny. Wyraźnie przecież przeciwstawiała mu tych „prawdziwych" lwowian, a słynni Szczepko i Tbńko, o których przyjdzie jeszcze kilkakrotnie tu pisać, nie byli dla niej ba-tiarami. Inną autorką, która zdecydowała się opublikować swe wspomnienia o Lwowie głównie dlatego, by przypomnieć o „kilku osobliwościach tego uroczego miasta", była Z. Popiel79. Tymi najważniejszymi osobliwościami była - według niej - ,Wesoła Lwowska Rila" i batiarzy. Lwów znany był z batiarasów, których pełno pętało się po mieście - stwierdzała autorka i po takim wprowadzeniu oczekiwać można było szerszej charakteiystyki lwowskich batiarów. Niestety, Popiel nie pokusiła się o nią, a jedynie ograniczyła do przywołania scenki, jaka wielokrotnie rozgrywała się we Lwowie pod pomnikiem Jana III Sobieskiego. Siadywała tam często znana „przedstawicielka lwowskich świrków" -ślepa Mińeia. W wersji podanej przez autorkę Kilku słów o Lwowie 218 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 219 batiarzy przechodząc koło Mińci często zapytywali: Panno Miń-ciu, powidz panna, która godzina? Ona odpowiadała chętnie, ale gdy uparty mikrus powtarzał z uporem i dla żartów swoje pytanie, wtedy z gniewem i głośno odpowiadała: Łodczyp si batiaru, mówim ci — łodczyp si.80 Jerzy Janicki również uznał te „starcia" Mińci z batia-rami za warte przypomnienia i spopularyzowania. Zaznaczał jednak, że literacki przekaz o nich jest bardzo elegancki, natomiast inny - ten uliczny - ujawniał, że Mińcia najczęściej na te batiarskie zaczepki odpowiadała w sposób niecenzuralny81. O dosadności epitetów rzucanych przez biedną Mińcie pod adresem batiarów pisał też Witold Szolginia, ale nie chciał ich powtarzać, ponieważ „było mu po prostu wstyd"82. W obu relacjach sympatia Janickiego i Szolgini była zdecydowanie po stronie zaczepianej przedstawicielki lwowskich świrków. Janicki dodawał nawet, że Lwów wszystkich swoich pomyleńców i wariatów miał w szczególnej estymie, traktując ich dobrotliwie. Szolginia zaś pozwolił sobie batiarów drażniących Mińcie nazwać „łobuzami", a ich zachowanie zwykłym „dokuczaniem". Tego rodzaju opinii Szolgini nie można w żadnym wypadku traktować jako mitologizujących lwowskiego ba-tiara. Tb były dla niego właśnie te „lumpenproletariackie przejawy lwowskiego batiarstwa", o których chciałby zapomnieć. Dwie miary, które stosował Szolginia wobec lwowskich batiarów, świadczą najdobitniej o tym, że proces mitologi-zowania lwowskiego batiara wcale nie był łatwy. Przywoływane tu wspomnienia to pokazują. Te same scenki, dowcipy przytaczano w wielu wersjach i w zależności od tego, jakie było nastawienie autora do lwowskiego batiara, taki wizeru- nek bohatera czytelnik z lektury wynosił. I tak np. dla Szolgini „najrasowszym" - takiego użył określenia - batiarem pozostawał batiar pozytywny, natomiast gdyby zapytać o to Dzięgiela, podtrzymałby swoje zupełnie odmienne stanowisko83. Nie da się jednak ukiyć, że wśród autorów piszących obszerniej o batiarach, znacznie więcej jest tych, którzy zapamiętali go jako postać zasługującą na podziw i akceptację współmieszkańców. Nic więc dziwnego, że raczej takie wspomnienia redakcja „Biuletynu Koła Lwowian" propagowała, między innymi takim wierszykiem: ... Antków ma Kraków, Warszawa andrusów, Lwów tylko jeden ma swych batiarusów Ten lwowski batiar chętny wypitki Nie pluj mu w kaszę, bo skory do bitki, Gdy kiedyś tylko wróg na Lwów napadał Tb pierwszy batiar strzałem odpowiadał.84 "Wszystkie powojenne wspomnienia lwowian pokazują, że każdy autor wyniósł z rodzinnego miasta wiasny wizerunek batiara. Maria Kawska-Mrożkiewicz na emigracyjnej tułaczce miała przed oczami taki obraz batiara: uśmiechnięta gęba, z papierosem w kącikach ust, przekrzywiona na bakier cyklistówka, przyciasny tużurek, mocno sfatygowane spodnie i buciary. Gwiżdżąc przez zęby melodię najmodniejszego szlagiera szedł beztrosko z szerokim gestem przez życie. A kiedy rodzinne miasto było w potrzebie, to i krew potrafił w jego obronie przelewać.83 Ten sam batiar był dla autorki wyrazicielem specyficznego dla Lwowa beztroskiego, swojskiego humoru. Każde zdarzenie, każda sensacja była niewyczerpanym tematem wierszyków, piosenek, dowcipów. Najlepszymi kolporterami była młodzież, no i słynne lwowskie batiary, których 220 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA wspomnienie żyje nadal wśród polskich emigrantów we wszystkich zakątkach świata.86 Po przeczytaniu tego tekstu czytelnik wspomnień innych lwowian musi się czuć zdziwiony, jeśli autor choćby nie napomknie o postaci lwowskiego batiara. Maria Rawska-Mroż-kiewicz należy bowiem do tych pamiętnikarzy, którzy nie wyobrażali sobie pisania o Lwowie bez wspominania o lwowskim batiarze. Z samego batiara uczyniła wręcz symbol Lwowa i jako jedna z nielicznych próbowała nawet nakreślić jego portret. W naszej wędrówce po wspomnieniach lwowian wypadnie też sięgnąć po Kalejdoskop wspomnień Ignacego Wieniew-skiego (w czerwcu 1914 roku zdał we Lwowie maturę, a po roku 1945 znany był wśród londyńskiej emigracji jako tłumacz Iliady i Odysei). Jeden z rozdziałów jego wspomnień nosi tytuł We francuskiej baciarni. Autor opisał swój pobyt we francuskim obozie dla internowanych podczas I wojny światowej, gdzie przebywał jako obywatel austriacki. Oto, co zapamiętał z tamtego okresu: Powstały wśród lwowiaków termin „baciamia" na oznaczenie obozu przyjął się błyskawicznie wśród Polaków z innych dzielnic. Widok tego kotłowiska ludzkiego był niesamowity. Rano, gdy rozespane postacie podnosiły się ze swych leży często z wiechetkami słomy we włosach, rzucając złe spojrzenia na sąsiadów nie dających im spać chrapaniem, skojarzenia z jakimiś najniższymi formami zbiorowisk ludzkich narzucały się nieodparcie.87 Kontekst, w jakim użyte zostało określenie „baciarnia", świadczy, że w tamtym czasie miało wyraźnie pejoratywne znaczenie. Autor nie protestował przeciwko takiemu pojmowaniu słowa „baciarnia", a więc należy przyjąć, że w pamięci maturzysty (przed 1914 rokiem) musiało ono w takim wła- Na kartach wspomnień 221 śnie znaczeniu pozostawać. Zaskakiwać może tylko, że w jego wspomnieniach poza tym jednym opisem nigdzie więcej słowo „batiar" nie padło. Po wojnie jako jeden z pierwszych w kraju opublikował swoje wspomnienia Marian Naszkowski, który w latach trzydziestych związany był we Lwowie z ruchem komunistycznym. Nie można więc było oczekiwać tekstu nostalgicznego, zarówno ze względu na ogromne zaangażowanie polityczne autora, jak i czas wydania jego wspomnień88. I choć autor zaznaczał, że przy pisaniu nie o obraz w czarno-białym kolorze mu chodziło, to na początku uprzedza czytelnika, iż nie zamierzał też upiększać odrażającego, na wskroś reakcyjnego i faszystowskiego oblicza polskiej rządzącej kainaryli lat trzydziestych.89 Stworzył tekst - owszem - mitologizujący tamten Lwów, tylko zupełnie inaczej, niż czynili to lwowianie na emigracji. ()n również wspominał o tym, że niaetebrze by było, gdyby lnrok niepamięci pochłonąć miał piękne, proste czyny bohaterów tamtych lat. Dla niego bohaterami byli jednak nie wszyscy lwowianie, ale komuniści oraz „najlepsi przedstawiciele lewicy innych ugrupowań". Nietrudno zgadnąć, że przy takim zamyśle pisarskim lwowski batiar nie kwalifikował się do tej grupy i nie mógł pojawić się na kartach wspomnień Naszkowskiego. Trzeba przypomnieć, że przez wiele lat po II wojnie światowej Polacy, którzy opuścili Lwów przed 1945 rokiem nie mogli we wspomnieniach pisać otwarcie o swoich nostalgicznych powrotach do dawnego polskiego Lwowa. Nawet u Jana I "arandowskiego w Zegarze słonecznym nie padła nazwa miasta nad Pełtwią, a książka miała przecież kilka wydań90. Gdy w 1971 roku Witold Szolginia wydawał swój Dom pod Żelaznym Lwem, nie bardzo mógł przyznać wprost, że pisze 222 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 223 o Lwowie, mieście swego dzieciństwa i młodości91. Kiedy w latach dziewięćdziesiątych przygotował do druku IV tom Tamtego Lwowa, uznał za konieczne zebrać wszystko, co dać mogło pełny obraz lwowskiego batiara. Odwołał się do wspomnień niektórych lwowian, do ustaleń historyków i językoznawców, a na końcu postanowił też wyłożyć własny punkt widzenia. Uznał, że istnieje potrzeba zachowania w pamięci batiara pozytywnego92.1 myślę, że nie tylko on. Zestaw różnych opinii o batiarze, zaprezentowanych w Tamtym Lwowie świadczy o tym, iż zależało mu, żeby czytelnik miał dobre zdanie o lwowskim batiarze. I tak Szolginia przyłączył się do grona twórców mitu lwowskiego batiara. Nie przypadkiem dopiero w tym momencie można go do tego właśnie grona zaliczyć. Nie wiem, czy sam Szolginia zdawał sobie sprawę, że do swych wcześniejszych wspomnień (Dom pod Żelaznym Lwem) kilkakrotnie wprowadził określenie „ba-tiar", ale nacechowane wyłącznie negatywnie. Zarówno wtedy, gdy pojawiało się w ustach gospodyni, jak i w jego własnej wypowiedzi autorskiej. Gospodyni, gruba pani Kowalska, i jej mąż, gdy chcieli przegonić z sieni kamienicy miejscowe dzieci, krzyczeli głośno znowu o jakimś nasieniu batiarskim lub dziadowskim i wygrażali rękoma.93 W innym miejscu ta sama gospodyni zwraca się do najmłodszych lokatorów: Chulerniki, przeklenty, przestańei si ganiać! Dom mnie zawalici, baciary! Ażeby was wszystkich pułamahi wy dziado-ski, parszywy nasieni! Już ja wam pukażym!94 Sam autor tak opowiadał o rówieśniku z sąsiedniego podwórka, Kaziku Kozaczewskim: Nie znoszę go. [...] Choć struga wielkiego ehojraka, jest śmierdzącym tchórzem. No i chamem - to zwykłe chamidlo. Kiedy kilka miesięcy temu chciałem raz wejść na ich podwórze, trzasnął mnie z całej siły przez twarz rzemiennym batem swego ojca. Wywołana tym smaganiem graba, sina i pulsująca pręga na policzku piekła przez kilka dni żywym ogniem: miałem szczęście, że mi się wtedy okulary nie stłukły. Nawiasem mówiąc, właśnie Kazik często woła za mną „ślipunder" i „okularnik". Od owego smagnięcia batogiem nienawidzę tego ma-kabundy, tego batiara, tego... sam już nie wiem, jak mógłbym go najgorzej nazwać.95. Trudno o bardziej wymowny przykład użycia określenia „batiar" w jego pejoratywnym znaczeniu. Szolginia pamięta, że również policjant biegł za nim i wołał: Hej ty! Poczekaj no! Przed czym tak zwiewasz? Pewirieś coś gdzieś batiaru przeskrobał?96 Być może, że w oczach lwowskiej policji batiar był osobnikiem z góry podejrzanym. Z dalszej opowieści wynika, że batiar nie miał szczególnego szacunku i w obecności przedstawiciela władzy potrafił —jak pisze Szolginia — zagwizdać „urągliwie" i „dać nura w tłum", aby nie oberwać za kpiny z policjanta97. Wreszcie ostatni przykład pojawienia się w Domu pod Żelaznym Lwem słowa „batiar". Bramy rodzinnego domu autora na Łyczakowskiej strzegł duży żelazny lew, być może stąd tytuł książki, choć nie należy wykluczyć, że tytuł miał szersze symboliczne znaczenie98. Młody Szolginia wychodząc / domu do szkoły bardzo serdecznie witał się z lwem. Gdy w paszczy lwa znalazł raz niedopałek papierosa „włożony tam pewnie przez jakiegoś batiara", był oburzony: Naszemu lwu wkładać do pyska takie paskudztwo!99 224 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 225 Odnotowywanie przeze mnie pojawienia się u Szolgini każdego słowa „batiar" jest nie bez przyczyny. Z dokładnej lektury wspomnień wynika, że ani razu autor nie użył go w pozytywnym znaczeniu. Czyżby więc Szolginia, gdy pisał swoje wspomnienia, nie uważał batiara za synonim lwowskośei, tytuł tyleż honorowy, ile zaszczytny i poważny [?]100 Tej wątpliwości chyba dziś już nie rozwiejemy. Jedno jest pewne — powrotu do lat dzieciństwa i młodości nie można zaliczyć do prób czy przejawów mitologizowania lwowskiego batiara. Jednak pisząc o micie lwowskiego batiara nie można pominąć jednego fragmentu wspomnień Szolgini. Poświęcił go gołębiarzowi, Jredkowi Kozaczewskiemu. Nie nazywa go, co prawda, batiarem, ale skądinąd wiadomo, że hodowla gołębi była ważnym i ulubionym zajęciem mieszkańców przedmieść101. Witold Szolginia przez chwilę był bliski zrozumienia tajemnicy lwowskiego gołębiarza. Hodowla gołębi nie ograniczała się bowiem tylko do szukania zarobku. Kto wie, czy nie była to przede wszystkim wspaniała zabawa. Niewielu szanowanych obywateli miasta potrafiło zrozumieć to szczególne zamiłowanie i dostrzec w nim coś więcej niż marnowanie czasu. Spróbował to zrobić właśnie Szolginia pisząc tak oto: Łazi sobie [Fredek Kozaczewski] tam po swoim podwórku, rozchlestany, z łapami w kieszeniach portek, z kaszkietem nasuniętym na tył zadartej ku górze głowy, mrużąc oczy od słońca. Co jakiś czas ożywia się nagle, wydaje przeciągły przeraźliwy świst, chwyta opartą o okap dachu ich chałupy długą tykę ze szmatą na końcu i wywijając nią zamaszyście pogania swoje ptaki. Gołębie stadko wiruje roztrzepotanym kręgiem po niebie. Raz po raz to nadlatuje w śnieżnej bieli i przyśpiesznym, suchym klaskaniu ptasich skrzydeł, to niknie bezgłośnie w świetlistym błękicie, jakby w nim tonąc na zawsze. Fredek jest wyraźnie szczęśliwy i ja go rozumiem, chociaż prawdę powiedziawszy dopiero dziś, w tej oto chwili. Dotychczas nigdy jakoś nie byłem w stanie pojąc tego golę-biarskiego szczęścia, do którego zupełnie wystarczy poganianie stadka „buli" po niebie. Musi być w tym jednak coś więcej, choć nie bardzo mogę sobie uzmysłowić, co to właściwie takiego. Czy wie to zresztą Fredek? Gdyby go tak o to zapytać, pewnie najpierw spojrzałby na mnie jak na głupiego, potem tym tak śmiesznie u wszystkich Kozaczewskich podobnym gestem uniósłby nieco swój kaszkiet, poskrobałby się pod nim w czubek łysawej głowy — no i powiedziałby chyba coś w rodzaju: „Ta co chcesz ud moji duszy! Pugoda szac, słońcy świci, buli lataju tak fajnu — czy to mału?". Może i nie tak mało...102 Taki poetycki zapis musiał zjednywać sympatię dla lwowskiego batiara i zrodzić zrozumienie dla jego zamiłowania do hodowli gołębi. . *** We wspomnieniach Józefa Wittlina Mój Lwów nie znajdziemy niestety wyjaśnienia istoty i natury lwowskiego batiara —jak chciałby Witold Szolginia103. Z badawczego obowiązku odnotować trzeba, co Wittlin napisał o lwowskim ba-tiarze. Oto jego słowa: Jak gawrosz stanowił niegdyś typowy obraz ludzkiej fauny Ruyża, tak najpospolitszym przedstawicielem człowieczej fauny Lwowa jest dziecko ulicy, znane w całym cywilizowanym i niecywilizowanym świecie pod madziarską nazwą batiara. Mylne wszakże byłoby mniemanie, że każdy batiar jest dzieckiem ulicy, a za ojca ma rynsztok. Batiary rodziły się również w patrycjuszowskich pałacach, często w szlacheckich dworach. Niejeden z nich trząsł później parlamentem wiedeńskim lub chodził w profesorskiej todze, pobrzękując dziekańskim, ba nawet rektorskim łańcuchem, nie kajdankami [...]. Kawa! 226 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 227 batiara tkwił w samym mieście, w całej jego fizycznej i moralnej strukturze. Wzniesienia i zapadłości, egzaltacja i przyziemnośó, balsamiczne wonie i pełtewny cuch. Rzeczywisty włoski renesans kościelny i świecki, równie bogaty barok, a obok wiedeńska secesja i koszarowa tandeta. Miasto-batiar jest nieobliczalne. Nie wiadomo, kiedy przejdzie od patosu do groteski, od bohaterstwa do „strugania funia", od pogrzebu w trzy pary farbowanych na czarno koni do mitycznego „balu weteranów" zakończonego o północy zjawieniem się dwóch cywili, którzy „nic nikomu ni mówili, światła pugasili, inu w mordy bili".104 Trudno by znaleźć bardziej pojemną, a zarazem tak wieloznaczną definicję batiara. Dla Wittlina batiar to przede wszystkim charakter. Charakter nieobliczalny. Ale na dobrą sprawę, tak patrzeć można na każdego i na wszystko. Józef Wittlin okazał się więc także jednym z twórców mitu lwowskiego batiara. Zastrzegał wprawdzie, że nostalgia lubi fałszować także i smak, karząc nam odczuwać samą tylko słodycz Lwowa. W rezultacie stworzył taki obraz nadtpełtwiańskiego miasta i lwowskiego batiara, że można mieć pewność, iż po takich słowach każdy lwowianin przyzna się chętnie do bardzo ścisłych związków emocjonalnych ze Lwowem. Potwierdza to opinia Szolgini, który pisał o najpochlebniejszym, ,Wittlinowskim" znaczeniu słowa batiar.'""' Wittlin pisząc o istocie „lwowianizmu" - iż jest to mieszanina wzniosłości i łobuzerii, mądrości i kretynizmu, poezji i pospolitości — dawał szansę każdemu lwowianinowi wybrać z tych propozycji to, co uważa dla siebie za właściwe1"". Najciekawsze było to, że jako przykład batiarów lub „zbliżonych do batiara" Wittlin przywołał postaci w profesorskich togach i podawał nazwiska hvowskich profesorów: Wilhelma Hruchnalskiego, Zygmunta Łempickiego, Kazimierza Bar-t la. Chyba jednak żaden z wymienionych nie przewidział, że taki będzie o nich przekaz dla potomnych. Nie wiadomo, czy czułby się tym zaszczycony, uhonorowany, może raczej nieco zaskoczony. Z Wittlinowskiej charakterystyki najbardziej skorzystał lwowski batiar. Został z pewnością dowartościowany i nie przypuszczam, że jakaś lwowska dozorczyni po takich opisach Wittlina ośmieliłaby się teraz niefrasobliwie nadużywać słowa „batiar". I to zarówno ta, wspomniana przez Szolginię, jak i ta z pamiętnika Janiny Augustyn-Pu-/ i ćwicz. Według niej, dozorezyni lwowskiej kamienicy, jeśli po otwarciu bramy nie zastawała sprawcy dzwonienia, najczęściej posądzała o głupie żarty „zasmarkanego batiara"107. Podobną -jak Wittlin - próbę opisania cech niejako ze sobą sprzecznych w naturze lwowskiego batiara podjął wieli' lat później Adam Hollanek, dla którego postać ta oznaczała chuligana i bohatera, spryciarza i patriotę w jednej osobie. Batiar pochodzić mógł -^edług Hollanka: z proletariatu, z lumpów podmiejskich, z biedoty, [...] państwa, tych funiastych łytów. [Tb] typ romantycznego waga-bundy, nowoczesnego Eulenspiegla, trubadura.108 Hollanek sam uważa się „po trochu za batiara, za dziecko ulicy" i nic dziwnego, że zechciał sobie przypisać tych kilka wymienionych ról, w których chyba czułoby się dobrze widu Polaków. Gdy bowiem pisze o sobie i swoich kolegach: my z Łyczakowa, choć panicze, chłopaki z tak zwanych dobrych domów - to przyznanie się do bycia „dzieckiem ulicy" traktować można tylko jako przejaw poczucia humoru, albo posłużenie się pewną metaforyką. Jeśli pamiętać będziemy o tym, że 228 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA przyznawanie się do batiarstwa nobilitowało zwłaszcza po II wojnie światowej109, to batiar we wspomnieniach nie mógł być postacią tylko negatywną. Należało go więc poddać procesowi mitologizacji i wtedy obok cech negatywnych, tradycyjnie przypisywanych batiarowi pojawić się musiały te, które były pozytywne. I jeśli jeszcze w opisach bohatera właśnie one zaczynały dominować, wtedy już można było ogłosić się samemu batiarem. Hollanek - jak chyba żaden inny łwowianin - przyznawał, że jego pamiętniki to przede wszystkim odbicie własnego, bardzo subiektywnego przeżywania historii. Chyba od bardzo dawna rozumiałem, że każde zdarzenie zależy od indywidualnej jego interpretacji, taka osobista bywa zawsze historia - napisał w Ibcalysze110. Ale dodawał jeszcze coś bardzo ważnego, co od razu odpowiednio sytuowało jego pamiętnikarskie notatki: I zawsze wierny swemu miastu rodzinnemu, Lwowu, nie mogłem darować nikomu wyjazdu [w 1945 roku] pod presją strachu i wypominam po dziś dzień w zapisach dziennikowych nazbyt wczesne i pośpieszne ze Lwowa wyjazdy Kościoła czy Teatru Polskiego. Dwóch najbardziej wtedy polskich instytucji. Ani sobie, ani nikomu, choć mam naturę dość delikatną, może nawet nazbyt delikatną, nie potrafię zapomnieć własnej i niektórych bliskich niewierności. Bo tylko wierność decyduje o wartości człowieka".111 Autor swój związek ze Lwowem pojmuje w kategoriach obowiązku. Nie dopuszcza do siebie myśli, że ktoś mógłby traktować to inaczej. Stąd słowa o niewierności swojej i innych wobec miasta. A stąd to krok już tylko do mitologizo-wania wszystkiego, co w tamtym Lwowie wydarzyło się i czego sam autor doświadczył. Na kartach wspomnień 229 Pamiętając o tym, że celem mojej pracy jest odszukanie jak najwięcej śladów lwowskiego batiara, trzeba stwierdzić, że nie pojawia się on na kartach wspomnień Berezowskiego i to pisanych już w latach dziewięćdziesiątych, nawet wtedy, gdy autor pisze o Obronie Lwowa w 1918 roku. Autor nie chciał, aby jego wspomnienia stały się sielankowym opisem przedwojennego Lwowa. Dlatego też znalazł się tam taki leż fragment: Kochani endecy rozbili głowę Żyda Staszka Taua, mojego . guwernera. Widziałem j ak w pokrwawionym ubraniu przyszedł do domu. Pytałem, co się stało, ale byłem jeszcze za mały, aby zrozumieć, że to bandyci napadli na przechodnia. Pamiętny był pogrzeb Kozaka i jego trumna, która na rogu Piekarskiej .. była przestrzelona, że o mało zwłoki z niej nie wypadły. "Wi-., działem pochody pierwszomajowe, które oglądałem z za ogrodzenia szkoły [...]. Szli rzeźnicy, piekarze, kamieniarze, tramwajarze z powypisywanymi na transparentach hasłami walki o Polskę sprawiedliwą112. Berezowski ograniczył się tylko do pokazania istniejących w tamtym czasie konfliktów. Nie podjął się szczegółowego opisania, nie chcąc nadawać im zbyt dużego znaczenia, bo jednak mimo własnych spostrzeżeń, Lwów pozostaje dla niego wciąż miastem „godnym pamięci" i przypominania zwłaszcza jego „szlachetnych cech patriotycznych"113. W kolejne wspomnieniach pełnych nostalgicznych powro-l.ów do miasta dzieciństwa i młodości określenie „batiar" obejmuje właściwie wszystkich mieszkańców Lwowa, a zwłaszcza tych, którzy zmuszeni byli miasto opuścić w wyniku decyzji „wielkich tego świata". W tak szerokim znaczeniu używa konsekwentnie pojęcia „batiar" Jerzy Michotek. Ba-t iarskiej społeczności przypisuje jednak określone cechy. Ci współcześni „lwowscy batiarzy" nawiązują bowiem tylko do pewnych tradycji i zachowań „batiarów historycznych". Jak 230 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA chociażby ci z gawędy Michotka o pobycie Piłsudskiego we Lwowie przed I wojną światową. W opowieści pojawia się taki oto fragment: Niczego te cholerne batiaiy uszanować nie potrafią! Nawet chochliki drukarskie - murgi jedne - zapędzają do roboty; pól nakładu poszło zanim zorientował się kto trzeba, że „literka si przekryńciła" i wyszło... no, wyszło „troszki nie tak jak trza", bo musiało być, że ta ważna wiadomość nadeszła, nie gdy Jego Cesarsko-Królewska Mość posikała się przy stole" lecz po prostu podczas posilania się, gdy posilała się... I kuń sipotkni...114 W innym miejscu Michotek pisze: We Lwowie wyczyniano z ulicą Łyczakowską takie łamańce [chodzi o zmianę nazwy ulicy po 1939 roku - UJ], że wyprowadzone z równowagi batiary przechrzeiły ją na „Dawaj-nazadstrasse". Może to się podobać lub nie, ale nie można odmówić temu sarkazmowi i ukochania tradycji, i godności, i poczucia humoru, i trafności.115 Jak widać, wszystkie te cechy przypisane zostały lwowskiemu batiarowi. W wierszu O ja nastonic Michotek kilkakrotnie przywołuje batiara, ale już tego współczesnego, tego warszawskiego z Sadyby („no ten z Łyczakowa"), z Puławskiej („też z Ły-czakowa") i z Rynku („to znaczy ze Styki"), tego, co to gdy zacznie wspominać - „to w ślipiach ten blitz" ma, i tego, który nie zapomni nigdy gdzie Plac Bernardyński..., gdzie Tkrgi..., gdzie Cłowy..., gdzie Zamarstynów... Zniesienie... Kleparów i gdzie „U Na-ftuly"... gdzie „U TMczkowej".... [gdyby] poddał się... zwur-dział... spierniczał... [...] fasonu nie trzymał j ak szpic... [... ] batiarnia go już wydziedziczy.116 Na kartach wspomnień 231 U Michotka jeszcze jedno wyróżnia współczesnego batiara - nadzieja. Nadzieja wyrażana tak oględnie, pośrednio, nie do końca dopowiedziana, trochę z obawy posądzenia o polityczne awanturnictwo, trochę z powodu nierealności jej spełnienia: Choćbyś, bat lani miał Ty nie doczekać Tb najduch doczeka, czy najduch najducha Tbgo doczeka, co nosisz w powiekach Choć rozum zabrania, a serce nie słucha.117 Pojemność określenia „batiar" jest wyjątkowo duża. Według autora, każdy lwowianin może być nazwany batiarem. -Jednak Michotek jako jedyny wprowadził nietypowy wyróżnik postaci batiara. Pod jednym zdjęciem umieszczonym w swojej książce napisał takie zdanie: W 1988 roku nie mieliśmy koncertów w Jerozolimie, ale zawiózł mnie do niej mój przyjaciel, żydowski batiar z Zamar- stynowa, Mareezek Jest to jedyne w swoim rodzaju wyróżnienie wśród zapisków lwowian-Polaków. Bowiem u innych autorów batiar nie la określonej narodowości. Samo przez się rozumiało się, że batiar to Polak, ale częściej był to po prostu człowiek swój, tutejszy, lwowski119. Przypisując bardzo określone cechy lwowskiemu batiarowi Jerzy Michotek raz odwoływał się do całej społeczności Iwowian, innym razem - do konkretnych postaci. I tak na I irzykład, kiedy mówił o specyficznej „lwowskiej moralności", opisywał to następująco: Każdy handlarz we Lwowie po swojemu oszukiwał, targował się, „picował". Odbywało się to jednak w ramach nie pisanej umowy, bez mała zabawy. Jeśli wszakże kupujący przez 232 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 233 zapomnienie zostawił portfel z grubą forsą, ten oszukujący handlarz będzie go szukał, aż mu ten portfel zwróci, sobie zaś każe zapłacić (podwójne oczywiście) za fatygę. Działo się tak ze względu na dobrze rozumiany interes własny: nie pomożesz - nie pomogę! Oszukasz - oszukają! Zostawisz w biedzie - zostawią i ciebie. A honor lwowski? Utracisz te wartości, nie masz czego we Lwowie szukać, będziesz jak nieprzyjęty przeszczep. Każdy batiar się odwróci.120 Innym razem, kiedy chciał jak najlepiej zilustrować ba-tiarską radość życia, przywoływał konkretną postać. Otóż pan Tkrlerski [wielokrotnie wspomina go też A. Chciuk - UJ] - bo tak się naprawdę pan Edzio nazywał - zarabiał krocie, a po dodaniu do tych kroci paru „szwajnerów" (tak nazywano „moniaki" we Lwowie) rozrzucał to wszystko jak śmiecie pomiędzy artystów..., przyjaciół... tych „że trza". ,Warszawiści" powiedzieliby: - potrzebowskich i nigdy nie miał grosza. Uwielbiał być wykorzystywany z własnej woli. Wiedział, że „dawać" jest cenniąjsze od „brać", jak „być" od „mieć". Jak każdy rasowy batiar „spopud" Wysokiego Zamku był poetą życia, kochał je z wzajemnością, żył z godnością, z gestem, „ta zwyczajni po lwowsku". Pieniądze były dla niego, nie on dla pieniędzy. Dalej Michotek starał się wyjaśnić, dlaczego Ernest Tar-lerski przykuł tak bardzo jego uwagę. Może ktoś spytać, jakim prawem piszę - opierając się na relacjach innych — o człowieku, którego widziałem dwa razy w żyeiu. Bo pan Edzio to symbol miasta. Jego duch wyrwany z tysięcy, tysięcy Jemu podobnych miasto kochających [!] Lwo-wiaków, życzliwych każdemu kto nie zawiódł.121 Te wszystkie przykłady potwierdzają dobitnie, że batiar w oczach Jerzego Miehotka był osobą pełną wyłącznie zalet. Trudno też o bardziej wymowne opisy batiarskich za- chowań, które u czytelnika wzbudzić miały pełną aprobatę, podziw i uznanie. Batiarska bezinteresowność, batiarski lionor, batiarska radość życia to cechy, które dla Miehotka nie oznaczały tylko historycznego batiara. Nie-lwowianin nie miał jednak większych szans na wejście do tego mitycznego kręgu, z którego ludzie - według autora - nie poddadzą się do końca, a pamięć o mieście towarzyszyć im będzie stale. Do słów Miehotka, pełnych uznania dla lwowian przyłączył się także Jacek Mokrzycki. Dla naszych rozważań istotny jest taki jego tekst: Poza rogatkami najbardziej znanym słowem tej gwaiy było „batiar", słowo pochodzenia węgierskiego. Nie odpowiada to, p jak niektórzy sądzą, znaczeniu słowa andrus. Wewnątrz mu-.,¦ rów lwowskich posiada nieporównywalnie większą skalę zna-\: czenia. Nie było ono używane w znaczeniu ujemnym, a czasem i. nawet wyrażało pieszczotę. Gdy matka powiedziała do swego synka: „Ty mój słodki batiaru'i»była w tym tylko miłość. Batiar używano też w znaczeniu hulaki. Natomiast „to batiary-ga", albo tam chodzi tylko „batiarnia" posiadało znaczenie tylko ujemne.122 Jak widać, Mokrzycki batiara kojarzy z przedmieściem, podkreśla wieloznaczność słowa, ale sam jednak używa go wyłącznie w znaczeniu pozytywnym. Dla Mokrzyckiego określenie to nabrało już tylko -jak to nazywa Kurzowa - nacechowania dodatniego. Rozważania Mokrzyckiego każą nam i-az jeszcze powrócić do relacji: batiar - lwowianin. Pisał: Lwowiak niby gołąbek był grzeczny, uprzejmy, dobre miał serce, ale zaczepiać z nim niebezpiecznie", dodawał zaraz: „Obojętne to czy trafiło na buńczucznego kawalera przedmieścia czy na profesora uniwersytetu. Zaczepka nie uchodziła bezkarnie.123 234 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 235 Lwowianin - według Mokrzyckiego - nie znosił blagi i patosu: Czy można sobie wyobrazić teatralnego mówcę jak Musso-lini przemawiającego z powodzeniem we Lwowie? Tbż byle ba-tiar z galerii zgasiłby jednym trafnym powiedzeniem, łamiąc jego karierę polityczną.124 Autor pozytywne cechy lwowianina przypisywał więc również lwowskiemu batiarowi. Jeszcze jedna ocena Mokrzyckiego warta jest analizy. Pisze on: Lwowiak w rozumowaniu nie może się wyzbyć czynnika emocjonalnego i jeżeli przez to decyzja jego nie jest najlepsza, może zbyt pochopna, to zawsze lepsza decyzja niż niezdecydowanie. Jednak dalej padają słowa, które pozostają w sprzeczności z charakterystyką batiara zawartą w pracy Kurzowej. Bowiem autor dodaje: Więc myśl we Lwowie szybko zamieniała się w czyn, lekko bez pozy i blagi, z prawdziwym zapałem, bez fałszywego upajania się. Nie gadaj dużo, rób co masz robić i nie rób hecy. Heca jest dobra w cyrku, a nie w życiu. Te wszystkie stwierdzenia -jak się okazuje - potrzebne mu były do konkluzji: W tej atmosferze prostoty mogła się najsilniej rozwinąć myśl niepodległościowa i gotować do czynu zbrojnego.125 I tak oto wprost na naszych oczach następuje mitologi-zacja zachowań lwowianina i lwowskiego batiara, przypisywanie mu postawy w pełni świadomego bojownika o wolność ojczyzny. I W listopadzie 1918 roku lwowscy cywile pokazali, że potrafią być najlepszymi żołnierzami. Po wojnie lwowscy żołnierze pokazali, że potrafią być doskonałymi cywilami, obywatelami. Lwów pierwszy zerwał się do pracy wspaniałym rozmachem Tkrgów Wschodnich. Niewiele gadano, zakasano rękawy i jakby za dotknięciem różdżki czarodziejskiej woli i uporu, stanęły pawilony dla całej Polski. Gdy lwowscy technicy nie mieli gdzie mieszkać, to bez długiego gadania sami wybudowali Dom Tfechników. Sami — od kopania fundamentów do ostatniego gwoździa na dachu.126 Ten długi cytat wskazuje, że formy mitologizowania pozostają od dziesięcioleci niezmienne. Autor jasno wyraża sympatie polityczne, ale gdyby zmienić daty i adresata, można by te słowa związać zupełnie z inną epoką i formacją polityczną. Swoje sympatie polityczne autor najlepiej przedstawia w komentarzu do informacji o przekroczeniu w 1939 roku przez Armię Czerwoną wschodniej granicy Polski: Podcięli broniącej się Polsce nogW nagła i podstępnie, swój ' zakrzywiony sierp wbijając jej w plecy, a młotem zadając zbu- jecki [!] cios w głowę - od tyłu!127 Przy takiej ocenie działań wroga nie dziwią dalsze słowa autora. Gdy wojsko polskie opuściło lwowską cytadelę, to na jej bezbronne składy żywności rusza ława najuboższej ludności. Ciągną ludzie po braku połacie (sic!) słoniny, wory z tytoniem, cukrem i mąką. Niech biorą, niech w składach nic nie zostawią.128 Ileż wyrozumiałości w opisie autorskim. Nikt nie ma wątpliwości co do jego sympatii politycznych i związków emocjonalnych z samym Lwowem. Jak ostry zgrzyt w całym zjawisku tworzenia mitu lwowskiego batiara zabrzmiał głos Leszka Dzięgiela, który jako 236 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA młody chłopak spędził we Lwowie II wojnę światową. Autor ten nie dosyć, że zakwestionował ogólną opinię o Lwowie jako mieście harmonijnego współżycia wielu narodów i kultur, to jeszcze odmówił obrazowi batiara - stworzonemu przez Szczepka i Tbnka we „Lwowskiej Wesołej Fali" oraz w filmach z ich udziałem - prawdziwości i autentyczności. Przede wszystkim wskazał na fakt wyeliminowania z dialogów bohaterów wszystkich obscenicznych, niecenzuralnych słów i zwrotów, „którymi prawdziwa batianiia posługiwała się od dziecka"129. Nie chciał też podpisać się pod nostalgiczną wizją Lwowa odradzającą się z pokolenia na pokolenie w coraz bardziej zmitologizowanej postaci, [gdzie] czołową rolę odgrywa wyidealizowany batiar o „złotym sercu". I choć zastrzegł się, że nie chciałby nikomu psuć nastrojowych wspomnień, ani obrzydzać wizji literackich, to twierdził, że odwołuje się do własnej pamięci i przywołuje własny zapamiętany wizerunek batiara. Wspominał, że istniała swego rodzaju moda i ten, kto czuł się batiarem, pozował: kaszkiet na bakier, misternie załamany z boku w tak zwaną „interfunkcję", marynarka narzucona na ramiona, baniaste pumpy, niedbały, rozkołysany krok, wyraz twarzy ostentacyjnie ponury i znudzony, mowa skąpa i plugawa.130 Dzięgiel odmawiał też społeczności batiarskiej prawdziwego koleżeństwa, a tym bardziej przyjaźni. Słabość prowokowała agresję grupy, a nąjgorliwiej prześcigali się w szyderstwach najmłodsi. Imponowała siła, bezwzględność, demonstrowana nie tylko pod postacią czynnej agresji, ale również w formie plugawych anegdot i odżywek. [...] Była to gromada niedojrzałych podglądaczy, wstrętna i żałosna zarazem, pełna wewnętrznych kompleksów, lęków, aby f i Na kartach wspomnień 237 nie stać się obiektem drwin w oczach innych. Ich rodzice ani nie mieli zamiaru w jakikolwiek sposób dopomóc dzieciom w zdobywaniu podstawowej wiedzy o życiu i seksie, ani nawet nie potrafiliby tego uczynić. Nie zajmowała się tym również ówczesna szkoła, a i księża z pobliskiego kościoła Matki Boskiej Ostrobramskiej nie wykraczali poza bezradne, mgliste aluzje przestróg przed czymś, z istnienia czego nie zdawano sobie w gronie dziecinnych barbarzyńców sprawy.131 Jednak autor starał się znaleźć i „parę słów na korzyść swoich batiarów i ich rodzin". Nie odnotował bowiem w ich społeczności zjawiska homoseksualizmu i pijaństwa, choć przyznał, iż „wódeczność" oraz „ćmaga" były stałym elementem folkloru przedmieścia. Jego wspomnienia dotyczyły okresu II wojny światowej. W innych wspomnieniach z tego okresu nie odnajdujemy — co prawda — tak obszernych opisów batiarskiej społeczności, jak u Dzięgiela, ale batiar, który tam się pojawił, to postać pozytywna. W zapiskach Jacka Wilczura, które powstały w okresie od 22 czerwca 1941 do 29 września 1943 roku, znalazła się lapidarna uwaga o lwowskich batiarach. Z relacji małego wówczas mieszkańca Lwowa (któiy dzięki wyjątkowemu sprytowi, zaradności a i szczęściu przetrwał czas wojny) dowiedzieliśmy się na przykład, że w czasie Świąt Hożego Narodzenia 1942 roku na placu Solskim batiarusy zbiły pijanych Niemców, którzy obrazili dziewczęta. Zaraz po tym przyjechała ukraińska policja, ale plac był już pusty.132 Autor nie krył podziwu dla zachowania lwowskich batia- row. Natomiast Z. Malinowski tak zapamiętał lwowskich ba-l iarów z okresu okupacji sowieckiej z lat 1939-1941: 238 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Batiary lwowskie zorientowawszy się, że sowieeiarze polują na zegaiy i zegarki, których pełno jest w Sowietach, jak zapewniali, postarali się o wszystkie możliwe stare graty i dalej handlować z nimi. Następujący obrazek był pospolity: Sowiecki oficer na jednej i na drugiej ręce po kilka zegarków w rozmowie z lwowskim urwisem, któiy ukradkiem porusza starym gruchotem i przykłada go do ucha Sowieciaka, by ten usłyszał, że tyka. - Haraszo! Uszczęśliwiony kupuje.133 Po lekturze zapisków Malinowskiego nie mamy wątpliwości, że sympatia autora jest po stronie lwowskiego batiara. Jeśli już mowa o okresie II wojny światowej, to nie można pominąć wspomnień Kazimierza Żygulskiego134 i Tadeusza Tbmaszewskiego135. Autorzy nie odnotowali obecności lwowskiego batiara ani na ulicach śródmiejskich, ani na przedmieściach miasta. Żygulski zastrzegał, że w swoich wspomnieniach umyślnie zrezygnował z „wątków lirycznych"136. Trudno też takich wątków doszukać się w pamiętniku Tbmaszewskiego. Obydwaj autorzy nie przyłączyli się do zgodnego chóru większości lwowian nostalgicznie powracających pamięcią do czasów dawnego Lwowa. O powściągliwość w roztaczaniu nostalgicznych obrazów Lwowa sprzed 1939 roku - często daleko odbiegających od rzeczywistości - apelował do swoich współziomków Lew Kal-tenbergh (kolega uniwersytecki Mariana Naszkowskiego z Koła Polonistów Lwowskiego Uniwersytetu)137. Protestował przeciwko przypisywanemu powszechnie całej lwowskiej zbiorowości poczucia humoru. Uważał bowiem, że w mieście można było znaleźć tyle samo osób skorych do dowcipu, figlów i żartów, jak i ponuraków. Kochajcie miasto, które na to zasługuje, kochajcie więcej niż jesteście mu zdolni dać ze swych złykowaciałych serc. Ale koloryzując trzymajcie miarę.138 Na kartach wspomnień 239 Mimo takiego wezwania sam podjął się prezentacji lwowskiego batiara, ale dla niego „bycie batiarem czy batiarowa-nie" nie równało się wcale przynależności do „klanu złoczyńców". Dla nich lwowianie mieli inne określenie - kindery. Przypominając okres międzywojennego Lwowa, a i wcześniejszego także, podkreślał, że wśród kinderów były „typo-wości bardzo od siebie różne" i dodawał: Czasami niektóre elementy „fachowej" gwary kinderów przyswajało sobie środowisko batiarskie, czasami kinder [...] miał opinię „strasznego batiara". Bywali ludzie zajmujący powszechnie uznane pozycje, a mimo to batiarujący. Bowiem w samej nazwie, w słowie „batiar" nie mieści się bynajmniej podanie w wątpliwość przeciętnych wzorów uczciwości (przynajmniej wobec dekalogu).139 Jednak dokładnej odpowiedzi na pytanie, na czym to ba-tiarowanie polegało, Kaltenbergh czytelnikowi nie udziela. Można próbować doszukać sięjjhższych wyjaśnień w jego wykładzie zgłębiającym naturę lwowskiego batiara. Bowiem nie było dla autora wątpliwości, że samo słowo pochodziło z języka węgierskiego i początkowo oznaczało postawę , ju-nactwa i wyłamania się z norm powszechnych". „Kresowego" batiara doszukiwał się w południowowłoskim lazzarone, /. którym łączył go humor i niefrasobliwość w znoszeniu srogich przeciwności losu. Batiar przypominał mu także naiwnego desperado, lekceważącego ogólnie respektowane normy zachowania, charakterystycznego dla małych miasteczek Nowego Meksyku, Arizony czy Nevady, a sportretowanego przez Johna Steinbecka140. Autor Ułamków stłuczonego łustra dokonał też specyficznego podziału batiarów lwowskich na tych ze śródmieścia i tych z przedmieścia. Ci pierwsi w dwudziestoleciu między- 240 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 241 wojennym coraz bardziej przypominali mu wspomnianego kindera, „scynicznieli" -jak to określał autor i nabrali kosmopolitycznego wyrazu wielkomiejskiego łazika, spryciarza, nabieracza. I takich batiarów autor nie zamierzał gloryfikować, a ich zachowania pochwalać. Natomiast ci z przedmieścia wciąż jeszcze w oczach Kaltenbergha zasługiwali na sympatię otoczenia i oczywiście czytelnika jego wspomnień. Sympatię zjednywało im m.in. zamiłowanie do hodowania gołębi i pasja do sportu, głównie do piłki. Cala jego postawa wobec otaczającej go rzeczywistości była typowo sportowa. Hazard, ryzyko, gra - to były zasadnicze i w pewnym sensie bezinteresowne bodźce jego szaleństw i awanturnictwa.141 W taki oto sposób Kaltenbergh próbował siebie i czytelnika przekonać, że to batiar z przedmieścia kontynuował pozytywne tradycje całego lwowskiego batiarstwa i zachowanie nazywane batiarowaniem, w którym dawało się odczuć lekceważenie ogólnie przyjętych norm, co jednak nie było równoznaczne z nieprzestrzeganiem ich. Znacznie surowszy w ocenie lwowskiego batiara okazał się Alfred Jahn (urodzony w 1915 roku). Spróbujmy przyjrzeć się bliżej cechom, które przypisywał lwowskiemu batia-rowi. Odwołując się do własnych doświadczeń i przeżyć opisał batiara z Kleparowa i sąsiadującego Zamarstynowa. Nie bez znaczenia jest fakt, że rodzina Jahna (był synem szewca) mieszkała na Kleparowie. Rzezimieszek, a więc „batiar" kleparowski nie zajmował się uprawianiem kultury regionalnej. Jego język był zupełnie niecenzuralny. Miast oddawać się gwarowym przy- śpiewkom, częściej zajmował się kradzieżą, brał udział w bójkach, które wcale nie ograniczały się do „walenia w mordę", lecz w których niezbędnym narzędziem był nóż. Częste były tutaj krwawe maskary, a ja niejednokrotnie byłem ich świadkiem jako dziecko.142 Dla autora sprawa jest jednoznaczna. Batiar był dla niego postacią negatywną. Sam nie zamierzał nazywać się batia-icm, ani do batiarstwa przyznawać, choć mieszkał na przedmieściu, a więc w miejscu, któremu przypisywał lwowskich batiarów. Co więcej, uważał, że od tych batiarskich rodzin na Kleparowie, znanych z przestępczej działalności - kradzieży i prostytucji - izolowali się uczciwi kleparowianie. ^Autor pisze: Znaliśmy je, one znały nas, lecz nie należały do tej zżytej społeczności przedmieścia, były jakby poza nawiasem naszej wspólnoty. Gnieździły się owe rodziny w ruderach, najczęściej na granicy przedmieścia i miasta1^^ Kleparowskich batiarów obowiązywał pewien kodeks -t wierdzi Jahn. Sprowadzało się to między innymi do przestrzegania zasady, iż nie okrada się swoich, a więc najbliższych sąsiadów. Tb stwierdzenie mogło być jedynie usprawiedliwieniem, a nie pochwałą czy wyrazem podziwu dla re-• »'iił postępowania obowiązujących tę grupę. Obraz lwowskiego batiara, przekazany nam przez Alfreda Jahna z pewnością nie przyczynił się do pozytywnego mi-tologizowania postaci. Warto zauważyć, że Witold Szolginia w rozdziale Batiar, batiarnia, batiarstwo... (Tamten Lwów) nic wprowadził charakterystyki batiara ani Alfreda Jahna, .mi Leszka Dzięgiela. Nie wyjaśnia, dlaczego właśnie z tych /rodeł zrezygnował, ale należy przypuszczać, że gdyby z nich skorzystał, nie mógłby napisać, że wszystkie przytoczone przez niego literackie interpretacje pojęcia „lwowski batiar" 242 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Na kartach wspomnień 243 uważa za trafne i są „komplementarne - dobrze się wzajemnie uzupełniają"144. Musiałby wtedy dodać, że różnią się od siebie zdecydowanie i omówić te, które w niekorzystnym świetle ukazują lwowskiego batiara i to wcale nie tego z odległej historii. Musiałby więc przyznać, że określenie „batiar" wcale nie pozbyło się tak do końca pejoratywnego nacechowania i nie dla wszystkich lwowian jednoznacznie zyskało pod względem emocjonalnym. Ale wtedy nie można by też zaliczyć Szołginii do grona twórców współczesnego mitu lwowskiego batiara. Na zakończenie rozważań należy przywołać jeszcze jeden zapis. Jerzy Kowalczuk, prezes powstałego w latach dziewięćdziesiątych Tbwarzystwa Miłośników Lwowa, zebra) i przekazał (m.in. do zbiorów Instytutu Badań Literackich PAN) relacje kilkudziesięciu absolwentów XI Państwowego Liceum i Gimnazjum im. J.J. Śniadeekich we Lwowie14'. Tylko nieliczni autorzy pisali o swoich kolegach jako o „ba-tiarach ze Lwowa"146. Zdzisław Zieliński w bardzo interesujący sposób opisał powołanie w 1945 roku uczniów ósmej i dziewiątej klasy na obóz „wojennej podgotowki" na Klepa-rowie. Uczestników było niewielu, gdyż większość Polaków czekała już na wyjazd do Polski. Dowódcami byli rosyjscy oficerowie. Z uczniów utworzono dwie roty (kompanie): polską i ukraińską. W rocie polskiej autor dostrzegł istnienie dwu grup -jak to określił - „niemal klasowych". Pierwszą stanowiła młodzież proletariacka z rogatki Gródeckiej i Bogdanówki, drugą - synowie mieszczańskich i inteligenckich rodzin z ulicy Listopada i Potockiego. Inne zwyczaje i tradycje wyniesione z domu, inne możliwości i sposób pojmowania świata. Przy bliższym poznaniu różnice te się zacierały, co miało czasami i komiczny wydźwięk Batiary nabierały poloni i form towarzyskich, a maminsynki uczyły się kląć i bić.147 I W relacji autora batiarem w 1945 roku można było więc być i z racji pochodzenia, i określonego sposobu bycia, a rozróżnienie to musiało być widoczne, jeśli po latach jeszcze autor o nim pamiętał. Nie wszyscy więc, jak widać, dawni mieszkańcy Lwowa, którym przyszło opuścić miasto po II wojnie światowej, utożsamiają każdego lwowianina z batiarem. Danuta Skalska takie oto wprowadza rozróżnienie: Mówi się, że kiedy w 1945 roku szły transporty lwowiaków na Górny Śląsk, to „łyty i paniagi" wysiadały w Gliwicach, a cała batiarnia w Bytomiu.148 Autorce batiar kojarzył się koniecznie z górnym Łycza-kowem. Po II wojnie światowej wielu autorów wspomnień przyznawało sobie i swym rodakom ze Lwowa prawo do nazywania się batiarami. I wcale nie dlatego, że gotowi byli przyznawać się do całego bagażu, z jakinHtojarzono to określenie. Niejednokrotnie wystarczyło, że ktoś był Iwowianinem, /.cby przypisywano mu to miano. Dotyczyło to najczęściej Iwowian-emigrantów149. Ale nie tylko. W kraju, jak pisze Szolginia: każdy dawny mieszkaniec Lwowa, świadomy swego lwowskiego pochodzenia oraz lwowskiego dziedzictwa historycznego, kulturalnego, zwyczajowego i obyczajowego - chętniej i z pełnym przekonaniem włączał się w to także batiarstwo. Pojęcie „batiar" stało się jednym z synonimów lwowskości, tytułem tyleż honorowym, ile zaszczytnym i poważanym.150 Większość zacytowanych tu opinii i wspomnień potwierdza sąd autora Domu pod Żelaznym Lwem. Starano się odnotować jednak i takie, których autorzy-lwowia-nie odmówili wejścia do tego zmitologizowanego kręgu lwowskiego batiarstwa. 244 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA 1 B. Braiter, Dawny Lwów. Na tkance osobistych wspomnień w gadanince pod piecem, Lwów 1937. 2 Ibidem, s. 8. 3 Ibidem, s. 9-10. * S. Schniir-Popławski, Obrazy z przeszłości Galicji i Krakowa 1772-1858,t.1, Lwów 1896, s. 100. 5 A. Krajewski, Lwowskie przedmieścia, Lwów 1909, s. 11. 6 Ibidem, s. 12. 7 Ibidem, s. 15-16. 8 Ibidem, s. 34. 9 Ibidem, s. 32 10 Ibidem, s. 18-19 11 R.A. Borth, Lwowskie migawki, „BKL" nr 38 z 1980, s. 57. 12 J. Nerczyński, Wspomnienia starego Iwowiaka. Ta joj! — Łyczaków, „BKL" nr 26 z 1974, s. 32-34. 13 Por. E Pajączakowski, Lwowskie pociągi popularne w ubiegłym stuleciu, „Przegląd Krajoznawczy" nr 6-7 z 1938. Autor twierdzi, że tak zwane majówki weszły w modę od roku 1867, kiedy to ogłoszono wolność stowarzyszeń i zgromadzeń. Nowo powstałe stowarzyszenie rękodzielników „Gwiazda" zaczęło od razu organizować wycieczki za miasto. Autor przytacza też wypowiedź zamieszczoną w „Dzienniku Polskim" z 1877 roku, z której wynika, że w żadnym innym mieście polskim nie urządzano tylu wycieczek w podmiejskie okolice i tyle zabaw ogrodowych, ile we Lwowie. 14 J. Nerczyński, Wspomnienia... op. cit., s. 32. 15 Ibidem, s. 33. 16 Ibidem, s. 34. 17 Ibidem, s. 32. 18 Ibidem, s. 33. 19 Ibidem, s. 34. 20 M. Duda-Morena, Z pamiętników człowieka bez znaczenia, „BKL" nr 1/14 z 1968, s. 28. 21 Ibidem, s. 30. 22 Ibidem, s. 30. 23 Ibidem, s. 31. 24 M. Usie\ńcz,DawnyLwów 1900-1914, „BKL" nr 27 z 1974, s. 34. 23 Ibidem, s. 30-31. 26 S.E. Nahlik, Przesiane przez pamięć, Kraków 1987, s. 88. 27 Ibidem, s. 87. 28 Ibidem, s. 126. Na kartach wspomnień 245 29 Ibidem, s. 127. 30 Ibidem, s. 127; por. też A. Zakrzewski, Sanatorium Mariówka i medycyna, Wrocław 1975, s. 43. Autor o swoich gimnazjalnych kolebach z Łyczakowa z ogromną przychylnością pisał: „Setne lwoskie batia- 31 J. Szygowski, Tak się zaczynało, Chicago 1972. 32 Ibidem, s. 28. 33 Ibidem. 34 Ibidem. 35 Ibidem, s. 29. 36 Ibidem, s. 30 37 Szygowski nie podał, na czym polegały te „inne reguły" bójki, ale inni pamiętnikarze pozostawili takie opisy. Czytelnika odsyłam do tych fragmentów pracy, w których mowa o wspomnieniach Jana Frylinga i Andrzeja Chciuka. 38 Ibidem, s. 29. 39 K. Lorenz, Tak zwane zło, Warszawa 1972. 40 Ibidem, s. 30. 41 M. Lisiewicz,D walki. Dla naszych rozważań bardzo istotne są te fragmenl.\ książki Bezłudy, w których Józko podkreślał swą przynależ ność do społeczności lwowskich batiarów. Na Zamarstynowie z Ukraińcami biła się sama nasza ba- j tiarnia.40 Literackie wyobrażenia 265 Gdy natomiast spotkał wśród obrońców polskiego podporucznika, do niedawna jeszcze austriackiego leutnanta, tak go zaprezentował: Ziwra jak pierwszy lepszy batiar łyczakowski. Zaraz poznać, że to chłop z naszej wiary.41 Określenia „batiar" nie rezerwował Józko tylko dla mieszkańca Łyczakowa. Swego plutonowego nazywa zwyczajnym kleparowskim batiarem42, a w głosie nie ma tej sympatii, z jaką mówi mówi o „swym kochanym Łyczakowie". W książce Bezłudy pada także określenie „batiar z Gródka"43, tym razem bez żadnej uczuciowej ekspresji. Z zapisów tych wynika, że pojęcia „batiar" nie przypisywano tylko do Łyczakowa, a używano go raz przypisując mu cechy pozytywne, raz negatywne. O tych samych batiarach z Zamar-stynowa, o których już opowiadał Józko, lokator Bielicki wypowiadał się z mniejszym entuzjazmem: ^^ A batiaiy nasze, jak batiary. W dzień zajmowali pozycje i kropili się, aż dudniło, ale jak przyszła noc, to szli sobie do domu spać! Ukraińcy zaś nocą zajmowali ulice i dalej robić wszędzie rewizję.44 Skoro powieści Bezłudy poddajemy tak wnikliwej analizie, to nie sposób nie przytoczyć tu jeszcze jednej sytuacji, w której pada słowo „batiar". Jeden z uzbrojonych Ukraińców przeszukując mieszkanie matki Józka tak się do niej odezwał: Ty stara! De je toj polskij batiar szto tu był?45 Musi to odezwanie budzić przypuszczenie, że dla pytającego batiar nie musiał być koniecznie Polakiem. 266 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Mimo tych niejednoznaczności czytelnik obu powieści Mirosława Bezłudy nie ma wątpliwości, że był w nich upowszechniany pewien bardzo wyraźny wizerunek lwowskiego batiara. Józko jako przedstawiciel tej społeczności musiał spotkać się z sympatią odbiorców obu książek, \\fykreowany na bohatera pozytywnego, nawet przeciwników w listopadowych walkach o Lwów nie potrafił całkowicie potępić: Nie czuję tej złości do nich za to, że są Ukraińcami - bo sam mam między nimi wielu kolegów, z którymi lubię się jak z braćmi, ale dlatego, że oni mając broń w ręku z taką przemocą innych traktują. Czuję tę złość dlatego, że oni tak podstępnie, nocą zajęli to miasto, w którym urodziłem się i wychowałem.46 Już w tej wypowiedzi pojawia się nuta patosu. W innych będzie ich jeszcze więcej. Józko jest dumny z siebie, że potrafił stanąć po właściwej stronie, że zgłosił się na ochotnika do oddziałów polskich, by wyprzeć przeciwnika z miasta. Chciałbym zobaczyć matkę w chwili, w której doniosą jej, ze mnie widziano... jak wkraczałem do Rynku. O matko moja, żebyś teraz mnie widziała, to może i przypomniałabyś sobie, jak kiedyś - powróciwszy do domu z wieścią o wkroczeniu austriackich patroli mówiłem, że chciałbym tak jak i oni wkroczyć do zdobytego miasta! I oto dziś wkraczam jako pierwszy do mego kochanego Lwowa! Odbieram od Ukraińców ten bruk lwowskiego rynku, na którym tyle czasu na zabawach spędziłem. Spoglądam też na każdy mijany przeze mnie kamień, jak ongiś, kiedy tu szukałem pieczarek, któreś tymi o matko jako przysmak na obiad sporządziła.47 Czytelnik musiał kończyć tę lekturę z przekonaniem, że ma do czynienia z prawdziwym bohaterem - taki zamiar towarzyszył niewątpliwie autorowi. Zamknął bowiem swoją Literackie wyobrażenia 267 książkę znamienną sceną. Rannego Józka odwiedza profesor gimnazjalny — stary Trzciński i zawiadamia bohatera, że właśnie nadeszła oczekiwana pomoc dla Lwowa, a potem mówi tak: Teraz będziesz mógł przygotować się do pracy dla wolnej Polski, której wolność własną krwią okupiłeś.48 Do tych listopadowych dni 1918 roku po wielu latach nawiązał w swoich wierszach także Marian Hemar (1901-1972), by ożywić pamięć o młodych bohaterach walk, by podtrzymać stworzony już wcześniej mit batiara-obrońcy Lwowa. Jest w tych wierszach nie tylko podziw dla bohaterskich czynów młodych lwowskich batiarów, ale też żal i tęsknota za ukochanym miastem, które wówczas obronili, a które i tak zostało później utracone: A mnie tak śpiewem chodzi po głowie Ze tam się został*"daleko stąd Na tym cmentarzu, na Łyczakowie Małych mogiłek równiuśki rząd Listopad sypie garściami liści Na grządki, w których pokotem śpią. Małe batiary-gimnazjaliści Pod czarną ziemią — za siwą mgłą Kto go tak uczył? Kto go tak skusił? Jaką muzyką? Do jakich słów? Kto go opętał? Kto go przymusił, Zęby on ginął? Za co? Za Lwów Kto mu wyszeptał słowa nadziei, Ze on na zawsze, na wszystkie dni Do polskiej mapy ten Lwów przyklei Gumą arabską... kropelką krwi.. .49 268 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA , Ten sam mały batiar broniący Lwowa w 1918 roku pojawił się jeszcze w innym wierszu Hemara50. Trzeba jednak] zauważyć, że w ogóle lwowski batiar w utworach Hemara przywoływanyjest bardzo rzadko. Tb charakterystyczne okre-l sienie mieszkańca Lwowa dla Hemara, człowieka zakocha-] nego we wszystkim, co lwowskie, jest jakby mało istotne. Nie kojarzy go z jakąś specjalną grupą lwowian. Dla Hemara baciarzem jest każdy mieszkaniec Lwowa51.1 za każdym , razem jego baciarz ma „nacechowanie pozytywne". Stałym natomiast obiektem podziwu i tęsknoty poety pozostawało samo miasto. O sobie napisał tak: Tfemat Lwowa jest obsesją moich wierszy i piosenek. Nie mogę się i nie chcę jej pozbyć.52 ze: I chociaż Leopold Kielanowski w swoim eseju twierdził, Patriotyzm Hemara miał kolor szczero-lwowski. Dźwięczał w nim heroizm wszystkich obrońców miasta i nigdy strofy jego | wiersza i piosenki o Lwowie nie zabrzmiały fałszywym tonem. Uwiódł go za młodu humor i sentyment lwowskiego batiara"5' - to nie tylko trudno powiedzieć, na czym to „uwiedzenie" polegało, ale jeszcze trudniej byłoby zaliczyć Hemara do współtwórców mitu batiara. Nie ma natomiast wątpliwości, że Marian Hemar przez całe swoje życie tworzył wielką legendę samego Lwowa, miasta zachowanego w pamięci od chwili opuszczania Polski w 1939 roku. Już w jednym z pierwszych wierszy, tak zwanych „lwowskich", wydrukowanym w Londynie w czasopiśmie „Lwów i "Wilno" zapoczątkował tworzenie legendy. Nie czuł się dobrze na obczyźnie! i nie mógł pogodzić się z tym, że bez udziału Polaków podjęto decyzję odebrania Polsce Lwowa i skazano ich na życie tułacza: terackie wyobrażenia 269 Takeś w tej obcej mgle się zgubił Czego tu szukasz błędny, sam? Tu nic nie znajdziesz już.Tb tam Wszystko,coś kochał i coś lubił-Radości - twoje, smutek - twój I śmiech i świat, nie cudzy, twój... Czego ty tutaj szukasz? Stój. [...] Jakże mi znaleźć moją drogę, Gdym sam jak liść na ziemię spadł, A czarna mgła zalała świat, A w górze znaleźć gwiazd nie mogę? Kto z mroku do mnie szepnął: Stój? Ktoś wołał: Wróć! Ktoś westchnął: Stój!54 I tak stał się Hemar twórcą legendy dawnego Lwowa. Mówiono o nim: człowiek zakochany we wszystkim, co lwowskie. Tak to wyjaśniał wspomniany już Leopold Kielanowski: Był Hemar kresowcem bujnym, pełnym kolorów, jak nasze pola i lasy, dźwięczące melodiami Rzeczypospolitej Narodów! Nałykał się od dzieciństwa tego jedynego powietrza, które wydało Fl-edrę i Goszczyńskiego, hetmana Czarnieckiego, obrońców Zadwórza i lwowskie Orlęta. Wyssał z mlekiem żydowskiej matki -jak sam pisał - miłość do mowy polskiej i do ziemi rodzinnej, a zwłaszcza do Lwowa semperfidelis. Kielanowski dodawał jeszcze coś niezwykle ważnego dla zrozumienia stosunku Hemara do miasta nad Pełtwią: Lwów pozostał dla niego na zawsze tą bliższą ojczyzną, wyrasta! w jego odczuciu do mitu, do symbolu młodości, piękna, braterstwa. Był dla niego „Ceutą" wytęsknioną, a on sam widział siebie jako strażnika nieustraszonego tej ziemi odległej i utraconej.55 270 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATI/> Mijały lata, a Hemar pozostawał niepogodzony z mie scem Lwowa na nowej mapie politycznej Europy. W tomil Siedem lał chudych, wydanym w Londynie w 1955 roku zamieścił wiersz ratalny Szok, a w nim powtórzył słowa sprzed j lat: Londyn płynie koło mnie Tłumem, szumem, szelestem -A ja tam, w tamtym mieście, W dzień jestem i w nocy jestem Tam ulicami chodzę Tam przyjaciół pozdrawiam Żywych do piersi tulę Z umarłymi rozmawiam.56 Tb spowodowało, że w kraju Hemar miał zakaz druku. W podobnej sytuacji znalazła się również inna emigra- j cyjna pisarka, Janina W^grzyńska-Kościałkowska (ur. 1915), mniej znana niż Marian Hemar, ale równie silnie, jak on j związana ze Lwowem. Z miasta swojego dzieciństwa i młodości wyjechała w 1941 roku. Taż przed wybuchem II wojny światowej skończyła we Lwowie Państwowy Instutut Sztuk Plastycznych. Po przedostaniu się do Szwajcarii założyła w Bernie polski teatr objazdowy i nawiązała współpracę z ,JWiadomościami Polskimi" w Londynie. Publikowała tam swoje opowiadania najpierw pod pseudonimem J. Wadwicz, potem już pod swym własnym nazwiskiem. Po wojnie osiadła w Londynie, a po kilku latach przeniosła się na południe R-ancji. Ikm otworzyła pracownię malarską i tam powstawały jej następne teksty literackie. Już w Londynie, jakby na przekór słowom, które przywitały ją tam w 1946 roku: Z emigracji się nie wraca.. ,57 i iii;rackie wyobrażenia 271 kościałkowska kilkakrotnie ponawiała swe literackie powroty il<> Lwowa sprzed 1941 roku. Zapamiętała tamten Lwów jako miasto najbardziej zróżnicowane pod względem narodowym i religijnym.58 Bohaterowie powieści zakocham są w swoim mieście, a na przykład Szymon Pławicki, lwowski architekt, spędza dłu-fie godziny nad badaniami historii Lwowa obcując z ulicami jak z ludźmi, wiodąc nieskończone rozmowy z poszczególnymi wyimkami i całokształtem dzielnicy.59 W książkach Kościałkowskiej znalazło się również miejsce dla lwowskiego batiara, ale czytelnik nie spotka go na lwowskiej ulicy czy którymś z lwowskich przedmieść. Ko-eiałkowska wprowadziła dwóch lwowskich batiarów do tea-rzyku marionetek, mówią bałajiem, a reakcja publiczności TOwskiej na ich dialog była bardzo przyjazna: Ludzie siedzieli uśmiechnięci, przychylnie usposobieni, , skłonni do oklasków.60 Działo się to w pierwszych dniach II wojny światowej r w wolnym jeszcze Lwowie, ale pełnym uciekinierów, głównie z centralnej Polski. Dialog Efelka i Tblusia przypomina bardzo rozmowy Szczepka i Tbńka z „Wesołej Lwowskiej Kali". Durnowaty Ealek i mądrzejszy, bardziej oczytany Tb-lek próbują ocenić ówczesną sytuację i szansę obrony Lwowa. Żywa reakcja publiczności to gęste brawa spowodowane przede wszystkim tym, że obu batiarów nie opuszczał nawet w tak trudnej chwili humor i chęć przeciwstawienia się wrogowi, a nawet pociągnięcia do walki innych. Nikt nie mógł 272 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA mieć wątpliwości, że są do tego zdolni, a zwłaszcza Jelek mówiący o sobie: ja semper fidelis od maleńkości. On też uspakaja pojawiającą się na scenie kobietę w czerni] uosobiającą Ojczyznę: wszyscy u Lwowi prędzej zginą niżby dali jej krzywdę zrobić.1 Cały pięciostronicowy opis występu teatrzyku marionetkowego jest jednym wielkim hymnem na cześć lwowskiego batiara (por. Aneks nr 10). Po tej lekturze nikt nie odważyłby się źle mówić o lwowskim bohaterze. Czym więc jest pisarstwo Kościałkowskiej, jeśli nie udziałem w tworzeniu mitu lwowskiego batiara? Potwierdza to tylko wspomniana już Kapliczka przydrożna i ten krótki fragment z relacji ułana ; z września 1939 roku: Tfen chłopiec, któiy się do nas przyczepił we Lwowie, to typowy lwowski batiar, można by tomy pisać o nim. Zdobył skądsiś parabellum i dumny z tego i szczęśliwy, ze mu się tylko oczy jarzą. Mówi, że ma piętnaście lat, ale na pewno ma grabo mniej. Skłamał, żeby nas ubłagać. Niech jedzie, co tam. Jest synem woźnego z zakładu kartograficznego profesora Ro-mera przy ulicy Długosza we Lwowie. - Tym razem to nie jakaś abstrakcyjna, wymyślona postać, ale realny kandydat na bohatera. I nieodparcie nasuwa się porównanie, że ta scena przypomina inną, tę sprzed 21 lat, gdy Jurek Bitschan przystawał do grona walczących w Obronie Lwowa. Na emigracji do postaci batiara nawiązał też Wiktor Budzyński w wodewilu Preclarka z Pohulanki. Sztukę pisa! w latach 1946-1947, a prapremiera odbyła się w 1949 roku Literackie wyobrażenia 273 w Londynie w Teatrze Polskim przy tamtejszym ZASP-ie. Budzyński zaprezentował nowe piosenki, które były odbiciem dawnej atmosfery Lwowa, zatrzymanej w pamięci lwo-wian zmuszonych do emigracji. Budzyński między innymi wprowadził batiarów śpiewających. Preclarka zrodziła się -pisze Leopold Kielanowski - z tęsknoty za Lwowem, za atmosferą tego rozśpiewanego miasta, jego młodych lat. Nostalgia właśnie kazała mu wydobyć z tych wspomnień pogodne obrazy, najbardziej beztroskie, humor Lwowa, dowcip jego mieszkańców, zapamiętane charakterystyczne typy, na które patrzył oczami studenta. [Budzyński] odnalazł gorące serca pod groźnymi maskami pod-lwowskich batiarów.63 Mało kto dziś pamięta, że jedną z pierwszych krajowych prób literackiego powrotu do Lwowa sprzed 1939 roku była autobiograficzna powieść Leszka Golińskiego (1920-1967) l>t. Rocznik szesnasty. Autor pisał o jotach 1934-1938, które spędził we Lwowie chodząc do gimnazjum64. Dla niejednego czytelnika trochę zaskakujące jest to, że na karty powieści nie został nawet na moment wprowadzony lwowski batiar, zwłaszcza, że akcja książki toczy się także w środowisku najuboższych mieszkańców Lwowa65. Gdy jednak dodamy, że autor robił wszystko, aby nie posądzono go o zbyt wielką tęsknotę za miastem jego młodości, za osobliwościami i specyfiką Lwowa, to fakt niepojawienia się batiara w całej książce; stanie się bardziej zrozumiały. Golińskiemu zależało przede wszystkim na przybliżeniu czytelnikowi ludzi związanych z klasowym ruchem komunistycznym we Lwowie w drugiej połowie lat trzydziestych. Dla autora najważniejszym wątkiem jest „proces dojrzewania klasowego" syna lwowskiej praczki, ucznia wyrzuconego z gimnazjum za lewicowe poglądy, a sam Lwów - to dla Golińskiego tylko jed- 274 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA no z miejsc, gdzie wielu młodych ludzi wiązało się silnie j i z pełnym oddaniem z ruchem komunistycznym. Warto przypomnieć, że mniej więcej w tym samym czasie w „Nowych Sygnałach" ukazała się korespondencja G-olińskiego z jego wizyty we Lwowie (w 1957 roku). Autor przekonywał czy telnika, że jakiekolwiek emocjonalne powroty do miasta ze strony Polaków i przypominanie o jego polskiej historii nic mają sensu, a nawet szkodzą polsko-ukraińskiemu porożu mieniu66. Okazuje się więc, że nie każdy lwowianin musi tęsknić z; i miastem swego dzieciństwa i młodości. Nie musi być tym ¦ miastem urzeczony i wspominać je jako raj utracony. Może je pamiętać jak chociażby jeden z bohaterów powieści Go- [ lińskiego: Na Słonecznej bawiły się dzieci w rynsztokach, turkotał) ciężkie wozy. Pijak, objąwszy latarnię, podśpiewywał o Marys ce, co nie chciała iść do łóżka. W oknach siedziały blade dziew czyny i patrzyły w gwiazdy.67 Inny bohater przekazał nam jeszcze dramatyczniejsz.\ obraz Lwowa lat trzydziestych: Pod Urzędem Pośrednictwa Pracy zastał już tysiące ludzi tak samo podnieconych jak i on. Biuro było jeszcze zamknir te, więc siadali rzędem pod murem, ćmiąc tanie papierosy. Stu 1 też bezrobotni grupkami, na chodnikach, na jezdni, w bramael i najgęściej pod samym urzędem, niektórzy przyszli tu nawn ze swoimi żonami i dziećmi. [...] Po ósmej wyszedł wysoki przygarbiony woźny i wołał ze dzisiaj przyjętych może być t n I ko pięćdziesięciu. Ludzie w pierwszej chwili oniemieli, potcin zaczęli się pchać zwykłą koleją, a potem, spostrzegłszy bezn.-i dziejność takiego postępowania, odpłynęli od muru gorącą fu I; i zaczęli naradzać się, z początku cicho, potem coraz bur/li wiej, głośniej, czupurniej. Wiedzieli już: pójdą stąd do „biin nędzy" na Wiśniowieckich, pod Fundusz Pracy albo pod woj' wództwo, albo pod magistrat. [...] Tatar poszedł z innym Literackie wyobrażenia 275 kwietniowy ranek zatarł się w jego pamięci. Dla kogóż słońce, kiedy w brzuchu głód? Obojętnie patrzył na zielone stoki cytadeli, stawiał nogi jak manekin, spokojny jeszcze, ale już nabrzmiały goryczą po krtań. Nawet wiosna była w tym mieście dla burżujów, obelgą dla takich jak on.68 Podobne obrazy z międzywojennego Lwowa zapamiętał Julian Stryjkowski. Do swojego lwowskiego okresu życia nawiązał po raz pierwszy w powieści Czarna róża, wydanej w 1962 roku. Pisarz, urodzony w 1905 roku (zm. w roku 1996 roku), studiował na Uniwersytecie Lwowskim w okresie międzywojennym i we Lwowie związał się ruchem komunistycznym. Nie było więc dla nikogo zaskoczeniem, że to właśnie środowisko robotników Lwowa lat trzydziestych spor-tretował w Czarnej róży. Natomiast większość lwowiaków, którym przyszło opuścić Lwów w 1945 roku, mogła poczuć się zawiedziona. Trudno doszukać się bowiem w powieści Stryjkowskiego nostalgii i zauroczenia Lwowem, które emanowały z całej twórczości MariarfJa Hemara. Lwów widziany oczami przybysza z prowincji, bohatera Czarnej róży, nie był miejscem przyjaznym. W tym „wielkim nie znanym" i „brzydkim" mieście denerwujące było ciągłe dzwonienie tramwajów, turkot i trzaskanie wozów ciężarowych o kamienny bruk, prychanie dymiących samochodów, szare brudne mury, kręte uliczki pełne śpieszących się ludzi, nie widzących nikogo.69 Bohater powieści Stryjkowskiego nie kryje wcale, że Lwów jawi mu się jako miasto pełne nieuprzejmych, złych ludzi, nieżyczliwych dla obcych. Oszołomiony jest ożywionym ruchem wieczornych ulic, witrynami sklepów przy ulicy Legionów jasnej jak w dzień od lamp rakowych wysoko zawieszonych. 276 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Odkrywa też ciemną przestrzeń pozbawioną latarni, zapełnioną parterowymi domkami o oknach tuż przy ziemi.70 I nawet jeśli odwiedzając Uniwersytet dostrzegał wokół niego piękne róże, strzyżony żywopłot z bukszpanu, kaskady bluszczu, w samym zaś gmachu wspaniałe marmurowe; schody i białe pilastry, to nie omieszkał odnotować, że w bocznym jego skrzydle tynk opada ze zwykłych ścian, gipsowe gzymsy popękały i os pują się na deski nasycone eterem. Tylne drewniane schody t brudne, a w ubikacji na końcu korytarza obok ordynarny wyrazów zieloną kredką wypisane jest hasło polityczne: „1 Żydów".71 V\Fe Lwowie Stryjkowskiego ogromnie dużo biedy i nędzy, i zapracowanych, choć nie zawsze milcząco przyjmujących swój los, mieszkańców. TYitaj można zdechnąć na ulicy, a nikt nawet nie spojrzy na ciebie72 — pisze Stryjkowski i czytelnik nie ma wątpliwości, że brzmi to jak wielkie oskarżenie tamtej rzeczywistości. Nie wydaje się, aby w czasie, gdy Czarna róża trafiała do czytelników, Stryjkowski wątpił, że przed trzydziestu laty dokonał niewłaściwego wyboru ideowego i politycznego. Akcja powieści rozgrywa się przecież na przełomie 1934/1935 roku, a w opisie pierwszomajowej demonstracji lwowskich robotników trudno nie dopatrzec się ówczesnych sympatii politycznych autora73, dla którego równe prawo do godnego życia w mieście; miał zarówno robotnik polski, jak i ukraiński, i żydowski. Tb dopiero po wielu latach w rozliczaniu się z historią i wła- iterackie wyobrażenia 277 snym życiem oznajmił, że - według niego - Lwów był miastem polskim74. Nie sposób nie napomknąć w tym miejscu, że Stryjkowski poddał się pewnego rodzaju fascynacji robotniczym Lwowem, lwowskimi robotnikami, którym z twarzy było widać, że czuli się szczęśliwi, gdy szli we wspólnym pochodzie: tak dobrze każdemu, gdy we stu kroczy jak jeden.75 Przypominało to w jakimś sensie twórczość Tadeusza Hol-lendra, lwowskiego poety o lewicowych przekonaniach, urodzonego w 1910 roku w rodzinie żydowskiej, a rozstrzelanego w Warszawie w 1943 roku76. I chociaż zarówno Stryjkowski, jak i Holłender piszą o lwowskich przedmieściach, to trudno by w twórczości ich doszukać się lwowskiego ba-tiara. Jest oczywiste, że obydwaj pisarze musieli przecież zetknąć się w młodości z tym określeniem, ale widać nie mogło pojawić się ono w ich książkach, bo skomplikowałoby obraz ówczesnego społeczeństwa, które przedstawiali podzielone w prosty sposób: na wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych. Siebie widzieli w roli obrońców tych słabszych. W osiemnaście lat po wydaniu Czarnej róży Stryjkowski /.decydował się wprowadzić czytelnika po raz kolejny do Lwowa czasów swej młodości. Bohater Wielkiego strachu przypomina sobie miasto jako miejsce antyżydowskich ekscesów młodych polskich narodowców, którzy uzbrojeni w laski wpadali do sal wykładowych, ażeby wyrzucie Żydów.77 Pisarz odnotował bierną postawę polskich kolegów, którzy patrzyli — co prawda — „z zażenowaniem", ale ograniczali się tylko do wyrażenia żalu i współczucia już po zajściach. Powrót do Lwowa lat II Rzeczypospolitej nie jest jednak 278 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA I iterackie wyobrażenia 279 I głównym celem Stryjkowskiego. Za znacznie ważniejszą uznał próbę rozliczenia się z własnej współpracy (w okresie 1939-1941) z władzami sowieckimi we Lwowie. Nic więc dziwnego, że nie ma czasu na przyglądanie się samemu miastu, jego mieszkańcom i ich problemom. Interesuje go jeden typ międzyludzkich relacji, a mianowicie -jak układają się stosunki między przedstawicielami nowej władzy sowieckiej a tymi, którzy uznali ją za swoją, wśród których znalazł się on sam. Do tego swoistego katharsis Stryjków-skiemu nie jest potrzebne wnikanie w specyfikę i opisywanie osobliwości Lwowa. Dlatego trudno tu doszukać się śladów emocjonalnych więzi autora z miastem, gdzie spędził dwa trudne lata, które dla wielu okazały się okresem „wielkiego strachu". Szukając śladów lwowskiego batiara w utworach literackich sięgnęłam do — dziś prawie zapomnianej — powieści Julii Prajs-Bristigerowej (zm. w 1972 roku)78. Akcja powieści Krzywe litery rozgrywa się we Lwowie i w Galicji wschodnie j w czasie I wojny światowej. Nie ma tu Hemarowskiej nostalgii i tęsknoty za Lwowem. Spędzony w mieście okres młodości autorka uważa za zamknięty. I choć wart przypomnie nia - to z zastosowaniem pewnych preferencji w kreśleniu literackiego obrazu przeszłości. Pisarka stara się ukazać różne opcje polityczne z tamtego czasu i czytelnik nie mii wątpliwości, że autorka sprzyja racjom jednego ze swoich bohaterów, Staszka Lubańskiego, młodego członka Polskiej Organizacji Wojskowej. Lubański potępiając wszechpolaków odmawiających ludowi ukraińskiemu prawa do własnego państwa tak przemawiał do majstra Lepiężnego, starego socjalisty: Tbwarzyszu, moim zdaniem, naszym zdaniem, młodzieży, Galicja Wschodnia wraz ze Lwowem winna zostać ukraińska." Mimo że autorka penetruje bardzo różne środowiska ga-licyjskiej i lwowskiej społeczności, to czytelnik w całej powieści nie natknie się na postać lwowskiego batiara. Może natomiast stwierdzić, że autorce i lwowskim robotnikom, których wprowadziła na karty książki, określenie „batiar" było znane. Warto przyjrzeć się kontekstowi, w jakim się ono pojawia. Oto w listopadzie 1918 roku lwowscy kolejarze, zgromadzeni na wiecu mają uchwalić rezolucję o bezwłocz-nym przerwaniu strajku i podporządkowaniu się polskiemu dowództwu wwałczącym Lwowie. Jeden z robotników jest l emu przeciwny. Tak opisała to autorka: Podniósł się ktoś drugi: - Na stacji grasuje jakiś oddział żandarmerii. Sami bandyci i złodzieje. Czego tu pilnują? Może nas kolejarzy? - huczał na cały glos. - Nie trzeba nam takiej ochrony! Bandytów, batiarów, szumowin!80 Jak widać, zamiarem Julii Prajs-Bristigerowej nie było mitologizowanie lwowskiego batiarą^ale pokazanie, jakie było nastawienie do niego przedstawicieli robotniczego Lwowa, oraz określenie miejsca batiara w lwowskiej społeczności. Mamy tu bowiem do czynienia z sytuacją, kiedy litera-tura pozwala nam odkrywać znaczenia pojęcia „batiar" w kontekstach, które chcemy poddać szerszej analizie. Trudno przypisywać autorce świadome i celowe deprecjonowanie postaci lwowskiego batiara w oczach czytelników. Umieszcza go wprawdzie w jednym szeregu z postaciami z marginesu społecznego, ale wynika to z własnych przeżyć, które zapadły jej w pamięć, utrwaliły się i zostały przywołane -być może - nie dla wyrażenia własnej opinii, lecz dla oddania sposobu myślenia i reagowania - pewnej grupy mie-I Kzkańców Lwowa - na ówczesną rzeczywistość, sposobu tak I jednoznacznego, że nie wymagał jakichś specjalnych wyja-1 śnień czy tłumaczeń. 280 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Znacznie więcej możemy dowiedzieć się o lwowskim ba-tiarze od Andrzeja Chciuka (ur. w 1920 roku w Drohoby-czu - zm. w 1978 w Melbourne)81, ale przyznać trzeba, że jego sięganie pamięcią do lat młodości przepełnione było wielką nostalgią. W styczniu 1940 roku Chciuk po agresji hitlerowskiej na Francję przedostał się tam i walczył w polskiej dywizji. Dostawszy się do niewoli niemieckiej, uciekł z niej w dramatycznych okolicznościach, przedostał się do nieokupowanej Erancji, gdzie przetrwał do końca wojny. Zdecydował się zamieszkać w Australii, tam powstała jego książka pt. Atlantyda. W 1971 roku wrócił na pewien czas do Europy82. Andrzej Chciuk wielokrotnie pytał sam siebie o przyczy nęurzeczeń „tamtym krajobrazem" z czasów młodości. Cały czas pamiętał o tym, że wyjechał z Drohobycza jako bardzo młody człowiek: ...więc kiedy to ja zdążyłem się tego wszystkiego napatrzeć' nałykać? narozumieć! Przecież to chyba nie żadna konwencja, żaden sztafaż, żaden odruch warunkowy, więc co mi kazali* zostać urzeczonym? Czym? No tymi obrazami, migawkami, obrazami i asocjacjami napierającymi na mnie po tylu latach, całym tamtym miąższem, arrasem.83 Na te pytania niejako odpowiadał mu Kazimierz Wie-rzyński: Bo z mgieł jesiennych przez ścierniska W badylach perzu kłębem pnączy Szept jakiś z trudem się przeciska I w samo serce, w krew się sączy Bo nie ma ziemi wybieranej Jest tylko ziemia przeznaczona Ze wszystkich bogactw — cztery ściany Z całego świata — tamta strona.84 Literackie wyobrażenia 281 Chciuk podkreślał, że jego pamięć o przeszłości ma szczególny charakter: Mojego Drohobycza już nie ma, on żyje wyłącznie we wspomnieniu i rozrzewnieniu serdecznym, w uwzniośleniu i w wyższość wstąpieniu wspomnień, [pamięta] nazwiska, symfonie nazwisk, twarzy, zdarzeń, ocean nazwisk i gestów, przypomnień nikomu nie potrzebnych, a przecież kiedyś dla kogoś ważnych i jedynych.85 Te przypomnienia pozwalają odtworzyć nastrój i atmosferę dawnego Lwowa, który dla Chciuka był — mimo bardzo silnych związków uczuciowych z Drohobyczem-najpiękniejszym miastem na świecie, sercem tamtej ziemi, a knajpa literacko-artystyczna, „lwowski Atlas" w Rynku pod numerem 45 nie miał sobie równych ani w Polsce, ani na świecie86. Autor wyjaśniał czytelnikowi, że knajpa „Atlas" istniała we Lwowie od lat osiemdziesiątych XIX wieku, że założył ją niejaki Atlas, a później prowa&ałjego zięć, Edward Tkrlerski. Nad wejściem do knajpy wypisany był wiersz Henryka Zbierzchowskiego: Rzućcie nadzieję, Wy co *u wchodzicie że obła trzeźwość będzie Wam udziałem wżdy nawet troska, smęt i szare życie w owej piwnicy piją gardłem całem Pijmy ochoczo, miło, bez nakazu jak pradziadowie pijali przed wiekiem bo kto nie zaznał pijaństwa ni razu ten nie jest godny, by się zwał człowiekiem.87 Wspomniany przez Chciuka Zbierzchowski (1881-1942), który w 1935 roku otrzymał nagrodę literacką Lwowa, także bywał u Tkrlerskiego, ale w swoich wierszach (nawet tych codziennych w „Gazecie Porannej") nie wspominał o lwów- 282 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA skich batiarach, co może zaskoczyć miłośników historii Lwowa. Zwłaszcza tych, którzy zarówno Zbierzchowskiego, jak i postać batiara uważali za symbol lwowskości. Przyznać trzeba zresztą, że nadanie Zbierzchowskiemu miana lwowskiego „barda" miało swe uzasadnienie. Cała jego twórczość przeniknięta jest miłością do Lwowa, której nie krył i wielokrotnie o niej mówił. O swoich związkach z miastem tak pisał: Kocham cię Lwowie, miasto mej młodości, Która się dotąd w moich żyłach pieni, Bom krew z krwi twojej i kość z twojej kości, Bośmy na wieki z sobą połączeni.88 Lwowską „Gazetę Poranną" wielu lwowian - zakochanych w swym mieście - kupowało przecież tylko po to, by przeczytać najnowszy wiersz Zbierzchowskiego. Thk przynajmniej twierdzi Andrzej Chciuk89. Henryk Zbierzchowski stałą współpracę z „Gazetą Poranną" utrzymywał od 1915 roku, a wcześniej (w latach 1906-1910) był członkiem redakcji pisma „Nasz Kraj". W „Gazecie" wierszyki swoje podpisywał pseudonimem „Nemo". W latach 1920-1926 redagował „Szezutka" — tygodnik satyryczny. Jednocześnie pracował jako urzędnik w lwowskiej Izbie Skarbowej (do 1930 roku). Przez wiele lat pozostawał stałym bywalcem lokalu lwowskiej bohemy, prowadzonego przez wspomnianego już larlerskiego na rogu ulicy Grodzkiej przy Rynku90. U „Bdzia Tarlerskiego" bywali literaci, artyści, bywali Szczepko i Tbńko i cała słynna ,JWesoła Lwowska EWa". Chciuk przypomina atmosferę, w jakiej rodziły się niektóre dialogi Szczepka i Ibńka: Bo choć rachunki tu szły w setki złotych, to byli tu tacy jak ja, co przychodzili ze złotóweczką w kieszeni na tak zwane potrawy artystyczne za sześćdziesiąt groszy, zamawiali bigos Literd'«kie wyobrażenia 283 y i małe piwko BB i patrzyli i patrzyli. Bo oprócz tego, że „Atlas" był knajpą i miał fantastyczną kuchnię [... ] był ów lokal i szkołą życia, akademią literatury, dobrego tonu, dowcipu, miejscem konkursów krasomówczych, spotkań codziennych i nadzwyczaj- ^ nych, szpitalem położniczym kawałów i powiedzonek. Stano- " wił świat dla siebie.91 Tb tej knajpie poświęcił też Chciuk jeden ze swych wierszy92. Gdy Chciuk wspomina bywalców lwowskiego „Atlasa" nadmienia także o lwowskich batiarach, ale nie odnosi tego pojęcia do gości Ernesta Tkrlerskiego. Batiarzy pojawiają się opowieści o Romku Kopcu, piłkarzu słynnej drużyny „Czarnych", którego ojciec miał we Lwowie wytwórnię trumien: Gdy Kopiec grał w Czarnych, batiary, obserwujące mecz z drzew stojących poza boiskiem śpiewali: stary Kopiec robi trumny, a j a j emu gówno umrę...93 Tb charakteryzuje batiarów, zawwno jeśli chodzi o sposób bycia jak i język, którym się posługiwali. Okazuje się, że Lwów batiarów to dla Chciuka zupełnie inny Lwów niż ten, który zapamiętał przesiadując u Tkrlerskiego. Tak zachęcał czytelnika do zapoznania się z inną częścią miasta: Ktoś, kto batiarskie typy kocha ich rdzennej gwaiy chce posłuchać, naj idzi sobi do Knoblocha, albu do knajpy Icka Spucha: tam si nasłucha i napatrzy, ży, braci, więcej nie zobaczysz, choćbyś przemierzył świat wzdłuż i wszerz. Tu są batiaiy najprawdziwsze, ' Tu są biatiary, że tak powiem, » Najbardziej lwowskie w całym Lwowie , kwiat, kwintesencja wszelkich mętów w bałaku, w stylu, w geście, w minach.94 284 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA A oto, jak Chciuk postrzegał batiarski styl, gest i minę oraz kogo określał mianem „batiarów najprawdziwszych". Do Icka Spucha schodzili się: alfonsy, każdy z swoją zdzirą, dziunią, lub cizią; i bandziory różnych pokrojów i odcieni (a każdy gnypa ma w kieszeni każdy do gudza zaraz skory, że lepiej nie zaczynaj z takim); złodzieje, kleszcze i kozaki, wyrzutki z wyższych klas, maniacy, łowcy lwowskiego kolorytu, somnabulicy, oraz tacy, których najbardziej w porze świtu pragnienie męczy.95 Towarzystwo to nie bez przyczyny określił Chciuk „unikatowym" i dodawał: Za sam kłapacz na Brygidki się giberuje bractwo posiać. Światła w obu knajpach było niewiele, to dlatego, by stali bywalcy nie czuli się skrępowani: że pod ancugiem brak koszuli, że chtoś za mocnu si przytuli! do cudzej ziuni, że ktoś wlazł tu nieobgolony, w starych mesztach, że ktoś tam kogoś za coś zbeszta!.96 U Icka Spucha na lwowskich batiarów czekały flaki, kwar-gle i ryba po żydowsku (z niewielką ilością cukru, dużą ilością czosnku i kaiserwaldzkim majerankiem). Lokal słynął również z kaszanek i gęsiej wątróbki, a także z tego, że -kiedy robił się w niej tłok - właściciel „lepszych" gości za- Literackie wyobrażenia 285 praszał do swego mieszkania, brudną pościel na łóżkach nakrywał kapami i wtedy dopiero zaczynała się prawdziwa zabawa. U Knoblocha z jedzeniem już było gorzej. Podawano tu jedynie cebulę, rzodkiew, sól i sumer (po zamarstynowsku -chleb). W szynkwasie nie było ani szyb, ani półek, ani półmisków, bo: Gdy bractwu sy podpiji troszku, w bójkach i szpargach, : w wielkich bitwach wszystko by przecież było w proszku. Nic więc dziwnego, że właściciel używał więc tylko blaszanych rynien i mis, na nie wykładał swe zakąski, aby każdy mógł brać do woli rzodkiew, cebulę, „maczać" w soli i na stojąco ją zagryzać. Dla zbyt szumnych gości dostosejyane były również sprzę- ty: ciężkie, masywne i drewniane, pocięte i porysowane, w podłogę na fest wmurowane. Knobloch zrezygnował też ze szklanek i wprowadził oryginalny sposób picia wódki z blaszanych kubków i to przymocowanych łańcuszkami do stołów, „aby bractwo ich nie podiwaniło"97. Właściciel stosował też żelazną zasadę wobec swych gości: za konsumpcję płaciło się z góry. Chciuk lubił bywać i u Spucha, i u Knoblocha. Nie obawiał się lwowskich batiarów. Nie takie oni straszne z bliska: to także lwowskie są ludziska.98 286 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA ¦ Podziwiał ich zadziorność i swoisty wdzięk, a przede wszystkim humor. Znał też dobrze ich zwyczaje oraz język - ba-łak. Wiedział, że w tym towarzystwie ogórki jadało się lewą ręką na zagrychę, nigdy prawą." Mimo nie ukrywanej sympatii Andrzej Chciuk przypisy wał całej społeczności lwowskich batiarów oraz poszczegól nym jej przedstawicielom cechy nie zawsze pozytywne i nic zbyt dobrze widziane wśród ludzi z tak zwanego dobrego towarzystwa. Kiedy na początku 1940 roku zdecydował sie. wraz z bratem Tadeuszem na ucieczkę ze Lwowa na Węgry, towarzyszył im w wyprawie niejaki Tbniek Krasulski, którego przedstawił jako „batiara, przemytnika i dziwkarza lwowskiego"100. Zestawienie tych określeń wydaje się tylko potwierdzać wcześniejszą jego opinię o batiarach i nieco negatywny wydźwięk określenia. Okazuje się, że nawet ogromna popularność dwu pozytywnych batiarów, Szczepka i Tbńka z ,Wesołej Lwowskiej Fali" nie zmieniła faktu, że w końcu lat trzydziestych i w czasie II wojny światowej o postaciach z marginesu społecznego mówiono - batiarzy. Potwierdzają to teksty Chciuka, który określenia „batiar" używa nie tylko w odniesieniu do mieszkańców Lwowa. Dla Chciuka batiarem można było być także w jego rodzinnym Drohobyczu i okolicy. ^[Atlantydzie opisał bardzo interesujący dla naszych rozważań incydent. Jeszcze przed wybuchem wojny pewnego razu poproszono go, by przyjął rolę wodzireja i konferansjera na jednej z zabaw zorganizowanych przez drohobyckie Towarzystwo Drużyn Bartoszowych. Do tego Towarzystwa w latach świetności należeli stateczni rzemieślnicy i ich starsi czeladnicy, najdrobniejsze mieszczuchy i właściciele sąsiednich Literackie wyobrażenia 287 posesji. Teraz należała już różna zbieranina, cegielniki, pa-szaki, batiaiy, oczywiście ze swymi dziuniami i ciziami, bo żonaci jakoś unikali tego lokalu, gdzie zabawy kończyły się przeważnie bójkami, szuchrem i rachowaniem kości. Chciuk naturalnie opisał, jak to „rachowanie kości" wyglądało w praktyce, sam był bowiem nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem wspomnianego wyżej wydarzenia. Prowadząc na zabawie konkurs, zakomunikował kolejnemu uczestnikowi, iż ten odpadł z dalszych rozgrywek. Wówczas to Gałuszka popatrzył na mnie [... ] i powiedział głośno: A jak ja nie odpadł, to co? I wyjął spluwę. - No, na ogół są przepisy konkursowe - zacząłem - niepewnie, ale dalsza mowa była zbyteczna. Od razu w Drużynie Bartoszowej zrobiły się Racławice, światło zgasło, bo w lampy wycelowali dwaj koledzy Gałuszki, panie piszczały [...] i skupione przy bufecie, gdzie było trochę światła z drugiej salki, dogadywały fachowo: Juluś, uważaj z tyłu, bo ten oprych ma klucz francuski - w migdał go Edziu i w masłosojuz [„Masłosojuz" to była ukraińska spół-i dzielnia mleczarsko-nabiałowa, aiśprzedawała głównie jajka] - zaczaj go w jadaczkę, tego świńskiego blondyna - kosę mu w fotel - w oko sirotę, żeby widział wysoko - zrób z miglanca makagigi - no i tym podobne okrzyki dla zdopingowania mężczyzn, bowiem panie udziału w bójce nie brały, jedynie jej kibicowały w bardzo żywy zresztą sposób.101 Nie budziło wątpliwości, że kompania Gałuszki nie liczyła się z nikim i z niczym, jeśli tylko coś jej się nie spodobało, a swoje „niezadowolenie" demonstrowała w sposób charakterystyczny dla lwowskich przedmieść. O drohobyckich batiarach wspomina też Chciuk opisując sposób magazynowania ropy wydobytej pod Drohoby-czem na początku XX wieku. Kopano w tym celu doły - rodzaj basenów ziemnych. Po wykorzystaniu zbiorniki te zamieniały się najczęściej w stawy. 288 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Literackie wyobrażenia 289 Później kilkanaście takich stawów w gęstym lesie za Koro-stem stało się dla batiarni drohobyckiej niemal basenami i eo roku ktoś się tam topił.102 I na zakończenie jeszcze jedna uwaga. Według Chciuka, batiarami byli także boryslawskie „łebaki". Tkk nazywano tych, którzy z szybów naftowych, wykonanych metodą chałupniczą wiadrami wydobywali ropę. W jednym z wierszy Chciuka jest fragment potwierdzający, że autor dość szeroko stosował określenie „batiar": Ach te łebaki nie frajerzy Największe w mieście cegielniki batiary,kundy, nożowniki same kozaki i hojraki — to honor przecież być łebakiem.103 Poza tym dla Chciuka „królestwo bałaku" to nie tylko Lwów ale - kto wie, czy nie przede wszystkim - rodzinny Drohobycz. Kiedy jako szesnastolatek rozważał napisanie powieści historycznej z XVT wieku pod tytułem Nagrobek mieszczki (myślał o nagrobku bogatej mieszczki, Ramułto-wej, znajdującym się w drohobyckiej farze), zastanawiał, w jakim języku będą mówili bohaterowie książki. Jeden z kolegów kategorycznie stwierdził: Taż oni mówili w bałaku - bo wtedy mogło nie być wódki, koleji, bulby czyli po polsku kartofli, ali bałak był, bo bałak jest nieśmiertelny i odwieczny, i wszyscy u nas na wschód z i r zaciągali i szlus. Ramułt gadał w bałaku.104 Dla Chciuka to odkrycie kolegi było niezwykłe: Istotnie nie można sobie wyobrazić, aby na tych ziemiach ktokolwiek i kiedykolwiek mógł inaczej mówić niż w bałaku, musieli zmiękczać „1" i mówić „si" zamiast „się", a także uży- wać „ta" lub „wewogóli". Ten pomysł i chwyt artystyczny był genialny. Kiedy pod koniec sierpnia 1939 roku żołnierze batalionu podhalańskiego wychodzili z koszar przy ulicy Truskawiec-kiej wDrohobyezu i śpiewali W dzień deszczowy i ponury, Chciuk napisał: ' myślą to samo, może nda się, że powróci zdrów i zobaczy miasto Drohobycz.105 Andrzej Chciuk do naszych rozważań dostarczył materiału niezwykle bogatego i różnorodnego. Nie można tego powiedzieć o Andrzeju Kuśniewiczu (ur. w 1904 roku w Ko-wenicach koło Sambora). Kuśniewicz studiował w Krakowie i Lwów nie odegrał większej roli w jego życiu, a w jego twórczości trudno doszukać się śladów lwowskiego batiara. Lwów w utworach pisarza nie pojawia się zbyt często, a jeśli już, to gdzieś, na drugim planie jako rjflnkt orientacyjny na mapie luźno snutych wspomnień o Galicji z czasów franciszka Józefa, I wojny światowej i tej po 1918 roku106. Innym razem -jak w Strefach - opis miasta nad Pełtwią zapełnia się przedwojennymi detalami i szczegółami, które powracają w nostalgicznych wspomnieniach bohaterów książki. Każdy z nich wyniósł z miasta to, co uważał za ważne dla siebie i nagle okazuje się, że te odłamki wspomnień nie przystają do siebie107. I nie ma w tych wspomnieniach również lwowskiego batiara. Batiar jest natomiast obecny w twórczości Witolda Szol-gini (1923-1996). Pojawia się zarówno we wspomnieniach108, jak i w dwóch tomikach wierszy109. W Tamtym Lwowie jest obszerny fragment także o lwowskim batiarze110. Nas interesować będą poetyckie próby „spłacania długu" przez pisa- 290 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIAR Literackie wyobrażenia 291 rza wobec Lwowa. Trzeba przyznać, że dla Szolgini nie było to przedsięwzięcie łatwe i aby dotrzeć do czytelników tomik zatytułowany Krajubrazy syrdeczny autor wydał własnym sumptem, gdyż niewielkie miał szansę na znalezienie w latach osiemdziesiątych wydawcy ze względu na ingerencje cenzury. Tym bardziej, że autor nie ukrywał, iż on „właśni ukropni churuje" na Lwów, a widok miasta zachowany w pamięci pozostaje wciąż dla niego „niezrównanym, jidy-nym na świecie"111. Jak widać, Szolginia pokusił się o coś, czego nikt przed nim nie zrobił, a mianowicie dokonał zapisu krajobrazów dzieciństwa bałakiem - gwarą lwowską. Adresatem wierszy uczynił więc wąskie grono dawnych lwo-wian, wśród nich - nie u wszystkich - przetrwała bowiem znajomość bałaku. Trudno sobie wyobrazić, by w wierszach tych nie pojawił się batiar, który dla Szolgini to typowy eksponent istoty najpowszechniąj pojmowanej lwow-skośei.112 Nie mogło więc dziwić, iż zdefiniował on postać batiara w taki oto sposób: Batiaiy - to dzieci so lwoskij ulicy, Wesoły, z fasonem, skory du kantania Na takich gdzi indzi mówiu „ulicznicy", co ni wytrzymuji jednak porównania. Szolginia jednak na tym nie poprzestaje i wprowadza dodatkowe jeszcze rozróżnienia: „Makabunda" — batiar, co włóczyć si lubi I co lubi tagży pchać si w awantury: Kindyr — łachmaniarz, czenstu portki gubi W których samy łaty, albu samy dziury. Szolginia zapamiętał lwowskich batiarów w innej jeszcze roli. W jednym z jego wierszy pojawia się taka scenka: Grzeczne, odświętnie ubrane dzieci idą na mszę wielkanocną do kościoła i z zazdrością spoglądają na batiarów strzelających z „klucza kalichlorkiem"113. Choć Szolginia przeciwstawia batiarów „grzecznym" dzieciom, to nie kryje dla nich swojej sympatii. Ale czyż może inaczej traktować batiarów, kiedy w Łyczakowskiej kulendzie napisze: Ali Panna Śliczna z uśmiechem bałaka: „Thż chodźcie batiary, wliźć si ni kucajci! Śpiwajci Dziciontku, bu zaczni płakać".114 Nie zabrakło także opisu batiarskiego stylu i sposobu bycia (co już wcześniej opisywał Andrzej Chciuk): Batiaiy trzymaju swój fasun chojracki Kto im wlizi w drogi, tego fest „kantuju" (Czyli mocno biju) jifc>u „daju facki" A jeszcze inaczyj - „pu Krzyżbantach daju" Tb jeszcze ni wszystku z tym pu lwowsku biciu: Można „dawać kampy" lub „świecić pu ryłach"; A jak si batiamm bardzu narazici Gdy was „zmagulaju" - „zakwitni mogiła".115 Szolginia twierdził, iż batiarowi lwowskiemu obce było chamstwo i prostactwo. Batiarski styl bycia wykluczał takie zachowanie, potwierdza to fragment z drugiego zbioru jego wierszy: Bo jak po pysku ci nałożę!" Lub: „jak zasunę w mordę hakiem" Cóż za prostactwo, żal się, Boże, Odrzucam chamstwo to z niesmakiem 292 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATI/ „Dam pu krzyżbantaeh!" lub „Dam faeki!" Stokroć to wolę od - tfu - „manta", Bo to nasz lwowski styl chojracki, Czyli batiarski, bo we Lwowie Tak właśnie o tym też się powie. „Chojrak"? A co to? Zaraz powiem: „Chojrak" — to junak, „fest chlupaka" Jak go się również zwie we Lwowie, 0 wiele trafniej od „kozaka", Któiy w Warszawie ulubiony (Przez Rusków w spadku zostawiony).116 Nie krył, że Kwiaty lwowskie nawiązują do Kwiatów \ skich Juliana Tuwima. Układał ten bukiet lwowskich '. tów dla lwowiaków, dla przypomnienia swych „szczęsny lat". Pisał też dla zamanifestowania swojego niepogodzer się z faktem, że Lwów nie należy do Polski. I w tym tomi pojawiło się określenie „batiar", ale w zupełnie nowym: czeniu. Okazuje się, że tak je Szolginia pojmował w 1981 roku: Zaś „batiar" także dla Iwowiaka Dziś jest tytułem honorowym, Dopóki z niego też „chłupaka" Co za cześć Miasta odda głowę Jego pamięci wiernie strzeże 1 że doń wróci — zawsze wierzy.117 Nie ulega wątpliwości, że dla Szolgini bycie współczesnym batiarem to powód do dumy. W jego wizji tej postaci określenie „batiar" bardzo zobowiązuje - przede wszystkim do bycia swemu miastu semper fidelis. Autor uważa przy tym, że tę wizję niekoniecznie należy traktować jako nierealną. iterackte wyobrażenia 293 Spraw więc, błagamy, dobry Panie (Ty, Janie z Dukli, taż dopomóż...) By się skończyło to wygnanie, Byśmy wrócili jnż do domu 1 I Cię chwalili, tak jak trzeba, Stąd z tego Kopea - blisko nieba...118 Podobnie jak "Witold Szolginia, swe serce we Lwowie po-ostawił też Jerzy Masior, lekarz i poeta, który zdążył w tamtym" mieście ukończyć jeszcze gimnazjum. "Wraca tam sunięcia „przedojrzałą": Boże, to już Łyczaków, nic więcej, nic więcej! ; Ludzie! tają nim kirny, tają obłąkany, bo muszę cieniom — wierność psa co wyje, tę wierność, która łaską i kresem cierpienia."9 Dla Masiora batiarem jest każdy lwowanin, a znajomość bałaku wymaganym znakiem rozpoznawczym wśród „rozgonionych po świecie" dawnych mieszkańców Lwowa. Autor określenie „batiar" kojarzy jednak szczególnie z Łycza-kowem, „najpierwszej z tych serdecznych okolic"120. W tym Masior najbliższy jest Szolgini, który batiara również przypisuje głównie do Łyczakowa. "Witold Szolginia zmarł latem 1996 roku. "W tym samym czasie pożegnaliśmy na zawsze Juliana Stryjkowskiego. Wcześniej odeszło wielu innych przywołanych tu pisarzy i poetów. I tym samym próby mitologizacji lwowskiego batiara przez nich podejmowane mniej lub bardziej świadomie - stały się już historią. Okazało się, że nie wszyscy lwowscy pisarze i poeci widzieli w batiarze pozytywnego bohatera lwowskiej ulicy, godnego gloryfikowania czy podziwiania. Nie wszyscy też wspominali tę postać z sympatią i nostalgią. Ale też wielu było wśród nich zauroczonych lwowskim folklorem i bohaterem 294 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA dawnego lwowskiego przedmieścia. Oni też przyłączyli się do grona współtwórców mitu lwowskiego batiara. Nie można tych rozważań zamknąć bez odniesienia się do autora, którego związek ze Lwowem można by nazwać najprościej — szczególnym. Mowa o Adamie Zagajewskim, poecie urodzonym we Lwowie w 1945 roku. Opuścił miasto mając 4 miesiące! Zagajewski pisze: Życie moich rodziców przecięte zostało na dwie części, przed wyjazdem i po wyjeździe.121 Przyznawał, że jego także. W Gliwicach, gdzie rodzina zamieszkała, wyrastał w atmosferze nostalgii za miastem uważanym za najpiękniejsze na świecie. Nie wypadało bowiem zachwycać się światem tutaj, w tym przypadkowym mieście [...]. Liście drzew rozwijały się na wiosnę, w lecie pyszniły się swoją szmaragdową zielenią, doskonałością tkaniny i kroju, ale właśnie wtedy, w momencie największego rozkwitu, nie rosły już bardziej, zatrzymywały się i czekał je już tylko upadek, mrok chłodnej jesieni, szamotanina z porywami zachodniego wiatru, i wreszcie, na końcu, upokarzające lądowanie na skraju kałuży, pod obcasem czyjegoś buta, w koszu na śmieci, w śmierci. Co innego liście lwowskie. Te były wieczne, wiecznie zielone i wiecznie żywe, niezniszczalne i doskonałe; poruszały się lekko i dystyngowanie jak płetwy delfinów. Jedyną ich wadą była nieobecność, a nawet nieistnienie.122 Tfe słowa najlepiej wyrażają ów szczególny stosunek Za-gajewskiego do miasta swego urodzenia. Miasta, którego nie znał i którego nie pamiętał, ale które zaciążyło na całym jego życiu123. U Zagajewskiego nie ma batiara, ale nawet gdyby się pojawił, to nie przybrałby postaci znanej np. z opowieści Chciuka. Pozostałby czymś nieuchwytnym jak całe życie i wiersze pisarza124. Literackie wyobrażenia 295 Przykład Zagajewskiego może wskazywać na to, że w pewnym momencie przyjdzie kres tworzenia mitu lwowskiego batiara, gdy odejdą ci, którzy sami pamiętają batia-rów z przedwojennej lwowskiej ulicy, z lwowskiej piosenki, radia czy filmu. Tym bardziej, że - według lwowian - postać batiara zniknęła z lwowskiej ulicy po II wojnie światowej. Pozostała w zakamarkach ludzkiej pamięci, a jeśli już nazywano kogoś batiarem, to tych, co miasto opuścili w latach 1939-1946 roku. Ci, co zostali w już nie-polskim Lwowie -Polacy zakochani w rodzinnym mieście — myśleli tak, jak Piotr Hausvater125. W latach sześćdziesiątych spod jego pióra wyszły takie oto słowa: . Są tych miast tysiące, jest ich całe mrowie Ale Lwów jest jeden i tylko... we Lwowie!!! Czy go widzisz w zimie, na wiosnę, czy w lecie, Pamiętaj, że jeden tylko Lwów na świecie!!! Piękny jest Lwów nowy i kultura stara, Brak mi tylko czasai«»lwowskiego „batiara".126 Mój ostatni pobyt we Lwowie (w czerwcu 1996 roku) potwierdził jednak możliwość dalszego tworzenia mitu batiara. Na jednej z głównych ulic Lwowa natknęłam się na plakat z niedawnego koncertu. Napis na plakacie brzmiał: „Batiar-skomu rodu nie ma pjerjewodu", co znaczy: „Batiarski ród nigdy się nie kończy". Okazuje się, że do grona twórców mitu lwowskiego batiara przyłączyli się Ukraińcy. Tb oni śpiewają dziś tłumaczone na ukraiński „batiarsMe" piosenki, do niedawna śpiewane tylko po polsku. Trudno odnaleźć słowo batiar w ukraińskich słownikach, funkcjonuje ono natomiast w mowie potocznej dzisiejszych mieszkańców Lwowa. Szansę rozwoju mitu lwowskiego batiara wydają się stosunkowo duże wśród lwowian-Ukraińców. Artykuł J. Zahaczewśkoho takie tendencje i zabiegi odnotowuje127. 296 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA 1 H. Zakrzewska, Dzieci Lwowa, Kraków 1919, s. 128. 2 Ibidem, s. 131. 3 Ibidem, s. 113. 4 Ibidem, s. 129. 5 Cyt. za D. Dusza, J. Ustrzycki, Pamięci Orląt lwowskich, Rzeszów 1990, s. 11. 6 Ibidem, s. 10. 7 Por. H. Zbierzchowski, Orlęta, w: Zawsze wierny, Lwów 1939. 8 A. Zagórska, Walka i śmierć orlęcia, „Biuletyn Koła Lwowian" nr 27 z 1974. 9 J. Akacja, General broni Michał Tadeusz Tbkarzewski-Karaszewicz, w: Leopolis, Dzieje i kultura Lwowa, Warszawa 1988. 10 D. Dusza, J. Ustrzycki, op. cit. , s. 13. 11 Wiersze kilkudziesięciu autorów poświęcone obrońcom Lwowa pieczołowicie zebrała i opublikowała Danuta Łomaczewska (Serce wydarte. z polskiej piersi, Warszawa 1993). Ich autorzy ukazują batiara jako cząstkę solidarnej, zdeterminowanej społeczności polskiej, gotowej walczyć o prawa do miasta bez względu na ofiary. Niewielu autorom udało się zachować krytyczne spojrzenie przy opisie listopadowych walk i nie poddać się temu wielkiemu narodowemu zauroczeniu bohaterstwem rzekomo wszystkich mieszkańców Lwowa. 12 M. Bezluda, Józko żołnierzem polskim, Grudziądz 1934. 13 S. Poręba, Ferdynand Neumauer, w. Polski Słownik Biograficzny, t. XXII, s. 695. 14 M. Bezłuda, Akademia Józka, Grudziądz 1932. lD M. Bezłuda, Józko żołnierzem polskim, op. cit. , s. 8-10. 16 M. Bezłuda, Akademia Józka, s. 20-21. 17 Ibidem, s. 13. 18 Ibidem, s. 13. 19 Ibidem, s. 14. 20 Ibidem, s. 16. 21 Ibidem, s. 42. 22 Ibidem, s. 45. 23 Ibidem, s. 40. 24 Ibidem, s. 67-70. 25 Ibidem, s. 122. 26 Ibidem, s. 58. 27 Ibidem, s. 122. 28 Ibidem, s. 20. 29 Ibidem, s. 168. Literackie wyobrażenia 297 30 J. Habela, Z. Kurzowa, Lwowskie piosenki uliczne, kabaretowe i okolicznościowe do 1939 r. , Kraków 1989, s. 310. 31 32 M. Bezłuda, op. cit. , s. 168. Ibidem, s. 171. 33 Ibidem, s. 210. 34 Ibidem, s. 214-215. 35 Ibidem, s. 215. 36 Ibidem, s. 227. 37 Ibidem, s. 217-218. 38 M. Bezłuda, Józko żołnierzem polskim, s. 78. 39 Ibidem, s. 29-30. 40 Ibidem, s. 154. 41 Ibidem, s. 22. 42 Ibidem, s. 76. 43 Ibidem, s. 168. 44 Ibidem, s. 154. 45 Ibidem, s. 150. 46 Ibidem, s. 18. 47 Ibidem, s. 132. 48 Ibidem, s. 200. Czytelnikowi należy się tu wyjaśnienie: obu książkom poświęcono więcej miejsca w tekście nie tylko dlatego, że dziś trudno dotrzeć do nich, ale też dlatego, że nie mamy*oprócz tych dwu powieści żadnej innej, w której głównym bohaterem byłby lwowski batiar. 49 M. Hemar, Piosenka o cmentarzu na Łyczakowie, w: Chlib kuli-kowski, Warszawa 1990, s. 180-181. 30 M. Hemar, Strofy lwowskie, ibidem, s. 85. 51 M. Hemar, Kolęda lwowska, ibidem, s. 44; oraz tegoż, List do pana prokuratora w Szczecinie, ibidem, s. 80. W wydawanych po wojnie w Londynie kolejnych tomikach próżno szukać śladu lwowskiego batiara; por. M. Hemar, Lata londyńskie, Londyn 1946; tegoż, Satyry patetyczne, Londyn 1947; tegoż, Siedem lat chudych, Londyn 1955; tegoż, Ściana uśmiechu, Londyn 1968; tegoż, Wiosna i zima. Wiersze lwowskie, Londyn 1972. 52 M. Hemar, Uwagi na końcu, w: Chlib kulikowski, s. 189. 53 „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza" nr 8 z 19 lutego 1972. 54 M. Hemar, [bez tytułu], „Lwów i Wilno" nr 1 z 10 listopada 1946. 55 „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza. Tydzień" nr 8 z 19 lutego 1972. 56 M. Hemar, Siedem lat chudych, Londyn 1955, s. 119. J. Kościałkowska, Łódźbukowa, Londyn 1988, s. 146. J. Kościałkowska, Sprawa numer jeden, Londyn 1967, s. 33. 298 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Literackie wyobrażenia 299 59 Ibidem, s. 161. 60 Ibidem, s. 97. 61 Ibidem, s. 98. 62 J. Kościałkowska, Kapliczka przydrożna, s. 17. 63 L. Kielanowski, Wodewil Wiktora Budzyńskiego „Predarka z Po-hulanki", cyt. za programem przedstawienia: Wiktor Budzyński, Janusz Budzyński, Romans batiara, czyli „Predarka zPohulanki", Premiera, Wrocław 1989. 64 J. Goliński, Rocznik szesnasty, Wrocław 1957. 65 Autor nigdzie, eo prawda, nie używa określenia „batiar", ale w swej książce pisze o „chłopcach ulicznych", którzy biegną na spotkanie robotniczej manifestacji, ibidem, s. 174. 66 J. Goliński, Lwów Anno 1957, „Nowe Sygnały" nr 43 z 27 października 1957. 67 J. Goliński, Rocznik szesnasty, op. cit. , s. 74. 68 Ibidem, s. 169. 69 J. Stryjkowski, Czarna róża, Warszawa 1962, s. 15. 70 Ibidem, s. 22. 71 Ibidem, s. 40-41. 72 Ibidem, s. 57. 73 Ibidem, s. 201-207. 74 Ocalony na Wschodzie. Z Julianem Stryjkowskim rozmawia Piotr Szewc, Montricher 1991, s. 94. 75 J. Stryjkowski, Czarna róża, op. cit. , s. 201. 76 Por. T. Hollender, Czas, który minął, Lwów 1936. W poezji Hol-lendra dominował-jak pisze Jan Wojnowski- „buntowniczy protest przeciw krzywdzie i nędzy proletariatu" (J. Wojnowski, Tadeusz Hollender, w: Literatura polska, Warszawa 1984, s. 361). 77 J. Stryjkowski, Wielki strach, Warszawa 1980, s. 17. 78 J. Prąjs, Krzywe litery, Warszawa 1960. 79 Ibidem, s. 289. 80 Ibidem, s. 282. 81 Por. A. Tbmaszewski, Andrzej Chciuk, „Biuletyn Koła Lwowian" nr 46 z 1983. 82 „BKL" nr 24 z 1973. 83 A. Chciuk, Ziemia księżycowa, Londyn 1972, s. 6-7. 84 K. Wierzyński, Ktokolwiek jesteś bez ojczyzny, w: Poezje, Lublin 1990, s. 240. 85 A. Chciuk, op. cit., s. 33 86 Ibidem, s. 94. 87 Ibidem, s. 103. 88 H. Zbierzchowski, Inwokacja, w: Ogród życia, Lwów 1935, s. 7. 89 Ibidem, s. 39. 90 B. Opałek, Henryk Orzymala Zbierzchowski. Poeta-literat miasta Lwowa, „Semper Fidelis", nr 2 z 1990. Autor artykułu podaje mylnie nazwisko właściciela: Ernest Tbrlerski. 91 Ibidem, s. 95. 92 A. Chciuk, Pieśń o jednej knajpie, w: Poemat poetycki, Melbourne 1962, s. 31-33. 93 Ibidem, s. 107. 94 A. Chciuk, O leku Spuchu i o Knoblochu, ibidem, s. 61; lokal Icka Spucha znajdował się - według Chciuka - na Słonecznej. 95 Ibidem. 96 Ibidem, s. 64. 97 A. Chciuk, Ziemia księżycowa, s. 38. 98 A. Chciuk, O leku Spuchu i o Knoblochu, s. 65. 99 A. Chciuk, Ziemia księżycowa, s. 38. 100 A. Chciuk, Atlantyda, Londyn 1969, s. 18. 101 Ibidem, s. 35. 102 Ibidem, s. 176-177. 103 A. Chciuk, Pieśń o Boryslawiu i o boryslawskich łebakach, w: Pamiętnik poetycki, s. 22. 104 A. Chciuk, Ziemia księżycowa, s. 28-29. 105 Ibidem, s. 118-119. 106 Por. A. Kuśniewicz, Lekcja martwego języka, Kraków 1977. 107 A. Kuśniewicz, Strefy, Warszawa 1976. 108 W Szolginia, Dom pod Żelaznym Lwjem.Warszawa 1962. 109 Tblu z Łyczakowa [W Szolginia], Krajubrazy serdeczny, Bytom 1984; W Szolginia, Kwiaty lwowskie,Warszawa 1987. 110 W Szolginia, Tamten Lwów, t. 4, Wrocław 1993. 111 W Szolginia, Krajubrazy syrdeczny, s. 62. 112 W Szolginia, Thmten Lwów, s. 30. 113 W Szolginia, Wilkanuc, w: Krajubrazy serdeczny, s. 15. 114 W Szolginia, Łyczakowska kulenda, ibidem, s. 52. 115 W Szolginia, O lwowski balaku, ibidem, s. 73. 116 W Szolginia, Kwiaty lwowskie, Warszawa 1987, s. 24; trzeba dodać, że tomik ukazał się na prawach rękopisu i to tylko w 100 egzemplarzach. 117 Ibidem, s. 25. 118 Ibidem, s. 50. nr 300 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA 119 J. Masior, Może znów, w: Tyle cię wszędzie. Wiersze lwowskie, Kraków 1992, s. 123. 120 por j jjggjoj. Serdeczne okolice, s. 71; tegoż, Zima na Łyczakowskiej, ibidem, s. 71, tegoż: Łyczakowska kolęda, s. 111. 121 A. Zagajewski, Dwa miasta, Kraków 1991, s. 8. 122 Ibidem, s. 23. 123 Przywoływał j e w tomie wierszy Jechać do Lwowa, Londyn 1985. 124 Por. A. Zagajewski, Owoce, ibidem. 125 Nauczyciel, autor podręczników do nauczania języka polskiego na Ukrainie, założyciel (w 1958 roku) Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie roku i jego dyrektor; por. J. Janicki, Gały Lwów na mój głów, Wrocław 1993, s. 42. W 1966 r. po śmierci Hausvatera kierownictwo Teatru przejął Zbigniew Chrzanowski, a po nim (po krótkiej przerwie w działalności sceny lwowskiej) - Walery Botriakow, do dziś prowadzący zespół. 126 „BKL" nr 1 z 1967. 127 Por. J. Zahaczewśki, „Lwiwska brattia" (batiarnia) iprobłema dywizii, w: Propamiatnoje widannio w dwadciaflettia strileókoji diwizii „Halyczina", Chicago br. Zakończenie Przytoczony tu materiał źródłowy w dużej części potwierdza hipotezę zawartą w tytule pracy a zakładającą, że wizerunek lwowskiego batiara ulegał w ciągu ostatnich stu lat stałemu procesowi mitologizacji. Początkowo batiar był postacią raczej negatywną, ale w miarę upływu czasu zaczęto przypisywać mu cechy pozytywne. Przyczynili się do tego zarówno wydawcy kolejnych zbiorów piosenek lwowskich, jak i twórcy „Pocięgla", którzy wykręcali Józka Ciuchraja na bohatera cieszącego się popularnością i sympatią czytelników przez ponad 20 lat. Największą jednak zasługę w mitologizowaniu lwowskiego batiara, w tworzeniu jego legendy miały niewątpliwie radio i film. Na skalę dotychczas niespotykaną wprowadziły pozytywnie nacechowaną postać lwowskiego batiara w obieg już nie tylko lwowski, ale również ogólnopolski. Szczepko i Tbń-ko z JVesołej Lwowskiej Jkli" stali się najbardziej znanymi lwowskimi batiarami, byli też traktowani jako uosobienie najszlachetniejszych tradycji i istoty zjawiska, któremu -jak pisał Witold Szolginia - na imię „lwowski batiar". Duży udział w przedstawianiu cech mających zjednywać lwowskiemu batiarowi przychylność, uznanie i podziw miały też wspomnienia lwowian i literatura piękna. Nawet dys- 302 1 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA kusja o pochodzeniu słowa „batiar" na łamach emigracyjnej prasy w latach siedemdziesiątych naszego wieku pokazała, jak trudno było zabierającym glos uniknąć jednostronnej oceny postaci czy wręcz odstąpić od nieustannego jej mito-logizowania. Dla większości przywołanych tu ocen i zapisów nie prawda była najważniejsza, bo być też nie mogła. Ważne stawało się to, czy w kreowanym obrazie lwowskiego batiara zawrzeć można los i cechy pewnej zbiorowości, do której chciało się przynależeć i przynależność tę traktować jako powód do dumy. Najpełniej postawę taką wyrażali Kazimierz Schlc-yen, Witold Szolginia i Jerzy Michotek. Zanim jednak takie podejście do lwowskiego batiara st;i ło się bardziej powszechne, wśród osób, które można zali czyć do twórców mitu lwowskiego batiara, pojawili się tac-y. jak Jakób Rollauer. Nie zgłaszali swego akcesu do gronu lwowskich batiarów, sytuowali się poza tą grupą, zjednywa 11 jednak dla niej sympatię otoczenia i powodowali, że zaclm wania i reguły obowiązujące wśród batiarów stawały się zn > zumiałe. Przeprowadzone badania źródłowe pokazują, iż osi >l > przychylnie nastawionych do batiarów nie zabrakło tak/.<-w okresie późniejszym. Stopień przychylności był zresztą ró/ ny i w związku z tym udział poszczególnych autorów w twi > rżeniu mitu różnie też się przedstawiał. Począwszy od pH nego zauroczenia środowiskiem batiarskim (na przykhnl Józef Wittlin) po dyskretny, ale jednak wyraźnie pozytyw m stosunek do batiarów (Jerzy Habela i Zofia Kurzowa). Studia nad powstawaniem mitu i jego transformacją dzii • jową dostarczają wielu dowodów, że proces tworzenia m<>/. być dwojaki: albo żywiołowy, naturalny, jakby w odpowiei I i na oczekiwania wyrażane przez członków określonej zbion ¦ wości, albo też w wyniku świadomych działań wąskich cl 11 działań obliczonych na wywołanie oczekiwanego efek 111 Zakończenie 303 w postawach, akceptowanych systemach wartości, zachowaniach. W przypadku lwowskiego batiara mamy do czynienia z jednym i drugim zjawiskiem. U źródeł tego mitu były właśnie oczekiwania zbiorowości, która chciała się z obiektem mitu utożsamiać, często sam obiekt gloryfikując. Proces tworzenia mitu batiara miał w swych początkach charakter żywiołowy, nie sterowany. Terenem narodzin były lwowskie przedmieścia, a twórcami - mieszkańcy, formą zaś, w której został wyrażony, stała się ludowa piosenka, ta z przełomu XTX i XX wieku, spopularyzowana przez wspomnianego już Rollauera. Datą, która sprawiła, iż lwowski batiar stał się bezdyskusyjnym obiektem do mitologizowania, był niewątpliwie listopad 1918 roku. Udział w Obronie Lwowa nobilitował w Polsce niepodległej każdego uczestnika, a udział w walkach dzieci i młodzieży podziwiano najbardziej. Spośród wszystkich obrońców miasta na uznanie zasłużyli także lwowscy batiarzy. Wielu pisarzy piórenfSaświadczało o ich patriotyzmie, o tym, że nie wahali się oddać życia za zachowanie Lwowa przy Polsce. Najwcześniej udział batiarów w walkach o Lwów rozpowszechniła lwowska piosenka, a dopiero potem literatura piękna i prasa. Wydawcy i twórcy „Pocię-gla" właściwie przegapili okazję do włączenia Józka Ciu-chraja, najsłynniejszego wówczas lwowskiego batiara, do grona walczących o polski Lwów. Próbowali później w 1920 roku, w czasie wojny polsko-bolszewickiej odrobić to niedopatrzenie. Eaktem jest, że upowszechnianie wizerunku lwowskiego batiara jako obrońcy Lwowa zjednywało mu wielką sympatię i przychylność zarówno we Lwowie, jak i w całej Polsce. Przywołane w tej pracy opinie najlepiej to potwierdzają. W zamierzeniu książka ta jest nie tylko pracą o powstawaniu i transformacjach mitu lwowskiego batiara. Jest to 304 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA również próba zrozumienia ludzi, którzy się w ten proces zaangażowali. Chciałam pokazać okoliczności, w jakich si<; to odbywało. Jedni mieli potrzebę szukania wokół siebie cze goś, co pozwalało im poczuć się lepszymi, szlachetniejszymi, inni czuli wielką tęsknotę za przeszłością, utraconym miej scem dzieciństwa i młodości, do którego powracać możnn jedynie w myślach lub pisząc wspomnienia, tak jak Witold Szolginia czy Stanisław Machowski. Jednak wśród autorów piszących o Lwowie, związanych z tym miastem w różny sposób, byli i tacy, którzy nie przekazali nam żadnej informacji o lwowskim batiarze, a jeśli nawet, to tej postaci oraz jej zachowań nie gloryfikowali. Nie przyznaliby się też do miana współtwórców mitu lwowskiego batiara i nie uważali, że po zakończeniu II wojny światowej (po przymusowej ekspatriacji większości lwowian) określenie „batiar" bardzo zyskało pod względem emocjonalnym i pozbyło się pejoratywnego znaczenia. Przeprowadzone badania wykazały, że zabiegi wokół tego, by zniknęły z powszechnej świadomości złe skojarzenia, związane z postacią batiara rozpoczęły się już znacznie wcześniej. Jednocześnie zaś wciąż odzywają się głosy lwowian bardzo krytycznie oceniające to, co kryje się - według nich -pod określeniem „lwowski batiar". Okazało się, że proces mitologizowania lwowskiego batiara trwa nadal i - co ciekawe - batiar przestał być tylko polską własnością. Kto wie, czy właśnie to nie spowoduje, że mit lwowskiego batiara będzie dalej tworzony. Ale nie będzie to już mit, o którym jest ta książka. ANEKS NR 1 Jerzy Michotek Ballada o dziesięciu batiarach Było dziesięciu batiarów Takich batiarów, że hej! Dwóch z Łyczakowa, brzdąc z Kleparowa Czwarty z Kurkowej, piąty z Wałowej, Szósty z Kubali, siódmy z Podwala, Ósmy z Kadeckiej, dziewM|%< z Wuleckiej, A ten dziesiąty, a ten dziesiąty... Ten już w trzydziestym dziewiątym. Było dziewięciu batiarów Takich batiarów, że hej! Dwóch z Łyczakowa, brzdąc z Kleparowa Czwarty z Kurkowej, piąty z Wałowej, Szósty z Kubali, siódmy z Podwala, Ósmy z Kadeckiej, a ten z Wuleckiej... Tego z Wuleckiej los nie rozpieścił, Ten u przyjaciół. Bez wieści. Było więc ośmiu batiarów Takich batiarów, że hej! Dwóch z Łyczakowa, brzdąc z Kleparowa Czwarty z Kurkowej, piąty z Wałowej, Szósty z Kubali, siódmy z Podwala, A ten z Kadeckiej chłopak był łebski Ten nie zaginął: seria przez piersi W makach pod Monte Cassino. I 306 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Było więc siedmiu batiarów Takich batiarów, że hej! Dwóch z Łyczakowa, brzdąc z Kleparowa Czwarty z Kurkowej, piąty z Wałowej, Szósty z Kubali, a ten z Podwala Batiar najmłodszy Izami się zalał Ruszył na odsiecz, rzucił Podwale... W warszawskim został... w kanale... Było więc sześciu batiarów Thkich batiarów, że hej! Dwóch z Łyczakowa, brzdąc z Kleparowa Czwarty z Kurkowej, piąty z Wałowej, A ten z Kubali chłop był ze stali Kumpel siódmego - wyszedł z Powstania! Ale nie przeżył swego własnego Zrehabilitowania. Było więc pięciu batiarów Takich batiarów, że hej! Dwóch z Łyczakowa, brzdąc z Kleparowa Czwarty z Kurkowej, a ten z Wałowej Mieszkał w Poznaniu, i — jak to batiar — „Pochuliganił", już winy srogie Mu wybaczono, nawet na grobie Kwiatki mu ponoć złożono. Było więc czterech batiarów Takich batiarów, że hej! Dwóch z Łyczakowa, brzdąc z Kleparowa Czwarty się w grudniu brzydko zachował, Został skarcony bo mu obrzydło Życie durnego i kąsał wędzidło I szaipał obrożę... dziś i dla niego Stoi ten pomnik nad morzem. Trzech pozostało batiarów Takich batiarów, że hej! Dwóch z Łyczakowa, brzdąc z Kleparowa Brzdąc był uparciuch, znalazł się w „starciu" W gronie „warchołów", „w tłumie zuchwałym" Z „tłuszczą" pospołu, a to się nie działo Anefcś nr 1 307 Na Kleparowie tylko w Radomiu... Jakoś nie wrócił do domu. Dwóch pozostało batiarów Starych batiarów, że hej! A u pierwszego cicho jak w grobie Od 13-go tak milczy sobie A drugi stary, pod dźwięk gitary Losy opiewa tamtych batiarów A gdy popije — to czasem nie wie... Sam nie wie, czy jeszcze żyje. Wziął stary batiar gitarę Starą gitarę, że hej! Gdzieś tam przydybał batiarskie orlęta Z Woli, Sadyby, z Pragi, z Okęcia... Przyszły ostatki z batiarskiej jatki, On spojrzał na nich, oni na niego... Podniósł gitarę - No jak? Zaczynamy? Tamci odparli — Brak dziesiątego, Jeszcze ciut, ciut poczekamy. 1982 (J. Michotek, Tylko we Lwowie, Warszawa 1990, s. 131-133) I ANEKS NR 2 Szac wyżerka (OSOBY: Szczepko, Lońko i Madejowa) Szczepko: Dał Bóg zdrowia pani Maciejowej! Lońko: Caje ronczki! Madejowa: Ju znowu do mni brykacie? Nima, nima grandy dzisiaj - poszła na parady! Sz.: Ino słówko, pani Maciejowo... My przyhulali za barówki — niech tu zara skonani jak ni! — jo jo, kasa giełd! M.: Nu a za tamto, coście tamtego tygodnia ju u mni sfrygali? Ij.: Ta jaki tamto? M.: Awo, toście może nie złupkali na puf tu u mni po sztyry porcji pirogów takich, że ino po nich palce lizać? Sz.: Mamunciu, ni balikaj! Ta chto przy pirogach palce lize - chyba przy bridżu. Ty jad Lońku jakie pirogi u pani Maciejowej? 11.: Po prawdzi mówiący—jadłem — dwa razy po siedem za szóstki. M.: Łżesz, mięto! Było sztyry razy po siedem za szóstki i dwa razy flaki na kopiasto. 1>.-. Joj, pani Maciejowo, ta gdzież bym ja taki barykady w swoim bandziochu pomieścił!.. M.: Te, łyta, ino nie rób frajera! 11.-. Nu Szczepciu, to wypada po 28 pirogów taj ćwierć flaków z cielęcia na jednego. Nima co - zapłać pani Maciejowej co si patrzy, a co sfrygamy tera - to bedzii burg na nowo. Sz.: Jak ma płacić, kiedym ni wbijał? I 310 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA L.: Może ty zaponiał, Szczepem? Sz.: Niprawda, ni zaponiał ja! L.: A skąd ty wisz, żeś ni zaponiał? Sz.: Bom no tylko bez dwa dni był lotnikiem. L. Joj Szczepciu, co ty majkuczysz? Sz. Tk ja wcale nie majkuczym - bo jak bym był zjad sztyry po- i reji, to bym latał bez sztyry dni, a nie ino bez dwa. Chyba żebym frygał po dwa pirogi naraz... Możliwe i to je... M. Przestańcie si kłócić koło jenteresu! Płaćcie, bo inacy nic ni« daję. Sz. Lońciu, weź stary dług na siebie - a ja weźmy to, co tera bedzi. M. Odwalcie stąd oba batiary, bo jak wpadnę w złość - to... Sz. Pewnie pani Maciejowa gotowa na nas psa spuścić, ha? M. O, patrząjcie go, jeszcze si tu naśmiwa za moją pracę... Psa spuścić, psa... - A gdzież ja mam tutaj psa, nygusie? Sz. Awo tam w gulaszu... w baniaczku... M. Ludzie, gwałtu, ludzie! "Weźcie tych makabundow, bo trupem padnę!.. L. Ino ni do kociołka, pani Maciejowo! Sz. Bo by si cała fryganina zapaskudziła... M. Megaj jeden z drugim, bo kopnę... Sz. Naj si pani Maciejowa ni fatyguje. Tu jest i konisko co panią wyręczy... i kopnie za panią... M. Cyś zwariował? Ta dzie tu jest kuń? - Sz. Awo w tym drugim garku... M. Aby niszczęście z wszystkich ptaszków na was padło... — Zaniosę dwie świce do kościoła, abyście obydwa jak one — skąpali! Ni dosyć że mnie nabrali — to jeszcze robią wyćwiary! Sz. Płać, Lonku, bo pani Maciejowa kiszluje... L. Szurgietem, w oczymgnieniu! Naj pani Maciejowa nie skomli -je gotówka... Sztyry razy po siedem za szóstki to je sztyr-dzieści - spuszczam do tego dwa razy flaczęta, to jest 24 nowy taj zgoda... M. O, tak - to rozumiem... No a tera co wam dać? Są flaczki po hiszpańsku, szac gulasz po niemiecku taj morowe pirogi... Aneks nr 2 311 Sz. Pewni po chińsku, takie żółte z szafranem. M. Ty si nie kucaj, żółtaczki od nich nie dostaniecie... Pirogi nie mogą być gniade, cheba przy drugim straganie u mojej sąsiadki, aby ją pokręciło! — L. Naj no pani ni sklina... Pamięta pani jak to raz u nas pani pożarła si z Szymonowu i kazała ju si pocałować... Pani Maciejowa podniosła trochu kiecki, a że okno było otwarte -powiał wiatr i pani Maciejowy jak raz pokręciło... Może ni, Szezepciu? - Sz. Jo, jo, masz recht. Tak było. L. No i co potemu my mieli za hecy z nacieranim, okrywanim i masuwanim, to ni do wypowidzenia; a tera pani Maciejowa flaki nam wypomina... ha. M. Ino nie pyskuj dużo jedyn z drugim, bo... Sz. Nu, nu, my ju jezdemy blat... naj pani Macijowa da te pirogi - ali zy szkwarkami - co by ino im było szac twarzy... M. O, dekujcie go.. a bo to taki rarytas? - stare panny tyż szkwarkami sowią. L. To naj pani trochu szmalcem poleje. M. Jo, żeby ci si broda świciła? Ta już i tak świcisz sutyryną. Tera je moda na linię — zwłaszcza u bezrobotnych, a i połowa cera góruje. Sz. Jo, ali pani Maciejowa ma pyski czyrwone. L. Joj, wpirogu je igła... M. Ni gadaj!.. Comsizaniądziśnaszukała... Żebyś zdrów był, coś znalazł — byłabym jeszcze i na tym stratna. — Oddaj! L. Co, igłę? Sz. Si wi że ni piroga, coś go sciamkał... — L. Tk zaraz, naj ino ciasto z uszka wydłubim, bom za wszystko zapłacił, to także mi mogły być na fryganinie stratny... M. Joj, co ja widzym! Knaje tu komornik! - Łupkajcie chłopcy wszystko co ino je w baniakach... Tera daję żarcie za bez-durno... - Pirogi ładujcie do kieszeni, a flaki i gulasz do bandziucha... Nie dam se nic zabrać, żebym tu skonała... Sz. Lonku, wcinaj. Erajda szac cały tydzień. L. Ty wai flaki, a ja gulasz... Raz dwa. 312 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA (Biorą się żwawo do jedzenia) Sz. Cj, już ni mogim te flaki... L. Tb miniaj si ze mną, dawaj flaki. (Jedzą, stękając z obżarcia.) Sz. Lonku, Lonku... a pirogi..? L. Pirogi ładuj szurgietem do doliny. Sz. Panie Maciejowo, na dnie jeszcze zostało trochę, naj pani sfryga... ja już ni mogim... M. A dzież bym ja take świństwa jadła! Ojej, hajt... Oddajcie batiary pirogi, to ni komornik... - Sz. Tk co pani robi frajera z nas? Jak by my mogli nazad wyciągać fryganiny... Oj, oj... ruszyć si ni mogim... ratujcie mój bandzioch! L. Oj... musimy tu zostać do wiczora... Sz. Lonciu, już ci w bandziochu potęchło? L. Tk dzie... na raczkach aż si suwam... Sz. E, to nic, ale pirogi już nasze. Bo my się poświęcili dla pani Madejowy- Awo, nawet marynarek nie możemy pozapinać... L. Jo, jo... jak my bidaki tera po nocy czarnej podrałujemy do chawiry? M. A może mam wam do moji pracy jeszezy zawołać fiakra? - Co? - A budy od hycla to wam ni łaska? O, dekuj na batiaru- sów... Sz. E, taki ładny pojazd zostawiamy dla pani Maciejowej... albo jeszcze piękniejszy... taki aligancki karawan na gumach.. w miejskich zakładach ostatnio potaniały... Jo Lonku? M. Batiar, megaj stąd - bo jak łapnę za stołek, to cały gulasz oddasz... Sz. Stawaj Lonku z ziemi i chodź... L. Daj mi coś bym sy bandzioch podwiązał... M. Ja ci dam sznurek - na szyji. Chcesz? -L. Naj no si pani przyda. Cajirączki. - Chodź Szcepciu. -Ali ty sie dekuj, że ludziska narzekają na komorników, a my bez niego mamy macki naładowane aż pod brody. Jo? Sz. Tk jo. Dzie ty Lonku tera hulasz? Aneks nr 2 313 L. Na zupkę bezrobotną. W sam czas... Sz. Oj, takeś si obżart i zupka cię kusi, co? L. Właśni dlatego, żem si nałupkał za dużo, to zupką sobie ulżę. - Co, sy o tym nie wisz? Sz. Jo, masz recht! Brykam z tobą... (Doll-Olpiński, Wesoły Lwów, „Kalendarz humorystyczny na 1938 rok", Lwów 1938). ANEKS NR 3 Lwów a la minutę Tyfus - Możebyś si już przestał szkrabaó, ni, i dał ludzium spać!! Mały masz dzień du szkrabania? - Ni gniewaj si Miećku, ali mnie coś tak syrdeczni łaskota puza plecy, że ni mogim wytrzymać. - Ja ci bardzu prószy, ty si ze mnu ni zaczypiaj... Zresztu tak si trzęsisz nad tym mydłym, jakby to niwiedzieć co było. - Nu jo, ży si trzensy, bu mydłu kusztuji na placu ładny pary centy a inu ja zawdy kupujim. Żeby ty tak raz zamiast bajury przytaskał mydłu du chałupy, tubym si nie trząsł. - Co ty si dziś tak do mni ufiarował? Żybyś sy wiedział, ży tobi na złość ni bendy si teraz wywugóli mył i już! Bu mi si talk chce i już! - Alo, patrz tu, zyświrkował całkim! Ja ci mówi, ty ni gadaj tu głodny kawałki i ni dynerwuj moji nerwy, bu ja sy jeszczy z tobą puradzy! Ja putrzynuji, żybyś mi tu jeszcze jakiegoś tyfusu napytał. - Joj, joj, joj, ludzi kuchany, co on udemni chce?! Jaki tyfus! - Maluwany na czyrwonu. Jak ktoś jest brudnas i ni myji si i ni kompi i cały miesiuc chodzi w brudny kuszuli, tu co ma mieć, jak ni tyfus? Jakbyś czytał gazety, tubyś o tym wiedział. - Jo, jo, nawyt wprzedwczorajszy gazeci pisali u tyfusi. - Nu widzisz. A wisz, co tam pisali? •: — Tak dukładni nie wim, nu ja inu nadgłówyk przyczytał. - Czekaj, ja mam jeszczy te gazety. Zaświć lampy, masz bliżyj, tujci przyczytam. 316 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA - Ali ja wcali ni jezdym cikawy — i daj mi nareszci spać! - Ali ja jezdym eikawy, bu nie wini, czy ty już ni masz tyfusu. - Nie, Miećku, nie rób hec... Zaraz świcym... - 0, szpanuj tu: „Jak rozpoznać tyfus plamisty". „Tyfus plamisty jest chorobą bardzo groźną zwłaszcza w okresie zimowym i w wielu wypadkach kończy się śmiercią". Nu, co ty na tu? - Miećku, ali ja jeszczy ni mam tyfusu, prawda, ty mnie inn tak straszył... - Tak całkim na pewnu jeszczy nie wini... Ali szpanuj tu dali: „Pozostałościami po tyfusie plamistym, nękającymi często prze/, długie miesiące, jest przede wszystkim nourastenia, osłabienie funkcji umysłowych i wyczerpanie nerwowe". - Miećku, a co to za nyrastenia? - Tak dukładni, tu nie wini, ali to coś takiego, jak kuku n» muniu. Dlategujasy tak kumbinujim, ży ty musiał jeszczy za ma-lintkości mieć tyfus... - Ali ty si zatu ni musisz kucać tyfusu, bu szpanuj tu, co piszą: „... u osobników słabo rozwiniętych umysłowo tyfus ma przebieg lekki i niezbyt długi". - Ty myślisz, ży ja hecy robi, ali ty zdaji si naprawdy masz tyfus. Zresztu si zaraz duwimy. „Pierwsze objawy tyfusu". Dreszczy masz? - Jak śpim pud takim cienkim kocym, tu pewni, ży mam. - A guronczki masz? - lnu jak jezdym z moju Anielciu. - A głowa ci boli? - Troszku jak wyciągny zadużu bajury. Zresztu niech ci o tu głowa ni boli. - A byzsennuść masz? - Ze co prószy? - Czy fajnu zasychasz? - Ta jak mogy zasychać, jak bajtlufisz mnie jakimś durnowa-tym tyfusym. - A masz brak apytytu, tu znaczy czy ni możysz mału wcinać? - Ja ci mówi, Miećku, pu dubremu, ty si nie drucz ze mnu. - Nie bój nic, szpanuj inu tu dali: ,]N wielu wypadkach wystę- Aneks nr 3 317 puje u chorego zaczerwienienie na twarzy". Nu, teraz już jezdym zichyr, ży ty masz tyfus: dreszczy masz, ni, i guronczki tyż masz i głowa ci boli i ni możysz zasychać i mału wcinać ni możysz -a najgorszy tu te „zaczyrwinieni na twarzy". - Ta jaki znowu zaezyrwinieni? - Alo popatrz si du lustra na swój kinal, jaki czyrwony. - Wfczorajś gadał, ży to z bajury. - Trochu z bajury a trochu z tyfusu... Jakbyś miał inny kinal, tu napewnu Anielcia wolałaby z tobą romans kręcić, niż z tym piguwatym Józkim. Raz mi nawyt gadała, ży ty ji si pudobasz... - Byz hecy tak gadała? - Jo, inu ży jezdyś syrdeczny brudas i ży ona si boji, ży ty możysz zaehurować na tyfus i udwalić kity - i coby wtedy bidna sirota rubiła... - Ja widzy, Miećku, ży ty jezdyś mondry chłop. Jutru idym du łaźni si wykompać i kupim na placu kilka kawałki mydła. A poju-trzy puprosimy pani Szymunowy i rubimy wielgi prani... („Gazeta Lwowska" nr 7 z 9 1 1942) ANEKS NR 4 Rozmówki za drągiem Miećku Waliwender Znają go chyba Państwo? Taki prawdziwy lwowski „swój chłopaka z Gródka". Szczery, serdeczny uczynny, ale też i sprytny i nie da się „do wiatru postawić" byle „frajerowi". Kocha nade wszystko swój Lwów i swój „Gródek". Z życia pokpiwa sobie z lekka na swój przemiły sposób, zaś swoją szczerością i bezpośredniością rozbraja wszystkich. A przede wjgystkim swoim uśmiechem iDez' troskim humorem. Lwowskim humorem. No i swoim kochanym „bałakiem zza drąga", przebogatą i oryginalną gwarą lwowskiego przedmieścia. Życie bierze na wesoło i lekko. Bądźmy szczerzy: przepracowywać się nie lubi. Ale takiej „kochanej mordzie" trzeba wiele wybaczyć. Przy całej swojej prymitywnej naiwności i»a jednak wiele życiowego sprytu i zdrowego rozsądku. Dlatego tez nawet w najtrudniejszych sytuacjach życiowych daje sobie radę. Z zawodu? Kłopotliwe pytanie. Zależy od koniunktury i okoliczności. W każdym razie wiele umie i wiele potrafi zrobić. Ma też i swoje grzechy. Lubi na przykład „bajurę", a jeśli wyciągnie jej za wiele, robi się bardzo wojowniczy i - naprzemian - sentymentalny- Iw ogóle jest bardzo uczuciowy, chociaż zazwyczaj syara się to pokryć szorstkością czy cynizmem. Zresztą dość tych plotek i obmowy, najlepiej przedstawię go Państwu. - Bu, Miećku,, daj graby i takło, bez sztempu, przedstaw się naszym Czytelnikom. — Kiedy ja si syrdeczni stydzy. 320 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA - Nie bój nic, to sama swoja fyrajna. Wal tu, bliży, żyby ci zubaczyli. - Kiedy tam kulega na mni czeka. Ach, racja! Trzeba i jego Państwu sprezentować. Ten nieodłączny kolega naszego Miećka, to Ceśku Dyrdyk Strasznie kochany chłop. Tylko bardzo nieśmiały i w przeciwieństwie do Miećka za mało energiczny i przedsiębiorczy. Koch;i Lwów, Gródek, Miećka, bajurę i swoją „babę" Anielcię. Poza tym kocha wszystkich porządnych ludzi - i obaj z Miećkiem nie tylko nie potrafią wyrządzić nikomu żadnej krzywdy, ale też nikogo skrzywdzić nie pozwolą. A z nimi nie ma żartów! I chociaż obaj id;} często na kompromisy z życiem, są jednak z gruntu uczciwi. Ceśku jest bardziej od Miećka wrażliwy i delikatny ale też i niezaradny. Ma za wiele skrupułów i jest w ogóle bardzo ceremo nialny. W ogóle lubi „fason", ale jest przy tym, niestety, trocin; niedbały. Z tą jego wadą zapoznali się już zresztą Czytelnic\ w „Tyfusie", który był gościnnym występem Miećka i Ceśka 11,1 szpalcie „Lwów a la minutę". Miejmy jednak nadzieję, że Miećku zrobi jeszcze z niego ludzi. Bo dobry z Ceśka chłopak i daje sobij kierować. A takim bezapelacyjnym dla niego autorytetem, do którego stara się podciągać, jest właśnie Miećku. Dalszą „familię" poznają Państwo sami, czytając od jutra naszą stałą rubrykę „Rozmówki za drągiem". A więc od jutra nasza miła rodzinka lwowskich batiarów ma głos! („Gazeta Lwowska" nr 9 z 11/12 11942) ANEKS NR S Rozmówki za drągiem Niedziele i czwartki - Ceśku, ty już czytał? - Co takiego? - Durnuwaty pytani! Ta pewni, ży ni nykroluk inu gazety. Ali tam na nas napisali, joj, joj, joj! - Nu jo, ży czytał! A ciebi dali na hunorowy miejscu z mnie pod spód. Ali ja si za tu ni gniewam. lnu za inszy kawałki. - Napisali sarrry prawdy! - Zy ja dylikatny i ży ty lubisz chlapać bajury, jo? - Z durnuwatym si ni dugadam... Żyby w ty rydakcji eiebi znali tak jak ja, tuby napewnu ni pisali, ży „Miećku zrobi jeszcze z niego ludzi". Ja już nawyt był zara w ty sprawi w rydakcji. - Nu i co? -1 puwidzieli, zy będą irukuwali nasz bałak dwa razy na tydziń: w czwartyk i w nidzieli. A jak będzi więcy miejsca w gazeci f. i jak ty będzisz pu ludzku bałakał, a ni inu ciągli durrmwatu si pytał, tu moży i wy wtoryk tyż. Au, ali my tu bałakamy, a czas już hulać do Hudowic. - Ta pocu znowu do Hudowie? - Zyby ty raz si ubezwał jak mondry człowik! On niewi, pocu du Hudowic si chodzi! - Ta czemu nie wini! Wim, inu odpust w Hudowicach jest w leci... - Ta jaki odpust?! A jo, jo, odpust tyż jest, ali ja słyszał, ży tam udgrywąją teraz cudny jasełka. - A czym tam pujidziemy? 322 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Ało, popatrz tu na hrabia! Moży ałtunomil zawołać? Coś dwanasci kila i on si pyta, czym pujidziemy. Wskakujemy sy zara na balun - a potym spacerkim i za gudziny w Hudowicach. - Nu tu dobra, Miećku, idziemy! („Gazeta Lwowska" nr 10 z 13 11942) f ANEKS NR 6 Rozmówki za drągiem RK.O. ¦ Nu, nareszciś przyszyd! A ja już kumbinował, ży ty zamarz. - Buja takuj zamarz! Syrdeczny mróz. - Durnuwaty gadani! A co ma być, dyszcz, jak jest mróz? czekaj, zara nahajcujim w piecu, tu si zagrzejisz. A tam wy worku co si tak rusza? -Zgadnij. - Namasz, poślij tu tumana na wiś! Żywego paciuka przytaskał! Ta ja si mówi wyraźni, żebyś zajiiniał za świni. - Nutu ja zaminiał. - Ali nie za żywy, mu za słuniny. - Zresztu to ni żadyn paciuk inu taki malentki dziecku od świni. Daj mu jeść, bo głodny bidactwu. - Joj, Boży kuehany, co ja mam z tym tumanym! Sam nima co du pyska włożyć, jeszczy bedzi świni hodiwał. I gdzie ty ji be-dzisz trzymał. - W pumiszkaniu. Zresztu za jaki dwa trzy dni jak ją si trochu pudkarmi, to ją zakatrupimy, ni? Bedzi fajna zagrycha do bajury, jo? - Ta co to bedzisz bił jak to jeszczy malentki. Puspytam si pani Szymunowy, moży si da wykumbinować jakiś chliwyk na pudwórzu. - Ali bedzi tajna szynka na świnta. - Tyby wszystku zara pchał w ten twój dziurawy bańdziueh! A ja kumbinujim co innego, jak paciuk troszki podrośni, zata-skamy gu du EK.O. 324 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA - Zyświrkował całkim! Świni chcesz dać du PKO.? Ta w PK.O. inu piniendzy przyjmaju na książeczki! Zresztu ja si już raz nakiwał przed wojnu... - Tk ja ni mówim wcali wedle to PK.O. przed wojnu, inu inszy PKO. - Wszystko jednu, ali PK.O. - Dugadaj si tu z durnowatym, ha! Tk mówim ci wyraźni, ży to PKO tu nie jist wcali PKO inu PK.O. - Tu ja na nowu jezdym durny. - Nuwiny puwiedział... PK.O tu znaczy Polski Komitet Opieki, ten co wszystkim bidnym pumaga. - Tu byłu odraz tak gadać! Teraz już kapujim. Ali nacu im naszy świni? - Niech ci już o to głowa ni boli. Ale ja czytał w gazeci, ży swaty spud Lwowa dali na PKO. cały żywy krowy razym z mlikim. Tu jak ja usłyszał, ży coś wy worku kwiczy tu ja sy odraz pomyślał, ży to bedzi dla PKO. - Tu dobrzy, Miećku, damy te świnki na PK.O. Zaraz puhulamyJ inu si trocha zagrzejim. - Ni zaraz, ni zaraz... Trzeba ją trochu pudkarmić. Przynajr bedzi z nij słunina na ubiady dla bidnych, a nie tak jak z cieh żądny puciechi. („Gazeta Lwowska" nr 12 z 15 11942) ANEKS NR 7 Schleyen Kazimierz Dialog - Szczepku i Tońku o Lwowi SZCZEPKU: Co ty powisz dii tego, ży nasz Pan Pryzydent na ZAMKU? TOŃKU: Ouwa! Tk cóż to nuwego? Mało to ja razy widział Pana Pryzy-denta i na Wysokim Zamku i w Stryjskim Parku i w Ugrodzi Jiu-zickim! SZCZEPKU: Ni, - Ni, - ta to ni na Wysokim Zamku, tylko na ITONI. TOŃKU: Tkną jakim ITONI? SZCZEPKU: Ty durnowaty pumidor z Birminghamu, - taż to taki Zamek ali inny zamek - w Londini, taki polski Bakingam Palas na wy-choctwi. Tb znaczy, że nasz Lwowski Pryzydent został Pryzyden-tem na całą Polskę, że cała emigracja si połączyła. TOŃKU: Tkk o -jak jeden mąż i jedna kobita? SZCZEPKU: Ni całkim tak, bo nasi lubiom si sztorcować. Ale jak dawniej wszyscy poszli za przykładem Lwowa, to i tera reszta doszlusuji. TOŃKU: No tera Moskali dostanom strachu wy Lwowi, - bo kumają że z obrońcami nima żartów. 326 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Aneks nr 7 327 SZCZEPKU: Tk oni i tak cienżki życi majom we Lwowi, bo poruszać się im trudno. TOŃKD: Ta niby czemu? SZCZEPKU: Bu ni można im chodzić na żadne świente i kościelne ulicy. TOŃKU: Ani na św. Anny, św. Mikołaja, św. Piotra i Pawła? SZCZEPKU: św. Zofii, św. Michała, św. Stanisława. TOŃKU: św. Jacka, św. Teresy, św. Józefa. SZCZEPKU: Ani na Dominikańskiej, Karmelickiej, Klasztornej, Pijarów, Sa-kramentek, Franciszkańskiej. TOŃKU: Ta jeszcze dość im ulic zostało. SZCZEPKU: Ni bardzo, - nie mają prawa na Żółkiewskiej. TOŃKU: Czemu Szczepciu? Czemu? SZCZEPKU: A mało ich to Żółkiewski prał? Ta to jedyny, że Moskwę zajął i polską FANĘ na ich Kremli pozatykał. TOŃKU: Tb pewni ni majom prawa, ani na Piłsudskiego, ani na Batorego, ani na legionów? SZCZEPKU: Ta pewni, że ni, - bo si im na samu wspumnieni słabu robi. TOŃKU: Tb ani na Kościuszki, ani na Racławickiej? SZCZEPKU: Na żadne place: Mariacki, bernardyński, św. Ducha, św. Jura. TOŃKU: Tb nimajom nigdzi prawa, czy jak? SZCZEPKU: Ouszym na niektóre. Na Rzeźnicką, Ruską, Blacharską, Kotlarską, Murarską, na Bajkach, - bo co powiedzą, to bujda jest, -na Kaleczą, bo ich serdeczni pokaleczymy, na Brygidek bo tam będzi ich przystanek. Aha! -jeszcze dopuszczone na Łyczakowską. TOŃKU: Tyż coś, - a tu czemu? SZCZEPKU: Żeby pamiętali, ży jak do Lwowa przyszli tak majom wyrywać. Ale wisz co Tbńciu, mnie si taki najłipiby pudubału, żeby oni, te bolszewniki, jaknąjezenści chodzili Pikarskuulicu, takprościusień-ku do iylazny bramy naszego ewentarza i już, żeby nie putrzebu-wali wracać. Tamby mnieli spokój i nikt by ich ni tyrpał. TOŃKU: Ta czekaj, - czekaj Szczepciu, - jak si ini z jednej ulicy na drugom przedustanom? SZCZEPCIU: A, - o. Tbńciu ma zmartwieni! Ta naj sy kanałami ganiają- TOŃKU: "Według mnie, to mogą w kanałach zostać. Ali tak sy myślim, ży sami nie damy radę. A inni bedom szpanowali z założonymi ręcami? SZCZEPKU: Ni, - nasampirw do Lwowa ma przyjść na jeden dzień duże wojsko chiński i za miesiąc jeszcze raz. 328 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA TOŃKU: Ta po jakiej ciężkij Aniełci te Chińczyki? SZCZEPCIU: To o tak, ży będom musieli sztyry razy przez całą Rosję przechodzić i to im dobrze zrobi. TOŃKU: Skąd my na to szóstaków weźmiemy, żeby tyła luda wyżywić1!' SZCZEPCIU: Masz ci frajera! Taż to wszystko za dulary. Tb już omówiono z Niksonym, jak był w Pikini. TOŃKU: Tylko tak sy myślij, że my niebardzo wimy czym tych Kitajcćm poczęstować? SZCZEPCIU: I to si załatwiłu. Mówił mi ambasador CIAU-CIAU, ży oni bar dzo za gołąbkami z ryżem, a nigdzie tak fajnych nie robiom jak wy Lwowi. Tak samo zajadłe som na zule i liberki. TOŃKU: Jakie insze plany? SZCZEPCIU: Wszystko jest pomyślane i wypusowane na glans. Tylko, że to tajemnica służbowa żeby si Związek RADZIECKI ni dowiedział. TOŃKU: A my co mamy tu robić w Anglii? SZCZEPCIU: Czekać spokojni, aż wszystko będzi w rozkazi. Tymczasem wszyscy płacić na Skarb Narodowy, kupować domy, morgedży spłacać i trzymać si kupy, a ni huzia jeden na drugiegu. Aneks nr 7 329 TOŃKU: Mnie si niebardzo podobi, że Angliki przystąpiły do Wspólnego Rynku. Ja sobi ogoli ni życzym, żeby my mieli spoiny Rynek z kimkolwiek, bo tam jest nasz Ratusz z Magistratem. SZCEPKU: Twoja racja. Ale za gościnność to im si tyż coś gibiruji. Dlatego po dawnemu zostani Kawiarnia Szkocka i Roma, hotel Georg'a i Francuski, a Angliki dostaną osobną kolonię koło Hołoska, żeby sobi mogli do końca życia porydź gotować. TOŃKU: Wyobrażam sobi, co to za frajda radosna będzi, jak wrócimy do Lwowa, Pana na Ratuszu - w oknach nalepki Maciarzy Szkolnej, trambale z chorągiewkami. SZCZEPKU: Z całej Polski si zjadom muzyki i będom grali na wszytkich placach. Festyn na placu Powystatowym i w Brzuchowicach na planie Mickiewicza. Wstęp za bez durn^Dla dzieci lody, precli makagigi na koszt Magistratu. TOŃKU: Trza czekać spokojni, - bo nasz Pryzydent o wszystkim myśli. TOŃKU: Dajże mu Panie Boże zdrowia jak najdłużyj i żeby si Twoji słowa w prawdę obrócili! SZCZEPKU: Daj Boiy - Amen. („Biuletyn Kola Lwowian" nr 23 z 1973, s. 82-84) ANEKS NR 8 Chińska restauracja w Warszawie J: Mówim tobi, ży taki coś tu ty jeszczy nie widziałysi, ni widzisz i ni zubaczysz! M: A ja co, sirota jakaś, ży ni mam prawa pujechać do Warszawy? J: Tk masz, braci, masz. Ali wartu, mówim tobi, wartu! M: Nu ali ruzpowidz nareszci coś, co tam widzialyś! J: Nasampirw braci jak zajeźazasz, to wisz, co je na dworcu nagrypsan? M: Wim. J: Co? M: Maszynista uszczendzaj wengli. J: Ali o. M: A co? .1: Je nagrypsany: Warszawa Główna braci. M: A ty co chciał żyby byłu? Wołów, czy Brzucłiuwicy, jak to je warszawski dworzyc? J: Nu ali szpanuj dali. Wychodzym ja pezyd dworzyc, a tu braci awtów, a awtów. Jednu wienkszy ud drugiegu. M: Tu jak si ony tam pumnieszczu? J: Chto? M: Ty awta. •I: Ta ulicy straszni wielgi. Jak ty smarujisz byz Aleji Jiruzul-limski ni zubaczysz, co je na drugim trytułarzy. I 332 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA M: Co? Tkki kurz? J: Tk dzie, inuu tak daleku z jeny strony na drugi. M: A daleku szydyś? J: Nasampirw poszydym du Łazienków. M: Tk odraz hulasz si kompać? J: Tk to ni Łazienki du kumpania inu to je park, a za nim Radiu. M: Czekaj, czekaj, park w kumpilówcy? J: Tk to si tak o nazywa. Ich - znaczy si - tych Łazianków założył jeszezy król. M: Tyn nasz niełaski? J: Tk ni Ewgeniusz inu król Puniatoski. M: Aha, tyn o co ma ulicy u nas w Rucławiu? J: Ni, to był jego bracisku. Tyn co ma ulicy to był ksiunżeńciu. M: Aha, tu ony si tak o pudzilili, pół na pół - jedyn sy park, ti drugi wzioł sy ulicy. J: Nu niech ci bedzi na twoji. A potym puhulałym na MDM. M: Nu popatrz ty si popatrz, całkim si padobni nazywa, jak u nas w Rucławiu. J: Jo braci — ta ony tam maju jeszczy kandylabry. M: A to co takiegu? J: Tb taki uliczny latarni braci, inu na taki mody jak u ciotki Magulowy kredens w kuchni, abu nachkastlik i lo razy wienk- szy niż taki na ulicy. M: I te kandylabry so ładny? J: Ta dzie ładny. M: TU po cu ony to unastawiali? J: Tk bu chtoś chciał za tu szwajnery zarobić. Tkk o za bezdur- nu to ni dąjum. M: Czekaj a Pałac od Kultury widziałyś? J: Widziałym. M: I CO? J: Braci, mówim ci straszni!!! M: Co straszni? J: Tk straszni wysoki! Taki fest, ży joj! M: Tu si przyda. Aneks nr 8 333 J: Tk na cu? M: Tkk ogoli. Jak co je duży, to si zawdy przyda. A w środku byłyś? J: Ni. M: Laczegu? J: Bu si kucałym. Ali poszydym za tu frygać du chiński rystaw-racji. M: Tk jaki znowu chiński? Tu dzie ty był w Warszawi, af w Chinach? J: Tk w Warszawi, inu, ży tam sy jedyn Chińczyk knajpy otworzył. M: I co tam je klawegu? Jakiś klawy kilnerki-chiński? J: Tk dzie - kilnery i sam ober tu so warszawiaki, tykił ży mo-żysz si nawcinać różności, ży jej. M: A ty tyż wcinałyś? J: Wcinałym! M: A CO? J: Śmirdzioncy sztyrdziestuletni jajka. M: I ni brzydziłyś si? J: Tk ni mogłym, bu ony tam taki o zwyczaj maju! M: Jajka? J: Ni - Chińczyki! M: Jaki? J: Nu żyjedzu śmirdzioncyjajka. M: Józiu! Tk ty si inu pomyśl - iii by my mogli na tym forsy zrobić. Ta z naszego PSS-u, tuby my mogli la szyskich Chińczyków nastarczyć ty śmirdzioncy jaja. J: Masz recht, inu, ży to maju być jajka czarny, taki o fe?st śmir-dzioncy. M: Ta toby si jeszczy zrubiłu, a co u nas mału antrameiłtu. A co jeszczy wcinałyś. J: Wiprzowy mniensu z ryżym. M: Tyż śmirdzioncy? J: Ni. Tb już klawy. Ty wisz, ali mnie tam bałakali, ży j&k prawdziwy Chińczyki, przykatulaju si do ty o knajpy tr* si zara straszni dziwuju, co to za chiński wcinani. 334 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA M: Ty wisz, to taki szczenści, ży mi żywy wróciłyś, z tyj chińsku Warszawy. Nima braci, jak purzonny pirogi z kwaśnym mli-kim, abu studzinina, abu - joj - taka nasza kutia! J: Masz recht Misuniu. Czekaj, czekaj, dzie my ostatni raz wcinali knti? M: Ta o na ciotki Magulowy, brata, syna, wujka, zieńcia wysyli sku. J: Misiu. M: A co? J: Ta zaszpylajmy raz ty śpiwanki z wysyliska! M: Klawu! Już biery kataryny. A. Bambetel (A. Baron), Józku i Miśka, „Studio 202". (maszynopis udostępniony autorce) ANEKS NR 9 Minęła jesień, zima i wiosna... Mamy teraz lato 1914 roku... Bielicki u nas już nie mieszka, gdyż jeszcze w jesieni zeszłego roku wzięli go do wojska. Przed samem swojem narokowaniem Bielicki sprawił u nas wielką zabawę. W dniu tym cały pokój matka z rana wysprzątała i co było w nim niepotrzebnego, powynosiła na strych. Po południu przyszedł z dwurzędówką* kolega ojca i zaczął ciu-chrać gościom, którzy zaczęli się złazić. Naprzód przyprowadził BielicKi swoich dwu kolegów. Potem przyszła panna Anda, służąca od jednych państwa z swoją koleżanką panną Walerką i dawny gospodarz Bielickiego, pan Gałek z Gaikową. Bielicki urządził w domu wszystko po restauracyjnemu: W rogu na kufrze ustawił pakę, tę na której śpi Janka i przykrył ją elegancko prześcieradłem, by wyglądała na bufet... na którym poustawiał rzędem flaszki z wódką różnego gatunku. Wódki jest/esi, bo na pożegnanie Bielicki dostał tylko od samego swego starego aż trzy flaszki i to j edną koniaku, a dwie czystej. czystą wódkę matka zaprawiła palonem cukrem i w ten sposób zamieniła ją na koniak... Gdy matka zaprawiała wódkę, Bielicki opowiadał, że jego stary daje taki sam koniak gościom, ale zawsze na końcu hulanki... jak sobie już dobrze palę zaleją, a to dlatego, że się na tym koniaku wtedy nie poznają. Za koniak ten każe im jednak płacić tak, jak za prawdziwy... U nas ten koniak był też na końcu. 336 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Prócz tej wódki, Bielicki kupił sobie sam kilka flaszek, a kilka jeszcze zwędził... Do wódki przyrządził też moc kanapek, któro poukładał na talerzach. Bielicki kanapki porobił ze śledzi i sardynek, podarowanych mu przez tego kolegę, który ma klucze od magazynu... Bielicki dostał też od tego kolegi puszkę z takiemi ziarneczka-1 mi... całkiem do kawy w samku niepodobnemi, chociaż zwanend j kawiorem... Bielicki mówił, że jego stary z powodu tego kawioru jestj poszkodowany najmniej na jakie pięćdziesiąt koron... ale to nic, j - mówił on - bo każdy restaurator, to złodziej; nic więc nie szkodzi, że i jemu raz ktoś coś buchnie, bo inaczej za prędkoby się ' wzbogacił... Obok bufetu, na ziemi, Bielicki poustawiał pełno flaszek piwa, ale to jeszcze nie koniec na tem, bo każdy z gości też coś ze sobą | przytaskal. Gaikowa przyniosła koniaku, ale matka, gdy tylko go pokoszto-wała, zaraz mrugnęła na Bielickiego, co to za koniak, choć nic nie mówiła, bo i u nas były dwie flaszki takiego samego... Koledzy Bielickiego poprzynosili sardynek, czekolad i cukierków, a matka upiekła za pieniądze Bielickiego sznycli, to też takiej zabawy jak długo żyję -jeszcze nie widziałem... Gdy goście dobrze sobie podpili, a kolega ojca mocniej zaczął ciuchrać na harmonji, wtedy wszyscy śpiewali: W Stryjskim Parku na festynie, Gdzie z miłości każdy słynie, Tam kucharek setek dwie -Każda mówi — kocham cię\ Ta w szaliku, ta w panama, Ta razówha, ta znów dama, Każda z nich ma koron pięć — Ino bracie ramans kręci Tam znów lokaj — w butach dziury, Do Maryśki rżnie konkury, Moja Maryś weźmy ślub — Ino mi ubranie kup! Aneks nr 9 337 Wejdziesz za mnie - będziesz pani, Weźmiesz se do domu pranie, Palcem ciebie nie tknie nikt,' Tylko zarób mi na wikt! Tu ułana mamka zbiera: rFy złodzieju - ty cholera! Za me sznycle i herbatę Ściskasz Mafiki zezowate'! Tak panna Anda, jak i panna Waleria za te pieśni się nie obraziły, gdyż pieśni te tyczą się tylko zwyczajnych garkotłuków, a nie takich lepszych panien służących od wielkich państwa... Gdy goście wbijali w krzyże kawior i pytali, ile to kosztuje -kiwając z zachwytu głowami, - Bielicki śpiewał: Tu we Lwowie raj, nie życie, Tu się możesz panem stać Byłeś bracie znał przysłowie. „Bóg dał ręce, żeby brać!" Inni mu pomagali, ale często tylko^aczynali śpiewać, lecz nie kończyli, bo taki był ruch, jak na jarmarku. Kolega Bieliekiego, Urny" fest, kropnął kieliszkiem o ziemię i zaśpiewał: Wiatr za szybami wciąż śmieje się, Psiakrew, to życie takie złe, Od dziś przestanę wódkę pić, Od jutra zacznę inaczej żyć! Ale wszyscy mu przerwali i krzyczeli-- Niech żyje Baczewski i propinacjalll Ojciec więc ponalewał szybko kieliszki, popożyczane, tak Jak i talerze od sąsiadki na tę uroczystość i wszyscy znowu raieli pić w ręce ojca, który dogadywał nawpół śpiewając: Pijak pije, pijak ma, Pijakowi - Pan Bóg da! 338 Urszula Jabbowska MIT WOWSKIEGO BATIARA Ale matka nie dała pić i sama jeszcze dośpiewała tak: Pyty, czy ne pyty Wse wmresz!"" Potem pili... Po piciu tańczyli. Panna Anda tańczyła z Bielidrim,, Iblkę u szafliku" - pierwsi klasa - aż szyby brzęczały i proch z podłogi jak dym szedł do góry. Panna Anda to szport kubitc i elegancko ubrana! Obie z kole żanką mają pomarańczowe, tango bluzki, bo taka teraz jest moda Obie chodzą też w kapeluszach, jak i Gałkwa, to też wszyscy ' kamienicy patrzyli się tak, aż no, jak one do nas szły! Ta morowa zabawa trwała tak długo, dopóki towarzystwo fest nie zagazowało... Na tej zabawie ja z Janka użyliśmy sobie też coniemiara. Ka napki z kawiorem i sznycle stosami w naszych brzuchach znikah jak kamfora, a wszystkie resztki powcinał Szymon, który przyszedł, gdy wszyscy już po tej bibce spać się pokładli... (M. Bezłnda, Akademia Józka, Grudziądz 1934, s. 123-128) dwurzędowa ręczna harmoua " pijany "* ruski dwuwiersz - przethimtczony doslowraie na polskie brzmi: 1 czy nie pić - zawsze umrzesz. ANEKS NR 1 [... ] Nagły błysk reflektora mignął jej przed oczami, wsunęła dwie marionetki z przeciwległych końców szyny. Obie przedstawiały lwowskich batiarów, których role grali wewnątrz budki Stefan Żarski i Siwko. - Ta serwus Felek! - odezwał się pierwszy z nich - że tyż moje oczy jakiego Iwowianina ujrzały i bałakać mogę po naszemu, to już naprawdę cud nad Pełtwią! Ta nfffias cała Polska si zwaliła i my za mniejszość narodową idziemy być! Potop, można powiedzieć. Ja tyż rad że ciebie widzę, bo mam coś takiego do zmajstrowania, że sam ratusz miejski ani żadne inne ciało administracyjne temu nie poradzi a ja, lwowski batiar si podjąłem. Wisz chyba, co si dzieje. Styks wylał. - Kogo wylał? ; - Jak to kogo? Sam si wylał. - Rany Julek, to my w takiej bryndzy że si frajerzy sami wylewają? Z Kulparkowa chyba? - Ta z jakiego Kulparkowa, ta co ty, z byka spadł czy co? Ja kapuje że ty nie kapujesz ni-ni. Ty pod klasyczne gimnazjum widać nigdy nie chodził, jak ty nie wisz, co to Styks. Tb jest taka rzeka, że ona była dla starożytnych Greków i Rzymian cmentarz łyczakowski. Oni, kapujesz, nigdy Lwowa ni widzieli, to ni mogli wiedzieć jak tu jest ładnie i wyobrazili sobi, że jak kto umrze to na kajak siada i kajakiem hula na tamten świat. 340 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARAI — Kajakiem? Bój si Boga. Tbluś, na to nima zgody! Tb co mają robić ci co jeszcze kity nie odwalili? — Bali! I to si właśnie rozchodzi. Ale ci starożytni od pana profesora Ganszyńca i Kowalskiego to oni uważali, że to szykowna jest taka jazda kajakiem, a ta rzeka właśnie nazywała si Styks i si nie pomyli z naszą ulicą Sykstuską. Tb oni sobi najęli takiego przewoźnika, ostatniego wycirusa, bo żaden lepszy gość takiej roboty by si nie podjął i ten przewoźnik ma na imię Chirus czy jakoś w ten rzucik. Teraz uważaj se, bracie, co si wyrabia: ten Chirus spiknąl się z Niemcami i ma dwa złote od główki, to jemu si opłaca jak największą ilość ludzi na tamten świat tym swoim kajakiem wyprawić i dla niego wojna to najlepszy interes. — Ta pewni że najlepszy. -Ale dla ciebie ani dla mnie to żaden interes i dla całej Polski tyż j żaden interes. Tb innej rady ni ma tylko tego Chirusa schwytać, dzia- j dygę pod klucz, do ratusza albo wprost do Brygidek i szlus. Tb ty i mnie tu właśnie widzisz w charakterze zatrudnionego do tego polowania. Cały Lwów na mnie patrzy, jak ja tego Chirusa bede łapał. Odezwały się gęste brawa. Marionetki ukłoniły się publiczni > ści. Anta przez chwilę mogła oprzeć łokcie o deskę i odpocząć. Si\v ko odrzucił palcami czuprynę z czoła. Żarski zapalił szybko papie rosa i zdołał pociągnąć ze dwa hausty dymu zanim podjęli dalszy ciąg recytacji. — la Tbluś, gdzie ty będziesz u Lwowi wędkę rzucał? Nieboszczka Pełtew pod miastem płynie, zamurowana na fest niby Barbara Ubryk! — Ty durnowaty Ffelek jest, był i będzie. Tk to że tu żadnej rzeki ni ma to właśni pokazuje, że ten Chirus przewoźnik ciężki tu będzie miał orzech do zgryzienia i tu mu ni pójdzi tak łatwo jak w innych miastach Polski że nad rzekami siedzą. Ali w czym innym rzecz, uważasz, bracie - ten Styks jak go zaczęli tak bujać i chybo-tać tym kajakiem tak si zdenerwował, wziął i wystąpił z brzegów czyli wylał: Ty możesz sobi wyobrazić, co si dzieje, jak rzeka śmiercionośna wyleje. Wszyscy si przeci na Kopcu ni pomieszczą. Tak musimy taki różne arki rychtować, w te arki ładować co najważniejsze parki żeby si mogły w razie czego rozmnażać i na tym Sty- Aneks nr 10 341 ksie przyjdzie niektórym pływać, a znów inni za tym Chirasem muszą si dobrze nabiegać, naharowac, nalatać, zanim go chwycą i łeb mu ukręcą albo co. Tb ja tu sobi na niego czekam. Julek spojrzał na widownię poprzez otwór w kocu. Ludzie siedzieli uśmiechnięci, przychylnie usposobieni, skłonni do oklasków. - Tb ty tu sobi na niego czekaj, a jabym wolał do tej jakiejś arki że ty o niej bałakasz. - Ty z rozumu obrany, ni? Tk do takiej arki same najlepsze elementy si chowa, najważniej sze takie od kultury narodowej, sztuki, nauki i inne takie kawałki, to co ty by tam robił? - Za batiara lwowskiego bym był i już! Znowu uderzyły brawa. Potem cisza zapadła głęboka, ręce Anty same jakby rozochociły się, ruchy marionetek stawały się coraz bardziej gibkie i śmiałe. Opuściła ją trema i nawiedził dobroduszny spokój. Pomyślała o profesorze Raszyńcu, który zapewne był gdzieś na sali chociaż nie widziała go wchodzącego. Reflektor grzał niemiłosiernie i twarze czworga wykonawców skupionych za małą scenką płonęły od gorąca. Siwko ujął harmonię i rozciągnął jej długi wachlarz na popularnej piosence. - Hulaj bracie fajno, gdy harmonia gra... - zaintonował z tak szczerym entuzjazmem, że Anta krztusiła się od śmiechu. - Efelek, ty przymknij si, bo mi tego Chirusa wystraszysz, że na niego tu poluję. Jak si jego nie złapi to marny nasz los i nikt już więcej hulać ni będzie w tym naszym Lwowi. Pfelek posłusznie zamilkł. - Masz racje, bracie. Ja si do tej arki nie będę pchał, ale ta melodia to si tam należy. Ja ci coś powiem to ci oko zbieleje -jak ja tu szedł tak ja spotkał po drodze jedną panią, cała w czerni, żałoba myślę sobi, pewnie płacząca matka. Tb ja si nawet chciał jej ukłonić, ale patrzę lepiej, ona maskę ma na twarzy niby na reducie, to mi si żal ji zrobiło, musiała bardzo być zapłakana a jak każda kubita nawet w opatrunku chce, aby ji było do twarzy, tak ta sobi założyła maseczkę. Tb ona nagle odzywa si do mni i takim głosem gada, że mi serce na miękko si zrobiło w ty chwile, ali powtórzyć jakbym tego za nic nie umiał, to nie na batiarską gębę były słowa... <•; 342 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Aneks nr 1 0 343 Stefan przekręcił kontakt, światło na scenie zgasło, marionetki zatrzymały się nieruchomo i odezwał się głos Anty odtwarzającej słowa kobiety w czerni. - Zwołuję zewsząd dzieci moje, wołam ptaki moje, ziemie i lasy. melodie pól usianych świerszczami. Szum topoli rozmawiających z niebem. Biały deszcz płatków lecących z sadu. czerwone jabłko urodzaju... mannę słoneczników... dzwonienie kosów. Skrzyp studni, dech starych klechd i plusk świeżej wody. Lustra wielkich jezior i cień cichych wieczorów. Stukot szyn i zgrzyt dźwigów. Wo-łam kominy fabryczne i wozy jadące drogą, echo karpackie i szmer Bałtyku: wołam każde żywe słowo i imię, każdą zapisaną kiedyś kartkę i każde westchnienie tych co byli i są, wołam wszystkich i wszystko aby, słyszało mój głos i wsparło się na mnie, a ja wespn; się o nich... Lalki przedstawiające Ffelka i Tbla kiwały głowami w milczeń i 11. Wreszcie Felek rzucił ramionami z rozmachem. - Ty Tbluś, słyszał? Ona mi powiedziała że te słowa to tera/ wszędzie na powietrzu wiszą i każdy jeden je słyszy, jak tylko se na nią wspomni. Ib ja jej rąbię niepytany, że cała przyjemność po mojej stronie, że ja semperfidelis od maleńkości, że ni ma si o co strachać, bo wszyscy u Lwowi prędzej zginą niżby dali jej krzywdę zrobić i że... Nie dokończył zdania, wśród widzów zapaliły się gorące okrzyki z różnych stron sali. Trwało to długą chwilę. - No widzisz jaki ty jesteś - zdenerwował się Tbluś - ty tak gadasz, że „prędzej zginiemy niż damy krzywdę zrobić", jakby ty chałwę wcinał. A mnie wcale a wcale nie chce si ginąć, a tylko na Chirasa zapolować, żeby on miał wreszcie swój dzień ponury i deszczowy. Ta ja mam taki fajny plan jak jego upolować, że mnie krew zalewa, jak ty nic nie ciekaw tego co ja wymyśliłem i zamiast mi pomagać to ty mi o czarnej pani opowiadasz, co ja ją tak sanut znam, jak ty bo ktoby jej nie znał?... Ostatnie słowa zamącił daleki grzechot powietrza, który się wplótł w tekst i usłyszano głos syreny alarmowej. Wpadł smutną, długą nutą i nie od razu go zauważyli. Alarm lotniczy, teraz, w tej chwili, wydawał się rzeczą zbyt nieprawdopo- dobną, zbyt wyreżyserowaną, jakimś efektem sztucznym, zbyt sztucznym... Pierwszy posłyszał go Żarski. - Deus ex machina! - mruknął z radosną złośliwością, rozbawiony. - Anto - moje gratulacje! Jesteś wielkim reżyserem! Co za efekt!... Na miasto szedł nalot. Zrobił się krótki, gwałtowny ruch wśród ludzi na hali, zakołysali się na miejscach, kilkanaście głosów zawołało: Alarm! Od razu dał się słyszeć kolosalny głos Godzymy: - Jesteśmy w schronie! Zostać na miejscach! Wszyscy na miejscach! Przedstawienie odbywa się dalej! [... ] (J. Kościałkowska, Sprawa numer jeden, Londyn 1967, s. 96-100) ¦5 (i Indeks Abraham Roman 60 Akacja Józef 296 Andrus 51 Anielcia 83 Anna św. 198 AriostL. 214 Atlas 281, 283 Augnistyn-Puziewicz Janina 227, 246, 248 Baczyński Mikołaj 214 Bambetel A. (Baron Adam) 177, 178, 182, 334 Baraniecki Józef 144 Baraniecki Karol 133-154 Baron Adam zob. Bambetel A. Barszczewiez J. 175 Baziuk Aleksander 49, 153 Bem Józef 197, 198, 201 Berezowski Jerzy 163, 164, 181, 229, 248 Bezłuda Mirosław 36, 152, 255, 256, 260, 261, ,„ 263-266,296,297,338 Białecki Marek 231 Bialoń 62 Bielecki Tadeusz 136, 154 Bielicki 258, 259, 335-338 Biesiadeccy 194 Bitschan Jurek 70, 253-255, 272 Bobrownicka M. 11 Bogusławski Wojciech 78, 211, 212 BojczukL. 22 BolkotJan 78 Bombach 52, 63, 82, 149, 200, 207, 214 Borowczyk K. 11 Borth Rudolf Antoni 22,24, 30, 37, 187, 244 Bosan 69 Botriakow Walery 300 Braiter Bronisław 151, 183, 184, 188, 244 Bratkowski 151 Bmchnalski Wilhelm 227 ... Brzoza Jan 43,68 ,,'-¦¦ .¦¦¦..¦;¦ 346 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Budzyński Janusz 298 Budzyński Wiktor 64, 66, 70, 116, 160, 161, 177, 272, 273, 298 BukowskiK. 70 CelarekA. 130 Cheiuk Andrzej 232, 245, 280-289, 291, 294, 298, 299 Cheiuk Tadeusz 286 Chirus Jaśko 87 Chrzanowski Zbigniew 300 Ciuchraj Jóźko 7, 78-87, 89, 90-92, 94, 95, 97-116, 118, 119, 130, 131, 151, 158, 161, 162, 301, 303 Czaban 194 Czarniecki Stefan 269 Czerny Stanisław 160, 161 Czóhraj 87 Czupa Ludwik 249 Długosz Jan 272 Doll-Olpiński Adolf 41, 113-115, 117-119, 152, 162, 181 Domanik 246 Dominik E 212,247 Duda-Morena Michał 191, 192, 244 Dulębianka Maria 206, 245, 246 Dunin-Wąsowiez Jerzy 201-204, 245 Dusza D. 296 Dyrdyk Cesiek 120, 320 Dzieduszycki Wojciech 134 Dzięgiel Leszek 219, 235-237, 241, 247, 249 Elżbieta św. 65, 160 Estreicher Karol 50, 51, 69 Fabiański Tadeusz 164, 181 Felsztyn Tadeusz 205, 245 Flap 161 Flip 161 Franciszek Józef 289 Franek 127-130,262 Franko Iwan 45, 68 Fredro Aleksander 269 Frybes Stanisław 148 Fryling Jan 53, 69, 212, 213, 215, 216, 245, 246 Gałek 335 Gaikowa 335, 336, 338 Gałuszka 287 Gambrinus 214 Ganszyniec 340 Gojfresser Jojne 78 Goliński Leszek 273, 274, 298 Goszczyński Seweryn 269 GramskiM. 249 Groński Ryszard Marek 67 Graby 85 Gurący Józku 79 Gwiżdż Walerek 131 Habela Jerzy 11, 40, 51, 54, 55, 59, 68, 69, 70, 149, 150, 153, 246, 297, 302 Halski Ludwik (Ludwikowski) 68, 148 indeks 347 Hausvater Piotr 295, 300 Hemar Marian 164, 267-270, 275, 278, 297 Hołmer 146 Holender Tadeusz 277, 298 Hollanek Adam 227, 228, 248 HonelskiJ 23 Hrabyk Klaudiusz 145, 156 Hrinczenko B. 36 Hryciuk Grzegorz 121, 152 Hunyadye Ferenc 32 Jabłonowscy 211 Jadwiga 15, 211 Jahn Alfred 43, 44, 68, 240, 241, 249 Jakubski Antoni 203,245 Jan z Bajek 78, 79, 98, 149, 151, 181 Jan z Dukli 59,293 Janicki Jerzy 160, 161, 164, 181, 218, 247, 248, 300 Janielcia 82, 83 Jantosia 78, 79, 83 Jaworska M. 246 Jeż Teodor Tomasz (Miłkowski Zygmunt) 18, 36 Jędrzej 75, 76, 148 Jotko 128, 130, 153 Juffy Karol 68 Kalasanty z Bajek 148 Kaltenbergh Lew 53, 55, 68, 69, 238-240, 248, 249 Kamieński Autek 192 Karaszewicz Tbkarzewski Michał 254, 296 Karłowicz Jan 13, 36 Karol Ludwik 193 Karolcia 63, 83 Kielanowski Leopold 268, 269, 273, 298 Kiliński Jan 95 Kitschman Adolf 148 Kiiobloeh 283, 285, 299 Kopiec Romek 283 Kordecki Augustyn 197 Ko ściałkowska-Węgrzyńska Janina 270-272, 297, 298, 343 Kościuszko Tadeusz 327 Kowalczuk Jerzy 242 Kowalska 222 Kowalski 340 Kozaczewscy 225 Kozaczewski Fredek 224 Kozaczewski Kaziu 222 Krąjewski Adam 185, 186, ¦*¦* 209, 244, 246, 248 Krasulski Tbniek 286 Knimłowski 212 Krupowicz Maurycy 36 KryńskiA. 13, 36 Krzeczunowicz Kornel 23-25, 27,34,37, 194 Krzyżewski Tadeusz 61,70, 71,73,75,76,78, 115, 125, 148, 149, 152, 155, 163,167,175, 181, 182 Kułak Teresa 9, 11 Kulik Jóźko 36, 112, 256-264 Kuniczak Stanisław 136, 138, 139, 141, 142, 145, 155, 156,205,245 Kurka Antoni 50, 69 348 Urszula Jakubowsca MIT LWOWSKIEGO BATIARA Indeks 349 r Kurzowa Zofia 5, 11, 13, 14, 34, 36, 40, 51, 54, 55, 59, 68, 69, 70, 110, 149, 150, 153, 233, 234, 246, 260, 297, 302 Kuśniewicz Andrzej 289, 299 Legeżyński Stefan 168, 182 Leliwa Kamila 216, 217, 246 Lepiężny 278 Lewik Włodzimierz 22 Linde Samuel Bogumił 72 Lisiewicz Mieczysław 193, 200, 244, 245 Lisiewicz Teodozja 29, 37, 206, 245 Lloyd George Dawid 208, 253 Lorenz Konrad 199, 245 Lubański Staszek 278 Ludwikowski (Halski Ludwik) 11, 46, 68, 148 Lufcik Guścio 113 Lwowczyk J. (Mokrzycki Jacek) 149, 248 Łącki Eliasz 59 Łempicki Zygmunt 227 Łomaczewska Danuta 296 Macedoński Aleksander 20 Machowski Stanisław 159, 162, 181, 182, 304 Majewska Wanda (Włada) 160 Makolągwa Antek 212-214 Makolągwa Bazyli 91 Makowski K. 11 Makuszyński Kornel 210, 246, 253 MalinowskiZ. 237,238,249 Mamezur Maria 146,156 Marynowski Jóźko 42, 48, 49, 62, 70 123 Masior Jerzy 293, 300 Mendel 81,82,115 Mekarska-Eozłowska Barbara 42, 48, 49, 52, 53, 58, 65 68, 69, 70, 206-212, 246 Mękarski Stefan 155 Mishałowa: Łyczakowa 91 Mishotek Jerzy 66, 70, 163, 181, 229-233, 248, 302, 305, 307 Migacz Szcjepko (Szczepko) 168 Mikolasz 77 Milkowski Zygmunt (Jeż Tbmasz Teodor) 18, 36 Mińcia 217,218 Miński J. 182 Misiło Eugeniusz 155 Miśku Paniaga 177-179, 182 Mcikrzycki Jacek 28, 78, 149, 233, 234, 248 MolikM. 11 Morowy Jóżko 89 Mroezko Marian 181 Mussolini Benito 234 Naftuła Topfer 74, 91, 150, 230 Nahlik Stanisław B 163,181, 194-196,244 Nastuńcia 83 Naszkowski Marian 221, 247 Nerczyński Józef 43, 68, 188-191,244 Neumauer Ferdynand 112, 152, 255, 296 Niedźwiedzki J. 13, 36 Nowakowski Roman 180 Ojrzyński Zdzisław 204, 245 Olcha-Nowotarski Tadeusz 29, 37 Olpiński (Doll-Olpiński Adolf) 113, 115, 118 Onufry 73, 148 Opałek B. 299 Opałek Mieczysław 16, 36 Osiadacz Michał 146, 147, 156 Ostrowski Stanisław 139 Pajączakowski Franciszek 244 Paniaga Miśku 177 Parandowski Jan 221,247 Pat 161 Pataszon 161 Pater Maria 249 Paweł św. 93, 188 PawelczykP 11 PelcKuba 210 >' Petr Juliusz S. 158, 159 Pęcak Bazyli 97 Piątkowski B. 152 Piątkowski 73, 148 Piłsudski Józef 166, 230, 260, 326 : Piotr św. 93, 126, 188 Pławicki Szymon 271 " Podbipięta Longin 202 Popiel Zofia 164, 181, 217, ,' 246 ! Poręba S. 296 i Potocka Belka 194 '¦ < Potocki 242 Prąjs-Bristigerowa Julia 278, ' 279, 298 Prażuch Jantosia 83 Prusinowski Jan 36 Ramułtowa 288 Raszyniec 341 Rawska-Mrożkiewicz Maria 219, 220, 247 Rollauer Jakób 39, 41, 42, 45-49, 51, 54, 55, 56, 64, 68, 70, 112, 302, 303 Romer Eugeniusz 272 Różewicz M. 179 Rudnicki Józef 204, 245 Ruziński Kazimierz (Ryś K.) 62,70 Rychlewski Kazimierz 23 Ryś K. zob. Ruziński Kazimierz Sapieha Leon 198 Schleehter Emanuel 182 Schleyen Kazimierz 21, 25-27, 30-32,34,37, 136, 137, 142, 152, 154, 177,246, 302, 325 Schnur-Popłowski Stanisław 17, 36, 50, 51, 69, 185, 244 Schneider 39 ScottAlek 175 Seiffert-Nauka Irena 11,127, 128, 153,154 Sieinieńsey 194 Sienkiewicz Henryk 201, 205 350 Urszula Jakubowska MIT LWOWSKIEGO BATIARA Indeks 351 Siwko 339-341 Skalska Danuta 178, 179, 182, 243, 249 Skorupa Ewa 76, 148 Sobieski Jan III 166, 182, 217 Soraya 20, 27 Spuohlcek 114, 115, 283-285, 299 Stahl Zdzisław 139-141, 155 Staniuk Henryk 77 Staszic Stanisław 195 Stefan św. 30 Steinbeck John 239 Stronczak C. A. 21 Stryjkowski Julian 275, 276, 277, 278, 293, 298 Szaehin-Szach 27 Szczepan św. 160 Szczepko 7, 61, 112, 116-120, 130, 133, 134, 135, 137, 140, 143, 152-154, 157-171, 173-179, 181, 217,236,271,282,286, 301, 325 Szeptyccy 197 Szewc Piotr 298 Szolginia Witold 5, 6, 11, 14, 16, 17, 36, 66, 149, 152, 157, 158, 160, 161, 165. 172-176, 181, 215, 218, 219, 221, 223-228, 242-244, 247-249, 289-293, 299, 301, 302, 304 Sztybulet Józku 177 Szygowski Juliusz 49, 69, 196-201, 245 Scibor-Rylski Aleksander J. 139, 155 Śniadecey J. J. 242 Świerk Michalińcia 83, 93, 112,113 Talowski 160, 232, 281-283 Tarlerski Ernest 232, 281-283 Tau Staszek 229 Tazbir Janusz 11 Teliczkowa 230 Tbodorowiczowie 194 Tblu z Łyczakowa 271, 299 Tbmaszewski A. 298 Tbmaszewski Tadeusz 238, 249 Tbńko 7, 61, 112, 116-120, 127-130, 133-135, 137, 140, 143, 152-154, 157-171, 173-179, 181, 217, 236, 247, 248, 271, 282, 286, 301, 325 Tbpolski Jerzy 9, 11 Tbrosiewiczowie 194 Treszka Adam 139, 141, 155 TYębicki Kazimierz 138, 139, 141, 155 Trzciński 260, 262, 267 Tuwim Julian 164,292 Tytyłyta Tbńko (Tbńko) 168 Ubiyk Barbara 340 Uhma Stefan 40 Ułaszyn Henryk 51, 69 UstrzyckiJ. 296 Vogelfanger Henryk 116,118, 119, 152, 158-161, 164, 165, 169, 173, 175, 177, 181,182,247 Wadwicz J. (Węgrzyńska- -Kościałkowska Janina) 270 Wagner Marian 23, 27-30, 37, 40, 56, 68 Wajda Kazimierz 116, 118, 119, 152, 158, 160, 161, 164, 169, 173, 175, 177, 181, 182 Walerek 130-133 Waliwender Miećku 120, 124, 152, 319 Wars Henryk 175 Wasilewski Antoni 174,182, 246 Wasiński 194 Wasylewski Stanisław 15, 16, 23, 28, 30, 36, 37, 68, ; 162, 174, 181, 208, 211, 212 Wasylkowski Janusz 14, 36, 39, 41, 45, 60, 68, 87, 118,211,212,246 Wędrowny Stefan 39, 68 Wędrowski Cezary 33, 34 Węgrzyńska-Kościałkowska Janina (J. Wadwicz) 270 Wieniewski Ignacy 19-24, 30, 37, 220, 247 Wierzyński Kazimierz 280, 298 Wilczur Jacek E. 122, 153, 237, 249 Wittlin Józef 225-227, 248, 302 W)jnar Jerzy 179 Wfojnowski Jan 298 Wołoszewicz G. 182 Wrzesiński Wojciech 11 Wyka Kazimierz 154 Zagajewski Adam 294, 295, 300 Zagórska Aleksandra 253, 296 Zagórski Adam 68 Zagórski Stanisław 254 Zahaczewśki Jewstahij 15, 36, 248, 295 Zaidler Aloizy 195, 196 Zakrzewska Helena 251, 252, 296 ZakrzewskiA 245 Zalewajko Marcin 84, 85, 89, ^ 90, 92, 98, 99, 100, 102, 103, 105-112, 116, 130, 161 Zalewska Halina 160 ' Zalewski 193 Zaliwajko Staszek 84 Załęski J. 20, 37 Zamaszysty Jaśku 80, 81 Zbierzchowski Henryk 63, 253, 281, 282, 296, 299 Ziejka Franciszek 11 Zieliński Zdzisław 242 Zosia 83 Żarski 339,340,343 Żygulski Kazimierz 238, 249 Spis treści Wstęp........................................................................ 5 Rozdział I: Rodowód................................................. 13 Rozdział II: W piosence............................................ 39 Rozdział III: Prasowy wizerunek.............................. 71 Rozdział IV: W radiu i filmie..................................... 157 Rozdział V: Na kartach wspomnień........................... 183 Rozdział VI: Literackie wyobrażenia........................ 251 Zakończenie.............................................................. 301 Aneksy...................................................................... 305 Indeks....................................................................... 345 * Urszula Jakubowska ukończyła studia historyczne w Uniwersytecie Gdańskim, gdzie w 1978 roku uzyskała stopień doktora. Od 1979 roku pracuje w Instytucie Badań Literackich PAN. Przez wiele lat była sekretarzem i zastępcą redaktora naczelnego „Kwartalnika Historii Prasy Polskiej". Zajmuje się badaniami dziejów Polski XIX i XX wieku. Opublikowała m.in. rozprawy o „Gazecie Warszawskiej" w okresie II Rzeczypospolitej (1984) i prasie Narodowej Demokracji w czasie zaborów (1988). Interesuje się także historią Lwowa. W 1991 roku wydała książkę Lwów na przełomie XIX i XX wieku. Większość lwowian, którzy zmuszeni zostali do opuszczenia swojego miasta, łączą bardzo osobiste związki z lwowskim batiarem. Proces mitologizowania batiara - postaci pierwotnie negatywnej - rozpoczął się na początku XX wieku dzięki lwowskiej prasie, wydawcom zbiorów piosenek. Miały w nim swój udział radio, film, a także literatura piękna międzywojnia. Jest to jednak książka nie tylko o tworzeniu mitu batiara i jego transformacjach, ale próba zrozumienia ludzi, którzy się w ten proces zaangażowali i pokazania okoliczności, w jakich się on odbywał. I ISBN 83-87456-12-8