Wszystkie nasze dzienne sprawy Ks. Mieczysław MALIŃSKI Wszystkie nasze dzienne sprawy WROCŁAW 1998 IM PRIM ATUR Kuna Metropolitalna Wrocławska L.dz 1539/98— 15 lipca 1998 r •fHenryk Kard Gulbmowicz Arcybiskup Metropolita Wrocławski Projekt okładki Izabela Świerad Ilustracje Irena Rozańska Korekta Anna Kowalska-Grygajtis Skład i łamanie Piotr Badyna TUM Wydawnictwo Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej 50-329 Wrocław, pl Katedralny 19, tel /fax 22-72-11 Tjf ISBN 83-86968-58-3 Drukarnia Tumska — Wrocław, zam 26/98 S S -S t- Sf • l" '"• NA PUSTKOWIU Czas adwentu. Ziemia chwycona przymrozkiem, przyprószona szronem. Mgła. Nieruchome powie- trze, bez podmuchu wiatru. Nagie drzewa, druty ga- łęzi. Szare niebo wiszące nisko nad ziemią. Przej- mujące mokre zimno. Ludzie poruszają się jak we śnie. Na wszystko to patrzysz jakby z oddali. Jesteś nie- obecny, bo w tobie pustka. Nawet nie smutek, po prostu odrętwiałość. Nawet nie obojętność, tylko nieczułość. Wykonujesz mechanicznie swoje czyn- ności, pracujesz, załatwiasz, rozmawiasz - aż się dziwisz, że cię na to stać. Nie czujesz wiary ni na- dziei, nie czujesz miłości. Nie czujesz ludzi, nie czu- jesz Boga. To jest twój czas Adwentu, który przypada czasem na okres liturgiczny, a czasem poza nim. I POCZĄŁ GO KUSIĆ To przychodzi na ciebie nieoczekiwanie, kiedy się najmniej spodziewasz - w największym rozgwarze zabawy lub gdy wieczorem ulicą wracasz do domu, podczas rozmowy z kimś najbliższym lub gdy za- mykasz za sobą drzwi pokoju: nagle zaczynasz ro- zumieć swoją samotność. Jak ręka spadająca bezwładnie po szczeblach dra- biny... Jak tonący, który wie, że dna stopami nie dosięgnie... Obyś wtedy miał siłę uwierzyć, że nie jesteś sam. ZNALAZŁAM DRACHMĘ Musi cię wciąż nurtować pytanie o sens życia: cze- go chcę, na co liczę, co pragnę osiągnąć? Czy od- kryłem wartości, z których nie chciałbym nigdy zre- zygnować, za które jestem gotów oddać wszystko? Nie dziw się, że nigdy nie jesteś spokojny, jak bywa ten, co znalazł. Bo odpowiedź na te pytania dać moż- na tylko całym życiem. BIADA WAM BOGACZOM, BO MACIE POCIECHĘ WASZĄ Im bardziej mamy gdzie mieszkać, co jeść, w co się ubrać, tym wyraźniej staje przed nami pytanie: po co żyć? Ale wykręcamy się od niego. Udajemy zaję- tych swoimi troskami, zaaferowanych rozlicznymi kłopotami. Spychamy to pytanie w rejestr spraw od- kładanych do późniejszego załatwienia, gdy będzie- my mieli spokojną głowę. I może się zdarzyć, że odniesiesz sukces: przestanie cię dręczyć to pytanie. Pozostaną tylko sprawy jesz- cze lepszego mieszkania, ubrania, jedzenia. 10 KRÓLESTWO BOŻE PODOBNE JEST DO SKARBU UKRYTEGO W ROLI Gdzież jest świat pełen słońca, śmiechu, przyjaźni, beztroski, zdrowia? W Londynie mówią, że to w No- wym Jorku; w Nowym Jorku mówią, że w Kalifor- nii; w Kalifornii mówią, że to w Paryżu i w Rzymie; w Rzymie i w Paryżu mówią, że w Londynie. Ale gdzieś jest świat pełen szczęścia. 11 ODSZEDŁ I POWIESIŁ SIĘ Jak żyć? Na zasadzie przeliczania? Dawać kopiato, którym się dawać opłaci; odcinać się od tych, którzy na nic się już nam nie przydadzą; wyciągać od każ- dego-, ile się da; nie zdradzać się z niczym, żeby ktoś nie skorzystał i nie przerósł nas; chwalić tych, któ- rzy są daleko; nie powiedzieć dobrego słowa o tych, którzy mogą stać się rywalami; zniszczyć ich za ple- cami, zanim wyrosną na przeciwników. Tak żyć? 12 PRZYPROWADZILI MU OPĘTANEGO Z czym ci się wszystko kojarzy? Z seksem, pieniędz- mi, karierą, sławą? Co cię opętało, że ze środka uczy- niłeś cel, że w szczególe zobaczyłeś istotę, sens ży- cia? I czy z tego zdajesz sobie sprawę? 13 JA PRZYJDĘ ; Wyglądanie przez okno, nerwowe spoglądanie na ze- garek, niecierpliwe kroki po pokoju. Albo tęsknota: czekamy na kogoś, czekamy na coś. Są rozmaite cze- kania - te wyraźne, niecierpliwe i te głęboko ukryte, ale nie mniej ciężkie. Życie ludzkie składa się z czekan. Spośród różnych czekan jest jedno czekanie najważ- niejsze, wspólne wszystkim - czekanie na Boga. 14 9 A ZNAJDZIECIE ODPOCZNIENIE Jesteśmy jak ćmy tłukące wieczorem o żarówki. A Pan Jezus Frasobliwy podparł ciążącą Mu głowę i patrzy na niepokój człowieczy. Kiedy przyjdzie ukojenie? Rozbity wóz, na brzegu szosy leżące ciało. Spod ga- zety widać twarz. Jakiż w niej głęboki spokój. Do- piero teraz? 15 10 11 ŚWIATŁOŚĆ PRZYSZŁA NA ŚWIAT ODDALIŁ SIĘ NA OSOBNOŚĆ Żyjemy w półtonach, w półcieniach, w szarościach. Dobre czyny nakładają się na wątpliwej wartości intencje, z jasnymi zamiarami łączą się fałszywe podteksty, ostrożność rozmazuje się w tchórzostwo, poświęcenie w wyrachowanie, roztropność w spryt, prawdomówność w obmowę, odpoczynek w leni- stwo, oszczędność w skąpstwo, szczerość w brutal- ność, sprawiedliwość w okrucieństwo. I niepostrze- żenie coraz głębiej przesuwa się granica cienia, coraz bardziej szarzeją barwy, zatracamy poczucie zła; dopiero gdy się stanie, uświadamiamy sobie, że to zło, że to od dawna już było zło. Aż przejdzie obok nas jakiś wielki dobry czyn -ja- kaś miłość - światło - w którym ujrzymy wszystkie barwy w całym natężeniu i zawstydzimy się naszej szarości. Każdy z nas jest jak dziecko, które idzie przez mia- sto. Dużo ulic, masa wystaw. A na jednej radia, a na drugiej pajac, a na innej cukierki. Przy krawężniku stoi samochód, jakiś nowy model. Na płocie plakat kolorowy. Wielkimi literami wypisane zawody spor- towe. Ale czy wiesz, po coś wyszedł i dokąd idziesz? Może być i sport, i samochód, ale czyś nie stracił celu z oczu? Każdy z nas jest jak turysta. W oddali ośnieżony szczyt, gdzieś szemrze potok, na stoku wśród lasu polana. Ale czyś nie zgubił szlaku? Może być i po- tok, ale czy dobrze idziesz? 16 17 12 NIECH WEŹMIE KRZYŻ SWÓJ Gdzieś w mroku niepewności wciąż jeszcze tli w to- bie nadzieja, że twoja umiejętność życia i oszczę- dzania się nie dopuści do ciężkich chorób i kalekiej starości. • •'*? >}*'•'* -' Gdzieś w mroku niepewności wciąż jeszcze tli w to- bie nadzieja, że twoja mądrość życiowa uratuje cię od krzywd, które mogą wyrządzić ci ludzie. I choć idziesz przez pustynię bezwodną, i choć nic ci nie zostało oszczędzone, nic podarowane - gdzieś w mroku niepewności tli w tobie nadzieja. ABY OSIĄGNĄĆ ŻYCIE WIECZNE A gdy już sobie wszystko ułożysz, nagromadzisz, zbudujesz, przyklepiesz, wywindujesz się i rozgo- ścisz, On ci to wszystko zdmuchnie, strąci ci twoją czapkę tytułów z głowy, bogactwa zamieni w popiół. Ale ty z uporem będziesz z powrotem składał rozbi- te skorupy, zlepiał papierowe korony, z powrotem wspinał się na piedestał - i gdy na nowo zbudujesz swoje królestwo i zaczniesz w nim panować, On ci po raz wtóry je zniszczy. I tak ci będzie wciąż nisz- czył i w piołun zamieniał słodycz i w popiół bogac- two, w nicość twoje plany. - Żebyś zrozumiał. 18 19 14 15 ABY CHOĆ RĘKĘ NA NIE WŁOŻYŁ SYNOWIE TEGO ŚWIATA W nieskazitelnie białej koszuli, dokładnie zapięty. Bijący brawo jedną ręką. Oglądacz wystaw, kin, ko- ściołów, mszy świętych, dusz ludzkich, ich cierpień i radości. Nie dotknięty, nie naruszony. Przyglądają- cy się pobłażliwie rym, którzy jak ćmy spalili sobie skrzydła w ogniu. Pełen satysfakcji, że ciebie to nie spotkało - że nie dałeś się nabrać. Z konwencjonal- nym uśmiechem, w który ani ty sam, ani nikt nie wierzy. Rozmawiasz z pozorną powagą o pogodzie i spędzonym urlopie. Ale ciebie nie ma: jesteś do- skonale nieobecny. I oni wiedzą, że ciebie nie ma. Jest tylko ściana: twoja pogarda. A tyś ukryty w wie- ży z kości słoniowej, nastawiony na przeczekanie burz, które przewalają się nad twoim niebem. A naprawdę to jesteś skrzywdzonym dzieckiem, ob- rażonym na ludzi i na świat, które ze s woj ą krzywdą poradzić sobie nie umie - które nie umie przebaczyć. Na co cię jeszcze stać? Czy na to, żeby potem przyjść, uścisnąć rękę i powiedzieć: Słuchaj, stary, ale byłeś wspaniały. My, kibice, oglądacze, turyści życiowi, którzy zajęli stałe miejsce nie na arenie, ale na na widowni. Z ha- słem naczelnym: Nie dać się wciągnąć, nie zdradzić swoich myśli, zamiarów nawet uśmiechem, nawet ruchem brwi, a już nigdy słowem. I patrzeć, jak so- bie łby urywają. A potem - marzysz - gdy się wszyst- ko skończy, gdy załatwią twoje sprawy swoimi rę- kami, gdy zaczną wynosić trupy bohaterów, wtedy ty, ściskając im w przejściu dłoń i nakładając wie- niec laurowy, będziesz wiedział, jak siew życiu usta- wić. Powiesz, że obraz to za surowy, że gdy o wiel- kie sprawy chodzi, nie muszą cię szukać. Wtedy nie zawiedziesz. A włączać się w głupstwa szkoda cza- su i energii, a nade wszystko szkoda ryzykować. Tylko przyznaj: jakoś tak się dziwnie składa, że na twojej drodze wciąż nie ma tych wielkich spraw. 20 21 17 ZDAJ SPRAWĘ Z WŁODARSTWA TWEGO I POCZĄŁ SIĘ ROZLICZAĆ Inaczej się gra, jeżeli w swojej, może nawet nijakiej, talii kart ujrzy się wielką kartę. Tylko rzecz w tym, żeby chcieć nią zagrać. Czyś już zagrał swoją życiową kartą? Bo jeżeli tak i jeżeli ci się udało, to musisz przyznać, że teraz ła- twiej jest żyć. Bo pamięć tej wielkiej chwili rzuca blask na całe dalsze życie. Dodaje odwagi, wspania- łomyślności, daje poczucie godności. A może jeszcze jesteś przed tym wydarzeniem? Uważaj, żebyś pod koniec życia nie spostrzegł, że tę wielką kartę wciąż kurczowo trzymasz w rękach. Do momentu, gdy ci ją wyjmą i odrzucą. Gdybyś wiedział, ileś dostał i ile masz zyskać; za co jesteś odpowiedzialny, a co już ciebie nie doty- czy, czym nie musisz się przejmować. Gdybyś wie- dział. Ale ty nie wiesz. Nie wiesz, gdzie się kończy granica zmęczenia, a gdzie się rozpoczyna lenistwo; jak długo potrzebujesz odpoczynku, a gdzie jest już czasu marnowanie. Ile pracy brać na siebie, a ile przerzucać na swoich współpracowników. Dokąd są wyrzuty sumienia, a kiedy rozpoczyna się chora wyobraźnia. I jesteś wciąż rozdarty, pozostawiony w niepewno- ści. I nikt cię nie potrafi od tych wątpliwości do końca uwolnić. 22 23 18 19 W DRODZE Doczekać się nie możesz, kiedy wreszcie znikną ostatnie rusztowania, wykopy, zwały cegieł, góry piachu, hałdy konstrukcji stalowych - kiedy wresz- cie twój świat będzie uporządkowany. Doczekać się nie możesz, kiedy wreszcie wyjdziesz na twoje upra- gnione piętro, gdzie będziesz spokojnie mógł urzę- dować. Ale takiego świata nie ma. A naprawdę wtedy, gdy kładziesz kolejną cegłę twojej stabilizacji, musisz równocześnie przewidywać, jak ją zdemontować. I umrzesz wśród zwałów nie uporządkowanych spraw, gór nie wykończonych prac, ciągle przebu- dowując swoje życie. PÓKI ŚWIATŁOŚĆ MACIE Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej klepsydry. 31? ^f Ile jeszcze lat. Hę jeszcze miesięcy. Ile jeszcze go- dzin ci pozostało. Czy ty masz świadomość czasu? Jak żyjesz? Jaki procent tego czasu poświęcasz na sprawy ważne, którym się oddałeś, w które jesteś zaangażowany? Czy masz takie? A może życie ci cieknie z godziny na godzinę na niczym: Na jakimś gadaniu. Na jakimś jedzeniu. Na jakimś chodzeniu. Na jakimś odpoczywaniu. A później przyjdą lata - one już przychodzą - kiedy będziesz się zajmował łataniem swojego rozlatującego się organizmu. Skon- centrujesz się na lekach, metodach, sposobach lekar- skich - na podtrzymywaniu życia, a właściwie we- getowania: powiększania ilości twoich pustych dni. Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej klepsydry. 24 — Wszystkie nasze... 25 f 18 W DRODZE Doczekać się nie możesz, kiedy wreszcie znikną ostatnie rusztowania, wykopy, zwały cegieł, góry piachu, hałdy konstrukcji stalowych - kiedy wresz- cie twój świat będzie uporządkowany. Doczekać się nie możesz, kiedy wreszcie wyjdziesz na twoje upra- gnione piętro, gdzie będziesz spokojnie mógł urzę- dować. Ale takiego świata nie ma. A naprawdę wtedy, gdy kładziesz kolejną cegłę twojej stabilizacji, musisz równocześnie przewidywać, jak ją zdemontować. I umrzesz wśród zwałów nie uporządkowanych spraw, gór nie wykończonych prac, ciągle przebu- dowując swoje życie. 24 19 PÓKI ŚWIATŁOŚĆ MACIE Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej klepsydry. Ile jeszcze lat. Ile jeszcze miesięcy. Ile jeszcze go- dzin ci pozostało. Czy ty masz świadomość czasu? Jak żyjesz? Jaki procent tego czasu poświęcasz na sprawy ważne, którym się oddałeś, w które jesteś zaangażowany? Czy masz takie? A może życie ci cieknie z godziny na godzinę na niczym: Na jakimś gadaniu. Na jakimś jedzeniu. Na jakimś chodzeniu. Na jakimś odpoczywaniu. A później przyjdą lata - one już przychodzą - kiedy będziesz się zajmował łataniem swojego rozlatującego się organizmu. Skon- centrujesz się na lekach, metodach, sposobach lekar- skich - na podtrzymywaniu życia, a właściwie we- getowania: powiększania ilości twoich pustych dni. Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej klepsydry. -Wszystkie nasze... 25 KTO WAS PRZYJMUJE, MNIE PRZYJMUJE Pozamykaliśmy drzwi naszych mieszkań i pozasu- waliśmy storami okna. Odcięliśmy się od ludzi i ki- j simy się. we własnym sosie. W najlepszym wypadku tkwimy bez końca w gronie tych samych ludzi, gdzie z góry od lat już wiadomo, co kto wie i co kto po- wie. Wygodnie nam na tym wygniecionym foteliku, mamy poczucie własnej wartości. A przyznać się nie chcesz, że boisz się wartościo- wych ludzi, bo przy nich ujawniają się twoje braki - • przy nich czujesz, jak bardzo nie dostajesz pod każ- dym względem. Unikasz ich, bo kontakt z nimi zmu- sza cię do skupienia, uwagi, wysiłku, żąda od ciebie pracy, zmiany, odnowy. Głupiejesz. Bo się odciąłeś od ludzi - od Boga, któ- ry w ich postaci do ciebie chce przyjść. 26 KTO BY ZGORSZYŁ JEDNO Z TYCH NAJMNIEJSZYCH Co chcesz dać światu? Jaki kształt chcesz na nim odcisnąć? Jak chcesz wychować swoje dziecko, przy- jaciela? Na człowieka? Na operatywnego człowie- ka, na zręcznego człowieka, na zaradnego człowie- ka, na człowieka umiejącego pracować, zachować się? Ale co te słowa u ciebie znaczą? Jaka filozofia życiowa za nimi się kryje? Filozofia człowieka, któ- ry nie pozwoli się zagryźć, a który zagryza spokoj- nie tych, którzy mu stają na drodze, czy też człowie- ka, który chce czynić dobrze? To dajesz światu, czym sam jesteś. Nie skryjesz się za kurtyną swoich słów. Wychowujesz twoje dziec- ko, przyjaciela, ludzi, z którymi obcujesz, na kształt swojej osobowości. 27 22 I ŚWIATŁOŚĆ ZEWSZĄD ICH OŚWIECIŁA Czy słyszysz poprzez hałas ulicy ludzki gwar, krzy- ki, śpiewy, narzekania, śmiechy, przekleństwa, po- przez codzienne odgłosy życia - czy słyszysz śpie- wy anielskie? Czy dostrzegasz wśród świateł , ulicznych, wystawowych neonów, okien kamienic, ' reflektorów samochodowych - Jego gwiazdę? Przyszedł, aby nam pomóc żyć: żeby poprzez naszą małość, podłość, nędzę, poprzez chęć prześliźnięcia się przez świat w wygodzie i spokoju potrafiła się przebić nasza wspaniałość; żebyśmy, mali sprycia- rze, potrafili rzucić na szalę służby Dobru - siebie samych. * 28 CZEKAJĄCY NA PRZYJŚCIE Okna już wymyte, kurze pościerane, zrobione świą- teczne pranie. Udało się dostać płaszcz zimowy, przy- szły na czas buty. Ryby są. Wszystko popieczone. Jeszcze tylko podłogi wypastować, pójść do fryzje- ra, no i to by było chyba wszystko. Gdyby ktoś z da- leka patrzył na nasz glob, byłby zaskoczony tym go- rączkowym przygotowywaniem, tym rosnącym z dnia na dzień jak lawina ruchem w sklepach, tym gwałtownym praniem, pieczeniem, gotowaniem. Do czego się tak przygotowują? Kto ma do nich przyjść? 29 24 WRÓCILI WIELBIĄC I CHWALĄC BOGA Sprzątaj, froteruj, ścieraj kurze, gotuj, piecz. Kolę- duj, kupuj drzewko, lep zabawki, rób wydmuszki, złoć orzechy, przywiązuj nitki do ogonków jabłek. Buduj szopkę, sklejaj żłóbek, wycinaj drzewa, gwiaz- dę i owieczki, pasterzy i królów, Maryję, Józefa i Dzieciątko. Kolęduj. Ubieraj choinkę, wieszaj łań- cuchy, włosy anielskie, przyczepiaj świeczki, sztucz- ne ognie. Kolęduj. Pisz listy i kartki do ludzi, któ- rym się należy znak twojej pamięci. Przygotuj prezenty pod drzewko. Przykryj białym obrusem stół, podłóż siano. Ubierz się odświętnie, zasiądź do sto- łu wraz z twoimi bliskimi. I kolęduj przy żłóbku, kolęduj pod drzewkiem, kolę- duj w kościele. Aby twoje mroczne wnętrze wresz- cie rozjaśniało Światłem. Aby twoje tępe uszy wresz- cie usłyszały Głos. Aby w twoim sercu narodził się Jezus. l 30 25 ZOSTANĘ Z WAMI Twoje święta. To jest tak jak wtedy, gdyś był dziec- kiem. I w swoim odświętnym ubranku, które cię nie- co uwierało, podchodziłeś do drzwi pokoju, naciska- łeś klamkę i czując jej chłód w swojej dłoni, powoli, ze wzruszeniem otwierałeś. Przez powiększającą się szparę ujrzałeś stół zasłany białym obrusem i leżące na nim opłatki, w głębi drzewko jarzące się blaskiem kolorowych świec, przybrane zabawkami, łańcucha- mi, bańkami, włosami anielskimi - i przepełniony lękiem, aby nie spłoszyć tej tajemnicy, na palcach wchodziłeś do odświętnego pokoju. Od tamtych lat tylko tyle się zmieniło, że stałeś się bezceremonialny, rubaszny, zamaszysty, że przytę- piałeś. Wszystko inne zostało takie samo. Te same obrzędy, zwyczaje, gesty, obrazy, słowa, pieśni ->• odblaski Rzeczywistości, która się za nimi kryje. Wchodź w twoje święta jak wtedy, gdy byłeś dziec- kiem - z szacunkiem, na palcach, by ci się objawiła tajemnica, jaką kryj ą j ej symbole. 31 26 NADSZEDŁ CZAS ROZWIĄZANIA I PORODZIŁA Nie wystarczą życzenia wszystkiego najlepszego, wszelkiej pomyślności, aby rodzicom dzieci się do- brze chowały i aby dzieci miały bogatych rodziców. Nie wystarczy stół wigilijny z siankiem i białym obrusem ani łamanie się opłatkiem, nie wystarczy nawet choinka i kolędy. Nieustannie drąży nas przeświadczenie, że to jesz- cze nie to, że to wszystko kryje jakąś rzeczywistość, która jest tak realna jak opłatek łamany w wigilię, ale z drugiej strony nieuchwytna jak wspomnienie. Powstaje niepokój, że może przejść obok nas, że sta- niemy się jakoś ubożsi nie zetknąwszy się z nią. Chyba że wmawiać będziemy sobie i innym, że nie ma żadnej tajemnicy, a jedyną rzeczywistością są właśnie zabawki na choince, ten kawałek ryby, ten strój świąteczny. 32 27 PRZYBYLI Z POŚPIECHEM A my tak w wypatrywaniu gwiazdy. A my tak w wy- ciągniętym kłusie do groty betlejemskiej. - Żeby na własne oczy zobaczyć, żeby na własne uszy słyszeć, żeby własnymi rękami dotknąć. Przekonać się, że to milczące, przerażające sklepienie niebieskie, że ten nasz los ludzki pełen cierpień, że to wszystko ma sens. Upewnić się, że to, w co usilnie wierzyć chce- my, że to dla czego żyć się staramy, to nie złuda. Na własne oczy zobaczyć, na własne uszy usłyszeć, własnymi rękami dotknąć - Znaku naszej Nadziei. 33 28 OTO ZWIASTUJEMY WAM WESELE WIELKIE W miarę jak upływają nam lata, coraz bardziej po- trzebujemy opowiadania o Synu Człowieczym na- rodzonym w stajni, położonym w żłobie, dla które- go miejsca nie było w gospodzie. W miarę jak upływają nam lata, coraz bardziej zni- kają z naszego pola widzenia aniołowie, gwiazdy, sztuczne ognie, świecidełka - a pozostaje On, który narodził się w stajni, któremu patrząc po ludzku ży- cie się nie udało: którego w czasie próby opuścili przyjaciele, a On sam został powieszony na krzyżu. W miarę jak upływają nam lata, coraz bardziej po- trzebujemy tego opowiadania, żeby usłyszeć potwier- dzenie dla naszych wysiłków, które tak często się nie udają, żeby odnaleźć sens swojego życia. 34 29 I UJRZELI ŚWIATŁOŚĆ W dniach, które stają się coraz krótsze, w twoich dniach, w latach, które stają się. coraz krótsze, coraz zimniejsze - to jest Światłość twoja. W twoim przy- gnębieniu, zniechęceniu do ludzi za ich bezlitośność, interesowność, obojętność - które w tobie z dnia na dzień narasta - On jest Światłością twoją: On jest świadectwem, że człowiek może być wielki, bezin- teresowny, dobry, życzliwy, kochający. W twojej rezygnacji wobec samego siebie, która w miarę lat twoich narasta; w przekonaniu, że cię już na nic nie stać, tylko na interesowność, tylko na ego- izm - On j est nadziej ą twój ą, że potrafisz się zdobyć na wielkość, na życzliwość. W miarę jak lata nasze coraz ciemniejsze i zimniej- sze, coraz bardziej potrzebujemy Jego światła, by móc dalej żyć. 35 30 I POKŁONILI SIĘ JEMU Zaświecić świeczki na choince, rozłożyć pod nią wszystkie przysłane życzenia, nastawić płytę z ko- lędami, zapomnieć, że za oknem ciemno i mróz, wtu- lić się w gałęzie drzewka, wpatrzeć się w jego bla- ski, światła, kolory i wędrować wraz z Maryją i Józefem do Betlejem, wędrować wraz z pasterza- mi do Maryi, Józefa i Niemowlęcia, wędrować wraz z trzema Mędrcami do Świętej Rodziny i jak dziec- ko uwierzyć - jak wtedy, gdy byłeś dzieckiem - że miłość jest możliwa, że wierność jest możliwa, że poświęcenie jest możliwe, że bezinteresowność jest możliwa. Bo zaraz trzeba będzie wstać spod choinki, zgasić świeczki i wyjść w ciemność i mróz. 36 31 I UJRZĄ SYNA CZŁOWIECZEGO PRZYCHODZĄCEGO W OBŁOKACH Znów minął rok. Nie mów: „odwalony". W nim było dużo dobra i to niewątpliwego dobra. To nie tylko krok w czasie. To był twój krok w drodze do Boga. Tyle miłości, tyle przełamywania swego egoizmu. Może powiesz: „To, co mówisz, jest dla mnie krępu- jące. Nie widzę wcale tego dobra". A więc popatrz: tyle rannego wstawania, pośpiechu, by się nie spóźnić, przepracowanych solidnie godzin, uczciwości, pomocy w domu, troski. Tak, tyle miło- ści. Pan Bóg jest nieskończenie sprawiedliwy. To znaczy przede wszystkim, że nie zapomni najmniej- szego dobrego uczynku, najprostszego słowa, naj- drobniejszej życzliwej myśli. 37 PRZYSZEDŁ DO SWOICH My żyjący w okruchach Kosmosu, którego ogrom jest tak obłędny, że nie jesteśmy go w stanie nawet pomyśleć, wierzymy, że Ten, który go stworzył, do- strzegł nas. My należący do gatunku nazwanego ludzkością, któ- ry w życiu Kosmosu nie trwa dłużej niż mrugnięcie powieki, wierzymy, że Ten, który go stworzył, do- strzegł nas i dał znak: Syna swojego. 41 JAKOŚ UWIERZYŁ, NIECH CI SIĘ STANIE A naprawdę nie było w stajni aniołów. Byli, ale u pa- sterzy, którzy stali na straży. A naprawdę gwiazda wiodła trzech Mędrców, ale w mieszkaniu, gdzie przebywało Dziecię, żadne cuda się nie działy. Wkrótce potem wcielony Bóg będzie uciekał przed zazdrosnym, marionetkowym władcą maleńkiego państewka. Potem wiele lat pracy ciesielskiej w ma- łej mieścinie o podejrzanej reputacji i zaledwi^ parę lat działalności publicznej, w czasie której czynił cuda, podobnie zresztą jak prorocy i inni wybrańcy Boży Starego Testamentu. Człowieka nie można zmusić do wiary i miłości, na- wet gdyby tej wiary i miłości chciał od niego sam Bóg. 42 ZOBACZYLI GWIAZDĘ Nie zobaczysz gwiazdy betlejemskiej, jak jej nie będziesz wypatrywał. Nie usłyszysz śpiewania aniel- skiego, jak go nie będziesz nadsłuchiwał. A komu bardziej potrzeba wypatrywać pociechy, jak nie nam: przestraszonym chorobami, które gra- sują za ścianą, śmiercią, która wokół nas krąży, nie- szczęściami, które wywracają życie z taką trudno- ścią ustabilizowane, starością, w którą się wszyscy pogrążamy. A komu bardziej potrzeba nadsłuchiwać ratunku, jak nie nam: świadomym coraz bardziej naszej niezręcz- ności, słabości, ułomności, złości, a wreszcie głupo- ty. Nam coraz bardziej zgnębionym, przygniecionym, smutnym. Nie odnajdziesz gwiazdy zbawienia, jak jej nie bę- dziesz szukał. Nie dosłyszysz słów prawdy, jak ich nie będziesz pragnął. 43 NIE MA NIC NIEMOŻLIWEGO Jest noc, kiedy wilk podaje łapę; lisy jedzą z ręki; tygrysy łaszą się jak koty: lwy nadstawiaj ą karki do czochrania; węże oczy mrużą, skorpiony się uśmie- chają; kury przestaj ą gdakać. Nawet małpa z naprze- ciwka mówi ludzkim głosem. Ale choć jutro cud się skończy i wszystko wróci do normalnego trybu życia, nie zapomnij, że cud jest możliwy i ludzie mogą być ludźmi - że ty możesz być człowiekiem. 44 5 NARODZIŁ SIĘ W STAJNI I POŁOŻONO GO W ŻŁOBIE Jak nie mieć, gdy inni mają. Jak nie mieć więcej, gdy inni więcej mają. Jak nie mieć lepszego, gdy inni lepsze mają. I tak rzeczy zabudują twoją wy- obraźnię, myślenie, uczucie. Odtąd już nic nie usły- szysz. Odtąd już nic nie zobaczysz. Odtąd już nic innego nie poczujesz. Twoje ręce będą szukać tylko twardego kształtu rzeczy. A wtedy już cię mają. Już każdy może tobą powodować: niech tylko ci podsu- nie pod dłoń rzecz, niech tylko ci rzuci pieniądz na stół. Już nie jesteś wolny. Już nie jesteś człowiekiem, a tylko opętanym żądzą posiadania zbieraczem. I dlatego tak nas Jezus wciąż poucza, że trzeba być, a nie mieć, że trzeba działać, a nie składać, że trzeba dawać, a nie zbierać. I dlatego narodził się w stajni i położono Go w żłobie. 45 I PRZYNIEŚLI MU DARY: ZŁOTO, KADZIDŁO I MIRRĘ Tylko tak można Boga spotkać - ze złotem, kadzi- dłem i mirrą: ze złotem miłości aż do całkowitego oddania się, do zupełnego poświęcenia; z kadzidłem zachwytu aż do oszołomienia; z mirrą cierpienia, smutku, poczucia grzechu. Tylko tak można spotkać Boga - tylko tak można siebie spotkać. Siebie jako małego człowieka wobec ogromu Rzeczywistości, do której dochodzi siępjrzez miłość, zachwyt i cierpienie. / 46 GDY SIĘ CHCESZ MODLIĆ, WEJDŹ DO IZBY SWOJEJ Zaniknij się w swoim pokoju. Przykręć knot w lam- pie. Siądź wygodnie. Oprzyj głowę. Patrz na choin- kę, która jeszcze w kącie pobłyskuje i spróbuj śpie- wać kolędy. Ty sam - Panu Jezusowi. Umiej sam świętować. Umiej żyć sam. Nie spychaj wszystkiego na czeredę, na gromadę, na społeczność, w której żyjesz. Oni najwyżej mogą ci pomóc. Ale na końcu ty musisz sam. Bo nikt za ciebie ostatecz- nie nie może podejmować decyzji. Nikt - chociażby bardzo chciał, chociażby cię szalenie kochał - ty sam musisz. Zostań sam i zacznij śpiewać kolędy. Usłysz swój głos w pustym kościele twojego pokoju. Poczujesz się tak, jak wtedy, gdyś z bliska spojrzał w lustro i zobaczy- łeś swoją inną twarz. Usłysz siebie oddającego cześć Bogu. Naucz się żyć sam. Nie tylko w czeredzie, nie tylko w gromadzie, nie tylko w społeczeństwie. To jest, jak tamto, równie ważne. 47 NA OBRAZ I PODOBIEŃSTWO SWOJE Pozostań takim, jakiego cię Bóg stworzył. W całej niepowtarzalności swoich reakcji, odczuć, myślenia. Nie daj się zetrzeć przez życie. Nie zuniformizuj się przez nacisk środowiska, w którym żyjesz. To jest możliwe, ale tylko wtedy, jeżeli będziesz wobec siebie bardzo wymagający, jeżeli wciąż bę- dziesz szedł naprzód. Uszanuj człowieka, który żyje obok ciebie. Pozwól mu rozwijać się. Nie chciej dopasowywać go do siebie. Nie zazdrość mu, że zachował swoją natu- ralność. 48 JEŚLI SIĘ NIE STANIECIE JAKO DZIECI Spróbuj odpowiedzieć sobie na pytanie, ile w tobie pozostało jeszcze z dziecka. Czy potrafisz cieszyć się drobiazgami: że słońce zaświeciło, że nowy dom postawili, że ktoś był dla kogoś uprzejmy? Bo tylko wtedy dostrzeżesz dobro w drugim człowieku, po- trafisz przeżyć zachwyt, bez którego nie ma miłości. 3 — Wszystkie nasze.. 49 10 IDŹ ZA MNĄ Bądź rzeką. Nie staraj się być pomnikiem. Nie gro- madź swoich pomysłów, wynalazków, powiedzeń, uśmiechów, gestów, które się sprawdziły, o których przekonałeś się, że ci odpowiadają, które znalazły oddźwięk w twoim otoczeniu. Nie gromadź nawet swoich postaw, ocen. Bądź rzeką. To trudniej. Ła- twiej wyciągać ze swojego skarbca gotowe uśmie- chy, zwroty, odpowiedzi, tezy, pewniki. Ale wtedy nawet się nie spostrzeżesz, j ak staniesz się martwym pniem. Bądź rzeką. To trudniej. To prawie niebezpieczne. Strach przed tym - że ci nie przyjdzie na czas odpo- wiedź, rozwiązanie, pomysł, że tak w ciemno trzeba iść, zawsze od początku, szukać. To trudniej, ale tyl- ko wtedy jesteś człowiekiem, gałęzią, która się zie- leni, a nie martwym, czarnym pniem. 50 11 BO PODOBNI JESTEŚCIE DO GROBÓW POBIELANYCH Kim ty naprawdę jesteś? A może ty sam już tego nie wiesz, bo ukryłeś się przed sobą w dymnej zasłonie swoich sztuczek, chwytów, zagrań. Zakryłeś swoje prawdziwe oblicze przed samym sobą transparentem pozy, udawania. Ale musisz zobaczyć siebie. W imię twojego czło- wieczeństwa, w imię twój ego zbawienia. Wpatruj się w siebie, chociażbyś się ukazał sobie jako pustka bez dna; chociażbyś zobaczył siebie jako otchłań pełną złości, fałszu, nieprawdy. I nie rezygnuj, ale walcz o prawdę w swoim życiu, o to, żeby czyn twój i twoje słowo reprezentowały to, co jest w tobie. 12 PLEMIĘ JASZCZURCZE Nie bądź kameleonem, który się zmienia w zależno- ści od otoczenia. Nie bądź ośmiornicą, która chwyta wszystko, co jest w zasięgu jej ramion, i wypuszcza, gdy wyssie. Nie bądź pawiem, który przed każdym roztacza swoje kolory. Nie bądź szakalem, który kręci się wokół starców. Bądź człowiekiem. Istotą, która doradza, pomaga, użycza, mówi prawdę w oczy, prze- bacza, zanim ktoś o to poprosi. Wtedy, chociaż nikt cię nie spyta, czy ty wierzysz i w kogo wierzysz, będziesz gwiazdą pro wadzącą do Boga - Ojca Światłości. 52 13 KIM JESTEŚ Załatwiaj wszystko, o ile to możliwe, na bieżąco. Nie odkładaj przeprowadzenia koniecznych rozmów, sprecyzowania swego stanowiska, powzięcia waż- nej decyzji. Bo wcześniej czy później zagrożą ci w sytuacji, która będzie dla ciebie jeszcze mniej ko- rzystna niż obecna. Staraj się dookreślać. Strzeż się półtonów, półświateł, półcieni, unikaj dwuznacznych sytuacji, niedopowiedzeń. Bo inaczej nagromadzi się tyle niejasności i nieporządku, że sam przestaniesz wiedzieć, kim jesteś i kim są ludzie, którzy cię ota- czają. 53 14 KTO STARA SIĘ ZACHOWAĆ ŻYCIE SWOJE, STRACI JE Nie wpatruj siew siebie: ani w swojąprzeszłość, ani w przyszłość, ani w swoje powodzenia, ani w kla- ski, ani w swoją młodość, ani w starość, bo ogarnie cię obłędny strach, rozpacz. Trzeba przekroczyć krąg własnego ,ja" przez zaangażowanie, poświęcenie, miłość, ufność, wiarę. To jest droga prawdziwych artystów, prawdziwych rodziców, prawdziwych działaczy, prawdziwych twórców, prawdziwych chrześcijan - prawdziwych ludzi. 54 GDY SIĘ ZESTARZEJESZ Nie wolno całe życie przemaszerować wjedn wym mundurze. Nie możesz postępować jak dziecko, gdy już d kiem nie jesteś. Nie możesz postępować jak lic sta, gdy już jesteś studentem; jak student, gd] pracujesz samodzielnie; jak zwyczajny pracov gdy jesteś kierownikiem; jak kawaler, gdy jeste naty. Zmieniają się twoje funkcje, obowiązki, p i odpowiedzialność. Zmienia się twoje życie, z niasz się ty. Trzeba się przesiadać, chociaż n nie będzie ci się chciało rezygnować z dotychc: wego statusu. Inaczej narobisz wiele zła sobie dziom, a w dodatku będziesz śmieszny. 16 I NIE WÓDŹ NAS NA POKUSZENIE Nie mów nigdy, że jest już za późno. Nigdy nie jest za późno; niezależnie od tego, jak świetną okazje, byś zaprzepaścił, jak wielki błąd byś popełnił, w jak tragicznej sytuacji byś się znalazł, jak bardzo byłbyś już stary. Zawsze może być za późno; choćbyś był pierwszy na starcie, choćbyś miał znakomite pozycje wyjścio- we, choćby stały przed tobą otworem wszystkie moż- liwości, choćbyś był jeszcze bardzo młody. Wszystko zależy od ciebie: od twej ufności - w sie- bie, w ludzi, w świat, w Boga. 56 17 W SKRYTOŚCI Dopiero wtedy możesz poznać, kto jest kto, gdy po- wstanie luka w normalnym biegu rzeczy i gdy za cenę jakiejś nieuczciwości można coś zyskać, przy czym wszystko wskazuje na to, że nikt się o tym fakcie nie dowie. Tylko wtedy możesz się przekonać, w jakiej mierze jesteś człowiekiem, jeżeli znajdziesz się w takiej sytuacji. 57 16 I NIE WÓDŹ NAS NA POKUSZENIE Nie mów nigdy, że jest już za późno. Nigdy nie jest za późno; niezależnie od tego, jak świetną okazję byś zaprzepaścił, jak wielki błąd byś popełnił, w jak tragicznej sytuacji byś się znalazł, jak bardzo byłbyś już stary. Zawsze może być za późno; choćbyś był pierwszy na starcie, choćbyś miał znakomite pozycje wyjścio- we, choćby stały przed tobą otworem wszystkie moż- liwości, choćbyś był jeszcze bardzo młody. Wszystko zależy od ciebie: od twej ufności - w sie- bie, w ludzi, w świat, w Boga. 56 17 W SKRYTOSCI Dopiero wtedy możesz poznać, kto jest kto, gdy po- wstanie luka w normalnym biegu rzeczy i gdy za cenę jakiejś nieuczciwości można coś zyskać, przy czym wszystko wskazuje na to, że nikt się o tym fakcie nie dowie. Tylko wtedy możesz się przekonać, w jakiej mierze jesteś człowiekiem, jeżeli znajdziesz się w takiej sytuacji. 57 18 BŁOGOSŁAWIENI, KTÓRZY PŁACZĄ, ALBOWIEM ONI BĘDĄ POCIESZENI Nie czekaj, aż nadejdzie kiedyś twój czas i wreszcie zostanie doceniona twoja praca, zrozumiane twoje intencje, uznane twoje starania, aż przekonają się do ciebie także twoi przeciwnicy i otrzymasz pochwałę godną twojego życia. Bo nawet gdyby do tego do- szło, to i tak już jutro przyjdzie lepszy od ciebie; bardziej interesujący, oryginalny lub bardziej praco- wity, ofiarny, zaangażowany, który skoncentruje na sobie uwagę, pozyska twoich sympatyków, a ty odej- dziesz w cień. 58 19 KTO CHCE BYĆ WIĘKSZYM W KRÓLESTWIE NIEBIESKIM Być człowiekiem. Tylu było grzecznych chłopczyków, grzecznych dziewczynek, którzy wyrośli na fatalnych chłopców i fatalne dziewczęta. Tylu było świetnie zapowiada- jących się młodych ludzi, którzy szybko zajęli się robieniem pieniędzy. Tyle było świetnych koleżanek, kolegów, którzy po zajęciu stanowisk kierowniczych stali się niemożliwi. Tylu było zacnych mężów, cno- tliwych żon, którzy na stare lata zamienili się w fili- strów, kabotynów, sybarytów. Być człowiekiem. 59 20 OTO UJRZELIŚMY GWIAZDĘ JEGO A zdawało ci się, że jesteś zbyt stary, by ci się. chcia- ło pchać w niepewną przygodę ludzkich cudzych kło- potów. A zdawało ci się, że jesteś zbyt cyniczny, żebyś był zdolny jeszcze kimś się zachwycić, kogoś pokochać. A zdawało ci się, że jesteś zbyt doświadczony, by mogło cię jeszcze coś zadziwić, zainteresować. Że jesteś zbyt towarzyski, by zaniedbać grono przy- jaciół dla jakiegoś zbłąkanego kolegi. Że jesteś zbyt wyrachowany, by zaniedbać swoje interesy i szukać komuś zgubionej drachmy. Że wszystko, co miało zdarzyć się w twoim życiu, już się wydarzyło i nic nie jest w stanie przeszko- dzić ci w pielęgnowaniu twojego ogródka. A teraz chyba nie żałujesz, żeś mógł - może ostatni raz w życiu, zobaczyć Sens swojego życia, przeżyć zachwyt Dobrem, Prawdą, Pięknem - Bogiem samym. 60 21 KTO CHCE IŚĆ ZA MNĄ Droga wielkich ludzi wydaje się nam prostą, białą smugą. I to nas deprymuje; szczególnie gdy patrzy- my na swoje życie - pełne błądzeń, upadków, po- wrotów, ślepych uliczek. Droga wielkich ludzi wydaje się nam jasną plamą słońca. Ale to jest złudzenie. Gdy się jej przyjrzymy z bliska, jest pełna błądzeń, upadków, powrotów, śle- pych uliczek. Tylko że na niej więcej jest niż u nas cierpliwości w podnoszeniu się z upadków, wytrwałości w szu- kaniu własnego kształtu, konsekwencji w dążeniu do wyznaczonych celów. 61 22 GWAŁTOWNICY Gdyby można było powtórzyć życie. Gdyby można było powtórzyć choć rok, choć miesiąc, choć dzień, choć godzinę. Gdyby można było cofnąć słowo, od- wołać czyn. Mimo to nie staraj się. żyć zbyt ostrożnie. Nie zaj- muj się zbytnio wyplenianiem swych wad. Zrób coś w życiu. Tylko w rozmachu, tylko w takim rozpędzie wygubisz to, co się grzechem, wadą, złem nazywa. Nie będzie na nie czasu. A zresztą wkalku- luj to ryzyko: że ci nie wyjdzie tu i tam, że nawet kogoś potrącisz, zahaczysz. Bo to będzie niewspół- mierne do dobra, które realizujesz; wynagrodzisz nim wszystkie tamte niedociągnięcia. 62 23 SZUKAJCIE NAJPIERW KRÓLESTWA BOŻEGO Jeżeliby się doszukiwać przyczyn osłabienia życia religijnego, to chyba pierwszą jest fakt, że jest nas więcej. Ciągle napotykamy ludzi; to stwarza poczu- cie bezpieczeństwa. Uspokajamy się stwierdzając, że inni jakoś żyją, że nie rozpaczają widząc swoje pogrążanie się w śmierć ani nie szaleją w obawie przed odpowiedzialnością za swoje zło, że widocz- nie dają sobie jakoś radę z problemami, które i nas niepokoją. Po drugie: nie spotykamy się z obcąnam przyrodą, ale ze światem kulturalnym, a więc przy- rodą przekształconą przez człowieka. Już nie bo- imy się tak bardzo piorunów ani posuchy, ani wy- lewów rzek. Być może nauczymy się wywoływać deszcze i roz- pędzać chmury. Być może znajdziemy lekarstwo na zawał, na raka, na sklerozę. Jeszcze trudniej nam będzie o religij- ność. Łatwo było zawsze - dzieciom, poetom i mi- stykom. Ale ostatecznie człowiek jest we wszystkich epokach tak samo biedny. Ale ostatecznie zawsze zza zakrętu wychyli się nowe niebezpieczeństwo, nowa choro- ba. Ale zawsze pozostanie nieskończony margines śmierci, bezsensu, smutku. 24 PRZESTRASZYŁ SIĘ I ZACZĄŁ TONĄĆ Idziemy po wąskiej taśmie normalności. Pod stopa- mi zieją dziury niepamięci, po bokach cisną się ośli- złe ściany wstrętów i obrzydliwości, nad głową za- wrotna ciemna przestrzeń, w perspektywie chmury napierających strachów. Idziesz wąską taśmą normal- ności. Brakuje tylko kroku, żebyś się zapadł w cze- luść nieczułości, apatii, żebyś nabrał uprzedzeń, kom- pleksów, żebyś się dał pochłonąć lękom, niepokojom. Brakuje tylko kroku, żebyś przestał odbierać prawi- dłowo świat, przestał słyszeć, co do ciebie ktoś mówi, przestał logicznie myśleć. Chodzisz po wąskiej taśmie normalności. Strzeż jej. Pilnuj. Doceniaj. 64 25 TYLKO MODLITWĄ I POSTEM Co to znaczy być normalnym? Co to znaczy być nie- normalnym? Ile w nas obciążeń dziedzicznych, kom- pleksów nabytych bez naszej woli, a ile naszej winy: naszej głupoty, słabości, niezaradności - i w końcu złości naszej? Tyle w nas zaciekłości, nieprzejednania, zazdrości, wstrętów, pogardy. Tyle smutków, strachów, zaha- mowań, uprzedzeń, pretensji, zadrażnień, zaborczo- ści, brutalności, gwałtowności, chamstwa, nieopa- nowania. Tyle w nas podejrzliwości, kłamstwa, obłudy, przewrotności. Jak dalece jesteś normalny, jak dalece jesteś nienor- malny? Ile w tobie spadku po przodkach, urazów doznanych w dzieciństwie, a ile twojej winy? Coś ty z siebie zrobił? Co ty z sobą robisz? 65 26 TEN MNIE ZDRADZI Nie wyrzekaj, że przez swoją uczciwość nie mogłeś wbrew swemu przekonaniu dać łapówki, postawić kolacji, pójść na kolację - tak postępować, jak po- stępuje tylu, jak postępują ci. Jeżeli tak mówisz -jesteś na skraju zdrady. 27 ŻADEN Z NICH NIE SPADNIE NA ZIEMIĘ BEZ WOLI OJCA WASZEGO Nie zasłaniaj się swój ą małością, złem, które zdąży- łeś w życiu popełnić. Nie zasłaniaj się swoim bałaganiarstwem, leni- stwem, brakiem inteligencji - wadami, których je- steś świadom. Nie bój się ludzi, którzy stają ci na przeszkodzie, któ- rzy ci złośliwie brużdżą, nie bój się opornego świata. Masz dość siły, aby stanąć na wysokości zadania. Daje ci ją Ten, który żąda od ciebie wielkości. 28 OGIEŃ PRZYSZEDŁEM RZUCIĆ NA ZIEMIĘ Nie gromadź w sobie żalu do ludzi. Nie powracaj do krzywd, których doznałeś. Nie wpatruj się po bez- sennych nocach z coraz większym przerażeniem w zło, które ci wyrządzono. Bo zabuduje ono twój horyzont, urośnie jak garb, wykoślawi cię, wykrzy- wi, zniszczy. Bo doprowadzi cię do histerii, wyszar- pie do ostateczności. I ty za ten stan poniesiesz od- powiedzialność. Trzeba złożyć tę krzywdę Bogu -jak składa się nie- potrzebny ciężar na skraju drogi - i iść dalej. 29 WYSZEDŁ NAPRZECIW NIEGO Nie tłumacz się, że wrócisz, gdy staniesz się Go god- ny: gdy wyzwolisz się ze swych nałogów, gdy zwal- czysz wady, gdy rozwiążesz swoje problemy życio- we. Nie chciej się nawracać sam - nie starczy ci życia. On tego wcale od ciebie nie żąda. Nie żąda nawet pierwszego kroku; wystarczy nieśmiałe podniesie- nie głowy. 30 A FARYZEUSZ STOJĄC NA ŚRODKU ŚWIĄTYNI Nie ma sytuacji, która byłaby końcową. Nie istnieje punkt dojścia, po którym miałaby nastąpić stabiliza- cja. Nie ma stanu doskonałego. Nie ma formy osta- tecznej. Nie ma kształtu idealnego. Wszystko jest etapem, po którym trzeba iść natychmiast dalej, bo inaczej już jesteśmy nieaktualni: znajdujemy się w śmiesznej sytuacji zadowolonego z siebie faryze- usza. I to w każdej dziedzinie: tak postępu nauko- wego i technicznego, polityki, kultury, jak rozwoju osobowego. I dlatego, gdy będziesz umierał, nie po- winieneś żałować, że nie załatwiłeś wielu spraw ani nie doczekałeś pełni swoich czasów, że nie przeży- łeś lat spokoju i stabilizacji. Takich tutaj nie ma. Spotkasz je po tamtej stronie. 31 PROSZĘ CIĘ To Ty sprawiasz, że jesteśmy niespokojni, że jeste- śmy niezadowoleni z siebie, że Cię szukamy. I niech tak będzie. Ale prosimy Cię, daj nam trochę radości: radości kupca po znalezieniu upragnionej perły: ra- dości kobiety, która odnalazła zagubioną drachmę; radości syna marnotrawnego, który wrócił do ojca. 71 I WRÓCIŁ DO NAZARETU Pismo święte nie mówi prawie nic o trzydziestolet- nim pobycie Jezusa w Nazarecie, bo po prostu w tym okresie nie wydarzyło się nic szczególnego. To było całkiem zwyczajne życie w małym mieście. Zwyczaj - • ne wschody i zachody słońca. Zwyczajne przebudze- nia, modlitwy, posiłki, prace, wypoczynki. Zwyczaj- . ne wiosny, lata, jesienie i zimy. To była matka, ojciec i syn, sąsiedzi, ludzie, u których cieśla Józef z Jezu- sem pracowali. To było zwyczajnych trzydzieści lat - na to, żebyśmy uwierzyli w wartość zwyczajnego ludzkiego życia przed Bogiem. WZIĘŁA GO NA SWOJE RĘCE Gdy wilki podchodziły pod zagrody, gdy burza sza- lała nad domami, przodkowie nasi oddawali się pod opiekę Matki Bożej, paląc gromnice. Nam już wilki nie grożą. Nam już nie wilki grożą. Nam już pioruny nie grożą. Nam już nie pioruny grożą. W Święto Matki Bożej Gromnicznej prośmy o to, aby nas wzięła w swoją opiekę. W opiekę przed ludź- mi gorszymi niż wilki, przed nieszczęściami bardziej niespodziewanymi niż piorun. 76 JEDNEMU DAŁ PIĘĆ TALENTÓW, INNEMU DWA Nie wszyscy zostali apostołami. Tylko ci, którym Pan Jezus powiedział: „Pójdź za mną". Nie wszystkie jawnogrzesznice odmieniły swój tryb życia, tylko ta, której Pan Jezus powiedział: „Odpuszczają ci się grzechy, idź i nie grzesz więcej". Nie wszyscy celni- cy porzucili swój zawód, tylko ten, któremu Pan Je- zus powiedział: „Zacheuszu, zstąp z drzewa, bo dzi- siaj u ciebie podoba Mi się być". Inna była droga św. Jana, inna św. Piotra, inna Niko- dema, Weroniki, Marii Magdaleny. Każdy ma swoją drogę, którą mu wyznacza Łaska. Najważniejsze, żeby człowiek, nawet tak doskonały jak młodzieniec ewangeliczny, nie odmówił pójścia za nią. 77 KTO MA USZY DO SŁUCHANIA, NIECHAJ SŁUCHA W Ewangelii jest wciąż o tobie. To ty jesteś tym synem lekkomyślnym, który marnu- je swoje życie; sługą nieroztropnym, który zakopuje swój skarb; faryzeuszem zadowolonym z siebie; oczyszczonym trędowatym, który nie dziękuje za łaskę uzdrowienia; Piotrem, który ze strachu zapiera się Jezusa; Judaszem, który Go zdradza. Ale to ty także jesteś tym ślepcem, który wchodzi na drogę i błaga: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się nade mną"; Zacheuszem, do którego Jezus przycho- dzi w gościnę; Magdaleną, która płacze u stóp Jezu- sa; Mateuszem, który rzuca wszystko i idzie za Je- zusem; wiernym Janem, który pod krzyżem stoi do końca - Jezusem, który idzie przez ziemię dobrze czyniąc. 78 BĄDŹCIE DOSKONAŁYMI Coś zrobił ze swoim pragnieniem wielkości? Jak przeżyłeś swoje zderzenie się z innymi ludźmi? Czy skwitowałeś je stwierdzeniem, że wszyscy są głupi, czy też przeciwnie: gdy ci udowadniali, że to ty je- steś słaby, „poszedłeś" w kolekcjonowanie pienię- dzy, tytułów, stanowisk, urządzenie mieszkania, w za- siedziałość. A prawda jest taka, że każdy z nas jest stworzony przez Boga jako ktoś niepowtarzalny, je- dyny, któremu nikt inny zagrozić nie może. A praw- da jest taka, że wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Ojca i tylko wrastając w środowisko, otwierając się na nie, potrafimy w pełni rozwijać swoją indywidu- alność. 79 RUSZYLI W DROGĘ Już cię znają: znajątwoje wady i twoje zalety; twoje przyzwyczajenia i twoje słabości -już określili, jaki jesteś. W końcu i ty spostrzegasz, że poruszasz się po utartych torach swoich możliwości, a nawet za- czynasz się z tym schematen godzić, stwierdzasz, że jest ci z nim wygodnie. Tylko wtedy jesteś żywy, jeżeli nie wystarcza ci ta konwencja, jeżeli jesteś przekonany, że stać cię na coś więcej, że nie powiedziałeś swojego ostatniego słowa. 82 KTÓRZY ZDOBYWAJĄ KRÓLESTWO NIEBIESKIE Wciąż istnieje niebezpieczeństwo, że wychowamy grzecznego, ulizanego człowieczka - z „dzień dobry" i z „do widzenia", i z „przepraszam"; spowiadające- go się z opuszczonych paciorków codziennych i brzydkich myśli; przestraszonego sobą, ludźmi, światem; bojącego się. wielkich pomysłów, wielkich zachwytów, wielkich gniewów; bojącego się samo- dzielnych myśli, samodzielnych kroków, samodziel- nych czynów. Tacy nie zdecydują się iść za Jezusem, chociażby nie wiem jaka gwiazda im się objawiła, chociażby nie wiem jacy anieli im śpiewali. Zostaną- ostroż- ne, wyrachowane człowieczki, gotowe dla zachowa- nia spokoju i równowagi zadeptać każdego, kto wy- rasta ponad nich. A co najgorsze, że wszystko to zrobią w imię Jezusa Chrystusa, nie rozumiejąc nic z Jego wielkości. 83 10 KOMU WIĘCEJ DANO Nie usprawiedliwiaj się postępowaniem innych lu- dzi. Nie zasłaniaj się ich czynami. Usuń motywacje swoich czynów typu: „Jak on się nie przejmuje, to co ja się mam przejmować?" „Jeżeli im wolno, to dlaczego mnie nie?" Będziemy sądzeni indywidual- nie, bo otrzymujemy indywidualnie. Jeżeli dostrze- gałeś, to jesteś tym, który więcej dostał. Nigdy nie porównuj się z innymi ludźmi. Nie wiesz, ile otrzymali. Wiesz tylko, ile ty sam otrzymałeś. I za to jesteś odpowiedzialny. i 11 ONEJ GODZINY Nie daj się ponieść ciśnieniu chwili. Nie wolno ci dopuścić, żebyś to teraz usiłował zdobyć za wszel- ką cenę, jakby po nim miała nastąpić próżnia. Po teraz następuje jutro i trzeba będzie spojrzeć w oczy tym, których właśnie wczoraj chciałeś olśnić, zdobyć, przekonać, od których chciałeś uzyskać, a na- wet wyłudzić rzeczy drobne lub rzeczy wielkie. Czas nieubłaganie ujawni motywy twego działania - naj- mniejszy fałsz, oszustwo - i odsłoni prawdę. 12 JAKĄ MIARĄ MIERZYCIE, TAKĄ WAM ODMIERZĄ Masz takie życie, jakie chcesz mieć. Masz takie ży- cie, jakim sam jesteś. Nie ma czynu, który by prze- szedł bezkarnie. Wszystkie pozostają w tobie. Każ- da decyzja kształtuje dalsze postępowanie. Każda decyzja to jest nowa rysa w twojej osobowości i po- zostaje na teraz i na zawsze. 86 13 GODZINA MOJA Chwila obecna jest wypadkową dwóch wektorów: całej przeszłości - wszystkich czynów, które do tej pory dokonaliśmy, i obecnego aktu woli. I dlatego, jak nie możemy powiedzieć, że aktualna decyzja jest wynikiem bezwładu przeszłości, tak nie możemy powiedzieć, że jest ona całkowicie wolna. Ale możemy - w każdej chwili możemy - ingero- wać w życie nasze czynem naszej woli. I RZEKŁA MATKA JEZUSA DO NIEGO Powiedz sobie wreszcie, że nie chcesz wygrywać po- jedynków słownych. Nie usiłuj zaklepywać swojej racji błyskotliwym powiedzeniem. Zaufaj człowie- czeństwu swojego rozmówcy, uwierz, że słowa trwa- ją dłużej niż ich wypowiedzenie, że on nieraz jesz- cze do nich powróci, że jeszcze nieraz wypróbuje twoje i swoje argumenty. 15 OBŁUDNICY Uważaj na siebie, gdy mówisz „dzień dobry", „do widzenia", „mój drogi", „kochanie", gdy podajesz rękę, kłaniasz się, uśmiechasz. Uważaj na siebie, gdy opowiadasz po raz któryś ten sam żart, zdarzenie, przygodę, gdy mówisz o swoim odkryciu, wynalaz- ku, przeżyciu, olśnieniu, o łasce, której doznałeś. Uważaj na siebie, gdy po raz któryś się żegnasz, gdy mówisz pacierz, gdy uczestniczysz we Mszy świę- tej, gdy przyjmujesz Komunię świętą. Żebyś nie magazynował klisz, które tylko powielasz. Żebyś był wciąż żywy. 89 16 WY JESTEŚCIE SOLĄ ZIEMI Gdybyś ty wiedział, co ludzie o tobie mówią. Jak przeinaczają twoje słowa i czyny. Jakie przypisują ci czyny i słowa. Ile oszczerstwa, obmowy, plotek, złośliwości, ironicznych żartów krąży na twój temat. Czasem dochodzi do ciebie ta fala zawiści. I wtedy dopiero czujesz, jak jesteś osaczony przez spojrze- nia, szepty, wytykające palce. Wtedy dziwisz się, że ludzie na ulicy odpowiadają jeszcze na twój ukłon, że ci jeszcze rękę podająna przywitanie. I im więcej będziesz pracował, angażował się, poświęcał, tym gorzej będą o tobie mówili - taka jest cena każdego bogatego życia. A czy nie można by inaczej? Można. To żyj grzecz- nie, nie narażaj się nikomu; będą cię ludzie chwalili, będą ci przytakiwali, będą ci się kłaniali. Tylko nie myśl, że będziesz wtedy chrześcijaninem. 90 17 NIE MA NIC ZAKRYTEGO, CZEGO BY WIEDZIEĆ NIE MIANO Nie tłumacz się. Nie mów, że to nieprawda, oszczer- stwo, plotka. Że ty wcale tego nie powiedziałeś ani tego nie zrobiłeś, że wcale tak nie było. Nie tłumacz się, że tego nie chciałeś, że twoje intencje były zu- pełnie inne, że cię nie zrozumieli, że zaszło nieporo- zumienie. Popatrz, przecież ludzie okna zamykają, bo już sły- szeć nie chcą tego wypłakiwania. Nawet twój przy- jaciel tylko na wpół cię słucha, a inny ogląda pa- znokcie. Nie upieraj się, że przecież musisz im wszystko wy- tłumaczyć, bo chodzi o prawdę, o twoje dobre imię, o twój honor. Zostaw. Zrozum, przecież najważniej- sze jest to, co Pan Bóg o tobie myśli. NIECH SIĘ NIE ODWRACA Nie dopominaj się wciąż o swoje prawa. Bo się tyl- ko uwikłasz, wplączesz w beznadziejną bijatykę. Nie szukaj zemsty - nie tylko ze względu na miłość bliźniego, ale najpierw ze względu na samego siebie. Szkoda cię. Twojej energii, twojego czasu. Zostaw. Rób swoje. 92 19 DLA KTÓREGO WSZYSTKO, CO JEST - ISTNIEJE Nie myśl, że znajomi wciąż o tobie rozmawiają. To nieprawda, że na twój temat ciągle dyskutują prze- łożeni. Nie łudź się, że jesteś przedmiotem aż takie- go zainteresowania. Ludzie po prostu cię nie widzą. Nie istniejesz dla nich. Przelotnie cię zauważają ci, którym jesteś po- trzebny. Od czasu do czasu spostrzegają ci, którzy cię nie lubią. Istniejesz tylko dla przyjaciół, choć też w ograniczo- nym zakresie. Ale to jest i tak bardzo wiele. JEŻELI SPRAWIEDLIWOŚĆ WASZA NIE BĘDZIE OBFITOWAŁA BARDZIEJ NIŻ FARYZEUSZY Nie gadaj tyle. Nie mów bez końca, co myślisz, co uważasz, co twierdzisz, co chciałbyś, coś już zrobił, jakie masz plany, zamiary, nadzieje, perspektywy, szansę, z czym się nie zgadzasz, czemu się. sprzeci- wiasz, czego nie chcesz, przeciwko czemu protestu- , jesz - w ciągłej obawie, że ktoś może nie wiedzieć { o tobie czegoś bardzo ważnego, w ciągłej obawie, że inni mogą cię przesłonić. Nie mów tyle. Zamilcz, bo będziesz jak pusty płac targowy, po którym wiatr rozrzuca śmieci. Uspokój się, żebyś mógł odnaleźć siebie. 94 21 JAM JEST ŻYCIE l Uważaj na człowieka, który zaczyna mówić: „Wszystko mi jest obojętne. Nic mnie nie obchodzi. Na niczym mi nie zależy". Uważaj na siebie, gdy zaczynasz mówić: „Wszystko mi obojętne. Nic mnie nie obchodzi. Na niczym mi nie zależy"; gdy widzisz, że wszystkie miejsca zaję- te, wszystkie drogi zabarykadowane, że nie ma dla ciebie przyszłości. Wtedy nie zostawaj sam w poko- ju. Nie podejmuj żadnych decyzji. Idź w świat, mię- dzy ludzi albo do kościoła - żeby szukać Życia, któ- re z ciebie uszło. 95 BIADA WAM Czy masz w swoim słowniku groźbę: Biada wam! Nie dlatego, że cię skrzywdzono albo że ci ktoś na- depnął na nagniotek, ale dlatego, że widzisz zło, niesprawiedliwość, oszustwa, lekceważenie pracy i ludzi, że się przejmujesz cudzą krzywdą, klęską, zagładą, że nie możesz znieść cudzego nieszczęścia, upodlenia, wzgardy. Czy masz w swoim słowniku: Biada wam! - Czy już nie? 96 23 KTO CIĘ PROSI - DAJ MU Najpierw musisz być człowiekiem, a dopiero potem możesz być urzędnikiem, robotnikiem, nauczycielem, księdzem, lekarzem. Bo chociaż twój zawód jest ważny, czcigodny, nie może on przeróść twojego człowieczeństwa. Bo chociaż instytucja, w której pracujesz, może być wielka, poważna, święta - nie wolno ci stać się jej bezwolnym narzędziem; trzy? mając się sztywno jej przepisów, niszczysz ludzk* zamiast im służyć. Żadna z nich nie potrafi zdjąć z ciebie odpowiedzialności za twoje postępowanie jako człowieka. 5 — Wszystkie naaze... 97 24 WYPĘDZIŁ WSZYSTKICH ZE ŚWIĄTYNI Oburza cię nieuczciwość, to nie rozkładaj rąk, ale rąbnij pięścią w stół i zaprotestuj; nie zgadzasz się z tym, co ci mówią, to nie rób ulizanej miny, ale po- wiedz, co o tym myślisz; widzisz brak szczerości, to nie uśmiechaj się ironicznie, ale wygarnij prosto w oczy, komu należy: koledze, kierownikowi, bisku- powi. Przypuszczasz, że nie będą zachwyceni i spot- kają cię z tego powodu jakieś przykrości? Chyba się nie mylisz. Nie zrobisz tego? Wolno ci. Tylko na- zwij taką postawę po imieniu i powiedz sobie, że to jest tchórzostwo, a nie doszukuj się w tym miłości chrześcijańskiej. f 98 25 IDŹ PRECZ, SZATANIE Tłumacze Ewangelii rozmaicie usiłowali zinterpreto- wać ten tekst: „Idź precz, szatanie" - słowa Jezusa do pierwszego ucznia, który będzie opoką Kościoła. A przecież on chciał Jego dobra. Chciał Go urato- wać przed męką i śmiercią krzyżową. Chciał, aby On mógł dalej przemierzać wzdłuż i wszerz ziemię Pa- lestyny, cieszyć się chłodem poranków i upałem lata, aby mógł dalej głosić piękne nauki o miłości Boga i bliźniego; przecież one były tak bardzo ludziom potrzebne. Czy ty jesteś chrześcijaninem? Czy ty jesteś gotów powiedzieć to samo tym, którzy cię powstrzymują, żebyś nie poszedł za daleko, i wskazują ci wygodne gniazdko? Czy ty jesteś gotów powiedzieć to sobie samemu, gdy rodzi się w tobie pokusa wygodnictwa i oportunizmu? 99 26 POCZĄŁ SIĘ LĘKAĆ Każdy człowiek boi się, nie tylko ty. Nawet najmędrszy, nawet najbardzej pewny siebie, nawet najpiękniejsza - zna swoje braki. Każdy czło- wiek boi się swojej kompromitacji, nie tylko ty. I przed każdym, nie tylko przed tobą, stoi droga prze- łamywania własnej głupoty, nieśmiałości, tchórzo- stwa. Chociażby ci się zdawało, że nigdy nie potra- fisz tego zrozumieć, że nigdy się tego nie nauczysz. 100 27 BŁOGOSŁAWIENI POKÓJ CZYNIĄCY Boisz się przełożonych, kolegów, koleżanek, ludzi z ulicy - że odkryją twoją niewiedzę, słabość, nie- poradność, że cię wyśmieją, że tobą zawładną. Stąd ta pozycja obronna: sztywność, nienaturalność, usi- łowanie, aby wydać się mądrzejszym, silniejszym; stąd atak zapobiegający agresji: szorstkość, kpina albo niszczenie przeciwnika poza jego oczami - plot- ka, obmowa, oszczerstwo. Ale wiedz: oni również boją się ciebie. Abyś nie od- słonił ich braków umysłowych, fizycznych ułomno- ści, śmiesznostek. Stąd ta sztuczna mina, surowość, ironia, intrygi. Po co się męczyć? Spróbuj ich oswoić. Przekonaj, że nie masz zamiaru wyrządzać im krzywdy, że je- steś do nich usposobiony przyjaźnie. Bądź dla nich dobry. 101 2ti JEDNI DRUGICH BRZEMIONA NOŚCIE Chociaż ci trudno będzie się. z tym pogodzić, to mu- sisz przyjąć, że nie tylko są ludzie, których ty nie znosisz, ale są także tacy, którzy ciebie nie darzą sym- patią. Nie tylko ty masz wokół siebie ludzi, których uważasz za płytkich, ale są tacy, u których ty masz opinię ograniczonego. Nie tylko ty znasz ludzi, do których czujesz wstręt, ale są tacy, którzy ciebie panicznie unikają. Nie tylko ty możesz wskazać ludzi, których oceniasz jako niemoralnych, ale są tacy, którzy mają głębokie przekonanie o twojej nieuczciwości. I co najsmutniejsze: oni przynajmniej częściowo mają rację. 102 III na drodze krzyżowej f f'. r v- NIECH BĘDZIE UKRZYŻOWANY Ofiara Jezusa to Jego życie. Życie w wolności. Ży- cie człowieka, który potrafił wyzwolić się od przy- musów wewnętrznych, od nacisków zewnętrznych, który myślał, mówił, działał zgodnie ze swoim su- mieniem. Stanął w obronie człowieka w imię Praw- dy i Sprawiedliwości. Krzyż Jezusa to tylko konsekwencja Jego życia. 105 NIE JEST UCZEŃ NAD MISTRZA Jesteśmy wyznawcami Jezusa Chrystusa - tego Ukrzyżowanego. Jeżeli tak, to nie dziw się, że Pan Bóg nie przysyła ci hufców anielskich, które by pognębiły twoich nie- przyjaciół. Bo Jemu też nie przysłał. Nie spodziewaj się, że za twoje uczciwe życie, codzienną pracę i po- święcenie będzie ci się koniecznie dobrze powodzi- ło. Nie myśl, że za twoje chodzenie do kościoła i mo- dlitwę On będzie dbał, żebyś długo i wygodnie żył. Jesteśmy wyznawcami Jezusa Ukrzyżowanego. 106 KTÓRZY UTRUDZENI JESTEŚCIE Gdzieś w głębi duszy wierzyłeś, że w twoje niedzie- le zawsze będzie słońce, w twoje zimy - na polach śnieg i mróz, w twoje lata - niebieskie niebo. I że będziesz mógł bez przeszkód rozwijać swoje talenty na pożytek ludzi. A tymczasem schodzą ci lata na szamotaniu się w labiryntach, wpadaniu w ślepe uliczki, na walce o mieszkanie, ubranie, jedzenie, posadę. Gdzieś w głębi duszy ufałeś, że gdy ludziom okażesz choć trochę dobrej woli, serdeczności, przy- jaźni, to ich sobie oswoisz. A tymczasem musisz się wciąż borykać z głupotą swojego otoczenia, przepy- chać się przez złośliwości, przeskakiwać, ze zmien- nym szczęściem, zastawione na ciebie pułapki. - I tak niczemu nie umknąłeś. I musiałeś wszystko przeżyć, co tylko człowiek potrafi. I już wiesz, że jeżeli cię coś jeszcze nie spotkało, to spotka cię na pewno. Gdzieś w głębi duszy myślałeś, że to tylko On musiał mieć takie życie najeżone obłudą, głupo- tą i nienawiścią przeciwników. WJ NIE JEST UCZEŃ NAD MISTRZA To nie tylko Jego życie było takie. Każde życie jest takie. Twoje również. Również i ty masz okresy po- wodzenia, kiedy żyjesz w uznaniu i podziwie wśród szerokiego kręgu przyjaciół. Ale przychodzą okresy klęski, gdy jedni przyjaciele zdradzają cię, inni za- pierają się ciebie i zostajesz sam. Osądzają cię nie- sprawiedliwie. Wkładają na ciebie szatę błazna. Dźwigasz swój krzyż wśród niezrozumienia i pogar- dy. Upadasz, wstajesz. To nie tylko On tak szedł pod krzyżem - ty także. 108 KAŻDY, KTO JEST Z PRAWDY, SŁUCHA GŁOSU MEGO Jezus zginął za prawdą. Tylko ten, kto mówi tak, jak myśli, jest Jego uczniem, chociażby to czynił nie w Jego imię, chociażby wcale się do Niego nie przy- znawał. Ten, kto nie ma odwagi mówić prawdy, nie jest Jego uczniem. Chociażby się za takiego uważał. 109 I WY ZMARTWYCHWSTANIECIE ' Może polegniesz. Może, realizując swoje życie we- dług wzoru Jezusa, przegrasz: twoja bezinteresow- ność będzie przez innych wykorzystana; twoja uczci- wość nie zostanie przez nikogo zauważona; twoje zasługi nie zostaną przez nikogo wyróżnione; nie dojdziesz do żadnych dużych pieniędzy. Przylepią ci łatkę fantasty, naiwnego, nieżyciowego, nieprak- tycznego. Może polegniesz. Może przegrasz. Ale tak jak On przegrał, tak jak On poległ. no A ON NIÓSŁ KRZYŻ s. Najłatwiej zobaczyć krzyż na ramionach Jezusa. Trudniej już u bliźniego. Ale najtrudniej jest zoba- czyć swój krzyż. Zobaczyć i uwierzyć, że może stać się naszym zbawieniem. 111 ON ZMARTWYCHWSTANIE Gdzie palmy w rękach naszych? Gdzie „Hosanna" na ustach naszych? A może ty w bezpiecznym kąci- ku patrzysz z niepokojem na przeciągający pochód Jezusa. A może przewidując tragedię uspokajasz roz- entuzj azmo wanych. Czy ty Mu ufasz? Czy wierzysz, że On ma rację? Czy jesteś przekonany, że ta Jego droga jest słuszna i uczciwa; że ludzkość zawsze na nią wróci, że On zawsze zmartwychwstanie? Jeżeli tak, to po co się kryjesz, to dlaczego jesteś taki przerażony, taki nie- ufny, taki niewierzący? A może ty po prostu w Niego nie wierzysz? 112 NIÓSŁ GO ZA JEZUSEM Ostatecznie zawsze wrócisz na drogę krzyżową. Nie uchroni cię przed cierpieniem największa miłość, dach rodzinny, sala kinowa. Przyjść ono może w chwili największego szczęścia. Nagle, jak po- dmuch wiatru. Ostatecznie zawsze wrócisz na drogę krzyżową. Ale tu spotkasz Jezusa idącego ze swoim krzyżem. 113 10 JA JESTEM KRÓLEM To nie Piłat sądził Pana Jezusa, choć wszystkie po- zory zdawały się o tym świadczyć. To Piłat był są- dzony. Nawet gdy wydał wyrok. Dał mu o tym Pan Jezus znać w słowach: „Ten, kto Mnie wydał tobie, większy ma grzech". To Pan Jezus był królem Piłata. Piłat stał przed swo- im królem. Nie bądź śmieszny. Nie sądź Pana Boga. Nie żądaj od Niego, by się przed sobą tłumaczył, dlaczego dał ci takie życie, dlaczego zesłał ci cierpienie. Nie bun- tuj się. Nie odgrażaj. On jest twoim królem. On wołał cię do życia nie pytając o twoje zdanie, tobą kieruje według własnej woli, chociaż zdaje cii się, że jest przeciwnie. On cię też odwoła niezależ-| nie od twego życzenia. Nie bądź śmieszny. Nie żądaj, aby się tłumaczył, dla-f czego stworzył taki świat, dlaczego tyle w nii cierpienia. On jest królem świata. Powołał go do ist-1 nienia, kieruje nim wedle woli, odwoła, gdy zechce.! 114 11 WYSZLIŚCIE Z MIECZAMI I KIJAMI, ABY MNIE POJMAĆ Czy ty przyznajesz się do takiego króla: w koronie - ale cierniowej, na tronie - ale krzyża? Króla, który poszedł na śmierć za prawdę, który konając przeba- czał swoim wrogom? Czy przyznajesz się do takiego Jezusa? A może ty uważasz ten stan za tymczasowy i wolisz poczekać, aż zmartwychwstanie i zacznie rozdawać chleb. A może ty tylko do takiego się przyznajesz, który rozdaje chleb. tlS WISIAŁ OBOK NIEGO Nikt ci niczego nie wyrzuca, nie wypomina; tylko Pan Jezus wisi na krzyżu- i wszystko jest jasne. Bez kazania. Tylko wisi, a ty nie śmiesz oczu podnieść i popatrzeć na Niego. Bo czujesz, że jesteś podły, fałszywy, że okłamujesz innych, że jesteś leniwy, ordynarny, bardzo mały. 116 13 NIECH BĘDZIE UKRZYŻOWANY Kto wołał: Ukrzyżuj Go? Gdzie był wtedy Jego przyjaciel Łazarz, młodzie- niec z Naim ze swoją matką, trędowaci, paralitycy, chromi, których uzdrowił; gdzie byli ci, których na- karmił chlebem; gdzie były te setki i tysiące, które przez trzy lata słuchały Go, szły za Nim, cisnęły się do Niego, nie dawały Mu chwili wytchnienia; gdzie byli ci, którzy przed trzema dniami, gdy wjeżdżał do Jerozolimy, rozścielali pod Jego stopy swoje szaty i rzucali gałęzie palmowe? A może to i oni także wołali: Ukrzyżuj Go. 117 14 SIEDMIOKROĆ NA DZIEŃ UPADA My - pokolenie Kaina. Nie potrafimy postawić kro- ku, aby nie przydeptać. Nie potrafimy ręki poło- żyć, aby nie zgnieść. Nie potrafimy dać, aby nie zabrać. Nie potrafimy się śmiać, aby nie urazić tych, którzy płaczą. Nie potrafimy pochwalić, aby nie skrzywdzić tych, których nie chwalimy. Nie potra- fimy kochać, aby nie skrzywdzić tych, których nie kochamy. A tak byś chciał w bieli, z czystymi rękoma, niena- ganny, świetlany. A tak cię oburza najmniejsza kry- tyka, zarzut. A ręce masz brudne. A krwią jesteś pochlapany. 118 15 PLEMIĘ NIEWIERNE I PRZEWROTNE W nas drzemie nienawiść. A zwłaszcza do tych sil- niejszych, mądrzejszych, szybszych, młodszych, zdolniejszych, piękniejszych, możniejszych, bogat- szych. A zwłaszcza do tych, którzy z nami rywalizu- ją, którzy nam zagrażają. A zwłaszcza do tych, co się nam narazili: czasem jednym słowem, jednym spojrzeniem, jednym czynem. Jeżeli trzymają nas formy grzecznościowe, ogłada zewnętrzna, przepi** sy, instytucje, do których należymy, więzy społecz- ne, to i tak wybuchamy obelgą, oszczerstwem, zło- śliwością, obmową, pogardą, lekceważeniem. W tobie drzemie nienawiść. A jeżeli potrafiłeś wy- rosnąć ponad nią, to dzięki łasce Bożej i swojemu heroizmowi. 119 16 KTO BY RZEKŁ BRATU SWEMU: „GŁUPCZE" ? Czy wiesz o tym, że się możesz wściec: że rozleci się twoja osobowość, posypią się twoje zasady, zwy- czaje, sposoby bycia? Przestaniesz panować nad swoimi myślami, słowami, ruchami i porwany falą szaleństwa narobisz straszliwych głupstw, porozbi- jasz i poranisz ludzi. Może nawet przekreślisz na zawsze swoje życie. I nic nie pomoże, że za chwilę będziesz rwał włosy, tłukł głową o ścianę i mówił: Jak ja mogłem to zrobić. Na wszystko będzie za pó- źno. Już niczego nie odwołasz, już niczego nie od- mienisz. Nic nie powróci do stanu pierwotnego. Czy ty wiesz, że się potrafisz wściec? A jeżeli już wiesz, to naucz się wsłuchiwać w pomruki rozpo- czynającej siew tobie lawiny, żeby wstrzymać jąpóki jeszcze czas. Bo za moment będzie na wszystko za późno. Niezależnie od tego, czy jesteś dzieckiem, młodym człowiekiem czy starcem. 120 17 MAŁEJ WIARY Słaby człowiek jest agresywny. Wszystkich podej- rzewa, że chcą go zniszczyć. To splot urazów, kom- pleksów, pretensji, uprzedzeń. Nie ma się jak do niego dostać. Nawet nie można go pogłaskać. Co- kolwiek by ktoś do niego powiedział, jakkolwiek by się wobec niego zachował, wszystko to odczy- tuje jako atak na siebie. Zacieśnił się do obrony przed zniszczeniem. Nie bój się. Nikt nie jest cię w stanie zniszczyć, je- żeli tylko ty tego nie chcesz. 'tzystkie nasze. 121 20 ZROZUMIELIŚCIE TO WSZYSTKO? A ONI ODPOWIEDZIELI: „TAK" Patrzysz na swoich bliźnich, na ich postępowanie, słuchasz tego, co mówią, i w głowie ci się nie mie- ści, jak oni mogą się jeszcze uważać za chrześcijan. Bo zupełnie nie dotykaj ą istotnych prawd, biorą tyl- ko ich fragmenty, a nawet te interpretują rozmaicie. Czy oni w ogóle rozumieją, o co Jezusowi chodzi? I patrzą na ciebie ludzie, i dziwią się, jak ty się mo- żesz nazywać chrześcijaninem. I słuchaj ą ciebie lu- dzie, i patrzą na twoje czyny, i podejrzewają, że ty nic z tej Ewangelii nie rozumiesz. A przecież już tyle lat słuchamy, bierzemy i karmi- my się Słowem Bożym. 1 1 124 ŚWIATŁO WASZE Zamykasz się w sobie. Już nie ufasz. Usiłujesz sam zorganizować sobie życie, polegasz tylko na tym, co sam potrafisz załatwić, przygotować, zapewnić. Zamykasz się w sobie. Już nie kochasz. Twierdzisz, że nie ma sensu się poświęcać, nie ma dla kogo wal- czyć o sprawiedliwość. Trzęsiesz się nad swoim zdro- wiem, boisz się o swoje pieniądze, o swój czas. Nie przebaczasz, nie darowujesz. Mówią o tobie, że stałeś się cynikiem, że zmieniłeś się i jesteś samolubny. A w tobie już światło zgasło. Jesteś pusty. Argumenty za istnieniem Boga czy prze- ciwko Jego istnieniu nie obchodzą cię, są dla ciebie nieważne, bo w tobie Go już nie ma. Mówią, że się zmieniłeś, że dawniej byłeś inny. To- bie samemu wracają wspomnienia tamtych dni, kie- dy żyłeś szeroko, kiedy poświęcałeś ludziom czas, energię, pieniądze. Teraz patrzysz na tamte lata pra- wie z niedowierzaniem. Że też potrafiłeś tak żyć. Wtedy było w tobie światło. 125 22 KTO Z WAS JEST BEZ GRZECHU Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Więc po co sięgasz po kamień, gdy zobaczyłeś grzech drugiego człowie- ka? Więc skąd to oburzenie, to zgorszenie, a nawet satysfakcja? Przecież to tylko tak się złożyło, że jego grzech został ujawniony, a twój pozostał w ukryciu. Przecież nie wiesz, czy większe są grzechy jego, czy twoje, bo nie wiesz, ile on otrzymał, a ile ty. Wszy- scy jesteśmy grzesznikami. Każdy z nas. Więc dla- czego kamienujesz? Dlaczego nie dajesz szans? Dla- czego zabijasz? A może to jeszcze robisz w imię prawdy lub miłości chrześcijańskiej? i 1 126 23 CZYHAJĄ, ABY CIĘ ZABIĆ Nie podnoś kamienia, którym cię uderzono. Nie bierz go w rękę. Bo się zarazisz nienawiścią. Ona błyska- wicznie rozprzestrzeni się w tobie, opęta cię, stoczy jak robak. Staniesz się w krótkim czasie podobny do swoich wrogów. To nie oni ciebie zabiją. Ty sam sie- bie zabijesz. Nie schylaj się po kamień, którym cię uderzono. Idź dalej. 127 24 NIE MOŻECIE BOGU SŁUŻYĆ I MAMONIE Nie sprzedawaj się za mamonę. Nie sprzedawaj swo- ich najczulszych przeżyć, największych tajemnic, najgłębszych przekonań; nie sprzedawaj przyjaciół - za mamonę powodzenia, uznania, podziwu, stano- wiska, pieniędzy. Bo w końcu się okaże, żeś nic nie zyskał - żeś wszystko stracił. 128 25 JAKO I MY ODPUSZCZAMY Jakżeż my jesteśmy bezlitośni dla bliźnich naszych. Chcemy ich wciąż przykrawać na swoją miarę. A przecież trzeba zaakceptować drugiego człowie- ka takiego, jaki jest, wraz ze wszystkimi jego wada- mi. Nawet gdy popełni jakąś nieuczciwość wobec ciebie - bo przebaczyć, to nie znaczy zapomnieć. Tego się nie da. Przebaczyć to znaczy zaakceptować go z tymi grzechami, które przeciwko tobie popeł- nił. I zdecydować się iść z nim dalej.« 129 26 BIŁ SIĘ W PIERSI Kontroluj siebie, gdy popełnisz jakieś zło, bo wtedy - w obawie, byś sam sobie nie musiał odebrać tego, co tak bardzo chcesz mieć, by ci nie wyrwali tego, co zdobyłeś, albo w panice przed czekającymi cię konsekwencjami: utratą stanowiska, pieniędzy, do- brego imienia - będziesz na gwałt gromadził argu- menty, które by uzasadniły słuszność twojego postę- powania. Bądź dla siebie wtedy bezwzględny. Nazywaj kłamstwo - kłamstwem, oszustwo - oszu- stwem, kradzież - kradzieżą, fałsz - fałszem. Bo ina- czej się zakłamiesz: ucieknie ci grunt spod nóg. Na końcu dobre będzie wszystko to, co będziesz chciał, a złe wszystko to, czego nie będziesz chciał. 130 27 I NIE ZOSTANIE W TOBIE KAMIEŃ NA KAMIENIU Minął czas twoich szalonych przyjaźni; przyjaźni wy- rosłych z zachwycenia światem, człowiekiem, Bo- giem. Ilu przyjaciół zostało dotąd? Ilu przehandlo- wałeś za pieniądze, za stopnie, za stanowisko? Albo po prostu porzuciłeś z własnej lekkomyślności. Te- raz też masz ludzi, których nazywasz przyjaciółmi, ale stosunki między wami kształtują się na zasadzie ścisłego rozliczania: tyle ja tobie, ile ty mnie. Gdzie jest czas twoich wielkich przyjaźni? Ile z nich pozo- Czy utraciłeś również przyjaźń z Bogiem? 131 28 CHCĘ, BĄDŹ UZDROWIONY To są nasi trędowaci - pijacy, zmarnowane talenty, niedoszli geniusze, upadłe anioły - nasi dawni kole- dzy. Patrzymy na nich z niechęcią, pogardą. Unika- my ich, aby nie zarazili nas swoim nieszczęściem. Ale to przecież nasze ofiary. To my, z pomocą na- szych kumpli, precyzyjnymi pociągnięciami wy- pchnęliśmy ich z naszego koła. Nie pasowali do nas, a mogli zagrozić naszej stabilizacji. Zostali odcięci od możliwości pracy w swojej dziedzinie. Nie do- puszczeni do głosu. Odsunięci od wszelkich kon- taktów. Ty masz swojego trędowatego. Patrzyłeś z zimną krwią, j ak podejmował się coraz bardziej niekorzyst- nych prac, które kolejno i tak wyjmowano mu z rąk. Patrzyłeś, jak się rozpadał. A teraz kiwasz głową nad losem człowieka, który do takiego stanu potrafił się doprowadzić. Ty-uczciwy człowiek, odpowiedzial- ny pracownik, szanowany obywatel. A przecież wystarczyłoby, abyś go dotknął. Może jeszcze teraz taka szansa istnieje? 132 29 A ON RZEKŁ: TYŚ POWIEDZIAŁ „Odwaga była potrzebna, gdy smoki zamieszkiwały jaskinie, gdy w niedostępnych borach kryły się cza- rownice, a na przejeżdżających czyhali zbóje z ma- czugami. Odwaga była potrzebna, by zatrzasnąć przy- łbicę i oko w oko zmierzyć się w szrankach «na miecze albo topory». Odwaga to cnota dziś anachro- niczna". Czyżby więc naprawdę odwaga nie była dziś potrzeb- na? A więc nie ma strachu? Urzędnik nie boi się kie- rownika, a kierownik dyrektora, dyrektor zaś inspek- cji ze stolicy? Uczeń - profesora, student - asystenta, kolega - kolegi, a sąsiadka - sąsiadki? Nie boisz się? To dlaczego się tak uśmiechasz, przy- takujesz, kłaniasz, gorąco zapewniasz, czemu się tak ślinisz? A potem, za plecami, wybuchasz złością, odgrażasz się, obiecujesz zemstę, wywlekasz brudy, zdradzasz osobistą tajemnicę, cieszysz się z niepo- wodzeń, przejaskrawiasz fakty, mówisz nieprawdę - gryziesz milczkiem. Podnieś głowę, popatrz w oczy, zaatakuj po ludzku: powiedz prawdę, którą powinieneś powiedzieć. Cho- ciaż będziesz drżał, chociaż będziesz się pocił ze stra- chu. Zachowaj się tak, żebyś potem nie miał obrzy- dzenia do siebie. 133 30 A WODA, KTÓRĄ JA DAM STANIE SIĘ ŹRÓDŁEM WODY ŻYWEJ Jak ustrzec się przed utratą najcenniejszych darów? Bo tak łatwo przyjaciela zamienić w sługę; zawład- nąć tym, który nas obdarzył zaufaniem; z czyjejś miłości do nas uczynić źródło samouwielbienia; po- wołanie - iskrę Bożą - przekształcić w wygodną synekurę; chrześcijaństwo sprowadzić do abstrakcyj- nego systemu prawd. Jak zapobiec, aby wartości, którymi zostaliśmy ob- darzeni, nie zsunęły się w przyzwyczajenia, w puste słowa, w gesty bez pokrycia? 134 31 „JAK SIEBIE SAMEGO" Bądź dobry dla siebie. Nie chciej w sobie zmienić od razu wszystkiego. Nie spodziewaj się natychmia- stowych wyników swoich postanowień. Nie dener- wuj się niepowodzeniami. Nie histeryzuj, gdy popeł- nisz głupstwo, nie karz siebie zbyt surowo, nie narzucaj się sobie. Umiej przeczekać okresy, gdy cię głowa boli, gdy ci jest smutno, gdy ci się nic nie chce robić, gdy ci życie brzydnie. Wykorzystuj okresy swoich dobrych nastrojów, rozstawiaj umiejętnie bodźce, wyznaczaj sobie nagrody. Bądź cierpliwym wychowawcą samego siebie, tak jak starasz się nim być dla innych. W przeciwnym razie zamkniesz sprawę stwierdze- niem, że jesteś dobry albo stwierdzeniem równie jało- wym - że jesteś zły. 135 j-' v •#'"' -"" -v' f l/ ' -' .- /\':X^ l^ dlaczego jesteście smutni CÓŻ JEST, ŻE JESTEŚCIE SMUTNI? To jest chyba jeden z najpiękniejszych urywków Ewangelii św. Wstęga drogi, bezchmurne niebo, słoń- ce i dwie wolno idące postacie. A potem trzecia po- stać Nieznajomego. Zdarzenie zakończone gdzieś u wejścia do gospody, gdy słońce chyliło się ku za- chodowi i chłód ogarniał ziemię. Jesteśmy jak ci uczniowie. Poszliśmy za Jezusem Nazareńskim potężnym w czy- nie i w mowie wobec Boga i całego ludu. Ale oto umarł. Więc wracamy do domów, aby spokojnie upra- wiać grzędy i patrzeć, czy fasola dojrzewa. Tylko przeraziły nas niektóre z naszych niewiast, które były przed świtaniem u grobu, nie znalazły ciała, ale wi- działy aniołów, którzy powiadają, że On żyje. I poszli niektórzy z naszych do grobu, i znaleźli tak, jak mó- wiły niewiasty, ale Jego samego nie znaleźli. Tak bardzo przestraszeni, zmartwieni, niedowierza- jący; tak zgaszeni, smutni. Chyba że Go poznamy. Przy łamaniu Chleba. 139 POWSTAŁ Z MARTWYCH Gdy byłeś dzieckiem, w Wielkanoc niebo musiało być fantastycznie niebieskie. I dużo słońca. I zielo- na trawa. Czekałeś niecierpliwie, kiedy ksiądz wreszcie skoń- czy kazanie i wracałeś do domu na śniadanie. Stół był nakryty białym obrusem. We flakonie sterczały bazie. Mama stawiała na środku stołu wielką lukro- waną babę. A potem, gdy byłeś młody, gdy cię roznosiło życie i wierzyłeś w swoją siłę i swoje osiągnięcia -jesz- cze było za wcześnie na to, żebyś zrozumiał, czym jest Zmartwychwstanie. Ale wyobraź sobie, że przeżyłeś wiele lat. Przyjdzie Wielkanoc z bladym słońcem i wypłowiałym niebem. W lustrze przestraszy cię twarz ze zmarszczkami i si- wym zarostem. Nie wychodzisz z mieszkania, bo nie starczyło ci sił. Stoisz w oknie i patrzysz, jak spod brudnych płacht śniegu ciekną strużki wody i już zie- lenieje trawa. Pąki na gałęziach kasztana błyszczą. Na suchych płytach chodnika dzieci grają w klasy - tak jak ty nie tak dawno. Może wtedy zrozumiesz, czym jest Zmartwych- wstanie. Siłą chrześcijaństwa jest to, że tobie, że każdemu po- chylającemu się w rozpad, zapewnia życie. 140 WTEDY WSZEDŁ ÓW UCZEŃ, KTÓRY PIERWSZY PRZYBYŁ DO GROBU - ZOBACZYŁ I UWIERZYŁ To my wracamy razem z Apostołami od grobu, któ- ry pozostał pusty. To my razem z trzema Mariami zobaczyliśmy anioła, który powiedział: „Nie masz Go tu. Zmartwychwstał". To nam ukazał się w ogro- dzie, gdyśmy Go szukali z Marią Magdaleną. To do nas powiedział, że się z nami jeszcze zobaczy. r 141 WTEDY JEZUS PRZYSZEDŁ DRZWIAMI ZAMKNIĘTYMI On przyjdzie do każdego. Tak jak przyszedł do nich. Pogrzebany, niechciany, zapomniany albo oczeki- wany - w radości lub smutku. Przyjdzie, abyś mógł Go dotknąć, uwierzyć, że nie na darmo niesiesz krzyż, cierpisz rany, idziesz w samotności. Że nie na darmo. 142 POWSTAŁ Z MARTWYCH Ileż to razy już cię pogrzebano. Ileż to razy przywa- lono cię kamieniem oszczerstwa. Ileż to razy poło- żono pieczęć na twoją nieobecność. I zmartwych- wstałeś. I chodzą pogłoski, że cię widzieli na ulicy, jak szedłeś uśmiechnięty - jak dawniej, w najpięk- niejsze dni twojego powodzenia i chwały. Zaczyna- ją o tobie mówić ludzie z szacunkiem, podziwiać twoją mądrość i wytrwałość, rozumieć, trafnie od- czytywać twoje intencje, doceniać zasługi. I zatrwo- żyli się twoi wrogowie, ci, którzy na ciebie wydali wyrok, którzy cię ukrzyżowali i pogrzebali. Nie myśl, że to ostatni raz. Jeszcze cię nieraz pogrzebią. Jesz- cze nieraz będą się cieszyć z twojej śmierci. Ale zmartwychwstaniesz. Będziesz chodził ze Synem Człowieczym w światłości chwały Bożej. Będziesz spotykał się z ludźmi, którzy zobaczą cię w praw- dzie: zrozumieją, o co ci chodziło, odkryjątwoje naj- głębsze zamiary, najtajniejsze intencje. Bo dobro zawsze zwycięży. Bo sprawiedliwość jest wieczna. Byłeś jej nie zdradził, byłeś jej zawsze służył. 143 ABY RADOŚĆ WASZA BYŁA PEŁNA Już ma się nam ku wieczorowi i już dzień się nam nachylił. Bo już mamy dwadzieścia, trzydzieści, sześćdziesiąt lat. Wciąż żal nam, że już tyle lat jest poza nami, a nie umiemy cenić chwili, którą nam dajesz. Prosimy Cię, naucz nas radować się życiem. Nie: nie martwić się. Ale radować się. Zawsze. Niezależnie od tego, ile mamy lat doświadczenia za sobą, ile na grzbiecie zmartwień, kłopotów i trosk codziennych. Podejdź do nas idących w smutku przez życie, jak do uczniów zdążających do Emaus. Upomnij nas - jak ich. Spraw, abyśmy przejrzeli, zanim będzie za późno. 144 A JESTEŚCIE SMUTNI My musimy być już teraz trochę wniebowzięci. My musimy już teraz trochę chodzić nad ziemią. I wie- rzyć po ryzykancku, i ufać wbrew obliczeniom, i ko- chać na wyrost, i radować się, choć czasem niewiele powodów do tego. My musimy już teraz trochę nad ziemią chodzić. Bo to wbrew pozorom jest jedyny klucz do życia. Za takimi ciągnąć będą w procesji, przylatywać jak ćmy do ognia, jak pszczoły do miodu - ci wszyscy obli- czeni, wyrachowani, sprawiedliwi, a przy tym ogrom- nie smutni - by wziąć trochę beztroskiej wiary, tro- chę nie obrachowanej nadziei, trochę miłości za darmo - trochę radości, bez której nie da się żyć. My musimy już teraz być trochę wniebowzięci. L 7 — Wszystkie nasze... 145 JAM JEST CHLEB ŻYWY, KTÓRY Z NIEBA ZSTĄPIŁ To był czas dla Niego najważniejszy: czas męki i śmierci. W nim określił siebie: swój stosunek do Boga Ojca i do ludzi. W przeddzień ustanowił nam posiłek eucharystycz- ny. I my, spełniając Jego polecenie, spotykamy się na Mszy świętej, aby uczestniczyć w Jego męce i śmierci i z niej brać na zwyczajny dzień siłę; by kochać ludzi, jak On ludzi kochał, i aby śmierć na- sza zakończyła się jak Jego śmierć - zmartwychwsta- niem w Bogu. 146 9 PANIE, DAJ NAM TEGO CHLEBA Pozostał nam po tamtej Wieczerzy ołtarz - frag- ment stołu, opłatek i odrobina wina. Ale to jest Jego przyjęcie, na które nas zaprosił: Jego chleb, Jego wino - Jego życie. I chce, byśmy w tym życiu uczestniczyli. Pozostał nam po tamtej Wieczerzy ołtarz - fragment stołu, opłatek, odrobina wina. Ale to są nasze dary, które przynieśliśmy Jemu, aby je przyjął i uznał za swoje - aby nasze życie stało się Jego życiu podobne. 147 10 STOJĄC NA ŚRODKU ŚWIĄTYNI Jak daleko nam, uczestniczącym we Mszy świętej, do wiary Apostołów z Wieczernika. Jak często idzie- my w niedzielę do kościoła popychani tradycją, na- wykiem. I wtedy pojawia się pytanie: Czy wolno w takim stanie przychodzić na Mszę świętą? Czy warto? Tak. Bo nawet gdy dopiero za którymś razem wy- niesiemy stamtąd jakieś przeświadczenie, myśl, przekonanie, które nas powstrzyma przed złem, wskaże drogę, pomoże pokonać swoją małość - to już warto. l 148 11 KTÓRY Z NIEBA ZSTĄPIŁ My, którzy jesteśmy coraz bardziej świadomi na- szego pogrążania się w śmierć; my, którzy tak bar- dzo łapczywie sięgamy po życie - przychodzimy co niedzielę do stołu Jezusa. Do stołu Tego, który umarł, ale zmartwychwstał, który powiedział, że jest życiem i że kto wierzy w Niego, chociażby umarł, żyć będzie. 149 12 PRAWDA WAS WYSWOBODZI Traktuj drugiego człowieka poważnie. Strzeż się za- równo czułostkowości, jak lekceważenia; zachwy- tów, jak i ironii; łatwego usprawiedliwienia, jak i su- rowej krytyki; pobłażliwości, jak i oburzenia. Traktuj drugiego człowieka poważnie nawet wtedy, a nawet zwłaszcza wtedy, gdy on zdaje się. prowokować do czegoś zupełnie przeciwnego. Tylko w ten sposób możesz mu pomóc, aby ujrzał się w prawdzie. 150 13 DŁUG MU DAROWAŁ Nie możesz układać współżycia z ludźmi wyłącznie na zasadzie sprawiedliwości: ile dałeś i ile ci się od nich należy. Musisz coś odliczać na straty, musisz coś podarować, chociaż nie usłyszysz za to słów po- dziękowania. Ale nie myśl, że to tylko ty tak postępujesz. Inni wobec ciebie czynią podobnie. 151 14 NIE SĄDŹCIE Po prostu nie wiesz, dlaczego on tak postąpił. Może mu coś dolegało, a może miał jakieś zmartwienie? Ale nawet gdyby był w normalnej formie, to ty i tak nie znasz motywów, jakimi się powodował. Przypi- sujesz mu jeden z tych, które, według twojej logiki, powinny nim kierować. I dlatego twój osąd ma mi- nimalne widoki na to, żeby mógł być prawdziwy. 152 15 A KTO BY RZEKŁ BRATU SWEMU: GŁUPCZE, BĘDZIE WINIEN OGNIA PIEKIELNEGO Walcz z drugim człowiekiem, gdy trzeba, ale go nie zabijaj. Naucz się dyskutować, sprzeczać, ale nie gardź nikim, nie udowadniaj nikomu, że niepotrzeb- nie zabiera głos, bo się na niczym nie zna, i na pew- no nie ma nic ważnego ani ciekawego do powiedze- nia, czyli: że nic nie wie, jest niczym. To, po pierwsze nie jest prawdą, a po drugie, gdybyś mu to potrafił wmówić, wepchniesz go w rozpacz. JStrzeż się, abyś nie uwierzył, że wszystko, co ma- rę, ważne i ciekawe, powiedzieli mądrzejsi od cie- bie, a tobie pozostaje jedynie przekalkowywanie zło- ych myśli i odkrytych prawd. To zabiłoby w tobie yórczość. Zagroziłoby twemu człowieczeństwu. 153 16 NACHYLIŁ SIĘ NAD NIM Strzeż się, żebyś drugiemu nie dał do zrozumienia, że przestajesz go uważać za tego, kim on całym wy- siłkiem swojej dobrej woli stara się być. Bo możesz spowodować, że przestanie widzieć sens swoich wysiłków - zrezygnuje. Strzeż się, żebyś nie dał dru- giemu do zrozumienia, że go uważasz za złoczyńcę. Nawet gdy on twoją opinię uzna za krzywdzącą, i tak może to go zdemobilizować, a więc - może otwo- rzyć bariery, jakimi ubezpieczył się przed złem. 154 17 KTO BY ZGORSZYŁ Skąd dzieci nasze są takie? Skąd w nich tyle nieobo- wiązkowości, niechlujstwa, lekceważenia, nonsza- lancji, pogardy, samolubstwa, cwaniactwa, egoizmu, chamstwa? Skąd te powiedzenia, te słowa, te wyra- żenia, te akcenty, ten ton? Skąd u nich tyle brutalne- go rozdeptywania naszych zajęć, niefrasobliwego zagarniania naszych odpoczynków? Nie mów: to rodzice. - To my wszyscy. To kość z na- szej kości, krew z naszej krwi. To są dzieci nasze - dzieci naszego narodu. To my wszyscy jesteśmy za nie odpowiedzialni. 155 18 ABYŚCIE BYLI SYNAMI OJCA WASZEGO Nie tylko to jest ważne, jaka jest obiektywna praw- da, nie tylko to jest ważne, kto ma racją, ale jest rów- nież ważne, że drugi człowiek coś uważa za prawdę, że ma o czymś najgłębsze przekonanie i chce zgod- nie z nim żyć. Do tego każdy ma zwyczajne ludzkie prawo, a ty masz obowiązek to prawo szanować. Taka jest podstawa tego rodzaju sprawiedliwości, która nazywa się. tolerancją. 156 19 A GDY JĄ ZNAJDZIE, WKŁADA NA SWOJE RAMIONA Słuchasz i uszom własnym nie wierzysz. Czytasz i oczom własnym nie wierzysz: oto ten, który jesz- cze wczoraj głosił nieludzkie rzeczy, dziś zaczyna mówić i pisać normalnie. A więc karierowicz, czło- wiek o miedzianym czole? A może to jeden z tych, którzy zostali powołani w ostatniej godzinie, a może to jeden z tych, których Bóg dotknął i przejrzeli; których dotknął i usłyszeli. A może to jedna z owieczek zgubionych, którą On odnalazł. Abyś nie stanął w rzędzie faryzeuszów i saduce- uszów oskarżających Jezusa, że pije i je z grzeszni- kami i celnikami. 157 T 20 NIECH MOWA WASZA BĘDZIE: TAK - TAK, NIE - NIE Co to jest ta wolność nasza? Co to jest ta tolerancja nasza? A może to po prostu tylko strach przed popa- trzeniem prawdzie w oczy, przed podjęciem męskiej decyzji z wszystkimi bolesnymi konsekwencjami, ja- kie ona przynieść może; zepchnięcie jej na dzień na- stępny, a potem jeszcze na następny - byle dalej. Co to jest ta dobroć nasza? A może to tylko leni- stwo, które nie pozwala przeanalizować i dogadać sprawy do końca. I tak żyjemy na co dzień z tymi ludźmi, którym po- winniśmy powiedzieć prawdę w oczy, a nie powie- dzieliśmy. Potykamy się o stosy spraw nie załatwio- nych. Żyjemy na niby. Narastają złogi fałszu, niedomówień; kłamstwa. I tak robaczywiejemy, gni- jemy w tych unikach, niewyjaśnionych sprawach. Aż tak narośnie w tobie pogarda do siebie samego i tak się spiętrzy w tobie niechęć do ludzi, że życie ci zbrzydnie. I sam sobie będziesz winien. 158 21 MOWA TWOJA Odezwij się do człowieka, który jest obok ciebie. Mil- czenie bardzo krótko bywa obojętne. Szybko prze- radza się w obcość, wrogość - do nienawiści włącz- nie. Tylko w milczeniu wobec przyjaciela nie grozi żadne niebezpieczeństwo. 159 22 BIADA ŚWIATU DLA ZGORSZENIA My niepoprawni indywidualiści, którzy uważamy sobie za ujmę spostrzec obok siebie człowieka rów- nego nam, którzy nawet myśleć nie chcemy, jak bar- dzo jesteśmy wynikiem poprzednich pokoleń, któ- rzy nawet wiedzieć nie chcemy, że z naszą śmiercią nie zejdzie w otchłań cały świat, którzy chcemy ura- tować swoją wartość osobistą przynajmniej w wy- miarze naszego pokolenia, którzy nie potrafimy do drugiego człowieka powiedzieć: bracie. Niezależnie od tego, ile masz lat, odchodzisz. Uwierz w to, że jesteś tylko liściem na drzewie, które nazy- wa się ludzkością. Nie udawaj, że nie słyszysz za sobą'coraz wyraźniej szych kroków nowego pokole- nia. Uświadom sobie, że ono jest wpatrzone w cie- bie. Będzie takie, jaki ty jesteś -jesteś za to pokole- nie, które idzie za tobą, i za wszystkie następne, odpowiedzialny. 160 JEŚLI CHCESZ Nie przymuszaj nikogo do niczego. Nawet gdy bę- dziesz wiedział na pewno. Nawet w wypadku zła, które komuś zagraża. Nawet w wypadku dobra, któ- re przynosi wielkie korzyści. Nie uszczęśliwiaj ni- kogo na siłę. Bo każdy ma prawo być człowiekiem. A tylko wolna decyzja określa człowieka. Tylko ona go tworzy. 161 24 BYŁEM GŁODNY, A NIE DALIŚCIE MI JEŚĆ Aż stanie się. I wtedy wybuchnie jazgot zgorszonych, zacznie się kiwanie głowami, zachłystywanie każ- dym szczegółem sprawy. I okaże się, że to był długi proces, który coraz bardziej nabrzmiewał. Od daw- na szeptano przy czarnej kawie, urywały się telefo- ny, podawano sobie kolejne fragmenty narastające- go zagrożenia. Ale nie było takiego, który by pomógł. 162 25 PRZYJACIELE NASI „Niech pan sobie zażywa te kropelki przed snem, a te proszki trzy razy dziennie po jedzeniu; ale naj- ważniejszą rzeczą dla pana jest spokój. Byłoby naj- lepiej, gdyby pan mógł gdzieś wyjechać, oderwać się od dotychczasowego środowiska i zapomnieć o wszystkim..." „Proszę wziąć serię tych zastrzyków, a gdy je pani skończy, proszę przyjść znowu. Ale pro- szę pamiętać, że one pomogą, jeśli się pani nie bę- dzie denerwowała. Nie należy się martwić, trzeba trochę weselej popatrzeć na świat..." Na wielu klepsydrach i nagrobkach zamiast napisów: „pozostają w nieutulonym żalu mąż, dzieci, wnuki i synowa", zamiast: „cześć jego pamięci", zamiast: „najukochańszej matce", zamiast: „wierni koledzy" -powinno być: „zagryzły ją dzieci", „wykończył go kierownik", „dobiły ją plotki". 163 26 OWCE I WILKI Tylko w jasełkach jest zły Herod i dobrzy pastusz- kowie. Posłuchaj rozchodzących się małżonków. Posłuchaj, co mówi o tym samym fakcie teściowa i synowa. Posłuchaj, jak oceniaj ą uczniowie profesorów, a jak profesorowie uczniów. Posłuchaj, jakie mają zdanie dzieci o swoich rodzicach, a jakie rodzice o dzie- ciach. Gdy mówiła jedna strona, sprawa nie budziła żadnej wątpliwości, wszystko było dla ciebie jasne - wina drugiej strony była zupełnie oczywista. Gdy wysłu- chałeś drugiej strony, nie wiedziałeś nic. Gdybyś zaczął odwrotnie, od sprawozdania z ust dru- giej strony, wszystko byłoby identycznie. W nieporozumieniach z ludźmi nie stawiaj siebie w rzędzie dobrych pastuszków, a przeciwnika nie uważaj za złego Heroda albo nawet za diabła. 164 27 JAKO I MY ODPUSZCZAMY Mówią: „Gdy chcesz wejść do domu, którego strze- gą psy, najpierw rzuć między nie kość". Różnica między człowiekiem a psem jest ta, że pies może szarpać kość, no, powiedzmy, pół godziny. A czło- wiek może przy niej pozostać całe życie. Czasem chodzi o krytyczną uwagę, o podniesiony czynsz, o garnki we wspólnej kuchni, o mycie korytarza, o je- den stopień w karierze. Okręt, który wyruszał w da- leką drogę, miał zobaczyć rozmaite lądy, ludzi mó- wiących różnymi językami, zachody i wschody, cisze i burze - zaraz na początku, tuż za portem, osiadł na mieliźnie. I tak został. Przekrzywiony, nad brudną wodą opluwającą jego burty, patrzy na stare domy z dziurawymi dachami, na usychające wokół nich drzewa. 165 28 NASZYM WINOWAJCOM W Tygodniu Miłosierdzia kup rozwrzeszczanemu ba- chorowi zza ściany czerwony lizak. Zarozumiałej wiedźmie z naprzeciwka powiedz pierwsza „dzień dobry". Dozorcy podaj rękę i spytaj go bez złośli- wości, jak mu się spało. Kierownikowi opowiedz kawał. Dużo starszej koleżance w biurze przynieś na stół kwiatek. Teściową zabierz do kina. Synową po- chwal, że zrobiła dobry obiad. Zięciowi upierz skar- petki. I jeszcze: uśmiechnij się do zdenerwowanej ekspedientki w sklepie. Uśmiechnij się do zaniedba- nego konduktora w tramwaju. Uśmiechnij się do policjanta na rogu. Uśmiechnij się do brzydkiego dziecka idącego do szkoły. Uśmiechnij się do sta- ruszki z pieskiem. A może Pan Bóg da ci łaskę, że spadną ci z oczu łuski i dojrzysz wokół siebie smutnych, zmartwio- nych, załamanych, przygnębionych. Może zrozu- miesz jeszcze coś więcej: że powodem tych wszyst- kich smutków człowieczych jest samotność. I że przełamać ją może tylko Pan Bóg, jeżeli z Nim złą- czysz się i będziesz dobry. 166 29 JEDEN JEST DOBRY: BÓG Gdzie kończy się odpoczynek, a zaczyna lenistwo? Gdzie kończy się stanowczość, a zaczyna upór? Gdzie kończy się prawdomówność, a zaczyna naiwność? Gdzie kończy się krytyka, a zaczyna złośliwość? Gdzie kończy się lojalność, a zaczyna pochlebstwo? Gdzie kończy się prostota, a zaczyna brutalność? Gdzie koń- czy się dobroć, a zaczyna słabość? To jest rozdarcie, które stanowi twój chleb codzienny. 167 30 KRÓLESTWO TWOJE W porządku Bożym jesteśmy również układem za- mkniętym: ktoś musi cierpieć za szaleństwa drugie- go, ktoś musi się modlić, aby nawrócił się błądzący; przez czyjeś umartwienie przychodzi łaska żalu na grzesznika. Nasza świętość ma wpływ na świętość innych, nasza grzeszność wpływa na grzeszność in- nych. Dopiero wówczas znajduje prawdziwie spo- łeczny sens każdy dobry czyn, chociażby przez ni- kogo nie zauważony, każda dobra myśl, każdy akt miłości Bożej. 168 JEJ SYN „Znowu idą". Drgnęła. A ci już się tłoczyli w drzwiach sionki rozgadaną gromadą. Tężała we- wnętrznie, gdy po złośliwych pozdrowieniach dla „matki wielkiego nauczyciela z Nazaretu" poczyna- li wypytywać o Jego życie. Co robił? A najważniej- sze, co mówił? Była przerażona nienawiścią tych ludzi. Wiedziała, że trzeba jak najmniej mówić, a naj- lepiej milczeć. Oglądali bezlitosnymi oczami miej- sce Jego pracy, przyglądali się Jego rzeczom, dzieli- li się dwuznacznymi uwagami. I przytaczali zdania z Jego nauk. I pienili się złością. I wygrażali pięścia- mi przed Jej twarzą. Że Go tak wychowała. Że taką jest matką. A wreszcie namawiali, by wpłynęła na Niego, bo On nie zdaje sobie sprawy, co Mu grozi. Że szkoda Go, bo ma talent. Że trzymaj ą Go w swych rękach. Ale z litości dla Niej nie chcą Go zniszczyć. A potem odchodzili. Pozostawała po nich głęboka cisza, tępy ból koło serca i pewność, że znowu przyj- dą, że nie dadzą Jej spokoju. Skąd to wszystko wiemy? Gdzie to wszystko słysze- liśmy? Te kroki przed domem, dobijanie się do drzwi, wypytywanie o syna, krzyki, bicie, maltretowanie? Dlaczego Ona jest nam tak bliska? Bo przeżyła to, co i nasze matki. I dlatego choć Zielna, Siewna, Gromniczna - to zawsze Częstochowska: z poważ- ną twarzą i dwiema bliznami od uderzenia. 172 JEGO MATKA Szła mając błękit nieba nad głową, wokół zielone wzgórza i pył drogi pod stopami, ze swoim Dziec- kiem na ręku. Po raz pierwszy oficjalnie, publicznie. Szczęście, uniesienie, które znaj ą tylko matki. Za chwilę Symeon przepowie Jej cierpienie. To bę- dzie pierwszy ból, pierwszy miecz, który spadnie na Nią przez Syna. Potem przyj da inne. Niezrozumiałe odezwanie się dwunastoletniego Człowieka: „Co jest, żeście mnie szukali, nie wiedzieliście, że w sprawach Ojca mego potrzeba, abym był?" - słowa, które zga- siły drżące od niepokoju i wyrzutu pytanie: „Synu, cóżeś nam uczynił?" A potem obce słowa, które tak trudno było przyjąć - w Kanie Galilejskiej: „Nie- wiasto, jeszcze nie przyszła godzina moja". Po raz ostatni „niewiasto" usłyszała pod krzyżem. Ale to jest Jej Syn. Ale mimo wszystko, chociażby zdarzyło się coś stokroć boleśniejszego, chociażby odszedł daleko bardziej - to jest Jej Syn. Ona jest Jego Matką. 173 ZA KOGO WY MNIE UWAŻACIE? Za kogo wy Mnie uważacie? To pytanie Jezusa staje przed ludźmi od dwóch tysięcy lat. To pytanie staje przed każdym z nas. I nie wykręcaj się od niego odpowiedziami, że jedni mówią, iż jest prorokiem, a drudzy mówią inaczej. On ciebie się pyta: „Za kogo ty Mnie uważasz?" 174 ZNALAZŁA GO To było takie proste, gdy przychodziłeś podrapany, posiniaczony, rozżalony, rozbeczany, wgramolić się jej na kolana i wtulić głowę, i słuchać, jak jej serce bije. Serce, które na pewno kocha. Płacz przecho- dził w pochlipywanie. Odpływała gorycz. Było ci dobrze, tak dobrze, że aż zasypiałeś. Potem przyszedł okres, gdy denerwowała cię jej do- broć. Nie mogłeś znosić jej milczenia i smutnego spojrzenia, gdy coś złego zrobiłeś. Niechby zrobiła awanturę, niechby krzyczała, a nawet zbiła. Potem poszedłeś w świat. Z wielkimi planami i nadzie- jami, pełen wiary w ludzi. A teraz wracasz. Tak jak wte- dy: rozżalony. Do niej. W pokoju jest cicho, czyściutko jak dawniej, matka pomiędzy starymi meblami krząta się ucieszona, żeś przyszedł. „Może się herbaty napi- jesz?" Napijesz się, bo to ci da okazję do zatrzymania się tu dłużej. Ona nie wie i nigdy nie będzie wiedzieć, jak ci tego powrotu było trzeba. Może później podejdzie i po- całuje twoją głowę, nie wiedząc jak bardzo na to czeka- łeś. Czujesz, jak odpływa twoja złość, nienawiść, rozgo- ryczenie, jak bierzesz w siebie światło, jej dobroć. Przez te lata, które minęły, spiętrzyło się w tobie zło, stwardniałeś, skrzepłeś w egoizmie, stykając się z su- rowym światem. Teraz w czasie nabożeństw majowych przychodzisz do Niej przez modlitwy, pieśni - obcujesz z Nią. Czu- jesz, jak odpływa od ciebie zło, jak bierzesz w siebie światło - Jej dobroć. 115 A POD KRZYŻEM JEZUSOWYM STAŁA MATKA JEGO Jakaż Ona Matka? Czemu nie przyszła wtedy, gdy postawiono Go przed sądem? Czemu nie przyszła i nie przyrzekła zebranemu Sanhedrynowi, że On wróci do Nazaretu, przestanie nauczać i będzie pra- cował jako cieśla do końca swoich dni? Żeby mógł swoimi spracowanymi rękoma odgarniać włosy znad czoła, jeść chleb w zaciszu swojego domu, rozma- wiać w zapadającym zmierzchu z przyjaciółmi. Jakaż Ona Matka? Czemu nie przyszła do Piłata, gdy ten wydawał na Niego wyrok śmierci, aby prosić o ułaskawienie? Niech Go skaże na dożywotnie wię- zienie; ,na galery czy do kamieniołomów; nawet w największym pohańbieniu i nędzy. Ale żeby mógł oglądać wschody i zachody, grzać siew słońcu, spać kamiennym snem w chłodne noce. A Ona szła z Nim bez słowa, gdy dźwigał krzyż, sta- ła bezczynnie, gdy konał. I dlatego jest nie tylko Matką Jezusa. Ale jest Matką Zbawiciela, Odkupiciela -jest Matką naszą. 176 RZEKŁ UCZNIOWI: OTO MATKA TWOJA Jeżeli ci to przeszkadza, to nie mów „Królowo". Je- żeli to ci nic nie mówi, to nie mów „Pani". Jeżeli nie rozumiesz, to nie mów „Naczynie poważne". Mów o Niej po prostu „Maryja". Jak chcesz. Byle była dla ciebie tym, czym być powinna: Matką. 177 BŁOGOSŁAWIONY OWOC ŻYWOTA TWEGO W Niej składamy hołd tym kobietom, które część życia swojego oddały drugiemu człowiekowi: ciągi nieprzespanych nocy, dnie wypełnione gotowaniem kaszek i podgrzewaniem mleka, praniem pieluszek, drżeniem o każdy kaszel i każdy skok temperatury; w bezustannym załataniu, żeby ze wszystkim zdą- żyć; potem troską o każdy samodzielny krok małego człowieka, który zaczyna nieporadnie wchodzić w życie - mając w perspektywie samotność. W Niej oddajemy hołd kobietom, które słowu „ko- cham" nadały najpełniejszy kształt. 178 OTO SYN TWÓJ Kto jeszcze dzisiaj chce być matką - człowiekiem na etacie poświęcającego się.? Pozostać dziewczyną. Na zawsze, do śmierci. Na- wet gdy będą dzieci. Niech je przedszkole, szkoła, teściowa, koledzy, ciotki, niech je zabawki wyhodu- ją. Byle nie przeszkadzało, nie krępowało, nie ob- ciążało, byle było jak najmniej w domu. I tak nam to słowo „matka" zanikło. Zblakło. Zatra- ciło się. Nam, szukającym tak histerycznie miłości. i i 179 l* Z MARYJĄ, MATKĄ JEGO Co ty myślisz patrząc na Nią zamodloną w czasie Zwiastowania, trzymającą Dziecko na rękach, stoją- cą na Golgocie, obejmującą Jego ciało zdjęte z krzy- ża? O co Ją prosisz, co Jej przynosisz, czego się od Niej spodziewasz, na co czekasz? Ty - w wieku lat osiemnastu, trzydziestu, pięćdzie- sięciu, siedemdziesięciu. Jak ty się do Niej modlisz? 180 11 ZOBACZYLI MARYJĘ Wierzyć w Boga, to znaczy zawierzyć i człowieko- wi. Zaufać Bogu, to znaczy zaufać i człowiekowi. Kochać Boga, to znaczy kochać i człowieka. Jakże więc w Nianie wierzyć, nie ufać Jej, nie kochać ta- kiego Człowieka jak Ona. 181 12 CIEŚLA Z NAZARETU Gdy byłeś mały, chciałeś być sławny. Nie wiedzia- łeś jeszcze, z jakiego powodu, ale wierzyłeś, że będą o tobie pisali w gazetach wielkimi literami. Czy cią- gle na to czekasz? Tak, chcemy, aby nas zauważono, aby nas proszono, dziękowano, aby nas uznano, sza- nowano. Jest w Ewangelii św. dużo postaci zarysowanych bardzo wyraźnie. O św. Józefie mało wiemy. Zapi- sano wiele słów nie tylko apostołów, ale faryzeuszów, celników, grzesznic. Jego słowa nie ma ani jednego. Nikomu nie przyszło do głowy, aby spytać, co On mówił, jakie było Jego zdanie. Nie wiemy nawet, kiedy umarł. Nie zauważono Go. Chciał odejść, gdy poznał, że Maryja jest w ciąży. Został z polecenia anioła. Z polecenia anioła uciekł do Egiptu z Maryj ą i Dzieciątkiem. Z polecenia anio- ła wrócił do Palestyny. Spełnia polecenia, chociaż nie zawsze rozumie, jaki jest ich cel. Pracuje na utrzymanie Matki i Syna. Umiera chyba wtedy, gdy jest już niepotrzebny, po dojściu Jezusa do pełni sił. Patron tych, którzy nie są kierownikami, którzy pozostają w ukryciu, kto- rży są jak powietrze niezauważalni, ale tak jak ono potrzebni. 182 13 MATKA PANA MEGO Bądź nam Matką. Uczyń z nas swoje dzieci. Spraw, abyśmy umieli zgodzić się na swój los, tak jak Ty w chwili Zwiastowania; znosić biedę, jak Ty, gdyś rodziła w stajni; przyjmować upokorzenia, jak Ty, gdyś musiała uciekać do Egiptu; szukać Jezusa, jak Ty w świątyni jerozolimskiej; prosić Go, jak Ty w Kanie Galilejskiej, gdy zabrakło wina na godach; cierpieć jak Ty, gdyś stała pod krzyżem umierające- go Syna; modlić się, tak jak Ty w wieczerniku cze- kając na Zesłanie Ducha Świętego. Prosimy Cię, uczyń z nas swoje dzieci. Bądź nam Matką. 183 14 LISY MAJĄ SWOJE JAMY Człowiek potrzebuje domu. Nie: „zwłaszcza w dzi- siejszych czasach"; nie: „coraz bardziej". Zawsze. Odkąd człowiek jest człowiekiem i jak długo chce być człowiekiem. Nie czterech ścian, nie hotelu, nie noclegu, nie przytułku, ale źródła pokoju, odpoczyn- ku, siły, miłości - domu. 184 15 NAJWAŻNIEJSZE PRZYKAZANIE Uwierzyć Bogu - uwierzyć człowiekowi. Że przyjdzie. Że cię nie zostawi samego, że cię nie zdradzi, że cię nie sprzeda. A nawet gdyby cię zdradził, nawet gdyby odszedł, nawet gdyby dopuścił się jakiejś nieuczciwości wzglę- dem ciebie, to wciąż musisz wierzyć w dobro, które w nim trwa, którym on jest, które go stanowi. I gdybyś przestał wierzyć człowiekowi, gdybyś wszystkich ludzi wokół siebie przekreślił, to wtedy wiara w Boga jest niemożliwa. Stracić wiarę w człowieka, to stracić wiarę w Boga. 185 16 PTAKI MAJĄ SWOJE GNIAZDA Trzeba na mapie świata odnaleźć swoje miasto. W gmatwaninie ulic wytyczyć swoją drogę. W tłu- mie odszukać znajome twarze. W hałasie rozpoznać przyjazne głosy. - Gdzieś założyć swój dom. Musisz mieć swoich pisarzy, malarzy, publicystów, spikerów, dziennikarzy. Musisz mieć swoje książki, tygodniki, gazety; swoje teatry, obrazy w muzeach, kina, kawiarnie, restauracje. - Ażeby świat nie stal przed tobą obcy, zimny i wrogi, ale żeby był dla cie- bie domem. 186 17 I WSZEDŁSZY W DOM ZOBACZYLI DZIECIĘ Z MARYJĄ, MATKĄ JEGO Nie zamykaj miłości w czterech ścianach swego domu. Nie legitymuj miłości bliźniego miłością do swojej rodziny. Tak bardzo łatwo wyradza się. ona w tani egoizm. Dom nie ma być twierdzą, ale bazą. Sprawy rodziny nie mogą zabierać całej twojej uwa- gi i energii, ale muszą pomagać w wychodzeniu do ludzi, którzy są wokół ciebie. 187 18 BĘDZIESZ MIŁOWAŁ PANA BOGA TWEGO To nie moje małżeństwo przeżywa kryzys, to kryzys mojej wiary w Boga i kryzys miłości ku Niemu. Je- żeli nie dość wierzysz, jeżeli Go nie dość kochasz, to chociażbyś sto lat szukał swego ideału, chociaż- byś znalazł swój ą dziewczynę, chociażbyś znalazła swego chłopca, chociażbyście przeżywali swoją sza- loną miłość, to i tak ona się skończy. Bo człowiek jest istotą skończoną. Skończy się dla ciebie jego mądrość, prawość; skończy się jej dobroć, kobiecość, urok. Bo zawsze człowiek tęskni za pełnią piękna, za pełnią prawdy. I dlatego jest tyle smutnych miło- ści - bo człowiek od człowieka żąda tego, czego ten dać mu nie może. 1&8 19 NIE POTĘPIAJCIE Dotąd jesteśmy chrześcijanami, dopóki szanujemy tajemnice człowieka, który stoi obok nas, dopóki zakładamy, że nie wyczerpuje go żadne z naszych sformułowań, określeń, definicji, nie przekreśla go żaden grzech, nie determinuje żadna - ani pozytyw- na, ani negatywna- decyzja, dopóki potrafimy wie- rzyć w niego, zaufać mu, kochać go. 189 20 PRZYSZŁA DO NIEGO i Dla ojców naszych była Częstochowską, Kalwaryj- ską, Piekarską, Gidelską, Ostrobramską. Dla ojców naszych była Zielną, Siewną, Gromniczną. Zostały po nich pieśni, legendy, obrazy, rzeźby przydrożne, ryngrafy rycerskie i szkaplerze. My, nowe pokolenie, patrzymy z zażenowaniem na to przywiązanie ojców naszych do Matki Naj- świętszej. Każdy dzień rozpoczynał się Godzinkami. Oparty był na trzech punktach: Anioł Pański rano, Anioł Pański w południe, Anioł Pański wieczorem. Kończył się wspólną Koronką całego domu. Gdy do tego dodać wszystkie święta maryjne w ciągu roku, maj z jego nabożeństwami, październik z różańcem i adwent z roratami, to trudno się dziwić, że kult do Niej po- trafił przemienić serca naszych przodków. Oby weszła w nasze życie i przemieniła serca nasze jak,serca naszych praojców. 190 21 ZNALEŹLI MARYJĘ Z JÓZEFEM ORAZ DZIECIĄTKO Od początku swego istnienia ludzkość tyle już prze- żyła: popełniła już tyle głupstw, piramidalnych błę- dów, już tak bardzo palce poparzyła, ale zawsze w chwilach opamiętania nieodmiennie wraca do tego, że najważniejsze to: mężczyzna, kobieta i dziecko. I coraz bardziej już wiemy, że niezależnie od tego, co ludzkość wynajdzie, jakie przewroty przeżyje, do jakich dojdzie osiągnięć, to dokąd będzie istnieć, jej podstawą pozostanie mąż, żona i dziecko. I im wię- cej doświadczeni, tym głębiej przekonani jesteśmy o tym, że nie ma ceny, którą by ludzkość nie powin- na by płacić, nie ma wysiłku, którego ludzkość nie powinna by podjąć, ażeby stworzyć jak najlepsze warunki, żeby umocnić w sposób najbardziej korzyst- ny ten związek ojca, matki i dziecka. 191 A WY NIE NAZYWAJCIE SIĘ NAUCZYCIELAMI To z lenistwa przyjmujemy postawę mistrza, instruk- tora - bo chcemy najmniejszym wysiłkiem załatwić sprawę wychowania. To ze strachu - bo się boimy, że odsłoni się nasze puste i jałowe wnętrze. I dlate- go wygłaszasz kazania, moralizujesz, upominasz, grozisz, dajesz wskazówki. Ale to jest tresura, którą każdy człowiek, posiadający jako taką godność, od- rzuci. Jeżeli naprawdę zależy ci na wychowaniu ludzi, któ- rzy są z tobą, jeżeli naprawdę ich kochasz, to zejdź z piedestału mistrza, nauczyciela. Miłość nie jest dawaniem jałmużny: tego kto ma - temu, kto nie ma. Tego, kto bogaty - temu, kto biedny. Tego, kto moż- ny - temu, kto bezradny. Tego, kto silny - temu, kto słaby. Odrzuci ją każdy, kto ma choć trochę poczu- cia godności. - Miłość jest dzieleniem się. Chcesz komuś pomóc, to żyj razem. Wtedy w każdym mo- mencie przekazujesz siebie. Nawet gdy będziesz stał w koronie cierniowej, opluty, wyśmiany, wzgardzo- ny, więcej nauczysz, niż gdybyś całe życie kazania mówił - tą jedną chwilą. 192 23 ZA ZBAWIENIE ŚWIATA Jakiej wysokości dosięgasz? Czy mówi ci coś słowo „rodzina"? Miasto? Naród? Ludzkość? Czy reagu- jesz na słowo „Ojczyzna"? Wytłumaczysz mi, że to już nie te czasy. A twoje miasto? Uśmiechniesz się pobłażliwie. A zakład pracy? Machniesz lekceważą- co ręką. Jakiego wzrostu jesteś? Co cię przejmuje, boli, niepokoi: Jakie sprawy, którzy ludzie? Twoja matka, twoja siostra, kolega, znajomy, współpracow- nik, przechodzień, rodak, drugi człowiek? O kogo się troszczysz? Na kim ci zależy? Za kogo czujesz się współodpowiedzialny? Jakiej wysokości sięgasz? Ja- kie horyzonty widzisz? 9 — Wszystkie nasze... 193 24 MIEJ O NIM STARANIE Chodzi o to, ażeby przez ciebie twemu bliźniemu było dobrze: żeby przy tobie odnalazł samego sie- bie; gdy złamany - wyprostował się, gdy zgaszony - wybuchnął płomieniem, gdy stulony - zakwitnął. Ażeby przy tobie stawał sią pełnym człowiekiem. Najłatwiej zbyć potrzebującego jałmużną uśmiechu, dobrego słowa czy rzeczy. - Ale to nie jest dobroć. Najwyżej tobie tylko tak się zdaje. 194 25 WILKI DRAPIEŻNE Nie tylko inni ciebie wykorzystują: zabierają twój czas, wymagaj ą ponad miarę, nie dotrzymują zobo- wiązań. Ale i ty wykorzystujesz: wtedy, gdy napraw- dę jesteś w sytuacji bez wyjścia i żądasz pomocy, jak i wtedy, gdy z lenistwa wyręczasz się innymi, spy- chasz na nich swoje obowiązki, rozporządzasz bez- ceremonialnie ich czasem, zapominasz prosić i dzię- kować. I wcale nie jest takie pewne, czyje konto jest bardziej obciążone: kto bardziej wykorzystuje. 195 26 A PAN, KTÓRY WIDZI W SKRYTOŚCI Pilnuj się wtedy, gdy zaczynają odznaczać, nagra- dzać, wyróżniać twoich bliskich znajomych, fachow- ców z twojej specjalności, a pomijają ciebie - cho- ciaż nawet może to od ciebie wszystko się zaczęło, a przynajmniej tyś sobie ręce urabiał, ty się na tym najlepiej znasz, twoja w tym wielka zasługa, że coś z tego w ogóle wyszło. Pilnuj się zwłaszcza wtedy, gdy pozostałeś w cieniu, a inni błyszczą. Odpowiedz sobie wtedy na pytanie, po co to wszystko robiłeś. Czy naprawdę po to, aże- by wymieniono twoje nazwisko, dostrzeżono twój wkład, doceniono twoje zasługi, przyznano, że to była twój a inicjatywa i pomysł? Czy naprawdę po to ura- białeś sobie ręce? 196 27 OWCE Z TEJ OWCZARNI Kościół nie jest zbiorem jednostek troszczących się każda z osobna tylko o zbawienie swojej własnej duszy. Jesteś członkiem Kościoła nie tylko przez chrzest, ale również przez zaangażowanie - jak dalece czu- jesz się wrośnięty w tę społeczność, potrafisz się wspólnie modlić, odnosisz się do braci twoich z życz- liwością-jak dalece pomagasz im żyć. 197 28 W RĘKACH WASZYCH Tak jak ci, którzy w Gromniczną ze świecami wra- cają do domu, strzegąc, aby płomień nie zgasł - przez jednych wyśmiewani, przez drugich podziwiani, przez innych obserwowani z ciekawością, sami nie zwracają uwagi na to, ale cieszą się, że mają świa- tło, ale radują się, gdy potrafią je donieść do domu. Tak i ty idziesz z wiarą w Boga przez życie, osła- niasz ją, aby nie zgasła, korzystasz z jej światła - przez niektórych wyśmiewany, przez innych podzi- wiany, cieszysz się, że wierzysz i pragniesz tylko donieść wiarę swoją do domu Ojca. l 198 29 DOSKONAŁY Jeżeli nie spotkasz się z krytyką, to jeszcze nie do- wód, że jesteś doskonały i nieomylny. To może świadczyć o tym, że ludzie nie mają odwagi czynić ci uwag, bo się przekonali, że ich nie przyjmujesz. Doświadczyli, że uważasz się za doskonałego i nie- omylnego. Jeżeli nikt cię nie upomina, to znaczy, że jest z tobą bardzo źle. m 30 KTÓRY ZNALAZŁ PERŁĘ Jaki ty jesteś wśród tych wszystkich, którzy zaprze- czając swojej godności ludzkiej, robią majątek? Jaki ty jesteś wśród tych, którzy rozdrapuj ą pazurami pie- niądze, idą depcząc tych, których zwalili z nóg, zbie- rają, kolekcjonują meble, obrazy, gromadzą pienią- dze, mnożą kontakty, znajomości, zapewniają sobie poparcie? Czy jest w tobie pokój? Czy patrzysz na nich ze zdziwieniem, z przerażeniem, z politowa- niem, ze współczuciem - tak jak na ludzi chorych, opętanych, zamroczonych, nienormalnych? Czy cie- szysz się, że możesz patrzeć na to z dystansu, z od- ległości? Czy ty cieszysz się, że jesteś inny? Czy ci nie żal, że oni idą w górę, bogacą się, a tyś został z tyłu? Czy nie ma w tobie ziarnka goryczy? Uważaj, żeby się ono nie rozrosło w drzewo. 200 31 I OD OWEJ CHWILI WZIĄŁ JĄ ÓW UCZEŃ DO SIEBIE Bądź z nami w godzinie naszego konania. Bądź z nami w godzinie naszego cierpienia: gdy nas skrzywdzą ci, których uważaliśmy za przyjaciół. Bądź z nami w godzinie naszego nieszczęścia: gdy my kogoś krzywdzimy - abyśmy potrafili uznać swo- ją winę i starali się naprawić wyrządzone zło. Bądź z nami teraz i w godzinie śmierci naszej. 201 VI wiarą góry przenosić KTO CZYNI WOLĘ OJCA MEGO Mówisz, ze wierzysz, bo uznajesz istnienie Boga Ale to jest płaszczyzna informacji, przyjmowanie do wiadomości To jeszcze me jest wiara Uwierzyć w Boga, to najpierw uwierzyć Bogu i zaryzykować życie w Światłości, Uczciwości, Prawdzie, w Bezin- teresowności Zaryzykować Bo pierwszy krok jest wbrew sobie, wbrew swojemu egoizmowi Ale to tylko pierwszy krok Potem uwierzysz, bo się prze- konasz, ze tylko tak można żyć Przekonasz się po szczęściu, po satysfakcji, po wewnętrznej jasności, którą będziesz nosił w sobie Wiara to życie w Świa- tłości 205 PRZEJRZYJ 2 *J Wiara jest uznaniem istnienia świata nadprzyrodzo- nego, istnienia pełni rzeczywistości. Wtedy rzeczy- wistość widzialna ukazuje się jako fragment wielkiej całości. Dopiero wtedy wszystkie fakty rzeczywisto- ści widzialnej znajdują swe ostateczne uzasadnienie i wytłumaczenie. Dopiero wtedy możemy w pełni zro- zumieć grozę zła i wielkość dobra. 206 l GDYBY WIARA WASZA BYŁA JAK ZIARNKO GORCZYCY Czyś ty już chodził kiedyś po morzu? Czyś ty już kiedyś góry przenosił? Czyś ty bodaj raz w życiu wierzył w to, co robisz - wielkie sprawy, któreś zo- baczył? Czy twoja wiara była choć raz naprawdę wielka, wytrwała, uparta? Czy ty nie przestajesz wierzyć, choć ci ludzie per- swadują, choć cię uciszają, żebyś tak się nie doma- gał, żebyś się tak nie upierał? A przecież tylko wte- dy możesz przeżyć cud: tylko wtedy znikają góry trudności, tylko wtedy możesz przechodzić nad otwierającymi się przepaściami, nad zastawionymi na ciebie pułapkami. A może ty wolisz nie wierzyć? Bo to wygodniej, bez- pieczniej, spokojniej nie dowierzać ani sobie, ani ludziom, ani Bogu. Ale wtedy nie miej pretensji, że gór nie przenosisz. Nie dziw się, że morza się nie rozstępują. Żeś taki letni, nijaki, żaden. 207 ABYŚCIE BYLI JAKO OJCIEC WASZ W jakiego ty Pana Boga wierzysz? Sprawiedliwego - bez miłosierdzia, który, owszem, za dobre wyna- gradza, ale przede wszystkim za złe karze. I to suro- wo. Który nie przeoczy żadnego przewinienia. Nie zapomni. Nie daruje. Który dotąd ściga, aż zapłacisz za swój błąd, swoją słabość, swoją głupotę.. I czu- jesz ten Jego bat na swoich plecach. Czy ty wierzysz w takiego Pana Boga? Bo Bóg Chrystusowy to jest Bóg, który gdy z daleka zobaczy syna marnotrawne- go, wybiega mu naprzeciw. Gdy ten upadnie Mu do stóp, podnosi go, prowadzi do domu swojego. Bóg Chrystusowy to jest Bóg, który gdy zgubi się jedna owieczka, zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć, a sam idzie i szuka. Aż znajdzie. Czy ty jesteś chrześcijaninem? A może jesteś czło- wiekiem sprawiedliwym, który nie daruje, nie zapo- mni, nie przebaczy, ale aż dotąd ściga, dopóki nie zostanie mu wypłacone wszystko co do grosza, do ostatniego pieniążka. Aż zapłaci mu każdy wierzy- ciel za swoje zło, swój błąd, swoją słabość, swoją głupotę. 208 BÓG PRAWDZIWY Strzeż się, żebyś nie wystrugał sobie Boga na obraz i podobieństwo swoje i nie ustawił Go w kącie swo- jej duszy. Strzeż się, żebyś nie wystrugał sobie Boga na obraz i podobieństwo swoje i nie ustawił Go w kącie swo- jej duszy, aby tam od czasu do czasu składać Mu hołd, odmawiać pacierz i cieszyć się, że Go masz, że wierzysz. Uwierzyć w Boga to co innego. Jeżeli chcesz się przekonać, czy wierzysz, to popatrz na swoje życie. 209 OJCA NIKT NIGDY NIE WIDZIAŁ Chociaż jest tak prosty, że nawet dziecko potrafi Go przyjąć, to jednak jest tak trudny, że nawet najwięk- sze umysły są wobec Niego bezradne. Chociaż jest tak blisko, że w każdej chwili możesz się z Nim złączyć modlitwą, jest równocześnie tak daleki, jakby Go od nas dzieliły światy. Chociaż jest tak miłosierny, że nawet największy grzesznik może u Niego znaleźć przebaczenie, jest zarazem tak sprawiedliwy, że nawet największy świę- ty nie może mieć pewności swojego zbawienia. Chociaż narodził się, żył i umarł jak człowiek, pozo- stanie zawsze dla nas tajemnicą; pozostanie zawsze nietknięty, nieosiągalny, niepojęty - bo dzieli nas od Niego szczelina Jego nieskończoności. PANIE, NAUCZ NAS On nam się objawił, ale to nie znaczy, że wszystko nam o sobie powiedział i że wystarczy tylko głębiej postudiować czy spytać teologów, aby Go poznać. On się dla nas narodził i umarł na krzyżu, ale to nie może nas uprawniać do jakiejś wobec Niego poufa- łości. Ustanowił Kościół i sakramenty, ale nie może nam się zdawać, że łaską zamkniętą w tych symbolach możemy dowolnie dysponować. Pozostanie dla nas Tajemnicą. I to jest najpewniej- sze, co o Nim wiemy. 211 i A WY MI ŚWIADKAMI BĘDZIECIE Bóg, który przez wiarę mieszka w tobie, chce przyjść do słowa, chce się przez ciebie objawić. Ty masz o Nim świadczyć. Ci, którzy się z tobą stykają, mu- szą uwierzyć, poprzez świadectwo twego życia, że On jest miłością. 212 fc 9 STWORZYCIEL W jednej z wielu galaktyk pędzących w przestrzeni jest słońce podobne do milionów innych słońc. Wo- kół niego, jak i wokół innych, kręcą się planety roz- maitych wielkości. Na jednej z nich żyje człowieki którego istnienie wobec wieku wszechświata trwa niewiele dłużej od istnienia zapalonej zapałki. Stanął, wsadził ręce w kieszenie i pyta: „Gdzie jest Stworzyciel?" Ostatecznie gotów jest umieścić na mocno podniszczonym tronie tak zwanego Pana Boga. Ale najpierw musi mu On odpowiedzieć na parę pytań. Jak mógł stać się człowiekiem i naro- dzić się w stajni? Jak mógł zmartwychwstać? Jak może być jeden, a w Trójcy Osób? W ten sposób nie postąpimy naprzód. Trzeba wycho- dzić z pozycji stworzenia, a nie sędziego. Z pozycji, której jest świadom każdy człowiek, niezależnie od tego czy jest prosty, czy wykształcony, z poczucia własnej skończoności, niekonieczności. 213 10 PRZYJDŹCIE DO MNIE Jak trudno Murzynom przebić się do wiary w Chry- stusa poprzez chrześcijan, którzy napadali ich nad- morskie wsie, porywali przodków i wywozili do Ame- ryki w potwornych warunkach, gdzie zmuszali ich do nadludzkich prac. Poprzez chrześcijan, którzy wyko- rzystywali ich ciemnotę w ciągu tylu wieków. Jak trudno Indianom przebić się do wiary w Chry- stusa poprzez chrześcijan, którzy ich mordowali i de- moralizowali alkoholem, przynieśli gruźlicę i ode- brali ziemię. Jak trudno było Rzymianom i Grekom przebić się do wiary w Chrystusa poprzez niezdarne opowiada- nia prymitywnych Żydów, którzy głosili się świad- kami Zbawiciela, Jak trudno nam się przebić do wiary w Chrystusa poprzez obleśnych bigotów i dewotki; zwyczajną złość i głupotę tych, którzy mienią się Jego wyznaw- cami. Jak dużo trzeba tu tęsknoty za prawdą, dobrej woli - Łaski. 214 11 PIĘĆ CHLEBÓW JĘCZMIENNYCH Mogło być tak: „Proszę usiąść". Pięć tysięcy męż- czyzn siada. „Jestem Synem Bożym. To może się wam wydać nieprawdopodobne, dlatego na potwier- dzenie moich słów uczynię cud. Patrzcie na swoje prawe kolano. Jest na nim chleb?" A pięć tysięcy męż- czyzn odpowiedziało: „Nie ma chleba na prawym kolanie". „A teraz patrzcie na swoje lewe kolano. Są na nim ryby?" A pięć tysięcy mężczyzn odpowiedzia- ło: „Nie ma ryb na lewym kolanie". „A teraz uwaga". Chwila ciszy, ręce wyciągnięte do góry, wzrok wznie- siony ekstatycznie w niebo. Aaaa.... Na prawym ko- lanie każdego mężczyzny pojawił się chleb, a na le- wym ryby. A było zupełnie inaczej. Pan Jezus wziął parę bo- chenków chleba, połamał, pobłogosławił, powkła- dał do koszów, do tego dołożył parę ryb i powiedział apostołom, żeby poszli rozdawać. - Wielki to trud rozdawać paru tysiącom ludzi. - Jak przeżywał każ- dy ze zgromadzonych ten fakt? Po prostu widział, że uczeń Mistrza z Nazaretu podaje mu z kosza chleb i rybę. 215 WTEDY WSZYSCY OPUŚCIWSZY GO POUCIEKALI Uwierzyliśmy w Niego, bo głosił Królestwo praw- dy i poszliśmy za Nim w entuzjazmie, wierząc w Je- go zwycięstwo. Ale od tamtych dni upłynęło już wiele czasu. Procesja triumfalna gdzieś się rozsypała. Roz- glądamy się za naszymi towarzyszami i stwierdza- my ze zdumieniem, że oni myślą już tylko o króle- stwie ziemskim, a my wciąż tak, jak trawa polna i ptaki niebieskie. I czujemy się oszukani. Ale powiedz, na co liczyłeś, czego się spodziewałeś? 216 13 PROŚCIE Z pustymi oczyma podniesionymi ku górze, wycią- gając przed siebie sztywe ramiona, posuwamy się ku przodowi niepewnymi krokami. Zderzamy się z podobnymi nam ślepcami, obijamy się o sprzęty, ściany, błądzimy wśród labiryntu uliczek myleni fał- szywymi głosami, potykamy się o kamienie, brodzi- my przez kałuże, rozdygotani, niepewni, smutni. Ale czy nie przeczuwasz istnienia innego świata? Przecież doleciał do twoich uszu szum lasu. Prze- cież musnęło twoją twarz ciepło słońca. Uklęknij przy drodze, bo Jezus przechodzi, i wołaj: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się nade mną!" Usłyszy. Ale ty wołaj dalej: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się nade mną!" Może cię będą uciszać, abyś dał spokój, bo to nie ma sensu. Nie przestawaj, tylko proś. Na pewno podejdzie i spyta: „Co chcesz, abym ci uczy- nił?" „Panie, abym przejrzał". Na pewno odpowie: „Niech ci się stanie, jakoś chciał". I zobaczysz najpierw Jezusa, a potem ów inny świat - kolorowy, przestrzenny, prawdziwy. ł—Wszystkie nasze 217 14 TWOJE KRÓLESTWO BOŻE Żeby znaleźć sens życia. Żeby wiedzieć, po co być uczciwym, po co pracować, wychowywać dzieci - po co żyć. Pan Jezus powiedział, że Królestwo Boże jest po- dobne do perły drogocennej, którą człowiek zna- lazłszy sprzedał wszystko, co miał, aby ją kupić. Że jest podobne do skarbu ukrytego w roli, którą czło- wiek kupił, sprzedawszy całą majętność. Królestwo Boże otworzyło się przed Zacheuszem, gdy zobaczył krzywdę wyrządzoną przez siebie; i przed tobą się otwiera, gdy ujrzysz krzywdę, którą wyrządziłeś. Królestwo Boże otworzyło się przed jawnogrzesz- nicą, gdy upadła do nóg Jezusa i płakała, ale otwiera się i przed tobą, gdy ujrzysz swoje grzechy. Tylko żeby tej łaski słońce nie wypaliło, żeby jej chwasty nie przydusiły, żeby ptaki nie wydziobały, żebyś sobie nie wytłumaczył, że nie ma sensu tak postępować, bo ludzie to hieny, że aby żyć między nimi, trzeba być takim jak oni. "Nie, nieprawda; dziewczyna wyskoczyła z drugiego piętra, bo nie chciała być zgwałcona; kolejarz rzucił się pod nadjeżdżający pociąg, aby uratować dziecko na torze, zawodnik podczas slalomu na mistrzo- stwach świata zgłosił, że ominął bramkę, czego nie zauważyli sędziowie. To nie z czytanek dla dzieci, to z gazet. 218 15 JARZMO MOJE JEST LEKKIE Czy ani przez chwilę nie żałujesz, że wierzysz - że Bóg cię obdarzył łaską wiary. Czy nie ma w tobie pretensji, że dla tej wiary musisz podejmować wbrew sobie, wbrew swojej naturze decyzje, które nie są ani uzasadnione, ani spraw- dzone. Że masz przez nią życie smutne i trudne, a mógłbyś żyć w wolności i szczęśliwie. Jeżeli tak myślisz, to nie rozumiesz nic z chrześci- jaństwa. Bo przecież chrześcijaństwo, Chrystus, niczego od ciebie więcej nie chce, tylko tego, żebyś był człowie- kiem. Jeżeli w tym jest coś bolesnego, to tylko dlate- go, że tak trudno być człowiekiem. Ale naprawdę ni- czego bardziej nie pragniesz, za niczym bardziej nie tęsknisz, jak tylko za tym, by być człowiekiem. Nic innego nie może ci dać większego szczęścia. 219 16 I JA CIĘ NIE POTĘPIAM Uważaj, bo ci pozostanie grzebanie w ludzkich bru- dach - śledzenie ludzkich namiętności, przestępstw, nałogów, analizowanie cudzych klęsk, wpatrywanie się w podłość i przewrotność ludzką - by łatwiej znieść gorycz własnego nieudanego życia. A przecież miało być piękne życie. Piękne ranki i wieczory, wiosny i lata. A przecież życie jeszcze może być piękne. 220 17 KTÓRY WIDZI W CIEMNOŚCI Boimy się Pana Boga. Nie umiemy znieść Jego rze- czywistości. Chcielibyśmy Go raczej umieścić w ja- kimś umownym świecie, w jakimś świecie bytów prawdopodobnych. Gotowi jesteśmy podtrzymywać zasłyszane zarzuty przeciwko religii, byle tylko sto- nować realizm obecności Bożej. Boimy się samotności, aby nie stanął przed nami oko w oko. Boimy się ciszy, aby do nas nie przemówił. Barykadujemy się przed Nirn szukaniem ludzkich miłości i wierności. Chcemy Go nie potrzebować. Uciekamy przed Nim w obowiązki, powinności, w zabawy, rozrywki. Zagłuszamy Go rozmową, muzyką, śpiewem, hała- sem. Usprawiedliwiamy się niezrozumiałością ob- rzędów kościelnych. Tłumaczymy się nudą kazań, nieatrakcyjnością do- gmatów, złymi ludźmi, którzy uważają się za ka- tolików. Ale w głębi duszy wiemy, że to nic nie pomoże; że On jest, chociaż nie chcemy o Nim wiedzieć; że mówi, chociaż nie chcemy Go słyszeć; że spotyka- my Go, chociaż Go tak unikamy; że tym cięższe bę- dzie spotkanie z Nim w ostami dzień. 221 18 OJCIEC MA ŻYCIE W SOBIE Boimy się żywego Boga. I dlatego umieszczamy Go gdzieś w dalekim niebie jako Tego, który kiedyś stworzył świat, ustanowił prawa przyrody, ludziom raz na zawsze dał paragrafy tablic kamiennych, a te- raz trwa w doskonałym bezruchu. A On jest Życiem, Stawaniem się, Działaniem. Spotkać Go możesz na twoich trudnych ścieżkach dnia powszedniego, do- tknąć tylko spracowanymi rękami, usłyszeć, gdy je- steś w stanie słuchać. Łatwiej postawić w kącie bożka, któremu od czasu do czasu rzucisz grudkę kadzidła i skłonisz głowę. A prawda jest taka, że ponieważ On jest Życiem, to tylko życiem możesz Go spotkać. 222 GRZESZNICY Gdyby ci ktoś powiedział, że jesteś złym człowie- kiem, to byś nie uwierzył. Gdyby ci ktoś zarzucił, że postępujesz nieuczciwie, to byś go odepchnął. Gdy- by cię ktoś namawiał, abyś się nawrócił, to byś go wyśmiał. Dlatego Kościół wprowadza cię w towa- rzystwo Nikodemów, Mateuszów, Piotrów, Magda- len, Synów Marnotrawnych, Miłosiernych Samary- tan. Dlatego Kościół wiedzie cię do światła, jakim jest Jezus. - Abyś niepostrzeżenie przemieniał się w wolnego, czystego, wielkiego człowieka. 223 20 WIERZĘ, ŻEŚ TY JEST CHRYSTUS Czy ty wierzysz w Jezusa? Czy pojawia się On w mo- tywacjach twój ego postępowania? Czy choć czasem decydujesz tak a nie inaczej dlatego, iż sądzisz, że i On tak by zdecydował? Czy On jest dla ciebie wzo- rem? A może ty tylko wierzysz w Boga, ale w Jezusa nie wierzysz? 224 21 A WY MÓWCIE TAK: OJCZE NASZ My niepokorni. Ale jak może być inaczej, skoro za Mistrza mamy Tego, który powrozami wyrzucał kup- ców ze świątyni, który powiedział faryzeuszom i sa- duceuszom, przełożonym swojego narodu: „Biada wam, rodzaju jaszczurczy, bościejak groby pobiela- ne". My niepokorni. Bo my nie z głową w prochu, czołem bijącym przed Bogiem - Panem, Władcą, Królem, ale my do Boga mówimy: Ojcze. My nie- pokorni. Jak może być inaczej, skoro mówimy do Jego Syna: Bracie. I gdybyś był inny, toś źle zrozumiał, toś ty nie z tej szkoły - toś ty nie chrześcijanin. 225 22 KTÓRY JEST W NIEBIESIECH Chrystus nie przyniósł nam wyłącznie recepty na życie wieczne. Nie przyszedł nas uczyć, jak żyć, by być szczęśliwym dopiero po śmierci. Dlatego nie sprowadzaj Jego nauki do nakazu zbierania za- sług na niebo. To nie dopiero po tamtej stronie możesz osiągnąć radość. To nie dopiero w niebie możesz być szczęśliwy. Zostaliśmy stworzeni do szczęścia. Pan Jezus chce nas uczyć, jak żyć, aby dawać szczęście innym i być szczęśliwymi również tu, na ziemi. Szczęście wieczne jest dalszym cią- giem takiego życia. 226 23 WZIĘLI ZAPŁATĘ SWOJĄ Ale nade wszystko pilnuj swoich intencji. Ale nade wszystko pilnuj motywacji swoich czynów - tego: po co, z jakiego powodują to robię, tego się podej- muję. Ale nade wszystko pilnuj motywacji swoich czynów. Tu rozstrzyga się twoja wielkość i twoja podłość, twoje człowieczeństwo, twoje chrześcijaństwo. 227 24 BŁOGOSŁAWIENI UBODZY, ALBOWIEM ICH JEST KRÓLESTWO BOŻE Chrześcijanin nie może być bogaty. Czy może się chrześcijaninowi dobrze powodzić, jeżeli miłuje nieprzyjaciół swoich, modli się za tych, którzy go prześladują, dobrze czyni tym, którzy go krzywdzą, daje, gdy go proszą, nie odwraca się od tych, co chcą od niego pożyczyć, darowuje płaszcz temu, który zabrał mu suknię, z tym, który przymu- sza go iść tysiąc kroków, idzie dalszych dwa tysiące, a jego mowa jest: „tak - tak, nie - nie". Jeżeli szuka Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a nie troszczy się zbytnio, co będzie jadł ani co będzie pił, ani czym się będzie przyodziewał. A jak się tobie powodzi? 22& 25 EFFETA, TO ZNACZY OTWÓRZ SIĘ Kto jest prawdziwym wyznawcą Chrystusa? Czy ta pani w czerni, która codziennie przychodzi do kościoła? Ksiądz odprawiający Mszę św.? Zakon- nik z brodą, w brunatnym habicie, przewiązany sznu- rem? Może dopiero karmelita bosy odcięty od świa- ta ciężką klauzurą? Albo kameduła zamknięty wiecznym ślubem milczenia? Kto jest dzisiaj prawdziwym wyznawcą Chrystusa? A ty stoisz przed lustrem w nowej sukni i czeszesz włosy. I z radością stwierdzasz, że podobasz się so- bie. Czy myślisz, że bardzo jesteś pogańska? A ty jesteś zakochany, ciągle marzysz o swojej dziew- czynie, tęsknisz za nią. Czy wstydzisz się oczy pod- nieść do Pana Boga? A ty rozmawiasz z kolegą, jakby tu dorobić do pen- sji poza godzinami pracy. Czy uważasz, że dzieli cię tak wiele od ideału ubogich duchem? Albo nie po- zwalasz, aby ci wyrwano twoją własność, którą po- siadasz i włóczysz się po sądach. Czy boisz się, że przez to odszedłeś od Jezusa? Byli tacy, którzy uważali małżeństwo za grzech. Byli tacy, którzy potępili alkohol i nawet do Mszy św. używali wyłącznie wody. Byli tacy, którzy żądali, aby każdy prawdziwy wyznawca Chrystusa sprzedał wszystko, co ma, rozdał ubogim i żył w ubóstwie. A czy tobie nie grozi jakiś błąd? 229 26 CIESZMY SIĘ, BO TO JEST BRAT TWÓJ, KTÓRY UMARŁ BYŁ, A OŻYŁ Tylko wtedy jesteś chrześcijaninem, kiedy umiesz przebaczać. To znaczy odpuścić, darować, przekre- ślić. Jak gdyby nigdy nic nie zaszło. Uznać za nieby- łe. Traktować normalnie. I tylko wtedy jesteś chrze- ścijaninem, jeżeli - gdy powrócisz - jesteś w stanie uznać siebie za oczyszczonego. Jakbyś zła nie popeł- nił. Jakby tego grzechu w ogóle w twoim życiu nie było. - Jeżeli naprawdę wierzysz, że ci darowano, przebaczono, przekreślono. I traktują cię jak normal- nego partnera. Nawet gdyby twoje grzechy były jako szkarłat - że nad śnieg wybielałeś. 230 27 I ODŁĄCZY JEDNYCH OD DRUGICH Przedział nastąpi pomiędzy tymi, którzy służyli Cze- muś, Komuś, a pomiędzy tymi, którzy służyli sobie. Przedział nastąpi pomiędzy tymi, którzy uwierzyli, że jest sens swoje życie poświęcić Sprawie, Czło- wiekowi, a pomiędzy tymi, którzy zamknęli życie swoje na sobie. - Przedział nastąpi niezależnie od tego w jakich Bogów ludzie wierzyli, do jakich świą- tyń chodzili, do jakich wyznań należeli. Ale ten przedział biegnie poprzez ciebie: pomię- dzy twoim dążeniem do zagarnięcia dla siebie, pod- porządkowania wszystkiego i wszystkich swoim in- teresom, a pomiędzy twoim wyrywaniem się ku Dobru, służeniu Jemu, poświęceniu. Przedział na- stępuje już w tobie, już teraz. I ty znajdziesz się Tam, Wtedy po jednej albo drugiej stronie w zależ- ności od tego, jak teraz decydujesz. Po której stro- nie teraz stajesz. 231 28 WIERZY W BOGA Czy ty rzeczywiście nie wierzysz w Boga? A może to, co odrzucasz, a co nazywasz Bogiem, jest relik- tem z lat dziecięcych: dość bezradnym starcem na złotym tronie? A może jest tym, co reprezentuj ą twoi ochrzczeni znajomi, a co w tobie wywołuje odrazę? Ale pracujesz solidnie, pomagasz bezinteresownie, starasz się być uczciwym, ufasz, poświęcasz się, je- steś wierny, kochasz. Czy ty rzeczywiście nie wierzysz w prawdziwego Boga? 232 29 GORZKO PŁAKAŁ Czy się Pan Jezus nie pomylił, gdy nazwał Piotra skałą, której bramy piekielne nie przemogą. A prze- cież kur nawet nie zdążył zapiać, gdy on się Go za- parł. Czy się Pan Jezus nie pomylił, opierając Ko- ściół na takiej skale. Czy Kościół nie przesadził, nazywając Pawła apo- stołem narodów - Pawła, który miał taką fatalną prze- szłość. Piotr i Paweł są symbolami Kościoła, bo w Kościele wciąż chodzi o takich, którzy porzuciwszy wszyst- ko poszliby za Jezusem; nawet gdyby mieli podej- rzaną przeszłość. W Kościele zawsze ważny jest wielki gest, który przekreśla nawet wielkie grzechy. Tu zawsze obowiązuje to, co Pan Jezus powiedział do grzesznicy - że jej wiele darowano, dlatego wła- śnie, że bardzo umiłowała. 233 30 WSZYSTKO MOIM JEST Boga nie wolno zamykać w zakrystii. Dzieła Boga Ojca nie można ograniczać do stworze- nia, dzieła Syna - do śmierci krzyżowej, dzieła Du- cha - do Łaski w sakramentach. Boga nie można łą- czyć tylko z aktami czysto religijnymi. Każdy dzień i każda noc, wszystko dobre, mądre, piękne, co lu- dzie tworzyli i tworzyć będą-jest Jego dziełem. 234 o g •S* co TRZEJ MĘDRCY Co ty myślisz? Czy ty myślisz? W jakim stopniu to, co nazywasz swoim myśleniem, jest podpowiadane przez świat, który cię, otacza, przez szkołę, gazety, radio, telewizję, książki, odczyty, wykłady? Jak da- lece twoje myślenie jest uwarunkowane twoimi za- chciankami, namiętnościami, opętaniami, lękami: uwarunkowane tym, co chcesz za wszelką cenę mieć, tym, czego chcesz uniknąć? Jak dalece ty jesteś wol- ny, by myśleć: oceniać, wydawać opinie - wyjaśniać, szukać nowych dróg, rozwiązań? A przecież to ty jesteś mędrcem szukającym praw- dy. I z tego nie wolno ci zrezygnować, bo Bóg jest Prawdą. KTO PRAGNIE Pan Jezus powiedział, że kto pragnie, niech przyj- dzie do Niego i pije. Czy ty pragniesz? Że nie przy- szedł uzdrawiać zdrowych, ale źle się. mających. A je- żeli ty całkiem dobrze się masz? Że nie przyszedł do sprawiedliwych, ale do grzesz- ników. Że błogosławieni ubodzy duchem. Jeżeli ci nie ciąży twoja grzeszność, jeżeli nie tłu- czesz się w klatce swojej skończoności, jeżeli na ni- kim się nie zawiodłeś, a dobrze ci, a już się ułożyłeś wygodnie - to nie potrafisz być religijnym, to nie potrafisz się modlić. 238 GDZIE JEST TWÓJ SKARB Jakież trzeba mieć oczy, żeby wypatrzyć taką perłą. Jakież trzeba mieć re.ce, żeby wygrzebać taki skarb. Jakimi oczami trzeba patrzyć, jakimi rękoma trzeba szukać, żeby się tak zachwycić, by z lekkim sercem dla tej jednej perły, dla tego jednego skarbu sprze- dać wszystko, co się dotąd miało. Wszystko, co nie jest jasnością, co nie jest czystością, z lekkim ser- cem oddać. 239 KRÓLESTWO NIEBIESKIE W WAS JEST Wokół nas jest inny świat. Blisko. Na wyciągnięcie ręki. Należymy do niego, ale on do nas me należy. Czasem przyjdzie łaska jak błyskawica i odsłoni go komuś z nas. I wtedy ten, któremu zostało objawio- ne, usiłuje topornymi słowami nazwać to, co prze- żył, co ujrzał. A potem z wielkim trudem wpatruje- my się w te słowa, żeby odnaleźć w nich tamten świat. Wokół nas jest inny świat. My należymy do niego, ale on do nas nie należy. 240 A ZAMKNĄWSZY DRZWI ZA SOBĄ, POMÓDL SIĘ DO OJCA TWOJEGO Obecność Boga odczuwać możesz wtedy, gdy się mo- dlisz, gdy spotykasz się z ludzką dobrocią, gdy sam starasz się być dobry. Obecność Boga odczuwać możesz, gdy się spotykasz z ludźmi, którzy żyją bez Niego, gdy dotyka cię nie- nawiść, złość ludzka. Obecność Boga odczuwać możesz, gdy brak Go w twoim życiu, gdy Go odsuwasz swoimi złymi czy- nami. - I ta świadomość jest najbardziej przej- mująca. - Wszystkie nasze. 241 BO TEGO POGANIE PILNIE SZUKAJĄ Z daleka widoczne sylwetki ludzi czerpiących z mo- rza wodę. Podchodzisz bliżej i widzisz, że to i mło- dzi, i starzy, kobiety i mężczyźni, chłopcy i dziew- częta. A potem patrzysz na ich twarze umęczone, zaczerwienione z wysiłku i nagle wzrok twój pada na naczynia, którymi czerpią wodę, i wtedy z prze- strachem stwierdzasz, że te naczynia - to sita. „Niech się ksiądz nie dziwi, że dzieci nie uczą się religii; mają dużo pracy. Gdy my chodziliśmy do szkoły, to tej nauki było mniej. Ale moje dziecko jakoś daje sobie radę, ma wszystkie noty pozytyw- ne. To jest najważniejsze". „A tak, to jest bardzo ważne". „Nie byłem na Mszy św. w niedzielę, ponieważ wyjeżdżaliśmy na wycieczkę. Wyjazd był zapowie- dziany na godzinę siódmą. Ostatecznie wyjechali- śmy o ósmej, no ale kto to wiedział. Wróciliśmy dosyć późno". „Rano to naprawdę nie mam kiedy pacierza zmó- wić. Ledwie się wstanie, już wkładaj ręce do roboty. A wieczorem to człowiek tak zmęczony, że wystar- czy tylko przyłożyć głowę do poduszki i już śpi". Umęczeni, załatani, zapracowani - czerpiący wodę sitami. 242 MÓDLCIE SIĘ Nie wynajdziesz dla swojego dziecka lekarstwa na raka. Nie osłonisz przed samotnością. Nie uratujesz od rozpaczy. Naucz je żyć z Bogiem. Aby razem z Nim było na spacerze i w szkole, aby razem z Nim oceniało życie: pracę, rozrywki, polity- kę,, książki, ludzi i samego siebie. Szkołą jest modli- twa. Trzeba więc z jak największą uwagą, z wczuciem się w psychikę dziecięcą dobierać słowa najprostsze, albo j e razem z nim układać. Trzeba w miarę rozwoju umysłowego pogłębiać przeżycia religijne młodego człowieka. Nie wynajdziesz sobie lekarstwa na raka. Nie osło- nisz się przed samotnością. Nie uratujesz się od roz- paczy. Naucz się żyć z Bogiem. 243 CHLEBA NASZEGO POWSZEDNIEGO A może i tobie objawi się Bóg w krzaku ognistym; a może i ty pośród zwyczajnych rzeczy, codziennych zwyczajnych zajęć usłyszysz: „Ziemia, na której sto- isz, święta jest" - święte są wszystkie twoje sprawy, święte być powinny. Później wszystko wróci do sta- nu pierwotnego: będą znowu zwyczajne ludzkie rze- czy, sprawy, zajęcia. Ale ty nie daj sobie wyrwać tamtego objawienia. To jedna z największych łask, jaką człowiek może otrzymać: świadomość święto- ści swego życia. 244 PROROCY WASI Każdy z nas ma coś z proroka: każdemu objawia się Bóg w niepowtarzalny sposób - każdemu jest dane widzieć Boga, świat, ludzi, siebie w jakiejś praw- dzie. Każdy z nas musi mieć coś z proroka: każdy musi to, co zobaczył, przekazać ludziom, podzielić się z nimi tym, czym został obdarzony. Gdy to zaprzepaścisz, staniesz się urzędnikiem pod- bijającym pieczątkę pod cudzymi projektami. 245 10 WIDZIELI TYLKO SAMEGO JEZUSA Przemień się przed nami. Ukaż się nam w całym bla- sku i wielkości. Spraw, byśmy się Tobą zachwycili, jak Piotr, Jakub i Jan. Abyśmy patrząc na Ciebie, wzięli z Twojej światłości. Przemień nas. Nie wiemy, o co prosimy. Nie wiemy, na jakie wyżyny możesz nas wprowadzić. Nie wie- my, jakie widoki możesz nam ukazać. Nie wiemy, jakie siły możesz w nas wzbudzić. Ale prosimy. Bo czujemy, jak życie nam się przesypuje niczym piasek, jak coraz energiczniej rozglądamy się za wygodnym fotelem, jak coraz bardziej chcemy mieć święty spokój za wszelką cenę. Przemień nas. Wy- dobądź z nas wszystko, na co nas jeszcze stać. Póki czas. Bo już się nasz dzień nachyla i nasze słońce ma się już ku zachodowi. 246 11 I PRZEMIENIŁ SIĘ PRZED NIMI Nie da się żyć w ciągłym zachwycie. On przychodzi jak światło latarni morskiej: pojawia się na krótko, a potem zapada w ciemność. I nie wiadomo, kiedy pojawi się następny błysk. Dlatego, gdy otrzymasz łaskę olśnienia i zobaczysz Prawdę, uchwyć jaw żelazne ramy postanowień, wyciągnij z niej pełne konsekwencje na dzień po- wszedni: abyś ją przeniósł przez czas klęsk, nie- powodzeń, rozczarowań, zmagania się z własną ma- łością, tchórzostwem, lenistwem - ażeby trwale wzbogaciła twoje życie. 247 TEN, KTÓRY MÓWI: PANIE, PANIE Jak ciężko zejść z góry objawienia. Oczy wpatrzone w niebo opuścić na ziemię. Rękami przyzwyczajo- nymi do gestu modlitewnego rozplątywać węzły ziemskich spraw. Jak ciężko zejść z góry objawie- nia. Najchętniej by tam pozostać - a może nie wcho- dzić wcale? 248 13 PO WSZYSTKIE DNI Chociaż wzgardzi tobą człowiek, którego kochasz, chociaż odejdą od ciebie twoi przyjaciele, chociaż przestaną ci wierzyć twoi zwolennicy, chociaż cię ludzie wyśmieją i zostaniesz - łach ludzki - porzu- cony na skraju drogi, On ciebie nigdy nie zostawi samego. Podejdzie do ciebie, tak jak podszedł do matki młodzieńca z Naim, do jawnogrzesznicy, do Zacheusza i powie ci po prostu: „Nie płacz" - „Od- puszczają ci się twoje grzechy" - „Chcę u ciebie za- mieszkać". Przyjdzie jak Samarytanin do leżącego przy drodze. Naleje w rany wina i oliwy, włoży na bydlę swoje i zawiezie w bezpieczne miejsce. r 249 l 14 ZNAJDZIECIE ODPOCZNIENIE Na obszarze twojej samotności i cierpienia, gdy za- braknie raki człowieka, który by cię podniósł, uci- szył, współczuł, ukoił... Na obszarze twojej samot- ności i cierpienia, gdy nikt nie jest w stanie ciq wyzwolić, wesprzeć, pocieszyć - spotkasz zawsze Jego. l! 250 15 NA MOJĄ PAMIĄTKĘ Jesteśmy społecznością, która wierzy w Chrystusa. Świętujemy rocznicę Jego Narodzenia, Męki i Zmar- twychwstania. Świętujemy, bo chcemy pamiętać o Nim. Każda taka rocznica stawia nam Go przed oczy z wezwaniem: „Popatrz, jaki On był - twój Mistrz i Pan. A ty?" I każda z nich podrywa nas do wielkości: do ufności, odwagi, przebaczenia, poko- ju - do człowieczeństwa. 251 16 KREW PRZYMIERZA, KTÓRA ZA WIELU MA BYĆ WYLANA NA ODPUSZCZENIE GRZECHÓW To jest najświętsza modlitwa, jaką Człowiek potra- fił sformułować. To jest największa ofiara, jaką Czło- wiek potrafi ponieść dla drugiego człowieka. To jest najpiękniejsze dziękczynienie, jakie kiedykolwiek Człowiek potrafił wyśpiewać Bogu. Msza święta może stać się twoją modlitwą, ofiarą, dziękczynieniem. 252 17 WOLNI SYNOWIE Kościół jest miejscem, gdzie powinieneś się czuć wolny. Tu nie przychodzisz na sąd, ale przed Tego, który chce twojego dobra, mimo wszystko i za każ- dą cenę: stoisz przed Tym, kogo się me musisz bać. 253 18 KTO POŻYWA MOJE CIAŁO I PIJE MOJĄ KREW A może kościoły są zbyt piękne, tabernakula zbyt wspaniałe, liturgia zbyt celebrowana, mowa kościel- na zbyt barokowa, hierarchia kościelna zbyt pompa- tyczna. I zapomnieliśmy, że to my jesteśmy świąty- nią Ducha Świętego, że to my - ludem wybranym, narodem świętym, królewskim kapłaństwem, że w nas mieszka Bóg. 254 MIŁOSIERDZIA CHCĘ W naszych świątyniach nie ma ołtarza, na którym płonie ogień. Nie składamy ofiar całopalnych. Bo my wiemy, że Bóg „miłosierdzia chce a nie ofiary". Wiemy, że choćbyśmy Mu oddali całą majętność naszą, to nic nam nie pomoże. Bóg chce nas samych. Ale jeżeli tak, jeżeli nie chcesz o tym zapomnieć, składaj Mu drobne ofiary. Nie tylko posty piątkowe, ofiary pieniężne niedzielne, świece przed ołtarzem, kwiaty, ale twoje drobne niewygody, które dzień nie- sie, twoje drobne poświęcenia, po które potrzebują- cy wyciągają ręce. 255 ABYŚCIE ŻYCIE MIELI Jak wierzyć, skoro wokół tylu egoistów? Jak ufać, skoro wokół tylu zrezygnowanych? Jak kochać, skoro wokół tylu niemiłosiernych? Jak wierzyć, ufać, kochać - skoro w nas samych tyle nieufności, niewiary, taki brak miłości? Czyż nie prościej jest odwrócić się od tego niepokoju i zająć się robieniem pieniędzy, załatwianiem swoich spraw, dbaniem o swoje zdrowie? Jeżeli tego nie robimy, dzieje się tak dlatego, że cho- ciaż to nikły płomyk, to jednak wskazuje drogę, że chociaż to tylko kruszyna, to jednak nie pozwoli umrzeć z głodu - że to jest to najcenniejsze, co w nas jest. , I tak rozdarci pomiędzy wiarę i niewiarę, ufność i nie- ufność, miłość i jej brak, gromadzimy się wokół ołta- rza, ażeby uczyć się żyć od Tego, który za prawdę oddał życie swoje. 256 21 ABYŚ DZIEŃ ŚWIĘTY ŚWIĘCIŁ Nie możesz się dać opętać. Nie może cię żadna spra- wa - nawet najświętsza, żaden człowiek - nawet największy, zupełnie pochłonąć. Nie możesz nawet największej sprawie, największemu człowiekowi całkowicie się oddać. Nie może cię opętać ani praca, ani miłość, ani prze- grana, ani zwycięstwo, ani klęska, ani błąd. I dlatego musisz świętować. Bo to jest jedyny ratu- nek przed tym niebezpieczeństwem, które ci wciąż grozi. I dlatego musisz świętować, odrywać ręce na- wet od tych największych spraw, odchodzić nawet od tych największych ludzi - żeby w perspektywie absolutnego Dobra, Prawdy, Piękna znaleźć dystans do siebie i wszystkich swoich spraw - ustalać ich hierarchię wartości. I dlatego umiejętność świętowania jest równie waż- na jak praca. 257 22 ODDALIŁ SIĘ NA PUSTKOWIE Przez ramię przerzuć koc, do ręki weź strój kąpielo- wy, pod pachę książkę - ale lekką, albo lepiej nie bierz żadnej - ciemne okulary na nos, na głowę coś do przykrycia i idź na plażę. Rozłóż koc, połóż się i usiłuj nie myśleć. Aha, jeszcze przedtem wbij obok koca patyk i zawieś na nim biały ręcznik. Na znak, że się poddajesz. Wiesz: masz sprawy zostawione, nie uporządkowane, ale cię to wszystko od tej chwi- li przestaje obchodzić. Zajmiesz się tym po skoń- czonym urlopie. To wcale nie będzie takie proste. Bo w pierwszych dniach co chwilę będzie cię podrywało: że jeszcze to nie załatwione i tamto nie załatwione, jeszcze temu trzeba coś powiedzieć, tamtemu coś podać, jesz- cze od kogoś coś odebrać. Trzymaj się twardo koca, a gdy cię będzie podrywało, popatrz na twoją flagę i przypomnij sobie, że się poddałeś. Może Pan Bóg da, że usłyszysz, jak szumi morze i las, może odkryjesz, że obłoki płyną po niebie, za- uważysz, że ptaki śpiewają i trawa jest zielona. 258 23 A GDY NADESZŁY ŚWIĘTA Nie możesz wciąż chodzić w fartuchu, chałacie, kom- binezonie, dresie. Nie możesz być człowiekiem, dla którego jedynym tematem zainteresowań, rozmów, działań jest praca - chociażbyś był nawet najbardziej w nią zaangażowany. Musisz mieć czas nie na pra- cę. I nie na odpoczynek. Na świętowanie. Bądź gościem. Przychodź, gdy cię zapraszana swoje święto. Zachowaj się wtedy nie jak w pracy. Nie spiesz się. Jedz nie po to, żeby się nasycić. Pij nie po to, żeby zaspokoić pragnienie. Ale aby świętować. Bądź gospodarzem. Odbarykaduj swój dom. Zapra- szaj na twoje święta. Niech twoje mieszkanie: ta maszyna do jedzenia, spania, pracowania - zamieni się w salę gościnną. Przygotuj stół odświętny. Roz- mawiaj nie po to, żeby załatwiać. Ale po to, żeby powrócić do ogólnoludzkich problemów, które tak jak ciebie, tak i innych nurtują. Świętuj. Bądź człowiekiem. 259 W CHWALE BOGA OJCA A my tak w tym śpiewaniu.... A my w atłasach, z kie- lichami wysadzanymi drogimi kamieniami, w świą- tyniach, które kapią od złota. A my tak wśród cere- monii, śpiewów, uroczystości. Czyż Msza święta nie jest pamiątką Męki i Śmierci Pana Jezusa. Skąd tyle złota, kolorów, świateł, mu- zyki? Bo Chrystus to nie tylko Mąż Boleści, ale Zmar- twychwstały, ale Siedzący w chwale Ojca. Bo Msza święta to nie tylko pamiątka Męki i Śmierci Jezusa, ale uczestniczenie w chwale Bożej. Bo my nie tylko utrudzeni pracą w służbie ludziom, ale my już tu - przez takie życie - uczestnicy chwały Bożej. I stąd nasze świętowanie, które jest symbolem tej chwały, jaka w pełni nam się objawi w przyszłym życiu. 260 h Wt> 25 SPOCZNIJCIE TROCHĘ Odpocznij w czasie wakacji. Zobacz, że trawa jest zielona, że niebo jest niebie- skie, że po niebie wędrują białe obłoki. Idź miedzą pośród zbóż, po których wiatr chodzi. Połóż się nad brzegiem morza i słuchaj jak ono szumi. Może zechcesz inaczej spędzić ten czas. Dobrze. Byłeś tylko znowu odnalazł siebie, byłeś znowu uchwycił swój rytm, odzyskał spokojne spojrzenie na siebie, na ludzi, na sprawy, na świat - byłeś zno- wu poczuł się wolny. 26 DZIEŃ PAŃSKI Czas dzielimy dzisiaj tak, jak go dzielił człowiek pier- wotny: na kwadry księżycowe trwające siedem dni. Po sześciu dniach pracy jeden dzień odpoczywamy. A ściślej: pierwszy dzień tygodnia jest wolny od pra- cy, po nim biegnie sześć dni roboczych. Tak rozu- mieli tydzień nasi przodkowie. Panu Bogu trzeba oddać pierwocinę z lasów, pastwisk i pól na znak, że wszystko w Nim ma początek, że On jest Panem wszystkiego - Panu Bogu trzeba oddać coś więcej: cząstkę samego siebie - swój czas przeznaczony na pracę. Tak jak tamte pierwociny: zwierzęta upolo- wane, wyhodowane, zbiory pól - tak w pierwszy dzień tygodnia dla Niego należy się wstrzymać od pracy. Dla wielu niedziela pozostała tylko dniem wolnym od pracy, jednym z praw człowieka. Dla nas niech zachowa pełną treść: niech będzie ofiarą naszego życia złożoną Bogu. 262 27 MIŁOSIERDZIA CHCĘ, A NIE OFIARY My nie na to żyjemy, aby chodzić do kościoła. Ale my na to chodzimy do kościoła, aby żyć. A tymczasem odróżniają nas od innych po tym, że chodzimy do kościoła w niedzielę. A przecież ma być inaczej: „po tym poznają, żeście uczniami moimi, jeżeli miłość mieć będziecie jedni ku drugim". 263 28 KOŚCIÓŁ MÓJ Wszystko, czym Kościół jest albo co go stanowi: sakramenty z Eucharystią; liturgia z najrozmaitszy- mi nabożeństwami, obrzędami, procesjami, święce- niami - w rytmie roku liturgicznego od Adwentu po Zesłanie Ducha Świętego; hierarchia począwszy od wikariuszów poprzez prałatów, kardynałów, aż po papieża; to co nazywamy nauczaniem Kościoła, z prostym kazaniem i dociekliwymi analizami teo- logów włącznie; sztuka kościelna w całym bogac- twie muzyki, paramentów, naczyń, architektury, ma- larstwa, witrażownictwa, rzeźby, wystroju kościołów — wszystko, czym Kościół jest albo co go stanowi, ma tylko jeden cel: abyś więcej wierzył, abyś więcej ufał, abyś więcej kochał. 264 29 A MYŚMY MYŚLELI Jest czas Judaszów sprzedających Jezusa, Piotrów zapierających się Go przed dziewczyną służebną, To- maszów powtarzających, że nie uwierzą, dopóki Go nie zobaczą, rozczarowanych uczniów idących do Emaus. To jest czas interesownych, ostrożnych, prze- straszonych, leniwych. I jeszcze wtedy można Go spotkać. Jeszcze raz, może ostatni, stanie nam na drodze, żeby spytać: Dokąd idziesz? 12 — Wszystkie nasze... 265 PÓJDŹ ZA MNĄ Na innej drodze objawił się Jezus Piotrowi, na innej Zacheuszowi, na innej Magdalenie, na innej Niko- demowi, na innej tobie. I to nieraz. Bo na przykład Piotrowi: przy cudownym połowie ryb, na dziedziń- cu pałacu arcykapłana, po zmartwychwstaniu nad brzegiem jeziora. Chrześcijaństwo to nie jest mundur, który wkładasz. Chrześcijaństwo to jest Chrystus, który ci staje na drodze albo któremu ty stajesz na drodze. 266 31 SZABAT JEST DLA CZŁOWIEKA Jak to dobrze, że jest Adwent, Boże Narodzenie, Wielki Post, Wielkanoc, niedziele i piątki. Jak to dobrze, że mamy szacunek dla tych instytucji i pod- porządkowujemy się ich rytmowi wbrew naszej non- szalancji, zachciankom, wbrew dążeniom do nie- skrępowania, dzikiej swobody, folgowaniu modom i stylom. I w niedzielę idziemy do kościoła na Mszę świętą, powstrzymujemy się od ciężkiej pracy, w pią- tek pościmy, w zimie świętujemy rocznicę Narodze- nia, na wiosnę Męki i Zmartwychwstania Jezusa, w lecie Zesłania Ducha Świętego. Jak to dobrze, że ustawiliśmy sobie na drodze naszych dni święta, które nas wyrywają z naszej małości. 267 VIII miara twojej miłości JEDNEGO TYLKO TRZEBA Za dużo ludzi, za dużo obowiązków, za dużo trosk. Za dużo schodów, za dużo lat. Za mało czasu, za mało pieniędzy, za mało cierpli- wości. Za mało miłości. 271 BĘDZIESZ MIŁOWAŁ PANA BOGA TWEC Dopiero wtedy w pełni spostrzeżesz siebie, wtedy od- najdziesz swoje miejsce, gdy odkryjesz, że On trak- tuje cię jak osobę, interesuje się tobą, kocha cię: cie- szy się tym, że jesteś i że jesteś taki; przyjmuje wszystko, co twoje, mimo że dalekie jest od dosko- nałości; wybacza ci twoje wady, gdy zdobywasz się przynajmniej na gest przeproszenia. Dopiero wtedy jesteś w stanie dać wszystko z sie- bie, gdy Go pokochasz; gdy ci będzie zależało, że- byś się nie skompromitował w Jego oczach, żeby On się na tobie nie zawiódł, gdy ważne dla ciebie bę- dzie jedynie Jego zdanie o tobie. 272 JAKIE JEST NAJWIĘKSZE PRZYKAZANIE Wierzysz jeszcze w miłość? Czy wierzysz, że może być człowiek na świecie, który potrafi zrobić coś dla ciebie a nie dla swojego interesu. Czy ty wierzysz w miłość: w to, że ty sam możesz żyć bezinteresow- nie - żyć dla kogoś, a nie dla siebie. I pytam o to tym bardziej, im więcej masz lat. Im bar- dziej się sparzyłeś na ludziach i na sobie samym. Im bardziej przejrzałeś wszystkie okrągłe słowa, słod- kie uśmiechy, serdeczności, podarunki i świadczone usługi - które okazują się pozorami mającymi na końcu zawsze interes. A nie możesz nie wierzyć. A przecież takie życie bez- interesowne jest warunkiem twojego człowieczeń- stwa - twojego zbawienia. 273 BO WIELCE UMIŁOWAŁA Czyś ty choć raz w życiu powiedział: „Jak dobrze, że jesteś", „Jak dobrze, żeś przyszedł, zadzwonił, odezwał się"? Czyś przestał być sam, czyś przestał się. bać: świata, ludzi, siebie, swojej choroby, swojej śmierci? Czyś ty przynajmniej raz w życiu był szczę- śliwy? A może miałeś kiedyś w życiu jeszcze coś więcej? Może czułeś wpatrzone w ciebie oczy, mówiące: „Jak dobrze, że jesteś"? - Nie tylko kochałeś, ale byłeś kochany. A czy teraz kochasz? Czy jeszcze jesteś kochany? Nie mów, że tamte czasy minęły. Czasy mogą być zawsze wspaniałe. Wszystko zależy tylko od ciebie. Patrz wokół siebie z taką samą świeżością jak daw- niej. Wtedy odkryjesz świetnych ludzi, zobaczysz ważne sprawy. 274 JEŻELI WIERZYSZ Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo przywarliśmy do świata, wrośli w jego biologię, związali się z je- go materią; jak bardzo należymy do społeczności, w której żyjemy; jak myślimy jej kategoriami, ule- gamy jej ideologiom, reagujemy jej odruchami, tęt- nimy jej rytmem. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bar- dzo strach przed śmiercią wyznacza drogę naszych czynów; jak bardzo śmierć jest motorem naszych wykroczeń: posługiwania się innymi, żeby oszczę- dzić siebie, niszczenia konkurentów, żeby zwiększyć własne szansę, gromadzenia środków materialnych wszelkimi sposobami. I dlatego tak wielkiego formatu nabiera każdy dobry czyn: dlatego tak trudno poświęcać się, przebaczać, ufać, kochać, bo to jest zawsze krok w ciemność - ryzyko swego umniejszenia, zniszczenia, zbliżenia ku śmierci. 275 PRZYJACIELE TWOI Spotykamy się i rozchodzimy. Drobne grzeczności, uprzejmości, wzajemne usługi, serdeczności, sympatie, stałe kontakty, przyjaźnie, poświęcenia. Po nich następuj ą prze ważnie pożegna- nia oficjalne albo niezauważone rozstania. Na miej- sce dawnych powstają nowe znajomości, tworzą się nowe zobowiązania; dla kogoś innego podejmujesz wysiłki, dla kogoś innego zdobywasz się na akt ofia- ry. Nurt miłości. Czasem głęboko ukryty, ledwie do- strzegalny, czasem występuje na plan pierwszy, sta- nowi istotną treść życia. Ale zawsze musi być obecny. Jego brak oznacza śmierć duszy. To, co prozaiczne, nazywa się egoizmem. l 276 BĘDZIESZ MIŁOWAŁ BLIŹNIEGO SWEGO Jeżeli chcesz wszystkim mówić po imieniu, to za- wsze będziesz samotny. Jeżeli chcesz być przyjacie- lem całego świata, to nie będziesz miał wcale przy- jaciela. Jeżeli chcesz być we wszystkich zakochany, to nie potrafisz naprawdę kochać. 277 SAMOTNIE Nie odtrącaj ręki, która ci poprawia szalik pod szy- ją, przygładza włosy, strzepuje kurz z płaszcza; nie denerwuj się, gdy cię wypytują o to, jak się czujesz, czy cię głowa nie boli, czy nie jesteś zaziębiony, jak ci się spało, czy masz jakieś zmartwienie; nie narze- kaj, że się tobą interesują, że się wtrącają w twoje sprawy: nie narzekaj, że cię upominają, ostrzegają, przekonują. Bo przyjdzie taki czas, bo dojdzie do tego, że nikogo nie będziesz obchodził, że nikt nie będzie cię pytał ani ostrzegał, ani prosił. Stanie się to, czego chciałeś: nikt się nie będzie tobą intereso- wał. Zostaniesz sam. A gdy przyjdzie tragedia, wte- dy może zabraknąć ręki, która by cię uratowała przed rozpaczą. Nie odtrącaj od siebie miłości, bo nie można jej znaj- dować w nieskończoność. 278 KTÓRA SIEDZĄC U STÓP PANA SŁUCHAŁA SŁÓW JEGO Czy kochasz? Czy jest człowiek, za którym tęsknisz, którego po- dziwiasz, otaczasz czcią, dla którego robisz wiele nie- prawdopodobnych rzeczy, żeby tylko mu sprawić radość, któremu wciąż jesteś wdzięczny za każde słowo, za każdy uśmiech, którego wciąż czujesz się niegodny, przy którym chciałbyś wciąż być, by brać z jego światła? Czy ty kochasz kogoś? Czy już nie kochasz? Jesteś jak wygasły wulkan. Czasem niedowierzającą ręką dotykasz zimnej lawy, patrzysz zdziwionymi oczami na jej fantastyczne kształty, pytasz zdumiony: Czy to ja byłem? Ja, któ- ry dbam teraz tylko o to, żeby mnie było dobrze. 279 JAKIE JEST PIERWSZE I NAJWAŻNIEJSZE PRZYKAZANIE Dawać, pożyczać, odprowadzać, spotykać, odwie- dzać, pomagać, opiekować się, służyć - poświęcać swoje pieniądze, swój czas, siebie samego; nie dla- tego, że ci oddadzą, zwrócą, odwiedzą, spotkają, pomogą, zaopiekują się, usłużą, podziękują, wyna- grodzą, przydadzą się - poświęcą tobie swoje pie- niądze, swój czas, siebie samych; ale dlatego, że tak trzeba, powinno się, nie wolno inaczej - dla samej powinności, uczciwości, sprawiedliwości, prawdy, piękna, dobra. To jest prawdziwa miłość. 280 k p w 11 (AWAJCIE, A BĘDZIE WAM DANE Wtedy otrzymujesz, gdy dajesz. Skąpstwo, chciwość, zazdrość zamykają cię w sobie. Gdy chcesz wszyst- ko zachować, gdy nie chcesz się udzielać, aby inni nie nauczyli się czegoś od ciebie, aby nie stali się tobie równi - wtedy nie tylko zamykasz siebie dla nich, ale i ich zamykasz dla siebie. Gdy dajesz, otwierasz się dla innych. I tylko wtedy otrzymujesz. 281 BY ŚWIATŁO TWOJE NIE STAŁO SIĘ CIEMNOŚCIĄ Nie dziw się, gdy dochodzą do ciebie twoje słowa, których nigdy nie wypowiedziałeś, twoje czyny, któ- rych nigdy nie dokonałeś. Nie narzekaj, że ludzie wciąż szepczą za twoimi plecami, posądzają o wy- stępki, przypisują ci złe intencje. To jest cena twojej wolności. Tego, że kimś jesteś. Zazdroszczą ci w obli- czu swojego zmarnowanego życia, że potrafisz my- śleć, że się nie boisz mówić, że stać cię na czyn. Nie darują ci twego szczęścia. Znieść nie mogą, bo je- steś dla nich wyrzutem sumienia. Ale i ty uważaj. Gdy w twojej duszy zacznie się bu- dzić niepokój, smutek i złość, że się komuś udało życie, że ktoś jest wolny, twórczy, że coś robi. Albo będziesz chciał zabić to światło, by było ciemnością, taką jak ty sam jesteś, albo będziesz dmuchał, żeby bardziej zajaśniało. Wtedy masz szansę, że i twoje rozgorzeje. 282 13 W KTÓRYM NIE MA ZDRADY Co kryje się za ich uprzejmymi pozdrowieniami, uśmiechami, życzliwymi słowami, świadczonymi przysługami? Jak oni naprawdę myślą o tobie? Jak o wrogu czy jak o przyjacielu? Co się kryje za two- imi serdecznościami? Jak ty naprawdę myślisz o lu- dziach, z którymi współpracujesz, którym podlegasz, którymi kierujesz? Jak o wrogach czy jak o przyja- ciołach? Czy dążysz do tego, by ich zniszczyć, czy chcesz im pomóc żyć? Tak bardzo nauczyliśmy się oszukiwać, że już nie jesteśmy w stanie odgadnąć, jacy są ludzie wobec nas, że już nie jesteśmy w stanie odgadnąć, jacy my sami jesteśmy. 283 r OD CIEBIE ZALEŻY Od ciebie zależy, czy będziesz samotny. Ty sam decydujesz o tym, czy jesteś potrzebny in- nym ludziom. Ty sam wyłączasz się z ich życia i tyl- ko ty sam możesz do nich wrócić. Drugi człowiek jest w stanie ci pomóc: dobrocią. Tak samo ty możesz drugiego człowieka wyrwać z krę- gu jego samotności - okazując mu dobroć. 284 15 PRZYJACIELE Życzę ci, abyś miał człowieka, który cię nie sprzeda nawet wtedy, gdy będzie mógł dobrze na tym zaro- bić. Abyś mógł spokojnie iść obok niego, nie bojąc się, że cię zepchnie z drogi. Abyś mógł go puścić spokojnie przed sobą wiedząc, że ci nie zatarasuje przejścia. Abyś mógł go zostawić poza sobą bez stra- chu, że ci wbije nóż w plecy. - Abyś miał człowie- ka, który za tę lojalność wobec ciebie nie zagarnie ci twojej wolności, twojego czasu - ciebie samego. Życzę ci, żebyś nie sprzedał swojego przyjaciela na- wet wtedy, gdy będziesz mógł na nim dobrze zaro» bić. Abyś go nie zepchnął w przepaść, abyś mu nie tarasował drogi, abyś mu nie wbił noża w plecy - abyś za tę lojalność wobec niego nie zażądał wy- łącznego miejsca w jego życiu, w jego myślach, w je- go czasie. - Abyś go nie chciał zagarnąć dla siebie jako swój ą własność. 285 "l GDYBYŚCIE MIŁOWALI TYCH TYLKO*, KTÓRZY WAS MIŁUJĄ Nie potrafisz żyć w kuli własnej samotności. Potrze- bujesz sprawdzenia swojego postępowania przez lu- dzi, którzy cię otaczają: akceptacji albo przygany; uścisku ręki, pozdrowienia, uśmiechu, dobrego sło- wa, uznania, podziwu albo nie - byle tylko nie obo- jętności. Popatrz, obok ciebie woła człowiek na skraju rozpa- czy: „Ja jestem! Ja jestem!" i rozglądając się bez- radnie czeka na odpowiedź, ale dochodzi do niego tylko echo własnego krzyku. Zauważ go. 286 17 ABY BYLI JEDNO Jesteśmy jak naczynia połączone. Jesteśmy jak źró- dła światła. Jesteśmy jak źródła ciepła. Wzajemnie zasilamy się dobrem, wzajemnie przygaszamy się złem. A więc od twojej świętości zależy świętość ludzi z tobą związanych: kolegów, dzieci, podwład- nych, współpracowników, uczniów. Jak silne jest w tobie światło? Jak wielki jest krąg ludzi, którzy czerpią z twojego ciepła? Czy obejmu- je również zmarłych? Chcesz się przekonać o swojej wielkości? Spojrzyj na ludzi żyjących obok ciebie. 287 'II PO TYM POZNAJĄ, ŻEŚCIE UCZNIAMI MOIMI Co ty wiesz o swoich sąsiadach zza ściany? Że cza- sem za głośno nastawiają radio i telewizor? Że za głośno świętują swoje imieniny i urodziny? Czy kła- niacie się sobie? Czy odwiedziłeś ich kiedyś? Czy zaprosiłeś ich kiedyś do siebie? Czy zdarzyło ci się, że przypilnowałeś im dzieci, że przyniosłeś im obiad, gdy byli chorzy, że pożyczyłeś im chleb, masło, pie- niądze? Czy obchodzą cię ludzie, którzy obok ciebie żyją? Czy jesteś chrześcijaninem? 288 19 i KTÓRY WIDZI W CIEMNOŚCIACH Miarą naszej wiary jest margines czynów, za które nam nikt nie płaci: ani pieniędzmi, ani rewanżem, ani wdzięcznością. Miarą naszej wiary jest margi- nes dobrych czynów, o których nikt nie wie. Miarą wiary i człowieczeństwa. Bo inaczej jesteśmy jak faryzeusze, którzy na skrzy- żowaniach ulic rozdawali jałmużnę ubogim. 13 — Wszystkie nasze. . 289 i 20 WŁAŚCICIEL Strzeż się, abyś nie zmarnował miłości. Wciąż grozi ci, że z ukochanej osoby zrobić zechcesz swój ą wła- sność; wiedzieć o każdym kroku, poznać wszystkich przyjaciół, kontrolować czas pracy i czas rozrywki, być wciąż razem, nie spuszczać z oka, wypytywać, śledzić; a potem zaabsorbować swoimi zaintereso- waniami, sprawami, wypełnić sobą, ażeby nie zosta- wić czasu na samodzielne myślenie, na własną ini- cjatywę, na osobiste życie, nie dopuścić do żadnego samodzielnego przedsięwzięcia, związać ze sobą prośbą, błaganiem, ostrzeżeniem; uzależnić od swo- jej decyzji, podporządkować swojemu życiu, narzu- cić swój schemat, swoje poglądy na sprawy wielkie i małe, ukształtować na swoje podobieństwo, wydrą- żyć siłą albo sprytem ścieżki myślenia, tory reakcji na swój wzór - aż wreszcie znać będziesz każde pytanie i każdą odpowiedź, każdą reakcję i każdą myśl. I to jest koniec. Nie miłości, bo jej już daw- no nie było. To jest po prostu nuda. I odejdziesz. Chyba że człowiek, który kochał cię dawno temu, zdążył już wcześniej uciec, ratując swoją wolność, swój ą osobę. 290 21 I BĘDĄ NIEPRZYJACIÓŁMI CZŁOWIEKA DOMOWNICY JEGO Znasz już dobrze jej suknie, spódnice i bluzki. Znasz miny, jakie robi przed lustrem podczas rannego cze- sania i gdy podmalowuje się wychodząc do miasta. Znasz jej powiedzonka i wiesz, co myśli o swoich sąsiadkach; i to wszystko zresztą coraz bardziej cię denerwuje. Aż naraz dowiesz się, że ktoś się nią za- interesował albo nawet zakochał się w niej. Wpra- wia cię to w bezmierne zdumienie. Zakochał? W czym? W jej rozdeptanych pantoflach, w wyraź- nie brzydkich uszach, w naderwanym ramiączku? Przecież znasz j ą najlepiej. Nie, nie znasz jej. Na pewno byłeś bliższy prawdy wtedy, gdy ją zauważyłeś po raz pierwszy. 291 22 ZDAJ SPRAWĘ Dlaczego tak łatwo odróżnić parę małżeńską od me- małżeńskiej - na ulicy, w pociągu, w kinie? Dlaczego dopiero wtedy dbasz o swój wygląd, gdy wychodzisz z domu? Dlaczego dopiero wtedy jesteś uśmiechnięta i tak czarująco potrafisz rozmawiać, gdy przychodzą z wizytą mili znajomi? Na straży miłości małżeńskiej nie można stać w brud- nym szlafroku, z rozczochranymi włosami. Miłości małżeńskiej nie można bronić szczeciną nie ogolo- nej brody, scenami zazdrości i awanturami. Jeżeli każda miłość jest kwiatem, to małżeńska rów- nież, ale zwyczajnym, nie nieśmiertelnikiem. Jeżeli miłość jest motylem, to prawdziwym, nie przy- szpilonym do korka. Trzeba strzec, żeby nie odleciał. 292 23 A Z NIM SZLI UCZNIOWIE JEGO Zapach struganych ołówków. Przeglądane na stołku w kącie nowe książki: chemia, fizyka i ta najukochań- sza - do polskiego, przeglądana prawie z zapartym tchem. Powakacyjne wejście do klasy. Czy sala zma- lała? Czy raczej koledzy i koleżanki podrośli? Tak dobrze znowu razem. Dzwonek. Wchodzi wycho- wawca. Nie przypuszczałem nigdy, ani na chwilę, że my, uczniowie, zajmujemy tyle miejsca w twojej duszy. Nie spodziewałem się, że każdy z nas był tak bar- dzo twoim uczniem. Że każde nasze odezwanie się, postawa, odpowiedź były dla ciebie takim przeży- ciem. Nie domyślałem się, że uczenie tyle kosztu- je. Nie przeczuwałem, że to jest kawał duszy odda- nej małemu człowiekowi. Że czujesz się uboższy o to, coś dał. Że gdy spotkasz swego dawnego ucz- nia, to z drżeniem wypatrujesz, czy zostało w nim coś z ciebie. Nie wiedziałem nic o miłości nauczyciela do uczniów. Teraz już wiem - sam uczę dzieci. 293 24 RZEKŁ GOSPODARZOWI: MIEJ STARANIE NAD NIM Nawet jesteśmy skłonni, w roli Samarytanina, pod- nieść człowieka, którego nie lubimy, namaścić rany jego i oddać go w race jakiegoś gospodarza; temu zaś rzucić pieniądze i obietnice, powrotu. Ale częściej to my jesteśmy tym gospodarzem, przed którego progiem Bóg zrzucił jakiegoś biedaka, aby- śmy się nim opiekowali. Możemy jednak drzwi nie otworzyć. 294 SAMARYTANIN Miłość chrześcijańska to nie jest tępy czyn. Miłość chrześcijańska nie może być czymś, co ty chcesz narzucić światu, wartością, którą chcesz uszczęśli- wić innych. Miłość chrześcijańska to jest prawdziwa miłość, a więc wrażliwość i otwartość na to, co się wokół ciebie dzieje. Dopiero z tej otwartości wypływa wtór- nie -jeśli uznasz, że jest potrzebny - czyn: zapobie- ganie złu, pomoc, opieka. Ale najpierw wrażliwość, najpierw otwartość. Bo w przeciwnym razie tylko skrzywdzisz ludzi czynem, któremu przyczepiłeś ety- kietkę miłości chrześcijańskiej. 295 26 JEŚLI MIŁOŚĆ MIEĆ BĘDZIECIE Każdy z nas jest inny. Każdy z nas ma inne uzdol- nienia, odmienne poglądy, opinie, zwyczaje, formy bycia. Każdy stanowi odmienny świat. Stąd musi dojść do zderzeń w szczegółach jak i w rozwiąza- niach generalnych. I to jest normalne. Nienormalne rozpoczyna się od chwili, gdy w tobie zapanuje chęć wyłączności, zdominowania swoich opozycjonistów, zniszczenia tych, którzy są inni: zaprowadzenia two- jego porządku świata. Łatwiej jest być wyrozumiałym dla słabości, ułom- ności, nieporadności, przywary. Ale uznać talent, to- lerować, nie przeszkadzać, a nawet popierać, współ- pracować, pomagać w rozwoju, podziwiać - to już nie sprawiedliwość, tylko heroizm. 296 27 BIADA WAM Nie pozwalaj ludziom krzyczeć na siebie. Pytaj o ra- cję, o prawo, o słuszność. Pytaj, czy nie ma winy i po drugiej stronie. A nawet, gdy przypłaszczony krzy- kiem przywarujesz na ziemi i nie będziesz w stanie wykrztusić słowa, to przynajmniej milcz, nie zaczy- naj od bicia się w piersi, od tłumaczenia się. Nie pozwalaj krzyczeć na siebie. - Chyba że to z mi- łości. Wtedy nawet krzyk niesie ci radość. Nie wrzeszcz. Chociaż masz rację. Krzyk jest nie- ludzki, nieczłowieczy. Nie krzycz na ludzi. Nie masz takiego prawa. To jest znęcanie się. Nawet gdy cię usłuchają, to z nienawiścią, za to, żeś podeptał ich człowieczeństwo - żeś ich skrzywdził. Nie krzycz na ludzi. - Chyba że z miłości. Bo w mi- łości zawsze jest radość. 29? i 28 DAWAJCIE Najdroższą rzeczą dla każdego człowieka jest czas. I nad niczym tak nie drżymy, jak nad czasem. I ni- czego tak innym ludziom nie żałujemy, jak czasu. - I nie ma większego daru, jaki możemy dać drugie- mu człowiekowi, jak czas. A dać drugiemu człowie- kowi czas, to znaczy starać się go wysłuchać, zrozu- mieć go, pomóc mu - stać się uczestnikiem jego życia. I jak miarą mądrości człowieka jest organizowanie swojego czasu, tak miarą miłości jest dawanie swo- jego czasu drugiemu człowiekowi. 298 NIE TYLKO CHLEBEM ŻYJE CZŁOWIEK Dobrym słowem można żyć chwilę, godzinę, dwie, dzień cały. Dobre słowo jest w stanie uratować cię w chwili rozpaczy. Bez dobrego słowa trudno jest żyć. Dlatego nie wstydź się, że cię pochwalono, nie gardź dobrym słowem. Nie bój się, że ci może ono przewrócić w głowie. Przecież dostateczna ilość złych słów spada na ciebie codziennie. Dobrym słowem można długo żyć. Dlatego dawaj je ludziom, gdy na to zasłużą. Bo potrzebują ludzkiej akceptacji. Bo bez niej trudno jest żyć. Nie bój się, że im to w głowie może przewróci. Otrzymują co- dziennie swoją porcję złych słów. Nie tylko od in- nych ludzi, od ciebie też. 299 30 SZŁY ZA NIM RZESZE WIELKIE Tak długo jesteś wielki, jak długo służysz Sprawie. Im bardziej się w nią angażujesz, tym więcej ludzi pójdzie za tobą nie żałując ani czasu, ani pieniędzy. Ale wszyscy odejdą, gdy tylko ze Sprawy uczynisz interes dla siebie. Jeżeli ktoś przy tobie pozostanie, to tylko z litości czekając na twoje nawrócenie. 300 31 I SZŁY ZA NIM WIELKIE RZESZE Nie wytrzymujemy tłumu. Nie jesteśmy zdolni ogar- nąć tych ludzi, którzy zewsząd na nas napierają. Nie jesteśmy w stanie przyjąć ich cierpienia, które nas oblega. Bo choćby nawet płakać cały dzień, to nie wypłaczesz ludzkiego nieszczęścia. Bo choćby na- wet pomagać ludziom całe życie - to jest to kropla w morzu ludzkich potrzeb. Bo gdyby nawet otwie- rać serce dla każdego szukającego, to ilu obdzielisz - dziesięciu, stu, tysiąc, a gdzie reszta? Nie wytrzymujemy tłumu. Stoimy sterroryzowani ogromem ludzkiego bólu. I zatrzaskujemy przyłbi- cę, i opinamy na sobie pancerz, żeby się obronić, wytrzymać, żeby żyć. Na zimno porządkujemy lu- dzi według schematów -jako przechodniów, sprze- dawców, urzędników, interesantów, znajomych. Samotni, niedosięgalni, patrząc szklanym wzrokiem na wszystkich, przechodzimy przez życie. Niczemu się nie dziwiąc, do nikogo nie mając żalu. Jak żyć? Według miary Łaski, jaką cię Bóg obdarzył, według wielkości twego serca: twojej wrażliwości, ogarniaj swoją miłością tych, którzy przychodzą do ciebie. 301 r 7X n/ec/7 s/ę nie trwoży serce wasze NIE TROSZCZCIEŻ SIĘ TEDY Nie wiem, jakie dalsze życie Bóg ci przygotował, ani ty nie wiesz. To do nas nie należy. Ważne jest, żebyś wiedział, że On ci je przygotował. Ważne jest, żebyś wiedział, że On będzie zawsze z tobą, że na ciebie liczy, tak jak chce, żebyś ty na Niego liczył. 305 BO NAS NIKT NIE NAJĄŁ Tak. Nikt cię nie pytał, czy chcesz istnieć. Nikt cię nie pytał, czy - jeżeli chcesz - godzisz się na takie życie. Czy chcesz żyć, mając przed sobą widmo śmierci. Może nawet mówisz: „Gdybym wiedział, że takie będzie moje życie, wolałbym nie istnieć". Ale naprawdę nie miałeś wyboru. Nie obnoś się przed sobą i przed ludźmi z żalami, że rodzice nie umieli tobą pokierować i że miałeś nieciekawe dzieciństwo. Że spotkałeś ludzi, którzy wypaczyli twój rozwój, że cię skrzywdzono; że tyle chorowałeś. Nie obnoś się z żalami. To jest twój los. Przyjmij go. Nieś go z godnością. Z podniesioną głową. Dał ci go Ten, który cię kocha. 306 f DZIŚ MUSZĘ STANĄĆ W DOMU TWOIM Strzeż swojej chwili obecnej. Nie oglądaj się wstecz - tylko na tyle, by wyciągnąć wnioski z klęsk do- znanych i odniesionych sukcesów. Nie wypatruj przyszłości - tylko na tyle, by kierunku nie stracić. Niech twoja chwila obecna będzie maksymalnie pre- cyzyjna, traktowana z największą powagą, absolut- nie uczciwa. Ona ciebie określa: potwierdza albo za- przecza twojej przeszłości. Ona wyznacza przyszłość przez twoją aktualną decyzję. Za tobą już kurtyna przeszłości. Przed tobą niewia- dome. A ty nade wszystko strzeż chwili obecnej. 307 TWÓJ CZAS Nie wpatruj się w swojąprzeszłość. Bo z coraz więk- szym przerażeniem będziesz stwierdzał, ile było oka- zji, sposobności, możliwości, któreś zaniedbał, zlek- ceważył, a które już są teraz nie do odrobienia - przepadły bezpowrotnie. Nie wpatruj się w przeszłość, bo spod ręki uciekną ci nowe możliwości, szansę, które trzeba natychmiast podjąć, których nie można przeoczyć. W przeciw- nym razie za rok, a może za parę godzin, będziesz z takim samym żalem oceniał miniony czas. Nie wpatruj się w przeszłość, ale bierz to, co ci Bóg wkłada aktualnie do rąk. 308 I ODSZEDŁ SMUTNY, BO MIAŁ MAJĘTNOŚCI WIELE Żebyś choć raz w życiu przestał się bać. Żeby cho- ciaż raz w życiu naprawdę nie zależało ci na tym, co ludzie o tobie powiedzą. Żebyś choć raz w życiu nie troszczył się o swoje interesy, ale zaangażował się w Sprawę. Żebyś choć raz w życiu całkiem bezinte- resownie zaczął komuś pomagać żyć. Żebyś przy- najmniej raz w życiu zachwycił. Żebyś przynajmniej raz w życiu... - To zatęsknisz. To wtedy już nigdy nie będziesz ze swego spryciarstwa, ze swego groszoróbstwa zado- wolony. Niezależnie od tego, na jakie świetne stano- wisko się wydrapiesz, ile pieniędzy nagromadzisz. Żebyś choć raz w życiu był wolny. To wtedy będziesz już zawsze tęsknił za takim życiem. 309 NIE BÓJCIE SIĘ Obyś się nigdy nie zaczął bać, bo już nigdy nie prze- staniesz. Nie uspokajaj się, że gdy złapiesz jaką taką stabilizację, że gdy się wszystko uciszy, to się prze- staniesz bać. Nieprawda. Im bardziej będziesz szedł w górę, im więcej będziesz miał, tym silniej będzie w tobie rósł strach o wszystko, o wszystkich, o sie- bie samego. Nie bój się. Nie żyj w strachu. Co ci po takim życiu? Bóg stworzył nas do szczęścia. 310 I DWA WRÓBLE NIE SPADNĄ BEZ WOLI OJCA Nie bój się ani teraźniejszości, ani przeszłości, ani przyszłości; ani ludzi, ani świata; ani pytań, ani od- powiedzi; ani listów, ani telegramów; ani kolegów, ani przełożonych. Niech cię nie straszą nocne majaki katastrof, cho- rób, zawiści ludzkiej. Wchodź bez lęku w rozpoczy- nający się dzień. Grzechy przeciwko nadziei są tak wielkie, jak grze- chy przeciwko miłości. 311 UFAJ Co ty myślisz o sobie? Że jesteś genialny? Że jesteś bardzo inteligentny? Co zostało z twoich „snów o po- tędze"? Co z twoich młodzieńczych marzeń o wiel- kości? - Zgaszone spojrzenie człowieka, który chce już tylko małej stabilizacji. A przecież w tobie są możliwości, których nawet nie przeczuwasz. Jesteś zdolny do czynów, o jakich nie marzyłeś w najśmielszych przypuszczeniach. A w to- bie drzemie wielkość. Byłeś tylko chciał dalej wal- czyć. 312 KTÓRY GO ZDRADZIŁ Zaufaj sobie. Zaufaj, że potrafisz być uczciwy, że zachowasz się, z godnością, że nie zdradzisz, że nie stchórzysz, że się nie upodlisz, że sprostasz, że dasz sobie radę, że wypełnisz zadanie, które ci powierzo- no, że potrafisz kochać i być wiernym. Zaufaj sobie. Zaufaj drugiemu człowiekowi. Że cię nie zostawi samego, że ci dochowa wierności, że cię nie opuści w chorobie, że ci pomoże, że cię zrozumie, że od- kryje swój błąd. Zaufaj drugiemu człowiekowi. - Zaufaj sobie. I na- wet gdybyś się zawiódł, pamiętaj, że to jest szcze- gólny wypadek, który nie może przekreślić twojej ufności. - Wszystkie nasze. 313 10 KTÓRZY OBCIĄŻENI JESTEŚCIE Chciałeś wygrać dużo pieniędzy. Przyszedłeś z wiel- ką nieśmiałością swoich dziesięciu lat do automatu. Był wypłowiały jak obłudny człowiek. Wrzuciłeś pierwszą monetą rozgrzaną ciepłem drżącej dłoni. Wybiegła kulka. Skakała kapryśnie po metalowych kółkach i gdy już byłeś pewny, że wpadnie do rąk pajaca, wymknęła się i uciekła. Wrzuciłeś drugą monetę, potem trzecią, wreszcie ostatnią. Kiedyś - pamiętasz, chociaż było to tak dawno - ojciec po- wiedział, że z ciebie nic nie wyrośnie. To też dobrze pamiętasz: raz kolega zbił cię na kwa- śne jabłko i gdy odszedłeś z płaczem do domu, rzu- cił za tobą słowo cięższe niż najcięższy cios - „ty dziadu". A potem przeszła obok ciebie wielka miłość. Napraw- dę. Układałeś zdania, które powiesz, planowałeś spo- tkanie. Nawet napisałeś wielki list, ale ostatecznie pozostał nie wysłany. Niedawno dowiedziałeś się, że ona ciebie też kochała, ale nie odważyła się po- dejść. Rozglądasz się wokół i stwierdzasz, że tylu kolegów z ławy szkolnej, ani zdolniejszych, ani uczciwszych, pozajmowało wysokie stanowiska, podczas gdy ty tkwisz beznadziejnie w tym samym mieście bez szans wyraźnego awansu. A przecież to Bóg dał ci takie życie jak nieoszlifo- wany brylant, abyś go szlifował. 314 if DUCH TCHNIE, KĘDY CHCE Nie zamykaj okien i drzwi. Nie czekaj, aż wrócą cza- sy twojej młodości. Nie myśl, że współczesna rze- czywistość przeminie jak sen, że odpłynie jak fala. Nie mów, że tylko dawniej żyli prawdziwi ludzie, że tylko tamta literatura, poezja i sztuka miały wartość. I nie popieraj takiego stanowiska swoim katolicy- zmem. Bo nie ma dobra katolickiego, katolickiej prawdy, katolickiego piękna. Każde dobro jest Boże, Chrystusowe, katolickie -jest nasze. Tak samo pięk- no i prawda. Nawet gdy mają znak innej religii, in- nego światopoglądu. Otwórz szeroko drzwi i okna. Bądź obiektywny. Nie bój się przyznać racji, cieszyć się ludźmi, którzy pra- cują obok ciebie, cieszyć się ich osiągnięciami w naj- różniejszych dziedzinach. - Nawet gdyby mówili, że nie wierzą w Boga. 315 n' 12 POPATRZCIE NA LILIE POLNE Nie zaczynaj czytać gazet od nekrologów i sprawoz- dań z frontów. Nie przerażaj się statystykami śmier- telności spowodowanej rakiem i chorobą serca. Nie daj się przy walić obowiązkami, funkcjami, sprawa- mi do załatwienia. Nie skarż się, że już nie wierzysz w ludzką uczciwość i dobroć, nie mów, że życie już przeżyłeś i nic więcej od niego nie oczekujesz. Tyl- ko podnieś głowę, a poczujesz wiosenny wiatr na swojej twarzy, a zobaczysz, ile światła jest wokół ciebie. Zaufaj. Rzeczywistość, która cię czeka, jest bogat- sza od wszystkiego, co jesteś w stanie sobie wy- obrazić. 316 UFAJ, SYNU Coraz ciężej budzić się ze snu. Coraz wyżej rośnie stos obowiązków, spraw nie załatwionych. Coraz częściej napotykamy w gazetach komunikaty z pola walki, z miejsc dotkniętych klęskami, statystyki wypadków samochodowych, chorób nieuleczalnych. Coraz smutniej wracają wspomnienia z lat dziecin- nych. Coraz mniej nadziei, że w twoim życiu zda- rzyć się jeszcze może coś nadzwyczajnego, że jesz- cze będzie dobrze, że jeszcze będziesz szczęśliwy. - Bo już tyle lat się przesypało i rośnie wiara we wła- sną starość i we własną śmierć. A tu trzeba zaufać Bogu, bezgranicznie we wszystkim zaufać. 317 14 DROŻSI NIŻ WIELE WRÓBLI Nie wypatruj cudzego szczęścia. Usuń ze swoich myśli zwroty typu: „Temu to się powodzi". Z tym nastawieniem będziesz zawsze nieszczęśliwy, nieza- leżnie od tego, co zdobędziesz. Bo przecież napraw- dę jest inaczej: wszystko, czym jesteś, wszystko, co posiadasz, całe twoje życie, każdy twój dzień ze wszystkim, co niesie, jest darem. Uznaj ten dar, przyj- mij go, doceń, bądź wdzięczny. 318 l is WŁOSY NA GŁOWACH WASZYCH SĄ POLICZONE To nieprawda, że masz pecha i nigdy ci się w życiu nie szczęści. Nie łudź się, że dla ciebie powinny być przygotowa- ne optymalne warunki, żebyś mógł bez przeszkód rozwinąć wszystkie swoje możliwości i nie tracić czasu i energii na błąkanie się, na powroty w to samo miejsce, na zabezpieczenie sobie minimalnych wa- runków egzystencji. Nie wierz w złośliwość losu wobec ciebie ani w to, że powinieneś mieć wygodne warunki rozwoju. Właśnie te niekorzystne, i one przede wszystkim, pozwalają najpełniej rozwinąć się twemu człowieczeństwu. l 319 16 KTÓRZY PŁACZĄ Nie zatrzymuj się nad swoim niepowodzeniem. Nie roztkliwiaj się nad sobą. Nie współczuj. Bo wtedy łatwo przypomnisz sobie, że miałeś smutne dzieciń- stwo i nieciekawą młodość. Odnajdziesz bez trudu w swoim życiu pasmo cierpień. Rozżalisz się., że je- steś taki nieszczęśliwy, taki biedny. Każda kolejna porażka będzie pogłębiała ten stan. Uratować się możesz tylko wtedy, gdy potrafisz się oderwać od siebie i dostrzec chociażby jednego człowieka. Wtedy przekonasz się, że on też cierpi. Wtedy zobaczysz, że cierpią wszyscy ludzie, nie tylko ty. 320 rf KTO WYTRWA DO KOŃCA Na życie człowieka w ogromnej większości składa- ją się niepowodzenia, a tylko w niewielkim procen- cie osiągnięcia. I nie byłoby tych ostatnich, gdyby nie było tych pierwszych. Dlatego jest tak ważne, by umieć przyjmować klęski, brak wyników, obmowę, negatywną ocenę, brak uznania. Dlatego tak ważną jest rzeczą wytrwałość, ustawianie się w nowej po- zycji, rekonstrukcja zburzonych planów, czekanie, zaczynanie od nowa. 321 18 II JAK INNI Nie czekaj, aż przyjdzie królewicz i zabierze ciebie - Kopciuszka - ze sobą. Nie nadsłuchuj, kiedy do twoich drzwi zapuka ktoś, kto ciebie - Janka Muzykanta - wyprowadzi z ukry- cia i ukaże światu jako nowo odkryty talent. Nie jesteś najlepszą matką ani najlepszym ojcem, ani najlepszą żoną, ani najlepszym mężem, ani najlep- szą córką, ani najlepszym synem, ani najlepszą pie- lęgniarką, ani najlepszym nauczycielem - pracow- nikiem. Nie tylko ty, ale nikt, bo każdy jest tylko człowiekiem. Jeżeli ci ktoś zwróci uwagę, wytknie błędy, to jeszcze nie powód, aby świat miał ci wiro- wać przed oczami, bo ci ktoś śmiał coś takiego po- wiedzieć. Nie tylko tobie - każdemu można posta- wić jakieś zarzuty. Nie chciej być jedynym. Pan Bóg rozmaite kwiaty stworzył na łące. Źle by było, gdyby jeden chciał zastąpić wszystkie inne. Masz być innym. 322 19 WIE OJCIEC WASZ, CZEGO POTRZEBUJECIE Gdy jesteś bardzo szczęśliwy i radość cię przepełnia, gdy masz jakąś ogromną satysfakcję, poczucie speł- nionego czynu i nie możesz sobie nawet wyobrazić, żeby coś mogło ci zagrozić - wtedy zazwyczaj przy- chodzi uderzenie. Nagle i z najmniej spodziewanej strony. Ale ono pochodzi z tej samej ręki, co tamten dar. 323 l 20 PRZYJDĄ NA CIEBIE DNI Może już nie pytasz szeroko otwartymi oczami dziec- ka, które dostało niespodziewanie w twarz: dlacze- go? Teraz, gdy spotyka cię jakaś radość, już wiesz, że przyjdzie wyrównanie - cierpienie. Zaobserwowałeś może jeszcze coś więcej. Że w ży- ciu istnieje prawo serii: są okresy, gdy jest cudow- nie; wtedy trawa jest zielona i niebo niebieskie, i słońce świeci albo jest urocza mgła. Ludzie są do- brzy, wszystko układa się planowo, nie masz wątpli- wości, że warto żyć. Po nich przychodzi wyrówna- nie: złe dni, pełne cierpienia. Wtedy świat jest szary, a ludzie sąjak wilki. Budzisz się z bólem głowy. Do- wiadujesz się o plotkach, jakie na twój temat krążą. Przełożony robi ci nieuzasadnione wymówki. Nicze- go nie możesz załatwić. Bezskutecznie oczekujesz na list. Czujesz się stary. Nie ty jeden. Nie tylko dziś. Nie ma takiej epoki, nie ma bogactwa tak wielkiego ani nędzy tak podłej, nie ma stanowiska tak wysokiego ani tak niskiego, nie uchroni człowieka ani mądrość, ani głupota - przed cierpieniem. Byłeś umiał przyjąć cierpienie jak krzyż, przez któ- ry masz być zbawiony. 324 21 NIE WIECIE Ile razy stałeś pod drzwiami będąc pewny, że spotka cię awantura, a przyjęto cię z otwartymi rękami. Ile razy wchodziłeś ze słońcem w duszy, a zgaszono cię obojętnością, lekceważeniem albo nawet wyrządzo- no ci krzywdę. Ile razy spodziewałeś się nagrody, a nikt nawet o niej nie pomyślał. Ile razy spadła na ciebie pochwała za szczegół, którego nawet nie za- uważyłeś. Ile razy nie spełniła się żadna z możliwo- ści, jakie zakładałeś; stało się coś, czego przez mo- ment nawet nie przypuszczałeś. Nie miej więc zbyt wielkiego zaufania do swoich przewidywań. Rzeczywistość na pewno je przero- śnie. Ale nie bój się jej. Ona jest Boża. 325 22 NIECH UMARLI GRZEBIĄ UMARŁYCH Wyeliminuj ze swoich rozmów takie pytania, jak: „Kiedy kolega składał maturą?" albo: „Kiedy pan robił dyplom?", aby z kolei gwałtownie obliczać, ile twój rozmówca ma lat i porównywać z nim siebie. Zdejmij ze ściany zdjęcia z dawnych lat, schowaj albumy ze starymi fotografiami, usuń dyplomy, od- znaczenia, nagrody świadczące o twoich zasługach i osiągnięciach. Bądź spokojny, Bóg je wszystkie pamięta, a dla ciebie są one nie tylko niewskazane, ale i niebezpieczne, bo trzymaj ą cię w świecie, któ- ry już odszedł. Nie wspominaj bez potrzeby. Zlikwiduj opowiast- ki zaczynające się od zwrotu: „Za moich czasów..." albo: „Pamiętam, było to w roku..." Nie myśl, że chcę zniszczyć twojąprzeszłość; ona jest dostatecz- nie w tobie. Nie chcę tylko, żebyś nią ciągle żył. Masz konkretne obowiązki postawione przez Boga: dzień dzisiejszy i czekająca cię przyszłość - tym się zajmij. 326 23 NIECH SIĘ NIE WRACA Nie wracaj do swoich dawnych miejsc zamieszka- nia ani na stanowiska poprzednio zajmowane, ani do ludzi, z którymi blisko żyłeś. Nie łudź się: nie wrócą nigdy tamte „dobre czasy". Nie odnajdziesz swoich dawnych znajomych ani oni w tobie nie od- najdą tamtego człowieka. Będziesz dla nich upiorem dawnych lat. Bo inny jest ich świat, który był wtedy twoim, inny jest już świat, w którym żyjesz. Z każ- dym dniem stajesz się dla innych bardziej obcy. Prze- konasz się w pierwszej rozmowie-po: „Co u ciebie słychać, jak ci się wiedzie, co z naszymi wspólnymi znajomymi?" zabraknie tematu. Pomyślicie z przy- krością o sobie: „Jak on się zestarzał". Jeśli stanie się inaczej, to dowód, że napotkałeś przy- jaciela, chociaż może nigdy tak go nie nazywałeś. Ale to jest bardzo rzadki wypadek. 32,7 ffl 24 PTAKI NIEBIESKIE Gdy zobaczysz coś pięknego, nie chwytaj za aparat fotograficzny czy też nie żałuj, że nie masz go przy sobie - nie kolekcjonuj pięknych chwil. Szczęścia nie da się zamknąć w albumach fotograficznych, nie da się go przywołać przez odwrócenie kartki. Nie myśl, że już nic wspanialszego spotkać cię nie może. Idź naprzód. Bądź spokojny: rzeczywistość jest bogata - nie wyczerpiesz jej w ciągu swego życia. 328 25 NIECH SIĘ NIE TRWOŻY SERCE WASZE I gdy kolejny raz przekonasz się, że koledzy z twojej specjalności nie informują cię o rzeczach, które ci są najbardziej drogie, nie pytaj ą o zdanie w sprawach, w których masz tyle do powiedzenia, ignorują cię, pomijają - woleliby, żeby cię wcale nie było; gdy się znowu przekonasz, że cię nie chcą - wtedy nie wracaj sam do pustego mieszkania, nie pozostawaj z samym sobą, ale idź do ludzi, którzy w ciebie wie- rzą. Stań przed Bogiem, który wierzy w ciebie. 329 26 TOBIE MÓWIĘ, WSTAŃ Pan Bóg nie pozostawi cię w rozpaczy. Wtedy, gdy będziesz ostatecznie rozgoryczony do ludzi i do siebie, gdy się poczujesz wypruty ze wszy- stkiego, pusty jak dzban, niezdolny do jakiejkolwiek inicjatywy, kiedy się przekonasz, że już nikt nie może na ciebie liczyć i nie stać cię na nic wielkiego, kiedy nawet stracisz przekonanie do tego wszystkiego, coś dotąd zdziałał, do całej swojej dotychczasowej pra- cy, i nie będziesz w stanie dostrzec żadnych pozy- tywnych jej skutków - wtedy na pewno przyjdzie światło: może podejdzie ktoś do ciebie i powie, że jest ci wdzięczny za to, co zrobiłeś dla niego, albo że to, czym się zajmujesz, jest bardzo ważne; może dostaniesz piękny list albo ktoś się do ciebie uśmiechnie. I ten błysk, który spadnie na ciebie leżącego w pro- chu, który cię postawi z powrotem na nogi, jest za- datkiem oceny twojej pracy przez Boga. 330 27 KIM JESTEŚ To są nasze ludzkie przemiany: patrzysz na swoje zdjęcie z lat dziecinnych i z trudem usiłujesz dopa- trzyć się w nim siebie. Z trudem usiłujesz sobie przy- pomnieć, jak to wtedy było - tylko jakieś uciekające w głąb szczegóły na granicy marzeń sennych. To są nasze ludzkie przemiany: czas młodzieńczy - lata zachwytów, nadziei, miłości. Tego czasu nie chcesz oddać najdłużej. I wciąż jeszcze pytasz: Gdzie są chłopcy z tamtych lat, gdzie dziewczęta? I długo zdaje ci się, że na ulicy mignęła ci tamta twarz. Aż cię opamięta młodość twojego dziecka albo dzieci twoich przyjaciół: ich ufność, porywy, miłości. Do- piero wtedy zobaczysz, że ty już tak nie potrafisz, że jesteś wypalony. To są nasze ludzkie przemiany: czas starości - kiedy spoglądasz ze zdziwieniem na te lata, gdy byłeś sil- ny i zdrowy, i wszystko mogłeś, i nic ci nie szkodzi- ło, i niczego się nie bałeś. To są nasze ludzkie przemiany znaczone sakramenta- mi chrztu, bierzmowania, małżeństwa, namaszczenia chorych. Nie wiesz, na którym stopniu zatrzyma się twój krok. Byłeś tylko każdy przeżył z Bogiem. 331 i 28 CZEMUŚ ZWĄTPIŁ Jesteś przegrany, gdy przestałeś ufać. Nawet gdyby wszystko szło ci dobrze. Nawet gdyby ci ludzie za- zdrościli sukcesów. I tak długo stoisz, jak długo ufasz. Nawet gdy ci się wszystko wciąż rozsypuje, nawet gdy cię ludzie nie- ustannie niszczą, gdy nawet wbrew sobie, wbrew naj- gorszym prognozom, wbrew oczywistej przegranej, wbrew swojemu przerażeniu, resztką woli - chcesz ufać, 332 29 DOSYĆ MA DZIEŃ TROSKI SWOJEJ Patrzysz na starego, zniedołężniałego człowieka. Taki sam będziesz i ty. Twoim człowieczym prawem jest walczyć ze starością i chorobą, ale twoim człowie- czym obowiązkiem jest przyjąć je, gdy cię zwyciężą - przyjąć jako cierpienie wiodące ku odkupieniu. Ale to przyjdzie kiedyś. Teraz o tym nie myśl. Nie martw się niepotrzebnie. Zaufaj Bogu: On da ci siłę do znie- sienia cierpień i odwagę do przyjęcia śmierci. 333 30 NA TWOJE SŁOWA ZAPUSZCZĘ SIECI Pan Jezus naucza na brzegu. Nieopodal rybacy płuczą sieci. Tłum słuchaczy rośnie. Nauczyciel wstejpuje do jednej z łodzi i stamtąd naucza. Gdy skończył, poleca rybakom, wbrew ich zamiarom, wypłynąć na połów. W krótkim czasie zagarniają wiele ryb. Po powrocie na brzeg zostawiają wszystko i idą za Nim. Dla tłumów zakończenie zupełnie niezrozumiałe. Dramat wyreżyserowany przez Syna Bożego. To nie był przypadek, że przyszedł, aby nauczać, na ten brzeg. Nie był to przypadek, że zastał tam tych lu- dzi. Nie był to przypadek, że wsiadł do tej, a me do innej łodzi. Uczynił cud: obfity połów ryb. Ludzie stojący na zewnątrz stwierdzili najnormalniejszą rzecz: rybacy wypłynęli na połów i przywieźli ryby Zrozumiał tylko Piotr i jego towarzysze. Czy potrafisz zrozumieć swoje życie? 334 *= m SZCZĘŚLIWI OWI SŁUDZY Spróbuj coś zrobić w życiu. Skoncentruj wszystkie swoje siły na tej sprawie, przyporządkuj jej rytm swoich prywatnych zajęć i odpoczynków. Może ci się uda i nie załamiesz się patrząc, jak twoi koledzy robią pieniądze. Ryzyka nie ma żadnego. Tylko naj- wyżej przy śmierci wyrzut sumienia, żeś się i tak nie zaangażował całkowicie. Spróbuj coś zrobić w życiu niezależnie od tego, ile masz lat. Ryzyka nie ma żadnego. Najwyżej przy śmierci wyrzut sumienia, że zacząłeś za późno. A jeśli teraz to czytasz i cieszysz się, że jesteś jednym z tych, którym dano znaleźć perłę, którym dano zna- leźć skarb - to życzę ci, żebyś wytrwał do śmierci. 15 — Wszystkie nasze 337 A GDY NADEJDZIE CZAS ŻNIWA Kiedy z największym trudem szukasz odpowiedzi na postawione ci pytanie, z największym wysiłkiem usiłujesz znaleźć słowo, które by wyraziło to, o co ci chodzi, gdy przy sprzeciwie opinii ogółu usiłujesz udowodnić swoje pomysły, przemyślenia, doświad- czenia, gdy gorączkowo szukasz wyjścia z zaułka, w który wpędzili cię twoi wrogowie, z sytuacji bez- nadziejnej, w którą przypadkiem się dostałeś, gdy wykańczając na termin podjętąpracę natrafiasz wciąż na mielizny i cała konstrukcja rwie ci się w rękach, gdy spuchnięty ze zmęczenia poprawiasz w najwięk- szym pośpiechu pojawiające się niedokładności, błę- dy i usterki - to są twoje wielkie dni. Potem przyj- dzie czas grzecznych uśmiechów, uprzejmości, zdawkowych odpowiedzi, wymijania drażliwych te- matów; będziesz żył z procentów zdobytego kapita- łu, szedł wydeptanymi ścieżkami. Tylko wiedz, że to jest czas odpoczynku. Za chwilę znajdziesz się znowu pod ścianą, którą trzeba będzie przejść, pod szczytem, który powinieneś zdobywać. Oby ci nigdy nie brakło odwagi. 338 JEŚLI NIE STANIECIE SIĘ JAKO DZIECI Już stężałeś w tej pewności, że w twoim życiu nic się więcej nie zdarzy. A może jednak spotka cię ła- ska i w pracy, którą wykonujesz, wpadnie ci w ręce sprawa, która cię bez reszty pochłonie; może pomię- dzy ludźmi, których określasz na przemian jako sta- do baranów albo hien, spotkasz człowieka, który cię zachwyci; może szarpnie cię krzywda bezbronnego człowieka - może się zdarzy, że dotknie cię łaska i ty, którego już nic nie mogło zdziwić, wzruszyć, zaimponować, wstrząsnąć, który patrzysz na świat z cynicznym pobłażaniem, odzyskasz choćby na chwilę wrażliwość dziecka. 3J9 JEDNEMU DAŁ PIĘĆ TALENTÓW, DRUGIEMU DWA, A INNEMU JEDEN Gdzie są te świetne dziewczęca? Gdzie są ci wspa- niali chłopcy? Jeszcze masz ich w oczach: tak bar- dzo kolorowi, tak bezkompromisowi, tak prości i bez- pośredni. Jeszcze słyszysz ich ostre krytyki, szerokie plany, odważne zamierzenia. Ilu z nich takimi zosta- ło? A gdzie ogromna reszta? Wypadły pióra ze skrzy- deł, wypróchniały zęby, roztopili się, wsiąkli w sza- ry tłum. A jaki ty jesteś? Dopóty masz szansę realizacji swojego człowieczeń- stwa, dopóki sobie to pytanie zadajesz. 340 JEŚĆ NIE OBMYTYMI RĘKAMI CZŁOWIEKA NIE PLAMI Nie staraj się zbytnio o to, abyś był człowiekiem dobrze ułożonym. Gdy uchybisz w tym względzie, nie rób sobie zbytnich wyrzutów. Bo może się w to- bie wytworzyć przekonanie, że na tym polega istota twojego życia. A przecież chodzi o twoją wewnętrz- ną uczciwość, o czystość twoich intencji, o twoją bezinteresowność. Nie staraj się zbytnio o to, abyś był człowiekiem dobrze ułożonym, bo może się zdarzyć, że osiągniesz sukces w tym względzie, i tak otoczenie twoje, jak i ty sam uznasz, że postępujesz poprawnie - a nawet nie zauważysz, że wnętrze twoje jest kłębowiskiem żmij. 341 NAJLEPSZĄ CZĄSTKĘ WYBRAŁA Nie przejmuj się byle czym, nie angażuj się w byle głupstwa. Nie szarp się o byle co. Nie złość się z by- le jakiego powodu. Bo cię po prostu zabraknie. Za- braknie cię tam, gdzie powinieneś być. Zabraknie cię w twoich istotnych sprawach. Nie jesteś nieograniczony, nie jesteś nieskończony. Gdy się zaangażujesz tu, nie będziesz tam. To nie tylko chodzi o twój czas, ale o twoją energię, o two- ją obecność. Dlatego uświadom sobie, co chcesz zro- bić, i tam skoncentruj się. Bo inaczej zejdziesz z te- go świata z opinią awanturnika, pieczeniarza czy też facecjonisty bawidamka, kawalarza. I gdy ci ktoś na końcu życia powie, może dopiero wtedy przerazisz się, bo przecież ty kim innym chciałeś być. 342 SYN CZŁOWIECZY BĘDZIE PRZEŚLADOWANY Zostań. Nie uciekaj. Sprawdź się tu, gdzie jesteś zmu- szony do maksymalnej koncentracji, precyzji myśle- nia, dokładnego formułowania swoich poglądów, udowadniania pomysłów, określania stanowisk. Zostań tu, gdzie jesteś otoczony przez ludzi, którzy wytykają niemiłosiernie najmniejsze przeoczenie, nie darujążadnego niedociągnięcia, rzucająci wciąż kło- dy pod nogi, zagłuszają twoje słowa, spychają cię w cień, najchętniej pozbyliby się ciebie, a przynajm- niej zatarli twój ślad, i dlatego rozgłaszają twoje potknięcia, rozdmuchują twoje błędy, przypisują ci słowa, których nigdy nie powiedziałeś, niegodziwo- ści, których się nie dopuściłeś. Wytrzymaj. Jeszcze tylko ten las. Jeszcze tylko ta łacha piasku. Jeszcze tylko to wzgórze. 34S ABY RADOŚĆ WASZA BYŁA PEŁNA Rozpręż się. Bądź sobą. Uchwyć rytm twojej osobo- wości. Żebyś się mógł cieszyć życiem. Bo to jest naj- większy dar, jaki otrzymałeś od Boga - życie. Bo ty jesteś największym darem: twoja niepowtarzalna osobowość. I zostań takim, jakim cię Bóg stworzył. Oswój instytucje, ludzi, rzeczy, które na ciebie ze- wsząd napierają, i nie daj się im przystrzyc. I nie daj się im zgwałcić. Bądź sobą. Tylko wtedy możesz dać odpowiedź Bogu na ten największy dar - szczęściem swoim. 344 IARYZEUSZE L Uważaj na siebie zwłaszcza wtedy, gdy chcesz uzy- skać coś od ludzi: poparcie, interwencję, załatwie- nie jakiejś sprawy dla siebie albo dla swoich bliskich. Żeby nie za wszelką cenę - nie za cenę twojej god- ności osobistej: sztuczne nawiązywanie znajomości, nieprawdziwe przyjaźnie, prezenty, listy, karteczki z wyrazami pamięci, serdeczności, przyjęcia, przyta- kiwanie, pochwały, zachwyty, odprowadzanie, przy- prowadzanie. Odgrażasz się, że jak tylko uzyskasz to, o co ci cho- dzi... Mylisz się. Już sienie odegniesz. Będziesz za- wsze żebrakiem. 345 PRÓŻNUJĄCY NA RYNKU To tobie Pan przekazał talenty. I teraz jest twój czas. Czy urobiłeś sobie ręce po łokcie? Czy już wydarłeś ze siebie wszystko, co tylko stanowiło jakąś wartość? Czy już zdążyłeś powiedzieć swoje ostatnie słowo? Myślisz, że możesz sobie pozwolić na świętowanie swoich sukcesów? To jest twój czas. To tobie Pan przekazał swoje ta- lenty i odszedł. Ale wróci. A czy przynajmniej wiesz, co masz w życiu robić? 346 11 DOSTAWIWSZY WSZYSTKO Pojawiać się, zaznaczać swoją obecność, okazywać zainteresowanie, zachwyt, na tyle, by to do niczego nie zobowiązywało, obiecywać, przyrzekać, zgłaszać swój udział, ale w takiej formie, aby się można było łatwo wycofać. Olśniewać półsłówkami, wzbudzać zainteresowanie, intrygować, niepokoić, czarować, zdobywać sympa- tię - miłość: niech przywiązują się, niech będą wier- ni, niech się troszczą, niech tęsknią, niech kochają, aby ich krąg był jak największy, w zamian za to po- dawać końce swoich palców, a nawet i z tymi jak najszybciej uciekać. Nie dawać siebie niczemu i ni- komu. Nie tracić z siebie nic. Zachować całego siebie dla siebie? 347 12 NIE MOŻNA BOGU SŁUŻYĆ I MAMONIE Dopóki sprawa nie o pieniądze, to jeszcze nie wiesz wszystkiego o człowieku. Dopiero gdy pieniądze na stole - gdy można je stracić albo zyskać - dopiero wtedy lecą z głów korony, wianki i birety. Albo zo- stają. Dopiero gdy pieniądze na stole, przekonasz się, kto jest kto. Bo taki w nich urok, że obiecują ci wszystko na ziemi. Dopiero wobec tej obietnicy czło- wiek się sprawdza - czy jest chrześcijaninem, czy jest wierzącym, czy jest człowiekiem. 348 UMARŁ BOGACZ Nie przeliczaj wciąż i wszystkiego - ile mi dadzą, czy mi się opłaca, co mi z tego. Tak nie można żyć. Bo wtedy nie potrafisz nic i nikogo kochać, niczym się naprawdę cieszyć, niczego naprawdę żałować, niczym się naprawdę smucić - nie potrafisz być szczęśliwy. I umierając będziesz miał prawdopodobnie dużo pie- niędzy, i może dopiero wtedy odkryjesz bezsens ta- kiego życia. 349 14 MIŁOŚĆ PRZYSZŁA NA ŚWIAT Wiemy, że jesteś miłością, ale nam łatwiej nieść To- bie kwiaty i świece, modlitwy i pieśni. Więc gdy patrzymy w Ciebie narodzonego, prosimy: daj nam łaskę, byśmy zrozumieli, że być z Tobą to znaczy przebaczać, pracować, być dobrym - to znaczy: ko- chać. 350 SZUKAJMY SKARBU Po co pracujesz? Nie uciekaj od tego pytania, nie prześlizguj się obok niego. Praca wypełnia twoje życie: poświęcasz jej lwią część swojego czasu, od- dajesz jej najlepsze godziny swojego dnia. Po co pracujesz? Pytaj o intencję. Ona cię kształtu- je. Taki jesteś, jaka jest odpowiedź na to pytanie. 351 16 KTÓRY OTRZYMAŁ JEDEN TALENT Praca. Bo „my już nie tacy", bo „to już nie te czasy". Najpierw stanowisko, a potem będę pracował. Naj- pierw posada, biurko, pieczątka, mieszkanie, samo- chód, najpierw pieniądze - a potem będę pracował. Aż gdy zgodnie z taką postawą - po niesłychanie zawiłych usiłowaniach, staraniach, zabiegach, po nieprzespanych nocach, deliberacjach, naradach, po gigantycznym wysiłku - wreszcie zasiądziesz za tym większym biurkiem, będziesz miał większą piecząt- kę, więcej pieniędzy, wtedy okaże się, że jesteś wy- czerpany, wypalony, stary - że na nic cię już nie stać. I dostaniesz moralnego kaca. Albo nawet i to nie. Do końca będziesz zbierał tytuły, pieczątki, stanowiska, pieniądze. 352 I POSZLI ZA NIM Jaki jest twój dzień powszedni? Czy naprawdę tak sobie wymarzyłeś swoje życie? Czy jest ono takie, jak tego najbardziej chciałeś? Jak traktujesz pracę? Co w niej znajdujesz? Czy tylko walkę o stabiliza- cję, o stanowisko, o pieniądze, utarczki z zagrażają- cymi ci rywalami? Czy znajdujesz w niej choć trochę miłości? Nie, nie pytam o drobne uprzejmości, o chwile szczerości, wielkoduszne ofiary ze swojego czasu czy cierpli- wości, ale o traktowanie twojej pracy w najgłębszym jej sensie. Czy ona ma swoje źródła w miłości, czy tylko w ambicji i walce? 353 18 OPUŚCILI GO Dopóki jesteś niesiony sympatią ludzką, dopóki lu- dzie z twojego środowiska tobą się. cieszą i martwią, spodziewają się. i niepokoją - dopóty nie wiadomo, kim naprawdę jesteś. Dopiero gdy przestaną się tobą interesować, niczego po tobie nie oczekują i najchęt- niej pozbyliby się ciebie; gdy nie dostrzegaj ą twoich inicjatyw, nie interesuj ą się twój ą pracą, obojętne im są twoje osiągnięcia; a nawet stwierdzasz coś prze- ciwnego: że twoje sukcesy pogłębiają ich niechęć do ciebie - dopiero wtedy stajesz na progu swojego człowieczeństwa. Dopiero wtedy przekonujesz się, kim naprawdę jesteś -jak dalece wierzysz w siebie, w swoją pracę, w ludzi, w Boga. 354 19 PRZYODZIANY W SZATĘ GODOWĄ Za kogo byś się przebrał? Za dziewczynę czy za chłopca, za atletę czy klowna, za tancerkę meksy- kańską czy szeryfa, za gitarzystę i śpiewaka, za gwiazdę filmową - żeby tak przeżyć j eden dzień, jak chciałbyś przeżyć wszystkie. A może taka chwila dana ci jest po to, abyś zobaczył, jak wielkie bogac- two w tobie tkwi dotąd niewykorzystane z powodu twojej nieśmiałości, lenistwa. Za kogo byś się przebrał? Za pirata czy prostytutkę, Don Juana czy gangstera, nożownika czy wampira - żeby tak pohulać jedną noc, jak chciałbyś całe życie. A może taka chwila dana ci jest po to, abyś zoba- czył, ile w tobie drzemie zła, brutalności, chamstwa, brzydoty, dotąd w pełni nie ujawnionej z powodu twojej nieśmiałości, lenistwa. 355 20 ABY GO PODCHWYCIĆ Jest łatwo pracować, jest łatwo być dobrym, jeżeli ktoś to widzi, przyjmuje, cieszy się. Jeżeli uzyskuje- my akceptację otoczenia, pochwały, uznanie, szacu- nek. Jeżeli ta nasza praca jest na świeczniku, przez wszystkich uważana za osiągnięcie, za sukces. Nie jest łatwo pracować, jeżeli nas nikt nie widzi, nikt nie ocenia naszego trudu, poświęcenia, wysił- ku, który ciągnie się dzień za dniem. Jeżeli żyjemy w pustce, w zapomnieniu. Ale jeszcze ciężej jest pracować, kiedy mimo iż da- jemy wszystko, na co nas stać, ludzie się odwracają. Jeżeli spotykamy brak zaufania, dezaprobatę, naga- nę; już nie obojętność - ale wrogość. Wtedy praco- wać, wtedy się poświęcać, być dobrym, wtedy wy- trwać - to jest dopiero ranga człowieczeństwa. 356 F 21 GDZIE SKARB WASZ A gdybyś nagle stracił wszystko, co masz: wszyst- ko, coś dotąd z takim trudem zarobił, nazbierał, uciu- łał, zagarnął, wyłudził, ulokował, odłożył, zabez- pieczył. A gdybyś nagle to wszystko stracił. Czy jedyną obro- ną, ratunkiem, pocieszeniem byłaby pewność, a przy- najmniej cicha nadzieja, że jeszcze potrafisz te stra- ty odrobić, że jeszcze jesteś dostatecznie silny, przebiegły, sprytny, zapobiegliwy, a teraz - doświad- czony, i potrafisz dojść do tego, co utraciłeś, a na- wet przewyższyć to, co posiadałeś. Jaki jest sens twojego życia? 357 22 A ON SPAŁ Pan Jezus zaczął nauczać mając lat trzydzieści. Za- czął czterdziestodniowym postem na pustyni. A po- tem raz po raz odchodził, z uczniami albo sam, od apostołowania. I ograniczył się. tylko do Palestyny. Obok raka i chorób serca, choroby psychiczne stają się wielką groźbą społeczną. Jednym z powodów tego zagrożenia jest nieumiejętność odpoczywania. Wyczerpuje nas jednostajna praca zawodowa, wy- czerpuje labirynt miejskiego życia: sklepów, samów, stoisk, stołówek, przechodniów, godzin szczytu, ha- łas ulicy i hałas mieszkania. I dlatego musisz wpleść w rytm swojej pracy - rytm odpoczynków: dłuższych raz w roku i krótszych w ka- żdym tygodniu, w każdym dniu. Nie masz czasu? Trudno. Pomimo to wyjedź na wakacje. Pomimo to idź na spacer, na koncert, do przyjaciół; spędź wie- czór nad książką czy czasopismem. I tak nie dasz rady wszystkiego zrobić. Odpocznij. Nie jesteś niezastąpiony. Odpocznij. A jeżeli nie chcesz i jeszcze się upierasz przy swoim, to znaczy, że jest już z tobą źle. 358 23 SYNOWIE TEGO ŚWIATA Gdy się zaczniesz dusić; gdy oplątują cię coraz cia- śniej swoimi prośbami, naleganiami, żądaniami; gdy zmuszają cię do wysłuchiwania bez końca swoich kłopotów; gdy terroryzują cię swoimi zmartwienia- mi i zmuszają w ten sposób do załatwiania za nich najprostszych spraw - przy czym okazuje się, że twoja pomoc wcale nie była konieczna, że mogliby to przy niewielkim wysiłku załatwić sami; gdy za- bierają ci niefrasobliwie godziny, podczas gdy ty trzę- siesz się nad każdą zmarnowaną chwilą - a twoją jakąkolwiek prośbę przyjmują ze zdziwieniem i al- bo o niej zapominają, albo wręcz odmawiają; gdy widzisz, że nie liczą się z twoimi obowiązkami ani możliwościami, a szukajątylko swojej wygody; gdy już nie masz czasu na żadne swoje sprawy osobiste i zaniedbujesz swoje powinności, i jesteś załatany od rana do wieczora - to odskocz. Bo ty i oni stracili- ście proporcje i to, co robisz, nie jest już miłością. 359 24 I ODPOCZNIJCIE NIECO Gdy uczujesz, jak ci opadają ręce, gdy się ostatecz- nie przekonasz, że twoja praca nie tylko jest nudna, ale absolutnie bezsensowna; gdy wyraźnie zoba- czysz, jak cię ludzie wykorzystują; gdy się zupełnie rozczarujesz nie tylko do swoich kolegów, ale i do swoich przyjaciół; gdy się przekonasz, że możesz polegać tylko na samym sobie... Gdy sobie powiesz, żeś wreszcie zobaczył świat w prawdzie - to znak, że powinieneś odpocząć. Tym dłużej, tym gruntowniej, im bardziej jesteś przeko- nany o tym, żeś „zobaczył w prawdzie". A jeżeli w żaden sposób nie możesz odejść, to choć- by złap oddech. Idź do teatru, do kina, weź książkę do ręki, idź na spacer. Albo wstąp na chwilę do ko- ścioła. 360 25 A ON ODPOWIEDZIAŁ: NIE Naucz się mówić: „nie". Naucz się odmawiać. Za- chowaj kontrolę nad czasem, który oddajesz innym. Bo inaczej ludzie wyrwą ci życie z ręki, złamią twój rytm, oderwą od realizacji twoich planów, zaabsor- bują swoimi sprawami, wciągną w swoje prace, a jak przestaniesz być użyteczny, odrzucą. Wtedy może być za późno, żebyś swoje życie zaczął sklejać. Naucz się odmawiać. To, wbrew pozorom, trudniej przychodzi niż zgadzać się. Naucz się mówić: „nie" - chyba że się tego nauczyłeś już zbyt dobrze. \—Wszystkie nasze . 361 ŁAZARZU, WYJDŹ Z GROBU Czy ty potrafisz cieszyć się życiem: wstawaniem, j« dzeniem, drogą do pracy, pracą, powrotem, odpo- czynkiem, snem, szorstkością muru, bielą śniegu, niebieskością nieba; walką, nawet przegraną? Czy ty potrafisz jeszcze cieszyć się życiem? Chociaż cza- sem? Czy też zostało ci tylko zmęczenie, znużenie aż do obrzydzenia - obowiązek niewolnika, który wali się wieczorem w łóżko, tak jak kiedyś zwali się w grób? A przecież to jest największy dar, jaki Pan Bóg mógł ci dać - życie. 362 27 TROSZCZCIE SIĘ ZBYTNIO Umrzesz za wcześnie o rok a może i o dziesięć lat. Na udar serca. Bo cię zdenerwuje do granic wytrzy- małości obelga rzucona ci na ulicy przez nieznajo- mego, trzaśniecie drzwiami tobie na złość, plotka na twój temat. Umrzesz za wcześnie. Bo się złościsz do utraty tchu, że ktoś przd tobą wchodzi do sklepu, że ktoś nie oddaje ci pożyczonych pieniędzy, że ktoś potrąca na ulicy nie przepraszając, że płacisz niesłusznie karę. Umrzesz za wcześnie i nie zrobisz tego, co byś mógł zrobić - zabraknie ci sił na sprawy istot- ne. Boś się nie nauczył mówić: „nieważne" na rze- czy, które są naprawdę nieważne. Bo dajesz się po- nosić ambicji tam, gdzie naprawdę na nią nie powinno być miejsca. 363 28 I ZACZĄŁ SIĘ OBLICZAĆ Z NIMI Za szybko się wykruszamy. Za często chorujemy, zbyt wcześnie starzejemy się, za krótko żyjemy. Nie umiemy pracować, odpoczy- wać - nie umiemy żyć. Byle jak jemy, byle co pije- my. Źle wydatkujemy swoją energię, źle gospodaru- jemy swoim czasem, źle organizujemy swój dzień. Szastamy swoimi siłami. Zdaje się nam, że ich źró- dło jest nieograniczone. Marnujemy je na głupstwa, wyczerpujemy złoszczeniem się, pośpiechem, dener- wowaniem, martwieniem się. Aż przyjdzie uderzenie. Wtedy uwierzyć nam trud- no, że jest już za późno, że już nie ma skąd brać, że zmiany są nieodwracalne, procesy za daleko posu- nięte, że -już po życiu. Za często chorujemy, zbyt wcześnie starzejemy się, za wcześnie umieramy. 364 29 TROSZCZYSZ SIĘ I FRASUJESZ O BARDZO WIELE Coraz bardziej jesteś załatany, zagoniony, zagada- ny, zapracowany, zajęty. Coraz bardziej gubisz sie- bie. Coraz bardziej przestajesz być sobą, a jesteś już tylko jednostką popychaną impulsami z ze- wnątrz, której pozostaje tylko instynkt samoobro- ny: chaotyczne tłuczenie ramionami, byle się utrzy- mać na powierzchni. Czasem łaska, jak mokra gałąź, trzaśnie cię po twarzy. I przerazisz się siebie. „Co się ze mną stało, co życie ze mnie zrobiło?" Cza- sem łaska, jak mokra gałąź, trzaśnie cię i oprzytom- niejesz, aby się ratować. A czasem już nawet ona nie pomoże. 365 BŁOGOSŁAWIENI MIŁOSIERNI Trzeba pomóc drugiemu człowiekowi, gdy zagubi swoją ścieżkę, zapłacze się w labiryncie cudzego życia, gdy nie jest w stanie uporządkować swoich spraw. Trzeba mu pomóc, by przetrwał swój kryzys, złapał oddech. Ale uważaj, bo tuż zaraz zaczynasz go przyzwycza- jać do stałego liczenia na twoją pomoc, legalizować jego nieporadność, oglądanie się na cudze miłosier- dzie. I ten kolejny twój krok to nie miłość, ale de- moralizowanie: uczenie lenistwa, bierności, lekkie- go życia, cwaniactwa. 366 31 JESTEŚMY SŁUGAMI Za dobrze nam jest. Chodzimy w jasności, żyjemy w cieple. Boga mamy za Ojca. Jego Syna za brata. W każdym dniu spotykamy się z innym świętym. Byle tylko ręką sięgnąć, a możemy się karmić sło- wem Bożym. Byle tylko krok zrobić, a możemy uczestniczyć w świętych obrzędach. Za dobrze nam jest. Tracimy poczucie rzeczywisto- ; ści. Jak rozkapryszone dzieci, nie cenimy tego, w co l opływamy. Za nic sobie mamy prawdę, która nam j się objawiła. I nadużywamy wolności, która stała się l naszym udziałem. Za dobrze ci jest. Może oprzytom- Iniejesz, gdy zobaczysz ludzi leżących w prochu. I może dopiero wtedy zrozumiesz, co zawdzięczasz l Jezusowi Chrystusowi, który wychował cię na wol- [nego człowieka. 367 XI jako przechodnie NIE SKARBCIE SOBIE SKARBÓW NA ZIEMI Bo czego naprawdę zazdrościmy ludziom - aż po nienawiść, aż po szkodzenie - to życia. Bo czego naprawdę się boimy, to śmierci. I w tym strachu ła- dujesz kieszenie aż po brzegi, napychasz żołądek, zastawiasz półki, układasz w szuflady, napełniasz szafy, zbierasz, utykasz, upychasz, barykadujesz się u siebie, coraz bardziej żal ci wydawać, coraz bar- dziej oszczędzasz na wszystkim, gromadzisz wokół siebie tych, którzy ci się przydadzą na czas zły. Czy tak się obronisz przed śmiercią? 171 NA ZIEMI Oszczędzamy, skupujemy, gromadzimy, utykamy, chowamy do naszych kryjówek. Wybieramy, co naj- trwalsze, co najtańsze. Wyszukujemy to, co się opłaca najlepiej. Kalkulujemy, na czym można zarobić naj- więcej, co można sprzedać najdrożej. Zatroskani, żeby nic nie stracić, a jak najwięcej zyskać, żeby ni- gdy nie przegrać, ale zawsze wygrać. Spazmatycz- nie broniąc tego, co nagromadziliśmy, kurczowo dzierżąc to, co zdobyliśmy. Ile nocy bezsennych spędzonych na takich analizach. Ile czasu zużytego na takich przemyśliwaniach. Ile życia straconego. 372 DOPÓKI ŚWIATŁOŚĆ MACIE Nie odkładaj. Śpiesz się. Zrób to, co masz zrobić. Powiedz to, co masz powiedzieć. Bo już się cień nasuwa i zaraz cię zagarnie. I zostanie ci smak nie spełnionego życia. Albo i to nie. Zadowolenie ramola z miski soczewicy, której do końca nie dałeś sobie wyrwać z rąk. 373 A ON ODSZEDŁ, PONIEWAŻ MIAŁ MAJĘTNOŚCI WIELE Nie ma przykrości, krzywdy, nieszczęścia, klęski,' która by mogła dla ciebie stanowić totalną katastro- fę. To byłoby tylko wtedy możliwe, gdybyś na ziemi żył wiecznie. A ty ile lat masz przed sobą? Dziesięć, dwadzieścia, pięćdziesiąt? Chyba nie więcej. I to jak dobrze pójdzie. Nie ma sukcesu, osiągnięcia, majątku, pieniędzy, które mogłyby ci zagwarantować trwałe szczęście. To byłoby tylko wtedy do pomyślenia, gdybyś na ziemi żył wiecznie. A ty ile jeszcze pożyjesz? Może pięćdziesiąt lat a może dziesięć, i to tylko wtedy, gdy wszystko przebiegać będzie normalnie. Do końca, do ostatniego tchnienia nosisz w sobie na- dzieję, że wobec ciebie zostanie uczyniony wyjątek. I tak spotka cię śmierć w pół kroku. Zobaczysz ją w największym zdumieniu. 374 : WIERZĄCEMU WSZYSTKO JEST MOŻLIWE f Pukać, dobijać się, łomotać; prosić, błagać, żebrać, domagać się, żądać; trwać uparcie, nieustępliwie; zaufać, oddać się, poświęcić; wydzierać ze swojej tchórzliwości, głupoty, małości: okruchy odwagi, wspaniałomyślności, wiary; a tylko wtedy otrzymasz, znajdziesz, będzie ci otwarte, a tylko wtedy tworzysz siebie ponad miarę swoich wygodnych wyobrażeń, schematów, modeli - a tylko wtedy możesz stać się człowiekiem. 375 TAK NIECHAJ ŚWIECI ŚWIATŁOŚĆ WASZA PRZED LUDŹMI Z biegiem lat stajesz się podobny do sztandaru coraz bardziej przez wiatr postrzępionego; do drzewa na rozstajnych drogach powykręcanego przez wichry, spękanego na mrozie, zeschłego w upale; do muru postrzelanego. Aż przyjdzie kolejny cios, szarpnię- cie, burza, która rzuci cię o ziemię. Byle tylko do końca z podniesionym czołem. Byle tylko jak pochodnia, która oświetla drogę ludziom. i 376 Ml 7 KTO WIERZY WE MNIE, ŻYĆ BĘDZIE Przyjdzie chwila, gdy zobaczysz swoją smugę cie- nia. Odtąd będzie ci ona stale towarzyszyć: staniesz się tym, który wie. I gdy pojawi się jakaś choroba, będziesz pytał: „Czy to już?" I gdy pojawi się jakaś dolegliwość, będziesz pytał: „Czy to to?" Ale nawet wtedy, kiedy sobie odpowiesz: „Jeszcze nie", to w tym uśmiechu nie będzie pełnego zwycięstwa, bo wiesz, że ulegniesz. Jesteśmy tymi, którzy wiedzą. Coraz bliżej nam do tych, którzy do niedawna byli wśród nas. Coraz więk- szą czujemy z nimi łączność, coraz większąjedność. 37? I ROZTRWONIŁ TAM MAJĘTNOŚĆ SWOJĄ '<•{ Takjakoś życie zleciało. I zanim się spostrzegłeś, już przestałeś być dzieckiem. I zanim się spostrzegłeś, przestałeś być chłopcem, dziewczyną, a jesteś czło- wiekiem dojrzałym. I zanim się spostrzegłeś, już przestałeś być człowiekiem dojrzałym. Takjakoś ci- życie zleciało. Coraz wyraźniej dźwięczy ci pytanie: „To miałoby być wszystko?" Ale sobie wciąż obie- cujesz, że gdy tylko przebrniesz przez najpilniejsze sprawy, wtedy zaczniesz cieszyć się życiem: pój- dziesz do teatru, na koncert, wyjedziesz na wakacje, uładzisz swoje sprawy z Bogiem. A przecież ma być inaczej. Masz cię cieszyć twoim codziennym życiem. Masz być z Bogiem każdym swoim czynem. l 378 fff rJAKO PRZECHODNIE Wyobrażasz sobie, że to będzie tak, jak było tyle razy, gdy wyjeżdżałeś w daleką podróż. Uporządkujesz po- śpiesznie swoje ostatnie sprawy, które od dawna le- żały nie załatwione: zostawisz ostatnie zlecenia. Sprawdzą się znowu twoi przyjaciele i koledzy: w ostatnich godzinach okażą się interesowni, obra- żający się albo wyrozumiali, przebaczający i abso- lutnie wierni. Powiesz jeszcze każdemu z nich: wy- bacz uchybienia, wybacz pośpiech; pozdrów siostrę, kłaniaj się twojemu ojcu; do widzenia, do zobacze- nia - zobaczymy się przecież. Ostatnie uśmiechy, ostatnie uściski dłoni, ostatni widok tych, którzy ci w życiu towarzyszyli. Ostatnie westchnienie i ostat- nia łza potoczy się po twojej twarzy. A tymczasem to będzie zaskoczenie. A tymczasem ty do końca nie będziesz wiedział, że to już. 379 SZUKAJCIE 10 l Nie mów, że jesteś postępowy. Ani nie mów, że nie jesteś postępowy. Nie mów, że jesteś konserwatyw- ny. Ani nie mów, że nie jesteś konserwatywny. Nie mów, że jesteś intelektualistą. Nie mów, że jesteś specjalistą. Nie mów, że wszystko, co było dawniej, było dobre. Ani nie mów, że wszystko, co było dawniej, było złe. Nie mów, że wszystko, co nowe, jest dobre. Ani nie mów, że wszystko, co nowe, jest złe. Dlaczego kamieniejesz? Bądź wolny. Zawsze otwar- ty, świeży, przygotowany. Nie bój się, że wtedy ła- two cię przewrócić, zdmuchnąć, zniszczyć. W ogóle nigdy niczego się nie bój. 1 380 11 IALE NAS ZBAW ODE ZŁEGO Nie trzeba bać się śmierci. To będzie jeszcze jedno wyjście ponad strach o własne życie, o swoją przy- szłość. To będzie jeszcze jedno wyjście poza troskę o własną wygodę i oszczędzanie się. To będzie jesz- cze jedno przekroczenie siebie, jakim jest każde po- święcenie się, bezinteresowna pomoc, zaangażowa- nie w sprawy drugiego człowieka czy społeczeństwa, jakim jest każda uczciwa praca. To będzie jeszcze jeden krok w miłość. 381 12 CHODŹCIE W ŚWIATŁOŚCI Dopóki masz ręce sprawne, dopóki cię nogi noszą, dopóki możesz logicznie myśleć, dopóki potrafisz się zachwycać... Bo potem przyjdzie czas, że nie potrafisz, choćbyś chciał. Bo potem może przyjść czas, że nie potrafisz chcieć. A pozostanie ci tylko strach o utrzymanie biologicznej wegetacji. 382 13 OJCIEC WASZ NIEBIESKI Jeszcze jeden kęs chleba, łyk wody, uderzenie serca. Jeszcze jeden dzień, noc, pogoda, deszcz, powiew wiatru, płatek śniegu. Jeszcze jedna radość, smutek, zmęczenie, odpoczy- nek, dobroć, przykrość, zachwyt, rozczarowanie, przyjaźń, samotność. Jak dziękować? 383 14 W GODZINIE, W KTÓREJ SIĘ NIE SPODZIEWACIE To nie jest czas umierania: w wiośnie, gdyś cały w zieleni. To nie jest czas umierania, gdy jesteś w pełni sił twór- czych - w lecie swojego życia. To nie jest czas umierania, gdy wreszcie możesz cie- szyć się owocami swojej pracy. Czy jest czas umierania? 384 TWOJE DNI Potem przyjdzie cisza. I chłód popiołu. Ale teraz jesz- cze płoniesz. Wystrzelasz ogniem. Świecisz, trza- skasz fajerwerkami iskier. Czasem przycichasz, żeby znowu błysnąć. Dajesz ciepło. Schodzą się do cie- bie. Patrzą w cud twojej osobowości. Grzeją ręce. Często nie wiedzą, czy to miłość, czy namiętność, odwaga czy próżność, dobroć czy strach. Ale ty mu- sisz wiedzieć. Ty musisz sobie wciąż to pytanie za- dawać: co w tobie płonie? Odwaga czy próżność, miłość czy namiętność, dobroć czy strach? Bo wkrótce zgaśniesz. Wtedy On przyjdzie i zacz- nie przegrzebywać popiół szukając, co po twoim życiu zostało. 17 — Wszystkie nasze . 385 16 W ÓW CZAS Zostanie po tobie kilka par rozdeptanych butów, tro- chę znoszonej odzieży, jakieś rachunki, zapiski, któ- rych nikomu nie będzie się chciało czytać. Ktoś na to wszystko popatrzy i powie: „No, to niewiele tego zostało". Ale gdy ty tak patrzysz na to „niewiele", które zosta- ło po bliskim ci człowieku, wiesz, że to nieprawda: że on jest przed Bogiem taki, jakim się stawał z dnia na dzień przez całe swoje życie. 386 COKOLWIEK UCZYNILIŚCIE JEDNEMU Z BRACI NAJMNIEJSZYCH Tam nie będą się ciebie pytali, czy nosiłeś sutannę albo habit, golf albo krawat, czy miałeś tytuł majstra albo doktora, czy miałeś powierzone sobie klucze państwa czy mieszkania. Tam będą się ciebie pytali, czy byłeś człowiekiem. 387 18 NIECH SIĘ NIE TRWOŻY SERCE WASZE Krzyż trochę trzeba poprawić, bo się. przechylił, przy- strzyc trawę, zagrabić ziemię. Na przyszły rok może się postawi jakiś pomniczek. Ziemia musi osiąść. A teraz trzeba wkopać ze dwie chryzantemy. I wtedy ręce ci opadają. Co to pomoże? Czy to będzie dla niego klamrą, która zamknie krąg jego życia? Zna- łeś go. Pamiętasz jego słowa, myśli, zamiary, plany. Śmierć uderzyła niespodziewanie, przerwała wszyst- ko. Idziesz cmentarzem. Napotykasz od czasu do cza- su znane ci nazwiska. Stają przed oczami ludzie, któ- rzy odeszli. Młodzi, starzy, różni. Najbardziej prosta jest chyba śmierć dziecka. Ono jeszcze nic nie wie. Ono jeszcze niczego nie potrafi- ło głęboko ukochać. W miarę upływu lat, gdy czło- wiek poznał swoje możliwości, gdy otworzyły się przed nim całe światy, gdy zrozumiał swoje zadanie - teraz dopiero, gdy przywiązał się do życia - trzeba odchodzić. Czy życie ludzkie może być dokonane bez życia wiecznego? 388 KTÓRYCH PAN ZNAJDZIE CZUWAJĄCYCH Stajemy przed ich grobami, kładziemy wieńce i kwiaty, palimy świece. Patrzymy w ich życie, z którym nasze życie było związane - na ich rado- ści, troski, smutki; na ich pracę, osiągnięcia, wzlo- ty, błędy, pomyłki, upadki. Ale teraz już cisza. Oni swojego biegu dokonali. Koniec naszego drżenia o nich, zmartwień, kłopotów. Oni są w rękach mi-r łosiernego Ojca. Odchodzimy od ich grobów spokojni o nich, a coraz bardziej niespokojni o nas samych i naszych bliskich. 389 20 NIE ZOSTAWIĘ WAS SIEROTAMI Często śnią mi się moi bliscy zmarli, moja matka, ojciec, brat. Czasem są smutni, czasem weseli. Coś mówią. Budzę się i jeszcze słyszę ich głosy. Czasem pozostawiają spokój, czasem grozę. Nasi zmarli - bliscy. O wiele bardziej intensywnie obecni niż dawniej. Bo są nie tylko tu albo tam: te- raz są zawsze z nami. Przychodzimy na ich groby, kładziemy kwiaty, pali- my świece - znaki naszej pamięci, wdzięczności, miłości. Ale prawdziwym znakiem pamięci, wdzięcz- ności, miłości może być tylko nasze codzienne życie - które się dzieje na ich oczach. 390 21 BO JEŚLI ZIARNO NIE OBUMRZE Nie, nie szukaj cierpienia: klęsk, niepowodzeń, upo- korzeń. Nie proś o nie. Ale wiedz o tym, że ich obec- ność w twoim życiu jest czymś prawidłowym - a na- wet czymś nieodzownym. Zgoda, tego nie jesteś w stanie powiedzieć sobie podczas cierpienia. Wte- dy jest tylko cierpienie. Chociaż nawet wtedy gdzieś w głębi twojej świadomości musi tkwić przekona- nie, że to jest prawidłowe. - Bo dopiero wtedy, kie- dy napotykasz opór, wtedy się stajesz. Największa pokusa, która ci zagraża, to ta, żeby spo- kojnie przejść przez życie. I nie narazić się ani tym z lewej, ani tym z prawej, ani tym w górze, ani tym na dole, ani tym bliskim, ani tym dalekim. Gdybyś dwa razy żył, to jeszcze mógłbyś sobie pozwolić na to, żeby jedno życie przeżyć spokojnie. Ale żyjesz tylko raz. I tylko raz masz szansę ocenić wszystko w prawdzie, powiedzieć wszystko, co myślisz, po- wiedzieć „tak" i powiedzieć „nie", zrobić wszystko, co chcesz - stać się człowiekiem. Tylko jeden raz masz taką szansę. 391 22 WYKONAŁO SIĘ A jeżeli tobie przyjdzie umierać na krzyżu. Umierać w świadomości, że ani pieniędzy się nie dorobiłeś, ani stanowiska nie zdobyłeś, ani nazwiska nie zy- skałeś. A gdy tobie przyjdzie umierać na krzyżu: w samotności i opuszczeniu. Jakie życie uznasz za przegrane, zmarnowane, stra- cone? Czego ty chcesz, o co ci chodzi w życiu, co uważasz za wartość, na czym ci zależy? Odpowiedz, zanim przyjdzie ci umierać na krzyżu. 392 UKRZYŻOWALI GO Przeniesiemy na drugi świat tylko nasz krzyż: co- dzienne wyrywanie się z egoizmu - z naszej obojęt- ności, lenistwa, strachu. Na drugi świat przenieść nas może tylko nasz krzyż. 393 24 KTO CHCE IŚĆ ZA MNĄ Nad twoim grobem stanie krzyż. Czy to będzie naj- trafniejszy kształt twojego życia? Czy tylko przypa- dek albo nieporozumienie? Jeszcze jest twój czas. Jeszcze żyjesz. Jeszcze cię py- tają, odpowiadasz, jeszcze podejmujesz decyzje, jesz- cze stajesz wobec twoich obowiązków zawodowych, jeszcze spotykasz się z twoimi wrogami. Czy krzyż jest najtrafniejszym kształtem twego życia? 394 JESZCZE DZIŚ ZE MNĄ BĘDZIESZ W RAJU Powiedz sobie, że chcesz żyć w tym roku tak, jakby to był ostatni rok twojego życia. Nawet nie, jakby", powiedz sobie, że to jest ostatni rok twojego życia. I gdy może na końcu tego roku z niejaką satysfakcją powiesz mi - a może już nie mnie - „A jednak to nie był ostatni rok mojego życia", to nic nie stracisz. Bo naprawdę można żyć tylko wtedy, kiedy się nada swojemu życiu wymiary ostateczne. Tylko wtedy można prawidłowo rozstrzygać, pracować, mówić, myśleć. Z tym, że ja cię nie zapewniam, że ty do mnie - albo już nie do mnie - przyjdziesz. Bo może to będzie naprawdę ostami rok twojego życia. 395 26 NIECH UMARLI GRZEBIĄ UMARŁYCH Życzyć chcę tobie w ostatnią noc roku, abyś - nieza- leżnie od tego, ile masz lat - nie był stary. Abyś ani w święta, ani w dnie powszednie nie wyciągał swo- ich orderów, abyś się nie roztył we wspominaniu dawnych czasów, dawnych pięknych dni, pięknych lat, abyś nie rozmył swoich darów Bożych na ka- wach, herbatach, plotkach, wyliczaniach, kto ile za- rabia, jak się komu powodzi. Życzyć chcę tobie, abyś uwierzył, że jeszcze nie wszystko zostało przez ciebie powiedziane. Ażebyś uwierzył - ty i ja - że trzeba się śpieszyć, bo wszy- stko jeszcze jest przed nami - nasze życie i nasza śmierć, i nasze zbawienie. 396 27 KTO WIERZY WE MNIE Gdyby była na świecie woda życia, to szlibyśmy po nią przez siedem rzek, przez siedem gór, przez sie- dem lasów, przez siedem mórz. Gdybyśmy mogli zdobyć wodę życia, to nie byłoby poświęcenia, nie byłoby wysiłku, nie byłoby ceny, jakiej byśmy nie zapłacili. Gdyby ktoś nam obiecał wodę życia, nie byłoby większej wdzięczności niż nasza wdzięczność dla niego. Woda życia. Życie wieczne. 397 28 PRZYNOSIMY WAM WESELE WIELKIE Czy naprawdę przynieśli ci wesele wielkie? Czy cie- szysz się z tego, że uwierzyłeś w Jezusa, że jesteś chrześcijaninem? Czy przyjąłeś wiarę jak cenny dar? Czy jest dla ciebie jak znaleziony skarb, jak perła najdroższa? Czy jesteś szczęśliwy? 398 29 OCZEKUJĄCY POWROTU PANA SWEGO Jak żyć pomiędzy niebem a ziemią? Po co walczyć o każdy oddech, o każde kolejne uderzenie serca, skoro nas czeka szczęście wieczne? Po co budować to, co zostanie zburzone? Po co gromadzić to, co zostanie rozniesione? Po co się rozsiadać, skoro za- raz trzeba wstać i odejść? Jak żyć pomiędzy ziemią i wiecznością? Jakie zna- leźć reguły gry w walce o każdą godzinę naszego życia? Bo przecież trzeba budować, choć zostanie zburzone. Gromadzić, choć zostanie rozniesione. Tyl- ko się nie rozsiadaj, bo przecież trzeba zaraz wstać i odejść. 399 30 A TEN, KTÓRY WZIĄŁ PIĘĆ TALENTÓW Gra skończona. Zbierz karty. Jak wyszedłeś? Zlicz. Jaki był ubiegły rok? Trudny? Pracowałeś dużo? Zrobiłeś dużo? Czy może go tylko zaliczyłeś, prze- śliznąłeś się przez niego. I teraz, gdy patrzysz wstecz, widzisz tylko nijaką szarość. Ale karty już zostały rozdane. Gra się rozpoczyna. Nie wiesz, co w czasie gry jeszcze dobierzesz. Ale rozgrywasz ty sam. Czy potrafisz lepiej niż w roku ubiegłym? Czy zmądrzałeś na twoich klęskach, nie- powodzeniach, sukcesach, osiągnięciach. Czy wiesz już, o co w życiu chodzi? 400 SPIS TREŚCI XII. Którzy Pana oczekują .............. 5 I. Zobaczyli gwiazdę ................ 39 II. Kto pragnie ...................... 73 III. Na Drodze Krzyżowej ............. 103 IV. Dlaczego jesteście smutni? ......... 137 V. Matka mojego Pana ............... 169 VI. Wiarą góry przenosić .............. 203 VII. Aby się modlić ................... 235 VIII. Miara twojej miłości .............. 269 IX. Niech się nie trwoży serce wasze .... 303 X. Gdzie skarb wasz ................. 335 XI. Jako przechodnie ................. 369 401