Tomek N. Sikora Głupiec Kościół był już pusty. Prawie pusty, jeszcze u ks. Tomasza czekało dwóch spowiedników. Nic dziwnego, on umie rozmawiać z ludźmi, nie to co ja. Musiałem jeszcze wysiedzieć dziesięć minut, wtedy napije się upragnionej kawy. Dobra, jest czas, dokończę książkę. Czytam ją od wczoraj, proboszcz kazał, źle pisana ale wciąga. Nosi tytuł "Głupiec". Został ostatni rozdział. "Zakończenie" "Spowiadałem już dwie godziny. Komputer w konfesjonale jeszcze się nie zawiesił. To nie dobrze, chce mi się kawy. Ludzie przychodzili ze swymi grzechami na dyskietkach. Wkładali je do stacji, ja odczytywałem i z pomocą Spowiednika v. 1.01 beta zadawałem pokutę. Ciężka robota, siedzieć tak długo w jednym miejscu. Ludzi nie ubywało. Co chwilę dochodził jakiś dzieciak lub starszy człowiek. Szczególnie denerwowały mnie starsze kobiety, które spowiadały się z jednego grzechu, a na drugi dzień znów przychodziły z nowym grzechem. - Nie byłam wczoraj w kościele bo... - Skrzyczałam swego męża za... Zawsze prawie to samo. Szkoda dyskietki, która oczywiście zostawała w parafii skatalogowana. Dzieciaki nie były lepsze. Zauważyłem, że przychodzą do mnie po parę razy dyskietki z tymi samymi grzechami. Jakiś małolat robi kopie dla wszystkich chętnych. Daje im do myślenia, każdemu inna pokuta. Nastolatków było mało. Wolały robić coś innego, tak samo jak ja. Jeden był dobry. Wsadził dyskietkę i odczytałem: - Proszę księdza, ja jestem niewierzący. Mama o tym nie wie, przyszła mnie pilnować. Nie chcę starszej robić przykrości, więc może o czymś pogadamy przez dłuższą chwilę. Miał gadanę. Matkę zdziwiło, że rozmawia. Przecież komputer też się czasami zawiesi. Najbardziej lubiłem spowiadać młode kobiety, dla nich robiłem zwis kompa, żeby bezpośrednio porozmawiać o ich grzeszkach - tego mógłbym słuchać i słuchać i ... Właśnie dawałem rozgrzeszenie dzieciakowi, kiedy zauważyłem jego. Ten sam starszy gość, który przychodzi tu w każdą niedzielę. Całą msze klęczy. Czasami się rozgląda i płacze. Nigdy nie zauważyłem aby robił znak krzyża, ani głośno modlił się jak reszta. Po dwóch godzinach czytania tych samych grzechów należała mi się kawa. Chciałem już odejść, kiedy mnie zauważył. Pewno chce przyjść właśnie do mnie, o kurczę, proboszcz uprzedzał nas przed nim: - ...jest chory psychicznie, mówi bez sensu, więc jeśli przyjdzie spowiadać się do was, wysłuchajcie go, i nie wdając się w szczegóły dajcie prostą pokutę... To samo mógłbym powiedzieć o większości przychodzących. Szedł powoli, z godnością. Taki miły, starszy pan. Nie wyglądał na psychika. Na ekranie wyskoczył błąd, jak zwykle siadł kernel. Na to czekałem, tyle tylko, że pół godziny wcześniej. Teraz nie było mi to na rękę. Musiałem wysłuchać grzechów miłego pana. Klęknął, nie zrobił znaku krzyża, więc musiałem zacząć sam. Jak to było? Gdzieś mam zapisane. Jest. - Przyszedłeś tu aby wyspowiadać się za pośrednictwem (ale mi się chce kawy) sługi pana twego, który to był, jest i ... Przerwałem, usłyszałem płacz. Nie teraz człowieku, daj mi skończyć czytać - pomyślałem. Odczekałem chwilę. Przestał. - ... i będzie (kontynuowałem). Wyznaj swe grzechy, a on naprowadzi na dobrą drogę. Skracałem jak mogłem. Cisza. - Przedstaw grzechy dobry człowieku. Nareszcie zaczął. - Na początku stworzyłem niebo i ziemię... O cholera, proboszcz miał rację. A wydawał się taki miły. Mówił i mówił. Wreszcie skończył. Wysłuchałem nieco innej wersji aktu stworzenia. Nie wiedziałem co mu powiedzieć. Jaką pokutę zadać. Teraz żałuję, że komp się zawiesił. Hmmm.. Zagram tak jak on. - Pan wysłuchał twych grzechów. I daje ci jeszcze jedną szansę. Spróbuj od nowa. Amen. Znowu płacz. Nie mogę już wytrzymać, niech pokutuje, ja idę na kawę. Zostawiłem go samego." Piszę to cztery dni po zderzeniu meteorytu z Ziemią. Nie widać już Słońca. Ludzie zaczęli zabijać się między sobą. Powoli wszyscy umrzemy. Może pół roku. Nie więcej. To już ostatni wpis. Koniec wkładu w długopisie. Do dziś nie wiem czy to był On. Jeśli tak to ja jestem najgłupszym człowiekiem na świecie, a właściwie na tym, co z niego pozostało. Niech ten dziennik służy potomności. Nie wolno nikogo lekceważyć. Ktoś wali do drzwi, wchodzą ludzie, to chyba koniec. Koniec Nareszcie skończyłem. Muszę zmienić zdanie, cała książka źle napisana. Teraz tylko zdać relację proboszczowi i spokój z nią. Zostało jeszcze parę minut, muszę wysiedzieć, stary nie lubi kiedy ktoś wcześniej wraca na plebanię. Ks. Tomasz kończył spowiadać ostatnią kobietę, nawet ładna, ile bym dał aby wysłuchać jej grzeszków. Rozmyślając tak, zauważyłem go. Miły, starszy pan. Jeszcze jeden do spowiedzi, skończę z nim szybko, i na kawę. Zaczął wyznawać swoje grzechy. - Na początku stworzyłem niebo i ziemie... No nie, następny głupiec, a wydawał się tak miły. Jaką dać pokutę. Hmm... powrót