KS. GIOVANNI MARTINETTI SJ DOWODY ŻYCIA PO ŚMIERCI DAM OFICYNA WYDAWNICZO-POLIGRAFICZNA „ADAM" Warszawa Projekt okładki PROF. KSAWERY PIWOCKI Redaktor naczelny ADAM MAZUREK Redaktor merytoryczny IRENA BURCHACKA STEFAN BUDZYŃSKI Redaktor techniczny STANISŁAW ROMAN Korekta TERESA OCHAL Przekład z języka włoskiego: ZENON ZIOŁKOWSKI © Copyright for the polish edition by Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna „ADAM" WARSZAWA 2001 Tytuł oryginału: „Le prove dell'aldila" © Copyright by RCS Rizzoli Milano, 1990 r. ISBN 83-86940-65-4 OFICYNA WYDAWNICZO-POLIGRAFICZNA „ADAM" 02-729 Warszawa, ul. Rolna 191/193 tel. 843-37-23, 843-08-79, tel./fax 843-20-52 Księgarnia Firmowa tel. 843-47-91 e-mail: wydawnictwo@oficyna-adam.com.pl http.7/www.oficyna-adam.com.pl Słowo od Wydawcy polskiego Motto: „Me płacz nad ich odejściem, ziemskich dni rozbiciem; oni zmarli, ale żyją innym życiem". Georg Biichner Nad pięknem świata przejawiającym się w różnorodności form życia, delikatności i kolorycie kwiatów, wyniosłości gór, szumie wiatru igrającego w konarach drzew, gwiaździstym niebie i szumu morskich fal - kładzie się złowrogim cieniem coś, co jest zaprzeczeniem życia: śmierć! Lęka się jej człowiek instynktownie i intuicyjnie. We wszystkich kulturach i cywilizacjach rozum ludzki stawiał uporczywe pytanie: czym ona jest naprawdę? Dlaczego istnieje i w sposób bezlitosny i absolutny kładzie kres istnieniu wszelkich form życia bez jakiegokolwiek wyjątku? Czy życie człowieka kończy się nieuchronnie i ostatecznie na zimnym grobie, rozpływając się w nicości mocą praw natury, o której B. Prus pisał, że nie ma w niej miłosierdzia, czy też śmierć jest tylko niewyobrażalnym przejściem do innego życia, odmiennego sposobu istnienia, poznania i bytowania? W dziejach myśli filozoficznej opinie były podzielone. Współcześnie jest podobnie i chociaż w monoteistycznych religiach świata judaizmie, chrześcijaństwie, islamie zdecydowanie przeważa wiara w życie wieczne, nie brakuje ludzi o światopoglądzie materialistycz-nym, ateistycznym i agnostyckim. Autor niniejszej książki, Włoch, ks. Giovanni Martinetti SJ, profesor teologii i filozofii, adresuje swój utwór, który mamy zaszczyt zaproponować polskiemu czytelnikowi, głównie do ludzi nie wierzących w życie pozagrobowe, bądź też do tych, którzy mają do tych spraw wątpliwości lub stosunek obojętny. Książka adresowana jest także do ludzi wierzących, aby ich umocnić w wierze w życie pozagrobowe nie przez przytaczanie argumentów kaznodziejskich czy apologetycznych, ale przez odwoływanie się do racji rozumowych, do bezspornych faktów z zakresu naukowej parapsychologii, medycyny, psychologii, tanatologii. Wszystkie fakty i wydarzenia opisane w tej książce są rzeczywiste i nie mają nic wspólnego z legendami dotyczącymi świętych. Ks. Giovanni Martinetti korzysta z rzetelnej i udokumentowanej faktografii a interpretacje i hipotezy formułuje w oparciu o materiały archiwalne z Acta Sanctorum ojców bolandystów oraz na podstawie akt beatyfikacyjnych i kanonicznych pochodzących z biblioteki watykańskiej i Kongregacji do Spraw Świętych. Natomiast hipotezy i teorie naukowe formułuje na podstawie eksperymentów przeprowadzonych w najpoważniejszych ośrodkach badawczych i uniwersyteckich. O. Giovanni Martinetti uzasadnia, opierając się na empirycznie stwierdzonych faktach w zakresie zjawisk paranormalnych i mistycznych (spostrzeganie pozazmysłowe, lewitacja, bilokacja, jasno-widztwo, telepatia, OOBE i doświadczeń istnienia poza ciałem w stanie śmierci klinicznej), że można dowieść z wysokim stopniem prawdopodobieństwa, że przejawiająca się głównie w aktach myśli, samoświadomości, poznaniu intelektualnym i aktach woli energia psychizmu ludzkiego, zwana w teologii duszą lub duchem - po śmierci biologicznej żyje i trwa nadal, choć w innym wymiarze rzeczywistości pozamaterialnej. Włoski jezuita pisze: Materialiści wysuwają stąd wniosek, że — wraz ze zniszczeniem mózgu i obwodowego systemu nerwowego z powodu śmierci —psychika ludzka (czyli umysł, myśl, dusza, duch, jakkolwiek się to nazywa) przestaje istnieć. Dziś jednak, w świetle lepiej przebadanych zjawisk mistycznych i paranormalnych, wykazanie niezależności duszy od ośrodkowego systemu nerwowego staje się dostępne dla wszystkich. Pozostaje prawomocne przekonanie i racje filozoficzne przemawiające za duchowością i nieśmiertelnością duszy (...) zjawiska wielorako potwierdzane: telepatia, jasnowidztwo i bilokacja dostarczają nam nowych dowodów eksperymentalnych, że dusza jest w stanie pojmować i widzieć niezależnie od organów zmysłowych i mózgu, również — przypuszczlanie w bilokacji — poza ciałem". Autor rzetelnie opisuje udokumentowane przypadki bilokacji świętych dawnych i współczesnych (np.: Benedykta, Bernarda, Hildegardy, Antoniego z Padwy, Franciszka z Asyżu, Józefa z Kupe-rtynu, Ignacego Loyoli, Teresy z Avila, Filipa Nereusza, Katarzyny ze Sieny, Katarzyny Ricci, Jana Bosko, o. Pio, by wymienić tylko niektórych) i podejmuje próbę interpretacji teologiczno-przyrod-niczej, odwołując się do osiągnięć współczesnej fizyki, biologii, medycyny, psychologii, parapsychologii eksperymentalnej, tanato-logii. Przytacza współczesne teorie „ciała parasomatycznego" Har-ta-Crookalla, odwołuje się do koncepcji plazmy biologicznej oraz teorii fizycznej: agregacji cząstek elementarnych i pól kwantowych. Autor odwołuje się także do Objawienia biblijnego oraz nauki Ojców Kościoła dotyczącej „ciała duchowego". Jest to koncepcja niescholastyczna; można powiedzieć, że ks. Giovanni Martinetti proponuje zarys teologii XXI w., w kontekście której można rozważać takie zagadnienia eschatologiczne jak: śmierć, zmartwychwstanie, życie pozagrobowe, niezniszczalność psychizmu ludzkiego, jego sposób istnienia, poznawania i życia po śmierci, stosunek ducha do materii i możliwość oddziaływania na materię - w sposób bardziej nowoczesny i dostosowany do mentalności ludzi z kręgu kultury zachodniej. Jednocześnie autor przestrzega ściśle metodologii nauk przyrodniczych i teologicznych, wyraźnie odcina się od spekulacji spirytystyczno-okultystycznych, wróżbiarskich, teozoficznych, magii, horoskopów itd. Ta książka nie ma nic wspólnego z modnym nurtem „New Age". Wybitni współcześni teologowie (K. Rahner, J. Ratzinger) skłaniają się ku tezie, że śmierć to „coś więcej", niż tylko oddzielenie duszy od ciała; tak definiowano śmierć w teologii klasycznej. Oczywiście to „coś więcej" jest przedmiotem hipotez, dyskusji i kontrowersji wśród teologów i filozofów. Tym „czymś więcej" jest tzw. „ciało parasomatyczne", którego natura nie została jeszcze dobrze poznana; przypuszcza się, że w tym właśnie ciele dokonuje się fenomen bilokacji, jak również zjawiania się osób zmarłych. W kwestii tej wypowiedziała się Kongregacja Doktryny Wiary w dokumencie: „Epistula (...) de ąuisbusdam Quaestionibus ad eschatologiam spectantibus" w dniu 17 maja 1979 r., przypominając klasyczne sformułowanie dogmatyczne o nieśmiertelności duszy i zmartwychwstaniu ciała, jakie się dokona na Sądzie Ostatecznym. W powyższym dokumencie czytamy: ,JCościół stwierdza dalsze istnienie i życie — po śmierci — elementu duchowego, obdarzonego świadomością i wolą w taki sposób, że ja ludzkie trwa nadal (...) dusza trwa między śmiercią a zmartwychwstaniem, nie mając swojej pełnej cielesności". W oryginalnym tekście dokumentu użyto sformułowania: „com-pleto sui corporis carrens". Stąd wniosek, że jeśli nie ma pełnej cielesności, to znaczy, że już jakąś formę cielesności, przynajmniej zaczątkowej, posiada. Hipotezy tej bronią również polscy teologowie, np. ks. prof. Tadeusz Wojciechowski, ks. prof. W. Hryniewicz. Jeśli jest ona prawdziwa, to implikuje daleko idące konsekwencje teologiczne, rzuca nowe światło na trudne zagadnienie stosunku duszy do ciała, jedności psychofizycznej człowieka, sposobu życia i istnienia po śmierci i możliwości oddziaływania ducha na materię po oddzieleniu się od ciała. Hipoteza ta wyjaśnia także, jak jest możliwe zjawianie ducha ludzkiego po śmierci w widzialnej postaci. Ks. Giovanni Martinetti słusznie argumentuje, że jeśli nauka potwierdza empirycznie realność poznania pozazmysłowego i bilo-kacji, to: „duch ludzki już na tym świecie może widzieć, myśleć, porozumiewać się i działać bez organów zmysłów i systemu nerwowego; nic mu nie przeszkadza, by mógł to czynić również wówczas, gdy system nerwowy, zmysłowy przestały istnieć. Istotnie! Współcześni neurofizjologowie twierdzą, że teza, jakoby wyższe procesy psychiczne (świadomość, jaźń, myślenie, umysł, pamięć, akty woli) były funkcją mózgu - jest anachronizmem, założeniem filozoficznym marksistowskiej ontologii. Noblista tej klasy co John Eccles w dziele naukowym napisanym wspólnie z Karlem Popperem (por. The self and its brain, Springer International, London -N-Y Heidelberg 1977) przedstawili teorię inter-akcjonizmu energetyczno-informacyjnego. Jest to model rozwiązania natury relacji między tym, co psychiczne a somatyczne. Neuro-fizjolog R. D. Matuck zaproponował z kolei model kwantowy interakcji psychizmu z procesami neurofizjologicznymi przy zastosowaniu pojęcia informacji w biocybernetycznym tego słowa znaczeniu. Na aspekt informacyjny psychiki ludzkiej zwraca też uwagę ks. prof. Mieczysław Lubański (por. Filozoficzne zagadnienia teorii informacji, ATK 1975). Wyżej wymienieni uczeni traktują psychizm ludzki, głównie jaźń, jako rodzaj niematerialnej energii, niewymiernej w jakichkolwiek jednostkach lub parametrach fizycznych, czasowo związanej z mózgiem, zatem tym bardziej nie może ginąć, nawet po śmierci cielesnej, energia psychiczna człowieka. Pytanie: w jaki sposób jaźń żyje i poznaje poza ciałem - wykracza poza granice metodologii nauk przyrodniczych i jest przedmiotem rozważań stricte teologicznych. Zdaniem ks. Giovanniego Martinet-tiego argumenty za istnieniem życia i świadomości jaźni ludzkiej po śmierci, oparte na przesłankach nauk przyrodniczych i parapsychologii eksperymentalnej są bardziej zasadne i prawdopodobne oraz bardziej przekonujące dla współczesnego człowieka niż spekulacje scholastyczne. Wydaje się, że włoski jezuita ma rację! Zatem polecamy jego książkę wszystkim Czytelnikom, których nurtują zagadnienia życia i śmierci, celowości istnienia ludzkiego gatunku i ostatecznego przeznaczenia każdego człowieka. Przedmowa Przyznaję, że tytuł książki wydaje mi się zbyt sensacyjny. Jeżeli niektórzy przyjmują go poważnie, może wzbudzić niemałe zainteresowanie, a nawet zostać uznanym za wiadomość dotąd nie słyszaną. Ale jeżeli jego treść zostanie oceniona zgodnie z zawartymi w tym tytule pojęciami, może - czy nie posuwam się za daleko? - wykrzywić lub wyprostować bieg historii. Jednak nie myślę, bym musiał go zmieniać. A więc co do istnienia pozamaterialnego, prawie wszyscy ludzie nie widzą nic innego, jak gęste ciemności. Wiara w to nierozpoznane życie dusz w nieogarnionych „przestrzeniach" Nieba, które zdaje się być obszarem tylko czysto umysłowym, jawi się, również wielu wierzącym, jako pobożne i religijne samourojenie, konieczność praktyczna, by przezwyciężyć lęk przed śmiercią. Nie jest to myślenie właściwe. Jeśli chodzi o życie pozacielesne, istnieją znaki konkretne, jakby race wzbijające się w górę gdzieś, daleko w nocy, wskazujące wytrwale poszukującym obiektywnej prawdy drogę, którą powinni pójść. W ukazaniu tych znaków zastosuję następujący sposób rozwinięcia tematu. Rozpocznę od migawek zdarzeń spontanicznych, studiów i badań bilokacji, dokonywanych w ostatnich dwudziestu latach w niektórych uniwersytetach amerykańskich. Następnie wyjaśnię, dlaczego moim - i nie tylko moim - zdaniem bilokacja jest wyraźnym znakiem życia pozacielesnego, przy założeniu, że każdy przypadek zostanie uwiarygodniony, odpowiednio udokumentowany. Wspomnę o możliwych bilokacjach w Biblii, by przejść potem do opisu tych, które zostały utrwalone w godnych uwagi życiorysach świętych od IV wieku do dziś. Przeanalizuję bilokacje osób współczesnych, ze względu na szczególną ich wartość, ponieważ są opisane ze wszystkimi szczegółami przez świadków jeszcze żyjących, znanych z nazwiska i imienia, dostępnych w ich miejscach zamieszkania. Dołączę -jako potwierdzenie - osiem z wielu zjawień zmarłych świętych, którym towarzyszyły uzdrowienia z ciężkich chorób. Następnie rozpatrzę różne teorie specjalistów wyjaśniające bilokacje i wskażę, że dwa możliwe sposoby interpretacji przemawiają za istnieniem w innym wymiarze. W końcu dokonam bilansu uprzednio przedstawionych stu piętnastu zdarzeń, z których można wnioskować, że chodzi o przesłanki czy dowody poszlakowe co do istnienia pozamaterialnego innego świata. Zostanie więc odsłonięta najbardziej mroczna tajemnica, która -jak świat światem - przytłacza człowieka. Czy możemy przeżywać pogrzeby innych i nasze własne z tym samym spokojem, jak pożegnanie na stacji kolejowej? Według mnie fakty przekonują, że początek uzasadnionej odpowiedzi jest możliwy, nawet jeżeli powinna być ona uzupełniona nowymi przykładami, głębszymi studiami, a przede wszystkim zgłębianiem życia wewnętrznego, które - przez dowartościowanie cnót moralnych oraz intuicję egzystencjalną - dochodzi do sensu naszego życia i wiary religijnej. Teraz można tylko powiedzieć, że wiara w Tamten Świat nie jest jakąś naiwną łatwowiernością. Istnieją dowody. Tak, nawet mnie, po piętnastu latach ślęczenia nad poważnymi tekstami z dziedziny parapsychologii naukowej, wydają się one dowodami poszlakowymi, ale dowodami. Myślę, że wielu - tak specjalistów, jak laików - przyzna mi rację, o ile nie będą uprzedzeni. Czytelnik niech osądzi, czy mam rację! o. GIOYANNIMARTINETTISJ $ Obecne badania nad OOBE „Widziałem z wysokości sześciu metrów moje ciało." Nic w życiu młodego lekarza nie zapowiadało niezwykłej sensacji: oglądania własnego ciała będąc poza nim. Wydarzenie to było tak niewiarygodne, że przez wiele lat lekarz ten utrzymywał je w tajemnicy z obawy, by nie zostać uznanym za dziwaka i człowieka niegodnego zaufania. Był jednak przekonany, że nie śnił, ani też nie uległ halucynacji.W dniu wypadku - w kwietniu 1914 roku - był lekarzem wojskowym, przydzielonym do II brygady Royal Flying Corps w Clairmarais we Francji. Nagle wezwani przez inne lotnisko, on i pilot, zajęli miejsca w kabinie samolotu, który natychmiast wystartował. Zanim jednak maszyna osiągnęła odpowiednią wysokość i szybkość, pilot wykonał ostry skręt, samolot przestał się wznosić i zaczął spadać. Lekarz, dziwnie rozluźniony i spokojny, zastanawiał się, które z dwóch skrzydeł pierwsze uderzy o ziemię. „Potem niespodziewanie ujrzałem na dole, z wysokości sześciu metrów, moje leżące na ziemi ciało". Lekarz, oddzielony od ciała fizycznego, nie w pełni świadomy, leżał rozciągnięty na plecach. Widział pilota, któremu nic się nie stało i dwóch wyższych oficerów, biegnących w kierunku jego ciała i pochylających się nad nim. „Mój duch - czy jak to inaczej nazwiemy - unosił się nad tą sceną, pytając samego siebie o przyczynę zainteresowania się moim ciałem, i przypominam sobie wyraźnie, że czułem pragnienie, by mnie zostawili w spokoju". Ze swojego punktu obserwacji nad bazą lotniczą młody lekarz widział ambulans opuszczający hangar i zatrzymujący się, schodzącego kierowcę, który zakręcił się i z powrotem wskoczył na swoje miejsce, lekarza dyżurnego, jak wybiega z punktu medycznego i wsiada do ambulansu, lekarza biegnącego z powrotem, bo widocznie zapomniał coś wziąć, następnie wchodzącego ponownie do ambulansu i szybko odjeżdżającego. Po obserwacji tych, następujących po sobie faktów, mężczyzna ten - „a byłem to ja, bez cienia wątpliwości" - poczuł, że oddala się 1 OOBE, skrót od angielskiego określenia: Out of Body Experience - doświadczenie bycia poza ciałem (przyp. tłum.) 9 z dużą szybkością od lotniska ku pobliskiemu portowi i dalej nad pełne morze. Z tym samym spokojem pytał siebie samego o przyczynę tego niewiarygodnego lotu. Po tych myślach „nastąpił pewien rodzaj powrotu" i spostrzegł, że znów unosi się nad swoim ciałem. W następstwie gwałtownej zmiany punktu obserwacji uświadomił sobie, że lekarz wkłada mu do ust stymulator i otworzył oczy na zwykły świat. Później, gdy leżał sparaliżowany w szpitalu, rozmyślał nad swoją podróżą. Każdy mógłby sobie wyobrazić szybki lot w kierunku morza, ale jak wyjaśnić czynności, które widział w pobliżu hangaru. Zmieszany i jeszcze wstrząśnięty wyrazistością zapamiętanej sceny, przekazał swojemu przełożonemu pełne sprawozdanie z własnego doświadczenia. Pytania, jakie oficer ów skierował do niego, uzupełniły to sprawozdanie o szczegóły. Szczegółem najbardziej przekonującym był fakt, że budynki batalionu, hangar i punkt medyczny nie były widoczne z małego pola startowego. Bez tych szczegółów prawdopodobnie młody lekarz nie zostałby lekarzem konsultantem Royal Air Force, członkiem Royal College of Physicians. W ten sposób, z powodu lokalizacji hangaru, jego przełożony mógł potwierdzić tę historię2. OOBE nie są takie rzadkie Są to doznania wprawdzie dziwne, ale nie jedyne i bynajmniej nie wyjątkowe. W rzeczywistości nawet badania najbardziej ogólne dostarczają przykładów doznań rozdwojenia u poszczególnych osób wśród wszystkich ludów, niezależnie od kategorii społecznych, warunków życia, wieku i stanu zdrowia. Charakterystyczną cechą tych zdarzeń jest to, że podmiot (jaźń ludzka) czuje się odłączony na pewną odległość od swojego ciała fizycznego i - z tego punktu obserwacji - widzi własne ciało i wszystko, co je otacza. Wyraźnie i z pełną świadomością doświadcza istnienia samego siebie, a jego zmysł obserwacji zaostrza się. Jego zaś zdolność pojmowania jest w stanie uchwycić informacje, jakich by nie odebrał cielesnymi zmysłami. Często odczuwa, że mieści się w jakimś drugim ciele, jak gdyby duplikacie swojego Ja" fizycznego, albo też jest jakąś formą bezpostaciową, zazwyczaj niewidzialną. 2 Na podstawie Fronteiras do desconhecido, Ron Bailey i Inni Autorzy, Salecoes, Lisbona 1983, s. 271 nn, oraz La mente fuori del corpo, Scott Rogo D., SIAD, Milano 1979, s.88 nn. 10 Współcześni badacze określają doznania pozacielesne terminem złożonym: „stan ekssomatyczny", używając oznacznika OOBE (Out of Body Experiences: „doświadczenia bycia poza ciałem" - przyp. tłum.). W latach siedemdziesiątych doktor Dean Sheils, wówczas asystent na Wydziale Psychologii Uniwersytetu w Wisconsin, przeanalizował dane z około siedemdziesięciu kultur plemiennych, których aktualne wierzenia mieściły się w OOBE i oświadczył, że obejmowały one 95% kultur przebadanych, zaś ich opisy zawierały zaskakujące analogie. Według owych wierzeń „duch" opuszcza ciało w różnych sytuacjach - omdlenia, transu czy snów - które jednak odmienne są od normalnych, zaś OOBE jest zazwyczaj spontaniczne, chociaż stwierdza się, że szamani i osoby wrażliwe mogą wyjść z ciała na zewnątrz, kiedy chcą. Wydaje się, że pojęcie „duszy" u wszystkich kultur pierwotnych pochodzi właśnie od tego rodzaju doświadczeń. Danych podobnych do tych, znalezionych wśród ludów pierwotnych przez Sheilsa - nie brakuje w świecie zachodnim. W 1952 r. socjolog Hornell Hart, skierował do stu pięćdziesięciu pięciu studentów Uniwersytetu w Duke w Północnej Karolinie następujące pytanie: „Czy widziałeś kiedykolwiek swoje ciało będąc poza nim, jak gdybyś stał przy łóżku i na nie patrzył lub jakbyś unosił się nad nim w powietrzu?" Około 30% odpowiedziało twierdząco, opisując swoje doświadczenie. r ; W 1974 r. doktor John Palmer i jego kolega Michael Dennis, którzy wówczas pracowali na wydziale lekarskim uniwersytetu w Wirginii, wysłali pocztą kwestionariusz do siedmiuset dorosłych mieszkańców w Charlotteville w Wirginii oraz do trzystu studentów tegoż uniwersytetu, wybranych losowo. Z wymienionego miasta odpowiedź przysłało trzysta czterdzieści jeden osób, wśród których 14% dało odpowiedź twierdzącą, oświadczając, że doświadczyli doznań pozacielesnych. Z liczby dwustu sześćdziesięciu siedmiu studentów, którzy nadesłali odpowiedź, 25% doznało podobnych doświadczeń. Rzecz zrozumiała, że parapsychologia naukowa, którą zajmujemy się w tej książce, nie ma nic wspólnego z magią, okultyzmem, ezoteryzmem, astrologią i innymi formami teorii nie opartymi na danych obiektywnych. Odczucie wędrówki poza ciałem jest niewyobrażalne dla tych, którzy tego nie doświadczyli - z powodu całkowitej inności w porów- 11 naniu ze świadomością normalnego istnienia. Panorama komentarzy niektórych z czterystu osób, które odpowiedziały na ankietę rozprowadzoną przez angielskiego parapsychologa z Instytutu Badań Parapsychologicznych w Oxfordzie, Celię Green, pozwoli wyrobić sobie pojęcie o tym, co u różnych osób oznacza rozdwojenie3. „W 56,5% - pisze uczona - podmioty poszczególnych przypadków czuły się bardziej rześkie i bardziej spostrzegawcze niż zwykle". Jedna z osób powiedziała: „Nigdy nie byłem tak ożywiony i nigdy nie doznałem odczucia tak zadziwiającej wolności" (s. 96). „Nie miałem kształtu ani substancji, wydawało mi się, że posiadam pole obserwacji niewyraźnie owalne, szerokie około 70 cm i głębokie około 30 cm" (s. 37). „Stałam się również świadoma odczuwalnej zmiany odbioru zmysłowego. Posiadałam nad-zmysł nieskończenie bardziej skuteczny od pozostałych pięciu zmysłów. Posługując się nim, odkryłam bez obracania się, że posiadam świadomość tego wszystkiego co mnie otaczało wokoło, w kręgu 360 stopni aż do horyzontu" (s. 91). „Część mnie, która znajdowała się poza moim ciałem, była prawdziwym moim »»ja««, które widzi, myśli i posiada uczucia" (s.45). „Czułem, że jestem spokojny i wolny od trosk; myślałem: »»A więc to tak wyglądam««. Wrażenie to było wyraźnie inne od tego, które oglądam w lustrze" (s. 117). „Moje uwolnione »»ja«« czuło się cudownie, bardzo lekkie i przeniknięte najbardziej niezwykłą żywotnością, jakiej nigdy nie doznałem w przeszłości ani później. Przestałem interesować się moim ciałem fizycznym i fizjologicznym życiem. Chciałem tylko dalej przedłużać ten sposób życia, bardziej szczęśliwy i tak rzeczywisty, jakiego nigdy przedtem nie doznawałem" (s.99). „Zdałem sobie sprawę - po powrocie do ciała - że otworzyłem oczy i gdy przedtem byłem w stanie oglądać pokój, teraz okazał się on ciemny i nic nie widziałem" (s.89). „Zdałem sobie sprawę, że opuściłem swoje ciało i unosiłem się nad ulicą (...) Rzeczą najbardziej dziwną było to, że widziałem w ciemności i rozpoznałem w innej osobie naszego strażnika (...) Mogłem widzieć wyraźnie przedmioty, kolory, co było niemożliwe w nocy, przy wygaszonych światłach (s.89). Mogłem widzieć przez przedmioty nie oczami, lecz przez możliwość przenoszenia mojej świadomości z jednego punktu do drugiego, według własnej woli 3 Co do przykładów na tej i następnej stronie patrz: Green C, Esperienze di bilocazione, Astrolabio, Roma 1970. 12 (s.136). Widziałem mojego brata śpiącego w łóżku. Mur między nami nie stanowił przeszkody (...) mogłem widzieć przez ścianę w ciemnościach nocy (s.91). „Nie miałem pojęcia czasu (...) Było to odczucie nieobecności czasu (...) Wydawało się, że czas stał w miejscu (...) Czas zdawał się nie istnieć (s.105). „Zaskoczona, zdałam sobie sprawę, że unosiłam się nad sufitem (...) Spojrzałam w dół: ciało leżało w moim łóżku. Obok mojego ciała znajdował się doktor, moja siostra i J. Notai, szczególnie zwróciłam uwagę na J., gdyż płakał i ocierał oczy białą chusteczką" (s.116). „Drugie »moje ja« znajdowało się na środku drogi i nie odczuwało bólu czy zaniepokojenia. Widziałem wywrócony motor i moje upadające ciało w moim kierunku. Widziałem i byłem w pełni świadomy, że to było moje ciało (...) Z łatwością przypominam sobie odczucie, jakie miałem, patrząc na koło, które się jeszcze kręciło i warczący dalej motor. Widziałem kierowcę samochodu, z którym się zderzyłem, jak z niego wysiadał i inny samochód stojący bezpośrednio za moim motorem (...) Widziałem drugiego kierowcę, który wysiadł ze swojego samochodu, zgasił motor motocykla i ustawił go na kołach, gdyż przeszkadzał mu w dojściu do mojego ciała. Pierwszy kierowca w tym czasie podnosił moje ciało, trzymając je pod pachy" (s. 138). „Ze mną znajdowało się sześciu towarzyszy pracy. Kiedy moje ciało upadło na ziemię, mój umysł był świadomy wszystkiego, co się działo (...) Widziałem jasno wyraz twarzy moich towarzyszy. Jeden z nich udał się do telefonu. Inny przykrywał mnie marynarką (...) Kiedy koledzy przyszli odwiedzić mnie w szpitalu, a ja im powiedziałem, który z nich podszedł do telefonu, który mnie przykrył, i tak dalej, okazało się, że wszystko było tak, jak widziałem" (s.140). „Zawieszony w powietrzu patrzyłem na moje ciało. Wychodziłem z pokoju na ulicę, której nie znałem. Zatrzymałem się przed jakimś domem, do którego wszedłem i skierowałem się do pokoju naprzeciw schodów. W pokoju tym leżał w łóżku człowiek. Był to mój stary przyjaciel, którego nie widziałem od roku czy dwóch lat. Kiedy spotkałem go po sześciu, a może siedmiu miesiącach później, i powiedziałem, że mieszka w pokoju na pierwszym piętrze i gdy opisałem mu rozkład mebli w jego mieszkaniu, chciał wiedzieć, skąd o tym wszystkim wiem" (s.143). „Poleciałam nad Cheltenham do pokoju mojej przyjaciółki. Początkowo nie mogłam jej znaleźć. Szukałam jej bardzo zaniepoko- 13 jona, aż znalazłam śpiącą na tapczanie. Pokój był częściowo umeblowany. Mówiłam do niej, ale jej nie obudziłam. Kiedy spotkałam ją trzy dni później na śniadaniu, rzekłam żartem, gdzie była owej niedzielnej nocy. Opisałam pokój i tapczan. Była bardzo zdziwiona i rzekła: »»Tak, tam byłam««. Tydzień później zaprowadziła mnie do tego mieszkania i zapytała, czy to był ten pokój, który widziałam owej niedzieli. Był dokładnie taki, jak opisałam: na maszynie do szycia leżała biała bluzeczka jeszcze nie wykończona. Podczas wspomnianej nocy przyjaciółka moja spała właśnie w owym pokoju zamiast w swoim domu". Prawdziwość wydarzenia - dodaje Green - została potwierdzona listem przyjaciółki, którą doznająca OOBE poszła odwiedzić. W jednym przypadku podmiot mówi o sobie: „Nie byłem innym ciałem, ale może czymś podobnym do pola magnetycznego lub elektrycznego". Łatwo zauważyć, że odpowiada to hipotezie pani Payne i doktora Bendita: „Jedna z bardziej ciekawych analiz wykazuje, że »dubler4« utworzony jest z materii-energii o zmiennej gęstości"5. Sobowtór OOBE może być widziany poza swoim ciałem Niektóre doznania wyjścia z ciała bywają przygodami względnie zwyczajnymi i dotyczą osób, które ruszają w drogę niespodziewanie z przyczyn bardziej lub mniej praktycznych, a które zaskoczone podróżą - nie przypisują im cech nadprzyrodzonych. Takim był przypadek Waltera McBride'a, rolnika z Indiany, którego podróż w 1935 r., chociaż prozaiczna co do okoliczności, zawierała pewne cechy charakterystyczne dla OOBE, uzupełnione przez wzajemne rozpoznanie przeżywającego to zjawisko i zaskoczonego odbiorcę. ' 4 Od fr. double (gr. eidolon, ang. wraith, niem. Doppelganger, wł. l'agente,pol. sobowtór; również fluidal lub fantom)- wydzielona podczas eksterioryzacji bilokacji, całkowitego stanu parasomatycznego obiektywna, widzialna i materialna postać, całkowicie też izomorficzna z ciałem fizycznym osoby, która uległa bilokacji o identycznej budowie cielesnej i często mająca tę samą odzież, mniej lub bardziej zmaterializowana, mogąca przejawiać własne uzdolnienia i siły psychiczne, świadomość, wolę, inteligencję, pamięć i uzdolnienia umysłowe, mogąca również wykonać działania mechaniczne (por.: R. Preus, A. Czupryńska, P. Perz, Słownik parapsychologiczny, Oficyna Wydawnicza „Adam", Warszawa 1993, s. 57 przyp. tłum.). 5 Payne Ph. D. - Benedit L. J., // senso psichico. Astrolobio, Roma. s.80 14 Jak oświadczył McBride badaczowi OOBE, Sylwanowi Muldoonowi: „około ósmej wieczorem 23 grudnia udałem się do mojego pokoju, znajdującego się na parterze domu. Zgasiłem światło i zachowywałem się w sposób zwyczajny, czując się normalnie pod każdym względem. Przeżycie, jakie nastąpiło, chociaż może wydawać się absurdalne, było takie: zacząłem unosić się w pokoju, w przestrzeni oświetlonej. Byłem całkowicie przebudzony. Światło nie pochodziło ze źródła materialnego, gdyż zgasiłem świecznik. Pokój, gdy położyłem się, był pogrążony w ciemnościach. Tymczasem to światło było białe i nie powodowało cieni; nie było takie, jak światło słońca. McBride czuł, że unosi się w mieszkaniu coraz wyżej: Wyższe piętro i dach nie były w stanie mnie zatrzymać (...) przebyłem je z łatwością. Po osiągnięciu pewnej wysokości, przyjąłem postawę pionową i patrząc w dół, ujrzałem z przerażeniem moje ciało leżące w łóżku. Z tym samym lękiem McBride skierował się, jakby niesiony przez falę, ku swojemu staremu domowi, oddalonemu o kilka kilometrów: „Byłem świadomy, że udałem się w odwiedziny do mego ojca, o którego zdrowie niepokoiłem się, choć nie wiedziałem, w jaki sposób tam się znalazłem". Czuł natomiast obecność pewnego rodzaju przewodnika, który z nim podróżował. W starym domu rodzinnym, przechodząc z łatwością ściany, wszedł do pokoju sypialnego rodziców i zatrzymał się przy łóżku ojca. „Tato - wołałem - tato! Ale nie wydawało mi się, by słyszał mój głos. Mimo to, zdawało mi się, że mnie spostrzega, a potem utkwił we mnie wzrok". Powrót McBride'a do domu odbył się bez incydentów. Kiedy znalazł się w swoim pokoju, „pierwszą rzeczą, jaką spostrzegłem, było moje własne ciało, leżące tak, jak je zostawiłem (...) Pamiętam doskonale wszystko z czasu podróży (...) Po wejściu w moje fizyczne ciało byłem przebudzony, bez żadnego uczucia senności". McBride wstał natychmiast, spojrzał na zegarek i zapisał wszystkie szczegóły swojego doświadczenia. W dniu Bożego Narodzenia, jak zwykle, odwiedził ojca. Ten, w obecności dwóch osób, które były w tym czasie u niego, potwierdził relację syna. „Widział mnie - zakomunikował McBride - przy łóżku. Zbiegiem okoliczności, również on zapisał godzinę wizyty, zgodną z tą, jaką ja zaznaczyłem6" s 6 Bailey R., Fronteiras do desconhecido, dz. cyt., s. 275. 15 Pierwsze próby laboratoryjne w Wirginii OOBE, żeby można było dokonać na nim doświadczeń, powinno być badane w warunkach pozwalających na kontrolę w laboratoriach, gdzie można byłoby obserwować osoby zdolne do opuszczania swojego ciała prawie na żądanie. Pionierskie doświadczenia w tej dziedzinie po raz pierwszy usiłował przeprowadzić w 1965 i 1966 r. doktor Charles T. Tart. Jako instruktor na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu w Wirginii, Tart przeprowadził serię testów naukowych z Robertem Monroe, człowiekiem udanych interesów i inżynierem w dziedzinie elektroniki, który doznawał wyraźnych objawów OOBE od 1958r., a który przyznawał, że jest zdolny wywołać je własną techniką. Monroe został umieszczony w zaimprowizowanej w laboratorium sypialni, gdzie jego fale mózgowe, rytm serca i ruchy gałek ocznych podczas snu mogły być dokładnie sprawdzane. W założeniu, powinien on opuścić swoje ciało i skierować się do przyległej sali kontrolnej, w której czuwał doktor i gdzie powinien postarać się odczytać pięć cyfr wybranych przypadkowo na tzw. tarczy docelowej, nieznanych nawet doktorowi (by uniknąć możliwości przekazu telepatycznego), a którą umieszczono na jednej z szaf ponad poziomem widzialności. Następnie miał to wszystko zreferować, co i gdzie widział podczas doświadczenia. Trudno było Monroemu, położonemu na polowym łóżku z niewygodnymi elektrodami, umieszczonymi na głowie i w okolicy oczu, rozluźnić się odpowiednio, by mógł doznać rozdwojenia. Niepowodzenia powtarzały się aż do ósmej sesji, podczas której - jak oświadczył - wykonał dwa krótkie OOBE. Podczas pierwszego wyszedł ze swojego pokoju „przez ciemną przestrzeń" i spotkał dwóch mężczyzn i jedną kobietę rozmawiających ze sobą. Trudność widzenia i uczucie zagubienia skłoniły go do powrotu do swojego ciała i rozpoczęcia od początku. Podczas drugiej próby ciało niefizy-czne Monro'ego przesunęło się poza łóżko i spłynęło na podłogę. Powoli przeszedł drzwi, kierując się do sali kontrolnej, w której jednak nie zastał osoby obsługującej aparaturę. Nie zatrzymując się przy numerze „tarczy docelowej", Monroe wyszedł na silnie oświetlony korytarz, gdzie zobaczył przydzieloną do tego eksperymentu laborantkę, która rozmawiała z nieznanym mu mężczyzną. Podniecony, lecz czujący się nieswojo, Monroe powrócił do swojego ciała fizycznego i stwierdził, że ma suche gardło, a jedno 16 I ucho mu pulsuje. Wezwał laborantkę, by przekazać jej swoje doświadczenia, mówiąc, że widział ją poza salą kontrolną, jak rozmawiała z kimś mu nieznanym. Potwierdziła, że znajdowała się na korytarzu ze swoim mężem, który przyszedł ją odwiedzić. Próby Tarta były sugestywne, ale nie dające pewnych wyników. Zapisy elektroencefalografii były dwuznaczne, a dowód, że Monroe znajdował się poza ciałem, nie został w całości uzyskany. W owych latach program badań analogicznych do prób Tarta podjął doktor Karlis Osis, dyrektor badań naukowych American Society of Psychical Research w Nowym Jorku (skrót ASPR: Amerykańskie Towarzystwo Badań Parapsychologicznych — przyp. tłum.) z artystą Ingo Swannem. ;¦*;i -?:f:.-;.;_ ¦. .-'• . Urodzony w małym miasteczku, wśród Gór Skalistych, Swann przeżył swoje pierwsze OOBE w wieku trzech lat, w czasie gdy znajdował się pod wpływem znieczulenia. Później OOBE następowały po sobie często. W czasie, kiedy to Swann znalazł się w laboratorium ASPR - jak stwierdził - „wyobcowywał się" w różnych okolicznościach, opuszczając swoje ciało. Próby z Ingo Swannem » Psycholog przeprowadzający badania Janet Mitchell, która pracowała z Osisem, wykonała serię doświadczeń z podmiotem OOBE, zmierzających do określenia, czy byłby on w stanie zidentyfikować, a następnie opisać szczegóły przedmiotów (nieznane jej samej, by uniknąć wpływu telepatyczno-jasnowidzącego) znajdujących się poza jego fizycznym polem widzenia. Swann usiadł w sali oświetlonej przyćmionym i rozproszonym światłem, założono mu elektrody połączone z poligrafem (znajdującym się w sąsiednim pomieszczeniu) na owłosioną skórę głowy. Na platformie, zawieszonej w odległości 60 cm od sufitu, znajdowały się różne przedmioty- „tarcze docelowe" - zmieniane z sesji na sesję, takie jak: parasol, jabłko, nożyczki, krzyżyk, torebka z czarnej skóry, litery alfabetu oraz wydrukowane znaki geometryczne w kolorze czy też kolorowe numery. Swann - skutecznie unieruchomiony przez przewody i bezustannie obserwowany przez Mitchell, bacznie obserwującą zapisy i zmiany grafików fal mózgowych, oddychania i ciśnienia tętniczego - opisywał przedmioty, jakie widział, znajdując się w różnych punktach obserwacji pozacielesnych oraz nakreślił ich szkice. 17 Sprawozdania jego były zaskakujące. Swannowi udało się naszkicować i opisać prawie dokładnie przedmioty umieszczone na platformie. Jedyne wyjątki dotyczyły przedmiotów, których nie mógł widzieć - jak twierdził - ze względu na kąt, pod jakim znajdował się w swoim stanie poza ciałem, czy też w związku z padaniem światła i cieni kładących się na przedmioty.7 Po różnych testach, osiem grup przedmiotów i szkiców dostarczono pani psycholog Beneitcie Perskari, która nie wiedziała nic o próbie, ażeby skopiowała każdy przedmiot odpowiednim szkicem. Połączyła ona poprawnie każdy rysunek z jego przedmiotem - „tarczą docelową". Tymczasem, jak podaje statystyka, można było mieć tylko jedno prawdopodobieństwo na 40.000 osiągających przypadkowo ten wynik. Ponadto Fundacja na rzecz Badań Psychicznych studiowała zjawiska, które mogłyby poprzeć hipotezę istnienia ducha ludzkiego v niezależnie od ciała. W lutym 1973 r. doktor Robert Morris, koordynator badań, rozpoczął serię testów ze studentem o nazwisku Stuart Blue Harary z Uniwersytetu w Duke w Północnej Karolinie, który stwierdzał, że doznawał OOBE przez całe swoje życie, wskutek czego czuł się wyobcowany od innych. Próby ze Stuartem Blue Hararym Połączony z szeregiem urządzeń rejestrujących zapisy psycho-fizjologiczne, Harary próbował rozpocząć „podróż astralną" (dawna nazwa OOBE). Poproszono go o przeniesienie się z budynku Fundacji na jeden z budynków przyległych, gdzie miał odróżnić „tarcze docelowe" utworzone z rysunków, liter i numerów. Jego wysiłki ukoronowane zostały skromnymi osiągnięciami: podczas całego szeregu testów Harary'emu udało się dokonać różnych ustaleń, dokładnych lub zbliżonych, i wykazać zdolność widzenia kolorów oraz kształtów lepiej niż odczytanie liter i numerów, ale jego postrzeganie często było zniekształcone. Próby wkroczyły więc w nową fazę. Harary starał się przenieść z budynku Fundacji na inny, by następnie przekazać identyfikację i miejsce osób wybranych przypadkowo i rozmieszczonych na 7 Wiadomo, że mózg wysyła fale theta (4-7 cykli na sekundę)podczas głębokiego snu i fale beta (ponad 14 cykli)w czasie świadomego czuwania. Podczas przypuszczalnego OOBE rejestrują się fale alfa (7-14 cykli ). 18 t I obszarze doświadczalnym. Osobom tym powiedziano, że powinny uważać na krótkie odwiedziny „istoty astralnej", która zjawi się w określonym czasie. Początkowo Harary uzyskał znaczne postępy w umiejscowieniu tych osób i określaniu ich pozycji, jednak ich dokładność była coraz mniej ścisła. Niektórzy bowiem zawiadamiali o ujrzeniu światła, a nawet o przelotnym zjawieniu w momencie, w którym Harary przypuszczał, że znajduje się poza ciałem. „Astralna" zdolność obecności Harary'ego została następnie wykorzystana w doświadczeniach ze zwierzętami. Chomiki i kuny nie reagowały, gdy się przy nich zjawiał, zaś aktywność kobry wyraźnie wzrastała. Harary posiadał kotkę, która była do niego bardzo przywiązana. Morris umieścił ją w obszernej klatce. Na podłodze odrysowano 24 ponumerowane kwadraty o wymiarach 25x25 cm, by można było dokonać pomiarów jej aktywności. Harary w tym czasie znajdował się w szpitalu Uniwersyteckim w Duke, w odległości 800 metrów od klatki z kotką i przygotowywał się do wyprowadzenia swego ducha z ciała w chwilach nie zaprogramowanych. Kotka, bez przerwy miaucząc, obserwowana przez Morrisa, biegała po kwadratach, usiłując desperacko wyrwać się z klatki. Jednak -jak zapisał uczony - „przestawała zachowywać się w ten sposób w trakcie trwania OOBE Harary'ego. Kotka zachowywała się tak, jak gdyby zdawała sobie sprawę z jego obecności, stawała się spokojna i pozostawała na jednym miejscu". Doświadczenia z wieloma „przybyszami astralnymi" Jeden z najbardziej znamiennych programów w historii badań bilokacji został rozpoczęty na początku lat siedemdziesiątych przez Karlisa Osisa i jego współpracowników z Amerykańskiego Towarzystwa Badań Parapsychicznych. Ochrzczone nazwą „Fly-in" rozpoczęły się już z chwilą skierowania odezwy do osób, które czułyby się zdolne wyruszyć dobrowolnie w podróż poza swoje ciało z jakiegokolwiek miejsca. „Fly-in" rozpoczął się w pierwszych dniach stycznia 1973 r. Uczestniczyło w nim ponad stu wybranych wolontariuszy. Ich celem było dotarcie poza swoim ciałem z ich miast i ze swoich mieszkań do biura Osisa, znajdującego się na czwartym piętrze budynku ASPR w Nowym Jorku, o określonej godzinie i zaobserwowanie z pewnej specyficznej pozycji określonych przedmiotów - tarcz docelowych. 19 15% uczestników dostarczyło przekonywujących dowodów rzeczywistej swojej obecności w biurze ASPR. Spośród tych, którym się nie powiodło, niektórzy odbyli również swoją podróż, zatrzymując się przy niewielkim pożarze czy też zdarzeniach, które miały miejsce w pobliskich budynkach. Między przedmiotami - „tarczami docelowymi" - znajdowały się takie, które mogły być tylko obserwowane i opisane dokładnie z określonego punktu widzenia, jak na przykład rzeźba, z przodu przedstawiająca śmiejącą się dziewczynę, a z tyłu krzesło. Osis chciał przekonać się, czy obserwator widział przedmioty z konkretnego miejsca pozacielesnego, czy też miał wizję ogólną, jak to zachodzi w postrzeganiu ESP (skrót używany na określenie spostrzegania pozazmysłowego -Extra Sensory Perception; przyp. tłum.), telepatycznym, czy też w jasnowidzeniu. Alex Tanous i Elwood Babbitt, pochodzący z Portland i z Wendell w Massachussetts, opisali przedmioty z określonego uprzednio punktu obserwacji. ;? ¦ Teddy Marmoreo z Toronto w Kanadzie zatrzymał się przy pobliskim pożarze, a następnej nocy powrócił i zbudził Osisa głośnymi uderzeniami w drzwi, zawiadamiając go rano przez telefon o dokonanym żarcie. - ; ^ *¦(->. Niektóre sprawozdania podawały niezwykle fascynujące zdarzenia. Jeden z kolegów Osisa i wrażliwa Christine Whiting, którzy pozostali przez pewien czas w sali „tarczy docelowych", ujrzeli „niebieski obłok", a po chwili Christine ujrzała Klotyldę Kiely, przybywającą w postaci pozacielesnej z Massachussetts. Christine widziała również Alexa Tanousa, którego nie znała, pochylonego nad „tarczami docelowymi" - jak gdyby nurka. „Miss Whithing - pisał później Tanous - nie tylko opisała układ ciała i moje umiejscowienie w przestrzeni, lecz również jak byłem ubrany: w koszulę z podwiniętymi rękawami i spodnie z flaneli. W owym momencie (w Portland) wkładałem koszulę z podwiniętymi rękawami i spodnie, które wydawały się być uszyte z flaneli8. Kiedy pani Whiting kilka miesięcy później spotkała się z Tanousem, rozpoznała w nim mężczyznę, którego widziała unoszącego się nad „tarczami docelowymi". 8 Według hipotezy przyjmującej istnienie ciała parasomatycznego o naturze korpus-kularnej, ubiór ukazującego się sobowtóra (tego, który znajduje się poza swoim ciałem fizycznym) można wytłumaczyć w ten sposób, że to on nadaje formę i wygląd, zgodnie z wyobrażeniem, jakie posiada o swoim ciele fizycznym i wyglądzie. Znaczy to, że sobowtór może posiadać wpływ telepatyczny na odbiorcę, komunikując mu obraz psychiczny jaki ma o sobie i doprowadzić go do interpretacji przy pomocy tego obrazu, dziwnego odczucia obecności kogoś, wzbudzonego przez odbiór energii bioelektrycznej, płynącej z jego ciała parasomatycznego. 20 4 Doświadczenia z Alexem Tanousem Podczas doświadczeń z kotką Harary'ego, doktor Scott Rogo współpracował z ASPR przez kilka tygodni jako doradca i przeprowadził z Hararym dwa badania na „tarczach docelowych". W pierwszym Harary, po OOBE, opisał dokładnie dwa z trzech wystawionych przedmiotów. Drugi test, mniej udany, doprowadził Rogo do wniosku, że Harary poznawał przedmioty innym widzeniem niż normalne. Momentem najbardziej interesującym w doświadczeniach Rogo z Hararym był ten, kiedy to obecność „astralna" Harary'ego spowodowała zakłócenie elektryczne, czyli wirowanie w powietrzu, co sugerowało, że on może z niego czerpać energię, by oddzielić swoją świadomość. W celu zbadania, czy tego rodzaju skutki fizyczne mogłyby występować w sposób trwały podczas OOBE, w sali ASPR9, w latach 1978-1979 został przeprowadzony test. Doktorzy Karlis Osis i Donna McCormick użyli jako podmiotu swojego kolegę Alexa Tanousa z Portlandu w stanie Maine, profesora i adepta doświadczeń pozacielesnych. Tanous został umieszczony w sali prób dźwiękowych, na końcu trzeciego piętra budynku ASPR na Manhattanie. „Tarcze docelowe", które powinien określić, znajdowały się w sali w przeciwnym końcu budynku. Między obydwiema salami drzwi były zamknięte. Aparaturę sprawdzającą rozmieszczono w pomieszczeniu przylegającym do sali „tarcz docelowych". Zadanie Tanousa było dobrze określone. Tarcza docelowa zawierała różne elementy. Jeden z pięciu obrazów miał być wyświetlany na jeden z czterech kwadrantów (ćwierć okręgu koła - przyp. tłum.) o różnych kolorach, na wielkiej okrągłej tarczy. Ponadto tarcza mogła być obracana w taki sposób, że każdy kolor mógł pojawić się w jednym z czterech układów. Rysunek, kolor i układ kwadrantów miały być dobierane przypadkowo, a jedyna pozycja, z której można było dokonać poprawnego odczytania „tarczy docelowej", znajdowała się przed dyspozytorem. Ponadto w jedynym możliwym punkcie obserwacji uczeni umieścili aparat z izolowanymi czujnikami elektronicznymi, zdolnymi zarejestrować najmniejsze zmiany wewnętrzne. Naukowcy żywili nadzieję, że bezpośrednia kontrola - poprawna identyfikacja rzuconego obrazu - potwierdzi, iż Tanousowi uda American Society for Psychical Research: 228 East 71st Street, New York, NY 10021. 21 się wyjście pozacielesne i wejdzie do pomieszczenia przez aparat czujnikowy. Najbardziej jednak ekscytującą możliwością byłby fakt, gdyby owe bezpośrednie kontrole odpowiadały jakiejś zmianie aktywności elektrycznej wewnątrz aparatu czujnikowego. Wyniki badań okazały się zachęcające. W całości 197 prób dokonywanych podczas 20 sesji Tanous wykonał 114 kontroli bezpośrednich, czyli z powodzeniem, a tylko 83 bez powodzenia. Przede wszystkim jednak podczas testów czujniki rejestrowały regularny poziom aktywności, znamiennie wyższy kiedy Tanous widział obiektywnie niż gdy się mylił. ; . . s . , ¦•!»<¦¦>- OOBE w latach osiemdziesiątych Paola Giovetti opublikowała we Włoszech w latach osiemdziesiątych ankietę dotyczącą doświadczeń w obliczu śmierci. Niektóre osoby nie wiedziały nawet, że istnieje literatura na ten temat i - nie obciążone wiedzą o OOBE - przekazały własne doświadczenia. Między innymi dotyczyło to Guido D. z Asti, który „umarł". Lekarze wystawili mu nawet świadectwo zgonu. On tymczasem widział z góry swoje ciało i wszystko to, co się działo wokół, odczuwając wielki spokój i szczęśliwość. Skoro tylko odzyskał przytomność, powiedział, gdzie znajduje się świadectwo zgonu, co działo się przez pół godziny przed jego bolesnym powrotem do ciała1. Dziś zainteresowanie OOBE wzrasta również we Włoszech, w związku z powiązaniem tego zjawiska z ogólnym pojęciem życia ludzkiego na Ziemi. ^ , Dlaczego jednak - zapytuje wielu - nie miały one miejsca w przeszłych wiekach? Lub dlaczego historia o nich nic nie mówi? Albo też dlaczego nikt nie szuka świadectw OOBE w przeszłości? W rzeczywistości historia wspomina o pewnej liczbie tych zjawisk. Niektóre z nich są zwykłymi doznaniami wyjścia z ciała lub zwykłymi zjawieniami się osób żyjących, nie popartymi dowodami, jak to opisane jest przez Tacyta w Historiae (Księga V) o cezarze Wespazjanie i kapłanie Bazylidesie z Aleksandrii w Egipcie. Jednak najbardziej liczne i najbardziej znamienne - posiadające pewnego rodzaju dowody rzeczywistego wyjścia z ciała - znajdujemy w róż- 10 Giovetti P., Qualcuno e tornato, Armenia, Milano 1981, s.47. Później Paola Giovetti opublikowała wyniki innej ankiety, w których 150 Włochów opisało swoje doświadczenia z OOBE, w przeważającej części w okolicznościach normalnych i poza jakimkolwiek niebezpieczeństwem śmierci. Giovetti P., Viaggi senza corpo, Armenia, Milano 1983. 22 % nych żywotach świętych wszystkich wieków, aż do naszych czasów. Właśnie nimi będę zajmował się w tej książce, nie twierdząc, że są to wszystkie, czy najbardziej charakterystyczne, gdyż jest to pierwsze studium tego tematu. Jeszcze dzisiaj we Włoszech żyje Natuzza Evolo, która miała setki doznań OOBE, dobrze udokumentowane przez profesora Walerego Marinellego, docenta Wydziału Fizyki Technicznej Uniwersytetu w Kalabrii. Przedstawię jej przeżycia po przytoczeniu doznań świętych z naszej epoki, nie po to, aby uprzedzać orzeczenie Kościoła o ich świętości (OOBE dotyczy również osób nie świętych), ale dlatego, że Natuzza Evolo jest analfabetką, myśli, mówi i żyje przeniknięta duchem wiary; przede wszystkim jednak dlatego, że jej zdarzenia - opisane ze wszystkimi szczegółami, które mogą być w większości poświadczone przez żyjące osoby - wyjaśniają cechy charakterystyczne tego zjawiska i potwierdzają wiarygodność owych dawnych wydarzeń. 23 Znaczenie OOBE w odkrywaniu sensu życia ludzkiego Dokąd zmierzam? Pewne energie, elektryczna i nuklearna, spoczywały spokojnie od miliardów lat w tajnikach natury, a dopiero ich odkrycie zmieniło oblicze Ziemi. Bilokacje, czyli OOBE, badane w ich dynamice i konsekwencjach logicznych, mogą zrewolucjonizować nasze pojęcie o życiu ludzkim, śmierci i tamtym świecie. Zbudziliśmy się pewnego dnia, nie prosząc o to, na przeogromnym czółnie, które płynie w przestworzach z ładunkiem oczekiwań, snów i rozczarowań. Co nas czeka na końcu podróży? Niebyt czy dotarcie do nieznanej planety? Czy znamy jakiś motyw, by utrzymywać, że nasze życie będziemy dalej kontynuować na nowych „ziemiach", i że jego jakość będzie zależała od tego -jak uczą religie - w jaki sposób rozporządzaliśmy nim na tej Ziemi? Inne liczne pytania są bardziej bezpośrednie, łatwe i - na pierwszy rzut oka - ciekawsze, gdyż dotyczą pracy, rodziny, poprawy dziedzin ekonomicznych, kariery, przyjaźni, rozrywki. Jednak temat, który nas bezpośrednio dotyczy, który nas ogarnia swym wewnętrznym czarem, a od którego zależy całe ukierunkowanie wszystkich naszych najbardziej prawdziwych wyborów, jest ten właśnie. Istnienie i sposób życia poza obecnym życiem jest pierwszą i podstawową sprawą - obojętnie, czy mamy jej świadomość, czy też nie - każdego mężczyzny i każdej kobiety żyjących na tej planecie, uczonych i analfabetów, wierzących czy agnostyków, katolików, buddystów, czy wreszcie ateistów. To prawda, że większość istot nazywanych „myślącymi" nie zastanawiała się nad tym problemem dłużej niż minutę, a prawdopodobnie nie poświęciła tyle czasu na wnikanie weń i zrozumienie, co na rozwiązywanie zwykłej krzyżówki w intercity Rzym-Mediolan. Dzieje się tak nie dlatego, że ludzie nie odczuwają głębokiego niepokoju, który by wzbudził w nich odpowiedź zakorzenioną w pytaniu od zawsze w nich się kryjącym. Przyczyna ich obojętności tkwi w fakcie, że nie czekają na nić Ariadny. 25 Nie mogę uwierzyć w bajki > - r->^ > ^ Wielu ludzi myśli dzisiaj, że idea życia pozamaterialego jest absolutnie nieuzasadniona i nierealna, jak syren czy skrzydlatych lwów, a narzucona została przez potrzeby psychologiczne, zwłaszcza instynkt przetrwania. Wielu też usiłuje wyobrazić sobie to przetrwanie, ponieważ wizja ta pomaga usuwać z serca strapienia i łagodzi strach przed unicestwieniem. Dziennikarz z „Comoedia" przeprowadzający wywiad, pyta Georgesa Courteline: „Czy pan wierzy w przyszłe życie?". „Wierzę - odpowiedział autor Boubouro-chea - ale tylko w dniach, kiedy jestem chory. Nie wierzę natomiast, kiedy czuję się dobrze". = > ; • :« Również niektórych wierzących, „praktykujących", razi przyjęcie myśli o istnieniu poza ciałem, a szczególnie poza narządami myślenia, poza systemem nerwowym. „Nikt z tamtej strony nie powrócił". Ten materialistyczny slogan stał się „bezsprzeczną prawdą". Liczne żarty o raju i zjawach, oraz brak - jak mniemają - zjawień poważnych, udokumentowanych i sprawdzalnych, prowadzi powierzchownie wierzących do stanu wiary przymusowej. Życie dusz poza ciałem, będących czystą świadomością, które w oczekiwaniu na zmartwychwstanie zamieszkują świat bez kształtów, bez kolorów i bez jakiejkolwiek odczuwalnej łączności z naszym światem, jawi się im jako coś abstrakcyjnego, co trzeba przyjąć na wiarę, a od czego myśl ucieka, przejęta grozą. Przyjęli oni postawę duchową, którą można by ująć następująco: Nie jest to prawda, ale wierzę. Przejawia się ona w nieukojonej rozpaczy tego rodzaju wierzących wobec nadejścia dla nich, albo też drogiej im osoby, „szczęśliwości wiecznej". Wszyscy oni lekceważą fakt, że całe Objawienie chrześcijańskie nie opiera się tylko na słowach i stwierdzeniach, lecz również na znakach i cudach, tak przeszłych, jak współczesnych, tak wewnętrznych - moralnych -jak fizycznych i sprawdzalnych. Nie wiedzą oni, że bezcenne znaki ujawniające istnienie życia przyszłego są rozmieszczone przez Boga w życiu świętych, także tych współczesnych. Są to tropy i drogowskazy, które na szlaku ciągnącym się przez wieki podtrzymywały słabą wiarę ludzką, a które do dziś zachowały swoją zdolność zaciekawiania i przekonywania, swoją logiczną wiarygodność. 26 Egzystencja ludzka według wizji agnostycznej Na chwilę pozostawmy na boku możliwość otwarcia na „tamten świat", chociaż tylko prawdopodobnego, ale opartego na faktach konkretnych, a przyjrzyjmy się temu, jak zmieniłoby się życie słabo wierzących, gdyby to otwarcie mogło być potwierdzone jako wiarygodne. Znoje i radości życia nie mają swego źródła w tym, co znajduje się na zewnątrz nas, a czego doświadczamy przelotnie i powierzchownie zmysłami, lecz w tym, co się w nas samych dzieje, co przyciemnia lub maluje radosnymi kolorami nasze myśli, czego oczekujemy i w czym dogłębnie pokładamy nadzieję. - Kto żyje w wątpliwości i agnostycyzmie, tego życie staje się czymś przelotnym, pozbawionym sensu, gdyż nawet najbardziej przyjemne elementy rzeczywistości przenika nieunikniona wizja unicestwiającego końca. W wizji materialistycznej cień rozkładu całego człowieka gasi słońce i powoduje więdnięcie kwiatów, a tego beznadziejnego stanu nie ułagodzi myśl przekazania swojego życia innym. Dlatego też, jeżeli istnienie jest dla ciebie radością, to odebranie go prędko jest dużym skandalem. Jeżeli natomiast życie twoje jest ciężkie i okrutne, tym bardziej nie ma sensu, skoro po nim nic się nie otrzymuje. Przede wszystkim dlatego, że - jeżeli prawdziwie kochasz - nie możesz pogodzić się z myślą utraty na zawsze umiłowanej osoby. Dlaczego więc ten, kto żyje wartościami moralnymi i sprawiedliwością, poświęcając się dla nich, nie zbiera na tym świecie należnych mu plonów z tego, co posiał? , ^, iŁ; Bruce Marshall w książce Ale i oni otrzymali po denarze zauważył, że człowiek współczesny „w głębi kończącego się pasma pokwitowań za światło, telefon i podatki, nie widzi nic innego, jak tylko rachunek za uroczystości pogrzebowe". Znaki życia pozamaterialnego Mało kto z ogromnej rzeszy ludzi uświadamia sobie, że w nieogarnionym skarbcu faktów udokumentowanych, które składają się na dzieje Kościoła, można doszukać się zdarzeń, dostarczających nam poszlak do przyjęcia istnienia życia pozagrobowego, ważnego czynnika wpływającego na wybór wiary bardziej dojrzałej. Są to 27 zjawienia się świętych zmarłych i świętych żyjących (lub odwiedziny w duchu, albo bilokacje), którym towarzyszą - tak jednym, jak i drugim - potwierdzające je obiektywne zbieżności świadectw i jak najbardziej wiarygodne dowody historyczne, oparte na faktach. Odnośnie do pierwszych, o których posiadamy przekonujący i obfity materiał, podam teraz tylko kilka przykładów, podczas gdy inne fakty omówię szerzej, ponieważ są one mniej znane1. Nie mamy tu do czynienia z wybujałą wyobraźnią, wytworzoną przez mgliste legendy, a wykazują to liczne bilokacje osób współczesnych, które dają bardziej oczywiste - niż te z przeszłości - gwarancje historyczności i autentyczności. Bliższe więc w czasie rozpatrywanie poszczególnych przypadków rodzi zaufanie, większe prawdopodobieństwo i czytelność faktów tego samego rodzaju, przekazanych w przeszłości. Człowiek wierzący poznaje życie po śmierci w oparciu o zmartwychwstanie Chrystusa poświadczone znakami, świadectwem pierwszych uczniów Jezusa, świętych i Kościoła. Jednak w świetle zjawisk przedstawionych w tej książce, okazuje się, że życie pozagrobowe nie jest czymś, co chrześcijanin przyjmuje tylko przez wiarę, lecz ukazuje się jako rzeczywistość do przyjęcia - z odrobiną dobrej woli - również przez nie wierzących w Chrystusa, podczas gdy ten, kto już wierzy, znajduje w nich wsparcie dla własnej wiary, jakże często chwiejnej. Co to jest bilokacja lub OOBE? Bilokacja lub OOBE jest zjawiskiem, w którym podmiot doświadcza wyjścia z własnego ciała, widząc miejsca i osoby odległe od swojego fizycznego ciała (jest zdolny opisać je zgodnie z prawdą), przy czym może przekazywać im pewne orędzie. Ta pierwsza część 1 Wspomnimy tu tylko o najważniejszych racjach, przemawiających za wiarą w życie pozagrobowe, stanowiących fundament całego objawienia chrześcijańskiego: - historyczność Ewangelii, por. Renć- Latourelle, A Gesu attraverso i Vangeli, Cittadel-la, Assisi 1982; - sens, jaki nadaje Chrystus życiu człowieka oraz odpowiedź, jakiej udziela na jego wielkie problemy, por. tenże, Uuomo e i suoi probierni alla luce di Cristo, Cittadela, Assisi, 1982; - znaki, jakie On daje o prawdzie swojego orędzia (Jego osobowość, dokonane nawrócenia, osobowość świętych, cuda fizyczne), por. tenże, Cristo e la Chiesa segni delia saluezza, Cittadella, Assisi, 1982; Publikacja najbardziej popularna: Giovanni Martinetti, Perche la vita e meravigliosa. Ragioni per credere in Cristo oggi, Elle Di Ci, Torino, wyd.5, 1987. 28 dotycząca doznań podmiotu, nazwana jest przez tradycję chrześcijańską „lotem ducha" lub „wizytą w duchu". W tym samym momencie swojego przeżycia podmiot może być widziany przez osobę odwiedzaną, czyli zjawia się na owym miejscu, przekazuje orędzie i znika. Ta druga część dotycząca doświadczenia wizjonera, tradycyjnie nazywa się „zjawieniem żyjącego". W czasie bilokacji ciało fizyczne podmiotu pozostaje bierne i pozbawione używalności zmysłów. ..-•-..-- Doniosłość spotkania obiektywnego Rozgłos światowy Życia po życiu Raymonda Moody'ego i innych dzieł na ten temat2, świadczy o zapotrzebowaniu współczesnego człowieka na świadectwa zjawisk nadzwyczajnych i tajemniczych, które by potwierdzały fakty istnienia „po drugiej stronie". Moody rozpowszechnił liczne i szczególne odczucia osób „klinicznie zmarłych", które uważały, że opuściły własne ciało, widziały to, co działo się wokół nich oraz były przekonane o oglądaniu miejsca pobytu i widzeniu się z istotami pozaziemskimi. > * To, co Moody podkreśla, a co stanowi wskaźnik prawdziwości tego rodzaju postrzegania, nazwanego „przedśmiertnym", była zbieżność - u podmiotów bardzo różnych co do poglądów i oczekiwań „po śmierci" - pewnych typów doświadczeń, które powtarzały się we wszystkich opowiadaniach: usłyszenie wiadomości o własnej śmierci, odczucie spokoju i błogości, dźwięk, ciemny tunel, opuszczenie ciała, spotkanie z osobami zmarłymi, istota świetlista, rachunek z własnego życia, granica, powrót. Po pierwszym entuzjazmie krytycy zauważyli, że podmioty - o których mowa - nie będąc naprawdę umarłymi, mogły częściowo korzystać z czynności mózgu, tak że to co widziały „umysłowo" (zmarłych i miejsca pozaziemskie), mogło nie znajdować się „po tamtej stronie", lecz prawdopodobnie było to ich intensywne wyobrażenie, spowodowane niebezpieczeństwem śmierci i potrzebą snucia pocieszających wizji. Różne aspekty tego rodzaju krytyki zostały w ostateczności obalone3, ale pozostało faktem, że w większej części owych zdarzeń 2 Moody R., Życie po życiu, tłum. Doleżal-Nowicka I., Warszawa 1975. 3 Michael B. Sabom, Dai confini delia vita, Longanesi, Milano, 1982. 29 brak jest wiarygodnych konfrontacji, mogących dać gwarancję obiektywności tychże wizji. „; W bilokacjach, które przedstawiamy, nie chodzi o wizje pozaziemskie, lecz o fakty z tego świata, oglądane w duchu przez osoby żyjące. Ponadto nie można opierać się tylko na doświadczeniu podmiotu, że opuszcza swoje ciało i odwiedza miejsca oraz osoby. Tego rodzaju pojmowanie można byłoby podejrzewać o iluzję, halucynację, sen na jawie, samozłudzenie, mniej lub bardziej świadome oszustwo. Tym, co stanowi znamienną wartość wskaźnikową faktów przez nas rozpatrywanych, jest spotkanie obiektywne. Polega ono - czasami, ale nie zawsze - na doskonałej zgodności opowiadania podmiotu, że udał się w duchu na określone miejsce ze stwierdzeniem innej osoby, potwierdzającej, iż go widziała w danym miejscu i czasie, otrzymując od niego orędzie, o którym podmiot mówił, że owej osobie przekazał. -;?v >; Innym razem podmiot relacjonuje, że rzeczywiście wyszedł z ciała i - poza swoim osobistym doświadczeniem - opisuje dokładnie miejsca, osoby i fakty, których nie mógł poznać na drodze zmysłowej percepcji, a które zostały potwierdzone przez inne czynniki sprawdzające. ' • -¦¦'• - W pewnych wypadkach wizjoner otrzymuje od podmiotu lub podmiot od wizjonera wiadomości, o których nie wiedział, a które później potwierdzone świadczą o prawdziwości zjawienia. Inne spotkanie następuje wówczas, gdy wizjoner widzi podmiot po raz pierwszy w życiu, a następnie rozpoznaje go jako człowieka z krwi i kości. W końcu istnieją spotkania - które z większą siłą przekonania wpływają na myśl, że jest to rzeczywiście podróż podmiotu poza własnym ciałem - kiedy to podmiot świadomie dokonuje pewnych czynności na miejscu swojej wizyty w duchu, jako narzędzie Boga, natychmiastowego uzdrowienia lub nawrócenia, przynosząc jakiś przedmiot, przekształcając go, albo zmieniając położenie innego przed oczyma wizjonera, dla którego dany przedmiot staje się trwałym dowodem przybycia w duchu odwiedzającego go podmiotu. W tego i innego rodzaju przypadkach percepcja podmiotu wyjścia z własnego ciała otrzymuje konkretne potwierdzenie, które prowadzi logicznie do przyjęcia życia ducha po śmierci fizycznej. Dlatego też, skoro duch może istnieć, widzieć i działać podczas wyjścia z ciała na tym świecie, nic mu nie przeszkadza, by czynił to po ostatecznym jego opuszczeniu. ^ v O 30 Konieczność trzeźwego rozróżnienia krytycznego Spotykamy dziś w światowej opinii publicznej dwie przeciwstawne pozycje w odniesieniu do nadzwyczajnych faktów, które zdają się wskazywać na „inny świat". Z jednej strony fala zainteresowania tajemniczością wyraża zapotrzebowanie - nawet błędne i zniekształcone - na Istotę Transcendentną i Boską oraz pragnienie zbliżenia się do Niej, również przy pomocy zjawisk i znaków, czyli wskaźników wiarygodności, dostępnych zmysłom i będących w zasięgu możliwości wszystkich. Z drugiej strony racjonalizm i nieufność innych do tego rodzaju zjawisk przypomina nam, że znaki dawane przez Chrystusa i świętych nie przekonywały tego, kto nie chciał uwierzyć; jednocześnie przypominając, iż uwierzenie nie prowadzi do wyodrębnienia prawdziwych znaków rozumowych wiary. Dlatego też potwierdza się konieczność zdrowej roztropności i skutecznego kryterium rozpoznawczego między faktami o bardzo wątpliwej wartości i faktami, na które można zwrócić uwagę. Wiedza współczesna - szczególnie z dziedziny medycyny, psychologii i psychiatrii, pozwala nam dziś odrzucić te przypadki, w których wyraźne uzdrowienie czy cudowne zjawienie mogą być spowodowane sugestią, samosugestią, psychozą z objawami halucynacji, histerią lub słabą strukturą psychiczną. Wśród hipotez, które należy przebadać, na pierwsze miejsce wysuwa się hipoteza świadomej i oszukańczej inwencji. Trzeba więc obserwować daną osobę, czy zawsze była uczciwa i szczera oraz czy można wykluczyć u niej dążność do korzyści materialnych, zyskania prestiżu, poparcia swoich zamiarów, czy też zwrócenia na siebie uwagi innych. *a ¦- *.; i Słusznie więc będziemy podejrzewali o nieświadome tworzenie i fantazjowanie, jeżeli domniemane zjawienie będzie można sprowadzić do zaspokojenia powstałych uprzednio silnych oczekiwań uosób psychotycznych. Halucynacją jest percepcja nie odpowiadająca żadnej zewnętrznej rzeczywistości obiektywnej: osobnik wysyła poza siebie obrazy wytworzone w swoim umyśle i uznaje je za rzeczywiście istniejące. W ten sposób dostrzega rzeczy, zwierzęta i osoby, słyszy odgłosy i słowa, postrzega smaki i zapachy, odczuwa dotyk, a wszystko to uznaje za rzeczywiste. Tego rodzaju percepcje 31 mają związek z ciężkimi chorobami psychicznymi czy neurologicznymi: epilepsją i histerią, schizofrenią, paranoją, formami maniakalno-depresyjnymi lub z zażywaniem pewnych narkotyków4. Należy jednak zauważyć, że w przeszłości miały miejsce i mają jeszcze dzisiaj takie zdarzenia - które przy pomocy rozsądnych osób o normalnym zmyśle krytycznym i ich roztropności - można odróżnić fantazję wzrokowej percepcji rzeczywistości. Jest więc rzeczą możliwą dokonanie rozróżnienia między domniemanym zjawiskiem paranormalnym a autentycznie nadprzyrodzonym; między oszustwem czy iluzją a halucynacją. : H v•:"- ¦ <.; . Naturalny zmysł krytyczny rozwijał się w człowieku przez wieki, dzięki polowaniu, poszukiwaniom, wynalazkom, handlowi, pragnieniu wzbogacania się, obronie, przywództwu czy nie dawaniu się oszukać. U pewnej liczby osób wszystkich czasów (przebiegłych, mądrych, roztropnych) zauważyć było można posiadanie zmysłów bardziej wyostrzonych niż u innych. Już w czasach Dawida, Jeremiasza, Jezusa, obserwowano, kim jest ten, kto opowiadał 0 wizjach lub cudach. Roztropni zaś ludzie brali pod uwagę, czy jest to człowiek uczciwy i szczery, mądry i rozważny, roztropny i realistycznie myślący, czy też okazuje się marzycielem, głupcem, kłamcą, skłonnym do przywidzeń i urojeń, lub kierującym się zyskiem, albo chęcią zdobycia szacunku. Pewne wyrażenia w Biblii ukazują rozróżnienie dokonane przez świadków wydarzeń. „Przepowiadają wam kłamliwe widzenia - ostrzegał Bóg przed fałszywymi prorokami - zmyślone przepowiednie, urojenia swych serc" (Jr 14,14). Oglądają rzeczy zwodnicze 1 prorokują kłamstwa (Ez 13,6). „Lecz słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dawali im wiary" (Łk 24,11). „Bredzisz - powiedzieli jej". Ona (Rode) upierała się przy swoim. (Dz 12,16). Biblia wymienia cztery charakterystyczne cechy prawdziwych proroków, dzięki którym można odróżnić ich od fałszywych: powołanie przez samego Boga, świętość ich życia, osobowość silną i zdrową, zbieżność obiektywną cudów z otrzymanym zadaniem i spełnienie się przepowiedni. 4 Dizionario dipsicologia, pod red. Arnolda W., dz. zbiór., Ed. Paoline, Roma 1975; EC; hasła: Allucinazione, Suggestione, Psicoterapia, Psiconervosi, Psicosi, Isterismo, itd. 32 Cuda czy fakty paranormalne Nie chcę tu wypowiadać się o porządku naturalnym czy cudownym, paranormalnym czy boskim bilokacji. Osobiście nie skłaniam się do umieszczenia ich wśród cudów w ścisłym znaczeniu (jak natychmiastowe uzdrowienia z ciężkich chorób organicznych, rozmnażanie przedmiotów itp.), ponieważ wydaje się, że zachodzą również wśród osób zwykłych, nie świętych, i bez bezpośredniego odniesienia do Boga i Jego świętych5. Uważam za rzecz prawdopodobną, że w bilokacjach błogosławionych Bóg posługuje się uzdolnieniem paranormalnym ducha ludzkiego (w pewnych wypadkach, podczas tego życia, możliwością działania poza ciałem), dołączając swoją moc dodatkowo, by pobudzić to uzdolnienie, wzmocnić je i ukierunkować na oświecanie i obdarzanie łaską. * m..; v„ /.: , Nie zamierzamy pogłębiać tego zagadnienia, gdyż nie jest to naszym celem. Przedstawione przeze mnie bilokacje są tak udokumentowane, że można je badać bez punktu wyjścia przeze mnie obranego i dochodzenia do tego samego wniosku. Można na nie patrzeć bądź jako na cuda dokonywane przez Boga, bądź też można je rozpatrywać jako zjawiska paranormalne, będące przedmiotem badań parapsychologicznych. Bilokacje - poważne znaki życia pozamaterialnego W opracowaniu tym zebrałem dwie serie faktów, które w tej samej mierze pozwalają uznać istnienie życia pozacielesnego i pozagrobowego: zjawienia żyjących (bilokacje) i widzenia zmarłych. Obydwie zmierzają do wykazania możliwości i rzeczywistości życia poza ciałem: dla żyjących - tymczasowego, dla zmarłych - trwałego. Więcej miejsca przeznaczyłem dla widzeń żywych ludzi, by następnie zająć się dłużej różnymi innymi, ponieważ wydaje mi się, że dla wielu te pierwsze lepiej się przedstawiają jako znaki tamtego świata. Rzeczywiście, podczas gdy zjawienia czy objawy obecności zmarłych można łatwiej posądzać o to, że są halucynacjami wizjonera, lub wytworami podświadomości medium, zjawienia żywych Por. Scott Rogo D., La mente fuori del corpo, SIAD, Milano 1979. 33 w wielu wypadkach pozwalają na konfrontację opowiadania wizjonera z relacją tego, kto się zjawił i w ten sposób lepiej ustalać prawdziwość zjawiska. Ponadto zjawienia żywych bliższe są środowisku człowieka przeciętnego, gdyż dotyczą spotkania w tym życiu osób żyjących na tej ziemi, a więc nie wzbudzają w nim chęci ucieczki i odrazy, jaką wielu odczuwa w chwili zetknięcia się z tamtym światem. Parale-lizm i doskonała symetria, jaką uczeni zauważają między zjawieniami żyjących i zmarłych, są zdolne przekonać ich i nas, że w obydwu przypadkach chodzi o tego samego naszego ducha, którego istnienia doświadczamy. Życie przyszłe ujawnia się nam więc w pewnym punkcie wspólnym z naszym obecnym, jako że żyjący - podobnie jak my - mogą jakoś opisać słowami swoją podróż poza ciałem. Dla porównania, kiedy obejrzeliśmy i wysłuchaliśmy w telewizji relacji pierwszych astronautów z ich pobytu na Księżycu, ich odczuć i przeżyć, łatwiej jest nam zrozumieć podobne pojawienie się duchów, daleką od charakteru mitycznego. Zjawienia zmarłych są odbierane przez człowieka myślącego i krytycznego jako prawdopodobny twór doznania rozdwojonego (na ten czy tamten świat - przyp.tłum.). Często właśnie tak jest. Natomiast zjawienia żywych nie budzą podobnych podejrzeń, ponieważ zachodzą w sytuacjach odczuciowo spokojnych. W świetle zjawień żyjących - sytuacje te jawią się jako możliwe, naturalne i nierozdwojone na ten i tamten świat. W ten sposób zrównanie się znaków z tego świata z tymi, które zdają się przychodzić z innego, (które przez to wydają się być dla niektórych nieprawdopodobne) staje się dodatkowym potwierdzeniem wiarygodności - w przypadkach dobrze określonych - tak jednych, jak i drugich. Bilokacje są zjawiskami przydarzającymi się żywym. Jednak - jak tyle głośnych przypadków przedśmiertnych rozpatrywanych przez Raymonda Moody'ego, również przeżywanych przez żywych - ujawniają one życie późniejsze z dużo większą i wyraźniejszą korzyścią, niż w przypadkach przedśmiertnych, ponieważ mogą być uwiarygodnione przez konfrontację. Dwie interpretacje naukowe OOBE Zjawisko bilokacji parapsychologowie tłumaczą w sposób naukowy za pomocą dwóch różnych teorii, obydwie jednak zakładają, że istnieje życie pozacielesne. 34 a. Pierwsza z nich utrzymuje, że nie ma dowodów na rzeczywiste wyjście umysłu z ciała podczas bilokacji. Można tylko przypuszczać - w tego rodzaju przypadkach - że widzi on miejsca przez jasnowidzenie i ogląda rzeczywiste wydarzenia, przekazując je w niektórych okolicznościach przez telepatię i jasnowidzenie obopólnie z odbierającym. Jest to teoria szkoły Edmunda Gurney'a6, podjęta przez Fredericka Myersa, Franka Pomoreego, Henry'ego Sidgwicka, George'a Tyrella, Renę Sudre'a, Roberta Tocąueta, Hansa Bendera itd. Parapsychologowie tego kierunku - jak wszyscy inni - uznają dziś za fakt fundamentalny, udowodniony naukowo przez szkołę Josepha Banksa Rhine, że w telepatii i jasnowidztwie7, które wykorzystują oni w wyjaśnieniu OOBE, sobowtór widzi i działa niezależnie od organów zmysłów i ośrodkowego układu nerwowego. Chodzi tu o poznanie i widzenie całkowicie duchowe, czyli uwolnione od organów ciała, przestrzeni i czasu. Duch opuszcza więc wymiary przestrzenno-czasowe, warunkujące nasze ciało i nasze zwykłe poznanie zmysłowo-mózgowe, wchodząc w wymiar Ducha, w którym zdarzenia przeszłe i przyszłe zbiegają się, jak gdyby stawały się teraz (retrokognicja i prekognicja faktów oddalonych w czasie), a wydarzenia dokonane w różnych miejscach zbiegają się w jednym i tym samym miejscu. Poznanie paranormalne - jak przyznają parapsychologowie wszystkich szkół - nie korzysta z ośrodkowego układu nerwowego, gdyż obrazy wydarzeń oddalonych w czasie lub w przestrzeni nie wchodzą przez źrenicę i nie wnikają na siatkówkę oka, nie przechodzą przez włókna nerwów wzrokowych i nie odtwarzają się 6 Gurney (1847-1888) był współzałożycielem Towarzystwa Badań Parapsychicznych w Londynie i opublikował - z Myersem i Pomore'ym - dzieło, teraz już klasyczne, Phantasms ofLiving, Londra 1886. 7 Telepatia: zdolność przekazywania własnej myśli lub własnego doświadczenia odbiorcy oddalonemu, poza zwykłym kanałem zmysłów. Ogólnie chodzi tu o doświadczenie dramatyczne i emocjonalne, przekazywane osobie związanej uczuciowo (nigdy jednocześnie nie więcej niż jednej). Może przejawiać się przez ulotne zjawienie się nadawcy, który najczęściej dokonuje przekazu nieświadomie i później nie pamięta tak przekazu, jak i faktu swojego zjawienia się. Jasnowidztwo: zdolność podmiotu obdarzonego umiejętnością rozpoznawania przedmiotów ukrytych za ciałami nieprzezroczystymi lub oddalonych poza zwykłym kanałem zmysłów. Ogólnie chodzi tu o widzenie przelotne jakiegoś przedmiotu lub zdarzenia, związanych z przyjazną osobą. Trwa dyskusja, czy jest to zdolność istotnie różna od telepatii. Prekognicja: zjawisko percepcji pozazmysłowej wydarzenia przyszłego, po ludzku niemożliwego do przewidzenia, ani też prawdopodobnego, które później spełnia się z wszystkimi szczegółami przewidzianymi. Retrokognicja: zjawisko percepcji pozazmysłowej jakiegoś wydarzenia przeszłego, całkowicie nieznanego, które później zostaje potwierdzone z wszystkimi szczegółami. 35 w obszarze wzrokowym kory mózgu, lecz docierają bezpośrednio do ducha drogą nie fizyczną. Stąd wniosek: jeżeli duch ludzki już na tym świecie może widzieć, myśleć, porozumiewać się i działać bez organów zmysłów i systemu nerwowego, nic mu nie przeszkadza, by mógł to czynić również wówczas, gdy system nerwowy i zmysłowy przestał istnieć. Co więcej, wszyscy parapsychologowie zauważyli, że właściwości paranormalne są tym bardziej wystawione na przeszkody i w swym działaniu skrępowane, im bardziej czynnie działają funkcje zmysłowo-mózgowe, a tym więcej stają się wolne i skuteczne, im bardziej jest przytłumione i zawieszone oddziaływanie mózgu (trans, samadhi, hipnoza, ekstaza, czasami śpiączka). Należy tu przypomnieć ważną rzecz: nauka wyklucza, by zjawiska telepatyczno-jasnowidzkie (a tym bardziej prekognityw-ne), można było przypisywać promieniowaniu elektromagnetycznemu, wysyłanemu przez mózg. Zostało to wykazane w latach dwudziestych, niezależnie w Holandii i Związku Radzieckim. W owych latach, w laboratorium Uniwersytetu Leningradz-kiego, doktor Władimir Bechtieriew, razem z Leonidem Wasil-jewem, zaczęli pracować nad sugestią i hipnozą na odległość, a później nad telepatią. W Instytucie Badań nad Mózgiem utworzyła się grupa badaczy reprezentujących różne gałęzie wiedzy. Naukowcy sowieccy byli przekonani, że fale mózgowe powinny być pewnego rodzaju falami radiowymi, czyli prądem elektromagnetycznym wytworzonym przez mózg. W celu udowodnienia tego założenia, wykonali niezliczoną ilość prób, które - podczas gdy na początku wydawały się przekonywujące - później, podczas prac dokonywanych na polu czystej telepatii, okazały się całkowicie błędne. W owym czasie uczeni ci posłużyli się pojemnikiem z ochronnych płyt ołowianych, w którym umieszczali osobę poddawaną doświadczeniu, by w ten sposób przeszkodzić przekazywaniu przez nią myśli na zewnątrz. Doświadczenia te zakończyły się całkowicie niepowodzeniem: telepatia występowała. Powtórzyli je więc z prawdziwą „klatką Faraday'a", zelektryfikowaną i całkowicie nieprzenikalną dla fal. Wynik okazał się sensacją: mające rzekomo przeszkodzić przekazywaniu owych fal urządzenie, okazało się nieskuteczne. W ten sposób udowodniono - w powtórzonych doświadczeniach - że to, co zostało przekazane do odbiorcy, nie było promieniowaniem fizycznym, lecz innym typem energii - „niefizycznej". 36 Chociaż wyniki owych doświadczeń opublikowano dopiero dziesięć lat później, tak Biechtieriew, jak i Wasiljew zostali zmuszeni do milczenia. Chodziło przecież o pierwsze potwierdzenie, że istnieje coś, czego oni nie byli w stanie określić, a co na Zachodzie było zawsze nazywane „duchem ludzkim", którego istnienia oficjalnie w Związku Radzieckim nie uznawano. Udowodniono również, że w przekazie telepatycznym czynnik czasu nie istniał, podobnie jak czynnik odległości: przekaz był natychmiastowy i jednakowo wyraźny na małych i dużych odległościach. b) Druga teoria przyjmuje, że pewne przypadki OOBE, dokładnie badane, dostarczają wystarczających danych, by można było naukowo domniemywać, że duch podczas bilokacji wychodzi, widzi i działa poza swoim własnym ciałem fizycznym, jak to utrzymuje szkoła Hornella Harta i Roberta Crookalla8, przyjęta przez D. Scotta Rogo, Charlesa Tarta, Herewarda Caringtona, Russella Targa, Janet Mitchell, Karlisa Osisa, Herberta Greenhuse'a, Car-losa Alvarado itd., współczesnych specjalistów OOBE. Według tego nurtu, w pewnych przypadkach zachodzą cechy charakterystyczne OOBE (wyraźna i szczególna świadomość wyjścia z ciała, widzenie obiektywne zdarzeń z pewnego punktu widzenia, jednoczesne zjawienie się sobowtóra większej ilości odbiorcom, specyficzne stany ducha sobowtóra podczas OOBE, działanie fizyczne sobowtóra na miejscu zjawienia, przenoszenie przedmiotów fizycznych przez sobowtóra), wyraźnie różnych od cech charakterystycznych dobrze znanych zjawisk telepatii i jasnowidztwa. Można więc sformułować naukową hipotezę o obecności poza-cielesnego ,ja" sobowtóra; obecności szczególnie ważnej, ponieważ jeżeli okazuje się, że samoświadomość jest w stanie istnieć niezależnie od ciała podczas obecnego życia, można uważać, iż może tym samym istnieć poza nim. Z punktu widzenia filozofii nie jest niedorzecznością, że duch ludzki może istnieć i poznawać bez organów fizycznych myśli. Wszystkie religie umieszczają w centrum swojej wiary życie ducha na tamtym świecie. Objawienie chrześcijańskie uczy, że Bóg, aniołowie, demony, dusze zmarłych w oczekiwaniu na zmartwychwstanie, są duchami bez ciała. Najwięksi filozofowie, nie tylko 8 Hornell Hart, docent Toward a New Philosophical Basis for Parapsychological Phaenomena, New York 1965. Robert Crookall z Uniwersytetu Aberdeen (Wielka Brytania), autor Out of body Experiences: a fourth analysis, New York 1970. Parapsychologowie tej szkoły, drugiej połowy naszego stulecia, przynależą do różnych uniwersytetów angielskich i amerykańskich. Wszyscy wyspecjalizowali się w badaniach OOBE. 37 chrześcijańscy (Platon, Arystoteles, Plotyn, św. Augustyn, św. Tomasz z Akwinu; filozofia grecka, arabska, hinduska, chińska, aż do współczesnych filozofów spiritualistów) utrzymują, że jest to logiczne wytłumaczenie na podstawie analiz modalności myśli i świadomości ludzkiej. Sama parapsychologia naukowa - jak to widzieliśmy - przedstawia akty poznawcze (rekognicja, prekogni-cja, telepatia, jasnowidztwo), które się dokonują poza zmysłami i systemem nerwowym. Duch więc, oddzielony od ciała fizycznego, może posiadać pewien rodzaj innego ciała9. Szkoła Hart-Crookalla utrzymuje za rzecz możliwą, że w bilokacjach (a więc również po śmierci) umysł używa jako nośnika i sposobu przejawiania ciała zwanego „paraso-matycznym" (dawniej „ciało eteryczne", lub „dubler"), bardzo lekkiego i - normalnie, ale nie zawsze - niewidzialnego (o naturze prawdopodobnie bioelektrycznej, złożonego z promieniowania lub cząsteczek infra-atomowych, może w relacji z aurą promieniowania, odkrytą przez naukowców sowieckich dzięki pomieszczeniu Kir-liana?). Tego rodzaju ciało somatyczne, według licznych doświadczeń podmiotów o odpowiednich uzdolnieniach, niezależnych od siebie (Salvan Muldoon, Oliver Fox, Córa Richmond, Blue Harary, profesor Whiteman, Ingo Swann, Robert Monroe itd.), normalnie miałoby być przeniknięte ciałem fizycznym, wychodząc z niego przez głowę na początku OOBE - według pewnych modalności określonych w dwóch stadiach - i powracając doń według sposobu ustalonego i jednakowego dla wszystkich. Hipoteza ciała parasomatycznego ułatwia wytłumaczenie OOBE ze zjawieniem naocznym - podczas którego sobowtór jest postrzegany jako kształt zajmujący miejsce fizyczne, przybierający różny wygląd w zależości od różnych punktów obserwacji - oraz wówczas, gdy wykonuje czynności ze skutkami fizycznymi. Pomaga również zrozumieć liczne autentyczne przypadki poltergeistu i tele-kinezy, podczas których sobowtór ludzki porusza lub przekształca 9 Od tłumacza: taką możliwość pośrednio potwierdza Magisterium Kościoła. Kongregacja Doktryny Wiary w dokumencie: „Epistula (...) de ąuisbusdam ąuaestionibus ad escha-tologiam spectantibus" w dniu 17 maja 1979 r., przypominając klasyczne sformułowanie dogmatyczne o nieśmiertelności duszy i zmartwychwstaniu ciała, jakie się dokona na Sądzie Ostatecznym, sugeruje że dusza odłączona od ciała ma jakąś formę zaczątkowej cielesności. W dokumencie powyższym czytamy: „Kościół stwierdza dalsze istnienie i życie - po śmierci - elementu duchowego, obdarzonego świadomością i wolą w taki sposób, że ja ludzkie trwa nadal (...) dusza trwa między śmiercią a zmartwychwstaniem, nie mając swojej pełnej cielesności". W oryginalnym tekście dokumentu użyto sformułowania: „completo sui corporis carrens". Jeśli bowiem nie ma pełnej cielesności, to implicite oznacza, że jakąś formę cielesności posiada. Nie znamy tylko jej natury. 38 przedmioty odległe od swojego ciała fizycznego. Znany parapsycholog i fizyk, William Crookes, mógł wykazać doświadczalnie, za pomocą aparatury, istnienie energii bioelektrycznej, emanującej z ciała, co pozwoliło Danielowi Daglasowi Home na telekinezę (poruszanie przez myśl i wolę* przedmiotów bez dotykania - przyp. tłum.). To samo doświadczenie wykonał W. John Crawford, również parapsycholog i fizyk, na medium Kathleen Goligher10. Przyjęcie ciała parasomatycznego - poza pewnym sposobem wyjaśnienia, czy też ułatwienia zrozumienia prawdziwych zjawień żyjących i zmarłych - odpowiadałoby biblijnemu pojęciu, ukazującemu również po śmierci człowieka jego nierozerwalną psychofizyczną jedność. W oparciu o takie antropologiczne ujęcie świętego tekstu, dzisiaj bardziej powszechne dzięki postępowi studiów biblijnych, wszyscy wybitniejsi teologowie współcześni utrzymują, że po śmierci nie żyje tylko sama dusza, ale - w pewnym sensie - cały człowiek, czyli dusza złączona z „czymś ze swojego ciała", jak się wyraża, między innymi, Karl Rahner. Z drugiej strony ciało parasomatyczne odpowiada mentalności naukowców, którzy - przyzwyczajeni do studiowania wzajemnych oddziaływań psychosomatycznych między myślą a strukturą biologiczną- z dużym oporem przyjmują aktywność psychiczną OOBE, lub po śmierci, całkowicie pozbawioną substratu fizycznego. Czy przyjmuje się ten, czy inny nurt, w obydwu wypadkach OOBE pozwalają nam zerknąć na jakiś szlak „Wielkiego Kraju", do którego wejście już spostrzegliśmy, przekonując się o możliwości moralnego doskonalenia - już w kolejce oczekujących - jakości owego sposobu myślenia i działania, od którego logicznie będzie zależał stan duszy po opuszczeniu tego świata. L 10 Por. Crookes W., Experimental Investigations on Psychic Force, Gillman, Londyn 1871; oraz relacja w: „Cjuarterly Journal of Science" styczeń 1874; Crawford W.J., The Quality of Psychic Phenomena, Londyn 1916, s.243 nn. Crookes i Crawford byli najwybitniejszymi fizykami angielskimi w owych czasach. 39 DOKUMENTACJA A. BILOKAC JE W BIBLII? Wiarygodność historyczna życiorysów, z których korzystam Wielu-również chrześcijan wierzących i praktykujących-myśli, że żywoty świętych są opowieściami wprawdzie budującymi, ale nudnymi i pozbawionymi zmysłu krytycznego, jak również nie mającymi wiele wspólnego z dokładnością historyczną. Są po prostu dziełami naszpikowanymi legendarnymi cudami, tak że trudno znaleźć w nich coś, co mogłoby wesprzeć naszą wiarę. Takie uogólnienie i powierzchowne osądzanie wszystkiego z przeszłości nie jest jednak rzeczą rozumną i moralną, ponieważ oznacza przypisywanie wszystkich braków małej części i odrzucanie tego z historii, co jest w niej najbardziej wspaniałe i budujące. Na szczęście hagiografia legendarna i fantastyczna rozwijała się słabiej, niż to się powszechnie uważa. Prawdopodobnie była uznawana - przynajmniej przez osoby wykształcone - za element poetycki i ornamentacyjny. Należy przyznać, że owe nadbudowy mityczne, obfitujące w okazałe i spektakularne cuda, pochodzą zawsze z późniejszych wieków, a ich pobożnym celem była gloryfikacja świętych. O wielu z nich posiadamy jednak świadectwa im współczesne, utrwalone na piśmie przez naocznych świadków, które - ze względu na ich uczciwość, wnikliwość, dokładność i zgodność z innymi przesłankami owych czasów - nie ustępują w niczym najlepszym dokumentom historycznym. ; .- r* ^ Należy przyznać, że w Kościele nigdy nie brakowało osób wykształconych i bezstronnych, poszukujących zwięzłej prawdy i odsiewających świadectwa prawdziwe od fałszywych, będących uczniami świętych, pragnących zachować niewypaczone wspomnienie o swoich mistrzach. Od XIII wieku rozpoczęły się procesy kanonizacyjne świętych, prowadzone z niezwykłą surowością, w atmosferze pozbawionej jakiegokolwiek entuzjazmu. Starożytność i Średniowiecze posiadały teksty biograficzne świętych, które nawet najsurowsza krytyka powinna darzyć pełnym zaufaniem. Właśnie tego rodzaju teksty wyszukałem i dobrałem, wybierając tylko pisarzy poważnych, rozważnych i współczesnych opisywanym faktom. Kilka opowiadań zostało zaczerpniętych z Acta Sanc-torum („Dzieje Świętych" - przyp. tłum.), serii wydawniczej tomów 43 zawierających biografie historyczne świętych, opublikowane przez stowarzyszenie naukowe ojców jezuitów, nazywanych Bollandys-tami od nazwiska swojego założyciela Jeana Bollanda. Od początku 1643 do 1987 r. wyszło 66 tomów zawierających biografie tych świętych, których wspomnienia obchodzi się w pierwszych jedenastu miesiącach roku. Celem tego dzieła jest odróżnienie wiarygodności tekstów hagiograficznych i oddzielenie od nich legend, a następnie opublikowanie biografii pisanych przez autorów poważnych i współczesnych, opierających się na świadkach naocznych1. Prawdopodobne „odwiedzenie w duchu" przekazane w Biblii • Pewnego przykładu „wizyty w duchu" można dopatrzyć się w Księdze Ezechiela (Ez 8-11). Opisane fakty znajdują się w centrum orędzia prorockiego Ezechiela, głoszonego przed zniszczeniem Jerozolimy. Według tego Proroka głównym grzechem Izraela jest bałwochwalstwo, a jego szczytem są praktyki dokonywane nawet w świątyni jerozolimskiej. „Wizyta w duchu" Ezechiela w świątyni jerozolimskiej miała miejsce we wrześniu 592 roku przed Chrystusem, podczas gdy prorok znajdował się na wygnaniu w Tell Abib (Wzgórze Kłosów) w pobliżu Babilonu. Podaje on dzień (piąty), miesiąc (szósty, czyli Elul babiloński, odpowiadający sierpniowi-wrześniowi) i rok (szósty po jego deportacji w 598 r.), jak również miejsce (swój dom w Tell Abib), oraz osoby znajdujące się w nim (starsi deportowani z Judei), by w ten sposób wykazać, że chodzi o fakt historyczny, który wywarł znamienny wpływ na jego życie. Wymienia dokładnie i drobiazgowo miejsca w świątyni oraz to, co w niej się działo, a między innymi nawet imię pewnej osoby, którą znał. Podczas odwiedzin starszych u Ezechiela, siedzących z nim i rozmawiających, prorok został ogarnięty ekstazą i ujrzał siebie przenoszonego między niebem i ziemią, aż do świątyni w Jerozolimie. Słowa, jakich używa, wyraźnie wskazują na przeniesienie, podróż, zmianę miejsca: „uchwycił mnie", „podniósł mnie w górę", „zaprowadził" (hebrajskie lokach i naśa, greckie analambdno i ei-sdgo: wziąć, podnieść, zabrać ze sobą, nieść w górze, wprowadzić). Są to słowa używane w opowiadaniu o porwaniu Henocha i Eliasza Por. Enciclopedia Cattolica (EC), hasło „Bollandisti". 44 (Syr 49,14; 2 Krl 2,11; Syr 48,9; 1 Mch 2,58), wyraźnie inne od odnoszących się do wizji bez podróży (hebr. raah i khazah, greckie hordo, hórama, thedmoi, theoreo: widzę, obserwuję, patrzę, kontempluję). W odróżnieniu od innych wizji o treści wyłącznie symbolicznej Ezechiel tym razem widzi fakty konkretne i realne, jakie mają miejsce w Jerozolimie: w przedsionku, bramy wewnętrznej po stronie północnej widzi posąg Aszery, bogini Fenicjan, rodzaj Wenery, umieszczony w świątyni przez Manassesa, określany tu mianem „bożka zazdrości" (2 Krl 21,7). Ezechiel zaprowadzony został ku wejściu na dziedziniec, przekroczył je i ujrzał otwór w murze. W wizji poszerza go i trafia na drzwi prowadzące do wielkiej komnaty. Jej ściany i wszystko wokoło było zapełnione wyrysowanymi wyobrażeniami bóstw i wszelkiego rodzaju postaciami zwierzęcymi, naśladującymi kult egipski (por. Jr 37,6 nn). Na dworze uległego Sedecjasza, jeszcze królującego w Jerozolimie, wpływ Egiptu był bardzo silny. Przed tymi wizerunkami zwierząt stało siedemdziesięciu mężów ze starszyzny izraelskiej z kadzielnicami w rękach. Ezechiel rozpoznał wśród nich Jaazaniasza, syna Szafrana. Następnie, w wejściu do świątyni widział kobiety opłakujące Tammuza, asyryjsko-babilońskiego boga zboża. Lament kobiet opłakujących śmierć boga od ostrza sierpa był cechą charakterystyczną dorocznego święta, jakie obchodzono w Asyrii i Babilonii podczas przesilenia letniego. Pomiędzy przedsionkiem świątyni a ołtarzem znajdowało się około dwudziestu pięciu mężów, odwróconych tyłem do świątyni Pańskiej, z twarzami skierowanymi ku wschodowi, oddających pokłon Szamaszowi, bogu słońca. Również ten kult asyryjsko-babiloński wprowadził do świątyni Manas-ses. Choć zakazał go Jozjasz, kult został jednak przywrócony, co właśnie ujrzał Ezechiel (por. 2 Krl 23,32.37; 24,9.19). Prorok towarzyszył też karaniu Jerozolimy, dokonującemu się w formie symbolicznej, ponieważ było to wydarzenie przyszłe. Potem opisuje: „duch uniósł mnie i zaprowadził z powrotem w Bożym zachwyceniu do zesłańców z ziemi chaldejskiej i tak skończyło się widzenie, które miałem. Następnie opowiedziałem zesłańcom wszystkie te sprawy Pana, które mi On pozwolił widzieć" (Ez 11,24-25). Ezechiel stara się wyrazić to, czego doświadczył: była to podróż, ponieważ Duch go „uchwycił" i „zaprowadził", on zaś widział dokładnie miejsca i konkretne sceny, a więc rzeczywiście udał się do Jerozolimy i rzeczywiście powrócił do Tell Abib. Jednak nie podróżował w ciele, gdyż wszystko to dokonywało się „w wizji", „w 45 1 duchu Pańskim", a starsi widzieli go wśród siebie w ekstazie. Podróżował więc duchowo; świadomość oddzieliła się od jego ciała; poszedł, widział i powrócił. Możliwość wyjścia z ciała w tym życiu według Nowego Testamentu W Nowym Testamencie „podróż w duchu" może odnosić się do opowiadania o kuszeniu Jezusa, w którym znajdujemy wyrażenia dotyczące przeniesienia z jednego miejsca na drugie, nie występujące w opisach normalnych wizji. „Wziął Go do Miasta Świętego", „postawił na narożniku świątyni" (Mt 4,5); „wziął Go na bardzo wysoką górę" (Mt 4,8); te same wyrażenia znajdujemy w Ewangelii według św. Łukasza. Z pewnością była tym podróż Pawła, o której wspomina w Drugim Liście do Koryntian: „Znam człowieka w Chrystusie, który przed czternastu laty-czy w ciele-nie wiem, czy poza ciałem-też nie wiem, Bóg to wie, został porwany aż do trzeciego nieba. I wiem, że ten człowiek-czy w ciele, nie wiem, czy poza ciałem, (też nie wiem), Bóg to wie-został porwany do raju i słyszał tajemne słowa, których się nie godzi człowiekowi powtarzać" (2 Kor 12,2-3). Paweł czuł się pociągnięty, „porwany"; był więc całkowicie bierny. Chociaż był z całą pewnością przekonany o prawdziwości zdarzenia, nie wiedział, czyjego dusza była rzeczywiście oddzielona od ciała i „porwana", tylko ona (co właśnie zachodzi w bilokacji lub podczas podróży w duchu), czy też cała osoba, ciało i dusza (zjawisko, które określane jest w tradycji chrześcijańskiej mianem „lewitacji"). Nie trzeba tu wyjaśniać, że raj jest tylko stanem duszy, bez żadnego określonego miejsca przestrzennego. Paweł jednak mówi o miejscu, jako że wątpi, czy został porwany z ciałem. Apostoł zatroszczył się o podanie daty - przed czternastu laty - widocznie w celu lepszego podkreślenia rzeczywistości i prawdziwości owego zdarzenia, albo też zaznaczenia, że owa podróż stanowiła bardzo ważny moment w jego życiu. Używa terminu greckiego harpddzo, który oznacza „uchwycić siłą", „porwać kogoś", by w ten sposób wskazać na potężne działanie Boga i zmianę miejsca (ten sam termin użyty jest w: 1 Tes 4,17; Dz 8,39; Ap 12,5). Słowa: „czy w ciele - nie wiem, czy poza ciałem - też nie wiem", dobrze wyrażają doświadczenie ciała duchowego, o którym mówią święci ojcowie, gdy ktoś doznaje tego po raz pierwszy. W rzeczywistości, gdyby Paweł w swoim „porwaniu" doznawał objawienia czysto 46 umysłowego i duchowego, nie widząc miejsca i osób w postaci ludzkiej, jak i również swojego ciała, z pewnością by nie wątpił, czy został porwany z ciałem. Gdyby natomiast widział własne ciało z tymi samymi właściwościami, jakie posiadało na ziemi (ciężkość, spoistość, możliwość chodzenia, niezdolność zjawienia się i zniknięcia itp.), jeśliby doznawał - odnośnie do przedmiotów fizycznych-zwykłych odczuć wzrokowych, słuchowych itd., byłby pewny, że został porwany z ciałem. Musiał więc widzieć postacie ludzkie i siebie samego z cechami „ciał duchowych". Stąd wątpliwość Pawła zdaje się wykazywać, że jego podróż odbyła się z „ciałem duchowym", którego on jeszcze nie znał, i nie wiedział, że może je posiadać. W każdym razie Paweł z tą wątpliwością przyjmuje możliwość, że - nie umierając - dusza zostaje porwana poza ciało mając władzę poznawania i życia poza nim. W Ewangeliach ujawnia się powszechne wierzenie wszystkich czasów w możliwe zjawienia żyjących Podczas chodzenia Jezusa po wodzie (Mt 14,22-23; Mk 6,45-52; J 6,16-21) uczniowie wiedzieli, że On żyje (widzieli Go kilka godzin temu), rozpoznawali Go od początku, dostrzegali, jak idzie z dala po wodzie. Rzeczywiście, nie czytamy, że „ujrzeli kogoś lub coś chodzące po morzu", lecz „uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze..." (Mt 14,25-26). Marek ten opis uściśla: „Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy..." (Mk 6,49-50). Jan zaś wyjaśnia: „Ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się" (J 6,19). Wiedzieli więc, że to jest Jezus, mniemali jednak, iż widzą Jego „phantasma" (zjawę, od greckiego phantddzomai: zjawiam się, francuskiego fantóme, spolszczone fan tom, inaczej sobowtór; przyp. tłum.). Jezus uspakaja ich, że jest to On z ciałem i kośćmi, a nie zjawą kogoś żyjącego. Zjawieniem, które-będąc w najwyższym stopniu niezwykłe i przypominające stan zmarłych-wzbudzało i wzbudza zrozumiałe przerażenie. Rozpatrzmy teraz pierwsze zjawienie się Jezusa zmartwychwstałego zgromadzonym apostołom. Wiedzą już oni, że Mistrz 47 powstał z martwych i jest żywy, ponieważ widziały Go pobożne niewiasty, Piotr i Jan znaleźli pusty grób, a uczniowie z Emaus opowiedzieli o spotkaniu i rozmowie z Nim (Łk 24,36-43; J 20,19-23). Mimo to Jezus nie przybywa stukając w drzwi, nie wchodzi normalnie, lecz zjawia się, czyli ukazuje się niespodziewanie, podczas gdy drzwi są zamknięte. „Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha" (Łk 24,37). Nie myśleli jednak o widmie zmarłego, lecz o zjawieniu się żyjącego, o „ciele duchowym", tak że Jezus musiał dać się im dotknąć i jeść z nimi, by wykazać, że posiada swoje ciało fizyczne2. :• W dwunastym rozdziale Dziejów Apostolskich znajduje się opis cudownego uwolnienia Piotra z więzienia króla Heroda (Dz 12, 1-19). „Po zastanowieniu się poszedł do Marii, matki Jana, zwanego Markiem, gdzie zebrało się wielu na modlitwie". Wszystkie te osoby myślały, że Piotr znajduje się żywy w więzieniu. Skoro tylko zakołatał do drzwi wejściowych, zbliżyła się do nich dziewczyna o imieniu Rode i nasłuchiwała. „Poznała głos Piotra i z radości nie otworzyła bramy, lecz pobiegła powiedzieć, że Piotr stoi pod bramą. »»Bredzisz«« - powiedzieli jej. Ona jednak upierała się przy swoim. »»To jest jego anioł«« - mówili. A Piotr kołatał dalej". Słowo „anioł" nie jest zapewne najlepsze na określenie tego, kto się pojawił, gdyż kieruje myśl ku aniołowi stróżowi. W rzeczywistości, dggelos (w tym układzie spółgłosek pierwsze „g" czyta się jak „n"; przyp. tłum.) w mowie powszechnej owych czasów odpowiadał pojęciu daimon i pneuma, które to terminy mogły określać bez różnicy „ducha" lub „duszę", zjawiające się, anioła niebieskiego, albo też „fantazmę" czy „zjawienie"3. ^ - ¦>: Istotnie, podczas gdy wierzenia ludowe zawsze przypisywały zjawiającemu się zmarłemu lub żyjącemu ten sam głos osoby, którą przedstawiał, nigdy nie istniało wierzenie, by anioł stróż posiadał wygląd lub głos osoby, nad którą roztaczał opiekę. ^ Można więc przypuszczać, że w związku z tym poglądem rozpowszechnionym wśród ludu, iż człowiek żyjący może się zjawić, uczniowie, myśląc o żywym Piotrze w więzieniu, mniemali: To jest „phantasma" Piotra. 2 Nie oznacza to, że ciało Chrystusa Zmartwychwastałego nie różniło się od ciała biologicznego przed zmartwychwstaniem. Jezus miał ciało to samo, lecz nie takie same, gdyż przeistoczone, nieśmiertelne, nie podlegające prawom przestrzeni i czasu. 3 Por. Słownik grecko-polski, pod redakcją Abramowiczówny Z., Warszawa 1958, t.I,s.49O; Warszawa 1962, t.III, s.563; Warszawa 1965, t.IV, s.495 (przypis zastąpiony przez tłumacza). . ¦...¦¦. 48 Dlaczego \A\0kac3e są uznawane za zjawisko rzadkie? Opowiadania o zdarzeniach bilokacyjnych nie należą do najczęstszych. Częściej poświadczane są zdarzenia paranormalne. Odnośnie do świętych, może to zależeć od ich oporu względem rozpowszechniania wieści o wydarzeniach, które zwracają na nich uwagę. Rzeczywiście, podczas gdy uzdrowienia i inne cuda nie dają się ukryć, wizyty w duchu - obejmujące większą część zdarzeń bilokacyjnych - mogą być dokonywane tak, że ich nikt nie widzi. Zresztą, cóż to byłby za święty, który by rozgłaszał wieści o swoich bilokacjach, chyba że byłoby to konieczne lub bardzo pożyteczne dla dobra duchowego bliźnich. Również ludzie zwyczajni, którzy doznawali podobnych doświadczeń, odczuwają głębokie zakłopotanie wobec ich ujawnienia. Większość rozmówców Moody'ego i Saboma wykazało, że o swoich doznaniach pozacielesnych nie mówili nikomu z obawy, by nie spotkać się ze sceptycyzmem, drwinami czy też podejrzeniem o chorobę umysłową4. W wiekach przeszłych, strach, by nie zostać uznanym za nawiedzonego lub szaleńca, wzrastał wobec posądzania o konszachty z diabłem. Potocznie i powszechnie uważano, że bilokacja była pojmowana jako „contradictio in terminis", czyli po prostu za dzieło demona. Opinia ta powodowała, że wiele tego rodzaju zdarzeń było wykreślanych z biografii świętych, nawet z tych, które obfitowały w cuda mało wiarygodne. W końcu należy zwrócić uwagę na strach, jaki w wielu wzbudza patrzenie twarzą w twarz komuś z „tamtego świata", lub na jakiekolwiek odniesienie do niego. Uzdrowienia i inne cuda świętych przyjmowane są życzliwie, ponieważ przywracają zdrowie i różne dobra doczesne, do których istota ludzka jest silnie przywiązana. Bilokacja natomiast, owo wyjście z ciała, by stać się „fantomem", przypomina za bardzo bezpośrednio śmierć, wzbudzając u większości ludzi obrzydzenie, tak że podczas gdy niektórzy uczciwie i odważnie świadczą o tego rodzaju zdarzeniach, inni usiłują pomniejszać ich znaczenie lub po prostu odrzucić. Można to stwierdzić w licznych żywotach świętych, których opisy, dotyczące tego rodzaju faktów, w dalszych przekazach zostały powtórzone za pierwszym biografem. Moody R., dz.cyt.; Sabom M., Dai confini delia vita, Milano 1982. 49 B. BILOKACJE ŚWIĘTYCH 1. Św. Ambroży z Saintes odwiedza w duchu św. Marcina z Tours (8 listopada 397 r.). Św. Grzegorz z Tours w Cudach świętego Marcina opowiada: „W tym czasie błogosławiony Ambroży, który dziś rozsiewa po całym Kościele zapach kwiatów swoich głoszonych słów, był biskupem Mediolanu. Miał on zwyczaj sprawować liturgię niedzielną w ten sposób: lektor przychodził ze swoją księgą, ale jej nie czytał, jeżeli święty nie dawał znaku. Zdarzyło się kiedyś w niedzielę, że po przeczytaniu Proroków, kiedy lektor znajdował się przy ołtarzu, by przeczytać lekturę św. Pawła, wielce błogosławiony Ambroży zasnął, z głową opartą na ołtarzu. Nikt nie miał odwagi go obudzić. Uczyniono to dopiero, gdy minęły dwie czy trzy godziny, mówiąc: Już minęło wiele czasu, rozkaż lektorowi, by czytał, lud oczekuje i jest zmęczony. Błogosławiony Ambroży odpowiedział: Nie przeszkadzajcie mi, dobrze mi było tak spać, ponieważ Pan pokazał mi cudowną rzecz. Wiecie, że mój współbrat kapłan Marcin wyszedł ze swego ciała, a ja złożyłem mu hołd podczas jego egzekwii, pełniąc moją posługę. Tylko „Capi-tellum" nie skończyłem, gdyż mnie zbudziliście. Oni usłyszawszy to, zadziwieni i osłupiali, zapamiętali dzień i godzinę, i poczyniwszy poszukiwania odkryli, że w owym dniu i godzinie, jak błogosławiony Ambroży powiedział, odprawiał on (w Candes) egzekwie św. Marcina5. Fakt ten należy uznać za historyczny, chociaż św. Grzegorz z Tours żył o wiele później. Św. Grzegorz z Tours (538-594), biskup Tours i sumienny kronikarz, napisał Historię Franków - dzieło o kapitalnej doniosłości, dokładny obraz obyczajów i wydarzeń z dwu poprzednich wieków - wykorzystując dokumenty o wiele wcześniejsze. W Cudach świętego Marcina bez wątpienia sięga do kronik o sanktuarium-grobie św. Marcina, ponieważ przytacza dokładnie imiona osób i nazwy miejsc, okoliczności i szczegóły uzdrowień podobnych do siebie, w rzeczy samej widowiskowe, które - dlatego, że monotonne i specyficzne - wskazują na wierność dokumentom. ' Gregorio z Tours, De miraculis S.M., 1.1., rozdz.5; cyt. W: Acta Sanctorum - („Akta Świętych", odtąd skrót: AS - przyp. tłum.)., sierpień Vi, 213. Św. Marcin ( 316-397 ) był wielkim apostołem Galii i założycielem życia monastycznego na Zachodzie. Słowa w nawiasie (w Candes ) są moje. 50 Św. Marcin z Tours zmarł 8 listopada 397 roku, podczas gdy św. Ambroży, biskup Mediolanu, 4 kwietnia tego samego roku. Ambroży więc z naszego opowiadania nie był Ambrożym z Mediolanu. W tym samym czasie w Saintes, nazwanym „Mediolanum Santonum", biskupem był inny święty, również o imieniu Ambroży, który przewodził diecezji od 390 do około 430 roku6. Saintes znajduje się w Saintonge, przy ujściu rzeki Charente, 210 km w prostej linii w kierunku południowo-zachodnim od Tours7. Św. Ambroży z Saintes musiał dobrze znać św. Marcina z tego względu, że ich diecezje były położone blisko siebie, jak również dlatego, iż św. Marcin miał związki z Saintes8 i z pobliskim Bordeaux, gdzie w 384 roku odbył się Synod (antypryscyliański), którym był bezpośrednio zainteresowany. Podmiotem więc bilokacji jest św. Ambroży z Saintes. Tak samo myśli redaktor Acta Sanctorum: „Pomylił się Grzegorz, przypisując Doktorowi Kościoła, Ambrożemu, biskupowi Mediolanu w Italii to, co znalazł i usłyszał o Ambrożym Sainteneńskim. Hipoteza ta okazuje się bardziej prawdopodobna niż cenzura tych, którzy uznawali przekaz Grzegorza za legendarny"9. Wracając do naszego urywka, jeżeli byłby on legendą, wówczas odcinałby się od wszystkich innych w sposób niepojęty z punktu widzenia historycznego, ponieważ jest nie tylko pozbawiony elementów fantastycznych właściwych legendom, ale zwraca uwagę na zebranie i przekazanie z wielką dokładnością wszystkich cech charakterystycznych prawdziwej wizyty w duchu, tak jak ją znamy z wielu świadectw późniejszych, z całą pewnością historycznych. Cechy te to: podmiot widziany przez innych w swoim ciele fizycznym, uśpionym (sen ekstatyczny); posiada świadomość udawania się w duchu gdzie indziej; przypomina sobie, że widział i słyszał to, co się działo na miejscu wizyty; jako pierwszą zbieżność świadectwa przekazuje dokładną, nieznaną nikomu wiadomość (śmierć św. Marcina); drugą zbieżnością jest fakt, że był widziany i słyszany na miejscu wizyty. 6 Greg. di Tours, De uirtutibus s.Martini, IV, 31. 7 AS sierpień VI, 212. 8 Vita Bibiani, w: Monum. Germ. Histor., Scriptores rer. merov. III, 94; AS, sierpień VI, 212; Biblioth. SS., hasło: „Ambroggio di Saintes". 9 EC (skrót: Enciclopedia Cattolica), hasło: „Saintes". AS, sierpień, VI, 212. 51 2. Curma w stanie przedśmiertnym widzi Hipponę i Augustyna: Afryka Prokonsularna (około 410 r.). Jest to przypadek „podróży w duchu", przytoczony przez św. Augustyna, podczas którego podmiot - poza miejscami i osobami pozaziemskimi - widzi miejsca i osoby z tego świata, które następnie rozpoznaje. „Są ludzie - pisze Augustyn - którzy znajdując się w stanie wyjątkowym życia zmysłów, o wiele bardziej przyciszonym niż podczas snu i prawie zbliżonym do nicości - widzą w tym stanie osoby żyjące i zmarłe. W pobliżu Hippony, w mieście Tullo, żył pewien duumuir miasta (rodzaj burmistrza, odpowiadającego władzą konsulom, przyp. tłum.) o imieniu Curma. Popadł on w jakąś chorobę, podczas której pozostawał przez kilka dni nieprzytomny, przypominając zmarłego. Nie wykazywał żadnych innych oznak życia, jak tylko bardzo lekki oddech, który ledwo można było wyczuć, przykładając dłoń do jego nosa. Tylko z tej przyczyny nie został pogrzebany. Był jakby umarły. Nie czynił żadnego ruchu, ani też nie przyjmował pokarmu. Na nic, cokolwiek z nim czyniono, nie reagował, tak jak gdyby nic nie czuł. A jednak, będąc w letargu, widział rzeczy, o których potem opowiedział, jakby je widział, będąc żywym. Zaledwie otworzył oczy, rzekł: »Idźcie do Curmy kowala, by się dowiedzieć««. Poszli i dowiedzieli się, że - dokładnie w chwili, gdy duumuir Curma powrócił w siebie - Curma kowal zmarł. Powiedział więc obecnym, że w tym samym momencie, w którym został on odesłany z tamtego świata, kowal otrzymał rozkaz zjawienia się w miejscach przeznaczonych dla umarłych. W letargu widział on, że umarli byli traktowani według zasług. Wśród nich widział kilku, których znał jako żyjących. Widział również kilku, którzy jeszcze żyli, a których poznał później. Między nimi różnych kleryków ze swojego miasta, a także mnie. W końcu ten duumuir, po ujrzeniu wielu rzeczy, został wprowadzony do raju, a tam mu powiedzieli, odsyłając z powrotem: »Idź ochrzcić się, jeśli chcesz szczęśliwości sprawiedliwych*. I on poszedł. I został ochrzczony przeze mnie, będąc cały czas w wizji. Napomniany później, by poszedł i odszukał mnie w celu otrzymania chrztu, odpowiedział, że już go otrzymał. Rzekli mu więc: »Idź i daj się ochrzcić rzeczywiście, gdyż uczyniłeś to w wizji«. Święto Paschy było bliskie, i on - nie dając się poznać - zapisał się razem z innymi katechumenami, nie wyjawiając swoich wizji nikomu, nawet mnie. 52 Otrzymał więc chrzest i po świętach powrócił do domu. Minęło więcej niż dwa lata, gdy dowiedziałem się o wszystkim, najpierw od jednego z moich przyjaciół, który był również przyjacielem duum-vira Curmy; potem od niego samego, którego wezwałem, by mi wyjaśnił w szczegółach ową tak niezwykłą chorobę, jaka na kilka dni wprowadziła go w grono umarłych. Skłoniłem go również do opowiedzenia mi o Curmie kowalu, o którym mówiłem wcześniej, a w końcu do wyjawienia mi w szczegółach tego wszystkiego, co mu się przydarzyło. Uczynił to w obecności kilku swoich współmieszkańców, którzy przypominali sobie i zapewniali, że wszystko to, co mówił nie różniło się w niczym od tego, co słyszeli wówczas. A więc, jak widział on swój chrzest, mnie, Hipponę, bazylikę i chrzcielnice, nie w rzeczywistości, ale w obrazach, które je przedstawiały, tak samo... widział również zmarłych"10. Opowiadanie to ma wartość historyczną, ponieważ zostało napisane w 421 roku przez samego Augustyna, w kilka lat po faktach. Jest to przypadek przedśmierci i wydaje się, że podmiot nie zjawił się nikomu, ale pewna zbieżność wynika z faktu, że on - po wyjściu ze śpiączki - opisał miejsca i osoby, które widział tylko w duchu, a które odpowiadały jego opisowi. 3. Św. Seweryn z Norikum, żyjący, zjawia się Amancjuszowi (około 470 r.). Młody jeszcze Seweryn udał się na Wschód, wiedziony pragnieniem zdobycia doskonałości. Wskutek nadprzyrodzonego wezwania - około 455 roku - przybywa do Norikum (obszar dzisiejszej Austrii), gdzie apostołował prawie trzydzieści lat. Zmarł 8 stycznia 482 roku. Był to mąż głębokiej pobożności, prowadzący surowy tryb życia, dbały o dobro dusz ubogich i więźniów, którego świętość potwierdziły liczne cuda. Z Favianis (koło dzisiejszego Mautern nad Dunajem) uczynił ośrodek swojego apostolatu. Biografia została napisana przez jego ucznia, Eugippusa w 511 roku. Oparł się on na wspomnieniach osobistych i oświadczeniach tych, którzy byli najbliższymi świadkami jego życia. ,;, Eugippus tak pisze: „Między Dunajem a Oenem, w pobliżu Patawii, Seweryn zbudował celę, w której często przebywał. Mieszkańcy tego miasta przychodzili do niego z powodu częstych napadów Alamanów. Król De cum pro mortuis, rozdz. 12. Patrologia Latina, t.40, s.600. 53 Gibuld czcił go i miłował (...) Sługa Boży, otrzymawszy od króla przyzwolenie, by żądał od niego wszystkiego, czego pragnie, poprosił go o ochronę swojego ludu przed zniszczeniami dokonywanymi przez Rzymian oraz o uwolnienie jeńców, których uprowadzili jego wojownicy. Aby król mógł spełnić jego życzenie, poprosił, by Seweryn przysyłał mu swojego przedstawiciela. Wysłano do króla diakona Amancjusza. Po wielu dniach oczekiwania nie został on jednak przedstawiony królowi. Nie mogąc wypełnić swojej misji, Amanc-jusz wracał ogarnięty smutkiem. Lecz oto na drodze przed nim zjawia się postać mająca wygląd Seweryna, która groźnie rozkazała mu iść za sobą. Seweryn szedł pełen lęku, aż stanął przed bramą króla. Tu, ku wielkiemu jego zdziwieniu, postać zniknęła. On zaś został przyjęty przez ministra króla, któremu przedłożył listy. Powrócił stamtąd z prawie siedemdziesięcioma jeńcami i obietnicą, że król, wizytując ten obszar, odeśle wolnymi również innych jeńców, których znajdzie1. Mimo znamiennego trwania zjawienia, opowiadanie to nie przedstawia zbytniej wartości dla naszej tezy, ponieważ nie wiemy, czy Seweryn był świadomy swego ukazania się, i czy rozmawiał przy tej okazji z Amancjuszem. 4. Św. Seweryn odwiedza w duchu Maksyma Norkijskiego (około 470 r.) Eugippus przekazuje: „W tym samym czasie Maksym Norkijski, o którym wspominaliśmy powyżej, wyruszył w długotrwałą podróż odważnie, z niezachwianą pobożnością. Rozpalony żarem wiary, w środku zimy, kiedy to drogi tej okolicy zawalone były lodem i śniegiem, szedł do błogosławionego Seweryna, niosąc ubrania, jakie wspólnoty chrześcijańskie w Norikum zebrały dla więźniów i ubogich. Kiedy dotarł do najwyższych Alp, spadło tyle śniegu, że musiał wraz z towarzyszami podróży schronić się w głębokiej szczelinie, pod wielkim drzewem, lękając się o swoje życie. W tym czasie ich przewodnik drzemiąc, ujrzał stojącego męża Bożego, który do nich mówił: „Nie lękajcie się! Idźcie dalej drogą, którą obraliście". Ożywieni tym objawieniem ruszyli, skłonieni bardziej wiarą niż siłami ciała. I oto jawi się im znak boski: ogromny niedźwiedź. Idąc Kapłan Eugippus, Vita di Severino, w: AS, styczeń I, s. 491 54 przed nimi w pewnej odległości, zaczyna pokazywać im drogę, ra im przejście i przez około 200 mil wskazuje najlepsze ścieżki i przełęcze górskie. Niedźwiedź szedł przed nimi na taką odległość, jaka była konieczna do pozostawienia świeżych śladów. Tak więc, zwierzę to idąc przez szerokie przestrzenie nie zamieszkane przez nikogo, nie opuściło tych, którzy nieśli pomoc nędzarzom, ale ich prowadziło, jak tylko było to możliwe najlepiej, aż do pierwszych, domostw. Po wypełnieniu swej misji oddaliło się w innym kierunku (...) Kiedy powiadomiono sługę Bożego, kto przybywa - zawołał: „Niech będzie błogosławione imię Pańskie! Niech wejdą ci, którym została otwarta droga przez niedźwiedzia"/. Usłyszawszy te słowa, osłupieli, że mąż Boży wiedział o tym, co zaszło, choć tam był nieobecny"12. Znajdujemy tu pewną zbieżność świadectw między opowiadaniem podróżników i słowami Seweryna, który wiedział, co im się przydarzyło. Jednak zbieżność ta jest nikła. 5. Św. Benedykt odwiedza w duchu swoich mnichów (około 500 r.). Św. Benedykt żył między 480 i 547 rokiem, a jego żywot został opisany w 575 roku przez św. Grzegorza Wielkiego. W czasie zdarzenia święty przebywał w Montecassino, gdzie nawiedził mnichów z Terracinie. Fakt ten podobny jest do znanych zdarzeń historycznych i zasługuje na wiarę, ponieważ Grzegorz, zanim został papieżem, był benedyktynem i spotykał się z mnichami. Oni osobiście znali świętego Benedykta. ' Grzegorz tak opowiada: „Innym razem pewien mąż, pełny wiary, poprosił Benedykta, by wysłał swych uczniów do jego posiadłości, jaką miał w pobliżu Terraciny, do klasztoru. Ten zgodził się: wyznaczył mnichów, dał im ojca (przełożonego), wskazując, kto powinien być drugim po nim. Zanim wyruszyli, zlecił im: »Idźcie, a ja w tym i tym dniu przybędę i wskażę wam, w którym miejscu wybudujecie kaplicę, gdzie refek-torium, gdzie pomieszczenia dla gości i inne konieczne pomieszczenia«. Wyruszyli po otrzymaniu błogosławieństwa, oczekując określonego dnia i przygotowując wszystko, co było potrzebne na przybycie świętego ojca. Eugippo, Vita di Seuerino, w: AS, styczeń I, 493d. 55 W nocy, gdy zbliżał się brzask przyrzeczonego dnia, mąż Boży ukazał się we śnie temu, kogo ustanowił przełożonym, i jego zastępcy. Wskazał każdemu z osobna, ze wszystkimi szczegółami (subtiliter), miejsca, gdzie powinni budować. Zbudziwszy się opowiedzieli sobie wzajemnie o wszystkim, co widzieli we śnie. Ponieważ jednak nie dali pełnej wiary owej wizji (uisioni Uli) - wyczekiwali, że mąż Boży zgodnie z przyrzeczeniem przyjdzie osobiście.Kiedy jednak nie przyszedł, wrócili do niego zasmuceni, mówiąc: »Ojcze, czekaliśmy na twoje przybycie, jak przyrzekłeś, by pokazać nam, gdzie powinniśmy budować, ale ty nie przyszedłeś«. Odpowiedział im: »Dlaczego bracia, dlaczego mówicie w ten sposób? Ja przecież przybyłem!«. »Kiedy przybyłeś? - zapytano go». »Czyż nie ukazałem się wam - odpowiedział - gdyście spali i nie pokazałem wam, każdemu z osobna, miejsca? Idźcie i zbudujcie każdą część klasztoru tak, jak to słyszeliście w wizji«. Usłyszawszy to, pełni byli podziwu, a wróciwszy na wspomnianą posiadłość, wznieśli klasztor i każdą jego część dokładnie tak, jak to słyszeli w widzeniu13. Wydarzenie to jest znamienne. Benedykt przyrzekł odwiedzić mnichów i potwierdził, że to rzeczywiście uczynił. Stwierdził to, zanim opowiedzieli mu swój sen. Zjawienie albo paranormalny sen miały miejsce u dwóch osób jednocześnie, co wyklucza przywidzenie. Była to wyraźna „wizyta w duchu". 6. Św. Bernard z Tironu, żyjący, zjawia się pewnej niewieście i przepowiada jej śmierć (23 kwietnia 1117 r.). Św. Bernard z Tironu (1046-1117), opat i reformator benedyktyński, całe swoje życie walczył o odnowę życia monastycznego w Poitiers, Saint Savin i w końcu w Tironie, na pograniczu Bretanii i Maine, skąd reforma dała początek zgromadzeniu benedyktyńskiemu, które rozprzestrzeniło się na Francję, Niemcy, Anglię i Szkocję. Zasłynął dobrymi uczynkami, świętym życiem i miłością. Jego żywot opisał żyjący wówczas Gotfryd Wielki, który wiele rzeczy widział i słyszał. W kwietniu 1117 roku miało miejsce zdarzenie, które tak Gotfryd opisał: „Dwa dni przedtem, zanim mąż Boży przeniósł się do wieczności, pewna niewiasta imieniem Maria, umiłowana przezeń ze Gregorio Magno, Dialoghi, 1.2, rozdz. 22, w: Patrologia Latina, t.66, szp. 174 -175. 56 względu na swoje dzieła miłosierdzia, podczas modlitwy zapaliła świece przed licznymi relikwiami świętych w wieży zamku Nogent (Novigentum). Miała ona młodą córkę, którą mąż Boży polecił jej poświęcić Bogu. Kiedy Maria modliła się, nagle usłyszała silny łoskot, który ją przeraził. Wydobywał się z wielkiego relikwiarza. Jednocześnie zobaczyła procesję wielu mnichów, ubranych na biało - kierującą się z klasztoru (z Tironu) ku wieży, odległej przynajmniej trzy stadia -którą prowadził mąż Boży (Bernard), przybrany w szaty kapłańskie. Wystraszona, czekała na wynik niezwykłej wizji. Wieża zajaśniała wewnątrz światłem, jak gdyby w jej środku znajdowało się słońce. W ciągle nasilającym się blasku, wyznawca Boga, Bernard, stanął przed nią i - uśmierzając swoją obecnością jej strach - rzekł: »Pośpiesz się jutro z przybyciem do mnie ze swoją córką, ponieważ opuszczam ten świat. I wiedz, najdroższa, że jeśli się nie pospieszysz, nie zobaczysz mnie więcej«. Powiedziawszy to zniknął razem z blaskiem. Po powrocie do domu kobieta nie mówiła nic przez około dwie godziny, ku wielkiemu zdziwieniu domowników, którzy nagabywali ją, by powiedziała, co za nieszczęście się jej przydarzyło. W końcu opowiedziała wszystko po kolei. Następnego dnia, według nakazu sługi Bożego, w towarzystwie córki, udała się do niego i wobec tych, którzy byli obecni, powiedziała: »Oto przybyłam z moją córką, jak to mi przykazałeś»». »»Dobrze - odpowiedział sługa Boży - ponieważ gdybyś czekała jeszcze trochę, powróciłabyś bez pożegnania. Chcę, byś pozwoliła swojej córce wstąpić do klasztoru, czego mi aż do tej chwili odmawiałaś«. Matka odpowiedziała: »Chętnie, zgadzam się na wszystko, co dla twego serca ojcowskiego wydaje się słuszne«. Wówczas przyjął córkę i - pobłogosławiwszy matkę i innych - odprawił ich (...) Gdy ubywało mu coraz więcej sił i zbliżała się chwila odejścia, święty rozkazał opiekującym się nim, by poszli na spoczynek, ponieważ za długo przy nim czuwali. Pokładli się więc na ziemię i już zasypiali, gdy zbudził ich jego głos i usłyszeli, że z kimś rozmawia. Przybyło doń mnóstwo mnichów w chwale wielkiej, napełniając umierającego Bernarda radością. Bracia, zbliżając się do niego i pragnąc słyszeć jego słowa, nalegali, by im powiedział, co ujrzał. »Och! - powiedział - jak wielkie jest Twoje miłosierdzie! Wiedziałem, Panie, że uniżający się tu, na ziemi, są przez Ciebie uwielbiani w niebie, lecz teraz swoją łaską zechciałeś potwierdzić, jak wielką radość dajesz temu, kto z miłości ku Tobie staje się maluczkim«14. 14 AS, kwiecień II, 250. BS, i EC, hasło: „Bernardo di Tiron". 57 Wydaje się, że po usłyszeniu słów owej pani: „Przybyłam zgodnie z twoim rozkazem", mąż Boży pośrednio potwierdził, że ten rozkaz wydał on sam. Przepowiednia, spełniająca się potem, przemawia za prawdziwością „wizyty w duchu". Procesja wielu mnichów do wieży mogła być zjawieniem się tych samych zmarłych mnichów, uczniów świętego, którzy ukazali się w chwili jego odejścia z tego świata. ..--.¦¦ --•¦ • ¦¦.-. 7. Św. Bernard z Clairvaux, żyjący, zjawia się mnichowi Robertowi i uzdrawia go (około 1145 r.). Św. Bernard z Clairvaux (1090-1153) jest bardzo znaną postacią historyczną, jako wielki święty, człowiek poważny, głębokiej kontemplacji, wszechstronnego działania, ogromnego wpływu na swoje czasy i wielkiej równowagi psychicznej. Trzecia i czwarta księga Vita prima zostały napisane przez Goffreda z Clairvaux, który tak opowiada: „W czasie, kiedy ojciec święty był w Rzymie, jeden z braci, o imieniu Robert, ciężko zachorował (...) Po dwudziestu dniach owej choroby, nie dającej nadziei na wyzdrowienie, czcigodny ojciec Bernard przybył do Clairvaux, nieobecny ciałem, lecz obecny duchem, odwiedził chorego, odśpiewał przy nim z licznym gronem braci Matutinum i spędził przy nim noc. Gdy nadszedł poranek, brat czuł się całkowicie zdrowy i opowiedział innym o przyczynie swojego uzdrowienia"15. Sekretarz Bernarda mówi wyraźnie o wizycie w duchu, którą niespodziewane uzdrowienie czyni wiarygodną ....... 8. Św. Bernard, żyjący, zjawia się pewnemu templariuszowi, który jest w stanie przedśmierci i uzdrawia go. Ten sam Goffred z Clairvaux napisał: „Bracia Świątyni Jerozolimskiej otrzymali nowy dom w Rzymie, w którym przechowywali habit błogosławionego Ojca. Jeden z ich kapłanów zachorował i zbliżał się do momentu śmierci. Poprosił więc, by go zaniesiono do kaplicy {oratorium) i przykryto go habitem. Tam oczekiwał śmierci. Został wówczas porwany w stan uniesienia (mentis excesso) i - jako uwolniony od ciała - widział swoje ciało martwe, w miejscu, na którym leżał. Otaczało go mnóstwo kapłanów, którzy trzymając otwarte księgi, odprawiali 15 Goffredo di Clairvaux, Vita prima, w: AS., sierpień IV, 306. 58 uroczyste egzekwie. Szybko jednak jakaś osoba o szlachetnym wyglądzie, mająca powierzchowność i ubiór świętego Ojca, przyszła od ołtarza. Nakazawszy ruchem ręki milczenie, upomniała ich, by nie uznawali owego kapłana za zmarłego, choć takim się wydawał, ponieważ Bóg darował jego życie opatowi z Clairvaux. Powróciwszy w siebie, poczuł się zdrowy i opowiedział współbraciom to, co widział. Kapłan ten, jak dowiedzieliśmy się niedawno od osób godnych wiary, żyje jeszcze dziś, mieszka w Akwitanii (Francja południowa) i opowiada ciągle o otrzymanym dobrodziejstwie"16. Według tego opowiadania templariusz widzi własne ciało z zewnątrz, jak w przypadkach przedśmierci i widzi Bernarda obecnego w duchu. Brak jest wprawdzie potwierdzenia samego Bernarda, ale niezwykłe i natychmiastowe uzdrowienie skłania do wniosku, że nie była to halucynacja. 9. Św. Bernard zjawia się nowicjuszowi i przepowiada mu dzień śmierci. „Również ten fakt był powszechnie znany: błogosławiony Ojciec, jeszcze będąc w ciele, zjawił się w duchu pewnemu bratu i zapowiedział mu dzień śmierci. W Clairvaux przebywał chory brat, nowicjusz, młody i dobroduszny. Zbliżał się dzień, w którym - po próbie jednego roku, jeśliby wcześniej nie umarł - miał przyoblec się w nowego człowieka (czyli miał złożyć profesję ślubów zakonnych). Pięć dni przed śmiercią odwiedził go brat Gerard, który dzisiaj jest opatem klasztoru w Longiponcie, a któremu rozradowany nowicjusz powiedział: »Za pięć dni umrę. Dziś nasz Ojciec opat objawił mi się z mnóstwem mnichów, pocieszył mnie i rzekł, że piątego dnia umrę«. Wiadomość ta rozniosła się i wszyscy bracia oczekiwali owego dnia, a najbardziej błogosławiony nowicjusz. Piątego dnia, o zachodzie, jego duch wznosił się coraz bardziej ku Panu. O jedenastej był już w agonii, nie widział i nie czuł niczego. Wtedy to przybył święty Ojciec w odwiedziny i zbudził go jakby z głębokiego snu. Brat na jego głos otworzył oczy i patrzył nań pogodnie. Wszyscy byli zdziwieni, jak to śmiertelny człowiek mógł radować się umierając. Pocieszając go, święty Ojciec rzekł mu, by się nie lękał niczego, lecz dalej szedł prostą drogą, aż do Pana Jezusa Chrystusa i zaniósł Mu pozdrowienie od swojej pokornej rodziny. Na Tamże, s.305. 59 te słowa brat nowicjusz schylił głowę, poruszył ustami, zamknął oczy i spoczął w pokoju"17. Także tu nie mamy świadectwa Bernarda, lecz nowicjusza, któremu się ukazał. Jednak dokładna i spełniona zapowiedź zdaje się przemawiać za „wizytą w duchu świętego". 10. Św. Bernard widziany w wizji cielesnej i przyznaje, że był obecny w duchu. Godne uwagi jest następujące zdarzenie, przytoczone przez historyka Goffreda z Clairvaux: „Podobne jest ono do tamtego. Opat Gerard z Moris, zarządzający klasztorem w pobliżu Clairvaux (Longiponte), zaświadczył nam, że widział Bernarda krążącego po chórach wokół braci śpiewających psalmy i jak to czynił często - pobudzał ich, by z większym zapałem i pobożnością śpiewali pozostałe części oficjum. Następnego dnia Gerard, rozmawiając z nim serdecznie, zwrócił mu uwagę, że owej nocy wizytował braci później niż zwykle. »Ja - odpowiedział Ojciec - wczoraj w nocy byłem unieruchomiony przez chorobę: a gdzie nie może ciało, tam przybywa duch«. Gerard przestraszył się gdy usłyszał, że Bernaf d nie był obecny ciałem, gdyż widział go wyraźnie „widzeniem cielesnym" krążącego po dwóch chórach i jak zwykle budzącego zaspanych, przez położenie na każdym ręki"18. Jest to znamienne zdarzenie historyczne, ponieważ mamy tu do czynienia z wyraźnym świadectwem świętego, że dokonał wizyty w duchu. Zbieżne z nim jest stwierdzenie ojca Gerarda, że widział go wystarczająco długo „widzeniem cielesnym". Wizyty w duchu ze zjawieniem się naocznym Święci i autorzy fenomenologii mistycznej dzielą wizje na „intelektualne" (one nas nie interesują), „wyobrażeniowe" i „cielesne" (zmysłowe). Wizje wyobrażeniowe tworzą obrazy wewnętrzne, kiedy to przypominamy sobie żywo co widzieliśmy, podczas gdy cielesne związane są z widzeniem naocznym19. Zjawienia jako wizje cielesne odnajdujemy nie tylko w mistyce, lecz także w wielu opowiadaniach o bilokacjach, również najnow- 17 Goffredo di Clairvaux, Vita prima, w AS., sierpień IV, 307. 18 Tamże, s.306. 19 A. Poulain, Des graces d'oraison, Beauchesne, Paris 1914, s.313 nn. 60 szych, o których dowiadujemy się od licznych świadków naocznych. Są to opowiadania, według których wizjoner myśli, że - w miejscu, gdzie się znajduje - widzi osobę żyjącą, z krwi i kości (jak Gerard z Moris widział św. Bernarda na chórze w Clairvaux), a dopiero później zdają sobie sprawę, że była to z całą pewnością wizja, ponieważ osoba, którą widzieli znika niespodziewanie lub dowodzi, że znajdowała się w ciele gdzie indziej. Hornell Hart, badający wiele przypadków zjawień żywych i zmarłych, spotkał się z 164 zjawieniami cielesnymi, podczas których osoba wyglądała i zachowywała się normalnie. Mówiła normalnie, rzucała cień w słońcu lub innym świetle. Jej postać odbijała się w lustrze. Była ubrana. Czasami można było ją dotknąć i normalnie odczuć to dotknięcie. Była uczesana lub nosiła inny znak wyróżniający, które wizjoner nie zawsze zauważył, a który później okazywał się prawdziwy20. 11. Św. Wilhelm z Vercelli, znajdując się w Montevergine, wizytuje w duchu pewną kobietę w Benevencie i ją uzdrawia. Św. Wilhelm z Vercelli (1085-1122), promieniujący wiarą, modlitwą, miłością, pokutą i cudami, założył klasztor w Montevergine (Avellino), od którego - w 1119 roku - wziął początek benedyktyński zakon monastyczny, noszący nazwę Zakon Benedyktyński. Żywot św. Wilhelma opisał jego uczeń, mnich Jan21. Czytamy w nim: „W owym czasie, w którym Wilhelmiemu ukazał się Chrystus, nakazując mu opuścić górę Laceno, jego przyjaciel, którego żona była ciężko chora, przybył doń i zaczął go prosić, by był łaskaw odwiedzić jego żonę w Benevencie. Ona - tak mówił - żywi taki wielki szacunek, że gdy tylko będzie miała sposobność ujrzeć go, zostanie uzdrowiona. . . Mąż Boży odpowiedział, że w tej chwili nie może pójść, ale jak tylko znajdzie czas, przybędzie. I tak się rozstali. Gdy nadeszła noc, kobieta ta, która nie mogła go widzieć na jawie, ujrzała go we śnie. Widziała go, jak wchodził z zapaloną świecą, którą postawił we wnęce, zbliżył się do niej i zapytał, czego sobie życzy. Kobieta, płacząc i jęcząc, powiedziała mu o swojej chorobie, prosząc o uzdrowienie. Mąż*Boży rzekł: »Nie lękaj się: Jesteś już uzdrowiona«. 20 Hornell Hart, Six theories about apperitions, Proceedings of American Society for Psychical Research, New York, t. 50, s. 153 - 239. 21 Enciclop. Cattol. i Biblioth. Sanctor., hasło: „Guglielmo da Yercelli". 61 Gdy nadszedł ranek, kobieta wstała bez skurczu, którym była dotknięta. Świeca, którą jak widziała, święty stawiał w ścianie, znajdowała się jeszcze w niszy"22. Przybycie św. Wilhelma w swoim ciele duchowym, zdaje się być wystarczająco potwierdzone obietnicą przyjścia i bezpośredniej wizji. Przede wszystkim zaś przez natychmiastowe wyzdrowienie z „ciężkiej choroby" (o której charakterze historyk - niestety - nie wspomina) oraz przez świecę pozostawioną w niszy, jeżeli dajemy wiarę owej kobiecie i jej mężowi, którzy zapewne nie mieli motywów do zmyślenia tego rodzaju faktu. Przeniesienie przedmiotu fizycznego przez wizytującego w duchu jest rzadkim przypadkiem, ale w czasach współczesnych dobrze udokumentowanym. Ten typ zjawiska, razem z natychmiastowymi uzdrowieniami z chorób organicznych wykazuje - lepiej od jakiegokolwiek innego - dwie rzeczy: że wizyta jest rzeczywista, i że duch ma władzę również nad materią. Możliwość poruszania przez ducha przedmiotami fizycznymi przejawia się również w lewitacji (unoszenie się lub wędrówka w powietrzu podmiotu wzniesionego nad ziemię) i telekinezie (poruszanie przedmiotów na odległość bez uczestnictwa fizycznego ciała podmiotu). Wielu świętych posługiwało się obydwoma typami tych zjawisk, jak to szeroko udokumentowane jest w dziele Herberta Thurstona Zjawiska fizyczne mistycyzmu23. 12. Św. Ranieri z Pizy odwiedza w duchu Bentivegne Geugiego w Maroku i przepowiada mu nieoczekiwane uwolnienie (około 1150 r.). Sw. Ranieri z Pizy (ok. 1117-1161), urodzony w Pizie w zamożnej rodzinie Scaccerich, po hulaszczej młodości został nawrócony przez swojego rodaka, brata Alberta, i przebywał trzynaście lat w Palestynie, prowadząc życie pustelnicze. Powróciwszy do Italii spędził resztę swojego życia u św. Wita w pobliżu Pizy, modląc się, czyniąc pokutę, głosząc słowo Boże, dokonując cudów i nawróceń. Jego żywot został opisany przez pizańskiego kanonika Benincasę, jego powiernika, żyjącego w tym samym czasie24. Oto jego opowiadanie: „Niejaki Bentivegna, syn Ildebranda Geugiego, postanowiwszy zająć się handlem morskim, udał się do klasztoru św. Wita - gdzie 22 Giovanni di Montevergine, Vita dellabate Guglielmo, w AS, czerwiec V, 122. 23 Thrurson H., Fenomeni fisici del misticismo, Ed. Paol., Alba 1954, s.21 - 211. 24 Benincasa, Vita di Ranieri, Archivio catolic. pis., nr 181, szp. 49 nn; AS, czerwiec III, 447 nn 62 przebywał błogosławiony Ranieri - by otrzymać jego błogosławieństwo. Po jego udzieleniu, Ranieri dał mu również do noszenia przy sobie pobłogosławiony chleb i wodę, mówiąc mu: »Idź w pokoju, gdyż nie zatrzymają cię wbrew twojej woli«. W ten sposób zabezpieczony młodzieniec wyruszył w drogę, handlując i docierając do bardzo odległych ziem. Przybywszy jednak do Tunisu, razem z dwudziestu pięcioma towarzyszami, został schwytany przez Saracenów, którzy go wraz z pewnym genueńczykiem poprowadzili do Marrakeszu, podczas gdy inni zatrzymani pozostali w Tunisie (...). Przebywali już dwadzieścia pięć dni w więzieniu, kiedy obydwaj złożyli ślub błogosławionemu Ranierowi, przyrzekając jego wypełnienie, jeśli sprawi, że powrócą do ojczyzny (...) W owym czasie nadszedł do Kalifa Marrakeszu Amir-al-mu-minina list napisany po łacinie. Ten, chociaż miał w swoim wojsku wielu „mieszańców" (chrześcijan, którzy wyrzekli się chrześcijaństwa i zostali muzułmanami), potrafiących czytać i tłumaczyć łacinę, rozkazał jednak wezwać Bentivegnę, by przetłumaczył mu ten list. »Nie przyjdę - odpowiedział młodzieniec - jeśli przedtem nie zdejmą ze mnie i z mojego towarzysza kajdan«. Znał bowiem tamtejsze prawo, według którego więzień, jeżeli stawi się w kajdanach przed kalifem, powinien zostać muzułmaninem, a gdy odmówi zostanie zabity. Przyprowadzono więc ich bez kajdan, by przetłumaczyli list. Bentivegna przeczytał list przed »Ammirą Mumminusem« (jest to imię używane w Pizie) i pozostał wśród żołnierzy, bez kajdan, ale również bez możliwości powrotu do ojczyzny. Następnej nocy błogosławiony Ranieri zjawił się w wizji Ben-tivegnemu i rzekł: »Zdobądź się na odwagę i udaj się do Ammiry Mumminusa: posłyszysz tam radosne wieści i doznasz dobrodziejstw, jakich on nie udzielał innym«. Bentivegna powiedział, że owej nocy widział Ranierego oczyma własnego ciała. Poszedł więc odważnie do Ammira Mumminusa i rozmawiał z nim, prosząc go o uwolnienie. Kalif wezwał siedmiu doradców i zapytał ich, czy ten, który odważył się stanąć przed nim (nie wezwany), powinien - według prawa - zostać skazany na śmierć. Odpowiedzieli, że nie, iż był on cennym dla Saracenów przyjacielem i - co więcej - powinny być mu zwrócone jego dobra. Wówczas książę dał mu tysiąc bizantów i listy, w których rozkazywał, by mu zostały zwrócone dobra. I tak się stało. Chlebem i wodą pobłogosławioną przez błogosławionego Ranieriego Bentivegna uzdrowił potem wie- 63 lu Saracenów z febry i innych chorób (...) A ten tak przedziwny cud poznała wielka liczba osób25. Kalif Maroka i Tunisu, Abd-al-Munin-ibn-Ali, w 1139 roku założył dynastię Alhomadów i uznał się „Amir-al-mu mini", czyli przywódcą wierzących. Tytuł ten w Italii brzmiał,,Ammira Mumminus", a w mowie popularnej „Miramolino". Święty Franciszek z Asyżu odwiedził w 1219 roku Abu Yaąuba, Miramolina z Marrakeszu, usiłując go nawrócić. Co do wizyty w duchu św. Ranieriego z Pizy w Maroku, zdaje się być potwierdzona przez obiektywną zbieżność zapowiedzi i jej spełnienia się w uwolnieniu, które rzadko następowało tak szybko. 13. Św. Hildegarda z Bingen (Moguncja, 1098-1179) wizytuje w duchu żołnierza w Andernach (Koblencja) i uzdrawia go. Andernach jest miasteczkiem nad Renem, położonym w odległości 80 km od Bingen. Hildegarda była mistyczką, opatką w swoim klasztorze, sławną z głębokiej wiary, modlitwy, łagodności i miłosierdzia, licznych widzeń, które rozpoczęły się u niej, gdy miała trzy lata oraz błogosławionego wpływu, jaki wywierała na książąt, biskupów, kler i lud. Nazywano ją prorokinią Germanii. Co do wielkości upodobniała się do świętej Katarzyny ze Sieny. Jej żywot został opisany przez współczesnych jej autorów Tritemiusza i Gode-fryda, którzy tak opisują to zdarzenie: „Pewien żołnierz leżał ciężko chory w pobliżu Andernach. Gdy przyszli do niego przyjaciele, był konający. Widząc zbliżającą się godzinę i usłyszawszy znak (dzwony), pozostawili go pod opieką pewnej kobiety i poszli do kościoła. On natomiast w milczeniu wzywał Boga całym sercem, błagając Go o pomoc przez zasługi świętej dziewicy Hildegardy. Po modlitwie został pocieszony wizją: zobaczył czcigodną dziewicę wchodzącą do izby i pytającą go łagodnie, czy chce być uzdrowiony. Odpowiedział, że pragnie powrócić do zamku. Wówczas ona, kładąc mu na głowę swój płaszcz, rzekła: »W imię Tego, który powiedział: Kładźcie ręce na chorych, a wyzdrowieją; niech ta choroba oddali się od ciebie i bądź zdrowy«. Gdy to powiedziała, widzenie zniknęło, a chory wstał i ku zdziwieniu wszystkich, którzy go znali, odzyskał zdrowie"26. 25 Benincasa, kanonik Świętej Maryi w Pizie, Vita del beato Ranieri, w: AS, czerwiec III, 447; Bibliotheca Sanctorum - „Biblioteka Świętych" (skrót BS), hasło: „Ranieri da Pisa". 26 Godefrido, Vita di Ildegarda, w: AS, wrzesień V, 692. 64 Brak tu wprawdzie świadectwa świętej, ale natychmiastowe wyzdrowienie żołnierza zdaje się wykluczać przywidzenie. 14. Św. Alpaida udaje się w duchu do Chalis i w pewien sposób to wykazuje. Św. Alpaida (ok. 1155-1190) urodziła się i żyła w Cudot, wiosce w diecezji Sens, niecałe 100 km na południowy - wschód od Paryża. Pochodziła z bardzo ubogiej rodziny. Przez całe swoje życie była sparaliżowana, znosząc tę chorobę z wielką wiarą i w duchu głębokiej modlitwy (kiedy zachorowała, miała dwanaście lat). Po wizji Matki Bożej żyła bez picia i jedzenia. Przyjmowała jedynie Komunię świętą. Leżąc w swej izdebce pełniła posługę apostolską wśród tych wszystkich, którzy z całej Francji przybywali do niej. Czyniła cuda, miała wiele wizji i udawała się w duchu do wielu miejsc27. Jej życie opisał mnich cysterski z opactwa Scarleiense (Chalis), który ją dobrze znał i był świadkiem naocznym wielu faktów. Oto jedno z jego opowiadań: „Pewnego dnia świątecznego dwaj mnisi przybyli do wioski Cudot w pobliżu opactwa, by uczestniczyć w uroczystości. Przechodząc przez wioskę, zboczyli z drogi i poszli do osady, w której mieszkała święta dziewczynka. Po wizycie u niej i po krótkiej z nią rozmowie, przybyli do opactwa i weszli obydwaj do kościoła. Po pokropieniu się wzajemnie święconą wodą, jeden z nich zatrzymał się przed ołtarzem na modlitwę, podczas gdy drugi poszedł do sali kapituły, by posłuchać kazania, a następnie obaj wysłuchali Mszy. Powróciwszy do wioski, znów zboczyli z drogi, by ponownie odwiedzić dziewczynkę. Rozmawiając z nią, jeden z nich zapytał czy widziała ich po wyjściu od niej. Odpowiedziała, że ona również była w opactwie, wysłuchała Mszy i powróciła do domu chwilę przed nimi. Wówczas mnich zapytał, czy widziała go wśród innych mnichów, a ona odpowiedziała, że tak. Poprosił ją wówczas, żeby powiedziała, co oni robili w opactwie. Odpowiedziała: »On, po pokropieniu wodą święconą, zatrzymał się na modlitwie w kościele. Ty natomiast poszedłeś do kapitularza słuchać kazania. Potem razem wysłuchaliście Mszy«. Zdziwieni tą wizją, powrócili obydwaj do wioski i opowiedzieli innym mnichom, co się stało28. 27 Por. BS, hasło: „Alpaide di Cudot". 28 Anonimo Cistersense, Vita di santa Alpaide, AS, listopad II, 186. 65 15. Św. Alpaida mówi, że wyszła z ciała i jednocześnie zjawiła się błogosławionemu Piotrowi, opatowi. „Zapytana przez jednego zakonnika, czy widziała te rzeczy w ciele, czy też poza nim, odpowiedziała, że nie wie. Może tylko dokładnie opowiadać o tym, co widziała (...) Przy innej okazji mówiła, że wszystko nastąpiło niespodziewanie, jak gdyby komuś na drodze spadł na ziemię płaszcz czy tunika, tak ona wychodziła z tuniki swojego ciała. »Moja dusza - mówiła - wyszła z ciała, jak mi się wydawało, niespodziewanie. Zdałam sobie z tego sprawę, gdy wolna od ciała dusza zaczęła widzieć bezwładne ciało, jak leżało nieruchome w łóżku: patrzyłam na swoje ciało i w tym patrzeniu doznawałam niezmiernego spokoju, radości i przyj emności«. Tej samej nocy, w której dziewczynka widziała siebie wychodzącą z ciała i przeżywała wizję, jej dusza ukazała się we śnie czcigodnemu Piotrowi z Schaldeis. Podczas snu wydawało mu się, że dusza dziewicy wyszła z ciała i przyszła doń cała jaśniejąca i piękna29. Wymieniony Piotr zdaje się być błogosławionym Piotrem, zwanym Monocolo, ówczesnym opatem w Igny, koło Chalis i Cudot, który później został opatem w Clairvaux, a który umarł w 1186 roku30. Opactwa Igny i Chalis w czasach św. Alpaidy zostały założone przez św. Bernarda i stały się sławne dzięki świętości życia. Kult sparaliżowanej świętej dziewczynki, istniejący od niepamiętnych czasów, został zatwierdzony przez Świętą Kongregację Obrzędów po normalnym procesie w 1874 roku. Przypadek ten jest znamienny: świadectwo co do opuszczenia ciała i jednoczesne ukazanie się czcigodnemu Piotrowi jest bardzo wyraźne. 16. Św. Franciszek z Asyżu, żyjący, ukazuje się w Arles (1226) i to potwierdza. Św. Franciszek żył w latach 1182-1226. Św. Bonawentura, generalny przełożony Braci Mniejszych, w swoim dziele Życie świętego Franciszka — czyli Legenda większa, napisanej w 1261 roku, w oparciu o dokumenty, oznajmia: 29 Dz. cyt., s.206. 30 Por. BS i EC, hasło: „Beato Piętro Monocolo" 66 „Podczas gdy znakomity kaznodzieja Antoni z Padwy, który dzisiaj jest chwalebnym wyznawcą, przemawiał na kapitule w Ar-les w Prowansji, na temat napisu na krzyżu: »Jezus Nazareński Król Żydów«, brat o wypróbowanej cnocie, imieniem Monald, patrząc w natchnieniu Bożym na drzwi kapitularza, widział swoimi oczyma cielesnymi błogosławionego Franciszka, uniesionego w powietrzu i z ramionami rozportartymi w formie krzyża, jak błogosławił braci. A wszyscy byli napełnieni niezwykłą pociechą, że doznają w sobie pewnego świadectwa obecności świętego Ojca. Później fakt ten został udowodniony nie tylko przez poważne i pewne poświadczenia, lecz również przez świadectwo samego Franciszka"31. Jak widzimy, również św. Bonawentura uważał za rzecz ważną, by świadectwo wizjonera zostało potwierdzone przez objawiającego się. 17. Św. Franciszek z Asyżu zjawia się na górze Gargano i zapowiada biskupowi swoją nadchodzącą śmierć. Św. Bonawentura podaje, że: „Biskup z Asyżu udał się z pielgrzymką do sanktuarium Świętego Michała Archanioła na górze Gargano. Błogosławiony Franciszek ukazał mu się w noc swojego odejścia i powiedział: »Oto ja opuszczam świat i idę do nieba«. W dzień później biskup opowiedział swoim towarzyszom pielgrzymki to, co widział i co usłyszał. Kiedy powrócił do Asyżu, dowiedział się z całą pewnością, że w tej samej godzinie błogosławiony Ojciec rzeczywiście odszedł z tego świata"31 Zdarzenie to umacnia naszą tezę i dołącza się do wszystkich innych tego rodzaju. Mieści się między zjawieniami żywych i zjawieniami umarłych. Oczywiście, nie można było zyskać potwierdzenia Franciszka co do jego świadomości o zjawieniu się, ale dokładność wiadomości otrzymanej przez biskupa nie przemawia za przywidzeniem. 31 Bonaventura da Bagnoreggio, „Legenda maior", w: AS, październik II, 752. Fakt ten został również podany w „Żywocie" Tomasza z Celano, napisanym w 1230r. I 67 Bilokacje św. Antoniego Padewskiego ' (1195-1231) Sławna bilokacja św. Antoniego, który - znajdując się w Padwie w ciele fizycznym - miał stanąć przed sądem w Lizbonie w obronie swojego niesłusznie oskarżonego ojca - nie jest dobrze udokumentowana i nie pojawia się w najstarszych jego Żywotach32. Inna, która może być historyczna, jest przytoczona przez brata Giovanniego Rigauldia około 1295 roku. Antoni, będąc w Limoges (1226 r.\ podczas gdy głosił kazanie w katedrze, przypomniał sobie, że powinien w tym czasie przeczytać lekturę w chórze braci. Pozostał więc przy pulpicie w milczeniu, niejako pogrążony w myślach. Zjawił się natomiast na chórze, przeczytał lekturę i po niej powrócił i podjął dalej kazanie w katedrze33. 18. Św. Antoni Padewski zjawia się opatowi Tomaszowi Gallowi i mówi mu o swoim przejściu do nieba (1231 r.). „W tym samym dniu, w którym Antoni zakończył życie, sławny znawca Pisma Świętego, opat z Vercelli, znajdował się sam w swojej celi, zatopiony w pobożnych myślach (...)" (Chodzi tu o Tomasza Galia, Francuza, od 1226 roku opata klasztoru Św. Andrzeja w Vercelli, autora licznych komentarzy do Biblii i dzieł mistycznych). „Nagle sługa Boży Antoni wchodzi do jego celi. Po wzajemnym, przyjaznym pozdrowieniu, święty mąż powiedział: »Panie opacie, pozostawiam osiołka w Padwie i idę w pośpiechu do ojczyzny«. Następnie szybko dotknął chorego gardła opata i uwolnił go od dolegliwości, po czym wyszedł. Opat myślał, że Antoni mówił o swoim kraju urodzenia (Portugalii) i że tam się udał. Wstał i wyszedł za nim z celi, by trochę porozmawiać, ale go już nie znalazł. Szukał go i pytał wszystkich w klasztorze, czy widzieli brata Antoniego. Odpowiadano, że nie przybył, i że nie wiadomo, gdzie się znajduje. On natomiast uparcie twierdził, że był, że go sam widział, że powiedział to i to, że szybko wyszedł. Opat posłał do miejsca, gdzie przebywali Bracia Mniejsi w Ver-celli, by się i tam dowiedzieć, czy go nie widzieli. Tam również nikt nie widział Antoniego. Wówczas opat wyczuł, że brat Antoni udał się 32 Tamże, s. 781 33 Por. AS, czerwiec II, 709 68 do ojczyzny niebiańskiej. Zapisał starannie czas i następnie ustalił dokładnie, że w tej samej godzinie, podczas której mu się zjawił, Antoni odszedł z tego świata". Opis tego zdarzenia został wzięty ze starych manuskryptów z XIII wieku i opublikowane przez Łukasza Waddinga, znakomitego historyka franciszkańskiego (1588-1657)34. Jak w poprzednim zdarzeniu, tak i w tym, zbieżność wynika z godnej wiary wiadomości, otrzymanej przez wizjonera. 19. Św. Kunegunda zjawia się biskupowi Krakowa i go uzdrawia. Księżniczka Kinga (Kunegunda), patronka Polski i Litwy, żyła w latach 1224-1292. Córka króla i królowej Węgier poślubiła w piętnastym roku życia - z polecenia rodziców - księcia polskiego Bolesława V Wstydliwego. W Krakowie wiodła życie w modlitwie, pokucie i pełnieniu uczynków miłosiernych, przekonawszy męża, by pozostawił ją w dziewictwie i doskonałej czystości. Po śmierci księcia, w 1279 roku, wstąpiła do założonego przez siebie klasztoru klarysek w Starym Sączu (70 km na południowy-wschód od Krakowa), dając przykład wszystkich cnót. Jan Długosz (1415-1480), autor Historia Polonica i arcybiskup Lwowa, napisał jej biografię, czerpiąc dane z kronik księstwa, arcybiskupstwa krakowskiego i klasztoru. Oto co podaje: „Biskup Krakowa, Paweł Jaszdonis, złożony był ciężką chorobą. Duży kamień w nerce, prąc do wyjścia, pokaleczył mu drogi moczowe. Ponadto miał w obydwu pachwinach przepukliny, w których więzły mu jelita. Pragnąc wyzdrowienia, zgodził się na bardzo niebezpieczną operację chirurgiczną. Doznawał straszliwych boleści. Przez trzy dni nawet nic nie mówił. Straciwszy nadzieję, oczekiwał śmierci. ''-'¦•';iJ.. .' *'v '~f ;' * ' Wszyscy domownicy zebrali się wokół niego, a on leżał i ciężko oddychał. Ale oto dziewica Chrystusowa, Kunegunda, która wtedy znajdowała się w Starym Sączu, zjawiła się u niego i pocieszywszy go, uwolniła z wszelkich cierpień i licznych chorób, którymi był dotknięty. Wstał i opowiedział o widzeniu świętej. Od owej chwili był cały zdrowy i wolny od jakichkolwiek cierpień35. 34 Por. EC, hasło: „Wadding Luca", i hasło: „Tommaso Galio". 35 Jan Długosz, Vita di B. Cunegondis (ms. z Krakowa 1474 ), w AS., lipiec V, 717. 69 Potwierdzenie rzeczywistego przyjścia w duchu świętej zdaje się wynikać z natychmiastowego uzdrowienia z poważnej choroby organicznej. 20. Błogosławiony Jan z Caramoli zjawia się, wskazując położenie swojego klasztoru (1339 r.). Urodzony w Tuluzie błogosławiony Jan przybył do Italii i udał się w miejsce ustronne na górze Caramola w Basilikacie, gdzie żył jako pustelnik, oddany modlitwie i postom, obdarzony duchem prorockim. Wstąpił do klasztoru cysterskiego Najświętszej Maryi Panny w Sagittario i żył dalej świątobliwie jako konwers (przydatny do prac ręcznych). Zmarł w 1339 roku. Jego żywot opisał współczesny mu współbrat. Znajdujemy w nim opis następującego zdarzenia: „Dziewiątego dnia po śmierci błogosławionego męża, Jana, miał miejsce fakt godny pamięci. Do Saggitario przybyli krewni błogosławionego, prosząc o jego relikwie i mówiąc: »Wiedzcie, czcigodni ojcowie, że mieszkamy w różnych częściach miasta Tuluzy we Francji. Niewiele dni temu ukazał się każdemu z nas mąż stary, piękny i czcigodny, z laską w ręku, ubrany w habit konwersa waszego zakonu cysterskiego. Każdemu z nas powiedział: «Jestem Jan, wasz krewny; jeśli pragniecie zasięgnąć o mnie wiadomości, idźcie do klasztoru cysterskiego, który się mieni Sagittario, w hrabstwie Chiaromonte, w prowincji Lucania». Powiedziawszy to, zniknął. Gdy nastał ranek, opowiedzieliśmy sobie wzajemnie o wizji, choć każdy z nas wcześniej sądził, że ukazał się tylko jemu. Zebrani razem przedyskutowaliśmy sprawę, decydując, że wyślemy niektórych z nas do klasztoru Grandę Selva (Grand-Selve), waszego zakonu w diecezji naszej w Tuluzie, by uzyskać bliższe wiadomości o naszym Janie. Po przybyciu na miejsce znaleźli pewnego konwersa, który również nosił imię Jan, znanego z wielkiej świętości. Ten błogosławiony mąż powiedział nam: »Wy jesteście z Tuluzy i jesteście krewnymi naszego brata konwersa, którego opłakaliście jako zmarłego i zagubionego. Od wielu lat umarł dla świata i żyje tylko dla Boga, który zdziałał i działa nadal przezeń wielkie rzeczy«. Nasi, zadziwieni, zapytali go: »Skąd wiesz o tym, święty ojcze?«. »Mnie grzesznikowi - odpowiedział - zjawił się, ubrany w mój habit, a gdy spytałem go, w jakim klasztorze służył, odpowiedział: w klasztorze Sagittario, hrabstwie Chiaromonte, diecezji Anglona, prowin- 70 cji Lucania, królestwie Neapolu. I powiedział, że będzie żył jeszcze przez krótki czas«. Gdy nasi powrócili z klasztoru Grandę Selva, usłyszawszy 0 tych rzeczach - postanowiliśmy tu przybyć. Podróżowaliśmy radośnie, myśląc, że znajdziemy go przy życiu, ale podczas drogi dowiedzieliśmy się, że nie ma go już wśród żywych. Dlatego prosimy was, byśmy mogli zobaczyć zwłoki naszego Jana i byście pozwolili nam zanieść je do naszej ojczyzny36. Opowiadanie wymowne i znaczące dlatego, że różni wizjonerzy zobaczyli jednocześnie wizję i słyszeli te same słowa, co wyklucza przywidzenie, czemu zaprzeczyły ponadto później wiadomości nieznane dla wizjonerów, a następnie uwiarygodnione, jak i przepowiednia, która się spełniła. 21. Błogosławiony Jan Colombini zjawia się swojemu przyjacielowi Vincentiemu i upomina go (około 1365 r.)« Jan Colombini (1304-1365) urodził się w Sienie. Ożenił się, stał się kupcem i poważanym mieszczaninem. W 1355 roku wstąpił na drogę bardziej doskonałego życia chrześcijańskiego; rozdał wszystko ubogim 1 razem ze swym przyjacielem Franciszkiem Vincentim poświęcił się modlitwie i apostolstwu, zakładając zakon świecki jezusowców. Oto, co pisze jego historyk, Jan B. Rossi, w Dziejach Świętych: „Colombini często wykazywał dar proroctwa, widząc rzeczy przyszłe i odległe. Szczególnym zdarzeniem był fakt, kiedy to -znajdując się daleko ciałem - odwiedził w duchu w Sienie swojego dawnego przyjaciela Franciszka Mina Vincentiego. Ten, niezadowolony ze swoich zwykłych pokut, dodawał do nich coraz to nowe, by ujarzmić swoje ciało i jednocześnie pokonać naturalne pragnienie szacunku i czci. Nosił więc włosy nie obcięte i rozczochrane, brodę zwichrzoną jak gąszcz leśny, paznokcie długie i wykrzywione. Podobny był do dzikusa, zasługującego na kpiny ludzi. W tym jego wyglądzie Colombini dostrzegał tylko piękno i prawość intencji. Mieszkając na górze Alcino (Moltancino, 35 km na południe od Sieny), pewnej nocy zjawił się w Sienie Franciszkowi, który właśnie odpoczywał. Pochwaliwszy inne pokuty - zganił długość jego włosów i paznokci. Franciszek zaznał tak wielkiej radości, widząc przyjaciela, że przebudził się i spędził resztę nocy na chwaleniu Boga. Gdy nastał dzień, pośpiesznie obciął sobie włosy 36 Anonimo Cistersense, Vita del Beato Giouanni, w AS, sierpień V, 858. Por. BS, hasło: „Beato Giov. da Caramola". 71 i paznokcie, przywracając swojej postaci wygląd normalnego człowieka. A ponieważ nie powiedział nikomu o zjawieniu, ani o przyczynie zmiany wyglądu, Colombini napisał tego samego dnia list do pewnego swojego przyjaciela, prosząc by pozdrowił Franciszka i powiedział mu, że podobało się Panu jego posłuszeństwo. Stąd zrozumiał, że był to ten sam Duch Święty, który poprzedniej nocy posłał Jana, by go upomniał, a teraz go posyła, by go pochwalił37. Opowiadanie to jest interesujące i znamienne: błogosławiony potwierdza bezpośrednio wizytę w duchu, wykazując, że wie o tym, co się stało i wie o pozytywnej reakcji przyjaciela. ¦ > 22. Św. Katarzyna ze Sieny nawiedza w duchu umierającego i nawraca go (15 grudnia 1370 r.). Św. Katarzyna ze Sieny (1347-1380) zasłynęła świętością życia, nauką, wizjami i działalnością na rzecz reformy Kościoła. Jej życie zostało opisane przez błogosławionego Rajmunda z Kapui, jej spowiednika i przez brata Tomasza Nacciego Caffariniego, jej przyjaciela i ucznia (Supplementum). Caffarini pisze, że: „w owym czasie żył w Sienie bardzo znany w mieście młodzieniec, Andrzej Naddino de'Bellanti. Oddany całkowicie grze i pijaństwu, nie uczęszczał do kościoła, nawet na wielkie uroczystości i od lat nie spowiadał się. Jego mowę przeplatały bluźnierstwa. Pewnego dnia, straciwszy wielką sumę pieniędzy, wpadł w taki szał, że zerwał ze ściany krucyfiks, cisnął go na ziemię i podeptał38. Ten zaledwie dwudziestoletni młodzieniec poważnie zachorował i szybko zbliżał się ku śmierci. I choć rodzina natychmiast wezwała do jego łoża kapłana z tejże parafii, Andrzej de'Bellanti oświadczył, że zamierza umrzeć tak, jak żył. Wezwano więc ojca Tomasza delia Fonte, pierwszego spowiednika świętej, lecz na próżno. 15 grudnia 1370 r. ojciec Tomasz poszedł do Katarzyny, którą zastał w domu pogrążoną w ekstazie. Około dziesiątej wieczorem Katarzyna przyszła do siebie. Skoro tylko posłyszała prośbę swojego spowiednika o nawrócenie Andrzeja, zagłębiła się ponownie w modlitwie aż do świtu39. 37 Giovanni B. Rossi, Vita del B. Giouanni Colombini, w: AS, lipiec VII, 384. EC i BS, hasło: „Colombini Giovanni". 38 Giovanni Joergensen, Santa Caterina da Siena, Ferrari SEI, Roma - Torino 1944, s. 132, przytacza opowiadanie Caffariniego. 39 Tamże, s. 133. 72 O brzasku - 16 grudnia - rozniosła się po mieście wiadomość o spowiedzi, pokucie i pełnej boleści śmierci przyjętej przez Andrzeja z największą uległością. Brat Tomasz udał się ponownie do Katarzyny, która go zapewniła, że przebaczenie otrzymała od Bożego Miłosierdzia. »A skądże to - zapytał spowiednik - wiesz z pewnością o nawróceniu Andrzeja?«. »Mówię wam, ojcze, prawdę - odrzekła Katarzyna - że Andrzej, ujrzawszy niespodziewanie Jezusa Chrystusa, który stał się dla niego widzialny, poprosił z pokorą i skruchą 0 miłosierdzie. Wysłał wówczas, zmieniając dotychczasowe postanowienie, pod koniec modlitwy za konających, po kapłana, któremu w wielkim bólu wyznał swoje grzechy. Wkrótce spokojnie wyzionął ducha«. : Wszystko to było zgodne z tym, co w rzeczywistości zaszło, mimo to- mówi Caffarini - ojciec Tomasz miał jeszcze pewne wątpliwości; mógł to być przypadek przywidzenia lub Katarzyna mogła być powiadomiona przez innych. By przekonać się całkowicie, ojciec Tomasz zadał Katarzynie dość szczegółowe pytania co do wyposażenia izby, w której Andrzej de'Bellanti zmarł. Ona opisała wszystko to, co on zauważył podczas swej bezowocnej wizyty: wygląd chorego, wymiary izby, położenie łóżka, jakość, kolor zasłon i kołder, dodając również i to, że umierający wyjawił księdzu, który przyszedł go spowiadać, iż widział wyraźnie diabła gotowego pochwycić się jego duszę, ale w tym samym momencie przyszła na biało ubrana dziewica i walcząc z demonem, zmusiła go do ucieczki. Potem dziewica ta - powiedział Andrzej - zachęciła mnie do bezzwłocznego wyspowiadania się, jeśli chcę uniknąć ognia piekielnego"40. Jest to zdarzenie historyczne o szczególnej wadze i znaczeniu: święta opisuje dokładnie wszystko to, co zdarzyło się w miejscu jej wizyty, a jej opowiadanie jest zbieżne we wszystkim z opowiadaniem Andrzeja. Niezwykłe nawrócenie jest tego dowodem. 23. List św. Katarzyny ¦¦¦¦¦'¦ 15 lutego 1380 roku w swoim liście do błogosławionego Rajmunda z Kapui, swojego spowiednika, sama Katarzyna opisała wszystkie zjawiska duchowe, jakich doznała między niedzielą Sześć-dziesiątnicy (29 styczniem) i 15 lutym tego roku. Widziała ona 1 cierpiała straszliwie z powodu grzechów świata i zła w Kościele. Dz. cyt. s. 135; Supplementum del Caffarini, II, 6.6. 73 „Podniosłam się, ale nie mogąc iść, oparłam się na syneczku Barduccim. Jednak szybko zostałam rzucona w dół. Wydawało mi się, jakby dusza moja wyszła z ciała, nie w taki sposób jakby je opuszczała, otrzymując owo najwyższe dobro, ale, że uczyniła to w sposób szczególny. Byłam bowiem przekonana, że nie znajduję się w ciele, gdyż widziałam moje ciało, jakby należało ono do kogoś innego. I kiedy dusza moja dostrzegła zmartwienie tego, który był ze mną (Barducciego) chciałam wiedzieć, czy mogę używać mowy ciała, by mu powiedzieć: - Synku, nie lękaj się! I nie widziałam, by język, czy inny członek ciała się poruszył, jakby było ono oddzielone od życia. Pozostawiłam więc ciało takim, jakim było (...)41. Znajdowałam się w takim stanie przez dłuższy czas, a rodzina moja opłakiwała mnie jako umarłą (...) potem pojawiła się postać pokornego anioła przed moją duszą (...) Podając mi tę prawdę w sposób interesujący, słowami bardzo prostymi, które pomijam, anioł sprawił, że ciało zaczęło powoli ożywać i doświadczać, że dusza powróciła do swojego naczynia42. List ten świadczy, że święta miała świadomość rzeczywistego opuszczenia ciała. 24. Św. Katarzyna ze Sieny towarzyszy w duchu dwum skazanym na powieszenie, uzyskuje ich nawrócenie (luty 1371 r.). Rajmund z Kapui opowiada, że została schwytana zgraja bandytów, z których dwóch zostało skazanych. Mieli zostać powieszeni na Poggio delie Forche. 8 lutego dwaj przestępcy przeszli z katami ulicą Niezadowolonych, kierując się ku San Stefano w Pecorile, gdzie znajdowało się miejsce straceń. Przechodzili również przed dawnym pałacem Seracinich, w którym gościła Katarzyna. W oknie w pałacu siedziała Aleksa, która zawołała Katarzynę. Ta, jak tylko zorientowała się, o co chodzi, oddaliła się na modlitwę, ponieważ usłyszawszy przekleństwa i buźnierstwa owych dwóch skazańców, poznała ich bezbożność. W modlitwie walczyła o ich zbawienie (...) Nie przestając prosić Oblubieńca o okazanie miłosierdzia, towarzyszyła im w duchu aż do miejsca straceń, zaklinając obydwu złoczyńców, by się nawrócili (...) 41 Lettera del 15.02.1380. Edizione del Tommaseo nr 373 - 374. 42 Tamże. 74 Pod łukiem Bramy Sprawiedliwości, widzialnym dla Katarzyny i złoczyńców, ukazał się krwawiący i ukonorowany cierniami Jezus (...) Jego spojrzenie przeszyło serce dwóch grzeszników (...) Przestawszy znieważać Boga i Madonnę (...) wyznali głośno swoje występki, błagając Jezusa o zmiłowanie (...) Katarzyna w duchu szła za wozem na miejsce straceń i nie opuściła dwóch nieszczęśników, aż wydali ostatnie tchnienie. Następnie wróciła do siebie, szepcząc słowa Zbawiciela skierowane do dobrego łotra: »Dziś ze mną będziesz w raju«43. Opowiadanie posiada szczególną wartość. Święta „idzie w duchu" za skazanymi, „zaklinając ich, by się nawrócili" i - choć nie posiadamy od nich potwierdzenia, że ją widzieli i słyszeli - ich nadzwyczajne nawrócenie jest najlepszym dowodem, że Katarzyna nie myliła się. Co widzi podmiot, który dokonuje wizyty w duchu? Przytoczyliśmy kilka zjawień żyjących, z których nie wynika poznanie doświadczalne tego, kto się zjawia. Jednak dla naszej tezy ważne jest przede wszystkim to, czy podmiot - czyli ten, kto się zjawia - posiada świadomość opuszczenia ciała i udania się na inne miejsca, czy widzi wyraźnie to, co się dzieje i może to wykazać. Tak, jak wynikało to szczególnie z wizyt św. Alpaidy i św. Katarzyny, a teraz błogosławionej Ludwiny. 25. Błogosławiona Ludwina, bez opuszczenia swojej izdebki, wizytuje w duchu sanktuaria i klasztory. Urodzona w Schiedam (Holandia) w 1380 roku, Ludwina, zmarła tamże w 1433 roku. W dwunastym roku życia odrzuciła propozycję małżeństwa i prosiła Jezusa, by jej odebrał piękno zewnętrzne, by mogła żyć w dziewictwie jako Jego oblubienica. Po piętnastym roku życia zaczęły ją nawiedzać ciężkie choroby, tak że nie opuszczała łóżka. Obdarzona jednak została nadzwyczajnymi przeżyciami mistycznymi, a wśród nich całkowitym wstrzymywaniem się od przyjmowania pokarmów, za wyjątkiem Eucharystii. 43 Raimund z Kapui, Legenda maior, II, 7.10 - 13: przytoczone przez G. Joergensena, dz.cyt., s.140-142. 75 Żywot błogosławionej napisał w języku holenderskim jej szwagier, Jan Gerlac, świadek naoczny, a przetłumaczył na łacinę franciszkanin Jan Brugmann, historyk, zmarły w opinii świętości w 1473 roku. Korzystamy z jego tekstów. „Ludwina była często pogrążona, nawet na dłuższy czas, w stan uniesienia. Kiedy przybył do niej w odwiedziny pewien zakonnik i zapytał jak się czuje oraz czy jest cierpliwa w swoich utrapieniach, odpowiedziała, że jej cierpienia byłyby ciężkie, nie do wytrzymania, gdyby Pan nie podtrzymywał jej swoimi pocieszeniami. Prawie każdej nocy - mówiła - przez długi czas, przez około godziny, bywała porywana do sfer niebieskich, których rozkosze krzepiły ją, czyniąc jej cierpienia nie tylko znośnymi, ale i przyjemnymi. Prawie każdej nocy doznawała uciech królestwa niebieskiego. Poznawała „miejsca" czyśćca i piekła, by patrzeć i cierpieć, by pokutować za tych, którzy potrzebowali pomocy. Przebywała duchowo również tu na ziemi - w różnych miejscach: od Ziemi Świętej, Palestyny, do Rzymu, do innych miejsc świętych i monasterów, ażeby uczcić tam relikwie świętych. Działo się to nie przez dwa lub trzy lata, ale przez 24 i to prawie każdej nocy. Tylko kilka nocy było pozbawionych tych „duchowych wizyt", z powodu pewnych niedoskonałości, o których powiem później w rozdziałach 26 i 27. Podczas tych wizyt Ludwina poznawała liczne kościoły i klasztory, ich układ, kształt i przeznaczenie. Poznawała także z imienia osoby zakonne, których nigdy nie widziała (będąc w ciele) i opowiadała czasami o łaskach, jakie one otrzymały. By rzecz przedstawić jaśniej, wymienię niektóre szczegóły, o których od niej się dowiedziałem. Pewnemu przeorowi raz powiedziała, że zna jego klasztor i kościół tak dobrze jak on. Powiedziała mu też, że kiedy mnisi spali, on zwykł w nocy wizytować klasztor i sypialnie, że widział świętych aniołów blisko łóżek prawie wszystkich mnichów. Był pewien młodzieniec z Hagi o imieniu Henryk, którego ona oczyma cielesnymi nigdy nie widziała, a który - natchniony łaską boską i bez wiedzy rodziców - przywdział habit zakonny w klasztorze kartuzów koło Diest. Jego ojciec, Wilhelm, nie wiedział o tym, co uczynił syn. Kiedy wszedł do domu Ludwiny, ta pozdrowiła go z szacunkiem, wymieniając imię i nazwisko, życząc szczęśliwej przyszłości jego synowi i wyrażając radość z powodu tego, co Henryk uczynił. Zdziwiony, zapytał, skąd te życzenia, a ona - potęgując 76 jeszcze jego zdziwienie - odpowiedziała, że syn przywdział habit zakonny kartuzów: „Słyszałam to z ust samego Henryka". Inny zakonnik z miasta Dordrecht, profes w Eemsteyn, wszedłszy do izdebki Ludwiny usłyszał, jak go uprzejmie po imieniu pozdrawia. Powiedziała mu również, że choć go już widziała, dopiero teraz zobaczyła go po raz pierwszy oczyma ciała. Zdumiony tym, zapytał, jak go poznała, a ona odrzekła z prostotą: »Jest to dar Pana«. Lud wina była prowadzona do tych wszystkich miejsc przez swojego anioła świętego (...) Podczas pierwszych wizyt duchowych - a jest to dla nas niewyobrażalne - w chwili oddzielenia się ducha od ciała czuła silny ból w klatce piersiowej, tak że oddychała z wielkim trudem, sądząc, iż umiera. Z czasem, przyzwyczaiwszy się, nie odczuwała już tych ucisków. Kiedy jej duch przybywał do tych miejsc, jej ciało pozostawało w łóżku, bezwładne i prawie martwe, tak że kiedy się go dotykało, nic nie czuła. Anioł tymczasem brał ją za rękę i najpierw prowadził do ołtarza w kościele Matki Boskiej w Schiedam, a potem, po modlitwie, rozpoczynali podróże"44. Również błogosławiona Ludwina, jak i inni święci, mówi wyraźnie o wyjściu z ciała. Nie chodzi tu o przywidzenia, ponieważ opisuje dokładnie miejsca i osoby nigdy nie widziane oczyma ciała oraz wykazuje, że widziała osoby sobie nieznane, które potem rozpoznała. 26. Błogosławiona Kolumba z Rieti wizytuje w duchu różne sanktuaria. Błogosławiona Kolumba (1467-1501) była tercjarką dominikańską i żyła ubogacona darami nadprzyrodzonymi, głównie w Perugii. Dzięki wielkiemu szacunkowi, jakim się cieszyła, wpływała uspokajająco na walki polityczne, jakie gnębiły miasto. Jak przepowiedziała, zmarła 20 maja 1501 roku. Życie jej opisał jej spowiednik, Sebastian Angeli. Św. Teresa z Avila tak opisała lot w duchu: „Wydaje się, że w duchu tworzy się coś niespodziewanego i delikatnego, tak że wznosi się do góry (ponad ciało) i stamtąd biegnie, gdzie Bogu się podoba. Dlatego wydaje się to być lotem (...) wydaje się to być małym ptaszkiem, który odlatuje od utrapień cielesnych i więzienia tego 44 Giovanni Brugmann, Vita Beatae Ludwiniae uirginis, w: AS, kwiecień II, 280 - 281. EC, hasła: „Bragmann Giovanni" i „Lidwina, Beata"; BS, hasło: „Liduina". 77 ciała (...) jest to rzeczywistość tak lekka i drogocenna, że kiedy staje się, nie ma mowy o przywidzeniu45. Błogosławiona Kolumba, jak i inni święci, doznawała często lotów w duchu, jak opowiada jej biograf: „Ta oblubienica Chrystusa, pragnąca gorąco zobaczyć miejsca święte i Jerozolimę, została pogrążona w duchu i przez pięć dni pozostawała bezwładna, jak gdyby umarła. Wezwano lekarzy, którzy nie czując u niej pulsu, nie mogli wydać jednogłośnego werdyktu. Jeden bowiem z nich, dotykając rękoma jej głowy, uznał ją za żywą. Kolumba, powróciwszy w siebie po kilku dniach (...) wyjawiła ojcom duchowym, że w tym czasie znajdowała się w Jerozolimie i nawiedzała miejsca święte. Opowiedziała o licznych szczegółach swojej niezwykłej pielgrzymki, a wszystkie odpowiadały prawdzie, jak to stwierdzili ci, którzy tam byli. Uważam za niemniej godny podziwu fakt, że widziała ona najświętszy wizerunek Chrystusa ukrzyżowanego, który odpowiedział św. Tomaszowi z Akwinu: »Dobrze napisałeś o mnie, Tomaszu*, a który czczony jest w Neapolu. Kiedy jeden z jej ojców duchowych zaczął opowiadać o tym krucyfiksie, zawołała: »Widziałam go, jest podobny do tego, choć mniejszy«. Wskazywała wówczas na bardzo starożytny krucyfiks, który znajduje się nad głównym ołtarzem u św. Piotra w Perugii"46. Dla poparcia naszej tezy jest to zdarzenie ważne. Błogosławiona przypomina sobie nawiedzane miejsca, stwierdza wyraźnie, że znajdowała się poza ciałem przez pięć dni i dostarcza dokładnych szczegółów o tym, co widziała. Fakt „widzenia siebie samego na miejscu poza morzem" przypomina „lot" czy wizytę w duchu również w następnej wizji, św. Ludwika IX, króla Francji, przytoczony przez biografa współczesnego świętemu, Richerio z Sens. 27. Św. Ludwik IX, znajdując się we Francji, widzi bezpośrednio bitwę 30 listopada 1244 roku w Jerozolimie. „Król Franków, Ludwik, złożony ciężką chorobą, znajdował się w stanie bliskim śmierci. Leżał bezwładny, tak iż uznano, że zmarł. On tymczasem doznał następującego widzenia: 45 Teresa z Avila, Opera, AS, październik VII, s.657. 46 Sebastiano Angeli, Vita di beata vergine Colomba, ms.244 Biblioteki Miejskiej w Perugii, w: AS, maj V, 333+. 78 Widział, że znajduje się za morzem, gdzie chrześcijanie i Saraceni gotowali się do bitwy. Zderzywszy się, walczyli zajadle. Po długiej walce zwyciężyli Saraceni, a wszyscy chrześcijanie albo zostali zabici, albo wzięci do niewoli, tak że z ogromnej ich liczby zaledwie piętnastu żołnierzom udało się uciec i ocalić. Widząc to, król Franków zasmucił się bardzo. Powiedziano mu więc: »Królu Francji, pomścij tę niepowetowaną szkodę!«. Po tym wszystkim król, powróciwszy w siebie po owej wizji, złożył ślub, że za dwa lata uda się do Ziemi Świętej. Zaraz też, wbrew woli Blanki (swojej matki), został oznaczony Krzyżem. Bitwa oglądana przez króla miała miejsce w dniu uroczystości św. Andrzeja. Rzeź owa została dokonana przez Chorasminów, jak potem powiedziano"47. Św. Ludwik IX (1214-1270) zasłynął umiłowaniem sprawiedliwości (tak w polityce wewnętrznej, jak zewnętrznej), wiarą, modlitwą, pokutą i innymi cnotami chrześcijańskimi. Miał trzydzieści lat, gdy uczestniczył w duchu w bitwie. 30 listopada 1244 roku wojska Turków Khuwarizmów (Chorasminów), pochodzących z Turkiestanu i służących kalifowi Egiptu, zdobyły Jerozolimę, łupiąc ją i masakrując ludzi. W1248 roku Ludwik wyruszył z Marsylii do Egiptu, gdzie walczył i został wzięty do niewoli (VI Wyprawa Krzyżowa). Zauważamy w tym zdarzeniu doskonałą zbieżność opowiadania św. Ludwika z wartością historyczną wydarzeń. Zdarzenia pokrótce opisane. Święta Klara z Asyżu (1194-1253) w noc Bożego Narodzenia 1225 roku, leżąc w łóżku ciężko chora, żaliła się łagodnie Panu, że nie może iść do kościoła, by uczcić Jego przyjście na świat. Jednak wysłuchała ze swojej celi całego świętego oficjum, odprawianego w Por-cjunkuli przez Franciszka i jego braci, oraz widziała Dzieciątko Jezus w przygotowanym tam żłobku48. -.-.¦•hlu^. x J :bnc >*rvjf<>': : / Święta Dolcelina z Digne (Prowansja), (1214-1274) przeszła przez życie, modląc się i wspomagając biednych. Jej biografia, napisana językiem prowansalskim, wkrótce po jej śmierci, znaleziona została w zeszłym wieku i wydana w 1879 roku przez J.H. Albansa. 47 Richerio di Sens, Vita di Luigi IX, ii Santo, w AS, sierpień V, 389. 48 Proces Apostolski (z 1254-1255 r.), III, 30 i IV, 16; opowiadanie jest podane w : Fonti Francescane, Ed. Messaggero, Padova 1983, nr 3212, s. 2419. 79 Około 1255 roku małżonka Karola Andegaweńskiego była brzemienna, a jej ciąża wzbudzała najgorsze obawy. Beatrycze (takie imię nosiła) przyśniła się trzy razy kobieta ubrana jak zakonnica, która w rozmowie z nią obiecała, że uniknie wszelkich niebezpieczeństw, razem z dziecięciem, które nosi w swoim łonie. Beatrycze poleciła odszukać Dolcelinę, a gdy ją tylko ujrzała, rozpoznała w niej kobietę ze snów. Nie pozwoliła jej odejść od siebie, zaś poród odbył się szczęśliwie. Hrabiostwo poprosili Dolcelinę na matkę chrzestną dziewczynki49. Posiadając tak dawny opis biograficzny, byłoby rzeczą interesującą sprawdzenie, czy święta była świadoma, że najpierw nawiedzała Beatrycze i z nią rozmawiała, nim ją zobaczyła. Czcigodna Agnieszka od Jezusa (+1634), dominikanka z Lan-geac, pozostawiając ciało w swoim klasztorze, towarzyszyła w odległym Billom swojej przyjaciółce w momencie konania. Innym razem zjawiła się w Paryżu u czcigodnego Jana Jakuba Olivier50. Święta Katarzyna z Bolonii, klaryska (1413-1463) opowiadała, że 19 maja 1450 roku, leżąc chora w swoim klasztorze w Ferrarze, została porwana w duchu i zaprowadzona przez swojego anioła do Rzymu, gdzie uczestniczyła w uroczystej kanonizacji św. Bernardyna ze Sieny, do którego miała wielkie nabożeństwo i uzyskała przez jego wstawiennictwo nawrócenie swojego brata51. W opowiadaniu tym brak szczegółów, stąd trudno je ocenić. Błogosławiona Małgorzata z Bawarii (1371-1434) miała zjawić się za życia przywódcy zastępów bawarskich, uzyskując dla nich zwycięstwo w obronie ojczyzny52. Takie zjawienia bez świadectw nie wzbudzają zaufania. Błogosławiona Joanna z Orvieto (1264-1306) miała podobno wiele bilokacji, jak to stwierdza Bibliotheca Sanctorum. Nie znalazłem, w Legendach łacińskich, napisanych przez współczesnego autora Jakuba Scalza, nic na ten temat53. Św. Franciszka Ksawerego (1506-1552) w listopadzie 1551 roku, podczas podróży między Japonią a Malakką, widziano modlącego się na statku przez trzy dni, przerywającego modlitwę kilka razy i zapowiadającego powrót piętnastu ludzi z załogi barki, która 49 Reginę Pernoud, I Santi nel Medioeuo, Rizzoli, Milano 1986, s.166. 50 Dictionnaire de Spiritualite, hasło: „Multilocation", zeszyt 70-71, szp. 1838. 51 AS, sierpień II, 754 nn; Gerolamo Monetti, Storia di S. Caterina da Bologna, Bologna 1924,s.l28. • °2 BS, hasło: „Margherita di Bavaria". °3 Tamże, hasło: „Giovanna di Orvieto". 80 oddaliła się podczas burzy. Jednocześnie widziany był przez trzy dni na owej barce, jak dodawał odwagi ludziom, by płynęli w kierunku statku. Fakt ten nie jest pewny historycznie. Ojciec H. Tursellini, pierwszy biograf świętego (1594), nie uznaje Ferdynanda Mendesa Pintę za wiarygodnego świadka (Vita, 5.6, rozdz. 2). Rozpoczynający się w 1610 roku rzymski proces beatyfikacyjny przejął ten fakt z procesu informacyjnego z 1556-1657 roku, odbywającego się w Goa, Cochinie, Basseinie i Malakce, na którym to procesie przesłuchiwanych było wielu świadków naocznych. Można więc przyjąć, że opis ten posiada podkład historyczny: zapowiedź powrotu barki i krótkie zjawienie się na niej54. 28. Obietnica wizyty w duchu św. Ignacego Loyoli. Ojciec Piotr Ribadeneira, współczesny świętemu, podaje, że: „Ignacy Loyola, mieszkając w Rzymie, w tym samym czasie zjawił się w Kolonii ojcu Leonardowi Kesselowi. Był to jezuita flamandzki, mąż w podeszłym wieku, święty, założyciel kolegium w Kolonii, którym długo zarządzał; był otoczony wielkim szacunkiem przez wszystkich i uznawany za życia za świętego. Pragnąc bardzo zobaczyć się z ojcem Ignacym Loyolą, by z nim porozmawiać, poprosił go w liście o pozwolenie przybycia pieszo (300 mil) do Rzymu. Ignacy odpowiedział, że pożytek dusz wymaga jego obecności w Kolonii, dlatego też niech się nie rusza, ponieważ Bóg zadowoli go inną drogą, bardziej dogodną i szybszą. Leonard nie ruszał się więc z Kolonii, gdy oto niespodziewanie, pewnego dnia, zjawił się święty ojciec Ignacy i długo z nim rozmawiał. Potem zniknął, pozostawiając męża świętego pełnego radości i pokrzepionego na duchu faktem, że jego pragnienie spełniło się w tak zadziwiający sposób548. Zdarzenie to miało miejsce około 1522 roku, a opowiadał je kilka razy ojciec Franciszek Coster, prowincjał z Niemiec, który słyszał je od samego ojca Klessela55. List świętego Ignacego nie znajduje się w przytoczonym zbiorze. Św. Ignacy, założyciel Towarzystwa Jezusowego, żył w latach 1491-1556. 54 Por. G. Schurammer, Die heilige F. Xaver..., Friburgo in Br. 1925. 54a P. Piętro Ribadeneira, Vita di Ignazio di Loyola, Roma 1583. Wydanie z 1863 r., 1.5, rozdz.13, s.419. AS, lipiec VII, 587. Epistole S. Ign. de L., Bologna 1804, s.218 n. 55 Epistole S. Ign. , s.218. 81 29. Św. Józef z Kupertynu zapowiada wizytę i składa ją w duchu. ? > ' Św. Józef z Kupertynu (Lecce) (1603-1663) franciszkanin konwentualny, miał żywot pełen ekstaz i cudów. Jego pierwsza biografia została wydana w Asyżu w 1678 roku. Z tekstów procesu kanonizacyjnego, wydanych w języku włoskim przez Dominika Berniniego, okazuje się, że: „Oktawiusz Piccino z Kupertynu, nazywany »dziadkiem«, był bardzo stary i słaby, gdy poprosił brata Józefa o towarzyszenie mu w chwili śmierci. Brat Józef, który mieszkał wówczas w klasztorze w Grotelli, w pobliżu Kupertynu, przyrzekł mu, że to uczyni: »Tak, przybędę, by być przy tobie, przybędę nawet wówczas, gdybym się znajdował w Rzymie (quamvis tunc Romae versarer)«. Obietnica była przepowiednią, która miała związek z niezwykłym zjawiskiem. Kiedy starzec zachorował, brat Józef przebywał w Rzymie (w odległości 550 km od chorego). Był bliski agonii, gdy brat Józef pośpieszył umocnić go w owej chwili. Widziany był przez wielu, również przez siostrę tercjarkę Teresę Fatati, która z nim nawet rozmawiała: »Bracie Józefie, jak się to stało, że tu jesteś ?« A on odpowiedział: »Przybyłem, ażeby polecić Bogu duszę dziadka«. I nagle zniknął sprzed jej oczu56. ; W podanym fakcie spełnienie obietnicy jest wyraźne. Święty był widziany przez wielu i jest to bardzo ważny szczegół w tej sprawie, choć byłoby dobrze, gdyby został dokładniej opisany. Inne zjawienie się świętego Józefa z Kupertynu za życia Teksty procesu kanonizacyjnego podają, że mieszkając w Asyżu, święty uobecnił się w Kupertynie (odległym o 600 km), by towarzyszyć swojej mamie przy jej zgonie. Powtarzała ona często: »O bracie Józefie! Bracie Józefie! Nie zobaczę cię więcej!«. I gdy tak mówiła, rozbłysło światło, rozjaśniając całą izbę, a umierająca ujrzała go i pełna radości zawołała: »O bracie Józefie, synu mój!«. W tej samej godzinie błogosławiony przebywał w Asyżu. Płacząc, wyszedł ze swej celi, by pójść do kościoła na modlitwę. Po 56 Angelo Pastrovicchio, Compendio dei Processi di Canonizz. di Giuseppe da Copertino, w AS, wrzesień V, 1034. 82 drodze spotkał go ojciec gwardian i zapytał, skąd taka boleść. A on odpowiedział: »Biedna moja matka właśnie teraz umarła«. Okazało się, że była to prawda. Zaświadcza o tym list, który nadszedł z Kupertynu, jak i oświadczenia świadków złożone na procesie w Osimo, stwierdzające, iż był obecny przy śmierci swojej matki. ¦ Brak jest wyszczególnienia, czy święty był widziany również przez innych, a fakt, że wizjonerką była umierająca, osłabia moc dowodową tego przypadku, ponieważ konający może mieć przywidzenia. Oświadczenie brata Józefa o wizycie w duchu u matki w chwili jej śmierci, zdaje się być jego przypuszczeniem, jednak - by je uznać za prawdziwe - powinniśmy mieć jego wyraźne potwierdzenie. Zjawienia żyjących z wyraźnym potwierdzeniem ze strony zjawiającego się Obietnica wizyty może w pewien sposób potwierdzić zjawienie się żyjącego, ale jego wyraźne potwierdzenie czyni zdarzenie bardziej prawdopodobnym, szczególnie wówczas, gdy dany święty jest dobrze znany. Podwójne i zbieżne świadectwo ma wartość dowodową, jak na przykład, gdy dwie osoby mieszkające osobno w dwóch różnych domach, w nocy zbudzone zostają wrzaskami i odgłosami strzałów. Jedna tylko osoba świadcząca o tym fakcie mogłaby być posądzana, że jej się to śniło, albo uległa halucynacji lub po prostu zmyśliła to wszystko. Jednak zbieżność dwóch niezależnych informacji, z dwóch różnych źródeł świadczących o tym samym, wykluczają wszelką wątpliwość. 30. Pewna świątobliwa zakonnica zjawia się za życia św. Ludwikowi Beltranowi i wyraźnie to potwierdza. Św. Ludwik Beltran, dominikanin (1526-1581), żył i umarł w Walencji (Hiszpania). Jest narodowym patronem Kolumbii, ponieważ był wielkim apostołem Nowej Grenady (dzisiejsza Kolumbia). Był to człowiek głębokiej modlitwy i pokuty, czyniący za życia liczne cuda. W owych czasach klauzura była surowo przestrzegana w klasztorach tego zakonu. V.J. Antist opisał życie tego świętego w rok po jego śmierci. Z tego dzieła przytaczam następujące zdarzenie: 83 „Ojciec Ludwik leżał chory w łóżku. W dniu wigilii św. Dionizego (8 października, który to dzień był również dniem wigilijnym śmierci świętego) wszedł do izby pielęgniarz i usłyszał, jak chory pytał: »Przychodzą tu kobiety?«. Pielęgniarz pomyślał, że majaczy, gdyż nigdy żadna kobieta nie przekroczyła progu tego klasztoru. Następnie przekazał przełożonemu to, co usłyszał od ojca Ludwika. Wówczas przełożony, odwiedzając chorego zapytał: »Jak się czujesz ojcze Ludwiku?«. Odpowiedział: »Przychodzą tu kobiety?«. »Jakie kobiety?« - zapytał przełożony. A on rzekł: »Jakieś kobiety, weszły tu rano, ubrane w płaszcz zwyczajny« (ordinario pallio indutae). Przełożony więc zapytał: »Co wam powiedziały owe kobiety, ojcze Ludwiku?«. Odpowiedział: »Nic«. Słysząc te słowa, przełożony bardzo się zdziwił. Następnego dnia, pewna bardzo uduchowiona kobieta z zakonu św. Franciszka powiedziała przełożonemu: »Wczoraj rano Pan udzielił mi łaski: gdy modliłam się za ojca Ludwika z pragnieniem ujrzenia go - niespodziewanie - została mi dana ta władza i mogłam ucałować mu nogi«. Przełożony zrozumiał, że miało to związek z tym, co mówił ojciec, zapytał więc ją: »Czy powiedziałaś coś?«. Odpowiedziała: »Nic, ojcze«. »Postaraj się dobrze to przypomnieć« - nalegał przełożony. Ona jednak powiedziała: »Nie powiedziałam nic, ponieważ nic innego nie zostało mi przyzwolone, jak tylko ucałowanie mu stóp«. Stąd wniosek, że tylko w duchu mogła ona wejść do klasztoru57. Jeżeli byśmy uwzględnili tylko słowa świętego, moglibyśmy przypuścić, że choroba wywołała u niego przywidzenie. Jednak potwierdzenie bardzo uduchowionej zakonnicy, złożone, jak się wydaje, przed poinformowaniem jej o wizycie, oraz zgodność czasu i miejsca, wskazują na prawdziwą wizytę w duchu, podczas której wizjoner i wizjonerka widzieli się wzajemnie. 31. Św. Teresa z Avila odwiedza w duchu siostrę Izabelę i potwierdza wyraźnie swoją wizytę (11 czerwca 1574 r.). Św. Teresa z Avila (1515-1582) była wielką mistyczką i refor-matorką zakonu karmelitańskiego i założycielką karmelitanek bosych. Został jej przyznany tytuł Doktora Kościoła. Jej pierwszą biografię napisał F. de Ribera w 1590 roku. 57 V.J. Antist, Verdadera relación de la vita y muerte... Valencia 1582, w: AS, październik V, 355. 84 Czcigodna Anna od Jezusa (1545-1621), świadek naoczny przytoczonego tu zdarzenia jest najważniejszą, po założycielce, postacią zreformowanego karmelu, założycielką karmelów we Francji i Niderlandach58, kobietą wielkiej świętości i skrupulatnego poszanowania prawdy59. Z zeznania Anny od Jezusa podczas procesu (5 lipca 1597 roku): Mieliśmy tu w klasztorze (w Salamance) siostrę Izabelę od Aniołów ciężko chorą od ośmiu miesięcy (...) Rankiem, w dniu św. Barnaby (...), podczas odwiedzin przeoryszy i pod-przeoryszy (...) wyznała, że w czasie Mszy nasza Matka Teresa była z nią i ją błogosławiła. Pocieszając ją i głaszcząc jej oblicze, rzekła: »Córko moja, porzuć obawy, a przeciwnie, miej ufność do Oblubieńca twojej duszy. Przygotował ci On wielką szczęśliwość, a ja cię zapewniam, że tego dnia jej zaznasz«. Święta znajdowała się w tym momencie -jak później stwierdziły karmelitanki w Karmelu w Segovii (160 km od Salamanki) w stanie głębokiej ekstazy i Jak umarła". Siostra Izabela „trwała cały dzień w owej pogodzie ducha", oczekując przejścia do nieba, a wieczorem, w godzinie Matutinum, otoczona współsiostrami, skonała. „Poza tym - mówiła Anna od Jezusa - otrzymałyśmy dowód w liście, który Matka - nie proszona przez nas - napisała do przeoryszy. Pisała ona o dwóch rzeczach, o których by nie wiedziała, gdyby ich nie widziała. Matka przeorysza zapytała mnie: »Jak nasza Matka mogła dowiedzieć się o tym?«. »Jest jasne - odpowiedziałam - że mogła obejrzeć cały dom w dniu, w którym była z siostrą Izabelą od Aniołów, ponieważ ona - kiedy zapytałam ją, jak ją widziała -oświadczyła: »W ten sposób, jak tu była: weszła i wyszła drzwiami«. Rok później nasza Matka wezwała mnie, gdyż chciała bym została przeoryszą klasztoru w Beas, który ona założyła dwadzieścia lat temu. Zapytałam ją wówczas, a ona - ze względu na uczucia, jakie żywiła do mnie - powiedziała wyraźnie, że wszystko to było prawdą". Wtedy to Anna od Jezusa, nie myśląc, by Matka (starsza od niej o trzydzieści lat) mogła umrzeć pierwsza od niej, poprosiła ją ażeby przybyła i towarzyszyła jej w chwili śmierci. Przyrzekam to - rzekła do niej - jeśli Bóg mi pozwoli, ponieważ nie jestem w tym władna, czego Bóg mi nie zleca60. 58 Mariąue A., Vida de la Ven. Ana de Jesus, Bruxelles 1632. lgnące B., Vie de la ven. Merę Annę de Jesus, Malines 1876. 59 Por. Leroy O., Apparitions de S. Therese de Jesus, badania krytyczne w: „Revue d'ascetique et mystiąue" 1958, s.34 nn. Procesos, wyd. o. Silverio de S. Teresa, 3 t., Burgos 1934 - 1935,1, 478. 85 32. Sw. Teresa zjawia się ojcu Salazarowi i wyraźnie to potwierdza. Ojciec Henryk Enriąues, jezuita, był spowiednikiem matki Teresy podczas jej pobytu w Sevilli (1575-1576). Podczas Procesu Apostolskiego w Salamance (26 października 1591 roku) złożył takie zeznanie: Dowiedziałem się od ojca Gaspara de Salazar z Towarzystwa Jezusowego, że ona znajdując się daleko od miejsca jego pobytu (przebywała prawdopodobnie w Sevilli, a ojciec Gaspar w Cuenca), zjawiła mu się w jego celi, mimo zamkniętych drzwi, w czasie kiedy jeszcze żyła, dając mu różne wskazówki i napomnienia. Zapytałem później matkę Teresę, która z pokorą i prostotą wyznała, że wszystko dokładnie tak było, i że stało się tak z polecenia Naszego Pana, dla pożytecznego celu61. Ojciec de Salazar poznał i spowiadał świętą w roku, w którym był przełożonym jezuitów w Avila (1561-1562), przejawiając chęć - później nie spełnioną - zostania karmelitą. Szczegóły te mogą mieć związek ze zjawieniami świętej i jej napomnieniami. Należy zaznaczyć, że nie były to przywidzenia ojca Gaspara, ponieważ matka Teresa - zapytana przez ojca Henryka - potwierdziła dokładność faktów. 33. Sw. Filip Nereusz zjawia się florenckiemu opatowi i uzdrawia go. Św. Filip Nereusz, florentyńczyk (1515-1595) był apostołem Rzymu i młodzieży. Obdarzony wybitnym poczuciem humoru, wizjami i darem czynienia cudów, założył zgromadzenie oratoria-nów. Jego proces kanonizacyjny odbył się zaraz po śmierci, między 1595-1601 rokiem. Opat florencki, Piotr Franciszek Giusto, najbliższy przyjaciel ojca Filipa, chorował od dwóch lat, a jego ciała - złożonego tylko ze skóry i kości - zdaniem medyków nie można było wyleczyć. Wyjechał z Rzymu z nadzieją, że zmiana klimatu wzmocni go, jednak nie doznawszy polepszenia, wrócił do miasta. Gdy stan jego pogarszał się, prosił Boga, by zabrał go z tego świata, ponieważ zaczął doznawać straszliwych boleści. Pewnego ranka przybył doń ksiądz oratorianin i powiadomił opata, że wieczorem przybędzie ojciec Filip i odwiedzi go. Opat rzekł, by ojciec tego nie czynił, gdyż jest to środek zimy i wszystko jest pokryte śniegiem. 61 Tamże, I, s. 17 86 Nadszedł wieczór. Chory, dręczony cierpieniami, długo nie mógł zasnąć. Już zaczął drzemać, gdy oto błogosławiony ojciec ukazał mu się i objął dłońmi jego głowę. Dotknięcie to zbudziło go. Zdziwił się, jak ojciec mógł wejść, skoro wszystkie drzwi były zamknięte i zaryglowane. Filip zapytał go, jak się czuje, ale opat nie był w stanie wymówić ani jednego słowa. W końcu udało mu się poprosić 0 uzdrowienie. Wtedy Filip wziął jego ręce i ułożył jedną na drugiej w znak krzyża. Potem rzekł: »Wstań!«. Na ten rozkaz chory uczynił to, co od miesięcy mu się nie udawało: wstał z łóżka. »Widzisz, że twoja choroba nie jest taka ciężka ?« - powiedziawszy to, Filip zniknął sprzed jego oczu, pozostawiając go zdrowym62. W tym zdarzeniu zamiar złożenia wizyty ze strony świętego wynika z obietnicy, a jej spełnienie - potwierdza uzdrowienie. Brak jest jednak świadectwa odwiedzającego, które znajdujemy w zdarzeniu następnym. 34. Św. Filip Nereusz odwiedza w duchu św. Katarzynę Ricci i wyraźnie to potwierdza. „Jan Animuccia63 musiał się udać do Prato, znanego ośrodka Toskanii, niedawno podniesionego do godności miasta, gdzie odwiedził matkę Katarzynę Ricci, mniszkę florencką z klasztoru dominikańskiego, dziewicę znaną ze świętości64. Gdy rozmowa zeszła na temat ojca Filipa, zapytał ją, czy kiedykolwiek go widziała. Dziewica odpowiedziała, że nie. Słyszała tylko o jego świętości 1 bardzo pragnie zobaczyć go i z nim porozmawiać. Następnego roku Animuccia powrócił do Toskanii i ponownie odwiedził matkę Katarzynę. Święta opatka powiedziała mu wówczas, że widziała się z Filipem i mogła z nim rozmawiać, chociaż w tym czasie on (Filip) nie opuszczał Rzymu, a ona Prato. Animuccia, powróciwszy do Rzymu, opowiedział o tym co słyszał, a Filip potwierdził jego słowa. Co więcej, w roku 1590, kiedy to święta dziewica udała się do Pana, sam od siebie poświadczył w obecności wielu, że widział ją, gdy jeszcze żyła. Opisał szczegółowo jej wygląd, czego -jak powiedzieliśmy - nie mógł widzieć, jak tylko dzięki działaniu Boga65". 62 Barnabei G., Processi, w: AS, maj VI, 610, n.485. 63 Maestro Orkiestry św. Piotra, następca Palestriny, przyjaciel o. Filipa, ułożył dla niego pierwsze oratoria. 64 Jest to przyszła święta Katarzyna Ricci (1523-1590), która również odbyła dwie wizyty w duchu w celu nawrócenia grzeszników, poza tymi, jakie mogła odbyć -jak inni święci - choć nie są znane. 65 Dz. cyt., s.611, n.486. 87 W tym przypadku świadectwa są zbieżne, lecz z powodu braku szczegółów - nie wiemy, czy odwiedziny w duchu odbyła św. Katarzyna, czy św. Filip. Wydarzenie to jest jednak znamienne, gdyż mamy tu do czynienia ze zgodnym świadectwem dwojga świętych i zbieżnością dokładnych opisów dotyczących szczegółów. Św. Filip za życia objawił się wielu osobom „Marceli Ferro (ksiądz rzymski) płynął z Egiptu do Italii na pokładzie statku handlowego. Minąwszy Cypr, statek został napadnięty i zagarnięty przez piratów tureckich, którzy wszystkich kupców zakuli w kajdany. Marceli, widząc to, zaczął w trwodze prosić Boga, by przez zasługi ojca Filipa zachował go nietkniętym. Podczas gdy się jeszcze modlił, niespodziewanie zjawił się święty Ojciec i rzekł doń: »Nie obawiaj się, zwróciłeś się do Boga, nie będziesz więźniem«. I tak się rzeczywiście stało. Kiedy piraci podeszli do niego i chcieli go zakuć w kajdany, kapitan statku, chrześcijanin, rzekł do nich: »Co z nim chcecie zrobić? Nie widzicie, że jest stary i chory?«. Usłyszawszy to, barbarzyńcy, wbrew zwyczajowi i oczekiwaniu, zostawili go wolnym. Marceli, powróciwszy do Rzymu, dowiedział się, że w tym samym czasie, kiedy on modlił się na statku, Filip rzekł do kilku z braci (z oratorium): »Trzeba modlić się za Marcelego Ferra, który znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie^6. Sługa Boży wyznaczył swojej penitentce Lukrecji Golii, żonie Jana Animucciego, kobiecie o wyjątkowej pobożności, czas na dzienną i nocną modlitwę, zalecając jej jednocześnie wstawanie o określonej godzinie w nocy na medytację. Tymczasem zmożona snem często nie wstawała. Pewnego dnia ojciec, czyniąc jej wymówki, powiedział: »Jeśli się nie poprawisz, sam cię zmuszę«. Nie były to puste słowa: za każdym razem, kiedy Lukrecja wybierała sen, słyszała głos Filipa, który wyraźnie mówił do niej: »Lukrecjo, wstań!«. A kiedy szła do spowiedzi: »To ja cię zbudziłem tej nocy«67. Te dwa zdarzenia, tak co do zjawienia i potwierdzenia, wzbudzają uzasadnione wątpliwości. 66 Z opowiadania Marcelego Ferra na procesie, w: AS, maj VI, n.481, s.610. 67 AS, n.482, s.610. 35. Pięćset podróży w duchu czcigodnej Marii z Agredy. Przechodzimy teraz do serii najbardziej znamiennych wizyt w duchu. Zjawienia zmarłych, których zapowiedzi się spełniły (uzdrowienia, przepowiednie itp.) są niezliczone. Acta Sanctorum (Akta Świętych) są ich pełne i podają wiarygodne dane o życiu poza ciałem. Korzyści „odwiedzin" w duchu polegają na tym, że po ich dokonaniu możemy zapytać tego, kto zjawił się w miejscu oddalonym od miejsca, gdzie przebywał: „Gdy się tam zjawiłeś, co czułeś ? Czy rzeczywiście udałeś się w odległe miejsca ? Widziałeś swojego rozmówcę ? Widziałeś owe miejsca?". Wspominaliśmy o trudnościach w dawaniu odpowiedzi na tego rodzaju pytania przez świętych, pragnących ukryć nadprzyrodzone dary i obawiających się krytyki teologów. Mimo to czasami padały takie pytania i odpowiedzi na nie. Na przykład „odwiedziny" w duchu czcigodnej matki, Marii z Agredy (1602-1665). Chodzi tu o całokształt zdarzeń, najbardziej przekonujących i znamiennych w dziejach Kościoła. Wszystko to przewyższa inne przypadki: - liczba współczesnych historyków mówiących o nich; - liczba dokonanych wizyt w duchu (ponad 500); - długość czasu, w którym zjawiska miały miejsce (1622-1630); - odległość między dwoma miejscami (Agreda i Nowy Meksyk - ponad 10.000 km); - „podróże,, podjęte w tym celu, by uwiarygodnić prawdziwość tych faktów; . " ¦'j .=...;; .. :v,,,> : ;- - liczba osób, którym ta czcigodna matka ukazała się; - - skutki (około 20.000 nawróconych Indian); - dokładność w ustalaniu faktów (Proces Świętego Oficjum); - liczne szczegóły opisujące to, co ona widziała i słyszała podczas „odwiedzin" w duchu; - obfita bibliografia o tych faktach, począwszy od siedemnastego wieku do naszych dni. Krótki opis życia Marii od Jezusa z Agredy Mistyczka hiszpańska (1602-1665), siostra ze zgromadzenia franciszkańskiego koncepcjonistek, czczących w szczególny sposób Niepokalane Poczęcie Matki Bożej, noszących biały habit i niebieski płaszcz, mając 25 lat, została wybrana opatką i urząd ten pełniła przez całe swoje życie z wielką korzyścią duchową i materialną dla klasztoru. 89 Miała wiele wizji i objawień. Przede wszystkim jednak wyróżniała się wiarą, miłosierdziem, miłością Jezusa i pobożnością względem Najświętszej Maryi. Liczne kontrowersje nie dotyczą jej życia, które było rzeczywiście święte, ale jej głównego dzieła: Mistyczne miasto Boga, w którym opisuje szczegółowo życie Dziewicy, Matki Boskiej, stwierdzając że książkę tę napisała pod wpływem objawienia z nieba. Po jej stronie stanęły uniwersytety w Lowanium, Alcalli, Salamance, Tuluzie; przeciwko opowiedziała się Sorbona i różni teologowie. Chociaż nie brak w książce błędów historycznych, geograficznych i chronologicznych - z czego wynika, że nie są to tylko objawienia - należy zaliczyć ją do dzieł o wysokiej wartości ascetycznej i mistycznej. 21 czerwca 1672 roku rozpoczął się proces beatyfikacyjny, został jednak przerwany, głównie z powodu kontrowersji, dotyczących wspomnianej książki68. Współcześni historycy opisujący jej odwiedziny w duchu Jak już powiedzieliśmy, zdarzenia te miały miejsce między 1622 a 1630 rokiem. Oto współcześni historycy i dokumenty: - ojciec Alfons de Benavides, który w latach 1622-1630 był przełożonym około 60 misjonarzy franciszkańskich z Nowego Meksyku, w 1629 roku wysłał oficjalne sprawozdanie o faktach królowi Filipowi IV, opublikowane w Madrycie i Brukseli w 1631 roku, a przytoczone w Annales Minorumm. W 1630 roku przybył do Hiszpanii, by upewnić się co do faktów i - po poznaniu matki Marii - napisał list do swoich misjonarzy70. W 1634 roku opublikował nowy Memoriał71; - ojciec Franciszek Ocana, brat mniejszy, w 1635 roku napisał oficjalne sprawozdanie72; - Akta Procesu Inkwizycji w 1650 roku73; - ojciec Augustyn z Vetacourt w Monologu Franciszkańskim (1671)74; .'....-. - Proces Apostolski Beatyfikacyjny w 1672 roku75; poi ktc Ali ny F z< p a s n I c 68 Por. EC i BS, hasło: „Agreda Maria". 69 Annales Minorum, Firenze 1934, t.27, 254 nn; Archivium Ibero - Americanum, Madrid, t.20, 207 nn. 70 Cyt. w: Paolu-Riber, Evangelista del Mar Pacifico, Madrid 1944, Apendyks. 71 Archivium Ibero-Americanum, Madrid, t.27, 227 nn. 72 Tamże, t.27, 234 n. 73 W: Nueva Edición de la Mistica Ciudad de Dios, bajo la Dirección del ill. mo Dr. D.S. Ozcoidi y Udave, Barcelona 1914, t.V. 74 Monologio Franciscano, Mexico 1871. 75 Nueva Edición de la Ciudad de Dios, dz.cyt., t.V, 134 nn. 90 - sprawozdanie własnoręczne Matki z Agredy, napisane na polecenie jej przełożonych w 1631 roku76; - bibliografia opublikowana w 1675 roku przez o. Samaniego, który znał osobiście Matkę77; - Annales Minorum, które podają informacje o Marii z Agredy, Alfonsie de Benavides, Janie z Salas i innych postaciach historycznych78. :.;-.-¦ ¦'::\i"¦¦.:¦' '¦¦¦ ¦¦>.:¦¦¦¦-*¦ .., .-.j , : - ¦¦ . ¦. ¦¦¦,;• ¦/. Fakty z Nowego Meksyku W 1623 roku misjonarze franciszkańscy z Nowego Meksyku zaczęli przyjmować przedstawicielstwa wodzów Ksumanasów, przybywające z obszaru odległego o 500 km (obecny Teksas), a położonego na wschodzie, które domagały się misjonarzy dla swoich ziem. Poselstwa te wysyłali przez kilka lat; ich prośby jednak nie mogły być spełnione ze względu na brak ojców misjonarzy. W lipcu 1629 roku wysłannicy Ksumanasów przybyli znów, prosząc o naukę chrześcijańską i chrzest. W sprawozdaniu wysłanym do króla Hiszpanii, Filipa IV, przełożony Alfons de Benavides pisał: „Postanowiliśmy wysłać ojca Jana z Salas, razem z ojcem Diego Lopezem, do ludu Ksumanasów (...) Zapytani, dlaczego z takim uporem i zapałem zwracają się do nas, odpowiedzieli, że jakaś Pani, podobna do tej, której malowany obraz (był to portret matki Luizy z Carrión) u nas się znajduje »poucza nas często w naszym języku, mówiąc, że powinniśmy wezwać ojców, by pouczyli nas i ochrzcili, nie ociągając się w tej sprawie«. Dodali też, że jest ubrana tak jak kobieta z obrazu, jednak posiada twarz piękniejszą i młodszą. To samo stwierdzili ci z tego ludu, którzy przybywali do naszych ojców w dniach następnych i widzieli tenże obraz. Benavides dalej pisze, że Ksumanasowie nie wiedząc o tym, że misjonarze byli już w drodze do nich, zniechęceni próżnymi prośbami kierowanymi przez sześć lat, a także wobec braku bizonów na ich terytorium i z powodu suszy, postanowili opuścić owe ziemie, porzucając jednocześnie myśl stania się chrześcijanami. Otrzymali już nawet od swoich wodzów rozkaz, by zwinęli namioty i wyruszyli, gdy oto kobieta w niebieskiej szacie zjawiła się każdemu z nich 76 Biblioteca Universale Francescana, t.II, s. 322. 77 P. Jose Ximenez Samaniego, Vita delia ven..., tłum. włoskie, Trento 1713. 78 Annales Minorum, t.27, Firenze 1934. 91 z nich (każdemu z wodzów ?)..., zwiastując im nowinę, że zakonnicy tak oczekiwani i upragnieni są już w drodze. Nie powinni więc oddalać się od miejsca, w którym przebywali. Zwoławszy naradę, postanowili wysłać dwunastu zaufanych wodzów, by zbadali czy rzeczywiście sprawy tak się mają. Po trzech dniach drogi spotkali zakonników, których poprosili, by pokazali im wizerunek kobiety, która ich pouczała. Ojciec pokazał im obraz matki Luizy, który niósł ze sobą. Ujrzawszy go, powiedzieli, że kobieta, która do nich przybyła, choć piękniejsza i młodsza, ubrana była w ten sam sposób. Następnie powrócili do swoich, zwiastując im, tak długo oczekiwane, przybycie ojców. Cały lud usłyszawszy nowinę powstał i wyruszył naprzeciw nim, niosąc przed sobą dwa krzyże, wypełniając w ten sposób polecenie otrzymane w zjawieniu". Tak rozpoczęło się dzieło nauczania i nawracania Ksumanasów. „Ponadto przybyli wysłannicy innych ludów: Japiesów, Ksabatoa-sów, Kwiwirasów, Aiksaosów, uporczywie nalegających, by misjonarze udali się do nich, oświadczając jednocześnie, że również u nich zjawiała się i nauczała wymieniona Służebnica Boża"79. Co Matka z Agredy widziała podczas swoich podróży w duchu Ojciec Benavides w liście do misjonarzy tak opisuje swoje spotkanie z Matką z Agredy (1631): „Przybyłem do miasta Agreda w ostatnim dniu kwietnia (...) Wśród wielu cnót, jakie matka Maria od Jezusa otrzymała od Pana, było pragnienie zbawienia dusz (...) Ojcowie duszy mojej, nie wiem jakimi słowami określić wam wzruszenie i wielką moc mego ducha, kiedy ta błogosławiona dusza powiedziała mi, że asystowała przy chrzcie, którego udzielałem ludowi Pirosów, i że mnie rozpoznała. Asystowała również przy chrztach udzielanych przez dobrego ojca Chrystobala z Quiros. Opisała cechy charakterystyczne jego postaci i twarzy, mówiąc nawet to, że chociaż był stary, niewiele miał białych włosów, że miał pociągłą i czerwoną twarz. Że pewnego razu, gdy ojciec ten chrzcił w kościele, weszło wielu Indian i skupiło się wokół drzwi. Ona sama zaś, swoimi rękami dzieliła ich i usadzała, by nie przeszkadzali. 79 Alfonso de Benavides, Primo „Memoriał", w: Annales Minorum, Firenze 1934, t.27, s.254 nn. i w: Marcellino da Civezza, Storia univ. delie Missoni Francesc, t.7, część II, Prato 1891, s.460 nn. 92 Indianie patrzyli i dziwili się, kto ich tak rozprowadza, gdyż nie widzieli nikogo. Opowiedziała mi również - pisał dalej w swym liście Benevides - o tym wszystkim, co zdarzyło się naszym braciom i ojcom, Janowi z Salas i Diego Lopezowi, w dniu Ksumanasów, których ona przez tak długi czas zachęcała i którym radziła, by wezwali misjonarzy, co też uczynili. Podała mi charakterystyczne cechy zewnętrzne ojców: jasny, opalony, czy też o innym kolorze skóry. Asystowała i znała bardzo dobrze ślepego kapitana, opisując cechy charakterystyczne jednych i drugich. To ona sama wysłała delegację Kwiwirów, by wezwali ojców. Tak samo o tym wszystkim mówili Indianie, ponieważ osobiście z nimi rozmawiała. Opowiadała mi o tylu szczegółach tamtej ziemi, że nawet ja nie uświadamiałem ich sobie, aż do momentu, gdy ona zaczęła mi je przypominać. I pytałem ją, dlaczego nie była łaskawa nam się ukazać, a tylko Indianom. Odpowiedziała, że nie nam, a tylko Indianom była potrzebna, i że wszystkim tym kierował Pan..."80. Co Matka przekazała podczas procesu Inkwizycji Fakty tak rzadkie i nadzwyczajne nie mogły pozostać w ukryciu, dlatego Inkwizycja hiszpańska - tak troszcząca się o zachowanie czystości wiary, tak podejrzliwa w materii wizji i objawień, i tak przeciwna wszelkim rzadkim przypadkom mistycznym - postanowiła oficjalnie wkroczyć w tę sprawę. Od 15 kwietnia 1635 roku zaczęła zbierać oświadczenia różnych świadków, a od 18 do 29 stycznia 1650 roku przepytywała Matkę podczas długich posiedzeń, trwających trzy godziny rano i trzy wieczorem, stosując skomplikowaną serię pytań, ułożonych po osiemdziesiąt. Wszystko to było spisywane. Skończywszy proces, sędziowie surowego trybunału „byli pełni podziwu i zadowolenia wobec cnoty, prawdomówności i konkretności Służebnicy Bożej, utrzymując z nią korespondencję przez całe swoje życie"81. 80 Alfonso de Benavides, Lettera ai Missionari, Francescani del Nuovo Messico (1631), cyt. w: Palou - Riber, Evangelista del Mar Pacifico, Madrid 1944, Apendyks. 81 Processo Apostolico para la Beatificación, w: Nueva Editión de La mistica cuidad de Dids, Barcelona 1914, t.V, 134 nn. 93 I Odpowiedzi Matki udzielone Inkwizycji ilustrują nieco pewne zjawiska. „Podczas innych okazji - oświadczyła - ujrzałam wyraźnie owe obszary, właściwości, obyczaje i cechy charakterystyczne owych ludów, rysy twarzy mężczyzn i kobiet (...) I zdawało mi się, że ich upominam i proszę, by poszli i wezwali sługi Ewangelii, ażeby ich katechizowali i ochrzcili (...) Co do sposobu, jak to się działo, nie wiem, co powiedzieć, czy udałam się prawdziwie i rzeczywiście z ciałem (...) tego nie mogę stwierdzić (...). Trudno mi to pojąć, jak udawałam się, czy też byłam przeniesiona w owe miejsca (...) W każdym razie przypominam sobie, że czasami widziałam całą ziemię: w niektórych stronach była noc, a w innych dzień; w pewnych rejonach było pogodnie, podczas gdy w innych padało; widziałam morze i jego piękno. Do stwierdzenia, że rzeczywiście się tam udawałam, skłania mnie fakt, iż widziałam dokładnie owe kraje i znałam ich nazwy (...) odróżniałam miejsca zamieszkałe i poznawałam różnorodność ziem; klimat był bardziej gorący niż u nas, pokarmy proste, oświetlano łuczywami (como de tea) (...) podczas bitew walczyli procami, kuszami na kamienie, nożami na rzemieniach {de fuste) (...) a potem ich uczyłam i katechi-zowałam, oni zaś przyjmowali moje nauki z okrzykami podziwu i na klęczkach (...). Podczas innej okazji, zdaje mi się, że dałam owym Indianom kilka różańców: miałam je ze sobą, a oni je podzielili między siebie. Różańców tych (po powrocie do Hiszpanii) już nie odnalazłam. Osąd, jaki mogę wydać o tym wszystkim, jest taki, że wszystko to działo się rzeczywiście i prawdziwie. I że zdarzyło to pięćset razy, a nawet więcej niż pięćset..."82. ¦ , Uwagi krytyczne . Na pierwszy rzut oka wydaje się, że słabym punktem owych opowiadań są Indianie, ponieważ nie wiadomo kto z nich, i ilu widziało Matkę, i jak ją oni widzieli. Nie wiadomo również, czy ich pragnienie przyjęcia chrztu nie wypływało z chęci stania się przyjaciółmi Hiszpanów i w jakiej mierze ich prymitywna mentalność mogła wpłynąć na ich przywidzenia i legendarne opowieści. Należy jednak zaznaczyć, że główni świadkowie, Alfons de Benavi- 82 Processo Apostolico, dz.cyt., V, 134-138. 94 des, Jan z Salas i Diego Lopez, byli uznani przez historyków Annales Minorum za zakonników wzorowych i ludzi godnych wiary83. Oni i inni misjonarze z Nowego Meksyku, którzy od 1623 roku znajdowali się w tych miejscach, a którzy widzieli stopniowy rozwój faktów po nawróceniu, utrzymywali bez wątpliwości i bezstronnie, że Ksumanasowie, Kwiwirasowie i inne plemiona nie wprowadzały nikogo w błąd co do zjawień i nie prosiły o chrzest dla korzyści materialnych. Fakt, że owi Indianie przed przyjściem do nich misjonarzy, przez lata nalegali i podejmowali długie podróże, pozwalali się pouczać i masowo odstąpili od zakorzenionych w nich tradycji kulturowych oraz religijnych, stoi w sprzeczności z wszelkim wyjaśnieniami naturalistycznymi i jest niewytłumaczalny bez przyjęcia wydarzeń nadzwyczajnych i długotrwałych, które ich przygotowały do tak trudnego kroku. Do tego dołącza się jasne i specyficzne świadectwo Matki, która potwierdza nawrócenie się Indian i zyskuje następną zgodność jej wspomnień ze słowami Alfonsa de Benavides. Matka utrzymuje, że naprawdę udała się do Nowego Meksyku, gdzie znajdowały się owe ludy, choć nie mogła powiedzieć, czy była tam obecna w ciele, czy też w duchu. Wątpliwości te mogła powodować niewiedza o istnieniu ciała duchowego, o którym - od czasów Ojców Kościoła - teologia nic nie mówiła. Mogła pochodzić również z pewnej obawy przed teologami Świętego Oficjum utrzymującymi, że wyjście z ciała jest niemożliwe bez śmierci. W końcu wątpliwości mogły powodować wymienione szczegóły: czy patrzenie na swoją postać, na inne osoby i miejsca, było oznaką cielesności fizycznej? Czy zjawianie się i znikanie świadczyło o tym, że nie było ciała? Czy fizyczne zaniesienie różańców wskazywało na obecność ciała, podobnie jak wysiłek fizyczny usadawiania Indian na miejsca? Czy niewidzialność, podczas gdy ich usadzała, nie wskazywała na nieobecność prawdziwego ciała fizycznego? Wydaje się, że zjawienia- przynajmniej w niektórych przypadkach - dokonywały się dla zbiorowości: „zjawiłam się każdemu z nich, oni zaś przyjmowali moje nauki okrzykami podziwu i na klęczkach". . ..,,.- , . . . • - ¦ . ^,.. ; Zauważamy również, że Matka widziała wyraźnie szczegóły nie tylko w Teksasie, lecz również podczas podróży. Z innych wizyt współczesnych dowiadujemy się, że podróż w wielu wypadkach EC, hasło: „Benavides Alfonso", Annales t.XXXI i XXXII. 95 wydaje się być natychmiastowa, kiedy indziej pozwala na oglądanie miejsc pośrednich. Wspomnienie o przyniesieniu różańców jest opowiedziane z pewnego rodzaju niezdecydowaniem, ale zawiera różne elementy godne zapamiętania: „miałam je ze sobą", oni je podzielili między siebie, „po powrocie już ich nie znalazłam". Może to oznaczać, że ów fakt wydawał jej się prawdziwy i jednocześnie nieprawdopodobny84. Chodzi tu o „wizyty" w duchu, a nie o przeniesienia z duszą i ciałem (teleportacja), co można wywnioskować z podobnych opisów innych bilokacji. Poza tym nie znajdujemy w żywotach świętych innych przykładów wizyt w odległych miejscach z duszą i ciałem, lecz tylko wzmianki o lewitacjach i zmianie położenia ciała najwyżej o kilka metrów nad ziemią. Ponadto zjawienie się i zniknięcie Matki, jej niewidzialność - gdy ustawiała Indian na swoich miejscach - wystarczająco wyraźnie wskazuje na nieobecność jej ciała. 36. Św. Alfons Liguori i jego odwiedziny w duchu u Klemensa XIV. Św. Alfons Liguori, neapolitańczyk (1696-1787), biskup diecezji świętej Agaty Gockiej (Benevento), sprawował swoją posługę przede wszystkim przez głoszenie misji dla ludu, wśród ubogich Królestwa Neapolu. Był jednym z największych nauczycieli swoich czasów w zakresie teologii moralnej i ascetycznej. Założył Zgromadzenie Redemptorystów. 21 września 1774 roku w nocy święty siedział w fotelu i drzemał. Rankiem, 22 września, na pytanie domowników jak się czuje, odpowiedział: To prawda, że nie dawałem oznak życia, ale nie wiecie, że asystowałem Papieżowi (Klemensowi XIV), który właśnie zmarł. W rzeczywistości Papież zmarł właśnie 22 września 1774 roku 84 Matka z Agredy mówiła i opisywała te rzeczy na wyraźne polecenie swoich przełożonych, jak to wynika z dokumentów; była bardzo pokorna i niechętnie mówiła o sobie. Opublikowane liczne listy, w których król Filip IV prosi ją o rady w rządzeniu, a ona na nie odpowiada, świadczą o jej wielkiej mądrości, roztropności i zdrowych zmysłach. Alfons de Benavides został wybrany arcybiskupem w Goa (Indie). Zmarł podczas podróży. Był bardzo ceniony. Samaniego, pierwszy biograf Czcigodnej, był później generałem zakonu, a następnie biskupem Plasencji. Pierwszy i drugi memoriał Alfonsa de Benavides i sprawozdanie z 1635 roku Franciszka Ocańa są opublikowane w >yArchivium Ibero-Americanum", historycznym kwartalniku franciszkanów z Madrytu, t.20.27 i 17. Współczesne studia nad wizytami Matki znajdujemy w: „Verdad y Vida", czasopiśmie hiszpańskich franciszkanów; artykuł znanego historyka Ignacego Omaechewariego, Mad-rid, rocznik 1965, 321 nn; J.F.CHara, The Benavides Memoriał, w: „Catolic Historical Reuiew", III, 76 nn; Studio di F.W.Hodge sul Nuevo Memoriał del 1634 del Benavides, w: „The Americas", IX, 1953, 29 nn; J.M. de Elizondo, w: „Estudios Franciscanos", 1916, t.16, 51 nn, itd. 96 w tym czasie, gdy Alfons Liguori rozmawiał ze swoimi domownikami. Ten fakt jest historyczny, przekazany przez naocznych świadków i zanotowany przez biografa Antoniego Tannoję kilka lat później85. Trudno go jednak zaliczyć do bardziej znamiennych, ponieważ nie wiemy, czy Papież widział i słyszał świętego, który był bardzo stary i mógł pomylić sen profetyczny z odwiedzinami w duchu. :¦¦ ¦ 37. Św. Gerard Maiella za życia odwiedza pewną siostrę zakonną i wyraźnie to potwierdza. Św. Gerard Maiella, brat konwers, redemptorysta (1726-1755), odznaczał się szeroko zakrojoną działalnością apostolską, wspomagając biednych Królestwa Neapolu, uzdrawiając chorych i nawracając grzeszników. Zachowały się po nim liczne listy - szczególnie te wysyłane do karmelitanek z Ripacandida - dzięki którym sprawował wśród nich swoją posługę kierownictwa duchowego. Znany był z miłosierdzia, modlitwy i czystości życia. Dane o jego życiu zostały opisane przez naocznego świadka, ojca Kaspra Caione-go, który w latach 1755-1764 korzystając z polecenia św. Alfonsa, zebrał wspomnienia również od innych świadków. W połowie grudnia 1752 roku, po kazaniu wygłoszonym do karmelitanek bosych z Ripacandida (Potenza), pewnego wieczoru rozmawiał przy kracie z jedną z sióstr, Marią Battistą od Trójcy Świętej, przyrzekając jej: „Słuchaj, siostro, tego wieczoru przyjdę na spotkanie". „Nie, nie - odpowiedziała mniszka - nie przychodźcie, ogarnia mnie strach". Wieczorem, kiedy nie było sióstr, Gerard zjawił się. Siostra Maria Battistą długo nań patrzyła. Był to on, uśmiechnięty. Stał przez chwilę nieruchomo i zniknął. Następnego dnia Gerard rzekł do siostry Marii Battisty: „Widziałaś, że dotrzymałem słowa?". „Byliście to naprawdę wy?". „Z pewnością i pomyśl, aby się tu znaleźć, musiałem przejść pod belką twojej celi." „Na miłość boską, nie wracajcie tu więcej! Ogarnia mnie lęk". Fakt ten wywołał pewne poruszenie wśród sióstr, które szybko się o tym dowiedziały. Gdy Gerard dowiedział sie o tym, upadł na kolana przed kratą w obecności matki przeoryszy i wszystkich sióstr, prosząc o przebaczenie, że je przestraszył. 85 Bertl r Berthe A., SMfonso de'Liguori, Pagani, Ed. S.Alfonso, 1933, 553 nn. 97 O zjawieniu tym opowiadały zgodnie wszystkie siostry z Ripa-candida, które św. Alfons i św. Gerard darzyli szacunkiem, jako osoby bardzo bliskie świętości. Zostało ono w szczególny sposób opowiedziane przez siostrę Marię Battistę ojcu Caionemu kilka lat później. Znając św. Gerarda, możemy mniemać, że posiadał on ważny motyw o charakterze apostolskim, by odbyć tę wizytę. Były to z pewnością odwiedziny w duchu: Gerard nigdy nawet nie śnił 0 tym, by naruszyć surową klauzurę i narażać się na ekskomunikę, a w żaden sposób nie mógłby tego uczynić fizycznie, ponieważ drzwi były i są nadal, dniem i nocą, zaryglowane. W każdym razie warto zauważyć, że owa wizyta była poprzedzona później potwierdzoną obietnicą, do której dołączył się dziwny szczegół o belce, trudny do wyjaśnienia ze względu na brak wiedzy o konstrukcji domu, dowodzący jednak, że święty widział miejsca, przez które przechodził86. Zgodność obiektywna tego zdarzenia opiera się na zbieżności opowiadania karmelitanki i świętego, który mówił wyraźnie o swojej wizycie w duchu. •; , -.¦¦¦¦•.-¦¦ 38. Św. Gerard zjawia się za życia prałatowi z Teory. Doktor Mikołaj Santorelli był wielkim przyjacielem świętego 1 naocznym świadkiem wielu wydarzeń z jego życia, gdy mieszkał w kolegium w Materdomini koło Caposele (Avellino). W czerwcu 1754 roku Santorelli spotkał się w bramie kolegium z prałatem z Teory, księdzem Mikołajem Fiorem, który przybywał z wizytą duszpasterską do arcybiskupa z Conzy, Józefa Nicolai. Rzekł mu wówczas: „Drogi księże Mikołaju, czas poznać brata Gerarda, który dziesięć dni temu powrócił". W rzeczywistości, już miesiąc wcześniej, jego przyjaciel wyraził pragnienie poznania brata Gerarda, wówczas nieobecnego. „Dziękuję - odpowiedział prałat - lecz już go widziałem i poznałem". „Mówisz poważnie? Kiedy?". „Kilka dni temu. Znajdowałem się w mojej izbie, gdy oto ujrzałem blisko mnie zakonnika redemptorystę, wysokiego i szczupłego, o chudej twarzy i wielkich oczach. Nie wydawało mi się, by zjawił się tam w swoim ciele. Był to obraz odbity w mojej źrenicy, z taką wyrazistością, że widzę go jeszcze przed sobą, żywy i mówiący. Zaraz odniosłem wrażenie, że to chodzi o Gerarda". I 86 Ferrante N., Storia merauigliosa di S.Gerardo Maiella (z Apendyksem historycz-no-krytycznym), Roma 1959, s.134; co do krytyki, patrz s.489-490. 98 Wówczas doktor przypomniał sobie, że właśnie w owych dniach wyjawił Gerardowi pragnienie prałata z Teory i otrzymał od niego dokładną odpowiedź: „Tak, chcę pójść i spotkać się z nim!". Doktor dodał jednak, by bardziej uwiarygodnić ów fakt: „Bez wątpienia!". Ruszyli wzdłuż korytarza i doszli do sali, gdzie wspólnota zakonna była zgromadzona wokół grupy gości. Zaledwie stanęli w drzwiach, gdy prałat wskazał palcem na świętego, wołając: „Oto ten, to on!". Zamiar Gerarda odwiedzenia prałata jest już pewną wskazówką. Przede wszystkim jednak istotną zbieżnością jest tu rozeznanie ze strony samego prałata. Ponieważ przywidzenie - będąc czymś zwodniczym - nie może odtworzyć rysów twarzy osoby nigdy nie widzianej, znanej tylko z imienia, a którą potem - dopasowując do imienia - spotyka się. Jak w poprzednim przypadku, wizjoner zdaje sobie z tego sprawę, że Gerard nie jest tu obecny ciałem. Jednak swoją obecność, w jednym i drugim przypadku potwierdza Gerard: „Tak, chcę pójść i spotkać się z nim". A w poprzednim przypadku powiedział: „To byłem ja" oraz „Musiałem przejść pod belką". Widać, że zdawał sobie sprawę z tego, co czynił. 39. Św. Gerard Maiella zjawia się za życia różnym osobom i to potwierdza (luty 1755 rok). Pewnego dnia, pod koniec lutego 1755 roku, Gerard udał się do swojego przyjaciela Santorellego i rzekł do niego: „Jutro muszę wyruszyć (koniecznie) do Neapolu, przyszedłem więc pożegnać przyjaciół. Kiedy się zobaczymy?" - zapytał doktor. „Dziś wieczorem" - odpowiedział Gerard. Doktor uśmiechnął się, wiedząc, że według Reguły, po Ave Maria Gerard nie mógł opuścić domu. Lecz on obstawał przy swoim: „Nie żartuję, wracam wieczorem. Podczas dnia muszę pozdrowić przyjaciół". Doktor, dokonując obchodu chorych, przy każdym łóżku spotykał Gerarda. Również chorzy widzieli go, trochę niewyraźnie, niby cień, lecz wiedzieli, że był to on, z tym charakterystycznym uśmiechem na twarzy. Doktor chciał go o coś zapytać, ale się nie odważył. Uczynił to wieczorem, spotykając go w portierni kolegium: „Czy można wiedzieć, co chciałeś dziś ode mnie? Podczas obchodu miałem cię ciągle przed sobą". Gerard odpowiedział - „Nie wiesz, że jutro muszę wyruszyć w drogę? Czyż nie powiedziałem ci, że muszę pożegnać przyjaciół?". Doktor powrócił do domu lekko oszołomiony, ale na progu czekała go nowa niespodzianka. Siostra powiedziała mu: „Czy 99 wiesz, że przed chwilą przybył brat Gerard?". „Jak to możliwe, skoro przed chwilą był ze mną w kolegium? Śniło ci się". „Nie, to mi się nie śniło - odpowiedziała z werwą siostra - widziałam go na własne oczy, jak teraz widzę ciebie. Chciałam z nim porozmawiać, ale nie miałam odwagi. Mogę przysiąc". Nie trzeba było przysięgać. Inne zjawisko bilokacji zauważył w tym samym dniu Teodor Cleffi. Święty prosił doktora, by i poinformował go o chorych, którzy znajdowali się w ciężkim stanie. Po udzieleniu informacji doktor natychmiast udał się do domu jednego ze swoich znajomych. „Przyjacielu, czy tobie czegoś potrzeba?" - zapytał. „Niczego nie potrzebuję - odpowiedział - ponieważ dopiero co przybył brat Gerard i zaopatrzył mnie we wszystko". „Jak to możliwe, skoro przychodzę od niego, a zostawiłem go w kolegium?". „Spójrz - i wskazał mu różne przedmioty rozłożone na komodzie - te rzeczy przyniósł mi brat Gerard"87. : W historyczno - krytycznym apendyksie spostrzegamy, że ojciec Caione w II manuskrypcie, w paragrafie III podaje wiele przykładów wizyt w duchu dokonanych przez Gerarda: „W bardzo licznych przypadkach, różnym osobom o dowiedzionej cnocie i ojcu Caionemu, dawał się widzieć również w miejscach niezwykle odległych (...)". Najbardziej znamienne przykłady owych zjawień, potwierdzone przez: doktora Santorellego - wizyty u chorych, przez siostry doktora w związku z wizytą wieczorną u rodziny i przez prałata z Teory, księdza Mikołaja Fiorego, którego odwiedził w jego domu. Przymioty świadków - wszystkich naocznych - wykluczają jakiekolwiek wątpliwości88. Zauważamy różnicę między zjawą - termin powszechnie używany dla określenia obrazu iluzorycznego - a zjawieniem się osoby żyjącej. Chorzy i Santorelli widzieli Gerarda „niejako rozpływającego się" (cecha charakterystyczna zjawy w pojęciu tradycyjnym), lecz Gerard stwierdza, że to był on: „Czy nie powiedziałem ci, że muszę pożegnać przyjaciół?". ;» / . .';. - :.;.<;?.'-.i :......•.'-*: Ponadto - co zaznaczyliśmy wcześniej - podczas gdy w niektórych przypadkach nie ma wątpliwości co do tego, że nie był w ciele fizycznym, w innych zjawieniach nie było widać różnicy między nim a osobą z krwi i kości: „Widziałam go na własne oczy, jak teraz widzę ciebie". W ten sam sposób zachodzą odczucia telepatyczne słabe (nieokreślone przeczucie) i intensywne (niespodziewana 87 Ferrante N., dz.cyt., s.329-330. 88 Tamże, s.506. 100 i całkowita pewność). Widocznie zależy to od siły przekazywanej przez ducha i od gotowości, z jaką ktoś inny ją przyjmuje. Przytoczone opowiadanie uwydatnia, tak jak i w innych przypadkach, że zjawiający się posiada świadomość tego, co czyni i czego chce. Co więcej, w przypadku Gerarda są to czynności, które może wykonywać, kiedy tylko chce: „Tak, chcę pójść i spotkać się z nim". „Nie żartuję, wracam tego wieczoru". Odwiedziny w duchu św. Jana Bosko (1815-1888) Wspomnienia biograficzne o czcigodnym Janie Bosko Zawarte w dziewiętnastu tomach, są historycznym dokumentem 0 dużej wartości, ponieważ składają się na nie opowiadania świadków, zebrane przez współpracowników świętego, żyjących z nim w Turynie 1 bardzo skrupulatnie dbających o to, by niczego nie zmieniać. Byli to księża: Francesia, Rua, Dalmazzo, Alasonatti, Bonetti, Lemoyne (który napisał pierwszą biografię), kawaler (orderu) Oreglia i inni89. Właśnie w tej kopalni historii życia ks. Bosko znajdujemy współczesne potwierdzenia o zjawisku odwiedzin w duchu. Ksiądz Bosko nie tylko znał zdarzenia w odległych miejscach, lecz je widział. Co więcej, stwierdzał, że sam w duchu udawał się tam, by widzieć, co się dzieje. Ponadto był zdolny powodować skutki fizyczne związane z odwiedzanymi w duchu osobami i wyraźnie przyznawał się do tego, co stanowi najbardziej przekonujący wskaźnik czynnej obecności wizytującego w duchu. Jesienią 1847 roku ksiądz Bosko - powierzywszy oratorium teologowi Carpanowi oraz młodzieńcom Barretcie i Coście - wyruszył kolasą z panem Fryderykiem Boccą do Stresy, by porozmawiać z opatem Antonim Rosminim. W owym czasie miał niejasny jeszcze zamiar zostania rosminianem. Memorie podają: „Od pana Bocca mamy krótką wzmiankę o tej podróży. Po kilku dniach, a była to niedziela, w pewnej chwili podczas podróży ksiądz Bosko, dotąd milczący, zatopiony w swoich myślach, wykrzyknął: »Otóż to, Barretta i Costa, wykorzystując moją nieobecność, nie poszli do oratorium, a teolog Caprano nie jest na swoim miejscu i teraz zajmuje się innymi sprawami«. 89 Memorie biografiche del ven. Giouanni Bosco, staraniem G.B. Lemoyne, SEI, Torino 1900-1948, t.I-XVIII (odtąd skrót: MB). 101 Bocca, usłyszawszy te słowa, zapamiętał je sobie, by po powrocie sprawdzić ich wiarygodność (...) Po dwunastu dniach powrócili do Turynu. Pan Bocca udał się szybko do teologa Carpana i rzekł mu: »W niedzielę nie był pan na swoim miejscu w oratorium, lecz robił to i to«. »Od kogo pan się o tym dowiedział?«. »Od samego księdza Bosko«. Teolog, który z natury był sangwinikiem, zerwał beret z głowy i rzucił go ze złością na ziemię: »Mam ich! - zawołał - Zaraz poszli i donieśli mu wszystko. Kto mu to powiedział ?«. Zamilkł jednak i uspokoił się, gdy zrozumiał, że ksiądz Bosko sam odgadł lub widział jego nieobecność. Również pan Bocca doszedł do wniosku, że sprawdziły się słowa księdza Bosko dotyczące dwóch młodych śpiewaków (MB III, s.251). Czy ksiądz Bosko mógł to wszystko wymyślić? Tak, ale wówczas nie mógłby mówić z taką pewnością i ze szczegółami. Prawdopodobnie chodzi tu o jedną wizytę w duchu, o której on sam mówił. 40. Ksiądz Bosko odwiedza w duchu oratorium i to udowadnia. Latem 1850 roku ksiądz Bosko jak zwykle zaprowadził grupę swoich chłopców do Domu Rekolekcyjnego św. Ignacego, prowadzonego przez ojców jezuitów w Lanzo Turyńskim (40 km od Turynu). Oto, co mówią o tych dniach Memorie: „Z domu św. Ignacego bez przerwy czuwał ksiądz Bosko nad swoim oratorium. Panowało silne przekonanie - nie tylko wśród chłopców, lecz również kleryków - że w tym czasie odwiedzał w różny sposób wspólnotę i widział - choć znajdował się daleko - co w niej się działo. Potwierdzały to wysyłane przez księdza Bosko kartki, w których donosił o istniejącym nieporządku, jak na przykład: niektórzy, zamiast odmawiać z kolegami wieczorne modlitwy, oddawali się zabawom. Było rzeczą niemożliwą, ażeby ksiądz Bosko w jakiś sposób dowiedział się z Turynu o zaszłym fakcie, wziąwszy pod uwagę czas nadejścia powiadomienia" (MB, IV, s. 621). Nie było możliwe „w żaden sposób" - zaznaczają współpracownicy świętego - by otrzymywał wiadomości, ponieważ kartki przychodziły następnego dnia po wydarzeniu, a nikt w tym czasie z Turynu nie wyjeżdżał. Poczta, choć konna, funkcjonowała. Nie było również możliwe, ażeby ksiądz Bosko opierał się na domysłach, gdyż w kartkach wymieniał imiona, dzień i okoliczności, jak się za chwilę o tym przekonamy. I 102 Z roku około 1861 Memorie dostarczają następujących danych: „Będąc w jednym z miast napisał do swojego księdza, odgadując jego myśli i pocieszając go w rozlicznych strapieniach. Ksiądz ten był zdziwiony, że ksiądz Bosko trafił we właściwym momencie swoimi listami. Kiedy Sługa Boży powrócił, ów ksiądz zdumiał się jego słowami: „Widziałem cię w tej izbie, całego strapionego i zasmuconego, dlatego napisałem ci ten list, ażeby cię pocieszyć". O różnych podobnych faktach daje świadectwo na piśmie ksiądz Bongiovanni Dominik: „Rzeczywiście ksiądz Bosko pisał listy do oratorium o sprawach tam się dziejących, których nie mógł poznać inaczej, jak tylko w sposób nadprzyrodzony; można z nich wysnuć dowody, że - będąc daleko - niewidzialnie przybywał i wizytował swoich synów" (MB VI, s.443). Może zrodzić się wątpliwość, czy owa wiara w „wizyty" księdza Bosko nie była przypadkiem legendą powstałą wskutek wywieranego przez niego wpływu i dokonywanych cudów. Legendą, którą on przyjął i wykorzystał, by członkowie oratorium, czując się zawsze obserwowani, umacniali się w dobrym postępowaniu, do jakiego ich wdrażał. Jednak należy mieć na uwadze i to, że święty wyraźnie i wielokrotnie potwierdzał owe fakty. Nie jest rzeczą możliwą, by on, tak miłując prawdę, był zdolny kłamać tyle razy, chcąc osiągnąć dobry skutek, według niechrześcijańskiej maksymy, że cel uświęca środki. Tym bardziej, iż osiągnąłby ten sam skutek mówiąc, że znajdując się niedaleko, widział to, co dzieje się w oratorium. Tymczasem, poza dostarczaniem dowodów swojego widzenia, mówił wyraźnie o wizytach. Jest bardziej prawdopodobne to, że - mówiąc o wizytach - ksiądz Bosko nawiązywał do swojego doświadczenia, podobnego do przytaczanego o innych świętych, wychodzenia z ciała i udawania się w odległe miejsca, oglądania duchem nie tylko interesującego go faktu, lecz wszystkich szczegółów miejsca, jak podczas normalnej cielesnej wizyty. Ksiądz Bosko nie tylko poznaje umysłem odległe zdarzenia, lecz je widzi. Memorie przekazują: 4 lutego (1861) w poniedziałek, ksiądz Bosko, zaproszony przez mons. Speranzę, wyjeżdża z Turynu do seminarium w Bergamo, by tam głosić rekolekcje (...). W tych dniach - pisali Bonetti i Ruffino - zdarzył się fakt, który przekonuje nas 103 coraz bardziej, że ksiądz Bosko widział rzeczy z daleka. W środę, około szóstej wieczorem, pisał on list do księdza Alasonattiego, w którym znajdują się następujące wiersze: »Wczoraj, we wtorek, demon dużo zyskał wśród młodych w oratorium i boję się, że dziś dokona reszty«. Podczas gdy pisał, widział w oratorium dwóch młodzieńców, Jaracha i Parigiego, jak zabierali się w tym samym czasie do napisania do niego kartki. Później zauważył ich, jak biegali jeden za drugim po korytarzu. Ksiądz Bosko skończył swój list, przesyłając pozdrowienia Jarachowi i Parigiemu. Wieczorem, podczas wieczerzy z przełożonymi seminarium, chcąc pośmiać się i wywołać radość u innych, powiedział: »Tego wieczoru, kiedy pisałem list do domu, widziałem w oratorium dwóch moich chłopców, którzy również pisali do mnie«. »Ach! Jak to było możliwe?« - zawołali przełożeni, śmiejąc się. »Jutro zobaczycie, czy to prawda, czy nie«. Nazajutrz, w czwartek, w dniu, w którym ksiądz Alasonatti otrzymał list, wszyscy znajdowali się w seminarium w Bergamo na obiedzie, gdy służący przyniósł pocztę dla księdza Bosko z Turynu. »Oto - powiedzieli - list z Turynu dla księdza Bosko!«. Ksiądz Bosko otworzył go i wyjął z koperty dwie kartki napisane przez Jaracha i Parigiego. Wówczas przełożeni popatrzyli jeden na drugiego pełni podziwu, a ksiądz Bosko śmiał się z ich zdumienia (MB VI, s. 843-844). Większym cudem dla nas, ludzi z trzeciego prawie tysiąclecia, jest szybkość funkcjonowania królewskiej poczty: ksiądz Alasonatti, jak i ksiądz Bosko otrzymywali listy na drugi dzień od nadania. Piękne czasy, które bezpowrotnie minęły! Ksiądz Bosko oświadcza, że widzi na odległość, kiedy chce. Jeśli o zdarzeniu w Bergamo ktoś pomyśli, że święty, który był zawsze wesoły, umówił się z dwoma chłopcami, by zrobić widowisko, to jest w błędzie. Podejrzeniu temu zaprzeczył sam ksiądz Bosko, zaraz po powrocie do Turynu. Memorie wspominają, że „9 lutego 1861 roku - zanotował ksiądz Bonetti - ksiądz Bosko przybył do domu z Bergamo (...) 10 lutego, w niedzielę. Tego wieczoru, gdyśmy znajdowali się w czterech czy pięciu w pokoju księdza Bosko, podczas gdy wspólnota była w teatrze, ja (ks. Bonetti) zapytałem go, co robi, by widzieć rzeczy z daleka. Rzekł wówczas: »Zdaje się, że jest jakiś drut telegraficzny, który wychodzi z mojej głowy. By uzyskać połączenie wystarczy, że 104 poślę moją myśl do tego punktu, do którego chcę, i natychmiast widzę to, co tam się znajduje. Na przykład teraz znajduję się w moim pokoju: Jeżeli zechcę, zobaczę chłopca pod portykami«" 41. Ksiądz Bosko oświadcza, że ponownie wizytował w duchu oratorium. Z domu rekolekcyjnego św. Ignacego koło Lanzo, 21 lipca 1862 roku Ksiądz Bosko pisze: „...Już kilka razy udawałem się z wizytą do oratorium i znalazłem tam trochę dobrego i trochę złego (...) Podczas innej wizyty widziałem niektórych, jak podczas modlitwy wieczornej stali na tarasie przy dzwonnicy i rozmawiali. Inni byli na małych schodach nowego domu. Widziałem też niektórych wychodzących rano w niedzielę, opuszczających część obrzędów religijnych. Byłem też trochę zagniewany na tych, którzy na czas modlitw wieczornych uciekli, by pływać! Biedni chłopcy! Jak mało myślą o swojej duszy!" (MB VII, s. 226-227). Ksiądz Bosko daje niezbite dowody swoich wizyt W styczniu 1867 roku Ksiądz Bosko wraz z księdzem Francesią udał się do Rzymu. Ten ostatni tak pisał z Rzymu do oratorium: „Kończąc, czuję, że mam obowiązek powiedzieć wszystkim chłopcom w domu, którzy starali się w czasie nieobecności Księdza Bosko tak postępować, by go nie zasmucać, że byli i tacy, którzy postępowali inaczej. Widział ich Ksiądz Bosko, ale on sam nie chce o tym pisać, w tych wolnych chwilach, jakie mu pozostały. Tę wizytę - mówią Memorie - przeprowadzoną niewidzialnie przez Czcigodnego w oratorium, potwierdzają niepodważalne dowody, wymieniające dokładnie tych, których widział wychodzących z szeregów, gdy szli na przechadzkę, dokonujących zakupów w mieście za pieniądze nie oddane prefektowi, czytających w ukryciu książki nieodpowiednie dla ich wieku, oddalających się ukradkiem z wieczornej lekcji śpiewu, i tak dalej" (MB VIII, s.625-626). 42. Odwiedziny w duchu Księdza Bosko z wykorzystaniem czynności fizycznych. Memorie przekazują z wszystkimi szczegółami i imionami świadków, że - o czym już wspominaliśmy - Ksiądz Bosko pisał o wielokrotnych wizytach w oratorium, pozostając jednocześnie ciałem w seminarium św. Ignacego, które znajdowało się niedaleko lanzo. 105 Po powrocie do Turynu, w piątek 22 lipca 1862 roku, powiedział Oreglii, że ukarał trzech chłopców (Davita, Tinellego i Panico), uderzając ich silnie po plecach podczas kąpieli, gdyż poszli popływać w Dorze podczas obrzędów niedzielnych. Poświadczyli to dokładnie owi trzej młodzieńcy przed księdzem Bonettim i księdzem Alasonat-tim (MB VII, s.224-230). Podobne zdarzenie powtórzyło się latem w 1863 roku, gdy ksiądz Bosko przebywał znów w Seminarium św. Ignacego. Dwaj chłopcy, Bastia i Vezzetti, poszli się kąpać w niedzielę w turyńskiej rzeczce Dorze, opuszczając mszę. Ksiądz Bosko nawiedził ich, rozpoznał i ukarał. Wprawdzie chłopcy nie widzieli świętego, lecz każdy z nich otrzymał od niego trzy silne uderzenia. Ksiądz Bosko mógł sobie pozwolić na tego rodzaju kary - by zrozumieli konieczność niedzielnego pokrzepienia duchowego - gdyż on sam dawał swoim chłopcom niezliczone dowody miłości. „Opowiadał nam ksiądz Dalmazzo, że nadeszła z Seminarium św. Ignacego kartka do księdza Alasonattiego, napisana przez Księdza Bosko: »Widziałem młodzieńców, Bastię i Vezzettiego, jak uciekli w niedzielę z oratorium, by się kąpać w wodach rzeki Dory. Usłyszałem również, że prowadzili rozmowy mało przyzwoite, dlatego pozostawiłem im ślad, który powinien trwać przez pewien czas. Ty, księże prefekcie, zawołaj ich i zapytaj, czy nie odczuli, lub nie otrzymali czegoś, gdy znajdowali się na brzegu rzeki«. Dwaj młodzieńcy wyznali, że jeszcze ich bolą plecy. Również kleryk Bonetti spytał ich i przekonał się, że Ksiądz Bosko powiedział prawdę. Także Enrii Piotrowi, który ich znał osobiście, potwierdzili, że otrzymali uderzenia". „Byłem świadkiem wyżej wymienionego zdarzenia - pisze ks. Fraciszek Dalmazzo. - Pamiętam również, niech to będzie potwierdzeniem tych faktów, że Ksiądz Bosko zapytał pewnego razu chłopca: »Czy pamiętasz, jak otrzymałeś niewidzialną ręką uderzenie w tamtym dniu ?«. Wyznał, że tak, dziwiąc się bardzo, skąd Ksiądz Bosko o tym wiedział. A on dodał: »Co robiłeś wówczas, w owej chwili ?...« (MB VII, s. 486-487). r 43. Ksiądz Bosko asystuje w duchu przy śmierci młodego Casalegno. Tak podają Memorie: „Już na początku lipca (1862) Ksiądz Bosko powiedział, że w tym miesiącu pewien młodzieniec z domu zakonnego ma przenieść się do wieczności. Gdy Bernard Casalegno z Chieri umierał, Ksiądz Bosko znajdował się w Seminarium św. 106 Ignacego, a był to piątek, dnia 18 lipca. 18-letni młodzieniec, umierał w swoich rodzinnych stronach śmiercią sprawiedliwego. Ksiądz Bosko powiedział w ów piątek chłopcom będącym z nim w domu, w Seminarium św. Ignacego, że był obecny przy łóżku Bernarda i towarzyszył mu w ostatnich chwilach. My w Turynie jeszcze nic nie wiedzieliśmy, a on już pisał do ks. Alasonattiego o śmierci Casalegno, zarządzając modlitwy" (MB VII, s. 224). W tym wypadku wizyta poświadczona jest tylko przez Księdza Bosko, jednak posiada pewną zbieżność obiektywną w dokładnej wiadomości o śmierci młodzieńca. Przytoczyłem powyżej dwie wizyty, o których wiadomo, że były one niewidzialne przez chłopców kąpiących się w Dorze. Nie jest to rzecz nowa: również w innych przypadkach ze świętymi i nie tylko świętymi, podczas bilokacji, ten, komu składa się „wizytę", odczuwa obecność wizytującego, nie widząc go. Wizytowany może słyszeć głos wizytującego i niektóre jego słowa, lub tylko odgłos przezeń spowodowany (na przykład dźwięk dzwonka, lub stuk przedmiotu, który upada bez widzialnej przyczyny), albo czuje zapachy (przypisywany np. Ojcu Pio), lub też - jak w podanych przypadkach - odczuwa dotknięcie czy uderzenie. • ; * ..: -,.-..;. : .,-... Zapach może łatwo pochodzić z halucynacji węchowej przez sugestię, zwłaszcza wówczas, gdy dana osoba słyszała, że inni go odczuwali. Halucynacja jednak jest mało prawdopodobna w przypadkach uderzeń. Było ich kilka i były odczuwane w tym samym czasie przez różne osoby, które się tego nie spodziewały. Następnie zostały potwierdzone przez sprawcę tych uderzeń. Że owi trzej pierwsi chłopcy się ich nie spodziewali, wynika również ze słów Tonellego, wypowiedzianych po rozmowie z Księdzem Bosko: „Teraz zrozumiałem, od kogo pochodziły owe tak silne i bolesne uderzenia w plecy. A ja kłóciłem się z jednym żołnierzem, kąpiącym się niedaleko, podejrzewając, że to był on!" (MB VII, s. 229). Również dwaj młodzieńcy z drugiej wizyty byli zdziwieni i zaskoczeni tym zdarzeniem, co znaczy, że go się nie spodziewali. Vezzeti powiedział wówczas swojemu przyjacielowi, który nazywał się Fiocchi: „Wiesz (...) spadły na mnie od kogoś niewidzialnego trzy uderzenia; a trzecie było naprawdę silne i bolesne" (MB VII, s. 487). 44. Odwiedziny w duchu w Sarri (6-7 lutego 1886 r.). Ksiądz Jan Branda był salezjaniniem ostrożnym, pełnym wiary, człowiekiem praktycznym i nie ulegającym przywidzeniom, 107 dyrektorem salezjanów w Utrera (Hiszpania), a potem szkoły zawodowej przez siebie założonej w Sarri koło Barcelony. Już kilka ] dni wcześniej przed wydarzeniem tu opisywanym słyszał w nocy, że wzywa go Ksiądz Bosko, a znał przecież jego głos bardzo dobrze. Uznał to jednak za złudzenie i odwrócił się na drugi bok, po czynij usnął ponownie. W nocy z 6 na 7 lutego 1886 roku -jak podają Memorie - „słyszy^ we śnie wołanie: Don Branda! Don Branda!". „Znów był to głos Księdza Bosko. Wstrząsnęło to nim. Otwiera oczy i widzi w osłupieniu, że cały pokój oświetlony jest jak za dnia. Co więcej, ponieważ miał łóżko we wnęce, ujrzał na zasłonie zarys postaci księdza, którym był Księdz Bosko. Głos mówił dalej: »Teraz nie śpij ! Wstawajże !«. »Idę już« - odpowiedział. Wstał, ubrał się i odsunąwszy zasłonę zobaczył stojącego na środku pokoju księdza Bosko, który na niego czekał. Tchnęło z jego oblicza i jego spojrzenia ciepło ojcowskie, pełne zaufania. Ksiądz Branda zbliżył się do niego, wziął go za rękę, by ją ucałować, a wtedy Ksiądz Bosko rzekł do niego: »Chodź ze mną, oprowadzisz mnie po domu, a ja pokażę ci rzeczy, jakich nigdy byś się nie spodziewał. Są to rzeczy, które przerażają*. Ksiądz Branda wziął klucze do pokoi i wyszedł wraz z Księdzem Bosko. Po schodach wszedł na górę, kierując się do sypialni. Wszyscy chłopcy spali w swoich łóżkach. Wówczas Ksiądz Bosko wskazał mu trzech chłopców dobrze znanych, z obliczem obrzydliwie wykrzywionym. »Widzisz tych trzech nieszczęśników? Zepsuł ich jeden, a nie uwierzyłbyś kto, gdybym nie przybył i nie powiedział ci. Przybyłem, gdyż trzeba było, bym ci wyjawił tę tajemnicę nieprawości. Ty zawierzyłeś mu, myślisz, że jest dobry i taki wydaje się być zewnętrznie. Jest to koadiutor (...) (wypowiedział imię oraz nazwisko). To on zamordował dusze tych młodzieniaszków. Patrz do jakiego stanu zostali doprowadzeni*. Usłyszawszy to nazwisko, ksiądz Branda zaniemówił, nie spodziewał się takiej niegodziwości. Młodzieniec ten uważany był za dobrego i zachowywał się nienagannie. Ksiądz Bosko mówił dalej: »Wydal go natychmiast z domu. Nie dopuść, by przebywał wśród chłopców. Jest zdolny zgorszyć innych«. Szli dalej, przechodząc z jednego pokoju do drugiego, obserwując wszystkich śpiących po kolei. Ksiądz Bosko wskazał jeszcze kilku o twarzach wstrząsająco zniekształconych. Wyszedłszy z sal, przeszli przez cały dom. Schody, izby i korytarze, były cały czas zalane światłem jak podczas dnia. Ksiądz Bosko poruszał się swobodnie, jak gdyby miał zaledwie czterdzieści lat. 108 Powrócili do pokoju księdza Brandy. Tu, w kącie, blisko etażerki, pojawili się trzej biedni chłopcy robiący wrażenie, jak gdyby chcieli ukryć się przed wzrokiem Księdza Bosko. Cały czas mieli twarze wykrzywione grymasem, niesympatyczne. Obok nich stał koadiutor ze zwieszoną głową, cały drżący i załamany, jak skazaniec idący na szubienicę. Twarz Księdza Bosko przyoblekła bardzo surowy wyraz. Wskazując na koadiutora, rzekł księdzu Brandzie: »To on psuje chłopców!«. Zwracając się zaś do winowajcy, krzyczał groźnym głosem: »Nikczemniku, to ty kradniesz dusze Panu! To ty zdradzasz w ten sposób przełożonych! Niegodnyś imienia, które nosisz!«. I tak mówił dalej tonem groźnym, ganiąc go, stawiając mu przed oczy ogrom jego winy, popełnianej i przemilczanej od miesięcy w spowiedzi. Obok tych postaci pojawił się również kleryk. Miał wygląd upokorzonego, ale nie był tak zmieniony, jak koadiutor. Ksiądz Bosko spojrzał na niego, nie tak jednak surowo, jak na tamtego i rzekł do księdza Brandy: »Także jego wydal z domu, bo gdy pozostanie, spowoduje ciężkie upadki«. »Ja nie wiem, jak wykonać te rozkazy - zauważył ksiądz Branda. - Nie wiem, jakich racji użyć, by dojść do tych wniosków. Nie mam dowodów. To ciężka sprawa. Czy nie mógłby ksiądz obciążyć kogoś innego wykonaniem tego wyroku?«. Gdy to mówił, wydawało mu się, że spostrzega księdza Ruę, stojącego przed Księdzem Bosko i kładącego palec na usta na znak, by milczał. Ksiądz Branda zamilkł, a Ksiądz Bosko poruszył się, jak gdyby kierował się do wyjścia. W tym momencie światło zniknęło. Ksiądz Branda, pogrążony w całkowitych ciemnościach, szukał lampki na stoliku. Zapalił ją i spostrzegł, że jest sam, a ponieważ brakowało dwóch godzin do budzenia, wziął do ręki brewiarz i zaczął odmawiać święte oficjum. Gdy rozległ się dzwonek, zszedł odprawiać Mszę świętą, cały wstrząśnięty. Myśl o wydaleniu owych dwóch wprawiała go w wielkie zakłopotanie. Jak ich wezwać? Od czego rozpocząć rozmowę? Jakich użyć argumentów, aby skłonić ich do wyznania winy?... Gdy znajdował się w tym stanie ducha, nadszedł z Turynu list od księdza Ruy (który ks. Branda długo przechowywał i wielu osobom pokazywał). Pisał w nim: »Tego wieczoru przechadzałem się z Księdzem Bosko, który powiedział mi, że złożył ci wizytę. Ale zdaje się, że o owej godzinie ty spałeś« (MB XVIII, s. 34-39). Ks. Branda zwierzył się ze wszystkiego prefektowi, księdzu Antoniemu Aime. Obaj następnie, każdy osobno, wypytywali wska- 109 zanych chłopców. Okazało się, że wszystko zgadzało się w najmniejszym szczególe z tym, co powiedział Ksiądz Bosko. Ksiądz Branda pokazał list od księdza Ruy księdzu Aime i przeczytał go na konferencji dla kleryków, jak wspomina ksiądz Pirola. Dał go do przeczytania misjonarzom, którzy przejeżdżali tamtędy na krótko przed przybyciem Księdza Bosko do Hiszpanii. Kiedy więc Ksiądz Bosko dotarł do granic Hiszpanii, ksiądz Branda - który wyjechał na jego spotkanie - otrzymał od niego potwierdzenie wizyty. Rozmawiał z nim również o środkach zaradczych, jakie podjął. ¦ ¦*¦¦¦¦ Ksiądz Lemoyne, który żył blisko Księdza Bosko przez wiele lat, przekazując ten fakt, napisał: „Opowiemy tu o wydarzeniu, o którym posiadamy kilka relacji, i o którym kilka razy słyszeliśmy - oryginalne opowiadanie z ust tego, kto otrzymał tak niespodziewaną wizytę. Może to wydać się dziwne, że gdy ksiądz Branda opowiadał o tym fakcie później, nic nie powiedział w swoich relacjach o nocy, w której miał pierwsze zjawienie Księdza Bosko, a mogła to być ta, która poprzedzała lub następowała po święcie św. Franciszka Salezego. Ale jest to słabość pamięci, nie pomniejszająca wiarygodności faktu, który przedstawiał na Procesie Apostolskim" (MB XVIII, s. 34-39). Ksiądz Rua (błogosławiony w 1987 r.) tak zeznawał na procesie beatyfikacyjnym Księdza Bosko: „Byłem w owych dniach w Turynie, w dniu bliskim owemu zjawieniu. Spacerujący ze mną Ksiądz Bosko powiedział mi, że w nocy odwiedził księdza Brandę i -jak mi się zdawało - polecił mi zapytać go listownie, czy wykonał jego polecenie. Ja, w owej chwili, nie przywiązywałem zbytniej wagi do jego słów i wypełniwszy ostatnie polecenie, już o nim nie myślałem. Kiedy później, po kilku miesiącach, towarzyszyłem Księdzu Bosko do Hiszpanii, ksiądz Branda, który przybył na nasze spotkanie na granicę, opowiedział mi wyraźnie, co zaszło i wówczas zrozumiałem, jaką wizytę odbył Ksiądz Bosko" (MB XVIII, s. 34-39). Pojawienie się dwóch winnych kleryków i trzech chłopców było prawdopodobnie wizytą symboliczną. Natomiast rzeczywista wizyta Księdza Bosko jest poza dyskusją. Pierwszą obiektywną zbieżność znajdujemy w ujawnieniu nieznanych dla księdza Brandy faktów, które następnie zostały uwiarygodnione. Przede wszystkim jednak przesądzają o tej sprawie powtarzające się potwierdzenia ze strony Księdza Bosko, w których wyraźnie mówił on o wizytowaniu. Ale czy nie mogła to być wizyta poza prawami natury fizycznej? 110 Różnice pomiędzy przeniesieniem cielesnym i autentyczną wizytą w duchu Przeniesienie cielesne jest raczej zjawiskiem hipotetycznym, a jeśli występuje, to bardzo rzadko. W żywotach świętych i kazuis-tyce parapsychologicznej nie znajdujemy jednoznacznych dowodów historycznych dotyczących tego zjawiska. Polegałoby ono na bardzo szybkiej i paranormalnej teleportacji na dowolną odległość osoby ludzkiej z duszą i ciałem, z jednego miejsca na drugie. Z pewnością Bóg może to powodować. Mamy przykłady tych, nazwijmy je, lotów, ale na krótkim odcinku (kilka metrów), różnych świętych, szczególnie św. Józefa z Kupertynu. Dzieje Apostolskie opowiadają, że kiedy Filip pouczył i ochrzcił dworzanina królowej Etiopii, Kandaki - „Duch Pański porwał Filipa, którego dworzanin już nigdy nie zobaczył (...) Filip tymczasem został „porwany" i znalazł się w Azocie (nad morzem, w miejscu oddalonym około 80 km) i głosił Ewangelię, chodząc od miasta do miasta, aż dotarł do Cezarei" (Dz 8,39-40). Była to „wizyta" cielesna. Powstaje więc problem: czy ksiądz Bosko i inni święci (podobnie jak Filip), których przykłady przytoczyliśmy, odwiedzali cieleśnie różne miejsca? Odpowiadam, wskazując na oznaki autentycznych wizyt poza-cielesnych: 1) Zjawienie i zniknięcie. O księdzu Bosko w Sarria ksiądz Lemoyne pisze: „Ksiądz Branda zamilkł, a ksiądz Bosko zniknął"90. Osoba z ciała i krwi nie może nagle zniknąć, rozpłynąć się w nicość. Jeśli tak się stało, to jest to właśnie pierwszą oznaką „wizyty" niecielesnej, z jaką spotykaliśmy się w poprzednich sprawozdaniach. 2) Świadectwo osób godnych wiary, które widziały osobę cielesną w ekstazie w miejscu „A", w tym samym momencie, kiedy ukazywała się ona w postaci niecielesnej w miejscu „B". O św. Teresie z Avila-jak sobie przypominamy- siostra Izabela mówiła, że weszła i wyszła przez drzwi (czyli nie zjawiła się, ani nie zniknęła), mamy jednak bezpośrednie świadectwa sióstr karmelitanek, które widziały ją w ekstazie Jakby nieżywą" w Segovii91. 90 Lemoyne G.B., Vita di san Giouanni Bosco, SEI, Torino 1975, t.2, s. 596. 91 Procesos, I, s. 478. 111 3) Świadectwo tej samej osoby, która odczuła wyjście z własnego ciała (o tym również wspominaliśmy). 4) Przenikliwość „ciała duchowego". W opowiadaniu księdza Brandy, przytoczonym w Memorie -jak czytaliśmy - „ksiądz Bosko szedł swobodnie, jak gdyby miał czterdzieści lat". Jednak wiemy, że w owym czasie ksiądz Bosko był mocno podstarzały, osłabiony i chodził z trudnością. A więc nie mógł być w postaci cielesnej. 5) Postać rozpływająca się. * Spotykaliśmy się z taką postacią w niektórych zjawieniach św. Gerarda Maielli. 6) Przejaw tylko słuchowy (przykłady podamy później) i czuciowy (jak trzy uderzenia księdza Bosko w kąpiących się chłopców w Dorze), bez zjawienia się widzialnego. 7) Przestawianie lub zrzucanie przedmiotów, albo dzwonienie dzwonkiem, bez widzialnego zjawienia się osoby, potwierdzone potem przez wizytującego, jak to zobaczymy w przypadku żyjącej Natuzzy Evoli, kiedy widzi się skutek, nie widać przyczyny - osoby, która ujawnia później, że to była ona. 8) Zawieszenie nad ziemią, jak św. Franciszek z Asyżu podczas kapituły Braci Mniejszych w Arles. 9) Zjawienie się tylko oblicza lub popiersia, jak opowiemy 0 tym później. ,¦ -r,-*.->. '^fefł ; - 10) Przechodzenie przez mury lub zaryglowane drzwi (jak to spotykaliśmy u różnych świętych, zwłaszcza u św. Filipa Nereusza). 11) Zjawienie we śnie (dające obiektywne zbieżności świadectw, wykazujące, że nie chodzi tu o sen normalny). Przytoczyliśmy różne przykłady tego zjawiska. - Oznaki ewentualnego przeniesienia cielesnego, moim zdaniem, są następujące: wizytujący nie zjawia się, ani nie znika, wchodzi 1 wychodzi drzwiami, je i pije, męczy się i odpoczywa, nie przechodzi przez mury; wizytowany zaś nie jest „nawiedzony", czyli widzi na własne oczy, nie ma wizji symbolicznych towarzyszących wizycie, widzi odwiedzającego w ten sam sposób, jak wszystko inne. 45. Błogosławiona Miriam Baourdy odwiedza w duchu pewną siostrę. '¦'--¦¦ Błogosławiona Miriam (siostra Maria od Jezusa Ukrzyżowanego; 1846-1878), była Arabką urodzoną w Nazarecie, karmelitanką, beatyfikowaną przez papieża Jana Pawła II. Z jej życia można 112 przytoczyć ważny przykład bilokacji, w której obiektywnej zbieżności dostarczają spełnione zapowiedzi i rozpoznanie w Jaffie Błogosławionej przez stronę widzącą, siostrę Józefinę. O fakcie tym posiadamy okolicznościowe sprawozdanie z 1895 roku, sporządzone przez osobę zainteresowaną. Jest nią zakonnica Zgromadzenia Sióstr Objawienia Św. Józefa, dobrze znana siostra Józefina, osoba o wielkim miłosierdziu, której biografia ukazała się nie tak dawno92. Siostra Józefina, przebywająca w roku 1876 na Cyprze, ciężko zachorowała. Miała wysoką gorączkę, tak że stracono wszelką nadzieję, iż wyzdrowieje. Oczekiwano właściwie końca, ponieważ oprócz tego była skrajnie wyczerpana. Asystująca przy niej przełożona przystawiała od czasu do czasu lusterko do jej ust, by sprawdzić, czy jeszcze oddycha. Pewnej nocy, około godziny jedenastej, do pokoju umierającej weszła jakaś zakonnica, otoczona kręgiem bardzo żywego światła, które rozjaśniało całe wnętrze, z ramionami rozkrzyżowanymi i nieco wzniesiona ponad ziemią. Była to Miriam czyli siostra Maria od Jezusa Ukrzyżowanego, dawna postulantka z Capeletty, z którą chora nigdy się nie spotkała, a więc nie mogła jej rozpoznać. Siostra Józefina tak opisała później tajemnicze zdarzenie z owej nocy: „Nigdy jej nie widziałam, jednak wiedziałam, że to ona i wyczuwałam, że ona rozmawia z Bogiem. Jestem pewna, że w owym momencie byłam całkowicie przytomna. Zwróciłam się do niej po imieniu, a ona mi odpowiedziała. Wówczas rzekłam do niej: »Mario, zapytaj Dobrego Boga, czy umieram«. Ona zwróciła się do Naszego Pana i po kilku sekundach odpowiedziała mi: »Nie, nie umrzesz młodo, masz jeszcze do zrobienia wiele dobrego«. Wówczas powiedziałam: »Zapytaj Pana, czy wytrwam w moim świętym powołaniu aż do śmierci«. Po chwili odpowiedziała: »Z pomocą Jego łaski, tak«. Dała mi odpowiedź na to wszystko, co dotyczyło mojej duszy i potem zniknęła. Wszystko to, co mi zapowiedziała, rzeczywiście stało się. Począwszy od owego momentu zaczęłam czuć się lepiej. Następnego roku byłam w stanie podjąć podróż z Cypru do Jaffy. Właśnie w owym czasie karmelitanki z Betlejem przejeżdżały przez Jaffę, by udać się do Nazaretu. Jakaż była moja radość, gdy rozpoznałam wśród nich Marię, taką jaką ujrzałam owej nocy na Cyprze. Dobry Bóg jest mi świadkiem, gdyż właśnie dla Niego opisuję te rzeczy. Maria przy owej okazji powiedziała mi: »Sw. Józef bardzo miłuje Durand S.M., Soeur Josephine de Jerusalem, Paryż 1974, s.142. 113 }¦ wasze zgromadzenie. Nie zobaczysz mnie więcej« i zwierzyła mi się, że pozostało jej mało życia, przepowiadając swoją śmierć i miesiąc, w którym miała ona nastąpić. Oto jak miały się rzeczy: wyraziłam je wobec patrzącego na mnie Boga i dla Jego większej chwały, tak jakbym je wypowiadała w chwili śmierci. Jeruzalem, 30 października 1895 roku." Siostra Józefina zmarła 1 września 1927 roku, po założeniu w Kiryat - Yearim, na wzgórzu Judei Zachodniej, Domu i Sanktuarium Arki Przymierza93. 93 Brunot A., La piccola araba (Beata Maria di Gesu Crocifisso) Citta Nuova, Roma 1983, s.73-74. •-...-¦. 114 C. BILOKACJE OSÓB WSPÓŁCZESNYCH Z samej natury rzeczy wynika, że tego rodzaju bilokacje - nie będąc cudami w ścisłym znaczeniu - w żaden sposób nie uprzedzają sądu Kościoła co do świętości lub nieświętości, jak również co do cech rozpatrywanych osób. Mollie Fancher, fenomen równoznaczny dla wizyt w duchu: przemieszczanie widzenia. Opuszczamy na moment sferę świętych, pozostajemy jednak na jej pograniczu. Ojciec Herbert Thurston, jezuita, w swoim bardzo dobrze udokumentowanym dziele Fenomeny fizyczne mistycyzmu94, poświęca cały rozdział amerykańskiej protestantce Mollie Fancher, która była kobietą wielkiej cnoty i duchowości chrześcijańskiej. Jej nadzwyczajne właściwości paranormalne, ku naszej wielkiej korzyści, zostały przebadane z dokładnością profesjonalną w czasie jej życia przez lekarzy i teologów, takich jak dr Fleet Speir, dr Robert Ormiston - obydwaj lekarze medycyny - i profesor teologii C.E.West. Oni to, jak i wielu innych, którzy ją znali, podziwiali ją za całkowitą i godną wiary szczerość. Mollie Fancher (1848-1896) przyszła na świat i żyła w Brook-linie (Nowy Jork) w domu ciotki Susie Crosby. Mając siedemnaście lat, w wyniku wypadku, staje się sparaliżowaną kaleką, przez ponad trzydzieści lat nie opuszczającą swojej izby. Była to kobieta głębokiej wiary, całkowicie daleka jakimkolwiek formom spirytyz-mu, dlatego doznane przez nią zjawiska można by zaliczyć do paranormalno-spontanicznych, a może - czasami - również mistycznych. ;' .- .¦:-¦•.-¦ >i,' l. i •-" r ! Dotyczące ją zdarzenia zostały opisane przez sędziego Abrama H.Dailey'ego jeszcze za jej życia. Przemieszczanie widzenia - którym to zjawiskiem Mollie była obdarzona, a którego liczne przykłady dostarczają nam inne osoby - zdaje się być tego samego typu, co „wizyta" w duchu. Podczas „wizyty" w duchu jaźń niejako opuszcza ciało fizyczne i - udając się 94 Thurston H., Fenomeni ftsici del misticismo, Ed. Paoline, Alba 1956. 115 gdzie indziej - zdaje się widzieć to, co się dzieje. W przemieszczeniu widzenia wydaje się, że dusza tak samo opuszcza ciało, ale - pozostając blisko niego - widzi to, co znajduje się poza osłonami, uniemożliwiającymi jej fizyczne widzenie. 46. Niektóre wizyty w duchu Mollie Fancher. Mollie dokonywała również "odwiedzin" w duchu, czasem nawet bez zbieżności obiektywnych. Miała również wizje niebiańskie. Stwierdzenie profesora Westa o „wizjach z innego świata" i „objawieniach", które on porównywał do wizji św. Jana na wyspie Patmos, świadczą o tym, że Mollie zwierzała mu się jako człowiekowi Kościoła. Zasięgała u niego rady. On zaś przyrzekł, że po jej śmierci wszystkie te sprawy zostaną podane do wiadomości. Nie uczynił tego, gdyż ona go przeżyła. Zapytana przez sędziego Dailey'ego o swoje ekstazy, odpowiedziała: „Kiedy jestem w ekstazie, a jest to rzecz bardzo zwyczajna, wychodzę, wędruję i oglądam stan izb, nie widząc nikogo. Innym razem widzę osoby i nic więcej. Bardzo rzadko opowiadam o miejscach, w których byłam i o osobach, które widziałam. W czasie, gdy tworzyła się wspólnota, do której należę, pan Sargent (Jerzy Sargent, jej przyjaciel) znajdował się w Muskegon w Michigan. Udałam się tam w ekstazie i pozostałam w owym miejscu przez kilka godzin. Inny mój przyjaciel, Bert Blossom, znajdował się wówczas w mojej izbie. Kiedy wróciłam z ekstazy, zastałam go bardzo zatrwożonego, ponieważ myślał, że umarłam. Powiedziałam mu, że byłam w miejscu, gdzie znajdował się pan Sargent, że go widziałam na scenie w wielkiej sali, śpiewającego przed liczną publicznością. Widziałam go i słyszałam. Pan Blossom powiedział, że to niemożliwe. Jednak trzy dni później otrzymałam list od pana Sargenta, który zawiadamiał mnie o tym, że niejaki pan Chase otworzył w Muskegon wielką wytwórnię fortepianów, i że uczczono to wydarzenie koncertem, on zaś uczestniczył w tej uroczystości, śpiewając. Przysłał mi również gazetę z relacją o tym fakcie, z czego wywnioskowałam, że zdarzenie to i scenę opisałam dokładnie". Wydaje się więc - dodaje ojciec Thurston - że nastąpiło pełne potwierdzenie tych faktów przez pana Sargenta i przez inne źródła95. Thurston H., dz. cyt., s. 374-375. Dailey, Mollie Fancher, s. 230-232. 116 Są to klasyczne „odwiedziny" w duchu z wizją zdarzenia nieprzewidzianego (Sargent był wytwórcą artykułów sanitarnych i nie śpiewał publicznie), później potwierdzonego. 47. Inne uwiarygodnione wizyty w duchu Kilka innych tego rodzaju faktów przekazał sędzia Dailey, który jednym czy dwoma z nich był zainteresowany osobiście. Wielu też przyjaciół pani Fancher opowiadało o podobnych zdarzeniach. Na przykład M. Townsend pewnego razu siedziała razem z nią w izbie, w towarzystwie pani Parkhurst, żony naukowca, który przeprowadzał na Mollie badania doświadczalne, kiedy ta niespodziewanie wpadła w ekstazę. Gdy wróciła do siebie, obecne w jej izbie panie zapytały, gdzie była. Odpowiedziała, że odwiedziła ciotkę Susie (panią Crosby), przebywającą wówczas w Cornwall, miasteczku odległym o około 60 mil od Hudson. Dostarczyła opisu osób znajdujących się w domu w Cornwall i opowiedziała, co robiły. „Pani Crosby potwierdziła wszystkie szczegóły po powrocie"96. Opowiadanie to jest powierzchowne, ale powinniśmy się zadowolić faktem, że przyjaciele pani Mollie, wśród których znajdowali się ludzie nauki, stwierdzali po uwiarygodnieniu, iż widziała ona rzeczywiście te zdarzenia. Przemieszczanie widzenia Doktor Speir w 1893 roku oświadczył: „Przypominam sobie fakt, który miał miejsce w obecności mojej i doktora Ormistona. Pani Crosby otrzymała od listonosza list. Wziąłem go do ręki. Był zapieczętowany. Pani Fancher, która wówczas nie była zdolna mówić - wzięła tabliczkę i kredę, a następnie napisała treść listu. Kiedy list został otwarty i przeczytany, jego treść odpowiadała dokładnie temu, co było napisane"97. Henryk Parkhurst był sławnym naukowcem, piastującym później jedno ze stanowisk w Obserwatorium Uniwersytetu Harvarda. Mieszkał wówczas ze swoją żoną w pobliżu pani Fancher w Brook-lynie i często byli mile widzianymi gośćmi w pokoju pani Mollie. W 1867 roku Parkhurst podjął kluczowe doświadczenie, by zbadać jej zdolność czytania bez użycia organu wzroku. Po podjęciu 96 Tamże: Thurston, s.375; Dailey, s. 110-111. 97 Tamże: Thurston, s.368; Dailey, s. 216. 117 środków zabezpieczających przed podstępnym otwarciem, wręczył Mollie - która w owym czasie nie mogła mówić ani pisać - starannie zamkniętą w kopercie zadrukowaną kartkę. Kartka ta została wybrana przypadkowo, tak że nawet sam Parkhurst, ani nikt inny, nie znał jej treści. Mollie z łatwością przekazała treść stukając (w litery alfabetu, przyp. tłum.) i wskazując literę po literze... Fragment tekstu zawierał część szkicu projektowanego prawa, przygotowywanego dla Zgromadzenia Konstytucyjnego w Maryland. Parkhurst nie miał pojęcia, że na tej kartce oprócz słów znajdowały się cyfry - dokładnie numery: 6,2,3,4 - które Mollie odczytała razem z innymi słowami98. ; 48. Sługa Boża Józefina Berettoni odwiedza w duchu pewną chorą w Rzymie (29 marca 1906 r.) Sługa Boża, Józefina Berettoni (1875 - 1927), Rzymianka, była wychowawczynią przedszkolną i katechetką. Żyjąc w ślubowanym Bogu dziewictwie, apostołowała, szczególnie w szpitalach i wśród ubogich. Kierownictwo duchowe sprawowali nad nią wybitni mężowie, darząc ją szacunkiem, jako kobietę o niezwykłych cnotach, obdarzoną darami mistycznymi. Pierwszym z nich był Jakub Tedeschi, sławny biskup i promotor chrześcijańskiej akcji społecznej. Później spowiadał ją ojciec Tacchi Venturi, jezuita, który - między innymi - był przedstawicielem Stolicy Świętej w pertraktacjach związanych z konkordatem 1929 roku. Napisał o niej: „Bóg posługiwał się nią w zbawianiu zatwardziałych grzeszników w chwili ich śmierci". Przez dłuższy czas sprawował nad nią kierownictwo duchowe hiszpański dominikanin, ojciec Albert Blat, prowincjał zakonu, przełożony domów, profesor prawa kanonicznego w Minervie i autor znanych Komentarzy do Prawa Kanonicznego. Gromadził on wspomnienia z jej życia, kolejno, tak jak po sobie następowały. Został wszczęty proces beatyfikacji Józefiny. Wizyty w duchu są wzięte z biografii doktora Pio Antico, skrupulatnego historyka, który czerpał dane z Memorandum (1200 stronic) ojca Blata oraz zebranych przez niego i przez „Ośrodek Józefiny Berettoni" w Rzymie zeznań naocznych świadków i pism różnych osób. Z Memorandum skorzystałem i ja. Dlatego dziękuję ojcu Ans-gario Fallerowi, postulatorowi procesu beatyfikacyjnego, za foto- 98 Tamże: Thurston, s.372; Dailey, s. 216. 118 kopie niektórych stronic Memorandum ojca Blata, jakie mi łaskawie przysłał. Zauważyć w nich można z jednej strony troskę ojca Blata w zapisywaniu dzień po dniu faktów, z drugiej zaś wierność, z jaką doktor Antico je przekazuje. 29 marca 1906 roku, o godzinie czternastej, Józefina modliła się w swojej izdebce przy ulicy Ripetta w Rzymie - w mieszkaniu sióstr Borzellich - gdzie kilkanaście dziewcząt czekało na pracę w szwalni. „Kiedy znalazła się — se inuenit, mówią Memorie — przed szpitalem w pobliżu Santa Maria Maggiore (bazylika Matki Bożej Większej, przyp. tłum.), gdzie umieszczano kobiety w podeszłym wieku, weszła normalnie przez główne drzwi i zatroskana skierowała się do łóżka, które zajmowała matka dziewczyny, od pewnego czasu siostry z klasztoru karmelitanek, pracującej u Borzellich". ;.>:',. Kobieta była umierająca, a nikt nie troszczył się o umożliwienie jej przyjęcia świętych sakramentów, jak tego pragnęła. Józefina porozmawiała w tej sprawie najpierw z pielęgniarką świecką, a następnie z siostrą zakonną, które odesłały ją do przełożonej. Po rozmowie udały się razem z nią do łóżka chorej, 1 przełożona potwierdziła jej ciężki stan i poleciła wezwać księdza. Józefina odwiedziła również inną chorą, która wezwała ją do swojego łóżka. „Chcę przyjąć sakramenty- rzekła jej - lecz nie chcę spowiadać się u kapelana kapucyna". „W tych dniach - przyrzekła jej Józefina - przyślę ci nieznanego w tym szpitalu księdza". Gdy opuszczała szpital i znalazła się przy wejściu głównym, została wezwana do dyrektora, który zganił ją za to, że weszła poza godzinami przyjęć. „Ale ta kobieta - usprawiedliwiał się portier - nie wchodziła przez przez te drzwi". „Kim pani jest?" - zapytał dyrektor. Po czym, przeczytawszy wizytówkę, którą mu z szacunkiem wręczyła, pytał dalej: „Od kogo otrzymała pani pozwolenie? Mnie pani o nie nie prosiła". „Od Tego, kto jest kimś większym od pana" - odpowiedziała Józefina. „Wyszłam ze szpitala i znalazłam się w jednej chwili - tak opowiadała - w moim pokoju" przy ulicy Riperta (odległej o około 2 km od szpitala). Tam, Teresina Borzelli, która już wiedziała o innych wizytach w duchu Józefiny, po kilku postawionych jej pytaniach, dowiedziała się i o tej, odbytej przed chwilą. „Dlatego to - powiedziała Teresina - przyszłam tu po raz drugi, gdyż klęczałaś i nie odpowiadałaś mi, gdy się do ciebie zwracałam, 119 a twarz miałaś jak wówczas, gdy - znajdując się w kościele św. Augustyna - przemieściłaś się do szpitala matki Nelli"99. Jest to znamienne zdarzenie, przede wszystkim dlatego, że wielu w szpitalu widziało Józefinę i z nią rozmawiało, co wyklucza halucynację. Z drugiej zaś strony dlatego, że chociaż widzieli ją przez dłuższy czas, uważali ją za osobę fizyczną, podczas gdy jednocześnie inni widzieli ją z całą pewnością i fizycznie na ulicy Ripetta. Zdarzenie to, jak i inne tego samego rodzaju, wykazuje, że ciało duchowe może mieć wygląd całkowicie realny i być uważane za osobę fizyczną, którą, jak w tym wypadku, widziało kilka osób i to przez dłuższy czas. Ponieważ telepatia występuje między osobami zaprzyjaźnionymi, fakt, że różne osoby widzące Józefinę w szpitalu nie rozpoznały jej, wyklucza telepatię, jak to można było zauważyć w innych przypadkach. .-,. 49. Józefina odwiedza w duchu inną chorą. U urszulanek w 1906 roku przebywała 24-letnia panienka, od ponad dziewięciu lat pracująca w szwalni Borzellich, która w 1901 roku poznała Józefinę, a której przyjaciółką i adoratorką pozostała przez całe życie. Na dowód tego, wieczorem 4 lipca 1954 roku, w siedzibie Ośrodka Józefiny Berettoni, na zakończenie wypowiedzi, złożyła oświadczenie w tej sprawie. Jej matka, Annunziata Lascialfare, w 1903 roku, mając pięćdziesiąt lat zachorowała i została umieszczona w szpitalu św. Jana, gdzie umarła w dniu 28 sierpnia tegoż roku. W którymś dniu przed śmiercią odwiedziła ją Józefina, przebywająca w tym samym czasie w kościele św. Augustyna w towarzystwie Teresiny Borzelli i innych młodych pracownic, wśród których znajdowała się jej córka Nella. Wieczorem tego samego dnia Józefina powróciła do szpitala św. Jana. Pielęgniarki, widząc ją, powiedziały: „Panienka chce wiele dobrego dla tej chorej. Dziś po raz drugi ją odwiedza (...)". Świadkami wizytacji Józefiny byli niektórzy krewni obłożnie chorej, która nic innego nie mówiła, tylko powtarzała: „Dziękuję! Dziękuję! Józefino, módl się za mnie". Zdarzenie to zostało potwierdzone przez inną pracownicę tej samej szwalni, Marię de Florio100. 99 Antico P., Giuseppina Berettoni, Centro Giuseppina Berettoni, via S. Erasmo 14, 00184 Roma, 1978, s. 197-200. 100 Antico R, dz.cyt., s.200-201. 120 50. Józefina wizytuje w duchu i nawraca dwoje małżonków W nocy z 9 na 10 marca 1906 roku, około północy, Józefina modliła się w swoim pokoju przy ulicy Ripetta. „Wówczas to -jak opowiadała ojcu Blatowi - niespodziewanie znalazłam się w jakimś mieszkaniu przy ulicy Urbana (odległej ponad kilometr), w którym siedział młody człowiek i kłócił się ze swoją żoną, kręcącą się po pokoju i zajętą przygotowywaniem łóżek do spania". „Ja - mówiła dalej Józefina - w owym momencie zorientowałam się, że oni zawarli małżeństwo w kościele, mają chore dziecko w szpitalu Dzieciątka Jezus u św. Onufrego oraz, że mieli sześcioro dzieci, z których troje - bez chrztu - podrzucili do przytułku". „Czy weszłaś przez drzwi?" - zapytał ojciec Blat. „Nie, ojcze, znalazłam się w środku tego pokoju, w którym panował bałagan. Był tam taki bałagan, że pokój zdawał się być norą, a nie mieszkaniem ludzi". Tych dwoje kłóciło się, ponieważ mąż chciał, by chora dziewczynka powróciła do domu, podczas gdy żona sprzeciwiała się temu. Bardzo się zdziwili i przerazili, gdy ujrzeli Józefinę, ponieważ uświadomili sobie, że weszła przy zamkniętych drzwiach, a więc musiała być duchem. „Nie musicie się bać, tak mówiłam - opowiadała Józefina - gdyż nie przybyłam was karać. Jeśli jednak będziecie szli nadal tą drogą, sprawiedliwość Boga nie tylko ukarze was na tamtym świecie karami piekła, lecz więzieniem i karami również na tym, kiedy kwestor otrzyma doniesienie o waszym okrucieństwie względem waszych dzieci, z których jedno umarło bez chrztu". Oboje, klęcząc, zaczęli wyznawać swoje grzechy. „Dziewczynka - mówiła dalej Józefina - nie musi powracać do domu. Trzeba ją umieścić w Szpitalu Dzieciątka Jezus i posłać do internatu Maria Bambina, gdzie znajdują się dwa wolne miejsca". Zbieżność świadectw uwiarygodniła w następnych dniach sama Józefina, kiedy to w internacie Maria Bambina zobaczyła i rozpoznała przekonanych przez siebie rodziców. Pomogła w przyjęciu dziewczynki do internatu, a nawet została jej matką chrzestną. Rodzice dziewczynki nie rozpoznali jej, czyli że ukazała się im nie tak, jak zwykle wyglądała. Tymczasem, w trakcie rozmowy, wyjawili jej, że ich nawrócenie jest skutkiem wizyty jakiegoś ducha, który z nimi rozmawiał o północy z 9 na 10 marca, i że odbyli, jak im Józefina - duch sugerowała - ćwiczenia duchowe u św. Jana i Pawła na Celio101. 101 Antico P., dz. cyt., s. 203-205. 121 W tym zdarzeniu warto zwrócić uwagę na wykazaną zdolność podmiotu, który zjawia się w wyglądzie innym, niż posiada jego ciało fizyczne. Zdaje mi się, że konfrontacje - choć uwiarygodnione tylko przez podmiot - są wystarczające, ponieważ Józefina zasługuje na wiarę, a i same konfrontacje wykazują, że nie były to przywidzenia. 51. Ojciec Pio z Pietrelciny (1887-1968) odwiedza w duchu pana Capezzutta, a następnie to potwierdza (wiosna 1950 r.). „Byłem kierownikiem kopalni boksytu na polach San Giovanni Rotondo, od 1942 do 1962 roku. Pewnego wiosennego dnia 1950 roku otrzymałem od żony, która przebywała u swoich rodziców w Bari, list. Donosiła w nim, że dziadek został potrącony przez motocykl i ma pękniętą kość udową. Dziadek miał 92 lata i ważył około 100 kilogramów. Prosiła mnie, bym udał się do San Giovanni Rotondo i polecił dziadka Ojcu Pio. Zrobiłem to natychmiast. Czcigodny Ojciec zapewnił mnie, że będzie się modlił. Po kilku napomnieniach (poprawa w zdrowiu dziadka nie następowała) otrzymanych od mojej żony, udałem się znów do Ojca Pio, prosząc go o wstawiennictwo u Pana w sprawie wyzdrowienia dziadka. Czcigodny Ojciec przyrzekł mi znów modlitwę i zwrócił uwagę, że ze względu na podeszły wiek dziadka, nie będzie łatwo go uzdrowić. Przy tej okazji wyjawiłem Ojcu wielkie pragnienie dziadka: chciał go zobaczyć i otrzymać jego błogosławieństwo. „A więc - powiedziałem - skoro dziadek nie może przybyć do Ciebie, Ojcze, czy nie możesz udać się do niego?". Ojciec Pio odpowiedział: „Jak można przychodzić tu bez przerwy z tymi żądaniami?". Jednak wskutek moich nacisków i stwierdzenia, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, Ojciec Pio pomilczał, a po chwili rzekł: „Postaramy się zadowolić ciebie". A ja swoje: „Ojcze, odbieram Twoje przyrzeczenie jako zobowiązanie". Ojciec Pio zakończył: „Ech! Idź! Idź!". Następnego wieczoru udałem się do Bari. Żona zapytała mnie, czy poszedłem do Ojca Pio. Odpowiedziałem, że tak, powtarzając jej przebieg rozmowy odbytej z Ojcem. Rano teściowa przyniosła mi kawę do łóżka i powiedziała, że dziadek widział Ojca Pio. Szybko ubrałem się i pobiegłem do dziadka, by dowiedzieć się, co się stało. Dziadek powiedział mi: „Drzemałem, kiedy spostrzegłem, że drzwi się otwierają i wchodzą do pokoju dwaj bracia zakonni. 122 W jednym rozpoznałem natychmiast Ojca Pio i ze zdziwieniem zapytałem go, co to za zjawienie. Ojciec Pio odpowiedział mi: »Chciałem zaspokoić twoje pragnienie«. Na pytanie kim jest ten drugi brat, Ojciec Pio odpowiedział: »Nie rozpoznałeś go, gdyż nie trzyma na ramieniu Dzieciątka. Jest to święty Antoni, twój święty patron«. Dwaj zakonnicy usiedli, a po rozmowie ze mną Ojciec Pio rzekł: »Już musimy iść. Mam nadzieję, że jesteś zadowolony«. I poszli". Następnego dnia powróciłem do kopalni i po południu udałem się do San Giovanni Rotondo, do klasztoru kapucynów. Wszedłem na chór, gdzie modlił się Ojciec Pio. Po modlitwie Ojciec Pio zsunął kaptur z głowy i spojrzał na mnie. Zbliżyłem się do niego, a on mi rzekł: „Czy teraz, kiedy zaspokoiłem twoje pragnienie, jesteś zadowolony?". Odpowiedziałem: „Z czego?". A Ojciec Pio: „Wiesz, co mówię, nun fa lu minghiaril!" (co w dialekcie z Południa Włoch oznacza: nie udawaj głupiego). Było to wyraźne potwierdzenie jego szczególnej bilokacji (Ca-pezzuto Salvatore, Bari)102. « ¦ Przemieszczenia Ojca Pio A oto słowa Ojca Pio: „W nocy ciągle wędruję. Nie podlegam klauzurze, nie potrzebuję słuchać przełożonych". Ojciec Marian, który opiekował się nim w ostatnich latach, opowiadał mi, że w poufnych rozmowach wieczornych wiele razy pytał Ojca, czy gościł w maszynie niebiańskiej" podczas nocnych lotów. Tymi „translacjami", w jakie obfitowała jego działalność, Ojciec sam kierował, ożywiał, rządził, opiekował się, czuwał, obsługiwał swoją nieogarnioną rodzinę tysięcy dzieci, rozmieszczonych na obszarze całego Kościoła katolickiego. ''•' Krótko mówiąc, bilokacja włączała się, jak zwykły charyzmat, w jego życie kapłańskie103. 52. Ojciec Pio przenosi w duchu przedmiot (ok. 1930 r.). Albert Del Fante z Bolonii, uważny i opierający się na dokumentach historyk Ojca Pio, przytacza w drugim wydaniu jego biografii (1940) tę wizytę w duchu, znamienną ze względu na przeniesienie podczas niej przez Ojca medalionu, zawierającego relikwię Krzyża 102 Z miesięcznika „La voce di Padre Pio", S. Giovanni Rotondo, listopad 1984 r. 103 W: Castello N., Gesu crocifisso in P. Pio, Frigento ( AV ) 1976, s.103. I 123 Świętego, której autentyczność była stwierdzona. Przeniesienie tego przedmiotu wyklucza w sposób jak najbardziej przekonujący nie tylko halucynację, lecz równiż wizję - tak telepatyczną, jak jasnowidzącą - przytaczaną w celu podważenia wiarygodności wizyty w duchu. „Hrabina Wirginia Syli - pisze Del Fante - mieszkająca w Rzymie przy ulicy Tritone 53, posiada relikwię Świętego Krzyża, otrzymaną w darze od Ojca Pio. Osobiście przyniósł ją do Rzymu (nie ruszając się ciałem z San Giovanni Rotondo) młodej siostrze (nowicjuszce), której zjawił się w nocy, prosząc ją o zaniesienie relikwi, rano, hrabinie Syli. Relikwia ta została podarowana Ojcu Pio przez pewnego czcigodnego ojca kapucyna, który jeszcze żyje. Hrabina, owego ranka, kiedy został jej przyniesiony cenny dar, zajęta była ceremonią otwarcia kaplicy w swoim pałacu przy ulicy Tritone. W ceremonii uczestniczyli różni kardynałowie, gdy zjawiła się siostra nowicjuszka, mówiąc, że chce rozmawiać natychmiast z hrabiną. Wprowadzona, opowiedziała jej i obecnym prałatom, że w nocy ukazał się jej w celi Ojciec Pio i wręczając cenną relikwię, polecił ją zanieść hrabinie Syli, zanim zostanie nadany tytuł prywatnej kaplicy. Stwierdziła, że nie mógł to być sen, ponieważ Ojciec wręczył jej medalion własnymi rękoma. Hrabina pokazała relikwię kardynałowi Gasparriemu, swojemu kuzynowi, oraz kardynałowi Syli, swemu krewnemu104, oraz innym prałatom, którzy mogli potwierdzić jej autentyczność. Po kilku dniach, hrabina udała się do San Giovanni Rotondo, otrzymując od Ojca Pio i od ojca, od którego otrzymał relikwię, potwierdzenie zaszłego zdarzenia i zapewnienie, że była to ta właśnie relikwia105. Powiem również to - co dodaje inny biograf - że Ojciec Pio pewnego dnia rozmawiał z bratem (a było to w Lizbonie) o bilokacji św. Antoniego Padewskiego. Rozmówca Ojca zauważył wówczas: „Może owi uprzywilejowani Pańscy nie zdają sobie nawet sprawy, kiedy następuje ich bilokacja". Ojciec Pio z ożywieniem wszedł mu w słowo, jak ktoś znający się dobrze na rzeczy i powiedział: „Z pewnością zdają sobie z tego sprawę. Mogą nie wiedzieć, czy porusza się ciało, czy też dusza, ale są w pełni świadomi tego, co się dzieje, i wiedzą, dokąd się udają106. 104 Kard. Augustyn Syli, prefekt Sygnatury Apostolskiej w owym czasie. 105 Del Fante A., Per la storia, Padre Pio da Pietrelcina, drugie wydanie, Wydawnictwo Aldina, Bologna 1940, s.231. 106 Sessa D., Padre da Pietrelcina, Genewa 1952, s. 155-156 124 53. Ojciec Pio dotrzymuje obietnicy i jest obecny przed śmiercią u bpa Damianiego, wikariusza generalnego w Salto (Urugwaj, 1941 r.). W trzecim wydaniu swej książki Albert Del Fante pisze: „Bp. Ferdynard Damiani, wikariusz generalny ekscelencji biskupa Alfreda Violi z Salto (Urugwaj), wiele razy udawał się do San Giovanni Rotondo, by odwiedzić najprzewielebniejszego Ojca Pio z Pietrelciny. Również brat wymienionego biskupa, sławny baryton, Wiktor Damiani, za każdym razem, gdy przybywał do Włoch, nie pomijał sposobności, by złożyć wyrazy uszanowania pokornemu kapucynowi. 13 marca 1949 roku, przybywszy do Włoch z córką i piosenkarką argentyńską, odwiedził Ojca Pio i dał mały koncert w sali trzeciego zakonu. Zapytany o brata, potwierdził to, co teraz przedstawiam. W 1929 roku najprzewielebniejszy Ojciec Pio wyleczył bp. Damaniego z raka. Znajomość bp. ze współbratem franciszkańskim nigdy nie osłabła. Zawsze, ilekroć przybywał do Włoch, udawał się do Ojca Pio. Kiedy bp. Damiani, chory na raka, wyraził Ojcu Pio pragnienie pozostania we Włoszech po to, by umrzeć w swej ojczyźnie, Ojciec Pio poradził mu, by wracał do Salto. Mons. Damiani odpowiedział wówczas: „Ojcze, wyjadę, ale pod warunkiem przyrzeczenia, że będziecie obecni przy mojej śmierci". Ojciec Pio przyrzekł. W 1941 roku jego ekscelencja biskup Alfred Viola obchodził swoje srebrne gody kapłańskie. Do pałacu biskupiego w Salto przybyli wszyscy biskupi urugwajscy i niektórzy argentyńscy, by uczcić znamienitego dostojnika. Był wśród nich obecny również bp. Damiani, wikariusz generalny, chory wówczas na dusznicę bolesną. Około północy jego ekscelencja arcybiskup Montevideo, bp. Antoni Maria Barbieri, przebudził się i usłyszał pukanie do drzwi, które były uchylone, co pozwoliło mu zobaczyć przechodzącego korytarzem jakiegoś kapucyna. Usłyszał również głos, który szeptał: Idź do pokoju monsigniora Damianiego. Prałat ubrał się szybko, zawołał innych biskupów oraz kapłanów, którzy spali w pałacu i wraz z nimi udał się do pokoju monsigniora Damaniego. Przybył na czas, by udzielić mu ostatniej posługi religijnej. . . 125 Wszystkich obecnych w pokoju monsigniora zdziwił leżący tam bilecik, napisany przed śmiercią przez bp. Damianiego: Ojciec Pio przybył. ;. t ¦"•*;.< ^,^~r:-< .'\j:<ś *«? ?,\0^.<-j 13 kwietnia 1949 roku, miesiąc po przybyciu barytona Wiktora Damianiego, brata zmarłego, do San Giovanni Rotondo, udał się tam ze swoimi 38 diecezjanami również arcybiskup Montevideo Antoni Maria Barbieri, by odwiedzić Ojca Pio. Arcybiskup odbył długą rozmowę z Ojcem. Następnie rozmawiał z innymi ojcami w klasztorze, opowiadając to zdarzenie, które powyżej przytoczyłem. Powiedział także, że w swojej rozmowie z Ojcem Pio zapytał go, czy to on rzeczywiście był tym, który w 1941 roku w Salto był obecnym przy monsignorze Damianim w godzinie jego śmierci. Ojciec Pio nie chciał udzielić odpowiedzi, co jest zrozumiałe, ze względu na pokorę, która różniła go od wszystkich innych i czyniła innym od zwykłych śmiertelników. Arcybiskup nalegał, chcąc mieć odpowiedź jasną i dokładną, ale i wówczas Ojciec Pio nie odpowiedział. Jednak jego zachowanie utwierdziło arcybiskupa w przekonaniu, że się nie pomylił i - śmiejąc się - zwrócił się do Ojca, mówiąc: „Zrozumiałem". Ojciec Pio pokornie schylił głowę i powiedział: „Tak, zrozumiał". I zamilkł. 3 maja 1949 roku do San Giovanni Rotondo udał się również biskup Alfred Viola, który potwierdził to, co mówił arcybiskup Barbieri"107. 54. Ojciec Pio odwiedza w duchu pana Magurnego i uzdrawia go (1949 r.) Inny biograf przytacza fakt z jednoczesnym uzdrowieniem, jaki miał miejsce 27 lutego 1947 roku w rodzinie Magurnich w Diamante (Cosenza). Pani Ersiłia Magurno, kobieta wielkiej wiary, od około dwóch miesięcy opiekowała się chorym na grypę mężem. Choroba ta -jako taka - nie wzbudzałaby zaniepokojenia, gdyby nie ogarnęła organizmu, już osłabionego niewydolnością mięśnia sercowego. Dzień i noc pani Magurno w towarzystwie siostry zakonnej czuwała troskliwie nad małżonkiem, modląc się i wzywając Ojca Pio. W ciągu dwudziestu kilku dni stan chorego ciągle się pogarszał, Del Fante A., dz.cyt., trzecie wydanie, 1950, s. 485-487. 126 a gorączka sięgała 40 stopni. Wezwani na konsultację lekarze stwierdzili bardzo ciężki stan chorego, grożący w każdym momencie śmiercią. Wśród modlitw do Boga i jego orędownika zostały mu udzielone sakramenty. Nie zlikwidowało to jednak gorączki, która stale rosła, powodując długotrwałe i niepokojące zapaście. Sławny specjalista z Mediolanu, który przebywał w pobliskiej miejscowości, poproszony o wizytę u chorego stwierdził, że serce długo nie wytrzyma i że choremu pozostało już tylko kilka godzin Życia. ' ¦. r- ¦ v:v--?/v~->-¦';- :.-J: ¦¦'>¦¦•:'¦¦ .;-;rj..<> ,-, W nocy 23-ego pani Magurno poczuła w pokoju silny zapach kwiatów. Charakterystyczny znak Ojca Pio, który zwiastował nadchodzącą łaskę? Jednak rankiem 24-ego stwierdzono dalsze pogorszenie stanu zdrowia chorego, a życie jego wyraźnie zbliżało się do kresu. Wysłano więc błyskawiczną prośbę do Ojca Pio, na którą natychmiast otrzymano odpowiedź, ale po dwóch dniach zmagań się z chorobą Magurno popadł w przedśmiertną śpiączkę. Pogrążona w smutku i oczekiwaniu na najgorsze, pani Magurno nie traciła nadziei. Przeciwnie, jej wiara wzmacniała się i wzmagała. Nie, jej mąż nie może umrzeć. Ojciec Pio wydrze Niebu łaskę. Trzeba go zachęcić, wysłać telegram jeszcze raz. Czy nie jest za późno? U Pana nigdy nie jest za późno. Nie wolno upadać na duchu, lecz próbować i trwać w wierze. Och, potęga wiary! W końcu, 27 lutego, po dniu wyczerpującego kryzysu, chory zasnął. Gorączka wynosiła 39 stopni. Zwolniwszy siostrę, pani Magurno sama czuwała nad chorym i o północy, stwierdziwszy, że sen męża jest kojący i spokojny, poczuła, jak jej nadzieja ożywiła się jeszcze bardziej. Kiedy o wpół do ósmej rano spostrzegła, że mąż się budzi, szybko podbiegła do niego. - Jak się czujesz ? - Jestem uzdrowiony! - zawołał uszczęśliwiony Magurno. - Czuję się dobrze. Ojciec Pio dopiero co odszedł. Otwórz, proszę, okno i daj mi termometr. Żadnej gorączki! - Erneście! - zawołała osłupiała żona, ciekawa usłyszeć i wiedzieć, co się stało. - Co mówisz? Widziałeś Ojca Pio? I co ci powiedział? - Przyszedł razem z innym bratem, zbadał mi serce i potem powiedział: „Ta gorączka przejdzie, jutro będziesz zdrowy, a za cztery dni wstaniesz". Popatrzył wokoło, przejrzał lekarstwa, przeczytał recepty lekarzy i pozostał w pokoju przez całą noc (...). i 127 Na potwierdzenie tego cudu, silny zapach fiołków wydzielił się ponownie w pokoju. Pięć miesięcy później, 27 lipca, małżonkowie wyruszyli do San Giovanni Rotondo, by podziękować Ojcu Pio. Pan Magurno natychmiast rozpoznał w nim brata, który go uzdrowił. Ojciec przyjął go serdecznym pozdrowieniem i z ojcowską miłością, kładąc mu rękę na ramieniu rzekł: „Ileż ci to serce sprawiło cierpienia!"108. 55. Odwiedziny w duchu, stwierdzone przez panią Concettę Bellarmini z San Vito Lanciano (Ortona a Marę, 1926 r.) W 1926 roku do San Giovanni Rotondo przybyła pani Concetta Bellarmini ze swoim bratem. Pani ta posiadała wówczas aptekę w San Vito Lanciano. Mieszkała tam z dwoma synami, doktorami chemii, i z jednym jeszcze studentem. Przybywszy do klasztoru, skoro tylko dostrzegła Ojca, zawołała głośno do brata: „To on, to właśnie on!". Ożywienie tej pani zwróciło uwagę obecnych, którzy poprosili ją o wyjawienie przyczyny tego wołania. Powiedziała im wtedy, że niespodziewanie uległa ogólnemu zakażeniu krwi, do którego dołączyło się zapalenie płuc z bardzo wysoką gorączką. Znalazła się więc w rozpaczliwym stanie, a wezwani do niej lekarze stracili nadzieję na ratunek. Jej cera stała się żółta, gdyż zakażenie rozeszło się po całym ciele. Widząc ten beznadziejny stan, jedna z krewnych poradziła jej zwrócić się z prośbą do Ojca Pio. Nie wiedziała ona o charyzmatach Ojca. Gdy rozmawiała z synami, ci odradzali jej kontaktu z Ojcem Pio, ponieważ nie wierzyli w jego dar uzdrawiania. Ona jednak, mimo wszystko, prosiła gorąco tego Ojca, którego nigdy nie widziała, o zdrowie. I oto w pełni dnia zjawił się po środku pokoju z dłońmi naznaczonymi stygmatami, błogosławiący ją z uśmiechem. Zamiast lęku odczuwała spokój. Zapytała go, czyjego pojawienie się oznacza łaskę nawrócenia synów, czy też jej wyzdrowienie. Na to pytanie Ojciec odpowiedział: „W niedzielę rano będziesz czuła się dobrze". /. " Po czym znikł, pozostawiając jednak bardzo silny, przyjemny zapach, który poczuła nawet służąca. Po tej wizycie, ku zdziwieniu lekarzy i synów, gorączka ustała, cera chorej stała się jasna i w ciągu kilku dni ozdrowiała całkowicie. Sessa D., Padre Pio da Pietrelcina, Genova 1952, s. 156-158. 128 Uzyskawszy uzdrowienie, chciała z bratem udać się do San Giovanni Rotondo, by zobaczyć Ojca Pio i przekonać się, czy zakonnik ze stygmatami, który zjawił się jej w pełni dnia, to właśnie on. Kiedy przybyła do San Giovanni Rotondo i gdy tylko ujrzała Ojca, nie mogła nic innego uczynić, jak zawołać: „To właśnie on!"109. 56. Odwiedziny w duchu potwierdzone przez florenckiego monsignora (1921 r.) O tym uzdrowieniu opowiedział florencki monsignor DTndico. Jego siostra była chora na tyfus (dur rzekomy A i B). Leczyli ją najlepsi specjaliści, a mimo to stan jej był bardzo ciężki. Krewni napisali do Ojca Pio, prosząc go o modlitwy i pamięć o chorej. 20 lipca 1921 roku, o godzinie czternastej trzydzieści, monsignor, znajdujący się sam w swoim gabinecie, odniósł wrażenie, że ktoś stoi za jego plecami. Odwrócił się i ujrzał cień jakiegoś zakonnika, który w tym momencie zniknął. Przerażony i trzęsąc się ze strachu pomyślał, że znalazł się w obecności Ojca Pio. Wyszedł z gabinetu i spotkał kapelana, któremu opowiedział, co mu się przydarzyło. Kapelan uznał jednak, że było to przywidzenie spowodowane jego strapieniem z powodu ciężkiej sytuacji, w jakiej znalazła się jego siostra. Zaproponował mu więc wyjście z domu, by się uspokoił. Zaledwie wrócili, zostali wezwani do pokoju chorej. Siostra, która znajdowała się w stanie śpiączki - w tym samym czasie, kiedy jej brat miał wrażenie, że znajduje się w obecności Ojca Pio - teraz przebudzona opowiedziała im o zjawieniu się jakiegoś brata zakonnego, który wszedł do jej pokoju i rzekł: „Nie lękaj się, jutro zniknie gorączka, a za kilka dni na twoim ciele nie będzie śladu choroby". - Ależ, Ojcze - odpowiedziała - jesteś więc świętym ? - Jestem biedaczyną, którym posługuje się Pan w swoim miłosierdziu. - Daj mi, Ojcze, ucałować szatę. , - ¦ - Ucałuj znaki męki - i pokazał jej dłonie, które były wyraźnie przebite i krwawiące. - Ojcze, polecam ci mojego męża i moją córeczkę. - Módl się, módl się ty, która jesteś dobra, i bądź pewna, że twoja córka jest pod moją opieką - i oddalając się, dodał: Del Fante A., dz. cyt., wydanie z 1940 r., s. 225-226. 129 - Pozostawiani ci świadectwo mojego przybycia: 20 lipca 1921 roku. Chora poczuła się lepiej. Gorączka zaczęła spadać. Następnego dnia wynosiła już 37,4°, a osiem dni później siostra monsigniora była już całkowicie zdrowa110. Współczesne przypadki .,,. śmierci klinicznej W przedstawionych wizytach w duchu rzadko przytaczane są szczegóły doświadczeń podmiotu. Zazwyczaj widzący opowiada, a objawiający się ogranicza się do potwierdzenia, chyba że doda jakiś szczegół, który z kolei potwierdza widzący. Chcąc lepiej wyjaśnić doświadczenia podmiotu objawiającego się, odwołam się do setek przypadków śmierci klinicznej, które w ostatnich latach zostały zebrane i przebadane przez Moody'ego, Saboma, Celię I Green, Paulę Giovetti, Roberta Kastenbauma111 i innych. Odsyłam f do argumentów zawartych w ich tekstach, które całkowicie wykluczają oszustwo, halucynację, iluzję itp., i przytoczę - by nie przedłużać - tylko niektóre znamienne zdania z książki Życie po życiu Rajmunda Moody'ego112. Świadectwa opublikowane przez wymienionych badaczy, choć Ł nie dotyczą świętych - co więcej, nawet nie zawsze wierzących Bl - zawierają często element religijny, który włącza je w szereg dotychczas wymienionych: wizja panoramiczna przebytego życia z bilansem wartości moralnych w nim zawartych i spotkanie z tak zwaną „Istotą świetlistą". Nie brak zbieżności poświadczających to zjawisko. Niektóre osoby będąc w tym stanie widziały istoty, przedmioty i miejsca, które później okazały się dokładnie takie same. Jednak wspólne uwiarygodnienie wszystkich przypadków opiera się na zaskakującym podobieństwie opowiadań. Zamiast przedstawiać różne i różno-znaczne doświadczenia, odpowiadające różnego rodzaju przeżyciom tych wydarzeń, sposobowi myślenia i fantazji każdego, opowiadania 110 Del Fante A., dz. cyt, s. 227-228. 111 Kastenbaum R., Is there life after death?, Rider, London 1984. 112 Moody Raymond A., Life after life, 1975; patrz wydanie polskie, Instytut Wydawniczy PAX 1979, tłum. Irena Doleżal-Nowicka (odsyłacze do stron tego wydania - przyp. tłum). 130 te są przedziwnie zgodne w opisach jednego doświadczenia z odmienną wprawdzie wersją, ale wspólną w swoim głównym wątku dla wszystkich osób, nawet dla tych (a jest ich większość), które nie znały literatury o przypadkach śmierci klinicznej i wyobrażały sobie świat całkowicie inaczej. ; r • y Badania porównawcze naukowców, którzy zebrali owe przypadki, pozwalają nam uznać je za zespół zdarzeń jednolitych, potwierdzających się i uzupełniających wzajemnie, o zbieżnościach wykazujących prawdziwość niektórych przypadków i wzmacniających wartość innych. ,,, , ^ y.. ..-¦.-¦ - „Wyjście" z ciała „Poczułam, że moja istota, moje ja, albo mój duch - wszystko jedno, jak to nazwiemy - wychodzi ze mnie poprzez głowę. Nic mnie nie bolało, po prostu jakby się ono unosiło i było nade mną (...) Najbardziej niezwykłym przeżyciem była chwila, kiedy moje ja zawisło nad moją twarzą. Zupełnie jakby zastanawiało się, czy chce się oddalić, czy pozostać. Miałam wtedy wrażenie, że czas się zatrzymał" (s. 46). Kilku przeżywających to wydarzenie opisuje szczególnie dobre samopoczucie, gdy niespodziewanie opuszczali ciało (lekkość, wolność, jasne światło). „Kiedy opuściłem moje fizyczne ciało, miałem uczucie, że wyszedłem z ciała i wszedłem w coś innego. To nie była, moim zdaniem, nicość. To było inne ciało, ale nie naturalne... Miało kształt, ale nie miało koloru. I wiem, że miałem coś, co można by nazwać rękami" (s. 47). „Pamiętam, jak wózek, na którym leżałam, wprowadzono do sali operacyjnej i zaczęto operację, w trakcie której kilka razy stan mego zdrowia zbliżał się do momentu krytycznego. W tym czasie kilkakrotnie opuszczałam swoje fizyczne ciało, a następnie wracałam do niego. Widziałam je z góry. Nadal byłam w ciele, ale nie fizycznym, tylko w czymś, co najlepiej dałoby się opisać jako jakiś zespół energii..." (s. 47-48). „Kiedy przebywałem poza ciałem, byłem zdumiony tym, co się ze mną dzieje. Nie mogłem tego zrozumieć. Ale to było rzeczywiste. Widziałem swoje ciało bardzo wyraźnie i z daleka. Mój umysł był w takim stanie, że nie miałem żadnych życzeń i nie podejmowałem żadnych decyzji. W ogóle nie myślałem. Po prostu umysł mój nie pracował" (s. 78-79). , ; ....: ..,. ... ..-.-- *, •-. -^ 131 Profesor Moody zauważa, że opis zdarzeń, których osoby były świadkami, przebywając poza ciałem, bywa zgodny z rzeczywistością. Na przykład kilku lekarzy powiedziało mi, że zdumieli się bardzo, kiedy pacjenci nie mający wiedzy medycznej potrafili opisać dokładnie i ściśle zabiegi czynione podczas reanimacji i to wtedy, kiedy lekarze byli przekonani, że owi pacjenci znajdowali się w stanie śmierci klinicznej" (s. 91). „Opowiedziałem ojcu, kto mnie wyciągnął z tego domu, opisałem nawet kolor ubrania tego człowieka i jak się to odbyło, nawet przytoczyłem rozmowę, jaka miała miejsce zaraz potem..." (s. 92). Spotkanie ze zmarłymi „Ze wszystkich stron przybywali ludzie, żeby zobaczyć rozbity samochód. Widziałem ich, byłem w środku bardzo wąskiego chodnika. Kiedy oni znaleźli się całkiem blisko, nie zauważyli mnie. Szli patrząc przed siebie. A kiedy byli tuż, tuż, starałem się od nich odsunąć, ale oni przeszli przeze mnie" (s. 44). „Miałem uczucie naprawdę wielkiej lekkości (...) Moje ciało nie miało wagi" (s. 46). „Nadal czułem kształt mego ciała, ramiona, nogi, wszystko - nawet kiedy pozbawiona byłam ciężaru" (s. 48). „Tak więc zostałem przyciągnięty do światła i zaczęliśmy się poruszać, mijając sufit i ściany pokoju szpitalnego, znaleźliśmy się na korytarzu, potem chyba aż na najniższym piętrze szpitala. Nie mieliśmy żadnych trudności z przenikaniem drzwi czy ścian. Po prostu ustępowały przed nami, kiedyśmy się do nich zbliżali" (s. 95). „Zdałem sobie sprawę, że pod sufitem unosi się mnóstwo ludzi: wszystkich znałem przedtem, ale oni umarli wcześniej. Rozpoznałem babcię i koleżankę szkolną, wielu krewnych i przyjaciół. Wydaje mi się, że widziałem głównie ich twarze i czułem ich obecność. Sprawiali wrażenie zadowolonych. Było to bardzo miłe spotkanie i wiedziałem, że przyszli, by mnie chronić albo prowadzić. Miałem wrażenie, że wróciłem do domu, a oni zebrali się, żeby mnie przywitać. Przez cały czas miałem uczucie jasności i piękna. To były naprawdę cudowne i podniosłe chwile" (s. 53). „Kilka tygodni przedtem, nim omal nie umarłem, mój przyjaciel Bob został zabity. I teraz kiedy wyszedłem ze swojego ciał^, miałem wrażenie, że Bob stoi obok mnie. Widziałem go jakby w umyśle i czułem jego obecność, ale to było dziwne. Nie widziałem go 132 w fizycznym ciele, ale mimo to jego wygląd i w ogóle wszystko było bardzo wyraźne. Czy to ma jakiś sens ? Był przy mnie, ale nie miał fizycznego ciała. Miał jakby przejrzyste ciało, a ja mogłem wyczuć każdą jego część: ręce, nogi i tak dalej, ale nie widziałem go fizycznie. Wtedy nie wydawało mi się to dziwne, ponieważ nie musiałem go widzieć moimi oczyma. Przecież nie miałem oczu" (s. 53-54). „Od czasu do czasu rozmawiałam z kimś, ale nie widziałam nikogo. A ilekroć zastanawiałam się, co się dzieje, otrzymywałam od któregoś z nich myśl, że wszystko jest w porządku, że umieram, ale wszystko będzie dobrze. Dlatego mój stan nie budził we mnie lęku. Na każde zadane pytanie natychmiast otrzymywałam odpowiedź. Nie zostawiali mego umysłu pustego" (s. 55). „Elementem najczęściej występującym w zbadanych przeze mnie przypadkach - stwierdza Moody - w co trudno uwierzyć, jest spotkanie z bardzo jasnym światłem, które to zjawisko wywierało niezwykle silne wrażenie na każdym z moich rozmówców (...) Pomimo niezwykłości tego światła nikt nie wątpił, że była to istota, świetlista istota. Co więcej - twierdzono, że miała bardzo wyrazistą osobowość" (s. 55-56). Spotkanie z Istotą świetlistą ¦ V „Wkrótce po zjawieniu się owa istota nawiązuje kontakt z osobą umierającą (...) Moi rozmówcy twierdzili, że nie słyszeli fizycznego głosu, ani dźwięków, ani też nie odpowiadali tej istocie słyszalnymi dźwiękami. Stwierdzili natomiast, że miało miejsce bezpośrednie i swobodne przekazywanie myśli, i to w sposób tak jasny, że nie istniała żadna możliwość, by nie zrozumieć świetlistej istoty albo skłamać" (s.57). iv. -. . --. ¦¦•.r-..-r:- -¦ „Moi rozmówcy tę myśl próbowali zwykle sformułować jako pytanie. Na przykład: Czy jesteś gotów umrzeć? Czy jesteś przygotowany do śmierci? Czy zrobiłeś w życiu coś godnego pokazania mi? Czy to, czego dokonałeś w życiu, jest wystarczające?" (s. 57). Pewna kobieta tak to ujęła: „Najpierw ta istota spytała mnie, czy jestem gotowa umrzeć i czy zrobiłam coś w życiu, co chciałabym jej pokazać" (s. 58). Pewien mężczyzna powiedział: „Głos zadał mi pytanie: Czy to było warto? Chciał powiedzieć, czy życie, jakie prowadziłem dotychczas, wydaje mi się wartościowe teraz, kiedy wiem już to, czego się teraz dowiedziałem" (s. 58). .............. 133 „Istota ta - wyjaśnia Moody - nie kieruje tego pytania, żeby kogokolwiek oskarżać czy mu grozić. Każdy bez wyjątku czuł wszechogarniającą miłość i życzliwość, emanującą od świetlistej istoty, niezależnie od treści odpowiedzi. Pytanie to zadawane jest raczej w intencji, by umierający zastanowił się nad swoim dotychczasowym życiem" (s. 58). : „Usłyszałem jak lekarze powiedzieli, że nie żyję i wtedy poczułem, jakbym się zapadł w ciemność i w niej płynął, była ona jednak w jakiś sposób zamknięta. Naprawdę nie znajduję słów, żeby to opisać (...) Starałem się dotrzeć do tego światła, ponieważ byłem przekonany, że to Chrystus" (s. 58-59). „Nie widziałam nikogo w tym świetle, a jednak miało ono jakąś osobowość, byłam tego pewna. Było to światło doskonałego zrozumienia i doskonałej miłości. Mój umysł odebrał pytanie: „Czy mnie miłujesz?". Nie było to ściśle mówiąc pytanie, ale zrozumiałam je tak: „Jeśli mnie naprawdę kochasz, wracaj i skończ to, co zaczęłaś w życiu. I przez cały czas miałam uczucie, że otacza mnie wszechogarniająca miłość i zrozumienie, które przezwyciężało wszystko" (s. 59). „Wiedziałem, że umieram i że nic nie mogę na to poradzić, bo nikt mnie nie słyszał (...) Znajdowałem się poza moim ciałem, nie wątpiłem w to, ponieważ widziałem je na stole operacyjnym. Moja dusza je opuściła (...) Z początku, kiedy zobaczyłem światło, nie byłem pewien, co się dzieje, ale światło spytało wtedy, poniekąd zadało pytanie, czy jestem gotów umrzeć. Jakby jakaś osoba ze mną rozmawiała, ale tej osoby nie było. To światło mówiło do mnie, było głosem.. Od chwili, kiedy światło do mnie przemówiło, poczułem się wspaniale, bezpieczny i kochany. Ta miłość, która emanowała z niego, jest nie do wyobrażenia, nie do opisania. Jakąż radością było przebywanie z tą świetlistą istotą!" (s.59-60). Dodatkowe uwiarygodnienia argumentu Profesor Kenneth Ring, psycholog uniwersytetu w Connecticut i ekspert w tej dziedzinie, zaczął zbierać inne świadectwa tego rodzaju, poddając je ścisłym badaniom i starając się osiągnąć pewien stopień ich wiarygodności. Przede wszystkim postawił sobie pytanie, czy obserwowane zjawiska nie są powodowane lekarstwami albo narkozą. Stwierdził jednak, że tę hipotezę należy wykluczyć. 134 Następnie przebadał możliwość zjawiska halucynacyjnego. Ulegający halucynacji mają jednak wizję oderwanych elementów, które je tworzą bez wzajemnych odniesień, różniących się niepomiernie między sobą w zależności od danej osoby. Natomiast zebrane świadectwa są spójne, zgodne i najczęściej realistyczne. Czy nie można jednak przypuścić, że na styku życia ze śmiercią jaźń ludzką odczuwa potrzebę podnoszącego na duchu fantazjowania? Ale również i to wyjaśnienie nie wytrzymuje krytyki, ponieważ wiele osób nawet nie przypuszczało, że znajdzie się w owych dniach w niebezpieczeństwie, podczas gdy kilku innych nie oczekiwało życia po śmierci, a pozostali znaleźli się w obliczu drugiego świata bardzo różnego od tego, jaki sobie wyobrażali. Ring zaobserwował, że wymienione doświadczenia nie mają charakteru epifenomenów iluzorycznych (epifenomen: zjawisko wtórne, towarzyszące głównemu, lecz nie mające wpływu na jego przebieg - przyp. tłum.), ponieważ są niejako powodem głębokich zemian osób, ich postępowania, ich rozumienia sensu i wartości yrcia, ich zdolności kochania i wspomagania innych. „Jestem 'przekonany - oświadcza ten psycholog - że przytoczone fakty są bez wątpienia prawdziwe". Ze swej strony doktor Fred W. Schoonmaker, dyrektor przychodni chorób kardionaczyniowych St. Lukę Hospital w Denver (Kolorado), zebrał 1400 teczek z aktami chorych, którzy w chwilach bliskich śmierci przeżyli doświadczenia podobne do tych, jakie zgromadził profesor Ring. Wykluczył on tezę, by zjawiskom tym przypisywać przyczyny fizyczne, jak niedotlenienie mózgu, czy podprogową aktywność bioelektryczną mózgu, zaznaczając, że elek-troencefalografy kreśliły zapisy płaskie - znak całkowitego braku aktywności mózgu113. Cechy charakterystyczne dla przypadków śmierci klinicznej Syntetyzując doświadczenia śmierci klinicznej zebrane przez wymienionych badaczy, otrzymujemy następujące elementy: - będąc poza ciałem, jaźni ludzka odbiera życie ziemskie wyraźnie jako misję do spełnienia powierzoną przez Boga; 113 Selection du Readers Digest, La vie apres la mort, październik 1981, s. 49 nn. 135 - życie pozamaterialne zaś jawi się jaźni, jako o wiele większy ] dar od ziemskiego, tak że niechętnie powraca do ciała; - czuje nakaz wyższej Woli, by powrócił i wykonał do końca] otrzymaną misję, naprawiając popełnione błędy; - doświadczenie śmierci klinicznej pozostawia w nim głębokij ślad i wpływa na zmianę jego życia, wzmacniając jego solidarność' z innymi, zaufanie Bogu i pragnienie życia wiecznego. Powstaje pytanie, dlaczego tylko niektórzy przeżywają te doświadczenia, podczas gdy większość znajdujących się w sytuacji zagrożenia życia nie zachowuje żadnego wspomnienia ze stanu życia poza zmysłami. Odpowiedzi mogą nam dostarczyć doświadczenia hipnozy regresywnej, podczas której podmioty przekonane o tym, że podczas śmierci klinicznej czy śpiączki nie doznały żadnych doświadczeń, przypominają sobie i opisują doznania podobne do doświadczeń innych. Można więc wysnuć wniosek, że większa część osób przemieszcza do podświadomości ten typ doświadczeń i ich nie pamięta. Ponadto fakt, że opowiadania dotyczą przede wszystkim doświadczeń typu „rajskiego", można wytłumaczyć silniejszą skłonnością do odrzucania i nie przekazywania doświadczeń typu „piekielnego" przez tego, kto je przeżył. Zarzuca się, że może tu chodzi o halucynacje, odzwierciedlające ludzkie pragnienie przeżycia i wynagrodzenia rozczarowań doznanych w życiu na ziemi. Uczeni dostarczają nam odpowiedzi, stwierdzając, że osoby, które przeżyły śmierć kliniczną: a) dają świadectwo takich przeżyć, które często są sprzeczne z ich oczekiwaniami; b) przedstawiają ciąg wydarzeń zgodny z przytoczonymi przez innych; c) dostarczają dokładnych i sprawdzalnych opisów z ziemi. Dokładny opis środowiska Doktor Celia Green, która w 1966 roku przejrzała i przebadała około czterysta odpowiedzi udzielonych w ankiecie Krajowego Laboratorium Badań Parapsychologicznych w Londynie, a dotyczących zjawisk bilokacji, miała sposobność zebrać wielką ilość danych już znanych i nowych (tłum. włoskie Esperienze di bilocazione, Astroballo, Roma 1970), z których przytacza pewne zbieżności: „Jaźń po oddzieleniu od ciała postrzega rzeczywistość obiektywnie, ponieważ została ona później potwierdzona przez inne osoby". 136 Na stronie 36 znajdujemy słowa dziewczyny która, wychodząc pośpiesznie z domu, poślizgnęła się na wilgotnych liściach i upadła na chodnik: Ujrzałam potem wyraźny obraz mojego ciała rozciągniętego na chodniku, podczas gdy »»ja«« biegłam po ulicy, docierając do rogu domu (...) Mój ojciec biegł mi na pomoc i usłyszałam jego słowa skierowane do innej osoby, która przeszła przez ulicę, by również przyjść mi z pomocą: »»Ja nią się zajmę, jestem jej ojcem««. „Żyłam poza krajem - opowiada jedna z kobiet - a mój syn mieszkał z żoną w Londynie w apartamencie, w którym nigdy nie byłam. Pewnego dnia postanowiłam przenieść się do ich mieszkania. Nigdy nie mówiłam im o moich próbach wyjścia z ciała, tak że nic nie mogli wiedzieć, iż miałam zamiar to uczynić (...) W końcu znalazłam się w jakimś pokoju (...) i widzę niewyraźnie dwie osoby w ruchu. W owym momencie w Londynie mój syn i synowa zbudzili się bardzo zaniepokojeni odczuwanym gorącem. Wstali i zaczęli chodzić po pokoju, starając się pozbyć wrażenia, że ktoś czy coś jest obecne w pokoju. Godzina, kiedy to się stało, zgadzała się - uwzględniwszy odległość równoleżnikową - z godziną mojej projekcji (trzecia w nocy). Mój syn, uznając owo nocne odczucie za coś niewytłumaczalnego, zatelefonował do mnie rano (...) Poprosiłam go, by opisał mi szczegółowo wszystko, co się działo (s. 149-150). Autorka zaznacza: Osoby, które otrzymały »»wizytę««, potwierdzają, że oświadczenie złożone przez podmiot dokładnie odpowiada temu, co ich dotyczy". • •- Profesor Sabom, docent medycyny uniwersytetu w Atlancie (USA), krytycznie podszedł do opowiadań osób przez niego badanych, opisujących ze wszystkimi szczegółami to, co się działo z ich ciałem pozbawionym życia. Zweryfikowane przez Saboma osoby nie znały procedury reanimacji, ani też nie były o niej informowane przez innych, lecz opisywały to co widziały, znajdując się poza ciałem. Sabom znalazł sześć przypadków doskonałych (sześć zbieżności z trzydziestu). Oto jak ujmuje jeden z nich, dotyczący 52-letniego stróża nocnego, przebadanego w 1973 roku114. „Reasumując, podstawowe czynności dokładnie opisywane przez świadka podczas oglądania własnej śmierci klinicznej, są następujące: ciało wyciągnięte na leżance; energiczne ruchy ramion wykonywane przez pielęgniarzy; gwałtowne uderzenie w klatkę piersiową przez jednego z lekarzy, po którym nastąpił energiczny masaż serca; obserwacja z góry monitora i innych przyrządów, 114 Sabom B.M., Dai confini delia vita, Milano 1982, s. 115-116. 137 służących do reanimacji; wprowadzenie gumowej rury w jamę ustną w celu dokonania sztucznego oddychania; szczegóły na monitorze kontrolnym; zastrzyk bezpośrednio w serce; dwa wyładowania elektryczne i powrót do ciała fizycznego, a w końcu, wprowadzenie igły w wierzch prawej dłoni (...). Po tym wywiadzie następowały dalsze, przeprowadzone bezpośrednio w domu pacjenta, którego regularnie odwiedzałem. Nie zauważyłem, by był dumny ze swojej specyficznej i szczegółowej wiedzy medycznej. Był klasycznym typem człowieka z ulicy o średniej kulturze. Przekonywałem się coraz bardziej o prawdziwości jego doświadczenia, obserwując ponadto, jak w toku różnych spotkań (zawsze niespodziewanych i nigdy przeze mnie nie zapowiadanych) ujawniał się coraz bardziej fakt, że większą ilość szczegółów przypominał on sobie wówczas, gdy stawiałem mu pytania. Nie były to więc obserwacje wyrażane w sposób wybiórczy i dowolny, jak to można byłoby oczekiwać w przypadku sztucznej lub fikcyjnej rekonstrukcji zdarzeń ze strony kogoś, kto zamierzałby zadziwić swojego rozmówcę, przytaczając szczegóły i cechy specyficzne. Inną rzeczą, która mi dała dużo do myślenia, było użycie słowa »»szpachelki««, zamiast płytki metalowe na oznaczenie końcowych części defibrylatora. W rzeczywistości słowo »»szpachelki«« jest używane w żargonie medycznym na oznaczenie tych narzędzi. Użyłem go, nie myśląc by miało to być słowo dla tego człowieka niezrozumiałe. Ożywił się bardzo, uściślając, że chodziło o płytki z uchwytem, a nie o »»szpache-lki««. Co więcej, jego opis był bardzo dokładny i rozsądny. Reakcja podmiotu potwierdziła jego całkowitą niewiedzę w materii i terminologii medycznej w ogólności, nie mówiąc o kwestiach specyficznych dotyczących czynności reanimacji z kardiowersją". Wizyty w duchu Natuzzy Evolo (ur. 1924 - żyjąca jeszcze w 1989 r.). Jak wiemy, Ojciec Pio mówił, że zazwyczaj każdej nocy wizytuje w duchu osoby, które Pan mu powierzał, by wspierać je duchowo. Podobną częstość i cel wizyt w duchu spotykamy u analfabetki, skromnej niewiasty z Paravati (Cosenza), Natuzzy Evolo, mężatki z czwórką dzieci, żyjącej głęboką wiarą i modlitwą, w posłuszeństwie Kościołowi, w pokorze i miłości. Oto, co pisze Ludwik Satriani, profesor historii wykładający tradycję ludową na uniwersytetach w Kalabrii i Messynie. 138 „Kalabryjka analfabetka, Natuzza Evolo, jest podobna do zwykłych osób. Jej mowa odznacza się prostotą, opanowaniem; spojrzenie ma spokojne i głębokie; nie posiada żadnej chęci wywyższania się, przeciwnie podkreśla, że jest tylko narzędziem Tego, »który wszystko może«. Ta mistyczna wieśniaczka, nieświadomie idzie śladami dawnej tradycji, której przykłady na przestrzeni wieków dają święci i wieszczowie, mistycy i poeci. Zjawiska, których Natuzza jest główną bohaterką, są różnego rodzaju i doniosłości: niewytłumaczalne uzdrowienia; naukowe diagnozy, wypowiadane przez nią pewnie, lecz ze skromnością; napisy krwią na chusteczkach używanych do ocierania stygmatów, występujących u niej podczas Wielkiego Tygodnia, w którym przeżywa Mękę Chrystusa; pośrednictwo między żywymi i duszami zmarłych, z przekazywaniem od jednych dla drugich - i odwrotnie - orędzi, rad, wiadomości; jej głos, słyszany z odległości klilometrów; czy też silny zapach, który świadczy o jej obecności i tak dalej115. Walerian Marinelli, historyk zajmujący się zdarzeniami związanymi z Natuzza jest bardzo sumienny i dokładny, w czym pomaga mu jego mentalność i formacja naukowa. Poza tym jest to katolik o głębokiej wierze, ceniony wykładowca fizyki technicznej na Uniwerystecie Kalabryjskim. Czytając dwa dobrze udokumentowane dzieła profesora Marinel-lego dochodzimy do wniosku, że Natuzza nie przyjmowała pieniędzy, nie szukała uznania i sławy, ale korzystała tylko z otrzymanych niezwykłych darów (zlecanych tylko przez Pana), by wspomagać duchowo osoby, które zwracały się do niej. Pewne jej wizyty w duchu zdawały się być - na pierwszy rzut oka - bez motywu. Zawsze jednak, jak to stwierdzali wizytowani, powodowały jakiś skutek, a osoby owe, na swojej drodze wiary, czuły się rozpoznane, strzeżone i wspomagane przez Pana za jej pośrednictwem. Poza tym ułatwiały one ludziom, dzięki wiarygodnym znakom, wiarę w życie wieczne, jakie Bóg ofiarował, w co nie wierzono w środowisku przenikniętym materializmem. Zwięzłe ujęcie doświadczeń ze strony ludzi Profesor Marinelli pisze: „Setki osób odniosło wyraźne wrażenie, że widziało Natuzzę, znikającą niespodziewanie, w swoich domach, lub w innych miejs- 115 Dz. zbiór., La Parapsicologia e i suoi fenomeni, Ed. Mediterranee, Roma 1988, s. 117-118. 139 cach. Zjawisko to zachodziło tak w nocy, jak i za dnia; dziesiątki, setki, a nawet tysiące kilometrów od miejsca, w którym znajdowało się fizyczne ciało Natuzzy. Podczas wielu okazji osoby, mające związek z tym zjawiskiem widziały Natuzzę tak, jak gdyby przebywała ona tam ciałem. Innym razem przyjęta przez nią postać nie była cała, lecz częściowa: widziano wówczas tylko oblicze lub sylwetkę, albo też ramiona czy ręce itp., jak gdyby proces materializacji nie był dokończony. W innych przypadkach Natuzza nie była widzialna, ale słyszano i rozpoznawano jej głos, słyszano też odgłosy spowodowane jej obecnością. Ona sama później potwierdzała owym osobom, że słyszeli odgłosy powodowane przez nią, uprzedzając czasami ich pytania i opowiadania o tym, co się działo. r : ¦»'. .-•,-.- Jeszcze w innych przypadkach Natuzza pozostawała niewidzia-' Ina, dokonywała jednak czynności o trwałych skutkach, jak przestawianie przedmiotów, czy zawiązywanie supłów na koronkach różańca, przypisując sobie te czynności i uprzedzając relacje ludzi. Innym razem o jej obecności duchowej świadczył niezwykły zapach kwiatów nie spowodowany żadną inną przyczyną naturalną. Ponadto przypisywano go jej, ponieważ dawał się odczuwać zaraz po wezwaniu Natuzzy, czy też jednocześnie z jej wizytą, albo dlatego, że czasami towarzyszył jej fizycznej postaci lub pochodził od przedmiotów przez nią dotkniętych. Innym znowu razem Natuzza przenosiła w sposób tajemniczy przedmioty z miejsca bilokacji tam, gdzie znajdowało się jej ciało. Czasami znajdowano ślady krwi, pojawiające się w sposób nie wyjaśniony, a przypisywane jej obecności bilokacyjnej. Bilokacja Natuzzy przejawiała się więc w szerokiej gamie różnych sposobów, prawie zawsze była tego w pełni świadoma, do tego stopnia, że sama - wiele razy - pierwsza opisywała to, co widziała lub wykonywała w czasie bilokacji. To zjawisko było całkowicie niezależne od jej woli, a miało na celu wzmocnienie swoją duchową obecnością osoby potrzebującej pomocy psychicznej lub wzmocnienia wiary chrześcijańskiej. Natuzza miała z pewnością tysiące bilokacji. Ja sam zebrałem ponad sto świadectw przypadków bilokacji w czasie trzech lat badań, ale wszystkich nie jestem w stanie przytoczyć w tym rozdziale ze względu na ograniczone miejsce. W swoich bilokacjach Natuzza była prowadzona przez zmarłych i aniołów, którzy wiedli ją na miejsce, gdzie powinna się udać i podpowiadali jej, jakich powinna dokonać czynności. Fakt ten 140 znajduje potwierdzenie w tym, że dużo osób widziało podczas bilokacji Natuzzy niektórych swoich zmarłych krewnych, a rzadziej jakieś ciała świetliste utożsamiane z aniołami. O to zjawisko bilokacji - bardzo interesujące, ponieważ ujawniające w sposób szczegółowy rzeczywistość istnienia ducha - przez długi czas wypytywałem osoby, które były jego odbiorcami, stawiając mnóstwo pytań i czyniąc wiele zastrzeżeń, by wyrobić sobie sąd o prawdziwości lub nieprawdziwości owego zjawiska. i Zwięzłe ujęcie doświadczeń ze strony Natuzzy Uważam za stosowne przytoczyć tu kilka wyjaśnień tego zjawiska, których udzieliła mi Natuzza na moje usilne prośby. Wiele razy wracałem do tego tematu, stawiając jej pytania. Natuzza odpowiadała mi: „Bilokacja nigdy nie następuje z mojej woli. Stają przede mną zmarli i aniołowie, towarzysząc mi w miejscach, gdzie konieczna jest .moja obecność. Widzę doskonale nowe otoczenie, w którym się znajduję, tak że mogę je potem opisać, mogę mówić i być słyszaną przez obecne w danym miejscu osoby, mogę otwierać lub zamykać drzwi, wykonywać różne czynności. Bilokacja nie jest jak gdyby oglądaniem z pewnej odległości filmu lub telewizji, ponieważ jestem zanurzona w wizytowanym przeze mnie środowisku. Pozostaję na danym miejscu tak długo, ile potrzeba na wykonanie mojej misji, jakąś sekundę lub minutę. Jestem świadoma, że moje ciało fizyczne znajduje się w Paravati, albo w jakimś innym miejscu, różnym od tego, jakie odwiedzam duchowo, a jest to tak, jakbym miała inne ciało. Ten osobliwy stan zdarza mi się w nocy, kiedy śpię, jak i w dzień, podczas gdy rozmawiam z kimś lub coś robię. Czasami peszę się i mówię osobie stojącej przed moim ciałem fizycznym, że przenoszę się do kogoś daleko. Często nie wiem, dokąd się udaję, chyba że tam już byłam innym razem. Wówczas mój towarzysz wymienia mi nazwę miasta z własnej woli lub też na moją prośbę. Niedawno byłam w Genewie, innym razem w Londynie. „Podróż" w duchu nie wydaje się trwać w czasie, natychmiast znajduję się na miejscu, niezależnie od odległości. Kiedy wchodzę do jakiegoś domu, znajduję się bezpośrednio w pokoju, albo - częściej - w pokoju przyległym do tego, gdzie obecna jest osoba, z którą powinnam się zobaczyć. Otwieram drzwi i potem je zamykam po wykonaniu czynności. Nie zdarza mi się nigdy przechodzenie przez mury czy 141 ściany materialne, po prostu znajduję się wewnątrz pomieszczenia. Czasami udaję się na ulicę, albo wychodzę na dwór. Podczas podróży bilokacyjnej, która następuje niespodziewanie, nie oglądam niczego z góry, jak to by się działo, gdybym leciała, myślę więc, że nie wędruję w ciele fizycznym, lecz duchowym. Kilka razy byłam zdolna przenieść przedmioty materialne z miejsca odwiedzanego w biloka-cji do mojego domu, gdzie znajdowało się moje ciało fizyczne. Nie wiem jak to się dzieje, tak było na przykład z szalem, który zapomniałam wziąć z domu Giamp w Catanzaro i przeze mnie przeniesionego do Paravati, albo w przypadku trzech ciastek migdałowych, jakie podarowała mi pewna pani spotkawszy mnie na ulicy w Nicastro. Wzięłam je, a trzymałam w rękach w Paravati, rozmawiając z ludźmi, którzy przyszli mnie odwiedzić. Nie czuję się zmęczona lub źle po bilokacji". Relacje osób wizytowanych Profesor Marinelli zebrał opowiadania osób, które widziały Natuzzę w OOBE, nadając każdemu świadectwu tytuł zawierający imię i nazwisko odbiorcy. Plusem tych faktów jest to, że są współczesne i zawierają dokładnie określone okoliczności. 57. Ojciec Concezio Galloro, gwardian klasztoru Braci Mniejszych w San Marco Argentano (Cosenza). Profesor Marinelli pisze: „Ojciec Concezio Galloro opowiadał mi w 1978 roku: »»Od dawien dawna badam historię i położenie starych kościołów bazy-liańskich w Kalabrii. Chodzi o kościoły bardzo stare, pochodzące z pierwszych wieków po Chrystusie, wzniesione przez mnichów św. Bazylego, twórcy życia monastycznego w Kościele Wschodnim. Owi mnisi pochodzenia grecko-bizantyjskiego, osiedlili się w owym czasie w Italii Południowej. W szczególny sposób ceniłem sobie zlokalizowanie kościoła bazyliańskiego, zwanego Martirion, w ogrodzie pałacu Buongiorno w S. Maria di Capistrano, pochodzącego z VI-VII wieku. W środku tego ogrodu znajduje się starożytny zbiornik, w który zbierano wodę dla klasztoru. Ponadto, jedna rzecz mnie uderzyła: rodzina Boungiornich, właścicieli pałacu, całkowicie wymarła, a na rodzinę Wiktora Brizziego, który nabył ten pałac, w przeciągu krótkiego czasu spadła seria nieszczęść. Bałem się, czy 142 nie istnieje jakiś związek pomiędzy tajemniczymi nieszczęściami i świętością tego miejsca. Słysząc opowieści o Natuzzy, udałem się do niej dwanaście lat temu, dnia 10 marca, z moim przyjacielem księdzem Dominikiem Manfridem, aby ją o to zapytać. Natuzza nie wiedziała, co mi odpowiedzieć, ale powiedziała, że zapyta dusze lub anioła i potem da mi odpowiedź. Minął jakiś czas, a ja przestałem myśleć o rozmowie z Natuzza, kiedy pewnego ranka, o świcie zbudziwszy się i jeszcze leżąc, ujrzałem Natuzzę w moim pokoju, stojącą w nogach łóżka. Powiedziała mi wówczas: »Ojcze Concenzio, są legaty, pod i nad«. Ta odpowiedź była dla mnie oświeceniem, ponieważ »pod« odnosiło się do starego kościoła i do starego klasztoru, z którego pozostał zbiornik; »nad« odnosiło się do kaplicy, którą Onufry Buongiorno - brat trapista z rodziny Buongiornich, kiedy został wydalony z Trappey w wyniku uchwały o kasacji -urządził w jednym z pokoi rodzinnego pałacu, do którego powrócił. Według prawa kanonicznego legatami są zapisy nieruchomości lub sum pieniędzy przeznaczone w spadku i zobowiązujące w sumieniu do świadczenia pewnych dzieł pobożnych, jak na przykład odprawiania Mszy świętych za zmarłych. Odpowiedź ta tłumaczyła moje przeczucia. Mając jednak wątpliwości, czy wizja i usłyszane zdanie nie było złudzeniem zmysłów, wymyśliłem następującą strategię, by dowiedzieć się prawdy: nie mówiąc nikomu o tym, co się zdarzyło, po tygodniu rzekłem do Dominika Manfrida: »»Nie wiem nic o tej sprawie, jaką przedstawiłem Natuzzy. Czy mógłbyś się do niej udać i zapytać?««. Ksiądz Dominik udał się do Paravati i spotkał się z Natuzza. Zaledwie zaczął mówić, gdy Natuzza przerwała mu: »»Kilka dni temu byłam u ojca Concenzio; zastałam go w łóżku i powiedziałam mu, że są legaty nad i pod. Przepraszam, a co to są legaty?««. W ten sposób ojciec Concezio otrzymał potwierdzenie rzeczywistej bilokacji Natuzzy!116. Przypadek jest znamienny ze względu na zgodność między wersją odbiorcy (ojciec Concenzio) i sobowtóra (Natuzza), przede wszystkim jednak dlatego, że potwierdzenie ze strony tej ostatniej zostało dokonane, zanim została poinformowana o zjawieniu się. 58. Ksiądz Dominik Manfrida (kapistranin). Ksiądz Dominik Manfrida był profesorem w Seminarium Duchownym w Milecie od 1933 do 1940 roku. Znał Natuzzę w wieku I 116 Marinelli V., Natuzza di Parauati, serva del Signiore, Mapograf, Vibo Valentia 1983, 194. (Odtąd odsyłacz do stron z wymienionej książki po cytacie - przyp. tłum.). 143 dziewczęcym i był świadkiem jej pierwszych wizyt. Opowiadał mi, ] że pewnej nocy zbudził się z koszmarnego snu i ujrzał w pokoju I Natuzzę z pięcioma czy sześcioma nieznanymi osobami. Usłyszał] jak Natuzza mówi do swoich towarzyszy: „Profesor Manfrida boi) się". Rano ksiądz Dominik poszedł odwiedzić Natuzzę, która miesz- i kała u rodziny adwokata Colloca w Milecie. Gdy przybył, Colloca ] powiedział mu, że Natuzza uprzedziła ich, mówiąc o swoich odwiedzinach w towarzystwie zmarłych, a ponieważ go przestraszyła, spodziewała się jego przybycia i wymówek. Natuzza ponadto j powiedziała, że zadzwoniła dzwonkiem w pokoju innego księdza. Słyszał on dzwonienie i powiedział o tym Dominikowi (s. 195). Ksiądz Manfrida zastał Natuzzę świadomą dokonanej wizyty i jej szczegółów. Dołączyło się potwierdzenie trzeciej osoby, która słyszała dzwonek. 59. Karmela Fratini (Gioia Tauro) 4 , „Pewnej nocy marcowej w 1971 roku, karmiąc moją nowonarodzoną córeczkę, usłyszałam otwierające się drzwi i poczułam chłód. Odwróciłam się i ujrzałam jakąś kobietę w białej koszuli, z warkoczem oplatającym głowę: zbliżyła się do kołyski, zatrzymała na chwilę i wyszła z pokoju tak, jak przyszła. Powiedziałam sobie, patrząc na przechodzącą postać: to pewnie moja ciotka (zmarła!). Przyszła, gdyż jest zadowolona z urodzenia dziewczynki. Potem zasnęłam. Nazajutrz opowiedziałam o tym, co się stało, mojej matce i zapragnęłam udać się do Natuzzy, by usłyszeć jej zdanie. Zaledwie mnie ujrzała rzekła: »W ten sposób karmisz córkę nocą? Czy chcesz nabawić się zapalenia płuc, siebie i twoją córkę?«. Ja jej nic nie mówiłam, ona powiedziała mi to od siebie. Rzeczywiście, karmiłam córeczkę nie okrytą kołderką. Doskonale przypominam sobie, że Natuzza wypowiedziała to zdanie, zanim zdążyłam otworzyć usta" (s.196). Również tu zbieżnością uwiarygadniającą OOBE jest zgodność między dwiema wersjami i świadectwo złożone przez zjawiającą się osobę przed poinformowaniem jej o zdarzeniu. 60. Rosaria Gigliotti (Bolonia) Rosaria, studentka uniwersytetu w Bolonii, podczas Wielkiego Postu w 1978 roku miała nocą wizytę bilokacyjną Natuzzy. Spała razem z przyjaciółką, Ketty, w domu swojego kuzyna w Bolonii, kiedy poczuła dotknięcie w ramię. Zbudziła się i myśląc, że uczyniła 144 to przyjaciółka, odwróciła się do niej, ale zobaczyła, że ona spokojnie śpi. Z powrotem więc odwróciła się na bok i zamknęła oczy, chcąc zasnąć, gdy znów poczuła dotknięcie, tym razem silniejsze (w nogi). Podniosła się więc na łóżku i ujrzała siedzącą na jej nogach Natuzzę, nie czuła jednak jej ciężaru. Widziała jej ubranie, spódnicę w czerwone i czarne kwadraciki, pończochy jasne, nogi skrzyżowane, jak to zwykła czynić, ale nie widziała jej twarzy. Czuła jednak jej oddech. Natuzza wypowiedziała zdanie, które Rosaria słyszała w głowie, jakby głos wewnętrzny, jednak go nie rozumiała. Nie odczuwała żadnego strachu, lecz spokój. Wizja zniknęła, a Rosaria spojrzała na zegarek: była trzecia w nocy. Nazajutrz zatelefonowała do przebywającej w Catanzaro mamy, opowiadając jej to, co się stało. Pani Ida poszła tego samego dnia odwiedzić Natuzzę, która znajdowała się w Catanzaro u córki Angeli. Ze zdziwieniem zobaczyła, że Natuzza miała na sobie spódnicę w czerwone i czarne kwadraciki, jak ją widziała Rosaria. W czerwcu tego samego roku Rosaria udała się do Natuzzy w Paravati i otrzymała od niej potwierdzenie owej wizyty. Natuzza powiedziała Rosarii, że udała się do Bolonii, by okazać, że chce jej dobra (s. 197). Dwie zbieżności: podmiot potwierdza wizytę i - przede wszystkim - odbierająca widzi sobowtóra ze szczegółami, o których nic nie wiedziała, a następnie rozpoznała, jako prawdziwe. 61. Andrzej Percelli (Padwa) 15 lutego 1974 roku przypadała uroczystość relikwi i języka św. Antoniego. Andrzej znajdował się w Padwie, w hotelu blisko bazyliki. Była godzina 17.30, kiedy zdawało mu się, że na schodach hotelu widzi Natuzzę. Zszedł po schodach, by się z nią spotkać, lecz jej już tam nie znalazł. Plac był zapełniony pielgrzymami, ale Natuzzy na nim nie było. Andrzej pomyślał, że pomylił ją z inną osobą, lecz widział przecież wyraźnie jej ubiór: spódnicę niebieską i szary sweter. Dwa miesiące później, zapominając o tym fakcie, udał się do Paravati do Natuzzy. Jeszcze nie otworzył ust, gdy ona rzekła: „Tak byłam ubrana, kiedy przybyłam do Padwy, by odwdzięczyć się za wizytę, jaką mi Święty złożył w Paravati". Andrzej rozpoznał jej ubranie, w jakim była w Padwie (s.198). „Przybyłam do Padwy", jest to świadectwo o wizycie złożone przez nią jeszcze przed rozpoczęciem rozmowy. Andrzej widział sobowtóra ze szczegółami, które następnie rozpoznał jako praw- 145 dziwe, choć OOBE zdarzyło się dość daleko od miejsca, gdzie ona przebywała. 62. Joanna De Vecchi (Nicastro) „Gdy Natuzza wydawała za mąż córkę, poprosiła mnie, bym zakupiła dla niej w Nicastro kilka kryształowych szklanek, dając mi na to potrzebne pieniądze. Kupiłam i miałam je od dwóch czy trzech dni w moim domu, oczekując, ażeby ktoś przybył i zawiózł mnie do Paravati, ponieważ taksówką byłoby zbyt drogo. O godzinie czwartej rano w czwartym dniu, podczas gdy znajdowałam się między snem a przebudzeniem, ujrzałam siedzącą obok mnie Natuzzę, która rzekła do mnie: »Joanno, kiedy mi dostarczysz te szkalnki, muszę przygotować pokój jadalny! Jeśli mi ich nie dostarczysz, będę zmuszona kupić inne«. Odpowiedziałam jej: »Natuzzo, jak mam przybyć, skoro nie mam samochodu«. A ona: »Pomyślę o przysłaniu ci samochodu«. Sen-jawa na tym się zakończył. Około jedenastej tego samego dnia zatelefonowała do mnie Ida Dippolito, moja przyjaciółka, nauczycielka ze szkoły podstawowej, która mi rzekła: »Joanno, dziś nie mam lekcji, chcesz udać się ze mną do Natuzzy?«. Gdy przybyłyśmy do niej, powiedziałam: »Natuzzo, dziś rano o czwartej widziałam cię«. A ona: »Ależ, tak! Gdybym nie przybyła powiedzieć ci, byś się pośpieszyła z przyniesieniem tych szklanek, nie zjawiłabyś się. Prosiłam anioła, by zaniósł mnie do twojego domu«" (s. 199). Wygląda na to, że Natuzza posługiwała się OOBE z tą samą naturalnością jak telefonem, nawet w prozaicznych sprawach kuchni. Sobowtór mówi o „przybyciu" i „zaniósł mnie". Zbieżność wykazuje rozpoczęcie przez nią samą rozmowy. 63. Doktor January Mottola Di Amato (Catanzaro) „Znałem Natuzzę. Słyszałem o zjawiskach z nią związanych. Słyszałem też, że posiada dar bilokacji. Nie dowierzając jednak, spytałem ją kilka lat temu: »Słuchaj, z przyjemnością bym cię zobaczył, czemu nie składasz mi wizyty?«. Odpowiedziała: »Jeżeli nie przybędą, jeżeli nie zaniosą mnie do was, jak to mam zrobić?«. Minęły dwa, może trzy lata od owego drobnego zdarzenia, a ja nie myślałem już o tym fakcie, kiedy pewnego wieczoru - raczej późno, około dwunastej trzydzieści w nocy, podczas gdy znajdowałem się w łóżku i skończywszy czytać gazetę zgasiłem światło — usłyszałem dwu, czy trzykrotne pukanie do drzwi. Myśląc, że jest to moja córka, 146 I która zajmowała inny pokój, zapytałem: »Kto to, proszę!«, ale nie było odpowiedzi. Znów rozległo się pukanie, a ja powtórzyłem: »Kto to?« i tym razem nie otrzymałem odpowiedzi. Zapaliłem więc światło i zabrałem się do wstawania z obawą, że może moja córka poczuła się źle i nie może się odezwać. Podczas gdy jeszcze siedziałem na łóżku i nakładałem kapcie, ujrzałem przed sobą półkolisty krąg świetlisty z ciemnymi obrzeżeniami. Gdy pytałem się w duchu cóż to takiego, czy nie mam złudzenia, pod owym półkolem zaczęło formować się oblicze, oczy i włosy: zarysowała się i ukształtowała twarz Natuzzy. Rozpoznałem doskonale jej oczy, twarz i włosy. Zacząłem ją uważnie obserwować i w pewnej chwili zawołałem: »Natuzza!«. Właśnie w tym momencie, jak tylko zawołałem, twarz błyskawicznie zniknęła. Wstałem (siedziałem na brzegu łóżka przez cały czas zjawiska), przeżegnałem się i poszedłem zobaczyć moją córkę. Stwierdziwszy, że spokojnie spała, wróciłem do łóżka, myśląc: »Patrzcie no! Patrzcie! Przyszła zobaczyć mnie naprawdę, ponieważ nie wierzyłem w jej bilokacje«. Nazajutrz opowiedziałem o tym fakcie mojej córce, która udała się do Natuzzy w Paravati, by osobiście o tym z nią porozmawiać. Natuzza powiedziała je], że przybyła do mojego domu w towarzystwie mojej dawno zmarłej żony, i że to ona pukała do drzwi. Dodała, że ja przyglądałem się jej uważnie, co było prawdą. Jeżeli się nie mylę, fakt ten miał miejsce w 1976 roku. Nie była to absolutnie halucynacja, która zresztą nigdy nie przydarzyła mi się w życiu, lecz doznanie całkowicie rzeczywiste. Byłem jak najbardziej przebudzony i świadomy tego, co się działo w moim pokoju. Jestem przekonany, na sto procent, o realności tego, co widziałem" (s.199). Natuzza mówi, że przybyła, co nie jest cechą charakterystyczną dla halucynacji. 64. Adwokat Franciszek Mesiano (Rzym). Ujrzenie tylko oblicza Natuzzy przez doktora Mottolę bardzo przypomina zjawienie się jej w bilokacji adwokatowi Franciszkowi Messiano, o którym mówi na 86 stronie swojej książki o Natuzzy. Cytuję: „Odjeżdżając z Miletu z powrotem do Rzymu kilka razy prosiłem Natuzzę, ażeby pokazała mi się w moim domu, ale sama, a nie jak zazwyczaj w towarzystwie zmarłych. Po wielu naciskach, w końcu (...) moje pragnienie zostało zaspokojone. Przed chwilą położyłem się: była godzina dwudziesta trzecia. Moja siostra położyła się w przyległym pokoju, drzwi przejściowe były otwarte, a obydwa pokoje rozjaśniała przyćmionym światłem, mała nocna lampka. 147 Ujrzałem niespodziewanie Natuzzę właśnie w drzwiach; widziałem dobrze głowę, oczy i włosy, ale reszta ciała wydawała się być jakby z powietrza, otoczona jakąś mgłą. Zawołałem na siostrę, ale jednocześnie siostra zawołała mnie, ponieważ w tym samym czasie i ona ujrzała Natuzzę. Dzień później Natuzza powiedziała mojej narzeczonej, że w nocy, przed położeniem się do łóżka, udała się do Rzymu odwiedzić mnie i moją siostrę, i że widziała nasze pokoje" (s. 200). Jest to wystarczająco wyraźny przypadek OOBE ze względu na zbieżność między doświadczeniem sobowtóra i odbierających, a jeszcze bardziej z tej racji, że sugestia telepatyczna nigdy nie zachodzi jednocześnie u wielu odbiorców. 65. Józefina Crisafulli (Catanzaro) „Pewnego marcowego popołudnia 1977 roku, około godziny piętnastej, wyszłam z domu, gdyż musiałam udać się do Soverato, gdzie miałam spotkanie. Wychodząc z windy budynku, gdy znajdowałam się na pierwszych stopniach niewielkiego zejścia wiodącego do podestu ujrzałam przed drzwiami Natuzzę. Wcale się nie zdziwiłam, gdyż w tym samym budynku mieszkała Joanna De Chiara i Titina Giamp , które Natuzza czasami odwiedzała. Przyśpieszyłam schodzenie ze schodów, by ją powitać i uściskać, ale obraz Natuzzy zniknął, gdy znajdowałam się od niej w odległości około dwóch metrów. Miała na sobie niebieski sweter, była ubrana tak, jak ją widziałam innymi razy, wygląd jej był całkowicie normalny, patrzyła na mnie i uśmiechała się. Nie przestraszyło mnie jej niespodziewane zniknięcie, ponieważ przypomniałam sobie, że posiada ona zdolność bilokacji. Otworzyłam drzwi, które były zamknięte, i skierowałam się do samochodu. Rozpatrując ten przypadek myślałam, że chodzi tu właśnie 0 bilokację. Po pierwsze dlatego, że drzwi były zamknięte, a ona znajdowała się wewnątrz, jak więc mogła wyjść nie zauważona przeze mnie, skoro znajdowałam się kilka kroków przed nią? Po drugie, jeżeli przybyła odwiedzić kogoś w domu i wychodziła, nie zostawiono by jej samej na podeście, lecz z pewnością ktoś by jej towarzyszył. Przyjechałam do Soverato, załatwiłam to, co miałam załatwić 1 ruszyłam w drogę powrotną do domu. Była to pora - około osiemnastej - powrotu z pracy, tak że zastałam na drodze długi sznur samochodów. W pewnym momencie poczułam się źle, doznałam zawrotów głowy, a ponieważ zaburzenia te miałam już kilka razy, postanowiłam zatrzymać się, przepuszczając inne samochody. 148 ,ł Po jakimś czasie podjęłam dalej podróż. Zrobiłam następne dwa, czy trzy kilometry, gdy ujrzałam straszny wypadek, samochód przewrócony na dach. Stało się to widocznie jakąś godzinę temu, gdyż na miejsce wypadku przybyła już policja. Do domu przyjechałam trochę roztrzęsiona, również z powodu złego stanu zdrowia. Około dwudziestej trzydzieści postanowiłam zatelefonować do Natuzzy. Zaczęłam mówić: »Dziś zdawało mi się...«. Przerwała mi, mówiąc: »Nie zdawało ci się, gdyż przybyłam i ruszyłam z tobą, ponieważ przyszła do mnie twoja mama (zmarła), mówiąc mi, że sama udajesz się do Soverato. Towarzyszyłam ci przez całą drogę i odprowadziłam cię aż do domu«. Wcale nie mówiłam o Soverato, to Natuzza wspomniała o tej miejscowości, gdzie właśnie udałam się" (s. 202). Jest to przypadek znamienny, ponieważ sobowtór pierwszy mówi o wizycie i wymienia szcegóły, które są zgodne z doświadczeniami odbierającej. „Nie zdawało ci się: przybyłam". 66. Ludwik Luca (Reggio Calabria) „W lipcu i sierpniu 1979 roku chodziłem na cmentarz w Reggio Calabrii na grób mojego syna. Było to zawsze około dziesiątej rano. Idąc alejką w środku cmentarza w kierunku grobu, ujrzałem Natuzzę blisko jednej z kolumn. Miała niebieską sukienkę i trzymała w ręku plastikową reklamówkę, którą poruszał i nawet , nadymał wiatr . U boku Natuzzy znajdowała się jakaś biała rzecz, której nie mogłem rozpoznać. Natuzza stała ode mnie w odległości | około sześciu-siedmiu metrów. Widziałem ją doskonale i zauważyłem, że miała krótkie i kręcone włosy, nie jak zwykle uczesane [ispięte w warkocz. Szedłem dalej swoją drogą, ale oglądałem się za nią kilka razy, gdyż wydawało mi się rzeczą dziwną, że znajdowała się w tym miejscu. Trzy razy widziałem ją bardzo wyraźnie, miała wygląd całkowicie rzeczywisty, jak kobieta z krwi i kości, lecz kiedy odwróciłem się po raz czwarty, już jej nie zobaczyłem. Kiedy udałem się do Paravati, opowiedziałem jej to, co mi się przydarzyło, a ona potwierdziła, że przybyła w bilokacji zobaczyć się I ze mną w towarzystwie mojego zmarłego syna, a ja tymczasem nie jpatrząc uważnie, widziałem jakieś światło, zajęty tylko widokiem I Natuzzy. Innym szczegółem bardzo ciekawym jest to, że Natuzza w Para-vati miała na sobie tę samą niebieską sukienkę i włosy w lokach, tak jak ją widziałem w Reggio Calabrii". 149 Szczegół z włosami jest bardzo ważny, gdyż dowodzi rzeczywistości widzenia Natuzzy przez Luka w bilokacji, ponieważ Natuzza, która miała długie włosy zawsze splecione w warkocze, obcięła je właśnie w owym czasie. Luc widział ją uprzednio w Paravati, nosiła wówczas jeszcze długie włosy. Gdyby jego wizja była halucynacją, musiałbyją widzieć tak, jak ją zapamiętał, a więc z długimi włosami. Również ja, gdy ujrzałem Natuzzę z obciętymi włosami, stwierdziłem, że jej wygląd się zmienił, a nie wiedząc, że ma włosy naturalnie kręcone, pomyślałem: „Patrzcie no, dziwne, Natuzza zrobiła sobie trwałą. Również i święci są trochę kokieteryjni!" (s. 202). 67. Stefan Barilla (Rzym) Stefan Barilla z Laureany został umieszczony w kwietniu 1980 roku w klinice św. Rity w Rzymie, gdzie usunięto mu pęcherzyk żółciowy. Już wcześniej, zanim zdjęcie rentgenowskie wykazało obecność kamieni, Natuzza powiedziała Annie, żonie Stefana, że jej mąż ma kamienie. Chirurg usuwający pęcherzyk żółciowy zauważył początkowe stadium marskości wątroby. Dwanaście dni po operacji nastąpił silny atak gorączki, którą lekarze przypisywali ropnemu zapaleniu otrzewnej. Chory został przeniesiony do kliniki Valle Giuliego, lepiej przystosowanej do zwalczania chorób wątroby. Tu lekarze stwierdzili bardzo ciężki stan chorego i powiedzieli rodzinie, że możliwość uratowania go jest bardzo nikła. Żona Stefana zatelefonowała z Rzymu do swojej matki, Marii Franciszki Romany Fiumary, prosząc ją, by udała się do Natuzzy z zapytaniem o stan zdrowia męża. Natuzza odpowiedziała Marii Franciszce, że ten przypadek jest beznadziejny i pozostaje tylko modlitwa (...). W nocy z osiemnastego na dziewiętnastego maja, podczas gdy Stefan Barilla znajdował się w klinice, miały miejsce fakty nadzwyczajne. Oddaję mu głos: „Na początku zaznaczam, że rzadko kiedy czegoś doznaję lub śnię. W nocy przebudziłem się, gdyż dokuczała mi rana, a wówczas ujrzałem dwie kobiety dotykające mojego brzucha i lekko go masujące. Przykryły go starannie moją koszulą i uporządkowały na łóżku pościel. Potem powiedziały mi: »Możesz spać spokojnie*. Zasnąłem szybko. Powtarzam, gdy widziałem owe kobiety, jedną z jednej strony mojego łóżka, drugą z przeciwnej, byłem całkowicie 150 przebudzony. Obydwie były wysokie, choć jedna trochę wyższa od drugiej. Widziałem je, ale nie widziałem ich twarzy, może dlatego, że w pokoju było mroczno, gdyż świeciły w nim tylko małe lampki. Rano - tym razem spałem - usłyszałem głosy mężczyzn i kobiet, głosy wielu osób, które mówiły do mnie: »Zbudź się! Dosyć tego spania! Teraz wszystko jest dobrze. Elektrolity są w normie, wszystkie inne analizy też, porozmawiamy więc z profesorem Albertinim (był to lekarz opiekujący się mną). Ty tymczasem zbudź się!«. Gdy tak mówiły, popchnęły mnie tak silnie, że przestraszyłem się, iż mogę spaść z łóżka. Pchnięcie to spowodowało, że usiadłem na łóżku, ale nie widziałem nikogo, słyszałem tylko głosy, a potem poczułem ponownie gwałtowne pchnięcie. Była prawie siódma rano. Moja żona, widząc mnie siedzącego na łóżku, zapytała czemu jej nie zawołałem. Będąc bowiem słaby, nie podnosiłem się sam i zawsze prosiłem ją o pomoc. Nie chciałem jej jednak nic mówić. Po południu tego samego dnia, podczas gdy spałem, usłyszałem ponownie te same głosy, które słyszałem rano, powtarzające mi te same mniej więcej słowa, i również tym razem zbudziły mnie, dając mi bardzo silnego szturchańca, tak że podniosłem się na łóżku. Moja żona, odpoczywająca na leżance, zobaczyła mnie siedzącego z głową ukrytą w dłoniach, gdyż zastanawiałem się nad tym, co mi się przydarzyło. Tym razem opowiedziałem jej o wszystkim. Dzień później profesor Wincenty Albertini Petroni przyszedł do mnie z analizami i z wyraźnym zadowoleniem powiedział: »Wszyst-i ko jest dobrze, elektrolity są w normie, cukier w krwi normalny, 'wszystkie wyniki normalne.«. Profesor powtórzył dokładnie te same słowa, które wcześniej głosy wypowiedziały dwukrotnie. Profesor Albertini, poza tym że był świetnym lekarzem, był również człowiekiem wierzącym, gdyż powiedział mi: »Nauka uczyniła to, co było możliwe w tym przypadku. Ja nie spałem przez trzy noce, martwiąc się o pana. Ale przed nami był inny wielki Profesor!«. Mówiąc to wskazał palcem niebo. Szybko powracałem do zdrowia i 21 maja zostałem wypisany ze szpitala. Moja teściowa zapytała Natuzzę, kim były owe dwie kobiety, które przyszły do mnie w nocy, a ona odpowiedziała, że jedną była ona, drugą zaś jedna z naszych zmarłych krewnych. Osobiście nie znam Natuzzy, nigdy jej nie widziałem, spotkałem się z nią potem pierwszy raz podczas mojej wizyty w dniu 31 maja 1980 roku. Nie widziałem twarzy owych dwóch kobiet, nie jestem więc w stanie dokonać ich identyfikacji, ale profil niższej kobiety był 151 podobny do sylwetki Natuzzy. Kiedy spotkałem się z nią osobiście, Natuzza była uszczęśliwiona, a jej oblicze rozpromieniło się. Powiedziała mi, bym był spokojny i uwierzył w pełne wyzdrowienie, ponieważ Madonna nie czyni nigdy cudów połowicznie" (s. 203-205). Bilokacja niewidzialna z trwałymi czynnościami fizycznymi W bilokacji Natuzza jest w stanie współdziałać z materią, powodując czynności fizyczne trwałe, jak przestawianie przedmiotów, otwieranie i zamykanie drzwi, zawiązywanie koronek różańców (tę ostatnią czynność najbardziej lubiła). Owe działania fizyczne wykazują, że jej duchowe ciało bilokacyjne posiada-jakby to można było wyrazić - swoją stabilność, a ponadto stanowią obiektywne dowody realności jej bilokacji. Podaję tu niektóre przykłady tego rodzaju bilokacji. 68. Angela Ventura (Vibo Valentia) „Pewnego wieczoru gawędziłam w domu z jedną z moich przyjaciółek, która przyszła mnie odwiedzić. Nagle z wazonu - bez żadnej przyczyny widzialnej - wypadły na ziemię kwiaty. Pomyślałam wówczas, że odwiedziła nas Natuzza. Dzień później zapytałam o to Natuzzę, która przyznała, że to była ona, a na potwierdzenie opisała mi dokładnie krzesło, na którym usiadła i pewne szczegóły mojego domu, choć do niego fizycznie nie przybyła" (s. 211). Mocny dowód prawdziwości OOBE: sobowtór powoduje wypadnięcie kwiatów, potwierdza ten fakt i daje tego dowody, opisując dom wcześniej nigdy nie odwiedzany. 69. Angela Laureani (Vibo Valentia) Działo się to pod koniec 1977 roku. Angela Laureani, leżąc na łóżku, czytała czasopismo poświęcone Ojcu Pio „Dom Ulgi w Cierpieniu". Znużona zasnęła. W pewnym momencie poczuła, że czasopismo upada na ziemię. Zbudziła się. Wielce zdziwiona uświadomiła sobie wówczas, że ma przyłożony do oka opatrunek z waty i gazy, jaki każdego wieczoru, przed snem, przymocowywała plastrami do chorego oka. Jednocześnie Angela przypomniała sobie, że owego 152 wieczoru nie wykonała tego zabiegu, ponieważ czytała przez pewien czas i zasnęła w ubraniu dziennym. Zawsze po włożeniu piżamy - przed położeniem się spać - zakładała opatrunek. Pomyślała sobie, że mógł to uczynić Ojciec Pio, i z tą radosną myślą zasnęła. Kiedy udała się do Natuzzy, zapytała ją tylko: „Natuzzo, wiesz co mi się przydarzyło tamtego wieczoru?". Natuzza odpowiedziała jej: „Nie mów mi tylko, żeś się przestraszyła. Byłam z twoim szwagrem (adwokat Franciszek Mesian, autor książki o Natuzzie, zmarły w 1976 roku, a więc rok wcześniej niż miało miejsce zdarzenie) w waszym domu. Usiadłam w fotelu i widziałam twojego szwagra zbliżającego się do ciebie i zakładającego ci na oko opatrunek. Nie widziałam jednak dokładnie jak to robił, ponieważ był odwrócony do mnie plecami. Potem upadło ci czasopismo i zbudziłaś się. Chciałam cię dotknąć, lecz twój szwagier nie pozwolił mi, obawiając się, byś się nie przestraszyła" (s. 211). Natuzza potwierdza swoją obecność. Podaje dowody, opisując rzeczywiste fakty, a między innymi skutek fizyczny spowodowany przez zmarłego. 70. Rodzina Cortezów (Silą) Rodzina Cortezów przebywała w Silą. Ich dziecko miało ostry kaszel, który niepokoił matkę. Doktor Mariusz doradził żonie Tocie, by włożyła dziecku czopek ze środkiem uspakajającym. Tota weszła na piętro, ażeby położyć synka do łóżka oraz wzywała pomocy Natuzzy. Kiedy przebywający na niższej kondygnacji Mariusz pytał żonę: „Toto, czy włożyłaś dziecku czopek?" - kaszel niespodziewanie ustał. Doktor Cortese wyjaśnił, że ostry kaszel nie kończy się nigdy w ten sposób, po prostu przerwy między atakami stają się coraz dłuższe. Była godzina dwudziesta pierwsza. Następnego dnia Natuzza, znajdująca się w Silą z małżeństwem Giampa, odwiedziła Cortezów. „Natuzzo, czy to ty przyszłaś wczoraj wieczorem?" - zapytała ją Tota. Natuzza odpowiedziała niewinnie: „Wczoraj wieczorem powiedział mi anioł, że wołaliście i mówiliście: »Syn, syn«. Myślałam, że chodzi o mojego syna (syn Natuzzy był w domu Cortezów poprzedniego wieczoru) i przybyłam z pomocą". Małżonkowie Giampa słysząc, co się stało, opowiedzieli Cor-tezom, że właśnie przed dwudziestą pierwszą rozmawiali z Natuzza i zauważyli umysłowe wyobcowanie się jej, jakie ma zazwyczaj podczas bilokacji, a teraz chcieli skontrolować, kogo ten fakt dotyczył. 153 „Przybyłam z pomocą" - potwierdzenie natychmiastowego ustania kaszlu dziecka. 71. Angela Comita (Vena di Maida) Pewnego popołudnia, około godziny osiemnastej, Angela weszła do salonu, w którym zobaczyła stojącą na pianinie, zapaloną i skierowaną do góry żarówką, lampę. Wówczas to przypomniała sobie, że kiedy rano weszła do salonu w pomieszczeniu było ciemno i dlatego odsłoniła rolety w oknie. Brat i mama, jedyne osoby obecne w domu, zapewnili ją, że nie zapalali lampy i nie zginali jej w ten sposób, by światło padało na sufit. Kilka minut później, w tym samym salonie, Angela odkryła, że pozostawiony od miesięcy na fortepianie zepsuty zegar chodzi i wskazuje prawidłową godzinę. Zegar ten upadł jej parę miesięcy temu na podłogę i przestał chodzić. Zaniosła więc go do zegarmistrza w Nicastro i pozostawiła na kilka godzin. Zegarmistrz nie naprawił jednak zegara, mówiąc, że wymaga to więcej czasu, gdyż należy dokonać całkowitego przeglądu. Angela odebrała więc zegar i postawiła go na fortepianie, nie zwracając nań uwagi. Spojrzała na niego dopiero, gdy zauważyła palącą się lampę - zegar chodził. Jest on nadal doskonale sprawny. Jakiś czas potem Angela udała się do Natuzzy i zapytała ją: „Czy to ty zapaliłaś lampę, skierowując jej światło w górę?". Natuzza odpowiedziała: „Tak, ale zrobiłam jeszcze coś innego". Wówczas to Angela przypomniała sobie zegar i spytała: „Czy myślisz o zegarze?". Natuzza odpowiedziała śmiejąc się: „Tak" (s. 212). Dwa skutki fizyczne, potwierdzone przez sobowtóra, że przybył i spowodował je. 72. Profesor Angelika Mottola z Amato (Catanzaro) Pewnego wieczoru w 1977 roku Angelika Mattola, wchodząc do ciemnego salonu, do którego przenikało z zewnątrz przez okno nikłe światło, zauważyła na podłodze w pobliżu ściany cień. Po chwili rozpoznała w nim obraz postawiony pionowo na foteliku zwróconym w stronę ściany. Zdziwiona, udała się do swojego ojca i zapytała go, czy kupił nowy obraz. Otrzymała odpowiedź negatywną. Powróciła więc do salonu i zapaliła światło. Ze zdumieniem zobaczyła, co się stało: na ścianie brakowało wielkiego portretu (o wymiarach 110x85 cm) jednego z przodków. Obraz ten stał na podłodze, oparty o dwa foteliki, które symetrycznie wystawały spoza obrazu, a ustawione 154 były po obu stronach komody. Ponadto obraz był zwrócony malowidłem ku ścianie. Znajdując się w tej pozycji, obraz nie mógł spaść ze ściany w sposób naturalny. Gdyby spadł (był ciężki, miał grubą ramę), uszkodziłby znajdujący się pod nim mebel pełen przedmiotów artystycznych i upadłby na podłogę. Tymczasem obraz stał pionowo. Ponadto dywan, który leżał na środku pokoju, znajdował się poza swoim miejscem, zwinięty, sięgał nóg krzeseł i stolika. Następnego dnia zapytano pomoc domową, jedyną osobę przebywającą w domu poza Angeliką i jej ojcem, czy robiła coś z obrazem i dywanem: zaprzeczyła, by zdejmowała obraz ze ściany, co więcej, oświadczyła, że nigdy go nie przemieszczała w inne miejsca. Ponieważ Angeliką podejrzewała, że mogła to być Natuzza, poprosiła swoją przyjaciółkę, profesor Sarę Leonetti La Sorte, ażeby zwróciła się do niej o wyjaśnienie. Natuzza potwierdziła profesor La Sorte, że złożyła wizytę rodzinie Mattolich razem ze zmarłą matką Angeliki i ona to przemieściła obraz, ponieważ chciała tym znakiem przypomnieć panu domu osobiste przesłanie, jakie niedawno mu przekazała (s.213). Trudno przypuszczać, by pomoc domowa lub ojciec nie pamiętali, albo kłamali, że nigdy nie ruszali obrazu. Tym bardziej, że godna wiary Natuzza potwierdziła, że to była ona, razem ze zmarłą, i że to ona zdejmując obraz, zostawiła znak swojej obecności. Znamienny skutek fizyczny. 73. Pani z Florencji „W sobotę wieczór, gdy weszłam do pokoju mojej córki, zastałam [go nie sprzątniętym, łącznie z nie zasłanym łóżkiem. Fakt ten sprawił 'mi wielką przykrość. Nie chciałam, aby moja córka, korzystając z mojej obecności w domu uważała, że powinnam doprowadzać do porządku jej pokój (do tej pory zawsze sprzątała swój pokój). Nie oznacza to, że dziewczyna w ogóle nie chciała uporządkować pokoju. Miała wówczas przed sobą egzaminy, do których zaczęła przygotowywać się od rana do szóstej wieczorem. Nie miała więc czasu. Podczas gdy czyniłam jej wymówki, usprawiedliwiała się, mówiąc: »Ależ ja wcale nie wchodziłam do sypialni. Jak widzisz, jestem jeszcze w piżamie i podomce. Nie myślałam nawet o sprząta-niu«. Na tym sprawa się zakończyła. Nazajutrz rano dziewczyna weszła do kuchni i zapytała mnie: »Czy to ty dziś w nocy posłałaś mi łóżko?«. Odpowiedziałam, że nie, 155 a ona dodała: »Nie spałam i słyszałam w nocy twoje kroki wokół łóżka' (ja tylko poprawiłam je jako tako i położyłam się na nim). Potem usłyszałam, jak je poprawiasz, a ja udawałam, że śpię. Później nie j słyszałam już twoich kroków. Spojrzałam na łóżko, było całkiem i starannie wyrównane i wyglądało, jakbym wcale na nim nie leżała«. Dowiedziawszy się, że to nie ja poprawiłam jej łóżko, córka moja zwróciła się do ojca z pytaniem, czy to nie był on. Otrzymała jednak i odpowiedź przeczącą. Znając Natuzzę, kiedy stało się to możliwe, poprosiłam ją j 0 wyjaśnienie. Natuzza tak mi odpowiedziała: »Przybyłam z jedną] duszą, która pragnęła dobra dla twojej rodziny. Za bardzo skrzyczałaś swoją córkę, co nie podobało się tej duszy. Skoro ty nie poprawiłaś łóżka, uczyniła to ta dusza«. Duszą, która przyszła do naszego domu, był pewien samobójca, j Pan - zapewniła mnie Natuzza - wybaczył mu: został zbawiony, j gdyż przed śmiercią prosił Boga o przebaczenie. Natuzza dodała, że ; wiele razy przybywała do mojego domu we Florencji z tą duszą, jak j również z innymi moimi krewnymi" (s. 214-215). 74. Walery Marinelli (Cosenza) „11 kwietnia 1978 roku udałem się do Natuzzy i zadałem jej kilka różnych pytań. Jedna jej odpowiedź zaniepokoiła mnie, a podczas jazdy samochodem z Paravati do Cosenzy wątpliwość moja jeszcze bardziej wzrastała. Owo pytanie dawało możliwość] dwóch interpretacji, zaś jedna z nich skłaniała mnie do sądzenia, że j Natuzza nie powiedziała mi prawdy. Następnego dnia przyjąłem Komunię świętą, prosząc w modlit- i wie Jezusa, by dał mi poznać to, co jest prawdziwe. Kiedy o osiemnastej trzydzieści powróciłem do domu, z wielkim zdziwieniem 1 poruszeniem spostrzegłem, że mój różaniec, na którym się modliłem, był ułożony w formie symetrycznej i starannie wyciągnięty na moim modlitewniku znajdującym się na krześle przy łóżku, a ponadto miał węzeł skierowany do środka. Z całą pewnością nie ułożyłem go w tej symetrycznej pozycji, ani też nie wiązałem na nim żadnego węzełka. Ja sam zamknąłem dom na klucz i nikt do niego nie wchodził. Kupiłem inny różaniec i czyniłem wielokrotne próby, by przekonać się, czy węzeł nie zrobi się samorzutnie, kiedy kładę różaniec po jego odmówieniu tak, jak to czyniłem zawsze. Wynik prób był negatywny. Chodziło o dwie dziwne sprawy: wydłużoną i symet- 156 ryczną pozycję na książeczce oraz węzeł w środku. Tylko palce mogłyby wykonać taką czynność. Nie mówiłem nikomu o tym zdarzeniu i 17 kwietnia udałem się do Natuzzy, ażeby sprawdzić, czy ona samorzutnie nie powie mi, co się stało, a co przypisywałem jej „wizycie" bilokacyjnej. Natuzza milczała. Zmuszony byłem więc opowiedzieć jej sam, co mi się przydarzyło. Powiedziała mi potem, że przybyła do mojego domu, ale nie przypomina sobie tego, co towarzyszące jej dusze robiły. Ponadto jej wizyty bilokacyjne są liczne, czasami podczas podróży odwiedza różne miejsca i nie wszystko pamięta. Widząc moje rozczarowanie powiedziała mi w końcu, że jednak nie może pozostawić owego węzła i wróci, by go rozwiązać. Poprosiłem ją, by tego nie czyniła, gdyż chcę zachować ów obiektywny dowód. Powracając do Cosenzy, wstąpiłem do mojego przyjaciela, profesora Espedyta De Pascale, wykładowcy nauki o analizach na uniwersytecie kalabryjskim i jego żony Adeli, by opowiedzieć im o tym zdarzeniu. Wymyśliłem potem następujące doświadczenie: wziąłem od Espedyta szkatułkę, w której zamknąłem na kluczyk zawiązany różaniec, oddałem kluczyk mojemu przyjacielowi, by spotykając się z nim od czasu do czasu otworzyć szkatułkę i zobaczyć, czy Natuzza dotrzymała swojej obietnicy. Powróciłem do domu z zamkniętą szkatułką i położyłem ją na tym samym krześle, na którym znalazłem zawiązany różaniec. Była godzina dwudziesta trzydzieści. Zapomniałem potem o całej sprawie i położyłem się na łóżku, patrząc w telewizor. Leżałem odwrócony od krzesła, na którym znajdowała się szkatułka. Dokładniej: telewizor stał w nogach łóżka po prawej, a krzesło na lewo ode mnie w odległości pół metra. Około dwudziestej drugiej niespodziewanie ogarnął mnie strach, gdyż usłyszałem w powietrzu, z lewej strony łóżka, lekki wybuch. Odwróciłem się i spostrzegłem, że na tym miejscu coś się zmieniło. Na szkatułce zawierającej różaniec leżało pudełeczko z pigułkami, które znajdowało się na komodzie, oraz dwie połówki j plastikowego pudełeczka z nowym różańcem, leżące uprzednio na i szafeczce. Domyśliłem się, że przybyła niewidzialna istota i zechciała zostawić mi znak swojego przyjścia, pokazując mi, że zna moją strategię. Kiedy byłem u Natuzzy, nie powiedziałem jej o planowanym moim doświadczeniu, że zamknę w szkatułce różaniec. W owym momencie jeszcze nawet o tym nie myślałem! Przestraszony, prawie biegłem do Espedyta, ażeby otworzyć szkatułkę i zobaczyć, czy węzeł został rozwiązany, ale był związany 157 w tym samym miejscu. Zadowolony z tego, co mi się udało, po kilku dniach zaprzestałem doświadczeń. Natuzza wyjaśniła mi potem, że moje badanie powinno opierać się na analizie danych kogoś innego, a nie własnych. Każdy, kto chciałby - dla zdobycia pewności - udowodnić swoje założenia, w oparciu o własne dane, wystawia badania na niepowodzenie. Nie można uzyskać doskonałego dowodu przez tego rodzaju doświadczenia, ponieważ w tym wypadku konieczna jest wiara - wyjaśniła mi Natuzza!" (s. 215-217). 75. Minima Bosco (Vibo Valentia) „Pewnego niedzielnego popołudnia w okresie świąt Bożego Narodzenia 1979 roku, zatelefonowała do mnie Wanda i inne moje przyjaciółki, bym udała się z nimi do Natuzzy. Byłam szczęśliwa i zadowolona, kiedy jednak przyszły do mnie, rzekłam im: »Musicie iść same, gdyż ja nie mogę, nie powinnam iść. Jestem przekonana, że jest nas za dużo, że sprawimy jej kłopot, a jej mąż się rozgniewa. Idźcie wy!« (one bardziej tego potrzebowały). A więc pozostałam w domu. Poszłam do kuchni i spostrzegłam w zlewie siedem pestek z koszyczka, który znajdował się w kredensie w innym pokoju. Koszyczek ten był zrobiony z wielu pestek 0 różnej wielkości, nanizanych na druciki, po siedem na każdym. Stał on zawsze w kredensie i wcale nie był używany. Ponieważ otwór zlewu był o wiele większy od pestek, mniejsze znajdowały się w nim. Z początku nie wiedziałam, co to jest, potem rozpoznałam je 1 wyjęłam wszystkie siedem. Mój mąż, który na krótko przedtem czyścił zlew, zapewnił mnie, że nie było w nim nic takiego, a poza tym - powtarzam - koszyczek ten nie był używany. Zapytałam więc Natuzę, co mogło się stać, a ona odpowiedziała: »Córko, była to dusza, która przybyła podziękować ci za zrozumienie, że nie mogłam was przyjąć, ponieważ miałam mnóstwo zajęć w domu«. Koszyczek z pestek, od chwili nabycia go, pozostawał zawsze zamknięty w kredensie". Wypytywałem przez dłuższy czas panią Bosco o to zdarzenie, a ona za każdym razem zapewniała, że nikt nie przeniósł koszyczka do kuchni, gdyż w jej domu przebywała tylko ona i jej mąż, nie było gości ani małych dzieci. Poza tym pani ta miała całkowitą pewność, że ową czynność fizyczną należy przypisać Natuzzi. Ja sam potem prosiłem ją o potwierdzenie i zapytałem, co chciała wyrazić, mówiąc: 158 yła to dusza, która przybyła podziękować ci...", a ona odpowie-iała, że miała na myśli siebie samą (s. 217-218). 6. Maria Mantelli (Catanzaro). „Wiele razy w moim domu miały miejsce działania fizyczne, których nie można było wyjaśnić w sposób naturalny, a które przypisywałam Natuzzy. Na przykład: zapalanie się i gaśniecie światła elektrycznego, silne hałasy i tym podobne fakty. Raz zastałam w kuchni włączoną płytę elektryczną, ale pomyślałam, że mogłam to zrobić ja sam, nie zdając sobie z tego sprawy, po prostu bezwiednie potrącając kontakt. Kiedy udałam się do Natuzzy, powiedziałem jej: »Od dłuższego czasu nie dajesz znaku o sobie w moim domu!«. Natychmiast mi odpowiedziała: »A płyta elektryczna, kto ją włączył?«. Raz moja córka Iza, mieszkając we Florencji, nie mogła znaleźć pantofli. Przyszło jej na myśl, że Natuzza mogła jej zrobić ten żart. Zatelefonowała, a Natuzza potwierdziła, że to była ona, i że je szybko odnajdzie, co się też stało. W czasie snu Natuzza zdjęła Nelli Perrelłi obrączkę z palca. Nella po obudzeniu, gdy nie zauważyła na palcu obrączki zaczęła jej szukać, ale kiedy nie odnalazła, zatelefonowała do Natuzzy, która jej powiedziała: »Tak, to ja ją zdjęłam. Szukaj dobrze, a znajdziesz ją«. I rzeczywiście Nella bardzo szybko odnalazła ją na komodzie. Również święci robią żarty. Myślę, że są one przykładami poczucia ich humoru" (s. 218-219). Bilokacja z przeniesieniem przedmiotów materialnych W niektórych okolicznościach Natuzza była zdolna przenieść w bilokacji przedmioty materialne z miejsc odległych o całe kilometry, dokładnie z miejsca, gdzie się udała w bilokacji, do swojego domu w Paravati. Ten rodzaj bilokacji jest wyjątkowy i szczególnie ważny, ponieważ lepiej od innych wykazuje prawdziwość bilokacji Natuzzy. Niestety, poznałem tylko dwa przypadki (zapewne zjawisko to jest bardzo rzadkie), z których jedno jest w pełni udokumentowane przez świadków, podczas gdy drugie tylko częściowo, ponieważ nie mogłem spotkać się z bezpośrednią uczestniczką, którą proszę - jeżeli będzie czytała tę książkę - o skontaktowanie się ze mną. 159 Zdarzenie w pełni udokumentowane miało miejsce w Catanzaro w domu profesora Liberiusza Giampa i zostało mi osobiście przekazane przez niego i jego małżonkę, panią Italię. 77. Profesor Liberiusz Giampa (Catanzaro) 8 sierpnia 1966 roku (może 1967 r.) Natuzza udała się do Catanzaro, by odwiedzić leżącą w szpitalu, chorą matkę. Najpierw wstąpiła do kościoła, a potem udała się do domu pani Italii, gdzie zostawiła na komodzie w pokoju jadalnym szal którym przykrywała głowę w czasie obrzędów religijnych. Dopiero po tym poszła odwiedzić matkę. Po powrocie pozostała u państwa Giampa na obiedzie. W domu tym przygotowano uroczysty obiad w związku z przyjęciem sakramentu bierzmowania przez młodą przyjaciółkę gospodarzy. Byli obecni: Italia, jej mąż profesor Liberiusz, dziewczyna i trzy siostry Italii - Emira, Maria i siostra zakonna Dora. Po obiedzie, około szesnastej, Natuzza pożegnała się i wyszła. Zaraz potem wyszli z domu: Italia, jej mąż, ich przyjaciółka i siostra Dora, by: udać się do Bari, gdzie przebywała zakonnica. Wychodząc, Italia spostrzegła, że Natuzza pozostawiła na komodzie szal. Zmartwiła się bardzo, gdyż wiedziała, iż będzie jej potrzebny. Dom został zamknięty na klucz przez Emirę i Marię, które wyruszyły ku Parmie i Spezzano Albanese. Kilka dni później, gdy Italia powróciła do domu, przede wszyst-1 kim pomyślała o szalu Natuzzy, ale ku swemu-wielkiemu zaskoczeniu nie znalazła go na komodzie. Któż mógł go wziąć? - zastanawiała się. Zatelefonowała do Emiry i Marii, pytając, czy to j nie one - otrzymała odpowiedź przeczącą. Dlatego nazajutrz udała się do Natuzzy, poirytowana niewytłumaczalnym zaginięciem przedmiotu. Zaczęła się tłumaczyć, a wówczas Natuzza przerwała jej, mówiąc: „Proszę, niech pani się nie martwi o ten szal. To ja przybyłam z aniołem i wzięłam go. Potrzebowałam go, gdy szłam do kościoła". Italia osłupiała i stała bez słowa. Natuzza, widząc jej zdziwienie, oddaliła się na chwilę i powróciła z szalem w ręku, mówiąc do Italii: „Czy nie był to ten?". Italia rozpoznała go. Zdarzenie to dowodzi możliwości przeniesienia przedmiotu materialnego z jednego miejsca fizycznego na drugie podczas wędrówki bilokacyjnej. W końcowym komentarzu zostanie podana jedna z możliwych interpretacji (s.219-220). 160 78. Marianna Gaetano z Nicastro 27 lub 28 czerwca 1975 roku, w dniu przed wigilią lub w wigilię uroczystości świętych Piotra i Pawła, Mariannę Gaetano z Nicastro iwiedziła pewna kobieta, pytając czy zastanie Natuzzę w domu, "ponieważ spotkała ją około godziny piątej po południu blisko stacji na ulicy w Nicastro, w towarzystwie młodej blondynki. Zapytała Nattuzę, czy przybyła do Nicastro na uroczystość świętego Piotra i Pawła i otrzymała odpowiedź twierdzącą. Ponadto udzieliła jej kilku odpowiedzi dotyczących spraw osobistych, które owa pani jej przedłożyła w Paravati kilka dni przedtem. Następnie zaprosiła Natuzzę do swojego domu, albo też na zjedzenie czegoś w barze, ale ona powiedziała jej, że spieszy się i musi już iść. Wówczas wręczyła jej kupione na targu ciastka migdałowe, które Natuzza przyjęła. Marianna odpowiedziała tej kobiecie, że się jej nie wydaje, by Natuzza w owym dniu udawała się do Nicastro. Poradziła jej więc, ażeby ze swojego domu zatelefonowała do pani Marino i zapytała, czy Natuzza u niej była. Pani Marino odpowiedziała, że Natuzzy nie było w jej domu i-jest pewna, iż nie udawała się do Nicastro, ponieważ wiedziałaby o tym. Któregoś dnia pani Marino udała się do Natuzzy w Paravati, która powiedziała jej, że owego dnia rzeczywiście była w Nicastro, ale w bilokacji. Spotkała ową osobę, rozmawiała z nią i była zmuszona przyjąć od niej ciastka migdałowe, które trzymała w ręku wParavati, podczas gdy rozmawiała z odwiedzającymi ją osobami. Spostrzegły one niespodziewanie pojawienie się ciastek i zapytały o wyjaśnienie pojawienia się ich, ona zaś odpowiedziała, że wzięła je ze stojącego blisko krzesła. Owe osoby nie uwierzyły jej i były pełne podziwu (gdyby te nieznane osoby zechciały skontaktować się ze mną, byłbym im bardzo wdzięczny). O tym zdarzeniu opowiedziała mi Marianna Gaetano, a zostało ono potwierdzone ze wszystkimi szczegółami przez panią Idę Marino, która - podobnie jak Marianna - nie znała imienia owej osoby (s. 220-221). Komentarz o bilokacji (profesora Marinellego) Moim zdaniem, bilokacje Natuzzy - których liczne przykłady zostały podane - należy uznać za fakty rzeczywiście mające miejsce, a nie za halucynacje wzrokowe, słuchowe czy węchowe jej zwołen- 161 ników, albo też jako mylne interpretacje przyczyn rzeczywistych w przypadkach przemieszczania przedmiotów i innych czynności fizycznych. Na podstawie jakich relacji należy odrzucić hipotezę halucynacji i uznać ją za bardzo mało prawdopodobną? W wielu przypadkach I hałasów i odczuwania zapachów, były one odbierane przez licznej osoby jednocześnie. Bilokacje wzrokowe Natuzzy przeze mnie wyszukane i opisane (ilość ich jest nieznaczna) miały zawsze jednego świadka (wyjątkiem jest przypadek adwokata Mesianniego i jego siostry). Tymczasem Natuzza miała ich tysiące. Ja w ciągu kilku lat badań poznałem ich tylko około pięćdziesięciu, z których wybrałem powyżej przytoczone. Wszystkie osoby przeze mnie wypytywane były! normalne, nie doznające żadnych rozkojarzeń nerwowych, niej cierpiały na przywidzenia czy widzenia. Opowiadały o Natuzzy,! której wizje dotyczyły w wielu przypadkach jednego podmiotu (w! innych również wielu podmiotów). Ponadto ich widzenie Natuzzy było wizją osoby całkowicie realnej, jakby znajdowała się przed nimi j cieleśnie, a nie jako przelotne i niejasne wyobrażenie. W wielu przypadkach osoby spotykające Natuzzę w bilokacji! widziały ją w tym samym ubraniu, które nosiła rzeczywiście w owych dniach. Rosaria Gigliotti z Bolonii ujrzała Natuzzę w tejf samej spódnicy (przedtem jej nie widziała), którą miała na sobie1 dzień później. Ludwik Luc widział Natuzzę w Reggio Calabrii z włosami obciętymi, obcięła je właśnie w owym dniu, o czym on wcześniej nie wiedział. Szczegóły te są bardzo znamienne i dowodzą, że nie były to halucynacje, lecz prawdziwa percepcja zmysłowa. W niektórych wypadkach główne osoby zdarzenia wierzyły w możliwość bilokacji Natuzzy i darzyły ją uczuciem, ale w innych nie dawały wiary, a to zjawisko było sprzeczne z ich oczekiwaniami. Bardzo ważnym zarzutem dotyczącym hipotezy halucynacyjnej jest to, że w licznych przypadkach Natuzza pierwsza ujawniała dokonane bilokacje, zanim osoby spostrzegające zaczęły o nich mówić i uzupełniać swoje opowiadania, dostarczając zgodnych opisów oraz dokładnych szczegółów miejsc przez nią odwiedzanych. Zjawisko bilokacji Natuzzy posiada prawie zawsze dobrze określony cel: pomoc psychologiczną, by przezwyciężyć przeciwności i cierpienie, jak w przypadku straty bliskich i spowodowanej tym faktem depresji; podniesienie na duchu podczas choroby czy po operacji; dawanie o sobie znaku, który przyczyniał się do oddalenia niebezpieczeństwa moralnego. 162 Natuzza wyjaśnia, że swoje „podróże" bilokacyjne odbywa w towarzystwie zmarłych (na ogół krewnych, ale często również przyjaciół wizytowanych osób), lub w towarzystwie aniołów, które ją prowadzą i doprowadzają do uprzednio ustalonego miejsca. Zostało to potwierdzone wielokrotnie, przez osoby, które wraz z Natuzzą widziały jedną lub więcej osób zmarłych krewnych, a o których wcale nie myślały (w przynajmniej jednym przypadku widziany był również anioł). Mamy następnie bilokacje ze skutkami fizycznymi, przenosze-lie przedmiotów, czynności fizyczne, których nie można wyjaśnić w sposób naturalny, a które przypisywane są Natuzzy również dlatego, że ona sama później dane zjawisko potwierdzała. Bardzo interesujące są takie przypadki, jak zdjęcie ze ściany wielkiego obrazu czy niespodziewany zanik kaszlu u synka doktora Cortesego zaraz po wezwaniu przez jego żonę na pomoc Natuzzę, a także zbieżność chwili odbywania podróży bilokacyjnej z momentem, kiedy to małżeństwo Giampa znajdując się z Natuzzą w Paravati, i widząc ją nieobecną duchem, odnotowało czas na zegarku, gdyż byli przekonani, że właśnie wówczas udała się w „podróż" bilokacyjną. W przypadku pani Bosco miała miejsce czynność fizyczna, którą ona uznała za całkowicie niewytłumaczalną, a było to odłączenie części koszyczka zamkniętego w kredensie i znalezienie ich w kuchni. ' ; ¦ Przeniesienie przedmiotów z miejsca, do którego Natuzza przybyła w bilokacji, do miejsca, gdzie znajdowało się jej ciało fizyczne, stanowi dowód najbardziej przekonujący i niepodważalny. Zdarzenie w domu Giampa wykazuje rzeczywistość tego zjawiska. Pani Italia bez cienia wątpliwości stwierdziła, że w jej domu pozostał szal Natuzzy. Dom zamknięto na klucz, a szal pozostał wewnątrz. Kiedy dom został otwarty, szala już w nim nie było. Został znaleziony przez panią Italię w domu Natuzzy w Paravati (s. 221-223). , , , W drugim tomie poświęconym Natuzzy profesor Marinelli [przytacza następujące przypadki: '79. Titina Bisantis (Catanzaro) Titina Bisantis, żona adwokata, Fausta Bisantisa, opowiedziała mi: „Pewnej letniej nocy w 1968 roku, około godziny trzeciej lub czwartej, leżałam nie śpiąc w łóżku i zaczęłam wzywać Madonnę, 163 której statua - umieszczona w kościele »na Górze«, tu w Catanzaro - jest widoczna z mojego pokoju. Niedawno moja 26-letnia córka została wdową z trójką dzieci (jej mąż zginął w wypadku samochodowym), z powodu czego bardzo bolałam. Niespodziewanie ujrzałam Natuzzę stojącą przed drzwiami mojego pokoju. Miała na sobie czarną spódnicę, zieloną bluzkę, a we włosach szpilki. Jej postać była żywa i realna. Widziałam ją dobrze, gdyż okno było j otwarte i z zewnątrz do pokoju przedostawało się światło. Jakieś dwadzieścia dni później udałam się do Paravati, by złożyć jej wizytę, ale kiedy ją ujrzałam, całkiem zapomniałam o jej odwiedzinach u mnie. Natuzza wyszła mi naprzeciw, objęła mnie i rzekła: »Dlaczego owej nocy byłaś tak zmartwiona? Bądź bardziej spokojna!«. »A więc to byłaś ty?« - zapytałam. »Tak, anioł mi powiedział: idziemy podnieść na duchu tę biedną panią!«117. 80- Antonietta Fiumara (Serrata) . Opowiadanie to jest szczególnie interesujące, ponieważ świadczy o „wizycie" bilokacyjnej Natuzzy u osoby, która jej uprzednio nigdy nie widziała. Kiedy jakiś czas później spotkała się z Natuzzą,; stwierdziła zgodność jej wyglądu z wyglądem podczas wizji. „Pewnego listopadowego popołudnia 1972 roku leżałam w łóż- \ ku zatopiona w myślach, gdy ujrzałam wchodzącą do mojego pokoju kobietę, której nigdy przedtem nie widziałam. Zerwałam się z łóżka i - nie wiem dlaczego - zawołała'm: »Natuzza, czego chcesz ode mnie?«. Wybiegłam z pokoju przerażona, gdyż zro- i zumiałam, że było to zjawienie i opowiedziałam o tym fakcie moim j najbliższym. Dwa czy trzy dni później udałam się do Paravati i ze zdziwię-' niem rozpoznałam w Natuzzy osobę, która mi się objawiła. Przed- ¦ stawiłam się jej i rzekłam: »Przychodzę tu pierwszy raz, nie znamy i się, jednak (...)«, w tym momencie ona mi przerwała mówiąc: I »Jednak poznałyśmy się już, gdyż przyszłam do pani domu, a byłam ubrana tak, jak dzisiaj«. Rzeczywiście, miała na sobie ubranie, jak dwa dni temu, zieloną bluzkę i niebieską spódnicę! Będę o tym pamiętała zawsze! Potem zaczęłyśmy rozmawiać i od owej chwili, gdy tylko jestem w Paravati, wstępuję do niej, ponieważ przynosi mi to wiele korzyści. 117 Marinelli V., Natuzza di Paravati, t.ll, 1985, s. 179. (Odtąd odnośniki do stron w tekście - przyp. tVum.V 164 Ja - powtarzam - nigdy jej nie widziałam przed zjawieniem się, ale słyszałam o niej od mojej szwagierki, jak również od jej matki, zmarłej w 1953 roku. Wiedziałam więc o jej istnieniu i o jej bilokacjach, ale wcale o niej nie myślałam, kiedy to się zdarzyło, ani nie przypuszczałam, że się to przydarzy także mnie. Gdy się zjawiła w bilokacji, drzwi do pokoju były otwarte, weszła przez nie i zbliżyła się do mnie. Zdawała się być osobą żywą, z krwi i kości. Wszystkie kształty były dobrze zarysowane, miała włosy splecione, a warkocze ułożone w koronę na głowie. Doprawdy, nie wiem, dlaczego zawołałam i zwróciłam się do niej po imieniu: »Natuzza, czego chcesz ode mnie ?«, jako że nigdy jej nie widziałam. Po moich słowach zniknęła" (S. 181). ...,,-. : .,,-.,¦- ..,..-..- 81. Rosina Muratore (Decimomannu, Cagliari) Również w tym przypadku protagonistka bilokacji nie widziała nigdy Natuzzy, ale rozmawiała z nią przez telefon. „Po raz pierwszy o Natuzzy opowiadała mi w 1971 roku moja sycylijska przyjaciółka, a ja zapragnęłam z nią porozmawiać przez telefon. Opowiedziałam jej o moich kłopotach ze zdrowiem i zmartwieniach: oczekiwałam trzeciego dziecka, miałam powiększoną tarczycę, która mnie niepokoiła. Natuzza dodawała mi odwagi, zapewniając o modlitwach za mnie. Kiedy upadałam na duchu, telefonowałam do niej, a ona mnie uspokajała. Dziecko przyszło na świat dzięki cesarskiemu cięciu, jak dwoje poprzednich. Lekarze namawiali mnie do usunięcia tarczycy, ale byłaby to piąta operacja chirurgiczna i mój mąż był przeciwny. Zachęcona jednak przez Natuzzę, zdecydowałam się iść do szpitala w Cagliari, by poddać się przygotowawczym analizom. Był dzień 10 czy 12 czerwca 1973 roku, gdy szłam ulicą oddzielającą klinikę od stacji kolejowej. Nagle ujrzałam idącą naprzeciw mnie kobietę. Podniosła rękę na wysokość szyi i zapytała, co tam mam. Odpowiedziałam, że mam kłopot z tarczycą. Pocieszyła mnie, mówiąc: »Dlaczego nie poddasz się operacji? Przecież to nic strasznego!«. Nie przypisywałam temu spotkaniu wielkiego znaczenia, nawet wówczas, gdy spontanicznie przyszła mi na myśl Natuzza, której nigdy nie spotkałam osobiście i nie wiedziałam, jak wygląda. Pobyt w szpitalu nie był łatwy, ponieważ z jednej strony martwiłam się operacją, z drugiej zaś nękały mnie myśli, że znajduję się daleko od mojej rodziny, która mnie potrzebowała. Od czasu do czasu telefonowałam do Natuzzy, a ona mnie podnosiła na duchu. 165 Operacja udała się i powróciłam do domu. Któregoś dnia otrzymałam czasopismo, w którym była mowa o Natuzzy, i z wielkim zdumieniem rozpoznałam na zamieszczonej fotografii osobę z ulicy w Cagliari. Z całą pewnością była to ona, bez żadnej wątpliwości! Zatelefonowałam do niej natychmiast, pytając, czy to ona złożyła mi wizytę. Odpowiedziała: »Tak, to byłam ja«. Pragnienie osobistego spotkania się z nią wzmagało się we mnie i 23 sierpnia 1975 roku udałam się do Paravati. Przybyłam tam bez jej wiedzy, bez uprzedzenia, a ona zanim się przedstawiłam, nazwała mnie po imieniu. U Natuzzy uderzyła mnie przede wszystkim pokora, prostota w zachowaniu i głębia jej słów. Nie można pozostać obojętnym wobec osoby o tak bogatej wierze, jak ona" (s. 182). 82. Lucjana Paparatti ( Rosarno) „Cztery lata temu - w 1973 roku - otrzymałam błędne wyniki analizy. Sama Natuzza poinformowała mnie, że wynik analizy będzie błędny, gdyż ja potrzebuję tylko małej terapii. Mając mocne zaufanie do Natuzzy - gdy to mówiła, zdawało mi się, że jest to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe - zdecydowałam się poddać pobraniu wycinka. W chwilę przed zastosowaniem znieczulenia ujrzałam między doktorem a anestezjologiem oblicze mojego zmarłego ojca oraz Natuzzy. Natuzza znajdowała się bliżej i była wyraźniejsza od mojego ojca, który znajdował się bardziej w tyle. Wyniki uzyskane przez lekarzy potwierdziły, że analiza była rzeczywiście błędna, a zastosowana przez nich terapia dokładnie odpowiadała tej, jaką mi zapowiedziała Natuzza. Natuzza później potwierdziła, że odwiedziła mnie w duchu razem z moim ojcem" (s. 183). 83. Doktor Herkules Versace (Reggio Calabria) „Miałem problemy natury materialnej, które mnie nękały. Pewnego dnia udałem się do Natuzzy z żoną i powiedziałem jej: »Jakże chciałbym uwolnić się od tych problemów materialnych i żyć w sferze ducha!«. Natuzza odpowiedział mi: »Doktorze, niech się pan nie martwi, gdyż dusze z czyśćca pomogą panu!«. Nie wierzyłem tym słowom i myślałem sobie: »Czy to możliwe, by dusze czyśćcowe modliły się za mnie! Będą się modliły za wszystkich, ale nie za mnie osobiściek Rano, 9 sierpnia 1976 roku - jeżeli się nie mylę - podczas gdy znajdowałem się jeszcze w łóżku, ale przebudzony i zatopiony! 166 w swoich myślach, zacząłem spostrzegać przechodzący blisko mnie orszak, postaci ludzkicb., n^cŁybranych w szare habity zakonnic, z welonami koloru kremowego na głowach., ze złożonymi rękoma. zatopione rzeczywiście w modlitwie, przechodziły przede mną, dochodziły do ściany i w niej znikały. Na końcu, po tym dość długim korowodzie, w którym nikogo nie rozpoznałem, ujrzałem wyraźnie Natuzzę i usiłowałem chwycić ją za rękę. Szybko odsunęła się, niwecząc mój zamiar i dalej szła z innymi osobami. Natuzza była również w stroju siostry zakonnej. Widziałem ją bardzo dobrze. Świtało, a do pokoju wpadało z zewnątrz światło przez żaluzje. Wszystko to trwało około dziesięciu minut, a]a cały czas pochłonięty widokiem, patrzyłem na orszak owych sióstr. Nie spałem, byłem całkowicie przytomny. Tego samego dnia miałem jechać do Rzymu, ale odłożyłem tę podróż i udałem się razem z żoną do Natuzzy. Jak tylko ją zobaczyłem, powiedziałem jej dosłownie: »Natuzza, co to było?«. A ona: »To po to było, byś widział, jak dusze czyśćcowe modlą się za ciebie!«. Następnie powiedziała, zwracając się do mojej żony: »Pani mąż nie chce uwierzyć!«. Nie mówiłem nic Natuzzy o mojej wizji" (s. 183-184). 84. Doktor Antonella Ruga ( Padwa) Doktor medycyny Antonella Ruga z Catanzaro, opowiada: „Najbardziej ekscytująca bilokacja Natuzzy, podczas której byłam główną postacią, miała miejsce kilka lat temu, prawdopodobnie w 1978 roku, gdy znajdowałam się rano w bazylice św. Antoniego w Padwie. Modliłam się za ołtarzem, przy grobie świętego, położyw-iszy rękę na grobowcu, jak to jest w zwyczaju. W owym momencie 'byłam sama, nie było nikogo, choć zazwyczaj jest tam dużo ludzi. Nagle widzę jakąś osobę zbliżającą się do mnie. W miarę podchodzenia bliżej zaczęłam uświadamiać sobie, że przypomina mi ona Natuzzę. Była dość masywna, niska, miała taki sam niebieski sweter, jaki nosi Natuzza, włosy splecione w warkocz i ułożone na głowie, policzki wyraziste, pulchne dłonie. »Ależ to Natuzza« - pomyślałam i obserwowałam ją z takim zaciekawieniem, że przestałam się modlić. Byłam również trochę wystraszona. Wiedziałam, że jeżeli to ona, to znajduje się w biloka-cji, a nie w ciele z krwi i kości. Podeszła do mnie blisko, aż do mojego boku. Dotykając mnie i kładąc swoją rękę na grobie świętego, zaczęła się modlić. Zauważy- 167 łam, że modliła się z najwyższym i niezwykłym skupieniem. Cała zatopiona była w modlitwie. Najpierw jednak spojrzała mi w oczy, a potem dopiero pogrążyła się w modlitwie. Stałam tam i patrzyłam, z trudem opanowując strach, całkowicie pewna, że to była ona. Stała koło mnie pięć minut, z przymkniętymi oczyma skierowanymi w niebo, cały czas trzymając rękę na grobie świętego. Potem, nie przypominam sobie czy ja, czy też ona, któraś z nas odeszła. Kiedy się zorientowałam, już jej przy mnie nie było. Krążyłam po całym sanktuarium, starając się ją znów zobaczyć, jednak nigdzie jej nie spostrzegłam. Następnie udałam się do ołtarza Najświętszego Sakramentu, by przyjąć Komunię, ponieważ tam przez cały dzień - co dziesięć minut - przychodził kapłan i udzielał Komunii. Kiedy klęcząc, oczekiwałam na Komunię, ujrzałam ją ponownie, jak się zbliża. Przystanęła koło mnie, oparła łokcie na balustradzie i rzekła: »Czy to prawda, że udzielają tu Komunii?«. Ja, przestraszona jeszcze bardziej, gdyż był to głos Natuzzy, odpowiedziałam jej: »Tak, co dziesięć minut przychodzi kapłan«. Patrząc na tabernakulum, głosem pełnym wielkiej tęsknoty powiedziała: »Przyjęłam Komunię tego rana, nie mogę jej przyjąć drugi raz«. W tym momencie pomyślałam, że Natuzza przyjmuje Komunię w Paravati każdego ranka. Zdążyłam tylko o tym pomyśleć i już jej więcej nie widziałam. Ołtarz, przy którym klęczałam, jest bardzo przestronny. Obróciłam się w jedną stronę i drugą, sądząc, że muszę zobaczyć odchodzącą, ale jej nie zobaczyłam. Natuzza po prostu zniknęła. Powróciwszy do domu, opowiedziałam o tym, co się zdarzyło mojej siostrze i mamie, którą poprosiłam, by zapytała Natuzzę, czy to była ona. Matka moja, choć udawała się kilka razy do Natuzzy, za każdym razem zapominała o to zapytać. I tak mijały lata. Również ja byłam u niej kilka razy i zawsze zapominałam. Dopiero w tym roku, 20 maja 1982 roku, moja matka w końcu ją zapytała, a przecież nie opowiadałam jej wówczas szczegółów, lecz tylko powiedziałam: »Mamo, w bazylice widziałam osobę całkiem podobną do Natuzzy, kiedy ją zobaczysz, zapytaj ją o to«. Natuzza odpowiedziała jej, uśmiechając się: »Tak, to byłam ja, ale oddaliłam się, ażeby jej nie przestraszyć*. Słowa te utwierdziły mnie w przekonaniu, że chodziło o nią; ja pierwsza spostrzegłam nadchodzącą, a następnie - gdy mnie okrążyła wokoło - nie widziałam już jej więcej. Wszystko to trwało mniej więcej kwadrans" (s. 184-185). 168 4 185. Rozalia De Caria (Filogaso) „Pewnego wieczoru 1980 roku, wracałam sama do domu samochodem po pobycie u Natuzzy. Trochę się bałam, gdyż nie czułam się dobrze i było już późno. Niespodziewanie poczułam wspaniały zapach mieszanki kwiatów (który czułam również kiedy indziej) i po pewnym czasie zbliżając się - jeżeli się nie mylę - do rozwidlenia dróg na Maierato, ujrzałam w środku skrzyżowania trzy kobiety ubrane na czarno, o przepięknych i świetlistych twarzach, które jaśniały w ciemności. Światło promieniujące z ich twarzy oświetlało mój samochód. Patrzyłam uważnie na te trzy kobiety, zwalniając bieg, prawie zatrzymując się. »Przecież tę w środku znam« - pomyślałam. Bardzo przypominała Natuzzę, choć byta o wiele piękniejsza. Trzy kobiety patrzyły na mnie w napięciu, a z ich twarzy wychodziły promienie oświetlające - jak już mówiłam - samochód. Jechałam dalej, nie miałam bowiem odwagi zatrzymać się. Czułam się jakby porwana przez ową wizję. Doszłam do siebie dopiero w pobliżu Filogaso. »Mamma mia, widziałam Natuzzę!« - pomyślałam. Przyszła mi też do głowy myśl, że pozostałe dwie osoby to mogła być moja mama i moja teściowa (obydwie zmarłe). Obie były wyższe, podczas gdy trzecia zdecydowanie niższa i miała postawę Natuzzy. Dzień później zatelefonowałam do Natuzzy i opowiedziałam jej 0 tym fakcie. »Kim była ta w środku?« - zapytałam ją. »To była taka, która jest pół żywa i pół umarła!«. »Ale kim jest?«. »Nie wiesz, kim jest? To ja! Ale ty zawsze się boisz!«. »A kim były tamte dwie, czy moją mamą i moją teściową?«. »Tak« - odparła", (s. 186). 86. Ksawera Boragina (Reggio Calabria) „Od jakiegoś czasu mój brat Antoni był chory na raka. Wytrwale prosiliśmy Pana o zdrowie, ale łaska nie została nam udzielona i po siedmiu miesiącach cierpień mój brat umarł. Po czterdziestu dniach udałam się do Natuzzy (byłam już u niej raz, ale mnie odesłała, ponieważ może zobaczyć zmarłych dopiero po czterdziestu dniach) 1 pokazałam jej fotografię, na której byłam ja, Antoni i mój drugi brat. Tym razem Natuzza powiedziała mi, że spotkała się ze zmarłym, a gdy tylko wzięła do ręki fotografię, wskazała go bez wahania i rzekła: »To ten. Jest w czyśćcu, trochę cierpi. Trzeba mu pomóc«. Powiedziałam jej, że już zamówiłam msze gregoriańskie, a ona dodała: »Tak, pomogą mu. Zlecił mi, bym powiedziała ci, byś się nie martwiła, nie rozpaczała, ponieważ przyszła jego godzina i nic nie można było zrobić. Leczenie było właściwe, jak również 169 modlitwy do Pana, ale nadszedł wyznaczony moment. Ponadto poleca się waszym modlitwom, a umiecie się modlić«. Gdy Natuzza to mówiła, zdawało mi się, że słyszę wyrażenia, jakich używał Antoni i poprosiłam Natuzzę: »Chciałabym ujrzeć mojego brata, powiedz mu, że chcę go zobaczyć!«. A Natuzza: »To niemożliwe, nie myśl o tym !«. W jakiś czas potem, pewnej nocy zbudziłam się i wstałam, by udać się do łazienki. Na korytarzu zobaczyłam mojego brata, a obok niego Natuzzę. Rozpoznałam ich natychmiast. Mój brat miał na sobie to samo ubranie, w którym został pogrzebany, i miał wygląd osoby żywej. Byłam wstrząśnięta i bliska omdlenia, zamknęłam oczy i zawołałam: »Natuzza, nie, nie!«. Kiedy to się działo, nie myślałam wcale o zmarłym, ani też o Natuzzy. Widziałam ich dobrze, ponieważ na korytarz padało światło z pobliskiego pokoju. Gdy otworzyłam oczy, nie było już nikogo. . : Około miesiąca później, gdy byłam w kościele (Msze gregoriańskie zakończyły się dzień przedtem) i po Mszy zbierałam się do wyjścia, zobaczyłam znów - przy drzwiach kościoła, koło kropielnicy ze święconą wodą - mojego brata Antoniego. Wyglądał pięknie, zdrowo i uśmiechał się. Ja zaś cała się trzęsłam, aż stojąca obok mnie koleżanka, która dostrzegła moją niedyspozycję, zapytała, czy czuję się źle. Tym razem widziałam tylko mojego brata, bez Natuzzy. Po dwóch dniach udałam się do Natuzzy, a ona zaledwie mnie ujrzała, uśmiechnięta wyszła mi naprzeciw, objęła mnie i rzekła: »Jesteś teraz zadowolona? Gdybyś się nie bała, zobaczyłabyś go jeszcze. Więcej go nie ujrzysz, gdyż za bardzo się boisz!«. Nie powiedziałam nic Natuzzy i nie miałam sposobności opowiedzieć jej o pierwszym zjawieniu. Jestem całkowicie pewna i doskonale pamiętam, że wszystko działo się właśnie tak, jak to opowiedziałam!" (s. 187). 87. Dziennikarz Renato Mantelli (Catanzaro) „Pewnego wieczoru, gdy wchodziłem z moją żoną po schodach do mieszkania (winda była zepsuta), spostrzegliśmy oboje sylwetkę Natuzzy. Jej postać wyglądała tak, jak gdyby była wyciosana w ścianie. Kiedy porozumieliśmy się między sobą i doszliśmy do wniosku, że obydwoje -jedno niezależnie od drugiego - widzieliśmy to samo, przyśpieszyliśmy kroku, ażeby zobaczyć, czy nie ma kogoś na schodach, kto mógłby rzucać swój cień, ale nikogo nie było. Paliło się światło, a sylwetkę widzieliśmy bardzo wyraźnie. Natuzza później potwierdziła, że to była ona. 170 Przy innej okazji widzieliśmy jeszcze raz sylwetkę Natuzzy, tym razem w naszym pokoju sypialnym" (s. 188). 88. Róża La Cava (Reggio Calabria) „Któregoś wieczoru, podczas gdy przygotowywałam kolację, ujrzałam za szybą drzwi balkonowych kobiecą postać. Ponieważ miała obcięte włosy, pomyślałam o mojej zmarłej siostrze, a nie o Natuzzy, gdyż wiedziałam, że ta nosi długie włosy. Kiedy jednak po jakimś czasie spotkałam ją, zobaczyłam, że obcięła sobie włosy, a ona mi potwierdziła, iż odwiedziła mnie duchowo" (s. 188). 89. Maria Sansalone Neri (Reggio Calabria) „Po raz pierwszy udałam się do Natuzzy przy końcu listopada 1981 roku. Weszłam do niej z pewną dozą niewiary, ale jej słowa wywarły na mnie takie wrażenie, że po powrocie do domu myślałam tylko o niej. 7 lub 8 grudnia, tak modliłam się do Matki Bożej, do której mam wielkie nabożeństwo: »Panno Najświętsza, spraw, bym nie myślała o tej kobiecie. Daj mi znak, zrób coś, bym dowiedziała się, czy ta kobieta jest Twoja, czy nie!«. Zasnęłam i o godzinie piątej zbudziłam się, czując na twarzy dotknięcie. Pomyślałam, że to mój mąż. Nagle ujrzałam kręgi kolorowego światła, fioletowe, niebieskie, pomarańczowe, a w środku nich męską twarz, która zdawała się być z wosku, ale nie białego, lecz kolorowego, tak że robiła wrażenie, iż jest sztuczna. Miała orli nos z nozdrzami nieco wklęsłymi. Zastanawiając się kto to może być, pomyślałam, że mógłby to być święty Antoni. Zdawałam sobie sprawę, że chodzi tu o wizję nadprzyrodzoną. Kiedy spojrzałam niżej dojrzałam kobiece ramię, poznając, że jest to ramię Natuzzy, gdyż podczas mojej z nią rozmowy cały czas trzymała moje dłonie. Ujrzałam Natuzzę ubraną na niebiesko, tak jak ją widziałam po raz pierwszy. Uśmiechnęła się do mnie w dziwny sposób, zamykając oczy tak, że skóra marszczyła się jej pod nimi. Podczas gdy się uśmiechała tym dziwacznym uśmiechem, prawie kpiarskim, podawała mężczyźnie niebieską pigułkę. Zaraz potem wizja skończyła się, a mnie ogarnął spokój i pogoda ducha. Nie byłam wcale przestraszona. Kiedy wstałam z łóżka, spotkałam w kuchni moją pomoc domową, Józefinę Platanie, która powiedziała: »Śniła mi się, siedząca koło mojego łóżka, ta kobieta, której fotografia znajduje się w książce, którą pani teraz czyta (książka o Natuzzy). Patrzyła na 171 mnie, jak gdyby rzeczywiście była przy moim łóżku. Potem zbudziłam się i usłyszałam jakby odgłos upadającego różańca, ale nie zobaczyłam nikogo«. W styczniu 1982 roku udałam się do Paravati razem z kilkoma moimi przyjaciółkami, proponując im, by nic nie mówiły Natuzzie o moim widzeniu, chcąc sprawdzić, czy była to rzeczywista bilokacja. Blisko Paravati poczułam się źle, widocznie wskutek podniecenia, zatrzymałam się więc w barze, ażeby wypić kawę, podczas gdy moje przyjaciółki udały się do Natuzzy. Ponieważ była czwarta po południu, gdy tylko weszły, zamknięto drzwi. Natuzza, a powiedziały mi o tym później, wyszła z pokoju przyjęć i powiedziała do znajdujących się tam osób: »Za dziesięć minut otwórzcie drzwi, gdyż czekam na jedną panią«. Kiedy po pewnym czasie zapukałam, zapytały mnie: »Czy pani jest tą osobą, na którą czeka Natuzza?«. Odpowiedziałam, że nie, ponieważ Natuzza nic nie wiedziała o moim przybyciu. »Nam powiedziała byśmy otworzyły, gdyż czeka na jakąś panią« - dodały. Gdy w końcu przyszła moja kolej (było nas cztery), Natuzza powiedziała do mnie: »Proszę wejść!«. Weszłam, a ona rzekła: »Czekałam na panią«. »Jak to?«. »Wiedziałam, że pani przyjdzie. Byłam w pani domu«. Choć obiecałam, że nic nie będę mówić, powiedziałam: »Ale kiedy, Natuzzo?«. »Kiedy? Nie pamiętam, jednak w grudniu« (rzeczywiście było to w grudniu). »A jak pani przyszła do mnie?«. »Duchowo, proszę pani«. »Duchowo? Jak?«. »Ze świętym Antonim«. Poruszyły _nnie bardzo te słowa, ponieważ wówczas rzeczywiście myślałam, że twarz, którą widziałam, była twarzą świętego Antoniego, choć nie byłam pewna. »Ze świętym Antonim?«. »Tak, byłam ze świętym Antonim i uśmiechałam się śmiesznie«. »A owa ręka z pigułką, co oznaczała? Czy w moim domu ktoś był chory?«. »Nie, była to prośba, skierowana przeze mnie do świętego Antoniego, gdyż jest patronem waszej rodziny«. Wszyscy moi synowie rzeczywiście mieli na trzecie imię Antoni, na cześć tego świętego. Ale jak Natuzza o tym się dowiedziała? Nie znała nawet mojego imienia! Potem drugi raz udałam się do niej! Natuzza powiedziała mi wówczas wiele rzeczy o moich dzieciach. Wszystkie informacje były prawdziwe. A jedną moją córkę, Matyldę, nazwała po imieniu, choć jej o niej nic nie mówiłam" (s. 188-190). 90. Maria Ferraro (Palmi) Jest to przypadek osoby, która nigdy nie widziała Natuzzy przed jej odwiedzinami bilokacyjnymi. 172 „Pewnej nocy, w styczniu 1982 roku, zbudziłam się nagle pełna strachu i ujrzałam blisko siebie jakąś kobietę. »Kim pani jest?« - zapytałam ją, drżąc cała. »Jestem Natuzza, jestem Natuzza« - odpowiedziała mi ta kobieta. I mówiła dalej: »Patrz na ziemię!«. ^Spojrzałam na podłogę i zobaczyłam świetlistą rzecz, niby smugę {wysrebrzoną gwiazdami. Potem zniknęła, a ja tak byłam przestraszona, że nie spałam całą noc. Któregoś dnia mój syn poprosił mnie, bym udała się z nim do Natuzzy do Paravati. Z łatwością rozpoznałam w niej kobietę, którą widziałam w moim domu, a ona potwierdziła, że przybyła do mnie" i 91. Maria Teresa Saraceno (Turyn) Maria Teresa Saraceno z Reggio Calabria Archi, mieszkająca w Turynie, opowiadała: „Najbardziej niezwykłe zdarzenie przeżyłam 26 maja 1982 roku. W owym czasie przebywałam w Turynie, do którego przeniosłam się rok wcześniej z całą moją-rodziną. W Turynie żyje dziewiętnastoletni młodzieniec, Robert Carasin, który -jak mówią - posiada stygmaty, ma widzenia Jezusa i Maryi, jak również inne niezwykłe dary. Modli się z wielką pobożnością. W sobotnie popołudnie w owym czasie prowadził modlitwę różańcową w kościele Nawiedzenia, a w środy w kościele na Sassi, w dzielnicy w której zamieszkuje. Kiedyś, gdy udałam się w sobotę do kościoła Nawiedzenia było mnóstwo ludzi .i nie mogłam się zbliżyć do chłopca. Postanowiłam więc pójść w najbliższą środę do Sassi, które znajduje się przy trasie wiodącej na Supergę. Poprzedniej nocy śniła mi się Natuzza, która towarzyszyła mi, gdy byłam u Roberta, a potem uśmiechając się, pożegnała mnie i odeszła. Wyglądała jednak szczupłej, niż to utrwaliło się w mojej pamięci i nosiła okulary. Następnego dnia, w towarzystwie męża i wuja, udałam się do kościoła w Sassi. Przybyliśmy na miejsce przed modlitwą różańcową, rozpoczynającą się o siedemnastej. Nagle wywołano nas z kościoła, ponieważ zaparkowaliśmy samochód w miejscu zakazanym. Wyszłam z mężem i wujem, ale gdy cała sprawa ze źle zaparkowanym autem przedłużała się - powróciłam do kościoła. Podczas gdy kierowałam się ku nawie środkowej, by zająć miejsce, zobaczyłam siedzącą w ławce jakąś panią, która zwróciła się ku mnie i dawała mi znaki, bym przy niej usiadła. Ku mojemu 173 zdziwieniu zauważyłam, że bardzo przypomina Natuzzę, a przede wszystkim ową kobietę, która mi się przyśniła poprzedniej nocy, gdyż nosiła okulary i była szczuplejsza od Natuzzy. Pomyślałam, że mnie zna, a może mnie widziała w poprzednią sobotę, kiedy to udałam się do kościoła Nawiedzenia. Spytałam ją: »Czyśmy się kiedyś spotkały?^ A ona: »Kiedy?«. Ja myląc się, zamiast powiedzieć, że poprzedniej soboty, rzekłam: »W środę«. Odpowiedziała: »Nie, w środę nie, w środę byłam w Lourdes z Robertem« (rzeczywiście, później dowiedziałam się, że poprzedniej środy Robert znajdował się w Lourdes). Następnie owa pani dodała: »Chciała pani powiedzieć w sobo-tę!«. Kobieta ta miała akcent kalabryjski i choć nie myślałam, że to może być Natuzza, kiedy mówiła - a przede wszystkim kiedy się uśmiechała - czułam się bardzo niespokojna. Zapytałam ją: »Czy pani zna dobrze Roberta?«. »Tak, włożyłam palce w jego stygmaty« - odpowiedziała mi. Pomyślałam: Jak mogła sobie na to pozwolić!. W odpowiedzi usłyszałam: »A czy pani wierzy?«. »Tak, wierzę« odpowiedziałam jej. A ponieważ miałam ze sobą książkę o Natuzzie, którą wzięłam, by pokazać ją swojej przyjaciółce, gdyż wiedziałam, że przyjdzie do kościoła, chcąc wzmocnić swoje przekonanie o Robercie, pokazałam jej książkę mówiąc: »Znam panią, która doznaje wielu nadzwyczajnych objawień, widzi Jezusa i Madonnę, i tak dalej«. Ona uśmiechnęła się do mnie, a kiedy otworzyłam książkę, chcąc jej pokazać fotografię, powiedziała: »Niech pani to schowa, nie pokazuje^ Kościół był wypełniony ludźmi i nie chciała, by inni spostrzegli książkę. Potem powiedziała: »Pani ma szczęście, gdyż mąż pozwala robić pani to, co chce. Moi synowie są zadowoleni z tego co robię, ale mój mąż nie«. Kilka razy miałam chęć jej powiedzieć: Czy pani wie, że tej nocy śniła mi się pani? Ale wydawało mi się to niestosowne i wstrzymywałam się. Była podobna do kobiety, która mi się śniła i bardzo do Natuzzy, choć była - powtarzam - szczuplejsza, miała włosy starannie uczesane i nosiła okulary. Nie sądziłam, że jest to Natuzza, tylko osoba do niej podobna, mimo, że wiele szczegółów zgadzało się: tak rozważałam później. Kiedy wyszłam z domu Roberta i dołączyłam do moich bliskich, nie widzieliśmy już jej. 21 czerwca 1982 roku udałam się do Paravati, do Natuzzy. Jakież było moje zdumienie, gdy ujrzałam, że miała okulary kobiety ze snu i tej spotkanej w Sassi, ten sam wygląd osoby szczupłej, o włosach uczesanych w ten sam sposób, noszącej podobny strój. Ja pamiętałam Natuzzę bardziej korpulentną i bez okularów. Kiedy mnie przyjęła, nie miałam odwagi powiedzieć jej, że widzia- 174 łam ją w Turynie - choć byłam teraz pewna, iż była to ona, powiedziałam tylko: »Mamma mia, Natuzza, taka mi się śniłaś!«. A ona na to: »Taką mnie widziałaś!*. »A więc byłaś to ty, Natuzzo?«. »Tak, to byłam ja«. »W Turynie, w kościele, gdy byłam z moim mężem i moim wujem«. »Tak, to byłam ja, i byłam z tobą godzinę i kwadrans«. O tym jak długo trwała modlitwa różańcowa i o jej obecności ze mną, z pewnością z nią nie rozmawiałam" (s. 191-193). 92. Teresa Di Stefano (Reggio Calabria) „Rita Mandalari, moja sąsiadka, poprosiła mnie, bym razem z nią odwiedziła Natuzzę w dniu 13 kwietnia 1983 roku. Nie widziałam jej nigdy, a bardzo pragnąc się z nią spotkać, chętnie przyjęłam to zaproszenie. Jednak rano, trzynastego, pani Rita zawiadomiła mnie, że jest zmuszona przełożyć podróż na przyszły tydzień. Było mi bardzo przykro, ale powiedziałam sobie: cierpliwości! Wieczorem położyłam się i zasnęłam. Zbudziłam się o czwartej i wstałam, by pójść do łazienki. Powróciłam do łóżka i leżałam z oczyma otwartymi, gdy poczułam na ramieniu dwukrotne dotknięcie czyjejś dłoni. Obejrzałam się i ujrzałam blisko siebie jakiś cień, jakąś osobę, której nie rozpoznałam. Przestraszyłam się bardzo, a następnie przeżegnałam się, myśląc, że to może mój zmarły brat. Wówczas sylwetka ta oddaliła się ode mnie i zatrzymała blisko okna. Musiała to być osoba, a nie cień, ponieważ wyraźnie widziałam jej oczy, które patrzyły na mnie uważnie, mimo że nie wiedziałam, kim ona jest. Zaraz potem zjawienie zniknęło. Następnego dnia rano opowiedziałam o tym zdarzeniu mojej szwagierce, która mi wyjaśniła, że mogła to być Natuzza. Choć absolutnie nic nie wiedziałam o bilokacji, byłam jednak zadowolona. Jednocześnie ogarniał mnie strach na myśl, że Natuzza mogłaby mnie odwiedzić. Tydzień później, dokładnie 21 kwietnia, udałam się w końcu do Paqravati z panią Mandalari. Weszłam pierwsza: Natuzza ucałowała mnie, a ja jej oddałam pocałunek. Powiedziałam jej: »Wiesz, Natuzzo tak pragnęłam odwiedzić cię, nie wiesz nawet jak bardzo!« A ona odpowiedziała natychmiast: »Tak córko, a czyż ja nie odwiedziłam cię?». »Jak to?« - odpowiedziałam. A ona: »Tak, to ja cię odwiedziałam«. Wzruszyłam się bardzo i zaczęłam płakać. »A więc, to byłaś ty?«. »Tak, to byłam ja, przybyłam odwiedzić cię, przecież mćwię«. Po tych słowach nie wiedziałam o co pytać, byłam oszołomiona. Było to coś pięknego, ale i niesamowitego" (s. 194-195). 175 Bilokacja niewidzialna ze zjawieniem się zmarłych Niektóre osoby doznały objawienia się kogoś zmarłego, bezj widzenia czy rozpoznania Natuzzy. Natuzza wyjaśniała im potem,! że odwiedziła ich w towarzystwie zmarłej osoby, pozostając niewi-j dzialną. Podaję sześć tego rodzaju przypadków, wśród któryct pierwszy i trzeci jest naprawdę znamienny. 93. Wanda Teti i Anna Suriano (Vibo Valentia) Wanda Teti: „17 czerwca 1973 roku zmarła moja babcia! Józefina Greco, a mnie ogarnął wielki smutek, ponieważ w dniach 1 poprzedzających jej śmierć nie opiekowałam się nią. Kiedy zamykano trumnę, powiedziałam jej: »Wybacz mi, że nie odwiedziłam cię. Cóż mi po odwiedzaniu osób chorych i cierpiących, skoro zapominałam o tobie, droga babciu!«. W następnych dniach niej opuszczało mnie rozgoryczenie. Postanowiłam nie chodzić więcej, do chorych oraz starych dlatego, że nie chodziłam do babci.] W trzecim dniu po pogrzebie, by otrząsnąć się po wszystkim, udałam się nad morze, ale po moim powrocie zastałam Annę bardzo wstrząśniętą". Anna Suriano: „Podczas gdy w domu Teti około dziesiątej sprzątałam i zmywałam posadzkę, usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach i woła kobiecym głosem: »Wanda, Wanda, Wanda!«. Odpowiedziałam: »Wandy nie ma!«, a ponieważ byłam schylona, podniosłam się i ujrzałam wchodzącą do domu panią Józefinę. Znałam ją doskonale, gdyż często odwiedzała swoją wnuczkę. Kiedy uświadomiłam sobie, że przecież zmarła ona trzy dni temu w szpitalu św. Onufrego, przerażona zostawiłam na ziemi wiadro ze ścierką i uciekłam, zbiegając po schodach. Nadal słyszałam jej głos, jak i- Po wysłuchaniu opowiadania Anny niezwłocznie a ona mi w^aśniK że przyszła An moie20 nego wuja, któryjest w raju« oraz jakiejś starej kobiety, której ona nie znała, a którą -jak słyszała - wuj Faust nazywał mamą. Wuj Faust był po prostu synem babci Józefiny. A więc babcia, za pozwoleniem Pana, przybyła z wujem Faustem i Natuzzą, by mnie otrząsnąć ze stanu rezygnacji i dodać mi bodźca do podjęcia moich obowiązków chrześcijańskich". 176 Warto zwrócić uwagę na wyjątkowość i piękno tego zdarzenia! (s. 195-196). 94. Inżynier Leonard Romano (Vibo Valentia) „Kilka lat temu, na Sycylii, moja żona Jola potrąciła niechcący, jadąc samochodem, wnuczka. Dziecko natychmiast zostało umieszczone w szpitalu. Na szczęście nic mu się nie stało. W tym samym dniu około godziny piętnastej, nie wiedząc, co zaszło, leżałem w łóżku w moim domu w Vibo Valentia i czytałem gazetę. Nagle widzę otwierające się drzwi do mojego pokoju i wchodzącą przez nie zmarłą moją babcię Bettinę. Babcia patrzyła na mnie, uśmiechała się przez kilka chwil, a potem wyszła, zamykając za sobą drzwi. Natuzza wyjaśniła później mnie i mojej żonie, że przyszła w duchu do naszego domu w towarzystwie babci, która była uszczęśliwiona ocaleniem wnuczka, a którego ona sama - za pozwoleniem Boga - uratowała, i chciała się z nim zobaczyć. Natuzza wyjaśniła mi, że pozostała niewidzialną, ponieważ moja żona zastrzegała, by nie zjawiała się widzialnie w naszym domu, obawiając się przestraszenia dzieci" (s. 197). 95. Rita Gabriele (Gioia Tauro) „Była północ któregoś dnia 1970 roku. Trzy miesiące temu zmarł mój ojciec. Ja odprawiałam wówczas nocne czuwanie. Czytając modlitwy, usłyszałam na korytarzu kroki przynajmniej trzech osób. Zawołałam swoją matkę, która dopiero co odmawiała różaniec, siedząc na łóżku, ale widocznie zasnęła, gdyż nie odpowiedziała na moje zawołanie, a może nie słyszała. Tymczasem owe osoby, których kroki bardzo dobrze słyszałam, lecz których nie widziałam, weszły do pokoju, kierując się -jak mi się zdawało - ku mnie. Trzęsąc się ze strachu, naciągnęłam na głowę przykrycie i po chwili już nic nie słyszałam. Moja siostra Dina, która spała w tym samym pokoju, aktora zbudziły moje krzyki, zapytała: »Rita, Rita, co ci jest?«. »Nic nie słyszałaś? - odpowiedziałam pytająco. Stwierdziłyśmy, że wraz z moim bratem, wszyscy spali i nikt nie wstał. Potem zasnęłam i ja. Nad ranem przyśnił mi się mój ojciec, mówiąc: »Przestraszyłaś się? Biedactwo, nie trzeba było!«. Któregoś dnia udałam się do Natuzzy i opowiedziałam jej o owym zdarzeniu. Natuzza mi rzekła: »To byłam ja. Weszłam do nieznanego mi domu i spotkałam jakiegoś pana, który powiedział: Niech pani usiądzie, to jest mój dom i posadził mnie. Potem 177 p wstaliśmy i weszliśmy do jakiegoś pokoju. Tam zobaczyłam panią i rozpoznałam. Ależ to jest Rita - powiedziałam. A pani ojciec: Tak, to moja córka!. Kiedy pani patrzyła na nas, pani ojciec rzekł: System nerwowy nic nie odbiera!. Potem wyszliśmy. Byłam to ja, pani ojciec i anioł stróż. Po czym Natuzza dodała, by udowodnić mi, że rzeczywiście przyszła do mojego domu: »Nie było wolnego krzesła w pani pokoju, ale było maleńkie dziecko«. Tak właśnie było, trochę nieporządku z powodu porozkładanych ubrań, i dziecko mojej siostry" (s. 199). 96. Franciszka Mercuri i ojciec Ludwik Ragione (Rosarno) Mamy tu do czynienia ze zdarzeniem znamiennym, z podwójnym dowodem, który świadczy w szczególny sposób o bilokacji Natuzzy. Opowiada pani Mercuri: „Może dziesięć lat temu, podczas rozmowy w moim domu z ojcem Ludwikiem Ragionem, nagle nastąpił jakby koniec świata: żyrandol zaczął się bujać i dał się słyszeć głośny rumor, w którym można było odróżnić uderzenia w okno i w kredens. Myślałam, że na ulicy zdarzył się wypadek samochodowy i wybiegłam na balkon, ale na zewnątrz panował całkowity spokój. Wówczas przyszło mi do głowy, że to mogła być Natuzza, i powiedziałam to ojcu. »Co też mi opowiadasz?« - odparł ojciec Ludwik. Lecz ja, nalegając, rzekłam: »Zatelefonujmy do niej« - i podyktowałam mu numer telefonu. »Ale co mam jej powiedzieć!«. »Ze ojciec był ze mną, i że rozmawialiśmy*. Wykręcił numer Natuzzy i - zanim zaczął mówić - Natuzza powiadomiła go, że to ona spowodowała owe hałasy, by wyrazić poparcie dla tego, co mu mówiłam. Byłam bardzo poruszona tym zdarzeniem". Ojciec Ludwik Ragione, pasjonista, do 1983 roku proboszcz parafii Matki Bożej Bolesnej w Rosarno, tak opisuje to zdarzenie: „Był to październik 1971 rok, a ja dopiero co przybyłem do Rosarno. Pani Mercuri mówiła mi o problemach dotyczących parafii. Nie zgadzałem się z nią, choć ją szanowałem i nadal szanuję, jako bardzo dobrą parafiankę i osobę o wspaniałej duchowości. Dlatego wyraziłem swoje stanowisko w tej kwestii. Ona jednak obstawała przy swoim zdaniu i dyskusja z minuty na minutę ożywiała się, aż nagle usłyszałem głośne drżenie szyb, jak gdyby ktoś gwałtownie uderzał w okno. Pani Mercuri, blednąc, powiedziała, że według niej była to Natuzza. Zapytałem: »A któż to jest Natuzza?«. A ona: »To ta, która rozmawia ze zmarłymi, widzi 178 aniołów i tak dalej. Zatelefonujmy do niej szybko, by zobaczyć, czy to była ona«. Pani Mercuri wybrała numer i podała mi słuchawkę. Nie przypominam sobie, bym powiedział: »Tu ojciec Ludwik«. Tymczasem głos z tamtej strony powiedział: »Ojcze, nie masz racji, to ta pani ma rację!«. W najwyższym stopniu zdziwiony zapytałem ją: »A cóż może pani wiedzieć o tym, o czym dyskutuj emy?«. Odpowiedziała natychmiast: »A to brzęczenie szyb, któż mógłby spowodować?«. Ogarnęło mnie zdumienie". To znamienne zdarzenie, wykazujące wyraźnie realność biloka-cji, miało swój dalszy nie mniej znamienny ciąg z dwoma świadkami, panią Franciszką Mercuri i jej szwagrem, Hubertem Fran-conim z Rosarno. Rodzice pani Mercuri dowiedzieli się, co się jej przytrafiło. Następnego dnia Hubert Francone poprosił szwagierkę, by mu o tym opowiedziała. Kiedy Franciszka zrelacjonowała mu to wydarzenie, stojąc z nim na ulicy, nagle oboje ujrzeli, jak okna tego samego pokoju, w którym słyszano owe hałasy, zaczęły gwałtownie trzaskać, otwierając się i zamykając. Tak powtarzało się trzykrotnie. Ponieważ w pokoju wówczas na pewno nie było nikogo, pani Mercuri pomyślała, że mogła to być znów Natuzza. Oboje natychmiast pojechali samochodem do Paravati. Gdy spotkali się z nią, Natuzza rzekła im: »Przestraszyliście się!«. »Ale dlaczego pani to robi?« - zapytała ją pani Mercuri. A Natuzza: »To nie ja, tylko pani wuj, kapłan118, ponieważ od dawna o nim nie myślicie. Bóg pozwolił na to, by nie uważano pani za pomyloną, gdy opowiada pani o tych rzeczach" (s. 200). 97. Profesor Aldo Carpanzano (Catanzaro) „Pewnego dnia, a było to w 1975 roku, jeżeli się nie mylę, usłyszeliśmy dzwonek przy drzwiach mojego domu. Poszedłem, otworzyłem, ale nikogo nie było. Wyjrzałem przez okno i też nikogo nie zobaczyłem. Pomyślałem więc, że to mogła być Natuzza. Stwierdziłem, że fakt ten wydarzył się około godziny jedenastej. Następnego dnia udałem się do Natuzzy i zapytałem ją: «Niech pani zaspokoi moją ciekawość: czy to pani przybyła do mnie w duchu?» «Tak» - odpowiedziała. «A o której godzinie? - zapytałem». «Około jedenastej ». Ksiądz Franciszek Mercuri (1880-1957). 179 Innym razem, podczas gdy z moją żoną i jedną z naszych przyjaciółek oczekiwaliśmy przybycia naszych dzieci z uniwersytetu florenckiego, usyszeliśmy - około dwudziestej trzeciej trzydzieści - jak ktoś otwiera drzwi kluczem. Poszliśmy zobaczyć, myśląc, że to nasi synowie. Drzwi były nadal zamkniętae i nikogo nie było. Gdy zapytaliśmy później Natuzzę, ona przyznała, że to była ona. W ramach moich obowiązków instruktora i biegłego, zlecono mi sporządzenie w gminie Pizzo pewnego orzeczenia. Po wykonaniu koniecznych w tym celu prac, zorientowałem się, że powinienem posłać kogoś do więzienia, ale z racji czysto ludzkich nie miałem odwagi tego uczynić. Wahałem się między obowiązkiem a współczuciem. Gdy znalazłem się w swoim gabinecie, wezwałem w myślach Natuzzę, prosząc ją o oświecenie. Kiedy tak myślałem, usłyszałem na dachu gabinetu hałas, podobny do tego, jaki powoduje spadająca piłka (czasami zdarza się, że grający na ulicy chłopcy, wkopują piłkę na dach). Poszedłem zobaczyć, ale żadnej piłki nie było. Wróciłem do gabinetu, i gdy zacząłem myśleć znów o swoim sprawozdaniu, usłyszałem ponownie odbijającą się piłkę na dachu, ale słabiej niż poprzednio. Wyszedłem jeszcze raz na zewnątrz i tym razem też niczego nie zauważyłem. To z pewnością Natuzza, pomyślałem. Dzień później udałem się do Natuzzy i odpowiedziałem jej to, co się wydarzyło. «Tak, to byłam ja» - odpowiedziała. «Pierwszy raz przybyłam z aniołkiem; drugi raz z duszą z czyśćca, z kobietą której nie znam, jednak przypuszczam, że to była pana krewna» (później pokazaliśmy jej fotografie zmarłych krewnych, a ona rozpoznała moją teściową, która zawsze chciała mego dobra). W związku z moim dylematem Natuzza powiedziała: «Niech pan postara się włożyć togę miłosierdzia!* «Ale, wkładając taką togę, nie spełnię mojego obowiązku! - odpowiedziałem». A ona: «Jeżeli coś się czyni w dobrym celu...». Poszedłem za tą wskazówką" (s. 201). 98. Antonietta Fiumara (Serrata) „Pewnej nocy 1978 roku, kiedy leżałem w łóżku, mój mąż, który miał wrzody żołądka, dostał ataku i jęczał z bólu. Zaczęłam wzywać Natuzzę, prosząc ją: «Uśmierz mu ten ból!!». W pewnym momencie mój mąż uspokoił się, ja natomiast zaczęłam słyszeć w pokoju pod naszą sypialnią jakieś zamieszanie, stąpanie nóg, stuk przesuwanych krzeseł, skrzypienie dziecinnego bujaka (choć byłam przeko- 180 "nana, że go tego wieczoru odczepiłam!). Pomyślałam wówczas, że to może złodzieje przyszli kraść, ale po co mieliby wieszać bujak? Na pewno nie myślałam o Natuzzy, a jedbnocześnie przeko-[ nana byłam, że do domu weszły obce osoby. Przez dobrą chwilę j nadsłuchiwałam, a ponieważ hałas się zwiększał, zbudziłam mojego ! męża. On również usłyszał hałas. Wstał, wziął pistolet i zszedł na dół. W tej samej niemal chwili pomyślałam: «A jeżeli to jest Natuz-za?». Jeszcze nie skończyłam tej myśli, gdy nastała całkowita cisza. [ Mój mąż rozglądał się wszędzie, ale nie spostrzegł nic podejrzanego. (Rozzłościł się na mnie: «Zbudziłaś mnie!». Powiedziałam mu, że [wezwałam Natuzzę, by przyszła i uśmierzyła jego bóle. Zaśmiał się [i zasnął. Po dwóch dniach udałam się do Natuzzy, która -jak tylko mnie [zobaczyła - zaczęła się śmiać. «Dlaczego pani się śmieje? - spyta-jłam». Śmieję się, gdyż najpierw mnie panmi wzywa, a potem... po co [cały ten strach, budzenie męża... pistolet!» Odpowiedziałam jej: |«Bałam się, ponieważ było za dużo hałasu». A ona: «Nie byłam sama, jbyły ze mną dusze z czyśćca, a ponadto pozostawiliście wszystkie irzeczy porozrzucanej. «Co takiego - spytałam zdziwiona?». «A tak, Ina podłodze walały się samochodziki, był bujak i jak przechodziliś-[my powstawał hałas!». «A pani, po co pani przyszła - zapytała?». «Ponieważ moje przyjście było konieczne!». Z jej wypowiedzi wywnioskowałam, że bez obecności Natuzzy mój mąż cierpiałby nadal, a może nawet dostałby krwotoku lub czegoś innego" (s. 203). 99. Teresa Romeo (Melito Porto Salvo) „Pewnego dnia, w lutym 1980 roku, doznałam przykrości. ^Zostało mi powierzone delikatne zadanie, które udało mi się szczęśliwie wykonać w oznaczonym terminie. Później, pewna osoba, która znała tę sprawę, z zazdrości upokorzyła mnie. Wieczorem, gdy modliłam się w kuchni - a w domu był poza mną tylko mój mąż i córka, nagle usłyszałam dźwięk dzwonka. Myślałam, że hałas dochodzi z wyższego piętra, ale dzwonienie powtarzało sie tuż za moimi plecami coraz mocniej. Przy trzecim dzwonku pomyślałam o Natuzzy i poczułam wyraźny spokój. Był to piątek wieczór. Nazajutrz poszłam do Natuzzy. Jak tylko zaczęłam mówić: «Natuz-zo, wczoraj wieczorem...», ona przerwała mi: «Zważ, Tereso, wczoraj wieczorem przyszła twoja matka i ze smutkiem mi rzekła: „Biedna moja córka, jak wielkiej przykrości doznała!". Przybyliśmy do ciebie, 181 ja, twoja matka i anioł. Nie wiedziałam, co ci się przytrafiło. Nie mogłam cię spytać o to, gdyż był to piątek. Dziś wiem, jaka przykrość cię spotkała». Jestem całkowicie pewna, że rozmowa między mną i Natuzzą odbyła się dokładnie tak, jak ją przekazałam, ani słowa wiłęcej, ani mniej" (s.204). 100. Ksawera Boragina, Reggio Calabria „Pewnego dnia, podczas gdy rozmawiałam, u mnie w domu z Różą La Cavą, usłyszeliśmy głośny rumor otwierających się drzwi jednego z pokoi. Myślałam, ze to wstał mój mąż, który leżał w łóżku. Róża zaś pomyślała, iż to mogła być Natuzza, o której przed chwilą rozmawiałyśmy, ponieważ następnego dnia miałyśmy się do niej udać. Kiedy wyszłyśmy z pokoju stwierdziłam, że mój mąż spokojnie śpi. Gdy dzień później poszłyśmy do Natuzzy, z uśmiechem zapytała nas: «Czyście coś słyszały wczoraj wieczorem?». A ja spytałam: «Była to pani?». «Tak, przyszłam razem z pani bratem». «Rozmawiałyśmy źle o pani» - powiedziałam jej żartem. A ona: «Nie o mnie nie rozmawiałyście źle!». Poprosiłam ją jeszcze: «Natuzzo, powiedz mi, co znajduje się w moim domu». A Natuzza: «Widziałam piękny obraz świętego Franciszka!». W moim domu, do którego Natuzza nigdy nie przybyła cieleśnie, mamy rzeczywiście wielki obraz świętego Franciszka z Paoli" (s. 206). 101. Doktorzy: Mariusz Cortese, Franciszek Ksawery Madonna i Elio ManneJla (Catanzaro) Mamy tu do czynienia ze świadectwem autentycznym, złożonym przez trzech lekarzy, którzy z racji swego wykształcenia nie tak łatwo ulegają sugestii. Podaję najpierw opowiadanie doktora Cor-tesego, a potem oświadczenia pozostałych dwóch lekarzy. Doktor Mariusz Cortese opowiada: „Kilka lat temu byli u mnie na kolacji przyjaciele, a wśród nich dwaj lekarze. Opowiadałem im o Natuzzy, a oni przez cały wieczór żartowali ze mnie, mówiąc, że z punktu widzenia nauki rzeczom tym nie należy dawać wiary. Nie miałem konkretnych dowodów, by zaraz odeprzeć ich zarzuty, ale przypomniałem sobie sprawę z krwią Natuzzy, którą przechowywałem w probówce. Wcześniej pobierałem w laboratorium jej krew do analizy119 i przy tej okazji zatrzymałem Wzmianka o tym pobraniu znajduje się w pierwszej książce o Natuzzy na stronie 154. 182 małą próbkę. Krew ta nie wydawała nigdy przykrego zapachu i właśnie to powiedziałem moim przyjaciołom lekarzom. Oni zgodzili się, że jak zobaczą tę probówkę, to osobiście potwierdzą. Przeszliśmy do pracowni. Gdy wyjąłem korek z probówki, oni poczuli zapach (był | to zapach charakterystyczny dla Natuzzy). Obydwaj wykrzyknęli I jednocześnie: »Czuć szczególny zapach, co trzymałeś w dłoniach?«. [Oczywiście, byłem w pełni usatysfakcjonowany tym, co się stało, I a cała ta sprawa zaszokowała wszystkich. Jakiś miesiąc potem udałem się do Natuzzy. Nie było ze mną owych dwóch lekarzy, tylko inne osoby z Catanzaro. Przyszła mi wówczas do głowy taka myśl, by opowiedzieć im o tym zdarzeniu w obecności Natuzzy. Zanim zacząłem mówić Natuzza rzekła: »Owego wieczoru byłam też w Catanzaro i wiem wszystko!«. Wyrwało mi się: »Jeżeli pani była, niech pani opowie!«. Natuzza opowiadała bardzo spokojnie, przede wszystkim z wielką dokładnością o tym, co się działo. Byliśmy wszyscy razem w salonie, potem przeszliśmy do pracowni (...)«. Przytoczyła precyzyjnie wszystkie słowa, jakie wypowiedzieli dwaj lekarze. Zapytałem ją więc (wiem, że Natuzza przemieszcza się w bilokacji nie z własnej woli, ale jest prowadzona, jak mówi, przez aniołka, albo przez jakiegoś zmarłego), jak znalazła się owego wieczoru w moim domu. A ona mi odpowiedziała, że towarzyszył jej jakiś zmarły i opisała wygląd fizyczny jakiegoś mężczyzny. Dokonałem przeglądu wszystkich naszych zmarłych, ale żaden z nich nie odpowiadał jej opisowi. . -¦ -¦.¦¦ ^ i:-v^;- Gdy wróciłem do Catanzaro, przyszło mi na myśl, by zatelefonować do jednego z moich przyjaciół i zapoznać go z dalszym ciągiem sprawy pachnącej krwi. Powiedziałem mu: »Słuchaj, Natuzza mówiła, że była u mnie w domu w towarzystwie zmarłego«, a następnie opisałem wygląd tego zmarłego, jaki podała Natuzza. Kiedy opisywałem jego włosy, doktor, z którym rozmawiałem, zaniemówił, gdyż rozpoznał w moim opisie cechy niedawno zmarłego swojego wuja. Zdarzenie to udowadnia, moim zdaniem, niewidzialną biloka-cję, o której nic nie wiedziałem, a której rzeczywiście domyślamy się z powodu odczucia zapachu. Została ona potem potwierdzona przez Natuzzę dokładnym opisem tego wszystkiego, co się działo, jak również przez obecność owego zmarłego, którego ja nigdy w życiu nie znałem" (s. 213-214). 183 I 102. Katarzyna Minniti (Reggio Calabria) „8 lub 9 maja 1981 roku mój szesnastoletni wnuczek Antoni Gatto, podczas gdy towarzyszył na motorynce swojemu przyjacielowi do jego domu, został uderzony przez samochód, doznając ciężkich obrażeń głowy. W szpitalu, rozpoznano uraz czaszki i obrzęk naczyniowy mózgu. Zapadł w stan głębokiej śpiączki szóstego stopnia, która trwała dwadzieścia jeden dni. Lekarze nie dawali nadziei przeżycia. Powiedzieli nam jasno, że jego życie znajduje się w wielkim zagrożeniu, mimo stosowania wszelkich możliwych środków i sposobów leczenia. Jego ojciec tak się przejął tą informacją, że doznał zawału serca i został umieszczony w tym samym szpitalu. Matka odchodziła od zmysłów. Ja i moja córka Sylwia błagałyśmy usilnie Natuzzę, by modliła się o życie Antoniego. Ponieważ był Wielki Post i nie można było z Natuzzą rozmawiać osobiście, Sylwia napisała do niej list z prośbą o udanie się do Antoniego w bilokacji i dotknięcie jego głowy swoimi rękoma. Jednak tego listu Natuzza nigdy nie przeczytała, co wyjaśniła nam, gdy po Wielkanocy mogłyśmy się z nią zobaczyć. Ponieważ jest analfabetką, a przychodzi do niej mnóstwo listów, nie otwiera ich - wyjaśniła - lecz tylko trzyma nad nimi rękę, prosząc: »Panie, uczyń cud wszystkim tym sercom strapionym*. Wypadek zdarzył się w niedzielę wieczorem, a w środę mój mąż, córka, siostra Anna, szwagier Paschalis, Gatto i inni krewni, razem z innymi osobami zbieraliśmy się do opuszczenia szpitala, by wrócić do domu, kiedy poczuliśmy na korytarzu silny zapach kwiatów, który ogarnął nas wszystkich niby fala. Zawołałam: »Co to za zapach perfum!«. A inni powtarzali to samo. Cudowna mieszanka zapachu pomarańczy, jaśminu, róż. Było tak, jak gdyby ktoś oblał nas perfumami. Ale korytarz był opustoszały, nie było na nim nikogo. Po wyjściu ze szpitala poszliśmy do domu mojej siostry, pełni smutku, ponieważ stan Antoniego był bardzo ciężki. Mój mąż usiadł w saloniku i w pewnym momencie powiedział: »Rita, co za zapach, czuję go znów!«. Również ja poczułam ten sam zapach z kliniki, a w pokoju nie było niczego, co by go wydawało. Trzy czy cztery dni później mój wnuczek zaczął poruszać się, choć nadal był nieprzytomny. Widać było jednak lekką poprawę, mimo, że połowa ciała pozostawała nadal sparaliżowana; w końcu odzyskał przytomność i po dwudziestu ośmiu dniach został wypisany ze szpitala. Wszystkich lekarzy ogarnęło najwyższego stopnia zdziwienie z powodu jego powrotu do zdrowia, a w szpitalu zaczęto go nazywać »cudownie uzdrowionym«. 184 t W szpitalu byli liczni lekarze, nasi krewni, wśród nich kardiolog Palermo i anastezjolog doktor Moschella. Ponadto Antoni leczony był przez doktora Panagię, Grassa, Caminitiego, ordynatora oddziału reanimacyjnego, oraz przez ekipę doktora De Viva, sławnego neurochirurga, który pracuje w Szwajcarii. Wszyscy ci lekarze na początku utrzymywali, że stan chłopca jest bardzo ciężki, właściwie beznadziejny. Teraz Antoni czuje się już dobrze i zaczął chodzić do szkoły. Po Wielkanocy, po raz pierwszy od wypadku, razem z mamą Antoniego udaliśmy się do Natuzzy. Nie mówiliśmy nic, ponieważ chcieliśmy wiedzieć, czy Natuzza sama nam coś powie. Moja siostra wyciągnęła z torebki fotografię Antoniego, by jej podać. Widząc to Natuzza powiedziała jej: »Po co mi pani pokazuje, nich pani ją zachowa. Pani syn jest żywy i czuje się dobrze. Ja oglądam tylko fotografie zmarłych«. Potem opowiedzieliśmy, co się stało, a ona potwierdziła, że zapach był spowodowany przez nią. Powiedziała: »To byłam ja, razem z pewnym zmarłym, nie wiem, kto to mógłby być, i dotknęliśmy jego głowy«. »A więc pani zna Antoniego?« - zapytałam ją, a ona: »Skoro wam mówię, że weszłam i dotknęłam go!«. My na pewno nie mówiłyśmy jej, że była to sala reanimacji. Przecież Antoni mógł znajdować się w sali na jakimś innym oddziale. Skąd mogła o tym wiedzieć? Potem dodała: »Wszyscy wasi zmarli modlili się za niego«. Zapytałyśmy ją następnie, czy jest konieczne zrobienie tomografii komputerowej (CT), a ona odpowiedziała: »Chłopiec jest w porządku, jak na dziś. Nie znam przyszłości. Jeśli chcecie zrobić CT dla uspokojenia się, zróbcie« (s.215-216). 103. Katarzyna Donato (Catanzaro) „Mój brat miał raka płuc z późniejszymi przerzutami do mózgu. Lekarze powiedzieli nam, że nie ma żadnej nadziei. Ja jednak wciąż miałam nadzieję i chciałam udać się do Natuzzy, by dowiedzieć się coś w tej sprawie, jednak - może z obawy otrzymania niepomyślnej odpowiedzi - ciągle odkładałam wyjazd. Pewnej nocy śniło mi się, że udałam się do Natuzzy z mężem i moją szwagierką (bardzo życzliwą Natuzzy). Zastaliśmy jej dom pełen ludzi. Ale ona - cały czas dzieje się to we śnie - ujrzała nas i rzekła: »Przepuśćcie tę panią, ponieważ jej brat umiera i chcę z nią porozmawiać«. Przeszłam przez tłum, a ona mnie objęła i powiedziała: »Proszę o odwagę, nic tu nie można zrobić!«. Dwa dni po śnie, 26 listopada 1979 roku, mój brat, Antoni Romanello zmarł w Turynie. • ¦ ¦>¦ 185 Zaraz po śnie i śmierci mojego brata nie poszłam do Natuzzy. Nastąpiło to dopiero 8 maja 1981 roku. Zaledwie mnie ujrzała, rzekła mi: »My już się znamy«. Odpowiedziałam jej: »Tak, pani mi się śniła...«. A ona: »Nie śniłam się pani, przybyłam do pani w duchu«" (s. 225). 104. Rodzina Marinellich (Rosarno) „21 stycznia 1978 roku mój brat Wenancjusz świętował wieczorem chrzest swoich synów - bliźniaków. Gościł w swoim domu dwudziestu dwu krewnych i przyjaciół. W pewnym momencie rozmowa zeszła na temat zjawisk związanych z Natuzzą i czyśćcem. Wówczas ktoś z obecnych oświadczył, że nie daje temu wiary. Mój kuzyn Jan Karol Marinelli i moja szwagierka Assunta Mezzanotte zmartwili się bardzo tym faktem i oboje odczuli chęć pomodlenia się w myśli do swoich aniołów stróżów, by udali się do Natuzzy i poprosili ją o zjawienie się lub danie jakiegoś znaku. W chwilę potem w apartamencie, w którym przebywaliśmy, zgasło światło, mimo że w innych pokojach paliło się. Ktoś przestraszył się, gdy Assunta stwierdziła, że zrobiła to Natuzza. Potem przekonaliśmy się, że przepalił się bezpiecznik ogólny tego apartamentu znajdujący się w głębi klatki schodowej, blisko drzwi wejściowych do budynku. Nazajutrz Jan Karol, dokładnie przeze mnie pouczony, udał się do Natuzzy i rzekł do niej:»Wczoraj znajdowałem się w domu mojego kuzyna Wenancjusza, gdzie rozmawialiśmy o pani. Były też osoby niewierzące. W pewnym momencie coś się stało. Przepraszam, że postawię pani takie oto pytanie: co się stało? Natuzza natychmiast odpowiedziała: »Zgasło światło! To ja przybyłam, ale nie wchodzi-! łam po schodach, tylko zgasiłam światło na dole i odeszłam. Na górze były również z wami dusze czyśćcowe. Wezwał mnie pan i pana krewna!«. , ' - Rozmowa Jana Karola i Natuzzy była dokładnie taka, jak ją przytoczyłem. Natuzza nigdy nie była osobiście w domu mojego brata, nie wiedziała więc, że w głębi klatki schodowej znajdowały się bezpieczniki elektryczne" (s. 231-232). 105. Doktor Karmela Rocciolo (Cittanova) „Kilka lat temu - gdy wraz z przyjaciółką, Teresą Pugliese z Vibo Valentia przebywałam w Rzymie - przeżyłyśmy niezwykłe zdarzenie. Pewnego dnia po skończeniu nauki (w naszym pokoiku) wyszłyśmy, by trochę odpocząć. Doskonale pamiętam, że ja uczyłam 186 się fizjologii, a moja przyjaciółka fizyki, i że przed wyjściem zamknęłyśmy książki i położyłyśmy je na swoim miejscu. Jakież było nasze zaskoczenie, kiedy po powrocie do pokoju zobaczyłyśmy książkę od fizyki otwartą na tej stronie, na której Teresa przerwała naukę, i znalazłyśmy na tejże stronie piękną białą wstążeczkę. Nie była to wstążeczka moja, ani też Teresy, nigdy też jej nie widziałyśmy. Przeszłyśmy się po instytucie, pytając koleżanek, czy to one ją zostawiły podczas naszej nieobecności (zamknęłyśmy pokój i zostawiłyśmy klucz w portierni), ale żadna nic o tym nie wiedziała, ani też nikt nie brał klucza od naszego pokoju, by wejść do niego. Pomyślałyśmy więc, że mógłby to być znak od Natuzzy i rzeczywiście-po powrocie do Kalabrii Natuzza przyznała, że przybyła do nas w duchu i pozostawiła wstążeczkę, na której miała zawieszony krzyżyk, by dać nam dowód, iż ciągle nam towarzyszyła i opiekowała się nami (s. 237). 106. Andreina Saponara (Bari) Pani Andreina Saponara z Bari bardzo pragnęła mieć zakrwa-1 wioną chusteczkę Natuzzy, ale nie udało się jej zdobyć. Natomiast przez Marię Bursese z Miletu otrzymała jedną dla swojej przyjaciółki Elizy Castellace. Kiedy chusteczka nie została jeszcze doręczona adresatce, Andreina doznała pokusy, by tego nie czynić i zatrzymać ją u siebie. Ojciec Pio, którego Andreina była wielbicielką, zawiadomił ojej gorącym pragnieniu Natuzzę, która w bilokacji zaniosła w darze | skrwawioną chusteczkę, koronkę różańca i metalowy krzyżyk. Ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu i wzruszeniu Anderina znalazła w domu na swoim łóżku dary Natuzzy. Wezwała wówczas swoją przjaciółkę Elizę, która przyszła do niej razem z Rosarią Ricci. Podczas gdy opowiadała im o tym, co zaszło, poczuła silny zapach, świadczący o duchowej obecności Nattuzy. Radość Andreiny z tego co się stało, była taka, że wspaniałomyślnie pozbawiła się chusteczki i dwóch przedmiotów, podarowując je mnie na dowód prawdziwości owego zdarzenia. Na chusteczce widnieje zdanie: życie zakończyło uderzenie włóczni, wizerunek Chrystusa zmartwychwstałego, Serca Jezusa, konsekrowanej hostii, korony cierniowej i dusz czyśćcowych. Na tej chusteczce została przyniesiona koronka i krzyżyk120. 120 Pisząc to zdanie, Autor odsyła Czytelnika do książki W. Rimanellego. Tłumacz przełożył je ze względu na treść. A oto tekst włoski: „La vita e finita con (un) colpo di (lancia)". 187 Zdarzenie to rzeczywiście miało miejsce: Natuzza potwierdziła mi je w pełni („współudział" Ojca Pio również został potwierdzony przez samą Natuzzę), posiada nadzwyczajne znaczenie, ponieważ odznacza się cechą całkowitej obiektywności i dostarcza zjawisku bilokacji w pełni wiarygodnego dowodu, wykazując ponadto, że duch jest zdolny przenosić przedmioty materialne na odległość. Fakt, że Andreina Saponara podarowała mi z własnej woli ten „dowód bilokacji", pozbawiając się chusteczki, której tak bardzo pragnęła (kto posiada chusteczkę Natuzzy, niechętnie się jej pozbawia), stanowi dodatkową cechę wiarygodności tego, co się stało. Oto bezpośrednie świadectwo Adreiny Saponary. „Ja, Adreina Saponara stwierdzam, że w moim domu, na moim łóżku znalazłam zawiniątko, rozwiązałam je i z wielką radością zobaczyłam chusteczkę. Była to chusteczka Natuzzy, razem z krzyżykiem i małym różańcem na dziesięć Zdrowaś Maryja. W chusteczce znajdowały się przepiękne obrazki. Gdy je zobaczyłam, zawołałam: »O, Natuzzo moja, wysłałaś mi swoich posłów!«. Zatelefonowałam do Elizy, która do mnie przyszła razem z przyjaciółką, Rosarią Ricci, studentką uniwersytetu. Eliza rozwinęła chusteczkę i widząc owe cudowności, zawołała: »Mój Boże, jak piękne rzeczy Natuzza ci przysłała!«. Ja w owym momencie usłyszałam szept głosów, jednak nie widziałam nikogo, tylko poczułam tajemnicze zapachy" (s. 238). Bilokacje z ukazywaniem się plam krwi Profesor Walery Marinelli, w II tomie swojej książki o Nattuzy na 240 stronie stwierdza: „Wiele osób znajdowało w swoich domach krwawe plamy, których pojawienie się tłumaczono jako znaki wizyt bilokacyjnych Natuzzy, ponieważ - w niektórych przypadkach - krótko przed spostrzeżeniem plam miały jej widzialną wizytę, albo dlatego, że pytana przez nich Natuzza potwierdzała swoją wizytę duchową i mówiła, iż pozostawia ślady krwi (która spłynęła z jej stygmatów, albo była znakiem działania Bożego). Natuzza jest świadoma tego, że pozostawia plamy krwi, które są związane z jej wizytą bilokacyjną, co albo potwierdza (lub też neguje, gdy zachodzi pojawienie się krwi o innym pochodzeniu)121, 121 Zdarza się, że krew pochodzi od osób, które ją znajdują, a która wypłynęła z ich ciał, z czego nie zdawały sobie sprawy, w tych wypadkach więc Natuzza zaprzecza, że krew pochodzi od niej. 188 albo też czasami dowodzi, jak to wynika na przykład ze zdarzenia numer 3. Kilka razy badałem osobiście owe plamy, które na ogół znajdowały się na ubraniach, prześcieradłach, poduszkach, a nawet na firankach, podłodze, fortepianach, drzwiach, ścianach, i miały wygląd krwi. Poddawałem je również analizom laboratoryjnym, jak to jest opisane w paragrafie 13, otrzymując wynik pozytywny, a więc dowód naukowy prawdziwości bilokacji hematologicznej Natuzzy. W niektórych przypadkach krew «bilokacyjnie» tworzyła hemo-grafie podobne do tych, jakie określa Natuzza143, co stanowi oczywisty dowód jej obecności. Ostatnie świadectwo opisuje przypadek również udokumentowany fotograficznie. W paragrafie tym zostanie przedstawionych siedemnaście świadectw. Liczba przypadków bilokacji Natuzzy z ukazywaniem się krwi jest o wiele większa i sięga prawdopodobnie kilkuset". Tyle Marinelli. Przytaczam opis zamieszczony przez niego pod numerem 3. : -•¦•¦ 107. Profesor Jolanta Gualtieri i inżynier Leonard Romano, Castellammare del Golfo (Palermo) Opowiada inżynier Romano: „W sierpniu 1975 roku moja żona przebywała na Sycylii w Castellammare del Golfo. Pewnego poranka, obudziwszy się, znalazła na prześcieradle i na poduszce plamy krwi, które nie mogły pochodzić od niej, ponieważ nie zauważyła żadnego upływu krwi. Myśląc, że mogła to być Natuzza, zatelefonowała do mnie do Vibo Valentio, nie opowiadając mi, co się dokładnie stało, lecz tylko mówiąc: »Idź do Natuzzy do Paravati i zacznij jej coś opowiadać*. Tego samego dnia udałem się do Natuzzy, która wyszła mi naprzeciw mówiąc: »Wiedziałam, że pan przyjdzie, oczekiwałam pana tego rana, ponieważ w nocy udałam się w duchu na Sycylię do pana żony i zostawiłam na łóżku plamy krwi, co więcej, pozostały tam również muśnięcia moich palców". Zatelefonowałem zaraz do żony, informując ją o tym, co mi powiedziała Natuzza. Poszła i przyjrzała się na nowo plamom krwi. Stwierdziła, że rzeczywiście były tam krwawe odciski palców, których przedtem nie rozpoznała, gdyż wydawały jej się zwykłymi zaplamieniami. Później Natuzza powiedziała jej, że udała się do niej razem z jakimś zmarłym, w którym moja żona - z jej opisu - rozpoznała swojego ojca. Świadomy ważności próby przedstawionej w tym wydarzeniu, 189 gwarantuję całkowicie, że fakty przedstawiają się dokładnie tak, jak je opisałem, bez dodania ani ujęcia czegokolwiek". Podaję doświadczenie Marinellego, dotyczące badania krwi Natuzzy, przeniesionej przez nią w bilokacji na odległość wielu kilometrów. „Rosetta Blaschi Ursetta z Catanzaro podarowała mi poszewkę od swojej poduszki, na której jakieś miesiąc temu - znalazła, plamę krwi pozostawioną przez Natuzzę. Badania laboratoryjne zostały przeprowadzone przez profesora Franciszka Aragonę, przez kierownika Katedry Medycyny Sądowej i Ubezpieczeń na Uniwersytecie w Mesynie, potwierdzając charakter plamy z krwi ludzkiej, jak również wykazując jej przynależność do grupy 0, tej samej co Natuzzy122. Krwawa plama nie mogła pochodzić od pani Rosetty Ursetty, gdyż jej krew należy do grupy A, ani do jej męża, Serafina, którego i krew ma grupę B. Innym faktem interesującym i ważnym jest to, że na tej samej poszewce widnieje wizerunek krucyfiksu. Wizerunek ten nie jest wyraźny, ale wystarczająco rozpoznawalny, szczególnie na dowodzie oryginalnym123. > , Ponieważ wówczas, kiedy znaleziono zaplamienie w domu Ursettich nie przebywał nikt z zewnątrz, poza dwojgiem małżonków, przynależność krwi z plamy do grupy krwi Natuzzy wskazuje - z punktu widzenia naukowego - na prawdziwość bilokacji hematologicznej Natuzzy, albo też cud zdziałany przez Boga. 122 Określenie grupy jej krwi miało miejsce wcześniej i zostało przedstawione w pierwszej książce o Natuzzy. 123 Autor ponownie odsyła Czytelnika do dzieła W. Rimanellego, w którym została zamieszczona fotografia zaplamionej poszewki i powiększenie zarysu krucyfiksu, jak również do oświadczenia Rosetty Ursetty, sprawozdania hematologicznego profesora Franciszka Aragony i opisu analizy krwi małżeństwa Ursettich (przyp. tłum.). 190 D. ZJAWISKA MEDIUMICZNE w świetle nauki Kościoła i parapsychologii Stykamy się z konieczności - ze względu na współczesną mentalność - z wielkimi trudnościami z przyjęciem wiary w istnienie życia pozagrobowego. Jawi się ona nam - również pewnej liczbie wierzących - jako pewnego rodzaju pobożne i obowiązkowe wyobrażenie, konieczność praktyczna, skłaniająca nas do tkwienia jedną nogą w tym świecie, świecie materialnym, a drugą w świecie czystych koncepcji przejętych z tradycji, ale pozbawionych obiektywnego fundamentu. Musimy jednak przyznać, że równocześnie, obok sceptycyzmu co do „tamtego świata", istnieje niezwykle żywe zainteresowanie tajemniczymi zjawiskami wszelkiego typu, które zdają się komunikować nas z innym światem: szczególnie spirytyzmem, znajdującym - nawet wśród katolików - coraz to większe uznanie. W tej materii należy zauważyć, że spirytyzm obejmuje obszar delikatny i niebezpieczny, co Kościół - opierając się na Biblii - niejednokrotnie stwierdzał. Biblia potępia nekromancję (szczególny rodzaj komunikacji z rzekomymi zmarłymi, występujący w kulturach plemiennych, choć nie brak go i w naszych krajach) ze względu na jej ścisłe powiązanie z religiami magicznymi i naturalistycznymi. Podczas gdy Bóg - jak to ukazuje Objawienie biblijne - pragnie nas doprowadzić do szczęśliwości ponadziemskiej przez miłość i ufne posłuszeństwo względem Niego oraz przyjęcie przez nas przyszłości nam nie znanej, do której każdy z nas jest przez Niego dopuszczony, to człowiek usiłuje, posługując się mocą „duchów" (magia, wróżbiarstwo, nekromancja), poznać swoją przyszłość, szkodzić czarami swoim przeciwnikom i tworzyć według własnych upodobań bieg wydarzeń, sukcesu, bogactwa i władzy. W dzisiejszych kulturach plemiennych, w których praktykuje się magię i nekromancję, Stworzyciel jest zapomniany, a cały kult jest zwrócony - za pośrednictwem czarów - w stronę zmarłych, by uzyskać od nich „rzucanie uroków,, na nieprzyjaciół i materialne korzyści dla proszących. Zakazy Urzędu Nauczycielskiego Kościoła odnośnie do spirytyz-mu (ostatni z 1917 roku) motywowane są zakazami z Biblii, 191 dotyczącymi nekromancji (która może przejawiać związek z pewnymi typami spirytyzmu), przede wszystkim jednak możliwością włączenia się pod fałszywym imieniem w kontakty mediumiczne duchów złych, zmierzających do sprowadzenia żyjących na ziemi z własnej drogi, a nawet wywołania u niektórych zjawiska, zwanego „opętaniem". Wraz z postępem parapsychologii naukowej uczeni - również wierzący - dopatrują się dziś w większości zwykłych przekazów mediumicznych nie tyle obecności szatana, co odbicia psychiki mediów i uczestników. Tylko w niektórych przypadkach rozpoznają godne uwagi oznaki kontaktu z inteligentnymi istotami, nie żyjącymi na tym świecie. 1) Zdarzają się przypadki, w których domniemany zmarły ujawnia charakter, sposób myślenia i mówienia - jaki posiadał w tym życiu ten, za którego się podaje - nazwiska i zwyczaje osób znanych jemu i uczestnikom seansu, przede wszystkim jednak przekazuje wiadomości - absolutnie nie znane medium i uczestnikom, a wiadome tylko zmarłemu - z okresu jego życia na ziemi i potem sprawdzone. 2) Tego rodzaju ujawnienia mogą mieć znaczną wartość poszlakową, jeżeli stwierdza się brak szczególnych i nadzwyczajnych cech jasnowidztwa medium i uczestniczących (którzy nigdy nie przejawiali tych cech w swoim zwykłym życiu) a tym bardziej - gdy te rewelacje występują z właściwościami paranormalnymi, których nie można im przypisywać w sposób racjonalny (jak na przykład pióro piszące bez pośrednictwa medium). Wiadomości dotąd nieznane i dokładnie zweryfikowane, są więc znakiem wystarczająco przekonującym o obecności jakiegoś ducha nawiązującego kontakt z tamtym światem, jednak nie dają jeszcze pewnych dowodów, że jest on rzeczywiście tym zmarłym, za którego się podaje. Mogą pochodzić od istot oddzielonych od Boga, które przekazują wiadomości dokładne i sprawdzające się, by wprowadzić w błąd na innych obszarach, niemożliwych do skontrolowania i sprowadzać wierzących - na przestrzeni dłuższego czasu - na zwodnicze pozycje moralne i religijne, albo też osłabiać u wierzących choćby jeden ważny punkt nauki Jezusa. 3) Bóg dozwala na interwencje niektórych zmarłych w nasze życie, by pomóc nam wierzyć w życie wieczne i upomnieć, byśmy nie przywiązywali się do rzeczy tego świata (por. św. Tomasz, Summa, I, 89,8 ad 2; Suppl. 69,3; i gdzie indziej). Nauka katolicka, przestrzegając przed spirytyzmem, nie stwierdziła nigdy, że w każdym przypadku jego pochodzenie jest diabelskie. 192 Kościół pozwala na przeprowadzanie doświaczeń na tym polu przez kompetentne i upoważnione przez biskupa osoby (solidna formacja religijna i moralna, zmysł krytyczny, pewna wiedza parapsychologiczna, równowaga psychiczna), by przy zachowaniu należnych zabezpieczeń - (na przykład medium powinno odznaczać się prawością moralną i nie pełnić posługi dla zysku lub rozgłosu) - poznać prawdę. Stosując te przepisy, Urząd Nauczycielski Kościoła postępuje zgodnie z przeważającą opinią uczonych, że zjawiska mediumiczne wynikają często z przyczyn występujących na ziemi (nieświadomość uczestników seansów lub oszustwo mediów), ale nie wyklucza, że w pewnych przypadkach zjawiają się rzeczywiście określeni zmarli. 193 E. ZJAWIENIA ZMARŁYCH ŚWIĘTYCH POTWIERDZONE KONFRONTACJAMI i Przeznaczam sporo miejsca „wizytom" w duchu, ponieważ ten rodzaj zjawisk u świętych jest dzisiaj nie znany, również wśród katolików, jak i dlatego, że zjawienia zmarłych - nawet świętych - dość często bywają negowane i ośmieszane przez przeciętnego człowieka. Przytaczam kilka przypadków zjawień świętych po ich śmierci. Historyczne i udokumentowane opisy tego typu przypadków są stokroć częstsze niż zjawisko bilokacji. Wystarczy pomyśleć, ilu świętych zostało kanonizowanych w ostatnich pięćdziesięciu latach, a przecież od każdego z nich wymagane były przynajmniej cztery cuda, zdziałane po śmierci, za ich wstawiennictwem i przy ich uczestnictwie. Święty był wzywany, jego relikwia często była przynoszona do chorego, w wielu przypadkach święty zjawiał się modlącym się do niego. Wskutek tych okoliczności ciężka choroba natychmiast znikała. Rygorystyczne badania naukowe, przeprowadzone następnie na chorym, wykluczały wyzdrowienie z powodu jakichkolwiek przyczyn naturalnych. Zdarzenia te - podobnie jak bilokacje - prowadzą do logicznego wniosku, że duch tych świętych i oczywiście nas wszystkich, oddzielony od ciała po śmierci, dalej żyje, trwa i działa. Zjawienia zmarłych ukazane w Biblii W najstarszych księgach Biblii Objawienie Boże co do życia wiecznego jest mgliste i domyślne, stając się później wyraźniejsze i bardziej wykrystalizowane w księgach napisanych po powrocie z niewoli babilońskiej. W drugiej Księdze Machabejskiej znajduje się opis, jak Juda Machabeusz składa ofiarę w celu uzyskania przebaczenia za grzechy wojowników zabitych podczas walki (2 Mch 12, 38-45). Właśnie tu opisany jest pierwszy znak życia po śmierci: zjawienie się dwóch świętych zmarłych (2 Mch 15, 6-28). Prawdę mówiąc, była już o tym mowa w księgach wcześniejszych, w opisie zjawienia się zmarłego Samuela (1 Sm 28), ale było ono spowite aurą nielegalności, gdyż nastąpiło podczas zakazanej praktyki nekromancji. Tu natomiast zjawienie jest spontaniczne. 194 Nikanor, generał króla Demetriusza, który przygotowywał się [z wojskiem do zaatakowania Judy, z nielicznymi ochotnikami [znajdował się w Samarii. Podczas gdy Nikanor przed bitwą ukazy-[wał bezgraniczną pychę, Juda starał się zapewnić swoim wojow-\ nikom pomoc Bożą i podnieść ich na duchu. Opowiedział im swój ! proroczy sen, w którym dwie postacie czczone w judaizmie, prorok Jeremiasz i arcykapłan Oniasz, dały mu przy pomocy słowa oraz [wręczenia złotego miecza, rękojmię opieki Bożej i zwycięstwa. ! I mimo mnogości nieprzyjacielskiego „wojska ustawionego w szyku i bojowym, słoni umieszczonych ze strony dogodnej, konnicy stojącej | na skrzydle", Juda ze swoimi zwyciężył, Nikanor zaś został zabity. Spełnienie się zapowiedzi jest pewnego rodzaju potwierdzeniem zjawienia. Autor święty kładzie nacisk na opisanie zjawienia jako zdarze-¦ nia godnego wiary („axiopistos"), jako rzeczy pewnej i obiektywnej. I Słowo „ypar" użyte przez niego określa zjawienie realne, a nie fantazję, czyli odpowiadające rzeczywistości, które może mieć miejsce tak na jawie, jak i we śnie proroczym. Jest ono przeciwstawne do „óneiros" i „ónar" określających sen normalny124. . j W Nowym Testamencie znajduje się opis dwóch zmarłych świętych, Mojżesza i Eliasza, którzy ukazują się w postaci ludzkiej obok Jezusa i rozmawiają z Nim w chwili Jego przemienienia o przyszłej Jego śmierci. Oznacza to, że odkupienie dokonane przez Chrystusa było przygotowywane przez Prawo i Proroków, które oni reprezentowali, jak również świadczy o tym, że dusze zmarłych sprawiedliwych żyją i współpracują z Nim w dziele zbawienia, zjawiając się czasami ludziom i pomagając im przez to samo wierzyć (por. Mt 17, 1-18). •; ¦: « ; ; ; Święta Katarzyna ze Sieny widzi często swojego zmarłego ojca - ¦ Bardzo liczne są przypadki świętych dobrze znanych historii, którym podczas życia często zjawiali się umarli. Zdarzało się to św. Bernardowi, św. Dominikowi, św. Antoniemu Padewskiemu, św. Mikołajowi z Tolentynu, św. Franciszce Rzymiance, św. Franciszkowi z Paulii, św. Teresie z Avila, św. Marii Magdalenie Pazzi, 124 Por.: Homer, Odyseja 19,547; 20, 90; Pinadaros, Pieśń Olimpijska 13,67; Aischylos, Prometeusz skowany 485 n; Platon, Polityk 520. 195 św. Marcinowi z Porres, św. Józefowi z Kupertynu, św. Janowi Bosko, św. Gemmie Galgani i innym. Wystarczy przytoczyć dla przykładu urywek z Życia świętej Katarzyny ze Sieny, dzieła napisanego przez jej spowiednika, błogosławionego Rajmunda z Kapui. „Opowiadała mi w sekrecie ta święta dziewica (Katarzyna), że przez długi czas po śmierci wspomnianego Jakuba (Benincasy, ojca Katarzyny), jego duch, czyli Jakub, prawie każdego dnia przed nią się stawiał, dziękując jej za łaski otrzymane za jej pośrednictwem, wyjawiając jej wiele sekretów, przestrzegając przed zasadzkami nieprzyjaciela i strzegąc jej przed wszelkim złem"125. 108. Św. Franciszek z Asyżu zjawia się po śmierci i uzdrawia chorego. Wielu świętych ukazywało się po śmierci, przekazując orędzie i pozostawiając znak prawdziwości swojego zjawienia. W biografii św. Franciszka, napisanej przez św. Bonawenturę, czytamy: „W Katalonii, koło Ilerdy żył człowiek imieniem Jan, czciciel błogosławionego Franciszka. Został on w drodze napadnięty nie dlatego, że miał wrogów, lecz dlatego, że wzięto go za kogoś innego. Sądząc, że rani swojego nieprzyjaciela, napastnik tak rozciął mu pierś i plecy, że prawie odciął mu ramię, pozostawiając go w takiej sytuacji, by nie mógł przeżyć. Pod sutkiem miał olbrzymią ranę, przez którą wydobywający się oddech mógł zgasić sześć połączonych świec. Rany odniesione podczas napaści wydzielały nieprzyjemny zapach, którego nawet żona Jana nie mogła znieść. Nie oczekując już niczego od ludzi, zwrócił się do błogosławionego ojca Franciszka (zmarłego przed kilku laty). I oto, gdy biedak leżał sam i powtarzał imię Franciszka, zjawił się człowiek ubrany w habit, jaki noszą bracia mniejsi. Jak mu się zdawało, wszedł on przez okno, zawołał go po imieniu i rzekł: »Zaufałeś mi i oto Pan cię uwalnia*. Chory zapytał, kim jest, a on odpowiedział, że jest Franciszkiem i szybko zbliżył się do niego, odwinął bandaże z ran i nasmarował, jak mu się zdawało, jakąś maścią. W tym momencie chory poczuł, że dotyk świętych dłoni, mocą stygmatów Zbawiciela, leczy go i usuwa zgniliznę. Następnie błogosławiony Ojciec zniknął, a oxv, czując się MŁ&tomoiYym, xawo\a\ żonę. Przybiegła, a gdy zobaczyła, że mąż stoi, choć przekonana była, że trzeba będzie go AS, kwiecień III, 908. 196 raczej pochować, zdziwiona i przerażona zaczęła wzywać ludzi. Przybyli krewni i, biorąc go za szalonego, chcieli go z powrotem położyć do łóżka. Ale on powiedział im: Nie bójcie się i nie bierzcie za przywidzenie tego, co się stało: błogosławiony Franciszek dopiero co odszedł i swoimi świętymi dłońmi uzdrowił mnie ,»126 109. Św. Ranieri z Pizy po śmierci zjawia się i ratuje człowieka od zatonięcia. Kanonik Benincasa z Pizy, współczesny świętemu i jego biograf, pisze: „Pewien człowiek, zwany Angelo Bono, przybył do San Vito (gdzie święty mieszkał za życia) i został pobłogosławiony przez kleryka z San Piętro, pochodzącego z jednego z miast lukańskich. Następnie wyruszył do Jerozolimy i nawiedził Święty Grób Zbawiciela. Gdy wracał morzem, na okręcie Duranda z Brindisi o nazwie »Arundella«, i znajdowali się koło Methrone, rozszalała się straszna burza i okręt zaczaj tonąć. Angelo Bono znalazł się w morzu ściskając nogami deskę, a fale go wznosiły aż pod niebo i rzucały go w głębię. W owych chwilach ujrzał blisko siebie błogosławionego Raniera, wyglądającego i ubranego tak, jak go widział w San Vito (gdy żył), który trzymał go za ramiona i mówił: »Nie lękaj się, ponieważ jestem po to, by ci pomóc. To ja błogosławiłem cię i przeżegnałem w San Vito«. Rzeczywiście, wymieniony Angelo Bono był w San Vito i otrzymał błogosławieństwo od samego Raniera. Dodał również: »Będziesz się bał wśród tych fal, ale ja udzielę ci pomocy. Teraz śpij«. I tak Angelo zasnął na owej desce, a działo się to w nocy. Gdy się rozwidniło, zbudził się. Znajdował się blisko góry, a fale pchały deskę na skały tak silnie że spadł z niej. Powracające fale porwały go na pełne morze. Angelo, lękając się, że nadeszła jego ostatnia godzina, znów zaczął wzywać Boga i błogosławionego Raniera. W tym momencie jakiś człowiek w białych szatach chwycił go za włosy i wyniósł na rafę. Dzięki temu uratował się, a następnie złożył bezgraniczne dzięki Bogu i błogosławionemu Ranierowi. To opowiadanie przekazał nam wobec świadków i przy grobie błogosławionego, mówiąc, że gotów jest przysiąc, jeżeli będzie to konieczne"127. 126 Bonaventura da Bognoregio, Legenda maior, w: AS, październik III, 784. 127 Benincasa da Pisa, Vita del beato Ranieri, w: AS, czerwiec III, 460. 197 110. Św. Franciszek Ksawery zjawia się po śmierci i uzdrawia ojca Marcelego Mastrillego. Ojciec Marceli Mastrilli, jezuita, później czcigodny apostoł. Filipin i męczennik (1603-1637), 3 stycznia 1634 roku został j uderzony w głowę młotkiem, który wypadł z rąk dekoratora kościoła j p.w. Jezusa w Neapolu i mimo dwudziestu jeden dni usilnych j starań, znajdował się u kresu życia. Wszyscy najlepsi lekarze w Neapolu nic nie mogli już poradzić i przewidywali jego bliską śmierć. W agonii, sparaliżowany i nie mogący nic przełknąć, poj otrzymaniu ostatnich sakramentów, oczekiwał końca. W dniach obłożnej choroby zjawił mu się kilka razy, św." Franciszek Ksawery, którego wzywał,rozmawiał z nim i pocieszał' go. Współbracia opiekujący się chorym widzieli, jak zwracał się; w tę stronę, gdzie ukazywał mu się święty, jak rozmawiał, słuchał I i odpowiadał. 3 stycznia święty rozmawiał z nim kilka minut, skłaniał go do złożenia ślubu udania się do Indii na misje i do poproszenia o łaskę męczeństwa, której jemu (Ksaweremu) nie udzielono. Potem uzdrowił go w jednej chwili, tak że Mastrilli poprosił o posiłek. Zjadł go z apetytem, ubrał się sam i następnego ranka odprawił Mszę św. ku zdziwieniu wszystkich. Świadkami tego zdarzenia byli: ojciec Wincenty Cafara, wówczas rektor Kolegium Jezuickiego w Neapolu, a później przełożony generalny Towarzystwa Jezusowego, ojciec Mariusz Fontannarosa; ojciec Cezary Recupito, ojciec Tomasz Mascabruno i wszyscy inni ojcowie oraz bracia z kolegium. Zachowało się własnoręczne oświadczenie Mastrillego, który] dokładnie opisuje to zdarzenie i wszystkie rozmowy między nim! i świętym, zmarłym osiemdziesiąt lat wcześniej. Ojciec Mastrilli niedługo potem wyruszył na Filipiny i tam poniósł śmierć męczeńską w 1637 roku128. 111. Św. Kasper Del Bufalo zjawia się po śmierci pewnej kobiecie i uzdrawia ją (1861 rok) Św. Kasper Del Bufalo (1786 - 1837), rzymianin129, był bardzo znanym w całych Włoszech apostołem i kaznodzieją ludowym oraz założycielem Zgromadzenia Misjonarzy Przenajdroższej Krwi. 128 „Civilita Catolica" 24 XI 1993 r., s. 488 nn; Dente V.M., II Centenario di un famoso miracolo; Goffredo F.S., Vita del ven. Marcello Mastrilli, Napoli 1910, s. 70 nn. 129 Sardi V., Vita del Beato Gaspare Del Bufalo, Tipografia Pallotta, Roma 1904, s. 380-383. 198 W 1954 roku został kanonizowany przez Piusa XII. Jeden z wielu cudów, jakie zdziałał po śmierci, zdarzył się w Albano koło Rzymu w 1861 roku, a dotyczył ubogiej kobiety, Klementyny Masini, żony Dominika Panetty. „Upływał wrzesień 1858 roku, kiedy ciężko zachorowała, jak określali lekarze, na wysiękowe zapalenie otrzewnej, które z czasem zaostrzyło się, powodując ropnie otrzewnej, mające formę przetok z przebiciem na powłoki brzucha i do położonego niżej jelita. Nie jestem w stanie opisać ani dalszego postępu choroby, ani też towarzyszących jej ostrych boleści, jakie nieszczęśliwa znosiła przez trzy lata. Wystarczy powiedzieć, że wielu słynnych lekarzy oficjalnie stwierdzało niemożliwość jej wyleczenia, i że z powodu nieznośnego fetoru jaki ją otaczał, została wyrzucona z domu przez męża, który nie mógł znieść jej obecności. Posłuchajmy teraz samej Klementyny, jak pełnym prostoty językiem opowiada na procesie o swoim uzdrowieniu: „Po wyrzuceniu mnie przez męża, z pomocą mojej matki i innej kobiety udałam się do jej domu, znajdującego się nie tak daleko od kościoła św. Pawła. Za radą również mojej matki i przy mojej spontanicznej chęci, z trudem dałam się zaprowadzić, jakieś cztery razy, do wymienionego kościoła św. Pawła, gdzie znajdowało się ciało czcigodnego kanonika Del Bufalo. Zanim tam dotarłam, musiałam zatrzymywać się parę razy, gdyż nie mogłam iść. Dotarłszy do grobu, rzuciłam się na leżącą na nim płytę, wzywając czcigodnego i prosząc o uwolnienie mnie od tej choroby. Naprawdę muszę powiedzieć, że leżąc na brzuchu, na płycie kamiennej, nie czułam wcale bólu, jaki mi sprawiał twardy guz (ropień), który znajdował się w moim ciele, wobec czego nie chciałam ruszyć się z tej pozycji, a odchodziłam tylko dzięki zachęcie mojej matki, która mnie podnosiła i prowadziła do domu (...) W nocy 21 stycznia (1861), kiedy leżałam w łóżku znajdując się między czuwaniem i snem, ukazał mi się czcigodny kanonik Del Bufalo. Mogła być piąta lub szósta nad ranem, kiedy to, prawie siedząc w łóżku, wsparta na poduszkach, w pokoju oświetlonym małą blaszaną lampką, w jednym momencie poczułam wstrząs łóżka i z wielkim napięciem i strachem ujrzałam w nogach, w zasięgu ręki, jakiegoś kapłana ubranego w sutannę, z biretem na głowie i krucyfiksem na piersiach, z laską w ręku, jaką zwykli nosić misjonarze, kiedy idą głosić kazania. W wielkim zaskoczeniu i wzruszeniu rozpoznałam, z ubioru i rysów twarzy, że jest to czcigodny kanonik Del Bufalo, którego zwłoki widziałam przed laty w kościele ś w. Pawła. -. . ... 199 Widząc Go, zaczęłam płakać. Prosiłam wtedy gorąco Czcigodnego, by mnie uzdrowił, gdyż budziłam u wszystkich odrazę z powodu choroby: »Mój święty obrońco, uczyń mi tę łaskę, gdyż budzę we wszystkich odrazę i nie pozostaje mi nic innego, jak rzucić I się do ścieku«. Odpowiedział: »Nie mów tak kobieto, nie bój się, jutro rano wstaniesz i nic ci nie będzie«. Mówiąc to, podniósł trzymaną w ręku laskę i dotknął nią tej części mojego ciała, gdzie znajdował się otwór ropnia, po czym zniknął. Ja zaś zaczęłam odmawiać „Ojcze nasz" i „Zdrowaś Mario" na cześć Czcigodnego i zaraz potem zasnęłam. Zbudziłam się około godziny jedenastej zdrowa". Dodaję świadectwo męża, że Klementyna zabrała się zaraz do ciężkich prac na polu i w domu, ciesząc się zawsze kwitnącym zdrowiem"130. 112. Św. Gabriel od Matki Bożej Bolesnej zjawia się po śmierci młodzieńcowi i w jednej chwili go uzdrawia Św. Gabriel od Matki Bożej Bolesnej (1838-1862), pasjonista, został kanonizowany przez Benedykta XV w 1920 roku. 12 lipca 1930 roku gazety podawały, z jednego na drugi koniec Włoch, wiadomość, która wzbudzała wszędzie zdumienie i wzruszenie: cudowne uzdrowienie chorego młodzieńca po zjawieniu się św. Gabriela od Matki Bożej Bolesnej131. „Przekazujemy opis faktu - pisze Battistelli w Życiu Świętego Gabriela - korzystając obficie z relacji, którą doktor E. Di Loreto opublikował w gazetach, a która dokładnie odpowiada temu, co usłyszeliśmy od uzdrowionego młodzieńca, jego rodziców i innych świadków. ^ . Cudownie uzdrowiony nazywa się Rudolf Nenna, urodził się 17 lutego 1913 roku w San Vito Chietino i pracował w owym czasie jako stolarz artystyczny w zakładzie Prosiniego w Lanciano. Wieczorem, 3 lipca 1930 roku, wróciwszy z dwoma przyjaciółmi z Laciano do San Vito, pociągiem o 20.30, spotkał dwudziestoletniego młodzieńca, z którym nie był w dobrych stosunkach. Wybuchła kłótnia i od słowa doszło do rękoczynów. Młodzieniec rzucił się na Rudolfa, ściskając mu z wielką gwałtownością gardło. Przerażeni przyjaciele zobaczyli biednego Nennę nieprzytomnego, padającego w ramiona jednego z towarzyszy. 130 Wg „L'eco di San Gabriele", 27 sierpnia 1930 r. 131 Battistelli S., Vita di S. Gabriele, Pia Soc. S. Paolo, Alba 1941, s. 219-223. 200 Gdy został przeniesiony do domu, wezwany natychmiast doktor Paschialis Marino rozpoznał u Rudolfa w okolicy szyi rozerwanie chrząstki tarczowej z objawami związanymi z uciskiem na nerw błędny, ze strony serca i naczyń krwionośnych. Dlatego - choć około północy biedny chłopiec odzyskał przytomność - nie mógł mówić ani nawet przełknąć odrobiny wody. Przewieziony do Lanciano i umieszczony w zakładzie leczniczym prowadzonym przez profesora Bolognę, był tu badany przez profesora Paludettiego, specjalistę od chorób gardła i przez lekarzy chirurgów. Po wykonaniu zdjęcia rentgenowskiego lekarze rozpoznali pęknięcie tarczycy. Ten ciężki przypadek nie dawał nadziei na wyzdrowienie, co zresztą powiedział otwarcie dyrektor zakładu leczniczego ojcu biednego młodzieńca. Trzeba jednak było próbować operacji, ale to wymagało przeczekania dwóch lub trzech dni, z powodu osłabionej wydolności serca. Powodzenie jej było bardzo wątpliwe, a w przypadku wyzdrowienia Rudolf nie odzyskałby i tak zdolności mówienia. Rano, 8 lipca Rudolf, którego stan znacznie się pogorszył, zdrzemnął się. U jego wezgłowia modliła się pogrążona w boleści matka. Około godziny dziewiątej (jak później zeznał) Rudolfowi zdawało się, że widzi postać jakiegoś brata zakonnego ubranego na czarno, który zbliżając się do niego z miłym uśmiechem, rzekł: »Odwagi, synku: w południe wrócę«. Rudolf, poruszony tym widokiem i wypowiedzianymi słowami, myśląc, że może to był zakonnik, który przyszedł po to, by przygotować go na śmierć, zwróciwszy się w stronę zjawy dawał znaki, żeby znikła. Potem obrócił się do matki i gestami usiłował dać jej do zrozumienia, by nie wpuszczała brata (...) Było już popołudnie i Rudolf leżał na łóżku, podczas gdy mama czuwała przy nim, modląc się. Usłyszał wyraźnie dźwięk klamki otwierających się drzwi, potem szmer sandałów po podłodze. Miał oczy zamknięte, ale je szybko otworzył, czując jak czyjaś ręka potrząsa jego łóżkiem, jakby ktoś chciał go zbudzić. Stała tam ta sama co rano postać (...) Pierwszym odruchem młodzieńca był gest, by brat się oddalił, ale on z miłym uśmiechem (»nie zapomnę nigdy tego uśmiechu« - mówił nam wzruszony Nenna), pokazując palcem godło Męki, jakie nosił na piersi, powiedział: »Jak to? Tak mnie prosiłeś i nie rozpoznajesz mnie?«. Rudolf wyciągnął ręce i ściskając lewą dłoń świętego, zbliżył ją do ust i ucałował wzruszony. Matka widziała ruchy syna i myśląc, że są to oznaki zwiastujące śmierć, wybuchnęła płaczem. Św. Gabriel swoimi dłońmi skrzyżował ręce 201 Rudolfa na piersiach, a potem prawą ręką dotknął lekko jego gardła. Rudolf poczuł natychmiast, że wszelki ból gardła ustąpił i już zamierzał krzyknąć, ale święty rzekł mu ze słodyczą: »Powoli!«. Potem przesunął po nim rękę szybko od barku przez całe ramię, a następnie od łopatki w dół aż do stopy. Przy dotknięciu owej ręki Rudolfowi zdawało się, że jego ciało uwolnione zostało z wielkiego ciężaru. Następnie święty, wskazując mu na ubranie - rzekł: »Wstań i ubierz się, ponieważ jesteś uzdrowiony !«. . ¦:¦¦¦ Rudolf natychmiast zerwał się, siadając na łóżku i swobodny w każdym ruchu - zawołał: »Mamo, święty Gabriel uczynił mi łaskę, jestem uzdrowiony! Patrz, nie widzisz go?«, i wskazywał miejsce wizji. W tym momencie ujrzał, że święty zniknął (...) Po południu przybyli lekarze i zbadali Rudolfa bardzo dokładnie. Dzień później doktor Bologna, dyrektor szpitala, który powrócił po krótkiej nieobecności, zbadał go również (...) Wszyscy, badając manualnie jego gardło, stwierdzili, że u młodzieńca nie ma śladu po ciężkiej chorobie, którą oni zdiagnozowali wcześniej. Potwierdziły to w sposób jednoznaczny badania radiograficzne". ¦ 113. Św. Leopold Mandic zjawia się po śmierci i uzdrawia. Św. Leopold Mandic słynny kapucyński spowiednik z Padwy, zmarł w 1942 roku. Jego liczne i dobrze udokumentowane zjawienia po śmierci stanowią (tak jak i innych świętych) również dowody życia pozagrobowego. Natychmiastowe uzdrowienia z chorób organicznych, którym w kilku przypadkach towarzyszyły zjawienia wykazują, że nie chodzi tu o przywidzenia. Oto relacja jednej z uzdrowionych osób. Fakt, że podczas niektórych zjawień święty brany był za osobę cielesną, żyjącą na tym świecie, że był dotykany, że przenosił przedmioty materialne, pozwala nam myśleć o ciele parasomatycznym. A oto przypadek Teresy Pezzo: „Od dłuższego czasu odczuwałam silne bóle wątroby. Próbowano leczyć mnie różnymi sposobami, ale wszystko to było nieskuteczne. Dlatego 22 października 1946 roku, mimo stanu podgorączkowego, zostałam poddana operacji chirurgicznej trwającej ponad trzy godziny. Po kilku dniach stanu między życiem i śmiercią, jakoś doszłam do siebie i udałam się do Bovolony, do wujka prałata, monsigniora Bartłomieja Pezzy. Przez kilka dni wszystko było dobrze, ale 4 grudnia musiałam położyć się do łóżka, ponieważ powróciły silne bóle. Gorączka skoczyła do ponad 40 stopni. Za- 202 częłam prawie bez przerwy wymiotować, nie mogąc przyjąć nawet kropli wody. Do tego wszystkiego dołączył się twardy i duży obrzęk w bliźnie operacyjnej. Ciągłe i silne bóle promieniowały na prawą nogę i ramię. Tak osłabłam, że nie mogłam już mówić. Opiekujący się mną lekarz oświadczył, że nastąpił powrót do stanu przed operacją, a nawet się pogorszył. Zachęcona przez pewnego kapucyna przejeżdżającego przez Bovolonę, w niedzielę 8 grudnia rozpoczęłam nowennę do Ojca Leopolda i położyłam jego relikwię na chorą część ciała. W środę (zasnęłam o dwudziestej trzeciej trzydzieści. Gdy wybiła północ, nagle zjawił się Ojciec Leopold. Miał taki sam wygląd, jak za życia, tylko że był bez stuły i o wiele piękniejszy. Mimo, że wszędzie było zgaszone światło, pokój był oświetlony jak w dzień. Podszedł do mojego łóżka i zaczął rozmawiać. . ' « : Ja najpierw zaczęłam krzyczeć: Mamo! Mamo! Był to krzyk zdradzający radość i strach. - Nie bój się! - powiedział Ojciec Leopold. - Każdego ranka przyjmowałaś Komunię świętą w łóżku, prawda? -Tak, Ojcze. - Jutro - mówił dalej Ojciec Leopold, kładąc mi rękę na ramieniu - o ósmej idź do kościoła, wysłuchaj Mszy świętej i przyjmij Komunię, ponieważ jesteś uzdrowiona. Ponadto każdego dnia powinnaś odmówić koronkę Chwała Ojcu. I to przez całe życie. - Tak, Ojcze, nawet dwie! - odpowiedziałam. - Brawo! Bardzo cierpiałaś w swoim życiu, zwłaszcza w ostatnim okresie, ale jest to droga do wieczności! Powinnaś zawsze czynić dobrze na świecie i -jeżeli przyjdzie na ciebie jakaś przykra chwila, boleść i choroby - przyjmuj to wszystko z poddaniem się i znoś wszystkie cierpienia z miłości do Boga. » : - Ojcze, co za łaska! - Kiedy kończysz nowennę? - W poniedziałek. - A więc wrócę w poniedziałek o północy, ponieważ mam ci wiele rzeczy do powiedzenia. Teraz udzielę ci błogosławieństwa. Pobłogosławił mnie i zniknął, mówiąc na koniec: - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus ! Moja ciocia, która spała w pokoju ze mną, słyszała wszystkie moje słowa, ale nie słyszała słów Ojca Leopolda, dlatego nic nie rozumiała. Rano wstałam, zeszłam pospiesznie ze schodów, podczas gdy dzień przedtem nie mogłam utrzymać się na nogach, udałam się do 203 kościoła na Mszę o ósmej godzinie, przyjęłam Komunię, pozostałam długo na modlitwie i potem, powróciwszy na kanonię, jadłam z niesłychanym apetytem, nie czując żadnych dolegliwości. Byłam całkowicie zdrowa. Fakt ten wywołał w okolicy wielkie poruszenie, ponieważ wszyscy wiedzieli o mojej ciężkiej chorobie i wszyscy z ożywieniem oczekiwali na przyobiecane nowe zjawienie, a nawet wielka liczba osób obarczyła mnie przedłożeniem Ojcu Leopołdowi pytań co do różnych spraw. ,-*¦¦•¦ •; ;,r O północy z 16 na 17 grudnia Ojciec Leopold znów mi się ukazał, otoczony światłem rozjaśniającym pokój jak za dnia. Rozmawiał ze mną o wielu rzeczach dotyczących mojego życia duchowego i w sposób szczególny polecił mi modlitwę. Potem odpowiedział na postawione przeze mnie pytania, a ja spisywałam odpowiedzi stopniowo, jak je Ojciec Leopold wypowiadał i pisałam je w świetle wizji, gdyż lampa była zgaszona. Ciocia, która spała w tym samym pokoju i kapłan znadujący się za drzwiami, słyszeli tylko moje słowa, ale nic nie widzieli i nie słyszeli słów Ojca. Kiedy zniknął, zapaliłam lampę, wołając: »Jakie to wspaniałe! Jakie to wspaniałe!«. Trzymałam kartkę zapisaną pod dyktando Ojca Leopolda, piórem dostarczonym mi przez samego Ojca. Moja ciocia powiedziała mi później, że podczas wizji pokój dla niej tonął w całkowitej ciemności, słyszała tylko szybkie przesuwanie się pióra po kartce, ale kiedy Ojciec Leopold zniknął, a ja zapaliłam lampę, ujrzała w moim ręku zapisaną kartkę, zaś pióra, którym pisałam, nie widziała. Odczytując odpowiedzi z tej kartki, odkryłam rzecz bardzo ważną: Ojciec Leopold narzekał prawie na wszystkich, że za mało i źle się modlą, i nalegał, by więcej się modlili, jeżeli chcą, by Bóg im błogosławił". Valdiporo (Verona), 28 grudnia 1946 roku. Teresa Pezzo132. ¦ ¦ ,; = 114. Sw. Charbel po śmierci dokonuje natychmiastowego uzdrowienia niewidomego z nieuleczalnej ślepoty. Św. Charbel Makluf (1828-1894), Libańczyk, wstąpił w wieku 25 lat do maronickiego klasztoru w Annaya, żyjąc tam w opinii świętości, oddany umartwieniom i modlitwie. Po śmierci jego grób stał się celem pielgrzymek i miejscem cudów. Oto jeden z nich. 132 Wg Bernardi P., // beato Leopoldo Mandic, Padova 1976, s. 508. 204 Tomasz Aleksander Ubeid, rzemieślnik, mieszkający w Baab-dat (Liban), mając trzydzieści dziewięć lat, w 1937 roku uległ wypadkowi, podczas którego gałąź cyprysu, przygięta silnie przez jego towarzysza, powracając gwałtownie, uderzyła go w oko. Chodził po różnych specjalistach, był na uniwersytecie amerykańskim w Bejrucie, zostały sporządzone liczne świadectwa lekarskie, z których wynikało: całkowita i nieuleczalna ślepota prawego oka, zapalenie błony naczyniowej tęczówki, zapalenie powieki z silnym wypływem cieczy wodnistej z ciała szklistego. Wszyscy specjaliści orzekli niemożliwość wyleczenia. Trzynaście lat później, w październiku 1950 roku, cały czas cierpiąc na silne bóle oka, błagał przynajmniej o uwolnienie od cierpienia. Pewnej nocy ukazał mu się mnich maronicki, który rzekł: „Jeżeli mnie nie odwiedzisz, nie zostaniesz wysłuchany". Ubeid udał się w pielgrzymce do Mar Marun w Annaya, na grób Sługi Bożego, Charbela. Powróciwszy do domu znów miał sen, podczas którego mnich ten kładł mu na niewidzące oko proch, a on ujrzał napis po arabsku: „Sługa Boży, Charbel". Gdy zbudził się, niewidzące oko było zdrowe, nie bolało, widział nim doskonale. „Położyłem rękę - stwierdził później - na zdrowe oko i zobaczyłem przed sobą mojego gościa, Eliasza Harba. Powiedziałem mu: »Jestem uzdrowiony, widzę cię«, a mojej żonie, by przyniosła mi obraz Ojca Charbela, który ucałowałem". Po zbadaniu przez lekarzy i specjalistów zostały sporządzone świadectwa o niewytłumaczalnym uzdrowieniu, a Ubeid razem z innymi świadkami złożył pod przysięgą świadectwo podczas procesu apostolskiego, przeprowadzonego w diecezji antiocheńskiej w 1955 i 1956 roku a dotyczącego heroicznych cnót i cudów Sługi Bożego, Charbela. ¦ 'J "' Siedmiu profesorów medycyny i dwóch lekarzy, stwierdziło i potwierdziło na piśmie ten fakt, który wykracza poza prawa patologii klinicznej. Żaden bowiem rodzaj leczenia lub sugestii nie mógł odtworzyć tkanek bezpowrotnie zniszczonych133. 133 Z procesu apolstolskiego, którego akta zostały sporządzone 1911955 i 19 VII 1956 r. i są przechowywane w archiwach Świętej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Por. Schamoni W., Milagres sdo factos, Ed. Boa Nova, Portugalia, Braga 1980, s. 65 nn. 205 115. Papież Jan XXIII ukazuje się po śmierci i dokonuje uzdrowienia (1966 r.) 3 kwietnia 1988 roku pokazano w telewizji program przygotowany przez dziennikarza Franciszka Bucarellego z okazji 25-lecia śmierci Jana XXIII (1881-1963). Po odcinkach poświęconych życiu wielkiego papieża, przeprowadzono wywiad z trzema osobami, które dały świadectwo zjawienia się Jana XXIII w trzy lata po jego śmierci. Świadkiem najbardziej znamiennym była siostra Katarzyna Capitani ze Zgromadzenia Córek Miłosierdzia, która w maju 1966 roku, po siedmiu miesiącach bezskutecznego leczenia i nieudanej operacji, leżała w szpitalu Marynarki Wojennej w Neapolu. Stan jej był bardzo ciężki, zdaniem wszystkich lekarzy bez nadziei na wyzdrowienie. , , ¦, v.- Jej choroba całkowicie nieuleczalna była rodzajem krwotocznego zapalenia żołądka z wytwarzaniem się przetok naczyniowych, określanym przez profesora Zanniniego jako „żołądek czerwony"; zapaleniem otrzewnej z powikłaniami, zesztywnieniem i ciężkimi rostrzeniami bocznymi żołądka. Zaświadcza ona, że 25 maja, gdy czuła, że umiera - a od dłuższego czasu wzywała wstawiennictwa papieża Jana XXIII - ujrzała go wchodzącego do pokoju. Zbliżając się do niej, rzekł: „Bardzo modliłaś się, więc przyszedłem cię uzdrowić. Zadzwoń i wezwij siostry, potem wstań i ubierz się. Jutro zrób radiogram, a zobaczysz, że niczego już nie masz: jesteś uzdrowiona!". Potem ją pobłogosławił i zniknął. Od owego momentu siostra Katarzyna była całkowicie zdrowa i dziś (1988) pełni posługę w Szpitalu Cywilnym w Benevencie, przy ulicy Pace Vecchia, gdzie również i ja przeprowadziłem z nią wywiad. Opiekujący się nią w 1966 roku lekarz, profesor Zannini i postulator procesu beatyfikacyjnego Jana XXIII, ojciec Antoni Cairoli, stwierdzają, że tego rodzaju natychmiastowe uzdrowienie wykracza daleko poza wszelkie hipotezy sugestii czy procesu naturalnego134. 134 Co do szczegółów choroby, zjawienia i orędzia, które było dłuższe, oraz uzdrowienia, por. numer grudniowy 1966 roku czasopisma „II De Jacobis" (via Yergini 51, Napoli). 206 Czy dzieją się cuda? Wyzdrowienia natychmiastowe z ciężkich chorób organicznych (czyli nie związanych etiologicznie z patologią układu nerwowego) nie wchodzą - moim zdaniem i zdaniem wybitnych ekspertów - w zakres parapsychologii: nie występują w rzeczywistości w kontekście profa-num135 lecz tylko w środowisku o motywacjach religijnych. Tego rodzaju wyzdrowienia należą do sfery cudów, to jest zdarzeń, które wyraźnie przekraczają prawa natury i które - ze słusznych racji - przypisywane są interwencji Boga, mającej na celu dostarczenie również zewnętrznej i obiektywnej podstawy dla wiary religijnej. Jan Blandino, znany ekspert od kwestii naukowych i teologii tak napisał: „Cud jest faktem zauważalnym, wyraźnie oddzielającym się od zjawisk podlegających zwykłym doświadczeniom (świeckim) i zachodzącym tylko w sytuacjach typu religijnego. Słusznie więc uważa się cud za wyjątek od praw natury, spowodowany przez nadzwyczajną interwencję Boga, głównie w tym celu, ażeby przyciągnąć człowieka do zbawienia w Chrystusie (...) Przede wszystkim, skoro Bóg istnieje i jest mądry, wolny, kochający, nie widzimy żadnej sprzeczności ani niestosowności w fakcie, że - poza utrzymywaniem świata w jego trwaniu naturalnym - interweniuje czasami w sposób nadzwyczajny, powodowany swoją wielką miłością względem stworzeń (...) Nauka doświadczalna określa prawa naturalne z dużym prawdopodobieństwem i przybliżeniem. Jeżeli jednak nie ma dowodu nieistnienia Boga, to nauka również nie może mieć żadnego argumentu na zanegowanie możliwości interwencji Boga... Zawsze będą naukowcy o światopoglądzie materialistycznym, którzy będą religię negować (...) ale jeżeli będą mieli dobrą wolę uważnego przebadania danych, znajdą się w kłopotach". Autor zauważa, że w cudzie następuje wyraźne odłączenie od zjawisk zaobserwowanych w doświadczeniu zwyczajnym, i że -jeżeli się weźmie pod uwagę szczęśliwy zbieg materialnych czynników nieznanych - musielibyśmy dostrzec w historii wszystkie stopniowania pośrednie, co się nie sprawdza. Zauważa następnie, że sugestia może mieć znaczny wpływ na choroby mające związek z przyczynami typu nerwowego, ale absolutnie nie jest w stanie w jednej chwili odbudować tkanki bezpowrotnie uszkodzonej przez ciężką chorobę organiczną. 135 Sfera tego, co świeckie, przeciwieństwo sacrum: święte w znaczeniu religijnym (przyp. tłum.) 207 „Również dzisiaj w Kościele - kończy autor - dzieją się cuda. Jest to fakt bardzo doniosły, ponieważ cuda dziś mogą być udokumentowane, co było niemożliwe dwa tysiące lat temu. Zawdzięczamy to zarówno postępowi wiedzy naukowej, jaki i faktowi, że znamy dokładnie »język« lekarzy i współczesnych uczonych... A współczesne cuda są gwarancją cudów ewangelicznych"136. i 136 Blandino G., Miracolo e leggi delia natura, w: „Civilta Cattolica" 1982, II, 224. 208 MOŻLIWE WYJAŚNIENIA ZJAWIEŃ OSÓB ŻYJĄCYCH PARAPSYCHOLOGIA JAKO NAUKA Zwróciliśmy już uwagę na dwie serie hipotez, przy pomocy których wiedza parapsychologiczna wyjaśnia zjawienia. To, że parapsychologia jest nauką, uznaną dziś oficjalnie, wynika z tysięcy wykonanych w laboratoriach doświadczeń, poczynając od lat trzydziestych w Duke University w Durham i w innych uniwersytetach, przeprowadzanych przez naukowców szkoły J.B. Rhine'a. Dzięki tym badaniom zostało udowodnione istnienie telepatii, jasnowidztwa, telekinezy (lub psychokinezy) i prekognicji, jako zjawisk pozazmysłowych, które wykraczają poza prawa materii, czasu i przestrzeni, doświadczeń i dedukcji matematycznych, uznanych przez wielu naukowców i docentów uniwersyteckich obecnych na Międzynarodowym Kongresie Parapsycholo-gicznym w Utrechcie (Holandia) w 1953 roku. Wynika to również z faktu, że obecnie mamy ponad 260 uniwersytetów (w USA, Europie, b. ZSSR itd.) i ośrodków na poziomie uniwersyteckim, które badają zjawiska paranormalne według kryteriów parapsychologii naukowej. Trzeba więc koniecznie odłączyć, jako rzeczywistości różne i przeciwstawne, parapsychologię, która dotyczy wiedzy naukowej, od owych godnych pożałowania form oszustwa i spekulacji, jeszcze dzisiaj szeroko praktykowanych, noszących nazwę magii, wiedzy tajemnej, okultyzmu, spirytyzmu, astrologii, kartomancji, ezoteryz-mu itp., roszczących sobie prawo do rzucania lub neutralizowania uroków czy czarów, kierowania wyborami w interesach, w zdrowiu, miłości, podróżach itp. .,-..,¦¦ Pierwsze możliwe wyjaśnienie: telepatia Pierwsza seria hipotez sformułowanych przez parapsychologów szkoły Gurney'a widzi w zjawieniu się żyjącego działanie czysto telepatyczne sobowtóra na odbiorcę. W przypadkach OOBE podmiot uważający, że wychodzi ze swoją samoświadomością z ciała, poznawałby przez telepatię i jasnowidztwo osobę, której pragnie się zjawić, miejsca, gdzie ona się znajduje. Miałby widzieć osoby i miejsca, pozostając jednak w duszy i ciele tam, gdzie się znajduje. Odbiorca zaś, który widzi zjawienie się podmiotu i słyszy jego słowa, poznawałby przez telepatię jego myśl, przekształcając poznanie 211 telepatyczne w „halucynację wiarygodną", odpowiadającą „halucy-; nacji wiarygodnej" podmiotu1. Jeśli chodzi o tradycję katolicką: Tomasz z Akwinu, a z nimj większość teologów nie wypowiadają się na temat OOBE i telepatii, \ lecz uznają za możliwe i prawdziwe zjawienia się zmarłych, szczególnie świętych. Św. Tomasz zauważa: „Za zrządzeniem Bożej i Opatrzności często dusze oddzielone od ciała, czyli zmarli, opusz- j czają swoje miejsce pobytu, by zjawić się ludziom, jak np. św. Feliks, j męczennik, zjawił się mieszkańcom Noli, kiedy byli oblężeni przez i barbarzyńców, o czym dowiadujemy się od św. Augustyna"2. Ponad-] to: „Zjawienia zmarłych, jakie by nie były, mogą dokonywać się dlatego, że Bóg w szczególny sposób interweniuje przez niektóre] dusze w sprawy żywych..."3. Św. Augustyn podaje różne przykłady zjawienia się dusz, której ukazując się, dostarczają dowodów swojego życia i istnienia4. Św. Tomasz wyjaśnia je utworzeniem się obrazu w wyobraźni (visione immaginata) lub w organach wzrokowych i słuchowych wizjonera (visione sensibile) przez działanie tego, kto się zjawia, albo przez działanie Boga5. Drugie wyjaśnienie: ciało parasomatyczne Druga hipoteza wyjaśniająca została przedstawiona przez szkołę Harta-Crookalla. Stara się ona wyjaśnić nie tylko zjawienia się osób żywych ogólnie, ale również modalność tych zjawień, jak: długie trwanie zjawienia, dostrzeżenie przez sobowtóra momentu wyjścia z ciała, jego szczegółowe widzenie odbiorcy i miejsc, zależne od punktu patrzenia, zjawienie się większej liczbie odbiorców jednocześnie, możność dotykania zjawiającego się sobowtóra i skutki fizyczne przezeń spowodowane. Tego rodzaju okoliczności nie zachodzą w zjawiskach wyraźnie telepatyczno-jasnowidzkich. Hornell Hart, docent socjologii w Duke University w Durham i ekspert w dziedzinie parapsychologii, przebadał w studium - już teraz klasycznym - relacje pewne i sprawdzone stu sześćdziesięciu 1 Por. Blackmore S., Beyond the Body, London 1982, s. 225. 2 Summa, Supplementum 63.3. 3 Summa I, 89.8, ad 2. 4 De cura pro mortuis 10; Patrologia Latina ( odtąd skrót: PL ) t.40.600. 5 Summa III, 76.8. 212 czterech zjawień żyjących i zmarłych. Po zbadaniu różnych czynników wyżej wymienionych, Hart sformułował hipotezę, że każda istota ludzka posiada „ciało parasomatyczne". Miejsce, w którym się ono znajduje, odpowiada normalnie miejscu zajmowanym przez ciało fizyczne na sposób wzajemnego przenikania, ale - w określonych warunkach (projekcja pozacielesna) - może ono „wyjść", a świadome Ja" może używać go do działania i odczuwania poza ciałem fizycznym. Jest również ważne to - jak zaznacza - że zjawienia się żyjących nie mają cech różniących się od zjawień zmarłych6. Hipoteza tłumacząca w ten sposób wyjście z ciała znajduje swoje odniesienie w znacznym zakresie tradycji katolickiej. Wyjście z ciała według tradycji katolickiej Św. Grzegorz Wielki opowiada o wizycie w duchu dokonanej przez św. Benedykta, znajdującego się ciałem w Montecassino i odwiedzającego w duchu grupę swoich mnichów w Terracinie (odległej w linii prostej 55 km). Święty był świadomy, że się zjawił i potwierdził ten fakt. Grzegorz tak kończy: „Ze swojej natury duch jest bardziej lotny od ciała (...) Jeżeli prorok Habakuk został przeniesiony z ciałem z Judei do Chaldei, jak mówi Biblia (...) nie ma się co dziwić, że ojciec Benedykt mógł udać się w duchu do zaspanych mnichów, by ich duchom przekazać różne potrzebne wskazania"7. : : i i Św. Paweł, w oparciu o swoje doświadczenie, nie rozwiązuje wprawdzie tego problemu, ale nie zaprzecza również możliwości „wyjścia" duszy z ciała i udania się gdzie indziej, podczas gdy osoba pozostaje przy życiu. „I wiem, że ten człowiek - czy w ciele - nie wiem, czy poza ciałem - też nie wiem - Bóg to wie - został porwany do raju i słyszał tajemne słowa, których się nie godzi człowiekowi powtarzać" (2 Kor 12,3-4). Św. Jan od Krzyża wyjaśnia, że duch ludzki opuszcza ciało tak, że nie pozostawia go bez życia naturalnego. „By lepiej zrozumieć to opuszczenie ciała, należy zaznaczyć, że w tego rodzaju nawiedzeniu 6 Hart H., Six theories about apparitions, Procedings of the American Society for Psychical Research, t.50, New York 1956; Crookall R., The stady and practice of Astral Proiection, Aąuarian Press, London 1961; Out ofBody Experiences, University Press, New York 1970; Case-book of Astral Proiection, University Press, New York 1972. 7 Grzegorz Wielki, Dialoghi, 2.22; PL 77.215. 213 Ducha Bożego, ludzki duch, gdy opuszcza ciało, by złączyć się z Bożym, pozostawia ciało osłabione, bez czucia i bez działania, ponieważ ma je w Bogu"8. Św. Teresa z Avila wyjaśnia ponadto, że wrażeniu wyjścia z ciała nie towarzyszy złączenie się z Bogiem czysto intelektualne czy mentalne (wizja intelektualna), lecz widzenie miejsc i osób (wizja obrazowa). „Powracając więc do błyskawicznego „porwania" ducha, o którym mówiłam, jest ono takie, że duch zdaje się rzeczywiście oddzielać od ciała, a z drugiej strony wiadomo, że osoba nie umiera; mimo wszystko, przez kilka chwil, nie może ona powiedzieć, czy dusza jest, czy też nie, złączona z ciałem. Wydaje się jej, że cała jest przenoszona w inny obszar, bardzo różniący się od tego, w którym żyjemy, gdzie ukazuje jej się światło podobne do tego na dole, wraz ze wszystkimi innymi widzianymi rzeczami, co byłoby niemożliwe do wykonania (...) Nie jest to widzenie intelektualne, lecz obrazowe, tak że widzi się «oczyma» duszy o wiele lepiej, niż widzimy oczyma ciała tu, na dole; a więc, bez słów, rozumie się sporo rzeczy, na przykład: widzi się niektórych świętych, rozpoznaje się ich, jak gdyby od dawna się miało z nimi do czynienia"9. Przyczyna zatroskania się św. Teresy określeniem, że nie wiadomo czy jest, czy też nie, poza ciałem, tkwi w fakcie, iż teologowie owych czasów uważali „wyjście" z ciała za niemożliwe (jak bowiem osoba mogłaby pozostawać przy życiu?). W każdym bądź razie wydawało się bardziej prawdopodobne, że Bóg wlewał obrazy miejsc i osób bez niepokojenia duszy „wyjściem". Jednakże Teresa w różnych miejscach powtarza, że to zaniepokojenie istnieje i jest bardzo silne, czyli występuje zakłócenie spokoju i strach, szczególnie przy pierwszych rozłączeniach duszy, tak że „rzeczywiście wydaje się, iż ona odłącza się od ciała". Wielu spośród pierwszych Ojców Kościoła mówi o tak zwanym (powołując się na św. Pawła) „ciele duchowym". „Ciało duchowe" według Ojców Kościoła Chodzi tu o ciało pozorne, podobne do ciała fizycznego, mające jego kształt i wygląd, całkowicie nieodłączalne od ducha ludzkiego, którego niektórzy Ojcowie nazywają „duszą". Jan od Krzyża, Pieśń duchowa B, 13.6. Teresa z Avila, Cammino di perfez. e Cast. Inłer., Sesta dimore, 5.7. 214 Dla większości tych Ojców „ciało duchowe" było czymś rzeczywistym i różnym od umysłu, ukształtowanym z „delikatnej materii": my powiedzielibyśmy, że ukształtowane z tego, co współczesna fizyka nazywa „promieniowaniem" lub też cząstkami elementarnymi, czyli kwarkami. Według tych Ojców „ciało duchowe" po prostu przenika ciało fizyczne, opuszczając je ostatecznie w przypadku śmierci, po czym stanowi wspornik duszy przed zmartwychwstaniem10. Mogłoby więc tymczasowo rozłączyć się z ciałem podczas „wizyt w duchu" i stanowić wspornik tak dla działania ducha wizytującego, jak i dla odbioru wizytowanego. Według innych Ojców, zwłaszcza Augustyna, „ciałem duchowym" byłby tylko obraz psychiczny, jaki dusza wytwarza o sobie, biorąc pierwszy pierwowzór z ciała fizycznego, a który to obraz - po wyjściu z ciała fizycznego - przekazuje (my byśmy powiedzieli, że przez telepatię) wyobraźni tej osoby, której się zjawia11. Wiarę Ojców w „ciało duchowe" przedstawiłem, z odnośnymi implikacjami, w moim studium Życie poza ciałem (La vita fuori del corpo, LDC, wyd.II, Torino 1989). Powrót współczesnych ludzi wierzących do hipotezy „ciała duchowego", zbieżnej z hipotezą parapsychologiczną o „ciele para-somatycznym", mógłby ostatecznie pogodzić pojęcie biblijne odkryte dziś przez teologię (według którego po śmierci nie istnieje sama dusza, ponieważ człowiek stanowi jedność nierozerwalną duszy i ciała) z tradycyjnym nauczaniem Kościoła, ostatnio przypominanym przez Urząd Nauczycielski, że - w pośrednim stanie między śmiercią i końcowym zmartwychwstaniem - Ja" ludzkie istnieje, choć brakuje mu w tym czasie uzupełnienia jego fizycznego ciała12. Wszystkie inne teorie opracowane przez teologów albo znoszą stan pośredni, stwierdzając że zmartwychwstanie zbiega się ze śmiercią (Alhaus, Ruiz de la Pena, G. Biffi itd.) lub też nie zgadzają się z pojęciem biblijnym, przypisując duszy - podczas stanu pośred- 1 10 Ireneusz z Lionu, Adversus haereses czyli Zdemaskowanie i zbicie fałszywej wiedzy, 2.19.7, PG 7.774 (Patrologia Graeca, odtąd skrót: PG - przyp. tłum.); tenże: 2.34, PG 7.834. Tertulian O duszy, rozdz. 6, s. 7nn, PL 2.656 nn. Orygenes, Peri archon (Zasady chrześcijaństwa), 2.3.2, PL 11.188; tenże: Przeciw Celsusowi, 7.5, PG 11.1246. Klemens Aleksandryjski, Stromata (Kobierce), 6.6, PG 9.1155. Hieronim, Komentarz Listu do Efezjan 3,6; Komentarz Listu do Galatów 1,3; PL 26. Ambroży, List 34. do Orontiana, PL 16.922. Jan Kasjan, Collationes 7.13; PL 49.684. Vita patrum 32; PL 73.184. Omil. Pseudo Macar; PG 34.526 n. Grzegorz Wielki, Dialogi 4.7; PL 77.332. 11 Augustyn, List 159 do Ewodiusza, PL 33.699. 12 Dokument Świętej Kongregacji ds. Nauki Wiary z 17 maja 1979 r., nr 3, w: Enchiridion Vatic. 1979, 6. 215 niego - coś cielesnego, co nie jest jej ciałem, czyli połączenie z całym kosmosem, albo z ciałem Chrystusa (Alfaro, Rahner, Ratzinger itd.). Połączenie obydwu wyjaśnień naukowych: ciała parasomatycznego i telepatii Jest rzeczą znaną, że często podczas gdy sobowtór doświadcza na sobie wizyty składanej osobie odbierającej ją, osoba ta tylko niewyraźnie zdaje sobie sprawę z „obecności kogoś", albo widzi tylko poświatę lub „mały obłoczek" blisko siebie, albo też odbiera wymienione odczucia przed zjawieniem się prawdziwym i właściwym. Jedna z sugestywnych hipotez łączy obydwie te teorie para-psychologiczne (Gurney i Hart-Crookall) w jedną: zjawieniami byłoby - według tej hipotezy - „wyjście" z fizycznego ciała ducha i ciała parasomatycznego; to ostatnie spowodowałoby u odbiorcy „uchwycenie czyjejś obecności" (czyli bliskiego pola bioelektrycznego), podczas gdy duch telepatycznie wprowadzałby w umysł odbiorcy interpretację tej impresji za pośrednictwem odpowiadających jej obrazów psychicznych (to jest zjawienia i orędzia). „Ciało plazmy biologicznej" odkryte przez Rosjan W 1967 roku małżeństwo Kirlianów z Krasnogrodu (b. ZSRR) odkryło, dzięki wynalezionemu przez nich generatorowi wytwarzającemu pole magnetyczne o wysokim natężeniu drgań, nazwanym „kamerą Kirliana", że każdy żywy organizm, roślina, zwierzę, kobieta czy mężczyzna, nosi w sobie „ciało plazmy biologicznej", wysyłające pewnego rodzaju poświatę promieniowania, którą można sfotografować. Według doświadczeń wykonanych w siedemdziesiątych i osiemdziesiątych latach na uniwersytecie w Ałma Acie przez profesora G.A. Sergejewa i W. W. Kułagina, jak również przez innych naukowców europejskich i amerykańskich, zdaje się ono być złożone z różnych cząsteczek atomowych, tworzących jednolity organizm, działający jako jedno i wytwarzający własne pole magnetyczne. Jego zadaniem zdaje się to być nadzór nad organizacją ciała fizycznego w jego formowaniu się i trwaniu przez kierowanie wymianą komórek. Ożywiające je siły nie są natury elektrycznej, lecz należą do procesu jeszcze nie poznanego. Zdaniem wielu 216 uczonych odkrycie Kriliana może mieć związek z ciałem parasoma-tycznym, lub z energią parasomatyczną, przyjmowaną hipotetycznie przez Rhine'a. W zjawiskach paranormalnych zauważa się panowanie umysłu nad prawami fizycznymi Z analizy rozpatrywanych przypadków wynikają pewne hipotetyczne cechy ciała parasomatycznego absolutnie nie do wyobrażenia z punktu widzenia teorii biologicznych życia na Ziemi: maksymalna szybkość przemieszczania się, zdolność przechodzenia przez ciała stałe, zdolność czynienia się widzialnym lub niewidzialnym, zdolność modyfikowania własnego kształtu i wyglądu, a wszystko jako skutek aktów woli. Wydaje się, że jesteśmy w prawdziwym królestwie baśni. Wielu czytelników nie uda się uwolnić z nieprzezwyciężonego uczucia sceptycyzmu, mimo że teoretycznie uznają historyczność przytoczonych przypadków. Jesteśmy bowiem przyzwyczajeni uznawać naturalne warunki życia na tym świecie jako jedynie możliwe i rzeczywiste, a nie przychodzi nam na myśl, że niektóre mity opierają się na pewnych faktach realnych. Warto zdać sobie sprawę, że jeżeli ciało parasomatyczne -jak uważa św. Augustyn i szkoła Gurneya - jest tylko obrazem psychicznym, to jego cechy powinny być uważane jako czyste przedstawienia wewnętrzne, wytwarzane przez umysł sobowtóra i przez niego przekazywane do umysłu odbiorcy, prawdziwe i rzeczywiste jako doznania, ale nie jako fakty fizyczne. « Zakładając natomiast - za innymi Ojcami Kościoła i szkołą parapsychologiczną Hart-Crookalla - że ciało parasomatyczne jest czymś fizycznym, na przykład zorganizowaną całością cząsteczek atomowych, wymienione właściwości mogą być wszystkie, jedna po drugiej, wytłumaczone wyłącznie zmianami siły skupiającej, która cząsteczki te zespala w jedno. W materii, dotychczas poznawanej, siłę zespalającą stanowią cztery wzajemne oddziaływania: słabe, elektromagnetyczne, grawitacyjne i nuklearne13. Rozpatrujemy teraz siłę psychiczną, zwaną „polem PSI", odpowiedzialną za niepodważalne zjawiska paranormalne typu fizycznego, siłę która wykazuje przewagę ducha nad 13 Nuklearna słaba i nuklearna silna są ostatnio uznawane za jedną siłę przez noblistę z 1979 r. Abdusa Salama, dyrektora Ośrodka Fizycznego w Trieście. 217 prawami materii, i zakładamy, że jest ona zdolna zespolić na stałe cząsteczki, czyniąc je w ten sposób niezależnymi od jakiejkolwiek reakcji chemicznej. Hipoteza ta sama wyjaśnia wszystkie pozornie magiczne właściwości ciała parasomatycznego. Profesor Ferdynand Bersani, docent na wydziale fizyki uniwersytetu bolońskiego i ekspert w parapsychologii, pisał do mnie w 1985 roku: Dla współczesnej fizyki nie jest nie do przyjęcia, by materia nie mogła znaleźć się w formach i stanach zespolenia całkowicie niezwykłych, lub że nie do pomyślenia są światy »paralel-ne«, w których prawa fizyki byłyby inne niż w świecie podpadającym pod nasze zmysły. Przy takim podejściu idea możliwości zaistnienia ciała ludzkiego o właściwościach odmiennych, od zwykłego ciała fizycznego, chociaż analogicznych, jest dziś łatwiejsza do przyjęcia niż w przeszłości. Nauka przyjmuje również dzisiaj, że duch ludzki wyposażony jest w energię jeszcze mało znaną w swoim działaniu, ale bezsprzecznie rzeczywistą, zdolną współdziałać ze strukturą materii i prawami fizycznymi. W szczególności, żaden ekspert nie wątpi dziś w realność zjawiska „poltergeist" (termin oznaczający ducha [geist] stukającego [poltern] w pomieszczeniach - przyp.tłum.) i psycho-kinezy (PK), podczas których duch jakiejś osoby żyjącej znosi na odległość siłę grawitacyjną, podnosząc lub poruszając przedmioty albo też zmienia na odległość ich strukturę czy stan molekularny. W przytoczonym dziele ojca Thurstona Zjawiska fizyczne mistycyzmu podane są - z biografii historycznych świętych - liczne udokumentowane przypadki oddziaływań ducha na strukturę i na prawa materii (Ducha Bożego lub ducha ludzkiego, w każdym bądź razie Ducha): stygmaty, nieprzyjmowanie pokarmów ani napojów przez całe lata, zjawienia świetlne, telekineza, firewalkers (przechodzenie przez płomienie) itp. W szczególny sposób zwracam uwagę na pewne fakty lewitacji, w których duch wpływa na cząsteczki atomowe, zawieszając lub równoważąc siłę grawitacji14. Tego rodzaju władza nad prawami fizycznymi zdaje się przynależeć do ducha jako ducha, tak anielskiego, jak diabelskiego czy ludzkiego. Jak zauważa św. Tomasz, nie tylko aniołowie, lecz również demony mogą zmieniać prawa fizyczne, a to, co nam się wydaje cudem, dla ducha jest czymś naturalnym (Summa I, 110.3.4). Również duch ludzki posiada podobną władzę, a wynika to z faktu, 14 Thurston H., dz.cyt., s.21 nn. 218 że przytoczone zjawiska władzy nad prawami fizycznymi, chociaż zachodzą częściej i z większą siła u świętych (możemy uważać, że towarzyszy im Bóg), zachodzą także u podmiotów obdarzonych zdolnościami paranormalnymi, nie przejawiających szczególnych odniesień do świętości. Nasze życie ziemskie jest uwarunkowane zmienną agregacją cząstek atomowych Wiadomo, że wszystkie nasze radości, cierpienia, niebezpieczeństwa, szansę i sytuacje naszego życia na ziemi są zdeterminowane jedną właściwością materii: zmienną agregacją (proces łączenia się i skupiania w całość - przyp.tłum.) między atomami i molekułami naszego ciała i naszego świata. -^ ^ •• ¦ ! !t Atomy naszego organizmu połączone są ze sobą więzami z łatwością rozłączającymi się, odłączającymi i układającymi bezustannie w różne substancje, stwarzając ciągłe reakcje biochemiczne wewnątrz komórek, reakcje, które powodują, że nasze życie jest zmienne i niestabilne. Z tego stanu wynikają niezliczone konsekwencje pozytywne i negatywne, które charakteryzują całe nasze życie na tej ziemi. Z właściwością tą związane są: poczęcie i rozwój organizmu, genetyczny przekaz zdolności i skłonności intelektualnych oraz psychicznych, życie zmysłowe i umysłowe, procesy chemiczne systemu nerwowego związane z wiedzą, pamięcią, rozumowaniem, mową, wyobraźnią, uczuciami, procesami odżywiania, przemianą materii, czynnościami ruchowymi, pragnieniem, zmęczeniem, potrzebą jedzenia, picia, ubioru, mieszkania, środków transportu, z odpowiednimi wymogami pracy, nauki, techniki i organizacji społecznej, by zaspokoić wszystkie potrzeby. Zmienna agregacja znajduje się u podstaw wszystkich chorób fizycznych i psychicznych, starzenia się i śmierci, podczas gdy seksualność, rodzina, dzieci, są związane przez naturę z koniecznością zastępowania osób zmarłych. W skomplikowanej grze tych wszystkich uwarunkowań, zmienna agregacja znajduje się u źródła aspektu życia ludzkiego wyraźnie sprzecznego z wiarą w Boga, czyli ogromnej rozbieżności doli między faworyzowanymi i nie faworyzowanymi przez los, między zdrowymi i chorymi, między bardziej i mniej wyposażonymi genetycznie. 219 Ze zmiennej agregacji wywodzi się ostatecznie przejściowość dóbr tego świata (bogactwo, piękność, zdrowie, przyjemność, osiągnięcia społeczne itp.), które Biblia radzi uważać za względne, dając pierwszeństwo bogactwu dóbr trwałych (prawda, sprawiedliwość, miłość, przyjaźń, więź międzyosobowa, wewnętrzny spokój, solidarność, zawierzenie i wiara w Boga, modlitwa kontemplatywna itp.), związanych z życiem innym, w którym nie będzie choroby, starzenia się i śmierci. - * ;?";* ?Wi; i* Hipoteza agregacji stabilnej między cząsteczkami , Chciałbym teraz wyjaśnić hipotetycznie, jak władza ducha nad siłą agregacyjną - która łączy między sobą cząsteczki - może tworzyć wszystkie właściwości parasomatyczne przez nas przedstawione. > ; .^u : .:..1,ft, ~ ...,/¦ 6) Odbiorca widzi sobowtóra tak realnie, że uważa go za osobę z krwi i kości, jak w przpadkach: 10, 39,48,49, 54, 55, 61, 65, 66, 79, 80, 81, 84, 86, 91. 7) Sobowtóra widzi więcej niż jeden odbiorca i jednocześnie wszyscy zdają sobie sprawę z jego obecności. Przypadki nr: 1, 5, 20, 29, 35, 39, 41, 42, 48, 49, 56, 58, 64, 69, 76, 87, 96, 101. 229 8) Sobowtór przenosi podczas OOBE przedmiot, który pozostawia na miejscu (cyfry oznaczają numer przypadku - przyp. tłum.): - świecznik: 11 - koronka różańca: 35 - lekarstwa: 39 - relikwie: 52 (potwierdzenie ze strony sobowtóra) - szal: 77 (potwierdzenie ze strony sobowtóra) - ciastka migdałowe: 78 (potwierdzenie ze strony sobowtóra) - wstążeczka: 105 (potwierdzenie ze strony sobowtóra) - chusteczka z napisem z krwi, koronka różańca i metalowy krzyżyk: 106 (potwierdzenie ze strony sobowtóra) - krople własnej krwi: 107 (potwierdzenie ze strony sobowtóra). 9) Sobowtór przemieszcza lub przekształca w sposób trwały przedmioty albo powoduje skutki fizyczne w obecności odbiorcy: - wyrzuca kwiaty z wazonu: 68 (potwierdzenie) - bandażuje oko choremu: 69 (potwierdzenie) - likwiduje w jednej chwili ciągły kaszel dziecka: 70 (potwierdzenie) - zapala i odwraca lampę stołową i naprawia zegar: 71 (potwierdzenie) - przemieszcza ciężki obraz: 72 (potwierdzenie) - zawiązuje koronkę różańca i przemieszcza szkatułkę: 74 (potwierdzenie) - odłącza i przemieszcza siedem dużych nasion: 75 (potwierdzenie) - włącza płytę kuchenki elektrycznej: 76 (potwierdzenie) - wyłącza prąd elektryczny: 104 (potwierdzenie). 10) Sobowtór w jednej chwili przywraca zdrowie ciężko chore- mu: - „choroba bez nadziei wyleczenia": 7 - „w chwili śmierci": 8, 13 - „bardzo ciężko chora": 11 < - „duży kamień nerkowy, obustronna przepuklina, itd.": 19 - „nieuleczalnie chory od dwóch lat": 33 - „niebezpieczeństwo śmierci z powodu grypy z powikłaniami - ciężka niewydolność serca": 54 - „zapalenie oskrzeli, zakażenie krwi, stan beznadziejny": 55 - „tyfus rzekomy A i B, stan beznadziejny": 56. 11) Sobowtór i odbiorca nie znali się, zobaczyli się po raz pierwszy podczas OOBE, a rozpoznali się później: 20,25,35,50,54, 80, 81, 90, 93, 95, 101, 103. 230 12) Przytoczyłem osiem zjawień zmarłych (ograniczając się do opublikowania ich większej liczby w przyszłości), którym towarzyszyły okolicznościowe i bardzo wiarygodne konfrontacje (przypadki 108--115). Już i tak stanowią one dowód porównawczy, że to, co sobowtór wykonuje podczas OOBE (widzi, zjawia się, przekazuje, słucha, działa), może czynić po ostatecznym wyjściu z ciała, czyli po śmierci. Zarejestrowane są inne przypadki tego samego rodzaju; nie przytaczam ich jednak, ponieważ jestem zdania, że wystarczają te już zamieszczone. OOBE zmieniło moje życie. Z przebadanych i oszacowanych faktów wynika wniosek o kapitalnym znaczeniu i ogromnych następstwach praktycznych dla życia ludzkiego. Niezależnie od tego, czy przyjmujemy wyjaśnienia szkoły Gurneya, czy też przychylimy się do opinii szkoły Har-ta-Crookalla (nie ma innych wyjaśnień naukowych), wyłania się sensacyjne i niewiarygodne stwierdzenie, że duch ludzki może poznawać, widzieć, przekazywać i działać poza własnym ciałem, również setki kilometrów od niego, czyli bez posługiwania się nim. Rhine mówi: „Kiedy w XVIII i XIX wieku materializm narzucił swoją „metafizykę" jako naukowe pojmowanie świata, brak zainteresowania uczonych zjawiskami paranormalnymi przekształcił się w negację. Zjawiska „psycho..." (od greckeigo psyche - dusza; pierwszy człon wyrazów złożonych wskazujący na ich związek znaczeniowy z psychiką - przyp. tłum.), które nie mieściły się w ramach tego systemu, były negowane nie tylko jako nierzeczywiste, lecz również niemożliwe". Dziś sytuacja uległa zasadniczej zmianie. Już w 1939 roku Warcollier, słynny francuski badacz zjawiska telepatii, wymieniał w samych Stanach Zjednoczonych czterdzieści dwa fakultety i uniwersytety zajmujące się studium parapsychologii, a w szczególności telepatii. W dzisiejszej Rosji kręgi naukowców żywo zainteresowane są - jak w krajach kapitalistycznych - pasjonującym światem „duchów". Jest to zjawisko osobliwe w kraju, który jeszcze kilka lat temu zdawał się pozostawać całkowicie na marginesie jakiejkolwiek wiary czy wierzenia w coś, co przejawia nawet najsłabsze oznaki duchowości, a w którym zjawiska paranormalne były uznawane za „specjalność folklorystyczną" krajów kapitalistycznych. 231 Zmianę opinii i poważne traktowanie zapoczątkował uniwersytet w Groningen (Holandia) pracami doktora H. J.F.W. Brugman-sa i nadzorującego je doktora G. Heymansa, a na uniwersytecie Harvarda (USA) doświadczeniami rozpoczętymi w 1972 roku pod kierownictwem doktora G.H. Estabrooksa. Pomagał mu znakomity profesor McDougal, który przeniósł się z uniwersytetu w Oxfordzie. Ważnym wykładnikiem tych prac jest wprowadzenie nowych parametrów poszukiwań oraz fakt, że doprowadziły one do utworzenia w 1930 roku laboratorium parapsychologii na uniwersytecie Duke'a w Durham, prowadzonego przez Rhine'a. Co do OOBE pewni naukowcy -jak dr Jan Ehrenwald z Nowego Jorku - stwierdzają, że „są to przejawy odwiecznego poszukiwania nieśmiertelności przez człowieka, chwiejne próby ustalenia rzeczywistości samodzielnego istnienia »duszy«, stanowcze wyzwanie rzucone groźbie unicestwienia". Wyraźnie widać, jak teoria ta daleka jest od wyjaśnienia wielu przytoczonych przypadków, w których ani sobowtór, ani też odbiorca nie znajdują się w niebezpieczeństwie czy obawy przed śmiercią, i w których pragnienie pocieszania wywołują halucynację, wykluczają konkretne zbieżności obiektywne. OOBE zmienia całe życie, gdy jej się doświadcza. Jak zauważa dr Charles Thart, „prawie we wszystkich przypadkach reakcja jest mniej więcej taka: »Nie wierzę w życie po śmierci. Teraz wiem, że moja świadomość przeżyje śmierć, ponieważ doświadczyłem istnienia mojej świadomości poza ciałem fizycznym«". Możliwe sposoby życia pozamaterialnego dające się wywnioskować z zaobserwowanych faktów Wielu świętych opisywało swoje wizje piekła, czyśćca i raju, które uznawali za prawdziwe i pochodzące od Boga: św. Saturn męczennik, św. Franciszek z Asyżu, św. Hildegarda z Bingen, błogosławiona Angela z Foligno, św. Teresa z Avila, św. Jan Bosco, wizjonerzy z Fatimy itd. a , Zauważamy, że wizje te są zgodne co do istnienia sytuacji skrajnie różnych w życiu po śmierci, z wierzeniami wszystkich wielkich religii i z religiami pierwotnymi, w których wierzenia często wywodziły się ze zjawisk paranormalnych. Ciekawą zbieżność znajdujemy w wizjach tamtego świata sławnego uczonego i mistyka Emanuela Swendeborga (1688-1772), 232 który opublikował sto pięćdziesiąt prac naukowych, a licznymi zestawieniami sprawdzalnymi wykazał prawdziwość swoich właściwości paranormalnych. W najpopularniejszym swoim dziele pt. Niebo i piekło daje świadectwo swoich wizji i misji otrzymanej od Boga, by je rozpowszechniać. Podaje dane o bezsłownym komunikowaniu się z duszami, czyli o wymianie myśli i uczuć drogą telepatyczną. Stwierdza, że w innym wymiarze następuje przyciągnięcie przez tych, którzy są podobni do nas, i oddalanie się od tych, z którymi nie jesteśmy zgodni. Niebo i piekło są bardziej stanem niż miejscem. Bóg, który jest czystą Miłością, nie potępia nikogo, ale każdy kieruje się dobrowolnie ku licznym wspólnotom sobie podobnym. Piekło jest nieodwołalną wolą pozostania w złu, co w takiej sytuacji oznacza przejście progu nieodwracalności. Szczegóły wizji z tamtego świata są różne, zależnie od czasów i miejsc, w których się dokonują, jednak w pewnych ważnych aspektach zachodzi powszechna zgodność: a) Odniesienie przyczyna-skutek w wyborach moralnych (wspierane modlitwą) w tym życiu i stały stan ducha w innym: świetlany, pełen miłości i radości u niektórych, spokojny i zwykły u innych, pełen wyrzutów sumienia i niezaspokojonych niskich pożądań u jeszcze innych. Dlaczego - pytamy - tyle różnorodności w szczegółach? Stany duchowe zmarłych, które wizjoner spotyka, mogą być przez niego uchwycone intuicją w ich istocie duchowej, ale zostają przez niego przeobleczone w wyobrażenia symboliczne, które - właśnie dlatego, że są takie - różnicują się w zależności od wizjonera według jego idei, doświadczeń, oczekiwań i kojarzenia obrazów. I tak, podczas gdy wizjonerzy średniowieczni widzą dusze odłączone od Boga, zanurzone w gotującej się smole, albo w rzekach skutych lodem, lub też brane przez diabłów na haczykowate rogi, wizjonerzy naszych czasów i naszej cywilizacji dostrzegają „ciemne obszary", „postacie z przekrzywioną głową, patrzące ze smutkiem i przygnębieniem", „duchy szare, smętne i wyniszczone", inni zaś odczuwają, że „owe dusze są związane tam w otchłani ze światem, gdzie nagromadziły swoje dobra", „są schwytane w pułapkę i zdezorientowane", zamknięte w swoim egoizmie, uniemożliwiającym im jakikolwiek kontakt z Bogiem i innymi. Opisy zmieniają się w zależności od wizjonerów, jak również różnych stanów duchów, z którymi się spotykają. b) Drugi aspekt, wspólny wszystkim wizjom tamtego świata jakie mają święci, stanowi względna cielesność życia pozamaterial-nego. Na tamtym świecie dusze mają zawsze postać ludzką. Nie 233 uważam, ażeby wynikało to z antropologicznej potrzeby świętych widzenia i uczłowieczania tego, co jest czysto duchowe i niewidzialne. Ci sami święci są bardzo uważni w określaniu tego, co jest czysto duchowe i niemożliwe do przedstawienia w sposób obrazowy, a wizje odbierają przez doświadczenie intelektualne, w którym Bóg przedstawia ich umysłom idee i sytuacje bez jakichkolwiek wyobrażeń. Raczej ten drugi aspekt znajduje oddźwięk w opinii Ojców Kościoła odnośnie do „ciała duchowego" i w faktach przez nas przytoczonych, które skłaniają wielu parapsychologów do stawiania hipotezy o „ciele parasomatycznym", zdolnym widzieć i być widzialnym. 234 WYRAŹNE OZNAKI ŻYCIA PO ŚMIERCI Trwała aktywność odwrotnie proporcjonalna^ między władzami czuciowymi i pozaczuciowymi W ludzkim mózgu i obwodowym systemie nerwowym aktywność fizyczna oraz psychiczna przebiega paralelnie i w obopólnej zależności; gdy mózg zostanie uszkodzony urazami czy zranieniami, albo też osłabiony starzeniem się komórek i arteriosklerozą, zmysły, pamięć, wyobraźnia i sam rozum cierpią z tego powodu i przestają funkcjonować normalnie. Lecząc mózg — o ile jest to możliwe — odpowiednimi terapiami sprawiamy, że wymienione funkcje podejmują na nowo swoje procesy neurofizjologiczne. Materialiści wysnuwają stąd wniosek, że - wraz ze zniszczeniem mózgu i obwodowego systemu nerwowego z powodu śmierci - psychika (czyli umysł, myśl, dusza, duch, jakkolwiek się to nazywa) przestaje istnieć. Dziś jednak, w świetle lepiej przebadanych zjawisk mistycznych i paranormalnych, wykazanie niezależności części duszy od ośrodkowego systemu nerwowego staje się dostępne dla wszystkich. Pozostają prawomocne przekonania i racje filozoficzne przemawiające za duchowością i nieśmiertelnością duszy, przyjęte przez wielu wybitnych filozofów spiritualistów, chrześcijan i niechrześcijan. Zjawiska wielorako potwierdzane przez telepatię, jasno-widztwo i bilokację, dostarczają nam nowych dowodów eksperymentalnych, że dusza jest w stanie pojmować i widzieć, niezależnie od organów zmysłowych i mózgu, również - przypuszczalnie w bilokacji - poza ciałem. Funkcjami związanymi z pracą mózgu są: zmysły, pamięć, wyobraźnia i rozumowanie. Wszystkie więc funkcje mózgowe, których używamy. Jest rzeczą logiczną, że skoro mózg wraz ze śmiercią fizyczną przestaje działać, przestają również działać owe funkcje. Ale z tego powodu nie ustaje aktywność ducha, gdyż nie zależy ona od aktywności mózgu. Co więcej, kiedy funkcjonują komórki mózgowe, duch jest z konieczności uśpiony i chwyta tylko przeczucia i przebłyski, niewyraźne odczucia religijne, moralne, społeczne, filozoficzne i estetyczne. Dopiero ze zmniejszeniem się aktywności zmysłów 235 i funkcji mózgowych (życie ascetyczne, milczenie, post, medytacja ponadracjonalna) duch poznaje doskonalej. W końcu, wraz z zawieszeniem funkcji mózgowych, czyli w ekstazie i stanach podobnych, duch staje się świadomy, widzi, poznaje, działa, a wszystko to niezależnie od zmysłów i mózgu. Tak w zjawiskach mistycznych, jak i w paranormalnych można zauważyć cechę stałą: funkcje pozazmysłowe tym bardziej stają się aktywne i świadome, im bardziej zmysły są ograniczone lub zawieszone. Wynika z tego, że wraz z ustaniem całkowitym, z przeminięciem (które jest przejściem do życia duchowego) aktywności mózgu i możliwości sprawnego funkcjonowania komórek mózgowych, duch znajduje się w warunkach sprawowania bez przeszkód tych funkcji, które teraz nazywamy paranormalnymi. 236 ZAKOŃCZENIE Odkrycie życia poza ciałem wpływa na podniesienie jakości życia w ciele Z przeprowadzonego studium można dojść drogą dedukcji do wniosku o istnieniu i sposobach istnienia owego życia po „drugiej stronie", które dla wielu jest absolutnie bezzasadne i nierzeczywiste, a które tylko wierzący ludzie - często z trudnościami - przyjmują dzięki wierze. Dla współczesnego człowieka wykazanie możliwości uzyskania dedukcji logicznej - nawet tylko prawdopodobnej - o istnieniu po życiu i będącym wynikiem wyborów moralnych oraz religijnych dokonywanych w tym życiu, stanowiłoby odkrycie o dużym znaczeniu. Chodzi tu w rzeczywistości o możliwość dedukcji, która nie przebiega - jak argumenty filozoficzne - jedynie na podstawie przesłanek i abstrakcyjnego rozumowania, ani też nie wymaga uprzednio głębokiej wiary religijnej, jakiej wielu nie posiada, ale wychodzi z dostępnej wszystkim analizy faktów konkretnych i sprawdzalnych. Zważmy dobrze: nie rościmy sobie pretensji do tego, że uruchomiliśmy latarnię morską o wielkim zasięgu: udowodnione naukowo odkrycie życia „po tamtej stronie". Jednak nawet zwykła latarka, znaleziona i zapalona na skraju urwiska dla tego, kto chodzi po omacku w nieprzeniknionej ciemności, jest rzeczą niemałą. Gdyby taka „latarka", została rozpropagowana i gdyby jej światło dotarło do świadomości szerokiej rzeszy ludzi, przyczyniłaby się do podniesienia jakości poziomu życia. Przede wszystkim jej światło powodowałoby powstrzymanie dokonującego się zanikania wartości i ideałów. Jesteśmy dziś świadkami wyraźnego spadku poczucia obowiązku, do tego stopnia, że postawa u większości jest poprawna zewnętrznie tylko wówczas, gdy ludzie są przekonani o nieuniknionych i bezpośrednich sankcjach. Od czego bierze swój początek rozprzestrzenianie się nieuczciwości, nałogów, niewierności i zbrodni? Może od zamazania w ciele jakiejkolwiek wizji życia po życiu. Na tym świecie człowiek uczciwy i uczynny jest często karany, przynajmniej zewnętrznie. Odkrycie, że wybór drogi moralnej, z poświęceniem, przyjmowany lub odrzucany ze swoim ładem, powoduje skutki dodatnie lub ujemne, również i przede wszystkim 237 po opuszczeniu tego świata, doprowadziłoby do przywrócenia poczucia odpowiedzialności, która by lepiej uwydataniała bytowanie człowiecze i usprawniała wędrówkę przez życie ludziom uczciwym. Pociągnęłoby to za sobą - jak niektórzy uważają - wymóg etyki interesownej, ponieważ (widzieliśmy to) nie chodzi tu o darowaną zapłatę lub karę grożącą z zewnątrz świadomości, lecz o gromadzenie wartości wewnętrznych, które są owocem dokonywanych wyborów. : ; W powiązaniu z nagrodą moralną, świadomość „drugiego życia" podtrzymuje chwiejne przekonania religijne. Prawdziwa wiara nie jest tradycją przyjmowaną wskutek nacisku psychologicznego czy zastraszenia, rozpowszechnianą dla utrzymania ładu społecznego. Raczej może być nazwana zespołem intuicji o sensie życia, rozjaśnionego Łaską i wspartego na znakach sprawdzalnych. A właśnie OOBE te ostatnie uwydatnia. W końcu, zdobycie poszerzonego horyzontu istnienia nie kończącego się na cmentarzu, darzy spokojem, napełnia radością życia. Jeżeli chłopcu da się piłkę, mówiąc: „Gdy zużyje się lub przedziurawi, nie dostaniesz innej", dziecko będzie żyło w obawie, że piłka zginie lub zniszczy się i nie będzie mogło się z radością bawić. Natomiast, jeżeli wie, że po zużyciu tej otrzyma nową, do prawdziwej gry w piłkę nożną, odda się trenowaniu z większym zapałem. Tak jest w życiu: więcej radości sprawia świat, gdy się wie - bez uciekania się do złudzeń - że nie jest on jedyny. Kto znalazł rozwiązanie tego problemu, przerzucił most nad rzeką zbędności. Możemy więc radować się, że nie znajdujemy się w świecie bez inteligencji, która go prowadzi, w świecie pozbawionym ostatecznego znaczenia, owego trwałego Światła, podtrzymującego wartości, o jakie zabiegamy. 238 OBJAŚNIENIA PEWNYCH TERMINÓW i i BILOKACJA: (określana przez parapsychologów OOBE - Out ofBody Experience): zjawisko, dzięki któremu świadomość doświadcza wyjścia z własnego ciała, widząc różne miejsca rzeczywiste, jest zdolna je opisać, a opis ten odpowiada prawdzie. Ta pierwsza część, dotycząca doświadczenia podmiotu, nazwana jest w tradycji chrześcijańskiej „LOTEM W DUCHU", lub „WIZYTĄ W DUCHU". W tym samym momencie swojego doświadczenia jaźń może być widziana przez wiarygodnych świadków w jednym miejscu z własnym ciałem jakby uśpionym i jednocześnie widziana w zjawieniu w innym miejscu przez innych, przekazująca ewentualnie orędzie. Ta druga część, dotycząca doświadczenia widzącego, jest tradycyjnie nazwana „ZJAWIENIEM SIĘ ŻYWEGO". EKSTAZA: zawieszenie zdolności zmysłowych (zmysłów zewnętrznych i wewnętrznych), czyli nieczułość albo anestezja ogólna spontaniczna, prawie niewyczuwalne oddychanie, znaczne zwolnienie czynności serca i wahań alfa elektroencefalogramu1, z towarzyszeniem wzmożenia czynności władz pozazmysłowych2. Ekstaza ma różne nazwy: sen profetyczny, trans, hipnoza, samadhi (yoga), stan przedśmiertny, nazwy określające różne modalności samej ekstazy. HALUCYNACJA: wyobrażenie zmysłowe, na ogół wzrokowe lub słuchowe, lecz również węchowe, dotykowe albo smakowe, które - aczkolwiek posiada znaczne znamiona rzeczywistości - formuje się w sposób bardzo żywy w fantazji i zmysłach, bez odpowiednika w rzeczywistości zewnętrznej3. STAN PRZEDŚMIERTNY: w przypadkach śmierci klinicznej, z elektroencefalogramem i kardiogramem płaskim, pacjenci widzieli siebie wychodzących z własnych ciał fizycznych, patrząc na nie z zewnątrz i opisując to, co się działo wokół nich, widząc tak żywych i miejsca fizyczne, jak krewnych i przyjaciół zmarłych, oraz „miejsca nie z tego świata"4. 1 Por. Joyeux H. i Laurentin R., Etudes medicales et scientifiąues sur łes apparitions de Medjugorje, Ed. O.E.I.L. 2 Teresa d'Avila, Vita, 28.5,7,11; Castello interiore, Seste mans. 2.3,7; 3.3,5. 3 W tym studium przeznaczonym dla szerokiej publiczności używam potocznego znaczenia słów. 4 Por. Moody R., Życie po życiu, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1979. 239 WIZJA: postrzeganie prawdziwej rzeczywistości, które nie pochodzi z normalnego kanału zmysłów fizycznych. WIZJA CIELESNA POZAZMYSŁOWA lub ZJAWIENIE CIELESNE: podmiot widzi, słyszy i dosięga swoimi zmysłami miejsca oraz osoby dalekie, normalnie nie dostępne jego zmysłom fizycznym5. , WIZJA INTELEKTUALNA: podmiot postrzega prawdę duchową bez czynników zmysłowych, otrzymując ją od Boga lub istoty duchowej, bez odbierania ich obrazami pochodzącymi od własnych zmysłów fizycznych. WIZJA WYOBRAŻENIOWA RZECZYWISTA lub WIZJA OBRAZOWA: podmiot widzi wyraźne obrazy osób i faktów fizycznych, które rzeczywiście dzieją się w teraźniejszości, lecz daleko, i są niedostępne jego zmysłom fizycznym.6 WIZJA WYOBRAŻENIOWA SYMBOLICZNA: podmiot widzi obrazy symboliczne, które przekazują mu zdarzenia prawdziwe, mające miejsce w teraźniejszości, przeszłości lub w przyszłości. ZJAWIENIE SIĘ ZMARŁEGO: podmiot spostrzega zmarłego w postaci ludzkiej, która może ewentualnie przekazać orędzie: zjawienie może być uznane za prawdziwe tylko wtedy, gdy objawiający się zmarły dostarcza informacji, które mogą być uwiarygodnione zmysłami fizycznymi. 5 Por. Tomasz z Akwinu, Summa III, 76.8. 6 Teresa dAvila, Vita, rozdz. 28 i 29. Castello, Seste dim., rozdz. 4,5,9,10. 240 BIBLIOGRAFIA Autorzy różni: Parapsicologia e soprawiuenza, Roma 1984 Amadou Renę: La Parapsychologie, Parigi 1954. Appleman J.A.: Your Psychic Powers and Immorality, New York 1968. Balducci Corrado: La possesione diabolica, Roma 1982. Bayless Raymond: Apparitiones and Suruiual ofDeath, New Hyde Park 1973 - The Other Side ofDeath, New York 1971 Beloff J.: New Direction in Parapsychology, Edinburgh 1975 Bender Hans: Poltergeist, Milano 1980. - Sesto senso, Milano 1974. • ¦ . - Telepatia, chiaroueggenza e telecinesi, Roma 1981 Blackmore Susan: Beyond the Body, London 1982. Bozzano Ernesto: Dei fenomeni di bilocazione, Citta di Castello 1934 Cadoret Remi Jere: An Exploratory experiment: continuous EEG recording during clairuoyant card test, w: Journ. Of Parapsych. 1964, 28. Carington Walter Whately: Telepaty: an outline of its facts, theory and im- plications, London 1945. - Thought Transference, New York 1946. Crawford William John: Experiments in Psychical Science, London 1919. - The Reality of Psychic Phenomena, London 1917. Crookall Robert: Case book of Astral Projection, New York 1972. - The Stady and practice of Astral Projection, London 1961. - Out of Body Experiences: a fourth analisis, New York 1970. - Intimations of Immortality, Clark 1965. De Boni Gastone: Metapsichica scienza dellanima, Milano 1946. - Uuomo alla conąuista deWanima, Milano 1967. Delanne Gabriel: Les apparitions materialisees des vivants et des morts, Paris 1909. Di Simone G.: Esperienze fuori del corpo, Roma 1984. Drayton Thomas: Precognition and Human Survival, London s.d. (ok. 1950, ponowne wydanie). Ducasse Curt John: Paranormal Phenomena, Science and Life after Death, New York 1969. Ey H.: Traite des Hallucinations, Paris 1973. .. ¦ ' r Fox Oliver: Astral Projection, New York 1962. Garret Eileen J.: Does Man Suruiue Death?, New York 1967. Geley Gustave: De 1'inconscient au conscient, Paris 1919. - Uectoplasme et la clairuoyance, Paris 1924. Giovetti Paola: Yiaggi senza corpo, Milano 1983. Granone F.: Trattato di ipnosi, Torino 1983. Green Celia: Esperienze di bilocazione, (tłum.), Torino 1973. - oraz Mc Creery C: Apparizioni, (tłum.), Roma 1976. - Sogni lucidi, (tłum.), Roma 1985. - Gurney Edmund, Myers F.V. i Podmore F'.: Phantomas ofthe Lioing, t.1-2, London 1886. Hart Hornell: Six theories about apparitions, Proceedings of the Society Psych. Research, London 1956. - Toward a new Philosophical Basis for Parapsychological Phenomena, New York 1965. Hardinge E.: Modern American Spiritualism, New York 1970. ¦' Higgins Canon J.D.: Life, Death and Psychical Research, London 1973. Holms A. Campbell: The Facts ofPsychic Science and Philosophy, New York 1969. Jacobson N.O.: Vita dopo la morte? (tłum.), Milano 1975. ;; James William: Human Immortality, wznowienie, New York 1977. -: Lochet L.: Apparitions, Paris 1968. 241 Lodge 01iver: Why I belieue in Personal Immortality, London 1928. Mackenzie William: Apparizione e fantasmi, Roma 1983. Martinetti Giovanni: La vita fuori del corpo, Torino 1986. MaxwellJ.: Les phenomenes psychiqu.es. Recherches, obseruations, methodes, Paris 1914. Mitchell Janet: Out of Body Experiences, London 1981. Monroe Robert: I miei uiaggi fuori del corpo, (tłum.), Milano 1974. Moore E.G.: Survival, a Reconsideration, London 1966. Myers F.W.H.: Human Personality and its survival ofbodily death, wznowienie, New York 1954. Neff H. Richard: Psychic Phenomena and Religion, Philadelphia 1971. Nestler V.: La Telepatia, Roma 1984. Osis K. oraz Haraldson E.: Quello che uidero nelUora delia morte, Milano 1979. Osty Eugene: La connaissance supranormale, Paris 1962. - ..-. .- • Pilloni Walter: La Bilocazione, Roma 1978. Powell Arturo E.: El Dobie eterico, Buenos Aires 1971. Pratt Joseph Gaither: Handbook for Testing Extrasensory Perception, Durham 1937. Price Harry: Fifty Years of Psychical Research, London 1939. Quevedo G. Oscar: La faccia occulta delia mente, (tłum.), Roma 1972. Reginald Omez P.: Religione e scienze metapsichiche, Catania 1957 Resch Andreas: Introduzione alla paranormologia, Roma 1970. Rhine Joseph Branks: Extrasensory Perception, Boston 1934. - I poteri delio spirito, (tłum.), Roma 1949. Richet Charles: Traite de Metapsychiąue, Paris 1923. Rogo Scott D.: La mente fuori del corpo, (tłum.), Milano 1979. - Esperienze con i fantasmi, (tłum.), Milano 1978. Rudoni Antonio: Escatologia, Torino 1972. - Uannuncio dei nouissimi oggi, Roma 1980. Ryzl Milan: La Parapsicologia, Roma 1984. Soal Samuel George: Moder Experiments in Telepaty, London 1954. - Mind Readers, London 1959. Spraggett Allen: The Case for Immortality, New York 1975. Sudre Renę: Introduction a la metapsychiąue humaine, Paris 1929. Steiner Rudolf: Survivance et immortalite de 1'ame, Paris 1955. Tenhaeff Willem: Telepathie en Helderziendheid, Utrecht 1958. Throuless Robert Henry: The present position of experimental research into telepathy and related phenomena, New York, 1943. Thurston Herbert: Ghosts and Poltergeist, Chicago 1954. - Fenomeni fisici del misticismo, (tłum.), Alba 1966. Tocąuet Robert: Les pouuoirs secrets de 1'homme, Paris 1963. Trat Charles T.: A secend study ofthe out ofthe body experience in a gifted subject, New York 1967. Turi A.M.: La leuitazione, Roma 1977. Tyrrell George, Nugent Merle: Science and Psychical phenomena, London 1938. - Apparitions, London 1943. Vaschide N.: Les hallucinations telepatiąues, Paris 1908. Vasiliev Leonid Leonidovic: Experiments in Mentol Suggestion, (tłum.), London 1963. - Metapsichica e scienza souietica, (tłum.), Milano 1967. Walker Benjamin: Beyond the Body, London 1974. Warcollier Renę: La telepathie, Paris 1921. - La Metapsychiąue, Paris 1940-1946. Wiesinger Alois L.: Fenomeni occulti alla luce delia teologia, (tłum.), Milano 1958. Wolman B.: L'universo delia parapsicologia, (tłum.), Milano 1979. Zóllner J.K. Friderichs: Prouas scientificas da Sobrevivencia, (tłum.), Sao Paulo 1966. 242 SPIS TREŚCI Słowo od Wydawcy polskiego ................................. 3 Przedmowa ............................................... 7 Obecne badania nad OOBE ................................ 9 Widziałem z wysokości sześciu metrów moje ciało.................. 9 OOBE nie są takie rzadkie ................................... 10 Sobowtór OOBE może być widziany poza swoim ciałem ............. 14 Pierwsze próby laboratoryjne w Wirginii ......................... 16 Próby z Ingo Swannem ...................................... 17 Próby ze Stuartem Blue Hararym .............................. 18 Doświadczenia z wieloma przybyszami astralnymi ................. 19 Doświadczenia z Alexem Tanousem ............................ 21 OOBE w latach osiemdziesiątych .............................. 22 Znaczenie oobe w odkrywaniu sensu życia ludzkiego .......... 25 Dokąd zmierzam? .......................................... 25 Nie mogę uwierzyć w bajki ................................... 26 Egzystencja ludzka według wizji agnostycznej ..................... 27 Znaki życia pozamaterialnego ................................. 27 Co to jest bilokacja lub OOBE? ................................ 28 Doniosłość spotkania obiektywnego ............................. 29 Konieczność trzeźwego rozróżnienia krytycznego................... 31 Cuda czy fakty paranormalne? ................................ 33 Bilokacje - poważne znaki życia pozamaterialnego ................. 33 Dwie interpretacje naukowe OOBE ............................. 34 DOKUMENTACJA A. Bilokacje w Biblii? ..................................... 43 Wiarygodność historyczna życiorysów, z których korzystam .......... 43 Prawdopodobne odwiedzenie w duchu przekazane w Biblii........... 44 Możliwość wyjścia z ciała w tym życiu według Nowego Testamentu .... 46 W Ewangeliach ujawnia się powszechne wierzenie wszystkich czasów w możliwe zjawienia żyjących ................................. 47 Dlaczego bilokacje są uznawane za zjawisko rzadkie? ............... 49 B. Bilokacje świętych ..................................... 50 1. Św. Ambroży (Saintes) .................................... 50 2. Curma i św. Augustyn .................................... 52 3. Św. Seweryn i Amancjusz .................................. 53 243 4. Św. Seweryn i Maksym Norkijski ........................... 54 5. św. Benedykt .......................................... 55 6. Św. Bernard (Tiron) ..................................... 56 7. Św. Bernard (Clairvaux) i mnich Robert...................... 58 8. Św. Bernard (Clairvaux) i templariusz ....................... 58 9. Św. Bernard (Clairvaux) i nowicjusz ......................... 59 10. św. Bernard (Clairvaux) i opat Gerard ....................... 60 Wizyty w duchu ze zjawieniem się naocznym................ 60 11. Św. Wilhelm (Vercelli) ................................... 61 12. Św. Ranieri (Piza) ...................................... 62 13. Św. Hildegarda (Bingen).................................. 64 14. Św. Alpaida udaje się w duchu do Chalis ..................... 65 15. Św. Alpaida: jasnowidzenie czy bilokacja?..................... 66 16. Św. Franciszek z Asyżu (Arles) ............................. 66 17. Św. Franciszek z Asyżu (góra Gargano) ...................... 67 Bilokacje św. Antoniego Padewskiego ...................... 68 18. Św. Antoni Padewski i opat Galio........................... 68 19. Św. Kunegunda z Polski .................................. 69 20. Błogosławiony Jan z Caramoli ............................. 70 21. Błogosławiony Jan Colombini .............................. 71 22. Św. Katarzyna ze Sieny i Andrzej de Bellanti.................. 72 23. List św. Katarzyny ...................................... 73 24. Św. Katarzyna i skazańcy................................. 74 Co widzi podmiot, który dokonuje wizyty w duchu?.......... 75 25. Błogosławiona Ludwina .................................. 75 26. Błogosławiona Kolumba z Rieti............................. 77 27. Św. Ludwik, król Francji ................................. 78 Zdarzenia pokrótce opisane .............................. 79 28. Św. Ignacy Loyola....................................... 81 29. Św. Józef z Kupertynu ................................... 82 Inne zjawienie się św. Józefa z Kupertynu za życia .......... 83 Zjawienia żyjących z wyraźnym potwierdzeniem ze strony zjawiającego się ................................................. 83 30. Zakonnica i św. Ludwik Beltran ............................ 83 31. św. Teresa z Avila i siostra Izabela ......................... 84 32. Św. Teresa z Avila i ojciec Salazar .......................... 86 33. Św. Filip Nereusz i opat Giusto ............................ 86 34. Św. Filip Nereusz i św. Katarzyna Ricci ...................... 87 Św. Filip za swojego życia za ziemi objawił się wielu osobom ........ 88 35. Pięćset podróży w duchu czcigodnej Marii z Agredy ............. 89 Krótki opis życia Marii od Jezusa z Agredy................. 89 244 Współcześni historycy piszą o jej odwiedzinach w duchu ....... 90 Fakty z Nowego Meksyku ................................ 91 To, co Matka z Agredy widziała podczas swoich podróży w duchu 92 To, co Matka przekazała na procesie Inkwizycji ............. 93 Uwagi krytyczne ....................................... 94 36. Św. Alfons z Liguori ..................................... 96 37. Św. Gerard Maiella i siostra............................... 97 38. Św. Gerard Maiella i prałat z Teory ......................... 98 39. Św. Gerard Maiella zjawia się różnym osobom ................. 99 Odwiedziny w duchu św. Jana Bosko ...................... 101 40. Ksiądz Bosko odwiedza w duchu oratorium.................... 102 Ksiądz Bosko nie tylko poznaje umysłem odległe zdarzenia, lecz je widzi ................................................. 103 Ksiądz Bosko oświadcza, że widzi na odległość kiedy chce .... 104 41. Nowa wizyta w Oratorium ................................ 105 Ksiądz Bosko daje niezbite dowody swoich wizyt ............ 105 42. Wizyta w duchu księdza Bosko z czynnościami fizycznymi ........ 105 43. Ksiądz Bosko wizytuje św. Casalegno ........................ 106 44. Ksiądz Bosko w Sarria ................................... 107 Różnice pomiędzy uniesieniem cielesnym i autentyczną wizytą w duchu .............................................. 111 45. Błogosławiona Maria Baouardy ............................ 112 C. Bilokacje osób współczesnych ........................... 115 Mollie Fancher i przemieszczanie widzenia ................. 115 46. Wizyty w duchu Mollie Fancher ............................ 116 47. Inne wizyty w duchu uwiarygodnione ........................ 117 Przemieszczanie widzenia ............................... 117 48. Józefina Berettoni i pewna chora ........................... 118 49. Józefina odwiedza w duchu inną chorą....................... 120 50. Józefina Berettoni i dwoje małżonków ....................... 121 51. Ojciec Pio i pan Capezzuto ................................ 122 Przemieszczenia Ojca Pio ................................ 123 52. Ojciec Pio przenosi w duchu przedmiot....................... 123 53. Ojciec Pio i biskup Damiani ............................... 125 54. Ojciec Pio i pan Magurno ................................. 126 55. Ojciec Pio i pani Bellarmini ............................... 128 56. Ojciec Pio i monsignor florencki ............................ 129 245 Współczesne przypadki śmierci klinicznej .................. 130 Wyjście z ciała ............................................ 131 Spotkanie ze zmarłymi ...................................... 132 Spotkanie z Istotą świetlistą .................................. 133 Dodatkowe uwiarygodnienia argumentu ......................... 134 Cechy charakterystyczne przypadków śmierci klinicznej.............. 135 Dokładny opis środowiska .................................... 136 Wizyty w duchu Natuzzy Evolo ........................... 138 Zwięzłe ujęcie doświadczeń ze strony ludzi ....................... 139 Zwięzłe ujęcie doświadczeń ze strony Natuzzy ..................... 141 Relacje osób wizytowanych ................................... 142 57. Concezio Galloro (S. Marco Argentano) ....................... 142 58. Dominik Manfrida (kapistranin) ............................ 143 59. Karmela Fratini (Gioia Tauro) ............................. 144 60. Rosaria Gigliotti (Bolonia) ................................ 144 61. Andrzej Percelli (Padwa) ................................. 145 62. Joanna De Vecchi (Nicastro) ............................... 146 63. January Mottola (Catanzaro) .............................. 146 64. Franciszek Mesiano (Rzym) ............................... 147 65. Józefina Crisafulli (Catanzaro) ............................. 148 66. Ludwika Luca (Reggio Calabria)............................ 149 67. Stefan Barilla (Rzym) .................................... 150 Bilokacja niewidzialna z trwałymi czynnościami fizycznymi . . . 152 68. Angela Ventura (Vibo Valentia) ............................ 152 69. Angela Laureani (Vibo Valentia)............................ 152 70. Rodzina Cortezów (Silą) .................................. 153 71. Angela Comita (Vena di Maida) ............................ 154 72. Angelica Mottola (Catanzaro) .............................. 154 73. Pani z Florencji ........................................ 155 74. Walery Marinelli (Cosenza) ............................... 156 75. Mimma Bosco (Vibo Valentia).............................. 158 76. Maria Mantelli (Catanzaro) ............................... 159 Bilokacje z przeniesieniem przedmiotów materialnych ....... 159 77. Liberiusz Giampa (Catanzaro) ............................. 160 78. Marianna Gaetano (Nicastro) .............................. 161 Komentarz do bilokacji (profesora Marinellego) ............. 161 79. Titina Bisantis (Catanzaro) ............................... 163 80. Antonietta Fiumara (Serrata) .............................. 164 81. Rosina Muratore (Cagliari) ................................ 165 82. Lucjana Paparatti (Rosarno) ............................... 166 83. Herkules Versace (Reggio Calabria) ......................... 166 84. Antonella Ruga (Padwa) .................................. 167 85. Rozalia De Caria (Filogaso) ............................... 169 246 86. Ksawera Boragina (Reggio Calabria) ........................ 169 87. Renato Mantelli (Catanzaro)............................... 170 88. Róża La Cava (Reggio Calabria) ............................ 171 89. Maria Sansalone Neri (Reggio Calabria)...................... 171 90. Maria Ferraro (Palmi) ................................... 172 91. Maria Teresa Saraceno (Turyn) ............................ 173 92. Teresa Di Stefano (Reggio Calabria) ......................... 175 Bilokacja niewidzialna ze zjawieniem się zmarłych .......... 176 93. Wanda Teti i Anna Suriano (Vibo Valentia) ................... 176 94. Leonard Romano (Vibo Valentia) ........................... 177 95. Rita Gabriele (Gioia Tauro) ............................... 177 96. Franciszka Mercuri i Ludwik Ragione (Rosarno)................ 178 97. Aldo Carpanzano (Catanzaro) .............................. 179 98. Antonietta Fiumara (Serrata) .............................. 180 99. Teresa Romeo (Melito Porto Salvo) .......................... 181 100. Ksawera Boragina (Reggio Calabria)........................ 182 101. Mariusz Cortese, Franciszek Ksawery Madonna, Elio Mantella (Catanzaro) ................................................ 182 102. Katarzyna Minniti (Reggio Calabria) ....................... 184 103. Katarzyna Donato (Catanzaro) ............................ 185 104. Rodzina Marinellich (Rosarno) ............................ 186 105. Karmela Rocciolo (Cittanova) ............................. 186 106. Andreina Saponara (Bari) ................................ 187 li'- ii-.'i '- -A ;.-. , ' "i. . .," Bilokacje z ukazywaniem się plam krwi .................... 188 107. Jolanta Gualtieri i Leonard Romano (Palermo)................ 189 D. Zjawiska mediumiczne ................................. 191 E. Zjawienia się zmarłych świętych potwierdzone konfrontacjami 194 Zjawienia zmarłych w Biblii .................................. 194 Św. Katarzyna ze Sieny widzi zmarłego ojca ...................... 195 108. Św. Franciszek z Asyżu ................................. 196 109. Św. Ranieri z Pizy ..................................... 197 110. Św. Franciszek Ksawery ................................. 198 111. Św. Kasper Del Bufalo .................................. 198 112. Św. Gabriel od Matki Bożej Bolesnej ........................ 200 113. Św. Leopold Mandic .................................... 202 114. Św. Charbel Makluf.................................... 204 115. Papież Jan XXIII ...................................... 206 Czy dzieją się cuda?..................................... 207 Możliwe wyjaśnienia zjawień osób żyjących Parapsychologia jako nauka ............................... 211 Pierwsze możliwe wyjaśnienie: telepatia ......................... 211 247 Drugie wyjaśnienie: Ciało parasomatyczne ....................... 212 Wyjście z ciała według tradycji katolickiej ........................ 213 Ciało duchowe według Ojców Kościoła .......................... 214 Połączenie wyjaśnień naukowych: ciała parasomatycznego i telepatii . . . 216 Ciało plazmy biologicznej odkryte przez Rosjan .................... 216 W zjawiskach paranormalnych zauważa się panowanie umysłu nad prawami fizycznymi ............................................... 217 Nasze życie ziemskie jest uwarunkowane zmienną agregacją cząsteczek atomowych ............................................... 219 Hipoteza agregacji stabilnej między cząsteczkami .................. 220 Ciało duchowe i teologia ..................................... 221 Ocena i bilans przedstawionych przypadków a) Przypadki telepatyczno-jasnowidzcze ......................... 225 b) Przypadki OOBE ........................................ 225 Cechy charakterystyczne komunikacji telepatycznej ........... 225 Charakterystyczne składniki doświadczeń OOBE .............. 227 a) ze strony sobowtóra ...................................... 227 b) ze strony odbiorcy ....................................... 228 Całościowa ocena przedstawionych zdarzeń .................. 229 OOBE zmieniło moje życie ................................. 231 Możliwe sposoby życia pozaziemskiego dające się wywnioskować z zaobserwowanych faktów ................................ 232 Wyraźne oznaki życia po śmierci ........................... 235 Trwała aktywność odwrotnie proporcjonalna między władzami czuciowymi i pozaczuciowymi .............................. 235 Zakończenie Odkrycie życia poza ciałem wpływa na podniesienie jakości życia w ciele ................................................. 237 Objaśnienie pewnych terminów ............................ 239 Bibliografia ............................................. 241 i