ANDRZEJ WYCZAŃSKI Szlachta polska XVI wieku Wydawnictwo Naukowe PWN Warszawa 2001 Projekt okładki Maryna Wiśniewska Redaktor Anna Moczar-Demko Wstęp Redaktor techniczny * ,;> ' , ,f «Ł ( Maria Czekaj ' V \ ' * j» J> •/ 1, t . ł> i&* Korekta s . Boienna Frankowska Tytuł dotowany przez Komitet Badań Naukowych © Copyright by Wydawnictwo Naukowe PWN SA Warszawa 2001 ISBN 83-01-13411-9 Wydawnictwo Naukowe PWN SA ul. Miodowa 10, 00-251 Warszawa tel.: 69 54 321, e-mail:pwn@pwn.com.pl. www.pwn.com.pl Wydawnictwo Naukowe PWN SA Wydanie I Arkuszy drukarskich 16 + l ark. ii. Skład i łamanie: Egraf, Warszawa Druk ukończono w grudniu 2000 r. Druk i oprawa: GRAFMAR Sp. z o. o. 36-100 Kolbuszowa Dolna ul. Wiejska 43 fl Pisanie o szlachcie polskiej XVI w. może się wydawać łatwe i atrakcyjne w okresie, kiedy to po potępiającym osądzeniu tej grupy w czasach PRL, przyszła moda na legitymowanie się „dobrym urodzeniem" i arystokratycznymi przodkami. Niestety, w tej mieszaninie ocen i poglądów podejmowane są (szczególnie w prasie) próby nawiązania do tradycji szlacheckiej nie najlepszego lotu. W poszukiwaniu barwnych wydarzeń i tanich sensacji sięga się do zjawisk patologicznych dawnego społeczeństwa szlacheckiego, podkreślając jego anarchizm, wyczyny pijackie i łamanie prawa, a przy okazji działania godzące w innych ludzi. Takie postępowanie ma oczywiście starą tradycję — wystarczy przypomnieć Prawem i lewem Władysława Łozińskiego, obraz dawnej, głównie siedemnastowiecznej Polski i jej społeczności szlacheckiej, tworzony na podstawie lektury akt sądowych kryminalnej proweniencji. Wyobraźmy sobie jednak opis obecnej Polski sporządzony na bazie kronik policyjnych i sądowych, obraz złożony z morderstw, gwałtów, kradzieży, kłamstw, oszustw i korupcji. Wątpię, czy uznalibyśmy taki wizerunek za prawdziwy. A przecież często właśnie czytamy o szlachcie dawnych czasów jako awanturnikach, pijakach i zdziercach. Celem niniejszej pracy nie jest oczywiście odwrócenie tego obrazu, pokazywanie szlachty jako bohaterskich i pobożnych rycerzy bez skazy, obrońców całego chrześcijaństwa i opiekunów wdów i sierot, ofiarnych i bezinteresownych, wziętych niemal żywcem z kart Trylogii Henryka Sienkiewicza. Trylogia wprawdzie opowiadała o zupełnie innych czasach, można powiedzieć - - o zupełnie innej szlachcie, ale talent pisarski Sienkiewicza i jego wyczucie kompleksów i marzeń współczesnego mu społeczeństwa okazały się tak silne, że do dziś postaci wykreowane przez wielkiego pisarza przysłaniają nam prawdziwy obraz szlachty, i to obraz szeroki, obejmujący jej dzieje od XVI do XVIII w. włącznie. Takie jest nie tylko dominujące odczucie społeczne, ale niekiedy również spojrzenie zawodowych historyków, którzy nie potrafili przezwyciężyć fascynacji i wpływu artystycznej wizji wybitnego pisarza. Nasza książka pragnie uniknąć wpływu tej atrakcyjnej wizji literackiej. Nie dlatego, że skupia się na innym okresie, ale przede wszystkim dlatego, że przedstawia inny wizerunek szlachty. Chodzi nam nie o tę bohaterską (choć nie zawsze), ale politycznie mało odpowiedzialną, gospodarczo zaś i kulturalnie wręcz niedojrzałą szlachtę, ponieważ taką ona nigdy w rzeczywistości nie była. Zależy nam na przekazaniu prawdziwego obrazu szlachty, która kształtowała się w sensie jednostkowym i społecznym w XVI stuleciu, która działała w dziedzinie gospodarki, administracji, kultury, a przede wszystkim polityki. Sfera działalności politycznej jest chyba najbardziej ciekawa i pouczająca, choć trudno ją oddzielić od innych dziedzin ówczesnej aktywności szlacheckiej. Wiek XVI w Polsce był okresem szczególnie ważnym dla szlachty, choć niewątpliwie nie tylko w naszym kraju warto śledzić losy tego stanu; równie ciekawe mogą być spostrzeżenia dotyczące szlachty innych krajów. W Polsce w tym stuleciu obserwujemy wiele kolejnych faz dojrzewania społeczno-gospodarczego, kulturalnego, wreszcie politycznego szlachty. To proces stosunkowo krótki, obejmujący 2-3 pokolenia. Polegał na przechodzeniu od biednych, nader ciemnych jeszcze, politycznie zdezorientowanych grup szlacheckich do bogacących się i kulturalnych warstw szlachty w drugiej połowie stulecia. Zmiany te objęły wszystkich, od kulturalnie zapóźnionych grup społecznych do licznych uczestników staropolskiej elity umysłowej, w szczególności literackiej, tej doby. Poza tym droga ta prowadzi od naiwnych politycznie, negatywnie nastawionych, skłonnych do nieprzemyślanych odruchów przedstawicieli szlachty, do świadomego swych celów i potrafiącego je realizować stronnictwa egzekucyjnego. Był to więc okres wielkich przemian wewnętrznych — gospodarczych, społecznych, kulturalnych, a przede wszystkim politycznych — które doprowadziły do budowy państwa, nazwanego później Rzecząpo-spolitą szlachecką. O tym będzie ta książka, starająca się wytłumaczyć, w jaki sposób doszło do owego awansu szlachty i jakie były jego bezpośrednie skutki w różnych dziedzinach ówczesnego życia, zwłaszcza politycznego. Koncepcja tej książki powstała dość niespodziewanie. Od kilkudziesięciu lat staraliśmy się z różnych stron badać ówczesną Rzeczpospolitą, a przede wszystkim jej zachodnią część, czyli Koronę. W obrazie Korony co pewien czas pojawiała się szlachta jako przedmiot naszych obserwacji gospodarczych, społecznych, politycznych i kulturalnych. Zebranie tych, w różnych latach poczynionych studiów i opublikowanych tekstów, przyczyniło się — to znaczy ich treść, a nie sam tekst — do powstania dużej części obecnej książki. Są to z jednej strony cenne dla nas ustalenia, przemyślenia i wnioski, z drugiej materiał do nowych pomysłów i nowych refleksji. Autor nie lubi powtarzać kwestii już poznanych i zapisanych, często ma jednak ochotę jeszcze raz na nie spojrzeć pod nieco innym kątem. Zwykle nie oznacza to, że dawniejsze badania stały się przestarzałe lub w jakimś stopniu nieaktualne, raczej to my w miarę upływu lat się zmieniamy. Przybywają nam bowiem nowe doświadczenia, społeczne i naukowe, a jednocześnie pojawiają się nowe pytania, nowe zainteresowania. W rezultacie, gdy wracamy do prac o szlachcie, które sami pisaliśmy wiele lat temu, zawarty w nich materiał nabiera innej barwy, inne niż wcześniej wykorzystane fragmenty wydają się bardziej istotne, ciekawsze, zachęcające do myślenia. Powyższe uwagi nie upoważniają oczywiście do stwierdzenia — pragnę to wyraźnie zaznaczyć — że chciałbym odwołać albo wykreślić coś z dawniejszych prac jako obecnie nieaktualnych światopoglądowo, a nawet politycznie. Daleki jestem od takiej postawy. Powodem zmian jest rozwój nauki, a w rezultacie i rozwój nas samych. Dlatego ogólne wnioski tej książki nie odbiegają od dawnych podstawowych stwierdzeń bądź ustaleń, choć nieraz je modyfikują i wzbogacają. Daje to w pewnym stopniu możliwość krytycznego podejścia do dawnych ustaleń, jednocześnie zaś do pewniejszego pojmowania przeszłości, a przede wszystkim zrozumienia dawnych ludzi i — co najtrudniejsze — ich sposobu myślenia. Bohaterami tej książki są przedstawiciele szlachty, ale niejako pojęcia lub symbole, lecz żywi ludzie, postaci, które czegoś się uczą, do czegoś dążą, w jakiś sposób działają i na czymś im w tych działaniach zależy. Jeśli zdołamy wspólnie, piszący i czytający te strony, poznać i wytłumaczyć ich myśli i działania, będzie to nasze wspólne, wielkie osiągnięcie. Przyzwyczailiśmy się każdą większą pracę, każdą książkę rozpoczynać od przedstawienia stanu badań. Chcielibyśmy przy tym, aby ta książka, mając możliwie pełną wartość naukową, była równocześnie przystępna. Nie wydaje się nam bowiem, aby naukowość musiała się łączyć ze słabym odbiorem czytelniczym, a książka łatwa w odbiorze traciła walory naukowe. Chcemy postępować inaczej. Chcemy pokazywać czytelnikowi te elementy materiału źródłowego, które są szczególnie ważne, prowadzić go tokiem naszego rozumowania, nie ukrywając innych, możliwych wyjaśnień albo nasuwających się wątpliwości. Logiczny tok myślenia stanowi bowiem lepsze kryterium pracy naukowej, niż wyszukana terminologia, przesadna argumentacja i przeładowane przypisy, a nawet usilne dążenia do ostatecznych ustaleń, których przyszłe badania nie mogłyby obalić. Są to wszystko złudzenia, gdyż nauka rozwija się właśnie w wyniku przeczenia, dzięki lepszej interpretacji nowego, a nawet tego samego materiału źródłowego i przez jej logiczne uzasadnienia. Jeśli zaś nasze ustalenia wywołają sprzeciw i doprowadzą do nowych, lepszych, pewniejszych ustaleń, to w łańcuchu postępu naukowego jej rola będzie spełniona. Kiedy o tym mowa, nasuwa się pytanie, czy mamy przed sobą pracę tzw. źródłową, opartą bezpośrednio na materiałach ówczesnych i ich interpretacji, czy też syntetyzującą, która korzysta głównie z cudzych i własnych autorskich ustaleń wcześniejszych, bez sięgania do źródeł. Taki podział w przypadku tej książki nie byłby trafny. Tam, gdzie obraz przeszłości jest lepiej poznany w wyniku dotychczasowych badań, można nie sięgać do źródeł. Jednocześnie, jak wskazywaliśmy, dużo o szlachcie pisano, lecz ustalono naprawdę mało i częste odwoływanie się do źródeł będzie nie tylko pożyteczne, ale wręcz konieczne. Może to skomplikuje zaklasyfikowanie tej pracy, ale nie będzie dla niej szkodliwe, a o to nam przecież chodzi. Konsekwencją tego stanowiska jest brak przypisów autorskich i wykazu wykorzystanych źródeł. Specjalista łatwo je odnajdzie, np. w innych naszych pracach, a każdy czytelnik zapewne zadowoli się wybraną bibliografią na końcu książki. Książkę wszak napisałem na własną odpowiedzialność i nie chciałbym zasłaniać się w swych twierdzeniach obcym autorytetem i cudzymi pracami. Gdy mówimy o owym łańcuchu ustaleń naukowych, powraca znowu kwestia dawniejszych opracowań, wcześniejszych ogniw, które należy wymienić, aby niejako spłacić dług wobec tych badaczy, którzy swymi osiągnięciami ułatwili nam obecne zadanie. Z pozoru nasze zadłużenie wobec nich jest ogromne. Wszystkie niemal prace, dotyczące tego okresu __i te, które poświęcone są gospodarce, i te zajmujące się społeczeństwem, kulturą, wreszcie polityką — podają często termin szlachta, stan szlachecki lub rycerski. Szlachta zdaje się być wszędzie, wszędzie działać i częstokroć wszystko psuć, a przynajmniej nie zachowywać się tak, jak nakazywałaby wiedza, którą teraz posiadamy. Pomimo tej swoistej wielowątkowości, dotyczącej szlachty, o kilku podstawowych cechach tego stanu wciąż za mało wiemy, jak choćby o jego liczebności i strukturze. O ile rzeczywiście trudno nam dokładnie nakreślić wewnętrzną strukturę stanu szlacheckiego, a przede wszystkim wyznaczyć zakres pojęcia „średnia szlachta", o tyle do zaniedbań badawczych należy sprawa liczebności całego stanu szlacheckiego, a przynajmniej jego udziału procentowego w całkowitym zaludnieniu Korony w XVI w. Poza późniejszymi, tj. dotyczącymi XVIII w., krytycznymi uwagami Emanuela Rost-worowskiego oraz w odniesieniu do Wielkopolski Jerzego Topolskiego, mamy jedynie wycinkowe obliczenia, które obejmują szlachtę województwa krakowskiego w latach 1563 -1565, dokonane przez autora. Są to dane dość dokładne, ale czy godne generalizowania, trudno powiedzieć. Natomiast stostunek liczebności szlachty do innych stanów wymaga jednoznacznego przedstawienia naszego krytycznego stanowiska wobec dotychczasowych, powierzchownych, sformułowań. W tym przypadku trudno powoływać się na cudze opracowania, jeśli nie chcielibyśmy jedynie podważać zawartych tam stwierdzeń. Na nowo należało zbadać rodzinę szlachecką, w powszechnym mniemaniu dużą, rozbudowaną, zwartą. Trudno byłoby znaleźć dobrze udokumentowane prace, mówiące o rodzinie szlacheckiej w XVI w., przy tym nie chcemy porównywać danych z wcześniejszą epoką (Maria Koczerska). Musieliśmy oprzeć się na źródłach pośrednich i analogiach z późniejszymi czasami, w których metryki kościelne — chrztów, małżeństw i zgonów - pozwalają na bliższą analizę modelu tej rodziny. W każdym razie materiały genealogiczne, wykorzystujące głównie źródła sądowe, nie mogą być w tym względzie dostatecznie przekonujące, przynajmniej dopóki ogromny materiał wielkopolski, zgromadzony przez Władysława Dworza-czka, nie zostanie dokładnie przebadany. Nieco lepiej przedstawia się znajomość materialnej oprawy ówczesnego życia szlacheckiego, spędzanego przede wszystkim na wsi. Wprawdzie po- vazmejsze prace dotyczą głównie dworu murowanego (Teresa Jakimowicz), zjawiska nowego, ale zarazem nietypowego, natomiast najpopularniejszy dwór drewniany został jedynie fragmentarycznie opracowany przez autora i jego uczniów. Dotyczy to także wyposażenia dworu, jego funkcjonowania i bezpośredniego otoczenia. Słabo też orientujemy się w ówczesnych strojach, ponieważ zachowało się bardzo niewiele zabytków, a jeszcze mniej portretów całopostaciowych i musieliśmy zadowolić się ogólnymi stwierdzeniami zapożyczonymi z prac syntetycznych (Irena Turnau). Lepiej nieco wygląda nasza wiedza na temat dawnego wyżywienia, choć ta znajomość dotyczy raczej jego podstawowych składników (Andrzej Wyczański) niż całej różnorodności dań prostych i wykwintnych, codziennych i świątecznych. Na temat wychowania i edukacji młodego szlachcica prac jest sporo. Wiemy nieco o studiach krajowych i zagranicznych, różnicach między formalnym a rzeczywistym programem studiów oraz zainteresowaniami ówczesnych studentów. Znacznie słabiej orientujemy się w programach i efektach nauki w nowej, humanistycznej szkole, z wyjątkiem może kolegiów jezuickich. Nauka w domu wymagała sięgania do źródeł pamiętnikarskich (np. Henryka Wolfa). Łatwiej dało się poznać wzorce i ideały wychowawcze oraz środki pogłębiania wiedzy, głównie książki. Wycinkowo, dla województwa krakowskiego w latach 1563 - 1565, udało nam się określić liczbowo poziom upowszechnienia elementarnej wiedzy, umiejętności pisania i czytania wśród szlachty, tzw. stopnia alfabetyzacji (Andrzej Wyczański, Wacław Urban). Charakter polemiczny w stosunku do najczęściej spotykanych ocen czytelników, a często i historyków, ma część poświęcona aktywności gospodarczej szlachty. Jej zaangażowanie w produkcję rolną, a w szczególności w prowadzenie gospodarstwa folwarcznego jest dość znane (Andrzej Wyczański, Marcin Kamler). Ogólne nastawienie ekonomiczne, starania o zwiększenie dochodów, o rozbudowę majątku zostało wykazane przede wszystkim przez Jerzego Topolskiego, i to na tle porównawczym, europejskim, co było dla nas szczególnie przydatne. Spostrzeżenia na temat działalności szlacheckiej w górnictwie (Feliks Kiryk), handlu, a niekiedy rzemiośle wymagały zebrania z pojedynczych wzmianek. Natomiast stosunkowo łatwo dało się ustalić, że ówczesna szlachta potrafiła liczyć, prowadzić rachunkowość, obserwować ceny i oceniać dochody, choć z braku opracowań należało się odwołać do źródeł, przede wszystkim do lustracji dóbr królewskich. Bogacenie się szlachty w wyniku racjonalnej gospodarki wiejskiej oraz dokonywanie operacji kredytowych to już kwestia awansu szlachty średniej iako grupy społecznej i poszczególnych jej przedstawicieli; na ten temat istnieje pewna wiedza, ale pozostaje nader fragmentaryczna (Aleksander Tarnawski, Stanisław Cynarski, Jerzy Topolski). Trzeba przyjrzeć się też ówczesnej administracji — pomijanej dotąd w opracowaniach — i sądownictwu, bo i tędy wiodły drogi życiowe szlachty, doprowadzając niekiedy do szybkiego awansu. Najszybszy jednak awans mógł być wynikiem łaski królewskiej, ale żeby na nią zasłużyć, trzeba było się wykazać wysokimi kwalifikacjami, szczególnie wykształeniem i sumienną, lojalną współpracą (Andrzej Wyczański). W tej części należało się zastanowić nad zjawiskiem, które obecnie określa się jako „czas wolny". Nasuwa się oczywiście pytanie, czy to pojęcie z końca XX w. można w ogóle przenieść na czasy odrodzenia. Z braku innego określenia zdecydowaliśmy się je zachować, aby nie powtarzać za tradycyjnymi ujęciami opisów tzw. obyczajów i aby spróbować przedstawić tę dziedzinę dawnego życia od strony społecznej roli wolnego czasu, nie zaś barwnych, choć nietypowych zachowań. Dlatego unikaliśmy przytaczania opowieści zawartych w różnego rodzaju dziejach obyczajów, wykorzystaliśmy natomiast z jednej strony literaturę piękną, w szczególności drobne utwory Mikołaja Reja i Jana Kochanowskiego, z drugiej zebrane przez Stanisława Windakiewicza materiały dotyczące tzw. Rzeczypospolitej Babińskiej, specyficznego, szlacheckiego „świata na opak". Duża część pracy została poświęcona problematyce politycznej. Zdecydowaliśmy się jednak podzielić ją na etapy, aby nie wnioskować z przeprowadzonych w sejmie uchwał o dążeniach i intencjach nie zawsze znanych ich inicjatorów. Postanowiliśmy dokonać analizy tworzenia się programu przyszłego stronnictwa egzekucyjnego poprzez rozpatrzenie postulatów szlacheckich, tzw. artykułów sejmikowych. Materiał ten dotychczas był wykorzystywany bardzo wyrywkowo lub tylko fragmentarycznie, a wydaje się być kluczem do zrozumienia dążeń szlacheckich i genezy przyszłych reform sejmów egzekucyjnych. Czy zabieg ten okazał się słuszny, czytelnik musi sam na to pytanie odpowiedzieć. Po programie przyszła kolej na omówienie działań i reform stronnictwa egzekucyjnego, w czym pomocne stały się dla nas prace Anny Sucheni--Grabowskiej oraz wielu innych historyków (Oskara Haleckiego, Anny Dembińskiej, Janusza Tazbira, Władysława Pałuckiego), choć niejedną uchwałę musieliśmy na nowo, w świetle uprzednio analizowanych postula- 10 tów, oceniać. W każdym razie w tym zakresie drogę mieliśmy przetartą, problematykę na ogół znaną i opisy samych bojów sejmowych udało się skrócić. Najtrudniejszym zadaniem okazało się zebranie wniosków z poprzednich rozdziałów i naszkicowanie zarysów ówczesnej umysłowości szlacheckiej. Dotyczyło to horyzontów intelektualnych szlachcica — jeśli to określenie nie jest zbyt górnolotne — jego stosunku do świata ziemskiego i pozagrobowego, w tym także do wiary i Kościoła, zrozumienia jego dążeń, ambicji, hierarchii wartości. Zależało nam przy tym na uchwyceniu stopnia racjonalizacji myślenia tych ludzi, jak również poziomu konkretyzacji i wymiemości ówczesnego świata i jego kategorii, w tym pojęcia przestrzeni i czasu. W wielu wypadkach musieliśmy wracać do wcześniejszych spostrzeżeń i wniosków, a nieraz formułować hipotetyczne rozumienie tamtej umysłowości, bliskiej nam w wielu wypadkach, choć jeszcze nie w pełni takiej jak nasza. Jeżeli w ten sposób udało nam się przybliżyć czytelnikowi ówczesnych ludzi — polską szlachtę — to zadanie nasze zostało spełnione. Szlachta w społeczeństwie polskim XVI wieku Nasz stosunek, ludzi przełomu XX i XXI w., do dawnej szlachty, jest najczęściej ambiwalentny. Gdy jedni zachwalają tradycje rycerskie, inni widzą w istnieniu szlachty wielkie społeczne nadużycie, niesprawiedliwość, a w jej działaniach jedynie obronę swoich egoistycznie pojmowanych przywilejów i interesów. Nam, jak wspomniałem we Wstępie, nie chodzi ani o wynoszenie na piedestał przedstawicieli dawnej polskiej szlachty, ani o tworzenie czarnej legendy wokół tzw. stanu rycerskiego. Nie sposób jednak uniknąć tych skrajności bez określenia miejsca i roli dawnej szlachty w społeczeństwie, które istniało w Polsce i w Europie w XVI stuleciu. Aby zrozumieć, na czym polegał podział stanowy ówczesnych społeczeństw europejskich, trzeba przypomnieć wcześniejszą formułę Kościoła katolickiego, zaczerpniętą z antyku i dotyczącą podziału zadań i obowiązków w obrębie społeczności ludzkiej. Według tej formuły, ludzie dzielili się na tych, których zadaniem było pracować, na tych, którzy mieli ich bronić, i tych, którzy modlili się do Boga. W ten sposób ustalono podział społeczeństwa na plebejuszy — chłopów i mieszczan, na szlachtę i na duchownych, przydzielając każdej z wymienionych grup oddzielne zadania. Taki punkt widzenia uznawano ówcześnie za logiczny i sprawiedliwy, choć podział ten nie wynikał z woli Bożej albo prawa natury, lecz ze skomplikowanych procesów społecznych, które dokonały się w średniowieczu a których pisać tu nie musimy. Wystarczy stwierdzić, że dla wówczas yjących ludzi był to podział oczywisty, bardzo rzadko podawany w wątpliwość i istniejący powszechnie, przynajmniej w obrębie krajów europejskich. Z powyższej formuły wynika jednocześnie wniosek o hierarchizacji truktury stanowej. Najniżej znajdowali się ci, którzy musieli pracować, 13 czyli plebejusze. Byli najliczniejsi i mieli obowiązek utrzymywać dwa stany wyższe, a więc szlachtę i duchowieństwo. W przypadku tych dwóch wyższych stanów sprawa hierarchii stawała się bardziej złożona. Jeśli bowiem szlachcicem należało się urodzić, to przedstawiciel kleru stawał się członkiem stanu duchownego — a mamy tu na myśli przede wszystkim Kościół katolicki — od momentu uzyskania święceń kapłańskich, będąc z urodzenia bądź szlachciem, bądź plebejuszem; najczęściej mieszczaninem, rzadko chłopem. Podział na stany pociągał za sobą odrębne dla każdego z nich prawa i obowiązki. Istniało prawo dla szlachty, dotyczące jej uprawnień podmiotowych, np. posiadania własności ziemskiej, piastowania urzędów państwowych, udziału w życiu politycznym, oraz przedmiotowych, wynikających z doznawanych krzywd, ponoszonych strat itp. Funkcjonowały też odrębne sądy dla rozsądzania spraw obejmujących szlachtę. Z kolei kler rządził się prawem kanonicznym, miał osobne sądownictwo, prawo do posiadania beneficjów duchownych oraz do kontroli nad wiernymi, przynajmniej w zakresie ich stosunku do religii i Kościoła. Sytuacja plebejuszy była zróżnicowana, ponieważ miasta w zachodniej i środkowej Europie posiadały samorząd. W Polsce określało go prawo magdeburskie, które ustalało dla mieszczan normy prawne, odrębne sądownictwo i władze miejskie, początkowo składające się głównie z wójta i ławników, później najczęściej z rady miejskiej z burmistrzem na czele. Najmniej wiemy o statusie chłopów, choć ten stan także rządził się odrębnym prawem, zwykle zwyczajowym, funkcjonującym pod kontrolą właściciela danych dóbr ziemskich. Mimo większej lub mniejszej zależności ludność chłopska miała zazwyczaj swój sąd wiejski, który jak większość sądów ówczesnych pozwalał chłopom na działania prawne, choć istniały w poszczególnych rejonach różnego rodzaju ograniczenia. Niemniej w Polsce XVI w. funkcjonowały sądy wiejskie, złożone z wójta sądowego i ławników, przy czym nadzór dworu był stosunkowo mało widoczny. Z powyższych uwag na temat systemu stanowego, który istniał w dawnej Europie, wypływa kilka ogólniejszych wniosków. O ile podział stanowy pomiędzy plebejuszami i szlachtą wynikał z zasady dziedziczenia, o tyle awans społeczny w większości krajów nie był zbyt trudny. Szczególnie dotyczy to warstw pośrednich, które tworzyli wolni chłopi w Anglii lub Szwecji. Posiadali oni bowiem część uprawnień i obowiązków szlacheckich, formalnie pozostając chłopami. W obrębie plebejuszy przejście, mimo odrębnych praw i obowiązków, z warstwy — czy lepiej stanu chłopskiego do mieszczańskiego -- zazwyczaj nie sprawiało trudności, choć pełne prawa miejskie miała tylko bogatsza grupa mieszkańców miast; pozostali podlegali prawu miejskiemu, nie w pełni z niego korzystając, np. nie posiadali prawa do obejmowania urzędów municypalnych. W praktyce możliwe stało się też przechodzenie plebejuszów, głównie mieszczan, w szeregi szlachty. W niektórych krajach (np. we Włoszech, w Niderlandach) znaczna część szlachty mieszkała w miastach i oddawała się zajęciom miejskim, a posiadanie herbu odgrywało niewielką rolę. W innych krajach (np. we Francji) osiąganie określonych urzędów królewskich automatycznie wiązało się z nadaniem szlachectwa. Ponadto monarcha prawie wszędzie miał prawo nobilitowania plebejuszy, np. za zasługi wojenne lub też z powodu wnoszonych wpłat pieniężnych, jak to czynili w XVII w. Stuartowie w Anglii. Jednocześnie bardziej rygorystycznie strzeżono szlachectwa w Hiszpanii, choć tam nieco wcześniej ludzie o bardzo różnym pochodzeniu, z arabskim i żydowskim włącznie, dochodzili do najwyższych stanowisk i godności. Powyższe przykłady upoważniają nas do sformułowania ogólnej zasady. Gdy będziemy pisać o szlachcie polskiej, jej sytuacji społeczno--gospodarczej lub o programach politycznych, nie będziemy używać pojęcia ani terminu „przywilej". Przywilej bowiem jest to udzielenie specjalnych praw jednostce lub grupie ludzi, które to uprawnienia wyróżniają ich spośród pozostałych członków społeczeństwa. W przypadku szlachty można mówić jeszcze o przywilejach w odniesieniu do XIII czy XIV w., lecz nie w stosunku do XVI stulecia. Funkcjonował wtedy bowiem, jak wspominaliśmy, określony system prawny, z odmiennymi normami dla każdego stanu i nie są to przywileje, lecz prawa i obowiązki stanowe. Instytucja przywileju oczywiście istniała, ale przywileje takie odnosiły się > konkretnych osób, grup i ich działań. Dotyczyły one zarówno ludzi ze tanu szlacheckiego, jak określonych miast i mieszczaństwa, a nawet gmin wskich. W tej sytuacji traktowanie przywileju jako atrybutu szlachect-ra nie jest zgodne z ówczesnym rozumieniem prawa, a także odbiega od jego obecnych definicji. Zanim zajmiemy się dawną szlachtą polską, należy zastanowić się, jak ' był to stan w XVI w. w Polsce. Będą to szacunki dla ziem Korony, iktem wyjścia dla naszych rozważań są lata 1563 -1565, czyli okres l unią lubelską (1569). Nie jest to jednak rozstrzygnięcie tylko 14 15 formalne, gdyż procesy społeczne, w tym wyodrębnienie się i kształtowanie stanu szlacheckiego w Wielkim Księstwie Litewskim, nastąpiło później niż w Koronie i przynajmniej dla XVI w. szlachta litewsko-ruska wymagałaby odrębnej charakterystyki i osobnego opracowania. Warto jedynie dodać, że według obliczeń Henryka Łowmiańskiego w 1528 r. Wielkie Księstwo Litewskie liczyło ogółem 2714 tyś. mieszkańców, w tym szlachta stanowiła ok. 3,9%, tj. blisko 105,6 tyś. osób, a mieszczanie ok. 6,8%, czyli ok. 184 tyś. ludności. Przyjęło się w polskiej nauce historycznej twierdzenie, że w dawnej Polsce (Koronie) mieszkało wyjątkowo dużo szlachty (szczególnie ubogiej); w stosunku do ogółu ludności — między 8 a 10%, a według niektórych badaczy nawet więcej. Byłby to fenomen na skalę ogólnoeuropejską, w większości bowiem krajów Europy liczebność szlachty rzadko przekraczała 1% ludności. Tak wielka masa szlachty miałaby więc stanowić specyfikę ustrojową dawnej Rzeczypospolitej, zarówno z jej dodatnimi cechami (np. stwoistą demokracją w życiu politycznym kraju), jak i ujemnymi (tzn. stopniowym osłabieniem władzy królewskiej i anarchiza-cją życia politycznego). Obraz powyższy nie jest jednak ścisły. Przede wszystkim istniały wówczas inne państwa — w Europie Hiszpania, w Azji Japonia — w których liczba szlachty, głównie drobnej, sięgała 10% ludności. Ponadto, jeżeli uznamy polską szlachtę zagrodową za kategorię pośrednią, podobną do wolnych chłopów, to zbliżone szacunki liczbowe znajdziemy w Anglii, w której trzon wojska stanowili przez długi czas chłopi - łucznicy. Analogiczną warstwę chłopską znajdziemy w Szwecji, w której wolni chłopi nie tylko służyli w wojsku, ale byli istotną siłą wyzwalającą Szwecję spod panowania duńskiego w początkach XVI w. Zresztą w ostatnich latach coraz więcej wątpliwości wśród historyków budzi teza o dużej liczbie, szczególnie drobnej i ubogiej szlachty, w obrębie dawnej Rzeczypospolitej. Tezę obniżającą liczebność szlachty ogłosił w 1987 r. Emanuel Rost-worowski. Według jego obliczeń dla 1791 r., w Rzeczypospolitej byłoby ogółem blisko 750 tyś. szlachty, co stanowiłoby około 7,5% ówczesnej ludności kraju, w tym ok. 125 tyś. szlachty zamożnej, 300 tyś. drobnej i 325 tyś. pozbawionej własności. Niestety, obliczenia te niewiele nam mówią na temat sytuacji wcześniejszej choćby dlatego, że dotyczą innego obszaru Rzeczypospolitej, bez terenów utraconych w pierwszym rozbiorze. Ponadto losy szlachty podczas poprzednich dwóch stuleci zmieniły jej 16 kturę, a nawet liczebność, czego przykładem może być 43% szlachty pozbawionej własności — zjawisko wcześniej nieznane. Dlatego należy zrezygnować z późniejszych obliczeń, nawet opartych znacznie bogatszych materiałach, aby nie wprowadzać danych nieporównywalnych tak ze względu na inną strukturę stanu szlacheckiego, jak też nie tych samych obszarów zamieszkanych przez szlachtę. Bezpieczniej będzie wykorzystać bardziej precyzyjne dane, chociażby wycinkowe XVI w., natomiast lepiej oddające realia społeczne i demograficzne. Takim terenem, który został poddany dokładnej analizie, stało się województwo krakowskie w latach 1563-1565, gdyż zachowały się dla tych lat najbardziej wiarygodne dokumenty skarbowe, w postaci uwierzytelnionych i niemal kompletnych zeznań podatkowych. Zgodnie z przeprowadzonymi obliczeniami w 7 powiatach województwa krakowskiego w latach 1563-1565 zamieszkiwało łącznie około 301 760 osób. Przy podziale na wieś i miasto mielibyśmy ok. 211 000 mieszkańców wsi, tj, 70% i ok. 90 600, czyli 30,0% mieszkańców miast. Szlachtę, która nas w tym wypadku interesuje, reprezentowało ok. 8800 osób, tj. 2,9% ogółu mieszkańców, przy czym 7440 osób mieszkało na wsi, a 1360 w miastach tego rejonu, głównie w Krakowie. Są to oczywiście wielkości przybliżone, ale ewentualny błąd w obliczeniach nie zmieni powyższego obrazu. Można oczywiście sądzić, że województwo krakowskie nie reprezentowało przeciętnej struktury społecznej i demograficznej kraju i przynajmniej przedstawicieli drobnej szlachty zagrodowej mieszkało tutaj niewielu, natomiast zamożnej — sporo. Nie jest to jednak województwo wyraźnie odbiegające swoją strukturą społeczną od innych województw Małopolski czy Wielkopolski, gdyż jedynie województwa mazowieckie, w mniejszym stopniu łęczyckie i sieradzkie, zamieszkiwało szczególnie dużo drobnej szlachty. Niemniej owa specyfika wymienionych 3 województw, do których później dołączyło Podlasie, nie upoważnia do przyjęcia średniej iczebności szlachty w Koronie wyższej aniżeli 5 - 6% ogółu ludności kraju, itąd można przyjąć, że poza wskazanymi wyżej województwami w pozostałych szlachta stanowiła ok. 3,4% mieszkańców Polski, na 4,4 min dności w Koronie ok. 1570 r., szlachty byłoby w niej ogółem prawie 40 tyś., tj. 5,5% mieszkańców. Wspomniana analiza liczebności szlachty, oparta na zeznaniach podat--owych z lat 1563-1565, pozwala na przykładzie województwa krakow- 17 skiego przyjrzeć się bliżej uwarstwieniu, czyli stratyfikacji społeczno--majątkowej* tego stanu. W dawniejszych opracowaniach przyjmowano bardzo zróżnicowany społecznie obraz szlachty, ale nie potrafiono g0 sprecyzować. Najłatwiej dawało się wyodrębnić szlachtę zagrodową, która nie posiadała poddanych-chłopów i sama własnymi rękami musiała uprawiać ziemię i prowadzić swe niewielkie gospodarstwo rolne, z którego na dodatek płaciła podatek, analogicznie jak chłopi-kmiecie. Szlachtę tę wyraźnie określają zeznania podatkowe. Jak mówiliśmy, w bardzo dużej liczbie zamieszkiwała ona Mazowsze, wschodnią część Wielkopolski i Podlasie. Natomiast niewielu było szlachciców zagrodowych w województwie krakowskim, aczkolwiek niezamożnej szlachty znajdziemy tu sporo. Na pozór stosunkowo łatwo da się wydzielić najbogatszą warstwę szlachty, tzw. magnaterię, używając tego późniejszego nieco terminu. Próbowano nawet ustalić zasadę, że kto ma 20 i więcej wsi, ten już jest magnatem; kto zaś mniej, pozostawał zamożnym szlachcicem. Jednakże granica 20 czy nawet 10 wsi, jak chcą niektórzy, niewiele nam mówi, ponieważ wsie te zależnie od tego, gdzie się znajdowały, czy były czynszowe, czy folwarczne, mogły mieć bardzo różną wartość, odmienny dochód, nie mówiąc o tym, że 20 wsi lub inna podobna liczba to sprawa naszej umowy. Tymczasem ówcześni ludzie patrzyli na to zupełnie inaczej i raczej rzadko mylili się wskazując, kto należy do magnaterii, a kto nie. Zresztą nawet liczba posiadanych wsi i miast jest zwykle trudna do ustalenia dla poszczególnych właścicieli. Wielkie dobra były bowiem często porozrzucane po różnych częściach kraju, różnych województwach i uzupełniały je zwykle dzierżawy dóbr królewskich lub starostwa. Nie od rzeczy będzie dodać, że znaczenia takim właścicielom dodawały wysokie urzędy, najczęściej te, które zapewniały miejsce w senacie. W rezultacie powyższych rozważań można dojść do wniosku, że precyzyjne wydzielenie magnaterii spośród szlachty koronnej okazuje się formalnie trudne, choć każdy historyk, badający ten okres, będzie wiedział, że Tarnowscy, Tęczyńscy, Jimitowie czy Firlejowie w Małopolsce, a Gór-kowie, Ostrorogowie i Kościeleccy w Wielkopolsce to rodziny magnackie. * Stratyfikacja społeczna — zróżnicowanie społeczne rozpatrywane na podstawie występowania w społeczeństwie różnych warstw ludzi, wyróżniających się pod jakimś względem (tu: pochodzenia) i hierarchicznie usytuowanych. (Wszystkie przypisy pochodzą od redakcji). k ścisłego wyróżnienia magnaterii spośród pozostałej szlachty świadomie pilnowano — nie musi wszakże hamować naszych f ń gdyż magnateria w XVI w. w Koronie podlegała znacznym Lianom a inicjatywa tych przekształceń wychodziła w jakimś stopniu MbaJdziej dynamicznej, acz mniej bogatej szlachty, która m.in. z tego względu bardziej nas będzie interesowała^ Ówczesna hierarchia podatkowa me odpowiadała dokładnie hierarchii dochodów, ponieważ podatek ze wsi, tzw. pobór, był płacony z ról kmiecych zagród chłopskich, karczem lub młynów, a nie obejmował najbardziej dochodowej części dóbr, jaką stanowił pański folwark. Jest to poważny mankament dawnych materiałów skarbowych, ale kłopot dotyczy jedynie szlachty zagrodowej, która nie posiadała chłopów i z tej racji sama płaciła podatki ze swego gospodarstwa. Natomiast szlachta posiadająca chłopów może być bardziej jednolicie uszeregowana, ponieważ każdy szlachcic miał przynajmniej jeden folwark, a jego rozmiary i dochodowość w znacznym stopniu zależały od liczby chłopów, którzy świadczyli pańszczyznę na rzecz folwarku. Dzięki temu liczba chłopów, a właściwie ról chłopskich i oddawany przez nich podatek, może być przynajmniej przybliżonym wskaźnikiem wartości, a przede wszystkim dochodowości dóbr danego szlachcica. W ten zaś sposób możemy każdego szlachcica, właściciela dóbr ziemskich, ulokować na odpowiednim szczeblu drabiny uwarstwienia majątkowego szlachty w województwie krakowskim. Analizę uwarstwienia społecznego szlachty województwa krakowskiego można przeprowadzić na dwa sposoby. W pierwszym z nich 947 znanych nam szlacheckich jednostek własnościowych podzielić należy zgodnie z wysokością wpłacanego podatku. Wówczas do najuboższych zaliczylibyśmy te, z których wpłaty wynosiły od 10 do 20 gr, co oznacza, że obszar opodatkowany nie przekraczał l łanu roli kmiecej lub roli szlachty zagrodowej. W tej kategorii podatkowej znalazło się 282 właścicieli szlacheckich, czyli 30% ogółu dóbr szlacheckich. Świadczy to o tym, że szlachty naprawdę ubogiej nie było w tym województwie mało, a wpłaty podatkowe tej grupy wynosiły łącznie 0,6% całości poboru. Łatwo też wydzielić najbogatsze dobra szlacheckie, z których podatek wyno-: 60 i więcej zł, czyli dobra takie musiały obejmować przynajmniej O opodatkowanych łanów kmiecych. Takich kompleksów własnościo-vych wymieniono zaledwie 11, co stanowiło 1,2% wszystkich majątków szlacheckich w województwie krakowskim, natomiast wpłaty podatkowe 18 19 z nich wyniosły łącznie 20% całości poboru. Warto ponadto dodać, że w przypadku największych dóbr właściciele ich mogli być jeszcze bogatsi gdyż właśnie oni najczęściej posiadali jeszcze inne majątki ziemskie w innych województwach. Nie będziemy jednak poszukiwać tych dóbr gdyż zależy nam na obserwacji struktury własności szlacheckiej w województwie krakowskim, a nie w całym kraju. Po wydzieleniu najuboższej (podatek poniżej l zł) oraz najbogatszej szlachty (podatek 60 i więcej zł), pozostałe dobra w liczbie 654, czyli ok. 69% całej własności szlacheckiej, należy zaliczyć do majątków tzw. średniej szlachty. Oczywiście przyjmujemy takie założenie z pełną świadomością bardzo dużego zróżnicowania własności i dochodów w tej grupie społecznej. Zaliczyliśmy do niej bowiem zarówno osoby, które wnosiły podatek od 30 gr w górę, tj. posiadające powyżej l łanu kmiecego w swym majątku, jak i właścicieli dóbr, z których wpłacany podatek sięgał 60 zł (tj. 1800 gr*) i więcej, a więc wielkość dóbr mogła przekraczać 90 łanów kmiecych, czyli 12-15 wsi. Jest to więc zakres majątkowy i zarazem dochodowy bardzo szeroki i bardzo zróżnicowany, ale nie będziemy go dalej dzielić, choćby dlatego, że odpowiada to najlepiej strukturze społecznej tzw. średniej szlachty, strukturze, która obejmowała zarówno szlachtę posiadającą cząstkę wsi, jak też bogatą — wielowioskowych właścicieli dóbr ziemskich. Należy dodać, że średnia szlachta wnosiła prawie 79% całego podatku z dóbr szlacheckich województwa krakowskiego. Drugim sposobem badania majątkowego szlachty województwa krakowskiego jest podzielenie właścicieli dóbr ziemskich na 10 grup o podobnej liczebności, uszeregowanych wg wielkości wpłacanego podatku. Wówczas okaże się, że trzy najuboższe grupy, łącznie 285 majątków, wpłacały l ,4% całego podatku (w sumie około 75 zł), podczas gdy dziesiąta grupa, obejmująca tylko 94 właścicieli dóbr, wpłacała 54,7% podatku, czyli łącznie kwotę 3060,2 zł poboru. W sumie między najuboższym szlachcicem, którego personalia nie są tu istotne i który wpłacał 10 gr podatku, a najbogatszym, którym był wówczas kasztelan krakowski Spytek Jordan (255 zł i 23,5 gr podatku), mamy różnicę wyrażoną liczbą 767 razy większą * W 1528 r. wprowadzono złoty polski, nazywany także florenem (jako jednostkę obrachunkową i monetę obiegową), będący odpowiednikiem 30 groszy. Ten system monetarny obowiązywał do rozbiorów. 20 rC7pi wołaty. W rzeczywistości zróżnicowanie majątkowe było nd nainiŁS^Hi r-1 •••*».• • . "e większe. Aby uwypuklić różnice majątkowe, występujące w ob- Z°bie województwa krakowskiego, warto dodać, że wspomniany wyżej ytek Jordan jako kasztelan krakowski miał w pełnym użytkowaniu dobra lenickie, dzięki czemu łącznie kwota wpłacanego przezeń podatku gęgała 383 zł i 5,5 gr. Jego majątek więc, szacując go wg opodatkowania, h łby 1150 razy większy od majątku najuboższego szlachcica posesjonata w województwie krakowskim, a przecież dobra Spytka Jordana znajdowały się i w innych województwach. Pomimo tak wielkiego zróżnicowania majątkowego szlachty w województwie krakowskim (ograniczając się tylko do średniej szlachty), warto zastanowić się, jakiej wielkości majątki były przede wszystkim w jej posiadaniu i jakie dobra najczęściej do niej należały. Z uszeregowania wielkości wpłat podatkowych wynika jednoznacznie, że najwięcej majątków, które określilibyśmy jako średnioszlacheckie, znajdowało się w grupie od l do 8 zł podatku. Licząc w łanach kmiecych odpowiadało to majątkom od 1,5 do 12 łanów kmiecych, czyli od części wsi do 2 wiosek. Takich posiadłości było łącznie 447, co stanowiło 47% wszystkich dóbr szlacheckich w województwie, a podatek z nich wpłacany wynosił 1608 zł, czyli 29% podatku z dóbr szlacheckich. Znalazła się więc tu znaczna grupa posesjonatów średniozamożnych — wyłączyliśmy bowiem najbogatszych i najuboższych — obejmująca 68% tej grupy, którą nazwaliśmy średnią szlachtą. Wydzielona teraz grupa średniozamożna wśród owej średniej szlachty wydaje się nikła, przynajmniej majątkowo, a zapewne i docho-dowo. W tym ostatnim jednak wypadku nasuwa się dodatkowa uwaga. W tego typu majątkach, nawet bardzo niewielkich, znajdował się z pewnością folwark szlachecki, który aczkolwiek nieujęty w świetle podatków, w praktyce gospodarczej stanowił dla szlachcica największe źródło dochodu. Oczywiście warunkiem takiej dochodowości było aktywne i racjonalne zajęcie się gospodarką. Mimo, iż średnia szlachta w województwie krakowskim zdawała się ominować, jej majątki w stosunku do wielkiej własności ziemskiej — co o niemały wpływ na uwarunkowania społeczno-gospodarcze, a nawet lityczne — były dosyć skromne. Wśród 10 największych kompleksów Tiinowały bowiem dobra kościelne. Dotyczyło to przede wszystkim dóbr biskupa krakowskiego (456 zł i 26,4 gr podatku), a następnie klasztoru benedyktynów w Tyńcu (311 zł 2,5 gr), kapituły krakow- 21 skiej (202 zł 22 gr) i klasztoru klarysek w Starym Sączu (171 zł 18 gr\ Znajdowały się w tej grupie także bogate królewszczyzny, jak starostw bieckie (154 zł 19 gr) i krzepickie (145 zł 7 gr). Kolejny w hierarchii po datkowej był majątek klasztoru bożogrobców w Miechowie (145 zł l or\ dobra należące do tzw. wielkorządów krakowskich (143 zł) i wreszcie dobra cystersów w Mogile (142 zł 24 gr), nie mówiąc o wcześniej wspomnianych majątkach Spytka Jordana. Gdyby zestawić całość dóbr ziemskich — nie tylko szlacheckich — w województwie krakowskim w latach 1563-1565, okazałoby się, Le przewaga największych, o podatku powyżej 60 zł, jest bardzo wyraźna. Owe 3,2% majątków dawały bowiem 43,1% całości wpłacanego podatku, a pamiętajmy, że wśród nich znajdziemy często tylko fragmenty znacznie większych majętności, położonych w innych województwach. Najlepszy przykład stanowiły dobra biskupa krakowskiego, skupione przede wszystkim w województwie sandomierskim. Przewaga ekonomiczna w województwie krakowskim wielkiej własności ziemskiej nad średnią własnością szlachecką byłaby druzgocząca, gdyby nie fakt, że znaczna część wielkich dóbr należała do starych klasztorów, które nie odgrywały istotnej roli w ówczesnym życiu społecznym, a tym bardziej politycznym. Natomiast inaczej przedstawiała się kwestia dóbr królewskich, gdyż posiadanie bogatych starostw, połączone z rozległymi majątkami własnymi i zazwyczaj z wysokim miejscem w senacie, zapewniało dużą siłę ekonomiczną i polityczną zarazem. Nic też dziwnego, że wśród celów walki politycznej średniej szlachty była m.in. kontrola nad posiadaniem i użytkowaniem dóbr królewskich. Starając się umiejscowić średnią szlachtę w obrębie całego społeczeństwa Korony, możemy się jeszcze posłużyć innym kryterium podatkowym — wykazem taryfy pogłównego. Pogłówne jako podatek niezwykle rzadki, który obejmował wszystkich mieszkańców kraju, nie wyłączając ani szlachty, ani kleru, ogarniając całe społeczeństwo od żebraka po arcybiskupa gnieźnieńskiego, było uchwalane dwukrotnie w XVI w. — w 1520 i w 1590 r. Niestety, nie zachowały się — poza drobnymi fragmentami — wykazy wpłat tego podatku, niemniej same taryfy, które wyznaczają wysokość obowiązujących opłat, są na tyle bogate i wszechstronne, że przedstawiają obraz społeczeństwa, i to taki, jaki rysował się w oczach ówczesnych ludzi. W 1520 r. określono wysokość opłat pogłównego dla 220 kategorii podatników, a w 1589 — dla 430, obejmując tym razem również ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego. ceny podatkowej poszczególnych kategorii podatników dokonano ' się na dwóch kryteriach. Po pierwsze, brano pod uwagę przypusz- i e wielkości dochodów, a po drugie - - prestiż społeczny, skoro datkowani zostali urzędnicy zarówno pobierający pensję, jak i działają- morowo, a nawet osoby wyróżnione tytułem naukowym magistra czy doktora. Ta niekonsekwencja jest dla nas o tyle interesująca, że obok opinii ° zyskiwanych dochodach przedstawia nam hierarchię społeczną, stworzo- ą na podstawie prestiżu osoby i piastowanego urzędu, której historyk częstokroć nie ma możliwości ustalić. Ulokowanie średniej szlachty wśród innych mieszkańców Korony, w tym również kleru i mieszczaństwa, nie jest dla nas łatwe, szczególnie dla 1520 r., w którym ówczesne społeczeństwo znamy jeszcze słabo. Wyniki naszych zestawień, przy założeniu, że śledzimy miejsce zajmowane w hierarchii przez średnio jedno- lub dwuwioskową szlachtę, w podziale taryfy pogłównego z 1520 r. na 7 kategorii majątkowo-dochodowych lub lepiej — dochodowo-prestiżowych — przedstawiają się następująco: 1) W najwyższej kategorii (podatek pogłówny 100-300 zł) znajduje się tylko prymas i najbogatsi biskupi katoliccy. 2) W następnej (podatek 20-60 zł) znaleźli się pozostali biskupi katoliccy, wojewodowie i kasztelanowie więksi, opaci bogatych klasztorów oraz ludzie związani z gospodarką, jak wielkorządca krakowski i żupnik krakowski. 3) Kategoria średnio-wyższa (pogłówne 5-15 zł) obejmowała prałatów i kanoników katedralnych oraz władyków prawosławnych. Jako świeccy podatnicy zostali tu zakwalifikowani kasztelanowie mniejsi, poborcy podatkowi, rajcy miasta Krakowa i wyżsi urzędnicy żup krakowskich i ceł. W praktyce, w tej grupie mogli się znaleźć przedstawiciele średniej szlachty, ale jedynie ci wielowioskowi najbardziej dynamiczni, zaangażowani w sprawy żup, ceł, podatków. Mamy tu natomiast również mieszczan, przedstawicieli miasta Krakowa. 4) W kategorii średniej (2 - 4 zł podatku) znajdujemy już dużo szlachty. : kanoników kolegialnych i zamożnych proboszczów, prawosławnych iimandrytów oraz lekarzy są tu urzędnicy szlacheccy - - sądowi, scy, zupni — a ponadto rajcy miejscy Poznania i Lwowa oraz wielcy oipcy głównych miast. Przy stawce majątkowej l zł ze wsi można założyć, iło się tu sporo szlachty średniej, posiadającej co najmniej 2 wsie, 'zależnie od piastowanych urzędów lub ich braku. 22 23 5) W kategorii średniej niższej (8 gr- l zł pogłównego) obok szlachty która posiada jedną wieś, znalazł się także skromny kler wraz z personelem uniwersyteckim, a także przedsiębiorcy, np. kuźnicy, młynarze, uprzywile jowani górnicy i liczni kupcy. 6) W kategorii niższej (2 - 6 gr podatku) mieści się przede wszystkim drobny kler, nauczyciele szkółek parafialnych, służba zamkowa i dworska rzemieślnicy, sołtysi i wykwalifikowani robotnicy. 7) W kategorii najniższej wreszcie (0,5 - l gr) występują chłopi, żacy, plebs miejski. Nie znajdziemy tu już szlachty. Jak wynika z powyższego przeglądu, twórcy hierarchicznego obrazu ówczesnego społeczeństwa lokowali większość szlachty w grupie 4 i 5 a więc pośrodku lub nawet nieco niżej na drabinie społecznej, obejmującej całą ludność Korony. Oczywiście gdyby wykorzystać mnożnik podatkowy zależny od liczby posiadanych wsi (po l zł od wsi), część szlachty mogłaby znaleźć się o jedną kategorię wyżej, ale mało kto dotarłby do kategorii drugiej. Warto może dodać, że najniższa kategoria podatkowa, już nie szlachecka, nie jest w pełni reprezentatywna, gdyż równocześnie chłopi mieli płacić normalne podatki, tzn. pobór, i ich obecność w wykazie pogłównego jest właściwie symboliczna. Nie zmieniła w sposób wyraźny tych relacji taryfa pogłównego z 1590 r., choć stawki zostały podniesione. Spoglądając na taryfę pogłównego jako na obraz struktury społecznej, zauważamy, że wg opinii ówczesnych ludzi średnia szlachta znajdowała się gdzieś pośrodku szesnastowiecznej drabiny społecznej w Polsce. Grupę tę klasyfikowano niżej biskupów i wielkich dygnitarzy, a powyżej ubogiego kleru, chłopów i wszelakiego rodzaju służby, natomiast obok rajców i patrycjatu wielkich miast, np. Krakowa, Poznania lub Lwowa. Nie oznacza to, że przedstawicieli średniej szlachty nie znajdziemy w wyższych warstwach społecznych, ale będzie to nie tyle awans całej średniej szlachty, ile wynik indywidualnych karier szlacheckich, a to już wymagałoby osobnego omówienia. Z tym ostatnim zagadnieniem, czyli strategią działań ówczesnego społeczeństwa, łączy się pytanie, na ile podziały stanowe, szczególnie w odniesieniu do szlachty, były wówczas przekraczalne — dzięki awansowi majątkowemu lub politycznemu, albo rodzinnemu, bądź w wyniku zasług wojennych. Przed 1578 r. granice stanowe pokonywano stosunkowo łatwo. Przede wszystkim król miał prawo nobilitacji i postępował tak często wobec swoich współpracowników plebejskiego pochodzenia. Dotyczyło to cho- kretarzy królewskich, np. Stanisława Hozjusza, Marcina Kromera, byLSeDecjusza, Stanisława Borka czy Jana Ferbera. Zygmunt Stary ta ' nadał w 1535 r. szlachectwo profesorom Akademii Krakowskiej, ° rzypadku przepracowania na uczelni 20 lat miało być dziedziczne. "jednocześnie rodziny szlacheckie miały prawo przyjmowania do her-, obcych, tj. nie krewnych, w tym również plebejuszów, co dotyczyło niekiedy ochrzczonych Żydów, jak w przypadku adopcji do rodziny Łaskich. bcy przybysze, szlachta lub plebejusze, mogli też znaleźć się w szeregach szlachty polskiej dzięki tzw. indygenatowi, tj. uznaniu przez monarchę ważności na terenie Polski zagranicznego szlachectwa, nie zawsze w pełni udokumentowanego. Przykładem, można rzec, triumfalnego wejścia w szeregi szlachty okazał się awans rodziny Bonerów. Przybyli z Alzacji w końcu XV w., osiedli jako kupcy związani z obsługą dworu królewskiego w Krakowie, w drugim pokoleniu doszli nie tylko do wielkiego majątku, ale stali się także właścicielami wspaniałego dworu w Balicach pod Krakowem i zamku w Ogrodzieńcu. Związali się poprzez koligacje z najznakomitszymi rodami Korony i Litwy, a ich ostatni przedstawiciel, Seweryn, pod koniec XVI stulecia objął najwyższe świeckie stanowisko w państwie — urząd kasztelana krakowskiego. Bonerowie wprawdzie szybko wymarli, jednak inni przedstawiciele mieszczaństwa, bądź wcześniej, bądź w XVI w., zajęli bardzo wysokie miejsce w hierarchii społecznej, np. Jordanowie, Firlejowie, a później Wielopolscy, Morstinowie, Szembekowie, ponieważ proces ten nie zakończył się w interesującym nas stuleciu. Konstytucja 1578 r. stanowiła, że nobilitacja może nastąpić albo na sejmie, albo na wojnie (w wyniku specjalnych zasług wojennych nobilitowanego). Historycy często uznawali tę konstytucję za akt likwidujący dalszy dostęp do stanu szlacheckiego, za dowód jego zamknięcia się przed plebejuszami. Jednakże w tak dużym kraju jak Rzeczpospolita przy braku icjalnych spisów szlachty, tzw. heroldii, przejście do stanu szlacheckiego ^ a s- ^ hta z reguły niezbyt ceniła proboszczów, a szczególnie zastę- • cych ich jeszcze mniej kompetentnych wikarych, nie tyle z racji ich P. . • ; nlebeiskiego pochodzenia, ile zaniedbań duszpasterskich z jed-°a^ hciwości z drugiej strony. W zasadzie szlachcic miał prawo do tzw. dziesięciny swobodnej ze swojego folwarku, czyli mógł nią obdarowywać dowolnie wybraną przez siebie instytucję kościelną, ale i wtedy ewentualne dmierne apetyty proboszcza w stosunku do świadczeń chłopskich nie były mu obojętne. W tej sytuacji można raczej uznać, że kleru, szczególnie niższego, nie lubiano. Natomiast szlacicic chętnie widział swych synów na wyższych stanowiskach kościelnych, na bogatszych parafiach, na kanoniach, a przede wszystkim biskupstwach, z których nie tylko splendor, ale i dochody mile witała cała rodzina. W tym jednak przypadku trzeba pamiętać, że głównym dawcą tych łask, a jedynym gdy chodzi o stolice biskupie, był król, a jego decyzje wiązały się z tzw. wielką polityką, do której przeciętny szlachcic miał trudny dostęp. Jeszcze mniej poważano kler prawosławny, uważając go za chłopstwo, a cerkiew za świątynię plebejską. Ile w tym poczuciu wyższości wobec obrządku wschodniego było przekonania samej szlachty, a ile wpływu bogatego i dumnego Kościoła łacińskiego, trudno dociec. Stosunek przeciętnego szlachcica do mieszczanina też nie był w pełni jednoznaczny. Wiemy, że w zasadzie uważano mieszczan za gorszych, że ograniczano ich dostęp do kapituł katedralnych, z wyjątkiem kanoników z doktoratami. Chciałoby się przy tym przytoczyć słynną konstytucję z 1565 r., która zakazywała kupcom polskim wyjazdu z towarami za granicę, a zachęcała do przyjazdu obcych. Pomijając fakt, że konstytucji tej me realizowano, była ona nie tyle wyrazem dążeń ekonomicznych szlachty, co podstawową zasadą polityki handlowej wielkich miast uprzywilejowanych, które posiadały prawo składu, np. Gdańska, Krakowa, Poznania czy ^wowa. Prawo składu wymagało bowiem, aby obcy kupcy przybywali ^towarami do miasta, wystawiając je tam na sprzedaż, i zależnie od lejscowego prawa musieli je zbyć lub po określonym czasie mogli z nimi "^CSZTlP___ j pieniądzu z ' czna danina, składana przez parafian proboszczowi w naturze lub 29 jechać dalej. W każdym przypadku miejscowi kupcy mogli zakupić na korzystnych warunkach, a przybysza obarczyć dodatkowymi koszta i kłopotami. Do kwestii miast i owej konstytucji z 1565 r. powrócinw jeszcze w dalszej części pracy. Postanowienia tego rodzaju nie były niczym niezrozumiałym dla ówczesnych ludzi. Podobny zakaz, tym razem wyjazdu kupców polskich na Śląsk, wydał Zygmunt I, zmuszając tą decyzją do ^ustępstw Wrocław i wygrywając w ten sposób tzw. wojnę handlową ze Śląskiem. Na takiej podstawie, tj. bezwzględnego prawa składu, rósł w bogactwo Gdańsk, ku utrapieniu szlachty z jednej, a kupców holenderskich z drugiej strony. Jeżeli więc konstytucja z 1565 r. nam się nie podoba, to nie dlatego, że szlachta chciała zniszczyć polskie miasta, lecz z tego powodu, że jesteśmy głęboko przekonani o słuszności innych zasad gospodarowania i wszelkie odmienne od naszych uważamy za nieracjonalne i szkodliwe. Przedstawicieli miast nie dopuszczano do sejmu walnego. Należy jednak spytać, czy miasta same chciały się tam znaleźć, skoro na mocy przywileju koszyckiego (1374) ich zgoda na opodatkowanie nie była konieczna. Charakterystyczne stanowisko zajęły miasta pruskie z Gdańskiem na czele, gdy w 1569 r. zaproszono do uczestnictwa w sejmie Rzeczypospolitej członków tzw. sejmu Prus Królewskich. Senatorowie świeccy oraz dwaj biskupi pruscy bez oporu zasiedli w sejmie walnym, natomiast miasta pruskie odmówiły udziału. Nie oznaczało to braku zainteresowania dla spraw politycznych (gdyż przedstawiciele Gdańska zawsze uważnie obserwowali obrady sejmu), ale raczej niechęć do uzależnienia się od uchwał i decyzji pozostałych członków sejmu Rzeczypospolitej. Chciały też utrzymać znaczenie i rolę pruskiego sejmiku prowincjonalnego. Należy pamiętać, że ograniczeniu praw mieszczan na wsi (szczególnie nabywania dóbr ziemskich) --a konflikt interesów wieś-miasto istniał zawsze — towarzyszyło zmniejszenie uprawnień szlacheckich w obrębie miasta. Chodziło nie tylko o wykonywanie zawodu lub nabywanie praw i nieruchomości, ale również o podleganie albo sądowi miejskiemu, altx tylko szlacheckiemu w sprawach dotyczących przestępstw, dokonywanych w mieście. Takie różnice interesów i wybuchające konflikty nie musiały być jednak zbyt wielkie, sądząc po licznych siedzibach szlacheckich i magnackich w miastach lub na ich przedmieściach oraz małżeństwach mieszczans-ko-szlacheckich, o czym będzie mowa w dalszej części książki. ie najbardziej jednoznaczny wydaje się stosunek szlachty do r Podręczniki opisują tzw. wtórne poddaństwo, zapominając, że taństwa wcześniejszego w tej części Europy nikt nie zlikwidował, isywano się też szeroko o walce klasowej i o zbiegostwie chłopów, nie jrninając, że skuteczne zbiegostwo, tj. chłopa z rodziną, inwentarzem, °ami itd.,' organizował zwykle inny szlachcic, który ściągał chłopa do Nie zwracano wreszcie uwagi, że młodzież wiejska pracowała i chłopów, i na folwarkach, i we wsi, i poza nią, i nikt nie mógł, a nawet chyba nie chciał ograniczyć jej ruchliwości. Wreszcie wychwalano niektórych pisarzy, jak np. Reja, Frycza-Modrzewskiego czy Skargę, za to, że brali w obronę chłopa i tym się jakoby wyróżniali spośród gnębiącej i eksploatującej chłopów szlachty. Tymczasem dokumenty prawne, umowy dzierżawne, dotyczące najmu wsi i folwarku, zawierają zwykle zastrzeżenia na temat ochrony chłopów, utrzymywania na stałym poziomie świadczeń, szczególnie pańszczyzny, i niewyrządzania im krzywd. Te warunki zaś, w przypadku ich niedotrzymania, prowadziły do procesu, z jednej strony w obronie krzywdzonego chłopa, z drugiej interesów pana, którego powodzenie gospodarcze zależało od aktywności chłopa, jego zasobności, zaradności i chęci do pracy. Również w imię dobrze rozumianych własnych interesów szlachta chroniła chłopa zarówno przed eksploatacją ze strony Kościoła (m.in. spory o dziesięcinę), jak też państwa, bardzo ostrożnie uchwalając na sejmie podatki, które przecież chłop musiał płacić. Warto przypomnieć, że zasadnicza reforma podatkowa, uchwalona na sejmie 1562-1563, która podnosiła podatek z łanu kmiecego z 12 na 20 gr, obniżała udział w nim icniędzy chłopskich, ponieważ tylko 10 gr kmieć miał dawać z własnej żeni, a drugie 10 gr potrącać sobie z dziesięciny. W rezultacie można , że w ówczesnych warunkach polskich najcenniejsza stawała się obocza, którą dysponował chłop, nie zaś ziemia, której spore rezerwy istniały. Dlatego racjonalny stosunek do chłopa polegał nie na go z ziemi, jak to bywało na Zachodzie, lecz na zatrzymywaniu siebf ?CaniU d° ucieczki' a nawet na zachęcaniu i ściąganiu chłopa do zego lub dalszego sąsiada, jeżeli to tylko było możliwe. Nikt ślący spośród szlachty nie mógł sobie pozwolić na rabunkowe stosunku do chłopa, na jego bezmyślną eksploatację, na ziemskie ' b° l° 8°dziło we własne> żywotne interesy właściciela Można powiedzieć, że funkcjonowała wówczas wyraźna 31 wspólnota interesów pana i chłopa i ona decydowała o większ -szlacheckich decyzji. O stosunkach między stanami mogą nam również powiedzieć używa,, wówczas określenia. Chłopa prawie zawsze określano jako laborios czyli pracowity, co nie uwłaczało jego osobie, ale też nie podnosiło zbv/ nio jego zalet. Natomiast jeśli ów chłop zostawał sołtysem lub wójtem przyznawano mu tytuł providus. Jednocześnie określenie providus (opatrz ny) odnosiło się do mieszczanina, którego często nazywano także ho nestus, czyli czcigodny. Jeżeli jednak był to rajca lub kupiec z wielkiego miasta, to używał częstokroć określenia nobilis, to znaczy szlachetny, mimo iż formalnie odnosiło się ono do szlachty. Drobnego szlachcica rzeczywiście określano wówczas jako nobilis, natomiast posiadacza kilku wsi a szczególnie szlachcica piastującego jakiś urząd, tytułowano generosus (urodzony). Wreszcie senatora nazywano zwykle magnificus, czyli wspaniały. Ta wyraźna niekonsekwencja w stosowaniu określeń stanowych może być uważana za wynik braku uregulowań prawnych lub zwyczajowych, ale przede wszystkim oddaje ówczesną rzeczywistość, w której widać bardziej zazębianie się niż przeciwstawianie stanów. Nieraz bowiem sołtysi pochodzili z miasta, a rajcy miejscy ze szlachty lub odwrotnie. Jedni i drudzy aspirowali do awansu stanowego, dając temu wyraz w nieco przesadnej tytulaturze. Owe nieścisłości tytulatury nie musiały ludzi gorszyć. Podobnie jak fakt, iż na uniwersytecie studiowali synowie szlachty, mieszczan (tych było najwięcej) i chłopów, nie musiał nikogo dziwić. Warto tu przypomnieć wspaniałą, choć krótką, karierę literacką poety z chłopskiej chaty, Klemensa Janickiego, podopiecznego Andrzeja Krzyckiego i Piotra Kmity. Szlachtę formalnie wyróżniało spośród innych stanów posiadanie herbu. Nie wydaje się jednak, aby herb szlachecki odgrywał wyjątkową rolę w tym okresie. Używano go do pieczętowania i uwierzytelniania dokumentów, ale wobec upowszechniania się podpisu jego znaczenie słabło. Podobnie dawna rola wojskowa rodowych zawołań herbowych wobec terytorialnej struktury życia społecznego, gospodarczego i politycznego, a nawet organizacji pospolitego ruszenia, przestała być istotna. W każdym razie wydaje się, że związki terytorialne — sąsiedzkie albo kontakty w obrębie ziemi H powiatu — dla ówczesnej szlachty stały się ważniejsze, a do tego częstsze, niż poczucie więzi pokrewieństwa, w dużym stopniu symbolicznego, ktoi miał uosabiać wspólny herb. KOŁO RYCERSKIE, W KTO RTMT(OZMAlTE \. Karta tytułowa trzeciego wydania Koła rycerskiego Bartosza Paprockiego Rola znaku herbowego zdaje się wow-zbliżać do funkcji znaku własnos-Cc owego, podobnego do gmerku uzywa-e„o przez kupców lub rzemieślników -iskkh W każdym razie ówczesnych di określało się za pomocą imienia i nazwiska, a nie herbu. Nazwisko było wprawdzie jeszcze zmienne i zależne zwykle od posiadanych dóbr, ale jego kształtowanie się i użytkowanie obejmowało całą szlachtę; trzeba jednak podkreślić, że dotyczyło to również mieszczan, a nawet chłopów. Zakończenie charakterystyki szlachty jako stanu w Polsce XVI w. wymaga jeszcze wskazania wzorów osobowych, które przyświecały jego członkom, które starali się realizować, a przynajmniej uchodzić za ich naśladowców. Z góry należy wykluczyć wzorce kościelne, głównie świętych, które dopiero w niedalekiej przyszłości jezuici zaczną gorliwie propagować. Dla ludzi XVI w., jeśli szukali jakiś wzorców znanych i opisywanych, najwięcej prestiżu niosły ze sobą postaci antyczne. Niemniej pomiędzy nabożną czy antyczną lekturą, a realnym życiem była znaczna różnica i ustalenie, kogo chciał naśladować szlachcic, wymaga sięgnięcia bezpośrednio do źródeł. -złowiek XVI w., w naszym przypadku szlachcic, odziedziczył po •wieczu wzorzec życiowy rycerza. Pojawiał się on nie tylko we ii politycznej, ale — co ważniejsze — na nagrobkach renesan- eźbie figuralnej. Były one modne, wzorowano je na nagrobkach ich z kaplicy Zygmuntowskiej, ale wraz z oprawą artchitektonicz- duży wydatek. Stąd wypływa wniosek, że ludziom musiało i, aby następne pokolenia widziały w nich zakutych w zbroję >rzec ten okazywał się jednak chyba celowo tworzonym mitem, wojował! V-iadał rzeczywistości- Niewielu ze szlachty naprawdę do zawockr 'iOne ZbrO^ były bardzieJ P31^116 niż użytkowe, niechęć 'ego żołnierza znana, a zabawy rycerskie na ogół zapomniane. 33 anie Śpiący rycerz w zbroi miał stanowić wzór dla innych, dla potomnych zapis najważniejszych funkcji i osiągnięć zmarłego. Jeżeli wzorzec rycerski dla szlachty był raczej „na pokaz" i D znaczony dla potomnych, a nie dla współczesnych, to można spytać, czv' ile akceptowano wzorzec proweniencji włoskiej, przedstawiony w D\v0 ^' ninie polskim Łukasza Górnickiego. Wykształcony, intelektualista, tro ł polityk, trochę pisarz, z pewnością gawędziarz, uosabiał humanizm eu pejski, ale wydaje się wątpliwe, aby mógł znajdować szeroki oddźwięk wśród szlachty. Pozostał nam wzorzec społeczny ziemianina, zachwalany przez Reja opiewany przez Kochanowskiego i chyba realizowany przez większość szlachty. Wzorzec ten zakładał kształcenie, staranne wychowanie dzieci a zobowiązywał do pilnego gospodarowania, dbałości o rolę, o bydło a także o wieś i chłopów. Jednocześnie zaś nie zwalniał z odpowiedzialności za kraj i jego organy: sejmik, sejm, skarb i wojsko, sądy i sprawiedliwość, a niekiedy nawet Kościół. Ten udział i współodpowiedzialność za sprawy publiczne stanowiły zasadniczą część ziemiańskiego wzorca. Nie należy bowiem o nim sądzić z fragmentów Żywota Józefa Reja czy z Pieśni świętojańskiej o Sobótce Kochanowskiego, ale z całej ich twórczości, i tej moralizatorskiej, dydaktycznej, opisowej, i tej krytycznej, żartobliwej nawet. Oczywiście o wzorcu ziemiańskim można pisać bardzo wiele, ale być może z tej książki wynurzy się jego kształt w sposób bardziej wyrazisty i bliższy rzeczywistości niż z wyliczenia cech dodatnich i ujemnych ziemianina-szlachcica. W każdym razie wrócimy do tej kwestii na dalszych kartach tej książki. Rodzina T iteratura piękna, a zwłaszcza powieści Henryka Sienkiewicza, narzuta ciła nam obraz licznej, tj. wielodzietnej dawnej rodziny szlacheckiej z bliższymi i dalszymi krewnymi, żyjącymi pod wspólnym dachem. Mimo braku materiałów do badań demograficznych, zwłaszcza metryk kościelnych — chrztów, małżeństw i zgonów — można by sądzić dla XVI stulecia, że taka rozbudowana poziomo i pionowo rodzina w Rzeczypospolitej istniała. Zestawienia genealogiczne, ujmujące tylko główne linie pokrewieństwa, takim przypuszczeniom ani nie przeczą, ani ich nie potwierdzają. Jednakże model rodziny rozbudowanej, tj. wielopokoleniowej (od dziadków po wnuki) i rozszerzonej (bracia, siostry, dalsi krewni) nie znajduje potwierdzenia w innych źródłach, dawny zaś dworek szlachecki nie wskazywał na pobyt tak licznych mieszkańców. Także źródła dotyczące innych stanów, tzn. mieszczan i chłopów, choć fragmentaryczne, podważają ewentualną hipotezę o rozbudowanej rodzinie szlacheckiej. Podobny był również wynik badań, przeprowadzanych dla okresu późniejszego, i studiów porównawczych, obejmujących ówczesną Europę Zachodnią i Środkową. Nakładanie się danych demograficzno-społecznych, dotyczących rodzi- mieszczańskiej i chłopskiej w Polsce XVI w., wraz z pochodzącymi :h czasów i krajów, upoważniają do próby naszkicowania wielkości ktury rodziny szlacheckiej w Polsce. Wbrew dotychczasowej opinii i to być w ogromnej większości przypadków rodzina mała, tzw. :zyli złożona z rodziców i dzieci, z rzadka jedynie obejmująca starszego pokolenia lub z bocznych krewnych. Natomiast stycznym uzupełnieniem takiej rodziny była służba, bardziej lub bardziej lub mniej osobista albo też związana jednocześnie ospodarstwa, co oczywiście zależało od stopnia zamożności 35 Gdyby przyjąć dane porównawcze w dosłownym ich brzmieniu rodzina składałaby się z rodziców oraz z dzieci, których wprau/H przeciętnie rodziło się około 4-5, ale żyło z rodzicami znacznie m • z racji bardzo dużej śmiertelności w wieku dziecięcym, a szczegół niemowlęcym. Jeżeli przy tym zakładamy, że rzadko występowali w tale rodzinie inni krewni, wynika to właśnie z owej śmiertelności i z nad krótkiego życia ówczesnych ludzi. Aby to wyjaśnić, przedstawimy najpierw hipotetyczny obraz przeciętnej, niekoniecznie szlacheckiej, rodziny, któr występowała w tej części Europy, a następnie będziemy się starali strukturę tę tak zmodyfikować, aby stała się zgodna z uwarunkowaniami, które występowały wśród szlachty polskiej w XVI w. s Przyjmuje się obecnie w nauce, że w Europie Środkowej, w tym głównie w społeczeństwie polskim, dominowała wspomniana mała rodzina. Małżeństwo zawierano wówczas najczęściej, gdy kobieta ukończyła 24-25 lat, a małżonek o rok-dwa lata więcej. Był to skutek wcześniejszej pracy zarobkowej dziewczyny i parobka na wsi, a czeladnika w mieście i konieczności stworzenia warunków materialnych dla nowo zakładanej, samodzielnej jednostki społecznej i gospodarczej, którą stanowiła rodzina. Dzieci zaczynały się rodzić zwykle po roku (stosunkowo liczne były tzw. wcześniaki wśród pierworodnych), częstotliwość zaś urodzeń nie była duża, gdyż między urodzeniami występowały znaczne przerwy, wynoszące od 1,5 roku do 3 lat, z tendencją do wydłużania w miarę pojawiania się następnych dzieci. Biorąc pod uwagę dość późne zamążpójście i wczesne, bo ok. 40. roku życia, zahamowanie płodności kobiet, liczba urodzeń rzadko przekraczała wspomniane 4-5 dzieci. Taka liczebność potomstwa byłaby znaczna w XX stuleciu, ale bardzo nikła w XVI i kilku następnych. Chodzi bowiem o ogromną śmiertelność, która pochłaniała 25 - 30% noworodków, czyli niemowląt w pierwszym roku życia, i niewiele mniejszy procent umierających w wieku dziecięcym i w okresie dojrzewania. W rezultacie do wieku dorosłego dożywało mniej niż połowa urodzonych. Biorąc zaś pod uwagę wysoką śmiertelność kobif przy porodzie (umierała co siódma-ósma), która pociągała za sobą krótko trwałość małżeństwa (średnio 11-12 lat), procent osób urodzonych w danym małżeństwie i zarazem dożywających wieku dojrzałego, a następni6 zawierających związek małżeński i mających dzieci, przedstawiał rzeczywiście skromnie. W pewnym tylko stopniu równoważyły tę wysoK śmiertelność potomstwa powtórne, a nieraz wielokrotne małżeństwa, częs nieco późniejszym wieku, co ograniczało liczbę nowego ^W sumie tzw. przyrost naturalny ludności następował bardzo potorns a- wa} znaczne wahania tak okresowe, spowodowane przez azv i wojny, jak też indywidualne, w przypadkach mał- nieU±aSodZ1etnych lub też bezpłodnych. N szkicowany wyżej, w pewnym sensie plebejski, czyli chłopski lub -ański model rodziny nie w pełni jednak odpowiadał temu, co ^entowała rodzina szlachecka, którą można by zaliczyć do tzw. 'edniej lub zamożniejszej szlachty. Wspólną cechą była dominacja małej dziny, przy rzadkim występowaniu dalszych krewnych, gdyż nawet madki tzw. braci niedzielnych trzeba uznać za zjawisko przejściowe, zdarzające się, zanim nastąpił podział ojcowizny. Jednocześnie można przypuszczać, że struktura rodzinna szlachty zagrodowej była zbliżona do modelu plebejskiego, podobnie jak jej warunki życia, możliwości material- ne, wreszcie poziom kultury. Różnice w grupie średniej szlachty dotyczyły wieku zawierania pierwszego małżeństwa oraz tzw. rynku matrymonialnego, czyli zasięgu terytorialnego pochodzenia współmałżonków. Pan młody musiał uzyskać jakieś wykształcenie szkolne lub dworskie, a także jakieś doświadczenie wojskowe lub urzędnicze, albo otrzymać część majątku rodzinnego lub dzierżawę. Panna młoda nie miała obowiązku dokonania takich przygotowań. Nie musiała zarabiać na przyszłe zagospodarowanie, jeżeli tylko ojciec albo opiekun skłonny był wypłacić jej posag. Te odmienne uwarunkowania powodowały większą różnicę wieku między współmałżonkami, gdyż :dynie pan młody musiał spełniać odpowiednie warunki do założenia rodziny, panna młoda zaś mogła być rzeczywiście młoda. wyższy obraz stanowi pewne przypuszczenie, gdyż dane genealogi-dko podają wiek nowożeńców, a w szczególności kobiet, wymie-ata zaś pana młodego dotyczą niemal wyłącznie magnaterii, co może biegać od normalnych zwyczajów szlacheckich. Oczywiście współmałżonków nie odnoszą się do powtórnych i następ- • przypadku tych ostatnich były one często wynikiem mnych (np. konieczność opieki nad małoletnimi dziećmi), (np. prowadzenie domu lub uzyskanie posagu), społecznych ° k°mentarze 7"~ ""^ * Wyglądu wywoływały niejednokrotnie złośliwe szvhr-;<,j jZec' ^P^dw otoczenia. Warto więc podkreślić, że mężczyźni częściej zawierali następne związki małżeńskie, podczas gdy 36 37 ni wdowy rzadziej i później, chyba że posiadały bardzo ważne atuty w postaci urody, ile majątku. Inna różnica w stosunku do plebejskiego modelu rodziny dotyc — przynajmniej w zamożniejszych rodzinach szlacheckich — częstotliw * ści porodów, a w konsekwencji liczby urodzonych dzieci. Przerwy 2. Karta tytułowa dzielą Mikołaja Reja Wizerunek wlasny żywota człowieka poczciwego... z 1558 r. i trzyletnie między kolejnymi urodzeniami w rodzinach plebejskich n-zostały wprawdzie do końca wyjaśnione, lecz ich występowanie było na tvl systematyczne, że stały się charakterystyczne dla tego rodzaju małżeństw Według ówczesnych przekonań kobiety nie zachodziły w ciążę, gdy ^ miły piersią niemowlęta, stąd zwyczaj karmienia rocznych, a nawet dwuletnich dzieci, co miało działać jak metoda regulacji urodzeń. Lekarze nie potwierdzają takiej zależności, natomiast etnografowie podają, że według przekonań ludowych, współżycie małżeńskie źle wpływa na pokarm matki i w okresie karmienia powinno się go z tego powodu unikać. Bez względu na to, kto w tym wypadku ma rację, można założyć, że ta swoista regulacja urodzin wówczas występowała. Czy była ona w pełni świadoma, trudno powiedzieć, ale trzeba pamiętać, że pewne elementy regulacji urodzin dawniej też istniały i to z jednej strony w formie kościelnych zakazów współżycia w pewne dni lub okresy, np. podczas Wielkiego Postu, z drugiej wskazówek, jakie zioła działają skutecznie dla przywrócenia przerwanego miesiączkowania. Znany plotkarz z początków XVII stulecia, Walerian Ne-kanda Trepka, pisał nawet o możliwościach przeprowadzenia aborcji, w tym wypadku w środowisku miejskim, w Krakowie. W ówczesnym domu średnioszlache kim zatrudniano piastunkę do dzif Ponieważ traktowano ją jako osobę b; blisko związaną z małym potomstwem, można zakładać, że chodzi tu o mainj* czyli o kobietę, która miała nie tv opiekować się niemowlęciem, ale ro\ karmić je piersią w zastępstwie ma nasze potwierdza Mikołaj Rej, który w Żywocie człowieka poczciwego napisał: • matki a zwłaszcza które są przyrodzenia [kondycji fizycznej — AW] >>A tak Pan^edobrze' aby sarny dziatki swe i karmiły i wychowywały. A jeśliżeby tak być dobrego, barzo y .^ trzej,a szukać mamki nie kordyjacznej [gwałtownej — AW], nie nie mogło, te^.1S^e frasownej, ale co by była przyrodzenia dobrego, obyczajów uczciwych, melancho iczne ^^ ^ czgmu by się przyrodzenie dzieciątka onego ściągało. Jeśli ku która a y w^ ^ ospa]stwu> jeśh ku zbytniemu płaczowi albo lamentowi, tedy go po trosze nie gmewiejes^ f^m a)e ^oby igraniem [zabawą — AW], a nadobnym, a łagodnym 8n"rn^naniem pohamować, a po trosze go od onego przyrodzenia jego odwodzić będzie UPtrzeba aby się wżdy w nim po trosze skromiły ony przyrodzone przypadki jego. Bo widzisz: i^osk, póki miękki, tedy się rychlej pieczęć przyjmie, niźli kiedy stwardnieje". W sumie więc Rej wskazuje na szerokie funkcjonowanie mamki i wychowawczyni, piastunki małego dziecka we dworze szlacheckim. Taka organizacja opieki nad małym dzieckiem pozwala sądzić, że matka, uwolniona od obowiązku karmienia piersią, mogła stosunkowo szybko po urodzeniu wrócić do małżeńskiego pożycia, a w konsekwencji rodzić następne dziecko w terminie znacznie krótszym, niż w rodzinach plebejskich. Pozwalałoby to oczywiście na większą liczbę urodzeń, choć nie zmniejszało ani śmiertelności niemowląt i starszych dzieci, ani zgonów kobiet w okresie połogu. Było to jednak rozwiązanie znacznie bardziej racjonalne niż zwyczaj francuski, polegający na tym, że zamiast przyjmować do domu karmicielkę i opiekunkę dziecka, niemowlę oddawano na wieś. Uwalniało to wprawdzie matkę od obowiązku karmienia i opieki, natomiast przenosiło niemowlę w gorsze warunki życia i opieki, przyczyniając się najczęściej do jego szybkiego zgonu. Nasuwa się pytanie, czy wcześniejsze wychodzenie za mąż oraz wprowadzenie do domu szlacheckiego piastunki i karmicielki niemowlęcia wa N° rzeczywiście wieksze możliwości doczekania się licznego potomst-sondaż6 mamy W tym zakresie dokladnych wyliczeń, natomiast próba szlacheckPIhePrOWadZOna "& materiale dotyczącym 10 zamożnych rodzin zastrzec J h ^°ZW°liła na Poniższe spostrzeżenia. Trzeba się przy tym "ych pokoi 'emy analizować rodziny pod kątem posiadania w kolej-Zapisy bowiem d ^"^ ^° kontynuatorów rodziny w linii męskiej. 1 niedokładne"1 °tyCZące kobiet, szczególnie córek, są z reguły niepełne i formalnie n ' & P°nadto meżatka przechodziła zwykle do domu męża P zynajmmej liczyła się jako członek mężowskiej rodziny. 38 39 Nasze obserwacje dotyczyły niewielkiej grupy 41 ojców, mai łącznie 105 synów, najczęściej dorosłych, bo takich zazwyczaj odnot księgi sądowe, i zrobionych na ich podstawie zestawień genealogie? i herbarzy. Formalnie wzrost byłby nader wysoki, bo na l ojca wypada^ 2,6 statystycznego syna. Jednakże nie oznacza to zbyt wielkiego vvzr , rodziny w następnych pokoleniach, ponieważ spośród owych svn' 48 (46%) było bądź w ogóle bezpotomnych, jak chociażby duchowni bad żeniąc się pozostawali bezdzietni, albo wreszcie mieli same córki oznaczało przerwanie linii męskiej. W tej sytuacji możemy stwierdzić ? przytoczone przykłady rodzin bogatej szlachty — a takie posiadają zwykle lepszą dokumentację — pokazują, iż ojciec miał przeciętnie 1,4 statystycznego syna, który zapewniał ciągłość linii męskiej w następnym pokoleniu Na ten stosunkowo wysoki wskaźnik kontynuacji rodziny w linii męskiej składały się dwa czynniki. Po pierwsze, była to rodzina wprawdzie nie magnackiej, ale bogatej szlachty, w znacznym stopniu już senatorskiej, co zapewniało lepszy poziom życia, a zarazem w jakimś stopniu zdrowsze warunki zamieszkania, wyżywienia i opieki w domu. Po drugie, mamy tu w 23% przypadków do czynienia z małżeństwami wielokrotnymi, tj. kolejne związki z 2 czy 3 żonami, co również zwiększało możliwości prokreacyjne rodziny. Pomimo tych zastrzeżeń wydaje się, że wskaźnik kontynuacji rodziny w linii męskiej w środowisku średniej i zamożniejszej szlachty mógł wynosić przeciętnie l , l - 1 ,3 osoby, z dużymi wahaniami: od kompletnej bezpotomności (dosyć częstej), do kilkunaściorga dzieci, jak w przypadku potomstwa kasztelana krakowskiego Marcina Zborowskiego, który pod koniec życia był ojcem 7 synów i 6 córek. Twierdzenie o rzadkim występowaniu w domu rodzinnym szlachty krewnych z Unii bocznych, a nawet dziadków i wnuków, wymaga wyjaśnienia. Otóż wśród krewnych bezżennych i bezpotomnych spotyka się np. przedstawicieli kleru, którzy żyli i mieszkali osobno na swych plebaniach kanoniach albo biskupstwach. Był to swoisty sposób na urządzenie męskie członków rodziny, przy czym trzeba podkreślić, że średnia i bogata szlacn jako uposażenie swego krewnego ceniła bogate probostwa, kanonie, prałatu i biskupstwa. Mniej natomiast chętnie widziała uboższe, wiejskie probostw a tym bardziej niższe kategorie kleru, typu wikariuszy lub altarystów*, & * Altarysta — ksiądz utrzymujący się z altarii, czyli z fundacji związanej z J ołtarzem. 40 beiskie niegodne szlachetnie urodzonych. Również tych lep- atrakcyjnych dla szlachty, było w sumie niewiele. Również rtUcźne klasztory ofiarowywały mało miejsc odpowiednich dla heckich Klasztory żeńskie, też nieliczne, stanowiły właściwie xe w którym można było ulokować samotne panny, choć wy- często wyposażenia, podobnie jak w przypadku zamążpójścia. "M^eiscem życia i działalności samotnego szlachcica mogło być, teore- ynajmniej, wojsko, jeśli chciał i mógł służyć w armii zawodowo. my jednak, że zawodowego wojska w Polsce było niewiele, armie zaś, h nie włczał w ełni ak, że za do konkretnych działań wojennych, nie wyłączały w pełni żołnierzy z rodzinnego życia albo dlatego, że zaciągi, jak i działania ograniczały się do miesięcy letnich, albo też zaciągu dokonywano tylko na kilka lat, z możliwością powrotu do życia cywilnego i rodziny. Podobnie czasowe zatrudnienie mogła dawać służba dworska, a nawet starościńska (szafarz, burgrabia, pisarz, klucznik itp.) lub praca w administracji dóbr ziemskich. W takich przypadkach osoby samotne zatrudniano raczej na niższych stanowiskach, natomiast kierownicze obejmowały osoby starsze, mające rodzinę. Jednak wydaje się, że nawet szlachcic samotny mógł znaleźć dla siebie pracę i źródła dochodu, nie pozostając na łasce krewnych. Mała rodzina szlachecka stanowiła raczej zwartą grupę, w której poszczególni członkowie rodziny mieli określone funkcje i pozostawali blisko związani z pozostałymi. Nie trzeba się przy tym rozpisywać nad funkcją głowy rodziny, męża i ojca w jednej osobie, od którego woli zależały losy pozostałej rodziny oraz służby. On też był pełnoprawnym podmiotem wnym w sprawach gospodarczych, politycznych, prawnych — umów, viązań itd. Jednakże między formalno-prawnym stanowiskiem w ro-a faktycznym wykonywaniem tej funkcji i więziami osobistymi, wały na wewnętrzne stosunki w rodzinie, istniały spore różnice. z bowiem mająca bezwzględną przewagę i władzę głowa rodziny yczaj liczyć się ze stanowiskiem żony. Podobnie stosunek ojca smagałby bardziej wielostronnego spojrzenia, wreszcie służba swoje prawa, wynikające choćby z umowy najmu i jej obycz; ; °JCa rodziny mozna też oceniać nie tylko od strony prawnej czy i w sposób bardziej, przyziemny, a mianowicie — wymie- w tym kai 3m r°dziny' szczególnie żonie i dzieciom, a także służbie, inych. Na przykład Bartosz Paprocki zalecał stosowanie 41 surowych kar cielesnych wobec żony, ale takie traktowanie mał' w domu szlacheckim uważano za nadużycie, mimo iż Kościół godził s" mierne, nie okrutne" karanie żony. W odróżnieniu od stanowiska Koś katolickiego prawo litewskie przewidywało możliwość rozwodu na z ° dzie pozwu ze strony tak męża, jak i żony, a podstawą udzielenia rozw mogło być bicie żony przez męża. Można też zakładać, że za krzywd/ córką lub siostrą ujmowała się rodzina, a środowisko szlacheckie potępi ł moralnie męża okrutnika. Szczególnie ważną pozycję, obok owej głowy rodziny, zajmowała jeg żona, matka wspólnych dzieci i najbliższy przyjaciel, jak to czest określano. O samodzielności stanowiska żony-szlachcianki i o jej niezależ nych decyzjach, mimo ewentualnych nacisków małżonka, mogą świadczyć wypadki odrębnych konwersji. Zdarzało się bowiem niekiedy, że mąż i żona zachowywali odmienne wyznanie, gdy np. mąż rezygnował z jednolitej sytuacji wyznaniowej i przechodził na katolicyzm, a żona pozostawała protestantką. Mąż musiał uznać wolę żony, nie próbując prośbą lub groźbą skłonić jej do zmiany stanowiska. Stosowanie przymusu fizycznego zostałoby w tym przypadku uznane za niedopuszczalne. W każdym razie sprawy ważne dla ówczesnych ludzi, a mianowicie decyzje wyznaniowe, nie podlegały jednostronnej decyzji małżonka i choć prawnie dopuszczalne, nie byłyby do zaakceptowania przez opinię szlachecką. Trudno natomiast mówić o małżeństwach jako o związkach z miłości, ponieważ do ślubu prowadziły porozumienia między rodzicami młodej pary. Nie należy jednak zakładać, że do ślubu lub zamążpójścia zmuszano często młodych wbrew ich woli. Oczywiście wchodziła tu w grę swoista polityka matrymonialna, która w praktyce starała się uwzględniać podobny status majątkowy, więzy przyjaźni albo pożyteczne koligacje, ale wśród tych zasad mogła się znaleźć również wzajemna sympatia młodych. Najbardziej miarodajna dla poglądów szlachty na problem małżeństwa i doboru współmałżonków będzie chyba opinia Reja, wyrażona w Żywoci człowieka poczciwego: „Jeden sobie szuka żony z wielkich stanów, nadziewając się z tego i powagi, i tytu i rozmnożenia jakiego domowi swemu dostać. Drugi zasię nie dba ni ócz, jedno m z miłości, a z dobrej myśli tak bez wszego rozmyslu upodoba, to już wiedzie jako kóz? z Drugi zasię nie dba ani o miłość, ani o powagę, ani o urodę, ani się żadnym [brzydkim — obyczajem przypatrując. Kiloby miała ze dwie wsi, a w trzeciej połowicę, by też była i żadna, i głupia, tedy jednak będą powiedać, iż się bardzo dobrze ożenił. Także tez i < • się rzadko rozmyśla na obyczaje, na wychowanie, kiloby miał „dy kto dawa n ^ ^ ^ tedy wnet powiedają, iż barzo dobrze szła, bo mu się jeszcze 'u wsiach dostanie. Ano dobrze powie, iż szła po macierzy, bo po roku a po miasteczkach, a pani też do paniej matki na mięsopusty. A tak zda nadalej aW n ] ^ [calkiem _ AW] do celu dobiegli, co się tak ożeniają". ; wszyscy nie prawie i niekiedy i porwania lub ucieczki panny z młodzieńcem i śluby nawet wbrew zakazowi rodziców, ale nie zawsze musiał to być zaleńczej miłości. Owe porwania stanowiły ryzyko dla obu stron. ,ldku bowiem nieudanego porwania, nie zakończonego ślubem, a była skompromitowana, a jej kawaler mógł srogo odpokutować za Dopełnienie jednego z najcięższych przestępstw, gdyż porwanie utoż- u-niano z gwałtem i stanowiło ono jeden z 4 tzw. artykułów starościńskich, szczególnie ściganych i karanych. Nie będziemy tu jednak rozpatrywać przypadków porwania bogatych panien, mających licznych kandydatów do ręki, a właściwie do majątku, których przykładem mogłaby być Halszka z Ostroga. Ciekawsze wydają się porwania i małżeństwa bez zgody rodziców w rodzinach drobnej i mniej zamożnej szlachty. Można bowiem mieć wówczas wątpliwości, czy porwanie stanowiło rzeczywiście naruszenie woli rodziców panny, skoro do zgody dochodziło nader szybko, a pozornie ciężko obrażony ojciec panny nie musiał z powodu porwania, wypłacać posagu. Nie była to sprawa obojętna, gdy dotyczyła niezbyt majętnej szlachty, a za to bogatej w córki na wydaniu. Pomijając jednak sytuacje nietypowe, do których zaliczymy potajemny b poprzedzony porwaniem, panna młoda wchodząc do nowej rodziny ała od początku pewne zabezpieczenie swojego przyszłego życia. z ówczesnymi zasadami, wypłacany przez jej ojca posag powinien izupełniony podobnej wielkości darem ze strony pana młodego (tzw. obie sumy musiały być zapisane na dobrach męża, jako tzw. , która stanowiła jej zabezpieczenie na wypadek wdowieństwa, Jrawą jedynie administrować, ale nie dysponować. Do żony szalo też tzw. gospodarstwo kobiece, a więc sprawy kuchni Podari '" "^ SłUŻby' a w wyPadku folwarku - - te działy gos- (ogród, warzywnik, itp.), które się bezpośrednio wiązały 3omu. Jaki był faktyczny zakres samodzielności żony, nie decyzje i j^ ^ gosP°darstwo męskie i kobiece oraz odpowiednie ' w rodzinie° onsekwencJe- wydają się normalną sytuacją w domu 42 43 Do zadań kobiety-żony należał nadzór nad służbą domową, a częś • i gospodarczą. Jednak podczas nieobecności męża jej uprawnienia wyr l się poszerzały. Posiadamy np. zeznania podatkowe, składane przez • w imieniu męża, i nie widać, aby poborcy chcieli kwestionować wypowiedzi lub żądać specjalnego pełnomocnictwa. To zaufanie do dzi T-żony zależało przede wszystkim od stanowiska męża w tym wzgled i choć testamenty szlacheckie, które o takim zaufaniu świadczą późniejsze, traktowanie żony jako najbliższego przyjaciela można odnieś" także do czasów wcześniejszych. W testamentach tych jest też mów 0 powierzaniu opiece żony dzieci, ich wychowania i kształcenia. Była to zresztą konsekwencja faktu, że małoletnie dzieci podlegały głównie jej opiece, ona też kontrolowała piastunkę, jeśli taka opiekowała się potomstwem bezpośrednio. Wzór żony i matki przedstawiało wielu pisarzy szlecheckich, np. wspomniany Rej, który zaleca wybierać żonę podobnej kondycji, skromną 1 oddaną, choć nie wykluczał znaczenia jej zalet bardziej osobistych, z urodą włącznie. Na podstawie literatury można przypuszczać, że życie erotyczne, powab kobiecy i uroda odgrywały dużą rolę w wolnym, kawalerskim stanie, stąd wynikała popularność i atrakcyjność takiego życia, opiewana we fraszkach Jana Kochanowskiego. W utworach tego typu spotykamy jednak również małżonki szlacheckie, panie domu, które brały udział w życiu towarzyskim, urządzając wraz z mężem biesiady, zabawiając gości rozmowami i dowcipami. O rzeczywistych związkach między mężem i żoną powiedzą nam więcej nagrobki szlacheckie. Zachowało się ich sporo, często są to grobowce rzeźbione, ze sportretowanymi postaciami zmarłych. Nie były to przedstawienia przypadkowe; ówcześni ludzie jeszcze za życia projektowali sv grobowce: ich styl, kształt, napisy i całą symbolikę. Charakterystyczne s nagrobki współmałżonków, na których występują oboje jako wzór i wizer nek rodziny dla potomnych. Nie od rzeczy będzie również przypomnieć o wielkim wydarzer jakim był potajemny ślub Zygmunta Augusta z poddanką Barbarą Radzi łowną, a następnie walka o utrzymanie tego małżeństwa. Wprav gwałtowna krytyka tego związku ze strony szlachty, zapewne i podszeptów królowej Bony, zmieniała problem ze związku uczucie w zagadnienie władzy i autorytetu monarchy, ale uczucie łączące e. P musiało stanowić pewien wzór dla ówczesnych ludzi. O sile tego ui nie tylko konflikty polityczne przezeń wywołane, ale [a wobec chorej, umierającej małżonki, przy której łożu trwał i oddanie k " , następnie ostentacyjnie kroczyć za trumną do ostatniej cnwiujcj^ jch małżeńskich więziach uczuciowych zdaje się też mówić k Barbary z Tęczyńskich Tarnowskiej, młodo zmarłej w 1521 r. i hetmana. Wspaniała rzeźba leżącej postaci kobiecej, piękna syjna nie ma sobie równej wśród rzeźb całopostaciowych w szes-wwiecznej Polsce. Nie była to chyba jedynie wizja artystyczna (naj-iwdopodobniej Bartłomieja Berecciego), ale inspiracja męża, który ie tylko o klasę artystyczną dzieła, ale również o hołd pamięci swej ukochanej małżonki. Trudno określić miejsce dziecka w rodzinie szlacheckiej i być może wynika to z faktu, że XVI w. stanowił w pewnym stopniu okres przejściowy. Wcześniej dość powszechnie imię po zmarłym dziecku przenoszono na któregoś z następnych potomków. Świadczyło to o braku indywidualizacji w stosunkach rodzice - dzieci, o traktowaniu małej istoty jako kogoś tymczasowego, do kogo nie należy się zbytnio przywiązywać, bo może szybko odejść i dopiero następne dziecko być może dożyje dojrzałego wieku, a nawet pozwoli na dalsze trwanie rodziny i dziedzictwa. Ten brak bezpośredniego, a może nawet emocjonalnego stosunku do dziecka, zdawał się zmieniać w XVI w., a przemiana ta dotyczy szczególnie zlachty. Nie tylko zanika przenoszenie imion w przypadku śmierci irzedniego dziecka, ale pojawia się bardziej indywidualny stosunek do występuje wyraźna troska o wychowanie, a przede wszystkich e dziecka. Trwa przy tym spór o kary cielesne. Moraliści iżali stosowanie tzw. rózgi za właściwy i słuszny sposób nią, okazywanie zaś dziecku uczucia za niewłaściwe. Jednakże •wczesnej Europy, Erazm z Rotterdamu, zalecał unikanie i w szkole, a Erazm Gliczner w Polsce radził ograniczać czególnie unikać publicznego wymierzania im kary, Powszechni' bÓ1U dochodzi wstyd- Trudno więc ocenić, czy lr°skliv»-a ma '° r°Zgi W d°mu szlacheckim> zdarzało się jednak, że wymierzałn lomagała się usunięcia z domu nauczyciela, który * tej L e t™ ^^ **" ddesne- dziećmi,nawetb ^ ^ dowody na istnienie więzi emocjonalnej » małymi, które otacza się tkliwą opieką i uczuciem, 44 45 trwającym nie tylko za życia, lecz równi l śmierci dziecka. Jeżeli nawet uznamy T*^° które Kochanowski poświęcił zmarłej TT, ce, za niepowtarzalną wypowiedź literack*' w XVI w. pojawiają się nagrobki dzie^J niespotykane uprzednio, ozdobione nie u! napisami nagrobnymi, lecz także rzetbio postaciami małych dzieci. Takie grobów6 fundują nie tylko największe rody (np. sZV(j łowieccy w Opatowie), ale i rodziny śred niej szlachty (zachowała się rzeźba małego Ra fala Ocieskiego w klasztorze dominikanów w Krakowie). Nagrobki dzieci można znaleźć również w kościołach parafialnych. Struktura społeczno-gospodarcza społeczeństwa opierała się na małej, a nie wielkiej komórce rodzinnej, o czym świadczą niezliczone akty podziałów ojcowizny między poszczególnych spadkobierców, także wówczas, kiedy niewiele pozostawało do dzielenia. Nie oznaczało to jednak, że dalsza rodzina nie była dla niej ważna. Więzy rodzinne z dalszymi krewnymi zdają się jednak w tym okresie ulegać pewnej przemianie. Nie liczy się pokrewieństwo symboliczne, herbowe, lecz rzeczywiste, o wspólnym nazwisku, mimo iż to ostatnie mogło jeszcze ulegać modyfikacji. Więzi krewniacze prowadzą też do pewnej solidarności, do świadomości wspólnych interesów, choć poczucie wspólnoty dóbr rodzinnych i związane z tym tzw. prawo retraktu, tj. odkupywania oot rodzinnych przez krewnych z rąk obcych zanika. Wspólne interesy i solidarność rodzinna przejawiają się natomiast J; Pt*7V" wzajemnym poparciu, a w klasycznej formie w tzw. nepotyzmie . • kładem może być działalność podkanclerzego i biskupa krakowsk Piotra Tomickiego, który łożył na kształcenie i torował drogę do fc swemu siostrzeńcowi Andrzejowi Krzyckiemu. Krzycki z kolei, będs koniec życia arcybiskupem gnieźnieńskim, kształcił i promował < * Nepotyzm — tu: faworyzowanie krewnych przy rozdawaniu godności stanowisk. 3. Karta tytułowa wydania Trenów Jana Kochanowskiego z 1583 r. iostrzeńca, późniejszego biskupa krakowskiego Andrzeja szczytów s ' Uważano tez, że kariera rodziny Myszkowskich szcze- ^dzięczała zapobiegliwości i solidarności rodzinnej biskupa gólnie duż< a*tt& Myszkowskiego. Można też obserwować zajmowanie źędów ziemskich przez kolejnych członków miejscowej Lheckiej, choć może to być zarówno wynikiem wzajemnego ię krewnych, jak też autorytetu, jakim cieszyła się dana rodzina 1Wregionie. Nie'widać natomiast tendencji, wyraźnej w czasach ch w XVII w., do utrzymywania w rękach tej samej rodziny Sinych dóbr królewskich, dzięki odpowiednim cesjom i zezwoleniom ^Wspominaliśmy uprzednio, że o wielkości i kształcie rodziny szlacheckiej, podobnie zresztą jak i chłopskiej, decydowały w dużym stopniu vestie majątkowe. Majątek ziemski, wieś i folwark były podstawą istnienia takiej rodziny, chociaż spotykamy rodziny, które utrzymywały się z pracy zawodowej lub dzierżawy cudzej własności. W momencie śmierci ojca, głowy rodziny, dzieci, legalni spadkobiercy, przystępowały do podziału ojcowizny. Wynikało to z systemu równego dziedziczenia i prowadziło do tworzenia coraz to nowych, mniejszych, ale samodzielnych gospodarstw rodzinnych. System podziału dóbr między spadkobierców miał swoje zalety i wady. Zaletą był fakt, że każdy ze spadkobierców miał zapewnione jakieś, chociażby bardzo skromne, podstawy do życia. Taki udział mógł wykorzys- wać samodzielnie albo powiększyć o dobra tzw. funduszowe żony, mógł '- sprzedać majątek, znajdując inne, lepsze środki do życia. Trzeba przy zaznaczyć, że w spadkobraniu dóbr szlacheckich formalnie uczest- :ż kobiety, np. córki zmarłego właściciela dóbr, aczkolwiek ł to podział materialny, często bowiem liczano ich posag jako dziedzictwa. Oczywiście w wypadku braku innych bezpo- abierców całość dóbr przechodziła na córkę, a gdy ta zamężna, stawała się szczególnie poszukiwaną partią dla rch się szybko wzbogacić. Zresztą nawet przed 'zna jedynaczka, jako ekspektatywa* na uzyskanie -kich, miała zazwyczaj wielu konkurentów. tu: oczekiwanie, nadzieja, perspekty rwa na coś. 47 46 Wadą takiego systemu dziedziczenia było postępujące rozdrobnienie własności. Nie należy jednak wyobrażać sobie szybko postępującej pauperyzacji* szlachty na skutek rozrodzenia, gdyż krótkie życie niejednokrotnie nie pozwalało na doczekanie się licznych spadkobierców, a nawet dorosłego dziedzica, który sam, bez pomocy opiekunów, mógł przejąć majątek. Natomiast nie występowała w Polsce tendencja do unigenitury, tj. przejmowania całości majątku przez jednego z synów, z niewielkimi spłatami na rzec/ pozostałych potomków (w tym córek). Magnateria podejmowała wprawdzie starania o utworzenie tzw. ordynacji, czyli niepodzielnych majątków, które uzyskali dla swych dóbr np. Radziwiłłowie, Zamoyscy czy Myszkowscy, ale szlachta sprzeciwiała się tego rodzaju zasadom dziedziczenia. Nieliczne magnackie ordynacje wymagały każdorazowo specjalnej konstytucji sejmowej. W każdym razie tego rodzaju system uprzywilejowanego dziedziczenia majątków, coraz wyraźniejszy we Francji, Anglii lub Hiszpanii, nie został upowszechniony w Polsce. Podział dobór szlacheckich w Polsce między spadkobierców był wyrazem innej jeszcze tendencji, a mianowicie indywidualizacji własności ziemskiej. Nawet te dobra, które od wielu pokoleń pozostawały w rękach rodziny, uznawano za pełną własność aktualnego dziedzica i, jak wspominaliśmy, nie widać, aby pamiętano o średniowiecznym prawie retraktu. Takie prawo mocno by dziwiło w okresie, w którym obrót ziemią był częsty, dobra poszczególne to zmieniały swego właściciela, to znów urastały do coraz większych rozmiarów, a potem ulegały rozdrobnieniu. Zdarzało się też, że przechodziły w obce ręce, jeśli zła gospodarka, nie spłacone długi albo nieszczęśliwy zbieg okoliczności zmuszały do wyzbycia się ich. W każdym razie, jeśli dobra rodzinne były czymś cennym, to ich wartość niematerialna, związana z długoletnią tradycją posiadania, rzadko górowała nad materialną, liczoną dochodem i prestiżem, wreszcie ceną sprzedaży. Wychowanie * Pauperyzacja — ubożenie. Wychowaniu dziecka szlacheckiego w XVI w. towarzyszył ówcześnie akceptowany model życiowy. Jaką postawę chciano wpoić następnemu pokoleniu? Wobec braku bardziej osobistych pamiętników, warto przyjrzeć się wspomnianym już szesnastowiecznym nagrobkom, zwłaszcza tym pięknie rzeźbionym, przedstawiającym pełną postać zmarłego. Wprawdzie będą to przede wszystkim grobowce magnatów lub przedstawicieli bogatej szlachty (bo tacy mogli sobie pozwolić na rzeźbiony grobowiec), ale wnioski można uogólnić. Przykłady i wzory szły bowiem z góry i mniej zamożna szlachta nie przejawiała zapewne odmiennych aspiracji społecznych w kwestiach wychowania. Oglądając ówczesne rzeźby nagrobne można łatwo dojść do wniosku, że dominował wśród szlachty wzorzec rycerski; wszystkie postacie świeckie były bowiem od stóp do głów zakute w zbroje, jedynie szyszak leżał obok, odsłaniając twarz zmarłego. Jednakże stwierdzenie na tej podstawie dominacji lub szczególnej atrakcyjności życiowej wzorca rycerskiego wśród szlachty byłoby z pewnością błędne. Po pierwsze wyrzeźbione zbroje należały do paradnych, mało przydatnych w warunkach bojowych, można powiedzieć, że istniały raczej w wyobraźni rzeźbiarza, aniżeli w domowej zbrojowni szlachcica. Nawet jeśli szlachcic podobną zbroję posiadał — co należało do rzadkości — wątpliwe, by miał kiedykolwiek okazję albo ochotę ją przywdziać. Tym bardziej dotyczy to osób postawionych wyżej w hierarchii społecznej, a nawet samego Zygmunta Augusta. Król został przedstawiony na nagrobku w pełnej zbroi rycerskiej, choć dobrze wiemy, że sam nigdy nie wojował i mimo iż kolekcjonował piękne zbroje, nie miał żadnego powodu, aby je wkładać. Jedyny wniosek, jaki można z owych rzeźbionych nagrobków z postaciami rycerzy wyprowadzić, to funkcjonowanie zbroi jako oznaki 49 48 "Is fl rofTa J*i(( liffo wnt S.tt H 3<« Jnmi o micicu Wirjb jn« o* tfwiet 601« &>i<[i«ćr«« bnifowdll limmbjUYbrufowjrncb n>p,iiiffl}trte3eg9 ZiroUwjłls? ttl. prjt&awat. 21 f tbo funa& rof>4)jmc Jkrckir Ru tego powafa/ r^cn tftrgi tbaferet cci But b«&(t< mul/|b4ćl K-pttf c; V nat przynależności do stanu rycerskiego, a nie oznaki aktywności zawodowej, a tym bardziej wyższości zajęć wojennych. Podobnie jest zresztą w XVI w. z nagrobkami biskupów w pełnych strojach liturgicznych; nie oznaczają ich gorliwej i owocnej działalności duszpasterskiej, lecz miejsce w hierarchii społecznej i strukturze Kościoła katolickiego. Jeszcze mniej przekonywający wydaje się często wspominany wzór szlachcica, nakreślony przez Łukasza Górnickiego w Dworzaninie polskim. Mimo iż Górnicki starał się dostosować włoski pierwowzór do możliwości i gustów Polaków, nie była to propozycja atrakcyjna. Dwory ówczesne, królewski i magnackie, odgrywały wprawdzie określoną rolę w kształtowaniu modelu życiowego i kształceniu młodzieży szlacheckiej, ale jako miejsce czasowego, przejściowego pobytu. Wiązanie przyszłości z dworem, przy tym w proponowanej przez Górnickiego roli dworaka-intelektualisty, a nie urzędnika dworskiego, nie było zbyt zachęcające. Tym bardziej że życie dworskie, szczególnie w późniejszych latach panowania Zygmunta Augusta i w okresie krótkich rządów Henryka Walezego, nie cieszyło się dobrą sławą i nie stanowiło atrakcyjnego wzorca na przyszłość. Nie oznacza to, że na dworach nie pojawiały się interesujące postacie lub nawet grupy ludzi o wysokich walorach kulturalnych, w szczególności literackich, np. w gronie sekretarzy królewskich, ale wychowanie młodzieży szlacheckiej pod kątem tego rodzaju zajęć i kariery niezbyt się chyba rozpowszechniło. W tej sytuacji należy przyjąć, że najbardziej pożądanym modelem wychowawczym dla młodego szlachcica był wzorzec ziemianina, popularny wówczas, a nam najbardziej znany dzięki twórczości Mikołaja Reja. Nie będziemy tutaj szczegółowo opisywać tego wzorca, gdyż w bardzo wielu miejscach naszego opracowania właśnie ten sposób życia będzie najbardziej eksponowany. Istnieje jednak na ten temat wiele uproszczeń, lub wręcz błędnych twierdzeń wypowiadanych także przez historyków. I tak Rejowi zarzucano, że chwalił wiejski typ życia, oddalonego od szerokiego świata, 4. Karta tytułowa Dworzanina polskiego Łukasza Górnickiego jego problemów, niepokojów i blasków zarazem. Jest to błędny wniosek, ponieważ sielskość opisów wiejskiego żywota stanowi raczej dziedzictwo gustów literackich antyku, a nie odbicie ówczesnej rzeczywistości. Z owym obrazem partykularza miały się łączyć brak wykształcenia, a nawet zainteresowań intelektualnych oraz obojętność na sprawy publiczne. Taki pogląd nie miał wiele wspólnego z wzorem szlachcica-ziemianina w XVI w. Z kolei pod wpływem opracowań zagranicznych pojawiła się teza o szlachcie jako warstwie próżniaczej, leniwej, bezczynnej (w sensie gospodarczym przynajmniej) i żyjącej z cudzej pracy, będąca przeniesieniem, nieprawdziwego zresztą obrazu szlachty zachodnioeuropejskiej na stosunki polskie. Jak bardzo ten obraz był fałszywy, powinny przekonać czytelnika dalsze karty tej książki. Do niedawna nauka historyczna interesowała się jedynie męską częścią stanu szlachckiego. Kobieta się nie liczyła, chyba że zasiadała na tronie lub kierowała takowym z alkowy. A przecież wzór albo model życiowy przyświecał regułom i staraniom o odpowiednie wychowanie całego młodego pokolenia, również ukształtowaniu szlachcianki. Według ówczesnej opinii, kobieta była istotą słabszą od mężczyzny, kierowała się bardziej uczuciem niż rozumem, była osobą częstokroć niestałą, nie zawsze zrównoważoną, czasem lekkomyślną, lubiącą zbytek, plotki i swary. Tak przynajmniej twierdzili moraliści. Ludzie myślący bardziej praktycznie widzieli w niej przede wszystkim przyszłą żonę i matkę, jej zadania życiowe zaś sprowadzali głównie do wychowania potomstwa i zarządzania gospodarstwem domowym. Choć, jak pisaliśmy, zdarzały się przypadki karcenia lub karania nieposłusznej córki albo żony, potrzeby życiowe kazały szlachciance jak najlepiej przygotować się do przyszłych obowiązków żony, gospodyni, matki i wychowawczyni potomstwa. Nie wiemy nic o szkołach i formalnym kształceniu dziewcząt w Polsce tego okresu. Niemniej ich późniejsze działania i umiejętności wskazują, że musiały uczyć się w domu czytania i pisania oraz rachowania. Pozostałe umiejętności zyskiwały zapewne pomagając matce w prowadzeniu domu 1 w gospodarstwie, uczestnicząc w zajęciach domowych, takich jak szycie, przyrządzanie potraw, opieka nad dziećmi i kierowanie pracą służby. Dochodziły do tego wychowanie religijne, wpajanie zasad pracy i współdziałania w gronie rodzinnym, nie najgorsze rozeznanie w tzw. gospodarstwie kobiecym, sadzie i ogrodzie. Nie chcemy tu opisywać praktycznego wychowania młodej szlachcianki, lecz wskazać rzeczywisty wzorzec 50 51 społeczny, obejmujący przede wszystkim funkcje żony i matki. Wymagał on sporego zasobu umiejętności, jednocześnie pracowitości i gospodarności, a ponadto nabożności i dobrych obyczajów. Wydaje się, że wbrew wspomnianym krytykom płci pięknej taki praktyczny, acz wcale nie prymitywny wzorzec szlachcianki funkcjonował i dawał kobiecie spory wpływ na rodzinę, dom, gospodarstwo, a nieraz i współmałżonka. System kształcenia młodego szlachcica, wbrew pozorom, nie jest zbyt dobrze znany. Według ówczesnych pedagogów nauka powinna się rozpocząć w siódmym roku życia, przy czym niektórzy przesuwali gotowość do nauki nawet o 3 lata wcześniej. Nasuwa się pytanie, kto uczył dziecka pierwszych umiejętności. Sądząc z pośrednich wzmianek literatury pięknej, opieka nad małym dzieckiem, jego wychowanie, nauczenie podstawowych czynności należały do obowiązków macierzyńskich. Jednakże np. od Reja dowiadujemy się, że zatrudniano niańki — być może owe wcześniej wspomniane kobiety, pierwotnie wykonujące zadania mamek — które zajmowały się małym dziećmi, bawiły je, prowadzały na spacery itd. Są to jednak tylko przypuszczenia, a hipotetyczny obraz okresu poprzedzającego właściwą naukę odnosiłby się raczej do bogatej szlachty, w mniejszym stopniu do uboższej. Wbrew dawniejszym, pesymistycznym, ocenom Stanisława Kota, wiemy obecnie, że szkoły parafialne w XVI w. były bardzo liczne, a niektóre z nich, w dużych miastach, mogły pochwalić się frekwencją i wysokim poziomem nauczania. Niemniej najczęściej spotykane bardzo małe szkółki parafialne, istniejące w miasteczkach, a nawet wsiach posiadających parafię, nie były ani licznie uczęszczane przez uczniów, ani nie kształciły ich gruntownie. Do zadań nauczycieli tych szkół należało nauczenie młodzieży podstaw łaciny i śpiewu na potrzeby kościelnej liturgii oraz pisania i czytania. W tej sytuacji jest wątpliwe uczęszczanie do nich synów miejscowej szlachty posesjonatów; ze szkół parafialnych korzystały prawdopodobnie dzieci mieszczan, chłopów i szlachty zagrodowej. W każdym razie pisarze szlacheccy wyrażali sporo zastrzeżeń pod ich adresem i na ogół odradzali wysyłanie do nich dzieci zamożnej szlachty. Zamożna szlachta organizowała zatem naukę dzieci w domu, sprowadzając do dworu bądź miejscowego nauczyciela, bądź najmując do kształcenia i wychowania potomstwa stałego preceptora*. O domowych Preceptor — nauczyciel, wychowawca. nauczycielach też niestety niezbyt wiele wiemy, chyba że uczyli oni dłużej i starszą młodzież, wyjeżdżając z nią następnie na studia zagraniczne. Owi bardziej znani wychowawcy, zatrudniani w bogatych dworach szlacheckich, niekiedy pozostawiali po sobie korespondencję lub rodzaj dziennika, które pozwalają nieco lepiej zorientować się w ich pracy. W pierwszej połowie stulecia w zamożniejszych domach szlacheckich, dbających o kształcenie młodzieży, byli zatrudniani domowi nauczyciele, o których zachowało się niewiele wiadomości. Sytuacja zmieniła się w drugiej połowie stulecia, w której najpierw pojawiły się tzw. gimnazja jako szkoły protestanckie — kalwińskie, luterańskie, braci czeskich i arian — a potem, od 1564 r. jezuickie. Te ostatnie przejęły kształcenie młodzieży na poziomie, który obecnie określilibyśmy jako średni. Uczęszczała do nich młodzież męska w wieku 10-17 lat z domów szlacheckich, jak też mieszczańskich (rzadziej chłopskich). Liczba tych szkół szybko rosła, szczególnie kolegiów jezuickich, dzięki czemu więcej młodzieży szlacheckiej mogło odbywać naukę w szkole, a nie w domu. Nie dotyczyło to oczywiście całej szlachty, bo w bogatych domach szlacheckich i magnackich preceptor pozostał główną postacią kształcącą młodzież, a później często towarzyszącą jej podczas studiów, zwłaszcza zagranicznych. Ten typ wychowawcy, jak już mówiliśmy, jest nam nieco lepiej znany. Nauka w domu obejmowała łacinę klasyczną (czytanie, pisanie, nawet mówienie), a dodatkowo również niejednokrotnie inne języki, jak włoski, niemiecki czy francuski, choć języki nowożytne chętnie poznawano za granicą. Domowy nauczyciel czytał z uczniami i komentował dzieła starożytne i humanistyczne, starszą młodzież uczył retoryki i filozofii, niekiedy elementów innych nauk, które przewidywał kurs uniwersytecki, np. arytmetyki, geometrii itp. Oczywiście występowały duże różnice w zakresie przedmiotów nauczania, w zależności od wymagań rodziców oraz kwalifikacji i umiejętności preceptora. Od tego ostatniego zazwyczaj wymagano ukończenia studiów uniwersyteckich i uzyskania 5. Karta tytułowa podręcznika ortografii Jana Janus?,owskiego Nowy karakler polski A stttjrm łćitttś drttgitn ćtthtyaiićtgaiti w kilkd Sfowcifóid) łi Gó nd końcu ORTHOGRAPHIA «<% Polfka rządem ofeieeadfaprowidSii fiefyittjpofobcn^kan&tercr^ '\<> snym y pr oftyin. A. / które ma ftvó)i?nakfiadjc!&s * . t)nigu'^, . k wftkrijkś t&k^t tt&d rftt/ tóko ?ad«// to iejł/ którf ma , ---i--i">nr ;anf^dy pym ^na- fciism^wa^c t^e&ó.- dryoie picrn/pć jeno TV tai c^& / kiedy sbryo«dfwfco|w pijjif/a^aró^nra t*yi|bylt-ter^ wyman>umim>' tózsy tną y wykloa, tók0 (te tom 53 co najmniej niższego stopnia (bakałarza), częściej wyższego (magistra), a zdarzały się wypadki zatrudniania młodszych wykładowców uniwersyteckich. Postępy w nauce zależały także od chęci, pilności i posłuszeństwa uczniów, przy czym nierzadko pojawiał się konflikt pomiędzy preceptorem, który odwoływał się nie tylko do perswazji, ale i rózgi, a rodzicami, szczególnie matką, dbającą o sukcesy, lecz i przyjemności swej latorośli, o czym wspominaliśmy uprzednio. Dobrego preceptora przyjmowano zazwyczaj na podstawie rekomendacji krewnych i przyjaciół państwa domu. Byli to zwykle zawodowi wędrowni nauczyciele, którzy w taki sposób zarabiali na życie lub na dalsze swe studia uniwersyteckie; obok Polaków w tym gronie pojawiali się Niemcy, Włosi, Francuzi i Szwajcarzy. Za udzielanie lekcji otrzymywali mieszkanie, wyżywienie, pensję i często prezenty od hojnych rodziców. Ich zarobki nie były zbyt wysokie, w latach 1572-1573 wynosiły około 36 florenów rocznie, ale jak wiemy z ówczesnej literatury, pracy nauczycielskiej, nawet uniwersyteckiej, nie opłacano w Polsce zbyt dobrze i często zdarzało się, iż nauczyciele zamieniali swe obowiązki na posady sekretarzy lub urzędników lokalnych. Ciekawą perspektywę dla nauczyciela domowego stanowiła możliwość wyjazdu na studia zagraniczne ze swym podopiecznym lub podopiecznymi, bo nauczyciela przyjmowano zwykle nie dla jednego syna, ale kilkorga dzieci. Nie zawsze jednak nauka domowa kończyła się studiami, i to w dodatku zagranicznymi. Inną drogę dokształcania młodzieży szlacheckiej stanowiły tzw. szkoły dworskie. Również o nich niewiele wiadomo. Najbardziej znana stała się w pierwszej połowie stulecia szkoła dworska Piotra Tomickiego, biskupa krakowskiego, podkanclerzego i wykształconego humanisty. Nie wiemy, kto tam wykładał, ale z relacji Stanisława Rozjusza wynika, że była to elitarna szkoła humanistyczna, w której uczono klasycznej łaciny, greki, a nawet hebrajskiego, zapewne na podstawie dzieł starożytnych. Uczęszczali do niej synowie senatorscy, głównie z Wielkopolski: Szamotulscy, Ostrorogowie, Pampowscy, Czarnkowscy, Tarnowscy, Kościeleccy, Konarscy, Opalińscy, Rusoccy, a także synowie krewnych i przyjaciół biskupa - - Tomiccy, Swidwowie, Słomowscy, Przedborscy i inni. Szkoły pałacowe istniały też przy innych dworach, np. Andrzeja Tę-czyńskiego, późniejszego kasztelana krakowskiego, w której uczyli się Mikołaj Rej i Jakub Uchański. Szkoła pałacowa biskupa Tomickiego, do- stępna głównie dla synów bardzo bogatych i znanych rodzin szlacheckich, nie była ostatnim etapem kształcenia zamożnej młodzieży. Po uzyskaniu w niej pewnej sumy wiedzy i umiejętności, młodzi tym chętniej wybierali się na studia zagraniczne, nieraz wspierani finansowo przez dotychczasowego protektora. Na studia zagraniczne wyjeżdżali często bardzo młodzi ludzie, po przygotowaniu domowym, rzadziej szkolnym. Uważano, że szlachcic w wieku ok. 14 lat może z pożytkiem słuchać wykładów, a nawet uczestniczyć w dyskusjach. Często zresztą takie wyjazdy za granicę poprzedzano wstępnymi studiami w Krakowie. Same natomiast wyjazdy do obcych krajów niejednokrotnie trwały przynajmniej 2-3 lata, co pozwalało zdobyć znaczniejszą wiedzę i zwiedzić inne kraje, a nieraz po pewnym czasie ponawiano studia w celu rozszerzenia i pogłębienia wykształcenia. O ile takie powtórne podróże odbywano często jedynie ze służącym, studiując na wybranym uniwersytecie interesujące przedmioty, o tyle pierwszy wyjazd zagraniczny wymagał towarzystwa i opieki preceptora, niezależne od tego, czy zabierało się liczniejszą służbę, czy mieszkało w skromnej bursie, wynajętym mieszkaniu czy wreszcie na stancji. Taki wychowawca stawał się wówczas raczej opiekunem, nie uczył, lecz wybierał odpowiednie zajęcia i kontrolował postępy, a przy okazji sam mógł pogłębiać własną wiedzę. Jednocześnie do preceptora należało nieraz kierowanie całą grupką studentów i ich służby, gospodarowanie funduszami, przekazywanie sprawozdań rodzicom podopiecznego i oczywiście czuwanie, aby się pilnie uczył, a nie prowadził wesołe życie studenckie, przed którym wychowawca miał go zresztą strzec. Zdarzało się też, że musiał dodatkowo zatrudniać nauczycieli — tańca, szermierki lub jazdy konnej — troszcząc się jednocześnie o życie religijne i moralność swego podopiecznego. Dominowała przy tym zasada, że rodzina katolicka preferowała katolickiego wychowawcę, a protestancka — innowierczego i według zasady wyznania obierano uczelnie. Od troski i zapobiegliwości preceptora zależały w dużym stopniu przebieg i efekty studiów młodego syna szlacheckiego. I choć ten system starannego i kosztownego kształcenia należał do zwyczaju, nie mógł jednak stanowić reguły, choćby wobec ponoszonych kosztów. Zdarzały się też nieprzewidziane kłopoty. Na przykład w latach 1546-1547 preceptor Horian Susliga, zamieszany w afery finansowe, porzucił we Francji swego ucznia, Jana Kucieńskiego, uciekając do Włoch. 54 55 O poziomie wykształcenia szlachty decydował w dużym stopniu wspomniany stan szkolnictwa w szesnastowiecznej Polsce i w Europie, a warto podkreślić, że następowały w nim wówczas poważne zmiany. Jak już stwierdziliśmy, mimo lakoniczności źródeł, można przyjąć, że szkolnictwo parafialne w XVI w. obejmowało kraj gęstą siecią. W Wielkopolsce na 331 parafii w latach 1513-1539 szkoły parafialne prowadziło 246, czyli 85%, a liczba ta wzrosła do 284 szkół w 1598 r. I chociaż były to szkoły dla drobnej szlachty, mieszczan, niekiedy i chłopów, odgrywały pewną rolę w systemie edukacji i zapominać o nich nie należy. Właściwy przewrót dotyczył szkół, które można zaliczyć do szkół średnich. Były to gimnazja wzorowane na szkole humanistycznej, założonej w Strasburgu przez Jana Sturma, które odeszły od dawnego schematu studiów scholastycznych*, z podziałem na trivium i quadrivium, i z nauką, w której miała uczestniczyć młodzież bez względu na wiek i stopień przygotowania. Nowe gimnazjum nauczało opierając się na tekstach klasycznych i humanistycznych, na nauce języków antycznych, klasycznej łaciny, greki, niekiedy również hebrajskiego. Wprowadzono też wyraźny podział na klasy, dobierając do nich młodzież według wieku i stopnia przygotowania. W praktyce funkcjonowały w ten sposób przede wszystkim szkoły wyznaniowe. Początkowo, jak wspominaliśmy, pojawiły się szkoły protestanckie, luterańskie, braci czeskich, kalwinów i arian, potem katolickie, przede wszystkim jezuickie. Jednakże ich celem nie było już przygotowanie młodzieży dla potrzeb Kościoła (kler, nauczyciele), jak to czyniły dawniej szkoły parafialne i katedralne, lecz wychowanie, wprawdzie w duchu wyznaniowym, ale do życia świeckiego. Do takich wcześniej założonych szkół typu gimnazjum zalicza się zwykle tzw. Akademię Lubrańskiego, którą w 1519 r. założył w Poznaniu tamtejszy biskup Jan Lubrański. Szkoła ta jednak istniała krótko, miała charakter przejściowy, a jej zakres oddziaływania był niewielki. Wśród szkól protestanckich największą sławę zdobyło gimnazjum założone w 1558 r. w Gdańsku, dobrą opinią cieszyły się także gimnazja: w Toruniu, powstałe w 1568 r., i w Elblągu. W Wielkopolsce istniały gim- * Studia scholastyczne składały się ze szczebla niższego nauczania (trivium), obejmującego gramatykę, retorykę i dialektyke, i z wyższego (quadrivium), składającego się z arytmetyki, geometrii, muzyki i astronomii. nazja luterańskie w Bojanowie, Wschowie i Rawiczu. Jednak wszystkie te szkoły skupiały głównie synów mieszczańskich, obecność szlachty w ich murach przedstawiała się skromnie, np. w Elblągu na przełomie XVI i XVII w. młodzież szlachecka stanowiła ok. 3% ogółu uczniów, a chłopska 5%. Być może do innych gimnazjów luterańskich uczęszczało więcej młodzieży szlacheckiej, choć szkoły braci czeskich w Wielkopolsce, w Koźminku, Lesznie i Poznaniu, zostały również zdominowane przez synów mieszczańskich. Natomiast więcej młodzieży szlacheckiej uczyło się w małopolskich szkołach kalwińskich. Najstarsza z nich, powstała w 1551 r. w Pińczowie z fundacji Mikołaja Oleśnickiego, w 1561 r. została przekształcona na ariańską. Inna szkoła kalwińska została założona przez Firlejów w Lubartowie. Szkoły kalwińskie powstały też w Krakowie, Secyminie, Łańcucie i Dubiecku. Ich sieć, podobnie jak szkół luterańskich, braci czeskich, a później arian, była związana z określonymi zborami wyznaniowymi, toteż dzieliły zwykle ich losy. W praktyce oznaczało to, że szkoły w dobrach prywatnych zamykano albo przekształcano, gdy posiadacz dóbr i fundator zmieniał wyznanie lub też kiedy dobra przejmowali spadkobiercy, nie związani z wyznaniem fundatora. Dlatego trwałość i rola tych szkół, jako gimnazjów humanistycznych nowego typu, kształcących również młodzież szlachecką, a nie tylko przyszłych pastorów, była ograniczona. Inaczej było z tzw. kolegiami jezuickimi. Przede wszystkim opierały swój byt na trwałych podstawach fundacyjnych, co uniezależniało je od aktualnego fundatora i patrona. Jednocześnie nie stanowiły części miejscowej gminy wyznaniowej, jak w przypadku szkół różnowierczych, ale posiadały szeroką autonomię w obrębie Kościoła katolickiego, a właściwie własną, silną organizację autonomiczną w jego strukturze. Obowiązywał w nich program kształcenia humanistycznego, z podziałem na klasy i nauczaniem przedmiotów według ich stopnia trudności. Ponadto będąc szkołami wyznaniowymi, akceptowały jednak uczniów innowierców, których nie nakłaniano do udziału w katolickich obrzędach religijnych, z wyjątkiem słuchania kazań. Okres, który nas szczególnie interesuje, to lata od założenia w 1564 r. pierwszego kolegium jezuickiego w Braniewie, fundacji Stanisława Hoz-JUsza, do 1599 r., w którym zaczęła obowiązywać we wszystkich kolegiach jezuickich na świecie jednolita formuła nauczania, oparta na „ratio 57 56 6. Stanisław Hozjusz, rycina studiorum"*. Był to okres bardzo ciekawy, gdyż łączył wysoki poziom nauczania, m.in. wykorzystywania tekstów i jeżyków antycznych, z wprowadzaniem tych przedmiotów, które ówcześni uważali za pożyteczne. Chodziło głównie o języki nowożytne, jak np. nauka niemieckiego w Braniewie, a ruskiego w Wilnie. Pojawiają się też lekcje historii, dialektyki, filozofii i matematyki. W sumie można powiedzieć, że starano się wpoić uczniom pogłębioną znajomość języka łacińskiego, czynną i bierną, greckiego (bierną), niekiedy i hebrajskiego, a poprzez lektury wybranych autorów starożytnych wiedzę i umiejętność wytwornego stylu w mowie i piśmie; wreszcie chciano przybliżyć elementy współczesnej nauki. Jeżeli dodamy, że nauczanie pozostawało w zasadzie bezpłatne (choć przyjmowano chętnie datki i legaty testamentowe), a życie szkolne urozmaicały dyskusje, seminaria i teatr szkolny, trudno się dziwić, że kolegia stały się szybko bardzo atrakcyjne. Atrakcyjność kolegiów jezuickich można mierzyć zarówno liczbą szkół ufundowanych, jak też napływem uczniów. Do 1611 r. powstało w Rzeczypospolitej 11 kolegiów, i to o wysokim poziomie nauczania, z których renomą cieszyły się zwłaszcza kolegia w Pułtusku, Poznaniu i Wilnie. Jednocześnie wzrastała liczba uczniów tych szkół. W 1600 r. uczęszczało do nich ok. 2500 uczniów, których kształciło 70 dobrze przygotowanych naukowo profesorów. Co ważniejsze, wysokie oceny kolegiów u współczesnych sprawiły, że garnęła się do nich przede wszystkim szlachta, nawet różnowiercza, mimo świadomości roli i zadań zakonu jezuitów w walce z reformacją. Akademia Krakowska, zagrożona konkurencją jezuitów, którzy chcieli ją opanować, zaczęła w 1588 r. zakładać własne szkoły średnie, tzw. kolonie akademickie, które dzięki wysokiemu poziomowi nauczania i atrakcyjnemu programowi mogły rywalizować ze szkołami Towarzystwa Jezusowego. Zanim szkolnictwo jezuickie zdominowało wychowanie i kształcenie młodzieży szlacheckiej, synowie szlachty chętniej wybierali studia uniwersyteckie, krajowe i zagraniczne. W dawniejszych opracowaniach twierdzi * „Ratio studiorum" - jednolite przepisy, dotyczące programu i organizacji szkół jezuickich. się wprawdzie, że szlachta była wroga Akademii Krakowskiej, preferując studia zagraniczne, ale uważna analiza sytuacji nie pozwala na przyjęcie tej opinii. Co prawda, powstawały nowe uczelnie, a młodzież szlachecka licznie wyjeżdżała na studia zagraniczne, jednak elita kulturalna Polski z reguły uczęszczała na uniwersytet w Krakowie przed uzupełniającymi studiami za granicą. Na przełomie XV i XVI stulecia Akademia Krakowska odnotowywała bardzo dużą frekwencję, tak krajowych, jak też zagranicznych studentów, s zwłaszcza Węgrów, Ślązaków, Niemców. Była to ówcześnie jedyna uczelnia w Polsce i dopiero założenie w 1544 r. uniwersytetu w Królewcu, w 1578 r. w Wilnie, a w 1596 r. Akademii w Zamościu zmieniło geografię uniwersytecką dawnej Rzeczypospolitej. Jednocześnie w drugiej ćwierci XVI w. należy odnotować poważny spadek liczby studentów zagranicznych w Krakowie, w wyniku m.in. podboju tureckiego Węgier i wzrostu atrakcyjności uniwersytetów luterańskich w Niemczech. Nastąpiła też wyraźna zmiana struktury społecznej studentów krajowych, którzy kształcili się w Krakowie. Jeżeli w pierwszej połowie stulecia synowie mieszczańscy stanowili prawie 50% studentów krajowych, a w drugiej połowie XVI w. już 60%, to nasuwa się pytanie, czy zmniejszył się w gronie studentów udział szlachty czy też chłopów. Wydaje się, bo obliczyć tego dokładnie nie można, że zmalał udział studiujących synów chłopskich, a nie szlacheckich, którzy w latach 1580-1589 stanowili ponad 30% ogółu studentów krajowych. Czy ta znaczna reprezentacja szlachty była wynikiem dążenia, dzięki studiom, do poprawy swego losu, zwłaszcza ubogiej szlachty zagrodowej? O tym mogłyby świadczyć fundacje stypendialne i nakłady na bursy ze strony biskupa płockiego Andrzeja Noskowskiego i kanonika Stanisława Krasińskiego, którzy świadomie wspierali drobną szlachtę mazowiecką. Jednakże wśród zidentyfikowanych studentów uczelni krakowskiej spotykamy w pierwszej połowie XVI w. przedstawicieli takich rodzin, jak Mieleccy, Służewscy, Zebrzydowscy, Balińscy, Tomiccy, Łascy i Radziwiłłowie, w drugiej zaś połowie stulecia nazwiska wprawdzie się zmieniają, ale poziom społeczno-majątkowy studiujących — nie. Będą to tacy przedstawiciele magnaterii i bogatej szlachty, jak Herburtowie, Kościelec-CY, Mniszchowie, Padniewscy, Tarnowscy oraz kolejne pokolenie Radziwiłłów i Zebrzydowskich. Trudno dokładnie ustalić udział poszczególnych grup stanu szlacheckiego w studiach uniwersyteckich w Krakowie, niemniej 58 uprzednie informacje o rozbudowie stypendiów dla ubogiej, szczególnie mazowieckiej szlachty, a także wykazy przedstawicieli bogatych, a nawet magnackich rodzin na studiach w Krakowie pozwalają na stwierdzenie, że cała ówczesna szlachta kształciła swych synów na uczelni krakowskiej, bo trudno sądzić, że średnia szlachta z tej zasady się wyłamywała. Można natomiast mieć wątpliwości, czy udział synów szlacheckich wśród studiujących na uniwersytecie krakowskim nie był zbyt skromny, np. w stosunku do mieszczaństwa. Dla lat 1580- 1589, gdy nieco lepiej znamy strukturę zbiorowości studenckiej, zapisującej się na uniwersytet, było 60% synów mieszczan, a 30% — synów szlacheckich. Biorąc pod uwagę liczebność mieszczan, którzy stanowili ok. 20% ludności Korony, i szlachty, której liczba nie przekraczała 6%, dochodzimy do wniosku, że liczba studiującej szlachty była większa, i to prawie dwukrotnie, mimo bardzo znacznego udziału młodzieży z samego Krakowa. Natomiast jeżeli rozpatrujemy nie same zapisy na uczelnię, lecz jej formalne ukończenie, a przynajmniej uzyskanie dyplomu Wydziału Sztuk, sytuacja ulega zmianie. Wśród bakałarzy i magistrów mieszczanie stanowili 70-80%, a zapewne spośród pozostałych 20-30% — było co najmniej tyleż synów chłopskich, co szlacheckich. Z tego stwierdzenia nasuwałby się wniosek o licznym wprawdzie udziale synów szlacheckich w studiach uniwersyteckich w Krakowie, lecz o słabych efektach tych studiów. Aby zrozumieć to dziwne zjawisko lekceważenia studiów albo nie-spełniania wymagań uczelni ze strony szlachty, należy się bliżej zastanowić nad ogólną sytuacją uniwersytetów europejskich, w tym krakowskiego, w XVI w. Uniwersytet miał strukturę hierarchiczną i przed rozpoczęciem studiów prawnych, medycznych, a szczególnie teologicznych, należało odbyć studia na Wydziale Sztuk, na którym obowiązywał ustalony od paru stuleci program scholastyczny. Przewidywał on studiowanie 7 tzw. sztuk wyzwolonych, po których opanowaniu i zdaniu egzaminów otrzymywało się stopień bakałarza (po 2-3 latach), a po następnych 2-3 latach — stopień magistra. Tymczasem społeczeństwo zainteresowane było innym zakresem wiedzy. W epoce humanizmu ludzie czytali i uczyli się tekstów starożytnych, literackich, naukowych, filozoficznych, chcieli poznać piękną klasyczną łacinę, pragnęli przynajmniej czytać po grecku, a niekiedy i hebrajsku ze względu na Biblię. Interesowały ich także pisma humanistów, z Erazmem z Rotterdamu na czele. Natomiast cała spuścizna antyku, od języków, 7. Pomoce naukowe z instumentarium Marcina Bylicy, zbiory Collegium Maius w Krakowie poprzez piśmiennictwo, po prawo rzymskie, nie wchodziła do programu studiów scholasty-cznych, nie mogła też podlegać sprawdzianom egzaminacyjnym ani stanowić podstawy do uzyskania stopni i tytułów naukowych. W rzeczywistości uczelnie ustępowały powoli pod naporem żądań społecznych. Pojawiały się wykłady z języków klasycznych, zaczęto interpretować literaturę antyczną, drukowano podręczniki humanistyczne, retoryki i epistolografii, wprowadzano wykłady z prawa rzymskiego. Jednakże wszystkie te przedmioty wykładano obok, a właściwie poza obowiązującym programem scholastycznym, którego broniły władze uniwersyteckie w całej Europie, choć np. we Włoszech uczelnie coraz częściej uwzględniały przedmioty humanistyczne. Natomiast paryska Sorbona stała na straży starego programu, co zmusiło króla Franciszka I do stworzenia osobnego kolegium lektorów królewskich, obecnego College de France. Uniwersytet krakowski ustępował stopniowo pod naciskiem krytyki i potrzeb społecznych, wprowadzając naukę języka greckiego, w pewnym okresie nawet hebrajskiego, wykłady z literatury rzymskiej i greckiej, podręczniki humanistyczne, wreszcie prawo rzymskie, choć formalnie obowiązujący scholastyczny program nie został zniesiony. Dlatego też wśród młodych, wstępujących na uczelnię w Krakowie zarysowały się dwie grupy studentów o odmiennych celach studiowania. Ubożsi, tj. duża część ttiieszczan, drobna szlachta i nieliczni synowie chłopscy, dążyli do uzyskania zawodu, podporządkowując się staremu programowi i zdając przewidziane regulaminem egzaminy oraz uzyskując odpowiednie stopnie 61 60 \ naukowe. Tych wytrwałych, dążących do formalnego zakończenia studiów i udokumentowanych kwalifikacji nie było dużo, gdyż do bakalaureatu dochodziło 15-23% immatrykulowanych na uczelnię, a do magisterium zaledwie 5-6%. Jednocześnie zamożniejsi synowie szlacheccy, magnaccy i pochodzący z bogatego mieszczaństwa nie szukali na uczelni scholastyki, lecz humanizmu — pięknej łaciny, greki, tekstów antycznych, pism współczesnych humanistów, w sumie wiedzy bardzo obszernej, nieraz pogłębionej, ale która nie dawała podstaw do uzyskania choćby najskromniejszego stopnia naukowego. Nie było to jednak daremne marnowanie czasu, o czym świadczą nazwiska takich studentów, późniejszych koryfeuszy kultury, jak Mikołaj Rej, Andrzej Frycz-Modrzewski, Marcin Kromer, Stanisław Hozjusz, Jan Herburt, Stanisław Orzechowski, Jan Kochanowski, Stanisław Karnkowski, Benedykt Herbest czy Piotr Skarga. Oczywiście oni kontynuowali studia krakowskie na uniwersytetach zagranicznych. Zasada zaczynania studiów od uczelni krakowskiej wskazuje, że dawała ona, choć nieformalnie, dobre przygotowanie do dalszych studiów na najlepszych uniwersytetach europejskich. Jeżeli przyjmiemy, że w ciągu XVI stulecia na Akademię Krakowską zapisało się 3500-4000 synów szlacheckich, to liczba szlachty polskiej, studiującej na uczelniach zagranicznych, sięgała 1700 osób. Są to w obu przypadkach liczby niepełne, bo w Krakowie zdarzali się studenci szlacheckiej proweniencji, którzy studiując poza programem oficjalnym, nie zapisywali się formalnie na uczelnię. Natomiast obliczenia M. Pawlaka, dotyczące studiów Polaków za granicą, nie objęły, z powodu braku zachowanych metryk uniwersyteckich, Padwy i Bolonii, w których to ośrodkach studiowało wielu Polaków, szczególnie z rodzin szlacheckich. Wystarczy wspomnieć, że według spisu tzw. natio polonica* pod koniec XVI w. przebywało w Padwie blisko 100 studentów z Polski, S. Windakiewicz zaś oceniał frekwencję polską na tejże uczelni w ciągu XVI w. aż na ok. 1500 osób. Niezależnie więc od dokładności powyższych wyliczeń można stwierdzić, że choć liczba studiujących w kraju była nieco większa, studia zagraniczne szlachty polskiej w tym okresie były bardzo cenione. Świadczą o tym m.in. żądania pod adresem Henryka Walezego, zawarte w pactach conventach, ufundowania 100 stypendiów na studia zagraniczne synów szlacheckich. * Natio polonica — nacja polska, tu: zbiorowość studentów pochodzących z Polski. Studenci polscy najchętniej studiowali na sławnych uniwersytetach włoskich w Padwie i Bolonii, choć nie omijali i mniej znanych, jak uczelnia rzymska lub uniwersytety w Sienie czy w Ferrarze. Ponadto w Szwajcarii uznaniem cieszyła się Bazylea, a w Niemczech luterańska Wittenberga, katolicki, potem luterański Lipsk, kalwiński Heidelberg, wreszcie pobliski Frankfurt nad Odrą. We Francji docierano do Paryża i Orleanu, brakowało natomiast polskich studentów na licznych uniwersytetach w Hiszpanii i w Anglii; nawet Wiedeń nie cieszył się specjalnym powodzeniem. Charakterystyczne stały się dwa zjawiska. Jeśli Małopolska przede wszystkim kontynuowała swe związki kulturalne z Włochami (dominowała tutaj atrakcyjność Padwy i Bolonii), to z Wielkopolski jeżdżono częściej na studia do Niemiec, a młodzież z Prus Królewskich uznawała niemal wyłącznie uczelnie niemieckie. Rysował się też w wyborze uniwersytetów zagranicznych pewien podział stanowy. Włoskie przyciągały przede wszystkim szlachtę i duchowieństwo, niemieckie — głównie mieszczaństwo. Wystarczy stwiedzić, że wśród studentów wyjeżdżających na studia z Prus Królewskich i Warmii prawie 90% stanowili mieszczanie, a jedynie 6% synowie szlacheccy. Natomiast liczba synów szlacheckich udających się na studia zagraniczne wyraźnie wzrastała w ciągu XVI stulecia. O ile bowiem, według oszacowań, w pierwszej połowie stulecia w odniesieniu do całej Rzeczypospolitej i wszystkich wyjeżdżających synowie szlacheccy stanowili 19%, o tyle w drugiej połowie wieku — prawie 40%, przy czym w liczbach bezwzględnych wzrost ten byłby pięciokrotny, a w odniesieniu do samego Wielkiego Księstwa Litewskiego aż piętnastokrotny. Nie są to oczywiście ścisłe dane statystyczne, lecz wielkości szacunkowe, niemniej wskazują na coraz większy udział synów szlacheckich w studiach zagranicznych, przy równoczesnym nieomijaniu krajowych. Podobnie wspomniane stypendia dla uboższej młodzieży, początkowo przeznaczone wyłącznie na studia w kraju, z czasem kierowane są na studia zagraniczne, nie mówiąc ° prywatnych funduszach rodzin łożących na edukację za granicą swych latorośli. O szkołach, ich liczbie, a nawet organizacji wiemy sporo, trudno nam natomiast powiedzieć coś konkretniejszego o skutkach kształcenia i o umiejętnościach szlachty, które nas najbardziej interesują. Od pewnego czasu historycy przyjęli metodę badania tzw. alfabetyzacji, czyli ludzi potrafiących czytać i pisać oraz ustalania, ilu ich było w stosunku do analfabetów, 62 63 a to dzięki analizie podpisów na dokumentach. Możliwość takich badań zawdzięczamy ustawie podatkowej z 1563 r., która wymagała własnoręcznego podpisywania zeznań podatkowych przez właścicieli dóbr — i tych wielkich, i tych małych. Takie oryginalne zeznania zachowały się dla 5 powiatów województwa krakowskiego z lat 1563- 1565, co pozwoliło na określenie umiejętności czytania i pisania wśród szlachty tego województwa. l <*a 799 zeznań, składanych przez szlachtę, 458, tj. 57% jest własnoręcznie podpisanych przez szlachcica, właściciela dóbr. W ramach podziału według zamożności można stwierdzić, że szlachta uboga (zagrodowa, nie mająca kmieci) tylko w 14% wypadków potrafiła sama się podpisać, a 86% było analfabetami. W grupie szlachty, która posiadała od części wsi do jednej wioski, umiejętnością pisania wykazało się 42% osób, a analfabetami było 58%. Bogatsza wreszcie szlachta w 87% umiała się podpisać, za analfabetów możemy uznać w tej grupie jedynie 13% szlachty. Na koniec szlachta tzw. urzędnicza była w 91% piśmienna. Warto przy tym dodać, że spośród 58 kobiet, składających zeznania podatkowe, zapewne głównie szlachcianek, rzadziej mieszczek, piśmiennych było 26%. Na podstawie badań Wacława Urbana, przeprowadzonych dla tego terenu w końcu XVI w., można sformułować wniosek, że procent szlachty składającej własnoręczne podpisy szybko wzrastał. Można zresztą zakładać, że zbliżony stopień alfabetyzacji występował wówczas wśród szlachty wielkopolskiej i na Pomorzu, podczas gdy na Mazowszu, z racji dominacji drobiazgu szlacheckiego, był niższy, podobnie jak na Litwie, która dopiero doganiała w tym zakresie Koronę. Przedstawiony wyżej poziom umiejętności czytania i pisania niewiele nam mówi o osiągnięciach kulturalnych elity, ale wskazuje, że istniał szeroki krąg ludzi, dla których pismo stało się dostępne na co dzień i którzy stanowili społeczne zaplecze owej elity. 8. Autograf tekstu w języku polskim Łukasza Góraickiego 64 Pytanie o umiejętność pisania pociąga za sobą następne: o umiejętność rachowania. Brak nam źródeł, które pozwoliłyby na badania statystyczne w tym zakresie, jednak w kwestii zwykłych umiejętności liczenia sprawa zdaje się prosta. W okresie, w którym pieniądz docierał wszędzie, na wieś i do miasta, liczenie musiało być umiejętnością rozpowszechnioną, bo bez niej nie można było nim operować. Pozostaje jednak pytanie na temat umiejętności rachunkowych bardziej zaawansowanych, przynajmniej: dodawania, odejmowania, mnożenia i dzielenia. Rachunki, które się zachowały, pozwalają na pozytywną ocenę takich umiejętności, ale wiemy również, że zdarzali się specjaliści, pisarze-rachmistrze, pilnie poszukiwani. Jednocześnie lustratorzy dóbr królewskich, którzy w latach 1564-1565 wizytowali ok. 2000 wsi i 500 folwarków oraz 200 miast w dobrach królewskich, z reguły sprawdzali prowadzone tam rejestry, czyli ówczesną księgowość. To zaś mówi nam trochę o upowszechnieniu się umiejętności rachunkowych wśród dzierżawców i zarządców dóbr królewskich, najczęściej przecież szlachty. Ponadto stopniowe przechodzenie w rachunkach z rzymskiego zapisu cyfr na arabski, podobnie jak przy liczeniu pieniędzy przejście z podstawowej jednostki, którą była grzywna, na złoty polski, czyli z 48 gr na 30 gr, świadczyć może o dążeniu do bardziej sprawnego i dokładnego zarówno operowania pieniędzmi, jak i zapisywania kwot i ich przeliczania. Do umiejętności operowania pieniądzem i liczenia go wrócimy jeszcze w następnych rozdziałach. Wiek XVI w oczach historyków literatury to okres przechodzenia od książki łacińskiej do polskiej, co ma świadczyć o dążeniu wydawców do rozszerzenia kręgu czytelników, a przede wszystkim nabywców książki. Wydaje się jednak, że obraz ten jest bardziej złożony. W tym czasie bowiem właśnie z kręgów szlacheckich wychodzi postulat używania w druku języka polskiego. I proces ten rzeczywiście się odbywał. W 1543 r. ukazała się po raz pierwszy po polsku konstytucja sejmowa, a w 1563 r. wydano po polsku pierwszy uniwersał podatkowy, co m.in. wiązało się z odejściem od dotychczasowego systemu podatkowego i obowiązującego wraz z nim formularza. W połowie XVI w., a często i wcześniej, w księgach sądów szlacheckich, grodzkich i ziemskich język polski zastępuje łacinę. Jest to proces stopniowy, gdyż jeszcze wcześniej zaczęto wpisywać po polsku roty, tzn. tekst przysięgi sądowej, który musiał być zrozumiały dla zeznającego, po polsku spisywano wykazy typu inwentarzowego, wreszcie 65 podstawową część dokumentu, aby pozostawić po łacinie jedynie formułę początkową i końcową. Charakterystyczne jest to, że zaczęto przechodzić z łaciny na polski równocześnie w księgach sądowych wiejskich i niektórych miejskich, oczywiście tam, gdzie dominowała łacina, a nie język niemiecki. Ta swoista polonizacja językowa życia publicznego stanowiła więc nie tyle wynik starań o swe dochody drukarzy i wydawców, ile proces znacznie szerszy, do którego się oni jedynie dostosowywali. Z kreślonego wyżej obrazu wynika też inny wniosek — powoli powstawał, a może lepiej — świadomie tworzył się ogólnopolski język narodowy, a nawet literacki, sądząc na podstawie utworów np. Kochanowskiego. Pamiętajmy zaś, że taki język nie powstaje sam z siebie, że ktoś musi tworzyć nowe słowa, nowe konstrukcje zdań, nowe sposoby wyrażania myśli. Oczywiście w przypadku syntaksy* lub techniki wypowiedzi literackiej mogły być wykorzystywane osiągnięcia klasycznej, humanistycznej łaciny, ale samo słowotwórstwo z pewnością było dziełem ówczesnych ludzi. Mamy zresztą ślady tworzenia przez pisarzy nowych słów, wybierania ich formy i znaczenia, do drukarzy zaś należało upowszechnienie tych wzorów, a w rezultacie ujednolicenie kanonów językowych. Pozostaje jednak pytanie, w jakim stopniu ówczesna szlachta brała aktywny udział w tym procesie. Trudno na nie odpowiedzieć — wrócimy jeszcze do tego zagadnienia w dalszych rozdziałach. Jest natomiast sprawą oczywistą, że szkoła w owych czasach, krajowa i zagraniczna, uczyła łaciny, posługiwania się nią w mowie i w piśmie, natomiast życie społeczne i gospodarcze, kulturalne i polityczne wymagało dobrego władania językiem polskim, i to nie tylko przez Polaków, ze szlachtą włącznie. Dotyczyło to w jakimś stopniu również innych nacji, szczególnie osiadłych w obrębie Rzeczypospolitej — mieszczan mówiących po niemiecku, Litwinów i Ru- 9. Karta tytułowa Psalterza Dawidowego Jana Kochanowskiego, wydanie pierwsze z 1579 r. * Syntaksa — dział gramatyki, składnia. sinów, zamieszkujących wschodnie połacie kraju. Przykładem zapotrzebowania na piękną polszczyznę może być dzieło Macieja Stryjkowskiego 0 początkach narodu litewskiego, napisane około 1580 r., na zamówienie litewskich wielmożów. Ten poemat epicki należy do mało znanych klejnotów literatury polskiej, mogących rywalizować w opisach z Panem Tadeuszem Adama Mickiewicza. Do kanonu wychowawczego młodego człowieka w XVI stuleciu, w tym szczególnie młodego szlachcica, należało również poznawanie świata. Wiemy o podróżach zagranicznych, związanych ze studiami w obcych krajach, ale trzeba pamiętać, że wyjeżdżali głównie synowie zamożnej szlachty 1 magnatów, rzadziej uboga, zdolna młodzież, w ramach stypendiów mecenasów albo instytucji kościelnych lub miejskich. Nie należy natomiast zapominać o ruchliwości szlachty wewnątrz kraju. W czasach, gdy sejmiki i zjazdy szlacheckie zbierały się bardzo często, gdy synody protestanckie i dysputy odbywały się nagminnie, wreszcie kiedy obrót własnością i funduszami wymagał odwiedzania sądów, a właściwie urzędów sądowych pełniących funkcje notariatów, o stałym przebywaniu w pieleszach domowych nie mogło być mowy. Byłoby też rzeczą niezrozumiałą, gdyby ojciec i właściciel majątku nie brał ze sobą syna, by wprowadzić go w warunki i arkana życia publicznego — politycznego, gospodarczego, prawnego i religijnego. A takie podróże równały się udziałowi w życiu ogólnokrajowym, poznawaniu ludzi, spraw oraz bliższych i dalszych okolic kraju. Nie są to zresztą wyjazdy łatwe do „uchwycenia" w źródłach, ale domy szlacheckie w większych miastach, jak Kraków, Poznań, Lublin, w późniejszym okresie Warszawa, podobnie jak wiejskie dworki w okolicach tych miast, świadczą o tym, że takie podróże mogły być i częste, i długotrwałe. Bardziej jeszcze pouczające stawały się podróże zagraniczne, związane najczęściej, choć nie jedynie, ze studiami na obcych uniwersytetach. Trwały wprawdzie dyskusje wśród pisarzy-moralistów na temat pożytków i niebezpieczeństw związanych z wyjazdami zagranicznymi młodzieży, jak choćby demoralizacji, chorób, a nawet nierzadkich zgonów na obczyźnie, nie mówiąc o kosztach takiej wyprawy. Przeważała jednak wyraźnie opinia ° pożytkach; o szerokim i pogłębionym wykształceniu, które można uzyskać, wreszcie o znajomości świata i ludzi. Dlatego wyjazdy w bogat-szych domach traktowane były jako normalne, a nawet konieczne uzupełnienie wykształcenia młodego szlachcica, który ma aspirować do przyszłej kariery. 66 67 mi Historycy niekiedy uznawali wyjazdy na studia zagranicz mody, pozostający bez konkretnych skutków dla wykształć -2a^rzeiav skoro w ogromnej większości przypadków nie przynosiły o * SZ^c^t\ tytułów naukowych. Trzeba się jednak zastrzec, że ci ze szlacht § °^U'ar czaństwa, zwykle ubożsi, którym bardzo zależało na przyszł 1Zmies' zawodowej, starali się o ukoronowanie swych studiów doktorate 2 cyny lub prawa, a najczęściej doktoratem obojga praw (utrius Zmed-tj. kanonicznego i rzymskiego łącznie. Stopień doktora medycyny ""^ niał dochodową praktykę, m.in. na stanowisku lekarza dworski ^^ miejskiego, a doktorat praw ułatwiał karierę i w urzędach króle i i w Kościele, w którym ten stopień naukowy zrównywał ze szlache plebejskich kandydatów do zasiadania w kapitułach katedralnych ^ Zamożniejszy syn szlachecki nie wracał zazwyczaj z tytułem nauk wym, bo takowy nie był dlań przydatny jako dowód kwalifikacji zawód wych lub otwarcie kariery. Studiował natomiast głównie języki i tekstv starożytnych pisarzy będąc przekonany, że zawierają one sumę ludzkiej mądrości, której jak najwięcej należy poznać i sobie przyswoić. Widział też w nich wzory estetyczne wypowiedzi: takich, które wzbudzą podziw. i takich, które przede wszystkim przekonają. Nie było to próżne tracenie czasu, skoro nabyta mądrość stawała się drogowskazem na dalsze życie. wyrobiony gust literacki ułatwiał tworzenie własnych dzieł lub przynajmniej ocenę cudzych, wreszcie wspaniałe przykłady ludzi antyku i ich czynów stanowić miały wytyczne moralne i obywatelskie na całe życie. Takie więc niesformalizowane studia, odbywane u jednego wybranego lub u kilku profesorów, na jednym lub na paru uniwersytetach nie zapewniał) wprawdzie zawodu, ale dawały kulturę literacką, językową, historyczna.. a nawet wyrobienie moralne i polityczne na przyszłość, co uważano z szczególnie cenne. Podróże zagraniczne na studia miały jeszcze inne dodatkowe -Pozwalały poznawać kraje, ludzi, języki i obyczaje; pozwalały og Europę jako pewną całość i widzieć własny kraj z pewnej perspe -Pobyt bowiem na studiach w Padwie albo Bolonii nie tylko wy przejechania przez Czechy i Austrię lub Niemcy i Szwajcarię, o elfl Włochy. Była to częstokroć okazja do zwiedzenia całych Włoch z $$. na czele, do odwiedzenia przy okazji — Niemiec, Francji, O0dróź) Zdarzało się nawet, że rozpoczęta podróż do Włoch skłaniaia ^^j przez Turcję do Ziemi Świętej, jak to było w przypadku Dantysz —.z ,.„-*-• i*~ .r;t/L ^ \ - t^LI- V1t'-,'-• i7_", ppgy*v^~^ K). List Jana Kochanowskiego do Stanisława Fogelwedera do Palestyny to nie była tylko nabożna pielgrzymka, ale jednocześnie wielka wyprawa turystyczna, pełna przygód i niebezpieczeństw, a także wrażeń, obserwacji, refleksji, nie mniej cennych aniżeli długie i kosztowne podróże po Europie. Chociaż pobyt na studiach zagranicznych i podróże po Europie nie trwały zbyt długo, zwykle 2-3 lata, na długo kształtowały umysły i opinie studentów i podróżników. Kontakty z szerokim światem nie urywały się bowiem po powrocie do domu. Pozostawały przyjaźnie i znajomości, a korespondencja, to przebogate zjawisko dojrzałego humanizmu, pozwą ała uzyskiwać informacje, wymieniać myśli i uczestniczyć, zależnie od Ropnia zaangażowania, w europejskim życiu umysłowym, kulturalnym, StanST ' P°litycznym- Zachowane w tysiącach listy Jana Dantyszka, wyrazeaWa •'usza'Jana Zamoyskiego są wprawdzie najbardziej bogatym epistolo^raf dZledzmy aktywności intelektualnej, jaką wówczas była N'atomia«oni d^ PrZedeŻ nie t>'lko oni prowadzili korespondencję. P°żytki. m aWali przykład, jak należy to robić i jakie z tego wynikają d*y stała się ksi Z^Zerokim światem i podstawą dalszego gromadzenia wie-a' Jeżeli w pierwszej połowie XVI w. w poszczególnych 68 69 dekadach publikowano przeciętnie nieco ponad 50 tytułów, to w drugiej połowie już 110 pozycji. Nie jest zresztą sprawą najistotniejszą, ile ich było, bo jeszcze więcej książek napływało z zagranicy, lecz poszerzenie ich zakresu tematycznego i użytkowego. Jeżeli w końcu XV w. dominowała książka religijna i prawna, to w pierwszej połowie XVI stulecia przeważały teksty antyczne, humanistyczne, poezja, pisma polityczne, religijne, prawne, historyczne, nie mówiąc o prozie literackiej. Wreszcie w drugiej połowie stulecia obok szeroko pojętych tekstów humanistycznych, ukazywały się dzieła religijne, poetyckie, polityczne, historyczne, przyrodnicze, prawne, dydaktyczne i inne. Książki — uczyły, informowały, przekonywały, przynosiły rozrywkę i przyjemność, wreszcie druki w postaci formularzy ułatwiały wykonywanie czynności urzędowych. Nie mamy opracowań, dotyczących bibliotek szlacheckich (które zapewne nie były jeszcze specjalnie zasobne), ale inwentarze ruchomości szlacheckich rzadko nie wymieniają jakiś książek. Byłoby zresztą dziwne, gdyby szlachta, szczególnie ta bardziej kulturalna, nie naśladowała postaci wysoko postawionych i ich stosunku do słowa drukowanego. Wiemy zaś, że starannie prowadzona biblioteka Zygmunta Augusta liczyła około 4000 tomów, biblioteka biskupa Piotra Tomickiego kilkaset, podobnie zbiory Josta L. Decjusza, M. Czepela i innych. W każdym razie drukarze nie wydawaliby książek nie mogąc liczyć na ich sprzedaż, a wiele utworów miało szereg wydań, a nawet nielegalnych przedruków. O wychowaniu i wykształceniu ówczesnego szlachcica można napisać więcej, ale chyba istotniejsze będą wyprowadzone z powyższych wywodów wnioski. Przede wszystkim, że istniały obiektywne warunki, aby takie wykształcenie — w domu, w szkole, szczególnie w gimnazjum, na uczelni krajowej lub zagranicznej — uzyskać. Poza tym zaś wykształcenie stało się pewną wartością społeczną, dawało prestiż, ułatwiało karierę, wreszcie stopniowo stało się niezbędnym atrybutem przynależności stanowej szlachcica. Dom i otoczenie Przyzwyczailiśmy się patrzeć na dwór szlachecki w dawnej Polsce oczami Mickiewicza, przywołując strofy Pana Tadeusza. Rzeczywistość XVI stulecia była zupełnie inna i o żadnym dworku z gankiem i kolumienkami oraz regularną linią okien nie można w tym okresie mówić. Należy przyjąć założenie — aktualne i dla innych dziedzin ówczesnego życia szlacheckiego — że był to okres przejściowy, odchodzenia od dawnych, średniowiecznych kształtów i obyczajów i tworzenia się nowych form, które dopiero w przyszłości miały uzyskać bardziej trwały i jednolity wyraz. Ta przejściowość nie jest zresztą określeniem pejoratywnym, lecz świadczy raczej o przemianach, o szukaniu nowych wzorów i pojawieniu się nowych potrzeb, a to oznacza rozwój. Dwór szlachecki to najczęściej budynek drewniany, co zresztą stanowiło cechę dominującą w całej północnej, wschodniej i na większości terenów środkowej Europy. Dom drewniany był znacznie łatwiejszy i tańszy w budowie, szczególnie w regionach, w których występowało jeszcze sporo lasów, a jednocześnie znacznie cieplejszy i zdrowszy w porównaniu z budowlami kamiennymi, a nawet ceglanymi. W tych krajach, w których wycięto lasy i drewno budowlane stało się rzadkie i drogie, jak we Włoszech, Hiszpanii lub Grecji, istniała konieczność przejścia do budownictwa kamiennego. W niektórych zresztą okolicach ułatwiały takie budownictwo dostępne złoża łatwego do obróbki kamienia, co w przypadku Polski zdarzało się rzadko. Mimo iż szlachecki dwór drewniany istniał w średniowieczu, w XVI w. 'tegał on wyraźnej zmianie. Przede wszystkim zrezygnowano z jego funkcji °bronnych. Rzadko zdarzają się, i to jako pozostałość z dawnych czasów, w°ry zabezpieczone mocnym ogrodzeniem i rozbudowaną bramą, tzw. >amborzą. Podobnie nieczęsto występuje usytuowanie dworu na kopcu, 71 otoczonym przekopą, czyli rodzajem fosy. Samborza, jeśli się zachowała, to jako budynek użytkowy, a przekopę zarastają zwykle chwasty i krzewy, zamiast wypełniać woda; wreszcie źródła rzadko wspominają o ogrodzeniu z dyli. Nie oznacza to, że dwór i jego otoczenie nie miały ogrodzenia ani bramy, lecz były to konstrukcje raczej porządkujące przestrzeń, a nie zapewniające bezpieczeństwo. Wypływa stąd wniosek, że szlachta nie czuła się w swych siedzibach szczególnie zagrożona i wolała zadbać o wygodę, aniżeli zapewnić sobe możliwość obrony. Oczywiście ten typ dworu i jego otoczenia występował w zachodnich i centralnych ziemiach Rzeczypospolitej, a nie na terenach kresowych. W tej sytuacji o lokalizacji dworu nie decydowały warunki naturalne, jak wzgórza lub wody, lecz głównie potrzeby funkcjonalne, a przede wszystkim gospodarcze. Dlatego też dwór szlachecki, wraz z zabudowaniami i otoczeniem gospodarczym, mógł równie dobrze znajdować się w obrębie wsi, w pobliżu zagród chłopskich, jak też w oddaleniu, tym bardziej że dworskie pola nie były zazwyczaj oddzielone od gruntów chłopskich. Ówczesne budowle, o specjalnych walorach architektonicznych, zazwyczaj poprzedzano projektem, a częściej jeszcze — budując model. Kształt dworu zależał z jednej strony od umiejętności cieśli, który wznosił go z pomocą miejscowych chłopów, a z drugiej od życzeń pana, który dbał raczej o walory użytkowe dworu, a nie o jego bryłę i wygląd zewnętrzny. Dlatego mówienie o jakimś ogólnym schemacie budynku dworskiego, np. 0 osiowym układzie pomieszczeń, o symeterii drzwi i okien, byłoby ryzykowne. Wprawdzie drewniane dwory z tych czasów się nie zachowały 1 możemy o gustach i potrzebach szlachty wnioskować z nielicznych murowanych, ale nie daje to podstaw do stworzenia modelu takiego dworu. Pewne pojecie o możliwym kształcie drewnianego dworu szlacheckiego może nam dać jedynie opis wnętrza, a właściwie jego ruchomości, które wypełniały kolejne pomieszczenia. Pierwsze wrażenie to bliskie pokrewieństwo układu przestrzennego dworu ze strukturą chaty chłopskiej, choć w zależności od zamożności szlachcica i rozmiarów budynku zwiększała się liczba pomieszczeń. Opis taki zaczyna się zazwyczaj od sieni, do której prowadzą drzwi z zewnątrz i z której można przejść do następnych pomieszczeń. Drugim zasadniczym pomieszczeniem w takim dworze była izba, trzecim komora, z tym że komora mogła, ale nie musiała być pojedyncza; czasem występowały 2 lub 3 komory w budynku. Do tego schematu trzech różnego rodzaju pomieszczeń w szesnastowiecznym 12 dworze szlacheckim dochodzi często tzw. kownata, czyli komnata. Wymienione typy pomieszczeń byłyby więc modelem wyjściowym, od którego odstępstwem będzie mnożenie przede wszystkim komór, następnie izb, rzadko sieni, obok której występuje ewentualnie mała sionka. Sień miała różne funkcje, mogła być ogrzewana lub nie, na ogół jednak było to pomieszczenie, w którym rzadko mieszkano lub gotowano jedzenie. Do mieszkania służyła izba, zazwyczaj wyposażona w piec kaflowy i kilka okien, gdyż było to zwykle największe pomieszczenie we dworze. Komory były mniejsze, z oknem lub bez, zazwyczaj bez osobnego ogrzewania, wykorzystywane bądź jako pokoiki mieszkalne, bądź jako miejsce przechowywania zapasów, sprzętów itp. Do komór wchodziło się z izby lub z sieni, nie miały one przy tym bezpośredniego wyjścia na zewnątrz. Ich liczba była różna, najczęściej od l do 3, i niekiedy odnosi się wrażenie jak gdyby w miarę potrzeby dobudowywano je do głównego budynku. Nowym pomieszczeniem, które nie miało odpowiednika w chacie chłopskiej lub drobnoszlacheckiej, była wspomniana komnata. Jej nazwa pochodziła od zainstalowanego w niej kominka (wł. camino) i pełniła ona raczej funkcje reprezentacyjne, choć mogła być używana również jako pomieszczenie mieszkalne. Występowały dość często w obrębie budynku dworskiego „komórki potrzebne", co oznaczało ubikację, choć mogła się ona znajdować także poza głównym budynkiem. Poza budynkiem dworu, chociaż w pobliżu, mieściła się zwykle kuchnia, po pierwsze, aby nie zajmować niewielkiej przestrzeni we dworze, po drugie, by ograniczyć niebezpieczeństwo pożaru. Podobnie w osobnych budynkach w pobliżu dworu znajdował się browar, łaźnia i budynek czeladny oraz oczywiście studnia. Dwór był najczęściej zbudowany z drzewa sosnowego, czasem z jodły, rzadziej z modrzewia. Ściany stawiano w zrąb bądź w słupy, wpuszczając poziomo dyle w nacięcia w pionowych słupach. Zdarzały się też ubogie dwory o konstrukcji ramowej, ze ścianami wypełnionymi chrustem i gliną. Na północy i niekiedy w Wielkopolsce występował tzw. mur pruski, tj. konstrukcja ramowa z belek wypełniona cegłą. Czy często stosowano tynki, szczególnie wewnątrz budynku, nie wiemy, prawdopodobnie bardziej rozpowszechnione było obijanie ścian tarcicami. Licząc się z opadami sniegu dachy robiono zazwyczaj strome, częściej dwu-, rzadziej czterospadowe, niekiedy dwudzielne, kryjąc je najczęściej drewnianym gontem, 73 a tylko w przypadku bardzo ubogich dworków słomianą strzechą. Wyjątkowo zdarzały się dwory na podmurówce (choć rzadko), a nawet podpiwniczone (jeszcze rzadziej), jako że łatwiej było zbudować osobno piwnicę drewniano-ziemną lub murowano-ziemną. Mimo dość niepozornego kształtu i różnej wielkości — składały się z 3 lub 4 do 8 albo 10 pomieszczeń — dwory były zwykle zadbane i praktycznie urządzone. Drzwi wejściowe (stolarskiej czy ciesielskiej roboty), umieszczane na zawiasach, miały klamki, wrzeciądze (łańcuchy) i nieraz zamki. Okna, różnej wielkości, z reguły z szybami szklanymi, oprawnymi w ołów lub w drzewo, często zabezpieczano kratami. Szyby krajowej produkcji przepuszczały niezbyt dużo światła, taftowe, zwykle zagraniczne, były znacznie bardzej przezroczyste. W obu jednak przypadkach dawały zabezpieczenie przed zimnem, a jednocześnie oświetlenie lepsze niż dawniej pęcherze lub natłuszczony papier, nie mówiąc o zasłanianiu otworów okiennych jedynie okiennicami. Ogrzewanie wnętrza dworu zapewniały przede wszystkim piece. W sieni zdarzało się palenisko, ale stanowiło raczej relikt wcześniejszych czasów. Piec w izbie był zbudowany niekiedy z ozdobnych, kolorowych, polewanych kafli. Czy występujące w komnatach kominki, które dawały i ciepło, i światło jednocześnie, były również ozdobne i czy występowały w innych pomieszczeniach, nie wiemy. I piece, i kominki wymagały przewodów kominowych oraz wyprowadzenia dymu ponad dach. W praktyce oznaczało to konieczność budowania części ścian i kanałów murowanych albo przynajmniej grubo wyłożonych gliną. Gliną na ogół nie wykładano pomieszczeń, preferując podłogę z tarcic, tarcicami pokrywano też belkowanie sufitu. Zapewniało to równocześnie ocieplenie wnętrza dworu. Nie spotyka się już w tym czasie nawet ubogich dworków o otwartym palenisku i dymniku w dachu, jak w kurnej chacie. W zasadzie można więc mówić nie tylko o stosunkowo wygodnym i zasobnym drewnianym dworze szlacheckim, ale również o dworze murowanym. Takich dworów murowanych powstawało jeszcze wówczas niewiele, ale związane z zamożną i dynamicznie działającą szlachtą, godne są krótkiej charakterystyki. Ich właściciele chcieli, by ich siedziba nie ustępowała zamkom magnackim. Murowany budynek mieszkalno-obronny nie był zjawiskiem nowym w XVI stuleciu. W poprzednim okresie znane były tzw. wieże mieszkalne. Być może w średniowieczu bywały rzeczywiście zamieszkane, jednak szlachta chętniej budowała obok wieży drewniany dwór mieszkalny, traktując wieżę bądź jako refugium* w razie niebezpieczeństwa, bądź jako skarbczyk czy lamus, przeznaczony do przechowywania cennych przedmiotów i zapasów. Średniowieczna wieża mieszkalna ulegała także innym przekształceniom. Poprzez przybudówki, dobudowywanie izby i sionki, wreszcie schodów, wieża mogła się stopniowo zmieniać w murowany budynek mieszkalny, którego stawała się tylko jedną z części składowych. Przykładami takiej przebudowy były dwory murowane w Wojciechowie i w Rzemieniu. Początkowo powstawały w ten sposób budynki dziwnych kształtów, asymetryczne, kilkupoziomowe, aby wreszcie ukształtować się w tzw. kamienicę-dwór. Taki budynek już o zmienionych proporcjach, niższy, a jednocześnie rozbudowany wszerz, o funkcjach jedynie mieszkal-no-gospodarczych, pojawił się ok. 1540 r. np. w Jakubowicach. Ewolucja dworu murowanego, pierwotnie wieży mieszkalno-obronnej, mogła też pójść w innym kierunku — naśladować w zmniejszonej skali założenia rezydencyjno-obronne zamków magnackich. W ten sposób wykształcił się rodzaj zameczku, tzw. kasztel, jak np. zbudowany przez Gniewoszów w Szymbarku, na skarpie nad rzeką Ropą. Był to piętrowy czworokąt, podpiwniczony, z 4 alkierzami w narożach, dwutraktowy, zwieńczony attyką w stylu włoskim, wyposażony w pewne elementy obronne w formie wykuszy. Bardzo piękny murowany dwór, daleki już od funkcji wieży obronnej, wybudowano w latach 1565 -1571 w Pabianicach. Formalnie nie był to już dwór szlachecki, lecz ośrodek dóbr kapituły krakowskiej, co nie oznacza, że nie oddawał charakteru ówczesnej architektury bogatych dworów. W tym wypadku możemy obserwować ukształtowanie się podziału funkcjonalnego wewnątrz budynku, w którym na parterze mieściły się pomieszczenia gospodarcze, a piętro miało charakter reprezentacyjno-mieszkalny. Było to już wyraźne zwycięstwo cech użytkowych i dążenia do wygody nad walorami obronnymi. Natomiast trudno się jeszcze doszukiwać w tego rodzaju budowlach ustalonych kanonów architektonicznych, zarówno w kształcie bryły, jak też jej wewnętrznych podziałach. Niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z dworem drewnianym czy - murowanym, nie był on z reguły wydzielony z otoczenia ogrodowego jednej, a gospodarczego z drugiej strony. Trudno się nam zorientować, czy Refugium — ostoja, schronienie (z łac.). 75 dwór jako budynek znajdował się pomiędzy ogrodami a zabudowaniami gospodarczymi, czy też poprzedzał go dziedziniec, a ogrody znajdowały się gdzieś z boku. Jedno jest pewne: dwór łączył się przestrzennie i funkcjonalnie z gospodarczą częścią folwarku, a nie oddzielał od niej odrębnie urządzoną przestrzenią. Najbliżej, zapewne od strony podwórza, znajdowała się kuchnia i dom czeladny. Bliskość kuchni nie wymaga wyjaśnień, zapewne towarzyszyły jej spiżarnia, piwnica i sernik, dom zaś czeladny był budynkiem, w którym mieszkała czeladź, tj. służba domowa i gospodarcza. Ze studnią lub innym ujęciem czystej wody były związane budynki łaźni i browaru. Budowanie studni ocembrowanej dębiną stanowiło trudną i kosztowną inwestycję, potrzebny był jeszcze żuraw do wyciągania wody (rzadziej kołowrót), koryta do pojenia inwentarza oraz prania, ewentualnie rury doprowadzające wodę do kuchni, łazienki i browaru. Łazienki w szesnastowiecznej Polsce nie były łaźniami parowymi, tak jak na wschodzie, lecz posiadały kotły do grzania wody i wanny do kąpieli. W browarze natomiast znajdowały się koryta i kotły do namaczania słodu i warzenia piwa, wreszcie napełniania beczek. Znajdował się tam także piec do suszenia ziarna i słodu. Stosunkowo niewiele wiemy o urządzeniu kuchni, choć należy przyjąć istnienie pieca do gotowania i ewentualnego paleniska do pieczenia na rożnie oraz pieca chlebowego, choć rozmiarów i konstrukcji tych urządzeń bliżej nie znamy. Podwórze gospodarcze obejmowało budynki luźniej związane z dworem, a będące częścią gospodarstwa folwarcznego. Były to stajnie, obory, chlewy dla świń i owiec, kurniki, szopy na narzędzia i spichlerz na ziarno. W pewnym oddaleniu, głównie ze względu na zagrożenie pożarowe, znajdowało się tzw. gumno, a więc stodoły i brogi do przechowywania zboża, ewentualnie siana, oraz klepiska, gdzie w ciągu zimy młócono cepami zboże. Być może z boku, najczęściej obok dworu, znajdował się ogród. Można go z grubsza podzielić na warzywnik, sad i ogród ziołowo-kwiatowy. Warzywnik wypełniały zagony kapusty, grochu, buraków, ogórków, cebuli, marchwi, rzepy, pietruszki, pasternaku i czosnku. Rzadziej wysiewano tu len i konopie, które raczej uprawiano w polu. W sadzie z kolei rosły zwykle jabłonie, grusze, śliwy i wiśnie, znacznie rzadziej, choć Rej je zachwalał, morele, brzoskwinie, orzechy włoskie, wymagały bowiem wyjątkowych starań i raczej pojawiały się w specjalnych ogrodach magnatów. Istniała też kwiatowa, a zapewne jednocześnie zielarska część ogrodu. Opisy na ogół 11. Zabudowa i stroje na drzeworycie z Biblii Leopolity (wydanie z 1577 r.) mogły być wzorowane i autentycznych obiektach dworu szlacheckiego i jego mieszkańcach e wymieniają rosnących tu kwiatów, ale zdarzają się wzmianki o różach fiołkach. Natomiast jako zioła przyprawowe i lecznicze uprawiano w tych ogrodach chrzan, szałwię, majeranek, koper, rzeżuchę, rumianek itp. idzie też mogła się znajdować pasieka, choć hodowla pszczół w ulach a umiejętnością stosunkowo nową, i to rozpowszechnioną w okolicach, tórych nie było dużych lasów i zaginęło barnictwo. Na podstawie literatury pięknej można sądzić, że funkcja ogrodu nie uczała się do zaspokajania potrzeb kuchenno-gospodarczych, a nawet zno-zielarskich. Było to miejsce wypoczynku i przydomowych zajęć, wących - - dzisiaj powiedzielibyśmy - - rodzaj hobby, jako że e egnacja roślin, drzew i krzewów owocowych (np. agrestu), wreszcie 77 kwiatów dostarczała pewnego rodzaju rozrywki i przyjemności. O tym, że atmosfera ogrodowa dawała odprężenie, a zarazem ułatwiała życie towarzyskie, świadczą nie tylko fraszki Kochanowskiego, ale i specjalne budowle, tzw. chłodniki, czyli rodzaj altanek, gdzie można się było oddawać życiu towarzyskiemu, lekturze i odpoczywać w pogodny letni dzień. Mimo tej wyraźnej dbałości o ogród trudno sobie wyobrazić, że obok szlacheckiego dworu powstawały wzorowe ogrody renesansowe w stylu włoskim, o geometrycznych kształtach, przemyślanych proporcjach i odpowiednio dobranej roślinności. Ogrody tego typu występowały wprawdzie przy rezydencjach królewskich i magnackich, ale nie ma podstaw sądzić, aby sztuka zakładania renesansowych ogrodów i ich utrzymania dotarła do siedzib średniozamożnej szlachty. Nad dążeniem do sprostania wymaganiom nowej architektury ogrodowej górowały względy praktyczne, a w mniejszym stopniu estetyczne. Ta dbałość o wygodę i pożytek przejawiała się również we wnętrzu domu. Chodzi nam o meble i wyposażenie, o przedmioty, które stopniowo wzbogacano i różnicowano. Podstawowymi meblami, które występowały w izbie i w komnacie, były przede wszystkim stoły, dębowe i lipowe, większe i mniejsze, coraz częściej starannej, stolarskiej roboty. Pod ścianami stały ławy, tak szerokie, że mogły służyć nie tylko do siedzenia, ale i niekiedy do spania; ławy nieraz okryte tkaniną i zaopatrzone w poręcze. Do siadania służyły również zydle, rodzaj prostych krzeseł. Z dawnych, tradycyjnych mebli, pozostały jedynie skrzynie, niekiedy zamykane, dębowe, okute, zaopatrzone w skoble, które służyły do chowania dokumentów, ozdobnej odzieży, klejnotów. W skrzyniach prostszych, zwykle malowanych, chowano natomiast codzienną odzież, bieliznę osobistą i stołową, niektóre cenniejsze naczynia lub zapasy. Rola skrzyni, jako 12. Tak mogło wyglądać wnętrze dworu szlacheckiego w XVI w. Ilustracja z karty tytułowej Kromki świata wszytkiego Marcina Bielskiego, wydanie z 1564 r. * Miśnik — rodzaj prostej półki na naczynia. podstawowego mebla do chowania cenniejszych rzeczy, zmniejszyła się wobec pojawienia się szaf na ubrania i bieliznę oraz almarii, czyli rodzaju kredensu na naczynia stołowe; podobnie rzadsze były miśniki z miskami i garnkami. Wydaje się, że nowym meblem były także łóżka, które występują w inwentarzach nieregularnie i brak opisów ich kształtów i wyglądu. Można jedynie przypuszczać, tak jak w przypadku innych mebli, że owe łóżka starały się naśladować mniej lub bardziej paradne łoża, spotykane na dworach królewskich i magnackich. Istotnym zjawiskiem stał się jednak wzrost liczby zróżnicowanych mebli, jaki występuje w XVI w., jak też ich bardziej wyszukana, stolarska robota, która świadczy tak 0 rosnących wymaganiach zamawiającego, jak i o większych środkach finansowych, jakimi dysponował. Łoża, stoły, ławy i inne meble były uzupełniane różnego rodzaju tkaninami i pościelą. Spotykamy więc obrusy i serwety do nakrywania stołu 1 ręczniki do wycierania się. Pościel, przynajmniej w zasobniej szych domach, to z jednej strony pierzyny, tak wierzchnie, jak i spodnie, piernaty, kołdry, wreszcie poduszki. Natomiast można wątpić, czy kobierce pokrywały podłogi, a kilimy ściany — inwentarze rzadko wspominają o tego rodzaju tkaninach i chyba ich rozpowszechnienie zacznie się dopiero w następnym stuleciu. Kuchnia i stół wymagały odpowiednich naczyń i nakryć. Inwentarze z reguły pomijają naczynia tanie, gliniane, a często i drewniane, choć wyliczają kotły, garnki (żelazne i miedziane), misy, konwie, miednice, nalewki, wreszcie talerze i półmiski. Ciekawe jest przy tym zróżnicowanie materiału, z którego naczynia zostały zrobione. Szczególnie dotyczy to metalowych, sporządzonych z żelaza, miedzi, mosiądzu i cyny, bardzo rzadko ze srebra. Nie były one oczywiście zbyt zdrowe, szczególnie mosiężne i cynowe, ale codzienne korzystanie przede wszystkim z glinianych i drewnianych naczyń zmniejszało znacznie groźbę zatrucia, choć jej nie usuwało. Zdarzały się także naczynia szklane, a nawet butelki, ale były to przedmioty rzadkie i nietrwałe. Warto wreszcie dodać, że przy jedzeniu posługiwano się łyżkami, najczęściej z drewna, rzadziej z metalu, oraz nożami — widelcy w XVI w. w Polsce w zasadzie nie znano. Nie tylko wzbogaciło się wyposażenie dworu szlacheckiego, ale także Pojawiły się w nim niejednokrotnie pierwsze książki, zwykle w niewielkiej iczbie, ale chociaż zwykle brak dokładniejszego ich opisu, na podstawie 'Wczesnej produkcji wydawniczej można przypuszczać, że były to dziełka 79 78 13. Karta tytułowa Nowego Testamentu w Biblii Brzeskiej, wydanie z 1564 r. prawnicze, historyczne, niekiedy literatura piękna lub pisma polityczne, wreszcie, szczególnie w przypadku dworu szlachcica protestanta, Pismo Święte i teksty teologiczne. Drugim elementem nowoczesności, który pojawił się w dworku szlacheckim, były zegary. Nie wymieniano ich zbyt często, nie mamy ich dokładnego opisu, ale występują, a to świadczy o innej organizacji dnia i o odczuwaniu upływającego czasu. Mówiąc o życiu codziennym szlachty i o jej dworach, warto się zastanowć nad problemem wyżywienia. Oczywiście dysponujemy licznymi i barwnym opisami biesiad i pijaństw, ale nie one są dla nas miarodajne. Po pierwsze, odnoszą się zwykle do późniejszych czasów, XVII i XVIII w., po drugie, co jest grzechem wszystkich pamiętnikarzy, są to opisy zjawisk nietypowych. Po prostu pamięt-nikarz nie opisywał tego, co działo się J ~r,,, ,t,ta^'7f\rf^m_ mkarz nic ujjio^wcu ..wt.^, ._ __ w normalnym, codziennym życiu, co jadł rano, w południe czy wieczorem, bo nikogo to nie ciekawiło, lecz właśnie wydarzenia wyjątkowe, które odbiegały od normy, zwyczaju, które były godne zanotowania, a nawet ubarwienia i przesady. Informacji o normalnym wyżywieniu szesnastowiecznej szlachty trzeba szukać gdzie indziej. Pierwsza możliwość to dane o produkcji folwarcznej oraz o zawartości piwnic i spiżarń dworskich, dane wskazujące na możliwości konsumpcyjne i tworzące podstawową listę produktów żywnościowych. Drugą to wyszukiwanie rachunków i rozliczeń żywności, co pozwala na uchwycenie rozmiarów spożycia, choć z dwoma zastrzeżeniami: po pierwsze — trzeba wiedzieć, ilu ludzi było do wyżywienia, a p° drugie — szlachcic, gospodarując na własnym folwarku i żyjąc we własnym dworze z rodziną i służbą, nie musiał się przed nikim wyliczać ze spożytych produktów ani prowadzić systematycznie rachunków. Inaczej jednak K wyglądało, gdy gospodarował na cudzym folwarku, był jego zarządzają/ cym, tzw. urzędnikiem, i musiał się rozliczyć. Takie rachunki, nieliczne wprawdzie, a głównie dotyczące gospodarowania w dobrach królewskich w XVI w., zachowały się i one pozwalają na zorientowanie się w ówczesnym szlacheckim wyżywieniu. Jeżeli nie mamy się ograniczyć do wyliczenia spożywanych produktów, lecz poznać ilości owych produktów i proporcje pomiędzy poszczególnymi składnikami, musimy skonstruować średnią rację dzienną. Chodzi o taki wykaz, który wprawdzie nie podaje, co szlachcic zjadł konkretnego dnia, lecz co jadał normalnie. Reguły opracowania takiej racji przygotowali historycy francuscy i my się do ich wskazówek stosujemy, co pozwala na badania porównawcze oraz na klasyfikowanie konsumentów zgodnie z ówczesną hierarchią społeczną. Trzeba jednak być świadomym, że taka ilościowo ujęta średnia racja dzienna obejmuje jedynie podstawowe produkty żywnościowe, odnotowane w rachunkach, i musi być hipotetycznie uzupełniana o drobne produkty, głównie sezonowe specjały, jak owoce i warzywa, wreszcie o przyprawy krajowe i zagraniczne, tzw. korzenie. Ustalona w taki sposób średnia dzienna racja żywnościowa szlachcica polskiego w XVI w. zawiera wprawdzie jedynie 14 produktów, ale są to produkty najczęściej jedzone i w największych ilościach. Pierwsze miejsce na tej liście zajmuje oczywiście chleb żytni, którego spożycie wynosiło ponad l kg dziennie na osobę. Ta ogromna ilość chleba nie powinna nas dziwić. Chleb jedzono przy każdej okazji i wraz z kaszami zastępował dzisiejsze ziemniaki i inne jarzyny. Ponadto używano go zamiast talerzy, jako podstawki do mięsa, jedząc następnie, gdy był przesiąknięty smakowitym sosem, wyrzucając, kiedy nie wzbudzał apetytu. Był to wówczas „chleb powszedni" w pełnym znaczeniu tego słowa, spożywany oczywiście nie tylko przez szlachtę, ale przez całe dawne społeczeństwo. Jadano również pieczywo pszenne, ale w niewielkich ilościach, przeciętnie ok. 5 dag, z pewnością nie codziennie. Dużą rolę w ówczesnym jadłospisie odgrywały kasze: jęczmienna, 'glana, gryczana, średnio 10 dag dziennie (łącznie), jako że rola kasz pożywieniu była także o wiele większa niż dzisiaj. Bardzo poważną rolę Jadłospisie odrywał groch, występując w podobnej roli jak kasze. Należy tym podkreślić, że wyżej wymienione produkty roślinne miały tę ete> że można je było jeść zarówno w dni normalne wraz z mięsem, jak Czas licznych postów, co dotyczyło głównie katolików. 80 81 82 Z produktów zwierzęcych należy wymienić przede wszystkim mięso wołowe, rzadziej cielęce czy baranie. Wynikało to nie tylko z bardziej rozwiniętej hodowli bydła, ale również z niedostatku paszy zimowej i zwyczaju jesiennego uboju części pogłowia, a w rezultacie solenia mięsa na zimę w beczkach. W każdym razie, w domu szlacheckim średnio dziennie spożywano 17 dag mięsa na osobę, do czego należałoby dodać ok. 3 dag ryb w dni postne. To oznacza, że łącznie produktów białkowych (mięsa i ryb) spożywano co najmniej 20 dag dziennie. Można sądzić, że zjadano więcej mięsa, bo rachunki nie uwzględniają drobiu własnego chowu - kur, gęsi, kaczek. Natomiast trudno dodawać do wymienionych produktów mięsnych dziczyznę, bo polowanie stało się rozrywką (i to nie dla każdego), a nie źródłem zaopatrzenia stołu. Do produktów mięsnych można formalnie dołączyć połcie wieprzowe, które znajdujemy w każdej spiżarni dworskiej, a których spożycie dzienne sięgało blisko 3 dag na osobę. Jednak w XVI w. traktowano je nie jak mięso, lecz tłuszcz, podobnie jak sadło, olej, wreszcie masło, które to tłuszcze łącznie nie przekraczały 6 dag dziennie na osobę. Takie łączenie połci wieprzowych z innymi tłuszczami tłumaczy się ogólnym niedoborem tłuszczów w tych czasach, i to niedoborem trwałym. Krowy bowiem dawały bardzo niewiele mleka, świnie trudno było dobrze i szybko utuczyć, a roślin oleistych, poza lnem i konopiami, nie uprawiano. Z mleka robiono ponadto sery, zapewne białe, podsuszane, ale ich ilość zjadana dziennie była nikła (ok. 2 dag), więc tym bardziej nie dostarczały wystarczającej ilości tłuszczu. Najbardziej różniła ówczesne wyżywienie od naszego ogromna rola piwa: spożycie dzienne sięgało 2,6 l na osobę. Byłoby to oznaką permanentnego pijaństwa, gdyby nie niska zawartość w nim alkoholu. Nie pijano wówczas ani kawy, ani herbaty, ani większych ilości mleka, a woda ze studni nie była najwyższej jakości. Spożywano więc piwo rano, w południe i wieczorem, a także pomiędzy posiłkami; pito chłodzone z piwnicy, podgrzane w kuchni, czyste i przyprawione, najczęściej własnej, dworskiej produkcji, rzadziej renomowane, sprowadzane z daleka, z Warki, z Grodziska, ze Świdnicy itd. Czternaście produktów stanowiło podstawę wyżywienia szlacheckiego i dostarczało ogromnej większości materiału energetycznego i składników pokarmowych. Należy się zastanowić, ile było warte takie odżywianie i jakie były jego zalety i wady. Otóż widać wyraźnie, że było to jedzenie obfite (łącznie ok. 5350 kcal), może nawet zbyt obfite, gdyby spożywano je w całości. Najwięcej kalorii dostarczał chleb (ok. 2480 kcal), następnie piwo (ok. 1100 kcal), wreszcie groch (blisko 320 kcal), podczas gdy udział innych produktów był skromny. Wadę takiego odżywiania stanowiły niewłaściwe, według naszej dietetyki, proporcje składników. Za dużo było w nim węglowodanów, sporo białka, o wiele za mało tłuszczów. Wprawdzie część węglowodanów organizm może przekształcić w tłuszcze, ale nie będą to tłuszcze najbardziej wartościowe. Wśród składników mineralnych wydaje się występować deficyt wapnia, a z witamin niedostateczna zdaje się ilość witaminy A, B2 i C. Braki te jednak, poza deficytem tłuszczów, w dużym stopniu zostawały wyrównywane przez drobne produkty, których nie odnotowywano w rachunkach lub sporadycznie je tylko wymieniano. W każdym razie owoce i niektóre warzywa mogły uzupełniać niedobory witaminy C. Podobnie zróżnicowane spożycie mięsa, w tym np. wątroby, mogło wyrównywać brak witaminy A, niedobór zaś witaminy B2 był nikły i być może w rzeczywistości nie występował. Bardziej niebezpieczne mogło stać się występowanie niektórych produktów w nadmiarze. Zbyt duża wartość kaloryczna przeciętnej racji dziennej może się zmniejszyć, gdy odliczymy część chleba, a może i kasze nie w całości spożywane. Nadmiar węglowodanów mógł zostać przetworzony w tłuszcze, jak wspominaliśmy, choć istniała potencjalna groźba otyłości, przynajmniej w przypadku mniej ruchliwego życia. Wreszcie, w naszym pojęciu, bardzo niezdrowy był nadmiar płynu, i to alkoholizowanego, jakim było piwo. Jest to jednak punkt widzenia obecnej dietetyki i w ówczesnych warunkach życiowych znaczna ilość spożywanych płynów nie musi wzbudzać obaw. Uzupełnieniem przedstawionych wyżej produktów głównych były oczywiście drobne produkty zwierzęce, np. jajka oraz warzywa, jak wspomniana kapusta, ogórki, rzepa, rzodkiew, cebula, marchew, pietruszka, buraki, a z owoców jabłka, gruszki, wiśnie i śliwki. Z przypraw krajowych, °bok soli, używano octu, chrzanu, majeranku, szałwii, kopru itp. Spośród jedzonych wówczas ryb warto wymienić stawowe karpie i karasie, a z łowionych w jeziorach i rzekach: szczupaki, płocie, sumy, liny, pstrągi, ;°sosie, jesiostry, wreszcie w formie zasolonej, dostarczane w beczkach Ldzie i węgorze. Z przypraw importowanych najczęściej pojawiały się na °le szlacheckim pieprz i szafran, a w uroczystych momentach goździki, L 83 cynamon, imbir i gałka muszkatołowa, czasem wino. W sumie takich uzupełniających produktów można wymienić sporo, ale ich udział kaloryczny był niewielki, choć znaczenie z punktu widzenia gustów kulinarnych znaczne. Jedzenie przyrządzano na wiele sposobów. Obok produktów jedzonych na surowo, jak owoce, spożywano pieczony chleb i cześć mięs, w postaci gotowanej kasze, groch, pozostałe mięso i warzywa. Warzono też piwo, najczęściej na słodzie jęczmiennym, rzadziej na mieszanym ziarnie, ewentualnie najbardziej wytworne na pszenicznym. A ponieważ wiele produktów należało przechowywać przez dłuższy czas bez możliwości ich zamrażania, stosowano kilka metod konserwacji. Solono mięso, szczególnie wołowe, w beczkach, solono połcie wieprzowe, topiono i solono masło w garncach, kwaszono ogórki i kapustę. Ponadto suszono i wędzono kiełbasy, czasem szynki, rzepę, niekiedy też sery i owoce, a w chłodnym, suchym miejscu przechowywano niektóre warzywa. Oczywiście nie były to najlepsze sposoby konserwacji i dlatego, aby uzdatnić do spożycia długo przechowywane produkty, niezbędne były ostre, korzenne przyprawy, szczególnie do mięsa. W tej sytuacji pojawił się zwyczaj przyrządzania ostrych sosów, ewentualnie kontrastowego komponowania dań i smaków, co dziś uważamy za cechę właściwą kuchni orientalnej, wówczas dość powszechną w Europie. Należy przy tym pamiętać, że o ostre przyprawy, nawet krajowego pochodzenia, było wtedy łatwo, w przeciwieństwie do słodkich: miód był bowiem drogi, nie występował w nadmiarze, a cukier, przywożony z dalekich krajów, jeszcze rzadszy i droższy. Wyżywienie szlacheckie, obfite i względnie zrównoważone, różniło się oczywiście od tego, co spożywał chłop, oraz od żywności, jaka pojawiała się na stołach magnackich czy królewskich. W stosunku do jedzenia, które mogliśmy określić jako chłopskie, różnice występowały spore. Nie dotyczyło to na ogół produktów zbożowych, choć w chłopskiej racji pieczywa pszennego było znacznie mniej. Również mięsa i ryb w jadłospisie szlacheckim było 7-8 razy więcej. W przypadku piwa różnice były niniejsze, gdyż chłop wypijał ok. 1,2 l piwa dziennie. Cała racja dzienna chłopska prezentowała się skromniej, obejmowała bowiem ok. 3500 kcal dziennie, co oznacza zresztą wyżywienie dostateczne, ale bez zbytku i marnotrawstwa. Przewaga węglowodanów w wyżywieniu chłopskim była większa, a ponadto obok dużego deficytu tłuszczów pojawiał się niedobór białka. W stosunku do wyżywienia na dworze królewskim lub magnackim jedzenie szlacheckie było oczywiście skromniejsze. Można je określić jako mniej kaloryczne (o ok. 15%), co wskazuje nie tyle może na obżarstwo, panujące na wielkich dworach, ile na marnotrawstwo jedzenia. Zwiększa się w tym luksusowym wyżywieniu ilość spożytego lub tylko dostarczonego piwa, mięsa, pieczywa pszennego. Główną zaletą będzie tu jednak większy wachlarz produktów, szczególnie pochodzenia zagranicznego. Obok używanych na dworze szlacheckim tzw. korzeni, występował ryż, cukier, rodzynki, migdały, figi, oliwki, oliwa, a nawet cytryny i pomarańcze, wreszcie wina, szczególnie cenione słodkie, jak małmazja i muszkatela. Bardziej zróżnicowane i wykwintne były gatunki piwa i sposoby przygotowywania potaw. Wśród składników mamy w tym bogatym wyżywieniu znacznie więcej białka, względny nadmiar węglowodanów - - jeżeli je rzeczywiście spożywano — i bardzo już niewielki niedobór tłuszczów. Trzeba przy tym podkreślić, że rzeczywistej racji dziennej tak wysoko postawionych osób nie da się ściślej określić, chociażby z powodu gości, urzędników, służby i całej masy osób, które korzystały w sposób legalny i nielegalny z żywności, przygotowywanej dla monarchy lub magnata i jego dworu. Kończąc nasze rozważania na temat wyżywienia szlachcica w XVI w., trzeba podkreślić dwie cechy tej konsumpcji. Po pierwsze, że była obfita i rzadko schodziła poniżej realnych potrzeb wyżywieniowych, przy czym nie najgorzej odpowiadała potrzebom organizmu aktywnego, dorosłego człowieka. Po drugie, składała się na nią żywność uzyskiwana bądź dzięki własnej produkcji folwarcznej, bądź z zakupów, a prawie zupełnie nie pochodziła ze źródeł tzw. naturalnych, tj. zbieractwa i łowiectwa. W każdym razie gdy mowa o grzybach czy zającu na stole szlacheckim, to można podejrzewać, że znalazły się tam dzięki zakupowi od chłopów. Opis codziennego życia szlachcica polskiego w XVI w. wymaga jeszcze informacji na temat ówczesnych ubiorów. Nie jest to temat łatwy. Brak nam do dzisiaj zachowanych dawnych ubrań, niewiele też mamy cało-postaciowych portretów szlachty, które pozwalałyby poznać krój, materiał i kolorystykę stroju. Pozostają nam wzmianki w inwentarzach szlacheckich, w których wymieniane są nazwy ubiorów, czasem materiał, z którego były zrobione lub ich kolor. Od takiego zdawkowego opisu do rekonstrukcji wyglądu owych szat droga daleka i niełatwa, tym bardziej że opisujemy °kres przejściowy, w którym trudno mówić o kanonie stroju szlacheckiego, 85 nie został bowiem on jeszcze w pełni ukształtowany. Wiemy natomiast, że jest to czas, w którym wybór materiałów — sukna, tkanin jedwabnych lub płóciennych — był coraz większy, a skłonność do ozdobnego, barwnego ubrania niemała, szczególnie u mężczyzn. W zasadzie występowały wśród szlachty dwa typy stroju. Przeważał długi, o starszej tradycji i śladach wpływów południowych (węgierskich) i wschodnich (litewsko-ruskich). W środowisku dworskim pojawił się natomiast strój krótki, typu włoskiego, potem hiszpańskiego, co wywoływało krytykę większości tradycjonalistów, ale było atrakcyjne, szczególnie wśród bywałych w świecie przedstawicieli kół dwor- sko-humanistycznych. Strój długi, tradycyjny, był wielowarstwowy. Składał się z bielizny, a mianowicie koszuli i płóciennych spodni. Koszule w stroju polskim były z reguły proste w kroju, podobnie jak spodnie, odpowiadające zresztą, jak nazwa pierwotna wskazuje, naszym kalesonom. Nogawki spodni wpuszczano w długie cholewki butów. Na koszulę i spodnie wkładano różnego rodzaju kaftany — żupicę, hazukę, giermak. Były to najczęściej suknie długie, uszyte z sukna, mające rękawy, zapinane z przo- 14. Stroje polskie 86 z końca XVI w., rysunki według Cezara Yecello L 1589 r. du na guziki lub pętlice. Niekiedy takie kaftany podbijano futrem, choć bywały i letnie, zrobione z cienkiego sukna. W drugiej ćwierci XVI w. pojawił się żupan jako długa suknia męska z kolorowego sukna, z kołnierzem i rękawami, zapinany na guziki. Bardziej ozdobną odmianę żupana nazywano dolmanem, który niekiedy szyto z jedwabiu. Wierzchnim okryciem, o funkcji naszego ciepłego płaszcza, była delia, zapinana na ozdobne guzy, podbita futrem. Zdarzały się zresztą letnie delie na jedwabnej podszewce. Z delii w początkach następnego stulecia powstała ozdobna ferezja. Cieplejsza od delii była szuba, zrobiona z grubego sukna, podbita futrem, z przodu zapinana na ozdobne guzy. Tego rodzaju stroje, o wyraźnych wpływach węgierskich, były z reguły długie (z wyjątkiem kaftanów do konnej jazdy), dopasowane w talii i coraz bardziej ozdobne, szyte z coraz lepszych gatunków sukna. Zależnie od gustów szlachcica, miał on do wyboru sukna angielskie (tańsze) lub flandryjskie (droższe) oraz jedwabie sprowadzane z Włoch i z Turcji. Istotne, że nie były to stroje szyte w domu, lecz przez specjalistów, mistrzów krawieckich w miastach. Ubożsi musieli się oczywiście zadowolić suknem śląskim albo morawskim, ewentualnie krajowym, wielkopolskim lub małopolskim, a nawet najtańszym, mazowieckim. W przypadku uboższej szlachty rzadziej używano jedwabiu, cienkiego zagranicznego płótna i ozdób. Strój stanowił całość z czapką lub kołpakiem, z pasem i z butami, a niekiedy i rękawicami. Czapki były z reguły sukienne lub jedwabne, obszywane futrem, a nierzadko upiększane cennymi ozdobami. Pasy robiono ze zwykłych skór, ze skór nabijanych metalowymi ozdobami lub całe metalowe, a wykorzystywano tak tańsze metale, miedź i mosiądz, jak i droższe srebro. Do pasa można było przywiesić szablę (długie, ciężkie miecze wyszły już z użycia), choć czyniono to przy okazji wyjazdów, oficjalnych wystąpień, a nie na co dzień. Obowiązek pospolitego ruszenia wymagał od szlachcica posiadania broni (białej i palnej) przez niego samego i towarzyszącego mu sługę, ale nie były to znaczące zapasy uzbrojenia 1 rzadko wspominają o nich inwentarze. Uzupełnieniem stroju były również buty, najczęściej płaskie, ale z dosyć wysoką cholewką, zrobione z kolorowej skóry przez mistrza cechowego. ybierając się w drogę, szlachcic brał również ze sobą skórzany mieszek a Pieniądze, wreszcie chustki do nosa, na które moda przyszła wówczas z Włoch. 87 Z Włoch też początkowo pochodziły krótkie stroje. I tak włoskie sajany wymagały tkanych pończoch, a jednocześnie miały duży dekolt, tak aby w wycięciu pokazać białą koszulę. Do takiego stroju pasował jedwabny lub sukienny beret oraz płaskie trzewiki. Był to oczywiście strój wiosenno-letni, w czasie zimowym wymagał odpowiednio ciepłych uzupełnień, i to zapewne nie włoskiego kroju. Żywe kolory, błyszczące materiały i ozdoby, wreszcie częste zmiany kroju zwracały uwagę i wywoływały krytykę tradycyjnie nastawionej części szlachty. Skromniejsze były stroje kobiece, w mniejszym stopniu ozdabiano je klejnotami, barwnymi dodatkami itp. Składały się z koszuli, zwykle z rękawami, niekiedy haftowanej, i spódnicy, niejednokrotnie lekko rozszerzanej. Na to wkładano przez głowę jednoczęściową suknię. Suknie letnie szyto z cienkiego materiału, zimowe z grubego, podbitego futerkiem. W zimowe dni szlachcianki wkładały szuby lub szubki, również podbite futrem. Na głowie nosiły czapki lub bramki, tj. siatki ozdobne, czasem czepce o charakterystycznym kształcie, tzw. kornety. Najbardziej jednak typowym nakryciem głowy dojrzałej kobiety był rańtuch, czyli podwika, rodzaj chusty, która osłaniała również szyję, a zrobiona była najczęściej z jedwabiu. W zimie oczywiście używały czapek futrzanych, w lecie niekiedy kapeluszy. Suknie kobiece były długie, czasem dwudzielne, a dekolt pojawiał się bądź bardziej osłonięty podwika, bądź mniej — naszyjnikiem. Zdarzały się ozdobne kobiece paski, ale nie stanowiły reguły. Szlachcianki używały też pończoch, zwykle tkanych, gdyż dziane były rzadkie i drogie. Trzewiki nie miały tak zaostrzonych nosów jak w okresie wcześniejszym i zaczynały się w nich pojawiać podwyższone obcasy. W sumie jednak strój kobiecy był mniej kolorowy i nie tak ozdobny jak męski, za to bardziej ustabilizowany w swym kształcie i bliższy gustom zachodnim, mimo iż kobiety rzadziej bywały za granicą. Wobec jednak braku portretów kobiecych z tego czasu trudno go bliżej scharakteryzować, choć z pewnością wybór sukna i jedwabiu był większy niż we wcześniejszym okresie, a wyspecjalizowani krawcy potrafili uzrozmaicić i lepiej uszyć suknie, niż zdarzało się to uprzednio. Dobrze zresztą o dbałości o ubiór i jego schludność świadczą zapasy koszul, podawane w inwentarzach, a sięgające kilkudziesięciu sztuk-O strojach dziecięcych niemal nic nie wiemy, choć ówczesne poglW pedagogiczne pozwalają sądzić, że nie było oddzielnych typów ubrań dziecięcych, że raczej stosowano zasadę uproszczonego i skromniejszeg0 ubrania, różniącego się nie tyle krojem, co rozmiarami od strojów dorosłych. Mimo pewnej niejednolitości gustów i różnego wykonawstwa, na korzyść szesnastowiecznego ubioru szlacheckiego, a także higieny dnia codziennego, przemawiają następujące okoliczności: z jednej strony wspomniane zapasy bielizny, szczególnie koszul, umożliwiały częstsze zmiany bielizny i lepsze zachowanie czytości; z drugiej, istnienie takich urządzeń higienicznych jak ustępy w obrębie budynku dworskiego lub w jego bliskości, wreszcie częste występowanie łazienek. W sumie te wszystkie przedmioty i urządzenia sugerują, że dbałość o czystość osobistą, częste mycie i zapewne pranie, były rozpowszechnione wśród polskiej szlachty XVI w. Czy zwyczaj ten miał szansę utrzymać się dłużej wobec krytyki łaźni, zwłaszcza publicznych, przez moralistów i ofensywy rygorystycznej obyczajowości kontrreformacyjnej i reformacyjnej, trudno nam w tej chwili odpowiedzieć. 88 Folwark szlachecki 15. Folwark szlachecki na Śląsku w XVI w. Zapewne folwarki na terenie rdzennej Polski nie różniły się wiele od prezentowanego aa Do niedawna właściwie nie znaliśmy folwarku szlacheckiego. Lustracje dóbr królewskich i inwentarze majątków kościelnych pokazywały nam folwark, funkcjonujący w obrębie wielkiej własności, i jego charakterystykę niesłusznie przenoszono na najliczniejszy, a wciąż nieznany bliżej folwark szlachecki. Wprawdzie wiedziano, że większość dóbr szlacheckich prezentowała się skromnie i składała się w przypadku posesjonatów od części wsi do paru wiosek, wsie te zaś były z reguły niewielkie, ale nie wpływało to na wnioski. Jak wiemy z wcześniejszych rozważań, do średniej szlachty zaliczano również posiadaczy kilkunastu i więcej wsi, choć takiej szlachty było znacznie mniej. Dopiero jednak w latach pięćdziesiątych f poszukiwania śladów wojny chłopskiej w Polsce XVI w. w staropolskich księgach sądowych, grodzkich i ziemskich, doprowadziły do powstania ogromnej kartoteki niedostępnych wcześniej źródeł i badania nad folwarkiem szlacheckim stały się możliwe. Można wprawdzie szczegółowo opisać, czym był ówczesny folwark, jednak dla naszych celów wystarczająca będzie bardzo prosta definicja Jana Rutkowskie-go. Twierdził on, że folwark to takie gospodarstwo rolne, w którym jego właściciel lub zarządzający nie bierze bezpo- średniego udziału w pracach rolniczych. Definicja ta obejmuje zarówno bardzo duże gospodarstwo rolne, jak i niewielkie, natomiast wyklucza gospodarstwo chłopskie, gdyż jego gospodarz brał bezpośredni udział w pracach polowych lub innych w obrębie gospodarstwa. Nie będzie też folwarkiem gospodarstwo szlachty zagrodowej, która sama, jak mówiono, „chodziła za pługiem". Przez dłuższy czas zastanawiano się, skąd się owe folwarki wzięły w XVI w., nie zaobserwowane wcześniej. W związku z tym pojawiła się teoria o wykupywaniu przez szlachtę w swoich wsiach gospodarstw sołtysich i obracania ich na folwarki, co miało równocześnie oznaczać likwidację autonomii wiejskiej, jakoby mającej istnieć w średniowieczu. Badania bezpośrednie wykazały jednak, że szlachta, czy też wcześniej tzw. rycerstwo, posiadała dawniej folwarki, określane jako rycerskie (praedia militaria). Zachowane dokumenty średniowieczne, odnoszące się głównie do wielkiej własności ziemskiej, niewiele mogły o ich istnieniu powiedzieć. Co więcej, ów wykupywany sołtys okazał się być nie przedstawicielem samorządu wiejskiego, lecz urzędnikiem nieobecnego na miejscu pana, właściciela wielkiej własności ziemskiej. Urzędnik ten, zwany sołtysem, gromadził należne panu czynsze, wykonywał w jego imieniu sądy i zarządzał w jego zastępstwie wsiami. Posiadająca niewielkie majątki szlachta sołtysów nie zatrudniała, a tym bardziej nie mogła u siebie żadnych sołectw wykupywać. Stwierdzenie, że szlachta w średniowieczu miała własne gospodarstwa rolne, tzw. folwarki rycerskie, nie oznacza, że były one takie same, jak interesujące nas folwarki szlacheckie w XVI w. Rycerz średniowieczny niewątpliwie musiał mieć co jeść — on, jego rodzina i służba — i trudno sobie wyobrazić, że wystarczały mu skromne daniny chłopskie, a mianowicie parę korcy owsa, trochę jajek i kur składanych na Wielkanoc. Nie mógł też żywności kupować z braku funduszy i odpowiednich źródeł zakupu. Stąd wynikałby wniosek, że owe folwarki rycerskie musiały mu zapewnić wyżywienie, mieszkanie i część prostej odzieży, w postaci płótna, kożucha albo domowej roboty sukna. Natomiast o folwarku szlacheckim w XVI stuleciu wiemy, że produkował więcej, wytwarzał na rynek i przynosił dochody w pieniądzu. I na tej funkcjonalnej różnicy, tj. zaspokajania Potrzeb własnych we wcześniejszym okresie, a produkowania głównie na zbyt w interesujących nas czasach, polega podstawowa różnica między tymi worna rodzajami folwarków szlacheckich, choć były to zwykle te same °lwarki z punktu widzenia ciągłości ich istnienia na danym terenie. 91 90 Na rozwój folwarku szlacheckiego i na jego utowarowioną postać miały wpływ dwa rodzaje uwarunkowań: rynkowe i społeczne. Pierwsze z nich to wzrost cen na produkty wiejskie, zjawisko ogólnoeuropejskie. Gdy w początkach XVI w. w Gdańsku cena l łaszta żyta (60 korcy gdańskich, tzw. szefli) wynosiła przeciętnie ok. 8 zł, a owsa blisko 6 zł, to w końcu tego stulecia osiągnęła za żyto 48 zł i 4 gr, a za owies 23 zł i 18 gr. Oznacza to wzrost prawie sześciokrotny ceny tych dwóch zbóż, a pamiętajmy, że liczono je w kruszcu szlachetnym, a nie w banknotach, które można do woli drukować. Wzrost cen zboża nie był specyficzny dla Gdańska, jako miejsca dokąd spławiano ziarno z głębi kraju, gdyż podobne zjawisko można obserwować i w innych miastach, np. w Krakowie. Gdy w pierwszym dziesięcioleciu XVI w. ćwiertnia żyta w Krakowie kosztowała 9-10gr, to pod koniec stulecia ok. 39 gr. Trzeba przy tym pamiętać, że ćwiertnia krakowska była ok. 45% większa od szefla gdańskiego. Podobnie było z owsem, który w pierwszym dziesięcioleciu tego wieku kosztował 4 gr za ćwiertnię, a końcu stulecia przeciętnie 23 gr. W obu więc przypadkach mamy wyraźną zwyżkę cen, i to z mnożnikiem 4 - 6-krotnym w ciągu blisko 90 lat, co w tych czasach stanowiło wzrost bardzo szybki. Można zapytać oczywiście, czy nie był to wzrost pozorny, a mianowicie wynik napływu ogromnych ilości kruszców szlachetnych, szczególnie srebra, z Ameryki, i w konsekwencji spadku siły nabywczej monety, bitej w srebrze lub w złocie. Podwyżka cen, związana z napływem kruszcu, rzeczywiście następowała, tym niemniej ceny produktów rolnych rosły znacznie szybciej aniżeli produktów rzemiosła. Wystarczy porównać ceny w Krakowie w początkach i pod koniec XVI w., aby zauważyć różnicę. Buty w początkach wieku kosztowały 9 gr za parę, pod koniec przeciętnie 26 gr; sukno luńskie zdrożało z 24 gr za łokieć do 38 gr, wreszcie gwoździe łatne, sprzedawane na kopy, kosztowały początkowo 14 gr, a później 30 gr. W sumie można stwierdzić, że produkty rzemieślnicze w Polsce XVI w, drożały również, ale znacznie wolniej, w granicach 2-3 razy w ciągu 90 lat. Porównanie cen produktów rolnych i rzemieślniczych wskazuje, że wzrosła znacznie opłacalność produkcji rolnej w Polsce, że powstała tzw. pomyślna koniunktura rynkowa dla wsi, tendencja — warto dodać — która wystąpiła w większości krajów europejskich w XVI stuleciu. To zróżnicowanie cen produktów rolnych i rzemieślniczych pokazywało również* że wystąpił silny popyt głównie na zboża i woły, co czyniło wyraźnie opłacalną tak produkcję rolną, jak i jej zbyt, w tym eksport zboża. Ten ostatni był korzystny w sensie geograficznym nie tylko dlatego, że koszty produkcji rolnej były w Polsce niższe niż np. w Niderlandach. Jednocześnie bowiem kruszce szlachetne, napływające zza oceanu, miały mniejszą siłę nabywczą na zachodzie Europy niż w Polsce, co czyniło eksport jeszcze bardziej opłacalnym, szczególnie dla kupców gdańskich i holenderskich. Oznaczało to także wzrost opłacalności produkcji rolnej w Polsce, zarówno chłopskiej, jak też szlacheckiej. Nasuwa się więc pytanie, czy umiano tę koniunkturę wykorzystać, a specjalnie interesuje nas aktywność w tym zakresie szlachty folwarcznej. Zanim będziemy omawiać aktywność gospodarczą szlachty i funkcjonowanie folwarku szlacheckiego, trzeba kilka słów poświęcić drugiemu uwarunkowaniu społeczno-prawnemu, w jakim folwark działał. O ile bowiem pod koniec średniowiecza, a dokładniej od połowy XIV w., gdy „czarna śmierć" zdziesiątkowała ludność krajów zachodnich, w tychże krajach poddaństwo uległo ograniczeniu, o tyle w Europie Środkowej i Wschodniej nie było klęski „czarnej śmierci" i gwałtownego wyludnienia, które prowadziłoby do redukcji poddaństwa chłopskiego. Na Zachodzie, upraszczając sprawę, poddaństwo zachowało dwa istotne elementy, a mianowicie: niższe sądownictwo (nad chłopem) pozostało w ręku pana gruntowego i tenże pan był właścicielem ziemi, na której gospodarował chłop, zmuszony panu sporo za to płacić. Tymczasem w bliższej nam części Europy do podobnych zależności dochodziło też tzw. poddaństwo osobiste, w sensie ograniczenia ruchliwości chłopa, czyli prawa porzucania gospodarstw, co umożliwiało, przynajmniej formalnie, narzucanie mu obowiązku większych świadczeń. W tej sytuacji można powiedzieć, że gdy w Polsce i w krajach sąsiednich wyżej ceniono siłę roboczą, czyli chłopa, którego starano się zatrzymać, to w XVI w. na Zachodzie bardziej w cenie była ziemia. Stąd wynikała tendencja do zabierania jej chłopu i pozbywania się go, co prowadziło do "Wny części chłopstwa i tzw. plagi włóczęgostwa na Zachodzie oraz do ;atrzymywania chłopa we wsi i zwalczania tzw. zbiegostwa w Europie >dkowej i Wschodniej. Oczywiście obok tych ogólnych tendencji mamy rdziej zróżnicowane realia, natomiast sam fakt utrzymania silnej zależno- Prawnej chłopa od pana w naszej części Europy pozwalał, w teorii ynajrnniej, na łatwiejsze kształtowanie i ewentualne podnoszenie jego uczeń, w tym obowiązkowych robocizn, z pańszczyzną na czele. 93 92 Istnienie owej pańszczyzny, jak też pomyślna sytuacja rynkowa ułatwiały rozwój folwarku szlacheckiego w Polsce XVI w. Opis przeciętnego folwarku szlacheckiego należałoby rozpocząć od określenia jego wielkości. W odróżnieniu od dużych folwarków w wielkich majątkach, folwark szlachecki w latach 1550 -1580 miał ok. 3,6 łanu gruntów ornych, czyli według naszych miar niemal 60 ha. Stosunkowo większe folwarki szlacheckie znajdziemy w Małopolsce (przeciętnie 65 ha), nieco mniejsze w Wielkopolsce. Istotne jest przy tym, że mamy do czynienia z okresem stopniowego wzrostu areału folwarcznego i można szacować, że powierzchnia istniejących folwarków szlacheckich rosła o ok. 0,4% rocznie. Natomiast pamiętać trzeba, że z owych 60 ha, wobec dominacji tzw. trójpolówki jako systemu uprawy, pod uprawą w kolejnych latach znajdowało się jedynie 40 ha. Ten niepełny zakres eksploatowanych rolniczo gruntów w pewnym stopniu kompensowano terenami użytkowymi, wykorzystywanymi ekstensywnie, tj. obszarami nieużytków, wykorzystywanych jako pastwiska, gajów, chrustów, a przede wszystkim łąk, dających siano, których nie wliczano do gruntów rolniczych, choć bardzo je ceniono. W większości wsi tego czasu folwarczne grunty uprawne nie stanowiły osobnego areału, lecz znajdowały się obok gruntów chłopskich, podzielonych na trzy pola. Wynikało to z techniki rolnej, w ramach której dominował wówczas w Polsce i w Europie system tzw. uprawy trzyletniej. Ziemię uprawną w danej wsi dzielono na 3 pola, a każde miało inną funkcję rolniczą w danym roku. Jedno z pól użytkowano jako ozime i jesienią obsiewano żytem i pszenicą. Drugie pole obsiewano wiosną, stąd zwano je jare, głównie owsem i jęczmieniem. Tu także na drobnych skrawkach pola uprawiano proso, len, konopie, czasem wykę i rzepę. Trzecie pole natomiast w danym roku leżało ugorem i służyło za wspólne wiejskie pastwisko, aby po rocznym „odpoczywaniu" i nawożeniu obornikiem stać się w następnym roku polem ozimym. Rotacji podlegały też inne pola, a mianowicie uprzednio ozime stawało się jarym, a jare ugorem. Oczywiście w trzecim roku uprawy następowała dalsza zmiana funkcji poszczególnych pól i aktualne ozime stawało się jarym, jare ugorem, a ugór ozimym. W ten sposób w cyklu trzyletnim wszystkie pola zmieniały kolejno swoje przeznaczenie, cykl ulegał zamknięciu, a okres ugorowania i nawożenia pola przed wysiewem oziminy zapewniał utrzymanie żyzności gleby i nie najgorszych plonów. Oczywiście w każdym z trzech pól i folwark, i chłopi mieli nie tylko swoje grunty, ale byli podporządkowani jednolitej rotacji zasiewów i upraw, pod groźbą wypasienia i zdeptania upraw przez wiejskie bydło w wypadku niedostosowania się do rytmu zmian. Takie wyłamywanie się było wprawdzie w ówczesnej Europie możliwe, ale wymagało nie tylko fizycznego wydzielenia ról i nieużytków, lecz i dokładnego odgrodzenia gruntów, co udawało się niekiedy w Anglii, ale rzadko na kontynencie, a tym bardziej w Polsce XVI w. System trójpolowy uprawy zbóż pozwalał na osiąganie przeciętnych plonów na ogół nie gorszych niż w krajach zachodnich — z wyjątkiem znakomitego rolnictwa w Niderlandach — choć nam wydawać się one mogą bardzo niskie. W XVI w. ludzie określali zresztą inaczej wysokość plonów niż my, a mianowicie jako wielokrotność wysiewu uzyskaną przy zbiorze. Dlatego uzyskiwany na folwarkach plon tzw. 5 ziaren oznacza, że z każdego wysianego na danym gruncie korca ziarna uzyskano 5 korcy zbioru, liczonego w ziarnie. W przypadku pszenicy przyjmuje się dla Polski tego okresu plon przeciętny ok. 5 ziaren, podobnie jak dla żyta, dla jęczmienia więcej, bo blisko 6 ziaren, a dla owsa mniej — 4 ziarna. Aby lepiej zrozumieć te wielkości można je próbować przeliczyć na nasze wskaźniki, a wówczas plon wyniósłby dla żyta i pszenicy ok. 8,5 q z hektara, dla jęczmienia blisko 8,7 q, a dla owsa zaledwie 6,2 q z hektara wysiewu. Są to w porównaniu do wydajności rolnictwa naszych czasów wyniki bardzo skromne, ale dla XVI w. zupełnie dobre, tym bardziej że później, tj. w XVII i XVIII stuleciu, plony były mniejsze i dopiero w XIX w. znacznie się powiększyły. Uzyskanie szesnastowiecznych plonów wymagało wielu zabiegów agrotechnicznych. Przede wszystkim należało stosować staranną orkę, i to wielokrotną, ponieważ nie znano wówczas pługa z odkładnicą śrubową i, aby w pełni odwrócić skibę, trzeba było orać przynajmniej dwukrotnie. Ponadto musiał to być pług stosunkowo ciężki, z kółkami z przodu do podparcia grządziela*, ciągnięty najczęściej przez 4 woły. Pług taki wykonany był z drewna, ale części pracujące, a mianowicie lemiesz, który podcinał skibę od dołu, i pionowy krój, który ją odcinał od reszty gruntu, byty z żelaza. Orano przy tym nie płasko, lecz w wypukłe zagony, aby woda łatwiej i szybciej mogła spływać z roli. Najpierw starannie zaorywano nawóz, którym przykrywano pole ugorujące przed jego obsianiem pod °ziminę. Jednakże nawozu było zwykle za mało i starano się go uzupełniać Grządziel — część podłużna pługa, do której przymocowany był korpus tego narzędzia. 95 94 szlamem ze stawów. Potem zaorane skiby rozdrabniano za pomocą brony. Brona, drewniana lub z żelaznymi zębami, służyła też do przykrycia warstwą ziemi wysianego ręcznie ziarna. W sumie przygotowanie roli wymagało bardzo dużego nakładu pracy ludzkiej i zwierzęcej, starań i umiejętności, aby uzyskać ten, niewielki w naszych oczach, plon i to bez wyjałowienia gruntu. Tego rodzaju staranna uprawa roślin zbożowych przynosiła w sumie spore, jak na ówczesne czasy, zbiory. Według naszych oszacowań przeciętny folwark mógł zebrać ok. 122 q żyta, 33 q pszenicy, 28 q jęczmienia i blisko 98 q owsa, czyli w sumie ok. 28 t ziarna. Były to oczywiście zbiory globalne, od których należało odjąć ponad 20% ziarna na wysiew i około 25% na wewnętrzne potrzeby folwarku i dworu — na wyżywienie ludzi i zwierząt. Należy natomiast podkreślić, że długa, wielokrotna orka i bronowanie nie stanowiły jedynych czasochłonnych zajęć. Wysiane i wyrosłe zboże należało zebrać, a żniwa trwały tygodniami, gdyż używano sierpów, co było sposobem bardzo prymitywnym, powolnym i wymagającym mobilizacji dziesiątków ludzi, niekiedy dodatkowo zatrudnianych na żniwa, obok czeladzi folwarcznej i pańszczyźnianych chłopów. Ta pracochłonność żniw wynikała z niskiej jakości kosy, która nadawała się do koszenia trawy na łąkach, ale nie wytrzymywała cięcia stwardniałych źdźbeł zbożowych, choć niekiedy próbowano używać kosy do koszenia owsa. Należy też pamiętać, że na sprzęcie zbóż nie kończyły się żniwa, bo trzeba było zebrać groch, proso, len, konopie, nie wspominając o warzywach i uprawach ogrodowych, np. kapuście, burakach, marchwi, rzepie itp. Z dużym wysiłkiem zebrane zboże należało wy młócić. Młockę wykonywano cepami, a przy niskiej wydajności tego typu omłotów ciągnęły się one niemal przez całą zimę, wymagając przy tym nieraz dodatkowej robocizny. W takim przypadku korzystano zwykle z pracy chłopów małorolnych, tzw. zagrodników, którzy młócili zboże otrzymując w zamian 1/11 lub 1/12 uzyskanego ziarna. Ta przedłużająca się młocka miała swoje wady i zalety. Do wad należała trudność zgromadzenia od razu większej ilości zboża, jaka opłacałoby się np. spławić do Gdańska i korzystniej sprzedać. Zaletą była możliwość bieżącego, w miarę młócenia, sprzedawania ziarna na najbliższym targu, co przyspieszało napływ gotówki, aczkolwiek w skromniejszych rozmiarach. Nie trzeba też było budować spichrza nad rzeką ani organizować dalekich przewozów ziarna do portu rzecznego. Ta opóźniająca się młocka pozwalała często na tworzenie zapasu nieomłóconeg0 96 16. Plan Gdańska i okolic z końca XVI w. zboża w brogach, zapasu, który mógł być bardzo przydatny w następnym roku w razie nieurodzaju. Niezależnie od czasu trwania młocki można szacować, że opisywany typ folwarku szlacheckiego mógł sprzedawać w ciągu roku do 15 t ziarna, w tym najwięcej żyta i owsa (jeśli nie hodował liczniejszych koni), a mniej pszenicy 1 jęczmienia, których to zbóż, z racji ich wyższych wymagań glebowych, siano znacznie mniej. Przynosiło to w latach 1560-1570 ok. 150 zł dochodu brutto, stanowiąc w sumie blisko 75% całości wpływów z gospodarki folwarcznej. Jest to zresztą w jakimś stopniu dochód minimalny z produkcji Jślinnej, gdyż nie wliczono do niego drobniejszych produktów, takich jak sTOch, len, konopie, nie mówiąc o warzywach i owocach, wychodząc ' założenia, że były to produkty przeznaczone głównie na własne potrzeby leszkańców dworu i czeladzi i rzadko sprzedawane. 97 Warunkiem racjonalnej gospodarki roślinnej stała się rozwinięta w folwarku szlacheckim hodowla. Przeciętny folwark w tym okresie systematycznie hodował krowy oraz woły robocze, konie, owce i świnie. Obora folwarczna liczyła średnio 10 krów dojnych (nie licząc młodego bydła), co stanowiło obsadę bardzo znaczną, 3,7 krowy na łan folwarczny. Oczywiście ta zależność mówi nie tylko o możliwościach wyżywienia bydła, które wypasano głównie na ugorze i nieużytkach, a zimą żywiono sianem, lecz także o ilości nawozu, który dzięki rozbudowanej hodowli mógł użyźniać folwarczną rolę. Prócz krów i młodego bydła hodowano w folwarku 4-8 wołów roboczych, ewentualnie także mięsnych — na sprzedaż do miasta lub na eksport. Oczywiście chowem wołów mięsnych nie zajmowały się wszystkie folwarki, lecz głównie te pozbawione łatwego dostępu do korzystnego miejsca sprzedaży zboża, i dlatego wartości tej hodowli nie należy wpisywać po stronie normalnych wpływów pieniężnych folwarku. W folwarkach trzymano również po 3 - 5 koni, ale nasze informacje dotyczą jedynie koni roboczych, które wykorzystywano do transportu i lżejszych prac polowych, np. bronowania. Nic nie wiemy natomiast o koniach wierzchowych, które musiały znajdować się w stajniach folwarcznych, lecz w żadnych spisach inwentarzowych nie występują. Wynika to chyba z ich charakteru własności osobistej konkretnych osób, które ich dosiadały, nie wliczanej do wyposażenia gospodarstwa folwarcznego. W każdym razie konie wierzchowe nie występowały jako części majątku, podlegającego dzierżawie lub podziałowi pomiędzy spadkobierców. Wszystkie folwarki szlacheckie hodowały nierogaciznę. Nie była to hodowla podobna do obecnej; świnie wypasano głównie w lasach, rosły one bardzo powoli i dlatego trzeba je było chować przez 3-4 lata, a nawet oddawać do tuczenia w młynie, aby otrzymać sztuki nadające się do uboju. Ponieważ jednak połcie wieprzowe były bardzo istotnym składnikiem wyżywienia, świń folwarcznych hodowano sporo, przeciętnie prawie 20 sztuk. Często też hodowano w folwarkach owce, choć nie wszędzie. Ponieważ jednak większość folwarków je posiadała, należy hodowlę owiec zaliczyć do normalnej gospodarki folwarku szlacheckiego, a uzyskiwany z nich dochód wliczyć do ogólnych przychodów. Jest to tym bardziej uzasadnione, że w odróżnieniu od nierogacizny, przeznaczonej na własne, wewnętrzne potrzeby gospodarstwa, owce chowano jako produkt rynkowy, w tym wypadku licząc głównie na dochody ze sprzedaży wełny. Statystycznie przeciętne folwarczne stado mogło liczyć 60 owiec, choć nie jest to liczba pewna. Na Mazowszu i w Małopolsce owiec hodowano niewiele, stada liczyły od kilkunastu do dwudziestu kilku sztuk, natomiast dużo więcej w Wielkopolsce, szczególnie w jej części zachodniej, województwach poznańskim i kaliskim. W tych bowiem okolicach przeciętne stado liczyło do 100 owiec, a zdarzały się stada mające 360 lub 390 sztuk. Był to niewątpliwie wpływ rozwiniętego w tej części kraju sukiennictwa, które mimo nie najlepszych gatunków owczego runa potrafiło produkować średniej jakości sukno dla ludności, która nie mogła sobie pozwolić na zakup importowanego. Gospodarstwo folwarczne obejmowało również ptactwo. Nie wszystkie inwentarze o tym wspominają z racji niewielkiej wartości rynkowej tej gałęzi gospodarki, ale wobec bardzo nikłych danin chłopskich, w skład których wchodziły kury i jajka, należy założyć, że drób stanowił normalny inwentarz żywy folwarków szlacheckich. Fragmentaryczne dane pozwalają wykazać, że przeciętny folwark musiał posiadać stadko liczące 20 - 60 kur, poza tym zazwyczaj stado gęsi (40-50 sztuk), a czasami i kaczek (10-40 sztuk). Nie jesteśmy natomiast pewni, czy gęsi występowały wszędzie, gdyż podane wielkości stada wskazywałyby na pewną specjalizację. Wiemy też, że kaczki hodowano w niektórych tylko folwarkach. Wynika to z faktu, że kaczki chętnie żerowały na stawach, wyjadając narybek, i w tych gospodarstwach folwarcznych, w których prowadzono hodowlę stawową ryb, trzymanie kaczek stawało się niepożądane. Nie widać natomiast, aby wzorem francuskim na folwarkach hodowano inne ptactwo, chociażby gołębie; rzadkie też było, i to raczej w wielkiej własności, chowanie nowo poznanych ptaków zamorskich — indyków. Często urządzano przy folwarkach stawy rybne. Zależało to jednak od warunków miejscowych, od pewnej tradycji, od rynku zbytu, który tworzyły większe miasta, wreszcie od inicjatywy właściciela dóbr. Była to bowiem spora inwestycja, wymagająca fachowych umiejętności, czemu normalna, pańszczyźniania praca chłopów nie mogła podołać. W konsekwencji budowa stawów rybnych wymagała nie tylko wiedzy, ale uprzedniej racjonal-nej kalkulacji i zaangażowania sporych środków pieniężnych. Jednakże tyła wyraźnie opłacalna, o czym świadczą liczne stawy przy folwarkach szlacheckich, głównie w zachodniej Wielkopolsce i Małopolsce. Aby hodowla ryb była racjonalna, należało wybudować kilka stawów: 1 tarliska, na odrost małych sztuk i na normalny chów większych; takie 99 98 3 -4 stawy musiały być oddzielone, a jednocześnie współpracować ze sobą. Istotne stawało się zapewnienie im dopływu bieżącej wody, co wymagało przegrodzenia strumienia, ale jednocześnie bezpieczniej było budować stawy nie na samym strumieniu, lecz obok, połączone odnogą, tak aby ewentualna wysoka woda nie przerwała tam. Tamy i groble, otaczające staw, musiały mieć wreszcie przepusty, aby ułatwić przepływ wody, a uniemożliwić ucieczkę ryb. Hodowano głównie karpie, w mniejszym stopniu karasie, niekiedy szczupaki, płocie, liny, choć nie były to z pewnością gatunki celowo sprowadzane, lecz przybyłe z prądem rzeki. Racjonalna hodowla obejmowała przede wszystkim karpie, których narybkiem, własnej hodowli lub kupionym, zarybiano stawy. Trwała przeciętnie 3 lata, w tym czasie bowiem ryby uzyskiwały odpowiednią wagę. Potem, zwykle zimą, z początkiem wielkiego postu, spuszczano staw i wybierano ryby do beczek, aby je sprzedać w mieście. Oprócz budowy stawów, hodowla ryb wymagała stałej ich konserwacji, a po spuszczeniu wody — czyszczenia (szlamowania) i ewentualnie obsiewania, aby ryby miały obfitsze pożywienie. Przeciętny spust dawał 20-25 kop ryb, co dzieląc na wpływ doroczny przynosiłoby blisko 40 zł gotówki, a więc sumę znacznie większą niż dochód z hodowli bydła i owiec łącznie. Folwark szlachecki funkcjonował w korzystnych dla siebie warunkach społecznych, gdyż pańszczyzna pozwalała na przerzucenie znacznej części kosztów produkcji na barki poddanych chłopów. Nie było to nowe zobowiązanie, jakiego oczekiwano od chłopa, lecz konsekwencja istniejącego od paru wieków poddaństwa, które stanowiło podstawę uzyskiwania świadczeń chłopskich i ich podnoszenia, gdy ich wartość gospodarcza rosła. Było to zresztą zjawisko ogólnoeuropejskie, ponieważ panowie starali się tam, gdzie nie mogli rozwijać folwarków, w inny sposób zwiększać wysokość lub wartość chłopskich świadczeń. W Anglii np. usiłowano przenosić chłopów z tradycyjnego systemu użytkowania gruntu na system dzierżaw krótkoterminowych, co pozwalało na systematyczne podnoszenie czynszów dzierżawnych. Natomiast we Francji, Włoszech i Hiszpanii obok dzierżaw upowszechniano system tzw. połownictwa, czyli oddawania panu połowy zbiorów, podczas gdy z pozostałej połowy chłop musiał utrzymać gospodarstwo, czyli obsiać, wyżywić inwentarz, wykarmić rodzinę i ewentualną służbę, a ponadto oddać dziesięcinę i opłacić podatki. Wszystkie te systemy bardzo obciążały chłopa i świadczyły o nieraz rabunkowym 100 dążeniu panów do maksymalnego wykorzystania koniunktury rolnej i powiększenia swych dochodów. Historycy sądzili niegdyś, że wzrost pańszczyzny chłopskiej w Polsce był wynikiem braku możności podnoszenia, zwyczajowo ustabilizowanych, czynszów chłopskich. Nie jest to ścisłe, bo czynsze w ciągu XIV i XV w. wzrastały, natomiast można wątpić, czy panom zależało na ich gwałtownym podnoszeniu i czy sami chłopi nie woleli powiększenia pańszczyzny. Przyzwyczajeni do tradycyjnie skromnych zasobów pieniędzy na wsi, być może woleli dawać wyższą robociznę zamiast więcej płacić. Z naszych obliczeń wynika, że to drugie rozwiązanie okazywało się dla chłopa korzystniejsze, tym bardziej że w XVI w. chłop dysponował już pieniędzmi. Inaczej jednak mógł rozumować chłop, dla którego pieniądz zawsze był atrakcyjny, a do odrabiania pańszczyzny mógł się posłużyć czeladzią, którą i tak żywił i opłacał w swoim gospodarstwie. Są to właściwie nasze przypuszczenia, ale zastanawiający jest systematyczny wzrost pańszczyzny w Polsce XVI w., przy jednoczesnym braku szerszego oporu chłopskiego przeciw jej upowszechnianiu i podnoszeniu. Pańszczyzna, czyli darmowa robocizna chłopska, stanowiła ogromne ułatwienie w działalności produkcyjnej folwarku szlacheckiego i obniżała znacznie koszty jego funkcjonowania. Najcenniejsza była oczywiście pańszczyzna kmieca, odrabiana ze zwierzętami pociągowymi (woły, konie) i narzędziami (pługi, brony) oraz obsługą chłopską. Mniejszą rolę odgrywała pańszczyzna zagrodnicza, piesza, tj. bez sprzężaju, wykonywana bądź na polu, bądź w obejściu folwarcznym. Pańszczyzna kmieca systematycznie rosła w ciągu XVI w., przy czym regulacje prawne (1520-1521), które wprowadzały obligatoryjną pańszczyznę kmiecą w wysokości l dnia tygodniowo z łanu, nie miały istotnego znaczenia. Pańszczyzna bowiem rosła głównie dlatego, że pan bezpośrednio z chłopem ustalał jej wymiar. W pierwszej połowie XVI w. wielkość pańszczyzny kmiecej w dobrach szlacheckich wahała się między l a 2 dniami w tygodniu z lana, podczas gdy w trzeciej ćwierci stulecia sięgała 2-3 dni. Mimo wzrostu pańszczyzna na ogół nie wystarczała, aby zaspokoić Potrzeby folwarku. Dla przeciętnego folwarku szlacheckiego w latach 550- 1580 udział pańszczyzny w pracach polowych sięgał 63%, a pozostałe 37% trzeba było wykonać siłami czeladzi folwarcznej. Wahania zresz-*ł tych proporcji były znaczne i największy udział pańszczyzny w pracach Polowych występował na Mazowszu (ok. 80%), a najmniejszy we wschod- 101 niej Wielkopolsce (ok. 50%). Ten niedobór pańszczyzny wynikał przede wszystkim z niewielkich rozmiarów dóbr szlacheckich: w przypadku pojedynczej wsi obok folwarku mogło występować nie więcej niż 4-5 łanów kmiecych. W tej sytuacji istniał w folwarku stały deficyt robocizny, a każdy szlachcic zdawał sobie sprawę, że gwałtowne zwiększenie wymiaru pańszczyzny ponad przeciętną w danej okolicy może pociągnąć za sobą fatalne skutki w postaci przede wszystkim zbiegostwa chłopów. To niebezpieczeństwo nie było tylko teoretyczne, ponieważ ucieczkę chłopa z całym dobytkiem mógł zorganizować bliższy lub dalszy sąsiad, potrzebujący obsadzić puste gospodarstwo i uzyskać nową robociznę. Takie wyprowadzenie cudzego chłopa miało nawet swą nazwę — określano je jako „wykocowanie". Ograniczone możliwości podnoszenia chłopskiej pańszczyzny przy jednoczesnej wysokiej opłacalności gospodarki folwarcznej skłaniały szlachcica do organizowania uprawy własnymi siłami. Wymagało to posiadania od 4 do 8 sztuk zwierząt roboczych, najczęściej 4 wołów i 2 koni, a także narzędzi: pługa, brony, radła, wozu itp.; wreszcie 2-4 osób czeladzi najemnej do obsługi prac polowych. Nie była to zresztą jedyna grupa pracowników najemnych na folwarku — podobnych pracowników wymagała hodowla, prace w obejściu, w ogrodzie, we dworze, tym bardziej że robocizna zagrodnicza niewiele tu mogła pomóc. W tej sytuacji należy przyjąć, że przeciętny folwark szlachecki musiał zatrudniać ok. 7 osób czeladzi, to znaczy 2 dziewczyny, 2 parobków lub ratajów, pasterza, przynajmniej jednego sługę dla państwa we dworze, kucharkę i być może pomocnika w kierowaniu pracami tak w obejściu, jak też w ogrodzie i w polu. W tym ostatnim przypadku mógł to być tzw. dwornik albo częściej dworka, kierująca głównie pracami we dworze i jego bezpośrednim obejściu. Zresztą zależnie od nastawienia folwarku i jego wyposażenia, np. istnienia piekarni, browaru, a także rozwinięcia hodowli, wreszcie rozmiarów rodziny, liczba czeladzi mogła być mniejsza lub większa. Do niedawna uważano, że czeladź folwarczna rekrutowała się ze zubożałych chłopów, z tzw. ludzi luźnych, wędrujących w poszukiwaniu pracy. Bliższe badania wykazały jednak, że większość czeladzi stanowiła młodzież w wieku 15-25 lat, a więc przed gospodarczym usamodzielnieniem się i założeniem rodziny. Były to z reguły osoby samotne, często dzieci chłopskie z bliższej lub dalszej okolicy, które w ten sposób nabierały umiejętności i doświadczenia gospodarczego, a jednocześnie zbierały pie" 102 niądze na przyszłe usamodzielnienie gospodarcze albo na posag. Czeladź najmowano w formie umowy — od Godów do Godów — czyli na rok kalendarzowy; otrzymywali oni mieszkanie w domu czeladnym, wyżywienie i wynagrodzenie w gotówce, w wysokości od 40 gr do 4 zł (120 gr), a także materiał na ubranie i kilka par butów. Biorąc pod uwagę całość wynagrodzenia, zarobki te nie były małe i pozwalały po paru latach pracy zgromadzić sporą sumę pieniędzy, skoro największe obciążenia, tj. koszty utrzymania, dwór brał na siebie. Wydatki na czeladź nie były jedynymi, ponoszonymi przez folwark. Żniwa, w mniejszym stopniu sianokosy, wymagały najmowania dodatkowej siły roboczej, płatnej w formie dniówki (ok. 1,5 gr dziennie). Mimo tej niewysokiej stawki był to w sumie również znaczny wydatek dla gospodarstwa folwarcznego, sięgający 17 zł rocznie, nie licząc poczęstunku dla żniwiarzy, tzn. chleba i piwa. Łącznie więc na płace dla personelu stałego i sezonowego należało przeznaczyć prawie 29 zł rocznie, nie licząc kosztów utrzymania. Dzięki korzystaniu z pańszczyzny chłopskiej, pomimo tych wydatków, folwark szlachecki mógł osiągać wysoką dochodowość i w pełni korzystać z istniejącego popytu na produkty rolne. Rozpatrując dochodowość samego folwarku, bez wpływów ze wsi, można ją określić dla trzeciej ćwierci XVI w. na ok. 174 zł. Oznacza to wysoki dochód w przeliczeniu na łan uprawny, a mianowicie ok. 48 zł, zapewne więcej, niż uzyskiwano w folwarkach wielkiej własności królewskiej albo magnackiej lub biskupiej. Czy dochodowość gospodarstwa kmiecego o podobnej powierzchni była zbliżona, trudno powiedzieć, choć skrzętność i pracowitość chłopstwa chwalą ówcześni pisarze. Rozpatrując całościowo bilans gospodarki folwarku szlacheckiego, a nawet własności szlacheckiej, warto zatrzymać się chwilę na strukturze jej dochodów i wydatków. Na dochody folwarczne składały się przede lVszystkim wpływy z gospodarki roślinnej (ok. 151 zł), niniejszym stopniu hodowlanej (52 zł), przynosząc Ochód brutto w wysokości 203 zł. Główne wydatki 2eciętnego folwarku to koszty płac czeladzi i robot- 17. Półgrosz litewski Zygmunta Augusta z 1556 r. a — awers, b — rewers 103 ników dniówkowych (łącznie 29 zł). W rezultacie dochód netto wynosił 174 zł, z tym że w jego wysokości występowały spore różnice regionalne. W Małopolsce dochód typowego folwarku sięgał 222 zł, czyli kwoty 55 zł z łanu folwarcznego, w Wielkopolsce zachodniej 164 zł, czyli 47 zł z łanu, podczas gdy na Mazowszu i w Wielkopolsce wschodniej dochody były mniejsze — całość sięgała 134-144 zł, to znaczy 37-40 zł z łanu folwarcznej uprawy. Owe różnice w wysokości dochodu były wynikiem nie tyle rozmiarów folwarku, ile nastawienia i wielostronności, a w jakimś sensie aktywności gospodarczej szlachty i panującej tam kultury rolnej. Folwark stanowił główne źródło dochodów szlachcica, posiadacza niewielkiego majątku, ale nie był źródłem jedynym. Dochody przynosił też bezpośrednio chłop, osiadły w jego majątku. Największym była oczywiście pańszczyzna, ale stanowiła ona składnik dochodowości folwarcznej i sztuczne jej wyszacowanie to nie tylko anachronizm, ale i wypaczenie ówczesnej kalkulacji gospodarczej. Trzeba natomiast w dochodach majątku szlacheckiego uwzględnić pozostałe świadczenia chłopskie, czyli czynsze i daniny. Wysokość czynszów chłopskich wahała się w przypadku łanu kmiecego od 48 do 60 gr rocznie, a z gospodarstwa zagrodnicznego — 6 -12 gr. Jeśli obszar wioski szlacheckiej wynosił 4-5 łanów kmiecych i 2 gospodarstwa zagrodnicze, to przeciętnie czynsz sięgał 7 - 8 zł. Z danin chłopskich zaś należałoby uwzględnić wartość owsa dannego (ok. 2 korcy), drobiu, jaj i ewentualnych serów. W sumie wartość tych danin, dałoby się określić na 3-4 zł. Łącznie więc z łanu kmiecego dochód bezpośredni, tj. wartość czynszów i danin, wynosił ok. 2,5 zł, a z całej wsi chłopskiej prawie 11,5 zł. Powyższe wyliczenia są oczywiście uproszczone i nie wprowadzają do naszego bilansu ani dochodów z młynów, gdyż nie w każdej wsi był młyn, ani też z gospodarki stawowej, którą nie wszędzie prowadzono. Jest to zastrzeżenie o tyle ważne, że wykazuje, jakie możliwości powiększania dochodowości majątku szlacheckiego wiązały się z inwestycjami i z pełną inicjatywy aktywnością gospodarczą szlachcica. Przyjmując jednak uproszczony schemat dochodów i wydatków gospodarki szlacheckiej, dochodzimy do następujących wyników. Dla przeciętnej posiadłości szlacheckiej, złożonej z folwarku i z 4-6 łanów kmiecych, dochód mógł sięgać niemal 186 zł. Różnice regionalne takiego przeciętnego dochodu były duże, bo w przypadku Małopolski sięgał on 239 zł, w Wielkopolsce zachodniej 176 zł, wschodniej 143 zł, a na Mazowszu 163 zł. Istotny 104 jest również podział strukturalny takich dochodów — gospodarstwo folwarczne przynosiło 94% dochodu, a czynsze i daniny zaledwie 6%. Oczywiście według naszych zasad rozliczania, od dochodu folwarcznego należy odjąć wartość pańszczyzny chłopskiej i włączyć do dochodu ze wsi chłopskiej. Tak jednak nie rozumowali ówcześni ludzie i to jest dla nas najważniejsze, bo oni przecież decydowali o ówczesnej gospodarce, jej celach, zakresie i sposobach działania. Podane wyżej wielkości dochodu z niewielkiej posiadłości szlacheckiej, złożonej z folwarku i z 4-6 łanów kmiecych, wynoszące średnio 186 zł, niewiele nam mówią. Jeżeli nawet przeliczymy tę kwotę na ilość srebra (4300 g) czy złota (374 g), nadal mało nam to powie, gdyż wartość kruszców szlachetnych zmieniała się często w ciągu wieków. Dlatego też najlepiej podać wartość tej kwoty w towarach, jakie za nią można było nabyć. Otóż biorąc pod uwagę ceny towarów w latach 1560-1570 w Krakowie można wyliczyć, że za 186 zł można było kupić (alternatywnie): albo 200 łokci sukna luńskiego (zagranicznego), albo 400 par butów, albo 930 koszul, albo 93 000 cegieł, albo 45 wołów mięsnych. Nasuwa się jednak pytanie, czy takie towary były właśnie kupowane lub sprzedawane przez szlachcica? Wydaje się, że w dużym stopniu tak, przynajmniej w odniesieniu do sukna, butów, koszul oraz w przypadku sprzedaży — wołów, przy ambitnych zaś inwestycjach w grę mogły wchodzić także cegły, choć proporcje ewentualnych zakupów kształtowałyby się inaczej. Oprócz pieniędzy uzyskanych z folwarku szlachcic posiadał mieszkanie (dwór) i wyżywienie (w większości własne produkty), czyli kwota dochodu mogła być w dużym stopniu rozdysponowana w sposób dość swobodny, na wyjazdy, na naukę dzieci, na zakup bardziej wykwintnych wyrobów i przedmiotów, a także na operacje finansowe (np. pożyczki) lub własnościowe (np. zakup ziemi, domów), wreszcie na inwestowanie we własne gospodarstwo. Wiemy, że dochód był tak wysoki dzięki przerzuceniu części kosztów na chłopa (pańszczyzna), ale stanowił także wynik świadomego i racjonalnego gospodarowania, dążenia do podnoszenia zysków i umiejętności w zakresie rolnictwa oraz rozeznania stosunków rynkowych w kraju. Twierdzenie o znacznych dochodach gotówkowych szesnastowiecznej szlachty polskiej można oczywiście zakwestionować, ponieważ kwoty, określające dochody i wydatki, uzyskano dokonując skomplikowanych oszacowań. Istnieje więc obawa, że są to wielkości wymyślone przez historyka, a szlachta wprawdzie gospodarowała na swoim folwarku, ale robiła to nieumiejętnie, bogacąc się głównie kosztem chłopów. Na pierwsze pytanie odpowiedzieć nam mogą kontrakty dzierżawne dóbr szlacheckich, zawierane zwykle na 3 lata, przy czym czynsz dzierżawny zostawał określany w pieniądzu i w tej postaci wypłacany. Był to sposób eksploatowania majątku, gdy właściciel — szlachcic — pozostawał dłużej nieobecny albo przenosił się do swoich dalej położonych włości lub do miasta. Znamy 19 takich umów dzierżawnych z lat 1555 -1580. Czynsz dzierżawny wynosił wówczas średnio 165 zł rocznie, co odpowiadałoby w przybliżeniu dochodowi przez nas podanemu. Można tylko dodać, że dla 13 posiadłości szlacheckich w Wielkopolsce zachodniej, tj. województwach poznańskim i kaliskim, przeciętny czynsz dzierżawny wynosił 176 zł, a oszacowanie dochodów przez nas podawane wynosiło przeciętnie 175 zł. Potwierdzałoby to prawidłowość wyliczonych wyżej kwot, a nawet wskazywałoby na ich niedoszacowanie, bo przecież dzierżawca, prócz mieszkania w folwarku i wyżywienia, musiał uzyskiwać jakiś dochód w pieniądzu, aby dzierżawa mu się opłacała. Pozostaje pytanie, czy ta racjonalna w ówczesnych warunkach organizacja folwarku i umiejętne wykorzystywanie możliwości produkcyjnych i rynkowych nie jest fikcją, tym bardziej że ustalenia na temat funkcjonowania folwarku powstały dzięki wykorzystaniu fragmentarycznych i niekompletnych materiałów. Można jednak umiejętność gospodarowania ówczesnej szlachty sprawdzić w dwojaki sposób. Po pierwsze, należy się zorientować, czy szlachta była zatrudniana jako siła kierownicza i zarządzająca cudzymi dobrami i folwarkami, zarówno w charakterze płatnych pracowników najemnych, jak i okresowych dzierżawców. Zanajdujemy wiele potwierdzeń owych kwalifikacji. Przede wszystkim w administracji wielkiej własności ziemskiej pojawia się stanowisko tzw. urzędnika, który jest z reguły szlachcicem i który stoi na czele folwarku i zarządza związaną z folwarkiem grupą wsi. To stanowisko urzędnika, dotąd bliżej niebadane, zdaje się wypierać dawną instytucję uprzywilejowanego sołtysa, który zastępował w wielkich dobrach nieobecnego właściciela, zbierał od chłopów świadczenia i odbywał nad nimi sądy, użytkując 1/7 łanów i mając udział w należnych panu czynszach i karach sądowych. Gdy zamiast gospodarki tzw. czynszowej ośrodkiem produkcyjnym w wielkich dobrach stał się folwark, przedstawicielem pana, kierującym daną częścią dóbr, został ów urzędnik-szlach- 107 106 cic. Kierował gospodarstwem folwarcznym, nadzorował okoliczne wsie i zapewne posiadał pełnomocnictwa pańskie w zakresie działań gospodarczych i prawno-sądowych. W każdym razie jego pensja była kilkakrotnie wyższa od uposażenia zwykłego kierownika folwarku, tzw. dwornika, a jego przynależność do stanu szlacheckiego wyraźnie poświadczają dokumenty. Byłby to wiec profesjonalista w zakresie prowadzenia gospodarki rolnej na większą skalę. Specjalistami bywali chyba zwykle dzierżawcy folwarków i związanych z nimi wsi. W każdym razie —jak wskazywaliśmy wyżej — znaczne czynsze dzierżawne, które nie równały się przecież całości dochodu z dzierżawy, świadczą o umiejętnościach dzierżawcy uzyskania wysokiej rentowności dóbr. Biorąc zaś pod uwagę zastrzeżenia, zawarte w umowach dzierżawnych, na temat zakazu rabunkowej eksploatacji folwarku i chłopów, można dojść do wniosku, że byli to fachowcy, którzy dzięki racjonalnej gospodarce potrafili uzyskiwać wysoką dochodowość z dóbr. Nie znamy tych dzierżawców, ale z istniejących materiałów wynika, że w ogromnej większości wypadków była to szlachta bądź pozbawiona własności, bądź posiadająca dobra w najbliższym sąsiedztwie. Po drugie, można przyjrzeć się ich znajomości gospodarki rolnej, opisywanej przez lustratorów dóbr królewskich, którzy odwiedzali majątki, analizowali ich funkcjonowanie, wyliczali dochody i wskazywali sposoby intensyfikacji gospodarowania. Na terenie naszych obserwacji, tj. Małopolski, Wielkopolski i Mazowsza, w trakcie przeprowadzania pierwszej lustracji działały 3 komisje, każda złożona z przedstawiciela króla, senatu i izby poselskiej. Byli to w Małopolsce Marcin Falęcki, Paweł Działyński i Sebastian Wielogłowski, w Wielkopolsce Andrzej Blinowski, Sebastian Mielecki i Tomasz Dembowski, wreszcie na Mazowszu Kasper Piotrowski, Andrzej Dembowski i Maciej Chądzyński. Ich sposób działania, obserwacje, analizy i wnioski znamy dzięki księgom lustracji. Lustracje pozwalają stwierdzić, że komisje nie tylko fachowo opisywały wizytowane dobra, ale doskonale rozumiały ich funkcjonowanie, a szczególnie gospodarki wiejskiej. Wprowadzili oni zasadę rozliczania folwarcznej produkcji zbożowej na podstawie rejestrów, zeznań chłopskich i autopsji. Komisja małopolska stworzyła specjalne tabelaryczne zestawienia, w których w odpowiednich kolumnach i w odniesieniu do kolejnych roślin, wpisywała dane. Najpierw notowano w korcach wysiew, następnie w kopach zbiór, dalej proporcje uzyskiwane przy omłocie, rozmiar spożycia i pozostałość do sprzedania w korcach wraz z przeciętną ceną targową zboża, z czego wynikała ostatnia kolumna, a mianowicie kwoty do uzyskania. Wyliczano ponadto wpływy z obory, wartość sprzedawanych stogów siana, a z drugiej strony wydatki na opłacenie czeladzi. Schemat ten ulegał pewnym zmianom, gdyż w Wielkopolsce robiono to w sposób mniej przejrzysty, natomiast zasada polegała na wyliczeniu dochodów folwarcznych, i to niezależnie od tego, czy dany starosta lub dzierżawca potrafił lub nie potrafił podobny dochód uzyskać. Było to więc wyliczenie bardzo skrupulatne i wymagające zarazem, choć osiągalne kwoty w wypadku dobrego gospodarowania. Na tego rodzaju analizie, obok spisywania świadczeń chłopskich, nie kończyła się funkcja lustratorów. Zwracali uwagę na racjonalną eksploatację lasu, potrafili wyszacować dochody ze stawów rybnych, patrzyli na gleby i ich przydatność oraz na ich nawożenie, reagowali na niewłaściwą uprawę i wyjaławianie gruntu. Potrafili też określić uzyskiwane ceny SATYR lana Kochanowskiego. pnftf i Orootftui f tort fobu po $»rru6nicnTtt> myflacb i bia ttotofilt/ wolny bc • Karta tytułowa wydania Satyr Jana Kochanowskiego 20. Karta tytułowa Figlików Mikołaja Reja, wydanie z 1570 r. 108 109 targowe lub zyski w przypadku spławu, które wynikały z różnicy wielkości korców na Mazowszu i w Gdańsku. Doradzali również dokonywanie inwestycji, polegających na zagospodarowywaniu nowych gruntów, wydzierżawianiu ról, budowaniu młynów, stawów rybnych itd. Zrobione przez nich wyliczenia, mimo zróżnicowanych miar i rodzajów monety, rzadko zawierają błędy. Można więc powiedzieć, że lustratorzy, zazwyczaj przedstawiciele średniej i zamożnej szlachty, wykazywali bardzo dobrą znajomość gospodarki rolnej, organizacji folwarku i uwarunkowań rynkowych, a trudno przypuszczać, że stanowili jakiś wyjątek na tle ówczesnej szlachty w Polsce. Świadomi powodzenia i rozwoju gospodarki kraju i szlachty byli wreszcie ludzie żyjący w XVI stuleciu. Wystarczy zajrzeć do tekstów Kochanowskiego czy Reja. Pierwszy z nich pisał w Satyrze albo Dzikim Mężu: Z czasem wszytko się mieni. Pomnę ja przed laty, Że w Polszcze żaden nie był w pieniądze bogaty. Kmieca to rzecz na on czas patrzeć rolej była, A ślachta się rycerskim rzemiesłem bawiła. (...) Mieniąc, iż gospodarstwo Polskę zbogaciło, A jako żywo złota więcej w niej nie było. Rej natomiast przytacza w Figlikach anegdotkę o wypowiedzi króla Zygmunta I następującej treści: Król więc Zygmunt powiedał: — „Ziemianin, który ma Trzy folwarki, a w każdym tysiąc kóp użyna, Ryb ma dosyć, zwierzyny, a płatu sto grzywien, Prawa nie ma, nie walczy, długu nic nie winien, Lepiej się ma niźli król, jeśli to zeznawa, Iż już na tym, co Bóg dał, z ochotą przestawa, Bo gdy ów w wielkim stanie, myśląc w łeb się skrobie, Tedy ten nic nie myśląc, zawżdy wesół sobie". Te fragmenty utworów literackich nie są wprawdzie dokumentem gospodarczym, świadectwem rozwoju ekonomicznego, ale są czymś jeszcze ważniejszym, dowodem świadomości tego rozwoju i jego skutków. Kariera Zanim przejdziemy do roli, jaką szlachta odgrywała w życiu politycznym i kulturalnym, należy się chwilę zastanowić nad pytaniem, czy można mówić o karierze szlachty polskiej w XVI w. w rozumieniu zarówno zbiorowym, jak też indywidualnym. Problem kariery stanu rycerskiego powinno się omawiać począwszy od służby wojskowej i związanych z nią korzyści, a w rezultacie od awansu społecznego w postaci wzrostu prestiżu i powiększenia z łaski królewskiej majątku. Przykłady takiej kariery nasuwają się nam same, chociażby w osobach sławnych hetmanów: Jana Tarnowskiego i Jana Zamoyskiego. Należy jednak zaznaczyć, że kariera Tarnowskiego, przedstawiciela potężnej, możnowładczej rodziny, jedynie w części wynikała z jego sukcesów wojennych; tym bardziej dotyczy to Zamoyskiego, dla którego podstawą kariery i znaczenia było sprawowanie kanclerstwa, a urząd hetmański stanowił tylko uzupełnienie. Służba wojskowa jako droga do kariery dla przeciętnego szlachcica nie była ani zbyt atrakcyjna, ani szeroko praktykowana. Wystarczy powiedzieć, że na 1511 towarzyszy jazdy, tzw. obrony potocznej, czyli stałego wojska w Koronie, poddanych analizie według stanu służby w 1574 r., 789 najwyżej przez rok służyło w wojsku, a jedynie 127 ponad 5 lat, co można uznać za zawodowe podejście do służby. Biorąc pod uwagę wiele tysięcy młodzieży szlacheckiej — jest to cząstka bardzo skromna i widać, że nie t?dy prowadziły drogi życiowe większości szlachty i że szukać ich trzeba gdzie indziej. Przy braku jakichkolwiek danych statystycznych, które dotyczyłyby truktury zawodowej szlachty, można się tylko powołać na poprzedni r°zdział. Wynika z niego, że gospodarstwo folwarczne przynosiło szlachcie P°re dochody, a korzystne warunki rynkowe oraz na ogół racjonalne r°wadzenie gospodarstw stanowiły o wzroście przychodów i poprawie 111 sytuacji materialnej, a wiec o jakiejś karierze typu majątkowego. Jednakże warto tutaj zbadać opinię ludzi tej epoki. W tym wypadku nie będą nam jednak wystarczały uogólnienia poetyckie Jana Kochanowskiego, który pisał o bogaceniu się szlachty w wyniku aktywności gospodarczej. Odniesiemy się do innych dokumentów epoki, bardziej precyzyjnych i dobrze opracowanych. Chodzi nam o dwie taryfy podatku pogłównego z 1520 r. i z 1590 r., o których wspominaliśmy wcześniej. Należy przy tyrr. wyjaśnić, że pogłówne było podatkiem uchwalanym wyjątkowo, ale za to powszechnym (płacił go każdy) oraz na owe czasy niezwykle demokratycznym, płacono bowiem według kryterium dochodu podatnika oraz jego miejsca w ówczesnej hierarchii życia publicznego, przede wszystkim w zależności od zajmowanego urzędu. Do dochodu i miejsca w hierarchii dostosowano stawki podatkowe, ustalając zarazem ok. 200 kategorii podatkowych w 1520 r., i ponad dwa razy tyle w 1590 r., przy czym płatników grupowano według kryteriów stanowych (kler, szlachta, mieszczanie, chłopi) lub zawodowych (górnicy, hutnicy itp.). Wychodząc z założenia, że twórcy tak szczegółowych taryf mieli jakiś pogląd na temat wysokości uzyskiwanych przez każdą kategorię dochodów, możemy starać się zorientować we wzroście przez 70 lat przypuszczalnych dochodów podatników. Oczywiście będą to szacunki z epoki, z pewnością niedokładne, ale robione przez ludzi znających społeczeństwo polskie XVI w. i jeżeli nawet popełniono przy tym błędy, to i tak hierarchia oszacowań, uznawana przez ówczesnych ludzi, jest faktem społecznym i musimy się z nim liczyć. Taryfa pogłównego z 1590 r., jest znacznie bogatsza, tak z racji bardziej precyzyjnych określeń, jak przede wszystkim objęcia nią mieszkańców Wielkiego Księstwa Litewskiego. Jej twórcy opierali się jednak na taryfie z 1520 r., co pozwala na robienie porównań. Twórcy ci, świadomi zmiany cen i dochodów, przyjęli ogólną zasadę, że wysokość opodatkowania dla tych samych kategorii po 70 latach będzie mnożona przez 2. Dla nas oczywiście najciekawsze będą przypadki, gdy odstępowano od tej zasady. Autorzy taryf mogli uznać wcześniejszą stawkę za nieuzasadnioną, bądź oceniając, że w danej kategorii osób nastąpił spadek dochodów i wy-mnażanie stawki przez 2 byłoby niesprawiedliwe, lub podnosząc j ą bardziej niż przy pozostałych kategoriach podatników. Ten ostatni przypadek jest dla nas szczególnie interesujący, mówi bowiem najwięcej o karierach indywidualnych i zbiorowych w Polsce XVI stulecia. 112 Gdybyśmy — mówiąc o obrazie całego ówczesnego społeczeństwa — szukali największego wzrostu stawek podatkowych, to znajdziemy je w największych miastach, tzw. głównych, u najbogatszych grup zawodowych w mieście. Taryfa wskazywałaby na wielkich kupców i szczególnie bogatych rzemieślników, jak złotnicy (pracujący w złocie i w srebrze), księgarze, drukarze, aptekarze, kuśnierze „od droższych futer", krawcy „od jedwabiu" itd. Wzrosło też opodatkowanie gwarków w Olkuszu w związku ze wzrostem wydobycia ołowiu i srebra, a także funkcjonariuszy w krakowskich żupach solnych. Natomiast obniżono opodatkowanie biedoty wiejskiej (komorników, ratajów), a także najniższego kleru: mansjonariuszy, altarystów itp., których nie ominęło zmniejszenie dochodów, spowodowane przez reformację. Poprawki wielkości stawek, dokonane w 1590 r. w stosunku do taryfy z 1520 r. i odstępstwa od normalnego dwukrotnego mnożnika, jak widać, nie dotyczyły jedynie szlachty, ale to ona nas w tej chwili interesuje. Nasze rozważania rozpoczniemy od szlachty folwarcznej, posiadającej kmieci. Otóż w 1520 r. szlachcic mający wieś płacił l zł podatku pogłównego, podczas gdy w 1590 r. podatek uzależniono od liczby posiadanych ról kmiecych. Przy większej wsi, tj. mającej 10 i więcej ról kmiecych, stawka wynosiła 8 zł, a przy 4-5 rolach — co odpowiadałoby małej wsi szlacheckiej z folwarkiem — sięgała 4 zł. Pomijając w tej chwili niewielkie opodatkowanie od żony, dzieci i służby, trzeba stwierdzić, że twórcy taryfy z 1590 r. uznali, że przyrost dochodu szlachty jest większy od wzrostu przeciętnego dochodu w społeczeństwie. W każdym razie wyznaczyli mnożnik 4, a nie 2, jak dla innych, przy czym w wielu wypadkach mnożnik ten sięgał liczby 8. Nie była to zapewne decyzja przypadkowa, lecz starannie ją przemyślano, skoro szlachcic, posiadający sołectwo uprzywilejowane, płacił 4 zł (uprzednio 0,5 zł), a ponadto przewidziano opodatkowanie szlachcica, który miał tylko folwark bez kmieci (8 zł) albo arendującego cudze dobra (8 zł). Nie zapomniano nawet o szlachcie, która żyła z renty od ulokowanego na procent kapitału (8 zł) lub z dożywotniego dzierżawienia cudzych dóbr (8 zł). Twórcy taryfy byli też świadomi, że nie każdy szlachcic potrafił skutecznie gospodarować, zwiększając swój stan posiadania i dochody, *oro znalazła się w 1590 r. nowa kategoria — szlachty nieposesjonatów, 'Podatkowana zresztą stosunkowo wysoko, bo stawką l zł. 113 Druga taryfa pogłównego mówi nam jeszcze więcej o sposobach robienia kariery, przynajmniej majątkowej, przez szlachtę XVI w., obejmuje bowiem szereg urzędów i godności, których wycena, oparta na ich przypuszczalnych dochodach i znaczeniu w społeczeństwie i państwie, wyraźnie wzrosła. Najwięcej, bo dziesięciokrotnie, została podniesiona stawka pogłównego dla celników generalnych, co należy wiązać z rozwojem handlu międzynarodowego. Wysoko też podniesiono stawki ministrów — kanclerzy, marszałków, podskarbich i hetmanów — przemnożono je bowiem przez 5. Wyróżnieni wyższą stawką zostali też urzędnicy w żupach (z żupnikami na czele), co znajduje uzasadnienie w rozwoju górnictwa solnego i kruszcowego, wreszcie wyżej niż przeciętnie opodatkowano urzędy podkomorskie, różnicując je zresztą wewnętrznie. Trudno szerzej interpretować te ostatnie wyceny, choć nasuwa się wniosek jednoznaczny, że korzystna dla szlachty była nie tylko gospodarka rolna, ale także działania gospodarcze w innych dziedzinach (cła, żupy) oraz służba publiczna w otoczeniu króla, w szczególności na wysokich, ministerialnych urzędach. Powyższe obserwacje, czynione przez ludzi żyjących w XVI w., pozwalają na wskazanie, że nie tylko drogą skrzętnego gospodarowania na własnym folwarku szlachta mogła dorobić się majątku i kariery. Jeżeli bowiem folwark dawał dobry dochód, to dlaczego nie rozszerzyć takiej działalności na cudze dobra ziemskie, i to dwojakim sposobem. Można więc było wydzierżawić oraz brać w zastaw, czasem też w zarząd, cudze dobra, aby dochody z nich zwiększały własną zamożność i ułatwiały gromadzenie majątku. Zaczniemy nasze rozważania od problemu wydzierżawiania cudzych dóbr. Dobra ziemskie oddawano w dzierżawę z różnych powodów. Mogła to być czasowa lub stała nieobecność właściciela dóbr, co zresztą w odniesieniu do średniej szlachty zdarzało się niezbyt często, chyba że obejmowała ona jakieś atrakcyjne obowiązki przy dworze albo w wielkich państwowych instytucjach lub przedsiębiorstwach. Częściej jednak trzeba było szukać dzierżawcy z powodu śmierci właściciela dóbr i nieletności spadkobierców, którzy nie potrafili samodzielnie gospodarować. Oczywiście takie gospodarstwo mogła prowadzić ich matka, opiekunka, o ile dostatecznie dawała sobie radę, albo krewni, ale prowadziło to niejednokrotnie do rodzinnych sporów w momencie późniejszych rozliczeń. Często więc najlepszym rozwiązaniem okazywała się dzierżawa. Dzierżawę stosowano też często w wielkich własnościach ziemskich, których właściciel przebywał zwykle w innej, odległej części rozrzuconych po kraju dóbr. Wprawdzie powierzano dobra królewskie również w zarząd, a zarządzający, starosta czy urzędnik, otrzymywał wówczas pensję i musiał się wyliczać z prowadzonej gospodarki, ale doświadczenie uczyło, że trudno było przeprowadzić dokładną kontrolę takiego gospodarowania. W dodatku zarządzający nie był zbytnio zainteresowany intensyfikacją gospodarki i podnoszeniem jej dochodowości, skoro jego pensja nie zmieniała się, natomiast potrafił zawyżać koszty, aby uzyskać dodatkowe korzyści. Dlatego dzierżawa wydawała się lepszym rozwiązaniem. Umowę dzierżawną zawierano najczęściej na 3 lata, zgodnie z rytmem produkcji rolnej, a akt prawny uzupełniano tzw. intercyzą, czyli inwentarzem stanu przekazywanego majątku i według niej odbierano majątek po wygaśnięciu dzierżawy. Wyznaczona w umowie wysokość czynszu dzierżawnego była stała, a korzyści dla dzierżawcy płynęły z umiejętnego, skrzętnego gospodarowania, co w przypadku dobrego gospodarza mogło przynieść pokaźne dochody. Natomiast nie opłacała się rabunkowa eksploatacja dzierżawionych dóbr, nieumiarkowane wykorzystywanie poddanych chłopów, wyjaławianie gleby, bo to łamało postanowienia umowy i prowadziło do kosztownych procesów sądowych i konieczności wypłacania wysokich odszkodowań. Trudno nam określić przypuszczalne dochody, uzyskiwane przez dzierżawców, ale w przypadku dobrego, umiejętnego gospodarowania mogły być one bardzo znaczne, skoro na dużą skalę podejmowali się dzierżawienia cudzych majątków najbogatsi ludzie. Można tu wskazać np. sławnego gospodarza i autora dzieła Gospodarstwo, wojewodę rawskiego Anzelma Gostomskiego. Gostomski, właściciel 28 wsi, dzierżawił królew-szczyznę, która składała się z 15 wsi i miasteczka Kozienice, oraz od magnackiej rodziny Firlejów dobra lewartowskie, złożone z miasteczka 21 wsi. Inny, bardzo bogaty przedsiębiorca tego okresu, główny wierzyciel króla Zygmunta Augusta, biskup płocki Andrzej Noskowski, w 1565 r. dzierżawił tylko w samym województwie mazowieckim 7 kompleksów '°br królewskich, ogółem 3 miasta, 26 wsi i 11 folwarków. Noskowski •chodził za człowieka, który potrafił „robić pieniądze", stąd też określany y* jako „mercator", czyli kupiec. Oczywiście Gostomski nie należał do średniej szlachty, a Noskowski, u iz pochodził z niebogatej szlachty, został bogatym biskupem i ban- 114 115 kierem królewskim, jednak trudno przypuszczać, że tylko bardzo bogate i przedsiębiorcze osoby potrafiły dobrze zarabiać na dzierżawach, a szlachta tego nie umiała. W każdym razie uzyskiwanie znacznego dochodu bądź pomnażanie majątku w wyniku brania w dzierżawę cudzych dóbr cieszyło się popularnością wśród szlachty, o czym świadczy odpowiednia kategoria podatników, wymieniona w taryfie po-głównego z 1590 r. Rozszerzać swe dochody z gospodarki rolnej można było w jeszcze inny sposób. Na przykład Rej skupywał po kawałku sąsiednie wsie lub zamieniał ich części tak, aby scalić posiadane fragmenty. Starał się w ten sposób skomasować swą własność, aby jej zarządzanie i gospodarowanie na niej stało się łatwiejsze. Jednocześnie zakładał miasteczka — Okszę i Rejowiec — uważając, że powstałe tam targi tygodniowe i jarmarki ułatwią sprzedaż produktów rolnych i zakup niezbędnych wyrobów rzemieślniczych. Wystarczy przypomnieć, że Rej otrzymał po ojcu 3 wsie i cząstki w 5 innych, a pod koniec życia posiadał 17 wsi (w tym 2 królewskie), części w 6 wsiach oraz 2 miasteczka. Trzeba dodać, że na ten sukces gospodarczy złożył się też posag żony (2 wsie), przejęcie półtorej wsi od krewnych oraz 2 wsie podarowane mu przez króla, w tym wieś Temerowce, nadana mu przez władcę jako wyraz uznania dla jego działalności literackiej. Można też było działać inaczej i w sposób niezbyt kosztowny powiększać własne dobra. Sposób ten niekiedy stosował Rej, a z wielkich postaci Zamoyski, wreszcie Anna Kochanowska, matka poety. Kochanowska tą drogą, z ubogiej rodziny szlacheckiej, doprowadziła fortunę Kochanowskich do przyzwoitego poziomu średniej, zamożnej szlachty. Sposób był prosty, polegał na udzielaniu sąsiadom pożyczek. Ponieważ w Polsce (i nie tylko w Polsce) kredyt rolny był bardzo trudno dostępny, drogi i wymagał zabezpieczenia, pożyczka stała się sposobem taniego powiększania niajat- 21. Herb Mikołaja Reja z Nagłowić, umieszczony w wydanej w 1565 r. Apokalipsie ku. Sąsiad w potrzebie pilnie o nią zabiegał, a otrzymaną zabezpieczał na swych dobrach, mimo ich znacznie większej wartości niż kwota pożyczona. Gdy mijał termin, a dłużnik nie mógł oddać pieniędzy, sprawa szła do sądu, a ten przekazywał dobra, będące zabezpieczeniem długu, wierzycielowi. Tą drogą można było stać się właścicielem dóbr za kwotę niewspółmiernie niską (udzieloną jako pożyczka), w porównaniu do rzeczywistej wartości dóbr. Zresztą działała tu jeszcze jedna reguła — brak rynkowej ceny ziemi i stosowanie umownej, zaniżonej wyceny jej wartości. W każdym razie był to proceder moralnie zły, ponieważ wykorzystywał nieszczęście sąsiada i puszczał go z torbami, ale skuteczny ekonomicznie i niejednokrotnie w tych czasach stosowany. O ile efekty takiej działalności w przypadku Reja czy Kochanowskiej nie wydają się spektakularne, to w odniesieniu do Zamoyskiego proceder ten został szeroko rozwinięty (a kanclerz zatrudniał w tym celu specjalnych pełnomocników prawnych) i stanowił jeden z ważniejszych sposobów pomnażania majątku. Nie dysponujemy dokładnymi danymi w tym zakresie, ale wiemy, że Zamoyski rozpoczął karierę jako średnio zamożny szlachcic, posiadacz 4 wsi, a pod koniec życia miał ich 200, nie licząc kilkuset w użytkowanych dożywotnio królewszczyznach. Warto może dodać, że nierzadko u początków takiego gromadzenia rodzinnej fortuny był urzędnik szlachecki, pisarz grodzki lub ziemski, który prowadząc księgi sądowo-notarialne, miał najlepszą orientację w stanie własności ziemskiej, potrzebach i możliwościach finansowych ich właścicieli, a w konsekwencji — w zadłużeniu dóbr i możliwości ich przejęcia. Gdy mowa o rodzinnych majątkach, nie można pominąć problemu tzw. strategii matrymonialnej. Polegała ona na tym, że zawierając małżeństwo, brano pod uwagę nie tyle urodę, co posag przyszłej małżonki i koligacje, związane z zawieranym związkiem, oraz kwestię przyszłego spadkobrania. Zresztą sam posag, liczony w pieniądzu, nie zawsze wypłacano w pełni w gotówce. Często zostawał zabezpieczany na dobrach teścia, a to stanowiło nie tylko o jego bezpieczeństwie, ale i ewentualnej możliwości korzystania z takich dóbr, tym bardziej że niekiedy zamiast posagu przekazywano wprost część dóbr nowożeńcom. Niejednokrotnie najistotniejsze stawały się perspektywy spadkowe. Według prawa polskiego kobiety nie zostały wyłączone ze spadkobrania dóbr ziemskich i choć w momencie wypłacania posagu były uznawane za Wyposażone częścią należnego im spadku, nie oznaczało to, że nie mogą 116 117 wystąpić o dalsze części dziedziczonej nieruchomości, gdy sprawa spadkobrania się uaktualniła, a spadkobiercy męskiego zabrakło. W przypadku Reja dotyczyło to 2 wsi w województwie ruskim, w przypadku Mikołaja „Czarnego" Radziwiłła — całego kompleksu dóbr — miasta Szydłowiec z okolicami. Najgłośniejszy konflikt związany ze spadkobraniem to sprawa walki (i to zbrojnej) o rękę Halszki z Ostroga, jedynej córki wielkiego magnata liii Ostrogskiego — o znakomitą dziedziczkę i jej dobra bili się przedstawiciele najpotężniejszych rodzin Rzeczypospolitej przy wsparciu prywatnych oddziałów zbrojnych, na ten cel zaciągniętych. Wspominaliśmy, że ważnym urzędem, który ułatwiał drogę do dalszej kariery majątkowej, było stanowisko pisarza, początkowo ziemskiego, a później, kiedy sądy grodzkie objęły sprawy majątkowe, grodzkiego. Prowadził on księgi, które zawierały nie tylko dokumentację działania sądu (np. pozwy, zeznania, wyroki), ale przede wszystkim wszelkiego rodzaju akty notarialne, jak umowy i inne zobowiązania, akty przekazania własności nieruchomej, zapisy pożyczek, wreszcie deklaracje polityczne i testamenty. Nie na darmo szlachta bardzo dbała o właściwe prowadzenie i dobre zachowanie ksiąg sądowych, bo w nich znajdowała się dokumentacja jej majątku ruchomego (pieniędzy) i nade wszystko nieruchomego. Oczywiście pisarz musiał się cieszyć jej zaufaniem, gdyż to on wpisywał do ksiąg owe ważne dokumenty i wydawał ich uwierzytelnione odpisy. Pisarz grodzki był urzędnikiem nieźle opłacanym i dobrze uposażonym. Na zamku korczyńskim np. miał pensję 16 zł rocznie (4 zł kwartalnie), ponadto posiadał w obrębie zamku, przy kancelarii grodzkiej i przy archiwum z księgami, służbowe mieszkanie, dostawał pełne wyżywienie z kuchni zamkowej, sukno na ubranie, wreszcie na koszt starostwa żyła jego służba i konie. Co ważniejsze, pobierał opłaty od aktów wpisywanych do ksiąg, kontraktów, zobowiązań, deklaracji itp., oraz od wydawanych wyciągów z ksiąg grodzkich, które z jego uwierzytelnieniem miały pełną moc prawną w całym kraju. Wysokość tych opłat została formalnie ustalona w przepisach ogólnopolskich, ale przy dużej aktywności kancelarii spływało z tego tytułu sporo pieniędzy, tym bardziej że w praktyce wysokość opłat mogła być znacznie wyższa. Wspominaliśmy też, że stanowisko to dawało wgląd w stan majętności szlacheckich, a jednocześnie cieszyło się autorytetem (król na nie powoływał) i opinią o wielkich dochodach. Na pisarzu grodzkim nie kończył sią płatny personel starostwa. W prak' tyce starostwem kierował zwykle nie sam starosta, najczęściej senator. magnat, rzadko bywający w podległym sobie grodzie, lecz jego zastępca, podstarości. Podstarości to oczywiście szlachcic, który cieszył się zaufaniem starosty i sprawował w zastępstwie jego obowiązki. W przypadku starostwa korczyńskiego to stanowisko zajmował przez dłuższy czas brat starosty Andrzeja Gnojeńskiego, Stanisław. Urząd podstarościego można uważać za dosyć wysoki i odpowiedzialny, a jednocześnie dobrze uposażony. Podstarości korczyński dostawał (wraz z suknem) 21 zł 18 gr pensji rocznie, a ponadto mieszkanie i wyżywienie na zamku wraz ze służbą i końmi. Na zamku miał mieszkanie i wyżywienie także miernik, który pilnował strony gospodarczej starostwa (mierzył zbiory i daniny) i zapewne także był szlachcicem. Jego wynagrodzenie wynosiło rocznie 6 zł 12 gr. Wreszcie od 1564 r. zatrudniano na zamku burgrabiego, z pewnością szlachcica, z pensją 10 zł rocznie i prawem do mieszkania i wyżywienia na zamku. Do osób, które okresowo przebywały na zamku w Nowym Mieście Korczynie, a formalnie były tu zatrudnione, należał sędzia grodzki. Dostawał 8 zł pensji rocznie i zapewne miał prawo do wyżywienia, gdy przebywał na zamku i odbywał sądy. Jeszcze rzadziej pojawiał się w grodzie korczyńskim sam starosta, Andrzej Gnojeński, dworzanin królewski, który z tytułu zarządzania starostwem i odpowiedzialności za nie dostawał 200 zł rocznie i gdy tu przybywał, miał prawo do zamieszkania i wyżywienia na zamku razem z orszakiem 20 osób służby. W tym przypadku warto podkreślić te uprawnienia i uposażenie, gdyż Gnojeński, w odróżnieniu od swego poprzednika, chociażby Krzysztofa Szydłowieckiego, nie był magnatem, lecz należał do średniej szlachty i nigdy nie znalazł się w senacie. Starostwo korczyńskie stanowiło dla niego płatne stanowisko, a nie nagrodę za prawdziwe lub rzekome zasługi wobec króla. Starostwo korczyńskie zatrudniało szlachtę nie tylko na stanowiskach centralnych, z siedzibą na zamku. Większe folwarki prowadzili tzw. urzędnicy, z reguły szlacheckiej proweniencji, którzy występowali w 3 folwarkach: w Zagościu, Przemykowie i Bogucicach. Z reguły mieszkali tam 2 rodziną i służbą, mieli prawo do utrzymywania własnych koni, a ich pensja w przypadku Zagościa i Przemykowa, obok mieszkania i wyżywienia, wynosiła w 1565 r. prawie 7 zł (z dodatkiem na buty), w Bogucicach zaś **zł. Można więc powiedzieć, że starostwo korczyńskie oferowało ^ XVI w. 8 stałych stanowisk urzędniczych, przeznaczonych dla szlachty, - Ucząc samego starosty. Oznacza to, że w królewskiej administracji naJątkowej w Koronie, czyli w 64 grodach starościńskich, funkcjonowało 118 119 przynajmniej 300-400 urzędników szlacheckich, a więc kadra administracyjna dosyć duża. Byli to urzędnicy o określonych obowiązkach i ustalonym wynagrodzeniu, czyli w naszym rozumieniu — urzędnicy zawodowi. W tym miejscu nasuwa się pytanie, jak należy traktować urzędy ziemskie o charakterze głównie honorowym, to znaczy po/bawione w XVI w. dawnych funkcji publicznych. Nie będziemy, ma się rozumieć, mówili o wojewodach i kasztelanach, których działalność wiązała się z władzą centralną, tj. z radą królewską, tzw. senatem, przy bardzo niewielkich zadaniach w terenie. Do urzędów tych aspirowała magnateria i bardzo bogata szlachta, a te warstwy nas nie interesują. Pominiemy też urząd starosty, bo w rzeczywistości działalność sprawował podstarości i inni urzędnicy grodzcy, o czym mówiliśmy poprzednio, starostami zaś byli z reguły senatorowie, których również z naszych rozważań wyłączamy. W Koronie w połowie XVI w. istniało ok. 900 urzędów o charakterze niemal honorowym (poza sądowymi), które były obiektem zabiegów ze strony szlachty z jednej, a nominacji królewskiej z drugiej. W literaturze historycznej utarł się zwyczaj lekceważenia tych urzędów i traktowania ich jako wyrazu snobizmu szlacheckiego. Wyciągano z tego błędny wniosek o braku prawdziwej administracji państwowej, skoro tak liczne urzędy nie miały ani określonych kompetencji i uprawnień, ani wynagrodzenia. Na dodatek urzędników tych monarcha powoływał dożywotnio, czyli nie był to środek działania politycznego władzy królewskiej. Do listy tych urzędów zaliczamy zazwyczaj takie, jak: chorąży, cześnik, łowczy, miecznik, pisarz ziemski, podczaszy, podkomorzy, podsędek, podstoli, sędzia ziemski, skarbnik, stolnik, wojski, przy czym niekiedy pojawiały się dodatkowe urzędy, będące wynikiem podziału wyżej wymienionych. Urzędami tymi właściwie nikt się poważnie dotąd nie zajmował, choć opublikowane w ostatnich latach ich zestawienia znacznie ułatwiają pracę. Trudno nawet dokładnie ustalić, ile tych urzędów było w XVI stuleciu, ale podana wyżej liczba ok. 900 wydaje się prawdopodobna, skoro w większości ziem (76) ich lista obejmowała od 10 do 16 stanowisk. Należy też przypomnieć, że urzędy te miały starą, średniowieczną metrykę, a że w dużym stopniu pochodziły z czasów podziałów dzielnicowych, stąd ich liczba i rozkład terytorialny. Poza urzędami sądowymi, ich funkcjonowanie w XVI w., było w zasadzie zbędne, zabrakło bowiem książąt i struktur dzielnicowych. 22. Pozostałości zamku i dwór w Liwie, gdzie odbywały się sesje sądów ziemskich. Obiekty pochodzą z XIV-XVIII w. Urzędnicy sądowi, jak sędzia ziemski, podsędek i pisarz ziemski, cztery razy w roku odbywali sesje sądowe, tzw. roki. W praktyce sąd ziemski w XVI w. stracił znaczenie na rzecz sądu grodzkiego, który działał sprawniej, niemal na bieżąco. Ponadto urząd grodzki dysponował egzekucją starościńską wyroków, wreszcie w XVI w. ogromna większość sądów grodzkich zyskała prawo prowadzenia tzw. ksiąg wieczystych, czyli pełne uprawnienia notarialne w odniesieniu do nieruchomości ziemskich, co pozostawało uprzednio w kompetencji sądu ziemskiego. Realne obowiązki sądowe miał też podkomorzy, jako sędzia w sprawach granicznych, istotnych dla własności ziemskiej, choć w codziennej praktyce wyręczali go jako zastępcy komornicy. Jednakże funkcje honorowe pozostałych urzędów ziemskich nie powinny być lekceważone. Szlachcie na tych urzędach zależało, stanowiły wyraz prestiżu i rangi społecznej posiadającego dany urząd, a to liczyło się w danej ziemi i w hierarchii społecznej zamieszkującej ten region szlachty. Jak mówiono później, „szlachcic bez urzędu, to jak pies bez ogona". Wystarczy zresztą wskazać na zjawisko usilnego zabiegania o pozyskiwanie coraz to wyższego urzędu ziemskiego, co zazwyczaj prowadziło do 121 120 częstych zmian na tych stanowiskach (pod koniec XVI w. co 3-4 lata) i dawało królowi okazję do wyróżniania awansem zabiegającej o to szlachty. Warto też zaznaczyć, że wśród posłów sejmowych, wybieranych na sejmikach, było wielu przedstawicieli miejscowej hierarchii urzędniczej, w szczególności urzędników sądowych. Oznacza to, że w środowisku szlacheckim posiadanie urzędu ziemskiego stanowiło wyraz uznania i zaufania w gronie miejscowej szlachty. Zresztą udział sejmiku w wysuwaniu kandydatów na urzędników sądowych potwierdza tę konstatację. Na administracji lokalnej nie kończyła się aktywność szlachty, pragnącej zrobić karierę urzędniczą i zdobyć majątek i prestiż. Trzeba tu przypomnieć oceny twórców taryfy pogłównego z 1590 r. i ich wskazania, dotyczące atrakcyjnych i popłatnych stanowisk w gospodarce, w szczególności w urzędach związanych z górnictwem i systemem celnym. Chodziło przede wszystkim o krakowskie żupy solne oraz poborców cła tzw. nowego. Krakowskie żupy solne, tj. kopalnie soli w Wieliczce i Bochni, były wielkim przedsiębiorstwem państwowym, zatrudniającym ok. 1000 ludzi — urzędników, rzemieślników, robotników — na zasadach najemnej pracy zarobkowej. Na czele żup krakowskich stali żupnicy, urzędnicy wysoko postawieni i związani z dworem królewskim. Stanowisko żupnika należało do najlepiej płatnych w kraju, gdyż w pierwszej połowie XVI w. jego pensja wynosiła 640 zł rocznie, a w drugiej — ponad 1600 zł i dalej rosła. Nic dziwnego, że stanowisko to obejmowali najbliżsi współpracownicy monarchy, np. podskarbi A. Kościelecki, bankierzy i kupcy Bonerowie, podskarbi H. Bużeński i inni, przy czym w ostatniej ćwierci stulecia wprowadzono tu system dzierżaw, co dawało szansę jeszcze większych zarobków takim ludziom, jak Prosper Provana, Jakub Rokossowski czy Sebastian Lubomirski. Stanowisko żupnika zostało w praktyce zawarowane dla magnaterii, bardzo bogatej szlachty i równie bogatego mieszczaństwa. Dlatego było trudno osiąglane dla normalnego szlachcica, trzeba jednak pamiętać, że na tym stanowisku nie kończyła się lista urzędów związanych z górnictwem solnym. Działał tam podżupek, podkomorzy solny oraz bachmistrze* wielicki i bocheński, które to stanowiska też dobrze opłacano. Szlachta chyba zadowalała się nawet niższymi urzędami, związanymi z żupą i jej obsłu- * Bachmistrz — urzędnik w żupach solnych, sprawujący zarząd techniczny kopalni i nadzór nad robotnikami. gą. W każdym razie badania przeprowadzone nad mieszkańcami Bochni w XVI w. wskazują na liczną szlachtę w tym mieście. Feliks Kiryk, który je prowadził, wykazał, że wśród zamożnego mieszczaństwa w tym stuleciu od 30 do 64 rodzin posiadało ambicje, a być może i pochodzenie szlacheckie, a od 34 do 44 rodzin, zależnie od okresu, to autentyczna szlachta ziemiańska, która przybyła tu i osiadła, aby zdobyć majątek, i rzeczywiście w wielu przypadkach dorobiła się majątku. Znajduje się między tymi przybyszami wielu przedstawicieli drobnej szlachty, szczególnie z Małopolski, ale jest też sporo średniej. Wystarczy wymienić takie osoby, jak Mikołaj Cikowski, Jan Oleśnicki, Mikołaj Lubomirski, Tomasz Cieszkowski, Tomasz Wolski, Jan Kmita, Mikołaj Koryciński, Mikołaj Stadnicki czy Krzysztof Pszonka, przy czym obejmowane przez nich stanowiska to nie tylko urząd podżupka, ale również sztygara, ważnika lub wójta bocheńskiego. Warto dodać, że wśród przybyszy znalazł się Rafał Ocieski, od 1516 r. bachmistrz bocheński, ojciec Jana, przyszłego kanclerza. Można więc przypuszczać, że udział szlachty w organizacji zupnej w Wieliczce nie był mniejszy. Wiemy, że szlachta brała udział w handlu, przy czym mówi się głównie o handlu zbożem i wołami, ponieważ szlachcie przysługiwała wolność celna w przypadku sprzedaży i wywozu „własnego urodzaju" i zakupów towarów „na potrzebę domową". Nie wydaje się, aby te mało precyzyjne określenia uniemożliwiały przekraczanie formalnego zwolnienia czy też obchodzenia obowiązków celnych pod różnymi pretekstami. Ta wolność celna mogła nawet służyć za pretekst do zwolnień uzyskiwanych przez spółki kupiecko-szlacheckie, choć należy dodać, że kupcy niektórych miast również cieszyli się osobistymi zwolnieniami celnymi. Nie jest szczególnie ciekawe śledzenie handlu szlacheckiego, który jak wiadomo miał charakter bądź uzupełniania gospodarki wiejskiej, bądź półprofesjonalego zajęcia, nieraz połączonego z łamaniem przepisów celnych. Są to zjawiska dość oczywiste, lecz bardzo trudne do analiz statystycznych. Natomiast szlachtę można spotkać i po drugiej stronie, a mianowicie w charakterze celników generalnych lub prowincjonalnych, które to urzędy dobrze opłacano, a nawet oddawano w dzierżawę. Niestety, poza wskazówką, zawartą w taryfie pogłównego z 1590 r., bliższego rozeznania w dochodach celników nie mamy, choć wiemy, że był to urząd frakcyjny i chętnie obejmowany przez szlachtę. Obok kariery lokalnej na urzędach płatnych bądź honorowych, należy Podkreślić, że rzeczywista kariera, w tym przypadku w dużym stopniu 122 123 polityczna, wiązała się z dworem królewskim. O tym, kogo zatrudniano na dworze i jakie wiązały się z tym zarobki, pozwalają nam zorientować się rachunki dworu Zygmunta Augusta. Jest to długa lista zatrudnionych, choć trzeba sobie zdawać sprawę, że dla większości stanowiło to punkt wyjścia do dalszej kariery, a nie jej uwieńczenie. Stosunkowo liczną grupę szlachty, otaczającą króla, stanowili dworzanie. Ich liczba wahała się od 34 w 1563 r. do 128 w 1553 r. Dworzanie nie otrzymywali pensji, lecz tylko pieniądze na konie — swoje i swego orszaku, który mógł liczyć od 2 do 12 osób. Skarb królewski wypłacał kwartalnie po 9 zł i 10 gr na konia, co dawało rocznie na jednego konia 37 zł i 10 gr i wymagało wymnożenia przez liczbę koni, jaką dany dworzanin posiadał, służąc królowi. Było to więc stanowisko jak gdyby czasowe, przejściowe, które pozwalało na dłuższy lub krótszy pobyt na dworze i dla niektórych dworzan stawało się początkiem, z łaski królewskiej, dalszej kariery. Rzeczywistych urzędników dworskich, zwykle szlacheckiego pochodzenia, choć nie stanowiło to reguły, znajdziemy wśród tzw. salariatos seculares, czyli opłacanych (osób) świeckich. Do kategorii nieźle płatnych, bo w granicach 100-160 zł rocznie plus utrzymanie, należeli szafarze i kuchmistrze dworscy, przy czym stanowisko kuchmistrza mogło oznaczać tak kucharza, jak i urzędnika zarządzającego kuchnią. Do lepiej płatnych urzędników — w granicach 100-200 zł rocznie — należeli też w latach 1548-1572 hetman nadworny (Florian Zebrzydowski), doradca prawny (Piotr Rojzjusz), sekretarz osobisty (Stanisław Fogelweder), wreszcie pisarze skarbu nadwornego. Podobnie opłacano kawalkatorów* królewskich, często przybyłych z zagranicy, lekarzy, zwykle mieszczan lub cudzoziemców, etatowych sekretarzy, oficerów gwardii, bibliotekarzy, architektów, inżynierów wojskowych i kartografów. Poza wymienionymi członkami dworu królewskiego znajdowali się nieraz na służbie, dobrze opłacani z łaski monarchy, inni urzędnicy, lecz wymieniać ich tu nie będziemy, tym bardziej że ich pochodzenie szlacheckie nie zawsze jest pewne i tym samym nie wchodzą w zakres naszych zainteresowań. Więcej wiemy o sekretarzach królewskich z czasów Zygmunta Starego. Było ich w ciągu 42 lat jego panowania ogółem 71; wywodzili się ze szlachty stanu duchownego, przede wszystkim z kanoników krakowskich * Kawalkator — koniuszy, specjalista od hodowli i układania koni wierzchowych. it rt MARTI NI CROMERI MO N A C H V S, jCm-nlns S.TrE Canfjf. COLLOQVIORVM DE RE, LIG1ONE LIB1U QVATVOR, binis diAinfli dialogu. Qro ~vtA TR:BS ?R.!OR.ES^E łtttkfr •', te nanc tuflt & rrejgnitł ,ut ntfnto ngui tiici quł4n?Quil i to zazwyczaj najważniejsze. Arcybiskupami gnieźnieńskimi zostali 1 Latalski, Andrzej Krzycki, Jan Przerębski i Jakub Uchański; biskupami € 8. COLO NI ^ie, APVD MATERNYM Cholinum. « 23. Mnich Marcina Kromera, wydanie z 1568 r. 124 125 *^PF3j 24. Marcin Kromer. Obraz olejny z kościoła w Bieczu krakowskimi Piotr Tomicki, Jan Chojeński, Samuel Maciejowski, Andrzej Zebrzydowski i Filip Pad-niewski, wreszcie biskupami poznańskimi Jan z książąt litewskich i Benedykt Izdbieński, a warmińskimi Jan Dantyszek i Marcin Kromer. Ta polityka Zygmunta Starego, kontynuowana częściowo przez Zygmunta Augusta, stawała się ważna, gdyż w senacie pierwsze głosy (tzw. wota) należały do biskupów, przede wszystkim do arcybiskupa gnieźnieńskiego i biskupa krakowskiego, kanclerz zaś był najbliższym współpracownikiem króla i głównym wykonawcą jego polityki wewnętrznej i zagranicznej. Oczywiście kariery sekretarzy królewskich (przykładowo późniejsza droga życiowa Jana Zamoyskiego) były karierami przede wszystkim politycznymi, najpewniejszymi dla średniej szlachty. Miała ona bowiem o wiele trudniejszy bezpośredni dostęp do rady królewskiej i stanowisk ministerialnych, niż przedstawiciele starego możnowładztwa albo nowej mag-naterii, ludzie o potężnym zapleczu majątkowym i wysokich powiązaniach rodzinnych i politycznych. Teoretycznie karierę polityczną można było robić również biorąc udział w pracach izby poselskiej i wyróżniając się aktywnością polityczną. Ogromny prestiż uzyskał dzięki takiej działalności Mikołaj Sienicki, człowiek, który w dobie drugiego bezkrólewia ogłosił królem Stefana Batorego i wraz ze szlachtą potrafił obronić dla niego tron i przeciwstawić się magnackiej elekcji cesarza Maksymiliana II. Formalnie jednak Sienicki nie przekroczył w hierarchii urzędniczej stanowiska podkomorzego chełmskiego i trudno mówić o karierze mierzonej majątkiem i wysokimi godnościami. Przeglądając listę 630 znanych posłów szlacheckich, wybranych do izby poselskiej w latach panowania Zygmunta Augusta, nie widzimy na niej ludzi wielkiej kariery. Wśród bardziej aktywnych posłów, którzy przynajmniej 3 razy zasiadali w izbie poselskiej, znajdziemy zaledwie 20 przyszłych senatorów. Byli to z reguły kasztelanowie niskiego stopnia, rzadko osiągający kasztelanię wyższą, jak biecka, lubelska, sądecka, wreszcie jakieś województwo. Wprawdzie można przywołać karierę Walentego Dembińskiego, który jako działacz egzekucyjny z czasów jeszcze Zygmunta I doczekał się za jego syna urzędu podskarbiego (1561), potem kanclerza (1564), aby ostatecznie osiągnąć kasztelanię krakowską w 1576 r., ale jest to przypadek odosobniony i nietypowy. Zresztą być może działaczom egzekucyjnym nie zależało na przejściu do senatu i woleli działać w izbie poselskiej, jak to było w przypadku Rafała Leszczyńskiego, który w 1550 r. zrzekł się urzędu wojewody brzesko-kujawskiego. Charakterystyczne jest też częste występowanie wśród posłów sejmowych mniejszych kasztelanów, którym nie spieszyło się do senatu. Działalność sejmowa lub aktywność na dworze królewskim mogła przynieść korzyści w jeszcze innej formie — uzyskania nadania dóbr królewskich. Chodziło oczywiście bądź o otrzymanie dóbr królewskich w dzierżawę, która przy umiejętnym gospodarowaniu i niskim czynszu dzierżawnym mogła przynieść duże korzyści, bądź w zarząd. Wówczas zarządzający dostawał pensję oraz prawo zamieszkania i wyżywienia z rodziną i służbą w takich dobrach, co jednak było dla niego mniej korzystne. Czasem zdarzało się nadanie jakiejś części dóbr królewskich w dożywotne użytkowanie szlachcie, natomiast przejmowanie królewszczyzn jako zastaw od udzielonej królowi pożyczki dotyczyło raczej bogatych rodzin senatorskich, a nie ziemiańskiej szlachty. Mamy pewną orientację w udziale średniej szlachty w użytkowaniu królewszczyzn w 1548 r. Wówczas na 65 jednostek dóbr królewskich w Koronie, tzw. tenut, które znajdowały się w dyspozycji króla, 41 pozostawało w rękach senatorskich, a jedynie 24 w użytkowaniu szlachty ziemiańskiej. W tej ostatniej grupie w 12 przypadkach dotyczyło to dóbr w dzierżawie, w 8 — oddanych w zarząd, w 2 — w tzw. użytkowanie, a w 2 — w zastaw. Pożyczek pod zastaw tych dóbr dostarczyli Tarłowie i Zborowscy, dobra zaś w zarządzie i w arendzie mieli dworzanie królewscy i tacy urzędnicy ziemscy, jak wojski, chorąży, burgrabia, podkomorzy, skarbnik i miecznik. W zestawieniu z liczbą szlachty ziemiańskiej, aktywnej na sejmach lub na dworze królewskim, zakres użytkowania przez nich domeny królewskiej wydaje się mały i trudno przyjąć, aby korzystanie z królewskich nadań dóbr stanowiło istotną drogę awansu majątkowego średniej szlachty. Wyżej opisywany przykład karier sekretarzy królewskich Zygmunta I Wskazuje natomiast, że droga do kariery dla szlachty wiodła też przez zdobywanie stanowisk w strukturze Kościoła katolickiego, np. kanonii katedralnych i kolegiackich oraz stolic biskupich. Można wprawdzie zgłaszać zastrzeżenie, że były to kariery bez kontynuacji, jako że obowiązek celi- 126 127 batu uniemożliwiał założenie rodziny i przekazanie zdobytych majętności dzieciom, jednakże ówcześni ludzie uważali, że zdobycie bogatej stolicy biskupiej daje szansę wzbogacenia się członkom całej rodziny; różnym bratankom i siostrzeńcom w szczególności. Sprawdziło się to zresztą w przypadku kariery kanclerza i arcybiskupa Jana Łaskiego, który wprowadził do senatu rodzinę, a później kanclerza i biskupa krakowskiego Piotra Myszkowskiego. Warto też wspomnieć o protegowaniu siostrzeńców do wysokich stanowisk kościelnych, jak to było w przypadku Piotra Tomic-kiego, który był wujem Andrzeja Krzyckiego, który z kolei był wujem Andrzeja Zebrzydowskiego. O stanowiskach biskupich decydował król, przy czym przepisy zastrzegające wyłączność dostępu szlachty do stolic biskupich interpretowano dosyć swobodnie, w każdym razie nie dotyczyły biskupstw chełmińskiego i warmińskiego, obsadzanych w XVI w. przez nobilitowanych mieszczan (Maurycy Ferber, Tideman Giese, Dantyszek, Hozjusz i Kromer). Także dostęp do kapituł katedralnych był zastrzeżony dla szlachty, nie tylko w Polsce, ale obchodzono ten przepis, bo niejednokrotnie same kapituły przyznawały stypendia i wysyłały swoich członków mieszczańskiego pochodzenia na studia, w celu zdobycia doktoratu, który usprawiedliwiałby zasiadanie przez nich w kapitule katedralnej. Mimo tej pewnej swobody w interpretowaniu stanowej wyłączności szlachty jest rzeczą oczywistą, że droga do biskupstw i kapituł, a także dobrze uposażonych probostw była szeroko otwarta właśnie dla tego stanu. Nie oznacza to łatwej kariery, bo osiągnięcie bogatego beneficjum kościelnego zależało od kolatora — króla, biskupa, niekiedy nawet papieża, a także opiekunów poszczególnych kościołów. Należało więc przekonać kolatora o słuszności czy też przydatności swojej kandydatury, czyli mieć odpowiednie dojścia i poparcia. Trzeba jednak podkreślić, że XVI stulecie w Polsce to okres, w którym wśród biskupów i kanoników przeważali przedstawiciele średniej szlachty, a nie magnatów. Kariera duchowna interesowała również drobną szlachtę, m.in. ubogą szlachtę mazowiecką. Jedną z dróg do takiej kariery stały się studia na Akademii Krakowskiej i zdobycie stopnia chociażby bąkała- 25. Jan Dantyszek, drzeworyt rza, który otwierał drogę do niższych stanowisk w Kościele oraz w szkolnictwie. Jednak awans ze stanowiska altarysty lub wikarego na plebana, a ze stanowiska proboszcza na członka kapituły był bardzo trudny, choć dla zdolnych i pracowitych osiągalny. O takiej karierze dla synów drobnej szlachty mazowieckiej myśleli zapewne fundatorzy stypendiów na Akademii Krakowskiej, m.in. wspomniany biskup Noskowski. Niekiedy chodziło o bardziej zaawansowane studia, chociażby lekarskie, gdyż wśród lekarzy w Polsce nie brakowało synów szlacheckich, często właśnie pochodzących z Mazowsza. Studia i dyplomy uniwersyteckie, w tym i wspomniane lekarskie, prowadzą nas do innego jeszcze zagadnienia, o którym warto wspomnieć. Dla biednej szlachty mazowieckiej, ale także i z innych dzielnic Korony, podobnie jak dla nieumiejętnie gospodarujących na roli, droga ratunku wiodła do miasta. Mamy tu na myśli nie tylko wspomnianych lekarzy i nie tylko szlachtę napływającą do szybko rozrastających się miast górniczych, ale osiedlanie się szlachty i przyjmowanie przez nią prawa miejskiego w większych i mniejszych miastach Korony. W tym przypadku nie chodziło 0 zamieszkanie w dworku pod miastem, mimo iż takich było sporo, czy nawet o kupno kamienicy, przydatnej podczas dłuższych pobytów w stolicy kraju czy prowincji. Zjawisko to dotyczyło przechodzenia szlachty do zajęć miejskich, do rzemiosła i handlu, wraz z rezygnacją z zamieszkiwania na wsi i z udziału w życiu publicznym danej prowincji. Nie była to zresztą pełna rezygnacja z praw i obowiązków szlacheckich. W pr/ypadku powodzenia w interesach i zgromadzenia odpowiednich zasobów finansowych, kupowano dobra ziemskie i wracano na wieś. Zdarzało się też, że w mieście zamieszkiwał szlachcic dość zamożny, który zlikwidował 1 sprzedał swój majątek na wsi, a uzyskane fundusze lokował na procent. Rentierskiej szlachty było chyba niemało, skoro taryfa pogłównego z 1590 r. przewiduje jej opodatkowanie. Opisane wyżej drogi kariery majątkowej i społecznej szlachcica byłoby można na tych uwagach zakończyć, gdyby nie pobrzmiewające w popularnonaukowych opracowaniach dawnych obyczajów szlacheckich nuty fliniej optymistyczne: o zajazdach i przekupstwach, o niesprawiedliwościach, które szlachcie uchodziły bezkarnie i stawały się drogą do zdobycia fltejątku, bogactwa, a przynajmniej sposobem wykorzystania innych i siania Postrachu. Postawmy więc pytania: po pierwsze, czy i w jakim stopniu Występowały wówczas elementy tzw. anarchii szlacheckiej i złego wymiaru 129 sprawiedliwości; po drugie, jaki był udział szlachty w środowisku przestępczym i jego działaniach. Można stwierdzić, że znane są skargi na brak bezpieczeństwa w kraju, ale w odniesieniu raczej do rozbójników na pograniczu śląskim czy brandenburskim, i w tym przypadku, a przynajmniej Śląska, trudno winić 0 te rabunki polską szlachtę. Jednocześnie miejscowa szlachta pod wodzą starosty, mobilizuje się w celu zwalczania „kup swawolnych". Tendencja do zabezpieczenia spokoju wewnętrznego pojawia się w różnych postanowieniach sejmowych, a w okresie bezkrólewia prowadzi to do powstania konfederacji szlachty dla zachowania pokoju oraz do powołania specjalnych sądów, zwanych kapturami. W każdym razie ze strony szlachty widać wyraźną troskę o spokój wewnętrzny, a wszelkie zabójstwa lub morderstwa w środowisku szlacheckim wzburzają opinię i prowadzą do głośnych procesów i niekiedy do spektakularnych kar. W tym miejscu należy zapytać o sumienność i efektywność działania sądownictwa. Z pewnością nie było najlepiej ze względu na brak ścisłej procedury działania sądów — procesy ciągnęły się latami, przechodząc z sądu do sądu, z instancji do instancji, ale dotyczy to głównie procesów cywilnych o dobra majątkowe. Natomiast skargi o nierychliwy wymiar sprawiedliwości nie mają zazwyczaj charakteru oskarżenia o przekupstwo bądź stronniczość, lecz o przewlekłość procedury i koszty. Było to zjawisko typowe w szesnastowiecznej Europie, w której społeczeństwo zaprzestało osobiście wymierzać sobie sprawiedliwość i załatwiać sąsiedzkie porachunki, a sądy nie stały się jeszcze instytucjami o odpowiedniej strukturze 1 efektywności działania. Niemniej wielokrotne próby zreformowania wymiaru sprawiedliwości, wreszcie utworzenie Trybunału Koronnego (1578) świadczą dobrze o trosce o sprawny i skuteczny wymiar sprawiedliwości. O ile rzadko wzmiankowano we wspomnieniach o przekupstwie sądowym, o tyle nie omieszkiwano wytykać korupcji, wprowadzonej na dwór królewski przez Bonę. Żonę Zygmunta I pomawiano o „sprzedawanie biskupstw", np. krakowskiego Zebrzydowskiemu, a płockiego Noskow-skiemu, co mogło być wyrazem niechęci do bogatej i zachłannej królowej, ale i mogło wskazywać, iż nie gardziła różnego rodzaju prezentami lub świadczeniami za pomoc i poparcie. Zresztą trzeba się wczuć w ówczesną umysłowość, oczywiście nie tylko polską. Urzędnik był władzą, która mogła, lecz nie musiała załatwiać spraw po myśli petenta, i za ewentualną przychylność należało mu się odwdzięczyć bądź go do przychylności zachęcić. System różnego rodzaju okazjonalnych prezentów stosowano szeroko, i to przy najróżniejszych okazajach, nawet w stosunkach międzynarodowych, i biada ambasadorowi, gdy ofiarowane dary i prezenty nie spodobały się. Przyjmowaniem prezentów, i to w postaci dużych sum pieniężnych, wsławił się Jan Zamoyski, skądinąd wybitny polityk i wojskowy, bardzo zasłużony dla kraju i jego kultury. Wytykano też wcześniej kanclerzowi Krzysztofowi Szydłowieckiemu dukaty, które brał od Habsburgów, o czym Zygmunt I dobrze wiedział i nie uważał za nielojalność. Tym niemniej nie wydaje się, aby korupcja i system prezentów mogły wyraźniej wpływać na rozwój karier i wzrost bogactwa. Ten dość pogodny, a w każdym razie raczej spokojny obraz życia i bogacenia się szlachty polskiej w XVI w. trzeba uzupełnić jednak kilkoma zdaniami o tych osobach, którym się w życiu nie powiodło i których działania zaprowadziły na drogę przestępstwa. W zasadzie w profesjonalnym środowisku przestępczym spotykamy niewiele szlachty, nie ma też zorganizowanych szlacheckich band przestępczych. Według badań Marcina Kamlera (odnoszących się do 60 przestępców szlachciców i 5 szlachcianek), można mówić o bardzo niewielkim udziale szlacheckim w badanej zbiorowości przestępczej, gdyż stanowili w niej zaledwie 2,6%. Ich przestępstwa to przede wszystkim kradzieże (53%), rozbój (21%) i zabójstwo na tle rabunkowym (8%), a w przypadku kobiet prostytucja. W porównaniu do pozostałej części środowiska przestępczego można mówić 0 większej skłonności szlachty do działania z bronią w ręku, o przestępstwach popełnianych najczęściej w pojedynkę oraz o ściganiu ich i sądzeniu w podobny sposób (niezależnie od brzmienia przywilejów szlacheckich) jak pozostałych przestępców. W rezultacie śledztwa i 46 orzeczeń sądów 34 osoby ze szlachty zostały skazane na śmierć, a 6 na chłostę, 6 zaś uniewinniono. W sumie można powiedzieć, że działalność przestępcza szlachty nie była wielka, obejmowała jednostki ubogie i zdeklasowane, a z pewnością nie stanowiła drogi do bogactwa i kariery. Rozdziału o karierze szlacheckiej nie można zakończyć bez ustosunkowania się do zasadniczego problemu, który od lat niepokoi historyków tego okresu. Dotyczy on tzw. wymiany elit, odchodzenia dawnych ^stokratycznych lub raczej możnowładczych rodzin i pojawienia się nowych na ich miejsce. Podobnie odbywało się to we Francji w XVI w., 1 w Anglii na przełomie XVI i XVII stulecia, żeby wymienić tylko 130 131 najbardziej znane przykłady. Powstaje więc pytanie, czy w dobie dynamicznej ekspansji gospodarczej, politycznej i kulturalnej polskiej szlachty, którą był XVI w., nastąpił w Polsce, ściślej — w Koronie, proces wymiany elit, inaczej, czy owa aktywność i dynamika działań ówczesnej szlachty przyniosła skutki w postaci pojawienia się nowych nazwisk na szczytach hierarchii politycznej i majątkowej. Dzieje niektórych rodów możnowładczych w Polsce XVI w. mogą sugerować istnienie takiego procesu. Kończy się główna linia Tęczyńskich na Andrzeju, kasztelanie krakowskim, zmarłym w 1536 r., choć trwa boczna, której ostatni przedstawiciel, z godnością wojewody krakowskiego, umiera w 1637 r. Podobnie jest w przypadku rodziny Tarnowskich: linia hetmańska kończy się na Janie, zmarłym w 1561 r., choć boczna trwa dłużej i Joachim Tarnowski, wojewoda wendeński, umiera w 1652 r. Wyraźnie urywa się ciągłość, w linii męskiej oczywiście, w takich rodzinach jak Kmitowie, po śmierci Piotra, wojewody krakowskiego w 1553 r., Gór-kowie, gdy zmarł Łukasz, wojewoda poznański, w 1573 r., Bonerowie, z których Seweryn, kasztelan krakowski, umarł w 1592 r., wreszcie Bażyńscy, kiedy Jerzy, wojewoda malborski, zmarł w 1546 r., a wkrótce potem jego brat. Na Krzysztofie, który umarł jako kasztelan krakowski w 1532 r., zakończyła się męska linia Szydłowieckich. Wprawdzie Olbracht Łaski, wojewoda sieradzki, dożył 1605 r., ale Łascy nie wrócili do dawnej świetności, podobnie jak rodzina Firlejów, z których Andrzej, wojewoda sandomierski, zmarły w 1649 r., był już tylko epigonem tak potężnej w XVI w. rodziny. Można się też przyjrzeć nowej magnaterii, która kształtowała się od połowy XVI do połowy XVII w., a przynajmniej najbardziej reprezentatywnym rodzinom. Będziemy brać pod uwagę rodziny, które awansowały powyżej godności kasztelana i pozostawały w senacie na stałe. I tak Leszczyńscy formalnie zasiedli w 1545 r. na krześle wojewody brzesko--kujawskiego, ale Rafał, działacz egzekucyjny, zrezygnował z tego urzędu i jego potomkowie musieli od początku zabiegać o wysokie godności. Wcześniej też, bo w 1542 r., wojewodą bełskim został Mikołaj Sieniawski, hetman polny. Kariera Zebrzydowskich zaczęła się od momentu objęcia przez Andrzeja biskupstwa krakowskiego (1551), choć inni Zebrzydowscy szybko pojawili się w senacie. W dwóch przypadkach można mówić o powrocie do majątku i elity władzy rodzin, które w XIV-XV w. do niej należały. Mamy tu na myśl1 26. Jan Zamoyski. Miedzioryt Franco Forma Koniecpolskich, nieobecnych na wysokich stanowiskach w XVI w., a z których Stanisław, hetman, w 1625 r. został wojewodą sandomierskim, a w 1633 r. kasztelanem krakowskim. Podobnie było z Myszkowskimi, którzy widoczni w XV stuleciu, dalszą karierę zawdzięczali głównie Piotrowi, biskupowi krakowskiemu od 1577 r., obok którego od 1565 r. jako wojewoda krakowski działał Stanisław. Z XVI stulecia wywodzi się początek świetności rodziny Opalińs-kich, których przedstawiciel Andrzej w 1574 r. został marszałkiem wielkim koronnym, oraz Zamoyskich, z których Jan w 1578 r. został kanclerzem, a w 1580 r. również hetmanem wielkim koronnym. W początkach XVII w. do elity politycznej i majątkowej weszli przedstawiciele Potockich w osobie Jana, od 1608 r. wojewody bracławs-kiego, Ossolińskich, z których Zbigniew w 1605 r. objął województwo podlaskie, wreszcie Lubomirskich — Stanisław od 1628 r. piastował funkcję wojewody ruskiego, choć podwaliny pod karierę tej rodziny położył Sebastian, niezwykle czynny, m.in. w latach 1581-1592 żupnik krakowski. Jak wskazują powyższe przykłady, połączenie wymiany członków elity politycznej i majątkowej (który to proces da się w Polsce prześledzić w pewnym stopniu) z działalnością polityczną szlachty średniej, a konkretnie ruchu egzekucyjnego, nie jest takie proste. Spośród rodzin znikających z grona ówczesnej elity duża część odchodzi w sposób naturalny, na skutek urwania się linii męskiej. Może to mieć dwojaki charakter: bądź wygaśnięcia całej rodziny w linii męskiej (np. Szydłowieccy, Kmitowie, Bonerowie), bądź tylko głównej linii dygnitarskiej i majątkowej, przy kontynuacji, przez kilkadziesiąt lat przynajmniej, innej linii (np. Tarnowscy, Tęczyńscy, Firlejowie). W każdym razie nie widać tu wyraźnego wyparcia starych rodzin przez młode, lecz przeważa duża śmiertelność i normalna wymiana Pokoleń. Nieco inaczej przedstawia się problem awansu społecznego i wejścia nowych rodzin do elity politycznej i ekonomicznej jednocześnie. Z ruchem 132 133 27. Zamość, prywatne miasto Jana Zamoyskiego egzekucyjnym można w jakimś stopniu wiązać awans Leszczyńskich, już mniej Ossolińskich — nie od Hieronima bowiem zaczęła się ich kariera — oraz Zamoyskich — choć Jan Zamoyski tylko podczas pierwszego i drugiego bezkrólewia współdziałał z ruchem egzekucyjnym, później zaś robił karierę dzięki poparciu króla. Jego droga nie była zresztą wyjątkowa. Choć zwykle podkreśla się, że to biskup Piotr Myszkowski stworzył podstawy kariery Myszkowskich, a Sebastian Lubomirski zbudował podwaliny ekonomiczne rodziny Lubomirskich, zawsze ostatecznie decydowała o wszystkim łaska królewska. Król bowiem i jego aktualne decyzje polityczne determinowały awans na wysokie urzędy i korzystne nadania bogatych starostw. Mimo powszechnie powtarzanej obecnie opinii, że władza królewska w Polsce była nikła, a król pozostawał stale pod naciskiem grup i interesów magnackich, w XVI stuleciu, a chyba i w pierwszej połowie XVII w., to właśnie monarcha decydował o karierze, a tym samym i o bogactwie, przynajmniej nowej magnaterii, która wtedy wyrastała w Koronie. Wśród tych nowych rodzin magnackich zdarzały się oczywiście dawne średnioszlacheckie, ale ich działania polityczne, ekonomiczne bądź kulturalne były dla ich kariery tylko wsparciem decyzji władcy. Dlatego rodziny średnioszlacheckie, nawet bardzo dynamicznie działające na polu polityki, gospodarki i kultury, rzadko wchodziły do ścisłej elity polityczno-majątkowej kraju, a tym bardziej umacniały w niej swoje stanowisko, co udało się właściwie jedynie Janowi Zamoyskiemu. 134 Czas wolny Jeśli chcemy przyjrzeć się, w jaki sposób szlachcic polski w XVI w. spędzał swój czas wolny, warto wyjaśnić, co rozumiemy przez ówczesne pojęcie czasu wolnego. Oczywiście i święta wprowadzone przez Kościół, i tradycje klasyczne, nawiązujące do pojęcia „otia", wskazywały, że ten czas miał jedną wspólną cechę: nie był czasem pracy. I choć w zasadzie szlachcic pracą fizyczną się nie parał, to nie należał też do tzw. klasy próżniaczej, nie pojmował bowiem swego życiowego zadania jako korzystania jedynie z pracy innych, bez własnego wysiłku, starań i troski. Jednakże, gdy w grę wchodzi zarządzanie lub nadzorowanie pracy innych, linia oddzielająca czas wolny od czasu pracy często bywa nieostra i w każdym konkretnym wypadku można ją rozumieć inaczej. Z pewnością natomiast dla ówczesnego człowieka praca fizyczna i czas wolny stanowiły pojęcia całkowicie różne. Zakaz pracy, przynajmniej fizycznej, w niedzielę obowiązywał zarówno katolików, jak i protestantów czy prawosławnych. Kościoły wymagały od swych wiernych, by tego dnia wywiązywali się z obowiązków przede wszystkim religijnych. Tu nasuwa się pytanie, czy obok niedziel funkcjonowały inne dni wolne od pracy, święta ogólnokościelne lub lokalne, które przecież mogły być nader liczne. Historycy obliczają, że (w niektórych przynajmniej) polskich miastach pod koniec średniowiecza liczba wszystkich dni świątecznych sięgała 150, a niekiedy nawet dochodziła do 180. Były to święta kościelne, jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc, święta patronów miejscowych kościołów, cechów, bractw, dalej uroczystości związane z działaniem władz miejskich, przybyciem lub wyjazdem wysoko postawionych osób, szczególnie monarchy itp. W każdym razie gotowość do przerywania pracy i świętowania — zabawy, wypoczynku albo uroczystych ceremonii — była w miastach rozpowszechniona i chętnie z takich okazji korzystano. Skłonność do świętowania nie wydaje się natomiast tak duża na wsi polskiej. Świętowano oczywiście ogólnokościelne dni wolne od pracy, miejscowe święta patronów i lokalne uroczystości, ale rytm pracy na roli nie pozwalał na częste i dłuższe przerwy w pracy, przynajmniej w okresie od wiosny do jesieni. Jak już wyjaśnialiśmy, orka trwała bardzo długo, sianokosy, a tym bardziej żniwa wymagały mobilizacji dużej liczby rąk do pracy, nie mówiąc o zajęciach hodowlanych. Żywienia, obsługi własnego i wypasu inwentarza żywego nie można było przerwać, podobnie jak zajęć domowych, z przygotowaniem posiłków na czele. Suma dni pańszczyźnianych chłopa i jego czeladzi w folwarku oraz dni potrzebnych do obsługi własnego gospodarstwa i uprawy własnej roli nie pozostawia wątpliwości, że nie mogło być mowy o znacznym ograniczeniu liczby dni pracy chłopa i zamianie ich na dni wolne lub poświęcone wypoczynkowi. Powyższe uwagi dotyczą oczywiście okresu prac polowych, gdy maksymalna mobilizacja siły roboczej stawała się konieczna. Dotyczyło to wprawdzie bezpośrednio głównie chłopów, ale szlachcic, zajmujący się osobiście swoim gospodarstwem, także nie mógł przerwać kierowania owymi pracami lub ich nadzorowania pod pretekstem dodatkowych dni świątecznych. Natomiast w sezonie zimowym nie prowadzono robót nolowych, ograniczano wypas inwentarza i skupiano się bądź na młocce, iądź na pracach leśnych, śnieg bowiem ułatwiał transport drewna, a także na robotach w obejściu. Dlatego w jakimś stopniu był to okres wypoczynku, mniej intensywnej pracy, ewentualnie wykonywania robót dodatkowych: przędzenia, tkania, naprawy narzędzi. Można więc mówić o sezonowych różnicach w intensywności pracy na wsi i o sezonowym występowaniu czasu wolnego. Tę mniej intensywną pracę w zimie wyznaczały w jakimś stopniu także warunki naturalne. Krótszy dzień i wczesne zapadanie zmroku, przy braku efektywnego, sztucznego oświetlenia, musiały ograniczać długość czasu pracy. Na przykład pańszczyzna w lecie trwała od rana do wieczora z dwugodzinną przerwą na odpoczynek i jedzenie w południe, a w zimie tylko jednogodzinną, z powodu krótszego dnia. W jakiejś mierze dotyczyło to również nadzorującego swą gospodarkę szlachcica, choć on mógł sobie pozwolić na posiadanie w domu sztucznego oświetlenia (lampy, świece) i w ten sposób na przedłużanie dziennej aktywności. Czy był to jednak jego dłuższy dzień pracy, nie wiemy, bo przecież okres najkrótszych dni to 136 137 28. Mikołaj Rej, rycina jednocześnie czas najbardziej intensywnych zabaw, tzw. mięsopust, zwany obecnie karnawałem. Można więc przypuszczać, że we dworze szlacheckim dzień był nieco wydłużony, ale niekoniecznie bardziej pracowity. Brak nam opisu niedzieli i rozkładu dnia świątecznego na wsi. Jesteśmy zdani na bardzo krytyczny obraz, jak na protestanta przystało, nakreślony przez Mikołaja Reja, obraz nie odnoszący się chyba do zwykłej niedzieli, ale do tłumnego i gwarnego odpustu. Odpust zaś miał tę cechę, że łączył uroczystości kościelne z elementami zabawy, a nieraz także z aktywnością handlową. Często bowiem dni jarmarczne związane były z uroczystościami na cześć jakiegoś świętego. Obraz nakreślony złośliwie przez Reja w jego Krótkiej rozprawie między trzema osobami, Panem, Wójtem i Plebanem, wygląda następująco: Ksiądz w kościele woła, wrzeszczy, Na cmentarzu beczka trzeszczy, Jeden potrząsa kobiałką, Drugi bębnem a piszczałką, Trzeci wyciągając szyję, Woła: — „Do kantora piję"... Jest to oczywiście pewnego rodzaju karykatura odpustu widzianego oczami szlachty, i to chyba nie tylko protestanckiej. Szlachta starała się raczej dystansować od tej rozrywki ludowej, niezależnie od tego, co działo się w samym kościele. Wynikałby stąd wniosek, że ograniczała się do udziału w nabożeństwie, nie uczestnicząc w części odpustowej albo handlowej tych uroczystości. Inaczej zapewne wyglądały uroczystości kościelne i domowe związane z chrzcinami, weselami i pogrzebami. Wiemy, że Kościół zwalczał tendencję do zawierania małżeństw w kaplicach dworskich — co zresztą odnosiło się jedynie do bardzo bogatej szlachty — i do udzielania sakramentu przez kapelana, a nie proboszcza. Podobnie było z chrztami, które miały się odbywać w kościele, choć pozwalano chrzcić wcześniej z wody bardzo słabe niemowlę, na wszelki wypadek. Z kolei uroczystości pogrzebowe nie bywały chyba tak huczne i pełne wyreżyserowanego ceremoniału, jak to przewidywała pompa funebris* w następnym stuleciu. * Pompa funebris — rozbudowane uroczystości pogrzebowe, częste w okresie baroku. O ile urodziny dziecka obchodzono niezbyt gromadnie, szczególnie wobec ogromnej śmiertelności niemowląt i niepewnej szansy ich przeżycia, 0 tyle wesela i pogrzeby miały swoją zwyczajową oprawę. Nie znamy wielu szczegółów, ale dość liczne utwory poetyckie, związane z zawarciem małżeństwa (epitalamia), czy pogrzebem (epicedia) pozwalają wnioskować, że były to okazje rodzinno-towarzyskie o znaczącym zakresie. Różnice w stosunku do późniejszego rytuału polegały na tym, że o ile w XVII stuleciu wśród szlachty pojawiła się tendencja do zachowania wizerunku zmarłego w formie tzw. portretów trumiennych, o tyle w XVI w., przynajmniej zamożna, szlachta miała nieco większe ambicje. Chowając zmarłego ziemianina w parafialnym kościele starano się ufundować mu nagrobek, skromniejszy czy bogatszy, ale rzeźbiony na wzór grobowców króla i magnatów, choć szlachta rzadko mogła się zdobyć na budowę przy kościele rodzinnej kaplicy grobowej. Trudno osobno omawiać spotkania rodzinne i towarzyskie z okazji chrztów, ślubów lub pogrzebów, ponieważ nie potrafimy uchwycić specyficznych cech tego rodzaju imprez. Dlatego spotkania rodzinne i towarzyskie warto omówić łącznie, co nastąpi w dalszych częściach tego rozdziału. Tutaj zaś warto dodać jeszcze kilka uwag o świętach jako okazji do wypoczynku, oderwania od codziennych zajęć i trosk. Charakterystyczny w takim wypadku będzie znany tekst fraszki Kochanowskiego Na lipę. który warto przytoczyć: Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie! Nie dojdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie, Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie. Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają, Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają (...) Dla nas ważny jest tutaj nie problem gościa, lecz zwyczaj wypoczywania w ogrodzie, w cieniu drzew. Potwierdzają taki obyczaj opisy przyjemności domowych, podawane przez Reja — opisy ogrodu, roślin, kwiatów 1 spacerów z rodziną i przyjaciółmi wokół domu. Był to rodzaj wypoczynku biernego, prostego, na tyle zrozumiałego, że zatrzymywać się przy nim nie musimy. Inaczej wygląda sprawa z wypoczynkiem tzw. czynnym, takim, który dzisiaj określamy jako ćwiczenie fizyczne, sport. Wiemy, że życie w tej epoce wymagało stałego wysiłku, a jazda konna stanowiła częste ćwiczenie 138 139 fizyczne, tym bardziej że ówczesne pojazdy nie były ani zbyt wygodne, ani zachęcające do podróży. W rozpowszechnionym jednak mniemaniu takim sportem ówczesnym, niejako atrybutem życia szlacheckiego, było myślistwo — od polowania na grubą zwierzynę: niedźwiedzie, dziki, wilki, przez szczwanie psami zajęcy, po polowanie z sokołami. Literatura piękna utwierdza nas w tym przekonaniu lub ściślej — w złudzeniach na ten temat. Zresztą źródła, które opisują królewskie łowy, zdają się kreślić podobny obraz częstych i obfitych polowań. Rzeczywistość przedstawiała się zgoła odmiennie. Wskazywaliśmy wyżej, że w zaopatrzeniu stołu szlacheckiego dziczyzna nie odgrywała istotnej roli, gdyż jedzono produkty pochodzące z uprawy i hodowli, uzupełniając je zakupami na targu lub w mieście. Nawiązując do częstych opisów królewskich łowów należy dodać, że je ograniczano, że skupiały się w pewnych okolicach, m.in. w Niepołomicach pod Krakowem lub w Knyszynie na Podlasiu. Co ważniejsze, redukowano średniowieczne regale łowieckie władcy, które pozwalało mu polować na wszystkich gruntach i rezerwowało dlań najlepszą zwierzynę. W ten sposób szlachcic stopniowo stawał się dysponentem zwierzyny na terenie swych posiadłości, a surowe kary za kłusownictwo, szczególnie chłopskie, naruszające uprawnienia monarsze, zostały złagodzone. Nie oznacza to jednak, że szlachcic, uzyskując pełne prawa łowieckie kosztem regale monarszego, miał możność uprawiania na dużą skalę myślistwa. Własność szlachecka, złożona z jednej lub kilku wsi, nie była zwykle terenem obfitującym w dziką zwierzynę. Ta bowiem trzymała się dużych kompleksów leśnych, które należały bądź do króla, bądź do wielkiej własności magnackiej albo biskupiej. Co więcej, zwierzyna łowna nie uznawała granic, a pogoń za nią na cudzych gruntach pociągała za sobą kary, a przynajmniej wypłaty odszkodowań. Pod ochroną znalazły się też grunty chłopskie, oczywiście te uprawiane, las zaś stanowił przede wszystkim źródło pozyskiwania drewna budowlanego i opałowego oraz teren wypasu bydła i nierogacizny. Jeśli można wierzyć Rejowi, to szlachcic, przynajmniej zamożniejszy, mógł sobie niekiedy pozwolić na polowanie na zające, sarny, rządzie) wilki i lisy. Nie było to myślistwo szerzej uprawiane. Natomiast wykpiwa Rej szlachtę, która łoży znaczne kwoty na utrzymanie psów myśliwskich i służby łowieckiej, co uważa za nieracjonalne marnowanie środków. Myślistwo w tych warunkach stawało się sportem ludzi bardzo bogatych, 140 którzy równocześnie posiadali duże obszary leśne i którzy dysponowali funduszami na utrzymywanie odpowiedniej służby do ich ochrony i organizowania polowań. Ludzie tacy tworzyli niekiedy własne zwierzyńce, gromadząc tam zwierzęta dla swojej przyjemności i dla ochrony przed kłusownikami. Przeciętnego szlachcica nie było stać na takie luksusy. Życie towarzyskie pojmujemy zazwyczaj jako spotkania w gronie rodziny, przyjaciół, sąsiadów, spotkania przy zwykle suto zastawionym stole. W wyobrażeniach współczesnego czytelnika cechą dawnej szlachty, oczywiście niezbyt budującą, było systematyczne nadużywanie uciech stołu, kończące się niejednokrotnie przejedzeniem, przepiciem i zwadą. Taki obraz wyłania się z wielu opracowań, które są poświęcone dawnym obyczajom; o tego typu biesiadach rozpisuje się również literatura piękna 0 tematyce historycznej, wreszcie często wspominają o nich pamiętniki 1 literatura piękna epoki — i ta satyryczna, i ta moralizatorska. Nasuwa się jednak pytanie, czy te osądy, niemal powszechne, można uznać za prawdę w odniesieniu do XVI stulecia, czy opisy pamiętnikarskie i literackie kreślą obraz normalny, obraz dnia codziennego, czy też raczej relacjonują wydarzenia szczególne, rzadkie i osławione? Z wcześniejszych rozważań na temat wyżywienia wynikało, że stół szlachecki był obficie zaopatrzony: obok chleba i kasz jedzono sporo mięsa, nieco korzeni, ryb, nabiału, niewiele tłuszczów i pito bardzo dużo piwa. Natomiast gorzałka, napój już wtedy znany, był wytwarzany raczej dla celów lekarskich; dość rzadko pojawiało się na stołach wino, drogie, importowane. Niewiele też wiemy o produktach sadu i ogrodu, o których siłą rzeczy rachunki nie wspominają. W sumie liczba spożywanych kalorii przekraczała 5 tyś. dziennie na osobę, wypijano ok. 2,6 l piwa, co sugerowałoby nadmierną konsumpcję jadła i napoju, czyli w jakimś stopniu potwierdzałoby skłonność do biesiadowania w środowisku szlacheckim. Obraz ten wymaga jednak krytycznej interpretacji. Po pierwsze, wyliczone ilości jedzenia nie musiały być w pełni spożyte, mogły częściowo wracać do kuchni, żywić nie tylko czeladź, ale i inwentarz żywy w gospodarstwie. Po drugie, w dobie, gdy nie znano ani kawy, ani herbaty, nie pijano też mleka z racji bardzo skromnych jego ilości, a nie istniały napoje orzeźwiające, woda zaś była niezdrowa i niesmaczna, piwo zastępowało Wszystkie te napoje. Piwo pito w różnej postaci, o różnych porach, a było 141 napojem zdrowym, sycącym i niedrogim. Należy zatem odróżnić codzienne, dostatnie zwykle wyżywienie od biesiad, które były okazją do zwiększonej konsumpcji — ale czy zawsze i w jakim stopniu, musimy to jeszcze rozważyć. To, co da się zauważyć w literaturze, to oczywiście skłonność do spotkań towarzyskich przy stole, a na stole tym obowiązkowo pojawiało się piwo. Kochanowski we fraszce O ślachcicu polskim, cytuje następujące powiedzenie: Jeden pan wielmożny niedawno powiedział: „W Polszcze ślachcic jakoby też na karczmie siedział". Bo kto jedno przyjedzie, to z każdym pić musi, (...) Nie musiał być to zjazd licznych gości ani podróżnych przybyłych z daleka. Okazję do wspólnego picia piwa mogła stanowić wizyta sąsiada, jak napisał znowu Kochanowski: Przeto siądź za stół, mój dobry sąsiedzie, Boś dawno bywał przy takiej biesiedzie, Gdzie śmiechu więcej niż potraw dawają, Ale poetom wszystko przepuszczają. 29. Karta tytułowa Fraszek Jana Kochanowskiego, wydanie z 1584 r. F R A S l K i tfn FtóU«« fci>«> fic pt\śt i n« Okazją, według poety, mogło być też nadejście chłopa, włodarza, z którym pan zapragnął napić się po sąsiedzku, niejako „demokratycznie", piwa. Mówi o tym fraszka Przymówka chłopska: „Pijże, włodarzu!" — „Panie, jużem podpił sobie". „Pij ty przecie" — „Dziękuję, jako panu tobie: Mało już nie mam za swe, a człowiek się boi, By słówkiem nie wyleciał, co więc chmiel rad broi". Oprócz takich przygodnych, sąsiedzkich okazji bywały oficjalne, uroczyste biesiady z licznie zaproszonymi gośćmi, z całym orszakiem służby i z pełnym ceremoniałem jedzenia i picia. Jednym z charakterystycznych momentów takich biesiad były toasty, wznoszone na cześć obecnych osobistości lub na cześć wzniosłych haseł albo szczególnie zasłużonych postaci. Uprzejmość nakazywała nie pomijać nikogo godnego- a toasty wznosić według hierarchii i czynić to na stojąco, dla okazania większego uszanowania. Kochanowski w wierszu Niepotrzebne ceremonie opisał ten obyczaj, zwracając uwagę na nadmiar toastów i na ich zbyt podniosły charakter. Przywoływał przy tym opinię biskupa Myszkows-kiego, który próbował tłumaczyć, że ciągłe wstawanie z toastami stanowi niejako zachętę do dalszych toastów, których i tak jest zbyt wiele. Bywały też, znowu według świadectwa Kochanowskiego, biesiady kulturalne, z wykwintnymi napojami, m.in. z winem, a jednocześnie urozmaicone muzyką, a zapewne i popisami literackimi uczestników. W każdym razie obraz takiego intelektualnego, kulturalnego spotkania znajdziemy wśród pieśni naszego poety: Chcemy sobie być radzi? Rozkaż, panie, czeladzi, Niechaj na stół dobrego wina przynaszają, A przy tym w złote gęśli albo w lutnię grają. Oczywiście nie zawsze spotkania towarzyskie miały charakter wysublimowany, pełen kultury. Warto tu wspomnieć o wesołym krakowskim gronie, zwanym bibones et commedones, tj. opilców i oźralców, które składało ze szlachty i nobilitowanych mieszczan oraz ludzi o wysokiej kulturze literackiej, przedstawicieli elity dworskiej i politycznej. Należeli do tej grupy, którą założył Korybut Koszyrski, m.in. Jan Dantyszek, poeta i dyplomata, Jan Zambocki, dworzanin królewski i znawca Turcji, Mikołaj Nipszyc, dworzanin i dyplomata, wreszcie Andrzej Krzycki, poeta, dyplomata, przyszły arcybiskup gnieźnieński. Zresztą Jan Dantyszek pozostawał długo zwolennikiem podobnych biesiad literackich. Gdy przebywał, jako ambasador Zygmunta I przy dworze cesarza Karola V, w Kszpanii, chętnie oddawał się przyjemnościom stołu w gronie sekretarzy cesarskich, humanistów, nie żałując grosza na dobre jedzenie i doskonałe wino. Królowa Bona wytykała mu niepotrzebną rozrzutność, lecz Zygmunt I nie był skłonny karcić swego dyplomaty. Płacąc jego długi dobrze wiedział, że wspólny stół i zażyłość biesiadna z cesarskim otoczeniem stanowiły najlepszy sposób zorientowania się w tajnych poczynaniach uniwer-salistycznej polityki Karola V i drogę do załatwienia delikatnych spraw Bony we Włoszech, a Zygmunta I w Europie Środkowej i Wschodniej. Oczywiście bywały biesiady pełne pijackich zwad i burd, choć trudno °kreślić, jak często się zdarzały. Nadmiar wypitego piwa, gorące tem- 142 143 30. Uroczystości dworskie mogły mieć taką oprawę, jak przedstawione na ilustracji zaślubiny arcyksięcia Ferdynanda z Anną Jagiellonką (szczegół z sarkofagu cesarza Maksymiliana I) peramenty, drażliwa ambicja mogły nawet proste, sąsiedzkie spotkania przekształcić w wielką awanturę. W pieśniach Kochanowskiego mamy opis takiej burdy, kończącej sąsiedzką biesiadę: i;r ,,>« (>•• Czołem za cześć, łaskawy mój panie sąsiedzie, '"' '" "'- >" Boże nie daj u ciebie bywać na biesiedzie! •/,> .;•••:. ,.-• v;.- Każesz mi pić przezdzięki twe przemierzłe piwo, !i ,•:•..: n -•• t ..••<.. v ' Że do dna nie wypijam, patrzysz na mnę krzywo. ,. -;.,,•' i.:i ,, •• ! (-) , W,-'---', ,V.I> . Alem prosto nie myśliw. Ci się na to godzą (...) i , Co sobie gardła ostrzą na niewinne piwo •...•••••:•• Rydzem, śledziem, ogórkiem; nie wiem, co im krzywo. ' " (...) .f,.,-*,-; . ,„. ;,..:. Kufle lecą, jako grad; a drugi już jęczy. , ^ ,- i , ,, Wziął konwią, aż mu na łbie zostały obręczy. , , ,, Potem do arkebuzów. A wiec to biesiada? : Jeśliście tak weseli, jakaż u was zwada? ^ Nazajutrz się jednają: (...) Ten obraz jest oczywiście przesadny, przypomina fragmenty Monacho-machii Ignacego Krasickiego. W każdym razie nie zabierano ze sobą na 144 biesiadę arkebuzów, broni typowo wojskowej, w dodatku używanej przez piechotę, a nie przez jazdę. Natomiast sam opis pijackiej awantury zdaje się sugerować potępienie tego rodzaju zachowań. Pod tym względem Kochanowski zgadza się z Rejem. Rej jako pisarz moralizator starał się obrzydzić ludziom obraz pijaka. Według niego pijany: Jako wilk wyje, jako cielę ryczy, Jako gęś klekce, jako świnia kwiczy. O jego zaś ruchach napisał: Dybieszli tedy pijany Dzierż się żerdzi, macaj ściany. Kochanowski nie był tak dosadny, ale nie oszczędzał nawet duchownych, pisząc ironicznie o kapelanie królowej: Królowa do mszej chciała, ale kapelana Doma nie naleziono, bo pilnował dzbana. Przyjdzie potym nierychło w czerwonym ornacie. A królowa: „Ksze miły, długo to sypiacie!" A mój dobry kapelan na ono łajanie: „leszczem ci się dziś nie kładł, co za długie spanie?" Zresztą stosunek Kochanowskiego do biesiad w miłym towarzystwie, przy dzbanie piwa, był nieco ambiwalentny. Nie pochwalał ich, być może nieco się ich wstydził, ale chyba nie żałował w nich swego uczestnictwa, przynajmniej w okresie własnego dworskiego żywota. Najlepiej to chyba oddaje znana fraszka O doktorze Hiszpanie, Piotrze Rojzjuszu, której fragmenty warto przypomnieć: „Już po wieczerzy, pódźmy do Hiszpana!" „Ba wierę, pódźmy, ale nie bez dzbana". „Puszczaj, doktorze, towarzyszu miły!" Doktor nie puścił, ale drzwi puściły (...) „Trudny — powiada — mój rząd z tymi pany: Szedłem spać trzeźwić, a wstanę pijany". Przytoczone opisy biesiad wskazują, że nie odbywały się one rzadko, ale chyba nie ograniczały się do bezmyślnego obżarstwa i pijaństwa. Były spotkaniami towarzyskimi — z rodziną, sąsiadami, przyjaciółmi. Potępiano ich przesadną wystawność, nadmiar jadła i picia i ewentualnie wynikające 2 nich spory i zwady, podobnie jak przedmiotem krytyki stawał się pijak 145 i jego zachowanie. Biesiady miewały niekiedy poważne ambicje literackie, muzyczne bądź w ogóle kulturalne. Jednym słowem — trudno ocenić owo życie towarzyskie szlachty polskiej XVI w., ale tym bardziej nie należy go potępiać i pomijać jego walorów, nie tylko społecznych, ale także kulturalnych. Spotkania towarzyskie mogły też być urozmaicone grami. Z fraszek Kochanowskiego wiemy, że przy stole bawiono się m.in. w przekazywanie osobom obok siedzącym pocałunków, co dla niektórych biesiadników mogło być przyjemne, dla innych mniej, ku uciesze pozostałych. We fraszce O prałacie poeta napisał: Na pirwszym miejscu pannę całowano, Także do końca podawać kazano. Więc tego nie raz, ale kilka było, A prałatowi by kąska niemiło, Bo co raz to go baba pocałuje, A on zaś mnicha; (...) Dla nas ciekawsze są gry prowadzone w mniejszym gronie, zwykle nie związane z biesiadą. Kochanowski poświęcił cały poemat grze w szachy, bardzo rozpowszechnionej w kręgach kulturalnych doby odrodzenia, traktując grę jako obraz „uczonej wojny" dwóch przeciwników. Mniej wiemy o upowszechnieniu w tym środowisku gry w warcaby, o czym wspomina Facecja polska z 1572 r. Niewiele wiemy też, przynajmniej w odniesieniu do społeczności szlacheckiej, o grze w kości. Być może o grę w kości chodziło we fraszce Kochanowskiego, gdy opisywał rozgrywkę opata z biskupem i oszustwo zakonnika, za które został dotkliwie pobity. Nieco więcej wiadomo o grze w karty. O wyrobie kart mówią nam materiały cechowe, a jedna z miniatur w Kodeksie Behema przedstawia ich wygląd. Można oczywiście zgłosić zastrzeżenie, że Kodeks dotyczy śro- 31. Tzw. Spielbret, czyli pudełko na gry (kości, karty), z portretami Zygmunta, Władysława i Ludwika Jagiellończyków i cesarza Maksymiliana I 146 dowiska miejskiego, nie szlacheckiego, i nie mamy pewności, czy miniatury, niektóre przynajmniej, nie zostały sprowadzone z zagranicy. Wiemy jednakże o graniu w karty, i to na dworze królewskim. Jedna z anegdotek, dotyczących Zygmunta I i Stańczyka, opowiada o tym, jak król ze swym błaznem grał w karty. Wygrywał ten, który zgromadził więcej figur. Gdy monarcha orzekł, że wygrał z racji 4 króli, Stańczyk zażądał ich pokazania i ku swemu zdziwieniu w ręku króla zobaczył tylko 3 króle. Na obiekcje błazna król spokojnie wyjaśnił: „Tu są 3 króle, a ja jestem czwarty". Niewątpliwie z życiem towarzyskim, i tym w liczniejszym gronie, i tym w mniejszym, łączyły się jeszcze inne zabawy, ale będziemy o nich mówić w dalszej części, podczas przedstawiania wizerunku ówczesnego świata w oczach kpiących z niego ludzi, obrazu „świata na opak". Tutaj natomiast warto dodać kilka zdań o romansach i miłostkach. Pojawiały się, sądząc na podstawie literatury, jako element zabawy, żartu i swoistej rozrywki, przy czym nawet w odniesieniu do flirtów pozamałżeńskich, spraw tych nie ukrywano zbyt głęboko. Warto przytoczyć kilka żartobliwych fraszek Kochanowskiego na temat kobiet i miłostek, a przynajmniej zapałów w tym kierunku. Najbardziej zrozumiale dla nas brzmi krótkie odezwanie się we fraszce Na nabożną. Jeśli nie grzeszysz, jako mi powiadasz Czego się, miła, tak często spowiadasz? W innej fraszce zaś pisze o niejakiej Kachnie: Kachna się każe w łaźni przypatrować, Jeslibych ją chciał nago wymalować, A ja powiadam: gdzie nas dwoje siędzie, Tam pewnie łaźnia, mówię, łaźnia będzie. Mniej dowcipnie, a bardziej dosadnie o tzw. płatnej miłości wypowiada się Rej w swoich Apoftegmatach. W wierszyku o zwodnicy i dworzaninie napisał: Wiem tu, panie, na ulicy Jeszcze prawie dwie dziewicy, Talara by nie żałować, Pewnie będziecie dziękować. Nie omieszkał jednak Rej przestrzec jednocześnie przed taką pokusą w następnym wierszu pt. Dworzanin; 147 Nic by nam o talar nie szło, Ale owo więc nie śmieszno, Kiedy na łbie rosną guzy, Co je zowiecie francuzy. O miłostkach i romansach można przytaczać wiele tekstów literackich, dowcipnych i lekkich, obscenicznych i surowych. Nie wydaje się to jednak konieczne, tym bardziej że nie muszą wszystkie oddawać poglądów i obyczajów szlacheckiego dworku. Najlepiej będzie zakończyć ten fragment o uciechach towarzyskiego życia pełną refleksji fraszką Kochanowskiego: A cóż czynić? Pijaństwo zbytnie zdrowiu szkodzi; Gra też częściej z utratą niż z zyskiem przychodzi; A nadzieje zaś nie masz wzajemnej miłości, A owa na swą szkodę suszy barzo kości. Wy tedy, co kto lubi, moi towarzysze, Pijcie, grajcie, miłujcie — Jan fraszki niech pisze! Do sposobów spędzania wolnego czasu można zaliczyć to, co da się określić jako konsumpcję kulturalną, a więc lektury wraz z gromadzeniem książek, korespondencję, oglądanie widowisk teatralnych lub parateat-ralnych, a także słuchanie muzyki. Nie są to sposoby spędzania czasu bliżej rozpoznane przez historyków, ale rozproszone wzmianki i materiały powinny pozwolić na naszkicowanie jakiegoś obrazu. O bibliotekach szlacheckich wiemy niewiele. W inwentarzach dworów szlacheckich spotykamy książki, lecz spisujący bardziej interesowali się ich rozmiarami i oprawą, niż ich tytułem i autorem. Można więc o gromadzeniu książek wnioskować przez analogię do powstawania bibliotek ludzi z elity politycznej i gospodar-32. Znaki polskich drukarni z xvi w. czej. Wiemy, że parotysięczną biblio- 148 tekę zgromadził Zygmunt August, że po kilkaset tomów posiadali Piotr To-micki, Jost L. Decjusz, a młody Jan Łaski młodszy zakupił bibliotekę Erazma z Rotterdamu, którą Andrzej Frycz-Modrzewski po śmierci humanisty przywiózł do Polski. Jednakże piękne przykłady bibliofilstwa nie musiały znajdować licznych naśladowców w dworkach szlacheckich, sądząc z powściągliwości wspomnianych inwentarzy w stosunku do napotykanych książek. Tym niemniej ktoś książki w Polsce kupował, skoro w pierwszej połowie XVI w. publikowano w kraju ok. 50 książek rocznie, a w drugiej połowie tego stulecia przeciętnie 110, nie licząc poważnego przywozu druków z zagranicy. O pożytkach z lektury wspomina Rej. Najważniejszym jednak dokumentem, który świadczy o zainteresowaniach czytelniczych szlachty, są artykuły uchwalone przez szlachtę na sejmiku w Środzie 14 XI 1534 r. Odpowiedni fragment ich artykułów brzmi następująco: „Item prosimy, aby nam księża nie bronili imprimować po polsku historii, kronik, praw naszych i też inszych rzeczy, a zwłaszcza o Biblią. Abowiem też każą sobie bić rzeczy rozmaite, a czemu też nam nie mają bić naszym językiem. Tu też nam wielka krzywda się widzi od księży. Abowiem każdy język ma swoim językiem pisma, a nam księża każą głupimi być". Była to zapewne reakcja na edykty Zygmunta I z lat 1520, 1523 i 1534, które zakazywały publikowania i przywożenia tekstów luterańskich, co miała nadzorować cenzura kościelna. Można to również odnieść do unikania drukowania tekstów polskich, tak pism o charakterze urzędowym (konstytucje, uniwersały, edykty), jak też literatury historycznej, prawniczej, a tym bardziej religijnej. Żądania te zresztą znalazły swój finał w decyzji o używaniu języka polskiego w konstytucjach sejmowych od 1543 r. i równoczesnej zgodzie na prowadzenie po polsku ksiąg sądowych. Wreszcie postulaty sejmików w Środzie świadczą o tym, że dla szlachty, przynajmniej wielkopolskiej, lektura, i to poważnych tekstów, była czymś pożądanym, a tym bardziej ich dostępność językowa. Trudno jednak przypuszczać, że szlachta dla rozrywki oraz przyjemnie i pożytecznie spędzanego czasu oddawała się głównie lekturze dokumentów prawnych, kronik lub Pisma Świętego. Można raczej podejrzewać, że poza wyjątkowo wykształconymi humanistami, którzy rozkoszowali się lekturą pisarzy starożytnych w oryginale albo tekstami Erazma z Rotterdamu, przeciętny szlachcic czytywał teksty o charakterze bardziej rozrywkowym. %ty to w zasadzie dwa rodzaje tekstów. Jeden, związany z Biblią, rozwijał wątki Starego i Nowego Testamentu, tworząc z nich pewnego rodzaju 149 opowieść literacką. Mogły należeć do nich apokryfy, czyli literackie „uzupełnienia" Pisma Świętego, albo tzw. historie świętych. Dzięki urozmaiceniu opowieści biblijnych, dzięki barwnym i bogatym relacjom o cudach, były odbierane jak rodzaj powieści fantastycznej, rozbudzając ciekawość i wyobraźnię czytelników lub słuchaczy, bo czytanie zbiorowe, wobec ograniczonej jeszcze alfabetyzacji, zdarzało się dość często. Być może na tym np. polegało powodzenie Żywota Pana Jezu Krysta, dzieła Baltazara Opecia, które wówczas doczekało się bardzo wielu wydań. Podobnie przyjmowano zapewne opowieści z krążącego po Europie cyklu Historii rzymskich (Gęsta Romanorum) i opowiadań o Aleksandrze Wielkim. Był to rodzaj powieści przygodowej i fantastycznej zarazem, w której mniej lub bardziej prawdopodobne wydarzenia mieszały się z bohaterskimi czynami i nieznanymi stworami umiejscowionymi gdzieś w dalekich krajach i w dawnych czasach. Te nieporadne nieraz literacko utwory, nieumiejętnie tłumaczone, dzięki egzotyce, nieprawdopodobieńst-wu wypadków, a jednocześnie nawiązywaniu do zasłyszanych legend i opowieści, musiały wzbudzać zainteresowanie, wręcz przykuwać do opowiadanego tekstu. Mowa tu oczywiście o mniej wymagającym czytelniku, o ludziach w skromnym stopniu zaangażowanych w wielkie dyskusje polityczne, religijne i światopoglądowe. Czy zresztą ta część szlachty, o mniejszym wyrobieniu intelektualnym, za to praktyczna życiowo, była w stanie rozkoszować się pięknem słowa — trudno powiedzieć. Kochanowski miał na ten temat wyrobione zdanie, gdy pisał w Muzie: Sobie śpiewam a muzom. Bo kto jest na ziemi, Co by serce ucieszyć chciał pieśniami memi? Kto nie woli tym czasem zysku mieć na pieczy, Łapając grosza zewsząd, a podobno k' rzeczy. 33. Karta tytułowa Biblii Leopolity, wydanie z 1577 r. Bo z rymów co za korzyść krom próżnego dźwięku? Ale kto ma pieniądze, ten ma wszytko w ręku: Jego władza, jego są prawa i urzędy; (...) Literaturę można było także słuchać i oglądać. Pominiemy tutaj najczęstszy typ literatury mówionej, kazania, ponieważ znamy ich niewiele z wcześniejszego, przedreformacyjnego okresu, a ponadto sprawy religijne będą omawiane w dalszej części książki. Tutaj przedstawimy literaturę do patrzenia i słuchania. Do samego patrzenia, podziwiania przez odbiorcę, służyły obrazy, często całe ich serie, rodzaj komiksów dla ówczesnych analfabetów. Tych serii malowanych, przedstawiających historie biblijne lub świętych, nie mieliśmy jednak w Polsce XVI w. zbyt wiele i ich wpływ na wiedzę i wyobraźnię widzów nie mógł być duży. Kościół jednak od najdawniejszych czasów sięgał po przedstawienia religijne, po teatr dla wiernych. Te tzw. misteria stanowiły ukształtowany scenicznie, wzbogacony treściowo, a przy tym nie pozbawiony fragmentów rozrywkowych dramat, prezentowany wiernym w kościele lub na przykościelnym cmentarzu. Czy przeznaczano go dla niepiśmiennych prostaczków czy również dla bardziej wymagającej szlachty, trudno powiedzieć. Z pewnością jednak pewne elementy fabuły i sposoby przedstawiania wydarzeń i postaci docierały nie tylko do świadomości maluczkich. W XVI stuleciu pojawiła się konkurencja dla inscenizacji religijnych — dramat humanistyczny. Czerpał on swą tematykę ze spuścizny antycznej, choć pełnił funkcję nie tylko literacką, ale przede wszystkim moralizatorsko-dydaktyczną. Tak było zarówno z popularnym w Polsce Sądem Parysa J. Lochera, jak i Odprawą postów greckich J. Kochanowskiego. Dydaktyka i moralizatorstwo nie opuszczały tym bardziej utworów dramatycznych Reja czy Marcina Bielskiego. Różnica w stosunku do misteriów polegała nie tylko na odejściu od tematyki biblijnej, ale też 34. Karta tytułowa Odprawy postów greckich Jana Kochanowskiego, wydanie z 1578 r. IANA KOCHANOWSKIEGO. «S mto 'COtce wa. L>ni« bwimaftatt 150 151 na konstrukcji sukcesywnej, a więc opartej na następstwach przyczynowo-skutkowych i na rezygnacji z wstawek, które wprawdzie urozmaicały widowisko, ale i rozbijały jego całość. Pewną uproszczoną formą dramatu, już tylko pisanego, były dialogi, zwykle polemiczne, Reja, Jana Seklucjana, Kromera i Wita Korczewskiego. Można się zresztą zastanawiać, czy owe pisane dramaty rzeczywiście oglądano oraz kiedy i w jaki sposób pokazywano je na scenie, a także jak szeroki mógł być ich odbiór w środowisku szlacheckim. Liczba znanych wydań nie świadczy najlepiej o ich powodzeniu i o szerokim kręgu czytelniczym. Ten nikły odbiór dramatu — obojętnie czy religijnego, czy humanistycznego — został przełamany dopiero przez teatr jezuicki. Jezuici uznali teatr za bardzo istotną formę kształcenia tak uczniów w kolegiach, jak też oddziaływania na ich rodziców, zapraszanych na przedstawienia szkolne. Przedstawienia takie zaczęto organizować już w 1566 r. w kolegium w Pułtusku, a następnie w innych kolegiach tego zakonu. Do końca XVI w. wiemy o 10 kolegiach jezuickich na terenie Rzeczypospolitej, w których działał teatr i wystawiono łącznie około 80 komedii i 120 dialogów. Trudno ocenić poziom tych przedstawień, słabo znamy ich treść, choć tendencje moralizatorsko-dydaktyczne, wykorzystujące tematykę antyczną lub zaczerpniętą z tradycji chrześcijańskiej, musiały w nich przeważać. Ich oddziaływanie na szlachtę, zarówno młodzież kształconą w kolegiach, jak i na starsze pokolenie, mogło być istotne, lecz jego skutki wykraczają już poza interesujący nas okres. Lektury, studia, kontakty między ludźmi zachęcały do próbowania własnych sił na polu pisarstwa. Oczywiście nie będziemy osobno omawiać literatury, chociażby dlatego, że robią to inni i trudno łączyć szesnasto-wieczną polską twórczość pisarską jedynie ze szlachtą. Jeszcze w pierwszej połowie XVI w. wśród piszących przeważali księża i plebejusze i dopiero druga połowa stulecia wykazuje przewagę szlachty, a zarazem ludzi świeckich wśród pisarzy. Nie oznacza to, że jest to już literatura typowo szlachecka, ale że kulturalny awans szlachty wyłonił z jej szeregów głównych autorów literatury narodowej. Można się też zastanawiać, czy słuszne jest mówienie o pisarstwie w rozdziale o spędzaniu czasu wolnego. Jest to chyba jednak uzasadnione faktem, że działalność literacka szlachty w tym okresie nie była zajęciem profesjonalnym, lecz raczej stanowiła pisanie „sobie a muzom", była rodzajem rozrywki i wyżycia intelektualnego, a przy okazji naucza- 152 nią innych. Nawet najbardziej płodny pisarz, Mikołaj Rej, zajmował się jednocześnie, i to bardzo owocnie, gospodarstwem, był znanym politykiem, a niekiedy człowiekiem rozrywki, gdy z własną kapelą zabawiał dwór królewski. Dla nas zresztą istotna będzie nie tyle treść poszczególnych utworów literackich, ile cel pisania i chęci, jakie przyświecały autorowi. W pierwszej połowie stulecia przewagę zyskała łacińska literatura humanistyczna, wzorowana na klasycznych, rzymskich utworach. I jeżeli chcemy wymienić najwybitniejszych pisarzy humanistycznych, to znajdują się wśród nich: szlachcic Andrzej Krzycki, mieszczanin Jan Dantyszek i chłop Klemens Janicki. Trudno jednak to pokolenie twórców wiązać bezpośrednio z postawami i dążeniami szlachty. Nie oznacza to, że tego typu pisarstwo dzieli przepaść od późniejszej literatury polskiej. Ono uczyło sposobów wyrażania się, tworzyło kulturę literacką i trzeba pamiętać, że późniejsi mistrzowie polskiego słowa zaczynali swoje pisarstwo od tłumaczeń lub przeróbek z łaciny (Rej, Górnicki) lub wręcz od pisania utworów łacińskich (Kochanowski). Pisarstwo, które rozwinęło się, nie zawsze zresztą w języku polskim, miało przede wszystkim cele praktyczne, powiedzielibyśmy umoralniające. W twórczości Reja będą to budujące teksty Kupca..., Żywotu Józefa... czy też sama postylla jako zbiór kazań. Temu też celowi służyło pisarstwo Frycza-Modrzewskiego, który chciał budować państwo, społeczeństwo i Kościół według swoich doktrynalnych i umoralniających wzorów - na szczęście jego wpływ na postawy i dążenia polityczne szlachty był bardzo niewielki. Dotyczy to także utworów Stanisława Orzechowskiego, utalentowanego demagoga, który zresztą bronił bardziej swoich własnych interesów osobistych i kościelnych niż postaw moralnych lub politycznych. Trudno zresztą oddzielić pisarstwo polityczne od moralizatorstwa. Nie istniała jeszcze świecka nauka o państwie i dyrektywy czerpano bądź z zasad i wskazań Arystotelesa, bądź etyki chrześcijańskiej, nie zaś z praktycznych pouczeń Niccolo Machiavellego czy Jeana Bodina, których dzieła jeszcze do Polski nie dotarły. Do programów i działań politycznych przykładano kryteria etyczne, choć mówiono już nie o grzechu i pokucie, lecz o cnocie, słuszności i sprawiedliwości. Jeżeli Rej w Krótkiej rozprawie torował drogę reformom politycznym, to czynił to poprzez krytykę państwa, społeczeństwa i Kościoła z punktu widzenia sprawiedliwości, uczciwości 153 i legalności działań ludzkich. Kochanowski w Proporcu, w Zgodzie i wreszcie w Odprawie postów greckich też wysuwał cechy moralne jako podstawę istnienia i działania państwa i społeczeństwa, nie zaś czyjekol-wiek korzyści lub efektywność działania. Szukając wypowiedzi pisarskich, które miały oddziaływać na postawy i aktywność polityczną, warto się jeszcze zatrzymać przy dwóch rodzajach tekstów. Pierwszy z nich to mowy sejmowe (często drukowane na bieżąco), które zawierały bardziej konkretne postulaty polityczne, aczkolwiek „opakowane" nieraz w piękną, uczoną retorykę. Drugi typ to pisma polityczne, zwykle ulotne, związane z agitacją elekcyjną podczas pierwszego i drugiego bezkrólewia, rozpatrujące z różnych stron zalety i wady poszczególnych kandydatów do tronu, polecające jednego i przestrzegające przed innym. Najciekawsze jednak będą dla nas wypowiedzi osobiste świadomego swej twórczości pisarza, a za takiego można uważać przede wszystkim Kochanowskiego, a później w pewnej mierze Mikołaja Sępa-Szarzyń-skiego. Kochanowski próbował różnych form wypowiedzi artystycznej. Były to poematy, pieśni, psalmy, krótkie utwory okolicznościowe lub wręcz rozrywkowe, jak fraszki, wreszcie głębokim uczuciem przepojone treny i próby klasycznego dramatu. Tutaj chcemy jedynie przedstawić niektóre wnioski, które zdają się wypływać z ich lektury. Pierwszy to stwierdzenie opanowania nie tylko rzemiosła poetyckiego, ale przede wszystkim języka, a dzięki jego bogactwu, giętkości — zdolności formułowania subtelnych opisów i głębokich, osobistych wypowiedzi. Drugi to zainteresowanie się kierunkiem zapoczątkowanym przez Reja, a kontynuowanym później przez Zimorowicza, Szymonowicza, a mianowicie poezją wiejską, albo tzw. ziemiańską. Nawiązywała ona nie tylko do wzorów starożytnych, ale i do normalnego życia na wsi, w szlacheckim dworku i w jego wiejskim otoczeniu. Wreszcie trzecia cecha wypowiedzi literackiej Kochanowskiego — to dojrzałość twórcza, świadomość tego, co się chce i jak wyrazić, oraz świadomość wagi własnej wypowiedzi. Ko- 35. Zapis pieśni czterogłosowej Wincentego z Szamotuł Chryste dniu naszej przyszłości A Ł T V S ! K * 'ijj.it! otftjreufj (jtmiiofd/ chanowski był pewny, że jest to wielkie, autorskie osiągnięcie, kiedy pisał w Muzie: Jednak mam tę nadzieję, że przedsię za laty Nie będą moje czułe nocy bez zapłaty; A co mi za żywota ujmie czas dzisiejszy, To po śmierci nagrodzi z lichwą wiek późniejszy. Poeta nie musiał czekać na ów „wiek późniejszy", był wydawany i czytywany współcześnie i dopiero w drugiej ćwierci XVII w. jego utwory zaczną tracić na atrakcyjności, jego słowa i myśli staną się mniej zrozumiałe, mniej godne lektury i naśladowania. Gdy mowa o spędzaniu przez szlachtę czasu wolnego nie można pominąć roli muzyki. Doceniano jej znaczenie tak w sensie społeczno-dydaktycznym, jak i bezpośredniej przyjemności słuchania. Kochanowski w dialogu Wróżki przytacza. opinię plebana, który uczenie dowodzi: „Na to się wszyscy filozofowie starzy zgadzali, że muzyka ma moc nad umysły ludzkimi i między inszym ćwiczeniem, które dzieci miewały, kazano im muzykę umieć, tak wiele dla przystojnej rozkoszy albo zabawy, jako snadź więcej dla postanowienia dobrych obyczajów... i stąd wniesiona jest muzyka do kościołów... taka tedy odmiana w muzyce czyni odmianę i w rzeczypospolitej, jeśli Platonowi chcemy wierzyć..." Muzyka mogła zaprzątać nie tylko uczone głowy. Chętniej widziano ją jako proste, przyjemne urozmaicenie dnia, chwil wolnych od pracy lub jako zachętę do tańca. Kochanowski w Pieśni świętojańskiej o Sobótce tak przedstawia wiejski zwyczaj muzykowania: Skoro też siew odprawiemy Komin w koło obsiądziemy, Tam już pieśni rozmaite, Tam będą gadki pokryte. Tam trefne pląsy z ukłony, Tam cenar, tam i goniony. 36. Kompozycja Mikołaja z Krakowa Aleć nade mną Wenus z tabulatury Jana z Lublina z 1540 r. 154 155 To przedstawienie ludowego pojmowania muzyki i jej uroków nie musi się ograniczać do chłopstwa. Wiemy, że dwór szlachecki nie miał własnej kapeli, że korzystał z muzyków, a zapewne i z utworów muzyki ludowej, z jej pieśni, melodii do tańca, choć o tym ostatnim umiemy najmniej powiedzieć. Natomiast jak bardzo ceniono wysokiej jakości muzykę i mistrzowskie jej wykonawstwo, wskazuje sława lutnisty królewskiego, we fraszce O Bekwarku, która dotarła do nas wraz z pochwałami Kochanowskiego: By lutnia mówić umiała, Tak by nam w głos powiedziała: „Wszyscy inszy w dudy grajcie, Mnie Bekwarkowi niechajcie!" Najchętniej jednak spędzano czas na wesołej zabawie, podczas której nie jadło i napitek, lecz dowcipna opowieść i żart, parodia i satyra rozweselały myśli i zachęcały do snucia fantastycznych opowieści, obojętnie o czym, byle opowiedzianych z humorem. Rej twierdzi: Bo krotochwila każda, skądkolwiek przypadnie, Zafrasowane serce rozweseli snadnie, Abowiem każdy frasunek i ciała, i duszy Barzo szkodzi, a smętny duch i kości suszy. Na bogatych dworach, z królewskim na czele, istniało specjalne stanowisko błazna dworskiego, którego zadaniem było rozweselać pana i jego gości. Najlepsi błaźni znajdowali się zwykle na dworze monarszym, co nie dotyczyłoby naszego tematu, gdyby nie dwa względy. Po pierwsze, wieści o błaznach królewskich i ich wyczynach, jako wzory działań, rozchodziły się szerokim echem po kraju, wzbudzając wśród szlachty żywe zainteresowanie. Po drugie, niektórzy z tych błaznów, chociażby do dzisiaj sławny Stańczyk, błazen Zygmunta I, byli pochodzenia szlacheckiego i na dworze królewskim należeli do ludzi bardzo wpływowych. Trzeba zdawać sobie sprawę, że ówcześnie spotykamy dwa typy błaznów. Jeden to zwykły wesołek, który fikał koziołki, robił miny, pragnąc swym zachowaniem wzbudzić zainteresowanie i wesołość widzów. Do tej kategorii należały też karły i karliczki oraz inne postacie o dziwnym wyglądzie i niecodziennym zachowaniu. Był to rodzaj bardzo prymitywnego zabawiania, wzbudzania wesołości nie tyle dowcipem, ile wyglądem zewnętrznym. O tym rodzaju błazna mówiono głupiec lub szalony. Ale istniała druga kategoria — błazen mądry, przebiegły, nawet niebezpieczny, z racji swej spostrzegawczości i ostrej oceny ludzi i wydarzeń. Uchodził on za osobę znaczącą na dworze, niejednokrotnie jedyną, która potrafiła i nie bała się wygarnąć prawdę w oczy, w formie surowej i dowcipnej zarazem. W tej sytuacji wpływ błazna Stańczyka na monarchę, a przez to i na politykę, mógł być bardzo ważny. Wystarczy przypomnieć anegdotę zapisaną przez Marcina Bielskiego o polowaniu w Niepołomicach na sprowadzonego z Litwy niedźwiedzia. Podczas polowania królowa Bona, zaatakowana przez zwierzę, spadła z konia i poroniła, a Stańczyk ratował się ucieczką. Gdy król zakpił z błazna mówiąc: „Począłeś sobie niejako rycerz, ale jako błazen, żeś przed niedźwiedziem uciekał", Stańczyk odparł: „Większy to błazen, co mając niedźwiedzia w skrzyni, puszcza go na swoją szkodę". Błazen jednak nie pojawiał się w dworku szlacheckim i tu zabawę organizowano inaczej. Kultura ludowa późnego średniowiecza i XVI w. w wielu krajach europejskich znała pojęcie „świata na opak", kiedy ludzi i instytucje, rządzące światem, prezentowano w formie karykatury, będącej ich zaprzeczeniem. Taki „świat na opak" historycy kultury, przynajmniej niektórzy, uznawali za formę społecznego protestu, magicznego odwrócenia hierarchii wartości. W połowie XVI w. Stanisław Pszonka i Piotr Kaszowski utworzyli w Babinie towarzystwo zabawy, zwane popularnie rzecząpospolitą babińską. Ideologicznym hasłem, które przyświecało twórcom i uczestnikom owej rzeczypospolitej, stała się wzięta z psalmów zasada omnis homo mendax (każdy człowiek kłamcą), co stanowiło punkt wyjścia zabawy. Polegała ona na swoistej parodii państwa i społeczeństwa szlacheckiego: rzeczpospolita babińska wydawała bowiem uroczyste przywileje i nadawała ludziom urzędy babińskie na zasadzie przeciwieństwa posiadanych cech 1 potrzebnych kwalifikacji. Dawało to okazję do opowiadania żartów i dowcipów, do kpin z ludzi i instytucji, w sumie do doskonałej zabawy, Przynajmniej w rozumieniu szlachty. Nie była to przy tym zabawa Prymitywna i bezmyślna, skoro należeli do tego grona tacy ludzie, jak Rej, Kochanowski, Andrzej Trzycieski, Mikołaj Sęp-Szarzyński, Stanisław arnicki czy Bartosz Paprocki, żeby wymienić tylko uczestników wcześ-icjszego okresu działalności rzeczypospolitej babińskiej. Dla zrozumienia dowcipu typu babińskiego warto przytoczyć kilka Przykładów powołania urzędników babińskich. I tak niejaki Czarny został 156 157 mianowany legislatorem babińskim, bo ustalił, że pijąc z kimś nie trzeba czapki zdejmować; Wacław Zamojski stał się łowczym babińskim, gdyż opowiadał o polowaniu na zające przy świecach, a Mikołaj Strachowski był alchemikiem babińskim, ponieważ twierdził, że moczone drewno grabowe zamienia się w krzemień i krzesze iskry. Śmiano się, gdy Jakub Dunin opowiadał, jak pod Neapolem znalazł się na górze tak wysokiej, że sięgał szpadą nieba, bawiono się też, kiedy Koryciński, kuchmistrz babiński, opowiadał, jak arcybiskup Piotr Gamrat jadał potrawy z sieczki, a strzelec babiński Bobrownicki chwalił się, że jedną kulą zabił 50 kaczek. Oto jedna z anegdot babińskich, spisanych później wierszem przez Jana Achacego Kmitę (1617). Według niego jeden z uczestników zabaw babińskich opowiadał: Widziałem też coś dziwniej, jest też dzwon w Krakowie Nie szklany, nie żelazny, macie wierzyć mowie, Ale go zdun urobił aż z jałżeckiej gliny. Gdy weń uderzą, ma te nad podziw nowiny, Że go aż w Rzymie słychać za ośm niedziel będzie. Zapisał też Kmita anegdotę o królu Zygmuncie Auguście, który: Jął się o babińskie król dowiadywać rządy. „Macież też, prawi, króla u siebie jakiego, Coby był regimentu obrońcą waszego?" A iż był twarzy wdzięcznej i żartownej mowy, Odpowiedział Kaszowski łagodnymi słowy: „Boże uchowaj, królu, nie daj tego Boże, By miała być jaka myśl, ani to być może, Abyśmy tacy ludzie, panie miłościwy, Inszego mieli obrać, pókiś ty jest żywy". Postawy i dążenia polityczne f •'•• Choć przyzwyczailiśmy się nazywać okres od XVI do połowy XVII w. czasami tzw. Rzeczypospolitej szlacheckiej, tj. państwa zdominowanego przez szlachtę, trzeba to określenie przyjmować z dużą ostrożnością, a w stosunku do XVI w., przynajmniej do jego pierwszej połowy, z dużymi zastrzeżeniami. Wzmiankowane bowiem półwiecze jest dobą kształtowania się postaw i ambicji politycznych szlachty, a ściślej mówiąc średniego i zamożniejszego „rycerstwa", z wyłączeniem tak magnaterii, jak i za-grodowców. Okres ten należy przy tym ujmować dynamicznie, to znaczy jako lata, w których owe postawy i dążenia narastały, formowały się, a w dodatku nie były ani pełne, ani usystematyzowane, ani wreszcie ukształtowane świadomie w ruch polityczny szlachty, zwany ruchem egzekucyjnym. Ruch ten bowiem również kształtował się stopniowo, choć jego dzieje należą przede wszystkim do okresu właściwej aktywności politycznej, a nie tworzenia samych postaw, dążeń, i co się z tym łączy, poglądów politycznych „rycerstwa". Praktyczne działania polityczne nie są bowiem związane bezpośrednio z kształtowaniem się świadomości politycznej, lecz głównie z taktyką i strategią walki politycznej. Przyzwyczailiśmy się również sięgać do XV stulecia jako okresu kształtowania się ideologii politycznej szlachty i źródła jej przyszłych sukcesów. Nie zatrzymamy się jednak nad problematyką przywilejów szlacheckich, gdyż był to raczej późny etap kształtowania się stanu szlacheckiego, ani też nad początkami sejmowania, gdyż w tym czasie w niewielkim stopniu wiązało się to ze świadomością polityczną szlachty. Podobnie pisma polityczne XV w., np. Monumentum... Jana Ostroroga, będą nas umiarkowanie interesowały, ponieważ data powstania Monumentum jest bardzo niepewna, a oddziaływanie znacznie późniejsze. Analogicznie 159 37. Król Aleksander i kanclerz Jan Łaski, drzeworyt z 1506 r. dopiero w późniejszym okresie, tj. ok. 1540 r., pojawiają się teksty tzw. Rad Kallimachowych, pisma politycznego formalnie z przełomu XV i XVI w., ale o równie niepewnym pochodzeniu. Wreszcie przechodząc do omówienia aktywności politycznej szlachty, pominiemy opinię o Janie Olbrachcie, jako o monarsze, który odwoływał się do szerokich mas szlacheckich, oraz o Janie Łaskim, którego niektórzy historycy uznają za przywódcę politycznego szlachty. Wystarczy spojrzeć na najwcześniejsze przedstawienie sejmu polskiego, zamieszczone w pierwszym wydaniu (1506) Statutów Królestwa Polskiego Łaskiego, aby dojść do wniosku, że szlachta, a właściwie posłowie szalcheccy, niewiele mieli do powiedzenia w sejmie. Te nasze krytyczne uwagi na temat przeceniania siły, a przede wszystkim świadomości politycznej szlachty polskiej w XV i w początkach XVI w., można potwierdzić już bardziej konkretnymi obserwacjami z doby panowania Zygmunta I. Zygmunt Stary i jego otoczenie traktowali szlachtę jako warstwę niedojrzałą politycznie i kulturalnie, jako przedstawicieli sejmików i prowincjonalnej braci, którzy byli od tego, aby zgodnie z brzmieniem przywileju koszyckiego dawać zgodę na nadzwyczajne podatki, i to bez większych dyskusji. Podkanclerzy Piotr Tomicki, humanista i najbliższy współpracownik monarchy, twierdził, że są to nie oratores (posłowie), lecz aratores (oracze) i takie mają kwalifikacje. Zresztą humanistyczne otoczenie Zygmunta I opowiadało się za rządami najlep-pszych (optymatów), tj. wykształconych humanistów i magnatów, a nie demokratów, w ich rozumieniu niedouczonej i niedoświadczonej politycznie szlachty. Szlachtę, która starała się wykorzystywać atut sejmowej zgody na podatki na rzecz własnych postulatów, starano się jeszcze na sejmikach urabiać i nakłaniać, aby wybierała uległych królowi posłów, a później na sejmie stosowano naciski i zachęty, a nawet groźbę pospolitego ruszenia. Jednakże posłowie szlacheccy, początkowo nieliczni (ok. 45) — ich liczba wzrosła w latach 1548 -1569 do 93, a po tej dacie do 167 — uczyli się dochodzić do głosu w trudniejszych dla króla momentach (np. w 1520 i 1537 r.) oraz wykorzystywać rywalizację w obrębie elity dworsko--urzędniczej i magnackiej. W rezultacie próby reform wojskowo-skarbo-wych i prawno-ustrojowych, podejmowanych przez Zygmunta I, okazywały się niemożliwe do przeprowadzenia na skutek oporu albo po prostu braku poparcia ze strony posłów szlacheckich. W każdym razie od ok. 1535 r. z głosem posłów szlacheckich i z ich szerokim zapleczem politycznym należało się liczyć, aczkolwiek Zygmuntowi Staremu nie przyszłaby do głowy myśl o sojuszu i współpracy politycznej z przedstawicielami szlachty. Trudny początek panowania Zygmunta Augusta z powodu konfliktu o małżeństwo z Barbarą Radziwiłłówną, również uniemożliwiał współpracę króla ze szlachtą, choć stanowiła już ona zorganizowaną siłę polityczną, co wreszcie w 1562 r. skłoniło monarchę do przejścia na jej stronę. Dojrzewanie polityczne szlachty i kształtowanie się jej postaw i dążeń wiązało się oczywiście z jej awansem społeczno-gospodarczym i kulturalnym i stanowiło proces trwający wiele lat. Kształtowanie się świadomości politycznej szlachty możemy obserwować na podstawie jej działań oraz sukcesów i porażek politycznych, ale jest to droga niepewna, szczególnie • wcześniejszych latach, gdy przypisywanie szlachcie świadomych -cyzji politycznych, a nie rezultatów oddziaływania wielu różnych -zynników, bywa zawodne. Dlatego te rozważania będziemy prezentować i podstawie bezpośrednich wypowiedzi, formułowanych jako teksty utyczne, przeznaczone tak do upowszechniania drukiem, jak też do bezpośrednich wystąpień. 160 161 Trudno przedstawić szczegółowo piśmiennictwo polityczne szlachty, szczególnie z pierwszej połowy XVI w., kiedy kształtowały się jej postawy i dążenia. Pism takich zachowało się niewiele, a częstokroć wychodziły spod pióra ludzi mało związanych z ruchem i ideologią szlachty. Dlatego kryterium doboru będzie stanowić dla nas nie autorstwo, lecz krąg oddziaływania pism, tak wydanych drukiem, jak też krążących w rękopisach. Formalnie do takich tekstów można zaliczyć publikacje prawne — od tzw. Statutów Łaskiego po bieżąco wydawane konstytucje, a także opracowania historyczne Jana Długosza (w rękopisie), Macieja Miechowity, Bernarda Wapowskiego i Josta L. Decjusza. Z historycznego punktu widzenia był to materiał, z którego dało się wybrać opisy i dokumenty, ale nie stanowiły one wypowiedzi politycznych szlachty, choć mogły pomagać w ich kształtowaniu. Za wypowiedź o wadze politycznej można uznać dopiero dzieło Stanisława Zaborowskiego, pisarza skarbu koronnego, który w 1507 r. wydał traktat O naturze praw i dóbr królewskich. Zaborowski twierdził, że domena monarsza stanowi własność państwa, że jej dochody należy przeznaczyć na potrzeby monarchy, dworu i wojska broniącego kraju, wreszcie, że nie tylko sprzedaż — zakazana przez prawo — ale i zastawy są bezprawne i ludzie dający pod zastaw pieniądze winni je tracić bez odszkodowania. Istotne są tu zresztą nie szczegóły wywodów autora ani też jego nawiązanie do statutu z 1504 r., który zakazywał alienacji i zastawów wszelkich dóbr królewskich, ale jego rozumowanie i wnioski, które znalazły odbicie w szlacheckim programie tzw. egzekucji dóbr. Niezależnie od tego, czy Monumentum Ostroroga uznamy za utwór z XV w., wyprzedzający swoją epokę, czy też za pastisz z pierwszej połowy XVI stulecia, istnieją bardzo charakterystyczne zbieżności między jego żądaniami a postulatami politycznymi szlachty z lat 1534-1545. Na przykład jego żądanie dystansowania się od roszczeń papiestwa, krytyka kleru, niechęć do niemczyzny w Polsce, postulaty na temat dorocznych sejmów i dotyczące sądów, wypowiedzi o potrzebie ujednolicenia miar i wag, o cłach granicznych i wewnętrznych, o szerokości dróg, o potrzebie dobrej monety itp. dziwnie się zgadzają z postulatami szlachty tego okresu. W każdym razie licznie zachowane kopie Monumentum z tych lat, a nie występujące wcześniej, wskazują na możliwość związku między sformułowaniami przypisywanymi Ostrorogowi a ówczesnymi dezyderatami politycznymi szlachty. Istnieje też jakiś związek pomiędzy upowszech- niającymi się w odpisach w tych latach tzw. Radami Kallimachowymi a obawami szlachty, skoro Rady miały stanowić poradnik dla monarchy, który chciałby budować silną władzę, a pozbyć się szlachty (z jej wolnościami) oraz instytucji sejmu. W każdym razie czytelnik Rad musiał sobie uświadamiać niebezpieczeństwo ewentualnych działań króla, wymierzonych w szlachtę, a opartych na dyspozycyjnych plebejuszach, posłusznych biskupach i zależnym od króla wojsku. Dużą sławę, jako pisarz polityczny epoki odrodzenia, zyskał w polskiej nauce historycznej Andrzej Frycz-Modrzewski. Nie umniejszając wagi jego dzieł ani zawartych w nich pomysłów politycznych, należy go raczej wyłączyć z naszych rozważań, ponieważ nie był bliżej związany z postawą i dążeniami politycznymi szlachty. Jego najwcześniejsze, z 1543 r., wypowiedzi o karze za mężobójstwo nie znalazły wyraźniejszego odzewu, a główne dzieło O poprawie Rzeczypospolitej wyszło drukiem w 1551 i 1554 r., gdy postawy i dążenia szlachty zostały ukształtowane i trudno znaleźć wspólne cechy między koncepcjami Frycza-Modrzewskiego a świadomością polityczną szlachty. W dużym stopniu odnosi się to również do innego uzdolnionego pisarza politycznego, Stanisława Orzechowskiego. Zaczął on wydawać swoje „turcyki" w 1543 r., ale jego apele nie porywały szlachty, podobnie jak późniejsze kwestionowanie zasadności egzekucji dóbr królewskich; a krytyczna postawa tego żonatego kanonika przemyskiego wobec Kościoła zjednywała mu czasowe poparcie antyklerykalnie nastawionej szlachty. 3 wpływ na opinię szlachecką można bardziej posądzać Reja i jego krotką rozprawę, wydaną w 1543 r., ale nie zawierała ona żadnego pozytywnego programu politycznego. Stanowiła ostrą, dowcipną kry tykę stosun- 38. Karta tytułowa polskiego przekładu O poprawie Rzeczypospolitej Andrzeja Frycza Modrzewskiego, wydanie z 1577 r. 162 163 164 ków politycznych, szczególnie urzędów szlacheckich, sądów i pospolitego ruszenia oraz stosunków społecznych z eksploatowaniem chłopa włącznie, wreszcie stosunków rodzinnych i życia codziennego szlachty. Oczywiście krytyka Reja miała charakter moralizatorski, dlatego trzeba tu przypomnieć, że w ówczesnej polityce pojęcia cnoty i występku, pochwały i potępienia były stałym elementem perswazji i argumentacji politycznej. Najlepiej nas jednak zorientują w postawach i dążeniach politycznych szlachty tzw. artykuły i postulaty sejmikowe. Szlachta, zgromadzona na sejmiku w celu wybrania posła na sejm, dawała mu nie tylko pełnomocnictwo (szersze lub węższe) występowania w jej imieniu. Polecała mu przedstawić określone sprawy — żądania, skargi, zapytania i oceny — ustnie lub w postaci spisanych punktów. Było to postępowanie praktyczne, ponieważ na sejmikach generalnych (w Korczynie dla Małopolski, w Kole dla Wielkopolski, a od 1529 r. w Warszawie dla Mazowsza) owe punkty także dyskutowano. Niekiedy ulegały przeredagowaniu i wzbogaceniu, będąc wyrazem dezyderatów nie tylko pojedynczego sejmiku, ale i całej prowincji. Zdarzało się też, gdy król przebywał na Litwie, a sejm odbywał się bez jego udziału w Koronie, że izba poselska redagowała wspólne artykuły i przesyłała je jako swoje stanowisko monarsze. Mechanizm powstawania i funkcjonowania takich artykułów mógł być różny, jednak ułatwiały one działanie polskiego parlamentaryzmu, były potrzebne szlachcie, a także niekiedy pozytywnie oceniane przez króla, który np. w 1523 r. nalegał na ich zredagowanie. Zdarzało się bowiem, że niektóre artykuły po akceptacji królewskiej stanowiły część programu obrad sejmu i podstawę do jego uchwał. Liczyły się przy tym najbardziej artykuły bądź spisane na wspomnianych sejmikach generalnych, bądź na najważniejszych partykularnych, jak sejmik województwa krakowskiego, odbywający się w Proszowicach, lub sejmik województw poznańskiego i kaliskiego, który zbierał się w Środzie. Kiedy pojawiły się pierwsze artykuły sejmikowe, nie wiemy, można podejrzewać, że podobnie jak sejmiki pod koniec XV stulecia. Dla nas istotny jest fakt, że najwcześniejsze (zachowane pośrednio, w formie odpowiedzi królewskiej na określone postulaty) artykuły pochodzą z 1508 r. Zapewne pojawiały się w latach następnych, lecz ich teksty nie zachowały się i dopiero w latach trzydziestych i czterdziestych XVI w. napotykamy ich większą liczbę. W rezultacie dotychczasowych kwerend, z pewnością niepełnych, dysponujemy artykułami szlacheckimi z lat 1508, 1533, 1534 (5 różnych spisów), 1536, 1537 (2 wersje), 1538 (2 teksty), 1542, 1545, 1548 i 1550. W sumie mamy 16 wykazów postulatów szlacheckich i choć z pewnością części brak, treść ich jest tak bogata, że można na ich podstawie próbować zrekonstruować postawy i dążenia polityczne szalchty. Warto dodać, że w związku ze zmianą sposobu działania stronnictwa egzekucyjnego w latach pięćdziesiątych, nie dysponujemy późniejszymi artykułami, jedynie w diariuszach, np. z 1555 i 1558 r., pojawiają się fragmenty postulatów szlacheckich, wplecione w relację z przebiegu obrad. Postulaty szalcheckie z lat 1508-1550 można podzielić według ich treści na trzy grupy. Pierwszą stanowiły żądania ekonomiczno-społeczne, odnoszące się do gospodarki nie tylko szlacheckiej i jej uwarunkowań ekonomicznych i socjalnych. Drugą grupę tworzyły postulaty, odnoszące się do spraw kultury, a w tym Kościoła i oświaty. Wreszcie trzecia grupa, najbogatsza, a zarazem najistotniejsza, to postulaty ogólnie mówiąc polityczne, a więc poruszające sprawy prawodawstwa (w tym tzw. egzekucji praw), sądownictwa, statusu domeny królewskiej, działania urzędów i instytucji państwowych, kwestie skarbowe, wreszcie problemy obejmujące unifikację państwa (m.in. unia z Litwą) oraz stosunki z sąsiadami. W interesie gospodarki folwarcznej należało dbać przede wszystkim o dwie sprawy — o powinności chłopskie oraz możliwości zbytu produktów rolnych. W stosunku do chłopów postulatów szlacheckich jest niewiele, ponieważ większość spraw nie wymagała uchwał sejmowych. W 1538 r. szlachta wypowiedziała się za utrzymaniem dla chłopa kary śmierci za umyślne zabicie szlachcica, zgodnie ze statutem z 1532 r., natomiast w latach 1545 i 1548 broniła chłopów przed ściąganiem przez starostów poradlnego, tj. 2 groszy z łanu, jednorazowo za okres wielu lat, co powodowało urastanie tych kwot do znacznych wysokości. W interesie chłopów żądała też w 1545 i 1548 r., aby w Krakowie, na Kleparzu i na Kazimierzu, nie pobierano targowego od sprzedawanej żywności. W obronie chłopów szlachta występuje także w artykułach spisanych w Środzie w 1534 r., zwracając się do króla i sejmu: „Prosiemy, aby z inąd obrony pokuszali (niż) z łanowego, bo nas nikt nie broni jedno kmiotek. Prosiemy, aby odpoczywał ten ubogi człowiek, aby Pan Bóg nie pomścił nad nami krzywdy jego". W każdym razie w artykułach sejmikowych zdaje się przeważać troska o chłopa nad ewentualną niechęcią do niego. 165 Bezpośrednio gospodarki folwarcznej dotyczą dwa postulaty. Jeden wyraża pragnienie, aby chowane na folwarkach woły mogły być eksportowane bez cła również wówczas, gdy zostały nabyte przez kupców (1538/1539). Istotniejsze były jednak kwestie związane ze spławem zboża. Po pierwsze, parokrotnie w latach 1508-1548 szlachta zgłaszała zarzuty pod adresem Torunia, twierdząc, że miasto utrudnia spław zboża, przy czym 0 latach późniejszych wiemy, że wybudowano wtedy groble i młyn u ujścia Drwęcy, co zmieniło koryto rzeki i spowodowało niebezpieczeństwo dla szkut, komięg* i tratew. Jednak najważniejsze wydaje się stanowisko szlachty wobec Gdańska i korzyści płynących z jego prawa składu. Na przykład w 1538 r. szlachta skarży się, że gdańszczanie zmuszają szlachtę 1 innych przybyszów do odsprzedawania sobie wszelkich towarów, ze zbożem włącznie, a nie pozwalają na bezpośredni handel z Holendrami. Szlachta wiec postulowała wprowadzenie wolnego handlu w Gdańsku, co zresztą nie było żądaniem realnym i projekt ten mimo jego wagi więcej się nie pojawił. Szlachta zresztą nie lubiła miast uprzywilejowanych i ich prawa składu, głosząc to nieraz w latach 1534-1550. Występują w artykułach wielokrotne skargi na prawo składu Lwowa, Krakowa, a nawet Poznania. Dotyczy to nie tylko interesów szlachty. Wprawdzie stan ten mile widział przybywających po jej produkty kupców zagranicznych, ale jednocześnie krytykował prawo składu jako krzywdzące dla innych miast, szczególnie mniejszych oraz średnich, wskazując m.in. na Lublin. Nie od rzeczy będzie dodać, że w 1534 r. szlachta wzięła w obronę Kraków, ponieważ Lwów, korzystając ze swego prawa składu, hamował handel krakowian ze Wschodem, a kupcy lwowscy z towarami bezprawnie omijali Kraków i jego prawo składu. W sumie stanowisko szlachty pozostawało konsekwentnie wrogie prawu składu i podobnym przywilejom miejskim, które chciano poddać rewizji. W 1550 r. szlachta jednoznacznie wypowiedziała się za likwidacją prawa składu. To uprzywilejowanie miast w stosunku do konsumenta wiejskiego wykazuje szlachta niejednokrotnie. W1534 r. bierze w obronę krakowskich Żydów, gdyż ci sprzedają towary znacznie taniej niż kupcy krakowscy, oskarżani przez nią, że starają sieją zubożyć. Podobnie w 1545 r. izba po- * Komięga — statek rzeczny o ładowności do 401, służący do jednorazowej podróży, po której sprzedawano go na drewno w miejscu wyładunku towaru. 39. Kraków w XVI w. Postacie na pierwszym planie w strojach szlacheckich z epoki. Miedzioryt z dzieła Jerzego Brauna CMtates orbis terrarum z 1572 r. sełska zarzuca kupcom lwowskim, że korzystając z prawa składu, sprzedają szlachcie niezbędną jej broń za podwójną cenę. Czy jednak poruszana w postulatach szlacheckich problematyka taks wojewodzińskich miała być bronią przeciw tym nadużyciom, trudno powiedzieć. W 1508 r. szlachta żądała wyznaczania cen na sukno importowane i szafran. W 1533 r. domagano się z jednej strony kontroli wojewodzińskiej miar i wag, z drugiej zakazu wywozu skór surowych, których brak w kraju wywoływał drożyznę. W następnym roku szlachta domagała się znowu większej aktywności podwojewodzich, którzy w imieniu wojewodów ustalali i kontrolowali miary, wagi i ceny. Sprawy cenników wojewodzińskich na żywność i kontroli kupców występowały także w 1545 r. W sumie jednak tego typu żądań pojawiło się niewiele, a co więcej, trudno uważać, że kontrola miar i wag stanowiła posunięcie niekorzystne dla miast, podobnie jak kontrola cen krajowych i importowanych na żywność. Trzeba raczej założyć, że chodziło o walkę z drożyzną, z tym, co określamy w Europie jako „rewolucja cen", a taką akcję podejmowano we wszystkich niemal krajach i popierała ją ogromna większość ówczesnego społeczeństwa. 166 167 Według opinii szlachty wielcy, bogaci kupcy korzystali ze zwyżki cen kosztem swoich uboższych kolegów i całej ludności kraju. Dotyczyło to nie tylko wspomnianego prawa składu, ale również łamania przez bogatych kupców zakazu handlu z Węgrami i ze Śląskiem, co czynili bezkarnie, a co dodatkowo pogarszało położenie uboższego kupiectwa i małych miast. Ta wielokrotnie powtarzana opinia o bogaceniu się wielkich kupców jest pozornie sprzeczna ze skargą na Żydów w 1534 r., których okrzyknięto ludźmi opanowującymi cały handel, kupczącymi z obcymi, wywołującymi drożyznę i w ogóle bezużytecznymi dla kraju. Jednakże tekst ten zbyt przypomina krążące w ówczesnej i późniejszej literaturze antyżydowskiej uogólnienia, aby przyjmować go za odbicie rzeczywistości. Jednocześnie bowiem szlachta pragnie, żeby Żydzi, którzy zamieszkali w jej majątkach — co świadczyłoby o ich przyjmowaniu — podlegali jak inni jej dominalnej, a nie królewskiej władzy, jak to wynikałoby z ich przywilejów (1537). Stosunek szlachty do miast i mieszczaństwa można rozpatrywać w świetle postulatów sejmikowych również od strony funkcjonalno-praw-nej, pośrednio tylko związanej z gospodarką. Dotyczy to ograniczenia ple-bejuszom, a szczególnie mieszczanom, dostępu do godności kościelnych oraz do posiadania dóbr ziemskich. W 1538 r. szlachta skarży się, że na opatów w Paradyzu i Trzemesznie zostali obrani obcokrajowiec i plebe-jusz. Przypominała też w 1545 r., że zgodnie z bullą papieską plebejusze i cudzoziemcy nie mogą być przyjmowani do kapituł katedralnych; podobna skarga pojawi się znowu w 1548 r. We wszystkich przypadkach chodzi o ustąpienie z beneficjum, które owi plebejusze lub cudzoziemcy osiągnęli wbrew prawu. W latach 1545, 1548 i 1550 powracają dawne żądania, aby mieszczanie nie posiadali dóbr ziemskich, a jeżeli już takowe nabyli, aby je musieli sprzedać. Było to oczywiście ograniczenie prawne mieszczan, ale czy wynikające z postawy antymieszczańskiej, czy też z chęci uporządkowania stosunków międzystanowych, z „egzekucji praw", trudno odpowiedzieć. Komplikuje ocenę fakt, że w 1550 r. szlachta zgodziła się, aby miasta posiadały dobra ziemskie pod warunkiem, że dochód z nich będzie przeznaczony na naprawę miasta. Ponadto w zarzutach zgłaszanych w tym samym roku mówiło się również, że nie powinna posiadać dóbr ziemskich nowa szlachta, która jedynie bogactwem, a nie drogą służby publicznej bądź czynów rycerskich, doszła do szlachectwa. Do grupy postulatów ekonomicznych można też zaliczyć krytykę organizacji i funkcjonowania ceł. W latach 1545, 1548 i 1550 zarzucano 168 celnikom nadużycia, m.in. bezprawne zakładanie nowych komór celnych, pobieranie nienależnych opłat, aresztowanie ludzi bez wiedzy i zgody starosty. Oskarżano ich ponadto o korupcję i przymykanie oczu na naruszanie przepisów przez bogatych kupców. Nie dotyczyło to bezpośrednich interesów szlachty, skoro ta nie płaciła ceł od wywozu własnych produktów, natomiast według opinii sejmikowych statystów cła szkodziły gospodarce. Szczególnie utrzymywane wbrew obietnicom tzw. cło nowe miało wywoływać drożyznę w kraju. Zgodnie z rozumowaniem ekonomicznym szlachty (czego nie podzielał np. Kopernik) należało w kraju bić jak najlepszą monetę, a pozbywać się z kraju obcej, gorszej. Domagano się też zakazu bicia niepełnowartościowej monety przez miasta pruskie, księcia Albrechta, a nawet przez Litwę. Tego rodzaju żądania dotyczące tak bicia drobnej monety krajowej, jak i zakazu bicia złej powtarzały się w latach 1533, 1534, 1538, 1545 i 1550. Szlachta w swym pojmowaniu mechanizmu rynkowego uważała złą monetę za jedną z głównych przyczyn ogólnej drożyzny, którą należy zwalczać. Pewne elementy koncepcji ekonomicznych szlachty występowały też w żądaniach, które przypominają teorie i praktyki merkantylistyczne, rodzące się na zachodzie Europy. Otóż w latach 1545 i 1548 szlachta domagała się zakazu wywozu z kraju kruszców szlachetnych, złota i srebra, uważając, że to zubaża gospodarkę polską. Zakazem chciała objąć również eksport koni, jako swego rodzaju towaru strategicznego. Ochronę gospodarki miały również zapewnić działania skierowane przeciwko niepokojom na pograniczu śląskim i węgierskim oraz przeciw zwykłym rozbojom. Do listy sui generis merkantylistycznych dążeń szlachty można zaliczyć postulaty, wysunięte w 1550 r. w postaci żądań, aby żebracy i Cyganie, którzy włóczą się i żebrzą (choć mogliby pracować), byli karani zgodnie ze statutem z 1523 r. Patrząc na całość wymienionych wyżej postulatów szlacheckich, dotyczących gospodarki i związanych z nią uwarunkowań społecznych, trudno oprzeć się wrażeniu, że podejmowano próby wpływania w sposób raczej pozytywny na całość gospodarki polskiej, usuwania istniejących zaniedbań ' nadużyć, że nie działano z wyłącznym nastawieniem na bezpośrednią korzyść gospodarki szlacheckiej. Upominanie się o własne, stanowe interesy występuje rzadko i choć nie wymieniliśmy żądań szczegółowych (np. pretensje do żupnika Seweryna Bonera o niedostarczanie soli należnej szlachcie) obraz dążeń do porządkowania całej gospodarki kraju wydaje się 169 dominujący w postulatach, co widać choćby w podjęciu obrony mniejszych miast, zagrożonych ekonomicznie przez przywileje większych. Grupa postulatów, które zakwalifikowaliśmy do szeroko rozumianej kultury, jest wprawdzie skromniejsza, ale ważna dla poznania postaw i dążeń społeczności szlacheckiej. Na pierwszy plan wysuwają się postulaty dotyczące Kościoła, choć trudno je określić jako żądania związane bezpośrednio z rosnącymi w Polsce wpływami protestantyzmu w luterańskiej, kalwińskiej lub braci czeskich odmianie. Raczej przejawiał się w nich anty-klerykalizm, panujący wśród szlachty, i niechęć do Rzymu jako bogatego i eksploatującego inne kraje centrum władzy kościelnej. Starym zarzutem, który się powtarzał od 1508 do 1550 r., było oskarżanie kleru o wykup sołectw i z tego powodu nieuczestniczenie w pospolitym ruszeniu. Był to zarzut zarówno formalny, jak i w pewnej mierze praktyczny, gdyż miał na celu skłonienie kleru do udziału w obronie kraju. Dotyczył również posiadanych dóbr ziemskich, z których duchowieństwo nie wysyłało uczestników pospolitego ruszenia. W sumie łączyło się to z kwestią udziału kleru w podatkach na obronę, przy czym szlachta chciała sprawdzić, czy kler rzeczy wiście uiścił w 1508 r. podatek w wysokości 1/8 wartości dziesięciny, a później chciała wiedzieć, co się stało z uchwalonymi w 1534 r. świadczeniami Kościoła na wojsko. Zresztą już w 1533 r. szlachta pragnęła, aby podatki z dóbr świeckich i duchownych zbierano łącznie. W latach czterdziestych XVI w. postulaty gospodarcze wobec kleru zmieniły nieco charakter. W1545 r. szlachta domagała się, żeby nie wysyłać do Rzymu tzw. annat, tj. opłat od nowo powoływanych biskupów, lecz przeznaczać je na obronę. Od 1533 r. pojawiają się postulaty dotyczące dziesięcin. Najpierw zabiegano o to, aby kościół nie pobierał dziesięciny z ról pustych, podobnie jak państwo nie brało z tych ról podatków. W1545 r. szlachta dążyła do zakazu przekazywania przez chłopów na rzecz Kościoła inwentarza, szczególnie koni i wołów, bez wiedzy pana, bo to pustoszy gospodarstwa i naraża na straty dobra szlacheckie. Wreszcie w 1548 r. szlachta postulowała przejście z dziesięciny snopowej na pieniężną, ponieważ ta pierwsza powodowała waśnie i spory. W tym samym roku szlachta żądała, aby sądy kościelne nie przyjmowały zapisów, tj. zobowiązań majątkowych i finansowych, bo to należało do funkcji sądów świeckich i takie zapisy mogły powodować jedynie komplikacje prawne. Oczywiście szlachta przypominała również klerowi bullę o nie- przyjmowaniu do kapituł katedralnych i na opactwa plebejuszów i cudzoziemców — o czym już wcześniej mówiliśmy. Najbardziej skomplikowanie przedstawiała się kwestia kompetencji i praktycznego zakresu działania sądów kościelnych i dlatego najwięcej zarzutów i żądań szlacheckich dotyczyło tego przedmiotu. Wiązało się to ze sprzecznymi zasadami działania sądownictwa świeckiego i duchownego i dotyczyło zachowania przywilejów o zakazie więzienia szlachty i konfiskowania jej dóbr bez wyroku sądowego, podczas gdy sądy kościelne dysponowały surowymi karami za herezję i naruszanie uprawnień Kościoła, które to wyroki starosta był obowiązany egzekwować. Oczywiście spory o dziesięcinę lub krzywdzenie osób duchownych występowały stale i nie musiały wiązać się z nasileniem reformacji, ale wpływy tej ostatniej zwiększyły wyczulenie na wzajemne pretensje, do których doszły spory 0 nakładanie się kompetencji sądów świeckich i duchownych. Szlachta niemal stale atakowała sądownictwo kościelne jako roszczące sobie uprawnienia sprzeczne z prawem pospolitym i kompetencjami sądów świeckich oraz z zagwarantowanymi wolnościami. Wśród konkretnych zarzutów na temat sądownictwa kościelnego, jakie przewijały się w postulatach szlacheckich w latach 1533-1550, były żądania, aby sądy kościelne nie zajmowały się sprawami ani osobami świeckimi, a przede wszystkim nie pozywały i nie zasądzały szlachty. W tym przypadku szlachta odwoływała się do statutu z 1519 r., który zakazywał powoływania w sprawach świeckich przez sąd kościelny pod groźbą kary 28 grzywien. Wydaje się, że interpretowano ten przepis z rozszerzeniem, uznając za bezprawne wszelkie pozywanie szlachty przez sąd duchowny w sprawach nie dotyczących Kościoła i religii. Jednocześnie postulaty szlacheckie mówią o sprzeciwie wobec stawania osób duchownych przed sądem świeckim (1534), gdyż są oni tam bezkarni i tylko utrudniają wymierzanie sprawiedliwości. Szlachta nawet żądała od biskupów, żeby zakazali duchownym występowania przed sądami świeckimi, i w ten sposób zażegnania ewentualnych konfliktów. Tego typu powikłania prawne i proceduralne skłaniały do jednoznacznego rozstrzygnięcia (1538/1539) kompetencji sądów kościelnych 1 świeckich. To pryncypialne postawienie sprawy wyrażało dążenie nie tylko do uniknięcia niepokojów ze strony duchowieństwa i sądownictwa kościelnego, ale także uporządkowania stosunków prawnych w państwie, było wyrazem egzekucji praw. Natomiast rygory przeciw korteza- 170 171 nom* stały się jedynym typem spraw sądowych, który prowadził do zgodnych stanowisk szlachty i większości kleru. Dotyczyło to likwidacji przenoszenia procesów z krajowych sądów kościelnych do Rzymu, co pociągało za sobą wiele komplikacji prawnych i kosztów, a zostało formalnie zakazane w prawie polskim, chociaż do końca nie wytępione. Dopiero w postulatach z 1550 r. można wyczytać wyraźne wpływy reformacji i fermentu intelektualnego, jaki na tym tle pojawił się w kraju. I tak jeden z punktów dotyczył zakazu obejmowania kanclerstwa i podkanc-lerstwa przez biskupów z tej przyczyny, że kanclerz brał udział w sądownictwie świeckim, a jako duchowny nie miał do tego prawa. Żądanie to pozostało bez echa, ale dla nas jest znaczące. Oczywiście w trakcie obrad sejmów za czasów Zygmunta Augusta postulaty dotyczące Kościoła zostały jeszcze rozbudowane — od spraw formalnych, jak np. żądanie złożenia przysięgi senatorskiej przez biskupów, po światopoglądowe, obejmujące stosunki wyznaniowe w kraju, obrzędy religijne, a także porozumienie wyznaniowe i zwołanie soboru narodowego. Natomiast wśród ogólniejszych dezyderatów znajdziemy niejednoznaczny postulat, aby król załagodził wszelkie różnice między swymi poddanymi duchownymi i świeckimi, zniósł nadużycia wobec słowa Bożego powstałe w sferze religii i wskazał drogę wiecznej świętości. Jeżeli powyższy postulat uznamy nie za Erazmiańską tendencję ekumeniczną, lecz za obronę katolicyzmu, sama potrzeba takiego sformułowania świadczy o poważnym kryzysie wyznaniowym. Częściowo wyjaśnia ten problem postulat następny, który domaga się zwołania przez króla, w celu osiągnięcia zgody, tzw. wolnego synodu i dopilnowania, aby duchowni nie zatrzymywali, nie więzili, nie wypędzali szlachty z dóbr, ani też nie sądzili jej jako heretyków. W tym ostatnim przypadku szlachta proponowała odesłanie spraw do rozstrzygnięcia na sejmie, a króla jeszcze raz usilnie proszono o doprowadzenie do zgody miedzy poddanymi. Postulaty odnoszące się do kultury nie kończyły się na sporach z duchowieństwem. Na sejmie 1538/1539 pojawił się wiele mówiący głos, żądający zajęcia się sprawami uczelni, a brzmiał: „Aby JKM z JMPany, a zwłaszcza JMP duchowni w to pilnie wejrzeć raczyli, aby nauki, a zwłaszcza krakowskiego i poznańskiego kolegium, były w dobrym rządzie postawione, * Kortezanie — strony procesowe, które szukały dodatkowych rozstrzygnięć sądowych na dworze papieskim. 172 » f«« X łfj+. i.i»~.łl - ;„.;4... r|jp^ T""- llł MMttM a lektorowie dobrzy, aby byli dobrze opatrzeni i nadani. Bo też w tym silną niemałą szkodę niepotrzebną Korona ma, a to iż nie tylko inszych obcych ziemie ludzie na naukę, jako tego wiele pierwej bywało i [ze] swemi majętnościami nie jadą tu, ale też bardzo wiele naszych bratów i synów, którzy tu dostatek mieć mogą, za wielkim kosztem do obcych ziem jechać muszą, czym siła pieniędzy i skarbów z Korony wynoszą". Tekst powyższy nie wymaga komentarza, natomiast warto dodać, że szlachta w swoich postulatach była również wyczulona na polskość, ściślej mówiąc, na znajomość i używanie języka polskiego, zarówno w sprawach dotyczących kultury, jak również funkcjonowania agend państwowych, a nawet gospodarki. W 1534 r. szlachta zebrana na sejmiku wielkopolskim w Środzie napisała sławne słowa do króla i sejmiku, które już wcześniej cytowaliśmy, zaczynające się: „I-tem prosimy, aby nam księża nie bronili imprimować po polsku historii, kronik, praw naszych i też innych rzeczy, a zwłaszcza o Biblią". Żądanie powyższe nie było odosobnione. W roku 1538/1539 w artykułach szlacheckich spotykamy postulat wydania po polsku statutów oraz pisania po polsku innych dokumentów, np. pozwów sądowych i listów. Jeszcze w 1534 r. szlachta postulowała prowadzenie akt sądowych w miastach po polsku. W następnych latach żądano, aby białoskórnicy i garbarze przyjmowali do rzemiosła robotników Polaków (1538/1539), wreszcie aby w miastach koronnych wybierano na urzędy Polaków, a nie Niemców. Postulaty tego typu spotykamy zresztą i w literaturze pięknej, a powyższe przykłady warto przytoczyć właśnie po to, aby wykazać, że wraz z narastaniem świadomości politycznej szlachty dojrzewało również poczucie wspólnoty językowej jako swoistego elementu świadomości narodowej ludzi tej epoki. Głównym przedmiotem troski i źródłem postulatów szlacheckich był niepokój o działanie prawa oraz państwa i jego organów. W poprzednich rozważaniach poruszaliśmy te sprawy fragmentarycznie, w powiązaniu nttfm, f**Mf«t, iy e*L*',. 40. Typowy dokument w języku łacińskim. Na ilustracji: oskarżenia przeciw podkanclerzemu rzewieckiemu podczas bezkrólewia w 1501 r. 173 z kwestiami ekonomicznymi i kulturą. Obecnie będziemy śledzić postulaty, odnoszące się bezpośrednio do tego, co określano wówczas egzekucją praw, w czym będzie się również mieściło pojęcie egzekucji dóbr jako części majątku państwowego, a dokładniej — domeny królewskiej. Problematykę tę uporządkowaliśmy według następujących punktów: ogólne zasady egzekucji praw; problemy domeny, sprawy unii, sądownictwa, urzędów i dodatkowo — kwestie zagraniczne. W ówczesnych artykułach występowały oczywiście ogólne żądania poprawiania praw, usunięcia nadużyć (1520), a w związku z tym zwołania tzw. sejmu sprawiedliwości (1526), który miałby realizować egzekucję praw. Tak ogólnie określane postulaty podlegały stopniowej konkretyzacji. W 1534 r. przypomniano o potrzebie naprawy praw oraz przywiezienia na sejm poprawionego zbioru praw, w 1537 i 1538 r. zaś wyjaśniono, że chodziło przede wszystkim o uzgodnienie sprzecznych lub rozbieżnych przepisów oraz o właściwą interpretację prawa, które obecnie obowiązuje. Jednocześnie w 1534 r. proszono Zygmunta I o zatwierdzenie prawa mazowieckiego, a w 1550 r. poparto projekt wydania kodeksu prawa polskiego przez Jakuba Przyłuskiego. Podstawową czynnością, związaną z egzekucją praw, była rewizja istniejących praw i przywilejów. Na przełomie 1538/1539 zażądano okazania praw i przywilejów przez duchowieństwo, w tym również na dobra posiadane przez duchownych. Domagano się też przedstawienia i zrewidowania przywilejów miejskich, w tym celnych, oraz osobno przywilejów posiadanych przez miasto Gdańsk, pod kątem zgodności z prawem pospolitym. Punktem wyjścia dla wielu ogólnych inicjatyw były widoczne zaniedbania, wątpliwości lub wręcz nadużycia, o których usunięcie proszono monarchę. W 1537 r. pojawiły się poważniejsze, ogólniejszej natury zastrzeżenia. Dotyczyły one m.in. wartości Metryki Koronnej i zapisów w niej poczynionych, dotyczących tytułów własności i użytkowania dóbr. Zajęto się procedurą wykazywania się własnością ziemską przez szlachtę, tak na podstawie dokumentów, jak w przypadku ich braku — w wyniku zeznań świadków. W tym samym roku pojawiły się też zastrzeżenia na temat nieuzasadnionych zwolnień z obowiązku pospolitego ruszenia, a w związku z tzw. wojną kokoszą (1537) żądania o niepozywanie z tytułu crimen laesae maiestatis (zbrodni obrazy majestatu) i o ewentualne ograniczenie zakresu działania tego przepisu (1550). Wreszcie w imię bezpieczeństwa i spokoju szlachta postulowała zakaz przebywania w miejscach publicznych z bronią palną, rusznicą lub arkebuzem. Podobnie z inicjatywy szlacheckiej poruszono kwestię zakazu pozyskiwania i używania obcych tytułów honorowych, które oceniano jako pominięcie uprawnień królewskich i groźbę ingerencji obcych władców w wewnętrzne sprawy polskie. Sprawy dóbr królewskich, domeny państwowej, przewijały się często w postulatach sejmowych, choć pojawiły się dość późno, bo dopiero od 1537 r. Oszczędny i gospodarny Zygmunt Stary, uznający formalnie statut Aleksandra z 1504 r. za obowiązujący, nie dawał wcześniej powodu do troski o stan domeny i dopiero szeroka akcja gromadzenia królew-szczyzn i ich wykupywanie przez królową Bonę z rąk magnatów i szlachty poruszyła szlachtę. Natomiast w odniesieniu do dóbr szlacheckich zatroszczono się najpierw o zasadę regulowania granic z dobrami królewskimi, a następnie o metodę wykupu zastawionych królewszczyzn prosząc, żeby odbywało się to w wyniku wyroku sądowego lub też za gotówkę. Szlachta wzięła także w obronę Stanisława Odrowąża, który posiadając dożywocie na starostwach lwowskim i samborskim, został wykupiony i usunięty przez Bonę. Królowa Bona już wcześniej podjęła akcję wykupywania i przejmowania we własne władanie dóbr hospodarskich na Litwie, a następnie rozwinęła podobną akcję w Koronie. Pomijając nieformalne wyzucie Odrowąża, szlachta przypomniała, że osoby krwi książęcej nie mają prawa posiadać dóbr w Koronie, a starostowie wykupionych dóbr muszą być indy genami i składać przysięgę wierności królowi. Na następnych sejmach, w latach 1538/1539, 1545 i 1548, gdy królowa zaczęła skupiać swe posiadłości na Mazowszu, dokąd przeniosła m.in. swoją oprawę, czyli zabezpieczenie posagu i wiana (a zgromadziła tu dobra obejmujące 35 miast i 250 wsi), szlachta uznała sprawę za poważną. Zwróciła uwagę na tworzenie jak gdyby osobnego księstwa, z wicegerensem (namiestnikiem) na czele, które wobec zaawansowanego wieku Zygmunta I i możliwości pozostania Bony jako bardzo bogatej i wpływowej królowej-wdowy, mogło prowadzić do naruszenia całości terytorialnej państwa i do daleko idących komplikacji politycznych. Wprawdzie Zygmunt Mary bronił działań Bony, tłumacząc, że lepiej gdy żona lokuje swe 'emądze w Polsce, a nie w dobrach we Włoszech, zwierzchność zaś króla d tymi działaniami nie jest podważana. Natomiast nie mówiono o prze- 174 175 lewaniu całego dochodu z owych dóbr do prywatnego skarbu Bony zamiast do państwowego. Zresztą w samych postulatach nie wszystkie obawy sformułowano jednoznacznie, choć ludzie dobrze wiedzieli, o co chodzi. Sprawy unii są uważane obecnie za zasadnicze dla ówczesnej polityki polskiej, co znajdowało oczywiście wyraz w postulatach szlacheckich, choć raczej w formie konkretnych problemów. Wprawdzie w postulatach z 1548 r. mówiło się już jednoznacznie o unii z Litwą, Prusami, pogranicznymi księstwami śląskimi i z Mazowszem, ale w wielu żądaniach wcześniejszych, od 1534 r., podnoszono jeszcze kwestię wspólnej obrony i wspólnych świadczeń na ten cel. Ponadto w odniesieniu do każdego z tych terytoriów pojawiały się dodatkowe dezyderaty. I tak, nie podobało się szlachcic posiadanie osobnego wicegerensa oraz osobnego prawa na Mazowszu. Szlachta wyraźnie domagała się pełnego włączenia dawnego Księstwa Mazowieckiego do Korony. Starano się też zadbać o włączenie do Korony dwóch księstw śląskich, zatorskiego i oświęcimskiego, tak w sensie wspólnych podatków i obrony, jak też wzięcia w obronę braci Komorow-skich, którzy byli źle widziani na dworze królewskim, mimo działań na rzecz związku tych księstw z Polską. Wystąpienia w sprawie Prus Królewskich należały do rzadkości, aczkolwiek parokrotnie postulowano wspólne ponoszenie ciężarów na obronę. Najbardziej skomplikowana była jednak sprawa związku z Litwą. Postulaty szlacheckie wzywały przede wszystkim do wspólnej obrony (1534), szczególnie przed Tatarami, oraz skarżyły się na traktowanie Polaków na Litwie jako cudzoziemców, którzy nie mogą tam posiadać dóbr ziemskich, nabytych lub odziedziczonych. To ostatnie żądanie dotyczyło m.in. Stanisława Tęczyńskiego, któremu odebrano dobra jego żony, Litwinki. Natomiast duże znaczenie miał wysunięty w 1550 r. postulat, aby szlachta wszystkich ziem mogła zgłaszać akces do prawa polskiego i rządzić się według niego, pozostając poza granicami Korony. Realizacja tego postulatu ułatwić miała w przyszłości dołączenie do Korony m.in. Podlasia. Znacznie więcej miejsca w postulatach szlacheckich zajmowały sprawy sądownictwa i oczywiście dotyczyły nie tylko spraw karnych, ale przede wszystkim cywilnych, ponieważ sądy ziemski, a potem grodzki, wykonywały zarówno funkcje sądu, jak i notariatu wraz z hipoteką. Już w 1508 r. szlachta krytykowała działalność sądów ziemskich, wyśrubowane opłaty (1534) i nieregularne sesje, co dotyczyło przede wszystkim tzw. sądów wiecowych, sprawowanych m.in. przez wojewodów (1538/1539). Wskazywano na potrzebę rozpatrywania spraw przez króla podczas sejmu, po 2 dni w tygodniu. Ubolewano, że dochodzi do opóźnień wymiaru sprawiedliwości (1537, 1548). Jednocześnie domagano się, aby w procedurze sądzenia nie uczestniczyli referendarze, którzy winni jedynie przygotować królowi sprawy do rozpatrzenia (1537). Występowano też przeciw sądowi asesorskiemu (1545), a także przeciw sądzeniu według norm prawa cesarskiego, a nie polskiego (1538). W sumie uwag krytycznych i postulatów na temat funkcjonowania sądownictwa szlacheckiego, w tym i królewskiego, było wiele. Podobnie wiele miejsca w postulatach szlacheckich zajmowały sprawy sądownictwa kościelnego i rozdziału kompetencji oraz zakresu działania sądów szlacheckich. Omawialiśmy te sprawy wcześniej i tutaj należy jedynie przypomnieć, że chodziło o rozdzielenie udziału osób świeckich i duchownych (które stawały przed tymi sądami), jak też samych spraw, należących do ich kompetencji i sposobów wymierzania i egzekwowania kar. W sporach tych dużą rolę odgrywała problematyka egzekucyjna, z jednej strony kwestia porządkowania prawa, a z drugiej zagadnienie stosunku do Kościoła, wynikające nie tylko z postawy antyklerykalnej szlachty, ale i wpływów protestantyzmu. Stosunek szlachty do sądownictwa miejskiego był również omawiany wcześniej. Tu należy jedynie przypomnieć, że w postulatach domagano się przede wszystkim ustalenia warunków i okoliczności uwięzienia szlachcica za przestępstwo dokonane w mieście oraz udziału szlachty, a nawet starosty w sądach miejskich, głównie typu apelacyjnego, np. z racji stawania przed nimi przedstawicieli stanu szlacheckiego jako strony. W sumie także mamy tutaj do czynienia z chęcią wyraźnego rozdzielenia zakresów i kompetencji sądownictwa miejskiego i szlacheckiego a jednocześnie zabezpieczenia szlachcica, który występował przed sądem miejskim. Pojawiały się wreszcie postulaty mniej ogólne, wskazujące raczej na przypadki pojedyncze, np. żądania na temat niestosowania przez króla inhibicji, tj. wstrzymywania lub przejmowania procesów wszczętych ' normalnych sądach, a także dotyczące apelacji, szczególnie z sądów szlacheckich do królewskich. Sprawy podatków i w ogóle skarbowości pojawiały się w postulatach >z acneckich niezbyt często, choć pewne stanowisko wydaje się powtarzać. 177 176 ^ Przede wszystkim szlachta chciała być pewna, że kler zapłacił obiecaną ^ kontrybucję, czyli swój udział w podatkach, oraz wiedzieć, co się z tymi ^ pieniędzmi później działo. Szlachta upominała się też o oszczędzanie * chłopów, stale obciążanych podatkami (1534, 1548). Wreszcie domagała 9 się przeprowadzenia i dokończenia taksacji dóbr (1534) co przeczy opinii '' historyków na temat niechęci szlachty do taksowania dochodów Natomiast : rzeczywista niechęć szlachty przejawiała się w stosunku do cła nowego, , o czym wcześniej pisaliśmy. W 1550 r. pojawia się postulat, aby podskarbi V wyliczał się przed sejmem z zebranych i wydatkowanych kwot podat-o kowych, co później zresztą zrealizowano. t Postulaty szlacheckie dotyczyły oczywiście w bardzo wielu przypad- ". kach funkcjonowania instytucji państwowych, przede wszystkun sejmu i urzędów. Szlachta nie formułowała w stosunku do tych instytucji daleko idących żądań, nie domagała się ich przebudowy, ale takiego ich działania, jakie uważała za zgodne z prawem. Jej główne postulaty na temat sejmu przedstawimy poniżej. . Szlachta starała się doprowadzić do tego, by na sejmikach posłów wybierali wyłącznie tam zgromadzeni, ale bez udziału obecnych senatorów, tłumacząc to tym, że przecież w sejmie uczestniczą om osobiście, gdyż jest to ich obowiązek, nie muszą więc mieć reprezentantów. W 1533 r. powstał jednak na tym tle spór, bo senatorowie wydelegowali, obok posłów szlacheckich, swoich posłów, i dopiero w 1538/1539 r. zasada wybierania posłów wyłącznie przez szlachtę znalazła uznanie. Skromm posłowie z Mazowsza prosili jednocześnie (1534), aby diety poselskie wypłacać im przed sejmem, a nie po nim, gdyż wcześniej muszą pokrywać wydatki. W programach szlacheckich, dotyczących sejmu, spotykamy tez mną zasadniczą kwestię. Szlachta kwestionowała uchwały, przede wszystkim podatkowe, powzięte pod nieobecność części posłów lub bez lch zgody (1533,1537). W praktyce król odsyłał taką niepełną uchwałę do odpowied niego sejmiku, żądając jej zatwierdzenia, ale szlachta uważała ze uchwały powinny zapadać na sejmie, w obecności i za zgodą posłów. Ponadto protestowano przeciwko przedłużaniu królewskich sesji sądowych już po rozejściu się sejmu, co uważano za zwyczaj nie do zaakceptowania, gdy* sąd sejmowy mógł funkcjonować tylko w okresie obrad sejmu. Dużo miejsca w postulatach szlacheckich zajęły sprawy u,, państwowych, ich obsady i funkcjonowania. ^™^^°™ nały one, kto nie może pełnić określonego urzędu. Wymagano siadłości, czyli posiadania dóbr ziemskich na terenie objętym kompe-icjami urzędu, np. odpowiedniego województwa w wypadku wojewody, a powiatu lub ziemi w odniesieniu do starosty bądź innych urzędni-:ow ziemskich (1534). Niedopuszczalna była tzw. ekspektatywa, czyli o nadania danego urzędu w przyszłości, gdy ten zostanie zwolniony (1548). Wyłączeni od piastowania urzędów państwowych, neficjów, a nawet stanowisk w dyplomacji mieli zostać cudzoziemcy 7), choć Zygmunt I nie liczył się z tymi żądaniami. Przypominano też, należy zachować zasadę incompatibiliów, tzn. nie należy łączyć wysokich stanowisk, np. biskupstwa krakowskiego z kanclerstwem, choć o postulat jak dotąd nierealizowany. Poza tym domagano się rozdawania najważniejszych urzędów podczas sejmu, co niekiedy praktykowano. Przedmiotem sytematycznej krytyki i związanych z nią żądań naprawy się urzędnicy królewscy, przede wszystkim wojewodowie i staro- s. Wojewodom zarzucano wielokrotnie zaniedbania w przygotowaniu ks, czyli obowiązujących cen towarów, oraz kontroli wag i miar, niekiedy wprost oskarżając o te zaniedbania ich zastępców, podwojewodzich. B r. przypomniano wojewodom o obowiązku uczestnictwa w sądach Wwych, podobnie jak wypominano lekceważenie udziału w komis- jacn na których rozstrzygnięcie czekali ludzie. Ponadto w tym samym roku ita, oburzona na wojewodów i kasztelanów z powodu unikania przez udziału w pracach rady królewskiej, żądała ustąpienia ze stanowiska ' wypadku 3 absencji. pie«°Wnie °Stra ^tyka ^tyczyła starostów, odpowiedzialnych za bez-aby t °' P°rządek * funkcjonowanie sądów grodzkich. Żądano od nich, 1534)7 r< 3Ójników> szczególnie na granicy śląskiej i węgierskiej (1508, czynnoś; T"0 lm takŻC' ŻC P°bieraJą niezgodne z prawem opłaty za Szlacht ^ UfZędU grodzkie§° oraz działania starosty (1538/1539). *zgl?du la§ała Slę równiez zaprzysięgania urzędników grodzkich ze kontynuac !°tarialne funkcJ'e ksiąg grodzkich, które prowadzili. Niejako ^orzenjjf ytyki działania urzędów stał się późniejszy projekt (1565) r°dzai ,,a' Wybieranych na sejmikach, instygatorów*, którzy stanowiliby ówczesnej izby kontroli. Instyga(or__ oskarżyciel publiczny w dawnym prawie polskim. 179 180 Krytyka działań urzędników nie oznaczała oczywiście lekceważenia tych urzędów i ich roli w państwie. Przeciwnie, szlachta doceniała ich znaczenie i dlatego występowała przeciw zaniedbaniom i nadużyciom, domagając się napomnień i kar. O wysokiej ocenie urzędów i potrzebie ich sprawnego funkcjonowania świadczą żądania szybkiej obsady wakujących stanowisk, szczególnie w 1538 r. mianowania kanclerza i hetmana, ze względu na zadania polityczne pierwszego, a wojskowe drugiego. Sprawy zagraniczne natomiast pozostawały poza zasięgiem zainteresowań szlachty i w postulatach rzadko znajdowało się dla nich miejsce. W 1534 r. szlachta wstawiała się za księciem Albrechtem, obłożonym banicją cesarską, prosząc o jego obronę, przy jednoczesnym domaganiu się zaniechania przezeń ucisku ludności księstwa oraz nieutrudniania apelacji jego poddanych do króla polskiego. W postulatach znajdowały się też wzmianki o obronie przed najazdami Tatarów i o potrzebie skłonienia Litwy do udziału w tej obronie. Wreszcie w 1534 r. szlachta prosiła króla o interwencję u Jana Zapolyi, który uwięził służącego mu przez lata dyplomatę, Hieronima Łaskiego. Nie oznacza to zresztą niechęci do Zapolyi, skoro w 1538 r. szlachta prosiła monarchę, aby jej nie zabraniał służby w armii obcego władcy, co można rozumieć jako chęć wspierania węgierskiego króla narodowego przeciw Habsburgom. Brak natomiast w postulatach szlacheckich wzmianek o zagrożeniu ze strony Moskwy (które uważano za problem Litwy) i kwestii bałtyckiej, która jeszcze nie rozgorzała wojną w Inflantach. Postulaty szlacheckie, spisywane na sejmikach i w izbie poselskiej, a w 1537 r. w obozie pod Lwowem, zawierają o wiele więcej materiału szczegółowego, który tutaj został pominięty. Nie chodziło nam bowiem 0 zebranie wszystkich odnalezionych dotąd dezyderatów i przedstawienie pełnego programu politycznego stronnictwa egzekucyjnego. Dla nas najważniejsze nie jest bowiem śledzenie historii politycznej, lecz nakreślenie zakresu i kierunków wiedzy, obserwacji, wniosków i dążeń szlachty, jej postaw i aspiracji politycznych, jak również gospodarczych, społecznych 1 kulturalnych w pierwszej połowie XVI w. W rezultacie przeprowadzamy rekonstrukcję świadomości politycznej, na której będzie się opierał program i działania ruchu politycznego zwanego egzekucyjnym, ruchu, o którego aktywności, osiągnięciach i porażkach będziemy pisać w następnym rozdziale. Natomiast z analizy przedstawionych wyżej postulatów sejmikowych wyłaniają się następujące elementy charakterystyki świadomości polityc vcz- nej szlachty. Przede wszystkim jej zainteresowania polityczne, koncentrowały się głównie na sprawach wewnętrznych kraju, na Koronie, w bardzo niewielkim stopniu na ziemiach litewskich i ruskich (ukraińskich). Wśród postulatów przeważały problemy polityczno-prawne, w mniejszym stopniu kwestie ekonomiczne i dotyczące kultury, choć one również występują. Myślą przewodnią tych żądań była chęć prawno-instytucjonalnego uporządkowania państwa, przeprowadzana pod hasłem powrotu do dawnych, słusznych i sprawiedliwych praw, ich egzekwowania, co rozumiano oczywiście jako pewną formę interpretacji tych przepisów, nawet ich modyfikację, a nie dążenie do ich dosłownego przywracania. W ramach zaś porządkowania systemu instytucjonalno-prawnego postulowano rozdzielenie zakresów i uprawnień poszczególnych zbiorowości (zwykle stanów) i ich instytucji, z wyraźną preferencją dla tzw. prawa pospolitego, kosztem uprawnień partykularnych i różnego rodzaju przywilejów, przede wszystkim Kościoła i miast. W postulatach odnoszących się do instytucji państwowych nie widać dążenia do ograniczenia władzy i kompetencji monarchy, pojawiała się natomiast tendencja do wzmocnienia i usprawnienia działania sejmu, a następnie efektywności sądów i kontroli aktywności urzędniczej. Ponadto widoczna była chęć do ograniczenia uprawnień i roszczeń Kościoła. W dziedzinie ekonomicznej zaś szlachta sprzeciwiała się prawu składu wielkich miast, natomiast broniła nie tylko swoich, lecz również interesów mniejszych miast i chłopów. Poprzez bicie dobrej monety, ograniczenie ceł i taks wojewodzińskich pragnęła jednocześnie powstrzymać wzrost cen, czyli zahamować ogólnie odczuwaną drożyznę. W dziedzinie kultury szlachta postulowała zajęcie się szkolnictwem, szczególnie Akademią Krakowską, i domagała się swobody druku i upowszechnienia języka polskiego w miejsce łaciny i niemczyzny. W sumie można ocenić, że w postulatach sejmikowych i sejmowych szlachty dominują problemy ogólnopaństwowe nad interesami partykularnymi, a poczucie odpowiedzialności za kraj nad chęcią wykorzystywania *ej pozycji dla celów prywatnych lub grupowych. Na koniec nasuwa się jedno pytanie. Dlaczego w postulatach nie widać -zywistej, chciałoby się powiedzieć, tendencji do ograniczenia władzy 3narchy, uzależnienia jej od sejmu albo ruchu szlacheckiego? Nie jest to 'a Przypadek ani też wynik uporu i konsekwentnej postawy ostatnich klonów. Analizując świadomość i ideologię polityczna ń-om^r,^ 181 szlachty należy dojść do wniosku, że król stanowił dla niej tę instytucję, bez której nie wyobrażała sobie państwa. Miał działać zgodnie z prawem, ale jego szerokie uprawnienia i efektywne wykonywanie władzy szlachta pojmowała jako niezbędny czynnik polityczny, który musi istnieć i którego nie należy ani osłabiać, ani kwestionować. Wizja państwa bez króla lub z królem bez władzy była niezgodna ze szlacheckim wyobrażeniem o państwie i tak je rozumiano przynajmniej do doświadczeń pierwszego bezkrólewia. Reformy egzekucyjne Jak wskazywaliśmy w poprzednim rozdziale, nie ma podstaw do uznania 'reform i ustaw z przełomu XV i XVI w. za dzieło polityczne szlachty. Czasy Zygmunta Starego to również okres, gdy inicjatywa reformatorska nie należała do szlachty — mimo żądań i obietnic zwołania tzw. sejmu sprawiedliwości — lecz do monarchy i jego otoczenia. Nie możemy jednak nie przypomnieć najważniejszych projektów i prób realizacji reform przez Zygmunta I, ponieważ w literaturze historycznej decyzje szlachty, a konkretnie jej opór miały zadecydować o niepowodzeniu wysiłków reformatorskich monarchy i jego współpracowników. Dlatego spróbujemy ocenić rolę szlachty w przeprowadzaniu i upadku trzech podstawowych reform królewskich — relucji* pospolitego ruszenia, taksacji dóbr i korektury praw. Zygmunt I już na początku swego panowania zaproponował nowe rozwiązania zmierzające do powiększania wpływów skarbowych i zapewnienia bezpieczeństwa kraju, szczególnie ze względu na niespodziewane, a zarazem niszczące napady Tatarów. Jednakże pomysły opodatkowania m.in. pobieranych przez panów czynszów chłopskich oraz branych przez kler dziesięcin nie utrzymały się. Król powrócił więc do podejmowanych na sejmach uchwał o tradycyjnym poborze — zazwyczaj 12 gr z łanu kmiecego - a następnie szosu** od ludności miejskiej i czopowego od produkcji i sprzedaży napojów. Jedyną reformą skarbową, która wprowadzona jako prowizorium, pozostała na długie lata, było cło, tzw. nowe, czyli wysokie do graniczne, przede wszystkim na wywożone towary. Relucja — zamiana usługi na pieniądze. Szos — podatek od majątku w mieście. 183 Według starej tradycji, jak również obowiązujących norm prawnych, obronę kraju miała zapewniać szlachta, powoływana jako pospolite ruszenie po uzyskaniu odpowiedniej uchwały sejmu. Szlachta nie lubiła tego niewdzięcznego i uciążliwego zadania, lecz król nie miał zamiaru zwalniać jej z tego obowiązku, natomiast myślał o uczynieniu pospolitego ruszenia bardziej sprawnym narzędziem walki, zapewniającym szybką i skuteczną obronę. W 1511 r. na sejmiku generalnym w Nowym Mieście Korczynie zaproponowano, aby kraj podzielić na 5 okręgów, w których szlachta w kolejnych latach miała utrzymywać pogotowie zbrojne jako realizację obowiązku pospolitego ruszenia. Sejmik generalny w Kole w 1512 r. zaproponował ze swej strony, aby szlachta, zamiast osobiście stawać na pospolite ruszenie, zapłaciła po 5 florenów „od konia". Wreszcie sejm piotrkowski, który obradował na przełomie 1512 i 1513 r., uchwalił proponowany podział na 5 okręgów, z których w każdym kolejnym roku szlachta, zamiast ruszać w pole, miała płacić 12,5 florena „od konia". System dyżurowania, a właściwie opłacania (relucji) pospolitego ruszenia co 5 lat, zgodnie z liczbą okręgów, miał zagwarantować fundusze na ok. 2000 jazdy przez 2 i pół kwartału — bo tyle wynosił sezon najazdów tatarskich — do czego dochodziłoby 1000 żołnierzy, zaciągniętych za pieniądze królewskie. Jednakże okazało się, że szlachta nie spieszy się do okazywania, tj. przeglądu gotowości bojowej, kwota zaś 12,5 florena, nawet płatna raz na 5 lat i z udziałem świadczeń poddanych, stała się dla wielu nie do zaakceptowania. Być może opór wzbudził, mimo kar, które czekały opornych, fakt, że na rzecz obrony kraju została opodatkowana bezpośrednio szlachta, a nie (jak dotąd) jej poddani. Za uchylanie się od pospolitego ruszenia, czyli niezapłacenie podatku, groziła konfiskata dóbr na rzecz delatora. Rzeczywiście doszło do takich konfiskat, przy czym ofiarami ich stała się drobna szlachta, a korzystała bogata. W tych warunkach reforma nie miała szans na realizację i należało wrócić do normalnych podatków. Sejm w 1525 r. uchwalił tzw. taksację dóbr, czyli formalne ustalenie ich wartości sprzedażnej jako podstawy do sprawiedliwego rozłożenia podatków. Pomysł był w naszym pojęciu racjonalny, taksację miały przeprowadzać wybrane przez sejmiki komisje, złożone z kasztelana i 2 przedstawicieli szlachty. Obejmowała i miasta, i wsie, tak dobra szlacheckie, jak i kościelne (z wyłączeniem dóbr królewskich), a spisane i opieczętowane rejestry miały być dostarczone na sejm. Takie rejestry, niestety nie zachowały się i można sobie o nich wyrobić wyobrażenie jedynie na 184 podstawie istniejącej dokumentacji taksacji dóbr kościelnych, którą przeprowadzono w 1529 r. na terenie diecezji krakowskiej. Taksacja ta, wbrew uchwałom sejmu, obejmowała wykaz dochodów poszczególnych benefic-jów i instytucji kościelnych, a nie ich wartość sprzedażną, co wydaje się o tyle zrozumiałe, że dóbr kościelnych nie wolno było zbywać. Co więcej, wykaz podaje wartość czynszów i dziesięcin, brakuje natomiast danych 0 dochodach folwarcznych, chociaż folwarki w dobrach kościelnych istniały i przynosiły duże zyski. Niezależnie od sporów, dotyczących przeprowadzenia taksacji, i ustalenia winy za jej upadek, należy wyraźnie powiedzieć, że w ówczesnych warunkach była ona niewykonalna. Przede wszystkim nie funkcjonowała wówczas cena rynkowa dóbr ziemskich. Jeżeli przechodziły one z rąk do rąk, to bądź w ramach rodziny (spadki, małżeństwa, działy), bądź sporów sądowych (zadłużenie, sporne uprawnienia) i ustalenie właściwej ceny sprzedażnej było nierealne. Oczywiście istniała możliwość przyjęcia jakiegoś schematu, jak np. w Anglii, w której uważano, że czynsze stanowią 5% wartości dóbr. Jednakże w tej części Europy, w której już w pierwszej połowie XVI w. w dobrach szlacheckich folwark przynosił większy dochód niż cała reszta wpływów ze wsi, czyli wszystkie świadczenia chłopskie razem wzięte, nie można było zastosować tego rozwiązania. Wynikało to z faktu, że dochód z folwarku (jak wcześniej wyjaśnialiśmy) uważano za oszczędności na kosztach utrzymania szlachcica, jego rodziny i służby, a nie jako formalny dochód, który mógłby podlegać opodatkowaniu. Dopiero pierwsza lustracja dóbr królewskich (1564-1565) wykazała, że oszacowanie dochodów z folwarku było możliwe, a lustratorzy stworzyli schemat takiego oszacowania, czego uprzednio w Polsce nikt nie próbował zrobić. W tych warunkach pięknie pomyślana, ale nie do końca przemyślana idea taksacji dóbr nie mogła być zrealizowana, niezależnie od współdziałania lub przeciwdziałania szlachty. Pozostaje do omówienia trzecia nieudana reforma Zygmunta I i jego otoczenia: kodyfikacja prawa, tzw. correctura iurium. Dla zebrania istniejących norm prawnych powoływano kolejno komisje w 1519, 1526 1 1532 r., zmieniając stopniowo ich skład. I choć korekturę tę nazywano niekiedy korekturą Taszyckiego, w ostatecznej wersji, która ukazała się drukiem w 1534 r., była autorstwa Jerzego Myszkowskiego, Mikołaja Za-moyskiego i Benedykta Izdbieńskiego. Warto podkreślić, że byli to wybitni rawnicy, sekretarze królewscy Zygmunta I, zarazem osoby duchowne, 185 kanonicy licznych kapituł, a Izdbieński został później biskupem poznańskim. Siłą rzeczy sekretarze, związani z urzędu i z przekonania z osobą monarchy, a jednocześnie ludzie Kościoła i humaniści niechętni masom szlacheckim, nie interesowali się dążeniami szlachty, natomiast pamiętali 0 dyrektywach króla i podkanclerzego Piotra Tomickiego oraz interesach Kościoła. Korekturę oceniano różnie, szlachta małopolska była w większości za jej przyjęciem, wielkopolska stanowczo za odrzuceniem, a w sumie wydaje się słuszne spostrzeżenie Wacława Uruszczaka, że szlachcie zależało bardziej na egzekwowaniu istniejącego prawa niż na poprawianiu go, uzupełnianiu i interpretowaniu. I chociaż znajomość uporządkowanych norm prawnych była szlachcie potrzebna, to projekt dworsko-kościelny nie mógł zostać zaakceptowany i uznany za obowiązujący. Przedstawione wyżej trzy istotne próby przeprowadzenia reform nie uzyskały poparcia szlachty. Były to pomysły nieraz ciekawe i racjonalne, wychodzące z kręgów dworsko-urzędniczych, działających pod nadzorem króla, który, jak wiemy, cenił senatorów, a nie lubił szlachty. Jednak próby określenia go jako króla senatorskiego, to znaczy ulegającego decyzjom rady, nie są trafne, gdyż Zygmunt I świadomie kształtował senat i sam potrafił nim kierować. W każdym razie projekty te, po części na pewno zgodnie z potrzebami państwa, nie brały pod uwagę dążeń i interesów szlachty i kierunku przemian polityczno-społecznych. Mówi się niekiedy, że projekty reform pojawiały się również w otoczeniu Bony, ale brak na to dowodów, a tym bardziej nie należy zakładać, że były one bliższe dążeniom szlachty, a nie osobistym interesom królowej. Okres opozycyjnej postawy i krytycznego stosunku do reform, lansowanych przez Zygmunta I (przejawiający się m.in. tzw. wojną kokoszą z 1537 r.), był jednocześnie czasem tworzenia się i organizowania ruchu egzekucyjnego. Trudno wprawdzie określać go terminem partia polityczna, a nawet stronnictwo, w naszym rozumieniu tego słowa, choć takie porównania się narzucają. Nie było w ruchu z pewnością formalnych więzów organizacyjnych, funduszy propagandowych i wyborczych oraz w pełni ukształtowanego programu, o czym pisaliśmy w poprzednim rozdziale, natomiast istniała nieformalna struktura, przywódcy lokalni 1 sejmowi, sposoby i środki porozumiewania się i koordynacji działań, choć bardzo niewiele o tym wiemy. Rozpatrując wcześniejsze formowanie się postulatów szlacheckich wskazywaliśmy na ich ewolucję od ogólnikowych haseł i partykularnych żądań, do bardziej konkretnych, nieraz zasadniczych postulatów. Świadczyło to o pewnej integracji postaw i dążeń, do tworzenia się solidarnego, jeśli nie jednolitego, frontu dezyderatów i działań. Można to zaobserwować na podstawie reakcji szlachty na terminy zwoływania i obradowania sejmików, szlachta bowiem zabiegała, aby rozłożenie w czasie i przestrzeni zwoływanych zgromadzeń umożliwiał porozumienie się i przekazanie postulatów i decyzji. Odnosi się to szczególnie do kolejności zwoływania sejmików partykularnych w stosunku do generalnych (zbierających się w Nowym Mieście Korczynie, Kole i Warszawie), na których dokonywano selekcji artykułów i uzgadniano oraz formułowano postulaty szlachty całej prowincji. Wydaje się, że ten typ funkcjonowania ruchu szlacheckiego nieco później uległ zmianie, ponieważ uzgodnienia prowadzono już nie tylko w skali prowincjonalnej, lecz ogólnokrajowej i w rezultacie postulaty, zgłaszane przez całą szlachtę, mogły znaleźć się w wystąpieniu marszałka izby poselskiej lub innego przywódcy politycznego, który przemawiał w imieniu całej izby poselskiej do króla i senatu. Ten drugi system miał tę zaletę, że pozwalał dostosowywać zgłaszane postulaty do aktualnej sytuacji politycznej i taktyki parlamentarnej, modyfikować je, a nawet zmieniać w ramach tzw. ucierania stanowisk i szukania ogólnego porozumienia. Wobec braku formalnej struktury, a tym bardziej hierarchii organizacyjnej stronnictwa, wielką rolę odgrywał autorytet osobisty, aktywność, doświadczenie polityczne, umiejętność wysławiania się (retoryka), no i oczywiście ogólny poziom intelektualny przywódców. Trudno nam się zorientować, kto przewodził szlachcie w terenie, instruował, przekonywał i pouczał na sejmikach. Możemy się tylko domyślać, że każdorazowe wybieranie na posła sejmowego świadczyło o uznaniu i autorytecie delegowanego, a więc i o jego wpływie na postawy i decyzje szlachty sejmikowej. Dlatego jedynym sposobem wyłowienia przywódców ruchu szlacheckiego będzie analiza składu izby poselskiej w poszczególnych latach i na kolejnych sejmach za czasów Zygmunta Augusta, czyli w okresie najdynamiczniejszego działania ruchu egzekucyjnego. Zanim zajmiemy się statystyką poselską z lat 1548-1572, należy przypomnieć, że na każdy nowo zwołany sejm należało na nowo wybierać posła, niezależnie od tego, czy bywał on już na poprzednich sejmach i piastował mandat poselski czy też nie. Oczywiście w tej sytuacji przed każdym sejmeni król zwoływał sejmiki przedsejmowe w celu dokonania wyboru posłów. Zgromadzona na sejmiku szlachta wysłuchiwała tzw. 186 187 188 41. Zygmunt August w otoczeniu senatorów i posłów podczas obrad sejmu legacji królewskiej, która informowała o przyczynach i celach zwołania sejmu, a następnie wybierała posła, ustalając, ustnie lub pisemnie, instrukcję, według której miał działać, i listę ewentualnych postulatów. Takie „poruczenie" dla posła, przynajmniej w dobie ruchu egzekucyjnego, nie mogło być zbyt sztywne, aby nie utrudniać mu działań podczas obrad, a niekiedy nawet dawało mu dużą swobodę, jeśli cieszył się niekwestionowanym zaufaniem szlachty. Znamy nazwiska 633 posłów z 17 sejmów, zwołanych w dobie panowania Zygmunta Augusta. Ogromna większość, tj. 418 posłów, pojawiła się tylko na jednym sejmie, a 100 było dwukrotnie posłami. Na 3 sejmach znalazło się 48 posłów, a na 4 — 27. Pozostawiając te postacie bardziej szczegółowym badaniom, zajmiemy się 40 posłami, którzy działali na wielu sejmach, czyli od 5 do 10, oczywiście uwzględniając tylko sejmy doby ostatniego Jagiellona. Tych najczęściej wybieranych posłów można uznać • za elitę stronnictwa i za przywódców ruchu egzekucyjnego, przynajmniej \v omawianym okresie. Spośród 40 posłów, którzy wielokrotnie pełnili tę funkcję, 10 reprezentowało Wielkopolskę, 11 Małopolskę, aż 12 Mazowsze, a 7 województwa ruskie Korony. Zresztą ta liczbowa przewaga Mazowsza zniknie, jeżeli ograniczymy naszą analizę do 19 osób, które przynajmniej sześciokrotnie były posłami. Wówczas pojawi się przewaga Małopolski (7 osób), za nią plasuje się Wielkopolska (5 osób), dalej Mazowsze (4 osoby), wreszcie ziemie ruskie (3 osoby). Aby bardziej uściślić naszą statystykę, warto wskazać, że jeden poseł (Mikołaj Sienicki) uczestniczył w 10 sejmach, również jeden (Stanisław Sędziwój Czarnkowski) w 9, jeden w 8 sejmach (Dobrogost Potworowski), wreszcie uczestników 7 sejmów było trzech: Andrzej Krasiński, Trojan Rachański i Paweł Skotnicki. Z punktu widzenia przygotowania zawodowego znamy zajęcia 35 posłów wielokrotnych. Najwięcej wśród nich jest ludzi związanych z wymia-em sprawiedliwości, byli to bowiem bądź sędziowie ziemscy lub grodzcy, bądź podsędkowie, bądź podkomorzowie. Wynika z tego ustalenia, że wśród elity poselskiej dominowali ludzie zaznajomieni z prawem, statutami i praktyką sądową, co można uważać za dobre przygotowanie do działalności parlamentarnej. Obok nich w tej grupie posłów napotykamy 4 urzędników ziemskich, 3 urzędników królewskich (referendarz, 2 starostów), wreszcie 6 kasztelanów, którzy woleli działać w izbie poselskiej, niż zasiadać na bardzo dalekich miejscach w senacie. W sumie można więc powiedzieć, że sądząc z zajmowanych urzędów, elita parlamentarna składała się z ludzi, którzy w społeczności szlacheckiej cieszyli się uznaniem i zaufaniem, a to oznaczało posiadanie zaplecza politycznego, niezbędnego dla działaczy politycznych i parlamentarnych. O przewodzeniu ruchowi szlacheckiemu świadczyć też może wybór na marszałka izby poselskiej. Znamy marszałków izby poselskiej kierujących szlachtą na 14 sejmach. Bezwzględną przewagę uzyskał Mikołaj Sienicki, Podkomorzy chełmski, który był marszałkiem 8 sejmów i, jak można się domyślać, nieformalnym przywódcą ruchu szlacheckiego. Dwukrotnie natomiast marszałkiem izby poselskiej był Rafał Leszczyński, starosta radziejowski, który zrezygnował z godności wojewody brzesko-kujaw-skiego, aby zasiadać w izbie poselskiej. Pozostali znani nam marszałkowie 'zby poselskiej to Jan Sierakowski, wojski inowrocławski, Stanisław Sędziwój Czarnkowski, referendarz koronny, Stanisław Szafraniec, kasz- 189 telan biecki, i Mikołaj Grzybowski, podkomorzy warszawski. W większości można ich zaliczyć do bogatej szlachty, ale nie magnaterii, choć Leszczyński, Szafraniec i Czarnkowski byli rodzinnie związani z rodami magnackimi. Warto dodać, że Sienicki należał do braci polskich, a Leszczyński patronował braciom czeskim w Lesznie. W sumie blisko 30% posłów sejmowych z czasów Zygmunta Augusta to przedstawiciele reformacji. Pozostaje jeszcze pytanie, czy aktywność parlamentarna stanowiła drogę do błyskotliwej kariery politycznej. Otóż na 633 znanych posłów do senatu weszło 18, i to z reguły na stanowiska niewysokie, najwyżej na kasztelanię większą (np. Biecz, Sandomierz, Lublin) i jedynie Andrzej Opaliński, w późniejszych znacznie czasach, doszedł do urzędu marszałka nadwornego, a potem koronnego. Jednakże ten nikły procent (2,8%) awansujących na członków senatu nie byłby zrozumiały, gdyby nie inne zjawisko — dobór posłów, promowanych na senatorów. Nominacje były przemyślane i Zygmunt August starannie wybierał pr/yszłych senatorów (wojewodów, kasztelanów, ministrów) spośród posłów bardziej aktywnych i cieszących się większym zaufaniem szlachty. Wśród tych 18 senatorów nie było przypadkowych członków izby poselskiej, lecz wielokrotnie wybierani posłowie: 3 razy (10 osób), 4 (2), 5 (3), a nawet aż 6 razy (1). Mimo, że wyboru dokonywano celowo, nie widać w tym gronie ludzi, którzy świadomie przeszli na stronę senatu, aby robić dalszą karierę przy boku króla. Nawet Jakub Rokossowski, który został podskarbim, a więc bliskim współpracownikiem monarchy, otrzymał ten urząd później, bo dopiero za Stefana Batorego. Wydaje się więc, że nominacje Zygmunta Augusta dla aktywnych posłów sejmowych stanowiły pewien wyraz uznania ze strony władcy, podkreślenie jego przychylności, a nie „kupowania" sobie współpracowników albo odciągania ich od ruchu szlacheckiego. Posiadanie bowiem kasztelami nie wykluczało dalszego działania w izbie poselskiej, a warto zwrócić uwagę, że najwybitniejsi przywódcy szlachty — Mikołaj Sienicki, Rafał Leszczyński, Hieronim Ossoliński, Stanisław Sędziwój Czarnkowski czy Dobrogost Potworowski — nie zasiedli nigdy na wyższych miejscach w radzie królewskiej. W każdym razie jeśli po śmierci Zygmunta Augusta można mówić o dezintegracji ruchu egzekucyjnego, nie wiąże się to z przejściem jego działaczy na stronę królewską, lecz raczej z inną aktualną problematyką polityczną i stopniową wymianą pokoleń. Tworzące się i coraz bardziej aktywne stronnictwo egzekucyjne liczyło na lepszą sytuację polityczną po zmianie na tronie królewskim w 1548 r. . sjęCiolecie panowania Zygmunta I to okres zaprzestania prób strony monarchy, a jednocześnie jego biernego oporu wobec ref° , gyja to też doba intensywnego gromadzenia majątków 1 ,, kosztem domeny hospodarskiej na Litwie, a królewskiej » orzez królową Bonę. Liczono więc, że młody, dwudziestooś- awion w rzdzeniu dziki » Zygmunt August, już nieco wprawiony w rządzeniu dzięki "wi na Litwie w latach 1543 - 1548, da się przekonać do współpracy mchem szlacheckim. I tu spotkał szlachtę zawód. Podczas pobytu w Wielkim Księstwie Litewskim Zygmunt August ił się potajemnie, a po śmierci królowej Elżbiety ożenił z Barbarą Hziwiłłówną, wdową po Stanisławie Gasztołdzie, rodzoną siostrą Mikołaja Rudego" Radziwiłła i stryjeczną Mikołaja „Czarnego" Radziwiłła. W ten sposób młody król związał się z dynamiczną rodziną magnacką Radziwiłłów, co wywołało niechęć członków rady królewskiej w Polsce. Mimo bowiem utrzymywania w tajemnicy małżeństwa Zygmunta Augusta, plotki na ten temat docierały do Korony wcześniej, a w momencie śmierci Zygmunta Starego informacja o małżeństwie została oficjalnie podana do wiadomości. Małżeństwo wywołało gwałtowny sprzeciw począwszy od rodźmy królewskiej, w której opór organizowała królowa Bona, wspierana przez księcia Albrechta, stryjecznego brata i uprzednio bliskiego współpracownika młodego króla. Wśród magnaterii koronnej na czele przeciwników mariażu stali Piotr Kmita, wojewoda krakowski, w Małopolsce i Łukasz Górka, kasztelan poznański i starosta generalny wielkopolski na swoim terenie. Zdezorientowani przedstawiciele ruchu egzekucyjnego opowiedzieli się iwnież przeciw „niegodnemu" małżeństwu królewskiemu, co zaciążyło wiele lat na stosunkach między szlachtą a Zygmuntem Augustem. Km takiego stanowiska stał się pierwszy sejm młodego króla, na szlachta ustami Piotra Boratyńskiego, a następnie wszystkich zonych, błagała monarchę o zerwanie małżeństwa zawartego i własną poddanką. Był to poważny błąd polityczny, tym opozycja kwestionowała uprawnienia królewskie i legalność dego króla, a takie stanowisko mogło tylko pogłębiać konflikt k°nflikt TOgę d° realizacJi postulatom szlacheckim. Jednocześnie zlachtą skłaniał Zygmunta Augusta do współpracy z senatem, - " "^ egzekucyJnycn rozpoczął się późno i w rezultacie > lat 1562-1569, z niewielkim uzupełnieniami w latach 191 190 190 192 siedemdziesiątych. Do 1562 r. szlachta bezskutecznie ponawiała egzekucyjne, jednocześnie zaś systematycznie odmawiała uch ^ podatków. Wyjątkowo zgodziła się na nie w 1552 r., ale nie zmien'ł ^ postawy i w dalszym ciągu wywierała presję, wciąż bezskuteczna n v° -^ wspieranego przez senat. Na sejmie w 1553 r. Hieronim Oss v z goryczą mówił: po staremu dopuszczą nam mówić i radzić, o czym chcemy, potym jedno odrzuca H też przyjmą, ale jednak dzierżeć nie będą, jako i innych pierwej ustaw, a będą przed si czekać, abyśmy co dali... Wszakże to jaśnie niektórzy panowie mówią, że po poślech nic ' aby dali podatek, i jużeśmy tego doświadczyli, że jest jako powiadam". Dopiero w 1562 r., po zmarnowaniu kilkunastu lat rządów na mało efektywnych sporach, Zygmunt August zdecydował się na akceptację żądań egzekucyjnych i na współdziałanie ze szlachtą. Na zmianę stanowiska Królewskiego złożyło się wiele przyczyn wewnętrznych i międzynarodowych. Współpraca z senatem okazała się nieefektywna, a szlachta groziła przejęciem inicjatywy i samodzielnym zwołaniem zjazdu politycznego. Jednocześnie król dostrzegał coraz więcej racjonalnych rozwiązań w programie szlacheckim, w dodatku niepomyślna wojna z Moskwą o Inflanty wymagała pieniędzy i pomocy dla Litwy ze strony Korony. W tej sytuacji król zwołał sejm do Piotrkowa na 22 listopada 1562 r., zaznaczając wyraźnie w jego programie, że zajmie się on realizacją programu egzekucyjnego. Program reform egzekucyjnych, realizowany przez szlachtę we współpracy z Zygmuntem Augustem, obejmował przede wszystkim tzw. egzekucję dóbr, czyli reformę stanu prawnego i ustalenie dochodowości domeny królewskiej, następnie reformę podatkową i związaną z nią (i z poprzednią) wojskową, dalej zmianę struktury państwa przez przeprowadzenie unii z Litwą oraz integrację Prus Królewskich i dwóch księstw śląskich z Koroną, problematykę dotyczącą Kościoła i wolności wyznaniowej, wreszcie reformę sądownictwa wyższej instancji. Sejm piotrkowski, który obradował na przełomie 1562 i 1563 r., z decydował, że wszelkie nadania, tzn. zbywanie i zastawianie dóbr k skich, otrzymane po statucie króla Aleksandra (1504) są nieważne, ogólna formuła wymagała oczywiście konkretyzacji w formie sprawd dokumentów nadawczych, czyli przeprowadzenia tzw. rewizji listo wizja ta, uchwalona teraz, mogła być wykonana dopiero na sejmie r nym, czyli warszawskim w 1563 - 1564 r,, ponieważ wymagała do 42. Widok Warszawy w XVI w. Na pierwszym planie w rogu szlachta w strojach z epoki. Z prawej widoczny mosta na Wiśle. Miedzioryt z dzieła Jerzego Brauna CMtates orbis terrarum z 1572 r. nią przez zainteresowanych odpowiedniej dokumentacji i skrupulatnych, długich narad komisji sejmowej. Komisja decydowała o ich walorze prawnym, dzieliła nadania zastawne na stare sumy, czyli sprzed 1504 r. (starostw odowych sprzed 1454 r.), uznawane w zasadzie za dobre, zgodne z pra-i na nowe, późniejsze, podlegające skasowaniu. Wprawdzie jeszcze «śniej, na sejmie 1558-1559, szlachta próbowała doprowadzić do nej rewizji, ostentacyjnie oddając królowi przywileje nadawcze, ale nie przyjął i cała akcja zakończyła się wówczas fiaskiem. m P1Qtrkowski ustalił też, w porozumieniu z królem, że z dochodów z królewszczyzn monarcha będzie oddawał na obronę jedną wpływów, które miały wystarczyć na utrzymanie powołanego wjska kwarcianego. Uchwalono tzw. lustrację dóbr królewskich, Izaną przez 5 trzyosobowych komisji, których zadaniem było i os na miejscu stanu prawnego i gospodarczego królewszczyzn e ich dochodów. Lustracje podobne, jak ustalono, winny się 193 jstulaty /alania S to jej >t króla liński rugie na to jeno iło 'ą- i^a 'i 194 nam księgi lustracji pozwalają sądzić, że oszacowań docho-'^H 'br ziemskich dokonywano precyzyjnie i kompetentnie. Komisja dowosci ujożyja nawet schemat produkcji folwarcznej w postaci tabeli, małopo ^^ uprawiane zboża, w kolejnych kolumnach podając ich zbiór ^iflch (najczęściej z przeciętnego roku), wydajność kopy w korcach, W P ziarna na zasiew, na wyżywienie personelu oraz pozostałość, ZUZyźnaczoną do sprzedaży. Po uzupełnieniu wykazu aktualną ceną tar-^ uzyskiwano spodziewane wpływy. Osobno ustalano też zyski h 'rv z hodowli owiec, a od tego odejmowano rozchód na pensje ersonelu, na którego utrzymanie przeznaczano też nierogaciznę i uprawy ogrodowe i tych wartości nie uwzględniano. W sumie lustratorzy starali się wyliczyć dochodowość prawidłowo, ale przy założeniu prowadzenia przez dzierżawcę racjonalnej gospodarki, co zresztą zmuszało niedbałego gospodarza do staranniejszego zarządzania, aby osiągnąć wyliczony dochód. Lustratorzy dokonywali też rewizji miast królewskich, sprawdzając ich status prawny (w tym przywileje), sposób gospodarowania, dochody i wpływy do skarbu, oraz stopień zadbania. Oglądano i oszacowywano również zakłady przemysłowe — młyny, kuźnice, a przede wszystkim kopalnie, przy czym najciekawsze informacje przyniosła wizytacja w kopalni ołowiu i srebra w Olkuszu, inwestującej wówczas w budowę sztolni odwadniających. Lustratorzy spisywali na miejscu dane, aby następnie wpisać je do księgi rewizji. Pierwsza lustracja nie objęła oczywiście całości królewszczyzn, gdyż nie dotyczyła dobrych, starych sum, a ponadto zdarzało się, że użytkownicy nie dopuszczali do przeprowadzenia lustracji, co doprowadzało ich przed sąd królewski. Księgi lustracji, przeliczone, opatrzone pieczę-jia!™ * Podpisami lustratorów, zostały dostarczone na sejm piotrkowski ^ r., choć nie wszystkie komisje zdołały zakończyć swe prace. Nato-6 kaS JUŻ.w 1569 r- Powołano do życia następnych lustratorów, tym razem Inctr. ISJ' ^dyz lustracją objęto również Ukrainę), aby uzyskać wyniki lustracji w 1570 r T u były w' iv * rzeba przy tym podkreślić, że pierwsza i druga lustracja taryzac^ ą^cJ3 Prawno-gospodarczą, dokonały bowiem nie tylko inwen-staty sjp ewszczyzn, które pozostawały w dyspozycji monarchy, ale "ości Incf,. / xa"em wielkiej sumienności, gospodarności i odpowiedział-^•toro\x/ \X71 • j neJ i dokład • Kazdym razie nie znamy dla XVI w. podobnie obszer-i J europejskiej dokumentacji gospodarczej, poza Włochami. 195 Historycy niejednokrotnie wyrażali się krytycznie o reformie, zwanej egzekucją dóbr, i o łączącej się z nią lustracji, wskazując, że egzekucja nie oddała monarsze owych dóbr, a lustratorskie wyliczenia dochodowości nie spowodowały odpowiednich wpływów do skarbu państwa. Jest to jednak nieporozumienie, rozpatrywanie XVI stulecia poprzez zjawiska i struktury późniejsze, nieznane przynajmniej przed XVIII w. Przede wszystkim nie istniała wówczas centralna administracja domeny królewskiej. Jej poszczególne człony znajdowały się albo w dzierżawie, z której wpłacano ustalony w umowie czynsz do skarbu królewskiego, albo były administrowane „do wiernych rąk", to znaczy starosta lub inny użytkownik dóbr miał się wyliczać z dochodów, samemu biorąc ustaloną pensje. Ten drugi system stopniowo ograniczano z racji trudnej jego kontroli i łatwości uzyskiwania nielegalnych zarobków, np. sztucznie zawyżając koszty, a zaniżając wpływy z gospodarki. Rewizja listów umożliwiła ograniczenie stopnia alienacji dóbr już wcześniej porozdawanych, które formalnie wracały do ręki króla, choć ten zazwyczaj pozostawiał użytkownika jako dożywotnego dzierżawce. Wyliczona przez lustratorów dochodowość miała zaś podwójny skutek. Po pierwsze, monarcha przekazując dobra w dzierżawę wiedział, ile one są warte, a w każdym razie jaki mogą przynosić dochód, co pozwalało na racjonalne ustalenie wysokości czynszu dzierżawnego. Po drugie, kwotę płaconą do skarbu rawskiego na utrzymanie wojska, tzw. kwartę, liczono od wysokości oszacowanego przez lustratorów dochodu i posiadacz dóbr, nawet czując się pokrzywdzony, musiał ją płacić. Nie rezygnowano też z dóbr legalnie pozostawionych w rękach ich posiadaczy. Uznano, że mimo prawomocności zastawów, dochód z użytkowania tych dóbr powinien prowadzić do umorzenia długu, przy czym czas umarzania określono na 4 pokolenia użytkowników. Pozornie wyglądało to na odłożenie na wieki powrotu królewszczyzn do skarbu, czyli na tzw. utopienie sprawy. Okazało się jednak inaczej. Egzekucja, nawet w skali 4 pokoleń, była realizowana i stan posiadania dóbr królewskich zwiększał się, a nie zmniejszał. Wystarczy przytoczyć znane nam wielkości. W latach 1565 -1570 lustratorzy opisali i oszacowali ogółem 208 miast i 2144 wsie, które pozostawały w dyspozycji monarchy, podczas gdy po upływie owych 4 pokoleń, w czasie lustracji przeprowadzonej w latach 1659-1667, w dyspozycji królewskiej znajdowały się 304 miasta i 3222 wsie, mimo zniszczeń wojennych. Był to wynik konsekwentnej realizacji egzekucji 196 owrotu królewszczyzn do dyspozycji monarchy i Rzeczypo-°br' ' 'l wszczyzny bowiem uznawano za własność państwową, a nie s le z egzekucją dóbr przeprowadzono reformę podatkową. '"ważnym zadaniem tak od strony praktycznej (jako źródło pie- a wojsko, mające bronić Inflant), jak i formalnej. Egzekucja dóbr iii/ w oczach szlachty sposobu załatwienia wszystkich potrzeb nip stanowił" j UŁ . . . . twowych, od utrzymania monarchy i jego otoczenia po zaciąg wojska ^pieczenie granic. Zwyciężył racjonalny pogląd, że na obronę powi- a„ wprawdzie trochę łożyć król, w tym wypadku w postaci kwarty (która raktyce wynosiła 20% oszacowanych dochodów z dóbr królewskich), ^również społeczeństwo, płacąc podatki. Trudno wyjaśnić bezpośrednią genezę reformy podatkowej, przeprowa- dzonej w 1563 r., tym bardziej że nie odnotowała jej konstytucja i opisana jedynie w uniwersale podatkowym, uchodziła przez długi czas uwagi histo- ryków. Reforma ta wprowadzała kilka istotnych zmian. Przede wszystkim odrzucono zasadę pobierania podatku obciążającego wieś na podstawie tzw. starych kwitów, czyli wpłat z wcześniejszych lat, ponieważ, biorąc pod uwagę luki w rejestrach, nowe osadnictwo i libertacje*, prowadziło to do systematycznego spadku wpływów podatkowych. Zamiast tego ustalono przyjmowanie aktualnych zeznań o podstawie opodatkowania, składanych przez właściciela dóbr w formie pisemnej z podpisem i pieczęcią bądź jako zaprzysiężone zeznanie składane przez chłopa w imieniu właściciela dóbr. Skutek był natychmiastowy i w rejestrach poborowych, np. województwa krakowskiego, zamiast opodatkowanych w 1558 r. 6984 łanów kmiecych, pojawiło się w 1563 r. 10360. Skrupulatny poborca Hieronim Filipowski ie poprzestał na tym i w 1564 r. doprowadził do opodatkowania 10902 ' kmiecych, a jego następca w 1565 r. pobrał podatki od 1 1 674 łanów 'ch. W ciągu 5 lat podstawa opodatkowania, którą stanowiły łany vzrosła o 48% w stosunku do stanu z 1558 r., a w 1565 r. aż 67%, dczy nie tyle o powiększeniu się osadnictwa, ile dokładności spisów ń podatkowych. uprzednio stawka podatkowa z łanu kmiecego wynosiła 12 gr, adniesiono ją do 20 gr. Jednakże, jak już wspominaliśmy, nie W?sk elen ~ czasowe zwolnienie od ciężarów publicznych, najczęściej z powodu Warnych i zniszczeń. 197 oznaczało to wzrostu obciążeń chłopskich, gdyż kmieć sam płacił 10 gr z łanu, a kolejne 10 gr pochodziło z dziesięciny kościelnej. W rezultacie chłop płacił mniej, niż w poprzednich latach, natomiast kler został opodatkowany drugą połową stawki kmiecej. Gdyby zaś dziesięcina, snopowa lub pieniężna, nie wystarczała na uiszczenie tych drugich 10 gr, pan wsi był obowiązany ją uzupełnić i rejestry świadczą, że rzeczywiście tak czynił. Nie widać gwałtownych sprzeciwów i przeciwdziałań ze strony Kościoła. Trudno to bezpośrednio wyjaśnić, można jednak przypuszczać, że dla kleru stanowiło to rozwiązanie dogodniejsze, niż dawanie podatku pod presją sejmową jako rzekomo dobrowolne subsidium charitativum (pomoc serdeczna), a poza tym w dobie reformacji obrona dziesięcin nie mogła liczyć na szerokie poparcie społeczne. Podatek w tej formie, czyli z wyższą stawką i z udziałem w nim dziesięciny, objął też kilka innych kategorii ludności wiejskiej, przy czym w przypadku szlachty zagrodowej całość podatku pozostawała w dawnej postaci (12 gr z łanu) i do tego z możliwością spłaty w dwóch ratach. Podniesiono natomiast podatek od komorników, przekupniów, kupców, młynarzy, kuźników itp. grupy zawodowych, oraz wprowadzono podwyższony szos z miast. W sumie więc przy powiększonych podatkach dla pozostałych grup ludności chłopi mieli płacić mniej, zostali potraktowani ulgowo. Na sejmie 1578 r. za panowania Stefana Batorego znów podniesiono podatki w związku z wojną z Moskwą. Nie zmieniono natomiast systemu podatkowego i w dalszym ciągu podstawowy podatnik, kmieć, miał płacić wprawdzie 30 gr z łanu, ale tylko 15 gr z własnej kieszeni, a 15 gr z dziesięciny. Ten rodzaj podatku wybierano jeszcze w początkach XVII w. Niestety, brak nam pełniejszych badań nad skarbowością Zygmunta Augusta i nie możemy powiedzieć, jak bardzo wzrosły dochody skarbu koronnego na skutek przeprowadzenia wspomnianej reformy podatkowej w 1563 r., choć nawet pobieżne spojrzenie przekonuje nas o znacznym wzroście. Zwycięska wojna Stefana Batorego z Moskwą nie byłaby zapewne możliwa bez reformy podatkowej, przeprowadzonej w 1563 r. Do zasadniczych problemów reformy państwa należała od dawna kwestia unii z Litwą i integracji z Koroną Mazowsza, Prus Królewskich i dwóch księstw śląskich. Oczywiście sprawy litewskie dominowały w omawianych wcześniej postulatach szlacheckich i wystąpieniach sejmowych posłów. Działały tu różne ośrodki i ich sprzeczne nieraz interesy MAXIMILIA>ri FREDRO GESTOREM POPU LI i\l\) HENKICO YALE sio, POIOXOBVM 43. Sejm za Henryka Walezego. Miedzioryt 198 44. Karta tytułowa Kroniki Macieja Stryjkowskiego, wydanie z 1582 r. i dopóki nie doszło do zbliżenia dążeń, przynajmniej części zainteresowanych stron, realizacja unii pozostawała w sferze marzeń. Jagiellonowie byli dziedzicznymi władcami Litwy i ten fakt decydował o ich obiorze na króla Polski, co było warunkiem utrzymania związku obu państw. Tak postąpił po śmierci Aleksandra Zygmunt Jagiellończyk, dając się najpierw wynieść na stolec litewski, a później na tron w Polsce. Podobnie było w przypadku małoletniego Zygmunta Augusta w 1529/1530 r. W tej sytuacji, dopóki żyli przedstawiciele dynastii jagiellońskiej w linii męskiej, nadzieja na unię realną, zamiast personalnej, była nikła. Nie oznacza to zresztą, że Jagiellonowie nie umacniali tego związku; przede wszystkim popierali zmiany litewskiego systemu prawnego, politycznego, a nawet gospodarczego, zbliżające je do stosunków polskich. Proces ten wyraźnie przyspieszano w połowie XVI w. W 1529 r. pojawił się pierwszy statut litewski, w 1566 r. już drugi, a jednocześnie przeprowadzono nowy podział administracyjno-sądowy kraju, działał też sejm, choć z dominującym stanowiskiem rady wielkoksiążęcej. Od 1551 r. zaczęto przeprowadzać w dobrach hospodarskich tzw. pomiarę włóczną, która upodobniła wieś litewsko-ruską do polskiej tak pod względem gospodarczym, jak i społecznym. Przeciwnikami ścisłego związku z Polską była magnateria litewska. Chodziło jej o utrzymanie odrębności ustrojowej i politycznej Wielkiego Księstwa, a w nim o zachowanie swej dominującej roli. Jednakże ta ocena nie wyczerpuje chyba motywów działań na rzecz odrębności Litwy. Istniała już silna tradycja państwowa wśród elit politycznych Wielkiego Księstwa Litewskiego, sięgano do historii jako źródła narastania świadomości narodowej, a może tylko państwowej. Przykładem na to, choć nieco późniejszym (z ok. 1580 r.), był zamówiony u Macieja Stryjkowskiego poemat o legendarnych początkach państ- &atłni)0cbm«o _„___„„.....NI Acwnc/YJuraMK>M»xit]fieit/ińvn»ff SZAOTOt ,ffj______^____ ja^JtWPWftfywiwfogłCł MACTntA OSOSTEWICIYSA STRJV- 200 wa litewskiego, napisany bardzo piękną polszczyzną. Jednocześnie bowiem następowała polonizacja kulturalna i językowa magnaterii i szlachty litewskiej. I właśnie szlachta litewska bardziej przychylnym okiem spoglądała na perspektywę unii, licząc, że nastąpi wówczas pełniejsze upodobnienie litewskiego systemu politycznego do polskiego i w konsekwencji wzmocnienie roli szlachty i wydobycie jej spod dominacji magnaterii. Dał temu wyraz sejm obozowy szlachty litewskiej w 1563 r., optując jednoznacznie za związkiem z Polską. Egzekucjoniści w Polsce byli zwolennikami ścisłego połączenia Litwy z Polską z dwóch względów. Po pierwsze, w myśl zasady communia onera communiter ferenda (wspólne ciężary należy wspólnie ponosić) żądali wspólnej obrony, szczególnie przed najazdami tatarskimi, i wspólnego ponoszenia jej kosztów. Po drugie, działacze szlacheccy pragnęli egzekwować dawne zapisy dotyczące unii, szczególnie stwierdzenie z 1387 r. 0 włączeniu Wielkiego Księstwa Litewskiego do Polski. Dlatego też w re-cesie sejmowym z 1564 r., omawiającym sprawy unii z Litwą, wyobrażano sobie ten związek jako państwo, mające wspólnego króla, radę, sejm, urzędy, monetę, elekcję i koronację królewską, w którym polskie instytucje obejmują ziemie litewskie, w których odrębność nie będzie osobno oznaczona. Był to jak gdyby projekt wymazania z mapy Europy Wielkiego Księstwa Litewskiego i uczynienia z niego części Polski, na równi z Wielkopolską, Małopolską czy Mazowszem. Ten unifikacyjny projekt był dla Litwinów tym bardziej groźny, że równocześnie na tym samym sejmie Zygmunt August zdecydował się na zrzeczenie dziedzicznych praw dynastii jagiellońskiej do tronu litewskiego i na przekazanie tych uprawnień Koronie, co szczególnie dotkliwie ugodziło w ambicje polityczne Litwinów. Współdziałanie egzekucjonistów z królem od 1562 r. i powtarzane próby przeprowadzenia wspólnego sejmu polsko-litewskiego, celem porozumienia w sprawie unii, przez następnych parę lat nie dawały wyników. Dopiero na sejm w Lublinie w 1569 r. zjechała delegacja litewska, pod presją niepomyślnych działań w wojnie z Moskwą, lecz na krótko, gdyż po pierwszym sukcesie wojennym Litwinów wycofała się ze wspólnych obrad. W tej sytuacji inicjatywę przejął Zygmunt August, który bez oporu ze strony zainteresowanych najpierw oderwał od Wielkiego Księstwa Litewskiego 1 dołączył do Korony Podlasie, następnie Wołyń i wreszcie Kijowszczyznę. Widząc dezintegrację swego państwa, Litwini wrócili do stołu obrad i l lipca 1569 r. doszło do zawarcia unii między Polską a Litwą. 201 n pvs ci vriAn IN KEONO POLONI* EX OMMBM l'AHnBVS MtfDl EMroWOTElUN »NO CtLEBKAW CÓ.WI I OCŁAR* 45. Widok Lublina w XVI w. Miedzioryt z dzieła Jerzeg 202 ;o Brauna Civitates orbis terrarum z 1572 r. Do zawarcia unii konieczna stała się również zmiana stosunku strony polskiej, zrozumienie przez króla i szlachtę, że istnieją polityczne tradycje państwa litewskiego, którego mieszkańcy, a przynajmniej magnateria i szlachta, wcale nie pragną likwidować. Unia tworzyła wiec organizm federacyjny ze wspólnym władcą, który miał być wspólnie wybierany, ze wspólnym sejmem, ale z osobnym prawem, osobnymi — choć podobnymi — urzędami, z osobnym skarbem, wojskiem, a nawet językiem urzędowym (tzw. ruskim), który utrzymał się w dokumentach, mimo ekspansji polszczyzny w życiu społecznym, politycznym i kulturalnym. Sformułowano to w ten sposób: „Iż jut Korona Polska i Wielkie Księstwo Litewskie jest jedno, niepodzielne i nieróżne ciało, a także nieróżna, ale jedna spoina Rzeczpospolita, która się z dwu państw i narodów w jeden lud zniosła i spoiła". Dla egzekucjonistów unia była sukcesem, który jednak pociągał za sobą konieczność rewizji uproszczonego rozumienia egzekucji praw i dostosowania tej formuły do realnych warunków politycznych. Mimo trudności jej zawarcia, unia okazała się nader trwała, chociaż nie od razu doszło do pełnego współdziałania. Druga wolna elekcja stała się momentem rozbicia wspólnej polityki. Litwini poparli elekcję Maksymiliana II, a osobne sejmy litewskie, pod nazwą konwokacji, zbierały się wielokrotnie w celu ustalania kwestii dotyczących Wielkiego Księstwa. Wreszcie w 1588 r. pojawił się, znakomicie opracowany, III Statut Litewski jako osobny zbiór praw dla Litwy. Jednakże stało się inaczej, niż można było się obawiać: statut ten nie rozdzielił, lecz zbliżył oba sfederowane kraje, gdyż stanowił zbiór posiłkowych norm prawnych dla nieskodyfiko-wanego prawodawstwa polskiego. O łączności między obu krajami zadecydowały więc nie tyle postanowienia unijne, ile współpraca i związki gospodarcze, społeczne i kulturalne. Procesy integracyjne lub centralizacyjne, jak kto woli, były popierane, poza wcześniejszym sporem o unię z Litwą, tak przez monarchów, jak i przez szlachtę i jej ruch egzekucyjny. Władca i jego otoczenie woleli mieć do czynienia z możliwie jednolitym prawem i instytucjami w obrębie państwa, a dla szlachty zasada solidarnego ponoszenia ciężarów i wspólnej obrony stanowiła również motyw działający na korzyść ujednolicenia stosunków wewnątrzpaństwowych. Zresztą wszelkie partykularne przywileje były dla egzekucjonistów podejrzane i wymagały sprawdzenia, czy nie są sprzeczne z prawem pospolitym. Przy takiej zbieżności dążeń i interesów nie należy się dziwić, że na drugim sejmie egzekucyjnym, 17 marca 1564 r., doszło do zjednoczenia Księstwa Oświęcimskiego i Księstwa Zatorskiego z Koroną i utworzenia z nich powiatu śląskiego jako części województwa krakowskiego. O wiele bardziej skomplikowana okazała się sprawa autonomii pruskiej. Prusy Królewskie miały specyficzną strukturę społeczno-gospodarczą, z wyjątkowo dużymi i bogatymi miastami z Gdańskiem na czele i sporym procentem dóbr królewskich, pozostających w rękach miejscowej mag-naterii — Czemów, Balińskich, Działyńskich, Bażyńskich. W Prusach funkcjonował też sejm (z udziałem i dużym znaczeniem miast), samodzielny skarb, były osobno zbierane podatki, wreszcie działało odrębne prawo, tzw. chełmińskie. Z tą zazdrośnie strzeżoną autonomią Prus Królewskich miał kłopoty i Zygmunt I, i Zygmunt August. Ten ostatni twierdził, że nie ma podstaw prawnych do tak daleko posuniętej odrębności Prus i na tej zasadzie doprowadził do zasiadania senatorów pruskich w radzie koronnej, a posłów w sejmie, co sprowadziło sejm pruski do roli sejmiku prowin- 203 46. Bandera wojenna (kaperska) z czasów Zygmunta Augusta cjonalnego (generalnego). W konsekwencji lustracja dóbr królewskich, której nie chciała rada pruska, została przeprowadzona, a od 1569 r. ustawy, uchwalane przez sejm Rzeczypospolitej, zaczęły obowiązywać także w Prusach Królewskich. Najwięcej kłopotów przysporzył Gdańsk, który musiał się jednak ugiąć przed decyzjami Zygmunta Augusta. Król wykorzystał niesubordynacje miasta i narzucił mu tzw. Statuty Karnkowskiego, podporządkowując w ten sposób władzy królewskiej sprawy Gdańska i żeglugi. W obu przypadkach, a więc integracji Prus Królewskich z Koroną i podporządkowania Gdańska władzy królewskiej, monarcha miał za sobą poparcie sejmującej szlachty, choć nie z jej strony wychodziła inicjatywa działań. Podobnie w stosunku do Prus Książęcych szlachta była w zasadzie za ściślejszą integracją księstwa z Polską, ale nie angażowała się bezpośrednio w te sprawy. Nie bardzo też ingerowała w kwestie polityki bałtyckiej Zygmunta Augusta i jego idei dominium Maris Baltici (panowania na Morzu Bałtyckim). W 1563 r. Zygmunt August, zaangażowany w wojnę inflancką, zgodził się rozszerzyć prawo do lenna pruskiego na linię frankońską i brandenburską Hohenzollernów, co oddalało perspektywę wchłonięcia lenna przez Rzeczpospolitą. Jednocześnie działacze egzekucyjni nie zdawali sobie sprawy z politycznych aspiracji szlachty w Księstwie Pruskim, która za przykładem polskim zaczęła domagać się usunięcia nadużyć i naprawy sytuacji politycznej, powstałej w okresie rządów starzejącego się księcia Albrechta. Natomiast działacze szlacheccy dobrze rozumieli problematykę mazowiecką i potrzebę pełnej integracji tego dawnego księstwa z Koroną. Chodziło zarówno o likwidację dawnych, odrębnych instytucji, m.in. urzędu wicegerensa na Mazowszu, i wejścia posłów mazowieckich do sejmu koronnego (co już nastąpiło), jak i o zaniechanie tworzenia na Mazowszu osobnego organizmu gospodarczego — a w konsekwencji i politycznego — przez królową Bonę. Tutaj pomogło skłócenie króla z matką i Zygmunt August dopilnował zrzeczenia się przez Bonę wszelkich praw do dóbr na Mazowszu w chwili wyjazdu z Polski (1556). W tym przypadku władca działał samodzielnie i posłowie egzekucyjni nie wpływali na jego decyzję. 204 Z omawianych uprzednio postulatów szlacheckich wynika, że ruch egzekucyjny niejednokrotnie angażował się w sprawy stosunków państwa z Kościołem, tym bardziej że wśród przywódców ruchu znalazło się wielu innowierców — kalwinów, braci czeskich i arian. Nie chodzi nam tu jednak o sprawy ściśle wyznaniowe, lecz o stosunki Kościół - państwo, w tym o swobody wyznaniowe, na które decyzje sejmowe mogły mieć wpływ. Punktem wyjścia tych działań była zasada podporządkowania hierarchii Kościoła katolickiego królowi, ponieważ biskupów wprawdzie obierały kapituły, a zatwierdzał papież, ale kandydata na biskupa mógł przedstawić kapitule jedynie monarcha. Wobec zatargów z hierarchią i sądownictwem kościelnym, szlachta doprowadziła w 1552 r. do zawieszenia egzekucji starościńskiej wyroków sądów duchownych, co było o tyle ważne, że jeszcze w 1550 r. Zygmunt August, aby uśmierzyć zatargi szlachty z władzą biskupią, wydał edykt antyreformacyjny. Wspomniana egzekucja starościńska wyroków sądów duchownych została całkowicie zniesiona na sejmie w 1563 r. Natomiast jeszcze wcześniej, na sejmie 1558/1559 r., szlachta zmusiła biskupów do złożenia normalnej przysięgi senatorskiej, czego dotąd nie czynili, zasłaniając się swą zależnością od papiestwa. Biskupi woleli pójść na ugodę, zagrożeni zarówno przez zakwestionowanie ich prawa do zasiadania w radzie królewskiej, jak i krytykowani za niechęć do ponoszenia ciężarów publicznych, zanim opodatkowano dziesięciny w 1563 r. Protestanci nie stanowili w sejmie osobnej grupy, nie dopuszczali do tego sami egzekucjoniści wiedząc, że rozbicie zbiorowości politycznej szlachty według klucza polityczno-wyznaniowego, równałoby się zburzeniu jedności i siły całego ruchu egzekucyjnego i odebrałoby szansę sukcesu. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że osłabiony, ale przecież silny i bogaty Kościół katolicki wykorzystałby taką okazję. Nawet w wypadku skłonności mediacyjnych biskupów-humanistów, parliby do tego przedstawiciele Rzymu. Takie rozbicie polityczne nie byłoby zapewne korzystne i dla senatu, mimo wewnętrznych różnic wyznaniowych, a na pewno dla króla, który straciłby silnego sojusznika politycznego w okresie sejmów egzekucyjnych. Zresztą doświadczenia europejskie wskazywały, że powstanie ugrupowań polityczno-religijnych, jak np. Liga Szmalkaldzka w Niemczech lub hugenoci we Francji, prowadziło do narastania napięć i w konsekwencji do wojen religijnych, czego i katolicy, i protestanci w Polsce chcieli uniknąć. 205 47. Jan Łaski młodszy, reformator religijny. Rycina z epoki Starano się oczywiście o budowę porozumienia i współpracy między poszczególnymi kościołami protestanckimi w Polsce. W tym celu w 1556 r. przyjechał z emigracji do kraju znany działacz protestancki Jan Łaski młodszy i rozpoczął żmudne działania na rzecz zbliżenia między różnowierczy-mi odłamami. Jego rychła śmierć (1560) przerwała te zabiegi, a do dalszego zróżnicowania, a nawet skłócenia wśród protestantów, doprowadziło oderwanie się od kalwinów i zorganizowanie w odrębne wyznanie i osobny Kościół braci polskich (1562), zwanych arianami. Ich radykalizm, nie tyle zresztą społeczny, ile teologiczny (zaprzeczenie dogmatu o Trójcy Świętej i bóstwie Chrystusa) wywołał zasadniczy sprzeciw nie tylko wśród katolików, ale i w kręgach reformacji, które domagały się nawet wygnania tak bardzo błądzących heretyków. Próby organizowania się protestantów, oczywiście z wyłączeniem arian, były ważne, ponieważ przyjęcie przez Zygmunta Augusta w 1565 r. (ale nie przez Kościół polski) uchwał soboru trydenckiego groziło pogorszeniem się ich położenia w Polsce. Protestanci zaczęli też nowe, międzywyznaniowe negocjacje. Objęły one kalwinów, luteran i braci czeskich i choć w 1570 r. doszło do podpisania tzw. ugody sandomierskiej, spory dogmatyczne i organizacyjne uniemożliwiły praktyczną współpracę. Wcześniej jeszcze pojawiły się próby porozumienia wyznaniowego, które objęłoby katolików i protestantów. Jeszcze w 1555 r. król wysłał poselstwo do papieża z prośbą o wznowienie prac soboru powszechnego, a jeśli to niemożliwe, o zgodę na zwołanie soboru narodowego. Miałby on doprowadzić do ugody wewnątrz kraju na zasadzie akceptacji języka narodowego w kościele, komunii pod dwiema postaciami i małżeństwa księży. Czy król poważnie angażował się w tworzenie kompromisu wyznaniowego wewnątrz kraju, czy też chciał jedynie zmiękczyć stanowisko papiestwa wobec zamiaru rozwodu z Katarzyną Habsburżanką, swoją trzecią żoną, nie wiemy. Nie bardzo też można wierzyć w szczerą akceptację takiego pomysłu przez protestantów. Jeżeli nawet szlachta w imię racji stanu przystałaby nań, to duchowni protestanccy z pewnością nie. Sprawę zresztą zatrzymało weto papieskie. 206 W rezultacie, dawne tradycje państwa wielowyznaniowego (z wyznawcami katolicyzmu, prawosławia, judaizmu, islamu i innych religii), bardziej intelektualny niż emocjonalny stosunek do religii (szczególnie wśród protestantów) oraz doświadczenia zagraniczne, a zwłaszcza wieści o walkach i rzeziach, które dochodziły do Polski, wszystko to skłaniało króla i polityków szlacheckich do ostrożnego angażowania się w sprawy wyznaniowe i do zabezpieczenia się przed użyciem siły. To ostatnie niebezpieczeństwo stało się realnym zagrożeniem, gdy zmarł Zygmunt August, monarcha nieingerujący w ludzkie sumienia, a kandydaci do tronu nie gwarantowali podobnej tolerancji wyznaniowej. Szczególnie silne wrażenie wywołała wiadomość o rzezi hugenotów, tzw. nocy św. Bartłomieja w Paryżu (1572), która szybko dotarła do Polski wraz z informacją o udziale w niej głównego kandydata do polskiego tronu, Henryka Walezjusza. Pierwszą więc czynnością, jaką podjęła szlachta podczas bezkrólewia, stało się zabezpieczenie pokoju wewnętrznego. Dokonano tego tworząc konfederacje szlacheckie, które powołały sądy, zwane kapturami, gdyż normalne sądownictwo, działające w imieniu króla, przerwało swą działalność. Kolejnym podstawowym zadaniem stało się zapewnienie pokoju religijnego w kraju. Zjazd, który odbył się w styczniu 1573 r. w Warszawie i miał przygotować przyszłą elekcję, podjął dwie zasadnicze uchwały. W pierwszej stwierdzono: „iż pod tym niebezpiecznym czasem, bez króla... staraliśmy się o to pilnie... jakobyśmy... sami między sobą pokój, sprawiedliwość, porządek i obronę Rzeczypospolitej zatrzymać i zachować mogli". A w dalszych częściach uchwały czytamy: „obiecujemy to sobie spoinie, iż którzy jesteśmy dissidentes in religiom pokój między sobą zachowywać, a dla różnej wiary i odmiany w kościele krwie nie przelewać ani się penować (karać)..." Uchwała o pokoju religijnym wywołała wiele dyskusji, a szczególnie krytykę ze strony duchowieństwa katolickiego, choć jeden z biskupów, Franciszek Krasiński, podpisał ją. Jednakże protestanci, głównie przedstawiciele szlachty, nie dopuścili do odrzucenia tej uchwały i doprowadzili do wprowadzenia zasady pokoju religijnego do podstawowych norm prawnych, zaprzysięganych przez każdego nowo obranego króla, do tzw. artykułów henrykowskich. Nie zapewniło to wprawdzie bezpieczeństwa 207 l protestantyzmu w Polsce w następnych stuleciach, ale długo stanowiło obronę przed agresywnymi działaniami ze strony katolików i pozwoliło na uniknięcie wojen religijnych w Rzeczypospolitej. Na straży przestrzegania tolerancji (przynajmniej w odniesieniu do stanu rycerskiego) stanęła szlachta, włączając zasadę tolerancji do katalogu tzw. wolności szlacheckich. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że z łaski Zygmunta Augusta zasadę tolerancji dla wyznania luterańskiego miały zapewnione miasta pruskie z Gdańskiem na czele. Do listy reform egzekucyjnych należy wliczyć również przebudowę sądownictwa, choć jej zakończenia doczekali się nieliczni spośród działaczy stronnictwa egzekucyjnego. Sprawy sądownictwa zostały już omówione wcześniej, zarówno kwestie postulatów sejmikowych, jak i sporów, dotyczących sądów duchownych i egzekucji ferowanych przez nie wyroków. W każdym razie działania polityków szlacheckich szły w kilku kierunkach. Starano się ujednolicić obowiązujące prawo, rozdzielić kompetencje sądów szlacheckich oraz miejskich i duchownych, stworzyć sprawne sądownictwo apelacyjne dla sądownictwa szlacheckiego, miejskiego, a nawet chłopskiego, choć w tych ostatnich przypadkach inicjatywa szlachecka wydaje się wątpliwa. Odrzucenie korektury praw nie oznaczało niechęci szlachty do porządkowania obowiązującego prawa, nie odpowiadał jej jedynie proponowany wówczas kształt kodyfikacji. Natomiast same założenia egzekucji praw wymagały likwidacji sprzeczności narosłych w prawodawstwie oraz określenia kompetencji i zakresów działania norm prawnych z jednej strony, zapewnienia zaś wykonywania przepisów prawnych z drugiej. Po odrzuceniu korektury, nazywanej niesłusznie korekturą Taszyckiego, szlachta dbała o publikację kolejnych konstytucji, a następnie zbiorów praw i ich przekładów na język polski autorstwa Przyłuskiego i Herburta. Dokonując rozdzielenia kompetencji sądów kościelnych i szlacheckich, jak już wskazywaliśmy, zawieszono, a potem zniesiono starościńską egzekucję wyroków, co odbyło się bez sporów o zakres przedmiotowy i podmiotowy wyrokowania. W sądownictwie miejskim zwiększono wpływy szlachty, głównie starosty, w ferowanie wyroków, ale właściwa reforma, która utworzyła sąd asesorski przy królu (jako apelacyjny dla miast królewskich), nie wynikała z działań szlachty. Podobnie sąd apelacyjny dla chłopów z dóbr królewskich, tzw. sąd referendarski, powstał również z decyzji monarszej i bez współdziałania sejmu czy szlachty. Szlachta najbardziej interesowała się kwestią sądownictwa apelacyjnego dla sądów szlacheckich. Król bowiem, rozsądzający takie sprawy podczas trwania sejmu i w asyście senatorów, nie mógł nadążyć z rozpatrywaniem tych spraw i wydawaniem wyroków, co powodowało narastanie wieloletnich zaległości. Próby zastąpienia sądu królewskiego przez sądy wiecowe, powstałe bez inicjatywy szlachty, były przez nią niechętnie przyjmowane. Uchwalone na sejmie 1562-1563 r. prowizoryczne sądy, tzw. ultimae instantiae, niewiele zdziałały w kwestii zmniejszenia zaległości. Stanowiły jednak odstępstwo od zasady, że tylko król może być najwyższym sędzią, oraz wprowadziły sądy kolegialne, w których zasiadali zarówno dygnitarze z wojewodą na czele, jak i po 4 deputatów szlacheckich. I właśnie ten wieloosobowy skład sądów, pochodzący częściowo z wyboru, stał się dla szlachty wskazówką, w jakim kierunku można będzie w przyszłości przeprowadzić reformę. Do ostatnich reform ruchu egzekucyjnego należy zaliczyć utworzenie Trybunału Koronnego w 1578 r. Był to sukces uzyskany w zamian za wysokie podatki, uchwalone na wojnę z Moskwą. Trybunał miał stać się sądem kolegialnym, do rozsądzania spraw w drugiej instancji w stosunku do wyroków sądów ziemskich, grodzkich, podkomorskich i komisarskich. Składał się z corocznie przez sejmiki wybieranych sędziów, tzw. deputatów, a jego siedzibą miał być na zmianę Piotrków (dla spraw z Wielkopolski) i Lublin (dla spraw z Małopolski). Pomysł ten chyba od razu uznano za dobry, skoro wkrótce potem powołano Trybunał Litewski (1581). Reforma sądowa z 1578 r. przeprowadzona już w dobie królów elekcyjnych, została uznana przez historyków za przejaw pozbawienia monarchy istotnych kompetencji. Ten osąd wydaje się niesłuszny, gdyż nie odebrano królowi stanowiska najwyższego sędziego, a tylko ograniczono jego zadania do rozsądzania (w ramach sądu sejmowego) najważniejszych spraw politycznych, w tym przestępstw urzędniczych i oskarżeń o zdradę stanu. Trybunał, uzupełniany o sędziów duchownych w sprawach dotyczących Kościoła, działał do końca Rzeczypospolitej, choć jego pierwotna idea, tzn. zostawienia sądownictwa w rękach szlachty, a nie magnaterii, w praktyce nie została utrzymana. W nauce historycznej przyjmuje się też, że reformy egzekucyjne - poza sprawą Trybunału — zakończyły się w 1569 r. unią z Litwą. Nie wydaje się to ścisłe, choć zmiana uwarunkowań politycznych i nowe, pilne zadania zmusiły szlachtę do podjęcia reform i działań politycznych o innym 209 208 charakterze niż w latach 1562-1569. O ile wcześniej zabiegano o reformę domeny, podatków, wojska, spraw wyznaniowych, sądów i kształtu państwowości, o tyle później tylko w pewnym stopniu można było myśleć o nowych reformach, a bardziej o zabezpieczeniu i zachowaniu tych, które nadały kształt Rzeczypospolitej w poprzednich latach. Z punktu widzenia nowych zjawisk ustrojowych szlachta wprowadziła w krótkim czasie dwie nowe instytucje. Jedną było okresowo działające sądownictwo, utworzone przez konfederacje szlachty, zwane kapturami, które miało zapewnić bezpieczeństwo w czasie bezkrólewia. Druga, zupełnie nowa instytucja, to elekcja viritim (a więc z udziałem całej szlachty), zapewne wzorowana na zwyczajach węgierskich. Pozostałe decyzje ustrojowe, zawarte w przedstawionych do zatwierdzenia elektowi tzw. artykułach henrykowskich, miały charakter nie tyle zmian, ile zachowania istniejącego ustroju i jego zabezpieczenia przed samowolną polityką nieznanego lub krytycznie ocenianego przyszłego monarchy. 48. Pole elekcyjne na Woli, miedzioryt z końca XVI w. 210 s/lachta wyobrażała sobie, że odpowiednie zabezpieczenie ustawowe może wykluczyć nawet bardzo autorytatywne nastawienie władcy — bez takiego orzekonania wysuwanie m.in. kandydatury moskiewskiej byłoby absurdem. Artykuły henrykowskie mówiły o wolnej elekcji, o pokoju między różniącymi się w wierze, o konieczności uchwały sejmowej w celu nałożenia podatków lub cła bądź rozpoczęcia wojny, a także o potrzebie włączenia senatu w decyzje o poselstwach zagranicznych i małżeństwie królewskim. Wszystkie te postanowienia odzwierciedlały istniejący stan prawny i zwyczaje polityczne, a także formułowały zasady funkcjonowania państwa za rządów przyszłego monarchy. Pewnym usztywnieniem istniejącego ustroju stało się zobowiązanie króla do zwoływania co 2 lata sejmu zwyczajnego, trwającego 6 tygodni, a w razie potrzeby nadzwyczajnego — obradującego 2 tygodnie. Było to więc raczej uporządkowanie zwyczajowo dotąd zwoływanych i działających sejmów i jednocześnie zabezpieczenie przed usiłowaniami rządzenia bez ich udziału. Natomiast nową instytucją mieli być stali doradcy królewscy, senatorowie rezydenci, urzędujący przy królu w 4 czteroosobowych kompletach na zmianę po pół roku. Ich uprawnienia nie zostały dokładnie sprecyzowane, a praktyka późniejsza doprowadziła do zaniechania tej działalności. Naj groźniej w artykułach henrykowskich wyglądał punkt o zobowiązaniu monarchy do zaprzysiężenia praw i wolności Rzeczypospolitej (co byłoby normalne), w którym zawarto zastrzeżenie na temat wypowiadania posłuszeństwa w wypadku łamania przez władcę tych praw. Stanowiło to formalne ograniczenie swobody działania władcy, choć nie odbiegało od istniejącej praktyki. Król starał się nie łamać takich praw, a szlachta tylko w przypadku ich złamania odpowiadała nieposłuszeństwem, jak zdarzyło się to w 1537 r. W każdym razie i to zastrzeżenie, choć wydobyte z dawniejszych norm prawnych, miało na celu zachowanie prawa (co podnosił program ruchu egzekucyjnego), a nie tworzenie nowych instytucji. Nasuwa się raz jeszcze pytanie, czy postanowienia doby bezkrólewia i wolnej elekcji stanowią wycofanie się ruchu egzekucyjnego z reformowania i wzmocnienia państwa i jego władzy centralnej, z królem i sejmem na czele, czy też raczej było to zatrzymanie dalszych reform -- poza reformą Trybunału — i dążenie do zabezpieczenia Rzeczypospolitej przed działaniami dla niej szkodliwymi. Wydaje się, że ten drugi pogląd jest bliższy prawdy. W każdym razie dezyderaty, zawarte w pactach conven- 211 tach, które zostały przedstawione do akceptacji Henrykowi Walezemu, świadczą o ciągłości myśli politycznej szlachty. Znalazły się tam bowiem postulaty związane z obroną Rzeczypospolitej (dotyczyły piechoty gas-końskiej i floty do walki z Moskwą) oraz ze wzmocnieniem finansowym państwa (chodziło o spłacenie długów Zygmunta Augusta i przywożenie dochodów z dóbr we Francji). Zadbano też o kształcenie młodzieży, a mianowicie podniesienie prestiżu Akademii Krakowskiej i stypendia dla 100 Polaków na studia we Francji, ponadto o handel polski i o zorganizowanie składu towarów polskich w porcie francuskim, na koniec proszono o niesprowadzanie liczniejszej grupy cudzoziemców. Były to więc postulaty, które można odebrać jako kontynuację żądań szlacheckich i programu ruchu egzekucyjnego, choć składane w innych okolicznościach i pod innym adresem. Być może zresztą przyszłe, bardziej szczegółowe badania wyjaśnią lepiej te problemy. Człowiek wobec świata Miejsce ówczesnego człowieka w świecie będziemy rozpatrywać nie tyle w sensie materialnym, bo takie kwestie zostały omówione, a to w odniesieniu do jego otoczenia oraz do jego działalności gospodarczej, społecznej czy nawet politycznej. W tym wypadku chodzi nam o jego własny stosunek do świata, to znaczy jak on ten świat widział, rozumiał, przyjmował i jakie miejsce dla siebie w nim znajdował. Ponadto świat może mieć dwa znaczenia.. Może to być świat, na którym żyjemy, który nas obecnie otacza, a może to być również „tamten świat", świat, który wierzymy, że istnieje poza tym nas otaczającym, ale świat, który poznamy zapewne dopiero po naszej śmierci. Ten drugi był nie mniej ważny dla ówczesnego człowieka, choć nie znał go jeszcze, choć mógł go sobie jedynie w jakiś sposób wyobrazić. Był on dla niego ważny, bo tam miał spędzić więcej czasu niż tu na ziemi, bo tam go czekała wieczność. Dla ludzi XVI w. otaczający świat, Ziemia, nie był już rozległą płaszczyzną, jak myślano wcześniej. Starożyni, którym wierzono, przyjmowali kulistość Ziemi i ludzie z połowy XVI stulecia wiedzieli, że Ziemię można opłynąć. Marcin Bielski w Kronice wszystkiego świata przedstawił świat w dwóch wymiarach, historycznym i geograficznym. W tym drugim wymiarze był to opis odkryć geograficznych od Kolumba do Magellana. Wprawdzie ówczesne mapy przedstawiały kontynenty w sposób bardzo schematyczny, ale taki obraz świata był czymś wyobrażalnym i konkretnym. Zresztą Bielski starał się ten obraz geograficzny urozmaicić, nie tylko relacjami o dziwnych krajach, ludziach i zwierzętach, ale wyliczeniami najwyższych gór, największych rzek, wysp itp. Świat miał też swój wymiar w czasie. Kolejni kronikarze i historycy starali się umieścić człowieka w długim ciągu historii. Mogły to być dzieje 213 własnego kraju, które zwykle przedstaw' no na szerszym tle, wynikającym z trąd'' cji judeo-antycznej. Sięgano po dwa pod" stawowe źródła długiej tradycji historycz" nej: Pismo Święte, w tym również Stary Testament, i dzieła greckich oraz rzymskich historyków klasycznego antyku. Ten ciąg historyczny od starożytności biblijnej i klasycznej, przez teksty Nowego Testamentu i historyków rzymskich, a dalej kroniki papieży i cesarzy, prowadził do dziejów państw istniejących współcześnie i do historii własnego kraju. Schemat ten rozszerzał się (jak u Bielskiego) lub zawężał (jak u Marcina Kromera), ale w obu przypadkach autorzy przedstawiali współczesnego człowieka w szerokim kontekście historycznym i geograficznym zarazem. Ta świadomość swego miejsca w czasie i przestrzeni prawdopodobnie nie pozwalała, przynajmniej ludziom bardziej oczytanym, na zamykanie się we własnym środowisku. Jeżeli dodamy, że Kronikę Bielskiego wydawano przynajmniej trzy razy, w latach 1551, 1554 i 1564, Kronikę Kromera zaś cztery razy, w latach 1555, 1558, 1568 i 1582, to trzeba przyjąć, że dla zainteresowanego światem i własnym krajem szlachcica były to lektury dostępne. Wprawdzie Kronikę Kromera wydano za granicą i po łacinie, ale nie ograniczało to jej oddziaływania na czy te n w kraju, a ponadto z zagranicy napływały wydawnictwa historycz i geograficzne, nie mówiąc o szkolnych lub humanistycznych edycja historyków rzymskich. . , cjj Trzeba także dodać, że modne w tym czasie wiązanie własnejl^r&^e historycznej z antykiem pozwalało lepiej wplatać narodowe o ^^ w dzieje ludzkości, łączyło prestiż wspólnej, europejskiej klasy z^ ^ nymi ambicjami i poczuciem miejsca w świecie. Dlatego, nieza ^ zakresu czytelniczego Kroniki Bielskiego lub Kromera, pos ^polskiej szlachty w bitnym plemieniu MARTINI CROMER J™ a litewskiej w Rzymie stanowiło °* OR,'Z'•*• • .* X iłrff fn»aiitt«lt tSrt jinfM|! Wt^mMttldrittiiri* rt4>««<*,!*nw* w""'°*^n^*w^^^?BMł^"1 l»,...„l,*. IttbiMinlMulMfWIIKI.* 3*S'(""*JiJ7^2^UJ|JT,^f* 49. Strona z Biblii Leopolity z ilustrac-jami ^,un pendiofl lomplm. Cum CasCM*J(ft.giarf» Sr j>rJuAg.'o *d wtooi dtttm. matów, a litewskiej w Rzymie stanowiło równo wyraz dumy narodowej, jak i pocie więzi z innymi narodami Europy, które dobie odrodzenia również w antyku szuka-}y swych korzeni. jak wiemy z poprzednich rozdziałów, Polacy licznie i chętnie podróżowali po Europie, rzadko natomiast wypuszczali się dalej, za morza, do nowo odkrytych krajów. Jedyny wyjątek stanowiła Ziemia Święta i przyległe do niej krainy, Egipt z jednej strony, a tureckie posiadłości, nawet Stambuł, z drugiej. W takich podróżach najchętniej wybierano drogę morską z Wenecji, podczas której zwiedzano różne wyspy i krainy na tej trasie, czyli wschodnią część Morza Śródziemnego. Zarazem trakty te krzyżowały się ze szlakami polskich dyplomatów zaglądających, zwykle drogą lądową, do Stambułu. Dla ówczesnych ludzi najbardziej po-:zające stały się mapy oraz rzadkie i drogie, twiające działanie wyobraźni, globusy. Globusy były jednak sprzę-czej szkolnym, czy lepiej — uniwersyteckim, potem występującym wyposażonych gimnazjach. v średniowieczu źródłem wiedzy i pomocą w podróży były opisy morskich (tzw. portulany), to w XVI w. zastąpiła je mapa. ładniejsza, bardziej precyzyjnie wyznaczająca kierunki, iłty lądów i rzek, lokalizację miast, a nawet niekiedy gór dzania i 1Ski°h' PostęP ten zawdzieczano nowej technice sporzą- Punktów ' Ustaleniu współrzędnych geograficznych dla określonych Ocznej tak* ^ ^^ lub "^ rzek itp' ' wykorzystaniu siatki geo- wiadomościa 'CZyniono ^eśląc mapy morskie. Posługiwano się także der"nkach p j'?rzekazywan>'miPrzez Podróżników, o odległościach albo )zy- W sumie dawało to możliwość sporządzenia mapy ykor*ystan 1CJSZeJ nlŻ dotychczas' nadającej się do praktycznego Taż dostępnej, bo często wydawanej. 50. Karta tytułowa Kroniki Marcina Kromera, wydanie z 1553 r. 214 215 W Polsce twórcą takiej nowożytnej kartografii stał się Bernard Wa-powski, który w 1526 r. opublikował mapę Polski opartą na bogatym materiale geograficznym, a przede wszystkim na współrzędnych geograficznych szeregu istotnych punktów na mapie. Nie była to zresztą jedyna mapa tego autora, opracował on również mapę Europy Środkowej i częściowo Wschodniej. Jedynym poważniejszym błędem — nie tylko zresztą tej mapy - - było zbyt dalekie wyznaczenie północnego krańca Inflant. Niestety, mapa Polski, która nas najbardziej interesuje, nie zachowała się do naszych czasów, i poza reprodukowanymi fragmentami możemy sobie odtworzyć jej obraz na podstawie późniejszego opracowania Wacława Gródeckiego (mapy z lat 1562 i 1570). Natomiast z zachowanej korespondencji wiemy, że Wapowski, sekretarz Zygmunta I, przyjaźnił się z Mikołajem Kopernikiem, który również interesował się kartografią, i niewykluczone, że pomógł Wapowskiemu w ustaleniu siatki współrzędnych geograficznych, będących podstawą konstrukcji mapy i rozmieszczenia na niej obiektów. O przydatności mapy świadczyły nie tylko jej walory dydaktyczne, jako wyobrażenie świata czy jego części, ale również możliwości bardziej praktyczne. Należy bowiem dodać, że mapa mogła np. służyć do planowania operacji wojennych, jak stało się podczas działań wojennych Stefana Batorego w Inflantach i na terenach Wielkiego Księstwa Litewskiego. Król dysponował nowymi mapami, sporządzonymi specjalnie dla niego przez Macieja Strubicza, niestety również niezachowanymi. Kartografowie ówcześni, obok współrzędnych geograficznych, nanosili na mapy realne odległości, które potrafili poprawnie obliczyć. Wśród fraszek Kochanowskiego znajdujemy dowód takich pomiarów, gdy wspominał o matematyku i o mierniku: Ziemię pomierzy} i głębokie morze, Wie jako wstają i zachodzą zorze; (...) A dalej poeta napisał: Kiedyście tych pomiarów tak dobrze uczyli, Że wiecie ilekroć koło obróci się w mili, (...) Umiejętność obliczania powierzchni i odległości znajduje potwierdzenie również w pracach geodezyjnych i górniczych, szczególnie podczas bicia sztolni. Nie bierzemy tu zresztą pod uwagę przemyślnych urządzeń 216 pomiarowych, ani wysokiego kunsztu ówczesnych mierników. Istotne jest to, że mapy były już stosunkowo dokładne dzięki kreśleniu ich na podstawie znajomości astronomii i matematyki, a ponadto ówcześni ludzie potrafili sobie wyobrazić przestrzeń większą, niż mogli ujrzeć własnymi oczami, a jednocześnie konkretną, będącą odwzorowaniem przestrzennym świata. To intelektualne opanowanie przestrzeni i jej praktyczne odwzorowanie, wykorzystane na morzu, i w operacjach wojskowych na lądzie, miało też pożyteczne efekty w codziennym porozumiewaniu się. Oczywiście listy kupieckie bądź dyplomatyczne przesyłano zwyczajowymi drogami handlowymi. Z powodu częstotliwości kontaktów kupieckich ośrodkami „pocztowymi" w ówczesnej Polsce stał się Gdańsk, powiązany z zachodnią i północną Europą, oraz Kraków związany handlowo i „kościelnie" z południową Europą. Jednakże nie były to połączenia zbyt sprawne i szybkie. W pierwszej połowie XVI w. list na trasie Rzym - Kraków docierał po 6 - 8 tygodniach, z Niderlandów do Gdańska — po 6-7 tygodniach, a z Hiszpanii do Polski — po 3 - 5 miesiącach. Oczywiście wieści o bardzo ważnych wydarzeniach przesyłano umyślnymi i wówczas znane były znacznie wcześniej. Na przykład wiadomość o klęsce węgierskiej pod Mo-haczewem w dniu 28 VIII 1526 r. dotarła do Krakowa w ciągu 8 dni, a o spaleniu Budy (12 X 1526) — w 6 dni. Wreszcie o klęsce francuskiej pod Pawią, o wydarzeniu, które zmieniło układ sił w Europie, wiedziano w Krakowie po 16 dniach. Podobnie zresztą gońcy królewscy potrafili docierać w kilka dni z Krakowa do Wilna, gdy sprawy miały szczególną wagę. Znaczący postęp przyniosło zorganizowanie stałej poczty w tej części Europy, najpierw na trasie Wiedeń - Wenecja, a w 1558 r. między Krakowem a Wiedniem. Zygmunt August uruchomił tę pocztę wprawdzie na własne potrzeby, ale jego poczmistrz Prosper Provana miał prawo (i z niego korzystał) brać za opłatą listy prywatne i drobne przesyłki. Poczta działała na ogół sprawnie i listy docierały z Krakowa do Wiednia w 7 dni, skąd pocztą austriacką wysyłano je dalej do Wenecji. Nie oznaczało to istnienia stałych codziennych połączeń w obrębie Europy, ale było ich zapowiedzią, wyrazem pozycji Polski na kontynencie, której ludzie w Koronie byli świadomi. Zoganizowanie bardzo sprawnej poczty nie stanowiłoby przełomu, gdyby nie skłonność ludzi do pisania listów. Wspominaliśmy wcześniej 3 humanistycznej epistolografii, sztuce pisania listów. Tu wypada stwier- 217 dzić, że listy odgrywały rolę nośników wiadomości, opinii, refleksji i zwykłych interesów, a ich cechą charakterystyczną było to, że stawały się coraz obszerniejsze, liczniejsze, że krążyły nie tylko po kraju, lecz po całej Europie i obecnie są źródłem badań liczonym w tysiącach. Oczywiście nasuwa się pytanie, czy przeciętny szlachcic, owa podpora ruchu egzekucyjnego, również pisywał takie listy. Pisywał, ale z pewnością nie bardzo często; służyły mu one do porozumiewania się, były łącznikiem z ludźmi i ze światem. Szlachta polska XVI w., jak wspominaliśmy, szukała swych korzeni w odległej przeszłości, tworząc wyidealizowany obraz dawnych „dobrych czasów", w których ludzie byli mądrzejsi, bardziej odważni i uczciwi, a prawo lepsze, bardziej sprawiedliwe, godne uznania i zachowania. Takie przekonanie tkwiło u podstaw ruchu egzekucji praw, ale jego rozumienie zmieniło się w ciągu XVI stulecia, i to właśnie w miarę poznawania świata, jego rozmiarów, krajów cywilizowanych i dzikich, ludów bliskich i dalekich. Znajomość świata, większa, niż potrafili to sobie wyobrazić mędrcy starożytni, stawiała pod znakiem zapytania wiarę w niezrównaną mądrość antyku, w doskonałość dawnych praw i instytucji. Prowadziło to do przekonania o konieczności zmian, do poglądu, że można tworzyć prawa i instytucje nowe, byle bardziej sprawiedliwe i bardziej użyteczne dla dobra pospolitego, dla dobra powszechnego, którym w pojęciu szlachty była Rzeczpospolita. Pozostawiając ideologiczne skutki obserwowanych zmian historycznych, warto jeszcze wrócić do ówczesnego pojęcia czasu. Wiek XVI był okresem bardzo istotnych zmian w rozumieniu czasu, jego oznaczaniu i mierzeniu. Zaczniemy nasze uwagi od dat i kalendarza. Średniowiecze europejskie używało datacji typu kościelnego. Do określenia dni wykorzystywano święta kościelne, bądź o charakterze ogólnym, np. Wielkanoc, Boże Narodzenie, bądź związane z konkretnymi świętymi. Ten sposób łączył się z zasadą podziału na dni tygodnia. W rezultacie mieliśmy następujące datowanie: wtorek po świętej Łucji lub piątek przed Zwiastowaniem Najświętszej Marii Panny. To wymagało dobrej orientacji w kalendarzu kościelnym i nie ułatwiało ani oznaczania czasu, ani mierzenia jego upływu. Jeżeli do tego dodamy określanie roku według lat panowania monarchy, można przypuszczać, że ludzie żyli w niejasno zarysowanej przestrzeni czasowej, wyznaczanej albo przez Kościół, albo przez rok rolniczy. 218 Sytuacja ta zmieniła się w XVI w. Jeszcze w poprzednim stuleciu sporadycznie pojawiają się w dokumentach daty bardziej ścisłe, które w XVI w. już dominowały. Polegały one na zapisie, który uważamy za nowożytny, a składający się z roku liczonego od Narodzenia Chrystusa, z miesiąca według kalendarza kościelnego, przejętego ze starożytnego Rzymu, i z dnia liczonego od początku każdego miesiąca. W praktyce oczywiście kolejność zapisu była odwrotna — pisano najpierw dzień, potem miesiąc, wreszcie rok, zgodnie ze sposobem przyjętym w zachodnim chrześcijaństwie. W rezultacie święta kościelne, uznawane i obchodzone, znikały jako oznaczenie dat, podobnie jak niewielkie znaczenie miały nazwy dni tygodnia, z wyjątkiem zawsze ważnej niedzieli. Ten typ zapisu, aktualny do dziś, pozwalał na jednoznaczne określenie dnia, bez względu na stopień znajomości kalendarza kościelnego. Był to wyraźny postęp w operowaniu datą w obrębie roku, a także w wyznaczaniu odstępu między różnymi latami. Ważna stała się również sprawa precyzyjnego obliczania roku. W Europie za jego początek uznawano np. l stycznia, Boże Narodzenie, l września (na Rusi), a nawet Wielkanoc (we Francji), co powodowało duże zamieszanie. W Polsce w XVI w. dominowało liczenie według stylu juliańskiego, czyli od l stycznia, ale początkiem było często Boże Narodzenie, gdy kontrakty najmu czeladzi opiewały od Godów do Godów. W każdym razie sytuacja w Polsce przedstawiała się lepiej niż w wielu innych krajach europejskich i oznaczenia lat były prostsze i bliższe naszym obecnym zwyczajom. Kalendarz ówczesny zawierał jednak nieścisłości, które coraz bardziej niepokoiły ludzi wykształconych, a szczególnie astronomów. Otóż doszło do „spóźnienia" daty kalendarzowej w stosunku do czasu astronomicznego, i to o 10 dni. Przez wiele lat obradowały różne komisje uczonych, powoływane przez papieża w celu reformy kalendarza. W rezultacie pa-Pież Grzegorz XIII 21 III 1582 r. wydał bullę, która wprowadzała nowy kalendarz, tzw. gregoriański; opuszczono 10 dni, które narosły od starożytności, w wyniku czego po dniu 4 X miał nastąpić 15 X 1582 r. Dla nas ważny jest nie tyle kształt i sposób przygotowania reformy, ile fakt, ;e wprowadzono ją w Polsce już w październiku 1582 r., zgodnie z postulatami papieża i analogicznie jak we Włoszech i w Hiszpanii. Tymczasem v Anglii, Niemczech protestanckich czy w Szwecji reforma czekała na prowadzenie do XVIII w.; dopiero w XX w. poprawiony kalendarz przyjęły Bułgaria, Turcja, Rosja i Grecja. 219 Jeżeli nawet wprowadzenie nowego kalendarza uznamy za wyraz dobrych stosunków z papiestwem, a nie wynik dążenia do dokładniejszego określania czasu, to ta druga tendencja stała się widoczna w zmianie, jaka nastąpiła w określaniu podziału dnia na godziny. Wprawdzie jeszcze w średniowieczu Kościół dzielił zarówno dzień, jak i noc na cztery okresy po 3 godziny, czyli w praktyce dobę na 24 godziny, ale były to godziny różnej długości, zależnie od pory roku, i oznaczane dość umownie dźwiękiem dzwonu kościelnego. Do zmiany i zaniku systemu doby 24-godzinnej o różnej długości godzin doprowadziło pojawienie się zegarów mechanicznych. W Polsce zegary wieżowe istniały już w XIV w., a w XV stuleciu wszystkie większe miasta polskie miały swój zegar na wieży, który regulował życie w mieście. W XVI w. był to nie tylko element każdego miasta, ale zegary pojawiły się w domach mieszczańskich i dworkach szlacheckich, zegarmistrze zaś działali nawet w całkiem niewielkich ośrodkach miejskich. Określanie czasu przez zegar mechaniczny zmuszało do przyjęcia zasady równych godzin, niezależnie od długości dnia, nocy i pory roku. Działały wtedy oczywiście nie tylko wielkie zegary wieżowe, poruszane ciężarkami (tzw. wagi), ale i mniejsze, sprężynowe, a nawet pod koniec stulecia pojawiają się zegarki kieszonkowe, tzw. cebule. Jednocześnie zmieniła swą postać tarcza zegara, z 24-godzinnej na 12-godzinną, tzw. półzegarze. Była to duża zmiana, która umożliwiła przejście od oznaczania godzin jako pory dnia czy nocy, do wyznaczania upływu czasu i trwania poszczególnych czynności, np. wykładów uniwersyteckich albo przerwy w pracach polowych chłopów. Nie wiemy natomiast, czy praktycznie używano podziału godziny na 60 minut, a tym bardziej — minuty na 60 sekund. Taki podział był znany w przypadku współrzędnych geograficznych i wykorzystywany dzięki doświadczeniom nawigacji morskiej. Brak jednocześnie dowodów na posługiwanie się podziałem godziny w życiu codziennym, choć takie wypadki mogły występować. Tym niemniej i bez tego stopnia dokładności wykorzystywanie zegarów dla oznaczania godzin i upływu czasu należy uważać za bardzo istotny postęp nie tylko techniczny, ale i intelektualny. Ramy świata, otaczającego człowieka, tworzył też Kościół. Rytm tygodnia z niedzielą, jako dniem odpoczynku od pracy, ale i obowiązku religijnego, wyznaczał powtarzalny cykl 7 dni, oparty na biblijnych wzorach. Czy rzeczywiście co niedzielę uczestniczono w mszy świętej, nie 220 można być pewnym, ówczesne parafie katolickie były bowiem bardzo rozległe. Dane z XVIII w., gdy parafii nieco przybyło, wskazują, że w prowincji gnieźnieńskiej (czyli we właściwej Koronie), przeciętna parafia liczyła 148 km2, co oznacza, że kościoły parafialne znajdowały się średnio w odległości ok. 12 km od siebie. Szczególnie w zimie stawiało to pod znakiem zapytania systematyczne dojazdy na niedzielną mszę. Oczywiście zdarzały się obszary o gęstszej sieci parafialnej, np. w diecezji chełmińskiej między kościołami mogło być zaledwie 7 km, ale już w diecezji krakowskiej — 8 km, we włocławskiej ponad 9 km, nie mówiąc o Litwie, na której w diecezji żmudzkiej przeciętna odległość między kościołami parafialnymi wynosiła 16 km, a w diecezji wileńskiej — nawet 23 km. Na ziemiach ruskich Korony rozległość parafii katolickich rosła i kościoły w diecezji przemyskiej znajdowały się przeciętnie co 10 km, w lwowskiej — co 15 km, a w kamienieckiej — co 16 km. Trzeba tu przypomnieć, że i na Litwie, i na ziemiach ruskich Korony obok sieci parafii katolickich występowała równolegle znacznie gęstsza sieć parafii prawosławnych. Jeżeli szlachta na tych terenach w większości należała do Kościoła katolickiego, to jej uczęszczanie do kościoła parafialnego było utrudnione, chyba że praktyka dnia codziennego skłaniała ją do odwiedzania łatwiej dostępnej cerkwi. Być może kościół odwiedzano podczas większych świąt kościelnych, gdy i nabożeństwo było bardziej uroczyste, i spotkania sąsiedzkie liczniejsze, i dodatkowo np. odpusty bardziej pociągające. Zapewne jednak nie uważano tych uroczystości za zbyt atrakcyjne, skoro brak o nich śladów w nielicznych pamiętnikach, ani za tak ciekawe, aby odnotowano w korespondencji. Pomimo tych zastrzeżeń i wątpliwości trzeba założyć, że rytm dni tygodnia i świąt kościelnych stanowił ważne ramy życia przeciętnego szlachcica na wsi, a często i w miasteczku, w którym znajdowała się najbliższa parafia. Było kilka ważnych momentów w życiu człowieka, które wiązały się 2 rytuałem kościelnym: a mianowicie chrzest, ślub i pogrzeb. Wiemy, że 'bowiązek przestrzegania i rejestrowania kościelnego rytuału uchwalił '"ór trydencki, ale w praktyce rejestrację chrztów i ślubów w Polsce cz?to stosować od przełomu XVI i XVII w., a zgonów i pogrzebów nawet f później. Nie wyklucza to jednak istnienia wcześniej powszechnego yczaju chrztu i ślubu kościelnego, choć można i tu zgłosić pewne żalenia. I tak według prawa kanonicznego, gdy noworodek był słaby lub 221 pojawiły się trudności z dowiezieniem go do kościoła, można było dokonać tzw. chrztu z wody, i niezależnie od tego, kto to uczynił i czy następnie powtórzono ten obrzęd w kościele, chrzest taki pozostawał ważny. Stąd biorą się wątpliwości, czy wszystkie chrzty odbywały się w kościele, a sprawdzenie tego nie jest możliwe. Pewne wątpliwości mogą dotyczyć również ślubu kościelnego. O ile w przypadku plebejuszów nie zawsze zawierano ślub w kościele, o tyle małżeństwa szlacheckie, tak z racji statusu szlachcica, jak i ewentualnego dziedziczenia dóbr, trudno sobie wyobrazić bez formalności kościelnych. Wątpliwości mogą dotyczyć raczej miejsca i sposobu zawierania małżeństwa; ślub mógł się odbywać w kościele parafialnym, jak i w kaplicy dworskiej lub zamkowej, jednak późniejsze przepisy kościelne, o czym już wspominaliśmy, zwyczaj taki potępiały, podobnie zresztą jak ciche dawanie ślubu przez kapelana lub przygodnego księdza, a nie miejscowego plebana. Pogrzeb zależał od obyczaju i zamożności zmarłego oraz zasobności rodziny. W gruncie rzeczy przepisy kościelne w tym zakresie były najmniej rygorystyczne, natomiast biorąc pod uwagę zwyczaj grzebania zamożnej szlachty w podziemiach kościoła, trudno sądzić, żeby szlachta chowała swych krewnych bez udziału księdza. Wyjątkiem mogła być bardzo uboga szlachta, a także sytuacja, gdy zgon nastąpił w dużej odległości od kościoła. Na koniec należy dodać, że jednym z uprawnień kolatorów, czyli fundatorów i opiekunów kościoła, było prawo do pochówku w jego murach. Z powyższych rozważań wynika wniosek, że w okresie przed wprowadzeniem do Polski przepisów soboru trydenckiego szlachta i tak wiązała ważne momenty w swym życiu prywatnym z rytuałem kościelnym. Mogło to zresztą wynikać nie tylko z pobożności i karności wiernych, ale stanowiło po prostu obyczajowość szlachecką, ukształtowaną na podstawie przepisów Kościoła katolickiego. Kościół katolicki w oczach ówczesnych ludzi, to było przede wszystkim duchowieństwo, i stosunek do niego w dużym stopniu kształtował postawę szlachty wobec tej instytucji. Duchowieństwo polskie trzeba jednak widzieć jako dwie grupy: wyższą hierarchię duchowną, czyli biskupów i kanoników, w szczególności członków kapituł katedralnych, do których grona należy dodać proboszczów niektórych bogatych parafii miejskich, oraz — pozostały kler. Jak wiemy z poprzednich wywodów, pierwsza grupa była w większości pochodzenia szlacheckiego, co formalnie powinno ułatwiać porozumienie ze świecką szlachtą. Należeli do hierarchii duchownej ludzie 222 z reguły wykształceni, humaniści, stanowiący dosyć zamkniętą elitę kulturalną, związaną najczęściej z dworem królewskim. Pozostały kler parafialny, to znaczy plebani, ich pomocnicy, wikariusze, rektorzy szkółek parafialnych, altaryści—pochodzili głównie z plebejuszy, nie mieli majątku, reprezentowali bardzo niski poziom wykształcenia. Niewiele wiemy na ich temat, jedynie z księgi egzaminów na księdza w diecezji krakowskiej z przełomu XVI i XVII w. dowiadujemy się, że wśród kandydatów na duchownych 18,5% stanowili przedstawiciele szlachty, 62,9% — mieszczanie, a 18,6% — chłopi. Trzeba jednak podkreślić, że po reformach trydenckich zaczęto podnosić wymagania i dbałość o personel duchowny. Dlatego można sądzić, że w okresie wcześniejszym niższy kler był w jeszcze większym stopniu plebejski. O ile szlachta traktowała wysokie godności kościelne w pewnym stopniu jako drogę kariery i korzystne miejsce dla swych synów i innych krewnych, o tyle plebejski kler niższy nie był jej ani bliski, ani nie cieszył się u niej specjalnym autorytetem. Co więcej, można mówić o niechęci szlachty w stosunku do całego kleru, głównie z przyczyn materialnych. Wskazywaliśmy już wcześniej, że szlachta toczyła z klerem długotrwałe spory o świadczenia, szczególnie o zakres i formę dziesięciny snopowej lub pieniężnej. Wymawiano też duchowieństwu wysyłanie pieniędzy, zbieranych w postaci annat lub świętopietrza, do Rzymu (skąd z kolei nadchodziły wieści o rozrzutności i nepotyzmie papieży i otaczających go kardynałów), gdy w tym samym czasie brakowało ich na obronę kraju. Jeżeli dodamy, że kler był konsekwentnym zwolennikiem wolności podatkowej, nie zgadzając się, przynajmniej formalnie, na uczestniczenie w ciężarach na obronę kraju, antyklerykalna postawa szlachty stała się w pełni zrozumiała. Antagonizm ten pogłębiło wspomniane wyżej działanie sądownictwa kościelnego. Spory, np. o dziesięcinę, trafiały bezpośrednio do sądów duchownych, a te traktowały je surowo jako występek przeciw religii i Kościołowi. Nic dziwnego, że wraz z pojawieniem się reformacji, rozszerzeniem zakazu wyjazdu na studia do Wittembergi, na posiadanie i czytywanie tekstów protestanckich itd., płaszczyzna sporów poszerzyła się, a gorliwość (przynajmniej okresowa) sądów kościelnych jeszcze dolewała oliwy do ognia. Wprawdzie zawieszenie, a później likwidacja egzekucji starościńskiej wyroków sądów kościelnych zażegnała zagrożenie szlachty ze strony sądownictwa duchownego, ale nie przywróciła ani wzajmnego 223 zaufania, ani przekonania o słuszności działań tego sądownictwa. Anty- klerykalizm, jako postawa szlachty wobec Kościoła katolickiego, pozostał. Niechęć do kleru, a w konsekwencji w pewnym stopniu i do Kościoła, nie przeradzała się oczywiście w niewiarę, w ateizm, choć np. oskarżano 0 taką postawę Jana Zambockiego, dworzanina Zygmunta Starego. Po prostu w tej epoce ludzie odczuwali potrzebę religii, gdyż brakowało jp«zcze rozbudowanej filozofii lub nauki, która mogłaby ludziom zastąpić wiaię. Natomiast trudno sobie wyobrazić, żeby duchowieństwo umacniało szlachtę w tej wierze. Nie poczuwał się do tego wyższy kler, humaniści 1 politycy, którzy swe godności kościelne uważali za podstawę do działalności politycznej, ewentualnie kulturalnej. Dopiero w drugiej połowie stulecia, już po zakończeniu soboru trydenckiego, pojawili się wśród biskupów działacze, pragnący odbudowy Kościoła i powstrzymania reformacji, co rozpoczęli Hozjusz i Kromer. Tym bardziej nie mógł w sposób istotny wpływać na postawę szlachty kler parafialny. Trudno nam się zorientować, w jakim stopniu wypełniał swe obowiązki kościelne, czy i jakiego rodzaju wygłaszał kazania, czy w ogóle potrafił prowadzić wiernych, nauczać, dbać o ich moralność i wierność wobec Kościoła. W każdym razie można podać w wątpliwość działalność niższego kleru i jej efekty, skoro, jak podkreślaliśmy, nie byli to ludzie, którzy swym poziomem intelektualnym, moralnym, a nawet pochodzeniem mogli zaimponować szlachcie. Ewentualne straszenie piekłem i szatanem, wiecznym potępieniem w zaświatach i groźbą klątwy na ziemi nie mogło skutkować i raczej zniechęcało do Kościoła. Zresztą bardziej wykształceni i inteligentni przedstawiciele tego kleru sami dość chętnie przechodzili na stronę reformacji i stawali się jej propagatorami i krzewicielami jako tzw. ministrowie i pastorzy. Z tego ostatniego powodu niższy kler tym bardziej nie poprawiał swego wizerunku intelektualnego, moralnego lub materialnego, a jedynie tracił wartościowsze jednostki. W tej sytuacji trudno mówić, że duchowni na poziomie parafialnym, czyli bezpośrednio stykający się z wiernymi, mogli prawidłowo wypełniać funkcję pośrednika między wierzącym a Bogiem. Wierni mieli podstawy, by traktować Kościół i jego przedstawicieli jako element obyczaju, jako ramy codziennego życia, bez szansy na zadośćuczynienie głębszym potrzebom. Być może szukali wsparcia i pociechy w wybranych miejscach i obiektach kultu, szczególnie u Matki Boskiej, której najbardziej uznaną siedzibą stał się klasztor jasnogórski w Czę- 224 stochowie. Czy wystarczało to jako wsparcie duchowe, jako pociecha na dalsze życie na tym i tamtym świecie, trudno powiedzieć. Natomiast obawa o konsekwencje grzesznego żywota, troska o życie wieczne mogła częściej prowadzić do poszukiwań, do zainteresowania nową wiarą, głoszoną poza oficjalnym Kościołem bądź też tworzącą nowe kościoły i odmienne formy wyznaniowe. Reformacja nadeszła do Polski najpierw w postaci wpływów Marcina Lutra, za pośrednictwem młodzieży polskiej studiującej w Wittemberdze, oraz w wyniku kontaktów handlowych z Niemcami, szczególnie miast pomorskich, a w części i wielkopolskich. Dlatego luteranizm od strony doktrynalnej i kulturowej w niewielkim stopniu stał się atrakcyjny dla polskiej szlachty, choć głośne zerwanie z papiestwem, odrzucenie wielu dogmatów, z zachowaniem jedynie chrztu i eucharystii, mogło budzić zainteresowanie. Być może trafniej będzie stwierdzić, że szlachta nie była przeciwna luteranizmowi w Księstwie Pruskim, ale krytycznie patrzyła na zaburzenia społeczne wybuchające na podłożu religijnym w miastach polskich. W rezultacie pod koniec XVI w. wśród 142 zborów luterańskich w Wielkopolsce i 80 w województwie pomorskim większość stanowiły zbory miejskie, z bardzo niewielkim udziałem szlachty. Dwadzieścia lat później duże wpływy w Polsce zdobył kalwinizm, stając się najbardziej atrakcyjnym wyznaniem w kręgach protestanckiej szlachty. Można szacować, że przyjęło go ok. 16-20% szlachty, i była to głównie szlachta małopolska. Ważnym terenem ekspansji kalwinizmu stała się Litwa, z tym że tutaj występował większy udział magnaterii wśród jego wyznawców. Przyjmuje się, że pod koniec XVI w. w Rzeczypospolitej znajdowało się ok. 500 zborów kalwińskich, przy czym odsetek zwolenników wyznania kalwińskiego w Wielkopolsce był niewielki (ok. 80 zborów), a na Mazowszu nie było ich niemal zupełnie. Silny cios rozwojowi Kościoła kalwińskiego w Polsce zadali bracia polscy, potocznie zwani arianami. Arianie opuścili szeregi kalwinów w latach 1562 -1565, tworząc osobny Kościół. W ich szeregach znalazło się niemal automatycznie wielu przedstawicieli szlachty obok najbardziej dojrzałych intelektualnie plebejuszy; różnice stanowe odgrywały bowiem wśród arian mniejszą rolę, choć nie należy przeceniać społecznego radykalizmu w ideologii braci polskich. W rezultacie, pod koniec XVI w. działało w Rzeczypospolitej 171 zborów ariańskich, liczących po 100-150 wiernych. Nie było to wiele, ale biorąc pod uwagę radykalizm doktrynalny 225 tego Kościoła i wysoki poziom intelektualny jego zwolenników, nurt ten odgrywał sporą rolę w polskim protestantyzmie. Nasuwa się pytanie, co było na tyle atrakcyjnego dla szlachty w poszczególnych odłamach polskiego protestantyzmu, że spowodowało jej odchodzenie od oficjalnego Kościoła katolickiego, od wieków zakorzenionego w kraju. Wydaje się, że przyczyn tego zjawiska było wiele. Przede wszystkim wspomniany niski poziom kleru parafialnego, który miał zapewnić naukę kościelną, pociechę duchową i wzory moralne, a który w praktyce żadnego z tych zadań nie potrafił wykonywać w sposób zadowalający, przynajmniej w stosunku do rozbudzonych potrzeb intelektualnych i ambicji szlachty. Należy zresztą zastrzec, że przed uchwałami soboru trydenckiego, a praktycznie przed ich wprowadzeniem w życie, linia podziału między Kościołem katolickim a kościołami protestanckimi nie była w pełni jasna, a nadzieja na ponowne złączenie, na zasadzie kompromisu dogmatycznego i organizacyjnego, niewykluczona. Ustępstwa ze strony papiestwa wydawały się możliwe, czego przykładem stały się wydawane zezwolenia na małżeństwa księży lub przyjmowanie komunii pod dwiema postaciami przez ludzi świeckich. Podobnie wydawało się, że można tworzyć, za zgodą Rzymu oczywiście, Kościół narodowy, w ramach którego dałoby się doprowadzić do kompromisu wyznaniowego i do odbudowy zgody religijnej. W każdym razie dla szlachcica odejście od oficjalnego Kościoła katolickiego nie musiało oznaczać apostazji, było raczej dążeniem do reformy religijnej, do naprawy tego, co w Kościele uległo zepsuciu i wymagało nowych rozwiązań. Bóg pozostawał ten sam jako stwórca świata i człowieka, choć być może nie domagano się jego stałej interwencji w życie społeczne, gospodarcze lub polityczne. Nie widać też powszechnego zwyczaju układania się z Panem Bogiem — żądania jego pomocy i świadczeń za obietnicę nabożnych uczynków, filantropii albo nakładów na Kościół, co będzie występowało później. Ograniczona wydaje się też rola pośredników, świętych pańskich, poza Matką Boską, której kult utrzymywał się nawet wśród przekonanych protestantów. Przy takiej zaś postawie (niezależnie od wyznania, do którego się przystąpiło), możliwość różnie ukształtowanego bądź kompromisowego kultu nie pozostawała zamknięta. Można w tym miejscu powołać się na piękne wyznanie Kochanowskiego w pieśni Czego chcesz od nas, Panie..., której fragmenty zdają się wiele tłumaczyć: Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary? Czego za dobrodziejstwa, który[m] nie masz miary? Kościół Cię nie ogarnie, wszędy pałno Ciebie, I w otchłaniach, i w morzu, na ziemi, na niebie. (...) Tyś Pan wszytkiego świata, Tyś niebo zbudował I złotymi gwiazdami ślicznieś uhaftował; Tyś fundament założył nieobeszłej ziemi I przykryłeś jej nagość zioły rozlicznemi. (...) Bądź na wieki pochwalon, nieśmiertelny Panie! Twoja łaska, Twa dobroć nigdy nie ustanie. Chowaj nas, póki raczysz, na tej niskiej ziemi; Jedno zawżdy niech będziem pod skrzydłami Twemi! Oczywiście piękna wypowiedź poetycka Kochanowskiego nie musi być właściwa przeciętnemu szlachcicowi. Trudno jednak twierdzić, że wyrażona tu pewna ponadwyznaniowość, chciałoby się powiedzieć, pewien ekumenizm — choć nie jest to z pewnością deizm — był niezgodny z postawą szlachcica, który choć nie tak wzniosie i głęboko, ale dość podobnie mógł pojmować swój stosunek do Boga. Na to wskazywałyby z jednej strony „wędrówki" po różnych wyznaniach, niekiedy kończące się powrotem do reformującego się katolicyzmu, a z drugiej brak wrogości do innego wyznania, odrzuconego albo niezaakceptowanego. Takie bowiem wyznanie nie musiało być zakazane lub potępione albo widziane jako coś obcego, groźnego, wymagającego zniszczenia. Zapleczem dla tej postawy była zasada tolerancji, współżycia różnych wyznań nawet wówczas, gdy jako norma moralna i polityczna nie została uświadomiona. Warto tu przypomnieć, że hierarchia katolicka, choć w zasadzie pochodząca ze szlachty, także nie cieszyła się powszechnym uznaniem i sympatią. Źródłem niechęci nie był tym razem poziom kulturalny tej grupy, górującej nawet nad szlachtą swym humanistycznym wykształceniem, lecz jej potencjał ekonomiczny i polityczny. Duże bogactwo, przy niechęci do ponoszenia świadczeń na rzecz ogółu, przynależność do senatu bliskie związki z magnaterią, wreszcie postawa w większości przypadków "iechętna wobec ruchu politycznego szlachty, a początkowo wręcz lekceważąca jego przedstawicieli, wszystko to powodowało, że wyższe 227 duchowieństwo nie było gronem bliskim i atrakcyjnym dla szlachty. W rezultacie, wspierając władze państwową i jej środki działania, nie mogło ono powstrzymywać szlachty ani od odchodzenia od Kościoła katolickiego, ani od atakowania przywilejów i wolności kościelnych. Ataki te zresztą nie były zbyt radykalne i haseł konfiskaty dóbr kościelnych, działań, które stały się podstawą wzmocnienia skarbowości królewskiej w krajach protestanckich, wśród szlachty polskiej nie widać. Mimo powyższych uwag pytanie, dlaczego szlachta wybierała takie czy inne wyznanie protestanckie, pozostaje bez odpowiedzi. Wiemy tylko, że spodziewała się znaleźć więcej satysfakcji intelektualnej, a może i emocjonalnej w nowym wyznaniu, niż mogła uzyskać w starym, w katolicyzmie. Natomiast nowy Kościół i nowe wyznanie ofiarowywało kilka elementów, które mogły zachęcać do przystąpienia. Odwoływały się do podstawowych źródeł chrześcijaństwa, do Biblii, odrzucając tzw. tradycję, a więc narosłe później elementy doktrynalne i organizacyjne Kościoła. Postawa taka miała swe analogie w myśleniu humanistów, a jednocześnie i w ruchu egzekucji praw, który żądał powrotu do wcześniejszego, czystego prawa i odrzucenia późniejszych odstępstw i interpretacji. Kościół protestancki, niezależnie od jego kształtu, był z reguły Kościołem prostszym i tańszym. Odrzucał pompatyczne i kosztowne elementy wystroju świątyni i liturgii, dążył nawet do surowości wnętrz i nabożeństw, kładąc nacisk na nauczanie, oparte na Piśmie Świętym i na wspólnej modlitwie i sakramentach. Jednocześnie Kościół ten nie miał zaplecza w postaci władzy politycznej i środków przymusu, stanowił obiekt swobodnego wyboru, własnego przekonania, a nie narzuconego obowiązku. Ponadto jego przedstawiciel, tzw. minister, nie był niezależnym urzędnikiem kościelnym, lecz powołanym z woli wiernych kapłanem, który żył nie z własnego majątku lub z prawa do świadczeń innych, lecz z dobrowolnych nakładów wiernych, wśród których szlachecki patron odgrywał szczególnie istotną rolę. Zdarzały się oczywiście pewne różnice dogmatyczne pomiędzy poszczególnymi kościołami, choć one, z wyjątkiem może arian, odgrywały niewielką rolę w wyborze wyznania przez szlachtę. Co więcej, szlachta dążyła do porozumienia miedzy poszczególnymi wyznaniami protestanckimi, porozumienia politycznego, które uważała za potrzebne wobec narastającego oporu katolików potrydenckich. Mimo wspólnego zagrożenia, w obrębie ideologii kościołów protestanckich sprawy doktrynalne rozogniały myślicieli i duchownych protes- tanckich, natomiast były mało zrozumiałe dla szlachty. Z upływem czasu Kościół, który dawał nadzieję na prostszy, bardziej bezpośredni dostęp do Boga, na bardziej wykształcony i moralnie stojący wyżej kler, na wzajemne zrozumienie i tolerancję, nie potrafił spełnić tych pragnień. Luterańscy pastorzy stawali się doktrynalnie sztywni a jednocześnie kulturalnie obcy, gdyż luteranizm raczej pogłębił niemiecki charakter wielu miast polskich, co zniechęcało pojawiającą się początkowo w tym Kościele szlachtę. Kalwinizm ze swoimi zasadami moralnymi, z wysubtelnioną teologią i wreszcie tendencjami do nadzoru i oceny życia świeckich wyznawców, też nie potrafił na dłuższy czas przyciągnąć szlachty, choć sam surowy charakter kultu i żywotność gmin kalwińskich nie powodowały zbyt szybkiego odchodzenia. Stosunkowo najbardziej trwale potrafił pozyskiwać 1 przekonywać do swego wyznania Kościół ariański, choć jego organizacja była luźniejsza, a doktryna, która przecież kwestionowała istnienie Trójcy Świętej i bóstwa Chrystusa, najbardziej radykalna. Być może zresztą sam fakt przyjęcia bardzo zracjonalizowanej doktryny religijnej oznaczał jej pełniejsze zrozumienie i głębsze przekonanie, które prowadziło do bardziej trwałej i świadomej przynależności do tego wyznania. Powrót szlachty do katolicyzmu następował stopniowo przez wiele lat. Warto poświęcić kilka słów temu zjawisku, zwłaszcza że nie podejmowano tych decyzji niespodziewanie, lecz w wyniku dłuższej ewolucji i zmiany sytuacji społecznej, politycznej i przede wszystkim religijnej. Trzeba bowiem przypomnieć, że wyznania protestanckie w Polsce stanowiły w dużej mierze rewolucję intelektualną, a nie przełom emocjonalny, co zapewniło im możliwość pokojowego rozwoju, tolerancji i bezkrwawego wycofania. W każdym razie zbawianie bliźniego „na siłę" nie miało w Polsce wzięcia, a dla szlachty byłoby wręcz naruszeniem jednej z podstawowych wolności, którymi się cieszyła. Historycy widzieli dotychczas zanik reformacji w Polsce w kategoriach raczej politycznych. Wskazywano, że protestanci nie utworzyli struktury politycznej, która mogłaby aspirować do przejęcia władzy i, dodajmy od siebie, wywołania wojny domowej. Podnoszono też, że będąc protestantem latrafiało się na trudności w karierze politycznej. Można też dodać, że stępiło się ostrze antykościelne ruchu egzekucyjnego, a to przede wszystkim 2 powodu realizacji wielu postulatów szlacheckich, np. udziału Kościoła ciężarach na obronę, który nastąpił w wyniku opodatkowania dziesięcin, Wprowadzenia zasady tolerancji wyznaniowej, zagwarantowanej w ar- 228 229 tykułach henrykowskich. Odcięto też odpływ funduszy do Rzymu i zmuszono biskupów do składania przysięgi analogicznej do świeckich senatorów. Wydaje się jednak, że pod koniec XVI w. wzrosła atrakcyjność samego Kościoła katolickiego. Jeżeli spory teologiczne utrudniały współdziałanie wyznań protestanckich, to jednocześnie zniechęcały, nie doceniającą różnic dogmatycznych, szlachtę do rozgorączkowanych teologów i pastorów. Równocześnie zaś powoli postępowały reformy w Kościele katolickim, zmieniał się skład hierarchii biskupiej, wśród której znaleźli się ludzie bardziej dbający o swe obowiązki duchowne. Pojawili się też jezuici, inteligentni, wykształceni, ofiarni i dynamiczni, a jednocześnie efektywni jako nauczyciele i kaznodzieje-misjonarze. Zaczęto kształcić i dyscyplinować nowe duchowieństwo, które mogło stać się partnerem dla swych szlacheckich patronów, nie wywołując zgorszenia lub politowania swoim postępowaniem. Jednym słowem, kurczyła się powoli atrakcyjność wyznań protestanckich, a wzrastała katolicyzmu, co nie mogło ujść uwagi szlachty. Nowy, zreformowany Kościół katolicki stał się łatwiejszy do zrozumienia dla prostszych, nie zagłębiających się w rozważania teologiczne wiernych. Zamiast bezpośredniej drogi do groźnego, nieznanego w gruncie rzeczy Boga, proponował pośredników, świętych — licznych, uczynnych, wyspecjalizowanych. Można też było, przyjmując zasadę do ut des, czyli wzajemnych świadczeń, w zamian za hojne fundacje, a nawet skromne wota zyskać poparcie i pomoc na tym i tamtym świecie. W sumie więc oferta katolicka stawała się coraz bardziej pociągająca, a trud jej przyjęcia bardzo niewielki. To nader racjonalne ustosunkowanie się szlachty do spraw wyznaniowych, do sporów teologicznych i do organizacji Kościoła wymagałoby jednak paru ograniczeń. Racjonalizm myślenia w gospodarce i polityce nie zawsze musiał obejmować życie codzienne, a tym bardziej zagadnienia o charakterze światopoglądowym, do których zaliczyliśmy problematykę religijną. Czy szlachta dawała się pociągnąć atrakcyjnością własnych, indywidualnych dróg rozumienia świata, a nawet niekiedy jego kształtowania? Chodzi nam o to, że doba renesansu to okres poszukiwań, które niekiedy prowadziły nie tylko poza to, co uznajemy za ówczesną naukę, ale i poza religię, okres któremu tradycja przypisuje życie i działanie takich postaci, jak doktor Faust w Niemczech czy mistrz Twardowski w Polsce. Tradycja t< zresztą nie była przypadkowa, bo spuścizna antyczna i wszechstronne za 230 interesowania humanistów nie pomijały takich dziedzin, jak wiedza tajemna, a w jej ramach biała i czarna magia, czy też jak astrologia i alchemia. Nie można twierdzić, że białej magii wówczas nie uprawiano, tym bardziej że najczęściej polegała ona na wykorzystywaniu hipotetycznych sił przyrody i nigdy nie było wiadomo, gdzie kończyła się magia, a zaczynało np. ziołolecznictwo. Czarna magia natomiast, według ówczesnych przekonań, polegała na współdziałaniu z diabłem na szkodę innych ludzi i nie była zapewne rozpowszechniona tak jak na zachodzie Europy w XVI w., w której rozpoczynały się w tym czasie procesy czarownic. Być może za mało badano księgi sądów duchownych pod tym kątem, a może po prostu nauki o czarach i czarownicach w Polsce nie znano, tym bardziej że podstawowe dzieło na ten temat, Miot na czarownice, ukazało się w przekładzie polskim dopiero w 1614 r. W każdym razie psychoza zagrożenia czarami i konieczności walki z czarownicami nie udzialała się w Polsce, a sądząc z kpiących uwag Górnickiego, społeczeństwo, w tym zapewne szlachta, wykazywało zdrowy sceptycyzm w tym zakresie. Inaczej było z astrologią, którą traktowano jako poważną naukę, wykładaną w Akademii Krakowskiej, a od 1522 r. mającą nawet osobną katedrę, ufundowaną przez Macieja Miechowitę. Niemal co roku ukazywały się drukiem tzw. prognostyki, wskazujące na spodziewane konstelacje gwiazd i na ich wpływ na ludzi, czym zwykle dorabiali sobie źle opłacani młodsi profesorowie tej uczelni. Trudno zresztą potępiać tę działalność, gdyż ludzie wierzyli w różnorakie związki występujące w przyrodzie i nie byłoby rzeczą łatwą wyperswadować im, że takie związki nie mogą dotyczyć ciał niebieskich i ludzi. Przyjmowano proroctwa nieraz sceptycznie lub też jako wskazówkę, kiedy mogą pojawić się pomyślne, a kiedy niepomyślne uwarunkowania dla konkretnych spraw i ludzi. Niezbyt też wierzono alchemikom, szczególnie ich obietnicom wytwarzania cennych kruszców, ze złotem włącznie. Był to wynik nie najlepszych doświadczeń ze spotkań z tymi uczonymi albo raczej — wydrwigroszami, choć ich poglądy na możliwość przekształcania jednych pierwiastków w inne nie powinny tak bardzo dziwić ludzi, obeznanych z fizyką końca XX w. Tak więc trudno posądzać szlachtę o angażowanie się w studia astrologii bądź alchemii. Natomiast wieści o tego rodzaju zainteresowaniach, a nawet eksperymentach, dokonywanych na dworze Zygmunta Augusta i Stefana Batorego, wzbudzały raczej opinie krytyczne, tak z racji wyczajnej rezerwy wobec dworu, uznawanego za miejsce, w kórym 231 pojawiają się niekiedy podejrzani ludzie ipodejrzane działania, jaki nikłego zainteresowania prawami nauki czy też pseudonauki. Pamiętajmy jednak, że w XVI w., a nawet później, nie było wyraźnej linii oddzielającej to, co było uznawane za naukowe i dlatego prawdziwe, od tego, co należy uważać za niepoważne i zabobonne, a ludzie me mieli obowiązku przestrzegać takiego podziału. Dlatego też ówczesne zainteresowania, które my określilibyśmy jako pseudonaukowe, nie muszą oznaczać braku racjonalnego myślenia. Bilans 208 Zamiast zakończenia można próbować zestawić rodzaj bilansu osiągnięć i porażek szlachty i ruchu szlacheckiego, jego różnorodnej aktywności, nie tylko politycznej, choć ta ostatnia zdaje się być najbardziej interesująca. Zanim na to pytanie spróbujemy odpowiedzieć, warto jeszcze raz się zastanowić, czy owa czynna politycznie szlachta polska XVI w. była czymś normalnym w Europie, czy mieściła się jako stan, a właściwie warstwa stanu uprzywilejowanego, w jakimś standardzie europejskim. Pomijając kwestię liczebności szachty, jej uprawnienia w ogromnej większości krajów europejskich były podobne. Obejmowały prawa polityczne, w tym piastowanie urzędów państwowych i udział w reprezentacji stanowej, a także uprawnienia gospodarcze, takie jak wolność od podatków i innych świadczeń, wolność celną oraz prawa górnicze, wypływające z pełnego prawa własności ziemi. Z tego ostatniego wynikało zazwyczaj prawo do świadczeń ze strony ludności zależnej oraz jurysdykcja pat-rymonialna. Wszystkie te zaś uprawnienia były przekazywane dziedzicznie, przy znacznie skromniejszym uzupełnianiu ilościowym stanu drogą nobilitacji. W tej sytuacji chodzi nam o pytanie, czy kształt kraju i państwa, jaki znamy z okresu XVI-XVII w., tak zwanej popularnie Rzeczypospolitej szlacheckiej, jest to rzeczywiście dzieło dynamicznej i ekspansywnej szlachty polskiej XVI stulecia, czy dość przypadkowy wynik różnorodnych sił działających niekoniecznie w tym samym kierunku. Warto więc spojrzeć na zmiany, jakie nastąpiły w XVI w. w stosunku do oKresu wcześniejszego oraz ocenić udział szlachty w zaplanowaniu i przeprowadzeniu tych zmian. Wtedy dopiero będziemy mogli powiedzieć, czy szlachta stworzyła swoją Rzeczpospolitą, czy też powstała ona wbrew lub obok jej dążeń i wysiłków. 233 , Próbę bilansu zaczniemy od gospodarki. Folwark, taki jakim go stworzyła szlachta w XVI w., a więc z produkcją nastawioną na zbyt — czy w mieście czy na eksport to już dalsza sprawa — był głównie jej dziełem, nie tyle poprzez jego założenie, co nastawienie produkcyjne, rozbudowę i związanie z rynkiem. Folwark ten, choć nie on dawał największą produkcję rolną, lecz chłopi, poprzez swe powiązania z robocizną chłopską, tą przymusową (pańszczyzną) i najemną (czeladź), wreszcie poprzez rolę rynkową, nadawał ogólny kierunek gospodarce ówczesnej kraju. Kierunek ten w ramach XVI w. był korzystny i dawał efekty tak gospodarcze, tj. znaczny dochód, jak i społeczne, tj. awans materialny, kulturalny i polityczny szlachty. I mimo że w późniejszych czasach warunki gospodarcze uległy zmianie, ta struktura agrarna, czy szerzej gospodarczo-społeczna, z dominującą rolą folwarku utrzymała się jako charakterystyczna cecha gospodarki Rzeczypospolitej w XVI-XVIII w. Gospodarka folwarczna wymagała wprawdzie nakładów, szczególnie w formie robocizny ze strony chłopów, ale ich położenie gospodarcze, dzięki pomyślnej dla rolnictwa sytuacji rynkowej i umiejętności chłopskiej dostosowania się do koniunktury, nie było niekorzystne, czego nie można powiedzieć o następnych stuleciach. Podobnie ograniczenia prawne, nie tyle nowe, co stare, teraz odnowione, wobec deficytu rąk roboczych, jaki istniał w Polsce XVI w., nie były w praktyce groźne. Jednakże zanik pomyślnej sytuacji rynkowej w późniejszym okresie, tj. w XVII w., i przerzucenie na chłopa skutków recesji pogorszy sytuację chłopstwa, właśnie dlatego, że struktura społeczno-gospodarcza nie ulegnie zmianie, przynajmniej do końca XVIII w. Niezależnie, czy owa struktura była rzeczywiście dziełem szlachty, czy też spadkiem po wcześniejszych czasach, istotne jest to, że szlachta tę strukturę przejęła i zachowała, choć oczywiście nie ona jedna w Europie tak postąpiła. Inaczej wygląda sytuacja miast. Mimo od dawna głoszonej przez historyków tezy o antymiejskiej polityce szlachty, trzeba zdjąć z niej odpowiedzialność za późniejsze, po XVI stuleciu, zahamowanie ich rozwoju. W XVI w., jeżeli uznamy, że istniał konflikt szlachta-miasta, to trzeba go inaczej rozumieć. Jedną bowiem stronę stanowiła szlachta i mniejsze miasta, nawet chłopi, drugą wielkie miasta uprzywilejowane, z Gdańskiem na czele. W tej sytuacji należy stwierdzić, że to raczej szlachta walkę tę przegrała, przynajmniej w XVI stuleciu, mimo formalnego odsuwania mieszczan od uprawnień zawarowanych dla szlachty. Wielkie miasta bro- 234 niły i obroniły swoje przywileje, z prawem składu na czele, i one też nie bardzo pragnęły uczestniczyć w ówczesnym życiu politycznym, czego potrzeba dopiero w końcu XVIII w. doszła do ich świadomości. Stąd nasuwa się pytanie, czy to szlachta odsunęła miasta od decyzji ogólnopaństwo-wych, od sejmu, czy też miasta same nie bardzo chciały uczestniczyć w życiu politycznym. W każdym razie, jeśli Rzeczpospolita rządziła się bez udziału miast, to nie wydaje się, by taki kształt został jej przez szlachtę świadomie nadany. Na koniec ostatnie z tej dziedziny pytanie. Czy owa Rzeczpospolita tworzona, choć jeszcze nie w pełni stworzona w XVI w., była państwem o gospodarce wzrostu i rozwoju? Dotychczasowe badania, nie tylko dotyczące wzrostu ludności i osadnictwa, ale również bilansu handlowego, na to wskazywały. W każdym razie w XVI w., mimo znacznego odpływu pieniędzy, bilans handlowy, a zapewne i płatniczy był dodatni. Działo się tak mimo znacznego odpływu pieniędzy do Rzymu, a wraz z pożyczkami i wyjazdem królowej Bony, do Włoch i Hiszpanii. I choć w skarbie i w kieszeniach szlacheckich pieniędzy było niedużo, kraj się rozwijał i bogacił, przynajmniej do początków następnego stulecia. W jakim stopniu przyczynił się do tego udział szlachty, trudno obliczyć, choć eksport zboża i wołów częściowo od niej zależał, to zaś wpływało silnie na dodatni bilans handlowy kraju. Rozbudowa szkół i oświaty, tzw. rewolucja szkolna, według terminologii angielskich historyków, też dokonała się w Polsce XVI w., natomiast w bardzo niewielkim stopniu było to dzieło szlachty, przynajmniej od strony organizacji i nakładów. Zwyczajowo bowiem troska o szkoły winna była spoczywać na Kościele, i choć szlachta domagała się podniesienia poziomu materialnego i intelektualnego Akademii Krakowskiej oraz popierała w jakimś stopniu wybrane szkoły protestanckie, potem jezuickie, nie uważała spraw szkolnictwa za przedmiot swych starań i odpowiedzialności. Jednakże zmiana jej oceny roli wykształcenia w działalności prywatnej i publicz-nej, prestiż studiów, na które wysyłała nieraz swych synów za granicę, wreszcie dezyderat 100 stypendiów we Francji, włączony do pactów con-ventów Henryka Walezego, wszystko to musiało jakoś wpływać na zainteresowanie szkołą i studiami w kraju i zagranicą, tworzyło swoisty popyt na nauczanie. Jednocześnie należy pamiętać, że wykształcenie zaczęło obowiązywać szlachcica, miało dlań wartość nie tylko praktyczną, ale stawało L Wyznacznikiem przynależności do stanu rycerskiego. 235 208; O ile trudno widzieć w szlachcie twórcę struktury szkolnej i koncepcji nauczania w dawnej Polsce, to wyraźniejszy jest wpływ ówczesnej szlachty na literaturę. W XV w. piśmiennictwo tworzyli duchowni, w dużym stopniu plebejskiego pochodzenia, natomiast w XVI w. włączyła się w nurt pisarstwa szlachta, w drugiej połowie stulecia uzyskując przewagę ilościową i jakościową oraz językową, gdyż język polski, i to literacki, zastąpił międzynarodową łacinę. W tym wypadku można zaryzykować stwierdzenie, że to przede wszystkim szlachta, z racji swego awansu kulturalnego, zaczęła kształtować literaturę staropolską, nadając jej charakter w dużym stopniu ziemiański, obok literatury politycznej, i polski. Ten charakter ogólny literatury przetrwał do oświecenia, choć późniejsze czasy dodały doń i nowe rodzaje literackie (pamiętnikarstwo), i nowe ideologie (sarmatyzm). Nie można natomiast mówić o wytworzeniu przez szlachtę polską XVI w. jakiejś kultury artystycznej, charakterystycznej dla epoki Rzeczypospolitej szlacheckiej. Krzyżowały się tu wpływy różnych stylów — renesansu z południa, manieryzmu z północy, potem baroku znowu z południa i jedynie specyficzny portret trumienny mógł uchodzić w XVII-XVIII w. za coś typowo polskiego. A nie były to w każdym razie formy wykształcone w XVI w., a tym bardziej przez szlachtę. Natomiast należy wskazać, że na pograniczu ideologii i działań politycznych powstało w XVI w. pojęcie Rzeczypospolitej. Korzenie tego terminu tkwiły w rzymskiej starożytności, ale zawartość treściowa była inna. Nie było to oznaczenie typu państwa bez monarchy na jego czele. W ogóle pojęcie to nie określało dokładnie jakiejś struktury prawno-ustrojowej, podobnie jak zespołu wolności szlacheckich, choć były one jakimś elementem owego pojęcia Rzeczypospolitej. Pojęcie to bowiem rozumiano jako dobro ogółu, jako pewnego rodzaju symboliczne oznaczenie wspólnych wartości i wspólnego obowiązku. Czy od strony podmiotowej obejmowało ono całość ludności państwa można się spierać, ale chyba w oczach ludzi XVI w. dotyczyło to wszystkich, aczkolwiek istniały różnice pomiędzy tymi, którzy stanowili ciało polityczne, odpowiedzialne za całość Rzeczypospolitej, i tymi, co dla niej głównie pracowali. Zresztą w umysłach ówczesnych nie tyle chodziło w tym wypadku o jakąś zbiorowość, co o dobro, na rzecz którego wszyscy byli zobowiązani działać i świadczyć. Trudno wprawdzie wskazać na analogiczne sformułowania w innych krajach ówczesnych, ale najbliższy wydaje się być termin commonwealtn, pojawiający się w Anglii. Z takiego zaś rozumienia pojęcia Rzeczypospolitej wynikały i prawa, słuszne i godne zachowania, oraz funkcje i kształt państwa, które miało ideał Rzeczypospolitej realizować. Natomiast nie było to pojęcie monarchii, choć obejmowało strukturę królestwa, z królem jako jej zwornikiem — było czymś szerszym. Rzeczpospolita istniała również podczas bezkrólewia, choć król był potrzebny do jej sprawnego działania. Termin Rzeczpospolita nie wiązał się też z pojęciem narodu wybranego, obarczonego misją religijną lub polityczną, nie była też związkiem ludzi o wspólnych interesach. Z tego punktu widzenia warto rozpatrzyć reformy, które, lansowane przez szlachtę, nadały odrębny kształt dawnej Rzeczypospolitej, choć pojęcie dobrych i słusznych praw zapewne wyprzedziło utworzenie się pojęcia Rzeczypospolitej. Przyjmuje się, że król był czynnikiem i sprawcą centralizacji nowożytnego państwa. W Polsce było o tyle odmiennie, że tendencje centralizacyjne przejęła również szlachta egzekucyjna w imię hasła: wspólne ciężary wspólnie winny być ponoszone. W rezultacie centralizacja odbywała się nie tylko wokół osoby monarchy, jako najwyższej władzy, ale także wokół sejmu, który decydował o wspólnych prawach i wspólnych obowiązkach, z podatkami i obroną na czele. I dlatego szlachta była początkowo mniej zaangażowana w zjednoczenie Mazowsza, natomiast później była przeciwna skupieniu dóbr i władzy w województwie mazowieckim przez Bonę, obawiając się odbudowy odrębności dawnego księstwa. Szlachta też współdziałała w unifikacji księstewek śląskich, Prus Królewskich, a przede wszystkim w doprowadzeniu do unii realnej z Litwą. Choć początkowa koncepcja wcielenia Wielkiego Księstwa do Korony musiała zostać zaniechana, to szlachta egzekucyjna, obok Zygmunta Augusta, za autora unii lubelskiej może być uznana. Tę dbałość o centralizację wokół króla i sejmu możemy też obserwować w postaci unikania decentralizacji decyzji, nie odsyłania spraw do osobnych uchwał sejmików, które w ten sposób miałyby zastępować sejm. Takie rozwiązania zdarzały się za Zygmunta I i za Batorego, ale nie lubili !ch egzekucjoniści. Ta dominacja sejmu, który, nie należy zapominać, obejmował przecież króla, była charakterystyczna dla systemu politycz-nego Rzeczypospolitej, jak również angielskiego, by pominąć mniej znane ^prezentacje stanowe w Czechach, na Węgrzech czy w księstwach austria-•Kich. Późniejsze załamanie się tego systemu, pojawienie się liberum veto, Powadziło do przejęcia decyzji przez sejmiki i radę królewską. 236 237 Dużo dyskutowano w europejskiej literaturze historycznej o typach skarbowości państwowej, opartej bądź na dochodach z domeny, bądź na podatkach. Postulat egzekucji dóbr można formalnie łączyć z tą pierwszą kategorią, jako że według pierwotnych haseł, niesłusznie rozdane i pozastawiane dobra królewskie powinny wrócić do skarbu państwa, a z nich czerpane dochody zapewniać fundusze na stałą obronę granic. Reformę tę rzeczywiście przeprowadzono, tytuły prawne na dobra królewskie zweryfikowano, ich powrót do skarbu bądź natychmiastowy, bądź po trzech pokoleniach zagwarantowano, wreszcie dochody z nich skrupulatnie wyliczono. Z tzw. kwarty powstał skarb rawski, przeznaczony na stałe wojsko, a resztą dochodu król mógł dysponować według swego uznania, obracając na własne potrzeby lub pozostawiając ją dzierżawcom, jako polityczne nagrody. Mielibyśmy tutaj schemat postępowania według wzoru skarbowości domeny, gdyby nie równoczesna gruntowna reforma podatkowa, z kontrolą zeznań i obciążeniem kleru, co zapewniało duży zastrzyk finansowy na potrzeby państwa. W sumie więc można stwierdzić, że szlachta doprowadziła do przebudowy skarbowości polskiej w latach 1562 -1565, ale uczyniła to według dwóch zasad, a mianowicie skarbu opartego na dochodach z domeny i skarbu opartego na podatkach, uchwalanych przez sejm. Ta dwoistość wpływów przetrwała do XVIII w., aczkolwiek dochody z domeny coraz szerzej przejmowała magnateria, a królowie woleli odwoływać się do podatków, traktując dobra królewskie jako narzędzie przetargów politycznych. Trzeba też przypomnieć, że o samą kwartę na wojsko szlachta konsekwentnie dbała, uważając, że obrona kresów południowo-wschodnich, a zarazem kadra wojskowa, którą można rozbudować w razie wojny, jest kwestię bardzo istotną i ta strona reformy nie może być zapomniana. Nie traktowano zresztą dóbr królewskich jako nietykalnych i gdy potrzeby wojenne wymagały szybkiego zdobycia kredytu, zgodę na czasowy zastaw dóbr sejm łatwo udzielał królowi. Natomiast nie było widać szerszego zainteresowania szlachty polityką bałtycką i budową floty, choć w pactach conventach Henryka Walezego znalazła się kwestia floty, tyle że nie wiemy z czyjej inicjatywy, szlachty czy rady królewskiej. Cały ruch egzekucyjny, jak podkreślaliśmy, wychodził od pojęcia dawnego, dobrego prawa, które trzeba egzekwować. Wprawdzie powinno to było prowadzić do zajęcia się kwestią kodyfikacją prawa, ale projekt który wyszedł z kręgów dworskich Zygmunta I nie został zaakceptowany. 238 Wydaje się bowiem, że pochwała minionych czasów wypływała raczej z humanistycznego mitu dawnych, złotych czasów, aniżeli z doświadczenia politycznego. Większe natomiast zainteresowania szlachta egzekucyjna wykazywała sądownictwem i to w rozumieniu ścisłego rozdzielenia zakresu i kompetencji sądów kościelnych i miejskich od szlacheckich, z tendencją do większej ochrony tych ostatnich. Jednocześnie chodziło o zapewnienie sprawnego działania sądów szlacheckich i zapewnienia im efektywnych możliwości apelacji, czemu król nie bardzo mógł dotąd podołać. W rezultacie starań szlacheckich powstał Trybunał Koronny (1578), potem litewski i pruski, co ukształtowało system sądowy dawnej Rzeczypospolitej, choć do pełnej kodyfikacji prawa doszło jedynie na Litwie. Praktyczne ograniczenie kompetencji sądów kościelnych pozwoliło drogą postanowień czasowych, a od 1573 r. ustawodawczych, zagwarantować tolerancję religijną w Rzeczypospolitej, według formuły zgody pomiędzy różniącymi się w wierze. Był to więc pokój religijny, nieco odbiegający od podobnych rozwiązań w Rzeszy (1555), Francji (1598) czy Czechach (1609), ale ustępujący uchwale sejmu siedmiogrodzkiego z 1569 r., która wprowadzała tolerancję, uznając równoprawność 4 wyznań. Jednakże norma prawna miała znaczenie zasadnicze, polityczne i społeczne, bo choć zasada ta była z uporem zwalczana przez Kościół, a nawet w 1658 r. złamana w odniesieniu do arian, dotrwała do końca Rzeczypospolitej, jako jedna z jej cech ustrojowych. Wygaśnięcie Jagiellonów i pierwsza wolna elekcja postawiła przed ówczesną elitą polityczną wiele nowych problemów, słabo zawczasu przygotowanych. Mówi się nawet, że bezkrólewie zmieniło radykalnie kierunek polityczny działającej szlachty na rzecz zabezpieczenia wolności i ograniczenia władzy króla. W tym wypadku trzeba rozdzielić dwa zakresy działań. Pierwszy dotyczył zabezpieczenia kraju wewnątrz i na zewnątrz, drugi przygotowania elekcji. Sieć konfederacji szlacheckich, jaka pokryła cały kraj, miała parę funkcji. Powoływała sądy konfederackie, tzw. kaptury, które miały zastąpić niefunkcjonujące sądy królewskie i wraz z miejscową szlachtą zabezpieczyć kraj nie tylko przed wrogami, ale i przed ewentualną próbą zamachu stanu ze strony magnaterii. Nie udało się jednak szlachcie opanować pełnej władzy podczas bezkrólewia, skoro interrexem został prymas. Łudzono się natomiast, że po-Przez system wyborów viritim, tzn. wyboru króla przez rodzaj sejmu obo-towego, szlachta nie da sobie narzucić monarchy z wyboru magnatów. 239 Pierwotny projekt zakładał obowiązek udziału w elekcji, późniejszy jedynie prawo. Zaakceptowano też zasadę zwoływania tzw. konwokacji w celu ustalenia daty, miejsca i trybu obioru elekta oraz starano się zabezpieczyć wyborców przed korupcją obcych dyplomatów, zabiegających o ich względy. Nie chodzi nam jednak o opis wydarzeń okresu bezkrólewia, lecz 0 podkreślenie, że szlachta zabezpieczyła spokój wewnętrzny w kraju, ona te*, w części przynajmniej, określiła warunki, jakie ma przyjąć i zaprzysiąc przyszły elekt. Dla nas najistotniejsze w tym wypadku są artykuły henrykowskie, które opisywały główne elementy ustroju i zasady działania państwa i żądały ich akceptacji przez elekta. Ważne jest przy tym, na ile w artykułach tych starano się jedynie zachować istniejący system prawny i polityczny, a na ile modyfikowano i w jakim kierunku. Do artykułów potwierdzających 1 zabezpieczających istnienie aktualnego systemu prawno-politycznego można zaliczyć zasadę wolnej elekcji, zgody między różniącymi się w wierze, zwoływania sejmu zwyczajnego co dwa lata i konieczności uchwał sejmowych w sprawie podatku i pospolitego ruszenia. Natomiast nowe zasady dotyczyły utworzenia instytucji 16 senatorów rezydentów, wybieranych przez sejm, a działających przez pół roku w 4 kompletach, oraz postanowienie o prawie do wypowiedzenia królowi posłuszeństwa, gdyby ten łamał prawa Rzeczypospolitej. Można dyskutować, na ile te dwa ostatnie postanowienia stanowiły cofnięcie się w stosunku do zasad dotychczasowej polityki stronnictwa egzekucyjnego. Wypowiedzenie posłuszeństwa można rozumieć jako nawiązanie do średniowiecznej zasady prawa oporu, znanej chociażby ze Złotej Bulli węgierskiej z 1222 r., ale można też kojarzyć z późniejszym pojęciem „umowy społecznej", głoszonej przez J. J. Rousseau, a torującej drogę do rewolucji francuskiej. W każdym razie stanowiły one konsekwencję wielkiej niewiadomej, jaką miał być wybór i działania nowo obranego monarchy. Trzeba być świadomym, że lata siedemdziesiąte XVI w. to okres wykruszenia się części działaczy egzekucyjnych, choć Mikołaj Sienicki potrafił jeszcze na czele szlachty doprowadzić do wyboru na króla w grudniu 1575 r. Stefana Batorego. Warto także spojrzeć na pacia conventa Henryka, by przekonać się, że wiele wątków politycznych szlachty było tam kontynuowanych. Występowanie senatorów rezydentów wiąże się z ograniczeniem liczb) doradców obcych i sług przy kołu, a dezyderat o sprowadzeniu piechot) gaskońskiej i floty francuskiej dla walki o Inflanty to postulat ciągłości polityki zagranicznej, wreszcie zobowiązanie do zasilania skarbu królewskiego dochodami z Francji i spłacenia długów Zygmunta Augusta to znowu troska o skarbowość Rzeczypospolitej, nadwyrężonej wojną inflancką. Na tle tych konkretnych zastrzeżeń i postulatów nawet artykuł o wypowiedzeniu posłuszeństwa, biorąc pod uwagę kandydatów do tronu i ich polityczne korzenie, może być rozumiany albo jako wyraz nowej tendencji, tj. do osłabienia władzy monarszej, albo raczej jako praktyczne posunięcie, oparte tak na zasadzie poszanowania prawa, jak i małego zaufania wobec kandydatów. Czy z tych rozważań wynika, że szlachta polska XVI w., która była przedmiotem tej książki, stworzyła dziwny organizm polityczny (wy-tworzany w specyficznych warunkach gospodarczych i kulturalnych), zwany Rzecząpospolitą, czy też raczej starała się, myśląc i działając racjonalnie, budować nowożytne państwo, uwzględniając realia i historyczną zasadę państwa federalnego. Byłoby to państwo z sejmem i królem jako ośrodkiem władzy, przypominające Anglię, państwo tolerancyjne wy-znaniowo, jak nakazywała miejscowa tradycja i niektóre sąsiednie przykłady, państwo oparte na współdziałaniu króla i szlachty, co również miało nieco odpowiedników w Europie, choć stało się iluzją i byłby to oczywiście kraj uczestniczący w normalnej gospodarce i kulturze ogólnoeuropejskiej. Niezależnie od późniejszych jego dziejów pojęcie Rzeczypospolitej jako wielkiego, politycznego symbolu i nadrzędnej pozostało, podobnie jako poczucie odpowiedzialności za jej losy. Wchodzimy tu jednak w dziedzinę historii politycznej tego okresu, której badania, wielokrotnie podejmowane, ciągle czekają na kontynuację. Nas bowiem interesował w tym zakresie podmiot działający, średnia szlachta, która wówczas przeżywała najbardziej dynamiczny, bogaty i twórczy okres swoich dziejów. Jeśli obraz tej szlachty stanie się dla czytelnika zrozumiały i przekonywujący, skłaniający do refleksji, a dla dalszych badań, w tym dziejów politycznych, Pożyteczny, cel tego opracowania można będzie uznać za osiągnięty. 240 Bibliografia (wybór) ,;• , Aleksandrowicz St., Rozwój kartografii Wielkiego Księstwa Litewskiego od XV do połowy XVIII w., Poznań 1971 Backvis C., Szkice z kultury staropolskiej, Warszawa 1975 Baczkowski K., Rady Kallimachowe, Kraków 1989 Balzer O., Geneza Trybunału Koronnego. Studium z dziejów sądownictwa polskiego XVI w., Warszawa 1886 Bardach J., Studia z ustroju i prawa Wielkiego Księstwa Litewskiego XIV-XVII w.,Warszawa 1970 Barycz H., Historia Uniwersytetu Jagiellońskiego w epoce humanizmu, Kraków 1935 Barycz H., J. Łasicki. Studium z dziejów polskiej kultury naukowej XVI w., Wrocław 1973 Baszanowski J., Z dziejów handlu polskiego w XVI-XVIII w. Handel wołami, Gdańsk 1977 Bieńkowski T., Antyk w literaturze i kulturze staropolskiej (1450-1750). Główne problemy i kierunki recepcji, Wrocław 1976 Bodniak S., Polska a Bałtyk za ostatniego Jagiellona, Pamiętnik Biblioteki Kórnickiej t. 3, 1939-1946 Bogucka M., Dzieje kultury polskiej do 1918 r., Wrocław 1987 Bogucka M., Samsonowicz H., Dzieje miast i mieszczaństwa w Polsce przedrozbiorowej, Wrocław 1986 Buczek K., Dzieje kartografii polskiej od XV do XVIII w. Zarys analityczno-syntetyczny, Wrocław 1963 Bugaj R., Nauki tajemne w Polsce w dobie Odrodzenia, Wrocław 1976 Chmaj L., Bracia polscy. Ludzie, idee, wpływy, Warszawa 1957 Chronologia polska, pod red. B. Włodarskiego, Warszawa 1957 Cynarski S., Początki kariery rodziny Wielopolskich [w:] Społeczeństwo staropolskie, t. II. Warszawa 1979 Cynarski S., Zygmunt August, Wrocław 1988 Dworzaczek W., Hetman Jan Tarnowski. Z dziejów możnowładztwa małopolskiego, Warszawa 1985 Dzieje sztuki polskiej, pod red. T. Dobrowolskiego i W. Tatarkiewicza, 1.1-III, Kraków Dzieje Uniwersytetu Jagiellońskiego, t. I, 1364-1764, Kraków 1964 Etienne Batory, roi de Pologne, prince de Transylvanie, Kraków 1935 Ferenc M., Dwór Zygmunta Augusta, Kraków 1998 Gierowski J. A., Sejmik generalny Księstwa Mazowieckiego na tle ustroju sejmikowego Mazowsza, Wrocław 1948 Górski J., Poglądy merkantylistyczne w polskiej myśli ekonomicznej XVI i XVII w., Wrocław 1958 Górski K., Od religijności do mistyki. Zarys dziejów życia wewnętrznego w Polsce, cz. I, Lublin 1962 Grzybowski K., Teoria reprezentacji w Polsce w epoce Odrodzenia, Warszawa 1959 Grzybowski S., Henryk Walety, Wrocław 1980 Jakimowicz T., Dwór murowany w Polsce w wieku XVI, Warszawa 1979 Halecki O., Dzieje unii jagiellońskiej, t. I-II, Kraków 1919-1920 Historia dyplomacji polskiej, t. I-II, Warszawa 1980-1982 Historia nauki polskiej, t. I, Wrocław 1970 Historia państwa i prawa polskiego do r. 1795, t. II, Warszawa 1966 Historia sejmu polskiego, t. I, Do schyłku szlacheckiej Rzeczypospolitej, Warszawa 1984 Kamler A., Wyczański A., Inwestowanie w edukację dzieci w XVI-wiecznej Polsce, „Kwartalnik Pedagogiczny" 1995 Kamler M., Folwark szlachecki w Wielkopolsce w latach 1580-1655, Warszawa 1976 Kamler M., Świat przestępczy w Polsce XVI i XVII stulecia, Warszawa 1991 Karbownik H., Ciężary stanu duchownego w Polsce na rzecz państwa od roku 1381 do połowy XVII w., Lublin 1980 Kawecka-Gryczowa A., Z dziejów polskiej książki w okresie Renesansu. Studia i materiały, Wrocław 1975 Keckowa A., Żupy krakowskie w XVI-XVIII w. (do 1772 r.), Wrocław 1969 Kiryk F., Szlachta w Bochni. Ze studiów nad społeczeństwem miast górniczych w Maiopolsce w XVI i I połowie XVII w., [w] Społeczeństwo staropolskie, t. II, Warszawa 1979 Kłoczowski J., Muellerowa L., Skarbek J., Zarys dziejów Kościoła katolickiego w Polsce, Kraków 1996 Kościół w Polsce, t. II, Wieki XVI-XVHI, pod red. J. Kłoczowskiego, Kraków 1969 Kolankowski L., Zygmunt August, wielki książę litewski do roku 1548, Lwów 1913 Kot S., Andrzej Frycz-Modrzewski. Studium z dziejów kultury polskiej XVI w., Kraków 1923 Kozakiewiczowa H., Rzeźba w XVI w. w Polsce, Warszawa 1984 Kultura staropolska, Kraków 1932 Łowmiański H., Zaludnienie Państwa Litewskiego w wieku XVI, Poznań 1999 Maciszewski J., Szlachta polska i jej państwo. Warszawa 1969 Mączak A., Między Gdańskiem a Sundem. Studia nad handlem bałtyckim od połowy XVI do połowy XVII w., Warszawa 1972 Mielczarski S., Rynek zbożowy na ziemiach polskich w II połowie XVI i l połowie XVII w. Próba rejonizacji, Gdańsk 1962 Miłobędzki J. A., Zarys dziejów architektury w Polsce, Warszawa 1968 Nowak-Dłużewski, Okolicznościowa poezja polityczna w Polsce, czasy Zygmuntowskie, Warszawa 1966 •Nowy Korbut. Bibliografia literatury polskiej. Piśmiennictwo staropolskie, t. I-III, War-szawa!963-65 242 243 208 Ochmański J., Dawna Litwa. Studia historyczne, Olsztyn 1986 Ochmański W., Wiedza rolnicza w Polsce od XVI do polowy XVIII w., Wrocław 1965 Pałucki W., Drogi i bezdroża skarbowości polskiej XVI i pierwszej polowy XVII w., Wrocław 1974 Pałucki W., Uniwersały poborowe z 1563 r., „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej", t. XIV, 1966 Pawlak M., Studia uniwersyteckie młodzieży z Prus Królewskich w XVI-XVIII w., Toruń 1988 Pelc J., Jan Kochanowski, Warszawa 1980 Plewczyński M., Żofnierzjazdy obrony potocznej zapanowania Zygmunta Augusta. Studia nad zawodem wojskowym w XVI w., Warszawa 1985 Płaza S., Próby reform ustrojowych w czasie pierwszego bezkrólewia, Kraków 1969 Pociecha W., Królowa Bona (1494-1557). Czasy i ludzie Odrodzenia, t. I-IV, Poznań 1949-1958 Podgórska T., Komizm w twórczości Mikołaja Reja, Wrocław 1981 Polska slużba dyplomatyczna XVI-XVIH w. Studia, pod red. Z. Wójcika, Warszawa 1966 Polska w epoce Odrodzenia, pod red. A. Wyczańskiego, wyd. II, Warszawa 1986 Popiół-Szymańska A., Problematyka handlowa w polityce „miejskiej" szlachty w Polsce centralnej w XV i XVI w., „Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych" XXXI, 1970 Rostworowski E., Ilu bylo w Rzeczypospolitej obywateli szlachty, „Kwartalnik Historyczny", R. 94, 1987 S.ybarski R., Handel i polityka handlowa Polski w XVI stuleciu, t. I-II, Poznań 1928-1929 Samsonowicz A., Łowiectwo w Polsce za Piastów i Jagiellonów, Wrocław 1991 Społeczeństwo staropolskie. Studia i szkice, t. I-IV, Warszawa 1976-1986 Sucheni-Grabowska A., Monarchia dwu ostatnich Jagiellonów a ruch egzekucyjny, cz. I. Geneza egzekucji dóbr, Wrocław 1974 Sucheni-Grabowska A., Odbudowa domeny królewskiej w Polsce, 1504 -1548, Wrocław 1967 Sucheni-Grabowska A., Spory królów ze szlachtą w Złotym Wieku, Kraków 1988 Sucheni-Grabowska A., Zygmunt August król polski i wielki książę litewski 1560-1562, Warszawa 1996 Sucheni-Grabowska A., Wyczański A., Les revisions des biens fonciers appartenant au domaine de la Courone au cours des XVI'-XVIII' siecles. La source et ses editions, „Studia Historiae Oeconomicae", VII, 1972 Tarnawski A., Działalność gospodarcza Jana Zamojskiego, kanclerza i hetmana wielkiego koronnego, 1572-1605, Lwów 1935 Teatr polskiego renesansu, opr. J. Lewański, Warszawa 1988 Tazbir J., Państwo bez stosów. Szkice z dziejów tolerancji religijnej w Polsce XVI i XVII w., Warszawa 1967 Tazbir J., Piotr Skarga, szermierz kontrreformacji, Warszawa 1978 Tazbir J., Rzeczpospolita i świat. Studia z dziejów kultury XVI w., Warszawa 1971 Tazbir J., Rzeczpospolita szlachecka wobec wielkich odkryć, Warszawa 1973 Tazbir J., Szlachta a konkwistadorzy. Opinia staropolska wobec podboju Ameryki przez Hiszpanią, Warszawa 1969 Tomczak A., Walenty Dembiński, kanclerz egzekucji, ok. 1504-1584, Toruń 1963 Topolska M. B., Czytelnik i książka w Wielkim Księstwie Litewskim w dobie Renesansu i Baroku, Wrocław 1984 Topolski J., Działalność gospodarcza Mikołaja Reja. Przykład aktywizacji szlachty [w:] Gospodarka polska a europejska w XVI-XVIII w., Poznań 1977 Topolski J., Gospodarstwo wiejskie w dobrach arcybiskupstwa gnieźnieńskiego od XVI do XVIII w., Poznań 1958 Topolski J., Narodziny kapitalizmu w Europie, XIV-XVII w., Warszawa 1963 Topolski J., O literaturze i praktyce rolniczej w Polsce przełomu XVI i XVII w., „Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych", XIV, 1952 Tworek S., Działalność oświatowo-kulturalna kalwinizmu małopolskiego (połowa XVI—polowa XVII w.), Lublin 1970 Ulewicz T., Sarmacja, Studium z problematyki słowiańskiej XV i XVI w., Kraków 1950 Urban W., Umiejętność pisania w Małopolsce w drugiej połowie XVI w., „Przegląd Historyczny" 1977 Uruszczak W., Próba kodyfikacji prawa polskiego w pierwszej połowie XVI w., Warszawa 1979 Uruszczak W., Sejm walny koronny w latach 1506-1540, Warszawa 1980 Wawrzyńczyk A., Studia nad wydajnością produkcji rolnej dóbr królewskich w drugiej połowie XVI w., Wrocław 1974 Windakiewicz S., Akta Rzeczypospolitej Babińskiej według oryginalnego rękopisu, [w:] Archiwum do Dziejów Literatury i Oświaty, t. VIII, Kraków 1985 Wyczański A., Funkcjonowanie zamku w Nowym Mieście Korczynie w XVI w., [w:] Podług nieba i zwyczaju polskiego, Warszawa 1988 Wyczański A., Kariera w Polsce XVI stulecia. Uwagi wstępne [w:] Pamiętnik XIII Zjazdu Powszechnego Historyków Polskich, Warszawa 1983 Wyczański A., Między gospodarką a umystowością, [w:] Kultura średniowieczna i staropolska, Warszawa 1991 Wyczański A., Między kulturą a polityką. Sekretarze królewscy Zygmunta Starego (1506-1548), Warszawa 1990 Wyczański A., O potrzebie badań nad funkcjonowaniem starostwa grodowego w Polsce nowożytnej, [w:] Homines et Societas, Poznań 1997 Wyczański A., Oświata a pozycja społeczna w Polsce XVI stulecia. Próba oceny umiejętności pisania szlachty województwa krakowskiego w drugiej połowie XVI w., [w:] Społeczeństwo staropolskie, t. I, Warszawa 1976 Wyczański A., Polska Rzecząpospolitą szlachecką, II wyd. Warszawa 1991 Wyczański A„ Polska w Europie XVI stulecia, II wyd. Poznań 1999 Wyczański A., Le processus de la polonisation en Pologne au 16' siecle. w: Ule Colloąue, Poznań-Strasbourg 1983 "yczański A., Spojrzenie na administrację polska, XVI wieku (postulaty badawcze), [w:] Europa Orientalis, Toruń 1996 Wyczański A., Studia nad folwarkiem szlacheckim w Polsce w latach 1500-1580, Warszawa 1960 "yczański A., Studia nad gospodarką starostwa korczyńskiego 1500-1660, Warszawa 1964 244 245 Wyczański A., Studia nad konsumpcją żywności w Polsce w XVI i pierwszej połowie XVII w., Warszawa 1969 Wyczański A., Szlacheckie inwentarze pośmiertne z XVI w. jako źródło do dziejów kultury materialnej w Polsce, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej", t. II, 1955 Wyczański A., Średnia szlachta i jej rola w kulturze polskiej XVI w., [w:] Jan Kochanowski. Epoka-twórczość-recepcja, Lublin 1989 Wyczański A., Uniwersytet krakowski w czasach Zlotego Wieku, [w:] Dzieje Uniwersytetu Jagiellońskiego w latach 1364-1764, t. I, Kraków 1964 Wyczański A., Uwagi na temat dworu szlacheckiego w Wielkopolsce w XVI stuleciu, „Kwartalnik Architektury i Urbanistyki", t. 24, 1979 Wyczański A., Uwarstwienie społeczne w Polsce XVI wieku. Studia, Wrocław 1977 Wyczański A., Z dziejów reform skarbowych za Zygmunta I. Próby relucji pospolitego ruszenia, „Przegląd Historyczny", t. 43, 1952 Wyczański A., Zaginione księgi i funkcje grodu w Nowym Mieście Korczynie w XVI w., „Czasopismo Prawno-Historyczne", t. 34, 1982 Zakrzewski W., Powstanie i wzrost reformacji w Polsce 1520-1572, Lipsk 1870 Załęski S., Jezuici w Polsce, t. I-V, Lwów 1900-1906 Ziomek J. Renesans, Warszawa 1973 Spis ilustracji barwnych na wkładkach s. I 1. Zygmunt I Stary 2. Zygmunt II August 3. Stefan Batory. Portret Marcina Kobera z 1583 r. Dom Misjonarzy na Stradomiu w Krakowie 4. Godło Rzeczpospolitej z czasów Jagiellonów s. II 1. Bona Sforza 2. Barbara Radziwiłłówna 3. Portret ostatnich książąt mazowieckich, 1523-1524. Malarz nieznany s. III 1. Jan Kochanowski, epitafium w kościele w Zwoleniu z ok. 1600 r. Fot. S. Wąsik 2. Erazm z Rotterdamu 3. Jan Łaski 4. Andrzej Frycz Modrzewski s. IV 1. Kaplica Zygmuntowska na Wawelu, dzieło Bartolomeo Berecciego. Fot. S. Jabłońska 2. Dzwon Zygmunt. Katedra na Wawelu 3. Widok Wawelu od strony Wisły s. V l- Brama zamku Piastów śląskich w Brzegu 2. Zamek w Pieskowej Skale 3. Krużganki zamku w Baranowie Sandomierskim s. VI l- Obronny dwór renesansowy Gładyszów w Szymbarku. Fot. D. Rączko t Zamek Bonerów w Wojnowicach. Fot. G. Połutrenko '• Rynek w Zamościu. Fot. A. Szymański & L. Wawrynkiewicz s. VII • Stanisław Samostrzelnik, Adoracja św. Stanisława, miniatura z 1530-1535 r. Biblioteka Narodowa w Warszawie 247 208 2. Tryptyk z Pławna w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie 3. Drewniany kościół w Boguszycach. Fot. M. Kulesza 4. Kościół parafialny św. Jakuba w Piotrkowie Trybunalskim s. vni 1. Nagrobki Zygmunta Starego, Zygmunta Augusta i Bony Sforzy w Kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu, dzieło Bartolomeo Berecciego. Fot. S. Jabłońska 2. Lament opatowski, nagrobek Krzysztofa Szydłowieckiego w kolegiacie w Opatowie. Fot. T. Żółtowska-Huszcza s. IX 1. Nagrobek biskupa B. Izdbieńskiego w katedrze w Poznaniu, dzieło Jana Michałowicza z Urzędowa 1557-1560. Fot. A. Pieńkos 2. Nagrobek Firlejów w Janowcu nad Wisłą, dzieło Santi Gucciego 3. Nagrobek biskupa F. Padniewskiego w katedrze na Wawelu, dzieło Jana Michałowicza z Urzędowa. Fot. A. Pieńkos s. X 1. Dziedziniec Collegium Maius w Krakowie. Fot. A. Szymański & L. Wawrynkiewicz 2. Instrumentarium Marcina Bylica w Collegium Maius w Krakowie. Fot. A. Szymański & L. Wawrynkiewicz s. XI 1. Budynek dawnego gimnazjum kalwińskiego w Pińczowie. Fot. D. Rączko 2. Dom w Rakowie, tzw. Ariański. Fot. D. Rączko 3. Zbór kalwiński z XVI w. w Wodzisławiu s. XII 1. Król na majestacie. Miniatura z pontyfikału Erazma Ciołka z ok. 1515 r. s. XIII 1. Sejm za Aleksandra Jagiellończyka, miniatura ze Statutu Łaskiego z 1506 r. 2. Akt unii lubelskiej z pieczęciami s. XIV 1. Oprawa książki ze zbiorów Anny Jagiellonki, 1584 r. Biblioteka Jagiellońska w Krakowie. Fot. T. Żółtowska-Huszcza 2. Renesansowy kafel gdański. Muzeum Narodowe w Warszawie 3. Lutnia renesansowa. Fot. B. Wróblewski 4. Brożek. Fot. B. Wróble wski 5. Kolebka renesansowa. Fot. B. Wróblewski s. XV 1. Bitwa pod Orszą (1514 r.), fragment obrazu nieznanego malarza z początku XVI w-Muzeum Narodowe w Warszawie. Fot. T. Żółtowska-Huszcza 2. Bitwa pod Obertynem (1531), drzeworyt w Kronice Marcina Bielskiego 3. Hakownica z początku XVI w. z zamkiem lontowym. Fot. B. Wróblewski 4. Szabla polsko-węgierska 5. Czekan polski. Fot. B. Wróblewski 6. Rusznica lontowa, XVI w. Fot. B. Wróblewski s. XVI 1. Piechota zaciężna i husarz z początku XVI w. Fot. B. Wróblewski 2. Hajduk z przełomu XVI i XVII w. Fot. B. Wróblewski !. Żołnierz piechoty niemieckiej z początku XVII w. Fot. B. Wróblewski 4. Kopijnik ciężkozbrojny z początku XVI w. Fot. B. Wróblewski 248 Spis ilustracji w tekście 1. Karta tytułowa trzeciego wydania Kola rycerskiego Bartosza Paprockiego 33 2. Karta tytułowa dzieła Mikołaja Reja Wizerunek wlasny żywota człowieka poczciwego... z 1558 r. 38 3. Karta tytułowa wydania Trenów Jana Kochanowskiego z 1583 r. 46 4. Karta tytułowa Dworzanina polskiego Łukasza Górnickiego 50 5. Karta tytułowa podręcznika ortografii Jana Januszowskiego Nowy karakter polski 53 6. Stanisław Hozjusz, rycina 58 7. Pomoce naukowe z instumentarium Marcina Bylicy, zbiory Collegium Maius w Krakowie 61 8. Autograf tekstu w języku polskim Łukasza Górnickiego 64 9. Karta tytułowa Psałterza Dawidowego Jana Kochanowskiego, wydanie pierwsze z 1579 r. 66 10. List Jana Kochanowskiego do Stanisława Fogelwedera 69 11. Zabudowa i stroje na drzeworycie z Biblii Leopolity (wydanie z 1577 r.) mogły być wzorowane na autentycznych obiektach dworu szlacheckiego i jego mieszkańcach 77 12. Tak mogło wyglądać wnętrze dworu szlacheckiego w XVI w. Ilustracja z karty tytułowej Kroniki świata wszytkiego Marcina Bielskiego, wydanie z 1564 r. 78 13. Karta tytułowa Nowego Testamentu w Biblii Brzeskiej, wydanie z 1564 r. 80 14. Stroje polskie z końca XVI w., rysunki według Cezara Vecello z 1589 r. 86 15. Folwark szlachecki na Śląsku w XVI w. Zapewne folwarki na terenie rdzennej Polski nie różniły się wiele od prezentowanego 90 16. Plan Gdańska i okolic z końca XVI w. Miedzioryt z dzieła Jerzego Brauna CMtates orbis terrarum z 1572 r. 97 17. Półgrosz litewski Zygmunta Augusta z 1556r. a -- awers, b -- rewers. Fot. M. Kowalewski 103 18. Pieczęcie królewskie z XVI w. 1-5 Zygmunta Starego (l śląska, 2 mniejsza litewska, 3 mniejsza koronna, 4 wielka koronna, 5 wielka litewska), 6-7 Zygmunta Augusta (6 kancelaryjna, 7 wielka koronna), 8 Henryka Walezego (wielka koronna) 105 19. Karta tytułowa wydania Satyr Jana Kochanowskiego 109 20. Karta tytułowa Figlików Mikołaja Reja, wydanie z 1570 r. 109 21. Herb Mikołaja Reja z Nagłowić, umieszczony w wydanej w 1565 r. Apokalipsie. 116 22. Pozostałości zamku i dwór w Liwie, gdzie odbywały się sesje sądów ziemskich. Obiekty pochodzą z XIV - XVIII w. 121 23. Mnich Marcina Kromera, wydanie z 1568 r. 125 24. Marcin Kromer. Obraz olejny z kościoła w Bieczu 126 25. Jan Dantyszek, drzeworyt 128 26. Jan Zamoyski. Miedzioryt Franco Forma 133 27. Zamość, prywatne miasto Jana Zamoyskiego 134 28. Mikołaj Rej, rycina 138 29. Karta tytułowa Fraszek Jana Kochanowskiego, wydanie z 1584 r. 142 30. Uroczystości dworskie mogły mieć taką oprawę, jak przedstawione na ilustracji zaślubiny arcyksięcia Ferdynanda z Anną Jagiellonką (szczegół z sarkofagu cesarza Maksymiliana I) 144 31. Tzw. Spielbret, czyli pudełko na gry (kości, karty), z portretami Zygmunta, Władysława i Ludwika Jagiellończyków i cesarza Maksymiliana I 146 32. Znaki polskich drukarni z XVI w. 148 33. Karta tytułowa Biblii Leopolity, wydanie z 1577 r. 150 34. Karta tytułowa Odprawy postów greckich Jana Kochanowskiego, wydanie z 1578 r. 151 35. Zapis pieśni czterogłosowej Wincentego z Szamotuł Chryste dniu naszej przyszłości 154 36. Kompozycja Mikołaja z Krakowa Aleć nade mną Wenus z tabulatury Jana z Lublina z 1540 r. 155 37. Król Aleksander i kanclerz Jan Łaski, drzeworyt z 1506 r. 160 38. Karta tytułowa polskiego przekładu O poprawie Rzeczypospolitej Andrzeja Frycza Modrzewskiego, wydanie z 1577 r. 163 39. Kraków w XVI w. Postacie na pierwszym planie w strojach szlacheckich z epoki. Miedzioryt z dzieła Jerzego Brauna Civitates orbis terrarum z 1572 r. 167 40. Typowy dokument w języku łacińskim. Na ilustracji: oskarżenia przeciw podkanclerzemu Drzewieckiemu podczas bezkrólewia w 1501 r. 173 41. Zygmunt August w otoczeniu senatorów i posłów podczas obrad sejmu 188 42. Widok Warszawy w XVI w. Na pierwszym planie w rogu szlachta w strojach z epoki. Z prawej widoczny most na Wiśle. Miedzioryt z dzieła Jerzego Brauna Cńitates orbis terrarum z 1572 r. 193 43. Sejm za Henryka Walezego Miedzioryt 199 44. Karta tytułowa Kroniki Macieja Stryjkowskiego, wydanie z 1582 r. 200 45. Widok Lublina w XVI w. Miedzioryt z dzieła Jerzego Brauna Civitates orbis terrarum z 1572 r. 202 46. Bandera wojenna (kaperska) z czasów Zygmunta Augusta. Fot. B. Wróblewski 204 47. Jan Łaski młodszy, reformator religijny. Rycina z epoki 206 48. Pole elekcyjne na Woli, miedzioryt z końca XVI w. 210 49. Strona z Biblii Leopolity z ilustracjami 214 50. Karta tytułowa Kroniki Marcina Kromera, wydanie z 1553 r. 215 Wszystkie ilustracje pochodzą z Archiwum Ilustracji PWN 250 Indeks osób Albrecht Hohenzollern, książę pruski 169, 191, 204 Aleksander Jagiellończyk, król Polski 175, 192, 200 Aleksander Wielki 150 Arystoteles 153 Balińscy, rodzina szlachecka 59, 203 Barbara Radziwiłłówna, żona Zygmunta Augusta 44, 161, 191 Bażyńscy, rodzina magnacka 132, 203 Bażyński Jerzy 132 Bekwark (właśc. Balint Bakfark) 156 Berecci Bartłomiej 45 Bielski Marcin 151, 157, 213, 214 Blinowski Andrzej 108 Bodin Jean 153 Bona Sforza d'Aragona 44, 130, 143, 157, 175, 176, 186, 191, 204, 235, 237 Boner Seweryn 25, 132, 169 Bonerowie, rodzina magnacka 25, 122, 132, 133 Boratyński Piotr 191 Borek Stanisław 25 Bużeński H. 122 Chądzyński Maciej 108, 194 Chojeński Jan 125, 126 Cieszkowski Tomasz 123 Cikowski Mikołaj 123 Cynarski Stanisław 11 Czarnkowscy, rodzina szlachecka 54 Czarnkowski Stanisław Sedziwój 189, 190 Czarny 157 Czemowie, rodzina magnacka 203 Czepel Mikołaj 70 DantyszekJan68,69,125,126,128,143,153 Debieński Stanisław 194 Decjusz Jost Ludwik 25, 70, 125, 149, 162 Dembińska Anna 11 Dembiński Walenty 126 Dembowski Andrzej 108 Dembowski Tomasz 108, 194 Długosz Jan 162 Dunin Jakub 158 Dworzaczek Władysław 9 Działyńscy, rodzina magnacka 203 Działyński Paweł 108 Elżbieta Habsburg, żona Zygmunta Augusta 191 Erazm z Rotterdamu 45, 60, 149 Falęcki Marcin 108 Faust Johann 230 Ferber Jan 25 Ferber Maurycy 128 Filipowski Hieronim 197 Firlej Andrzej 132 Firlejowie, rodzina magnacka 18,25,57,115, 132 Fogelweder Stanisław 124, 145 Franciszek I, król Francji 61 Gamrat Piotr 158 Gasztołd Stanisław 191 Giese Tideman 128 Gliczner Erazm 45 Gniewoszowie, rodzina szlachecka 75 Gnojeński Andrzej 119 Gnojeński Stanisław 119 Górka Łukasz 132, 191 Górkowie, rodzina magnacka 18, 132 Górnicki Łukasz 34, 50, 153, 231 Gostomski Anzelm 115 Gródecki Wacław 216 Grzegorz XIII, papież 219 Grzybowski Mikołaj 190 Habsburgowie, dynastia 131, 180 Halecki Oskar 11 Halszka z Ostroga patrz Ostrogska Elżbieta Henryk Walezy 50, 62, 207, 212, 235, 238, 240 Herbest Benedykt 62 Herburt Jan 62, 208 Herburtowie, rodzina szlachecka 59 Hohenzollernowie 204 Hozjusz Stanisław 25, 54, 57, 62, 69, 125, 128, 224 Izdbieński Benedykt 126, 185, 186 Jagiellonowie, dynastia 181, 188, 239 Jakimowicz Teresa 9 Jan Olbracht 160 Jan z książąt litewskich, biskup poznański Janicki Klemens 32, 153 Jordan Spytek 21, 22 Jordanowie, rodzina magnacka 25 Kamler Marcin 10, 131 Karnkowski Stanisław 62 Karol V Habsburg, cesarz 143 Kaszowski Piotr 157, 158 Katarzyna Habsburg, żona Zygmunta Augusta 206 Kiryk Feliks 10, 123 Kmita Jan 123 Kmita Jan Achacy 158 Kmita Piotr 32, 132, 191 Kmitowie, rodzina magnacka 18, 132, 133 Kochanowscy, rodzina szlachecka 116 Kochanowska Anna 116 Kochanowska Urszula 46 Kochanowski Jan 11, 34, 44, 46, 62, 66, 78, 110, 112, 117, 139, 142-148, 150, 151, 153-157,216, 226,227 Koczerska Maria 9 Kolumb Krzysztof 213 Komorowscy, bracia 176 Konarscy, rodzina szlachecka 54 Koniecpolscy, rodzina magnacka 133 Koniecpolski Stanisław 133 Kopernik Mikołaj 169, 216 Korczewski Wit 152 Koryciński Mikołaj 123, 158 Kościeleccy, rodzina magnacka 18, 54, 59 Kościelecki Andrzej 122 Kot Stanisław 52 Krasicki Ignacy 144 Krasiński Andrzej 189 Krasiński Franciszek 207 Krasiński Stanisław 59 Kromer Marcin 25, 62, 125, 126, 128, 152, 214, 224 Krzycki Andrzej 32, 46, 125, 128, 143, 153 Kucieński Jan 55 Latalski Jan 125 Leszczyńscy, rodzina magnacka 132, 134 Leszczyński Rafał 127, 132, 189, 190 Locker Jacob 151 Lubomirscy, rodzina magnacka 133, 134 Lubomirski Mikołaj 123 Lubomirski Sebastian 122, 133, 134 Lubomirski Stanisław 133 Lubrański Jan 56 Luter Marcin 225 252 253 Łascy, rodzina magnacka 25, 59, 132 Łaski Hieronim 180 Łaski Jan 128, 160 Łaski Jan młodszy 125, 149, 206 Łaski Olbracht 132 Łowmiański Henryk 16 Łoziński Władysław 5 Machiavelli Niccolo 153 Maciejowski Samuel 126 Magellan Ferdynand 213 Maksymilian II Habsburg, cesarz 126, 203 Mickiewicz Adam 67, 71 Miechowita Maciej 162, 231 Mieleccy, rodzina szlachecka 59 Mielecki Sebastian 108 Mniszchowie, rodzina magnacka 59 Modrzewski Frycz Andrzej 31, 62, 149, 153, 163 Morstinowie, rodzina magnacka 25 Myszkowscy, rodzina magnacka 47,48, 133, 134 Myszkowski Jerzy 125, 185 Myszkowski Piotr 47, 128, 133, 134, 142 Myszkowski Stanisław 133 Nipszyc Mikołaj 143 Noskowski Andrzej 59, 115, 129, 130 Ocieski Jan 123 Ocieski Rafał 46, 123 Odrowąż Stanisław 175 Oleśnicki Jan 123 Oleśnicki Mikołaj 57 Opalińscy, rodzina magnacka 54, 133 Opaliński Andrzej 133, 190 Opeć Baltazar 150 Orzechowski Stanisław 62, 153, 163 Ossolińscy, rodzina magnacka 133, 134 Ossoliński Hieronim 134, 190, 192 Ossoliński Zbigniew 133 Ostrogska Elżbieta (Halszka) 43, 118 Ostrogski Ilia 118 Ostrorogowie, rodzina magnacka 18, 54 Ostroróg Jan 159, 162 Padniewscy, rodzina szlachecka 59 Padniewski Filip 126 Pałucki Władysław 11 Pampowscy, rodzina szlachecka 54 Paprocki Bartosz 41, 157 Pawlak M. 62 Piotrowski Kasper 108 Platon 155 Potoccy, rodzina magnacka 133 Potocki Jan 133 Potworowski Dobrogost 189, 190 Provana Prosper 122, 217 Przedborscy, rodzina szlachecka 54 Przerębski Jan 125 Przyłuski Jakub 174, 208 Pszonka Krzysztof 123 Pszonka Stanisław 157 Rachański Trojan 189 Radziwiłł Mikołaj „Rudy" 191 Radziwiłł Mikołaj Krzysztof „Czarny" 118, 191 Radziwiłłowie, rodzina magnacka 48, 59, 191 Rej Mikołaj 11, 31, 34,39,42,44, 50, 52, 54, 62, 76, 110, 116-118, 138-140, 145, 147, 149, 151-154, 156, 157, 163 Rojzjusz Piotr (właśc. Piotr Ruiz de Moroz) 124 Rokossowski Jakub 190 Rokossowski Janusz 122 Rostworowski Emanuel 9, 16 Rousseau, Jean Jacąues 240 Rusoccy, rodzina szlachecka 54 Rutkowski Jan 90 Sarnicki Stanisław 157 Seklucjan Jan 152 Sieniawski Mikołaj 132 Sienicki Mikołaj 126, 189, 190, 240 Sienkiewicz Henryk 5, 35 Sierakowski Jan 189 Skarga Powęski Piotr 31, 62 Skotnicki Paweł 189 Słomowscy, rodzina szlachecka 54 Słupecki Stanisław 194 Służewscy, rodzina szlachecka 59 Stadnicki Mikołaj 123 Stańczyk (właśc. Stanisław Gąska) 147, 156, 157 Stefan Batory 126, 190, 198, 216, 231, 237, 240 Strachowski Mikołaj 158 Strubicz Maciej 216 Stryjkowski Maciej 67, 200 Stuartowie, dynastia 15 Sturma Jan 56 Sucheni-Grabowska Anna 11 Susliga Florian 55 Szafraniec Stanisław 189, 190 Szamotulscy, rodzina szlachecka 54 Szarzyński Sęp Mikołaj 154, 157 Szembekowie, rodzina magnacka 25 Szydłowieccy, rodzina magnacka 46, 132, 133 Szydłowiecki Krzysztof 119, 131, 132 Szymonowie Szymon 154 Śliwnicki Maciej 125 Świdwowie, rodzina szlachecka 54 Tarło wie, rodzina magnacka 127 Tarnawski Aleksander 11 Tarnowscy, rodzina magnacka 18, 54, 59, 132, 133 Tarnowska Barbara z Teczyńskich 45 Tarnowski Jan 111, 114 Tarnowski Jan młodszy 125 Tarnowski Joachim 132 Taszycki Mikołaj 185, 208 Tazbir Janusz 11 Teczyńscy, rodzina magnacka 18, 132, 133 Teczyńska Barbara patrz Tarnowska Barbara Tęczyński Andrzej 54, 125, 132 Tęczyński Stanisław 176 Tomiccy, rodzina magnacka 54, 59 Tomicki Piotr 46, 54, 70, 126, 128, 149, 161, 186 Topolski Jerzy 9-11 Trepka Walerian Nekanda 25, 38 Trzycieski Andrzej 157 Turnau Irena 10 Twardowski (właśc. Laurentius Dhur) 230 Uchański Jakub 54, 125 Urban Wacław 10, 64 Uruszczak Wacław 186 Wapowski Bernard 125, 162, 216 Wielogłowski Sebastian 108, 194 Wielopoloscy, rodzina magnacka 25 Windakiewicz Stanisław 11, 62 Wolf Henryk 10 Wolski Tomasz 123 Wyczański Andrzej 10, 11 Zaborowski Stanisław 162 Zambocki Jan 143, 224 Zamojski Wacław 158 Zamoyscy, rodzina magnacka 48, 133, 134 Zamoyski Jan 69, 111, 116, 117, 126, 131, 133-135 Zamoyski Mikołaj 125, 185 Zapolya Jan 180 Zborowscy, rodzina magnacka 127 Zborowski Marcin 40 Zebrzydowscy, rodzina magnacka 59, 132 Zebrzydowski Andrzej 47,126,128,130,132 Zebrzydowski Florian 124 Zimorowic Józef Bartłomiej 154 Zygmunt August 44, 49, 50, 70, 115, 124, 126, 149, 158, 161, 172, 187, 188, 190-192, 194, 198, 200, 201, 203-208, 212, 217, 231, 237, 241 Zygmunt I Stary 30,110,124-127,130,131, 143, 147, 149, 156, 160, 161, 174, 175, 179, 183, 185, 186, 191, 200, 203, 216, 224, 237, 238 254 Spis treści Wstęp ..................... Szlachta w społeczeństwie polskim XVI wieku Rodzina ..................... Wychowanie ................... Dom i otoczenie ................. Folwark szlachecki ............... Kariera ...................... Czas wolny ................... Postawy i dążenia polityczne .......... Reformy egzekucyjne .............. Człowiek wobec świata ............. Bilans ....................... Bibliografia .................... Spis ilustracji barwnych na wkładkach...... Spis ilustracji w tekście.............. Indeks osób ....... 5 . 13 . 35 . 49 71 90 111 136 159 183 213 233 242 247 250 252 1 Zygmunt l Stary 2 Zygmunt II August 1 Stefan Batory. Portret Marcina Kobera z 1583 r. Godło Rzeczpospolitej z czasów Jagiellonów