701023 CHRZEŚCIJAŃSKIE ZNACZENIE LUDZKIEJ SEKSUALNOŚCI PAUL M. QUAY, SJ CHRZEŚCIJAŃSKIE ZNACZENIE LUDZKIEJ SEKSUALNOŚCI PRZEŁOŻYLI AGNIESZKA I SZYMON GRZELAKOWIE 1000066547 INSTYTUT WYDAWNICZY PAX, WARSZAWA 1996 7U1U23 Tytuł oryginału The Christian Meaning of Human Sexuality Copyright © 1985 by Paul M. Quay, SJ Published by Credo House Books, an imprint of United Communications of America, Inc., P.O. Box 7049, Evanston, Illinois, 60204 © Copyright for the Polish edition by Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1996 6T © Copyright for the Polish translation by Agnieszka i Szymon Grzelakowie Imprimatur J. Leo Klein, SJ Prowincjał Prowincji Chicago Redaktor Zofia Olszewska Redaktor techniczny Ewa Dębnicka Korekta Zespół ISBN 83-211-1595-0 WSTĘP Ta nieduża książka jest próbą naszkicowania rozumie- nia ludzkiej seksualności zawartego w Bożym Objawie- niu, bez posługiwania się aparatem naukowym. Przeznaczona jest przede wszystkim dla dorosłych, którzy nie tylko pragną wiedzieć, jakie rodzaje zachowań seksualnych są dobre lub złe, ale chcą także uzyskać prawdziwą odpowiedź na pytanie dlaczego dane za- chowanie jest dobre lub złe dla ludzi, którzy szukają miłości i życia w Chrystusie. Moralność seksualna jest bowiem częścią tajemnicy naszego życia w Chrystusie i nabiera pełnego sensu tylko wtedy, gdy patrzy się na nią w taki właśnie sposób. Prezentowane tutaj podejście omija utarte sposoby argumentacji odwołujące się do etyki lub opierające się na prawie naturalnym i nie podejmuje z nimi dyskusji. Ponieważ zrozumienie tajemnicy chrześcijaństwa, na tyle, na ile mamy do niej dostęp, jest nam dane za pośrednictwem Pisma Świętego i żywej Tradycji Ko- ścioła, starałem się pokazać, co oznacza seksualność dla chrześcijanina widziana właśnie poprzez Pismo Święte i najważniejszą część Tradycji, jaką jest nauczanie Ojców Kościoła. Ojcowie Kościoła, nauczając na różne sposoby, zgodni byli co do tego, że aktywność seksualna jest tak stworzo- na, by odzwierciedlać relacje zachodzące między każdą z Boskich Osób a Kościołem, i że to właśnie te relacje ustanawiają podstawowe znaczenie każdej aktywności seksualnej, która jest dobra. Teoretyczne uzasadnienie takiego podejścia można znaleźć w innych pracach przeze mnie napisanych. Nie BUW-EO- \- będziemy się tutaj tym zajmować. Chcę jedynie ograni- czyć się do głębokiego uzasadnienia moralnej nauki Kościoła w dziedzinie seksualności, którą Bóg dał nam w Objawieniu. Na koniec chciałbym podziękować wielu ludziom, którzy przez lata bezinteresownie wspierali mnie i za- chęcali do napisania i opublikowania tej książki. Wielu dzieliło się ze mną swoimi pomysłami, do- świadczeniami i sugestiami, wyrażało swoje opinie lub gorliwie zajmowało się promocją tej części książki, kiedy już była napisana. Wielu udzialało mi wsparcia finansowego i dodawało mi ducha poprzez swe za- interesowanie i zachętę, wielu modliło się o pomoc i błogosławieństwo Pana. I tylko moją jest winą, że taka góra dobra przyniosła tak małą książkę. Proszę, przyjmijcie moje podziękowania i zapewnienie o nieustannej modlitwie. Loyola University of Chicago (W dzień św. Jana Bosco, 1984) I. CHRYSTUS. OBRAZ I PODOBIEŃSTWO BOGA WYJĄTKOWOŚĆ CHRZEŚCIJAŃSKICH ZACHOWAŃ SEKSUALNYCH I ICH SPOŁECZNE ZNACZENIE Począwszy od czasów naszego Pana, postawy i za- chowania chrześcijan związane z seksualnością zdumie- wały ludzi spoza ich kręgu. Apostołowie byli zmieszani, gdy Pan mówiąc o rozwodzie i powtórnym małżeństwie określił je jako cudzołóstwo. Jeśli tak, myśleli, to lepiej się nie żenić. Słuchający Jego nauki byli prawdopodobnie zbici z tropu, kiedy powiedział: „Słyszeliście, że powie- dziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa"* (Mt 5, 27-28). Bez wąt- pienia jest to zaostrzenie Prawa przekraczające wszelkie wyobrażenia. Jego uczniowie z pewnością byli zakłopota- ni, gdy powiedział: „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było". Tymi słowami i bezpośrednim odrzuceniem powtórnego małżeństwa po rozwodzie Je- zus ustanowił jako normę dla naszego postępowania stan, w jakim znajdował się człowiek w ogrodzie Eden przed upadkiem. Nauczanie to było szokujące nawet dla ludzi, o których Pismo Święte mówi, że byli dobrze przygotowa- ni na przyjście Jezusa. * Cytaty z Pisma Świętego według: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych, Pallottinum, Po- znań-Warszawa 1980, wyd. III - przyp. red. Zrozumiałe zatem że, kiedy nauczanie to, poprzez apostołów i pierwszych chrześcijan, docierało do świata pogańskiego, było źle pojmowane, zwalczane i często znieważane. W rezultacie często męczeństwo ponosili ci, którzy uparcie trwali w dziewictwie lub czystości. Było to tak charakterystyczne, że dziewictwo lub czystość poga- nie uważali za kryterium identyfikujące chrześcijan. Ci, którzy nie mieli udziału w nieczystych czynach swych ziomków lub wybierali dziewictwo a nie małżeństwo, byli natychmiast rozpoznawani jako chrześcijanie i rzucani na pożarcie lwom. Z drugiej strony, męczennicy nigdy nie uważali, że sprawą, dla której ponoszą śmierć, jest czystość. Czystość sama w sobie była w ich oczach małą rzeczą. To miłość do Chrystusa, który chciał, aby pozostawali w czystości, dawała im tę determinację, aby czystość zachować. Czystość była.częścią świadectwa, jakie dawali Panu. Tak więc, gdy minęły czasy męczeństwa, wielu chrześcijan wycofało się na pustynię, by znów być świadkami Chrys- tusa i Jego miłości do nas; i znowu dziewictwo lub celibat stanowiły część tego świadectwa. I my sami nie powinniś- my dziwić się, jeśli któregoś dnia okaże się, że nasza czystość będzie nas kosztować życie, tak jak kosztowała życie pierwszych chrześcijan lub, już współcześnie, życie św. Marii Goretti. Od najwcześniejszych swych dni, aż do teraz, Kościół zajmował w tych sprawach zdecydowane i stałe stanowis- ko. Wiele było trudności wewnątrz Kościoła, wiele dys- kusji i sporów, wielu też utracił on członków z powodu stanowczości w zakresie zagadnień moralności seksual- nej, które świat, ogólnie rzecz biorąc, postrzegał jako nieistotne, jako sferę osobistych preferencji. I tak jest również dzisiaj. Kościół nie przestaje podkreślać, że cała ta sfera, cały obszar postaw i zachowań seksualnych ma najwyższe znaczenie. Jest zatem mało prawdopodobne, że kiedykolwiek „dopasujemy się" w sprawach dotyczących seksu do otaczającego nas świata, jeśli tylko będziemy naprawdę wiedzieli, co to znaczy być chrześcijaninem (a niestety zbyt często mamy powody do wstydu, że nasze życie nie jest tak czyste, jak niektórych pogan). Jeśli więc od- krywamy, że w naszych zachowaniach seksualnych nie jesteśmy w niezgodzie z otaczającym światem, możemy być pewni, że nie żyjemy jak dobrzy chrześcijanie. Chrystus dał nam bowiem zarówno zrozumienie, jak i moc życia w czystości, której świat nie tylko faktycznie nie akceptuje, ale często nie jest w ogóle w stanie zaakceptować. Mimo że ludzka seksualność, podobnie jak i zwierzęca, istnieje po to, aby mogło dochodzić do prokreacji oraz powstawania więzi biologicznie niezbędnych do wycho- wania potomstwa, to jednak ma ona aspekty społeczne daleko szersze niż cokolwiek, co obserwujemy w świecie zwierząt. Wielu spośród katolików, którzy być może kiedyś myśleli, że czystość ma jedynie indywidualne znaczenie dla osób podejmujących wysiłek przestrzegania przy- kazań i praktykowania cnoty, stało się w obecnych czasach głęboko świadomych tego, że coraz powszechniej występujące osłabienie wstrzemięźliwości seksualnej jest przyczyną powstawania poważnych problemów spo- łecznych. To, że problemy seksualne jednostek mogą mieć wpływ na życie publiczne, i to nie tylko na sam Kościół, ale na całe społeczeństwo i całą kulturę, pokazał na przykład spór, jaki podniesiono w odpowiedzi na encyklikę Huma- nae vitae. Uznanie seksu za sprawę prywatną, gdzie wszystkie dylematy rozwiązuje się jedynie na poziomie sumień indywidualnych par, zakwestionowało istotę samego Kościoła. Jeżeli seks jest jedynie prywatną sprawą, to, jak zobaczymy później, także stosunki pomiędzy Bogiem a Jego Kościołem należy traktować jako pry- watne. Jeśli by to przyjąć, to Kościół, jako coś więcej niż prywatne zgromadzenie podobnie myślących indy- widualności, przestałby istnieć. Spójrzmy teraz na aspekt społeczny. Gdyby w wyniku działań, które podjęto w celu poróżnienia duchowieństwa 8 i wiernych, nie udało się ostatecznie doprowadzić do podziału wśród katolików, jako obywateli, w kwestii Humanae vitae, to kto wie czy Sąd Najwyższy zadecydo- wałby w sprawie Roe przeciw Wadę na korzyść nie- ograniczonego prawa do legalnego zabijania dzieci przed narodzeniem. Wtedy, gdy chrześcijanie wątpią, wahają się i brak im przekonania, co do tego, czym jest seks, kiedy nie wiedzą, jakie ma on znaczenie lub jak je odnaleźć w praktyce życiowej - wtedy, ci, którzy takich wątpliwo- ści nie mają prą do przodu i podejmują decyzję za całe społeczeństwo. Wydaje się nieprzypadkowe to, że nasza kultura, która od dawna postrzega religię jako sprawę prywatną, doszła do obecnego pojmowania małżeństwa również jako spra- wy w pierwszym rzędzie osobistej. Konsekwencją trak- towania zachowań seksualnych jako sprawy prywatnej, a więc pozostającej poza zakresem regulacji prawnych, jest rozpad rodzin, rozwody i powtórne małżeństwa, prawo do zabijania dzieci nienarodzonych (zalegalizowa- ne przez Sąd Najwyższy na bazie, przypomnijmy, właśnie owej „prywatności") i zabijanie dzieci z „defektami" i nieuleczalnie chorych (coraz częściej tolerowane również z racji „prywatności"). W rezultacie „prawo do prywat- ności" przyznaje jednostkom władzę nad życiem innych, do której sprawowania nigdy nie otrzymał legitymizacji żaden ze stanów (mowa o USA - przyp. tłum). „Prywat- ność" stała się powszechnie używanym eufemizmem dla nieograniczonego i morderczego indywidualizmu. Ironia sytuacji polega na tym, że, tak jak w przypadku innych obszarów indywidualizmu, rząd przejął obecnie od zazdrośnie strzegącego swych praw indywidualisty - i to bez jego protestu - to, na co nie pozwoliłby on swej rodzinie, przyjaciołom czy Kościołowi. Ratyfikacja przez władze i wręcz narzucenie zasady totalnej prywatności w dziedzinie zachowań seksualnych uczyniły w końcu seks sprawą publiczną. W sferze spraw związanych z seksualnością władze federalne nie podejmowały uprzednio żadnych działań. Nawet władze stanowe były ograniczone w swoim działa- niu do dysponowania siłami policyjnymi (ochrona przed gwałtami i kontrola przestrzegania zasad przyzwoitości w miejscach publicznych), regulacji niektórych spraw związanych z relacjami małżeńskimi i rodzinnymi oraz do wspierania i ochrony dzieci i rodzin. Obecnie w temat seksu zaangażowane są głęboko zarówno władze federal- ny, jak i stanowe. Agencje rządowe, kiedyś pozornie usunięte przez sądy z pokojów sypialnych w imię prywatności, teraz usiłują sprawować kontrolę nie tylko nad tym, co w tychże pokojach sypialnych robimy, ale i nad naszymi myślami. Za przykład może posłużyć Ustawa o Agencjach Systemu Opieki Zdrowotnej (Health Systems Agencies Act), którą uchwalono w celu regulacji wydawania funduszów pub- licznych na budowę szpitali i zakup kosztownego sprzętu medycznego. Otóż wykorzystano ją również do sfor- mułowania zaleceń dotyczących sposobów edukacji dzie- ci w dziedzinie zdrowia (Agencje Systemu Opieki Zdro- wotnej opracowywały specjalne plany stanowe) z włącze- niem edukacji seksualnej opierającej się na normach organizacji Planned Parenthood. (International Planned Parenthood Federation - międzynarodowa organizacja promująca m.in. antykoncepcję i przerywanie ciąży - przyp. tłum.) Publiczna aprobata prywatnych zachowań osób, które smutnie nazywają siebie „gay" (nieprzetłumaczalna gra słów; w jednym ze znaczeń „gay" znaczy po angielsku „wesoły", a w drugim „rozwiązły"; jednocześnie „gay" jest popularnym określeniem homoseksualistów - przyp. tłum.) - nie tak prywatnych jednak, aby nie pragnęły przyjęcia do wiadomości i zaakceptowania własnego postępowania przez opinię publiczną - stała się pod- stawową kwestią sporną pomiędzy głównymi partiami politycznymi. Nasz rząd od wielu lat wysyła za granicę środki antykoncepcyjne i propaguje techniki sterylizacyjne. Od- notowano też wypowiedzi przedstawicieli rządu, iż chcie- liby, żeby przynajmniej jedna czwarta płodnych kobiet na świecie poddana została sterylizacji. Leki zbyt niebez- 10 11 pieczne dla Amerykanek wysyłane są -jakaż pogarda dla tych, którzy są biedniejsi od nas - do kobiet z krajów rozwijających się. Legalizacja zabijania dzieci nienaro- dzonych często jest wymuszana na rządach obcych państw, które są temu niechętne, w zamian za ofiarowy- waną przez Stany Zjednoczone pomoc. Niewielu Amerykanów zdaje sobie sprawę z tego, w jak dużym stopniu życie intelektualne ich narodu jest od przynajmniej półtora wieku kierowane przez zdeklarowa- nych ateistów drogą gorszą od każdego pogaństwa, która sięga wstecz aż ku mrocznym początkom naszej rasy, kiedy człowiek w sposób wolny wybierał oddawanie czci raczej sobie samemu, niż Bogu. Był to pragrzech, grzech Adama. Został on teraz uaktualniony w swych nowoczes- nych wersjach - świeckim humanizmie i marksizmie, dwóch wielkich prądach myślowych wyrastających z filo- zofii końca XVIII i początku XIX wieku i zawierających się w sloganie Feuerbacha (którego najsłynniejszym uczniem był Karol Marks): „Jedynym Bogiem człowieka jest sam człowiek". Jeśli przywodzi się ludzi, choćby nawet subtelnie, do oddawania czci samym sobie, czy to jako jednostkom, poprzez świecki humanizm, czy jako grupom, poprzez marksizm, wtedy rzeczywiście we wszy- stkich obszarach życia, także w sferze seksualności, jak to teraz wokół siebie widzimy, zaczynają panować nieład, chaos i bezsens. Mówiąc o tego typu filozofiach, G. K. Chesterton ponad sześćdziesiąt lat temu zauważył: „Według większo- ści filozofów Bóg, poprzez stworzenie świata, zniewolił go. Według filozofii chrześcijańskiej stwarzając świat, Bóg go uwolnił. Napisał On nie tyle wiersz, ile sztukę, sztukę, którą zaplanował doskonale, ale która w nieunik- niony sposób pozostawiona została do odegrania i wy- reżyserowania ludziom, którzy to od tamtego czasu zamienili ją w jeden wielki bałagan". Mimo „wielkiego bałaganu", jaki zrobiono z Bożego planu odnoszącego się tak do ludzkiej aktywności se- ksualnej, jak i do wszystkich innych dziedzin życia, Bóg nadal kieruje swoją sztuką i prowadzi ją do szczęśliwego zakończenia. Aby mieć w nim udział, musimy dowiedzieć się, o co jej autorowi chodzi, musimy zrozumieć wszystko to, co powiedział On o naszej seksualności, tak abyśmy rzeczywiście mogli żyć w wolności, lecz nie w bezpłodnej wolności rozwiązłości i samouwielbienia, ale w wolności, którą dał nam Chrystus, i do której stworzył nas Bóg - wolności Jego dzieci. Jako katolicy, mamy być światłem jasno świecącym w otaczających nas ciemnościach upadku moralności seksualnej. Przez przykład naszej czystości, poprzez tę zagadkę i paradoks, jaki życie w czystości stanowi dla niewierzących, mamy przyprowadzać ludzi do Chrystusa, do Tego, który jest źródłem czystości. Niektóre aspekty naszego życia będą charakterystyczne tylko dla katoli- ków, inne będą po prostu elementem tego, do czego każdy człowiek jest powołany przez naturę. W każdym jednak wypadku nasze świadectwo będzie rozbrzmiewać praw- dziwie tylko wtedy, gdy naprawdę będziemy zachowywać czystość. CZEGO SZUKAMY? Do tego, aby żyć w czystości, potrzebne jest zro- zumienie, co oznacza czystość dla chrześcijan. Dlaczego w ogóle czystość? Dlaczego seks interesuje Boga? Nam, którzy żyjemy w kraju wciąż jeszcze będącym pod wpływem purytanizmu (choćby nawet wpływ ten zaznaczał się wyłącznie w reakcjach przeciw niemu), bardzo potrzebne jest przekonanie, że nasze ciała, a szcze- gólnie nasza seksualność, są czymś dobrym. Czasami uniemożliwia nam takie przekonanie strach przed seksualnością jako czymś gwałtownym i łatwo wymykającym się spod kontroli. Czujemy, że nasza płciowość powiązana jest z grzechem pierworodnym oraz z grzechami, które popełniamy i lękamy się Bożej kary, świadomi, w jakie grzechy może nas ona łatwo wprowa- dzić. Innym znów razem pogardzamy popędem seksual- W 12 13 nym, ponieważ wydaje się nam on ordynarny i brudny, lub też z bardziej subtelnego powodu - że choć przynosi przyjemność, to nie prowadzi do odnalezienia praw- dziwego sensu, znaczenia lub wartości istoty ludzkiej. Obawiając się naszej seksualności zapominamy jednak o tym, że najlepszą ochroną przed grzechem w tej materii jest cenić ją i szanować, tak jak czci i szanuje ją Bóg. Pogardzając nią zapominamy, że to za sprawą Boga nasze ciała funkcjonują w taki sposób, i że to On stworzył nas jako istoty płciowe i cały świat wypełnił istotami płciowymi. A jednak zamierzył On, abyśmy w tym świecie żyli na sposób zdrowy, pozytywny, święty i chrześcijański. Powodem naszego zagubienia jest więc albo zapomnienie, że przyjemności płynące z aktywności seksualnej zamierzone są przez Boga : tylko jako dodatek do osiągnięcia właściwych jej celów ' i prawdziwego jej przeznaczenia, albo nieświadomość jej rzeczywistego znaczenia dla człowieka. Ponieważ seksualność jest wszędzie wokół nas tak bardzo degradowana, musimy włożyć trochę wysiłku, aby przekonać się o jej autentycznej wartości i świętości. W naszych czasach mówi się o seksie otwarcie, bez skrępowania i niemal bez przerwy. Niestety, to, co się mówi, jest zbyt często grubiańskie i tanie. Podobnie jest z postępowaniem. Zachowanie ludzi również staje się grubiańskie, tanie i ulega degradacji. Seks stał się zwykłą j rozrywką. Narządy płciowe postrzegane są przez wielu jako zabawki służące po prostu do własnej przyjemności. W rezultacie bardzo wielu ludzi nie ma pojęcia o tym, jak i dobrą rzeczą jest seks. Jeśli wspomnisz im o świętości seksu, uważają, że albo masz na myśli, że powinniśmy otaczać seks jakąś szczególną czcią, albo są zmieszani i nic nie rozumieją. Nic dziwnego, że życie seksualne nie daje im żadnej satysfakcji, żadnego odpoczynku ani pokoju, niezależnie od tego, jak bardzo go poszukują. Z drugiej strony, większość z nas zetknęła się z pięknem prawdziwej czystości u innych ludzi, z którymi spotkaliś- my się w swoim życiu. Widoczne jest to nie tylko dlatego, że nie poszukują „przygód" seksualnych, ale także stano- wi to pewien rys charakteru, który został dobrze ujęty przez św. Pawła w liście kierowanym do Tymoteusza: „Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia" (2 Tm 1,7). (W miejscu, gdzie Biblia Tysiąclecia używa terminu „trzeźwe my- ślenie" Biblia Jerozolimska stosuje termin self-control, czyli „samokontrola" lub „panowanie nad sobą" - przyp. tłum.) Te trzy rzeczy: moc, miłość i trzeźwe myślenie (czy inaczej samokontrola lub panowanie nad sobą), są prawdopodobnie najtrafniejszymi okre- śleniami chrześcijańskiej czystości. Są one zarazem tej czystości owocem. Tak pojęta czystość jest naszym ideałem. Nie jesteśmy zainteresowani ześlizgnięciem się w stan pełen wewnętrz- nych zahamowań, lęku, strachu lub paraliżującego skrę- powania. Większość z nas doświadczyła prawdopodob- nie niektórych z tych uczuć w przeszłości. Można nawet powiedzieć, że doznanie ich stanowi konieczny etap na drodze do osiągnięcia prawdziwej czystości. Niemniej nie są one oczywiście celem. Naszym celem, jako chrześcijan, nie jest czystość dla niej samej. Dążymy raczej do tego, by upodabniać się do naszego Pana, albo do Jego Matki. Maryja przedstawio- na jest nam po raz pierwszy w Biblii, gdy przemawia do niej Gabriel. Ukazana jest tu jako ta, która „nie zna mężczyzny" (pod względem seksualnym, zmysłowym). Nie ma ona zamiaru poznawać w ten sposób nawet Józefa, jakkolwiek świadoma jest, że takie poznanie niezbędne jest dla przekazywania życia dzieciom. Nasz Pan, kiedy mówi w Ewangelii o sprawach seksualnych, o cudzołóstwie i rozpuście, czyni to z tym samym, jak możemy sądzić, spokojem i powagą, co wtedy, gdy wypowiada się na temat innych kwestii moralnych. Nie czyni on z seksu czegoś ważniejszego, trudniejszego, cięższego lub straszniejszego, niż cokolwiek innego. Na- sze pytanie brzmi: jak możemy dojść do Jego sposobu patrzenia na te sprawy? 14 15 ŚWIATŁO CHRYSTUSA Przyjęcie sposobu myślenia Chrystusa wymaga od nas kroczenia w świetle wiary i rozważania tego, co Bóg objawił nam o sobie samym i o nas. Dzięki temu będziemy mogli zrozumieć, jak wiara w Niego ma wpływać na nasze postępowanie. W ostatnich czasach niektórzy teologowie dowodzili, że chociaż Kościół może definiować zagadnienia zwią- zane z wiarą, to nie może on definiować zagadnień związanych z moralnością. Twierdzą, że moralność jest czymś innym niż wiara i że nie da się jej z wiary wydedukować. Doktryny moralne są ich zdaniem w dużej mierze zdeterminowane kulturowo. Dowodzą, że wy- rastają one w równym stopniu z danego czasu i miejsca, jak i z osobistego oddania się konkretnej osoby Chry- stusowi. W związku z tym moralność nie jest, według nich, czymś, co może być, raz na zawsze i dla wszystkich, uroczyście ustalone. Takie rozumowanie sprawiłoby, niestety, ostatecznie, że postępowanie chrześcijanina nie różniłoby się za wiele, a w zasadzie zupełnie niczym, od postępowania poganina. W najlepszym wypadku można by stwierdzić, że chrześ- cijanin ma tylko lepsze i solidniejsze motywy do wywiązy- wania się z moralnych obowiązków płynących z jego stanu. Sobór Trydencki już dawno temu zauważył, że wiara i moralność nie są dwiema oddzielnymi sprawami. Sobór określił, że jego troską są „zagadnienia wiary i moralności, które odnoszą się do podbudowywania płynącego z tejże wiary nauczania". Tak więc zajmować się będziemy wiarą i postępowaniem, które z wiary wynika - w aspekcie, w jakim dotyczy ono płciowości - i które samo zarazem tę wiarę podbudowuje. Czego wobec tego uczy nas o płciowości wiara? Najbar- dziej oczywiste jest to, że Bóg stworzył mężczyznę i kobie- tę. W tym samym fragmencie jest jednak coś bardziej trafnego i fundamentalnego: Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Dużo później św. Paweł, 16 pisząc do Kolosan, tak mówi o Jezusie: „On jest obrazem Boga niewidzialnego - Pierworodnym wobec każdego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne (...) Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone"(Kol 1, 15-16). A zatem to Chrystus jest tym obrazem Boga, wedle którego został stworzony człowiek. Wobec tego jedynie Jezus może stanowić normę określającą, co to znaczy być prawdziwie ludzkim i mó- wiącą, czym człowiek jest lub czym ma być. Jeśli więc chcemy poznać pełnię dobra człowieczeńst- wa, a nie tylko wnikać w sprawy związane z niszczącym naszą naturę krańcowym złem moralnym, musimy pa- trzeć na Jezusa i na Maryję. On jest nowym Adamem; ona jest nową Ewą. Wola, jaką ma Bóg w odniesieniu do natury ludzkiej widoczna jest w całej pełni jedynie w nich dwojgu. Przyglądając się naturze ludzkiej gdziekolwiek indziej, widzimy ją w stanie upadku. Właściwy obraz ludzkiej seksualności lub jakiegokolwiek innego aspektu naszej natury możemy uzyskać tylko o tyle, o ile zawiera się on w Chrystusie. Jedynie w Nim odnajdziemy nieupa- dłą naturę ludzką w całej pełni, taką, jaka była zamierzo- na na początku przez Boga. Skoro więc pełnia ludzkiej natury daje się pojąć tylko w Chrystusie, to musimy uznać, że pełnia ludzkiej se- ksualności stanowi tajemnicę wiary. Nie jest ona jedynie czymś, co jest nam wspólne ze zwierzętami, chociaż rzeczywiście dzielimy z nimi niektóre fizjologiczne aspek- ty seksu. Tajemnica ludzkiej płciowości jest tajemnicą jej podobieństwa do płciowości Chrystusa. W Nim zawarte jest całe prawo naturalne. A raczej powinniśmy powiedzieć, że to On jest prawem natural- nym. On jest naszą naturą w jej doskonałości. On stanowi normę dla tego wszystkiego, co robimy, myślimy lub czym mamy nadzieję się stać. To Chrystus jest tym, który stawia wszystkie problemy i pytania, określa ich konteks- ty i daje odpowiedzi - nie my, nie nasze nauki. Świat materialny stworzony został przez Niego i dla Niego. Przyszedł On na ten świat, aby złożyć go, w doskonałej 17 i pełnej formie Ojcu i to pomimo tego, że przez grzech świat ten wydany był w niewolę i śmierć. Bo On kocha wszystko, co stworzył. Serce wszechświata jest w Sercu Chrystusa. Jeśli więc mamy zrozumieć tę część wszechświata, którą jesteśmy my sami i ten aspekt nas samych, jakim jest nasza seksualność, to możemy to zrobić tylko idąc do Chrystusa. Albowiem wszelkie prawdziwie ludzkie za- chowanie seksualne jest elementem, aspektem lub składo- wą chrześcijańskiej czystości. Najpierw jednak musimy się zatrzymać, by zrozumieć trochę głębiej dobroć świata materialnego, w tym także seksu, i zobaczyć, w jaki sposób Bóg używa rzeczy materialnych do porozumiewania się z nami poprzez symbole. Następnie sięgniemy do Pisma Świętego, by przyjrzeć się temu, co Bóg powiedział w nim na nasz temat. II. DOBROĆ BOŻEGO STWORZENIA. SYMBOLE CHRZEŚCIJAŃSKIE BÓG I MATERIA Niezdrowe postawy wobec seksualności często wy- pływają z silnych, lecz ukrytych uczuć odrazy i niechęci do naszych funkcji biologicznych, do wszelkich przejawów egzystencji człowieka jako organizmu materialnego. Dla- tego też, zanim zaczniemy rozważać, co Bóg objawił na temat seksu, pomocne się może okazać przyjrzenie się przez moment stosunkowi Boga do rzeczy materialnych. Najbardziej oczywiste jest to, że Mu się one podobają. Bóg zachwyca się nimi. Kocha je. Pismo Święte wylicza jak Bóg stworzył światło od- dzielając je od ciemności, jak stworzył niebo i morze, potem ląd i życie roślinne na nim, ciała niebieskie, ryby i ptaki, stworzenia pełzające i zwierzęta, a na końcu człowieka. Świat materialny, wszystkie jego części i aspe- kty bez wyjątku, zostały stworzone przez Boga. Patrzył On na każdą stawającą się rzecz i „widział, że była dobra". Biblia dodaje, że Jego mądrość cały czas radowa- ła się poruszając się w tym nowo utworzonym świecie. Stosunek Boga do rzeczy materialnych jest więc postawą twórcy bardzo zadowolonego z tego, co stworzył. Jedyny wyjątek miał miejsce, gdy Bóg stworzył człowie- ka. Na poziomie materialnym człowiek również był dobry. Dobre były także wszystkie jego moce duchowe, te jednak mogły być zarówno dobrze, jak i źle użyte. Tak więc Bóg czeka ze stwierdzeniem czy człowiek jest dobry, czy zły. Ponieważ dał On człowiekowi, w podobieństwie 19 do siebie samego, wielki dar wolności - czeka, by zobaczyć, co człowiek zamierza z nią zrobić. Pozos- tawił On człowieka w pewnym sensie „niedokończo- nym", tak, by nawet w akcie stworzenia mógł on stać się jak Bóg. By, dzięki darowi Bożej łaski, móg} stwarzać samego siebie poprzez swe własne wolne działania. Chrześcijaństwo różni się zatem bardzo od starych religii naturalnych Bliskiego Wschodu, Babilonu, Egiptu i innych. Wiemy to, czego nie wiedzieli starożytni, że nie może być zła w Bogu, ponieważ jest On jedynym źródłem wszystkiego, co istnieje, nie ma dla stworzenia nic innego, . na czym mogłoby ono być modelowane lub do czego by mogło być podobne, niż nieskończona dobroć Boga. Stąd też w Jego stworzeniu nie ma żadnego zła z wyjątkiem tego, które istoty stworzone same powodują robiąc niewłaściwy użytek ze swej wolności. Materia jest dobra. Nie jest, jak to formułowały hinduizm i inne religie Wschodu, ambiwalentna lub zła; nie jest osadzoną w stru- kturze wszechświata kosmiczną iluzją lub siłą, która złu służy. Wręcz przeciwnie, całe stworzenie jest dobre. Wszystko, co istnieje jest czymś, co Bóg chce, by istniało. Jak powiedziane jest w modlitwie mędrca do Pana: „Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie' brzydzisz, co uczyniłeś" (Mdr 11, 24). Jeszcze bardziej zdumiewający jest fakt, że Bóg przyob- lekł samego siebie w materialne elementy tego świata. Przez swe wcielenie przybrał na siebie ciało ludzkie, tak samo materialne, jak nasze ciało, mające wszystkie bio- logiczne struktury i funkcje charakterystyczne dla nasze- go ciała - stał się człowiekiem „z krwi i kości". Tę ludzką naturę zespolił ze sobą w jedno, tak, że o tym szczególnym człowieku, Jezusie Chrystusie, musimy mówić: „Ta istota ludzka, chociaż materialna, jest Bogiem". Wieczne Słowo stało się ciałem na zawsze. Odkąd raz się to stało, nigdy nie nastąpi czas, w którym przestałoby być prawdą. Powinniśmy pozwolić tej prawdzie zatopić się w nas, ponieważ stanowi ona podstawę do wszystkiego, o czym będziemy mówić. Czasami chrześcijanie nie zdają sobie sprawy z wagi, jaką Pismo Święte przykłada do ciała Chrystusa - do Jego ciała fizycznego, a nie tylko mistycznego. Po pierwsze, zostaliśmy raz na zawsze odkupieni i uświęceni poprzez ofiarowanie ciała Jezusa Chrystusa na krzyżu. Tylko istota materialna może być ubiczowana i ukrzyżowana. Tylko w ciele zdolnym, jak nasze, do odczuwania i do- znawania bólu, mógł bezgranicznie duchowy Bóg cier- pieć, krwawić i umrzeć za nasze grzechy. Co więcej, zostaliśmy usprawiedliwieni poprzez po- wstanie Chrystusa z grobu w Jego „ciele i krwi", poprzez nowe życie tego ciała, które dla nas umarło na krzyżu. Wejście Chrystusa do nieba było wejściem cielesnym. Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie Chrystusa są więc ostatecznym dowodem na to, że rzeczy materialne są dobre - że dobre jest ludzkie ciało i całe materialne stworzenie, otaczające człowieka i służące mu. To cielesne wyniesienie Chrystusa do chwały jest nasieniem i korzeniem naszego zbawienia i wyniesienia do chwały. Jesteśmy powołani przez Chrystusa do czynienia w naszych ciałach tego, co On czynił w swoim: do cierpienia, umierania i powstawania w chwale w naszym własnym ciele, które zostało uczynione chwalebnym przez moc Jego Ducha. To jest właśnie powód, dla którego daje On nam swe ciało jako pokarm, gdy przyjmujemy Go w Komunii. Ciałem, które wówczas otrzymujemy jest ciało Zmart- wychwstałego. Wygląda ono i smakuje jak chleb i wino, ale ma tę samą moc, jaką miało tuż po zmartwych- wstaniu. Apostołowie zgromadzeni byli razem, drzwi były zamknięte i nagle zjawił się wśród nich Chrystus. Był obecny ciałem i całą swą istotą. Chciał tam być, więc był. To samo czyni na mszy, w Komunii, w tabernakulum - jest obecny. Jest obecny, ponieważ chce przyjść na ołtarz, kiedy kapłan dokonuje konsekracji. Pomimo zdolności do przebywania naraz w wielu miejscach i poru- szania się szybciej, niż myśl, ciało Chrystusa pozostaje nadal ludzkim ciałem. Ma ono nadal swą ludzką naturę, choć wywyższona jest ona przez moc, jak dotąd, naszym 20 21 ciałom nieznaną. Pewnego jednak dnia również nasze ciała tę moc otrzymają. To Jego ciało jest składaną ofiarą i Jego ciałem jest ciało kapłana, bo to On ofiarowuje Ojcu na ołtarzu siebie samego. W swoich listach święty Paweł bardzo wiele mówi o ciele Chrystusa i o Jego krwi. Bardzo mało natomiast wspomina, jeżeli w ogóle, o duszy Chrystusa. Oczywiście, o żyjącym ciele Chrystusa pisze jako o ożywionym przez życie Jego duszy. Ale to właśnie ciało Chrystusa znajduje się w centrum myśli św. Pawła. Cała nasza nadzieja skupia się na Jego ciele. Przykładem może być choćby powtórne przyjście Chrystusa, jako Sędziego, na końcu czasów. Święty Paweł był całkowicie zawładnięty tajem- nicą Chrystusowego ciała jako źródła zbawienia. Przed- stawiał on Kościół najchętniej właśnie jako mistyczne ciało Chrystusa, jako Jego materialne przedłużenie w cza- sie i przestrzeni. Ciało osoby, która jest najbliższa Chrystusa, ciało Maryi, dopełnia tajemnicy. W roku 1950 papież Pius XII ogłosił uroczyście dogmat o Wniebowzięciu Maryi, przy- jęciu Jej z ciałem i duszą do chwały niebieskiej. Doktryna ta przybliża nam coś, o czym mogliśmy zapomnieć w odniesieniu do samego Chrystusa, że ci, którzy po- wstają z martwych, powstają jako mężczyźni i kobiety. Maryja pozostaje kobietą i będzie nią na całą wieczność, podobnie jak Jej Syn, będąc mężczyzną - pozostanie nim na zawsze. Chociaż ciało i krew, jeśli rozumieć je zgodnie z bi- blijnym sensem ludzkiej słabości, Królestwa Bożego odziedziczyć nie może, to ciało i krew wyniesione do chwały przez związek z ciałem i krwią Chrystusa mogą je odziedziczyć i dziedziczą. W niebie będziemy wszyscy bardziej prawdziwymi mężczyznami i kobietami, niż kiedykolwiek byliśmy na tej ziemi - choć bez małżeństw, to jednak doskonali w naszej męskości lub kobiecości na wieki. SYMBOLIKA CHRZEŚCIJAŃSKA Oczywiste jest, że Chrystus, Maryja i my wszyscy, nie jesteśmy tylko istotami materialnymi, lecz także duchowymi. Nasze działania są fizyczne i duchowe zarazem, a jednocześnie podejmowane w sposób wolny i zdeterminowane materialnie. Nasze myśli i uczucia, nasza wolność, namiętności, seksualność i procesy tra- wienia - wszystko to jest nierozerwalnie zespolone ze sobą w jedną całość. Połączone w ten dziwny rodzaj kompozycji materialno-duchowej, który Bóg tak bardzo kocha. Ponieważ to On nas stworzył, nie za- pomina więc nigdy o tym (nam często się to zdarza), że jesteśmy istotami złożonymi i postępuje z nami biorąc to pod uwagę. Tak więc największe dary duchowe daje On w dużej mierze za pośrednictwem środków materialnych. Choć nasz udział w Jego Boskim życiu, udział, którego możemy doświadczać dzięki wierze, nadziei i miłości, jest duchowy ponad wszelkie ludzkie wyobrażenie duchowości, to jednak otrzymujemy go w sakramentach za pośrednict- wem konkretnych rzeczy materialnych, takich jak woda, chleb, wino, oleje i krzyżmo. Przywołajmy tu katechiz- mową definicję sakramentu: jest to ustanowiony przez Chrystusa zewnętrzny znak (czyli jakaś rzecz materialna) wewnętrznej łaski, nadający łaskę, którą (jako rzecz materialna) wyraża. Sakrament nadaje łaskę, czyli inaczej umożliwia nowy sposób życia nadprzyrodzonym życiem łaski lub nowy wzrost w łasce. Widzimy już, że material- ność wkracza w samo sedno pojęcia sakramentu. Będąc środkiem, poprzez który udzielana jest nam łaska, daje on ją nam za pośrednictwem materii, przedstawiając naszym zmysłom podobieństwo do zawartej na jego poziomie duchowym tajemnicy. Znak tego rodzaju nazywamy „symbolem". Symbol to, po pierwsze, taka rzecz materialna, której postrzeganie wiedzie nas do poznania czegoś więcej. Dlatego jest on rodzajem znaku. Niektóre znaki są czysto 22 23 konwencjonalne, np. słowa -czy to mówione, czy pisane, Kiedy mówię słowo „ogień", to coś ono po polsku oznacza, jednak po francusku nie znaczyłoby zupełnie nic. Jest to znak, który doprowadzi cię do poznania znaczenia, w jakim ja użyłem go w zdaniu, ale tylko pod warunkiem, że znasz już jego sens konwencjonalny. Co więcej, słowo to samo w sobie nie pomoże ci poznać swego znaczenia. Słowo „ogień" jest nazwą pewnego procesu fizyko-chemicznego; nie nosi ono jednak w sobie żadnego podobieństwa do tego procesu. Jednakże znak może przypominać to, co oznacza. Jeśli jednocześnie zarówno sam znak, jak i desygnowana przezeń rzecz są materialne, znak taki nazywamy ob- razem. Malowidło przedstawiające płonące na palenisku polana ukazuje nam obraz ognia. Natomiast znak materialny, który nazywamy sym- bolem, ma wartość znaku nie tylko dzięki rodzajowi konwencji lub podobieństwa materialnego, lecz dlatego, że jego forma materialna, struktura, działanie lub wygląd podobne są w jakiś sposób do tego czegoś niematerial- nego lub duchowego, co ten symbol oznacza. Tak więc, kiedy już wiemy, że jakaś rzecz jest symbolem, ona sama może nas poprowadzić do poznania swego symbolicz- nego sensu i znaczenia. Trzymając się naszego przykładu, ogień jest szeroko używanym symbolem ludzkiej miłości. Ogień jest jasny i piękny, ruchomy i aktywny. Rozszerza się i rośnie jak żywy. Ogrzewa nas i daje ciepło. Jest niezbędny w cywili- zowanym życiu. Bez niego nie możemy ugotować jedze- nia, ogrzewać się w zimie, wytapiać metali ze skał. Jednak jeśli ogień wymyka się spod kontroli, staje się czymś straszliwym, destrukcyjnym, pozostawiającym za sobą tylko popioły. Tak samo dzieje się z ludzką miłością. Miłość rozjaśnia nasze życie i ogrzewa serca. Obraca ona niestrawne wydarzenia i pozbawioną smaku ponurość dnia codziennego w prawdziwe pożywienie. Miłość, na- wet w sercach kamiennych, rozbudza radość i życzliwość. Tam, gdzie mało miłości, życie jest zimne i bolesne; tam, gdzie jej w ogóle nie ma, życie jest niemożliwe. A jednak, ieśli miłość wymknie się spod kontroli, pożera i niszczy wszystko na swojej drodze, pozostawiając jedynie spo- nielałe ruiny. Ogień w jego różnych fizycznych aspektach iest więc podobny do miłości w jej aspektach nie- materialnych. Ogień materialny prowadzi nas do po- znania „ognia" miłości dlatego, że skupia w sobie i pozwala poznać zmysłom nasze własne wewnętrzne doświadczenie miłości. Wiele symboli wyrasta z takich podobieństw, które są powszechnie zauważane, tak, jak w naszym przykładzie dotyczącym ognia i miłości. Wiele innych uwarunkowa- nych jest szczególnymi doświadczeniami różnych ludów lub kultur. Na przykład męska agresywność w różnych kulturach wybiera za środki wyrazu różne rodzaje sym- bolicznych działań. W naszej kulturze może się ona przejawiać jako wielkość - posiadanie największego rancho, wybudowanie największej fabryki, produkowa- nie największej ilości stali lub najwyższe osiągnięcia w sporcie. W innych kulturach agresywność wyraża się w ilości żon w haremie, ilości dzieci, ilości uciętych głów lub zdobytych skalpów, w podejmowaniu ryzyka w nie- bezpieczeństwie lub różnych formach męskich walk. Różne kultury - naszą i wszystkie inne - można w dużym stopniu zrozumieć poprzez podsumowujące je niejako symbole. Jednym z symboli naszej kultury jest drapacz chmur. Przypomnijmy sobie reakcje ludzi, gdy budowano wieżowiec jeszcze wyższy od wszystkich pozo- stałych, jak np. Empire State Building w Nowym Jorku lub Sears Tower w Chicago. Znaczenie, jakie miał taki budynek wszyscy dobrze rozumiemy, nawet jeśli trudno jest nam je precyzyjnie nazwać. Wiele dobrze nam znanych symboli odnosi się do statusu społecznego: złoty Cadillac, mężczyzna ubrany w dobrze skrojony garnitur lub przeciwnie - w swobodny strój dżinsowy. Są to wszystko czysto materialne i zewnętrzne rzeczy -ubrania, czy artykuły przemysłowe - ale w kontekście naszej kultury, poprzez swe fizyczne podobieństwo do postaw, jakie wyrażają, ujmują one bardzo szeroki wachlarz stosunków społecznych. 24 25 Przejdźmy na głębszy poziom - poziom ludzkiej psychiki. Psychologowie coraz lepiej rozumieją psycho- logiczną rolę symboli w życiu człowieka. Odkryli oni, że na długo zanim niemowlę potrafi mówić, zanim jest zdolne wyrażać cokolwiek, z wyjątkiem płaczu i krzy- ku, zaczyna używać symboli. Gdy tylko staje się świadome funkcji swojego ciała, zaczyna je wykorzys- tywać do symbolicznego wyrażania miłości, niechęci i agresji. Cała ludzka aktywność seksualna, jak to zobaczymy dalej, jest aktywnością symboliczną. Powy- żej wspomnieliśmy szereg symboli agresji. Choć nie- które z nich zostały zredukowane do poziomu dóbr społecznych, to jednak inne zachowały swój bezpośre- dni, jasno widoczny związek z tym, co wyrażają. Większość dziedzin nazywanych przez nas ogólnie kulturą: sztuka, literatura, a nawet nauka - jest zbudowana z symboli. Politycy świetnie zdają sobie sprawę z tego, że poprzez ucałowanie dziecka można wyrazić postawę łagodnego ojcostwa, zaś poprzez uścisk ręki i zwracanie się po imieniu - braterską życzliwość. Są wreszcie takie poziomy funkcjonowania symboli, których zazwyczaj w ogóle nie jesteśmy świadomi. Na obnażaniu tkwiących w nas bardzo głęboko i zakrytych struktur symbolicznych polegała większość prac Freuda, Junga i innych psychologów głębi. Zajmowali się oni odnajdywaniem tych elementów ludzkiej psychiki, które aktywnie oddziałują na nasze motywacje, pomimo że my pozostajemy zupełnie nieświadomi ich wpływu. Zainteresowanie psychiatrów tym zagadnieniem wy- pływało z tego, że dostrzegali oni, jak ogromną szkodę może ponieść osoba, u której te głęboko ukryte struktury symboliczne zostaną wykrzywione, uszkodzone lub będą pozostawać w niewłaściwym stosunku do rzeczywistości. Osoba taka żyje wtedy w niezgodzie z samym sobą lub ze światem zewnętrznym. To, co zostało w niej stworzone, by symbolizować jedną rzecz, uległo zmianie i sym- bolizuje teraz coś zupełnie innego. Wynikiem takiego stanu może być psychoza. Tak więc symbole, istotne w naszym funkcjonowaniu niezależnie od tego, czy są świadome, czy też nie, działają w nas nieustannie. Wiele z nich wypływa wręcz z samej natury człowieka. Nie jest on w stanie zmienić ich lub zniekształcić, nie wyrządzając sobie krzywdy. Symbolika iest składnikiem tego, co stanowi istotę człowieczeństwa. Wróćmy do symboli sakramentalnych i przyjrzyjmy się sakramentowi chrztu. Mamy tu do czynienia z za- nurzeniem chrzczonej osoby w basenie lub zbiorniku wody (w praktyce akt ten jest często ograniczany do polania głowy wodą). Co symbolizuje woda? Jest ona powszechnie przyjętym symbolem życia. Każda żywa istota potrzebuje wody, by móc żyć. Bez niej umieramy w straszliwej agonii. Gdy jest - nawet na pustyni kiełkują rośliny, a kaktusy kwitną. Jednocześnie woda symbolizuje śmierć. Zanurzeni w wodzie, z głową pod jej powierzchnią, szybko tracimy przytomność i toniemy. Woda w nadmiarze to powódź, która zmywa z powierzchni lądów wszystko co żyje. Zarazem jednak użyźnia ziemię, przygotowując tym samym wzrost nowego życia. Woda zabija więc i daje życie. Zanurzanie się w wodzie symbolizuje śmierć, wynurzanie się - życie. Stąd też Chrystus wybrał zanurze- nie w wodzie, by symbolizowało naszą śmierć razem z Nim na krzyżu, śmierć dla świata i starego człowieka w nas, a wynurzenie z wody jako symbol bycia wskrzeszo- nym do nowego życia w Nim, które uzyskujemy poprzez Jego zmartwychwstanie. Syboliczne są nie tylko wszystkie sakramenty. Cała liturgia przesycona jest symbolami. Prawdę mówiąc, można ją całkiem precyzyjnie zdefiniować jako serię symbolicznych aktów, poprzez które człowiek oddaje Bogu cześć i przez które otrzymuje Bożą łaskę. Sam ołtarz, gesty kapłana, rodzaje czytań, sposób, w jaki słuchamy tych czytań (siedzenie w czasie odczytywania Starego Testamentu i Listów apostolskich a przyjmowa- nie pozycji stojącej podczas słuchania Ewangelii), wno- szenie świec, ofiarowywanie kadzidła, chleb i wino, kielich - nieskończona lista elementów symbolicznych, 26 27 a wszystkie powiązane ze sobą, by złożyć się na tę jedyną ofiarę i ucztę Chrystusa. Liturgia zawiera jednak wiele więcej niż ryty i obrzędy. Odtwarza ona w sposób symboliczny wielkie tajemnice Bożego działania w historii. Na przykład chrzest przed- stawia uwolnienie Ludu Bożego z niewoli w Egipcie. Dokonało się to przez przejście Izraela suchą stopą przez Morze Czerwone, i zatopienie w jego wodach wrogów. Jest to jednocześnie przepowiednia uwolnienia nas przez wody chrztu z mocy szatana. Także i msza święta jest bogatym, symbolicznym odtworzeniem całej historii narodu żydowskiego i relacji między Bogiem a nim (i całym rodzajem ludzkim), od pierwszego ofiarowania baranka paschalnego w Egipcie do ofiary Baranka Bożego na krzyżu, przez którą dokonało się odpuszczenie grzechów całego świata, ofiary, która za- wiera w sobie i przewyższa wszystkie inne ofiary. Sama w sobie ofiara jest oczywiście rodzajem aktu symbo- licznego zarezerwowanym wyłącznie dla oddawania przez człowieka czci Bogu. Do najwyższych szczytów wznosi tę symbolikę Liturgia Paschalna. Nie ma nic dziwnego w rozrzutności Kościoła pod względem bogactwa symboli, które użyte są w tym okresie roku liturgicznego, kiedy raduje się on z cielesne- go zmartwychwstania Chrystusa, podkreślając w ten sposób, że cała stworzona materia jest dobra i przezna- czona do służby i chwały Ojca. Występują tu nie tylko zwyczajne symbole, do których zdążyliśmy się przyzwy- czaić - ołtarz, świece, kielich, patena, muzyka, kadzidło, kwiaty - ale szereg symboli specjalnych. W kościele wygaszane są wszystkie światła, aby przypomnieć mrok naszych grzechów. Wnoszona jest świeca paschalna. Światło rozchodzi się od niej w miarę jak drgające płomyczki zapalane są i przekazywane od jednej osoby do drugiej, tak samo, jak łaska wiary i nawrócenia. Gałązki palmowe, procesje, modlitwa nad wodą w chrzcielnicy, święcenie olejów, umywanie nóg, święcenie ognia i wody - te i wiele innych symboli stłoczonych jest w jednym krótkim tygodniu, a większość z nich jednej nocy. To właśnie, jeśli idzie o symbole, jest olbrzymia óżnica między katolicyzmem a różnymi rodzajami pu- rytanizmu lub tak zwanymi „religiami ducha", które dla wielu ludzi stanowią ciągłą pokusę. Te ostatnie używają w rzeczywistości wielu symboli, ale czynią to w sposób dziwnie minimalistyczny, stosując symbole tak abstrakcyjne, jak to tylko możliwe - są to zaledwie widma lub duchy symboli katolickich. Katolicyzm to, co jest z ziemi, traktuje jako ziemskie, a to, co jest z nieba -jako niebiańskie. Widzimy, że rzeczy materialne są nie tylko dobre, ale i użyteczne i to nie tylko dlatego, że przynoszą korzyści człowiekowi i służą jego przyjemności, lecz również dla jego służby Bogu, nawet w najwyższych i najbardziej wzniosłych momentach jego życia religijnego. Tak więc, symboliczną naturę mają nie tylko sak- ramenty i liturgia, ale całe życie Kościoła. Przeniknięte jest nią także Boskie Objawienie i moralność chrześcijań- ska. Jeśli zatem symboliki tej nie rozumiemy, nikłe jest nasze zrozumienie chrześcijaństwa. SYMBOLE W OBJAWIENIU W świetle użytku, jaki Bóg czyni z symboli sakramen- talnych, aby dzielić z nami swoje życie, nie będzie dla nas zaskoczeniem fakt, że również objawiając się nam w Piś- mie Świętym posługuje się On często symboliką. My sami, jako istoty materialno-duchowe, chętnie korzystamy z symboli w komunikowaniu się z innymi. To prawda, że najbardziej charakterystyczne dla człowieka jest porozumiewanie się za pośrednictwem słów, które są znakami niesymbolicznymi. Stosujemy jednak również wiele symbolicznych sposobów komunikacji. Prawdopo- dobnie najpowszechniejszym z nich jest tak zwany, język ciała". Pieszczenie niemowlęcia przez matkę lub wy- studiowana niedbałość skrępowanego młodzieńca na przyjęciu doskonale oddają ich wewnętrzne postawy 28 29 i uczucia. Często także, choć posługujemy się słowami, t0 używamy ich po to, by przedstawić symbol,"którego nie da się w danym momencie pokazać w jego postaci materialnej. Symboliczna komunikacja jest więc częścią naszej natury, szczególnie na głębszych jej poziomach. Dlatego właśnie Bóg używa symboli, by się z nami porozumiewać, by objawić się nam i aby nas uczyć prawdy o nas samych. I przeciwnie, sam fakt, że Bóg w ten właśnie sposób do nas przemawia, wyostrza naszą świadomość, że człowiek jest zwierzęciem umiejącym tworzyć i odczytywać symbole, istotą, która przeżywa swe życie w ich mocy. Bóg, stworzywszy nas w ten sposób, przemawia do nas w języ- ku najbardziej do nas dopasowanym. Niejednokrotnie jest to właśnie język symboli. __ Kiedy czytamy w Piśmie Świętym historię naszego zbawienia, widzimy, że zarówno Stary, jak i Nowy Testament są w tak dużym stopniu wypełnione sym- bolami, iż często utrudnia to ogromnie lekturę. Czasami symbolika zdaje się nam zupełnie wymykać, tak jak w księdze Ezechiela czy Apokalipsie. Ogarnia nas wtedy pokusa, by powiedzieć: „A, zostawmy to sobie na kiedy indziej". Jednak nawet w tych częściach Pisma Świętego, które pozornie oddają się wyłącznie narracji, takich jak Ewangelie, odnajdujemy obfitą symbolikę. Na przykład cała Ewangelia według św. Jana jest skonstruowana właśnie tak, by pokazać symboliczną wartość konkret- nych, historycznych czynów i słów Chrystusa. Skąd ta obfitość symboliki? Jednym z powodów jest pragnienie Boga, by ocalić dobro, które już było w czło- wieku i doprowadzić je do pełni. W całym biegu historii religia stanowiła, bardziej niż jakikolwiek inny aspekt ludzkiego życia, najsilniejsze ognisko symbolicznej ak- tywności człowieka. Jednym z powodów, dla których Bóg się nam objawił było wyprostowanie skrzywionej aktyw- ności symbolicznej, która wchodzi w skład tak wielu religii naturalnych. Nawet te o najwyższym poziomie, takie jak buddyzm i hinduizm, trwają pod wieloma względami głęboko w błędzie. Błędy te powodują po- wstawanie fałszywych postaw w stosunku do świata i innych ludzi, postaw, które są następnie propagowane w symbolach religijnych. Jeśli więc Bóg miał w pełni nas odkupić, musiał doprowadzić do porządku nasze symbole religijne. Nie mógł odebrać nam zdolności do działań symbolicznych, bo oznaczałoby to wymazanie części naszej natury, przyjął więc On tę symbolikę, która była nam znana, którą On sam wbudował w nas i w otaczający nas świat, pomimo tego, że została ona bardzo zniszczona przez grzech. Przyjął On ją, oczyścił i przeorientował. Dzięki takiemu odnowieniu symboli, Bóg umożliwił nam właś- ciwe zrozumienie świata materialnego i objawił praw- dziwe znaczenie człowieka. Drugi powód, dla którego Bóg posługuje się sym- bolami jest taki, że to, co pragnie On nam powiedzieć leży poza zasięgiem naszego pojmowania, przewyższa nasze możliwości intelektualne. Chce On nam dać pra- wdziwe poznanie samego siebie, swego życia wewnę- trznego w Trójcy, wcielenia i wszystkich innych tajemnic wiary przekraczających zdolność ludzkiego rozumu. Umysł ludzki, choć wielki, jest wciąż nieskończenie mniejszy, niż to konieczne, by ogarnąć samego Boga lub Jego tajemnice. Z drugiej strony, symbol, ze względu na swą kon- kretność, zawiera w sobie olbrzymi potencjał, którego umysł nie jest w stanie wyczerpać. Odnosi się to szcze- gólnie do symboli naturalnych, ponieważ Bóg sam stworzył świat materialny tak, aby przedstawiał świat duchowy. Jak powiedzieliśmy już wyżej, w kategoriach ostatecznych, nie istnieje dla żadnej rzeczy materialnej nic innego, do czego mogłaby być podobna, jak tylko Bóg. Tak więc owce zostały stworzone między innymi dlatego, by Chrystus mógł stać się Barankiem Bożym, a lwy dlatego, by mógł być Lwem z plemienia Judy. Chociaż symbole te również nie mogą pomieścić w so- bie Bożych tajemnic, to jednak przez to, że to Bóg je stworzył są one dużo lepsze, niż nasze ograniczone pojęcia i wzory myślowe. Możemy to łatwo dostrzec na przy- 30 31 kładzie mozolnej pracy teologów, którzy zgłębiali ob- jawioną symbolikę przez wieki i wciąż odnajdywali w niej nowe i prawdziwe, choć uprzednio zakryte, znaczenia. Ostatnim powodem używania przez Boga symboliki jest to, że pragnął On, by Jego Objawienie przekraczało ograniczenia czasu, miejsca i kultury, tak by móg} przemówić do każdego człowieka w sposób dla niego zrozumiały. Pojedynczy symbol mieści w sobie dużo większe bogactwo znaczeń, niż można ogarnąć w jakim- kolwiek konkretnym miejscu, czasie, czy kręgu kulturo- wym. To właśnie dzięki tej cesze symboli Bóg może za ich pośrednictwem objawiać nam prawdy, które wykraczają poza uwarunkowania historyczne. Ponieważ symbole dotykają tej głębi natury człowieka, jaką jest podświado- mość, mogą do niego przemawiać w sposób uniwersalny, nawet jeśli nie ma on wykształcenia. Możemy nie ufać symbolom uważając je przede wszyst- kim za oszukańcze lub sztucznie wymyślone znaki. Sym- bole wykorzystywane są często w tak dowolny sposób, że mogą się nie odnosić do żadnej innej rzeczywistości poza tą, którą nakreślił na przykład jakiś kawałek „natchnio- nej prozy". Mogą też służyć jako tani, filmowy sposób manipulowania emocjami przez zestawianie odpowiada- jących sobie obrazów. Mężczyźni często uważają takie! wykorzystanie symboli za nieco żenujące. Sądzę, że| wydaje się im ono czymś typowo kobiecym. Rzeczywiście konkretność i emocjonalna bezpośredniość symboli, ogó-l lnie rzecz biorąc, bardziej podoba się kobietom, niż mężczyznom, którzy tęsknią raczej do abstrakcyjnej uniwersalności i rygorystycznej jasności myślenia poję- ciowego. Jak wiemy z psychologii, mężczyźni mają ten- dencję do powstrzymywania się od udziału w wykonywa niu czynności o charakterze symbolicznym, a jeśli się w nie zaangażują, czują się trochę głupio. Nie ufamy symbolom również dlatego, że mogą być nadużywane. Symbol ma swoje znaczenie, które wyrasta z tego, czym jest. Jedna osoba może za jego pomocą przekazać coś drugiej, tak jak za pomocą słowa, używając go jako części języka. Zastosowany w taki sposób powinien on znaczyć dla obu tych osób to, co sam «r sobie znaczy. Ludzie mogą jednak używać symboli w sposób fałszywy. Udając przed całym światem, że mają na myśli to, co dany symbol wyraża, kierują się jednocześnie zupełnie inną intencją. Innymi słowy - kłamią. Pogwałcić, używać w sposób przeciwny do ich znaczenia, można, niestety, symbole odnoszące się do wszystkich ludzkich relacji. Stają się one wtedy zwykłymi narzędziami hipokryzji. W konsekwencji możemy być albo znudzeni sym- bolami, albo przyprawieni przez nie o mdłości wtedy, gdy są nadużywane. Stanowi to jednak tylko argument prze- mawiający za tym, by używać ich w sposób dobry, argument za studiowaniem ich znaczenia i głębszego ich zrozumienia. W dalszej części tej książki będziemy więc omawiać chrześcijańską symbolikę seksualną - najpierw naturalną symbolikę ciała i aktu małżeńskiego, następnie znaczenie różnych zachowań seksualnych, jakie zostało nam przekazane w Piśmie Świętym, potem znaczenie zafałszowań tych symbolicznych zachowań i na koniec symbolikę wstrzemięźliwości i dziewictwa. 32 III. WSPÓŁŻYCIE SEKSUALNE NATURALNE SŁOWO MIŁOŚCI wZględu na płeć ma znaczenie leżące poza sferą czysto fizyczną. Nasze ciała nie są tylko zbiorem funkcji, lecz wyrażają w sposób widzialny część naturalnego, wewnę- trznego znaczenia naszego , ja". ZNACZENIE CIAŁA Zobaczyliśmy już, że Bóg porozumiewa się z nami poprzez symbole, które mają zarówno aspekty duchowe, jak i materialne, co zgodne jest z naszą naturą. Ze- chciejmy teraz rozważyć naturalną symbolikę samego współżycia seksualnego poznając te jego znaczenia, które można odnaleźć nawet nie odwołując się do Objawienia, znaczenia naturalne, które Bóg wbudował w ten akt fizyczny na zasadzie wewnętrznego podo- bieństwa do jego struktury. Dzięki temu będziemy w stanie lepiej zrozumieć znaczenia nadprzyrodzone objawiane nam przez Boga za pośrednictwem symboli zawartych w Piśmie Świętym. Najbardziej oczywiste jest to, że zachowania seksualne symbolizują miłość. Jednak miłość przez nie symbolizo- wana to nie miłość w ogóle. Istnieje wiele rodzajów miłości, które nie są seksualne w żadnym popularnym rozumieniu tego słowa i nie odnoszą się bezpośrednio do żadnej formy aktywności seksualnej, jak np. miłość syna do ojca lub córki do matki, miłość braterska, miłość między przyjaciółmi, miłość patriotyczna czy obywatel- ska. Żaden z tych rodzajów miłości nie jest seksualny w znaczeniu doprowadzania do intymności i pobudzenia seksualnego. Nawet miłość małżeńska, choć niewątpliwie jest głęboko seksualna, ma wiele odmian i może się wyrażać na wiele różnych, innych niż współżycie lub intymność seksualna sposobów. Jaki rodzaj miłości symbolizują w takim razie za- chowania seksualne? Aby na to odpowiedzieć, musimy zauważyć, że nawet to, jak są zbudowane nasze ciała ze Rozpatrzmy ciało mężczyzny. Narządy płciowe, umie- szczone są na zewnątrz i luźno zwisają. Podczas pod- niecenia unoszą się i kierują w stronę przeciwną ciału, a w momencie kulminacyjnym wydalają z niego nasienie. Mężczyzna szybko reaguje na bodźce wzrokowe. Pobu- dzenie seksualne może u niego spowodować nawet sam widok kobiety, szczególnie, gdy wyczuwa, że jest nim zainteresowana. Reakcja seksualna mężczyzny jest szyb- ka i silna, całe jego ciało reaguje gwałtownie. Z równą gwałtownością może on przerwać swoje działania sek- sualne, a nawet odciąć się od źródła stymulacji, zwłaszcza gdy jakiś inny silny bodziec, na przykład hałas spowodo- wany przez włamywacza, zmusza go do natychmias- towego podjęcia działań w zupełnie innym kierunku. Mężczyzna ma wielkie możliwości panowania nad aktywnością seksualną. Może ją szybko zainicjować i nagle zatrzymać. Następstwa są minimalne lub nie ma ich wcale. Może on rozpocząć i doprowadzić do końca stosunek seksualny nawet wbrew woli kobiety. Jeśli tego chce, może przymusić kobietę i zgwałcić ją. Nietrudno pojąć, co to wszystko symbolicznie oznacza. Zewnętrznemu umiejscowieniu narządów płciowych mę- żczyzny i kierunkowi aktów przez nie dokonywanych odpowiada skierowanie na zewnątrz jego psychiki i spon- taniczne ogniskowanie zainteresowania na tym, co leży poza nim. Tak jak pobudzenie i orgazm mają u niego tendencję do krótkotrwałości i szybko przemijają, tak i na poziomie psychicznym ma on skłonność raczej do działa- ła, niż zwykłej kontemplacji tego, co przyciąga jego uwagę. Agresywności cechującej jego seksualną aktyw- 34 35 ność odpowiada dążenie do manifestowania seksualno- ści, jeśli nie bezpośrednio, to w postaci walki i współ- zawodnictwa z innymi mężczyznami. Całe życie mężczyz- ny jest wyrazem jego wewnętrznej potrzeby przejmowa- ; nia inicjatywy. i Z powodu tej zewnętrzności męskiej płciowości i skie- j rowania jej ku innym, rodzina pozostaje dla mężczyzny czymś, w dużej mierze, psychologicznie zewnętrznym. Niezależność i wolność w podejmowaniu działań seksual- nych jest znakiem jego psychicznej niezależności i wolno- Uci w stosunku do rodziny. Może on dać początek więcej niż jednej rodzinie, może płodzić dzieci, których egzysten- cjamało go interesuje. Rodzina jest częściąjego życia, nie będąc jednak dla niego wszystkim. Rodzina poszerza go w czasie i przestrzeni, powiększa zasięg jego wpływów i możliwości, jest ona w stanie dać mu taki rodzaj wsparcia, udzielić takiej pomocy, jakiej nie może mu ofiarować reszta społeczeństwa. To właśnie społeczeńst- wo powoduje, że wsparcie i pomoc rodziny są dla niego konieczne. W związku z tym mężczyzna będzie nawiązywał bardzo silne relacje ze światem leżącym poza nim samym, i poza jego rodziną. Czuje się on zawsze w obowiązku działać w szerokim otoczeniu, aby, niezależnie od tego, gdzie żyje i na jakim polu pracuje, zrobić ze swych możliwości pełny i właściwy użytek. On jest tym, który buduje świat. Dlatego też podstawą świata wewnętrznego mężczyzny jest intelekt. Swoim umysłem chwyta on zarówno świat zewnętrzny, jak i uczucia czy seksualność. Od momentu, gdy mężczyzna staje się dorosły nie zadowolą go żadne przeżywane doznania czy emocje, choćby nie wiem jak przyjemne, dopóki jego umysł nie zrozumie ich i nie prześledzi. Właśnie dzięki dominacji umysłu w jego życiu wewnętrznym jest on w stanie budować, konstruować i przystosowywać świat, by stawał się odpowiednim miejscem do życia dla niego i jego rodziny. W zasadniczej mierze, mężczyzna jest istotą werbalną i pojęciową. Używa on swego umysłu, aby świat zrozumieć i móc na niego wpływać. Z drugiej strony, w razie potrzeby, życie mężczyzny można poświęcić. Budowa jego ciała sprzyja zarówno podejmowaniu niebezpiecznych akcji, jak i szybkiemu reagowaniu na zagrożenie. Jeden mężczyzna może za- płodnić po kolei wiele kobiet. Pozostawiony z tysiącem kobiet, jest w stanie wzbudzić dzieci w każdej z nich. Społeczeństwo nie potrzebuje pojedynczego mężczyzny, w taki sposób, w jaki potrzebuje każdej pojedynczej kobiety. Może sobie ono pozwolić na posyłanie mężczyzn na wojnę, by bronili pozostających w domach kobiet i dzieci, nawet jeśli kosztowałoby to ich życie. Ciało kobiety jest zupełnie inne. Jej narządy płciowe, umieszczone wewnątrz, są zakryte. Jej reakcja seksualna wzbudzana jest przede wszystkim przez dotyk. Patrzenie mało ją pobudza, dotyk działa na nią dużo silniej. Reakcja seksualna kobiety jest dużo wolniejsza, niż mężczyzny. Wolniej zachodzi u niej nie tylko narastanie pobudzenia, lecz także jego ustępowanie. Wiele pro- blemów małżeńskich wynika z faktu, że mąż, opadłszy szybko z pobudzenia seksualnego, odwraca się od żony nie poświęcając jej więcej uwagi, mimo że ona jest wciąż jeszcze w pełni pobudzona. Przedłużenie skutków współżycia seksualnego w ciele kobiety jest znakiem jeszcze dłuższego trwania tych skutków w jej umyśle i w sferze jej uczuć. Jeśli zaś dojdzie do poczęcia, kobieta przez długie miesiące będzie nosiła dziecko, rozpoczynając taką z nim relację, jakiej nigdy nie będzie mógł mieć jego ojciec. Aby w głębi ciała kobiety mogło wzrastać dziecko, ma ona w sobie pustą przestrzeń, która może zostać wypełniona tylko przez inną osobę. Nie pozna ona jednak tej osoby, dopóki się ona nie urodzi. Z powodu tej wewnętrznej przestrzeni, otwartej na tajemnicę no- wych osób, świat wewnętrzny kobiety nie tkwi przede wszystkim w umyśle, choćby miała ona umysł bły- skotliwy, lecz zakorzeniony jest w jej łonie i jego otwartości na nasienie męża i na dziecko. Instynktownie wyczuwając, że to dziecko jest uprag- nionym wypełnieniem tej pustki, którą w przeciwnym 36 37 razie musiałaby ona nadal w sobie nosić, kobieta wiedzio- na jest ku temu, by spełniać się przez wychowywanie wartych jej miłości dzieci, odkrywając to brakujące centrum rodziny, którym one są. Kobieta nie jest za bardzo zainteresowana tą abstrakcyjną sferą, którą two- rzą niezmaterializowane jeszcze potrzeby i zagrożenia, z jakimi musi się zmagać mężczyzna, jeśli chce ochronić swą rodzinę w świecie, który niełatwo jest przekształcić tak, by służył jej dobru. Uwaga kobiety zogniskowana jest raczej na konkretnej istocie, która się w niej rozwija, i na jej pozostałych, już narodzonych, dzieciach, które są wokół niej. Wyjaśnia to szczególne zdolności kobiety do posługi- wania się komunikacją niewerbalną. Musi ona w jakiś sposób zrozumieć, jakie są potrzeby jej nowo narodzone- go dziecka i odpowiednio je zaspokajać. Musi pocieszać, wspierać i ośmielać tę bezradną, nie potrafiącą mówić istotę, która jeszcze przez rok albo dłużej nie będzie się w stanie z nią porozumiewać za pomocą słów. Nawet nie będąc w ciąży, kobieta ma zbyt mało siły fizycznej, by móc stawić skuteczny opór mężczyźnie, który postanowił ją zgwałcić albo zabić jej dziecko. Jej wysiłki, by odeprzeć napastnika, choćby były najbardziej dzikie i szalone, skoncentrowane są zawsze na chronieniu dzieci lub samoobronie; nie ma ona męskiej siły agresji. Pomimo gotowości do oddania, w razie potrzeby, własnego życia w obronie swych dzieci, nie jest ona często w stanie takiej walki wygrać. Potrzebuje kogoś, kto może obronić zarów- no ją, jak i rodzinę, na której koncentruje się jej życie. To właśnie fizyczna słabość kobiety, która ujawnia się ? w sytuacji napaści lub starcia, leży u podstaw jej większej bojaźliwości i wrażliwości na zagrożenie. Słabości jej ciała odpowiada na poziomie psychicznym potrzeba poczucia bezpieczeństwa. Brak zaspokojenia tej potrzeby ma swe skutki w sferze fizycznej powodując dalsze ograniczenie cyklicznej płodności kobiety. Czując się zaś bezpieczna, może ona karmić swe dziecko własnym mlekiem - a mat; ka karmiąca, to ktoś, kogo mężczyzna musi ochraniać ponad wszystko. Nie jest też niczym dziwnym, że znakiem żywotności danej kultury jest stopień, w jakim spełnia funkcje ochronne w stosunku do kobiet oraz dzieci, także tych, Hóre znajdują się jeszcze w łonie. Uniwersalnym sym- holem zachowywania i przekazywania kultury jest obraz dziecka karmionego piersią matki, lub dzieci siedzących na matczynych kolanach. Albowiem kobieta powołana jest przez naturę do wykarmienia dziecka, zarówno fizycznie jak duchowo. Podobnie jak podczas okresu karmienia piersią ciało matki potrzebuje lepszego od- żywiania i w większej niż normalnie ilości, tak i jej umysł, za sprawą dzieci, zwraca się ku wszystkim stałym i kon- templatywnym aspektom kultury po to, by je przetrawić, przetworzyć i przekazać w odpowiedniej dla jej potomst- wa formie. Wszystko, co wydaje z siebie, jak gdyby z matczynego łona, przeszłość danego społeczeństwa, a więc: język, opowieści, w których zawarta jest konkretna pamięć historyczna, literatura, sztuka, umiejętności gospoda- rskie - wszystko to kobieta sama przyjmuje i przyswaja, by w ten sposób, wypełniając rolę pierwszego nauczyciela swych dzieci, służyć jako pamięć kulturowa całego ludu, w którym żyje. Dla ojca z kolei, bardziej naturalne jest przekazywanie umiejętności abstrakcyjnego rozu- mienia społeczno-politycznych aspektów danej kultury i świata jako całości. To ojciec uczy tych umiejętności życiowych, które przydają się poza domem, w świecie zewnętrznym, a które można oczywiście wykorzystać także na rzecz rodziny. Mężczyźnie łatwiej przychodzi nauczenie wchodzącego w dorosłość młodego człowieka pracy nad kształtowaniem przyszłości - czyli odkrywania poprzez analizę intelektualną leżących w świecie mo- żliwości i podejmowania ryzyka związanego z ich urze- czywistnianiem. Nieprzystosowanie ciała kobiecego do podejmowania walki fizycznej symbolizuje, na najgłębszym poziomie, podstawowe dążenie kobiety do związania się z kimś, jej Pragnienie i potrzebę miłości oraz - w pewnym sensie "Poddania się przewodnictwu mężczyzny, którego kocha 38 39 i któremu ufa. Mężczyźni, skierowani na zewnątrz, swoją odpowiedzialność za rodzinę realizują w dużej mierze przez czynienie wysiłków zmierzających do osiągnięcia celów społecznych, które sami sobie wyzna- czyli. Ukształtowani do podejmowania w świecie inicjatywy, podejmowania jej w taki sposób, by służyło to dobru ich rodziny, mają głęboką potrzebę bycia autorytetem. Choć ich potrzeba znaczenia czy posiada- nia władzy może realizować się w świecie, to jednak przede wszystkim dotyczy ona przewodniczenia włas- nej rodzinie. Dzięki temu mężczyzna może utrzymać w harmonii dwie główne sfery swego życia - związaną ze światem i z rodziną. Kiedy jednak mężczyźni ulegają ambicji i koncentrują się na zdobywaniu osobistych osiągnięć, wtedy mają naturalną tendencję do unikania zobowiązań małżeńskich, które nie zawsze pomagają, a często wręcz przeszkadzają im w osiąga- niu własnych celów. Jasne jest więc jak bardzo zgodne są z naszą naturą zalecenia świętego Pawła: „Mężowie miłujcie swe żony" (Ef 5, 25. 28. 33; Koi 3, 19) i „Żony, bądźcie poddane swym mężom" (Ef 5, 22. 24. 33; Koi 3, 18). Mężczyzna, który prawdziwie kocha swą żonę, zaspokaja jej najwięk- szą potrzebę jako kobiety, potrzebę bezpieczeństwa pły- nącego ze stałej, wiernej i otaczającej opieką miłości. Żona, która jest posłuszna swemu mężowi, zaspokaja jego potrzebę przewodzenia, dzięki czemu jest on w stanie w pełni zaakceptować swą odpowiedzialność za rodzinę. Pomaga mu tym samym wytrwać w zobowiązaniu, gdy w innym wypadku mógłby on odczuwać pokusę, by je odrzucić. Kiedy żona nie uznaje autorytetu męża, okrada go tym samym z roli, jaką powinien pełnić i podkopuje jego zdolność do dawania jej tego, czego jako kobieta najbardziej pragnie i potrzebuje, czyli trwałej miłości. Również mąż, który nie stara się okazać miłości swej żonie ciałem, sercem i umysłem, sprawia, że dużo trudniej jest jej poddać się jego autorytetowi, którego nie uważa ona już wtedy za coś, co służy jej dobru, tylko dobnii innych. Tym samym mężczyzna osłabia w swej żonw 40 zdolność do udzielania mu wsparcia, którego tak bardzo od niej potrzebuje w swych zmaganiach ze światem. Istnieje wiele innych rzeczy, które symbolizują nasze ciała, a które są w pewien sposób pierwotne wobec dynamiki zjednoczenia małżeńskiego. Spójrzmy na jedną z tych mniej oczywistych, na szczególnie analizowaną nrzez papieża Jana Pawła II symbolikę fizycznej nagości męża i żony w obecności tego drugiego. Odnajdujemy ją po raz pierwszy w ogrodzie Eden, gdzie pierwsi ludzie, mężczyzna i kobieta, oboje byli nadzy, lecz nie odczuwali wstydu. Na pierwszy rzut oka nagość fizyczna wydaje się łatwa do zdefiniowania. Jest to brak jakiegokolwiek ubrania czy okrycia, ja- kiejkolwiek ochrony, czegokolwiek, co nie jest częścią danej osoby. Gdy więc dwie nagie osoby wystawione są na swój widok, naraża to całe ich ciała na spojrzenie, badanie i osąd drugiej strony, bez jakichkolwiek upięk- szeń, osłon lub ochron. Nagość wobec drugiego jest czymś więcej niż tylko odkryciem swego ciała, ponieważ symbolizuje to, że każda z osób odkrywa się przed tą drugą także duchowo. Nie oznacza to wyznawania sobie dawnej niewierności czy innych grzechów, ponieważ to stanowiłoby raczej przeszkodę do wzajemnej przezroczystości. Oznacza to raczej, że w danym momencie każda z osób staje w obec- ności drugiej bez psychologicznych osłon lub udawania. Oznacza to nie skrywanie żadnego - ani duchowego, ani umysłowego, ani emocjonalnego, ani fizycznego aspektu , swojego prawdziwego „ja". Jednocześnie, w całej swej nagości, obydwie osoby akceptują siebie nawzajem, nie- zależnie od tego, jakie mogłyby się przy tym ujawnić wady i czy defekty. W stanie pierwotnej niewinności było to możliwe, by stać tak przed swoim mężem lub żoną bez najmniejszego siadu zawstydzenia. Jako chrześcijanie żyjący w upadłym świecie jesteśmy do takiego stanu wciąż na nowo powoły- wani przez naszego Pana i Jego Kościół. Ale w naszym upadłym stanie nagość wobec innych wymaga, szczególnie od kobiety, niemałego zaufania 41 ipokory. Czy mąż zaakceptujeją dla niej samej taką,ja| . . wnętrzu, w nie mniejszym stopniu opisują jest, bez względu na wszystkie fizyczne lub ducho^juoWe, niż biologiczne odsłania się niedoskonałości, braki lub wady? Kobieta okazuje swą uległość i wraz^°~' Jej trwałą Z kolei mąż musi być zdolny do ofiarowania się jej t%\. ^centruje na mężczyźnie swą j _ & ? u^ „„,Hrihv(; jaki jest w swej męskości - bez udawania, że jest kic1 -^ologiczną Post więcej lub mniej niż w rzeczywistości. Tylko dzięki ni, P-e„0 wszystko co i może on odkryć, co to znaczy być mężczyzną i czym je,z 7VStkich poziomów jego isto y. prawdziwa męskość. Każde z nich staje przed drugi, fikając w ciało kobiety, skupia na m j jako osobisty dar od Boga. Stąd też każde z nich ma n *ktyWność, wszystl5o' co ™ S7atascvnowauy. * i-b— ^ tylko szanować i doceniać drugie, ale wielbić poprzez t] „-aa i męskość. Jesi 1114 iai ?? ,, ' : to kvc Boga, ponieważ to On jest dalcą tego daru ganiać Również w jego przypadku mają to byc { swą od ZNACZENIE WSPÓŁŻYCIA SEKSUALNEGO suam"6~ J"kosz ~choć tak SaTa w ciele,' symbolizują coś. co W samym współżyciu seksualnym inicjatywę przejmuj zarówno bowiem przyjemność mężczyzna, ale dzieje się to w odpowiedzi na fizyczni współżycia seksualnego, jak 1 obecność i przyciąganie kobiety. Odpowiada ona na jegi drugiej osoby i poprzez nią, przeżywa się pobudzenie swoim własnym. Podczas gdy on wnika w je pakt, że stosunek seksualny jesi o/.ymo, y j ^ ciało, ona poddaje się mu i otwiera się na niego, po razem z drugim, leży oczywiście u podstaj ^Qwoze_ zwalając mu wziąć się w posiadanie. Przyzwalając na jegi przyjemności doświadczanych w maIZ^ dziejukochana aktywność, ona również w sposób aktywny dąży do tego niec przepełniony jest radością, gay n«y poprzez swe by wydobyć z niego nasienie. On zaś pracuje nad tym, b) i szanowana przez niego osoba P*zyJ^u_ J^dtem budziło zagłębiając się w jej ciało wylać je do jej wnętrza. | pragnienia i narządy seksualne 1o P ^^ ^^ Pełnia wewnętrznego znaczenia symbolicznego zawał zakłopotanie, a może było wręcz ws. iy un ^ stopniu tego w stosunku seksualnym uwidacznia się poprze! uprawomocnione i stało się czymś w najwy y , fakt, że dowolny niemal opis tego fizycznego aktu? akceptowalnym. Pragnienia 1 aktywnos<: sej^u ^ jest opisem psychicznej aktywności danej pary. Ini ślubionych sobie osób zostały przez ^ cjatywa mężczyzny i otwarcie się kobiety nie dotyczy poznanejako dobre nie tylko poprzez przyję_ ukochaneJ jedynie sfery fizycznej, ale również psychicznej. Do umysłem, ale dzięki doświadczeniu ra seksual- minacja mężczyzny, którą obrazuje wnikanie w ciało osoby wywołanej własną inicjatywą lup r zJ4osób flie \ kobiety i branie go w posiadanie jest nie tylko wyrazem ną. Przyjemność przeżywana przez jeaną= ciele siły cielesnej', lecz postawą umysłu i serca. Dar kobietj pochodzi więc z izolującej koncentracji na^ > Jest ^ z samej siebie złożony mężczyźnie oraz jego dar z samego która niczego nie uzasadnia, i wywo łu;|e^nyś/ drugiej siebie dla niej to dary fizyczne, psychiczne i duchowe radość umysłu i serca, w której przyj zarazem. Agresywność znacząca sposób, w jaki mę- osoby staje się naszą własną. seksualnego żczyzna przekazuje kobiecie swoje nasienie oraz od- Z międzyosobowym aspektem wspo zy ^ dawanie mu przez kobietę tego, co ukryte jest głęboko wiąże się to, co w naszej słabości oaDie y 43 nałożone na nas więzy i ograniczenia. Są takie ch\vii( ^0 f1Zyczne oddzielenie w zjednoczeniu jest symbolem w których pragnęlibyśmy czynić coś, czego przynajmnit 0 c0 zachodzi na poziomie psychicznym. W trakcie w tych konkretnych okolicznościach, robić nie powinniś te^'o aktu seksualnego pojawia się świadomość, że my. Są też takie rzeczy, które powinniśmy uczyni; sa^fncie rzeczy każdy jest sam, nawet w chwili najbar- pomimo że w danym momencie zupełnie nie mamy na t,TL intymnego zjednoczenia z drugim. Wiadomo, że ochoty. Bo ta druga osoba nie jest po prostu przed :wc którą chcemy wyrazić, w samym sposobie wyra- miotem. Przedmiot z definicji jest czymś, co można wzią ?Lia jest nieadekwatna. Żadna miłość do stworzenia nie w całkowite posiadanie i używać, jak się chce, niezależni'l ie zająć miejsca miłości do Boga. Samotność, o której od tego, jakie to ma dla niego skutki. Oblubienica 1U| owaj jest więc sama w sobie symbolem otwartości na oblubieniec jest osobą, posiadającą równe z nami praw, BOga,'i to nie tylko jako pośrednika, który przy tej okazji i znaczenie, równą godność w oczach Boga. Nie możeia mOże'stworzyć nową osobę, ale jako na kogoś, kto jako więc używać jego lub jej ani dla własnej przyjemności, at je?iyny potrafi w pełni zaspokoić czyjąś miłość. Jesteśmy dla żadnych innych celów - ani nawet po to, by narzuci zaproszeni do tego, by poprzez drugą osobę głębiej temu komuś przyjemne przeżycia. Jest oczywiste, ii j doskonalej kochać Boga. jakakolwiek próba zmuszenia kogoś do kontaktu se j^je znaczy to, że powinno się kochać kogoś mniej ksualnego stoi w sprzeczności z wbudowanym w natuti dlatego, by Boga kochać bardziej. Wręcz przeciwnie, tego kontaktu „ograniczeniem", jakim jest to, żemamyti^ększa miłość do Boga sprawia, że bardziej kochamy do czynienia z drugim człowiekiem. wszystkich tych, których On miłuje. I w rzeczy samej, Jest jeszcze inny aspekt ograniczenia nałożonego a bogactwo nieskończonej miłości Boga wyrównuje i uzu- zjednoczenie seksualne, który wypływa z jego między pełnia nasz brak dobroci. Nasz partner jest zawsze osobowej natury. Żaden mężczyzna nie jest w stanie dai ograniczoną istotą ludzką i może nie być w stanie, swojej żonie całego siebie. Nawet, gdyby mógł, nie wolni albo też może nie chcieć dać nam upragnionych przez mu tego zrobić, bo należy on do Boga. Podobnie żadni nas przyjemności lub przyjmować tych przyjemności, kobieta nie może oddać całej siebie swojemu mężowi które my pragniemy mu ofiarować. Uczciwość zmusza Żadne z nich nie ma siebie na własność. Kochają się, są zi do uznania, że samemu postępuje się podobnie. Gdy sobą związani, ale tylko Bóg naprawdę posiada każdi już jednak wiemy, że tylko Bóg jest w stanie zaspokoić z nich i tylko On może się od nich domagać totalne wszystkie nasze pragnienia, łatwiej jest nam znosić miłości. Niemożliwe jest całkowite zjednoczenie z kimkol te ograniczenia, służące przecież jako przypomnienie, wiek poza Bogiem. A gdyby nawet było możliwe, byłab] gdzie znajduje się źródło wszelkiej miłości, to idolatria, nadająca stworzeniu boski status. Z drugie Akt fizycznego zjednoczenia pozostaje jednak zawsze zaś strony, tylko Bóg może wziąć jakąś osobę w całkowiti symbolicznym wyrazem pragnienia wciąż głębszej i głęb- posiadanie nie niszcząc jej i nie degradując. szej emocjonalnej i duchowej jedności. Patrząc na to odf Dwie istoty ludzkie nigdy nie mogą się więc tal strony biologicznej stosunek płciowy może spowodować, zjednoczyć, by stać się jednym. Wynika to symboliczni! i często powoduje, zlanie się pierwiastka męskiego z żeńs- z samego faktu, że niemożliwe jest stopienie się dwóct kim. Gdy więc dany akt seksualny w pełni zaowocuje, ludzkich ciał, tak jak czasami wydaje się tym, którz) powstaje nowa istota ludzka. To zlanie się obu pierwiast- gorąco takiego stopienia pragną. Każda próba prze ków stanowi dalszą intensyfikację zjednoczenia part- kroczenia tego ograniczenia powoduje jedynie bć nerówwjednym ciele, cieleich dziecka. Choć umożliwiają i męczarnie. °ni to zjednoczenie, to jednak nie mają nad nim kontroli. 44 45 W sposób symboliczny wyraża to podporządkowany się ich jako rodziców procesowi wzrastania i rozwoju dziecka. Symbol zjednoczenia rodziców, jakim jest dziecko ma jeszcze jeden aspekt. Jest to aspekt oczekiwania i prag. nienia, by uczynić swojego partnera rodzicem. Chociaż pragnienie to jest bardzo wyraźne w wielu kulturach, włączając w to kulturę biblijnego Izraela, w naszej kulturze jest ono w dużym stopniu przytłumione, Rzadko się zdarza, by było ono silne, często jest nieobecne, a nawet wypierane - z niezmierną stratą dla społeczeństwa i dla jednostek. Symbolika zawarta w tajemnicy rodzicielstwa pozostaje jednak niezmienna, podobnie jak obrazowana przez nią rzeczywistość, Rodzicielstwo obdarza osobowość każdego z rodziców nową siłą i dojrzałością. Bez wkroczenia w tajemnicę rodzicielstwa żadne z nich nie może zrealizować pełni swej zdolności seksualnej. Symbolicznie więc pełnia cielesnego zjednoczenia niezmiennie oznacza taką pełnię wzajemnej miłości, która pragnie dla drugiej osobj osiągnięcia tej doskonałości płciowej, jaka wyraża się w rodzicielstwie. Żona pragnie, przynajmniej w sensie symbolicznym, dać swemu mężowi poczucie, że jest w pełni męż- czyzną, podkreślając powagę, godność, obowiązkowość i równowagę, które charakteryzują ojca. Mąż ze swej strony pragnie - jak Abraham pragnął tego dla Sarj - dać żonie to szczególne bogactwo, ciepło i na- znaczoną uczuciem wrażliwość, które charakteryzują matkę. To zjednoczenie mężczyzny i kobiety, choć w samym swym akcie jest tak bardzo prywatne, manifestuje się i staje się czymś publicznym poprzez dzieci. Dziecko nie zostaje tylko poczęte. By mogło ono zająć swe miejsce w świecie musi być karmione i kształcone. Oddawanie się rodziców sobie nawzajem w zjednoczeniu seksualnym staje się bardziej dojrzałe i doskonałe poprzez przyj- mowanie potomstwa. Symbolizuje to i zarazem tworzj całą wspólnotową strukturę ludzkiego społeczeństwa. która oparta jest na relacjach rodzinnych, wykraczając oza nie dopiero na wyższych piętrach organizacji społe- cznej. Ta twórcza, czy, dosłownie mówiąc, rozrodcza funkcja współżycia seksualnego obrazuje również cały rodzaj ludzki w tym sensie, w jakim jest on następstwem szeregu pokoleń połączonych więzią ogarniającą wszyst- kie dzieci Adama. Nie jest więc zaskakujący fakt, że w żadnym społeczeń- stwie, z wyjątkiem tych, które chylą się ku upadkowi w ostatnich stadiach indywidualizmu, nie traktowano małżeństwa jako prywatnej sprawy. Wszędzie jest ono przedmiotem społecznej regulacji i kontroli. Prywatna wola dwojga ludzi nigdy sama w sobie nie wystarczała do uprawomocnienia ich związku, niezależnie od tego, jak bardzo się kochali. Również w tym kontekście ograniczenia fizycznego aktu płciowego mają wymowę symboliczną. Stosunek seksualny nie jest sam w sobie aktem stwarzającym, kreującym dziecko, lecz jedynie prokreatywnym, czyli sprzyjającym stworzeniu. Każde z rodziców wnosi własną substancję biologiczną do tego wyjątkowego, jedynego daru, który może zostać użyty przez Boga do stworzenia nowej osoby. Ale ponieważ rodzice nie są stwórcami swego dziecka, nie są również jego posiadaczami, tak samo, jak i nie są posiadaczami siebie nawzajem. Tak więc powstaje okoliczność, w której musi dojść do pewnego rodzaju adopcji, okoliczność, która stanowi ostateczną podstawę adopcji w zwykłym znaczeniu tego słowa. Prawdą jest, że dziecko adoptowane posiada materiał genetyczny, jakiego adoptujący go rodzice nie niają. Tym samym ma ono substrat materialny różniący je od substratu materialnego przybranych rodziców i ich naturalnych dzieci w większym stopniu, niż różnią się oni pod tym względem między sobą. Jednak jako osoba ludzka dziecko adoptowane nie jest dalsze od przy- branych rodziców niż ich naturalne potomstwo. 46 47 MAŁŻEŃSTWO NATURALNE Wszystkie te sprawy, o których mówiliśmy, a także wiele innych, wyrażane są przez akt seksualny sam w sobie. Do rzadkości jednak należą takie istoty ludzkie, które rozumiałyby, w pełni sobie uświadamiały oraz doceniały to wszystko, szczególnie, gdy są tak młode, jak większość ludzi wchodzących w związki małżeńskie. Znaczenie zjednoczenia małżeńskiego, na które zdążyliś- my zaledwie rzucić okiem, jest zbyt bogate, by wkraczają- cy w małżeństwo młody człowiek mógł je w pełni zrozumieć. Niemniej jednak może on pojąć jakąś część tego bogactwa znaczeń. Może zacząć dostrzegać wystarczają- co dużo, by chcieć je w pełni poznać i podjąć starania, by zamienić ten obiektywny symbol, jakim jest jego seksual- ne zjednoczenie z żoną (jej zjednoczenie z mężem), w słowo miłość. Współżycie seksualne jest tak pomyślane, by mogło stawać się rodzajem języka, za pomocą którego mąż i żona mogą powiedzieć sobie nawzajem wszystko, co chcą, wspólnie krocząc drogą miłości i duchowego zjednoczenia. Aby ten głęboki sens aktu seksualnego uczynić w pełni swym własnym, trzeba go po prostu poznać. Pragnienie, by nauczyć się dobrze posługiwać tym słowem miłości, ugruntowuje instytucję małżeństwa. Małżeństwo jest więc instytucją, dzięki której ci, którzy jeszcze nie wiedzą, w jaki sposób wyrazić za pomocą stosunku seksualnego to, co on rzeczywiście znaczy, łączą się ze sobą, by żyć tak, aby tę wiedzę i zrozumienie posiąść oraz, by na drodze praktyki dorastać do wy- rażania poprzez każdy akt małżeński najbardziej w da- nym momencie odpowiednich aspektów zawartego w nim znaczenia, jeśli nie całej jego pełni. Człowiek jest istotą niedoskonałą. Ideał doskonałości nigdy nie zostanie całkowicie zrealizowany w tym życiu. Mimo to kierunek jest jasny i rozmawiając ze starszymi ludźmi, żyjącymi w małżeństwie od wielu lat, widzi się, że 48 do ideału można się bardzo przybliżyć. Właśnie z powodu tej niedoskonałości naturalne małżeństwo jest, z pewnymi zastrzeżeniami, nierozerwalne. Nie może być ono prze- rwane lub rozwiązane, ponieważ nie istnieje taki defekt miłości, który mógłby unieważnić uroczystą umowę, w której małżonkowie zobowiązują się zarówno do przezwyciężania wszystkich własnych niedostatków mi- łości, jak i do pomagania współmałżonkowi, na wszelkie możliwe sposoby, w czynieniu tego samego. Podstawą do wkroczenia w ten związek nie jest nic innego niż świado- mość, że miłość każdego z nich ma braki i że póki co żadne z nich nie jest w stanie w pełni dorosnąć sercem i duchem do tego, co jego ciało już teraz wypowiada poprzez akt małżeńskiego współżycia. Wady tej drugiej osoby, jakie by nie były, powinny być więc zawsze traktowane z miłością, w zależności od sytuacji, czułą - lub surową. Do takiej dokładnie miłości człowiek zobowiązuje się poprzez małżeństwo. Łatwiej jest oczywiście to mówić, niż czynić, bo małżeństwo wymaga wielkiego samopoświęcenia. Nie da się zaprzeczyć, że kojącym emocjonalnie balsamem na nieuniknione mniejsze, czy większe zadrażnienia, które występują na początku małżeństwa, gdy dwoje ludzi próbuje podjąć trudne zadanie, jakim jest osią- gnięcie jedności ducha, umysłu i serca - jest współżycie seksualne. Stawanie się jednym ciałem, zakładając nie- jako z góry wzajemne przebaczenie, skłania współmał- żonków do darowywania sobie drobnych przykrości, które są pozostałością samowystarczalności dominującej w życiu obojga przed ślubem. Ale nie wszystko jest takie proste. Odkrywanie wad w tym drugim i, co być może bardziej bolesne, w samym sobie, zmusza do wzrastania i dojrzewania. Małżeństwo ma sprawiać, że przezwyciężanie tych wad staje się łatwiejsze dzięki wzajemnej miłości. Mówimy tu o „prze- zwyciężaniu" - ponieważ całkowite ich uleczenie może się okazać niemożliwe. Wiele braków i wad każdej istoty ludzkiej istnieje równie długo, jak jej życie. I, na przykład, mężczyźnie może być szczególnie trudno nauczyć się 49 cieszyć daną mu przez Boga kobietą nie jako osobą zbliżającą się do wytyczonego przez niego abstrakcyjnego ideału, ale taką, jaką jest sama w sobie - a więc kimś daleko większym, niż jakiekolwiek marzenie nastolatka: prawdziwą ludzką istotą przeznaczoną do życia wiecz- nego z Bogiem. Symbolika współżycia seksualnego pokazuje nam rów- nież, dlaczego małżeństwo jest zasadniczo monogamicz- ne, dlaczego ma ono wiązać tylko jednego mężczyznę zjedna tylko kobietą. To, że kobieta powinna mieć tylko jednego męża wydaje się być symbolicznie jasne. Niezale- żnie od tego, na jak wielu mężczyzn zechce się ona kolejno otworzyć, jeśli dojdzie do poczęcia dziecka (co w takich okolicznościach jest mało prawdopodobne), nowe życie powstanie przez połączenie komórki jajowej z plem- nikiem pochodzącym tylko od jednego z nich. Nie może ona pomnożyć daru, jakim jest zawarta w jej wnętrzu zdolność dania nowego życia stosownie do liczby męż- czyzn, z którymi współżyje. Również pod względem psychologicznym kobieta, nawet rozwiązła, ma skłon- ność do marzenia o tym jedynym mężczyźnie, któremu chciałaby w końcu oddać samą siebie. Z mężczyzną jest nieco inaczej. Jak już wspomnieliśmy, może on odbyć płodny stosunek seksualny z wieloma kobietami. Może zostać ojcem dzieci zrodzonych z każdej z nich. Tak więc poligamia - jeden mąż i wiele żon - nie jest czymś równie złym jak poliandria -jedna żona i wielu mężów. Przez długie okresy historii ludzkości w wielu różnych społeczeństwach poligamia była bardzo silnie utrwalona. Przez pewien czas Bóg pozwalał na nią nawet w Izraelu. Można by więc pomyśleć, że zarówno w monogamii, jak i w poligamii obecna jest pełna symbolika małżeństwa i współżycia seksualnego. Jednak to nieprawda. Chociaż mąż może kierować swą aktywność seksualną ku wielu kobietom i wielu rozdawać swe nasienie, to złożenie daru z siebie samego jednej z nich oznacza pozbawienie go drugiej. Nie ma tu jedności, lecz podział. Poligamia jest wysoce ułomnym rodzajem małżeństwa. W warunkach 50 idealnych, w relacji mężczyzny do jedynej żony, do ich dzieci, do innych bliźnich i do Boga, żadna z rzeczy, które daje on jednej z tych osób nie musi być odbierana innej. Jest to możliwe dlatego, że te wszystkie rodzaje miłości da się, jedną względem drugiej, dobrze uporządkować. Jed- nak miłość, którą miałby mężczyzna dla kilku żon nie mogłaby być tak uporządkowana. Nie może on się należycie oddać jednej z nich, bez pozbawiania drugiej żony takiej miłości, jakiej ona słusznie pragnie. Tak więc nawet w małżeństwie naturalnym monogamia jest w tym sensie najlepsza, że stanowi ona jego najpełniejszą i naj- bogatszą formę oraz w najdoskonalszy sposób respektuje symbolikę zjednoczenia seksualnego. Małżeństwo naturalne konstytuuje obustronna przy- sięga lub obietnica - składana tej drugiej osobie, a być może i Bogu - czynienia wszystkiego z miłością. I nie chodzi tu tylko o uobecnianie miłości w samym akcie seksualnym, ale także we wszystkim, co ten akt sym- bolicznie wyraża, a więc w całości wspólnego życia. Pociąga to za sobą prawo do przyjmowania wszystkiego z miłością. Przyglądając się naszemu życiu widzimy, że wiele z tego, co czynimy - czy to w odniesieniu do Boga, czy ludzi - ma źródło nie w miłości, lecz w egoizmie. Małżeństwo to zobowiązanie do wzrastania w wyrzeka- niu się siebie. Jest to zobowiązanie do pewnego rodzaju ascezy, a często również do skruchy i naprawiania zła, które niejednokrotnie sobie wyrządzamy. Zobowiązanie, w którym uczymy się dawania sobie nawzajem bezin- teresownej miłości, a poprzez siebie dzieciom oraz innym ludziom. Motorem uzdalniającym nas do rozwoju i stop- niowego poddawania swojego egoizmu panowaniu woli jest wzrastająca miłość do Boga. Idąc dalej tym tropem widzimy, że akt płciowy jest nie tylko symbolem małżeństwa w sensie statycznym, ale małżeństwa rozumianego jako postęp i wzrost. Jego pełne znaczenie możemy bowiem wyrazić tylko wtedy, gdy dzięki ascezie i aktom skruchy, nauczymy się już samo- kontroli w wystarczającym stopniu, by móc wykroczyć 51 poza swój egoizm. Tylko wtedy będziemy mogli praw- dziwie wypełnić w myśli i sercu to, co w sposób symbolicz- ny wyraża podejmowane przez nas współżycie seksualne. Symbolika aktu płciowego jest bardzo silna, nawet jeśli ją rozpatrywać tylko na poziomie naturalnym. Bóg jednak nadał jej jeszcze większe znaczenie poprzez swoje ob- jawienie. IV. SYMBOLIKA SEKSUALNA W PIŚMIE ŚWIĘTYM SEKSUALNOŚĆ W PIŚMIE ŚWIĘTYM Pragnąc dojść do zrozumienia naszej seksualności poprzez Pismo Święte, a zwłaszcza przez odniesienie jej do Chrystusa, musimy najpierw zdać sobie sprawę z tego, że Pismo Święte wypowiada się na temat seksu na kilka sposobów. Istnieje wiele opisów biblijnych, które dotyczą ludzkich zachowań seksualnych. Niektóre z nich są opatrzone komentarzem, a niektóre nie. O takich zagadnieniach jak relacje seksualne Biblia wyraża się bardzo otwarcie i, choć nie traktuje ona seksu jako czegoś wyjątkowo ważnego, to jednak nie waha się wyjaśniać jego znaczenia. Mówi na przykład, że Dawid pożądał Batszeby, sprowadził ją do siebie, spał z nią, sprawił, że stała się brzemienna, a następnie przyczynił się do śmierci jej męża, by nie mógł on wykryć jego postępku. Podobne do tego opowiadania dotyczące aktywności seksualnej, opisując ją wprost, wyjaśniają nam niektóre fakty natury moralnej związane z zachowaniami seksualnymi. Ma to miejsce zwłaszcza wtedy, gdy, jak w przytoczonej powyżej historii z życia Dawida, towarzyszy im Boży osąd pokazujący czy dane postępowanie jest złe, czy dobre. Najczęściej jednak opowieści te przyczyniają się do zrozumienia naszej seksualności jedynie przez to, że ukazują nam jej wagę, i to nie tylko w kontekście szczególnych okoliczności danego opisu, lecz wagę seksualności i relacji seksualnych samych w sobie. 53 T Wiele uczymy się o Bogu poznając Jego Prawo. Znajo- mość Prawa prowadzi nas do zrozumienia, jakie rzeczy są na tyle ważne w oczach Boga, że nakazuje nam je wypełniać, albo przeciwnie - zabrania ich czynić. Z przy- kazania „Nie cudzołóż" dowiadujemy się na przykład o trosce Boga o wierność człowieka w małżeństwie. Jednak i tym razem powody takiego zakazu, jego wewnę- trzne znaczenie i kryjąca się w nim mądrość, pozostają dla nas zakryte. Wiele bardzo drobiazgowych przepisów odnoszących się do dziedziny seksualności zapisanych jest w księgach Prawa. Także w Nowym Testamencie znajdujemy wiele dotyczących tej dziedziny zaleceń, które dawał chrześcijanom święty Paweł. Pisząc o tym w swoich Listach rozwija on niektóre ze wskazań Starego Tes- tamentu, inne zaś pomija, a także dodaje nowe. Tego typu zmiany rodzą poważne pytanie czy wskazania świętego Pawła mogą być z kolei, w miarę upływu czasu, modyfi- kowane, a jeśli tak, to jak dalece. Biblia ma jednak dużo więcej do powiedzenia na temat seksu, niż możemy znaleźć w przedstawionych w niej opowiadaniach lub prawach. Największą rolę odgrywa wykorzystanie symboliki seksualnej. To właśnie za jej pośrednictwem Pismo Święte ukazuje nam znaczenie seksu, dając jednocześnie podstawy do zrozumienia, czym jest moralność seksualna. Nie istnieje jednak symbol, który zawierałby w sobie pełnię rzeczywistości, którą wskazuje. W żadnym symbolu nie można odnaleźć całej prawdy o symbolizowanej przezeń tajemnicy. Nie próbu- jemy więc tutaj traktować symboliki jako podstawy do konstruowania dowodów. Będziemy raczej dążyć do tego, by, wychodząc od akceptacji Tradycji Kościoła, ujrzeć zarówno zgodność jego nauczania z tą symboliką, jak i to, w jaki sposób jest ono przez tę symbolikę rozjaśniane. Nie powinno się jednak traktować samej symboliki jako niezależnego źródła, na którym opierając się można by wymuszać na Kościele zmianę jego stanowiska. Pismo Święte ma być rozumiane, tak jak katolicy zawsze pragnęli je rozumieć, czyli w sposób, w jaki rozumie je Kościół, który to Pismo spisał, zebrał i przez wieki przekazywał. Jeśliby więc ktoś zarzucił, że nasz sposób rozumienia symboliki nie jest przekonywający jako argu- ment na rzecz prawdziwości nauczania Kościoła, musimy się z tym zgodzić, gdyż to nie budowanie argumentów jest powodem, dla którego zajmujemy się symbolami. Przede wszystkim musimy rozdzielić dwa rodzaje sym- boli seksualnych, które łatwo się mylą. Bardziej po- wszechne „symbole seksualne" to te, których badaniem tak często zajmują się dziś kręgi psychologiczne i psychia- tryczne, a które można określić jako symbole seksualno- ści. Rzecz nie będąca sama w sobie czymś seksualnym używana jest jako symbol czegoś seksualnego. Na przykład różę, która nie jest postrzegana przez ludzi jako obiekt seksualny, uważa się za symbol kobiecej seksualności. Z równie oczywistych powodów w wielu kulturach symbolem seksualności męskiej jest wąż. Jest oczywiste, że symboli seksualnych tego typu można używać w celu uniknięcia otwartego, a nawet świadome- go odwoływania się do spraw seksualnych. I odwrotnie, obserwacja używanych przez pacjenta symboli może stanowić dla psychiatry punkt wyjścia poznania pod- świadomych postaw wobec wydarzeń seksualnych, które uległy stłumieniu. W Biblii jest wiele tego typu symboli, między innymi także róża i wąż. Nasza uwaga nie będzie się jednak na nich koncentrować. Chociaż mogą one głębiej ilustrować naturę samej aktywności seksualnej, a nie, jak niektórzy błędnie przypuszczają, odzwierciedlać jedynie w zawoalo- wany sposób jej aspekt fizyczny, to jednak nie są w stanie sięgnąć na tyle daleko, by odsłonić nam znaczenie i wagę tej aktywności. Istnieje jeszcze drugie znaczenie „symboli seksual- nych", w którym poprzez coś, co jest związane z seksual- nością wyrażana jest jakaś inna sfera rzeczywistości. Sposób, w jaki mówiliśmy w trzecim rozdziale o narzą- dach płciowych, o emocjach seksualnych, o związanych z nimi reakcjach psychicznych, o akcie małżeńskim lub nawet o całym małżeństwie, prowadzi do widzenia w nich wszystkich symboli rzeczywistości znacznie szerszych niż 54 55 ludzka płciowość, rzeczywistości duchowych, nie mają- cych ze sferą seksualności bezpośredniego związku. Pismo Święte najbogatsze jest właśnie w tego rodzaju symbolikę seksualną. Bóg posługuje się naturalną sym- boliką naszej aktywności i relacji seksualnych, aby opo- wiedzieć nam wiele o sobie i o naszych z Nim relacjach. Najlepiej można to zobaczyć zwracając się do Pisma Świętego. Sięgając tam odkryjemy objawione nam przez Boga nadprzyrodzone znaczenie seksu. CHRYSTUS I JEGO OBLUBIENICA Zacznijmy od samego początku. W drugim rozdziale Księgi Rodzaju znajduje się opowiadanie o stworzeniu Ewy. Było to w ogrodzie Eden. Zaraz po tym, jak Bóg stworzył mężczyznę pokazuje mu zwierzęta. „I tak męż- czyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrz- nym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu, ale nie znalazła się pomoc odpowiednia dla mężczyzny" (Rdz 2, 20). W starożytnym świecie semickim imię wskazywało na najgłębszą naturę lub przeznaczenie danej istoty. Jeśli ktoś nadawał czemuś imię lub zmieniał je, to oznaczało to, że ma on zdolność i władzę pozwalającą mu na poznanie wewnętrznej natury tej rzeczy, ade- kwatne do tej natury rządzenie nią, a także na roz- strzyganie jej przeznaczenia. Mężczyzna został więc tu postawiony ponad zwierzętami. Bóg daje mu moc rządzenia nimi i przemieniania ich. Daje mu udział w boskim nad nimi panowaniu. Za odpowiednią pomoc i towarzysza mężczyzny nie zostało jednak uznane żadne z nich. Mężczyzna jest panem stworzenia, ale jest sam, ponieważ żadne ze stworzeń nie jest mu równe. „Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę" (Rdz 2, 21-22). 56 Bóg stwarza kobietę z mężczyzny. Jej istnienie wydoby- te jest z niego. Będąc jednego gatunku - są sobie równi. Chociaż różnią się od siebie - mają stać się jednym. „A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: «Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta». Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu" (Rdz 2, 22-25). Jest to pierwsza wzmianka w Piśmie Świętym należąca do symbolicznego tematu, który będzie się często i aż do ostatnich kart Biblii powtarzać - że w wyniku zjed- noczenia seksualnego mężczyzna i kobieta stają się dwoj- giem w jednym ciele. Temat ten w oczywisty sposób uobecnia się we fragmencie cytowanym powyżej. Cielesne połączenie mężczyzny i kobiety w czasie współżycia przedstawia w pewien sposób i symbolizuje pełnię ich łączności psychologicznej jako pary i jako rodziców, którzy jednoczą się nie tylko w samym akcie seksualnym, ale również w ciałach swych dzieci. W okresie mieszczącym się pomiędzy zdarzeniami opisanymi w tym fragmencie Księgi Rodzaju a czasami wielkich proroków, którzy pojawili się w ostatnich latach Podzielonego Królestwa, nauczanie Biblii, odnoszące się do właściwego posługiwania się zdolnością seksualną, wykładane jest bardzo szczegółowo, jednak zawsze w czy- sto świeckiej terminologii. Na przykład, to zjednoczenie seksualne Abrahama i Sary, poprzez które poczęty został Izaak, stanowi pierwsze wypełnienie inicjującej historię zbawienia obiet- nicy. Ich małżeństwo, choć uznane i pobłogosławione przez Boga, nie jest jednak związkiem świętym, jeśli nie liczyć tego, że Bóg chroni je przed pogwałceniem przez króla Egiptu. Także współżycie seksualne między nimi nie jest postrzegane jako obrzęd religijny. Później, w Prawie, pojawia się wiele szczegółowych przepisów odnoszących się do zachowań seksualnych. Są między nimi zarówno 57 zakazy, jak i zalecenia, które należy wypełniać. Nie ma tam jednak niczego, co mogłoby wskazywać, że w sferze ludzkiej seksualności jest cokolwiek świętego w sensie pozytywnym. Przeciwnie, wydaje się, że każdy wypływ nasienia, nawet jeśli dojdzie do niego we współżyciu seksualnym dwojga małżonków, czyni oboje partnerów rytualnie nieczystymi. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, że samemu Bogu nie można przypisać żadnej płci, że Bóg nie jest istotą seksualną. Nie jest On mężczyzną, choć jest nie- skończenie męski. Ma naturę ducha nie posiadającego określonej płciowości, która jako taka wiąże się tylko ze stworzeniami, leżąc tym samym w całości poza domeną religii i świętości. Świadomość tego faktu była jednym z najważniejszych darów Objawienia Bożego dla religij- nego życia człowieka na ziemi. Płciowość bóstw była zawsze znakiem pogaństwa i idolatrii. Musiało to zatem stanowić wielką niespodziankę dla Izraelitów, gdy oto nagle prorok Ozeasz otrzymał na- tchnienie, by o relacji Izraela do Boga mówić w katego- riach ludzkiego zjednoczenia seksualnego. Ozeasz jako pierwszy rozwinął szczerze i bez ogródek inny temat, który przewija się przez całą resztę Pisma Świętego: lud Izraela jako niewierna Oblubienica PANA, Boga Izraela. Ozeasz rozpoczyna ostro. Mówi: „Gdy rozpoczął Pan przemawiać przez Ozeasza, rzekł do niego: «Idź, a weź za żonę kobietę, co uprawia nierząd, i [bądź ojcem] dzieci nierządu; kraj bowiem uprawiając nierząd - odwraca się od Pana»" (Oz 1, 2). Prorok mówi tu 0 oddawaniu czci idolom, bożkom ludów sąsiadujących z Izraelem i o pragnieniu prowadzenia życia w zgodzie ze wzorcami obowiązującymi u jego bardziej potężnych 1 kulturalnych sąsiadów. Bóg mówi dalej: „Spór prowadźcie z waszą matką, prowadźcie spór! Ona bowiem już nie jest moją żoną, a Ja już nie jestem jej mężem. Winna usunąć znaki nierządu ze swej twarzy i spośród swych piersi ozdoby cudzołożnicy. W przeciwnym razie - obnażę ją zupełnie i stanie się taką jak w dzień swych urodzin" (Oz 2, 4-5a). Tak więc Bóg 58 zapowiada, że odbierze jej wszystko, co jej dał. Zauważ- my symbolikę seksualną, jaką On się tu posługuje, symbolikę żony angażującej się w prostytucję i otwierają- cej się na każdego przybysza. Symbol ten, sam w sobie, jest seksualny, ale wybrany został dla zilustrowania czegoś duchowego, dla ukazania w kategoriach relacji międzyludzkich budzącej zgrozę niewierności Bogu. Złe prowadzenie się Izraela pod względem seksualnym jest tylko jednym z wielu grzechów, z powodu których jest on karcony. Naprawdę wielkim przestępstwem jest to, że poszedł za idolami. Niesprawiedliwość Izraelitów wobec ubogich, kłamstwa, złodziejstwo, cudzołożenie - to wszy- stko są po prostu różne sposoby zaprzeczania najwyższej władzy PANA, które dokonuje się na drodze odrzucenia Jego przykazań w służbie obcym bogom. Ozeasz mówi dalej: „Za kochankami swymi pobiegnie, ale ich nie dogoni; pocznie ich szukać, ale nie znajdzie. Wtedy powie: «Pójdę i wrócę do mego męża pierwszego, bo wówczas lepiej mi było niż teraz»" (Oz 2, 9). Było to oczywiście zabronione przez Prawo. Jeśli żona oddalona przez męża poślubiła innego, nigdy już nie mogła wrócić do poprzedniego małżonka. Jeśli zaś ten wziął ją do siebie z powrotem, oboje stawali się nieczyści. Ale PAN jest ponad swym Prawem. „Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić i mówić jej do serca (...) i będzie Mi tam uległa jak za dni swej młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju. [Zwra- ca się teraz bezpośrednio do Izraela.] I stanie się w owym dniu (...) że nazwie Mnie: «Mąż mój» (...) I poślubię cię sobie [znowu] na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana" (Oz 2, 16 - 22). Symbolika tego fragmentu sięga dużo dalej niż symbol cudzołożnej żony. Bóg przyjmuje z powrotem swój niewierny lud, tak jak mąż mógłby na powrót przyjąć żonę, którą kocha pomimo jej niewierności. Niewierność Bogu ma być więc pojmowana wyłącznie za pośrednict- wem symbolu cudzołóstwa, które polega na rozdarciu najbardziej intymnych ludzkich więzów, a Boże przeba- 59 czenie wyłącznie za pośrednictwem oburzającego po- gwałcenia Prawa, jakiego dokonuje ogarnięty miłością mąż, który przyjmuje na powrót cudzołożnicę. Bóg posługuje się związkiem małżeńskim i niewiernością seksualną, by ukazać relacje przewyższające relacje sek- sualne, by ukazać swą miłość i wierność wobec swego ludu, która nie ustaje pomimo jego idolatrii. Temat ten rozwijany jest szeroko w całym Starym Testamencie, a także w Nowym Testamencie. Weźmy na przykład Ezechiela. Mówi on o pierwotnych zaślubi- nach. Opowiada o tym, jak to Izrael zrodzony został z wędrującego Amoryty i matki Chetytki, a następnie podniesiony i obmyty z krwi przez PANA, który pozwolił mu dalej wzrastać (chodzi tu o wyprowadzenie z Egiptu i długą wędrówkę przez pustynię), a potem powiedział: „Rosłaś, wzrastałaś i doszłaś do wieku dojrzałego. Piersi twoje nabrały kształtu i włosy twoje stały się obfitsze. Ale byłaś naga i odkryta. Oto przechodziłem obok ciebie i ujrzałem cię. Był to twój czas, czas miłości. Rozciągnąłem połę płaszcza mego nad tobą i zakryłem twoją nagość. Związałem się z tobą przysięgą i wszedłem z tobą w przymierze (...) stałaś się moją. Obmyłem cię wodą, otarłem z ciebie krew i namaściłem olejkiem. Następnie przyodziałem cię wyszywaną szatą, obułem cię w trzewiki z miękkiej skórki, opasałem bisiorem i okryłem cię jedwabiem. Ozdobiłem cię klejnotami, włożyłem bransolety na twoje ręce i naszyjnik na twoją szyję. Włożyłem też pierścień w twój nos, kolczyki w twoje uszy i wspaniały diadem na twoją głowę" (Ez 16, 7-12). Tak więc PAN przywołuje swe zaślubiny z Izraelem, swą ukochaną, swą Oblubienicą, pomimo że od tamtego czasu okazywała się ona tak często cudzołożnicą i tak często zdradzała Go z idolami i obcymi bogami. Ostateczne i w pewien sposób najmocniejsze starotes- tamentowe przedstawienie postawy Boga w stosunku do swego ludu znajdujemy w Pieśni nad Pieśniami, księdze, która bywała przyczyną zgorszenia dla chrześcijan. Wy- pełniona jest ona jaśniejącą, gorejącą poezją miłosną, 60 zmysłową i bogatą, o silnym wyrazie seksualnym. I nie jest pomyłką takie rozumienie jej naturalnego znaczenia. Jeśli przyjrzymy się innemu znaczeniu tej księgi, trafi- my na trop wielkiego nieporozumienia. Wielu ludzi nie dostrzega w niej niczego poza zmysłowością. Tradycja żydowska i chrześcijańska są jednak zgodne co do tego, że ta poezja miłosna, niezależnie od swych oryginalnych źródeł, interpretowana była przez autora jako miłosna pieśń Boga do swego ludu i pieśń tego ludu do Boga, jako Jego radość ze swej Oblubienicy i jej radość z Niego. Księga ta odbija i ukazuje przyszłość, w której Bóg i Izrael staną się doskonałą jednością - Izraela, który już nigdy nie będzie niewierny, ani nie będzie się odwracał do kogoś innego, lecz będzie szukał tylko PANA, nawet wówczas, gdy wydaje się, że zniknął i nie da się Go odnaleźć. Spojrzenie takie wywarło głęboki wpływ na Izraela. Wierność Pana wobec swej jedynej Oblubienicy, mimo jej win i niewierności, zaczynała rozjaśniać Jego ludowi ideał ludzkiego małżeństwa - to, że ono również winno być monogamicznym związkiem jednego męża z jedną żoną. Doskonałość monogamii, która zakazuje powtórnego małżeństwa po rozwodzie, miała przyjść dopiero wraz z Mesjaszem, naszym Panem, Jezusem -jedynym, który może dać swemu Kościołowi pełnię łaski koniecznej do wypełnienia tego ideału. Zwykła poligamia zanikła jed- nak w judaizmie na kilka stuleci przed Chrystusem, w miarę jak Lud Boży zaczął pełniej rozumieć ten symbol Bożej miłości. Niektórzy ludzie mogą powiedzieć: „To jest dobre dla Starego Testamentu. Żydzi byli ludem zmysłowym". W przypadku takiej jednak reakcji trudności nastręcza fakt, że równie dużo symboliki seksualnej można znaleźć w Nowym Testamencie. Zmienia się tylko lekko jej obraz. Zamiast Izraela opisywanego jako Oblubienica Pana, jest Kościół, Nowy Izrael, przedstawiany jako Oblubienica Chrystusa. W Ewangeliach nasz Pan często posługuje się tradycyj- ną obrazowością seksualną Starego Testamentu. Często mówi On zatem o „plemieniu wiarołomnym", czy „poko- 61 leniu cudzołożników". Tak bardzo przywykliśmy do tego zwrotu, że rzadko uzmysławiamy sobie jego właściwe znaczenie. Używając go Jezus wyraża dokładnie to samo, co mieli na myśli prorocy, czyli że współczesne Mu pokolenie Żydów popełnia tak naprawdę grzech cudzołó- stwa, choć tym razem nie z idolami. Odmowa przyjęcia Chrystusa, odmowa zobaczenia w Nim chociażby po- słanego przez Boga proroka, pokazuje, że serce Izraela przytwierdzone jest gdzie indziej, będąc tym samym sercem cudzołożnym. Oblubienica znów okazała się niewierna. Obrazowością oblubieńczą Jezus posługuje się często wtedy, gdy mówi o królestwie niebieskim. „Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi" (Mt 22, 2). Król to oczywiście Bóg Ojciec, a Jego Syn to nasz Pan. Albo znowu: „podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu pa- nien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego" (Mt 25, 1) powracającego z uczty weselnej, by zabrać oblubienicę do swego domu. Nawet Jan Chrzciciel, ten surowy asceta z pustyni ubrany w szorstką sierść wielbłądzią i odżywiający się szarańczą i miodem, mówi o Chrystusie w takich właśnie kategoriach. Kiedy oburzeni uczniowie Jana pytali go, jak to jest, że Jezus również chrzci odciągając ludzi od Jana, ten odpowiedział: „Wy sami jesteście mi świad- kami, że powiedziałem: Ja nie jestem Mesjaszem, ale zostałem przed Nim posłany. Ten, kto ma oblubienicę, jest oblubieńcem; a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubień- ca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu. Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał" (J 3, 28 - 30). Mówi on 0 naszym Panu, Chrystusie, jako Oblubieńcu Izraela 1 całego swego Kościoła. Ten sam temat podejmuje w kilku miejscach święty Paweł. Najważniejszy dla naszych celów jest ten fragment Listu do Efezjan, w którym instruuje on mężów, że powinni kochać swoje żony „bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie , aby go uświęcić, 62 oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo [dotyczy to z jednej strony chrztu, z drugiej zaś prak- tykowanego przez Żydów przedślubnego obmycia], aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus - Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. [Odnosząc się teraz do Księgi Rodzaju.] Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła" (Ef 5, 25 - 32). Zauważmy, że święty Paweł zmieszał tu ze sobą dwie metafory, dwa wizerunki Kościoła. Kościół jest Oblubie- nicą Chrystusa. Jako członkowie Kościoła zostaliśmy więc uczynieni członkami Ciała Chrystusa, gdyż jest On jednym ciałem z Kościołem, swą Oblubienicą. Święty Paweł nawiązuje do tego samego tematu na- pominając Koryntian odnośnie do cudzołóstwa: „Albo czyż nie wiecie, że ten, kto łączy się z nierządnicą, stanowi z nią jedno ciało? Będą bowiem - jak jest powiedziane - dwoje jednym ciałem. Ten zaś, kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem" (1 Kor 6, 16-17). Związek Chrystusa z Jego Kościołem dotyczy więc każdego z nas indywidualnie. Jeśli więc seksualne ; połączenie mężczyzny z kobietą sprawia, nawet w przypa- dku cudzołóstwa, że stają się oni jednym ciałem, chrze- ścijanin nie może cudzołożyć, ponieważ byłoby to łą- czeniem ciała Chrystusa, którego jest członkiem, z ciałem j prostytutki. W oczach świętego Pawła do tego stopnia jeden z tych związków symbolizuje drugi! Wizerunek relacji oblubieńczej osiąga swoją pełnię w Apokalipsie, gdzie odkrywamy, że nawet nasze ostate- czne zjednoczenie z Bogiem w niebie opisywane jest w ten sposób. „«Alleluja, bo zakrółował Pan Bóg nasz Wszech- 63 mogący. Weselmy się i radujmy, dajmy Mu chwałę, bo nadeszły Gody Baranka [to znaczy Baranka Bożego, który na zawsze jest Barankiem zabitym], a Jego Małżon- ka się przystroiła, i dano jej oblec bisior lśniący i czysty» -bisior bowiem oznacza czyny sprawiedliwe świętych (...) Błogosławieni, którzy są wezwani na ucztę Godów Ba- ranka!" (Ap 19, 6 - 9). A opisując spełnienie wszystkich tych rzeczy święty Jan mówi: „I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły i morza już nie ma. / Miasto Święte - Jeruza- lem Nowe ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przy- strojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża" (Ap 21, 1 - 2). Niebo, do którego wszyscy tęsknimy, wypełnienie czasów, ukazywane jest nam jako zaślubiny, uczta weselna Chrystusa i Jego Kościoła. Jako wypełnianie tego zjednoczenia w wieczności. OJCIEC, MATKA I DZIECI Przeglądając uważnie te fragmenty Pisma Świętego, które dotyczą małżeńskich relacji Boga z Jego ludem lub Chrystusa z Kościołem, dostrzeżemy, że w większości z nich nie ma mowy o dzieciach. Jest tak nawet wtedy, gdy mówi się o nich w wersach następnych, jak na przykład w Liście do Efezjan (5, 22 - 33). Co więcej, jeśli już wspomina się o dzieciach, to nie jest to potomstwo zrodzone z tych dwóch relacji małżeńskich. To dziwne wykluczanie dzieci z biblijnej symboliki seksualnej, zrównoważone jest przez dwa inne symbole: macierzyństwa i adopcyjnego ojcostwa. O Bogu jako o Ojcu, jako o Tym, który jest sprawcą istnienia Izraela, Stary Testament mówi przynajmniej od czasów proroka Ozeasza. Oto kilka przykładów. Ozeasz pisze: „Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu (...) przecież Ja uczyłem chodzić Efraima" (Oz 11, 1 - 3). W Księdze Izajasza znajdujemy słowa „Pan przemawia: «Wykarmiłem i wy- 64 chowałem synów...» Biada ci, narodzie grzeszny, ludu obciążony nieprawością, plemię zbójeckie, dzieci wyrod- ne!" (Iz 1,2-4). Zauważmy, w jaki sposób w trzech następujących po sobie wersach Bóg mówi o ludzie Judy zarówno jako o synach, których wychował, jak i jako o grzesznym zbójeckim plemieniu. Już tu możemy do- strzec, że dzieci Boga stają się Jego dziećmi w wyniku adopcji. Ich naturalny poród jako istot ludzkich przypi- suje się ich ziemskim rodzicom, Boga zaś nazywa się ich Ojcem wcale nie z powodu tego, że je stworzył. W Księdze Powtórzonego Prawa Mojżesz tak mówi o Izraelu: „Zgrzeszyły przeciw Niemu «Nie-Jego-Dzieci», lecz ich zwyrodnienie (...) Czy nie On jest twym ojcem, twym stwórcą? (...) Zapytaj ojca, by ci oznajmił (...) [I znów Boże ojcostwo nie jest tym samym, co ojcostwo naturalnych ojców. Chociaż fakt stworzenia każdej osoby w łonie matki może być czynnikiem Jego ojcostwa, to w ojcostwie tym chodzi raczej o odwołanie się do tego, że to Bóg stwarza Izraela jako swój własny lud.] Gardzisz Skałą, co ciebie zrodziła, zapomniałeś o Bogu, który cię zrodził. Zobaczył to Pan i wzgardził, oburzony na własnych synów i córki. I rzekł: «Odwrócę od nich oblicze (...) gdyż są (...) dziećmi, w których nie ma wierności»" (Pp 32, 5 - 7. 18 - 20). Dużo później Deutero-Izajasz modli się do Pana: "Boś Ty naszym Ojcem! Zaiste, nie poznaje nas Abraham" (Iz 63,16). „A jednak, Panie, Tyś naszym Ojcem" (Iz 64,7 a). Tylko w Księdze Ezechiela znajdujemy powiązanie pomiędzy symboliką ojcostwa a symboliką męża i żony. Jednak nawet i tu związek ten ukazywany jest pośrednio - poprzez symbolikę macierzyństwa Jeruzalem. Tak więc Pan mówi: „Brałaś też synów swoich i córki, któreś mi urodziła, a składałaś im w ofierze na pożywienie (...) Zabijałaś przecież synów moich" (Ez 16, 21 - 21). Podobnymi słowami posługuje się Ezechiel w innym fragmencie swej księgi (Ez 23, 4. 37). W Starym Testamencie pojawia się stwierdzenie, że Lud Boży rodzi dzieci dla Boga. Jego wymowa nie sugeruje jednak wprost ojcostwa Boga w naturalnym 65 rozumieniu tego słowa. Nawet we fragmentach Księgi Ezechiela, które zostały przytoczone powyżej, nie ma mowy o tym, że Bóg jest bezpośrednio Ojcem dzieci swej małżonki. Jakkolwiek słowo to nie zostało użyte, pod- stawową relacją Boga do Jego dzieci jest relacja adopcji. Izraelici zrodzeni naturalnie z ludzkich rodziców stają się dziećmi Boga wtedy, gdy poślubia On ich matkę - Jeruza- lem. To ona zrodziła ich dla Niego. Dla Niego, lecz nie poprzez Niego. Przyjście naszego Pana rzuca światło rozjaśniające omawiane tu zagadnienie w nowy sposób. Znów powraca symbolika seksualna. Teraz jednak relacje stają się bar- dziej skomplikowane, ponieważ Bóg okazał się być nie tylko Ojcem, ale Synem i Duchem Świętym - tylko jeden Byt, a trzy różne Osoby. Istnieje tylko jeden Ojciec, od którego nie tylko każda rodzina i ród, ale każde ojcostwo i wszyscy ci, którzy nazywani są ojcami biorą swe imię (por. Mt 23,9). Istnieje tylko jeden naturalny potomek Boga, wieczne pokolenie Jego odwiecznego Syna i Słowa, którym jest Jezus Chrystus (por. J 1, 1 - 5. 18). Staliśmy się dziećmi Boga dzięki temu, że uczyniono nas braćmi Jezusa. Jego zaś braćmi jesteśmy nie przez to, że Ojciec zrodził nas jako synów innych niż Jezus, ale przez to, że obdarował nas udziałem w życiu Jezusa (Gal 3, 26-27). Poza więc jedynym wyjątkiem Jego Jednorodzonego Syna - Jezusa - wszystkie dzieci Boga są dziećmi adoptowanymi (por. Gal 4, 5; Rz 8, 23. 29 - 30). Adopcję tę od ludzkiej adopcji różni to, że daje ona nowe źródło życia, Ducha Świętego. (Stąd też, szczególnie w Pierwszym Liście świętego Jana, Jan mówi o naszej adopcji, jako o zrodzeniu z Boga - zwrot, jakiego nigdy nie używa w odniesieniu do naszego Pana.) Duch Święty jest Duchem Ojca, który dał Go zwycięskiemu Jezusowi (jest więc On także Duchem Syna), aby obdarzyć Nim nas. Duch Święty, jako Duch Jezusa, woła więc w naszych sercach „Abba! Ojcze!", tak, jak to czynił w Sercu Chrystusa (por. Rz 8,13 -17). Jest to Duch, który łącząc 66 nas w jedno z Chrystusem, jedynym Synem, sprawia, że stajemy się synami Boga (J 3,3 - 8). Rzeczywistość ta leży boleśnie daleko poza i ponad wszelkimi symbolami. Mimo to mogą one jednak stanowić dla nas niewyczer- pane źródło światła, jeśli będziemy posługiwać się nimi tak, jak nam wskazuje Kościół. Trzeba tu wspomnieć o jeszcze jednej sferze symboliki. Do Bożego adopcyjnego ojcostwa dodaje Biblia od- powiadające mu macierzyństwo Kościoła. Tak napraw- dę, przyjęcie nas do adopcji ma miejsce wtedy, gdy - podobnie jak w omawianych powyżej przykładach ze Starego Testamentu - Bóg czyni swój lud swą Ob- lubienicą. A stało się to raz na zawsze, gdy umarł On za nią na krzyżu (por. Ef 5, 25 - 27). Nie ma jednak nigdzie mowy o Chrystusie jako ojcu dzieci Jego Oblubienicy, jaką jest Kościół. Jezus jest Synem, a nie czyimkolwiek Ojcem. Nie wchodzi On ze swą Oblubienicą w żaden związek seksualny. (Ważne jest, by zrozumieć, że fakt ten nie zubaża symboliki małżeńst- wa. Zjednoczenie płciowe męża i żony jest niewątpliwie najlepszym symbolem, poprzez jaki można opisać ten rodzaj miłości, który łączy Chrystusa i Jego Kościół. Miłość męża do żony, będąca miłością seksualną, jest bardziej podobna do miłości Chrystusa do Kościoła, niż jakakolwiek inna odmiana naturalnej, ludzkiej miłości. Jednocześnie jednak miłość Chrystusa do Kościoła nie ma charakteru seksualnego.) Powstaje więc pytanie: W jaki sposób stajemy się dziećmi Kościoła, jeśli tego ojcostwa, dzięki któremu wzbudzane są w Kościele dzieci dla Ojca, nie możemy przypisać Synowi? Kościół bowiem jest Oblubienicą „bez skazy czy zmarszczki", my zaś rodzimy się w tym świecie poza nim, w grzechu. Naturalny poród nie wystarczy, tak jak wystarczał u Izraelitów, by uczynić nas Bożym Ludem. Jak więc stwierdziliśmy, związek Chrystusa z Koś- ciołem pozostawia go nadal dziewiczym. Starożytna tradycja porównywała więc Kościół do Maryi. Rodzi On członki Ciała Chrystusowego w sposób dziewiczy, tak jak 67 to uczyniła Maryja. Tak jak Duch Święty był pośred- nikiem Ojca, który wzbudził ludzką naturę Syna w Maryi Dziewicy, tak i pośredniczy On w odradzaniu nas do życia w Chrystusie przez Ojca w łonie dziewiczego Kościoła. Prawdą jest więc stwierdzenie, że jesteśmy zrodzeni z Ducha (por. J 3, 9). Przedstawianie relacji między Bogiem a Jego ludem poprzez różne aspekty ludzkiego życia seksualnego od- najdujemy w Piśmie Świętym od pierwszej aż do ostatniej jego strony. Powołanie, godność, grzech, odkupienie i ostateczne wywyższenie człowieka ukazywane są nam za pośrednictwem obrazu narodzin, małżeństwa, niewierno- ści, skruchy, odnowienia przysiąg i ponownego zjed- noczenia, które jest doskonałe i będzie trwało na wieki. Każdy z nas musi rozumieć tę symbolikę. Ona to bowiem ukazuje nam to, czym dla Boga jest nasza seksualność. Uważa On ją za coś tak bardzo dobrego, że można jej użyć do wyrażania najgłębszych i najwyższych prawd o wzajemnej relacji między Bogiem a człowiekiem. V. KOŚCIÓŁ - OBLUBIENICA CHRYSTUSA I MATKA ŻYJĄCYCH Mówiliśmy już o tym, że małżeństwo naturalne wyraża na poziomie instytucjonalnym naturalne znaczenie współży- cia seksualnego. W sakramencie małżeństwa Chrystus używa jako symbolu samego małżeństwa naturalnego. Czyni je znakiem czegoś daleko je przekraczającego. Tak samo, jak współżycie symbolizujemałżeństwo, a zjednocze- nie dwóch ciał stanowi symbol wspólnoty całego życia, tak i Bóg uczynił naturalnemałżeństwo symbolem rzeczywistoś- ci leżącej całkowicie ponad tym, co odnosi się do seksualnoś- ci. Uczynił je symbolem relacji zachodzących pomiędzy Chrystusem a Jego Kościołem, symbolem zaadoptowania nas przez Ojca, który przyjął nas za swoje dzieci, poprzez dar Chrystusa dla Kościoła - Jego Oblubienicy, poprzez dar Ducha Świętego. Bóguczyniłmałżeństwo symbolem relacji bardziej intymnych i pełnych czułości, silniejszych, bardziej otwartych i zarazem wymagających, niżmałżeńska relacja seksualna. Symbolika sakramentu małżeństwa obejmuje wszystko, co jest obecne w relacji małżeńskiej, nadając jej jednocześnie głębsze znaczenie, głębszy wymiar komunii osób, w którym aktywność seksualna nie jest nawet możliwa. NIEZASŁUŻONA MIŁOŚĆ CHRYSTUSA DO JEGO KOŚCIOŁA Miłość Chrystusa nie została dana Kościołowi za jakiekolwiek zasługi z jego strony. Ojciec w swej wolności wybrał ten właśnie lud jako Oblubienicę dla swojego 69 Syna; Chrystus zaś kocha ją, gdyż Ojciec ją dla Niego wybrał. Musiał ją sobie zdobyć walcząc z szatanem na krzyżu. Tam ją poślubił. Stało się to w momencie, gdy Jego bok został przebity, serce otwarte i wypłynęła z niego woda - znak oblubieńczej kąpieli chrztu. Nie była Go warta. Tylko dzięki Jego śmierci stała się Oblubienicą „nie mającą skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego" (Ef 5, 27). Jej piękność była jedynie Jego darem. Jak mąż w stosunku do żony, tak i Chrystus w stosunku do swego Kościoła jest inicjatorem związku. Jak Bóg jest męski w odniesieniu do całego stworzenia i całej ludzko- ści, tak Chrystus jest męski w odniesieniu do swego Kościoła. Kościół w swej relacji do Chrystusa nie ma roli inicjującej, jeśli zaś ją podejmuje to tylko tam, gdzie jest ona Jego darem. Bez łaski Jezusa Jego Oblubienica nic nie może uczynić. Chrystus znajduje upodobanie w Kościele, tak jak mąż znajduje upodobanie w swej oblubienicy. Radując się nią, pragnie się z nią podzielić wszystkimi swymi darami. Chrystus doświadcza szczęścia Kościoła jako swego własnego szczęścia, daje więc Kościołowi wszystko, co może ofiarować rodzajowi ludzkiemu. I tylko poprzez Kościół, Jego Oblubienicę, dary Chrystusa docierają do świata ludzi, choć często dzieje się to w sposób dla nas niewidoczny. Ci, którzy nieco pogardliwie przypięli Koś- ciołowi etykietkę „triumfalizmu" z powodu jego twier- dzenia, że Chrystus tak bardzo go kocha, pokazują po prostu, że nie podzielają zbyt mocno tej Jego miłości. Największym darem Chrystusa jest Duch Święty. To dzięki Duchowi Jezus chroni Kościół od szkody i utrzy- muje go w wierności sobie. Mocą swojego Ducha za- chowuje w nim czystość w oddawaniu Ojcu uwielbienia i chwały oraz czystość doktryny. To poprzez działanie Ducha Kościół poczyna i rodzi dzieci dla Ojca. To za sprawą Ducha Świętego możemy uczestniczyć w życiu Chrystusa. Kościół zaś służy nam jako przewodnik, otacza nas miłością i karmi na drodze do pełnej dojrzało- ści duchowej. 70 Z drugiej zaś strony Kościół, Oblubienica Pana, musi być wrażliwy na łaskę i musi odpowiadać na miłość, jaką okazał mu Chrystus. Nie może być po prostu bierny. Jeżeli ktoś potrzebuje argumentu przeciwko bierności kobiety w małżeństwie, znajdzie go właśnie tutaj. Udział kobiety w akcie małżeńskim jest symbolem odpowiedzi, jaką Kościół daje Chrystusowi. Bierność, jako „odpo- wiedź" kobiety, niszczy tę symbolikę. (Jedynym wyjąt- kiem mogłaby być sytuacja, w której z powodu zaan- gażowania męża w jakieś zło, akt małżeński przestaje oznaczać to, co normalnie symbolizuje, powodując, że jakakolwiek aktywna odpowiedź z jej strony oznaczałaby współpracę w czynieniu zła.) Kościół odpowiada Chrystusowi, aby sprawić Mu radość. Sam zaś jednocześnie swoją jedyną radość znaj- duje w Chrystusie oraz w fakcie, że raduje się On odzewem swej Oblubienicy. Jak więc widzimy, motywem zainteresowania Kościoła szukaniem nowych członków nie jest po prostu strach, że ci, którzy nie należą w sposób widoczny do Kościoła, zginą. Nie tylko dzisiejsi chrześcijanie, żyjący po II Soborze Watykańskim, ale również Ojcowie Starego Testamentu i Ojcowie Kościoła wiedzieli, że Bóg objawia się nie tylko ludowi Izraela, tak jak objawił się na przykład faraonom za czasów Abrahama i Józefa, Balaamowi oraz „królom Babilonu" z Księgi Daniela. Wiedzieli, że Bóg każdemu człowiekowi daje łaskę ocalenia, nawet jeśli nie słyszał on o Chrystusie od innych ludzi. Kościół, Oblubienica Jezusa, nie jest jednak pozbawio- ny szacunku dla wierności swego Pana. Nie uważa więc, że wszyscy mają przystęp do Chrystusa i Jego zbawienia inaczej niż, w jakiś sposób, za pośrednictwem Kościoła. Pragnienia i dążenia apostolatu Kościoła wykraczają daleko poza niesienie innym zwykłej, akademickiej wie- dzy o Chrystusie lub propagowanie opowiadających o Nim teorii teologicznych. Jeśli więc Kościół tak bardzo troszczy się o to, by przywodzić wciąż więcej i więcej ludzi do poznania Chrystusa, to po to, by móc przyprowadzić do Ojca 71 poprzez Jego Ducha tych wszystkich, których Chrystus pragnie mieć swymi braćmi. Nie ma rasy, kultury, plemienia czy języka, które w sposób naturalny byłyby Kościołowi obce. Według zamysłu Ojca wszystkie mają być wewnątrz niego, wszystkie mają być jego dziećmi. Jak wielokrotnie mówili Ojcowie Kościoła: „Ten tylko ma Boga za Ojca, kto ma najpierw Kościół za matkę". WIERNOŚĆ CHRYSTUSA SWEMU KOŚCIOŁOWI W rozdziale trzecim mówiliśmy o tym, że współżycie seksualne symbolizuje wierność, która znajduje swój instytucjonalny wyraz w małżeństwie naturalnym. Tej naturalnej wierności sakrament małżeństwa przydaje nowy symboliczny wymiar. Wyraża ona wierność samego Boga. Rozwiązanie związku Chrystusa z Kościołem jest niemożliwe. Nie ma sposobu by został on anulowany czy to w czasie, czy w wieczności. Bo Chrystus nie może być niewierny. On jest zawsze wierny. Pozostaje wierny nawet wówczas, gdy my wierności nie dochowujemy. Chrystus nie może cofnąć przymierza, które zawarł ze swym Kościołem, i to niezależnie od tego, jak bardzo niewierny może się wydawać w oczach świata z powodu grzechów swoich dzieci. Jezus wiedział, że nie będziemy w pełni wierni i umarł, by wybawić nas od zła naszych niewier- nych serc. W tym momencie ktoś mógłby zaprotestować ar- gumentując, że rozwód i ponowne małżeństwo są w rze- czywistości możliwe, skoro sam Pan zmieniał żony. Poślubiony pierwotnie Izraelowi, potem go opuścił. Po- nieważ Izrael był niewierny i odrzucił Boga, ten rozwiódł się z nim i poślubił Kościół pogan. Bóg jednak nie opuścił Izraela. Święty Paweł mówi, że Izrael jest drzewem oliwnym, któremu obłamano gałęzie z powodu jego własnych win. My zaś, gałęzie dzikich drzew oliwnych, nie byliśmy w stanie przynosić owoców innych niż gorzkie, twarde i nie dające żadnego pożytku. 72 Przez to jednak, że staliśmy się jednym z Chrystusem, zostaliśmy wszczepieni we wciąż istniejący pień Izraela - pień patriarchów, proroków i królów. W ten sposób zostaliśmy uzdolnieni do przynoszenia owoców słodkich i dobrych. Poprzez wcielenie w Chrystusa staliśmy się nowym Izraelem w tym sensie, że zostaliśmy połączeni w jedno ze starym, jako nowa odrośl wyrastająca z tego samego pnia i tych samych korzeni. Gałęzie, które zostały obłamane, nie ciągną już soków życia z pnia Izraela, choć nadal nazywają się jego imieniem. Bóg jednak w swej wierności pragnie przyprowadzić je na powrót i znowu je wszczepić. Tak samo jak gałąź odłamana z pnia może żyć nadal dzięki temu, co pozostało w niej jeszcze z życia drzewa i nawet po dłuższym czasie może być uratowana, jeśli zostanie weń ponownie wszczepiona, tak i Bóg z po- wrotem wszczepi obłamane gałęzie starego Izraela (por. Rz 11, 23). Istnieje więc tylko jeden prawdziwy Lud Boży, Kościół nie jest nową Oblubienicą. Widzimy teraz, że w rzeczywis- tości Kościół powinien być opisywany w sposób mniej statyczny, niż sam sądził w czasach, gdy wszystkie jego dzieci miały takie samo pochodzenie. Zmiany związane z rozwojem i dojrzewaniem Oblubienicy Pana były bar- dziej zaskakujące i niepokojące od przeobrażeń, których doświadcza dziewczynka w wieku dojrzewania. W obu przypadkach mamy jednak do czynienia z przemianami tego samego rodzaju - takimi, jakie są potrzebne do tego, by dziewczynka stała się kobietą gotową do rodzenia dzieci. Tak więc Kościół to Izrael, który dorósł, który stał się dojrzały i rodzi dzieci Ojcu spośród pogan. A kiedy Izrael według ciała osiągnie swą nadprzyro- dzoną dojrzałość, kiedy ci, którzy są Żydami po swych naturalnych przodkach, rozpoznają w końcu swego Pana i przybędą do Niego, wtedy wypełnią się wszystkie obietnice otrzymane przez Izraela. I będzie to również wypełnienie wszystkiego, co Bóg dał poganom. Będzie to, jak mówi święty Paweł, „życie ze śmierci", dopełnienie i ostateczne wydoskonalenie Kościoła, czas, w którym 73 Oblubienica Pana będzie promieniowała pięknością zaró- wno swoją, jak i wszystkich swych dzieci. Podstawowe ograniczenia wiążące się ze zjednocze- niem cielesnym, które ma miejsce w relacjach seksu- alnych, symbolizują, jak widzieliśmy, cześć oraz respekt dla partnera, który stworzony został przez Boga i jest tylko Jego własnością. Owa cześć symbolizuje z kolei tę cześć i szacunek, które żywi Chrystus dla wolności swego Kościoła. Pozwala On Kościołowi iść własną drogą (mówimy tu o Kościołach lokalnych, ponieważ Kościół Powszechny, jak Maryja, pozostając wolnym, jest jednocześnie, dzięki specjalnej łasce Boga, nieza- wodny). Kościół lokalny będzie cierpiał za swoje grzechy. Będzie też wygnany z tych obszarów, w których jest niewierny. Zawsze jednak pozostaje mu obietnica mó- wiąca to samo, co starożytnemu Izraelowi - że jeśli tylko powróci, Bóg mu przebaczy. Słowa proroków są tu bowiem w tej samej mierze prawdziwe w odniesieniu do nowego, jak i starego Izreala. NASZA SEKSUALNOŚĆ W ŚWIETLE TAJEMNIC CHRYSTUSA Wszystkie te rzeczy odnoszą się do każdego z nas indywidualnie jako do członków Kościoła. Gdy zaczyna- my po trosze rozumieć te tajemnice, dostrzegamy, że uczą nas one dużo więcej o naszej seksualności niż zdołaliśmy dotychczas pojąć. Nadprzyrodzona doskonałość, którą symbolizuje związek małżeński, oświetla naszą aktyw- ność seksualną sprawiając, że rzeczy niewidzialne stają się dla nas widzialne; są one bowiem widzialne tylko dla tych, którzy poznali ich ostateczne znaczenie przez wiarę. Tylko w takim kontekście ma sens nauczanie Chrys- tusa opowiadające się przeciwko rozwodom i ponownym małżeństwom. Małżeństwo sakramentalne nie jest jedy- nie związkiem mężczyzny i kobiety, którzy, będąc wciąż słabi, w miłości szukają oparcia i pomocy w sobie 74 nawzajem. Nie jest też ono, jak się często myśli, zwykłym kontraktem pomiędzy dwiema stronami. Małżeństwo chrześcijańskie to część uroczystego przymierza zawie- ranego w większym stopniu z Chrystusem niż z tą drugą osobą. Jest tak dlatego, że poprzez zaślubiny Chrystusa z Koś- ciołem, Jego Oblubienicą, które dokonały się na krzyżu, przypieczętował On swoją krwią Nowe Przymierze. Dzie- ci tego przymierza wkraczają w nie i zatwierdzają samymi sobą, gdy zawierają małżeństwo, stając się dzięki temu obrazem i symbolem małżeństwa Chrystusa z Kościołem. Jest to ostateczny powód, dla którego mąż i żona powołani są do poświęcania się - w razie potrzeby aż do oddania swego życia - dla prawdziwego dobra tego drugiego. Nasz Pan powiedział bowiem do nas: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem" (J 15,12) - a umiłował on nas w taki sposób, że ofiarował samego siebie za grzeszników na krzyżu. Jak każda msza jest odnowieniem tego ofiarowa- nia, a każda Komunia umacnia związek Chrystusa z Jego Oblubienicą, tak każde małżeństwo chrześcijańskie jest sakramentalnym wyobrażeniem przymierza wiecznej mi- łości - przymierza, którym Chrystus połączył się ze swym Kościołem. Tak więc w to, by umożliwić mężowi i żonie do- chowanie wierności na zawsze zaangażowana jest wier- ność Chrystusa. Jeśli będą oni autentycznie polegać na przymierzu, które Bóg zawarł z nimi poprzez swego Syna, jeśli będą opierać się na Jego obietnicy i ufać Jego wierności, która jest wieczna i niezmienna, niezależnie od okoliczności, wówczas ich wierność będzie zabezpieczo- na, gdyż w Nim będą w stanie przezwyciężyć swoje własne słabości. Jego Duch, którego święty Paweł nazywa „za- płatą", „depozytem" i „zastawem", został im już dany jako spoiwo ich zaślubin. Darowi, jaki składa sobie dwoje małżonków, gdy mężczyzna przekazuje nasienie swojej żonie, odpowiada dar, który Bóg składa nam z samego siebie poprzez Ducha Świętego, który wlewa w nasze serca miłość Ojca 75 i dzięki Jego łasce czyni nas współdziedzicami w życiu Chrystusa. My z kolei oddajemy się Ojcu poprzez tego samego Ducha, gdy odpowiadamy aktywnie na Jego łaskę, tak jak kobieta, która otwiera się w miłości na swego męża. Dążenie do odnalezienia woli Chrystusa w życiu jest dla każdego z nas, niezależnie od drogi życiowej, równoznaczne z dążeniem do sprawiania Chrystusowi radości poprzez służenie Mu i czynienie rzeczy, które są Mu miłe, dążeniem, w którym również my sami odnajdujemy radość. „W Jego woli jest nasz pokój." Ponieważ w swej relacji do Kościoła, Chrystus ma całkowitą wyłączność na podejmowanie inicjatywy, nie istnieje nic takiego, co my sami moglibyśmy w odniesieniu do Boga lub do Jezusa zainicjować. Jak mówi doktryna Kościoła katolickiego, która bardzo już dawno, bo w szóstym wieku, została uroczyście ustanowiona, nie możemy zapragnąć żadnej łaski, dopóki Bóg nie obdarzy nas łaską jej pragnienia. Nie jesteśmy też w stanie w żaden sposób wzbudzić w sobie pragnienia skruchy ani żalu za grzechy, jeśli Bóg nie obdarzył nas wcześniej potrzebną do tego łaską. Inicjatywa leży jedynie w Jego ręku, tylko On może nas nawracać. Tak naprawdę Bóg nie musi czekać na naszą chęć nawrócenia. Jeśli On nie przejmie inicjatywy, nie będzie w nas dobrej woli i umocnimy się na pozycji przeciwnej jakiejkolwiek przemianie. Jego łaska wciąż może jednak do nas docierać, otwierając nas i umożliwiając nam nawrócenie. Wcześniej czy później Bóg będzie potrze- bował jakiejś odpowiedzi z naszej strony i naszej współ- pracy, ale sama inicjatywa jedynie i wyłącznie należy do Niego. Doktryna ta dostarcza nam kolejnego dowodu Jego miłości. Uczy bowiem, że wszystkie nasze tęsknoty za Bożą radością i pokojem oraz wszelkie pragnienia, by Go lepiej poznać, bardziej pokochać i wierniej Mu służyć, są już same w sobie znakami działania Jego miłości. Bo sama obecność świętych .pragnień świadczy- o tym, że Bóg podjął już inicjatywę. Ponadto, podobieństwo miłości 76 Chrystusa do miłości, jaką mąż obdarza swą żonę, odnajdujemy także w tym, że jest to miłość wolna. Miłość męża, jeśli tylko jest w niej coś więcej niż namiętność, wypływa z decyzji. Pierwotnie nie musiał on wcale jej ofiarowywać, przyrzekając ją jednak w sposób wolny, zobowiązał się do niej, zobowiązał się do miłości na zawsze i pomimo wszystko. I to właśnie dla nas uczynił Chrystus. Dobrzy rodzice, wiedząc, że biorą udział w stwarzaniu swych dzieci dokonując jedynie prokreacji (prokreować znaczy dosłownie przed-stwarzać, sprzyjać stworzeniu - przyp. tłum), nie zachowują się tak, jakby były one ich własnością. Szanują oni wolność swych dzieci, stosownie do ich wieku i wykształcenia, pomimo bólu, jaki może sprawić moment opuszczania domu rodziców i zakłada- nia własnego. Ten rodzicielski szacunek symbolizuje na swój sposób szacunek Boga dla wolności każdego z nas, dla nas jako osób. Bóg nie nagina ludzkiej woli, choć mógłby to przecież robić. W chwili naszej śmierci powie On do każdego z nas: „A teraz niech się stanie twoja wola!" I będą to najstraszniejsze słowa, jakie może usłyszeć ludzkie serce, jeśli naszą wolą okaże się wówczas odmówienie Mu naszej miłości i służby - odrzucenie Jego dróg i upieranie się przy naszych. Chociaż umarł w mę- kach, żeby temu zapobiec, pozwoli nam dokonać wyboru i uszanuje go. Symbolika małżeństwa chrześcijańskiego sięga nawet ukazanej w Piśmie Świętym Błogosławionej Wizji tego absolutnego i doskonałego zjednoczenia człowieka z Bo- giem, na którym opiera się nasze absolutne szczęście, opisywanej w Piśmie Świętym jako weselna uczta Ba- ranka i ostateczne dopełnienie Jego zaślubin z Kościołem. Kiedy Kościół wkroczy w radość swego Pana, będzie zjednoczony ze swym Małżonkiem w ekstazie duchowej przekraczającej jakąkolwiek małżeńską ekstazę. Jak mó-_, wi święty Paweł „Bóg będzie wszystkim we wszystkim". Będzie się On bezmiernie radował w swych stworzeniach, teraz już doskonałych, należących w pełni do Niego i w końcu takich, jak je zmierzył na początku - całkowicie 77 zawartych w Jego obrazie, Jezusie, naszym Panu, i zgod- nych z podobieństwem, którym jest Jego Duch. Jednak daleko ponad wszystkim, co stworzone, istnieje życie samej Trójcy - wieczne dawanie się trzech jej Osób sobie nawzajem. Ojciec daje całość swej boskiej natury Synowi, przekazując Mu tym samym wszystko, co ma, z wyjątkiem tego, że pozostaje Ojcem. Ojciec poprzez Syna daje z kolei całość natury, jaką obaj wspólnie mają, Duchowi Świętemu, który aktywnie przyjmuje ich dar, stając się z Nimi jednością we wszystkich aspektach z wyjątkiem tego, co czyni ich Ojcem i Synem. I właśnie to życie totalnego dawania i totalnej odpowiedzi na dar jest ostateczną rzeczywistością, którą sybolizuje akt płciowy. Na tym zasadza się jego olbrzymia wewnętrzna świętość. To nadaje mu głębokie piętno sakralności. Ogarnąwszy nakreślone tu tło, możemy teraz pojąć podstawową zasadę chrześcijańskiej moralności seksual- nej: W naturalną aktywność seksualną ciała, umysłu i serca powinniśmy się angażować w taki sposób, żeby zawsze zachowana i uhonorowana była podstawowa struktura symboliczna tej aktywności, mogąc należycie służyć do obrazowania przenikniętej duchem Ojca relacji między Chrystusem a Kościołem. Skoro zatem Bóg tak stworzył związek małżeński, że wyraża symbolicznie tak wielkie tajemnice wiary - jakże ogromna odpowiedzial- ność spoczywa na parach małżeńskich (a także w odmien- ny sposób na wszystkich osobach nieżonatych i niezamęż- nych), by postępować i myśleć w sposób, który w pełni zachowuje znaczenie tej symboliki, by kierować się nie zaprzeczającymi mu intencjami! Myślę, że ta zasada zawiera w sobie całość katolickiej moralności seksualnej w jej pełnym zakresie. Wyjaśnia ona także, dlaczego Kościół w bardzo wielu sprawach niezmiennie utrzymywał i utrzymuje swoje stanowisko, które ludzie uważali za niekonsekwentne, skoro inaczej podchodzi do jednego rodzaju ludzkich zachowań sek- sualnych, a inaczej do innego. Jeśli jednak na stanowisko Kościoła spojrzeć z przedstawionego tu punktu widzenia, to całe jego nauczanie pasuje do siebie i jawi się jako 78 proste i spójne. Normą jest Chrystus. Stosunki panujące między Nim a Ojcem i Jego Oblubienicą, którą jest Kościół, kształtują normy dla związków pomiędzy chrze- ścijanami w ich małżeństwach i rodzinach. A w rzeczywis- tości, jak to już być może sugerowały przytaczane i roz- ważane przykłady, relacje te wyznaczają normy wszyst- kich istniejących relacji seksualnych. VI. CHRYSTUS NA KRZYŻU. KŁAMSTWA I FAŁSZERSTWA SEKSUALNE Mówiliśmy już na temat symboliki współżycia se- ksualnego zarówno w jego znaczeniu naturalnym, jak i w znaczeniu, jakie posiada ono w porządku łaski i zbawienia. Zobaczyliśmy, że stosunek seksualny wyraża pełnię znaczenia tylko w małżeństwie i że małżeństwo jest tą instytucją, która krystalizuje intencję, wolę, po- stanowienie dwóch stron, by razem odkrywać i wza- jemnie sobie okazywać to, co zawiera się w pełnym znaczeniu tego aktu. Symbolika odnosząca się do aktywności seksualnej pozwala zrozumieć szereg innych zagadnień. Jednoznacz- nie i spójnie może wyjaśnić szereg problemów moralnych, przed którymi stają praktycznie wszyscy ludzie. Roz- ważymy najpierw powody sprawiające, że pewne za- chowania seksualne są złe nawet jeśli rozpatrujemy je wyłącznie na poziomie naturalnym. Następnie przyj- rzymy się każdemu z tych zachowań z punktu widzenia Bożego Objawienia. NATURALNA SYMBOLIKA NIEWŁAŚCIWEGO UŻYWANIA SEKSU Jeśli chodzi o poziom naturalny zagadnienia, możemy stwierdzić, że Bóg oczekuje od nas, abyśmy prawdziwie „czynili to, co pojawia się w sposób naturalny". Nie jest to kwestia zwykłych spontanicznych upodobań i prag- nień. Chodzi tu o czynienie tego, co jest zgodne z naturą, 80 którą On nas obdarzył. Nawet jeśli pominiemy całą sferę związaną z życiem łaski, prawdą jest to, że nasza natura jest udziałem w Jego naturze. Nasza natura i cała nasza istota zostały bowiem stworzone według obrazu Boga, jakim jest Chrystus. Możemy tu jeszcze raz przytoczyć zasadę wspomnianą na końcu poprzedniego rozdziału: Nie wolno nam nigdy używać aktywności seksualnej - żywego i, w sposób naturalny, symbolicznego języka miłości małżeńskiej -do mówienia kłamstw. Nie wolno też nigdy niszczyć go i zanieczyszczać poprzez używanie naszej zdolności se- ksualnej lub organów seksualnych do pozornie tylko seksualnych działań, których prawdziwe znaczenie zo- stało całkowicie zmienione. KŁAMSTWA Pierwszym typem nadużyć naszej seksualności jest więc fałsz. Jeśli ktoś wypowiada „słowo" integralnie, symbol pozostaje niezniszczony. Aktywność seksualna na pozio- mie fizycznym jest wtedy w pełni zgodna ze sposobem, w jaki powinna być przeżywana. Gdy ktoś mówi swym ciałem „kocham cię", ale jego umysł mówi co innego, wtedy autentyczne „słowo" miłości zostaje użyte do wypowiedzenia kłamstwa. Rozważmy na przykład cudzołóstwo. Mężczyzna i ko- bieta popełniający cudzołóstwo odbywają ze sobą stosu- nek seksualny w miłosnej zazwyczaj atmosferze i w taki sposób, że patrząc na nich nikt nie mógłby powiedzieć, że nie są małżeństwem. Ale chociaż w symbolicznym języku ciała mówią oni , jestem całkowicie twój / twoja, tylko twój / twoja na zawsze", przynajmniej jedno z nich wie, że to nieprawda. Przynajmniej jedno z nich nie może oddać się całkowicie drugiemu, ponieważ należy już do kogoś innego. Przynajmniej jedno zrywa więzy zobowiązania, jakie złożyło swej żonie lub mężowi i próbuje złożyć dar z siebie samego innej osobie. Jest to kłamstwo, i to wielkie 81 kłamstwo. To fałszerstwo, które może, na poziomie naturalnym, podciąć korzenie małżeństwa i zniszczyć je. Grzechem fałszerstwa dokonywanego w małżeńst- wie, zazwyczaj mniej poważnej materii, ale za to zbyt powszechnym, jest współżycie seksualne bez miłości. W najbardziej oczywisty sposób ma to miejsce wtedy, gdy mąż wymusza współżycie na żonie wbrew jej woli. Czyniąc tak, wykorzystuje symbol miłości dla własnej tylko przyjemności i zamienia go w narzędzie przymu- su, podczas gdy prawdziwa miłość jest darem i szanuje wolność drugiej osoby. Symbol miłości staje się tu środkiem wyrazu jej przeciwieństw - pogardy, a nawet nienawiści. Mężczyzna może również wykazywać brak miłości nie zważając na potrzeby i przyjemność żony w czasie współżycia. Zdarza się, że chwilę po osiągnięciu własnej satysfakcji, nie bacząc na odczucia żony, zaczyna po prostu chrapać. Z drugiej zaś strony, żona grzeszy przeciw miłości, jeśli rozmyślnie decyduje się na chłód, a nawet oziębłość w stosunku do męża lub jeśli bez poważnego powodu odmawia mu swego współdziałania. W takich wypadkach mamy do czynienia z powstrzy- maniem się od przekazania tej miłości, którą symbolizują podjęte przez nich zewnętrzne działania. Dochodzi tu, w taki, czy inny sposób, do odrzucenia osobowego elementu symbolu miłości. Dążenie do brania przeważa nad dążeniem do obdarowywania drugiego. To, co postępujące tak osoby rozumieją przez akt współżycia, rozmija się z tym, co znaczy on sam w sobie. W dzisiejszych czasach szeroko rozpowszechnione jest nadużycie polegające na roszczeniu sobie przez państwo prawa do przyznawania rozwodów, czyli do rozwiązywa- nia autentycznego, ważnego małżeństwa tak całkowicie, że poprzedni małżonkowie mogą odtąd w sposób wolny wkraczać w nowe i ważne związki małżeńskie z nowymi partnerami. Niezależnie jednak od tego jak wielki wpływ chciałoby mieć, państwo nie dysponuje żadną mocą w tej dziedzinie, która umożliwiałaby mu rozwiązanie małżeń- stwa chrześcijańskiego. A oto, co w większości wypad- 82 ków faktycznie się dzieje: Ci, którzy zobowiązali się wobec siebie na zawsze, że będą przezwyciężać swe braki miłości, odrzucają to zobowiązanie i dążą do zerwania umowy z powodu tychże samych braków, których wspól- ne przezwyciężanie uroczyście sobie obiecali. Jedyną podstawą zobowiązania w stosunku do nowego partnera staje się tu odmowa honorowania tego typu ślubowań. Zobowiązanie to jest więc kłamstwem, zaś współżycie płciowe między nowymi partnerami - cudzołóstwem. Innego typu fałsz zawarty jest w grzechu rozwiązłości, który zachodzi wtedy, gdy odbywają ze sobą stosunek seksualny dwie nie poślubione sobie jeszcze - choć być może już zaręczone - osoby. Grzeszą oni mówiąc poprzez ten akt: „Jestem całkowicie, nieodwołalnie i na zawsze twój/ twoja", skoro jednocześnie zdają sobie sprawę z tego, że tak naprawdę, choć się kochają, to jednak dar, który sobie obecnie przekazują ma charakter przelotny, nietrwały, a przez to niecałkowity. Wiedzą oni, że wypowiadają słowo miłości, nie mając na myśli tego, co ono rzeczywiście samo w sobie znaczy. Gdyby zaś ich autentyczne rozumienie odbytego aktu seksualnego pokrywało się z zawartym w nim wewnętrznym znaczeniem, to na mocy prawa zwycza- jowego staliby się małżeństwem w trybie natychmia- stowym - a wiedzą przecież, że nie taki jest ich zamiar lub, nawet jeśli jest taki, to jego realizacja nie leży w tym momencie w ich mocy. Istnieje również rozwiązłość, która spada na o wiele niższy poziom moralny, niż gdy ma miejsce między dwojgiem ludzi, którzy - nawet jeśli nie tak bardzo, jak im się to wydaje - to jednak się kochają. Rozpusta, spanie z jednym „kochankiem" po drugim, znajdowanie sobie przelotnego partnera na prywatce lub na ulicy, prostytucja, itp., to czyny dalekie od relacji prawdziwie międzyludzkich. Tego typu jawne kłamstwa, mające u podstaw egoizm i pogardę dla innych, wykluczają z aktu seksualnego prawie wszystko, co Bóg zamierzył, aby się w nim zawierało, poza, w najlepszym wypadku, fizyczną przyjemnością. 83 Tego typu działania mają swe źródło w pewnego rodzaju młodzieńczej niepewności, charakterystycznej dla okresu dojrzewania, która sprawia, że człowiek szuka jakiejkolwiek podpórki, na której mógłby się oprzeć i przed tą niepewnością się obronić, podpórki mogącej stanowić substytut dorosłości, której, jak sam czuje, jest mu brak. Nie mając poczucia prawdziwej tożsamości, będąc we własnych oczach „ludźmi bez twarzy", angażują się oni w coś, co można nazwać w przenośnym, a często i dosłownym sensie, „stosunkiem bez twarzy". Nie są zainteresowani innymi w ich wy- miarze osobowym na tyle, by chcieć widzieć ich twarze i sami boją się bardzo tego, że mogliby być postrzegani przez innych jako osoby. Stąd biorą się wszystkie te środki, z których korzystają ludzie rozwiąźli, służące do tego, by nie dopuścić do nadania współżyciu se- ksualnemu zbyt osobowego charakteru. SYMBOL ZASTĘPCZY Z drugiej strony, istnieją także w sferze seksualnej takie nadużycia, które zmieniają podstawową strukturę aktywności seksualnej. W rezultacie tych nadużyć i wy- nikających z nich zmian same działania seksualne na- bierają nowych, całkiem odmiennych znaczeń. Zmie- niona zostaje sama natura aktu seksualnego. Ma tu miejsce oszustwo. Zamiast wspaniałości integralnego aktu jest jakiś jego fałszywy i tandetny substytut. Te zaburzone akty niekoniecznie muszą być świa- domymi kłamstwami. Osoba, która takiego aktu do- konuje, nie musi mieć na myśli innych treści niż zawarte w samym jego znaczeniu. Innymi słowy, to, co jest wypowiadane za pośrednictwem zniekształconego sym- bolu, może być w rzeczywistości prawdziwym twier- dzeniem posługującego się nim człowieka. Jego myśli, odczucia serca i działania seksualne nie muszą, lecz mogą być ze sobą w całkowitej zgodzie. Niezależnie 84 jednak od tego, treść, którą ów człowiek wyraża sama w sobie jest fałszywa i zła, gdyż wypaczył on i zrujnował naturę aktu seksualnego. Jeśli szczytem doskonałości ludzkiej natury jest prawdziwa i nie- skazitelna miłość, to wszelkie działania, które fałszują cielesne znaki takiej miłości są złe. Czy są one używane do wypowiadania kłamstw, czy też nie, tak, czy inaczej symbolizują one albo zafałszowanie, albo od- mowę miłości. Rozważmy zło masturbacji. Nie będąc w najmniejszej mierze symbolem miłości, jest ona jednak jakimś sym- bolem. Masturbacja to symbol ucieczki od rzeczywisto- ści, użalającej się nad sobą samotności i bezpłodności człowieka kierującego swą miłość ku samemu sobie. To, co stworzone do płodności, dzieci i rodziny, obrócone zostało w mechanizm służący przyjemności i rozładowy- waniu napięcia albo tylko materiał wykorzystywany w analizach laboratoryjnych lub bankach nasienia. Mas- turbacja jest więc symbolem strachu przed zaangażowa- niem się w miłość i lęku przed ludźmi, symbolem ucieczki przed innymi i dążenia do ułożenia sobie życia bez nich. W sposób oczywisty symbolizuje frustrację. Obok męż- czyzny nie ma bowiem nikogo, kto mógłby przyjąć moc zawartą w jego zmarnowanym nasieniu. Pobudzenie i orgazm masturbującej się kobiety także do niczego już więcej nie prowadzą. Masturbacja nie wiąże z nikim dokonującej jej osoby, wyraża natomiast symbolicznie osobistą nieudolność. Osoba taka pragnie uniknąć kon- sekwencji, jakie niesie ze sobą miłość i uciec od od- powiedzialności za swoją płodność; pragnie pozostać sama albo, co bardziej tragiczne, rozpaczliwie pragnie kochać i być kochaną, a jednak wybiera samotność. Jasne więc, dlaczego masturbacja szybko może stać się nałogiem. Osoba, która dokonuje takiego aktu wie, przynajmniej podświadomie, co on symbolizuje. W rezul- tacie czuje głęboki wstyd, poniżenie lub w jakiś inny sposób odczuwa nieodpowiedniość tego czynu. Uczucia te zwiększają jeszcze frustrację i poczucie izolacji tej osoby i stają się źródłem coraz większego wewnętrznego 85 nacisku, by wyrazić swą desperację czynem, nawet bez przyjemności. Jeden grzech rodzi następny. Masturbacja zatruwa więc ludzkie szczęście. Dla ko- goś, kto zniewolony jest takim przyzwyczajeniem pozyty- wne i owocne wkroczenie w małżeństwo jest prawie niemożliwe, ponieważ masturbacja u korzeni podcina miłość, zdolność wychodzenia do innych, wspaniałomyśl- ność, otwartość na życie i na odpowiedzialność, którą powinien cechować prawdziwy akt seksualny. Wyleczenie z tego typu nałogu wymaga dużego wysiłku pod kierownictwem kompetentnego przewodnika. Prag- nącej uleczenia osobie potrzebne jest wsparcie i celne porady jej spowiednika. Na ogół bowiem problemu tego nie da się sprowadzić do kwestii niewinności i czystości seksualnej. Masturbowanie się powiązane jest ze wszyst- kimi wymiarami osoby i wszystkimi aspektami jej życia, z jej charakterem i jej emocjonalnością. Cała jego czyjej osoba jest w jakiś sposób sfrustrowana, pełna niepokoju, nie chcąca kochać. Nagroda za podjęcie wysiłków jest jednak wielka. Gdy zniewolenie to zostanie przezwyciężo- ne, człowiek staje się panem siebie i może wreszcie wzrastać ku dorosłości. Podobnie zniekształcona jest struktura symboliczna aktywności homoseksualnej. To, co na pozór jest sym- bolem miłości pomiędzy dwoma mężczyznami lub dwie- ma kobietami, nie zawiera w sobie nic, co mogłoby być prawdziwie i osobiście otrzymane od drugiej osoby jako trwały dar. Jest to symbol płytki, symbol sentymentaliz- mu, wiecznie niedojrzałej młodzieńczości i charakterys- tycznej dla okresu dojrzewania dwuznacznej i niejasnej tożsamości, kiedy to człowiek nie wie jeszcze tak napraw- dę, do jakiego rodzaju płci przynależy i ma poczucie swej seksualnej nieadekwatności. Typowe jest, że ludzie, któ- rzy wchodzą w relacje homoseksualne próbują zbliżyć się do osób tej samej płci, by odkryć i odnaleźć siebie w nich raczej, niż w sobie samych. Na przykład mężczyzna tkwiący w tej słabości, będzie dążył raczej do wydobycia z innych tego, czego brak odczuwa, niż do uznania swej odpowiedzialności za zaakceptowanie istnienia tego bra- ku, który nosi w sobie przynajmniej w zarodku, by w ten sposób wzrastać ku pełnej osobistej dojrzałości. Patrząc dużo głębiej, w relacji homoseksualnej nieobec- ny jest dar z własnej substancji, który mógłby przynieść owoce, nie ma w niej otwartości na stworzenie nowego ludzkiego życia. Każdy pozostaje zasadniczo samotny. Nie ma tu prawdziwego wejścia w drugiego człowieka jako osobę, nie ma ani możliwości złożenia trwałego daru z siebie, ani możliwości jego prawdziwego przyjęcia. Wszystko pozostaje powierzchowne; po dokonaniu aktu każdy jest taki sam, jak był przedtem. Ponieważ w akcie homoseksualnym niemożliwa jest prawdziwa komunika- cja twarzą w twarz, również prawdziwe współżycie płcio- we jednej osoby z drugą jest wykluczone. Jasno tu widać, jak dalekie jest to od obecnego w małżeństwie cał- kowitego wzajemnego daru osób. Z aktywnością homoseksualną związana jest, jeśli już nie radykalna pogarda dla własnej płci, a w rzeczywistości w ogóle dla płci, to przynajmniej lęk przed płciowością jako taką. Już samo w sobie pojęcie płciowości czy seksualności zakłada bowiem istnienie drugiej strony, której urok leży w jej odmienności i która jest naprawdę zupełnie inna zarówno pod względem fizycznym, jak i pod względem wewnętrznego usposobienia. Tymczasem podejmująca aktywność homoseksualną osoba lęka się tej natury seksualności, zakładającej otwartość na tak wielką odmienność. Dość często strach ten towarzyszy istnieniu bardziej lub mniej nasilonej nienawiści do płci przeciwnej. To, co odmienne uznaje się za niepotrzebne, czy wręcz niepożądane, fascynuje zaś tylko to, w czym jest podobieństwo do siebie samego i tylko tego szuka się w drugim człowieku. Znalezienie rozwiązania takiego typu problemu, tak jak w przypadku każdej perwersji, wymaga wysiłku całej osoby, ponieważ to cała osoba jest chora, a nie tylko sfera jej seksualnych żądz. W rzeczywistości, podstawowa choroba wcale nie dotyczy pragnień seksualnych. Nieza- leżnie od upodobań seksualnych i rodzaju doświad- czanych pokus, każda osoba, jeśli tylko jest jeszcze zdolna 87 do dokonywania wolnych wyborów i ma dość pokory, by pragnąć i szukać Bożej łaski, ma możliwość życia w czys- tości. Głównym składnikiem choroby jest użalanie się nad sobą i konsekwentna odmowa zaakceptowania swej konstrukcji psychicznej jako wezwania do zachowania pełnej wstrzemięźliwości, przynajmniej przez jakiś czas. Upodobania homoseksualne jako takie nie muszą czynić życia trudnym do zniesienia. Z pomocą Boga mogą one prowadzić do uświęcenia doświadczającej ich osoby, jeśli tylko postanowi ona spokojnie podążać za przykazania- mi, które wpisał On w naszą naturę. Możemy teraz zrozumieć, dlaczego Kościół był zawsze tak bardzo przeciwny antykoncepcji. Niezależnie od rodzaju i sposobu działania zastosowanej metody, polega ona na zastąpieniu czymś obcym symbolu miłości. Środki antykoncepcyjne to albo bariery fizyczne, albo substancje chemiczne ograniczające warunki płodności. Umożliwia- ją one czynienie tego, co pozornie wydaje się być aktem małżeńskim, w zaprzeczający całkowicie jego istotnemu znaczeniu sposób, w sposób, który wyklucza, wstrzymuje i neguje najbardziej podstawowy skutek działania ludz- kiej energii seksualnej. W przypadku kobiety, dochodzi wtedy do odrzucenia przez nią władzy mężczyzny nad jej ciałem. W przypadku mężczyzny - do nie dopuszczenia do tego, by kobieta, dzięki swej płodności, obdarzyła go nową osobą podobną do niego samego, której istnienia on, jak widać, wcale nie chce. Zapora stawiana energii seksualnej lub jakaś forma powstrzymania jej w obu tych wypadkach symbolicznie wyraża sterylizację któregoś z partnerów lub ich obojga. Nie jest więc sprawą przypadku to, że wielu z tych, którzy zaakceptowali antykoncepcję nie dostrzega żadnej róż- nicy, z wyjątkiem różnic w skuteczności lub wygodzie stosowania, między prezerwatywami czy krążkami z jed- nej strony, a pigułkami lub wkładkami wewnątrzmacicz- nymi z drugiej. Nieprzypadkowe jest też to, że wiele z tych osób posunęło się tak daleko, że zdecydowały się one na trwałą sterylizację siebie lub współmałżonka. W każdym z powyższych przypadków dochodzi do wykluczenia 88 prawdziwego symbolu miłości, który obrazuje pełnię wzajemnego obdarowywania się i przyjmowania swych darów. Akt seksualny, zamiast stanowić symbol męskiej dominacji, staje się symbolem dominacji kobiecej, a za- miast obrazować męską siłę, obrazuje impotencję. Teoretycznie jest możliwe, by jakaś stosująca antykon- cepcję para rzeczywiście miała na myśli to, co symbolicz- nie wyraża akt „antykoncepcyjny". Sądzę jednak, że w dzisiejszych czasach, w których zdarza się, że nawet księża pozostają w swym nauczaniu w tej materii w sprze- czności z Kościołem, większość z tych par tak do tego aktu nie podchodzi. Pomiędzy tymi ludźmi może istnieć prawdziwa miłość. Mogą oni wcale nie pragnąć stawiania swej miłości barier. Znajdują się jednak w kręgu od- działywania psychologicznej i moralnej wymowy swego zabarykadowanego i zatamowanego związku. Jego we- wnętrzne, symboliczne znaczenie powoli, stopniowo, w niezauważalny dla nich sposób wpływa najpierw na podświadomość, a potem na świadome umysły, by w koń- cu wytworzyć w nich ten zimny, skoncentrowany na sobie wrogi stosunek do nowego życia, który nazywamy „men- talnością antykoncepcyjną". Mówiąc bardziej ogólnie, sam fakt, że ktoś zadaje kłam symbolowi miłości lub go wypacza, nie musi oznaczać braku miłości dla drugiej strony. Może to być nawet miłość głęboka, niemniej jednak jest to miłość w jakiś sposób „zwichnięta". Stąd bierze się ten straszny ciężar na sumieniu, ten tępy ból serca - duchowe skutkami wywichnięcia zachowań ciała ze stawu ich prawdziwego znaczenia. Podsumowując możemy powiedzieć, że symbolami seksualnymi trzeba posługiwać się w prawdzie. Jeśli nie można ich użyć do wyrażenia prawdy, nie powinno się ich używać wcale. Co więcej, żadnego symbolu seksualnego nie można odłożyć na bok czy zignorować po to, by sięgnąć po jakiś jego substytut. I chociaż czasami trudno jest czekać do momentu, w którym w pełni stosowne będzie podjęcie aktywności seksualnej, trudność tę za- wsze można przezwyciężyć dzięki modlitwie i poważnej 89 refleksji nad prawdziwym znaczeniem i głębią miłości, jaką zgodnie z zamiarem Boga ten akt ma wyrażać. Możemy tu nawiasem wspomnieć, że naturalne plano- wanie rodziny (NPR) ma całkowicie odmienną sym- bolikę. Dzięki niemu małżonkowie faktycznie wiedzą, że w danym momencie nie są płodni jako para w związku z czym pomimo współżycia on jej nie zapłodni, ona zaś nie pocznie. Nie dochodzi tu jednak do zaburzenia samego aktu. Para zasadniczo nadal pozostaje otwarta na życie. Gdyby tak nie było, mogliby sięgnąć po łatwiejsze od NPR środki. Prawdą jest oczywiście to, że również metody naturalne da się wykorzystywać czysto egoistycznie. Dwoje ludzi stosujących NPR może się razem tak skutecznie zamknąć na dzieci, jak gdyby stosowali antykoncepcję. Tak jednak być nie musi. Sama metoda pomaga zresztą w uniknięciu takiego nadużycia. Osoby stosujące NPR nie mogą współżyć ze sobą zawsze, kiedy zechcą. Są zaproszone tym samym do ofiarowania większego, bo wymagającego poświęcenia daru i do stanięcia ponad własnymi prag- nieniami. Ponadto, aby stosować NPR w skuteczny sposób, para musi osiągnąć większe wzajemne zaufanie w dziedzinie swej płciowości, biorąc pod uwagę wszystkie jej aspekty. Para korzystająca z metod naturalnych musi traktować swą płodność jako wspólną własność, a nie każdej osoby z osobna. RANDKI Ta sama generalna zasada odnosi się do innych pro- blemów seksualnych. Pomaga na przykład odpowiedzieć na niektóre z pytań, jakie pojawiają się u młodych ludzi, gdy rozpoczynają „chodzenie ze sobą", pragnąc odnaleźć osobę, z którą chcieliby spędzić resztę życia. Aby uzyskać jakąś jasność w trudnej kwestii intymnych pieszczot między młodymi ludźmi, także takich, które obejmują sferę genitalną, należy sobie uświadomić, że te 90 „działania" są również symboliczne. Wyrażają one prag- nienie podarowania siebie drugiej osobie i są manifestacją płynących z serca uczuć. W tego typu formach aktywno- ści seksualnej nie ma, rzecz jasna, tej pełni, jaką odnaj- dujemy we współżyciu płciowym. Wielu z nich nie można uznać za uniwersalne środki wyrazu miłości seksualnej. Znaczenie czegoś takiego jak pocałunek jest w dużej mierze kwestią obyczaju czy konwencji, chociaż są i takie gesty, które w sposób naturalny towarzyszą miłości erotycznej, jak na przykład pieszczoty, przytulanie się czy odkrywanie swej nagości. Niezależnie jednak od tego, czy takie zachowania seksualne wynikają z konwencji, czy wpisane są w naturę, najważniejsze w odniesieniu do nich jest to, że są one w jakimś sensie niepełne. Wywołują one pobudzenie seksualne, ale nie przynoszą spełnienia. Związany z nimi dreszcz emocji słabnie szybko w miarę ich powtarzania. Dwoje ludzi ma tendencję do posuwania się w piesz- czotach coraz dalej nie dlatego, że ich miłość tak wzrosła (co często wcale się nie dzieje), ale po to, by odnaleźć takie ich formy, które odnowiłyby pierwotne poczucie obu- stronnego przywiązania. Symbole te są poza tym eks- cytujące same w sobie i pociągają człowieka do podej- mowania jeszcze silniej stymulujących zachowań. Dwoje ludzi nie będących małżeństwem, nie jest też zazwyczaj w stanie rozmawiać ze sobą o tym w prawdzie. Obej- mowanie się, przytulanie i pieszczoty stanowią bowiem naturalne preludium do stosunku płciowego. Stworzone one zostały przez Boga jako częściowe symbole miłości, poprzez które para przygotowuje się odpowiednio pod względem fizycznym, emocjonalnym i duchowym do spełnienia w samym współżyciu. W przypadku pary małżeńskiej miejsce dla tych rzeczy jest oczywiste. Problem pojawia się wtedy, gdy osoby te nie są małżeństwem. Nie wolno im bowiem posługiwać się tymi formami seksualnych działań tak, jak to czyni para małżeńska. Korzystając z tych środków wyrazu nie mogą sobie wyznać ani tego, że do siebie należą, ani swego pragnienia, by ta druga osoba była gotowa przyjąć 91 całkowity dar miłości. A gesty, o których mowa, to właśnie znaczą. I to dlatego tak bardzo pobudzają one nawet tych, którzy autentycznie takiego pobudzenia nie chcą. Jasne jest również, że nie można posługiwać się tymi symbolami miłości, gdy ma się na myśli przede wszystkim własne zaspokojenie i przyjemność. Używanie znaków oddawania siebie drugiemu po to, by coś dla siebie uzyskać jest jeszcze większym kłamstwem. Nie ma więc wątpliwości, że osoby nie żyjące w małżeństwie nie powinny się obejmować ani pieścić w celu uzyskania seksualnego pobudzenia lub przyjemności. Nawet, gdyby w jakiejś sytuacji doszło do takiej stymulacji, nie powinny one na nią partnerowi przyzwalać. Zgodzenie się na to, nawet jeśli akt fizyczny nie miałby w końcu miejsca, byłoby równoznaczne z wejściem, przynajmniej w sferze uczuć i pragnień, w rozwiązłość lub formę masturbacji. Rozważmy więc powszechny przypadek dwojga ludzi, którzy bardzo się lubią, są sobą autentycznie zaintereso- wani, choć jeszcze nie zaręczeni i którzy poprzez piesz- czoty nie pragną wyrazić niczego więcej poza przywiąza- niem, poza swym uczuciem do drugiego. Ponadto rzeczy- wiście szanują oni siebie nawzajem i dlatego postawili sobie granicę, poza którą nie wykroczą. Widzą wystar- czająco jasno, jak straszną rzeczą byłoby posłużenie się symbolami miłości w sposób, który zamienia je w narzę- dzia mogące zniszczyć duszę lubianej przez nich osoby (jakże żałosna byłaby to przyjaźń!), a także ich własną duszę i naprawdę tego nie chcą. Co wówczas? Problem pozostaje nadal. Stała kontynuacja lub po- wracanie tydzień po tygodniu do takich ograniczonych pieszczot - niezależnie od tego czy przeżywane są ciągle z tą samą osobą, czy też nie - prowadzi do utraty wrażliwości i zdolności ekspresji. Dzieje się to nawet wtedy, gdy para nigdy nie przekracza ustalonej przez siebie granicy. Stałe korzystanie z języka, w zamierzeniu będącego tylko czymś wstępnym, powtarzanie używania częściowych symbolów miłości bez przejścia do speł- nienia, powoduje, że „zużywa" się ich znaczenie. Kiedy pewnego dnia osoby takie zapragną sięgnąć do tych 92 symboli, by wyrazić głębię tej jedynej miłości, której zdecydowały się poświęcić całe życie, odkryją, że nie wiedzą jak. Tak, jak w przypadku flag narodowych, które wywiesza się czwartego lipca [święto narodowe USA - przyp. tłum.], którymi powiewa się na meczach i które obecne są na wszelkich konferencjach politycznych. Tak często je widzimy, że trudno nam już odczuć pełnię ich znaczenia. Tak więc, w wypadku nie zaręczonych jeszcze osób, pocałunki, obejmowanie się i pieszczoty, przynajmniej te intymne i przedłużone, wydają się nie na miejscu. Przyje- mność płynąca z przekazywania sobie ciepła, ani moż- ność wyrażania sobie obustronnej akceptacji przez zabar- wione seksualnie pieszczoty nie są wystarczającymi po- wodami, by usprawiedliwić ich negatywne, w sytuacji takiej pary, konsekwencje, które polegają na uszkodzeniu w pewnym stopniu ich zdolności do okazywania miłości. Szkody te pojawić się mogą nawet wtedy, gdy nie ma mowy o zagrożeniu dla czystości w wąskim rozumieniu tego słowa. Osoby, które są zaręczone, ze względu na to, że zaangażowały się już w jakiś rodzaj wzajemnego, choć jeszcze niepełnego związku, znajdują się w sytuacji, w której uzasadnione jest manifestowanie swej miłości nawet przez długie pocałunki i obejmowanie się. Ich miłość doprowadziła ich do złożenia sobie zaczątku daru z siebie i choć jest to jeszcze tylko częściowy dar, można go we właściwy sposób wyrażać poprzez te naturalne symbole. Prawdę o tym darze można wyrażać za pomocą takich form płciowej aktywności pod warunkiem, że nie będą one prowadzić żadnej z osób do grzechu, że nie dojdzie między nimi do stanu pełnego agresji napięcia oraz że narzeczeństwo nie będzie się przedłużało w nie- skończoność. W momencie bowiem, gdy zaręczeni za- czynają przewidywać, że ich narzeczeństwo musi ulec wydłużeniu, intymne pocałunki, obejmowanie się i inne ciepłe gesty przywiązania powinny mieć miejsce w dużych odstępach, aby uniknąć stępiania się i zużywania znaków wyrazu miłości. 93 RELIGIJNE ZNACZENIE NIEWŁAŚCIWEGO UŻYWANIA SEKSU Dla nas jednak, jako chrześcijan, to, o czym mówiliś- my powyżej, nie jest wystarczające. Ograniczaliśmy się dotąd do poziomu symboliki naturalnej. Tymczasem Boże Objawienie wyniosło tę naturalną symbolikę czyniąc ją nie tylko środkiem wyrazu prawdy o naszej psychice, ale o Bogu i Jego do nas miłości. Przyjrzenie się temu, co symbolizują różne rodzaje aktywności seksualnej w świetle Objawienia, powinno dać nam większą jasność, co do ich wartości moralnej. Chrześ- cijanin postrzega wszelkie rodzaje zachowań seksual- nych, a także ocenia czy są one dobre, czy złe, przez porównanie tego, co symbolizują one same w sobie, z prawdą, która wypływa z wiary. Na prawdę tę składa się poznanie Ojca, który zrodził nas na nowo jako swe dzieci w Chrystusie oraz zrozumienie związku Chrystusa z Kościołem. CHRZEŚCIJAŃSKIE ROZUMIENIE KŁAMSTW SEKSUALNYCH Zajmiemy się najpierw wykorzystywaniem języka ak- tywności seksualnej do wypowiadania tego, czego się tak naprawdę w duchu nie myśli. Spróbujmy spojrzeć szerzej na to zagadnienie. Z jednej strony, faktem jest, że nie możemy dostrzec żadnej konieczności, która mogłaby niejako zmusić Boga do tego, by się nam objawił. Z drugiej strony, skoro już to uczynił, nie do pomyślenia jest, by mógł okłamywać swój lud. Także Chrystus, Słowo Boże, nie mógłby okłamać swej Oblubienicy. Nie mógłby On, z samej swej natury, kierować się własnymi celami lub przyjemnością, przysię- gając jej stałą, totalną i wyłączną miłości, której by tak naprawdę nie miał. 94 Przejdźmy do omówienia poszczególnych rodzajów aktywności seksualnej. Rozwiązłość, czyli zjednoczenie seksualne dwojga ludzi nie będących małżeństwem, sym- bolizuje - na poziomie nadprzyrodzonym - dawne formy pogaństwa. Mężczyzna, który popełnia akty rozwiązło- ści, w żadnym razie nie może być przedstawieniem Boga. Bóg poślubił Izraela, z góry będąc świadomym jego słabości i niewierności, a mimo to związał się z nim jedynym na zawsze. Mężczyzna taki nie może również przedstawiać Chrystusa w Jego związku z Kościołem, Chrystusa, który dobrowolnie przyjął mękę i śmierć, by oczyścić swą Oblubienicę z niewierności. Wyobraża on raczej jedno ze starych bóstw obdarzających swymi łaskami tych ludzi, których akurat w danej chwili kapryś- nie wybrało. Kobieta popełniająca czyn rozwiązły symbolizuje od- dające cześć takim bóstwom starożytne ludy. Taka cześć była zawsze uzależniona od okoliczności. Jeśli bogowie zawiedli czy to podczas żniw, czy w bitwie, ludy te albo całkowicie ich porzucały dla bardziej potężnych bogów tych narodów, które je podbiły, albo też przyłączały ich do obcego panteonu jako pomniejsze figury. O bezwarunkowym oddaniu pogańskie religie nie wiedziały zupełnie nic. Oczywiste jest, że osoba rozwiązła nie może wyobrażać Kościoła, któremu Chry- stus darował Świętego Ducha, aby utrzymać go na zawsze w wierności sobie. Cudzołóstwo natomiast zaprzecza temu, że Chrystus jest jedynym Oblubieńcem, a Kościół Jego jedyną Ob- lubienicą. Cudzołóstwo popełnione przez żonę wyraża w sposób symboliczny, że istnieje jakiś inny, równie odpowiedni dla Kościoła małżonek, jak Pan. Cudzołóst- wo takie jest więc symbolem popełnianego przez wierzą- cych grzechu idolatrii, którego przykładem może być postępowanie Izraela przed okresem Wygnania, kiedy to oddawał on cześć Panu (Jahwe) idąc równocześnie za obcymi bogami i im także oddając cześć. Cudzołóstwo męża ma z kolei sens odwrotny. Oznacza ono symbolicznie, że Chrystus mógłby odwracać się 95 i, czasem od swej jedynej Oblubienicy, Kościoła, i oddawać i i się innej ignorując swoje przymierze małżeńskie z tą, dla \ której umarł. Możemy teraz zobaczyć, dlaczego w judaizmie i chrześcijaństwie istniało przekonanie, że cudzołóstwo żony jest w jakimś sensie gorsze niż cudzołóstwo męża. Wypieranie się bowiem jedynego prawdziwego Boga oraz Jezusa, którego posłał, jest większym grze- chem, niż zaprzeczanie wyjątkowości czy szczególnej pozycji jakiegokolwiek stworzenia, nawet jeśli jest nim Kościół. Możemy również zrozumieć, dlaczego Nowe Prawo nie karze cudzołóstwa śmiercią, tak jak to było w Starym Prawie. Chrystus bowiem zdecydował się wziąć na siebie nasze grzechy i umrzeć za swój grzeszny i cudzołożny lud, tak by Jego Oblubienica mogła być odtąd bez skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego. Jeśli więc cudzołóst- wo żony jest większym grzechem, a zamiast niej na śmierć poszedł jej Mąż, to nam nie wolno domagać się czegoś więcej niż Jemu; sługa nie jest większy od swego Pana. Możliwość rozwiązania skonsumowanego małżeństwa sakramentalnego przekreślona jest na tych samych pod- stawach. Rozwód cywilny polega na separacji od łoża i stołu, jeśli jedno z małżonków popełniło wystarczająco poważne przestępstwo. Byłoby to odpowiednikiem Wy- gnania, czyli rozproszenia Izraela przez Boga po krajach pogańskich, gdzie pozostawia On go w izolacji i pogar- dzie pomiędzy narodami, którym Lud Boży w tak dużym stopniu zazdrościł dobrobytu, że posuwał się do od- dawania czci ich bogom. Nie będąc w stanie przyłączyć się do pogan bez całkowitej utraty swej tożsamości, Lud Boży zatęsknił za swym Panem, ale nie potrafił Go odnaleźć, dopóki Bóg sam nie przywiódł go do praw- dziwej skruchy. Pan nie mógłby jednak nigdy tak po prostu porzucić swej Oblubienicy. Jak mówiliśmy już w rozdziale 5, nie mógłby On, niezależnie od stopnia niegodziwości swego ludu, ani odrzucić go na zawsze, ani poślubić kogoś innego. Na tej samej zasadzie nigdy nie może zostać rozwiązane chrześcijańskie małżeństwo. 96 Jest to dziedzina, w której katolicy naprawdę mają szczęście. Pomimo upadku kulturowego wynikłego ze społecznej akceptacji posiadania przez państwo władzy uprawniającej je do rozwiązywania małżeństw, wiedzą oni bowiem, że Bóg, tworząc małżeństwo sakramental- ne, uczynił je nierozerwalnym. Dla nich nadal możliwe jest wkraczanie w małżeństwo z pełnią miłości i ob- darowywanie się sobą bez żadnych ograniczeń, i bez rezerwowania sobie jakiejkolwiek możliwości odwrotu. Jeśli ich małżeństwo staje się, według ludzkich kryte- riów, tragiczną porażką, to ich siłą pozostaje stałość ich związku. Nie mając możliwości poddania się lub rezyg- nacji, muszą tym bardziej zapamiętale się trudzić i tym gorliwiej się modlić, aby pomóc sobie nawzajem w udo- skonalaniu swej miłości, nawet kosztem wielkiego po- święcenia i ofiary. Dzięki złączeniu swej męki i zmagań z agonią Chrystusa, rozumieją oni bowiem, że dobro- wolne wyrzekanie się siebie jest najpotężniejszym sło- wem miłości, przy którym akt seksualny sam w sobie jest czymś bardzo małym. Zupełnie obca chrześcijaninowi jest również postawa oziębłości lub niewrażliwości zwłaszcza wtedy, gdy jest ona celowo wybierana. Jak Chrystus mógłby być obo- jętny wobec tych, którzy Go kochają? Jak mogliby Go oni nie obchodzić - Jego, który za nich poniósł śmierć? Natomiast my, dzieci Kościoła, możemy fa- ktycznie być zimni w stosunku do Chrystusa, odmawiać Mu wsparcia w dziele, które podjął dla całego rodzaju ludzkiego, nie zwracać na Niego uwagi, nie chcieć słuchać Jego głosu. Smutny jest ten stan letniości, kiedy chrześcijanie nie czynią wiele więcej poza wy- pełnianiem zewnętrznych znaków wiary, zadowalając się biernością i obojętnością wobec Chrystusa. Duch zachowuje jednak Kościół od takiej oziębłości wobec Pana. Dlatego złem jest takie zachowanie seksualne, które implikowałoby coś przeciwnego. 97 CHRZEŚCIJAŃSKIE ROZUMIENIE PERWERSJI SEKSUALNEJ Rozważając na najogólniejszym poziomie owo oszus- two, czy też fałszerstwo, jakim jest używanie zdolności seksualnej inaczej niż zamierzył to Bóg, dostrzegamy pewną ważną prawdę. Mówi ona, że nie można od- separować miłości Boga do nas od tego, że czyni On nas swoimi dziećmi w Chrystusie, dzieląc się z nami w ten sposób swoim życiem. Podążając dalej torem tego rozumowania widzimy, że Chrystus, z kolei, nie mógłby radować się swym Kościołem, gdyby nie uczy- nił go płodnym poprzez dar swojego Ducha. Z drugiej strony Kościół nie mógłby przyjmować darów Ducha Świętego i cieszyć się nimi, gdyby odmówił przynosze- nia owoców, gdyby odmówił przekazywania życia Bożego innym. Odnieśmy to do masturbacji. Chrystus nie przyszedł po to, by siebie samego zadowolić, jak to mówi, choć nieco innymi słowami, Pismo Święte. Przybył On po to, by szukać Oblubienicy. Nie pozostawał sam. Ryzykując odrzucenie szukał swojego ludu - i rzeczywiście został odrzucony. Pomimo to, płacąc za to ogromną cenę, zaślubił go na krzyżu i uczynił go płodnym dając mu swego Ducha, tak aby mógł stać się matką wszystkich żyjących. Podobnie też Kościół nie mógłby rozkoszować się darami Ducha pozostając w izolacji i nie pragnąc dzielić się nimi z tymi, którzy jeszcze nie poznali Chrys- tusa. Taka odmowa podejmowania wysiłków misjonars- kich mogłaby przynieść tylko upadek i zniszczenie lokal- nemu Kościołowi, który by się w ten sposób zwrócił ku sobie samemu. Chcąc dowiedzieć się co w odniesieniu do Chrystusa i Kościoła symbolizowałaby męska aktywność homosek- sualna, musimy najpierw spytać, jaka inna niż Pan męska figura ukazana jest nam w Objawieniu. Kto oprócz Pana może przejawiać inicjatywę? Kto jeszcze jest inny, krań- cowo wręcz różny od kobiecego w swej naturze stworze- nia? Otóż pod taką powierzchownością Stary Testament przedstawia nam kochanków Izraela, czyli obcych bogów oraz obce kraje, którymi oni rządzą. Chodzi tu w gruncie rzeczy o cały obszar powiązanych ze sobą rzeczywistości - o bogów, o narody, które oddawały im cześć, a także 0 technologię, jaką te narody posiadły, a której Izrael nie miał, a na którą składały się rydwany, konie, słonie 1 różne machiny wojenne. W czasach dominacji rzyms- kiej, za których nasz Pan wędrował po ziemi, wszystko to sprowadzało się do jednego słowa - „Cezar". Męska aktywność homoseksualna symbolizuje więc na poziomie nadprzyrodzonym mężczyznę zakochanego w kimś takim samym, jak on. Obrazuje ona także człowieka zakochanego w sile państwa i szukającego w nim mocy mogącej go zbawić i ocalić. Jest to przeci- wieństwem i zaprzeczeniem kobiecości Kościoła i jego słabości rozumianej w kategoriach ludzkich. Taki sposób patrzenia jest odzwierciedleniem świeckiego humanizmu, dla którego „jedynym Bogiem człowieka jest sam czło- wiek" i który odmawia tym samym zaakceptowania prawdziwej odmienności Boga. Na tej samej zasadzie męskości oparte jest również państwo. Męski pierwiastek obecny jest w technologii, którą ono dysponuje, w poten- cjale wojennym, w próbach rozwiązywania wszystkich problemów niezależnie od Boga lub Jego Kościoła, w przejmowaniu w swoje ręce całej inicjatywy. Wiemy jednak, że Chrystus nie poślubił ani państwa, ani techno- logii, ani świeckiego „postępu", ani wojny - niezależnie od tego, jak dobre mogły by być te rzeczy same w sobie, jeśli by ich po prostu we właściwy sposób używać, nie czyniąc z nich przedmiotu miłości. Chrystus jest po- ślubiony tylko swemu Kościołowi. Jedynym innym niż Pan męskim pierwiastkiem w Piś- mie Świętym jest szatan, który stawia siebie w miejscu Boga, który podejmuje inicjatywę w zakresie kuszenia i okłamywania całego świata, który małpuje majestat Boga i Jego władzę sądzenia i potępiania grzesznika, jednak bez zrozumienia Jego miłości. W tym świetle nie stanowi takiego zaskoczenia fakt, że w historii odnaj- 98 99 dujemy częste powiązania między męską aktywnością homoseksualną, a oddawaniem czci diabłu. Mówiąc o „miłości" lesbijskiej zacząć trzeba od zadania podobnego pytania. Jaka figura kobieca, jaki pierwiastek kobiecy inny niż Kościół, pojawia się w Piśmie Świętym? Kto lub co nosi w łonie i wydaje na świat? Kto lub co wabi i przyciąga pierwiastek męski i jednocześnie nań odpowiada? Odpowiedź wydaje się jasna: Boże stworzenie, cały dobry, stworzony porządek. „Miłość" lesbijska symbolizuje więc Oblubienicę-Koś- ciół, która odwróciła się od Pana, aby wziąć w objęcia to, co jest jej podobne - to, co stworzone. Podobieństwo to dotyczy płodności, w której stworzenie również zależne jest od Innego, niepodobnego do Oblubienicy, dotyczy piękna, które również jest pięknością przez tegoż Innego darowaną oraz tego, że stworzenie - podobnie jak Kościół - nie jest zdolne do podejmowania ini- cjatywy w stosunku do Boga. „Miłość" lesbijska nie symbolizuje więc wcale Kościoła i oddawania chwały Chrystusowi, lecz czczenie natury, oddawanie czci Izis lub Matce-Ziemi. Wyraźnie zbliżonym pierwiastkiem kobiecym - choć nie znam żadnego biblijnego uzasadnienia tej tezy -jest współczesny psychologizm. Polega on na fascynacji psychologicznym światem innych ludzi, w której og- niskiem zainteresowania jest wnętrze podobne do tego, jakie ma potencjalny znawca. „Psychologa popularnego" nie pociąga prawdziwa psychologia lub psychiatria, czyli pragnienie poznania drugiego w jego inności po to, by wesprzeć go na tyle, aby potrafił sam sobie pomóc w dochodzeniu do pełni zdrowia psy- chicznego. Wydaje się raczej, że taki „pop-psycholog" szuka albo wglądu w to, co, jak czuje, jest nie tak w nim samym, albo wzmocnienia i dowartościowania samego siebie przez wnikanie w podobne przeżycia innych. Ta zasadniczo kobieco-kobieca relacja sym- bolizowałaby Kościół odwracający się od Boga ku stworzonemu światu, tym jednak razem ku wnętrzu stworzenia - ku ludzkiemu sercu. 100 Współżycie seksualne z wykorzystaniem środków an- tykoncepcyjnych sugeruje symbolicznie, że Bóg mógłby dawać swą łaskę i wylewać swego Ducha Świętego, nie pozwalając im na przynoszenie owoców, pozbawiając Kościół możliwości rodzenia mu nowych dzieci. I od- wrotnie, antykoncepcja wyraża również domniemaną obojętność Boga na to, czy Jego lud, ciesząc się Jego światłem i płynącą od Niego pociechą, przynosi je- dnocześnie owoce łaski, takie jak: czysta wiara, silna nadzieja, żarliwe wypełnianie czynów miłości wobec Boga i całego Jego ludu, prowadzenie, za przykładem naszego Pana, życia pełnego cnoty - czy też odmawia przynoszenia tych owoców. Antykoncepcja ma jednak jeszcze jeden aspekt. Jako bariera stawiana miłości, jaką jeden z partnerów może przekazać drugiemu, symbolizuje ona to, co dzieje się, gdy człowiek idzie do spowiedzi powodowany „zwycza- jem" lub „sentymentami", np. dlatego, że jest Boże Narodzenie lub Wielkanoc - i celowo nie wymienia jakiegoś poważnego grzechu. To zatajenie prawdy spra- wia, że zupełnie nieważne staje się udzielone rozgrzesze- nie, a do poprzednich grzechów dołącza się grzech świętokradztwa. Antykoncepcja przypomina również postępowanie tych, którzy idą do Komunii w stanie grzechu śmiertel- nego, będąc tego grzechu świadomi. Tu również dochodzi do wycofania, do postawienia bariery całkowitemu daro- wi z siebie. I osoby takie podejmują gesty i język miłości, i choć autentycznie kierującym nimi motywem może być miłość, to jednak nałożenie bariery przywiązania do grzechu lub bariery wstydu przed przyjęciem przebacze- nia, sprawia, że największa nawet miłość staje się bezpłod- na i bezowocna. W Komunii bowiem Bóg nie tylko sam daje nam wszystko, ale i nas prosi o to, byśmy Mu wszystko oddali. Z partnerem stosującym antykoncepcję jest podobnie, jak z osobą przystępującą do Komunii w stanie grzechu. Stawia on barierę prokreacyjnym zdolnościom miłości i w ten sposób świadomie odmawia ofiarowania całkowitego daru z samego siebie. Stawiając 101 Bogu przeszkody w stworzeniu nowego życia przez niedopuszczenie do zaistnienia odpowiednich warunków stwórczych, człowiek ten staje się symbolem pogwałcenia świętości i popełnia czyn bliski świętokradztwu. Dzieje się to na tej samej zasadzie, co w przypadku osoby, która bez skruchy przystępuje do Komunii, niszcząc w ten sposób stwórcze warunki i zamykając Bogu drogę do odrodzenia w niej życia nadprzyrodzonego. ŻYCIE, ŚMIERĆ I MIŁOŚĆ Podsumowując zauważmy, że zarówno na naturalnym poziomie symboliki, jak i na nadprzyrodzonym, perwer- sje odwracają bieg rzeczy. To, co istnieje w celu tworzenia nowego życia, zastępowane jest przez odmowę jakiego- kolwiek na nie otwarcia. Jest to świadectwem pewnego braku nadziei, zniechęcenia do przyszłości. Zamiast prze- kazywać życie tym, którzy przychodzą po nas i których zobaczymy tylko na starcie ich życia, dochodzimy do wniosku, że wychowywanie dzieci jest zbyt ciężkie, zbyt kłopotliwe. Czujemy, że zbyt trudno jest w intymny sposób dzielić życie z drugą osobą, która jest tak różna ciałem i sercem a często również i umysłem. Wracamy więc ku temu, co jest nam znane i angażujemy się w jakiś rodzaj oszukańczej relacji. Co więcej, ludzie od pokoleń już znają związek, jaki istnieje pomiędzy grzechem seksualnym a śmiercią. Spo- glądając tak daleko wstecz, jak to tylko możliwe - na poezję epicką z Ugarit sprzed 4000 lat, na sztuki Eurypi- desa sprzed 2400 lat, na pokazy gladiatorów w starożyt- nym Rzymie sprzed 1800 lat i na niezliczoną ilość innych historycznych przypadków - dostrzeżemy, że zboczona namiętność seksualna zamienia się w żądzę krwi. Za- mknięcie drogi instynktowi życia rodzi instynkt śmierci. Odłączanie zdolności przekazywania życia od działań w tym celu stworzonych jest rodzajem uśmiercania i osta- tecznie symbolizuje zabójstwo. 102 Dobrze wiadomo, że istnieje tragiczny związek pomię- dzy męską aktywnością homoseksualną a samobójst- wem. Chociaż trudno uzyskać dokładne liczby, wydaje się, że częstotliwość występowania samobójstw wśród osób homoseksualnie aktywnych jest dwadzieścia lub więcej razy wyższa niż w całej populacji. Ze związkiem między masturbacją a samobójstwami sprawa nie przed- stawia się aż tak dramatycznie. Wydaje się, że częściej stanowi ona jego symboliczne preludium niż przyczynę. Etycy akademiccy nie widzą zazwyczaj żadnego związ- ku pomiędzy antykoncepcją a aborcją. Postrzegają oni te dwa akty jako całkowicie od siebie różne. Pierwszy jest tylko powstrzymaniem życia, drugi - zabiciem niewinnej osoby. Tymczasem odkrycia dokonywane ostatnio przez ludzi zaangażowanych w ruchy obrony życia wskazują, że kobieta, która stosując antykoncepcję odmawia part- nerowi zawładnięcia swym ciałem, psychologicznie zsuwa się stopniowo do punktu, w którym pojawia się chęć wyparcia się owocu tego zawładnięcia, jeśli w jego wyniku doszło mimo wszystko do poczęcia w jej łonie dziecka. Typowym powodem, dla którego mężczyzna zwraca się ku środkom antykoncepcyjnym nie chcąc lub nie mając odwagi powołać na świat kolejnego człowieka, takiego jak on sam, jest, w tym pierwszym wypadku, pod- świadoma nienawiść do samego siebie, a w drugim - strach przed odpowiedzialnością. Jeżeli dojdzie do poczęcia, bardzo łatwo jest mu zatem - i to właśnie z powodu tej nienawiści do siebie lub strachu - zdecydo- wać, że nie pozwoli na narodzenie się tej nowej, podobnej do niego i tak przerażająco od niego zależnej istoty. Ze związkiem między śmiercią a nadużyciami seksual- nymi mamy do czynienia nie tylko w przypadku wypaczo- nych form seksualności, ale, w nieco inny sposób, również tam, gdzie naturalne współżycie seksualne odbywa się w sposób kłamliwy. Kłamstwo takie jest rezultatem decyzji podążania za własnym pożądaniem bez oglądania się na koszty. Skutki takich krótkich momentów samoza- spokajającego fałszerstwa pojawiają się równie nieprze- widzianie, jak zły duch z magicznej lampy. Gdy się to 103 stanie nie można często liczyć na wsparcie ze strony rodziców, współmałżonka czy innych krewnych lub też jest ono niewystarczające. Egoizm zaś, w chwili paniki i samotności, łatwo może obrócić się w brutalność lub rozpacz. Znamy historię, jak Dawid cudzołożył z Batszebą i jak zabił jej małżonka. Mordercza zazdrość często przywodzi mężczyzn do zabijania kobiet podejrzewanych przez nich o zdradę. W kulturach mniej permisywnych niż nasza do tragedii prowadziła często rozwiązłość wieku dorastania, będąca niejednokrotnie skutkiem roz- paczliwego sentymentalizmu młodzieńczego, który prze- kroczył istniejące ograniczenia, ale nie znalazł odwagi lub siły, by świadomie zamierzyć to, co aktywność seksualna dwóch osób znaczy sama w sobie. W naszej kulturze niechciana ciąża częściej kończy się zabiciem dziecka w łonie matki, niż wzajemnym zabójstwem rodziców lub paktami samobójczymi. Istnieje jednakże głęboki związek między cierpieniem i śmiercią, a prawdziwą miłością. I ma on także wyraźnie widoczną stronę pozytywną, a nie tylko tę negatywną, która ukazuje się poprzez smutne konsekwencje nadużyć seksualnych. Prawdziwi kochankowie zawsze wyczuwali, że wybór trwałej miłości do jakiejkolwiek ludzkiej istoty naraża ich na wiele bólu. Chrześcijanin odkrywa pełną głębię tego powiązania w krzyżu Chrystusa. Tam właśnie widzimy to, w jaki sposób Miłość cierpi za tych, których kocha. To właśnie na krzyżu Chrystus umarł z miłości do tych, którzy Go umęczyli. Jezus pragnął cierpieć, być odrzuconym i zabitym przez ludzi, których kochał, ponieważ Jego śmierć niosła ze sobą ich zbawienie. Każdy więc, kto kocha miłością pełną miłosierdzia, miłością caritas, co jest możliwe tylko dzięki mocy Bożej miłości, będzie cierpiał i to głęboko. Istota grzechu seksualnego tkwi właśnie w tym, że odrzuca on związek między prawdziwą miłością a cier- pieniem. Niezgoda na zaryzykowanie bólu, jaki może zadać współmałżonka lub smutku, jaki mogą sprawić dzieci; poddanie się pożądaniu lub namiętności; uparte 104 dążenie do doznawania przyjemności, albo przynajmniej do zredukowania napięcia - każdy z tych przypadków oznacza w gruncie rzeczy odrzucenie krzyża pojawiające- go się wówczas, gdy pożądanie seksualne staje w poprzek miłości Boga i faktyczną odmowę zniesienia bólu wynika- jącego z frustracji. Odpowiedzią na wszystkie problemy seksualne jest podjęcie tego krzyża, powrót w skrusze do ukrzyżo- wanego Chrystusa i zaakceptowanie cierpienia, jakie miłość caritas wniesie do naszego życia. Nie ma powodu do tego, by się załamywać lub poddawać, gdy odczuwamy pokusę nienawiści do samego siebie z powodu naszych grzechów seksualnych. Nie ma sensu poddawać się pokusie użalania się nad sobą z powodu twardości walki, którą trzeba przeciw nim stoczyć. Idziemy do Pana w prawdzie i miłości. On nas kocha. Jeśli w to zwątpimy, patrzmy długo z wiarą na krucyfiks. Tam zobaczymy, czym jest prawdziwa miłość. Zobaczymy to, co zjednoczyło Chrystusa z Jego Kościołem. Nau- czymy się, ile rzeczywiście kosztuje być mężem lub żoną, ale uzyskamy jednocześnie od Jezusa moc i siłę, by ponieść konieczne koszty. Odnajdziemy także stosowną do naszego stanu radość dawania życia, jeśli tylko nie będziemy jej szukać kosztem krzyża. A kiedy dojdziemy już do głębszego zrozumienia, co to znaczy, że Chrystus umarł z miłości do nas i gdy poczujemy, że, w pewnym stopniu, zaczynamy już ko- chać, tak jak On, wtedy odnajdziemy także pełną radość z własnego życia i przedsmak rozkoszy nieba. VII. CHRYSTUS OJCEM ŚWIATA, KTÓRY MA NADEJŚĆ. DZIEWICTWO I WSTRZEMIĘŹLIWOŚĆ Przyjrzeliśmy się wspólnie naturalnemu znaczeniu aktywności seksualnej jako języka prawdziwej miłości, a także pełni nadanego jej przez Chrystusa znaczenia nadprzyrodzonego. Stwierdziliśmy również, że przepisy Prawa, dotyczące zachowań seksualnych, uzyskują pełne znaczenie i wymowę dzięki nauczaniu Nowego Te- stamentu. Prawdą jednak jest, że wielu z nakazów lub zakazów Prawa z obszaru, o którym mówimy, Kościół, przynaj- mniej w sposób dosłowny, nie przejął. Były one właściwe dla tamtego czasu, miejsca i kultury. Wbrew temu, co niektórzy dziś utrzymują, nie zostały one zniesione z powodu ograniczenia uwarunkowaniami kulturowymi lub przestarzałości. Wręcz przeciwnie. Symboliczny, a przez to uniwersalny język Nowego Testamentu, potwierdza je na nowo w czystszej i, z naturalnego punktu widzenia, bardziej surowej formie. Przykładem mogą być choćby słowa Pana: „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa" (Mt 5, 28). Lecz nawet ten stopień cnoty stał się dla nas możliwy do osiągnięcia dzięki łasce miłości Jezusa. I to pomimo całej naszej słabości. Wszystkie zasady dotyczące chrześcijańskiej moralności seksualnej wywodzą się z rozważanej już przez nas symboliki seksualnej i z nią współgrają. Wszystkie więc wypływają bezpośrednio z tego, co Bóg objawił nam o naturze swojej miłości. 106 Nie wystarcza jednak zrozumienie nadprzyrodzonej chwały, jaką otoczone jest małżeństwo chrześcijańskie czy współżycie seksualne. Nie wystarcza też zrozumienie powodów, dla których angażowanie się w pewne rodzaje aktywności seksualnej jest poważnym złem materii. Bóg powiedział nam bowiem znacznie więcej o tym, co może symbolizować nasza seksualność, co może ona ukazywać, gdy świadectwo o Nim niesiemy światu. Skierujmy się zatem ku zupełnie innemu obszarowi symboliki seksual- nej, którym Pismo Święte posługuje się, by pomóc nam zrozumieć, czym jest dziewictwo i wstrzemięźliwość. SYMBOLIKA CZYSTOŚCI PRZEDMAŁŻEŃSKIEJ Stanowisko Starego Testamentu w tej kwestii może być krótko podsumowane kilkoma wersami z Pieśni nad Pieśniami, gdzie małżonek, którym jest Bóg, mówi o swym umiłowanym Izraelu: „Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico, ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym" (Pnp 4, 12). Pod względem fizycznym zamknięciem jest błona dziewicza. Stanowi ona jak gdyby cielesne opieczęto- wanie dziewicy. Błona dziewicza to zarazem symbol, który w oczach świata zawsze oznaczał, że kobieta strzeże niejako i zachowuje siebie samą, że jest ona zapieczętowana przed nieuporządkowanymi miłościami, aby móc ostatecznie stać się tym uświęconym naczyniem, w które Bóg wleje tajemnicę nowego życia za po- średnictwem działań jej męża. Choć nie znajdujemy w Starym Testamencie żadnego śladu stanu dziewictwa rozumianego jako sposób życia, w którym kobieta dla miłości Boga wybiera pozostanie dziewicą do końca swego ziemskiego istnienia, to jednak jest tam obecny wielki szacunek dla dziewictwa, jako sposobu przy- gotowania się do małżeństwa. Dziewictwo młodego mężczyzny nie ma aż tak wyraź- nej symboliki, ponieważ jego ciało, inaczej niż ciało 107 kobiety, pozostaje takie samo po pierwszym stosunku płciowym, jak było przed nim. Pomimo to, ono również ma ważny sens symboliczny. Aby je zachować musi on bowiem od początku posiąść rozumową kontrolę nad drzemiącą w jego zdolnościach seksualnych potężną energią. Bardzo często będzie musiał toczyć silne zmaga- nia. Erekcje, polucje nocne lub inne przejawy spontanicz- nych poruszeń lub pragnień seksualnych mogą być dużo częstsze niż wtedy, gdyby jego popęd seksualny znalazł ujście we współżyciu z młodą kobietą lub w masturbacji. Jednak dzięki łasce Chrystusa młody mężczyzna jest w stanie dojść do dojrzałego panowania nad swoją seksualnością, a następnie je utrzymać. Zdobywając kontrolę nad popędem, który spośród wszystkich sił funkcjonujących w sferze podświadomości najsilniej przeciwstawia się działaniom rozumu, młody mężczyzna pokazuje symbolicznie, że ma te możliwości i kompetencje, które konieczne są do podporządkowania przeciwności świata dobru swej przyszłej rodziny. Dowo- dzi on symbolicznie, że dzięki swej pracy w świecie potrafi zapewnić jej byt, oraz że jest w stanie obronić ją przed siłami natury i wszelkimi wrogami. Symbolicznym zna- czeniem dziewictwa mężczyzny jest więc panowanie nad naturą i czynienie sobie poddanym całego stworzonego świata dla dobra przyszłej rodziny. Odzwierciedla to zwierzchnictwo Boga nad wszechświatem, które sprawuje On dla dobra swojej rodziny - całego Ludu Bożego. Opanowanie pożądania seksualnego obrazuje nadto wolność mężczyzny do przekazywania życia lub nie przekazywania go, w zależności od tego, jak pokieruje nim przeżywana w prawdzie miłość. Rola tej wolności dla małżeństwa jest dzisiaj, w kulturze przykładającej tak dużą wagę do regulacji wielkości rodziny, oczywista. Ale dla chrześcijanina, którego Bóg może powołać zarówno do życia w celibacie, jako księdza albo osobę zakonną, jak i do małżeństwa, wolność ta jest zupełnie podstawowym aspektem dojrzałości niezbędnej do rozróżnienia, dokąd powołuje go Bóg. Rozpatrywane w tym aspekcie dziewic- two mężczyzny upodabnia go do Boga, który ma nie- 108 skończenie wolną moc stwarzania w obrębie obu porząd- ków - naturalnego i nadprzyrodzonego. Stąd też mąż dzierży w swojej rodzinie, czy ogólnie, w kontekście rodziny, rolę przywódczą, której nie ma jego żona. Symbolika czystości przedmałżeńskiej wyjaśnia rów- nież coś, co w innym wypadku, szczególnie dla młodych ludzi, jest trudne do zrozumienia: dlaczego Opatrzność Boża dopuściła do tego, że młodzi ludzie, mężczyźni i kobiety, doświadczają silnych pragnień i emocji seksual- nych dużo wcześniej, niż staną się moralnie wolni, by posługiwać się swoją zdolnością seksualną i zaspokajać swe pragnienia żyjąc w małżeństwie. Na osiągnięcie takiej pełni dojrzałości intelektualnej i emocjonalnej, która pozwala wkroczyć w małżeństwo w sposób roztropny potrzeba jeszcze więcej czasu. A przecież już teraz pragną oni, i pod względem fizycznym są zdolni do tego, by odbyć stosunek seksualny, a nawet, by płodzić dzieci. Dlaczego więc mają być poddawani tak wielkim napię- ciom? Dlaczego dojrzałość potrzebna do małżeństwa nie przychodzi wcześniej? Jaki jest powód tego pozornego nieładu w porządku natury? Wydaje się, że odpowiedź jest następująca: Zanim młoda osoba stanie się gotowa, by dawać się całkowicie w małżeństwie, musi nauczyć się całkowitej wstrzemięź- liwości oraz panowania nad zdolnością seksualną. Współżycie seksualne jest symbolem pełnego miłości daru, jaki składa z samego siebie jedno z małżonków drugiemu. Nie może oddać się drugiemu osoba, która nie opanowała jeszcze siebie. Jeśli mąż nie panuje nad sobą w sposób doskonały, będzie też w sposób niedoskonały oddawać się swej żonie. Tak samo i żona musi być panią swych emocji i odczuć, jeśli ma oddać się swemu mężowi w prawdziwej wolności. Istnieje przecież wiele sytuacji, w których mąż i żona zobowiązani są do panowania nad sobą, do wstrzemięź- liwości albo wręcz abstynencji w ścisłym tego słowa znaczeniu, jak na przykład wtedy, gdy jedno z małżon- ków jest chore; kilka tygodni przed i po porodzie; kiedy rozdzieli ich na jakiś czas podróż służbowa albo wojna. 109 Ich miłość nie staje się przez to oczywiście mniejsza. W takim jednak czasie formą jej wyrazu staje się, między innymi, całkowita wstrzemięźliwość od akty- wności seksualnej. Istnieje jeszcze jeden aspekt czystości przedmałżeńs- kiej, którego nie powinniśmy pomijać. Praktycznie we wszystkich kulturach - nawet w naszej, choć z powodu obecnego upadku obyczajów nie jest to dla nas już tak oczywiste - istnieją ryty inicjacyjne, które wprowadzają dojrzewającego chłopca w świat mężczyzn. Tylko po ich przebyciu wolno mu dołączać do mężczyzn na polowa- niu, wojnie, lub brać udział w innych czynnościach, które w danym szczepie lub plemieniu zarezerwowane są dla mężczyzn. Tylko po odbyciu inicjacji chłopiec staje się jednym z dorosłych. W Stanach Zjednoczonych czy w Polsce dzieje się to poprzez osiągnięcie wynikającej z wieku pełnoletności. Po uzyskaniu pełnoletności młody człowiek może brać udział w głosowaniu podczas wybo- rów, zawierać kontrakty, dysponować własnością i służyć w wojsku. U Żydów ma on swoje święto, bar micwah, znaczące moment, od którego jego życie zostaje w pełni poddane przepisom Prawa. W każdym jednak wypadku jakiś rodzaj rytu, ceremonia lub symboliczny gest, prze- nosi chłopca do świata społecznie uznanej męskości wraz z właściwymi mu obowiązkami i przywilejami. Biorąc pod uwagę charakter tego przejścia, obrzędy inicjacyjne pozostają zwykle w silnym związku z osiąg- nięciem przez chłopca dojrzałości płciowej, z fizyczną zdolnością do przekazania życia, czyli zapłodnienia. U ludów, w których także dziewczyna poddawana jest rytowi przejścia, powiązany jest on z jej pierwszą men- struacją i zdolnością do poczęcia dziecka. Tym, co nas głównie tu interesuje jest fakt, że w owych rytach pojawia się zazwyczaj element próby związanej ze zdolnością chłopca do wytrzymywania bólu i znoszenia różnych trudów, które czekać go będą podczas polowań, walk i innych form podejmowanej przez mężczyzn aktyw- ności. Ryty te dają symboliczną odpowiedź na pytanie: „Czy cierpienie towarzyszące w sposób naturalny zmaga- 110 niu się mężczyzny z naturą, a także z innymi mężczyznami zniesie on wystarczająco odważnie, by mieć szansę na wyjście z niego zwycięsko?" Jeśli rytowi przejścia poddawana jest dziewczyna,to jest on zazwyczaj ściśle związany z wytrzymywaniem bólów rodzenia lub, u nie- których ludów, także innych cierpień, które musi znieść kobieta. W rezultacie więc niektóre z takich rytów, szczególnie w społeczeństwach bardziej prymitywnych, były nie- zmiernie bolesne i krwawe. Obrzezanie jest jednym z najbardziej powszechnych obrzędów. Było ono wy- konywane nie na noworodkach, jak u Żydów, ale na dojrzewających chłopcach. Istnieje wiele innych ce- remonii przejścia, które są zarówno bardziej bolesne, jak i bardziej niebezpieczne. Wszystkie te obrzędy zdają się wskazywać, że w psychi- \ ce ludzkiej istnieje głęboko zakorzeniona potrzeba, żeby i instynkt czyniący mężczyznę fizycznie zdolnym do prze- kazywania życia był w jakiś sposób powiązany z bólem lub cierpieniem, ze zmaganiem i ze zwycięstwem - czy to nad innymi mężczyznami w bitwie, czy nad zwierzętami zabitymi w obronie własnej lub upolowanymi dla zdoby- cia pożywienia. Zasadnicze znaczenie tych obrzędów możemy pojąć przyglądając się chrześcijańskiej czystości. Stanowi ona chrześcijański „ryt przejścia". Nie ma potrzeby dokony- wania obrzezania lub jakichś innych krwawych obrzędów symbolicznych. Chrześcijańska czystość jest sama w sobie zarówno symbolem cierpienia, jak i zmagania, czy walki. Wiele trudu i bólu kosztuje wysiłek włożony w kon- trolowanie popędu seksualnego - nagrodą zaś i zwycięst- wem jest zapanowanie nad nim. Sama już doskonałość czystości dowodzi, że chłopiec stał się mężczyzną, a dzie- wczyna kobietą. Każde z nich wystawione jest na wewnę- trzny konflikt: dziewczyna poprzez głębokie i silne, choć często na zewnątrz niewidoczne, emocje, a chłopak poprzez siłę fizycznej namiętności. Tylko zachowując czystość mogą oni udowodnić, że są dorosłymi ludźmi, wystarczająco dojrzałymi, by przyjąć pełną odpowiedzia- 111 lność za swoją zdolność seksualną, by nie traktować jej jako środka służącego do rozrywki lub ekspery- mentowania. Zbyt często chłopiec naśladuje tych, których uważa za mężczyzn, a którzy mężczyznami jeszcze nie są. Próbuje zatem udowodnić swoją męskość wkraczając w taki lub inny rodzaj grzechu przeciw czystości. Naśladuje tych, którzy twierdzą, że współżyli ze swoimi dziewczynami lub z prostytutkami. Uważa, że aby pokazać, że jest mężczyz- ną, musi robić to samo. Dziewczyna z kolei szuka potwierdzenia swej kobiecości. Sądzi, że została odsta- wiona na boczny tor, jeśli nie odbyła stosunku. Skoro jej koleżanki to robią, nie może myśleć o sobie jako o uświa- domionej dorosłej osobie, dopóki również tego nie zrobi. Przez rozwiązłość można jednak tylko udowodnić fizycz- ną zdolność do odbycia stosunku oraz, co smutne, niezdolność do postępowania jak dorosły chrześcijanin. Ta podstawowa intuicja, którą odnajdujemy w ob- rzędach inicjacyjnych wielu różnych kultur i wyrażana na tak wiele barbarzyńskich sposobów, ukazuje się i wypeł- nia w sposób najbardziej doskonały w chrześcijańskiej czystości. Chłopiec udowadnia swoją męskość poprzez podejmowanie wysiłku i ponoszenie ofiar potrzebnych do zdobycia panowania nad namiętnością seksualną. Staje się w ten sposób mężczyzną podobnym do Chrystusa, który jest jedynym przykładem doskonałej męskości. Dziewczyna przechodzi do kobiecości poprzez opanowy- wanie swej emocjonalności oraz, ciągle jeszcze tylko instynktownego, pragnienia miłości - miłości, której prawdziwej natury jeszcze nie rozumie. Osiąga ona kobiecość podporządkowując te emocje i pragnienia wybranej w sposób wolny i przeżywanej w czystości miłości do Chrystusa. Tak więc całkowita wstrzemięźliwość nieskażonego dziewictwa jest nie tylko jedyną możliwą formą czystości dla osób, które nie żyją w małżeństwie, ale także, we wszystkich aspektach swej symboliki, najbardziej doskonałym przygotowaniem mężczyzny i kobiety do małżeństwa. 112 DZIEWICTWO I PŁODNOŚĆ Dziewictwo kobiety wydaje się być powszechnie uzna- wane, nawet przez pogan, za stan, który pozwala jej na bezpośredni kontakt z Bogiem, nie zaś jedynie za przygo- towanie do tego, by stworzył On dziecko w jej łonie za pośrednictwem działania jej męża. Tak daleko, jak tylko sięgają zapisy ludzkiej religijności, odnaleźć możemy informacje o tym, że niektóre kobiety poświęcano jako dziewice, w celu spełniania funkcji religijnych. Służyły one bogom, a nawet występowały jako kapłanki. Powo- dem było po prostu to, że dziewica jest zapieczętowana. Pozostanie zamkniętą dla mężczyzny sprawia, że jest ona w sposób symboliczny poświęcona bóstwu. Również w chrześcijaństwie, na całej przestrzeni jego dziejów, kobiety decydowały się na poświęcenie swego dziewictwa Chrystusowi. Jako dziewice zapieczętowane przed wszelką mocą i panowaniem poza tym, które pochodzi od Jego Świętego Ducha i zarazem jako żywe wizerunki Jego Oblubienicy - Kościoła, pragną one dać Mu w jej imieniu tę samą wyłączną miłość, którą sym- bolizuje małżeństwo. Kobiety nazywane dziś przez nas zakonnicami były dawniej uroczyście poświęcane przez biskupa. Ukazywało to, jak ważne są dla Kościoła te, które bezpośrednio zamanifestują czystą miłość Kościoła do swego Pana. Kościół jest bowiem jedyną Oblubienicą Chrystusa. Jak mówi święty Paweł w Liście do Koryntian, jest On czystą dziewicą poślubioną jednemu Panu (2 Kor 11,2). Słowa te, wypowiedziane zarówno do poszczegól- nych członków, jak i do całego Kościoła w Koryncie, stosują się również do Kościoła Powszechnego i do każdego z nas. Także mężczyzna może wejść w bezpośrednią relację z Bogiem poprzez wieczne dziewictwo. Poświęcenie męż- czyzny Bogu nie jest jednak tym rodzajem jedności, który pochodzi ze zjednoczenia, lecz raczej tym, który wyraża się przez podobieństwo i utożsamienie, zwłaszcza w dzia- łaniu. Przypomnijmy sobie fragment z Księgi Rodzaju, 113 I gdzie mężczyzna, jeszcze przed otrzymaniem kobiety, nadaje nazwy zwierzętom. Wielu komentatorów Pisma Świętego uważa to, zgodnie z symboliką starożytnego Bliskiego Wschodu, za moment ustanowienia pano- wania mężczyzny nad stworzeniem. Jest to jednocze- śnie ich zdaniem ten fragment Pisma, który najwy- raźniej tłumaczy, na czym polega stworzenie męż- czyzny na obraz i podobieństwo Boga - na tym mianowicie, że mężczyzna ma udział w sprawowaniu przez Boga rządów nad światem. Dalszy stopień po- dobieństwa do Boga, jako tego, który rozciąga swe panowanie nad całym światem materialnym, pozo- stający w dziewictwie mężczyzna symbolicznie osiąga poprzez panowanie nad swymi seksualnymi pragnie- niami. Do mężczyzny bowiem należy zadanie pod- porządkowywania sobie świata nie tylko w służbie dobru rodziny, ale ostatecznie po to, aby poprzez łaskę przymnażał on chwały samemu Bogu. Mężczyzna trudzi się nad tym, by cały doczesny porządek został uformowany jako narzędzie Bożej służby i chwały. Dążąc do tego, nie może się więc godzić na znie- wolenie przez element owego porządku, który znajduje w jego własnym ciele. Chrześcijanie od samego początku dostrzegali fakt, że stworzenie człowieka na obraz i podobieństwo Boga manifestuje się również poprzez jego duchowe siły in- telektu i wolnej woli, które stanowią odzwierciedlenie doskonałej duchowości Boga. Wspominaliśmy już o dzie- wiczej wolności mężczyzny w odniesieniu do małżeństwa i o wynikającym z tej wolności podobieństwie do Boga. Mężczyzna żyjący w stanie dziewictwa ma również więk- szą jasność lub przezroczystość umysłu i serca potrzebną do kontemplacji. Świadectwem tej podwyższonej zdolno- ści do kontemplacji są żywoty świętych. Najbardziej przekonywające jest być może świadectwo tych świętych, którzy żyli w małżeństwie, a w końcu zdecydowali się na całkowitą wstrzemięźliwość. Byli to na przykład święta Joanna de Chantal, święty Tomasz Morę, święty Grze- gorz z Nyssy. 114 Pomiędzy taką relacją do Boga, a tą, o której mówiliś- my wcześniej jako o przygotowaniu do założenia rodziny, zachodzi wyraźna analogia. Możemy ją przenieść jeszcze dalej - na płodność duchową i wychowywanie dzieci na służbę Bogu. Święty Józef, mąż całkowicie oddany w mi- łości swej żonie, na zawsze pozostał w dziewictwie. Na początku powodem była być może jego miłość do Maryi, zasadniczą jednak przyczyną, dla której wytrwał w dzie- wictwie do końca, było poświęcenie się Bogu. Mimo to Józef jest mężczyzną, o którym święty Łukasz mówi jako 0 ojcu Jezusa (Łk 2, 27. 33. 41. 48). Jest on tym człowiekiem, który we wszystkim, poza fizycznym aktem przekazywania życia, zajął miejsce ludzkiego ojca nasze- go Pana, i który był dla Niego ojcem w bardziej dosko- nały sposób, niż ktokolwiek z nas będzie dla własnych dzieci zrodzonych ze swego ciała. Moc sprawowania przewyższającego naturalny po- rządek duchowego rodzicielstwa, jaką posiada osoba poświęcona dziewictwu, można dojrzeć w bliższych szcze- gółach w Maryi, Matce naszego Pana - więc także 1 Jego ciała, którym jest Kościół. Będąc doskonałą dziewicą i doskonałą Matką ukazuje nam ona w sposób najbardziej pełny wszystkie aspekty symboliki dziewi- ctwa. Sumują się one całkowicie w Jej osobie. Jako dziewica Maryja była zamknięta, zarezerwowana tylko dla Boga, nie miała w sobie żadnej konkurencyjnej miłości. Doskonale i wyłącznie otwarta na Boga, darząca Go miłością stałą i bez skazy, została przez Niego wybrana. Bóg przyszedł do Niej, aby w sposób bez- pośredni dokonać w Niej tej samej tajemnicy stworzenia, której w innych kobietach dokonuje pośrednio. Przyszedł On osobiście, dzięki czemu utworzone w Niej Dziecko było Bogiem, a nie tylko człowiekiem. Tak więc osoba żyjąca w dziewictwie to ktoś za- chowany jedynie dla Boga, ktoś, do kogo Bóg przychodzi, by dawać siebie innym. Wyjaśnia to nam pewien aspekt seksualnej symboliki Pisma Świętego, który często wpra- wiał ludzi w zakłopotanie. Chodzi o pozornie dziwny związek między pojęciami dziewictwa i płodności. Pojmu- 115 jąc dziewictwo we właściwy sposób, nie dostrzeżemy tu żadnej sprzeczności. Chrystus jest dziewiczy, a jednocześ- nie jest „Odwiecznym Ojcem" (Iz 9, 5) albo „Ojcem świata, który ma nadejść". Wypowiadając się o dziewict- wie święty Paweł mówi, że chciałby, aby wszyscy mężczy- źni byli, tak jak on (1 Kor, 7-8), to znaczy, żeby żyli w dziewictwie lub przynajmniej w doskonałej czystości celibatu. A jednocześnie pisze on do Koryntian: „Choć- byście mieli bowiem dziesiątki tysięcy wychowawców w Chrystusie, nie macie wielu ojców; ja to właśnie przez Ewangelię zrodziłem was w Chrystusie Jezusie" (1 Kor 4, 15). Taka jest podstawa zakonnej formy życia w Kościele. Taka też powinna być prawda o wszystkich, którzy żyją w celibacie. Osoby te mają być ojcami i matkami wielkiej liczby ludzi, a nie tylko jednej rodziny zrodzonej z ich ciała. Jako rodzice wszystkich tych, których za ich pośrednictwem Chrystus wiedzie do świętości, znajdują oni obfite spełnienie nawet w tym życiu. Ich radością jest rozwijanie życia Bożego w powierzonych im ludziach oraz wychowywanie ich i ćwiczenie, aby jeszcze bardziej wzrastali. Podobnie biskupi, powołani przez swój urząd do całkowitego poświęcenia się swemu Kościołowi, musieli albo nie być żonaci (i na Wschodzie, i na Zachodzie), albo, jeśli byli żonaci, musieli pozostawać w całkowitej wstrzemięźliwości. A jednak mówi się o nich, za przykła- dem świętegp Pawła, nie tylko jako o pasterzach, ale jako o ojcach swego ludu. Księża obrządku rzymskiego, którzy, będąc zaślubieni Kościołowi w Chrystusie, żyją w celibacie tak jak biskupi, również nazywani są „oj- cami". To samo określenie używane jest na Wschodzie w stosunku do mnichów. Podobnie w zgromadzeniach zakonnych, o założycielu zgromadzenia lub o twórcy reguły zakonnej - a więc o osobach służących za model danej formy życia zakonnego, które żyły w doskonałej czystości celibatu - mówi się „matka w Chrystusie" lub „ojciec w Chrystusie". Do pełni dziewictwa potrzebna jest więc płodność duchowego rodzicielstwa, które pocią- 116 ga za sobą poważniejszej materii zobowiązanie od tego, jakie mają naturalni rodzice. EUNUCHOWIE DLA KRÓLESTWA To, o czym powiedzieliśmy powyżej, nie oddaje jeszcze w pełni zawartej w Biblii symboliki dziewictwa. Sam Pan, mówiąc o dziewictwie, używa innego jeszcze sym- bolu seksualnego, symbolu na tyle dziwnego, że wymaga on pewnego omówienia. Wypowiadając się o małżeństwie Jezus opisał jego pierwotny charakter, zabraniając na tej podstawie rozwodu i następującego po nim po- wtórnego małżeństwa. Na to apostołowie podnieśli alarm, ponieważ Prawo zezwalało na rozwód. Powiedzieli więc do Niego: „Jeśli tak ma się sprawa człowieka z żoną [tzn. jeśli nie może się z nią rozwieść], to nie warto się żenić" (Mt 19, 10). Była to reakcja być może trochę cyniczna, niemniej taka właśnie była. Nasz Pan zaś tak odpowiedział: „Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!" (Mt 19, 11 - 12). Jest to stwierdzenie niewątpliwie dość tajemnicze. Ci jednak, „którym jest to dane" zawsze je rozumieli. Jezus zaprasza mężczyzn do stanu doskonałego celibatu. Prosi tych, którzy, jak to ujął, „mogą pojąć", aby żyli w celiba- cie. Ci, którzy mogą to prawdziwie zrozumieć, powołani są do tego, by nie zawierać małżeństwa. Dziwne, że jako symbolu Jezus używa pojęcia eunucha, czyli mężczyzny, który został wykastrowany i który w konsekwencji jest impotentem, i nie ma możliwości odbycia stosunku seksualnego. Chrystus mówi, że istnieją osoby, które się takimi urodziły i inni, których ludzie takimi uczynili (odnosi się to do eunuchów z orientalnych 117 haremów - instytucja już starożytna w czasach Jezusa), a potem dodaje, że ci, którzy pozostają w celibacie dla Królestwa Bożego, są do nich podobni. Można by teraz powiedzieć, iż miał On przez to na myśli, że, tak jak prawdziwy fizyczny eunuch na skutek kastracji nie jest w stanie odbywać seksualnego współżycia, tak i ci, którzy żyją w celibacie dla królestwa Bożego powinni być całkowicie odsunięci od wszelkiej aktywności seksualnej na skutek pełnej zapału czystości. Jest to oczywiście prawda. Taka egzegeza nie wyczer- puje jednak znaczenia symbolu użytego tu przez Chrys- tusa. Kastracja to poważne i brutalne okaleczenie. Męż- czyzna traci przez nią wiele z tego, co stanowi o samym fakcie bycia mężczyzną. Traci on tak ważną dla siebie zdolność seksualną, że wielu uznałoby to za utratę podstawowego składnika jego równowagi psychicznej i zdrowego obrazu samego siebie. Najwidoczniej więc, przyjmując użyte przez Jezusa porównanie, powinniśmy dostrzegać w dziewictwie całą powagę tej straty. Wydaje się to oznaczać, że dziewictwo i celibat są zawsze wartościami względnymi. Wybiera się je i podej- muje tylko w imię czegoś innego, bo same w sobie nie są doskonałe. Obrazują one zawsze realny brak jakiegoś aktualnie istniejącego dobra ponoszony w imię dobra, które ma dopiero nadejść. W ten czy inny sposób symbolizują one miłość ku Bogu lub człowiekowi, która nie osiągnęła jeszcze spełnienia i która pozbawia nas jakiejkolwiek możliwości spełnienia w tym życiu. Szuka- my bowiem kogoś, kogo pragniemy kochać bardziej niż siebie, kogoś, kto jest obecny i czasami pozwala nam swoją obecność odczuwać, lecz nie pozwoli nam w tym życiu ujrzeć swego oblicza. Z tego powodu święty Tomasz z Akwinu mówi o dzie- wictwie jako o czymś, co zajmowałoby w ogrodzie Eden mało istotne miejsce, gdyby Adam i Ewa nie zgrzeszyli. Bo gdyby człowiek nie zgrzeszył, nie byłoby potrzeby szczególnego przygotowywania się do małżeństwa. Pano- walibyśmy nad sobą bez najmniejszego wysiłku. Nie byłoby potrzeby czekania, wybiegania naprzód i przygo- 118 towywania się na coś, co ma dopiero nadejść w przyszłości -czy będzie to połączenie z inną istotą ludzką w małżeńst- wie, czy też zjednoczenie z naszym Panem w niebie. A właśnie zjednoczenie z Nim w Jego królestwie, leżącym poza tym światem i związanymi z nim uwarunkowaniami, jest nadzieją wyświęconych celibatariuszy i dziewic, osób, które uczyniły się eunuchami dla królestwa Bożego. Nasze zbawienie - w tym kształcie, w jakim wykuł je dla nas nasz Pan, i w jakim ukazał je w swojej osobie - mając swój początek już teraz, wybiega je- dnocześnie ku eschatologii: ku ostatniemu wiekowi, końcowi świata, sądowi ostatecznemu, ku „nowym nie- biosom i nowej ziemi" (Iz 66, 22). Tak więc tylko w Chrystusie, który po to przyszedł do upadłego świata, żeby cierpieć, umrzeć i - dopiero wtedy - wstąpić do chwały dla odnowienia tego świata, możliwe jest życie w stanie dziewictwa lub w czystości celibatu. Jest to stan osób, które są poświęcone bezpośrednio Bogu, które chcą złożyć z samych siebie ofiarę wraz z Chrystusem na krzyżu, ale jednocześnie trwają w na- dziei, spodziewając się Jego bezpośredniego działania, które obudzi ich już teraz do nowego życia w mistycznym z Nim zjednoczeniu. Oczekując tego są zarazem świa- domi, że całkowite wypełnienie Jego działania nie na- dejdzie w tym życiu, ale dopiero na końcu czasów. Osoby duchowne muszą rzeczywiście doświadczać po- ważnej deprywacji, poczucia straty i niespełnienia w swej ludzkiej naturze i istocie. Strata ta i niespełnienie pono- szone są jednak w imię daleko większego spełnienia. Jeśli więc zakonnice i zakonnicy zaniedbują to, do czego wzywa ich szczególna natura powołania i nie realizują aktywnie i z zapałem miłości bliźniego, albo jeśli pragną żyć tak samo jak inni ludzie, za wyjątkiem zachowywania celibatu, albo też jeżeli uskarżają się pielęgnując urazy w stosunku do konkretnej drogi udzia- łu w krzyżu Chrystusa, do której zostali zmuszeni przez złą wolę lub głupotę innych, wówczas, jak pokazuje wiele niedawnych przykładów, bardzo łatwo może się zdarzyć, że z wybranej drogi odejdą. 119 Jeśli nie ma ani głębokiej i płomiennej miłości do Chrystusa, ani uznania Go w sercu za kogoś stojącego ponad wszystkim, co upragnione, ani oczekiwania na Jego przyjście; jeśli to nie On jest motywem służenia ubogim, głoszenia Dobrej Nowiny tym, którzy jej jeszcze nie słyszeli oraz wspomagania ludzi we wzajemnym traktowaniu się ze sprawiedliwością i miłosierdziem - wówczas rzeczywiście zagubiony zostaje sens i cel celibatu lub dziewictwa oraz ich przygotowawcza wartość. Osoba duchowna nie tylko czuje się wtedy wykastrowana, ale ponadto nie ma niczego, co skompensowałoby ból tej jej straty. Nie zyskuje ona poczucia żarliwego wzrostu miłości, nie odczuwa rozbu- dzenia swego życia duchowego. Traci poczucie rozwoju osobistego i tego, że jest prowadzona ku ostatecznemu spełnieniu. W takiej sytuacji siłą rzeczy dominować zaczynają sprawy tego świata. Spełnienia szuka się za pomocą ziemskich środków i odmawia się dalszego życia w stanie eunucha dla królestwa. Lecz nie tylko osoby duchowne zaproszone są do tego, by uczynić się eunuchami dla królestwa. Katolik, który zawarł ważny związek małżeński, a którego współmał- żonek odszedł z inną osobą, mężczyzna o silnej orientacji homoseksualnej, kobieta z głębokim pragnieniem macie- rzyństwa, której nikt nie poślubił oraz wielu innych nie pragnących wcale celibatu zaproszonych jest przez Chry- stusa do zaakceptowania swej „kastracji" dla Niego lub w imię spełnienia w przyszłym świecie. Język, którego Jezus tu użył pokazuje, że wie On, z jakim bólem wiąże się spełnienie tego, co proponuje. Jego łaska sprawi jednak, że ludzie ci odniosą zwycięstwo, jeśli tylko będą jej u Niego szukać. DALSZE REFLEKSJE Zawsze współistnieją dwa aspekty dziewictwa i celiba- tu. Z jednej strony jest to przygotowanie na udział w stwórczej aktywności Boga - czy to poprzez poczynanie 120 i rodzenie dzieci, czy przez czynienie świata odpowiednim miejscem życia dla ludzkiej rodziny, czy też przez przy- prowadzanie do Kościoła tych, którzy staną się jego duchowymi dziećmi i pomaganie im we wzrastaniu w Chrystusie. Z drugiej zaś strony jest to nie tylko oczekiwanie i tęsknota, ale strata i prawdziwe cierpienie. I jest tak nawet, jeśli uwzględnić, że znoszone jest ono w imię większego dobra, które ma nadejść. W obu tych aspektach ostatecznym sensem i właściwym zna- czeniem dziewictwa i celibatu jest doskonała miłość, poświęcenie się umiłowanemu ponad wszystko Chry- stusowi, miłość skoncentrowana bezpośrednio na Panu oraz na tych wszystkich, których On kocha. Te same dwa aspekty widoczne są nawet w naturalnej ludzkiej miłości. Czytamy czasem w literaturze albo dowiadujemy się z życia o mężczyźnie, który głęboko zakochał się w kobiecie, ale który musi czekać latami dlatego, że poszedł na wojnę albo dlatego, że ona nie odwzajemnia jego miłości, podczas gdy on robi wszystko, aby zdobyć jej uczucie. Czeka i decyduje się z jej powodu żyć w czystości przez długi, nieokreślony czas, rok za rokiem, by móc ją zdobyć i by być jej godnym. O ileż więcej kobiet, na drodze wierności, która wszak wydaje się stanowić część kobiecej natury, uczyniło równie wiele dla mężczyzny, którego kochają! Zobaczmy także, że niemożliwe jest dla filozofa, który opiera się wyłącznie na tym, co jest podstawą jego pracy i rozpatruje to zagadnienie wyłącznie w świetle rozumu, zrozumienie, dlaczego Kościół stwierdził, że, dla osób do tego powołanych, stan dziewictwa jest lepszy i szczęśliwszy niż małżeński. Jako filozof może on co najwyżej dostrzec to, czym jest człowiek w samej swej naturze. Przed jego umysłem staje wówczas, użyjmy tu takiego określenia, człowiek nieupadły. Bo natura ludzka jest ta sama, zarówno przed upadkiem jak i po. Jednakże, jak mówi nam wiara, właśnie w kon- sekwencji tego, że człowiek upadł, a więc z powodu ludzkiej grzeszności, stan dziewictwa - jeżeli Bóg do niego powołuje i jeśli człowiek przeżywa go w jego 121 pełni - przygotowuje skuteczniej do ścisłego zjednoczenia z Bogiem niż małżeństwo. Jasne jest zatem, jak wiele nonsensów napisano o szko- dzie, którą przynosi wstrzemięźliwość i dziewictwo. Dos- konała miłość nie przynosi szkody. Skoro zaś jedynym uzasadnieniem dziewictwa jest przygotowanie do dosko- nałej miłości, kwestia szkód, jakie wyrządza jego istnienie - niezależnie od tego, czy jest ono nakierowane ku doskonałej miłości męża lub żony w małżeństwie, czy ku doskonałej miłości do Boga, do której konsekrowani w dziewictwie dążą przez całe swe ziemskie życie -w ogóle nie powstaje. Psychologiczna szkoda pojawia się jako naturalny skutek niespełnionego pobudzenia u ludzi, których „czys- tość" polega jedynie na powstrzymywaniu się od stosun- ku seksualnego a nie jest zakorzeniona w miłości. Po- wstrzymują się oni od aktu fizycznego, puszczając jedno- cześnie wodze swym myślom i pragnieniom. Ich wnętrze nie jest więc wcale czyste. Z drugiej strony może ona wystąpić u tych osób, które boją się seksu i dostrzegają grzech w każdym poruszeniu pragnienia lub namiętności. Innymi słowy u tych, którzy w wieku dojrzewania nie nauczyli się odróżniać pobudzenia lub orgazmu wybiera- nego w sposób wolny od pojawiającego się w sposób nieproszony i niechciany. W wyniku owego lęku ludzie tacy nie chcą lub nie są w stanie żyć w pełni wewnętrznej swobody i pokoju w tym ciele, jakim obdarzył ich Bóg, a więc płciowym i, siłą rzeczy, podatnym na poruszenia seksualne. Bardzo ważne jest zatem by widzieć, że stan dziewictwa lub czystość przedmałżeńska, według zamiaru Boga, mają zawsze służyć do tego, by pomóc nam wzrastać w miłości do Niego i bliźnich. VIII. INTEGRALNOŚĆ*. ZWYCIĘSTWO ZMARTWYCHWSTAŁEGO CHRYSTUSA ISTOTA INTEGRALNOŚCI Dziewictwo i każdy rodzaj czystości - czy to przed małżeństwem, czy w małżeństwie, czy też poza nim, * Mały słownik teologiczny Karla Rahnera, Herberta Vorgrimlera, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1996 daje następującą definicję hasła integralność: „Integralność w ogólności znaczy tyle co całość. W teologii stanu pierwotnego oznacza ona wszystko, czym Bóg w sposób wolny postanowił obdarzyć w raju człowieka, i to bez jakichkolwiek jego zasług: nadprzyrodzoną łaską uświęcającą, ponad- naturalnym darem wolności od (negatywnego) pożądania, śmierci i jej zapowiedzi, choroby i cierpienia (nauka teologiczna w wzmiankowa- nych hasłach; Rdz 2,25; 3,7; Rz 6,12 nn.; 7,8 n. i in.; Rdz 2,16 n.; 3,3; Rz 5,12-21). Integralność ta została - zgodnie z nauką katolicką - utracona przez grzech pierworodny. W sensie chrystologicznym (i chrześcijań- skim) integralność oznacza zatem ową wolność od pożądania, która właściwa była boskiemu Logosowi w naturze ludzkiej po wcieleniu (DS 434) i którą Bóg obdarował w łasce Jezusa Chrystusa również Maryję (DS 2803 n.; niepokalane poczęcie), a która u kresu czasu będzie stanowiła istotowy moment zmartwychwstania ciała, ponadto będzie ją określał stan niemożności doznania cierpień (Ap7,16n.; 1 Kor 15,42.53; Rz 8,11). Na temat teologii tego zagadnienia por. cierpienie. W dziedzi- nie moralnej integralność oznacza przede wszystkim fizjologiczno- -psychiczną całość człowieka, z której żadna «część» nie powinna się usamodzielnić na tyle, by stała się autonomiczna (jak to jest np. w wypadku spowodowanej dobrowolnie lub będącej wynikiem choroby dominacji określonego popędu), albo w którą człowiek powinien ingerować tylko w takim stopniu, w jakim domaga się tego dobro całego organizmu (ingerencje medyczne); wreszcie w aspekcie moralno-teologi- cznym integralność oznacza zintegrowanie tego jednego i całego człowieka w moralnie dobrej decyzji fundamentalnej (miłość)" -przyp. red. 123 w którejś z form życia w celibacie - winny być postrzegane przede wszystkim jako antycypacja i wyraz miłości. Czystość taka to miłość, która przygotowuje się do złożenia daru z samej siebie, miłość oczekująca na całkowite spełnienie czy to poprzez dojrzałe oddawanie się w małżeństwie, czy poprzez ten bezpośredni dar z samego siebie składany Chrystusowi, który jest ducho- wym odpowiednikiem małżeństwa. W każdym wypadku człowiek oddaje się Jezusowi, który poślubił nas w swym Kościele i oczekuje uczty weselnej oraz ostatecznego zjednoczenia z Chrystusem, którego, jeśli Bóg pozwoli, dostąpimy w niebie. Zbyt często utożsamiano czystość ze zwykłym unika- niem nieczystości, z uwieńczonym sukcesem strzeżeniem się od grzechu seksualnego. Oczywiste jest, że rozwój mający na celu unikanie czegoś ma swoje granice. Kiedy ktoś dojdzie do tego, że nie będzie popełniał żadnych grzechów przeciwko czystości, wzrost będzie musiał się zakończyć. Jeśli jednak czystość nie jest jedynie unika- niem zła, ale raczej formą lub aspektem miłości, wówczas, na wzór miłości, która może przecież rosnąć w nieskoń- czoność, może również wzrastać i czystość. W rzeczy samej bowiem czystość jest blaskiem miłości, blaskiem, który opromienia miłość bliźniego w tych, którzy miłość do Boga i człowieka uczynili czymś absolutnie pierwszym w swym życiu. Miłość taka jest w stanie pokierować ich seksualnymi pragnieniami w pełnej harmonii z wiarą, a w miarę jej wzrostu, wzrasta również jej blask, czyli czystość. I żadna z nich nie ma granic, z wyjątkiem tych, które mogą im postawić nasze własne upadki. Jeśli czystość jest blaskiem i chwałą miłości, powinniś- my postrzegać ją w powiązaniu z tym, co jest początkiem i źródłem naszej miłości bliźniego, a mianowicie ze zmartwychwstaniem Chrystusa. Bo właśnie poprzez po- wstanie Jezusa z martwych zostaliśmy usprawiedliwieni i obdarzeni nowym życiem, życiem w Chrystusie. Zmart- wychwstał On fizycznie, cieleśnie, w chwale, pozostając nadal człowiekiem, pozostając mężczyzną. Jego zmart- wychwstanie było zwycięstwem ludzkiej natury nad grze- 124 chem, śmiercią, szatanem i wszystkim tym, co w świecie sprzeciwia się Bogu. Jego tryumfem -Wniebowstąpienie. Dzięki osadzeniu na tronie po prawicy Ojca, Jezus może sprawić, że wszyscy, których wybrał, będą mieli udział w Jego zwycięstwie. Jako Pan zmartwychwstały i wywyż- szony w chwale dzieli się On z nami owocami swego cierpienia, śmierci i ostatecznego zwycięstwa. Zwycięstwo Chrystusa jest więc naszym zwycięstwem, będąc bowiem członkami Jego ciała jesteśmy - dzięki działaniu Jego Ducha - zjednoczeni z Nim indywidualnie i osobowo. Uczynił On doskonałą pokutę. Teraz zaś, gdy stanowimy z Nim jedno, i my możemy mieć udział w jej owocach. Dzięki działaniu mocy Jego łaski w naszych kruchych ciałach, każdy z nas może odnieść tryumf nad mocami tego świata i nad szatanem. Pierwsi chrześcijanie byli tego bardzo wyraźnie świado- mi. My jednak mamy tendencję do zapominania o nich i jesteśmy cokolwiek zdziwieni, kiedy w Piśmie Świętym czytamy o olbrzymiej radości pierwszych chrześcijan, której powodem jest to, że zostali uwolnieni od grzechu. Tryumf Chrystusa był dla nich źródłem szczęścia i radości nawet w cierpieniu i prześladowaniach. Radość z wielkiej Dobrej Nowiny, że Chrystus uwolnił nas od grzechu, leży u podstaw wszystkich pozostałych treści zawartych w No- wym Testamencie. Ten sam ton rozbrzmiewa u świętego Ignacego z Antiochii i świętego Klemensa z Rzymu, i sto lat później u świętego Ireneusza - wspaniały ton ogrom- nej radości tych, dla których Chrystus całkowicie prze- rwał kajdany grzechu. Dzisiaj jednak zbyt często czujemy się zgnębieni, ściągani w dół przez naszą słabość, spętani więzami grzechu. Wydaje się, że zmysłowość, pożądanie i żar namiętności znowu uczyniły z nas niewolników. Nawet jeśli nie upadamy, to przynajmniej toczymy nieustanną walkę, która jest dla nas udręką zabijającą całą naszą radość w Chrystusie. Jeśli chcielibyśmy być uczciwi, musielibyśmy przyznać, że czasami wcale nie jesteśmy tak bardzo szczęśliwi ani zadowoleni z powodu zwycięstwa naszego Pana. Nie wyśpiewujemy spontanicznie Jego 125 chwały i nie tak głosimy Jego imię. Rozmawiamy o Nim z innymi niezbyt chętnie i z oporami. Nie czujemy tego, że naprawdę mamy udział w Jego zwycięstwie. Owszem, czekamy na to, że nastąpi to w końcu kiedyś, u kresu czasów, ale nie teraz. Można by wymienić wiele powodów takiego stanu rzeczy: to, że potrzebne jest doznawanie opuszczenia i doświadczanie pokus, by możliwe stało się oczyszczenie nas z ukrytej pychy; to, że konieczne jest poczucie jałowości, by umocniona została nasza modlitwa i bez- interesowność w pełnieniu służby; wreszcie, nasze własne niedbalstwo. Należałoby tu jednak zauważyć jeszcze jedną kwestię: czym właściwie jest to, czego szukamy i w jaki sposób powinniśmy nasze poszukiwania re- alizować? Mówiliśmy w poprzednim rozdziale, że przed upad- kiem Adam nie musiał walczyć o zdobycie kontroli nad swymi namiętnościami. Nie znaczy to, że nie był on zdolny do odczuwania pożądania seksualnego, gniewu, strachu lub smutku. Odczuwał je jednak wyłącznie w spo- sób w pełni uporządkowany i zharmonizowany, czuł zawsze to, czego doznawanie było w danej sytuacji właściwe i do niej pasowało. Jego umysł oświecony wiarą sprawiał, że konkretne okoliczności w wyrazisty sposób wołały niejako o taki, a nie inny odzew uczuciowy. Również Ewa miała ten dar, tradycyjnie nazywany przez teologów integralnością. Tak więc, chociaż Adam i Ewa mogli współżyć w okresie poprzedzającym upadek - i to, jak twierdzi święty Tomasz z Akwinu, doświadczając dużo większej przyjemności i rozkoszy od jakiejkolwiek pary po upadku - to jednak, jeśli nie zapragnęliby tego w wyniku wolnego i celowego wyboru dokonanego w świetle łaski Boga, żadne poruszenie namiętności lub pożądania przedwcześnie popychające ich do podjęcia aktywności seksualnej i wyprzedzające ich własny, wolny wybór, nie byłoby możliwe. Ów dar integralności mieli Adam i Ewa tylko przed upadkiem. Po upadku utracili go. Będąc nadzy, czuli się 126 zawstydzeni. Sam widok nagości sprawiał, że stracili uczucie niewinności. Nowy Adam i nowa Ewa, czyli nasz Pan, Jezus Chrystus i Jego Matka, również otrzymali taki sam dar integralności. Pozostając całkowicie wolnymi od grzechu, mieli jednocześnie doskonałą wolność od zmys- łowości i jakichkolwiek innych nieuporządkowanych poruszeń ciała. Często mamy niestety tendencję do uważania integral- ności za coś podobnego do kastracji. Człowiek w stanie integralności byłby w naszym mniemaniu kimś zupełnie beznamiętnym, nie odczuwającym żadnego strachu, gnie- wu, nie przeżywającym pragnień seksualnych. Innym znów razem wyobrażamy sobie integralność jako coś, co podobne jest w działaniu do świetlistego pioruna, który, we właściwym momencie zesłany przez Boga, natych- miast wyhamowuje wszystkie nieodpowiednie emocje. W każdym razie, jest to w naszym pojęciu coś, czym Bóg obdarzył tylko nieliczne, wybrane jednostki, pomijając wszystkich pozostałych. Boleśnie świadomi zmagań z na- miętnościami i nieujarzmionej siły naszych pożądań uznajemy, że Chrystus najwidoczniej nie uzyskał dla nas u Ojca tego daru. W rzeczywistości, integralność była jednak prawdopo- dobnie czymś zupełnie innym od naszych wyobrażeń. Nie polegała ona ani na bierności, ani na braku nieracjonal- nych poruszeń, ani na wymazującej sferę seksualności przemianie natury. Była ona raczej Bożym darem dosko- nale wyczulonej uwagi, która pozwalała rozpatrzyć zna- czenie każdego działania seksualnego w pełnej świado- mości własnej sytuacji i konkretnych zewnętrznych okoli- czności, i uzdalniała do natychmiastowego dostrzeżenia czy pasuje ono, czy też nie pasuje do owej sytuacji i okoliczności. Osoba w stanie integralności potrafiła więc wybrać taki rodzaj aktywności - czy to seksualnej, czy jakiejkolwiek innej, która była najbardziej w danej chwili odpowiednia, aby wyrazić jej miłość do Boga. Rozważmy przykład mężczyzny i kobiety, rozpoczyna- jących stosunek seksualny, w pełni już pobudzonych, ale jeszcze przed stadium orgazmu. Jeżeli w takim momencie 127 niespodziewanie rozbłyśnie światło, pojawi się kłąb dymu i dojdzie ich uszu okrzyk: „Pali się!", nie posuną się już dalej. Ich podniecenie natychmiast opadnie, uwolnią się szybko od siebie i, dajmy na to pospieszą do dzieci, by przenieść je w bezpieczne miejsce. A zatem, jeśli tylko skupienie uwagi naszego umysłu jest dostatecznie ostre i jasne, jej siła jest wystarczająco duża, by przejąć całkowitą kontrolę nawet nad namiętnością, leżącą na najbardziej naturalnym poziomie naszego życia, i to do tego w chwili szczytu jej rozbudzenia i dzikości. Jeśli więc nie mylimy się tu w naszym rozumieniu integralności, jest ona czymś, do czego człowiek - nawet w swym upadłym stanie - dzięki mocy i łasce Chrystusa, może się znowu przybliżać. Jeśli się jest naprawdę blisko Chrystusa, jeśli zjednoczenie z Nim w modlitwie jest już stałym zwyczajem, wówczas rzeczywiście możliwe staje się to, by piękno kobiety lub mężczyzny postrzegane było równocześnie z natychmiastowym, podświadomym na- wet zrozumieniem jego Boskiego pochodzenia. Możliwe staje się wtedy pełne docenienie wielkości daru, jaki Bóg dał tej osobie, i jednocześnie odrzucenie z miejsca zła związanego z każdym nieczystym pragnieniem i każdą myślą zachęcającą do podjęcia nieczystego działania. Być może zilustruje to dobrze poniższy przykład. Istnieje taka zajmująca opowieść, obawiam się, że raczej apokryficzna, która mówi o zdarzeniu z życia pewnego bardzo świętego biskupa, imienia nie pamiętam, które miało miejsce podczas jednego z wczesnych soborów Kościoła w Antiochii. Pewnego poranka biskup ten stał wraz z innymi biskupami przed kościołem. Podczas gdy rozmawiali ze sobą, zbliżyła się do nich przechadzająca się nieopodal piękna kurtyzana. Była to słynna prostytut- ka, która cieszyła się łaskami cesarskiego dworu. Pode- szła wolnym krokiem ukazując ich oczom swe walory. Wszyscy biskupi spuścili więc skromnie oczy dopóki nie przeszła, wszyscy - z wyjątkiem tego jednego. Patrzył on na nią jak nadchodziła, patrzył, gdy go mijała i patrzył za nią, jak szła w dół ulicą. Pozostali biskupi podnieśli oczy i zobaczyli go wciąż jeszcze spoglądającego w jej kierunku 128 i natychmiast zgromili go za to, że pozwala ciału zapano- wać nad duchem. On zaś, nie zwracając na to najmniejszej uwagi, dalej na nią patrzył. W końcu odwrócił się i z głębokim westchnieniem powiedział: „Jak straszną jest rzeczą, że kobieta obdarzona przez Boga tak wielkim udziałem w Jego pięknie, używa go dla niszczenia męskich dusz". Odwrócił się i, zostawiwszy zaskoczonych biskupów, poszedł za nią ulicą i nawrócił ją. Drugorzędne jest to czy jest to przypowieść, czy też prawdziwa historia. Tak czy inaczej, pokazuje ona, jak myślę, rodzaj integralności, jaki może osiągnąć człowiek nawet w stanie upadku. Odzyskanie takiej integralności w naszym obecnym życiu wymaga wysiłku. Nie zdobywa się jej w ciągu jednej nocy. Każdy ksiądz, który ma choć trochę doświad- czenia, wie doskonale, że istnieją młode kobiety i młodzi mężczyźni, którzy uczyli się tego od samego początku okresu dojrzewania. Przechodzili chwile zmagań, czasami bardzo trudne, a jednak osiągnęli pełną dojrzałość i stali się dorośli pozostając w czystości. Tych zaś, którzy nie podołali i popadli w jakiś rodzaj grzechu seksualnego, czekają dalsze zmagania, bo, jak wiele innych Bożych darów, integralność otrzyma w darze jedynie ten, kto zwyciężył w boju. A przecież nawet samo to zwycięstwo nie jest niczym innym, jak Jego darem. Wszystkich nas obowiązuje więc ten sam podstawowy model wysiłku wewnętrznego i wzrostu, którym jest współpraca z łaską Bożą zdobytą dla nas przez Chrystusa. Skoro tak, integralność leży w zasięgu naszych rąk. I taka jest prawda, nawet jeśli uwzględnić, że nie w każdej chwili możemy po nią sięgnąć i nie po całą jej pełnię. Nigdy bowiem nie mamy jej w posiadaniu w tym stopniu, co Adam przed upadkiem. Łaska Chrystusa oczekuje jednak nieustannie, a wysiłek współpracy z nią wart jest podjęcia tym bardziej, że niektóre rezultaty można osiąg- nąć, w zupełnie krótkim czasie. Osiągnięcie pierwszego jej stopnia polegającego na zdobyciu podstawowej czystości wymaga często, jak mówiliśmy o tym wcześniej, bolesnego zmagania. Trwa- 129 nie później w czystości i postępowanie w niej kosztuje już mniej, jeśli nie liczyć tych sytuacji, kiedy Bóg dopuszcza na nas atak gwałtownych pokus po to, byśmy lepiej poznali samych siebie i by wzrosła nasza pokora. Zasad- niczo jednak czystość, raz już zdobyta, otwiera nam na oścież drogę do życia w głębokim pokoju. I w miarę jak wzrasta - a jako forma miłości może wzrastać bez końca - przenika nas cichą i spokojną uważnością, która przybliża nas znacznie do integralności Adama przed upadkiem lub lepiej, do integralności naszego Pana, Chrystusa, w której jest ona zresztą udziałem. Pełnia czystości jest więc czymś, co, po pierwsze, jest możliwe do zdobycia, a po drugie, przynosi temu, kto ją zdobędzie wielką radość. Jest ona czymś, czego każdy z nas ma prawo domagać się od Pana, odwołując się do Jego zmartwychwstania i wniebowstąpienia. Jest czymś, co Jezus nam obiecał, jeśli tylko podejmiemy współpracę z łaską, którą dla nas wywalczył. DROGA KU INTEGRALNOŚCI Pismo Święte daje nam pewne wskazówki dotyczące tego, co oznacza i czego od nas wymaga podjęcie wysiłku tego rodzaju. Po wyjściu z Egiptu, w swej wędrówce do Ziemi Obiecanej, lud Izraela musiał iść po bezwodnej pustyni aż do momentu, gdy Bóg usłyszał jego modlitwy i pozwolił, by ze skały wypłynął odświeżający strumień wody. Musiał Izrael walczyć z wrogami, z koczowniczymi plemionami pustyni i, co gorsza, z ludami które zamiesz- kiwały pogranicze kraju, z którymi, na mocy obietnicy Boga, wiązał nadzieje: z Amalekitami, Ammonitami i Moabitami. Za każdym razem, gdy znajdowali się w sytuacjach, których nie pojmowali popadali w niepokój i dezorientację. Dzień po dniu dowiadywali się od Boga, czego od nich oczekuje, a jednak byli nieposłuszni, buntowali się i często pragnęli powrócić do życia, które zostawili w Egipcie - i do niewolnictwa. 130 To samo dzieje się z nami, gdy chcemy osiągnąć czystość, utrzymać ją lub iść ku pełnej integralności. Podjęcie dążenia wypycha nas natychmiast na pustynię, a za tym następują zmagania. Podobnie jak Izrael niespodziewanie znajdujemy wrogów - czy to w nas samych, w nieprzewidzianych sytuacjach, czy wśród przyjaciół - podobnie jak Izreala ogarnia nas zamęt i dezorientacja, będące skutkiem wkraczania na nieznane obszary psychologiczne, które nieustannie się przed nami otwierają. I jest to szczególnie prawdziwe w czasach, w których, zwłaszcza w interesującej nas tu dziedzinie seksualności, wybuchają wewnątrz samego Kościoła, i to nawet wśród księży i biskupów, bunty i rebelie podobne do buntów Koraha, Datana, Abirama i innych, którzy powstali przeciwko Mojżeszowi. Jednak nie ma powodu, by się zniechęcać. Ci z nas, którzy w podjętym przez siebie trudzie wytrwają, osiągną sukces pomimo swych upadków, tak jak i ci, którzy wówczas wytrwali. Tak jak wtedy, wielkim przestęp- stwem, które odgrodziło Izraelitów na trzydzieści osiem lat od Ziemi Obiecanej była odmowa uwierzenia, że Bóg faktycznie obdarzy ich tą ziemią, tak i dla nas jedyną przeszkodą, która może skierować nasze życie ku nieszczęściu jest odmowa uwierzenia w to, że Bóg może obdarzyć nas zwycięstwem doskonałej czystości. Sytuacja nasza jest jednak lepsza niż ówczesna sytuacja Izraelitów. A to dzięki temu, że mamy łaskę Chrystusa i wiemy, że nawet jeśli utraciliśmy nadzieję, Chrystus przyjmie nas z powrotem, jeśli tylko zechcemy się nawrócić i przyjść do Niego. Istnieje jednak błąd, którego powinni się strzec księża, zakonnicy i wszyscy inni, którzy pragną pomóc ludziom w rozwiązywaniu problemów seksualnych. Jest to pozor- nie pełna miłosierdzia myśl, że skoro własna droga do osiągnięcia danego stopnia czystości była niezmiernie trudna, powinno się uniknąć tego, by ktokolwiek inny nią podążał. Ból mozolnej i trudnej podróży osoby, która zaufała naszemu przewodnictwu łagodzimy więc nie przez to, że tej osobie towarzyszymy i ją wspieramy, ale 131 przez skierowanie jej na inną, w naszym mniemaniu łatwiejszą, ścieżkę. Pismo Święte wskazuje, że nie istnieje możliwość uniknięcia żmudnej drogi do ziemi obiecanej, szczególnie jeśli ktoś dał już poważne dowody braku zaufania w stosunku do Bożej obietnicy. Wziąwszy pod uwagę skłonność naszej natury do upadków możemy być pewni, że nie ma innej, lepszej drogi, a wręcz przeciwnie, większość innych dróg wywiedzie nas jeszcze dalej na pustkowie, na którym nie można znaleźć ani czystości, ani integralności, a jedynie jałowość, opuszczenie i og- niste węże. Aby uzyskać upragnioną czystość i integralność, naj- bardziej potrzebne jest nam pozostawanie w jedności serca i umysłu z naszym Panem. Po prostu zbyt często zapominamy o Jego zwycięstwie. Nie udaje się nam trwać blisko Niego w naszych myślach, choć przecież udział w Jego zwycięstwie możemy mieć tylko stanowiąc z Nim jedno. Takie świadome zjednoczenie osiąga się przede wszystkim poprzez modlitwę. Wspaniałym przykładem może być dla nas święty Józef -mąż, który poślubił Dziewicę, aby jej strzec i aby chronić jej dziewictwo. Nie ma wątpliwości, co do jego męskości. Był on tym, kogo Bóg wybrał, by od niego Jezus uczył się, co znaczy być mężczyzną. Aby przez tak długi czas żyć w bliskim zjednoczeniu z Maryją w tak godny szacunku sposób i bez najmniejszego cienia nieczystych pragnień, musiał Józef osiągnąć niewiele niższy stopień integralno- ści niż Jezus i Jego Matka. Choćby nawet integralność ta nie była bardzo silna w momencie jego zaślubin z Maryją, to jednak wciąż żywo wzrastała dzięki ciągłemu wspól- nemu z Nią przebywaniu i, znacznie jeszcze bardziej, dzięki obcowaniu z Jezusem. Łatwo zrozumieć, dlaczego święty Józef, patron czys- tości mężczyzn, jest zarazem dla nas wszystkich patronem modlitwy. Modlitwa jest przecież głównym dostępnym nam sposobem rozmawiania z Chrystusem i Jego Matką, czasem cieszenia się ich słowami i obecnością. Stąd też właśnie do niego odsyła nas święta Teresa z Avili jako do 132 osoby, od której najlepiej możemy się nauczyć, jak na modlitwie rozważać tajemnice Chrystusa. Jeśli zaczniemy żyć z Jezusem i Maryją, tak jak on, czystość szybko pocznie w nas wzrastać. Wielką pomocą jest również lektura duchowa. Może ona poddać wiele tematów i spraw modlitwie, a ponadto stanowi ważny sposób poznawania myśli i postaw Jezusa, co szczególnie potrzebne jest w czasach, gdy czyta się i słyszy tak wiele xtjzct?j - i to nie tylko w kinie, telewizji i innych środkach masowego przekazu - diametralnie przeciwnych i wręcz wrogich temu, czego w obszarze spraw seksualnych wymaga od nas chrześcijaństwo. Ćwiczenie w panowaniu nad sobą, umartwienia i stosow- ne pokuty cielesne są również potrzebne. Wszystkie te środki okazują się bezpłodne, puste, a nawet - gdy przyczyniają się do budowania złudzeń - szkodliwe, jeżeli nie towarzyszy im miłość bliźniego. Jeśli zgadzamy się z tym, że faktycznie czystość jest blaskiem miłości, to - jeśli nie ma miłości, czyli tego, co mogłoby zostać opromienione blaskiem lub okryte świet- nością - niemożliwe jest życie w czystości bez względu na to, jak wiele pokut i modlitw odprawimy, jak wiele lektur przeczytamy i w jak wiele innych rodzajów aktywności się zaangażujemy. Zdarza się, że młodzi ludzie przystępują co tydzień lub nawet codziennie do Komunii z powodu swoich pro- blemów z czystością. Masturbują się, grzeszą, kiedy przebywają ze swoimi dziewczynami albo jeszcze jakoś inaczej upadają, słyszeli zaś, że Eucharystia jest sak- ramentem, który daje czystość. 'Choć jest to prawda, to jednak źle w tym wypadku zrozumiana. Uważają oni, że Eucharystia w magiczny sposób wyciszy ich namiętność, usunie pokusy, albo przynajmniej obdarzy ich siłą, dzięki której będą mogli bez dalszych kłopotów systematycznie pokusy przezwyciężać. Nie zrozumieli, że Eucharystia jest głównie sakramen- tem miłości i miłosierdzia. Nikt nie ukazał im, że skoro Eucharystia, sprawia, że mamy coraz większy udział w życiu samego Chrystusa i ofiarowuje nam większą moc 133 miłości, przez którą Chrystus umarł dla zbawienia nas wszystkich, to, w konsekwencji, całe ich życie musi zostać przeorientowane na zewnątrz, w kierunku innych ludzi. Istnieje zatem potrzeba, by nauczyć takiego młodego człowieka, na czym polega istota związku czystości z miłością, tak, żeby zrozumiał, że Eucharystia obdarzy go łaską, która pomoże mu odwrócić się od siebie i skierować ku innym. I wtedy będzie mógł żyć jako sługa i niewolnik wszystkich, wzorem Chrystusa, który nie przyszedł, żeby mu służono ale, żeby służyć. Musimy więc przystępować do sakramentów pojed- nania i Eucharystii tak często, jak możemy, postępując tu oczywiście w sposób przemyślany. Są one bowiem zasad- niczą substancją, która odżywia tlące się w nas życie Chrystusa. Nie jest jednak dobrze dużo jeść, a nie ćwiczyć. Nie oddając się poważnie praktykowaniu braterskiej miłości staniemy się powoli zwiotczali duchowo, a w koń- cu zachorujemy i umrzemy. Tak więc celem i zarazem ogniskiem naszej uwagi podczas przyjmowania sakramentów musi być zawsze pozwalanie naszemu Panu na włączanie nas w tętniące w Nim życie doskonałej miłości-miłosierdzia. Miłosierna miłość nie jest dowolną miłością do innych, lecz miłością wyrastającą z wiary i czerpiącą swą moc z nadziei. To dzięki niej kochamy Boga ponad wszelkie stworzenie, gdyż dzięki wierze wiemy, że On jedyny godzien jest wszelkiej czci, chwały, miłości i służby. Innych ludzi możemy naprawdę kochać tylko przez wzgląd na Boga. Tylko bowiem dzięki wierze, że Bóg stworzył ich wszyst- kich dlatego, że kocha i pragnie zbawienia dla każdego z nich, stajemy się zdolni do innej miłości niż ta, której powodem z naszej strony są ich zalety. Niezależnie od tego czy ich lubimy, czy nie, wiemy, że Chrystus kocha ich na pewno. Sama Jego miłość nam wystarcza, a dojść do jej większego poznania możemy kochając innych. I to właś- nie ta miłość Chrystusa sprawia, że stajemy się naprawdę czyści, gdyż, jak już mówiliśmy wcześniej, każdy niedo- statek czy brak w czystości jest tak naprawdę odwróce- niem się od tej miłości. 134 Cały sekret leży więc w miłości. To ona jest tajemnicą wszystkich autentycznych związków, także seksualnych. Miłość ta wyraża się albo w dawaniu samego siebie, albo przygotowywaniu się do ofiarowania siebie w tym integ- ralnym symbolu miłości, jakim jest małżeństwo. Jest to kwestia wyrośnięcia z dzieciństwa, gdzie człowiek jedynie czerpie z miłości swych rodziców i wkroczenia w doros- łość, w której staje się on zdolny do bycia rodzicem dzieci własnych lub Bożych. Jest to kwestia wkroczenia w doro- słość, w której jest on w stanie dawać miłość w sposób stały i niezachwiany, tak jak daje Bóg, nawet wtedy, gdy w zamian otrzymuje tej miłości mało, albo nie dostaje jej wcale. Skoro Bóg dał swego jednorodzonego Syna, aby cierpiał i umarł za wszystkich ludzi, to i my musimy pragnąć cierpienia i umierania z miłości: cierpienia i umie- rania dla współmałżonka i dla naszych własnych lub czyichś dzieci, a wszystko to w imię doskonałego zjed- noczenia z Bogiem, jakim będą nasze zaślubiny z Baran- kiem Bożym w niebie, na wieki. SPIS TREŚCI Wstęp ........................ 5 I. Chrystus. Obraz i podobieństwo Boga ... 7 II. Dobroć Bożego stworzenia. Symbole chrześcijańskie ................ 19 III. Współżycie seksualne - naturalne słowo miłości .................... 34 IV. Symbolika seksualna w Piśmie Świętym . . 53 V. Kościół. Oblubienica Chrystusa i matka żyjących ................... 69 VI. Chrystus na krzyżu. Kłamstwa i fałszerstwa seksualne ................... 80 VII. Chrystus Ojcem świata, który ma nadejść. Dziewictwo i wstrzemięźliwość .......106 VIII. Integralność. Zwycięstwo zmartwychwstałego Chrystusa...................123 W SERII O WYCHOWANIU W INSTYTUCIE WYDAWNICZYM PAX UKAZAŁY SIĘ DOTYCHCZAS NASTĘPUJĄCE POZYCJE: 1. Moniąue Gueneau 2. Hanna Święcicka 3. Helmut Ceiger, Hans Donat 4. Marielene Leist 5. Monika Nemetschek 6. Hanna Święcicka 7. Hanna Święcicka 8. Stanisław Sławiński 9. Francoise Destang 10. Marielene Leist Zawód rodzice 1978 Jest ktoś. Wychowanie w ro- dzinie chrześcijańskiej 1978 Co wyrośnie z naszych dzieci 1979 Pierwsze kroki ku Bogu 1979 Tysiąc i jedno pytanie 1981 Twoje zdanie, Łukaszu? 1981 U progu 1982 Rozważania o wychowaniu 1983 Drogi królestwa 1984 Nie ma wiary bez doświad- czeni 0 137 11. (praca zbiorowa) 12. Georg Hansemann 13. Johanna Klink 14. Thomas Gordon 15. Ralph Sauer 16. Thomas Gordon 17. John i Betty Drescher 18. Jean Guitton 19. Stanisław Sławiński 20. Stanisław Sławiński 21. Thomas Gordon 22. Halina Filipczuk 23. Thomas Gordon 24. Karl Rahner Obudzić wiarę 1987 Wychowanie religijne 1988 Wierzyć z dziećmi 1989, 1995 Wychowanie bez porażek 1991, 1993, 1994, 1995 Dzieci wobec cierpienia 1993 Wychowanie bez porażek w praktyce 1994, 1995 Gdybyśmy zaczynali odnowa 1991, 1994 Kobieta, miłość, rodzina 1978, 1994 Wychowywać do posłuszeń- stwa 1994 Ślubuję Ci miłość 1994 Wychowanie bez porażek w szkole 1995 Dlaczego rodzice 1996 Wychowanie bez porażek szefów liderów przywódców 1996 Mój problem 1996 004477 2000-06-14 0967^ W 001800 2001-05-31 • •?. 6 1000066547 INSTYTUT WYDAWNICZY PAX, WARSZAWA 19% Wydanie I. Ark. druk. 8,75/16 Skład Ewa Majcher Montaż, druk i oprawa Cieszyńska Drukarnia Wydawnicza Cieszyn, ul. Pokoju 1 006907 2001-06-20 r-o 06 000 512 2 9 LUT. 2004 00323: 2003-06-26