Jadwiga Coulcmahler Doris i jej siostra Tytuł oryginału: Dorrit und ihre Schwester ©Translation by Aleksandra Markiewicz DfiR ISBN 83-86107-17-0 Projekt okładki i stron) tytułowej Marek Mosiński Redakcja i korekta Elżbieta Ciągwa Wydawca: Edytor-Akapit. Katowice 1994 0 Skład i łamanie: Z.U. „Studio P" Katowice Ark. druk. 10,75. Ark. wyd. 11,25. Druk i oprawa: Cieszyńska Drukarnia Wydawnicza Cieszyn, ul. Pokoju l Zam. nr 2168/K-94 Dorrit i Micaela, córki Kurta Riemanna, odbywały podróż morską z Nowego Jorku do Hamburga w towarzystwie Lienharda von Rieda, narzeczonego Dorrit. Miały one za sobą ciężkie przeżycia, których przyczyną były egoistyczne plany ojca. Dziewczyny były córkami jednego ojca, lecz różnych matek. Nikczemność ich ojca wpędziła do grobu matkę Dorrit, a wykończyła matkę Micaeli. Kurt Riemann należał do tych bezwzględnych egoistów, którzy myślą wyłącznie o sobie. Wykorzystawszy matki, chciał także wykorzys- tać córki, zwłaszcza że Dorrit, starsza z córek, która dotychczas mieszkała u przybranych rodziców, odziedziczyła duży majątek po ciotce. Nieduży spadek otrzymała także Micaela. Na szczęście Kurtowi Riemannowi nie powiodły się jego niecne plany zagarnięcia majątku starszej córki dzięki jej narzeczonemu i Micaeli. W Nowym Jorku siostry przejęły spadek po ciotce. Dorrit stała się dziedziczką ogromnej fortuny, a Micaela otrzymała około stu tysięcy marek. Siostry płynęły teraz do Hamburga. Stamtąd miały się udać do Turyngii, do majątku Neustetten, który był własnością przybranych rodziców Dorrit. Tam miało być wyprawione wesele dziewczyny z Lienhardem von Riedem. Micaela miała zamieszkać u siostry. Dotychczas żyła na ranczo, które jej matka, Hiszpanka, wniosła w posagu, a Kurt Riemann, człowiek niesolidny i utracjusz, do- prowadził do ruiny. Współwłaścicielem posiadłości był kuzyn Micaeli, Rodrigo. Micaela żyła tu w odosobnieniu. Poza ojcem i kuzynem mieszkała tu służąca i gromada zdziczałych gauchos, chłopców stajen- nych, przed którymi musiała się energicznie bronić. Nigdy nie roz- stawała się z browningiem. Miała niespełna siedemnaście lat. Sprawiała jednak wrażenie star- szej i dojrzalszej. Jej maniery — w przeciwieństwie do siostry, która dzięki nieżyjącym już przybranym rodzicom odebrała staranne europej- skie wychowanie i była wykształconą damą — pozostawiały wiele do życzenia. Micaela podziwiała swą piękną, jasnowłosą siostrę. O swoim istnieniu dopiero niedawno się dowiedziały. Razem przeżyły już bardzo trudne chwile. Dzięki nim stały się sobie bardzo bliskie. Dorrit starała się przekazać młodszej siostrze część swej wiedzy i pokierować jej wychowaniem. Z oddaniem wprowadzała ją w zupełnie dla niej nowe życie. Pod pewnymi względami Micaela miała jednak przewagę nad siostrą: była bardziej energiczna i życiowo dojrzalsza. Nie było w tym nic dziwnego, skoro musiała radzić sobie z gromadą zdziczałych mężczyzn. Nikogo też nie dziwiło, gdy wymknęło jej się wyrażenie mało dla damy stosowne. W jej postawie tyle było spokoju i zdecydowania, że sprawiała wrażenie w pełni dojrzałej. Dorrit i Micaela stały przy relingu parowca płynącego do Hambur- ga. Były same. Lienhard von Ried jak co rano gimnastykował się w sali ćwiczeń. Siostry były już na basenie, a teraz czekały na towarzysza podróży, aby wspólnie zjeść śniadanie. Napawały się widokiem spokojnego w blasku słońca morza. Wcią- gając głęboko powietrze, Micaela z westchnieniem powiedziała: — Jakiż to diabelnie piękny widok, Dorrit! Ta bezkresna tafla wody przypomina mi prerię wokół naszego ranczo. Gdy harcował po niej wiatr, smagając tysiące traw, wyglądało to jak igraszki fal morskich. Dorrit z czułością popatrzyła w piękną twarz siostry obramowaną czarnymi włosami, pamiątką po hiszpańskiej matce. Po ojcu Niemcu Micaela odziedziczyła niebieskie oczy. Jej skóra, teraz osmagana wiatrem i słońcem, była idealnie gładka. Obie siostry były niezwykle piękne, ale każda była inna. Szybko ściągnęły na siebie uwagę mężczyzn. Dorrit popatrzyła na siostrę i powiedziała: — Mica, znowu powiedziałaś „diabelnie"! Lekki rumieniec pokrył opaloną twarz Micaeli. Westchnęła głę- boko. — Ach, Dorrit, co ty będziesz ze mną miała! Obawiam się, że nie potrafię przyswoić sobie europejskich manier. Tak się staram, a nieus- tannie wymyka mi się jakieś mocne słowo. Dorrit czule objęła siostrę. — Nie martw się, Mico, wkrótce wyzbędziesz się tych przyzwycza- jeń. Dopilnuję, abyś się z tym jak najszybciej uporała. — Wzięłaś na swoje barki poważny obowiązek, widzę przecież, jak często kompromituję cię swoim niestosownym zachowaniem. — Och, kochana Mico, twoje zachowanie nie jest aż tak niestosow- ne, znakomicie panujesz nad sobą. Podziwiam cię za twój spokój i zdecydowanie. — Podziwiasz mnie? Ach, kochana Dorrit, to ciebie trzeba po- dziwiać. Ja w każdym razie czynię to od rana do wieczora i uważam, że to za mało. Jesteś delikatna i taka mądra, kocham cię. Dorrit serdecznie ucałowała siostrę. — Moja słodka siostrzyczko, tak więc podziwiamy się wzajemnie, ale liczy się przede wszystkim to, że z całego serca się kochamy. Uroczy, ciepły uśmiech przemknął po zbyt poważnej i surowej twarzy Micaeli. — Najwspanialsze jest to, że odnalazłyśmy się i że możemy się kochać. Czasami wydaje mi się to snem, który wkrótce się skończy, a ja znowu znajdę się w skromnym pokoju na ranczo, gdzie czułam się ciągle zagrożona i musiałam we własnej obronie często sięgać po broń. Dorrit przytuliła siostrę, na której twarzy malował się ból. — Moja biedna Mico. Nie myśl już o tym więcej. Jesteś teraz z nami. Będzie ci dobrze w Neustetten, będziesz mogła wreszcie rozkoszować się swoją młodością. Jeszcze nic nie jest stracone, jesteś jeszcze taka młoda, chociaż czasami sprawiasz wrażenie starszej i bardziej rozsądnej ode mnie. — No tak, Dorrit, lata spędzone na ranczo liczyć trzeba podwójnie. %ło mi ciężko, a do tego ta ciągła walka z rozrzutnością ojca. Czasami nie miałam grosza przy duszy. Kiedy gauchos domagali się zapłaty, awanturując się przy tym, ojciec zostawiał mnie z nimi samą, abym. ich uspokoiła... wtedy... nie chcę już o tym myśleć, dzieku Bogu mam to za sobą. — I nie musisz już o tym myśleć, kochana Mico. O, idzie Hardy, więc zjemy teraz śniadanie. Lienhard von Ried podszedł do sióstr, ucałował dłoń Dorrit, a potem serdecznie przywitał się z Micą. — Dobrze spałyście? — Wyspałam się cudownie, ale Mica znowu budziła się w nocy. Nie zdążyła się jeszcze przyzwyczaić do hałasu pracujących maszyn — po- wiedziała Dorit. Hardy uśmiechnął się ze zrozumieniem. — Tak, Mico, idealna cisza, do której byłaś przyzwyczajona na ranczo, to już przeszłość, nawet w Neustetten panuje większy ruch. Musiałabyś zamieszkać w mojej posiadłości, w Riedburgu, aby ją odnaleźć. Mica spojrzała na niego zamyślona. — O Riedburgu musisz mi jeszcze dużo opowiedzieć, Hardy. Czy mieszkasz tam jeszcze? — Oczywiście. Zdziwienie odmalowało się w jej oczach. — Czy pozostaniesz tam po ślubie z Dorrit? Dorrit oblała się rumieńcem i spuściła wzrok. Hardy popatrzył przyjaźnie na Mice, która, chociaż była pod wieloma względami nad wiek dojrzała i rozsądna, często sprawiała wrażenie bardzo dziecinnej i niedoświadczonej. Ale to właśnie dodawało jej uroku. Za uroczą uważał ją też Lienhard von Ried. Widząc, że jego narzeczona zaczer- wieniła się na słowa siostry, powiedział: — Nie, Mico, po naszym weselu przeniosę się do Neustetten. Chcę sam zarządzać majątkiem. — Ale jesteś przecież w trakcie pisania pracy naukowej pod- sumowującej rezultaty twoich podróży badawczych. Chyba jej nie zaniechasz? — Będę nadal pracował naukowo, ale tylko w godzinach wolnych od pracy. Nie to jest najważniejsze, abym szybko napisał pracę. Moim głównym obowiązkiem jest teraz zarządzanie majątkiem Dorrit. Micaela westchnęła. _ Wiem że będziesz miał dużo pracy. Jestem szczęśliwa, że Dorrit została główną spadkobierczynią ciotki. Bałabym się mieć tak dużo pieniędzy. Jeśli ktoś walczył o to, co niezbędne do życia, to gdy stanie się posiadaczem nawet drobnej sumy, jest bardzo szczęśliwy. Te sto tysięcy marek, które zapisała mi ciotka, to dla mnie aż nadto. Więcej mi się nie marzy. _ Nie zabraknie ci też niczego, jak długo ja sama coś mam _ dodała czule Dorrit. — Czy nie moglibyśmy wreszcie zjeść śniadania? — powiedziała Mica. — Jestem już bardzo głodna, a śniadania na parowcu są o wiele lepsze od tych, które jadałam na ranczo. — No to chodź szybciutko zaspokoić swój wilczy apetyt, ale uważaj, bo stracisz swą idealną talię. — Na szczęście nie mam skłonności do tycia, musiałabym diabelnie dużo jeść, och przepraszam, znowu się zapomniałam. To straszne, że nie mogę się od tego odzwyczaić. — Jeszcze trochę cierpliwości, Mico. — Ale Dorrit tak się stara, a ja jestem niewdzięcznicą i ciągle zapominam o jej naukach. — Och, uważam, że jesteś już zbyt ucywilizowana; szkoda by było, gdybyś utraciła swą naturalność. — Tej Mica nie utraci, nawet jeśli wyzbędzie się dosadnych wyrażeń. Ale mogłaby cierpieć, gdyby z tego powodu stała się obiektem zainteresowania. — O tak, to gapienie się na mnie jest okropne. Najchętniej schowałabym się wtedy do mysiej dziury albo uciekła na ranczo — powiedziała dziewczyna. — Nie, nie, kochana Dorrit, pracuj dalej nade mną. Za dużo mam jeszcze przywar, które Hardy uprzejmie nazwał „naturalnością". Ale jeśli teraz nie pójdziecie ze mną na śniadanie, zacznę wyć jak wygłodniały dziki zwierz. Śmiejąc się Hardy i Dorrit wzięli Micaelę między siebie i poszli na śniadanie. Było bardzo smaczne. Micaela jadła z prawdziwą przyjem- nością. Myślała przy tym o czerstwym chlebie, który był jej „przy- smakiem" śniadaniowym na ranczo. Mieszkali o kilka godzin drogi od Bonary, najbliższego miasteczka, dlatego też służąca sama co tydzień piekła w domu chleb. Podczas śniadania obserwowano ich ze wszystkich stron. Kilku pasażerów parowca wymieniło z nimi pozdrowienia. Obie siostry uchodziły na pokładzie za prawdziwe piękności. A ponieważ Dorrit występowała jako narzeczona Lienharda von Rieda, uwaga pasażerów koncentrowała się na osobie Micaeli Riemann, której nieco egzotyczny sposób bycia wzbudzał zainteresowanie. Micaela miała w sobie rzeczywiście coś szczególnego, wręcz orygi- nalnego. Potrafiła w sposób niezwykle naturalny mówić o sprawach, które młode damy pomijają zwykle milczeniem. W swojej naiwności nie ukrywała pod płaszczykiem obłudnej pruderii tego, co uważała za prawdziwie ludzkie. Nie szukała upiększeń. Wszystko nazywała po imieniu. To mogłoby zachęcić mężczyzn do śmielszych zachowań, ale tyle w niej było cudownej naturalności i świeżości i taka była subtelna, że tylko nieokrzesany prostak ośmieliłby się zbliżyć do niej. Takich osobników Lienhard trzymał jednak od niej z daleka. W ten sposób uniknęła przykrych doświadczeń. Ciotka pozostawiła Micaeli dwadzieścia pięć tysięcy dolarów, równowartość stu tysięcy marek, które miały być jej wypłacone po wyjściu za mąż. Wyznaczyła jej także miesięczną pensję w wysokości dwustu pięćdziesięciu dolarów. Dla dziewczyny, która do tej pory musiała się liczyć z każdym groszem, był to ogromny majątek. Dlatego chętnie pozostawiła ojcu swoją część ranczo, aby tylko nie utrudniał jej połączenia z siostrą. Życie wydawało się teraz Micaeli bezproblemowe. Obawiała się jednak, że to wszystko może prysnąć jak bańka mydlana. Nie czuła się najlepiej wśród ludzi, z którymi się teraz stykała. Była zbyt wrażliwa, by nie zauważyć, że jest przez nich traktowana jak dziwadło. I kiedy zdarzyło się, że któryś z panów obdarzył ją słowem zbyt wyszukanym, pytała samą siebie, dlaczego ci ludzie odnoszą się do niej z taką życzliwością i przypisują jej tyle godnych podziwu przy- miotów. Nie mogła się wtedy powstrzymać, aby nie odpowiedzieć im zdecydowanie i szczerze, co o tym myśli. Dziwiła się, dlaczego rozmów- cy określali jej odpowiedzi jako „zachwycające", a ją uważali za „godną uwielbienia". Bardzo się starała, aby nie zachować się wobec nich niewłaściwie. Z czasem Micaela przyzwyczaiła się do tych komentarzy, ale podobały jej się one coraz mniej. Uważała, że są nieszczere. W swojej naiwności w ogóle nie brała pod uwagę, że ona jest uroczą dziewczyną i wzbudza w otoczeniu zachwyt. Zdziczali gauchos na ranczo niejedno- krotnie dawali jej do zrozumienia, jak ponętną jest dziewczyną, ale czynili to w sposób tak jednoznaczny, że często musiała odpierać ich zaloty z bronią w ręku. Gdyby wiedziała, że te pięknie brzmiące słowa niewiele różnią się od nagabywań gauchos, uzbroiłaby się prawdopo- dobnie w browning i pokazała, że potrafi się obronić przed grubiańskimi zalotami. Dorrit próbowała jej wyjaśnić niuanse układów damsko-męskich. Jak zawsze zrobiła to bardzo delikatnie i taktownie. Tymczasem parowiec zbliżał się do wybrzeży Niemiec i następnego ranka oczom pasażerów ukazał się ląd. Przed południem dopłynęli do Cuxhaven i wkrótce cała trójka opuściła statek i udała się do Hamburga. Zatrzymali się w hotelu, w którym Lienhard jeszcze w Nowym Jorku zamówił dla nich pokoje. W Hamburgu Dorrit zrobiła zakupy dla siebie i siostry. Micaela towarzyszyła jej wszędzie. Szeroko otwartymi oczyma patrzyła na siostrę, gdy ta kupowała eleganckie przedmioty i płaciła za nie ogromne sumy. Dla niej, dziewczyny przybyłej z zupełnie innego świata, w którym nie było wszystkich tych luksusowych rzeczy, był to niemal szok, chociaż Dorrit przywiozła jej z Europy piękne suknie, a w Nowym Jorku kupiła jej wszystko, co powinna posiadać młoda dama. Micaela nauczyła się już poruszać w pięknych i eleganckich strojach, ale nieustannie myślała o skromnym odzieniu, które nosiła na ranczo. Była jednak zachwycona nowymi wspaniałymi strojami i czuła się w nich swobodnie. Gdy siostry chodziły po sklepach, Lienhard von Ried załatwiał rozmaite interesy. W hotelu spotykali się podczas posiłków. Po dwóch dniach pobytu w Hamburgu cała trójka wyjechała do Neustetten. Dla Micaeli każdy nowy dzień był czymś cudownym. Zdumiewało ją życie i ruch w Hamburgu, ale jeszcze bardziej zadziwił ją Berlin. Trzęsła się ze strachu, gdy pędzili samochodem, a inne samochody przemykały obok nich, a przecież odważnie cwałowała na najdzik- szych koniach po rozległej, otaczającej ranczo prerii, stawiała czoło nieokrzesanym gauchos i tysiącu niebezpieczeństw. Przeraźliwy hałas miejski wytrącał ją z równowagi. Odetchnęła więc z ulgą, gdy opuścili to miasto. Mica w posiadłości Dorrit czuła się znacznie pewniej. Nie docierał tu zgiełk miejski, było prawie tak cicho i spokojnie jak na ranczo, tak przynajmniej jej się wydawało. Turyńska posiadłość ziemska w porów- naniu z hałaśliwym dużym miastem była oazą spokoju. Wkrótce odbył się ślub Dorrit i Lienharda. Nie chciano odwlekać tej uroczystości, choć nie upłynął jeszcze rok od śmierci przybranych rodziców dziewczyny. W trudnej jednak sytuacji obu sióstr najlepszym rozwiązaniem było oddanie się pod opiekę Lienharda von Rieda. Do ślubu Lienhard przebywał w swojej posiadłości w Riedburgu, gdzie mieszkali tylko oddany mu służący Breitner i jego żona. Już po kilku dniach pobytu tam zaprosił obie siostry do zamku. Micaela podziwiała starą budowlę, rozkoszowała się panującą tu ciszą, cieszyła oczy ogródkiem uprawianym przez panią Breitner i była zachwycona urokliwym zakątkiem w cieniu trzech dorodnych lip, które rosły przed zamkiem. Pod tymi lipami pani Breitner przygotowała stół do po- południowej kawy. Micaela napawała się widokiem, jaki się stąd roztaczał. Widać było także Neustetten. Po kawie i zjedzeniu upieczonej przez panią Breitner babki, Micaela poszła do pełnego warzyw i najróżniejszych kwiatów ogródka. Oceniła, że Riedburg jest o wiele piękniejszy od Neustetten. Dopiero tu zrozumiała, dlaczego Lienhard przywiązany jest tak do tego miejsca; tu były pamią- tki minionej świetności, tu odnajdywał spokój, gdy wracał po długich podróżach do ojczyzny, tu miał doskonałe warunki do pracy naukowej. Lienhard chciał pozostać w Riedburgu nie tylko do ślubu. Po- stanowili z Dorrit, że spędzą tu pierwszy tydzień małżeństwa, a dopiero potem przeprowadzą się do Neustetten. Wesele było bardzo skromne. Zaproszono tylko najbliższych przyja- ciół, pastora z żoną i najstarszą córką, która pracowała w Neustetten i była nieocenioną pomocnicą Dorrit w gospodarstwie. Gdy młoda para wyjechała do Riedburga, gdzie z uroczystym powitaniem czekali już państwo Breitnerowie, Micaela pozostała w Neustetten sama. Miała teraz warunki, aby zastanowić się nad swoim zupełnie odmienionym życiem. Wydarzenia ostatnich tygodni jak wichura przewaliły się nad jej głową. Nie uświadamiała sobie jeszcze do końca, co się właściwie wydarzyło. Jej życie teraz było tak różne od tego na ranczo, że nie potrafiła się w nim jeszcze odnaleźć. Kochała Dorrit i cieszyła się, że są razem. Teraz, gdy została sama, uświadomiła sobie, że może być uciążliwa dla młodej pary. Narastał w niej strach, że stanie się ciężarem dla ludzi, z którymi przyjdzie jej żyć pod jednym dachem. Zastanawiała się, jak tego uniknąć. Zawsze, odkąd pamiętała, była samotna. Jej matka wcześnie zmarła, a ojciec mało się o nią troszczył. Towarzyszem jej dziecięcych zabaw był kuzyn Rodrigo, o ile w ogóle był w jej życiu jakiś czas zabaw, ale potem ojciec wciągnął go w swoje niecne interesy i Rodrigo zatracił swoje najlepsze cechy. Ojciec zawsze był złym duchem w życiu wszystkich ludzi, z którymi bliżej przebywał. Pierwszą żonę, matkę Dorrit, wpędził do grobu, drugą, matkę Micaeli, okłamywał i zdradzał. Swojego bratanka popchnął na złą drogę. Zamiast uczciwie zarządzać przypa- dającą Rodrigowi częścią posiadłości, przepuścił ją przy udziale chłop- ca. Dorrit i Micaela z ledwością unikały razów ojca i byłby je fizycznie i psychicznie zniszczył, gdyby dłużej z nim były. Przykro jest myśleć z pogardą o własnym ojcu, którego nikczemność mogła rzucić cień na dzieci i okryć je hańbą. Dobrze, że Dorrit tak wcześnie odeszła od ojca i znalazła tyle miłości u przybranych rodziców, mogła przyjąć ich nazwisko, a teraz nosi nazwisko swego męża. Po przybranych rodzicach nazywała się Lund. Riemann wykreślono z jej życia, gdy była jeszcze małym dzieckiem. Dobrze, że była już zaręczona, gdy ojciec z niecnymi zamiarami ponownie wkroczył w jej życie. Gdyby tak się stało, nie znalazłaby w sobie dość odwagi, aby oddać rękę ukochanemu człowiekowi. Ojciec zainteresował się Dorrit, gdy się dowiedział, że została ona główną spadkobierczynią bogatej ciotki. Nie tęsknota za własnym dzieckiem, które wychowało się u obcych ludzi, popchnęła go do podróży do Niemiec, tylko chęć odebrania jej majątku. I nic by go nie powstrzymało, by odebrać córce spadek, gdyby nie udaremniono jego niecnych zamysłów. Dorrit była teraz bezpieczna i otoczona troskliwą opieką męża. Micaela życzyła kochanej siostrze szczęścia. Sądziła, że jej nie będzie ono dane, bowiem nigdy nie będzie miała odwagi oddać swej ręki jakiemuś mężczyźnie. Wniosłaby przecież w ten związek nazwisko okryte hańbą i żyłaby w ciągłej obawie, że ojciec znowu mógłby wkroczyć w jej życie i zniszczyć jej małżeństwo. 11 10 Nie, nigdy nie wyjdzie za mąż. Zostanie już na zawsze z Dorrit i jej mężem. Hardy jest dobry i bardzo serdeczny i nigdy nie da jej odczuć, że jest dla niego ciężarem, a Dorrit też nigdy nie dopuści do siebie myśli, że mogłyby się rozstać. Ale jej nie przestawała dręczyć myśl, że siostra jest niepotrzebna świeżo poślubionej parze. Co ma więc robić? Zastanawiała się nad tym przez wszystkie dni, gdy Dorrit i jej młody mąż rozkoszowali się na zamku Riedburg byciem tylko we dwoje. W końcu znalazła wyjście. Jak tylko młoda para powróci, zaproponuje im najlepsze — jej zdaniem — rozwiązanie tej sytuacji. II Na północny-zachód od Montrealu, jednego z najważniejszych portów morskich Kanady, Robert Rottach, po zdobyciu ogromnej fortuny na handlu drewnem, wybudował sobie przepiękny dom. Zamieszkał w nim ze swoim synem Heinzem, z którym dwadzieścia dwa lata temu opuścił Niemcy. Heinz miał wtedy dziesięć lat. Gdy ojciec zapytał go, czy chce zostać w domu z matką czy pojechać z nim w nowy, nieznany świat, Heinz Rottach zastanawiał się tylko przez chwilę, po czym popatrzył z powagą na ojca, włożył chłopięcą dłoń w jego silną rękę i powiedział: — Jadę z tobą, tato! — Ale nigdy więcej nie zobaczysz swojej matki, Heinz. Odchodzę stąd na zawsze! Tym razem spojrzenie chłopca na dłużej zatrzymało się na twarzy ojca. Miał dopiero 10 lat, ale rozumiał już, jaka tragedia rozgrywała się w jego domu. Często był świadkiem scen, jakie matka urządzała ojcu zasypując go zarzutami, męcząc bezpodstawną zazdrością i wypomi- nając, że ożenił się z nią tylko dla pieniędzy. Ostatni zarzut był prawdziwy, bowiem Herbert Rottach, chcąc ratować swego ojca przed bankructwem, ożenił się przed laty z bogatą kobietą, której nie kochał. Nie ukrywał tego przed nią. Obiecał jej jednak szacunek i wierność. Klementyna Rottach zgodziła się zostać jego żoną, ale ze swoim porywczym charakterem trudno jej było pogodzić się, że mąż nie odwzajemnia jej gorącej miłości. Próbowała wszelkimi sposobami zdobyć jego miłość, ale gdy jej starania nie odnosiły natychmiastowego efektu, traciła cierpliwość. Zarzucała męża wymówkami, wywoływała sceny zazdrości, męczyła go i upokarzała, tak że nie mógł już dłużej tego znieść. Próbował trzymać syna z daleka od tych awantur, ale żona nie mogła się pohamować i także w obecności dziecka robiła mu obrzydliwe sceny. I tak mijały trudne i przygnębiające dla Herberta Rottacha lata. Tylko ze względu na ojca trwał w tym związku. Po jego śmierci poczuł się uwolniony od danego żonie słowa. Powiedział jej otwarcie, że nie jest już w stanie dłużej znosić takiego życia, że jedynie ze względu na ojca i syna godził się na nie, a teraz, gdy ojciec zmarł, nic i nikt go już nie powstrzyma przed odejściem, jeśli ona nie zmieni swego postępowania i nie przestanie zatruwać mu życia. — Już mi nie rób, proszę, zarzutu z tego, że poślubiłem cię dla pieniędzy. Nigdy się tego nie wypierałem, wyznałem ci to otwarcie. Dotrzymałem jednak obietnicy, byłem ci wierny. Ze względu na ojca i syna wytrzymałem z tobą tyle lat, chociaż dręczyłaś mnie i upokarzałaś. Ale teraz, kiedy nie ma już mojego ojca, gram z tobą w otwarte karty. Dług ojca, który wziąłem na siebie, spłaciłem już co do grosza, a więc jesteśmy kwita. Ojciec zostawił mi nawet niewielki majątek, więc w przyszłości nie będę od ciebie nic potrzebował. Jeśli nie przestaniesz zadręczać mnie i poniżać, z nami koniec. Zapamiętaj to sobie! Jeśli jeszcze jeden raz usłyszę twoje niesprawiedliwe zarzuty, opuszczę cię, i to na zawsze, a syna wezmę ze sobą, bo nie chcę, aby wyrastał w nienawiści i żalu do mnie. Zbyt wiele już się nasłuchał i napatrzył, nie można mu dalej zatruwać życia. Nic na to nie poradzę, że nie mogę cię pokochać. To wina twojego zachowania. Zawsze jednak starałem się okazać ci moją wdzięczność. Ale nie mogę już tak żyć! Dam ci jeszcze jedną szansę. Jeśli zmienisz swe postępowanie, przestaniesz robić mi wymówki i nie będziesz robić z mego życia przy twoim boku piekła — zostanę. Jeśli tego nie potrafisz, jeśli popuścisz wodze swego nieokiełznanego temperamentu, widzisz mnie po raz ostatni, na to słowo! 13 12 Na jakiś czas się uspokoiła. Jego słowa zrobiły na niej wrażenie. Ale ten spokój nie trwał długo i kilka tygodni później nastąpiła eksplozja zarzutów i podejrzeń połączona z trzaskaniem drzwiami i wściekłymi wrzaskami. Herbert chwilę patrzył na żonę, po czym bez słowa wyszedł z pokoju i poszedł do syna. Heinz był blad\ jak ściana. On i cała służba słyszeli głośno wykrzykiwane prze/ matkę obelgi. W sąsiedztwie też nie było tajemnicą, że Klementyna Rottach robi z domu piekło. Nikt nie przypuszczał, że ta kobieta bardzo cierpi. Kochała swojego męża i nie umiała zadowolić się tym, co mógł jej zaofiarować. Nie wierzyła, że mąż dotrzyma słowa i ją zostawi. Herbert Rottach postanowił odejść po tej awanturze. Chciał zabrać syna ze sobą, ale nie wbrew jego woli. Dziesięciolatek miał za- decydować, czy zostanie z matką czy z ojcem. Heinz postanowił wyjechać z ojcem. Kochał go gorąco, a gwałtow- ny, nieopanowany charakter matki coraz bardziej go do niej zrażał. Jeszcze tego samego dnia Herbert Rottach załatwił wszystkie formalności związane z wyjazdem. Chciał się udać do Kanady, gdzie od lat mieszkał jego przyjaciel. Nikt nie znał celu jego podróży, chciał spalić za sobą wszystkie mosty. Podjął z banku odziedziczony po ojcu niewielki kapitał, napisał też do adwokata, aby ten służył pomocą jego żonie i zawiadomił ją, że gdyby chciała rozwodu, on nie będzie robił przeszkód i gotów jest wziąć winę na siebie. Gdy Klementyna następnego ranka dręczona wyrzutami sumienia weszła do jadalni, nie było w niej ani męża, ani syna. Na stole leżała zaadresowana do niej koperta. Rozpoznała charakter pisma męża. Rozdarła ją drżącymi rękoma ogarnięta nagle strachem, że spełnił swą groźbę. Przeczytała: Bądź zdrowa, Klementyno. Wczoraj ostatecznie zerwałaś łączące nas więzy. Gdy czytasz ten list, jesteśmy już z Heinzem daleko od Ciebie. Już nigdy więcej o nas nie usłyszysz. Jeśli chcesz się rozwieść, mój adwokat Ci w tym pomoże. Mam nadzieję, że zaznasz jeszcze szczęścia, którego ja nie mogłem Ci dać. Wybacz, że nie potrafiłem Cię pokochać. Tak chciał los, to nie była moja wina, tak było nam pisane. Naszego syna wychowam na 14 porządnego człowieka, a gdy dorośnie i zechce Cię zobaczyć, nie będę mu tego utrudniał. Mnie już nigdy nie zobaczysz, wykreśl mnie ze swego życia i spróbuj być szczęśliwa. Jeszcze raz dziękuję Ci serdecznie za to, że pomogłaś memu ojcu. Bóg Ci to wynagrodzi, bo ja nie potrafiłem. Herbert Rottach Klementyna przeczytała list i osunęła się na ziemię. Próbowała się podnieść, ale z jękiem opadła. Nigdy nie wierzyła, że Herbert spełni swoją groźbę. Teraz czyniła sobie wyrzuty, oskarżała siebie o to, co się stało. Gdyby wiedziała, dokąd wyjechał mąż z synem, na kolanach czołgałaby się do niego, jeśliby od niej tego zażądał, i prosiłaby o przebaczenie. Ale on zniknął, przepadł bez śladu. Ona musi teraz odpokutować za swoją nieposkromioną gwałtowność i niepohamo- waną namiętność. Nigdy się nie dowiedziała, dokąd wyjechali. Ale nie wystąpiła o rozwód, pociechą była jej myśl, że jest z nim jeszcze związana, że on nie może poślubić innej kobiety. W Kanadzie Herbert Rottach odwiedził przyjaciela i jemu zawierzył swój los. Ten pomógł mu rozpocząć nowe życie w obcym kraju. Przybysz z Niemiec zajął się handlem drewnem. Jego firma z roku na rok prosperowała coraz lepiej. Posiadał ogromne tereny leśne na północy Kanady. Dorobił się fortuny i zapomniał o przeszłości. Nigdy nie zaświtała mu myśl, aby się ponownie ożenić. Żył tylko dla syna, któremu umożliwił zdobycie solidnego wykształcenia. Był dumny z Heinza. Obaj darzyli się ogromną miłością. Byli dla siebie wszystkim. Gdy Heinz skończył dwadzieścia pięć lat, ojciec zapytał go, czy pragnie zobaczyć matkę. Obiecał, że nie będzie mu w tym przeszkadzał. Heinz popatrzył poważnie na ojca i odpowiedział: — Lepiej nie, ojcze. Jeśli matka w ogóle mnie jeszcze pamięta i jest w niej choć odrobina miłości dla mnie, to sprawiłbym jej tylko ból, gdybym ją odszukał i znowu opuścił. A jeśli nie myśli już o mnie, być może wyszła po raz drugi za mąż i ma inne dzieci, wtedy nie miałoby to w ogóle sensu. -— Nie wyszła za mąż. Zasięgałem o niej informacji. Żyje w swoim majątku w południowej Turyngii, zimą podróżuje przez kilka miesięcy, jest zdrowa. To wszystko, co o niej wiem. 15 Heinz słuchał bardzo uważnie. • — A czy się z tobą rozwiodła? — Nie, Heinz, nie wystąpiła o rozwód. / — To dlatego nie ożeniłeś się ponownie? Herbert Rottach potrząsnął głową. — Nie ożeniłbym się, nawet gdybym był wolny. Z takimi doświad- czeniami jak moje trudno zdecydować się na powtórny ożenek. — Ale mogłeś przecież, ojcze, wybierać wśród wielu kobiet. Masz w sobie coś, co fascynuje kobiety, tak mi przynajmniej kiedyś po- wiedziano. Herbert Rottach wzruszył ramionami. — Kobiety nie mogą znieść, gdy się ich nie zauważa i wtedy chcą to wymusić. Cała tajemnica mojej atrakcyjności polega na tym, że one mnie w ogóle nie interesują. — To możliwe, ojcze. Ale to wielka szkoda, że nie mogłeś uczynić nikogo szczęśliwym ani że ty nie zaznałeś szczęścia. * — Nie miałem już czasu na kobiety. Odkąd opuściliśmy Niemcy, żyłem tylko dla ciebie i jestem takim szczęśliwym i dumnym ojcem, że z pewnością nie byłbym takim szczęśliwym mężem. A wracając do mojego pytania, nie chciałbym na ciebie wywierać nacisku. Jeśli kiedykolwiek zatęsknisz za matką, nie przejmuj się mną i jedź do niej. Myślę... że mógłbyś ją uszczęśliwić swoją wizytą. Nie jest kobietą złą i pozbawioną uczuć, nie umiała tylko się opanować. Heinz podał ojcu rękę. — Nie przemilczę przed tobą, gdy ogarnie mnie tęsknota za matką. Ale nie sądzę, aby to nastąpiło. Nie chcę dzielić uczuć, znaczysz dla mnie zbyt wiele, aby ktoś inny mógł w moim sercu zająć miejsce obok ciebie. Dobrotliwy uśmiech pojawił się na twarzy ojca. — A jeśli Bóg zechce, abyś dzielił jednak kiedyś twoje serce z kim innym? , — Mówisz o tym, że się kiedyś ożenię? — Tak, to właśnie miałem na myśli. — Och, dużo jeszcze czasu upłynie. Mam gorzkie doświadczenia z dzieciństwa. Byłem świadkiem tylu przykrych scen. Tego nie zapomina się tak łatwo. Nigdy więcej nie rozmawiali już o matce. Kilka lat później Heinz Rottach poznał na jednym z kongre- sów naukowych Lienharda von Rieda. Młodzi mężczyźni od razu poczuli do siebie sympatię i szybko się zaprzyjaźnili. Gdy Lienhard von Ried odbywał jedną ze swoich podróży badawczych po lasach północnej Kanady, Heinz Rottach został jego przewodnikiem. Heinz chciał też wziąć udział w wyprawie przyjaciela na biegun południo- wy. Poprosił ojca o wyrażenie na to zgody. Ten, choć z ciężkim sercem, zgodził się. Heinz z Lienhardem von Riedem wyruszyli w daleki świat. Wiele razem przeżyli, pokonali wiele trudności i niebezpieczeństw. Po za- kończonej ekspedycji Lienhard powrócił do Niemiec, a Heinz do Kanady. Nie chciał dłużej pozostawiać ojca samego. Przyjaciele obiecali sobie, że jak tylko nadarzy się okazja, spotkają się. Heinz już od dawna myślał o podróży do Niemiec, gdzie nie był od chwili wyjazdu z ojcem do Kanady. Chciał namówić ojca, aby razem odwiedzili kraj rodzinny. Mógłby wtedy odwiedzić przyjaciela w Ried- burgu i zabawić u niego jakiś czas. — Możesz przyjechać, kiedy tylko zechcesz, zawsze czeka cię serdeczne przyjęcie, będę się ogromnie cieszył, goszcząc cię u siebie. Uprzedzam tylko, że będziesz się musiał zadowolić skromnym za- kwaterowaniem, bowiem mój stary Riedburg jest na wpół walącym się gniazdem rycerskim. Jest jednak przepięknie położony wśród lasów Turyngii i rozciąga się z niego wspaniały widok. A więc przyjeżdżaj. Nie musisz się zapowiadać, po prostu przyjedź, a wtedy powspominamy naszą wyprawę na biegun południowy. Pozdrów ojca. Cieszyłbym się, gdyby i on zawitał do mnie. To wspaniały człowiek, a ty, na szczęście, jesteś bardzo do niego podobny — powiedział Lienhard, żegnając się z Heinzem. — Pojawię się z pewnością w twoim zbójnickim zamku, choćby i w środku nocy — obiecał Heinz. Młodzi mężczyźni uścisnęli sobie dłonie na pożegnanie i się rozstali. Heinz Rottach wrócił do Montrealu. Ojciec ogromnie się ucieszył z Jego powrotu. Syn od razu zauważył, że ojciec bardzo się zmienił w czasie jego nieobecności. Włosy mu posiwiały, przygarbił się. Bardzo się postarzał. Heinz objął czule ojca i zaniepokojony zapytał, czy nie jest chory. Ten pjóbowal go uspokoić. 16 — To nic groźnego, chłopcze. Byłem ostatnio chory, nabawiłem się silnego przeziębienia, objeżdżając nasze lasy. Byłem zbyt lekkomyślny, nigdy się nad sobą nie rozczulałem, z przyjemnością wystawiałem się na wiatr i nie straszna mi była brzydka pogoda. Ale tym razem dopadło mnie licho i o mało co zastałbyś mnie w łóżku. Ale na szczęście w samą porę się pozbierałem i mogę przywitać cię na nogach. Zmartwiłbyś się, gdybym dalej był przykuty do łóżka. — O tak, kochany ojcze, ale sądzę, że powinieneś jeszcze poleżeć, nie wróciłeś zupełnie do sił. — Ani mi się śni wchodzić znowu pod pierzynę. Jestem szczęśliwy, że wreszcie spod niej wylazłem. Słaby jeszcze jestem, to prawda, ale wkrótce całkiem wyzdrowieję. — A więc czujesz się już lepiej? Na co więc chorowałeś? — Ach, to niegodziwa choroba, z której zawsze sobie pokpiwałem. Grypa, tak sieją nazywa. Podobno może zwalić najsilniejszego chłopa. No tak, i ja musiałem jej doświadczyć na własnej skórze. Nie trak- towałem początkowo swoich dolegliwości poważnie i nie położyłem się od razu do łóżka. Wywiązało się zapalenie płuc. Ale nie to w końcu było najgorsze. Mój lekarz wykrył u mnie jakieś schorzenie serca. Kryzys przyszedł zbyt szybko, lekarz zaaplikował mi zastrzyki z kamfory i przez kilka dni poił mnie tylko szampanem. W końcu orzekł, że moje serce nie jest w pełni sprawne. Teraz poucza mnie nieustannie, że powinienem być bardziej ostrożny. Chce mnie nawet wysłać na południe, najlepiej na Florydę. Zdecydowanie zaprotestowałem, nie pozwolę traktować się na stare lata jak niemowlę. W przyszłym miesiącu znowu jadę na północ w moje lasy. Napełnię płuca świeżym wiatrem, to lepsze niż podróż na południe. Heinz położył rękę na wychudłym ramieniu ojca. — O nie, ojcze, na to ci nie pozwolę. Skoro nakazano ci ostrożność, byłoby ogromną lekkomyślnością, gdybyś pojechał na północ. Muszę porozmawiać z lekarzem. — Ach, nie psuj mi radości powitania, mój chłopcze. Chodź, zjemy coś i napijemy się dobrego czerwonego wina. Wprawdzie lekarz zabrania mi tego, ale ja nie dam się sterroryzować. Heinz czule odgarnął ojcu włosy z czoła i powiedział zdławionym głosem, z trudnością opanowując wzruszenie: 18 — Zupełnie osiwiałeś, ojcze. Herbert Rottach był równie wzruszony jak syn. — Nie potrafię wyrazić, jak jestem szczęśliwy, że znowu tu jesteś. Bałem się już, że odejdą na zawsze i nie zobaczę cię więcej. Ojciec i syn uścisnęli się mocno, obaj mieli łzy w oczach. Przy stole ojciec był bardzo pogodny. Heinz nie pozwolił mu na wyprawy do lasu, bowiem lekarz powiedział, że byłoby to wielce nierozsądne. Pacjent, jego zdaniem, powinien wyjechać na południe, a tak w ogóle, to przez dłuższy czas ma tylko odpoczywać. Ojciec, mimo nalegań Heinza, nie chciał jednak o tym słyszeć. Z trudem tylko udało się synowi przekonać go, że powinien się oszczędzać, a przede wszystkim zrezygnować z wycieczek do lasu. Młodzieniec otoczył ojca troskliwą opieką, starał się usunąć z jego życia wszy- stko, co mogłoby go zdenerwować lub wprowadzić w stan podnie- cenia. Chory starał się nie pokazać po sobie, że akceptuje tę troskę o siebie, kpił z zabiegów czynionych wokół jego osoby, ale w końcu poddawał się im. To uświadomiło synowi, jak starannej opieki wymaga ojciec. Heiriz i Lienhard po rozstaniu wymienili kilka kartek z pozdrowie- niami. Lienhard w tym czasie pracował intensywnie nad pracą pod- sumowującą jego ostatnią ekspedycję, bez pamięci zakochał się w Dorrit Lund, opiekował się nią i niepokoił jej sytuacją rodzinną. Heinz natomiast troskliwie opiekował się chorym ojcem i zajmował inte- resami. Pewnego razu próbował namówić ojca na podróż do Niemiec, ale ten odparł śmiejąc się: — Chcesz mnie w ten sposób wyekspediować bardziej na po- łudnie. Nasz lekarz jest przeczulony i z pewnością cię nastraszył. Nie ma obaw, wróciłem już do sił i gdy tylko miną moje dolegli- wości pogrypowe, będę sprawny jak niegdyś. Nie chcę jechać do Niemiec, być może odżyłaby wówczas tęsknota za krajem dzie- ciństwa. Nie chciałbym pozostać w Niemczech na zawsze, rozu- miesz, twoja matka jest ciągle jeszcze moją żoną i gdybym tam został, być może odszukałaby mnie. A to mogłoby doprowadzić do różnych komplikacji. Nie, nie, chłopcze, zostawmy to. A jeśli twoja tęsknota za Niemcami jest tak silna, że chciałbyś tam pojechać, nie będę cię zatrzymywał. 19 Heinz nie chciał jednak za żadną cenę opuścić ojca. I dlatego odparł spokojnie: — Nie tęsknię za Niemcami, chciałbym po prostu zobaczyć się znowu z Lienhardem von Riedem. Jest moim prawdziwym przyjacie- lem. Nie mówiłem ci jeszcze o tym, ale on uratował mi życie. Starszy pan przeraził się. — Jak to się stało, Heinz? — Podczas jednej z wypraw zgubiłem drogę i zabłądziłem wśród lodowych skał. Poszukiwano mnie przez kilka dni, w końcu zaprzestano w przekonaniu, że zamarzłem. Ponieważ całej ekipie zagrażało już poważne niebezpieczeństwo ze względu na długie przeby- wanie wśród lodowców, postanowiono wracać na statek. Ale Lienhard von Ried nie chciał zakończyć poszukiwań, dopóki nie odnajdzie moich zwłok i mnie nie pogrzebie. Nie powstrzymywał ekipy przed przygoto- waniami do wypłynięcia, poprosił jedynie, aby jeszcze przez kilka godzin wstrzymali się z odjazdem. Gdyby o umówionej porze nie dał znaku, mieli odpłynąć bez niego i beze mnie. Poszukując mnie, Lienhard wspiął się na wyjątkowo strome skały lodowe. Tuż za nimi odnalazł mnie. Byłem śmiertelnie wyczerpany. Nie mogąc odnaleźć drogi wśród lodowców, położyłem się na śniegu. Lienhard odnalazł mnie dosłownie w ostatniej chwili i nieprzytomnego wyniósł na plecach z lodowego labiryntu. Przesłał sygnał dla statku ekspedycyjnego. Obaj zostaliśmy zabrani przez załogę statku. Upłynęło jednak kilka dni, zanim wróciłem do sił. Opowieść syna, choć pozbawiona wielu dramatycznych szczegółów, przeraziła ojca. Dziękując losowi i błogosławiąc wybawiciela syna, przytulił mocno Heinza i powiedział: — Jak długo żyję, dziękować będę panu von Riedowi. Jutro napiszę do niego, że czuję się jego dłużnikiem do końca moich dni. Czy można mu w czymś pomóc? Czy nie opowiadałeś, że jest w trudnej sytuacji finansowej? Heinz uśmiechnął się wesoło. — Rzeczywiście, stracił sporą część majątku. Jakiś łajdak zagarnął jego dobra odziedziczone po rodzicach, zostawiając mu tylko siedzibę rodową jego przodków, walący się zamek Riedburg. Ale ma tam bezpieczną przystań. Teraz pisze relację z podróży. Znalazł już nawet 20 wydawcę. To nie jest człowiek, który oczekiwałby zapłaty za szlachetne czyny. Jeśli chcesz mu podziękować za uratowanie mnie, to zapewnij go, że nigdy, podobnie jak ja, nie zapomnisz jego poświęcenia. Nic więcej nie jest konieczne. — Uczynię tak, jak mówisz. Niech mu niebo wynagrodzi, skoro ja nie mogę. Wiem, że dla takich ludzi jak on najważniejsze jest czynienie dobra. Skoro więc chcesz go odwiedzić, zrób to. Rozumiem, że jesteś związany z tym człowiekiem już na zawsze. — Tak, ojcze, to prawda. Ale na razie nie wyjadę z Kanady. — Czy pisujecie do siebie? Heinz zaśmiał się głośno. — Pisujemy do siebie kartki w stylu telegraficznym, ale każdy z nas odczytuje z nich wszystko o życiu drugiego. Jesteśmy ludźmi, dla których pisanie obszernych listów jest męką. Wiemy obaj, że pozosta- niemy wiernymi przyjaciółmi. Gdybyś napisał do niego list z płomien- nym podziękowaniem, czytając go powiedziałby: „Heinz mógł to zatrzymać dla siebie". W liście Herberta Rottacha do przyjaciela syna była nie tylko szczera wdzięczność, ale także tkliwa miłość ojcowska. Lienhard chciał od razu odpowiedzieć, ale nie pozwolił mu na to brak czasu. Po jakimś czasie w krótkim, lecz serdecznym liście napisał ojcu Heinza, że postąpił tak, jak postąpiłby w tej sytuacji jego syn. Przesłał pozdrowienia i dodał, że wkrótce napisze więcej, bo dużo się osta- tnio wydarzyło w jego życiu. Teraz zajęty jest pisaniem serii arty- kułów dla popularnego pisma ilustrowanego, które wyznaczyło mu bardzo krótki termin. Jak tylko się z tym upora, napisze długi list. Ale zanim list dotarł do Montrealu, Herbert Rottach zmarł nagle. Choroba serca, na którą cierpiał, była znacznie poważniejsza, niż przypuszczał. Przebyta grypa i zapalenie płuc ostro zaatakowały serce i pewnego dnia padł martwy w ramiona syna. Jego ostatnie słowa przepełnione były miłością do Heinza: —— Szczęśliwy jestem, Heinz, że mam ciebie. Ty nadałeś mojemu życiu sens. Stało się to w czasie kolacji. Patrząc prosto w oczy syna, ojciec podniósł kieliszek czerwonego wina do ust i dodał śmiejąc się: 21 — Pokażę ja naszemu dobremu doktorowi, że nie jest łatwo takiego człowieka jak ja przenieść na tamten świat. Na zdrowie, mój kochany chłopcze. Niech żyje nasza miłość! Wypił duszkiem i nagle podniósł się. Heinz przerażony i bezradny wpatrywał się w ojca, a kiedy podskoczył do niego i objął go, ten padł w jego ramiona już martwy. Heinzowi serce pękało z bólu. Zbyt mocno kochał ojca, aby łatwo pogodzić się z jego utratą. Musiał jednak się opanować, miał do załatwienia wiele spraw. Co prawda firma była prowadzona przez odpowiedzialnych ludzi, na których mógł polegać, ale przejęcie spadku zabrało mu sporo czasu. Był jedynym spadkobiercą ojca i stał się bardzo bogatym człowie- kiem. Jego ogromne ppsiadłości warte były fortunę. Dom w Montrealu stał się jednak po śmierci ojca ponury i pusty. Heinz zrozumiał teraz, że ojciec stanowił dla niego sens życia. Nie mógł przeboleć tej niepowetowanej straty i gdy załatwił wszystkie najpilniejsze sprawy, nic go już nie trzymało w domu. Miał co prawda w Montrealu grono znajomych, ale nikt nie był mu na tyle bliski, aby mógł mu się zwierzyć, jak bardzo cierpi po stracie ojca. Ogarnęła go tęsknota za najlepszym przyjacielem — Lienhardem von Riedem. Postanowił więc pojechać do Niemiec. Nie zawiadomił Lienharda o śmierci ojca. Sam chciał mu przekazać tę bolesną wiadomość. Rozpoczął przygotowania do podróży. Chciał zatrzymać się w za- mku przyjaciela na dłużej i być tylko z nim. Sądził, że to ukoi jego ból. Bez żalu rozstawał się z Montrealem, choć wiele młodych dam było zasmuconych, że znowu wyjeżdża. Wiele pięknych oczu wpatrywało się w niego tęsknie, ale Heinz nie interesował się dotychczas żywiej żadną kobietą. Jeszcze nigdy na widok kobiety serce nie podpowiedziało mu: „Ta albo żadna!" Heinz nie przypuszczał, że jego przyjaciel nosi już obrączkę. Pan na Riedburgu nie zdążył bowiem napisać obiecanego długiego listu. Wkrótce po napisaniu do Herberta Rottacha otrzymał telegram od Micaeli z prośbą o ratunek dla Dorrit. Popłynął więc do Ameryki, aby chronić narzeczoną przed nikczemnymi zamiarami jej ojca. Nie 22 miał głowy do pisania listów. Postanowił załatwić zaległą koresponden- cję już po ślubie. Przyjaciele nie wiedzieli więc o przełomowych wydarzeniach w swo- im życiu. Heinz Rottach nie uprzedził Lienharda o zamierzonym przyjeździe. Chciał mu sprawić niespodziankę. Płynąc przez Atlantyk miał dość czasu, aby oddawać się roz- myślaniom. I pewnego dnia, wspominając dzieciństwo, przypomniał sobie o matce. Zapytywał sam siebie, czy nie powinien jej przynajmniej zawiadomić o śmierci ojca. Nagle zrozumiał, że jest matce coś winien. Musiał jej wówczas, gdy odszedł z ojcem, zadać cios. Dla niego był to wybór jednoznaczny, skoro rodzice się rozchodzili. On, kierując się uczuciami, mógł zdecydować się tylko na odejście z ojcem, który zawsze był mu bliższy. Próbował teraz przywołać we wspomnieniach obraz matki. Ale w pamięci wyłowił jedynie wiecznie podenerwowaną, wymyśla- jącą, łatwo wpadającą w złość kobietę, której nieustannie się bał. Nawet pieszczoty, którymi go obdarzała po urządzanych przez siebie scenach, były mało delikatne i bardziej go odpychały od niej, niż przyciągały. Zadawał sobie pytanie, czy matce nie należało raczej współczuć, że była taka nieopanowana. Zdawał sobie sprawę, że miała ona wpływ na jego stosunek do kobiet. Gdy tylko zauważył, że jakaś młoda kobieta z grona jego znajomych bacznie mu się przygląda, w jego głowie rodziła się natychmiast myśl, jak wyglądałaby ta kobieta, gdyby opanowała ją złość. I ta myśl już w zarodku zabijała każde cieplejsze uczucie. Przed oczyma stawała mu wówczas matka. Postanowił jednak skontaktować się z nią. Być może udałoby się załagodzić ten ból, którego był nieświadomym sprawcą. A może się zmieniła po rozstaniu z ojcem i utracie syna. Nie wniosła pozwu o rozwód, a to może znaczyć, że nie umiała zapomnieć ojca i że nikt nie był w stanie zastąpić jej utraconego męża. Musiała go bardzo kochać. Prawdopodobnie miała mu do zarzucenia tylko to, że on nie odwzajem- niał jej uczuć. Myśli o matce towarzyszyły mu podczas całego rejsu. Nie wiedział dokładnie, gdzie teraz mieszka. Podczas ostatniej rozmowy z ojcem o matce dowiedział się, że nadał żyje ona w swoim majątku w północnej 23 Turyngii. Ponieważ Lienhard von Ried także miał posiadłość w Turyn- gii, tyle że na południu, sądził, że nie będzie trudno zasięgnąć języka na temat miejsca jej zamieszkania. Postanowił, że jeśli mu się to uda, odwiedzi ją. Być może także w przyszłości będą utrzymywać ze sobą kontakty. Zamiar ten chciał koniecznie wprowadzić w życie. Zrozumiał teraz ojca, który nie chciał go trzymać za wszelką cenę z dala od matki, gdy był już dojrzałym człowiekiem. Na pokładzie parowca Heinz nie udzielał się towarzysko, chociaż i tu młode damy próbowały go czarować. Uchodził za niezwykle inte- resującego i pociągającego mężczyznę. Jego szlachetne rysy, gładkie wysokie czoło, pełne wyrazu szare oczy, wąskie usta, prosty nos i szczupła wysportowana sylwetka tworzyły całość, która mogła za- uroczyć kobietę. Gdy spacerował, wpatrując się błękit nieba, bądź przechadzał po pokładzie pogrążony w myślach, biegły za nim tęskne spojrzenia kobiet. Należał do tych mężczyzn, którzy robią na kobietach wrażenie. III Świeżo poślubiona para powróciła z Riedburga do Neustetten. Lienhard von Ried objął w posiadanie pokój Wiłlego Lunda, dawnego pana domu, dla Dorrit odświeżono pokój jej nieżyjącej przybranej matki. Ani Dorrit, ani też Lienhard nie dali Micaeli w żaden sposób odczuć, że jej obecność w Neustetten jest niepożądana. Ale Micaela miała uczucie, że jest w tym domu zbędna. Pewnego razu zapytała przy śniadaniu: — Hardy, czy Riedburg jest na sprzedaż? Spojrzał zdziwiony w jej piękną twarz. — Riedburg? Nie, Mico, sprzedałbym ten zamek tylko wówczas, zakładając, że znalazłbym kupca, gdybym popadł w straszną biedę. A dlaczego pytasz? 24 — Chciałabym go kupić. Twoja posiadłość niezmiernie mi si«ę podoba. Czułabym się tam swobodniejsza i niezależna, znowu miata.- bym uczucie, że przed moimi oczyma rozciąga się bezkresna preria. Dorrit popatrzyła na siostrę z przestrachem i zapytała: — Ależ, Mico, czy nie czujesz się dobrze w Neustetten? Micaela chwyciła ją za rękę. — Nie, Dorrit, jest mi tu dobrze, ale jeszcze lepiej czułabym siię w Riedburgu, mając przed sobą wspaniały widok i przestrzeń. A i sirn zamek jest taki przytulny, tak gustownie urządzony! Tutaj jest tak diiż.o pokoi, że mam wrażenie, że zabłądzę. Poza tym uważam, ale nie zrozumcie mnie źle, że młodzi małżonkowie muszą być sami. Chciała- bym w zamku pomieszkać chociaż jakiś czas, przez rok albo dwa. Storo Hardy nie chce mi go sprzedać, co doskonale rozumiem, to chciałatyffn go przynajmniej wynająć na kilka lat. — A więc tu jest pies pogrzebany, boisz się, że przeszkadzasz iaKi swoją obecnością, głuptasku! — Nie nazywaj mnie głuptaskiem! Naprawdę byłoby znacznie lepi ej dla nas wszystkich, gdyby moim domem został Riedburg. Moglibyśmy się codziennie widywać, ja odwiedzałabym was, a wy mnie. ByłabyTtn jednak panią samej siebie! Wyrosłam na ranczo i nie jest dla mnie niczy m nadzwyczajnym żyć w samotności. I choć kocham cię ogromnie, Dorrit, czuję się czasami ograniczona, nie mogę tu być nigdy tak naprawaię sama — powiedziała Micaela. Chciała rozwiać wątpliwości Dorril, aftle jej się to nie udało. Dorrit zasypała siostrę prośbami, aby została z mmi. Lienhard jednak rozumiał młodą szwagierkę. Uścisnął delikatnie Jej rękę i rzekł: — Mała Mico, wiem, co cię gnębi, wydaje ci się, że jesteś tu intruzem. Ale to nieprawda. Na ranczo byłaś samodzielna, co poleciłaś, było wykonane. Tutaj Dorrit jest gospodynią, a ty czujesz się jak (psść, i to ci nie bardzo odpowiada. Czy o to chodzi? Nie z tych pobudek Micaela chciała przeprowadzić się do Riedbuir- ga, ale przytaknęła szwagrowi. — Masz rację, Hardy, tam, na zamku, miałabym jeśli naweU skromne, to jednak pewne pole działania, byłabym za coś odpowiedzLal- na. Żyłabym w zgodzie z Breitnerami, powiększyłabym twój zamto*wy ' ogród, dokupiłabym kur i dokonała wielu innych drobnych —:-^n 25 Myślę, że dobrze gospodarowałabym w twoim Riedburgu. Musiałbyś tylko określić cenę wynajmu. Sądzę, że mogłabym tam bardzo dobrze żyć z moim tysiącem marek miesięcznie. Nie przypuszczam, abyś zażądał zbyt wiele. Naturalnie państwo Breitnerowie będą opłacani przeze mnie. Proszę, Hardy, przekonaj Dorrit, aby pozwoliła mi \ zamieszkać w Riedburgu! l Dorrit jednak nie chciała się zgodzić. Miała tysiące zastrzeżeń, l Nalegała, aby Micaela pozostała w Neustetten. Tę jednak popierał Hardy, będąc przekonany, że jest do dla szwagierki najlepsze roz- wiązanie. W końcu ustalono, że Micaela zamieszka w Riedburgu. O jakimkolwiek czynszu Hardy nie chciał słyszeć, ale dziewczyna energicznie domagała się uregulowania tej sprawy. W końcu stanęło na tym, że Micaela będzie płaciła pięćdziesiąt marek. Uradowana rzuciła się szwagrowi na szyję i powiedziała: — Dziękuję, Hardy, ach, cóż to za cudowne uczucie móc wynaj- mować zamek! Mam nadzieję, że mi wkrótce nie wypowiesz. Dziękuję ci z całego serca. A więc już wszystko uzgodnione. Już jutro pojadę do Riedburga i rozejrzę się, czego mi tam jeszcze brakuje do szczę- ścia. Zobaczycie, wszystko się cudownie ułoży i cieszę się już na wasze odwiedziny. Ta wspaniała sceneria pomoże mi oczyścić język z mało delikatnych powiedzonek, będę miała też dość czasu, aby uzupełnić luki w wykształceniu. Ty, Hardy, dostarczysz mi potrzebnych książek! Lienhard obiecał służyć Micaeli pomocą. Dorrit dąsała się jeszcze przez chwilę i próbowała odwieść siostrę od tego zamiaru. Ta tłumaczy- ła jej, że ma na względzie tylko szczęście młodej pary. Hardy starał się uspokoić młodą żonę, pocałował ją delikatnie i powiedział cicho: — Zrozum Micaelę, Dorrit. Dokonała naprawdę słusznego wybo- ru Kocham ją, ale jako młody mąż czuję się nieco skrępowany jej obecnością. Mica jest bardzo wrażliwa i możesz być pewna, że pobyt w Riedburgu wyjdzie jej tylko na dobre. Przestanie sobie wyrzucać, że zakłóca nasz spokój. Będziemy ją mogli codziennie widywać. Poczciwi Breitnerowie zaopiekują się nią serdecznie, wszystko ułoży się po- my,ś!.nie. Uwierz mi, skarbie, Micaela przemyślała tę decyzję i jest to rozwiązanie dobre dla nas wszystkich. 26 Lienhard czule przytulił Dorrit. Cieszył się, że będą teraz sami i bez skrępowania będzie mógł okazywać żonie miłość. Po czym wyjechał konno na pola, aby doglądać prowadzonych tam prac. Dorrit tym- czasem poszła do siostry, by jeszcze raz porozmawiać z nią o przep- rowadzce do Riedburga. — Wierz mi, Dorrit — odparła Micaela po wysłuchaniu zastrzeżeń siostry — to jedyne słuszne wyjście. Każde młode małżeństwo od- czuwałoby obecność trzeciej osoby jako ciężar, nawet jeśli byłby to najukochańszy człewiek! — Ach, Mico, skąd u ciebie takie doświadczenie? Micaela zaśmiała się. — Widzę, jaki Hardy jest zażenowany, kiedy ja niespodzie wanie zakłócam waszą idyllę, kiedy wie, że widzę, jak się czulicie do siebie. Jego oczy mówią mi wszystko. Uwierz mi, byłby w końcu zły na mnie, że nie może, nie krępując się, wziąć cię w ramiona. I byłaby to diabelnie, och przepraszam, bardzo nieprzyjemna sytuacja dla nas trojga. Bądź rozsądna, kochana siostrzyczko, tak będzie najlepiej i będziemy sobie jeszcze bardziej bliscy, gdy zostaniemy sąsiadami, niż gdybyśmy mieszkali tu pod jednym dachem. Rozchmurz się wreszcie, Dorrit, inaczej przepędzisz mnie na prerię, a tam nie chciałabym nigdy więcej wrócić. Dorrit objęła serdecznie siostrę. — Nie, Mico, nie puszczę cię dalej niż do Riedburga. Skoro się upierasz, aby tam zamieszkać, to pozwól, abym uczyniła to zamczysko przytulniejszym. Będzie ci tam brakowało wielu wygód, tam żyje się prawie po spartańsku. — Warunki, jakie tam panują, w pełni mi odpowiadają. Pomyśl tylko, jak ogromna jest różnica między moim ranczo a Riedburgiem. To dobrze, że powoli będę przestawiała się na komfort, który chcesz mi zapewnić, Dorrit. Nawet w Riedburgu wszystko jest dla mnie luk- susowe. Daję ci słowo, że będę się tam czuła znakomicie. — Ale musisz mi jeszcze coś obiecać, Mico. — Co takiego? — Jeśli tylko nie będzie ci się tam podobało, powiesz mi o tym natychmiast. I jeszcze jedno, pozwolisz sobie podarować to wszystko, co wkrótce znajdzie się w Riedburgu, dla umilenia twojej samotności. 27 IN t} ż} ZŁ P1 za N, H; wi. O en' tyi się ci do ści WL z uz ksi prz łaj ip t — Dobrze, to pierwsze obiecuję bez zastrzeżeń. To drugie tylko wówczas, gdy nie wystarczy moje tysiąc marek miesięcznie, które uważam za sumę równą książęcym apanażom. Pomyśl tylko, Hardy ustalił tak niski czynsz jak za wynajęcie jednego pokoju, poprosił tylko o symboliczną sumę. To jest przecież za darmo. Zobaczysz, zasadzę w ogrodzie zamkowym drzewka owocowe, tak aby utworzyły szpalery. Owoce będą wspaniale dojrzewały od słonecznej strony, podejrzałam to u ogrodnika w Neustetten. A w ogóle to się zdziwicie, Riedburg będzie jak nowy. Śmiejąc się i żartując Micaela snuła plany na przyszłość. Dorrit pogodziła się wreszcie z sytuacją. Breitnerowie entuzjastycznie zareagowali na wieść o tym, że w Ried- burgu zamieszka siostra Dorrit i że zamierza ona wprowadzić w starym zamczysku nowe porządki. Micaela postanowiła nawet kupić staremu Breitnerowi nowy garnitur. Wręczyła mu listę sprawunków, które pilnie powinien załatwić w mieście: począwszy od nasion kwiatów, skończyw- szy na nowej zastawie stołowej. Poprosiła też o kupno szczotek do szorowania, konserw mięsnych i innych przysmaków, sadzonek drze- wek owocowych i stadka kur niosek. Nie chciała zmieniać wystroju większości pomieszczeń, ale sypialnię wymarzyła sobie w bieli, z jasno- niebieskimi obiciami mebli, nowymi muślinowymi zasłonami we wszyst- kich oknach. Zamierzała też urządzić na nowo łazienkę. Te zmiany wydawały jej się na początek nieodzowne. Przeliczyła posiadane pieniądze i była bardzo zadowolona, że prawie nic nie wydała w po- przednim miesiącu, a wkrótce otrzymać miała kolejną miesięczną pensję. Mogła sama pokryć wszystkie wydatki i to napawało ją dumą. Dorrit i Lienhard przystali na to widząc, jak wielką jej to sprawia przyjemność. Dwa dni później Micaela przeprowadziła się do Riedburga. Cieszyła się ogromnie, że nadchodzi wiosna, choć w zamku były wspaniałe stare kaflowe piece. Hardy dostarczył jej sporo książek, część z nich miała służyć jej edukacji, inne zapewnić rozrywkę. Zamówił także gazety i pisma ilustrowane, które dostarczać miał do Riedburga listonosz. Dorrit natomiast zadbała, aby spiżarnia siostry zapełniła się wszelkimi smakołykami. Micaela położyła temu wreszcie kres. 28 — Czy chcesz mnie wyposażyć w prowiant na sto lat? Nie za- mierzam tak długo zostać w Riedburgu, a jeśli miałabym te wszystkie zapasy przejeść, to chyba bym pękła z obżarstwa. Ach, czy znowu powiedziałam coc niestosownego? — zapytała z uśmiechem. — Nie szkodzi, Mico, nie stań się tylko tutaj, w tej samotni, zbyt afektowana — zażartował Hardy. — Wiesz, Hardy, tutaj jest tak wytwornie, właściwie wytworniej niż w Neustetten. A gdy widzę pełne godności oblicze starego Breitnera, wtedy czuję przed nim respekt nawet w kościach. O Boże, Dorrit mówiła mi przecież, że młoda dama nie ma kości. A więc skreślamy to, tylko jak ja powinnam to wyrazić? — Hardy ma rację, nie powinnaś się wyzbywać swojej naturalności. A skoro bierzesz sobie przykład z Breitnera, staniesz się z pewnością bardzo usztywnioną formalistką. Powinnaś przyjąć to, co jest zgodne z twoją naturą, a wszystko inne odrzucić. Micaela zaśmiała się szczerze. — Widzę, Dorrit, że nie jesteś już tak surową nauczycielką i po- zwalasz mi na coraz więcej. Sama będę musiała decydować, których z moich przywar niegodnych młodej damy będę musiała się wyzbyć. Poprosiłam już twojego męża o Poradnik dobrych manier. Postudiuję go wieczorami. — Ach, Mico, czy naprawdę nie będziesz się bała sama tu- taj? — Po pierwsze, nie jestem sama. Dzwonek z mojej sypialni słychać również w pokoju Breitnerów. Po drugie, na nocnym stoliku leży w pogotowiu mój browning, a strzelam przecież dobrze. — O Boże, Mico, chyba nie zamierzasz do nikogo strzelać?! — Oczywiście, że nie, Dorrit, ale ty nie zdajesz sobie sprawy, jak to uspokaja, gdy ma się broń pod ręką. Możesz być pewna, że nawet najsilniejsi mężczyźni będą uciekać, a na pewno już podniosą ręce do góry, gdy poprę moje żądanie wymierzonym w delikwenta pis- toletem. — Jesteś bardzo dzielna, Mico, ale nie wierzę, że nadarzy ci się tu okazja zrobienia użytku z broni. — Kto wie! W każdym razie browning daje mi poczucie bez- pieczeństwa. 29 wov UW 2 USti o s w < O ^ u e t s r c d ś V z u W godzinę później Micaela była już sama, jeśli nie liczyć Breitnerów. Dorrit całą drogę była niespokojna i oglądała się w kierunku Riedburga, ale Lienhard uspokajał ją i pocieszał. Micaela długo patrzyła za samochodem. Jutro mieli przywieźć dla niej konia, prezent od Dorrit, z którego się bardzo cieszyła. Od dzieciństwa była przecież przyzwyczajona do długich konnych prze- jażdżek. Chciała konno odwiedzać Neustetten, czasami towarzyszyć szwagrowi i siostrze podczas objazdu pól. Głęboko odetchnęła i objęła spojrzeniem całą okolicę. Na drzewach Lasu Turyńskiego pojawiły się delikatne zielone listki, na jej ulubionych trzech lipach zaczynały pękać pąki. Najwyższy czas, aby rozpocząć prace w ogrodzie przyzamkowym. Micaela poprosiła do siebie Breitnerów, aby omówić z nimi najpilniejsze sprawy. Mogli jej udzielić wielu cennych wskazówek. Pan Breitner już poprzedniego dnia zakupił wszystkie nasiona i sadzonki. Teraz należało wszystko szybko zasadzić, a nasiona zasiać, aby nie przegapić właściwego momentu. Dziewczyna bez ociągania wzięła się do pracy. Pomagała też Breitnerom. Starsi państwo dziwili się, jak sobie ze wszystkim dobrze radzi. Od dzieciństwa ciężko pracowała i teraz okazało się to bardzo przydatne. Pewnego razu, gdy pracowała w ogrodzie, do zamku przyjechał samochód z nowym wyposażeniem łazienki. Kierowcy towarzyszył hydraulik. Obaj mężczyźni rozładowali przywiezione ze sobą rzeczy i przystąpili do pracy. Wannę, natrysk, zbiorniki na wodę i białe kafelki przeniesiono do łazienki. Po kilku dniach łazienka była cała w bieli, tak jak to sobie wymarzyła Mica. Na ranczo panowały warunki dosyć prymitywne, kąpano się w balii z wodą, o ciepłych kąpielach w ogóle nie było co marzyć, ale w tamtym klimacie nie były one aż tak konieczne. Micaela tutaj nie chciała jednak zażywać tylko zimnych kąpieli. Piękne i praktyczne jest,to wyposażenie — pomyślała, gdy łazienka była już w pełni urządzona. I bardzo była podekscytowana na myśl o tym, że jeszcze dzisiaj z niej skorzysta. Zrobiła to po wytężonej pracy w ogrodzie i nakarmieniu kur. Następnego dnia, gdy koń został już dostarczony do Riedburga, Micaela sama go osiodłała i pojechała na przełaj do Neustetten, gdzie czekano już na nią z herbatą. 30 Dorrit wzięła ją w ramiona, całowała i ściskała jak utracone dziecko, które cudem odnalazła. Równie serdecznie powitał ją Lienhard, gdy przyszedł z pola. — Młoda damo z Riedburga, co słychać w twoim nowym królest- wie? — Zobaczycie, jak będzie tam, w górze, za cztery tygodnie. Wczoraj i dzisiaj sadziliśmy szpalery drzewek owocowych. Będą u mnie dojrzewały wszystkie owoce: brzoskwinie, gruszki, renklody, jabłka, morele, wiśnie i czereśnie. Lutówka zasadzona jest w cieniu, miejsca słoneczne przeznaczone są na inne owoce. Truskawki sa- dzimy jutro. Breitner pojechał właśnie kupić sadzonki. Chciałabym się rozejrzeć także w waszym ogrodzie i wziąć to, co tutaj jest niepotrzebne. A świeże jajka od moich kurek jadłam już dzisiaj na śniadanie. Będę prowadzić beztroskie życie sybaryty. A moja łazienka piękniejsza jest od najpiękniejszej zabawki. Pani Breitner zawiesiła w niej już zasłony. Diabelnie mi się tam podoba. Co takiego, Dorrit, dlaczego tak na mnie patrzysz? Ach tak, już wiem. To „diabelnie" uparcie się mnie trzyma. W wielu sprawach już się poprawiłam, ale tego chyba się nie oduczę — mówiła z przejęciem Micaela. — Tylko trochę wytrwałości, Mico, to nie będzie trwać już długo, bo tobie samej już się to nie podoba — podtrzymywała ją na duchu Dorrit. — Ach, jeśli o to chodzi, nie podoba mi się to od dawna. Chciałabym być taka jak ty, Dorrit, wyrażasz się tak wyszukanie, nigdy się nie złościsz i nie używasz grubiańskich określeń. Naprawdę chciała- bym ci we wszystkim dorównać, ale czy mi się to uda? Lienhard potrząsnął ją za ramiona. — Osiągniesz wszystko, co chcesz, bo jesteś mądrą i energiczną dziewczyną. Mico, mam dla ciebie wiele uznania. Nie trać tylko nadziei, najpóźniej za rok będziesz taką doskonałą młodą damą jak Dorrit. Micaela zaśmiała się nieco zakłopotana. To niemożliwe. Ale jeśli tylko wy będziecie ze mnie zadowoleni, wtedy i ja będę szczęśliwa. Wypili razem herbatę. Micaela zaprosiła siostrę i szwagra na następny dzień do Riedburga. I ona chciała wystąpić w roli gospodyni. * 31 wov UWS USt o s W l o u ja' l l V C e t s t c c ś V z M Po podwieczorku wyszli do ogrodu wybrać sadzonki dla Micaeli. Dziewczyna cieszyła się jak dziecko. — Nawet nie przypuszczasz, jaka to dla nlnie radość samej hodować kwiaty, owoce i warzywa. Na ranczo także uprawiałam mały ogródek, ale najlepiej rosły tam chwasty. Moją ambicją jest uczynić ten ogród wzorowym pod każdym względem. Słońca w nim nie brakuje, a i łutówka spragniona cienia powinna się przyjąć. — Ale co poczniesz z tym bogactwem owoców i warzyw? — prze- komarzał się z nią Lienhard. — Och, zużyję je w swoim gospodarstwie, a najwspanialsze okazy podaruję wam. Lienhard udzielił jeszcze Micaeli kilku rad z dziedziny ogrodnictwa, do których ona podeszła z całą powagą. — Ty wiesz tak diabelnie dużo, to nie do uwierzenia. O co cię nie zapytać, na wszystko masz odpowiedź. Dorrit zresztą też. Jesteście tacy mądrzy. Tym bardziej wstydzę się swojej niewiedzy. — Mico, ty po prostu nie miałaś okazji, aby zdobyć wykształcenie. Ale to się wkrótce zmieni. Zatroszczę się o to, abyś miała potrzebne książki. Podczas długich zimowych wieczorów będziesz miała dosyć czasu, aby je przeczytać. Micaela pożegnała się z siostrą i szwagrem, jeszcze przed nadejściem zmroku chciała dojechać do Riedburga. Przejażdżki konne po zmroku nie były jej straszne, ale musiała obiecać, że nie będzie wieczorami samotnie oddalać się od zamku. Po wylewnym pożegnaniu ruszyła w drogę. Breitner miał jutro rano zabrać wybrane sadzonki. Po odjeździe Micaeli Lienhard objął czule żonę i zapytał: — No i co, Dorrit, jesteś już spokojniejsza o siostrę? Uśmiechnęła się do niego radośnie i rzekła: — Sądzę, że Mica czuje się w Riedburgu znakomicie. To mnie cieszy. » — To dobrze, kochanie. Jest przecież pod nasza opieką i wszyscy wiedzą, że jesteśmy rodziną. — Jedno tylko mnie martwi. Micaela przejeżdża za każdym razem obok domu Lamprechta, a wiesz, jaki on ma stosunek do kobiet. Jeśli zauważy, że Mica mieszka sama w zamku, może być natrętny. Ona jest piękną dziewczyną i ma dużo wdzięku, a on znany 32 jest z tego, że ugania się za spódniczkami. Obawiam się, że będzie ją nachodził. — Nie martw się, Mica sama potrafi się obronić, a że jest pod naszą opieką, o tym Lamprecht wkrótce usłyszy. A poza tym, on jest przecież żonaty. — Wiem, ale mimo to dalej prowadzi hulaszcze życie. Od chwili kiedy się od niego uwolniłam, poczyna sobie jeszcze śmielej. Och, Hardy, jaka jestem szczęśliwa, że nie musiałam ponieść tej ofiary dla moich przybranych rodziców i zostać żoną Lamprechta. Chyba ode- brałabym sobie życie. A życie jest tak piękne u twego boku! — Moja cudowna żono, czy jesteś szczęśliwa? — zapytał Hardy, przytulając ją namiętnie do siebie. Gorące pocałunki zastąpiły odpowiedź. IV Heinz Rottach zatrzymał się na kilka dni w Hamburgu. Był tu już przed laty z ojcem, gdy wyruszali w daleki świat. Ale było mu wówczas tak ciężko na duszy, że nie zwracał uwagi na otaczające go miasto. Musiał wtedy bardzo się starać, aby nie wybuchnąć płaczem, gdy parowiec zaczął oddalać się od lądu. A przecież nie pozostawiał prawie niczego, z czym byłoby mu trudno się rozstać. Co najwyżej przygnębiała go myśl, że on i ojciec nie mają teraz domu. Zapewne myślał wtedy także o matce. Zapomniał o tym wszystkim dość szybko, spadło na niego bowiem tysiące nowych spraw. Ale odkąd znowu był w Niemczech, odżyły dawne uczucia. Myślał o matce jak o kimś, komu winien jest zadośćuczynienie, hciał ją odszukać, ale nie miał odwagi. Postanowił najpierw dowie- ść się czegoś na jej temat. Przypuszczał, że gdyby zjawił się teraz Przed nią, posypałyby się może na niego tak jak na ojca pretensje rW^ZUt^l wtedy pospiesznie opuściłby ją znowu. Ale jeśli się okaże, że a może po prostu tęsknota za nim i za ojcem zmieniły 33 3Dom<'jejs,ostra wo\ o s w J * 1 T V c e t s c G Ś V z u l ją, to spotkanie po latach może być jeszcze trudniejsze. Nie przy- znawał się przed samym sobą, że po utracie ojca opanowała go tęskno- ta za matką. Czuł jednak, że nie jest jeszcze gotowy do spotkania z nią. Hamburg w niczym nie przypominał Heinzowi Montrealu. Czuł się jednak w tym mieście bardzo dobrze. Szczególne wrażenie zrobił na nim port. Wydał mu się niezwykły, ale sam Hamburg w porównaniu z Montrealem dość prowincjonalny. W jednej z hamburskich czy berlińskich gazet zobaczył artykuł Lienharda von Rieda. Lienhard opisywał w nim jedną z wielu swoich przygód z wyprawy na biegun południowy, i to przygodę, którą przeżyli wspólnie. Wymienił nawet nazwisko Heinza. Było to jakby powitanie przyjaciela na niemieckiej ziemi. Z nim to właśnie Heinz chciał porozmawiać o matce, zanim zacznie o niej zasięgać informacji u innych i ewentualnie ją odwiedzi. Uczucie osamotnienia, które ogarnęło Heinza po śmierci ojca, powoli go opuszczało. Chciał jak najprędzej spotkać się z przyja- cielem. Jeszcze tego dnia w południe odchodził pociąg do Berlina, a stamtąd niedaleko już było do Turyngii i Riedburga. Szybko więc zjadł w hotelu lunch, spakował walizkę i pojechał na dworzec. Około czwartej po południu był w Berlinie. Nie chciał jednak za- trzymać się tu dłużej. Pojechał tylko na dworzec Anhalter i wsiadł do pociągu jadącego do miasteczka w Turyngii, z którego miał naj- bliżej do Riedburga. Obliczył, że dojedzie tam o godzinie dziesiątej wieczorem. Zgodnie z informacjami udzielonymi mu jeszcze przez Lienharda, do zamku mógł dotrzeć w ciągu godziny. Ale przyjaciel mu nie powiedział, w jaki sposób się tam dostanie. Przypuszczał więc, że dopiero po jedenastej zawita do zamczyska i obudzi jego pana. Nie będzie on przygotowany na przyjęcie gościa, ale to nic nie szkodzi. Sprawię mu niespodziankę — myślał Heinz, uśmiechając się do siebie. Nie przeczuwał nawet, jaką niespodzianką będzie jego pojawienie się w Riedburgu, ani też jaka niespodzianka czeka tam na niego. Nie wiedział, że przyjaciel się ożenił i zamienił zamek Riedburg na po- siadłość Neustetten. 34 Mała stacyjka w miasteczku w Turyngii była opustoszała. Na „odwiezienie ^o zam^u n{e mógł już liczyć. Zostawił więc walizkę na dworcu licząc na to, że Lienhard pożyczy mu jakąś piżamę. Wziął tylko saszetkę z przyborami toaletowymi. Ubrał płaszcz, bo zimny wiatr dął coraz silniej, wypytał zawiadowcę stacji o drogę i wyruszył do zamku. Wdychał w płuca świeże wiosenne powietrze, na skroniach czuł powiew wiatru. Czuł się jak beztroski gimnazjalista na wakacjach, który nie obarczony już żadnymi obowiązkami wyszedł na spotkanie z przyjacie- lem. Nucił melodię zasłyszaną na jednej z odległych wysp, na której byli z Lienhardem podczas wyprawy na biegun południowy. Momentami były to nieartykułowane dźwięki, które ich wówczas bardzo rozbawiły. Nie była to piękna melodia, jeśli w ogóle można to było tak nazwać. Były to raczej dzikie pomruki i zgrzytania. Ale wiedział, że Lienhard słuchałby ich z przyjemnością i natychmiast rozpoznał, kto je wydaje. Gdyby zaprezentował te dźwięki w gronie nieznanych ludzi, mogłyby zostać odebrane jako sygnał do walki. Z pewnością też służący Lienharda, a wiedział, że mieszka on w Riedburgu, gdy usłyszy ten osobliwy śpiew, będzie próbował uspokoić niesfornego śpiewaka wiad- rem zimnej wody. Heinz zaśmiał się wesoło, wyobrażając sobie tę scenkę. Nie czuł się już tak osamotniony. Maszerował energicznie, aż ujrzał przed sobą rysującą się na tle nocnego nieba sylwetkę zamku Riedburg. Zatrzymał się na chwilę i chłonął oczyma ten niepowtarzalny widok. Tuż za zamkiem wisiała na niebie lekko zamglona tarcza księżyca rozlewająca dookoła łagodne światło. Z zachwytu zaparło mu dech w piersiach. Tak, to był niemiecki romantyzm. Tego nie zaznał za oceanem. Tam dominował trzeźwy racjonalizm. Tutaj czas zatrzymał się chyba przed setkami lat; teraz on stoi jak wędrowny trubadur, aby przy akompaniamencie lutni za- śpiewać szlachetnej pani tego zamku swoje porywające pieśni. Na- śladując gesty trubadura, użył kapelusza jako lutni i zanucił pogodną melodię. "o chwili zaśmiał się sam z siebie i znowu odśpiewał odstraszającą melodię z dalekiej wyspy, aby zrzucić z siebie urok. Ale osiągnął tylko to, e stadko saren, które wyszły z pobliskiego lasu, uciekło w największym Popłochu. Tak straszliwych dźwięków sarny te nigdy nie słyszały. ybuchnął śmiechem i ruszył w dalszą drogę. Było już niedaleko, droga 35 o s ' \ w < ' O1 u ćr e t s s V z pięła się pod górę aż do samego Riedburga. Ale teraz szedł bardzo cicho, chciał bowiem zaskoczyć przyjaciela. Wypatrywał, czy w którymś z okien nie pali się światło. Wszędzie było jednak ciemno, wokół panowała zupełna cisza. Pomyślał, że Lienhard śpi już jak suseł. Cieszył się, że niedługo obudzi tego śpiocha. Wkrótce dotarł do zamku. Po pracowitym dniu Micaela poszła wcześnie spać. Nie od razu mogła jednak zasnąć, długo snuła plany na przyszłość. Gdy już zapadała w półsen, obudził ją przeraźliwy hałas dochodzący spod jej okna. Brzmiało to jak okrzyki dzikich ludów nawołujących do walki. Prze- straszyła się. Była pewna, że to męski głos. A może było nawet kilku mężczyzn. Jednym susem wyskoczyła z łóżka. Okna Breitnerów znajdo- wały się po przeciwnej stronie, prawdopodobnie więc nie słyszeli ' tego hałasu, panowała u nich zupełna cisza. Już chciała nacisnąć dzwonek, aby obudzić służących, ale pomyślała, że nie będzie zrywała ich ze snu. Założyła pospiesznie szlafrok, który otulił ją jak japońskie kimono, chwyciła browning i dużą elektryczną lampę, które podarował jej Lienhard, i podeszła do okna. Przypuszczała, że na dole stoją pijani mężczyźni, którzy wspięli się tu do góry w niecnych zamiarach. Już ona rozprawi się z nimi! Nie miała ochoty, aby podobne incydenty zakłócające jej ciszę nocną powtarzały się częściej. Cicho otworzyła okno i jednym mocnym ruchem pchnęła okiennicę. Wychyliła się z okna, trzymając w jednej ręce lampę jasno oświetlającą teren pod oknem, w drugiej browning i krzyknęła zdecydowanie: — Ręce do góry! Natychmiast umilkły dzikie okrzyki, po czym rozległ się głośny, dźwięczny śmiech mężczyzny. W blasku lampy Micaela zobaczyła bardzo sympatyczną twafz. Nie mogła ona należeć do pijanego amatora nocnych wędrówek. Nieco zdumiona trzymała nadal przed sobą lampę i pistolet i patrzyła na roześmiane oblicze stojącego na dole człowieka. — Przepraszam łaskawą panią, czy można wiedzieć, gdzie jest Lienhard? Na pewno śpi jak suseł. Chodzi mi o Lienharda von Rieda. Dotarłem do zamku Riedburg, czyż nie tak? 36 — Tak, zgadza, się — odpowiedziała bardzo zakłopotana Micaela. — A więc proszę obudzić tego śpiocha, pana na Riedburgu. I proszę pozwolić, że się przedstawię: Heinz Rottach. Jestem przyjacie- lem pana von Rieda, braliśmy udział w jednej wyprawie na biegun południowy. — Ach, jak mi przykro! — Czy jest pani przykro, że zagroziła mi bronią palną? Czy mogę już opuścić ręce? — Przecież pan ich w ogóle nie podniósł. .— Nie? Ach, rzeczywiście, zupełnie zapomniałem. Nie byłem przy- gotowany na takie przyjęcie. A przede wszystkim nie na powitanie przez kobietę. Że jest pani kobietą, rozpoznaję tylko po głosie. Jest pani w cieniu lampy i nie widzę jej. Heinz Rottach sądził, że ta młoda kobieta, która go tak wojowniczo przywitała, jest partnerką jakiegoś przystojnego przyjaciela Lienharda. Nie mogła być służącą, wiedział bowiem, że na zamku mieszka tylko para starych służących. Micaela nadal trzymała lampę tak, że Heinz nie mógł widzieć jej twarzy. — Sam pan jest winien temu powitaniu. Dlaczego podniósł pan ten piekielny krzyk? — zapytała. Uśmiechnął się przepraszająco. — Proszę wybaczyć, łaskawa pani, ale była to pieśń wojenna mieszkańców jednej z wysp leżących w pobliżu bieguna południowego. Lienhard i ja byliśmy nią tak zachwyceni, że uczyniliśmy z niej nasz okrzyk bojowy. A ponieważ przypuszczałem, że mój przyjaciel śpi, chciałem go obudzić znaną mu melodią. Ale on rzeczywiście ma kamienny sen. Proszę go obudzić, może zareaguje na bardziej delikatne dźwięki. Micaela zaśmiała się. Heinz przysłuchiwał się przyjemnie brzmiące- mu, promiennemu śmiechowi dziewczyny. "— Dzięki Bogu, że pani się rozchmurzyła, mogę więc liczyć na wybaczenie i spokojne przekroczenie tych progów. A więc, proszę zawołać pana von Rieda. ~~ Przykro mi, ale pana von Rieda nie ma tutaj. — Nie ma go tutaj? Czy wyjechał? 37 WON UW l USt o s U w l01 l u 1 ia'1 l c1 e t s r c d ś V i z u k Roześmiała się cicho, a Heinz, zafascynowany, wyławiał dochodzą- ce do niego z ciemności słowa. — Nie, nie wyjechał, ale... ożenił się. — Ożenił... co takiego? Chyba nie zrozumiałem, proszę to jeszcze raz powtórzyć! — Ożenił się. — Wykluczone! Musiałbym coś o tym wiedzieć! — Jest żonaty od bardzo niedawna i po prostu jeszcze pana nie zawiadomił; uważam, że to niezbyt grzecznie z jego strony. — Ach, możliwe, że wiadomość od niego dotarła podczas mojej nieobecności, przyjechałem dopiero co z Kanady. — Och, ma pan wiec za sobą długą podróż! — Przyjechałem może nie w porę, ale stęskniłem się za przyjacielem. Łaskawa pani, czy mógłbym dostać odpowiedź na dwa pytania? '-— Oczywiście, jeśli tylko potrafię na nie odpowiedzieć. — Ale proszę nie trzymać mnie już na muszce pistoletu... jestem niegroźny. Serce Micaeli biło jak oszalałe, ta nocna wizyta zburzyła całkiem jej spokój. Odłożyła spokojnie broń i powiedziała: — Proszę wiec pytać. — Czy mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie znajdę mego przyjaciela, no i z kim się ożenił? — Poślubił moją siostrę. Heinz skłonił się głęboko. — Serdeczne dzięki, teraz wiem już, z kim mam do czynienia. Gdyby pani mogła jeszcze tylko się przedstawić. — Skoro pan już się przedstawił... nazywam się Micaela Riemann. A mojego szwagra znajdzie pan w Neustetten. — Ach, to posiadłość leżąca w pobliżu... opowiadał mi kiedyś o niej. — Tak. Ale gdyby»chciał się pan tam wybrać pieszo, zajęłoby to panu przynajmniej półtorej godziny. Nie może pan jednak wędrować tam po nocy. Heinz odetchnął z ulgą. — O tak, dla kogoś, kto jest już bardzo zmęczony, byłaby to daleka droga. Dotarłbym tam w środku nocy. Gdyby pan von Ried mieszkał 38 w Neustetten sam, nie martwiłbym się, że przerwę jego sen, ale... jest już żonaty. W tym momencie zza rogu wyłoniło się jeszcze jedno światło i stary Breitner zapytał groźnie: — Co się tu dzieje, kto tutaj tak hałasuje? — Och, przepraszam bardzo, czy mam przyjemność z panem Breitnerem? — zapytał Heinz wesoło. — Ten pan chciał odwiedzić mojego szwagra i spodziewał się, że zastanie go w zamku. Razem uczestniczyli w wyprawie polarnej. Jest zaskoczony wiadomością o przeprowadzce Lienharda. Nie możemy mu jednak kazać o tej porze wędrować do Neustetten... proszę zaprowadzić pana tymczasem do salonu. Ja także zaraz tam przyjdę, tylko się ubiorę. Zastanowimy się wspólnie, co dalej robić — wydała Micaela stanow- czym tonem polecenie Breitnerowi. i — Pani jest aniołem, dziękuję łaskawej pani... a może pannie? Micaela roześmiała się promiennie. — Pozostańmy przy pannie. Cóż to, Breitner, dlaczego zrobił pan taką diabelnie skonsternowaną minę... i proszę się zaraz cieplej ubrać. Breitner ukłonił się pełen respektu dla młodej panny Riemann. Heinz próbował ponownie przyjrzeć się Micaeli, ale ona skryła się już w cieniu. Służący wskazał mu ręką drogę. Heinz z uśmiechem ruszył za chudą, przedziwnie ubraną postacią. Breitner prowadził gościa wokół czworokątnej wieży, po czym weszli do salonu. Z jednego z okien dobiegał drżący zatroskany kobiecy głos: — Co się stało, Franz? — To była pani Breitner. Mąż odpowiedział jej dosyć szorstko: Gość łaskawego pana... ubierz się szybko, będziesz zaraz po- trzebna. r o wejściu do salonu Breitner zapalił światło. Nadal trzymał lampę oświetlającą jego osobliwy strój. Proszę, łaskawy panie, niech pan spocznie, ja tymczasem szybko ' ^ lor?, także panna Riemann zaraz się tu pojawi. UC2uciem ulgi Heinz usiadł w fotelu. 39 1 wóv uws ust o s W < O u C e t s t c Ci ś V z u — Proszę się o mnie nie troskać, Breitner, jest mi tu bardzo wygodnie. Przykro mi tylko, że zakłóciłem państwu ciszę nocną. Ale wynagrodzę to panu z nawiązką. Serdecznie dziękuję, a teraz niech pan już się*szybko przebierze, ta wiosenna noc jest bardzo chłodna. Breitner oddalił się i wkrótce relacjonował żonie, co się wydarzyło. — Zaparzę więc gorącą kawę, przede wszystkim dla gościa, ale także dla panienki i dla nas, nie daj Boże, żebyśmy się przeziębili z powodu tej chłodnej nocy. — Myślę, że powinnaś także zaparzyć herbatę, kto wie, czy państwo zechcą pić tak późno kawę, zwykle twierdzą, że po jej wypiciu nie mogą już zasnąć. — Tak, masz rację — przytaknęła pani Breitner. Szybciutko przeszła do kuchni i wzięła się do pracy. W końcu wiedziała, jak się podejmuje gościa, nawet jeśli ten pojawia się nieoczeki- wanie i tak późno. Heinz usiadł wygodniej w fotelu i rozglądał się wokół. Nie był to pokój bardzo elegancki, ale był ciepły i przytulny. Głębokie nisze okienne ozdobione były pięknymi firankami, a na okrągłym stole stał bukiet gałązek wierzbowych i pierwiosnków. — Zbliża się wiosna — wyszeptał wzruszony Heinz. W tym] momencie otworzyły się drzwi i na progu stanęła Micaela. W jasnej wełnianej sukience wyglądała jak uosobienie wiosny. Odgarnęła ciemne włosy z czoła, nie zdążyła misternie uło- żyć fryzury, i może właśnie dlatego wyglądała tak uroczo. W owalu twarzy o oliwkowej karnacji błyszczały niebieskie oczy, ale był w nich wyraz niepewności; Micaela czuła, że nie w pełni potrafi sprostać sytuacji. Gdybym mogła zapytać Dorrit, jak młoda dama powinna postąpić w tej sytuacji — pomyślała lekko przestraszona. Mimo woli zaczer- wieniła się pod pełnym podziwu spojrzeniem młodego mężczyzny. Heinz wpatrywał się 'w Micaelę jak w bajkowe stworzenie. Wąska suknia opinała miękko jej sylwetkę. Stała tak przed nim wysmukła, nieopisanie piękna i czarująca, że nie mógł oderwać od niej oczu. To wiosna — pomyślał, budząc się jakby ze snu. Nieco surowa zwykle twarz dziewczyny złagodniała i promieniowała z niej życzliwość. Heinz podniósł się szybko na widok Micaeli i ukłonił. 40 — Ach, proszę, niech pan nie wstaje... Breitner zaraz tu przyjdzie 1 na pewno podsunie jakiś pomysł. Nie wiem... doprawdy nie wiem, co mam robić. To diabelnie trudna sprawa... gdyby Dorrit tu była... Zrozumiał, że teraz, gdy nie kryje się w cieniu, nie potrafi sprostać powstałej sytuacji. Zdziwiony był także nie pasującym do oblicza tej pięknej młodej damy owym słówkiem „diabelnie". Ale nigdy jeszcze w swoim życiu nie był tak zauroczony. Ogarnęło go nieznane mu dotąd uczucie. Próbował się opanować, aby ratować sytuację, i zapytał uprzejmie: — Czy Dorrit to pani siostra? Micaela skinęła głową i głęboko westchnęła. Gdy spojrzała w oczy gościa, poczuła się bezpieczna. — Musi pan wiedzieć, że dopiero niedawno przypłynęłam z siostrą do Niemiec z Teksasu. Spędziłam tam dzieciństwo na zupełnie odlud- nym ranczo, gdzie oprócz mnie mieszkał tylko mój ojciec, kuzyn, około dwudziestu gauchos i dziewczyna do pomocy. Dorrit zadała sobie już wiele trudu, aby nauczyć mnie dobrych manier, ale jak powinnam się zachować w takim przypadku, to jeden diabeł wie! No widzi pan, tych dosadnych wyrazów, których nieustannie używali gauchos, nie mogę się oduczyć. Dorrit mówi, że w ustach damy brzmi to fatalnie, a ja naprawdę się staram, ale... nie jest tak łatwo być nagle zupełnie innym człowiekiem. Powiedziała to tak wzruszająco i tak się to różniło od tonu, którym wydawała polecenia grożąc pistoletem, że Heinza ogarnęła głęboka tkliwość. Pragnął uścisnąć jej ręce i uspokoić to zalęknione dziecko. Ale powiedział tylko: — Proszę sobie z mojego powodu nie czynić żadnych kłopotów. Ja także wychowałem się na odludziu, bywało i tak, że miesiącami żyłem 2 moim ojcem w lasach Kanady wśród drwali całkowicie pozbawionych kultury. I z Lienhardem żyliśmy także przez kilka lat zupełnie odcięci od cywilizowanego świata. A dowodem na to jest mój barbarzyński śpiew. Dziewczyna roześmiała się serdecznie, lody zostały przełamane. A więc nie przeraża pana, gdy mówię tak prosto z mostu? Położył rękę na sercu. - Słowo honoru, wszystko, co pani mówi, jest urocze, oblała się rumieńcem. 41 uw a ust' o s we O u< \ K1 cp e * 1 s c d ś v z u k — Proszę więc nie opowiadać takich głupstw. Jestem nieokrzesana, a słowa Dorrit są zawsze takie wyważone! Ona jest wspaniała! Mam cudowną siostrę. Ona i Hardy są bardzo szczęśliwi, dzięki Bogu! AJe ich szczęście wisiało już na włosku. I dumna jestem, że mogłam uchronić Dorrit przed wielkim niebezpieczeństwem,. Ale nie czas teraz, żeby o tym mówić. Musimy się zastanowić, co z panem począć. Do Neustetten nie może pan już teraz pójść. Mój koń i wózek są jedynymi środkami transportu w Riedburgu. Zaśmiali się wesoło, zrobiło im się lekko na sercu. Patrzyli na siebie promiennie. Heinz był całkowicie pod urokiem Micaeli, a ona po- myślała, że nigdy jeszcze nie poznała tak miłego młodego mężczyzny, naturalnie poza szwagrem. W tym momencie pojawił się Breitner. Wyglądał teraz bardzo dystyngowanie,' choć nie założył nowego garnituru, tylko ubrał swój dawny, wysłużony. — Łaskawa panno, moja żona parzy kawę i herbatę, zaraz przynie- sie też posiłek dla gościa, to chyba najważniejsze, co można było zrobić. Micaela popatrzyła na Breitnera, a potem na Heinza Rottacha. Ten poczuł nagle dojmujący głód. Możliwość wypicia czegoś ciepłego bardzo go ucieszyła. Micaela przejęła teraz inicjatywę. — Tak, Breitner, nie jesteśmy wprawdzie nastawieni na przyjmowa- nie gości, ale powinniśmy zachować się jak gościnni gospodarze. Mój szwagier byłby z pewnością bardzo niezadowolony, gdybyśmy nie zaopiekowali się należycie panem Rottachem. Proszę nakryć do stołu w jadalni i przynieść to, co przygotowała pańska żona. Ale gdzie położymy spać pana Rottacha? Nie możemy go przecież tej nocy zostawić bez dachu nad głową. Heinz czekał w napięciu, co postanowią w jego sprawie. Nie odzywał się, ale był już zdecydowany nie opuszczać tego domostwa, chyba że go wyraźnie wyproszą. Naturalnie nie doszło do tego. Breitner, przebie- rając się, przemyślał starannie ten nietypowy przypadek i tak oto zrelacjonował swoje przemyślenia: — Łaskawy pan wspomniał mi już kiedyś, że przyjaciel, z którym uczestniczył w ekspedycji, odwiedzi go i zabawi w zamku dłuższy czas. Dlatego też urządziliśmy w wieży pokój gościnny. Jest on wprawdzie 42 bardzo skromny, ale łaskawy pan powtarzał, że gdyby sypiał podczas swoich podróży w tak luksusowym pokoju, byłby ogromnie zadowolo- ny. Pokój czeka na gościa, łaskawa pani von Ried chciała go później urządzić inaczej, gdy naprawione zostaną schody. Ale, jak mówię, pokój czeka na gościa, trzeba tylko powlec pościel. Moja żona zaraz to zrobi, a pan Rottach tymczasem się posili. Schody w wieży są wypaczone, niektóre schodki są obluzowane, trzeba więc uważać i wchodzić po dwa naraz. Szelmowski uśmiech przemknął po twarzy Micaeli. Heinz był nią coraz bardziej zafascynowany. — Czy odważy się pan pokonać te rozklekotane schody? Przybysz roześmiał się pogodnie. — Ach, skoro już znalazłem dach nad głową, gotów jestem odważyć się na jeszcze więcej. Czy rzeczywiście udzieli mi pani schronienia na tę noc? — Ależ oczywiście, Hardy nigdy by mi nie wybaczył, gdybym nie zajęła się jego przyjacielem. Ma pan znakomity pomysł, Breitner. W ten sposób rozwiązaliśmy najważniejszą kwestię. Proszę więc nakryć do stołu, a gdy wszystko będzie gotowe, proszę zawołać pana Rottacha. Pańska żona może w tym czasie zaścielić łóżko. Czy ma pan przybory toaletowe, panie Rottach? Heinz uśmiechając się wyciągnął z torby saszetkę. — Mam szczoteczkę do zębów, mydło, przybory do golenia, a więc to, co niezbędne. Liczyłem jednak, że Hardy pożyczy mi jakąś piżamę. Nie chciałem po nocy dźwigać swojej walizki. — Co zrobimy, Breitner? — zapytała Micaela bezradnie, a na jej ustach błąkał się filuterny uśmiech. — Och i w tej sprawie znajdzie się rozwiązanie, łaskawa panno. Pan yon Ried, zanim przeniósł się do Neustetten, zostawił w zamku pół uzina koszul nocnych i dwie piżamy. Podarował mi je wszystkie, a ja nie osiłem jeszcze żadnej z nich. Żona miała je dla mnie przerobić. Została taKze para pantofli pana von Rieda i jego lekki szlafrok. Pan Rottach moze skorzystać z tych rzeczy. rieinz postanowił sowicie wynagrodzić Breitnera za jego gotowość zielenią mu pomocy. Miałoby to szczególny urok, gdyby mógł ZK tę n°c pod jednym dachem z tą młodą, śliczną damą. Ogarnął go 43 wo UN V US O w o u , j'" \ C e t l \ z niezwykle romantyczny nastrój jak jeszcze nigdy w życiu. Przypisywał to niemieckiemu powietrzu i swojej niemieckiej krwi. Ojciec powtarzał mu często, że Niemcy mają romantyzm we krwi. Czuł to teraz bardzo wyraźnie. — Wyposaży mnie pan jak księcia — zażartował Heinz. — Proszę zanieść wszystko, co niezbędne, do mojego pokoju. Tymczasem serdecz- nie dziękuję panu za pomoc. Jest tak, jak planowałem. Będę spać w piżamie Lienharda. Bo jeśli mogę wybierać, to poproszę o piżamę. Breitner oddalił się i młodzi ludzie pozostali znowu sami. Byli zakłopotani. Nagle Micaela wstała i powiedziała zdecydowanym tonem: — Zostawiam pana pod opieką Breitnera i wracam do swojego pokoju. Spojrzał na nią zasmucony. — Och, marzyło mi się, może nieskromnie, że dotrzyma mi pani towarzystwa w jadalni. Proszę pomyśleć, gdyby jakiś wędrowiec zabłądził nocą na prerii w Teksasie, nie pozostawiłaby go pani własnemu losowi. Spojrzała na niego niepewnie. — Ale tam nie mogłabym liczyć na wiernego służącego i godną i zaufania służącą. Jedyną pomocą była mi młoda, niezdarna dziewczyna, której opiece nie mogłabym powierzyć żadnego gościa. — Wolałbym więc być teraz na ranczo. Naturalnie jest pani zmęczona, przerwałem pani nocny wypoczynek. Zdaję sobie sprawę, że to niesłychana śmiałość z mojej strony prosić panią o pozostanie ze mną. — Ach, to nie problem... tylko... gdybym mogła zapytać Dorrit, czy postępuję właściwie i czy będzie błędem, jeśli dotrzymam panu towarzy- stwa. Było to tak wzruszające, tyle w niej było bezradności, że Heinz poczuł się głęboko poroszony. Marzył, aby ta cudowna istota została z nim jeszcze chociaż przez chwilę. Lękał się, że nie powtórzy się już okazja, aby porozmawiać z nią choćby pół godzinki. Popatrzył na Micaelę zamyślony i rzekł: — Mam nadzieję, że nie zrobiłem na pani tak złego wrażenia, aby musiała się pani obawiać półgodzinnej rozmowy ze mną. Zapewniam panią, że w mojej obecności może się pani czuć zupełnie bezpieczna. 44 W Micaeli narastało osobliwe uczucie, jakiego nigdy dotąd nie żywiła do żadnego człowieka... tak, miała pełne zaufanie do tego obcego mężczyzny. Z uroczym uśmiechem na twarzy odparła: — Jest pan przyjacielem Hardy'ego... więc mogę panu zaufać jak jemu samemu. Byłoby też niegrzecznie z mojej strony, gdybym pozo- stawiła pana tylko w towarzystwie służby... — No, może nie tyle niegrzecznie, co nazbyt oficjalnie. Może pani polecić Breitnerowi i jego żonie, aby przebywali w pobliżu, dopóki się nie posilę i nie pójdę spać. Uspokojona skinęła głową. W głębi serca cieszyła się bardzo, że może z nim jeszcze chwilę porozmawiać. Była pod wielkim wrażeniem tego młodego mężczyzny, ogarnęło ją błogie uczucie szczęścia i cieszyła się, że wkroczył on tak nagle w jej życie. Gdy po chwili pojawił się Breitner i oznajmił, że wszystko jest przygotowane, Micaela odezwała się spokojnie, ale stanowczo: — Breitner, proszę, aby pan i pańska żona czuwali do czasu, gdy pan nie uda się spać, być może będzie potrzebował państwa pomocy, a ja dotrzymam mu towarzystwa podczas tej spóźnionej kolacji. Breitner skłonił się. — Oczywiście, łaskawa panno, pozwoliłem już sobie postawić dodatkową filiżankę. I pani także powinna napić się czegoś ciepłego, ta wiosenna noc jest bardzo chłodna. — Dziękuję ci, Breitner, myśli pan o wszystkim. Z przyjemnością wypiję filiżankę herbaty. Pan i pańska żona powinniście również napić się czegoś ciepłego. — Dziękuję bardzo, łaskawa panno, moja żona zaparzyła już dla nas kawę. Łaskawy pan życzy sobie kawę czy herbatę? — Poproszę herbatę. — Tak też myślałem, czeka już na pana, cytryna i rum także. Tak Pije herbatę nasz pan, pomyślałem, że może i pan... — Zgadza się Breitner, dziękuję panu. Micaela już się zupełnie uspokoiła. Uznała, że nie popełniła błędu, ecydując się na dotrzymanie towarzystwa Heinzowi Rottachowi, Przeciwnym razie Breitner nie postawiłby w sposób tak naturalny Jeszcze jednej filiżanki. Że Breitner uczynił to w trosce o jej zdrowie, tego Sl? nie domyślała. 45 wo UW us o w o u C e t \ 7 l Heinz i Micaela przeszli do jadalni, gdzie czekał już nakryty stół, pospiesznie o tej późnej godzinie zastawiony smakołykami. Oboje młodzi usiedli naprzeciwko siebie i przeżyli bajecznie piękną godzinę. Prowadzili tak zajmującą rozmowę, jaką prowadzić mogą tylko ludzie, którzy znają się od lat. Micaela zapomniała o swej nieśmiałości. Zachowywała się w ten swój uroczy, naturalnie spontaniczny sposób i Heinz nie mógł nadziwić się jej oryginalności. Nigdy jeszcze nie spotkał kobiety, która by go już przy pierwszym spotkaniu tak zafascynowała. Była zupełnie inna niż młode damy z jego towarzystwa w Montrealu. Tamte odstraszały go wyniosłością i chłodną rzeczowością, w Micaeli dostrzegał dobre serce, szczerość uczuć i szlachetny charakter. Nie było w niej sztuczności. Była przy tym bardzo kobieca. ,Micaela miała uczucie, że przeżywa coś wyjątkowo pięknego, co być może nigdy już $ię nie powtórzy. Heinz Rottach rozmawiał z nią także o Lienhardzie, powiedział jej, że to jemu zawdzięcza życie, mówił o ich przyjaźni. Wspomniał także o śmierci ojca. Miał przy tym uczucie, że może jej powierzyć wszystkie swe największe tajemnice. Miała łzy w oczach, gdy mówił o ojcu. A potem smutny uśmiech pojawił się na jej twarzy. — Zazdroszczę panu, że może pan tak mówić o swoim ojcu, że tak go pan opłakuje. Spojrzał na nią badawczo. — Czy ojciec pani jeszcze żyje? — zapytał delikatnie. Przybrała nieco surowy wyraz twarzy. — Tak... żyje... ale nie dla mnie... nie dla mojej siostry. Proszę, nie mówmy o tym. Te słowa dały mu wiele do myślenia. O co chodzi? Widząc, że rozmowa o ojcu jest dla niej przykra, szybko zmienił temat. Dowie się z pewnością od Lienharda, co się za tym kryje. Micaela stała się nagle milcząca i jakby nieobecna, postanowił więc sam zakończyć tę nocną pogawędkę. f — Pani jest już z pewnością zmęczona, robię sobie wyrzuty, że zakłóciłem pani sen. Ale wdzięczny jestem niezmiernie, że podarowała mi pani tę piękną godzinę. Mam nadzieję, że dane mi jeszcze będzie cieszyć się pani towarzystwem. Życzę pani dobrej nocy, a jutro uwolnię już panią od swojej osoby. Popatrzyła na niego, uśmiechając się łagodnie. — Zjemy jeszcze jutro razem śniadanie, a potem zadzwonię do Neustetten i Hardy sam tu przyjedzie po pana samochodem. Podała mu rękę, a on uścisnął ją ciepło. — Dobrej nocy w Riedburgu, panie Rottach! — Dobrej nocy i serdeczne dzięki za okazaną mi dobroć. Heinz stał jeszcze kilka minut przy oknie. Uśmiechnął się na wspomnienie sceny, jaka rozegrała się pod oknem Micaeli, gdy ta, trzymając wymierzoną w jego kierunku broń, żądała, by podniósł ręce. Jaka była odważna. W ogóle ona jest cudownym, mądrym i wartościowym człowiekiem! Ile może mieć lat? Oceniał, że dzie- więtnaście albo dwadzieścia, ale czasami wydawała mu się bardzo dziecinna. Była tak naturalna i mówiła tak spokojnie o normalnych ludzkich sprawach, nie okazywała przy tym zakłopotania i nie chichotała wtedy w sposób charakterystyczny dla wielu młodych dam. Nie była zepsuta, podziwiał w niej dumę i godność. Nawet jej dosadne powiedzenia nie mogły zmniejszyć jego podziwu dla Micaeli; one należały do niej, mówiły o jej korzeniach i widzeniu świata. Leżąc już w łóżku, myślał o niej jeszcze, aż wreszcie zasnął. We śnie widział ją, jak pędzi na narowistym koniu po prerii z browningiem wymierzonym w gromadę gauchos i słyszał jej okrzyk: „Ręce do góry!" Zrobiła na nim tak wielkie wrażenie, jakiego nigdy dotąd nie zrobiła na nim żadna kobieta. Ten wieczór był dla niego niezwykłym przeży- ciem, które pozostawiło w jego sercu głęboki ślad. Micaela także nie mogła zasnąć. Ta niespodziewana wizyta wy- trąciła ją z równowagi. Poznanie Heinza Rottacha spowodowało chaos w jej głowie. Ciągle powracał jego obraz, słowa, które do niej mówił ciepłym głosem. Od kiedy go poznała, świat wydał jej się Piękniejszy, życie bogatsze i bardziej interesujące. Jednocześnie ciężko JeJ się zrobiło na sercu... ponieważ musiała pomyśleć o ojcu. Heinz ottach mówił o swoim ojcu z taką miłością i oddaniem. Był on chyba zeczywiście człowiekiem wielkiego charakteru. Jakże inny był jej ojciec! ?czyło ją bardziej niż kiedykolwiek to, że nie miała dla niego cunku... że wręcz nim gardziła. Cokolwiek myślałby o niej Heinz 46 47 wo UW us o w o u J H C ] e t \ 7 l Rottach, to i tak dowie się kiedyś, że jest córką nikczemnego człowieka. Czy nie pomyśli, że ona wdała się w niego? Przewracała się niespokojnie z boku na bok, aż w końcu za- snęła wyczerpana. Nie znalazła jednak odpowiedzi na dręczące ją pytania. Obudziła się wcześnie rano. Natychmiast wstała, wzięła kąpiel i ubrała się. Nastał przepiękny wiosenny poranek i wydawało się jej, że słońce świeci dzisiaj jaśniej i radośniej niż zwykle. Po porannej toalecie długo przebierała wśród swoich sukien, aż wybrała jedną, w której czuła się szczególnie dobrze. Potem zeszła na dół, aby jak każdego ranka pod trzema lipami nasycić oczy cudownym widokiem. Ale zanim tam doszła, stanęła zdumiona w pół drogi. Heinz Rottach stał oparty o pień jednej z lip i zachwycał się roztaczającym się u jego stóp słonecznym krajobrazem. Nie słyszał cichych kroków Micaeli. Dopiero gdy westchnęła, spojrzał w jej kierunku. Twarz dziewczyny oblała się rumieńcem. — O, łaskawa panna także już nie śpi? — Zwykle wstaję o tej porze, dziwię się tylko, że pan jest już na nogach. Czy spał pan dobrze w Riedburgu? Uchwycił mocno dłoń, którą do niego wyciągnęła. — Długo nie mogłem zasnąć, miałem wrażenie, że trafiłem do czarodziejskiej krainy. A gdy się rano obudziłem, musiałem się dobrze zastanowić, gdzie ja właściwie jestem. Nie mogłem wytrzymać w łóżku, musiałem wyjść, aby obejrzeć tę krainę w blasku słońca. Okolica jest przepiękna. Widywałem co prawda piękniejsze krajobrazy, ale tutaj jest tak swojsko, czuję się tu taki bezpieczny. Może dlatego, że oboje moi rodzice pochodzą z Turyngii. I ja właściwie też, nawet jeśli przez całe lata o tym nie myślałem. — I ja jestem pod urokiem tych pejzaży, dlatego prosiłam Hardy'ego i moją siosjrę, aby pozwolili mi tu zamieszkać. Początkowo nie chcieli się na to zgodzić, sądzili, że chcę ich opuścić, ponieważ czuję się w Neustetten intruzem. Ale nie to było przyczyną mojej przeprowadzki. Neustetten otoczone jest ze wszystkich stron lasami, było mi tam za ciasno. Przywykłam do bezkresnych prerii, w Neustetten czułam się taka osaczona. Gdy byłam tutaj z siostrą po raz pierwszy, rozkoszowałam się rozległym krajobrazem. I od tej pory nieustannie 48 prosiłam Dorrit, aby pozwoliła mi tu zamieszkać. Hardy opuścił Riedburg, mieszka z żoną i zarządza cala posiadłością Dorrit. Odziedziczyła ją po przybranych rodzicach, niestety bardzo za- dłużoną. Ale ciotka jeszcze przed śmiercią przekazała jej kapitał niezbędny do wykupienia hipoteki. Jej przybrani rodzice ucierpieli z powodu inflacji i popadli w długi. Ich główny wierzyciel wykupił wszystkie zobowiązania finansowe, którymi obciążone było Neustetten. Chciał w ten sposób wywierać na nich presję i zmusić Dorrit, aby została jego żoną. Z ciężkim sercem chciała ponieść dla nich tę ofiarę, ponieważ zrobili dla niej tak wiele dobrego. Ale umarłaby w tym małżeństwie, jestem tego pewna, tak bardzo już wówczas kochała Hardy'ego. Heinz słuchał jej uważnie, a gdy umilkła, zapytał: — I co było dalej, w jaki sposób pani siostra uniknęła małżeństwa z człowiekiem, którego nie kochała? Micaela głęboko westchnęła. — Och, dopomógł chyba sam Pan Bóg. Przybrani rodzice Dorrit zmarli na grypę w krótkim odstępie czasu. Moja siostra była już zaręczona z tym Lamprechtem, a jest to człowiek, który nie- jednego już unieszczęśliwił i przez którego także Hardy stracił swój majątek. Dorrit oznajmiła mu jednak, że nie jest zdolna wyjść za niego za mąż. Lamprecht doskonale wiedział, że chciała się poświęcić dla przybranych rodziców. Ale skoro ta ofiara nie była już konieczna, powiedziała mu, że woli biedę i poniewierkę niż życie u jego boku. Zareagował na to krzykiem i groźbami. Mówił, że jeśli ona nie chce być jego żoną, to on nie ma dla niej współczucia i zrozumienia. Niech nie wyobraża sobie, że zostanie w Neustetten. Niech pakuje swoje manatki 1 si? wynosi. Ale zły los się odwrócił. Nasza ciotka, której w ogóle nie znałyśmy, o której istnieniu właściwie dowiedziałyśmy się przed jej śmiercią, od dawna już śledziła losy Dorrit i postanowiła uczynić ją główną spadkobierczynią. Matka Dorrit wyświadczyła jej bowiem w przeszłości wielką przysługę. Dowiedziała się, w jak trudnej sytuacji jest moja siostra, zatelegrafowała do niej, aby nie wychodziła za amprechta, a pieniądze na wykupienie hipoteki obiecała niezwłocznie wysłać. Tak też się stało i Dorrit mogła zwrócić długi. Czy nie brzmi to niemal jak bajka? 49 wo UW us o w o u J H \ l C e \ \ z v \ Heinz nie odrywał wzroku od rozmówczyni. Był nią coraz bardziej zachwycony. — Tak... to brzmi rzeczywiście jak bajka. I pani siostra mogła potem poślubić mojego przyjaciela i wszystko ułożyło się pomyślnie. Grymas bólu przebiegł po twarzy Micaeli. — O nie, dla obojga nadeszły jeszcze złe czasy... Dorrit znalazła się jeszcze w ogromnym niebezpieczeństwie... ale o tym nie chciałabym mówić... to bardzo dla mnie bolesne. Ale na szczęście... wyszła z tego szczęśliwie. — Dzięki pani? — Ja sama niewiele bym wskórała, ale wiedziałam, co jej grozi... została zwabiona do Teksasu... a ja postarałam się o to, aby Hardy jak najszybciej tam przyjechał. Płynął parowcem, a potem z Nowego Jorku przyleciał samolotem, na szczęście zdążył w porę i uwolnił ją. A potem... Dorrit odebrała w Nowym Jorku spadek po ciotce i wszyscy troje popłynęliśmy do Niemiec. Kochana ciotka Rosę pomyślała przed śmiercią i o mnie. Zapisała mi niewielki majątek. To naprawdę wspaniałomyślne, przecież moja mama nie wyświadczyła jej żadnej przysługi. Opowiadam te historie, a tymczasem pan jest z pewnością głodny. Widziałam, że Breitner przygotowuje śniadanie, chodźmy więc do jadalni. A potem zadzwonię do Neustetten. Heinz przysłuchiwał się Micaeli w napięciu. Chciałby poznać jeszcze więcej szczegółów z jej życia, ale był zbyt delikatny, aby wypytywać ją o nie i sprawiać jej tym ból. Próbował teraz wyrwać ją z tych posępnych myśli. — O nie, łaskawa panno, nie odmówię smacznego śniadania, a skoro będziemy je wspólnie spożywać, będzie to z pewnością uczta nie tylko dla podniebienia. Dziewczyna zarumieniła się, co sprawiło Heirfzowi przyjemność. — Zobaczmy więc, co Breitner przygotował. A że Dorrit zaopat- rzyła moją spiżarnię w przeróżne wiktuały, będzie pan miał szczęście zjeść naprawdę wyborne śniadanie. Poszli do jadalni. Stół rzeczywiście był zastawiony niezwykle bogato. Po obfitym posiłku, który upłynął na miłej pogawędce, przeszli do dawnego gabinetu Hardy'ego, w którym znajdował się telefon. Micaela wybrała numer Neustetten. Zgłosił się sam gospodarz. 50 — Dzień dobry, Hardy! — Ach to ty, Mico? — Tak. — Czy dobrze spałaś? Micaela zaśmiała się. — Mój sen zakłócił około jedenastej przeraźliwy, wojowniczy śpiew pod moim oknem. Byłam przerażona. Uzbroiłam się w pistolet i elekt- ryczną lampę, którą podarowałeś mi w prezencie, otworzyłam okno, oświetliłam teren i ku memu zdumieniu zamiast hordy Indian czy ludożerców ujrzałam samotnego pana, który wyglądał tak przyzwoicie, że nie byłam w stanie pojąć, jak on jeden mógł urządzić to straszliwe przedstawienie. Twierdził też, że ty również potrafisz wydobywać z siebie takie piekielne wrzaski. Przyznał się, że tej wspaniałej wojennej pieśni nauczyliście się razem od tubylców na jednej z wysp mórz południowych. — Mico, to Heinz Rottach! Czy on tam jest? — krzyczał ucieszony Hardy do telefonu. Micaela uśmiechnęła się. — Tak, teraz wierzę, że i ty potrafisz wydawać z siebie te okropne okrzyki. Zgadłeś, to Heinz Rottach chciał cię wczoraj wieczorem obudzić tą znaną ci melodią. A ja przywitałam go browningiem i komendą: „Ręce do góry!" W słuchawce rozległ się głośny śmiech. — Wspaniale, Mico, ale musiał wybałuszyć oczy. Ale nie wierzę, że wykonał rozkaz młodej, uzbrojonej kobiety. Teraz zaśmiała się z kolei Micaela. — Musisz go dobrze znać, rzeczywiście nie zareagował na moją komendę. Breitner przygotował dla niego pokój gościnny w wieży, on w tym czasie posilił się i wypił gorącą herbatę. Teraz jesteśmy już po śniadaniu. Twój przyjaciel oczywiście tęskni za tobą. Musisz przyjechać samochodem i zabrać go do Neustetten. ydąj też polecenie, aby odebrano jego bagaż ze stacji. A teraz Przekazuję słuchawkę panu Rottachowi. Do widzenia, ucałuj Uorrit. H 'u- ~ wziął od niej słuchawkę i, naturalnie, powitał przyjaciela lm śpiewem. Ten odpowiedział mu tym samym. Obaj serdecznie się 57 l l UW USi O ! W O u C e t \ 7 L zaśmiewali. Po czym na moment zapanowała cisza. Pierwszy odezwał się Heinz: — No stary, wreszcie cię znalazłem. Skompromitowałem się tu, w Riedburgu, ale twoja wyrozumiała szwagierka mi wybaczyła i —jak widzisz — nie zastrzeliła mnie. Przyjęła mnie tutaj cudownie, ale już najwyższy czas, abym uwolnił ją od swego towarzystwa. A więc przyjed. jak najszybciej. Dowiedziałem się już, że masz samochód, wiem też, że jesteś żonaty. Dlaczego mi o tym nie napisałeś? — Ależ napisałem już dziesięć dni temu, a żonaty jestem niewiele dłużej. — Nie dostałem twojego listu, w przeciwnym razie nie wybrałbym się prawdopodobnie w tę podróż, a przecież warto było ją odbyć. Jeśli twoja szanowna małżonka choć trochę podobna jest do swojej siostry, to cieszę się niezmiernie, że ją poznam. Ale powiedz, proszę, czy przyjmie nieproszonego gościa. — Moi przyjaciele są zawsze mile widziani przez moją żonę. Proszę, nie obawiaj się. Ale koniec gadania, moja żona umiera już z ciekawości, Zaraz po ciebie przyjadę. — Do zobaczenia. Heinz odłożył słuchawkę uśmiechając się. Micaela przyglądała mu się spod oka. że — A więc przyjedzie po mnie, kochany chłopak! Czy wie pani, zawdzięczam mu życie? Spojrzała na niego ze zdumieniem. — Proszę opowiedzieć, jak to było. Heinz opowiedział jej, jak Lienhard von Ried uratował mu życie. Słuchała w napięciu, a gdy skończył, powiedziała ciepło: — To podobne do niego. Ale nigdy o tym nie mówił. Opowiadał pewnego razu, że był już bliski śmierci i tylko dzięki pomocy przyjaciela wydostał się z niewoli plemienia tubylców. Przyjaciel uratował go z narażeniem własnego życia. — Och, to była drobnostka — wtrącił Heinz i oblał się rumieńcem Chwyciła go za rękę i spojrzała na niego pytająco. — Ach, to pan był tym przyjacielem? Że też na to nie wpadłam1 A więc obaj uratowaliście sobie życie. — Proszę, nie mówmy już o tym. 52 Micaeli podobało się zachowanie Heinza, dużo zyskał w jej oczach dzięki swojej skromności. Czuła, że nie chce już rozma- wiać o tych wydarzeniach. Postanowiła pokazać mu swój ogród kwiatowy i szpalery drzewek owocowych. Opowiadała mu, co zasadziła i zasiała. — Naturalnie niewiele można jeszcze zobaczyć, ale w przyszłym miesiącu będzie już dużo kwiatów. Przy murze zakwitło już kilka pierwiosnków. — Powiedziawszy to pokazała mu kilka małych żółtych kwiatków. — Pierwiosnki? — zapytał filuternie. — Czy pierwsze są w pani sercu? Było coś w jego wzroku, gdy zadawał to pytanie, co sprawiło, że się zmieszała. — To już serce musiałoby odpowiedzieć na to pytanie. — Trzeba więc je kiedyś zapytać. Czy mógłbym dostać kilka pierwiosnków? Zerwała mały bukiecik i wręczyła mu z niepewnym uśmiechem. Ujął ją za rękę. — Dziękuję pani. I w moim sercu są teraz pierwiosnki. — Cieszy mnie, że kwiaty z mojego ogrodu i panu przypadły do serca. Ale czy nie zechciałby pan obejrzeć szpalerów moich drzew owocowych? Zmieniła temat, bo czuła, że krew napływa jej do twarzy. Starannie ułożył bukiecik w portfelu, a jeden kwiatuszek włożył do butonierki. Spacerowali potem szpalerami. Heinz słuchał z uwagą wyjaśnień Micaeli na temat poszczególnych drzewek i życzył jej sukcesów w dzia- łalności ogrodniczej. — Chciałbym tu być, gdy będzie owocobranie. Zareagowała błyskawicznie na jego słowa. — Czy nie mógłby pan do tego czasu zostać w Neustetten? Tu jest takie mnóstwo drzewek! " Pani siostra zemdlałaby, gdyby usłyszała, o czym rozmawiamy. ~~ Dlaczego? ~~ "onieważ pani sugeruje, że powinienem bardzo długo pozo- w Neustetten. 53 wo\ UW1 us. O 5 w K O' u i jart .c * e — Och, moją siostrę nie tak łatwo przestraszyć. Jestem przekonana, że zostanie pan u nas przez dłuższy czas. Popatrzył na nią badawczo. — A co pani by na to powiedziała? Serce łomotało jej w piersi, ale starała się nie okazywać wzruszenia. — Ja, no cóż, cieszyłabym się bardzo, gdyby pan dłużej został, wtedy nie byłabym skazana jedynie na towarzystwo młodych małżon- ków, którzy ciągle przeżywają miodowy miesiąc. — No tak — powiedział powoli i z namysłem — być może udałoby się to jakoś urządzić, abym znalazł się tu ponownie w czasie zbiorów. Zamierzam dłużej zostać w Niemczech, być może nawet cały rok. Oczy Micaeli zalśniły. Heinz nie mógł tego nie zauważyć. — Byłoby wspaniale, gdyby został pan dłużej. Czy załatwia pan interesy w Niemczech? — Nie, nie mam tu interesów, ale muszę spełnić obowiązek, który zaniedbałem. Nie pytała, co to za obowiązek. Nagle usłyszeli przenikliwy dźwięk klaksonu. — Oto i Hardy! — zawołała Micaela i pobiegła do niego. Heinz pospieszył za nią, podziwiając jej wdzięk i harmonię ruchów. Serce zabiło mu żywiej. Miał wrażenie, że spotkało go szczęście, jakie mu się nigdy nie śniło. Gdy zbliżyli się do samochodu, Hardy zamykał właśnie drzwi swego pojazdu. Przyjaciele uścisnęli się serdecznie. Przez chwilę obaj nie mogli wydobyć słowa ze wzruszenia. Hardy uścisnął także ciepło Micaelę. Dziękował jej, że tak życzliwie zajęła się jego przyjacielem, po czym spytał żartobliwie Heinza: — No, chyba zadowolony jesteś z powitania? Heinz rzucił Micaeli szelmowskie spojrzenie. — Rzeczywiście, nastrój stał się cudowny, ale dopiero wtedy, gdy twoja urocza szwagierka odłożyła broń, do czego musiałem ją oczy- wiście nakłonić. Zdążyliśmy się teraz zaprzyjaźnić. Zostałem nawet zaproszony na owocobranie. Hardy czule poklepał Micaelę po ramieniu. — Micaelo, wspaniale się spisałaś! Heinz popatrzył na niego zdumiony. — Wielki Boże, ty masz nerwy! — Nigdy w to chyba nie wątpiłeś. Ale dlaczego teraz zaimponowały ci moje mocne nerwy? — Bo nie zbladłeś na wieść o tym, że zostałem zaproszony na owocobranie, a to przecież może znaczyć, że bardzo długo pozostanę twoim gościem w Neustetten. Hardy ścisnął jego ramię. — Jeśli oczekiwałeś, że wiadomość ta zwali mnie z nóg, to jesteś w błędzie. To zupełnie naturalne, że nie przyjechałeś tu z Kanady na popołudniową herbatkę. — Ależ Hardy, jakiż jesteś lekkomyślny. Nie pomyślałeś, co powie twoja żona na wiadomość, że chcę zabawić w Neustetten przez kilka miesięcy? — Ona sama ci to wkrótce wyjaśni. Tymczasem kazała przygoto- wać dla ciebie nasz najlepszy pokój gościnny. Cieszy się niezmiernie, że gościć będzie pod swoim dachem człowieka, który uratował mi życie. Heinz Rottach oblał się rumieńcem. — Bądź tak miły i odstaw do lamusa te stare historie. Ty oczywiście nie wspomniałeś ani słowem, że zawdzięczam ci życie. Opowiem o tym szczegółowo twojej żonie, nie mogę zbierać podziękowań, kiedy to ja jestem tobie winien dozgonną wdzięczność. — Ach, nie sprzeczajmy się już przy pierwszym spotkaniu. Ale jeśli sądzisz, że moja żona nie docenia twojego poświęcenia, bo ja to przypadkowo odnalazłem cię wśród lodowych skał, to bardzo się mylisz. — Kochany przyjacielu, bądź pewien, że twojej żonie odpowiednio naświetlę te wydarzenia. — Mico, cóż począć z tym uparciuchem? Micaela uścisnęła serdecznie rękę szwagra i rzekła: — Podziwiać trzeba was obu. A ta wasza diabelna skromność... ach Przepraszam, znowu byłam przez moment na rancho. Była tak podekscytowana, że wykrzyknęła jeszcze kilka hiszpań- s ich powiedzonek. Na szczęście Heinz Rottach nic nie zrozumiał. eJ słowa brzmiały dla niego jak muzyka i nie było ważne, co zna- Hardy objął ją ramieniem. 55 54 UW i USt o s W i o u , F' \ 7 X . — No, Mico, uspokój się już. Nie obawiaj się, mój przyjaciel obcował z drwalami, a ci nie są subtelniejsi od twoich gauchos. — To jednak przerażające, że nie mogę się wyzbyć tych koszmar, nych nawyków. Czasami przez kilka dni mi się to udaje, a potem znowu wyrażam się nie tak, jak należy. — Bo jest pani młodziutka. Powagi nabiera się z wiekiem — odpar} z uśmiechem Heinz. Zafrasowana wydawała mu się jeszcze piękniejsza. — A teraz szykuj się do drogi, Mico. Dorrit przykazała, abym cię zabrał ze sobą. Czeka cię u nas wspaniały obiad. Micaela pomyślała, że przyjaciele chcieliby sobie pogawędzić we dwójkę, postanowiła więc nieco później zjawić się w Neustetten. — Nie jestem jeszcze gotowa. Przyślij po mnie później samochód. Skoro jestem zaproszona na uroczysty obiad, nie chciałabym zjawić się u was w stroju do konnej jazdy. — No to chodźmy, Heinz. O, Breitner niesie już twój płaszcz. Czy masz tu jeszcze jakiś bagaż? — Nie. A czy posłałeś już po mój bagaż na stację? — Oczywiście, sprawa jest już załatwiona. Gdy Breitner pomagał Heinzowi założyć płaszcz, ten delikatnie wsunął poczciwemu służącemu banknot. Starego sługę aż zatkało ze zdumienia, gdy zobaczył, ile pieniędzy dostał. Sądził, że gość się pomylił. — Łaskawy panie, pan się chyba omylił? — Nie, nie Breitner. Jest w tym również opłata za wypożyczenie piżamy. Heinz, żegnając się z Micaela, podziękował jej z całego serca za okazaną pomoc. Hardy usiadł za kierownicą i po chwili samochód mknął drogą w dół. Micaela patrzyła za samochodem, a gdy Heinz pokiwał jej, ona mu odpowiedziała. Zamyślona, wolnym krokiem wróciła do zamku, żeby się przebrać. Przyjaciele rozkoszowali się byciem ze sobą. Heinz zapytał po chwili: — Powiedz mi szczerze, Hardy, może wchodzę ci w paradę. Nie miałem przecież pojęcia, że się ożeniłeś. 56 — Heinz, jestem naprawdę zupełnie szczery, w niczym mi nie przeszkadzasz. Cieszę się, że w końcu dotrzymałeś obietnicy. I moja żona także bardzo się cieszy. zakłócę przecież wasz miodowy miesiąc. Twoja urocza agierka przeprowadziła się do Riedburga, aby nie krępować was swoją osobą. _ No tak, Mica uparcie twierdziła, że jest intruzem w Neustetten. Wiesz przecież, jak to jest z młodymi dziewczętami. Nie mogłem jej po nrostu wyprosić z pokoju, gdy chciałem z Dorrit zostać sam na sam. Tobą nie będę się przejmował. Ty to zrozumiesz, a Neustetten jest dostatecznie duże, abyśmy mogli schodzić sobie z drogi. A więc nie zawracaj sobie tym głowy. Cieszymy się oboje niezmiernie, że będziesz naszym pierwszym gościem. Zobaczysz, że moje słowa się potwierdzą,, a jeśli się będziesz z nami nudził, zadzwonimy po Mice. To wspaniała dziewczyna, może jeszcze nie w pełni zaaklimatyzowała się w Niem- czech, ale jest taka spontaniczna i naturalna, a najważniejsze, można na nią liczyć w każdej sytuacji. — Wyobrażam to sobie, Hardy, i mogę ci powiedzieć, że zupełnie mnie oczarowała. Wiesz przecież, że dotychczas trzymałem się od kobiet z daleka. Ale muszę przyznać, że istoty o takim wdzięku i świeżości, a przy tym tak dumnej i pełnej godności jeszcze nie spotkałem. Hardy skinął ze zrozumieniem. — Mica i Dorrit są jak szczere złoto. Mica ma za sobą trudne lata za sprawą własnego ojca. To koszmarny typ kalający własne gniazdo... kiedyś opowiem ci o tym wszystkim, także o tym, jak dotarłem do mojej żony i jakie boje musieliśmy stoczyć, zanim zostaliśmy razem. — Pewne szczegóły usłyszałem już od Mici. Ale była bardzo przygnębiona, gdy mowa była o Teksasie i o tym, ile obie z siostrą przeżyły. Na wzmiankę o ojcu zamilkła... czyżby własny ojciec im zagrażał? — Jest znacznie gorzej, niż możesz sobie wyobrazić! To łotr, wpędził matkę Dorrit do grobu. Dogadza tylko sobie, a innych brutalnie niszczy. Całe szczęście, że dzieli nas ocean. Mica wyrastała samotnie ardzo trudnych warunkach, a jednak jest wartościowym człowie- m- Cieszę się także ze względu na nią, że przyjechałeś. Dużo czasu P? za sama, a ponieważ nosimy jeszcze żałobę po śmierci przybranych zicow Dorrit, nie możemy jej dostarczyć tu, na wsi, specjalnych ywek. Nie odpowiadałoby jej także towarzystwo młodych łudzi dających w okolicy, nie dla niej płytkie uciechy. Zauważyłem to już 57 wov UW Ł US-i o s w < ja'1 na statku. Byłem przecież za oceanem, aby wyrwać siostry ze szponów ich ojca. No, ale dosyć już tych ponurych wspomnień, wrócimy kiedyś do tego. Będę ci mógł opowiedzieć całą historię. To miła wiadomość, że Mica ci się podoba. Jest rzeczywiście pełna wdzięku, będzie kiedyś bardzo piękną kobietą. — O, już nią jest! — No tak, wydaje się starsza, ale w rzeczywistości... Ile dałbyś jej lat? — Dziewiętnaście, dwadzieścia. — Nie, ona ma dopiero szesnaście i pół roku. Heinz spojrzał zdumiony na przyjaciela. — Niemożliwe! — Tak, tak, to już w pełni ukształtowana dziewczyna, ale jeszcze nie kobieta. Obie z moją żoną bardzo się kochają. Dojechali już do posiadłości Neustetten. Hardy po drodze przed- stawił sytuację finansową zarządzanych przez siebie majątków, z któ- rych chciał uczynić dochodowe nowoczesne gospodarstwo. — A co z twoją pracą naukową, Hardy? — spytał Heinz. — W połowie jest już gotowa, jeśli nie znajdę czasu latem, to zimą ją z pewnością skończę. Moim najważniejszym obowiązkiem jest teraz zarządzanie majątkiem i dobrami mojej żony. Spójrz, tam stoi nasz dom, obszerny i bardzo przytulny. Milczeli. Po chwili Hardy powiedział: — Nie pytałem jeszcze o twojego ojca. Jak się czuje, czy towarzyszy ci w podróży do Niemiec, czy też wypuścił cię w tę podróż samotnie? Heinz głęboko westchnął. — Ani jedno, ani drugie. Mój ojciec... zmarł. Hardy zatrzymał nagle samochód i chwycił przyjaciela za ręce. — Heinz... mój Boże... to niemożliwe. Gdy pomyślę, jak żywotny był twój ojciec, zanim wyruszyliśmy na biegun południowy... A przecież to było tak niedawno. A teraz mówisz... mój biedny Heinz, jakie to musi być dla ciebie bolesne. Wiem przecież, jak bardzo byliście sobie bliscy. Heinz zdjął kapelusz i przetarł ręką czoło. — Tak, Hardy, to bardzo bolesne. Gdy wróciłem z wyprawy, ojciec był w bardzo złym stanie po przebytym właśnie zapaleniu płuc. Lekarz zalecił, aby go wysłać na południe, najlepiej na Florydę, ale on nie chciał. 58 Wierzył, że jest już całkiem zdrowy. Okazało się, że cierpi na chorobę serca, być może już od dawna, i był tego po prostu nieświadom. Chciał się dalej kurować w domu, a nawet pojechać w swoje lasy. Z trudem udało mi się go odwieść od tego. Ja przejąłem wszystkie jego obowiązki. Ale nie wrócił już do zdrowia... i pewnego dnia, przy stole, był wówczas wyjątkowo pogodny, padł martwy w moje ramiona. To był atak serca. — Biedny Heinz! Miał piękną śmierć, ale ty jesteś teraz bardzo nieszczęśliwy. — Tak, to było dla mnie straszne. Cierpiałem bardzo... ale czas leczy nawet najgłębsze rany. Gdy czułem się taki samotny, zatęskniłem za tobą. Nikt inny nie jest mi tak bliski jak ty. Jest jeszcze coś! Mówiłem ci, że żyje jeszcze moja matka. Moi rodzice rozeszli się, rozstałem się więc z matką. Po śmierci ojca często nachodziła mnie myśl, że powinienem ją odszukać. Nie stałem już więcej między rodzicami... Porozmawiamy o tym kiedyś dokładniej. W drzwiach domu ukazała się jakaś młoda dama, to z pewnością twoja żona. Może się zaniepokoiła, że za- trzymaliśmy się w pobliżu i nie wysiadamy. Hardy wpatrywał się w Dorrit. — Tak, to ona, Heinz. Chciałbym cię zapewnić o moim głębokim współczuciu, naprawdę tak mi przykro... twój ojciec był wspaniałym człowiekiem, tak bardzo życzliwym dla ludzi i ty jesteś do niego bardzo podobny. Ale... spróbuj ukoić swój ból, chcemy ci w tym pomóc. — No, Hardy, jedźmy już. Twoja żona nie powinna się dowiedzieć, że uczyniłem właśnie to smutne wyznanie. Czym był dla mnie ojciec, wiem tylko ja. Ale wiem także, że martwiłby się widząc, że tracę radość życia. Uporam się z tym. A więc ruszaj, Hardy! Hardy uruchomił silnik. Skręcili z wiejskiej drogi w wąską aleję prowadzącą do domu. Brama ogrodu była szeroko otwarta. Aleja prowadząca do domu obsadzona była pięknymi starymi lipami. Dorrit stała na ganku, osłaniając dłonią oczy przed ostrymi promieniami wiosennego słońca. Gdy podjechali, zeszła po kamiennych stopniach 1 rad°śnie wyciągnęła rękę do gościa. ^ Witam, serdecznie witam, panie Rottach! ł się i ucałował jej dłoń. Dziękuję za przyjęcie mnie, łaskawa pani — odparł Heinz żony jej urodą, tak różną od urody Micaeli. wo\ UW i us^ O E W ' Oi u ja l — Nie spodziewałem się, że siostra panny Riemann jest blondynką. Nie jesteście panie do siebie podobne. — To dlatego, że matką Micaeli była Hiszpanka, a moją Niemka. — Ale Mica ma oczy Niemki, błękit jej oczu zaskakuje w twarzy o oliwkowej karnacji. — Oczy, tak... oczy odziedziczyła Mica po ojcu. — Dzięki Bogu, że tylko to ma po nim — dorzucił Hardy ostro. Dorrit oblała się silnym rumieńcem i dodała szybko: — W sposobie bycia jest także bardziej Niemką niż Hiszpanką. Ale proszę już do środka. Serdecznie witam raz jeszcze i ogromnie się cieszę, że mogę pana poznać. Bardzo jestem panu wdzięczna. — Tego nie mów Heinzowi, Dorrit, on tego nie lubi! — żartobliwie upomniał żonę Hardy i objął ją czule. — O, niestety, będzie musiał tego wysłuchać. To słowa płynące prosto z serca. Ale najpierw zaprowadzę pana do jego pokoju. Bagaż już tam jest. Mam nadzieję, że będzie się pan u nas dobrze czuł. Ucałował ponownie jej dłoń. — Nie mogłoby być inaczej, łaskawa pani. — Czy moja siostra należycie przyjęła pana w Riedburgu? Nie zawsze można się po niej tego spodziewać, jest jeszcze trochę „nieo- swojona". — Jest cudownym człowiekiem, łaskawa pani — odparł Heinz ciepło. Popatrzyła na niego przez chwilę badawczo, a potem spojrzała pytająco na męża. — Czy rzeczywiście powitała pana Rottacha z browningiem w rę- ku? Obaj panowie roześmiali się. — Zaczekaj tylko, Dorrit, aż zaprezentujemy nasz okrzyk wojenny, a sama chwycisz praw*dopodobnie za broń. Nie biorę tego Micaeli za złe, skoro sądziła, że napadła na nią dzika zgraja. A w takiej sytuacji trzeba natychmiast chwytać za broń. — Czy te wrzaski są rzeczywiście takie straszne? — zapytała Dorrit kokieteryjnie. — Och, okropne, łaskawa pani! Gdy usłyszeliśmy je po raz pierwszy, zatrzęsło nami z przerażenia, a przecież nie jesteśmy prze- 60 sądnie delikatni. Pani siostra zachowała się z podziwu godną odwagą. A później, gdy przedstawiłem się jako przyjaciel Hardy'ego, zatrosz- czyła się o mnie serdecznie. Nie mogę się w ogóle skarżyć na przyjęcie w Riedburgu, wręcz przeciwnie. I znowu tyle ciepła emanowało z jego słów, że Dorrit ponownie popatrzyła na niego badawczo. Służący zaprowadził Heinza do jego pokoju. — Do zobaczenia, i czekamy na pana, proszę się odświeżyć i wrócić do nas, panie Rottach! — Dorrit bezbłędnie wypełniała obowiązki pani domu. Heinz ukłonił się i poszedł na górę. Uważał, że dom w Neustetten jest bardzo gustownie urządzony. Po śmierci rodziców Dorrit poleciła odnowić wiele pomieszczeń. Całość była jak szkatułka na kosztowności i stanowiła cudowną oprawę dla jej urody. Także pokoje Heinza były gustownie urządzone: gabinet z meblami z ciemnego dębu, klubowymi składanymi fotelami i perskim dywanem i sypialnia z meblami z brzozy. Jego walizki stały już gotowe do rozpakowania. Podał służącemu kluczyki i wkrótce wszystkie jego rzeczy znalazły się w-szafie i szufladach komody. Heinz podszedł do okna. Roztaczał się z niego widok na pobliski las, w oddali za ogrodem widniał ciemny nurt rzeki. Jego uwagę przykuły szpalery drzewek owocowych. Przypomniała mu się Micaela. Ale na próżno wyglądał Riedburga. Zamek można było zobaczyć tylko z drugiej strony domu. Szybko się przebrał w jasny wygodny garnitur i założył lżejsze buty. Odświeżył się i zszedł na dół. VI Hardy i Dorrit przyjęli gościa w przytulnie urządzonym salonie, mt przygotowała zimne napoje i wszyscy troje usiedli wokół niskiego Hgłego stołu. Gawędzili podekscytowani o wszystkim, co wydawało d S1^ naJważniejsze. Hardy wysłał samochód do Riedburga i wkrótce lch grona dołączyła Micaela. 61 l l WON UW i USL O 5 W ' O u \ \ i Gość bardzo podobał się Dorrit, a i Heinz uważał, że przyjaciel poślubił uroczą i mądrą kobietę. Podziękował jej za wspaniały apar- tament i dodał, uśmiechając się figlarnie: — Czy to nie nazbyt lekkomyślne tak miło i gustownie urządzać pokoje gościnne? To musi każdemu gościowi szalenie utrudniać wyjazd. Dorrit spojrzała na niego z szelmowskim uśmiechem i rzekła: — Mamy też gorsze pokoje gościnne, pański apartament jest tylko dla najmilszych gości. — Czy wolno mi zatem sądzić, że ja należę do nich? — Ależ oczywiście! Chcemy uczynić pana pobyt tutaj jak naj- przyjemniejszym, aby rozstanie z nami było rzeczywiście trudne. Chcielibyśmy, aby nastąpiło ono jak najpóźniej. — Kochana i łaskawa pani, chciałbym ostrzec, że naraża się pani na pewne niebezpieczeństwo. Być może zostanę tu rzeczywiście dłużej. Chcę zostać w Niemczech cały rok. — Mam nadzieję, że będzie pan przez ten rok mieszkał u nas. — Na wiadomość, że pozostanę w kraju dłużej, zareagowała pani tak jak Hardy. No, ale może nie będzie tak źle, mam jeszcze w dawnej ojczyźnie kitka obowiązków do spełnienia. Postawa państwa zachęca mnie, z niejednego powodu, do skorzystania z zaproszenia i wystawienia waszej gościnności na ciężką próbę. — Ależ, Heinz, z przyjemnością poddamy się tej próbie. — Czy naprawdę nie będzie ze mną wiele kłopotu, łaskawa pani? Chwyciła jego rękę i uścisnęła serdecznie. — Na pewno nie. Proszę czuć się u nas jak u siebie w domu. Apartament, który dla pana przygotowaliśmy, umożliwi pracę i niczym nie zakłócony wypoczynek. Niestety, nie możemy zapewnić panu wielu rozrywek. Może pan od czasu do czasu pójść z moim mężem na polowanie i wzbogacić nasze menu, w pobliżu jest rzeka, mamy także kort tenisowy, króluje na nim moja siostra, my oboje jesteśmy mie- rnymi graczami. Co jeszcze możemy zaoferować naszemu gościowi, Hardy? — Można pojechać do Weimaru i powędrować śladami Goethego. Heinz może nam także towarzyszyć w konnych przejażdżkach. — Czy masz dla mnie odpowiedniego konia? 62 — Oczywiście, Heinz, mam dwa znakomite konie, możesz wybrać jednego z nich. Mica jest świetnym jeźdźcem, z nią również możesz urządzać konne przejażdżki. Dorrit dostrzegła blask w oczach Heinza Rottacha. Zastanowiło ją to. Czy przypadkiem jej mała Mica nie podbiła jego serca? — za- pytywała samą siebie. Byłoby to po jej myśli. Wiedziała już o nim dostatecznie dużo i ucieszyłaby ją wiadomość, że młodzi czują do siebie sympatię. Nie przyszło jej jednak do głowy, że Micaela odsuwała od siebie myśl o małżeństwie, ponieważ nie chciała swojego ojca jako teścia dla żadnego mężczyzny. Siostry nigdy o tym nie rozmawiały. Jeśli Mica myślała czasami o małżeństwie, przed oczyma miała obraz ojca. Wiedziała, że z powodu ojca nigdy nie wyjdzie za mąż. Zamążpójście Dorrit uważała za niezwykle szczęśliwy traf. Była przekonana, że siostra nie przyjęłaby oświadczyn Hardy'ego, gdyby wiedziała, że ojciec jeszcze żyje i jakim jest człowiekiem. Dorrit zachowywała się jak wszystkie zakochane młode mężatki. Była szczęśliwa i chciała, aby inni również byli szczęśliwi, przede wszystkim jej młodsza siostra. Nie myślała o tym, że Micaela była jeszcze zbyt młoda na małżeństwo. Snuła różne plany co do jej osoby. Nie zwierzyła się z nich jednak nikomu, nawet mężowi. Gdy przyjechała Micaela, szczególnie starannie i elegancko ubrana, i stanęła naprzeciw Heinza, Dorrit uważnie ich obserwowała. Dosko- nale widziała, jak Micaela oblała się rumieńcem, gdy Heinz obrzucił ją badawczym spojrzeniem, i szybko się odwróciła od niego. Młody mężczyzna zapomniał o całym świecie. Widział tylko Mice. Gdy Hardy o coś go zapytał, otrząsnął się lekko i z trudem zbierał myśli. Ciągle spoglądał na dziewczynę, stale był blisko niej. Przyjemność sprawiała mu rozmowa z Mica. Droczył się z nią, wracając do wydarzeń wczorajszego wieczoru, i zapewniał, że bardzo się przeraził jej broni. Micaela nie mogła powstrzymać się od śmiechu. — O tak, wierzę panu. Nawet pan nie podniósł rąk do góry. Ale było to z pana strony bardzo lekkomyślne. A gdybym rzeczywiście strzeliła? Roześmiał się tylko. Pozostaje jeszcze pytanie, czy trafiłaby pani. Damy strzelają kiepsko. 63 wov uw e USti o s w< ON u < P ^ " i \ Micaela popatrzyła na niego z wyższością. — Na tyłach ogrodu jest strzelnica, panie Rottach. Możemy sprawdzić, kto z nas dwojga lepiej strzela. — Trudno będzie to rozstrzygnąć, strzelasz znakomicie, Mico, ale Heinz jest jednym z najlepszych strzelców, jakich znam. — Proponuję, abyśmy na cześć naszego gościa urządzili turniej strzelecki, wszyscy weźmiemy w nich udział — powiedziała Dorrit. Heinz zrobił wielkie oczy. — Mój Boże, gdzie ja trafiłem. Damy posługują się tu swobodnie bronią. Jeśli jeszcze kiedykolwiek wzywać mnie będą do podniesienia rąk, wypełnię ten rozkaz. Wszyscy się zaśmiali. — Jeśli usłyszy pan tę komendę z moich ust, może pan nie reagować. Do niedawna nie miałam odwagi chwycić za broń palną, jestem nieudolną uczennicą męża i Micaeli, zwykle trafiam obok tarczy — dodała Dorrit. — To mnie nieco pocieszyło, widzę już, że w konkursie strzeleckim nie mam co liczyć na nagrodę. Hardy strzela z pewnością lepiej ode mnie, a łaskawa panna jest też prawdopodobnie mistrzynią w strzelaniu. Ale... teraz wiem już, w jak poważnym niebezpieczeństwie wczoraj się znalazłem. Popatrzył przy tym z uśmiechem w twarz Micaeli, a ona, unikając jego spojrzenia, odparła: — Nigdy jeszcze nie strzelałam do człowieka i mam nadzieję, że nie będzie to konieczne. — Ale twierdziłaś, Mico, że nawet najodważniejszy mężczyzna zmyka, gdy widzi lufę pistoletu — zażartowała Dorrit. Cała czwórka śmiała się serdecznie. W czasie tej wesołej pogawędki gospodarze i gość zbliżyli się do siebie. Micaela i Heinz byli w bardzo pogodnym nastroju, również młodzi małżonkowie byli w siódmym niebie. W doskonałych humorach wszyscy usiedli do stołu. Atmosfera podczas obiadu była wspaniała. Przyczynił się do tego również szam- pan, który Dorrit podała specjalnie z okazji przyjazdu przyjaciela męża. Micaela dostała tylko odrobinę trunku, naparsteczek, jak to obrazowo przedstawił Hardy. Po raz pierwszy piła szampan na statku i wtedy 64 straciła głowę. Tak jej smakował ten napój, że spragniona wypiła duszkiem cały kieliszek jak lemoniadę. Nie zdawała sobie sprawy z jego działania. Nie wiedziała, dlaczego wszystko nagle zaczęło wokół niej wirować. Do tego nawiązał teraz Hardy. Micaela też pamięta- ła tamto wydarzenie, dlatego piła swój ulubiony trunek małymi łyczkami. — Szkoda, że czasami nie można szampanem zaspokoić pragnienia, smakuje wybornie i tak delikatnie łaskocze w język. Heinz popatrzył na nią z zachwytem. Pół kieliszka szampana już ją ożywiło. Oczy jej błyszczały, była niezwykle wesoła, a gdy zapytała, dlaczego szampan tak poprawia humor, wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nie przestała jednak ani na moment być damą. Heinz zastanawiał się, czy nie jest bardziej czarująca, kiedy jest poważna i duma bije z jej oczu. Był nią coraz bardziej zafascynowany. Nie spuszczał z niej oczu, co Dorrit, naturalnie, zauważyła. Nie uszło jej uwagi, że Micaela w towarzystwie Heinza Rottacha była zakłopotana. Nigdy nie była taka wobec innych ludzi. To dało Dorrit wiele do myślenia. Po kawie, którą Dorrit podała w pokoju obok, i wypaleniu papierosa wszyscy poszli się przejść do ogrodu. Po powrocie Dorrit na prośbę Micaeli zaśpiewała kilka pieśni. — Moja siostra cudownie śpiewa, mogłabym jej słuchać godzinami — powiedziała Mica. Takie samo zdanie miał Heinz. Gdy Dorrit wstała od fortepianu, podszedł do niej, ucałował jej dłoń i z uznaniem powiedział: — Muszę przyznać, że mój przyjaciel wyciągnął niezwykle szczęś- hwy los, poślubiając panią. Mam nadzieję, że będę mógł częściej słuchać Pani śpiewu, to wyjątkowa przyjemność. Słyszałem już niejednokrotnie synne śpiewaczki w salach koncertowych i operowych, ale w tak Pięknym koncercie domowym dotąd nie uczestniczyłem. orrit zarumieniła się na te słowa i popatrzyła na męża. Zawstydza mnie pan, panie Rottach, mój głos jest nieszkolony, oprawcy trudno mi zgodzić się z panem. Może właśnie dlatego, że nie zaszkodził mu nadmiar ćwiczeń, ^^ świeżo i porywająco. potakiwała mu żywo. 65 J siostra uw a US^i o s we O\ u* ja'' — Prawda, że człowiekowi robi się lekko na duszy, kiedy słucha się śpiewu mojej siostry? — zapytała Mica i ucałowała Dorrit. Siostry czule spoglądały na siebie. Heinz, patrząc na nie, nie miał wątpliwości, że bardzo się kochają., Micaela zabawiła w Neustetten do zmierzchu. Potem odwieziono ją samochodem do Riedburga. Kiedy odjechała, Heinz miał wraże- nie, że wokół niego zapanowała pustka. Zapytywał sam siebie, co się z nim dzieje? Czy możliwe jest, aby w tak krótkim czasie ta dziewczyna stała się dla niego tak ważna, że bez niej życie wydało mu się nic niewarte? Nie przypuszczał, że Micaela podobne pytania stawia sobie. Ale ona obchodziła się ze sobą bardziej surowo i wymyślała sobie od głupców. Do czego to doprowadzi? Kim był dla niej ten obcy człowiek, że zrobiło jej się ciężko na sercu, gdy wróciła do swojej samotni? Riedburg wydawał jej się tego wieczora pusty i nieprzytulny. Gdy usiadła w fotelu i z zamkniętymi oczyma przywołała wydarzenia, wczorajszego wieczoru i dzisiejsze spotkanie w Neustetten, jej młode serce zabiło gwałtownie. Z zadumy wyrwał ją dzwonek telefonu. To dzwoniła Dorrit. Zapytała, czy siostra szczęśliwie dotarła do Riedburga, po czym wróciła do starego tematu. — Naprawdę szkoda, że nie jesteś z nami. A może chciałabyś teraz wrócić do Neustetten, przecież mamy gościa. Już nie będziesz mogła twierdzić, że ty nam przeszkadzasz. W pierwszej chwili propozycja Dorrit wywołała u niej ogromną radość. Po krótkim zastanowieniu uznała jednak, że lepiej jest, że mieszka tutaj, w górze, niż blisko Heinza Rottacha. I tak będą się często spotykać. — Nie, Dorrit, chcę być samodzielna i zrobić w Riedburgu to wszystko, co sobie zaplanowałam. Będę was często odwiedzała, a wy z panem Rottachem też będziecie przyjeżdżać do mnie. — Ależ ty jesteś uparta. Wiem o tym doskonale, że co sobie zaplanujesz, to musisz zrobić. Musisz się jednak czuć w zamku straszliwie samotna. — Do samotności jestem przyzwyczajona, nie jest to dla mnie problem. Tym przyjemniej jest wtedy, kiedy jestem z wami. — Skoro tak chcesz. Powiedz mi jeszcze, czy podoba ci się pan Rottach? Micaela zwlekała z odpowiedzią, właściwie nie chciała wyznać, co czuje. — To bardzo sympatyczny i ujmujący człowiek. Wydaje się pod wieloma względami podobny do Hardy'ego. — Tak myślisz? Ja na to nie zwróciłam uwagi. — A co ty o nim sądzisz? — Jest wspaniały. Tak go sobie wyobrażałam. Bardzo się cieszę, że do nas przyjechał i będzie tak długo. — Tak... czy rzeczywiście chce dłużej zostać? — spytała Micaela, udając obojętność. Ale Dorrit doskonale wychwyciła nutkę niepewności w jej głosie. — Tak, bardzo długo. — I nie będzie wam przeszkadzał? — Z pewnością nie, ma oddzielny apartament, a poza tym jest zbyt dobrze wychowany, aby nam się narzucać. — A gdzie jest teraz? — Poszedł z Hardym do stajni, gdy wrócą, siadamy do kolacji. — No to miłego wieczoru. Heinz rzeczywiście jest interesu- jącym mężczyzną i ciekawie opowiada. A gdy z Hardym opisują swoje przeżycia z wyprawy, wtedy chciałoby się ich słuchać godzi- nami. — Mogłabyś słuchać ich opowieści, gdybyś tu była. — Nie, nie Dorrit. Tak jest lepiej. Dobranoc, kochana! — Dobranoc! Micaela odwiesiła szybko słuchawkę, aby nie stracić nad sobą panowania i nie krzyknąć: Tak, chciałabym być z wami w Neustetten! Dorrit zamyślona stała jeszcze przez chwilę przy telefonie. Czekała, czy Micaela nie zadzwoni. Ale telefon milczał. Dziewczyna uśmiechnęła się. Wyczuwała, że nie tylko Heinz Rottach jest podekscytowany nową znajomością, lecz także jej siostra. Nie widziała przeszkód, aby ta ajomość stała się czymś więcej. Nie wiedziała jednak, że jej siostra l°czy w tej chwili ze sobą walkę. 66 -wov UW USJ o s W( 0\ Ul VII Klementyna Rottach, nieszczęśliwa matka Heinza Rottacha, nigdy nie pogodziła się z ciosem, jakim było dla niej odejście męża. Od tamtej pory mieszkała samotnie w swoim majątku w Turyngii. Dzień po dniu czekała na jakąś wiadomość o mężu i synu, a gdy się okazało, że wszelki słuch po nich zaginął, z rozpaczy opadła z sił. Kochała męża bezgranicz- nie, ale była to miłość niszcząca. Zdawała sobie sprawę, że mąż jej nie kocha. Chciała jednak za wszelką cenę zmusić go do pokochania jej, ponieważ uważała, że bez jego miłości nie potrafi żyć. Ta szalona miłość do Herberta spowodowała, że nieomal zapomniała o własnym synu. Mało się nim zajmowała, była o niego nawet zazdrosna. Zauważyła bowiem, że mąż go ogromnie kochał i stawiał przed nią. Niekiedy uświadamiała sobie, że Heinz jest także synem jej męża i jest do niego podobny. Wtedy tuliła go do siebie i okazywała mu czułość. A gdy chłopiec wyrywał się przerażony z jej objęć, ogarniała ją biała gorączka, potrząsała synem, zarzucała bezzensownymi wymówkami, jak to czy- niła często wobec męża, gdy ten obojętny był na jej czułości. Kiedy mąż i syn opuścili ją, uważała, że czas szybko pozwoli jej o tym zapomnieć. Wiedziała też, że Herbert Rottach odziedziczył po swoim ojcu tylko niewielki majątek, nie stać go więc będzie aa luksusowe życie, do jakiego przywykł przy niej, i powróci do domu. Nigdy nie mogła zrozumieć męża. Zawsze wierzyła, że miłość można kupić za pieniądze. A gdy jej się to nie udało, robiła mężowi piekielne awantury. Roz- grzeszała siebie za to, bo i ona żyła w piekle. Gdy mąż zagroził jej, że jeśli nie zmieni swojego postępowania, odejdzie i zabierze ze sobą syna, nie wierzyła. Nie wierzyła, że on, który nic nie posiadał i długie lata ciężko pracował, aby spłacić dług ojca, zrezygnuje z bogactwar, za które jej się sprzedał. Nie wierzyła, że ją opuści, mimo wyraźnego ostrzeżenia. On jednak zrobił, jak obiecał. Czuła się zupełnie załamana, nie potrafiła znieść tego ogromnego bólu, który mąż jej zadał, odchodząc od niej. Tliła się w niej jednak nadzieja, że być może pewnego dnia powróci do niej pełen skruchy razem z synem, którego jej zabrał. Kiedy byli od niej daleko, uświado- 68 miła sobie, jak bardzo ich kocha. Tylko nadzieja na ich powrót trzymała ją przy życiu. Gdyby jej nie miała, prawdopodobnie skończyłaby ze sobą. Ale nadeszły w końcu dni — mieszkała już wówczas samotnie w Turyngii — kiedy zaczęła wątpić w ich powrót. Przemyślała pewne sprawy, zrozumiała postępowanie męża. Doszło wreszcie do niej, jak bardzo go skrzywdziła. Przestała obwiniać Herberta, że zniszczył jej życie. Wiedziała, że nie mógł postąpić inaczej. Z czasem całą winę przypisała sobie. Tak, ona była winna i jeśli nawet mąż zadał jej ból, postąpił słusznie. Zachowywała się nieodpowiedzialnie, podeptała z premedytacją jego dumę, była przekonana, że wystarczy rzucić na stół worek z pieniędzmi, aby on ją pokochał. Ale jemu pieniądze były potrzebne tylko po to, aby uchronić ojca od bankructwa, i tylko z tego powodu cenił to, że jest bogata. Dla siebie nic nie żądał, żył skromnie i ciężko pracował, aby spłacić dług ojca. I tylko ze względu na niego trwał w tym małżeństwie. Gdy dług został uregulowany, nie dał ojcu odczuć, jak wielką ofiarę dla niego poniósł. Dopiero gdy ten zmarł, oświadczył Klementynie, że rozstanie się z nią, jeśli nie przestanie go dręczyć i poniżać. Gdyby wówczas poważnie potraktowała jego słowa i zmieniła swoje postępowanie, do tej pory byliby razem, miałaby też przy sobie syna. A tak zostawił ją samą i żyje teraz ze świadomością, że to ona zniszczyła swoje małżeństwo. Charakter jej uległ teraz głębokiej przemianie. Kochała nadal męża, tęskniła za nim i czekała na jakąś wiadomość od niego. Chciała mu donieść, że się zmieniła, wszystko przemyślała, ale wątpiła, czyby jej uwierzył. Broniła się przed myślą, że być może już nie żyje. Nie, nie, to było niemożliwe. Musiałaby przeczuć jego śmierć. I syn także żył, czuła to. I tak mijały lata. Z każdym rokiem stawała się spokojniejsza. Poddała się losowi. Pokornie przyjmowała nałożoną na nią karę 1 próbowała odzyskać równowagę wewnętrzną. W ciągu tych lat zmienił się też jej wygląd. Wcześnie pojawiły się w jej włosach srebrne nitki, jako czterdziestokilkuletnia kobieta była już zupełnie siwa. Zaczęła pisać pamiętnik, w którym analizowała swoje uczucia i pisała o pracy nad sobą. Pragnęła, aby te zapiski trafiły pewnego dnia do rąk jej męża lub syna i pokazały im inny obraz matki niż ten, który znali. 69 uwa UStc o s w c Ov u< Chciała, aby wszystko, co posiada, należało w przyszłości do syna. Herbert nie może jej w tym przeszkodzić. Do syna należeć będzie wszystko, czego nie chciał przyjąć ojciec. Dziesięć lat po odejściu męża i syna sprzedała willę w mieście, a meble, do których była przywiązana, kazała przewieźć do majątku w Turyngii. Skoncentrowała się całkowicie na zarządzaniu posiadłością. Przy pracy odzyskiwała powoli spokój. Im była starsza, tym więcej interesowała się otoczeniem. Wokół siebie dostrzegła tyle biedy i nieszczęść, że postanowiła pomagać ludziom. Ta działalność bardzo ją uszlachetniła. Uzupełniała też swoją wiedzę. Kupiła wiele wartościowych książek i rozczytywała się w nich, zwłaszcza w relacjach z podróży. Gdy przeczytała o czymś ciekawym, wyobrażała sobie, że mąż i syn tam właśnie przebywają. Wyjeżdżała też za granicę, chcąc i tam pogłębiać wiedzę. Z roku na rok stawała się innym człowiekiem. Być może Herbert Rottach po- trafiłby ją teraz pokochać. Ludzie darzyli ją zaufaniem. Własne cierpienie uczyniło ją zdolną do rozumienia cudzego nieszczęścia. Tam, gdzie mogła pomóc, czyniła to. W dniu, w którym zmarł Herbert Rottach, była dziwnie niespokoj- na. Chodziła nerwowo po domu i nieustannie miała uczucie, że coś niemiłego się zdarzy. Wieczorem uspokoiła się, ale nie mogła zasnąć, co zdarzało jej się bardzo często. Od lat źle sypiała dręczona straszliwym niepokojem i uczuciem oczekiwania. Po odzyskaniu równowagi we- wnętrznej poprawił się jej sen. Ale tego dnia opanował ją od nowa dawny niewytłumaczalny niepokój i długo nie mogła zasnąć. Gdy wreszcie zasnęła, po raz pierwszy od chwili rozstania przyśnił się jej mąż. Patrzył na nią tak, jak podczas ostatniej rozmowy, a potem odszedł po rozległym zaśnieżonym polu. Od czasu do czasu zatrzymywał się, odwracał do niej i uśmiechał dobrotliwie. Zanim zniknął za warstwą chmur, pokiwał jej na pożegnanie i bardzo wyraźnie powiedział: Niech ci się dobrze wiedzie, Klementyno! Obudziła się przestraszona i cała mokra od potu. Dreszcz przeszedł jej ciało i przeszył ją straszliwy ból. Zacisnęła zęby, żeby nie krzyczeć. Co się stało? Dlaczego się obudziła? Dlaczego ten sen, tak jasny i wyraźny. do głębi ją poruszył? 70 Wybiła się zupełnie ze snu, wstała i ubrała się. Drżała na całym ciele, poczuła się samotna i opuszczona. Zdała sobie sprawę z panującej wokół siebie pustki. — Musiało się coś stać — wyszeptała. Zanotowała sobie ten dzień w kalendarzu, aby o nim nie zapomnieć. Wspomnienie tego snu nigdy jej nie opuściło. Ciągle miała przed oczyma samotnego mężczyznę idącego po bezkresnym śnieżnym polu, uśmiechającego się do niej i kiwającego ręką jakby na pożegnanie. Sen ten był dla niej czymś bardzo cennym, bowiem widziała w nim swego ukochanego męża. Po jakimś czasie napisała w pamiętniku: Widziałam Cię we śnie, Herbercie. Patrzyłeś na mnie tak, jak nigdy w rzeczywistości. Uśmiechałeś się do mnie czule i wyrozumiale i po- wiedziałeś: Niech ci się dobrze wiedzie, Klementyno! Co ma oznaczać ten sen? Mam dzisiaj po raz pierwszy uczucie, że nigdy Cię już nie zobaczę. Ale mojego syna ujrzę jeszcze przed śmiercią, tego jestem pewna. Dobry Bóg nie może mnie wezwać przed swoje oblicze, zanim go nie zobaczę. Jest już mężczyzną, ma dokładnie tyle lat, ile miałeś ty, gdy zostałeś moim mężem. Boże miłosierny, pozwól mi choć raz zobaczyć syna, o więcej nie mam odwagi Cię prosić, Uczyń to dla mnie w Swojej wielkiej lasce. Nie wiedziała, że Herbert zmarł poprzedniego dnia. Być może jego ostatnia myśl była jej przeznaczona i stąd ten sen. Starała się zapamiętać męża takim, jakim widziała go we śnie. Nie miała, niestety, żadnej fotografii męża ani syna. Po ich odejściu zniszczyła wszystkie, na których oni byli. Gdy ochłonęła, chciała strzępy ułożyć w całość, ale było to już niemożliwe. Z czasem wizerunek męża 1 syna zatarł się w jej pamięci. Powtarzała sobie często: Nawet gdybyś spotkała swojego syna, prawdopodobnie nie poznałabyś go. Nie wątpiła natomiast, że rozpoznałaby Herberta, dorośli bowiem nie zmieniają się tak bardzo jak dzieci. Klementyna Rottach była teraz zupełnie innym człowiekiem. Gdyby emz o tym wiedział, odwiedziłby ją, a i ojciec z pewnością by go do tego zachęcał. yła bardzo sumienna. Przez wszystkie lata po odejściu najbliższych P°zwalała s°k'e na zaniedbanie jakiegokolwiek obowiązku. Za- zała ogromną posiadłością. Każdego -dnia objeżdżała konno pola, 71 WO\' O E W l O u kontrolowała pracowników, naradzała się z zarządcą, czuwała nad wszystkim. Ale pracownicy nie narzekali na nią. Byli zadowoleni z warunków pracy, dostawali godziwe wynagrodzenie. Pewnego dnia, mniej więcej w tym czasie, gdy Heinz Rottach wyjeżdżał z Riedburga do Neustetten, Klementyna Rottach wyszła tylnymi drzwiami domu na wzorowo utrzymany dziedziniec. Przemie- rzyła go spokojnym krokiem i weszła do stajni, aby sprawdzić, czy panuje tam porządek. Była już ubrana w strój do konnej jazdy, po przeglądzie stajni chciała wyjechać na pola. Przyglądała się badawczo koniom, aby ocenić, czy są właściwie utrzymane. Starała się dobrze administro- wać posiadłością, która miała w przyszłości należeć do jej syna. Dbając o posiadłość i pomnażając majątek, myślała nieustannie o Heinzu. Zadowolona była z dzisiejszego przeglądu. Mogła polegać na swoich ludziach. Wyszła na dziedziniec i poprosiła chłopca stajennego o przy- prowadzenie jej konia. Obserwowała, co dzieje się na dziedzińcu. Właśnie otworzono bramę i wjechał przez nią bardzo wolno wóz, którym wożono na pola sprzęt i narzędzia rolnicze. Zdziwiła się, że jechał tak wolno. Zaciekawiło ją też, dlaczego jeden z robotników co chwilę pochyla się nad wozem z zatroskaną twarzą. Musiało się stać coś złego. Szybko przeszła przez dziedziniec i podeszła do wozu. — Co się dzieje, Brinkmann? — zapytała robotnika biegnącego obok wozu. — Hansjórg wpadł pod wóz. Ma chyba zmiażdżoną nogę... nie może chodzić. Przeraziła się, okazywała bowiem wiele serca swoim pracownikom. Pochyliła się nad młodym chłopcem przykrytym kocem. Jego bladą twarz wykrzywił grymas bólu. — Cóż to, Hansjórg, przytrafiło ci się nieszczęście? Nie, nie musisz odpowiadać, widzę, że bardzo cierpisz. Bądź dzielny, zaraz coś wymyś- limy. Czy lekarz jest już zawiadomiony? — zapytała woźnicę. — Tak, łaskawa pani, pan zarządca osobiście pojechał do wsi. zaraz tu będzie. Nie pytała, kto jest winien temu nieszczęściu. Tego się dowie w odpowiednim czasie. Spokojnie i rzeczowo wydawała polecenia, rannego chłopca kazała ostrożnie przenieść do domu. Robotnicy oniemieli słysząc, że mają go ulokować w domu pani Rottach. Zareagowała na to spokojnie: — Czemu się dziwicie... musi mieć wygodę, a gdyby leżał w domu dla służby, nie mogłabym go doglądać. A więc ruszajcie! Tylko ostrożnie, żeby ten biedny chłopak jeszcze bardziej nie cierpiał. Mówiąc to pogłaskała rannego chłopca z matczyną czułością. — Tylko się nie matrw, Hansjórg, na Zielone Świątki będziesz tańczył z narzeczoną. Czy Maria wie, że miałeś wypadek? Hansjórg zagryzł wargi. Ciepły, matczyny ton pani Rottach po- działał na niego kojąco. — Nie, łaskawa pani, Maria o niczym jeszcze nie wie. Dowie się z pewnością wkrótce — wystękał Hansjórg. — Sama jej o tym powiem, tak aby jej zanadto nie przerazić. No to wniesiemy cię teraz do środka. Bądź dzielny, zaraz cię wygodnie ułożymy. Asystowała podczas przenoszenia chłopca do jednego z pokoi gościnnych. Tam wprowadzono wiejskiego lekarza, który właśnie nadjechał samochodem. — Dzień dobry, kochana pani Rottach. Cóż my tu mamy? — za- pytał dobrotliwie. — Tego chciałabym się dowiedzieć od-pana, panie doktorze. Proszę obejrzeć Hansjórga, wpadł pod wóz, ucierpiała jego noga. Nie mieliśmy odwagi zdjąć mu buta, obawialiśmy się, że sprawimy mu ból. Przygotowałam się już, założyłam fartuch i chciałabym panu pomóc. Zgromadziliśmy bandaże, mam też domową apteczkę. Pan przywiózł ze sobą instrumenty. Proszę ulżyć temu biednemu chłopcu. Lekarz podszedł do łóżka i popatrzył na zdeformowany but Hansjórga. — Do licha, ależ mamy tu ziemi z pola! Szkoda tej bielutkiej Pościeli. — Szybciej ją wypierzemy, niż zagoi się noga. Pod prześcieradłem Jest poza tym specjalny podkład. 73 72 wo\ UW i USi o s W i o u ja ' — Bardzo przezornie, pani Rottach, moje uznanie. Takiej gos- podyni jak pani nie spotyka się codziennie. No, chłopcze, popatrzymy sobie teraz na ciebie. A po cóż ty wsadzałeś tę nogę pod wóz? Już dobrze, wiem, że nie dla przyjemności. Zdejmował płaszcz i życzliwie rozmawiał z rannym. Po chwili otworzył walizeczkę z instrumentami, wyjął skalpel i nożyczki. Gdy pacjent to zobaczył, krew odpłynęła mu z twarzy. Lekarz starał się uspokoić chłopca. — Spokojnie, Hansjórg, potrzebuję tych narzędzi, aby rozciąć but, musimy go niestety poświęcić. A więc zamknij oczy, zaraz się go pozbędziemy. Zręcznie uwolnił nogę pacjenta z buta, nie zadając mu przy tym bólu. Hansjórg miał nogę owiniętą onucą. — To rozsądnie, że zakładasz onuce, i jakie są czyste, widać, że jesteś porządnym chłopakiem. Tak, tak, Maria wie, dlaczego chce wyjść za ciebie za mąż. To dobrze, że miałeś onuce, gdybyś założył wełniane skarpety, nie poszłoby tak łatwo. Pani Klementyna przyniosła miskę z rozpuszczonym w wodzie karbidem, podczas gdy lekarz ostrożnie odwijał onucę. Była przesiąknięta krwią i na ten widok pani Rottach mocno się zaniepokoiła. Stopa wygląda nie najlepiej. Lekarz oglądał ją dokładnie ze wszystkich stron. Hansjórg cierpiał ogromnie, w końcu zemdlał z bólu. — Czy trzeba amputować nogę? — zapytała cicho pani Rottach. Lekarz milczał przez chwilę, po czym spojrzał badawczo w twarz chłopca i gdy upewnił się, że jest nieprzytomny, odpowiedział: — Zastanawiam się... sądzę, że uratujemy stopę, na szczęście miał mocne buty do prac polowych i one ochroniły nogę. Ale stracił dwa palce. Niestety, będzie miał pamiątkę po tym wypadku. Ale Maria się z tym pogodzi. A oto i one, odcięło je koło wozu. Wiszą jedynie na strzępach skóry. No... i po wszystkim. U prawej nogi zostały Hansjór- gowi tylko trzy palce. Dobroduszność lekarza spowodowała, że cały zabieg nie był tak straszny, jak można było oczekiwać. Zatamował krew i obmył ranę, a potem obejrzał jeszcze raz nogę. Pani Klementyna po- magała mu zrobić opatrunek i wreszcie ułożyli nogę na podwy- 74 ższeniu. Gdy Hansjórg ocknął się po chwili z omdlenia, lekarz zażartował: — Brawo, chłopcze, nawet nie trzeba było narkozy, swoim om- dleniem ułatwiłeś mi pracę. Nie przypuszczałem, że taki jesteś wrażliwy. Chyba po raz pierwszy w życiu straciłeś przytomność? Hansjórg zawstydził się bardzo z powodu swej słabości. — To diabelnie bolało, panie doktorze. — A teraz? — Jeszcze mnie boli, szczególnie dwa środkowe palce. Lekarz popatrzył na niego ciepło. Ale zanim cokolwiek powiedział, pani Rottach dała mu znak ręką. Sama chciała poinformować Hansjór- ga o utracie palców. — Uspokój się, wkrótce nie będą cię już bolały. — Panie doktorze, proszę mi powiedzieć, czy będzie mi pan amputował nogę? — Wykluczone, jeśli będziesz się dobrze sprawował. Uspokój się, Hansjórg, na Zielone Świątki będziesz tańczył ze swoją panną. — Wszystko się udało — dodała pani Klementyna. Pacjent głęboko odetchnął. — Dzięki Bogu! Gdybym został kaleką, wolałbym nie żyć, łaskawa pani, nie chciałbym być dla nikogo ciężarem. — Spokojnie, Hansjórg. Jeśli ktoś na służbie u mnie zostanie kaleką, nie będzie dla nikogo ciężarem. — Ale... Maria... łaskawa pani... nie poślubiłaby kaleki. Czy to prawda, łaskawa pani, że nie stracę nogi? — Prawda, Hansjórg, nie martw się. Nogę masz potłuczoną i będzie cię jeszcze jakiś czas bolała. Ale najgorsze masz już za sobą. Leż tylko spokojnie. Pani Klementyna i doktor rozebrali tymczasem chłopca i założyli mu świeżą koszulę. Chlebodawczyni ułożyła mu wygodnie poduszki i jak dobra matka Pogładziła go po blond czuprynie. — Pani jest dla mnie zbyt dobra, łaskawa pani. Jak ja się odwdzięczę. Uśmiechnęła się do niego ciepło. Wszystko w porządku, Hansjórg, przecież jesteś ranny. A cier- trzeba się opiekować. Teraz dostaniesz coś do jedzenia, a ja 75 wov UW L USu o s w < O u :J pojadę do Marii i powiem jej, co się stało, oczywiście pominę drastyczne szczegóły. Być może zjawi się tu niedługo. Maria, narzeczona Hansjórga, służyła u pastora. Hansjórg popatrzył z wdzięcznością na swoją chlebodawczynię. — Nie powinna się zamartwiać, łaskawa pani! — Ach, na pewno nie będzie się martwić, przecież, dzięki Bogu, nic złego ci się nie stało. A więc bądź rozsądny. Gdy wrócę z pola, zajrzę do ciebie. Pani Rottach wyszła z doktorem z domu. Chciała się jeszcze dowiedzieć, jak ma doglądać pacjenta i czy rzeczywiście jego stan nie budzi niepokoju. — Niech się pani uspokoi, pani Rottach. Bez tych dwóch palców będzie mógł normalnie chodzić, wszystko będzie dobrze. Szczęście, że miał czyste onuce. — O to zadbała z pewnością Maria — dodała pogodnie pani Rottach. — I to zapobiegło zakażeniu krwi. — Pocieszę ją tym. Doktor wsiadł do samochodu, a pani Rottach pogalopowała do domu pastora. Z daleka już zobaczyła Marię rozwieszającą bieliznę. Po chwili zatrzymała się przy ogrodzeniu i zawołała: — Mario, mogłabyś do mnie podejść?! Maria, piękna i pełna wdzięku dziewczyna, szybko podbiegła do pani Klementyny. — Czego sobie pani życzy, łaskawa pani? — Chcę ci przekazać pozdrowienia od Hansjórga. Gdy będziesz miała wolną godzinkę, odwiedź go. Maria popatrzyła na nią zdumiona i zaczerwieniła się po uszy. — Cóż to? Czy Hansjórg nie jest w polu? — Nie, musiał przerwać pracę, skręcił sobie niegroźnie nogę. No, Mario, cóż to tak zbladłaś, nic się nie stało. Dobry Bóg sprawił, że wszystko skończyło się dobrze. Maria przycisnęła ręce do serca. — Cóż mu się stało, łaskawa pani? — zapytała blada, z prze- rażeniem w oczach. — Bądź dzielna, Mario, dzięki Bogu to nic groźnego. 76 — O Chryste! Mój biedny Hansjórg! Czy naprawdę to nic groź- nego? — Powiedziałam mu, że na Zielone Świątki znowu będzie z tobą tańczył. Tobie to także mówię, Mario. Dziękujmy Bogu, że wszystko tak się skończyło. Hansjórg bał się, że grozi mu amputacja. Maria zbladła jeszcze bardziej. — Spokojnie, stracił tylko dwa palce u nogi, ale nie wie o tym jeszcze. Wydaje mu się, że go jeszcze bolą. Musisz się z tym pogodzić, że twój przyszły mąż ma taki feler, ale niech cię to nie martwi, i bez tych dwóch palców poruszać się będzie normalnie. Ale nie mów mu jeszcze o tym. Hansjórg stracił przytomność, a wtedy doktor odjął mu te palce. Chcemy mu o tym powiedzieć, gdy będzie już zupełnie zdrów. Jest taki dziwny, jeszcze ubzdura sobie, że jest kaleką. Sam musi się przekonać, że bez tych palców będzie normalnie chodził. No, ale mężczyźni tacy już są. Maria słuchała w napięciu. — Ach, łaskawa pani, niech tylko wyzdrowieje. Będę go kochać jeszcze bardziej. Bogu dzięki, że to nie cała stopa. — Wiedziałam, że będziesz rozsądna. A teraz, na osłodę, możecie się pobrać zaraz po Zielonych Świątkach. Hansjórg potrafi się ob- chodzić z końmi, zostanie więc u mnie stajennym, a potem urządzicie się w domku, w którym mieszkała stara Reineken, w tym obok domu dla służby. Reineken przeniosła się do miasta, mieszka u córki i opiekuje się wnukami. Uwijecie tam sobie gniazdko, będziecie mieli dwa pokoje i małą kuchnię. Ty mogłabyś pomagać w gospodarstwie tak długo, dopóki nie będziecie mieli dzieci. Zarobiłab\ ś w ten sposób dodatkowe pieniądze. Wszystko ułoży się pomyślnie. Powiedz tylko pastorowi, żeby rozejrzał się za inną służącą. No, Mario, teraz chyba uwierzyłaś, że szczęście was nie opuściło. — Ach, łaskawa pani... pani jest taka dobra! Dziękuję po ty- siąckroć... Bóg to pani wynagrodzi! Maria uścisnęła serdecznie rękę pani Klementyny, po czym ta odjechała, a Maria dokończyła rozwieszania bielizny pastora. Pani Rottach pomyślała: „To jest prawy charakter, Maria będzie pracowitą i kochającą żoną, nie obrzydzi życia mężowi... tak jak ja to robiłam... ale on ją także kocha. Ach, Mario, ty nawet nie wiesz, jak ja ci zazdroszczę" 77 usiał o sy w o; Ów u o, Ostro ściągnęła cugle i pogalopowała przez pola, jej twarz sposęp- niała, zacisnęła mocno zęby. Gdy wróciła, zajrzała do Hansjórga. Uścisnął jej rękę równie serdecznie jak Maria i powiedział: — Łaskawa pani, Maria była u mnie... pani jest dla nas taka dobra. Winni pani jesteśmy dozgonną wdzięczność. — Już dobrze, Hansjórg, cieszy mnie to, że mogę was choć trochę uszczęśliwić. Jak się czujesz? — Już lepiej... tylko te dwa środkowe palce, one ucierpiały chyba najwięcej, bolą mnie jeszcze okrutnie. Popatrzyła na niego poważnie. — Uspokój się, ten ból wkrótce minie, prawdopodobnie boli cię cała stopa. — Nie, właśnie nie, bolą mnie tylko te dwa palce. Pokiwała głową, uśmiechając się do niego. — Wszystko będzie dobrze, Hansjórg. Dziękuj Bog% że nie odjęto ci stopy. To przecież drobnostka, że bolą cię tylko dwa palce. — To prawda, łaskawa pani. Nie jest jeszcze tak źle. Pani Klementyna wyszła z pokoju zamyślona. Hansjórg miał pod ręką dzwonek i mógł nim wezwać domo- wników, gdyby potrzebował ich pomocy. Nieustannie ktoś zaglą- dał do niego? więc nie nudził się, leżąc wygodnie w pokoju gościn- nym. Sam się w końcu przekonał, że ma tylko trzy palce u prawej stopy. Kiwając głową, oglądał zdeformowaną stopę i mruczał pod nosem: — Tak właśnie myślałem, bolą mnie te palce, których już nie mam. Pani Rottach uważała, że Hansjórg powinien być szczęśliwy, że tak się zakończyła ta historia. Rany na ciele szybko się goją w przeci- wieństwie do tych w sercu. Ona wiedziała to najlepiej. VIII Heinz Rottach był w Neustetten już dwa tygodnie. Jeszcze nigdy nie czuł się tak szczęśliwy. Hardy, serdeczna opieka Dorrit... Ach, to wszystko było tak piękne, że wydawało mu się wprost nierzeczywiste. Żył jak we śnie. Wdzięczny był też losowi, że może tak często widywać Micaelę. Tylko dwukrotnie w ciągu tych dni nie dane było im się spo- tkać. Raz, gdy musiał pojechać do pobliskiego miasteczka, aby za- opatrzyć się w niezbędne drobiazgi, po raz drugi, gdy Micaela, cierpiąc z powodu dotkliwego bólu głowy, nie pojawiła się na popołudniowej herbatce w Neustetten. Nie przypuszczał, że Micaela symulowała. Chciała w ten sposób udowodnić samej sobie, że potrafi oprzeć się chęci pojechania do Neustetten, choć czeka tam na nią Heinz Rottach. Nie pokazała się więc u siostry. Tak to przygnębiło Heinza, że nie wiedział, co się z nim dzieje. Albo odwrotnie, wiedział dobrze, co go trapi, nie chciał się tylko przyznać, że Micaela Riemann jest tak bliska jego sercu. Jej obecność była mu potrzebna jak światło słońca. Bez niej życie wydawało mu się jałowe i smutne. On, który nigdy dotąd nie myślał o ożenku, teraz często zasta- nawiał się nad tym. Uważał, że byłby taki szczęśliwy jak jego przyjaciel Hardy, gdyby mu się udało poślubić siostrę Dorrit. Był pewien, że tylko Micaela może zostać jego żoną. Sądził jednak, że jest to jeszcze niemożliwe. Micaela była bowiem bardzo młoda, miała zaledwie szesnaście i pół roku, a on, mimo że przekroczył trzydziestkę, wiedząc po małżeństwie swoich rodziców, jak ono może wyglądać, nie myślał nigdy poważnie o ożenku. Oczywiście wiedział, że są szczęśliwe małżeństwa. Za takie uważał małżeństwo swojego przyjaciela z Dorrit. Zastanawiał się, czy Micaela byłaby równie dobrą i kochającą żoną, gdyby się pobrali... gdyby ona tak go kochała jak on ją. Nie umiał sobie odpowiedzieć na to pytanie. Micaela była do niego przyjaźnie usposobiona, ale kiedy czasami próbował się do niej zbliżyć, wydawało mu się, że wymyka mu się strwożona. Czyżby miał podzielić los swojej matki i ofiarować serce i miłość nie zyskawszy wzajemności? 79 Gdy sobie wyobraził, że Micaela potraktowałaby chłodno jego miłosne wyznania, pociemniało mu w oczach. Heinz nie domyślał się, że Dorrit uważnie go obserwuje i wie już, że zakochany jest w Micaeli. Wie też, że Heinz Rottach nie jest obojętny jej siostrze, chociaż ona nie przyznaje się do tego. To takie dziewczęce kaprysy, jest nieśmiała i nie chce dać po sobie poznać, co czuje — myślała Dorrit. Do głowy jej nie przyszło, czym zamartwiała się Micaela. A ona nieustannie myślała o ojcu i o tym, że żaden mężczyzna nie chciałby go mieć za teścia. Heinz i Micaela tęsknili za sobą, gdy tylko byli daleko od siebie. A kiedy spotykali się, spływał na nich spokój, który pozwalał im zapomnieć o przebytych mękach. Micaela nie była już dzieckiem. Była przecież córką Hiszpanki, a one dojrzewają znacznie wcześniej niż Niemki. Dojrzałą uczyniło ją też ciężkie życie na ranczo. Czuła się, jakby już miała dwadzieścia lat. Sprawiała wrażenie opanowanej i niedostępnej, ale gdy patrzyła w szare oczy Heinza Rottacha, nie było w jej sercu ani chłodu, ani niechęci. Był jej bardzo bliski. Martwiło ją, że nie potrafi mu tego okazać. Grali przed sobą komedię. Na strzelnicy czy też podczas konnych przejażdżek, w trakcie rozgrywania partii tenisa czy podczas odpoczynku nad rzeką byli zawsze radośni i zadowoleni, że są razem. Przede wszystkim byli jednak szczęśliwi. Konkurs strzelecki z nagrodami odbył się, nagrody ufundowane przez Dorrit otrzymał Hardy i Micaela. I tylko drobny incydent spowodował, że Heinz zdobył dalsze miejsce. Gdy szykował się do ostatniego strzału, osa użądliła go w rękę, a ponieważ drgnął z bólu, chybił. Dorrit przyznała mu jednak nagrodę pocieszenia, malutką osę ze złota i platyny. Była to szpilka do krawata, którą nosił często jej przybrany ojciec, Willi Lund. Wręczyła mu ją z filuternym uśmie- chem. Heinz patrzył na nią zdumiony. — O, czyżby wiedziała pani wcześniej, że użądli mnie osa? — za- pytał rozbawiony. — Oczywiście, moja żona wiedziała o tym. Ona 'wie wszystko i słyszy nawet, jak trawa rośnie — zażartował Hardy. 80 Dorrit i Micaela poprosiły, aby Heinz mówił im po imieniu. Z radością przystał na to i dodał, że teraz będzie się czuł jak członek rodziny. Heinz podszedł do lustra i wpiął spinkę w krawat. — To cacko będzie mi przypominało o tym, że przypadek posługuje się często najmniejszymi istotami, aby pokrzyżować nasze plany. Dziękuję pani, Dorrit, za ten upominek. To popołudnie było dla mnie bardzo pouczające... nie można być nigdy zbyt pewnym siebie. O ileż byłbym rozsądniejszy tego wieczora, gdy przyszedłem do Riedburga, gdybym wiedział, jak świetnie strzela panna Micaela. Wówczas Micaela popatrzyła na niego z uśmiechem. — Byłaby to wielka strata, gdyby pan to wiedział. — Dlaczego? — Ponieważ nie zaimponowałby mi pan tak bardzo swoją odwagą. Spojrzał na nią czule. — Czy rzeczywiście zaimponowałem pani? Spuściła głowę zmieszana. Gdy tak patrzył na nią, czuła, że opuszczają ją siły. Aby tego po sobie nie pokazać, próbowała wszystko obrócić w żart. — Och, zażartowałam tylko. Można chyba czasami pożarto-' wać? — Mico, nie wycofuj się — upomniała ją Dorrit, która doskonale pojęła, że Micaela próbuje w ten sposób maskować swoje uczucia. Heinz pobladł. Czuł, że Micaela go odtrąca, a to zawsze sprawiało mu ból. Młoda dziewczyna spojrzała na siostrę zawstydzona. — Jestem nieznośna, Dorrit, zbesztaj mnie porządnie. Dorrit objęła siostrę i powiedziała łagodnie: — Moja mała Mico, jesteś nieznośna. Tym razem ci jeszcze darujemy, prawda, panie Rottach? Heinz opanował się i odpowiedział z uśmiechem: — Oczywiście, panna Mica nie chciała powiedzieć nic złego, może zabrzmiało to tylko... niezbyt miło. — Czy zabrzmiało to niezbyt miło? — zapytała Mica i głęboko westchnęła. Heinz nie gniewał się jednak na nią. 81 6 Domt i jej siostra I p o b z l Minęło kilka dni. Cała czwórka umówiła się na przejażdżkę konną. Hardy chciał połączyć przyjemne z pożytecznym i przy okazji sprawdzić, jak postępują prace na najbardziej odległych polach. Micae- la miała się spotkać z pozostałą trójką u stóp zamku. Na miejsce spotkania przyjechała nieco wcześniej. Gdy, siedząc na koniu, czekała na resztę towarzystwa, minął ją samotny jeździec, który patrzył się na nią tak natarczywie, że oblała się rumieńcem. Poznała go. Dorrit kiedyś go jej pokazała. Był to Rolf Lamprecht. To za niego Dorrit miała wyjść za mąż. Nigdy jeszcze nie byli tak blisko siebie, zatrwo- żyło ją jego przenikliwe spojrzenie. Spuściła głowę udając, że go nie widzi. Ale on ukłonił się z ironicznym uśmiechem, uchylając przy tym kapelusza, a w jego oczach pojawił się błysk pożądania. Do diabła, siostra pani von Ried jest równie piękna jak ona sama, chociaż w innym typie. I pomyślał ze złością o swojej żonie, która nieu- stannie tyje. On był równie gruby i poślubił ją tylko dlatego, że była tak samo bogata jak on. Chciał też udowodnić Dorrit, że nie będzie opłakiwał jej odejścia. Ale zawsze, gdy spotykał Dorrit i jej męża, ogarniała go wściekłość, że z ich twarzy emanowało bezgraniczne szczęście. Nienawidził teraz Dorrit tak, jak zawsze nienawidził Lienhar- da von Rieda. I największą radość sprawiłoby mu, gdyby wpędził ich oboje w biedę. Denerwowało go i to, że również siostra Dorrit była dla niego nieosiągalna. Wszystko go złościło. Nic go nie cieszyło, nie cieszył go nawet ogromny majątek zgromadzony przez łajdackie matactwa. Na szczęście Lienhard i Dorrit, dzięki spadkowi po ciotce Rosę, byli całkowicie od niego uniezależnieni. Lamprecht jechał stępa. Parę razy oglądnął się, by zobaczyć jeszcze Micaelę, ale ona zachowała całkowitą obojętność. Odetchnęła jednak z ulgą, gdy pojawiła się trójka oczekiwanych przez nią jeźdźców. I oni widzieli Lamprechta, który pospiesznie skręcił w boczną drogę, aby się z nimi nie spotkać. Dorrit zbladła na jego widok. Jeszcze teraz przenikał ją dreszcz grozy na myśl, że była kiedyś zdana na łaskę tego człowieka. Chciała nawet odebrać sobie życie, byle tylko nie należeć do niego. Jego widok zmroził jej krew w żyłach. Hardy widząc, że jest przestraszona, starał sieją uspokoić; gładził ją po ręce i czule szeptał jej imię. Po chwili przyszła do siebie. 82 Micaela i Heinz pojechali przodem, Hardy z żoną za nimi. Jechali wolno, rozmawiając z ożywieniem. Micaela z niepokojem patrzyła na Dorrit. Wiedziała, jak źle na siostrę działały nawet przelotne spotkania z Lamprechtem. Po chwili wjechali do lasu. Gałęzie dorodnych drzew splotły się nad ich głowami. Ostatnie ciepłe dni zachęciły do rozkwitu pączkujące liście, tak że delikatna zielona mgiełka zawisła nad lasem. Wokół unosił się świeży zapach ziemi. Dorrit rozglądała się za fiołkami. Znała miejsce, gdzie rosły ich całe kępy, i tam chciała pojechać. Odnaleźli to miejsce i postanowili zabawić tam dłużej. Fiołków było w bród. Panowie zostali pouczeni, jak zrywać te niezwykle kruche kwiatuszki, aby nie obrywać ich ze zbyt krótkimi łodyżkami. Micaela zanurzyła się w wiosenną zieleń lasu. Wsadziła nos w bukiecik fiołków i wdychała ich cudowny zapach. Heinz przyniósł jej zebrane przez siebie kwiatki, a gdy mu dziękowała, wdzięcznie się uśmiechając, powiedział cicho: — Te fiołki mają kolor pani oczu, panno Mico. To przepiękny kolor. Oblała się rumieńcem i rozejrzała nerwowo, jakby szukając pomocy. Dorrit i jej mąż stali jednak w głębi polanki czule objęci. Heinz również to widział i westchnął cichutko: — Szczęśliwi, można im tylko zazdrościć. Micaela chciała przypiąć sobie do sukni podarowany bukiecik. Heinz przyglądał się jej bacznie. Była zakłopotana i to obudziło w nim nadzieję, że nie był jej zupełnie obojętny. Opanowała się jednak szybko i spokojnie podeszła do konia. Do jego uprzęży przymocowała także kilka fiołków. Z zazdrością popatrzył na pięknie ustrojony koński łeb i powiedział: — Teraz zazdroszczę także pani koniowi. Czy i ja nie mógłbym dostać kilku fiołków? Zaczerwieniła się pod jego spojrzeniem, ale odpowiedziała szorstko, aby nie zdradzić się ze swoimi uczuciami: — Przyniósł mi pan zebrane przez siebie fiołki, myślałam więc, że me chce ich pan. Mógł pan przecież zostawić kilka dla siebie. — Nie, to nie tak, chciałem po prostu zostać tak obdarowany jak Pani koń. Proszę podarować mi kilka fiołków! 83 po bi 7 l Jego ton mocno ją poruszył. Odpowiedziała jednak obojętnie: — Tak wiele tu fiołków, może pan sobie zerwać. — Aleja chciałbym je dostać z pani ręki, tak jak pierwiosnki, które podarowała mi pani w Riedburgu. Mam je zawsze przy sobie i wierzę, że przyniosą mi szczęście. Tak chciałbym dostać od pani fiołki! Niepewnym ruchem oddzieliła od bukietu kilka kwiatuszków i wrę- czyła mu je pospiesznie. Widział, jak drżały jej ręce i jak oblała się przy tym rumieńcem. I jak wówczas, gdy podarowała mu pierwiosnki, tak i teraz chwycił jej rękę, w której trzymała fiołki, i pocałował ją. Wysunęła szybko dłoń z jego uścisku, a on podniósł do góry bukiecik, jakby chciał go pokazać niebu, i uradowany, głośnymi okrzykami wyrażał swój zachwyt. Potem włożył je do portfela, gdzie przechowywał już pierwiosnki. — Czy teraz jest pan szczęśliwy? Wydaje mi się, że mężczyźni chcą • zawsze przeforsować swoją wolę — powiedziała zakłopotana. W tym momencie podeszli do nich Dorrit i Hardy. — Dlaczego tak krzyczysz? — dopytywał się Hardy. — Cieszę się! — Z czegóż to? — Bo jestem z wami... w Turyngii... u was. Micaela chciała wsiąść na konia. Była świetną amazonką i zwykle nie potrzebowała pomocy. Tym razem jednak Heinz wyrósł obok niej jak spod ziemi i zaofiarował jej swoje ręce jako podporę. Spojrzał jej przy tym tak głęboko w oczy, że dziewczyna zaczerwieniła się po same uszy. Udając obojętność, usiadła spokojnie w siodle. Hardy pomógł wsiąść żonie na konia, a po chwili panowie byli już także w siodłach. Ruszyli i wkrótce dotarli do pól, które chciał zlustrować Hardy. Nie zabawili tam długo. Postanowili szybko wracać do domu. Micaela chciała się pożegnać i jechać do Riedburga. Dorrit sprzeciwiła się temu. — Jedź z nami na śniadanie do Neustetten. Masz u mnie kilka swoich sukien, więc możesz się przebrać. To przecież nie ma sensu, żebyś ciągle przesiadywała sama w zamku. Mogłabyś zostać także na obiedzie. Po śniadaniu poszlibyśmy wszyscy nad rzekę, dobrze nam to zrobi po tej przejażdżce. 84 Heinz Rottach patrzył na nią tak błagalnie, że Micaela, wbrew temu, co wcześniej postanowiła, pojechała do Neustetten. Gdy zmieniała strój w garderobie Dorrit, powiedziała do niej: — Teraz doskonale rozumiem twoją niechęć do Lamprechta. Widziałam go dzisiaj po raz pierwszy z bliska. Patrzył na mnie tak bezczelnie, że po prostu pokazałam mu plecy. Nie chciałam tego mówić przy panach, aby ich nie denerwować. — Postąpiłaś bardzo roztropnie, bo Hardy czyha tylko na okazję, aby rozmówić się z Lamprechtem. Nie chciałabym, żeby do tego doszło. Unikaj go jak ognia. — Zapewniam cię, że będę go omijała. Ach, Dorrit, jakie to byłoby straszne, gdybyś go musiała poślubić. Dorrit pobladła. — Gdyby do tego doszło, odebrałabym sobie życie — odpowie- działa zdecydowanie. Micaela objęła ją czule. — Ach, Dorrit, pomijając, że jest obrzydliwy, jego chyba nie można pokochać, a musi być czymś strasznym dla kobiety poślubienie takiego mężczyzny. Dorrit popatrzyła na siostrę uważnie. — Czy i ty masz takie doświadczenia? Micaela oblała się rumieńcem. — Wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. — Ale teraz zaprzątasz tym sobie głowę? — To narzuca się samo, Dorrit... kiedy widzę, jak jesteście szczęś- liwi, ty i Hardy. Dorrit nie chciała już dalej wypytywać siostry. Jeśli Micaela nie miała do niej zaufania, to nie było sensu zmuszać jej do zwierzeń. Była skryta, ale trudno się dziwić. Wyrosła przecież na odludziu, nie miała się komu zwierzać. Nie była też naturą otwartą. Dorrit była jednak przekonana, ze Micaela odwzajemnia uczucie Heinza Rottacha. Bardzo ją to cieszyło. U boku Heinza czułaby się z pewnością tak bezpieczna jak ona u boku swojego męża. Trzeba poczekać, aż sprawa dojrzeje. Micaela jest silną indywidualnością, trudno byłoby wpływać na jej decyzje. Gdy panie zeszły na dół, panowie czekali już przy stole zastawionym smakowitym śniadaniem. Zajadali z apetytem, bo po przejażdżce 85 po ! b i z ; l wszyscy byli głodni. Hardy odszedł pierwszy od stołu, musiał napisać ważny list. Po nim odeszła Dorrit, która chciała dopilnować spraw w gospodarstwie. Heinz i Micaela pozostali sami. — Może zagramy w tenisa — zaproponowała Micaela. Sądziła, że w ten sposób uniknie z nim rozmowy sam na sam. Heinz zgodził się. Cieszył się, że będzie ją miał tylko dla siebie chociaż przez chwilę. Micaela dobrze już sobie radziła na korcie tenisowym. Miała silne uderzenie i pewne oko. Dzisiaj była w znako- mitej formie i Heinzowi trudno było dotrzymać jej kroku. Gra sprawiała jej przyjemność. Heinz cieszył się widząc, jak Micaela świetnie sobie radzi. Podczas gry rozmawiali, a ich rozmowa była chwilami pełna aluzji. W połowie ostatniego setu pojawili się Hardy i Dorrit, aby ich namówić do pójścia nad rzekę. Stroje kąpielowe czekały na nich w kabinach kąpielowych. Wszyscy czworo szybciutko się przebrali i po chwili z pluskiem wskakiwali do wody. Była jeszcze dosyć zimna, ale wspaniale od- świeżała. Kąpali się nie dłużej niż 10 minut. Heinz pomógł Micaeli wyjść na brzeg. Zauważył, że ma wspaniałą figurę. Nie była już dzieckiem. Z wody wyszła piękna młoda kobieta. Heinz podziwiał urodę obu sióstr i ich szczupłe sylwetki. Obaj przyjaciele też prezentowali się doskonale: byli dobrze zbudo- wani, szczupli i wysportowani. Wszyscy czworo pośpiesznie się ubrali i w doskonałych humorach ruszyli do domu. W godzinę później siedzieli przy suto zastawionym stole w jadalni i wesoło gwarzyli. Micaela była mniej napięta, zniknęło gdzieś uczucie niepokoju wywołane zalotami Heinza. Nie irytowały jej już jego słowa i przenikliwe spojrzenia. Dała się namówić na popołudniową herbatę i dopiero po podwieczorku wyruszyła do Riedburga. Heinz zaofiarował się, że ją odprowadzi chociaż do krzyżówki, skąd do Riedburga było już niedaleko. Dorrit i Hardy poparli go gorąco. Micaela nie miała odwagi zaprotestować. Podczas przejażdżki prowadzili lekką rozmowę. Dziewczyna starała się nie dopuścić do dwuznacznych pauz. Heinz zauważył, że czuła się nieswojo i była spięta. Nie chciał j ej bardziej peszyć, gdyż obawiał się, że 86 mógłby ją w ten sposób zniechęcić do przebywania z nim sam na sam. Był jednak dobrej myśli, bowiem wydarzenia dzisiejszego dnia utwier- dziły go w przekonaniu, że nie jest bez szans. U podnóża zamku pożegnali się bardzo serdecznie. Odjeżdżając Heinz odwrócił się i obrzucił Mice spojrzeniem, którego się prze- straszyła, po czym dziewczyna popędziła czym prędzej do Riedburga. Gdy galopowała samotnie, ogarnął ją głęboki smutek. Nie mogła dłużej ukrywać przed sobą, że z całego serca kocha Heinza Rottacha. Wiedziała także dobrze, że nie była mu obojętna. On nie krył się z tym. Mica też okazałaby mu swoją miłość, bo wiedziała, jak bardzo jest jej drogi, ale nie mogła tego uczynić. Heinz nigdy nie może się dowiedzieć, że jest mu przychylna. Zacząłby zabiegać o nią i musiałaby w końcu odpowiedzieć „nie". Jej ojciec nie mógłby przecież zostać jego teściem, a i ona nie była go warta. On jest wielkim panem, dziedzicem ogromnej fortuny. A ona? Ona była prostą, głupiutką dziewczyną, która nie umiała się odpowiednio zachować i której ciągle wymykały się dosadne hiszpańskie i niemieckie epitety. Nie, nie była stworzona do tego, aby zostać jego żoną. On mógł wybierać wśród najpiękniejszych panien. Nią się zainteresował dla zabicia czasu i na pewno nie myśli o tej znajomości poważnie. Niewątpliwie bardzo ją lubi, zauważyła to przecież, ale nie myśli o ślubie z nią. I tak być powinno. Zadałaby mu ból, gdyby rzeczywiście starał się o nią, a ona musiałaby mu dać kosza. Ale do tego dojść nie może, musi się tych marzeń za wszelką cenę wystrzegać, nawet gdyby on tak ją pokochał, że gotów byłby ją poślubić. Zostać jego żoną? Zadrżała lekko na myśl o tym i zamknęła oczy. Nie... tak się stać nie może... ale mój Boże... jakżeż byłoby cudownie zostać żoną Heinza Rottacha. Przez chwilę ta wizja nie dawała jej spokoju. A potem odsunęła od siebie tę myśl i wyprostowała się energicznym ruchem. Nie potrafiła się rozczulać nad sobą. I tak dojechała do Riedburga. Breitnerowie pracowali jeszcze w ogrodzie. Pozdrowiła ich radośnie, pochwaliła wykonaną pracę i powiedziała pogodnie: — Jutro będziemy mieli gości, proszę więc upiec smaczne ciasto 1 pyszne chrupiące wafle, pani Breitner. Na podwieczorku będzie moja siostra, szwagier i pan Rottach. 87 Breitner chciał jej pomóc zsiąść z konia, ale sama sobie świetnie poradziła. Oddała mu cugle i poszła zaraz do ogrodu. Cieszył ją widok wschodzących kwiatów i coraz większych listków na drzewkach w szpa- lerach. Mogłaby być taka szczęśliwa tu, w górze, w Riedburgu, gdyby... tak... gdyby... Wolała jednak nie myśleć o tym, co zakłócało spokój jej serca. Heinz Rottach zasięgnął języka na temat matki i wszystko, czego się dowiedział, wprawiło go w dobry nastrój. Zarządzała dużym majątkiem w południowej Turyngii, dla swoich pracowników była sprawiedliwa i szczodra. Cieszyła się dużym uznaniem w okolicy, a jej posiadłość należała do wzorcowych. Dowiedział się też, jak wygląda: była szczupłą wyprostowaną kobietą z siwymi włosami. Żyła w odosobnieniu, poświęcała się jedynie pracy i działalności dobroczynnej. Następnego przedpołudnia Dorrit pojechała załatwić sprawunki do miasta i przyjaciele zostali po raz pierwszy sami. Usiedli w gabinecie pana domu i zapalili cygara. Heinz opowiadał, co usłyszał o matce. Postanowił nie zwlekać z odwiedzeniem jej. Hardy poparł jego zamiar. Heinz zdecydował, że zrobi to w naj- bliższy poniedziałek, niedzielę chciał jeszcze spędzić w Neustetten. — Ale przecież wrócisz do nas, Heinz? — zapytał zaniepokojony Hardy. Heinz popatrzył na niego poważnie i odpowiedział: — Tak, Hardy, nie pozbędziecie się mnie już na zawsze. Chcę powierzyć ci tajemnicę, ale proszę o zachowanie całkowitej dyskrecji, nie mów o tym nawet swojej żonie. Kocham Micaelę i byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby została moją żoną. Hardy aż podskoczył z radości, objął serdecznie przyjaciela i po- wiedział: — A więc jednak, domyślałem się tego, ale nie byłem pewien. Nawet nie wiesz, jak bardzo bym się cieszył, gdyby tak się stało. Jestem dla Micaeli jak starszy brat i życzę jej jak najlepszego męża i dużo szczęścia. Ty jesteś dla niej idealnym kandydatem. — Gdybym był pewny jej uczuć, Hardy. To dziwne, gdy tylko jesteśmy sami i usiłuję jej wyjawić swoje uczucia, ona mi się wymyka, stwarza głęboki dystans, a przecież czasami daje mi odczuć, że nie jestem jej obojętny. — Z pewnością nie jesteś jej obojętny. Bardzo cię lubi, już dawno to zauważyłem, ale ona jest taka skryta. Być może jej zachowanie to tylko poza, za którą kryją się prawdziwe, zgoła inne uczucia? Niełatwo pozyskać jej miłość. Wiele przeżyła, więc niech cię nie dziwi, że jest ostrożna wobec mężczyzn. Musisz być cierpliwy. Ale... jest warta twoich zabiegów, o tym cię mogę zapewnić. Chociaż jest młoda i niedoświad- czona, jest nad wiek dojrzała. Opowiem ci o jej dotychczasowym życiu, wtedy lepiej ją zrozumiesz. Skoro masz zamiar ją poślubić, musisz wszystko wiedzieć. Ojciec Micaeli jest nicponiem, pozbawionym uczuć egoistą. Poślubił matkę Dorrit, bo była znakomitą partią: pochodziła z bardzo za- możnego domu. Jej ojciec stracił jednak po kilku latach majątek i wkrótce po tym zmarł. Również jego zięć stracił sporo pieniędzy. Nie myślał jednak wtedy o rodzinie, która popadła w biedę, tylko o sobie. Pochował wszystko, co miało jeszcze jakąś wartość, a żonę, która go bezgranicznie kochała, i małą Dorrit wysłał do nadmorskiego kurortu. Gdy pozbył się najbliższych, zaczai działać. Wysłał do żony krótki list, w którym napisał, że odchodzi, że nigdy jej nie kochał, a ożenił się tylko dlatego, ponieważ była bogata. Biedna żona byłaby mu kulą u nogi, nie zamierza ciągnąć jej za sobą przez życie. Wyjeżdża za granicę i nie zobaczy się z nią nigdy więcej. Matka Dorrit wpadła w rozpacz po przeczytaniu tego listu. Nie wyobrażała sobie życia bez ukochanego człowieka. Nad morzem poznała panią i pana Lund. Przepadali oni za małą Dorrit. Marzyli o zaadoptowaniu takiej właśnie dziewczynki. Nie mieli, niestety, własnych dzieci. Matka Dorrit znalazła śmierć w falach morskich. Wcześniej napisała do państwa Lund list, w którym prosiła ich o zaopiekowanie się córeczką. Dołączyła do niego list od męża, aby im wyjaśnić, co popchnęło ją do samobójstwa. Hardy zamilkł na chwilę. Heinz westchnął i powiedział poruszony: — Ten Riemann to straszny łotr. Rottach zacisnął usta, po krótkiej przerwie ciągnął opowiadanie. — Riemann o śmierci żony i adopcji córki przez państwo Lund dowiedział się z gazet. Poczuł się wtedy zwolniony z wszelkich obo- wiązków. Włóczył się po świecie, dopóki nie przetrwonił ostatniego grosza. Nigdy nie pracował, a teraz konieczność zmusiła go do podjęcia 89 po i bi jakiejkolwiek pracy, chociażby dorywczej, aby zarobić na życie. I tak po wielu wędrówkach trafił do Teksasu na ranczo dziadka Micaeli, seńora Matory. Seńor Matora mieszkał z córką Dolores i wnukiem Rodrigiem, dzieckiem swego zmarłego syna. Kurt Riemann był na ranczo gaucho. Ten bardzo przystojny mężczyzna oczarował Dolores do tego stopnia, że uparła się, iż wyjdzie za niego za mąż. Ojciec, który pragnął jedynie jej szczęścia, zgodził się w końcu na to małżeństwo. Początkowo Riemann starał się pokazać z jak najlepszej strony. Matora wyznaczył go nawet w testamencie na zarządcę majątku córki i wnuka i uczynił opiekunem nieletniego chłopca. Ten oszust miał teraz pieniędzy w bród. Szybko jednak przepuścił nie tylko majątek żony, ale także Rodriga. Na szczęście Dolores nie dożyła całkowitego upadku finansowego rodziny. Micaela była wtedy jeszcze dzieckiem. Na ranczo, którego prawowitymi właścicielami byli Micaela i Rod- rigo, hodowano kiedyś na dużą skalę konie. Wkrótce majątek pod- upadł, Riemann nie troszczył się o stadninę i gospodarstwo, czas spędzał wyłącznie przy stole do kart. Najgorsze jednak było to, że postanowił zdemoralizować Rodriga. Nie chciał dopuścić do tego, aby chłopiec uświadomił sobie, że to on jest właścicielem posiadłości i zażądał zwrotu swojej części. W takich warunkach wzrastała Micaela. Na ranczo była nieustannie nagabywana przez gauchos. Liczyć mogła tylko na siebie. Pieniądze miała jedynie wówczas, gdy udało się sprzedać parę koni, a ojciec nie przegrał ich zaraz w karty. Micaela miała tam straszne życie. Można ją tylko podziwiać, że żyjąc w tych warunkach, zachowała nie tylko godność, ale i niepospolitą świeżość. Heinz podniósł się nerwowo. — To straszne, co mi opowiadasz! Biedna Mica! — Słuchaj dalej! Kurt Riemann miał ciotkę, która przed laty wyemigrowała z mężem do Ameryki. Pieniądze na podróż dała im matka Dorrit. Dostała je od ojca. Wtedy jeszcze był bogaty. Ciotka ślubowała przy łóżeczku malutkiej wówczas dziewczynki, że zostanie • ona jej spadkobierczynią, jeśli darowane pieniądze przyniosą jej szczęś- cie i pozwolą zdobyć majątek. Riemann odmówił ciotce pożyczki. 90 Ciotka Rosę, o której siostry mówią jak o swojej wybawicielce, ogromnie się wzbogaciła w Ameryce. Gdy Riemann dowiedział się o tym, a był wówczas bez grosza, napraszał się o pożyczkę. Dała mu kilka tysięcy dolarów, ale odmówiła jakiejkolwiek pomocy w przyszło- ści. Powiedziała też, że nie ma co liczyć na spadek. Po jej śmierci nie dostanie ani feniga. Wszystko, co posiada, odziedziczy Dorrit, jego córka z pierwszego małżeństwa. Przysięgała to i dotrzyma przysięgi. Jego drugą córkę, Micaelę, o której wie, że jest przyzwoitą dziewczyną i ma dobry charakter, też zabezpieczy finansowo, aby nie musiała być uzależniona od ojca łajdaka. Gdy Kurt Riemann dowiedział się, że Dorrit jest spadkobierczynią ciotki, uprzytomnił sobie po dwudziestu latach, że jest jej ojcem. Pojawił się tu pewnego dnia, udawał wzruszonego, bajdurzył o tęsknocie i bólu rozstania. Sądził, że uda mu się wyrwać Dorrit z bezpiecznego domu przybranych rodziców. Dowiedział się bowiem o nie najlepszej sytuacji finansowej państwa Lund, co było prawdę, i myślał, że w tej sytuacji Dorrit zgodzi się pojechać z nim do Teksasu, zwłaszcza że mieszkała tam jej młodsza siostra, którą bardzo chciała poznać. Znasz anielskie serce mojej żony. Nie umiała odepchnąć ojca, choć nie wydawał się jej zbyt sympatyczny. Pojechała z nim do Teksasu, głównie ze względu na młodszą siostrę. Zanim odpłynęli do Ameryki, nadeszła wiadomość o śmierci ciotki Rosę i ogromnym spadku dla Dorrit. Mogliśmy się zaręczyć, bowiem Dorrit wreszcie się uwolniła od Lamprechta. Nie powiedzieliśmy tego jednak jej ojcu. Nie wiedzieliśmy, że Riemann zabierał córkę po to, aby ją wydać za zupełnie już zdeprawowanego Rodriga, a jej pieniędzmi podzielić się z nim. Rodrigo został pouczony przez Riemanna, że musi zdobyć jego córkę choćby siłą, tak żeby nie miała już wyboru i musiała zostać jego żoną. — To niesłychane! Straszne! — wykrztusił Heinz. — Tak, to niesłychane. Ale słuchaj, co było dalej. Ten obrzydliwy plan Riemanna prawdopodobnie by się udał, gdyby nie przytomność Micaeli. Podsłuchała ojca i Rodriga, gdy knuli ten przerażający spisek, ukradła też list ojca do kuzyna, w którym opisany był ten haniebny pomysł. Posłużył on nam później jako materiał dowodowy. Micaela postępowała niezwykle mądrze i dyplomatycznie. W obecności ojca i Rodriga odnosiła się do siostry nieprzyjaźnie, ale gdy 91 Bt w P ' P jechały ze stacji na ranczo, uprzedziła ją o grożącym jej niebez- pieczeństwie. Micaela przekazała też szoferowi telegram do mnie, w którym wzywała mnie do Teksasu. Donosiła w nim też, że Dorrit traktowana jest na ranczo jak więzień. Micaeli trzeba dziękować i za to, że Rodrigo nie mógł tej nocy zakraść się do Dorrit. Ukryła siostrę w swoim pokoju i całą noc strzegła jej z gotowym do strzału brownin- giem w ręku. — Dzielna Mica — wtrącił poruszony Heinz. — Tak, była niezwykle odważna. Ale nie przerywaj. Plan, w którym wyjaśniała , jak wyzwolić ją i Dorrit z rąk ojca, dała na przecho- wanie żonie naczelnika poczty w Bonarze, miasteczku leżącym w pobliżu ranczo. Do niej też zwróciłem się zaraz po przyjeździe. Pani naczelnikowa uprzedzona o moim przyjeździe dała mi go na- tychmiast. Udało mi się oswobodzić będące w ogromnym niebez- pieczeństwie siostry i zawieźć je na pocztę w Bonarze, chociaż Riemann i Rodrigo dogonili nas w miasteczku i zażądali ich wydania. Pokazałem wówczas różne dokumenty ujawniające ich knowania. Ojciec Dorrit zrozumiał, że źle rozegrał tę historię. Jego starsza córka była już pełnoletnia, a wolność Micaeli po prostu kupiliśmy: Riemann otrzymał tę część ranczo, która była własnością Mici. Ciotka Rosę przeczuwała, że „kochający tatuś" będzie próbował odebrać dzieciom spadek, i dlatego zastrzegła w testamencie, że siostrom nie wolno z otrzymanych pieniędzy dać ani grosza ojcu. Micaelę zabraliśmy do siebie. Riemann i Rodrigo żyją na zdewas- towanym ranczo, na którym już prawie nic nie zostało. Wysłałem im trochę pieniędzy na podźwignięcie go z ruiny, ale nie wierzę, że na to właśnie je przeznaczyli. Riemann źle skończy. Na szczęście wie, że zgodnie z życzeniem ciotki nic od nas nie dostanie. Mam nadzieję, że będzie się trzymał od nas 2 daleka. Kochany przyjacielu, poznałeś już całą historię. Postaraj się zro- zumieć Micaelę. Nie zrażaj się, jeśli będzie oschła i nieprzystępna, to natura, która lubi walczyć. Zawsze czuła się zagrożona. Może jednak uczynić niezwykle szczęśliwym tego, kto zdobędzie jej zaufanie i miłość. Bądź więc cierpliwy! Heinz chwycił rękę przyjaciela i ścisnął ją mocno. 92 — Twoja opowieść sprawiła, że Mica stała mi się jeszcze droższa. Dziękuję, że byłeś wobec mnie tak szczery. Lepiej poznałem Mice. Uzbroję się w cierpliwość. — Mica jest jeszcze taka młodziutka. Ale jeszcze jedno, Heinz, nie daj poznać po sobie, że znasz przeszłość sióstr. Obie wstydzą się swego ojca i nie byłyby zadowolone, gdyby wiedziały, że opowiedziałem ci o wszystkim. — Nie ma obaw, Hardy. Możesz na mnie polegać, nie dam nic poznać po sobie, dopóki one same nie opowiedzą mi o wszystkim. Gdy Dorrit wróciła z miasta, podano obiad. Po południu Dorrit, Hardy i Heinz wyruszyli do Riedburga. Micaela przywitała ich zarumieniona, przejęta obowiązkami pani domu, i zaprowadziła do salonu. Heinz ani jednym spojrzeniem czy słowem nie wprawił dziewczyny w zakłopotanie, która w roli gos- podyni była urocza. Objadał się przepysznymi waflami, czym zjednał sobie panią Breitner. Była ona bowiem niezwykle dumna ze swoich wypieków i tych, którym one smakowały, darzyła sympatią. Hardy znał już jej smakołyki, dlatego sięgał po nie bardzo chętnie. Także Dorrit i Micaela jadły je ze smakiem nie przejmując się, że mogą przytyć. Później wszyscy usiedli pod trzema lipami i podziwiali cudowny zachód słońca. Zapanowała błoga cisza. Goście wkrótce odjechali. Micaela obiecała im, że przyjedzie nazajutrz do Neustetten na obiad. IX Następnego dnia Micaela wolno jechała drogą z Riedburga do Neustetten. Nagle przestraszyła się; na drodze wyrósł przed nią na koniu Heinz Rottach. Zaczerwieniła się na jego widok. Młodzieniec starał się ją uspokoić. — Pani Dorrit wysłała mnie jako forpocztę. Powiedziała, że obawia się pani spotkania z Lamprechtem. Hardy jest bardzo zajęty, więc pozwoli pani, że będę jej towarzyszyć do Neustetten. 93 B i S7.01 me ki« w P P V Co miała~ robić? Nie mogła mu tego zabronić. Oboje jechali w milczeniu. Nagle Heinz odezwał się: — W poniedziałek wyjeżdżam. Popatrzył na nią przy tym badawczo i ku swej wielkiej radości zauważył, że zbladła i posmutniała. — Pan wyjeżdża... już w poniedziałek? — wykrztusiła. — Tak, panno Mico, nie mogę dłużej zwlekać. Muszę odwiedzić matkę. Popatrzyła na niego zaskoczona. — Matkę? Nie wiedziałam, że pańska matka żyje. Czy przypłynęła z panem z Kanady? — Nie, matka mieszka w Niemczech, moi rodzice rozstali się. Ja mieszkałem z ojcem w Kanadzie. Nie widziałem jej od dziesiątego roku życia. Mica westchnęła głęboko. — O... jakie to przykre... dla pana matki. Czy nie tęskniła za panem i nie wzywała do siebie? — Nie — powiedział cicho i uświadomił sobie bolesność tego rozstania. — Nie... matka nie wiedziała, gdzie ja i ojciec przebywaliśmy. Twarz Mici pobladła. — Nie wiedziała, gdzie pan był przez te wszystkie lata? Matka nie wiedziała, co działo się z jej dzieckiem? — zapytała zupełnie zdezorien- towana. Ogarnęło go poczucie winy wobec matki, której nigdy jeszcze tak wyraźnie sobie nie uzmysłowił. — Pozwoli pani, że wyjaśnię jej wszystko. Wtedy lepiej to pani zrozumie. Heinz opowiedział Micaeli o nieszczęśliwym małżeństwie rodziców, o matce, która nie mogła się pogodzić, że mąż jej nie kochał i upokarzała go, o awanturach przez n\ą wywoływanych. — Ojciec postawił mnie przed wyborem: albo odejdę z nim, albo pozostanę z matką... Nie wahałem się ani przez chwilę. Wielokrotnie byłem świadkiem, jak matka poniżała ojca, deptała jego godność. Widziałem, jak bardzo cierpiał z tego powodu. Dla matki nic nie znaczyłem... czułem to wyraźnie. Kochała tylko mojego ojca, chociaż dręczyła go okrutnie. Odszedłem więc z ojcem. 94 Micaela westchnęła. — Och, biedna ta pańska matka! Nawet pan nie wie, jak mu zazdroszczę, ma pan matkę. Gdy umarła moja... a byłam wówczas jeszcze dzieckiem, miałam uczucie, że odebrano mi wszystko, co miałam na ziemi. Nie było potem nikogo, kogo mogłam kochać, kto kochałby mnie. Nie... nie może pan zwlekać z tymi odwiedzinami. Jestem pewna, że tęskniła za panem i czekała na niego przez wszystkie te lata. Popatrzył na nią zaintrygowany. — Nigdy nie myślałem, że może za mną tęsknić. Ojciec był dla mnie wszystkim. Ale... gdy umarł, wtedy... poczułem się winny. Pytałem sam siebie, czy nie mógłbym wynagrodzić jej tylu lat samotności. — O tak, z pewnością! Nie wolno panu dłużej odkładać spotkania z nią! — Chce się pani mnie pozbyć? — zapytał z wyrzutem. — Pańska matka jest teraz najważniejsza. Nie ma pan już żadnego usprawiedliwienia, nie może pan być nadal z dala od niej. — Ale jeśli ona nie chce słyszeć o mnie, jeśli mnie odepchnie jak wówczas, gdy byłem dzieckiem? A jeśli ona o mnie zapomniała? — Matka zapomniała swoje dziecko? Nie, nie uwierzę w to. Ojciec... tak ojcowie to potrafią, ale nie matka, to wykluczone. — Przekonam się, czy ma pani rację. — Oczywiście! Gdzie mieszka pańska matka? Czy daleko stąd? — Niedaleko, w południowej Turyngii. Ma tam posiadłość, którą sama zarządza, podobno wzorowo. Szanowana jest też za działalność charytatywną. — Sam pan widzi, ile czyni dobrego. A więc wyjeżdża pan w poniedziałek? — Tak postanowiłem, nie chcę już dłużej zwlekać. Boję się, że matka mogłaby umrzeć, zanim się z nią zobaczę. Ta myśl nie daje mi spokoju. — Musi się pan z matką spotkać... inaczej będzie pan sobie zawsze robił wyrzuty. Życzę panu, aby zobaczył ją pan taką, jaką każde dziecko Pragnęłoby widzieć swoją matkę. Za długo pan już zwlekał, pański °Jclec umarł przecież przed kilkoma miesiącami. ~— Chciałem pojechać do matki zaraz w pierwszych dniach mojego P ytu tutaj... ale potem tak mi tu było dobrze... czułem, że będzie mi trudno opuścić to miejsce. 95 I bur s zarr Bre we w ni k v Micaela zapłoniła się. — Pańska matka jest najważniejsza — powiedziała z naciskiem, nie patrząc przy tym na niego. Nie powinien zauważyć, jak ciężko zrobiło się jej na sercu na wieść o jego wyjeździe. Może już nie wróci, może nigdy go już nie zobaczy? Ta myśl była bolesna, ale zacisnęła wargi i powie- działa sobie, że tak będzie najlepiej dla niej i dla niego. Gdyby tylko tak nie cierpiała. Milczeli przez chwilę. Nagle Heinz powiedział: — Ale niedługo wrócę! Nie posiadała się z radości. Chciałaby ją na przekór rozsądkowi wykrzyczeć, ale wzięła się w garść i odparła pozornie nieporuszona: — Proszę tylko za dużo nie obiecywać, kto wie, czy będzie pan mógł dotrzymać słowa. Heinz zauważył jednak błysk radości w jej oczach i odpowiedział zdecydowanie: — Nic na świecie nie mogłoby mnie powstrzymać przed powrotem. Zostanę jakiś czas u mojej matki. Ale pewnego dnia powrócę tu... a ten dzień nie może być zbyt odległy... nie wytrzymałbym tego. Nerwowo pociągnęła cugle i puściła konia kłusem. Jechała teraz przed nim. Heinz nie mógł oderwać od niej oczu. Nie zobaczyć jej więcej? To wykluczone. Przeczuwał, że tęsknić będzie za tym dniem, gdy znowu będzie przy niej! Jechał teraz obok niej, zaczęli rozmawiać na błahe tematy. Tak dojechali do Neustetten. Gdy Dorrit powitała ich na schodkach wiodących do domu, Micaela powiedziała żartobliwie: — Niepotrzebnie trudziłaś pana Rottacha, to naprawdę nie było konieczne. — Ależ, Mico, przecież sama mówiłaś wczoraj, że nie chcesz się natknąć na Lamprechta. — To prawda, Dorrit, ale to nie będzie się przecież zdarzało codziennie. Odkąd tu jestejn, widziałam go zaledwie dwa razy. A gdzie jest Hardy? — W gabinecie, zaraz do nas przyjdzie. — Oto jestem — zawołał w tym momencie mąż Dorrit i powitał Micaelę jak starszy czuły brat. Zaczęli rozmawiać o poniedziałkowym wyjeździe Heinza Rottacha. Micaela, nie chcąc się zdradzić ze swoimi uczuciami, powiedziała z udanym spokojem: — No, wreszcie będę mogła poświęcić się mojemu ogrodowi. Niewiele w nim ostatnio pracowałam, wszystkim obarczam Breitnerów, to naprawdę wstyd. Heinz popatrzył na nią przekornie, doskonale wiedział, że pod maską obojętności ukrywa targające nią emocje. — Na owocobranie z pewnością już tu będę, panno Mico, i pomogę przy zbiorach. Lekko wzruszyła ramionami. — Już wcześniej zauważyłam, że dosyć niefrasobliwie czyni pan obietnice. — Trzymamy cię za słowo, Heinz, ale mamy nadzieję, że zawitasz do nas znacznie wcześniej niż na zbiór owoców — zażartował Hardy. Śmiech był dzisiaj nieodłącznym towarzyszem ich rozmów. Nawet Micaela poddała się temu nastrojowi, chociaż trawił ją smutek. Miotały nią sprzeczne uczucia. Raz chciała, aby Heinz już nie powrócił, dla jego i jej dobra, ale zaraz targał nią niepokój i uzmysławiała sobie, jak bardzo byłaby nieszczęśliwa, gdyby przyszło jej nigdy więcej go nie zobaczyć. Gdy wieczorem siedziała sama w swoim pokoju w Riedburgu, wtuliła twarz w poduszki i zapłakała gorzko. Dlaczego nie może być szczęśliwa? Wiedziała, że to ojciec znowu był przeszkodą do jej szczęścia. Jej jedyną pociechą była nadchodząca niedziela. Cały ten dzień spędzi w Neustetten, to było już uzgodnione. Jeszcze jeden dzień będzie się cieszyć bliskością Heinza, będzie mogła wpatrywać się w jego kochaną twarz, rozkoszować się jego ciepłym głosem. Każda minuta tego dnia będzie dla niej niepowtarzalnym świętem. Tak też rzeczywiście było. Tej niedzieli zrzuciła z siebie maskę, była niezwykle ciepła i serdeczna. Nie domyślała się wcale, jak uczyniła tym Heinza szczęśliwym i napełniła jego serce wielką nadzieją. Ale i ten dzień miał swój kres, znacznie szybciej minął niż inne. po nim nie będzie już ponownego spotkania z Heinzem Rottachem, Przynajmniej przez jakiś czas. Micaela nie wyobrażała sobie, że ma- a puści go od siebie szybko. Zatrzyma go tak długo, jak będzie to możliwe. zegnała się z nim tego wieczora, popatrzyła na niego poważnie Powiedziała cicho: ^ D°rrit i 96 97 JeJ sióstr; l bur1 zatr Bre po< SZ} b/t w < w n k v \ — Powinien pan być dla matki bardzo serdeczny i pamiętać zawsze, ile ona w ciągu tych lat wycierpiała. Uścisnął jej dłoń. — Nie omieszkam, chociażby dlatego, że pani się za nią wstawiła. I tak się rozstali. Micaela tego wieczora długo płakała w poduszkę. X Pani Klementyna Rottach żyła już przygotowaniami do Zielo- nych Świątek. W całym majątku i w domu było teraz dużo krzą- taniny. Zielone Świątki przypadały w tym roku na ostatnie dni maja. A święto to było w tej części Turyngii obchodzone bardzo uroczyście. Chłopcy ścinali w świąteczną sobotę gałązki brzozowe, które cudnie pachniały wiosną. Nocą zanosili je pod okna swoich ukochanych i tych wszystkich, których bardzo szanowali. Także właścicielki majątków odnajdywały przed swoimi oknami gałązki brzozowe. Pani Klementyna spodziewała się, że i tego roku jej okna zostaną umajone. Potem podejmie ofiarodawców podwieczor- kiem. W świąteczną niedzielę chłopcy chodzili od domu do domu i zbierali dary: jajka, masło, szynkę, boczek i kiełbasę. Każdy dawał, co mógł. Wszystkie dary znoszono na główny plac we wsi i w olbrzymim kotle gotowano zawiesistą zupę. Każdy mógł zjeść, ile dusza zapragnie. Wokół kotła tańczono i pito piwo beczkowe. Pani Klementyna fundowała zawsze znaczną część tej wieczerzy. Pieczono całe góry strucli z nadzieniem z sera bądź masy makowej. Nie brakowało także ciasta z rodzynkami i migdałami. Ciasta były tak duże jak blaty sporych okrągłych stołów. Krojono je na osiem lub szesnaście części i układano na dużych okrągłych deskach. Wypiekami zajmowała się pani Rottach już od Święta Wnie- bowstąpienia. Wydawała potrzebne produkty ze spiżarni, odważała je, dzieliła i wszystko podliczała. Pomagała jej w tym gorliwie służąca oraz Maria, narzeczona Hansjórga, która wymówiła już służbę u pastora. 98 Na Zielone Świątki miało być jej wesele! Hansjórg był już zdrowy. Maria szyła sobie wyprawę. Wszystkie potrzebne materiały i ozdoby podarowała jej dziedziczka. Domek, który otrzymali, lśnił już czystością i był gotowy na ich przyjęcie. Panią Klementynę ogarniał lekki smutek, gdy przyglądała się czasami tej parze... jakżeż czule patrzyli sobie w oczy. Zazdrościła im obojgu, a oni nawet nie byli tego świadomi. Dla nich ta miłość i ich szczęście były czymś oczywistym. Pani Rottach wydała już wszystko, co było konieczne do wypieków i na biesiadę. Opuściła więc kuchnię i udała się do swojego gabinetu, chciała trochę czasu poświęcić lekturze. Dzisiaj, w Święto Wnie- bowstąpienia, nie będzie już pracować. Odpoczywali także jej pracowni- cy. Ale zaraz po Zielonych Świątkach rozpoczną się sianokosy i wtedy wszyscy będą mieli pełne ręce roboty. Pani Rottach chciała wykorzystać ostatnie wolne dni. Ponad godzinę czytała jakąś relację z podróży. A potem przyniosła stos wycinków prasowych. Opisana w nich była wyprawa na biegun południowy. Ich autorem i jednocześnie uczestnikiem wyprawy był Lienhard von Ried. Zagłębiła się w lekturę wycinków, które były poukładane chrono- logicznie. Lektura pochłonęła ją całkowicie. Cieszyła się, że zachowała wszystkie wycinki. Zdążyła przeczytać połowę, resztę odłożyła na następną niedzielę. W ciągu tygodnia z pewnością nie znajdzie czasu na czytanie. W następne niedzielne przedpołudnie pani Rottach wygodnie usiad- ła w swoim fotelu, aby dalej śledzić przygody kilku mężczyzn, którzy przedzierali się przez śnieg i lód na biegunie południowym. Niektóre i artykułów opatrzone były zdjęciami. Nie były one zbyt wyraźne. Nie mogła więc rozpoznać wśród otulonych futrami i skórami mężczyzn swojego syna. Nagle zadrżała, jakby rażona piorunem. Blada i wprost nieprzytom- a z wrażenia wpatrywała się w słowa na skrawku papieru gazetowego: °J przyjaciel Heinz Rottach i ja nie mieliśmy już prawie prowiantu. ^ Hemz Rottach? Heinz Rottach? Serce pani Klementyny biło jak a ałe. Heinz Rottach! Tak przecież nazywał się jej syn! Czy ten Heinz 99 bu zai Br j Pc sz & \v V r \ Rottach, który podjął z Lienhardem von Riedem trud tej niebezpiecznej wyprawy, mógł być jej synem? Ręka, w której trzymała gazetę, zaczęła drżeć, oczy napełniły się łzami. Załkała i pytała kilkakrotnie samą siebie: „Czy to mój syn... czy też jest na świecie jeszcze jeden Heinz Rottach?" Musiała zapanować nad emocjami, aby doczytać artykuł do końca. Wielokrotnie natrafiała na ukochane imię, w końcu znalazła także zdjęcie opatrzone podpisem: Mój przyjaciel Heinz Rottach i ja podczas rozbierania foki. Serce łomotało jej w piersi. Z rozpaloną twarzą wpatrywała się w postacie dwóch mężczyzn ubranych w stroje polarne. Który z nich był Heinzem?... Ale, niestety, to zdjęcie było wyjątkowo niewyraźne. W jej stęsknionym matczynym sercu zaczęła się rodzić nadzieja. Czy byłoby możliwe uzyskać jakieś bliższe informacje o tym Heinzu Rottachu? Z pewnością! To jest z pewnością możliwe! Najpierw musiałaby się dowiedzieć o adres Lienharda von Rieda. Nie sądziła, aby gazeta odmówiła jej tej informacji. Pan von Ried podałby jej przypuszczalnie personalia przyjaciela i na ich podstawie mogłaby ustalić, czy ten Heinz Rottach jest jej synem i gdzie mieszka. Drżała jak w gorączce, chodziła nerwowo po pokoju, ciągle spoglądając na zdjęcie. Nie miała odwagi podtrzymywać w sobie nadziei, ale z całej duszy modliła się, aby Heinz Rottach, jeden z bohaterów artykułu, okazał się jej synem i aby w końcu mogła się czegokolwiek o nim dowiedzieć. Gdy się uspokoiła, usiadła przy biurku i napisała do redakcji gazety list, w którym prosiła o przesłanie jej adresu pana von Rieda, ponieważ jest to dla niej niezwykle ważne. Zakleiła pospiesznie kopertę, popatrzyła na zegarek i czym prędzej kazała zawieźć list na stację, tak aby odjechał najbliższym pociągiem do Berlina. Podczas obiadu nie mogła nic przełknąć. Przypomniały jej się słowa jej modlitwy: Ojcze w niebie, pozwól mi odnaleźć syna. Dosyć się już nacierpiałam. Nie myślała już o swoim mężu, który wcześniej był głównym obiektem jej rozmyślań. Teraz najważniejsze było odnalezienie syna. 100 Nie czuła się już żoną, tylko matką. Matczyna miłość odżyła i była silniejsza niż przed laty. Zwykle po obiedzie urządzała sobie małą drzemkę. Dzisiaj tak mocno dręczył ją niepokój, że nie mogłaby zmrużyć oka. Co chwilę brała do ręki gazetę i wpatrywała się w zamazane zdjęcie. Zbadała je za pomocą lupy, ale rysy obu mężczyzn były bardzo niewyraźne. Wyczerpana natłokiem myśli usiadła w fotelu, ale nie potrafiła się opanować, była podekscytowana, szumiało jej w głowie. Około trzeciej zapukano cichutko do drzwi jej pokoju. W drzwiach stanęła Maria i popatrzyła na nią nieśmiało. — Łaskawa pani, proszę o wybaczenie... przyszedł jakiś pan... chciałby rozmawiać z łaskawą panią. Powiedziałam mu, że pani odpoczywa do trzeciej. A on na to, że już jest trzecia i jeśli go wpuszczę do łaskawej pani, to... naprawdę tak powiedział... to dostanę dziesięć marek. Pani Klementyna podniosła się. Otrząsnęła się już z przygnębienia. — To chyba jakiś kupiec, Mario. Myśli, że zrobi tu dobry interes. Nie mam teraz ani czasu, ani ochoty go przyjmować. Chcę mieć spokój. Maria miała zatroskaną minę. Tak przydałoby się jej te dziesięć marek! — Rozumiem, łaskawa pani, powtórzę mu to. Pani Klementyna spojrzała na dziewczynę. Zdumiał ją wyraz jej twarzy. — Ach tak, Mario, zapomniałam, obiecał ci dziesięć marek. Właściwie przydałyby ci się na wyprawę. A więc pomogę ci je zarobić. Wpuść, proszę, tego pana, może to agent ubezpieczeniowy albo ktoś w tym rodzaju. Czekam na niego. Dopilnuj, aby ci dał te obiecane dziesięć marek, w przeciwnym razie nie wpuszczaj go. Maria wyszła z pokoju wyraźnie zadowolona. Pani Klementyna chciała się gościa szybko pozbyć, nikomu nie mogła poświęcić teraz więcej uwagi, była całkowicie zaabsorbowana myślą o synu. Po chwili drzwi się otworzyły i Maria wprowadziła nieznajomego m?zczyznę. Był to Heinz Rottach. Po przyjeździe wynajął pokój w gospodzie, zebrał informacje na temat właścicielki majątku i zjadł !aa. Nie chciał iść zbyt wcześnie do matki, aby nie zakłócać jej Poobiedniego wypoczynku, ale będąc tak blisko celu, nie mógł już rzymać. i teraz, po ponad dwudziestu latach, stanął przed matką. 101 wo1 UW US i O f W i o U' Czekając na gościa, pani Rottach złożyła gazety i włożyła do szafki biurka. Po czym powoli odwróciła się i popatrzyła na wchodzące- go. Teraz stała twarzą w twarz ze swoim synem. Nagle zachwiała się, postąpiła kilka kroków z wyciągniętymi ku niemu rękoma i zastygła w bezruchu. Jej twarz wyrażała osłupienie, jakby zobaczyła ducha. Jęk wydobył się z jej piersi. — Herbert! Herbert... mój Boże... Była bliska omdlenia, tak że Heinz musiał doskoczyć do niej, aby ją podtrzymać. I gdy patrzył na nią tak poruszoną, tak wstrząśniętą, ożyły w nim z całą mocą tłumione przez te wszystkie Jata uczucia... miłość dziecka do matki. Podtrzymując ją mocno, wpatrywał się zatroskany w jej pobladłą twarz. — Mamo! Tyle mógł z siebie wydobyć, ale to jedno słowo obudziłoby ją, nawet gdyby była martwa. Opadła zupełnie z sił i gdyby jej nie podtrzymywał, nie byłaby w stanie ustać na nogach. Powoli otworzyła oczy i jej spojrzenie przeszyło go na wskroś. Zatonęli w sobie spojrzeniem. Po chwili podprowadził ją ostrożnie do fotela. — Mamo, uspokój się... wybacz, że pojawiam się niespodziewanie. Mamo... mój Boże... co ci jest? Opadła na fotel, chwytała raz po raz jego rękę, jakby chciała go zatrzymać. Ponownie spojrzała na niego, jakby nie wierząc własnym oczom. Była tak szczęśliwa, jak tylko może być szczęśliwa matka, która odzyskała dziecko. Wreszcie wyszeptała zacinając się: — Chyba śnię... to nie może być prawda?... To ty... mój syn... mój syn Heinz? Nie Herbert? Ale jak podobny do niego... Wielki Boże, wiedziałam, że pozwolisz mi to jeszcze przeżyć... mój syn... mój syn... mój syn! , Drżała cała i pojękiwała cicho. Pochylił się nad nią, a w jego oczach było wiele miłości dla tej nieszczęśliwej kobiety, dla jego matki. — Mamo, kochana mamo... dopiero teraz zrozumiałem, że będąc od ciebie daleko, zadałem ci tyle bólu. Oparła głowę na jego ramieniu, była bezgranicznie szczęśliwa. — Nie mówmy o tym, co wycierpiałam, zapomnijmy o tym w tej godzinie, która przywraca mi szczęście, mój syn... odnalazłam mojego syna. Dziękuję ci, miłosierny Boże, dziękuję ci! Nie pozwól tylko, aby to szczęście pomieszało mi zmysły, aby ze szczęścia pękło mi serce... mój syn wrócił do mnie, sam przyszedł do mnie. Dziękuję ci za tę łaskę, Boże mój jedyny! Mówiła to cicho, przepełniona uczuciem tkliwości i ogromnym szczęściem. Heinz był poruszony reakcją matki. — Kochana moja! wybacz mi, że musiałaś przeze mnie cierpieć. Nie miałem prawa... ale musiałem odejść z ojcem. Pokiwała głową i popatrzyła na niego czule, oczy miała wilgotne od łez. — Tak, nie miałeś innego wyjścia... pojęłam to... tak, nauczyłam się rozumieć i właściwie oceniać pewne sprawy, zrozumiałam, dlaczego twój ojciec musiał ode mnie odejść. Ja jestem temu winna. Już dawno to sobie uprzytomniłam. Powiedz mi, Heinz, gdzie jest twój ojciec? Przysunął fotel, usiadł obok niej i ujął jej dłonie. — Ojciec nie żyje, mamo, umarł tej zimy. Dreszcz przeszył jej ciało, nieruchomo patrzyła przed siebie. — Kiedy... jakiego to było dnia, Heinz? Podał datę. Kiwnęła kilkakrotnie głową, jakby przytakując swoim myślom. Było to" dokładnie tego dnia, kiedy śniła o mężu. Pożegnali się wówczas ze sobą, a on zawołał do niej: „Bądź zdrowa, Klementyno". Powiedziała o tym synowi i dodała: — Zawsze wiedziałam, że przed śmiercią twój ojciec da mi jeszcze jakiś znak. Nie sądź, że sobie to wymyśliłam. W pamiętniku, który piszę dla ciebie, zanotowałam ów dzień, możesz się o tym przekonać. Duch twojego ojca nawiedził mnie we śnie. Życząc mi zdrowia, Przebaczył mi. — Tak, mamo, ojciec już dawno ci wybaczył. Przed laty, gdy byłem już pełnoletni, zostawił to do mojej decyzji, czy chcę cię odwiedzić czy nie- Nie odszukałem cię wówczas, chociaż nie stawiał mi żadnych Przeszkód mamo, ponieważ nie chciałem być rozdarty między tobą nim. Dopóki żył ojciec, należałem do niego... on był dla mnie zystkirn. Dopiero po jego śmierci uświadomiłem sobie, że teraz 103 102 wo UW us, O i W ' o u ja' L pozostałaś mi tylko ty. Dlatego przyjechałem i mam nadzieję, że mi wybaczysz, iż odszedłem wówczas z ojcem. Wybór należał wtedy do mnie, zdecydowałem się odejść razem z nim. — Postąpiłeś słusznie. Nie zasługiwałam na twoją miłość. Ale była to kara okrutna stracić was obu naraz. Od tamtej pory pracowałam nad sobą usilnie, sam się przekonasz, jak się zmieniłam. Pokochasz mnie, mam nadzieję, mój synu, chciałabym, abyś mnie pokochał, niczego bardziej nie pragnę. Przez te wszystkie lata ciężko pracowałam z myślą o tobie. Nie sprawiasz, co prawda, wrażenia, jakbyś potrzebował moich pieniędzy, ale ja nieustannie pomnażałam majątek i wprowadzałam ulepszenia, widząc oczyma wyobraźni, jak ty tu zarządzasz. Czule ucałował jej ręce. — Mamo, dziękuję ci stokrotnie. To prawda, nie potrzebuję twojego majątku, ojciec zmarł jako bardzo zamożny człowiek, a ja jestem jego jedynym spadkobiercą. Ale dziękuję, że z miłości dla mnie tak ciężko pracowałaś. Gdybym o tym wiedział, przyjechałbym być może wcześniej. Wybacz, że tego nie uczyniłem. Wypytywała go, gdzie mieszkał z ojcem. Heinz opowiedział jej wszystko szczegółowo. Powiedziała mu, że właśnie dzisiaj natrafiła na jego nazwisko w artykule Lienharda von Rieda. — Czy ten Heinz Rottach to ty? — Tak, mamo, Lienhard von Ried jest moim przyjacielem, właśnie przybywam od niego. Mieszka na północy Turyngii w majątku Neustet- ten, który należy do jego żony. Od niedawna jest żonaty. Będąc u niego, zdobyłem informacje na twój temat, to one mnie ośmieliły do od- wiedzenia ciebie. No i jestem. Zastanawiałem się, czy mnie nie zapom- niałaś. Jej twarz nagle odmłodniała i rozjaśniła się. — Matka nie może przecież zapomnieć swojego dziecka. Pomyślał o kimś, kto powiedział niemal to samo, i łagodny uśmiech przemknął po jego twarzy. — Usłyszałem te same słowa od panny Riemann, siostry żony mojego przyjaciela. Była wstrząśnięta naszą historią rodzinną. „Jakże to matka może nie widzieć, gdzie jest jej dziecko!" — powiedziała zdumiona. Nie mogła tego pojąć i bardzo ci współczuła. Nakazała mi, abym natychmiast pojechał do ciebie i okazał ci czułość i miłość. Była 104 pewna, że cierpiałaś mocno przez tę rozłąkę i że tęskniłaś za mną przez wszystkie te lata. Słuchając jej uprzytomniłem sobie, jak bolesne musiało być dla ciebie nasze odejście. Pogłaskała go delikatnie po głowie. — Niech będzie błogosławiona ta młoda dama, która mnie tak dobrze rozumie. Tak, mój synu, cierpiałam bardzo i umierałam z tęsknoty. Ale to już przeszłość, odzyskałam cię i nie pozwolę ci odejść. Zostaniesz ze mną, czyż nie tak? W pytaniu tak wyraźnie wyczuwało się strach, że nie miał odwagi zaprzeczyć. — Na razie zostanę u ciebie, mamo, potem na jakiś czas wyjadę. Odziedziczyłem po ojcu firmę i kilka nieruchomości. Jeśli nawet cały majątek jest pod opieką zaufanych ludzi, dzięki którym mogłem bez obaw wziąć roczny urlop, to jednak co jakiś czas muszę się pojawić w Kanadzie. Chciałbym też czasami odwiedzać Neustetten. Lienhard von Ried jest moim serdecznym przyjacielem i w jego domu czuję się znakomicie. Pragnienie posiadania syna tylko dla siebie było w niej tak silne, że przez moment chciała mu czynić wymówki, że już myśli o opuszczeniu jej, ale na szczęście trwało to bardzo krótko. Czuła, że jeśli zachowa się jak przed laty, może stracić syna po raz drugi. Pogodzona z losem powiedziała: — Rozumiem, że z mojego powodu nie możesz wszystkiego zanied- bać. Ale teraz... zostaniesz u mnie długo... i będziesz potem do mnie wracał. Prosiła tak gorąco, że wzruszony ucałował jej dłonie. — Mamo, na pewno cię nie zaniedbam i... kto wie, może w ogóle zaniecham interesów za oceanem... może osiądę tutaj, aby spędzać z tobą jak najwięcej czasu. Wiem, co ci jestem winien i jak wiele muszę dla ciebie zrobić. Wzruszona tym wyznaniem objęła jego głowę i pocałowała go. W jej °czach zalśniły łzy radości. do fina Jakoś to ułożymy, synu. Jestem tu u siebie, wszystko, co należy . nsowa jest dobra: mam znaczny majątek w gotówce i duże, lezadłużone, wzorowo zarządzane gospodarstwo. Może któregoś dnia 105 mnie, należy także do ciebie. Przemyśl to w spokoju. Moja sytuacja WO ' UW USi o s W ' o U ' ja' zechcesz zapuścić korzenie w swoich rodzinnych stronach, w Turyngii. Czas pokaże, jak ułoży się twoja przyszłość, pozwólmy tej sprawie w spokoju dojrzewać. Teraz pobędziesz u mnie, a jeśli zatęsknisz za przyjacielem, to przecież on i jego młoda żona mogą cię odwiedzić tutaj. Jesteś u siebie w domu i możesz robić, co ci się podoba. Matka z synem mieli sobie wiele do opowiedzenia. Nie mogli skończyć rozmowy. Usiedli wspólnie do herbaty, a potem pani Klemen- tyna oprowadziła syna po domu i ogrodzie, spacerowali po pięknym starym parku, byli w pobliskim lesie, który też był jej własnością. Pochwaliła się, jak znakomicie prowadzony jest jej majątek. Heinz podziwiał matkę nie tylko z powodu jej pracowitości, ale głównie dlatego, że nieustannie próbowała zmienić swój charakter. Wsunął dłoń w jej spracowaną rękę i niezwykle ciepło powiedział: — Moja kochana mama... Jego słowa napełniły ją radością, zabrzmiały jak najpiękniejsza muzyka. Wieczorem pani Klementyna zwołała swoich pracowników i przed- stawiła im syna. Bez żadnego komentarza — niech sobie myślą, co chcą — oznajmiła im, że on będzie jej dziedzicem i ma takie jak ona prawo do majątku. Maria przyglądała się niespodziewanemu gościowi z zakłopo- taniem, ale równocześnie cieszyła się, że to ona wprowadziła go do matki. Wiedziano, że pani Rottach była zamężna i miała syna, ale skąd on się nagle pojawił, nikt nie potrafił sobie wytłumaczyć. W każdym razie wszyscy od tej pory okazywali mu respekt należny synowi dziedziczki. Pani Rottach uważana była jednak nadal za właściwą panią posiadłości. Zanim matka i syn rozstali się, aby udać się do swoich pokoi na nocny odpoczynek, pani Klementyna wręczyła synowi zeszyt z zapis- kami i poprosiła: — Przeczytaj to, synu, napisałam to wszystko z myślą o tobie. Przekonasz się, że nieustannie pracowałam nad sobą, aby stać się matką, której nie musiałbyś się wstydzić. — Ależ, kochana mamo, o tym nie ma mowy. — Och, synu, wiem przecież, że byłam niedobrą matką. Zrozumie- nie mojej winy przyniosło mi wewnętrzny spokój. Przeczytaj to uważnie. 106 Na każdej stronie znajdziesz swoje imię, to dowód, że ciągle o tobie myślałam z uczuciem ogromnej miłości... a o twoim ojcu ze skruchą. Hienz, gdy tylko został sam, zagłębił się w lekturę pamiętników matki. Nie mógł się od nich oderwać. ^ Głęboko poruszony odłożył wreszcie zapiski matki. Bardzo ubole- wał, że nigdy nie przeczyta ich ojciec. Z pewnością by jej wybaczył, bo widziałby, że wycierpiała znacznie więcej od niego. Nie mógł się uspokoić. Wolnym krokiem przemierzał pokój, który przeznaczyła dla niego matka. Wyznała mu dzisiaj, że od dawna czekały tu na niego pokoje. Urządziła je przytulnie i bardzo gustownie. Chciała, żeby się synowi podobały. Zawsze wierzyła, że pewnego dnia do niej wróci. Pokoje bardzo przypadły Heinzowi do gustu. Urządzone były tak, jakby matka znała jego upodobania. Przyrzekł sobie, że nie opuści jej, a na pewno nie na długo. Musi wynagrodzić jej lata rozłąki. A potem pomyślał o Micaeli. Czy potrafi się tu zaaklimatyzować, gdyby zgodziła się zostać jego żoną? Czy dojdzie do porozumienia z jego matką? Snując tak plany na przyszłość, uspokoił się. Przypomniał sobie bowiem, jak ciepło Micaela mówiła o jego matce. Tak, te dwie kobiety zrozumieją się, o to nie musi się kłopotać. Jeszcze jest na to czas... Micaela jest przecież młoda i nie trzeba się spieszyć. Ona zaczeka na niego. Teraz, gdy był od niej z dala, nie miał wątpliwości, że Mica go kocha. Jej szorstki, niekiedy wręcz obcesowy sposób bycia nie od- straszał go już, pomyślał o tych wszystkich drobnych, a uszczęśli- wiających go znakach, które zdradzały jej miłość. I właśnie dlatego, że bywała wyniosła i nieprzystępna, znaki te były tym bardziej wymowne. Wierzył mocno, że pewnego dnia zostanie jego żoną, w przeciwnym razie nie wytrzymałby tej rozłąki. Postanowił zostać u matki kilka tygodni, może nawet kilka miesięcy. Muszą mieć czas, aby na nowo uczyć się siebie. Pełni miłości i dobrej woh z pewnością sprostają temu zadaniu. Na razie nie powie jej o swej m»ości do Micaeli. Najlepiej będzie, jeśli obie panie poznają się nie Wledząc, że on jest zakochany w dziewczynie. Doszedł również do wniosku, że będzie lepiej dla Micaeli, gdy amieszkają w Turyngii. Nie musieliby przeprowadzać się do Kanady. żadną cenę nie chciałby, aby rozstawała się ze swoją ukochaną l 707 WO ' UW uSi O i W ' o u siostrą, a i on mógłby spotykać się z Lienhardem von Riedem. Neustetten było oddalone zaledwie o kilka godzin drogi samochodem, mogliby więc widywać się, kiedy tylko dusza zapragnie. Musi jeszcze szczegółowo przemyśleć wszystkie sprawy. Odczeka jeszcze jakiś czas i zakończy interesy w Kanadzie, być może przekształci swoje przed- siębiorstwo w spółkę akcyjną. Później mógłby się spokojnie wycofać, a jego dwaj prokurenci zostaliby dyrektorami spółki. Oni z pewnością doskonale sobie ze wszystkim poradzą. Naturalnie nie ma się jeszcze do czego spieszyć, wszystko należy przemyśleć i zbadać sytuację tu, na miejscu. Było już późno w nocy, gdy udało mu się zasnąć. Nie wiedział, że pokój matki znajduje się dokładnie pod jego pokojem, że ona także nie może zasnąć i wsłuchuje się z ogromną radością w odgłos jego kroków. Tam u góry przechadzał się jej syn, który wreszcie do niej powrócił. Ku własnemu zaskoczeniu Heinz znalazł wiele przyjemności żyjąc i pracując w dużym majątku ziemskim. -Być może dlatego, że z zagad- nieniami rolniczymi zetknął się wcześniej w Neustetten. Już następnego przedpołudnia towarzyszył matce w objeździe pól. Matka dała mu do dyspozycji rasowego konia, więc razem cwałowali po polach. Z dnia na dzień stosunki między nimi były cieplejsze i serdeczniejsze. Heinz nie wspomniał ani słowem o zapiskach matki, ale gdy je zwracał, ucałował z namaszczeniem jej obie dłonie i powiedział czule: — Muszę zadośćuczynić ci za tyle krzywd, które ci wyrządziłem, mamo. Nie będę o tym więcej mówił, moimi czynami chcę udowodnić, że traktuję to bardzo poważnie. Wzruszona przytuliła go do serca i wyszeptała: — Kochaj mnie tylko, synu, a twoja miłość wszystko mi wyna- grodzi. Omówiła z nim dokładnie sprawy majątkowe, on przedstawił jej swoją sytuację finansową i plany związane z kanadyjskimi posiadłoś- ciami. Słuchała go z uwagą i prosiła o szczegółowe wyjaśnienie pewnych kwestii. A potem dodała, że powinien to wszystko starannie przeanali- zować, nie chciałaby bowiem, aby czegokolwiek żałował. Uważała jednak, że jego plany są bardzo rozsądne. 108 Pani Klementyna od chwili pojawienia się syna po prostu się odrodziła. Jej spojrzenie było żywsze, zarumieniła się lekko i jakby nieco przytyła. Jadała teraz w towarzystwie syna. Dla niego odeszła od prostej kuchni na rzecz bardziej wyszukanej, a wszystko po to, aby mu dogodzić. Byli teraz prawie zawsze razem. Ale bardziej była to inicjatywa Heinza, ona nie chciała go za żadną cenę ograniczać czy cokolwiek na nim wymuszać. Rozumiała, że był równie dumny jak ojciec, i nie chciała tym razem popełnić tego samego błędu co przed laty. Dopiero po kilku tygodniach zagadnęła go nieśmiało, czyjego serce jest jeszcze wolne. Milczał przez chwilę, patrząc na nią poważnie, aż wreszcie odpowiedział spokojnie: — Nie, mamo, w moim sercu jest ona... Chwyciła go czułe za rękę. — Czułam to, Heinz. — Naprawdę, mamo? — Tak, mój synu, widziałam niekiedy w twoich, oczach coś zastanawiającego. Myślałam sobie: teraz wspomina jakąś kobietę. — Co powiedziałabyś, mamo, gdybym pewnego dnia przyprowa- dził do tego domu kobietę, którą kocham? Westchnęła i rzekła: — Jeśli ją kochasz... i jeśli ona kocha ciebie... wtedy, ach, Heinz... musicie się tylko kochać, wszystko inne jest nieważne. — Tak, mamo, i ja tak uważam. — Czy jesteście już po słowie? — Nie, ona jest jeszcze bardzo młoda i być może nie w pełni uświadamia sobie, że mnie kocha. Jest bardzo nieprzystępna, ale nie bez powodu. Ma za sobą ciężkie przeżycia. Nie mogłem jej jeszcze zapytać, czy odwzajemnia moją miłość, ale gdy na nią patrzę, czerwieni się tak uroczo, a gdy ujmuję jej dłoń do pocałunku, czuję, jak drży. Jeśli nie potrafi tego ukryć, wtedy staje się jeszcze bardziej powściągliwa. — Więc nie jest to lekkomyślna dziewczyna? — Nie, z pewnością nie. Czy zostawiłeś ją w Kanadzie? . HT~ ^e' mamo, ona mieszka w Niemczech... jest córką Niemca iszpanki, do niedawna jej ojczyzną był Teksas, teraz... Turyngia. 109 wo UW USi O i w — Ach tak, najważniejsze już wiem, nie muszę więcej pytać. Czy byłbyś bardzo nieszczęśliwy, gdyby powiedziała „nie"? — Nie chcę o tym nawet myśleć, za bardzo ją kocham. Musisz wiedzieć, mamo, że unikałem dotychczas kobiet. Ale teraz to poważna sprawa, kocham ją namiętnie, jestem pod tym względem twoim nieodrodnym synem. Pani Klementyna westchnęła ciężko. — Tym bardziej ważne jest, abyście się kochali. Niech wam pomoże Bóg! Chciałabym cię zapytać o jeszcze jedno, Heinz. Czy w życiu twojego ojca była jakaś kobieta? Popatrzył na nią z uśmiechem i rzekł: — Nie, mamo, stronił od kobiet, myślę, że za bardzo mnie kochał, zbyt był mną zajęty. — Dzięki Bogu! Ale nie zrozum mnie źle, nie myśl, że to „dzięki Bogu" to wynik mojej wcześniejszej zazdrości. Chciałam się tylko dowiedzieć, czy nie dając mu rozwodu, nie pozbawiłam go możliwości ułożenia sobie życia. Nie mogłam się nigdy na to zdecydować. Po- wiedziałam sobie, że jeśli będzie się chciał uwolnić od tych formalnych jedynie więzów, wtedy sam wykaże inicjatywę. Ale była mi też pociechą świadomość, że nie wystąpił o rozwód. — Widzisz więc, że nie miał zamiaru powtórnie się żenić. Wielka szkoda, że ojciec nie znał cię takiej, jaka jesteś teraz... wtedy wszystko ułożyłoby się pomyślnie. Popatrzyła na niego ze smutkiem. — Wiem, że sama winna jestem swojemu nieszczęściu. Ale nie mówmy już o tym. Odzyskałam ciebie... jesteś nie tylko moim synem, ale także twojego ojca, a jesteś do niego tak podobny... można by sądzić, że to on siedzi naprzeciwko mnie. Nie wracali już do tych spraw, nigdy już też nie pytała o kobietę, którą pokochał. Ale często myślała o tym i wyobrażała sobie, jak to będzie, gdy syn poślub* wybrankę swojego serca. Ale czy ta kobieta zechce później tutaj zamieszkać i pozwolić jej synowi kochać ją nadal? Domyślała się, że chodzi o siostrę pani von Ried, wybadała to, stawiając niewinne z pozoru pytania. Pociechą było jej to, że właśnie ta młoda kobieta nakłaniała Heinza, aby jak najszybciej odwiedził matkę i choć w części wynagrodził wyrządzoną jej krzywdę. Jeśli taka młodziutka 110 osoba rozumuje w ten sposób, to na pewno nie będzie bez serca i nie rozdzieli matki od syna. Była jednak pewna, że gdyby to było konieczne dla szczęścia jej syna, jest gotowa ponieść ofiarę rozłąki. Ale modliła się, aby to nie było konieczne. Będzie robiła wszystko, co w jej mocy, aby żyć w zgodzie z jego wybranką. Chciałaby ją pokochać i mieć w niej córkę. I tak snuła plany i nieustannie odsuwała od siebie widmo rozłąki z synem. Nieśmiało też marzyła o wnukach. Robiło jej się wtedy ciepło wokół serca, chciała, aby syn możliwie najprędzej wprowadził do tego domu swą ukochaną jako żonę. Mijały tygodnie, a potem miesiące. Heinz i Hardy pisywali do siebie regularnie, jednak do Micaeli Heinz nie miał odwagi napisać. Liczył na to, że treść jego listów przyjaciel przekaże Dorrit i jej siostrze. Von Ried zdawał mu szczegółowo relację z życia w Neustetten, pisał także o tym, co porabia Micaela, a to bardzo Heinza interesowało. Często pytał go, kiedy wreszcie wróci do Neustetten, gdzie wszyscy na niego czekają. Heinz zwykł wtedy odpowiadać: Na razie nie mogę jeszcze opuścić mojej matki, bylby to dla niej cios. Ale przekaż, proszę, pannie Micaeli, że przyjadę, jak obiecałem, na owocobranie, dotrzymam słowa bez względu na okoliczności. Heinz był rzeczywiście zdecydowany pojawić się na zbiór owoców w Neustetten. Z każdym dniem silniejsza też była jego tęsknota za Micaela. Gdy zauważył, że w majątku matki dojrzewają w sadach owoce, zaczął liczyć dni do wyjazdu. Pod koniec sierpnia oznajmił matce, że z początkiem września wybiera się do Neustetten. Nie sprzeciwiła się temu ani słowem, zapytała tylko, czy nie chciałby Pojechać samochodem, jest do jego dyspozycji. Chętnie przyjął tę propozycję. Oprócz małej limuzyny, której używano do poruszania się po okolicy, pani Rottach miała także dużego mercedesa. Ona sama chętnie nim jeździła. Heinz był ucieszony jej reakcją na wiadomość o wyjeździe. Nie omyslał się jednak, jak bardzo się bała znowu zostać sama. Była już Je nak znacznie rozsądniejsza niż przed laty i wiedziała dobrze, że ?zczyzni nie znoszą przymusu. Odpowiedziała z uśmiechem: 111 wo UW us> O ! W O u — Mam nadzieję, że i ja poznam wkrótce twojego przyjaciela. Powtórz mu, proszę, że zapraszam go do siebie, może zabawić tu, jak długo zechce. Wiem, że dla gospodarzy nastaną wkrótce spokojniejsze czasy, i wtedy twój przyjaciel mógłby oderwać się od pracy. Naturalnie zabrałby ze sobą nie tylko żonę, ale i jej siostrę, przecież nie zostawiliby jej samej... Twarz Heinza oblała się rumieńcem. Z radością przyjął zaproszenie matki i podziękował za nie serdecznie. Popatrzyła na niego roz- promieniona. — Nie ma za co dziękować, Heinz, ten dom należy do mnie i do ciebie, to oczywiste, że możesz tutaj przyjmować swoich przyjaciół. Mamy tu dosyć miejsca. — To prawda, ale żyłaś przez te wszystkie lata w odosobnieniu, nie chciałbym, aby zakłócano twój spokój. — Tak było rzeczywiście. Zanim się tu pojawiłeś, nie mogłam ścierpieć wokół siebie pogodnych ludzi. Ale teraz... towarzystwo wesołych młodych ludzi sprawi mi przyjemność. Heinz ucieszył się niezmiernie. Wydawało mu się to niezwykle ważne. Zdecydował się już pozostać tu na stałe i chciał, aby Mica poznała ten dom i zadecydowała, czy tutaj właśnie zechce zamieszkać jako jego żona. Pani Klementyna, jakby czytając w myślach syna, zapytała po chwili: — Wiesz, Heinz, gdybyś postanowił zostać tu na stałe i ożenił się pewnego dnia, wtedy ja przeprowadziłabym się do bocznego skrzydła. Tam będę miała dla siebie dosyć miejsca i nie wchodzilibyśmy sobie w paradę. Przecież każdy chce mieć swoje życie. Przez chwilę patrzył na nią zaskoczony, po czym podskoczył, serdecznie ją objął i ucałował kochane matczyne ręce, które tylko dawały, a nigdy nie żądały. — Mamo, myślisz tylko, jak ułatwić mi życie. Byłoby wspaniale, gdybym zatrzymał cię^przy sobie i mógł mieć u mego boku żonę. Ona cię pokocha, mamo, wiem o tym, a ty... staniesz się dla niej matką, od dawna nie zaznała matczynego ciepła, jej opiekunem był wyrodny i egoistyczny ojciec. — Tym bardziej będę ją kochała. Chciałabym, abyś zaznał tylko miłości i dobroci. Jeśli ona cię kocha i uczyni szczęśliwym, będzie moim ukochanym dzieckiem. Jeszcze raz ucałował jej dłonie. Nie przeczuwał jednak, jak wiele kosztowały ją te słowa. — Kochana, cudowna mamo, jakże ci dziękuję! Popatrzyła na niego z czułością. — Tylko szybko mi przywieź swoją żonę! Zaśmiał się na poły uszczęśliwiony, na poły zmartwiony. — Najchętniej już dzisiaj wprowadziłbym ją w te progi, ale... jak już wspomniałem, wszystko w swoim czasie. Mica jest jeszcze bardzo młoda. Chciałbym ją pojąć za żonę najpóźniej w przyszłym roku. Za rok skończy siedemnaście i pół roku, a przecież już teraz może uchodzić za dwudziestolatkę. — A więc złóżmy wszystko w ręce Boga, synu, on urządzi to najlepiej. Heinz ustalił datę wyjazdu na trzeciego września. Wypadało to w czwartek. Ale nie powiadomił nikogo w Neustetten o swoim przyjeździe. Chciał, aby Micaela nie miała czasu na przygotowanie się do tego spotkania, aby nie mogła przybrać maski niedostępności. Tak bardzo pragnął stanąć już przed nią. Jej zachowanie zdradziłoby mu wówczas, na co może liczyć i czego powinien się obawiać. Ostatnie dni poświęcił matce, otoczył ją miłością i czułością. Chciał jej w ten sposób wynagrodzić rozstanie. Cieszył się, że matka tak naturalnie zaprosiła jego przyjaciół, będzie więc tutaj ze wszystkimi bliskimi sobie osobami. Był bardzo ciekaw, jak matka przyjmie Micaelę. Przeczuwał, że będzie szczególnie pilnie obserwowała siostrę pani von Ried. Nie uszły jego uwagi dyskretne pytania matki dotyczące jej osoby. Nie rozmawiali o Micaeli Riemann jako wybrance jego serca, ale matka wiedziała, że to o nią chodzi, albo przynajmniej się domyślała. Nie czuł się skrępowany tą sytuacją. Poznają się obie i przekonają, czy potrafią się zaprzyjaźnić. Niecierpliwie oczekiwał dnia wyjazdu. 112 l siostra wo UW us. O ' w O' u ja' XI Po wyjeździe Heinza Micaela stała się bardziej milcząca i trochę bledsza. Ona także tęskniła za Heinzem, ale równocześnie pełna była obaw. Wiedziała, że będzie musiała zebrać siły i znowu odgrywać rolę, którą sobie narzuciła. Owoce dojrzewały i Micaela niepokoiła się, czy Heinz dotrzyma słowa, czy matka pozwoli mu odejść. Hardy dawał jej do czytania wszystkie listy od Heinza. Micaela reagowała na nie z wymuszoną obojętnością i zwykle dość chłodno je komentowała. Ale nie zmyliło to siostry i szwagra, którzy rzucali sobie wymowne spojrzenia. Chociaż oboje nie rozmawiali o uczuciach tych dwojga, to jednak doskonale wiedzieli, co się między nimi rozgrywa. I oboje dali tym dwojgu swoje błogosławieństwo. Nie wątpili ani przez chwilę, że obojętność Micaeli to tylko poza, tak samo jak przyjacielskie pytania Heinza o samopoczucie Micaeli. Mica wiedziała z listów, jak układają się stosunki Heinza z matką. Dziewczyna doskonale rozumiała matkę i chociaż znała ją jedynie z listów i opowieści Heinza, bardzo ją polubiła. Może po prostu dlatego, że była jego matką? Micaela nie znała daty przyjazdu Heinza, ale ufała, że zgodnie z obietnicą zjawi się na owocobranie. Gdy owoce na drzewach w Neustetten były już tak dojrzałe, że można je było zrywać, Micaela zadecydowała, że najwyższy już czas na ich zbiór. Uważała, że upora się z tym w ciągu jednego dnia, bo młode drzewka nie miały zbyt wiele owoców, chociaż był to nadzwyczaj urodzajny rok. Owocobranie wyznaczono na siódmego września. Trzeciego września po południu Micaela spacerowała po sadzie, przyglądając się z zachwytem dojrzałym owocom. Przede wszystkim brzoskwinie udafy się znakomicie, ale i morele były piękne. To rzeczywiście najwyższa pora, aby je zrywać. Ale... nie było jeszcze Heinza Rottacha. Czy dotrzyma słowa i przyjedzie? Właśnie nadszedł Breitner i stanął wśród drzewek w ogrodzie. — Brzoskwinie i morele nie powinny już dłużej wisieć na drzewach, łaskawa panno, będą zbyt dojrzałe. Tak samo renklody. Z jabłkami i śliwkami nie ma takiego pośpiechu. 114 — Poczekajmy jeszcze do niedzieli, Breitner. Zaprosiłam na nie- dzielę siostrę i szwagra, żeby mogli podziwiać moje zbiory. W po- niedziałek zabieramy się do pracy w Neustetten — powiedziała wzdy- chając. — No dobrze, do niedzieli można zaczekać, ale nie dłużej, łaskawa panno. Micaela skinęła głową i powiedziała z prośbą w głosie: — Czy pańska żona nie zrobiłaby mi herbaty i przyniosła ją pod lipy? Jest takie cudowne słoneczne popołudnie. — Zaraz będzie podana, łaskawa panno, żona chciała jeszcze tylko upiec dla pani kilka wafli. — Och, jakże się cieszę — odparła z uśmiechem Micaela. Powoli przechadzała się po parku, a gdy odwróciła się, aby spojrzeć na trzy lipy, wystraszyła się. Tuż przed nią stał Heinz. Zbladła, a po chwili oblała się purpurą. Nie pojmowała, jak mógł się tu tak nagle pojawić. Straciła zupełnie głowę, o mało nie wybuchnęła płaczem. Jej życzenie spełniło się tak nieoczekiwanie. Starała się usilnie zapanować nad sobą, ale nadaremnie. Drżała na całym ciele. Heinz Rottach widział, jak dziewczyna próbuje się opanować. Najchętniej wziąłby ją teraz w ramiona i pokrył jej drżące usta pocałunkami. W sposób tak oczywisty wyznała mu przecież swoje uczucia. Nie miał już wątpliwości, że Mica naprawdę go kocha. Opanował się całym wysiłkiem woli i powiedział: — Dzień dobry, panno Mico, oto jestem, tak jak obiecałem. Wyciągnął do niej rękę i spojrzał tak wymownie, że lekko zadrżała. Poczuła się niezmiernie szczęśliwa. Próbowała zapanować nad sobą. Uśmiechnęła się i powiedziała, udając beztroskę: — Mój Boże, czyżby pan spadł z nieba! Skąd się pan tutaj wziął? Zaśmiał się cicho, nie spuszczając z niej oczu. Jej pozorna obojętność nie mogła go już oszukać. — A może rzeczywiście spadłem z nieba? — Ach, proszę nie opowiadać głupstw. Czy przybywa pan z Neus- tetten? Nie, panno Mico, przyjechałem wprost do pani. Przecież jadąc Neustetten, muszę przejeżdżać tędy, więc zajrzałem, aby się przeko- 115 wo UW us> O ' w o u nać, czy jest pani w domu, no i czy owoce w sadzie już dojrzały i... czy nie dostałbym filiżanki herbaty. A oto i Breitner stawia pod lipami nakrycia do popołudniowej herbatki, a ja mam takie pragnienie. Próbowała zapanować nad sobą, ale nie umiała ukryć szczęścia, które ją przepełniało, gdy tylko spoglądał na nią. Jak to cudownie, że cały i zdrów wrócił tutaj. Ale potrzebowała jakiejś tarczy obronnej, aby ukryć własną słabość, więc znowu zaczęła się srożyć. — A gdzie zostawił pan samochód? Nie słyszałam, jak pan nad- jeżdżał. Chyba pan sobie żartuje ze mnie? Roześmiał się. Uszczęśliwiony przyglądał się jej. Właśnie takie jej zachowanie najbardziej ją zdradzało. — Ach, to tak mnie pani wita. Wyobrażałem to sobie nieco inaczej. Nie usłyszałem nawet „dzień dobry". Czy mam się ponownie zaprosić na herbatę? Przestraszyła się. Wyglądał na urażonego. Nie przyszło jej do głowy, że po prostu dworował sobie z niej. Wyciągnęła do niego nieśmiało rękę. — Ach, proszę wybaczyć, panie Rottach, ale... ja się naprawdę przelękłam, gdy pan tak niespodziewanie wyrósł przede mną. Chwycił mocno jej dłoń. — Przykro mi, że panią wystraszyłem, chociaż nie... właściwie to nie jest mi przykro, chciałem panią zaskoczyć i jak widzę — udało mi się to. Zaparkowałem samochód na dole. Inaczej nie byłoby tej wspaniałej niespodzianki. Ale proszę mi powiedzieć, czy mam jechać dalej, czy też dostanę filiżankę herbaty? Tak chce mi się pić! Zabrzmiało to tak jękliwie, że musiała się roześmiać. Uspokoiła się już i mogła swobodnie przekomarzać się z Heinzem. — No dobrze, dostanie pan herbatę, a nawet świeżo upieczone wafle. Miejmy nadzieję, że i dla pana starczy. A więc zapraszam. Breitner przygląda s^ię panu dziwnie natarczywie. Poszła szybko w kierunku lip, Heinz ruszył za nią. — Breitner, gdyby pan mógł przynieść jeszcze wafli, jak pan widzi, mam gościa. Pan Rottach lubi robić niespodzianki, zawsze pojawia się nieoczekiwanie. I proszę przynieść jeszcze jedną filiżankę. A pana żona mogłaby zaparzyć jeszcze dodatkową porcję herbaty, pan Rottach umiera z pragnienia. Wydawała polecenia, siląc się na spokój. Breitner natychmiast spełnił jej życzenia. Heinza Rottacha zachował przecież w najlepszej pamięci. Usiadła przy stole i wskazała Heinzowi fotel naprzeciwko. Ob- służyła gościa i gawędziła z nim zupełnie swobodnie. Gdy Heinz opowiedział jej o spotkaniu z matką, o czułym powitaniu, o radości, jaką jej sprawił, w oczach Micaeli pojawiły się łzy. — Wyobrażam sobie, że takie wydarzenie musiałoby wstrząsnąć każdą matką. Ale teraz jest z pewnością bardzo szczęśliwa. — To doprawdy niepojęte, jak bardzo stara mi się dogodzić. Sprawia jej to wielką radość. Micaela otarła ukradkiem łzy. — Tak się cieszę, że jest pan znowu z matką. Ale... czy nie sprawi jej pan bólu swoim powrotem do Kanady? — Będę jeździł tam rzadko i tylko na krótki czas, ale na razie jeszcze długo się tam nie wybiorę. Nie mogła ustrzec się przed rumieńcem, który wykwitł na jej twarzy. — A więc zostanie pan w Niemczech, w Turyngii? — zapytała z wahaniem. \ — Tak, zrozumiałem, że nie mogę zostawić mojej matki samej. Załatwię moje kanadyjskie interesy tak, abym nie był tam niezbędnie potrzebny. Zajmę się majątkiem w Turyngii. Zaaklimatyzowałem się tutaj, a poza tym będę blisko pani i mojego przyjaciela. Będziemy się z pewnością często widywali. Matka prosiła mnie bardzo, abym zaprosił wszystkich państwa do niej, chciałaby, aby moi przyjaciele byli także jej gośćmi. — O, czy mnie także zaprosiła? — wymknęło się dziewczynie. — Oczywiście, pani także należy do grona moich przyjaciół. A może chce pani pozbawić mnie swojej przyjaźni? Odetchnąła z ulgą. Tak, mogą zostać przyjaciółmi. Widywaliby się wówczas często... jakie to byłoby piękne. — Nie, nie, cóż pan opowiada, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, będziemy dobrymi przyjaciółmi. Ale wtedy nie powinna mnie pani tak źle traktować. Spojrzała na niego z przestrachem. Czy traktowałam pana tak kiedyś? 117 116 WO' UW us^ o s W i o U < ja' P 1 t 7 Zaśmiał się pogodnie. — A czy przypomina pani sobie dzisiejsze powitanie? — Ach, to tylko dlatego, że tak się przeraziłam. Nie miałam złych zamiarów. Ale skoro mamy być przyjaciółmi, to na pewno nie będę już dla pana niemiła. Popatrzył na nią uszczęśliwiony. Z trudnością zachowywał spokój. Chciał, aby matka jak najszybciej poznała Micaelę. Zauważył, z jaką radością dziewczyna zgodziła się na propozycję zostania przyjaciółmi, ale ponieważ nie znał przyczyny jej zachowania, nie brał tego poważnie. Uznał, że powodem jest nieśmiałość. Ale cokolwiek by się za tym kryło, była cudowna, starając się za wszelką cenę ukryć swoje prawdziwe uczucia. — Proszę nie obiecywać za dużo. Nie mam pani za złe, że traktuje mnie pani czasami obcesowo. Niekiedy bywa tak i między dobrymi przyjaciółmi. A teraz proszę mi dać rękę dla przypieczętowania naszej przyjaźni. Proszę też obiecać, że będzie pani zawsze towarzyszyła Dorrit i jej mężowi, gdy wybiorą się w odwiedziny do mnie i mojej matki. Uspokojona kiwnęła głową. To jej odpowiadało... będzie go mogła często widywać... jak dobrego przyjaciela, żadnego ryzyka, dobry Boże... przecież więcej niż jego przyjaźni nie mogła wymagać. To i tak było za wiele, gdyby... Nie, nie chciała już o tym myśleć. Powinna się zadowolić tym, co osiągnęła. Musiała się pogodzić, że Heinz Rottach będzie w jej życiu tylko przyjacielem, kochanym, dobrym przyjacielem. Z wahaniem podała mu rękę. Nie okazał, że widzi jej wahanie, i delikatnie musnął wargami jej dłoń. A gdy zadrżała przy tym lekko, opanował się siłą woli, aby nie zakończyć tej świeżej przyjaźni zbyt szybko. Wypili herbatę, smaczne wafle też się już skończyły i Heinz pomyślał, że czas skończyć tę wizytę. Przypomniał sobie jednak o drzewkach owocowych. — A czy owoce obrodziły, panno Mico, czy mógłbym obejrzeć drzewka, zanim pojadę do Neustetten? Podniosła się ożywiona. — Ależ oczywiście, chodźmy! Owocobranie w Riedburgu wypadnie znakomicie, chociaż moje drzewka nie mogą jeszcze konkurować z tymi w Neustetten. Wspaniale obrodziły łutówki. Zawiozłam je już Dorrit, a ona zarządziła, aby usmażono dla mnie konfitury. W mojej spiżarni zapełnione są już nimi półki i podjadam je, gdy tylko pani Breitner zrobi bitą śmietanę. Smakują wówczas doskonale... i pan powinien kiedyś ich skosztować. Truskawek jest bardzo niewiele, ale za to jest duży wysyp porzeczek i agrestu, chociaż to już stare krzaczki. Pani Breitner zrobiła galaretkę porzeczkową... palce lizać! Ale truskawek też się najadłam, w Neustetten mieli ich bardzo dużo. A oto moje brzoskwinie, morele i renklody, nie wspominając o jabłkach i gruszkach. Czy nie wspaniałe okazy? Jestem naprawdę dumna z moich owoców. Przytaknął jej, owoce obrodziły rzeczywiście nadzwyczajnie. — Czy w posiadłości pana matki były już zbiory owoców? — za- pytała Mica. — Tak, i dużo było przy tym pracy, obrodziły znakomicie. Turyn- gia jest regionem sadów. Myślałem często o pani, patrząc jak dojrzewają owoce w sadach mojej matki. Tam również wszystkie drogi i ścieżki obsadzone są drzewami owocowymi, gałęzie aż uginały się pod ciężarem owoców i trzeba je było podpierać. Moja matka uważa jednak, że jeśli na drzewie jest zbyt dużo owoców, odbija się to na ich jakości. Micaela westchnęła, jej oczy płonęły. — Turyngia to cudowny kraj, jestem taka szczęśliwa, że tu zamiesz- kałam. Niechętnie wspominam prerię, gdzie rosła tylko trawa. — A więc nie chciałaby pani wrócić do Teksasu? Jak w geście obrony zakryła twarz dłońmi. Była blada jak kreda. — Boże uchowaj mnie przed tym, abym musiała tam powrócić. Żal mu się jej zrobiło, wiedział przecież, dlaczego myśl o powrocie do ojca była dla niej taka przerażająca. — Ale w Turyngii chciałaby pani pozostać, podoba się pani tutaj? — O tak! Tutaj jest Dorrit... i Hardy... czy pan także tu pozostanie? — A czy ma to dla pani jakieś znaczenie? — zapytał cicho. Zaczerwieniła się, odpowiedziała jednak spokojnie i zdecydowanie: Przecież jest pan moim przyjacielem. Jakież to było oczywiste! Przyjął to do wiadomości i musiał się tym na razie zadowolić. Wreszcie wstał. — No, ale teraz muszę się już pożegnać. Czy nie zechciałaby pani owarzyszyć mi do Neustetten? Samochód mojej matki jest bardzo 118 119 w o1 UW us. O i W i o U ' ja! wygodny. Oddała mi także do dyspozycji szofera. Polega na nim i wielokrotnie już z nim podróżowała. Być może nie dowierza, że potrafię sam prowadzić samochód. Uśmiechnęła się ciepło. — Matki po prostu lękają się o swoich synów. Niech pan się cieszy, że matka tak się o pana troszczy. To miłość matczyna. Skinął głową. — Wiem o tym dobrze. Miłość ta niesie ze sobą tyle ciepła i dobroci. Chciałbym, aby i pani mogła się cieszyć taką miłością. Zamyślona przesunęła ręką po włosach. — Jak to pięknie, że może pan zaznać miłości matki. — A więc, czy pojedzie pani ze mną? — Nie, niech mieszkańcy Neustetten nacieszą się teraz panem. Jutro przyjadę konno. I... żebym nie zapomniała, w niedzielę będzie w zamkowym ogrodzie owocobranie, Dorrit i Hardy przyjdą do Riedburga. I pan także musi tu być, tak jak pan obiecał, brakuje mi ludzi do pracy. Liczę więc na pomoc rodziny i przyjaciół — odparła z uroczym uśmiechem. — Ależ naturalnie, dlatego przecież przyjechałem. Chciałbym się pani na coś przydać. Proszę już szykować kosze. — Prześle mi je Hardy. — A więc do zobaczenia jutro! — Do widzenia panie Rottach. Szczęśliwej podróży! Szybkim krokiem poszedł do samochodu. Mica stała bez ruchu i odprowadzała go wzrokiem, dopóki nie zniknął. Potem przycisnęła rękę do serca i powiedziała do siebie: — Gdziekolwiek jesteś... myślę o tobie! Przestraszyła się tych słów, przestraszyła się, że w myślach zwraca się do niego „ty", i już chciała sama siebie skarcić, ale pomyślała, że przecież jest on jej przyjacielem, a przyjaciele zwracają się do siebie „ty". Potem pobiegła do punktu widokowego, skąd mogła jeszcze zoba- czyć jego samochód w drodze do Neustetten. Czekała, aż wreszcie się pojawi. Gdy go zobaczyła, ogarnęło ją uczucie szczęścia. XII W Neustetten przyjęto Heinza z ogromną radością. Hardy i Dorrit byli w domu i siedzieli jeszcze przy herbacie. Zaproponowano mu herbatę, odmówił jednak. — Poczęstowano mnie już herbatą w Riedburgu. Zjadłem chyba wszystkie wafle panny Mici. Nadjechałem, gdy serwowano podwieczorek. Dorrit popatrzyła na niego uważnie. — A co powiedziała Mica na tę niespodziewaną wizytę? — Wielkiej radości nie okazała, wystraszyła się tylko na mój widok, ale wyjaśniła mi potem dlaczego — powiedział rozbawiony. Państwo von Ried roześmiali się, a Dorrit powiedziała: — Nie powinien pan sobie brać tego do serca, panie Rottach. Potrząsnął głową. Widział, jak Hardy tłumi śmiech. — Nie, nie, oczywiście, że nie. Rozstaliśmy się w wielkiej przyjaźni. A to powitanie, które zwykle spotyka mnie w Riedburgu, odbiłem sobie, zjadając wszystkie wafle. Ale panna Mica nie miała mi tego za złe. Zaprosiła mnie na niedzielę do ogrodu zamkowego. Musiałem się zobowiązać, że będę pracował. Ale to obiecałem już wcześniej. Dorrit dobrze wiedziała, że za tą beztroską Heinza skrywa się coś głębszego. Cieszyła się jednak, że przyjaciel męża znowu jest u nich. Miała nadzieję, że Micaela będzie teraz pogodniejsza niż dotychczas: od chwili wyjazdu Heinza z Neustetten była cicha i poważna. Ale zarówno Dorrit, jak i pozostali domownicy nie zdawali sobie sprawy, że Micaela miała ważny powód, aby witać Heinza dosyć ozięble. Heinz wprowadził się do swoich dawnych pokoi. Po kolacji opowia- dał o matce, pobycie u niej i planach wspólnego zamieszkania. Dorrit była poruszona jego słowami, a Hardy cieszył się, że jego artykuły były dla niej pierwszym źródłem informacji o synu. Napisano Już do niego z „Berliner Zeitung", czy wyraża zgodę na podanie jego adresu niejakiej Klementynie Rottach. Ale okazało się to zbędne, Heinz wcześniej pojawił się u matki osobiście. Dorrit poszła do siebie tego wieczora wcześniej, aby przyjaciele °gh swobodnie pogawędzić. Heinz wykorzystał tę okazję, aby wypy- c o Micaelę, jak znosiła rozstanie i czy była choć trochę zasmucona. 727 wo UW USi O i w o u jai Hardy miał dla niego same dobre wieści. Heinz pochwalił się, że powiedział już matce o swojej miłości. Zaaprobowała jego wybór. Zwierzył się też, że zamierza uregulować swoje interesy w Kanadzie i osiedlić się w Niemczech w posiadłości matki, którą miał zamiar zarządzać. Hardy'ego ucieszyła bardzo ta wiadomość. Heinz zaprosił też w imieniu matki przyjaciół do złożenia wizyty w jej majątku. Ustalono, że wraz z Micaelą zjawią się u niej w pierwszy dzień Bożego Narodzenia. Wigilię spędzą w Neustetten ze wszystkimi pracownikami. Będzie to ich pierwsza Wigilia w domu. Następnego dnia przyjechała Micaelą już w zupełnie innym nastroju niż dotąd. Heinz czyhał na moment, kiedy jej koń zatrzyma się przed gankiem, i pomógł jej zejść. Oboje byli przy tym trochę zakłopotani. Micaelą próbowała maskować swe onieśmielenie, zasypując Heinza pytaniami o siostrę i szwagra. Gdy ci nadeszli, atmosfera była już zupełnie rozładowana. Swoje zachowanie w stosunku do Heinza Michaela tłumaczyła łączącą ich przyjaźnią. Była serdeczna i uprzejma. A gdy zdarzało się, że odnosiła się do niego nieprzychylnie, patrzył na nią z wyrzutem. — I mnie to pani robi, swojemu przyjacielowi? No to chciałbym widzieć pani spotkanie z wrogiem! Usprawiedliwiała się wówczas nieco przestraszona i prosiła, aby nie traktował poważnie jej słów, bowiem nie miała jeszcze nigdy przyjaciela i nie zawsze wie, jak ma się wobec niego zachować. Ilekroć zdarzała się taka sytuacja, był wzruszony jej zakłopotaniem i musiał panować nad sobą, aby nie wykroczyć poza przyjęte ramy. Zauważył bowiem już dawno, że kiedy panował nad swoimi namiętnoś- ciami i postępował rozsądnie, okazywała mu zaufanie i serdeczność, ale gdy tylko uzewnętrzniał swoje uczucia, natychmiast stawała się napięta i rozdrażniona. Owocobranie w Kiedburgu było bardzo udane. Heinz i Micaelą pracowali razem, a pozostała czwórka, Dorrit, Hardy i państwo Breitnerowie, zrywała owoce w drugim końcu ogrodu. Zapełniono wiele koszy, które potem zaniesiono do piwnicy, aby w jej chłodnym wnętrzu mogły trochę poleżeć. Breitner rozłożył słomę i na niej rozłożono brzoskwinie i morele. Każdy owoc zawinięty był w pergamin. Micaelą 122 cieszyła się jak dziecko z tej obfitości zbiorów. Goście zostali na obiad i pani Breitner nie po raz pierwszy udowodniła, że jest pierwszorzędną kucharką. Po południu wyruszyli znowu do ogrodu. Później był podwieczorek i miła pogawędka. Gdy zebrano już wszystkie owoce, Micaelą wybrała najpiękniejsze okazy i włożyła do koszyczka, który Dorrit zabrać miała do Neustetten. Co prawda i tam zapowiadały się obfite zbiory, ale Micaelą chciała, aby skosztowano owoców z jej ogrodu. Ustalono jeszcze, że Heinz przyjedzie jutro po Micaelę. Wprawdzie w Neustetten mieli dosyć rąk do pracy, ale i ona mogła się przydać. Heinz przyjechał punktualnie o umówionej godzinie. Micaelą przyglądała się badawczo jego pojazdowi, który uznała za bardzo elegancki i komfortowy, po czym usiadła obok Heinza. Trudno wprost opisaćjakie uczucia towarzyszyły młodej parze, gdy tak jechali w łagodnych promieniach jesiennego słońca. Liście wcześniej niż zwykle zabarwiły się już na żółto i czerwono, co wróżyło wcześniejszą zimę. A może winne temu było upalne lato, które zaczęło się już w maju? W Neustetten praca już wrzała, Heinz i Micaelą mogli więc zaraz włączyć się do niej. Byli cały czas blisko siebie. Czasami przerywali pracę i gawędzili przez parę minut jak dwoje dobrych przyjaciół. Niekiedy przychodzili do nich Dorrit z Hardym. Żartowano wówczas i rozlegał się beztroski śmiech. Micaelą zachwycona była jesiennymi pracami w Niemczech i nie ukrywała tego przed Heinzem. Będąc razem, byli szczęśliwi. Micaelą marzyła, aby tak już zostało na zawsze. Nie codziennie była w takim radosnym nastroju. Bywały dni, kiedy zadręczała się myślą, czy będzie jeszcze kiedykolwiek szczęśliwa, skoro ma ojca, którego musi się wstydzić. Ale czyż Dorrit nie była szczęśliwa i Hardy jej nie szanował, chociaż tyła córką Kurta Riemanna? Może i Heinz zachowałby się podobnie? ~~ Pocieszyła się. Oczywiście Dorrit już od dzieciństwa nie była pod wpływem ojca, ale • • Wstydziła się, gdy wracały wspomnienia z ojcowskiego ranczo, na 'rym mieszkali prymitywni gauchos. czy nadawała się na żonę Niemca? 123 wo UW us. O J w o u ja' l Starała się postępować według wskazówek Dorrit, ale nie była z siebie zadowolona. Bardzo chciała się uczyć i uzupełnić swą wiedzę, pracowała intensywnie nad sobą... ale wiedziała, że cokolwiek by nie zrobiła, ojciec pozostanie nadal taki sam. Jak zachowywałby się wobec niej Heinz, gdyby znał prawdę o jej ojcu, gdyby wiedział, kim był jej ojciec, jaką był kanalią? Bardzo dręczyły ją te pytania. O ileż byłoby jej łatwiej, gdyby wiedziała, że Hardy już dawno przedstawił przyjacielowi szczegóły jej życia na ranczo. Miotały nią sprzeczne uczucia. Pewnego dnia zastanawiała się, co zrobiłaby, gdyby Heinz Rottach poślubił inną kobietę. Zamarło jej serce, miała uczucie, że za chwilę padnie bez życia. Ogarnął ją potworny lęk, a krew o mało nie zastygła jej w żyłach. Co ma zrobić? Czy będzie mogła potem normalnie żyć? Czy ta kobieta pozwoli jej nadal przyjaźnić się z Heinzem? Niepokój pojawił się w dniu, kiedy Heinz wspomniał, że zamierza wracać do matki. Na domiar złego tego samego dnia dostała list, który przywołał przykrą przeszłość. Pocztę otrzymywała zawsze w Riedburgu. Nie były to częste przesyłki, od czasu do czasu przychodziły jakieś pisma urzędowe albo rachunki za zakupy czy prenumerata na gazety. Dzisiaj jednak nadszedł prywatny list, list z Teksasu. Był na nim stempel Bonary, małego miasteczka leżącego niedaleko ranczo, gdzie się urodziła i mieszkała szesnaście lat. List nie był adresowany ręką jej ojca. Przez chwilę myślała, że napisał do niej, chcąc wyłudzić pieniądze. Po chwili stwierdziła, że to pismo jej kuzyna Rodriga. Ale to jej także nie uspokoiło. Wiedziała, że stamtąd nie przychodzą dobre wieści. , Poszła do swego pokoju, usiadła w fotelu i otworzyła kopertę. Drżącymi rękoma otworzyła list. Moja Kochana Mico! Dziwisz się, że do Ciebie piszę, a może dziwiłaś się, że jeszcze do Ciebie nie napisałem. Przecież kiedyś, zanim Twój ojciec mnie nie otumanił i nie 124 stałem się godnym pożałowania wykolejeńcem, stosunki między nami były bardzo dobre. Tak, Mico, byłem nim. Jeszcze teraz przechodzi mnie dreszcz, gdy pomyślę, do czego chciał mnie nakłonić Twój ojciec, kiedy była u nas Twoja siostra. Nie chcę się usprawiedliwiać, to było podłe zarówno z mojej, jak i z jego strony. Ale... Dorrit z cudownymi blond włosami zupełnie zawróciła mi w głowie, a Twój ojciec obiecywał mi milion. Słaby i pozbawiony wszelkich hamulców nie maglem się oprzeć. Jednak gdy stałem tak twarzą w twarz z narzeczonym Dorrit — od dawna już chyba jej mężem — który mimo pogardy, którą wyczytałem w jego tonie, rozmawiał ze mną jak z człowiekiem, przebudziłem się jak ze snu i zrozumiałem, w jakim żyłem bagnie. I powiedziałem sobie, że jestem stracony, jeśli nie uwolnię się spod wpływu wuja i nie wezmę sobie do serca upomnień pana von Rieda. Krótko mówiąc, Mico, wziąłem się energicznie do pracy nad sobą. Twój ojciec próbował nieustannie wciągnąć mnie w dawne życie, ale wstyd przed Dorrit i jej narzeczonym tak głęboko tkwił we mnie, że wyzwoliłem się spod^ego wpływu. Twardo przeciwstawiłem się wujowi. Nie dałem się nakłonić do kart i dzielnie znosiłem jego szyderstwa wykpiwające moje nawrócenie. Nasze drogi rozeszły się, zacząłem uczciwie pracować na ranczo. Pieniądze, które w imieniu Dorrit wypłacił mi jej narzeczony, mam niemal nietknięte, chociaż Twój ojciec przegrał wkrótce pieniądze od pana von Rieda i chciał, oczywiście, wyłudzić moje. Ulokowałem je w banku i wybierałem tylko male sumy, aby opłacić gauchos. Twój ojciec włóczył się po spelunkach Bonary i San Domingo, których ja nie odwiedzam już od dawna. Na ranczo było pełno roboty. Kiedyś z kilkoma gauchos byliśmy w górach i złapaliśmy kilka dzikich koni, które przygnaliśmy na ranczo, a potem sprzedałem je. Dzięki temu nieźle zarobiłem, a ponieważ żyję skromnie, odłożyłem też trochę pieniędzy. Miałem szczęście. Kolejna wyprawa w góry też była niezwykle udana, schwytaliśmy dużo dzikich koni, a ponieważ łatwo się oswajają, Przyniosły znowu sporo gotówki. Twój ojciec zazdrości mi moich suk- cesów, ale nie może się zmobilizować i pójść w moje ślady. Dałem Stale zamęczał mnie prośbami o pieniądze. Zaproponowałem mu, aby sprzedal mi swoją, a właściwie Twoją część ranczo. Chciałem mieć Przynajmniej dach nad głową, Twój ojciec ogołocił mnie niemal ze n zystkiego. Kierowany żądzą pieniądza zgodził się na moją propozycję, wszystkie pieniądze, które miałem. Teraz jestem jedynym 125 u j* 1 właścicielem ranczo, stałem się wolny, jestem panem u siebie. Twój ojciec wyłożył wszystkie pieniądze na stół, jego namiętność do gry w karty jest niestety tak ogromna jak jego pech w spelunkach. Bliski jest teraz dna i macie szczęście, że nie musicie go w tym stanie oglądać. Jak się to u nas powiada, zszedł zupełnie na psy. Aby nie skończył gdzieś w ciemnym zaułku, zaoferowałem mu pracę u mnie jako gaucho. Mały z niego pożytek, bo nabawił się poważnego przeziębienia włócząc się nocami od knajpy do knajpy i jest słaby. Płacę mu też więcej, niż na to zasługuje, ale nie chcę, aby umarł gdzieś z głodu. My ślę przy tym o Was i o Twojej matce. Ojciec nie może teraz wydawać więcej niż zarabia. Tak, Mico, chciałem ci to wszystko opowiedzieć, bo niezależnie od tego, jakim jest człowiekiem, pozostaje Waszym ojcem, nawet jeśli nie postępuje właściwie. Ty z pewnością jesteś już tak wytworną damą jak Twoja piękna siostra. Czy nie zechciałabyś poprosić ją, aby mi wybaczyła? Być może będzie skłonna to uczynić, jeśli wytłumaczysz jej, że od wczesnej młodości byłem pod zgubnym wpływem Waszego ojca. Cieszyłbym się bardzo, gdybyś napisała do mnie kilka słów i opowiedziała, jak Warn się wiedzie. Odkąd wyjechałaś, zrozumiałem, że byłaś dobrym duchem tego domu. Miałaś zawsze rację, ilekroć mnie napominałaś. Nie rozumiałem tego wówczas, a może po prostu nie chciałem rozumieć. Teraz wszystko przemyślałem... i dziękuję Ci za wszystko. Jeszcze raz bardzo proszę; napisz do mnie wkrótce. Czuję się dobrze, od kiedy zmieniłem tryb życia. I mam nadzieję, że ranczo wkrótce rozkwitnie. Pracuję nad tym usilnie. Bądź zdrowa, Mico, życzę Tobie i Twojej Siostrze wszystkiego najlepszego. Niecierpliwie czekam na wieści od Ciebie. Przyjm serdeczne pozdrowienia od Twojego kuzyna Rodriga, który trochę się chyba poprawił. Po przeczytaniu listu Mica długo jeszcze trzymała go w ręku. Ciężko jej było na sercu. Cieszyło ją wprawdzie, że Rodrigo zszedł wreszcie ze złej drogi, ale wieści o ojcu bardzo ją przygnębiły. I jeszcze boleśniej martwiła się, że będąc córką takiego ojca nie ma szans na szczęście u boku godnego szacunku i miłości mężczyzny. Nigdy nie będzie miała odwagi wyjść za mąż. Ciągnęła się za nią hańba wykolejonego ojca 126 i nigdy się od niej nie uwolni. Jakie to było straszne, jakże okrutnie dotknął ją los. Obie z Dorrit żyły w dobrobycie, ale nie mogły ojcu przekazać nawet małej cząstki swego majątku. Ciotka Rosę znała go aż nadto dobrze. Człowiek takiego pokroju roztrwoniłby w mig nawet takie pieniądze, jakie posiada Dorrit. Tak więc obwarowania w tes- tamencie ciotki były uzasadnione. Nie potrafiła współczuć ojcu, nawet jeśli zarabiał teraz na chleb u Rodriga jako gaucho. Sam był temu winien. Uznała, że Dorrit i Hardy powinni przeczytać list od Rodriga. Wiedziała, że nie będą się nad ojcem litować. Podeszła do okna i popatrzyła w kierunku Neustetten. Jakież ciężkie, pozbawione wszelkiej nadziei było jej życie! Wydawało jej się, że znowu jest daleko od Heinza Rottacha. Gdyby znał prawdę o jej ojcu, z pewnością nie chciałby być jej przyjacielem. Na tę myśl ogarnął ją głęboki smutek. Usiadła przy stole, podparła głowę rękoma i zaczęła żałośnie szlochać. Długo nie mogła się uspokoić. Łzy złagodziły nieco jej rozpacz. Otarła oczy i pomyślała sobie, że powinna być wdzięczna • Bogu, że mieszka w przepięknej Turyngii, w pobliżu jest jej ukochana siostra i przezacny Hardy, a Heinz Rottach jest jej serdecznym przyjacielem. Znacznie trudniejsze byłoby jej życie, gdyby wegetowała teraz w Teksasie. Tu było jej dobrze, żyła otoczona miłością bliskich sobie ludzi. Nie można mieć wszystkiego. Na świecie żyje tyle bardziej nieszczęśliwych ludzi. Tak strofując się, powoli odzyskiwała równowagę. Ale ciężar, który leżał jej na sercu, nie ustępował. Poszła do łazienki i zimną wodą schłodziła rozpaloną twarz. Potem przebrała się w strój dojazdy konnej. Przecież czekali na nią w Neustet- ten. Wzięła ze sobą list od Rodriga. Zamierzała napisać do niego jeszcze dzisiaj wieczorem, ale przedtem chciała naradzić się z siostrą i Hardym. A może lepiej nie mówić szwagrowi, że ojciec stoczył się jeszcze bardziej. Musi o tym koniecznie porozmawiać sam na sam z Dorrit. Na drodze do Neustetten czekał na nią stęskniony Heinz. I choć Micaela starała się dokładnie zmyć ślady łez, Heinz poznał, że płakała. le wypytywał jej, bo nie chciał budzić w niej podejrzenia, że domyśla Sl? przyczyny przygnębienia. 727 UW USi O f W ( O U l j*1 l — Wyjechałem panirnaprzeciw, ponieważ nikt w Neustetten nie ma dla mnie czasu. Wstydzę się ogromnie mojego lenistwa, bo wiem przecież, że moja matka ma tyle pracy co Hardy i Dorrit razem. Przemyślałem to i napisałem do niej dzisiaj przed południem, że wkrótce może się mnie spodziewać. To już najwyższy czas, aby do niej wrócić. Micaela zbladła i jej zaczerwienione powieki tym bardziej rzucały się w oczy. Ale opanowała się i odpowiedziała jak zawsze spokojnie i obojętnie: — Nie jestem tym zaskoczona, wspominał pan ostatnio, że musi wkrótce wracać do matki. Przyglądał się jej badawczo. A może płakała, bo myślała o ich ponownym rozstaniu? — A więc nie uroni pani po mnie ani jednej łzy? — zapytał nieco zmartwiony. Podniosła głowę i z uśmiechem powiedziała: — Przecież zobaczymy się już na Boże Narodzenie. — Już na Boże Narodzenie... ależ to jeszcze ponad dwa miesiące! — To nie tak długo! — A mnie się wydaje, że to bardzo długo. — A więc miłe są panu pobyty w Neustetten? Roześmiał się rozluźniony. — To wielka przyjemność obcować z mieszkańcami Neustetten, no i... Riedburga. A to dla mnie najważniejsze. Muszę jednak wrócić do matki. Spojrzała na niego nieśmiało. Zauważyła, że wargi lekko mu drżały, próbował ukryć swoje zdenerwowanie. Odparła więc szybko i znacznie łagodniej niż poprzednio: — A pana mama zastąpi nasze towarzystwo. A poza tym... do świąt naprawdę nie zostało za wiele czasu, mamy już przecież październik. — Zostało jeszcze dwadzieścia dni października, trzydzieści lis- topada, a potem do Bożego Narodzenia jeszcze dwadzieścia pięć dni grudnia. I co tu począć? Będę rozdarty... Tam — matka, a tu... chciałoby się mieć to wszystko razem! — Nie można mieć wszystkiego — powiedziała wzdychając. Uświadomił sobie, że i ona będzie cierpiała z powodu tego rozstania. — A kiedy ma pani urodziny? 128 Popatrzyła na niego zaskoczona. — A dlaczego to pana interesuje? — Że też kobiety zawsze odpowiadają pytaniem na pytanie! — Czy to typowo kobiece? Zauważyłam to także u mężczyzn. — A więc dobrze, chciałbym wiedzieć, kiedy skończy pani siedem- naście lat? Roześmiała się pogodnie. — Ten historyczny moment jest już za mną, dwudziestego dzie- wiątego sierpnia skończyłam siedemnaście lat. — A dlaczego to przede mną ukryto? — zapytał z nutką pretensji. — Czy jest to dla pana takie ważne? — Bardzo ważne, panno Mico. — Proszę mi to wyjaśnić? Dobrze widział, jak oblała się rumieńcem. — Ponieważ tego dnia przestała być pani dzieckiem. Zastanawiała się przez moment, po czym rzekła: — Myślę, że nastąpiło to już wcześniej. — I ja tak sądzę. Ale teraz jest pani dorosła w świetle prawa. Żałuję, że nie mogłem życzyć pani w tym dniu pomyślności. Czy przyjmie pani teraz spóźnione życzenia? — zapytał, patrząc na nią badawczo. Zmusiła się do uśmiechu. — Jeśli życzy mi pan dobrze i jeśli życzenia płyną z głębi serca, to oczywiście. Podjechał do niej i ujął delikatnie jej rękę. — Te dwa warunki są spełnione. A więc moje najserdeczniejsze życzenia spełnienia w przyszłym roku wszystkich pani marzeń... wszyst- kich! Czuła się onieśmielona i lekko drżała. Pomyślała o liście Rodriga, który odebrał jej radość życia. ~~ Aż tak wymagająca nie jestem. — Ale marzy się pani wiele? Tak, ale moje marzenia chyba się nie spełnią. Jednak takie arzenia też trzeba mieć, aby można było do czegoś tęsknić. w uwagą się jej przyglądał. Postanowił, że zanim Micaela opuści ycznm dom jego matki, on musi mieć pewność, że dziewczyna zgodzi zostać jego żoną. Nie wątpił w jej miłość. Gdy tylko matka pozna 9 D°m,, 129 K siostra wo UW us, O ' w O' u ja1 Micaelę, nie będzie zwlekał z oświadczynami. Nie miało sensu dalej dręczyć jej i siebie. Ta myśl ułatwiła mu nieco rozstanie. Rozmawiał z nią beztrosko, nawet się z nią droczył. Powiedział jej, że nie miałby nic przeciwko temu, żeby spełniły się wszystkie jego życzenia, a przede wszystkim jedno, które było mu najdroższe. W Neustetten pojawili się w doskonałych humorach, choć oboje myśleli już o zbliżającym się pożegnaniu. Dorrit zaprowadziła zaraz siostrę do garderoby. Tam Micaela objęła ją serdecznie i powiedziała: — Muszę ci coś powiedzieć. Dorrit przyglądała się jej w napięciu. — Właśnie chciałam cię zapytać, czy nie płakałaś. Czy masz dla mnie nieprzyjemne wieści? — Niestety nic radosnego. Dostałam list od Rodriga. Dorrit zbladła. — Od niego? Czy chce pieniędzy? — zapytała ostro. Micaela potrząsnęła głową. — Nie, co do Rodriga, to mogę ci powiedzieć, że wyszedł chyba na ludzi. Ale ojciec... ojcu wiedzie się jeszcze gorzej niż przedtem. Na twarzy Dorrit widać było udręczenie. — Och, Mico, czy to nie straszne, że odczuwam na wieść o ojcu jedynie strach? Tak się boję, że mógłby zakłócić nasz spokój. Micaela przytuliła ją do siebie. — Myślę, że nie powinnyśmy rozmawiać o tym z Hardym. Tak się tego wstydzę. Dorrit energicznie potrząsnęła głową. — Nie mam żadnych tajemnic przed moim mężem. Micaela zasępiła się. — Masz rację. Dobrze, że możesz powierzyć mu wszystkie swoje sprawy. Ale myślę, że nie każdy mąż myśli tak jak on. Oczy Dorrit rozbłysły. — To prawda. Inny mąż dokuczałby żonie, że ma takiego ojca. Ale Hardy jest wyjątkowo dobry i wyrozumiały. Nigdy nie porównywałby mnie, nawet w myślach, z moim ojcem. Uważa go za zupełnie obcego człowieka, który nie ma ze mną nic wspólnego. 130 Micaela przytaknęła siostrze. — Tak, Hardy jest wyjątkowy. Żaden inny mąż nie zgodziłby się na takiego teścia. Dorrit nie przeszło nawet przez myśl, jaki efekt wywarły pochwały pod adresem Hardy'ego, że umacniały Micaelę w przeświadczeniu, że Heinz Rottach zachowałby się w tej sytuacji zupełnie inaczej. I dodała jeszcze: — Jestem mu za to bardzo wdzięczna. Ale jeśli nawet muszę mu powiedzieć o ojcu coś przykrego, robię to bez ogródek. A więc, Mico, co się dzieje z ojcem i Rodrigiem? Micaela podała siostrze list. — Przeczytaj go sama, ja tymczasem się przebiorę. Skoro chcesz mężowi o wszystkim powiedzieć, spróbuję zatrzymać Heinza, abyś mogła swobodnie porozmawiać. Dorrit usiadła w fotelu i drżącymi rękoma wyjęła list z koperty. Po przeczytaniu powiedziała do siostry: — To jest po prostu obrzydliwe. Nie do pozazdroszczenia jest taki ojciec. Pocieszające jest to, że Rodrigo się zmienił. Jeśli będziesz do niego pisała, napisz mu, że nie mam już do niego urazy. — Napiszę do niego na pewno, wiem przecież, że to ojciec był sprawcą jego moralnego upadku. I właśnie dlatego, że jestem tego świadoma, cieszę się ogromnie, że Rodrigo porzucił swój dotych- czasowy styl życia. Ale jak mamy się teraz zachować wobec ojca? Rysy twarzy Dorrit zaostrzyły się. — Niech Hardy o tym zadecyduje, on rozstrzygnie to lepiej od nas. Ciotka Rosę wiedziała, dlaczego nas chroniła przed ojcem. — Jednak nie możemy dopuścić, aby zupełnie się stoczył. — Nie, nawet jeśli na to zasługuje. To wielkoduszne ze strony Rodriga, że nie zostawił na ulicy człowieka, który go zdeprawował i pozbawił znacznej części spadku. Muszę koniecznie porozmawiać z Hardym, on nam najlepiej doradzi. — Masz słuszność. Po obiedzie namówię Heinza na spacer. Nie sprawi mi to chyba kłopotu, zwykle godzi się was opuścić, abyście mogli nacieszyć się byciem we dwoje. Dorrit już chciała powiedzieć, że robi on to nie dlatego, aby oni 2ostali we dwoje, lecz dlatego, że zależy mu na tym, aby być z Micą, ale się powstrzymała. 131 — Zrób to, a ja dam Hardy'emu do przeczytania list i poproszę go, aby nam poradził, co czynić. Siostry objęły się czule. — Moja kochana Mico — wyszeptała Dorrit — jakże jestem szczęśliwa, że wydostałam cię z tego bagna. Zeszły razem do jadalni, gdzie siedzieli już obaj panowie. Po obiedzie Micaela bez trudu namówiła Heinza na spacer. Cieszył się, że to ona wzięła dzisiaj inicjatywę w swoje ręce. Zwykle musiał bardzo się natrudzić, aby nakłonić ją do spaceru we dwoje. Gdy tylko Dorrit została z mężem sama, pokazała mu list od Rodriga. Jej zdenerwowanie nie uszło jego uwagi. Chwycił ją za rękę i zapytał: — Co się stało, Dorrit? Westchnęła ciężko. — Przeczytaj tylko! Hardy przeczytał list Rodriga, złożył go wolno i wziął żonę w ramiona. — A więc o to chodzi. Moja kochana Dorrit... twój ojciec doczekał się tego, na co zasłużył. Popatrzyła na niego niespokojnie. — Oczywiście, Hardy, rzeczywiście tak jest, tylko... nie możemy i złożyć troski o utrzymanie ojca na barki Rodriga. Ojciec wyrządził mu już dosyć krzywdy. Czy Rodrigo ma nas zawstydzać? Potrząsnął głową. — Nie, Dorrit, nie o to chodzi. Ale i tak macie związane ręce. Nie wolno wam wydać na ojca ani feniga ze spadku, jeśli nie chcecie go stracić, a wtedy i on straciłby na tym. — Ale trzeba coś zrobić, Hardy. Mica też tak uważa. Chce napisać do Rodriga, jak bardzo się cieszymy ze zmiany jego postępowania, tym bardziej, że to nasz ojciec tak strasznie mu się przysłużył. Pomyślałyśmy, że znajdziesz jakieś wyjście, jak mogłybyśmy pomóc naszemu kuzynowi w opiece nad ojcem. Przecież ojciec jest na jego łaskawym chlebie i nic w zamian nie daje. Pocałował delikatnie jej oczy. — Wasz ojciec zawsze był dla was tylko ciężarem. Ale wiem, że nie zaznacie spokoju, dopóki nie znajdziemy jakiegoś rozwiązania. A to nie jest takie trudne. — Co masz na myśli? — To bardzo proste, Dorrit. Będziemy wysyłać co miesiąc okreś- loną sumę... ale nie może być zbyt wysoka, aby ojciec nie wrócił do hazardu. Będę przekazywał te pieniądze z mojego konta, a Rodrigo będzie je co miesiąc przekazywał ojcu. Nie może mu jednak zdradzić, że te pieniądze pochodzą od was, przyzwyczaiłby się od razu do tej sytuacji. Powiedz Mice, aby napisała kuzynowi, że i ja się do niego odezwę. Napiszę mu, że nie wymagamy od niego, aby sam utrzymywał waszego ojca. Ponieważ wy nie możecie mu nic dać, ja jestem skłonny przekazy- wać co miesiąc określoną sumę. Rodrigo musi jednak utrzymywać ojca w przekonaniu, że to on go finansuje. Nie może pisnąć ani słowa,^e te pieniądze pochodzą z mojej kieszeni. Byłoby najlepiej, gdyby wypłacał mu je w małych, może tygodniowych ratach. Wyjaśnię mu to wszystko szczegółowo. Ty i Mica nie powinnyście, nie możecie mieć z tym nic wspólnego. Dorrit przytuliła się mocno do niego i powiedziała: — Ach, Hardy, wiedziałam, że znajdziesz jakieś wyjście z tej sytuacji. — Gdybym nie mógł ci pomóc, nie byłbym wart twojej miłości. Kiedy Micaela i Heinz wrócili z przechadzki, małżonkowie mieli już obmyślony plan działania. Dorrit na chwileczkę odwołała siostrę i streściła rozmowę z mężem. Micaela odetchnęła z ulgą. — Dzięki Bogu, Dorrit. Kamień spadł mi z serca. Chociaż ojciec stał mi się zupełnie obojętny, nie dawała mi spokoju myśl, że jest on na łaskawym chlebie u Rodriga. W końcu to nasz ojciec i nie możemy pozwolić, aby się stoczył na dno. Plan Hardy'ego jest dobry, wprost wspaniały. Rodrigo pozbędzie się kłopotu. Podczas gdy siostry omawiały tę sprawę, Hardy półgłosem rela- cjonował Heinzowi, co wprawiło siostry w taki niepokój. Ten uważnie go wysłuchał, po czym rzekł: — Teraz wiem, dlaczego Mica płakała. — Płakała? — Tak, poznałem to po jej oczach, gdy spotkaliśmy się dzisiaj rano. Myślałem wówczas, że płakała, bo znowu odjeżdżam. Hardy uśmiechnął się. 132 133 — Sądzę, że ból towarzyszący rozstaniu z tobą jest większy niż wiadomość o ojcu. Ale już ani słowa więcej, już do nas idą. Nie możesz się zdradzić, że jesteś wtajemniczony w ich sprawy. — Oczywiście, zachowam tę tajemnicę tylko dla siebie. Gdy siostry nadeszły, przyjaciele pogrążeni byli w beztroskiej rozmowie. XIII Jeszcze tego samego wieczora Mica napisała do Rodriga. Kochany Kuzynie! Twój list sprawił mi wiele radości, ale jednocześnie mnie przy'gnębił. Dorrit prosiła, abym Ci przekazała, że nie ma do Ciebie żalu i wszystko Ci wybacza. Cieszymy się obie, że odnalazłeś właściwe miejsce w życiu i uwolniłeś się spod fatalnego wpływu ojca. Proszę Cię, Rodrigo, krocz obraną przez siebie drogą, a z pewnością przyniesie Ci to wiele dobrego. Z całego serca życzymy Ci dużo pomyślności. Kamień spadl nam z serca, gdy dowiedzialyśmy się, że ojciec nie zdeprawował Cię co cna. Proszę, trzymaj się z daleka od ojca. Wieści o ojcu są straszne, on się już nigdy nie zmieni i nie zejdzie z drogi występku. To dla nas obu bardzo smutne, wierz mi. To takie zawstydzające i upokarzające, że mamy ojca, którego nie można szanować, którym trzeba wręcz pogardzać. Jesteśmy pelne podziwu, że nie pozwoliłeś ojcu zupełnie się stoczyć. Nasza wdzięczność nie ma granic. Ale nie chcemy, abyś ponosił koszty jego utrzymania. Ojciec i tak już Cię przecież ograbił. Poprosiłyśmy mojego szwagra, Lienharda von*Rieda, o radę. Nie możemy łożyć na utrzymanie ojca, zabrania nam tego klauzula w testamencie ciotki Rosę. Ale nie chcemy także, abyś Ty był obarczony finansowo. Lienhard obiecał, że ureguluje wszystko z Tobą. Będzie pokrywał wydatki ponoszone na ojca. Cenię go bardzo, to szlachetny i uczciwy człowiek. Cieszy się niezmiernie, że jego napomnienia poskutkowały. A teraz opowiem Ci o nas. Dorrit z mężem są bezgranicznie szczęśliwi w swojej posiadłości Neustetten. Ja 134 się usamodzielniłam, a ponieważ nie chciałam zakłócać idylli tych dwojga i chciałam żyć na własną rękę, do czego przywykłam już w Teksasie, poprosiłam szwagra o wynajęcie mi starego zamku. Położony jest na wzniesieniu, skąd mogę wpatrywać się w dal, dokładnie jak na prerii. Ale prawie codziennie bywam w Neustetten. Dorrit i jej mąż są dla mnie cudowni, a my z siostrą kochamy się ogromnie. Ach, Rodrigo, jakże inne jest moje życie tutaj w porównaniu z tym na ranczo! Biorę sobie za przykład Dorrit i staram się we wszystkim jej dorównać. Ale ona jest naturalnie o niebo lepsza i mądrzejsza ode mnie. Jest dla mnie dobra i czulą. Jestem szczęśliwa, że odnalazłam siostrę od chwili, gdy japo raz pierwszy zobaczyłam. Oszukałam Was twierdząc, że jej nie cierpię, ponieważ chciałam ją w ten sposób chronić przed Wami. Nigdy więcej nie czyń już zla, Rodrigo, nigdy więcej. Nie chcę Ci prawić morałów, co czyniłam wcześniej tak często, niestety nadaremnie. Sam zrozumiałeś, że zło nie daje szczęścia. Wszystko ułoży się pomyślnie, gdy sam będziesz dobry. Lienhard ureguluje sprawy finansowe ojca, a ty... proszę, nie pozwól ojcu zupełnie się wykoleić. To potworne uczucie mieć zdeprawowa- nego ojca. Świadomość tego tak bardzo mnie dręczy, nawet sobie nie wyobrażasz jak, i nie pozwala cieszyć się życiem. Piękne mogłoby być teraz moje życie, gdybym miała ojca, którego można kochać i szanować. Czy nasza mała głucha służąca jest jeszcze na ranczo? Proszę, pozdrów ją ode mnie. Napiszę do niej, gdy dowiem się, że jest u Ciebie, chciałabym jej sprawić radość. Była dla mnie zawsze taka dobra! Życzę Ci wszelkiej pomyślności i pozdrawiam serdecznie od nas wszystkich. Twoja kuzynka Mica Micaela odłożyła pióro i przez dłuższą chwilę patrzyła przed siebie. Tak, piękne mogłoby być teraz jej życie, gdyby miała godnego szacunku °jca. Czuła wyraźnie, że była bliska Heinzowi. Czytała to w jego oczach, Sfyszała w jego,głosie i wyczuwała w uścisku ręki. Ale nie było jej dane byc z nim tak szczęśliwą jak Dorrit z Hardym. Przecież Dorrit sarna Powiedziała, że Hardy jest chyba jedynym mężczyzną, który z miłości do żony nie wypomina jej, że ma takiego ojca. Heinz Rottach jest z całą 735 WO1 UW USi o s W i o U i ja' pewnością szlachetnym człowiekiem, ale czy mogła myśleć o małżeń- stwie z nim, mając takiego ojca? Czy Dorrit miałaby odwagę zdecydo- wać się na małżeństwo z Hardym, gdyby on wiedział, kim jest jej ojciec? Dzięki Bogu, że przynajmniej Dorrit jest szczęśliwa. Gdyby tylko mogła odwieść Heinza od oświadczenia się jej. Sprawi mu ból, odmawiając mu swojej ręki, i nie będzie mu mogła nawet powiedzieć dlaczego, gdyż wtedy mogłaby stracić jego przyjaźń. A jeśli utraci w nim przyjaciela i nigdy więcej się nie spotkają, to co z nią wtedy będzie? Łzy napłynęły jej do oczu i nie mogła powstrzymać się od płaczu. Wcześniej nigdy nie płakała, nawet wtedy, gdy na ranczo wiodło jej się źle. Teraz łzy cisnęły się jej do oczu, chociaż było jej dobrze, wiodła beztroskie dostatnie życie i... kochał ją Heinz Rottach. Ale dlaczego nie wystarczało jej to? Czy musiała pragnąć jeszcze innego szczęścia? Robiła sobie wyrzuty, że chce za wiele, ale... zrezyg- nowałaby najchętniej ze wszystkiego... gdyby tylko mogła być z Hein- zem. Nie może przyjąć jego oświadczyn, nie może nawet do nich dopuścić, chociaż będzie to dla niego nie mniej bolesne, niż gdyby dostał kosza. Mimo robionych sobie wyrzutów zasnęła, wypłakując się w po- duszkę. Z ogromnym niepokojem oczekiwała dnia wyjazdu Heinza. Wie- działa, że będzie cierpieć, ale musi udawać obojętność i spokój. Wmawiała sobie, że udało jej się zmylić Heinza co do stanu jej ducha, ale on doskonale wiedział, co się z nią naprawdę dzieje i gdy na pożegnanie uścisnął jej dłoń, powiedział cicho: — Pożegnania są bolesne... więc trzeba się starać ich unikać. Nie wiedziała, co miał na myśli, ale domyślała się, że i jemu było ciężko na sercu. Gdy wsiadał do samochodu, odwrócił się jeszcze w jej kierunku i patrząc na nią przenikliwie, dodał: — Do zobaczenia, do Bożego Narodzenia, panno Mico! — Do widzenia! — krzyknęła zdławionym głosem, z trudem powstrzymując łzy. Gdy samochód zniknął jej z oczu, straciła panowanie nad sobą. Rzuciła się w ramiona Dorrit i załkała głośno. Po chwili opanowała się i powiedziała do siostry i szwagra przyglądającym się jej z czułością. 136 — Ach, jaka straszna ze rrmie beksa! Przy lada okazji lecą mi łzy z oczu. Dorrit przytuliła ją do siebie. — To nerwy, Mico, i mnie się to zdarza. Ale to minie. Micaela była zadowolona, że Dorrit tak tłumaczyła sobie jej łzy. Nie domyślała się, że siostra dokładnie wiedziała, co się za tym kryje. Była przekonana, że bezbłędnie gra swoją rolę. Z ciężkim sercem wróciła tego dnia Micaela do Riedburga. Dorrit chciała ją zatrzymać w Neustetten, ale dziewczyna sprzeci- wiła się temu energicznie. Zanim odjechała, zapytała jeszcze szwagra, czy załatwi sprawy związane z ojcem. Pogłaskał ją po policzku i rzekł: _ Nie martw się, Mico, wszystko będzie w porządku. Zajmę się wszystkim, teraz jest to na mojej głowie. Uśmiechnęła się przez łzy i odjechała do siebie. — Nasza mała Mica ma problem sercowy. Nadejdzie czas i Heinz podejmie inicjatywę — powiedział Hardy do żony. Dorrit popatrzyła na męża nieco zdziwiona. — A więc wiesz, że oni się kochają? — Co do Mici to się domyślam, o uczuciach Heinza wiem od niego samego. Chwyciła jego rękę. — Czy coś ci powiedział? — O tak, już dawno. — I przemilczałeś to przede mną? — To nie była moja tajemnica, Dorrit, ale teraz nie wydaje mi się to już w ogóle tajemnicą. Ich spojrzenia podczas pożegnania były aż nadto wymowne. — Ach, Hardy, jakież to byłoby szczęście dla Mici. Heinz Rottach to mężczyzna, którego życzyłabym sobie na męża dla niej. Jesteście do siebie tak podobni. Mogłabym bez obaw powierzyć mu jej los. — Masz rację, to wspaniały człowiek. Znam go dobrze. Byłoby cudownie, gdyby byli razem. Jeśli się nie mylę, to wszystko rozstrzygnie się podczas Bożego Narodzenia. Heinz chce, aby jego matka wcześniej koniecznie poznała Mice. — Czy to od niej będzie zależało, czy Mica zostanie jego żoną. 137 wo UW us. O i w o u — Nie, on już od dawna jest zdecydowany. Heinz może być szczęśliwy tylko u boku Mici, tak jak ja mogę być szczęśliwy tylko przy tobie. Sądzę, że on chce dać matce sposobność, aby uznała jego wybór za trafny. I tak się stanie, ona przecież nie chce znowu stracić syna, a mogłoby dojść do tego, gdyby nie zaakceptowała jego wyboru. Ale przecież nie może sobie życzyć lepszej synowej. Mica jest wartościowym człowiekiem. — Wierzę, że szczęście uśmiechnie się do mojej siostry. — Jak długo zależy ono od ludzi, trzeba w to głęboko wierzyć. Klementyna Rottach niecierpliwie wyglądała powrotu syna. Nie była całkiem pewna, czy cudem odzyskane szczęście nie będzie jej odebrane. Gdy Heinz napisał, że zamierza wkrótce wracać, popłakała się z radości. Odetchnęła z ulgą, gdy pojawił się wreszcie w domu i prawie krzyczała ze szczęścia, gdy mocno ją uściskał na przywitanie. Heinz musiał jej przede wszystkim opowiedzieć o pobycie w Neustet- ten. Początkowo mówił tylko o Hardym i Dorrit. Nie wspominał nic o Micaeli, nie chcąc zdradzić się ze swoimi uczuciami. Słuchała go uważnie, ale w końcu zapytała cicho: — A Micaela Riemann? O niej w ogóle nie mówisz, Heinz? Jego oczy płonęły. Odparł jednak spokojnie: — Przecież wiesz, mamo, dlaczego tak czynię. — A więc to ona? — Tak mamo... kocham ją... nad życie. Pogłaskała jego rękę. — A ona? Zaśmiał się cichutko. — Ach, ona broni się ze wszystkich sił, wmawia sobie i mnie, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i niczym więcej. Ona jest dzielna, mamo, to cudowny człowiek, to moje szczęście. Na pewno ją pokochasz. Przyjedzie z Riedami na Boże Narodzenie. Nie powiedziałem jej jeszcze o moim uczuciu do niej. Chciałem, abyś ją przedtem zobaczyła. Ścisnęła jego dłoń, jej oczy zwilgotniały od łez. — Jakże jej zazdroszczę, mój chłopcze, być tak kochaną, to najwspanialsze, co może spotkać kobietę. — Czy polubisz ją, mamo? — Jeśli ona cię kocha, będę musiała ją polubić, czy chcę czy nie. Ale... ja chcę! — Kochana mamo, chciałbym mieć was obie przy sobie, a więc musicie się polubić. Jej nietrudno będzie zdobyć twoje uczucia, tyle w niej dobroci... i jest taka uczciwa. — Nie martw się, nie będziesz musiał wybierać: ja albo ona. Cieszę się, że ją poznam. — I ja nie mogę się już doczekać tej chwili. Ale coś ją gnębi i sądzę, że ma to związek z jej ojcem. Klementyna Rottach zmarszczyła czoło. — Z ojcem? Czy ona ma jeszcze ojca? Sądziłam, że jest sie- rotą. — Nie, jej ojciec żyje jeszcze, ale jest łajdakiem; wpędził do grobu swoją pierwszą żonę, matkę Dorrit, zawinił też wobec córek. Gdy przed wyjazdem z Neustetten rozmawiałem z Micaela, oczy miała zaczer- wienione od -płaczu. Otrzymała niepomyślne wieści o ojcu, który mieszka na ranczo w Teksasie, gdzie się wychowała. — Biedne dziecko! Musisz mi o wszystkim opowiedzieć, abym jej nieświadomie nie uraziła. Heinz powiedział matce wszystko, co wiedział na temat starego Riemanna. Pani Klementyna słuchała w napięciu, a gdy skończył, chwyciła jego dłoń. — Musimy jej wynagrodzić ciężkie życie, Heinz. Nic dziwnego, że jest poważniejsza i bardziej dojrzała niż jej rówieśnice. Całe szczęście, że jej ojciec mieszka w Teksasie i... że mądra ciotka zabroniła siostrom wspierać go finansowo. Pochylił się i pocałował jej dłoń. — Jakże jestem szczęśliwy, że tak na to zareagowałaś. — A jak miałam zareagować? Jak to sobie wyobrażałeś? — No, mogłaś na przykład powiedzieć: trzymaj się z daleka od córki takiego ojca. Potrząsnęła głową. — Nie, synu, w moim niełatwym życiu odzwyczaiłam się przenosić Wlnę jednego człowieka na drugiego. Dla mnie liczy się to, kto jakim jest człowiekiem. Przedstawiłeś mi Micaelę w jak najlepszym świetle. 138 739 wo1 UW USi o e W l o U i ja1 l Przypuszczam, że jest ona dobrą i dumną dziewczyną. Nie mogę się już doczekać, kiedy ją poznam. — Ja także, mamo. Ale czas szybko płynie, szybciej, niż są- dzimy. — Jedno bym wam tylko radziła — tobie i twojemu przyjacielowi Lienhardowi — trzymajcie tego człowieka z dala od sióstr, w przeciw- nym razie jego cień zawsze będzie ciążył nad ich życiem. — O to zatroszczył się już Hardy. Będzie przekazywał co miesiąc określoną sumę dla Kurta Riemanna dla zaspokojenia jego pod- stawowych potrzeb, ale on nie dowie się nigdy, że te pieniądze pochodzą od męża Dorrit. Będzie przekonany, że to Rodrigo łoży na jego utrzymanie. Nigdy nie będzie miał tyle pieniędzy, aby opłacić sobie podróż do Niemiec. — Tak, to jedyne słuszne rozwiązanie. Biedne siostry! Z pewnością cierpią z powodu nikczemności ojca. — To prawda, mamo. Micaela jest nad wiek poważna. — Będzie pogodną i wesołą dziewczyną, kiedy będzie z nami. Ale nawet mądra pani Klementyna nie podejrzewała, że Micaela wmówiła sobie, że Heinz nie zechce za żonę córki takiego ojca. Nagle matka zmieniła temat rozmowy. Zapytała o coś, co bardzo ciążyło jej na sercu. — A jak twoje kanadyjskie interesy? Czy postanowiłeś już coś w tej kwestii? Przez chwilę zwlekał z odpowiedzią, wreszcie popatrzył jej w oczy i odparł: l — Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji. Zawiadomiłem obu J moich pełnomocników, że prawdopodobnie przekształcę firmę w spółkę akcyjną, ale pod warunkiem, że oni obejmą funkcje dyrektorów. Na nich obu mogę polegać bez zastrzeżeń. Taka zmiana byłaby też dla nich bardzo korzystna. Mogę bez obaw przekazać całą sprawę w ich ręce, a oni wszystko przygotują, tak abym mógł sfinalizować to zamierzenie, jeśli tylko takie będzie moje życzenie. Popatrzyła na niego badawczo. — Tymczasem nie zdecydowałeś... nie wiesz jeszcze, czy będziesz w stanie pozostać tu dłużej? Gwałtownie chwycił jej rękę. 140 .— Bądź spokojna, mamo! Naturalnie miałem różne wątpliwości, gdy wydawałem polecenia moim pełnomocnikom, ale teraz już ich nie mani, wiem, że chcę tu pozostać. Przycisnęła jego dłoń do ust i odetchnęła z wyraźną ulgą, poczuła się, jakby wielki ciężar spadł jej z serca. — Dzięki Bogu, Heinz. Ale czy zastanowiłeś się, że tutaj masz mniejsze możliwości działania? Uważam za swój obowiązek przestrzec cię przed pochopnym podejmowaniem decyzji, chociaż z całego serca chciałabym cię tu zatrzymać. Popatrzył na nią z dobrotliwym uśmiechem. — Nie ma obaw, mamo, będę i tu miał duże możliwości działania. Mam uczucie, że Niemcy to mój kraj rodzinny i że tu muszę zapuścić korzenie. Tam, choć mocno wrośnięty w obcą ziemię, byłem cudzoziem- cem, tutaj jestem w domu... i chcę tu pozostać. Jej oczy wypełniły się łzami radości. — O jakże wdzięczna jestem za to Bogu, mój synu! Będziesz i tu miał pole do popisu. Przejmij tylko swoje nowe obowiązki, a ja stopniowo będę się wycofywać, aby tobie zostawić wolną rękę. Od czasu do czasu będę ci służyła radą, a więc nie będę zupełnie bezużyteczna. A twoją żonę przygotuję wspaniale do roli gospodyni. Zamieszkam w bocznym skrzydle domu i będę czekać... aż mnie niebo uczyni babcią. Roześmiali się oboje i mocno ścisnęli sobie dłonie. XIV W Neustetten i Riedburgu życie toczyło się utartym trybem. Jesienne prace w polu zostały zakończone. Micaela liczyła dni dzielące ją od spotkania ze swoim „przyjacielem" Heinzem Rottachem. W końcu listopada dostała kolejny list od Rodriga*. Ł Kochana Mico! Wprost trudno opisać, jak się ucieszyłem, kiedy dostałem list od . Kamień spadł mi z serca, kiedy przeczytałem że obie z Dorrit mi 141 jai wybaczacie. Otrzymałem także miły i pełen pochwał list od Twojego szwagra. Proszę, powtórz mu, że wziąłem sobie jego słowa do serca, a przekazane pieniądze rozdysponuję zgodnie z jego poleceniem. Utrzymy- wałbym i bez tego Waszego ojca, ale wiem, że bardziej odpowiada Warn takie rozwiązanie, kiedy sprawy te reguluje Lienhard von Ried. Zgodnie z Waszym życzeniem, Wasz ojciec nie dowie się, że wypłacane mu co miesiąc pieniądze pochodzą z Waszego portfela. Najlepiej, jeśli nie będzie dostawał zbyt dużo na raz. Stan jego zdrowia nieznacznie się poprawił, jeśłi to w ogóle możliwe. Męczy go jednak nadal nieprzyjemny kaszel. Nie powinien pić ani palić, ale nie zrezygnuje z obu nałogów, dopóki ma choćby feniga. Jego nastrój jest fatalny, przeklina swój los, czyni odpowiedzialnymi za swoją niedolę Boga i cały świat i cały czas twierdzi, ze w gruncie rzeczy spadek Waszej ciotki należy do niego. O Was obu nic nie mówi. W ogóle nie jest zbyt rozmowny, przeklina tylko pod nosem. Ale tym się nie martwcie, taki już jest. Gdy w niedzielę dostaje pieniądze, humor mu się poprawia. Jeszcze kilka słów o mnie. Zaręczylem się z siostrą handlarza koni, Inez Rosettą. Ma osiemnaście lat, jest bardzo piękna. Po swojej matce Niemce odziedziczyła blond włosy. To mnie początkowo szczególnie zafascynowało. A ponieważ mówi się o mnie, że nabrałem rozsądku i jestem solidnym partnerem w interesach, jej ojciec dal nam swoje błogosławieństwo. Moja narzeczona darzy mnie głębokim uczuciem i mam nadzieję, że będę z nią szczęśliwy. Dostanie przyzwoity posag. Mój dom od góry do dołu zostanie na nowo urządzony, aby Inez mieszkała w godnym siebie wnętrzu. Zatrudniłem już kucharkę i służącą, a w chwili, gdy otrzymasz ten list, wszystko będzie tu postawione na głowie, bowiem w końcu grudnia wyprawiamy wesele. Gdybyś w przyszłości zawitała do Teksasu, nie poznasz mojego domu, tak jest piękny. Dla Waszego ojca przeznaczyłem dwa pokoje w domu gauchos, tam będzie miał spokój. Rozumiesz, że nie mogę go trzymać u siebie, kiedy wkrótce zamieszka tu moja młoda żona. Zatroszczę się o to, aby żył godziwie, będzie go obsługiwała ta mała głucha służąca. Myślę, że to wszystko, co chciałem Ci opowiedzieć; cieszyłbym się, gdybyście jeszcze do mnie napisały, a i moja żona ucieszyłaby się z pozdrowień. Bądź zdrowa, Mico, pozdrów serdecznie siostrę i szwagra. Twój kuzyn Rodrigo Micaela była bardzo rada, że Rodrigo się zaręczył. Był to dobry znak na przyszłość, dowód, że będzie prowadził uczciwe i pracowite życie. Pokazała list Dorrit. Postanowiły kupić piękny prezent ślubny i wysłać go jak najszybciej do Teksasu, tak aby dotarł przed weselem. Siostry były teraz spokojniejsze; ojciec pozostanie na ranczo Rod- riga. Hardy prowadził jeszcze ostatnie jesienne prace w gospodarstwie, ale wieczory poświęcał pisaniu o wyprawie na biegun południowy. Chciał napisać jeszcze kilka rozdziałów, zanim wybiorą się na święta do Heinza Rottacha. Micaelę zaprzątała jedynie myśl o odwiedzinach u matki Heinza. Wszystko inne interesowało ją znacznie mniej. Ostatnie tygodnie przed planowanym wyjazdem minęły jej bardzo szybko, tym bardziej że pomagała siostrze w przygotowaniach do Wigilii. Z okazji świąt chciała szczodrze obdarować Breitnerów, toteż starała się zapamiętać ich życzenia. Cudowny przedświąteczny nastrój, który udziela się każdemu, odwrócił jej uwagę od Heinza i złagodził nieco tęsknotę za nim. W przeddzień Wigilii spakowano walizki i wysłano je koleją. Oni mieli odbyć podróż samochodem. Micaela patrzyła w zamyśleniu na swoją walizkę, którą Breitner odwieźć miał właśnie na stację. Ale otrząsnęła się z zadumy i wróciła do prac przedświątecznych. Wigilię spędzić miała z siostrą i szwagrem w Neustetten, ale chciała wszystko pięknie przygotować dla swoich wiernych służących. Cieszyła się jak dziecko, ubierając świąteczne drzewko. Punktualnie o siódmej zapalono lampki. Prezenty dla Breit- nerów leżały już pod choinką. Pożegnała się serdecznie ze swoimi domownikami. Noc spędzić miała w Neustetten, wcześnie rano mieli bowiem wyruszyć w podróż. Breitnerowie długo odprowadzali wzrokiem Micaelę, machali jej na Pożegnanie, aż samochód z Neustetten zniknął za ośnieżonym pagór- kiem. Nie mieli jej przecież widzieć do końca stycznia. W Neustetten Micaela przeżyła swój pierwszy wigilijny wieczór w Niemczech. Siostra przygotowała dla niej mnóstwo prezentów. Wszystko, o czym tylko marzyła, znalazła pod choinką, jakby Dorrit 143 142 czytała w jej myślach. Miał w tym swój udział i Hardy. Micaela zaniemówiła z wrażenia. A gdy zebrała myśli, powiedziała rozpromie- / niona: _ Ach, ileż spośród tych pięknych rzeczy mogłabym zabrać ze sobą... szkoda, że bagaże są już na stacji. Wtedy Hardy wyciągnął spod stołu elegancką walizkę i postawił ją przed Micą. — f rzypuszczaliśmy, że będzie ci potrzebny jeszcze taki prezent. Teraz niożesz zapakować wszystko, co chciałabyś zabrać ze sobą. Micaela serdecznie uściskała siostrę i szwagra. Wiedziała, że pięknie będzie wyglądać w tych eleganckich strojach, które znalazła pod choinką' Najbardziej cieszyła się z futra z wiewiórek. Wspaniale prezentowała się w miękkich szarych skórach, a i na podróż było to okrycie znakomite. Wprawdzie miała już futrzaną kurtkę kupioną w Nowym Jorku, która służyła jej dobrze podczas rejsu do Europy, ale nigdy dotychczas nie miała prawdziwego futra. I choć w salonie Riedów było bardzo ciepło, co chwilę otulała się w swoje ciepłe miękkie futro. Naturalnie siostra i szwagier dostali od niej także piękne prezenty, ale ponieważ miała do dyspozycji znacznie skromniejsze środki, nie były one tak ekskluzywne. Wielką radość sprawił im jednak ekspres do kawy i herbaty i różne piękne srebrne drobiazgi do kuchni. Były one starannie dobrane. Dziękowali jej za nie bardzo serdecznie. Był t° piękny nastrojowy wieczór wigilijny, ale Micaela nieustannie myślała o swoim „przyjacielu" Heinzu, o tym, jak on spędza tę Wigilię z matką. Jutro o tej porze będą u Rottachów. Jak się ubierze na to spotkani^ który z nowych strojów zaprezentuje? Wyobrażała sobie, jak będzie wygadać i zastanawiała się, jaka będzie reakcja Heinza. Chciała, aby cieszył się tak samo jak ona z każdego drobiazgu i podziwiał go tak jak ona. SiostfY gawędziły jeszcze o północy, ale Hardy nalegał na nie, aby poszły spac, bo wcześnie rano wyruszają. Mica^la dostała jeden z najpiękniejszych pokoi gościnnych. Ze zdenerwowania, podekscytowania i radości oczekiwania długo nie mogła znirużyć oka. A gdy wreszcie zasnęła, śniła różności, a prezenty świąteczne były najważniejszymi rekwizytami, tyle że uciekały czasami z jej rąk, a to nie było najprzyjemniejsze. 144 Heinz Rottach i jego matka równie niespokojnie wypatrywali gości. Pani Klementyna postawiła cały dom na głowie, aby wszystko przygo- tować na czas. W domu było dużo wolnych pokoi. Od wielu lat nikt jednak nie składał wizyt samotnej kobiecie. Dla tych gości pani domu chciała urządzić pokoje przytulnie. Szczególnie dużo uwagi poświęciła urządzeniu pokoju dla panny Micaeli Riemann, ale nie mniej troski włożyła w przygotowanie lokum dla państwa Riedów. i choć wypo- sażenie wszystkich pokoi było bez zarzutu, pani Klementyna wprqwa- dzała nieustannie zmiany. Bardzo chciała dogodzić gościom. Gdy pokój Micaeli był gotów, zaprowadziła tam Heinza, który życzliwie obserwował poczynania matki. Oczy jej się zaśmiały, gdy zobaczyła, jak się nim zachwycił: pokój był w tonacji jasnoniebieskiej. Objął ją i ucałował serdecznie, ale nie powiedział ani słowa. Widziała jednak, że jest zadowolony, i to jej wystarczyło. Poza tym pani Klementyna miała dużo pracy z dobraniem pre- zentów. Należało obdarować tyle osób. Łamała sobie też głowę nad podarunkiem dla syna. Ciągle wpadały jej do głowy nowe pomysły. Miały to być pierwsze po latach wspólnie z synem spędzane święta. Po raz pierwszy cieszyła się, że jest bogata. Wieczór wigilijny upłynął w uroczystej atmosferze. Także Heinz sprawił matce kosztowne i wytworne prezenty. Przez cafy wieczór myślami był jednak w Neustetten przy małej uroczej Micaeli, serce mu się wyrywało do niej coraz mocniej. Jutro... jutro ją nareszcie zobaczy! I on także nie mógł długo zasnąć tej nocy, chociaż nie prezenty świąteczne były tego przyczyną. Następnego dnia pani Klementyna już wcześnie rano była na nogach i jeszcze raz przeszła przez wszystkie pokoje gościnne. Gości oczekiwano o jedenastej przed południem. Wysłano już samochód po bagaże. Wszystko było gotowe. Heinz też był podenerwowany. Chodził niespokojnie po domu, zajrzał nawet do stajni, sądził bowiem, że przyjaciel zechce obejrzeć gospodarstwo. Czas do jedenastej dłużył im się bardzo. Na gości czekało już drugie śniadanie. Zwykle jadano je o wpół do jedenastej, ale dzisiaj przesunięto czas posiłku na późniejszą godzinę. 145 10 Do, Tr" i jej siostra Gdy zegar na wieży kościelnej wybił jedenastą i nadal nie widać było samochodu z Neustetten, Heinz bardzo się zaniepokoił. Drżał na myśl, że mógł się wydarzyć jakiś wypadek. Podchodził kilkakrotnie do bramy parkowej i wyglądał niecierpliwie gości. Te dziesięć minut, które czekał przy bramie, wydały mu się długie jak godziny. Aż wreszcie usłyszał dobrze sobie znane trąbienie. Wtedy odetchnął z ulgą. Wkrótce na ganku pojawiła się jego matka. Wyglądała bardzo dostojnie i elegancko w ciemnoszarej jedwabnej sukni ozdobionej delikatnym koronkowym kołnierzem. Ostatnio nieco przytyła, mogła jednak uchodzić za kobietę piękną. Heinz podskoczył do samochodu i otworzył drzwi, zanim jeszcze wysiadł szofer. Pani Klementyna z promiennym uśmiechem przyglądała się towarzystwu, ale oczyma szukała Micaeli, teraz nieco pobladłej ze zdenerwowania. A i wzrok Micaeli powędrował od razu ku starszej pani. Jakby to było zupełnie oczywiste, Heinz wziął Micaelę pod ramię i podszedł z nią do matki: — To jest panna Micaela Riemann, kochana mamo! Obie damy uścisnęły sobie rękę, popatrzyły na siebie z uwagą i przez moment zastygły nieruchomo, ale zaraz pani Klementyna wzięła Mice w ramiona i pocałowała w czoło. — Witamy, serdecznie witamy, moje kochane dziecko! — po- wiedziała łamiącym się głosem. Heinz podbiegł teraz do Dorrit, wziął ją pod ramię i podeszli do pani Klementyny. — To jest pani Dorrit von Ried! — Życzę pani miłego i oby jak najdłuższego pobytu, kochana pani von Ried — przywitała ją pani domu. — A to jest Hardy von Ried, mamo — zakończył Heinz prezentację gości. , Pani Rottach zaprosiła wszystkich na śniadanie. Choć było już późno, goście przyjęli tę propozycję z radością, byli bowiem dosyć zmarznięci. W pięć minut później zasiedli przy świątecznie zastawionym stole. Heinz naturalnie usiadł obok Micaeli. 146 Rozmowa dotyczyła początkowo zupełnie błahych spraw. Pani domu poleciła podać herbatę i grzane wino, spodziewała się bowiem, że goście będą zziębnięci. Wszyscy z ochotą wypili ciepłe napoje, nawet Micaela, która obawiała się, że z wrażenia nie będzie mogła nic przełknąć. To pierwsze wspólne śniadanie przebiegało w pogodnej atmosferze. Potem zaprowadzono gości do przygotowanych dla nich pokoi. Gdy Micaela zatrzymała się na progu przeznaczonego dla niej pokoju, Heinz i pani Klementyna wpatrywali się w nią w napięciu. Dziewczyna odwróciła się nagle i zapytała niedowierzająco: — Czy ten pokój jest naprawdę dla mnie? — Tak, panno Mico, czy nie podoba się pani? — dopytywała się pani Rottach. — Ależ podoba mi się, jest przepiękny, zbyt piękny dla mnie. Pani Klementyna objęła delikatnie ramiona Micaeli i przeprowa- dziła ją przez próg. — A mnie się wydaje, że pani wspaniale nadaje się do tego wnętrza, mój syn dał mi-już odpowiednie wskazówki. Mica nieśmiało popatrzyła na Heinza. Jego wzrok zdradzał głębię uczuć. — Aby ukryć swoje zmieszanie, dziewczyna przytuliła twarz do ręki pani Klementyny. A gdy została już sama, opadła na fotel i zakryła twarz rękoma, tak jakby chciała ukryć się przed spojrzeniem Heinza. Wiedziała dobrze, że nie było to spojrzenie przyjaciela. Dlaczego tak się upierała, żeby był tylko jej przyjacielem? W tym momencie uświado- miła sobie, że sama się w ten sposób oszukiwała. Jej serce nie chciało się już zadowalać bajeczką o przyjaźni... Kochała go, kochała go ze wszystkich sił. Chciała, aby i on ją kochał, ale równocześnie bała się, że mógłby okazać jej swoje uczucia zbyt wyraźnie. Gdyby do tego doszło, musiałaby go w przyszłości unikać. Ach... to on będzie jej unikał. Przecież nie może mu wprost powiedzieć, dlaczego nie wyjdzie za niego. Opowiadając o ojcu, będzie musiała ukryć część straszliwej prawdy. Była bardzo zdenerwowana. Pomyślała sobie, że byłoby lepiej, gdyby tu nie przyjeżdżała. Czuła instynktownie, że zwierzył się matce ze swej miłości do niej. Tylko w ten sposób mogła sobie wytłumaczyć to bardzo ciepłe przyjęcie. Matka Heinza tak serdecznie ją do siebie 147 przytuliła, nazwała ją „moje kochane dziecko" i przygotowała dla niej ten bajkowy pokój. Ale z pewnością nie zrobiłaby tego, gdyby znała prawdę o jej ojcu. Micaela stała nieruchomo i patrzyła przed siebie. Czy zasługuje na to, aby przebywać w tym domu? Czy nie powinna trzymać się od niego z dala? — pytała samej siebie. Wiedziała przecież, a przynajmniej domyślała się, że Heinz Rottach ją kocha. A ponieważ tu przyjechała, w ten sposób rozbudziła w nim nadzieję, że zostanie jego żoną. Ale to niemożliwe. Nie mogła wnieść w te progi hańby, którą okrył całą rodzinę jej ojciec. I kto wie, jak długo siedziałaby jeszcze pogrążona w smutku, gdyby Dorrit nie zapukała do jej drzwi. Micaela podniosła się i otworzyła, przybierając beztroską minę. — Ależ, Mico, jeszcze się nie przebrałaś? Co robiłaś tak długo? — zapytała zaskoczona Dorrit. Micaela zmusiła się do uśmiechu. — Ach, wiesz, obejrzałam sobie ten pokój i wyglądałam chwilę przez okno. No i tak się guzdrałam. A ty już jesteś gotowa? Dorrit rozejrzała się po pokoju. — To rzeczywiście bardzo piękny pokój. I my zostaliśmy ulokowani w uroczym pokoju. To bardzo miłe ze strony pani Rottach, że tak wspaniale przygotowała wszystko na nasz przyjazd. — Tak, Dorrit, to prawda. — A teraz pospiesz się, Hardy jest już na dole. A jak podoba ci się pani Rottach? — Zrobiła na mnie duże wrażenie, widać po niej, że wiele w życiu wycierpiała. Wygląda na bardzo opanowaną. — I ja mam takie wrażenie. Pięknie jest tutaj, czuję się jak u siebie w domu. Myślę, że spędzimy tu kilka interesujących tygodni, co myślisz o tym, Mico? — O tak. Jaką suknię mam ubrać? Czy jedną z tych nowych? — Tak, koniecznie. Chciałabym, aby moja siostra pięknie wy- glądała. Micaela stanęła przed Dorrit, jakby chciała wyznać jej coś ważnego, powierzyć jej swoje zmartwienie, ale gdy spojrzała na rozpromienioną twarz Dorrit, nie potrafiła nic z siebie wydobyć. Nie mogła jej 148 powiedzieć, że czuje się zbrukana występkami ojca. Bała się, że przeraziłaby tym Dorrit i ona zaczęłaby rozmyślać nad tym. Mogła ją w ten sposób unieszczęśliwić. Nie, musi zatrzymać to dla siebie. Ach... gdyby mogła się komuś zwierzyć ze zmartwień i wątpliwości. Tej siwej damie, matce Heinza Rottacha, można by powierzyć swoje tajemnice. Zrozumiałaby ją, bo sama cierpiała przez wiele lat. Ale właśnie jej Mica nie mogła się zwierzyć, ponieważ była matką Heinza. — Mico, a gdzie to błądzisz w myślach? — zapytała rozbawiona Dorrit. — Ach, to nic, myślałam o tym, co właśnie powiedziałaś, że ja... jestem twoją piękną siostrą. Dorrit podeszła z Micą do wysokiego lustra. — A teraz popatrz i sama oceń, czy moja siostra nie jest piękna. Micaela popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Zobaczyła piękne młode ciało odrobinę tylko skryte za delikatną jedwabną bielizną, twarz o oliwkowej karnacji z dużymi błyszczącymi oczyma i ustami w odcieniu karminu. Zarumieniła się na swój widok i odwróciła od odbicia w lustrze. Zmieszana przerwała ciszę, która na moment zapadła: — Ty jesteś o wiele piękniejsza... i bardziej godna miłości, i lepsza ode mnie, a ja się sobie wcale nie podobam. Dorrit roześmiała się serdecznie. — Nie powinno się być zapatrzonym w siebie, wtedy człowiek staje się próżny, a to niszczy jego urok, wierz mi. A teraz szybciutko załóż tę sukienkę. Będziesz w niej wyglądała znakomicie. Mówiąc to, rzuciła siostrze lekką suknię z jasnoczerwonego jed- wabiu ozdobioną ażurową koronką. Micaela rzeczywiście wyglądała w niej przepięknie. Gdy była już gotowa, obie zeszły do salonu. W hallu stała pani Rottach i przyglądała się siostrom z niekłamaną przyjemnoś- C1ą. Nie umiała ocenić, która z sióstr jest ładniejsza, każda była w innym typie skończoną pięknością. Ale do jej serca przemawiała bardziej Micaela, nie tylko dlatego, że była wybranką jej syna, ale ponieważ emanowało z niej głębokie Clerpienie, podczas gdy Dorrit promieniowała szczęściem i wyglądała na osobę bardzo zadowoloną ze swego losu. Od dawna już pani Klementyna znała historię obu sióstr i teraz ostrzegła to wyraźnie, że Dorrit wychowała się w atmosferze spokoju 149 i szczęścia, a zachowanie Micaeli wskazywało, że ma za sobą trudne dzieciństwo i młodość. Nie domyślała się jednak, jak bardzo Micaela cierpiała w tej chwili z powodu ojca. Gdyby o tym wiedziała, z pewnoś- cią próbowałaby rozwiać jej troski. Teraz podeszła do sióstr, wzięła je pod ramię i we trójkę weszły do salonu. — Panowie są w stajniach, ale zaraz wrócą. Zaczekamy na nich chwileczkę. Gawędziły miło ze sobą. Pani Rottach wyznała, jak bardzo się cieszy, że znowu w jej domu są goście. Przez wiele lat było tu cicho i pusto. Siostry początkowo przysłuchiwały się jej tylko, ale później ośmieliły się i same zaczęły opowiadać. Micaela próbowała opanować dręczący ją niepokój. Cały czas nasłuchiwała, czy nie nadchodzą panowie. Pani Klementyna zauważyła to. Widziała też, jak dziewczyna się zapłoniła, gdy Heinz i Hardy weszli do salonu. Bardzo ją to ucieszyło. Znaczyło to, że mała Micaela kocha jej syna, teraz była tego pewna. Ona też będzie ją kochała. Nie jest o nią zazdrosna. Chciała, aby jej syn był szczęśliwy, a mógł być szczęśliwy tylko z Micaela Riemann. Podobało jej się, że Micaela zachowuje wobec Heinza pewien dystans. Uważała, że ta dziewczyna jest godna szacunku. Heinz był ogromnie szczęśliwy. Całą uwagę poświęcał Micaeli, choć ona znowu przyjęła postawę obronną. Ale już go to nie raniło. Chciał z nią koniecznie porozmawiać w cztery oczy. Dla rozładowania atmosfery zapytał, czy święty Mikołaj był dla niej łaskawy. Roz- pogodziła się wówczas i pochwaliła prezentami, które dostała od siostry i szwagra. Słuchając jej myślał o tym, że na następną gwiazdkę to on spełni wszystkie jej życzenia. Nagle zapytał: — Tę przepiękną suknię, którą ma pani na sobie, dostała pani z pewnością pod choinkę. — A skąd pan to wiej — Ponieważ nigdy przedtem jej nie widziałem. — Och, mężczyźni zwykle nie zwracają uwagi na stroje kobiet. Zaśmiał się przekornie. — A skąd to pani wzięła tę mądrość? — Wiem to od Dorrit. Kiedy ubiera nową suknię, jej mąż zwykle tego nie dostrzega. 150 —- Możliwe! Ale zwykle wie, czy żona dobrze wygląda w nowej sukni czy też nie. A ja natychmiast, gdy tu wszedłem, zauważyłem, że wygląda pani niezwykle pięknie. Zdradziecki rumieniec wypłynął na twarz Mici. Popatrzyła onieś- mielona na panią Klementynę, ale ta udawała, że nie słyszy ich rozmowy. Micaela chciała zmienić temat i zapytała Heinza: — A dla pana Mikołaj był hojny? Spojrzał na nią tak czule, że odwróciła natychmiast wzrok. — Byłem chyba nadzwyczajnie grzeczny, bo dużo prezentów czekało na mnie pod choinką. Czy nie zechciałaby pani ich ze mną obejrzeć? Micaela zgodziła się bez chwili wahania. Sądziła, że towarzy- szyć im będzie całe towarzystwo. Ale oni, pochłonięci rozmową, nie zamierzali się ruszyć z miejsca. I tak Micaela została sama z Heinzem. Podczas gdy goście tuż po przyjeździe odświeżali się po podróży, Heinz odbył krótką rozmowę z matką. — Czy ona nie jest urocza? — zapytał. — To cudowna istota, Heinz, naprawdę urocza, a przy tym taka poważna mimo swego wieku, ja również dawałam jej co najmniej dwadzieścia lat — powiedziała matka z przekonaniem. — A więc pochwalasz mój wybór? Chwyciła jego rękę. — Jak najbardziej, mój synu, ale pozwól, że zanim wydam o niej opinię, przyjrzę się jej bliżej. — Ależ oczywiście, mamo. Czy zauważyłaś, jak zareagowała, wchodząc do swego pokoju? Uśmiechnęła się ciepło. — Domyśliła się, ile miłości włożyliśmy w urządzenie tego pokoju i z pewnością spostrzegła, że jesteśmy w zmowie i że oboje chcemy ją przekupić. Nie dziw się tylko, że potem cię źle traktuje. Oboje zaśmiali się. — Nie, mamo, nie dziwię się. Teraz stał z Micaela przy prezentach, którymi obdarowała go matka. — Czyż nie byłem grzeczny, panno Mico? 757 Obejrzała się niepewnie w kierunku drzwi, które zamykał za sobą Heinz. Ponieważ nikt nie nadchodził, znowu przybrała maskę szorstkiej i niedostępnej. — Jest pan za bardzo pewny siebie, matki obdarowują także niegrzeczne dzieci. Spojrzał na nią z wyrzutem. — I mówi to pani mnie, swojemu wiernemu przyjacielowi. Nic na to nie odpowiedziała, zapytała tylko nerwowo: — A gdzie są Dorrit i Hardy? — Mojemu przyjacielowi pokazywałem już prezenty, a panią Dorrit z pewnością by nie zainteresowały. — I mnie one nie interesują... możemy już wracać — powiedziała wyniośle i ruszyła do drzwi. Powoli poszedł za nią. Czuł, że dziewczyna unika wszelkich spotkań sam na sam, a nie chciał jej niepokoić. Jeszcze przyjdzie czas, kiedy się z nim oswoi. Micaela zrozumiała, że skoro nie uczynił najmniejszego wysiłku, aby ją zatrzymać, i nie powiedział ani słowa, to musiała go czymś urazić. Był z pewnością obrażony. Było jej przykro, ale nie mogła tego zmienić. Ale zanim jeszcze otworzył drzwi, zatrzymała się i popat- rzyła na niego prosząco. — Zachowałam się niegrzecznie, proszę mi wybaczyć. Popatrzył na nią poważnie. — Tu nie ma nic do wybaczania, panno Mico, dobrzy przyjaciele nie gniewają się na siebie za kilka słów prawdy. Nie dziwię się, że nie interesują pani prezenty, jakie syn dostał na gwiazdkę od matki. A poza tym... wiem przecież, co pani miała na myśli. To ostatnie zdanie powiedział tak ciepło, że znowu się zaczerwieniła, szybko więc otworzyła drzwi i weszła do salonu. Usiadła między siostrą i panią Klementyną, tak^że Heinz nie mógł się do niej zbliżyć. Nie narzucał się jej już i przysiadł się do przyjaciela. Micaela była w nie najlepszym nastroju. Ciężko jej było na sercu, nie umiała poradzić sobie w tej sytuacji. Jak wytrzyma to napięcie? Tęskniła za bezpiecznym Riedburgiem, ale nie wiedziała, jak zniosłaby rozstanie z Heinzem. 152 XV Przez kilka dni Heinz trzymał się w miarę możności jak najdalej od Micaeli. Widział jej zdenerwowanie, gdy tylko zbliżał się do niej, a ona nie mogła się schronić za Dorrit albo jego matkę. Pani Klementyna obserwowała zachowanie Micaeli i widziała, jak ona walczy z sobą. Była skłonna położyć to na karb jej dziewczęcej dumy i drażliwości charakterystycznej dla jej wieku. Ale nie miała wątpliwości, że Micaela kocha jej syna. Ani matka, ani syn nie przypuszczali jednak, że Micaela bardzo cierpi. Mica miała świadomość, że to jej ostatnie szczęśliwe dni. Czu- ła instynktownie, że Heinz wkrótce zada jej to decydujące pytanie, a wtedy będzie musiała odpowiedzieć „nie" i nawet nie będzie mogła podać przyczyny swojej odmowy. Gdyby mu wyznała prawdę, to z pewnością jako dżentelmen nie odwołałby swoich oświadczyn. Ale ipóźniej żałowałby swojej decyzji. A tego by nie zniosła. Nie, nie, musi zdecydowanie odrzucić jego oświadczyny. A to będzie znaczyło cał- kowite zerwanie między nimi, a Hardy i Dorrit będą także unikali kontaktów z Heinzem. Była zrozpaczona. Uważała, że gdyby nie opuściła ranczo, nie stałaby teraz przed tą dramatyczną decyzją. Z pewnością też nigdy nie poznałaby Heinza Rottacha i nie przeżyłaby tylu pięknych chwil... żyłaby w spokoju. Według niej najlepiej będzie, jeśli wróci do Teksasu, bo Dorrit przestanie ją kochać, jeśli odrzuci oświadczyny Heinza, nie zaakceptuje tego. Nawet nie będzie mogła jej powiedzieć, dlaczego tak postąpiła, bowiem wtedy zaczęłaby analizować swoją sytuację i uświadomiłaby sobie, że one obie, córki takiego ojca, nie mają prawa do szczęścia. Gdy pogrążona była w tych ponurych myślach, Heinz przyglądał się jej dyskretnie, a jego spojrzenia rozpraszały jej czarne myśli. Pani Klementyna zaopiekowała się Micaela serdecznie, oprowadziła PO całym domu i zabudowaniach gospodarskich. Mówiła jej, jak pięknie jest tu latem i jak bardzo się cieszy, że powrócił jej syn. Rozmowy Mici ze starszą panią były zawsze bardzo serdeczne. Pani Klementyna z każdym dniem darzyła młodą dziewczynę coraz większą sympatią. Micaela też 153 \vo UW us o w o u ja serdecznie pokochała panią Rottach i tęskniła za rozmowami z nią. Jej mogłaby powierzyć swoje zmartwienie. Ale czy mogła tak postąpić? A może powinna się na to odważyć? Gdyby mogła się na to zdobyć i opowiedzieć jej o swoim ojcu, ta ostrzegłaby wtedy syna, aby nie starał się o jej rękę. Nie musiałaby wówczas dać mu kosza i być może pozostaliby przyjaciółmi. Przecież to nie jej wina, że ojciec jest nikczemnym i występnym człowiekiem. Utwierdzała si/ę w przekonaniu, że tak powinna postąpić. Tak, to będzie najlepsze rozwiązanie. Bo jeśli dłużej tu zostanie i będzie dalej milczała, to Heinz oświadczy się jej i wtedy... wszystko będzie stracone. Jedynym sposobem, aby uratować tę przyjaźń, było wyznanie prawdy o ojcu Heinzowi albo jego matce. Nie, nie jemu, na to by się nie zdobyła. A więc jego matce. Tak... jutro spróbuje porozmawiać z nią w cztery oczy i przedstawić swoją sytuację. Ale następnego dnia nie doszło do planowanej rozmowy. Pani Klementyna była tak zajęta, że Micaela ani na chwilę nie mogła jej oderwać od pracy. A w dwa dni później otrzymała telegram, który przesłano jej z Riedburga. Nadał go Rodrigo. Ojciec ciężko chory, chce bardzo Was widzieć, czy jedna z Was mogłaby przyjechać? Telegrafujcie natychmiast. Ta wiadomość poruszyła ją. Pobiegła z telegramem do Dorrit. Siostra przeczytała go i zbladła. Zawołały Hardy'ego. Micaela miała już jednak gotowy plan: pojedzie do Teksasu, będzie daleko od Heinza Rottacha. Gdy byli już we trójkę i patrzyli na siebie bezradnie, Micaela odezwała się nagle: — Pojadę tam. W końcu jest to nasz ojciec. Dorrit nie może pojechać, ale ja... W myślach obiecała sobie, że nigdy tu już nie wróci. To było jakieś wyjście. Chciała wrócić do Teksasu przynajmniej na kilka lat... dopóki Heinz o niej nie zapomni.'Ten pomysł był wprawdzie nierozsądny, ale chwyciła się go, jakby to było jedyne możliwe rozwiązanie tego problemu. Hardy i Dorrit spojrzeli na nią przerażeni. — Wykluczone, Mico! Co ci przychodzi do głowy? — zapytała Dorrit podniesionym głosem. 154 Hardy był opanowany, ale też sprzeciwił się jej wyjazdowi. — Nie pozwolę na to, żadna z was nie pojedzie do Teksasu. Wasz ojciec jest temu winien, że jest sam. Zanim tam dotrzesz, będzie już zdrów. Rodrigo tego chyba nie przewidział albo uważał za swój obowiązek przekazać wam wiadomość o chorobie. Micaela trwała jednak przy swoim pomyśle. — Ale to jest przecież nasz ojciec, Hardy. Dorrit nie ma wobec niego żadnych zobowiązań, zostawił ją, gdy była bezbronnym dzieckiem. Opiekowali się nią obcy ludzie. Ze mną sprawa wygląda inaczej. To ja odeszłam od ojca, być może wówczas, gdy właśnie potrzebował moralnego wsparcia. Pojadę do niego. Dorrit objęła siostrę, jakby chciała ją zatrzymać przy sobie. Hardy chodził podenerwowany po pokoju. — Czy oszalałaś, Mico? Czy twój ojciec znaczy jeszcze coś dla ciebie? Czy znowu chcesz się znaleźć w niebezpieczeństwie, z którego ledwo się wydostałaś? A poza tym... trzeba się nad wieloma sprawami zastanowić. To straszne, co sobie wymyśliłaś! Pod wpływem jego słów Micaela zaczęła się wahać. Czy rzeczywiście oszalała, skoro chce wrócić do Teksasu, do takiego ojca? I czy Hardy nie ma racji mówiąc, że gdy tam się zjawi, on będzie zupełnie zdrów? A co się stanie, jeśli nie wyzdrowieje, tylko umrze? Czy nie będą odpowiedzialne za pozostawienie go na łasce losu w ostatniej godzinie życia? Gdyby tylko mogła to wszystko pojąć! Podniosła się energicznie. — Muszę wyjść, muszę się przejść, czuję, że pęka mi głowa. Rozważę jeszcze raz 'tę sprawę. Proszę... i wy także ponownie to przemyślcie. Chciałabym dzisiaj po południu napisać do Rodriga. Szybko wybiegła z pokoju, narzuciła na siebie futro i ruszyła do zaśnieżonego parku. — Czy ty to rozumiesz, Hardy? Mica chce teraz jechać do Teksasu? właśnie teraz, gdy czekamy, że Heinz się jej oświadczy? Hardy potrząsnął głową. Nie, podobnie jak ty nie pojmuję, ale z pewnością ta decy- zja podyktowana jest jej poczuciem obowiązku. Wmówiła sobie, że ma wobec ojca moralne zobowiązania, chociaż on zaniedbywał as obie. Ale myślę, że to tylko chwilowe wzburzenie umysłu, wkrótce 755 do siebie dojdzie. Ja tymczasem pójdę do Heinza i powiem mu, co się stało. Teraz nie powinien już zwlekać. Musi ją koniecznie zatrzy- mać. Dorrit zgodziła się z mężem. Ten pocałował ją i pośpiesznie wyszedł z pokoju. Odszukał Heinza w gabinecie, przeglądał właśnie koresponde- ncję. — Co ci leży na sercu, Hardy, już skończyłem i służę swoją osobą. Ten podał mu w milczeniu telegram. Heinz przeczytał go i popatrzył na przyjaciela poruszony. — Zaadresowany jest do Mici... od jej kuzyna? — Tak, dopiero co przyszedł. A Mica jest teraz zupełnie wytrącona z równowagi. Uważa za swój obowiązek pojechać do Teksasu do chorego ojca. Heinz zbladł. — Na miłość boską! Nie można do tego dopuścić! — I ja jej powiedziałem, że się na to nie godzę. Także Dorrit jej na to nie pozwala. Ale Mica jest uparta, nie da się jej odwieść od tego, co już raz postanowiła. Oboje z Dorrit próbowaliśmy jej to wybić z głowy. Jakie ona ma zobowiązania wobec ojca, skoro on nie wy- pełniał wobec nich swoich ojcowskich powinności? Pobiegła do parku, aby się w spokoju zastanowić, jak ma postąpić. Dorrit i ja musimy także przemyśleć, jaki telegram wyślemy do Rodriga. A przyszedłem tu do ciebie, abyś ją odwiódł od tego pomysłu. Jeśli podejmie się nowych obowiązków, na przykład wobec ciebie, to z pewnością zostanie. Heinz słuchał, nie przerywając przyjacielowi. Mięśnie na twarzy mu drgały. Po raz pierwszy zaczął wątpić, czy Micaela go kocha. Gdyby go kochała, nie myślałaby teraz o podróży do Teksasu, bowiem od dawna nic jej już nie łączyło z pozbawionym sumienia ojcem, nie chciałaby na tak długo się z nim rozstać. Podniósł się energicznie. — Czy wiesz, dokąd poszła? — Do parku. — Dobrze. Wybacz, proszę... ale muszę z nią porozmawiać. Wybiegł z pokoju, zostawiając Hardy'ego samego. 156 Narzucił pospiesznie futrzaną kurtkę, wziął w rękę czapkę i zbiegł po schodkach ganku w kierunku parku. Wszystkie dróżki pokryte były świeżym śniegiem, mógł więc łatwo odnaleźć ślady stóp Micaeli. Musiał pójść daleko w głąb parku, aby ją odnaleźć. Stała oparta o pień drzewa i patrzyła nieruchomo przed siebie. Gruba warstwa śniegu zagłuszyła jego kroki. Zdenerwowany przypatrywał się jej bladej twarzy. Czy to możliwe, że tak bardzo martwiła się o ojca? Nie mógł w to uwierzyć. Co zatem było przyczyną jej wzburzenia? Gdy stanął przed nią, zadrżała na całym ciele i rzuciła mu spojrzenie, którego się przestraszył. — Mica... był u mnie Hardy... powiedział, że chce pani pojechać do Teksasu. Nie chciał zdradzić, że wie, jaki jest powód jej wyjazdu. — Pani kuzyn Rodrigo wyprawia wesele... i pani chce na nim być. Na moment zamknęła oczy. Widział, jak cierpi, jak stara się, aby wydobyć z siebie głos. Heinz, bardzo poruszony, chwycił jej dłoń. — Mico, pani nie może wyjechać, nie może mi pani tego zrobić. Przecież pani wie, jak bardzo ją kocham, jak bardzo chciałbym, aby została pani moją żoną. Nie spieszyłem się z tym wyznaniem, chciałem, aby pani oswoiła się z tą myślą. Mico, niech pani zostanie ze mną. Tyle było miłości i żarliwości w jego słowach, że lekko zadrżała. A więc stało się, nie zapobiegła najgorszemu, Heinz oświadczył się jej. A teraz będzie musiała zadać mu ból... a było to gorsze, niż gdyby sama miała cierpieć. Ale musi się zdobyć na odwagę i zakończyć tę sprawę. Nie może zostać jego żoną, nie może przenieść na niego hańby swojego ojca. Wyprostowała się i wyszeptała: — A więc nie udało mi się pana powstrzymać, i powiedział mi pan to, kochany Heinz. Dlatego chcę odjechać, aby mógł pan o mnie zapomnieć, abym panu nie zadawała już bólu. Tak być musi. Nie mogę... zostać pana żoną... nie... nie kocham pana tak, jak żona powinna kochać męża, jak Dorrit kocha Hardy'ego, pan jest dla mnie ylko dobrym przyjacielem... i właśnie dlatego muszę wyjechać, ponie- waż przeczuwałam, że pan mnie kocha... och, mój Boże... Nie mogła już wydobyć z siebie słowa, patrzyła na niego, jakby agając o wybaczenie... i upadła zemdlona. Po raz pierwszy w życiu 757 l Micaela straciła przytomność. Heinz chwycił ją w ramiona. Jej słowa, że 'go nie kocha i że nie może zostać jego żoną, ciężko go dotknęły. Nie mógł tego pojąć. Ale gdy trzymał ją taką bladą i zemdloną w ramionach, zapomniał w strachu i trosce o nią o własnym bólu. Podniósł ją i zaniósł do domu. W hallu spotkał tylko matkę, która z przerażeniem patrzyła, jak syn wnosi zemdloną Micaełę. — Mój Boże, Heinz, co się stało? Jego twarz była zupełnie blada, rysy napięte. — Pomóż mi mamo, ona zemdlała. O nic już nie pytała. — Zanieś ją do pokoju — powiedziała i pospieszyła do pokoju Micaeli. Zamknęła okna, włączyła ogrzewanie i przygotowała łóżko. Heinz położył nieprzytomną dziewczynę do łóżka. Pani Klementyna zdjęła jej buty, rozebrała z futra i nakryła kołdrą, po czym wyprostowała się, popatrzyła pytająco na syna i zapytała: — Co się stało? Powiedział o telegramie z Teksasu, który pokazał mu Hardy, i o decyzji Micaeli, i o tym, jak wybiegł za nią do parku, i o rozmowie... — A potem zemdlała, mamo. Nie mogę wprost uwierzyć, że ona mnie nie kocha! W jego słowach tyle było bólu, że matka wzięła go w ramiona, jakby chciała go uchronić od wszelkiego zła. — Uspokój się, Heinz, i ja w to nie wierzę. Jeśli Mica cię nie kocha, to nie rozumiem, co to jest miłość. Odejdź teraz... zostanę z nią sama. Musi dojść do siebie i uspokoić się. Pozwól, że ja zajmę się twoją sprawą... ja nie tracę nadziei. Odprowadziła go do drzwi, a potem pochyliła się nad Micaela, zdjęła z niej suknię i wygodnie ułożyła w łóżku, położyła jej kompres na czoło i nasmarowała skronie wodą kolońską. Przyniosło to oczekiwany skutek. Micaela odetchnęła głębiej i po- patrzyła zdezorientowana na panią Klementynę. Rozejrzała się wokół i rozpoznała swój pokój. — A co to? Jak się tu dostałam... byłam przecież w parku. Pani Klementyna usiadła na skraju łóżka i ujęła jej dłoń. — Tak, i w parku straciła pani przytomność. 158 Micaela popatrzyła na nią zdumiona. —— Straciłam przytomność? To niemożliwe... nigdy jeszcze nie zemdlałam. — Tak, dziecinko, wszystko trzeba kiedyś przeżyć po raz pierwszy. To było poważne omdlenie. Pani nerwy nie wytrzymały... Micaela uśmiechnęła się blado. — Nerwy nigdy nie odmawiały mi posłuszeństwa. — Nigdy jeszcze widocznie nie była pani tak wzburzona. I wtedy Micaela uzmysłowiła sobie, co się wydarzyło, zanim zemdlała. Onieśmielona spojrzała na starszą panią. — A jak się tutaj znalazłam? — Mój syn panią przyniósł, przestraszony i zatroskany o panią. Blada twarz Micaeli pokryła się purpurowym rumieńcem. — On... ach, mój Boże, teraz już wiem... muszę stąd natychmiast wyjechać, jak najszybciej, nie możemy się już zobaczyć. Kochana pani Rottach... proszę mi pomóc... i... pomóc swojemu synowi, aby nie cierpiał. Ale pani nie wie, co się stało... — Ależ wiem dziecinko, wiem, że mój syn panią kocha i chciałby panią poślubić. Dałam mu swoje błogosławieństwo, ponieważ po- kochałam panią... pani jest jego szczęściem. Micaela zakryła dłońmi twarz. — Jestem jego nieszczęściem... och, kochana pani Klementyno, proszę mi pomóc stąd wyjechać... aby mógł mnie szybko zapomnieć. — Czy nie może pani znieść jego widoku? Sądziłam, widziałam to, że pani go darzy sympatią. Micaela chwyciła gwałtownie jej rękę i powiedziała: — Już od kilku dni chciałam przyjść do pani i prosić, aby mi pani pomogła. Wczoraj byłam już zdecydowana, ale pani była tak zajęta. A dzisiaj nadszedł telegram od mojego kuzyna... i postanowiłam wyjechać stąd, z Turyngii... Ale Heinz oświadczył mi się. Kochana pani Klementyno, czy mogę pani wszystko opowiedzieć jak matce, zrzucić Przygniatający moje serce ciężar? Pani także wiele wycierpiała, pani mnie zrozumie i spróbuje mi pomóc. Starsza pani odgarnęła Micaeli włosy z czoła. Dziecinko, może mi pani wszystko powiedzieć, jakbym była pani matką. Ale teraz powinna pani odpocząć. 759 Micaela ścisnęła jej rękę. — Nie, nie, proszę pozwolić, abym wszystko zaraz opowiedziała. Później, być może, nie będę miała już odwagi. Pani może mi pomóc w uporządkowaniu moich spraw, tak aby Heinz przy tym nie cierpiał. Przykro mi, że musiałam mu zadać ból. Kocham go... ach, kocham go tak bardzo, że mogłabym umrzeć za niego. — A jednak powiedziała mu pani, że nie kocha go tak, jak żona powinna kochać męża. Micaela westchnęła ciężko. — Ponieważ uważałam, że takie wytłumaczenie będzie najlepsze. Chciałam nie dopuścić do tego, aby mi się oświadczył. Dlatego bywałam wobec niego niekiedy szorstka, nie chciałam dać poznać po sobie, jak bardzo go kocham. Ale on nie może się o tym dowiedzieć, proszę strzec mojej tajemnicy. — Ale skoro pani go kocha, to dlaczego nie chce pani zostać jego żoną? — Nie mogę. To chcę pani właśnie wyjaśnić, a wtedy sama się pani przekona, że mam ku temu poważne powody. Nie dane mi jest być szczęśliwą z pani synem. Wniosłabym do jego domu tylko hańbę i wstyd. Proszę mnie posłuchać, kochana pani Rottach. Mój ojciec mieszka na ranczo mojego kuzyna w Teksasie... nigdy o nim nie wspominamy, ponieważ się go wstydzimy, ponieważ, jak by to powiedzieć... ponieważ jest człowiekiem pozbawionym honoru. Córka takiego ojca nie może poślubić mężczyzny godnego szacunku. Micaela wtuliła twarz w poduszkę. Pani Klementyna odetchnęła z ulgą. A więc to dręczyło małą dumną Micaelę, dlatego nie chciała zostać żoną Heinza. Jakie szczęście, że była to jedyna przeszkoda, która dzieliła jej syna od spełnienia najgorętszego życzenia. Wzięła drżącą dziewczynę w ramiona i przytuliła, jak matka tuli dziecko. , — A więc ze względu na swojego ojca chciała pani unieszczęśliwić Heinza? Micaela wpatrywała się w nią przez chwilę, a potem powiedziała zrezygnowana: — Muszę pani wszystko opowiedzieć. Proszę mnie posłuchać, a wtedy sama pani przyzna, że nie mogę zostać żoną Heinza. 160 I opisała szczegółowo, co wydarzyło się w jej życiu, jak cierpiała w milczeniu i jakie musiała znosić upokorzenia. Micaela odkryła wszystkie swoje tajemnice, niczego nie przemilczała przed panią Rot- tach. Ta słuchała jej z uwagą. Gdy Micaela skończyła, powiedziała cicho: — A więc kochana uparta Mica myślała, że to wszystko mogłoby odstraszyć Heinza Rottacha od poślubienia jej. Micaela popatrzyła na nią zdumiona. — Ależ droga pani Klementyno... jak może pani tak mówić? Jeśli Heinz jako dżentelmen nie wycofałby się z oświadczyn, to czy nie sądzi pani, że gdyby później wszystko przemyślał, to i tak zrozumiałby, że nie pasuję do niego? A wtedy byłabym tak nieszczęśliwa, jak nieszczęśliwa była pani. A co gorsza — Heinz byłby nieszczęśliwy. Nie, nawet nie wolno mi myśleć o jego staraniach o moją rękę i dlatego powiedziałam mu od razu, że go nie kocham. — Tak, i w ten sposób zadała mu pani ból, jakiego nikt nigdy mu nie zadał. Proszę nie porównywać swojej sytuacji z moją, to są dwie krańcowo różne sprawy. Mąż nie kochał mnie, nigdy mnie nie kochał i ożenił się ze mną, ponieważ chciał ratować swojego ojca. Kochałam go ponad wszystko i choć szczerze mi wyznał, że nic do mnie nie czuje, wierzyłam, że pewnego dnia zdobędę jego miłość. A przy tym po- stępowałam tak, że stawałam mu się coraz bardziej obca. Ach, dziecko, gdyby mnie tak kochał, jak Heinz kocha ciebie, byłabym najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Niech pani będzie szczęśliwa, że jest kochana. Heinz nigdy pani nie opuści, jeśli się dowie, że pani go kocha. — Ależ on nie może się o tym dowiedzieć... niech pani zrozumie... ze względu na mojego ojca. — Ach, dziecko, żaden ojciec na świecie nie byłby w stanie odwieść go od tego, aby kochać panią. Micaela uniosła się w łóżku i objęła panią Klementynę. — Ach, gdybym mogła w to uwierzyć! — Proszę w to uwierzyć! • Nie mogę... tak bardzo wstydzę się mojego ojca. Ależ to nonsens, kochane dziecko. I rodzice niekiedy muszą się s ydzic dzieci, jeśli nie wychowają ich na dobrych i uczciwych ludzi, roszę to sobie kiedyś przemyśleć. A żeby panią już zupełnie uspokoić... 767 1' Dornt i jej siostri Heinz wie wszystko o pani ojcu, pan von Ried już dawno opowiedział mu tę nieszczęsną historię. Ani przez moment nie uważał jednak tego za przeszkodę w poślubieniu pani. Kochał i kocha panią, a więc może pani pozbyć się wszystkich swoich obaw i zmartwień. Micaela patrzyła na nią zdumiona. — Wiedział... wiedział o wszystkim? — Tak, wiedział o wszystkim, daję na to słowo. I ja wiem o tym od dawna, ale wiem także, że pani jest wartościowym, uczciwym człowie- kiem i że w pani rękach leży szczęście mojego syna. A teraz, proszę, niech pani będzie rozsądna, nie dręczy siebie i mojego biednego chłopca tymi urojeniami. W czym nam zagraża pani ojciec? Heinz i pan von Ried zatroszczą się o to, aby nigdy już nie wtargnął w pani życie, proszę się o to nie kłopotać. Będzie pani równie szczęśliwą mężatką jak pani siostra Dorrit. Dzięki Bogu, nie odziedziczyły panie charakteru swojego ojca. Serce trzepotało się w piersi Micaeli. — Czy to możliwe, łaskawa pani? Czy mogę naprawdę być szczęś- liwa? Czy i mnie dane będzie szczęście w małżeństwie? — Ależ oczywiście, moje kochane dziecko. I zrezygnujmy już z tego sztywnego „pani". Oprócz syna chciałabym mieć córkę, która nazywać mnie będzie mamą i pokocha mnie jak matkę. Przepełniona szczęściem Micaela przytuliła się do niej mocno. — Mamo! Kochana mamo, czy pozwolisz mi rzeczywiście być twoim dzieckiem? Pani Klementyna tuliła ją w ramionach, głaskała po głowie i wreszcie ułożyła delikatnie na poduszkach. — Tak, Mico, a teraz odpoczniesz godzinkę. Spróbuj zasnąć, dam ci jedną z moich tabletek. Zawsze mam je przy sobie. Nie chciałabym, abyś zemdlona upadła ponownie w ramiona mojego syna. Przyjdzie przecież porozmawiać z tobą i z pewnością chciałby usłyszeć pozytywną odpowiedź. — Czuję się jak nowo narodzona, kochana mamo, pozwól mi wstać. — Nic z tego, potrzebujesz przede wszystkim spokoju. Ale po- zwalam ci śnić o przyszłym szczęściu. Jest jedenasta, obudzę cię o dwunastej. Możesz więc spokojnie spać. A potem ładnie się ubierzesz. Dopiero wtedy pozwolę Heinzowi porozmawiać z tobą. Najlepiej 162 będzie, jeśli zaprowadzę cię do mojego gabinetu i poślę go tam. Będziecie mogli spokojnie porozmawiać. Ale teraz musisz zasnąć. Chcemy mieć w domu wypoczętą i zdrową narzeczoną. Micaela odetchnęła z ulgą. Nieśmiały uśmiech -przemknął jej po twarzy. Serdecznie objęła starszą panią i ucałowała ją. — Mamo, kochana mamo, powiedz mi, proszę, jeszcze raz, że będę szczęśliwa. — Tak, tak, tak, oczywiście, ale przede wszystkim musisz uczynić szczęśliwym mojego syna, nie możesz go już więcej męczyć bezpodstaw- nymi wątpliwościami. Przecież ożeni się z tobą, a nie z twoim ojcem. A teraz śpij, życzę ci pogodnych snów. Nie możesz się przecież pokazać z za- płakanymi oczyma. Idę teraz uspokoić mojego syna, już najwyższy czas. Jeszcze raz ucałowała Micaelę, popatrzyła na nią niezwykle życzliwie i wyszła cichutko z pokoju. Heinz przechadzał się niespokojnie przed drzwiami pokoju Micaeli. Czekał niecierpliwie na wyjście matki. Na szczęście nikt mu nie przeszkadzał, Hardy i Dorrit siedzieli na dole w salonie i czekali, aż Heinz wróci z Micaela z parku. Nie mieli pojęcia, co się rozegrało w ciągu ostatniej godziny. Gdy w końcu otworzyły się drzwi pokoju Micaeli i pojawiła się w nich matka, Heinz chwycił jej rękę. W jego oczach była rozpacz. — Co z Micaela? — zapytał niespokojnie. Przytrzymała jego rękę i położyła mu palec na ustach. — Cicho, cicho, będzie teraz spała. Chodź do mnie, opowiem ci wszystko, co mi wyznała. Heinz poszedł za matką do gabinetu. Tam ujęła jego twarz w obie ręce i pocałowała go serdecznie. — Nie martw się już, Heinz, Mica czuje się dobrze, ale zaleciłam jej, aby pospała godzinkę. Spotkacie się około wpół do pierwszej i będziecie mieli dosyć czasu, aby się zaręczyć, zanim usiądziemy do obiadu. — Ach, mamo, jak możesz tak żartować — powiedział zgnębiony. Głowa do góry, chłopcze, wszystko jest w najlepszym porządku! ca kocha cię, kocha cię tak bardzo, że gotowa umrzeć, abyś ty był S2częśli\vy. Popatrzył na nią niespokojnie. ~- Mamo! Ale przecież powiedziała dopiero co, że mnie nie kocha. 163 — Tak, mój chłopcze, czegóż to nie opowiadają takie młode głupiutkie dziewczyny, kiedy mają kłopoty sercowe. Chodź, usiądź tu, opowiem ci, dlaczego wmówiła ci tę bajeczkę, że cię nie kocha. Ach, Heinz, kobiety popełniają różne głupstwa, kiedy chcą coś osiągnąć. Ścisnął jej rękę tak mocno, że aż ją zabolało. — Mów, proszę! Mamo, powiedz mi, proszę, wszystko! Powtórzyła mu dokładnie rozmowę z Micaelą. Im dłużej mówiła, tym bardziej radosna była twarz Heinza, a jego oczy błyszczały coraz intensywniej. A gdy skończyła, przycisnął jej dłonie do ust. — Ach, mamo, nigdy ci nie zapomnę, że przyniosłaś mi wybawienie. Moja mała Mica! Czy nie uważasz, że jest dzielna? Ileż ją musiało kosztować odgrywanie tej komedii przede mną? — Po raz pierwszy w życiu straciła przytomność. Dzięki Bogu, że sprowokowałam ją do zwierzeń. Ta uparta istotka wymknęłaby się nam w poczuciu obowiązku wobec ojca i powędrowałaby do Teksasu. Musi być nadal pod moją opieką. — A teraz? Nie myśli już chyba o podróży do Teksasu? Pani Klementyna uśmiechnęła się. — Nie sądzę! Jak klątwa ciążyły na niej myśli o ucieczce przed szczęściem. Chwycił się za głowę. — Nie do pomyślenia, jakie mogłoby powstać z tego nieszczęście. Czy naprawdę mam czekać jeszcze godzinę, zanim ją zobaczę? — Tak, Heinz, zastanów się, co ona przeszła, nie tylko dzisiaj, ale przez wszystkie te lata. Musi dojść do siebie po tym omdleniu. Daj jej zebrać myśli. A teraz musimy zająć się pozostałymi gośćmi. Uderzył się w czoło. — Zupełnie o nich zapomniałem, mamo. Przecież oni czekają na mnie i Mice. Chodźmy do nich. Zeszli na dół, Dorrit i. Hardy siedzieli bardzo przygnębieni. — Dzięki Bogu, Heinz, że jesteś, moja żona jest bardzo niespokojna o siostrę. Czy znalazłeś ją w parku? — Tak, ale nasza rozmowa przebiegała inaczej, niż oczekiwałem. Poprosiłem ją o rękę, zapewniłem o mojej miłości... a ona odtrąciła mnie. Dorrit i Hardy popatrzyli na niego osłupiali. — Odtrąciła cię? To niemożliwe, Heinz! 164 .— A jednak powiedziała mi, że nie kocha mnie tak, jak żona powinna kochać męża, jak Dorrit kocha ciebie. Potem dodała jeszcze, że wyjeżdża do Teksasu i padła zemdlona w moje ramiona. — Na miłość boską, gdzie jest Mica? Muszę do niej pójść! Heinz zatrzymał Dorrit. — Proszę zaczekać, pani siostra czuje się już lepiej. Moja matka się nią opiekuje. Dowiedziała się od niej, dlaczego tak zareagowała na moje oświadczyny. Podróż do ojca była tylko pretekstem. Proszę, mamo, opowiedz wszystko, dowiedzą się o tym z pierwszej ręki. Pani Klementyna wyjaśniła niezrozumiałe dla otoczenia zachowanie dziewczyny. Dorrit była ogromnie wdzięczna pani Rottach za za- opiekowanie się siostrą. — Proszę się już uspokoić, kochana pani Dorrit. Chwała Bogu, wszystko jest już jasne, a Mica nie myśli już o ucieczce przed miłością Heinza. Zostanie z nami i miejmy nadzieję, że będzie szczęśliwa z moim synem. Rozmawiali jeszcze przez chwilę. Wszyscy byli poruszeni deter- minacją Micaeli. Dorrit najchętniej pobiegłaby zaraz do siostry, ale pani Klementyna odwiodła ją od tego mówiąc, że Micaelą potrzebuje teraz spokoju, ale przyjdzie na pewno na obiad. To, że przedtem spotka się z Heinzem, przemilczała. Chciała, aby nikt nie przeszkadzał w rozmowie przyszłym narzeczonym. Hardy nadał natychmiast telegram do Rodriga następującej treści: Nie możemy przyjechać, życzymy ojcu zdrowia, wkrótce list. Ried. — Tak — powiedział rozluźniony — tego by nam brakowało, żeby Mica pojechała do Teksasu. Kto wie, ile trudu by nas kosztowało sprowadzenie jej do Niemiec. Nie możemy jej puścić ani na krok, nieprawdaż Heinz? Heinz roześmiał się, promieniejąc szczęściem. — O tak, to prawda. Gdy państwo Ried udali się do swego pokoju, aby się przygotować do obiadu, Heinz z matką pozostał w salonie. Po chwili pani Klemen- tyna popatrzyła na zegarek i podniosła się szybciutko. — Jeśli chcę dotrzymać słowa, to muszę zaraz obudzić Mice, jeśli °na jeszcze śpi. A ty idź, proszę, do mojego gabinetu i czekaj na nią. "wyprowadzę ją do ciebie. Reszta jest w twoich rękach. 165 Pocałował jej dłonie i powiedział: — Kochana, dobra mamo, gdybym ciebie nie miał, moje szczęście ległoby w gruzach. — Jestem ogromnie szczęśliwa, że mogłam ci pomóc. Bądź dobry dla Mici. Radość emanowała z oczu Heinza. . — Będę, mamo. Skinęła głową, wyszła z salonu i poszła do pokoju Micaeli. Dziewczyna leżała spokojnie z zamkniętymi oczyma, ale gdy pani Klementyna pochyliła się nad nią, ta objęła ją niespodziewanie. — A co to, nie śpisz, Mico? — Nie, mamo, nie mogłam, tyle pięknych myśli kłębiło się w mojej głowie, że nie mogłam ich przespać. Powiedz mi, proszę, czy wyjaśniłaś wszystko Heinzowi i uspokoiłaś go? — Uspokoić go było trudno. Jak tylko dowiedział się prawdy, chciał natychmiast przybiec do ciebie. Szkoda, że nie widziałaś, jak rozpromieniła się jego twarz. Był taki przygnębiony i zmartwiony, a tu nagle wykwita na jego twarzy radosny uśmiech. Miałam wrażenie, że to słońce zajrzało do salonu. Ach, mała Mico, jak on cię kocha... ciesz się z całego serca. Micaela przytuliła się do niej jak do matki. — Cieszę się tak bardzo, że aż serce mnie boli. Powiedz, czy Heinz nie był zły, że nie wyznałam mu prawdy? — No cóż, będziesz musiała odpokutować. A teraz wstań już, dziecko, ubierz się pięknie, a potem... Micaela wyskoczyła z łóżka i zaraz zaczęła się ubierać. Pani Klementyna podeszła do szafy i przeglądała stroje Micaeli. — Co założysz na siebie, Mico? Musisz wyglądać szczególnie uroczyście, musisz promieniować miłością. Co powiedziałabyś na tę białą sukienkę? • Micaela z namysłem przyglądała się białej sukni, którą pani Klementyna wybrała dla niej spośród tylu jej pięknych strojów. — Czy nie jest zbyt uroczysta do obiadu, mamo? — Nie stroimy się dzisiaj do obiadu, tylko na uroczystość zaręczyn. Dorrit także ubrana będzie odświętnie, prosiłam ją o to. A i ja idę się zaraz przebrać. 166 Micaela wzdrygnęła się. — Ach, moja siostra! Jestem taką egoistką. W moinx szczęściu zupełnie o niej zapomniałam. Przecież ona nie wie, co się stało. — Opowiedziałam jej o wszystkim. Natychmiast chciała przybiec do ciebie, ona dobrze wiedziała, że kochasz Heinza. A że on cię kocha, Hardy von Ried wiedział od chwili pierwszego pobytu mojego syna w Neustetten. Micaela uczesała się starannie, założyła białą bieliznę i białe buty. W końcu ubrała przepiękną suknię z białej żorżety. Skraj sukni wykończony był koronką z naszytymi perełkami, podobnie wykoń- czona była suknia wokół szyi. Na biodrach miała koronkowy pas z naszywanymi perełkami. Micaela wyglądała rzeczywiście przepięknie i niezwykle uroczyście, była cudowną narzeczoną. Pani Klementyna patrzyła na nią oczarowana. Ucałowała ją serdecznie i powiedziała: — Moje kochane dziecko, nie trzymajmy już Heinza dłużej w nie- pewności. Wzięła Micaelę za rękę i podprowadziła do drzwi gabinetu. Micaela weszła do środka i stanęła nieruchomo przy drzwiach. Na środku pokoju stał Heinz, ze zdenerwowania równie blady jak ona. Spojrzeli sobie przeciągle w oczy, po chwili Heinz objął dziewczynę i delikatnie całował jej włosy. Długo tak stali, tuląc się do siebie i całując czule. W pewnym momencie Micaela uwolniła się z jego objęć. Rumieniec rozpalił jej twarz. Popatrzyła na niego błagalnie. — Heinz... czy ja naprawdę mogę być szczęśliwa? Ucałował ją gorąco i zapytał: — Czy jeszcze o tym nie wiesz, Mico? — A czy nie masz do mnie żalu, że zadałam ci ból i powiedziałam, że cię nie kocham? — Ależ, oczywiście, że mam do ciebie żal. Będziesz musiała to wszystko odpokutować. Jak mogłaś być tak okrutna? Spojrzała na niego przestraszona. — Ach, Heinz, pomyśl tylko, jaka byłam nieszczęśliwa, sądziłam, że nie zechcesz za żonę córki tak nikczemnego ojca. — Nie mów o swoim ojcu, Mico. Pogardzam nim, wyrządził tak wiele krzywdy tobie i Dorrit. Przytuliła się do niego z ufnością. 767 — Wielka musi być twoja miłość, skoro przetrwała, chociaż wie- działeś wszystko o naszym ojcu. — Gdy Hardy mi o wszystkim powiedział, pokochałem cię jeszcze bardziej, Mico. Cóż to byłaby za miłość, gdyby twój ojciec mógł jej stać na przeszkodzie. Czy przestałabyś mnie kochać, gdybyś się dowiedziała, że mój ojciec był człowiekiem pozbawionym honoru? — Nie, naturalnie nie, Heinz, kochałabym cię tym bardziej. — A więc sama widzisz! Ale uważałaś, że ja przestałbym cię kochać w takim przypadku. Czy będziesz w przyszłości bardziej mi ufała? — Zgań mnie, Heinz, zasłużyłam na to. Byłam dla ciebie czasami niedobra, bo nie chciałam, abyś zauważył, jak bardzo cię kocham. Przytulił ją do siebie i długo całował. — Na szczęście nie wierzyłem ci nigdy, gdy byłaś wobec mnie taka nieprzystępna; twoje oczy mówiły wówczas prawdę, a nie twoje usta. Pogłaskała go po twarzy. — Kiedy mnie pokochałeś? — Myślę, że wówczas, gdy z bronią w ręku zażądałaś, abym podniósł ręce do góry — powiedział z uśmiechem. Zaśmiała się. — Wystraszyłam się wtedy strasznie twoich okrzyków wojennych. — A kiedy ty mnie pokochałaś, Mico? Popatrzyła mu prosto w oczy. — Nie potrafię określić tego dokładnie. Być może już wówczas, gdy oświetlałam lampą twoją twarz. Długo nie domyślałam się, że to miłość, to uczucie rozwijało się powoli. A gdy sobie uświadomiłam, że cię kocham, pomyślałam, że żaden dżentelmen nie weźmie mnie za żonę. Bałam się ogromnie, że cię stracę... i próbowałam zatrzymać cię przynajmniej jako przyjaciela. — A to nie było dla mnie zbyt miłe. Na szczęście wiedziałem już wówczas, gdy zawarliśmy przymierze przyjaźni, że mnie kochasz. — Coś takiego, a ja myślałem, że doskonale się maskowałam. — Zbyt dobrze! Czasami, gdy broniłaś się aż nazbyt drapieżnie, zdradzałaś się najbardziej. I znowu się całowali. Zapomnieli o całym świecie. Gdy "rozległ się gong wzywający na obiad, oboje spojrzeli na siebie jakby obudzeni ze snu. — Gong? — Gong! Śmiali się i całowali. Wreszcie Micaela uwolniła się z ramion Heinza. _ Teraz musimy już zejść, twoja mama czeka na nas, twoja kochana, cudowna mama! Kocham ją bezgranicznie i jestem jej ogromnie wdzięczna. To ona zdjęła z mojej duszy ciężar, który mnie przytłaczał. Gdyby nie ona, prawdopodobnie pojechałabym do Tek- sasu. — Jak wpadłaś w ogóle na ten pomysł? — Uważałam, że im dalej będziemy od siebie, tym łatwiej będzie nam zapomnieć o tej miłości. — A ja prawdopodobnie pogodziłbym się z tym, ponieważ powie- działaś, że mnie nie kochasz. Ale Hardy i Dorrit nie dopuściliby do tego. — To twojej matce winniśmy wdzięczność, to ona uczyniła nas szczęśliwymi. — Powiedz jej to, Mico, sprawisz jej radość. Zeszli wreszcie na dół. Heinz przed wejściem do salonu jeszcze raz pocałował Micaelę. Rodzina wpatrywała się w nich w napięciu. Stanęli przed panią Klementyną, która z trudem powstrzymywała się od łez. — Mamo! — powiedział wzruszony Heinz. — Kochana, dobra mamo! — zawołała poruszona Mica. Starsza pani wzięła ich oboje w ramiona. — Boże, pobłogosław moje dzieci! Ucałowała Micaelę, a potem syna. Siostry padły sobie w ramiona, a Heinz i Hardy uścisnęli sobie dłonie bez słowa. Potem Hardy przytulił Micaelę i życzył jej dużo szczęścia, a Heinz i Dorrit ucałowali się serdecznie. Wszyscy byli wzruszeni. Podano do stołu. Pani Klementyna zadbała, aby stół został za- stawiony uroczyście, podano także szampan. Wiele było jeszcze pytań i wiele odpowiedzi, ale wszyscy promienieli radością. Po obiedzie przeszli do sąsiedniego pokoju. Pili właśnie kawę, gdy służący przyniósł telegram dla Micaeli. Heinz wziął go z ręki służącego 1 wręczył Hardy'emu. 168 169 — To znowu z Teksasu, nie chciałbym, Mico, abyś nabrała ochoty do wyjazdu. — Nigdy więcej... nigdy, Heinz! — powiedziała dobitnie Mica. Wszyscy patrzyli w napięciu na Hardy'ego. Ten przeczytał telegram i powiedział: — To chyba najlepsze rozwiązanie dla nas wszystkich... także dla waszego ojca... umarł we śnie bez bólu. Rodrigo pisze, żebyście nie przyjeżdżały. Przez chwilę panowała cisza. Siostry przytuliły się do siebie. Ale i one przyznały rację Hardy'emu. Mogły tylko wybaczyć ojcu, śmierć ich pogodziła. Mężczyźni szybciej otrząsnęli się z przygnębienia i próbowali pocieszyć siostry. Postanowiono, że w końcu stycznia wszyscy pojadą do Berlina. Także pani Klementyna wyraziła chęć wspólnej podróży do stolicy. Chciano Micaelę wprowadzić w wielkomiejskie życie, byłaby to też okazja, aby przygotować dla niej wyprawę. W połowie lutego Dorrit z mężem i Micaela mieli wrócić do Neustettefi. Dziewczyna chciała jednak do maja mieszkać w Riedburgu. Na początek maja bowiem wyznaczono datę ślubu, a ona uważała, że dobrze będzie, jeśli w spokoju przygotuje się do swojej nowej roli życiowej, do roli żony i gospodyni domowej. Pani Klementyna oznajmiła wszystkim, że po weselu przenosi się do bocznego skrzydła. Obiecała też, że z prawdziwą przyjemnością wprowadzi Mice we wszystkie tajniki prowadzenia gospodarstwa. Po Wielkanocy Heinz przyjechał z wizytą do Neustetten. Narzeczeni spędziii razem kilka pięknych i beztroskich dni. Micaela wypiękniała i trudno było się dziwić Heinzowi, że ilekroć widział narzeczoną, tracił zupełnie głowę. Czwartego maja w Neustetten odbyło się wesele Heinza i Micaeli. Pani Rottach przyjechała już kilka dni wcześniej, Micaela zdążyła pokazać jej przed ślubem Riedburg. Po wyjeździe Mici zamkiem opiekować się mieli Breitnerowie. W podróż poślubną młodzi pojechali do Kanady, Heinz chciał tam uregulować wszystkie swoje sprawy. Pani Klementyna przygotowała w tym czasie dom na przyjęcie młodej pary. Zaokrętowali się piątego maja w Hamburgu. Pożegnanie z rodziną hvło niezwykle serdeczne. Pocieszali się, że wkrótce znowu się zobaczą. Młoda para na luksusowym parowcu cieszyła się swoim szczęściem, byli sobą oczarowani i zakochani bezgranicznie. Po powrocie do kraju nowożeńcy osiedli w majątku Rottachów, który odtąd miał być ich domem. Pani Klementyna radośnie powitała swoje dzieci. Cieszyła się, że nie będzie już sama. Rodziny Riedów i Rottachów były w stałym serdecznym kontakcie. Łączyła ich szlachetna i głęboka przyjaźń. Pani Klementyna była dla całej czwórki matką, jej serce pełne było miłości i czułości. A szczęście towarzyszyło im do końca ich dni. KONIEC ,4* 170 wo u\v us o w o u ja. l1 Drogie czytelniczki. Przypominamy, że w lutym wydaliśmy dwie książki J.C. Mahler „Rozłąka" oraz „Miłość i szantaż". Równolegle z niniejszą książką ukazała się też pozycja tej samej autorki „Na przekór złym mocom". Czy posiadacie je już w swoich zbiorach? W kwietniu szukajcie w księgarniach następnych książek J.C. Mahler. Będą to: „Pomóżcie Monice" i „Miłość wie lepiej". Osobno polecamy Warn znajdujące się już w sprzedaży—znakomite do czytania i na prezent — przekłady literatury światowej: J.M. Fitere — „Niszczycielka" A.R. Siddons — „Dom nad oceanem" W. Wharton — „Spóźnieni kochankowie" P. Kaine — „Pomówmy raczej o kobietach". Dla Waszych nastoletnich córek lub wnuczek polecamy kolejną książkę z serii „Portrety" — M. Kaye — „Nastawienie". Do zobaczenia w księgarniach!