The X files NAJLEPSZY PRZYJACIEL CZŁOWIEKA mieszkanie Muldera 3:26 9 kwiecień 1998, czwartek Fox Mulder obudził się słysząc pukanie do drzwi. Wstał z kanapy, gdzie rozkoszował się rzadką chwilą snu i podniósł ze stołu pistolet. Podkradł się na bosaka do drzwi odbezpieczając broń. Otworzył je gotowy na wszystko: kosmitę, konspiratora z rządu, wielką glistę-mutanta ... ale nie na to co zobaczył. Pod jego drzwiami stała przemoczona do szpiku kości Scully. "Scully, co ty ..." Zanim mógł jednak dokończyć pytanie o to co robi o tej porze pod jego mieszkaniem, Scully została wciągnięta do mieszkania przez swojego czteronożnego towarzysza. Ale to nie był Queequeg. To był angielski buldog. "Mulder, dłużej już tego nie zniosę!" Odpowiedział jej zaintrygowanym spojrzeniem. "Te psy doprowadzają mnie do obłędu! On i Queequeg hałasują bez przerwy. Nie mogę spać a sąsiedzi zaczynają do mnie wydzwaniać..." Mulder uśmiechnął się pomimo senności. Scully zgodziła się na ochotnika zająć się psem należącym do ofiary morderstwa, którym się zajmowali. "... więc musisz się nim zająć." "CO?!" Wykrzyknął a jego uśmiech natychmiast zniknął. "Dlaczego ja?" "Nie mam go gdzie zostawić a wiesz co myślę o schroniskach." "Ale..." Zaczął szukając gorączkowo jakiejś wymówki. "Nie umiem się nawet zająć moimi rybkami. Co miesiąc muszę kupować nowe i zazwyczaj robię to kiedy poprzednie nie żyją do dwóch tygodni. Dlaczego uważasz, że potrafiłbym zając się psem?" "Mulder, spójrz na niego. To aniołek. A poza tym, to tylko na chwilę, dopóki nie znajdziemy mu dobrego domu." Właśnie tą chwilę buldog wybrał sobie na otrząśnięcie się z wody. Fałdy jego skóry zatrząsły się a wargi i uszy latały we wszystkie strony. "Aaaack!" Powiedział Mulder, jego gołe nogi pokryły się kroplami wody. "Nagle przypomniał mi się film 'Turner i Hooch'." Skierował się do kuchni, po drodze odkładając broń. "Nie wydaje mi się, żebyś przypominał Turnera." Skomentowała jego uwagę Scully spoglądając na zabałaganione mieszkanie. Odpięła smycz od obroży a pies natychmiast potruchtał w stronę kanapy i usadowił się na pustym i cieplutkim miejscu. Mulder wyszedł z kuchni wycierając ręcznikiem nogi. "Łap." Powiedział rzucając drugi w stronę Scully. Złapała go tuż przed twarzą. "Wytrzyj się." Kiedy obejrzał się, zobaczyć mokrego psa leżącego na jego kanapie. "Ah, daj spokój." Powiedział do psa. "Ja tu śpię. Dalej, wstawaj." Mulder spróbował ściągnąć psa z kanapy ale ten tylko cicho zawarczał na Muldera, zły że ten przeszkadza mu. Scully nie mogła się powstrzymać od uśmiechu. [To będzie interesująca para. Ten pies jest tak samo uparty jak on.] "Czy możesz przestać się głupio uśmiechać i pomóc mi?" Spytał. Scully dokończyła wycierać twarz i odpowiedziała drażniącym tonem. "Co ci zależy? Przecież ty nigdy nie sypiasz." Mulder udając rozbawienie odpowiedział. "Ha, ha, ha." "Mulder, idę do domu przespać się. Zostawiłem jedzenie, które kupiłam dla psa pod drzwiami. Do zobaczenie jutro w pracy." "Tak, tak." Odpowiedział Mulder nieprzytomnie, nadal próbując znaleźć sposób na usunięcie zwierzęcia z kanapy. Nawet nie usłyszał kiedy wyszła. Półtorej godziny później Mulder poddał się. To głupie coś miało tu zostać więc postanowił, że po prosu położy się obok tego. Spojrzał na małego potwora, którym był średnich rozmiarów pies z dużą głową, szerokimi ramionami i wąskimi biodrami. Był gruby, pomarszczony i biało-brązowy. Na jednym oku miał brązową łatkę a spod warg wystawało mu parę górnych zębów. Mulder zdecydował, że pies był dość brzydki. Podczas gdy Mulder obserwował psa, pies obserwował TV. Leciał właśnie jakiś stary film SF z lat pięćdziesiątych. Mulder i pies szybko zasnęli przy dźwiękach gigantycznej mątwy zjadającej to co zostało z Nowego Jorku. Budynek i, J. Edgara Hoovera 8:19 10 kwietnie 1998, piątek Mulder przekopywał się właśnie przez jakieś akta kiedy do biura weszła Scully trzymając w rękach dwa kubki kawy. "Dzień dobry Mulder." Przywitała się i podała mu kubek. "Jak tam noc?" "Całkiem dobrze, pomimo tego małego potworka okupującego moją kanapę." [A może właśnie przez niego tak dobrze spałeś.] Pomyślała Scully. Już od jakiegoś czasu rozważała ten pomysł. Był tak samotny w tym swoim małym mieszkaniu. Potrzebował jakiegoś towarzystwa. Oczywiście wolałaby, żeby to ona była tym towarzystwem ale pies był następną dobrą rzeczą. Należało tylko zadbać o to by Mulder zatrzymał go. "Scully, tak się zastanawiam." Powiedział. "Czy twoja mama miałaby coś przeciwko psu?" "Um, nie może." Scully szybko myślała. "Ona, um, jest uczulona na psy..." Mulder spojrzał na nią znad teczek. Nie podobało mu się to dokąd zmierza ta odpowiedź. "...Więc jest twój dopóki nie znajdziemy domu dla niego." "Scully! Ja i psy do siebie nie pasujemy!" "Dlaczego? Nie miałeś żadnego zwierzątka jako dziecko?" "Raz, ale nie podobało mi się to. One śmierdzą, robią bałagan, wymagają bezustannej opieki i kontroli ..." "Rany Mulder." Przerwała mu Scully. "Porucz tej części o zapachu, ten opis pasuje doskonale do ciebie." Mulder zdecydował poddać się. Kiedy Scully coś sobie wbije do głowy, trudno ją od tego odciągnąć. "Dobra, może zostać. Ale lepiej żebyśmy znaleźli dla niego dom szybko." mieszkanie Muldera 22:13 ten sam dzień Mulder zmęczony wchodził po schodach. To był długi dzień. Podejrzany został złapany i zamknięty w więzieniu, ale jak zwykle musieli potem wykonać mnóstwo papierkowej roboty. Kiedy otworzył drzwi i wszedł do środka znalazł buldoga siedzącego na środku pokoju. W pysku miał jedną z jego skarpetek a kosz na śmieci był wywrócony, zaś jego zawartość rozrzucona po pokoju. "O, nie." Wymruczał znużony, wieszając płaszcz. "Oddaj mi to." Zażądał sięgając po skarpetkę. Pies wydał z siebie stłumione szczeknięcie i podskakując energicznie pobiegł na drugą stronę pokoju. [Wspaniale, po prostu wspaniale. On chce się bawić.] "Nie żartuję." powiedział podchodząc raz jeszcze do psa. "Rzuć to!" Pies kontynuując zabawę pobiegł na drugą stronę pokoju i wydał z siebie kolejne stłumione przez skarpetkę szczeknięcie. [Pewnie Scully, to mały aniołek.] Mulder westchnął. [To będzie długa noc.] mieszkanie Muldera 7:25 11 kwiecień 1998, sobota Ocierając oczy z resztek snu, Mulder wyjął pudełko 'Chocolate Frosted Sugar Bombs' z szafki i nasypał resztkę płatków na miseczkę. Kiedy dolewał mleka zadzwonił telefon. "Tak?" Spytał. "Czy mówię z panem Foxem Mulderem?" "Tak." "Czy jest pan zainteresowany kupnem nowego próżniowego odkurzacza? Nasz nowy model jest ..." "Nie, dziękuję." Uciął mu Mulder zirytowany. Odłożył słuchawkę i odwrócił się by zobaczyć jak buldog wskakuje na stół i zanurza pysk w jego śniadaniu. "HEJ! Złaź stamtąd!" Mulder próbował pozbyć się psa ze stołu ale przerwał mu dzwonek do drzwi. Skierował się do drzwi. Po drodze wdepnął w coś mokrego. "Cholera!" Wykrzyknął. Głos Scully doszedł go zza drzwi. "Mulder, wszystko w porządku?" Otworzył drzwi mając na sobie biały t-shirt i bokserki. [Oho.] Pomyślała Scully. [Chyba go obudziłam. Nie jest w zbyt dobrym nastroju.] "Wspaniale." Odpowiedział sarkastycznie. "Ten mały potworek znów nasikał a ja właśnie w to wszedłem. Muszę z nim dzielić kanapę a w tej chwili je moje śniadanie! Nie może być lepiej!" Zajrzał do kuchni i wrócił stamtąd niosąc dużą torbę papierowych ręczników. "Mulder, on jest specjalnie trenowany. Wszystko co musisz zrobić to położyć jakąś starą gazetę na podłodze." Mulder spojrzał na nią z wyrzutem. "Nie mogłaś mi tego powiedzieć dwa dni temu?" "Przepraszam." Odpowiedziała wzruszając ramionami i lekko się uśmiechając. "Myślałam, że sam do tego dojdziesz." W głębi duszy, odczuwała coś na kształt przyjemności widząc jak Mulder sprząta po psie. To było takie ... milutkie. "Przyniosłam parę zabawek dla naszego małego przyjaciela." Powiedziała wyjmując je z plastikowej torby, którą przyniosła. Podeszła do psa, który siedział niedaleko obserwując jak Mulder sprząta bałagan. "Mogły mi pomóc ostatniej nocy." Powiedział Mulder wstając by wyrzucić do kosza ręczniki. "Wczorajszego wieczoru bawiliśmy się w kto-silniej-pociągnie z moją skarpetką." Mulder podniósł z podłogi to co jak Scully przypuszczała, było kiedyś brązową skarpetką a teraz było zbyt podarte by przypominać cokolwiek. Pies był zaabsorbowany nową kością do gryzienia. Próbował machać swoim małym krępym ogonkiem. Scully uśmiechnęła się szeroko i pogłaskała go po sierści. Wzięła zabawkę z pudełka i dała mu ją. Mulder w ciszy patrzył jak Scully siada na podłodze tuż obok psa. Miała na sobie jeansy i zieloną koszulkę z dekoltem w kształcie litery V, miedziane włosy luźno okalały jej twarz. [Jest taka śliczna.] Pomyślał Mulder. Czasem zastanawiał się czy nie przydzielili mu tak ładnej partnerki po to by doprowadzić go do szaleństwa. Otrząsnął się z tych myśli, kiedy zdał sobie sprawę z tego w co on sam jest ubrany. Szybko odwrócił się i poszedł się przebrać. Kiedy wrócił miał na sobie czarny t-shirt i jeansy wywołując tajemniczą iskierkę w jej jasnych oczach, która po chwili zniknęła. "Jak go nazwałeś?" Spytała. "Huh?" "Pies, jak ma na imię?" "Nie wiem. Myślę, że jego nowi właściciele powinni mu nadać jakieś." [Pewnie. On nadal myśli, że oddamy tego psa.] "Cóż, ale nie możemy go nazywać 'pies' przez cały czas. Jak na niego wołasz?" "Chyba masz rację ale kiedy wołam go jest to zazwyczaj połączone z pewnym niezbyt przyzwoitym słowem." Dając psu ostatnią z przyniesionych zabawek, Scully wstała z podłogi. "Pomyśl nad czymś bardziej stosownym." Powiedziała i weszła do kuchni by zrobić kawę i nowe śniadanie dla Muldera. Nie znajdując niczego jadalnego w szafce, oprócz paru paczek ziaren słonecznika i puszki spagetti, zdecydowała się pozostać przy kawie. Kiedy wróciła do pokoju, ku swojemu rozbawieniu znalazła Muldera i psa siedzących na kanapie jak najdalej od siebie. Usiadła między nimi i podała Mulderowi kubek z kawą, a potem całą uwagę poświęciła zwierzęciu. "Jesteś taki słodki!" Powiedziała do niego dziecięcym głosem. "Tylko spójrz na te fałdki." "Proszę, Scully! To chyba najbrzydszy pies jakiego widziałem!" "Mulder, przestań. Ranisz jego uczucia." I odwracając się ponownie do psa powiedziała. "Nie słuchaj go. Lubię twój mały wojowniczy nosek. I twoje duże brązowe oczka!" Kontynuowała głaskanie a pies lizał ją po dłoni. Po chwili przyszła jej do głowy pewna myśl i odwróciła się do partnera podciągając jedną nogę pod siebie. "Mulder." Spytała. "Dlaczego nie lubisz psów?" Jego rozbawione spojrzenia pociemniało i Scully wiedziała, że uderzyła w drażliwe miejsce. "Kiedyś je kochałem. Kiedy miałem 12 lat miałem psa myśliwskiego o imieniu Bopper." Uśmiechnął się na to wspomnienia ale po chwili na jego twarzy pojawił się smutek. "Był moim najlepszym przyjacielem i spędzałem z nim niezliczone godziny. Ale pewnego dnia zostawiłem otwartą bramę i on wybiegł. Został potrącony przez samochód i zdechł." Spojrzał na Scully a ona zobaczyła ból w jego oczach. "To było trzy dni przed porwaniem Samanthy." Teraz Scully zrozumiała. Poczucie winy za śmierć Boppera i bolesne wspomnienia sprawiły, że psy nie są dla niego mile widzianym prezentem. Położyła rękę na jego kolanie a ich oczy się spotkały. 'Przepraszam.' Powiedziała mu bez słów. Ciemne spojrzenie Mulder trochę pojaśniało a on wziął rękę Scully ze swojego kolana i chwycił ją pomiędzy swoje dłonie. 'Dziękuję.' Przekazał jej. Pozostali tak jeszcze przez chwilę, Mulder delikatnie głaskał jej palce. Kiedy wreszcie wstali, Scully niechętnie cofnęła dłoń. "Muszę już iść Mulder. Mam parę rzeczy do zrobienia." Powiedziała. Mulder odprowadził ją do drzwi, ale zanim je otworzył Scully odwróciła się. "Mulder. Jutro idę na kolację do mamy. Wiem, że ucieszyłaby się gdybyś też przyszedł." Humor Muldera zdecydowanie polepszył się na myśl o zobaczeniu pani Scully. "Świetnie. Przyjadę po ciebie o 18:00, ok?" Spytał wiedząc, że w jej domu zazwyczaj jadają o 19:00. "Dobra, do zobaczenie." dom pani Scully 18:24 12 kwietnia 1998, niedziela Pani Scully otworzyła drzwi i uśmiechnęła się. "Dana, Fox, wejdźcie. Kolacja już prawie gotowa. Jesteście trochę wcześniej niż myślałam." Scully uściskała matkę. "Ruch na ulicach był mniejszy niż się spodziewaliśmy." "Witaj Fox." Pani Scully uścisnęła Muldera zaskoczona, że nie protestuje tak bardzo jak zwykle. "Co słychać?" "Wszystko w porządku pani Scully." Powiedział Mulder i głośno wciągnął powietrze. "Co tak wspaniale pachnie?" "Robię lasagnie." Panie Scully wiedziała jak bardzo Fox uwielbiał jej lasagnie, więc zrobiła ją specjalnie dla niego. Wchodząc do kuchni powiedział. "Czuj się jak u siebie w domu. Kolacje będzie gotowa za chwilkę." Scully usiadła na kanapie, podczas gdy Mulder oglądał zdjęcie stojące nad kominkiem. Patrzyła jak jego oczy śledzą historię rodziny utrwaloną na kliszy i zastanawiała się o czym myśli. Scully miała szczęśliwy dom i dzieciństwo. Nie tak jak jej partner. Mulder podniósł zdjęcie przedstawiające Scully kiedy miała 7 lub 8 lat. Jej kręcone, rude włosy były spięte w dwa kucyki a ubrana była w ogrodniczki. Jej twarz i ubranie było całe ubłocone. Rękoma zatykała sobie uszy, jej nos był cały pomarszczony i pokazywała język wprost do kamery. Oczy Muldera błyszczały kiedy odwrócił się do Scully. Wskazując na zdjęcie spytał. "Kim jest to czarujące dziecko?" Zanim Scully mogła odpowiedzieć, jej matka weszła do pokoju. "To Dana na jej 8 urodzinach." Mulder podał jej zdjęcie. "Jej bracia zabrali ją nad staw by polować na żaby. Nie złapali ich dużo ale bawili się świetnie." Uśmiechnęła się i odstawiła zdjęcie na miejsce. Mulder przypomniał sobie podobną historię i podobne zdjęcie. Minęło już tyle czasu a to nadal go prześladowało. Uprowadzenie Scully. Czuł się tak bezradny, nieudolny i winny. Nie mógł jej ocalić. Radosny głos pani Scully wyrwał go z zadumy. "Lasania jest gotowa. Kto jest głodny?" Kiedy Mulder skończył jeść najlepszą lasanie jaką pani Scully kiedykolwiek zrobiła przyszedł czas na deser. "Sernik!" Wykrzyknęła Scully. "Mamo, przeszłaś samą siebie dzisiaj." "Nie widziałam cię już tak długo kochanie, a wiem jak przepadasz za sernikiem." Powiedziała siadając obok córki i Foxa. "A więc Fox, Dana powiedział mi, że twój pies sprawia ci kłopoty." Mulder spojrzał na nią. "Właściwie, to nie jest mój pies. Ja tylko się nim opiekuję dopóki nie znajdziemy mu domu. Ale tak, jest trochę kłopotliwy." Pani Scully spytała. "Co takiego robi?" Kiedy Mulder wymieniał listę szkód jakie wyrządził, takich jak kradzież skarpetek, dostawanie się jakimś sposobem do lodówki i wyjadanie tej resztki jedzenia jaka w niej jest i robienie bałaganu z koszem na śmieci, zaczął się uśmiechać. Właściwie nie czuł się już tak bardzo zirytowany. Pani Scully zauważyła to i powiedział. "To nie takie straszne. Psy zazwyczaj robią takie rzeczy. Uwielbiają być w centrum uwagi. Ostatni pies jakiego mieliśmy, Rusty, wplątał się chyba we wszystkie rodzaje problemów. Któregoś dnia ..." "Myślałem, że jest pani uczulona na psy?" Przerwał jej Mulder. [Opss.] Pomyślała Scully. Zadzwoniła wcześniej do mamy i powiedziała jej o swoim pomyśle by przekonać Muldera do zatrzymania psa a ona zgodziła się, że to wspaniały pomysł. "Jestem i cierpiałam ogromnie by dzieci mogły mieć psa. To dlatego Rusty był naszym ostatnim." [Ocalona.] Pomyślała Scully. Reszta wieczoru minęła bez wpadek i około 22:30 Mulder odwiózł Scully do domu. mieszkanie Muldera 23:03 12 kwietnia 1998, sobota Mulder znalazł swoje mieszkanie tak jak je zostawił: zabałaganione. Ale to był inny bałagan. Mały potworek znów opróżnił kosz na śmieci i znalazł następną skarpetkę. "Masz te wszystkie zabawki i nadal wolisz moje skarpetki. Dlaczego? " Jedyną odpowiedzą psa było przywarcie do podłogi ze skarpetką luźno zwisającą z pyska i przypatrywanie się czy Mulder odważy się spróbować odebrać mu ją. Po jakiś dwudziestu minutach zabawy w kto-silniej-pociągnie, Mulder odkrył że bawiło go to. Porzucając resztkę nadziei na ocalenie skarpetki rzucił ją przed siebie zaczynając zabawę w prznieś-to. Pies wyglądał tak zabawnie gdy biegał na tych swoich krępych, małych nóżkach. Mulder głośno się śmiał. Po raz pierwszy od dawna. mieszkanie Muldera 00:27 ta sama noc Tej nocy pies musiał spać na podłodze bo Mulderowi pierwszemu udało się zając kanapę. Kiedy skończył oglądać film na video i kiedy odłożył kasetę na półkę z resztą jego kolekcji, zmienił kanał na film o potworze. Pies natychmiast przestał chrapać i spojrzał na TV. "Chcesz to oglądać?" Spytał Mulder. Na dźwięk głosu Muldera pies spojrzał na niego śpiąco i podreptał do kanapy. Wczołgał się na górę i usiadł na brzuchu Muldera. "Rany!" Jęknął Mulder. "Ile ty ważysz, tonę?" W odpowiedzi pies pomrukując z zadowolenia usadowił się wygodnie na jego klatce prawie dusząc go. Kiedy Mulder przesunął go na tyle, że mógł oddychać powiedział. "No dobrze, możesz zostać. Ale tylko na dzisiejszą noc." Oczywiście Mulder zdawał sobie sprawę, że pies będzie wolał spać na tym wygodnym miejscu także w przyszłości. Budynek im. J. Edgara Hoovera Washington D.C. 7:08 16 kwiecień 1998, czwartek Minął już tydzień od kiedy Mulder wziął do siebie psa i Scully zauważyła już zmiany. Był bardziej zrelaksowany, prawie spokojny. Był też jak zawsze obsesyjny i paranoiczny ale wyglądał też - jak przypuszczała - na bardziej szczęśliwszego. Wszedł do biura mając na twarzy uśmiech i niosąc dwa kubki kawy. "Witaj Scully." Powiedział podając jej parujący kubek. "Co mamy dziś w planie?" "Robotę papierkową." Odpowiedziała stanowczo. "Jeszcze?" Spytał podnosząc teczkę z blatu biurka. "Zdaje się, że połowa podatków idzie na papier na rządowe akta." "Pewnie to jakiś spisek." Powiedziała sarkastycznie. Mulder uśmiechnął się i wtedy zdał sobie sprawę gdzie Scully siedzi. "Hej, to moje krzesło. Dlaczego tu siedzisz?" "Cóż, nigdy nie dostałam swojego biurka więc pomyślałam sobie, że pożyczę sobie twoje." Wstała a Mulder szybko usiadł a nogi położył na blacie biurka. Scully nadal stała przy jego biurku zaczytana w dokumentach. Powoli dotarło do niej, że Mulder przygląda się jej i zaryzykował rzut oka w jego stronę. "Mulder, wszystko w porządku?" "Taak, tak się zastanawiam dlaczego właściwe wytrwałaś tu tak długo, ... no wiesz po tym wszystkim co się stało." Scully uśmiechnęła się zamykając teczkę. "Ponieważ gdybym nie została, pewnie by cię wylali albo zabili albo ty byś zwariował a nie chciałabym tego." Muldr wziął ją za rękę i delikatnie uścisnął. "Co ja bym bez ciebie zrobił." Powiedział cicho. Po chwili Scully niechętnie cofnęła rękę. "Co tam u twojego psa?" Spytała siadając po przeciwnej stronie biurka. "Masz na myśli Godzille?" Spytał a jego oczy zaiskrzyły się. Widać było jak Scully walczy by nie roześmiać się na głos. Poddając się w końcu spytała. "Nazwałeś go Godzilla? A ja myślałam, że to Queequeg jest dziwnym imieniem." Teraz była kolej Muldera by uśmiechnąć się. "Właściwie to on sam wybrał sobie to imię. Zmusił mnie do obejrzenia całonocnego maratonu filmów o potworach i szczególną uwagę poświęcił właśnie Godzilli." Scully nadal się uśmiechała. "Cóż, już wcześniej nazywałeś go 'małym potworkiem'." mieszkanie Scully 18:24 18 kwiecień 1998, sobota Scully westchnęła i raz jeszcze zmieniała kanał. Rozczarowana nie znajdując nic ciekawego wyłączyła TV i odłożyła pilota na stolik. [Od kiedy to spędzam weekendy oglądając powtórki 'Cudownych lat'?] Pomyślała. [Od kiedy zaczęłam pracować z Mulderem.] Odpowiedziała samej sobie. [Przecież to nie jego wina. Ta ja tkwię tam od tak dawna chociaż mogę odejść w każdej chwili. Dlaczego? Bo go kocham. Kocham za to jak wygląda, jak chodzi. Kocham za to, że umyślnie kłóci się ze mną tylko dlatego, że lubi widzieć mnie wkurzoną. Kocham go za to, że z takim zaangażowaniem broni jakiejś obłąkanej teorii przez ludźmi, którzy i tak mu nie uwierzą. Ciekawe czy on również kocha mnie tak bardzo.] Pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Otworzyła drzwi i zaskoczona tym kto tam stoi pomyślała. [On musi być medium.] "Mulder, co ty tu robisz?" Mulder stał pod drzwiami z buldogiem na smyczy. "Byłem na spacerze z Godzillą kiedy zaczęło padać. Byłem w pobliżu więc pomyślałem, że wpadnę i przeczekam burze. Masz coś przeciwko temu?" "Oczywiście, że nie. Wjedź." Scully była zmieszana. Dlaczego Mulder spacerował z psem koło jej domu? Nie zdążyła rozważyć tego pytanie gdyż Queequeg wpadł do pokoju i zaczął zajadle szczekać na Godzille. Mulder podniósł pomarańczową kulkę, przywitał się głaszcząc ją po futerku a następnie postawił z powrotem na podłogę szczęśliwszą. Scully czuła jak opada jej szczęka. Czy to był jakiś obcy klon? Następny Eddie Van Blundht? Bo na pewno nie był to jej partner! Mulder widząc jej zdziwione spojrzenie powiedział. "Wiem o czym myślisz. Że oboje zaczną wariować ale uwierz mi. Włącz jakiś stary film o potworach a Godzilla będzie cichy jak myszka." Już przeglądał ja kolekcję kaset. Kiedy znalazł to czego szukał włożył do video film o 'Gigantycznych Zmutowanych Radioaktywnych Karaluchach Zabójcach z Kosmosu' i nacisnął play. [Skąd właściwie Scully ma coś takiego?] Otrząsając się z początkowego zaskoczenie podeszła do siedzą na kanapie Muldera. "Rozpadało się na dobre. Zdaje się, że zostaniesz tu na dłużej." Powiedziała spoglądając na okno. "Nic nie szkodzi." Powiedział. Scully nie znała prawdziwego powodu dlaczego tu przyszedł. mieszkanie Scully 19:25 ta sama noc Mulder i Scully stracili zainteresowanie filmem już na początku ale Godzilla był wręcz oczarowany. Podczas gdy rozmawiali Scully powoli sączyła piwo imbirowe. Tak naprawdę nie słyszała o czym mówi Mulder (coś o elektronicznym nadzorze w pizzy, nowej paranoi Samotnych Strzelców). Była zbyt zajęta zastanawianiem się jakby to było gdyby ją i Muldera łączyło coś więcej. W filmie miała miejsce głośna eksplozja i Mulder odwrócił głowę by spojrzeć na TV. Uśmiechnął się widząc te naiwne efekty specjalne. Odwracając się do Scully powiedział. "Nie mogę uwierzyć, że masz coś takiego!" Scully uśmiechnęła się. "Mulder, sam mi to dałeś. Pamiętasz? To było po tej sprawie z karaluchami. Chciałeś mnie powstrzymać od dokuczania ci z 'Dr. Bambi'" "A tak, teraz sobie przypominam. Strasznie długo mi to wypominałaś." "Nie tak długo jak ty mi Eddie'ego Van Blundhta!" Powiedziała w obronie. "To co innego, Scully." "Dlaczego?" Mulder pochylił się i powiedział cicho. "Bo myślałaś, że Eddie to ja." Kiedy tak wpatrywał się intensywnie w jej oczy, Scully przełknęła z trudem. Dokąd on zmierzał z tą rozmową? A to spojrzenie, które zobaczyła w jego oczach na chwilę zanim jego miejsce zajęło coś innego. Obawa? Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, Mulder wstał i skierował się do kuchni. "Przyniosę mrożoną herbatę." Scully została na kanapie, zakłopotana. Mulder oparł głowę o lodówkę. [O czym ja do diabła myślę? Że ona mnie pragnie? Że pociągam ją? Ja w ogóle mogłem pomyśleć, że obchodzi ją ktoś taki jak ja?] Jego myśli ścigały się z tysiącem wymówek. [Jestem samolubną świnią, która nie robi nic innego jak rani ją, opuszcza w najgorszych chwilach, wciąga ją w różne narwane sprawy. Jej siostra zginęła przeze mnie. Ona sama również o mało co nie zginęła przez moje obłąkane poszukiwania prawdy ...] Mulder poczuł lekkie klepnięcie w ramię i obrócił się prawie wylewając swojego drinka. Scully spojrzała na niego z troską. "Mulder, wszystko w porządku?" "O, tak." Szybko odpowiedział. "Po prostu .. myślałem" "O czym?" Spytała prowadząc go z powrotem na kanapę. "O paru rzeczach." Odpowiedział. "Mulder, przestań. Znam cię zbyt dobrze. Co się stało?" Usiedli na kanapie i dopiero po dłuższej chwili Mulder cicho odpowiedział. "Myślałem o tym jak wiele bólu ci sprawiłem przez te pięć lat." Scully westchnęła. "Mulder..." "Scully, nie ma dnia w którym o tym nie myślę. Jestem psychologiem i sam nie wiem dlaczego jeszcze ze mną jesteś." Nieśmiało się uśmiechnęła. [Gdybyś tylko wiedział ...] Pomyślała. "Mulder." Zaczęła. "Pamiętasz co powiedziałam pod domem Toomsa?" Charakterystyczny uśmieszek pojawił się na jego ustach. "Że przyniosłaś piwo imbirowe. Złamałaś mi tym serce!" "Nie. Przedtem." Powiedziała chwytając go za rękę. Uśmiech Muldera zbladł na to wspomnienie. Spojrzał na jej drobną dłoń, tak delikatną a zarazem tak silną. "Że nie zrobiłabyś tego dla kogoś innego." Scully uścisnęła jego dłoń. "I wiem, że ty czujesz to samo." Podniósł spojrzenie a ich oczy spotkały się. I nie oczekiwanie to co chciał zrobić od dawna stało się takie naturalne. Wyciągną rękę i położył ją na policzku Scully. Kiedy przyciągał jej twarz ku swojej, nie zaprotestowała jak się tego obawiał. Ich usta spotkały się w elektryzującym pocałunku. Po chwili duży pies wepchnął się pomiędzy nich i zmusił ich do przerwania pocałunku. Mulder spojrzał w dół, najpierw zirytowany a potem rozbawiony. Uśmiechając się powiedział. "Myślę, że Godzilla jest trochę zazdrosny, że poświęcam tobie całą uwagę." "Coraz bardziej przywiązuje się do ciebie. Skoro nadałeś mu imię, to pewnie go zatrzymasz?" "Oh, czy ja wiem." Powiedział drapiąc Godzille za uchem. "Jest strasznie wkurzający ... podobnie jak ja." Dokończył i posłał jej rozbawione spojrzenie. Nagle jego spojrzenie spoważniało. "Scully, wiem że twoja mam nie jest uczulona na psy." Jej oczy otworzyły się w zaskoczeniu. "Skąd ty..." "Znam ją prawie tak samo dobrze jak ty. Dlaczego tak bardzo ci zależy abym zatrzymał Godzillę?" Scully uśmiechnęła się. "Chyba nie chcę żebyś był samotny." "Mulder oddał jej uśmiech. "Nie jestem." Powiedział i pocałował ją raz jeszcze.