Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej. 2 Krzysztof Rutkowski STOS DLA ADAMA ALBO KACERZE I KAPŁANI STUDIUM W CZTERNASTU ODSŁONACH O SPORZE ZMARTWYCHWSTAŃCÓW Z TOWIAŃCZYKAMI 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 4 PRZYGOTOWANIE Il est singulier que, parmi nous, trois crimes: la magie, l’hérésie et le crime contre la nature, dont on pourroit prouver, du premier qu’il n’existe pas; du second, qu’il est susceptible d’une infnité de distinctions, interprétations, limitations; du troisieme, qu’il est tres souvent obscur, aient été tous trois punis de la peine du feu. Montesquieu, De l’esprit des lois XII, VI. Książka ta powstała w wyniku pięcioletnich studiów i badań źródłowych przeprowadzonych w rzymskich archiwach Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego, w Bibliotece Polskiej w Paryżu oraz w Bibliotece i Muzeum Czartoryskich w Krakowie. Szczególnie cenne okazały się zbiory przechowywane w rzymskim archiwum księży zmartwychwstańców: przede wszystkim bloki korespondencji i pisma Hieronima Kajsiewicza, Piotra Semenenki, Edwarda Duńskiego, liczne mickiewicziana, materiały dotyczące Towiańskiego i towianizmu oraz innych sekt mistycznych, działających we Francji w latach czterdziestych XIX stulecia. Studia przeprowadzone w Rzymie i w Paryżu przekonały mnie, że dotychczasowy obraz recepcji Mickiewicza i Koła Sprawy Bożej wymaga jeszcze pewnych uzupełnień i retuszy. W niniejszej książce wykorzystałem nieznane rękopisy oraz dokumenty, które - mam nadzieję - wzbogacą wiedzę nie tylko o walce zmartwychwstańców z towiańczykami, ale też o dziejach polskiej kultury emigracyjnej w wieku XIX. Książka ta nie jest historią Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego ani nawet monografią wybranego epizodu z jego bogatych dziejów, opisywanych zresztą wielokrotnie. W latach 1892-1896 ukazała się w Krakowie czterotomowa Historya Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego podług źródeł rękopiśmiennych, przygotowana przez Pawła Smolikowskiego CR i obejmująca okres od roku 1832 do roku 1850. Ponadto ksiądz Paweł Smolikowski pozostawił osiemnastotomowy rękopis przedstawiający dzieje zgromadzenia zmartwychwstańców do roku 1886. Manuskrypt Smolikowskiego ojcowie zmartwychwstańcy przepisali na maszynie w 13 tomach. W roku 1942 Władysław Kwiatkowski CR opublikował w Albano jednotomową Historię Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego. W roku 1990 ukazał się polski przekład książki Johna Iwickiego CR Charyzmat zmartwychwstańców. Historia Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego, tom I 1836-1886 (Katowice 1990), powstałej przy współpracy Jamesa Wahla CR; z angielskiego przełożył ją Jerzy Zagórski. Pełną bibliografię dotyczącą dziejów zgromadzenia odnajdzie Czytelnik w pracy Jerzego Mrówczyńskiego CR Wprowadzenie do źródeł historii i duchowości zmartwychwstańskiej. Introduction to the sources of Ressurrectionist History and Spirituality. Rzym 1977. Książka niniejsza nie jest monografią poświęconą Hieronimowi Kajsiewiczowi i Piotrowi Semenence, chociaż ich nazwiska pojawiają się w tytułach obydwu części rozprawy. Nie jest też portretem towiańczyków uwikłanych w spór z polskimi księżmi. Czym jest zatem Stos dla Adama? 5 Rzeczą o wolności słowa i sumienia, a raczej o jej braku pośród Polaków. Studium o robieniu z Mickiewicza heretyka przez młodych księży, którzy najpierw obstawali przy najbardziej jakobińskich i krwawych pomysłach, a później uczyli się wiary w Boga właśnie od Adama. Jak to się robi? Dlaczego? W jakim celu? Jak kapłani wynaleźli kacerzy? Napisałem „wynaleźli”, bo przecież nie sposób odmówić racji rozumowaniu wielkiego znawcy herezji, Roberta I. Moore’a, który udowodnił, że „Herezja istnieje o tyle, o ile odpowiednia władza uzna za stosowne obwieszczenie jej istnienia. Heretykami stają się osoby sprzeciwające się uznaniu doktryny lub dyscypliny wymaganej przez władze kościelne: jeżeli nie ma sprzeciwu - nie ma też herezji. Herezja [...] ujawnia się wtedy, gdy władza, której się opiera, wyrazi na nią zgodę. Herezja - to zawsze sprawa polityczna” (R. I. Moore, The Formation of a Persecuting Society. Power and deviance in Western Europe 950-1250, Oxford 1987, s. 82). W roku 1988 rozpocząłem studia nad sporem pomiędzy zmartwychwstańcami a towiańczykami. Nie sam przebieg walki ciekawił mnie najbardziej, lecz jego motywy i konsekwencje. W końcu księża zmartwychwstańcy okrzyknęli Adama Mickiewicza heretykiem i w roku 1848 niektóre jego księgi trafiły na kościelny indeks, zamiast pod strzechy. Towiański również został potępiony - w dziesięć lat po Mickiewiczu. Skąd takie zapamiętanie pośród byłych przyjaciół, wyznawców i uczniów Adama, od którego uczyli się religii i dzięki niemu „katoliczeli”? Dlaczego Hieronim Kajsiewicz i Piotr Semenenko, a także Aleksander Jełowicki i - w pewnych okresach - Edward Duński, występowali namiętnie przeciwko Mickiewiczowi, tak bardzo starając się udowodnić, że Adam, mistrz Andrzej oraz jego sekta to wysłannicy piekieł i kacerze spod gwiazdy Piołun. Stos dla Adama jest zatem studium o wynajdywaniu herezji. W części pierwszej staram się przedstawić powody i metody walki z towiańczykami stosowane przez Hieronima Kajsiewicza, w części drugiej - Piotra Semenenkę. Adam Mickiewicz jest na kartach niniejszej książki cały czas obecny, ale milczy. Części dzielą się na odsłony, wyselekcjonowane na podstawie dokładnej analizy zgromadzonej uprzednio „bazy danych”, to znaczy pokazują ważniejsze wydarzenia z dziejów sporu nie w porządku chronologicznym (ponieważ główne fakty dotyczące walki zmartwychwstańców z towiańczykami są znane, a bibliografia przedmiotu - pokaźna), lecz w porządku „kognitywnym”, w znaczeniu nadanym temu pojęciu przez Daniela Andlera, Pierre’a Jacoba i Andrew Woodfielda. Krzysztof Rutkowski Paryż, Wielkanoc 1993 6 PROLOG HIERONIM KAJSIEWICZ OSTRZEGA PRZED RUTKOWSKIM 18 czerwca 1847 roku ksiądz Hieronim Kajsiewicz pisał z Rzymu do księdza Piotra Semenenki: „Okrutne tu były fety wczoraj, w rocznicę wyboru Ojca Świętego. Do bandy czerniącej nas przybył sławny Rutkowski, smarują nas słowem i pismem ile mogą. Wszystkich i to pod przysięgą”1. 24 czerwca 1847 roku Kajsiewicz skreślił kolejny list do Semenenki: „Teraz mój drogi przed przeczytaniem dalej pomódl się, bo ja to piszę po modlitwie i po radzie z X. Aleksandrem [Jełowickim]. Bóg widzi z jaką szczerością pisałem o chęci sprowadzenia Ciebie do Rzymu. Tymczasem zupełnie mi się dziś inaczej rzeczy widzą. Pisałem Ci zdaje się w ostatnim liście, że Rutkowski napisał okrutny paszkwil na nas, pod przysięgą oczerniał mnie do Danielewicza. Po domach, po kawiarniach okropieństwa na nas wygaduje. Nie dość na tym - w dzień Świętego Jana wstrzymał powóz Ojca Świętego i wrzeszczał: » Giustizia! Giustizia! Sante Padre, ja biedny kleryk prześladowany w Rosji, a teraz mię te łotry ze Świętego Klaudiusza okrutniej tu jeszcze prześladują«. Papież przyjąć [go] nie może i kazał przyjść za dni 5 do Sekretariatu Stanu. Nie wiem, co będzie, ale to wiem, że wszystkie te plotki zaczęły się od twoich nieroztropności. J a k k o l - w i e k w i e r z ę w t w o j ą n i e w i n n o ś ć [podkr. Kajsiewicza], ale to pewna, żeś dał pozory. Ze złych plotek a la longue il en reste toujours quelque chose. Może wypadnie zacząć proces formalny o dyfamację, a przez wzgląd na Ciebie jesteśmy związani. Dalej te gadki o tobie nie tylko zawczasu ci znane, ale wracający z Paryża i Rzymu Polacy roznieśli po kraju [...] Dziś jasno przyszłości już jako kapłana czynnego wśród Polaków nie masz”2. Ksiądz Hieronim Kajsiewicz nie mógł wytoczyć paszkwilantowi Rutkowskiemu procesu o zniesławienie, bo ksiądz Piotr Semenenko, od dawna podejrzewany o grzeszny romans z panią Julią Bartoszewicz, przebywał na wygnaniu w Afryce, a Polacy - jak to Polacy - plotkowali, ile wlezie. Gdyby nie Rutkowski, to może Kajsiewicz dotrzymałby danego słowa i Semenenkę z afrykańskiego zesłania wcześniej do Rzymu ściągnął i Semenenko wreszcie ukończyłby swą broszurę przeciw herezji Towiańskiego, rozgłaszanej przez Mickiewicza. Rutkowski przeszkodził... 27 czerwca ksiądz Hieronim Kajsiewicz pisał o smutnym zdarzeniu do Józefa Hubego, dodając kilka nowych szczegółów: „Wspomniałem Wam w ostatnim liście o koalicji łotrzyków i niesłychanych potwarzach rozsiewanych na nas, wszędzie, po kawiarniach [...] Ów Rutkowski zatrzymał powóz Ojca Świętego jadącego do Świętego Jana, wołając na głos, że go księża od Świętego Klaudiusza prześladują gorzej od Mikołaja: »Giustizia, Giustizia!« Papież faktum jego wziął i kazał przyjść do Sekretarza Stanu za dni 5 - nie wiem, co się stało odtąd - ale jeżeli to potrwa, wycierpiawszy długo i spokojnie, ponieważ z takich gadek il en reste toujours quelque chose wypadnie może zażądać formalnego procesu. Otóż trzeba 1 List H. Kajsewicza do P. Semenenki, Rzym, 18 czerwca 1847 roku, rkps Archivo Congregazione della Risurrezione, Roma sygn. 5401. W kolejnych przypisach, na oznaczenie dokumentów pochodzących ze zbiorów rzymskiego archiwum zmartwychwstańców, używam skrótu ACRR. 2 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Rzym, 24 czerwca 1847 roku, rkps ACRR, sygn. 5403. 7 nam wprzód koniecznie skończyć z X. Piotrem [Semenenką] - mówię to po namyśle i rozmowie z X. Aleksandrem [Jełowickim] - z boleścią to piszę”3. 6 lipca 1847 roku Kajsiewicz raz jeszcze skarżył się na łotrostwa Rutkowskiego do braci w Paryżu: „Moi Najdrożsi! Dziękujemy Panu Bogu za wszystko, a tem bardziej za krzyże [...] Rutkowski dostał się do Papieża na audiencji publicznej, płakał, skarżąc się na nas, musiał go kazać [papież] odczepić od nóg - posłał do kanonika o informacje o nim, miał [kanonik] powiedzieć, że łotr”4. Łotr ani chybi. Na imię miał Andrzej. W pierwszych dniach lipca 1848 roku został wybrany w Mediolanie na porucznika pierwszej kompanii Mickiewiczowskiego legionu. W październiku Siodołkowicz odebrał Rutkowskiemu w Vercelli komendę. Siodołkowicz działał z poręki hrabiego Zamoyskiego, który legion Mickiewicza pragnął za wszelką cenę rozproszyć, a Rutkowski zbierał podpisy za oddaniem dowództwa Breańskiemu, chociaż Breańskiego popierał Zamoyski, z czego wynika, że Rutkowski intrygował na wszelkie sposoby. Nie wiadomo, czy doszło do rękoczynów, czy żołnierze wolności poprzestali tylko na lżeniu się słowem i na obrzucaniu błotem pomówień. Na pewno zaś odpruwano z legionowych czamarek białe krzyże Sprawy Bożej. Nie bardzo jednak wiadomo, dlaczego5. Gdzie się Rutkowski pojawił, tam wybuchał skandal. Przed Andrzejem Rutkowskim ostrzegał Kajsiewicz. Adam Mickiewicz szczerze nie cierpiał innego Rutkowskiego: Teodora Ernesta, herbu Bończa, który na emigracji uczył kaligrafii, dokarmiał Goszczyńskiego, pisywał wiersze i miał żonę Francuzkę, znaną z mątów i tupetu. To ona zwykła mdleć w College de France i pisywać długie listy o niewoli w Kole Sprawy Bożej6. Kiedy Goszczyński i Szweycer przysłali 18 stycznia 1848 roku ze Strasburga pismo dla Mickiewicza na ręce Teodora Ernesta Rutkowskiego, to nauczyciel kaligrafii zatrząsł się ze strachu. Mickiewicz wyruszał do Rzymu, pismo wzywało Adama do pojednania się przed tak ważną podróżą z Towiańskim. Rutkowski wykręcał się, zwodził, prosił Słowackiego o zastępstwo, Słowacki się wahał, Rutkowski nalegał tłumacząc, że jest „jednym z tych braci, którego brat Adam znieść nie może”7. Jednak 22 stycznia 1848 roku Rutkowski wręczył Mickiewiczowi pismo na peronie dworca kolei orleańskiej, a nawet ośmielił się wykaligrafować na marginesie śmiały, jak na niego, dopisek: „Jako powołany i naznaczony na sługę Sprawy Bożej, chociaż wielce dłużny Bogu i bliźnim, i pracujący dziś wyłącznie z sobą tylko na drodze odrobku ducha za winy przeciw Duchowi, obowiązkiem jest moim łączyć się wszędzie i zawsze z prawdą”8. Adam przyjął podobno pismo „w wielkim skupieniu”, ale pewno nie z powodu dopisku nauczyciela kaligrafii. Jeden Rutkowski na zmartwychwstańców napisał paszkwil, drugi - pouczał Mickiewicza. Z Rutkowskimi - zawsze utrapienie, ale przyznać trzeba, że mieszali się w sprawy ważne, delikatne, pikantne też - niestety. Teodor Ernest Rutkowski wręczał papier wzywający brata Adama do pogodzenia się z mistrzem, bo chociaż Koło Sprawy Bożej połamało się w roku 1846, to przecież Mickiewicz nigdy nie zwątpił w prawdę Towiańskiego. To mistrz Andrzej w końcu się Adama wyparł, a zmartwychwstańcy obydwóch potępili. 3 List H. Kajsiewicza do J. Hubego, Rzym, 27 czerwca 1847 roku, rkpsACRR, sygn. 5404. 4 List H. Kajsiewicza do K. Królikowskiego, Rzym, 6 lipca 1847 roku, rkps ACRR, sygn. 5405. 5 Zob. K. Kostenicz, Legion włoski i „Trybuna Ludów”. Styczeń 1848 – grudzień 1849. Kronika życia i twórczości Mickiewicza, Warszawa 1969, s. 78 i n. 6 Tamże, s.35 – 38. 7 Tamże, 42 – 43. Por. także K. Kostenicz, Słowacki wobec „służby” Goszczyńskiego dla Mickiewicza na początku 1848 roku, w: „Pamiętnik Literacki” 1967, R. 58, z. 2, s. 543 – 553. 8 Dopisek wg kopii listu T. E. Rutkowskiego do S. Goszczyńskiego, rkps Biblioteki Narodowej w Warszawie, sygn. 2957, k. 195 – 196. Zob. także K. Kostenicz, op. cit., s. 38. 8 Adam wyruszał tamtego styczniowego dnia do Rzymu, by przekonać Ojca Świętego do Nowego Objawienia i zbudować Legion. A także by utorować drogę Towiańskiemu do następcy Świętego Piotra. Gdyby nie księża zmartwychwstańcy, to by mu się udało. Mickiewicz wierzył, że dzięki jego rzymskiej wyprawie zmieni się skóra świata. Teodor Ernest Rutkowski czuł powagę chwili. Andrzej Rutkowski czepiał się papieskiego powozu i domagał sprawiedliwości. W czym mu księża zmartwychwstańcy zawinili - nie dowiemy się chyba nigdy. Ale Andrzej Rutkowski krzyk podniósł w dniach przyszłością brzemiennych dla zakonu księży zmartwychwstańców, dla Mickiewicza, dla Towiańskiego. Dla kapłanów i dla kacerzy. Księża zmartwychwstańcy rzucili się z impetem na Adama i Andrzeja, tak długo się starali i tyle trudów włożyli w potępienie rzekomych heretyków, jakby istotnie w osobach poety i rejenta książę ciemności zagroził Polsce, Kościołowi i wszystkim ludziom dobrej woli. Ksiądz Paweł Smolikowski w rozprawie Stosunek Adama Mickiewicza do XX. Zmartwychwstańców napisał blisko sto lat temu, że arcybiskup Paryża pozwolił polskim księżom „z Mickiewiczem obcować” i nawet podobno rzekł: „Biedny to człowiek [...] Was on zdaje się bardzo cenić i kochać; starajcież się go pozyskać dla wiary łagodnością”9. Ksiądz Paweł Smolikowski przekonywał, że zmartwychwstańcy podchodzili do Mickiewicza z miłością i postępowali z nim łagodnie, aż nadszedł dzień, kiedy już dłużej wytrzymać nie mogli: „Tak trwało czas jakiś, aż Mickiewicz publicznie nie ogłosił herezji Towiańskiego z katedry profesorskiej. Było to 19 marca 1844 r. Zapowiedziawszy od dawna już wykład Biesiady, pism według niego boskiego, bijąc wciąż z wielką gwałtownością, gniewem i gorzką ironią na Kościół i duchowieństwo, w dniu tym rzekł: »Przynoszę wam nowe życie, prawdę objawioną. Kiedy mi poruczono ogłoszenie, uczułem w sobie szczęście, którego już nigdy nie zapomnę, którego mi nie wydrze żadna ludzka potęga, będzie ono trwać przez całe me życie, przez wszystkie me życia. Przybierając postać uroczystą mówił dalej: »Innemu zostawiono wzniesienie się do światłości słońca, jam jedną z iskier, mojem posłannictwem jest ogłaszać wam prawdę objawioną i robić, co w mojej mocy. Dlatego wzywam wszystkich dobrej woli, niech powiedzą, czy uznają tę prawdę objawioną, tak lub nie?« Tu wszyscy towiańszczycy i kilku młodych Francuzów powstawszy, zawołało z wyciągniętymi rękoma: »Tak, tak, uznajemy«. »Czy uznajecie mnie za świadka tego objawienia?« »Uznajemy, uznajemy« - zawołali chórem w największym zapale. Podczas tego niektóre kobiety płakały przytłumionym głosem. Jedna młoda Francuzka, siedząc blisko katedry, powstała, a złożywszy ręce jak do modlitwy i trzymając je na wysokości głowy, stała zwrócona do profesora, który mówił dalej cichszym głosem: »Bracia moi, widzieliście w pośród was tego objawiciela; przyrzekacie mi, że za nim pójdziecie?« - »Tak, tak, pójdziemy, choćby na ukrzyżowanie«. »Moje posłannictwo jest dopełnione« - dodał profesor, który za każdym razem, kiedy towiańszczycy przysięgali, trzymał rękę wyciągniętą poziomo. Przy wyjściu dwóch uczniów ucałowało rękę Mickiewicza. Polacy i cudzoziemcy obecni, jakby ze snu przebudzeni, zaczęli wychodzić, oburzeni jedni, ciężko zasmuceni drudzy, śmiejąc się niektórzy. »Takie jest rozwiązanie aktu pierwszego tej żałobnej, a prawdziwie nieboskiej krotochwili - woła pod świeżym wrażeniem w owym czasie X. Kajsiewicz - Bóg i Chrystus Jego zbluźniony; nowa, pierwsza za Polską, a nadzwyczaj zuchwała i bezbożna herezja ogłoszona, imię polskie i pierwsza literacka chwała, którą już i cudzoziemcy nauczyli się byli poważać, w 9 P. Smolikowski, Stosunek Adama Mickiewicza do XX Zmartwychstańców, Kraków 1898, s. 30. 9 pośmiech i poniewierkę oddane. Katedra słowiańska, jeden z ośrodków opatrznych w ręce polskie dany, rozpustnie na złe użyta. Dopókiż tego, o Panie! Zmiłuj się nad nami!«10. Skąd ksiądz Smolikowski cytował wykład Mickiewicza z College de France - trudno dociec, w każdym razie różni się on znacznie od znanego nam zapisu z wydań Dzieł Mickiewicza11. Smolikowski w Stosunku Adama Mickiewicza do XX. Zmartwychwstańców starał się, jak mógł, by udowodnić, że stosunek zmartwychwstańców do Adama Mickiewicza był serdeczny i szczery, choć Adam był chory, cierpiał na herezję: „Dla towiańszczyzny Mickiewicz odepchnął od siebie najlepszych swoich przyjaciół i na każdym kroku się kompromitował. Toteż zrażony niewdzięcznością, zaczął chłodnąć dla towiańszczyzny. Ale już ani swojej twórczości, ani dawnego stanowiska wśród katolików nie odzyskał, choć w r. 1853 mógł X. Terlecki zapewnić Piusa IX, że »Mickiewicz jest teraz oddanym i posłusznym Synem Waszej Świątobliwości «. - Tyle dobrego, co był zdziałał dawniej, a mianowicie: przyłożenie się do odrodzenia religijnego wśród Polaków i do powstania nowego Zakonu, zapewne przez P. Boga policzonem mu zostało i przeważyło to, co czynił raczej w pewnym zapomnieniu się niż w złej woli”12. Może więc P. Bóg wybaczył Mickiewiczowi jego przeraźliwe, zdaniem zmartwychwstańców, brednie od Ody do młodości poczynając, przez Konrada Wallenroda i wiersz Do Matki Polski, przez Dziadów części III, Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego, a na wykładach w College de France kończąc, skoro jednak Mickiewicz coś dobrego i pożytecznego w życiu zrobił, to znaczy przyłożył rękę do powstania zgromadzenia zmartwychwstańców. Reszta jego postępków - to nieprzebrane pokłady wszelkich brudów, zdrad i podłości. W „Przeglądzie Poznańskim”, periodyku założonym i redagowanym przez zmartwychwstańców oraz ich „brata zewnętrznego” - Jana Koźmiana, ukazał się artykuł Katedra sławiańskiej literatury we Francji, w którym powiedziano wprost, że „Mickiewicz zmarnotrawił swoje powołanie, poniżył nas przed obcymi, którym, jak mówiono, najpierwszy, jenialny między Słowianami, cóż przedstawił? Mimo najprzyjaźniejszych usposobień dla Mickiewicza, usprawiedliwić go nie zdołamy. Przezeń katedra straciła swoje pierwsze znaczenie. Przezeń do umysłu Europy weszło o Polsce, o Rosji, o Słowianach najdziwniejsze zamieszanie. Przezeń złamała się, może zniknęła potęga, która nasze piśmiennictwo, nasze duchowe życie wykształcać mogła”13. W innym numerze „Przeglądu Poznańskiego” anonimowe pióro udowodniło, że od wczesnej młodości Mickiewicz był podejrzany: „Wśród sprzysiężeń litewskich wyrobił się Adam Mickiewicz. Znalazł on wiarę w podziemne środki i wszedł w otwarty przed sobą zawód knowań tajemnych. Cnotliwej, prostej prawdy, najkorzystniejszej prawdy nie przejrzał, nie stanął przeciw głównym mieszaniom, dał się porwać prądowi [...] Zrazu przechodził próby cierpień serca i wtedy należał do tajnych związków, zagrzązł potem w zmysłowych rozkoszach, co opowiadał potężną i ognistą mową, niedobry wzór młodszemu pokoleniu stawiając [...] Przyszła chwila nawrotu do religii [...] Poważniejsze zboczenia mistyczne pomijamy. Nie przydały one ani jednego promienia do ideału, jaki naród już był z rąk jego przyjął. Ideał Mickiewicza, wedle nas, szkodliwy jest dla Polski [...] Mickiewicz raczej dumę w młodzieży Polskiej podnosząc i uczucie jej drażniąc, jak umacniając w sercach i umysłach pojęcia moralne, raczej schlebiając namiętnościom, jak ucząc powściągliwości, raczej dając 10 Tamże, s. 31. 11 Tamże, s. 30 – 31. Zapis wykładu X czwartego kursu prelekcji paryskich w Wydaniu Jubileuszowym brzmi zupełnie inaczej. Por A. Mickiewicz, Dzieła, t. XI, Warszawa 1955, s. 425 – 426, Wyd. Jubileuszowe, oprac. J. Krzyżanowski. 12 P. Smolikowski, op. cit., s. 43 – 44. 13 [J. Koźmian (?)], Katedra sławiańskiej literatury we Francji, „Przegląd Poznański” 1847, t. IV, s. 2. 10 przykład jak wyzwać Pana Boga, niźli jak się modlić do niego, przyczynił się, naszym zdaniem, do obłąkania sumień polskich”14. Mickiewicz nie posłuchał księży, więc nie był prawym Polakiem i katolikiem wedle ich miar i wyobrażeń Polaka, katolika oraz służby Bożej. Mickiewicz postanowił szukać Boga sam. Dlatego zmartwychwstańcy starali się pokazać światu (i duchownej władzy), że Mickiewicz to oszust, kłamca, zaprzaniec, zdrajca, nawet i w dodatku Żyd. Że Mickiewicz to Wielki Uzurpator. Walka trwała długo i zmartwychwstańcy nie przebierali w środkach. Dwóch spośród nich odegrało w tej walce rolę zasadniczą, choć różną: Hieronim Kajsiewicz i Piotr Semenenko. Edward Duński zmartwychwstańców opuścił. Doszedł do przekonania, że prawdziwe przesłanie duchowego założyciela zgromadzenia - Bogdana Jańskiego - księża zdradzili. Duński uznał w Towiańskim swego mistrza, a w Adamie ujrzał kacerza kacerzy, bo Mickiewicz też w końcu Towiańskiego nie usłuchał. Więc krzyczę: Giustizia! Giustizia! i rozrzucam gołą ręką wciąż tlący się stos. 14 [J. Koźmian (?)], Sprawy publiczne. Dwa ideały polskie, „Przegląd Poznański” 1851, t. XII, s. 115, 119. 11 CZĘŚĆ PIERWSZA NIEDOKOŃCZONY POEMAT HIERONIMA KAJSIEWICZA 12 ODSŁONA I 7 SIERPNIA 1832 ROKU. PARYŻ. DOMEK NA POLACH ELIZEJSKICH. ADRES NIEZNANY. BIESIADA NA CZEŚĆ GENERAŁA DYWIZJI JÓZEFA DWERNICKIEGO, PREZESA KOMITETU NARODOWEGO EMIGRACJI POLSKIEJ. Stuk miasta, przekleństwa i kłamstwa, niewczesne zamiary, zapóźnione żale, potępieńcze swary głuszyło w uszach wino szampańskie. Lało się strumieniami od piątej po południu, w gronie narodowym, polskim, emigranckim, z okazji wyjątkowej: po pierwsze Polacy piją wyłącznie z powodu wyjątkowych okazji, a po drugie, emigranci polistopadowi uważali Paryż za czyściec, a w czyśćcu, jak się nadarzy przerwa w mękach, to należy z niej korzystać do upadłego. W niewielkim domku otoczonym zewsząd drzewami poseł Jan Ledóchowski, deputowany Walenty Zwierkowski, pułkownik Józef Zaliwski i major Walenty Krosnowski przygotowali wszystko jak się patrzy, aby uczcić generała Józefa Dwernickiego, który zjechał przed kilkoma dniami do Paryża. Po mieście poszła plotka, że Dwernicki zastąpi Lelewela i Komitet, bo na Taranie straszliwy bałagan i dawny profesor wileńskiego uniwersytetu żadnego posłuchania nie ma15. A tydzień wcześniej przekroczył paryskie rogatki Adam Mickiewicz, ku wielkiej radości wszystkich wygnańców, z wyjątkiem Juliusza Słowackiego. 4 sierpnia, podczas obiadu wydanego przez Litwinów, Mickiewicz, rozgrzany szampanem, poprosił Lelewela o temat i przez dwie godziny improwizował niemal bez przerwy, o czym zaraz z wielkim entuzjazmem napisał Stanisław Egbert Koźmian do brata Jana. Koźmian nie potrafił jednak powtórzyć ani słowa z Adamowych wierszy. Wino okazało się mocniejsze od polskiej pamięci. Nie pierwszy raz i nie ostatni. Biesiada na Polach Elizejskich rozpoczęła się od toastów i przemówień. Uczestnicy z dumą powtarzali, że choć zebrało się osób ponad sto, szczeropolskiej atmosfery nie zmąciła obecność jednego choćby cudzoziemca. W rodzinnym zatem gronie głos zabrał najpierw poseł ziemi jędrzejowskiej, Jan Ledóchowski, później wzniósł toast Walenty Zwierkowski w imieniu Komitetu, by przekazać czaszę generałom: Umińskiemu i Sołtykowi, potem Leonardowi Chodźce, który od lat już wielu sławił imię Polski nad Sekwaną. Na końcu wzniósł toast Franciszek Grzymała. Po wojskowych przyszła pora na poetów. Zaczął Antoni Górecki, bo go żadna siła od wygłoszenia wiersza powstrzymać nie mogła, więc grzecznie wysłuchano rymów pana Antoniego, tym łaskawiej, że ochota rosła16. Gdy umilkły brawa, na środek sali wystąpił dziewiętnastoletni ułan z korpusu Dwernickiego, blady z tremy i utrudzenia, ze świeżą blizną od czoła przez policzek. Wygłosił wiersz: Omne trinum perfectum, sławiący zwycięstwa generała odniesione w powstaniu nad Gejsmarem, Kreutzem i Rudigerem. Każdą strofę kończył refren: 15 Por. J. Słowacki w liście do matki, 3 listopada 1832 roku, w: Korespondencja Juliusza Słowackiego, opr. E. Sawrymowicz, Wrocław 1962, t. I, s. 135. Por. także M. Dernałowicz, Od „Dziadów” części trzeciej do „Pana Tadeusza”. Marzec 1832 – czerwiec 1834. Kronika życia i twórczości Mickiewicza. Warszawa 1966, s. 88 – 89. 16 Zachowały się trzy opisy biesiady. Pierwszy zamieścił anonimowy autor w „Pamiętniku Emigracji Polskiej” z 18 sierpnia 1832 roku ( Mieczysław Drugi), s. 23 – 24; drugi przedstawił J. Słowacki w liście do matki z 3 września 1832 roku, w: Korespondencja Juliusza Słowackiego, s. 135; trzeci – H. Kajsiewicz w liście do L. Niedźwiedzkiego z 24 maja 1836 roku, w: Bronisław Zaleski, Ks. Hieronim Kajsiewicz. Wyciągi z listów i notat zmarłego (1812 – 1873), „Rocznik Towarzystwa Historyczno – Literackiego w Paryżu”, Rok 1873 – 1878, Poznań 1878, s. 266 – 267, 281. Por. także M. Dernałowicz, op. cit., s. 88 – 89. 13 Więc wiwaty będziem pili Z kolei jakeśmy bili17. Wiersz w ogóle, a kuplet w szczególności, spodobał się towarzystwu bardzo. Wielu podbiegło do młodego poety, by złożyć gratulacje i uszanowanie. On, niezmiennie blady, najgrzeczniej wyjaśniał, że zwie się Hieronim Kajsiewicz, przedostał z Polski do Francji, a do Paryża przybył z Besançon i ciągle spoglądał w stronę Adama Mickiewicza, którego imię emigrancka brać powtarzała już coraz głośniej, z tą marudną natarczywością, która od wieków znaczy apogeum polskich biesiad. Adam wystąpił i improwizował na cześć Dwernickiego przez kwadrans18. Słowacki twierdzi, że Adam improwizował słabo, ale skoro jakiś podchmielony rodak przerwał mu pierwszą w życiu gawędę z Mickiewiczem, kiedy już wspólnie się podśmiewali ze zgryźliwych uwag Śniadeckiego o balladach i romansach wygłoszonych w salonie państwa Bécu, a Mickiewicz właśnie zaczął chwalić wiersze Słowackiego tak mocno, że Słowacki postanowił Mickiewicza pokochać - wtedy właśnie pijany rodak chwycił go za ramię i zamamrotał: „Nadto jesteś skromny” - to trudno się dziwić, że Słowacki był wściekły19. Kajsiewiczowi również zależało tylko i wyłącznie na opinii Mickiewicza, ale się przecież nie znali. Okazji do powitalnego uścisku na biesiadzie nie brakło, tym bardziej że Adam podobno wiersz młodego poety głośno pochwalił, ale... Hieronim Kajsiewicz bardzo chciał poznać Adama Mickiewicza, lecz spętała mu duszę mieszanina dumy z nieśmiałością, paraliżując wolę silniej, niż wypite kielichy wyzwalały język20. Tak przynajmniej pisał do Leonarda Niedźwiedzkiego w roku 1836 a więc przed ogłoszeniem wielkiej krucjaty przeciw Adamowi. Pewno czekał na pierwszy krok Adama, uśmiech, uściśnięcie ręki, to głośne wykrzyknięcie pośród zaczerwienionych twarzy: „Witam rodaka z Litwy, cóż za poetycka wena, witam cię bracie poeto!” Wszyscy wtedy odwróciliby głowy, rzadki to moment, słodka to chwila, uśmiechy kwitną na gębulach, jak malwy i piwonie, moment wieczny, balsam i wzmocnienie sił. Na biesiadzie czekało na gest, na stówko Adama, dwóch poetów: Hieronim Kajsiewicz i trzy lata odeń starszy - Juliusz Słowacki. 7 sierpnia 1832 roku Adam Mickiewicz popełnił wielką nieostrożność. Dwaj zawiedzeni poeci zaprzysięgli mu zemstę. Wywołał wilka z lasu i zwichnął bieg polskich dziejów. 17 Por. B. Zaleski, op. cit., s. 267. Łaskawe Kajsiewiczowi duchy spowodowały, że wiersz chyba zaginął (Kajsiewicz go nie wydrukował). 18 W Besançon Kajsiewicz pełnił funkcję mówcy w loży masońskiej. Por. L. Gadon, Emigracja polska. Pierwsze lata po upadku powstania listopadowego, t. I – III, Kraków 1901 – 1902; S. Kalembka, Wielka Emigracja. Polskie wychództwo polityczne w latach 1831 – 1962, Warszawa 1971; M. Sokolnicki, Les origines de l’émigration polonaise en France (1831 – 1832), Paris 1910; W. Śliwowska, Kilka uwag do portretu polskiego spiskowca XIX wieku w świetle dokumentów, w: Style zachowań romantycznych, Warszawa 1986. 19 Por. Korespondencja Juliusza Słowackiego, op. cit., s. 135. 20 W liście do Leonarda Niedźwiedzkiego Kajsiewicz napisał: „Kończył autor [tzn. Kajsiewicz – przyp. K.R.] toastem na cześć Dwernickiego, czemu przyklaskiwali ochoczo liczni biesiadnicy. Znajdował się między nimi Mickiewicz, o którego zdanie najwięcej wtenczas chodziło młodemu Kajsiewiczowi i d l a t e g o t o m a w i a ł p ó ż n i e j , ż e t a c h w i l a s t a n o w i ł a j a k b y e p o k ę w j e g o ż y c i u ” [podkr. K.R.]. Bronisław Zaleski dodał: „Wszakże wydatne już opinie demokratyczne, jakie wtenczas wyznawał, a szczególniej opinie ludzi, z którymi żył, nie pozwoliły mu, jak powiada, zbliżyć się zaraz do wieszcza; uczynił to dopiero po kilku miesiącach, za pośrednictwem Bohdana Zaleskiego i Stanisława Worcella” (B. Zaleski, op. cit., s. 267). Bolesław Micewski napisał w swej monografii o Jańskim: „[Jański] próbował [...] skorzystać z drobnych przysług P. Semenenki, H. Kajsiewicza i jego przyjaciół: Jana Koźmiana i Leonarda Rettla. Ale Kajsiewicz zabiegał głównie o umieszczenie swoich wierszy i zapoznanie go z A. Mickiewiczem” (B. Micewski, Bohdan Jański założyciel zmartwychwstańców. 1807 -1840, Warszawa 1983, s. 172). 14 Obaj poeci czekali na okazję do zemsty prawie dziesięć lat. Okazja zjechała w końcu do Paryża i nosiła imię: Andrzej Towiański. Wtedy Hieronim Kajsiewicz oskarżył Adama Mickiewicza o straszliwą herezję, gorszą niż wszystkie kacerstwa Lutrów, katarów albo albigensów. Z kazalnicy głosił, że wiarołomców najlepiej czyści stos21. 21 Kajsiewicz dowiedział się w Rzymie o kole Towiańskiego nie później niż 17 marca 1842 roku, ponieważ następnego dnia w liście do Jana Koźmiana pisał: „Już tu przyszła wiadomość o n o w e j h e r e z j i p o l - s k i e j [podkr. Kajsiewicza] w Paryżu, usłyszeliśmy to od jednego Prałata Papieskiego. Tymczasem poczciwi Zalescy, jak się pokazuje z ich ostatniego listu do nas, wszystko widzą w ładnym kolorze - pisze o nich w tym względzie Edward [Duński]” (list H. Kajsiewicza do J. Koźmiana, Rzym, 18 marca 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 5197). Wiadomość o Towiańskim podał po raz pierwszy do Rzymu Feliks Wrotnowski w liście do Lucjana Weyssenhoffa. Kajsiewicz napisał z Rzymu 9 kwietnia 1842 roku do Jana Koźmiana poufny ( Do samego Ciebie) list, w którym układał pierwsze strategiczne plany walki z herezją: „ Czekamy niecierpliwie na Twój list. Dla dowiedzenia się, kiedy Xiądz Korycki wyjeżdża z Paryża i jak się z nim urządziło, bo ja przynajmniej miesiąc jak jeszcze będę musiał przeleżeć w łóżku - w P a r y ż u n i e m a c o p o j e d y n c z o w y s t ę p o w a ć [podkr. K. R.], więc zdaje się Edward [Duński] wyjeżdża za jaki tydzień, odbędzie się [!] we Florencji z dziećmi Potockiego i pojedzie przez Zakłady, a ja prosto się puszczę i dogonię go przed Paryżem. Musi coś w tym być, kiedy Pan Bóg tako rzeczy urządza. Brat Piotr po skończeniu swojej pracy zdaje się, że się puści przez Munich do Poznańskiego, i dla wszystkich interesów i dla urządzenia zakładu żeńskiego, a wróci przez Bruxellę i Louvain, nieprędzej jako na jesień, kiedy da Bóg już my będziemy trochę zmordowani pracą a kazaniem, a gadaniem, a bieganiem. Ponieważ nie mamy czasu pisać do Zaleskich i Stefana [Witwickiego], więc im zakomunikuj ten list, ale więcej nikomu, drogi Janie, nikomu - nade wszystko o zakładzie żeńskim, nawet w najogólniejszych wyrazach” (list H. Kajsiewicza do J. Koźmiana, Rzym, 9 kwietnia 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 5189). Ksiądz Aleksander Jełowicki wyłudził - jak wiadomo - od generała Skrzyneckiego rękopis Biesiady, ofiarowany generałowi przez Towiańskiego (por. S. Pigoń, Do dziejów wydania „Biesiady” Towiańskiego. Dwa listy ks. P. Semenenki, „Pamiętnik Literacki” R. 14, 1916/17, s. 118 -122; tenże, „Wstęp” do: A. Towiański, Wybór pism i nauk, Kraków 1922, wyd. II; tenże, „Biesiada” Towiańskiego i jej komentarz w IV kursie prelekcji, w: Z epoki Mickiewicza. Studia i szkice, Lwów 1922). Kajsiewicz dość długo powstrzymywał Jełowickiego przed rozpowszechnianiem gotowego już w litografowanych odbitkach faksymile Biesiady. W liście do Piotra Semenenki, pisanym z Paryża I września 1842 roku, Kajsiewicz donosił: „X. Aleksander, tem bardziej, że niedługo chce wyjechać, nalegał aby [Biesiadę] drukować [...]. Gotów jednak wstrzymać i będzie czekał Twojej odpowiedzi - przedstawiał jednak, że byłoby stosowniej, aby on przed odjazdem swoim wydrukował Biesiadę, o zwrot oryginału której już prosił Brat Jan [czyli generał Skrzynecki, tak zwany „brat zewnętrzny” zgromadzenia zmartwychwstańców - przyp. K. R.] - ż e d o w a l k i o t w a r t e j p r z y j ś ć m u s i [podkr. K. R.] -że lepiej uczepić [?] się o t o [podkr. Kajsiewicza] jak o co innego, mądrzej napisanego z czasem, np. przez Adama - że już chyba jest uważany za ich nieprzyjaciela osobistego, prosi nas o solidarność moralną, że praca Twoja byłaby bardzo pożyteczna, a jednak jej nie może dawać za swoją - że tym drukiem [tzn. litografowaniem Biesiady - przyp. K. R.] wystawia siebie, bo zostawi w ręku Eustachego [Januszkiewicza] zagniewanego całe swoje interesa Xięgarskie, że wszystko robi z porady swoich Dyrektorów [nie wiadomo dokładnie, jakich „dyrektorów” miał na myśli Jełowicki oraz powtarzający jego słowa Kajsiewicz. Prawdopodobnie swojego spowiednika, czyli kierownika (dyrektora) duchowego, którym był w owym czasie najprawdopodobniej ks. Bouix, z kurii arcybiskupiej paryskiej, bardzo niechętny towiańczykom - przyp. K. R.], którzy dawniej byli przeciwnego zdania, uważając to wszystko za błazeństwo [...] nasze jednak zdanie w tej chwili jest takie: że ponieważ jest lepiej aby Alexander wydał co miał w ręku - i że się sam najwięcej naraził i naraża niezawodnie dla miłości Boga, a jeżeli w szczególe jakim przeskrobał, w gruncie jednak robił przez cały czas sam jeden obowiązek prawdziwego Kapłana - a przeto godzi się przyjąć na nas część nienawiści, która już i bez tego istnieje, bo kto nie z niemi, jest przez nich uważany za wroga, że tę n i e n a w i ś ć ś c i ą g n ę n a s i e b i e z a r a z p o p i e r w s z y m k a z a n i u [podkr. K. R.], choćby tylko moralnie, bezimiennie tykając ich Sprawy [...]. Ja przerabiając pierwsze moje Kazanie, skróciłem bardzo com mógł przeciw niedowiarstwu, a natomiast dodałem o herezjach u c z u c i o w y c h [podkr. Kajsiewicza] bardziej - wspomniałem o gnostykach, manichejczykach, waldensach, też o anabaptystach, kwakrach, metodystach, pietystach, sansymonistach, Swedenborgu, a z tych można całego Towiańskiego złożyć - jestem pewien, że będą wściekli jak usłyszą - ale czyż dla tego będę psem niemym” (list H. Kajsiewicza do Semenenki, Paryż, 1 września 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 5203). Mickiewicz nie znosił Aleksandra Jełowickiego, zanim jeszcze Jełowicki został księdzem. Jełowicki potrafił dokonywać najrozmaitszych sztuczek, zakrętasów i uciekać się do podstępów godnych doświadczonego kupca i 15 Wtedy Juliusz Słowacki nazwał Adama oszustem w strasznym wierszu Matecznik, a w innych ulotnych drukach posunął się znacznie dalej. Gdyby więc Adam w salonie na Polach Elizejskich ujął Hieronima Kajsiewicza pod łokieć, może przemożne pragnienie ułana, masona, węglarza, spiskowca i przyszłego księdza, by stać się większym od Adama: poetą, człowiekiem i wieszczem, rozlałoby się inaczej, nie stężyło jak gaz i lawa, by rzygnąć złością spod skorupy. Nie trzeba, jak sądzę, przeprowadzać zawiłych dowodów, by zrozumieć, że uwaga Kajsiewicza w liście do Domeyki, pisanym I 2 grudnia 1843 roku: „Późno - jak mówił mi [Mickiewicz] o ostatniej części Dziadów [mowa oczywiście o Dziadów części III - przyp. K.R.] - wyrzygnąłem dumę i zepsucie nazbierane przez lat dziesięć”, dotyczy również trzewi i gardła przyszłego kapłana22. A gdyby pijany rodak nie wtrącił syczących słów: „Nadto jesteś skromny” w rozmowę Mickiewicza ze Słowackim, i to w chwili, gdy Juliusz głośno uznawał w Adamie pierwszego poetę, być może Beniowski i dramaty mniej nasączyłyby się jadem i odniosły srebrzysty sukces pośród emigrantów. Kajsiewicz w listach pisanych jeszcze przed przyjazdem Towiańskiego do Paryża twierdził, że do Adama zrażał go gorący i jawny katolicyzm Mickiewicza. Adam modlił się i chodził do kościoła, otaczał podobnymi sobie gorliwymi Litwinami, a on, Hieronim - przybyły z emigranckiego dépôt z Besançon jako mówca loży masońskiej, gotowy wydać wojnę królom i prałatom - pisał, że: Kto dla Polski, świata, szczęścia żyje, W kim jeszcze przebudzone, serce silnie bije, Kto chce powitać żonę, kochankę, czy dziatki, Wyrwać braci z min, zimnie lub katowskiej jatki, Ostrzem pisane w piersiach odnowić sojusze, Hańbę sprawy przegranej w Ruskiej obmyć jusze... Niechaj! wciąż niechaj!!! lecz nie, o! jeszcze za wcześnie Zamilczę - niech nie zdradzą mnie za szczere pieśnie. I tak myśl choć gorąca, z mej piersi się leje. W lodzie słów stygnie - i dusz waszych nie rozgrzeje. Lepiej struny potargam; innych chcę wawrzynów, Bodaj już rzucić słowa a wrócić do czynów”23. Hieronim Kajsiewicz czuł się nade wszystko poetą romantycznym, to znaczy takim, który łączy w jedno czyn ze słowem. W przedmowie do Sonetów napisał, że poezja polska po powstaniu listopadowym wchodzi na nową drogę i otwiera nową dla całego świata erę poetyczną, poezji politycznej i wieszczej. Poezja to matka religii i filozofii, poezja tłumaczy najwyższe prawdy, prawdy żywe, bo sama jest prawdą najwyższą, jest jak pocisk ognisty, grunt intryganta, stawiając wszystkich wokoło w trudnej sytuacji, nie tylko zresztą w sprawach wiary. Generał Skrzynecki bardzo się na niego gniewał, kiedy się okazało, że Jełowicki wypożyczył rękopis Biesiady w celu publicznego skompromitowania Mickiewicza i Towiańskiego, a nie do celów prywatnych i „poznawczych”. O litografowaniu Biesiady Jełowicki zawiadomił Kajsiewicza w ostatniej chwili. 22 Kopia listu Kajsiewicza do Domeyki, rkps Muzeum Mickiewicza w Paryżu, sygn. I0I8/II. Tę wypowiedź Mickiewicza, powtórzoną przez Kajsiewicza, umieścił Stanisław Pigoń w tomie Rozmów (A. Mickiewicz, Dzieła wszystkie, t. XVI, Warszawa 1933, s. 125, Wyd. Sejmowe, oprac. S. Pigoń). 23 Jest to fragment wierszowanego utworu Kajsiewicza pt. Druga rocznica powstania Litwy, który ze względu na swoją silnie jakobińską tonację narobił wrzawy nie tylko w środowiskach katolickich i umiarkowanych, lecz także pośród demokratów. Por. „Pielgrzym Polski”, Paryż 1833, półarkusz trzeci. 16 oświecający, powinna to objawiać, co filozofia później wyrezonuje, a prawodawstwo do życia praktycznego wprowadzi. Polska poezja szybko dorosła i dojrzała, bo naród cały jest poezją24. Kiedy Kajsiewicz chodził do szkoły w Sejnach, potrafił na zawołanie - jak twierdzi Leonard Niedźwiedzki - ułożyć do 300 wierszy na dowolny temat i pisać dla kolegów okolicznościowe poemata. Często błądził konno albo pieszo nad brzegami Niemna, składał podczas wypraw odę lub sonet, deklamowany później ku radosnemu zadziwieniu sióstr i znajomych. W szkole uchodził za rewolucjonistę i ucznia wyjątkowo krnąbrnego. Na Uniwersytecie Warszawskim zapisał się Hieronim Kajsiewicz na Wydział Prawa i Administracji, ale bardziej ciągnęło go do pióra niż do kodeksów. Ludwik Osiński przeczytał nawet z katedry przesłaną mu bezimiennie odę, a Kazimierz Brodziński pochylił z uwagą nad pięcioaktową tragedyją wierszem i radził ją kilka lat potrzymać jeszcze w tece, by ucukrowała się należycie. Kajsiewicz wziął sobie do serca słowa profesora i w czasie powstania trzymał „rękopism” wytrwale w mantelzaku. Kiedy padł ciężko ranny pod Nową Wsią, Kozacy znalazłszy dzieło, pewno je „do zapalenia lulki lub nabojów użyli”. Jeszcze przed wybuchem listopadowej insurekcji ogłosił w „Dekameronie” Ordyńca powieść o hrabim Wilczku, którą sam Maurycy Mochnacki pochwalił w „Kurierze Polskim”. Ordyniec wezwał Kajsiewicza i zaproponował stałą z pismem współpracę, mieszkanie, stół i pensję. 29 listopada 1830 roku „wracał z jakiegoś balu we fraku i w białych rękawiczkach”, aż tu nagle konny oficer krzyknął mimojazdem z siodła: „Kto w Boga wierzy, niech biegnie do arsenału po broń, bo Moskale naszych mordują!” Kajsiewicz pobiegł, wstąpił do Gwardii Akademickiej przy dyktatorze Chłopickim, a później - jako gwardziście - wolno mu było wejść na podporucznika do nowo tworzonych pułków. 19 lutego 1931 roku od cięć kozackiej szabli o mało nie stracił i oka, i życia. Rząd francuski wyznaczył mu miejsce w zakładzie w Besançon. Po zakładach życie nielekkie. Kłótnie, ciągłe intrygi, pojedynki, ostre picie, jak to między Polactwem. Hieronim Kajsiewicz szybko doszedł do wniosku, że jego talent poetycki potrzebuje paryskiego powietrza25. Wyruszył do stolicy świata jako mówca loży masońskiej zakładu w Besançon w celu nawiązania kontaktów z wolnomularzami w Paryżu oraz dla podleczenia rany pod okiem. Przede wszystkim pragnął jednak uznania ze strony Adama Mickiewicza, do którego na bie- 24 W przedmowie do Sonetów Kajsiewicz sformułował program poetycki, któremu pozostał – paradoksalnie przez całe życie wierny, chociaż (niechętnie) zrezygnował z pisania wierszy (pióro łamał wielokrotnie i nigdy do końca).Por. J. H. Kajsiewicz, Sonety... wydane w Paryżu w drukarni Pindara przy nadbrzeżu Wolterowem, Paryż 1833, s. 8 – 10. Co prawda Stanisław Tarnowski twierdzi, że „w późniejszych swoich latach autor, czy że się wstydził tych światowych marności, czy też odstąpił wielu ówczesnych wyobrażeń i uważał je za szkodliwe, z niechęcią o tych grzechach swojej młodzieńczej muzy myślał i mówił, o ile mógł wykupywał, niszczył egzemplerze” (S. Tarnowski, Ksiądz Hieronim Kajsiewicz, Kraków 1897, s. 15). 25 Informacje o Hieronimie Kajsiewiczu dotyczące lat szkolnych, uniwersyteckich i służby w gwardii akademickiej generała Chłopickiego w powstaniu listopadowym podaje za: B. Zaleski, op. cit., s. 259 i n. Dane biograficzne, oprócz odpowiedniego hasła pióra Stefana Kieniewicza w XI tomie Polskiego Słownika Biograficznego (1965), znajdują się w następujących rękopisach i drukach: P. Smolikowski, Bruliony rękopiśmienne do historii Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego, t. I – XVIII, ACRR 31643 – 31660 (J. Iwicki CR w swej pracy Charyzmat zmartwychwstańców, Historia Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego, t. I 1836 – 1886, stosuje na oznaczenie tego zespołu brulionów Smolikowskiego skrót MSS Historia. W wypadku cytowania rękopiśmiennej wersji Historii Smolikowskiego też używam – za Iwickim – skrótu MSS Historia); P. Smolikowski, Historya Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego podług źródeł rękopiśmiennych, Kraków 1892, t. I, s. 88 i n. (dalej cyt. P. Smolikowski, Historya); tenże, Krótki życiorys ks. H. Kajsiewicza, Chicago 1912; M(onika) Kajsiewicz, Wspomnienia z lat młodych śp. ks. Hieronima o rodzicach jego i otoczeniu, rkps ACRR, sygn. 8380. 17 siadzie wydanej na cześć generała Dwernickiego podejść nie śmiał i nie chciał. Mickiewicz był dlań bigotem. On walczył o postęp i wolność ludów. Mickiewicz - to katolik. On - jakobin, sztyleciarz i poeta, pragnął zaćmić Adama, co „wszystko zakrył mrokiem i majtkom innym wietrznym rzekł: jam tu prorokiem, jam Panem, wy wracajcie na ziemskie podnoża”, chciał wygrać z Mickiewiczem jak niegdyś w sejneńskiej szkole wygrał z Leonardem Niedźwiedzkim, prymusem, który wysmarował na tablicy: „W pustkach najgłośniejsze echo” i Kajsiewicz okropnie się przejął, że to do niego Leonard pije, więc natychmiast na tej samej tablicy wypisał poemat polemiczny wierszem. W wierszach pisanych po przyjeździe do Paryża najpierw prosił Adama: „Tylko mi ustąp słońca, ściągnij skrzydło z Nieba... zaśnij, niech i ja podlecę”, później próbował zażyć go podstępem. Skoro na uczucie z Mickiewiczem nie wygra, pokona go na rozumy. Hieronim Kajsiewicz postanowił: „wrzucić się w księgarnie wszystkich krajów świata”, stroić się w księgi jak w narodową szatę, spać pośród ksiąg, by wchłonąć w siebie wszelkie rozumy wieków: ...po co się trudzić ludzie wspłuczone... poznoście niepotrzebne, zbyteczne księgarnie... Mnie macie - macie rozum ludzki w jednym tomie26. Adam Mickiewicz stał się obsesją Hieronima Kajsiewicza. Od pierwszego wejrzenia, aż do ostatnich dni żywota. Wiersze, poematy, listy, a później kazania i mowy pogrzebowe nasiąkały przez lata słowami, zwrotami, obrazami i oddechem frazy Adama, jego myślą, jego niewyrzgniętą dumą i pobożną pokorą, jego gniewem i uśmiechem, żółcią i słodyczą, niesfornymi metaforami i jurnością przydawek, jego. Ojca emigracyjnej gromady, niedawnego jeszcze ulubieńca salonów Petersburga, pocieszanego z zapałem przez panny, mężatki i wdowy w rzymskich antyszambrach i w wielkopolskim dworku. Trzydziestotrzyletni Adam, od kiedy przekroczył paryskie rogatki, zasiadł na duchowym tronie, ucieleśnił archetyp młodzieńczego starca i starczego młodzieńca, symbolizował figurę Polaka - katolika, wskazującego drogę i sens życia całej wygnańczej rodzinie z tym większą mocą, im silniej jego samego, Mickiewicza, dręczyły wyrzuty sumienia z powodu dwuznacznej nieobecności w powstaniu, flirtów z agentkami carskiej policji i zachowaniem w salonach stolicy imperium. Adam Mickiewicz zawładnął sercem i nerkami Hieronima Kajsiewicza. Podporucznik nie tylko pisał doń sonety, nie tylko odpowiadał wierszem Do Ojca Polaka na wiersz Do Matki Polki. Kajsiewicz chciał prześcignąć Mickiewicza, napisać wszystko lepiej, prawdziwiej, udatniej27. 26 J. H. Kajsiewicz, Sonety, op. cit., s. 49. 27 W roku 1933 Stanisław Kolbuszewski napisał niewielki szkic o zależności Kajsiewiczowego wierszowania od poezji Mickiewicza (S. Kolbuszewski, Kajsiewicz jako rywal Mickiewicza, „Ruch Literacki”, Kraków 1933, z. 8). Kolbuszewski zwrócił tylko uwagę na powtarzanie przez Kajsiewicza zewnętrznych obrazów i metafor z utworów Mickiewicza. Nie interesował się natomiast fenomenem bezwzględnego porażenia Kajsiewiczowej wyobraźni, myślenia i mowy przez poezję i osobowość Mickiewicza. Przyszły zmartwychwstaniec nie mógł się oderwać od Adama, jakby zapadał w ruchome piaski: każda próba wyzwolin powodowała jeszcze głębsze zapadnięcie i dodatkową utratę sił. Sonet XX Do A. M. należy właściwie odczytywać jako krzyk rozpaczy i błaganie o wyciągnięcie z pułapki. Poetycka przesada, sztuczna egzaltacja i nieporadność językowa Kajsiewicza to tylko jedna strona księżyca. Po drugiej, ciemnej stronie, kryło się głębokie cierpienie z powodu Adama: mieszanina ambicji, zazdrości, uwielbienia, kompleksów niższości i wyższości, słowem ciężar psychiczny nie do wytrzymania. Podobne kłębowisko uczuć pojawia się w sonecie XXVII Do Ojca Polaka, który miał - w intencji Kajsiewicza - stać się odpowiedzią na wiersz Mickiewicza Do Matki Polki: 18 U Mickiewicza w pokoju przy ulicy Louis-le-Grand 24, a wcześniej przy ulicy Richelieu pod numerem 50, zbierali się rodacy, by szukać rady i pociechy28. Duma Hieronima Kajsiewicza nie zezwalała na przyjęcie roli jednego z wielu proszących o pokarm dla ducha. Chciał być jedyny i wyjątkowy. Osobny. Chciał, żeby Mickiewicz pierwszy złożył mu wizytę. Wal- Idź Ojcze Lachu gdzie stok, krwi w bruzdach dział płynął, Gdzie kulami strzyżone szpalery olszyny; Gdzie dziko gra wiatr świszcząc przez czaszek szczeliny, Gdzie Kościuszko chciał zginąć, gdzie Sowiński zginął. Obyś więzień, katowni, w milczeniu nie minął, Gdzie w torturach mordują starce i dzieciny; Przysięgą jak Hamilkar powiąż twoje syny, By każdy rósł, żył w zemście, i rad mszcząc się ginął. Niech wcześnie w bagnach, kniejach, uczą się nocować, Siec potężnie pałaszem, na koniach harcować, - Niech przybiwszy do sosny wystrzyżone serce, Uczą się dzidą trafiać w śmierć wroga mordercę Niech milcząc, cierpiąc, wierzą że w kraju obronie, Dość zbrojny, kto ma silną duszę, zdrowe dłonie. W sonecie XIX Kajsiewicz przyrównywał siebie samego do Orlika, a Mickiewicza nazywał Królem: „O! Nasz Królu, tyś jeden mógł się tam [tzn. „w błękitne przestworza” - przyp. K. R.] wywinąć / Jam tak młody, tak słaby - a w wierze niezłomnym”. W sonecie XXI Kajsiewicz przechwalał się duchową wyższością: „Spokojnym – łotry jasne mąk śmierci się boją / Nie jeden z sercem żmij umiętny[!] rozumny / Ja mam czucie, uczciwość; mam z czego bydź dumny”. W sonecie XXV, noszącym tytuł Do wyrobników paryskich, osiągnął szczyty jakobińskiego zapału i znowu umieścił niepokojący cudzysłów, który u Kajsiewicza oznacza chęć cytowania Króla: Ci co podle w rozpuście spędzają dni marne, Jak śnieżne mają dłonie, ale dusze czarne. Brud pracy po bitw znoju – niech pot krwawy płynie. Niech się ciało rozpada, lecz kiedyś, w godzinie... „Bo Konrad płakał żeby mordował”. I nie lada kto pojmie dlaczegom pracował. W kolejnym sonecie Kajsiewicz opisał się w ruchu: „Biegłem szaty rozpiąwszy, ziejąc żółcią piany”, a w sonecie XXXVIII znowu przemówił przez niego Mickiewicz bezpośrednio: Gdybym był między memi, śród narodu śpiewał Pewny że myśl mą każdą wcielę, w milijony, Nowa bym dobył z piersi, śpiące dzisiaj tony, Piersią mą ludzkość całą trzeźwił i ogrzewał. Tu mię głupi nie pojmą, będą śmiechy szerzyć, A mędrsi zrozumiawszy... czy zechcą uwierzyć??? Krew, zemsta, zabijanie oraz piana żółci na ustach należały do ulubionych i najczęściej się powtarzających motywów tych wierszy. Ich siłą napędową: nienawiść. Głównym bohaterem, uwielbianym i dlatego znienawidzonym, był Mickiewicz. 28 Mickiewicz przyjechał do Paryża najprawdopodobniej we wtorek, 31 lipca 1832 roku (Por. M. Dernałowicz, op. cit., s. 85 – 86) i zatrzymał w Hôtel du Metz przy ulicy Richelieu, w pobliżu Palais Royal. Po kilku dniach przeniósł się do nieco wygodniejszego pokoju w Hôtel de Strasbourg, również przy ulicy Richelieu, ale pod numerem 50. W drugiej [połowie października 1832 roku Mickiewicz przeprowadził się z hotelu do pokoju (pokojów?) umeblowanego przy ulicy Louis – le – Grand 24, niedaleko Placu Vendôme. Tu nachodzili go Litwini. 19 czył ze sobą ponad trzy miesiące. Dopiero jesienią 1832 roku zaciągnął go do Adama inny radykał i bratnia Kajsiewiczowi dusza - Stanisław Worcell29. Mickiewicz najuprzejmiej zapytał o pisane wiersze i dalsze poetyckie plany. Hieronim Kajsiewicz przeniósł na Mickiewicza własne pragnienie wielkości, by ogrzać je, uzupełnić, pogłębić. Odtąd odwiedzał go często, a w późniejszym wieku napisał, że kiedy pewnego ranka drzwi otworzył mu służący mówiąc: „O tej godzinie w niedzielę Pan Mickiewicz zawsze jest na Mszy świętej”, słowa te dźgnęły go jak oścień. „Te słowa uderzyły mnie - pomyślałem, że religia musi być poważną sprawą, jeśli Mickiewicz chodzi do kościoła”30. Opinii Kajsiewicza nie mogę jednak w pełni uznać za wiarygodną, ponieważ w tym czasie Adam Mickiewicz nie zatrudniał służącego. Nie ulega natomiast wątpliwości, że na posiedzeniu Dozoru Naukowego, które odbyło się w pokoju hotelowym przy Louis-le-Grand dnia 10 lutego 1833 roku, Mickiewicz wysunął kandydaturę Hieronima Kajsiewicza do zapomogi Towarzystwa Naukowej Pomocy31. Kajsiewicz jako młody, zdolny i obiecujący poeta otrzymał wkrótce od Towarzystwa kwotę w wysokości 200 franków. Wiersze pisał z zapałem i prawie bez przerwy. Tomik sonetów Hieronima Kajsiewicza odznaczał się złoceniami grzbietów poszczególnych kart oraz przedziwnym wierszowanym mottem umieszczonym tuż przed przedmową, czyli traktatem poetyckim dwudziestoletniego rywala Adama Mickiewicza, przekręconym cytatem z Konrada Wallenroda: Tu róże zwiędły, innego chcę barda. Zakonnik-Rycerz innej chcę piosenki, Niechaj mi będzie tak dzika i twarda Jak hałas rogów i oręża szczęki, I tak ponura jak klasztorne ściany, I tak ognista jak zalotnik [sic!] pjany. Dla nas, co święcim i mordujem ludzi, Mordercza piosnka niech świętość ogłasza, Niechaj rozczula i gniewa, i nudzi, I znowu niechaj znudzonych przestrasza. Takie jest życie - taka piosnka nasza. Kto ją zaśpiewa? kto? - „Ja”... (Konrad Wallenrod )32 29 Por. B. Zaleski, op. cit., s.267. 30 Opowieść o wizycie Kajsiewicza znajduje się w brulionach Smolikowskiego MSS Historia, t. I, s. 40, rkps ACRR. Por. J. Iwicki, op. cit., s. 46. 31 Por. Protokół Posiedzeń Dozoru Naukowego R. 1833, rkps Biblioteki Polskiej w Paryżu nr 442, s.9; Por. także M. Dernałowicz, op. cit., s. 159. 32 Por. J. H. Kajsiewicz, op. cit., s. 6. Kajsiewicz zamienił w cytacie z Konrada Wallenroda „samotnika” na „zalotnika”. Czy to znacząca pomyłka? W wierszu uderza przedziwne rozchwianie cudzysłowów. Oczywiście, można wszystko zwalić na kłopoty poligraficzne i niestaranność charakteryzującą i autora, i wydawcę, ale nawet gdyby obaj byli nadzwyczaj skrupulatni, to i tak Kajsiewicz miałby z cudzysłowami kłopoty. Bo on gadał Mickiewiczem, a w każdym razie pragnął by Mickiewcz gadał przez niego. Stąd niepewność do kogo właściwie należy mówiące „Ja”. 20 ODSŁONA 2 17 MAJA 1833 ROKU. NOGENT-SUR-MARNE. HIERONIM KAJSIEWICZ OCZEKUJE NA SKRAJU LASKU VINCEŃSKIEGO NA PRZYJAZD ADAMA MICKIEWICZA. Przed kilkoma dniami Kajsiewicz czytał swoje sonety na posiedzeniu Towarzystwa Ziem Ruskich i wszystkim zgromadzonym bardzo się one spodobały33. Adam zachęcał, żeby pisał więcej. Kajsiewicz wyznał Leonardowi Niedźwiedzkiemu, że sonety pisywał albo we śnie, a po przebudzeniu - notował gotowe strofy na papierze, albo pochylał się nad arkuszem wieczorami, po całodniowej pracy w kuźni, „stąd myśli niekiedy dzikie, niekiedy płytkie. Forma mi do tego posłużyła, że łamałem się z trudnościami języka i rymu: bo, odkąd rzuciłem klasyczno- szlifowane szlaki, nie mogę wpaść jeszcze na tor dobry własny; a czuję jednak potrzebę i zewnętrznego ochędóstwa w poezji. Sonety są grubiańskie, żołniersko-kowalskie, o u v r i e r s k i e [podkr. Kajsiewicza]; alem cokolwiek przyzwyczajał się do zawierania myśli w pewne ograniczone, regularniejsze koryto; a wadą moją była i jest zbytnia rozwlekłość, czyli rozlewanie myśli”. Mickiewicz napisał o wierszach Kajsiewicza, że to „kruszec rodzimy, własny, choć nie wykrzesany”34. Hieronim Kajsiewicz patrzył na trakt prowadzący od rogatki vinceńskiej i rosła w nim czułość do Adama, który w „Pielgrzymie polskim” ogłosił recenzję z jego zbiorku. Fragment o ptaku znał na pamięć: „Styl Kajsiewicza jest to pęd zrywającego się ptaka, który zrazu świszcze skrzydłami i ćmi się w oczach, nim dosięże właściwej sobie wyższej sfery, rozwinie lot bystrzejszy jeszcze, ale zarazem spokojniejszy i łagodniejszy dla oczu”35. 33 Kajsiewicz donosił o sukcesie Leonardowi Niedźwiedzkiemu w liście pisanym z Nogent – sur – Marne właśnie 17 maja 1833 roku: „[Sonety] Czytałem na Tow. Litewskim [Kajsiewicz myślał o Towarzystwie Ziem Ruskich – przyp. K. R.] – i wszystkim się podobało, a Mickiewicz mię zachęcał, abym więcej pisał [...] Na wsi tu mieszkam z Rettlem Leonardem, Koźmianem młodym i Worcellem posłem – i dobrze nam tu; Mickiewicz, Bohdan Zaleski, Gorecki i wielu innych nas tu odwiedza” (rkps Biblioteki Kórnickiej, sygn. 2406, k. 9 – 10, cyt. za: M. Dernałowicz, op. cit., s. 207). Jan Koźmian zanotował na osobnej kartce: „Na wiosnę Kajsiewicz, Rettel i ja wynieśliśmy się do Nogent – sur – Marne. Bywal tam u nas Mickiewicz i czytal nam ustępy z Pana Tadeusza; bywali Jański, Zan, Antoni Gorecki; pewnie i Bohdan Zaleski” (J. Koźmian, Notatka, rkps ACRR, sygn. 66070, por. B. Micewski, op. cit., s. 172). 34 Źródła rękopiśmienne i drukowane wskazują, że Kajsiewiczowi sny śniły się często (lub przynajmniej tak opowiadał) i często nachodziły go wizje (lub przynajmniej tak opowiadał), które zapisywał, najczęściej wierszem. W liście do Leonarda Niedźwiedzkiego 24 maja 1836 roku Kajsiewicz pisał: Żyję nadzieją i wspomnieniem. Wspomnieniem czepiam się pieluchów i kolebki; a nawet niekiedy silę się przypomnieć co z czasów, kiedym w łonie matki mieszkał. Postrzegam się i śmieję. – A przebiegłszy pierwszy lat dziesięć domowego życia, przychodzę do chwili, w której ty jesteś jedną z figur dominujących na tym panoramicznym obrazie. Nieprzyjaźń nasza szkolna, zawiść artystowska, nie konkurencja kupiecka, dziwnie mi dziś przyjemne nastręcza marzenia. Walki moje trybunickie z profesory przenoszę nad wojny konwencyjno – językowe, w których miałem czas niejakiś udział na Taranie: bo tamte mniej śmieszne, mniej wstydne [...] Pamiętam, żeś ty mnie nawracał na Mickiewicza, mnie zbuntowanego rozprawą Śniadeckiego. Bóg ci zapłać. – Ale wkrótce niestosowne towarzystwo, »samki«, o których mówiłeś starły ostatki wstydu niewiestności młodzieńczej, ten pyłek aksamitny na kwiatach [...] Teraz ci pora wytłumaczyć, dlaczegom sonety pisał. Śnił mi się raz dom mój i rodzice, jakbym do Polski wrócił; i sonet we śnie ułożyłem tak, że przebudziwszy się, przepisałem” (B. Zaleski, op. cit., s. 281 – 282). 35 Mickiewicz w szóstym półarkuszu „Pielgrzyma Polskiego” z 16 maja 1833 roku umieścił notatkę o sonetach w dziale „Wiadomości Literackie”. W artykule Niezgody emigracji naszej. Kilka słów o jej ruchach, wy 21 Hieronim Kajsiewicz oświadczył we wprowadzeniu do Sonetów, że jeśli świat nim wzgardzi, to on też wzgardzi światem, a świat - to był dlań Adam Mickiewicz, którego podziwiał za wszystko i nade wszystko, chociaż podziw dla nieskończonej tolerancji Adama - katolika, zadającego się z nim, masonem i węglarzem, wybrańcem pułkownika Zaliwskiego, który nie wysłał go w końcu z sobą na wyprawę ze względu na ropiejącą wciąż ranę pod okiem i natarczywe blizny, zanadto czytelne dla najgłupszego żandarma, graniczył u Kajsiewicza z ogromnym zdziwieniem36. Napisał dla niego sonet. Sonet Do A.M.: Tyś mi! ty zawsze jeden, w oczach, w myśli, w duszy! Cieniu wielki, złowieszczy, czemuż chciały Nieba, Że dość by nie bydź Tobą, miernym bydź potrzeba, I studni? życia wiadrem wyczerpać katuszy. Milcyadzie snów moich! Objaw co cię wzruszy, Prośba, klątwa, wypełnię jak chcesz, jak potrzeba Tylko mi ustąp słońca, ściągnij skrzydło z Nieba, A pieśń duszy mej wzleci, do wszechświatów duszy. Śpią twoi zawodnicy silniejsi ode mnie... Ty czuwasz, wzlatasz, zaśnij, niech i ja podlecę Niech się wprawię - lecz próżno - za młoda daremnie Matka chce rodzić, - roni - nie tworzę ja klecę... Czyż przynajmniej te walki strawiwszy me życie Wyrodzą z łona zwłok mych nieśmiertelności dziecię?37 Poezję Kajsiewicza chwalili zresztą wszyscy przyjaciele: Koźmian, Worcell i przede wszystkim Rettel. Hieronim lubił pochwały, ale Rettel go niecierpliwił, bo zbyt miodne prawił komplimenty. Tylko słowo Adama się liczyło. Adam dodawał otuchy i starał się o pieniądrukowanym w „Pielgrzymie Polskim” nr 9 z 31 maja 1833 roku, po raz drugi zacytował sonet Zemsta (A. Mickiewicz, Dzieła, t. VI, Wyd. Jubileuszowe, s. 127 i 138). 36 Kajsiewicz został cztery razy cięty w bitwie pod Nową Wsią 19 lutego 1831 roku. Kozacy zabrali go z pobojowiska do niewoli. Dzięki komu znalazł się w Puławach w lazeracie wojskowym, leczony przez nadwornych lekarzy księstwa Czartoryskich i we wszystko hojnie opatrywany – nie wiadomo. Kajsiewicz twierdzi, że rosyjski kapitan, który nadzorował rannych jeńców w lazarecie, był ludzkim człowiekiem i ryzykował własną karierą, ponieważ okazywał polskim żołnierzom wiele serca. 26 lutego 1831 roku oddział pułkownika Łagowskiego odbił lazaret w Puławach i uwolnił jeńców. Kajsiewicza przeniesiono do szpitala w Radomiu. Tu wylizał się z ran, z wyjątkiem cięcia przez oko i policzek. Rana ropiała ciągle, na emigracji też. Do Paryża przybył Kajsiewicz w sprawach masońskich, ale również medycznych. Wybrał się mianowicie do słynnego Guillaume’a Dupuytrena, profesora chirurgii klinicznej w szpitalu Hôtel Dieu w Paryżu, nadwornego lekarza Ludwika XVIII i Karola X, współtwórcy anatomii patologicznej. Przedtem wymienili korespondencję. Kajsiewicz napisał doń list, że płacić nie może, na co francuski chirurg, chociaż lubił wysokie honoraria, odparł – tak przynajmniej twierdzi Kajsiewicz – że „będzie miał sobie za zaszczyt użyć ramienia swego dla ulżenia cierpień walecznego Polaka”. Dupuytren trzy razy odwiedzał Kajsiewicza z wielką troskliwością i wypytywał podobno gospodarzy domu, czy jest odważny i wytrzymały, trzy razy razy potrzebne operacje robił bez żadnego wynagrodzenia dopóty, dopóki w końcu nie zaleczył rany, po której się tylko piękna na całe życie została blizna. Kajsiewicz w najpóźniejszej wersji Pamiętnika doszedł do wniosku, że profesora Dupuytrena za trud włożony w jego oko spotkała największa nagroda: „Dzięki zapewne podobnym dobrym uczynkom otrzymał ten lekarz łaskę nawrócenia przed śmiercią”. Por. B. Zaleski, op. cit., s. 262 – 263, 267; J. Iwicki, op. cit., s. 45 – 46, 559; P. Smolikowski, Krótki życiorys ks. H. Kajsiewicza CR; tenże MSS Historia, t. I, s. 36 – 37, 39. 37 J. H. Kajsiewicz, op. cit., s. 38. 22 dze, a Kajsiewicz składał w wielkim natężeniu kolejny tom wierszy Pospolite ruszenie i usiadł do pisania wielkiego poematu. Józef Bohdan Zaleski, uważający się w tym czasie za demokratę i Kozaka rewolucjonistę, który - dzięki Adamowi - w każdą niedzielę chadzał do kościoła (chociaż dawał słowo, że Mickiewicz mimo katolickiego dogmatyzmu i szlacheckich humorów również republikanin z ducha jak i on), pisał do Kajsiewicza, że już dowiedział się o pracach nad wielkim poematem tworzonym w Nogent-sur-Marne. Adam wspominał mu o dziele Kajsiewicza, chciał nawet podobno pokazać wyjątki, ale gdzieś wśród papierzysk zapodział „rękopism”. Bohdan Zaleski podejrzewał, że Kajsiewicz specjalnie prosił Adama, żeby nikomu (a może tylko jemu, Bohdanowi) posiadanych fragmentów nie ujawniał. Zaleski wietrzył (pół żartem, pół serio) w zachowaniu Adama jakieś dziwactwo lub podstęp. Ubolewał, że ani Rettel, ani Kajsiewicz nie mają doń zaufania. Wielkodusznie uprzedził, iż się na nich nie pogniewa - dając jednocześnie do zrozumienia, że skoro Mickiewicz może czytać, choć taki konserwatysta, to on, szczery demokrata, tym bardziej płody radykałów zrozumieć potrafi. Postanowił się zaraz wykłócić z Mickiewiczem o prawo do przeczytania poematu i zapoznać dodatkowo z rozprawą Rettla. Zaleski uważnie śledził pisanie Kajsiewicza. „Jestem wiemy moim przyjaciołom, ale pragnę wzajemności. Goszczyński, Grabowski i inni przyjaciele moi żywi i umarli nie tym sposobem obchodzili się ze mną, trochę mię czulej kochali!! Ale mniejsza, zabrnąłbym za daleko... Czas wszystko objaśni. Łaknę jak kania dżdżu, łaknę najserdeczniej, abyś miał pokój i swobodę do ukończenia twojej pracy. Potrzebne ci do tego 100 fr. postaram się jak najusilniej, abyś dostał przed końcem tego miesiąca. Nie wiem, co wytarguję u Januszkiewicza za twoje sonety, ale Józef [Zaleski] co dnia spodziewa się funduszów z domu i wtedy pewnie 100 fr. mieć będziesz. Nie mów, że mi oddasz i kiedy oddasz, bo to się między przyjaciółmi nie godzi. Sto razy w życiu będziemy sobie nawzajem dłużni, a rachunki jednak zrównają się przed lub za grobem”38. Józef Bohdan Zaleski troszczył się o prace Kajsiewicza równie mocno jak Mickiewicz, jak Adam pokładał w nim wielkie nadzieje i zdobywał pieniądze, by poeta miał z czego żyć. Józef Bohdan Zaleski przez długie lata uważał, że sonety Kajsiewicza są wyborne, tylko co do formy nieco zaniedbane. Później podobnie sądził o kazaniach. Hieronim Kajsiewicz wpatrywał się w trakt z Paryża, zwany już wtedy Gościńcem Królowej. Przeczuwał, iż dwukonną bryką nadjedzie nie tylko Adam, ale też Stefan Witwicki i Józef Bohdan Zaleski. Lekko szumiały platany, a wiosenny wiatr znad Marny pachniał tajemniczo. Kajsiewicz spodziewał się tego dnia pochwał i najprawdopodobniej kolejnej sakiewki. Wiedział, że będą wspólnie żartować, jeść, pić, a Adam znowu zacznie mowy o kościele. Po latach Hieronim Kajsiewicz wielokrotnie powtarzał, że właśnie od tych przemówień Adama - katoliczał. Mickiewicz spełniał wówczas nie tylko rolę ojca tułaczy, lecz także ich apostoła. 38 W liscie pisanym z Paryża, Bohdan Zaleski odpowiadał na zapytania Kajsiewicza o to, co robi i w czym bierze udział Adam Mickiewicz: „Czy Adam bywał na naszych naradach? A jakże! Jest to najcnotliwsza dusza mimo dogmatyzmu [Bohdan Zaleski nazywał „dogmatyzmem” katolicką gorliwość Mickiewicza – przyp. K. R.]. Kłócimy się, a raczej kwasimy się nawzajem często, ale się kochamy. Jesteśmy siebie pewni obydwa. Mimo humorów szlacheckich Adama, ja Kozak, rewolucjonista, czuje w głębi serca, że i on republikanin. Więcej mi nie trzeba [...] Odpisałem ci już na wszystko, o czem chciałeś wiedzieć, teraz palę do ciebie, Hieronimie, jako do poety. Piszesz mi o jakimś poemacie twoim, nad którym obecnie pracujesz, o rozprawie Rettla itp. Spominał mi o tem wszystkim i Adam. Co to ma znaczyć? Wiem, iż u Adama są wyjątki, bo chciał mi je kiedyś pokazac, ale nie mógł znaleźć rękopismu. Być może, iż poleciliście mu, aby mi nie pokazywał. Tkwi w tym wszystkiem jakieś matactwo” ( Korespondencja Józefa Bohdana Zaleskiego, wyd. Dionizy Zaleski, Lwów 1900, t. I, s. 57). 23 Na Kajsiewicza i Rettla ostro zagięła już parol policja. Za udział w demonstracji przeciwko legii, organizowanej przez generała Bema w Portugalii z błogosławieństwem księcia Adama Czartoryskiego, otrzymali obaj nakaz natychmiastowego opuszczenia miasta Paryża i regionu paryskiego i osiedlenia się w Angers39. Adam Mickiewicz z Bogdanem Jańskim poprosili Montalemberta o listy polecające do znanego w tym mieście duszpasterza i mecenasa sztuki, księdza Morela. Hrabia Montalembert jak zwykle przesadził. Napisał - oczywiście po rozmowie z Mickiewiczem - że do Angers przybywają dwaj „geniusze poetyccy”, nadzieje polskiej literatury, wygnańcy godni wszelkiego wsparcia i opieki. Ksiądz Morel sam pisywał, więc postanowił od razu wprowadzić Polaków na literackie salony prowincji. Kajsiewicz wywarł najlepsze wrażenie, ale ciągle liczył na odwiedziny Adama. Chodził na bale, pił dużo i kochał się niemalże szczęśliwie. Od wyjazdu z Nogent, do wielkiego swego poematu nie powrócił, ale za to napisał z pięćset wierszy religijnych, dumkę o Garczyńskim, przetłumaczył L'exilé Lemannais'go i Śpiew Atali Chateaubrianda, małe poema wierszem jedenastomiarowym, w sześćdziesięciu strofach dziesięciowierszowych pod tytułem: Pułascy, czyli Konfederacja barska. Miał zamiar położyć wiersz na czele tomu, liczącego ze 300 stronic, i już targował się z wydawcą. 12 lipca 1834 roku Kajsiewicz pisał z Angers do Jana Koźmiana: „Potem się rzucam na mój wielki poemat i z pomocą Boską przed zimą go skończę, choć nie wykończę. A potem pióro do pochwy na parę lat, a uczyć się rzeczy żołnierskich i praktycznych, tudzież języków. W tych dniach pisałem do Bohdana [Zaleskiego] i Adama [Mickiewicza], posyłając każdemu wiele wyjątków”40. Hieronim Kajsiewicz czuł się w Angers, podobnie jak w Nogent-sur-Marne, znakomicie, chociaż brakowało mu nieco rewolucyjnych przemówień, wygłaszanych na wyścigi z Piotrem Semenenką i Adamem Gurowskim przeciw wrogom ludu, krwiopijcom i królom. Gurowski kończył redagowanie pierwszego numeru pisma „Przyszłość”, którego arcyjakobiński duch w 39 Bronisław Zaleski pisał: „Rozmowy Mickiewicza, jak i innych, tak od początku poznania się wielkie na Kajsiewiczu sprawiły wrażenie; przywiązał się do niego szczerze i nawzajem szczere zajęcie się wywoływał. Kajsiewicz, który zaniedbał się tylko w praktyce religii, którą mało znał, do której wnętrza nigdy nie przeniknął, ale w gruncie rzeczy nie stracił wiary i nie cierpiał lekceważenia miejsc i rzeczy świętych, był już, że tak powiemy do wzięcia, kiedy rozkaz rządowy nakazał mu wraz z Rettlem opuścić Paryż i udać się na zamieszkanie do Angers. Nigdy nie mogli wiedzieć dokładnie za co; ogólnie tylko oświadczono im, że są zapaleńcy; zdaje się jednak, iż za sprzeciwianie się wyprawie Polaków z jenerałem Bemem do Portugalii, którą rząd popierał” (B. Zaleski, op. cit., s. 270 – 271). 40 List H. Kajsiewicza do J. Koźmiana, 12 lipca 1834 roku. Cyt. za: B. Zaleski, op. cit., s. 272. Por. także Korespondencja miedzy Janem Koźmianem a Hieronimem Kajsiewiczem 1833 – 1836, opr. T. Olejniczak CR i F. Chłapowski, Poznań 1915, s. 173 i n. W archiwach zmartwychstańców w Rzymie znajdują się listy Kajsiewicza dopiero od roku 1835 (H. Kajsiewicz, Listy 1835 – 1873, rkps ACRR, syrn. 5167 – 8427). Kajsiewicz pisał w dalszych fragmentach listu do Koźmiana: „poznaje tu doktora jednego, republikanina en diable, człowieka odważnego comme une epee, szlachetnego, dobroczynnego; otwiera mi serce swoje, otwiera dom. Raz przychodzę na obiad; znajduję pannę mającą lat dwadzieścia, niewielką, ale okrógłą i zgrabną, jakby była wytoczona, z cerą południową i okiem czarnem, wesołą i szczerą do oczarowania, nie kryjącą się, że lubi Polaków. Zrobiła na mnie wrażenie; jak mi powiadała później, ja na niej, chociaż blada i żółta cera moja, zimność okropna, i une sorte de raideur ascethique, nie musiały odpowiedzieć zupełnie jej marzeniom. Matka predylekcyą swoję na mnie zlała, panna mi dawała uczuć, żeby czekała na mnie, ja się nie oświadczałem, bo jakkolwiek rodzice są dość bogaci, pewno nie mogła mieć więcej w tej chwili nad 30 000 posagu”. Kajsiewicz pisał ponadto: „Mickiewicz kontent z moich ostatnich poezyj. Pisał mi w ostatnim liście: »Poezye twoje coraz głębsze i wznioślejsze, już teraz nie potrzebujesz rady. Czasem zamawiam sobie prawo powiedzieć: na prawo, na lewo i wprost, a daleko zajdziesz«. – Bardzo mnie to cieszy, bo Adam wiesz nie pochlebia i wiesz, że często mię burczał [...] Miałem takie projekta: zimą tu uczyć się na rapiery i co dzień strzelać, uczyć się po angielsku w zamian za niemieckie, i włoskiego u jednego refugie Włocha, a nawet muzyki. Gwałtem bym chciał grać na pianinie i śpiewać, bo głos mój coraz pełniejszy i rozciąglejszy. Wszystko to, jeśli Adam rekopis sprzeda...” 24 zupełności Kajsiewiczowi odpowiadał41. Szykowały się dobre łamy dla jego sonetów i poematów. Lepsze niż „Pielgrzym” Mickiewicza, taki bogobojny i rozmodlony, chociaż „Pielgrzym” też pociągał, bo był Adamowy. Kajsiewicz podziwiał Mickiewicza i tłumił w sobie zazdrość. Za Adamowe poezje, ale też i za łaskę wiary. Podziwiając wiarę Mickiewicza, Kajsiewicz wierzył, że kiedyś prześcignie Adama i w poezji, i w wierze. To znaczy wierzył, że z czasem otrzyma dar łaski. Podczas rywalizacji z Leonardem Niedźwiedzkim na szkolnej tablicy w Sejnach, Hieronim Kajsiewicz przekonał się, że potrafi wygrywać. Spoglądał na platanowy gościniec łączący rogatkę vinceńską z Nogent i - wolno mi chyba tak powiedzieć - przeżywał chwile szczęścia dostępne jedynie w młodych latach żywota, kiedy wiemy, że jeszcze wszystko się może zdarzyć i kipi w nas ambicja i wola mocy. Że może się zdarzyć wszystko - nawet cud. Mógł wybrać drogę Adama Gurowskiego, by go wyprzedzić w żądzy krwi, w zdradzie, w apostazji. Mógł pójść za Adamem Mickiewiczem, który tak „fanatycznie kochał Boga” i wyprzedzić go w fanatyzmie42. Hieronim Kajsiewicz chciał szczęścia całej ludzkości. W dwukonnej bryce turkoczącej po wybojach Gościńca Królowej cieszyli się wiosną i kolorem nieba przyszli Bracia Zjednoczeni, do których dołączą Józef Zaleski, Cezary Plater, Ignacy Domeyko, Bogdan Jański i oczywiście Antoni Górecki, ponieważ pan Antoni bardzo się starał, by nie przegapić żadnej okazji do wygłoszenia nowych rymów. Nie da się wykluczyć, że goście Kajsiewicza, okryci derką przed porannym chłodem, rozprawiali o statucie przyszłego towarzystwa katolików świeckich, które miało wśród emigracji świecić przykładem modlitwy i miłosierdzia. Jechali z ulicy Saint-Nicolas-d'Antin, z mieszkania Mickiewicza, wyszukanego niedawno przez Stefana Zana. Stajnie i wozownia mieściły się tuż pod oknami salonu i Adam, ślęcząc nać swym „Tadeuszkiem”, lubił wdychać zapach końskiego potu, uprzęży i siana43. 41 Adam Gurowski pozostawał w roku 1833, podobnie jak Kajsiewicz i Semenko, z którymi utrzymywał najserdeczniejsze stosunki, pod wpływem francuskich socjalistów,przede wszystkim Fouriera i saintsimonistów. Gurowski związał się z lewicą karbonarską, szczególnie silnie z uczniem Babeufa – Filippo Buonarottim. Pierwszy i jedyny numer pisma „Przyszłość” ukazał się w styczniu 1834 roku. Gurowski głosił w nim, że przyszłość świata leży w rękach „proletariatu przemysłowego”: „Proletariuszom świat i przyszłośc należy [!]. Oni podciągną pod swą przemysłową władzę wszystkie żywioły jestestwa. Taka jest dziś dążność mas europejskich. 42 Por. list Walerego Wielogłowskiego do Hieronima Kajsiewicza z 8 stycznia 1848 roku: „Wiesz najlepiej, mój najdroższy ojcze, jakie były stusunki moje dalekie z panem Adamem. Mało mu znany, nie nastręczający się, nie bywałem prawie u niego. Gdy uczułem kwas jego przeciw Kościołowi, wcale się nie zbliżałem; ale kiedy poganie o prawowierność napastować go poczęli, i kiedy ludzie, którzy w nic nie wierzą, i którzy by Kościół za franka sprzedali, zaczęli bić na Adama ze strony prawowierności, słowem k i e d y ż y w e n a s z e t r u p y o b u d z i ł y s i ę n a g l e w z ł o ś c i p r z e c i w c z ł o w i e k o w i , k t ó r y B o g a f a n a t y c z n i e k o c h a i o ż y c i e c h r z e ś c i j a ń s k i e u l u d z i s i ę d o p o m i n a [podkr. K. R.], kiedy wreszcie widziałem, że ludzie żyjący, bez żadnej ofiary, uciekający przed walką, tchórze i dezertery, dlatego na Adama błotem rzucają, iż on odważniej od nich stanął na wyłomie, wtenczas sobie rzekłem: »Sprawę nas katolików Papież miedzy nami rozstrzygnie, bośmy dziećmi jednego Ojca i Matki, ale wam, cudzoziemcom, poganom, cóż do tego?!!« I poczułem dziwną do Adama miłość...” (rkps ACRR, sygn. 51753). Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s.178. 43 W pierwszej połowie maja 1833 roku Mickiewicz mieszkał wraz z Domeyką przy Carrefuor d’Observatoire 36 z widokiem na Ogród Luksemburski. Mieszkanie Domeyki „z oknami na wsze strony, jak w latarni” (J. B. Zaleski, Adam Mickiewicz podczas pisania i drukowania „Pana Tadeusza”. List do syna Adama, Paryż 1875, s. 11) z początku przypadło do gustu Mickiewiczowi ze względu na bliskość drzew i kwiatów, ale „ofiarowana przez Domeykę gościnność nie obroniła Mickiewicza przed natrętami. Emigracja zamieszkiwała wówczas dla taniości okolice Ogrodu Luksemburskiego” (W. Mickiewicz, Żywot Adama Mickiewicza, t. II. Poznań 1929, s. 284). W połowie maja 1833 roku Zan wynalazł dla Mickiewicza „apartament na ulicy Saint – Nicolas d’Antin, dość obszerny, chociaż nad stajniami, który się Adamowi od razu spodobał. Z wypogodzonym umysłem zasiadł do umiłowanego i pobłogosłowianego swego arcydzieła” (J. B. Zaleski, op. cit., s. 11 – 12). Por. M. Dernałowicz, op. cit., s. 28. 25 Musieli wyruszyć wcześnie, bo do Nogent kawał drogi, ale za to jazda sprzyja układaniu planów. Przypuszczani, że Mickiewicz osobiście dobrał cytaty z Pisma i łatwo przekonał Jańskiego, że status świeckiego zakonu winien składać się nade wszystko z wersetów Ewangelii: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego... »I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi!« (J. 8, 32). Na cześć i chwałę Trójcy Przenajświętszej, dusz naszych wybawienie, utrzymanie i wyswobodzenie biednej Ojczyzny naszej, żeby cała, wolna i niepodległa mogła jawnie służyć Panu; my chrześcijanie Polacy, wyznania rzymskokatolickiego, oddając się pod szczególną opiekę Matki Najświętszej, zaufani w te słowa Jej Boskiego Syna: »Tego, co do mnie przyjdzie, nie wyrzucę precz« (J. 6, 37), »Proście, a będzie wam dano, szukajcie, a znajdziecie (Mt. 7, 7). »Szukajcie tedy naprzód Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie wam przydane (Mt. 6, 33). »Toć jest przykazanie moje, abyście się społecznie miłowali, tak jakem ja was umiłował. Większej nad tę miłość żadnej nie ma, jedno gdy kto duszę swą położy za przyjacioły swoje« (J. 15, 12-13), »Zaprawdę wam powiadam, jeśli o co prosić będzie Ojca w imię moje, da wam« (J. 16, 23), »Tomci wam powiedział, abyście we mnie pokój mieli; na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, jamci zwyciężył świat« (J. 16, 33), »Nie zostawię was sierotami, przyjdę do was« (J. 14, i8), »Czujcie i módlcie się, abyście nie weszli w pokusę« (Mt. 26, 41), »Gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni w imię moje, tamem jest w pośrodku ich« (Mt. 18, 20) - w imię zatem święte Pana naszego Jezusa Chrystusa, który widzi szczerość myśli naszych, prosząc Jego błogosławieństwa i opieki, w pokorze serca i po umyślnem ku temu odprawieniu Świętej Spowiedzi; łączymy się w związek pod wezwaniem Braci Zjednoczonych. Modlić się codziennie za siebie. Ojczyznę i bliźnich, za przyjaciół i nieprzyjaciół; przykazania Pańskie słowy i uczynki wypełniać; przykładem swym rodaków do tego zachęcać i na drodze tej wspólną siłą utrzymywać się, jak najmocniej przedsiębierzemy i postanawiamy44. Adam Mickiewicz wierzył całym sobą: ciałem, duszą, rozumem i wolą, że On nie zostawi ich wszystkich sierotami i że przyjdzie do nich, że Go ujrzą twarzą w twarz. Miał pewne powody, żeby tak mniemać i wiele jeszcze znaków potwierdzi jego wiarę. Hieronim Kajsiewicz czuł, że już podleciał wysoko i czekał na przybycie światła. Ukrywał się w Nogent przed policją. Czerpał od Adama moc, jak ze źródła. Żeby zdobyć Adamową pochwałę, gotów był na wszystko. 44 Rękopis „Dokumentu Braci Zjednoczonych z 1834 roku” (potwierdzony przez Bohdana Zaleskiego w Paryżu, 16 lutego 1864 roku) znajduje się w zbiorach księży zmartwychstańców (rkps ACRR, sygn. 66004). Zob. także J. Iwicki, op. cit., s. 28. 26 ODSŁONA 3 15 SIERPNIA 1835 ROKU. PARYŻ. RUE VERNEUIL. ADAM MICKIEWICZ WYZNAJE STRASZNĄ TAJEMNICĘ NA STANCJI HIERONIMA KAJSIEWICZA. W czerwcu 1835 roku Bogdan Jański, dzięki swym rozległym stosunkom, wydobył od Montaliveta, ministra spraw wewnętrznych, pozwolenie na powrót Kajsiewicza do Paryża45. W drodze z Angers do stolicy Hieronim Kajsiewicz zatrzymał się w klasztorze benedyktynów w Solesmes i poprosił jednego z księży, aby wysłuchał jego spowiedzi. W Paryżu Kajsiewicz nie poznał Semenenki. Piotr Semenenko był z całej piątki (myślę o nim, o Gurowskim, Kajsiewiczu, Worcellu i Krępowieckim) najwścieklejszy, najzacieklejszy, najbardziej rozwrzeszczany, a teraz chodził za Jańskim jak baranek: „Postawa, wyraz twarzy, ruchy, zdawało się, że i rysy twarzy znalazł w nim [Kajsiewicz] zmienione. Dawniej nadęty, odpychający [...] antypatycznie z daleka, dziś pokorny, słodki, pełen namaszczenia”46. Mimo słodyczy Semenenki, Kajsiewicz nie potrafił, pewno podświadomie, wybaczyć mu wcześniejszego odepchnięcia. Czekał cierpliwie na okazję. Gdy wybije godzina i na Semenenkę spadnie kara, czyli czas morowy. Kajsiewicz obiecał, że pójdzie z Jańskim i Semenenką po raz drugi do spowiedzi. Ksiądz Smolikowski, a za nim inni ojcowie zmartwychwstańcy utrzymują, że Jańskiego nawrócił Mickiewicz, Jański nawrócił Semenenkę, a Kajsiewicz nawrócił się sam, pod wpływem obcowania z Mickiewiczem i ciągłych dysput religijnych toczonych w przyjacielskim kole47. Hieronim Kajsiewicz od wczesnej młodości miewał wizje, by nie rzec - objawienia. Sonety układał we śnie. Potem tajemnicza siła wodziła jego rękę po papierze, jak podziemne wstrząsy prowadzą igłę sejsmografu, a popędy - pióra nadrealistów. Nie sposób zatem wykluczyć, że pomiędzy Angers a Paryżem, na przykład w benedyktyńskim refektarzu, spotkało Kajsiewicza to, co - toutes proportions gardeés - zdarzyło się Szawłowi w drodze do Damaszku48 45 Marthe – Camille Bachasson Montalivet, hrabia i minister króla Ludwika Filipa, pozwolił zostać Jańskiemu w 1832 roku w Paryżu, ponieważ ujmowali się za nim inni wpływowi Francuzi. Za to nie chciał wpuścić do Paryża w lipcu 1832 roku Mickiewicza i Domeyki. Musieli się oni uciekać do podstępu, wsiąść w dyliżans ekstrapoczty i przeżywać ciężkie chwile, ponieważ w paszportach napisano Defense de se rendre a Paris sous quelque pretexte que se soit. Por i. Domeyko, Moje podróże (pamietniki wygnańca), Wrocław 1962, t.I, s. 116 – 117; J. W. Borejsza, Adama Mickiewicza przyjazd do Francji. Kilka nieznanych mickiewiczianów, „Nowa Kultura” 1960, nr 22; B. Jański, Prośby do ministra Montaliveta, 15 lipca 1832 roku, rkps ACRR, sygn. 8583. Montalivet nie ufał Polakom. Pod koniec kwietnia 1836 roku postanowił wyrzucić z Paryża możliwie największą grupę emigrantów. Podejrzewał o najgorsze intencje rewolucyjne kółka Karola Królikowskiego i Stanisława Ropelewskiego, którzy oddawali się ewangelicznej odnowie i zakładali zakon pacholąt polskich, wygnał Jana Ledóchowskiego i rozgonił jego Konfederację Narodu Polskiego oraz kazał przeprowadzać (kilkakrotnie) rewizje w domku Jańskiego przy ulicy Notre – Dame – de – Champs 11. Przy okazji przeszukania policjanci zamykali w areszcie Edwarda Duńskiego na podstawie donosów. Jański musiał pisać bez przerwy podania i wyjaśnienia. Por. rkps ACRR, sygn. 8588, 8590; B. Jański, Dziennik, rkps ACRR, sygn. 8627; B. Micewski, op. cit., s. 281 – 282. Na szczęście jednak Montalivet darzył Jańskiego, jak się zdaje, sympatią. Poza tym Jańskiemu zapewniali protekcję wpływowi przyjaciele, jeszcze z czasów „sęsimonizmu”. Dlatego Montalivet zezwolił na powrót Kajsiewicza do Paryża. Por. Papiery po ministrze Montalivecie, Archives Nationales, Paris, Fonds 2002 – 2005, 3122. Por. także B. Micewski, op. cit., s. 452; J. Iwicki, op. cit., s. 48. 46 Por. B. Zaleski, op. cit., s. 51. 47 O samodzielnym nawróceniu ksiądz Smolikowski wspominał tylko w jednej ze swoich prac, mianowicie w Obudzeniu się ducha religijnego wśród Polaków XIX wieku, Kraków 1925, s. 45 – 45. 48 Smolikowski napisał: „Zdaje się, iż Kajsiewicz potrzebował jeszcze poznać bliżej, co świat dać może pociech, by się o ich nicestwie ostatecznie przekonał. Dotychczas miał on już czas grzeszyć; właściwie nie miał się jeszcze czasu bawić, z ławek szkolnych na siodło, z siodłem na łoże boleści i w nawóz pielgrzymi przesadzony. Rzucił się wtedy z całym zapałem w ten nowy rodzaj życia, zagłuszając też tak tęsknicę za krajem. I tak zamiast 27 W jednej z kolejnych wersji swego Pamiętnika Hieronim Kajsiewicz opisywał, jak to źle się prowadził już po powzięciu decyzji o przywdzianiu księżej sutanny. Chodził po kominkach, rozprawiał po salonach, późno wstawał, a nawet - jak się zdaje - zaglądał chętnie do szklenicy49. W Paryżu mieszkał w jednej izbie z Semenenką nadal przy ulicy Verneuil, chociaż tego nie jestem zupełnie pewien, ponieważ 2 lutego 1836 roku, w poranek Matki Boskiej Gromnicznej, po wypadkach, o których za chwilę, Kajsiewicz pobiegł zapalić mnóstwo świec do się spowiadać, przestał wkrótce nawet chodzić do kościoła, już się jednek za katolika poczytując. »Łaska Boża coraz gwałtowniej działała – pisze – niesmak coraz żywszy do miejsca, zabaw i osób znajomych obudzała; nie raz padając na ziemię, łzami się zalewał z boleści i grozy nad sobą, a podnieść się jeszcze nie miał siły, bo człowiek upaść mocen, nie mocen się podnieść«” (tamże, s. 45). Por. H. Kajsiewicz, Pisma, t. III, Berlin – Kraków 1872, s. 72 i n. Por. także B. Zaleski, op. cit., s. 291. 49 Trudno się doliczyć poszczególnych wersji Pamietnika Kajsiewicza. W zasadzie historyk dysponuje dwoma podstawowymi, obszernymi wersjami. Pierwsza pochodzi z roku 1850 i przechowywana jest w rzymskim archiwum Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego (rkps ACRR, sygn. 7496). Wersja ta w przeważającej części pozostała (do chwili pisania niniejszych komentarzy) w rękopisie i tylko pierwszych kilkanaście stronnic przepisano na maszynie. W wersji tej Kajsiewicz dawał ponosic się pasjom i emocjom. Nie ukrywał swej niechęci, by nie rzec – nienawiści, do Mickiewicza oraz wszystkiego, co wiązało się z towiańszczyzną. Ta wersja Pamiętnika roi się od rozmaitych epitetów. Druga podstawowa wersja Pamiętnika została przygotowana do druku i znajduje się w trzecim tomie Pism Kajsiewicza, opublikowanych w Berlinie i w Krakowie w roku 1872. We wstępie do tej redakcji Pamiętnika Kajsiewicz napisał: „Roku pańskiego 1866, jeden z przyjaciół naszych bawiących w Paryżu, doniósł mi że Redakcya Rocznika Towarzystwa Literacko – Historycznego postanowiła zdać sprawę ze zakładów polskich religijnych, dobroczynnych i naukowych za granicą, i że pominąć nie może naszego Zgromadzenia: jeżeli zatem nie dostarczymy mu objaśnień potrzebnych, winą naszą będzie, gdy co niedokładnem drukiem ogłosi, tem więcej, że ono dotąd za granicami Polski jedynie się rozszerzało. Powolny temu wezwaniu spisałem krótki pamiętnik, który ogłoszony został w roczniku tegóż Towarzystwa 1867; lecz że pojawił się z uzupełnieniami, które choc nader życzliwą, jednak nie moją pisane były ręką, nie mógł być przeze mnie tamże podpisany. Bacząc, że to treściwe sprawozdanie dośc przychylne znalazło przyjęcie, ale nie zaspokaja ciekawości i nowych członków wstepujących do Zgromadzenia, i przyjaciół jego, i osób obcych, a jednak dobrej wiary i chcących mieć sąd o tem Zgromadzeniu: postanowiliśmy pierwotne sprawozdanie znacznie rozszerzyć, jakkolwiek, każdy stosunkowo opisał to, czegom się sam bezpośrednio dotykał. Praca ta jest zatem osobistą moją nie zaś urzędową kroniką Zgromadzenia” ( Pisma, t. III. s. 402 – 403). Sprawozdanie drukowane w „Roczniku Towarzystwa Literacko – Historycznego” w Paryżu, w roczniku 1866 – 1867, można uznać za kolejną wersję Pamiętnika Kajsiewicza, chociaż jest ona już znacznie złagodzona w stosunku do wersji z roku 1850. Paweł Smolikowski w swej Historyi (t. IV, s. 95, przypis 1) wspomina dwukrotnie o najwcześniejszej wersji Pamietnika, pisanego jakoby w roku 1844: 1. „W miesiącu czerwcu – pisze – X. Kajsiewicz w Pamiętniku swoim z r. 1844 – przybył do Paryża X. Duński...” (t. IV, s. 37); 2. „Relacya o tej rozmowie [Kajsiewicza z Mickiewiczem i Guttem. Spotkanie to nastąpiło po 29 listopada 1842 roku, kiedy towiańczycy gromadnie przystąpili do Komunii Św. po mszy i kazaniu w kościele Świętego Rocha – przyp. K. R.] jest w Pamiętniku, drukowanym w trzecim tomie Pism X. Kajsiewicza (str. 429) i w Życiu X. Kajsiewicza przez B. Zaleskiego (str. 109). Jedne drugie dopełniają. Ta, którą tu dajemy, pisana jest w 1844 r. I przeznaczona była wtedy do druku”. W archiwum rzymskim wersji z roku 1844 nie ma. Albo więc ks. Smolikowski miał na myśli wersje z roku 1850, albo wcześniejsza odmiana tekstu – lub osobny tekst - znajduje się w innych zbiorach archiwalnych, albo ks. Smolikowski się pomylił. W pismach i listach Kajsiewicza przechowywanych w zbiorach rękopiśmiennych Biblioteki Polskiej Akademii Nauk w Krakowie, Biblioteki i Muzeum Czartoryskich w Krakowie, Biblioteki Polskiej Akademii Nauk w Kórniku, Biblioteki i Muzeum Mickiewicza w Paryżu wersji Pamiętnika z roku 1844 brak.Z ciekawości można by porównać cytaty wyzyskane przez Bronisława Zaleskiego w jego pracy o Kajsiewiczu z roku 1873, a więc pisanej tuż po śmierci przełożonego zmartwychwstańców, z wersją drukowaną w trzecim tomie Pism Kajsiewicza. Nie sądzę jednak, by ewentualne rozbieżności ujawniały szczególne rewelacje. Najważniejsza i znacząca jest różnica pomiędzy wersją z roku 1850 i późniejszymi odmianami Pamiętnika. 28 kościoła parafialnego Świętego Stefana na Górze, czyli do Saint-Etienne-du-Mont, a to przecież od Verneuil kawał drogi50. W pierwszych dniach stycznia 1836 roku Hieronim Kajsiewicz powrócił na stancję późno w nocy. Semenenko udawał, że śpi, na pytania nie odpowiadał. Kajsiewicz też się położył, ale po chwili zakrzyknął chrapliwie i wcisnął w róg alkowy, bo przez okno zajrzał księżyc w pełni, który wytrysnął jakby żółtą kolumną światła, przebijając szybę. Szkło w wewnętrznym uchu Kajsiewicza rozsypało się na tysiące złowieszczo zgrzytliwych odprysków, a na kolumnie wjechały obrzydłe stwory, larwy czarne i błyszczące, otaczając go ciasnym kręgiem, podobnym do ciemnej chmury51. Semenenko zerwał się z posłania, potrząsnął Kajsiewiczem, który - jak twierdzi - dał się na chwilę przekonać, że to wszystko zwidy, ale zaraz nastąpił drugi atak, jeszcze potężniejszy: straszliwe potwory dręczyły Hieronima, rozegrała się scena żywcem wyjęta z pewnego dramatu: Ks. Piotr: „Jak ratować grzesznika?” Duch: „Bodajeś zdechł, klecho, nie powiem.” Ks. Piotr: „Exorciso -” Duch: „Ratować pociechą.” Ks. Piotr: „Dobrze, gadaj wyraźnie - czego mu potrzeba?” Duch: „Mam chrypkę, nie wymówię.” Ks. Piotr: „Mów!” Duch: „Mój panie! królu! Daj odpocząć -” Ks. Piotr: „Mów, czego potrzeba -” Duch: „Księżulu, Ja tego nie wymówię.” Ks. Piotr: „Mów!” Duch: „He - Wina - Chleba -” Ks. Piotr: „Rozumiem, Chleba Twego i Krwi Twojej, Panie - Pójdę, i daj mi spełnić Twoje rozkazanie.” (Do Ducha): „A teraz zabierz z sobą twe złości i błędy. Skąd wszedłeś i jak wszedłeś, idź tam i tamtędy.” (Duch uchodzi). Klęczeli we dwójkę przy łóżku i odmawiali różaniec, a widma krążyły wokół bezustannie z chichotem, jedno „krwi żąda, krwi żąda, krwi żąda”, drugie zamienia się w kruka: „ktoś ty, kruku?” Trzecie przybiera rysy twarzy Konrada w bazyliańskiej celi, to znaczy ugniata się w twarz Adama, czwarte przybiera postać „kochanki czarniutkiej, co tak do mnie wzdycha - A wiesz ty, jak się zowie moja luba? - Pycha.” Piąte widmo - mistrza, szóste - księdza, a siódme - władcy dusz. Zdaniem Kajsiewicza, widma krążyły nad nim do rana. Tuż przed świtem stanęły szeregiem koło łóżka, ale już nie śmiały atakować. Wreszcie przez rozbite okno wjechał wóz, wsiadły doń wszystkie i odjechały. Potem z sufitu spłynęły mu na posłanie jakby roje srebrnych i skrzydlatych dziatek i wreszcie, przykryty srebrzystą opończą, usnął. Hieronim Kajsiewicz nie omieszkał zaznaczyć w Pamiętniku, że Piotr Semenenko niczego nie widział ani niczego nie słyszał. W miesiąc później - a mieszkał nadal z Semenenką - Kajsiewicz poszedł w kolejne odwiedziny, ale za to z mocnym postanowieniem, że opuści towarzystwo o wczesnej porze. Gospodarze prosili i prosili, żeby został na wieczerzy, ale Kajsiewicz, mimo molestowań, bohatersko odmówił i, wielce z siebie kontent, opuścił rozbawione grono. Położył się rychło i Semenenko nie musiał nawet udawać, że śpi, nieco zdziwiony tak rychłym powrotem kolegi. Semenenko nie chadzał na wieczerze, bo - chociaż widomie wyłagodniał - nadal uważano go za pyszałka i zarozumialca, więc - spójrzmy prawdzie w oczy - na biesiady w emigranckim gronie zapraszano go raczej niechętnie. 50 „Pod koniec stycznia 1835 r. Semenenko mieszka razem z Jańskim i Celińskim przy rue Verneuil [...] W ciągu pary miesięcy widoczna była zmiana w charakterze Semenki, z »zapalonego demagoga« w zupełnego pokutnika usuwającego się w cień przed tłumem. W czerwcu 1835 r., nawiązał on kontakt z Hieronimem Kajsiewiczem, którego »znał za dawnych dni«. Ich spotkanie w tym czasie tak głęboko podziałało na Kajsiewicza, że ten również zaczął myśleć o przyłączeniu się do Jańskiego [...] Kajsiewicz tak był pod wrażeniem przemiany Semenenki, że przyłączył się na stałe do Jańskiego, jako jej sprawcy, po odejściu Adama Celińskiego na prowincję. W domu przy rue Verneuil Kajsiewicz zaczął przygotować się do spowiedzi generalnej u spowiednika z Saint – Mandé, ks. Chossotte’a, i został wybitnym uczniem Jańskiego” (J. Iwicki, op. cit., s. 43). 51 Por. B. Zaleski, op. cit., s. 291 – 292. Por. także rkps ACRR, sygn. 5167 – 8427. 29 Kajsiewicz usnął. Nad ranem ujrzał Najświętszą Pannę w kościele Salomonowym, motyw dobrze znany i popularny, szczególnie w malarstwie włoskim. Najświętsza Panna była bez Dzieciątka Jezus. Wstała, podeszła do Kajsiewicza i rzuciła mu garść grubych sztuk złota, mówiąc: „Służ mnie, a będziesz miał wszystko”. Hieronim Kajsiewicz podjął we śnie jedną z monet i uważnie obejrzał. Znaczył ją tylko wypukły krzyż. Zaczął przemyśliwać, czym sobie na tak wielką łaskę zasłużył. Wtedy Najświętsza Panienka obrzuciła go ponoć karcącym spojrzeniem. Kajsiewicz napisał po latach, że obudził się rankiem cały spłakany ze szczęścia i usłyszał dzwony na Anioł Pański. Semenenko - jak wiemy Soroka - przypomniał mu, że to święto Matki Boskiej Gromnicznej, więc natychmiast pobiegł zapalić szeregi świec u Świętego Stefana na Górze. Stąd moje wahania: czy 2 lutego 1836 roku Kajsiewicz mieszkał jeszcze z Semenenką przy ulicy Verneuil? Skoro tak, to dlaczego nie zapalił świec u pobliskich Inwalidów albo po prostu w Saint-Germain-des-Pres? To ważny szczegół, w szczegółach gnieżdżą się demony, zaś wyjątkowo rzadko wizytują je anioły. Chciałbym wiedzieć, jak ze świecami było naprawdę. O sile wizji, a nawet o samym jej istnieniu, świadczy droga, którą iluminant przebywa, by za doznaną łaskę podziękować Bogu. Skoro Kajsiewicz pobiegł z ulicy Verneuil aż na wzgórze koło Panteonu, mijając po drodze tyle świątyń, to musiał przeżywać chwile zaiste wyjątkowe. W każdym razie twierdził stanowczo, że odtąd już nigdy więcej nie wrócił późno do domu. 15 sierpnia 1835 roku Hieronim Kajsiewicz przyrzekł, że wyruszy wczesnym rankiem do spowiedzi wraz z Piotrem Semenenką. Spowiednika wybrał Jański. Ksiądz Jean Baptiste Chossotte, proboszcz w parafii Saint-Mandé, sprawdzony i cierpliwy, bardzo się wizytą przejmował, bo dobrze znał przecież Jańskiego i słyszał o jego planach. Postanowili iść piechotą z braku funduszy na wynajęcie powozu. Kajsiewcz wyznał Semenence, że nie wstanie, że boli go głowa, że przez całą noc toczył walkę z szatanem. Złe duchy trzymały go za ręce tak silnie, że nawet nie mógł się przeżegnać. Wreszcie ktoś nieznany pojawił się przy Kajsiewiczowym łożu i powiedział złym duchom, żeby go puściły, bo on jest naznaczony. Nocne zapasy z duchami zmęczyły Kajsiewicza do tego stopnia, że stanowczo odmówił wstania z pościeli. Semenenko długo stał nad łóżkiem Kajsiewicza i prosił. Wreszcie wyszli. Przecięli Tulerie, minęli Luwr, zabrnęli w gęstwinę ulic Le Marais, by wkroczyć na przedmieście Świętego Antoniego. Tu Kajsiewicz usiadł na kamieniu i oświadczył, że dalej nie pójdzie. Semenenko znowu prosił i przekonywał, że drogi zostało niewiele, że rany na nogach szybko się zagoją, że ksiądz czeka w konfesjonale. Do Saint-Mandé dotarli w samo południe. Kajsiewicz twierdzi, że tego właśnie dnia postanowił zostać księdzem52. Słowo: „postanowił” wydaje się tu najwłaściwsze, bo dokładnie opisywał w Pamiętniku, jak długo medytował nad wyborem zawodu. Wieczorem, po powrocie z Saint-Mandé, również. Chodził po pokoju - mimo zmęczenia i obtartych nóg - i rozmyślał: doktorem zostać czy prawnikiem? Życzliwi Francuzi radzili, żeby z adwokatury zrezygnował, bo cudzoziemiec nigdy nie prześcignie tubylca w wymowie, medycyna - owszem, ale Kajsiewicz odczuwał silny wstręt do sekcji zwłok. Przemierzał więc pokój i bił się z myślami, aż nagle usłyszał głos dochodzący z trzewi: „Czemubyś księdzem nie został?53” Głos wewnętrzny sprawił na Kajsiewiczu ogromne wrażenie. Podobno jeszcze przez kilka godzin biegał po pokoju jak oszalały, w drżeniu i w gorączce. Zrozumiał, dlaczego uniknął małżeństwa i po co mu dar wymowy tak rozległy, „że go wszędzie na mówcę i moralistę wysadzano”. 52 Por. P. Smolikowski, Obudzenie, s. 46; tenże, MSS Historia, t. I, s. 44 – 45; J. Iwicki, op. cit., s. 49. 53 Por. B. Zaleski, op. cit., s. 289 – 290. 30 Kajsiewicz twierdzi, że w chwili największego poruszenia wewnętrznego i miotania się po izbie przyszedł do niego Mickiewicz. Ta scena musiała się rozegrać. Jeśli nie w rzeczywistości, to przynajmniej w wyobraźni Kajsiewicza. Mickiewicz się objawił - duchem lub ciałem - właśnie w tej chwili, niezbędny i pożądany, bo przecież Kajsiewicz toczył duszne boje ze względu na Mickiewicza, dla Mickiewicza, przeciw Mickiewiczowi. Mickiewicz był jego cząstką, odbiciem w lustrze, cieniem. Wzorem i sobowtórem, nauczycielem i mistrzem, wyrocznią i wrogiem, strzałą i tarczą, łukiem i cięciwą. Nie ośmielę się powiedzieć, że był również... Mickiewicz darzył Kajsiewicza miłością i uważnie śledził jego poetycką drogę. Wiemy, że pomagał Kajsiewiczowi, jak potrafił. Wynajdywał dlań pieniądze, by on mógł spokojnie składać poemata, troszczył o jakość rękopisu oddawanego do drukami, wykłócał z Jełowieckim, którego uważał za oszusta. Mickiewicz pisał do Kajsiewicza wiele listów, zwierzając się prawie ze wszystkiego, jak ucznia prowadził, i prosił, by nie nazywał go Nauczycielem. 27 lipca 1834 roku wyjawił sekret, o którym potąd jeszcze nikomu nie powiedział: „Rue Pepiniere Nr 121 en face de Nr 98. Kochany Hieronimie. Nie spodziewasz się nowiny, którą ci donoszę. Jestem żonaty. Od tygodnia mieszkam na własnym gospodarstwie i teraz właśnie ż o n a [podkr. Mickiewicza - przyp. K.R.] piecze mi kartofle. O szczegółach mojego ożenienia i teraźniejszego życia później wam doniosę lub opowiem, bo muszę was kiedyś widzieć u siebie [...] Nikt o tem z moich przyjaciół nie wiedział, do ostatniej chwili. Możesz wystawić sobie ich zdziwienie! Ślub mój przez kilka dni przerwał w Paryżu dyskusje polityczne i ledwie nie tyle zajmował nowiniarzy, ile przyjazd Lubeckiego - wszystko to było przyczyną, żem do was nie pisał tak często, jak mi się chciało. Twoje poezye ostatnie, coraz wyższe, szersze i głębsze, cieszę się z nich równie jak i ty. Wiersz o niedowiarkach wyborny. To coś napisał o Stefanie [Witwickim] do łez mnie wzruszyło. Przepyszne dla Potockiej i dla siostry Stefana [Witwickiego], tylko wyrzucę wiersze słusznie od Rettla podkryślone i dwa inne zawierające dla mnie i dla Klaudyny [Potockiej] zbyt wielką pochwałę. Niech cię Bóg dalej tą drogą prowadzi, masz siły wiele i talentów przednich, ja tylko zamawiam sobie, aby mi wolno było czasem wołać, n a p r a w o , n a l e w o , w p r o s t e t c . [podkr. Mickiewicza]. Dalszych przestróg nie będziesz potrzebował. - Jełowickiemu listu nie oddałem, bo trzeba go wprzódy dobrze wyrozumieć. Trzeba przede wszystkiem rękopism cały wygotować już do druku i od razu układ zawrzeć. Inaczej byłoby trudno, wiele miałem kłopotu, nim mu sprzedałem tłumaczenia Odyńca. Naprzód więc spisz porządnie to, co masz zamiar drukować, przeszlij mnie rękopism, a ja zacznę traktować - nie wiem, jak ostatecznie poprawiłeś Gedymina, którego wielu części nie aprobuję. Drobniejsze poezye, jeżeli masz ich więcej, może lepiej byłoby wydać na teraz, bo są całkiem dobre. Obszerniejsze poemata jeszcze zatrzymać do namysłu. Cóż to jest za choroba twoja? jak się teraz masz? czyś już zdrów zupełnie?”54. Mickiewicz traktował Kajsiewicza jak młodszego brata lub jak syna. Kajsiewicz uważał, że pisze wiersze nie gorsze niż Mickiewicz, a nawet - naprawdę tak myślał - że go przewyższa, że składa głębsze i silniejsze rymy. Kajsiewicz powtarzał, że Mickiewicz lepiej pisze listy, niż układa poezje, a później doszedł do wniosku, że on - Hieronim Kajsiewicz - lepiej wciela poetyckie talenty w kazania i okolicznościowe mowy niż Adam - w rymy. Dajmy więc rzeczy odpowiednie słowo: Hieronim Kajsiewicz zazdrościł Mickiewiczowi i bardzo chciał zająć jego miejsce. Chciał być pierwszy, zawsze pierwszy, od dziecka. Z prymusem Leonardem Niedźwiedzkim zmagał się w sejneńskiej szkole tak długo, aż mu zabrał prymusostwo. Teraz przyszedł czas na Adama. 54 List A. Mickiewicza do H. Kajsiewicza, Paryż, 27 lipca 1834 roku, rkps ACRR, sygn. 49277. 31 Dlatego Hieronim Kajsiewicz musiał napisać i powtórzyć we wszystkich wersjach swego Pamiętnika, że kiedy usłyszał wewnętrzny głos i rozgorączkowany biegał po pokoju - z czego wynika, że dzień 15 sierpnia 1835 roku upłynął Kajsiewiczowi w całości pod znakiem wędrówki - w jego kwaterze zjawił się w Adam Mickiewicz. I musiał włożyć w usta Mickiewicza słowa uznające - co prawda tylko pośrednio - wyższość Hieronima nad Adamem. Mickiewicz złożył bowiem przed Kajsiewiczem straszliwe wyznanie, ujawnił życiowy błąd. Kajsiewicz napisał, że: „Jeszcze był nie ochłonął, kiedy wszedł do niego Mickiewicz i ucieszył się niezmiernie, słysząc co się święci. Z d a w a ł o m u s i ę , ż e d a j e n i e j a k o z a s t ę p c ę n a s w o i m m i e j s c u [podkr. K.R.]. Sądził bowiem, że miał był prawdziwe powołanie i że je zmarnował” [podkr. Kajsiewicza]55. Na Adama Mickiewicza spłynęło podobno powołanie kapłańskie podczas gorącej modlitwy w kościele del Gesu, przed obrazem Santa Madonna della Strada, w Rzymie. W kraju wybuchło powstanie listopadowe i poeta niespiesznie wybierał się do Polski. Nie wiadomo, jak było naprawdę. Nie wiadomo, czy Mickiewicz rzeczywiście chciał zostać księdzem. Nie wiadomo, czy uznał w Kajsiewiczu wcielenie swego lepszego ja, sobowtóra, który wciela w czyn to, co on powinien dawno uczynić, ale nie stało mu woli mocy, a na dodatek się ożenił. Nie wiadomo też, czy Mickiewicz tego dnia w ogóle do Kajsiewicza przyszedł. Ale jeśli nawet Kajsiewicz wizytę Mickiewicza wymyślił i włożył mu w usta słowa, których Mickiewicz nigdy nie wypowiedział, jeszcze mocniej ujawnia się natura uczucia, którym Hieronim darzył Adama. On go uwielbiał, aby siła uwielbienia jego samego wyniosła nad poziomy. Tak wielka moc uczucia mogła spowodować nawrócenie i przyspieszyć dzień kapłańskich święceń. Nikomu z bohaterów mojej opowieści nie wmawiam hipokryzji lub samozakłamania. Duch Święty chadza kędy chce i nie mnie sądzić o łasce powołań. Staram się jedynie rozplatać, lub choćby rozluźnić nieco, przedziwny węzeł uczuć, który złączył na długie lata Kajsiewicza z Mickiewiczem, bo wiem na pewno, że Kajsiewicz nade wszystko pragnął być poetą i za poetę się uważał, czyli Hieronim Kajsiewicz pragnął zostać Mickiewiczem56. W początkach roku 1836 Kajsiewicz prosił Leonarda Niedźwiedzkiego: „Leonardzie, napisałem do ciebie szczerze i otwarcie. Odpłać wzajemnością, a serdecznie, jak rowiennik, jak przyjaciel, jak brat. Nie rój sobie, abym ja był dorosłym pisarzem, bo w pierwszej liście toś gadał jak nasze chłopaki poczciwe, którzy sądzą, że kiedy jaki Jonek z ich wsi pisać się nauczy i na pisarza prowentowego patrzy, to już i królem może zostać, a przynajmniej stopniem niżej, to jest komisarzem obwodowym. Posyłam ci sonety i Nunc dimittis Domine, którą Mickiewicz i inni chwalili. Coś to niby mojego własnego, ale jeszcze mętne. Przeskok między temi dwoma pracami staram się uła- 55 Cyt. za: B. Zaleski, op. cit., s. 290. 56 Kajsiewicz uważał, że pisze wiersze nie gorsze niż Mickiewicz, a nawet - naprawdę tak myślał - że go przewyższa i właściwie się z tym nie krył. O swej wyższości napisal, nie całkiem wprost, już w przedmowie do Sonetów. Kajsiewicz uważał, że dysponuje - w owym czasie - przynajmniej lepszym od Mickiewicza słuchem. Adam potrzebował w sonetach krymskich ciszy, żeby usłyszeć głos z Litwy, a Kajsiewicz słyszy głos z Litwy „wiecznie śród krzyku gromów”. Poza tym: „Ludzie jeżeli nie wierzą ślepo w Kodeksa Estetyczne, to prawie zawsze chcą sądzić o rzeczach z porównania - przeto i Sonety moje podług Sonetów A. Mickiewicza sądzić wielu będzie i zaiste na wielkiebym się narażał niebezpieczeństwo gdyby jakakolwiek między nimi zachodziła styczność (...) [Położenie moje zupełnie było inne od położenia wielkiego Autora Dziadów, tak i Sonety moje, mimo calej swojej małości, nie mogą mieć nic wspólnego z jego Sonetami. Nie broniłbym tak mojej samoistności, gdybym nie był mocno przekonany, że naśladowanie [choć]by najlepsze największych wzorów nierówne jest w wartości jakiejkolwiek, ale oryginalnej poezji’ (I. H. Kajsiewicz, Sonety, op. cit., s. 11 – 12). Później Kajsiewicz doszedł do wniosku, że wiersze Mickiewicza wcale nie są doskonałe i Mickiewicz najlepiej wyraża się w listach (list H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 30 listopada 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 5236). 32 twić niektóremi kawałkami, które ci posyłam, jak wiersz o Garczyńskim, pisany w chorobie; toteż forma jego, jak szlafrok i pantofle na chorym. Wiele mam rzeczy do drukowania, ale mnie Mickiewicz wstrzymuje, ciesząc tem, »ż e o n n i e c h c e , a b y m j a l a d a c o d r u k o w a ł j a k i n n i « [podkr. K.R.], ma racyą: zanadto my wszyscy jeszcze pod wpływem jego, nie tak łatwo coś nowego wynaleźć albo dalej rzecz posunąć. Tylko autor Nie Boskiej komedyi i Irydiona, którego zapewne masz przyjemność znać, nową żyłę w literaturze polskiej otworzył - są to słowa Mickiewicza. Piszę teraz Bolesława Śmiałego, powieść wierszem. Pierwszą część, zajmującą [?] hulanki kijowskie, skończyłem: 600 wierszy, zostaje druga w Krakowie, rzecz ze św. Stanisławem, a trzecia, wygnanie”57. Kajsiewicz dążył do pierwszeństwa, a pierwszym był Mickiewicz. Ponieważ nie może być dwóch pierwszych, należy poprzedniego pierwszego ściągnąć, poniżyć lub zepchnąć, nawet jeśli się bardzo z tego powodu rozpacza. Kajsiewicz w najpóźniejszej wersji Pamiętnika, tej z roku 1872, raz jeszcze opisał odwiedziny Adama Mickiewicza w dniu 15 sierpnia 1835 roku. Kajsiewicz na stare lata nie owijał już słów w bawełnę i niemalże żołnierską frazą walił prosto z mostu. Przywykł już mówić o sobie wyłącznie w trzeciej osobie: „Kajsiewicz poczuł w sobie powołanie do stanu kapłańskiego w dzień Wniebowzięcia Matki Najświętszej”. W tym miejscu, nad kończącą zdanie jotą narysował gwiazdkę i u dołu strony umieścił następujący przypis: „Pierwszy, któremu Kajsiewicz to objawił tego samego dnia jeszcze, był Adam Mickiewicz. Posłyszawszy tę dobrą nowinę [Mickiewicz - przyp. K.R.] rzucił mu się na szyję i zawołał rozrzewniony: »niechże będą Bogu dzięki! I ja miałem powołanie, alem je zmarnował: może ty mnie zastąpisz«. To powołanie otrzymał Mickiewicz w Rzymie roku 1830-go po odbytej spowiedzi z całego życia, podczas gdy modlił się w kapliczce Matki Boskiej w kościele del Gesu. Powstanie polskie, emigracja, były powodem puszczenia w odwlokę wykonania tej myśli, a ożenienie się następnie, ostatecznie ją zniweczyło [...] Nie zdaje się jednak, by już wtenczas był głębiej w nabożeństwo wdrożył; owszem czwarta część jego Dziadów [Kajsiewicz ma na myśli oczywiście III część Dziadów - przyp. K.R.], w Dreźnie spisana, dowodzi wielkiego roztrojenia ducha, wszakże wobec emigracji w Paryżu w y s t ę - p o w a ł j a k o c h r z e ś c i j a n i n k a t o l i k [podkr. K.R.] i kilka lat następnych przeżył w wielkim uspokojeniu wewnętrznym. Pomny może na myśl kapłaństwa w Rzymie poczętą, powiadał: »na nic się to wszystko zdało; trzeba dla Polski zakonu«.[...] Wszakże Mickiewicz, jak ogólnie poeci i artyści, nie miał usposobienia do systematycznego porządku w życiu”58. Mickiewicz - wedle Kajsiewicza - zdradził siebie, naraził na szwank zbawienie własnej duszy i zubożył zastępy kapłanów. Skoro tak, to postąpił niepatriotycznie, bo, jak Kajsiewicz lubił powtarzać, Polak to katolik, a kościół - to ojczyzna59. Adam Mickiewicz stał się dla Kajsiewicza kacerzem, zanim jeszcze Towiański zjechał do Paryża. Adam Mickiewicz zawiódł nadzieje prawdziwych Polaków. I na dodatek się ożenił60. Przywołuję na pomoc słowa księdza Johna Iwickiego, przełożonego Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego, autora najnowszej historii kongregacji, który powiedział 57 Cyt. za: B. Zaleski, op. cit., s. 287 – 288. 58 Cyt. za: H. Kajsiewicz, Pamietnik, Pisma, t. III, s. 410. 59 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 6 maja 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5261. Kajsiewicz powtarzał tę opinie wielokrotnie, wypadnie też do niej wrócić w kolejnych odsłonach. Józef Zaleski (Józef Bohdan chyba też) zgadzal się z opinią Kajsiewicza i potwierdzał ją w liście do polskich księży: [...] „Wrotnowski wydał w dwóch tomach pamiętnik: Powstanie na Rusi [...] Mędrkującym naszym publicystom dowiódł, że Polska to katolicyzm, a wojny nasze z niewiernymi - to starcie się czystej wiary z odszczepieńcami” (listy J. Zaleskiego do P. Semenenki i H. Kajsiewicza, Marsylia, Endoume 16 lutego 1838 roku, w: Korespondencja Józefa Bohdana Zaleskiego, t. I, s. 112 – 113). 60 Por. list H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 30 listopada 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 5236. 33 wprost: „Wszyscy trzej [tzn. Jański, Semenenko i Kajsiewicz - przyp. K.R.] zdecydowali się na wspólne przyjęcie sakramentów. Chociaż Kajsiewicz powrócił do Kościoła w klasztorze benedyktynów w Solesmes, zdawał sobie sprawę, że jego motywacja nie była natury czysto nadprzyrodzonej. Wiedząc, że człowiek najbardziej podziwiany przez niego - Adam Mickiewicz - był gorliwym katolikiem, chciał sprawić mu przyjemność i uzyskać jego przychylność. To w znacznym stopniu pchnęło go do przyjęcia sakramentów”61. Hieronim Kajsiewicz ciągle pisał. Wiersze wysyłał Mickiewiczowi do Paryża. Z Nogent, z Angers, z Tuluzy, z klasztoru benedyktynów w Solesmes, ale nie z Rzymu, bo w sierocińcu księży somasków brakowało okna i wolnej chwili, a na Piazza Margana naprawdę nie miał czasu na wiersze. Wezwany do Paryża, wcielał poezję w kazania. Adam Mickiewicz już jesienią 1834 roku zaczął traktować twórczość Kajsiewicza z pewną oschłością. Więcej nawet, ze szczerością, dyktowaną przez prawdziwą przyjaźń, czyli zrezygnował z komplimentów o ptaku, co wysoko podlata. Pozwolił sobie natomiast na ostrą krytykę. W listach od Adama pojawił się nawet ton łagodnej, ale wyraźnej reprymendy, co Kajsiewicza musiało straszliwie zaboleć. W znanym i ważnym liście z 31 października 1834 roku Mickiewicz sam podsunął Kajsiewiczowi rozwiązanie: jak prześcignąć Adama, skoro wiadomo, że w poezji się go nie prześcignie. Oryginał listu czytałem w wielkim napięciu, ponieważ adresat podkreślił niektóre fragmenty niebieskim ołówkiem z wyraźną złością lub w pasji (przebijając listowy papier prawie na wylot): „Miałem tego lata wiele smutków osobistych i familijnych, w takim razie iak w bólach zębów najlepiej cierpliwie przeczekać. Życie domowe spokojne i miłe ucisza mnie ale ieszcze nie uspokoiło. Tymczasem wszystko co nas otacza bardzo iest jak wiecie smutne, i przyszłość ciemna. Nie czułem w sobie dosyć siły żeby was cieszyć. M o ż e t e r a z j e s t e - ś c i e l e p s i o d e m n i e i m ę d r s i [ten fragment Kajsiewicz podkreślił z pasją kilka razy - przyp. K.R.], i radbym was posłuchać, bo życie nie jest to sztuka lub rzemiosło, o którem starzy i doświadczeni tylko radzić umieją, tu im kto lepszy tem więcej umie”62. Mickiewicz wskazał drogę Kajsiewiczowi: prześcignij mnie, wyprzedź mnie w człowieczeństwie. Pisanie wierszy spadło do zajęć niższych i w dzisiejszych strasznych czasach niepoważnych, nawet podejrzanych, bo przecież - Mickiewicz uderzył w liście w kolejną strunę - „Prawdziwa poezya naszego wieku ieszcze może nie urodziła się, tylko widać symptomata iej przyjścia. Zbyt wiele pisaliśmy dla zabawy albo celów zbyt małych. Przypominaj proszę te słowa St. Martina on ne devait écrire des vers qu'apres avoir fait un miracle, mnie się zdaje, że wrócą czasy takie, że trzeba będzie bydz świętym, żeby bydz poetą, że trzeba będzie natchnienia i wiadomości z góry o rzeczach, których rozum powiedzieć nie umie, żeby obudzić w ludziach uszanowanie dla sztuki, która nadto długo była aktorką, nierządnicą lub pospolitą gazetą. Te myśli często we mnie budzą żal i ledwie nie zgryzoty, często zdaje mi się że widzę ziemię obiecaną poezyi, iako Mojżesz z góry, ale czuję żem nie godzien zajść do niej! wiem przecież gdzie leży i wy młodzi patrzcie w tamtą stronę. Nie znajdziesz jej na teatrach ani w gazetach, ani w pochwałach tak zwanej opinii. Przekonasz się kiedyś, co to jest sława, i jak ci nie sprawi ani jednej chwili szczęśliwej, i często może będziesz najbardziej żałował tych słów, które największe wzbudziły echo”63. 61 Cyt. za: J. Iwicki, op. cit., s. 48. Zob. także P. Smolikowski Obudzenie, s. 45. 62 Oryginał listu Mickiewicza do Kajsiewicza znajduje się w archiwum zmartwychwstańców w Rzymie (rkps ACRR, sygn. 49278). Maria Dernałowicz ustaliła, że w Dziełach ten list Mickiewicza datowany jest z całą pewnością błędnie: zamiast 1834 Stanisław Pigoń postawił date roczną: 1835. W oryginale daty rocznej brak. Maria Dernałowicz zechciała poinformować mnie o swym odkryciu listownie, za co składam Jej serdeczne podziękowanie. 63 Tamże. 34 W liście z 31 października 1834 roku znalazły się ustępy, które raniły dumę Kajsiewicza: „Połowę prawie wstrzymałbym od druku, chociaż wiele iest wszędzie dobrego, ale jestem trudny dla ciebie i będę szczery”64. Mickiewicz po raz pierwszy uderzył tak ostro. Kajsiewicza paliły pewno uszy, gdy czytał: „W stylu iest walka między formą dawną dykcyą starą i razem między stylem twoim własnym, którym twoje opinie albo obrazy kryślisz [...] bo jakkolwiek dąsasz się na szkołę i formy, ieszcze te formy plączą ci się u nóg i skręta często widać, szczególniej, w Puławskich w wierszu o wyobraźni i nawet w wierszu do Dwernickiego”65. W dalszych fragmentach listu Mickiewicz zniechęcał do pertraktacji z Jełowickim w sprawie wydania Kajsiewiczowych poezji i przerzucenia ich do kraju. O Jełowickim mówią i piszą - donosił Mickiewicz - że oszust i spekulant, a księgarze zawaleni emigracyjnymi tomami, więcej na skład przyjmować nie chcą. Zatem Mickiewicz pytał, czy ma pokazywać Jełowickiemu pisemną ofertę Kajsiewicza, czy też nie, bo nie chciałby kołatać do Jełowickiego na próżno tym bardziej, że Jełowicki do księgarstwa już się zraził, gdzie indziej obraca kapitały. Mickiewicz wskazał Kajsiewiczowi drogę, ale zarazem podwójnie uraził: ostrym sądem o poezjach i o krętactwach Jełowickiego. Dodał jednak: „zdanie o poezyach twoich zachowaj dla siebie, przyjmij lub odrzuć, bo nie mam pretensyi do nieomylności, - nikomu więcej nie będę o nich mówił tego co tobie. Nikomu ich dotąd nie pokazywałem”66. Gwarancja dyskrecji i nowe drogi, wytknięte przez Adama, przemieniły półarkusz welinu w list żelazny. W testament i depozyt tajemnicy. W glejt. I w kamień obrazy. Kajsiewicz doszedł do wniosku, że trafi za grzbiet nieba, by odkryć krainę poezji nowej. Nie wątpił, że to on właśnie jest powołany i wybrany, ponieważ dobrą nowinę zwiastował mu Adam. Kiedy Adam okrzyknął Andrzeja Towiańskiego Mistrzem i Panem nad sobą, Hieronim Kajsiewicz rozpoczął egzorcyzmy i wydał wojnę herezji, strasznej sekcie piekielnej, gorszej niż adamici, adopcjanie, adwentyści, akacjanie, albigensi, angeliści, anglikanie, apolinaryści, arianie, bardesanici, bogomoli, bruzjanie, ceryntianie, donatyści, enkratyci, czyli hydroparastaci, entuzjaści, flagelanci, fosarianie, gnostycy, henrycjanie, hugenoci, husyci, irwingianie, janseniści, katarzy, kwakrzy, labadyści, lucyferianie, manichejczycy, mariawici, martyniści, metodyści, monofizycy, mormoni, orleańczycy, pelegianie, predestynacjanie, purytanie, sabatyści, setianie, symmachianie, tryfeiści, turliponi, unitarianie, waldensi, wilchelmici, zwinglianie oraz wyznawcy Pierre-Michel Vintrasa razem wzięci. Hieronim Kajsiewicz nie lubił przegrywać. Ani w tablicowym pojedynku w Sejnach, ani w zmaganiach o rząd dusz. On czuł się kapłanem. Adama okrzyknął kacerzem. 64 Tamże. 65 Tamże. 66 Tamże. 35 ODSŁONA 4 12 LIPCA 1842 ROKU. PARYŻ. KWATERA JANA KOŹMIANA NA BATIGNOLACH. HIERONIM KAJSIEWICZ GOTUJE SIĘ DO WALKI. Tego dnia Kajsiewicz przybył z Rzymu na odsiecz księdzu Edwardowi Duńskiemu, którego w zmaganiach w bojach z heretykami zawodziło schorowane ciało67. Tego samego dnia prefekt miasta Paryża zażądał od Towiańskiego opuszczenia granic Francji w ciągu 24 godzin68. 67 Stanisław Tarnowski uważał, że przybycie Kajsiewicza otworzyło nową epokę w jego życiu, „ponieważ stał się sensacją jako kaznodzieja, ustępujący autorytetem tylko Skardze, najsławniejszemu kaznodziei jezuickiemu z XVI wieku w Polsce” (S. Tarnowski, op. cit., s. 179 – 180). Tarnowski stylizował Kajsiewicza na Świętego Jerzego albo na Rolanda: „Powoływano go z Rzymu do Paryża na gwałt, czem prędzej, bo było niebezpieczeństwo w zwłoce, bo między emigracją szerzył się Mesyanizm, a szerzył go, niestety, Mickiewicz. Więc ten Boży nie żołnierz jeszcze, ale rekrut, idąc pierwszy raz w ogień, miał się potykać z nową sektą, z nową herezją, i boleść jedna więcej, z pierwszą i jedyną herezją jaka urodziła się w Polsce, a tem niebezpieczniejszą, że odzianą we wszystkie powaby i blaski patriotycznych idei i nadziei! Miał się zmierzyć z kim? Z najpotężniejszym umysłem, z pierwszym człowiekiem w Polsce, z tym, którego znał wiernym i gorliwym katolikiem, którego czcił i kochał, któremu zawdzięczał utwierdzenie w swoim powołaniu i niemal popchnięcie do zakonnego życia, z Mickiewiczem!” (tamże, s. 50). 7 czerwca 1842 roku jako pierwszy z księży zmartwychstańców nadciągnął do walki z herezją Edward Duński. Stanął w kwaterze Jana Koźmiana w miasteczku Batignolles, należącym wtedy jeszcze do gminy Clichy. Polscy emigranci osiedlali się „na Batignolach” tak licznie, ponieważ można tu było wynająć mieszkanie znacznie taniej niż w Paryżu. U Jana Koźmiana mieszkał Duński 11 miesięcy. U Duńskiego, dzielącego kwaterę z Koźmianem, zjawił się 12 lipca 1842 roku Kajsiewicz. W pierwszych dniach maja 1843 roku Duński wynajął dla potrzeb zmartwychstańców cały dom przy ulicy Honoré – Chevalier 3, który stał się główną paryską kwaterą zgromadzenia aż do lata 1845 roku. Duński radował się z pozyskanej nieruchomości, czemu dał wyraz w liście pisanym 16 maja 1843 roku do Rzymu: „Jako wiecie, zamieszkujemy domek wygodny przy rue Honoré – Chevalier 3, jest nas zawsze ośmiu. Księdza Kucharskiego musieliśmy wydalić, ale wraz na jego miejsce spadł nam znowu kochany Majerowicz, który przeleżawszy przez miesiąc w szpitalu w Wiedniu, jeszcze jedną próbę przychodzi zrobić. Zatrudnia się uczeniem naszych dwóch katechumenów. Z funduszami jesteśmy bardzo skąpo – nie mamy nic – rozpisaliśmy w różne strony, może P. Bóg skąd opatrznie dopomoże. Zmniejszyły nam się w tym roku fundusze, a powiększyły wydatki; bo i składki paryskie nie dopisują. Cezary [Plater] drugi rok nic nie daje i woła, aby mu zwrócić, co dawniej awansował” (list E. Duńskiego do P. Semenenki, Paryż, 16 maja 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 35417. Cyt. za: J. Iwicki, op. cit., s. 109). 68 Rozporządzenie paryskiej prefektury nosi co prawda datę 13 lipca 1843 roku, ale Towiański wiedział o wygnaniu już dzień wcześniej. Mickiewicz, Goszczyński oraz inni towiańczycy twierdzili z uporem, że Towiański przepowiedział tragiczną śmierć księcia Orleanu, który wypadł z powozu i się zabił. Towiańskiego – zdaniem wyznawców – wyrzucono zatem z Francji za jasnowidztwo. Policja francuska wzięła jednak pod uwagę inne, choć równie przekonujące przesłanki. Towiański wywołał w polskiej emigracji ferment i poruszenie, a każdy, chociażby najmniejszy ruch, wydaje się policji podejrzany, wiec należało co rychlej usunąć przyczynę fermentacji. Ponadto rząd Ludwika Filipa niepokoił nazbyt entuzjastyczny stosunek Mickiewicza i Towiańskiego do Napoleona. Możliwe, że o przyspieszone wydalenie Towiańskiego z Francji postarała się też ambasada rosyjska, która najpierw chciała nakłonić po dobroci poddanego Najjaśniejszego Pana do powrotu na łono ojczyzny, a ponieważ Towiański się upierał, że ma misję do spełnienia we Francji, to wzmogła naciski na prefekta Paryża i całego departamentu Sekwany, którego hrabia Tołstoj spotykał po salonach. Por. Z. Makowiecka, Mickiewicz w College de France. Październik 1840 – maj 1844. Kronika życia i twórczości Adama Mickiewicza, Warszawa 1968. s. 311; W. Mickiewicz, Żywot Adama Mickiewicza, wyd. II, Poznań 1931, t. III, s. 172, przypis1; W. Mickiewicz, Współudział Adama Mickiewicza w sprawie Andrzeja Towiańskiego. Listy i przemówienia, Paryż 1877, t. I, s. 33, przypis; W. Zawadzki, Ludwik Nabielak. Opowieść historyczna, Lwów 1886, s. 122. 36 Narada Hieronima Kajsiewicza z Edwardem Duńskim przeciągnęła się prawie do świtu, ponieważ sytuacja wyglądała groźnie: w mieście szalała zaraza. Ojcowie zmartwychwstańcy, podobnie jak wszyscy emigranci, doskonale zdawali sobie sprawę, że wielu przystąpiło do sekty ze względu na Adama. Ci dla Kościoła na razie straceni, bo diabłu oddali duszę. Ale innych można jeszcze ocalić, szczególnie zaś „ludzi środkowych”, dobrych Polaków i katolików, którzy wahają się, tańczą na linie nad otchłanią i nie umieją wybrać pomiędzy miłością do Adama a posłuszeństwem dla Kościoła, Matki naszej. Choćby Józef Bohdan Zaleski. Zagrożony od miesięcy, ale jeszcze nie stoczył się w otchłań. Przed wyborem chciał najpierw uciec w chorobę, w emigrancki spleen, później postanowił zwalić całą winę na Słowackiego, bo to nieznośny pyszałek, co na katolików jakieś banialuki pisze, a najzapalczywiej dokucza Adamowi69. Kiedy Józef Bohdan Zaleski dowiedział się, że Jełowicki podstępem wyciągnął od Skrzyneckiego Biesiadę, niecierpliwie czekał na ogłoszenie drukiem pisma Towiańskiego, bo wtedy wreszcie Rzym powiedziałby słowo i nadszedłby kres duchowym katuszom. Nade wszystko jednak Zaleski kochał Adama i widział, że Mickiewicz wierzy w Towiańskiego z niesłychanym zapałem, żyje wciąż w świecie cudów i „niepodobna dać wyobrażenia, jakie prześliczne myśli improwizuje”. Zaleski cierpiał przede wszystkim z powodu własnej małości. Wypominał sobie, że nie potrafi wznieść się do górnych krain, do których sięgnęło wewnętrzne oko Mickiewicza, że nie jest dość poetą, że opuściło go nie tylko natchnienie, ale też łaska wulkanicznej wiary. Czekał więc na chwilę żywego wzruszenia, kiedy duch łapie za wątpia i targa, potrząsa, aż widzi się gwiazdy, snopy iskier, kolumny światłości, zaklęte krainy z kryształu, w których Adam, od czasu przybycia Towiańskiego, bez przerwy przebywa. Ani przez chwilę nie wątpił w najlepszą wolę Adama, ani nie podejrzewał Towiańskiego. Czekał tylko na znak, błysk, pozwolenie przejścia. Kiedy usłyszał, że w samym Rzymie pojawił się święty Mnich, ojciec Bernard, „który niemal to samo zwiastuje co Towiański”, natychmiast uprosił Mickiewicza, by razem napisali do księży zmartwychwstańców z prośbą o szczegóły i z nadzieją, że ta zbieżność potwierdzi prawdę objawień Towiańskiego i wreszcie nadejdzie czas spokojnego oddechu70. 6 lutego 1842 roku Józef Bohdan Zaleski pisał do Mickiewicza z Fontainebleau tak, jakby już prawie przystąpił do koła: „Opowiedziałem mojemu Józefowi [Zaleskiemu - przyp. K.R.] com słyszał od Ciebie, drogi nam Adamie! Opowiedziałem piąte przez dziesiąte, bo w pamięci u mnie jak w fali, i trzeba dłuższego czasu, dłuższej pogody, aby się tam ostało, co mętne, co smętne i odzwierciedliły się te cudowne obrazy twego ducha, ogarniającego ludzkość w miłości, a niebo w nadziei. Orzeźwiłeś się niepomału i błogim sposobem. Wierzym dziś, miłujem i spodziewamy się goręcej: cierpliwiej też i spokojniej spoglądać będziemy w przyszłość. Dzięki ci za to wszystko Adamie! Chcemy się oto dzień po dniu zmawiać, dźwigać sami i wydoskonalić w nas chociaż jeden przymiot za tego tu żywota [...] Kiedy niekiedy napisz do nas, kochany Adamie! Objaśniaj, w czem ci wolno i co nam może przydać się ku naszej przemianie. Żałuję bardzo, żem się nie poznał z Guttem. Czytamy tu ciekawie i z uwagą twój kurs słowiański. Dziękujemy Bogu, że dał taką masę światła rzucić między bracią. Prze- 69 Józef Bohdan Zaleski pisał do Seweryna Goszczyńskiego: „Jakis niesmaczny niepokój trapi mnie wewnątrz, że ustawicznie to tęsknię za czemś, to nudzę się na śmierć. Tęsknię za swobodną pracą, jak to bywało ongi; a nudzę się ze swojej dzisiejszej niemocy. Pospólna to podobno nam choroba, generyczna dla wszystkich poetów. Może my, Sewerynie, dlatego jałowiejem, że insze współczesne nam duchy płodzą” (list do Seweryna Goszczyńskiego, 17 czerwca 1841 roku, w: Korespondencja Józefa Bohdana Zaleskiego, t. I, s. 208). 70 Zaleski pisał do Mickiewicza: „Jestem wzruszony niewypowiedzianie w sercu. Adamie! Cuda wielkie dzieją się znów gdzie indziej, w Rzymie. Jest tam święty Mnich, który niemal to samo zwiastuje, co Towiański [...] Piszmy zaraz do naszych księży, aby nam wsztstkie szczegóły rozpowiedzieli” (tamże, s. 229). 37 szłość Moskwy i Polski poznajemy dziś lepiej, a domyślamy się też po trochu i przyszłości” 71. Józef Bohdan Zaleski gadał już po prostu jak towiańczyk, co budziło w Kajsiewiczu szczere przerażenie. Ksiądz Hieronim przekonywał się po raz kolejny, bo najpierw doświadczył pokusy sobą, jak niebezpieczną siłę wyzwalać potrafi miłość do Adama Mickiewicza. Zdaniem Kajsiewicza - zła miłość, niosąca ślepotę, którą czem prędzej należy w sobie wygnać jak złego ducha oraz innym pomóc w wyganianiu, słowem, egzorcyzmem albo i kijem. Kajsiewicz wyrzucał Domeyce, że za bardzo kocha Adama, aż biedny Żegota, którego pociągały minerały i nafta, lecz nigdy religijne nowinkarstwo, szczególnie dotykające nauki kościoła rzymskiego, katolickiego i apostolskiego, więc nawet Domeyko, który by nie ścierpiał obecności heretyka w promieniu stu mil, musiał się tłumaczyć Kajsiewiczowi z miłości do Adama, bo nawet Domeykę Kajsiewicz podejrzewał, że zarażony. Ignacy Domeyko, najpoczciwszy na ziemi człowiek, ostrzegał Kajsiewicza z dalekiego Coquimbo, żeby wszystko co robi, czynił przez miłość bliźniego, bo Domeyko wyczytał u Świętej Teresy, że co do miłości Boga, to nie zawsze wiedzieć możemy, czy Go naprawdę kochamy, ale co do miłości bliźniego - to mylić się nie sposób72. Domeyko zauważył z celnością człowieka o spokojnym sumieniu i sercu otwartym dla innych, że Kajsiewicz trzyma w swym ręku straszną i najsilniejszą broń przeciw złemu - to znaczy Słowo Boże, którym szafuje z ambony. Ta straszna broń użyta bez miłości - w kogo uderzy?73 Zaś Hieronim Kajsiewicz odpowiedział Domeyce kwaśno i z przekąsem, że Żegota bije czołem pokłon bałwanowi, to znaczy ślepo uwielbia Mickiewicza. Kajsiewicz niecierpliwił się coraz bardziej, bo już Józef Bohdan Zaleski donosił księdzu Hubemu w Rzymie, że jak się na Mickiewicza patrzy, to się od razu wierzy w przyjście Męża Bożego, bo Adam cały promieniuje wiarą, wygląda jak zwiastun, który stanął już w prawdzie74. Zanim jeszcze Kajsiewicz stanął w Paryżu, to starał się wspólnie z Piotrem Semenenką użyć wahań Zaleskiego przeciwko Mickiewiczowi. Jan Koźmian napisał do Rzymu, a Semenenko rozgłosił, że Józef Bohdan po cichu potępił Adama75. 71 Tamże, s. 235 – 236. List J. Domeyki do H. Kajsiewicza, Coquimbo, 8 czerwca 1843 roku. Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 128. 72 Tamże. 73 Tamże. 74 2 października 1844 roku Domeyko tłumaczył Kajsiewiczowi: „Niesłusznie mię posądzasz o ślepe, bałwochwalcze kochanie Adama: gdyby to była prawda, jużbyście mię dawno widzieli między sobą; żadne obowiązki zaciągnione u cudzych ludzi nie byłyby były w stanie zatrzymać mię na jeden tydzień w Ameryce. Kiedy dwa lata temu odebrałem pierwszy list Adama, donoszący mi o ukazaniu się Towiańskiego na tułactwie, zapytaj u Chełchowskiego, u Laskowicza, co oni mi na ten czas pisali, i jakie świadectwo dali o wielkiej nadziei, która miała spaść na Polskę. Jeżeli tegóż momentu, na pierwszym lichym okrecie nie popłynąłem do was, dowodem jest, że mogę bydź niezłym chemikiem, dobrym człowiekiem, rozważnym, rozsądnym, ale co przyjacielem, o nie, zapamietałym przyjacielem, nie dano mi jest bydź, na dobro, czy nie dobro moje. – Cieżką jednak walkę stoczyłem z sobą i sądzę, że Bóg mi dodał siły ku cierpiliwości [...] Tłumaczenie się to moje, kochany Xże Kajsiewiczu daje tobie jako Xiędzu, Pasterzowi tułaczej gromady naszej i abyś na przypadek śmierci mojej wiedział, że nigdy na chwilę nie przestałem bydź katolikiem, wiernym i podległym Kościołowi i jego władzy. Wszelkie przyjaźnie, zażyłości i stosunki światowe coraz podrzędniejsze miejsce biorą dla mnie...” (rkps ACRR, sygn. 46721). Fragmenty tego listu zamieścił ksiądz Smolikowski w swej Historyi, t. IV, s. 129 – 130. 75 Zaleski karcił Koźmiana w liście z marca 1842 roku: „Musiałeś jednak coś arcysmutnego donieść do Rzymu, kiedy tak potrwożyłeś braci. Boli mnie to niezmiernie, bo między Adamem i mną trwa od dawna przyjaźń, a listu X. Piotra [Semenenki] mógłby kto pomysleć, że ja go p o k ą t n i e [podkr. Zaleskiego] potępiam. O jego ortodoksji niechaj wyrokują właściwi sędziowie, nasi księża, jak tu przyjdą. Ja wiem tylko, że wiara Adamowa w przepowiednie Towiańskiego poczęła się w głębinach jego duszy i w celach najczystszych i najszlachetniejszych, a zatem godna ze wszech miar poważania. Chcę, kochany Jasiu, abyś po chrześcijańsku wedle 38 Zaleski popadł natychmiast w jeszcze gorszy spleen i nagłą desperację. Skreślił do Koźmiana kilka ostrych słów, że o ortodoksji Mickiewicza „niechaj wyrokują właściwi sędziowie”, czyli polscy księża, że on wie, iż „wiara Adamowa poczęła się w głębinach jego duszy i w celach najczystszych i najszlachetniejszych, a zatem godna ze wszech miar poważania”. Zażądał od Koźmiana, żeby ten zaraz odwołał swe rzymskie donosy. Wtedy właśnie Hieronim Kajsiewicz doszedł do przekonania, że najgorsi są „ludzie środkowi”, czyli wątpiący, to znaczy ci, którzy nie umieją potępić od razu, bez znieczulenia, których dręczą wątpliwości i płocha niepewność, którzy boją się spojrzeć na przeciwnika jak na śmiertelnego wroga, którzy okazują słabość, czyli zrozumienie. Cóż, o ich dusze również walczyć trzeba. To znaczy trzeba walczyć z Mickiewiczem, który z College de France rozsiewa zarazę, a „ludziom środkowym” stopniowo sączyć w dusze, że się w miłości do Adama pomylili, że Adam skrywał przed nimi prawdziwe oblicze. Pomału, stopniowo... Hieronim Kajsiewicz tracił jednak czasami cierpliwość, bo w liście do Jana Koźmiana kąśliwie zauważył, że „poczciwi Zalescy wszystko widzą w zbyt ładnym kolorze” 76. Kajsiewicz, nie bez wpływu Semenenki, próbował przekonać emigrantów, że nauki Towiańskiego i propaganda kacerskich błędów szerzona przez Mickiewicza w College de France - to czysta żydowszczyzna. Tym bardziej że w niedawnej rozmowie prowadzonej w większym gronie w Saint-Germain-en-Laye Adam powiedział Kajsiewiczowi i Duńskiemu, że zna indyjską metempsychozę i że przechodzenie dusz u Towiańskiego z Rig Wedą w ogóle nic wspólnego nie ma”77. prawdy i słuszności sprostował zaraz twoje dawniejsze doniesienie do Rzymu. Same mnie spotykają qui pro quo...” ( Korespondencja Józefa Bohdana Zaleskiego, t. I, s. 241 – 242). Józef Hube donosił o mękach Zaleskiego: „Kochany Bohdan od ostatniego mego listu miał kilka dni bardzo gwałtownego pasowania się i niepokoju. Naturalna skłonność do Adama, Różyckiego i Goszczyńskiego nader silnie nim włada; przytem mocna gorączka działania, i gdyby nie silna wiara, niezawodnie wróciłby do nich. Widziałem go kilka dni temu, mówiłem sam na sam, opowiadał mi walkę swoją z przywiązaniem do tych ludzi, powiedział jednak, że widzi, że trzeba z nimi ostatecznie zerwać, że trzeba wystąpić przeciwko nim; to wszystko jednak pokoju mu nie daje, jest ciągle jak wulkan, gorączka działania go dreczy. Dałby Pan Bóg, żeby ona pochodziła od Boga; niestety co do mnie, zdaje mi się, że nie pochodzi z tego źródła i dlatego boleję nad Bohdanem i obawiam się o niego”. Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 125. 76 Por. list H. Kajsiewicza do Jana Koźmiana, Rzym, 18 marca 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 5197. 77 Kajsiewicz Bohdana Zaleskiego przekonał. W każdym razie Zaleski bardzo chciał przezwyciężyć swą miłość do Adama, oskarżając go z impetem tak silnym, że aż podejrzanym w swej sile. Zaleski napisał dla przykładu notatkę o towiańszczyźnie, która wygląda na przepowiadanie sobie argumentów Kajsiewicza i Semenenki, zapisywanie ich dla pamięci lub za karę, jak to czyniono niegdyś w szkole, gdy nauczyciel kazał pięćdziesiąt razy kopiować krnąbrnemu uczniowi w kajecie, że nie będzie więcej ciągnął Zosi za warkocz lub topił much w kałamarzu. Zaleski nie postawił przy notatce daty. Jej styl wskazuje, że mógł ją spisać (mimo posługiwania się gramatycznym czasem teraźniejszym) w późnym wieku, kiedy nie zawsze waży się słowa, a stosunek do bliźnich cechuje wyraźny dystans lub zabarwia zgryźliwość. Z pewnością jednak w uwagach Zaleskiego o towiańszczyźnie przeważają opinie zmartwychwstańców: „Czy Towiańszczyzna jest niebezpieczna? Arcy, arcyniebezpieczna, niebezpieczniejsza od wszystkich herezyi razem wziętych. Ludzie dobroduszni, a krótkowidzący usypiają w złudzeniu, że jakoś to Bóg odwróci, że się Adam z Andrzejem pokłócą, że się wszyscy na koniec znudzą itp., uliczne brednie. Obudzenie się tych ludzi będzie straszne. Naprzód Kościół z ustanowienia Chrystusowego jest wiecznie wojujący, a długo już spoczywa w stagnacji, w odrętwieniu względem ludów i królów, wina to wprawdzie nie członków, ale Głowy, że indywidua myślą raczej o zbawieniu własnem, niż o zbawieniu Koscioła. Powtóre, ludzie tego hartu i geniuszu, co Adam i Andrzej i kilku innych, wiedzą doskonale, co robią i gdzie dążą: mogą się poróżnić, ale każdy z nich, a osobliwie Adam, jest w stanie wzbudzić ogromną schyzmę, a jeśli na ukaranie Kościoła swego Bóg dopuści wojnę mogą tę schizmę intronizować w Polsce. Luter i Henryk VIII byli to ludzie nieskończenie niżsi od naszych, a przecież protestantyzm trwa dziś w Anglii i w Niemczech dogorywał, żeby przyjąć albo katolicyzm, albo syntezę Towiańszczyków: dotychczas, osobliwie w Niemczech, umysły mają się ku tej ostatniej. Strauss, Fejerbach, Bruno Bauer, a w części i stary Szelling, nie wiedząc o tem, są poprzednikami naszych proroków. Synteza ich nadzwyczaj łudząca i rozumna, aż do zawrotu głowy, łączy bowiem w sobie w nierozjemną całość wszystkie 39 Ksiądz Kajsiewicz lubił szeptać z tajemniczą miną, że Mickiewicz podejrzanie, nadmiernie i stanowczo za serdecznie składa się ku Żydom. Za pomocą tego argumentu pragnął wygonić z Józefa Bohdana Zaleskiego nadmiar szkodliwej miłości do Adama. Józef Bohdan bronił się jeszcze, ale już osłabiony wątpliwościami: „Nasze Bolesławy, nasze atamany i każdy wieszcz, co słuchem wśród ludu i wzrokiem pod niebem wydumał coś nowego, mieli w sobie posłannictwo, m e s s y a n i z m , byli zwiastunami M ę ż a P r z e z n a c z e n i a który ma przyjść po nich i dopełnić dzieła dla ludu, a przez lud dla ludzkości. Messyanizm Mickiewicza jest inszy, po prostu jest to apoteoza Judaizmu, nauka arcytwarda mianowicie dla Słowian tak serdecznie chrześcijańskich. Nie ma co mówić, że Izrael był to lud wybrany, królewski; ależ od Chrystusa Pana, od prawdziwego Messyasza, A r k a w i a r y przeniosła się gdzie indziej: wszystkie ludy stały się lub mają się stać jej spółdzielcami. Jeśli mąż Przeznaczenia, to jest wielki Wojownik zjawi się w tych czasach, oczywiście ludzkość uciśniona pójdzie za nim. Pocznie się zapewne nowa era, ale w s t r ę t y p l e m i e n n e nie łatwo dają się wykorzenić przez długie wieki. Wyższość nad sobą d u c h o w ą [wszystkie podkr. Zaleskiego] Żydów nieprędko jeszcze uznają Polacy i w ogólności wszyscy Słowianie”78. Kajsiewiczowe egzorcyzmy zaczynały odnosić skutek, a Józef Bohdan Zaleski, zaiste człowiek kryształowy i obdarzony łaską wielkiej wiary, chwiał się coraz mocniej w miłości do Adama. Dla Kajsiewicza postawa obu Zaleskich liczyła się bardzo, po nich najlepiej poznać, jak daleko herezja zapuściła korzenie i jakimi metodami ją leczyć. Józef Bohdan siedział głównie w Fontainebleau i o wykładach Mickiewicza, podobnie jak o działaniach Towiańskiego, wiedział głównie z listów i ustnych relacji. Co prawda mógł uczestniczyć w inauguracyjnej lekcji, ale umyślnie wyjechał wcześniej do domu, bo jak kochał Adama całym sercem, tak nie cierpiał jego francuszczyzny i bał się okropnie, że Paryżanie Mickiewicza wygwiżdżą. Do leśnej samotni Józefa Bohdana Zaleskiego docierały najzupełniej sprzeczne relacje o Mickiewiczowych wykładach w College de France. Jedni donosili, że Adam wygłasza apoteozę Moskwy i Słowiańszczyzny, inni, że caryzm jawnie potępił, jedni, że prawił o duchu, a inni, że o gołębicy. Józef Bohdan Zaleski często popadał w owym czasie w desperację. Również dlatego, że Adam coś mówił i o jego poezjach, stąd prośba do Karola Sienkiewicza: „Mam kilka relacji z Paryża o dwóch ostatnich prelekcyach Mickiewicza, ale tak niezgodnych, że doprawdy nie wiem, której się trzymać? Nie wiem nawet wedle nich, czy mnie pochwalił, czy zganił? Mniejsza o to! Ciekawszy jestem daleko, jak też ostatecznie sformułował przyszłość Polski wedle nowej nauki. Bądź łaskaw, kochany Panie Karolu, każ komu przekopijować za wynagrodzeniem ze stenografii waszej francuskiej te lekcje i prześlij mi je tu, rue S. Honoré nr 22. Koszt z podziękowaniem zwrócę”79. systamata filozofii, spirytualizm, panteizm, materializm, mistycyzm ze wszystkimi ich obietnicami dla ludów, to jest z wszechwiedzą, z wolnością, z dobrym bytem itp., oraz z pozłotą chrześcijanizmu i hierarchii katolickiej [...] Wyspowiadać teraz muszę grzech mój z Towiańszczykami. Wierzyłem zawżdy, nie w nowe objawienie, ale w nowe cuda i łaski Pańskie, bez których dalszy postęp dzisiejszej zgangrenowanej ludzkości zdawał mi się niepodobny. W czasie rewolucji [tzn. w czasie powstania listopadowego – przyp. K.R.] i na wygnaniu czułem to jeszcze żywiej, niż kiedyś. Adamowi (który dla zapoznania się sam do mnie przyszedł prosto z dyliżansu, i którego od razu pokochałem z całej duszy), Adamowi, pamiętam, pierwszej godziny powiedzałem, że przyjdą nowi święci i nowi prorocy. W następnych latach często mu powtarzałem swoje przeczucia, którym on potakiwał z dodatkiem, że będzie n o w e o b j a w i e n i e [podkr. Zaleskiego]. Zaślepiony miłością do niego, nie przywiązywałem wcale wagi do tych jego słów, owszem, słuchałem z lubością różnych mistycznych parabol, które on ubierał w najponętniejsze barwy katolickie” ( Korespondencja Józefa Bohdana Zaleskiego, t. II. S. 9 – 10). 78 Tamże, t. I, s. 245. 79 Tamże, s. 244. 40 Hieronim Kajsiewicz wspominając - najpierw półgębkiem, a później coraz głośniej - o żydowszczyźnie, wiedział, że zasieje ziarno, choćby niezbyt szlachetnego pnącza. Od czegoś jednak zacząć musiał, więc zaczął od Żydów. I natychmiast zajął się z Aleksandrem Jełowickim, wtedy już osobą duchowną, jedynym fizycznie istniejącym pismem Towiańskiego, czyli Biesiadą, które musiało się stać - z braku innych dowodów - podstawą wszelkiego oskarżenia, głównym dowodem rzeczowym w wielkim procesie o herezję. Jełowicki już wydostał od generała Skrzyneckiego autograf Biesiady, trochę podstępem, trochę pochlebstwem, o co generał mocno się później na księży zmartwychwstańców boczył80. Jełowicki kazał Biesiadę od razu litografować, to znaczy sporządził jej faksymile, ale nie puścił jeszcze w obieg. Jełowicki wpadł na pomysł niezły, ponieważ Towiański pisał jak kura pazurem i wystarczyło spojrzeć na rozlazły dukt, sztachetowate litery, kleksy i ogólne graficzne rozmamłanie, by od razu nabrać przekonania, że jeśli ktoś tak bazgrze, to ani traktować poważnie go nie warto, ani czytać, ani tym bardziej uznawać za proroka. 80 Sprawa drukowania Biesiady wydaje się niejasna. Stanisław Pigoń ustalił chronologię wydarzeń (zob. częśc pierwsza, odsłona 1, przypis7 w niniejszej rozprawie), ale warto przypomnieć podstawowe dane: 1 0 c z e r w c a 1 8 4 2 r . Wiadomo, że tego dnia generał Skrzynecki przesłał Aleksandrowi Jełowickiemu – na usilną prośbę księdza – Biesiadę (oraz dwie modlitwy: do Matki Boskiej i do św. Franciszka serafickiego, a także pismo zawierające „opisanie stosunków, jakie po tym zerwaniu [tzn. po zawieszeniu stosunków Skrzyneckiego z Towiańskim – przyp. K.R.] zachodzić mają”. O przesyłce donosił Edward Duński Piotrowi Semenece w liście z 18 czerwca 1842 roku (list przedrukował P. Smolikowski, Historya, t.IV, s. 44 – 45). 1 8 c z e r w c a 1 8 4 2 r . Edward Duński zapoznał się z Biesiadą, ponieważ napisał tego dnia do Semenenki: „Skądinąd czytałem u X. Aleksandra pismo własnoręczne Towiańskiego, które pozostawił jenerałowi Skrzyneckiemu. Czytałem naprędce, bo długie i najnudniej napisane, a mało było czasu. Ile mogłem zrozumieć, jest to wyłożenie systematu duchowego, wpływu świata duchów na nas” (tamże, s. 44). 1 3 l i p c a 1 8 4 2 r . Mickiewicz Biesiady jeszcze nie czytał. Kajsiewicz pisał w najwcześniejszej wersji swego Pamiętnika: „Przybyłem do Paryża d. 12 lipca 1842 r. Zastałem X. Duńskiego wielce zasmuconego stanem rzeczy i potwierdzonym w obawach i smutnem przeczuciu już to wskutek rozmów z Mickiewiczem samym, już z innymi zwolennikami Towiańskiego. Mieliśmy już wtenczas doręczoną sobie Biesiadę Towiańskiego. Czytając i odczytując to pismo, pomimo najlepszej woli, nie mogliśmy znaleźć środka pogodzenia go z nauką Kościoła. Pismo to jednak, jak się pokazało, było dotychczas nieznanem nie tylko innym Towiańszczykom, ale samemuż Mickiewiczowi, który później odpis Biesiady otrzymał” (tamże, s. 52 – 53). 2 0 l i p c a 1 8 4 2 r . Mickiewicz Biesiady nadal nie znał. Kajsiewicz pisał do Hubego: „Zapomniałem dodać, że nam dał X. Aleksander własnoręczne Xsiążeczki Towiańskiego, te same które widział czy czytał Władysław [Plater (?)] w Brukseli, w których wykłada całą swoją doktrynę dla pociągnięcia brata Jana [Skrzyneckiego], które tenże tu przysłał – chcemy to dać do przeczytania Adamowi – takie to wierutne głupstwo, że jeżeli to nie uleczy Adama (a nie mamy większej nadziei), jeżeli to wytłumaczy, że to tak. głęboka rzecz, że my rozumieć nie chcemy – tedy nie ma na niego ratunku, jeno wielkie miłosierdzie Boże” (list H. Kajsiewicza do J. Hubego, Paryż, 20 lipca 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 5200). 1 w r z e ś n i a 1 8 4 2 r . Aleksander Jełowicki rozpoczął drukowanie Biesiady: „X. Aleksander, tem bardziej, że niedługo chce wyjechać, nalegał, aby [ Biesiadę] drukować. Chciał napisać od siebie krótką przedmowę – że robił co mógł, z miłości, najpierw w cztery oczy, potem wobec kilku, dopóki go nie odepchnęli – że czekał, czy nasz przyjazd nie złagodzi rzeczy – że widząc skutek przeciwny, decyduje się ogłosić pismo, które mu Opatrzność podała do rąk dla oświecenia braci – i chciał abyśmy dali pracę Twoją [tzn. rozprawę Semenenki – przyp. K.R.] dopełnieniem, a przed broszurą. – Ponieważ podług przedostatniego listu Twego nie byłeś ani za, ani przeciw, gdy i sam Stefan [Witwicki] Tobie powolny (i zdaje się nam, zbytnio ostrożny w tej rzeczy przez wielką miłość do Adama) zgadzał się jednako, abyśmy napisali przynajmniej ostrzeżenie na teraz, ż e t o n i e j e s t r z e c z K a t o l i c k a [podkr. Kajsiewicza]: nie byliśmy przeto przeciwni drukowi – po otrzymaniu ostatniego Twego listu napisałem do X. Alek[sandra] karteczkę – był u nas wczoraj – już zaczął f a c s i m i l l e [podkr. Kajsiewicza] Biesiady (list H. Kajsiewicza do P. Semenki, Paryż, 1 września 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 5203). 2 2 w r z e ś n i a . . . 1 1 p a ź d z i e r n i k a 1842 r. Biesiada ukazała się drukiem jako litografowane faksymile, bez miejsca i roku, ss.61, wydanie ks. Aleksandra Jełowickiego wykonane przez Hipolita Klimaszewskiego w Wersalu. Zob. Z Makowiecka, op. cit., s. 355. 41 Hieronim Kajsiewicz pamiętał dobrze, że Mickiewicz lubi ładne pismo, a oryginału Biesiady nigdy na oczy nie widział, więc postanowił faksymile podsunąć do lektury Adamowi. Koślawce Towiańskiego powinny Mickiewicza choć wstępnie zniechęcić. Jeżeli widok pisma nie uleczy Adama (niestety, ani Duński, ani Kajsiewicz specjalnie się nie łudzili, prawie pewni, że Adam opowie, że rzecz za głęboka, że oni jej zrozumieć nie chcą albo nie umieją), to „nie ma innego ratunku, jeno wielkie miłosierdzie Boże”. To znaczy, że przyjdzie się uciec do innych nieco metod. W liście do Semenenki napisał wprost, że do walki otwartej przyjść musi. Głównym orężem Hieronima Kajsiewicza stał się głos. Oparty o ołtarz w kaplicy Kalwarii w kościele Świętego Rocha w Paryżu, mierzył się z Adamem Mickiewiczem, tymczasowym profesorem literatur słowiańskich w College de France. O takiej walce marzył Słowacki, ale nie był ani kapłanem, ani kacerzem. Zalescy uważali go za głupie cielę albo za indyka. l września 1842 roku emigranci otrzymali starannie wytłoczone druki następującej treści: „Zawiadamiamy Szanownych Rodaków, iż z przyzwolenia J.M.X. Arcy-Biskupa Paryzkiego, rozpoczniemy dla nich nabożeństwo w XVII tą Niedzielę po Świątkach (11go września), w kościele Śgo Rocha w Kaplicy Kalwaryi (poza wielkim Ołtarzem), o godzinie 10tej z rana. Nabożeństwo to ma się odtąd odbywać regularnie co Niedziela zawsze o 10tej; składać się będzie ze Mszy Śtej i z Nauki w języku ojczystym. Paryż, d. 1 września R.P. 1842. X. Hieronim Kajsiewicz, X. Edward Duński”81. Hieronim Kajsiewicz stanął jako rywal Adama Mickiewicza, by zewrzeć się w strasznym pojedynku o panowanie nad duszami, o zbawienie wieczne, o przyszłość narodu polskiego i esencję polskości, o czystość wiary, o sens dziejów w ogólności i ludzkiego życia w szczególe. I jeszcze o coś, co cały czas tkwiło w przemilczeniu wszelkich posunięć i słów księdza Hieronima - o laur prawdziwego wieszcza, czyli o przodownictwo w epoce nowej poezji, skoro - wedle słów Adama - wszystkie dotychczasowe formy pisania są na wpół przegniłe i cuchną jak martwa ostryga. Kajsiewicz, walcząc z Adamem Mickiewiczem, zmagał się z szatanem, z lucyferyczną stroną własnej osoby, z dawną skorupą, z młodzieńczymi pokusami, z pamięcią o masońskim fartuszku, o wściekłych przemówieniach, gdy każde słowo ociekało krwią, a spółgłoski zgrzytały jak sztylety, o nocach spędzonych z dziewkami, o hektolitrach wina pitego z ludzkich czerepów, o pospiesznych miłostkach, ale nade wszystko, nade wszystko, marzył o wymazaniu z pamięci myśli o niedokończonym poemacie, o Dziadach, które miały przewyższyć dramat Adamity. Kajsiewicz chciał za wszelką cenę zniszczyć w sobie dawną poetycką dumę, która zdążyła już skwaśnieć w ocet wstydu. Kajsiewicz był dumny, że gnębi swoją dumę, a duma z niszczenia starego człowieka pozwoliła mu na podlecenie jeszcze wyżej, niż podlatał Mickiewicz. Teraz on, ksiądz Hieronim Kajsiewicz, miał prawo sądzić o dobrem i złem, o błędzie i prawdzie, o herezji i stosie. On miał prawo nauczać i kazać, dopuszczać do świętych sakramentów i odpychać od Pańskiego Stołu, on realizował największe pragnienie Adama, by słowo stało się czynem: Niech ludzie będą dla mnie jak myśli i słowa, Z których, gdy zechcę, pieśni wiąże się budowa; Mickiewicz był mu długo Ojcem i od niego Kajsiewicz uczył się katolicyzmu w Nogent- sur-Marne. Mickiewicz był mu mistrzem w poetyckiej sztuce. Od kiedy Mickiewicz 81 Cyt. za egzemplarzem zawiadomienia o rozpoczęciu nabożeństw w kościele Świętego Rocha w Paryżu, z odręcznymi poprawkami Kajsiewicza (rkps ACRR, sygn. 5204). 42 pokłonił się innemu, którego za mistrza dobrowolnie uznał, Kajsiewicz poczuł, że nadszedł czas duchowego ojcobójstwa w imię najwyższych ideałów i zawołał: Zdrada! Bo prawdziwy Ojciec nie może się kłaniać nikomu. Prawdziwy wieszcz nie uznaje większych poetów nad sobą. Oto król, Adam, Ojciec, stanął nagi, i to gdzie - w paryskiej archikatedrze - i nagi przyklęka przed Wańkowiczową kopią Matki Boskiej Ostrobramskiej u Świętego Seweryna i nagi wymachuje rękami w College de France, wykrzykuje bluźnierstwa gardłowo po francusku z okropnym, wileńskim akcentem i sieje powszechne zgorszenie. To nie król, to nie ojciec, to nie wieszcz - to kacerz, a może - strach powiedzieć kto: Gdy gardzisz mszą i pierogiem, Idźże sobie z Panem Bogiem; A kto prośby nie posłucha, W imię Ojca, Syna, Ducha! Czy widzisz Pański krzyż? Nie chciałeś jadła, napoju? Zostawże nas w pokoju. A kysz, a kysz! Hieronim Kajsiewicz, walcząc z Mickiewiczem, zmagał się ze zwierciadłem. W krzywym lustrze wyobraźni widział nie tyle własną twarz ze szramą tnącą policzek jak stygmat, lecz straszne oblicze Adama. W listach z lat czterdziestych powraca natrętny motyw fizycznej przemiany Mickiewicza: „Adam postarzał się i dziwnie zbrzydł, wyraz twarzy okropny” albo: „Mickiewicz [...] zmienił maskę - atakuje otwarcie Duchowieństwo, kościół nazywając Eglise officielle, siebie samego stawiając jako eglise vivante et militante”82 . A Mickiewicz czy ciągnął do bitwy? Ani z Kajsiewiczem, ani z innymi „polskimi księżmi” (bo tak nazywano w emigracyjnym Paryżu zmartwychwstańców) z początku wcale zwady nie szukał. Ze względu na dawne przyjaźnie, plany, rozmowy, czas wspólnie spędzony, wyznania i wielką czułość. Kajsiewicza przecież cenił i miłował jak młodszego brata. Nie chciał ich trzymać ani za zdrajców, ani za Judaszy, ani za prześladowców lub okrutników, tym bardziej za demonów. Najwyżej za faryzeuszy. Przez długi czas unikał zwady, a później tłumaczył zachowanie Kajsiewicza, Semenenki, Duńskiego i Hubego, przed samym sobą i towiańczykami, jako nieporozumienie, przejściowe zaciemnienie duszy i rozumu lub wskazywał na trud w dotarciu do sedna księżego powołania. Adam zdobył się jedynie na kilka niegroźnych gestów protestu, parę publicznych manifestacji o ograniczonym zasięgu, na przykład w kościele Świętego Rocha, kiedy po mszy towiańczycy na jego znak wyszli, nie czekając na kazanie Kajsiewicza. Za karę musiał się spowiadać w roku 1848 w Rzymie u księdza Jełowickiego, którego tak szczerze nie znosił. Na lekcje Adama w College de France ksiądz Hieronim Kajsiewicz odpowiadał kazaniem, zbijał mniemane herezje, błędy i odstępstwa, jakby przerzucając z kościoła przy ulicy Świętej 82 Kajsiewicz pisał do Semenenki do Rzymu, 30 listopada 1843 roku, o sukcesie swoich kazań: „Mój najdroższy Ojcze! Otóż dzięki Bogu drugi próg szczęśliwie przebyłem – mówiłem o walce duchowej w świecie między dobrem i złem, zaczynając od Lucyfera ze Św. Michałem, aż do dzisiejszego Cara z Papieżem, pokazując, że obowiązek Polaków stać przy Papieżu quand meme.Kaplica była jak nabita. Mówiłem blisko 1 1 godziny. Dwa tylko słowa połknąłem [...] Alem się spocił tak, że i sutanna przepotniała. Przed samym kazaniem na komendę Adama Towiańszczycy wyszli i Michał Chodźko z niemi, dzięki Bogu, że już i mnie dziś nie wyjmują ze swej nienawiści, że już pokazują, jak jest, i że w rzeczy samej nienawidzą. Adam postarzał się i dziwnie zbrzydł, wyraz twarzy okropny” (list H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 30listopada 1843 roku ACRR, sygn. 5236). 43 Honoraty do auli przy ulicy Szkolnej niewidzialne, napowietrzne sznury na stryczek dla kacerza. Profesor Mickiewicz wierzył, że od mocy jego słów i daru przekonywania Francuzów i Polaków zależą dzieje wszechświata i przyszłość ojczyzny. A kapłan, kaznodzieja i zawiedziony uczeń Adama wierzył, musiał wierzyć, że to on i tylko on stoi niewzruszenie w prawdzie, trzyma w dłoni pieczęć, ma prawo odpuszczania grzechów i wtrącania w piekielny ogień. Chciał w sobie widzieć rycerza, a w Mickiewiczu - smoka. Tym bardziej rósł w siłę i moc, im silniej sam siebie przekonał, że Mickiewicz w dziejach kościoła powszechnego największą szerzy herezję. Dlatego coraz głośniej powtarzał w kaplicy Kalwaryjskiej u Świętego Rocha, że tak straszliwej sekty jeszcze świat potąd nie widział. „Ile płuc starczy - pisał Kajsiewicz do Koźmiana 2 czerwca 1843 roku - dmucham na stos emigracyjny, aby zapalić, a tu drzewo mokre, więcej dymu jak płomienia. Może też Duch Św. wysuszy”83. Hieronim Kajsiewicz przekonał sam siebie, że katedra literatur słowiańskich i kościelna kazalnica stopiły się jak dwie strony jednego czerwońca: po jednej piekło, a po drugiej - niebo. Wspominałem już razy kilka, że Kajsiewicz zmieniał wersje Pamiętnika. Najważniejsze retusze, korekty stylistyczne i skreślenia dotyczą oczywiście Mickiewicza. W kolejnych wariantach Kajsiewicz stopniowo łagodził pierwsze gniewy i zacierał zbyt głębokie ślady miłości do Adama, która tak łatwo zmieniła się w nienawiść. Ale we wszystkich wersjach Kajsiewiczowego Pamiętnika pojawia się natarczywie motyw kolejnej zdrady Adama Mickiewicza, której dopuścił się na narodzie polskim i świętej wierze jego: Mickiewicz obiecał, że odda katedrę literatur słowiańskich Semenence, bo Semenenko był z nich wszystkich najmądrzejszy, i danego słowa nie dotrzymał. W notach do Pamiętnika z roku 1850, a więc w okresie, kiedy walka zmartwychwstańców z towiańczykami sięgnęła zenitu - ponieważ ksiądz Edward Duński, dotychczasowa podpora zakonu, przeszedł na stronę Mistrza Andrzeja, uznając go za prawego kontynuatora idei Bogdana Jańskiego, którą zdradzili Kajsiewicz z Semenenką, a podwójnie jej się sprzeniewierzył kacerz kacerzy, czyli Adam Mickiewicz, zdradzając Towiańskiego - zatem w wersji Pamiętnika z roku 1850 Kajsiewicz zanotował stylem godnym wojskowych rozkazów: „Przyjaciel nasz Montalembert współcześnie wyrobił był u rządu francuskiego katedrę języka i literatur słowiańskich i fundusz dla Xiędza kapelana dla emigracji polskiej w Paryżu. Miejsce kaznodziei zajął tymczasowo aż do naszego wyświęcenia się X. Korycki - wszakże po niewielkiej liczbie kazań zachorował na gardło i wyjechał do południowej Francji. Tak Bóg tedy zdarzył, że dwie katedry publiczne polskie religijna i naukowa były w ręku ludzi wierzących i sercem połączonych. Z pociechą myśliliśmy jak nam będzie, jak rodakom korzystne, pracować wespół z Mickiewiczem, różnymi drogami do jednego zdążając celu. Co więcej, Mickiewicz zamiarował sobie po roku wykładu zdać następstwo na X. Piotra Semenenkę, którego za najdolniejszego ku temu uważał. Tak zgromadzenie nasze miałoby te dwa głosy do Polaków za granicą, w kraju i nawet do ludów pobratymczych. Nieprzyjaciel wszelkiego dobra zląkł się skutku takiego połączenia, posłał wysłannika, który siły katolickie w m i s t r z a c h [podkr. K.R.] i uczniach rozdwoil - tak iż zamiast nawracać niewierzących, zwalczać fałszywie wierzących, i ratować chylących się do naszej sekty [„naszej”, tzn. „polskiej”. Kajsiewicz nazywał niekiedy towianizm „polską sektą” lub „polską herezją” - przyp. K.R.], potrzeba nam było, z odprawieniem nabożeństwa, po doznaniu nieużyteczności polubownych kroków, publicznie nie raz, potrzeba było wystąpić z ambony - i nie raz kazanie 83 List H. Kajsiewicza do J. Koźmiana, Paryż, 2 czerwca 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 416. 44 było refutacją błędów objawionych w poprzedniej lekcyi Mickiewicza - wtenczas zwykle p r o r o c y [podkr. Kajsiewicza], jak i wiadomo, na znak protestacyi wychodzili”84. Trudno o większą jasność myśli - Mickiewicz był wysłannikiem diabła, który przeszkodził księżom katolickim w prowadzeniu wiernych i w nawracaniu niewiernych z dwóch ważnych paryskich okopów. Kajsiewicz - (i Semenenko) - ofiarami ciemnych sił. Wynika z tego niezbicie, że na łuku spinającym kościół z kolegium, ponad Notre-Dame i szpitalem Hôtel Dieu, rozgrywała się z początkiem lat czterdziestych dziewiętnastego wieku kolejna runda odwiecznej walki Dobra ze Złem, aż z przerażenia kulili się święci na dachu katedry, a gołębie mdlały w locie. Tak przynajmniej rzecz całą pragnął ujrzeć Hieronim Kajsiewicz. Dochodził stopniowo do przekonania, że Mickiewicz nigdy nie był dobrym Polakiem-katolikiem, a jedynie prawego chrześcijanina udawał. Źle się Mickiewicz prowadził od początku. W Rosji przyjaźnił się z wyznawcami Saint Martina, mistyka nieprawomyślnego, a ponadto wiadomo, że wpływy rosyjskie, przecież prawosławne, albo i bezbożne, uczyniły w jego duszy pierwsze spustoszenia. Do nieszczęsnych zboczeń prowadzi nieodpowiednie towarzystwo i złe lektury! Mickiewiczowi już we wczesnej młodości głęboko zapadło w duszę ziarno herezji. Za długo wyjeżdżał z Rzymu, gdy wybuchło listopadowe powstanie, a potem za długo siedział w Poznańskiem. Skompromitował się zatem Mickiewicz podwójnie: wobec patriotów polskich i wobec rządu rosyjskiego: „Dojęty nieraz do żywego przyciskiem z tego powodu, pałał chęcią popisania się jakimś czynem wobec kraju”85. Więc napisał trzecią część Dziadów, dla Kajsiewicza teraz dzieło już złe i nieszczęsne, zdradzające ponad wszelką wątpliwość, że „duchownie” od katolicyzmu odpadł Mickiewicz już w Dreźnie, chociaż w Rzymie poszedł do spowiedzi, a kiedy klęczał w kościele jezuitów, spłynęło mu na ramiona i w serce powołanie na księdza, które - jak wiemy - podeptał. Mickiewicz zatem był także zaprzańcem86. Lektura Dziadów przekonała Kajsiewicza, że Mickiewicz jest dwoisty. Bo w piśmie bluźnił, a w słowach udawał katolika, i to na dodatek tak zręcznie, że wielu spośród zgnębionej, zgorzkniałej i zagubionej emigranckiej braci dało się złapać na lep ułudy. On, Hieronim Kajsiewicz, również dał się nabrać, wtedy, w Nogent-sur-Marne. Co prawda dzięki Mickiewiczowi kilku protestantów w Lozannie, zachwyconych „łaciną Ojców Kościoła”, nawróciło się na katolicyzm, ale nie wolno zapomnieć, że w Paryżu Mickiewicz katolików zwodził, bo - jak się wkrótce okazało - został posłańcem księcia ciemności87. Z czego płynie morał, że Mickiewicz był hipokrytą, a ponieważ katedry w College de France nie oddał Semenence - to i wierutnym kłamcą. 84 Cyt. za: X. H. Kajsiewicz, Początki Zgromadzenia Zmartwychstania Pańskiego spisane roku Pańskiego 1850. Księga pierwsza, rkps ACRR, sygn. 7496. 85 Tamże. 86 Kajsiewicz pisał: „Szcześliwszy od innych, wybierając się z Rzymu do Polski, wyspowiadał się na drogę [w tym miejscu Kajsiewicz postawił gwiazdkę i skreślił na dole strony następujący przypis: „Bo myślił o wejściu do stanu duchownego, mysl którą zapewne odłożył do ustalenia się spraw krajowych” - przyp. K. R.], jakkolwiek nie zdaje się, by wtenczas głębiej w nabożeństwo się wdrożył, bo czwarta Część jego Dziadów [tzn. część III - przyp. K. R.] pokazuje nawet, iż duchownie był odpadł: wszakże wobec Emigracji występował jako Chrześcijanin Katolik” (tamże).. 87 Kajsiewicz pisał w wersji Pamiętnika z roku 1850: „Bracia nasi świeccy pisali raz w raz do Paryża, zaklinając nas na wszystko, co najświętszego, byśmy przybywali na pomoc emigracji ciągniętej do przepaści zbłąkanym przez Towiańskiego Geniuszem Mickiewicza. Mickiewicz, który rok temu pisał do nas z Lozanny [tzn. przed 13 października 1840 r. – przyp. K.R.], gdzie był profesorem literatury starożytnej i protestantów zachwycał łaciną Ojców Kościoła, zamiast [łaciną] Cycerona i wierszami Prudencjusza, zamiast Horacego – Mickiewicz, który parę protestantów do Kościoła wciągnął i pisał do nas wzywając do przybywania, a obfity połów dusz obiecując, Mickiewicz na 3 maja [!] 44 Polaków pociągnął do tak zwanego K o ł a [podkr. Kajsiewicza], a wielu innych się chwiało pod ciągłą a ciężką pokusą” (tamże). 45 Kajsiewicz odkrył też prawdziwe przyczyny Adamowych udręk w życiu osobistym. Twierdził mianowicie, że Celina zapadała na umysłową chorobę po każdym połogu i wtedy w stanie egzaltacji bredziła o mistrzu jako Mojżeszu przychodzącym zbawić naród polski. Choroba żony i nędza bardzo gnębiły Adama, ale przecież słuszna, zdaniem Kajsiewicza, spadła na Adama kara. Po co się żenił, skoro winien zostać księdzem? A jeśli już się ożenił, to dlaczego z panną Szymanowską, oj, ci frankiści, to też niebezpieczna sekta88, czego dowiódł doktor Sepp w wiekopomnym swym dziele, oj, ta Szymanowska, która „wariatką stawała się w połogu”, przecie jej rozgorączkowane proroctwa na milę pachną kabałą, jakimś nieswoim tonem, oj, to gadanie o duchach izraelskich, toż to wszystko żydowszczyzna, przecież „Towiański wysławiał duchy izraelskie jako najwyższe, i cierpienia rozproszeńców Judy liczył im ku zasłudze; Adam zaś z wielu powodów, których wyliczać nie ma potrzeby, skłonność ku Żydom okazywał”89. Skoro Adama wysłało piekło, to czyż należy się dziwić, że on jest: heretykiem, zaprzańcem, hipokrytą, kłamcą, oszustem i niczym maranowi, choć niby do kościoła chodzi, tałes spod kaftana wystaje. 11 października 1842 roku Hieronim Kajsiewicz napisał Mémoire sur la personne et les oeuvres de M. Towiański présenté a Sa Grandeur, Monseigneur l'Archeveque de Paris, który jeszcze tego samego dnia znalazł się na sekretarzyku Jego Ekscelencji, księdza Denisa Auguste’a Affre’a90. Kajsiewicz sformułował w nim po raz pierwszy na piśmie podstawowe, wedle mniemania księży zmartwychwstańców, herezje, przywleczone przez Andrzeja Towiańskiego z Litwy i rozpowszechniane przez Adama Mickiewicza w Kolegium Paryskim na szkodę Kościoła i zbawienia duszy. 88 Kajsiewicz przetłumaczył fragmenty dzieła Johanna N. Seppa pt. Das Leben Christi, które ukazało się w siedmiu tomach w latach 1843 – 1848. Przekład ten opublikował w „Przeglądzie Poznańskim” 1852. O wyborze fragmentów i tłumaczeniu Seppa przez Kajsiewicza wypadnie jeszcze mówić przy okazji kolejnych odsłon dramatu. W tym miejscu chciałbym przytoczyć fragment komentarza Kajsiewicza dotyczący frankistów: „W pewnym rękopisie czytaliśmy nastepujący ustęp o frankistach” Rząd pruski podczas swego panowania w Warszawie, głównem ich gnieździe, ustanowił osobnego urzędnika grunyownie uczonego i hojnie płatnego (snadź by przekupstwu nie uległ), w tym jedynie celu, by zgłębił naturę tej sekty i królewskie ministerium o niej zawiadamiał. Licznemi postrzeżeniami, jak niemniej faktami i pozbieranymi pod przysięgą świadectwy jest dowiedzionem, iż jej zwolennicypowierzchownie są tylko chrześcijanami... Ojcowie dzisiejszego pokolenia idąc za przykładem swego założyciela, przestrzegali najściślej zewnętrznej narodowości, nosili się po polsku i przybierali nazwiska krajowej szlachty. Potajemnie zaś szabaty i swięta żydowskie obchodzili, między soba się tylko żenili, a tak się kupy trzymali i wzajemnie wspierali, iż jedną stanowili rodzinę; potomkowie ich tem się tylko różnią, iż za Polakami z francuska się przebrali niedowiarstwem i samolubstwem zarazili, tak że się już mniej za ręce biorą, adla korzyści na protestantyzm i schyzmę zaczynają przechodzić. Zaniechali handlu, a do biur jak powietrze się wciskają i wszystkie gałęzie administracji obsiedli. Tak potrafili zniszczyć akta owego urzędnika pruskiego, które ja sam przed 30 laty w komisji spraw wewnętrznych widziałem. Oddeją się tez prawnictwu i dobrze na tem wychodzą. Oni roku 1835 co najgoręcej pracowali nad wywołaniem zupełnem z użycia prawa kanonicznego w sprawach rozwodowych...« Że się pomiędzy sobą żenią, to po części z konieczności: bo nie łatwo stare i szczerokatolickie rodziny łączą się z nowemi i niepewnej wiary. Mamy jednak powody do sądzenia, że niektórzy z frankistów w końcu szczerze do chrześcijaństwa przystają” ( Żywoty pseudo - mesyaszów żydowskich, z niemieckiego dzieła Dra Seppa o życiu Chrystusa Pana wyjęte i przełożone przez X. H. Kajsiewicza z dodatkami tłumacza, „Przegląd Poznański” 1852, t. XV, półrocze drugie, poszyt VII i VIII, s. 324). 89 Hipotezę o skłonnościach Mickiewicza ku Żydom przeniósł Kajsiewicz bez żadnych retuszów do najpóźniejszej, drukowanej wersji Pamiętnika, a więc uznawał ją za słuszną i niepodważalną (H. Kajsiewicz, Pamiętnik, w: Pisma, t. III, s. 429. 90 Oryginał memoriału, a właściwie jego kopia napisana własnoręcznie przez Kajsiewicza, znajduje się w archiwach rzymskich zgromadzenia. Cytowane fragmenty przełożyłem na polski jak najwierniej. Francuszczyzna Kajsiewicza - wnosząc po licznych omyłkach w tekście - nie była najlepszej próby. Por. X. H. Kajsiewicz, Mémoire sur la personne et les oeuvres de M. Towiański présenté a Sa Grandeur, Monseigneur l’Archeveque de Paris, rkps ACRR, sygn. 4005. 46 Kajsiewicz napisał memoriał po francusku, więc tym jaśniej widać wszelakie zabiegi kapłana, by przyczepić Adamowi i towiańczykom łatkę kacerzy. Obca mowa znacznie szybciej i dokładniej zdradza prawdziwe intencje niż język ojczysty, a bezwładność frazy i ciężar słownictwa zmuszają do mówienia wprost, wyostrzania zarzutów i uderzania na odlew, podpierania się na wąskim dukcie składni sękatym kijem uproszczeń. Już subtelności nie wchodzą w rachubę: „nie my gadamy językiem, lecz on nami gada”. Zdarza się, że brnąc przez obcą mowę, najmniej kłamiemy własnej myśli. Zatem Kajsiewicz oskarżył towiańczyków o straszliwe bluźnierstwa, biorąc swe „tak” za tak, „nie” za nie, bez światłocienia: po pierwsze, nie uznają oni grzechu pierworodnego, więc - odrzucają sakrament świętego chrztu; po drugie, rozgłaszają, że Jezus Chrystus nie wybawił nas od wszelkiego zła, więc nie jest Synem Bożym i Zbawicielem; po trzecie, że Pan nasz dokonał pracy, której inni też mogliby się podjąć, więc nie jest Bogiem, lecz tylko pierwszym po Bogu, z czego wynika niezbicie, że towiańczycy odrzucają dogmat Trójcy Świętej oraz dogmat Niepokalanego Poczęcia; po czwarte, że przeczą zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, a zatem w ogóle nie wierzą w ciał zmartwychwstanie, co dowodzi, iż odrzucają Eucharystię; po piąte, nie wierzą w wieczność kar dla potępionych, a piekło i czyściec zastępują metempsychozą; po szóste, prawidła Ewangelii nie są dla nich wieczne, a Kościół może się mylić w sprawach wiary i zwyczajów; po siódme, że Żydzi są nadal narodem wybranym, a ich zbawienie najbardziej pewne, ponieważ Pan nasz - tak wedle Kajsiewicza utrzymywał Mickiewicz z Towiańskim - szczególniej ukochał duchy izraelskie91. Ciężkie to oskarżenia, przeraźliwe manowce. Zastępy heretyków wędrowały na stos za stokroć mniej groźne przewiny. Gdyby choć jedno z Kajsiewiczowych oskarżeń było prawdziwe, choćby odrobinę, Adam znaleźć się powinien na dnie siódmego kręgu piekła wraz z Towiańskim i Słowackim, który się też nie nawrócił i do końca dni swoich krakał bezbożne banialuki92. Na szczęście ksiądz Kajsiewicz nie doczekał się sprowadzenia zwłok Mickiewicza na Wawel. Ani - o ironi losu! - Słowackiego. W zakończeniu memoriału do arcybiskupa Paryża Hieronim Kajsiewicz napisał: „Dwóch przechrzczonych rabinów potwierdziło, że idea metempsychozy jest w całości ściągnięta z Talmudu, gdzie nazywa się Gilgulim. Dusze cierpiące wchodzą w ciała, aby żyć od nowa i naprawiać swoje błędy. Mogą upadać coraz niżej, stawać się zwierzętami, roślinami, kamieniami, aż do czasu, kiedy Bóg nie pozwoli im przejść przez wszystkie szczeble. Zatem błędy Towiańskiego nawet nie zasługują na smutne miano nowości, ale za to wiemy, dlaczego skupiają się wokół niego Żydzi, ateiści, ludzie zajmujący się snuciem najdzikszych politycznych planów, jednym słowem - najbardziej podejrzane elementy. 91 Kajsiewicz napisał po francusku (podaję w dosłownym brzmieniu, bez poprawiania ortografii:) „ Les Juifs sont toujours le peuple élu dont le salut est le mieux assuré, car le Seigneur tient les ames d’Israél comme des fils dans ses memoire et tire a lui” (tamże). 92 Kajsiewicz liczył na to, że uda mu się przeciągnąć Słowackiego na swoją stronę (tzn. skłonić do spowiedzi i skruchy publicznej w związku z jego - zresztą skomplikowanymi - stosunkami z Kołem Sprawy Bożej), ponieważ nie bez powodu mniemał, że Słowackiego pali zazdrość o Mickiewicza i gniecie poetycka duma. Kajsiewicz doskonale wiedział po sobie, jak silne to uczucia. Chociaż, podobnie jak Bohdan Zaleski, uważał Słowackiego za „indyka albo głupie cielę”, za wierszopisa, w którym duch obumarł, to jednak zdawał sobie sprawę, że ironia i żółć Słowackiego w walce przeciw Adamowi byłyby pomocne. Pisał do Semenenki z Tours: „Zawczoraj spotkałem na ulicy Słowackiego, dotychczas nie trafiłem na jego ślady” (list H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Tours, 4 września 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 5225). Niestety, Słowackiego nie udało się zmartwychwstańcom pozyskać, chociaż Józef Bohdan Zaleski obiecał nawet go odwiedzić, by sprawdzić, jak się sprawy mają i czy przypadkiem Słowacki nie dojrzał do nawrócenia: „Słowacki wyszedł z Towiańszczyzny, a raczej z Adamszczyzny [...] Słowacki drukuje poemat X. Marek! Bohdan [Zaleski] pójdzie go odwiedzić i dowie się lepiej” (list H. Kajsiewicza do J. Koźmiana, Paryż, 4 grudnia 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 5237). 47 W systemie głoszonym przez sektę najbardziej oburza, że jej członkowie, chociaż głoszą nowy mesjanizm i nowe prawidła, to jednak uczęszczają do Kościołów, przystępują do spowiedzi, a nawet do Stołu Pańskiego, nawet pouczeni o sprzeczności ich idei z wiarą oraz obowiązkami prawych Katolików. Oczywistym się wydaje, że nadużywają dobrej woli spowiednika, sieją zgorszenie nie tylko pośród naszych Katolików, ale w ten sposób ubliżają dobremu imieniu wszystkich, którzy kierują się zasadą uczciwości i honoru. Wielkie szerzy się zło, a my, wyczerpawszy już wszelkie sposoby objaśniania ich błędów i skoro uczniowie Towiańskiego nie mogą wymawiać się swą dobrą wolą lub niewiedzą, upraszamy Waszą Ekscelencję o sąd, jakim w mądrości swojej wydać ona raczy”93. Arcybiskup Affre nie spieszył się z anatemą94. Zawiódł nadzieje zmartwychwstańców. Hieronimowi Kajsiewiczowi na długi czas musiały wystarczyć ambona i gardło. 93 H. Kajsiewicz, Mémoire sur la personne, op. cit. 94 Kajsiewicz pisał do Hubego (zachowuję francuską pisownię i składnię Kajsiewicza): „Adam był u ABa [tzn. u arcybiskupa Paryża, Denisa Auguste’a Affre’a - przyp. K. R.] i dał mu zapewnienie ze swej strony. W skutku tego AB powiedział: Si on voulait chercher querelle il y aurait beaucoup a rédire, mais on peut expliquer d’une maniere bénigne dans le sens Catholique. C’est un homme exalté, amis de bonne foi. - Il est faute demettre le feu mais pas ainsi de l’eteindre. Il parait vous estimer et afféctionner beaucoup, ainsi tacher de gagner par la douceru. I kiedym zredagował krótkie wyznanie wiary, które by musieli powtórzyć pod przysięgą w konfesjonale, przed otrzymaniem rozgrzeszenia - nie chciał tego uczynić urzędownie, ale zostawił naszemu sumieniowi i roztropności - a Wikary Generalny [ksiądz Buquet - przyp. K.R.] dał nam do zrozumienia, że za gorąco bierzemy się do sprawy” (list H. Kajsiewicza do J. Hubego, Paryż, 14 stycznia 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 5212). 48 ODSŁONA 5 9 PAŹDZIERNIKA 1842 ROKU. PARYŻ. KOŚCIÓŁ ŚWIĘTEGO ROCHA PRZY ULICY ŚWIĘTEGO HONORIUSZA. KAPLICA KALWARII. KSIĘDZU KAJSIEWICZOWI PĘKAJĄ NA AMBONIE SPIERZCHNIĘTE WARGI. W czwartek, 6 października 1842 roku, Stefan Witwicki spotkał przypadkowo w Paryżu na ulicy Londyńskiej Adama Mickiewicza. Pusto, trotuar wąski, ucieczka niemożliwa, nie sposób też przechodnia nie zauważyć. Adam podobno nie chciał podać dawnemu przyjacielowi ręki i manifestacyjnie przycisnął wyprężone ramiona wzdłuż boków surduta. Zatem Witwicki też dłoni nie podał. Spytał tylko: „Jak się masz, mój Adamie?” Mickiewicz odpowiedział pytaniem: „Jak się masz?” i dorzuciwszy: „Bądź zdrów”, szybko skręcił w lewo, pod górę, w Amsterdamską. W tym dniu Stefan Witwicki znalazł wytłumaczenie dla potąd niepojętych wybryków Adama i głębokie motywy jego herezji. Witwicki odkrył mianowicie, że Mickiewicz jest Żydem. Owego dnia Adam Mickiewicz wyglądał w ogólności bardzo dobrze, ale Witwickiego, w ostrym słońcu paryskiego października, z niespodzianą oczywistością uderzyła semickość rysów Adama. Pierwszy raz w życiu spostrzegł to, co drzemało dotychczas w ukryciu. Te oczy mokre, zaimflamowane, podejrzanie często łzawiące, ta Żydów dolegliwość rasowa. Stefan Witwicki doniósł niezwłocznie o swoim odkryciu Bohdanowi Zaleskiemu95. Adam Mickiewicz już następnego dnia powrócił do Saint-Germain-en-Laye i w nocy z piątku na sobotę dostąpił łaski widzenia, które poprzedziło, jak zwykle, migotanie gwiazd, gwiazdeczek, małych kulek ognistych tańczących wokół nerek, piersi, ramion i ponad głową. Adam Mickiewicz bardzo często przeżywał uniesienia religijne, a w onym czasie doznawał wtajemniczeń mistycznych i objawień ze szczególną siłą. Nazywał je „wielkim podniesieniem ducha” i przypomniał, że podobne miewał już w latach młodości. Ich przyjście zapowiadało spotęgowane poczucie wolności, swobody i mocy. W takich stanach zwykł składać poezje. Dawniej. Teraz miał mistrza i czekał na znak96. W noc święta Dziadów 1842 roku, czyli w niespełna miesiąc po ulicznym odkryciu Witwickiego, zapisze podyktowane mu z objawienia Słowa Panny oraz Słowa Jezusa. Tej nocy Maryja nie opowie mu o zdarzeniu w Nazarecie, a nawet nie wspomni, że odwiedził Ją Archanioł Gabriel. Podyktuje Adamowi słowa o łasce Zwiastowania i potędze przemiany człowieka wywołanej Boskim Macierzyństwem97. 95 7 października 1842 roku, w piątek, czyli nazajutrz po spotkaniu, Witwicki opisał zdarzenie w liście do Bohdana Zaleskiego. Por. S. Witwicki, Listy do Józefa Bohdana Zaleskiego, wyd. Dionizy Zaleski, Lwów 1901, s. 99 – 110. Fragment listu Witwickiego zamieszcza też: Z. Makowiecka, op. cit. ,s. 340. 96 W nocy z 7 na 8 października 1842 roku Adam Mickiewicz miał rodzaj objawienia: „Po modlitwie do Najświętszej P[anny], czułem blisko Chrystusa Pana w postaci Ecce Homo, lubo o tym pierwej nie myśliłem, a wkrótce obaczyłem gwiazdeczkę, wielką iskrę; te iskry czasem widuję, ale wtenczas była większa i jaśniejsza, i poczułem tuż przy sobie ducha Napoleona. Zaczęły mi składać się słowa, które tobie wypisuję [...] Nie ręczę, czy wszystkie wierne, szczególniej ku końcowi. Powtarzałem je i prosiłem o znak, aby mię ta iskra ostrzegła, gdzie trzeba skończyć i co jest z ducha, a co ze mnie. Ale znak nie był dany. Pytałem, co robić, czy te słowa zachować, czy ogłosić? Gdzie i jak? Ale znaku na to nie miałem” (list A. Mickiewicza do A. Towiańskiego, Paryż, 12 października 1842 roku, w: A. Mickiewicz, Dzieła, t. XV, Wyd. Jubileuszowe, s.515. 97 O nocy i o zanotowanych słowach pisał Ryszard Przybylski w książce Homilie na Ewangelię dzieciństwa. Szkice z teologii biblijnej malarzy i poetów, Paryż 1990, s. 39 – 48. Por. także S. Skwarczyńska, Rozważania genologiczne nad dwoma utworami Mickiewicza: „Hymn na dzień zwiastowania N. P. Maryi” i „Słowa Panny”, 49 Tak, wierzę, Maryja mówiła do Adama Mickiewicza z niepojętej, bezprzestrzennej i bezczasowej wieczności. Adam zaśpiewał w noc Dziadów 1842 roku Magnificat98 . W sobotnią noc październikową, po modlitwie do Najświętszej Panny, Mickiewicz obaczył najpierw iskrę pulsującą, urastającą do jasności gwiazdy, i poczuł cieleśnie czyjąś obecność. Wypełniła go bliskość Chrystusa Pana jako Ecce Homo, ale zmieniona jakby w bliskość ducha Napoleona, który zaczął Adamowi dyktować tajemnicze słowa. Adam je zapisał i szukał w iskrze znaku lub ostrzeżenia, czy jego ręka dobrze czyni i dochowuje wierności przekazowi z zaświatów. Iskra jednakże świeciła nieruchomo, więc Adama nie wypełniło zupełne odczucie prawdy. Objęła go niepewność, z której się zwierzył Towiańskiemu. Niech on rozstrzygnie i rozsądzi czy jego ręka i nerki, i serce zamieniły się w posłuszne organy objawienia. Niech mistrz odpowie, dlaczego gwiazda nie dała znaku, nie potwierdziła wierności zapisu. Następnego dnia, w niedzielę, 9 października 1842 roku, o godzinie 10 rano, Adam Mickiewicz stał ze spuszczoną głową w kościele Świętego Rocha w Paryżu, w obszernej i ciemnej kaplicy Kalwarii99. Mickiewicz, aby do kaplicy dotrzeć, musiał - podobnie jak pozostali polscy emigranci - przemierzyć najpierw długą nawę wzdłuż szeregu ciemnych kaplic, okrążyć kaplicę Dziewicy Maryi, wejść do kaplicy Przenajświętszego Sakramentu, znaleźć się w wąskim antyszambrze jak w przyciasnej sieni i oddawać rewerencje przed wąskimi drzwiami w najdalszym zakątku świątyni. Kto nadchodzi - dobrze widzieli zza krat konfesjonału zarówno ksiądz Edward Duński, jak i ksiądz Fayette, proboszcz Świętego Rocha, któremu Polacy zdążyli już przysporzyć kłopotów, bo przed niespełna miesiącem, po pierwszym kazaniu Hieronima Kajsiewicza, w dniu 11 września 1842 roku, ambasada rosyjska wystawiła notę dyplomatyczną do francuskiego ministra spraw zagranicznych - François Guizota, że polski kaznodzieja zelżył cesarza, naplwał z ambony na Rosję i zagrzewa do buntu, więc Guizot przekazał notę arcybiskupowi Paryża Augustowi Affre’owi, który zawezwał Kajsiewicza i zażądał od niego wyjaśnienia na piśmie, na szczęście Kajsiewicz czym prędzej oświadczył, że nigdy mu w głowie nie postało buntować polskich emigrantów przeciwko cesarzowi100. Podobno ksiądz Fayette, późniejszy biskup orleański, spotkawszy w kilka dni później ministra Guizota na przyjęciu u królowej oświadczył, że car Mikołaj nie ma czego szukać w jego kościele. Na wszelki jednak wypadek i dla świętego spokoju - dzięki położeniu kalwaryskiej kaplicy – proboszcz kościoła Świętego Rocha lub w jego imieniu wikary mogli spokojnie obserwować, ilu Polaków kroczy ze złożonymi na łonie rękami ku wąskim drzwiom u szczytu świątyni101. W dębowych ławach, tuż przy kolumnadzie, agenci Ludwika Filipa i ambasadora Kisielowa, nabożnie skuleni, łypali okiem spode łba. w: Pomiędzy historią a teorią literatury, Warszawa 1975, s. 36. Mickiewicz donosił Towiańskiemu: „W noc przed Wszystkimi Świętymi byłem w mocnym poruszeniu i napisałem kilkanaście wierszy prozą o N. Pannie” (list A. Mickiewicza do A. Towiańskiego, Paryż, 3 listopada 1842 roku, w: A. Mickiewicz, Dzieła, t. XV, Wyd. Jubileuszowe, s. 524). 98 Por. R. Przybylski, op. cit., s. 40. 99 Zmartwychwstańcy prosili arcybiskupa paryskiego o kościół i ambonę do walki z herezją zaraz po zjawieniu się w Paryżu. Kajsiewicz pisał do Rzymu: „Moi wy Drodzy, dziś decyduje się kwestya o Kościół do Kazań - zdaje się, że będzie w tylnej Kaplicy u Św. Rocha” (list H. Kajsiewicza do księży zmartwychwstańców w Rzymie, Paryż, 8 sierpnia 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 5201). 100 Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 76 – 77. 101 Kaplica kalwaryjska zamyka kościół Św. Rocha od północy i jest całkowicie wyizolowana od reszty świątyni. Można się do niej dostać od strony głównej nawy, przez Kaplicę Dziewicy Maryi i Kaplicę Przenajświętszego Sakramentu, po przejściu czegoś w rodzaju antyszambru, zakończonego wąskimi drzwiami, lub wejść do niej od strony zakrystii, z zewnątrz, od ulicy Świętego Rocha, po przekroczeniu ciemnej, równie wą 50 9 października 1842 roku Adam Mickiewicz słuchał Mszy świętej w skupieniu. Obok klęczeli: Romuald Januszkiewicz, Staniszewski, Wolski, generał Mycielski i pułkownik Kamieński. Na wyplatanym siedzisku sąsiedniego krzesła Juliusz Słowacki złożył jasnożółte rękawiczki z koziego zamszu, czyli irchy102. Juliusz Słowacki przeżywał krótką chwilę miłości do Adama. Kilka miesięcy wcześniej wstąpił do Koła Sprawy Bożej. Potem nałoży „polskie veto z ducha” na towiańczyków, oskarży Mickiewicza o najgorszą zdradę, ale po zawieszeniu wykładów w College de France napisze list do księcia Czartoryskiego z wyrzutem, że nie bronił on kursu Adama, bo na nim się rodziła polska myśl „theologiczna”, jednakże prośby swej nie wyśle103. Towiańczycy trzymali się razem, za to z dala od innych. Nie wiadomo, ilu emigrantów znalazło się tej niedzieli w kaplicy kalwaryjskiej, choć schodziło się ich nieraz ze 200 albo nawet więcej, zmuszając rozproszonych po kościele szpiegów do wytężonego notowania. Wiadomo natomiast, że tego dnia popękały księdzu Hieronimowi Kajsiewiczowi wargi, gdy wygłaszał z ambony kazanie o heretykach i herezjach104. Piotr Semenenko, zawiadomiony o wielkim sukcesie pierwszych kazań wśród emigracyjnej braci, przestrzegał Kajsiewicza przed wbijaniem się w niepotrzebną poetycką dumę, napominał po raz pierwszy, ale nie ostatni, bo autor niedokończonego poematu popadał w poetycką ekstazę często i prawie mimowolnie, nawet w listach wysyłanych do pani Thayer. Semenenko listy do pani Thayer czytał i wykreślił pewne zwroty pochodzące li tylko z lotów ducha i ostrzegał, że w stosunkach z bliźnim wszystko niech pochodzi z prawdziwej miłości, z serca, a wszystko, co pochodzi z imaginacyi, z poetyckiego szału, to należy do verba odiosa, z których wypadnie tłumaczyć się przed Panem105. Ksiądz Hieronim zapewniał, że nie będzie się już więcej upajał swym głosem, wiedzą, krągłością frazy i powodzeniem, i że Pan Bóg pokarał go za brak pokory, ponieważ w niedzielę, 9 października 1842 roku, wszedł na ambonę z okropnym bólem głowy od nieustannego ślęczenia nad ćwiartkami papieru, a wargi miał tak spierzchnięte, że tylko usta otworzył, to krew się (jego własna) polała. Cała sutanna przemiękła mu potem, a koloratka ścisnęła gardło niczym hiszpańska garota. Kajsiewicz mdlał prawie, lecz kazał. Jak zwykle, nie krócej niż półtorej godziny. Krew lała się z warg i Kajsiewicz cierpiał, lecz rzecz trzymał, choć z początku mówił przerywanie. Dopiero po godzinie doszedł do wewnętrznej równowagi, złapał rytm i z mocą powstał na heretyków, to znaczy na Mickiewicza. Kaznodzieja przyjął niby do serca ostrzeżenia Semenenki, żeby nie myśleć o własnej sławie, lecz o służbie Bożej, ale nie omieszkał przypomnieć, że każe z wyższej poetyckiej inspiskiej bramy, sprzyjającej wszelakiej inwigilacji. W każdym razie wszyscy wchodzący musieli bez trudu wpadać w oko obserwatorom. 102 Por. L. Płoszewski, Mickiewicz w korespondencji i zapiskach L. Niedźwiedzkiego, „Pamiętnik Biblioteki Kórnickiej” 1958, s. 246. 103 Por. J. Słowacki, List drugi do Księcia A. C. , w: Dzieła wszystkie, t. XV, Wrocław 1955, s. 316. List powstał pomiędzy styczniem a 15 lutego 1846 roku. Por. E. Sawrymowicz, Kalendarz życia i twórczości Juliusza Słowackiego, Wrocław 1960, s. 517. Por. także Z. Makowiecka, Brat Adam. Maj 1844 – grudzień 1847. Kronika życia i twórczości Mickiewicza, Warszawa 1975, s. 251. Z utworów antytowianistycznych Słowackiego „najstraszniejszy ma mickiewiczowski tytuł Matecznik”; Towiański występuje tam jako „mocarz zapowiedziany w proroctwie oszusta”. „Oszustem” zaś ma być Mickiewicz. Por. S. Pigoń, Walka Słowackiego z towiańszczyzną, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego. Filologia” 1963, z. 9, nr 59. Por. także Z. Mzkowiecka, op. cit., s. 110. 104 Kajsiewicz pisał do Semenenki: „Wyszedłem na ambonę z okropnym bólem głowy od kilkodziennego siedzenia. Usta spiekłe gorączką, zaraz przy zaczęciu pękają mi i krwi utulić długo nie mogłem; to mię, dzięki Bogu, nie zmięszało, choć przerywanie mówiłem, ale czuć było pewien nieład, dopiero pod koniec podniosłem się. Jakkolwiek rzesza rada, alem ja nierad i ludzie wyżsi musieli się spostrzec” (list H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 17 października 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 5207). 105 Por. B. Micewski, op. cit., s. 226. Por. także J. Iwicki, op. cit., s. 328. 51 racji, nie może odegnać od siebie natchnienia, podczas modlitwy włażą mu ciągle do głowy myśli do następnego kazania, upokarza się przed Bogiem, ale cóż biedny ma począć, skoro co tydzień do emigrantów kazać musi106. Nie ukrywał, że jego kazania są odpowiedzią na kolejne wykłady Mickiewicza w College de France. Każde kazanie prostuje kłamstwa Adama-kacerza. Na jego manowce - daje uświęcony powagą Kościoła odpór. Kazania księdza Hieronima Kajsiewicza zbijały błędy Adama107. Jak więc ksiądz Hieronim miał się skupić na modlitwie i z posłuszeństwem wypełniać wolę Ojca Przełożonego, wyzbyć wszelkiej pychy, względów ziemskich i nie szukać najmniejszego chociażby poklasku, skoro 11 września 1842 roku rozpoczął wielki pojedynek z Adamem Mickiewiczem? On, Hieronim Kajsiewicz, pozostawił na stronie niedokończony poemat, który miał prześcignąć Dziady, i stanął na ambonie jako strażnik prawa, obrońca Pisma i stolicy Piotrowej przed wszeteczeństwami głoszonymi w auli po drugiej stronie Sekwany. Na wiarę i Kościół rękę podniósł dawny Mistrz i Ojciec. Tym walka trudniejsza, tym słodsze zwycięstwo! Hieronim Kajsiewicz spełniał najgłębsze poetyckie pragnienia w roli kaznodziei. Przeistaczał w „poetę nowej epoki” w kaplicy kalwaryjskiej u Świętego Rocha, w kościołach Tuluzy, Orleanu, Angers, Poitiers, Marsylii, Rzymu, Lwowa, Krakowa, Poznania, Jazłowca i Florencji. Wcześniej groził, że zupełnie złamie pióro i donosił Niedźwiedzkiemu, że poemat jego życia i wszystkie wiersze poszły w ogień, bo były słabe i głupie i nade wszystko pisane dla ziemskiego poklasku108. Za Świętym Pawłem powtarzał, że krzyż Pana jest tylko chwałą i zasługą, ale dodawał zaraz, że może później, wieczorami, gdy wszelkie obowiązki wypełni i nawet dzieci katechizmu wyuczy, kiedy naprawdę już nic do roboty nie będzie, to zaostrzy pióro i siądzie do pieśni, ale pisanych już inaczej, nastrojonych na wyższą nutę, śpiewanych z pastuszą prostotą, dyszkantem anielskim ku zbudowaniu dusz i podniesieniu serc. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Hieronim Kajsiewicz widział rolę poezji i poety tak, jak Andrzej Towiański, który wymagał poetyckiej prostoty polskiego chłopka od Adama Mickiewicza. Ksiądz Kajsiewicz ganił Niedźwiedzkiego, że nie dość przeżegnać się w kościele, lecz należy całą duszą pokrzepiać się chlebem niebieskim, bo inaczej popada się w obojętność, z obojętności - w rozpustę, z rozpusty bierze się zatwardzenie - zatwardzenie ducha, a z zatwardzenia - śmierć109. Mickiewicz ostrzegał, za Towiańskim, przed śmiercią za życia. Kajsiewicz uważał, że główną „bronią katolicką” przeciwko wszelkiemu zagrożeniu jest przykład i słowo. Słowo mówione. Mickiewicz-heretyk przejął katolicką broń - ukradł ją po 106 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 17 października 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 5207. 107 Kajsiewicz porównywał frekwencję na kazaniach w kaplicy u Świętego Rocha i na wykładach w auli College de France. Pisał do Koźmiana: „Kazania uczęszczane daleko więcej [niż] kurs Adama publiczny [...] i Micheleta, obrzydliwszy dla gwałtowności, nieładu, ironii gorzkiej i złej wiary. Na przyszły wtorek zapowiedział wykład Biesiady, prosił o modlitwę, aby to godnie uczynił. Właśnie wczoraj wyszło w druku tłomaczenie francuskie Biesiady. Broszurę [...] przeciw Stefan [Witwicki] zamierza drukować – X. Piotr [Semenenko] następnie – Wypadnie w końcu i mnie co usmażyć, bo zgorszenie publiczne. W tych czasach wyspowiadał się Malinowski” (list H. Kajsiewicza do J. Koźmiana, Paryż, 6 marca 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5252). 108 24 listopada 1836 roku Kajsiewicz pisał do Leonarda Niedźwiedzkiego: „ Bolesław Śmiały i wsztstko com pisał, poszło w ogień; dyspozycje a r t y s t y c z n e [podkr. K.R.], w jakich teraz ile mi się zdaje żyjesz, oburzą cię zapewne, ale najprzód powiem Ci szczerze, że wszystko było słabe i głupie, a i do tego jeszcze się przywiązywał bodziec sławy ludzkiej i mnie niepokoił. Nie mogło się to pogodzić z teraźniejszym i przyszłym stanem moim; rzekłem tedy za Świętym Pawłem: »daleko ode mnie, abym się w czem innym chwalił nad krzyż Pana mojego«. Kiedyś, jeśli nic pilniejszego do roboty nie będzie, ba, nawet dzieci do uczenia katechizmu, wrócę może znowu do pieśni, ale już na wyższą nutę, z prostotą pastuszków, dyszkantami anielskimi spróbuję śpiewać, gdzie już basy namiętności ludzkich wpadać nie będą”. Cyt. za: B. Zaleski, op. cit., s. 298. 109 Tamże, s. 299. 52 prostu. Zadanie prawego oratora, uświęconego powagą i władzą kapłana, polega nie tylko na demaskowaniu błędów profesora literatur słowiańskich. Sprzeniewiercy trzeba słowo odebrać i zmusić go do milczenia. Tym bardziej że w gruncie rzeczy bój toczą ze sobą poeci. Prosił zatem ksiądz Pana, żeby jego słowo było śpiewem duszy, płaczem serca i modlitwą jednocześnie, aby wbrew nawet woli słuchających krążyło wokół nich nieustannie, wpadało do ucha z powietrzem i toczyło śpiewem, płakało w sercu jak ptaszyna wypłoszona ze spalonego domu, z podciętego drzewa, ze splądrowanego gniazda. Wolno przypuszczać, że dla Hieronima Kajsiewicza Mickiewicz był gwałcicielem ptasich gniazd i złodziejem110. Hieronimowi Kajsiewiczowi prawdziwa poezja dziewiętnastego wieku iściła się w kazaniu. Wszelkie dotychczasowe jej formy pogniły i sczezły. Dlatego ksiądz Kajsiewicz, który - mimo wszystko - potajemnie sonety układał i przyjaciołom „rękopisma” przesyłał, ogłaszał je drukiem w „Pielgrzymie” Eleonory Ziemięckiej pod tytułem Wiersze z teki zmarłego poety w latach 1842-1846. W najgorętszym czasie walki z Mickiewiczem111. Kaznodzieja dbał o głos jak primadonna. W roku 1848 znalazł się w Galicji. Wstępował na ambonę wszędzie, gdzie się pojawił, najchętniej wygłaszał mowy wielokrotnie. W Krakowskie przyjechał z Poznańskiego i w podwawelskich świątyniach kazał do tysięcy wiernych, gdy krew jeszcze nie przyschła po rzezi. Wtedy rozbolało go gardło. Stary proboszcz ze Szczepanowa leczył Kajsiewicza homeopatycznie. Kuracja nie pomogła, ale za to osłodziła ostatnie chwile ziołolecznika. Kiedy się bowiem dowiedział, że jego wywary starają się koić potargane struny tak słynnego oratora, którego kazania z wypiekami na twarzy tyle razy czytał - bo ksiądz Kajsiewicz, mimo wyrzekania się ziemskiej chwały i wszelkiego względu ludzkiego, przywiązywał największą wagę do drukowania oratorskich swych popisów i troszczył się o fundusze wydawnicze i jakość korekty - zatem staruszek homeopata, ujrzawszy na własne oczy wieszcza ambon, nie mógł przyjść do siebie z wrażenia i niedługo zmarł112. Kiedy Hieronim Kajsiewicz miał niespełna 42 lata, skarżył się w Rzymie, w roku 1854, że na starość umysł mu rdzewieje i ciało odmawia posłuszeństwa, głowa pobolewa, a tu trzeba o kazaniach myśleć. I kusiło go, żeby sięgnąć do drukowanych, opasłych tomów własnych mów. Powtórzyć, co już kiedyś prawił. Dotychczas nie miał odwagi powielać własnych fraz, albo przynajmniej tak mu się zdawało. Ubolewał, że więksi od niego pisarze, zasobni w zdolności i doświadczenie, nie chcą pracować lub zużywają swój talent nieodpowiednio. Więc on pozostał na pustyni placu, bez wyjścia i możliwości odwrotu, na takich jak on spoczywa ciężar i taki jak on partacz musi się kompromitować113. Kajsiewicz ukochał retorykę. Wołanie do ludu. Na wszelki wypadek starannie utrwalane drukiem dla potomności, choć lubił powtarzać, że łamie pióro. Łamał je po raz ostatni - jeśli nie popełniłem błędu w rachunkach - 9 listopada 1868 roku. Owego dnia skończył nekrolog świętej pamięci generała Szymanowskiego na zamówienie Towarzystwa Historyczno- Literackiego w Paryżu i oświadczył, żeby już nikt nie liczył na żadne prace literackie z jego strony. Starość w kościach i galibardczycy pod drzwiami. Słowa nie dotrzymał114. 110 Kajsiewicz pisał w notatce lub w liście, którego oryginału szukałem, lecz nie znalazłem: „Czasem, choć ziarno padnie na opokę, wiatr je lub ptak usłużny przeniesie dalej i powietrzny siewca Boży na lepszą upuści ziemię; tak i słowo moje było śpiewem duszy, płaczem serca i modlitwą; aby pomimo waszej woli krążyło wciąż koło nas w powietrzu, śpiewało do ucha, płakało w sercu, jak ptaszyna wypłoszona ze spalonego domu, z podciętego drzewa, ze zgwałconego gniazda”. Cyt. za: B. Zaleski, op. cit., s. 326. 111 Tamże, s. 307. 112 Por. tamże, s. 343 – 344. 113 Tamże, s. 362 – 363. 114 Tamże, s. 406. 53 9 października 1842 roku Hieronim Kajsiewicz bił bez wytchnienia na heretyków w kaplicy kalwaryjskiej kościoła Świętego Rocha w Paryżu. Adam Mickiewicz słuchał ze spokojem i litością. Słowacki zaciskał usta z gniewu, Januszkiewicz - z niepokoju o przyszłość rozpoczętych interesów. Trzy dni później Mickiewicz napisał do Towiańskiego list spokojny i zrównoważony, w którym rozważał taktyczne możliwości dalszego prowadzenia walki zaznaczywszy, że ksiądz Kajsiewicz całe kazanie przeciwko Kołu Sprawy Bożej wymierzył i z gniewem nastawał przeciwko tym, którzy łączą się z Żydami, przeciwko tym, którzy oczekują Mesjasza i widzą paruzję w Napoleonie115. Mickiewicz oczekiwał od Towiańskiego rozkazu dotyczącego metody protestu przeciw akcji księży polskich. Sugerował najprostsze rozwiązanie: wysłuchać mszy, przyjąć Komunię Świętą i przed kazaniem wyjść. Kajsiewicz rozpoczynał bowiem długą swą orację dopiero po spełnieniu ofiary przy stole Pańskim. Domeyce Adam napisał lakonicznie, że polscy księża nastają przeciw niemu i przeciw kołu jako heretykom. Heretykom najgorszym, spod gwiazdy Piołun116. John Iwicki w dziejach Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego spisanych po angielsku - a w księdze tej nieraz szukałem objaśnień - wykazał w sprawie herezji Mickiewicza i towiańczyków tak zwaną pryncypialność i nie zdradził najmniejszych wahań. Napisał, że: „Niebezpieczeństwo tego heretyckiego ruchu [tzn. towiańczyków z Mickiewiczem na czele - przyp. K.R.], oprócz aspektu czysto doktrynalnego, polegało na dwóch ważnych czynnikach. Z jednej strony, w y g n a ń c y n i e b y l i l u d ź m i o d p o w i e d n i m i d o z w y k ł e g o k i e r o w a n i a n i m i . Byli ludźmi, którzy utracili ojczyznę w heroicznym proteście przeciw uciemiężeniu. Bardzo wielu z nich było intelektualistami, mężami stanu, naukowcami, literatami, poetami - po prostu awangarda narodu. Z drugiej strony w ł a d z e k o ś c i e l n e w P a r y ż u l e k c e - w a ż y ł y r u c h , n i e z w a ż a j ą c n a p o d a t n o ś ć , j a k ą w y k a z y w a l i l u d z i e w y b i t n i n a z a r a ż e n i e s i ę h e r e z j ą . Nie zdawano sobie z tego sprawy, że gdyby wpływowa grupa emigrantów polskich uległa towiańszczyźnie, Kościół poniósłby dotkliwą stratę w krajach słowiańskich. C z u j n i z m a r t w y c h w s t a ń c y przygotowali się jednak do przeciwdziałania i w c i ą g u c a ł e j d e k a d y p r o w a d z i l i b e z u s t a n n ą w a l k ę z h e r e z j ą , która - gdyby nie została pokonana - wyobcowałaby większość Polaków z Kościoła. Jednakże n a j b a r d z i e j p o d s t ę p n y m a s p e k t e m h e r e z j i b y ł o t o , ż e u k r y w a ł a s i ę p o d p ł a s z c z y k i e m u d a w a n e j u l e g ł o ś c i w o b e c K o ś c i o ł a , ponieważ wielu jej stronników uczęszczało na Mszę św. i przystępowało do sakramentów. Ponadto doktryny Towiańskiego były rozprowadzane w postaci rękopisów, a ponieważ Kościół nie kontrolował rękopisów, trudno było publicznie zwrócić uwagę kół kościelnych na »herezję« [wszystkie podkr. K.R.]117. Ojciec John Iwicki w powyższym fragmencie swej Historii Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego napisał wprost, że Hieronim Kajsiewicz oraz pozostali polscy księża ocalili naród polski przed zagładą oraz utrwalili jedność Kościoła powszechnego. Walcząc z Mickiewiczem i towiańczykami. Kazanie wygłoszone 9 października 1842 roku dotyczyło fałszywych proroków. Kajsiewicz starał się pogłębiać swoją wiedzę o sektach i herezjarchach od czasów ewangelicznych, 115 A. Mickiewicz, Dzieła, t. XV, Wyd. Jubileuszowe, s. 516. 116 Tamże, s. 519. 117 J. Iwicki, op. cit., s. 110. 54 aż do przybycia Towiańskiego. Studiował między innymi dzieło doktora Seppa, którego obszerne wyjątki wraz z komentarzami przetłumaczył osobiście na polski118. Hieronim Kajsiewicz, który od kiedy zaczął wygłaszać kazania, pisał tak, jakby kazał z ambony, komentując Seppa objaśniał usterki jego stylu, usprawiedliwione ze wszech miar chęcią jak najszybszego wymazania wpływu, które dzieło Straussa na słabych umysłach wywrzeć mogło. Stąd styl doktora Seppa, chociaż nie wykończony ostatecznie, dziarski się okazał i żwawy. Styl Seppa, jakże księdzu Hieronimowi bliski, dowodzi, że zimne i szydercze ślinienie protestanckiej krytyki po twarzy Zbawiciela - a protestantyzm uważał Kajsiewicz za herezję prawie tak wstrętną jak towianizm - i bezbożny „policzek ręką Straussa wycięty, przy okrzyku wszystkich odstępców świata tuszących sobie, że można pękami bibuły poczernionej Kościół Boży rozwalić, spływa po oplwanych jak woda po gęsi119. Trzeba się jednak uciekać do mocnych środków, do mocnego słowa i czynu, bo tylko aniołom dano w upale najgęstszym walczyć chłodem, który Rafael w archanielskich twarzach odmalował. Prawdziwym katolikom nie wolno wierzyć podstępnej niedowiarków piosnce o obowiązku bronienia prawdy stylem wiecznie sielankowym i elegijnym, który najczęściej czytelnika usypia i wtedy szatan na swoje wychodzi. Zalecał więc gorąco ksiądz Kajsiewicz lekturę własnego przekładu ustępów doktora Seppa, szczególnie zaś rozdziałów o Żydowskich Chrystusach, czyli kłamanych Mesjaszach, w których napiętnowano ohydę Jezu ben Pandira, Judasza Gaulonisty, Szymona Maga, Theudasa, Barjezusa, Nowego Jozuy, Tkacza Jonatasza, Lukausa - króla żydowskiego, Barkocheba - syna gwiazdy, rabiego Judasza Hakkadosza, Mojżesza z Krety, Mesjasza z Persji, Dunaana Araba, Juliana Samarytańczyka, Nowego Mojżesza z Syrii, Dawida Eiroi, Abula Afii, Żyda Abrahama i Nathana z Kolonii, rabina Lemleina, Dawida Mojżesza i Salomona Malchu, Izaaka Lurii, Sabbataja Cewi, Nowego Marchodeusza, Baalszema, zwanego pogardliwie Besztem albo Bestią, oraz podstępnego Jakuba Franka, z którego tłuszczy zwolenników herezjarcha z College de France ród swój wywodzi po kądzieli. Kajsiewicz nie omieszkał przetłumaczyć XXXIII rozdziału rozprawy Seppa, poświęconego głównie Towiańskiemu, który przybył z Litwy (przepełnionej jak wiadomo Żydami) do Paryża, obiecując Polakom oraz duchom izraelskim łaski szczególne. Biegły w retoryce tłumacz zastosował w odpowiednim ustępie komentarza asyndenton: przyznał, że go uderzyło policzenie Towiańskiego przez doktora Seppa do rzędu żydowskich pseudomesjaszów. Uderzyło, ale nie zdziwiło120 Bo przecież już Józef Görres, kiedy tylko Semenenko opowiedział mu o Towiańskim w Monachium, w 1841 roku, od razu zawołał: „żydowska to sprawka!” Żydzi w roku 1840 oczekiwali nadejścia Mesjasza, a Towiański w tym roku właśnie robotę swą na dobre zaczął, przedtem lat kilka cichaczem kręcąc się po Eu- 118 Zob. część pierwsza, odsłona 4, przypis 88 w niniejszej rozprawie. 119 Por. H. Kajsiewicz, Żywoty pseudo – mesyaszów żydowskich, s. 273. 120 Kajsiewicz napisał: „Udarzyło nas niepomału to policzenie Andrzeja Towiańskiego do rzędu żydowskich pseudo – mesjaszów. Uderzyło mówię w obcym pisarzu, który mało co o tem nowem duchowem zjawisku zasłyszał, ale nie zdziwiło. Wiedzieliśmy dobrze, iż śp. Józef Görres, głęboki znawca wszelkich pseudo – mistycznych systematów, posłyszawszy z ust ks. Piotra Semenenki naukę Towiańskiego w Biesiadzie zawartą, bez wahania się i stanowczo powiedział: żydowska to sprawka. Dr Sepp wskazał nam nadto, iż Żydzi na rok 1840 oczekiwali przyjścia swego mesyasza, a wiemy, iż Towiański już na lat kilka przedtem płużył cichaczem po Europie. Nadto autor nasz spomina po kilka razy, iż gdyby księga Sohar, skład całej talmudyczno – żydowskiej mistyki, więcej została upowszechnioną, dałaby powód do powstania niejednej może sekcie. Obszerniejszej sprawy o tem dziele nam nie dał, nie możemy więc przesądzać, ile Towiański mógł z niej zaczerpnąć; to pewna, jak widział czytelnik, iż Soharyci, Sabbatai Cewi, Baalszem itd. ogłaszali także główny dogmat Towiańskiego, przechodzenie dusz. Czytając dziwy i proroctwa tych fałszywych mesyaszów, mimowolnie przychodziło na myśl, żeśmy podobne ś w i a d e c t w a [ podkr. Kajsiewicza] słyszeli z ust Towiańszczyków w pierwszych chwilach zacietrzewienia ich i szczerości. Słowem, od początku nam Towiańszczyzna Żydem cuchnęła” (tamże, s. 325 – 326). 55 ropie. Wszystkie błędy i proroctwa pseudomesjaszów dziwnie Towiańskiego przypominają. Kajsiewiczowi od początku towiańszczyzna już z daleka „Żydem cuchnęła”. Wirtuoz ambony od chwili przybycia Towiańskiego do Paryża starał się wytropić, pospołu z Duńskim i Semenenką, czy przypadkiem pan Andrzej sam nie przechrzta lub frankista. Zapytywał braci Litwinów wprost, lecz chętniej opłotkami, bo przecież nigdy nic nie wiadomo. Wszyscy powtarzali, że Towiański od dzieciństwa lubił czytywać Biblię i z rabinami w Wilnie rozmawiać, a taka lektura Pisma Świętego, zmieszana ze słowem starozakonnych, łatwo na manowiec sprowadzić go mogła121. Zmartwychwstańcy bacznie przejrzeli listę paryskich zwolenników mistrza i Kajsiewicz doszedł do wniosku, że w kole wielu się znalazło wyznawców mniej więcej dawno i dobrze ochrzczonych. To znaczy Polaków, ale jakby nie do końca. Bo kiedy Towiański ogłosił, że czas zmiłowania i nagrody dla starszych braci, czyli dla Izraela, nadszedł wraz z jego przybyciem, to odpadły maski i skorupy. Wszyscy, którym w żyłach szumi krew żydowska, kiedy usłyszeli, że Izrael wyższy od ludów słowiańskich, a nawet Francuzów, to zaraz głowę podnieśli i na wyścigi powtarzali, że po prawdzie, to oni Żydzi. Dopiero jak się Adam spostrzegł, że wynoszenie Żydów gniew budzi prawdziwych Polaków - to umilkł122. Kajsiewicz przeczuwał od początku, że herezja Adamity, którą Towiański w duszy Mickiewicza rozdmuchał, ma cechy starozakonne. Sama zapowiedź nagrody dla Żydów za ich wytrwałość obraża chrześcijanina, a proroctwa o nadejściu czasów białego krzyża, czasów Chrystusa Zmartwychwstałego, nowej epoki ducha i siły oraz Adamowe przypowieści, że jak ktoś nowej prawdzie się nie podda, ten jak kamień brukowy żelazną sztabą w powietrze wysadzony będzie, wszystkie te brednie zdradzają ducha mesjańskiego, ducha mesjasza żydowskiego - potężnego zdobywcy. Słowem - głoszą nadejście antychrysta. Zmartwychwstańcy wytłumaczyli sobie, że skoro Towiański łączy się z Żydami, to carskiej policji pewno nie służy123. Żydzi oczekują Mesjasza, a polscy emigranci wyzwolin ojczyzny. Jednych i drugich gniecie żądza zmiany i pragnienie nowego. Jedni i drudzy podejrzani, nieposłuszni i trudno im uzdę założyć na ducha. Żydzi i polscy emigranci, nade wszystko tacy, którym izraelicka krew szumi w żyłach, zawiązali sojusz. Z natury swojej spółka to „anti-kościelna” i „anti-katolicka”. Lucyferyczna. W ten sposób Hieronim Kajsiewicz nabrał przekonania, że polska emigracja jest żydostwem Nowego Zakonu. Hieronim Kajsiewicz przybył z Rzymu do Paryża na odsiecz Edwardowi Duńskiemu 12 lipca 1842 roku. Duński błagał od dawna braci rzymskich o pomoc w walce z szalejącą herezją. Niezwłocznie po przyjeździe do Francji, 13 lipca 1842 roku, Hieronim Kajsiewicz odwiedził Adama Mickiewicza w Saint-Germain-en-Laye124. Później składał mu wizyty jeszcze kilka razy, zadając pytania i żądając wyjaśnień. Sam lub w towarzystwie Duńskiego. To były regularne przesłuchania, ponieważ Hieronim Kajsiewicz wyrobił sobie sąd o sekcie zanim przybył do Paryża i przygotował sentencję wyroku. Przygotował też wcześniej, z pomocą Bożą i dla dobra duchowego Polaków mieszkających w stolicy Francji, projekt układu podpisanego dnia 23 lipca 1842 roku przez księdza Dionizego Augusta Affre’a, arcybiskupa Paryża. Dokument ów zawierał siedem punktów: Odprawianie Mszy św. i głoszenie kazania dla Polaków w każdą niedzielę i święto, a nawet codziennie, jeśli znajdą się odpowiednie pomieszczenia. Ustalenie programu konferencji religijnych, na których - po odpowiednim naświetleniu podstawowych prawd katolickich - rozwiewano by skrupulatnie wątpliwości tułactwa. 121 Tamże, s. 326. 122 Tamże. 123 Tamże, s. 327. 124 Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 53. 56 Utrzymywanie dwóch lub trzech pokoi gościnnych w siedzibie przeznaczonej dla księży polskich, w których chętni odbywaliby rekolekcje. Nauczanie katechizmu dziatwy szkolnej po domach, gdyby odległość nie pozwoliła połączyć ich w grupę. Odwiedzanie chorych po domach i szpitalach, a nawet po więzieniach. Pracę duszpasterską pomiędzy przybyłymi z Polski, którzy rzadko mają okazję pogłębiania swej wiedzy religijnej, a którzy mogliby po powrocie do nieszczęsnej ojczyzny wiele dobrego pośród rodaków uczynić. Wreszcie czynienie wszystkiego, co podpowiada natchnienie Boże dla pocieszania i umocniania wiernych zarówno na wygnaniu, jak i w Polsce125. Kiedy arcybiskup Paryża wyraził zgodę na program zmartwychwstańców i na miejsce nabożeństw dla Polaków wyznaczył kaplicę kalwaryjską u Świętego Rocha, Hieronim Kajsiewicz zaczął układać pierwsze kazanie tak, jak się rozstawia chorągwie do boju przeciwko szatańskim zastępom, przeciwko jeźdźcowi Apokalipsy szarżującemu od dawna w College de France. Pierwsze kazanie zmieniał Kajsiewicz i poprawiał. Skrócił ustępy o niedowiarstwie, a dodał całe strony o herezjach uczuciowych, czyli o gnostykach, manichejczykach, albigensach, anabaptystach, kwakrach, metodystach, pietystach, jansenistach i o Swedenborgu, z których - jak mniemał - można całego Towiańskiego ulepić126. Oczami duszy widział, jak się będą wściekać i strzykać śliną, gdy on, wsparty o ambonę lub ołtarz (nie wiedział jeszcze, kędy stanie), powie im prawdę prawd. Im, to znaczy jemu, prosto w oczy, trochę strach zmierzyć się nagle z Adamem, zamknijcie drzwi do kaplicy, tak trzeba, on musi, on kapłan tę władzę, którą ma nad przyrodzeniem, chce wywrzeć na ludzkie 125 Por. Porozumienie pomiędzy arcybiskupem Paryża i kapłanami polskimi, Paryż 23 lipca 1842 roku. Z francuskiego przełożył Michael Kieffer, rkps ACRR, sygn. 35580. Denis Auguste Affre został arcybiskupem Paryża w roku 1840. Założył słynną Ecole des Carmes i pozostawił wiele tomów dzieł teologicznych, między innymi refutację ultramontanizmu pt. Essai historique et critique sur la supermatie des papes et de l’Eglise (1829). Zmartwychstańcy w walce z towiańczykami odwoływać się musieli do arcybiskupa jako do najwyższej władzy kościelnej. Nalegali na publiczne potępienie ruchu – dlatego memoriał demaskujący herezje wręczył arcybiskupowi Kajsiewicz. Affre zawiódł nadzieje zmartwychstańców. Zalecał łagodność, cierpliwość, miłość chrześcijańską, obcowanie z towiańczykami i używanie „wszelkich środków, które miłość i roztropność chrześcijańska dostarczyć mogą”. Kajsiewicz i Semenenko z trudnością godzili obowiązek posłuszeństwa wyższej władzy z potrzebą serca i zapałem tropicieli kacerstwa. Używali wszelkich możliwych wpływów i metod, by wpłynąć na zmianę stanowiska arcybiskupa. Przedstawiali towiańczyków w najgorszych barwach, a wykłady Adamowe streszczali jako diabelskie pobekiwania. Najwyraźniej jednak osobowość Mickiewicza robiła większe wrażenie na arcybiskupie niż księżowskie duszyczki zmartwychwstańców. Arcybiskup Affre przyjął po raz pierwszy Mickiewicza na audiencji w pierwszych dniach grudnia 1842 roku. Najwyraźniej nie tylko Mickiewicz zrobił na arcybiskupie Paryża dobre wrażenie, ale i Affre spodobał się Mickiewiczowi. Jaki był rzeczywisty przebieg audiencji? Znamy go tylko pośrednio, na podstawie relacji Mickiewicza przedstawionej Kajsiewiczowi. Kajsiewicz opisał ją w Pamiętniku i przedrukował w najpóźniejszej wersji. Warto przypomnieć najbardziej dramatyczny moment audiencji, kiedy arcybiskup Affre spytał, czego właściwie Mickiewicz od niego wymaga. Mickiewicz miał odpowiedzieć: „Ja prosty laik, tyś biskup. Módl się do Ducha Św., a zrozumiesz, co masz czynić. Ale koniecznie zrób coś takiego, aby, gdy wychodzisz na ulicę, lud klękał przed tobą, prosił cię o błogosławieństwo, a otrzymawszy je, wierzył, że jest lepszym i został nim rzeczywiście. Otrzymaj to, a będziesz prawdziwym biskupem. Bądź mi zdrów. I z tem odszedł”. Cyt. za: A. Mickiewicz, Dzieła wszystkie, t. XV, Wyd. Sejmowe, s. 169. Wieść gminna niesie, że arcybiskup tak mocno wziął sobie do serca słowa Mickiewicza, że kiedy w roku 1848 wybuchło listopadowe powstanie na przedmieściu Świętego Antoniego, z krzyżem w ręku wszedł na barykadę, by słowem miłości lud godzić z wladzą i Gwardią Narodową. Zginął na miejscu od kuli, najprawdopodobniej wystrzelonej z karabinu reprezentanta ludu. 126 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 1 września 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 5203. 57 dusze: nie bronią - broń prędko odbije, nie pieśniami - długo rosną, nie nauką - prędko gnije, nie cudami - to zbyt głośno, chce rządzić - bo ma rząd dusz! 11 września 1842 roku Hieronim Kajsiewicz po raz pierwszy zacisnął palce na ambonie, odrzucił w tył głowę i zagrzmiał. Cztery dni wcześniej napisał do Piotra Semenenki, że skąpie się za dni kilka, że jest pewny, że będą wściekli, gdy usłyszą, co im powie. Ale czy z tego powodu ma zostać się psem niemym?127. Pełen tremy, w liście pokornie rękę Semenenki ucałował, prosił o błogosławieństwo i modlitwę gęstą, upartą przed Bogiem. U dołu karty skreślił podpis: „Twój mały Hieronimek”128. Kajsiewicz odniósł sukces godny prawdziwego wieszcza. Ars bene dicendi przemienił w Ars poetica nova. Bił w heretyków, odstępców i Żydów. Bił w Adama. Ze spierzchniętej gorączką wargi lała mu się krew. 127 Tamże. 128 Tamże. 58 ODSŁONA 6 8 GRUDNIA 1846 ROKU. RZYM. PIUS IX UDZIELA HIERONIMOWI KAJSIEWICZOWI PRYWATNEJ AUDIENCJI W SPRAWIE ADAMA MICKIEWICZA. Ojciec Święty Pius IX, który zasiadł na tronie Piotrowym 16 czerwca 1846 roku, stał się dobroczyńcą i opiekunem zmartwychwstańców. Oni zaś odwdzięczali mu się pełnym oddaniem, przywiązaniem zupełnym i niezachwianą miłością do Stolicy Świętej. Podobnym zresztą uczuciem darzyli poprzedniego papieża, Grzegorza XVI, który potępił listopadową insurekcję. Ojcowie: Kajsiewicz, Semenenko, Hube i Jełowiecki cieszyli się osobistą przyjaźnią Piusa IX, który, pomny na wierną służbę zmartwychwstańców Grzegorzowi XVI i na kazania Kajsiewicza, ufał im w sprawach polskich i słowiańskich. Łaskawie wysłuchiwał z ich ust wszystkiego, co dotyczyło wiary świętej katolickiej na terenach dawnej Rzeczypospolitej, a także wszelkich wieści o imperium carów i o obszarach zamieszkanych przez Słowian południowych129. W czerwcu 1846 roku Hieronim Kajsiewicz złożył u stóp Piusa IX Memoriał o warunkach Kościoła Katolickiego w Rosji i w Polsce, w którym spisał wszelkie cierpienia znoszone przez wiernych obrządku łacińskiego i greckiego z rąk Moskala i przeniewierców. Hieronim Kajsiewicz, którego papież ukochał szczególnie, otrzymał z rąk namiestnika Piotrowego wyjątkowy przywilej: to on - niekiedy zaś inni zmartwychwstańcy - opiniował przybyłych do Rzymu Polaków, pragnących otrzymać audiencję u Papieża. Dotychczas takie wizy do komnat papieskich wydawała wyłącznie rosyjska ambasada130. Bez zgody zmartwychwstańców nikt z Polaków nie mógł dotrzeć do papieża. Przede wszystkim zaś kacerze i osobnicy o herezję podejrzani, a także wszelcy rewolucjoniści, awanturnicy i wywrotowcy131. Przede wszystkim Mickiewicz, który przekonał się rychło, że wszelkie próby zbliżenia do Stolicy Piotrowej prowadzą przez kościół Świętego Klaudiusza przy Piazza San Silvestro i zakrystię kościoła Wniebowzięcia w Paryżu132. 8 grudnia 1846 roku, niepóźnym wieczorem, Pius IX przyjął Kajsiewicza, który stawił się, po odprawieniu Mszy świętej w zgromadzeniu, w prywatnych apartamentach papieża. Ksiądz mówił przez trzy kwadranse o wszystkim, co miał na sercu. Papież spytał, jakże się teraz miewa on sam, Kajsiewicz, dawny żołnierz, który bił się z Rosją, a teraz, jako ojciec przełożony zgromadzenia, tak dzielnie żywym słowem i czynem walczy za Kościół. Opowiedzieć tedy musiał ksiądz Hieronim Piusowi IX całą swą drogę życia133. Ojciec Święty wysłuchał opowieści najłaskawiej i spytał wprost, z czym właściwie polski ksiądz do niego przyszedł. Przełożony Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego pożalił się, że Stolica Święta nie żąda od polskich księży objaśnień o kandydatach na biskupów w 129 Por. J. Iwicki, op. cit., s. 127. Por. także J. Mrówczyński, Stolica Apostolska a pierwsi Zmartwychwstańcy jako przedstawiciele Kościoła polskiego w Rzymie, maszynopis, Kraków 1947; J. S. Pelczar, Pius IX i jego pontyfikat, Przemyśl 1907. 130 J. S. Pelczar, op. cit., s. 472. 131 Por. J. Iwicki, op. cit., s. 130; H. Kajsiewicz, Pamiętnik, w: Pisma, t. III, s. 450. Por. także J. I. Kraszewski, Listy do Zmartwychwstańców 1848 – 1879, rkps ACRR, sygn. 48210. 132 I września 1842 roku zmartwychwstańcy otrzymali od rządu francuskiego dar w postaci kościoła Świętego Klaudiusza, mieszczącego się przy Piazza San Silvestro w Rzymie. W sprawie nadania interweniował książę Adam Czartoryski u rządu Ludwika Filipa. Por. M. Handelsman , Adam Czartoryski, Warszawa 1950, t. II, s. 133. Por. także J. Iwicki, op. cit., s. 121. 133 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Rzym, 16 grudnia 1846 roku, rkps ACRR, sygn. 5374. 59 cesarstwie rosyjskim. Pius IX odparł, że Rosja w ogóle mu kandydatów do zatwierdzenia nie przedstawia, więc Kajsiewicz przedłożył plan wysyłania do Polski duchownych zasłużonych i wiernych papieżowi134. Powiedział też, że pośród emigracji znajduje się człowiek najgenialniejszy może, którego polska ziemia wydała, i któremu rząd francuski ofiarował katedrę w College de France135. Człowiek ów - dodał ojciec przełożony - żył lat wiele w praktyce religii katolickiej i budował wielu, szczególnie zaś tego, który u stóp Ojca Świętego za nim świadczy. Człowiek ów miał zostać księdzem, ale się ożenił, a na dodatek żona po każdym połogu dostawała pomieszania zmysłów. Kiedy przybył do Paryża z Litwy pewien iluminat i żonę mu (przejściowo) uleczył, uwierzył on w przybysza jak w Mesjasza lub proroka oraz jego naukę z katedry paryskiej szerzył, nie bez zgorszenia wielu. Zgromadzenie Zmartwychwstania Pańskiego zwalczało sektę przez lat kilka i dlatego nie rozpełzła się zbytnio po emigranckich zakładach we Francji, a nawet wewnątrz chwiać się i dzielić rozpoczęła. Genialny ów mąż, opętany przez przybysza, oskarżał Kościół, że mało w nim ducha Chrystusowego, mało odwagi i gorliwości apostolskiej, brak mocy i poświęcenia. Kiedy ksiądz Kajsiewicz podał mu chlubny przykład matki Makryny Mieczysławskiej, która tak wielkie cierpienia przeszła w obronie wiary świętej, to Mickiewicz odparł, że na pewno gdy się Makryna w Rzymie zjawi, to ją tak schowają w kącie, że nikt o niej nie posłyszy. Ale jednak przekonał się rychło, że matka Makryna w Rzymie nie tylko nie zginęła, ale cieszy się powszechnym szacunkiem, szczególnie zaś za pontyfikatu Jego Świątobliwości. Zatem mąż ów pragnie powrotu na łono Kościoła. Pius IX podziękował Bogu za dobrą nowinę, ucieszony tym bardziej, że przecież nawet Lamennais dawał wówczas znaki dobrej woli. Kajsiewicz nie omieszkał dodać, że zbłąkany ziomek był z Lamennais’m blisko, więc przykład jednego pomoże drugiemu i przeszedł do sprawy najważniejszej. Postawił mianowicie pytanie o wysokość kary i rozmiar pokuty. Jakiego aktu ma od owego męża wymagać w wypadku wyraźnych oznak nawrócenia i jaki akt uznać można za wystarczający, jako znak odnowionego przymierza. Pius IX odparł, że skoro zgorszenie było publiczne, to odwołanie winno też być publiczne. W jakiej formie? - Mniejsza o to, byle było publiczne136. Nie wolno zapomnieć, że kiedy papież usłyszał nazwisko owego męża od razu na początku audiencji, to w gruncie rzeczy zostawił ojcu przełożonemu wolną rękę. Adam Mickiewicz winien przybyć do Rzymu jako pokutnik. Im Kajsiewicz wyżej, tym Mickiewicz niżej, bo chociaż Piotr Semenenko przestrzegał Kajsiewicza wiele razy przed wbijaniem się w niepotrzebną dumę poetycką, to jednak sława kaznodziei rosła i rosła, duma - jak to duma, drążyła w duszy ścieżki i kanały. Przez długie lata uważał się ksiądz Kajsiewicz za drugiego Skargę137 i takież komplimenta słyszał z ust wielu osób, szczególniej dam z najlepszego towarzystwa, ale w roku 1859 do- 134 Tamże. Por. także P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 168. 135 Por. list H. Kajsiewicza do P. Semenenki, rkps ACRR, sygn. 5374. 136 Tamże. 137 Stanisław Tarnowski jako apologeta Kajsiewicza pisał o kazaniach, nawiązując do sonetów księdza Hieronima: „»Zakonnik - Rycerz takiej chcę piosenki«.Niech teraz wystąpić kto śmie i powie, że ona nie była wielka? Kiedy młody, biorący się za poetę Kajsiewicz, mówił gniewnie, że »świat porzuci i nowy sobie utworzy«, wydawał się zuchwałym: ale dotrzymał tego, co mówił, stworzył sobie świat godny może samego świętego Bernarda [...] Pierwszą zaś rzeczą, która w jego kazaniach od pierwszego razu zadziwia, nie mówiąc o darze wymowy i wspaniałym stylu, jest gruntowna i głęboka znajomość tak natury polskiej w ogólności, samej przez się, jak i tej natury pod warunkami czasu i położenia, charakteru narodowego ze wszystkimi jego skłonnościami złemi czy dobremi i z najgłębiej ukrytymi powodami tych skłonności i obecnego dzisiejszego stanu i usposobienia duszy polskiej. Dusza ta jest dla niego na wskroś otwarta, przezroczysta, jak żeby była szklaną [...] Jako psycholog i 60 szedł do wniosku, że przykład Skargi, którym się zrazu łudził, „do niego nie przypada”. Skarga mógł sobie pozwolić na patriotyzm, bo głosił mowy do polskiego króla i dworu w normalnym stanie swego kraju138. Prawy zmartwychwstaniec na patriotyzm pozwolić sobie nie może, bo stan Polski jest nienormalny, a poza tym patriotyzm - to pokusa słabych, którym wzrok wyżej nie sięga, to uczucie maluczkich i nie dość w duchu wyrobionych. Dojrzalszych, wiernych Kościołowi, zwykły patriotyzm odstręcza, dlatego w Rzymie nigdy żadnego patriotyzmu ksiądz Kajsiewicz na ambonę nie wnosił. Sam Ojciec Święty zauważyć raczył, że Polacy przede wszystkim Polski szukają, a nie Królestwa Bożego, i dlatego Polski nie mają. Pchają się Polacy do wszelkich rewolucji jak niedorostki. Ksiądz Kajsiewicz, pomny na swe młodzieńcze jakobińskie zapały, chęć ablucji w ruskiej jusze, pamiętający o sonetach pisanych z miłości dla jedynej w życiu kochanki - ojczyzny, traktował już patriotyzm jak trądzik młodzieńczy, który z wiekiem mija i leczony nie zostawia śladów. Zatem przyczyny - odkryte w następnym akcie dramatu - dla których Piotr Semenenko osobiście uprawiał homeopatię, wydają się złożone139. Terapia zmartwychwstańców nie wszystkim emigrantom przypadała do gustu. Kiedy Kajsiewicz wstąpił na ambonę u Świętego Rocha 29 listopada 1849 roku, w rocznicę listopadowego powstania, by „z okiem wlepionem w niebo i z palcem na ranach narodu” wykazać w natchnieniu różnicę ducha narodowego i rewolucyjnego, który jest duchem diabelskim, czyli duchem Mickiewicza, i kiedy zaczął piętnować Polaków za mieszanie się do wewnętrznych interesów Toskanii i Genui, gdy zagroził im wiecznym potępieniem, to zgromadzeni zaczęli tupać, czyli w kościele gwizdać - i prawie wytupali Kajsiewicza, ale nie do końca, bo ten zgromił wszystkich, przekrzyczał i zagroził tupiącym straszliwymi mękami140. Jan Koźmian wygłosił laudację kazań Kajsiewicza w „Przeglądzie Poznańskim”, w tym samym roku 1849, w związku z ukazaniem się u Hirta we Wrocławiu trzeciego tomu mów. Kajsiewicz to dla Koźmiana Skarga na nowo wcielony, tym wyraźniej, im bardziej się autor zastrzegał przed podobnym porównaniem141. Jan Koźmian się zarzekał, że choć kazań Kajsiewicza z wytworami współczesnej poezji, i w ogóle piśmiennictwa, porównywać nie wolno, a nawet nie trzeba, to z punktu widzenia wyobrażeń chrześcijańskich wypada je uznać za lepsze i słuszniejsze, za pożywniejsze dla narodu od rozmaitych proroctw zastępu wierszopisów. Nade wszystko od proroctw Janusza, to znaczy poety o Janusowym obliczu, sprzeniewiercy, gracza, oszusta, czyli Mickiewicza. Wysokie loty ducha zachwycają poniektórych, ale mogą też przyprawić o zawrót głowy i prowadzić do grzechu142. Lepiej więc poetę wyświecić z Miasta i słuchać kaznodziei. znawca narodowej duszy, ksiądz Kajsiewicz należy do znakomitszych w naszej historii [...] Od pierwszego razu, od pierwszego słowa, objawił się jako kaznodzieja, jakiego w Polsce od czsów Skargi nie było” (S. Tarnowski, op. cit., s. 37 – 38). Jan Koźmian porównywał w „Przeglądzie Poznańskim” Kajsiewicza do Skargi, udając, że nie porównuje: „Nie przymierzamy bynajmniej do siebie dwóch mówców, dwóch pisarzy; zdaniem naszem nie godzi się żyjącym kosztem dawniejszych wywyższeń pod nogi podstawiać; wskazujemy tylko podobieństwo natchnień i kierunków, i to pokrewieństwo duchowe, do którego równie jak do miana uczni wielkiego zygmuntowskiego kaznodziei, chętnie się zapewne młody opowiadacz słowa Bożego przyzna”. Por. [J. Koźmian], Kazania i mowy przygodne księdza Hieronima Kajsiewicza, „Przegląd Poznański” 1849, t. XII, s. 431. 138 B. Zaleski, op. cit., s. 374. 139 Tamże. 140 Tamże, s. 348 – 349. 141 Por. Kazania i mowy przygodne księdza Hieronima Kajsiewicza, s. 431 – 471. 142 Tamże, s. 431. 61 Maria z Przeździeckich Walewska zwała Kajsiewicza złotoustym i patrzyła w radości i drżeniu jak w miarę mówienia rozgrzewał się i zapalał, zwrotów krzykliwych nie stosował oraz unikał emfazy143. Józef Bohdan Zaleski w liście do Jana Kożmiana, pisanym 12 grudnia 1844 roku, chwalił i doceniał mowy księdza Hubego, ale przyznawał, że księdzu Hieronimowi zawsze należy się pierwszeństwo w zawodzie oratorskim i że nam rośnie, rośnie i rzadko, bardzo rzadko zaczyna deklamować, choć dawniej wpadał w fałszywy ton w każdej frazie144. Kiedy Kajsiewicz przybył w roku 1848 do Krakowa, zajmował się - prócz kaznodziejstwa - pauprami krakowskimi, które się ostatnio mocno rozwydrzyły, a ślady chłopskich siekier na drzwiach szlacheckich dworków ciągle kłuły oczy równie mocno, jak pamięć o krwi wsiąkającej w śnieg145. Zaczął wokół siebie gromadzić księży i zakładać bractwa duchowne, posyłać pijarów i augustianów do nauczania katechizmu maluczkich, a nawet zamierzał rozmawiać z cechami i zakładać „Tygodnik Kościelny”. Kiedy arcybiskup Ludwik Łętowski powrócił z kuracji u wód i zobaczył, jak mu się Kajsiewicz po owczarni panoszy, to okazał niełaskę i bractwo rozgonił. O samym rzymskim przybyszu trzymał nie najlepiej, a ponieważ ksiądz biskup lubił trochę fantazjować, od szklanicy, a nawet (wstyd choćby szeptem wypowiedzieć) od alkowy - jak najgorsi powiadają złośliwcy - nie stronił, to może nazbyt surowym okiem na Kajsiewicza spoglądał i w późniejszym wieku zapisał, że kiedy ksiądz rezurekcjonista przyjechał do Wrocławia w pierwszych miesiącach 1848 roku, to kobiety polskie już o jego przybyciu wiedziały i Kajsiewicz musiał zaraz je spowiadać i kazanie im powiedzieć146. Biskup Łętowski utrzymuje, że Kajsiewicz to człowiek zręczny i nieco wścibski „obywalec”, wielki łowca dewotek i dla głupich ludzi powaga. W Krakowie rządził przez kilka miesięcy jak dyktator, prorok, mąż Boży zesłany z nieba. W najlepszych domach go przyjmowano, w gorszych sam się ponoć rozpierał, ludzie stateczni mu się przypatrywali, a szalały za nim panny głupie i szacowne niewiasty. Sława kaznodziei dotarła do biskupich uszu, więc zaprosił on Kajsiewicza w czas Wielkiego Postu do katedry Najświętszej Maryi Panny. Ewangelia była o godach w Kanie Galilejskiej. Kajsiewicz zaczął skromnie i - jak na biskupie ucho - improwizował. Pomału nabierał ognia, zaczął krzyczeć, rzucać się i zmęczony opadał na ambonę, aż się ksiądz biskup przestraszył, żeby się rezurekcjonista ze starą kazalnicą mariacką nie oberwał. Ponoć Kajsiewicz ganił, że się w czasie Godów nie bawiono i nie tańczono, bo z tego kupcy i rzemieślnicy żyją, a skończył, wychyliwszy się z ambony, w największym rozzłoszczeniu na Polaków, którzy z dawien dawna niedołężnym ludem są i włóczą się z gęsią po świecie. Ludwikowi Łętowskiemu całe kazanie wydało się całkiem od rzeczy. Za to kobiety płakały. Bogu składając dzięki, że pierwszy raz w życiu usłyszały dobrą naukę. Po nabożeństwie kilku krakowian pytało się biskupa - tak przynajmniej kościelny dostojnik po latach zapisał - czy Kajsiewicz to wariat. 143 Por. M. z Przeździeckich Walewska, Polacy w Paryżu, Florencji i Dreźnie. Sylwetki i wspomnienia, Warszawa 1930, s. 21. 144 List J. B. Zaleskiego do J. Koźmiana, Fontainebleau, 12 grudnia 1844 roku, w: Korespondencja Józefa Bohdana Zaleskiego, t. II, s. 4 –5. 145 O pobycie w Krakowie opowiada Kajsiewicz w drukowanej wersji Pamiętnika (w: Pisma, t. III, s. 456 i n.); Bronisław Zaleski cytuje noty, których brak w Pamiętniku (B. Zaleski, op. cit., s. 342 – 347). Wzmianki o pobycie krakowskim znajdują się ponadto w listach kajsiewicza do Duńskiego, Hubego i Semenenki. Por. rkps ACRR, sygn. 5431 – 5496. 146 Niezbyt życzliwe wspominki i plotki o Kajsiewiczu pozostawił Łętowski w swych Wspomnieniach pamiętnikarskich. Przygotował je do druku, opatrzył wstępem i przypisami H. Barycz, Wrocław 1952, s. 218 – 220. 62 Łętowski oceniał krakowskie akcje księdza Hieronima z właściwą sobie rubasznością: i bractwo Świętej Elżbiety założone przy kościele Świętego Marka, i zbieranie pobożnych książek na bibliotekę dla ludu, i zakładanie bursy dla chłopców-uliczników z lęku, że jak ich się w porę nie wyzbiera, to dorósłszy, wszystkich w Krakowie i w okolicach nożami pozarzynają. Wiele pewno szczegółów ksiądz biskup w późniejszym wieku sobie zmyślił, inne podkolorował jak wielkanocne kraszanki. Kiedy jednak napisał, że „kochane nasze rezurekcjonisty za cel sobie postawili zaprowadzić do serca na powrót wiarę katolicką”, wiarę odnowioną, wiarę pełną, obudzić gorliwie gorliwość wiary ojców, potrząsnąć duszami, umocnić potęgę Kościoła - to nie koloryzował147. Na pewno ten sam cel stawiał sobie Adam Mickiewicz. Andrzej Towiański powiadał, że niczego innego nie pragnie. Od początków września 1845 roku Adam Mickiewicz przysięgał w obecności polskich księży, że nigdy niczego przeciwko Kościołowi katolickiemu nie podnosił, a jeśli tak się komu zdawało, to on odpokutuje grzech swój. Jeśli przeciw dogmatom wiary katolickiej wyrzekał w College de France - to wszystko przez Gutta. Aptekarz z Wilna zamieszkał w Adamowej głowie148. 9 września 1845 roku Józef Bohdan Zaleski pisał do swego krewnego Ludwika Jankowskiego, że Adam Mickiewicz wysłał, po długiej przerwie i praktycznym zerwaniu, list do księży zmartwychwstańców w Rzymie. List ten zaginął, ale wolno mniemać, że Adam chciał 147 Tamże, s. 220. 148 Mickiewicz zwrócił się do zmartwychwstańców pierwszy, oczym nie wspomniał, pisząc do szwajcarskiej centrali (por. np. listy do Guttowej). Józef Bohdan Zaleski, przede wszystkim zaś Stefan Witwicki, ostrzegali zmartwychwstańców przed Adamem podejrzewając, że zmienia on taktykę i chce podejść księży. Krotko mówiąc, że wymyslił jakis nowy plan i „zmienia maskę” po utracie katedry w College de France. Być może „bracia zewnętrzni” mieli trochę racji, ponieważ Mickiewicz w liscie do Guttowej, z 7 września 1845 roku, pisał: „Zacząłem z nimi [z księżmi: Duńskim i Terleckim] służbę na nowo. Mówiłem w sposób prosty, w sposób, jakim rozmawialiśmy przed Sprawą, ale tonem głębszym i rzewnym. Mówiłem o Panu naszym [tzn. o Towiańskim - przyp. K.R.], o tym, co on przynosi, o stanie Kościoła etc. Rozmowa długa, swobodna i ważna. Słuchali, nie odtrącając. Duński bardzo zmięknął i tylko ciągle szukał, jakby Sprawę ze swoją teologią księżowską pogodzić. Powiadał, że wszystko, co na lekcjach mówiłem, jest prawdziwe. Ale dodawał wzdychając: „Są niektóre punkty!” Terlecki bronił się, ale bez nienawiści. Odeszli bardzo radzi! (A. Mickiewicz, Dzieła, t. XVI, Wyd. Jubileuszowe, s. 57 – 58). Adam Mickiewicz chciał pozyskać papieża dla Sprawy Bożej - najpierw z przyzwoleniem, a później wbrew Towiańskiemu, wbrew biskupom, kongregacjom, agentom hotelu Lambert, demokratom i purpuratom,, ale wiedział, że do papieża nie uda mu się dostać bez pośrednictwa zmartwychwstańców. Stąd uśmiech, pochylenie głowy i wszelkie próby zażegnania konfliktu. Stąd chrzest Jakuba Aronowicza i pozostałe gesty pojednania. Mickiewicz ponownie nawiązał kontakt ze zmartwychwstańcami – mając na względzie Stolicę Piotrową – na początku września 1845 roku, a do Rzymu wyruszył dopiero około południa 22 stycznia 1848 roku, z dworca kolei orleańskiej w Paryżu. Dlaczego tak się stało – opowiem kiedy indziej. Przez ponad dwa lata starał się, by zmartwychwstańcy „zmiękli” i odnosił w tej mierze niemałe sukcesy, szczególnie w okresie (powierzchownego) buntu przeciw Towiańskiemu, który ogarnął Mickiewicza w roku 1846. Duński pisał do Kajsiewicza 27 listopada 1846 roku: „[Cezary Plater] widział się z Adamem, który obecnie jest bardzo odmieniony; w entuzjazmie nawet dla Ojca św. Rozbicie między nimi [tzn. pomiedzy towiańczykami – przyp. K.R.] wielkie; kurs swój [Mickiewicz] potępia, jako pod wpływem Gutta jedynie pisany [...] Wszakże dotąd Towiańskiego mistrzem nazywa, w rozmowach, mimo, że żadnych już nie ma z nim stosunków, od czasu ostatniego pobytu. Napisz do niego, ojcze, on dla ciebie ma wiele poważania, napisz z miłością, co Bóg pozwoli”. Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 166 – 167. W kolejnym liście do Kajsiewicza Duński posunął się jeszcze dalej w entuzjazmie do Mickiewicza i ... do Towiańskiego: „U Adama byłem i znalazłem go bardzo zmienionym. Towiańskiego uważa za człowieka nadzwyczajnego, który nigdy nic nie mówił ani przeciw Kościołowi, ani przeciw wierze; że drogi jakiemi szedł Adam, i wszystko, co awansował, było zwichnięte bądź przez niego samego, a więcej przez innych, Gutta szczególniej, który wpływał najwięcej na jego kurs...” (tamże). 63 wyzyskać przejście na łono Kościoła katolickiego Jakuba Aronowicza, Żyda i towiańczyka, jako pretekst do rozpoczęcia rozmów ze zmartwychwstańcami149. Jakub Aronowicz zapragnął przyjąć chrzest. Najpierw ochrzcili go sami towiańczycy, bo - jak twierdził Adam Mickiewicz na podstawie słów mistrza - Koło Sprawy Bożej ma prawo udzielać chrztu oraz innych sakramentów. Koło, jak Arka Przymierza Mojżeszowe tablice, chroni istotę chrześcijaństwa. Ale Kościół i księża stoją na straży form sakramentów świętych. Zatem po ceremonii z ducha wśród wybranych, trzeba prosić księdza o gest i formułę150. Chrzest Jakuba Aronowicza z rąk braci z Koła Sprawy Bożej odbył się po 10 czerwca 1845 roku, najprawdopodobniej w domku Mickiewiczów na Batignolach, przy ulicy Bulwarowej 12. To była podwójna uroczystość podwojonego sakramentu: święcona woda Nowego Zakonu spłynęła na czoło młodzieńca i zrosiła rozpłakaną główkę niemowlęcia. Tak oto syn z pokolenia Judy i syn Adamów - Jan Gabriel weszli do ogrodu Pana 151. W pierwszych dniach września Jakub Aronowicz, już wtedy przechrzta z Ducha, poszedł do księży zmartwychwstańców: Duńskiego i Terleckiego jako posłaniec Adama i kandydat do kościelnego sakramentu. Najpierw Aronowicz musiał źle się spisać, pewno zgrzeszył butą lub pewnością siebie, aż go Adam zrugał, ale szybko się poprawił i księża Duński z Terleckim odwiedzili Adama w jego własnym mieszkaniu i na jego prośbę. Mickiewicz tonem głębokim i rzewnym - jak donosił Guttowej do Szwajcarii - opowiadał o misji Towiańskiego i nieszczęsnym położeniu Kościoła152. Duński podobno bardzo zmiękł i szukał jak można pogodzić Adamowy wykład ze świętą teologią. Księża wyszli radzi i donieśli do Rzymu, że Adam się nawraca. Obiecali ochrzcić Aronowicza w kościele, co też się stało w poniedziałek, 8 września 1845 roku, u Świętego Seweryna. Chrzest (kościelny) malutkiego Jana Gabriela Mickiewicza odbył się 10 czerwca. Jan Gabriel był co prawda synem kacerza, ale za to nie był Żydem, więc pertraktacje w sprawie uroczystości kościelnych trwały zdecydowanie krócej153. Jakub Aronowicz spełniał zresztą funkcje posłańca wielokrotnie. W sobotę, 25 października 1845 roku, Mickiewicz wysłał go, za pośrednictwem Goszczyńskiego, do zmartwychwstańców znowu, tym razem do księdza Hieronima Kajsiewicza, który przed kilkoma dniami 149 Por. list J. B. Zaleskiego do L. Jankowskiego, Paryż, 9 września 1845 roku, w: Korespondencja Józefa Bohdana Zaleskiego, t. II, s. 38. 150 W kole udzielano następujących sakramentów: - p o k u t y . Mickiewicz – i prawdopodobnie inni bracia – wysłuchiwał „spowiedzi Nowego Zakonu” i udzielal rozgrzeszenia; - m a ł ż e ń s t w a . Mickiewicz udzielił ślubu „Nowego Zakonu” co najmniej jednej parze: Pan Młody – Teodor Ernest Rutkowski; Panna Młoda – Marie Lemoine; - c h r z t u . Adam ochrzcił z wody Jana Andrzeja (Gerszona) Rama oraz Jakuba Aronowicza. Obaj pochodzili niewątpliwie z rodu duchów izraelskich. Prawdopodobnie w kole odbył się też chrzest przynajmniej Jana Gabriela Mickiewicza. Przypuszczam jednak, ze wszyscy potomkowie Adama i innych braci, urodzeni po ustanowieniu „obrządków Nowego Zakonu”, poddani zostali ceremoniom w kole. Złośliwcy i prześmiewcy twierdzą, że Ksawera Deybel miała zostać wyświęcona w Kole Sprawy Bożej na kapłankę „Nowego Zakonu”. Nie mogą dowieść, że w kole udzielano sakramentu kapłaństwa. W kazdym razie Ksawery Deybel nie dałoby się wyświęcić na westalkę. Od westalek wymagano bowiem czystości w sposób – niestety – bezwzględny. 151 8 września 1845 roku odbył się chrzest w kościele. Por. Z. Makowiecka, op. cit., s. 156. Por. także S. Goszczyński, Dziennik Sprawy Bożej, oprac. Z. Sudolski przy współpr. W. Kordaczuk i M. M. Matusiak, t. I, Warszawa 1984, s. 246. 152 Por. list A. Mickiewicza do A. Guttowej, Paryż, 7 września 1845 roku, w: A. Mickiewicz, Dzieła, t. XVI, Wyd. Jubileuszowe, s. 57. 153 Por. Z. Makowiecka, op. cit., s. 156. 64 znowu ściągnął do Paryża. Aronowicz zapowiedział, że Adam odwiedzi Kajsiewicza w najbliższy poniedziałek, w samo południe154. Czy do spotkania rzeczywiście doszło? Chyba tak, ponieważ 17 listopada Stefan Witwicki ostrzegał księdza Hieronima przed przewrotnością i sprytem Mickiewicza, najwyraźniej po przeczytaniu raportu o próbach zbliżenia Adama ze zmartwychwstańcami. Witwicki tłumaczył Kajsiewiczowi, że z Adamem trzeba postępować ostrożnie, żeby się ludzie nie gorszyli, widząc go towiańczykiem i kompanem zmartwychwstańców. Nie wolno pokazywać się w jego towarzystwie, dopóki Mickiewicz będzie uznawał w Towiańskim posłańca Bożego155. Wielu się przecież dziwi i nie pojmuje wcale, po co księża na Mickiewicza nastają, skoro on taki nabożny, do Kościoła chodzi i do sakramentów przystępuje. Diabla to robota. Skoro Mickiewicz wyznał Kajsiewiczowi na stronie, że gotów wydrukowane już przecież wykłady z College de France156 odwołać i potępić, to niech je niezwłocznie odwoła i potępi. Powiada, że wyznaje Credo katolickie - jawnie kłamie. Trzyma się przecież nowej nauki, czyli herezji. Dopóki się fałszywego mesjasza publicznie nie wyrzeknie, to wszelkie Mickiewiczowe łaszenia i przymilania do zmartwychwstańców Witwicki uznaje za wybieg szatański i straszliwe niebezpieczeństwo. Od kiedy Witwicki odkrył w Mickiewiczu Żyda, namawiał wszystkich do wielkiej ostrożności w stosunkach ze swym dawnym druhem. Spodziewał się po nim najgorszego, wykrętów podszytych podstępami i pamiętał, jak mu Kajsiewicz z Duńskim opowiadali o wizytach składanych Adamowi, podczas których próbował prośbą, groźbą lub pochlebstwem kapłanów pociągnąć do grzechu. Nie zapomniał opowieści o przyjęciu zgotowanym dla księży Duńskiego i Kajsiewicza przez Mickiewicza z Guttem w Adamowym mieszkaniu, wtedy jeszcze przy ulicy Amsterdamskiej i, w pierwszych dniach grudnia 1842 roku. Cóż za słodycz płynęła im z ust, jak wzdychali i przewracali oczami! Nawet ksiądz Hieronim się wzruszył, a ksiądz Edward, człowiek o sercu mdlejącej w locie jaskółki, jak zwykle zapłakał, gdy Adam z ręką na sercu, głosem cichym i skruszonym na Boga przysięgał, jakże wiarołomnie, że oni, towiańczycy, żadnych dogmatów nie przynoszą, że przy kościele rzymskim, katolickim murem stoją, że Jezus Chrystus jest ich jedynym Mesjaszem, a prawym zakonem Ewangelia, że oni chcą tylko więcej Słowa w życiu, to ich nowość jedyna, że on, Adam, mógł w chwilach uniesienia przesadzić albo coś niedokładnie powiedzieć, więc prosi o przebaczenie, a Gutt stał i potakiwał, ruszając szczęką i kiwając, jak Żydzi w szabas. A potem Mickiewicz upadł ponoć przed księdzem Kajsiewiczem na kolana, ramiona na krzyż złożył i wyrecytował całe Credo katolickie przysięgając, że w to wszystko wierzy157. Klęczał z ramionami na krzyż złożonymi, a - w opinii księży zmartwychwstańców oraz wielu ludzi dobrze myślących - przysięgał krzywo! Dopiero zaczął siać zgorszenie! Przed Ojcem Świętym, kardynałami w Rzymie, przed Polakami-katolikami, przed Francuzami, 154 List A. Mickiewicza do S. Goszczyńskiego w Paryżu, 25 października 1845 roku, w: A. Mickiewicz, Dzieła, t. XVI, Wyd. Jubileuszowe, s. 76. 155 „Ja bym na waszym miejscu, dawszy mu chętnie i gorliwie jedną i drugą sesję, wymagał koniecznie od niego tak lub nie; jeśli chce się opamietać, niechże całe złe od razu i jawnie na sobie starga – będziem się cieszyli i Bogu dziękowali; jeśli nie, niech sobie i drugich nie zwodzi, nie wchodzi w stosunki, których mu się nie godzi, z których nowe tylko rosło by zgorszenie, a będziem się modlili, prosząc nad nim o Boga miłosierdzie. Długich z nim rozpraw po wszystkim, co zaszło, nie widzę żadnej potrzeby, a pewna surowość, która też jest właściwa prawdzie i powadze, a nie przeciwi się jednak miłości, skuteczniejsze by może uczyniła na nim wrażenie, niż zbytnia i słaba powolność” (list S. Witwickiego do H. Kajsiewicza, Paryż, 17 listopada 1845 roku. Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 158 – 159). 156 Księża przyszli do Adama – jak ustaliła Zofia Makowiecka – pomiędzy 30 listopada i 3 grudnia 1842 roku. Por. Z. Makowiecka, Mickiewicz w College de France, s. 362 – 363. Tamże źródła drukowane zawierające opis przebiegu wizyty. 157 Por. H. Kajsiewicz, Pamiętnik, w: Pisma, t. III, s. 429. 65 przed arcybiskupem Paryża, przed całym klerem katolickim! Kacerz, kacerz, po trzykroć kacerz! Bezwstydnie prowadza swoich sekciarzy do Stołu Pańskiego, głos podnosi w obecności namiestnika Świętego Piotra, wykrzykuje na księdza arcybiskupa paryskiego i nauczki mu daje, palcem mu przed nosem wymachuje, publicznie zgorszenie w sali wykładowej Kolegium Francuskiego siał, a prawdziwe swe cele na wszelkie sposoby starał się ukryć podstępnie. Nie wolno ufać Mickiewiczowi! Jeśli mówi, że chce się pojednać z Kościołem - to kłamie, chce „na manowiec” kapłanów jego wyprowadzić, a nie samemu „wydobyć się na jasne!” Nie wierzcie mu, nie wierzcie, nie wierzcie! A jeśli mówi prawdę, to niech przejdzie próbę i oświadczy wszem i wobec, że heretykiem stal się, herezję szerzył i kacerza za męża Bożego podawał. A na dodatek świeżo wychrzczonego Żyda używa za posłańca na większą sromotę i rozwydrzenie. Tak myślał Jan Koźmian. Hieronim Kajsiewicz przyjmował jego opinię za własną z pewnymi wątpliwościami, które rozwiały się rychło. Hieronim Kajsiewicz podwoił straże dzięki ostrzeżeniu Witwickiego. 7 stycznia 1846 roku wysłał do księdza Józefa Hubego zdecydowany list, ponieważ walka z towiańszczyzną oraz pozostałe zmartwychwstańskie zajęcia wymagały sporej ruchliwości158. Kajsiewicz ostrzegał, żeby nie wierzyć w żadne słowo Adama i wszelakie jego zapewnienia o prawowierności katolickiej oraz próby powrotu na łono Kościoła traktować jako intrygę szatańską. Adam obiecał, że wykłady z College de France potępi? Bo mu Towiański nagadał, że błędnie Biesiadę tłumaczył i dlatego cały kurs to głupstwo. Towiański kazał potępić Mickiewiczowi lekcje o Towiańskim. Hieronim Kajsiewicz wyznał, że dotychczas ojcowie zmartwychwstańcy - oraz pozostali prawdziwi Polacy-katolicy - za łagodnie się z kacerzami obchodzili. Ponadto ksiądz arcybiskup paryski bezustannie do umiarkowania namawiał i akcje księży polskich wstrzymywał. Przebrała się jednak miarka, przelała czara cierpliwości. Ksiądz Kajsiewicz zatrąbił wsiadanego. Czas skończyć z Mickiewiczem i wypalić herezję do końca, do kości, do imentu i tym sposobem ocalić szczeropolskie dusze dla Kościoła i prawdziwej ojczyzny, którą jest wiara katolicka. W księdzu Hubem, dawnym artylerzyście, zagrała krew i przypomniał się zapach prochu z pakułami. Postawił ultimatum Mickiewiczowi: albo - albo. Albo prześle mu oświadczenie na piśmie, że potępia jak najzupełniej Biesiadę i to wszystko, co w kursach wygłaszanych w College de France przeczyło nauce Kościoła rzymskokatolickiego, oraz że Mickiewicz tenże Kościół rzymskokatolicki uznaje za prawdziwego mistrza w rzeczach wiary i moralności, a nie jakiegoś Towiańskiego. Albo jawnie potępi, albo zostanie przegnany ze swoją czeredą precz i sam potępiony159. Ksiądz Hube napisał bez ogródek i bez znieczulenia, że kapłani dopuszczą Adama i innych kacerzy do Świętych Sakramentów tylko i wyłącznie wtedy, gdy takie oświadczenie podpisze. Hube ruszył do akcji na początku stycznia 1846 roku i od razu powyciągał największe armaty. W jednym z trzech stanowczych listów do Mickiewicza oświadczył, że ani Adam, ani towiańczycy tym razem się nie wymigają i niech już żadnych sztuczek nawet nie próbują, bo ojcowie zmartwychwstańcy na piękne słówka nie dadzą się więcej nabrać. Rychło też rozstrzygną, czy mają do czynienia z synami Kościoła, którzy tylko chwilowo ulegli błędowi, 158 List H. Kajsiewicza do J. Hubego, Rzym, 7 stycznia 1846 roku, rkps ACRR, sygn. 5316a. 159 Por. rkps ACRR, sygn.3609. Por. także W. Mickiewicz, Współudział Adama Mickiewicza w sprawie Andrzeja Towiańskiego, t. II, s. 16; P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 160 – 161; Z. Makowiecka, Brat Adam, s. 242 – 243. 66 czy też z wrogami wiary świętej, którzy uporczywie obstają przy błędzie. Czy oni durnie, czy diabły? Tak czy owak, kara ich nie minie. Ksiądz Hube powtarzał Inquisitio Haereticae Pravitatis i wypisywał kolejne listy do ojców w Rzymie i do braci świeckich. Im głośniej i częściej Mickiewicz gadał o Kościele, Matce naszej - tym gorzej bluźnił160. Wszystkie przesłanki prowadzą do wniosku, że ksiądz Hube nie uprawie sztuki podejrzeń, kierując się w sposób przesadny chrześcijańską miłością bliźniego. Mickiewicza uznawał za takiego samego wroga jak carskiego jegra. Bez najmniejszych trudności przekonał Kajsiewicza, że Mickiewicz - mimo różnych zamieszań, podziałów i dąsów w sekcie, zwanej Kołem Sprawy Bożej - wcale z Towiańskim nie zerwał. Namawiał ponadto, żeb y opinie ojców Duńskiego i Terleckiego uważnie przesiewać przez sito, bo obaj są mięccy i nadto ulegają czarom Adamowym. Zresztą nikomu w walce z szatanem zaufać nie można, jeno Bożej Opatrzności. Ksiądz Kajsiewicz przyznawał Hubemu rację: zmartwychwstańcom w pół drogi zatrzymać się nie wolno. Zgodził się chętnie, że Mickiewicz był heretykiem od zawsze, że udawał tylko katolika i nie zmienił się od czasów pisania Dziadów części III, a już wtedy tkwił w nim bakcyl herezji Tak, to prawda, Mickiewicz ciągle zrzuca winę na innych, zasłania czystości; i intencji oraz umiłowania prawdy, że jeśli coś powiedział niezgodnego z nauką Kościoła, to musieli go inni pobudzić i podburzyć. Przebrał się, wilk w jagnięcą skórę i ogonem macha! 161. Niech Adam piekła w innych nie szuka, tylko w swojej duszy, bo przecież to inni właśnie przed nim mdleją i przed nim truchleją, do niego wyciągają ręce jak do proroka wieszczącego na puszczy, z jego ust każde słowo piją, przed nim kobiety padają na kolana w spazmach, zanoszą się od łez, jakby - nie przymierzając - jakie wielkie i mądre kazanie powiedział, Mickiewicza trzeba publicznie upokorzyć. Im głośniej powtarza, że na łono Kościoła chce wrócić, tym mniej mu można wierzyć. Jeśli prawdziwie go łaska Boża oświeca, to sam wie, co w jego wykładach słuch katolika obraziło. Zmartwychwstańcom łaska Boża świeci. Zatem Adam winien potępić to, co kłuje w oczy zmartwychwstańców. Najpierw Mickiewicz padnie na kolana i głowę posypie popiołem, a później zobaczymy162. W inkwizycyjnym trudzie zaczął jednak nieco zmartwychwstańcom przeszkadzać dotychczasowy wierny sojusznik i brat zewnętrzny, uczciwy potąd katolik - Walery Wielogłowski163. On do Mickiewicza dobrą szlachtę prowadzał jak do wyroczni, a Mickiewicz na wizytujących głos podnosił, ducha pętał i tumanił, na swoją stronę, ku wiecznemu zatraceniu ciągnął, dusze polskie gubił, nie każdy potrafił się oprzeć Adamowi, nie każdy z wizytujących potrafił równie dzielnie odrzucić precz kuszenie, jak młody subdiakon Osmolski z diecezji poznańskiej. 160 Por. list J. Hubego do H. Kajsiewicza, Paryż, 26 września 1846 roku, rkps ACRR, sygn. 15746. Por. także P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 164. 161 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 19 lutego 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5248. 162 Por. list J. Hubego do H. Kajsiewicza, Paryż, 27 listopada 1846 roku. Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 165. 163 Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 175 – 176. Semenenko zanotował w sobotę, 5 lipca 1851 roku, w swoim Dzienniku: „Widzałem Patka wracającego z Londynu z wystawy, do Genewy, do domu. Na wystawie jego wyroby zyskały powszechne uważanie. Królowa angielska z mężem nawiedziła szczególnie jego wyroby, nazajutrz przysłała swoje dzieci. Toż i królowa francuska z księciem Nemours. Antoni Patek, doskonały jest chrześcijanin. Ciekawe jego stosunki z Towiańskim, któremu podjął się publicznie dowieść, że albo jest w błędzie, albo nawet oszustem. Przejeżdżając lat temu kilka przez Bazyleę, umyślnie dzień cały zatrzymał się, aby się z nim widział. Towiański nie przyjął go; odesłał go do mistrza miecza (Karola Różyckiego). Ten przyjął go uroczyście, w towarzystwie kilku zwolenników. Odesłano go z niczym. Towiański potem przysłał mu list z wielkimi komplementami” (P. Semenenko, Dziennik 1851 – 1886, rkps ACRR, sygn. 5166d, t. I, k. 24). Por. W. Wielogłowski, Emigracja polska wobec Boga i Narodu przez..., „Przegląd Poznański” 1848, t. VII, s. 264. 67 Adam najpierw patriotyzmem chciał Osmolskiego podejść, mówił o upadku ducha w Kościele, a później dowiedziawszy się, że Osmolski studiował teologię, przedstawił krytykę teologicznych wszelkich rozumowań, które osłabiły wedle niego ducha chrześcijaństwa, to znaczy atakował rolę księży, na co Osmolski ponoć odparł, że z przemowy Mickiewicza wynika, że Jezus Chrystus nie był Bogiem. Dodał, że przecież Apostołowie widzieli i przyjęli Ducha Świętego, dopóki zaś Mickiewicz mu nie dowiedzie; że Duch Święty opuścił Kościół oraz sługi swe, na których płomyczek świętego ognia przez kładzenie rąk biskupich spłynął, dopotąd wizje Adamowe będą dla Osmolskiego fałszem, a prawda - przy Kościele164. Mickiewicz uniósł się ponoć strasznym gniewem i odrzekł, że kamień na kamieniu z dawnego porządku religijnego nie zostanie, i że wszyscy, którzy takiego Chrystusa wyznają i bronią jak subdiakon Osmolski, są największymi Pana Naszego nieprzyjaciółmi. Takich księży wytępi Mickiewicz ogniem i mieczem oraz zetrze na proch między kamieniami. Na to Osmolski miał odpowiedzieć, widząc zapewne oczyma duszy, jak jego własna krew miesza się z ułamkami kości i mózgowia w żarnach kręconych rękami poety, że gotów jest na to męczeństwo, gdyż zmartwychwstanie w chwale165. Jak Mickiewicz bił w Osmolskiego i czy rzeczywiście młody subdiakon z diecezji poznańskiej powiedział w oczy Adamowi, że przeczy on boskości Chrystusa i na dodatek gotów był za wiarę ponieść z rąk litewskiego Heroda męczeństwo wzorem pierwszych chrześcijan - nie dowiemy się nigdy. Byłże Osmolski, mimo młodego wieku, człowiekiem z żelaza i z wolą niezłomną, niewinnym młodzieńcem prowadzonym na arenę do pożarcia przez bestię, przed którym zwierz szalał w bezsilnej złości? W każdym razie Osmolski znakomicie się nadawał na Świętego Sebastiana, zamęczonego przez sekciarza. Osmolski należał do tych nielicznych wybranych, którzy Mickiewiczowi potrafili się oprzeć. Weyssenhoff, gdy Adam ściągnął do Rzymu z Gieryczem w pierwszych dniach lutego 1848 roku, płakał przed Krasińskim i chował się w kącie na samą myśl o stanięciu przed nim, o słuchaniu jego piskliwego głosu i diabelskich argumentów wykrzykiwanych z żelazną logiką obłąkanego dziecka lub złamanego starca. Weyssenhoff bał się, że zaraz upadnie, duszę zgubi i ojcowie zmartwychwstańcy rozgrzeszenia mu nie dadzą. Szalał ze strachu i rosił łzami halsztuk Zygmunta Krasińskiego166. Prawda, Krasiński też chadzał do hotelu Minerva, a potem do mieszkania przy via Piazzetto 114 z duszą na ramieniu. Bał się Mickiewicza i miał go za despotę. Zygmunt Krasiński odkrył jednak, że przed despotą najlepiej bronić się atakiem, więc kiedy Adam kazał Gieryczowi iść precz i wyznał, że jemu nie chodzi o pychę, lecz o uczynnienie darów zlanych w jego duszę, których i Zygmuntowi nie brakuje, to wtedy Zygmunt wyrzekł apage satanas...167 . Kajsiewicz i Hube nabierali pewności, że Walery Wielogłowski zaraził się od Mickiewicza herezją, chociaż Wielogłowski napisał 8 stycznia 1848 roku do Kajsiewicza długi list, w którym zdawał sprawozdanie ze swych postępków z „panem Adamem” i z towiańczykami. Nieopatrznie zaczął jak najgorzej: „Wracam od pana Adama, który wychodzi po paszport do Rzymu. Wracam pod niepojętem wrażeniem szczęścia i wdzięczności dla Pana Boga168. Słowa te natychmiast obudziły w Kajsiewiczu obawy o zdrowie duszy Wielogłowskiego. 164 Por. list K. Kaczanowskiego do H. Kajsiewicza, Paryż, 17 kwietnia 1847 roku, w: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 173 – 174. 165 Tamże. 166 Por. list Z. Krasińskiego do D. Potockiej, Rzym, 6 lutego 1848 roku, w: Listy do Delfiny Potockiej. Do druku przysposobił Adam Żółtowski, Poznań 1930, t. III, s. 550. 167 Tamże, s. 557. 168 List W. Wielogłowskiego do H. Kajsiewicza, Paryż, 8 stycznia 1848 roku. Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 178 – 180. 68 Walery Wielogłowski zapewniał, że słuchał Adama jak katolik, a to wszystko, co Mickiewicz powiadał, brzmiało tak szczerze, poczciwie, głęboko i wysoko, jak jego dusza jest nadziemską siłą obdarzona. Zapewniał, że niczego przeciwko nauce Kościoła z ust Adamowych nie usłyszał i że jeśli Adam z czymś w ogóle chce walczyć, to nie przeciwko Kościołowi, ale z nim i dla niego, zatem Kościół musi się uradować z waleczności takich walecznych dzieci swoich. Walery Wielogłowski nigdy przedtem, z powodu wrodzonej nieśmiałości, do Mickiewicza się nie zbliżał, ale kiedy spostrzegł, że plwają nań duchy marne, poganie, tchórze, dezerterzy, kiedy zobaczył, jak podnoszą się z trumien wampiry, żywe trupy nasze, które w nic nie wierzą, a Kościół by za franka sprzedali, więc kiedy zobaczył, jak te straszne mary wyciągnęły ku Adamowi na wpół zgniłe członki, wywaliły cuchnące języki i przewracając krwawym ślepiem ciągną w stronę tętniącej świeżą krwią arterii, to postanowił za wszelką cenę zastawić drogę larwom, które chłeptać chciały z szyi poety, który Boga tak fanatycznie ukochał. Wielogłowski powiedział sobie: niech papież rozstrzyga nasze katolickie spory, nikt inny, to znaczy przestrzegał w przemilczeniu, że ojcowie zmartwychwstańcy nie mają prawa sami potępiać Adama. A kiedy wszystko, co mu w duszy grało, napisał, nadtopił laku i sygnet przyłożył, to poczuł od razu do Adama dziwną i tkliwą miłość, jakby do brata rodzonego, którego dosięgła ohydna potwarz, jak do siostry zbrukanej najgorszą obmową. Pan Walery nie wątpił w dobrą wiarę Adama, choć dodawał, że wszystkiego nie wiedział i wielu rzeczy tylko się domyślał. Ręczył natomiast słowem, że Mickiewicza prowadzą do Rzymu nie względy taktyczne, nie ukryte plany, nie przyjęty z góry systemat, nie wiara w Towiańskiego, lecz duch miłości i wola Boża, a także przyjaźń i szacunek dla zmartwychwstańców, skoro o Świętym Benedykcie, którego regułę ojcowie chcieli przyjąć, Mickiewicz opowiadał tak piękne rzeczy, zapewniał, że wiele jest w myśli świętego punktów i tajemnic, które księżom w Rzymie osobiście wyłoży, że szczególną miłością darzy ojca Kajsiewicza, bo tylko on jeden, Kajsiewicz - tu mile Wielogłowski połechtał ducha księdza piórem, sposobem godnym doświadczonego towiańczyka, choć pewno nieświadomie - i tylko Kajsiewicz, jako duch wyższy, zrozumieć tę rzecz może, nikt inny, bo sprawa Mickiewicza (i Towiańskiego) w kościele bardzo ważna. Najważniejsza ze wszystkich spraw, które winny obchodzić Polaków. W podobny sposób przed kilkoma laty Andrzej Towiański komplimentował w Brukseli Semenenkę169. Ksiądz Hieronim Kajsiewicz otrzymał w dniu 8 grudnia 1846 roku, podczas audiencji u Piusa IX, zgodę papieską na przyjazd Adama Mickiewicza do Rzymu dla przedłożenia u stóp Ojca Świętego pism swoich. Nie sposób wykluczyć, że Pius IX zgodził się też owego dnia na przybycie do Rzymu Towiańskiego170. Adam Mickiewicz wyruszył do Rzymu dopiero 22 stycznia 1848 roku, około południa. Na dworcu kolei orleańskiej w Paryżu Teodor Ernest Rutkowski, którego Mickiewicz najszczerzej nie znosił, wręczył mu list Goszczyńskiego i Szweycera, wzywający do pojednania się z Towiańskim, skoro brat Adam wyrusza, by pozyskać papieża dla Sprawy Bożej. Mickiewicz list przyjął z największą powagą, ale z Towiańskim się nie porozumiał, dlatego mistrz Andrzej szybko potępił samowolę Mickiewicza171. Ksiądz Hube uważał, że do zerwania Adama z Towiańskim nie doszło, tylko sekta popękała od wewnątrz. Ksiądz Kajsiewicz przez chwilę uwierzył chyba Mickiewiczowi, to znaczy dopuścił do siebie myśl, że może kacerz pokłoni się nisko kapłanowi, by jego niedokończony poemat spełnił się słowem i czynem stokroć piękniej i wzniosłej niż Epilog Pana Tadeusza. 169 Tamże, s. 179 – 180. 170 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Rzym, 16 grudnia 1846 roku, rkps ACRR, sygn. 5374. Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 168 –169. 171 Por. K. Kostenicz, Legion włoski i „Trybuna Ludów”, s. 38. 69 Krótko trwały złudzenia. Niedługo Adam papieża pociągnie za nogę, mistrza wyciągnie z więzienia, chociaż Towiański rzuci nań klątwę za Legion włoski i każe sztandar Sprawy przenieść, mimo protestów Celiny, do mieszkania Karola Różyckiego. Niedługo rzymska Kongregacja Indeksu wyda wyrok na wykłady w College de France172. Niedługo Feliks Wrotnowski, Julian Łącki, Hieronim Bońkowski, Ludmilew Korylski, Stefan Zan i Eustachy Januszkiewicz odstąpią Mickiewicza i ukorzą się przed Towiańskim. Niedługo ksiądz Edward Duński oświadczy, że Mickiewicz wszystkich zbałamucił i wypaczył Sprawę Bożą. Niedługo Mickiewicz stanie się Wrogiem Idealnym. Nie ulega wątpliwości, że Adam Mickiewicz wyruszył do Rzymu w celu pozyskania papieża dla Sprawy Bożej, a przed księżmi rozmyślnie grał rolę skruszonego grzesznika. Prawdą jest, że dla osiągnięcia celu gotów był na najgorsze upokorzenia, nawet na spowiedź przed „karłem napuszonym”, czyli przed Aleksandrem Jełowickim173. Kiedy się okazało, że Pius IX na czele Zastępu Pańskiego nie stanie, Mickiewicz oderwał srebrną kopertę z orłem od własnego zegarka firmy Czapek i Patek i przybił ją na drzewcu naprędce wyszytego sztandaru jako aquila, signum lub vexilla i po odczytaniu rozkazu dziennego w kościele Sant-Andrea della Valle wyruszył 10 kwietnia 1848 roku około godziny piątej po południu na północ, przez bramę Cavalleggeri, gdzie strażnik zanotował w paszporcie: Visto sortire della Citta174 . Gdy Adam Mickiewicz wyświecił się z Miasta, z młodych i leciwych piersi wyrwało się westchnienie ulgi. Adam Mickiewicz, jak zwykle, pozostawił bliźnich w bojaźni i drżeniu. Pius IX nazwał go podobno „biednym człowiekiem”. Agent dyplomatyczny księcia Czartoryskiego, Ludwik Orpiszewski, ogłaszał na lewo i prawo, że Adam wszystkich oszukuje i zbiera legion towiańczyków, Zygmunt Krasiński przestając z Mickiewiczem przekonał się o cielesnym istnieniu diabła, Makryna Mieczysławska obwieściła opętanie i zgon Adamowy, który porwał się jak lew, a zginie jak mucha175. Księża zmartwychwstańcy przekonali się, że heretykowi prawie udało się oszukać kapłanów. O wściekłości Władysława Zamoyskiego i dąsach Cypriana Norwida wspominać nie warto176. Tylko ksiądz Edward Duński pisał, że sprawa główna w zawieszeniu przed sądem Kościoła, a sumienie przed Bogiem. Niedługo Duński powstanie przeciw Mickiewiczowi z impetem podobnym furii, ale już jako heretyk kapelan mistrza Andrzeja177. Kiedy rankiem 7 lutego 1848 roku Adam Mickiewicz wjechał do Miast i stanął tuż koło Panteonu, w hotelu Minerva, na trzecim piętrze, pod numerem 63, Hieronima Kajsiewicza nie było w Rzymie od co najmniej dwudziestu czterech godzin. W wigilię przybycia kacerza kapłan wyruszy do Paryża. 172 Tamże, s. 152. 173 List Z. Krasińskiego do D. Potockiej, Rzym, 2 marca 1848 roku, w: Listy do Delfiny Potockiej, t. III, s. 615 – 616. 174 Por. K. Kostenicz, Legion włoski i „Trybuna Ludów”, s. 92 – 129. 175 Por. Raport Orpiszewskiego: Do Jaśnie Oświeconego X. Pana Czartoryskiego, Rzym, 8 lutego 1848 roku, rkps Biblioteki Czartoryskich w Krakowie, sygn. 5378/IV. 176 Por. List Z. Krasińskiego do D. Potockiej, Rzym, 10 kwietnia 1848 roku, w: Listy do Delfiny Potockiej, t. III, s. 704. 177 List E. Duńskiego do J. B. Zaleskiego, Rzym, 7 kwietnia 1848 roku, rkps Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie, sygn. 9197. 70 ODSŁONA 7 23 LISTOPADA 1850. RZYM. PIAZZA SAN SILVESTRO. HIERONIM KAJSIEWICZ WIDZI OCZYMA DUSZY, JAK EMIGRANCI STRZELAJĄ MU W TWARZ PESTKAMI WIŚNI. Dla Hieronima Kajsiewicza emigracja przestała istnieć po roku 1848, ponieważ wyruszyła do Polski, rozpełzła się po Europie i wdała w bezbożne ruchawki. Bardzo wielu do Paryża już nigdy nie powróciło, więc podczas kazań kaplica świeciła pustkami. Kajsiewicz nie lubił mówić do niepełnej sali. Na emigrację utyskiwał coraz mocniej, bo nawet Polacy, którzy w Paryżu pozostali, na polskie nabożeństwa przestali przychodzić178. Winy szukał Kajsiewicz w kobietach. Emigranci pożenili się z Francuzkami, języka poduczyli, zatem z lenistwa i wygodnictwa oraz dla przyjemności żon chadzali do bliższych kościołów parafialnych. Kajsiewicz podejrzewał nawet, że biedniejsi kierowali się interesem osobistym. Zamiast słuchać kazań po polsku, uciekali się pod opiekę francuskiego proboszcza, licząc w duchu na ewentualną zapomogę lub jakiekolwiek inne wsparcie179. Poza tym ogólny upadek ducha i patriotycznych zapałów odciągnął emigrantów od polskiego kaznodziei, również dlatego, że polski ksiądz tak zwany patriotyzm potępiał jako uczucie niższe i w gruncie rzeczy dla polskiej duszy zgubne. W tym czasie, z łaski księdza Deguerry, proboszcza Świętej Magdaleny, zmartwychwstańcy otrzymali za darmo mieszkanie przy kościele Wniebowzięcia, zatem i polskie nabożeństwa wypadało przenieść z kaplicy kalwaryjskiej u Świętego Rocha, obszernej i przypominającej nieco potężną stodołę, pod kopułę kościoła, zwanego odtąd polskim. A ponieważ kościół ten większy od kaplicy, to pustki raziły w nim jeszcze dotkliwiej. W dodatku przez zimowe miesiące na przełomie 1849 i 1850 roku katechizmy parafialne tak zajmowały świątynię, iż osobno z rana o godzinie ósmej Msza święta się dla Polaków odprawiała, a kazanie wygłaszał Kajsiewicz osobno dopiero po obiedzie. Już na Mszy pokazywało się niewielu, a na kazania Kajsiewicza przychodziło najwyżej kilkudziesięciu słuchaczy, łącznie z dewotkami, które w kościele tkwiły wiecznie. A dwa lata wcześniej przed amboną regularnie schylało głowy co najmniej z sześciuset emigrantów. Zawód, niesmak, poczucie krzywdy z powodów wielu. Hieronim Kajsiewicz kazał co najmniej godzinę z kwadransem, więc - tak mu się zdawało - nie nadużywał cierpliwości słuchaczy, lecz raczył słowem należącym do krainy wyższej poezji. Podejrzewał raczej, że Polaków omotało krążące nad Europą widmo „communizmu”, którego sekta Mickiewicza i Towiańskiego stała się dla Kajsiewicza wyraźną forpocztą. Poza tym wydawało mu się, że nikt go w Paryżu nie kocha. Dlatego spod ambony ziała pustka180. Zostawił więc niewdzięczny Paryż i powrócił do Rzymu w marcu 1850 roku, choć tu również duch rewolucyjny strzykał bezbożną śliną na papieską stolicę. Hieronim Kajsiewicz chciał zatem uchodzić do Krakowa, gdzie tak go serdecznie w dobrym towarzystwie przyj- 178 Por. B. Zaleski, op. cit., s. 350. 179 Tamże. 180 Por. list H. Kajsiewicza do J. Hubego, Paryż, 4 kwietnia 1848 koku, rkps ACRR, sygn. 5433; list H. Kajsiewicza (z dopiskiem E. Duńskiego) do P. Semenenki, Rzym, 11 kwietnia 1848 roku, rkps ACRR, sygn. 5435; List H. Kajsiewicza do K. Kaczanowskiego, Paryż, 26 lipca 1848 roku, rkps ACRR, sygn. 5449; list H. Kajsiewicza do J. Hubego, Paryż, 13 sierpnia 1848 roku, rkps ACRR, sygn. 5453; list H. Kajsiewicza do A. Jełowickiego, Paryż, 18 lipca 1849 roku, rkps ACRR, sygn. 5493. Autor niedokończonego poematu stosował pisownię „communizm”. Por. także J. Iwicki, op. cit., s. 160; list H. Kajsiewicza do J. Koźmiana, Rzym, 3 lutego 1851 roku, rkps ACRR, sygn. 5567. Fragmenty tego listu cytują: J. Iwicki, op cit., s. 160; W. Kwiatkowski, Historia Zgromadzenia Zmartwychstania Pańskiego, Albano 1942, s. 197 – 198. 71 mowano i tak wdzięcznie słuchano kazań, mimo niechętnej miny biskupa Łętowskiego. Powrócić do Polski, bo emigracji już orać więcej nie warto, a we Włoszech rewolucja. Wodzony na pokuszenie Kajsiewicz odbył na szczęście w Rzymie krótkie, lecz udane rekolekcje i 23 listopada 1850 roku, w XVIII rozdziale żywota błogosławionego Valfrego, oratorianina turyńskiego, wyczytał, że ten świątobliwy mąż przed odwiedzinami w twierdzy zakupił wprzódy dla więźniów na targu kosz ślicznych wiśni, a gdy je po celach rozdawał, przestępcy wiśnie jedli i pestkami - od czasu do czasu - w twarz mu pluli. Towarzyszący mu zakonnik, oburzony taką niewdzięcznością, chciał natychmiast więzienie opuścić, ale błogosławiony Valfre zatrzymał go mówiąc: „Nie opuszczajmy tych biedaków, wszak to bracia nasi w Chrystusie, c h c ą s i ę t r o c h ę r o z e r w a ć , b i e d n i l u - d z i e ! ” [podkr. Kajsiewicza]181. Hieronim Kajsiewicz przeczytawszy żywot błogosławionego Valfrego powiedział sobie, że większość (polskich) emigrantów przypomina owych więźniów, którzy za dobre słowo i jałmużnę strzelają mu w twarz pestkami wiśni. Widzę więc wewnętrznym wzrokiem, jak Kajsiewicz ujrzał Adama Mickiewicza sięgającego ręką do koszyka, wkładającego od razu całą garść owoców do ust, ruszającego szczękami, z wolna wzdymającego policzki i mrużącego litewskie, zimne oczy, by splunąć raz, drugi i trzeci, a pestki odskakują od księżego czoła, od policzka ciętego ongiś kozacką szablą, od siodełka nosa, od grdyki. Widzę też, jak ujrzał Edwarda Duńskiego, o wiecznie smutnych oczach i cerze trupiobladej, zaciskającego pomazane wiśniowym sokiem grube wargi, nie wiadomo czy z płaczu, czy też dla oddania salwy. A spoza pleców Duńskiego jakby wychynął Słowacki, wytwornie ujmując owoc za szypułkę w dwa palce, a Piotr Semenenko kilka pestek z wiśni wpluł Makrynie Mieczysławskiej do garnka z kapustą i łazankami, gdy matka odwróciła głowę, by zamieszać konfitury smażone w klasztorze Trinita dei Monti dla Aleksandra Jełowickiego182. 181 Por. B. Zaleski, op. cit., s. 351 – 352. 182 Makryna Mieczysławska upodobała sobie Aleksandra Jełowickiego, a Jełowicki upodobał sobie Makrynę Mieczysławską. Po raz kolejny wypada powołać się na autorytet Ojca Iwickiego: „Matka Makryna była prostą, niewykształconą kobietą, ale jej opowiadanie o prześladowaniach i terrorze wywołało sensację wśród katolików we Francji i w Europie Zachodniej. Gdy 10 września 1845 r. przybyła do Paryża, o. Jełowicki postanowił zrobić wraz z nią objazd po Francji i pokazać ją jako przykład ucisku rosyjskiego. Jej podróż przypominała triumfalny pochód rzymskich władców. Jełowicki szczegółowo opowiadał jej historię w przepełnionych katedrach i kaplicach klasztornych w Lyonie, Awinionie, Aix i Marsylii. Matka Makryna została obwołana męczennicą i świętą i ogromne tłumy walczyły, aby zdobyć kawałek jej welonu. Wiele życzliwych osób było zdania, że matka Makryna ośmielała o. Jełowickiego, a on korzystał z jej sławy. Po przybyciu do Rzymu 1 listopada 1845 r. odprawił Mszę św. w kościele św. Klaudiusza, w czasie której matka Makryna przyjęła Komunię św. Mieszkała w klasztorze zgromadzenia Sacré Coeur na Trinita dei Monti przy schodach Hiszpańskich. Na audiencji prywatnej u papieża Grzegorza XVI, 5 listopada, Ojciec św. prosił o. Jełowickiego o przygotowanie pisemnej relacji o przeżyciach matki Makryny. Wynikiem tej wizyty był formalny protest wystosowany przez papieża do cara Mikołaja podczas jego wizyty w Rzymie, w grudniu tego roku. Spełnił się plan o. Jełowickiego: ukazał publicznie prześladowania rosyjskie, a ponadto współpraca z matką Makryną podniosła znacznie jego prestiż i autorytet. W rzeczywistości czuł, że nie było dla niego rzeczy niemożliwych” (J. Iwicki, op. cit., s. 141). Związki Makryny i ojca Aleksandra pozwalają mniemać, że właśnie dla niego smażyła Mieczysławska konfitury. Natomiast ojciec Semenenko mógł wpluć pestki do garnka, ponieważ matka Makryna spiskowała przeciwko niemu namiętnie i bez pardonu. Należy wyjaśnić, skąd wzięły się w tej opowieści konfitury, kapusta i łazanki. W archiwum zmartwychwstańców znalazłem własnoręczny list Makryny Mieczysławskiej (nie była ona zatem – jak podejrzewali złośliwcy – kompletną analfabetką) do księży polskich. Podaję go w pełnym brzmieniu, z zachowaniem pisowni oryginału: „Najmilsi Ojcowie Może Surowe posłuszeństwo zachowałam przezco pod Klucz [?] Amiłość Bliźniego Chcę jak panbug przykazał zachować Otósz Posyłam Dobrydzien z kapusto i z Łazankami Anadobranoc Słoik konfitur i Proszę Ojca Prowincijała ci który będzie mugł o pułdoczwartej Zbenedykcją Całuję Ojców Ręce Nędzna i Licha Grzesznica Makryna Stara Bazylijanka” (rkps ACRR, b. Sygn.). 72 Ludwik Jastrzębski, co sam sobie gardło z rozpaczy poderżnął w kąpieli183, chociaż miał pisać z Kajsiewiczem krótką historię polskiego Kościoła, splunął mu w twarz, lecz nie trafił. Sięgnął też po wiśnie Walery Wielogłowski, a nawet Bohdan Zaleski, choć z wyraźnym ociąganiem, bo serce miał gołębie i do sukienki duchownej żywił cześć szczególną, ale przecież ostrzegał, że emigracja ani Kajsiewicza, ani innych zmartwychwstańców nie lubi za zbędną zapalczywość, wszak chrześcijańska rzecz przebaczać i przebaczać do końca, a ksiądz Hieronim i ksiądz Jełowicki, i ojciec Hube jakoś przebaczać nie potrafią, z emigrantów szydzą, za wszelką cenę Adama chcą pognębić i coraz niżej wychodźstwo trzymają. W braku miłości upatrywał Zaleski największą szkodę dla dusz ludzkich i dla sprawy narodowej. Przewidywał, że jak tak dalej ojcowie postępować zechcą, to emigracja sponiewiera się do reszty na drogach świeckich, a zmartwychwstańcy postradają winnicę swoją, z dawien dawna przeznaczoną im przez Boga184. Zaleski ścisnął wiśnię, aż pękł miąższ i sok wypłynął spod palców. Męczyła go niechęć emigracji do Kajsiewicza i do pozostałych ojców. Gryzła stłumiona głęboko miłość do Adama. Zaleski winił ducha czasu, zbieg okoliczności, samosłaństwa sekciarsko-prorockie. Zgadzał się, że zmartwychwstańcy to kapłani przykładni i gorliwi. Prawda, a jednak... 185. Wtedy za plecami niewdzięczników ujrzał Hieronim Kajsiewicz bestię wychodzącą z morza, mającą dziesięć rogów i siedem głów, a na rogach jej dziesięć diamentów, a na jej głowach imiona bluźniercze, i każda głowa bestii schwyciła z koszyka po wiśni i każda z nich pluć poczęła na kaznodzieję. Lecz pestki odbijały się od twarzy Kajsiewicza jak od tarczy, znacząc tylko koloratkę w cętki o barwie krwi186. Ksiądz wiedział, że na imię bestii - Herezja. Chciał odczytać imiona blużniercze na jej głowach, schwycić za miecz, by łby poobcinać bezlitośnie, a puste karki wypalić żelazem. Miecz jego - słowo mówione, a ambona tarczą, stąd gromił sektę. Adamowe wykłady, rewolucyjne spiski, patriotyzmy, masońskie wybryki, powstanie styczniowe, wszelki „communizm”, bezbożne socjalizmy. Dla Hieronima Kajsiewicza najlepsze i jedyne lekarstwo na politykę, duchowe rozterki, niewolę, nieszczęścia, ból brzucha i zębów, na wszystko - to konfesjonał i ambona. I nic więcej. Prawdziwemu Polakowi ksiądz wystarczy. O resztę troszczyć się nie musi. Prawdziwy Polak - to katolik. Reszta jest zboczeniem. Błędem. Zdradą. Reszta jest bestią. Reszta - to A.M.187. Odetchnął z ulgą Hieronim Kajsiewicz i powiedział sobie: większość polskich emigrantów podobna jest do onych więźniów, których błogosławiony Valfre odwiedzał, ergo nie trzeba ich opuszczać. Tym bardziej że błogosławiony kapłan z XVIII wieku nie tworzył, jak zmar- 183 Por. list H. Kajsiewicza do J. Koźmiana, Paryż, 15 stycznia 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5242. Por. także list H. Kajsiewicza do J. Koźmiana, Paryż, 12 stycznia 1852 roku, rkps ACRR, sygn. 5599. W notatce przedśmiertnej Ludwik Jarzębski błagał tylko Syna Zbawiciela i Matkę Boską, „by na wieczną mękę dusza moja nie poszła” (rkps ACRR, sygn. 4435). 184 List B. Zaleskiego do H. Kajsiewicza, Fontainbleau, 8 lutego 1852 roku, w: Korespondencja Józefa Bohdana Zaleskiego, t. II, s. 200. 185 Tamże, s. 177. 186 Pozwoliłem sobie na parafrazę Apokalipsy Św. Jana, ponieważ Hieronim Kajsiewicz uważał (Piotr Semenenko zresztą też był podobnego zdania), że ksiądz Edward Duński padł ofiarą herezji Towiańskiego, bo jako osoba słabego zdrowia, często leżał w łóżku. Leżąc, czytał Biblię, ze szczególnym zaś upodobaniem Apokalipsę. Ksiądz Kajsiewicz sugerował, że Duński nie tylko ciało miał słabe, ale i rozum nietęgi, i że w samotności, bez pomocy bardziej od siebie wykształconych, dowolnie (tzn. błędnie) sobie słowa Objawienia tłumaczył. Apokalipsa mogła się więc łatwo kojarzyć Kajsiewiczowi z herezją. 187 Kajsiewicz często powtarzał tę prawdę żywą. Na przykład w liście do Semenenki z 16 maja 1844 roku: „Broszury zatem mojej dokończę sam [ Kajsiewicz ma na myśli broszurę przeciwko błędom Mickiewicza i Towiańskiego – przyp. K.R.] – Piszesz ty Adamowi [Mickiewiczowi], wykaż sympatią i styczność Panslawizmu i Panteizmu – dwóch wrogów dziś Kościoła najw[iększych] i raz jeszcze można powiedzieć kto nie katokik, nie Polak” (rkps ACRR, sygn. 5261). 73 twychwstańcy, nowego zakonu i nikt od niego nie wymagał bohaterstwa w dążeniu do świętości. Hieronim Kajsiewicz już dawno postanowił heroicznie walczyć o miejsce wśród zasiadających po prawicy. Najpierw poświęcił pisanie wierszy dla poezji nowej, dla kazań, i porzucił swój wielki poemat. Później tropił herezję u dawnego Nauczyciela i Mistrza, Ojca duchowego, który zboczył z prostej drogi i skręcił do piekła, innych w otchłań za sobą pociągając. Musiał walczyć nie tylko o dusze, ale też o całość i niepodległość jedynej ojczyzny Polaków, czyli o czystość wiary katolickiej, strzeżonej przez takich jak zmartwychwstańcy - kapłanów. Bo wieszcz i ksiądz - to jedno. W Rzymie dyszącym rewolucją i żądzą wolności Kajsiewicz poczuł się jednak jeszcze gorzej niż we Francji, więc znowu zapragnął do Paryża, by pomimo zmęczenia, bólów gardła i nadciągającej wraz z czterdziestką - jak mu się zdawało - starości, znowu kazać do emigrantów, choćby nielicznych, czyli wypełniać powołanie, by „próbować ten płonny figownik emigracyjny po raz trzeci okopać i gnojem obłożyć!...188. Gnój potrzebny dla obrony przed wszelkim zboczeniem, czyli przed Towiańskim i Mickiewiczem. Kajsiewicz, podobnie zresztą jak francuska policja, uznawał Koło Sprawy Bożej za komórkę skrajnie lewicową i rewolucyjną. Agenci prefektury przeczytali może artykuł o czerwonych prorokach. Nie mieli zresztą obowiązku wdawać się w szczegóły i porównywać Towiańskiego z legionem rewolucjonistów i wizjonerów, spiskujących po paryskich kawiarniach praktycznie bez przerwy 189. Dla francuskiej policji Towiański i Mickiewicz jako przybysze, obcokrajowcy, byli z natury rzeczy podejrzani. W Kajsiewiczu podejrzenia budził każdy, kto nie słuchał jego kazań, kto nie słuchał księdza. Kto nie schylał głowy przed amboną, mógł się łatwo zadać z najgłówniejszym nieprzyjacielem Boga i Kościoła w XIX stuleciu, a tym samym wrogiem szczęścia ludzkiego i zbawienia, to znaczy uprawiać socjalizm, czyli - wedle osądu Kajsiewicza - urządzać społeczność bez Boga, bez Chrystusa, bez Kościoła, nastawać na jego kapłanów, nie widząc w nich już więcej prawych przewodników. Systemat ów chcą socjaliści - wedle przekonania Kajsiewicza - wprowadzać przez człowieka i w imię człowieka. Tak jak w wieku XII Kościół wydał ze swego łona zakony dominikanów i franciszkanów do walki z herezjami kiełkującymi po zamkach, siołach i na publicznych placach, jak w XVI stuleciu jezuici, teatyni, oratorianie i misjonarze zmagali się z plagą protestantyzmu, tak w XIX stuleciu zmartwychwstańcy toczą bój z wrogami prawdziwej wiary. W końcu dla Kajsiewicza każdy porządek społeczny nie urządzony i nie prowadzony przez księży kojarzył się z komunizmem i z herezją. Prawdziwą wolność upatrywał w dyktaturze duchownych190. 188 „Powiedzałem sobie: większość emigrantów podobna do tych, co za dobre słowo i jałmużnę rzucali pestkami w twarz i nie jest gorsza od nich; ergo, nie trzeba ich opuszczać. Et confirmatur, ile że ten błogosławiony kapłan [Valfre – przyp. K.R.] nie zakładał nowego zakonu jak my, i przeto nie był tak ściśle obowiązany do cnót heroicznych i prawdziwej świętości. Jak bracia tu przybędą [tzn. do Rzymu – przyp. K.R.], ja za pozwoleniem Rady przeniósłbym się do Paryża, próbować ten płonny figownik emigracyjny po raz trzeci okopać i gnojem obłożyć!...” (B. Zaleski, op. cit., s. 352). 189 Gerard de Nerval opublikował w lipcu 1844 roku artykuł o Towiańskim w liczącym się ówcześnie piśmie „L’Artiste” i przedrukował go w „L’Almanach cabalistique pour 1850”. Artykuł dotyczył przede wszystkim magnetyzmu, ale agentom policji francuskiej wszystko kojarzyło się z rewolucją, więc do Towiańskiego w kołach policyjnych przylgnęła nazwa „czerwonwego proroka’. Por. P. Benichou, Les temps des propheteb. Doctrines de l’age romanique, Paris 1977, s. 468; tenże, Les mages romantiques, Paris 1988, s. 353 – 356; Y. Vadé, L’enchantement littéraire. Ecriture et magie de Chateauriand a Rimbaud, Paris 1990, s. 280. O związkach między kawiarnią, rewolucją, spiskami i Polakami w Paryżu wiele ciekawych informacji znajduje się w książce J. Seigela, Paris Boheme 1830 – 1930. Culture et politique aux marges de la vie bourgeoise (traduit de l’anglais par O. Guitard), Paris 1991. 190 Por. B. Zaleski, op. cit., s. 371. 74 Zmartychwstańców i francuską policję łączyła subtelność myśli. I jedni, i drudzy łatwo by dali wiarę donosowi, że Karol Marks przystał do Koła Sprawy Bożej, a Fryderyk Engels potajemnie płaci za Mickiewicza rachunki za pranie majtek i halsztuków oraz utrzymuje potomstwo Ksawery Deybel. Hieronim Kajsiewicz kilka razy próbował wyznaczyć ogólny i ponad czasowy cel wszelkich swoich - oraz całego zgromadzenia - poczynań Zarys wielkiego dzieła, które w ostatecznym swoim ziszczeniu zdawało mi się olbrzymie i nadludzkie, choć zarazem proste i pospolite. Osobiste jego prace i wspólne trudy zmartwychwstańców zmierzały bowiem do urządzeni; społeczeństwa na kształt gigantycznej parafii191. W najpóźniej pisanej wersji Pamiętnika - oraz w rozwlekłych traktatach publikowanych w „Przeglądzie Poznańskim” - Hieronim Kajsiewicz wyłoży swój plan socjalny, który nazwał mianem chrześcijańskiego urządzeni społeczeństwa. Zauważył, że każdy „system socyalny” zaczyna od małego od koła, od gminy albo zaścianka. Najmniejszą jednostką społecznego ładu w kościele jest parafia. Trzeba zatem przekształcić po chrześcijańsku parafi w „rodzinę zarodową na szczęśliwą przyszłość ludzkości”, to znacz: w rodzaj Koła Sprawy Bożej, ale bez heretyków192. Urządzić jedną parafię po chrześcijańsku, zorganizować jej życie oraz życie wszystkich jej członków pod każdym względem i na każdą okoliczność na zasadzie apostolstwa i usługi parafialnej, z księdza dobrodzieja uczyni dobrego księcia, mistrza i przewodnika, oczywiście przy najściślejszym posłuszeństwie wobec władzy biskupiej - to znaleźć prawdziwy balsam na wszelkie udręki współczesnego świata. Parafia chrześcijańska (rzymskokatolicka) niech świeci przykładem, jak urządzić należy ludzką społeczność narody, cały rodzaj ludzki. Gdy parafialny łańcuch ogarnie ludzki ród wtedy wreszcie zapanuje spokój, to znaczy powszechna szczęśliwość. Hieronim Kajsiewicz widział oczyma duszy, jak zakon zmartwychwstań ców staje na straży ładu, a tych, którym parafialny porządek nie przypadek jeszcze do smaku - nawraca z ambony lub straszy brakiem rozgrzeszeń; albo nawet anatemą. A jak idealną parafię po gospodarsku urządzić? Prosto, jak najprościej Trzeba mieć stale przed oczyma, co Duch Święty uczynił między pierwszyn chrześcijanami, że „ b y l i j e d - n e m s e r c e m , j e d n ą d u s z ą i w s z y s t k o i m b y ł o w s p ó l n e ” [podkr. K.R.]193. W ten oto sposób Hieronim Kajsiewicz zamierzał zwieńczyć swój niedokończony poemat. W młodości pragnął napisać tylko lepsze Dziady by pokonać Mickiewicza siłą ducha w wieszczym pojedynku. Po latach podobnie jak Mickiewicz, nakreślił plan utopii. Jak każda utopia - mając ogarnąć i zagarnąć wszystkich i wszystko. 191 W ten sposób zmartwychstańcy chcieli dać odpór diabelskim utopiom XIX wieku: przede wsztstkim socjalizmowi, utożsamianemu z demokracją i „communizmem”. Idealna parafia katolicka byłaby odpowiedzią na mrzonki Furierów i innych materialistów. Autorem projektu parafialnego ustroju społecznego był nie Kajsiewicz, ale Semenenko, który przedstawił memoriał o aktualnych potrzebach Kościoła podczas kapituły generalnej w roku 1857, w której uczestniczyło pięciu duchownych. Semenenko pisał: „Działanie takiego społeczeństwa zakonnego łatwo sobie pojąć. Będzie w niem środek i obwód. Na obwodzie jednostkami są parafie. Bracia zajmowaliby się prowadzeniem parafii; w środku byłyby Seminaria, Kolegia etc. O to idzie w tem dziele, aby parafię nam oddaną powoli, a szczególnie przez wychowanie nowego pokolenia do tego przyprowadzić, aby stworzyła jedną familię, kochającą się, wspomagającą, ściśle połączoną;stanowiącą serce jedno i duszę jedną. Urzędzenie parafii odnosiłoby się przeciwko Socjalizmowi, a zarazem obejmowałoby i dwa drugie cele: wychowanie i szerzenie czci N. Panny”. Cyt. za: J. Iwicki, op. cit., s. 174 – 175. 192 W formule „rodziny zarodowej na szczęśliwą przyszłość ludzkości” streszczał Bogdan Jański działalność sainsimonistów. Por. B. Jański, Dziennik, rkps ACRR, sygn 8591. 193 Por. B. Zaleski, op. cit., s. 372. 75 Plan Kajsiewicza dziwnie przypominał wizje i zamiary Adama - towiańczyka, powzięte z obcowania z Andrzejem Towiańskim. Brat Adam i mistrz Andrzej marzyli właśnie o tym, aby Koło Sprawy Bożej stało się jednym sercem, jedną duszą i wszystko im było wspólne, a później koło - niczm idealna parafia z planów Kajsiewicza - pączkowało i mnożyło się, ogarniając wszystkich polskich emigrantów, Polaków w cesarstwie, Galicji i Poznańskiem, Francuzów, Anglików oraz pozostałe narody świata. Hieronim Kajsiewicz w wieku dojrzałym gadał prawie jak towiańczyk, choć właśnie walce z herezją Towiańskiego, rozsiewaną i rozmnażaną przez Mickiewicza, życie i zdrowie poświęcił. Kapłan, podobnie jak kacerze, dążył do świętości, ćwicząc się w cnotach nadprzyrodzonych, hartując duszę. Adam Mickiewicz stawiał podobne wymagania: wszystko duchem, przez ducha i dla ducha, nic dla ziemi, nic co ziemskie wartości nijakiej nie ma. Nie będzie wolnej ojczyzny, dopóki duchem do wolności ojczyzny Polacy nie dorosną. Dopóki się nie uświęcą, w aniołów nie przerobią. Nawet gdyby - z powodu polityki ziemskiej - Polska nagle wolną stalą, to Polacy jej i tak jeszcze nie godni, nie dość wyćwiczeni, nie dość karni i zdyscyplinowani, nie dość wyrobieni duchem, nie dość posłuszni mistrzowi, wieszczowi albo księdzu proboszczowi. Hieronim Kajsiewicz i Adam Mickiewicz dążyli do tego samego celu: do Nowego Jeruzalem. Każdy z nich plan Miasta naszkicował inaczej, ale obaj w jego centrum umieścili świątynię, tuż obok prefektury policji z ducha. Muszę powiedzieć głośno to, co szeptałem sobie pod nosem od lat kilku: ksiądz Hieronim Kajsiewicz zaraził się herezją, którą z taką pasją zwalczał. Kapłan powoli zamieniał się - mimowolnie - w kacerza. Im mocniej atakował Adama Mickiewicza, im wytrwalej walczył z herezją, tym głębiej mikroby odstępstwa wżerały mu się w duszę. Nie Wielki Inkwizytor, żaden padre Torquemada, lecz zwykły i zdrowo myślący dominikanin wykryłby niepokojące tony już w pierwszych przemówieniach młodego księdza Hieronima, który 12 lipca 1842 roku przybył na odsiecz do Paryża Edwardowi Duńskiemu. Kajsiewicz, podobnie jak Towiański, uważał, że Polska zasłużyła sobie na los, który ją spotkał. Polska cierpi, bo grzeszyła, i będzie jęczeć w niewoli, dopóki za grzechy nie odpokutuje. Polska zatem cierpi słusznie. Kiedy nastąpi kres cierpienia? Kajsiewicz i Towiański zgodnie powtarzali, a Adam Mickiewicz na pewno by nie zaprzeczył, że wypełni się kara, kiedy ludzie się poprawią i podporządkują wyrokom Bożym, których tajemne klauzule znają wybrani z racji przyjętych święceń lub z mocy objawienia194. Towiański twierdził, że to on strzeże tajemnicy jako odnowiciel ducha chrześcijańskiego w Kościele katolickim, że otrzymał rozkaz od Matki Boskiej,w stodole, gdy przerzucał siano. Towiański twierdził, że jest, Mężem Bożym. Kajsiewicz uważał; że tylko on ma władzę sądzenia i prawo rządu nad, duszami z racji kapłańskiej władzy, otrzymanej w dniu przyjęcia wyższych święceń, że spłynąl nań Duch Święty, gdy biskup wyciągnął dłonie nad jego głową. 194 Motyw zasłużenie niezasłużonego cierpienia, tak bliski Towiańskiemu, powtarza się w wielu kazaniach Kajsiewicza. Po raz pierwszy w kazaniu O pokucie, potem w kazaniu O rządach Opatrzności (H. Kajsiewicz, Pisma, t. I, Berlin – Poznań 1872, s. 61 i n.). Por. Kazania i mowy przygodne księdza Hieronima Kajsiewicza, s. 432 i n. Por. także S. Tarnowski, op. cit., s. 50 i n. W kazaniu O ważności męczeństwa motyw ten pojawia się najwyraźniej. Kajsiewicz gada prawie jak Towiański: „Po co ta krew, może ktoś zapyta, po co ta krew? – Mógłbym odpowiedzieć, że nie wiem; dość, że płynie zwykle w podobnych okolicznościach. Ale od czasu jak Chrystus Pan, w imieniu naszym i ku spłaceniu grzechów naszych, wylał swoją na krzyżu, pojmuję, że grzech wraca, tam nowej krwi ofiarnej potrzeba [...] Pod chłostą złe niepoprawne bierze nagrodę zasłużoną, niknie jak plewy wichrem rozwiane, jak słoma w ogniu. Ludzie znów mniej zepsuci, widząc i cierpiąc karę, budzą się ze snu, biorą się do poprawy [...] cierpienie tedy niewinnych właściwe rozbraja gniew Boży, służy ku zbawieniu i upamiętaniu wielu, którzyby się inaczej nie przebudzili, a ich samych stawia w stanie doskonałości i czyni z nich Świętych. Święci najwięksi i najliczniej w ucisku i walkach Kościoła rodzą się i wyrastają”. Cyt. za: S. Tarnowski, op. cit., s. 57 – 58. 76 Obydwaj nawoływali do poprawy, lepszego życia, doskonalenia wewnętrznego, braterskiej miłości, przebaczenia win, do życia w prawdzie, w czystości i w prostocie. Towiański i Kajsiewicz kazali Polakom dążyć dokładnie do tego samego celu. Obydwaj wierzyli, że mają prawo sądzić o postępach w wyznaczonej Polakom marszrucie. Że im wyrokować o stopniu „szczeblowania ducha” lub o doskonaleniu życia w kręgu katolickiej parafii. Obydwaj chcieli rozstrzygać o nagrodach i karach dla Polaków. Twierdzili zadziwiająco zgodnie, że wszelkie ruchy i powstania wywoływane na drodze ziemskiej, spiski, legiony, na przykład heretycki Legion Mickiewicza, rewolucyjne zapędy lub choćby dyplomacja po dworach i gabinetach nie złagodzą cierpień Polski. Na nic polityka, taktyka i pragmatyka się nie przyda. Przyziemne metody do niczego. Ksiądz Hieronim Kajsiewicz i Andrzej Towiański zgodnie odrzucali „ziemię” jako zasadę działania. Każda robota polityczna jest grzechem, oddala tylko dzień zbawienia. Im bardziej się Polacy starają wolność odzyskać albo - o zgrozo! - na niepodległość wybić, tym niżej spadają, tym dłuższa ich droga w koronie cierniowej, tym większy - jak zwykli mawiać mistrz Andrzej i ksiądz Hieronim - ich rachunek przed Bogiem. Ksiądz Kajsiewicz powtarzał tak często, że prorokiem nie jest, iż sama natarczywość odcinania się od posądzeń o wieszczbę budziła w osobach postronnych ciekawość, bo przecież Kajsiewicz prorokował nie rzadziej niż Towiański195. O Polsce, o dalszym biegu dziejów, o losach rodu ludzkiego i o najszczęśliwszym ułożeniu społeczeństw. Podobnie jak Towiański usprawiedliwiał wszelkie nieszczęścia spadające na polskie głowy. Nawoływał zatem Kajsiewicz do krzyża, do pokuty, wszystkich do krzyża! Towiański też. Nic dziwnego, że we wtorek, 29 listopada 1842 roku, po wysłuchaniu kazania księdza Kajsiewicza o pokucie, ponad 50 towiańczyków przystąpiło, pod przewodem Adama Mickiewicza, do Komunii Świętej w kaplicy kalwaryjskiej u Świętego Rocha. Szli do ołtarza z czołem podniesionym i błogim uśmiechem na ustach. Szczególna radość promieniowała z Mickiewicza, który cieszył się z wrażenia, jakie gromadne uczestnictwo w sakramencie wywiera na pozostałych emigrantach. Zdumienie i bojaźń Boża malowały się na emigranckich obliczach196. Ksiądz Kajsiewicz drżał z oburzenia, ale przecież sam przyznał, że wygłosił z ambony zupełnie coś innego niż przygotował. Seweryn Goszczyński w uniesieniu napisał do Lucjana Siemieńskiego, że Hieronim Kajsiewicz „mówił wszystko prawie w duchu naszego słowa”. Kazanie Kajsiewicza O pokucie zabrzmiało w uszach towiańczyków jak słowa ich mistrza. 29 listopada 1842 roku na dębowej ambonie stanął zmartwychwstaniec, każący jak Towiański197. Ksiądz Hieronim przestrzegał, że wyrzuty i rany na ciele ojczystym zdradzają zepsucie soków żywotnych siły narodowej, a gnicie postępuje od niewprowadzania w życie religii. To samo mówił Mickiewicz198. Polacy urządzili sobie wiarę, której nie ma nigdzie na świecie. Z małym wyjątkiem katolik polski - grzmiał z ambony ksiądz Kajsiewicz, odrzucając w tył głowę, nieświadom, że powtarza ulubiony gest Adama - ten szczególniej mający się i miany za oświeconego, spowiada się jakkolwiek koło Wielkiejnocy, nie dopełniając przez rok cały przepisów ani bożych, ani kościelnych, a prosto po spowiedzi je i pije bez umiaru, wygaduje przeciwko wierze i obycza- 195 „Prorokiem nie jestem, co potem będzie, nie wiem, ale to wiem na pewno, że bez poprawy wewnętrznej nic dobrego być nie może, lub co gorsze, a czego nie daj Boże, powód nowych, otatecznych nieszczęść narodu, bez korzyści i nawet bez chwały” ( Kazania i mowy przygodne księdza Hieronima Kajsiewicza, s. 432). 196 Por. Z. Makowiecka, Mickiewicz w College de France, s. 361 – 362. 197 List S.Goszczyńskiego do L. Siemińskiego, Paryż, 13 grudnia 1842 roku, w: S. Goszczyński, Listy (1823 – 1875). Zebrał i do druku przygotował S. Pigoń, Kraków 1937, s. 152. 198 H. Kajsiewicz, Pisma, t. I, s. 61 i n. Por. Kazania i mowy przygodne księdza Hieronima Kajsiewicza, s. 435. 77 jom, gra w karty po domach gier, a młodzież goni za zbytkiem i rozkoszami, za kulisy teatrów się wyprawia, a nawet zachodzą do miejsc, których nazwy, ze względu na przyzwoitość i uszanowanie świętego miejsca, głośno nie wypada wspominać. Polacy wykłócają się między sobą i procesują, słowa nie dotrzymują i poddanych ciemiężą, a jak do więzienia trafiają, to nie za wiarę, lecz za długi!199 Kto inaczej postępuje - bigot i fanatyk! - krzyczał ksiądz Kajsiewicz do zgromadzonych tłumnie u stóp ambony emigrantów, a na twarzach braci z Koła Sprawy Bożej ślizgał się słoneczny promień, bo jak ich było z pięćdziesięciu, tak kiwali księdzu na zgodę głowami niczym jeden mąż.. Wzdychali wszyscy, podkręcali wąsa, a niektórzy i łzę z policzka otarli ukradkiem, nawet gdy Kajsiewicz pomstował na ten trąd moralny i kołtun, na rozwody, bo chociaż nie wszystkim się zdawało, że Polska upadła z powodu chodzenia do spowiedzi raz na rok i rozwodowej zarazy, to jednak szczególniej towiańczycy, wedle nauki mistrza i wskazówek Adama, przyznać musieli, że we wszelkim momencie wszelakiego żywota każda chwila i czyn są arcyważne dla Polski i dla całego świata. Zgadzali się towiańczycy z Kajsiewiczem jak najchętniej, że z powodu zaniedbania zasad wiary chrześcijańskiej Polacy, osobliwie zaś polscy emigranci, stali się przedmiotem żalu i wstydu dla Kościoła, a dla obcych - pośmiewiskiem. Jakże się miał z kazania Kajsiewicza brat Adam nie radować, skoro za motto do przemowy ksiądz wziął słowa z Ewangelii według Świętego Łukasza: „Czyńcie owoce godne pokuty, bo już siekiera jest przyłożona do korzenia”, skoro wznosząc ręce ku zwieńczeniu ambony wołał wielkim głosem do tłumu wygnańców, jak Skarga w katedrze do króla i panów: „A wy, bracia moi, którzyście popchnęli naród do toni, który dziś was, nie oszukujcie się, w chwilach rozpaczy, porywania mężów, dziatek - ściga może nie raz swem złorzeczeniem i przekleństwy, o czem myślicie? Jeżeli macie jakie powołanie, to pewnie to, abyście raz wprowadzili katolicyzm w życie, abyście świecili narodowi przykładem, i kiedy on dzisiaj daje świadectwo prawdzie, abyście podnieśli błagalne ręce ku niebu, w skrusze i pokajaniu”200. Podobne przestrogi dla Polski i świata głosił przecież profesor Adam Mickiewicz w auli College de France, więc z radością przyjmował słowa Kajsiewicza, chociaż ksiądz Hieronim przeciwko niemu właśnie wytoczył artylerię oskarżeń. Jak błogie uczucie musiało wypełnić serce Adama, gdy słyszał z ust katolickiego księdza, zmartwychwstańca, dawnego ucznia, przyjaciela, druha i poety, że oto nastąpiły, po chwilach przelotnej i wątpliwej chwały, długie lata cierpienia i niesławy, i kiedy kaznodzieja, sługa kościoła, Hieronim Kajsiewicz wołał: „Widzę mój naród na krzyżu i takim go noszę w sercu; widzę przyszłość zacienioną gęstemi obłoki krwi pełnemi. Jawne, sterczące grzechy narodu, dotychczas nienaprawione, lezą mi w oczy i serce bodą. Na nie się tedy obracam, na nie, źródło i powód trwania wszystkich nieszczęść naszych: nie sfolguję im jakiekolwiek i gdziekolwiek są, otworzę w goryczy usta moje i ja proch i pył kościelny, ja dzieciuch Pański, grzeszny i ostatni służka w domu jego, przecież mówić będę”201, a słowa księdza Hieronima, odbite od pociemniałych ścian kaplicy, od gipsowych skał imitujących wzgórze czaszek i grób Pański, nad którymi zawisła Kalwaria w absydzie jak w wielkim kominie, trafiały do uszu Adama Mickiewicza echem widzenia księdza Piotra: „Ach, Panie, już widzę krzyż - ach, jak długo, długo / Musi go nosić - Panie, zlituj się nad sługą. / Daj mu siły, bo w drodze upadnie i skona - / Krzyż ma długie, na całą Europę ramiona, / Z trzech wyschłych ludów, jak z trzech twardych drzew ukuty. - / Już wleką; już mój Naród na tronie pokuty -”. 199 Tamże. 200 Tamże. 201 Tamże. 78 Hieronim Kajsiewicz głosił kazanie do serca i czucia Adama Mickiewicza, mówił jak poeta do poety. Oto nadszedł czas jego Wielkiej Improwizacji w kościele Świętego Rocha, zamienionego przez kaznodzieję w celę Bazylianów: „Miejsce samo woła do pokuty. Mury ciemne, wilgotne, przysiadłe tej kaplicy, przypominają, nieprawdaż? na poły więzienia, na poły katakumby podziemne pierwszych chrześcijan. Obrazy jakie? Po prawicy Chrystus przybijany do krzyża; zda się mi jeszcze słyszeć razy młota i jęk cichy, dźwięczący, srebrny Zbawiciela. Nade mną, nad ołtarzem, Chrystus Pan na krzyżu; u stóp jego Magdalena we łzach, jawnogrzesznica, ale już pokutująca, już oczyszczona, już święta. Po lewicy Zbawiciel, ciało przynajmniej w grobie, dusza zstąpiła głęboko do otchłani, żal i nadzieja Bogarodzicy tam go ściga. A ten ołtarz w głębi? Co za nim? serce Zbawiciela przebite boleścią, miłością płonące”202. Radował się w duszy Mickiewicz, ucieszył Goszczyński. Jak gada Kajsiewicz, tako rzecze mistrz. Tako rzecze Zarmennealhiel203. Trza pobudzać ruchy ducha, by sprowadzić na ziemię epokę nową, aby nastąpił wreszcie, z dawna wytęskniony, trzeci wybuch chrześcijaństwa. Adam napisał w swej heretyckiej książeczce nazwanej Księgami narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego, że umęczono naród polski i złożono w grobie, ale naród polski nie umarł i dusza jego zstąpiła z ziemi, to jest z życia publicznego, do otchłani, to jest do życia domowego ludów cierpiących niewolę w kraju i za krajem, aby widzieć cierpienia ich, i obieca Adam, że trzeciego dnia dusza wróci do ciała i naród zmartwychwstanie i uwolni wszystkie ludy Europy z niewoli i dodał, że jako ze zmartwych wstaniem Chrystusa ustały na ziemi całej ofiary krwawe, tak ze zmartwychwstaniem narodu polskiego ustaną w chrześcijaństwie wojny, a później przepowiedział Adam słuchaczom w College de France bliski koniec czasów i przyjście na ziemię męża Bożego, wieścił, że się wypełniają dni, więc: on, Hieronim Kajsiewicz, ksiądz katolicki, zmartwychwstaniec i poeta nowej epoki, wiedzący od wczesnej młodości, że miarą sukcesu wieszcza jest skuteczność wpływu głoszonego słowa „na massy”, siła oddziaływania, moc ataku na duszę i umysł, marzył, aby poezja stała się brandkuglem - niczym więcej, tylko brandkuglem204, a poeta - strzelcem wyborowym, więc on też nawoływał do pokuty, do krzyża, podobnie jak Adam Mickiewicz, odnajdujący sens żywota i żywotów swoich, żywota i żywotów braci w Kole Sprawy Bożej, żywota i żywotów Polaków, Francuzów, duchów izraelskich i wszelkich pokoleń od zarania wieków, aż do kresu nocy w pokucie. Tajemnicę pokuty wyraża aforyzm z Saint-Martina o tym, że trudniej dzień przeżyć, niż napisać księgę, tak myśl Hieronima Kajsiewicza, wbrew rozlicznym pozorom, pozostała do końca krzywym, ale jednak lustrzanym odbiciem myśli Adama, jego zapasów z Panem Bogiem, z diabłem, z duchami i demonami wszelkiej maści, w tym również z demonem poezji szczerzącym wściekle kły. Hieronim Kajsiewicz nie potrafił się od Adama uwolnić, a metafory Mickiewicza zmieniał w karykaturę: 202 H. Kajsiewicz, Pisma, t. I, s. 76 i n. 203 W archiwum zmartwychstańców znalazłem kartkę, na której Eustachy Januszkiewicz zapisał, wedle słów Vintrasa, jaki anioł w czyim ciele gości. Na objawionej liście znalazł się, miedzy innymi, komisarz policji Hebert, sam Michel Vintras oraz mistrz Towiański. Zarmennealhiel to imię anioła w cielesnej pochwie Towiańskiego. Za odczytanie anielskiego imienia mistrza ręczyć nie mogę, ponieważ atrament bardzo wyblakł, papier mocno pożółkł, a poza tym spisany przez Januszkiewicza anioł na pewno już dawno z ciała Towiańskiego wyleciał. Wzdłuż kartki, na marginesie, Kajsiewicz skreślił następujący komentarz: „Notatka napisana ręką Eustachego Januszkiewicza imion aniołów, jakie podług nauki Vintrasa miały w sobie te osoby. Zapewne pisana koło roku 1846”. Chociaż na karcie znajduje się stempel archiwisty zgromadzenia zmartwychstańców, brak jednak sygnatury. 204 W Słowniku warszawskim znajdujemy odpowiedź, co to jest „brandkugiel” (Kajsiewicz wolał żeński rodzaj gramatyczny i napisał „brandkugli”): „B r a n d k u g i e l , -glem, -gle wojsk, pocisk napełniony zaprawą palną” ( Słownik języka polskiego ułożony pod redakcją J. Karłowicza, A. Kryńskiego i W. Niedźwiedzkiego, t. I, Warszawa 1900, s. 200). 79 kiedy na przykład opowiedział w kazaniu to, co dostrzegł wewnętrznym okiem, jak naciągnął Pan naród na krzyż, jak strunę na lutnię. On boski lutnista, naród „najmłodszy z katolickich”, „Beniaminka narodów”205 i stroił go do boskiej harmonii, coraz to probując, struna jęczała przeraźliwie, Pan słyszał i czuł jak struna jęczy, ale jeszcze nie doszła, jeszcze nie dość napięta, nie zestrojona z innymi strunami, zatem: ksiądz katolicki i zmartwychwstaniec przedstawił w poetyckim szale wizję Pana naszego pod postacią inkwizytora, zadającego najsroższe tortury w imię wyższych racji, bo Hieronim Kajsiewicz chciał górować nad Mickiewiczem, chociażby w okrucieństwie metafor, wierząc, że to on ma prawo do sądzenia o dobrym i złym, że jako sługa Kościoła, niech przeto: jęczy na stole tortur Beniaminek narodów, którego rysy w skurczach bólu nieuchronnie przypominają twarz Mickiewicza. Kajsiewicz, jak Apollo, wpatrywał się w naprężone ciało Marsjasza, a innym razem, w poetyckim uniesieniu, przyrównał Kajsiewicz Polskę do Hioba narodów206 i wołał, by Hiob stanął pod krzyżem z Maryją, Matką Jezusa, i prosił, by go koronowała koroną cierniową, a będzie jeszcze na ziemi pocieszeń, ale przyszła herezja jak żona do Hioba siedzącego na śmietniku, i zaczęła bluźnić, niech Hiob narodów siedzi na śmietnisku, niech zdrapuje skorupą przyszłej chwała dzisiejsze rany i niech odpowie herezji, że niemądra jest niewiasta bo: Bóg sprawiedliwy, a Polska cierpi. I słusznie cierpi, bo na ból zasłużyła Cierpią niewinni, bo właśnie ich cierpienie służy zbawieniu i opamiętaniu wielu, którzy by się inaczej nie przebudzili. Hieronima Kajsiewicza prześladowała trzecia część Dziadów aż do śmierci... Ostatnie swe kazanie do emigracji wygłosił 4 listopada 1871 roku w tym samym miejscu, gdzie pierwsze - w kaplicy kalwaryjskiej, w kościele Świętego Rocha. Nie opublikował go osobno, tylko streścił w jednym z listów. Porównał w nim Polskę nie do Chrystusa narodów, nie do Beniaminka narodów naciąganego jak struna przez boskiego stroiciela, nie do Hioba na śmietniku, ani nawet do Judy słowiańskiego. Nazwał Polskę Hemoroissą, bo tego dnia czytano Ewangelię o kobiecie cierpiącej od lat na krwotok207. 205 H. Kajsiewicz, Pisma, t. I, s. 67. Por. Kazania i mowy przygodne księdza Hieronima Kajsiewicza, s. 432. 206 Do Hioba narodów Kajsiewicz przyrównywał Polskę w kazaniu O rządach Opatrzności. Por. S. Tarnowski, op. cit., s. 53 – 54. 207 Stanisław Tarnowski napisał: „ dziwnem zrządzeniem ostatnie jego kazanie polityczne (1871), nie drukowane nawet w całości, ale tylko w jednym z jego listów w streszczeniu spisane, powiedziane było w tym samym Paryżu, w tym samym kościele, do tej samej emigracji, co kazania z pierwszych lat jego zawodu. Pożegnanie prawdziwe i smutne. Bo nie tylko sam mówi jakżeby przeczuwał, że już do nich więcej mówić nie będzie, ale i emigrację żegnał jak rzecz skończoną i nie mającą racji bytu, jak zamknięty rozdział naszej Historii”. Tarnowski podaje też obszerne fragmenty kazania (S. Tarnowski, op. cit., s. 191 – 192). Por. B. Zaleski, op. cit., s. 411. Porównanie Polski do Hemoroissy narodów należy uznać za oryginalny wkład Kajsiewicza do kolekcji narodowych metafor. Metafora Hemoroissy wydaje się tym bardziej tajemnicza, że – wbrew sugestii Kajsiewicza zawartej w imieniu niewiasty – nie bardzo wiadomo, jaka była rzeczywista przyczyna i źródło krwotoków cierpiącej. W Ewangelii według Św. Mateusza czytamy: „wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Co sobie mówiła: Żebym się choć płaszcza Jego dotkneła, a będę zdrowa. Jezus obrócił się i widząc ją rzekł: »Ufaj córko! Twoja wiara cię ocaliła.« I od tej chwili kobieta była zdrowa” (Mt. 9, 20 – 22). W Ewangelii według Św. Marka znajdujemy więcej szczegółów: „A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc przyszła od tyłu, miedzy tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: »Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa«. Zaraz też ustał je krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości. A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: »Kto się dotknął mojego płaszcza«. Odpowiedzieli mu uczniowie: »Widzisz, że tłum zewsząd cię ściska, a pytasz: Kto się Mnie dotknął«. On jadnak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. 80 Hemoroissa strwoniła majątek na leki i lekarzy i coraz gorzej się czuła. Polska, jak Hemoroissą, od wieku krwotokami wycieńczona, a lekarstwa empiryków politycznych w niczym jej nie pomogły. Straciła krew swoją w tylu wojnach o niepodległość, przez mordowanie się przymusowe synów jej w pułkach różnych mocarstw ze sobą walczących, przez więzienie, Sybir, przez emigrację. Kajsiewicz chciał powiedzieć w swym ostatnim kazaniu, że Polskę uzdrowi dotknięcie szat Chrystusowych, czyli raz jeszcze naśladował Mickiewicza metaforą wykrzywioną w farsę. Wtedy kobieta przyszła zlękniona i drżąca, gdyż wiedziała co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: »Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości! «” (Mk 5, 25 – 34). Podobnie u Św, Łukasza (Łk. 8, 43 – 48). Św. Jan o Hemoroissie nie wspomina. ( Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych. Opracował zespół bibilistów polskich z inicjatywy benedyktynów tynieckich, wyd III poprawione, Poznań – Warszawa 1980). 81 CZĘŚĆ DRUGA DOWÓD NAUKOWY PIOTRA SEMENENKI NA ISTNIENIE DIABŁA 82 ODSŁONA 1 SIERPIEŃ 1834 ROKU. PARYŻ. NABRZEŻE WOLTEROWE NUMER 15. PIOTR SEMENENKO ROZPOCZYNA PRACĘ W DRUKARNI AUGUSTA PINARDA. Od kiedy Piotr Semenenko stanął nielegalnie w Paryżu, Bogdan Jański upatrzył go sobie na ucznia208. Latem 1834 roku Semenenko miał lat 20 i ze spuszczoną głową chadzał każdego ranka do zakładu Augusta Pinarda, łypiąc spod oka, czy w bramie byłej redakcji „Pielgrzyma Polskiego” przy rue de Seine albo pod ścianami kamienic złuszczonymi od strug uryny nie czają się przypadkiem, mimo wczesnej pory i nadciągającego upału, agenci policji. W Paryżu Piotr Semenenko unikał urzędników prefektury ze szczególną starannością i skutecznie, chociaż policjanci bardzo się starali, by Semenenkę złapać. Sypiał gdzie popadło, każdej nocy w innym miejscu, często u braci masońskich albo w zamaskowanych pokoikach w mieszkaniu Cezarego Platera. Co prawda ktoś doniósł, że u Platera jest schowek ukryty w ścianie, za szafą, ale nie wiedział, że schowki są dwa209. Policjanci zatupali na schodach, wpadli do salonu, kazali otworzyć drzwi szafy. Plater otworzył - a w schowku nikogo. W drugim drżał Piotr Semenenko. Semenenko, pozbawiony przez Francuzów żołdu jako niebezpieczny wróg monarchii, jakobin- rewolucjonista i zajadły buntownik spod ciemnej gwiazdy, „doświadczał ciężkiej biedy, najczęściej kawałkiem chleba i sera lub jabłkiem żyjąc”210. W pruskim obozie internowania pod Królewcem, w którym znalazł się wraz z innymi żołnierzami korpusu Giełguda i Chłapowskiego, przeczytał podobno dzieło Immanuela Kanta. Dostał się też pod zły wpływ pewnego młodego oficera, który zabijał stopniowo w Piotrze młodzieńczy zapal katolicki. Kajsiewicz napisał po latach, że: „czytanie książek niemieckich na leży zimowej w Prusiech i cała ta atmosfera protestancko-racjonalistowska, wśród której żył, coraz go [Semenenkę] głębiej przejmowała. Materializm rewolucyjny Francuzów dobił go do reszty”211. Poza tym Semenenko zdążył przed powstaniem zacząć studia w Wilnie, a każdy cnotliwy Polak przyznać musi, że wszelkie uniwersytety tchnęły onymi czasy materializmem, gorszącym prawe dusze polskie. Spod Królewca trafił w początkach 1832 roku do największego w Francji dépôt dla Polaków w Besançon. Przeniknięty bezbożnymi prądami na wskroś, wstąpił do masonów, flirtował z węglarzami i chwycił za pióro Wylały się spod pióra jakobińskie wiersze i rewolucyjne pohukiwania. Rymy spływały krwią i ziały żądzą zemsty: Precz tu z płaczem! Kto łzami chce koić swe bolę, Ten zasłużył na większą, niż teraz, niedolę. Z dala łzy od nas!... ...bo, czas bliski, gdzie moc naszej dłoni Strąci przemierzłych królów do piekielnej toni212. 208 Por. J. Iwicki, op. cit., s. 41. Por. także B. Micewski, op. cit., s. 172; 212 – 213; H. Kajsiewicz, Pamiętnik, rkps ACRR, sygn. 7496. 209 Por. P. Smolikowski, Historya, t. I, s. 63. 210 Por. W. Kosiński, Duch na czasie, t. I: Sługa Boży Piotr Semenenko CR w młodości swojej, Rzym 1961; t. II: Sługa Boży O. Piotr Semenenko w pracy i walce o doskonałą wierność Bogu, Rzym 1966 (cyt. za: t. I, s. 30). 211 Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. I, s. 60. 212 Tamże, s. 61. 83 W pierwszych miesiącach 1833 roku Semenenko znalazł się w zakładzie dla emigrantów polskich w Châteauroux. Besançon dzieli od Châteauroux odległość ponad 350 kilometrów i takiego dystansu w owych czasach (w obecnych również) nie pokonuje się dla przyjemności oglądania widoków lub zabytków, na dodatek w zimie, tym bardziej że można sobie z łatwoścą; wytyczyć na francuskiej ziemi znacznie bardziej atrakcyjne trasy. W żadnych dostępnych mi źródłach nie znalazłem informacji wyjaśniające powody przenosin Semenenki. Prawdopodobnie policja uznała jego działania w dépót Besançon za nadto rewolucyjne i wydała nakaz wyjazdu na zachód do innego obozu, tak jak niegrzecznego ucznia przenosi się z klasy do klasy lub wręcz do innej szkoły. 18 sierpnia 1833 roku Piotr Semenenko został przyjęty w Paryżu w poczet członków Towarzystwa Demokratycznego Polskiego213. W sierpniu: tego roku Komplet Centralny TDP przyjmował nowych członków masowo głównie z prowincji: z Le Puy, z Avignon, z Bourges. 18 sierpnia wraz z Semenenką przyjęto na członków TDP również innych przybyszy z Châteauroux: Józefa Wysockiego, Tomasza Krzyżanowskiego, Wincentego Cyprysińskiego oraz Wiktora Zienkowicza. Nie wiadomo czy - podobnie jak Semenenko - przedarli się oni do Paryża bez zezwolenia prefekta policji. Wszystko jednak wskazuje, że nowo przyjęci demokraci z Châteauroux znaleźli się w stolicy nielegalnie. Bez paszportu zjawili się również ocaleni „zaliwszczycy”: Władysław Dmochowski i Edward Duński alias Marceli Karski, już wtedy kaszlący i poskręcany reumatyzmem od leżenia po bagnach, pod zeschłym listowiem i w kopcach kartofli. Nowo przyjęci wykazywali szczególną nadpobudliwość w sądach, histeryczny jakobinizm posunięty do spazmu, pałali żądzą zemsty i przelewania krwi królów i panów214. Kąsali wszystkich naokoło, a nie mogąc wrażyć sztyletu w carskie łono lub choćby w miękki brzuch Ludwika Filipa, zarzucali opieszałość i kunktatorstwo „starym” przywódcom Kompletu Centralnego TPD. W komplecie rolę „starych” odgrywali bracia Gurowscy: Adam i Bolesław, a także - obok Władysława Dąbrowskiego, Aleksandra Świętosławskiego, Walentego Krosnowskiego, Michała Dębińskiego, Teofila Klemczyńskiego i Leonarda Rettla - Karol Kaczanowski. Zatem w Komplecie TDP znalazło się aż trzech przyszłych księży zmartwychwstańców. Po stronie „młodych” - Duński i Semenenko, po stronie „starych” - Karol Kaczanowski. „Młodych” różniła od „starych” ocena stopnia radykalizmu oraz metod działania Adama Gurowskiego. „Młodzi” zarzucali mu opieszałość i nadmierną ugodowość wobec katów. W sprawie „rządów mas” właściwie się z Gurowskim zgadzali215. Piotr Semenenko wybijał się wśród „młodych” zaciekłością i z tego powodu został mianowany zastępcą sekretarza Kompletu Centralnego. 29 listopada 1833 roku obchody powstania listopadowego urządzono w prywatnych apartamentach generała La Fayette’a. Komitet Dwernickiego postanowił, w obawie przed powtórzeniem się skandalu sprzed roku, gdy w rocznicę listopadową Tadeusz Krępowiecki palnął rewolucyjną mowę, której nie powstydziłby się ani Robespierre, ani Saint-Just, że w imieniu 213 Por. S. Kalembka, Towarzystwo Demokratyczne Polskie w latach 1832 – 1846, Toruń 1966, s. 34 – 35. Tenże, Wielka Emigracja, op. cit. 214 Por. S. Kalembka, Towarzystwo Demokratyczne Polskie w latach 1832 – 1846, s. 36. 215 A. Gurowski, O ruchu europejskim (urywek), „Przyszłość” nr I, Paryż 1834. Niektórzy uważają, że to właśnie Adam Gurowski, jako awangardysta polskiej myśli, pierwszy wprowadził słowo „proletariusz” do skarbnicy języka polskiego. Por. F. Pepłowski, Słownictwo i frazeologia polskiej publicystyki okresu Oświecenia i Romantyzmu, Warszawa 1961, s. 167 – 168; S. Kalembka, op. cit., s. 38. Por. także A. Walicki, Polska, Rosja i Stany Zjednoczone w koncepcjach Adama Gurowskiego, w: Między filozofią, religią i polityką. Studia o myśli polskiej epoki romantyzmu, Warszawa 1983, s. 167 – 194. 84 polskich emigrantów przemówią stateczni i noszący Boga w sercu - Niemcewicz i Świętosławski216. Podczas obydwu przemówień demokraci gwizdali i tupali nogami w salonach starego generała, a ponieważ mówili po polsku. La Fayette nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji sądząc, że tak oto przejawia się bohaterski zapał w słowiańskich duszach i szczeropolskich trzewiach rycerzy wolności. La Fayette był już wtedy mocno głuchy, a po roku umarł. Uroczystość składała się z części polskiej i francuskiej. I kiedy umilkły brawa, tupania i gwizdy towarzyszące rodzimym oratorom, Semenenko wyrwał się z ciżby na środek, poprosił o głos i zapewnił, że przemówi w języku Franków. Dwernicki poczerwieniawszy, ostro zaprotestował. Poparł go Adam Gurowski, prosząc La Fayette’a, by przegnał precz intruza. Generał zdziwił się niepomiernie takim zachowaniem i odrzekł, że w jego własnym domu panuje wolność słowa217. Więc Semenenko wydął pyszne usta, oparł dłoń o fortepian i zagrzmiał w zgrzytliwej francuszczyźnie, nie martwiąc się o składnię, gramatykę ni o litewski akcent. Naparł z impetem na księcia Czartoryskiego, na wsteczników, klerykałów i ludu dręczycieli, o zło wszelkie obwinił naturalnie szlachtę. Zapalał się w miarę mówienia, dumny z własnej odwagi, krzyczał prawie, widząc twarz księcia nieruchomą, pąsowe jagody Dwernickiego, uśmiech na wargach Zienkowicza. Semenenko był dumny i zarozumiały, wyniosły i pyszałkowaty, wszyscy o tym wiedzieli i z lewa, i z prawa: bracia wolnomularscy i czartoryszczycy. W salonie generała La Fayette’a przekroczył widocznie sam siebie, dal popis prawdziwy bezgranicznej buty, skoro albo ludzie księcia, albo któryś z kolegów z zakładu nazwał go „śmierdzącym Semenenką, który mówi jak wściekły pies po obchodach 29 listopada”218. Przypuszczam, że takim błotnym epitetem obrzucił Semenenkę Wiktor Zienkowicz, kolega szkolny, brat masoński i towarzysz z zakładu w Château-roux, chociaż razem przypinali sobie masońskie fartuszki, całowali po trzykroć, wymieniali braterskie uściśnięcia dłoni, pili wino, grali w kart) i dziewek kuchennych szukali po karczmach. Zienkowicz znienawidził Semenenkę nagle i do kości. Okrzyknął go nawet publicznie carskim szpiegiem i porównał do wściekłego psa219. Zienkowicz oskarżył Semenenkę, kierując się logiką charakteryzująca myślenie Polaków od zawsze i po wieki wieczne: ponieważ ojciec Piotra kształcił się na polecenie carycy Kata- 216 Podczas obchodów uroczystości drugiej rocznicy wybuchu powstania listopadowego, 29 listopada 1932 roku, w dawnym skromnym apartamencie króla Jana Kazimierza, czyli w skrzydle północnym opactwa Saint – Germain – de – Prés, którego okna wychodzą na rue de l’Abbaye, Polacy przemawiali po polsku, tupali, krzyczeli i gwizdali już od godziny piątej po południu. Z chwilą przybycia generała La Fayette’a rozpoczęła się druga część obchodów – już w języku francuskim. Poza La Fayette’em po francusku przemawiali: Dwernicki, Lelewel, Worcell. Strofy na cześć nieszczęsnej Polski recytowali z uczuciem Lemercier i Lemaitre. Krępowiecki przemówił po francusku i – mówiąc najdelikatniej – namawiał do rzezi szlachty. Wybuchł taki skandal, że grono posłów wystosowało list protestacyjny do La Fayette’a. Komitet Emigracji generała Dwernickiego wydał specjalną odezwę przeciwko Krępowieckiemu. Emigranci z zakładu z Besançon potępili go większością głosów, a Polacy z Avignon – skreślili z listy wygnańców. Obchody rocznicy listopadowej z 1832 roku wryły się w pamięć polskich „pielgrzymów wolności” i francuskiej policji. Przywódcy większości emigracyjnych ugrupowań starali się do kolejnego skandalu nie dopuścić, zabraniając przemówień radykałom z TDP, ale Semenenko postawił na swoim i po roku nowy skandal wywołał. 217 Dwernicki postanowił nie dopuścić do głosu nikogo z TDP. La Fayette miał powiedzieć: „Każdy Polak ma prawo zabrania głosu w swoim domu”. Por. J. Iwicki, op. cit., s. 556. 218 Por. list K. Kaczanowskiego do J. N. Janowskiego, Paryż, 12 grudnia 1833 roku, rkps Biblioteki Jagiellońskiej wKrakowie, sygn. 3685, t. VI, k. 46 – 47; Pamiętniki Ignacego Domejki (1831 – 1838), wyd. J. Tretiak, Kraków 1908, s. 160 – 162; „Nowa Polska” 1833, nr 18 – 19, s. 69 – 74. Por. także S. Kalembka, op. cit., s. 37 – 38; J. Iwicki, op. cit., s. 40 – 41; P. Smolikowski, Historya, t. I, s. 62 – 63. 219 Por. P. Smolikowski, Historya, t. I, s. 63; W. Kwiatkowski, La vita di Padre Pietro Semenenko CR, Roma 1953, s. 8 – 16; B. Micewski, Znak przyszłości: Teodor Bogdan Jański, Rzym – Radziwiłłów 1969 – 1974, t. I, s. 611 i n. 85 rzyny na dworze rosyjskim w szkole paziów i w roku 1814, jako prawosławny kapitan cesarskiej gwardii gromadził żywność dla jegrów szykujących się do ataku na Księstwo Warszawskie, a matka należała do kalwińskiego zboru, ergo Semenenko musi wysługiwać się Moskwie, czego dowiódł niezbicie, wygłaszając oburzającą mowę u generała La Fayette’a220. Semenenko, zraniony i złamany w sobie, wyzwał Zienkowicza na pojedynek221. Do pojedynku nie doszło podobno dzięki Jańskiemu, który wpłynął łagodząco na obie strony, ale oskarżenie oblepiło Semenenkę jak skórna choroba, więc - jak zwykle w takich razach wśród braci Polaków - emigranci zaczęli go starannie unikać, nawet radykałowie. Bo przecież nie wiadomo, jakie myśli chodziły Semenence po głowie i z czyjej działał poręki, skoro 18 stycznia 1834 roku zażądał wykreślenia Adama Gurowskiego z Towarzystwa Demokratycznego Polskiego222. Gurowski postanowił, zaraz po skandalu w apartamentach generała La Fayette’a wydawać własny, „naukowo-socjalny” organ, poświęcony żelaznym prawom historii i „proletariuszom”. Pierwszy i jedyny numer pisma Gurowskiego. noszącego nazwę „Przyszłość”, ukazał się dwa miesiące po listopadowej awanturze. W przedmowie Gurowski zaznaczył, że w redagowaniu pisma liczy wyłącznie na siebie i .że pomiędzy nim a pozostałymi członkami Kompletu Centralnego TDP występuje „pewne rozstrzelanie w ideach” 223. Semenenko nie chciał się zgodzić na żadne różnice. Skoro Gurowski myśli inaczej niż Komplet - niech sobie idzie precz. Doszło do głosowania W powietrzu zawisła groźba nowych pojedynków. W końcu Adam Gurowski sam poprosił o wykreślenie go z listy TDP, przyjął carską amnestię i wrócił do Rosji, stwierdziwszy na odchodnym, w pospiesznie skreślonej broszurze że prawdziwą ojczyzną jest Rosja, ojczyzna wszystkich Słowian, „wielki suma Słowiańszczyzny”, że to Rosja nosi w sobie pierwiastek życia a Polska jest tylko trupem, który przeszedł przez wszystkie fazy rozkładu, i że bez własnej ojczyzny nie można być obywatelem świata, ale przywiązanie dc ojczyzny martwej jest wyrazem zaślepionej ignorancji i anarchicznego sprzeciwu wobec sprawiedliwych wyroków Opatrzności224. Czy to Piotr Semenenko doprowadził Adama Gurowskiego do apostazji knując przeciw niemu w Komplecie Centralnym TDP? Racje zdrada hrabiego nie były aż tak proste, bo przecież on, podobnie jak większość emigrantów, chciał pojąć tajemnicę powstawania i ginięcia, istnienia i gnicia. A ponieważ - z pochodzenia - był Polakiem, przedmiotem jego rozważań historycznych stała się Polska. Piotr Semenenko też stawiał sobie trudne pytanie o narodowe „być albo nie być”. W piśmie „Postęp” ogłosił rozprawę O narodowości a w niej swe życiowe credo. „ M y n i e n a l e ż y m y d o t y c h , c o ś l e p o w i e r z ą [wszystkie podkr. w cytowanym tekście - K.R.]. Przeciwnie, przekonaniem jest naszem, że razem z wiarą iść powinna wiedza. Wiedzieć w co się wierzy, znać przedmiot czci, pojmować go, oto na przyszłość zagadka religii: oto warunek, pod którym ona ostać się albo utworzyć powinna, jeżeli nie chce 220 Informacje o rodzicach Semenenki, o jego dzieciństwie i latach młodzieńczych znajdują się w następujących rękopisach i drukach: P. Semenenko, Moje notatki od roku 1821, rkps ACRR, sygn. 4552; tenże, Dziennik, red. J. Reinke i M. Traczyński, t. I – IV (maszynopis); P. Smolikowski, MSS Historia, t. I, s. 26; tenże, Historya, t. I, s. 58 i n.; W. Kwiatkowski, op. cit., passim; B. Micewski, op. cit., t. I, passim; W. Kosiński, op. cit., t. I; W. Pietkun, Odnaleziona metryka, „ Przewodnik Katolicki” 1976, nr 2; B. Jański, Dziennik, rkps ACRR, sygn. 8627, k. 261. 221 Por. P. Smolikowski, MSS Historia, t. I, s. 27; tenże, Historya, t. I, s. 63; W. Kwiatkowski, op. cit., s. 28 – 29; J. Iwicki, op. cit., s. 41. 222 Por. list K. Kaczanowskiego do J. N. Janowskiego, Paryż, 19 lutego 1834 roku, rkps Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie, sygn. 3685, t. V, k. 389 – 390; list K. Tomkiewicza do J. N. Janowskiego, Paryż, 12 maja 1834 roku, tamże, sygn. 3685, t. VII, k. 68 – 69. Por. także S. Kalembka, op. cit., s. 39. 223 „Przyszłość” nr I ukazała się w pierwszych dniach stycznia 1834 roku. 224 Por. A. Gurowski, La verité sur la Russie et sur la revolte des provinces polonaises, Paris 1834, s. 81. Gurowski napisał swą broszurę we wrześniu 1834 roku. Por, także A. Walicki, op. cit., s. 161. 86 ponowić tyle razy przez historię przedstawianego widoku upadania religii, ślepe nakazujących wierzenie; nakładających jarzmo na myśl ludzką. Myśl ludzka mocniejsza jest niż wszelkie jarzmo; i dlatego skoro się na tej mocy poczuje, zaraz wpada we wszystkie zakątki świątyni, co ją swym obwodem zamknęła, z upodobaniem wyzyskując miejsca słabe, burzy je, aby się na zewnątrz wydobyć, użyć swojej wolności: tym sposobem cała budowa upada. Historia ciągły niemal przedstawia widok tej walki myśli ludzkiej, z narzuconymi ku jej czci przedmiotami. Dlaczego? Oto że tej czci przedmioty pokazały się być niezgodnymi ze stanem myśli ludzkiej, z jej wysoką naturą, z jej doskonalącą się wiedzą. W i e d z a i w i a r a , f i - l o z o f i a i r e l i g i a , w p o ł ą c z e n i u t y l k o , z a i n i c j u j ą l u d z k o ś ć d o n o w e - g o d u c h o w e g o ż y c i a . Idea narodu, tak jak idea ludzkości, jest postępowa, doskonalona; coraz szersze puszczająca korzenie, coraz wyżej wznosząca wierzchołek [...] Nieforemne zrazu [narody] i ciemne w swem jestestwie mające przeczucia, do wielkiego z postępem posunęły się żądania, do wielkiej wzniosły się myśli, do myśli jedności; i objawiły ją przez jedność charakteru, jedność pojęć, jedność języka. Tak się utworzyły narodowości. Ostatni kres przewidzieć łatwo. Spróbowały go już one nawet, chcąc się zjednoczyć w chrystianizmie. A l e k a t o l i c k a f o r m a z e p s u ł a w s z y s t k o . Nie było narodowości polskiej, nie ma narodowości rosyjskiej. W Polsce władał system szlachecki, w Rosji włada system militarny. Oba udusiły narodowego ducha ludu, przytłumiły jego narodową ideę, swojej dały panowanie. T e n , c o g a d a o n a r o d o w o ś c i p o l s k i e j i p r z e d n i ą c z o ł e m b i ć k a - ż e , t e n w y d a j e m i s i ę p o d o b n y o w e m u l u n a t y k o w i , k t ó r e m u b y s i ę p o d o b a ł o n i e s ł y c h a n e d z i w o l ą g i o k s i ę ż y c u p r a w i ć . A jednak, kiedy pod jego wpływem wędrował po dachach, zamknięte miał oczy. Z zamkniętymi też oczyma apostołowie naszej przeszłej narodowości na prawo i na lewo jej pochwały rozrzucają. Nie wiedzą i nie widzą, co czynią. Bo by się przecież pomiarkowali, że z dachu spaść mogą. Ślepi są. I lubo znajdują się między nimi ludzie dostatecznie znający cel, do którego dążą, kiedy narzucają nam narodowość minioną, nie chcemy jednak zarzutem złej wiary wszystkich tej narodowości stronników obłożyć. Są między nimi, którzy tę narodowość uważają za wszelką broń do wskrzeszenia Polski; ale i tu jeszcze powtórzyć musimy: ślepi są. Z t ą n a r o d o w o ś c i ą w a l c z y l i ś m y w o s t a t n i e j r e w o l u c j i . Przewodniczyła ona w sejmie, w rządzie, w sztabie. I kiedy lud walczący szedł przeciw pobratymczym nieprzyjaciołom, głośno im oznajmiając, że i za ich wolność się bije, wtenczas znaleźli się publicyści mający pretensję lepszego widzenia rzeczy, którzy w uczonych rozprawach dowodzili, Że Rosję z Europy wyrzucić należy. Lud miał lepsze przeczucie niż jego przewodnicy i jego publicyści. N i e p o c h y b n i e n a r o d o w o ś ć p o l s k a j a k i n a r o d o w o ś ć r o s y j s k a , p o z b a w i o n e c i ą ż ą - c y c h n a d n i e m i z a w a d , u s a m o w o l n i o n e w s w o j e m r o z w i j a n i u , z c e n t r a l i z o w a ł y b y s i ę k o n i e c z n i e w n a r o d o w o ś c i s ł o w i a ń s k i e j . Części bez swej całości długo żyć nie mogą i lubo dotychczas zdawały się obchodzić bez niej, to nic nie mówi. Odpowiedzieliśmy już na to: część żadna Słowiańszczyzny nie żyła prawdziwie, nie Żyta życiem ludu. Wywołanie tego życia, wskazane wyprowadzi następstwo. Tym torem pójdzie narodowość polska. W rozległej zamieszczona całości, wsparta na prawdziwej posadzie, na życiu ludu, wspanialszą i większą będzie niż kiedy [...] Piękną wróżymy przyszłość narodowości słowiańskiej, piękne jej prorokujemy posłannictwo. Ześrodkowawszy w sobie wszystko, co Europa ma żywiącego; objawiona tym sposo 87 bem w olbrzymim kształcie, będzie silnym działaczem ruchu społeczności, w jej postępie ku kształtom coraz bardziej olbrzymim, ku coraz wyższym przeznaczeniom”225. Piotr Semenenko pozostał wierny przez całe życie przesłaniu młodzieńczej rozprawy z pisma „Postęp”. Chociaż doznawał przeróżnych przemian, spiralnych transgresji: najpierw nawrócił się, później został księdzem, jeszcze później ascetą, mistykiem i filozofem oraz poważnym doktorem Kościoła. Ze wściekłego jakobina narodził się ksiądz, z dumnego masona - zakonnik, z ateisty - obrońca czystości wiary na najwyższych urzędach papieskich. A jednak Semenenko nie zmienił się wcale. Pogardę dla „narodowości polskiej” i wiarę w przyszłość „słowiańszczyny” oraz w siłę Moskwy przejął Semenenko od Adama Gurowskiego. Zaufania w potęgę rozumu nauczył go Kant, czytany - jeśli czytany - w pruskim obozie pod Królewcem, a jeśli nie Kant, to lektura saintsimonis-tycznych broszurek. Łącząc w jednym zdaniu „wiarę” ze „szkiełkiem i okiem”, Semenenko odrzucił na bok „czucie”, ale przecież za nadmiar „czucia” bracia zmartwychwstańcy pokarają go srodze i na lata odepchną ze wstrętem. A zupełny brak serca i suchość rozumowania zarzuci mu Towiański i zmartwychwstański towiańczyk, to znaczy ksiądz Duński. Pisząc rozprawę do „Postępu” Semenenko nie zdawał sobie sprawy z niemożliwych łamańców, które wykonywało jego pióro, stawiające znaki na ćwiartce papieru oświetlanego łojówką za dwa sous. Ściany i powala w schowku za szafą u hrabiego Platera migały wtedy w blasku świeczki cieniem rewolucyjnej pożogi. Semenenko z największą łatwością połączył w jedno Rozum i Wiarę, przecinając węzeł, którego nie mogły rozwikłać najtęższe umysły od czasów najdawniejszych. Adam Gurowski musiał imponować Semenence inteligencją. Semenenko marzył, by zostać racjonalistą absolutnym. Tak oświecony blaskiem rozumu wyruszy później na bój z herezją towiańszczyzny, choć walcząc, bezwiednie wcieli w życie ideał Towiańskiego i wszystkich mistyków, potępionych lub uznanych przez autorytet Kościoła - zwlecze z siebie starego człowieka, narażając się, w trakcie zwlekania, na srogie „dociski” ze strony bliźnich. Bo Piotr Semenenko zazna smaku władzy kapłanów i stanie bezsilny wobec obmowy, podejrzany o najgorsze grzechy, a nawet o wiarołomstwo. Tym sposobem duch jego: jakobiński, masoński, bezbożny i rewolucyjny, przejdzie przez „niższe kręgi” ziemskiej obróbki, by się „w brudnej retorcie wydoskonalić, wyrobić, ku wyższym piętrom krainy, ku dobru wyszczeblować...” Gdy patrzę na portret Piotra Semenenki, młodego kapłana, na dagerotyp rzymski z 1842 roku, przedstawiający księdza w sutannie, w kapie narzuconej na ramiona i z rękopisem reguły zmartwychwstańskiej w dłoni, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że patrzą na mnie oczy mistrza Andrzeja, a karci podbródek wydawcy „Przyszłości”, czyli Adama Gurowskiego. W sierpniu 1834 roku Piotr Semenenko czuł się wyczerpany, samotny i opuszczony przez wszystkich, z wyjątkiem Bogdana Jańskiego. Rozstał się z Niewęgłowskim i z „Postępem”, Zienkowicz nazwał go szpiegiem i większość emigrantów, nawet byli druhowie z Châteaur- 225 Por. „Postęp”. Broszurek. Arkusz czwarty i piąty, oddział pierwszy. Paryż 1834. Prospekt pisma politycznego i literackiego „Postęp” ukazał się w Paryżu 6 maja 1834 roku. Podpisał go Piotr Henryk Niewęgłowski. „Postęp” związany był z TDP, ale jednocześnie konkurował z „Nową Polską” Ibusia Ostrowskiego. Do końca października 1834 roku wyszło II numerów tego pisma. W listopadzie „Postęp” przestał się ukazywać. Od numeru 7 periodyk drukowano bez tytułu, artykułów zresztą też nikt nie podpisywał. Francuska policja zarekwirowała na wszelki wypadek prawie cały nakład numeru pozbawionego nazwy, redakcji i autorów, bo właśnie anonimowość wzbudzała szczególne podejrzenia. Piotr Semenenko współpracował z „Postępem” i pomagał redaktorowi, czyli Niewęgłowskiemu. Po opublikowaniu rozprawy O narodowości z Niewęgłowskim się pokłócił. Prawdopodobnie Niewęgłowski dostrzegł w Semenence niebezpieczne „religijne odchylenie”, ale należy też pamiętać, że Semenenko w owym czasie był zarozumiały, kłótliwy i nieprzyjemny. Ludzi zrażał do siebie z łatwością. W redakcji zastąpił go Jan Czyński. 88 oux, zaczęli patrzyć na niego z ukosa, bo przecież nigdy nic nie wiadomo, czy on ukradł zegarek, czy też jemu zegarek ukradli, wiadomo zaś z pewnością, że carska policja ma długie ręce, a ściany miewają uszy. Przemądrzały ten Semenenko i wynosi się nad wszystkich, jakby wszelkie rozumy pozjadał. Pyszałek. Nad głową Semenenki wisiał pojedynek, kieszeń świeciła pustką, policja deptała mu po piętach. Zaszedł więc Piotr Semenenko do Jańskiego w najkrytyczniejszej chwili, wyznał, w jakie popadł tarapaty226. Jański wręczył mu zaraz sumę świeżo otrzymaną od Aleksandra Jełowickiego za korektę, a później porozmawiał z córkami Augusta Pinarda, który składał nad Sekwaną polskie książki jeszcze przed powstaniem. Zmarł biedaczysko w zimie 1831 roku, ale zakład prowadziły dalej trzy hoże Pinardówny: Anais, Kora i Nelly, które - wiadomo - robiły słodkie oczy do polskich panów poetów, a Kora nawet miała romans ze Słowackim. Pinardówny szybko pojęły w czym rzecz i się zgodziły, żeby Semenenko przychodził codziennie; jaka to była robota, trudno zgadnąć, może zecerska227. Do składania czcionek, zbierania justunku i czyszczenia kaszt Semenenko się chyba zanadto nie nadawał, mniejsza z tym, miał stały zarobek, więc sierpniowego ranka, kiedy upał czaił się w liszajach murów i z rynsztoków znikały ostatnie plamy wilgoci, skręcał w Nabrzeże Wolterowe do pracy bacząc, czy bramy puste. Czuł się samotny, niekochany, zdradzony przez najbliższych przyjaciół, oczerniony i opuszczony przez wszystkich. Z wyjątkiem Bogdana Jańskiego. Semenenko nie miał dokąd pójść i nie mógł nigdzie uciec. Krył się, bał policji, Polaków i siebie samego. Bez grosza, bez własnego kąta, bez przyszłości, bez nadziei. Bogdan Jański zaczął podsuwać Semenence książki religijne i filozoficzne, ale - broń Boże - nie Kanta, najwyżej Lamennais’go, Tomasza a Kempis, wybrane fragmenty z żywotów Świętego Ignacego i Świętej Teresy z Avili228. John Iwicki przypomniał, że „działo się to w krytycznym momencie życia Piotra, gdy był załamany, przygnębiony i izolowany, a Jański okazał się jego najlepszym przyjacielem229. Życzliwą i łagodną perswazją udało mu się nakłonić Semenenkę do odwołania pojedynku. Cierpliwością i modlitwą przekonał go o jalowości dotychczasowego stylu życia. W bardzo krótkim czasie Jański zyskał całkowite zaufanie Piotra jako prawdziwy i bliski przyjaciel. Był to początek nawrócenia Semenenki; zaczęła się budzić na nowo jego wiara lat chłopięcych”. 226 Por. J. Iwicki, op. cit., s. 41; B. Micewski, op. cit., t. I, s. 713. 227 Por. J. Iwicki, op. cit., s. 41; A. Kłossowski, Na obczyźnie. Ludzie polskiej książki, Wrocław 1984, s. 30. Por. także M. Straszewska, Życie literackie Wielkiej Emigracji we Francji 1830 – 1840, Warszawa 1970, s. 158 – 159. Należy mniemać, że stosunek Pinardówień do Semenenki był nie mniej życzliwy niż do Słowackiego. 228 Por. P. Smolikowski, MSS Historia, t. I, s. 28; tenże, Historya, t. I, s. 24. Semenenko wspomniał we wstępie do Biesiad filozoficznych: „Znajdował się [...] między nami umysł prawdziwie wyższy, mąż ze wszech miar niepospolity; nazywał się Bogdan Jański. Przechodził i on przez ciemnoście, ale pierwszy powitał [...] światło wschodzące. A w t e d y i s a m z a ś w i e c i ł j a k o g w i a z d a z w i a s t u n k a d n i a j u ż n a d e - s z ł e g o , j a k o z a p o w i e d n i a ś w i a t ł o ś c i j u ż p a n o w a ć m a j ą c e j [ . . . ] I l u ż t o z a r a z k o ł o n i e g o s i ę s k u p i ł o , i l u ż t o w n i m i p r z e z n i e g o s p o s t r z e g ł o ś w i a t ł o n i e - b i e s k i e ; n a i l u ż t o p r z e z n i e g o s p ł y n ą ł p o k ó j B o ż y ; i w i t a l i g o j a k o p o s ł a ń - c a z g ó r y , s z l i z a n i m j a k z a a n i o ł e m p r z e w o d n i k i e m [ p o d k r . K . R ] . Rozeszła się wieść o tem dokoła i powoli ludzie oni w ciemnościach zaczęli także słyszeć o zjawieniu się nowego światła. I przychodzili patrzeć na nie, chociaż, niestety! Najwięcej z nich oczu potrzebnych nie miało! Więc po swojemu patrzyli, to znowu pytali, szukali, śledzili; to się cieszyli, to się gniewali; tamci dziękczynili, a ci bluźnili; inni znowu nic nie rozumieli, i tylko się dziwowali. Ale rzecz rosła, wzmagała się, szła coraz dalej; i wkrótce po wszystkich owych ciemnościach naokoło rozszedł się gwar i podniosło się wołanie: katolicy, katolicy! (P. Semenenko, Biesiady filozoficzne, „Przegląd Poznański” 1859, t. 27, s. 113 – 114, 115). 229 Por. J. Iwicki, op. cit., s. 41. 89 Budziła się wiara w Semenence dzięki Jańskiemu, tak jak budziła się równocześnie w drugim podopiecznym - w Adamie Celińskim, powstańcu, poecie i gruźliku, którego wiersze „pachniały towiańszczyzną”, zanim jeszcze Towiański zjawił się w Paryżu230. Jański powoli kierował krokami Celińskiego i Semenenki, obaj sprawiali dużo kłopotów, wierzgali duchem, buntowali się, bluźnili, odrzucali dobro i zapiekali w złem, aż nawet Jański notował w Dzienniku, że wszystko na nic, że Celiński opętany, a znaki nawrócenia u Semenenki budzą co prawda nadzieję, ale nadzieję lękliwą, w końcu Adam Celiński poszedł do spowiedzi, prosto z konfesjonału pobiegł nad Sekwanę, by wykąpać się w rzece raz, drugi i trzeci, odwiedził z Jańskim Mickiewicza, pożegnał i puścił w podróż do Agen, a niedługo potem umarł. Na szczęście Semenenko cieszył się wtedy dobrym zdrowiem i w końcu wyznał Jańskiemu, że chce do spowiedzi231. 21 stycznia 1835 roku Piotr Semenenko rozpoczął spowiedź życia u wypróbowanego księdza Chossotte’a w Saint-Mandé, a 2 lutego otrzymał rozgrzeszenie i przystąpił do Komunii Świętej232. Wszelkie dostępne źródła utrzymują, że Semenenko prosto z kościoła pobiegł na policję i oświadczył, że nie warto go dłużej ścigać, że się nawrócił, że żadnej działalności wywrotowej prowadzić nie będzie, od rżnięcia panów, królów oraz wszelkich reprezentantów prawowitej władzy jest najdalszy, ponieważ wyspowiadał się i przyjął Ciało Pańskie. Podobno „dyżurny oficer” ucieszył się niezmiernie wyznaniem Semenenki, uwierzył święcie w jego słowa i podsunął do podpisania papier, który śmiało nazwać mogę świadectwem lojalności, skoro nawet ksiądz John Iwicki użył tego właśnie określenia: „[Semenenko] dobrowolnie zgłosił się do policji. Oficer dyżurny pogratulował mu nawrócenia na katolicyzm i dał do podpisania orzeczenie, uwalniające go od wszelkich formalnych oskarżeń. Ponieważ niemożliwe było powiadomienie wszystkich agentów rządowych o odwołaniu poprzednich rozkazów dotyczących Semenenki, p o d p i s a n y d o k u m e n t f u n k c j o n o w a ł w i ę c j a k o ś w i a d e c t w o l o j a l n o ś c i [podkr. K.R.]. Tej samej nocy spokojny sen Semenenki przerwał agent policji, który wtargnął do pokoju, chcąc go aresztować. Ku jego rozczarowaniu, Semenenko przedstawił świadectwo lojalności wydane przez szefa policji. Niemile zaskoczony agent ledwo uwierzył w to wszystko i zauważył: »Nawet tym razem uciekł mi pan!«”233. Wierzę, że Semenenko prosto z kościoła w Saint-Mande pobiegł w uniesieniu na policję, najprawdopodobniej w stronę Cite, na główną prefekturę, skoro ksiądz Paweł Smolikowski twierdzi, że Semenenkę przyjął prefekt. Długi był to zatem bieg i wielce ryzykowny. Ale jeszcze bardziej ryzykowna zdaje mi się opowieść o łatwowierności francuskiego policjanta, i to przecież nie jakiegoś drobnego agenciny, który w rozdeptanych trzewikach i wytartym płaszczu przesiaduje w paryskich kawiarniach, zapisując na mankietach, co pijani poeci, 230 Tak przynajmniej sądził Józef Bohdan Zaleski, kiedy 30 lipca 1850 roku pisał do Hieronima Kajsiewicza: „Celińskiego poezje gotowe do druku, doczekuje tylko na kawałki, co są u Jasia [Koźmiana] i na szczegóły biograficzne, które ma spisać X. Hipolit [Terlecki] od Sewruka w Bordeaux. W poezjach śp. Adama [Celińskiego] pachnie na wskroś towiańszczyzna. Dziwna rzecz i niepojęta dla nas, po przecież umarł [w] 1837r. Nie wiem, co powie Mickiewicz? Ale nasz Adam [Celiński] lepszy od niego katolik, przynajmniej umarł przykładnie, arcy po katolicku” (Korespondencja Józefa Bohdana Zaleskiego, t. II, s. 129). 231 Por. B. Jański, Dziennik, rkps ACRR, sygn. 8627, k. 258. 232 Bogdan Jański zapisał w Dzienniku: „Przychodzi Semenenko. Czynię mu kilka uwag. Postanawia się spowiadać. Moja radość bojaźliwa, ale szczera. Składam Bogu dzięki za to natchnienie, które mu udzielił. Proszę dla niego o wytrwałość. Boże nie opuszczaj go, wydobądź go z przepaści grzechów i bezeceństw! – Dodaj mi łaski, abym mógł być pomocą”. 15 stycznia 1835 roku zanotował: „Z rana Semenenko idzie sam do Saint – Mandé, spowiada się” (tamże, k. 260 – 261). 233 Paweł Smolikowski napisał, że: „ P o s p o w i e d z i , s a m S e m e n e n k o p o s z e d ł d o p r e - f e k t a p o l i c j i [ podkr. K.R.] i oświadczył, że już nie potrzebują go się obawiać, gdyż został katolikiem i jest po spowiedzi. P r e f e k t w i n s z o w a ł m u t e j z m i a n y [podkr. K. R.], ale ponieważ nie mógł na razie odwołać rozporządzeń wydanych policji poszukiwania go, przeto dał mu swoje pismo, na przypadek, gdyby go niepokojono” (P. Smolikowski, Historya, t. I, s. 63; tenże, MSS Historia, t. I, s. 27). 90 brudnawi malarze, uzdrawiacze ludzkości oraz wszelkie typy spod ciemnej gwiazdy wygadują przeciwko władzy, o kobietach, o własności oraz o każdej innej rzeczy pod każdym innym względem. Semenenko wpadł przecież zziajany do prefekta bez wcześniejszego zaanonsowania, prawie tak, jak w dziesięć lat później Celina Mickiewiczowa wtargnie z rozwianym włosem do gabinetu głównego szefa francuskiej policji, by bronić Towiańskiego własną piersią i natchnionymi słowy przed zsyłką na galery. Może to był tylko podprefekt albo jaki komisarz, ale na pewno nie stójkowy, wszystko jedno, zatem Semenenko wpada, jedna brama, druga brama, korytarz, schody, gabinet, po drodze odpycha straże, albo biedacy posnęli, otwiera z impetem drzwi i powiada, że co prawda to jego właśnie od miesięcy szukają jak groźnego przestępcę, ale dajmy spokój, już nie warto, bo się nawrócił i poszedł do spowiedzi, właśnie wraca z kościoła i od Komunii Świętej, właśnie biegł od Stołu Pańskiego. Prefekt albo wyższy funkcjonariusz policji króla Ludwika Filipa powstaje, rozwiera ramiona, uśmiecha się pod wąsem świecącym pomadą, łzę ociera mankietem ukradkiem, bo nie zdążył założyć na powrót surduta, wierzy natychmiast i bez zastrzeżenia, wydaje zaraz Semenence zaświadczenie o nietykalności. Zatem Semenenko musiał wtargnąć do gabinetu samego prefekta, ponieważ żaden niższy rangą policjant nie śmiałby się zachować w ten sposób, bo natychmiast straciłby posadę. Zatem opowiedzmy tę scenę raz jeszcze: zmęczony Semenenko wpada do gabinetu i oświadcza, że już więcej nie będzie, bo odnowiła się w nim łaska wiary. Że nie warto go dłużej ścigać ani nawet podejrzewać. I policjant wierzy mu na słowo, zwalnia od odpowiedzialności, wystawia glejt. Od razu i bez żadnych wątpliwości. Obcemu, polskiemu emigrantowi, którego nawet rodacy nie darzyli dotąd ani zbyt wielką sympatią, ani zaufaniem. Zaciekłemu jakobinowi, podejrzanemu o konszachty ze skrajną lewicą rewolucyjną. Semenenkę musiała uskrzydlić odzyskana wiara, promieniował prawdą, nadzieją i miłością, skoro policjant postąpił wbrew najbardziej elementarnym zasadom pragmatyki służbowej. Wielkiej zaiste Piotr Semenenko dokonał transgresji, skoro zmusił policjanta do błędu. Nie chcę posługiwać się fałszywymi analogiami, ale niektórym skojarzeniom warto zaufać. Wyobraźmy sobie, że w roku 1986 do prefektury na Cité wpada terrorysta palestyński i oświadcza słodkim głosem, że nie będzie więcej podkładał bomb, ponieważ doznał olśnienia przeglądając rano sury Koranu. Czy prefekt miasta Paryża wystawiłby mu list żelazny i zwolnił? Co prawda policja Ludwika Filipa szukała Semenenki - jeśli w sprawach związanych z działalnością policji w ogóle rościć wypada pretensję do pewności - nie za podkładanie bomb, ale przecież Semenenko publicznie wykrzykiwał, że chce wyrzynać królów i panów w imię dobra ludu. Z policyjnego punktu widzenia rodzaj używanej przez przestępcę broni ma znaczenie drugorzędne. Bomba nie bomba, grunt że nieprawomyślny. Poza tym wszyscy policjanci na świecie od czasów starożytnych do współczesnych wyznają zasadę, że nie ma ludzi niewinnych. Semenenko na obszarze podlegającym kontroli policyjnej lipcowego monarchy broni jeszcze nie użył, ale użyć mógł lub może. Policyjne zwyczaje oraz przepisy wykonawcze od lat 155 nie zmieniły się we Francji zanadto i łatwiej sobie wyobrazić diabła przemykającego się przez ucho igielne niż Piotra Semenenkę w objęciach rozczulonego policjanta. Ktoś musiał użyć protekcji twardych jak dzwony Notre-Dame. Albo Piotr Semenenko podpisał jeszcze inne papiery, ponieważ jego teczka, spoczywająca na odpowiedniej półce odpowiedniego podwydziału w odpowiednim resorcie zajmującym się Polakami nie domykała się z powodu objętości, więc dodatkowo wiązano ją sznurkiem. Rodacy, agenci i amatorzy nie próżnowali, ciągle przysparzając pracy urzędnikom segregującym i upychającym w teczce donosy i donosili na Semenenkę. Donos, wiadomo, to zdrowy i powszechnie przez Polaków uprawiany ga 91 tunek literacki, a na Semenenkę pisano donosów bardzo dużo, prawie tyle, ile na Mickiewicza. Nawet w roku 1853, kiedy Semenenko cieszył się sławą wielkiego teologa, duszpasterza i filozofa, mistyka i ascety, niejaki Ferdynand Kurowski koszmarną francuszczyzną wysmażył na niego donos do prefekta Heberta: „Ja, niżej podpisany, Ferdynand Kurowski, polski oficer na emigracji, zamieszkały przy ulicy Galande numer 55 w Paryżu, przysięgając na sumienie oświadczam, że w niedzielę 31 października lub 1 listopada (jedno z dwojga), przybywając do kościoła Wniebowzięcia w celu wpłacenia mej należności do Banku Polskiego, spostrzegłem z poczekalni, w której znajdowałem się z Jakubem Wysockim, zamieszkałym w Paryżu przy ulicy Boutebrie, Kaczanowskiego i Semenenkę, dwóch polskich księży jezuitów, którzy rozmawiali w pokoju sąsiadującym z tym, w którym odbywają się wypłaty. Ich rozmowa zdała mi się bardzo żywa, obaj znajdowali się pod wpływem bardzo silnego gniewu i nadstawiwszy ucha usłyszałem, że Semenenko powiedział: «Co zrobimy z tym zgnilcem Węgierskim. On przejrzał nasze sprawy i zgubił nas prawie». Na co Kaczanowski ujął głowę w dłonie i kiwając nią rzekł: «Cóż za nieszczęście! Godzien jest trucizny, to jedyny sposób, żeby pozbyć się tego drapichrusta!». Wysocki mnie spytał, o kim mówią. Odpowiedziałem, że mowa o Węgierskim. Wysocki odpowiedział, że go nie zna. A ja mu powiedziałem: «Przestań i słuchajmy»234. Archiwa paryskiej prefektury uginają się pod ciężarem podobnych płodów, natchnionych muzą narodową, polską. Po bibliotekach - też ich nie brak. Jak policja policją, urząd urzędem, a Francja Francją, nie zdarzyło się tak, by nawet najbardziej idiotyczny donos został odrzucony, zlekceważony, nie przeczytany. Donos jest papierem, urzędnik - urzędnikiem i teczka teczką. Żaden prefekt nie miał prawa wypuścić od tak po prostu Semenenki do domu, wydać mu glejt, w zamian za podpisanie świadectwa lojalności. Bo naraziłby na szwank własną karierę zawodową. Semenenko po spowiedzi. Komunii Świętej i tajemniczym uwolnieniu od winy, napisał list z publicznym upokorzeniem, w którym dawał świadectwo wierze i przepraszał wszystkich dawnych przyjaciół i nieprzyjaciół. „Przyjaciele moi, wielka jest miłość Chrystusa, większa, niż się spodziewać możecie, niż pojąć: boście się niektórzy odwrócili od niej. Obfituje ona dla nawróconego grzesznika. Dałby Bóg, jeżelim któremu z was służył ku zgorszeniu, żeby w nim ta moja nieobłudna poprawa wzbudziła chęć poprawienia się. Nieprzyjaciele moi, a teraz bracia, zgrzeszyłem i przeciwko wam. Nienawidziłem was, a Chrystus kazał mi was miłować: pogardzałem wami i ziem wam życzył, Chrystus kazał mi modlić się za was i dobrze wam czynić. A nienawiść tę i złe życzenia nie zamknąłem w sobie, popierałem je słowem i czynem. Nieprzyjaciele, bracia moi, oto przychodzę was prosić, wybaczcie mi, a bądźcie braćmi moimi. Miły mi brat w Chrystusie, Zienkowicz, przebaczy, że jego imię tu wspomnę i moją z nim sprawę wprowadzę. Nie zasłużyłem wprawdzie, bym uchodził za szpiega, jak on mię nazwał: bo lubo duch zaślepienia byt na mię, jednak Bóg nie dal upaść tak nisko i pozwolił zachować zgrozę do tego rzemiosła. Zaślepienia mego, które mojem przekonaniem było, nie byłem zdolny zdradzić ludziom, mogłem je zdradzić samemu tylko Bogu. Mimo to jednak w ciągu obcowania mego z Zienkowiczem, dałem mu zapewne powody do nienawiści ku mnie, zapewne i nie raz obraziłem go ciężko [...] Zienkowicz nie popierał swego zarzutu przed sądem polubownych, ale oświadczył, że ma inne powody do nienawiści. Jam nie prosił o ich zapo- 234 Por. Donosy na zmartwychwstańców do prefekta Héberta, rkps MAM w Paryżu, sygn. 1055. 92 mnienie, alem obstawał za pojedynkiem. Przejrzałem przecie, za łaską Chrystusa, który przed ofiarą kazał się z bratem pojednać. Jam siebie wprawdzie pierwej mu ofiarował, alem nie omieszkał dopełnić przykazania. Byłem u brata, z którym miałem zajście, prosiłem o zapomnienie uraz i pojednanie, a rzecz jawną się stała, tu moją prośbę ponawiani. Jeśli to mię ma upokorzyć przed światem, niech się tak stanie. Niemniej jednak dziękować będę Chrystusowi, że mi pozwolił dobry uczynek spełnić [.,.] Nieprzyjaciele moi; kochałem moich przyjaciół, dziś kocham ich więcej daleko, ale i was na równi z nimi. Przyjdźcie, przyjdźcie i wy do wspólnej uczty miłości, którą Chrystus dla nas zgotował, dla nas postanowił. Bądźcie zarówno dziedzicami Jego Królestwa. Przyjdźcie. Uprzejmieć jest zaproszenie''235. Piotr Semenenko zmienił styl pisania. I sam też zmienił się bardzo. Nagle. Kiedy Kajsiewicz go ujrzał, nie uwierzył własnym oczom. Zanotował: „Znalazłem kilka konwersyj dziwnych i znakomitych, jak na przykład sławnego demagoga Semenenkę, który dziś jak jaki św. Jan Ewangelista wygląda: miłość go w szpikach przejęła; wyraz twarzy, glos, giesta, wszystko w nim zmieniła”236. Przemiana Semenenki spowodowała, że Kajsiewicz się nawrócił, zamieszkał razem z nim i z Jańskim. Piotr Semenenko przekroczył pierwszy krąg wtajemniczenia, odmienny od wolnomularskich prób. Czekały go kolejne przejścia i transfiguracje. Upadki i wzloty. Wzloty i upadki. Najpierw nie poznał go Kajsiewicz. Później Semenenko znowu się zmienił i nie poznał go Jański. Potem Towiański wykrzyknął, że Semenenko nie poznał samego siebie, a zmartwychwstańcy nie poznali się na nim. Jeszcze później nie poznał go Hube z Jełowickim. I potem jeszcze tak się odmienił, że nie poznała go ze zgrozy Makryna. I ksiądz Duński oskarżał Semenenkę o odmianę twarzy. A nawet połowa jego „mistycznej jedni” - Marcelina Darowska orzekła, że zamieszkał w nim ktoś inny. Siedem razy Semenenko zadziwiał przemianą237. Siedmiokrotnie próbował odmiany własnego oblicza. W upalny poranek sierpniowy 1834 roku starał się ukrywać w wątłym cieniu murów, bo za gardło go chwytał lęk przed policją i Polakami. 235 Cyt. za: J. Iwicki, op. cit., s. 557 – 558. 236 Por. B. Zaleski, op. cit., s. 51. 237 Transgresje Piotra Semenenki warto wyliczyć, bo nie wszystkie uda się opisać w niniejszym studium. A zatem: T r a n s g r e s j a p i e r w s z a . P o c z ą t e k l u t e g o 1 8 3 5 r o k u . Piotr Semenenko przemienia się z jakobina i wolnomularza w prawego Polaka katolika. Po spowiedzi w Saint – Mandé zgłasza się na policję. Przemiana Semenenki powoduje, że Kajsiewicz też się nawraca. T r a n s g r e s j a d r u g a . J e s i e ń 1 8 3 9 r o k u . Piotr Semenenko jako przełożony domu kleryków przy Piazza Margana 24 w Rzymie powraca do starej skóry sprzed nawrócenia: znowu staje się butny i zarozumiały. Kiedy Jański przyjechał do Rzymu, by dokonać żywota, nie poznaje Semenenki i bardzo boleje nad jego negatywną, powtórną przemianą z pokornego nawrócenia w pyszałka kierującego się rozumem. T r a n s g r e s j a t r z e c i a . L a t o 1 8 4 4 r o k u . Narasta krytyka Semenenki, podsycana głownie przez Jełowickiego. Hube skarży go o niedbalstwo i nieprzestrzeganie reguły oraz o gorszące stosunki z Julią Bartoszewicz, czyli mówiąc wprost – o romans. Piotr Semenenko przyznaje się do błędów i niepowodzeń i prosi o wybaczenie przed kapitułą specjalną zmartwychwstańców, która odbyła się w Paryżu na początku grudnia 1845 roku. Uznaje swe błędy, wypaczenia i niedoskonałości i postanawia się poprawić. T r a n s g r e s j a c z w a r t a . J e s i e ń 1 8 4 5 . Skradziony, a raczej wydany Jełowickiemu list Semenenki do Julii Bartoszewicz odczytuje Makryna Mieczysławska i potępia księdza Piotra. Semenenko ponownie wbija się w zarozumiałość i śmie nawet podważać wiarygodność wyznań Makryny. Płaszcz pokutnika zmienia na misiurkę butnego dyskutanta i kieruje się ziemskim rozumem w sprawach wyższych i dotyczących świętości. T r a n s g r e s j a p i ą t a . W i o s n a 1 8 4 8 . Semenenko w Afryce oczyszcza się pod opieką ojca Bourgade’a. „Jego cierpienia oczyściły go i doprowadziły do zupełnego zdania się na Boga. Odrzucony przez wszystkich, których najbardziej kochał, zrozumiał, co to jest wyrzeczenie i unicestwienie. Z tego oczyszczenia wyszedł przekształcony – przebaczający, kochający, oddany wyłącznie swemu religijnemu i kapłańskiemu powołaniu. 93 Można było oczekiwać, że będzie zgorzkniały, przepełniony urazą do tych, którzy niesprawiedliwie osądzili go i potępili, zdecydowany całkowicie oczyścić się z zarzutów. Nastąpiło zupełnie co innego, był uosobieniem nadnaturalnej przemiany, jaka w nim zaszła i przygotowała do ściślejszego związku duchowego z Bogiem i do bardzo szczególnej misji w zgromadzeniu” (J. Iwicki, op. cit., s. 145). T r a n s g r e s j a s z ó s t a . S t y c z e ń 1 8 5 9 r o k u . Piotr Semenenko nawiązuje „duchową jedność” z matką Marceliną Darowską i dzięki niej postanawia „zedrzeć z siebie zupełnie starego człowieka” i zrealizować ideał świętości przez najzupełniejsze poddanie się woli Bożej i zrezygnowanie ze „środków ziemskich”. Piotr Semenenko postanawia zrealizować ideał Towiańskiego, chociaż wykazał, że jest on – podobnie jak Mickiewicz – heretykiem. T r a n s g r e s j a s i ó d m a . S t y c z e ń 1 8 6 6 r o k u . Marcelina Darowska odkrywa w Semenence zło. Dochodzi do wniosku, że jego próby przekroczenia siebie nie udały się: „A wszystko razem ma charakter straszny i wstrętny, jakby jakiegoś kuglarstwa... [...] Zobaczyłam stan Zgromadzenia naszego, stosunek z nim Ojca, stan jego własny, droge naszą – niepodobieństwo – n i e m o ż e b n o ś ć , ż e b y n a m O j c i e c k o c h a n y b y ł p r z e w o d n i k i e m , g d y ż z s i e b i e n i e w y s z e d ł [podkr. K.R.] (M. Darowska do P. Semenenki, 20 – 23 stycznia 1866 roku). Cyt. za: W. Kosiński, op. cit., t. II, s. 168. John Iwicki napisał: „O. Semenenko niezmiennie bronił Darowskiej wskazując, że akceptował jej sądy w przekonaniu, iż pochodzą one raczej od Boga niż osobiście od niej” (J. Iwicki, op. cit., s. 192). Paweł Smolikowski w rękopiśmiennej wersji historii zgromadzenia zmartwychwstańców napisał: „M. Marcelina miała pewnie łaskę bożą i łaskę obfitą w tem wszystkim, co się tyczyło jej własnego Zgromadzenia – ale w stosunku do Zgromadzenia naszego [tzn.zmartwychwstańców – przyp.K.R.] łaski nie miała i mieć nie mogła. Było więc w tym stosunku obu zgromadzeń wszystko ludzkie i dlatego nic dobrego nie przyniosło; owszem powstrzymało rozwój zgromadzenia naszego – wprowadziło zamęt – i zwichnęło najlepsze powołania. Jednem słowem: stosunek M. Marceliny do nas był nieszczęściem dla nas” (P. Smolikowski, MSS Historia, t. XI, s. 87 – 88). 94 ODSŁONA 2 16 WRZEŚNIA 1841 ROKU. RZYM. KWATERA POLSKICH KLERYKÓW PRZY PIAZZA MARGANA 24. PIOTR SEMENENKO ROZWAŻA BOSKIE POSŁANNICTWO TOWIAŃSKIEGO. Semenenki nikt nie lubił. Najbardziej: Aleksander Jełowicki i Makryna Mieczysławska, o czym - niestety - wypadnie z przykrością opowiedzieć. Adam Mickiewicz też nie miał do Semenenki specjalnego zaufania (wolał Hubego), chociaż robił, co mógł, i ręczył słowem, by wydobyć dlań pieniądze238. Mickiewicz otaczał płaszczem swej ojcowskiej opieki obu nawróconych - Kajsiewicza i Semenenkę, przede wszystkim ze względu na Bogdana Jańskiego, więc Semenenko pojawił się jakby nieco w tle, z dobrodziejstwem inwentarza239. Poza tym wiadomo doskonale, że Adam Mickiewicz wymagał od wszystkich emigrantów rzeczy niezwykłych, żeby stali się wielkimi ludźmi albo pękli. Szczególnie zaś wygórowane wymagania stawiał kapłanom. 4 grudnia 1835 roku, po rekolekcjach odbytych w klasztorze Solesmes, Kajsiewicz pisał do księdza Guérangera, opata zakonu benedyktynów, do którego chcieli wstąpić obaj nawróceni, by w ciszy i skupieniu medytować nad marnościami tego świata: „Celowo pozostawaliśmy w milczeniu przez długi czas, aby zobaczyć, czy ten świat będzie nam odtąd odpowiadał. Dzięki Bogu stwierdziliśmy, że jest przeciwnie. Bardzo często, gdy nocą wracałem na odpoczynek do mego pokoiku blisko Piotra, myślałem o wszystkich ziemskich przyjemnościach, o najczystszych ludzkich przyjaźniach, do których nie tęskniłem, i niewypowiedziany smutek ogarnął moją duszę. Znajduję swój żywioł i mówię do przyjaciela: «Wszystko potwierdza, że powinniśmy być zakonnikami!», a on mi odpowiada: «to, że powinniśmy być zakonnikami, jest wszechstronnie sprawdzone!». Powiedzieliśmy to naszemu przyjacielowi, Jańskiemu. Zasmucił się widząc, że wszystkie nasze dawne plany zostały odmienione i że jesteśmy oddzieleni. Lecz po paru minutach przezwyciężył ten ziemski smutek i powiedział, ściskając nas: Jesteście na właściwej drodze, niech Bóg was prowadzi!. M i c k i e w i c z , k t ó r y n a j p i e r w o d p o w i e d z i a ł m i , ż e ł a t w i e j b y ł o b y ć d o w o d z ą c y m g e n e r a ł e m n i ż d o b r y m k a p ł a n e m , u z n a ł , ż e n a s z e p o s t a n o w i e n i e w y d a j e s i ę b y ć z e s ł a n e p r z e z n i e - b i o s a [podkr. K. R.]. Naszym jedynym problemem pozostało spłacenie naszych długów, gdyby nie to, przyłączylibyśmy się do was zaraz”240. W końcu udało się Jańskiemu odpędzić od Kajsiewicza i Semenenki pokusę benedyktyńską. Najwięcej kłopotów sprawiał właśnie Semenenko, którego kuszenie zakonne nawiedzało trzykrotnie, z rosnącą siłą. Już po pierwszych rekolekcjach u benedyktynów w Solesmes odbytych z hrabią Montalembertem, co musiało na młodych nawróceńcach wywrzeć odpowiednie wrażenie, Semenenko obiecał, że powróci tu na zawsze. Jański szukał pomocy u Mickiewicza. Prosił, by Adam wpłynął na upartych młodzianów, że nie czas zamykać się w klasztorze, kiedy czeka wspólna budowa „rodziny zarodowej na szczęśliwą przyszłość ludzkości”241. Kajsiewicz jakoś łatwiej dawał się Jańskiemu (i Mickiewiczowi) przekonywać, ale Semenenko ciągle się buntował i za wszelką cenę ciągnął do klasztoru. Dla uspokojenia Jański zlecał mu pisanie historii Kościoła lub tłumaczenie Anny Katarzyny Emerlich, a Semenenko, 238 Cyt. za: J. Iwicki, op. cit., s. 73. Por. także P. Smolikowski, MSS Historia, t. II, s.3; J. Iwicki, op. cit., s. 71 – 72. 239 Por. tamże, s. 68 – 69. Por. także P. Smolikowski, MSS Historia, t. I, s. 105 – 106; s. 121 – 122. 240 Cyt. za: L. Soltner, Les amitiés polonais de Saint – Pierre de Solesmes, „Lettre aux Amis de Solesmes” 1979, nr 2, s. 7. 241 Por. B. Jański, Dziennik. Listopad 1830 – październik 1832, rkps ACRR, sygn. 8608, k. 18. 95 niby już przez Jańskiego przekonany, niespodziewanie zjawił się znowu w kwaterze Jańskiego, u Giedroyciów, na placu Panteonu. Blisko, wystarczyło tylko przebiec przez ulicę, bo przecież Jański specjalnie wynajął kwaterę dla Kajsiewicza i Semenenki w Hôtel d'Espagne przy ulicy Świętego Jakuba 124, żeby mieć ich pod bokiem i odwodzić od niewczesnych mnisich zamiarów. Zjawiał się nagle, zaczynał od nowa: że Kajsiewicz widział się z Montalembertem, że znowu obaj zdecydowali się wstąpić do Solesmes. Bogdan Jański, bliski załamania, biegał do Mickiewicza z prośbą o pomoc, a potem zadowolony z postawy Adama, który obiecywał, że młodych przyjaciół od benedyktynów odwiedzie, wstępował do Semenenki: „Przed dziesiątą do Piotra, rozmowa o Solesmes. Wszelkie moje przedkładania, widzę, że nie bardzo mu trafiają do serca. Czemu? Bom przez moją zimność, niedołężność, zwlekanie wykonania dobrych myśli stracił, jak widzę, jego ufność, miłość i powolność. Sprawiedliwa kara, o mój Boże! Niepewnym wreszcie będąc sam siebie, nie czując sam Boga w sercu przez moje życie niedbałe, mówiłem do niego bez pewności, bez tej żywej i niezłomnej wiary, która serca podbija. Dawałem mu rozmaite racje w wielkim nieładzie, z widocznym okazaniem nieładu i niewrażliwości mojej duszy”242 W końcu Semenenko utulił w sobie benedyktyńską tęsknotę i napisał do księdza Guerangera, że zaciągnął dług nie tylko wobec Boga, ale i Ojczyzny243. Tęsknota klasztorna weń przygasła, ale nie umarła, z czego Jański zdawał sobie doskonale sprawę. Starał się przeto wymyślać dla Semenenki wszelkie, nawet najgłupsze zajęcia, byle tylko skrócić czas na zbędne rozpamiętywania o pożytkach mniszego żywota w opactwie Solesmes, które przecież zachwalał sam hrabia Montalembert. Jański krzątał się przy urządzaniu świeżo wynajętego na wspólne życie domku w ogrodzie, przy ulicy Notre-Dame-des-Champs pod numerem 11, i chciał, żeby już wszyscy zamieszkali razem, jak najszybciej. 17 lutego 1836 roku sam ugotował obiad na godzinę piątą po południu. Na obiedzie zjawili się Kajsiewicz, Duński, Maliński i Semenenko. Rano mieli pójść na mszę i do spowiedzi, ale nie poszli, bo świętowali ostatki, a do Saint-Mande tak daleko, zaspali, nie wstali, może i lepiej się stało, bo Semenenko nie miał czasu znowu dumać o mnisiej celi, ale na wszelki wypadek Jański zdjął z ramion swój płaszcz i kazał Semenence zastawić go nazajutrz w kantorze, a za grosz uzyskany kupić materace i kołdry244. Semenenko prośby Jańskiego nie spełnił, bo w czwartek po Popielcu Jański sam musiał kupić dwa łóżka, poduszki i sienniki, w wielkim pośpiechu i w ciągłej zadyszeć, bo przedtem jeszcze odwiedził po kweście Mickiewicza przy ulicy Pepiniere 60 i hrabiego Cezarego Platera przy Saint-Dominique 38, po drodze wstąpił do Klementyny z Tańskich Hoffmanowej po Żywoty Świętych księdza Piotra Skargi, a po południu znów gotował w domku dla wszystkich strawę245. Co zrobił Semenenko z płaszczem Jańskiego? Oddał? Zastawił? Zgubił? W maju 1836 roku, kiedy w domku przy Notre-Dame-des-Champs panowała już ciasnota od natłoku mieszkańców, a nowi kandydaci do wspólnego życia czekali na przyjęcie, Semenenko uległ trzeciemu, najcięższemu kuszeniu246. W domku często gościł ksiądz Guéranger. Każda jego wizyta budziła zamęt w duszy Semenenki i niepokój w sercu Jańskiego. Opat z 242 B. Jański, Dziennik 14 stycznia 1836 roku, rkps ACRR, sygn, 8627, k. 340. 243 Por. P. Semenenko, Listy 1835 – 1886, t. I, s. 15 (maszynopis). 244 Por. B. Jański, op. cit., k. 348. Por. także B. Nicewski, Bogdan Jański założyciel zmartwychwstańców, 1807 – 1840, s. 269, przypis 98. 245 Tamże. 246 Pod koniec maja 1836 roku w domku pod numerem II mieszkali: Bogdan Jański, Piotr Semenenko, Hieronim Kajsiewicz, Edward Duński, Józef Maliński, Antoni Gorecki i Józef Ziomecki. Kandydowali: Stanisław Ropelewski, Franciszek Krachnas, Lucjan Weyssenhoff, Juliusz Konopka i Adolf Zaleski. Chęć wstąpienia do domku Jańskiego zgłosili ponadto Leonard Rettel, Józef Hube i Józef Marszewski. Bogdan Jański rozpoczął już wtedy zabiegi o wynajęcie kolejnego domu (por. J. Iwicki, op. cit., s. 77). 96 Solesmes zapowiedział, że zjawi się znowu, a Semenenko miotany kolejną falą wątpliwości wyznał, że podąży za nim, by przywdziać habit benedyktyński. Jański postanowił działać. Napisał do Stefana Witwickiego, żeby zaprosił Semenenkę do siebie, do Montmorency, zanim Guéranger ściągnie do Paryża247. Zmienił Semenence spowiednika. W ten sposób znowu ochronił go przed klasztorem, a swą wymarzoną wspólnotę od rychłego rozpadu. Ale wiedział dobrze, że tak jak Semenenkę miłuje, tak ufać mu nie może. Jański regulamin życia domowego zaplanował tak, by na żadne głupstwa nie starczało czasu248. Pierwsi mieszkańcy Domku Jańskiego wstawali codziennie za piętnaście piąta, o wpół 247 Cyt. za: J. Iwicki, op. cit., s. 563. 248 Jański napisał 19 lipca 1838 roku regułę dla członków duchownych i świeckich, która była szczególnym regulaminem wspólnoty, ustaląjacym nie tylko porządek dzienny, ale też szczególne „reguły komunikacyjne” obowiązujące braci: „Co dnia powtarzają usta nasze żal za grzechy i zewnętrzną skruchę i niedotrzymane postanowienia poprawy. Co dnia rozum nasz zgłębia otchłań upadku i przestrzeń dźwigania się w Chrystusie Panu naszym . I chociaż serca nasze mają swój udział w modlitwie, spowiedzi i medytacji naszej, gdy jednak ogólne maksykmy nie łatwo się dają w szczególnych okolicznościach życia stosować i rozległe, święte teorie w ciasny obręb praktycznego grzeszników życia wcielać, przeto my niżej wyrażeni stowarzyszeni dla udoskonalenia w sobie naprzód cnót chrześcijańskich, przystąpiwszy w imię Boga Ojca w Trójcy Świętej jedynego do Stołu Pańskiego w dniu św. Wincentego de Paola, postanawiamy następną regułę zachowania się, której wszyscy razem strzec i co wieczór po pacierzach odczytywać i wzajemnie napominać się za uchybienia przeciw niej pragniemy. 1. Zachowywać z najsumienniejszą dokładnością wszelkie postanowienia ostatniej konferencji, oddając zastosowanie ich osób i okoliczności arbitralnej woli Starszego Brata. 2. Nie zaniedbywać co wieczór wzajemnych napomnień za najdrobniejsze przeciw Bogu, ludziom lub ustawom uchybienia, uważając pobłażającego za chcącego pozyskać dla siebie pobłażanie od drugich, a tem samym rozwolnienia reguły. 3. Ściśle pilnować milczenia w godzinach postanowieniem ostatniej konferencji oznaczonych, w innych zaś nie mówić jak tylko na wpół przytłumionym głosem, bez wykrzykników i śmiechu, które by wrzaskiem swym okazywały zewnętrznego człowieka. 4. Nie wolno jest żadnemu z nas, oprócz Starszego Brata, mówić wówczas, kiedy się znajduje chociażby jeden gość z nami, albowiem miałoby to minę nauczania, do którego i sił nie mamy i nie jesteśmy godni. Na osobności zaś wolno i należy nawet mówić z każdym znajomym swym o tych materiach, a za domem, jeżeli tego żądają ludzie i okoliczności dozwalają, można mówić i do wielu, byleby nie sprzeciwiać się z nikim, dlaczego najlepiej jest wystrzegać się tego, ile że to być może okazją rozwijania w sobie dumy, a w drugich rozjątrzenia. 5. Nigdy o sobie nie mówić, chyba że od jednego sam na sam, od dwóch w towarzystwie pytany jesteś. 6. Nie przerywać nikomu zaczętej rozmowy; w pilnym tylko interesie można z cicha się rozmówić z jedną osobą, byleby nie tą, która mówi lub do której zwrócony jest dyskurs. 7. Nie wolno jest zaprzeczać choćby najoczywistrzemu fałszowi, aż po upływie 24 godzin, i to na wieczornej sesji. Jeżeli zaś zdarzy się to z osobą obcą domowi, wówczas należy po upływie 24 godzin rozmyśleć się, w jaki sposób najkorzystniejszą będzie rzeczą dla osoby w błędzie zostającej, słodkim obyczajem z drogi fałszu sprowadzić. 8. Ponieważ życie człowieka składa się z drobnych jego postępowania sposobów, tak z ludźmi, jako z Bogiem i względem siebie samego, przeto najmocniej pilnować się tego powinniśmy, aby strzec się wszystkiego tego, co cechuje człowieka rozrzuconego, niespokojnego i niecierpliwego, i to nie tylko dlatego, że powierzchowność nasza powinna być budującą, przykładną i tak wymowną, jak dobre kazanie dla bliźnich, ale nadto dlatego, że powierzchowność długo zostawać nie może w sprzeczności ze stanem wewnętrznym człowieka; musi być zwalczoną przez duszę, jeżeli ta pracuje i korzysta z łask Boskich, lub zwycięża, jeżeli w tej słuchać będziemy ciała, krwi i zmysłów naszych. O toż przede wszystkim starać się chcemy, aby w stancji każdego wszystkie meble i rzeczy tak systematycznie ułożone były, i tak wszystkie miały miejsca swoje, sobie właściwe izby do każdej, po nocy nawet, gospodarz trafić mógł; po wtóre, chcemy, aby żaden żadnej rzeczy drugiego , bez pozwolenia, i to bez pełnej potrzeby nie ruszał, broń Boże, nie oglądał, i co największa, nie przerzucał z miejsca na miejsce. 9. Postanawiamy, aby nikt ani jednego słowa nie odpowiadał na zarzut lub przestrogę jemu na wieczornej sesji czynioną, uważają za odpowiedź jego Zdrowaś Maryja itd., które on wraz z drugimi braćmi zmówi i do rejestru zaciągnąć dozwoli, aby przy końcu tygodnia użył to za materiał do spowiedzi i za bodziec do postanowienia nowej dla siebie na przyszły tydzień mortyfikacji, o której Brat Starszy wiedzieć powinien”. Cyt. za: J. Iwicki, op. cit., s. 78. 97 do szóstej gromadzili na modlitwy poranne i zaraz wyruszali na Mszę Świętą do pobliskiego kościoła karmelitanek albo przecinali Ogród Luksemburski w drodze do Świętego Sulpicjusza. O ósmej rano wracali na śniadanie. Co jedli - bardzo trudno ustalić. Chyba chleb z omastą i mleko, czasem bywał ser. W południe odmawiano Anioł Pański i śpiewano Święty Boże, święty mocny, a „kto chciał, mógł chlebem przekąsić”. Obiad był o piątej po południu. Najczęściej zupa i kartofle. Podczas posiłków jeden z braci czytał Żywoty Świętych. Po obiedzie odpoczynek do wpół do siódmej. Potem każdy wykonywał powierzone mu czynności. O dziewiątej odmawiano modlitwy wieczorne. Wszyscy szli spać o wpół do dziesiątej. Mimo podjęcia wszelkich środków ostrożności, Jański bał się o Semenenkę. Dnia 12 czerwca 1836 roku zwołał wszystkich na naradę i omawiał publicznie swe stosunki duchowe z Piotrem. Czuł, że Semenenko coś przed nim ukrywa: „Piotr oświadcza, że wejdzie do College Stanislas, ale kiedy go pytam, czy będzie z nami? - nic nie odpowiada i jakoś dziwnie zaambarasowany, jakby miał jakie osobne, skryte na przyszłość zamiary”249. Jański wiedział, że trzeba działać szybko. Już następnego dnia zapisał Kajsiewicza i Semenenkę do College Stanislas250. Do domu przy ulicy Notre-Dame-des-Champs zachodzili tylko dwa razy w tygodniu: w czwartki i w niedziele. Po czternastu miesiącach studiów w College Stanislas, wyruszyli do Rzymu. Kajsiewicz pisał: „Mickiewicz, Cezary Plater, Witwicki, Bohdan Zaleski, którzy obok nas i nad nami stanowili jakoby izbę wyższą, z którąśmy się stykali przez naszego przełożonego [tzn. przez Jańskiego - przyp. K.R.], byli wraz z nim tego zdania, ze powinniśmy jechać do Rzymu: a myśmy w tem ich zdaniu uznali wolę Bożą. Opuszczaliśmy College Stanislas po czternastomiesięcznym pobycie, gdzie nam było tak dobrze, za dobrze na nowicjat; bo i przełożeni nas kochali, i uczniowie szanowali ze względu na przeszłość, narodowość i położenie nasze. Więc 6 września [1837 roku] puściliśmy się w drogę. Mickiewicz zapłakał żegnając się z nami, jak gdyby przeczuwał, że już nie mieliśmy się ujrzeć z weselem. Miejsca nasze w kollegium zajęli Józef Hube i Edward Duński, zdecydowani już na księży”251. Dwa lata później, kiedy w czterech izbach rzymskiej kamienicy przy Piazza Margana 24 wybiła godzina wyboru przełożonego spośród czterech kleryków, przyszłych księży zmartwychwstańców, Jański wskazywał na Hubego. Klerycy wybrali jednak na przełożonego Semenenkę. Przez osiem miesięcy Jański nie zatwierdził wyboru, w końcu pogodził się z wolą uczniów, ale często o Semenence powtarzał: „Ma tendencje do zarozumialstwa, nie utrzyma równowagi umysłu”252. John Iwicki twierdzi, że Jański uważał Semenenkę „za wielkiego myśliciela i idealistę, ale obawiał się, że Piotr będzie mniej praktyczny i w pewnych sprawach umysł mógłby w większym stopniu kierować jego postępowaniem niż serce; powodowałby się raczej logiką niż miłością”253. Spisał nawet dla niego notatkę: „Do Piotra. Rada co do zachowania się jako przełożony: żeby się strzegł pokazywać swoją wyższość nauką, a tylko miłością. Zakrywał nawet naukę i w ogóle strzegł się z nią popisywać. Bo przez to i zły wpływ na bliźnich i samemu się odbiera już zapłatę za robotę przedsięwziętą za Pana”254. Słowa Jańskiego okazały się prorocze. Oto regulamin, lustro duszy Jańskiego. Zwierciadło jego lęków i pokus. Ćwiczenia posłuszeństwa jakby z Towiańskiego żywcem wzięte. Czyż Edward Duński nie miał prawa myśleć, że Towiański prawdziwie spełnił przesłanie Jańskiego, a zmartwychwstańcy je zdradzili? 249 B. Jański, Dziennik. Listopad 1830 – październik 1832, rkps ACRR, sygn. 8608, k. 386. 250 Por. J. Iwicki, op. cit., s. 564, przypis 99. 251 Tamże, s. 565. 252 Cyt. za: J. Iwicki, op. cit., s. 74. 253 Tamże. 254 Cyt. za: P. Smolikowski, MSS Historia, t. II, s. 4. 98 W Rzymie Semenenko „obrażał i irytował Hubego”, a Edwarda Duńskiego zatrudniał przy kuchni, bo Duński też nie miał do Semenenki zaufania255 Semenenko pisał do Jańskiego, że „Stan zdrowia Edwarda czynił go dość drażliwym, do czego przyczyniło się i to, że musiał się zająć gospodarstwem. To połączone z myślą, że ten czas ujmuje nauce, nader go męczyło i spowodowało jego pewien rodzaj zamknięcia się w sobie, już i przez inne powody wywołany, to jest, że jest wyłączony z większości wspólnych ćwiczeń, na co mu zdrowie nie pozwala. Obawiając się rzeczy pogorszenia osądziłem, że nie mam prawa nakładać na niego jakichkolwiek obowiązków”256. Duński uważał Semenenkę za zarozumialca, który popisuje się przed innymi wiedzą i umiejętnościami. Semenenko rzeczywiście był prymusem i zbierał nagrody, a wiadomo doskonale, że prymusów się nie lubi. Poza tym Duńskiego od początku uznawano za duszę dobrą i tkliwą, ale niezdolną do studiowania rzeczy zbyt skomplikowanych. Duński uchodził w zgromadzeniu z Piazza Margana za kogoś w rodzaju Kandyda. Ponadto był ulubieńcem Bogdana Jańskiego: sekretarzem, wykonawcą jego ostatniej woli257. Hube nie lubił Semenenki, bo Semenenko filozofował i wprowadzał nowinki, a Hube pragnął być księdzem i tylko księdzem i nie miał zamiaru wdawać się w żadne zanadto skomplikowane rozumowania258. Tym bardziej że pomysły filozoficzne i teologiczne Semenenki, jak wnioskować wypada z lektury jego pism, wymagały przede wszystkim wiele dobrej woli od czytającego. Hube nie chciał słuchać Semenenki, bo w Jańskim i tylko w Jańskim pragnął mieć Starszego nad sobą. Semenenkę uważał za mędrka, któremu się widzi, że wszelkie rozumy pozjadał. Kiedy schorowany Bogdan Jański, złamany upadkiem domów paryskich, zjawił się wreszcie 24 stycznia 1840 roku w Rzymie, by dokonać żywota pośród najmilszych uczniów, przeraził się widokiem i zachowaniem Semenenki, który dokonał jakby transgresji wstecznej. „Wkrótce po przybyciu zauważył jednak wielkie zmiany w Semenence, co bardzo go zmartwiło. Semenenko z czasów College Stanislas był napełniony duchem pokory i miłości, poszukiwaniem prawdy, pełen namaszczenia i łaski. Teraz zobaczył Semenenko jako butnego dyskutanta, gotowego do kompromisów i popisującego się niepoślednią inteligencją. Jański pytał zdumiony: Co się stało z Piotrem? Ledwo go poznaję! W tym czasie Jański dawał Semenence braterskie rady, że musi się kierować raczej miłością niż logiką. Być może brak zaufania ze strony Hubego i Duńskiego zepchnął Semenenkę do defensywy, w wyniku czego stracił nieco ze swej dawnej rozwagi”259. Ksiądz Paweł Smolikowski w niepublikowanej wersji Historii Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego twierdzi, że Semenenko błąd zrozumiał i rychło się poprawił: „To przejście całe podnosi ogromnie Semenenkę. Kto go znał wie, że był pełen miłości, słodyczy, wyrozumiałości dla wszystkich i zawsze. Pokazuje się z tego, co o sobie sam pisał, z tego co o nim Jański mówił, że w naturze jego nie było tej słodyczy, że więc ta miłość i ta słodycz, którą wszyscy w nim później podziwiali, była osiągnięta pracą i ciężką pracą wewnętrzną, była cnotą we właściwym znaczeniu tego wyrazu. Przestrogi Jańskiego nie były tedy daremne. Do przyjęcia ich, i przyjęcia po zakonnemu, Semenenko [...] był przygotowany. W całej prawdzie modlił się do Boga, prosząc o wykorzenienie w nim dumy i oświadczając, że gotów na wszystko, choćby przyszło do złamania siebie. I rzeczywiście przełamał się i przerobił”260 Po pogrzebie Bogdana Jańskiego Bratem Starszym wspólnoty został Piotr Semenenko. 21 listopada 1841 roku Semenenko i Kajsiewicz zostali wyświeceni na subdiakonów przez wika- 255 Por. J. Iwicki, op. cit., s. 75. 256 Cyt. za: P. Smolikowski, MSS Historia, t. II, s. 10. 257 Por. J. Iwicki, op. cit., s. 99. 258 Por. P. Smolikowski, MSS Historia, t. II, s. 6 – 7. Cyt. za: J. Iwicki, op. cit., s. 568, przypis 167. 259 Tamże, s. 95. Por. także P. Semenenko, Listy 1835 – 1886, t. II, s. 169. 260 P. Smolikowski, MSS Historia, t. II, s. 169. 99 riusza pomocniczego Rzymu, a w trzy dni później, po otrzymaniu dyspensy od wymaganego okresu dzielącego święcenia, otrzymali diakonat. Dnia 5 grudnia 1841 roku otrzymali święcenia kapłańskie z rąk Wikariusza Rzymu w jego prywatnej kaplicy i 8 grudnia odprawili swoją pierwszą uroczystą Mszę Świętą w bazylice Santa Maria Maggiore. Hube i Duński stali się kapłanami 8 stycznia 1842 roku w kościele Świętego Stanisława przy Via Botteghe Oscuro i odprawili pierwsze Msze Święte 10 stycznia w krypcie bazyliki Świętego Piotra. W ciągu zimowych miesięcy czterej kapłani zdali odpowiednie egzaminy i mogli już słuchać spowiedzi261. O przybyciu Towiańskiego do Paryża i Adamowym zapale dochodziły do Rzymu wiadomości niejasne i nieścisłe. A to jakiś rodak z Litwy przyjechał i opowiadał, że Adam Mickiewicz poddał się magnetycznym wpływom, a to jakaś pobożna niewiasta przybyła blada i roztrzęsiona wyznawszy, że słuchała nauk Towiańskiego, a gdy rozeszła się pogłoska o rychłym przyjeździe mistrza Andrzeja do Rzymu, to dostała spazmów i za wszelką cenę pragnęła opuścić Wieczne Miasto. Inni przybysze twierdzili, że własną żonę Towiański namagnetyzował tak szczodrze, że uciekła przed nim do klasztoru262. Kajsiewicz i Semenenko doszli rychło do przekonania, że każdy, kto z Towiańskim się zadawał, dziwnie jakoś toczył wzrokiem i nabierał ruchów oraz gestów podejrzanie sztucznych, ni to tanecznych, ni to sennych, jak to człek poddany magnetycznym fluidom. Jan Koźmian pisał 13 sierpnia 1841 roku do Semenenki z Paryża: „Adam nie pozwolił na piśmie szczegółów wam udzielać, więc nie piszę szczegółów. Choć powaga Adama wielka, Cezary [Plater] i ja ostrożni jesteśmy - gniewamy się na siebie czasem, żeśmy od razu nie uwierzyli, ale nas to zaspakaja, że tylko [w] to, co Kościół nakazuje, wierzyć trzeba. Pozory całej rzeczy są religijne, ależ d i a b e ł m a t a k i w i e l k i i n t e r e s , ż e b y w p ł y w A d a m a z n i s z c z y ć , w i ę c t o m o ż e o n p o d s u n ą ł [podkr. K.R.]. Gdyby Adam ulegał iluzji, co za klęska dla nas, ileż by się ludzi zachwiało, ile odstręczyło jego pomyłką. On daje głowę, że wszystko prawda. Módlmy się i czekajmy spokojnie rozwiązania z zaufaniem w Bogu”263. 16 września 1841 roku Piotr Semenenko, zaniepokojony i zaciekawiony wielce przybyciem dziwnego nieznajomego, zarażony też entuzjazmem Mickiewicza, skreślił doń list, w którym zmagał się widomie anioł miłości z demonem logiki. Jak to zwykle w duszy Semenenki: „Najdroższy nasz w Chrystusie Adamie, jużem też dawno do Ciebie nie pisał, a kiedy się dziś dopiero zbieram, okoliczności o wiele się zmieniły. Otośmy już skończyli nauki od pięciu przeszło lat zaczęte i stoimy u progu ostatnich święceń naszych, wkrótce zapewne odziani posłannictwem Boga Naszego. Chwila jest poważna i niemało trwożymy [się] sobą, ale Pan Bóg zaradzi niemocy naszej i raczy nam dać ducha nowego, byśmy mogli odpowiedzieć temu posłannictwu. Od Niego wszystkiego oczekujemy, a On jako dobry i litościwy da nam wszystko w obfitości. Pragniemy gorąco przyjść w pomoc braciom naszym i prosimy Boga, aby on zdarzył chwilę pogodną i przygotował serca ich wszystkich do przyjęcia słowa pokoju i Ducha Swego Świętego. Myślimy tu jeszcze parę miesięcy zabawić po wzięciu święceń kapłańskich oraz dla przejrzenia powtórnie teologii moralnej, którąśmy już od lat dwu skończyli, by nam była świeżą w pamięci jako medycyna praktyczna na choroby duszne, powtórne dla rozwiązania jaśniejszego między sobą kilku kwestii bliżej nas dotyczących, byśmy jedno rozumieli i czuli, potem dla ustalenia naszych wewnętrznych związków według woli Bożej, a zarazem przepędzenia kilku tygodni na odosobnieniu i modlitwie przed wzięciem się do pługa. Ty, zacny i drogi bracie w Chrystusie, miejże miłość napisania do nas, udzielenia nam twych uwag i rad, o co cię serdecznie w Panu 261 Por. J. Iwicki, op. cit., s. 106. 262 Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 4. 263 Tamże, s. 5. 100 prosimy. Byś wiedział, ile Cię kochamy i jak się wdzięcznie w Panu serce nasze do Ciebie odzywa, ile cię razy wspomnimy, tedy byś się do nas odezwać nie omieszkał. Ale wiemy, żeś tego pewien i tylko się przypominamy. Doniósł nam brat Władysław Godlewski, który z Paryża wyjechawszy dnia 3go sierpnia, przy końcu miesiąca do miasta zawinął, o zdarzeniu, które tyle miało rozgłosu według tego, co nam mówił. W y s ł u c h a w s z y w s z y s t k i c h s z c z e g ó ł ó w , o j a k i c h w i e - d z i a ł , p o w z i ę l i ś m y n i e m a ł e b e z p i e c z e ń s t w o , ż e t o o d B o g a p o c h o - d z i i prosiliśmy, żeby się według tego stało, żeby przecie Bóg najmilosierniejszy zlitował się nad naszą biedną Polską, a użaliwszy się tylu bied najserdeczniejszych, obdarzył ją swoją pociechą i zwycięstwem, i pokojem swoim. Jednośmy do Ciebie najmilszy w Chrystusie bracie trochę żalu mieli, żeś wzbronił [Janowi] Koźmianowi pisania nam szczegółów, znając przecie serce nasze. Lubo i tak przypuściliśmy, żeś miał do tego słuszne powody. C o d o n a s w t e m n a j b a r d z i e j p r z e m ó - w i ł o , t o ż e d o p o z n a n i a d r o g i p r a w d z i w e j t r z e b a o c z y s z c z e n i a s u - m i e n i a z g r z e c h ó w i t e g o p o k o j u w e w n ę t r z n e g o , którego jak nas Chrustus Pan nasz uczy, świat dać nie może, ale który on daje swoim. Dałby Bóg, żeby to wszyscy bracia nasi zrozumieli i według tego czynili! To, a nie co innego zamierzamy im kłaść do serca, a dałby znowu Bóg, aby grunt, na który nam dano będzie to słowo zasiewać, był dobry; a On wzrostu udzieli temu ziarnu. I n i c n a s n i e z d z i w i ł o , ż e t o d o C i e b i e m o g ł o s i ę s t a ć p o d o b n e p o s e l s t w o . Tyś tyle cierpiał biedy swoich braci, calem sercem bolałeś nad boleścią narodu, i kiedy przeszły pierwsze uniesienia, tyś się obaczył i poddałeś się ręce karzącej Boga sercem dziecka, ufnością najlepszego syna, i cóż dziwnego, żeby Cię pierwszego Pan Bóg pocieszył i uczynił Cię pocieszycielem braci Twoich? Toć widział ten umysł poddany i to serce pokorne, któremi Cię z laski swej okropil, a które nam tak często byty ku zbudowaniu drogi naszej Adamie, i że się nie podniesiesz z tego, ale znowu upokorzysz przed Nim i będziesz dziękował. Nawet i to mógłby wiedzieć, że przypuściwszy, iż to nie pochodzi od Niego, skoro się obaczysz, przyjmujesz to za nowe doświadczenie, za nową ofiarę, której żąda po Tobie za siebie i za braci twoich, i że w każdym razie wyjdzie Ci to na pożytek, co miało wyjść na szkodę. Ale tego nie potrzebujemy przypuszczać, raczej m o d l i m y s i ę i p r o s i m y , b y t o J e g o b y ł o d z i e ł e m i c o r y c h l e j d o - p e ł n i ł o s i ę m i ł o s i e r d z i e J e g o n a d n a m i , a z w a ż a j ą c p o w t ó r e w s z y s t k i e p o w o d y , k t ó - r e m w y ż e j w y m i e n i ł , c o r a z b a r d z i e j s i ę w z m a c n i a m y w t e m r o z u m i e n i u . A tu Cię proszę, najmilszy w Chrystusie bracie, abyśmy się połączyli wszyscy razem w jednej modlitwie dziękczynienia ku Bogu i Ojcu naszemu, za wszystko przykre i pomyślne, które na nas zsyła, za jego ku nam nieprzebrane z miłosierdzia serce i miłość niewymowną. On Bóg błogosławiony na wieki! Amen. Z uzdrowienia cnej żony Twojej, jak to już Hieronim pisał, wielce się cieszymy i Bogu dziękujemy. - O, mamy nadzieję, że Ci Pan Bóg wszystkie Twoje cierpienia wynagrodzi. Miałbym i więcej co pisać, ale czas nagli. To dodam, com już dawno chciał powiedzieć, że teraz, przy zmienionych okolicznościach, po śmierci najdroższego w Panu Bogdana, n i e m o g ę o d p o w i e d z i e ć o c z e k i w a n i o m , j a k i e ś w z g l ę d e m m i ę p o w z i ą ł n a j l e p s z y m ó j i z a c n y w C h r y s t u s i e b r a c i e , w z g l ę d e m t w e j k a t e - d r y , o k t ó r y c h m i p o d s e k r e t e m E d w a r d [ D u ń s k i ] m ó w i ł [wszystkie podkr. K.R.]. Może da Pan Bóg, że się niezadługo zobaczymy, to się lepiej porozumiemy we wszystkiem. Zresztą i tak odgadujesz, jakie powody zmuszają mnie do tego. Niechże Cię Pan Bóg strzeże jako źrenicę oka swego, najdroższy nasz Adamie i swoim pokojem, szczęściem i pociechą obdarza. My się serdecznie modlimy za Ciebie i oby Ci się stało według modlitw naszych. Tak zresztą dziś ufamy w miłosierdziu Bożem. Zacną twoją 101 żonę pozdrów od nas wszystkich. Dzieci ucałuj. Sam przyjmij ucałowanie w miłości Pana Jezusa. Twój w Chrystusie Piotr264. Piotr Semenenko wybrany na Brata Starszego nie był jeszcze subdiakonem, gdy zrezygnował z propozycji Mickiewicza przekazanej w dyskrecji przez Edwarda Duńskiego, studenta teologii. Czy Adam naprawdę pragnął widzieć Semenenkę w College de France, wykładającego literatury słowiańskie?, bo „go zdolniejszym od siebie uważał”? List Piotra Semenenki do Adama Mickiewicza dowodzi, że Kajsiewicz nie wymyślił profesury ex post, kreśląc kolejne wersje Pamiętnika, w którym starał się ujawnić całą „ohydę” „Adama-heretyka”. Mickiewicz musiał rzeczywiście wspomnieć o katedrze dla Semenenki. Żartem, z przekory, z roztkliwienia po wypitym winie? W księdzu Piotrze Semenence ojcowie zmartwychwstańcy widzą nie tylko kapłana, współzałożyciela zgromadzenia, wychowawcę młodzieży, ale również prawdziwego mistyka, filozofa, moralistę i homeopatę. Ksiądz Tadeusz Kaszuba wyjaśnił, że: „Zasadniczą formację naukową odebrał Semenenko dopiero w czasie studiów rzymskich odbywanych w Collegium Romanum pod kierunkiem jezuitów w latach 1837-42 [...] Twórczość naukową rozpoczął nasz Autor w 1850 roku polemiką z towianizmem. Od tej chwili podejmował nieustanne próby pisarskie, które ze względu na rozległe zainteresowanie, wielorakie funkcje i brak powiązań ze środowiskiem uniwersyteckim nigdy w pełni nie zostały zrealizowane”265. Skoro więc Piotr Semenenko umysł miał tak wszechstronny, czemużby nie mógł wykładać literatur słowiańskich w College de France, tym bardziej że przecież łatwo się zapalał i rozciągał frazę, raz rozum przedkładając nad czucie, innym razem serce nad szkiełko i oko. W liście do Adama Mickiewicza pisanym 16 września 1841 roku logicznie dociekał, że posłaniec z Litwy objawił Mickiewiczowi prawdę, ponieważ Mickiewicz uwierzył, co wykluczało możliwość zboczenia. Na mocy tej samej, lecz odwróconej logiki, Semenenko, wychowanek jezuitów, doktor świętej teologii, dowodzić będzie, że czego Mickiewicz się dotknie - od diabła pochodzi, ponieważ zadał się z Towiańskim. W rozprawie Filosofia, w rozdziale „Klucz do filozofii. Zakon myślenia i istnienia. Składniki myśli”, Semenenko wyjaśnił, że „Trzecim składnikiem myśli jest [...] konieczność zjednoczenia formy z jestestwem i jestestwa z formą; jest pojęcie jedności ich, jest jedno. Tak więc jedno jest trzecim i ostatnim składnikiem każdej rzeczy i myśli”266. „Jednego” szukał Semenenko przez całe życie. We wczesnej młodości „jedność” łączącą „formę” z „jestestwem” odnalazł w narodowości ruskiej i dostąpił wiedzy, którą daje wiara, że za pomocą rozumu poznaje się prawdę. Gdy dostąpił łaski wiary i obcował z Jańskim oraz Mickiewiczem jako swymi mistrzami, dostrzegł „jedność” w miłości bliźniego i swych wrogów błagał o wybaczenie. Gdy zdobył godność kapłana, szukał jedności pomiędzy wiedzą i wiarą, założywszy nie całkiem świadomie, że skoro posiadł i jedno, i drugie - mylić się nie może. Dlatego w 22 paragrafie swej rozprawy Filosofia mógł najspokojniej napisać: „I dlatego w tym ostatnim żywiole, który jest siłą myśli, musi też spoczywać i zakon podług którego myśl działa na wszystko - zakon myślenia. A już wiemy, że jak będziemy mieli zakon myślenia, posiądziemy zarazem i zakon istnienia, którego on tylko drugą jest stroną”267. 264 List P. Semenenki do A. Mickiewicza, Rzym, 16 września 1841 roku, rkps Muzeum Mickiewicza w Paryżu, sygn, 659. 265 Por. T. Kaszuba, Semenenki koncepcja filozofii jako racjonalnego poznania, Rzym 1985, s. 6 – 7. 266 Cyt. za: P. Semenenko, Filozofia, opr. na podstawie rękopisu T. Kaszuba, w tegoż, Semenenki koncepcja filozofii jako racjonalnego poznania, s. 158. 267 Tamże. 102 Łatwość życiowych wyborów, przełomów i wyroków wydawanych przez Piotra Semenenkę stała się widomie źródłem jego cierpień. Pewność co do prawdy objawionej w samym akcie wiary Mickiewicza w objawienie Towiańskiego, czyli odkrycie „jedności” pomiędzy formą i jestestwem w czynie Adama, zmącił dopiero w Semenence spór o pismo Boga. 17 września 1841 roku Andrzej Towiański powrócił potajemnie z Brukseli do Paryża i ukrywał się przed agentami policji Ludwika Filipa u pewnego paryskiego adwokata, przyjaciela Mickiewicza „przez dni 10” i prosto z mieszkania żurysty udał się do archikatedry paryskiej268. Mickiewicz rozesłał pismo Do rodaków w Paryżu, w którym upraszał „łaskawych braci o uczestnictwo w nabożeństwie, odbyć się mającym w kościele arcykatedralnym Notre-Dame de Paris na dniu 27 września o godzinie ósmej i pół z rana, w intencji przyjęcia i podziękowania za łaskę zlaną przez Pana”269. Kto wystarał się o pozwolenie władz kościelnych na Mszę Świętą w arcykatedrze, czy Mickiewicz osobiście, czy też wraz z Towiańskim wysłał do znanego z gołębiego serca i zgubnej słabości do Polaków arcybiskupa Affre’a „kobietę ewangeliczną”, czyli Karolinę Towiańską270. Nabożeństwo się odbyło, organy cicho grały, Mickiewicz z Towiańskim przystąpili do Stołu Pańskiego, Polonia płakała podczas Mszy, „Mickiewicz i Mickiewiczowa płakali i wszyscy żałowali Mickiewicza”271. A potem, jak wiadomo, przemówił w katedrze Towiański. Co mówił - to mówił. Najważniejsze, że pismo z przemówieniem miało być drukiem podane i Mickiewicz obiecał je wyłożyć272. Po mowie w archikatedrze zebrali się u Jana Koźmiana co czynniejsi katolicy: ksiądz Korycki, Józef Zaleski, Cezary Plater, Stefan Grotkowski i Józef Kamocki, aby radzić, jak im postąpić wypada. Koźmian doniósł Semenence do Rzymu w liście pisanym 30 września 1841 roku, że uzgodnili, że katolikom nie wolno wierzyć w to „co im nie przychodzi na zwykłej drodze Kościoła”, nie przesądzając, czy rzecz idzie od Boga, czy nie, z szatanem trudna sprawka i on cuda potrafi robić. Trzeba stać twardo w Kościele i słuchać spowiedników, wtedy nie spadnie nas żadna straszna trwoga. Katolików należy ostrzegać, z niekatolikami - nie gadać. Adamowi Mickiewiczowi wszelką miłość i uszanowanie pokazywać należy273. I wtedy wybuchł spór o pismo Boga. Przybiegł Antoni Górecki, który się pierwszy do Towiańskiego zapisał, bo jako było w Góreckiego zwyczaju, wszędzie się zapisywał w nadziei, że jak się zgromadzą ziomkowie, to i do przeczytania wiersza okazja się zdarzy. Górecki wyznał szczerze, że już w proroctwa Towiańskiego nie wierzy, bo Towiański pismo ułożył i pokazał swym pierwszym trzem uczniom, czyli Adamowi, Sobańskiemu, no i jemu - Góreckiemu, który już sobie, strudzony tak wielkim wzruszeniem, słodką drzymkę ucinał w fotelu. Tedy rzekł Towiański, że to pismo Pan Bóg mu kazał napisać274. 268 Por. Paulina S[zubertowa], Niektóre daty i fakta z życia Andrzeja Towiańskiego zebrane przez..., przy pomocy naocznych świadków znaczniejszej częśći życia jego: Ferdynanda Gutta od 1809 r., Karoliny Towiańskiej i Anny Guttowej od 1826 r., rkps Muzeum Mickiewicza w Warszawie, bez sygn., s. 4. Por. także Z. Makowiecka, Mickiewicz w Colleg,e de France, s. 165 – 166. 269 Por. S. Witwicki, Towiańszczyzna wystawiona i anneksami objaśniona, Paryż 1844, s. 49. Por. także list J. Koźmiana do P. Semenenki, Paryż, 30 września 1841 roku (ćyt. Za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 8); Z. Makowiecka, op. cit., s. 169; L. Płoszewski, Mickiewicz w korespondencji i zapiskach Leonarda Niedźwiedzkiego, „Pamiętnik Biblioteki Kórnickiej” 1958, s. 225. 270 Por. list L. Niedźwiedzkiego do I. Jackowskiego, Paryż, 11 listopada 1841 roku, rkps Biblioteki PAN w Kórniku, sygn. 2413. Por. także Z. Makowiecka, op. cit.,s.167. 271 Por. L. Płoszewski, op. cit., s.226. Por. także Z. Makowiecka, op. cit., s. 170. 272 Tamże, s. 169 – 171. 273 List J. Koźmiana do P. Semenenki, Paryż, 30 września 1841 roku. Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 7. 274 Por. list E. Duńskiego do P. Semenenki, Paryż, 10 sierpnia 1842 roku. Tamże, s. 61 – 62. 103 Pan Antoni, ukojony słowami przybysza, słodziej jeszcze w poduszki się zapadł, aż tu nagle zbudził go prorok z innym całkiem pismem w dłoni i oznajmił, że znowu Pan Bóg tak mu pisać kazał. Na to Górecki zerwał się z fotela i odrzekł, że Pan Bóg poprawiać się nie potrzebuje, „gdyż od razu potrafi bez myłki i tak, jak trzeba, podyktować”, wyszedł, a może nawet przedtem trzasnął drzwiami, chociaż nie sądzę, by zdobył się na gest tak grubiański: wszak drzymał bądź u Mickiewicza, bądź w mieszkaniu tajemniczego adwokata. W obu wypadkach trzaskanie drzwiami świadczyłoby o grubych manierach pana Antoniego. Kiedy Koźmian z Witwickim przyszli do niego nazajutrz, zaraz wyznał, że „Towiańskiego odstąpił, że to komedia albo wariacja, nic więcej275 28 września 1842 roku Adam Mickiewicz rozdarty, ale za to pełen bezmiernej wiary, skreślił do Towiańskiego bilecik w sprawie proroctwa w katedrze, czyli o konieczności podjęcia decyzji, czy lotną mowę zmienić w trwałe pismo i jeszcze w dodatku powielić je drukiem: „Mistrzu. Jesteś wolny, pomyśl o nocie, którą mamy we trzech podpisać, żeby przeciąć drogę dodatkom, którymi wieść słowo nasze kazi. Sobański czuje gwałtowną potrzebę tej noty. Ja nie czuję ani tak, ani nie”276. A Niedźwiedzki donosił Jackowskiemu, że „brzemię proroctwa mniej leży dziś na barkach Towiańskiego, jak na Mickiewicza. Mickiewicza wszyscy się lękają, srodze za to odpokutuje. Kiedy prosty acz niewielki rozum Góreckiego zbadać zdołał, że szatan niezręczny stanął dziś między nami z ustami Proroka, dlaczegóżby rozum Mickiewicza potężniejszy nie miał uznać tej prawdy, ale może brak prostoty serca Góreckiego, może przy wielkim rozumie siedzi wielka duma i d o s z a t a n a n a l e ż y p o p o ł o w i e t o , c o n a z y w a m y M i c k i e - w i c z e m [podkr. K.R.]; jasne jednak jest, że Mickiewicz świadomie błądzi. Naprzód wyznał, że gdyby od niego zależało, nie byłby powołał do dzieła proroczego Góreckiego. Górecki wierzył, że był powołany przez Boga, Mickiewicz zaś, że od Towiańskiego. Góreckiemu się zdawało, że pismo z n i e b a z e s ł a n e n a r ę c e T o w i a ń s k i e g o [podkr. autora] nie mogło podlegać ani krytyce, ani poprawie. Mickiewicz jednak z Towiańskim pismo to b o s k i e [podkr. autora] poprawili”277. Kiedy więc Koźmian opisał Semenence poprawianie pisma Boga, kapłan utracił poczucie jedności między formą i jestestwem. I chociaż jeszcze tak niedawno twierdził, że Adam „nie upadł w wierze”, to powoli nabierał przekonania, że musi wystąpić przeciw błędom Andrzeja Towiańskiego i pochopnym zapałom Mickiewicza, tym bardziej że Jan Koźmian oświadczył w kolejnym liście z Paryża, że „Adam nigdy nie myślał zrzekać się katedry, kurs swój nawet wcześniej rozpocznie”278. Zatem Mickiewicz zawiódł Semenenkę podwójnie, bo nie tylko nie zrzekł się katedry, ale o piśmie Boga wyrokował sam, nie pytając o zdanie kapłana, znawcy świętej teologii. Semenenkę ogarniał smutek. Tak długo wszak się starał, by oszczędzić Adamowym ustom goryczy potępienia. 275 Cyt. za: S. Witwicki, op. cit., s. 8. 276 Por. A. Mickiewicz, Dzieła, t. XV, Wyd. Jubileuszowe, s. 420. 277 Cyt. za: L. Płoszewski, op. cit., s. 226. 278 List J. Koźmiana do P. Semenenki, Paryż, 20 pażdziernika 1841 roku. Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 10. 104 ODSŁONA 3 ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA 1842 ROKU. BRUKSELA. KSIĄDZ PIOTR BRONI SIĘ SKUTECZNIE PRZED UKĄSZENIEM WAMPIRA. Już latem 1842 roku zawisło w Brukseli nad generalską głową Jana Skrzyneckiego śmiertelne niebezpieczeństwo. Generał zdawał sprawę księżom polskim ze strasznych kuszeń, jak na spowiedzi. O Towiańskim pisał, gdy otrzeźwiał, jak o księciu ciemności: „Kiedy pewnego razu, z nadludzką niemal wymową mówił mi o Chrystusie i rozwijał niektóre prawdy naszej świętej religii, to ja, jak bóbr płacząc, do nóg mu się rzuciłem. Innym razem, kiedym go spotkał na samotnej przechadzce za miastem, oblicze jego tak się przemieniło, jakby jakąś aureolą świętości, że byłbym w błocie przed nim ukląkł, gdyby mnie on sam od tego nie powstrzymał. Takiego daru, takiej mocy wstrząsania duszami i wpływania na nie żaden człowiek nie ma z siebie, a może mieć ją ten tylko, komu ją dał Bóg lub szatan”279. Jak zwykle pierwszy zdał sobie sprawę z wiszącego nad głowami rodaków nieszczęścia Aleksander Jełowicki i biegał po Paryżu zdyszany, zakasawszy sutannę. Towiański kręcił się koło generała, więc Jełowicki wyprosił od Skrzyneckiego rękopis Biesiady, podarowany mu przez gorliwego Litwina z Antoszwińców, by skompromitować Mickiewicza. W sierpniu 1842 roku Jełowicki oświadczył Władysławowi Zamoyskiemu, że wyrusza do Rzymu i natychmiast każe tłoczyć faksymile. Zamoyski opowiedział o zamiarach Jełowickiego Duńskiemu, a Duński Kajsiewiczowi, który doniósł o planach Jełowickiego przełożonemu, czyli Piotrowi Semenence, w liście pisanym 10 sierpnia 1842 roku w Paryżu, lecz adresowanym do Poznania, bo tam Semenenko bawił w pilnych sprawach zgromadzenia. Kajsiewicz zgadzał się z opinią Duńskiego, że w sprawie drukowania „my nie mamy w tej rzeczy sumienia i pozwolenia, ale nie wstrzymujemy. I wolelibyśmy uniknąć współki, niechby X. Aleksander zapieczętował sam swoje stosunki z nimi [tzn. z towiańczykami - przyp. K.R.]. Nie mamy co brać na siebie nienawiści, jaką mają wszyscy ku niemu [tzn. ku Jełowieckiemu - przyp. K.R.]. Z nami wielu z nich mówi jeszcze i postępuje z respektem, więc by łatwiej było łapać rozbitków, bo to zdaje się niezadługo nastąpi, chyba by zawierucha polityczna na nowo ich sfanatyzowała. Dotychczas widują się lub mówią z nami: Rettel, Januszkiewicz, Wrotnowski, Zań, Kamieński etc. Przesiedział pan Antoni [Górecki] u nas godzin ze cztery. Zawsze zajączki w głowie i zawsze kończy dobrze, bo w tych dniach pójdzie do spowiedzi”280. Edward Duński żywił nadzieję, a Kajsiewicz nie przeczył, że towiańczyków da się wykruszyć z Koła Sprawy Bożej osobno, po kolei, po cichu, zanim Adam się spostrzeże, że mimo największej dlań miłości pomieszanej z lękiem, wyznawcy wątpią w proroctwa przybysza. Wtedy może Adam uzna w pokorze ducha, że księża zmartwychwstańcy to nie tylko jego prawdziwi i najwięksi przyjaciele, ale że z dawnych uczni i dzieci wyrośli na przewodników, ojców duchowych dla zbłąkanego poety, na mistrzów nawet we wskazywaniu drogi do zbawienia wiecznego. Może więc sam Adam wyjdzie z koła, a jego zapał uda się „skierować na drogę czysto katolicką”281. Zmartwychwstańcy liczyli na to, że proroctwo Towiańskiego o zmartwych- 279 Cyt. za: K. Kantak, Mickiewicz i Towiańskiego Sprawa Boża, Londyn 1957, s. 25. Por. także R. I. Moore, The Formation of a Persecuting Society. Power and deviance in Western Europe 950 – 1250, Oxford 1987; przekład francuski: La persécution. Sa formation en Europe (X – XIII siecle), Paris 1991. 280 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 10 sierpnia 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 5202. 281 Por. W. Kosiński, op. cit., t. II, s. 47. 105 wstaniu Polski się nie spełni, więc Mickiewicz go odstąpi. Mickiewicz wyjdzie, to i inni wyjdą. Mogli tak mniemać młodzi księża, wielbiciele Adama lub przyjaciele Adamowi, bo przecież wielu emigrantów, na przykład taki Kalinkowski, który za Mickiewiczem niby poszedł, w żadne nauki się nie wdaje i przy Kościele murem stoi. Kalinkowski, prawy katolik, choć egzaltowany, pierwszy, który przez manowce herezji oszalał, wpadł blady na początku września 1842 roku do księdza Duńskiego, potoczył krwawym wzrokiem i prosił, aby mu zmartwychwstańcy dali rychło posłuchanie w obecności księdza Desgenette’a, który przecież w maju przez dwie godziny osobiście słuchał Towiańskiego, to wtedy ogłosi rzeczy wagi niesłychanej o tajemniczych wyrokach Bożych. Słuchał Duński Kalinkowskiego ze szczerym przejęciem, bo musiał mu i na życie dawać, i pilnować, by życia nie stracił. Niedawno Kalinkowski kazał się Sidorowiczowi do ściany przybijać hufnalami, wołał księdza Desgenette’a, aby ten dojrzał jego dobrą wolę i poznał, że on, Kalinkowski, prawdę chce poznać, że prawdzie chce oddać świadectwo, że miewa wizje, że objawienie Towiańskiego prawdziwe, ale Kościół prawdą jest samą, więc skoro księża dobrodzieje wiedzą, że prawda Towiańskiego nieprawdziwie prawdziwa, to Adam Mickiewicz po prawdzie prawdziwie błądzi i zaprawdę siebie i jego, Kalinkowskiego, na zatracenie prowadzi. Kalinkowski cierpiał rozkrzyżowany na ścianie, w ciemnej izbie batignolskiej, a przez brudne okno wpadał kurz, upał i smród uryny. Kalinkowski cierpiał na krzyżu za wiarę świętą i za Adama, i za wolność sumienia, a przecież do zmartwychwstańców żywił - jako do kapłanów - nabożny szacunek282. A powaga zmartwychwstańców rosła, skoro Stefan Witwicki, kiedy go Mickiewicz zrugał i precz z domu przepędził, to z nabożną czcią list ostatni księdza Piotra Semenenki, zamiast ręki jego, ucałował283. Latem 1842 roku Kajsiewicz, Duński, Semenenko - o Jełowickim nawet nie wspominam - stracili wszelkie złudzenia. Dojrzeli śmiertelne niebezpieczeństwo wiszące nad głowami wszystkich emigrantów, wszystkich prawdziwych Polaków, a nawet nad całym Kościołem powszechnym. Rychtowali się do ataku w pośpiechu, bo nawet Walery Wielogłowski, wtedy jeszcze nie zarażony bakcylem odstępstwa, to znaczy - nie podejrzewany jeszcze przez zmartwychwstańców o zarażenie - donosił do Rzymu w listach z francuskiej prowincji, z Vernet w Pirenejach lub z Montpellier, jak się niebezpiecznie rzecz Mickiewicza i Towiańskiego w Paryżu rozwijała. Sprawozdania Wielogłowskiego tym ciekawsze, im wielokrotniejszym echem odbite. Siedział na zydlu, głaskał kocią sierść lub natrętne kury przeganiał ze stołu, czytał listy świeżo przyniesione przez faktora z miasteczka i choć ciekawość go paliła jak siarka piekielna towiańczyka, to jednak zmęczony, chory, obkładany pijawkami, z pocztowym gońcem szklanicę chłodnego wina spełnić musiał, o pogodzie pogadać, o polityce dwa słowa zamienić, a kiedy już faktor poszedł sobie wreszcie, to nerwowo rozrywał łąkowe pieczęcie i czytał, co też diabeł w Nowej Sodomie wyczynia, a potem siadał, ostrzył pióro i nerwowo pisał na ćwiartce papieru do Rzymu, do doktora Hipolita Terleckiego, studenta świętej teologii, z którym swego czasu razem dla Celińskiego mikstury warzyli284. I wieści echem odbite, znużone odległością, wędrowały zakrztuszone i ułomne, podbarwione i wzmocnione, poskręcane i pokrętnie prostowane, ale wierze katolickiej szczerze za to wierne. Wielogłowski opowiadał w listach do Terleckiego, co też mu inni naopowiadali, opowiadał tak długo, jak świeczki na stole starczyło, że: a to Starzyński, dawniejszy wydawca 282 List E. Duńskiego do P. Semenenki, Paryż, 21 września 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 1283. 283 Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 61. 284 Tamże, s. 34. 106 „Barda Awignońskiego”, odnalazł dzięki Towiańskiemu sens życia, a to księżna Giedroyciowa doniosła, że mąż jej Romuald: „jest nie do poznania i że zupełnie jak trapista”. I jeszcze napisała, że nie tylko książę Giedroyć jakiś lepszy się zrobił - w co zaiste nie tylko Wielogłowski uwierzyć nie potrafił - ale „ludzie, co tam weszli, lepszymi są, jak byli”285. W końcu zagrał Semenence wsiadanego sam hrabia Montalembert w liście uroczystym i zdecydowanym: „Rzecz to najbardziej zasadnicza, by w łonie emigracji skupiły się wszystkie siły katolickie do walki z żałosnym odstępstwem, któremu uległ nasz ukochany Mickiewicz i które oderwać go chce od emigrantów oraz wyrwać z Kościoła powszechnego. Nie rozwijam dłużej tego bolesnego wątku, ponieważ inni, lepiej ode mnie znający smutny ów przedmiot, musieli już Tobie szczegóły przedłożyć. Nieobecność hrabiego Cezarego [Platera] dodatkową stanowi pobudkę, by zewrzeć szyki szczupłego kręgu katolików. Wydaje mi się, że biedny ojciec Duński jest już wielce zmęczony i bardzo potrzebuje pomocy. Przybywajcie więc, moi dobrzy, drodzy i starzy przyjaciele z Solesmes. W Polsce jedynie wasza obecność przydałaby się bardziej niż teraz między nami”286. Duński walczył w Paryżu z herezją od czerwca 1842 roku i przez miesiąc błagał Kajsiewicza o pomoc. Hieronim Kajsiewicz zjawił się, jak wierny, w lipcu. We wrześniu rozpoczęły się kazania u Świętego Rocha. Kajsiewicz zaczął błagać o pomoc Semenenkę. Semenenko bawił w tym czasie w Berlinie, w Poznaniu i po wielkopolskich dworach. Przejeżdżał najpierw przez Monachium i katolicką Bawarię. W sprawie Towiańskiego radził się starego Górresa. Górres bez wahania odparł: „Wierzaj mi, to nic innego, jeno Żydowszczyzna”287. Minął sierpień, minął wrzesień, już październik i już jesień - a Semenenko z powrotem do Paryża nie bardzo się śpieszył. Mimo coraz bardziej rozpaczliwych nawoływań Duńskiego i Kajsiewicza, który ustawał w zapale z choroby i przepracownia. Żalił się Kajsiewicz Semenence, że „jest jak student, którego ucząc pływać rzucają na środek rzeki i wołają: pływaj, bo utoniesz”288. Duński z Kajsiewiczem mieli coraz więcej kłopotów na głowie. Księża polscy „dawni”, to znaczy ksiądz Godlewski, ksiądz Korycki, ksiądz Praniewicz bardzo byli z robót zmartwychwstańców nieradzi, bo młodzi i ledwo co na kapłanów wyświęceni, a już dostali własną kaplicę, własne nabożeństwa i własną ambonę, a starzy duszpasterze tułać się muszą pośród obcych i nigdy na swoim spocząć nie mogą. Więc starzy księża napisali na zmartwychwstańców donos do Wikarego Generalnego Paryża, księdza Buqueta. Zawiść czysta, narodowa, polska289 Zawiść i zdrada, bo Leopold Turowski, Żyd przechrzczony, najpierw siedział u Jańskiego w domku, potem księdzem chciał zostać, pojechał nawet na studia do Rzymu, zawadził o Piazza Margana, wrócił do Paryża do pomocy zmartwychwstańcom, aż tu nagle obrócił się na pięcie i przystał do heretyków290. Tracił siły Duński, zżerany gruźlicą. Tracił siły Kajsiewicz i wyczekiwał Semenenki. A Semenenko nie wracał. Doszło do czegoś w rodzaju zawieszenia broni pomiędzy Mickiewiczem a zmartwychwstańcami, bo podczas dwóch wizyt Adama u księdza Dionizego Affre’a, arcybiskupa Paryża, ten odkrył głębię ducha polskiego poety. Adam przekonał się o gołębim sercu i szczerych zamiarach pasterza archikatedry. Adam i arcybiskup pokłonili się wzajem przed sobą, odkrywając w sercach niewygaszony płomień wiary. 285 Tamże. 286 List Ch. Montalemberta do P. Semenenki, Paryż, 12 lipca 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 46185. Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 37. 287 Cyt. za: [P. Semenenko] Przeciw błędom Andrzeja Towiańskiego. Dokończenie, „Przegląd Poznański” 1858, t. XXV, półrocze pierwsze, poszyt II. 288 Cyt. za: W. Kosiński, op. cit.,t. II, s. 79. 289 Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 81. 290 Por. J. Iwicki, op. cit., s. 572, przypis 30. 107 Wbrew intencjom Kajsiewicza i Jełowickiego, arcybiskup Paryża nie odrzucił towiańczyków od Stołu Pańskiego, nie zabronił odpuszczania im grzechów i nie potępił. Po drugiej wizycie Adama u paryskiego arcypasterza Duński co prawda donosił Wielogłowskiemu, że arcybiskup „tymczasowo zakazał nam wszystkim, aż do rozwiązania sprawy, przyjmować ich do spowiedzi, a raczej rozgrzeszać, jeżeli wpierw nie uczynią zrzeczenia się wszelkiego sekciarstwa” 291, ale rychło się okazało, że żadnych oficjalnych zakazów ksiądz Dionizy Affre nie wydał i nie wskazał „drogi postępowania z towiańczykami, którzy chcą przebojem zewnętrznie liczyć się w Kościele292. Arcybiskup Paryża namawiał zmartwychwstańców do rozwagi, do kierowania się miłością bliźniego i powstrzymywał bojowe zapały kapłanów. Kazał zawiadomić Semenenkę jako przełożonego zmartwychwstańców, że w odpowiedzi na złożony mu przez księdza Kajsiewicza memoriał w sprawie herezji upoważnia go do przeprowadzenia z Towiańskim rozmowy. A Semenenko nie spieszył się do powrotu. Mimo błagań Duńskiego, ponagleń Kajsiewicza. Kiedy Kajsiewicz wstępował na kazalnicę u Świętego Rocha, by grzmieć przeciw heretykom, Semenenko opuszczał Loreto i w drodze do Monachium zatrzymał się niedaleko Trydentu w podalpejskiej miejscowości Carpiano, by odwiedzić miejscową stygmatyczkę Marię Domenikę Lazzari. Miewała stygmaty cotygodniowe. Maria Domenica przez lat czternaście w ogóle nie przyjmowała pokarmów. Komunia Święta jej podawana zatrzymywała się na języku i przez dwa miesiące nie była ani consumata, ani ritirata. Piotr Semenenko z bólem i podziwem adorował spierzchnięte wargi stygmatyczki, jej wychudzoną twarz i przeczystą duszę293. W zamyśleniu opuścił podgórską samotnię, przeszedł Dunaj, przeszedł Wartę i zatrzymał się w Poznaniu. Spowiadał dużo, czyli - jak powiada ksiądz Kosiński - „pracował w konfesjonale, który stawał się coraz bardziej obleganym”, „łowił dusze” i zakładał „Przegląd Poznański” 294. Kajsiewicza, cieszącego się z sukcesów swoich kazań, karcił Semenenko za grzeszne wbijanie się w dumę: „ucieszyły mnie bardzo szczegóły o kazaniach twoich, nie myśl jednak, żeś coś zrobił neque qui rigat neque qui plantat est aliquid, sed qui incrementum dat, Deus” i nade wszystko nie spieszył się do Paryża295. Niestety, decyzja arcybiskupa wymagała podjęcia pierwszych kroków ku pojednaniu, tym bardziej że nad Sekwaną nastąpiło coś w rodzaju zawieszenia broni: dopóki Semenenko z Towiańskim się osobiście nie rozmówi, władza kościelna żadnych decyzji nie poweźmie, chociaż jednocześnie „walka zmartwychwstańców o Adama Mickiewicza nie ustawała”296. Wojna toczyła się jednak na zwolnionych obrotach, więzła w kompromisach pośród wzajemnych harców i podjazdów albo skazanych z góry na niepowodzenie pozornych prób pojednania297. W oczekiwaniu na powrót Semenenki po obu stronach ryto transzeje i sypano 291 List E. Duńskiego do W. Wielogłowskiego, Paryż, 7 grudnia 1841 roku, w: Listy o Adamie Mickiewiczu. „Rocznik Biblioteki PAN w Krakowie”, R. I; 1955, s.99. Por. także Z. Makowiecka, op. cit., s. 367. 292 Cyt. za: W. Kosiński, op. cit., t. II, s. 13. 293 Tamże, s. 15. 294 Tamże, s. 17. 295 Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 79. 296 Cyt, za: W. Kosiński, op. cit. ,t. II, s. 18. 297 Ksiądz Paweł Smolikowski przyznał szczerze, że: „Arcybiskup paryski naprawdę sprawą tą Towiańszczyzny zająć się nie chciał, jak to widać z [...] listu X. Kajsiewicza pisanego do Rzymu: «Jak wiecie, pomimo pisanych i ustnych podań naszych, Arcybiskup nie chciał się zająć tą sprawą [...] postanowiliśmy więc nalegać na Arcybiskupa, ale przedtem postanowiliśmy zobaczyć się z Adamem [...] Zamówiliśmy mu więc posłuchanie, a Arcybiskupowi daliśmy scenografię jedną lekcji, w której dość twarde rzeczy powiedział»”. Tak wyglądała sytuacja na paryskim froncie w końcu listopada 1842 roku. Arcybiskup Dionizy Affre nie chciał podejmować żadnych stanowczych kroków przeciwko Mickiewiczowi i Kołu Sprawy Bożej, mimo molestowań zmartwychwstańców. Okazało się, że dysponują zbyt słabymi argumentami: Biesiada nie była przeznaczona do druku, więc jako pismo prywatne nie podpadała pod rozbiór Kościoła. 108 przedpiersia. Duński z Kajsiewiczem nie potrafili wytłumaczyć sobie przyczyn opieszałości swego przełożonego, a przecież on winien być naczelnym wodzem i wyznaczać strategię walki. 20 grudnia 1842 roku utrudzony Kajsiewicz przyzywał Semenenkę raz jeszcze: „Drogi ojcze a bracie! Tracę już nadzieję oglądania tu cię na Boże Narodzenie, a z wielu powodów bardzo rni pilno. Już to coraz więcej na siłach upadam i wyczerpuję się - dosłownie nie choruję, bo nie ma czasu, i każę, bo kazać komu nie ma. Nieraz kładę się na ziemię i proszę Boga o myśl gorącą, kiedym zupełnie rostrojony. Przybywaj, przybywaj ze świeżym głosem; praca niedaremna, a po Trzech Królach tak by dobrze wypadło mówić o Kościele [...] Refutacja kursu Adama, zdaje się, żeby była potrzebna [...] Z Towiańszczyzną rzecz tak stoi: był tedy [Mickiewicz] dwa razy u Arcybiskupa, ale właściwie raz się obszerniej rozmówili. Adam podziwia Arcybiskupa łagodność, wyrozumiałość, głęboką nawet pokorę - c z ł o w i e k c z y s t y [podkr. Kajsiewicza], jak powiadał, będąc u mnie po tej wizycie. Arcybiskup nierad jego egzaltacji, ale wierzy jego dobrej wierze, przeto nie chciałby go pousser au bout [!], kiedy zapewnia, że jest i chce być katolikiem. Zgodziłby się więc z wikarym generalnym, abym n a t e r a z [podkr. Kajsiewicza] (ponieważ zapewne się zechcą spowiadać na Boże Narodzenie) ułożył krótkie i stosowne wyznanie wiary, które ma Arcybiskup przejrzeć i potwierdzić, a które każdy by musiał odmówić przed otrzymaniem rozgrzeszenia. Co mam jutro uczynić. Zdaje się, że rozmowa Adama obudziła uwagę Arcybiskupa, i że odtąd więcej weźmie na serio tę sprawę. Nadto upoważnia cię Arcybiskup d'une maniere officieuse, abyś z p. Towiańskim rozmówił się najjaśniej, ile być może o powołaniu, Gorliwie przynoszone przez polskich księży stenogramy wykładów Mickiewicza w College de France, z podkreślonymi ustępami mogącymi pachnieć herezją, nie robiły na arcybiskupie odpowiedniego wrażenia, bo zaiste mogły być interpretowane na wiele sposobów, a poza tym w Paryżu roiło się od najrozmaitszych proroków i wykładaczy Bożych objawień, więc oko i ucho księdza Affre’a przywykło do znacznie groźniej brzmiących eksklamacji. Przede wszystkim jednak arcybiskup Paryża wyczuwał u zmartwychwstańców coś w rodzaju złej woli. Ze strony towiańczyków, czyli przede wszystkim ze strony Mickiewicza mnożyły się gesty mogące wskazywać na chęć pojednania lub przynajmniej zawarcia trwalszego rozejmu. Kajsiewicz pisał w tym samym liście „Prosili także, aby dodać ceremonie do chrztu ich Żyda, którego Romuald Januszkiewicz w skutku rozkazu «wyższego» ochrzcił był z wody (wprawdzie niebezpiecznie chorego). Ochrzciłem tedy owego Żydka, za pozwoleniem Arcybiskupa, wziąwszy od niego zapewnienie wierności i posłuszeństwa Kościołowi pod przysięgą. Uroczystość była bardzo poruszająca i przykładna”. Arcybiskup Affre przyjął Adama Mickiewicza na pierwszej audiencji i – jak już wiemy – obaj dojrzeli w sobie gorące serca i szlachetność uczuć. Dlatego też zmartwychwstańców spotkał kolejny zawód. Kajsiewicz ułożył formułę wyznania wiary, którą wszyscy towiańczycy przystępujący do spowiedzi musieliby odmówić przed otrzymaniem rozgrzeszenia. Kapłan liczył, że władza kościelna oficjalnie zatwierdzi formułę. Ksiądz Dionizy Affre „nie chciał tego uczynić urzędownie, ale zostawił naszemu sumieniowi i roztropności, a wikary generalny dał nam do zrozumienia, że za gorąco bierzemy się do sprawy”. Nadchodziło Boże Narodzenie 1842 roku i wydawało się, że towiańczycy dzięki umiejętnemu postępowaniu Mickiewicza, zdobyli pewną przewagę. Zmartwychwstańcom nie tylko nie udało się wymóc na wladzy duchowej potępienia herezji, ale jeszcze na dodatek zostali skarceni za zbyt widoczną niechęć do współrodaków. Zawieszenie broni mogło trwać jeszcze, bo dopiero wisiała w powietrzu rozmowa Semenenki z Towiańskim w Brukseli. Aż tu nagle wyrwał się jak Filip z konopi Romuald Januszkiewicz. W niedzielę, 25 grudnia 1842 roku, klęknął przed Adamem Czartoryskim w kościele Świętego Rocha i wezwał księcia do wstąpienia do Koła Sprawy Bożej. Zapanowało powszechne oburzenie, również wśród towiańczyków. Adam Mickiewicz na zebraniu koła, które odbyło się 27 grudnia u Aleksandra Chodźki, potępił Januszkiewicza za samowolę. Januszkiewicz wcisnął do ręki polskich księży nowe argumenty przeciwko towiańczykom. Oto adept nowej wiary zasiał w kościele publiczne zgorszenie i – szczerze powiedziawszy – ośmieszył Mickiewicza. Ponadto już niedługo dotrą do Paryża, wraz z Semenenką, wieści o jego rozmowie z Towiańskim. Od tej chwili walka potoczy się z nową siłą (por.P. Smolikowski, Historya, t. IV, s.96 – 97; Z. Makowiecka , op. cit., s. 373 –377). 109 jakie sobie przyznaje i na mocy czego, i jak tłumaczy pisma swoje. Biesiadę w szczególności, i jaką wagę do pism swoich przywiązuje”298. W grudniu 1842 roku trwało pomiędzy zmartwychwstańcami i towiańczykami chwiejne zawieszenie broni. Obie strony czekały niecierpliwie, aż Piotr Semenenko stanie w Brukseli i spotka się z Towiańskiem. Mickiewicz oraz mistrz Andrzej sądzili zapewne, że Semenenko przyjmie wyzyw Nowego Zakonu. Semenenko i Kajsiewicz wiedzieli już w głębi duszy, że rozmowa z Towiańskim potwierdzi wcześniejsze obawy. Że potwierdzi się postawiona zawczasu diagnoza, to znaczy że Adam Mickiewicz choruje na herezję, a bakcyla posiał w jego duszy Towiański. Ta herezja jest chorobą bardzo ciężką, wymagającą zastosowania nawet najbardziej gorzkiej i bolesnej terapii. Trzeba ją za wszelką cenę wygnać z polskich serc i umysłów. Rozmowa brukselska zawiodła oczekiwania obu stron. Ani Towiański, ani Semenenko nie byli zadowoleni z jej wyniku. Towiańskiemu nie udało się wciągnąć Semenenki do Koła Sprawy Bożej, chociaż do Towiańskiego dotarły głosy, że Semenenko ze wszystkich zmartwychwstańców najmądrzejszy, najbardziej uczony i że łatwo daje się ponosić dumie, czyli chętnie wpada w zarozumiałość. Na dumę Semenenki Towiański liczył najbardziej, gdyż podbijanie bębenka zajmowało w jego arsenale zdobywania dusz wstępnym szturmem miejsce poczesne. Kiedy Towiański (dzięki Mickiewiczowi) dowiedział się, że ksiądz Semenenko niespiesznie, lecz nieubłaganie zdąża ku niemu z Poznania na polecenie arcybiskupa Paryża, zaczął głosić wszem i wobec, że Semenenko jest duchem wyższym, jedynym księdzem pośród zmartwychwstańców, zdolnym do zrozumienia i przyjęcia wielkiej prawdy przywiezionej przez proroka z Litwy. Towiańczycy gadali, że Semenenko na pewno towiańczykiem zostanie i jako kapłan Nowego Zakonu odnowi Kościół oficjalny, zarosły rzęsą martwej litery. Generał Chłapowski z lekkim przerażeniem i mocnym przekąsem pisał do Semenenki: „Cieszkowski mówił mi, iż ma doniesienie, iż ojciec niezadługo towiańczykiem będziesz; uśmiech szatański się wyjawił”299. Towiański księdza nie zdobył, bo Semenenko przybył doń jako kapłan do kacerza. Z Brukseli wrócił jednak „zbolały i złamany”, ponieważ liczył na to, że rzuci Towiańskiego na kolana. Pewno pycha wypełniała dusz? Piotra Semenenko po brzegi, bo pokusa pychy wisiała nad nim stale jak miecz nad głową, o czym wiedział i Bogdan Jański, i Andrzej Towiański. Towiański liczył, że na pychę ułowi kapłana, Semenenko - że łeb urwie hydrze. Ponieważ nikt z pojedynku nie wyszedł zwycięzcą, rozpoczęła się wojna stuletnia oraz poszukiwania sprzymierzeńców. Kajsiewicz ubolewał, że Mickiewicz znalazł sojuszników pośród francuskich nieprzyjaciół Kościoła i znanych bezbożników: „W ciągu lata, pp. Michelet i Quinet, profesorowie w Kolegium francuskim, a przeto koledzy p. Mickiewicza, rozpoczęli wojnę przeciw Kościołowi. Towiańczycy uczęszczali gromadą, nieraz z Mickiewiczem na czele, na te kursa, a przyzwoleniem swoim i poklaskiem dowodzili, jakie namiętności posiadają ich serca i znajdują w nich współczucie”300. Sojusznikiem zmartwychwstańców został na dobre generał Skrzynecki, zagrożony jeszcze niedawno przez heretyka z Antoszwińców. Jan Skrzynecki napisał list, w którym wytyczył polskim księżom cel działania i jak na generała przystało - wyznaczył strategiczny plan batalii. Pokazał mianowicie, że zmartwychwstańcy powinni, dzięki walce z towiańczykami, połączyć w jedno religię, kapłaństwo i ojczyznę: „Z rozwijania się [...] nauk Towiańskiego sądzić 298 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 20 grudnia 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 5211. 299 Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 100. 300 Tamże, s. 99. 110 można, jak się czuć daje potrzeba naszym rodakom religii, jak potrzeba tego coś, co odgadnąć należy, aby zrobić wrażenie i trafić, że tak rzekę, w sedno; dlatego proście Boga, abyście tę laskę otrzymali, tego widzenia wewnętrznego potrzeb naszych nabyli i środki znaleźli, jak ogień w nas zapalić. Wielki to cel dla was, zadanie, jak pogodzić religię, ojczyznę, kapłaństwo [...] Ksiądz powinien być nie tylko pocieszycielem naszym we wszystkich bólach naszych, lecz szczególniej w położeniu, w jakiem my jesteśmy, arbitrem i doradcą. Kto nam w rzeczach ziemskich nie da rady zdrowej, nie zaprowadzi nas do zbawienia; trudno tu obojętność nakazywać, kiedy u nas ojczyzna i wiara są to samo i taki jest tok historii naszej od kolebki chrześcijaństwa”301. Generał Skrzynecki z żołnierską prostotą upewnił zmartwychwstańców w przekonaniu, że to ksiądz ma być wieszczem. Że ojczyzna i wiara katolicka - to jedno, że słowo księdza katolickiego winno kierować krokami narodu, jak rozkaz dyktatora w bitwie. Ksiądz to wódz naczelny i nie wolno mu się uchylać od ciężkiego brzemienia sprawowania wszelkiej władzy, bo jak się tylko uchyla, to wtedy dzieją się same nieszczęścia: pozbawiony kierunku naród konspiruje i wymyśla jakieś insurekcje albo szerzy bezbożną i zgubną demokrację, która kończy się lub zaczyna herezją i wszelakim zepsuciem. Ksiądz katolicki we wszelkich rzeczach ziemskich daje zdrowe rady, których słuchać należy bez grzesznego szemrania. Kto na ziemi w ziemskich sprawach słuchać księdza będzie, ten i zbawienia wiecznego dostąpi. Zagrał zmartwychwstańcom wsiadanego generał Jan Skrzynecki i odtąd zalśniło Semenence sumienie jak szmalcowana zbroja. Semenenko zobaczył Towiańskiego w Brukseli w dniach Świąt Dobrej Nowiny, kiedy Dzieciątko już zapłakało w żłobie, ogień skrzepł i moc struchlała, nadzieja rozpaliła się w duszach, światło rozbłysło w ciemności i dokonał się cud Nocy Bożego Narodzenia. Nad światem rozciągnęła się wielka tajemnica „niebywałego, dobrowolnego poniżenia się Boga”, czyli jego kenoza. Wielka tajemnica Bożego Narodzenia, kiedy Bóg nie tylko wcielił się w poniżający go kształt człowieka, ale na dodatek wybrał na swoją Matkę żonę zwykłego cieśli, wygnaną z domu na rozkaz władz, a Ona strudzona podróżą, urodziła Boga w jakiejś brudnej szopie lub grocie pasterskiej, albo może gospodzie. Bóg narodził się pośród słomy, a może i gnoju, to niebywałe spostponowanie boskości winno skłonić księdza Semenenkę do pokory, bo do obowiązków kapłana, prócz łączenia w jedno religii, kapłaństwa i ojczyzny, należała przecież medytacja nad kenozą Pana naszego, to znaczy nad tajemnicą nieskończonej miłości302. Skoro tak, to miłość winna oświecać drogę księdza Semenenki do kwatery Towiańskiego w Brukseli, tym bardziej że na ścianie wisiał krucyfiks i panowało ochędóstwo prawdziwie chrześcijańskie, ale przecież wszystko wypadło źle, nie po myśli ani Towiańskiego, ani Semenenki, jakby nie brzmiały po kościołach i zborach radosne pienia, jakby poprzymarzały tej zimy do ust słowa kolęd i kantyczek. Wyrok zapadł wcześniej. W dniu, kiedy Semenenko napisał sobie, co o Towiańskim pomyślał jako ksiądz, jako doktor świętej teologii. Na pewno pamiętał o preambule widzenia księdza Piotra: „Panie! czymże ja jestem przed Twoim Obliczem? - (Prochem i niczem;) Ale gdym Tobie moje nicość wyspowiadał, (Ja, proch, będę z Panem gadał”303.) Piotr Semenenko łaknął bezstronności: „W ciągu mojej podróży odbierałem od współbraci paryskich coraz obfitsze szczegóły o całej rzeczy i niebawem doszło mnie pismo nowego proroka mające tytuł Biesiada. Pismo to rozproszyło wszelką niepewność w umyśle moim. Odczytałem je wielokroć i jasno pojąłem to, co dziś obszerniej rozwijam. Zdanie moje prze- 301 Tamże, s. 68 – 69. 302 Por. R. Przybylski, op. cit., s. 61, 64. 303 Cyt. za: A. Mickiewicz, Dzieła, t. III, Wyd. Jubileuszowe, s. 85. 111 słałem wówczas współbraciom w kształcie tablicy porównawczej dogmatów katolickich z błędami nowej nauki. Tymczasem nowy prorok otrzymał rozkaz opuszczenia Francji i do Brukseli się udał. Prosili mnie bracia, żebym tam wstąpił, zobaczył się z nim i żądał od niego samego niektórych objaśnień. Uczyniłem to i mieliśmy z sobą rozmowę około świąt Bożego Narodzenia r. 1842. Zdaję z niej sprawę, nie przesadzając, ale też i nie tając szczegółów”304. Jeśli Piotr Semenenko czytał Świętego Augustyna, to szedł na spotkanie w bojaźni i w drżeniu: „Wnętrze mojej istoty przestało być spokojnym domem. W zamęcie walki, jaką toczyłem z moją duszą w naszej najbardziej odosobnionej komnacie, w sercu moim, zwracałem się nagle do Alipiusza - z wyrazu twarzy na pewno mógł odczytać niepokój moich myśli - i wołani: Na co my czekamy? Czy pojąłeś sens tej opowieści? P o w s t a j ą p r o s t a c z k o - w i e i z d o b y w a j ą n i e b o , a m y , z c a ł ą n a s z ą b e z d u s z n ą u c z y n n o ś c i ą , t a r z a m y s i ę w c i e l e i k r w i [podkr. K.R.]. Czy dlatego wstydzimy się iść za nimi, że oni nas wyprzedzili? Czy nie gorszym wstydem w ogóle nie pójść tą drogą?305. Lecz jeśli nawet Semenenko nie czytał Wyznań, to pamiętał o słowach heretyka: Każdy cud chcesz tłumaczyć; biegaj do rozumu... Lecz natura, jak człowiek, ma swe tajemnice, Które nie tylko chowa przed oczyma tłumu, Ale żadnemu księdzu i mędrcom nie wyzna!306 Piotr Semenenko przez całe życie chciał pogodzić wiarę z rozumem, więc uwierzył, że z punktu widzenia rozumu jeśli ktoś wywiera wpływ na ludzkie dusze i wypowiada w sprawach wiary, i nie jest kapłanem, to moc jego da się wytłumaczyć albo magnetyzmem zwierzęcym, albo wpływem diabła. Z naukowego punktu widzenia Piotra Semenenki - wygnańcy lgną do Towiańskiego nie dlatego, że weń uwierzyli, lecz dlatego, że Towiański ich magnetyzuje, czyli że jego ofiary ulegają otruciu. Albo że jest wprost wysłannikiem piekieł. W pojęciu Semenenki pierwsza naukowa hipoteza nie przeczy zresztą drugiej. Semenenko zestawił dogmaty katolickie tak, jak je zrozumiał, z poglądami Towiańskiego, które sobie z Biesiady wyczytał. W świetle tego zestawienia Towiański natychmiast stał się kacerzem. Zaocznie i na wieki wieczne, amen. Towiański stałby się dla Semenenki kacerzem nawet wtedy, gdyby mówił zupełnie coś innego, niż mówił. Towiański stał się kacerzem, bo nie był kapłanem. Brzuch mu opinał surdut, nie sutanna. Dlatego Piotr Semenenko napisał: „Na wstępie muszę powiedzieć, że udawałem się na schadzkę z poczuciem nieufności we własne siły. Wiedząc o wpływie magicznym prawie jaki Towiański wywierał na zbliżających się do siebie, wiedząc jak łatwo pociągnął ludzi znanych mi doskonale, ludzi których czciłem cnotę, podziwiałem zdolności, b a ł e m s i ę o s i e b i e i w p r z ó d y b ł a g a ł e m B o g a , a b y m n i e w p r a w d z i e u m o c n i ł [podkr. K.R.], aby nie pozwolił, bym Go zdradził w jakikolwiek sposób”307. I dlatego też mógł napisać w kolejnej frazie rzecz, która przeczyła poprzedniej, choć Semenenko nie zdawał sobie sprawy z tej sprzeczności. Napisał, że: „ P r o s i ł e m t e ż P . B o g a o u c z u c i e s p r a w i e d l i w o ś c i w z g l ę d e m c z ł o w i e k a , z k t ó r y m m i a ł e m m ó w i ć , p r o s i ł e m , b y m g o n i e s ą d z i ł , j e n o w e d l e o c z y w i s t e g o ś w i a t ł a p r a w d y B o ż e j . Takie było moje usposobienie. Mówię o niem, bo stronnicy nowego proroka przypisali mi pobudki równie błahe, jak nienawistne. Jeśli są oni zdolni wierzyć w moją szczerość, zrozumieją, iż dzięki 304 Cyt. za: Przeciw błędom Andrzeja Towiańskiego, Dokończenie, op. cit. 305 Cyt. za: Św. Augustyn, Wyznania, przeł. Z. Kubiak, Warszawa 1982, wyd. II, s. 143. 306 Cyt. za: A. Mickiewicz, Dzieła, t. III, Wyd. Jubileuszowe, s. 71. 307 Cyt. za: Przeciw błędom Andrzeja Towiańskiego. Dokończenie, op. cit. 112 Bogu u s p o s o b i e n i e d u s z y m o j e j b y ł o t a k i e , j a k i e p r z y s t a w a ł o c h r z e - ś c i j a n i n o w i w p o d o b n e j o k o l i c z n o ś c i ” [wszystkie podkr. K.R.]308. Więc jeśli Semenenko tak napisał, to moje „Ja”, „ja” opowiadające tę historię, ten dramat, mu wierzy i „ja” mu wierzę, ale... ...jeśli towiańczycy sądzili, że Piotr Semenenko poszedł „na schadzkę” z Towiańskim „z sądem zatrzymanym”, czyli uprzedzony, z wydanym już wcześniej wyrokiem na proroka, to mieli rację. Semenenko twierdził, że sądził Towiańskiego wedle „światła prawdy Bożej” i nie kłamał. Sprzeczność w jego myśli polegała jednak na tym, że „światło prawdy Bożej” utożsamiał z własnym rozumieniem dogmatu katolickiego oraz własnym wytłumaczeniem Biesiady. Dlatego spotkanie z Towiańskim mogło go tylko utwierdzić w już wcześniej przyjętym sądzie, którego nie chciał przyjąć do wiadomości. Jak się złapało podejrzanego o herezję, to nie sposób uniewinnić go od podejrzeń, bo wtedy podejrzanym staje się inkwizytor. Ponadto w zachowaniu księdza Piotra tkwi jeszcze większa tajemnica. Jesienią 1842 roku, po nabożeństwie i przemowie Towiańskiego w Notre Dame, Semenenko przez długi czas bronił Adama i - pośrednio - Towiańskiego przed zapędami nadgorliwych Polaków-katolików, czyli przede wszystkim przed Koźmianem, przed Witwickim i przed Cezarym Platerem. I przed księdzem Jełowickim, który już podał Biesiadę pod rozbiór sześciu teologów. Powstrzymywał Semenenko ataki na Mickiewicza i Towiańskiego i dlatego opóźniał też swój powrót do Paryża, mimo gromkich nawoływań braci duchownych i świeckich. Jan Koźmian oskarżał Towiańskiego i - coraz ostrzej - Mickiewicza, w listach pisanych do Semenenki 13 sierpnia, 30 września i 20 października 1842 roku. Semenenko odpowiedział Koźmianowi długim, wielce zawiłym i „dialektycznym” listem dopiero 25 października. Semenenko zalecał w uczonej tonacji, żeby się tak bardzo Koźmian z Witwickim nie spieszyli z potępianiem, bo objawienia bywają rozmaite, Kościół żadnych objawień nie potwierdza, więc żeby wierzyć lub nie wierzyć - gorliwi katolicy nie muszą czekać na przyzwolenie Kościoła czy im wolno wierzyć, czy też nie. Oczywiście, Koźmian dobrze zrobił, że Towiańskiemu nie uwierzył, ale... z Mickiewiczem trzeba ostrożnie: „Użyłeś tylko drogi Janie, w swym liście wyrażenia zanadto ostrego: że katolikom nie wolno wierzyć [zanim władza kościelna nie rozstrzygnie o prawdziwości lub fałszu przedmiotu wiary - przyp. K.R.]. Piszesz to w imieniu zebrania, jakie w twem mieszkaniu miało miejsce. T a k i e w y r a ż e n i e p o - t ę p i a n i e p o t r z e b n i e M i c k i e w i c z a , t y m b a r d z i e j , ż e m u z n a k b y ł d a - n y , j a k p o w i a d a s z i t o d l a n i e g o o s o b i ś c i e , z a p e w n e b a r d z o w a ż n y . Z n a k t e n u w a ż a n y p o d t y m w z g l ę d e m , t o j e s t j a k o o s o b i ś c i e d l a A d a m a d a n y , m o ż e m i e ć s w o j e m i e j s c e , b o o d n i e g o , j a k s i ę p o k a - z u j e , w y m a g a n o , ż e b y z a j ą ł s i ę r o z s z e r z a n i e m t e j r z e c z y [podkr. K.R.] Semenenko w powyższym fragmencie listu, zamazanym i zmąconym, nie do końca zapewne świadomie, starał się na stronie wyrzec to, czego wprost wypowiedzieć nie wypadało: „znak osobiście dla Adama dany może mieć swoje miejsce...309oznaczy: skoro Adam otrzymał znak, to objawienie może być prawdziwe, ponieważ Mickiewicz - to Mickiewicz. Semenenko przestrzegał więc braci paryskich, żeby nie wyrywali się ze słowami potępienia i nie dręczyli Adama i towiańczyków niczym Jełowicki, który rzucił się na Mickiewicza i Towiańskiego od razu i parł jak taran, podburzając innych. Historia wydostania od Skrzyneckiego oryginału i drukowania faksymile Biesiady świadczy wystarczająco jawnie o zapędach byłego wydawcy. Jełowicki krzątał się i kręcił wokół potępiania najszybciej i najżwawiej. Jełowicki pozwalał sobie zresztą na coraz większą samowolę, bo bez wiedzy swego przełożonego, czyli Semenenki, nachodził uporczywie Mickiewicza i poszczególnych towiańczy- 308 Tamże. 309 Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s.5 – 7, 10. 113 ków z uprzejmym wyjaśnieniem, że zapisali diabłu duszę. Jełowickiemu wielką zapewne przyjemność sprawiał detaliczny opis kar piekielnych, które czekają niecierpliwie na kacerza, a Mickiewicz zaciskał do białości dłonie na oparciu fotela, by nie uchybić sukni duchownej natrętnego gościa. Mickiewicz nie cierpiał Jełowickiego, ale w owym czasie Semenenko i Jełowicki nie znosili się wzajemnie jeszcze bardziej. Semenenko w liście do Koźmiana nie tylko uspokajał inkwizycyjne zapędy paryskich obrońców wiary katolickiej, ale też oskarżał ich o czyny występne: „Przypuścić zatem wypada, że [Adam] zważył i wielkość rzeczy i prawdziwość wypadku i chociaż to nie jest dostatecznym dla innych, aby sąd mieli i w proroctwa wierzyli, gdy ogólnie mówiąc, Adam, jako człowiek, mógł się pomylić w zważeniu rzeczy i znaku, atoli póki się przeciwna pewność nie wykryje, potępiać Adama o błąd żadną miarą nie można”310. Więc jeśli nawet Mickiewicz się pomylił, to - wedle Semenenki - gorszy błąd popełnili Koźmian z Witwickim, podżegani przez Cezarego Platera: „I tu wam powiem otwarcie, w czem się nam zdaje, żeście najwięcej pobłądzili. Chcieliście mieć sąd o tej rzeczy, kiedy się tu pokazuje, że sądu o niej stanowczo mieć żadnego nie można. Że powodów nie mieliście dostatecznych, aby osądzić, że to od Boga pochodzi, więceście się zanadto przechylili na przeciwną stronę. I żeby nie przypisywać niesłusznie wszystkim, co tylko jednego może być winą, powiemy, że mamy podejrzenia na Cezarego, iż za gorąco sobie poczynał w tej rzeczy. Prawda, że się składa spowiednikiem [tzn. Cezary Plater zasłania się opinią spowiednika, tłumaczy, że spowiednik mu kazał - przyp. K.R.], ale niech przyzna, że zdanie spowiednika najczęściej zależy od sposobu wystawienia rzeczy przez penitenta. Potem spowiednik zmienił zdanie, a jednak drogi Cezary zganił, żeś był na Mszy [w katedrze Notre Dame, 27 września 1842 roku, po której przemawiał Towiański - przyp. K.R.]. Nam się przeciwnie zdaje, żebyście lepiej ze Stefanem [Witwickim] byli zrobili zostając i na mowie Towiańskiego”311. Wszystkim potąd się zdawało, że Semenenko w rozpaczy i w drżeniu zmienił zdanie pod ciężkim brzemieniem doświadczonej sobą prawdy i przestał osłaniać Mickiewicza i Towiańskiego przed zakusami Jełowickiego, Koźmiana, Witwickiego i Cezarego Platera dopiero po rozmowie brukselskiej, to znaczy po 25 grudnia 1842 roku, a może nawet jeszcze później: po dwóch nieudanych rozmowach styczniowych z roku 1843 z Mickiewiczem w obecności Gutta, kiedy Mickiewicz wyzwał Semenenkę od „czarnych duchów”, a potem rozwinął przed nim przypowieść o szpiegu. Wszystkim potąd się zdawało, że Semenenko dopiero po rozmowie brukselskiej i spotkaniach z Mickiewiczem „wrócił strasznie zasmucony i zbity” i rozpoczął systematyczną i staranną akcję potępienia heretyków, którą wiódł przez długie lata i nie spoczął, dopóki wykłady Mickiewicza nie znalazły się na indeksie, a doktryna Towiańskiego nie została przez Kościół oficjalnie uznana za herezję. Że najpierw Semenenko płakał, a dopiero później, gdy innego wyjścia nie znajdował - z bólem serca ruszył do ataku. Że przekonał się osobiście o niebezpieczeństwie wiszącym nad duszą Mickiewicza, polską emigracją, nad Kościołem w Polsce i nad całym polskim narodem zagrożonym odstępstwem i przekonany chwycił za miecz ognisty. Że ksiądz Piotr ruszył na krucjatę dopiero w pierwszych miesiącach 1843 roku. Niestety, z dostępnych świadectw wynika, że Semenenko wyrobił sobie zdanie, to znaczy: zarysował oficjalnie obowiązującą do dzisiaj pośród zmartwychwstańców wykładnię towiańszczyzny znacznie wcześniej, nawet przed 11 października 1842 roku. Tego bowiem dnia Kajsiewicz wręczył arcybiskupowi Paryża memoriał o herezji Towiańskiego, który powstał na podstawie uprzednio przesłanych wskazówek Semenenki. Ksiądz Piotr jako przełożony zgromadzenia, uważany za najmędrszego spośród wszystkich zmartwychwstańców, 310 Tamże, s. 13. 311 Tamże, s. 12. 114 skreślił dla Kajsiewicza pierwszą wersję tablic potępiających mniemane tezy Towiańskiego i jednocześnie bronił Mickiewicza przed atakami prawdziwych Polaków. Duński pisał do Semenenki, do Poznania, 11 października 1842 roku: „Mówią, że Towiański ma powrócić. Stefan [Witwicki] zrobił skrócenie kazania X. Skargi przeciwko herezjom, które kazaliśmy oddrukować bez żadnych dodatków, odbić na [!] 600 egzemplarzy i rozeszlemy je, doskonale przypada do naszych czasów. H i e r o n i m w y g o t o w a ł t a k ż e m e - m o r i a ł o o s o b i e i b ł ę d a c h T o w i a ń s k i e g o ( d o c z e g o p o s ł u ż y ł t w ó j l i s t ) d l a p r z e d s t a w i e n i a g o X . A r c y b i s k u p o w i , k t ó r y c h c e w e z w a ć A d a m a d o s i e b i e , a n a s t ę p n i e w y d a z a p e w n e o s t r z e ż e n i e [podkr. K.R.]. X. Aleksander [Jełowicki] kazał zrobić faksymile Biesiady, ale usłuchał naszej rady i wstrzymał jej bieg, nam się zawsze zdaje, że to niepotrzebne dzisiaj, że wyprowadzi dla umysłów wątpiących kwestie zawiłe na plac, w które wierzyć, a nie dyskutować o nich potrzeba312. Ksiądz Piotr w tym samym czasie powstrzymywał Koźmiana z Witwickim przed pospiesznym potępianiem Adama Mickiewicza w szczególe i towiańszczyzny w ogólności i przesyłał Kajsiewiczowi pisemne próby dowiedzenia, że towiańszczyzna jest straszliwą herezją, a jej wyznawcy - posłannikami piekła. Semenenko bał się Towiańskiego, podobnie jak lękał Mickiewicza, ale jeszcze bardziej lękał się, że ulegnie diabelskim mocom: sile magnetyzmu lub potędze poezji. Ufał swojej wierze i sile rozumu. Ksiądz Piotr Semenenko wytłumaczył sobie, że skoro wypisał na papierze dogmaty katolickie, tak jak je pojmował, i obok skreślił tezy Towiańskiego, tak jak mu się zdawało, że Towiański je głosił - to stanął w prawdzie. Piotr Semenenko uwierzył w to, co sobie wypisał ufny w siłę własnego umysłu. I dlatego towiańczycy mieli rację oskarżając księdza, że stanął przed mistrzem Andrzejem w Brukseli z „sądem zatrzymanym”, do czego zresztą Semenenko się niechcący przyznał313. Jak tylko Semenenko zobaczył Towiańskiego, to rzekł: „to udanie, komedyja”. Pewno się nie mylił, ale też inaczej osoby Towiańskiego spostrzec by nie umiał. Nie zaszłaby zmiana w polu jego widzenia, nawet gdyby łysawy rejent nie nosił niebieskich okularów, brunatnego tużurka oraz butów z cholewami, tylko płaszcz z gronostajów i wieniec laurowy. Zanim otworzyły się drzwi i stanął w nich przybysz z Litwy, zanim wyciągnął ręce, przechylił głowę i rozpłynął w słodkim uśmiechu, ksiądz Piotr wiedział już wszystko. Z lęku przed ukąszeniem dobył z sutanny osinowy kołek i święconą wodę. Semenenko jako kapłan nosił wiarę w sercu, która na pewno chroniła go przed złymi przygodami. Towiański jako prorok potrafił obudzić w ludzkiej duszy dumę i próżność. Zdawał sobie doskonale sprawę ze skuteczności narkotyku pychy. Podczas spotkania w Brukseli starał się w księdzu Piotrze rozpalić pychę do białości, ale mu się nie udało. Dlaczego? Czyżby Semenenko oczyścił i wypróżnił z wszelkich pokus duszę? Nie, nie, po trzykroć nie. Miotała pycha Semenenką jak bałwany korabiem, nad czym biadał Jański, ubolewał Duński, zżymał się Hube z Kajsiewiczem. Ksiądz Piotr tak był dumny w duszy z odkrycia herezji przez siebie, że rozdmuchiwanie pychy w duszy księdza nie zdawało się już na nic. Kapłan płonął od niej wszystek. Semenenko nie przyszedł porozmawiać, bo przecież żadna rozmowa pomiędzy nim i Towiańskim nie mogła się potoczyć. Gdyby ksiądz Piotr słuchał słów mistrza Andrzeja, musiałby przyznać, że Towiański się nie myli, twierdząc że on, Semenenko, jest duchem wyjątkowym, wybranym i przeznaczonym do wielkich czynów. A jeśliby przyznał rację Towiańskiemu choć trochę, choć odrobinę, to dałby się ukąsić. Lękał się ukąszenia ogromnie i prosił Pana Boga o pomoc. Mógł więc tylko przynieść w po- 312 Tamże, s. 78. 313 Cyt. za: Przeciw błędom Andrzeja Towiańskiego. Dokończenie, op. cit. 115 darunku jedynie słuszną prawdę, wyrobioną w sobie i bierzmowaną przez władzę kapłanów. Kapłaństwo uczyniło Semenenkę dziedzicem Bożych prawd i on przemawiał w Jego imieniu. Towiański też w imieniu Bożych objawień pragnął przemawiać. Semenenko sądził, że tylko on ma do tego prawo jako ksiądz, bo podczas złożenia rąk biskupich na jego głowie zamieszkał w nim Duch Święty. Towiański wierzył, że Boża prawda wędruje, kędy chce, i schronić się może nawet pod surdutem rejenta. Zatem w Brukseli odbyła się nie rozmowa, tylko egzorcyzmy, ponieważ: Towiański przypisywał sobie prawa sądzenia, o których Semenenko sądził, że przysługują tylko kapłanowi. Ergo Towiański jest kacerzem. W tej sytuacji ksiądz Piotr musiał wyrzec na koniec obrzędu formułę apage satanas: „Wypadało skończyć, zabrałem tedy głos: Mnie przynależy - rzekłem - mówić do pana w imieniu Boga. Jestem Jego kapłanem i jako taki mam pewne posłannictwo. Oznajmiam tedy panu, iż jesteś na fałszywej drodze, na tej samej, którą obrał Luter i ci, co zanim poszli, a wszystkich ich pan potępiasz energicznie; między nimi a panem ta tylko zachodzi różnica, że oni oznaczali wiarę swoją rozumem, a pan ją oznaczasz uczuciem. Owóż Pan Bóg tylko Kościołowi rzeczy wiary oddał. Nauka Kościoła pokazuje nam, [w] co mamy wierzyć, nie zaś uczucie lub rozum. Powtarzam, znajdujesz się pan na fałszywej drodze. W następstwie cała pańska doktryna jest błędem i pan błędu nauczasz. To, co panu mówię w chwili obecnej, istotnie od Boga pochodzi i mogę Pana zapewnić, bo mi Bóg udzielił prawa ku temu, że moje słowa istotnie się panu w godzinie śmierci przydadzą, że będą dźwięczały przez całą pańska wieczność. Dopełniam obowiązku, usłyszałeś pan prawdę i nic nie pozostaje, jeno wedle niej postąpić” 314. Tak oto z lęku przed magnetycznymi wpływami Towiańskiego ksiądz Piotr Semenenko przypisał sobie nieomylność. Przed ukąszeniem wampira uchroniła go duma z odzyskanej łaski wiary. 314 Tamże. 116 ODSŁONA 4 3 MARCA 1843 ROKU. PARYŻ. ULICA HONORĆ-CHEVALIER NUMER 3. DELEGACJA TOWIAŃCZYKÓW ZASTAJE KSIĘDZA PIOTRA W ŁÓŻKU. Ksiądz Piotr Semenenko lubł długo leżeć w łóżku, za co spadła nań sroga kara. Jej narzędziem stały się kobiety i Aleksander Jełowicki. Wierzę, że księdza Piotra Semenenkę głęboko przeszyła łaska wiary i wypełniał on zawsze swe kapłańskie powołanie najlepiej jak umiał. Przekonałem się też, po długich tygodniach medytacji i niepewności, kończących się zwykle spleenem i milczeniem, że Piotra Semenenkę obsiadły pokusy nieprzypadkowo. Przechodził wiele prób i „docisków” tak długo, aż się oczyścił zupełnie. Zwlókł z siebie starego człowieka i stanął w końcu w prawdzie. Chociaż ksiądz Piotr oparł się kuszeniu Towiańskiego, to jednak tylko on - i on najpełniej - wcielił ideał mistrza Andrzeja w żywot swój ziemski dlatego właśnie, że szczepił się z Towiańskim w srogim pojedynku. Ksiądz Piotr Semenenko wyzbył się bowiem własnego „ja” do imentu, to znaczy osiągnął niezachwianą równowagę ducha i spokój wewnętrzny. Semenenko oparł się kuszeniu Towiańskiego, ale w Paryżu i w Rzymie czyhały nań kolejne niebezpieczeństwa, tym bardziej że pochlebstwa z ust herezjarchy oraz jego Pierwszego Ucznia, czyli Adama Mickiewicza, najtrwalej zapadły mu w duszę. Ksiądz Piotr z Brukseli nie wrócił sam. Towarzyszyły mu dwie wdowy: Julia Bartoszewicz i Melania Szołdrska315bie panie wyjechały rychło do Rzymu i weszły do konwentu Sióstr Nieustającej Adoracji, by przygotować się do założenia żeńskiego odpowiednika zgromadzenia zmartwychwstańców. Hrabina Szołdrska odstąpiła dzieła. Zaś Julia Bartoszewicz pragnęła bardzo stać się zmartwychwstanką. Myśl o zgromadzeniu sióstr zapadła też głęboko w serce i w rozum Semenenki. Ksiądz Piotr uwielbiał bowiem symetrię. Bracia z Koła Sprawy Bożej nie dali Semenence w Paryżu spokoju. Widocznie Towiański dostrzegł spod błękitnych okularów jakąś cechę szczególną w duszy księdza Piotra, lepiej powiedzieć: ognik jakiś, który rozdmuchany, łacno zajmie się wielkim ogniem. Towiański widział Semenenkę jako kapelana koła. Wybrał właśnie jego. Andrzej Towiański, psycholog przecież nie lada, największy duszoznawca pośród polskich emigrantów i psychoanalityk avant la lettre, z którego Lasze plemię i Litwini powinni być dumni bardziej nawet niż z Giedymina i Kościuszki, wyczuł w Brukseli, że Semenenkę dręczy potrzeba czystości: nie mania - lecz potrzeba właśnie: żeby stać się dobrym, bo się wie, że jeszcze jest się złym; potrzeba obmycia z brudów ziemskich, bo się czuje, że zalegają błotem w duszy i w nerkach, potrzeba uwznioślenia myśli, bo przepływają one po głowie jak obłoki, a z setek przeczytanych rozpraw i traktatów rozum chce ułożyć kolejne stosy stron. Andrzej Towiański odkrył zapewne podczas brukselskiej rozmowy, że Semenenko nie jest jeszcze ani dobry, ani czysty, ani wielki, ale że gorzeje w nim ambicja, żeby dobrym, wielkim, czystym, mądrym i uczonym zostać. Szczerze Semenenko pokochał Boga, to pewne, ale Towiański odkrył, a raczej wyczuł, że ksiądz Piotr zakochał się też w samym akcie swego nawrócenia i pragnął poznać wiarę rozumem, skoro przez wszystkich uważany był za najmądrzejszego. Ale pragnął również prawdziwej pokory, więc sądził, że opinii innych nie bierze pod uwagę. A poza tym Towiański spostrzegł od razu, że skoro Semenenko naprawdę już potępił herezję, zanim jeszcze przestąpił próg brukselskiej kwatery, to znaczy że się czegoś przestraszył. Bał się odbicia własnej twarzy w lustrze, by nie dostrzec w niej złego grymasu. Ksiądz Piotr 315 Por. P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 182 i n. Zob. także J. Iwicki, op. cit., s. 583, przypis 1. 117 lękał się zwierciadła i kochał - jako rzekłem - symetrię. Zatem Andrzej Towiański szybko wyczuł, że Semenenko jest narcyzem. Dopóki Semenenko nie poznał sam siebie, mistrz Andrzej nie tracił nadziei. Z polecenia Towiańskiego Mickiewicz natarł wprzódy na Semenenkę Guttem. Na początku stycznia 1843 roku „widział się Ojciec z Adamem i Guttem”, o czym donosił Kajsiewicz do Rzymu w liście nieco tajemniczym i wielce dwuznacznym316 Najpewniej Mickiewicz i Gutt przyszli do kwatery zmartwychwstańców na ulicę Honoré- Chevalier pod numer 3, bo sam Semenenko nie złożyłby Adamowi wizyty z powodu, którego nazwać jeszcze nie potrafił. Z pewnością goście zapukali do bramy rano. Podejrzewam, że zastali księdza Piotra w łóżku. O tym spotkaniu pisał Kajsiewicz w niejasnych słowach do Józefa Hubego: „Po tym wszystkim widział się Ojciec z Adamem i z Guttem. Wiedzieli już o rezultacie rozmowy z Towiańskim. Gutt szczególniej się unosił i ma talent rozpalania Adama, tak że go nazwał czarnym duchem zakutym w kręgi, jak nigdy jeszcze nie widział. Adam wymagał, aby 15 dni Ojciec się modlił dla oświecenia się w tej sprawie. X. Piotr odparł: «Ja nie mogę», chciał dodać: «Wątpić o mojej wierze i zawiesić sądu», ale mu nie dali dokończyć krzykiem. Wrócił więc biedny Ojciec strasznie zasmucony i zbity. Był później Adam u nas, aby się przed nami dwoma poskarżyć na tę twardość X. Piotra, że się nawet modlić nie chciał, kiedy chodzi o zbawienie 40 dusz. Nie zastał nas [tzn. Mickiewicz nie zastał Kajsiewicza i Duńskiego - przyp. K.R.], więc się z Piotrem rozmówił, który mu wytłumaczył qui pro quo i wyrzucał, że czuciem sądzą wiarę, nie wiarą czucie. Nie porozumieli się, ale mówili spokojnie i uczciwie się rozeszli. Tak stoi sprawa ta. Ostatniej niedzeli byli wszyscy en corps na moim kazaniu i jak zwykle zajmowali prawe skrzydło”317. Mikołaj Kamieński zapisał treść rozmowy Mickiewicza z Semenenką na podstawie słów Adama. Ktoś później notatkę ocenzurował, powykreślał całe zdania, trzy ostatnie wyrazy starał się zamazać najmocniej i postawił na marginesie słowo „niskie”: „Rozmowa Adama z Semenenką, który miał powiedzieć, że nie znalazł u Mistrza żadnej pomocy. Na co mu Adam odpowiedział: - Gdy szpieg dociśnie się do dowodzącego wojskiem, ten z ostrożnością zakrywa przed nim swojego ducha i nie da mu jego ujrzeć, owszem moc swoją obawą, a obawę potęgą swoich zapasów przykrywa. Lecz gdy podejdzie szpieg do obozu, po rozporządzeniu onego i po duchu żołnierza zaraz, jeżeli ma przenikliwość, pozna wodza. Tak również Semenenko powinien po uczniach poznać Mistrza. Chytrzy dyplomaci, do których tajnych pism szpieg nie mogąc się dostać, chciałby tylko z oczu śledzić ich plany, to oni, by nie wydać swoich myśli, częstokroć szkłem wzrok swój osłaniają”318 Towiański wyczuł słabość w Semenence z bystrością prawdziwego znawcy dusz, bo ksiądz Piotr napisał 7 lutego 1843 roku list do Józefa Hubego, pełen wahań i niechętnie ukrywanych rozterek: „Twardo wszystko idzie, dosyć twardo. Towiańszczyzna wiele nam do roboty daje, szczególniej w duchu i przed Bogiem. Mówią dobre rzeczy, a przynajmniej sprawiedliwe, krzyczą na gwałt, że są w Kościele, mówią z ogniem, z głębokim uczuciem, z wielką wiarą, to jest przejęciem się, wszelkie dogmata podejrzane opuszczają lub zostawiają do decyzji Kościoła, a jednak trzymają się swego koła, stanowią rzecz w sobie istniejącą, nie wyrzekli się nauki Biesiady (mówią, że klucza do niej nie mamy); słowem - sama rzecz i 316 Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 107. 317 List E. Duńskiego do H. Kajsiewicza, Paryż, 4 marca 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 416. Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 133. Najpełniejszy obraz demonstracji znajduje się w Dzienniku Seweryna Goszczyńskiego ( Dziennik Sprawy Bożej, t. I, s. 51 – 52). 318 Tamże, s. 52. 118 droga fałszywa. Ż a l t y c h l u d z i , s z c z e r y ż a l , b o p r a w d z i w i e w s z y s c y t a k s i ę p o p r a w i l i w ż y c i u , miłości t a k c h c ą ż y ć B o g i e m , t a k p r a c u j ą w d u c h u . S ą c i ą g ł y m d l a n a s z a w s t y d z e n i e m ! ciągłą pobudką do wiary, do powagi ducha, do życia w duchu, do Bożej coraz większej [podkr. K.R.]. Mówimy im wszakże prawdę. Na mnie bardzo się gniewają za moje pierwsze kazanie, które było o wierze, gdzie wystawiłem drogi jej przeciwne: rozumu i uczucia. Mówią, że w tej drugiej ich odmalowałem i nazwałem grobami pobielanymi itd. Zły to znak, że wzięli do siebie, a jeszcze bardziej, że się gniewają. Módlcie się za nich serdecznie do Boga i bierzcie również z tego pobudkę do odnowienia się w duchu, w wierze, w miłości Bożej”319 Zaprawdę, Towiański się nie mylił: wszak w liście do Rzymu Semenenko bez żadnej już prawie zasłony wyrażał podziw dla towiańczyków za to, że widocznie się w wierze doskonalą. Podziw oraz - dajmy rzeczy odpowiednie słowo - zazdrość. Oto z nich prawie wzór brać trzeba, jak żyć pobożnie i odżywiać siłą wiary. Więc czemu ich „rzecz i droga fałszywa”? Dlaczego w nich tkwi grzech, zieją kłamstwem i buchają herezją? Kędy czyha szatan? Po czym poznać kubrak jego wszeteczny? Dlaczego czuć siarką Adamowy tużurek? 19 lutego 1843 roku towiańczycy stawili się gromadnie na Mszy Świętej w kaplicy kalwaryjskiej u Świętego Rocha, a kiedy tylko Semenenko wszedł na ambonę - obrócili na pięcie i z szurgotem wyszli. Pytani potem przez kaznodzieję na osobności tłumaczyli, że nie chcieli słuchać, bo nie głosił on słów Chrystusowych320 Seweryn Goszczyński Bogu składał dzięki, że towiańczycy tak szczęsnego czynu dokonali, to tym sposobem uniknęli może porażki w walce z polskimi księżmi321. Piotr Semenenko przez cale dwa tygodnie gotował się do kazania i grzmiał z ambony przeciwko Sprawie Bożej z ogromnym zapałem i z siłą niezwykłą, jakby wyzywając towiańczyków do natychmiastowej odpowiedzi, na miejscu, na pniu, w świątyni. Goszczyński Bogu dziękował, że bracia wyszli, bo gdyby zostali, to zarówno milczenie, jak i odpór, a nawet wyjście w połowie kazania znaczyłoby zwycięstwo księdza Piotra. Opuścili kaplicę zawczasu, więc „nabój kaznodziei na wiatr wystrzelił”. Dla Goszczyńskiego to był znak, że Bóg widomie wspiera Sprawę Bożą. A gdzie się podział nowy Skarga - złotousty Kajsiewicz? Dlaczego Piotr Semenenko zastąpił go na ambonie i Duński donosił księdzu Hieronimowi, że „prowadzi ciąg kazań w Kościele, zawsze z talentem i lo[g]iką, ale nie dostaje co najpotrzebniejsze dla naszej Polonii, ognia, co by ich zagrzał i dla wielu jednak umysłów nauki jego będą zbawienne, dla wszystkich byłyby z pożytkiem, gdyby je przyjmowano w pokorze, a nie w duchu buntu i krytyki. Mówił o nieomylności Kościoła, a następnie zdaje się już zakończy aplikacją tych cech do Kościoła Katolickiego. Liczba przychodzących utrzymuje się, chociaż dostrzegamy zmianę osób. Od czasu do czasu ktoś się nowy nawinie do spowiedzi322 Złotousty Kajsiewicz wyjechał na prowincję, by walczyć z zarazą towiańszczyzny w terenie, a właściwie żeby uprzedzić spodziewaną ofensywę Koła Sprawy Bożej po skupiskach Polactwa we Francji. Opuścił Paryż przed 5 lutego 1843 roku, ponieważ w tym dniu Semenenko zastąpił go już na ambonie w kaplicy kalwaryjskiej u Świętego Rocha, a powrócił przed 21 listopada, ponieważ wtedy Kajsiewicz napisał list z Paryża do Semenenki, do Rzymu, w którym z dumą donosił, że mówił „po francusku w Notre Damedes Victoires, pierwszy raz przed audytorium dwutysięcznym. Byłem nieprzytomny co robić [!] i dlatego zimniejszy niż kiedykolwiek. Witwicki mówi przeciwnie i szczęśliwy niezmiernie. Chce nawet, abym 319 Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 108. 320 Tamże, s. 133. 321 S. Goszczyński, op. cit., t. I, s. 51 – 52. 322 List E. Duńskiego do H. Kajsiewicza, Paryż, 2 marca 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 416. 119 wam posłał kopiją - jeżeli każesz, to dobrze [...] W niedzielę towiańszczykom dostało się po hołolach nadspodziewanie”323 Kajsiewicz wyruszył bez zwłoki, zaalarmowany niepokojącymi wieściami od dawnych współpracowników Jańskiego. Sewruk pisał na przykład z trwogą: „Czy to prawda, że Towiański wybiera się na podróż po zakładach i w jakim celu. Zmiłuj się, ostrzeż tu nas, żebyśmy wiedzieli, jak go tu przyjmować mamy, bo my biedni parafianie, prostaki, nie wiemy, co się tam dzieje u was na wielkim świecie”324 Już w sierpniu 1842 roku Kajsiewicz napisał do Semenenki list, w którym niepokoił się bardzo o akcję towiańczyków na prowincji, bo sądził, że skoro w Paryżu herezja się szerzy, to tym łatwiej przeniknie zagubionych i pozbawionych wiary emigrantów na prowincji. A poza tym po raz pierwszy Kajsiewicz wyraźnie stwierdził, że błędy Towiańskiego i Mickiewicza prayjdzie zbić na piśmie: „Kochany Ojcze! Radziłem się spowiednika w kwestii towiańczyków - nie zganił mi przeszłości, na radę n a p r z y s z ł e [podkr. Kajsiewicza], kazał wymagać zupełnego zerwania - tak też zrobię - tym bardziej, że w święto Najświętszej Panny komunikowało ich kilkunastu przy grobie Napoleona - i wydrukowali list do ministra, na którym się wszyscy (44) podpisali, gdzie Towiańskiego przedstawiają jako proroka i Cudotwórcę. Co do druku Biesiady, a przynajmniej ostrzeżenia [podkr. Kajsiewicza] Katolików, zdaje się że się zdecydujemy, bo oni ciągle pracują - a na prowincjach są jako uragan”325. Już w sierpniu 1842 roku zmartwychwstańcy wiedzieli, że „nowotnikom” przyjdzie dać odpór na piśmie i Kajsiewicz z Duńskim sądzili, że do pisania weźmie się Semenenko, ale on nie lubił się spieszyć: opóźniał powrót z Poznania, długo ostrzył pióro, w końcu musiał w Paryżu zastąpić księdza Hieronima na kazalnicy. 18 lutego 1843 roku Kajsiewicz zjawił się w Angers, 25 lutego spotykał się Polakami w Tours, 27 stawił się w Poitiers. W środę popielcową, i marca, próbował nawracać niejakiego Uirycha w Bordeaux. 5 marca spotkał się z Wiktorem Jeziemickim, nawróceńcem w Agen, który w dzień pracował u bankiera, a o zmierzchu siadał do kart lub pławił w rozpuście. Dzięki żelaznemu zdrowiu i bujnej młodości łacno godził normę dnia i pasję nocy. Pracował nad jego nawróceniem Sewruk, druh dawny z Domku Jańskiego. Wiktor Jeziernicki poszedł do spowiedzi, klęczał od ósmej z rana do trzeciej po południu, nagle porwał krucyfiks metalowy i ryknął strasznym głosem: „Szatany wychodźcie ze mnie!” Żelazny krucyfiks wykręcił jak gumę i padł na ziemię zemdlony. Strach zdjął Sewruka, bo myślał, że Wiktor zwariował. Zbiegła się policja i doktory. A on spokojnie powstał i oświadczył: „Nie bójcie się, wszystko się skończyło - zostawcie mnie samego, ja potrzebuję się modlić”. Od tej chwili życie zupełnie odmienił. „Ta dusza dobrze prowadzona - wyznał Kajsiewicz Semenence - mogłaby dojść rychło do wysokiej kontemplacji. Szczęście, że do towiańszczyków ma wstręt niewymowny”326. O gdyby tak szatany wyszły i z Adama! Gdyby dnia któregoś tak wykręcił krucyfiks jak nieszczęsny Wiktor Jeziernicki, wszak wyginał już srebrne łyżeczki po salonach ku uciesze dam! O, gdyby nagle podarł w strzępy sztandar Sprawy Bożej lub zerwał z nosa Towiańskiemu błękitne okulary, rzucił je na ziemię i zdeptał obcasem! O, gdyby porwał laskę swą okutą lub choćby zwykły ożóg i ryknął na mistrza swego jak on na Słowackiego: „paszoł won, durak!” 323 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 22 listopada 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 5235. 324 Cyt.za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 110. 325 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 22 sierpnia 1842 roku, rkps ACRR, sygn. 5202. 326 Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 113. Nazwisko pokutnika ustalono według R. Bielecki, Zarys rozproszenia Wielkiej Emigracji 1832 – 1837. Materiały z archiwów francuskich, Łódź 1988. Por. list H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Tuluza, 11 marca 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 5215. 120 O, gdyby tak Adam prosił rozgrzeszenia! 7 marca 1843 roku Hieronim Kajsiewicz stanął w Tuluzie. Stąd pisał, że za towiańszczyków modli się ciągle, „ale w zakładach nie mają żadnej przyszłości - sądząc z czynności dotychczasowych przynajmiej - już spudłowali. Dziwny miałem sen o nich, że naśladowali wejście Chrystusa Pana do Jerozolimy”. Kajsiewicz nawracał, kazał, odwiedzał, nawet jednemu choremu mahometaninowi przez półtorej godziny dowodził, że islam głupstwo, a Chrystus - Pan Bóg. Do akcji zaporowej przeciw towiańszczyźnie ruszył też ksiądz Edward Duński, który 25 sierpnia 1843 roku donosił Semenence z Château-Razay: „Co piszesz, drogi Ojcze, o towiańszczykach, że mają wysyłać swoich, nie sądzę, aby znaleźli dobre przyjęcie, bo przynajmniej, o ile dotąd widzieliśmy, nie mają nigdzie zwolenników. Zapomniałem co bodaj dodać, że w Le Mains Mickiewicz ma stosunki z Francuzami i księża nawet o nich wiedzą; udzieliłem im objaśnień i sprostowałem wiele błędnych doniesień”327. Kajsiewicz w sierpniu ułowił do spowiedzi kilku Polaków w Tours, wyruszył do Nantes, powrócił do Tours, gdzie spotkał się z Duńskim tak osłabionym z choroby płucnej i z duchownej pracy, że aż mu dwa razy krew puszczać musiano. We wrześniu w Tours Kajsiewicz z Duńskim społem nawracali rodaków. Kajsiewicz spotkał na ulicy w mieście nad Loarą Słowackiego, ale jego adresu znaleźć nie mógł. Dopiero w grudniu doniósł Koźmianowi, że Słowacki „Wyszedł z towiańszczyzny, a raczej z Adamszczyzny, ale się nie nawrócił” 328. W Tours Kajsiewicz popadł w samozachwycenie. Duński pisał do Semenenki, że jego kazanie poruszyło wszystkich do łez, że on sam - ksiądz Edward - jak słuchał Kajsiewiczowego domówienia, to padł na kolana zalany łzami, a miejscowi Mazurzy „gromadzą się wokół nas chętnie i pójdą wszyscy do spowiedzi; może ci ze dwóch nawet prześlemy do Paryża, na próbę; jest ich tu trzech dawnych kandydatów duchownych; rewolucja przerwała zatrzymała [ich powołanie - przyp. K.R.]; jeden z nich już prawie zdecydowany, porządny, zdatny, cichy i pracowity człowiek; jest w moim wieku, dwóch innych namyśla się”329. Łowy na dusze tak dobrze szły i Kajsiewicz tak wielkie przypisywał swej wymowie zasługi, że Semenenko skarcił go w ostrych słowach, przestrzegając przed wbijaniem się niepotrzebnym w poetycką dumę. Polecił też Kajsiewiczowi, jako Ojciec Przełożony, pokazywanie wszystkich listów, które poddawał cenzurze. Kajsiewicz upokorzył się przed Semenenką i przyznał do grzechu dumy, miłości własnej i poetyckiej pychy. Ukorzył, ale nie zapomniał330. 26 września 1843 roku Kajsiewicz donosił Semenence z Poitiers tonem wojskowych rozkazów o postępach w walce z towiańczykami. Pisał, że z towiańczykiem Biergielem przez sześć godzin rozmawiał bez przerwy i kiedy wydawało się, że już nawrócony - to znowu w sekciarstwo popadł. Inni emigranci z zakładu w Poitiers też silnie na jezuityzm zmartwychwstańców nastawali, aż Kajsiewicz dowiedział się, dzięki uprzejmości niejakiego Giewartowskiego, który list innego emigranta przechwycił i księdzu Hieronimowi przesłał, że w Poitiers zawiązał się rodzaj heretyckiego spisku przeciw księżom zmartwychwstańcom, a gdyby kapłani, mimo jawnego oporu emigrantów, nadal „łapali ludzi”, to spiskowi użyją „wszelkich środków” i nawracać nie pozwolą. Kajsiewicz zaznaczył, że się nie boi i nawet radby „dostać guza dla miłości Pana Jezusa”331. 327 List E. Duńskiego do P. Semenenki, Chateau – Razay, 25 sierpnia 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 5223. Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 119. 328 List H.Kajsiewicza do P.Semenenki, 4 września 1843 roku, rkps ACRR, sygn.5225; list H. Kajsiewicza do J.Koźmiana, Paryż, 4 grudnia 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 5237. 329 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Poitiers, 19 września 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 5227. 330 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Poitiers, 23 września 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 5228. 331 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Poitiers, 26 września 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 5230. 121 Kiedy Kajsiewicz walczył z herezją w terenie, towiańczycy przypuścili atak na Semenenkę w Paryżu. Dlatego też 3 marca 1843 roku, rano, za kwadrans ósma, zjawili się w kwaterze zmartwychwstańców, w domu przy ulicy Honoré-Chevalier pod numerem 3, nieopodal kościoła Saint-Sulpice. Przyszło ich czterech: Roman Benduski, Stanisław Falkowski, Romuald Januszkiewicz i Seweryn Bibersztein-Pilchowski. Falkowski trzymał rulon w dłoni. Kiedy oświadczył, że chcą widzieć obu polskich księży razem, to wtedy się wydało, że Semenenko jeszcze śpi332. Kto otworzył im drzwi? Pewno ksiądz Duński, bo przecież na służącego pieniędzy nie mieli. Zmieszany ksiądz Edward prosił gości spocząć i pobiegł zaraz budzić Semenenkę. Czwórka przysiadła w antyszambrze i poruszała ruchy ducha w milczeniu. Adam Mickiewicz o kroku stanowczym wobec Semenenki wiedział i najprawdopodobniej sam go postawić kazał. Andrzej Towiański krok ten stanowczy pochwalił333. Zanim ksiądz Piotr zebrał się i ochędożył, minęło pół godziny. Duński w liście do Kajsiewicza tłumaczył, że Semenenko długo czuwał i dlatego zaspał, a poza tym gościł u nich i w kwaterze na noc został ksiądz Kucharski. Duński serce miał czule, więc żadnego zła, nieporządku, szatańskiego pazura lub choćby zwykłej pokusy w zachowaniu Semenenki nie widział. Ale późne wstawanie przełożonego zgromadzenia poczynało gorszyć innych zmartwychwstańców334. Rok później, kiedy czarne chmury zgęściły się nad głową Semenenki jak kołtun i błysnęły już pierwsze gromy, Józef Hube napisał, klnąc się na prawdziwą doń miłość, że przez późne kładzenie się, przez późne przychodzenie do domu, przez późne wstawanie najgorszy daje braciom przykład i zasmuca ich głęboko. Niech więc ksiądz Piotr prosi gorąco Pana Boga, „aby dal mu silę dawania we wszystkim dobrego przykładu”. Semenenko skarżył się na mdłość ciała. Hube podejrzewał, że Semenenko udaje: „Jeżeli twoja niemoc co do wstawania jest prawdziwą, a nie raczej złudzeniem szatana, proś Boga, aby ci ją odebrał, albo przynajmniej dał ją wszystkim widoczną, bo Pan Bóg pewno nie chce, byś był zgorszeniem dla innych”335. Gdy obaj zmartwychwstańcy stanęli przed deputacją towiańczyków, cała czwórka powstała, a Falkowski rozwinął papier i zaczął czytać uroczystym głosem: „Przyszliśmy zapowiedzieć Wam, pomazanym na Kapłaństwo rodakom naszym, że w jutrzejszym dniu Świętego Kazimierza modlić się będziemy, aby za przyczyną Niepokalanej Bogarodzicy królowej naszej, za wstawieniem się Świętych Patronów Polski, matki naszej i Świętych Patronów Francji, siostry naszej, a mianowicie Świętego Kazimierza, szczególnego patrona narodu naszego, raczył Pan otworzyć oczy ducha rodakom naszym ku wyrozumieniu Sprawy Miłosierdzia Pańskiego, jako przed osiemnastu miesiącami zwiastował ją w archikatedrze paryskiej Mąż Boży. Wzywamy, aby jeden z Was, kapłanów, łącząc się z nami duchem na tę intencję, odprawił Mszę Świętą jutro w kościele Saint-Germain-des Prés przed ołtarzem Świętego Kazimierza” 336. 332 Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 134; Przeciw błędom Andrzeja Towiańskiego. Dokończenie, op. cit., s. 16; Z. Makowiecka, op. cit. ,s. 405; List E. Duńskiego do H. Kajsiewicza, Paryż, 2 marca 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 416. 333 Por. list A. Towiańskiego do A. Mickiewicza, Bruksela, 10 marca 1843 roku, w: W. Mickiewicz, op. cit., t. I, s. 76. 334 Por. list A. Jełowickiego do H. Kajsiewicza, Rzym, 18 stycznia 1844 roku, rkps ACRR, sygn.17207; listy J. Hubego do P. Semenenki: Rzym, 9 lipca 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 15574; Rzym, 20 lipca 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 15575; Rzym, 2 sierpnia 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 15579; list A. Jełowickiego do J. Hubego, Rzym, 28 wrzesnia 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 17204 i in. 335 List J. Hubego do P. Semenenki, Rzym, 9 lipca 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 15574. Por. P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 196 - 197. 336 List E. Duńskiego do H. Kajsiewicza, Paryż, 2 marca 1843 roku, rkps ACRR, sygn. 416. 122 Falkowski podał Semenence wezwanie do ponownego odczytania, i któryś z deputantów zapytał, czy księża do ich prośby się przychylą. Naprzeciw czterech towiańczyków stanęło dwóch księży. Wiedzieli, że Semenenko z urzędu i według mądrości nabytej odpowie. Ksiądz Piotr zabrał głos uczenie, poczynając od rozbioru dwóch ostatnich fraz pisma i oświadczył, że z duchem towiańczyków złączyć się zmartwychwstańcy nie mogą, bo go nie znają, a raczej znają na tyle, że mają wątpliwości, choć jednocześnie Semenenko zaznaczył, że dotąd ducha tego jeszcze polscy księża nie potępiają337. Semenenko próbował zatem wykręcić się sianem, czyli po dobroci z deputacją gadać, bo przecież już dawno Kajsiewiczowi błędy Towiańskiego na piśmie podał jako herezję jawną, by ułatwić księdzu Hieronimowi pisanie memoriału do arcybiskupa Paryża w sprawie groźby wiszącej nad wiarą świętą katolicką, bezczeszczoną przez poetę i rejenta. Przed dwoma miesiącami wytknął wszak Towiańskiemu w Brukseli herezję w oczy. Semenenko próbował dowieść uczenie, że towiańczycy przychodząc do księży Zmartwychwstania z prośbą o odprawienie Mszy Świętej przy grobowcu Jana Kazimierza stawiają się od razu ponad Kościół Chrystusowy, bo ważą się wezwać kapłana do czynu, a wszak tylko kapłan wzywać swych wiernych i rozkazywać ma prawa338. Skoro czwórka towiańczyków przyszła do księdza Piotra z wezwaniem do odprawienia ofiary Chrystusowej przed ołtarzem Świętego Kazimierza w opactwie Świętego Germana z Łętów, to sam ich gest wystarczy, by uznać ich za heretyków i jak heretyków ksiądz Piotr potraktować ich musi. Jak śmią zwracać się w ten sposób do sługi Bożego! Toć to zamach prawdziwy na godność kapłana! Czucie i wiara silnie mówiły przez usta księdza Piotra, bo też Semenenko, choć późno wstał z łóżka, nie zapominał o szkiełku i wyostrzył oko. W Brukseli, wobec Towiańskiego, użył podobnego argumentu, zanim jeszcze mistrz Andrzej wyciągnął ramię i pochylił głowę w pokornej prośbie o modlitwę za niego, bo wiedział, że od władzy kapłanów odwołania nie znajdzie. W Brukseli Semenenko oświadczył, że to, co Towiańskiemu o jego błędach rzekł, istotnie pochodzi od Boga339. W Paryżu, wobec czwórki towiańczyków, Semenenko jeszcze bardziej rzecz całą uprościł. Oświadczył, że są heretykami nie tylko z powodu zadawania się z Towiańskim oraz Mickiewiczem, ale przede wszystkim dlatego, że wyrwali go z łóżka. Bo takie przychodzenie i wzywanie świadczy, ze stawiają się ponad Kościół, ponad jego kapłanów, czyli podnoszą rękę na prawowitą władzę, na prawo księży do rozstrzygania o dobrem i złem, w każdym miejscu i każdej dobie. We wszystkim. Wyciągając księdza Piotra z łóżka towiańczycy popełnili, wedle Semenenki, świętokradztwo. Romuald Januszkiewicz rzekł wtedy Semenence: „Twoje nie stanie ci na sądzie naprzeciw” 340. Romuald Januszkiewicz nie wiedział, co mówi, ponieważ on, krnąbrny heretyk i nowotnik, prawie przepowiedział prawdę. 337 Tamże. 338 Tamże. Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 133 – 135. 339 Por. tamże, s. 100 – 106; Przeciw błędomAndrzeja Towiańskiego. Dokończenie, op. cit., s. 13 – 16. 340 Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 134. 123 ODSŁONA 5 POCZĄTEK GRUDNIA 1845 ROKU. RZYM. KLASZTOR PRZY KOŚCIELE TRINITA DEI MONTI. MATKA MAKRYNA PRZEJĘTA ŚWIĘTA GROZĄ PALI LIST KSIĘDZA PIOTRA. Przeciwko Towiańskiemu i Mickiewiczowi chcieli wystąpić na piśmie: Aleksander Jełowicki, Hieronim Kajsiewicz i Stefan Witwicki, ale nade wszystko czekano na rozprawę Semenenki, bo uchodził za największego znawcę filozofii i teologii, a głowę to „miał nawet za wielką”, jak twierdził Bogdan Jański. Ksiądz Piotr słynął z tak wielkiej mądrości, że podobno Mickiewicz obiecał mu katedrę w College de France, choć słowa nie dotrzymał, o czym już opowiadałem w pierwszej części niniejszego studium. Księża zmartwychwstańcy uważali zgodnie, że Mickiewicz skrewił i można się było po Mickiewiczu spodziewać najgorszych rzeczy: wiarołomstwa, kłamstwa i zdrady, skoro Mickiewicz był heretykiem. Semenenko pierwszy opis herezji zawartych w Biesiadzie posłał Kajsiewiczowi już wczesną jesienią 1842 roku, by ksiądz Hieronim mógł napisać swój memoriał do arcybiskupa Paryża. Lecz później Semenenko zamilkł, choć wszyscy katolicy czekali na rozwinięcie jego pierwszych myśli, dowodzących wielkiego niebezpieczeństwa zawisłego nad emigracją, narodem polskim i całym Kościołem powszechnym ze strony fałszywego proroka z Litwy oraz jego Pierwszego Ucznia, który tak jeszcze niedawno uchodził za Ojca i Nauczyciela całej zbłąkanej na wygnaniu braci. Aleksander Jełowicki wydrukował faksymile Biesiady, ale paki leżały w kącie, bo arcybiskup Dionizy Affre polecił Semenence napisanie objaśnień i sprostowań błędów w niej zawartych. Biesiada mogła pójść w obieg tylko z komentarzami księdza Piotra. A Semenenko zwlekał341 Z tego powodu cały nakład faksymile Biesiady, której rękopis wyłuskał ksiądz Aleksander od generała Skrzyneckiego, odbity z niemałym trudem i za własne pieniądze, leżał starannie powiązany w paczki pod łóżkiem Piotra Semenenki, w paryskiej kwaterze zmartwychwstańców przy ulicy Honoré-Chevalier pod numerem 3. Tak długo paki leżeć będą, aż Semenenko przeciwko Towiańskiemu broszury nie wygotuje. Kiedy towiańczycy zgłosili się do Semenenki po egzemplarze słów mistrza, bo przecież nawet sam Mickiewicz przez czas bardzo długi Biesiady nie znał, o prostych braciach z koła już nawet nie wspominając, wtedy Semenenko odrzekł, że wydać ich nie może, bez pozwolenia... Jełowickiego, bo paki z Biesiadą to wszak jego własność342. 8 marca 1843 roku Aleksander Jełowicki pisał do Semenenki z Neapolu, gdzie bawił u kąpieli morskich: „W ostatnim liście swoim [Romuald] Januszkiewicz mi pisze: «X. Semenenko ma u siebie na składzie egzemplarze autografowane Biesiady Andrzeja Towiańskiego. Powiada, że ich wydać nie może bez twojego zezwolenia [tzn. bez pozwolenia Aleksandra Jełowickiego - przyp. K.R.]. Chciejże go upoważnić do wydania 50 egzemplarzy, a my koszt potrzebny zwrócimy. Ja mu na to tak odpisałem dziś właśnie: «Opis waszego sposobu życia, przypominający pierwsze wieki chrześcijaństwa, bardzo mnie rozczulił.... Cóż bowiem milszego, jak miłość; tę miłość, którą tak pięknie między wami zachowujecie, bodajbyście do wszystkich rozciąga- 341 Por. P. Smolikowski, Historya, t .IV, s. 135 – 136. 342 Tamże, s. 136 – 137. 124 li, a ta miłość okupi wiele błędów waszych, w które dajecie się wprowadzić błędną nauką Towiańskiego. Nigdy nic nie powiedziałem i nie powiem przeciwko jego lub którego z was sercu, bo nie chcę sądzić ludzi; lecz błędy ich nauki wytykać winieniem z powinności powołania mego. Czyniłem to, będąc między wami, z narażeniem najmilszych dla mnie stosunków przyjaźni. Boleję nad stratami, poniesionymi w tej walce, do której mnie powodowała miłość ku wam, wypływająca z miłości Boga; lecz nigdy i nigdzie, dla ludzkich pociech nie zaniecham powinności mojej. W tem uczuciu postępując, zdawało mi się, iż autografowanie Biesiady, pełnej najdziwniejszych herezyj, przyczyni się do wyswobodzenia was z więzów ułudzeń waszych; miałem ją nie przedawać, ale rozdać, a wam najpierwej, bez żadnych zwrotów kosztu podjętego dla chwały Bożej i pożytku waszego. Lecz widząc wasz niepojęty fanatyzm, którym odpychacie wszelkie światło, niesione wam w duchu miłości przez kapłanów Bożych, postanowiłem wstrzymać owe egzemplarze Biesiady do czasu, aż mnie Bóg za gorliwą modlitwę moją, którą codziennie za wami zanoszę, oświecić raczy, co mam z tą Biesiadą uczynić, czy ją rozdać, czy spalić. Tego światła jeszcze dziś nie mam i prędzej je będą mieć mogli X. Semenenko i towarzysze jego, jako i lepsi ode mnie i w bliższych teraz z wami będący stosunkach, których daj wam Boże poszukiwać i z nich korzystać. Nie mogę więc odpowiedzieć inaczej żądaniu twojemu; lecz który bądź z was zechce, choćby i wszyscy, idźcie do X. Semenenki i tam przeczytajcie wobec Boga i kapłanów Jego tę nieszczęsną Biesiadę. Tyle do Januszkiewicza. Pospieszam wam z udzieleniem tej wiadomości, abyście z niej na chwalę Bożą korzystali. Czy zaś dać im do rąk tę Biesiadę, to do waszego zdania zostawiam; j e s t e ś c i e n a p l a c u w a l k i , t o l e p i e j o d e m n i e p r z y p o m o c y B o ż e j w i e d z i e ć m o ż e c i e , j a k i e j b r o n i u ż y ć ; j a m w a m c a ł y a r s e n a ł d a l w r ę c e i s i e b i e t e ż n a d a l s z e u s ł u g i b ą d ź w t e j , b ą d ź w e w s z e c h i n - n y c h s p r a w a c h w a m o f i a r u j ę a d m a i o r e m D e i g l o r i a m ” [podkr. K.R.]343. Aleksander Jełowicki upominał w tym liście Semenenkę. Jeszcze delikatnie i subtelnie, ale już wyraźnie uskarżał się na opieszałość największego myśliciela pośród zmartwychwstańców. Ksiądz Aleksander wystarał się, wydrukował i zapłacił za Biesiadę, z której żadnego pożytku nie ma, której nawet rozprowadzić - choćby darmo - nie sposób, bo Semenenko wszystko wstrzymuje. Powinien już dawno przeciw Towiańskiemu napisać, a nie pisze. Więc niech chociaż u siebie, na kwaterze, wypowie towiańczykom ich ohydę w oczy, skoro do pióra taki leniwy. Niech pójdą do niego wszyscy, niech wysłuchają prawdy z ust kapłana, niech się Semenenko ruszy, przecież pod jego łóżkiem kryje się arsenał. A jeśli Semenenko, choć za tak mądrego uznawany, ani pisać, ani mówić nie potrafi, to Jełowicki za niego sam towianistyczne bezeceństwa spisze i rozgłosi, a jak wybije godzina to znowu - choćby własnym kosztem - wydrukuje. Jednak Jełowicki bardzo, ale to bardzo nie lubił Semenenki. John Iwicki przypomniał, że kiedy ksiądz Aleksander przybył z Paryża do Rzymu jesienią 1842 roku jako emisariusz arcybiskupa poznańskiego Marcina Dunina, aby „poinformować papieża Grzegorza XVI o prawdziwym stanie Kościoła w Polsce”, to przecież jeszcze nie był zmartwychwstańcem344. Biesiadę wyłudził od Skrzyneckiego na własną rękę, nie jako członek zgromadzenia, lecz jako wikary z parafii w Saint-Cloud. W duszy Aleksandra Jełowickiego złączył się w jedno żywioł wydawcy z godnością kapłana. Ten żywioł Semenenko studził, drażnił i urażał, bo przez swą opieszałość wystawiał dusze emigrantów na zarażenie bakcylem herezji. Jełowicki pragnął jedności między słowem i czynem. Semenenko ukochał rozkosze myślenia o czystości wiary. Po przybyciu do Rzymu Jełowicki „odnowił kontakty ze zmartwychwstańcami. Chociaż pociągało go życie zakonne, Jełowicki nie przyłączał się do zmartwychwstańców, częściowo 343 Tamże, s. 136. 344 J. Iwicki, op. cit., s. 136. 125 z tego powodu, że w i d z i a ł b r a k ł a d u w e w s p ó l n o c i e , a p r z e d e w s z y s t k i m c z u ł w y r a ź n ą a w e r s j ę d o o . S e m e n e n k i [podkr. K.R.]. Ta niechęć zrodziła się w pierwszych latach pobytu w Paryżu, gdy Semenenko był gorącym demokratą, a Jełowicki żarliwym monarchistą. Jednakże, pomimo tych przeszkód, Jełowicki wstąpił do zmartwychwstańców” 345. Ojciec Józef Hube, którego o nadmiar fantazji posądzić nie sposób i który słów nie owijał w bawełnę, skreślił w liście do Kajsiewicza, dopiero w roku 1846, portret Jełowickiego w słowach niezbyt pochlebnych: „Przykro mi było od niejakiego czasu w listach twoich, kochany Ojcze, spostrzegać wyrażenia, dowodzące u ciebie jakiegoś zwątpienia o rzeczy naszej, jakiegoś przesadzonego trochę i niespokojnego wyobrażenia o ziem, które jest w nas. Powiem ci szczerze, że przypisywałem to insynuacjom X. Aleksandra, którym zbytnio ulegasz, co mogłoby się stać szkodliwym dla nas wszystkich, bo dotychczas przynajmiej w bracie Aleksandrze nie widzę potrzebnego spokoju duszy i potrzebnej pokory, aby jasno, prosto i bez przesady rzeczy widział przed Panem Bogiem i zdrowe rady dawać mógł. Gwałtowność charakteru, wola własna silna, nie złamana wewnątrz, chociaż na zewnątrz często ulegnie, a przytem ogólna polska choroba - pycha stanowią, ile mi się zdaje, główne tło jego serca. Stąd i gorliwość jego na zewnątrz nie dobrze zawsze umiarkowana, stąd niespokojne zawsze widzenie wspólnych słabości w braciach, nieukontentowanie z tego, co jest i za zbyteczne pragnienie odmiar i reform między nami. Mam przeto mocne przekonanie, ze jak najostrożniej i jak najpowolnie; jego rady przyjmować i widzeniom jego ufać należy. To ze względu na nas. Ze względu na niego samego, dla dobra duszy jego, trzeba koniecznie ciągle pracować nad przełamanien jego charakteru, aby pozbył się zbytniej ufności w trafność swego zdania, o czem dotychcza; prawie nikt nie wątpi. Ulegając mu, przyjdzie do tego, że wówczas dopiero spokojnym będzie dopóki wszystko u nas urządzać się i robić według woli i zdania jego nie będzie”346. Aleksander Jełowicki najmocniej występował przeciwko marzenion księdza Piotra o założeniu żeńskiego odpowiednika zakonu zmartwychwstańców. Otwarcie karcił Kajsiewicza za to, że nie opierał się silniej myślom Semenenki o żeńskim zakonie: „Daj Boże z braćmi dać sobie radę! A nie damy, rozrywając tym sposobem silę ducha naszego, to jest ducha, którego Bóg nam do naszego powołania udziela. - Owe nieszczęśliwe siostry są grzechem śmiertelnym naszego Zgromadzenia, męczarnią naszą i ofiarami naszemi. Piszę to przed Bogiem zaklinając, aby pamiętał na świętego Franciszka, który powiedział: »Bóg dał nam braci, a diabeł chce nam dać siostry. Mówiłem ja o tem i z Ojcem [Semenenką] i z X. Józefem [Hubem], i z X. Edwardem [Duńskim], ale widzę, że zważacie na to kto mówi, nie zaś na to co powiada, kiedy mnie nie słuchacie, i jeszcze p. B[artoszewicz] w różnych złudzeniach utrzymujecie. Mam dla niej osobisty szacunek i życzenia najserdeczniejsze; i dla niej i dla nas życzę, pragnę i Boga proszę, aby jak najprędzej wracała do kraju, jak ma tego zamiar, i niezależnie od nas i od całej zagraniczności, tam spełniała dalsze powołanie swoje, bądź duchowne, bądź świeckie. Już Pan Bóg wszystkie osoby, na które liczyliście dla p. B[artoszewicz] poumieszczał i poutwierdzał gdzie indziej - jest to szczególna łaska Boża, z której należy korzystać do zakończenia wszystkich złudzeń raz na zawsze, których gorliwość, ale bez doświadczenia była powodem. Bóg przebacza błędy, ale nie upór. Mówię to w miłości i z miłości. Bóg widzi, więc mi darujcie, bo miłość pokrywa wielość grzechów, a zatem i nieuszanowanie z jakiem się do was odzywam - ale nie mogę, nie powinienem tłumić głosu 345 Tamże. 346 P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 201 – 202. 126 prawdy, która się mimowolnie z piersi, z serca wyrywa, może więc z natchnienia Bożego. Wszak Bóg i przez oślicę uczył Proroki - czemużby nie mógł przez osła?”347. Jełowicki sugerował, że w duszy Semenenki zagnieździł się szatan, skoro tak się upiera przy żeńskim zakonie. Za „brak ładu we wspólnocie” on - wedle Jełowickiego - winę ponosił, ponieważ pełnił funkcje ojca przełożonego, ale nawet gdyby ład panował w niej zupełny, to Jełowicki znalazłby inne w Semenence winy, bo wszelkie znaki na ziemi i w pierwszych kręgach piekła wskazują na tkwiącą w Aleksandrze Jełowickim nienawiść bezinteresowną, a zatem najsilniejszą i najtrwalszą z możliwych odmian awersji. Nienawiść nieugaszalną aż do ostatecznego samowypalenia. Jełowicki znalazł jednak do nienawiści pretekst. Dostrzegł w księdzu Piotrze skazę, która Bogdan Jańskiego napawała bojaźnią i drżeniem. Semenenko tłumaczył rozum i uczucie wiarą, a przynajmniej tak mu się zdawało, zatem potrafił wszystko sobie wytłumaczyć wedle uznania. Jański ubolewał, że Semenenko to „za duża głowa i się nie utrzyma”, zaś Jełowicki wyczuwał w Semenence skłonności do niebezpiecznej dialektyki, chociaż ksiądz Aleksander takiego słowa nie używał, a może nawet go nie znał. Jełowicki obawiał się niestałości Semenenki, to znaczy uśpionego, lecz ciągle w nim obecnego niebezpieczeństwa konwersji, przejścia, kolejnego nieoczekiwanego zwrotu duchowego, potwierdzanego dodatkowo przemianami cielesnymi. Jański lękał się o Semenenkę, Jełowicki go nie cierpiał, a Towiański liczył na skłonność księdza Piotra ku głębokiej zadumie. Bo kiedy Semenenko się prawdziwie zaduma, to zrozumieć wiele potrafi, a jeszcze bardziej potrafi się zachwycić, a potem własny zachwyt postara się wytłumaczyć i zrozumieć. Zrozumieć własne zachwycenie, by zachwycić się zrozumieniem tego zachwytu. Poza tym Semenenko bardzo starał się i lubił dzielić swe zachwycenia z kimś innym. Z bliźnim. Tak się jakoś ułożyło, że z nikim z braci zmartwychwstańców Semenenko nie dzielił olśnienia w pełni. Doskonale zaś potrafiła się dzielić z nim zachwytem pani Julia Bartoszewicz. A później kolejne kobiety: Marcelina Darowska, z którą uprawiał „jedność mistyczną” aż do czasu, gdy nie zachwycił się inną duszą czystą o imieniu Rozyna, którą pragnął włączyć do mistycznej jedności, by utworzyć coś w rodzaju mistycznego trójkąta jedni duchowej, ponieważ - jak twierdzą niektórzy kronikarze zgromadzenia - największą pasją księdza Piotra nie była ani nauka, ani filozofia, tylko uświęcanie dusz348 Matka Marcelina Darowska natychmiast ostro się sprzeciwiła trójkątnym pragnieniom Semenenki i doszła do wniosku, że w ogóle powinien on odstąpić od kierowania duszami kobiet, bo się do tego zupełnie nie nadaje, i miała wizje, zwane „światłami”, w których objawiał jej się Semenenko ze wszem potępiony w najgorszych otchłaniach piekła, jakby Marcelina Darowska wiedziała o ostatnich słowach Romualda Januszkiewicza wypowiedzianych na zakończenie wizyty w kwaterze zmartwychwstańców, kiedy Januszkiewicz rzekł, że odmowa odprawienia Mszy Świętej przy grobie Świętego Kazimierza w opactwie Saint- Germain-de-Prés „stanie Semenence na sądzie naprzeciw”, jakby siostra Marcelina Darowska wiedziała o strasznych podejrzeniach Jełowickiego, Hubego, Duńskiego i Kajsiewicza, że Piotr Semenenko miał romans z panią Julią Bartoszewicz, którą Semenenko uważał za 347 List A. Jełowickiego do H. Kajsiewicza, Rzym, 18 stycznia 1845 roku, rkps ACRR, sygn. 16836. Por. P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 203 – 204. 348 Por. S. Karski, Kto założył Zgromadzenie SS. Niepokalanek, Poznań 1923; W. Kwiatkowski, op. cit.;P. Semenenko, Listy do Marceliny Darowskiej CIC, rkps ACRR, sygn. 2150, 3670, 3673, 3676, 3698, 3706, 3707, 3748, 3846, 4156, 4170, 4179, 4856; P. Semenenko, Listy do Matki Darowskiej CIC, Kraków 1956, t. I – VIII (maszynopis); P. Semenenko, Dziennik 1851 – 1886, ACRR, bez sygnatury (maszynopis); W. Kosinski, op. cit., t. II; M. A.Sołtan, Człowiek wielkich pragnień: Matka Marcelina Darowska, Szymanów 1977; M. A. Sołtan, Matka: życie i działalność Matki Marceliny Darowskiej 1827 – 1911, Szymanów 1982. 127 siostrę bardziej, niż braci ze zgromadzenia uważał za braci, co księży zmartwychwstańców raziło, gorszyło i bardzo im doskwierało, a na dodatek ściągnęło na głowę Ojca przełożonego, czyli księdza Piotra, straszny gniew matki Makryny Mieczysławskiej349. Semenenko ukochał bardziej kobiety niż kapłanów, więc... ...w ten oto sposób Semenenko ujawniał słabość, nad którą ubolewał Jański, i na którą liczył ogromnie Towiański. Stygmat możliwej „zdrady”, niewinnej, nie popełnionej zdrady, zdrady z miłości, z zachwycenia, z ruszania „zbyt dużą głową”, która „jak krągły słonecznik, licem wielkiem, gorej ącem, od wschodu do zachodu kręci się za słońcem”350. Widzieli w nim zmartwychwstańcy i Mieczysławska, i Darowska pokusę transgresji, upchnięte w duszy przekonanie o własnej wyższości, o przewadze nad pozostałymi zmartwychwstańcami w wierze, w sercu i w rozumie. Semenenko już prawie podziwiał towiańczyków, już był w ogródku, już witał się z gąską, już mówił, że od innych emigrantów oni lepsi, promieniują wiarą, godnością, religijni oni wielce i uduchowieni, aż wstyd, że z nich przykład, o Jezu, brać trzeba!351 Zachwycił się panią Bartoszewicz, choć wszyscy wokół twierdzili, że to straszna zołza, a Józef Hube przytaczał nawet dowody jej złego charakteru352. Po latach Semenenko szczycił się mistyczną jednością z Darowską, omdlewając z duchowej rozkoszy radził swej siostrze, by oddała się cała Panu naszemu, a ledwo spotykał jakąś Rozynę, to natychmiast płonął do niej wielkim uczuciem mistycznym i dostrzegał w niej równie wielkie, co w Darowskiej, cnoty. Poza tym spowiadał siostry w jazłowieckim zakonie matki Marceliny, często jej donosząc o kolejnych godnych kandydatkach do powiększenia mistycznego koła wspólnoty dusz czystych, co doprowadzało Darowską do pasji zamienianej w kolejne „światła”353. Aleksander Jełowicki czuł, że gdyby Semenenko chodził spać wcześnie, a wstawał rano, to by cienia podziwu dla towiańczyków w swej duszy nie wzbudził. Jakby pilnował porządku w zgromadzeniu, to wymiótłby też rozgardiasz z duszy. Nie z braćmi z młodego zgromadzenia zmartwychwstańców najchętniej przestawał ksiądz Piotr Semenenko, nie z braćmi pamiętającymi jeszcze dobrze swe młodzieńcze hulanki, jakobińskie wiersze i bezbożne po wiecach demokratów przemówienia, ale z nią, z tą Julią Bartoszewicz, „p. B.”, jak pisał w listach Jełowicki, a zwyczaj skrótu podyktowanego umiłowaniem cnoty i skromności przyjęli od niego w korespondencji pozostali zmartwychwstańcy. Złe wstąpiło w duszę Ojca Przełożonego, więc w końcu - kropla po kropli, słowo do słowa, szept do szeptu, jęk do jęku i paść musiało to, co przez usta ze zgrozy przecisnąć się nie daje: Semenenko uprawiał z p. B. niebezpieczne związki. Fala krytyki Semenenki narastała coraz szybciej i coraz groźniejszą pieniła się grzywą. Najpierw księżna Wołkońska, u której zresztą Julia Bartoszewicz stanęła na kwaterze, przywiozła księdzu Piotrowi do Sorrento list od Józefa Hubego pisany 9 lipca 1844 roku, nad którym wyraźnie unosił się duch Jełowickiego: „Pozwól, żebym ci mówił szczerze i otwarcie. W liście twoim do Rimini powiedziałeś: «W domu wszystko układa się na lepsze - byłem zatem pewny, że nieporządek przez nieudolność moją utrzymywany, przez twoją szczerą pracę, usilność i gorliwe zajęcie się domem usunięty został. A mianowicie sądziłem, że za łaską Pana Boga, usunąłeś z mocą dwie główne 349 Por. P. Smolikowski, MSS Historia, t. III, s. 259 – 267; tenże, Historya, t. III, s. 249 – 268. Por. list P. Semenenki do H. Kajsiewicza, Rzym, 27 lutego 1846 roku, rkps ACRR, sygn. 457. 350 A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, oprac. K. Górski, w: Dzieła wszystkie, t. IV, Wrocław – Warszawa – Kraków 1969, s. 39. 351 Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 108. 352 Tamże, t. III, s. 192 – 193. 353 Por. W. Kosinski, op. cit., t. II, s. 276 – 323; Z. Obertyński, Zmartwychwstańcy a Niepokalanki, Rzym 1949. 128 przyczyny ogólnego między braćmi nieukontentowania, to jest żeś szczerze zaczął dawać braciom przykład dokładnego wykonywania reguł i porządku domowego, i że zaprzestałeś czas tracić na zbytnie zajmowania się s. Julią [...] Co do pani Bartoszewicz nie chcę wchodzić, czyli jej zamiary pochodzą od Pana Boga lub nie, ale to widzę jasno, że czas, który jej dajesz z uszczerbkiem obowiązków twoich względem Zgromadzenia jest grzechem, grzechem tym większym, że do niego łączy się zgorszenie dla braci. Jeżeli dobrej nawet rzeczy należy unikać, kiedy daje zgorszenie bratu, tym więcej złej [...] Co do mnie, oprócz złego, o którym mówiłem widzę jeszcze inne złe. Chciałbym się mylić. W i d z ę n i e b e z p i e c z e ń s t w o , a b y w a s z a m i ł o ś ć z u p e ł n i e c z y s t o d u - c h o w n a n i e z a m i e n i ł a s i ę z c z a s e m n a z m y s ł o w ą [podkr. K.R.]. Mój najmilszy Ojcze, postanowiłem ci dzisiaj wszystko mówić, co tylko mam na sercu. O w e p o r o z w i e s z a n e w t w o j e j s t a n c y i r o z m a i t e d r o b i a z g i s i o s t r y J u l i i , o w a m i e d n i c a , k t ó r e j u ż y w a ł e ś d o m y c i a , ó w b r e w i a r z , k t ó r y c h c i a ł e ś m i e ć k o n i e c z n i e p o n i e j , są rzeczy, które mnie zgorszyły, k t ó r e gorszą innych braci [podkr. K.R.]. Przyznasz, że wszystko to są rzeczy nieszczególnie spiritualne. Wątpię, by który święty pozwolił sobie coś podobnego, a gdyby i pozwolił, to w tym gorsze jeszcze złe, gdybyśmy się mieli za świętych [...] Nie chcę być twoim sędzią, ale chcę ci powiedzieć wszystko jak widzę na zewnątrz, bo to może być pożytecznym dla duszy twojej. Otóż, najmilszy Ojcze, nie tylko dla mnie, ale i na innych robisz wrażenie zbytniego zamiłowania w sobie. Pokora twoja zdaje się pozorną; w postępowaniu brak prostoty; zbyt częste mówienie o sobie i to w sposób korzystny; w postępowaniu z niższymi pewien wyraz wyższości, który upokarza innych: upór w zdaniu często w małych rzeczach, nie umartwianie woli i upodobań swoich; zaniedbywanie dobrego użycia zdolności swoich naukowych; tracenie czasu na długie, niepotrzebne czasem rozmowy; wielkie wyobrażenie o doskonałości, a mała praktyka”354. Wielkie musiało panować napięcie w duszach oskarżycieli i straszliwe „zgorszenie” musiał widzieć w Rzymie Jełowicki, skoro Józef Hube - za księdza Aleksandra oczywistą namową, ale też może w wyniku donosów pozostałych życzliwych zmartwychwstańców - nie czekał na odpowiedź Semenenki z Sorrento (bo przyznać trzeba, że Semenenko jak zwykle się nie spieszył), lecz pchnął do niego kolejny list, pisany 20 lipca 1844 roku, w którym podawał już dowody księżego wszeteczeństwa opowiedziane, o wstydzie, przez pewnego człowieka świeckiego, któremu o brudach zakonnych już doniesiono, a do którego sam Semenenko Hubemu chadzać kazał: „Stosownie do polecenia twego, bywam u Krasnosielskiego. Z d z i w i o n y b y ł e m s k ą d m o ż e m i e ć t a k s z c z e g ó ł o w e w i a d o m o ś c i o n a s , c o s i ę w d o m u d z i e j e , k t ó r e c h o c i a ż m o c n o i z ł o ś l i w i e p r z e - s a d z o n e , z a w s z e m a j ą j a k ą ś p o d s t a w ę [podkr. K.R.]. Między innymi, kochany Ojcze, muszę ci powiedzieć, że wie, iż p. Bartoszewicz po kilka razy sam na sam do twojej stancji przychodziła jeść śniadanie z tobą, - nie mówię o tem, że on się gorszy, a co pewna, że w domu tem się mocno zgorszono. Dalej opowiadał mi, jakobyś do mszy Świętej miał osobne wielkie ampułki, i że przy ołtarzu zawsze dwie takie wina wypijasz, a potem śpisz przy mszy [...] Jest to zbytnia śmiałość, abyśmy, których Pan Bóg zaledwie w miłosierdziu swoim nieskończonym wydobył ze zgnilizny grzechu, abyśmy, mówię, sięgali po rozkosze duchowe, które, jeśli się komu należeć mogą, to duszom, które przetrwały w czystości i niewinności, 354 List J. Hubego do P. Semenenki, Rzym, 9 lipca 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 15574. Por. P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 198 -–199; J. Iwicki, op. cit., s. 584. 129 albo duszom, które przez surową, a długą pokutę oczyściły się dawne zmazy [!]. Do takich dusz wybranych czyliż się zaliczyć możemy?”355. Semenenko bronił się, ale słabo, bo na przykład twierdził, że pani Julia Bartoszewicz bywała u niego w celi, ale nigdy nie sam na sam i tylko dwa razy, tylko kawą ją częstował, a raz - prawda - został z nią sam na sam, ale przy drzwiach otwartych i kilka razy nawet ktoś do Piotrowej stancji zajrzał. Semenenko nie pamięta czy Duński, czy też Jełowicki. I dodał ksiądz Piotr, że to prawda, że późno w noc przychodził i niewcześnie wstawał, do tego się przyznaje, ale żeby podejrzewać go o coś złego z siostrą Julią, to naprawdę potrzeba złej woli356. Miednicę, w której ona się myła, oraz brewiarz, nad którym ona głowę pochylała i tuliła do piersi, naprawdę w swej stancji trzymał, choć nie zdawał sobie sprawy, że z tego jakieś zgorszenie narodzić się może357. Niedobrą odpowiedź napisał Semenenko, ponieważ nie tylko zarzutów nie odparł, lecz jeszcze większe podejrzenia na się ściągnął. Bo skoro starał się sam na sam z „p. B.” nie przebywać, a kiedy we dwoje tylko na stancji zostali, to wtedy drzwi otwarte ksiądz Piotr pozostawiał, to znaczy że czuł, wiedział i myślał, że na niebezpieczną pokusę się wystawia, to znaczy że chciał zachować pozory niewinności swego z „p. B.” stosunku, ale przecie w głębi duszy, w najtajniejszych zakątkach sumienia, przeczuwał i domyślał się, że jego stosunek z „p. B.” może prowadzić do grzechu, czyli już jest grzeszny. Jest grzeszny, choć niewinny. Grzeszny ze swej istoty. Grzeszny z wiedzianej niewiedzy. Grzeszny z mniemanej niewinności. Powinien się ksiądz Semenenko z zarzutami od razu zgodzić z pokorą i przyznać się bezwzględnie natychmiast do dna, do ostatniego słowa, do ostatniej kropli wody w miednicy „p. B.”, przyznać się ostatecznie do wszystkiego, co popełnił, czego nie popełnił i co mógł popełnić albo pomyślał, że popełnione być przez kogoś mogło, i jeszcze przyznać się do wszystkiego, co ludzie o nim powiedzieli i pomyśleli, a w dodatku pomyśleć zdołali lub sobie jeszcze w przyszłości pomyślą. To wielkie, pokorne przyznanie, ten jęk dziękczynny za wszystko, co spadło mu na zbyt wielką głowę, zaoszczędziłoby księdzu Piotrowi długich lat pokuty. Stało się, jak się stało. Wiele lat minęło, zanim Semenenko za pokutę i wszelakie „dociski” podziękował Bogu i braciom, choć powinien od razu zrozumieć, że obrona na nic się nie przyda, sam powinien dojść do wielkiej prawdy rozumem, bo przecież głowę miał wielką, a w rozprawie Filosofia co to jest? uczenie napisał, że „Będące, czyli to co jest, samo przez siebie rozumie się [...] To co nie jest, albo co być nie może, nie może być pomyślane. Tak więc byt, czyli to słowo jest, jest tym co jest na dnie każdej myśli, a więc w porządku odwrotnym myślnym czy logicznym, jest to co jest pierwszym”358. Semenenko wreszcie zrozumiał, że to, co rzeczywiste, jest rozumne, a to, co da się pomyśleć i powiedzieć, cieszy się pełnym ziemskim bytowaniem. Ksiądz Piotr doszedł po latach do tej samej prawdy, którą głosił Towiański od chwili przybycia do Paryża. Nie głosił nawet, ale wcielał ją w czyn w swym rozbrajająco mocnym przekonaniu, że świat(y) i wszyscy ludzie kroczą w pochodzie postępu ku coraz większej doskonałości. Istota towianizmu polegała przecież na przekonaniu, że wszystko, co jest rzeczywiste, musi być rozumne. Wszystko, co powiedziane, jest rzeczywiste i rozumne. Wszystko, co rozumne - jest Boskie. Zatem wszystko jest rzeczywiste, rozumne i Boskie. Cokolwiek spada na człowieka, spada nań słusznie. Cokolwiek się o nim powie, odnajdzie swą wyższą rację w porządku bytów. Nie ma ludzi niewinnych, są tylko nieświadomi przyczyn spadającej nań kary. 355 Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 204 – 206. 356 Por. listy P. Semenenki do H. Kajsiewicza: Rzym, 8 czerwca 1845 roku, rkps ACRR, sygn. 448, oraz Rzym, 28 września 1845 roku, rkps ACRR, sygn. 451. 357 Por. list P. Semenenki do J. Hubego, Sorrento, 19 lipca 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 1354. Por. także P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 200; J. Iwicki, op. cit., s. 584. 358 P. Semenenko, Filosofia, s. 153. 130 Dla Andrzeja Towiańskiego Piotr Semenenko jawił się od razu jako świetny kandydat do „przechodzenia przez zero”, to znaczy jako ktoś, w którym nieświadomie drzemie pycha marząca o przepoczwarzeniu. Ksiądz Piotr nosił w duszy wszystkie cechy potrzebne na męczennika i świętego w Kole Sprawy Bożej. O księdzu Piotrze „ludzie mówili”, to znaczy że grzeszył czy nie grzeszył - podejrzenie na swą głowę i cień potępienia na duszę ściągnął. To wystarczy359. Kiedy Aleksander Jełowicki wyjechał latem 1845 roku z Rzymu do Paryża, do ataków na Semenenkę dołączył się Kajsiewicz, który nie tylko powtórzył podejrzenie o romans księdza Piotra z Julią Bartoszewicz, ale powtórzył mocnym głosem ogólniejsze podejrzenia o duchowej skazie w jego duszy, kędy sączy się zło i ohyda: „O mój kochany Ojcze i Bracie! Jakie masz straszne rachunki z Bogiem za twoje przełożeństwo, aż mi żal za Ciebie, jak się przebudzisz i zobaczysz... Wybacz, że powiem, że akta przełożeństwa czynisz li tylko dla hamowania, co zdaje się dobrem... Mój Ojcze, jakkolwiek Ci list może będzie przykrym, ale bądź pewnym, że nie tyję na duchu, owszem schudłem na ciele, a dusza moja rozlała się jak woda na ziemię, nie dla trosk materialnych, ale dla n i e w i e r n o ś c i [podkr. Kajsiewicza] naszej strasznej łaskom Bożym. A g ł o w a [podkr. Kajsiewicza] najwięcej odpowie. O Boże i Jak pragnę i proszę, abyś się przebudził i wielkim pędem biegnąc, mógł stracone nagrodzić, złe naprawić. Całuję Cię najserdeczniej w Panu - Hieronim”360. Ataki na Semenenkę nie ustawały, głównie za sprawą Jełowickiego. Semenenko zbuntował się widząc, że jego wyjaśnienia nie przydadzą się na nic i postanowił, jako przełożony zgromadzenia, wyrzucić księdza Aleksandra z nowicjatu i wezwał Kajsiewicza do przybycia do Rzymu, by móc rozmówić się z nim w cztery oczy, poza zasięgiem uszu i ust byłego księgarza361. Było już jednak późno. Nadciągnęła jesień 1845 roku. Kiedy Semenenko wzywał Kajsiewicza do Rzymu, zmartwychwstańcy przebywający w Paryżu: Hube, Duński, Terlecki, Godlewski i oczywiście Jełowicki wpłynęli na Kajsiewicza, by zwołał nadzwyczajną kapitułę generalną w celu wybrania nowego przełożonego362. Kapituła zebrała się na początku grudnia 1845 roku w nabytym przez Aleksandra Jełowickiego domu w podparyskiej wówczas wsi Chaillot. Zasiedli w niej: Kajsiewicz, Hube, Duński, Terlecki, Godlewski i Kaczanowski. Semenenko przyjechał z Rzymu i posłyszał trzy zarzuty: o złym przez niego zarządzaniu funduszami przy zakupie domu w Chaillot; o niepotrzebnym i szkodliwym uporze w zakładaniu żeńskiego skrzydła zakonu zmartwychwstańców oraz o niepowodzeniach w zajmowaniu się sprawami zgromadzenia, szczególnie zaś o całkowitym braku postępów w pracach naukowych i literackich. Semenenko nie wywiązywał się przecież z polecania arcybiskupa Paryża. Nie napisał komentarzy do Biesiady odlitografowanej przez Jełowickiego. Opóźniał walkę z herezją. Uprawiał niemal duchowy sabotaż363. Semenenko byłby prawie w niepisanej zmowie z Towiańskim? Gdzie broszura przeciw sekcie? Gdzie dowody nieprawości? Gdzie uczone wywody? Gdzie obraz zbrodni i kacerstwa? Czemu Semenenko milczy, traci czas na „p. B.” i nie pisze, choć taki uczony? Kapituła się zebrała i Semenenko przyznał się do winy. Przyznał do wszystkiego: do miednicy, brewiarza, późnego przychodzenia, późnego wstawania, do braku postępów w pracach literackich oraz we wszelkich czynnościach, a nawet do matactw finansowych, co stanowiło szczyt najlepszej z jego strony woli, bo niejasne kombinacje finansowe w sprawie 359 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Rzym, 27 czerwca 1847 roku, rkps ACRR, sygn. 5403. Por. J. Iwicki, op. cit., s. 145. 360 Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 217. 361 Por. list P. Semenenki do H. Kajsiewicza, Rzym, 28 września 1845 roku, rkps ACRR, sygn. 451. Por. także P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 221 – 223. 362 Por. P. Smolikowski, MSS Historia, t. III, s. 81 – 84. Por. także W. Kwiatkowski, op. cit., s.113 – 114. 363 Tamże. Por. J. Iwicki, op. cit., s. 139. 131 domu dla zmartwychwstańców w Chaillot prowadził Aleksander Jełowicki, a nie Semenenko. Wszak ksiądz Piotr zrezygnował z przełożeństwa364. 8 grudnia 1845 roku przełożonym generalnym został wybrany na dwa lata Hieronim Kajsiewicz. Semenenko miał zostać w Paryżu dla służenia braciom radą, bo chociaż obowiązków swych zaniedbał, to przecież nikt nie wyrzucał mu braku wiedzy i rozumu. Józef Hube został mianowany przełożonym domu paryskiego zmartwychwstańców, a Kajsiewicz wyjechał do Rzymu365 Ksiądz Piotr poczuł się źle: stwierdził u siebie pierwsze objawy piersiowej choroby, napadały go omdlenia, marniał w oczach, gorączkował. Na domiar złego i lekarze paryscy również podejrzewali gruźlicę w piersiach Semenenki. Semenenko się ukorzył, a Jełowicki triumfował. I wysłał do księdza Piotra list ku przestrodze: „Nie piszę już do przełożonego mego, ale kapłan do kapłana, zaklinając Cię na duszę Twoją i na jej zbawienie, abyś całą swą przeszłość odciął od siebie, a zaczął nowe życie po rekolekcjach, nie sam na sam, ale ze Świętym przewodnikiem. Zaklinam Cię także, abyś nigdy i nigdzie, o żadne przełożeństwo nie kusił się, bo do tego nie masz najmniejszego powołania - sam mi mówiłeś kochany X. Piotrze, że przed zawiązaniem się waszem miałeś myśl pędzenia życia pustelniczego. Masz niezaprzeczone nawet wysokie zdolności. Gdzie z nich owoce? Więc nie rządzić, ale być rządzonym, i bardzo ściśle rządzonym być Ci potrzeba. W tych kilku słowach wszystko powiedziałem, prosząc Ducha Świętego, abyś je w tym Duchu przyjął. Zaraz po wyjeździe Twojem i potem ofiarowałem Mszę Świętą na intencję Twoją. Bóg widzi, że nie mam żadnego żalu osobiście do Ciebie i biorę na świadków braci moich w Paryżu, iż na obchodzenie się Twoje ze mną, nigdy się nie użalałem”366. Kiedy Semenenko jechał na kapitułę generalną do Paryża, na której upokorzył się i przyznał do wszelkich win, to poprosił jednego z zakonnych braci, Alfreda Bentkowskiego, o oddanie listu napisanego do pani Bartoszewicz. Bentkowski list przyjął i obiecał, że go adresatce wręczy, ale przez wzgląd na zbawienie własnej duszy i strach przed rozsiewaniem grzechu powiedział o piśmie Semenenki Jelowickiemu, a ten kazał papier oddać Makrynie Mieczysławskiej367. I wtedy Makryna urządziła jedno z najbardziej śmiałych przedstawień w swoim życiu. Jak tylko poczuła pismo nosem i obróciła je w palcach, to zadrżała tknięta jak gdyby straszliwym przeczuciem. Ale radziła się przez całą dobę Pana Boga, aż Pan Bóg do niej przemówił i podał przepis na postępowanie z listem księdza Piotra, niczym przepis na łazanki z „kapustą” albo konfitury: Wziąć list i samej przeczytać, jeśli „list dobry”, to i tak go „p. B.” nie oddawać, bo Semenenko z „p. B.” i tak żadnych stosunków miał więcej nie utrzymywać, a jeżeli „list zły”, to go odesłać ojcom zmartwychwstańcom, żeby go sobie odczytali i naradzili się, co z taką nieszczęsną duszą począć, jakiej pokuty żądać. A jeśli „list bardzo zły” - tak Pan Bóg powiedział Makrynie - to żeby go spalić, a to dla dobra księży, ojców dobrodziei, żeby się jeno zbytecznie nie zasmucali, żeby w tak wielkim utrapieniu nie pokazali listu w dobroci serc swoich księdzu Piotrowi, bo jakby pokazali i powiedzieli, jak straszne w nim rzeczy tkwią, to może by jeszcze ksiądz Piotr zło tak przeraźliwe i ohydę swoją dojrzał, zadrżał, przejął się do dna duszy i, o Jezu słodki! - jeszcze by się na własne życie targnął368. 364 Por. W. Kwiatkowski, op. cit., s. 114. Por. także J. Iwicki, op. cit., s. 139. 365 Por. P. Smolikowski, MSS Historia, t. III, s. 87. 366 List A. Jełowickiego do P. Semenenki, Rzym, 28 listopada 1845 roku, rkps ACRR, sygn. 17226. 367 Por. P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 248 – 250. Por. także J. Iwicki, op. cit., s. 141 – 142. 368 Tamże. 132 Zakasała rękawy habitu matka Makryna, obróciła list raz i drugi, podniosła, westchnęła, spojrzała na drżącego u jej stóp Alfreda Bentkowskiego i list otworzyła, „spojrzała, zadrżała, zapłakała, płacząc list przeczytała i wnet spaliła”369. Wtedy jakby przypadkowo pojawił się w celi matki Makryny Aleksander Jełowicki: „Nadszedłem wtedy, zastałem w płaczu i poruszeniu, tak żeśmy się zatrwożyli o jej życie, bo właśnie parę dni temu miała bardzo silne uderzenie krwi do głowy z bezsenności i puszczał jej krew X. Alfred [Bentkowski]. W płaczu wielkim i wzruszeniu użalała się nad biedną duszą X. P. i nad faryzejstwem jego... Wczoraj radziłem się O. Villefort i powiedział mi wręcz, niech robią, co chcą, objaśń ich tylko o wszystkim” [tzn. niech księża zmartwychwstańcy robią co chcą z Semenenką - przyp. K.R.]370. Co za ohydę dostrzegła „ j ę d z a p r a w d y ” 371 w liście Semenenki do Julii Bartoszewicz, że list zaraz w ogień wrzuciła? Każdy widzi, że tak się stać musiało i że zanim jeszcze papier Mieczysławska rozdarła, to wiedziała, co w środku kryć się powinno. Łatwo zgadnąć, za łatwo nawet, że Makryna pragnęła wmówić zmartwychwstańcom, że Semenenko naprawdę miał romans z Julią Bartoszewicz. Nie warto się też oszukiwać: zmartwychwstańcy na takie wmówienie czekali. Czy Makryna Mieczysławska była wielką oszustką, czy tylko drobnym biesem, czy wdową po carskim oficerze, czy prawdziwą zakonnicą, nie mnie rozstrzygać372 Słowacki, przez którego często same z siebie rymy i rytmy przemawiały, więc mu się zdarzało, że powiedział więcej niż pomyślała głowa, popełnił w pierwszej części swej Rozmowy z matką Makryna proroczą nieostrożność: Słysząc, że głos jej nożami przenikał, Gdy swe bolesne męki powiadała, Szedłem - nie przeto, abym ran dotykał Ani rozdrażniał zranionego ciała, Ani świadectwo wydawał o ranach, Ale był wierny - jak syn na kolanach, Który dwojakie ma kadzidło w darze: Łzy albo zemstę - co matka rozkaże373. 369 Por. P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 249, 259 – 266. 370 Tamże, s. 249. 371 Mianem „jędzy prawdy” Makryna Mieczysławska nazwała samą siebie: „Zatrząsł się [Siemiaszko] na słowa i zawołał: «Ty jędzo piekielna!» - «Nie nazywaj mię jędzą piekielną, ale jędzą prawdy». - «Kto cię ośmiela do takiej mowy?» - «Pan Bóg»”. Cyt. za: OpwiadanieMakryny Mieczysławskiej Xieni Bazylianek Mińskich o ich siedmioletniem prześladowaniu za wiarę, z woli Grzegorza XVI, Papieża, przez X. Maksymiliana Ryłłę, Rektora Propagandy Rzymskiej, X. Aleksandra Jełowickiego, Rektora Ś. Klaudiusza w Rzymie, X. Alojzego Leitnera, Teologa z Propagandy Rzymskiej, spisane w Klasztorze Trojeckiej Góry, od. d. 6 Listopada do 6 Grudnia 1845 w Rzymie, Paryż 1846, w Księgarni Katolickiej polskiej przy ulicy de Seine 16. 372 Por. podstawowe studium podważające autentyczność opowieści Mieczysławskiej: J. Urban TJ, Makryna Mieczysławska w świetle prawdy, Kraków 1923.Por. także Allocutione della Sanita di nostro Signore Gregorio P. P. XVI... a riparo dei gravi mali da cui e afflitta la religione cattolica negli imperiali e reali domini di Russia e Polonia, Roma, della Segreteria di Stato 1842; G. Russel, Vita del Cardinale Giuseppe Mezzofanti, Bologna 1859; E. Likowski, Dzieje kościoła unickiego na Litwie i na Rusi w XVII i XVIII w., Poznań 1880; J. Pelczar, Pius IX i jego pontyfikat, Kraków 1897; M. Czermiński, o. Maksymilian Ryłło T. J. Misjonarz apostolski, t. I – II, Kraków 1911 – 1912; F. Starowieyski, Z dziejów Stolicy Świętej za pontyfikatu Grzegorza XVI, „Przegląd Polski”, R. 1911 – 1913; Ks. Jędrzej z Kowala, Matka Makryna Mieczysławska wielka bohaterka Polski i Kościoła, Częstochowa, bz. 373 J. Słowacki, Rozmowa z Matką Makryną, w: Dzieła wszystkie pod red. J. Kleinera, t. XIII, część druga, Wrocław 1963, s. 85. 133 Makryna Mieczysławska cieszyła się w tamtych czasach takim mirem w Rzymie nie tylko pośród zmartwychwstańców, ale z całą pewnością dzięki Jełowickiemu, że się wszystko działo wedle jej rozkazu. Kiedy zawisły nad nią pierwsze podejrzenia o kłamstwo, spowodowane interwencją rosyjskich dyplomatów, ale także brakiem ścisłości lub zwykłego prawdopodobieństwa w jej zeznaniach, Kajsiewicz pisał do zmartwychwstańców do Paryża: „Wczoraj [tzn. 8 lutego 1848 roku - przyp. K.R.] Ojciec Święty pokazywał Prałatowi dobrze nam znanemu i przychylnemu akt własną ręką napisany, który dziś miał być wszystkim nuncjuszom rozesłany, w którym protestuje, że nie tylko nie kazał ani wiedział o druku Relacji [ tzn. spisanej przez trzech księży opowieści Mieczysławskiej - przyp. K.R.], ale że w żaden sposób directe albo indirecte pisać jej nie kazał. Chyba cudem zmiana się stała, bo ani modyfikacji kard[ynała] Lambruschiniego, ani uwag innych słuchać nie chciał. Boże zmiłuj się tylu dusz słabych, które upadną. W s z y s t k i e k r o k i p r z e c i w t o w i a ń s z c z y k o m z a - w i e ś c i e , n i e b y ś c i e z m i e n i l i s ą d o n i c h , a l e a b y p o k l a s k u n i e n a - b y l i u i n n y c h r o z j ą t r z o n y c h ” [podkr. K.R.]374. Więc czy Makryna Mieczysławska była wielką oszustką, czy tylko miałkim biesiem, nie ulega wątpliwości, że myśli miewała dziurawe. Jej relacja mówiona w obecności Rektora Propagandy Rzymskiej, Rektora kościoła Świętego Klaudiusza w Rzymie i teologa z Propagandy Rzymskiej świeci erotyzmami ledwo osłoniętym rąbkiem zgrzebnego sukna. Roi się od dwuznacznych, a raczej jednoznacznych momentów: a to chłostania rozebranych do naga zakonnic wprowadzonych „do szopy, z wierzchu tylko przykrytej, a zewnątrz otwartej” w obecności popów, służby kościelnej, „Diaków i Śpiewaków”, a to scena zbiorowego gwałtu urządzonego przez zaprzańca biskupa Siemiaszkę, pierwsza scena gwałtu - na zakonnicach w dodatku - zapisana, bo przecież nie napisana w języku polskim, i przez to należąca do dziejów polskiej literatury romantycznej, o ile opowiadanie Mieczysławskiej za literaturę uznać uchodzi375. Te sceny wylupywania oczu, szaleństw przepełnionych motywami fallicznymi, rozkładu ciała i odpadających członków! Doprawdy nie trzeba wczytywać się w pisma Freuda, wystarczy przekartkować kilka brukowych senników376. Więc kiedy Makryna zadrżała ze zgorszenia i ze zgrozy, a list Semenenki w ogień wrzuciła, to zmartwychwstańcy odetchnęli z ulgą, ale pary nie puścili. Nikt z nich księdzu Piotrowi o objawieniu i wyroku Mieczysławskiej słówkiem nawet nie pisnął. Po prosu Semenenko „został potępiony, a Julia Bartoszewicz skazana na izolację”377. Semenenko wszystkiemu zaprzeczył, a nawet dał dowody swej niewinności, ale i tak zmartwychwstańcy skazali go na zagładę prawie: „Trzeba nam koniecznie skończyć z księdzem Piotrem” - pisał Kajsiewicz do Hubego 27 czerwca 1847 roku, a Semenence radził: „Jakkolwiek wierzę w twoją niewinność, ale to pewna, żeś dał pozory...”378. W ten oto sposób ojcowie zmartwychwstańcy urządzili księdzu Piotrowi Semenence „Proces” według Makryny Mieczysławskiej, zanim jeszcze Franz Kafka przyszedł na świat. I nie dziwię się wcale, że Semenenko powoli, lecz za to nieuchronnie dostawał pomieszania zmysłów ze zgryzoty, choć jednocześnie znosił ciosy z wielką pokorą: „Pan Jezus pozwolił szatanowi Zgromadzenie nasze ciężko dotknąć, ale się to wszystko na dobre obróci; trzeba nam tylko cierpliwości, pokory i wielkiej, wielkiej ufności w Panu naszym Jezusie”379. 374 List H. Kajsiewicza do Braci w Rzymie, Paryż, 9 lutego 1846 roku, rkps ACRR, sygn. 5325. Por. P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 275 – 276. 375 Por. Opowiadanie Makryny Mieczysławskiej, op. cit., s. 13 – 14, 42 – 43. 376 Tamże, s. 28 – 29 i n. 377 Por. J. Iwicki, op. cit., s. 142. Por. także P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 267 – 268. 378 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Rzym, 27 czerwca 1847 roku, rkps ACRR, sygn. 5403. Por. P. Smolikowski, Hirtorya, t. III, s. 299. 379 Tamże, s. 301. 134 Ale jednak starał się udowodnić, że Makryna kłamie i nawet wysyłał do gazet francuskich krytyczne artykuły o „rewelacjach” Mieczysławskiej, co jeszcze bardziej pogarszało jego sytuację380. Wreszcie 10 listopada 1847 roku zmartwychwstańcy wysłali Semenenkę do Tunisu, do księdza Bourgade’a, żeby się leczył, to znaczy zniknął. Dopiero w roku 1849, kiedy Makryna straciła mir u zmartwychwstańców, wtedy dopiero Kajsiewicz napisał: „Do zobaczenia najmilszy! Wszystkie diabelskie sztuczki dawniejsze i obecne, które wśród nas stara się złe wścibiać znikną w uciśnieniu braterskim w miłości Jezusowej. Twój od serca - Hieronim”381. Ksiądz Paweł Smolikowski pisał do Waldemara Przewłockiego w roku 1890, kiedy zbierał materiały do swej historii zgromadzenia: „O. Semenenko był pod koniec 1845 roku zrzuconym z generalstwa za grzeszne stosunki z p. Bartoszewicz. O tych grzesznych stosunkach nie było innego dowodu, jak relacje m. Makryny, którą o. Aleks[ander] przywiózł do Rzymu i która rządziła Zgromadzeniem. Wskutek tego przejścia o. Sem[enenko] śmiertelnie zachorował - wysłano go do Afryki etc. - O tych rzeczach naturalnie, że nic ogłaszać nie będę, bez uprzedniego porozumienia się z Najdroższym Ojcem. Sądzę, że to jest najpiękniejsza karta z życia o. Semenenki i najcudowniejsza epoka w życiu Zgromadzenia. Już wtedy nie upadło, to wyraźnie było od Boga”382 Semenenko dręczony i dociskany „przeszedł przez zero”, przez miednicę i brewiarz. Wszystkim wybaczył i wszystkich pokochał miłością chrześcijańską. Andrzej Towiański mógłby być z niego dumny. 380 J. Iwicki, op. cit., s. 143. 381 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Rzym, 13 września 1849 roku, rkps ACRR, sygn. 5501. Por. P. Smolikowski, Historya, t. III, s. 303. 382 P. Smolikowski do W. Przewłockiego, Rzym, 18 listopada 1890 roku, rkps ACRR, sygn. 30981. 135 ODSŁONA 6 26 CZERWCA 1851 ROKU. PARYŻ. ŚWIĘTO BOŻEGO CIAŁA. KSIĄDZ PIOTR PODAJE PRZEPIS HOMEOPATYCZNEGO LEKARSTWA NA WŚCIEKLIZNĘ. Semenenko broszury przeciw Mickiewiczowi i Towiańskiemu nie pisał, polecenia prawowitej władzy duchownej, czyli nakazu arcybiskupa paryskiego nie wykonywał. Powinien zacząć pisanie zaraz po przyjeździe do Paryża, to znaczy w pierwszych dniach 1843 roku. Praca trwała siedem lat. Przyznać wypada, że w tym czasie spotkały księdza Piotra pewne kłopoty. Poza tym wiadomo, że Semenenko nigdy się spieszyć nie lubił. Wszak list Jełowickiego z 8 marca 1843 roku, ze starannie dobranymi fragmentami nauki udzielonej przez księdza Aleksandra Romualdowi Januszkiewiczowi, Semenenko pojął właściwie. Zrozumiał je jako ostrzeżenie przed dalszą akcją Jełowickiego, którą poprowadziłby niechybnie na własną rękę, jeśli ojciec przełożony. Piotr Semenenko, pozostanie nadal bezczynny. Skoro Semenenko nie walczy z herezją, to on, Jełowicki ruszy do boju, bo czas nagli, a groza wielka. Jełowicki zawsze uważał, że Semenenko nie nadaje się na wodza: ani na przełożonego zmartwychwstańców, ani na kierownika dusz, ani na rycerza, co zabije smoka383. Zatem ksiądz Piotr skreślił do Jełowickiego list bojowy, ale dopiero po trzech tygodniach, czyli 30 marca 1843 roku. Ogłosił „stan herezji” w Paryżu i wezwał do krucjaty przeciwko wiarołomnym: „Towiańczycy nie zgłosili się do mnie o Biesiady. Mamy tu wiele nieprzyjemności z nimi, wiele smutku z ich stanu, który wyraźnie staje się, jeśli już się nie stal, s t a n e m h e r e z j i i s e k t y [podkr. K.R.]. Już teraz sami chlubią się z nazwiska »towiańczyków«, coraz większy rozbrat z Kościołem, a dziwnie wszyscy jednym ożywieni duchem. Adam westchnie, wszyscy wzdychają. Adam płacze, wszyscy płaczą, Adam drga, wszyscy wpadają w konwulsje - trzoda baranów. Goszczyńscy, Słowaccy, Bońkowscy, Wrotnowscy, Kołyskowie, Pilchowscy, ludzie dawniej nie ukróceni i bez hamulca, wszystko to na komendę rozrzewnia się albo wpada w furię, plącze, albo piorunuje, korzy się, albo nastrzępia. Już dzisiaj prawie stracona nadzieja ich nawrócenia, trzeba tylko o innych myśleć, aby w sidła nie wpadli, bo rzecz szczególnie niebezpieczna, gdyby się do nich Polska przeniosła. Tak bardzo byłaby narodową - naród u nich jest słowem Bożym, jak mi to mówił sam Towiański: Kościół, ojczyzna, lud, wszystko jedno i to samo, wszystko manifestacja Słowa Bożego. Panteizm tylko z serca, jak z Hegla z rozumu. Jużem tedy mówił Arcybiskupowi (tylko to zachowujcie między sobą do czasu) i on mi pozwolił ogłosić Biesiadę z wykładem i komentarzem; mam zamiar zrobić rzecz jak najkompletniejszą, p r o ś t y l k o B o g a , a b y m n i e d o b r z e n a t c h n ą ć r a c z y ł , p r o ś c i e o t o w s z y s c y , b o r z e c z w a ż n a i w a l k a r a z z a c z ę t a , n i e w i a d o m o k i e d y s i ę s k o ń c z y ” [podkr. K.R.]384. Czekał Jełowicki, czekał Kajsiewicz, czekał Witwicki i wszyscy Polacy - katolicy na wykład i komentarz Semenenki, a ksiądz Piotr nadal milczał. Więc Kajsiewicz sam postanowił odpisać przeciw kacerzom i Witwicki też począł zabierać się do dzieła. 383 Por. list A. Jełowickiego do P. Semenenki, Rzym, 8 marca 1843 roku, w: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 135.Zob. także list A. Jełowickiego do P. Semenenki, Paryż, 28 listopada 1845 roku, rkps ACRR, sygn. 17226; J. Iwicki, op. cit., s. 140. 384 Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 136 – 137. 136 Mijały miesiące, a Semenenko nic. Wreszcie 3 stycznia 1844 roku Kajsiewicz napisał doń list, że Mickiewicz zapowiedział wykład Biesiady w College de France, którą polscy księża wykradli i drukiem ogłosili, ale dobrze zrobili, choć nie wiedzieli, co czynią: stali się narzędziem w rękach Sprawy Bożej, popełnili, mimowolnie, une trahison providentielle385 . 23 stycznia 1844 roku Kajsiewicz donosił Semenence, że „Mickiewicz tedy zmienił maskę - atakuje otwarcie Duchowieństwo, Kościół nazywając Egiise officielle, siebie samego stawiając jako eglise vivante et militante. Tłumaczył wczoraj cześć dla Napoleona, zapowiada nowy Ojcze nasz, nową Ewangelię. Miewa do 500 słuchaczów. Mówią, że Michelet i Quinet już mu się poddali. Wczoraj jakaś Francuzka zabiegła mu po lekcji na korytarzu drogę i na klęczkach prosiła o błogosławieństwo, które dał najmiłościwiej! Przebąkują, że Rząd myśli o odebraniu katedry. [Mickiewicz] zapowiedział, że będzie wykładał Biesiadę, dotychczas nie przystąpił, tylko przedmowa i krytyka. [...] Bogdan [Zaleski] był parę razy wzburzony kursem Adama, ale stąd i zowąd wyłajany, znowu się zatrzymał - do niczego się zabrać nie może”386. Po kilku miesiącach oczekiwań i nadziei, 30 stycznia 1844 roku, Kajsiewicz jakby pogodził się z myślą, że Semenenko już nigdy obietnicy danej arcybiskupowi i zmartwychwstańcom nie spełni, więc postanowił przejąć brzemię na swe barki, a Semenenkę prosił tylko o naukowy nadzór nad swym przyszłym dziełem o heretykach. Czas naglił, Mickiewicz coraz straszniejsze rzeczy w College de France wygadywał: „Mój drogi Ojcze! Wierzaj, że mi niepełne i strasznie niewygodnie o własnych chodzić nogach - i wielka mi się stąd psota wyrządza - radbym się we wszystkim do Ciebie odnosić. - B r o - s z u r y j u ż n i e w y d a m p r z e c i w T o w i a ń s k i e m u b e z T w o j e g o p r z e j r z e - n i a ” [podkr. K.R.]. [...] Mickiewicz na ostatniej lekcji między innymi i te dodał bluźnierstwa, «że Napoleon lepiej rozumiał chrystianizm niż Chrystus Pan, bo zrozumiał partie positve, kiedy Chrystus tylko passive. Wszakże Napoleon uznawał wyższość Chrystusa, bo on tylko na bliskich siebie działał, Chrystus działa a distance, bo ma więcej elektryczności. Widzisz, gdzie zeszedł. - Biesiada tłomaczy się na francuski, to będzie najlepsza refutacja w umyśle Francuzów, którzy już teraz powszechnie wiedzą o tym nowym polskim głupstwie” 387. Dwa tygodnie później, 12 lutego 1844 roku, Kajsiewicz doniósł Semenence, że „Witwicki skończył broszurę przeciw towiańszczyźnie, tak dobra, że moja niepiękna i z wolną myślą ją napiszę i przyślę tobie. Tłumaczenie francuskie Biesiady gotowe, za kilka dni pójdzie do druku. Czy Edward [Duński] nie zabrał z sobą podania towiańczyków do ministra - nam tu potrzeba. X. Aleksander [Jełowicki] ma ze sobą list od p. Dunina o Towiańskim, niechby przysłał w kopii [...] Mickiewicz potknął się i stłukł sobie rękę, nie miał lekcji przeszłego tygodnia i tego zapewne nie będzie”388. 19 lutego 1844 roku Kajsiewicz powrócił do sprawy pisania broszury raz jeszcze: „Stefan [Witwicki] napisał broszurę i dobra - będzie drukował. Górecki namówił go, żeby raz jeszcze wyzwać Adama na rozmowę [...] Adam odpisał do pana Góreckiego, odsyłając ich do Jeżewskiego, który teraz jest posłuchaczka [!]. Stefan [Witwicki] nie pójdzie i Góreckiemu odradza. Stefan [Witwicki] dziś napisał kartkę do Adama raz go jeszcze upominając do opamiętania się i uwiadamiając, że występuje przeciwko niemu. Mój Ojcze! Co do mnie, ja bym chętnie ustąpił z pisania. Stefanowi wydaje się, że jednak wypadnie jako będącemu na miejscu, żeby 385 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 3 stycznia 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5239. 386 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 23 stycznia 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5243. 387 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 30 stycznia 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5245. 388 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 12 lutego 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5247. 137 nie było «uciekł na Pragę i zawołał nie pozwalam. C o j e d n a k n i e p r z e s z k a d z a , a b y ś i t y d ł u ż e j n a p i s a ł [ p o d k r . K . R . ] , k u r s w t y c h d n i a c h m o ż e p r z y p i e r w s z e j s p o s o b n o ś c i c i p r z e s z l ę ” 389. W dziewięć dni później Kajsiewicz pisał znów do Rzymu, do Semenenki, że Biesiada we francuskim tłumaczeniu jutro idzie do druku. Słychać, że Mickiewicz chce wydać swoje tłumaczenia. - Znów zaczął, wszystko razem z niesłychaną złością i szyderstwem, wczoraj znowu bił na Kościół i na Duchowieństwo. Witwickiego broszura gotowa, ale nie chce jej dać do druku - aż ja moją skończę i poślę tobie. Siadam wraz po skończeniu tego listu do pisania [...] Górecki poszedł [do Mickiewicza] mimo ostrzeżenia Stefana [Witwickiego], nasłuchał się głupstw i bluźnierstw. Stefan napisał do Adama raz jeszcze, najmocniej wzywając do opamiętania się - oba te listy oddał Adam Jeżewskiemu, który przyszedł, zmęczył Stefana rozmową i krzykiem. Ten Jeżewski był i u mnie, ale krótko”390. Szybko Kajsiewicz napisał kolejny list do Semenenki, 6 marca 1844 roku: „Tłumaczenie francuskie Biesiady już wyszło, w sprzedaży. Właśnie na czas, bo wczoraj [Adam Mickiewicz] zapowiedział, że będzie za tydzień już wykładał - prosił o modlitwy, aby godnie. Lekcja wczorajsza była obrzydliwa, nieład, zła wiara, gniew, ironia. - Zdaje się wypadnie, żeby «Univers» co napisał - bo zgorszenie publiczne. - Quinet i Michelet zachęcają swych uczniów, aby chodzili, wczoraj już za drzwiami stali. J a k t y l k o c z a s z n a j d z i e s z , p i s z b r o s z u r ę k o c h a n y O j c z e - b o w y - p a d n i e p ó ź n i e j w y d a ć j e d n ą b r o s z u r ę z e t r z e c h p o l s k i c h p o f r a n c u - s k u - b ę d z i e t o j u ż k a r t k a , c h o ć s m u t n a d o H i s t o r i i K o ś c i o ł a ” [podkr. K.R.]391. A 26 marca Kajsiewicz obwieszczał Semenence: „Najdroższy mój Ojcze! P o s y ł a m p i e r w s z ą c z ę ś ć p r a w i e c a ł ą p i s m a m o j e g o , j e ż e l i l i s t n i e p ó j d z i e , t o d o d a m o p i s a n i e p o m n i e j s z e t y l k o o s t a t n i e j l e k c j i [tzn. wykładu Mickiewicza w College de France - przyp. i podkr. K.R.]. [...] Byłem u Arcybiskupa pytając co zrobić, gdyby jakiś towiańczyk przyszedł na Komunię Wielkanocną - powiedział, że którego się zna dobrze, a pewne, że był na ostatniej lekcji i przysięgał jako świadek na nową rewelację i z rozmysłem - [tego] można odepchnąć! - [...] Proszę o najrychlejsze odesłanie manuskryptu, chciałbym przed wyjazdem oddać do druku. P.S. 27 marca: Stefan [...] i Zalescy czytali moją pracę, radzili tytuł zmienić - wedle szczegółów, wyrzucić lub skreślić. - Podług tych uwag i własnych, zrób jak Ci się podoba, wyważ, popraw, dodaj lub odetnij”392. W kolejnych pospiesznych listach Kajsiewicz donosił Semenence z niekłamaną radością, że tych, którzy przysięgali na Słowo Wcielone na słynnym wykładzie Mickiewicza w dniu 19 marca 1844 roku, można za pozwoleństwem wyższej władzy duchowej odtrącić od sakrementu Komunii Świętej, a 6 kwietnia oznajmił, że „Broszura Stefana [Witwickiego] wyszła. Stefan sądzi, że nie ma co po opowiedzeniu się Adama za rewelacją Towiańskiego pisać osobno przeciw niemu - może obie rzeczy połączyć. - Ja za dni 10 wyślę drugą część mojej Broszury - rodzaj wstępu - i radbym, aby pod wspólnym naszym imieniem wyszła”393. 389 List H. Kajsiewicza do P> Semenenki, Paryż, 19 lutego 1844 roku, rkpb ACRR, sygn. 5248. 390 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 29 lutego 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5250. 391 List H. Kajsiewicza do J. Koźmiana, Paryż, 6 marca 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5252. 392 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 26 marca 1844 roku, rkps ACRR, sygn.5254. 393 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 1 kwietnia 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5256. 138 15 kwietnia Kajsiewicz znów powrócił do swego nieskończonego dzieła przeciw heretykom: „Jakiem wspominał, wyjadę dwudziestego do Brukseli. Chciałem napisać przedtem drugą część Broszury - alem dostał wieczorem [w] oku drżenia nerwowego, także nie mogę męczyć go dłuższą pracą - a potem tyś już zaczął, ty lepiej daleko zrobisz, gdybym ja napisał, jestem pewny, iżbyś wiele moją pracę poskreślał i prawie przerobił - dwóch broszur pisać nie warto od czasu szczególniej jak Mickiewicz publicznie się przyznał do nauki w Biesiadzie zawartej - napisz więc tę drugą część względem na odpowiednie błędy w kursie Mickiewicza, nie bardzo długo, bo się tak wiele tym nie zajmują nasi, broszury Witwickiego kilka egzemplarzy kupionych, a kilkanaście rozdanych dotychczas. Na Broszurze naszej wspólnej, albo położyć nasze oba imiona, nie wymieniając co który pisał, albo wyszczególnić, że część Historyczna moja, a Dogmatyczna twoja - jak zechcesz. Gdybyś jakoś, drogi Ojcze, nie mógł lub nie sądził zrobić tego i to dość rychło, to proszę napisz mi do Brukseli, rue Duvale nr 5 - możebym znalazł czas - choć tam chcę napisać artykuł do «Annales de la Philosophie Chretienne ». Poczciwy Bonnety umieścił w tegomiesięcznym numerze Biesiadę [...] i prosił o dokładniejszą wiadomość. - Arcybiskup [tego] sobie życzy - bo już wypadnie objaśnić Francuzów i cudzoziemców”394. W liście z 6 maja 1844 roku Kajsiewicz podjął decyzję: „Broszury zatem mojej dokończę sam. - Pisać Adamowi wykaz sympatii i styczności Panslawizmu i Panteizmu - dwóch magów dziś Kościoła i nawet [?] i raz jeszcze można powiedzieć: kto nie katolik - nie Polak”395. 2 czerwca 1844 roku ostrzegał Kajsiewicz Semenenkę z Brukseli: „ T o w i a ń s z c z y z n a b y n a j m n i e j s i ę n i e m i a r k u j e - p ó k i A d a m ż y j e l u b c u d e m s i ę n i e n a w r ó c i [podkr. K.R.]. [...] To, com napisał naprędce, mógłbym w stylu podnieść, aby wyszło w druku - jeżeli chcesz, abym ci odesłał jak[o] materiał, to odeszlę - w takim razie powiedziałbyś we wstępie, że ja zajęty kaznodziejstwem i wciąż w podróżach, nie miałem czasu się przysiąść i ty piszesz. Pisz teraz, kochany Ojcze, refutację Biesiady, kurs [Mickiewicza] zarazem jako glossy [do] Biesiady z siebie nieinteresujący”396. 6 sierpnia 1844 roku padło z ust Kajsiewicza w stronę oniemiałych ust Semenenki ostatnie (lub prawie) ostrzeżenie: „Pytasz się, czy potrzeba pisać przeciw towiańszczyżnie, a przeciem pisał najwyraźniej, że trzeba [...], ale snadź nie uważasz na listy moje i tu mój żal. Nie odpisujesz mi na pełno rzeczy, które kołaczę po kilka razy, np. o Jastrzębskim, o suplice. [...] Pocieszyłeś mnie pisząc, że się czujesz rzeźwiejszym i mówiąc, że będzie inaczej. Ale klimat i marudztwo włoskie niestety! Nie mogą ci być bodźcem - a pamiętaj. Ojcze, że grzeszysz, jeżeli mając czas, piórem nie służysz Panu Bogu. Po napisaniu przeciw towiańszczyźnie, kursu tegorocznego [Mickiewicza] połowę złożę u Nuncjusza dla przesłania pierwszą okazją. Powinienieś wrócić do dzieła przeciw schizmie - piszesz współcześnie artykuły do (Przeglądu [Poznańskiego]). W dzień kilka godzin powinieneś na te prace obracać. Powiesz znów, że tyję w duchu - nie, mój Ojcze! Leżę u stóp twoich w duchu, ale mam serce ściśnięte, jeżeli za młodu nie masz sporu, cóż to będzie później, jeżeli się teraz nie zwyciężysz, chodzi tu o los naszej lichej kongregacji, boć jaki Pan, tak kram i dlatego czuję obowiązek w sumieniu i przed Bogiem, poskarżyć się na Ciebie przed Tobą samym”397. A potem zapanowała długa, ciężka i przewlekła cisza, dopiero 17 września 1845 roku Kajsiewicz napisał nie do Semenenki, lecz do Jana Koźmiana: „Posyłam Ci pracę moją o to- 394 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 15 kwietnia 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5259. 395 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 6 maja 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5261. 396 List H. Kajsiewicza do P> Semenenki, Bruksela, 2 czerwca 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5263. 397 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Paryż, 6 sierpnia 1844 roku, rkps ACRR, sygn. 5274. 139 wiańszczyżnie, z porównaniem nauk z Credo przez X. Piotra. Chciej to przyjąć jako pierwszy artykuł z surowego”398. Nie do Semenenki, tylko do Koźmiana, bo przecież nad głową księdza Piotra zgromadziły się już chmury najgorszych podejrzeń, już krążyły plotki o grzesznych stosunkach przełożonego z Julią Bartoszewicz, już Makryna Mieczysławska przybyła do Paryża i Aleksander Jełowicki szykował ją oraz siebie do triumfalnej podróży przez Francję do Stolicy Piotrowej. Księża zmartwychwstańcy zwoływali kapitułę generalną w Paryżu, by zdjąć ks. Piotra z funkcji przełożonego399. Skoro więc postawili Semenence, pośród kilku innych, zarzut o brak postępów w pracach literackich, że nie zdziałał zbyt wiele, że nie pisze, więc również karcili, że nie napisał rzeczy najważniejszej - broszury przeciwko herezji. Ale przecież Kajsiewicz też swej rozprawy nie napisał, w każdym razie nigdzie jej odnaleźć nie sposób, chyba że „dzieje zawiązania się sekty”, poprzedzające rozbiór argumentów Semenenki w polskiej rozprawie Przeciw błędom Andrzeja Towiańskiego, wydanej przez „Przegląd Poznański” w roku 1858, wyszły spod pióra księdza Hieronima400. Źle się działo w „zgromadzeńku” skoro w najgorszych czasach „szalonych głupstw i herezyj” szerzonych w College de France przez Mickiewicza, kiedy nad emigracją, Polską, a może i nad całym chrześcijaństwem zawisła wielka groza, nikt z księży nie napisał niczego stosownego, by zbić kacerskie swawole. Tak, Stefan Witwicki wydrukował swą broszurę, ale przecież Witwicki to nie kapłan. Gołębiowski też nie401. Napaści na Mickiewicza i Towiańskiego w emigracyjnych pismach wielkiej powagi wszak nie mają, a pełne żółci wierszyki Słowackiego nic nie warte, bo i on przecież bezbożnik. Nie stało księdza do przekreślenia piórem wszetecznego błędu. Semenenko zawinił najwięcej. Kajsiewicz się starał, ale on wielki kaznodzieja, drugi Skarga, piętnował z ambony Adamowe lekcje i towiańczyków odstępstwo, nie stało czasu na pisanie, przecież tak zawsze zagoniony, w rozjazdach, albo na ambonie - jakże napisać by zdążył. Zaczął nawet, próby porozsyłał, nie mógł dokończyć. Semenenko zawinił najbardziej. On, największa głowa, mędrzec, uczony i filozof, ze wszystkich zmartwychwstańców przecież najzdolniejszy, najbardziej rozumny, on. Ojciec przełożony, nadzieja zgromadzenia, chociaż - jak wiemy - nie przez wszystkich lubiana, zamiast stawiać co rychlej groblę przeciw kacerstwu, czym się zajął? Nie trzeba głośno mówić, bo zgorszenie wielkie: miednicę i brewiarz „pani B.” w jego znaleziono celi. Oprócz wstępnych tez o naturze odstępstwa, które posłużyły Kajsiewiczowi do noty dla arcybiskupa Paryża, oprócz spotkania z Towiańskim w Brukseli, które się wszak skończyło na niczym, oprócz kilku kazań u Świętego Rocha w zastępstwie księdza Hieronima, ochrypłego jak Marsjasz po apollińskim wyroku, czegóż Semenenko dokonał? Niczego! Gorzej niż niczego! Jełowicki wytropił, że ksiądz Piotr wstępuje do piekła. Więc potępień, wygnan i pogrzebion. Leczy duszę i bolące ciało u księdza Bourgade’a w Afryce. Cierpi. Zaciągnął rachunek przed Bogiem. Czyści się. Pokutuje. Zdziera z siebie starego człowieka. „Przechodzi przez zero” - wedle słowa mistrza. Pomiędzy feralnym piątkiem 30 lipca 1841 roku, gdy u drzwi strapionego Adama Mickiewicza stanął Andrzej Towiański, a radosnym początkiem lipca 1850 roku, kiedy ukazała się wreszcie z dawna oczekiwana rozprawa Semenenki o Towiańskim po francusku, zmartwychwstańcy nie wydali żadnego poważniejszego druku demaskującego kacerzy. 398 List H. Kajsiewicza do J. Koźmiana, Paryż, 17 września 1845 roku, rkps ACRR, sygn. 5310. 399 Por. P. Smolikowski, MSS Historia, t. III, s. 67 –68; 259 – 267. Por. także J. Iwicki, op. cit., s. 135 – 142. 400 Por. Przeciw błędom Andrzeja Towiańskiego. Dokończenie, op. cit. 401 Por. W. Gołębiowski, Mickiewicz odsłoniony i towiańszczyzna, Paryż 1844; S. Witwicki, Towiańszczyzna wystawiona i aneksami objaśniona, op. cit. 140 Odlitografowana Biesiada leżała, jak wiemy, przez długi czas u Semenenki pod łóżkiem. Na szczęście francuskie tłumaczenie od razu poszło w obieg. Dziewięć lat straconych, przecie nie do końca. Kontrofensywa Kajsiewicza po emigracyjnych zakładach się powiodła, kazania poruszyły dusze, wielu poszło do spowiedzi, rząd w końcu zawiesił największego wiarołomcę na katedrze, ale najważniejsze, że kapłani, osłabieni brakiem księdza Piotra, nie dali się nabrać na kacerską przebiegłość Adama Mickiewicza w Rzymie, w roku 1848. Chciał ich podejść, dostać do Papieża i nawet przed Jełowickim się wyspowiadał, ale potem - odkrył twarz prawdziwą, wykrzywioną heretyckim skurczem „przez potęgę piekielną Towiańskiego”402. Rychło się na Mickiewiczu kapłani poznali, jakby zobaczyli to, co dostrzegł w nim Krasiński, gdy uważnie, choć spod oka, spoglądał na Adama coś krzyczącego i piszczącego w Zygmuntowej kwaterze przy Via del Babuino: „A on dystrakt, stoi przed lustrem i zupełnie tak, jak aktor patrząc się w lustro, mimikuje, rysy odkręca i układa, włosy odrzuca w tył, jakby długo odbywał taką naukę i nagle zapomniawszy się, że ktoś patrzy, wraca do nałogu”403. Nie dali się nabrać księża zmartwychwstańcy, to znaczy Kajsiewicz z Jełowickim, bo wszak Semenenko oddalony, a ksiądz Hube sam z siebie nieaktywny, do wykonywania poleceń za to najzdolniejszy, ale nic to, wystarczająco kapłani polscy na Kwirynale mocno stali, by uwinąć się z Mickiewiczem w dwa miesiące. W poniedziałek rano, 7 lutego 1848 roku, Adam Mickiewicz wjechał do Rzymu przez Porta Cavallieri i stanął na trzecim piętrze Hotelu Minerva koło Panteonu w numerze 63, a już 15 kwietnia jego L'Eglise officielle et le Messianisime oraz L'Eglise et le Messie trafiły na kościelny indeks404. Jełowicki działał szybko, skutecznie i celnie. Ksiądz Aleksander rychło dostrzegł w zwierciadle, zamiast Mickiewiczowej grzywy, łysą potylicę i druciane oprawki kacerza przybyłego z Litwy. Jełowickiego Adam na „manowiec” nie wywiódł. Ani Semenenko w zbożnym zapale nie opóźnił. W nagrodę Makryna Mieczysławska nagotowała mu pewno „łazanek z kapusto” albo nawet usmażyła konfitury. Nie od strony Mickiewicza zawisło nad kapłanami najgorsze niebezpieczeństwo. Dla niego w Rzymie przyszło łatwo stos ułożyć. Inny nóż zawisł im za plecami, wzniesiony obolałą ręką księdza Edwarda Duńskiego. Duński, dobry i naiwny Duński, wedle Kajsiewicza głowa nietęga, ale za to dusza czysta, chwiał się w wierze. Gorzej - skłaniał ku sekcie sprzeniewierców. Niebezpieczeństwo wisiało w powietrzu od dawna, od początku prawie, bo chociaż Duński przeciw kacerzom występował, dzielnie nawet na ambonie stawał i po zakładach za Kajsiewicza na prowincję jeździł, w konfesjonale u Świętego Rocha spowiadał, a wcześniej na Piazza Margana w domu rzymskim dla wszystkich kleryków sprzątał i gotował, to jednak słabł w duszy tak, jak marniał na ciele. Gruźlica zżerała mu płuca i rozmiękczała kości. Pluł krwią, cierpiał, ale operacje rozpalonym żelazem bardzo dzielnie znosił, wszystko z powodu krycia się po bagnach przed Kozakami, gdy przedzierał się do Królestwa po wyprawie Zaliwskiego405. 402 Por. Raport Orpiszewskiego Do Jaśnie Oświeconego X. Pana Czartoryskiego, Rzym, 8 lutego 1848 roku. rkps Biblioteki Czartoryskich w Krakowie, sygn. 5378/IV; tenże, Do Jaśnie Oświeconego Xięcia Czartoryskiego, Rzym, 28 marca 1848 roku, rkps Biblioteki Czartoryskich w Krakowie, sygn. 5378/IV. Por. także P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 176 – 217. 403 Por. list Z. Krasińskiego do D. Potockiej, Rzym, 8 marca 1848 roku, w: Listy do Delfiny Potockiej, t. III, s. 630 – 631. 404 Tamże, s. 555. Por. także K. Kostenicz, Legion włoski i „Trybuna Ludów”, s. 46 i 152. 405 Por. E. Duński, Listy (1848 – 1857), wyd. i oprac. A. Begey i J. Komenda, Turyn 1915, s. 3 – 16. 141 Duński z nieudanej wyprawy wrócił do Paryża cały, ale chory, a w roku 1835, na skutek donosu rodaków, zamknęli go Francuzi u Świętej Pelagii, gdzie drżał z zimna w wilgotnej ciemnicy. Tam właśnie wstąpiła weń na dobre406. 19 lutego 1836 roku Duński zamieszkał w otwartym dwa dni wcześniej Domku Jańskiego przy Notre-Dame-des-Champs 11 wraz z Kajsiewiczem, Malińskim i Semenenką. Jański go ukochał najbardziej ze wszystkich braci we wspólnocie. Duński opiekował się domem, gdy Jański wyjechał na długie rekolekcje do Solesmes. Duński czuwał przy jego śmiertelnym łożu, Duńskiemu podyktował Jański testament i mianował wykonawcą swej ostatniej woli. Duński, „pupil Bogdana”, zajmował się całą jego korespondencją407. Po śmierci Bogdana Jańskiego przyszli księża zmartwychwstańcy wybrali Piotra Semenenkę na Brata Starszego, ale ponieważ Jański wyznaczył Duńskiego wykonawcą testamentu, Semenenko wysłał Duńskiego do Paryża na początku lipca 1840 roku. Duński zaczął porządkować papiery zmarłego w mieszkaniu przy Piekielnej 19, przeżył ciężki atak płucnej choroby i pod koniec sierpnia 1840 roku zwołał zebranie wszystkich braci i sympatyków wspólnoty. Jan Koźmian, Cezary Plater, Walery Wielogłowski, Karol Królikowski, Stefan Witwicki, Bohdan i Józef Zalescy postanowili wcielać w czyn głównie przesłanie Jańskiego - odradzać katolicyzm pośród emigrantów. Liczono bardzo na pomoc i wsparcie profesora tymczasowego literatur słowiańskich w College de France - Adama Mickiewicza408. Duński pisał do Rzymu: „Miejcie to głównie na baczeniu, że tu wszyscy bracia ku nam zbliżeni, z radością i poklaskiem przyjmują myśl Nieboszczyka i usposobienie zarazem nasze, ku przyjęciu jakiejś reguły, chętnie się do nas garną, jakoby już do ciała, które duch Boży ożywiać będzie. Wszakże byłoby to jedynie z największą korzyścią, abyśmy jak najprędzej porozumieć się i do skutku to życzenie nasze doprowadzić mogli”409. We wrześniu 1840 roku pozostawił Duński rozpoczęte dzieło: organizację domu dla polskich studentów oraz wydawnictwa ksiąg katolickich w rękach Jana Koźmiana, a sam powrócił do Rzymu, by uczyć się na księdza. 7 czerwca 1842 roku powrócił do Nowej Sodomy, by jako pierwszy stawić czoło szczerzącej wściekle kły herezji Towiańskiego, i natychmiast przybył do mieszkania Mickiewiczów przy ulicy Amsterdamskiej 1.. Zgorszył go nadnaturalny entuzjazm Adama. Zgorszył, ale też zadziwił, zaciekawił nawet. Bo Mickiewicz ciągle prawie trzymał się pod piersi i powoływał na owego ducha w piersiach przemieszkującego. Duński piersi miał chore, ale serce czułe i wszystkich ludzi darzył zaufaniem, dlatego niechybnie słowa Adamowe: „Boję się [...] waszych biretów; rozumowania przygnębiają ducha, nie dozwalają mu wolnego biegu” zasiały w Duńskim ziarno, które gdy obumrze owoc wyda410. Wiele razy odwiedzał Duński Mickiewicza z Kajsiewiczem, niekiedy zachodził do niego sam. Długie prowadził z Adamem rozmowy. Biesiadę Duńskiemu czytano i - jak twierdzi Mickiewicz w liście do Karoliny Towiańskiej - mocno był czytaniem i rozmowami poruszony411. 406 Tamże. Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 218 – 250; Przeciw błędom Andrzeja Towiańskiego. Dokończenie, op. cit., s. 37 – 40; P. Smolikowski, Stosunek Adama Mickiewicza do XX. Zmartwychstańców, op. cit.; [Ch. Różycki], Duński pretre zelé et zele serviteur de l’oeuvre de Dieu, Paris 1857. 407 Por. J. Iwicki, op. cit., s. 98 – 99; list E. Duńskiego do Braci, Paryż, bz., rkps ACRR, sygn. 35338. 408 B. Micewski, op. cit., t. III (maszynopis), s. 1133 i n. Por. J. Iwicki, op. cit., s. 101. 409 List E. Duńskiego do Braci, Paryż, bz., rkps ACRR, sygn. 35338. 410 Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 39 – 40. Por. Z. Makowiecka, op. cit., s. 292. 411 List A. Mickiewicza do K. Towiańskiej, Paryż, 13 stycznia 1846 roku, w: A. Mickiewicz, Dzieła, t. XVI, Wyd. Jubileuszowe, s. 86. 142 W styczniu 1847 roku Duński rozpoczął z Marynią Mickiewiczówną „nauki katechizmowe”. Z Adamem widywał się dość często i pisał do Kajsiewicza, że Mickiewicz: „Wiele rzeczy objaśnił mi [...] To mi już parę razy powtarzał, że jeżeli sprawa nie wychodzi z Kościoła katolickiego i dla Kościoła - upadnie; bo w Kościele jest tradycja prawdy Bożej”412. Na Duńskim spoczęło ciężkie oko Kajsiewicza. I Jełowickiego. Duński chwiał się. Inaczej niż Semenenko, bo ani żeńskiego zakonu nie zamierzał tworzyć, ani nie wszedł w grzeszne stosunki z żadną „panią B.”. Ale obu księży połączył zaprzeczny stosunek do heretyków. Ksiądz Piotr nie robił tego, co do niego należało: nie pisał broszury przeciwko kacerzom, nie zbijał błędu. Ksiądz Edward heretyków słuchał. 28 lipca 1847 roku Kajsiewicz pisał z Rzymu do Paryża, do Józefa Hubego i do pozostałych braci: „Xiędzu Edwardowi [...] polecić warto uroczyście, aby zdrowiem się tylko i duszą swoją zajmował, jak sam tego czuł potrzebę i w ostatnim liście do mnie wyrażał. Co do wzbronienia zupełnego stosunków [Duńskiego z towiańczykami - przyp. K.R.] bacz tylko, aby to nie dało powodu towiańczykom do chwalenia się jeszcze więcej, że go zyskali: Xiędzu Edwardowi przedstaw, że czy żyć będzie, czy pójdzie przed sąd Pana, smutno będzie mieć na sobie sam cień podejrzenia o herezję. Niech ma wzgląd nie tylko na siebie, ale też na zgromadzenie. Powtarzać za garstką towiańczyków, że nie można ich atakować dlatego, że nie są uroczyście potępieni, tak śmieszne, że ciężko o tym spokojnie mówić. C z y ż w s z y s t k i e h e r e z j e n i e b y ł y p r z e z k a p ł a n ó w w p r z ó d y s ł o w e m , p i s m e m z b i j a n e , d e n u n c j o w a n e K o ś c i o ł o w i , n i m o n j e p o t ę p i ł . C z y d u c h o w i e ń s t w o n i e m i e c k i e p o z w o l i ł o L u t r o w i b l u ź n i ć z z a m k n i ę t y m i u s t a m i , a ż L e o n X n a b u l l ę s i ę z e b r a ł . A k i e d y h e r e z j a j u ż p o t ę p i o n a , t y l k o o d g r z e w a n a , a l i c h a i n i e g r o ź n a ” [podkr. K.R.]413. Księża zabronili Duńskiemu widywania się z towiańczykami i nie zezwolili na złożenie wizyty Towiańskiemu. Jełowicki donosił do Rzymu, że ksiądz Edward chociaż obiecał, że do Towiańskiego nie pójdzie, to jednak jak dawniej, tak i teraz „z samymi niemal towiańczykami żyje, i t o n i e j a k o i c h d o k t o r , a l e j a k o i c h p a c j e n t [podkr. K.R.], nie jako dający, mówiąc językiem jego, ale jako od nich biorący. Smutne, niepojęte zaślepienie. Zdrowie X. Edwarda, jak na niego, dobre. Szkoda go!”414. Kapłan winien być doktorem - sądził Jełowicki. Kajsiewicz myślał podobnie. Semenenko też i często lubił powtarzać, że on, ksiądz, „ t o l e k a r z o d B o g a z e s ł a n y ”415. Duński zachodził do Mickiewicza i do towiańczyków nie jako doktor, lecz pacjent: chory do chorego. Swój do swego po swoje. Aż 27 września 1848 roku Andrzej Towiański zaszedł do niego. Tego dnia ksiądz Edward Duński odprawił Mszę Świętą w kościele Świętego Seweryna, na prośbę Brata Wodza towiańczyków - Karola Różyckiego. Po Mszy wszedł do sklepionej zakrystii Towiański, uwolniony z więzienia i od galer dzięki Celinie Mickiewiczowej. Towiański wielkie na Duńskim sprawił wrażenie, gdy dziękował mu za odprawienie ofiary u Stołu Pańskiego. Wtedy mu Duński powiedział, że już dawno pragnął spotkania dla rozjaśnienia wielu rzeczy niejasnych. Towiański mu odparł, że jest na usługi każdego, „wszystko rozjaśni i do końca”. I mówił o trudnościach i przeciwnościach, które jedynie ofiarami Chrystusa Pana człowiek może zwyciężać, w łączności zostając z Trójcą Przenajświętszą i posilony Świętym Sakramentem. A kiedy Towiański odwrócił się i zmierzał w stronę dębowych drzwi zakrystii. Duński powstrzymał go i spytał, czy wie, że Ojciec Święty wyraził chęć widzenia go w Rzymie, jeśli 412 List E. Duńskiego do H. Kajsiewicza, Paryż, 5 lutego 1847 roku, rkps ACRR, sygn. 35543. 413 H. Kajsiewicz do J. Hubego, Rzym, 28 lipca 1847 roku, rkps ACRR, sygn. 54411. 414 Cyt. za: P. Smolikowski, Hirtorya, t.IV, s. 219. 415 Por. Przeciw błędom Andrzeja Towiańskiego. Kazanie O. Piotra. Semenenki miane w Paryżu dnia 4 października r. b. przypisami objaśnione, „Przegląd Poznański”, 1858, t. XXV. Półrocze pierwsze, poszyt I, s. 5. 143 tylko dziwny przybysz, za proroka przez niektórych uważany, podda się sądowi Stolicy Piętrowej. Towiański odrzekł, że wie i tylko tego sobie życzy, aby mógł jak najprędzej stanąć przed Piusem IX, bo wieki czekały na tak wielkiego papieża, który wśród tylu trudności potrafi wynieść tak wysoki ton chrześcijański. I dodał Towiański, że stawi się w całej pokorze, niech Bóg go pokara, gdyby dumał o jakiejś zdradzie. Ojciec Święty rozsądzi i zobaczy, czy Towiański z innego Ducha czerpie, czy gdzie indziej zmierza i zapewnił Księdza Edwarda, słuchającego w napięciu wielkim i drżeniu, że „mocen jest Bóg, przez najsłabsze narzędzie okazać miłosierdzie swoje. Nie, nie obawiaj się, ja nie stanę jako Luter w Kościele”416. Edward Duński słuchał Towiańskiego, nie wysłuchał, lecz usłuchał i z właściwą sobie naiwną prostotą w Bogu wysłowił nadzieję, że „kochani bracia [zmartwychwstańcy], tym razem już doświadczeniem nauczeni, nie będą stawać przeszkodą, ale raczej pomocą. Przecież nie ma niebezpieczeństwa, aby Papież mógł przyjąć herezje, jeśli je Towiański niesie”417. W tym samym liście do Józefa Hubego, skreślonym w Paryżu dnia 5 października 1848 roku, liście, który jest krzykiem „nagiej duszy”, ksiądz Edward Duński popełnił wielką nieostrożność, ujawnił swą drugą chorobę, gorszą od kawern w płucach i gnijących kości - ukazał zmartwychwstańcom gruźlicę swej duszy, bo napisał, że: „Niedziwno, że ten człowiek robi takie wrażenia na ludziach, bo nigdy nie spotkałem człowieka, mówiącego z taką prostotą, z taką pogodą, jasnością, pewnością, a zarazem pełen prostoty i miłości. P r z y p o m i - n a w i e l e O j c a Ś w i ę t e g o [podkr. K.R.]”418. Tego naprawdę było już za wiele. Należało księdza Edwarda co rychlej izolować. Ale jak dalej toczyć walkę z herezją, skoro i Semenenko odizolowany? W maju 1849 roku ksiądz Edward Duński wystąpił ze zgromadzenia zmartwychwstańców. W lutym tego roku wystosował do Józefa Hubego list, w którym domagał się wolności sumienia: „Po czternastu latach tylu boleści, prac wspólnych, po stracie zdrowia - do wyboru: niewola, albo precz od nas! Prawie dziś rocznica zawiązku naszego ze śp. Bogdanem [Jańskim]. Niech duch jego, ojcze, do ciebie przemówi! - Tej niewoli nie poddaję się. Powróćcie mi należną wolność chrześcijańską między wami, ufność braterską, albo mnie jej odmawiając, uczyńcie wolnym od zobowiązań moich między wami, bo wolności mojej chrześcijańskiej służenia prawdzie przede wszystkim, jej szukania i świadczenia o niej, przez śluby moje nie wyrzekłem się, owszem zobowiązałem. Wolny od zakonu waszego, niewolnikiem zakonu Bożego i prawdy Bożej pozostaję. I tam znajduję wolność w Panu, której mnie nikt pozbawić nie może, jeno sam grzech. O święta wolności chrześcijańska, gdzieżeś ubiegła z zakonów w Kościele Bożym? Niedziwno, że tak źle obecnie na świecie: anarchia lub niewola; bo sól powietrzała. - Wierzcie, bracia, boleści mojej, gdy się widzę zmuszonym do rozłączenia od braci, z którymi mnie tyle prac, nadziei i boleści wspólnych połączyło. Ufam miłosierdziu Bożemu, że was nie utrącam, że się na długo nie rozłączam. Prawda połączy nas”419. Ksiądz Edward Duński rozłączył się z ojcami zmartwychwstańcami na zawsze. Jako kapłan świecki służył ofiarą u Świętego Rocha, w Saint Philippe-du-Roule i w kościele Saint- Merri. W ciągu niespełna sześciu lat złożył co najmiej osiemnaście wizyt u kanclerza Kurii Metropolitalnej, księdza Buqueta w arcybiskupstwie paryskim420. W sprawie Andrzeja 416 Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 219 – 221. 417 Tamże, s. 221. 418 Tamże. 419 Tamże, s. 225 – 227. Por. E. Duński, op. cit., s. XIX – XXIII. 420 Edward Duński przed kanclerzem Kurii Metropolitalnej, księdzem Buquetem, stawił się po raz pierwszy w sprawie swej towianistycznej konwersji lub/i w obronie mistrza Andrzeja 8 lub 9 września 1849 roku. Później wyzwano go w dniach: 19, 20 września 1849 roku; 29 października 1849 roku; 9 listopada 1849 roku; 10 marca 1850 roku; 2 sierpnia 1850 roku; 20 lub 21 września 1850 roku; 5 stycznia 1851 roku; w marcu 1854 roku; 30 144 Towiańskiego, w sprawie broszury Semenenki i w sprawie cofanych mu i przywracanych uprawnień kapłana. Bo księża zmartwychwstańcy postarali się o cofnięcie pozwolenia na odprawianie przez księdza Edwarda Mszy Świętej, słuchania spowiedzi, udzielania Sakramentów Świętych. Kanclerz wzywał Duńskiego, odpowiednie pozwolenia czasem podpisywał, czasem pióro nad papierem zawieszał. Ciężko chorował ksiądz Duński na ciele i - wedle zdania zmartwychwstańców - na duszy. Wysłuchał Towiańskiego i naraził się na wieczne potępienie. Na lekarza „od Boga zesłanego” na pewno się nie nadawał, bo zamierzał prawdy sam szukać, kiedy przecie dla kapłana-doktora prawda już dawno podana na tacy. Duński słuchał, kiedy słuchać nie wolno. Duński szukał, kiedy szukać nie trzeba. A co z Semenenką - drugim chorym i cierpiącym? Ksiądz Kajsiewicz pisał 17 listopada 1846 roku: „Księdza Piotra w każdym razie uważam za straconego”421. 27 czerwca 1847 roku twierdził, że z Semenenką trzeba koniecznie skończyć422. Ale 27 sierpnia 1847 roku Kajsiewicz już pocieszał Semenenkę: „Bądź zdrów i dobrej myśli mój Piotrze, doczekasz chwili, kiedy diabeł sobie będzie gryźć pazury i zobaczymy się, da Bóg jak w najlepsze”423. Aż nadszedł dzień 22 września 1849 roku, kiedy Hieronim Kajsiewicz wysłał Semenence następujące skrzydlate słowa. Jasne i ciche jak jesienny poranek nad Trinita dei Monti, słowa pełne miłości, przebaczenia i proszące o wybaczenie, lecz jednocześnie jakby nie przez kapłana, nie przez Boskiego lekarza napisane: „Kochany mój bracie Piotrze! I ja współcześnie z Tobą, będąc w Einsiedeln, gdziem poczciwego O. Brandysa spotkał, myśliłem o tych pierwszych lepszych czasach. Co się potem stało, niech Bóg miłosierny, który jeden jasno rzeczy widzi i rozumie, wszechstronnie odpuści i zatrze. M y l u d z i e , p o l u d z k u , p o d ł u g ś w i a t ł a i s u m i e n i a , j a k i e o r z e c z a c h m a m y , p o s t ę p o w a ć m o ż e m i p o w i n n i ś m y [podkr. K.R.]. Takie było i moje postępowanie, kierowane względem na dobro Zgromadzenia. Z rodzonym ojcem i bratem nawet nie inaczejbym postępował. Ale ani doskonałej przenikliwości, ani nieomylności w środkach ani myśliłem, ani myślę sobie przyznawać. Rdzy żadnej w duszy nie miałem, choć Bóg wie, a ludzie na zewnątrz widzieli, żem nigdy i za nic tyle w życiu nie cierpiał. Niech nam tu tedy Bóg miłosierny wszystkim przyjmie za pokutę. Do zobaczenia najmilszy! Wszystkie diabelskie sztuczki dawniejsze i obecne, które wśród nas [diabeł] stara się wścibiać, znikną w uściśnieniu braterskim, w miłości Jezusowej. Twój od serca Hieronim”424. Ksiądz Paweł Smolikowski napisał w drukowanej wersji historii zgromadzenia, że „takie było zakończenie tego smutnego dramatu. Mógł X. Kajsiewicz w całej prawdzie napisać po tym wszystkim (12 stycznia 1850) do Koźmiana: Dałby Bóg, aby w rodzinach tak się kochali, jak my się kochamy i to nasze Zgromadzeńko”425. W tym samym czasie Andrzej Towiański czuwał w Zurychu nad łóżkiem księdza Edwarda Duńskiego, cierpiącego straszliwe męki z powodu gruźlicy płuc i kości. Biskup z Chur wstrzymał Duńskiemu prawo odprawiania Mszy Świętej i spowiadania w zurychskiej diecezji426. marca 1854 roku; 23 lub 24 czerwca 1854 roku; 14 listopada 1854 roku; 13 stycznia 1855 roku; 29 marca 1855 roku; 31 marca 1855 roku; 3 kwietnia 1855 roku. Podczas ostatniej wizyty kanclerz przywrócił Duńskiemu zawieszone wcześniej prawo spowiedzi (tamże). 421 List H. Kajsiewicza do J. Hubego, Paryż, 17 listopada 1846 roku, rkps ACRR, sygn. 5421. 422 List H. Kajsiewicza do J. Hubego, Rzym, 27 czerwca 1847 roku, rkps ACRR, sygn. 5404. 423 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Rzym, 27 sierpnia 1847 roku, rkps ACRR, sygn. 5412. 424 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Rzym, 22 września 1849 roku, rkps ACRR, sygn. 5502. 425 List H. Kajsiewicza do J. Koźmiana, Rzym, 12 stycznia 1850 roku, rkps ACRR, sygn. 5559. Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 305. 426 E. Duński, op. cit., s. XXXVI – XXXVII. 145 Ksiądz Piotr Semenenko już wstawał rano i spać chodził wcześnie. Wypełniała go duchowa słodycz, radość wybaczania. Wiele pisał, zgodnie ze swym właściwym powołaniem. On, „największa głowa spośród zmartwychwstańców”, uczony, filozof, teolog i autor Mistyki, dokonał ponadto w owym czasie wielkiego odkrycia prawa polszczyzny, ujętego w Obrazie słowa polskiego i jego odmian, które poprzedził antyfoną do narodu: „Narodzie polski! Bóg dał ci język jak go rzadko który naród na ziemi posiada. Wiedzże, iż to Bóg dal ci ten język, że to jest dzieło jego myśli, jego, a nie twojej, wypływ jego pełni, a nie płód twojej czczości, odblask jego zwierciadła, a nie żaden wytrysk twojej ciemni. Uznaj to, a strzeż się ułudy! Są w twym łonie synowie nocy, chcący wmówić w ciebie, żeś ty jest tym Bogiem, który znał złe i dobre od początku, i ze swojej wszechwiedzy powoli rozwijającej się cały język wydobył. To oni w ciebie chcą wmówić, oni, którzy przez lat tyle nie tylko ci żadnego nowego języka nie przynieśli, ale nie umieli powiedzieć, jakie prawo ich własnym rządzi, którego bez pracy dostali. Poznajże czczości ich gadania. A poznawszy i odrzuciwszy błąd nie tylko daj świadectwo prawdzie, bądź zarazem wdzięczny za dobrodziejstwo. Ten język tak piękny, tak składny, tak udatny, tak pełny, tak brzmiący, tak żywy, obróć na chwalę Tego, który ci go darował. Niechaj w nim błąd nic nie znajdzie, prócz pomsty i kary, cały niech się iskrzy i płacze dla prawdy Bożej, jej cały niechaj służy, a z marmurów, ze srebra i złota, z drogich kamieni i pereł, które w nim ręka Stwórcy jego dary tak obficie złożyła, ty. Narodzie mój! Wznieś przybytek, wystaw dłoń, wij wieniec Najwyższemu!”427. Synem nocy był Towiański oraz jego sekta, ale na szczęście Piotr Semenenko przejrzał niecne zamiary i odkrył prawa rządzące polszczyzną, by objawić je narodowi. A kiedy stał się prawdziwie wielkim lekarzem dusz, czyli kapłanem, zajął się homeopatią, by również w cierpieniach cielesnych ulżyć sobie i innym. W dzień Bożego Ciała, 22 czerwca 1851 roku, wpisał do Dziennika przepis na lekarstwo homeopatyczne na wściekliznę: „Biorą się skorupy wierzchnie, to jest płaskie od ostryg - samców, których pleć poznaje się po brzegach czarniawych, albo ciemnożółtych, kiedy młodsze, palą się aż do zupełnego zwapnienia, tłuką się potem na proszek ulotny. I to jest lekarstwo. Dozy są trojakie: najmocniejsza, kiedy szaleństwo już wybuchło: i dnia 6 gros, drugiego - 4 gros i trzeciego - 4. Druga doza po 4 gros przez 3 dni także. Trzecia doza, 2 gros, raz tylko. Trzeba się przy tym wystrzegać surowo mleka, masła i sera. Bierze się na czczo, albo uwinięte w chleb jak pigułki, albo w półszklance wina białego, albo w jajecznicy usmażonej na oliwie, nie na maśle. Ten trzeci sposób najmniej dobry”428. Broszura księdza Piotra przeciw herezji Towiańskiego już dawno poszła w obieg. W przerwach pomiędzy krwotokami ksiądz Edward Duński pisał wielką obronę Towiańskiego dla arcybiskupa Paryża i oskarżył Mickiewicza oraz zmartwychwstańców o wielką herezję. 427 P. Semenenko, Obraz słowa polskiego i jego odmian przez..., Poznań 1852, s. 57. Por. P. Semenenko, Mistyka ułożona podług nauk konferencyjnych..., Kraków 1896. 428 P. Semenenko, Dziennik 1851 – 1886, s. 15 (maszynopis). 146 ODSŁONA 7 4 PAŹDZIERNIKA 1857 ROKU. PARYŻ. KOŚCIÓŁ WNIEBOWZIĘCIA. KSIĄDZ PIOTR WYGŁASZA KAZANIE O ISTNIENIU DIABŁA. Ksiądz Piotr Semenenko wreszcie przeciwko Towiańskiemu napisał. Jego dzieło: Towiański et sa doctrine jugee par 1'enseignement de 1'Eglise, zawierające rozprawę o towianizmie, tablicę porównującą fragmenty zdań wyjętych z Biesiady z dogmatami katolickimi w ujęciu doktora świętej teologii, tekst Biesiady w językach polskim, łacińskim i francuskim, a także dodatki: niektóre pisma Towiańskiego oraz akt poddaństwa Pilchowskiego, ukazało się na początku lipca 1850 roku w Paryżu, choć już w roku 1849 jego fragmenty wytłoczono osobno w Rzymie, by przeciwstawić się szerzeniu towianistycznej herezji przez Mickiewicza429. Ale duch miłości jeszcze wszystkich zmartwychwstańców pogodzonych odstępstwem Duńskiego chyba nie ogarnął, skoro 28 czerwca 1849 roku Kajsiewicz skarżył się z Genewy na księdza Piotra do Kaczanowskiego, jakby obudziła się w nim własna, autorska, poetycka duma: „Czy warto, abyś prace X. Piotra przepisywane mi przysyłał - chyba przegląd i to, czego nie umieścił. Nie wiem, co tak pili. Mniejsza jak i przez kogo rzecz się ta rozstrzygnie [tzn. kto pierwszy doprowadzi do potępienia Towiańskiego - przyp. K.R.], ale co mnie smuci, to dbanie X. Piotra o swoje w i d z i m i s i ę i w ł a s n o ś ć a u t o r s k ą [podkr. Kajsiewicza] [...] Po co, u licha, zakony, po co się zbierać, aby całego siebie zatrzymywać i drzeć się - i by jak w świecie więcej o prawach swoich, jak o obowiązkach. Zresztą można dać zgorszenie w Kościele bez wpadnięcia w herezję, jak np. Gioberti i Ventura. - Jeżeli w pracy X. Piotra [o Towiańskim] coś venturyzmem czuć, święcie Ojciec robi, że się opiera drukowi. Oh! Prawda mój Karolu, każdy z nas ma swoje licho to fizyczne, to moralne - a wszyscy możem się skarżyć na miłość Boga, w której by się na nasze j a [wyraz nieczytelny] człowieka popaliły. Jak z tego Zakon się Sklei? Miłosierdzie Boskie nieprzebrane”430. A nawet po wielkim miłosnym wzajemnym wybaczeniu, kiedy ksiądz Piotr mógł już opuścić afrykańskie wygnanie i zdążać do Rzymu, to jeszcze się Kajsiewicz nań użalał w kolejnym liście z 3 września 1849 roku do Kaczanowskiego: „X. Piotr kiedy wraca? Musiał z X. opatem mówić tylko hipotetycznie - darcie się jego z Ojcem o swoje pisma wcale mi? nie cieszy. - Jaś [Koźmian] pisał, że mu przysłał [wyraz nieczytelny] cierpką odpowiedź na jego uwagi - pisałem, by wstrzymać. Jeżeli mu Solesmes nie pomoże, to źle będzie”431. Już po tygodniu stosunek Hieronima Kajsiewicza do Semenenki ocieplił się znacznie w związku z wiadomością, że sprawa Towiańskiego stanie na Synodze Biskupów w Paryżu, rozpoczynającym się 15 września. Miała stanąć, ale nie stanęła, ponieważ arcybiskup paryski Marie Dominique Auguste Sibour, podobnie jak jego poprzednik Auguste Dionizy Affre, wcale nie spieszył się z potępianiem Towiańskiego, tak jak przed laty władze duchowne nie spieszyły się z potępianiem Mickiewicza, a nawet, ku z trudem ukrywanej rozpaczy Jełowickiego i Kajsiewicza, o sprawę sekty Towiańskiego w ogóle mało dbał. Na domiar złego łagodnym okiem spoglądał na wizyty Duńskiego w arcybiskupstwie i prawdopodobnie czytał memoriały pisane przez byłego zmartwychwstańca w obronie heretyka. Kajsiewicz sądził, że sprawa Towiańskiego na Synodzie stanie, więc II września pisał w pośpiechu do Kaczanowskiego ze Szwajcarii, zanim jeszcze spakował sakwojaż: „Drogi bracie Karolu! W skutek twojego ostatniego listu, jutro, najpóźniej pojutrze wyjeżdżam z po- 429 Por. P. Semenenko, Towiański et sa doctrine jugée par l’enseignement de l’Eglise par... Pretre, docteur en Théologie, Paris 1850, Sagner et Bray Libraires. Por. także K. Kostenicz, Ostatnie lata Mickiewicza. Styczeń 1850 – 26 listopada 1855, Warszawa 1978, s. 46; K. Kostenicz, Legion włoski i „Trybuna Ludów”, s. 558 – 559. 430 List H. Kajsiewicza do K. Kaczanowskiego, Genewa, 28 czerwca 1849 roku, rkps ACRR, sygn. 5441. 431 List H. Kajsiewicza do K. Kaczanowski, Genewa, 3 wzrześnia 1849 roku, rkps ACRR, sygn. 5497. 147 wrotem do was. Ważne, by w razie traktowania sprawy Towiańskiego, kochany X. Piotr w Paryżu znajdywał [się]”432. 25 lutego 1850 roku Kajsiewicz donosił Koźmianowi, że „ Towiańszczyzna idzie teraz do druku”433, czyli że rozprawa Piotra Semenenki tłoczy się w drukami u Sagniera i Braya. Drukowanie się jednak przeciągało, bo ksiądz Piotr jeszcze ciągle coś pragnął dopisywać, wyszczególniać i uzupełniać. 6 kwietnia 1850 roku Kajsiewicz donosił Hubemu: „X. Piotr dostał znowu kataru mocnego z kaszlem, trochę się znowu krwi było pokazało - już mu trochę lepiej - na wszystkie ćwiczenia uczęszcza. Pokazuje się, że potrzebuje ciągłej ostrożności i starań. Wczoraj zaniósł Domówienie do Towiańszczyzny do druku”434. Zadra jakaś, cień zazdrości tkwił nadal w duszy Hieronima Kajsiewicza, bo 9 maja 1850 roku pisał do Jełowickiego: „Przeczytałem przedmowę do Towiańszczyzny - wcale niepotrzebna i nieprawdziwa mea culpa, jak gdybyśmy wraz towiańszczyzny zaspali. - Kilka razy szturmowaliśmy do śp. Arcybiskupa [Affre], zawsze nam odpowiadał: Ne poussez pas a bout [! ] ces gens, ils sont dans 1'erreur, mais ils me paraissent de bonne foi - ayez de la douceur et de la patience. Potem przyszła podróż Mickiewicza do Rzymu - potem ruch 1848 r. - a teraz na Synod paryski staraliśmy się rzecz wnieść - nie nasza wina, że nie chcieli się zająć. Co do francuszczyzny [Semenenki], zmieniłem np. wyraz exacerber”435 . l września 1850 roku Kajsiewicz niepokoił się bardzo, czy Semenenko zaniósł arcybiskupowi egzemplarz swej broszury i czy bracia „myślą, co z X. Edwardem począć”, a pod słowami księdza Hieronima dopisał się 5 września ciągle na Semenenkę nadąsany Jełowicki, który lubił przecież z listami księdza Piotra postępować wedle swej woli, więc dopisek Jełowickiego pod słowami Kajsiewicza nabrał smaku żółci tylko lekko rozcieńczonej święconą wodą: „List z Anglii przybyły rozpieczętowany, lecz nie przeczytany odsyłam, skórom zobaczył podpis. List X. Hier[onima] pod moim adresem pisany Ci odsyłam i proszę o doniesienia co zrobić z Towiańszczyzną [tzn. z broszurą Semenenki przeciw herezji Towiańskiego - przyp. K.R.] - czy ty chcesz egzemplarze dla Rzymu przesłać lub też li tylko do X. Hub[ego]. Prócz tego pytam, czy Arcybiskupowi paryskiemu dany został egzemplarz lub nie? [...] Mój kochany Xięże Pietrze, dużoś mi żalu zrobił, gdy rozwijając swój ornat spostrzegłem, iż zupełnie pognieciony, a co gorsza, że nawet już odprasowany być nie może. Widać, że wioząc go musiałeś Ty lub kto inny na niem się oprzeć i przeto złamanie mocne po obu stronach ornata [...] Prócz tego nie dowiozłeś bursy. Oj, nie godziło się tak pamiątką dla mnie drogą pomiatać - niech Ci Bóg za to nie pamięta. Ja w mojej dumie myślałem go ofiarować Papieżowi, a teraz i dla prostego kapłana już nie bardzo ważna rzecz, bo połamany”436. Więc chociaż Kajsiewicz głosił, że wielka miłość zapanowała w „zgromadzeńku”, to zdaje się, że Jełowicki Semenenki do końca nie ukochał i uważał, że nie tylko do żadnego przełożeństwa się nie nadaje, ale jeszcze ornat mu zniszczył i bursy nie przywiózł. Nade wszystko Jełowicki i Kajsiewicz podejrzewali, że ksiądz Piotr nie wręczył osobiście swej uczonej rozprawy przeciw kacerstwu Towiańskiego wyższej władzy duchownej, czyli arcybiskupowi Sibourowi. Mógł nie wręczyć, skoro sprawa Towiańskiego choć powinna wejść na Synod paryski, rozpoczynający się 15 września 1850 roku, to jednak nie weszła. Kajsiewicz i Jełowicki pragnęli najpewniej, by Semenenko osobiście wręczył swą broszurę arcybiskupowi Paryża z odpowiednią, godną dedykacją, by przypomniał w niej raz jeszcze, 432 List H. Kajsiewicza Do K. Kaczanowskiego , Genewa, 11 września 1849 roku, rkpsACRR, sygn. 5498. 433 List H. Kajsiewicza do J. Koźmiana, Paryż, 25 lutego 1850 roku, rkps ACRR, sygn. 5506. 434 List H. Kajsiewicza do J. Hubego, Paryż, 6 kwietnia 1850 roku, rkps ACRR, sygn. 5509. 435 List H. Kajsiewicza do A. Jełowickiego, Paryż, 9 maj 1850 roku, rkps ACRR, sygn. 5543 (tamże dopisek A. Jełowickiego). 436 List H. Kajsiewicza do P. Semenenki, Rzym, 1 września 1850 roku, rkps ACRR, sygn. 5543 (tamże dopisek A. Jełowickiego). 148 jak wielkie niebezpieczeństwo zawisło nad wiarą świętą, rzymską, katolicką ze strony herezjarchy i jego wyznawców, jak groźbę ową wzmocniło odstępstwo dawnego zmartwychwstańców towarzysza, księdza Duńskiego, który pierwszy do walki z kacerstwem wyruszył z Rzymu do Paryża. Kajsiewicz i Jełowicki pragnęli Semenenkowej dedykacji i uroczystego wręczania, bo chociaż już w pierwszych dnia marca 1850 roku rozprawa księdza Piotra leżała na stole kanclerza Kurii, księdza Buqueta, to w chwili, gdy Duński zdradził, osobista rozmowa autora z władzą kościelną jeszcze bardziej zdawała się potrzebna437. 6 marca 1850 roku ksiądz Buquet wezwał do siebie Edwarda Duńskiego po raz szósty w ciągu kilku miesięcy. Tym razem nie w sprawie oskarżeń składanych na niego przez zmartwychwstańców i nie na skutek przekazywanych mu raportów francuskiej policji, z których wynikało, że Duński to socjalista, bo się zadaje z Towiańskim, czerwonym prorokiem438. Kanclerz pragnął widzieć Duńskiego w sprawie broszury Semenenki. - Wezwałem Cię [...] w sprawie pana Towiańskiego, odebrałem o rzeczy tej pismo. - Zapewne broszurę X. Semenenki - rzekłem. - Tak jest, podał mi ją X. Kajsiewicz. Dotąd jej nie czytałem, ale jak przeczytałem, wezwę Cię, abyś mi dał swoje zdanie. Ile mi wiadomo odkrywa rzeczy, które się przeciwiają dogmatom wiary; wezwałem Cię, aby Cię ostrzec, że należy być ostrożnym, abyś nie propagował rzeczy niepewnych, wiesz to dobrze, że w rzeczach wiary należy się trzymać tego, co jest pewnym i określonym przez Kościół etc. [...] - Co mówisz i co sądzisz o przechodzeniu dusz? - Rozjaśnienie tej kwestii nie do mnie ostatecznie należy. Pan Towiański, który odebrał pod tym względem objawienie, powinien być wysłuchany. On jeden dotąd ma ideę pełną. Dla mojego sumienia i rozumu kwestia ta wyjaśnia mi wiele trudności, których dotychczasowe tłumaczenie z grzechu pierworodnego - nie wyjaśniało. Jak na przykład wszystkie różnice charakterów, kondycji, ludzi, narodowości etc., które dotychczas były i są tajemnicą dla człowieka. Można było ukorzyć rozum przez wiarę nauczającą, że Bóg jest Miłosierny i Sprawiedliwy, ale tego człowiek nie widział. W żywotach wielu ducha człowieczego i rozum człowieka widzi Sprawiedliwość i Miłosierdzie Boże. W sumieniu moim nie widzę przeciwieństwa żadnego dla dogmatów Wiary Katolickiej...439. Niedługo potem Edward Duński doznał sennego widzenia w izbie przy ulicy Świętego Karola 2 na Batignolach, gdzie gromadzili się towiańczycy, którzy nie poszli za Mickiewiczem. Duński odnalazł się we śnie w jakiejś ogromnej przestrzeni, której horyzont powlekała ciemność. Duński szedł i rozmawiał sobie z Kajsiewiczem, a za nimi podążał „tłum ludzi niemały”. Nagle Kajsiewicz dostrzegł na niebie, po lewej stronie Duńskiego, jakiś wielki znak na niebie i zawołał: „Czy widzisz?”. Duński oczy odwrócił i ujrzał wielką kolumnę ognistą łączącą nieboskłon z ziemią, na której wierzchołku zobaczył Chrystusa Pana na krzyżu rozpiętego, z głową i oczyma w górę wzniesionymi, w modlitwie do Ojca. Poczuł ksiądz Duński, że ta „modlitwa jest nad stanem obecnym człowieka”. Poniżej dostrzegł Napoleona w blasku ognistej kolumny, w mundurze, w modlitwie, „ale i w pewnej gotowości do czynu”, a jeszcze niżej, pod Napoleonem, zobaczył „podobnież ubranego, jakby Jego pomocnika” i zastanawiał się kto by to był, bo go poznać nie mógł... 437 Zob. list E. Duńskiego do K. Różyckiego, Paryż, 10 marca 1850 roku, rkps ACRR, sygn. 35603. Por. także E. Duński, Listy (1848 – 1856), s. 57. 438 Tamże. 439 Tamże. 149 Kiedy Duński ujrzał ognistą kolumnę i wszystkich, którzy w niej mieszkali, odwrócił się do Kajsiewicza, który mu przecież pierwszy znak gorejący pokazał i spytał, czy dobrze on widzi to, co ksiądz Edward dostrzegł, czy widzi znaki, które jego uderzyły „jako dowód nowej myśli Pana dla ziemi, w epoce obecnej”. Spytał Kajsiewicza, czy rozumie, czy potwierdza. Ale na odpowiedź księdza Hieronima nie czekał, tylko w sennym widzeniu runął na kolana i zaczął się modlić głośno w natchnieniu, w pełni, której nigdy potąd w życiu nie zaznał. Runął ksiądz Duński na kolana i powtarzał żarliwie: „Chryste Panie, zmiłuj, zmiłuj się nad nami”, bo przeczuwał we śnie i w duchu jakieś bliskie, wielkie i nieuchronne nieszczęście, „zmiłuj się, Chryste Panie nad nami” wołał i bił się w piersi i zapłakał ksiądz Edward czystymi i gorącymi łzami, bił się w chore piersi, ciągle modląc o zmiłowanie nad nami wszystkimi, a wtedy dojrzał, jak u dołu gorejącej kolumny otwierają się jakby drzwi jakieś, wtedy zerwał się z klęczek, popędził w tamtą stronę i usłyszał za sobą oddechy wielu, którzy biegiem ruszyli za nim w stronę światła, dopadł otwartych we śnie drzwi i znalazł się w wielkiej świetlistej komnacie, na jej środku zobaczył Napoleona i jego tajemniczego pomocnika, podchodził powoli do niego i czuł, że za nim podążają inni, by powitać „Wodza i Obrońcę” i poczuł nagle ksiądz Edward Duński jak wypełnia go nadzwyczajna siła, nadziemska energia, moc nieskończona, pożywna, wszechpotężna. Podniosło się w nim wszystko: czucie i rozum, serce i nerki, zapomniał ksiądz Edward o kaszlu i krwotokach, o gorączce i o krwi wypluwanej. Ujrzał jak wszyscy, którzy próg komnaty przekroczyli, przemieniają się ze zjadaczy chleba w mocarzy, a ciągle przychodzą nowi, sala się napełnia i napełnia. Ksiądz Edward Duński poczuł nagle, że musi zawołać głośno, z głębi duszy, „że tą siłą zwyciężymy świat”. Napoleon dostrzegł, że energia i moc zamieszkała już w Duńskim i w całym zgromadzonym tłumie, „dal jakoby znak przyzwolenia i radości” i usunął się na bok, zniknął, ksiądz Edward stracił go z oczu440. Duński się przebudził do kaszlu, do krwi, do walki z Semenenką, do obrony Towiańskiego przed zmartwychwstańcami i przed Mickiewiczem. Możliwe, że kiedy ksiądz Edward doznawał sennej wizji, Semenenko nie skreślił jeszcze dedykacji dla arcybiskupa Paryża i nie przypomniał uroczyście o potrzebie walki paryskiego pasterza z odszczepieńcami. Ale za to chyba już wysiał egzemplarz swej francuskiej broszury Mickiewiczowi. Na tytułowej karcie starannie wykaligrafował następujące słowa: Adamowi Mickiewiczowi na znak zaufania w jego miłość prawdy z prośbą o rozważenie wszystkiego przed Bogiem samym w dowód dawnej i prawdziwej miłości przynosi autor441. Semenenko z Biesiady powyciągał urywki, strzępy, fragmenty wypowiedzi i przygwoździł je bretnalem sądu, starając się przekonać samego siebie i innych, że Towiański tak przecież napisał, ale Towiański bronił się ustami Duńskiego, że przecież Biesiada to tylko prywatna notatka, scenariusz, zapis przemówienia, żywej mowy, wygłoszonej do generała Skrzyneckiego owego pamiętnego dnia na polach Waterloo i przypieczętowana potrójnym toastem. Piotr Semenenko, ufając rozumowi wzmocnionemu wiarą, chciał za wszelką cenę udowodnić, że to, co Towiański sobie zapisał, znaczyło tyle, ile można było z zapisu wyrozu- 440 Tamże, s. 61 – 62. 441 P. Semenenko, Dedykacja rozprawy Towiański et sa doctrine... dla A. Mickiewicza, rkps Muzeum Literatury im. Mickiewicza w Warszawie, sygn. 837, 898 (sygnatury Biblioteki Polskiej w Paryżu). 150 mieć. Ksiądz Piotr zapomniał, nie wiedział, bo najpewniej nie mógł wiedzieć, że Towiański dokonał cudu przemienienia polszczyzny, a miłość swą dzielił z księdzem Piotrem, wielkim jak wiemy lingwistą. Towiański przecież odkrył, że słowa znaczą tyle, ile się im każe, a klucz do spiżami znaczeń trzyma mówiący, o ile osiągnął odpowiedni stopień władzy. Ksiądz Piotr powinien to odkrycie Towiańskiego uchwycić, pojąć i objawić, bo on sam postępował przecież podobnie, choć z innych występował pozycji. I już blisko znalazł się odkrycia, skoro napisał: „W doktrynie Towiańskiego panuje o Trójcy Przenajświętszej głębokie milczenie. Wprawdzie zaczyna on swą Biesiadę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ale w i a d o m o , ż e w y r a z y w y r a z a m i i z n a c z ą t o , c o p o d n i e m y ś l p o d - s t a w i a ; p r z y w y k l i ś m y d o t e g o z e s t r o n y w s z y s t k i c h n o w o t n i k ó w , ż e w i c h u s t a c h n a j ś w i ę t s z e w y r a z y n a b i e r a j ą z u p e ł n i e i n n e g o , n i e p r z e z w i e k i d a w a n e g o i m z n a c z e n i a [podkr. K.R.]; więc i tu wyrazy nas nie łudzą, nie zaślepiają, pytamy o ich znaczenie i wnet postrzegamy z całej istoty i natury doktryny, że to doprawdy są tylko wyrazy, że owo w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego nie znaczy bynajmniej Trójcy Przenajświętszej”442. Semenenko otarł się o odkrycie tajemnicy języka Towiańskiego w najważniejszym punkcie swej rozprawy, dotyczącym istoty Boga. Semenence się zdawało, że Towiański wyprowadza Boga od człowieka, czyli że uprawia coś w rodzaju „człowiekobożeństwa”, skoro napisał, że: „Kiedy człowiek chce sobie sam Boga utworzyć, musi koniecznie utworzyć go na swój obraz i podobieństwo, a zatem koniecznie wprowadzi do jego istoty ideę następstwa, wprowadzi swoją niestałość i swoją przemienność. Próżno potem pożycza jasnej szaty objawienia, próżno kładzie na tego Boga swego królewską purpurę dogmatów kościelnych, nazywa go Ojcem i Duchem Świętym; cała ta robota filozofii dzisiejszej, niekiedy błyszcząca i zwodnicza, nie przekroczy nigdy szranków teatralnego widowiska; myślisz na chwilę, że to król, to tylko prosty człek, czasem nędzniczek jaki, zawsze w nie swoich szatach. Takim jest Bóg filozofii, chociaż go ona przykryje płaszczem symbolów religijnych [...] Takie są pojęcia Towiańskiego o naturze Boga. Więc trzeba było, żeby i w tej najważniejszej nauce wyrzekł swoje ludzkie i szatańskie NIE, naprzeciw boskiego i kościelnego TAK!”443. Semenenko pomylił Towiańskiego i jego sektę z filozofami niemieckimi, z Reglem, Marksem, Straussem albo Feuerbachem. Wziął Towiańskiego za bezbożnika, socjalistę, komunistę, czyli za wysłannika piekieł. Czy Towiański głosiłby najdziksze bezeceństwa, bluźnił, lżył, złorzeczył, odprawiał czarne msze albo pchał członków koła do jawnej rozpusty, czy też Towiański czytałby tylko na głos psalmy Dawidowe, rozdziały z Ewangelii, a w uczniach swych poruszał czułe struny, nawracał ich na drogę chrześcijańską, pokazywał, jak żyć lepiej, czyściej, zdrowiej i pobożniej w zgodzie z samym sobą, z całym światem i z sumieniem, czy Towiański zatem byłby orgiastą, czy też posłańcem Dobrej Nowiny - dla Semenenki zawsze pozostałby heretykiem, sprzeniewiercą i diabłem wcielonym, ponieważ Towiański nie słuchał Semenenki. Mickiewicz też przed księdzem Piotrem głowy nie pochylił. Bo chociaż Semenenko otarł się o odkrycie, że doktryna Towiańskiego j a k o t a k a n i e i s t n i e j e , to z uporem twierdził, że jednak jest. Po to, żeby nie powiedzieć wprost, czym, wedle zmartwychwstańców, najbardziej zgrzeszył Towiański i dlaczego Mickiewicz heretykiem był. Adam szukał Boga sam, a Towiański zdawał się zagubionym emigrantom ku religijnej poprawie wskazywać drogę. Ale Mickiewicz szukał Boga na własną rękę, bezprawnie, bez kościelnego pozwolenia, a na dodatek nie został księdzem, bo zdradził swe duchowne powołanie. Towiański skupiał wokół siebie emigrantów w imię Chrystusa Pana i tłumaczył Pismo, czyli uzurpował sobie przywilej zastrzeżony tylko dla kapłanów. 442 Przeciw błędom Andrzeja Towiańskiego. Dokończenie, op. cit. s. 40. 443 Tamże, s. 42. 151 Bo tylko kapłan ma władzę nad sumieniem i duszą, tylko ksiądz ma prawo mówić w imieniu Boga. Tako rzekł Semenenko Towiańskiemu w Brukseli i powtórzy raz jeszcze swe sądy o władzy kapłanów w uczonej swej broszurze: „W kościele sakrament kapłaństwa jest ze wszech miar wielki i znaczący. Kto go otrzymuje, jest na miejscu Chrystusa postawiony pośrednikiem między Bogiem a ludźmi i o d - b i e r a p r z e z e ń p o d w ó j n a w ł a d z ę [wszystkie podkr. K.R.]. Naprzód nad ciałem mistycznym Chrystusa, którem [!] są wierni wszyscy; na nich kapłan sprowadza Boga za pomocą sakramentów, wszystkie dary duchowne, przebaczenie i łaskę. Po wtóre władzę nad prawdziwym ciałem Chrystusa, przez którą zamienia chleb i wino na prawdziwe ciało i krew Pańską i ofiaruje je Bogu ze strony ludzi jako dar, jako chwalbę, jako przebłaganie, jako prośbę, jako dziękczynienie. I to jest jedyna ofiara Nowego Testamentu. W d o k t r y n i e T o w i a ń s k i e g o n i e p o t r z e b a ż a d n e g o p o ś r e d n i k a m i ę d z y B o g i e m i l u d ź m i [...] Człowiek sam, bez pośrednika, powinien sprowadzać przez poruszenia duszy, kolumnę, łaskę, niebo. Więc jakąż inną władzę miałby ten pośrednik? Jużci znowu nie tę, aby od ludzi Bogu ofiarował ciało i krew Chrystusa Pana [...] Nie ma ani ciała, ani krwi Chrystus w tej doktrynie, więc nie ma władzy nad niemi żaden kapłan, żaden pośrednik”444. Dla Semenenki Towiański stał się kacerzem, a Mickiewicz heroldem heretyka, bo obaj przekroczyli obszar władzy kapłanów. Jeśli ktoś zaczyna szukać Boga na własną rękę, jeśli nawet - jak Mickiewicz - fanatycznie Go kocha, ściąga na siebie gniew i podejrzenia o herezję. Skoro Semenenko, doktor świętej teologii, uważa, że kapłani sprawują nawet podwójną władzę: nad ludźmi i nad Chrystusem, to skoro ktoś spoza klanu, nieważne czy poeta, czy też rejent, tak działa na ludzi, że się oni w oczach i w sercu przemieniają, a niektórzy nawet są lepsi i pobożniejsi niż wprzódy, to nieuchronnie wysiało go piekło. Diabeł wypchnął ogonem. Towiański nie jest księdzem, a orzeka w sprawach wiary. Zatem jest kacerzem. Mickiewicz nie tylko kapłanem nie został, ale zdradził powołanie do duchownej sukni. Jest zatem nie tylko kacerzem, ale również zdrajcą. Kacerze dokonali zamachu na prawowitą władzę. Podnieśli rękę na władzę kapłanów. Spadnie na nich za to kara w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen. Jak bardzo władza kapłanów leżała księdzu Piotrowi na sercu, na nerkach, jak mocno dręczyła go w jelitach, świadczą wstępne próby pisanej przez lat tyle rozprawy przeciwko Towiańskiemu. Ksiądz Piotr dociskany przez Jełowickiego i Kajsiewicza, podejrzewany o straszne występki, o kłamstwa, gnuśność i - o wstydzie - o rozpustę, czyli prawie odstępca i prawie heretyk, on, kapłan, na którego głowę posypały się plotki, zmowy, oszczerstwa i jęki Makryny Mieczysławskiej, nie zasłużone, wymyślone, lecz jakże skuteczne, zaczął pisać rozprawę z kacerzami na wygnaniu w Afryce lub może jeszcze w Paryżu, gdy już popadł w niełaskę. We wszystkich próbach i brulionach księże prawo do rządu dusz „wychodziło na jaśnię” od razu. W jednej z pierwszych wersji Semenenko napisał: „Dwie więc rzeczy twierdzimy: naprzód, że nauka Andrzeja Toiwańskiego jest błędna, to jest przeciwna nauce kościoła katolickiego. Potem, że cała przyczyna przyjęcia się i jakiegokolwiek jej wzrostu leży w przyjaznych okolicznościach. Te twierdzenia wykazują zarazem powód, dlaczego glos podnosimy w tej rzeczy. Kapłani Boga żywego, winniśmy jako strażnicy prawdy jedynej a wiecznej, wszędzie i zawsze błąd 444 Tamże, s. 45. 152 odpychać, winniśmy jako stróże zbawienia ludzkiego wykazywać wszelkie okoliczności błędu, wszystko, co go tylko może udać [!] za prawdę. Jeszcze wiara, wiara jedyna prawdziwa, wiara katolicka w sercach polskich nie zgasła. Żyje ona ogniem nieprzetlałym w sercach prostego ludu i da Bóg dobry, żyć będzie zawsze. A i wśród oświeceńszego narodu wiara dzisiaj za łaską Bożą coraz się bardziej i bardziej roznieca. Zawistny wróg zbawienia ludzkiego, wróg odwieczny porządku Bożego na ziemi, ścierpieć tego nie może; z jednej strony przez mocarzy tej ziemi bije prześladowaniem, z drugiej puszcza na nasz nieszczęśliwy naród obłudy i mamidła, aby go ze wszech stron dobić i zabić doskonale. Narodzie nieszczęśliwy! Ziemia i piekło sprzysięgły się na ciebie: jakże wytrwasz? Stój przy wierze, stój mocno przy niej! Żyje Bóg, który cię zawiedzie, jeśli mu wiernym zostaniesz!”445. Semenenko odkrył, kim są tumaniący naród wysłannicy piekieł. Jeden zowie się Towiański, a drugi - Mickiewicz. Towiański herezję przywlókł, a Mickiewicz ją roznosi, chociaż „Andrzeja Towiańskiego nauka z siebie samej żadnej ważności nie ma. Powtarza ona stare błędy, w które już nie raz wpadł umysł ludzki chcący własnymi siłami pojąć prawdę Bożą [...] Chociaż powtarza je w sposób sobie właściwy, niekiedy dowcipniej i świetniej, inną rażą, i to częściej daleko, nie tak fantastycznie, nie tak przemawiające do umysłu. Kto zna owe stare błędy, a każdy je zna, kto jedno tymi rzeczami się zajmował, ten nie potrzebuje nowego sądu wydawać na naukę Towiańskiego, wydał go, kiedy się z owymi błędami zapoznawał. Towiańs- kiego więc nauka nic albo bardzo mało nowego przynosi i dlatego sama z siebie niezależnej nie ma ważności446. Semenenko dojrzał w Towiańskim imitatora dawnych herezji i odmówił mu prawie oryginalności, jednak przyjął, że Towiański kacerską naukę wygłasza, która dzięki Mickiewiczowi znajduje wyznawców, bo: „Są ludzie, są wodzowie, są nauczyciele, których każdy głos jest prawem, każde skinienie rozkazem, każde słowo prawdą. Dla wielu z nas, Polaków, takim człowiekiem jest Mickiewicz”447. To, co Semenenko w broszurze przeciwko Towiańskiemu wypisał, wynikało z pierwszego i najgłębszego przekonania, że ksiądz Piotr posiadł prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, że jej strzeże i dogląda, on - „lekarz od Boga zesłany”, filozof, teolog, homeopata mogący uleczyć nawet wściekliznę. On, ksiądz Piotr Semenenko, odkrywca praw rządzących polszczyzną, on dzierży klucz do słów i ich znaczeń, on rozstrzyga o dobrym i złym, jemu przyszło ferować wywki. Bo on jest kapłanem. Ksiądz Piotr Semenenko wymyślił sobie „doktrynę” Towiańskiego, ale nie w jego opisaniu nie istniejącej nauki ukryło się największe nieszczęście. Najgorsze niebezpieczeństwo obranej przez księdza Piotra drogi polegało na nieświadomym naśladowaniu mniemanego kacerza. Semenenko przyjął, że on jest panem nad słowami i rzeczami i że on ustala związki i znaczenia na mocy udzielonej mu władzy. Dlatego Edward Duński, w liście pulsującym żalem i wstydem, oskarżył Semenenkę o publiczne złożenie owocu niemiłości i nieprawdy: „Doktrynę i literę, której ofiarą i pracą wieków w Kościele zbierano, sam bez ofiary, górujesz, nadużywasz tej litery, ducha jej krzyżujesz i sądzisz nią bez prawdy, bez miłości - bo 445 [P. Semenenko], inc.: Andrzeja Towiańskiego nauka w przeciwieństwie z nauką katolicką..., rkps ACRR, sygn. 3834a, 3834b. 446 Tamże. 447 Tamże. 153 bez poznania rzeczy, o której traktujesz, bez miłości dla osób, które ścigasz [...] Spocząłeś w doktrynie i sądzisz, że wszelkie życie, jakie się objawia, jest tylko doktryną, i że z niej tylko życie iść może. Tak kiedyś osądzili Słowo żywe wcielone Boga samego, tak je dotąd sądzą doktrynerzy i krzyżują Ducha, nie mogąc już doścignąć człowieka [...] Mylnie sądzisz, że p. Towiański przynosi jaką nową doktrynę lub systemat przez siebie stworzony i z tego sądu mylnego utworzyłeś ty sam systemat dla niego, w którym od początku do końca nie ma prawdy, bo z fałszywego założenia rozwinięte, nie może być prawdziwe, ani wnioski z nego [...] Słowo niemiłości i nieprawdy, przeciw bratu głoszone, nie jest chwałą dla Pana, tak dawniej broniliśmy demokracji, pryncypiów ludowych, ale tak nie wolno bronić Chrystusa ani Jego Kościoła. On żąda, abyśmy Go naśladowali w ofierze, jaką spełnił, w drodze, jakiej nauczył, w życiu, jakie objawił. On daje żywot, naucza prawdy, pokazuje drogę, a Sługa żyjący ułatwia teraz obecnemu człowiekowi przyjęcie drogi Chrystusowej, bo ją sam spełnia. Powtarzam X. Piotrowi: po niej będzie poznany od każdego, kto szuka tej drogi. Po niej pozna go Kościół, kiedy zła wola człowieka wyowocuje i nie będzie już przeszkadzać, aby dał się poznać. Wtenczas innym okiem spojrzycie na prace jego i na pisma jego. Poznacie, z jakiego je ducha podaje i czy je Kościół zaliczy, jak już stanowczo osądziłeś, X. Piotrze, do historii herezji i błędów448. Edward Duński nie omieszkał przypomnieć, że Semenenko, kiedy widział w Brukseli Towiańskiego i kiedy pisał swą broszurę, sam już popadł w stan podejrzenia, a może nawet grzechu, w związku ze swym stosunkiem do pani Bartoszewicz: „Przypominam dla dobra duszy Twojej X. Piotrze! - Czy pamiętasz, w jakim usposobieniu moralnym już byłeś podówczas, kiedyś widział w Brukseli p. Towiańskiego, które Ciebie i całe Zgromadzenie naraziło następnie na tyle boleści ...! A w opowiadaniu Twoim przykrywasz się formą świętą. Bóg to widzi i sądzi...”449. List-lament Duńskiego wręczył Semenence Nabielak. Nabielak wyraził głęboką boleść, że kapłan i urzędnik Kościoła dopuścił się czynu tak przeciwnego swojemu powołaniu, że potępił Sprawę Bożą jako herezję, ruch duchowy, któremu tylu znanych rodaków zawdzięcza nawrócenie się do Boga i odnalezienie w Chrystusie Panu. Ludwik Nabielak życzył uroczyście Semenence, ażeby Bóg w chwili skonu jego raczył być dlań miłosierniejszym, niżeli on się okazał dla Prawdy najświętszej w osobie Sługi Bożego, tak niezmiernie przez księdza Piotra spotwarzonego. Duński pokazał przedtem swój list Adamowi Mickiewiczowi. „Brat Adam mówił, że czuje ze swej strony obowiązek upomnienia się o obrazę Bożą u księdza Semenenki, i że w tym celu będzie u niego”450. Duński postanowił osobiście bronić Towiańskiego przed arcybiskupem Paryża. 8 grudnia 1850 roku napisał w Zurychu, pod czujnym okiem Towiańskiego, memoriał do księdza Siboura, w którym wyznał, że szczerze żałuje, iż przez czas jakiś prześladował Sługę Bożego, dzięki któremu posłyszał najwyższe prawdy o duchu ludzkim, o wszystkich drogach publicznych i prywatnych człowieka, że posłyszał te prawdy wypowiadane w miłości, z jasnością i prostotą, że posłyszał ton, którego nigdy dotąd nie słyszał na ziemi, że Sługa Boży przepowiedział Duńskiemu wszystkie prawdy wiary, objaśnił myśl Bożą spoczywającą na człowieku, że objaśnił mu myśl Bożą podaną człowiekowi dla wypełnienia przez wieki, aż do końca 448 List E. Duńskiego do P. Semenenki, Paryż, 19 lipca 1850 roku, rkps ACRR, sygn. 35623. Por. E. Duński, op. cit., 75 – 77; Przeciw błędom Andrzeja Towiańskiego. Dokończenie, op. cit., s. 48 – 50. 449 Tamże. 450 List E. Duńskiego do K. Różyckiego, Paryż, 22 lipca 1850 roku, rkps ACRR, sygn. 35634. Por. E. Duński, op. cit., s. 81. 154 świata, że rozjaśnił mu myśl Bożą, która spoczywa nad całym stworzeniem w słowach Świętego Pawła, wyrażonych w pierwszym liście do Tesaloniczan: „Nie chcemy, bracia, waszego trwania w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim. To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie, że my, żywi pozostawieni na przyjście Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy pomarli. Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi, będziemy porwani w powietrze, na obłoki, naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem. Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami” i widział ksiądz Duński mądrość, z którą Sługa Boży przyniósł najwyższe prawdy religijne i łączył je z najbardziej prostymi radami, jak żyć prywatnie i jak żyć publicznie, jak pogodzić się ze światem, z sobą samym i z przyrodzeniem, bo Sługa Boży został wezwany i posłany dla szukania i znajdywania w świetle Boskiej prawdy odpowiedzi na wszelkie pytania, na wszystkie trudności ludzkiego życia, i ksiądz Duński widział na własne oczy wytrzymaną przez Sługę Bożego ofiarę, poczuł moc, z jaką wciela on Słowo Boże w życie prywatne i w życie publiczne, bo Towiański - to Nowy Mojżesz, który połączył w jedno podnosząc wyżej religię i politykę, przywrócił wiarę w Boga i wiarę w życie. I wyznał jeszcze ksiądz Duński, że poza Towiańskim nie spotkał nikogo, kto wyjaśniłby jaśniej, prościej i prawdziwej wielkość objawienia Pana naszego Jezusa Chrystusa. Tylko on, Towiański, wyzwala upadłego człowieka spod szatańskiej mocy451. Edward Duński oskarżył wszystkich zmartwychwstańców, że postępują jak faryzeusze, a Semenence zarzucił jeszcze prokuratorskie zapędy. Zmartwychwstańcy zdradzili przesłanie Bogdana Jańskiego, bo zapomnieli o miłości. Ksiądz Edward opisał zdradę zmartwychwstańców najpierw w liście do Karola Królikowskiego, pisanym z Lyonu 13 sierpnia 1849 roku: „Prawdę mówisz, że zgromadzenie «powinno zajrzeć do swego urodzenia, do swego początku ». Tam był dany zadatek ducha, którego należało rozwijać, nie puszczać wśród przeszkód. Idea założona i wiążąca nas była: pracować nad sobą, nad braćmi, aby Chrystus zapanował na każdej drodze, jako w Kościele. Noty śp. Bogdana [Jańskiego] i prace jego osobiste są świadectwem. Bracie mój najmilszy, ja idei tej nie opuszczam poza zgromadzeniem. Stoję w niej silniej, czuję ją głębiej, niż kiedykolwiek. Bo to praca obecna dla każdego z nas. Zadanie w epoce do rozwiązania: Chrystus Pan czy duch ziemi będzie panował, a w walce tej obojętnym być nie można. I tu cała kwestia Towiańskiego przychodzi do rozpatrzenia, jaką jest w istocie, nie jak ją dotąd różni świadkowie przedstawiali, nie wyjmując samego Adama [Mickiewicza]. Czas pokaże i wyjaśni prawdę dla każdego człowieka szukającego prawdy. Kościół szukać prawdy nie zabrania, stoi tylko na straży”452. W nocie dla arcybiskupa Siboura ksiądz Edward się skarżył, że na zmartwychwstańcach spoczęła myśl Boża, ale zmartwychwstańcy zawiedli, zaparli się Jańskiego, dopiero kiedy zjawił się Towiański myśl założyciela wcielił w czyn. Towiański realizuje prawdziwe posłannictwo Bogdana Jańskiego. Jański był prekursorem mistrza Andrzeja. Zaparli się Jańskiego zmartwychwstańcy, prześladując Towiańskiego za herezję, ale najgorszym z faryzeuszy okazał się Mickiewicz, bo on wszystkich zbałamucił, brednie zaczął 451 E. Duński, A Monseigneur l’Archeveque de Paris, Zurich, 8 grudnia 1850 roku, w: [Ch. Różycki], op. cit., s. 21 – 32. Pierwszy list Św. Pawła do Tesaloniczan (I Tes. 4,13 – 18). 452 List E. Duńskiego do K. Królikowskiego, Lion, 13 sierpnia 1849 roku, rkps ACRR, sygn. 36614. Por. P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 238. 155 prawić453, bez zgody i pozwolenia mistrza Andrzeja pojechał do Rzymu: „Adam od lat już kilku chodzi samowolnie bez żadnej spółki braterskiej z Towiańskim i z innymi braćmi. [Towiański] nie wysyłał go, nie dawał mu żadnych zleceń do Ojca Świętego, ani na legion jego nieszczęśliwy. Ta poezja Adama smutnie się skończyła454. Myślę, że nadejdzie czas, kiedy każdy odróżni i zobaczy stawanie i czyny osoby jego i uczniów, którym on wolności odebrać nie może. Ludziom dobrej woli kierunek oznacza455. Walczył ksiądz Edward o swą prawdę i swą wolność do końca, do ostatniego zbolałego tchnienia, a jeszcze ciało jego nie ostygło, gdy kacerze i kapłani zaczęli walkę o jego duszę: towiańczycy powiadali, że zmarł z imieniem mistrza na ustach, a Jełowicki władzy duchownej donosił, że Duński na śmiertelnym łożu nawrócił się, kacerza wyparł i skonał jak prawy katolik456. Jeszcze nie zwiędły kwiaty na grobie Duńskiego na cmentarzu Montparnasse, gdy z ambony kościoła Wniebowzięcia w Paryżu Piotr Semenenko wygłosił kazanie o istnieniu diabła, w którym dowiódł uczenie, że on jest, bo jest. Kazanie o istnieniu diabła, to znaczy mowę oskarżycielską przeciw Duńskiemu, Mickiewiczowi, towiańczykom. Semenenko wystąpił jako „lekarz przez Boga zesłany” i pokazał, dlaczego kacerze w błąd popadli, dlaczego w błędzie (trwali) i dlaczego jak najprędzej błąd ten porzucić powinni457. Z kazania księdza Piotra wynikło niezbicie, że tylko on ma klucz od Boga do rozwiązania tej zagadki, więc tylko on przeniknął tajemnicę. I powiedział ksiądz Piotr duchowi Duńskiego z ambony: „Przyszedł wąż kusiciel i przyrzekł mu większe rzeczy niż w Kościele, a on nieobaczny, przypuścił, że tak być może [...] i poszedł go słuchać: tak czyni zbieg i zdrajca! Nie pamiętał, że mu Bóg od pierwszych zaraz wieków powiedział: nie słuchaj! Nie pamiętał, że mu Chrystus co dzień woła: nie słuchaj i nie wychodź nawet! Nie pamiętał, że Kościół co chwilę powtarza: wyklęty, kto słucha! - Poszedł słuchać, słuchać idziesz? Ach! Jużeś upadł, już nie wierzysz Bogu i Kościołowi”458. Kiedy Piotr Semenenko odsłonił już prawdę, zawołał z głębi duszy: „Tak to wszystko dobre i szlachetne przerodzić się musi i zatracić nareszcie, kiedy kto Chrystusa odstąpi, kiedy zboczy z tej drogi, którą ja. Kościół Jego, w Jego imieniu nauczam! Ach! chodźcie do mnie; a ja was tej cnoty nauczę...”459. Chciał nauczyć ksiądz Piotr wielkiej cnoty posłuszeństwa, on Kościół, on lekarz, kapłan i właściciel wszelkich prawd. Odkrył zasadę rządzącą językiem polskim, rościł sobie prawo sądzenia o dobrym i złym. Diabeł mieszka tam, gdzie on palcem wskaże. W piątek, 6 listopada 1857 roku, Semenenko zanotował w Dzienniku: „Byłem dzisiaj u ojca Modeny, sekretarza [Kongregacji] Indeksu. Potępienie Towiańskiego jest zdecydowane. Dzięki Bogu!”460. W trzy lata później nastąpiła ostatnia transgresja księdza Piotra. Jeszcze niedawno przemawiał z ambony w kościele Wniebowzięcia w imieniu mistycznego ciała Zbawcy. Teraz 453 Por. list E. Duńskiego do J. Hubego, Cassis, 17stycznia 1849 roku, rkps ACRR, sygn. 36589. Por. także P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 222 – 223; E. Duński, Listy (1848 – 1856), s. 4 – 5. 454 List E. Duńskiego do braci zmartwychwstańców, Montpellier, 27 czerwca 1849 roku. Cyt. za: P. Smolikowski, Historya, t. IV, s. 232 – 233. 455 List E. Duńskiego do H. Kajsiewicza, Biningen, 7 (?) lipca 1849 roku (tamże, s. 237). 456 Por. listy księdza Gabriela, proboszcza parafii Saint – Merri w Paryżu, do redaktora „Univers”, 28 sierpnia 1857 roku; list Aleksandra Jełowickiego do redaktora „Univers”, 29 kwietnia 1857 roku; listy ojca Celliera, wikarego parafii Saint – Merri w Paryżu do arcybiskupa paryskiego, 4 i 24 kwietnia 1857 roku; list Karola Różyckiego do redaktora „Univers”, 2 maja 1857 roku; w: [Ch. Różycki], op.cit., s. 7 – 16. 457 Przeciw błędom Andrzeja Towiańskiego. Kazanie O. P. Semenenki (zob. częśc druga, odsłona 6, przypis 415 w niniejszej rozprawie). 458 Tamże, s. 12. 459 Tamże, s.17. 460 P. Semenenko, Dziennik 1851 – 1886, s. 58 (maszynopis). 156 sam przeistaczał się w Zbawiciela: „Ty Panie kierowałeś wszystkim: ach, to Twoją wolę spełniałem. - Zezwolił, Tyś chciał; ale wprzódy 9 dnia przygotowania. - Skończyły się i dzisiaj, w święto Matki Twojej i Matki mojej, w święto Jej czystości, złożyłem Ci Panie tej najsłodszy ślub, któregoś ode mnie od tak dawna żądał. Dzięki Ci! Ach, niech wiecznie pamiętam te chwilę błogą! We Mszy Świętej i podczas poświęcenia, podczas przemienienia istoty znikomej chleba na nieznikomą istotę Ciała Twego i wina na istotę Krwi Twojej - ofiarowałem Ci ciało moje i ducha mego, i całą duszę moją na spełnianie się w niej doskonałe woli Twojej, na przeistoczenie w Ciebie, najdroższe moje i jedyne życie. Ach, co to była za chwila! Jej słodycz dotychczas trwa w duszy, owszem co dzień wzrasta i mnoży się. Panie serca mego, dzięki Ci nieskończone. Pierwszy dzień byłem jak pijany szczęściem. Zdawało mi się, że się na nowo narodziłem. Ach, od tego trzeba było zacząć już lat tyle temu, a nie marnować lat tyle! Czyż mnie łaska Twoja nie ciągnęła wciąż do tego i całe niezadowolenie, jakie kiedykolwiek w duszy rodziło się i zamieszkiwało, czyż nie z tego pochodziło, że Twemu żądaniu nie chciałem zadość uczynić? Panie! Tak długo trzeba było czekać? - Ale nareszcie masz, czego chciałeś. Odtąd już nie mogę mieć w niczym mojej woli. Twoja tylko. Twoja wola we wszystkim”461. Piotr Semenenko dokonał aktu strzelistego, o którym marzyli wyznawcy mistrza Andrzeja. To on wyszczeblował sobą Sprawę Bożą „do kresy”. To on uznał się za Organ Słowa. 19 listopada 1863 roku Piotr Semenenko wystosował list po łacinie do kardynałów z Kongregacji Indeksu: „Zupełnie nie zwracałbym uwagi na tych ludzi, a wszystkie ich machinacje bym lekceważył, gdyby byli głupimi, śmiesznymi lub też wytartego czoła, albo wreszcie serca przewrotnego. Jednakże rzeczy inaczej stoją, przynajmniej w opinii ludzkiej, a po części i w rzeczywistości. Wielu bowiem z tych ludzi znanych jest ze swej inteligencji i filantropii; za dobroczyńców pragną uchodzić, co faktami usiłują w rzeczy samej udowodnić; co do ofiar zawsze ochoczy, oddać nawet życie i duszę gotowi. Pomimo tego, kto uważniej i okiem prawdziwie chrześcijańskim bliżej im się przyjrzy, w tym powstanie podejrzenie, a nawet pewność, że ma przed sobą jakąś głęboką przepaść nieprawości. Jednakże i to przyznać szczerze należy, że według ogólnej opinii wyróżniają się oni spomiędzy ogółu wielkością duszy i blaskiem niektórych obytwatelskich cnót. Wobec tego należy ich uważać za ludzi posiadających dość siły moralnej dla skutecznego przyciągania innych na swoją stronę. Jako dowód służyć może ta okoliczność, że ci, co przed dwudziestu laty i więcej do nich przystali, uporczywie, z małym bardzo wyjątkiem, z nimi trzymają; że wielu innych do tej sprawy wciągnęli; w tak długim czasie ani przeciwieństwa, ani prześladownia ich nie zachwiały, lecz przeciwnie, w zamysłach ich, zdaje się, utwierdziły, że wreszcie dziś bardziej, aniżeli w początkach, przekonania adeptów tej sprawy są silne, a jej obrońcy gotowi na wszystko. Sam mistrz ich czuje się pewniejszym siebie u schyłku życia niż kiedykolwiek, a żądania jego stają się coraz śmielsze, bardziej absolutne, dzięki wielkiej wieku podeszłego powadze [...] Cokolwiek by było, zło istnieje, wprawdzie nie w wielkich jeszcze rozmiarach, jednakże silne w sobie oraz brzemienne w niebezpieczeństwa i klęski, i jeżeli mu się zawczasu nie zapobieży, może wreszcie rozpocząć dzieło wyludniania Kościoła. Zło istnieje...”462. Duszę kapłana przepełnił wreszcie spokój. Dla kacerzy tlił się stos. 461 Tamże, s. 160 – 161. 462 Cyt. za: P. Smolikowski, Przesłaniec modernizmu. Andrzej Towiański, Warszawa – Częstochowa 1912, s. 39. 157 SPIS TREŚCI PRZYGOTOWANIE PROLOG Hieronim Kajsiewicz ostrzega przed Rutkowskim Przypisy CZĘŚĆ PIERWSZA NIEDOKOŃCZONY POEMAT KSIĘDZA KAJSIEWICZA Odsłona 1 7 sierpnia 1832 roku. Paryż. Domek na Polach Elizejskich. Adres nieznany. Biesiada na cześć generała dywizji Józefa Dwernickiego, prezesa Komitetu Narodowego Emigracji Polskiej Przypisy Odsłona 2 17 maja 1833 roku. Nogent-sur-Marne. Hieronim Kajsiewicz oczekuje na skraju Lasku Vinceńskiego na przyjazd Adama Mickiewicza Przypisy Odsłona 3 15 sierpnia 1835 roku. Paryż. Rue Vemeuil. Adam Mickiewicz wyznaje straszną tajemnicę na stancji Hieronima Kajsiewicza Przypisy Odsłona 4 12 lipca 1842 roku. Paryż. Kwatera Jana Koźmiana na Batignolach. Hieronim Kajsiewicz gotuje się do walki Przypisy Odsłona 5 9 października 1842 roku. Paryż. Kościół Świętego Rocha przy ulicy Świętego Honoriusza. Kaplica Kalwarii. Księdzu Kajsiewiczowi pękają na ambonie spierzchnięte wargi Przypisy Odsłona 6 8 grudnia 1846 roku. Rzym. Pius IX udziela Hieronimowi Kajsiewiczowi prywatnej audiencji w sprawie Adama Mickiewicza Przypisy Odsłona 7 23 listopada 1850 roku. Rzym. Piazza San Silvestro. Hieronim Kajsiewicz widzi oczyma duszy, jak emigranci strzelają mu w twarz pestkami wiśni Przypisy 158 CZĘŚĆ DRUGA DOWÓD NAUKOWY PIOTRA SEMENENKI NA ISTNIENIE DIABŁA Odsłona 1 Sierpień 1834 roku. Paryż. Nabrzeże Wolterowe numer 15. Piotr Semenenko rozpoczyna pracę w drukarni Augusta Pinarda Przypisy Odsłona 2 l6 września 1841 roku. Rzym. Kwatera polskich kleryków przy Piazza Margana 24. Piotr Semenenko rozważa boskie posłannictwo Towiańskiego Przypisy Odsłona 3 Święta Bożego Narodzenia 1842 roku. Bruksela. Ksiądz Piotr broni się skutecznie przed ukąszeniem wampira Przypisy Odsłona 4 3 marca 1843 roku. Paryż. Ulica Honore-Chevalier numer 3. Delegacja towiańczyków zastaje księdza Piotra w łóżku Przypisy Odsłona 5 Początek grudnia 1845 roku. Rzym. Klasztor przy kościele Trinita dei Monti. Matka Makryna przejęta świętą grozą pali list księdza Piotra Przypisy Odsłona 6 26 czerwca 1851 roku. Paryż. Święto Bożego Ciała. Ksiądz Piotr podaje przepis homeopatycznego lekarstwa na wściekliznę Przypisy Odsłona 7 4 października 1857 roku. Paryż. Kościół Wniebowzięcia. Ksiądz Piotr wygłasza kazanie o istnieniu diabła Przypisy