Cesare Falletti Ave Maria Komentarz "biblijny i teologiczny Przekład Tadeusz Kukułka SJ Wydawnictwo WAM Kraków 2006 Spis treści I. Modlitwa, którą najbardziej kochamy Dlaczego mamy modlić się do Maryi? Czy modlitwa do Matki Bożej jest bezużyteczna? II. Poszczególne części modlitwy „Zdrowaś Maryjo" Pozdrowienie Pełna łaski Pan jest z Tobą Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc żywota Twojego Jezus Święta Maryjo, Matko Boża Módl się za nami grzesznymi I Modlitwa, którą najbardziej kochamy Modlitwa AVE MARIA - „Zdrowaś Maryjo" po modlitwie „Ojcze nasz" jest najbardziej znaną i kochaną przez chrześcijan, przynajmniej przez katolików Kościoła zachodniego. Nasi bracia w Kościele wschodnim posiadają troparion, który jest bardzo podobny do pierwszej części naszej modlitwy, ale jednakże nie należy on do modlitw maryjnych najbardziej znanych i odmawianych w tym Kościele. Odmawianie modlitwy „Zdrowaś Maryjo" stanowi dla nas najprostszy sposób, aby stanąć przed kimś na modlitwie, aby w skupieniu i ciszy serca zatrzymać się na chwilę w obecności Pana, powiedzieć Panu Bogu o naszych zmartwieniach, troskach, posługując się potężnym matczynym wstawiennictwem Dziewicy. Słowa tej modlitwy zna każdy chrześcijanin, w zasadzie od najwcześniejszego dzieciństwa, jeśli tylko był do modlitwy przyzwyczajany. Warto więc poznać jej historię, treść i teologię, jaką ona wyraża. Sądzę, że modlitwę „Zdrowaś Maryjo" można uważać za ważny element naszej kultury i prawdziwe wyznanie wiary chrześcijańskiej. Modlitwa ta jest tekstem bardzo starym; jej pierwsza część, składająca się z wersetów biblijnych, pochodzi z pierwszych wieków, zapewne sprzed X wieku. Mnisi żyjący w XI i XII wieku, w epoce, którą cechowała wielka pobożność maryjna, a szczególnie cystersi, ukochali tę modlitwę w pierwotnej formie i sprawili, że po brewiarzu była najczęściej odmawianą modlitwą. Pewien kartuz „wynalazł" różaniec, który jest „monologiem" modlitewnym, polegającym na powtarzaniu tej samej frazy i ułatwiającym kontemplację tajemnic Chrystusa. Dominikanie przejęli ten sposób modlitwy, rozpowszechnili go i rozpropagowali w następnych wiekach aż po dzisiejszy dzień. Druga część modlitwy „Zdrowaś Maryjo" została zredagowana pod koniec XIV wieku. Następnie została dołączona do pierwszej części, do czego szczególnie przyczynił się papież Pius V, dominikanin. Przypisał on modlitwie różańcowej zwycięstwo, jakie odniosła flota chrześcijańska nad muzułmańską w bitwie pod Lepanto. To zwycięstwo, któremu dzisiaj historiografia nadaje już właściwe znaczenie, w mentalności ludowej chrześcijan pozostało jednak jednym z najważniejszych momentów obrony chrześcijańskiego Zachodu. Bitwa rozegrała się 7 października 1571 roku, w dniu, w którym Kościół wspomina Maryję jako Królową Różańca świętego. Pierwszą część „Zdrowaś Maryjo" stanowi modlitwa, tak zwana Lectio dwi-na, której towarzyszy Ruminatio, aspekt chwalebny i kontemplacyjny. Tekst jest wybitnie biblijny, z wyjątkiem słowa „Jezus", które jest późniejszym dodatkiem, aczkolwiek pozostającym w pełnej harmonii z tekstem biblijnym, ponieważ sam Anioł zapowiedział: ...któremu nadasz imię Jezus (Łk 1,31). W Kościele bizantyjskim natomiast nasi bracia mówią: „Porodziłaś Zbawiciela naszych dusz", co jest równoznaczne z naszym: „błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus", gdzie słowo „Zbawiciel" oznacza imię Jezus. Druga jej część ma charakter modlitwy błagalnej, do czego przyczyniła się w wielkim stopniu duchowość późnego średniowiecza, w której dominowała tematyka grzechu i śmierci. Dzisiejsza wersja tej modlitwy jest bardzo wyważona. Nie brakuje w niej wprowadzenia biblijnego, jakie powinny generalnie posiadać wszystkie modlitwy, a także medytacji Słowa, która uwypukla kruchość człowieka i jego potrzebę powierzenia siebie Bożej mocy za pośrednictwem wstawiennictwa Maryi. Wśród niezliczonych modlitw maryjnych, również tych starożytnych (wydaje się, że najstarszą modlitwą maryjną jest Sub tuurn z pierwszych wieków chrześcijaństwa), „Zdrowaś Maryjo" wybija się dzięki wielkiej równowadze i wyważeniu liturgicznemu oraz teologicznemu. Tu nie ma żadnych dygresji. * Sub tuum praesidium confugimus, Sancta Dei Ge-netrix; nostras deprecation.es ne despicias in necessi-tatibus, sed a peńculis cunctis libera nos, sempre Vir-go gloriosa et benedicta (Pod Twoją obronę uciekamy się, Święta Boża Rodzicelko; naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych, ale od wszelakich złych przygód racz nas zawsze wybawiać, Panno chwalebna i błogosławiona). Liturgia nie uczyniła z niej własnej modlitwy jako takiej, lecz jedynie cytuje jej różne fragmenty, szczególnie te, które mają bezpośrednie źródło w Piśmie Świętym. Jednakże istnieje antyfona, której cały tekst znajduje się w „Zdrowaś Maryjo" i którą można śpiewać na zakończenie Oficjum albo po Komplecie. Dlaczego mamy modlić się do Maryi? Należy nade wszystko wykorzenić tendencję, która uważa Maryję za osobę słodszą i łagodniejszą od Boga, w pewnym sensie lepszą od Niego. Byłaby to przecież sprzeczność. Nikt nas bardziej nie kocha niż sam Bóg i nie ma nikogo lepszego dla nas od naszego Stwórcy, nie ma dla człowieka osoby tak życzliwej jak On. Nie istnieje żaden pośrednik pomiędzy Ojcem a dziećmi z wyjątkiem Syna, który obiecał nam, że staniemy się Jego współdziedzicami, że będziemy naprawdę dziećmi Boga dzięki Jego wcieleniu, męce i zmartwychwstaniu. Maryja jest jedynie bladym odbiciem delikatności Boga, odbiciem, które zawdzięcza swemu niepokalanemu i pełnemu przylgnięciu do woli Ojca, a także swej wolnej odpowiedzi na zbawczy plan Boga. To prawda, że z powodu naszego grzechu, jako synowie Adama, mamy tendencję do ukrywania się przed Bogiem, do zakładania masek, do uciekania przed Nim, do zamykania się przed Nim, do rezygnowania z Jego bliskości, poznawania Go i wzajemnego patrzenia na siebie. W tej ucieczce od Boga zwracanie się do Maryi, jako obrazu matki, byłoby bezużyteczne, albowiem sama Maryja zachęcałaby nas do wyjścia z ukrycia i do tego, żeby popatrzeć Bogu w twarz, żeby zaufać Mu i uznać Go za źródło delikatności i czułości, a także żeby odkryć Go jako Ojca i Matkę. Czy modlitwa do Matki Bożej jest bezużyteczna? A może Maryja jest tylko w pewnym sensie drogą pójścia na łatwiznę albo pójściem na skróty, żeby uniknąć gniewu Bożego? Absolutnie nie. Jest Ona raczej odbiciem wielkości samego Boga. To Maryja świadczy i komunikuje nam, że człowiek może dojść do Boga, zachęca nas do ufnego powierzenia siebie Bogu, a także do tego, abyśmy zgodzili się bez zastrzeżeń na plan Jego dobroci. Modlitwa „Zdrowaś Maryjo" zawiera i porządkuje te elementy. Pozwala nam zrozumieć, dlaczego mamy prosić Maryję i jak mamy to robić. Aby mówić o komunii Świętych (o tajemnicy obcowania wszystkich świętych), która polega na modlitwie raczej ze Świętymi niż do Świętych, trzeba najpierw pozwolić sobie na krótką dygresję. Nie jesteśmy sami. Modlimy się w Kościele i z Kościołem. Nasza modlitwa nie jest jakimś samotnym krzykiem człowieka na pustyni, lecz podstawową nutą, która włącza się w harmonię śpiewu całego Kościoła i całej ludzkości. Jesteśmy głosem każdego stworzenia, które chwali Pana. Kościół jest ciałem, ożywianym i napełnianym życiem przez Ducha Świętego, składającym się z żywych komórek, które są razem złączone. Wśród nich są święci, wierzymy i mamy nadzieję, że także i zmarli, których kochaliśmy, są tymi, którzy przeobrażeni przez Ducha, bardziej pracują dla wspólnego dobra, co więcej, stają się kanałami mocy Ducha Świętego dla całego ciała. Z niezgłębionej wołi Bożej wśród nich niepowtarzalne miejsce w tym Ciele ma Najświętsza Maryja Panna, a zatem także w modlitwie ciała, którym jest Kościół. Ta niepowtarzalność istnieje dzięki Jej jedynej więzi z Chrystusem, którą jest macierzyństwo Boże, oraz dzięki darom, jakie z tą więzią się łączą i z niej wypływają - Jej Niepokalane Poczęcie, Wniebowzięcie -a także dzięki głębi cnót teologalnych i kardynalnych. W modlitwie „Zdrowaś Maryjo" ujawnia się czystość i przejrzystość Maryi do tego stopnia, że cała uwaga nie koncentruje się na Niej, lecz na Bogu. Zaczynamy modlitwę słowem: „Maryjo.", takim pozdrowieniem wchodzimy w zażyłość z Nią, a Ona mówi: „Jezus!", do którego nas prowadzi. Na tym polega dynamika pierwszej części tej modlitwy. Maryja - Jezus: powtarzając często tę modlitwę, wchodzimy w rytm, który prowadzi nas coraz bardziej do zażyłości z Jezusem. Podobnie i Kościół wschodni wznosi modlitwę do Jezusa. II Poszczególne części modlitwy „Zdrowaś Maryjo" Pozdrowienie „Bądź pozdrowiona!". Po grecku: %cups!, co znaczy: „Raduj się!". W języku hebrajskim natomiast mamy formułę: Shaloml - pozdrowienie pokoju. Nie jest to jedynie pozdrowienie grzecznościowe, formuła mająca wprowadzić nas przed Maryję, lecz jest to życzenie, błogosławieństwo, które, skierowane do Niej, obejmuje cały Kościół. Polega ono na ruchu, który włącza się całkowicie w kontekst i tradycję biblijną. Nie chodzi tu o kurtuazyjne „dzień dobry", ale o życzenie, które zapowiada, jak uczynił to anioł Gabriel, łaskawą interwencję Boga. Maryja należała do ludu, który w całkowitej zależności od błogosławieństwa Bożego z utęsknieniem oczekiwał Mesjasza. Znakami otrzymanego błogosławieństwa i troski, jaką Bóg okazuje swojemu ludowi, który wiele wycierpiał z powodu braku pokoju, są właśnie pokój i radość, a także dobrobyt, również ten materialny. To sam Bóg jest pokojem i radością, oraz upragniony Mesjasz i Duch ze swymi darami i owocami. Anioł mówiąc: %aipe!, skalom!, wypowiada słowo, które ma moc sprawczą: Bóg jest obecny i realizuje swoją obietnicę, proroctwa i obdarza pokojem. A zatem pozdrawiając Maryję, mówimy, że: • to, w czym pokładamy nadzieję, jest w Niej; • to, w co wierzymy, znajduje się w Niej; • to, co kochamy, jest samym Pięknem, które także Maryję czyni piękną. Pozdrawiając Ją, wchodzimy do nowego świata, do świata Bożego. Spotykamy Ją, a Ona, jaśniejąc łaską, prowadzi nas do Jezusa. Kierując do Niej pozdrowienie, które sam Bóg do Niej skierował, aby zrealizować nasze zbawienie, dokonujemy aktu wiary. Jest to „Credo" należące do nowego świata, w którym obietnica została zrealizowana. Sw. Bernard porównuje Ją do „akweduktu" albo do „szyi, podtrzymującej głowę". Zbliżamy się do Madonny, aby kontemplować Jezusa żyjącego w Niej, który jest naszym pokojem. Jezus, którego otrzymujemy od Maryi, przychodzi do nas, i jak trzej królowie, znajdujemy Go na kolanach matki. Aby do Niego dojść, musimy podjąć tę samą drogę. Dlatego mówiąc: „Shalom, Maryjo!" mówimy też: „Shalom, Jezu! . „Bądź pozdrowiona!": jest w nas odruch radości, albowiem patrząc na Maryję, wiemy, że otwiera się nowy świat, tak jak powiada Pismo: ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, [...] i Miasto Święte - Jeruzalem Nowe, ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swojego męża [...] a śmierci już nie będzie, ani Żałoby, ni krzyku, ni trudu już nie będzie (Ap 21, 1-2.4). Pełna łaski Czasownik grecki Ke^apuone jest bardzo bogaty w znaczenie, chociaż jest trudny do przetłumaczenia. Może on oznaczać: pełna łaski, obdarzona łaską, uczyniona, utkana w łasce, to znaczy w miłości Bożej, która przenika Ją od samego poczęcia i nieustannie w Niej trwa. Jest to miłość skuteczna, przebóstwiająca i uświęcająca. Starając się wytłumaczyć to słowo, doszliśmy do definicji dogmatu Niepokalanego Poczęcia. W Niej nie zaistniał grzech, nie znalazł w Niej żadnego współudziału, żadnego miejsca, które mógłby posiąść, a to oznacza, że w Maryi nie istnieje żadna autonomia i żaden dystans względem Boga: całkowicie jest zależna od swojego Stwórcy. Ta zależność jednak nie zabiera Jej wolności, którą obdarowany jest każdy człowiek. Wie, że powinna wybrać kogoś albo coś, wie, z kim się zaprzyjaźnić, to znaczy wie, kogo kochać i komu się podobać. Maryja umie wybierać i stąd w sposób wolny potrafi zaprzyjaźnić się, związać się z kimś, dać siebie w darze po to, żeby otrzymać wszystko. Stwórca zamieszkał w Niej od samego początku Jej życia i nieustannie w Niej pozostaje, a Maryja mieszka w Nim. Łaska jest samym Bogiem, który się udziela, a Ona wyraża zgodę na przyjęcie tego daru. Anioł nie woła Jej po imieniu, lecz używając tego przymiotnika, definiuje (określa) Ją, ponieważ pełnia łaski jest tym, co naprawdę odróżnia Maryję od innych ludzi, czyniąc Ją niepowtarzalną i jedyną. Całą Jej istotę można odnaleźć w tym zawołaniu. Łaska jest jednocześnie samym Bogiem, który się udziela, Duchem Świętym, który jest darem Ojca przez Syna, a także dziełem Boga, który przeobraża stworzenie. A zatem w Maryi Bóg udziela się zawsze, a całe Jej istnienie nastawione jest na przyjęcie tego daru. Jej życie stanowi wyraz zgody na działanie tej łaski. Oznacza to, że wszystko w Niej stanowi dzieło Boga i wszystko zawdzięcza ludzkiej wolności, która umie przyjąć dar. „Bądź pozdrowiona, pełna łaski". Słowo, którego użył anioł, nadaje naszej modlitwie wymiar kontemplacyjny, albowiem od tej chwili wchodzimy nie do naszego świata, lecz do świata naznaczonego zbawczym działaniem Boga, jego miłosierdziem, pięknem, świętością. Maryja mówi w Magnificat: „Bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy", a także na pokorę wszystkich swoich stworzeń. Wobec przywilejów Maryi nie pozostajemy obojętni, ponieważ są one także i dla nas. Maryja jest naczyniem łaski, którą czerpie w bezmiarze oceanu i dopasowuje go do naszej rzeczywistości: Jej miłość jest tak wielka, że obejmuje nawet Boga, a Ona tak mała, iż Bóg, ogarniając Ją swoją łaską, odnajduje się w naszym wymiarze. Modlitwa ta ma charakter kontemplacyjny i dzięki Bożej dobroci sprawia, że wchodzimy w wymiar zadziwienia. Modlitwa ta prowadzi nas do nawrócenia. Ale jakiego?, Pan jest z Tobą Powyższe słowa stanowią życzenie, które odnajdujemy na kartach całej Biblii. To częste pozdrowienie podobne jest do hebrajskiego shalom. Obecność Pana jest nieodzownym warunkiem istnienia ludu. Jeśli Pan jest z nami, to dokonamy wielkich rzeczy, lecz jeśli On się wycofuje, gubimy się. Mojżesz zakładał, że obecność Pana będzie koniecznym warunkiem, aby wyruszyć z Egiptu. Booz przedstawia się żniwiarzom, kierując do nich takie życzenie: „Pan niech będzie z wami". Dzisiaj Kościół również używa tej formuły jako pozdrowienia - życzenia - błogosławieństwa. Generalnie jest to początek dialogu pomiędzy biskupem, kapłanem lub diakonem a wiernymi. Jednakże tłumaczenia tego wyrażenia i tradycja mówią o wielkim jego bogactwie znaczeniowym. Dzisiaj w kontekście liturgii używamy formuły życzeniowej, o charakterze nadziei, lecz w tekście oryginalnym nie ma czasownika, i dlatego wyrażenie to zostało także przetłumaczone w czasie teraźniejszym, co jest równoznaczne z wiadomością, z dobrą nowiną, z ewangelią. Anioł, istotnie, nie tyle pozdrowił Maryję, ile przekazał Jej wiadomość, „nowinę" tak oczekiwaną i upragnioną od wieków. Nadzieja Izraela dotyka tu swojego celu. Świecący obłok, Arka Przymierza, duch prorocki były znakami, które zapowiadały i oczekiwały tej ostatecznej nowiny. Wszystko wypełnia się w Maryi, oczekiwanie osiąga swój kres. Bóg jest naprawdę w Niej obecny. Maryja stała się Boskim mieszkaniem, w którym Słowo, stając się ciałem w Jej łonie, jednoczy ze sobą każdego z nas, całą ludzkość. W Maryi ludzkość przyjmuje Pana, a Ona daje Mu swoje ciało. Macierzyństwo Boże nie chce nam jedynie powiedzieć, że Maryja porodziła Tego, który jest „Bogiem z Boga", lecz także to, iż obecność Boża w Niej mieszkała przez dziewięć miesięcy, karmiąc się Jej krwią, kształtując ciało ludzkie i nasze oraz rozpoczynając w zalążku nasze przebóstwienie. Św. Ireneusz powiedział, że Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem. Bóg i człowiek na zawsze pozostaje w łonie Maryi. Kiedy przyjmujemy Komunię św., dokonuje się w nas podobna tajemnica. Słowo przychodzi i pozostaje w nas, a także przemieniając nasze człowieczeństwo, jednoczy je ze swoją boskością. Bóg przychodzi do mnie, ale słuszniej będzie, jeśli powiemy, że to ja zostaję przyjęty przez Boga. Jeśli przez dziewięć miesięcy Słowo przebywało w łonie Maryi, to naprawdę ciało wzięte od Niej pozostaje ciałem Chrystusa, tym ciałem, które jako zmartwychwstałe i uwielbione przebywa na wieki u Ojca. Pan jest z Tobą; A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas (J 1, 14). Łono Maryi symbolizuje całą ludzkość, ludzkie miejsce przyjęcia Słowa Bożego. Dlatego jest figurą i pierwszą doskonałą realizacją Kościoła, Ciała Chrystusa, doskonalszego od świątyni, która była jedynie cieniem tych rzeczywistości, które miały przyjść i które czekały na jej pełnię: Boga ze swoim ludem. Obecność Maryi w naszym życiu jest obecnością Jezusa. Jak mówi św. Bernard, kiedy mówimy: „Maryja", Ona odpowiada: „Jezus". Dzieje się tak, albowiem Maryja nigdy nie jest sama. Bóg zawsze jest z Nią. Prorok mówi, że zanim wezwiemy Boga, On mówi: „Oto jestem, oto jestem". W ten sposób próbujemy wyjaśnić tajemnicę Nawiedzenia, spotkania Maryi z Elżbietą, ale o wiele bardziej tajemnicę spotkania Jezusa z Janem Chrzcicielem, spotkania pomiędzy proroctwem a jego realizacją, pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Te dwie kobiety ukrywają się za wielkością tajemnicy tego spotkania: prekursor i Mesjasz, głos i Słowo, posłaniec i Ten, który go posyła, oraz ten, który rozpoczyna drogę, jednocześnie będąc Drogą. „Pan jest z Tobą" - słowa te, powiedziane do Maryi, stają się naszym krzykiem radości. Jeśli Bóg przebywa z Nią, to także i nam zawsze towarzyszy. Możemy być dumni z Maryi, bo jest najpiękniejsza wśród kobiet, ale zawsze pozostaje jedną z nas, ma tę samą naturę, co my, takie samo ciało, dźwiga naszą ludzką słabość razem z Tym, który jest Mocą Bożą. Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc żywota Twojego Powyższych słów nie wypowiada anioł, lecz Elżbieta. Panuje przekonanie, że także ta kobieta w podeszłym wieku przemawiała pod natchnieniem Ducha Świętego. A zatem jej słowo jest także Słowem Boga skierowanym do Maryi, a przez Nią do nas wszystkich. Wszyscy możemy stać się nośnikami Chrystusa przez posłuszne słuchanie słowa, miłość braterską, przyjmowanie sakramentów i wszystkie inne środki, jakie z dobroci Pana otrzymaliśmy, aby przybliżać Go ludziom, aby trwać w Nim, nieść Go bliźnim jako „owoc naszego żywota". Razem z Bogiem mówimy do Maryi. Wielkość tej modlitwy polega na niepowtarzalnym chórze, który tworzymy z Bogiem w rozmowie z Maryją. To podwójne błogosławieństwo ma charakter zstępujący i wstępujący, ponieważ owocem żywota Maryi jest Jezus, Syn równy Ojcu, Bóg z Boga. Każde błogosławieństwo jest zarazem chwałą, która wznosi się do Boga za Jego cuda zdziałane dla nas; jest łaską, która zstępuje na człowieka po to, aby inm;! błogosławić, adorować, kochać, i być budowniczym pokoju, shalom Bóg błogosławi kobietę, a kobieta -Kościół - ludzkość błogosławi Boga. Rodzenie w bólach to konsekwencja grzechu, a w Apokalipsie czytamy, że kobieta wzdycha w bólach rodzenia, ponieważ jest Kościołem, który musi głosić i dawać światu Zbawiciela w trudach i prześladowaniach. Ale Bóg z „przekleństwa" potrafi uczynić „błogosławieństwo". Już w Starym Testamencie dobroć Boga często kojarzono z łaską urodzenia dziecka. O największych interwencjach Boga świadczą niepłodne kobiety, które urodziły dzieci. W sytuacji Maryi to błogosławieństwo przekracza łaskę wszystkich innych kobiet do tego stopnia, że Ten, którego Ona nosi w łonie, gładzi przekleństwo spowodowane przez pierwszą kobietę. Spójrzmy tu na istotną relację Ewa - Maria, o której wspomina św. Paweł. Ewa, niewiasta, stała się przyczyną przekleństwa i zrodziła potomstwo, człowieka - Adama - wziętego z ziemi, z powodu grzechu przeznaczonego na śmierć i aby przez całe życie pracował w pocie czoła. Maryja, nowa niewiasta, przyniosła błogosławieństwo i porodziła nowego Adama, przeznaczonego do chwały, Jezusa, a w Nim Zbawiciela, Słowo, które stało się ciałem. Cała ludzkość jest już przeznaczona, aby uczestniczyć w tym błogosławieństwie. Z powodu swej pychy Ewa rodzi w bólach, Maryja zaś, dzięki swej pokorze, w wielkiej radości. Mówiąc: „błogosławiony owoc Twojego żywota" błogosławimy Boga, jednocześnie oddając błogosławieństwo. Magnificat, który następuje po spotkaniu Maryi z Elżbietą, jest śpiewem otwierającym nową epokę, nowy świat, który jest odbiciem utraconego raju ziemskiego. Wąż odrywa wzrok Ewy od kontemplacji cudów dobroci Bożej, ukazując Boga jako zazdrosnego rywala, tyrana, który niszczy, i kieruje ją ku pożądaniu rzeczy pozornie dobrych. A zatem Ewa zapomina o swoim Stwórcy i daje się zwieść stworzeniu. Maryja zaś wychwala jedynie Boga, zachwycona jest wszystkim, co czyni, także wtedy, kiedy ukazuje swoją potęgę i strąca władców z tronu, a bogatych z niczym odprawia. We wszystkim dostrzega jedynie Jego dobroć, mądrość i miłosierdzie, troskę o biednych i słabych, maluczkich i ostatnich. Magnificat, który otwiera bramy błogosławieństwu Bożemu, jest jakby przeciwieństwem dialogu Ewy z wężem. Maryja jest błogosławiona, bo przyjmuje Błogosławionego, który przychodzi w imię Pańskie. Jezus jest błogosławieństwem dla swojego ludu. Jest błogosławieństwem, albowiem w Nim upodobał sobie Ojciec. Jest także Tym, który błogosławi, ponieważ całe Jego życie stanowi błogosławieństwo Ojca. W Nim te dwa błogosławieństwa spotykają się, ziemia i niebo łączą się razem. Jezus Pierwszą część modlitwy „Zdrowaś Maryjo" kończy imię Jezusa, które stanowi przejście od Maryi do Jej Syna. Maryja doprowadziła nas do Niego. Zgodnie z tradycją semicką, wypowiadając Jego imię, prowokujemy obecność Syna Bożego, a także szczególną Jego opiekę, łączność i komunię ze Zbawicielem. Imię Jezus to błogosławieństwo i zbawienie, i nie można prawdziwie i właściwie Go wypowiedzieć bez pomocy Ducha Świętego. Kiedy wymawiamy imię Jezusa, to tak, jakbyśmy byli namaszczeni olejkiem radości i miłosierdzia, który daje nam przebaczenie i siłę i który jest Życiem, otwierającym nas na źródło Życia. A to sprawia, że jesteśmy zaproszeni do nieustannego tańca przed obliczem Trójcy Świętej. Jezus jest prawdą, a Jego imię pozwala nam dojść do tej prawdy, która czyni nas wolnymi. Kończąc pierwszą część tej modlitwy imieniem Jezusa, zostajemy napełnieni słodyczą Bożej obecności, której światło uzdrawia nasze chore serca. Święta Maryjo, Matko Boża Tą nową inwokacją przechodzimy teraz do drugiej części modlitwy „Zdrowaś Maryjo". Jej treść nie jest już tak ściśle biblijna, ale zachowuje linię modlitwy i teologii tradycyjnej. Pierwsza część modlitwy chwali Maryję w świetle Biblii. W drugiej zaś części przechodzimy do modlitwy--prośby. Sytuacja człowieka, który się modli, zostaje uwydatniona przez podkreślenie jego ubóstwa i zależności od Boga. Istnieje tu pewien para-lelizm z modlitwą „Ojcze nasz", chociaż cała Modlitwa Pańska składa się z próśb. Modlitwa prośby jest jak najbardziej uzasadniona. Jezus niestrudzenie uczył nas prosić, i jeśli w pierwszej części „Zdrowaś Maryjo", jak i w Modlitwie Pańskiej, ton modlitwy jest bardziej rodzinny, synowski, jakby zażyły (wchodzimy w zażyłość Syna z Ojcem, a także Chrystusa z Maryją), to w drugiej części podkreślony został bardziej nieskończony dystans pomiędzy człowiekiem a Bogiem, który wypełnia niewzruszona nadzieja i trwałe zaufanie w miłosierdzie Pana Boga. Przyzwyczailiśmy się do słów. „Matko Boża", lecz tytuł ten może się wydawać wręcz absurdalny: Bóg przecież nie ma matki, ponieważ jest wiekuisty. Nie powinniśmy jednak narażać się na ryzyko ześlizgnięcia się w teogonie starożytnej mitologii. Możemy więc wypowiedzieć takie słowa (po grecku: Osotókoc, a po łacinie: Dei Genitrix, to znaczy ta, która zrodziła Boga) na mocy dogmatu Soboru Efeskiego. Nesto-riusz rzeczywiście mówił, że tytuł ten jest heretycki, lecz Sobór stwierdził, iż Jezus Chrystus to jedna osoba, Bóg i człowiek, i stąd to, co orzeka się o człowieku, można również powiedzieć o drugiej osobie Trójcy. Jeśli Maryja jest Matką Chrystusa, to i też jest Matką Boga, albowiem Ona jest Tą, która zrodziła Boga, oczywiście w ludzkiej naturze. A więc od 431 roku tytuł ten był bardzo często używany. Bóg jest święty, to znaczy całkowicie inny, najczystszy. Jeśli możemy powiedzieć „Matka Boga", to dlatego, że On sam zechciał stać się Synem człowieczym, naszym bratem. A zatem chodzi tu nie tyle o kwestię pobożności, ile raczej o wyznanie wiary we wcielenie. Dobrze, żeby każda modlitwa rozpoczynała się od wyznania wiary. Mówiąc: „pełna łaski", stwierdzamy, że łaska zstąpiła na nas. Tak samo kiedy mówimy: „Matko Boża", dajemy świadectwo o naszej wierze w zbawcze wcielenie i w nasze przebóstwienie. „Święta Maryja" to niewiasta obleczona w słońce, która wzdycha w bólach rodzenia, to niewiasta stojąca pod krzyżem, która przyjmuje uczniów jako synów, to niewiasta, która weszła do chwały i otrzymała misję rządzenia, wychowywania, opiekowania się i prowadzenia łudzi. „Matka Boża" jest także matką ludzi. Jej wielkość polega na Bożym macierzyństwie, każdy przywilej otrzymała ze względu na nasze zbawienie, a także jest konsekwencją Jej macierzyństwa. Dlatego mówiąc: „Matka Boża", mówimy również: „nasza Matka", albowiem w Jej Synu wszyscy stanowimy jedno. W Niej wszystko jest tylko łaską, lecz to nie ogranicza faktu, że aktywnie odpowiedziała na wezwanie pochodzące od Boga i przeżyła je jako otrzymaną łaskę w doskonałej harmonii i zgodzie z wolą Bożą, odpowiedziała na dobry plan Boga, który sprawił, że stała się aż tak wielka. Święta, bo jest Matką, ale Matką Świętą. Mówiąc: „matka" i „święta", nie oddalamy się od Niej, wręcz przeciwnie, przybliżając się do Niej, zbliżamy się do Trójcy Świętej. Tylko Bóg jest święty. Święty, to znaczy całkowicie inny, różny od wszystkiego, ale każdy człowiek jest powołany, żeby zbliżył się do Niego, żeby przyjął Jego świętość, przed którą serafinowie zasłaniają swoje oblicze. Święty, po trzykroć Święty, przyjął naszą ludzką kondycję i przyjął ją w łonie Maryi Dziewicy, która jako Matka, otrzymuje świętość od Syna i przekazuje ją nam, podczas gdy Ona daje Słowu nasze człowieczeństwo. W Jej macierzyństwie Bożym wszyscy stajemy się uczestnikami Boskiej natury, a więc świętymi. Bóg, stając się naszym bratem, czyni nas synami swojej Matki, jak powiedział na krzyżu: Niewiasto, oto syn Twój [...] Synu, oto Matka twoja (J 19, 26. 27). A zatem Maryja jest matką, córką i siostrą Boga. Nazywając Maryję Matką Bożą dajemy świadectwo, że wierzymy, iż Bóg naprawdę stał się człowiekiem, nie tracąc swej Boskiej natury. Słowo, które wzbudza podziw: „Święta"; słowo, które zachęca do wiary: „Matka". Zarazem jest to słowo, które zachęca do nawrócenia, ponieważ jeśli Ona jest święta, to wszyscy jesteśmy wezwani, aby w Jej szkole dążyć do świętości. Co to znaczy być świętym? Być innym, albo inaczej „nie być z ziemi" (słowo greckie dyioc znaczy: pochodzący nie z ziemi, bez ziemi). Jeśli więc razem Z Chrystusem powstaliście z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadający po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogul (Kol 3, 1-3). Paweł nie chce przez to powiedzieć, że powinniśmy pozbyć się ciała, lecz żeby stać się świętymi, trzeba oderwać się od tego, co cielesne, trzeba zmartwychwstać do nowego życia. W jaki sposób Maryja przeżywała to nowe życie? Przede wszystkim przez swoje dziewictwo, które w Jej czasach było czymś nie do pomyślenia, uważane było za prawdziwe zerwanie ze światem a także z historią narodu, czekającego na Mesjasza, którego każda kobieta pragnęła zostać matką. Następnie przez rezygnację ze swoich życiowych planów: Boży plan zbawienia stał się ważniejszy. I na koniec, przez zwracanie wielkiej uwagi na sprawy Boże: Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu (Łk 2, 19). Jednak Maryja, mając serce zawsze zwrócone „ku górze", nie zapominała o czynnej miłości, o trosce o bliźnich, jak na przykład w Kanie Galilejskiej. Jako Matka Maryja jest mądrą i roztropną kobietą, silną i odpowiedzialną, ze stanowczością zarządzającą domem Bożym i czyniącą wszystko na chwałę Pana Boga. Módl się za nami grzesznymi Dzięki macierzyństwu Bożemu Maryja pełni szczególną rolę we wstawiennictwie Świętych za nami. Jej człowieczeństwo zostało złączone z człowieczeństwem Chrystusa, który przyjął od Niej ciało i krew. Kwestię wstawiennictwa kontynuuje Słowo, które stało się ciałem i zasiada po prawicy Ojca. A więc Maryja jest szczególnie zjednoczona ze swoim Synem. Wstawiennictwo Maryi przede wszystkim przedstawia Ojcu „udane" człowieczeństwo, to znaczy według pierwotnego planu, bez żadnej zmazy; jest to piękno, które zachwyca Boga. A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre (i piękne) czytamy w Księdze Rodzaju (Rdz 1,31). My jesteśmy obrazem „niepodobnym", ponieważ jesteśmy grzeszni i nieczyści, jeszcze nie całkiem pojednani z Bogiem; a Ona natomiast cała jest święta, jaśnieje miłością Bożą, miłością kogoś, kto nie koncentruje się na sobie i jaśnieje światłem, które proponowane jest wszystkim i kieruje się ku wszystkim ludziom. A miłość zakrywa wiele grzechów (1 P 4, 8); Maryja pełni rolę Matki jak nikt dotąd, ściśle współpracuje ze Zbawicielem, a Jej miłość zakrywa ocean grzechu świata, nędzę naszych zaniedbań, słabości i buntu. Z pewnością ta rola nie należy wyłącznie do Maryi, albowiem dotyczy ona wszystkich ochrzczonych, jednakże w Maryi znajduje szczególne natężenie. Wystarczyło jedynie posłuszeństwo jednego człowieka, Chrystusa Zbawiciela, aby naprawić nieposłuszeństwo całej ludzkości, gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska (Rz 5, 20). Tak samo wystarczyła miłość tylko jednej Niewiasty, aby za pośrednictwem zgody na Boży plan zbawienia otrzymać miłosierdzie Boże nad całą ludzką biedą. Modlitwa ta jest dla nas grzeszników. Można tu dostrzec echo „modlitwy Jezusowej", tak drogiej Kościołowi wschodniemu. Mówiąc, że jesteśmy grzeszni, stwierdzamy, że konkretnie i pilnie potrzebujemy tego wstawiennictwa. Grzech jest nasieniem śmierci, która następuje jakby przez uduszenie. Czytamy w Psalmie: Wybaw mnie, Boże, bo woda mi sięga po szyję (Ps 68, 2), śmierć nas pochłania. Jeśli Pan nie przyjdzie nam zaraz z pomocą, to zginiemy, nie ma dla nas już nadziei. Jeśli trwamy w naszej samowystarczalności, która łudzi nas poczuciem bezpieczeństwa, sądzimy, że modlitwa błagalna jest bezużyteczna, pusta, i zdradzając samych siebie, kończymy stwierdzeniem, iż modlitwa jest zbyteczna. Ale jeśli zdamy sobie sprawę z naszego grzechu, to modlitwa staje się koniecznością. Kiedy łódź zaczęła tonąć, apostołowie, nie mając czasu do stracenia, obudzili zmęczonego Jezusa, który spał. W modlitwie „Zdrowaś Maryjo" prosimy Matkę Bożą, aby była obecna w naszym wołaniu, aby wołała z nami, albowiem sami nie mamy już siły, ponieważ nasze życie bardzo nas przygniotło i paraliżuje. A zatem jest wołanie: „Módl się za mną", bo o własnych siłach nie mogę się zbawić, a Ona może wyprosić mi łaskę, żeby Pan spojrzał na mnie i pochylił nade mną, jakby nad szczeniętami, tak jak prosiła matka - Syrofeni-cjanka w intencji swojej umierającej córki (por. Mk 7, 24-30). Potrzebuję w życiu innych ludzi, a nade wszystko Matki Boga, a zarazem mojej. Kiedy mówimy o grzechu, nie powinniśmy myśleć jedynie o fakcie moralnym, łącząc go z poczuciem winy i wplątując się w nie. Grzechem bowiem jest każde oddalenie się, jakie zachodzi pomiędzy planem Boga a naszą konkretną sytuacją. W ostatecznym rozrachunku chodzi o to, że nie chcę być synem tak jak Jej jedyny Syn i nie chcę pokazać Ojcu tego samego oblicza Jezusa. Od kiedy Adam ukrył się przed Bogiem, człowiek nie jest już tak pięknym stworzeniem, w którym Trójca pragnęła odbijać swe spojrzenie. Jedynie Maryja, poczęta bez grzechu, ma takie spojrzenie, spojrzenie pełnej niewinności. Teraz i w godzinę śmierci naszej To zdanie pochodzi z XIII-XIV-wiecz-nej duchowości. Była to epoka, w której szalała czarna ospa, a częste inwazje i wojny umacniały w ludziach poczucie przemijania życia i poczucie zagrożenia śmiercią. Mówimy: „Teraz", to znaczy: natychmiast! Po raz kolejny podkreślona została konieczność modlitwy. Jeśli mówimy: „módl się za mną", to zadośćuczynimy takiej prośbie w pośpiechu. Ale jeśli mówimy: „pomódl .się za mnie natychmiast", to sprawa staje się poważna. Oprócz natychmiastowości jest jeszcze kwestia długości modlitwy. Maryja zawsze nam towarzyszy na drodze naszego życia. Nie może nam zabraknąć Jej macierzyńskiej i dyskretnej obecności, przede wszystkim przez fakt, który zawdzięczamy Wniebowzięciu, że stoi Ona zawsze przed łagodnym i jaśniejącym dobrocią obliczem Boga. Patrząc na Niego, patrzy też i na nas, przyjmując od Boga chwałę, wylewa ją na nas. Wzywamy Maryję, aby zawsze była przy nas, w każdej chwili naszego życia. Słowo „teraz" nie określa czasu zegarowego, ale nieustanną obecność w upływie czasu: obecność niezmiennej mojej tożsamości w przeróżnych sytuacjach życia, mojej sfery fizycznej i psychicznej, moich relacji, którym towarzyszą radość i ból, trud i odpoczynek. Wierność Maryi jest tym, co nam towarzyszy w upływie czasu i tym, że nam przynosi zbawczą obecność Jezusa, który jest Alfą i Omegą, Który jest, Który był i Który przychodzi (por. Ap 1, 8), Początek i Koniec, Zbawiciel. Maryja jest obecna w naszym życiu, tak jak była obecna w życiu Jezusa: cicha, dyskretna, troskliwa, otwarta na współpracę z Bogiem. Dlatego mówimy: „teraz i w godzinę", jakby to była jedna chwila: bowiem „teraz" jest już tą Godziną, ponieważ wierzący żyje, przechodząc z tego świata do Ojca w nieustannej Passze. Przypominamy sobie o obecności Maryi w życiu Jezusa: w Jego dzieciństwie reprezentuje Ona godzinę cichego wypełniania ukrytej od wieków tajemnicy w Bogu, dalej godzinę ślubnego zjednoczenia Słowa z człowiekiem, gdzie dwoje stają się jednym ciałem (Rdz 2, 25; Mt 19, 5). Maryja posłusznie przyjmuje i zachowuje tajemnicę, rozważając ją w swym sercu (por. Łk 2, 19), tak jakby miesiła ciasto na chleb, który zostanie połamany dla zbawienia i jedności świata. W czasie wesela w Kanie Galilejskiej to Maryja sprawiła, że „godzina" Jezusa się zaczęła. Ponaglając swego Syna do działania na rzecz nowożeńców, Maryja przyczyniła się do tego, że Jezus wszedł w wymiar paschal' ny. Wino weselne jest antycypacją przelania Krwi, żeby świętować zaślubiny Boga z ludzkością, żeby radość zastąpiła smutek (znak braku wina, które jest źródłem radości) i żeby grzesznik mógł śpiewać: Biadania moje zmieniłeś mi w taniec, wór mi rozwiązałeś, opasałeś mnie radością (Ps 30, 12). Następnie przychodzi „godzina" krzyża, godzina śmierci Jezusa. Tu również obecna jest matka Jezusa. Także w tej godzinie Maryja, samotna pod krzyżem, jest znakiem całego Kościoła, który przyjmuje do kielicha Krew Zbawiciela, niczym wino upajające, i podaje Ją całej ludzkości, aby po Jej wypiciu odnalazła „radość i wesele" (Ps 51, 10) i przywróciła człowiekowi „radość ze zbawienia" (Ps 50, 14). A zatem słowa „teraz i w godzinę naszej śmierci" mocno nawiązują do Ewangelii. W ostatnim zdaniu modlitwy „Zdrowaś Maryjo" odnajdujemy silne poczucie czasu: upływ czasu wywołuje niepokój i strach, szczególnie po przekroczeniu pewnego wieku przez człowieka. Nie możemy czasu zatrzymać, nie potrafimy go nadrobić czy odzyskać. Obecność Maryi w naszym czasie jest obecnością przyjacielską, która broni i daje wytchnienie, a także daje pokój i pogodę ducha. Wzywając wstawiennictwa Tej, która jest Wniebowzięta, sprawiamy, że nasza skończoność staje się nie-skończo-nością, dzięki czemu nasza wędrówka na ziemi otwiera się na życie, które nie ma granic. Dlatego dołączamy słowa: „i w godzinę naszej śmierci". Jeszcze raz zgadzamy się na to, żeby uświadomić sobie własną słabość, fakt, że nie jesteśmy istotami nieśmiertelnymi, wszechmocnymi, pewnymi siebie; jednym słowem, akceptuję fakt, że nie jestem Bogiem. Śmierć jestwydarzeniem, którego boimy się z wielu racji. Przede wszystkim boimy się cierpienia, które może jej towarzyszyć: cierpienia fizycznego, kiedy myślimy o powolnym rozkładzie naszego ciała; cierpienia emocjonalnego, które powoduje rozłąkę od osób i od ważnych rzeczy; ale przede wszystkim cierpienia powodowanego czymś nieznanym, nienaturalnym, gwałtownym, nawet jeśli okazuje się ona pogodna i spokojna. Wiara może nam pomóc, ale nie niweluje ona przerażenia i strachu czy wręcz buntu, choć niezależnego od woli, jaki odczuwamy przed faktem śmierci. Nie powinniśmy zapomnieć o tym, że po śmierci następuje sąd. Naszym sędzią jest Zbawiciel, którego nie trzeba się bać. Aby się zbawić, niekoniecznie musimy myśleć, że pójdziemy do piekła! Możemy żyć w pogodnej nadziei i w zaufaniu, które daje nam drżący płomyk naszej miłości, palący się pomimo silnego wiatru, który usiłuje go zgasić przed miłosierdziem i dobrocią Boga. Na pewno Bóg chce, żebyśmy byli zbawieni i wszystko czyni dla naszego zbawienia. Sąd to nie kwestia jedynie piekła albo nieba. To światło, które prześwietli nasze życie i ukaże nam je „nagie", to wszystko, czego przez całe życie staraliśmy się unikać. Ten sąd jest spojrzeniem na nasze życie w prawdzie, które może być dla nas bolesne. Sąd jest aktem miłości, która pragnie nas przeniknąć i napełnić nas sobą. Czy będziemy zdolni, żeby ją przyjąć i na nią odpowiedzieć? Czy zaakceptujemy to, że Bóg nas kocha absolutnie i bezwarunkowo? Sąd pobudzi nas do dania odpowiedzi, z pewnością „tak", ale komu? O mój sędzio, kim jesteś? Czy jesteś dobrym Bogiem, dla którego pracowałem i pomnażałem otrzymane talenty, czy wymagającym Panem, którego się lękam, albowiem prosi mnie o to, czego mi nie dał i boję się myśleć o Jego powrocie? Czy Bogiem, na którego czekałem, pilnie wykonując swoje obowiązki wśród bliźnich i razem z nimi, nawet wtedy, kiedy się spóźniał, czy Tym, o którym nie myślałem, a w czasie Jego nieobecności załatwiałem tylko własne sprawy, wykorzystywałem sytuacje i innych ludzi dla własnej korzyści, nie uświadamiając sobie tego, że to, co posiadam, otrzymałem właśnie od Niego? Kiedy spotkamy się z Sędzią, zobaczymy siebie samych bez masek i bez sztuczności. Nie będzie to łatwa chwila, dlatego mówimy: „Módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej". Czy będziemy mieli wystarczającą wiarę, aby pogodnie stawić czoło temu przejściu, jak ziarno pszenicy, które wpada w ziemię? Jeśli Maryja jest z nami, to będziemy mogli z większą pewnością przetrwać ten trudny moment. Śmierć jest także spotkaniem z Umiłowanym, którego pragniemy przecież zobaczyć przez całe życie. Jest radosną chwilą, bo człowiek zostaje wyrwany ze stanu, dla którego nie został stworzony. Św. Paweł mówi: Tak przeto teraz wzdychamy, pragnąc przyodziać się w nasz niebieski przybytek, jeśli tylko odziani, a nie nadzy będziemy. Dlatego właśnie udręczeni wzdychamy, pozostając w tym przybytku, bo nie chcielibyśmy go utracić, lecz przywdziać nań nowe odzienie, aby to, co śmiertelne, wchłonięte zostało przez Życie (2 Kor 5, 2-4). Oto wielki realizm w sercu wiary pełnej entuzjazmu. „Teraz i w godzinę śmierci naszej": w tej modlitwie tkwi sens naszej historii, naszej wędrówki, którą przemierzamy w życiu. Nie jest to pełne nostalgii spojrzenie na przeszłość, ponieważ zapominając o tym, co za mną, pędzę ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę, w Chrystusie Jezusie (Flp 3, 13-14). Nasza nadzieja sprawia, że możemy podskakiwać z radości, albowiem za każdym razem, kiedy odmawiamy tę modlitwę, dystans pomiędzy „teraz" a „godziną" skraca się i sprawia, że niespostrzeżenie dochodzimy do celu naszego życia. Jeśli Maryja jest nam bliska, wówczas to, czego nasze ślepe i zamknięte oczy nie widzą, ukaże się jako niespodziewane święto, które na oścież otwiera bramy, abyśmy mogli tam wejść. Poczucie czasu, który mija, może rodzić trwogę, chociaż Jezus nas zapewnia: A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28, 20). To wołanie do Maryi, która jest pierwszą zbawioną, pierwszą współ-zmartwychwstałą z Chrystusem, uwielbioną w duszy i w ciele, oprócz lęku każe nam widzieć wypełnienie obietnicy Chrystusa. Tym ostatnim zdaniem podkreślamy nie tyle koniec naszego życia, ile jego otwarcie na wieczność. Jej powierzamy drogę Kościoła, który przez wieki biegnie na spotkanie Oblubieńca, aby znaleźć w Jego objęciach swoje wieczne spełnienie. A w nim wszystkie narody. Amen.