UMARLI PAMIĘTAJĄ PAN WILLIAM L. GORDON, ANTIOCH, TEKSAS Drogi Billu! Piszę do Ciebie, ponieważ czuję, że niedługo dane mi będzie żyć na tym świecie. Może Cię to zdziwi, bo, jak wiesz, cieszyłem się dobrym zdrowiem, gdy wyruszyłem z mym stadem i teraz też nie jestem chory, ale mimo to wierzę, że jestem już praktycznie martwy. Zanim Ci powiem, dlaczego tak myślę, muszę opowiedzieć Ci inne rzeczy. Otóż dotarliśmy z bydłem bez problemów do Dodge City. Było trzy tysiące czterysta sztuk i nasz szef, John Elston dostał po dwadzieścia dolarów za sztukę od pana R. J. Blane’a, ale Joe Richards, jeden z naszych chłopców, został zabity przez woła tuż przy rzece Kanadyjskiej. Jego siostra, pani Dick Westfall, mieszka niedaleko Seguin i chciałbym, żebyś do niej pojechał i powiedział jej o bracie. John Elston przesyła jej jego siodło, uzdę, pistolet i pieniądze. Teraz, Bili, spróbuję opowiedzieć Ci, dlaczego wiem, że jestem już prawie martwy. Pamiętasz, jak w sierpniu, tuż przed tym, jak ruszyłem ze stadem do Kansas, znaleźli tego starego Joela, który był niewolnikiem pułkownika Henry’ego, i jego żonę martwych. Pamiętasz, mieszkali w tej dębowej chacie obok Wąwozu Zavalla. Wiesz, że jego kobietę nazywali Jezebel i mówiło się, że była wiedźmą. Była wysoką, dziewczyną o żółtej skórze i była dużo młodsza niż Joel. Przepowiadała przyszłość i nawet niektórzy z naszych bali się jej. Ja zupełnie nie wierzyłem w te bujdy. W każdym razie, kiedy kierowaliśmy bydło na trakt, znaleźliśmy się niedaleko Wąwozu Zavalla. Słońce już prawie zachodziło, mój koń był zmęczony, a ja byłem głodny, więc postanowiłem, że zatrzymam się u Joela i każę jego kobiecie zrobić mi coś do jedzenia. Podjechałem więc do chaty i zobaczyłem, że Joel rąbie drzewo, żeby ugotować na nim wołowinę, którą Jezebel przyrządzała na wolnym ogniu. Pamiętam, że miała na sobie sukienkę w czerwono–zieloną kratę. Nigdy tego nie zapomnę. Powiedzieli mi, żebym zsiadł z konia, tak też zrobiłem. Usiedliśmy i zjedliśmy porządną kolację. Potem Joel przyniósł butelkę tequili i wypiliśmy sobie po jednym. Powiedziałem mu, że na pewno pokonam go w grze, w kości. Spytał mnie, czy mam kości, a gdy powiedziałem, że nie, on przyniósł swoje i zaproponował stawkę pięć centów za kolejkę. Zaczęliśmy więc grać, popijając tequilę i muszę powiedzieć, że trochę się wstawiłem i byłem już zmęczony, ale Joel wygrał wszystkie moje pieniądze, a było tego pięć dolarów i siedemdziesiąt pięć centów. Bardzo mnie to zdenerwowało i powiedziałem mu, że napiję się jeszcze jednego, a potem wsiądę na konia i pojadę. Na to on, że butelka jest już pusta, więc kazałem mu przynieść następną. On mi na to, że nie ma już więcej, co mnie jeszcze bardziej rozwścieczyło. Zacząłem go przeklinać, bo byłem całkiem wstawiony. Jezebel podeszła do drzwi i usiłowała mnie zmusić do odjazdu, ale ja jej powiedziałem, że jestem wolnym, białym człowiekiem, i że mam dwadzieścia jeden lat i żeby lepiej uważała, bo nie mam poszanowania dla mądralińskich dziewek. Na to wściekł się Joel i powiedział, że owszem, ma jeszcze w chacie tequilę, ale mi jej nie da, nawet gdybym umierał z pragnienia. Na to mu odpowiedziałem: — Ty cholero, najpierw mnie upijasz i zabierasz mi pieniądze oszukując w kości, a teraz mi ubliżasz. Czarnuchy mogą wisieć za mniejsze przewinienie. On na to: — Nie będziesz zażerał mojej wołowiny i chlać mojej wódki, a potem nazywać mnie oszustem. Żaden biały człowiek nie będzie się tak do mnie odzywał. Jestem takim samym twardzielem, jak ty. Ja na to: — Idź w cholerę, ty czarna świnio, kopnę cię tak, że cię rodzona matka nie pozna. On na to: — Biały człowieku, nie będziesz tu nikogo kopał. Złapał nóż, którym wcześniej ciął mięso i rzucił się na mnie. Wyciągnąłem pistolet i strzeliłem mu dwa razy w brzuch. Upadł, a ja strzeliłem mu wtedy w łeb. Na to wbiegła Jezebel wrzeszcząc i przeklinając z pistoletem w ręku. Skierowała go w moją stronę i pociągnęła za spust, ale nie wystrzelił, więc skoczyłem szybko w jej kierunku krzycząc, żeby mi go oddała albo ją zabiję. Ale ona rzuciła się na mnie, usiłując mnie uderzyć kolbą. Uchyliłem się, ale i tak mnie dosięgła, rozcinając mi skórę na głowie. Przytknąłem jej mój pistolet do tyłka i pociągnąłem za spust. Strzał odrzucił ją kilka kroków w tył, zachwiała się i upadła na ziemię przyciskając sobie rękę do tyłka. Między palcami popłynęła jej krew. Podszedłem do niej i spojrzałem w dół, wciąż trzymając pistolet w gotowości, bluźniąc i przeklinając ją. Na to ona odezwała się: — Zabiłeś Joela i zabiłeś mnie, ale, na Boga, nie dożyjesz chwili, kiedy będziesz mógł się tym pochwalić. Przeklinam cię na wielkiego węża, czarne bagno i białego koguta. Nim ponownie minie ten dzień będziesz liczył bydlęce łby w piekle. Zobaczysz, przyjdę do ciebie, gdy nadejdzie czas, i gdy będę gotowa. Potem z ust polała się krew, głowa jej opadła i wiedziałem już, że nie żyje. Przestraszyła mnie swoją gadką i natychmiast otrzeźwiałem. Skoczyłem na konia i ruszyłem w drogę. Nikt mnie nie widział, a następnego dnia powiedziałem chłopakom, że mam guz na czole, bo zadrapała mnie gałąź, jak jechałem na koniu. Nikt nie dowiedział się, że to ja zabiłem tych dwoje i Tobie też bym tego nie powiedział, gdybym nie wiedział, że nie dane mi będzie długo już pożyć. Ta klątwa prześladowała mnie i nie ma sensu próbować się od niej uwolnić. Przez całą drogę czułem, że coś mnie śledzi. Zanim dotarliśmy do Czerwonej Rzeki, któregoś ranka znalazłem w bucie grzechotnika. Potem już zawsze spałem w butach. Dalej znowu, jak przekraczaliśmy rzekę Kanadyjską, i woda była wezbrana, a ja jechałem na przedzie, stado zupełnie bez przyczyny podeszło do „młyna”. Ruszyłem za nimi i koń mój utonął. Ja też bym pewnie utonął, gdyby nie to, że Steve Kirby rzucił mi linę i wyciągnął z tego tłumu oszalałych krów. Potem znowu, któryś z chłopaków czyścił swoją strzelbę i nagle mu wystrzeliła robiąc mi dziurę w kapeluszu. Chłopaki zaczęli się ze mnie nabijać mówiąc, że przynoszę im pecha. Kiedy przekroczyliśmy rzekę, bydło zaczęło kłusować w najcichszą, najspokojniejszą noc, jaką można sobie wyobrazić. Miałem nocną straż przy bydle i nie usłyszałem ani nie zobaczyłem niczego, co mogło je przestraszyć, ale jeden z chłopaków powiedział, że tuż zanim krowy zaczęły gonić, usłyszał niski, zawodzący głos, dobiegający z pola bawełny i dostrzegł jakieś dziwne, niebieskie światło tam płonące. W każdym razie, bydło ruszyło tak nagle i nieoczekiwanie, że ja, będący w samym ich środku musiałem galopować ile tylko miałem sił. Woły były za mną i obok mnie, i gdybym nie miał najszybszego konia, jaki narodził się w Teksasie, zatratowałyby mnie na śmierć. W końcu udało mi się od nich uwolnić i cały następny dzień spędziliśmy na zbieraniu ich po całej okolicy. Wtedy właśnie zginął Joe Richards. Byliśmy na polu, usiłując nagonić grupę wołów i nagle, zupełnie bez żadnej przyczyny, koń mój zaryczał, cofnął się gwałtownie do tyłu i upadł na ziemię. W ostatniej chwili udało mi się zeskoczyć mu z grzbietu przez co uniknąłem zmiażdżenia. W tej samej chwili rzucił się na mnie jeden z byków. W pobliżu nie było żadnego drzewa, na które mogłem uciec. Chciałem wyciągnąć pistolet, ale kolba zaplątała mi się dziwnie w pas tak, że nie mogłem go wyciągnąć. Dziki byk był nie dalej niż dziesięć skoków ode mnie i w tej chwili Joe Richards chwycił go na lasso. Rzuciło jego koniem o ziemię. Gdy upadł, Joe usiłował odskoczyć, ale obcas zaplątał mu się w strzemiono i w tej samej chwili byk przebił go rogami. To był potworny widok. Do tego czasu udało mi się wyciągnąć pistolet i zabiłem byka, ale Joe też nie żył. Jego ciało było straszliwie poharatane. Pochowaliśmy go tam, gdzie upadł i wbiliśmy w ziemię drewniany krzyż, na którym John Elston wyrzeźbił swoim nożem jego imię i datę śmierci. Po tym chłopaki nie żartowali już, że przynoszę im pecha. Prawie w ogóle się do mnie nie odzywali, a ja zachowałem to dla siebie, że, jak tylko jeden Bóg wie, nie było w tym wszystkim mojej winy. W każdym razie, dotarliśmy do Dodge City i sprzedaliśmy woły. Ostatniej nocy śniło mi się, że widziałem Jezebel. Widziałem ją tak wyraźnie, jak pistolet w ręku. Uśmiechała się niczym sam diabeł, i powiedziała coś, czego nie mogłem zrozumieć, ale wskazała na mnie palcem i myślę, że wiem, co to oznacza. Bili, już nigdy mnie nie zobaczysz. Jestem już martwy. Nie wiem, jak umrę, ale czuję, że nie doczekam już wschodu słońca. Więc piszę do Ciebie, żebyś wiedział, co zaszło. Założę się, że byłem głupi, ale człowiek jakby musi oślepnąć, bo nie ma dla mnie żadnego światła, które wskazałoby mi drogę. W każdym razie, cokolwiek mnie dopadnie, będę stał na nogach, z pistoletem w gotowości. Nigdy nie ugiąłem kolana przed żadnym żyjącym stworzeniem i tym bardziej nie zrobię tego przed martwym. Cokolwiek nadejdzie, będę walczył. Czyszczę i oliwię mój pistolet codziennie. I muszę Ci powiedzieć, Bili, że czasami zdaje mi się, że oszalałem, ale chyba to dlatego, że tak dużo myślę o Jezebel, i że tak często mi się śni. Widzisz, do czyszczenia używam tej Twojej starej koszuli, tej w czarno–białą kratę, którą kupiłeś w zeszłe święta w San Antonio. I czasami, kiedy czyszczę pistolet tą koszulą, to nie wygląda mi ona na czarno–białą. Zamienia mi się przed oczami w czerwono–zieloną, zupełnie, jak sukienka, którą miała na sobie Jezebel tej nocy, kiedy ją zabiłem. Twój brat, Jim. ZEZNANIE JOHN A ELSTONA 4 LISTOPADA 1877 Nazywam się John Elston. Jestem nadrządcą rancza pana J. J. Connolly w hrabstwie Gonzalez. Wraz z Jimem Gordonem pędziłem bydło. Mieszkaliśmy w jednym pokoju, w hotelu. Rano, trzeciego listopada, wydawał mi się marudny i nie chciał ze mną rozmawiać. Nie chciał też ze mną nigdzie wyjść, powiedział, że chce napisać list. Nie widziałem go aż do nocy. Wszedłem do pokoju, żeby coś wziąć, a on siedział i czyścił swój Colt 45. Zaśmiałem się i w żartach zapytałem go, czy boi się Bata Mastersona, a on odpowiedział mi na to: „John, to, czego się boję, nie jest ludzkie, ale, jeśli tylko będę mógł, to będę strzelał. ” Ponownie się zaśmiałem i zapytałem go, czego konkretnie się boi, na co on odparł: „Wysokiej, żółtoskórej panienki, która nie żyje od czterech miesięcy. ” Pomyślałem, że musi być pijany i wyszedłem. Nie jestem pewien, która była godzina, ale było już ciemno. Nie zobaczyłem go już żywego. Około północy przechodziłem obok saloonu Big Chiefa i usłyszałem strzał. Tłum ludzi wbiegł do środka. Ktoś powiedział, że zabili człowieka. Wszedłem z innymi i poszedłem do pokoju z tyłu. W drzwiach leżał człowiek z odrzuconymi w bok nogami. Cały zalany był krwią, ale z sylwetki i ubrania rozpoznałem Jima Gordona. Nie żył. Nie widziałem, jak go zabili i nie wiem nic, oprócz tego, co powiedziałem. ZEZNANIE MIKE’A O’DONNELLA Nazywam się Michael Joseph O’Donnell. Pracuję na nocną zmianę w saloonie Big Chiefa, jako barman. Kilka minut przed północą zauważyłem, jak jakiś kowboj rozmawia z Samem Grimesem na zewnątrz. Zdało mi się, że się kłócą. Po chwili kowboj wszedł do środka i wypił kieliszek whisky przy barze. Zwróciłem na niego uwagę, bo miał pistolet na wierzchu, podczas gdy inni trzymali swoje pistolety — jeśli je mieli — schowane. Poza tym miał w sobie coś dzikiego i był bardzo blady. Nigdy nie widziałem nikogo, kto tak wyglądał. Potem nie zwracałem już na niego uwagi, bo musiałem zająć się obsługiwaniem klientów. Musiał chyba przenieść się do pokoju na tyłach baru. Około północy usłyszałem strzał w tylnim pokoju i wyskoczył z niego Tom Allison krzycząc, że zabili człowieka. Podbiegłem do niego, jako pierwszy. Leżał w drzwiach. Zobaczyłem, że miał pas i meksykański, rzeźbiony futerał na rewolwer. Zorientowałem się, że musiał to być ten sam człowiek, którego wcześniej widziałem. Jego prawa ręka była praktycznie odstrzelona i stanowiła jedynie krwawe strzępki. Głowę miał tak zmasakrowaną, że trudno było uwierzyć, że to strzał z pistoletu go tak załatwił. Kiedy do niego podbiegłem, już nie żył i według mnie umarł w jednej chwili. Gdy staliśmy tak wokół niego, człowiek znany mi jako John Elston wszedł do środka przez tłum i powiedział: „O, Boże, to Jim Gordon!” ZEZNANIE ZASTĘPCY SZERYFA GRIMESA Nazywam się Sam Grimes. Jestem zastępcą szeryfa na hrabstwo Ford w Kansas. Spotkałem zmarłego Jima Gordona przed saloonem Big Chiefa około za dwadzieścia dwunasta w nocy, trzeciego listopada. Zauważyłem, że miał przy sobie pistolet, więc zatrzymałem go, by go spytać, dlaczego nosił ze sobą broń i to na wierzchu, i powiedziałem mu, że na wypadek, gdyby o tym nie wiedział, było to w tym mieście niezgodne z prawem. Powiedział mi, że ma go przy sobie dla obrony. Ja odpowiedziałem na to, że jeśli znajdzie się w niebezpieczeństwie, to moim zadaniem jest go bronić, i że lepiej będzie, jeśli natychmiast odniesie pistolet do hotelu i tam go zostawi dopóki nie opuści miasta, bo po jego ubraniu zorientowałem się, że był kowbojem z Teksasu. Zaśmiał się tylko i powiedział: „Szeryfie, nawet sam Wyatt Earp nie może ochronić mnie przed moim przeznaczeniem!” Po tych słowach wszedł do saloonu. Pomyślałem sobie, że jest chyba chory, i że ma coś nie w porządku z głową, więc go nie zaaresztowałem. Sądziłem, że może wypije sobie jednego, a później pójdzie do hotelu i zostawi tam swój pistolet tak, jak o to prosiłem. Cały czas go obserwowałem, żeby upewnić się, że nie zaczepia nikogo w saloonie, ale on nawet na nikogo nie spojrzał, tylko zamówił drinka w barze i przeszedł do pokoju na tyłach. Po paru minutach wyleciał jakiś człowiek krzycząc, że ktoś został zabity. Natychmiast ruszyłem do tylnego pokoju i znalazłem się tam, kiedy Mike O’Donnell nachylał się nad tym samym mężczyzną, którego wcześniej zatrzymałem na ulicy. Został zabity przez pistolet, który wystrzelił mu w dłoni. Nie wiem, do kogo, jeśli w ogóle do kogokolwiek, chciał strzelić. W okolicy nie było nikogo i nikt oprócz Toma Allisona nie widział zdarzenia. Znalazłem resztki pistoletu, który wybuchł mu w ręku, razem z końcówką kolby i wszystkie te rzeczy przekazałem koronerowi. ZEZNANIE TOMA ALLISONA Nazywam się Thomas Allison. Jestem woźnicą zatrudnionym przez McFarlane Company. W nocy trzeciego listopada byłem w salonie Big Chiefa. Nie zauważyłem zmarłego, gdy wszedł do środka. Było tej nocy dosyć tłoczno. Wypiłem już kilka kolejek, ale nie byłem pijany. Dostrzegłem „Obrzydliwego” Gullinsa, który poluje na bawoły, jak zbliżał się do wejścia do saloonu. Wcześniej miałem już z nim problemy i wiedziałem, że był to zły człowiek. Postanowiłem wyjść przez tylne drzwi. Gdy wszedłem do tylnego pokoju dostrzegłem człowieka siedzącego z głową ukrytą w dłoniach. Nie przejąłem się nim zbytnio, tylko podszedłem do tylnich drzwi, które były zaryglowane od wewnątrz. Odciągnąłem zasuwę, otworzyłem drzwi i zrobiłem jeden krok na zewnątrz. Wtedy tuż przed sobą zauważyłem stojącą kobietę. Światło dochodzące z pokoju było dosyć blade, ale zobaczyłem ją na tyle dobrze, że z całą pewnością mogę stwierdzić, że była czarna. Nie wiem, jak była ubrana. Nie była w zasadzie kompletnie czarna, była jakby brązowa, czy nawet żółta. To jedyne, co mogłem dostrzec w tym słabym świetle. Tak mnie zaskoczyła, że natychmiast się zatrzymałem, a ona odezwała się do mnie w te słowa: „Powiedz Jimowi Gordonowi, że przyszłam po niego. ” Ja na to: „Kim jesteś, kobieto, do licha, i kim jest ten twój Jim Gordon?” Ona odpowiedziała: „To ten człowiek, który siedzi przy stole w tylnym pokoju. Powiedz mu, że przyszłam!” Coś w jej głosie przyprawiło mnie o ciarki. Nie umiem powiedzieć, dlaczego. Odwróciłem się i wszedłem z powrotem do pokoju i powiedziałem: „Czy ty jesteś Jim Gordon?” Gdy człowiek ten podniósł w górę głowę i spojrzał na mnie, przeraziło mnie to, jak był blady i wystraszony. Powiedziałem do niego: „Ktoś się chce z tobą widzieć. ” Zapytał: „Kto chce mnie widzieć?” Odpowiedziałem mu: „Jakaś wysoka kobieta o żółtej skórze. Czeka tam, przy drzwiach. ” Na to on zerwał się z krzesła przewracając je razem ze stołem. Pomyślałem, że oszalał i poszedłem za nim. Jego oczy były nieprzytomne i dzikie. Wydał z siebie zduszony okrzyk i ruszył w stronę drzwi. Zobaczyłem, jak spoglądał na zewnątrz, a jednocześnie zdało mi się, że dosłyszałem, jakby jakiś śmiech dobiegający z ciemności. Potem on ponownie krzyknął i gwałtownie wyciągnął pistolet nacierając z nim na kogoś, kogo ja w ogóle nie widziałem. Nagle oślepił mnie błysk i usłyszałem strzał, a gdy dym rozrzedził się, zobaczyłem go leżącego na ziemi z głową i całym ciałem poplamionym krwią. Mózg wylewał mu się z czaszki, a cała prawa ręka była zakrwawiona. Wbiegłem z powrotem do saloonu, nawołując barmana. Nie mogę powiedzieć, czy on strzelał do tej kobiety, czy też nie. Nie wiem też, czy to on strzelił, czy ktoś inny strzelił do niego. W każdym razie usłyszałem tylko jeden strzał, w tej samej chwili, gdy jego pistolet wybuchł. RAPORT KORNERA My, jury koronera, po przeprowadzeniu dochodzenia na zwłokach Jamesa A. Gordona z Antiochi, Teksas, doszliśmy do wniosku, że śmierć nastąpiła przez rany zadane przypadkowym wystrzałem z pistoletu, spowodowanym przez wybuch broni zmarłego. Zmarły najwyraźniej zapomniał usunąć szmatkę z lufy pistoletu, po jego wyczyszczeniu. Fragmenty spalonej szmaty zostały znalezione w lufie. Stwierdzono, że były to kawałki damskiej sukienki w czerwono–zieloną kratę. Podpisano: J. S. Ordley, koroner, Richard Donovan, Ezra Blaine, Joseph T. Decker, Jack Wiltshaw, Alexander V. Williams. Tłumaczyła Katarzyna Pawlak