Jan Twardowski Niecodziennik wtóry Kraków 1995 * * * Mówią, że dziennika się nie pisze — sam się pisze. Pozbierałem tylko anegdoty. Zapamiętałem to i owo, a wiersze same do mnie przyszły, jak oswojone króliki. Niech nam się przypomni Zacheusz z Ewangelii. Jak zabawnie musiał wyglądać ten ważny zwierzchnik urzędników, kiedy drapał się na sykomorę. Miał pieniądze, które torują drogę. Nie chciał ich wykorzystać. Postąpił jak nieśmiały zakochany, który zakrył się liśćmi drzewa, aby z daleka tęsknić za Jezusem. Niech zabawny i smutny przychodzi z pomocą. CHROŃ Ośle z aniołami tęskniący Zacheuszu na zielonym drzewie czwarty mędrcu coś poszedł na skróty i za późno stanąłeś w Betlejem asceto z tylną częścią nagą uśmiechu chroń przed absolutną powagą Taki jest Niecodziennik wtóry. * * * Nie pisałem w Paryżu, Tokio, Sztokholmie, ale w Lipkowie, Świnotopie, Kamieńczyku, między lipcem a sierpniem, kiedy wiesiołek, żółty jak kanarek. * * * W zatłoczonym autobusie stałem, już jako ksiądz, tuż przy kobiecie karmiącej dziecko. — Ty maluchu nieznośny — powiedziała do dziecka —jak nie będziesz ssał, to dam temu, co stoi obok. I wskazała na mnie. * * * Umarł ksiądz proboszcz, znany ze swojej gorliwości. Umarł także kierowca autobusu, znany pijak. Znaleźli się obaj w niebie. Ksiądz zaczął narzekać, że jest mniej uhonorowany niż szofer. Pyta więc go, dlaczego tak jest. Usłyszał w odpowiedzi: — Jak ksiądz głosił kazania, to wszyscy spali, a jak ja jechałem, to wszyscy się modlili. * * * Mówiono o nim pobożny, bo nie opuszczał żadnej sumy. * * * Pewien proboszcz napisał referencje o kleryku: „ładny i wie o tym”. * * * Sfrunął anioł sługa boży jak puch topól pomaleńku Zamiast słów czcigodnych wzniosłych rzekł do ucha mi o jejku ZMARTWIENIE Jezu — martwił się proboszcz — głosisz tylko prawdę nie wyjeżdżasz na zachód by kupić mieszkanie w Rosji już zmiękło a Ty wciąż w ukryciu nie budujesz kościoła z pustaków lecz z żywego serca nie odkładasz na wszelki wypadek jak Ty sobie dasz radę w życiu POKORNY Bóg wszechmogący a taki pokorny wszędzie jest a nigdzie nie widać trzyma się krzyża rękami obiema czysty bo wszystko mając nic dla siebie nie ma słucha cierpliwie że już się nie przyda tylko Wszechmogący może być tak mały jeszcze mówią Mu na złość że ma Syna Żyda * * * Jechałem pociągiem do Żabieńca. Jedna z podróżnych, psycholog, opowiadała mi o przeżytym zdarzeniu. Od pewnego czasu odwiedzał ją w poradni młody, udręczony człowiek. Bardzo chciał przyjąć Komunię Świętą, ale… nienawidził ludzi, zwłaszcza najbliższych sąsiadów, którzy za głośno zamykali drzwi windy, i wszystkich innych po kolei. Chodził do spowiedzi, ale żaden ksiądz nie dawał mu rozgrzeszenia. Wreszcie pojechał na głuchą wieś i spowiadał się u prostego księdza, który tak odmawiał różaniec, jakby kruszył chleb dla wróbli. Spowiednik wysłuchał udręczonego penitenta i powiedział: — Nie mogę cię rozgrzeszyć. Jednak po namyśle zaczął pytać: — Czy naprawdę chcesz przyjąć Komunię Świętą? Czy naprawdę kochasz Pana Jezusa? Czy naprawdę tęsknisz za Nim? Młody człowiek odpowiedział: — Pan Jezus jest tęsknotą mojego życia. Ksiądz zdecydował: — Nie mogę dać ci rozgrzeszenia, ale jeżeli tęsknisz za Panem Jezusem, to przyjmij Go. Penitent przyjął Komunię Świętą. Opuściły go natrętne myśli. Zaczął uśmiechać się do ludzi i nawet wybaczył sąsiadowi, który za ścianą ćwiczył na trąbce i mylił się wciąż w tych samych miejscach. * * * W życiu najlepiej, kiedy jest nam dobrze i źle. Kiedy jest nam tylko dobrze — to niedobrze. * * * Często odmawiany różaniec — zapada w naszą podświadomość. Kiedy leżałem w szpitalu, w czasie bezsennej nocy słyszałem, jak jeden z chorych mówił różaniec śpiąc. Pytał mnie potem, czy nie mówi przez sen. Powiedziałem mu, że rozmawia z Matką Boską. Uważał to za żart. Powieść Marii Dąbrowskiej Noce i dnie kończy się słowami: „Konie idą na pamięć”. Koń zmęczony, śpiący, sam trafi do domu, choćby woźnica był nieprzytomny. Wiemy, że cały oddział żołnierzy na wojnie, bardzo zmęczonych, idzie, śpi i trafia tam, dokąd ma przyjść. Jeżeli odmawiamy często różaniec, to wtedy on sam czasem za nas się modli. I to jest chyba szósta radosna tajemnica różańcowa. * * * — Dlaczego pan obchodzi Drogę Krzyżową od końca? — Bo ja wolę przechodzić od stacji smutniejszych do pogodniejszych. * * * Z pism Ojca Innocentego Bocheńskiego Zapytano na egzaminie księdza: — Czy mogą być w Trójcy Świętej cztery osoby? — Za przyzwoleniem władz duchownych —mogą. ZAGAPIŁ SIĘ Tłumaczył że do Kościoła należy papież kardynał lud boży teologów szkoła i tak się zagapił że nie dostrzegł że Pan Jezus wszedł do kościoła JAK KOZIOŁ Nie skarż się że mrok ciebie jak kozioł zaskoczył skoro rośnie świetlik co przemywa oczy nie nudź — biedne płuca nasze bo w pobliżu ślaz dziki co łagodzi kaszel z pięcioma płatkami na krótkim ogonku zawstydzony jak uczeń co przyszedł po dzwonku nie męcz że świat szary. Rybitwa wieczorem biegnie w czarnej czapeczce nad czerwonym dziobem nie bój się że miłość nadciąga jak burza skoro Bóg ci anioła wynajął za stróża * * * Jeden z moich znajomych porzucił wszystko i wstąpił do klasztoru. Odwiedziłem nowicjusza po dwóch miesiącach i zapytałem, co u niego słychać. Powiedział: — Wszystko dobrze, ale zostałem pokrzywdzony, bo rozdawano buty i dostałem nie takie, jakie mi się podobały. — Dlaczego jesteś taki smutny? — zapytał ksiądz. — Smutny święty to żaden święty. — No tak — odparł zagadnięty — tylko że ja jestem błaznem w cyrku i teraz wypoczywam. * * * W kancelarii starego kościoła w staroświeckiej szufladzie odnaleziono zeszyt ze starymi rachunkami. Odczytano następującą kartkę: — za dolepienie nosa świętej Marcie — 3 ruble — za dorobienie uda świętemu Marcinowi — 1 rubel — za dosztukowanie pośladka aniołowi — 90 kopiejek — za dorobienie dziecka Józefowi —1,5 rubla. * * * Wikariusz, stojąc na drabinie, wkręcał żarówkę. Nagle drabina zachwiała się i przez omyłkowo otwartą klapę wpadł do piwnicy. — Skoro tam już jesteś — powiedział spokojnie stojący na górze dobroduszny proboszcz — przynieś mi słoik z ogórkami. * * * Ksiądz wygłosił kazanie na temat Ewangelii, w której mowa o tym, że jeżeli ktoś ma dwa płaszcze — jeden powinien oddać potrzebującemu. Przyszedł potem ktoś do tego księdza i powiedział: — Ja nie mam płaszcza, a ksiądz ma dwa. Proszę dać mi jeden. Ksiądz natychmiast odparł: — Ale pamięta pan, co było na początku? —,,Onego czasu…” * * * Ksiądz biskup zapytał proboszcza: — Dobrze jest mieć swojego stałego spowiednika, który czuwa nad rozwojem wewnętrznym penitenta. Czy ksiądz ma kogoś takiego? — Mam, proszę księdza biskupa. — Jak on się nazywa? — Ksiądz Stefan Gabryszewski. — Ależ on umarł pięć lat temu! — Ach, jak ten czas szybko leci. * * * Kiedy dowiedzieliśmy się, że Ojciec Święty złamał nogę, powiedziała mi jedna znajoma: — Lepiej byłoby, żeby to się przydarzyło mojemu sąsiadowi z przeciwka. * * * Z wierszy dziewiętnastowiecznych Zapiał kogut kuku ryku Wstawaj zaraz kanoniku Ksiądz kanonik z snu się budzi by rozgrzeszyć podłych ludzi TROSKI W niebie niepotrzebny zegarek długopis leki w nagłej potrzebie parasol kapelusz na wieszaku pieniądze stare i nowe strach że kochana ciocia upadnie na głowę ile tu troski o sprawy niepotrzebne w niebie * * * Pewien złodziej zakradł się do ogrodu róż. Rosły pięknie rzędami. Obcinał róże po kolei, zostawiając co siódmą. Powtarzał sobie: — Siódme: „nie kradnij”. * * * Kiedy Mojżesz ogłaszał przykazania i powiedział: „Siódme: nie kradnij”, wierni zaniepokoili się. — To z czego będziemy żyli? — pytano. Ktoś wynalazł sposób i przekreślił siódemkę. Odtąd jest to cyfra dla niektórych niepewna. Jedyna przekreślona cyfra. Ważna, czy nieważna? * * * Pewien ksiądz miał bardzo głośne kazanie. Podszedł do niego chłopczyk i powiedział: — Czego tak się drzesz? Mamusia przecież mówiła, że w kościele trzeba być cicho! * * * Usłyszałem kiedyś: — Tak gorliwie broniłem Boga, że trzepnąłem w mordę człowieka. * * * Przy jednym z kościołów był duży sklep, w którym sprzedawano rozmaite protezy uzupełniające braki ludzkiego ciała. Kiedyś ludzie wychodzący z kościoła usłyszeli, jak sprzedawca, który wyskoczył ze sklepu, wołał: — Proszę pani! Proszę pani! Pani się pomyliła i zamiast piersi nr 3 wzięła tylną część nr 4! * * * — Dlaczego takie słabe stopnie z religii masz na świadectwie? — zapytał ojciec syna. — Janek ma znacznie lepsze. — Tak, ale on ma mądrzejszych rodziców. * * * Nie tylko święty Tomasz, ale i uczeń na katechezie nie dowierzał: Hi, hi, hi, jak można przejść przez zamknięte drzwi? Nawet chudzi jak patyki święci i niegrube święte nie potrafią przejść przez drzwi zamknięte. Potem obaj uwierzyli, a chłopiec chciał koniecznie kupić obrazek ze świętym Tomaszem. MAŁY Herod postraszył stajnia uboga ludzkie kłopoty małego Boga nawet trzech mędrców na nic się przyda bo Bóg tak mały że go nie widać śpiewają głosem grubym cienkim Bóg Wszechmogący, bo tak maleńki boją się Kościół nietryumfalny nie tak jak kiedyś nieokazały to Wszechmogący by się uśmiechać staje się taki nieduży mały NIESKOŃCZONY Niepoliczone pszczoły wilgi drzewa wśród dróg prosiaki i anioły bo nieskończony Bóg * * * Ksiądz jezuita tłumaczył, że o każdym trzeba powiedzieć coś miłego. Dla każdego coś dobrego. Jakie to okropne plotkować, na przykład, że piękny paw ma brzydkie nogi. Pewien przekorny chłopiec zaczął się spierać: — Czy można powiedzieć coś dobrego o złodzieju, który zabrał mi walkmana? Ksiądz odpowiedział: — Znam niejednego złodzieja, który nie tylko oddał to, co ukradł, ale jeszcze się wyspowiadał i płakał. Chłopiec nie dawał się przekonać. — A co można powiedzieć dobrego o babci, która mnie za wcześnie budzi i za wcześnie zapędza do snu? Ksiądz tłumaczył, że babcia jest bardzo oszczędna i nie chce, żeby za długo palić światło. Chłopiec nie dał za wygraną i strzelił z najcięższej armaty, przekonany, że położy księdza na łopatki. — A co można powiedzieć dobrego o diable? — spytał i uśmiechnął się, jakby zjadł kwaśnego grejpfruta. — Nawet o diable można powiedzieć coś dobrego — odparł jezuita — na przykład, że we wtorek miał porządnie wyczesany ogon! * * * Koci, koci, łapci, pojedziem do babci, ale ani słówka, bo babcia Żydówka. * * * Spóźniony uczeń wpada do klasy. — Siadaj — mówi profesor — właśnie mówię o ośle. — Już ja tego osła wolę wysłuchać stojąc. * * * Pewien chłopiec popatrzył na czerwone światło wiszące na długich łańcuchach przed Wielkim Ołtarzem i powiedział: — Mamusiu, jak zapali się zielone światło, to wyjdziemy… NA LEKCJI RELIGII Siostra opowiadała w czasie lekcji religii o tym, jak Jezusa złapali, związali, zaprowadzili do więzienia w Jerozolimie. Piotr skoczył jak ryś w Jego obronie, rzucił się na ucho jednego z napastników, ale Jezus mu je uratował i od tej chwili nikt nie powinien nikogo ciągnąć za uszy. Niestety Piotr, tak odważny, że się nie bał napadając złośników, zląkł się potem kilku pyskatych kobiet i zaczął kłamać ze strachu o samego siebie. Nieraz przecież mówią: Można rzucić się na draba, lecz się bać, gdy przyjdzie baba. * * * Mój kolega, który przygotowywał się do pierwszej spowiedzi, spisał wszystkie swoje grzechy na kartce, żeby ich nie zapomnieć, a po rozgrzeszeniu powiesił tę kartkę w jadalni na widocznym miejscu, przekonany, że skoro te grzechy już znikły, to można je pokazać. Przecież ich już nie ma. * * * Marcin uważa, że gładzić grzechy to znaczy głaskać je. * * * Słyszałem, jak matka groziła niegrzecznemu dziecku: — Jak się Bozia rozzłości, to cię po łapach wytrzaska. * * * Spowiednik chciał pomóc małemu penitentowi i pytał: — Czy czasem nie wsadzałeś noża do skarbonki, żeby wyjąć pieniądze? — Nie, ale to dobra myśl. * * * W czasie Mszy świętej poszczególne dzieci czytały do mikrofonu prośby w modlitwie powszechnej. Jeden z chłopców powiedział: — Módlmy się w intencji Pana Boga. * * * Ewangelista podaje dokładnie, że uboga wdowa rzuciła do skarbony jeden grosz czyli dwa pieniążki. Kiedy czytałem to opowiadanie mojemu małemu uczniowi z klasy czwartej, powiedział: — Gdybym miał grosz w jednym kawałku, to bym go wrzucił do skarbony, ale gdybym miał dwa pieniążki po pół grosza, to bym wrzucił tylko jeden pieniążek. Trudno przecież nie mieć nawet pół grosza. * * * Do Lasek przyjechał ksiądz biskup z Francji. Niewidome dzieci witając go, dotykały. Jedna z dziewczynek zawołała: — Księże biskupie, ksiądz ma łańcuch taki, jak krowa mojego tatusia! * * * Kiedy proboszcz w czasie kolędy powiedział do synka pani domu: — Powiedz mamusi, żeby podziękowała tatusiowi za to, że kupił jej futro — mamusia odparła: — Gdybym liczyła na tatusia, to nie miałabym ani futra, ani ciebie. * * * Pewien chłopiec zobaczył procesję wychodzącą z kościoła na ulicę: chorągwie, feretrony, na rękach dziewczynek — poduszki haftowane. Powiedział: — Będzie sprzątanie w kościele, bo wszystko wynoszą. * * * Pięcioletni chłopiec w Wielki Piątek wracał z kościoła. Mamusia tłumaczyła mu długo, że wszyscy obchodzą teraz pamiątkę śmierci Pana Jezusa. Chłopiec zamyślił się i powiedział ze smutkiem: — Jaka szkoda, że Pan Jezus umarł. Po chwili jednak, już trochę weselej, wykrzyknął: — Ale dobrze, że mamy zapasowego w niebie. * * * Umarł szkolny nauczyciel fizyki. Poproszono jednego z uczniów: — Powiedz coś nad jego grobem, masz piątkę z polskiego i najłatwiej przychodzi ci mówienie. Ale on tłumaczył się: — Nie wypada. Znałem słabo fizykę i tak by wyglądało, jakbym się podlizywał. * * * Jeden z chłopców powiedział: — Zrobiłem dobry uczynek. Przeprowadziłem babcię przez ulicę przy pomocy pięciu kolegów. Ktoś zdziwiony zapytał: — Dlaczego ci koledzy pomagali? Odparł: — Bo sama nie chciała przejść. O WŁOSIE „Nie bójcie się, bo wam włos z głowy nie spadnie”. Chyba powiedział Pan Jezus te słowa do dzieci, do pasterzy betlejemskich, do chłopców, którzy zrywali liście palm i rzucali Mu pod nogi, do chłopca, który na pustyni podał Mu koszyk z chlebem. Tylko dzieci nie boją się o włosy, bo nawet jak się je obetnie, to zaraz odrosną. Pewien fryzjer nie tylko strzygł, ale i mówił wierszami. Kiedyś w swoim zakładzie fryzjerskim posadził przed długim lustrem jednego z chłopców i skradając się do niego na krótkich nogach z nożycami w ręku — mówił: Będziesz miał na głowie nic, bo przyszedłem ciebie strzyc. Zetnę włosy twe zuchwałe, zrobię cię na łysą pałę. Chłopiec miał piątkę z polskiego i też odpowiedział wierszem, bo słowa wypowiedziane wierszem są bardziej zrozumiałe i jasne: Choćbyś użył ostrej kosy, to mi znów odrosną włosy. Pan fryzjer oniemiał, a chłopiec wykrzykiwał: Zosia włosy obcinała i znów dwa warkocze miała! A Antek? Ostrzyżono go maszynką, lecz przyleciał znów z czuprynką. Tylko starzy boją się o włosy. — Jakiego pan używa lekarstwa na wypadanie włosów? — zapytał pan profesor pana profesora. Odpowiedział: — Żadnego, bo same wyszły. Jakim cudem jest włos dziecka! Niby cienki, kruchy, a stale odrasta. Rzucają się na niego z nożycami, z nożyczkami, z maszynkami — a on dalej rośnie. Ile cudów na głowie! * * * Żeby coś znaleźć, trzeba wiedzieć, czego się szuka. NA CHWILĘ Miłość na zawsze najdłuższa co miała przetrwać lat tyle śmierć burze z fiołkiem w kubeczku świnia przyszła na chwilę BOGA PRZEPROSZĄ Błogosławiona Kinga ogromnie się dziwi i święty Jan Chrzciciel co się na jedną z bab złościł że są tacy którzy Boga przeproszą płaczą idą do nieba niosą niezapominajkę rozgrzeszonej miłości ODESZŁA Czy miłość co odeszła raz jeszcze powróci czy przejdzie przez pokój jak pies oswojony na dzień dobry niedobry potrąci nas nosem przypomni stare listy czy Boga przeprosi że przyszła jak dama odeszła jak chamka NIE DOTYKAJ Jeden z moich znajomych miał skrupuły. Wybrał się na bal. Nie wiedział, że pani, z którą tańczył, miała sztuczny, nadmuchiwany biust: — Dotknąłem, nacisnąłem i jedna pierś trzasnęła, jakby ktoś strzelił. A druga zrobiła tak: fiuuuuuu… * * * Usłyszał od Jegomości: — Nie żeń się chłopie z czystej miłości zaraz się dowiesz w takowym stanie — miłość odejdzie, baba zostanie. * * * Pewna dziewczynka pomyślała tak: „Skoro Pan Bóg powiedział «kochaj bliźniego swego», to znaczy, że miłość jest nakazem”. — Wiem, że mnie kochasz — mówiła — bo musisz. Ale czy choć trochę mnie lubisz? * * * Pewna dziewczyna modliła się o męża do figurki świętego Antoniego, stojącej na oknie. Któregoś dnia figurka przypadkowo spadła i trafiła przechodzącego ulicą młodzieńca. Przybiegł na górę, żeby nawymyślać. Poznał dziewczynę i … ożenił się z nią. * * * Romantyczny młodzieniec zwierzał mi się, że kochał dziewczynę. Często deklamował fragment W Szwajcarii Słowackiego: Raz — że nie była niebieskim aniołem, Myślałem całe długie pół godziny; Wyspowiadałem się potem z tej winy. Wreszcie — powiedział mi: — Odważyłem się pocałować ją w rękę, ale kiedy leżała na katafalku. * * * Jeden z proboszczów napisał węglem na ścianie: „młodej kobiety bój się, przed starą uciekaj”. * * * Pewien pan zaraz po spowiedzi przedślubnej przybiegł do księdza, swojego spowiednika. — Proszę księdza, ksiądz mi nie zadał pokuty. Ksiądz spokojnie odpowiedział: — W takich wypadkach nie zadaję pokuty, bo pokutą jest małżeństwo. * * * Wiersze o nadziei, miłości i wierze są jak lilie cięte a tak długo świeże * * * Zapytano jednego z proboszczów: — Dlaczego ksiądz w czasie ślubów zasłania główny obraz nad ołtarzem? Taki piękny Jezus Ukrzyżowany, a ksiądz wynalazł tkaninę, którą zawiesza na nim… — Dlatego, że poniżej napisano dużymi literami: PRZEBACZCIE IM, BO NIE WIEDZĄ, CO CZYNIĄ. * * * — Zygmuncie, czy masz wolną wolę pojąć Teresę, którą widzisz przed sobą? Odpowiedział: — Nie mam innego wyjścia. ZASŁYSZANE Miała na głowie wianek z bławatków, welon, suknię jak z dziewiętnastowiecznej powieści, Tylko się pomyliła i powiedziała: „że cię nie dopuszczę aż do śmierci”. * * * Skąd pozbierałem anegdoty żartujące z małżeństwa? Opowiadali mi szczęśliwi małżonkowie, bo nieszczęśliwi nie śmieją się, najwyżej półgębkiem. Właśnie małżonków szczęśliwych bawi to, że można przezwyciężać wspólne trudności i mimo przeszkód kochać się wzajemnie, tworzyć wspaniałą rodzinę. KAWAŁEK Mijają lata ze mnie już tylko kawałek prawie że mnie nie ma a tymczasem rośnie rumianek krwawnik roztarty pachnie jak chryzantema sowa brwi marszczy kminek smak obiadu uświęca prowadzi zakochanych od kotleta do serca WSZYSTKIEGO Nie boję się już kobiet ascety najchudszego boję się jeszcze wszystkiego najlepszego NA ZŁOTE GODY Drodzy państwo niech każdy z radości zaszlocha ile sporów po których na lody chodzi się osobno rumianków na dobranoc morałów nad ranem bo żona wciąż za mało teściowa za dużo ile min gdy się wstawało jak kogut do boju to co niby na niby ale trochę dalej to co zaraz a wtedy o wiele za bardzo i to co nie do końca jak życie w ogóle wszystko potem jak nogi krzywe ale swoje małpa z małpą się kłóci jeśli małpę kocha CO TO ZNACZY KOCHAĆ? Koniec i bomba, nie kochał — więc trąba. Tak przeczytała pewna dziewczynka w pamiątkowym albumie. Co to znaczy kochać? Pomyślała sobie, że kochać — to tylko dawać. To znaczy troszczyć się o kogoś, martwić się, czy ukochanego brzuch czasem nie boli, smarować komuś bułki grubo masłem, zasłonić szalikiem klosz od lampy, żeby go światło nie raziło i żeby nie mrugał w chorobie, załatwić mu tysiące spraw tak szybko, że na jednej nodze, szyć mu rękawiczkę po nocach, żeby mu nie zmarzł mały palec u lewej ręki, bo podobno z niego największy zmarźlak. Tymczasem kochać — to nie tylko dawać, ale i przyjmować. Przyjmować skrzywioną minę, kiedy ktoś wstanie lewą nogą z łóżka, deszcz, nawet wtedy, kiedy nie ma parasolki, kiedy stłucze się ulubiony talerz, ból zęba. Przyjmować — to ufać, wierzyć, że Bóg daje wszystko to, co smuci, i to, co cieszy: słoneczny dzień i ciężkie chmury, nie mówić jednym tchem przy końcu Ojcze nasz: „alenaszbawodezłego–amen” — bo właśnie „amen” nie jest nigdy złe. Amen trzeba mówić zawsze po kropce i oddzielnie. Wiedzieć, że Bóg widzi nawet w ciemną noc czarną mrówkę na czarnym kamieniu. Wiedzieć, że i ból jest czasem pożywny i smakuje. Kochać — to nie tylko dawać, ale i przyjmować. * * * Z Gałczyńskiego Najsmutniejszą rzeczą świata genitalia jubilata * * * Sprzeczano się, co jest ważniejsze: pobożność czy wiedza. Powiedziano: chyba wiedza, bo pobożność może przeminąć, ale głupota pozostanie. * * * Jeden z profesorów dykcji tłumaczył, że najlepszą dykcję ma krowa, bo ledwo— ledwo otwiera pysk, a wszędzie ją słychać. Bez studiów „mówi na maskę”. * * * Pewien poeta nie napisał: „Powiesiłem na ścianie kalendarz”. Napisał: „Powiesiłem na ścianie czas”. * * * Wiersz przepisany z minionego okresu Poezjo, czy jak ci tam na imię podaj mi swe wymię mlekiem rymów wezbrane a ja cię wydoję w szkopek dla partii i łowickich chłopek. * * * Odwiedziłem znanego profesora. Właśnie wydał książkę pt. Wpływ skrobii na amylazę słodową. Weszła lekarka. — Gdybym miał takie ładne nogi jak pani, to bym ich nie zasłaniał — powiedział profesor, ale matka, która siedziała przy nim, zaraz dodała: — Pani doktor, mój syn ma kompletną sklerozę. * * * Wszyscy zebrali się, żeby otworzyć testament zmarłego księdza. Odczytano: „Niech każdy łapie, co może”. Pewien socjolog dostał się do nieba i z przyzwyczajenia zawodowego zaczął tam robić sondaże. W niebie było najwięcej tych, którzy słuchali dziecięcych kazań. Ci, którzy słuchali doktorów, profesorów — siedzieli w czyśćcu, a dwóch w piekle. * * * Ze zbiorów Andrzeja Biernackiego Kiedy mnie skryją w ciemne padoły, kochać cię będą moje popioły. * * * Przyszedł do mnie zatroskany, bardzo elegancki pan. Zaprosił mnie do swojej babci starej i ciężko chorej. Poszedłem. Weszliśmy dc pokoju. Wisiał tu barometr i portrety Pochwalskiego, które malował we dworach. Wnuk do radził mi wyspowiadać babcię, ale obawiał się namaszczenia: — Babcia moja taka nerwowa, jeszcze się zlęknie. Zaproponował: — Zgaśmy światło, żeby nie było widać ksiądz podejdzie do babci i namaści ją po ciemku. * * * Bawi dowcip o kuchni z widokiem na cmentarz. * * * Nagrobek. Tu leży Tomasz Wolski ekonomista lat 55. Zmarł w noc poślubną. * * * Poszedłem do kolegi, który pracował w przy—cmentarnym kościele i zapytałem: — Czy nie męczą cię te stałe pogrzeby? Odpowiedział: — Wolę odprawiać pogrzeby, niż dawać śluby. Po pogrzebie nie może być już nic gorszego — tylko lepiej, a po ślubie może być tylko gorzej. * * * Przypominam znaną historię. Jeden z filologów napisał pracę naukową na temat wyrazów „nieboszczyk” i „deszczyk”. Uważał, że kiedyś „nieboszczyk” znaczył „deszczyk”, bo woda deszczu ścieka z nieba (nieboszczyk), a wyraz „deszczyk” znaczył kiedyś „nieboszczyk”, bo mówił o człowieku, który leżał w deskach. * * * Pukanie do drzwi. Ktoś zapytał: — Kto tam? Padła odpowiedź: — Śmierć. Wszyscy się wystraszyli. Niektórzy pochowali się pod łóżko. Ktoś odważny otworzył. Weszła śmierć z malutką kosą. Zapytali: — Co to takiego? Dlaczego kosa taka mała? Śmierć odpowiedziała: — Przyszłam po kanarka. ŻABA Wrona nie ma pretensji że jest tylko wroną gawron zadowolony że został gawronem może tak go przezwano bo wraca na zimę zresztą nic gawron nie wie o gawronie jaskółka się cieszy że fruwa we fraku sam Bóg jej powycinał widełki w ogonie zimorodek koślawy piękny niebieski nad wodą samotny jak samotny co zajął się sobą kukułka się nie skarży że ma dziób niemocny że tylko samiec kuka że ma nogi słabe lecz żaba najszczęśliwsza kiedy kocha żabę KRASKA Tak wymalować kraskę dać jej skrzydła niebieskie ogon prawie czarny grzbiet jak cynamon brązowy tylko Bogu samemu przyszło to do głowy POCIESZYŁ SIĘ Skarżył się że czas ucieka że się starzeje pocieszył się że Tycjan żył sto lat i umarł na cholerę * * * Człowiek dobrze wychowany chętnie żyje i chętnie umiera. * * * Na jednym z pogrzebów byłem świadkiem następującego zdarzenia. Kiedy już odmawiałem niemal ostatnie modlitwy, jedna ze znajomych potknęła się, upadła i poważnie skaleczyła. Wszyscy do niej podbiegli, bo rana wyglądała groźnie. Szukali nerwowo środków opatrunkowych we własnych torebkach, pobliskich samochodach. Tak zajęli się cierpiącą, że zapomnieli o pogrzebie. Zostałem sam jeden ze zmarłą. Zamiast przygotowanego wcześniej przemówienia, powiedziałem parę słów, na które już nikt nie zwracał uwagi: — Droga pani, całe życie myślałaś o innych, nie myśląc o sobie. I teraz nie chcesz swoim pogrzebem nikomu zawracać głowy. * * * Kiedyś na Śląsku znalazłem się w towarzystwie, w którym jeden z górników powiedział: — Wujek zdechł. Byłem zaskoczony. Wytłumaczono mi, że powiedzeniem „człowiek zdechł” nikt się tutaj nie gorszy, bo znaczy to „oddał dech” — oddał duszę. Natomiast pies „umiera”. Zrobiło mi się przykro, bo uważam, że pies ma też swoją zwierzęcą duszę. * * * Co potem — to co zawsze poznikało tylu śmierć zajdzie starszym z przodu a młodym od tyłu takie są od początku prawidła niebieskie nikogo nic nie dziwi. Poprzez życia bramę przed chwilą przeszedł ktoś zbawiony z pieskiem szli razem szukając Boga lepszego od ludzi rozgląda się po kątach a taki wzruszony jak chłopak co na choinkę poleciał do szkoły lub ten co niesie serce wyciągnięte z piekła kochamy nazbyt często gdy kochać nie można a miłość im głupsza tym bardziej ostrożna wchodzą w Pana Naszego królestwo ubogie doktoraty na zimno chrupie mysz pod progiem a to co zrozumiałeś to już nie jest Bogiem * * * Na informacyjnej kartce odczytałem: lek działa dobrze i nie powoduje paraliżu mózgu. * * * Młody poeta przysłał mi tom swoich wierszy z miłą dedykacją na gwiazdkę. Pierwszy wiersz poświęcił mnie. Zaczynał się od słów: „Białego byka dnia Bóg zarżnął późnym wieczorem”. * * * Wiersze często przez krytyków wielkich przemilczane znajduję jak poziomki całuję jak ranę. * * * Ojciec Wacław Chabrowski, zakonnik, opowiadał mi kiedyś, że jeden z jego przełożonych wezwał go z zarzutem, że niepotrzebnie pisze wiersze. Doradzał: — Pisz jak Maria Konopnicka. — Nie umiem. — Pisz jak Wincenty Pol. — Nie potrafię. — Pisz jak siostra Nulla z Lasek. — Nie jestem w stanie. — No to ostatecznie jak ksiądz Twardowski. SUPLIKACJE Boże, po stokroć święty, mocny i uśmiechnięty — iżeś stworzył papugę, zaskrońca, zebrę pręgowaną — kazałeś żyć wiewiórce i hipopotamom — teologów łaskoczesz chrabąszcza wąsami — dzisiaj, gdy mi tak smutno i duszno, i ciemno — uśmiechnij się nade mną POSŁOWIE ks. Tadeuszowi Bachowi Proszę o mszę w mojej intencji latem zimą jesienią wiosną świętą to znaczy cichą nie za głośną taką w sam raz po której łzy jak boże krówki po grzechach mych rosną