Jan Twardowski Milczysz ze mną Wybór i opracowanie Aleksandra Iwanowska Nastolatce, Królewnie ze Skępego w rocznicę pięćsetlecia Modlitwa do Matki Boskiej Skępskiej na dzień 8 września Z jeziora na jezioro, z kępy na kępę pogańskie Skępe. Aleś ochrzciła je uśmiechem, Panno, pochylona nad grzechem. Na obraz i podobieństwo czekającego dziewczęcia wywiodło Cię doczesne dłuto, iżby nawet z drewnianego poczęcia wióry cudu padały w pokutę. * * * Aniele, stróżu mój — którego nie znam z twarzy ni z imienia, Ty zawsze przy mnie stój na urwistą odległość sumienia. Jerzy Pietrkiewicz (Londyn, 1953) Pielgrzymów, przybywających do Skępego może wzruszyć tablica na murze świątyni, na której wyryto wiersz ku czci Matki Boskiej Skępskiej. Napisał go urodzony w Ziemi Dobrzyńskiej Jerzy Pietrkiewicz. Swoje dzieciństwo spędził on pod opieką Królewny Polskiej ze Skępego. Losy wojny rzuciły go za granicę, do Londynu, gdzie ukończył studia i został profesorem literatury, tłumaczem, poetą, prozaikiem piszącym po angielsku. W rocznicę pięcsetlecia Nastolatki ze Skępego nie można o tym zapomnieć Niepokalana Łaski pełna Teologia naukowo uzasadnia tajemnicę Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej. Powstało na ten temat wiele bardzo mądrych książek, toczyło się wiele dyskusji teologów. Myślę jednak, że lud Boży, który tak cierpliwie powtarza na różańcu świętym: łaski pełna…, łaski pełna…, łaski pełna… — bez patrzenia w teologię, na zdrowy rozum pojmuje, że Bóg, który uczynił Maryję matką Chrystusa, dał Jej wszystkie możliwe łaski, w tym tę największą: przyszła na świat nie skażona grzechem pierworodnym. W życiu świętych grzechy nas smucą, ale nie dziwią. Wiemy, że św. Paweł, jeszcze jako Szaweł, grzeszył grzechem gniewu — gniewał się na chrześcijan. Św. Augustyn w swoich Wyznaniach mówi, że prowadził nieuporządkowane życie, św. Teresa Wielka przyznała, że czasami była awanturnicą, ale potem jej to przechodziło. Niech nas to nie dziwi, że w życiu ludzi skażonych grzechem pierworodnym, nawet wprowadzonych na drogę Chrystusa, jest ciągłe zmaganie się z grzechem w tęsknocie za świętością. Gdyby ktoś posądził Matkę Bożą o jakikolwiek grzech — bylibyśmy oburzeni, widzielibyśmy w nim bluźniercę, tego, który brudnym paluchem pragnie skazić najczystszy śnieg, który chce przysłonić chmurą słońce. W tej właśnie intuicyjnej postawie, nigdzie nie wyuczonej, kryje się nasza wiara w Niepokalane Poczęcie Matki Bożej. Jesteśmy inni — a Ona jest inna. My walczymy z grzechem — Ona nie miała grzechu. Grzech przy Niej wstydził się być grzechem. Ona cała tylko wzrastała w świętości. Jest arcydziełem łaski Bożej, kawałkiem raju na Ziemi. Dzień 8 grudnia jest dniem wielkiego, niezwykłego daru Bożego, jest dniem podziękowania za dary łaski Bożej i za ten dar największy Matki Bożej, Niepokalanego Poczęcia. Także za dary, jakie stale otrzymujemy: dar Chrztu świętego, dar życia, dar pojednania z Bogiem w spowiedzi świętej, dar powołania, dar przyjaźni, miłości, cierpienia, będącego darem, w którym doświadczamy miłości Bożej. Dzień 8 grudnia jest dniem proszenia o łaskę dla innych ludzi, o łaskę, aby nie rozpaczać. O Matce Najświętszej powiedziano, że była smutna, samotna, ale nigdy nie powiedziano, że rozpaczała. Rozpacz jest następstwem grzechu pierworodnego — nagłe niewidzenie Boga w nieszczęściu. Ona chyba zawsze widziała Boga. Jest Matką nadziei w naszej ludzkiej rozpaczy. Świadectwo Dlaczego w uroczystość Narodzenia Matki Najświętszej czytamy rodowód Pana Jezusa? Jest to jednocześnie rodowód Matki Najświętszej. Do tego rodowodu wprowadził Ją św. Józef, dzięki adopcji Jezusa. Czytamy ludzką metrykę Matki Najświętszej. Metryka ludzkiej matki, kobiety z pokolenia Dawida, która była Matką Bożą. Rodowód ten wydaje się dość monotonny, jednak jest bardzo wzruszający, dlatego, że wspomniane są dalsze i bliższe krewne Matki Najświętszej: Sara, Rebeka, Rachab, Rut, Tamara, żona Uriasza. Matka Najświętsza pochodziła z takiej rodziny, w której były nie tylko same wierne Izraelitki, ale i dwie poganki: Rachab i Rut, i dwie grzesznice: Tamara i żona Uriasza. Jest więc Matką ekumenii, Matką Miłosierdzia, Matką zbawienia dla wszystkich — dla świętych i grzeszników. Najlepszy początek Święto Narodzenia Matki Najświętszej, ciche i dlatego może tak bardzo kochane, można by nazwać świętem najlepszego ludzkiego początku. Do takich świąt, najrzadszych chyba na świecie, należą święta Narodzenia Pana Jezusa, Narodzenia Matki Bożej Niepokalanie Poczętej i Narodzenia św. Jana Chrzciciela, oczyszczonego w tonie matki. Jeżeli chodzi o nas, to zawsze zaczynamy od jakiegoś kleksu. Przychodzimy na świat trochę na niby, trochę na gapę, trochę na kredyt. Chociaż oczyszczeni przez Chrzest św., stale jesteśmy skłonni do grzechu. Musimy stale się naprawiać i dopiero przez trud naszego życia, poprzez samotność i ogołocenie śmierci, przyjętej po Bożemu — rodzimy się naprawdę dla Pana Boga. Matka Najświętsza od razu zaczęta najpiękniej, najszlachetniej. Nie możemy Jej naśladować. Nie mamy łaski świętego narodzenia i musimy nieraz długo iść do tego, aby dojrzeć do prawdziwej miłości. Święto Narodzenia przypomina nam raj utracony, pierwotne przeznaczenie człowieka. Człowiek miał przyjść na świat jako miłość. Miłość ta miała z czasem dojrzewać do coraz dojrzalszej miłości. Tymczasem przychodzimy na świat z dyplomem samoluba po to, aby po wielu trudnościach, wielu krzyżach i cierpieniach nauczyć się prawdziwego narodzenia się dla Pana Boga. Tak ludzka Nie wierzą świętej Annie wszyscy ważni święci że znała Matkę Bożą w sukience do kolan z dowcipnym warkoczykiem i wesołą grzywką w sandałach z rzemykiem co były niepewne czy może się poplątać to co nieśmiertelne biegającą jak wróbel polski po podwórku zerkającą do studni orzechowym okiem jak spada całe niebo bez bliższych wyjaśnień umiejącą odróżnić jak pszczołę najprościej zwykłe dobro na co dzień od doskonałości bo zawsze są prawdziwe rzeczy mniej ogólne poznającą zapachy i uparte smaki jak słodki kwaśny słony i najczęściej gorzki zwłaszcza gdy pies wprost z budy nie archanioł dziwny demonstrował ogonem liryzm prymitywny O córko świętej Anny z najżywszych obrazów tak ludzka że nie byłaś dorosłą od razu Święta Anna uczy Matkę Bożą Poznasz litery duże matę psalmy jeden po drugim jak sny lecz rozumiesz już lekcjami że to On zawsze — nie Ty wiedzą o tym — tak trzeba nauka od ludzi — mądrość spada wprost z nieba Najczystsza Jesteśmy stale w kratkę: raz dobrzy, raz źli, raz czyści, raz pobrudzeni, raz piękni, raz z brzydką gębą. Tak na zmianę — w kratkę. Niepokalanie Poczęta była cała piękna. Nasza świętość jest też w kratkę. Przychodzimy do kościoła, garniemy się do Komunii św., czasem modlimy się z tekstem w ręku, czasem bez tekstu — twarzą w twarz, z ucha do ucha. Czasem jednak pytamy: „Co będę miał z tej świętości? Może szczęśliwe życie z abonamentem do ostatniego dnia? Może zadowolenie z siebie samego, wewnętrzny spokój, promieniowanie wewnętrzne?” Matka Najświętsza cała była święta. Nigdy nie myślała o sobie. Nawet, kiedy śpiewała Magnificat — mówiła o Bogu, a nie o sobie samej. Stała się tak przeźroczysta, że jest najczystszą atmosferą, w jakiej spotykamy się z samym Bogiem, często Jej wcale nie widząc. Stale walczymy z grzechem. Nasza świętość polega tylko na tym, że mocujemy się ze straszydłem naszego grzechu. Nasze nawrócenie jest tylko nawracaniem się do Pana Boga od grzechu. Matka Najświętsza w ogóle nie znała grzechu. Jej nawracanie do Boga było nawracaniem się od dobrej myśli do jeszcze lepszej, od dobrego uczynku do jeszcze lepszego, od powiedzenia „tak”, do milczenia, w jakim się biegnie na jednej nodze albo stoi pod krzyżem i błogosławi za cierpienie. Dla nas jest jedno pocieszenie. Matka Najświętsza jest największą dłużniczką Pana Boga, bo najwięcej od Niego otrzymała, dlatego na pewno patrzy z miłosierdziem na nas, swoich ubogich krewnych. Nad nami jest rozmaite niebo: raz ciemne, raz jasne, raz z deszczem, raz pełne słońca, raz suche, raz wilgotne, ze śniegiem i deszczem. Matka Najświętsza jest Niebem Najczystszym i Wiecznym. Dziękujmy Bogu za to, że możemy chodząc po ziemi, czasem w to Niebo spoglądać, że wciąż budzi w nas tęsknotę za prawdziwą świętością, za samym Bogiem, za prawdziwą czystością w głębi duszy. Jak mówi psalmista: uczy nas mądrości. Błogosławiona Lęk i pokora Zatrwożyła się Maryja. Dlaczego? Nieraz opowiadamy, że przelękła się wielkości swojej misji. Jednakże anioł jeszcze nie zdążył Jej o tej misji powiedzieć. Słowa „Pan z Tobą” wywarły na Niej tak ogromne wrażenie. Jak często zapominamy o sensie bojaźni Bożej. Bóg, który przychodzi, to Ten, który przekracza wszelkie pojęcie i słowa. Bojaźń Boża to co innego niż strach. Dopiero przejęci nią mogą być naprawdę pokorni. Przychodzi z miłością Święto Zwiastowania — pamiątka pierwszego dnia dziewięciomiesięcznego oczekiwania Maryi na przyjście na świat Pana Jezusa. Od 25 marca do 25 grudnia upływa równo dziewięć miesięcy. Czas błogosławiony, kiedy dojrzewa Dziecko poczęte z Boga do tego, aby pojawić się na ziemi. Jeżeli tak na to spojrzymy, to święto Zwiastowania jest nowalijką, niespodzianką w roku liturgicznym, bo przeżywamy Wielki Post, czekamy na święta z wielkanocnym barankiem, a tu nagle przypomina się poczęcie Pana Jezusa, pierwszy dzień Adwentu, Boże Narodzenie. W Wielkim Poście przychodzi dzień wprost z radosnych tajemnic różańca, dzień ze świecą adwentową, z gwiazdką na niebie, z choinką. Co jest tak bardzo ważnego w tajemnicy tego święta? Święto Zwiastowania jest świętem proszącej miłości Pana Boga. Bóg przychodzi do człowieka kochanego i tak jak zakochany prosi o miłość. Co to znaczy: chciej tego, czego ja chcę, ale kochaj mnie? Bóg jest wszechmocny, a nie wszystko może, bo nie może zmusić ludzkiego serca do miłości. Miłość ludzka nie byłaby miłością, gdyby była do czegokolwiek zmuszona. Człowiek sam zdobywa się na miłość. Nie byłby człowiekiem, gdyby tego nie umiał. Bóg czeka. Mówi do tego, do kogo przyszedł: „Przyszedłem z miłością”. Prosi o miłość. Maryja odpowiedziała z radością: — Chcę tego, czego Ty chcesz. Jestem Twoją służebnicą, służebnicą Pańską. Chcę tego, czego Ty chcesz, dlatego, że Ty chcesz, tak długo, jak Ty chcesz i w taki sposób, jak Ty chcesz. To jest właśnie nasza miłość do Pana Boga. Maryja nie wypowiedziała jej tylko raz jeden. Całe Jej życie było odpowiedzią. Wtedy, kiedy drzwi pozamykano przed Nią w Betlejem, nie było dla Niej miejsca i znalazła się w ubogiej stajni bez dachu nad głową, kiedy uciekała przed Herodem za zieloną granicę, jadąc na tułaczkę, kiedy stanęła pod krzyżem na Golgocie. Właśnie wtedy chciała tego, czego Bóg chciał. Chociaż chyba niczego nie rozumiała, bo cóż mogła rozumieć, kiedy anioł Jej powiedział, że urodzi syna, który będzie pasterzem Najwyższego i którego panowania nie będzie końca — a tu widzi swego syna, jak żebraka, którego potem ukrzyżowali. Nie rozumiała Go wcale, ale ufała miłości prawdziwej. Ten, kto ufa miłości prawdziwej nigdy nie będzie zawiedziony, bo ufa samemu Bogu. Za taką miłość Matka Boża dostała się do Nieba. Święto Zwiastowania jest świętem nas wszystkich, dlatego, że Bóg stale do nas przychodzi i stale prosi o miłość. Mówi: „kochaj mnie”, to znaczy „chciej tego, czego ja chcę”. Służebnica Pańska „Oto ja, służebnica Pańska” — odpowiada Matka Boska. Polski przekład, wprowadzając zaimek „ja” (chociaż w języku polskim zaimek ten można często pomijać), tak jakby podkreślał to, że Matka Boska, powołana przez Boga, pomyślała o samej sobie. Zwykle w chwili, kiedy nas wyróżniają, przede wszystkim myślimy o sobie — uważamy, że jesteśmy niegodni, że nie potrafimy spełnić powierzonego nam zadania. Po łacinie czytamy: „Ecce ancilla Domini” — bez zaimka „ego”, to znaczy: „ja”. Tak jest również w innych przekładach. Kiedy Matka Boska została powołana, odpowiada: „Służebnica Pańska” — w pokorze widzi siebie tylko jako jedną ze służebnic. Dalsze słowa Matki Bożej: „Niech mi się stanie według słowa twego” — można rozumieć: „Czyń ze mną, co chcesz”. Nawet wtedy, gdy już mówi o sobie — widzi tylko Boga, który chce się posłużyć służebnicą. Pokorna Nieraz tak bywa, że człowiek wszystko poświęci, ale nie potrafi oddać Panu Bogu własnego „ja”. Stąd te wszystkie zmartwienia: że jestem pokrzywdzony, że właśnie mnie zdarzyło się coś złego, że mnie nie zrozumiano. Albo, że spalam się w ofierze z miłości ku Bogu. Spróbujmy zgubić to „ja” — jak Matka Najświętsza… Była tak pokorna, że nasze serca muszą wydobywać Ją z ukrycia… Bądź pochwalona, mamusiu Ewangelia mówi o pewnej kobiecie, która wyrwała się ze zdumionego tłumu. Jak wyglądała? Nie wiem. Może miała chustkę czerwoną, szary płaszcz, błękitne sandały; może miała w koszyku czarny chleb z umączoną przylepką. Co mówiła? Pochwaliła Matkę Pana Jezusa. Kto jeszcze pochwalił Matkę Pana Jezusa? Anioł Gabriel. Dzieci pamiętają — przyszedł do Nazaretu i powiedział: Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą, Błogosławionaś Ty między niewiastami. Kto jeszcze pochwalił Matkę Najświętszą? Święta Elżbieta wyciągnęła rękę do Matki Boskiej, żeby Ją pozdrowić. Kto jeszcze pochwalił Matkę Bożą? Sam Pan Jezus, bo powiedział: „Błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je”. Pochwalił Ją, bo Ona wsłuchiwała się w każde słowo Ewangelii i każdego strzegła tak, jak pastuszek strzeże białej owcy. Są dzieci, które tylko czekają, kiedy mamusia je pochwali. Pomyśl o mamusi. Nikt tak nie ugotuje dla ciebie kawy z mlekiem. Nikt tak nie przykryje cię kołdrą. Kiedy jesteś chory, nikt tak nie siedzi przy łóżku. Nikt tak nie drży, kiedy mierzy ci gorączkę, kiedy wyjmuje termometr spod pachy, bierze pod światło i patrzy na srebry słupek rtęci jak na małpkę, która chce przeskoczyć czerwoną kreskę. Nawet lalki w kątach nie załamują rąk, a mamusia drży Nikt tak nie boi się o ciebie, jak mamusia, kiedy jesteś chory. Czy ty kiedy pochwaliłeś swoją mamusię? Bez słów Święto Nawiedzenia nie wydaje się być wielkim świętem. Takie niby zwyczajne. Co może być w nim cudownego? W czasie Bożego Narodzenia fruwają aniołowie. W czasie Wielkanocy pęka cudownie grób, opieczętowany wszystkimi urzędowymi pieczęciami. W czasie Zesłania Ducha Świętego zwykli uczniowie stają się poliglotami i mówią w każdym języku bez pomocy samouczków i nauczyciela. Nawiedzenie — spotkanie dwóch kobiet, wydawałoby się zupełnie zwyczajnych, ubranych tak, jak inne. Spotkanie odbyło się prawdopodobnie bez świadków. Bóg szanuje samotność spotkań. Gdyby jednak ktoś — chociaż przypadkiem — przypatrzył się temu spotkaniu, na przykład robotnik z winnicy, panna mądra, opatrująca lampę, żeby się nie spóźnić, czy chłopak, maszerujący z rybami i chlebem w koszyku… Żeby tak ktoś popatrzył na to spotkanie czy to od strony najdalszych drzew, czy z tych najbliższych, przy oknach, powiedziałby: — Nic nadzwyczajnego. Spotkały się dwie kobiety. Jedne z tych, które nie tylko modlą się, ale i piorą, szyją, zamiatają, dźwigają torby z prowiantami, idą nieraz w zakurzonych sandałach. Co dziwiłoby jednak, gdyby przypatrzeć się temu zwykłemu spotkaniu? Młodziutka kobieta, Matka Najświętsza, zbliża się do kobiety dużo starszej od siebie. Starsza kobieta kłania się Jej, wbrew wszystkim kodeksom towarzyskim, wbrew nauce savoir—vivre’u. Wszystkie lekcje bon tonu przewracają się do góry nogami. Co osobliwego, że młodziutka Matka Najświętsza nie mówi: „Co też ciotka wyrabia, przecież ja jestem młoda, a ty jesteś starsza. Ja jestem niegodna, a ty jesteś godna — mnie anioł do ciebie przysłał” — ale odpowiada odruchem absolutnej prostoty i pokory, przyjmując z radością pochwałę? Pokorą jest przecież przyjąć z radością pochwałę, wiedząc, że dobro, które jest w nas, jest dziełem Chrystusa. Matka Najświętsza od razu zrozumiała, że św. Elżbieta nie Ją pozdrawia, ale samego Chrystusa. Dwie kobiety spotykają się z Bogiem i spotykają się w Bogu. Jak często nasza pokora nie jest prawdziwa i przypomina fałsz… Spotkać się z Bogiem i w Bogu jest czymś tak wielkim i ogromnym, że wiele rzeczy ważnych staje się przy tym tak nieważnymi. Nieważne staje się mniejsze czy większe wykształcenie, pochodzenie, odznaczenia, dystynkcje. Ważna jest tylko wielkość Boga, z którym się spotykam i to, kto z nas ma więcej Boga w sobie i kto z nas więcej Bogiem żyje. Spotkać się nagle, w codziennym życiu, z samym Panem Bogiem, by Nim żyć i czegoś się od Niego stale dowiadywać… Zauważmy jednak, że te dwie kobiety, zanim zaczęły mówić, doskonale się zrozumiały. Matka Boska zrozumiała, że św. Elżbieta widzi w Niej Matkę Chrystusa i że św. Elżbieta pozdrawia w Niej Chrystusa. Spotkanie kontemplacyjne: człowiek, który kocha Boga, który żyje Bogiem, który modli się — nie potrzebuje słów. Może słowa mieć, może ich dotykać, ale doskonale porozumie się z drugą duszą bez słów Ten, kto żyje modlitwą, odkrywa najgłębszy, nie zamazany sens bez słów. Święty Jan Chrzciciel Nie malujcie go bez uśmiechu chudego jakby zjadł szarańczy ostatki przecież w dniu Nawiedzenia skoczył z radości w łonie matki Nawiedzenie Tajemnica Nawiedzenia, spotkania dwóch kobiet, Matki Bożej i świętej Elżbiety. Co czynimy, kiedy się spotykamy ze sobą? Najczęściej mówimy o samych sobie. Bytem niedawno świadkiem rozmowy dwóch misjonarzy, którzy wrócili z Afryki z różnych stron. Obaj bardzo pobożni. Prawdziwi ludzie Boży Pierwszy mówił, że miał w czasie misji trzy razy febrę i trząsł się jak galareta, aż mu spadł z ręki zegarek. Drugi opowiadał, że budował kościół i nosił na plecach worki z piaskiem, cegły. Tubylcy, jak to tubylcy, czasem mu gąskę przynosili w koszyku, czasem trochę koziego mleka. Potem go jednak okradli i nawet szczękę mu zabrali, ale on im przebaczył. Byłem świadkiem, jak ktoś odwiedził chorego w szpitalu i powiedział: — Twoja choroba to pestka, ja to ciężko choruję… Tymczasem spotykają się dwie kobiety, które miałyby tyle do opowiedzenia o sobie. Nic o tym nie mówią —mówią tylko o Panu Bogu. Święta Elżbieta doznała przecież wielkiej łaski. Starsza kobieta poczęła syna i nic o tym nie mówi, tylko chwali Boga, który przyprowadził do Niej Matkę Bożą. Matka Boża też niczego o sobie nie mówi, ani o spotkaniu z aniołem, ani o tym, że jest niegodna przyjęcia nieoczekiwanej łaski. Też chwali tylko Pana Boga, tak jakby Jej wcale nie było. To naprawdę jest niezwykłe. Bóg był dla Nich na pierwszym planie. Pochwaliły Boga, a miały przecież tyle do opowiedzenia o sobie… Można domyślać się, że to one pierwsze na świecie powiedziały przy powitaniu: — Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Żeby w naszym życiu tym pierwszym odruchem był Pan Bóg. Budzimy się — to Pan Bóg sprawił, że jeszcze żyjemy i chodzimy po tym świecie. Spotyka nas radość — to Pan Bóg nas tak ucieszył. Spotyka nas smutek — to Pan Bóg chce czegoś od nas. Spotyka nas rozgrzeszenie — to Pan Bóg, który świat stale stwarza z niczego. Spotkania Tajemnica Nawiedzenia jest jednocześnie Tajemnicą Przemienienia. Zauważmy, że otacza nas codzienne szare życie. Idziemy ulicą, widzimy zwykłe domy, zwykłych ludzi, zwykłe twarze. Wszystko takie zwyczajne: ludzie spotykają się, rozchodzą, telefonują, piszą listy… Jednak w tym wszystkim, pod całą tkaniną codziennego życia, tkwi ukryte życie Boże, z jakim możemy spotkać się zawsze. Ukryty, niewidzialny Duch Boży, jest naokoło, pod codziennym i zwyczajnym życiem. To jest tak, jak w czasie Konsekracji: widzimy niepozorną postać chleba, nie widzimy samego Boga. Czy umiemy popatrzeć na codzienną rzeczywistość nie tylko od zewnątrz, ale i od wewnątrz? Wciąż kogoś odwiedzamy, wciąż ktoś do nas przychodzi, spotykamy się z kimś. Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że Bóg każe nam kogoś nawiedzać, że Bóg nas prowadzi, że Bóg chce nas z kimś spotkać? Co mówimy w czasie naszych spotkań? Co mówimy do ludzi, którzy nas kochają? Co mówimy do tych, którzy nas nienawidzą? Co mówimy do tych, których obraziliśmy? Co powiedzieliśmy tym, którzy niebawem umarli? Czy zdajemy sobie sprawę, że Bóg chce, abyśmy cokolwiek Bożego im powiedzieli, abyśmy wszyscy razem spotkali się w Bogu? Spotykamy się nie tylko z ludźmi, ale czasem z pokaleczonym, pokrzywdzonym zwierzęciem. Spotykamy się z własną radością, z własnym smutkiem, z własnym cierpieniem, z własną rozpaczą, z samym sobą w czasie rekolekcji. Spotkamy się kiedyś ze śmiercią. Bóg nas wciąż spotyka. Wciąż nawiedzamy siebie i pod zewnętrzną formą tych spotkań, niby codziennych, można spotkać Boga, można Mu coś powiedzieć. Kiedyś będziemy zdawali sprawę z tego, czy umieliśmy spotykać się z Bogiem, idąc przez codzienne i powszednie życie. Rodzicielka Boże Narodzenie Podszedł na palcach niedowiarek bo konstytucja nie zabrania do Matki Bożej. Mówił do Niej — tak nam się wszystko poplątało partia przy końcu zbaraniała niech Cię za rękę choć potrzymam w Noc Szczęśliwego Rozwiązania O prostym pacierzu Właśnie w Betlejem wjeżdżali w groty niemalowane wrota — osiołek zaczął się trząść jak w kokluszu — zląkł się kapitalistycznego złota. Święty Józef podniósł brwi — Betlejem stało się pełne mędrców psychologów astronomów kontemplatyków porwanych aż tak do siódmego nieba że zapomnieli o imieninach mamusi o języku w bucie o kruszynie dla wróbli chleba. Wielbłądy biły kopytami i zamieniały Ziemię Świętą w grzechotkę — wół się chwiał — jakby stał na biegunach — a Matka Boska rzekła do świętego Józefa — Nie wpuszczaj. Niech im księżyc przypnie po srebrnej łacie — niech czekają — póki najmniejszy z pasterzy skończy mówić zwykły pacierz. Róża Lilie półnagie chabry nieczesane kaczeńce jak kaczuszki co stanęły boso wszystkie pietruszki jawnie rozebrane A jednak święty Józef dąsa się wyraźnie gdy Matce Bożej różę wystrojoną niosą W kropki zielone Nie malujcie Matki Bożej w stajence betlejemskiej stale tylko na niebiesko i różowo z niebieskimi oczami ni to ni owo Tyle było w Betlejem złotego nieba aniołów białych w oknie pstrokatych pastuszków za progiem Założę się, że ktoś świece zapalił przed brązowym żłóbkiem jak czerwoną lampkę przed Bogiem Osiołek podskakiwał na czarnych kopytkach wół seplenił w fioletowym cieniu święty Józef rudych proroków kąpał w srebrnym strumieniu — Nim Ci Mamusiu — myślał Jezus — kupią koronę lepiej Ci w zwykłej szarej bluzce w kropki zielone Na rękach Kiedyś owcę wziął Jezus na ręce, więc dziś każda ze wzruszenia beczy i z radości daje wełnę na sweter rękawiczki, kożuch, ciepłe rzeczy. Strzyc się daje, bo wciąż myśli sobie z mojej wełny skarpetki zrobi Matka Boska leżącemu w żłobie. Mamusia Święty Józef załamał ręce, denerwują się w niebie święci, teraz idą już nie Trzej Mędrcy, lecz uczeni, doktorzy, docenci. Teraz wszystko całkiem inaczej, to, co stare, odeszło, minęło, zamiast złota niosą dolary, zamiast kadzidła — komputer, zamiast mirry — video. — Ach te czasy — myśli Pan Jezus — nawet gwiazda trochę zwariowała, ale nic się już nie zawali, bo wciąż Mamusia ta sama. Święty Józef frasobliwy — Co z tej deski będzie7 — Może domek dla szpaka półka stolik w ogrodzie. To nie wszystko — Matce Boskiej najprostszy zwykły stołek na co dzień. Korona Tulić Jego głowę z pierwszymi włosami w Betlejem pod gwiazdą uprzejmie schyloną w Nazarecie głaskaną Maryi rękami kto przytuli do siebie z koroną cierniową Radość i ból Na Matkę Bożą patrzymy nieraz jak na Matkę Bożą radosną, a nieraz jak na bolesną. Święta Niepokalanego Poczęcia, Nawiedzenia, Wniebowzięcia są świętami Matki Bożej radosnej. Matkę Bożą bolesną spotykamy na Drodze Krzyżowej, pod krzyżem — z siedmioma mieczami boleści. Matka Boska Gromniczna jest chyba jednocześnie Matką radosną i bolesną. Radosną, bo jakąż radością było dla Niej pokazać Jezusa już nie tylko pasterzom, nie tylko mędrcom, ale ludziom, idącym do świątyni w wielkim mieście. Bolesną, bo właśnie w dniu ofiarowania usłyszała o mieczu, jaki miał przeniknąć Jej serce. W kościele 2 lutego jest też dniem radosnym i bolesnym. Radosnym, bo słyszymy jeszcze kolędy, oglądamy stajenkę betlejemską, jeszcze mamy w oczach św. Mikołaja. Bolesnym, bo żegnamy kolędy do końca roku, który dopiero się zaczął. Każda nasza spowiedź jest radosna i bolesna. Bolesna, bo łapiemy się na niewiernościach wobec Boga. Radosna, bo Bóg nam przebacza, okazuje miłosierdzie, pozwala nam żyć. Każda miłość jest bolesna i radosna. Z miłością jest tak, jakby padał drobniutki deszcz. Idziesz w tym deszczu i nie wiesz, że pada, ale czujesz nagle, że serce ci przemokło aż do głębi. Bóg daje czasem radość miłości w naszym sercu, ale potem często kończy się ona bólem. Radość i ból idą w parze w każdym dniu naszego życia, w każdym odruchu naszego serca. Każda ofiara jest radosna i bolesna. Gdy coś ofiarowujemy, cieszymy się, ale czasem ofiarę trudno spełnić do końca. Każda gromnica jest radosna i bolesna. Bolesna, bo przypomina śmierć Radosna, bo stawia nam przed oczami Matkę Bożą, która nie umarta. W chwili naszej śmierci może spóźnić się i ksiądz, i karetka pogotowia, i lekarz, ale Ona nie spóźni się nigdy, zawsze zdąży Gromnica jest znakiem czujności Matki Bożej, która zawsze czuwa. Dlatego nasza śmierć może być nie tylko bolesna, ale i radosna zarazem. Miłość niemądra mądra Niewiele mamy wzmianek o Matce Bożej w Ewangelii. Do tych nielicznych, należą stówa mówiące o tym, że „rozważała wszystko w swoim sercu”. Rozważanie i serce, myśl i serce. Wydawałoby się, że są to zupełnie przeciwstawne pojęcia, bo myśl jest trzeźwa, chłodna, logiczna, a serce jest czasem nieprzytomne, gorące, nielogiczne. Ten, kto myśli — bada, liczy, sprawdza. Ten, kto kocha, może wcale nie badać, nie liczyć, nie sprawdzać —po prostu kocha. Matka Boża rozważa wszystko w swoim sercu, to znaczy myślała sercem. Inaczej: umiała mądrze kochać. Co to jest mądra miłość? Nie ślepa, ale mądra, widząca. Kochać mądrze człowieka, to kochać go po ludzku, uczuciem, całą swoją żywiołowością, ale jednocześnie pamiętać, że ten kochany jest dzieckiem Boga, należy do Boga, który będzie prowadził go drogami jego świętości, grzechu, wiary i niewiary. Nie można go przywłaszczyć dla siebie, on musi mieć swoją samotność. Trzeba go tak kochać, jak Pan Bóg go kocha. Wszelki grzech wobec niego jest grzechem wobec Boga, wobec prawdziwej Miłości. Jak często kaleczymy się, bo nie umiemy mądrze kochać. Matka Boża jest Mądrością Miłości. Najtrudniej Jeżeli chcemy ofiarować siebie Bogu, musimy oddać wszystko, co mamy i czym jesteśmy. To ostatnie jest najtrudniejsze. Łatwiej ofiarować Bogu swój majątek niż swoje ambicje, dobre mniemanie o sobie, a nawet obmyśloną przez siebie świętość. Najtrudniej być posłusznym Bogu do końca. Czasem przyjąć od Boga wszystko — nawet cierpienie upokorzenia, samotność — to więcej niż ofiarować. W ofiarowaniu Matki Bożej kryje się całe posłuszeństwo służebnicy Pańskiej. Skarb Oczywiście, że Pan Jezus był największym skarbem Matki Bożej. był Jej jedynym Dzieckiem. Ponieważ nie miał ziemskiego ojca, mógł być podobny tylko do Niej, do Matki. Jego oczy byty tylko podobne do oczu Matki Bożej, uśmiech — do Jej uśmiechu, Jego głos — do Jej głosu. W dzień Ofiarowania Pańskiego Matka Boska przyszła do świątyni i ten swój największy skarb, swoje jedyne Dziecko, najbardziej własne, tylko do Niej podobne, z barwą swoich oczu, z urokiem swojego uśmiechu i głosu ofiarowała Bogu. Ofiarować Bogu dziecko — znaczy oddać je Bogu: „Czyń z nim, co chcesz”. Nie wypada nawet modlić się o zdrowie, ani o pomyślność. Bóg będzie prowadził powołaniem tego dziecka. Jaka to wielka trudność dla matki oddać zupełnie swoje własne dziecko Panu Bogu. Matka Boska nie mogła grzeszyć, bo była niepokalanie poczęta. Wzrastała w świętości i Bóg postawił Jej wielkie wymagania: — To dziecko, Tobie najbliższe, jedyne, jest własnością Boga, a nie Twoją. Lubimy ofiarować się Panu Bogu, ale tak, aby On nad nami otworzył parasol, i to nie czarny, ale różowy malowany w kwiatki, żeby nam nic na głowę nie spadło. Oczekujemy parasola, a nie miecza, który kaleczy. W ofiarowaniu Panu Bogu jest wielka tajemnica. To, co powiedział św. Ignacy Antiocheński: „człowiek ofiarowany Bogu to jest mąka, która stale miele się na chleb dla Pana Boga”. Ofiary trzeba się uczyć. Świeca Matki Bożej Urokiem dnia 2 lutego jest świeca, którą przynosimy do poświęcenia, gromnica. Wydawałoby się, że ta świeca jest czymś małym wobec wielkiego powołania ofiary ludzkiej. W świecie wspaniałych lamp elektrycznych, różnych oświetleń, iluminacji, ta świeca podobna jest do ubogiego Kopciuszka, do służącej, która poszła na emeryturę, jest taka nie—współczesna. Poza tym ma słabości ludzkie, bo jak świeci się, to parska, krzywi się, płacze. Jednak ma wielką tajemnicę w sobie: całkowicie się spala, aby temu, kto żyje w niebezpieczeństwie, dawać poczucie bezpieczeństwa, pogrążonemu w ciemności — światło, zmarzniętemu — ciepło. Bolesna Na Drodze Krzyżowej Stacja trzynasta — nagle zamieszanie skąd tu się wzięła znowu Weronika niewiasty powróciły i jak przedtem płaczą ludzi widać wciąż z bliska samotność z daleka i rzewność tak jak w domu kiedy dobre ręce cyfrują dziecku zabawny serdaczek Jan się denerwuje — tyle kobiet naraz tu Matka Boska — mówi — ma być tylko sama i przystanek bez ławki deszcz od czwartku chlapie Nikodem źle wygląda ochrypł od wyjaśnień wielu głowę straciło tylko śmierć zaradna przyszliśmy choć na chwilę po to by zapytać czy można serce zdjąć naprawdę z krzyża Syn i Matka Jej Syn Jej Syn. Syn Matki Najświętszej, najpiękniejszy, najdoskonalszy. Został niewinnie skazany na śmierć. Zwykle matka widząc krzywdę dziecka — biegnie na ratunek. Ona, modląc się, milczy. Dlaczego? Dlaczego Matka Najświętsza, wiedząc o tym, że Jej Syn został niewinnie skazany na śmierć, modląc się, milczy? Ona także bierze krzyż na swoje ramiona. Wie, że każdy krzyż jest z ręki Ojca. W tłumie Kiedy Pan Jezus był maleńki, upadał, ucząc się chodzić. Matka Najświętsza podbiegała, chciała pomóc, brała w ramiona. Teraz nie podbiegła, została w tłumie na Drodze Krzyżowej… Spotkanie Dlaczego Matka Najświętsza nie podeszła, nie pomagała, kiedy Jezus upadł? Spojrzała Mu w oczy z bliska. Odnalazła Go w sprawach Ojca, tak jak kiedyś w świątyni. Wtedy zapytała: — Cóżeś nam uczynił, Synu? Odpowiedział: — Czyż nie wiecie, że winienem być w sprawach Ojca? Zrozumiała, że jest w sprawach swojego Ojca i czyni Jego wolę. Wdzięczność Wdzięczność Matki Najświętszej. Na pewno była wdzięczna Cyrenejczykowi za to, że pomagał dźwigać krzyż. Jest wdzięczna nam za każdy odruch miłości w stosunku do Pana Jezusa, za każdą Komunię św., za każdy piątek w kościele, kiedy myślimy o Nim. Ten, kto kocha Jezusa, ma wdzięczność Matki Bożej. Prymicyjny obrazek Weronika podbiegła, otarła twarz Jezusowi i dostała prymicyjny obrazek. Matka Najświętsza idąc w tłumie oddała ostatnią fotografię Syna obcej duszy. Zawsze jest Nie myśl, że przy jakimkolwiek upadku Jej nie ma. Choćbyś upadł — zawsze jest. Mądre łzy Wiedzieć kiedy płakać. Modlitwa o dar łez. Jeszcze Pan Jezus mógł umrzeć już tutaj, ale jeszcze cierpiał, żeby cierpieć więcej. Święta Tereska od Dzieciątka Jezus, kiedy konała, zapytała: — Czy to już koniec? Powiedziano jej: — Nie, jeszcze będzie długie konanie. Odpowiedziała: — Jak to dobrze, że będę mogła jeszcze cierpieć. Matka Najświętsza cieszyła się, że może jeszcze raz z Nim cierpieć. Boże Ciało Matka Najświętsza znała ciało swojego Syna, ciało Dzieciątka Jezus, radosne, szczęśliwe. Teraz poznaje je w ranach, pełne cierpienia. Ból Matka Najświętsza musiała przeżywać ból każdego gwoździa. Chyba musiała fizycznie to wszystko przecierpieć. Nieraz na obrazach Matki Najświętszej pozostają uderzenia szabli, strzał — pamiątka ran, bólu, który pewnie przeżywała wtedy, kiedy łączyła się z cierpieniami Syna przybijanego do krzyża. Do końca Śmierć Jezusa na krzyżu — tajemnica Mszy świętej. Matka Boża oddaje Syna Ojcu. Czym jest Msza święta? Jest tajemnicą Ofiary. Kapłan oddaje Syna Ojcu, Jezusa — Ojcu. Każdy z nas ma łączyć swoje cierpienie z cierpieniem Jezusa, aby kapłan mógł je we Mszy św. razem z Synem oddać Ojcu. Wielbię Ciebie Matka Najświętsza trzyma poranione ciało Jezusa na kolanach — pierwsza adoracja Ran. Mówimy, że św. Tomasz niewierny był tym, który uczcił Rany Jezusowe. Pierwsze nabożeństwo do Ran Jezusowych. Bez grobu Grób, który nie stał się grobem. Noc Wielkopiątkową Matkę Najświętszą, stojącą pod krzyżem, nazywamy Bolesną. Bolesna pod krzyżem, ale czy najboleśniejsza? Przecież była tak blisko Jezusa, opiekował się Nią, patrzył na Nią z krzyża, przemówił do Niej… Milcząca, ale nie przemilczana. Tyle mówiło się i mówi o Tej, stojącej pod krzyżem. Jednakże Ewangelia św. podaje nam może najboleśniejszy obraz Matki Bożej w czasie nauczania Jezusa. Wtedy, kiedy jest chyba zupełnie przemilczana przez Niego. Tak jakby odsunięta od Syna, jakby niepotrzebna. Kiedyś, kiedy odnalazła Jezusa w świątyni jerozolimskiej, wrócił do Niej do Nazaretu i był Jej poddany. Kiedy odszedł od Niej, aby nauczać, już więcej nie wrócił. Była taka chwila, kiedy znowu odnalazła Go. Już nie nauczającego w świątyni — w obcym domu Stanęła pod bramą. Zawołano: — Mistrzu, oto Matka Twoja czeka na dworze. Jednak Jezus przemilczał Ją. Powiedział: — Każdy, kto pełni wolę Ojca mojego, jest mi matką. Matka Boska przemilczana. Kiedyś niewiasta z tłumu przybiegła i rzekła Jezusowi: — Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś. Jezus również przemilczał Matkę Bożą i powiedział: — Raczej ci są błogosławieni, którzy słuchają słowa Bożego i strzegą go. Merton pisał, że najciemniejszą nocą wiary dla Matki Bożej nie była noc pod krzyżem, ale właśnie ta noc wiary, kiedy była zupełnie przemilczana w czasie nauczania Pana Jezusa. Żaden anioł nie pomógł Gdy umierał na krzyżu cud się nie zdarzył żaden anioł nie pomógł deszcz nie obmył głowy piorun się zagapił gdzie indziej uderzył zaradna Matka Boska z cudem nie zdążyła wierzyć to znaczy ufać kiedy cudów nie ma cud chce jak najlepiej a utrudnia wiarę Nie rozdzielaj Miłość i samotność wzięty się pod ręce jak siostry idą noga w nogę nie rozdzielaj ich nie szarp. Łapy przy sobie miłość bez samotności byłaby nieprawdą samotność bez miłości rozpaczą stała Matka pod krzyżem jak pod srebrnym obrazem nie minęły trafiły do niej też przyszły razem Chodzi księżyc jak morał albo osioł po niebie jeśli byty gdzie indziej to i przyjdą do ciebie Bolesna Przychodzi Bolesna tak po cichu jakby się nic nie stało mówi do mnie — głuptasie chcesz dać wszystko — za mało Jakże Jakże się teraz nie bać — nie trwożyć — z tylu ranami naraz na krzyż Cię złożyć — Matka Boska się śniła płakała jak we mszy świętej krew Twą oddzielić od ciała z powrotem piątek słońce umiera nie widać jeśli jest miłość przestań się martwić i śmierć się przyda Przeszłość Nie dokończyć już przerwanej rozmowy nie dorzucić jednego słowa Matko Boża powiedz dlaczego przeszłość nieruchoma zatrzymało się tam i z powrotem wszystko w jedną i w drugą stronę nic nie może się z miejsca poruszyć przeminęło więc osądzone niepodobna miłości dawnej już nie ranić rozsądniej zacząć zatrzasnęła się przeszłość. Osiołek podszedł. Wyje pod ścianą płaczu Bez kaplicy Jest taka Matka Boska co nie ma kaplicy na jednym miejscu pozostać nie umie przeszła przez Katyń chodzi po rozpaczy spotyka niewierzących nie płacze rozumie Wizytacja Dzieci usiadły w ławkach ostrzono ołówki do religii za oknami stukał trójwymiarowy choć ogładzony deszcz jak piechota wyćwiczonych aniołów ksiądz czarny jak kos tylko bez żółtego dzioba rozwiązywał spadochron mózgu podlizywał się swemu sumieniu wszystko byłoby jak najlepiej tylko nagle weszła Matka Boska załamała ręce nad sucharkiem katechizmu W okularach Narysowałem Cię Matko Najświętsza w okularach w grubych i ciężkich taka jesteś w nich ludzka jak urzędniczka na poczcie zmęczona naszymi listami jak babcia nad pasjansem który nie wychodzi jak przyszywana ciocia tak bliska że samotna jak nauczycielka nad klasówką z zielonym kleksem jak pewna niewierząca która dużo czyta i mniej widzi czasami bezdomna jak popielata kukułka bez rodziców teraz wymazuję okulary gumą i kawałkiem białego chleba żeby nie było śladu tylko tych łez to ja nie rysowałem jak to się stało O bólu W co się ból może zmienić w gniew tupanie nogą w otwartą książkę zamkniętą powoli w modlitwę płacz prywatny bo wprost do poduszki list pisany pięć razy bez związku od rzeczy milczenie przy stole chodzenie tam i nazad dookoła prawdy dotknięcie ust samotnych łyżeczką herbaty w to co niemożliwe — jeszcze nie ostatnie w tę samą znowu miłość kończącą się długo pozwól więc Matko niech dalej boli Matka Boska z Or–ta Matka Boska zna Warszawę raz stanęła przy Katedrze lecz jej ludzie nie poznali bo nie była cała w srebrze Miała taką samą chustkę jak ma twoja biedna matka tylko w chustce przy agrafce żuczek drżał jak ciemna łatka Jeden tylko ksiądz ją poznał właśnie ukląkł przy Katedrze i całował ślady stóp Jej choć nie były wcale srebrne Matka Boska zna Kanonię Świętojańską i Podwale na pamiątkę polskich powstań zawiesiła łez korale Kiedy będziesz sam jak palec kiedy będziesz błądził w pustce idź na rynek — może chodzi w swojej bardzo biednej chustce Chwalebna Chwała W krótkiej różańcowej modlitwie: „Chwata Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu. Jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen”, w tym Magnificat różańcowym, kryje się prawda o Bogu w Trójcy Przenajświętszej. Matka Najświętsza przeżywała tę prawdę o Bogu. Wiedziała, że Bóg jest jeden, ale różny. Był dla Niej Bogiem — Ojcem surowym i wymagającym. Był dla Niej Bogiem — Dzieckiem, Jezusem, który wyciągał do Niej ręce. Był dla Niej Bogiem — Duchem niewidzialnym, który działał poprzez Nią tajemnicze sprawy na świecie. Był dla Niej Bogiem — Ojcem surowym i wymagającym. Często malujemy obrazy Zwiastowania, Bożego Narodzenia, Ofiarowania, z aniołem o delikatnych paluszkach, z pastuszkami w ciepłych serdakach, z Symeonem, z gołąbkami w klatkach. W tych pozornie sielankowych tajemnicach kryją się ogromnie surowe wymagania w stosunku do Matki Bożej. Te wymagania Boże wciąż rosły: Ogród Oliwny, Droga Krzyżowa, Wielki Piątek, w czasie którego Jej Syn świecił na krzyżu czerwonym ramieniem, ranami. Tyle wymagań… Wydają się one takie nieludzkie. Jak można tyle wymagać od duszy tak czystej, tak świętej… Jednocześnie ten sam Bóg był dla Niej Dzieckiem. Zmalał tak, że mogła Go ubrać w fartuszek, wprowadzić do świątyni. Kochał Ją synowskim sercem. Na pewno w czasie Kazania na Górze dostrzegł Ją i nazwał ubogą duchem, cichą, łaknącą sprawiedliwości, cichego serca. Chyba ośmiokrotnie Ją błogosławiąc — właśnie Ją nazwał. Ten sam Bóg był dla Niej tajemniczym Duchem, który przez Nią działał dziwne sprawy na świecie. Uczynił z Niej łaskę dla wielu, dla wszystkich. Matka Boża nie pojmowała Boga, ale ufała Mu we wszystkim, i w tym, co bolało, i w tym co cieszyło. Modlitwę „Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu”, to Jej Magnificat, mówimy i po radosnych, i po bolesnych tajemnicach różańca. W języku hebrajskim wyraz „chwała” oznaczał objawienie na zewnątrz majestatu Bożego. Żyć na chwałę Bożą, to znaczy uzewnętrznić majestat Boży, ukazać światu wielkość Boga. Matka Najświętsza tylko dzięki temu. że całkowicie zaufała Panu Bogu, którego pojąć nie mogła, którym się zdumiewała i jednocześnie ufała Mu i nie przeszkadzała działać Jego tajemniczym siłom w swojej duszy, objawiła światu chwałę Boga. Objawiła światu, kim jest Bóg, czym jest Jego łaska, co Bóg może uczynić w duszy ludzkiej, która całkowicie Jemu się odda. Kiedy patrzymy na Matkę Bożą — wielbimy Boga. Ukryta chwała Mamy w różańcu świętym tylko dwie tajemnice chwalebne Matki Najświętszej: Tajemnicę Wniebowzięcia i Ukoronowania, wtedy, kiedy opuściła ziemię i chodziła po niebie i wtedy, kiedy nie miała chustki na głowie, tylko koronę. Tajemnica Jej chwały wyrażona na zewnętrz. Jest jeszcze wiele innych, nie ponazywanych, chwalebnych tajemnic różańca, w których Bóg zupełnie zakrył Jej zewnętrzną chwałę, aby mogła w ogołoceniu służyć Jezusowi. Wiele jest takich ukrytych chwalebnych tajemnic Matki Bożej. Tajemnica chwalebna Matki Bożej i snu św. Józefa. Był taki czas, kiedy mogli obmówić Matkę Najświętszą, nie wpuścić Jej do domu, nie podać Jej chleba, rzucić na Nią kamieniem. Wtedy, kiedy anioł mówił przez sen do św. Józefa: „Nie opuszczaj Jej, bo to, co w Niej się narodziło z Ducha Świętego jest”. W całym miasteczku był tylko jeden człowiek z zamkniętymi oczami, który we śnie widział Jej chwałę. Tajemnica ukrytej chwały Matki Bożej. Tajemnica chwalebna Matki Bożej i pokłon Trzech Mędrców. Trzej podróżni przybyli z daleka i wszystko to, co po ludzku najdroższe: złoto, kadzidło i mirrę, dali Jezusowi. Jej nawet nie przywieźli jednego złamanego złotego grosza, nawet kwiatów. W Jerozolimie pytali o Jezusa, upadli na twarz przed Nim, mówili w mieście o Nim. A jednak ta tajemnica jest tajemnicą chwalebną Matki Najświętszej. Tak się ukryć, aby Jego tylko było widać. Tak się uciszyć, aby Jego tylko było słychać. Tajemnica chwalebna Matki Bożej w Kanie Galilejskiej. Taka była zaradna. Zauważyła, że wina nie mają, że z twarzy nowożeńców można odczytać smutek. Dostrzegła w kątach służących, ustawiła ich w szeregu jak żołnierzy i przemówiła do Pana Jezusa. Ewangelista przypomina Matkę Najświętszą, ale nie podaje, żeby ktokolwiek potem Jej za to podziękował. Cud się dokonał, ale ani słowo podziękowania dla Tej, która wystarała się o cud. Tajemnica chwalebna Matki Bożej — tak o sobie nie pamiętać, aby tylko o Jezusie pamiętać. Tak o sobie zapomnieć, aby z miłości dla Jezusa pamiętać o innych. Tajemnica chwalebna: rozstanie Matki Bożej z Panem Jezusem. Znany jest obraz Stachiewicza: Matka Boska żegna się z Jezusem, obok, na ziemi, tłumoczek, mały ptak dziwi się wielkim Bożym sprawom. Jaka to była boleść dla Niej, rozstać się z Jezusem. Ktoś inny miał wskazać na Niego ręką i powiedzieć: „Oto Baranek Boży”. Aniołowie mieli Mu potem służyć na pustyni. Ona tak chciałaby wskazać Go i Jemu służyć… Tajemnica ukrytej chwały, kiedy Matka Boża tak potrafiła zupełnie odejść od siebie, żeby tylko działy się Jego wielkie sprawy, potrafiła nie zasłaniać Jezusa. Tajemnica chwalebna Matki Bożej pogardy w Nazarecie. Św. Marek pisał, że kiedy w Nazarecie Jezus nauczał w synagodze, wszyscy dziwili się i pytali: „Skąd Jemu ta mądrość, jak dzieją się cuda przez Jego ręce, kiedy to jest tylko Syn Maryi?” Syn Maryi — powiedziane z pogardą. Znowu ukryta chwalebna tajemnica Matki Bożej. O wiele później zaczęliśmy śpiewać z radością: „Witaj Jezu, Synu Maryi”. Chwała uzewnętrzniona znacznie później. Tajemnica Matki Bożej przemilczanej, nie nazwanej po imieniu, kiedy Pan Jezus mówił o ubogiej kobiecie szukającej drahmy, o kobiecie, która rozczynia ciasto. Na pewno myślał o swojej Matce, ale nie nazwał Jej po imieniu. Tajemnica chwalebna — być nie nazwaną po to, aby rosła Jego chwała. Tajemnica chwalebnej Matki Bożej, która została bez Komunii św. wielkanocnej w Wielki Czwartek. Pan Jezus rozdaje pierwszą Komunię św. apostołom, najdroższym uczniom, ale obcym, spoza rodziny. Ona nie dostała Komunii św. w tym dniu. Jezus daje Komunię św. Piotrowi, który Go zdradzi, Tomaszowi, który będzie niedowierzał, Judaszowi, który za chwilę pójdzie po srebrny woreczek. Nieraz ktoś często przyjmuje Komunię św., ale przychodzi chwila śmierci i ksiądz nie zdąża przyjść. Kiedy indziej ksiądz zdążył przyjść, ale paraliż zamknął usta choremu i nie mógł przyjąć Komunii św. Nie zawsze Komunia św. dociera do więzień. Ksiądz też nie zawsze może ją przyjąć, zachorował i nie odprawia Mszy św. Wtedy niech się przypomni Matka Boska. Ta, która nie dostała Komunii św. w pierwszy czwartek. Tajemnica chwalebna tęsknoty za Jezusem, nawet wtedy, kiedy nie można Go przyjąć sakramentalnie. Tęsknota złączenia z Nim — tajemnica chwały. W różańcu świętym mamy tylko dwie tajemnice chwalebne: Wniebowzięcie i Ukoronowanie, ale tyle jest tajemnic bolesnych, a jednocześnie chwalebnych Matki Bożej wtedy, kiedy chodziła jeszcze po ziemi w chustce na głowie, bez nieba i bez korony. W dwóch językach Łatwo tłumaczyć z języka francuskiego na polski, z angielskiego na polski, ale trudno tłumaczyć z języka nieziemskiego na język ludzki. Z języka Bożego na ludzki. Ile zdumienia ogarnia nas przy próbie takich tłumaczeń w odniesieniu do Matki Bożej. Po Bożemu Matka Najświętsza była nieskończenie wielka, dlatego, że po ludzku była nieskończenie mała. Kto Ją dostrzegał na ziemi, kiedy żyła, kiedy mieszkała w Betlejem, w Nazarecie, kiedy obierała owoce, kiedy chodziła na targ? Po Bożemu Matka Najświętsza była nieskończenie bogata, dlatego, że po ludzku była nieskończenie uboga. Tyle było pań bogatych wtedy w państwie rzymskim. Maryja jest uboga, taką Ją widzimy w Betlejem w stajni. Po Bożemu Matka Najświętsza była nieskończenie sławna, bez grzechu pierworodnego. Śpiewali o Niej święci, aniołowie, dlatego, że po ludzku była nieskończenie cicha, tak cicha, że w Ewangelii można usłyszeć tylko jeden szept: „Wina nie mają”. Po Bożemu była niesłychanie szczęśliwa, dlatego, że po ludzku była nieskończenie cierpiąca. Matka dziecka, które ukrzyżowano między łotrami. Po Bożemu była niesłychanie daleka od wszelkiego niepokoju ludzkiego, udręczenia serca, dlatego, że po ludzku jest nam wciąż bliska. Ile zdumienia ogarnia przy tłumaczeniu z języka nieziemskiego, Bożego — na język ziemski, ludzki. Dziękuję Dziękuję za Twoje włosy nie malowane na obrazach za Twoje brwi podniesione na widok anioła za piersi karmiące za ramiona co przenosiły Jezusa przez zieloną granicę za kolana za plecy pochylone nad śmieciem w lampie za czwarty palec serdeczny za oddech na szybie za ciepło dłoni na klamce za stopy stukające po kamiennych schodach za to że ciało może prowadzić do Boga Zagadka o Niej Tak złota że niepozorna tak niebieska że szara tak słowna że cicha tak pierwsza że ostatnia w kolejce tak cudowna że zwyczajna mój Boże o ile słów za dużo dlatego że prawdziwa Wniebowzięta Widziała jak walczący stawali się prochem jak najmłodsi choć ostatni odchodzili pierwsi smutne ręce praczek nie wzięte do nieba więc współczuła chciała prędko zakryć swoje ludzkie ciało bez śmierci Wniebowzięcie Nikt nie biegł do Ciebie z lekarstwem po schodach lampy nie przymrużono żeby nie raziła nikt nie widział jak ręka Twa od łokcia blednie pies nie płakał serdecznie że pani umiera nawet anioł zaniechał nadymania trąby to dobrze bo śmierć przecież za dużo upraszcza a ponadto zbyt ludzka zła i niedyskretna nikt nie przymknął Twych oczu nie zasłonił twarzy ani w bramie nie szeptał rozebranym głosem o tym co za głośno słyszy się w milczeniu Pan uchronił do końca i zdrową zostawił tylko kiedy pukano Ciebie już nie było nie śmierć ale miłość całą Cię zabrała jeśli miłość jest prawdą to ciała nie widać dzień był taki jak zawsze powietrze dzwoniło pszczołami co wychodzą rano na pogodę tylko ta sama cisza to straszne milczenie to puste miejsce przy kubku na stole choćby się razem z ciałem opuszczało ziemię Wniebowzięcie To przecież za wysoko za daleko od ziemi lepiej bezdomnej chyba pozostać z bezdomnymi po co po gwiazdach szukać zagranicznego raju lepiej ubogiej z nami pozostać w biednym kraju czy można wśród aniołów o wole i ośle pamiętać cieszę się i martwię że jesteś wniebowzięta Opiekunka Wiersz dla dzieci o mędrcach Przybyli mędrcy plackiem padli złożyli dary odjechali wół miał pretensje: powinni zaraz wziąć Jezusa ukryć ratować Go przed wrogiem przed panem diabłem i Herodem Kasprze Melchiorze Baltazarze wół dyskutował tupał szurał puknij się w głowę — rzekł osiołek bo przecież Matka Boska czuwa O łasce Bożej w brzydkim kościele Kościół ten był tak brzydki, że nie powiem który, brzydota wprost się lała z każdej większej dziury Dobry święty Antoni miał twarz wykrzywioną, inny święty był lepszy, lecz przed wojną spłonął Została po nim broda na pace przy murze, wota i dwie donice na fikusy duże Barankowi z chorągwi popruły się żebra, a za oknem drżał deszczyk z jaskółek i srebra, o cały cmentarz dalej, gdzie już las wysoki kolory czarnych jagód składał na obłoki W samym rogu świątyni baldachim jak szczudło łowił mole we frędzle, tuż — ambony pudło I nagle cud się zdarzył, że w to straszne wnętrze — szły na mnie jakieś dłonie od winnic gorętsze — i uniosły mą duszę nad rude aniołki pod Matki Bożej oczu szafirowe pąki wtedy sercem ukląkłem. I płakałem wiele Rekolekcje Przynoszę Matko na Jasną Górę kapłaństwo moje Stanąłem w samym kącie kaplicy boję się podejść Nie w łożach ojców z twarzą na wale klasztornym spałem Księżyc jak czapla wciąż chodził po mnie srebrnym hejnałem Biję się w piersi jak tłukły kule za Kordeckiego Weź me kapłaństwo na ręce teraz jak Syna swego Niech zaświeci święte i czyste w kaplicy a mnie niech zdepcą butami w drodze pątnicy Świty Siostrze Katarzynie Świt jak złota pszczoła spadł mi w brewiarz i odkrył w Dawidowych jutrzniach litery niby nóżki czarnego sokoła Ile razy wstawałem o tej właśnie porze i szedłem na Mszę świętą, niby w źródło wierne Lampka wieczna jak listek krwawiący kościoła — A nade mną na wieży, jak na siódmym piętrze, stał szczygieł, co się ubrał w czerwień kardynała i aniołom swój ogon na pióra rozdawał, zostawiając na czubku dla siebie największe Niżej ludzie godzinki poranne śpiewali — dzień już błyskał jak okręt wojenny ze stali I myślałem, co rano, do maryjnych pieśni dorzucić kilka własnych, jak garstkę czereśni Przecież Ona to sprawia, że po nocnej burzy zobaczę nieraz Venus niby globus z róży, że mam czasem łzę wielką, jak Chopina, w oku. Nos cały — choć koziołka fiknąłem z obłoków Na słomce Przygasnę przy ołtarzu iskierka po iskierce zostaną tylko buty jak przydeptane serce Lampka wieczna jak lizak czerwony — lub policzek żołnierza, który gra na trąbce Msza się dzieje. Matka Boska mnie trzyma jak niezdarną bańkę na słomce * * * Nic mnie nie załamało ani pustka po życzliwym spojrzeniu ani zbieranie na tacę ani to że o mało nie zwichnąłem palca stukając w konfesjonał ani pytania osiemnastoletnich ani anonimy których koperty nawet syczą — ani dowody w które trzeba najpierw uwierzyć ani wierni którzy się nienawidzą w tramwajach ani cnota płacząca jak nieszczęśliwe szczęście ani kaznodzieje ze złotymi zębami ani obawa że nie dam rady nie dojdę wywrócę się jeszcze przed płotem Królestwa Niebieskiego bogaci zostaną coraz bogatsi a biedni coraz biedniejsi nawet ptaki śpiewają ze strachu nic mnie nie załamało bo wciąż widzę Ciebie Matko Najświętsza zamiast berła — trzymasz kłębek włóczki cerujesz teologię Postanowienie Matko Najświętsza postanawiam pracować nad tym żeby się pozbyć byka retoryki wazeliny stylizacji galanteryjnych pauz wypucowanej składni lirycznego śmietnika żeby zimą przyklęknąć i przynieść Ci niewykwalifikowaną ręką baranka śniegu Antologia Chodzą naokoło mnie na wysokich obcasach metafor cieniutkimi łzami piszczą na moich obrazach przynoszą na wyciągniętych dłoniach lirykę jak kurczaka potem nawet na maszynie do pisania klękają oczami Proszę o prozę żebyście sami nie darli się za włosy nie podawali miłości jak jeża w cierpieniu mówili dobranoc nie nakładali tłumika na serce tak zastraszeni że niemoralni żebym nie marzła w antologii wierszy o sobie Uciekam Uciekam od obrazkowych ikon mówiła Matka Boska od papierowej o mnie abstrakcji od pań jak modnych lalek pozujących do moich portretów od kanonizowanej kosmetyki niech malują moją piękność dzieci nieświadomie z cudowną brzydotą pośpiesznym kolorem z nierównymi od wzruszenia brwiami z ustami od ucha do ucha z rudą myszą zmęczenia w okrągłych łzach jak w drucianych okularach ręką w której tyle pierwszego zdziwienia Teraz Teraz się rodzi poezja religijna co krok nawrócenia lepiej nie mówić kogo nastraszył buldog sumienia ale Ty co świecisz w oczach jak w Ostrej Bramie nie zapominaj że pisząc wiersze bytem Ci wierny w czasach Stalina Rozmowa z Matką Bożą Czy lubisz podbiał żółty lipce z koźlakami konwalie w kłączach stulone pod ziemią lubczyk co miłość przywraca a częściej nadzieję księżyc chodzący za nami jak cielę ceremonialny lecz bez rękawiczek poziomki te najniższe kminek najpodlejszy i lato półniebieskie gdy kwitną ostróżki co przyjdą jak leniwa mądrość od niechcenia żołędzie co się dłużą w październiku zwykły chleb co wie zawsze ile bólu w hostii kota niewiernego ale z zasadami bo najpierw myje prawą nogę przednią Ale Ty Matko nie myślisz źle o nas zawsze tych co się potkną gotowa obronić między prawdą a szczęściem najłatwiej nos rozbić pragniesz spraw ostatecznych wybierasz najbliższe i szukasz pewnie jednej mrówki w lesie tak bardzo spracowanej jakby miała umrzeć najzabawniej jak człowiek wśród wszystkich osobno List do Matki Boskiej W pierwszych słowach donoszę nic się nie zmieniło żółta pliszka się cieszy swoim czarnym dziobem łosoś wraca do rzeki w której się urodził mrówki się oblizują jak na nie przystało sama leczy się ślazem więc mniej pokasłuje las tak rzeczywisty że zdaje się zjawą pszczoła nie zna Szopena ale jest muzyką śmierć jak zwykle niziutko układa na ziemi świętym można tu zostać nawet na podwórku rzucając kurom ziarno staroświecką modą znowu najpiękniejszy w Polsce jest lipiec nad wodą a piękno jest najbliżej gdy czas się oddala żadna ryba nie traci nawet jednej łuski sroka z wąskim ogonem powtarza dowcipy rzeczy mają własną po umarłych pamięć więc pamięta mą matkę czajniczek rozbity dla słowika w czerwcu każda noc za mała ponieważ wierzy w miłość nie boi się ciała śpiewa że serce żywe a już nieśmiertelne bocian dalej podnosi tylko lewą nogę piszę list bo Cię przecież zobaczyć nie mogę myślę jednak że chyba czasem Ciebie słyszę bo skąd się nagle bierze ten szept kiedy zasnę Z Dzieciątkiem Jezus Święty Józef święty Stanisław Kostka święty Antoni trzymają dziecko Jezus na ręku opiekunowie wzruszeń przyzwyczaili do siebie ale kiedyś nocą kiedy penitenci pookrywali już kołdrami uszy w sierpniu kiedy owady schodzą do ziemi a jesiony za oknem obejmują się jak skrzydła ponownie kwitną łąki i cichną ptaki ktoś mi powiedział przez sen — niech ksiądz weźmie Dzieciątko Jezus sam je potrzyma na ręku ustawi się pod filarem serce mi zadrżało jak owies a potem lęk — jakby uciekały okulary — — ładne rzeczy — ksiądz z dzieckiem na ręku w kościele — jedni powiedzą — świeżo upieczony święty buty lampkami obstawią inni zaczną w maszynach do pisania ostrzyć litery anonimami w kurii oparzą krzyżem wskażą godzinę skrupulaci rozpoczną cedzić w siteczku cień sumienia a Dziecko miało ślipka niebieskie jak w Betlejem podstrzyżone włoski bezbronne i jeszcze bez ran ze wzruszenia na klęczkach mówiłem coś bez sensu do Matki Boskiej O płaszczu Matki Boskiej Płaszcz Matki Najświętszej gdzieś się przy nas kryje nikt nie zna jego kroju ani jego barwy święta Anna go jeszcze twardą igłą szyje — z kołnierzykiem, którego tanki nie podarły. Może jest na Syberii, może przy nas leży, czeka nas jak wakacje, jak kąpiel czerwcowa. I zawsze ten, co stale mówi, że nie wierzy po cichu go odnajdzie i swe łzy w nim schowa. O cierpieniu nagim Zęby nie było o cierpieniu kazań ani książek, ani teologii — tylko po prostu cierpienie zwykłe, tępe — bez credo, glorii. Całkiem gołe, odarte z mistyki — na złość chudym prorokom skrzywione właśnie takie Matka Boska opatrzy, jak powietrze pszczołą zranione. Zdjęcie z krzyża Rozmaite zdjęcia z krzyża bywają, na przykład: zdjęcie z krzyża samotności Ktoś cię nagle odnajdzie, ugości, mówi na ty, jak w Kanie zatańczy, doda miodu, ujmie szarańczy Albo: zdjęcie z krzyża choroby Wstajesz z łoża jak Dawid młody — I już jesteś do procy gotowy, gotów guza nabić Goliatowi Ale są takie krzyże ogromne, gdy kochając — za innych się kona — To z nich spada się jak grona wyborne w Matki Bożej otwarte ramiona Poza kolejką Ilu umundurowanych świętych kanonizowanych bez poprawek moralistów na twardych podeszwach aniołów kipiących jak mleko chyba ciężko będzie czekać po śmierci na swój sąd szczegółowy ze łzą — jak z ostatnim osłem ale Ty Matko Najświętsza — spod ciężkiej betlejemskiej gwiazdy co otwierasz na nas oczy jak weneckie okna co nie przemiękłaś w cierpieniu przyjmiesz poza kolejką wszystkich niepewnych którym się zdawało że znak zapytania jest dłuższy od znaku krzyża tych którzy niczego nie mają chociaż niczego nie oddali wyczekujących w ogonkach narzekających na lata coraz szybsze wydeptujących na krzywych obcasach swoje zbawienie nawet tak załatanych że nie mając czasu modlili się na jednej nodze Kukułka Kukułka kuka tylko do Szkaplerznej cichnie wieczorem szesnastego lipca Bóg podpowiedział nigdy nie zapomni kiedyś o dniu Twym wszyscy pamiętali Karmelitańska Mamusiu Najświętsza w miesiącu który pamięta o Annie szkaplerzem strzegłaś nawet zająca co burzę rozśmiesza choć komputer zapomni kukułka pamięta Cud wody Uzdrowienie chorych, pocieszycielka strapionych, przyczyna naszej radości. Matka Boska w Fatimie grozi. Matka Boska w La Salette płacze. Matka Boska Gromniczna podaje świecę przy śmierci. Maska Boska z Lourdes leczy. Mówi o pokucie, ale przede wszystkim leczy. Woda stała się cudem. Św. Bernadetta, która widziała Matkę Bożą w Lourdes, nie chciała potem patrzeć na żadne Jej obrazy. Kiedy przedstawiano jej obrazy Matki Boskiej malowane przez wielkich i małych malarzy, mówiła: „Na żadnym obrazie nie jest do siebie wcale podobna. Te obrazy zasłaniają mi Ją”. Modliła się do Matki Boskiej bez obrazu, bo miała Ją w swoich oczach żywą. Św. Bernadetta widziała żywą Matkę Boską i rozmawiała z Nią. Odmawiała różaniec święty. Ciekawe, że kiedy zachorowała i chciano jej podać wodę z Lourdes, powiedziała: „Niech ta woda leczy innych, nie mnie. Modliłam się o to, żeby innych leczyć, nie samą siebie”. Wspomnienie Matki Boskiej z Lourdes wypada w połowie zimy, kiedy jest albo piękna pogoda, albo brzydka odwilż. Matka Boska jest zawsze piękna, niezależnie od tego jaka jest pogoda, i zawsze o tej porze przypomina nam pierwszy wiosenny kwiat. Bernadetta nazwała Ją „Piękną Panią”. Tyle jest wzruszających wezwań w Litanii loretańskiej, ona dodaje jeszcze jedno: Piękna Pani. Uroda Matki Bożej, którą zobaczyła. W świecie naszej wiary są teolodzy poważni, są patriarchowie z brodami. Jest jeszcze urok wiary, wdzięk wiary. Jest Matka Boska wprost z nieba, która rozmawia z dziewczyną z ludu. Prostota spotkania się nieba z ziemią. W naszym świecie, w którym tyle jest zatrutych rzek, jezior, mórz, Matka Boska leczy czystą wodą. Taką wodą, która stała się cudem, tak jak woda stała się cudem w Kanie Galilejskiej. Niewidzialne ręce Siedziałem wieczorem taki nijaki, smutny jak ktoś, kto nie miał kogo całować, więc całował psy podwórzowe. Nagle zapukał znajomy. Mówił krótko: — Zobaczyłem tłok na podwórku dwie ulice dalej. Zebrali się ludzie: pan aptekarz, listonosz z torbą i ołówkiem za uchem, pani od fizyki, pani z mięsnego. Siedmioletni chłopiec bawił się piłką na parapecie okna, na drugim piętrze, i wyleciał. Nic mu się nie stało. Pobiegłem przerażony. — Jak to było? — Nic takiego — odpowiedział — spadałem wolno, Matka Boska trzymała mnie za głowę. Niełatwa wiara Chyba Matce Bożej było najtrudniej wierzyć. W porównaniu z Nią — nam wierzyć o wiele łatwiej. Wychowana w surowym monoteizmie, w religii Starego Testamentu, która karała za każdą próbę spoufalenia się z Bogiem, namalowania Go, czy wyrzeźbienia… Jakże trudno Jej było uwierzyć, że urodzi Boga samego, owinie Go w gałganki, wykarmi Go łyżeczką… Kiedy powtarzamy słowa „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego”, możemy je powtarzać ze spokojem i przyjemnym wyrazem twarzy, tak jakbyśmy przesadzali różę z jednej doniczki do drugiej. Dla Niej — wypowiedzieć te słowa, to znaczy zgodzić się na to, że będzie matką dziecka, które nie ma ziemskiego ojca, a więc w warunkach palestyńskich skazać się na ukamienowanie, na hańbę do końca życia. W tamtej chwili nie wiedziała przecież, czy Józef Ją opuści, czy nie. Wprawdzie anioł powiedział: — Nie bój się, bo to jest sprawa Najwyższego. Wyobraźmy sobie, że ktoś zachoruje. Lekarz stwierdza beznadziejną chorobę. Przychodzi ksiądz i mówi: — Nie bój się, to jest sprawa Najwyższego. W takiej chwili chorego może przejąć lęk i trzeba wielkiej ufności, żeby utrzymać się na nogach w tej pustce. Jakże trudno Jej było uwierzyć, kiedy przez trzydzieści lat patrzyła na codzienne, powszednie życie człowieka, kiedy Bóg bawił się piłką, albo skaleczył sobie kolano. Jak trudno było jej uwierzyć w Wielki Piątek, kiedy Boga spoliczkowano, opluto i ukrzyżowano. Mówimy, że wiara jest ufnością i posłuszeństwem. Wiara Matki Bożej była przede wszystkim wielką ufnością i wielkim posłuszeństwem. Kiedy Jezus powiedział do niewierzącego Tomasza: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”, może błogosławił Matce Bożej. Ona przecież nie widziała chwały Bożej Jezusa. Widziała Go w stajni betlejemskiej, wyrzuconego, bezdomnego, na tułaczce w codziennym, powszednim życiu, wiszącego na krzyżu. Poza jednym cudem w Kanie Galilejskiej, nie widziała innych cudów. Ewangelia nie podaje, żeby Jezus Zmartwychwstały ukazał się Matce. Mówi o tym tylko nasza pobożna pieśń. W Ewangelii czytamy tylko, że pojawił się Magdalenie, uczniom, idącym do Emaus, niewiernemu Tomaszowi… Teolodzy mówią, że Matka Najświętsza wierząc, stopniowo pogłębiała się w swej wierze. Początkowo mogła wierzyć w to, że rodzi dziecko w tajemniczy sposób, potem uwierzyła, że jest Matką Mesjasza, przy końcu, że jest Matką Boga. Mogła wierzyć zupełnie po ciemku, ale z tą najpełniejszą ufnością i najpełniejszym posłuszeństwem. Jest naprawdę Opiekunką, Wspomożycielką naszej wiary. Pomyślmy sobie, jak trudna była wiara Matki Najświętszej, a jednak pozostawiona w tej ciemności do końca — wytrwała ufna i posłuszna wezwaniu Bożemu. Pierwsza litania Kiedy Pan Jezus chodził po świecie, w czasie wygnania po ziemi egipskiej, w drodze powrotnej do Nazaretu, kiedy jeszcze był taki maty, że trzymał Matkę Najświętszą za rękę lub za spódnicę, kiedy nie było jeszcze święta Matki Bożej Matki Kościoła, kiedy żyli jeszcze Trzej Królowie i wszyscy po kolei betlejemscy pasterze —chyba nie mówił do Matki Bożej „Zwierciadło sprawiedliwości”, „Stolico mądrości”, „Arko przymierza”, ale prościej: „Matko”. Była to pierwsza litania Jezusa do Matki Bożej. Jeszcze nie było ani zapisanej, ani drukowanej Litanii loretańskiej, ale była żywa litania, dyktowana sercem Jezusa. W Litanii loretańskiej powtarzamy jedenaście razy „Matko”, tak, jak zwracał się może do Niej Jezus. W tej litanii jest chyba kilka innych, ukrytych litanii. Cały początek: „Kyrie, elejson. Chryste, elejson. Chryste, usłysz nas. […]. Ojcze z nieba, Boże; Synu, Odkupicielu świata, Boże; Duchu Święty, Boże” — jest litanią do Trójcy Przenajświętszej. „Panno roztropna, Panno czcigodna, Panno wsławiona” — to chyba litania św. Józefa do Matki Najświętszej. „Arko przymierza, Domie złoty, Wieżo dawidowa, Wieżo z kości słoniowej” — to chyba litania architektów do Matki Bożej. W całej tej litanii są wzruszające słowa Jezusa, mówiącego do Matki Bożej, słowa zapisane dopiero przy końcu: „Matko, Matko, Matko…” Słowa i przez nas śpiewane. Zwykle, kiedy przybywa nowa litanijna inwokacja, umieszcza się ją na szarym końcu. Jednak wezwanie „Matko Kościoła” dołączono do tego najbardziej wzruszającego fragmentu litanii, do słów samego Pana Jezusa, modlącego się do Matki. W tym wezwaniu jest tyle wiary, że Matka Najświętsza jest jedyną Matką, która zaopiekuje się Kościołem w najtrudniejszych chwilach życia. Tak, jak opiekowała się Jezusem, tak będzie opiekowała się całym Kościołem. W najtrudniejszych chwilach naszego życia mamy ufać, że Maryja opiekuje się Kościołem. Kościół ma więc taką Opiekunkę, która nigdy go nie opuści. Tak, jak Matka Najświętsza opiekowała się Jezusem, chodzącym po ziemi, tak opiekuje się Jezusem, stale żywym w Kościele. Matka Kościoła jest Matką wszystkich ludzi i opiekuje się wielką rodziną uczniów Jezusa. Orędowniczka Boża godzina Czy pomyśleliśmy o tym, że Matka Najświętsza w Kanie Galilejskiej otoczona była przez ludzi, którzy nie wierzyli w Pana Jezusa? Nie znali Go jeszcze, nie wiedzieli, kim jest. Nie wierzyli w Jezusa po kolei: słudzy z Kany, poczciwi, jak obładowane zwierzęta, nowożeńcy, którzy już czuli się jak w siódmym niebie, przełożony wesela, który może siedząc na szarym końcu oblizywał się, odróżniając wino dobre od złego. Jednym słowem: Matka Boża na balu niedowiarków. Czy troszczyła się tylko o wino? Na pewno tak, ale nie tylko. Mogła troszczyć się również o wiarę, żeby ludzie dojrzeli Jego moc, żeby poznali, kim jest. Matka Boża przez trzydzieści lat milczała, a przecież mogła się dziwić. Tylu było ludzi w Nazarecie, młodzieży, starszych, może wszyscy obojętnie przechodzili obok Jezusa. Wydawało się im, że to jest syn Józefa, nic nie wiedzieli o tym, że poczęła Go w największej, najgłębszej tajemnicy, mogli nic o tym nie wiedzieć, że mędrcy przybyli z dalekich pustyń i przywieźli paki z zagranicy. Mogła dziwić się, że jakiś mędrzec zszedł z wielbłąda, ukląkł, położył złoto na podłodze (może mu przyszedł do głowy temat nowej pracy doktorskiej o tym, że złoto w oczach Boga może być garstką śmieci?). Tymczasem w Nazarecie pierwszy lepszy chłopak, który mył osła, mógł sobie przechodzić obok Jezusa obojętnie, mógł więcej czasu poświęcać królikom, które strzygą uszami. Matka Boska milczała w Nazarecie. W Kanie nie mogła już wytrzymać. Chciała, żeby wreszcie zobaczyli, kim jest Pan Jezus, dostrzegli Jego moc. Moc Tego, którego Ona poczęła w najgłębszej tajemnicy. Zauważmy jednak, że w tej trosce o ludzi Matka Boża właściwie milczy. Wypowiedziane słowa „wina nie mają” są raczej tylko gestem, gestem rąk wskazujących na puste dzbany. Matka Boska nie prosi o nic. Tylko pokazuje, czyniąc gest milczenia. „Zostaw to mnie, niewiasto, jeszcze nie nadeszła moja godzina” — znaczy chyba: „Przestań się niepokoić, nawet o niewiarę tych ludzi. Zostaw to mnie”. Bóg milczy, ale Bóg jeden wie, kiedy ma się odezwać. Wtedy, kiedy wybija Boża godzina. W życiu każdego człowieka prędzej czy później, musi wybić Boża godzina, kiedy Bóg uważa, że dusza jest dojrzała do tego, aby wtajemniczać ją dalej. Matka Boża powiedziała potem: „Czyńcie, cokolwiek wam rozkaże”. To znaczy: „Po prostu pracujcie, jak umiecie, dźwigajcie wiadra i Jego tylko słuchajcie. Umiejcie zamilknąć, bo w życiu każdego z was, prędzej czy później, przyjdzie chwila, kiedy wybije Boża godzina”. Tak bardzo nieraz niepokoimy się o dusze ludzkie. Zwłaszcza matki niepokoją się o synów, o córki, żony o mężów. Niepokój o niewierzących, którzy oddalili się od Pana Boga. Ten niepokój jest święty, drogi, jest w nim miłość. „Czyńcie, cokolwiek wam rozkaże” — to są pierwsze i ostatnie zapisane w Ewangelii słowa Matki Bożej, wypowiedziane sercem, w trosce o dusze ludzkie. Zapatrzona miłość Tyle namalowano obrazów Najświętszego Serca Jezusowego, tyle napisano o Nim prac teologicznych, tyle o Sercu usłyszała św. Małgorzata Maria Alacoque, jednakże najwięcej i najlepiej zna Jezusowe Serce Matka Boża. Zna Je lepiej od aniołów, od świętych, od teologów, od malarzy, od czcicieli pierwszych piątków, od wszystkich tych, którzy wypisują prośby, ufając Sercu. Matka Boża najlepiej zna Serce Jezusa. Mówimy, że Matka Boska Siewna sieje łzy, Matka Boska Piękna — nadzieję, Matka Boska Zielna — rwie lecznicze zioła, Matka Boska Kwietna — jest wesoła, a ta Śnieżna idzie Tatrami a ta Dobra i Smutna jest z nami. Wesoła Matka Boska, i Smutna, i Dobra najlepiej zna Jezusowe Serce. W litanii barokowym językiem nazywamy Ją Domem złotym, Arką przymierza, Gwiazdą zaranną. Nazwijmy Ją Tą, która znała Jezusowe Serce. Miłość zapatrzona w Boga. Ponieważ Maryja zna najlepiej Serce Jezusowe —może nas najlepiej w Nie wprowadzić. O litanii Śpiewana Litania loretańska jest chyba triumfalną barokową litanią ku czci Matki Bożej. Przypomina barwną procesję rzucającą najdroższe kwiaty Pannie Wiernej i Matce Najczystszej, Królowej Wszystkich Świętych. O ilu urokach Jej śpiewamy: o czystości, sprawiedliwości, wierności, świętości. Cała ta litania potrząsa złotą koroną, berłem królewskim; rozpina baldachim, ukazuje bramę i wieżę z kości słoniowej. Czy jednak spośród tych wszystkich serdecznych i pięknych wezwań nie zabrakło jednego najważniejszego? Tyle nagromadzono, a jednak zabrakło: nie mówimy o pokorze Matki Bożej. Właściwie pokora jest chyba największym skarbem Matki Najświętszej. Można by mówić i śpiewać: Panno pokorna, Matko pokorna, Królowo pokorna, Zwierciadło pokorne, Uzdrowienie chorych pokorne, Ucieczko grzeszników pokorna… Bez nas Litanię loretańską umiemy na pamięć, na wyrywki, jak tabliczkę mnożenia, tam i z powrotem. Pamiętam kiedyś, kiedy bytem w seminarium duchownym, obudziłem się w nocy i słyszałem, jak mój kolega odmawiał tę litanię. Mówił przez sen i ani razu się nie pomylił. Nieraz bierze pokusa, aby wciąż nie powtarzać tego samego, żeby napisać inną litanię, bardziej współczesną, swoją. Byty nawet takie próby. Pisał wielki Norwid, pisali i mali mistrzowie. Jednakże te litanie uwiędły, poumierały, może jeszcze świecą w podręcznikach do literatury, jak eksponaty w gablotce. Litania loretańska wciąż trwa. Modlą się nią pokolenia. Modlimy się my, modlili się nasi rodzice, dziadkowie i babcie, nasi pradziadkowie i prababcie. Co jest sekretem tej litanii? Chyba to, że te słowa modlą się same, niezależnie od nas. Nieraz odmawiamy je i nie rozumiemy ich wcale. Kiedy indziej — odmawiamy i jesteśmy roztargnieni, przemęczeni, myślimy o czym innym. Śpiewamy ją i myślimy o pogodzie, albo kto przyjedzie, co się stanie, kto zachoruje. Tymczasem słowa te modlą się niezależnie od nas. Słowa tej litanii są jak rośliny samosiejki, które wysieją się, rosną, zielenią się i kwitną. Kiedyś odejdziemy z tego świata. Zapomną o nas, ale słowa litanii będą się modliły nawet bez nas. Jak zawsze Rozpłakała się Matka Boska Józefowi na ucho się zwierza zamiast — Domie Złoty mówią — do mnie złoty zamiast Arko — — miarko przymierza Znowu teraz jak na początku liże łapę złote cielątko Polska litania Kyrie elejson. Chryste elejson, zmiłuj się, Boże, nad nami — daj nam pozdrawiać Matkę Najświętszą polskimi inwokacjami. Smętna Dobrodziejko — z krakowskich ołtarzy, z hejnałem jak srebrną trąbką, z pełnymi Polski oczami — módl się za nami. Madonno z Puszczy — z Ostrowów Tuszowskich, Tarnowa bliska, pachnąca świerkami, cała w wiewiórkach — módl się za nami. Matko Serdeczna — z sandomierskiej ziemi, Matko uczniaków — chroń przed wagarami — módl się za nami. Dzieweczko Lipska — w lipowej Lubawie, co łzę z żywicy chronisz pod rzęsami — módl się za nami. O Świętogórska Panno z Gostynia, Panno nad pannami — módl się za nami. Smagła Góralko z Rusinowej Polany — zimą zjeżdżają do Ciebie nartami, na Anioł Pański zadzwonią łyżwami — módl się za nami. Gwiazdo Jackowa z Przemyśla — z którą polski święty chodził na misje, sławiąc różańcami — módl się za nami. Bolesna — w Staniątkach biednych nad chlebem czarnym, mleka garnuszkami — módl się za nami. Nadmorska Pani — Rybaczko Swarzewa, z grzechów nas wyłów swoimi sieciami — módl się za nami. Jazłowiecka Pani — Ty, co ułanów znałaś po imieniu, gdy wrzesień pamiętny czerwienił ranami — módl się za nami. Gospodyni Śląska z Piekar — synowie węgiel przynoszą rękami, aby wciąż śpiewał psalm nad fajerkami — módl się za nami. Władczyni zamku — z Czerwińska Pani, tyle młodzieży już śpi pod gruzami — módl się za nami. Pocieszeń pełna — w Warszawie na Piwnej — Tyś na Starówce przekłuta mieczami — módl się za nami. Piastunko karmiąca — prawie w każdym domu patronko kuchni, butelek z smoczkami, — módl się za nami. Tęskniąca — za czym Ty tęsknisz w pociesznym Powsinie uśmiech Jezusa był mi nabożeństwem, a wy straszycie smutnymi minami — módl się za nami. Mario na Piaskach — do której z pieśniami szli karmelici, skrzypiąc trzewikami — módl się za nami. Z Rzymu skradziona — W Kodniu schowana przed makaroniarzami — módl się za nami. Jak ziarno wyjęta z ziemi — wina obmyta kroplami Gidelska wieśniaczko — módl się za nami. Zielarko z Przydonicy — pomiędzy paprocią konwalią, jałowcem i borówkami — módl się za nami. Księżno Sieradzka — co swe jasne księstwo zakładasz nawet pomiędzy cierniami — módl się za nami. Misjonarko Starowiejska z tuzinem świętych, z apostołami — módl się za nami. Madonno Inwałdzka — któraś skruszyła herszta ze zbójami — módl się za nami. Ciemna Cudzoziemko przy latarniach z Dzieciątkiem na prawym ręku, chroniąca Warszawę nocami — módl się za nami. Zebrzydowska z Kalwarii — między męki Pańskiej stacjami — módl się za nami. W Studziannej na krześle siedząca — przy świecy, nad talerzami — módl się za nami. Śnieżno–Różańcowa Dominikanko Krakowa — sławiona cudami — módl się za nami Zasypiająca — w drzewie rzeźbiona tysiącletnimi Wita Stwosza dłutami — módl się za nami. Flisaczko Dobrzyńska — z chłodnymi szatami — módl się za nami. Ostrobramska — w każdej biedzie z Polakami — módl się za nami. Katyńska — z zakneblowanymi ustami — módl się za nami. Co Jasnej bronisz Częstochowy — łączy zakochanych szczęścia obrączkami — módl się za nami. Piękna Pątniczko — bez biżuterii wędrująca polskimi drogami — módl się za nami. Królewno ze Skępego — między jeziorami — módl się za nami. Loretańska — spod Kamieńczyka z dobrymi loretankami — módl się za nami. Baranku Boży, pokaleczony, pokłuty, usłysz nas czasami, ocal, co święte — zmiłuj się nad nami. O szukaniu Matki Bożej Znam na pamięć jasnogórskie rysy, ostrobramskie, wileńskie srebro — wiem po ciemku, gdzie twarz Twoja i koral, gdzie Twa rana, Dzieciątko i berło ręką farby sukni odgadnę — złote ramy, lipowe drewno — lecz dopiero gdzieś za swym obrazem żywa jesteś i milczysz ze mną O głupim sercu Tylu aniołów odeszło, tyle umarło gołębi, lecz moje serce uparte… Ni to ze złota, ni brązu, nie płonie krwawym językiem, pragnęło lec na ołtarzu, lecz ktoś je strącił patykiem. Upokorzone, wstydliwe. nie można spojrzeć mu w oczy, jak głupi Jasio szczęśliwe — pod Jasną Górę się toczy. Niewidoma dziewczynka Matko mówiła niewidoma dziewczynka tuląc się do Jej obrazu poznam Cię światełkami palców Korona Twoja zimna — ślizgam się po niej jak po gładkiej szybie są kolory tak ciężkie że odstają od przedmiotu to co złote chodzi własnymi drenami i żyje osobno Słucham szelestu Twoich włosów idę chropowatym brzegiem Twojej sukni odkrywam gorące źródła rąk pomarszczoną pończoszkę skóry szorstkie szczeliny twarzy żwir zmarszczek tkliwość obnażenia ciepłą ciemność sprawdzam szramę jak bliznę po miłości zatrzymuję tu oddech w palcach uczę się bólu na pamięć zdrapuję to co przywarło ze świata jak śmierć niegrzeczna wydobywam puszystość rzęs odwracam łzę zbieram nosem zapach nieba odgaduję wreszcie małego Jezusa z potłuczonym spuchniętym kolanem na Twym ręku Tyle tu wszędzie spokoju pomiędzy słowem a miłością kiedy dotykam obraz stuka jak krew klejnoty niepotrzebnie jęczą robaczek piszczy w trzewiku sypie się szmerem czas pachną korzonki farb milknie ucho Opatrzności Palce moje umieją się także uśmiechać miętosząc Twój staroświecki szal ciągnąc rękaw jak ugłaskanego smoka odsłaniam z włosów kryjówkę słuchu — żartuję że czuwając mrużysz lewe oko stopy masz bose — od spodu pomarszczone jak podbiał przecież nie chodzisz w szpilkach po niebie myślę że Ty także nie widzisz oddałaś wzrok w Wielki Piątek stało się wtedy tak cicho jakbyś prostowała na zegarku ostatnią sekundę i już nie pasują do nas żadne poważne okulary oparłaś się na świętym Janie jak na białej kwitnącej lasce piszesz dalszy ciąg Magnificat alfabetem Braille’a którego nie znają teologowie bo za bardzo widzą tak Cię sumiennie zasuwają na noc w jasnogórskie blachy pancerne To nic wystarczy kochać słuchać i obejmować Matka Aniołowie nie potrzebują żadnych malowanych obrazów Matki Bożej — ani w złotych, ani w srebrnych ramach. Po prostu widzą Ją taką, jaka jest w niebie. Jednakże nam, nie duchom, ale ludziom chodzącym po ziemi, potrzebne są obrazy, portrety, fotografie ukochanych, zwłaszcza tych, którzy przez śmierć wymknęli się naszym oczom. Dzięki znakom widzialnym odgadujemy to, co niewidzialne. Bóg chce, żeby właśnie obraz Matki Bożej Częstochowskiej — ten, a nie inny — budził w nas największą świadomość Jej obecności. Matka Boska W uroczystość Matki Boskiej Częstochowskiej niech nam się przypomni to, co pisat Tomasz Merton: „Jej bogactwem jest Jej ubóstwo, Jej chwałą — Jej cichość, Jej mocą to, że jest służebnicą Pańską”. W jednym z tekstów brewiarzowych nazwano Ją wszechmocą błagającą (omnipotentia supplex). O obrazie Czy to prawda, że Matka Boska Częstochowska na obrazie jest czarna? Kiedyś bytem na wsi zimą. Padat śnieg. Zasypał obrazek Matki Boskiej, wiszący w drewnianej kaplicy, i byta zupełnie biała, jak Komunia święta. Ludzie przychodzili, klękali na śniegu i rozpoznawali Matkę Boską Częstochowską. Czasem jest złota. W kaplicy na Jasnej Górze, kiedy zapalą się wszystkie lampy, świece i świeczki, świeci jak złote słońce. Kiedyś widziałem ją czerwoną. W czasie Powstania Warszawskiego wyleciał obrazek na bruk. W pobliżu paliły się dwa domy i w świetle pożarów miała czerwoną koronę, czerwonym płaszczem otuliła czerwone nóżki Jezusa. Czasem jest szara, kiedy deszcz chlapie świętym po łapie. Czasem srebrna. Opowiadał mi pewien chłopiec, że kiedyś obudził się w nocy i spostrzegł, że księżyc wpakował się przez okno i czarny jej obraz wymalował na srebrny kolor. Kiedy wiatr narzuci na nią zielonych liści, jest zielona. Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej żyje. Czasem przypomina twarz zmartwionej mamusi, czasem jest szczęśliwa, wesoła, jakby chodziła w białej sukni, czasem zielona od zwisającego drzewa. Dlaczego nazywamy ten obraz cudownym? Przecież są obrazki Matki Boskiej Częstochowskiej popękane, takie stare, że już nic na nich nie widać. Niekiedy deszcz zamazuje na nich kolory. Kaleczy kula. Czasem wiewiórka chce ugryźć berto, bo myśli, że to laskowy orzech. Jest dlatego cudowna, że kiedy patrzymy na Nią, przypomina Polskę, a czasem spowiedź świętą. Czasem jest niema jak ryba. O oczach Matki Bożej Na obrazie częstochowskim ma oczy brązowe. Na ostrobramskim — srebrne. W wiejskim kościele, w którym modliłem się kilkanaście lat temu, miała oczy niebieskie. Pamiętam, ile razy odprawiałem Mszę świętą, podnosząc wysoko na rękach ukrytego Pana Jezusa, patrzyłem wprost w Jej oczy — były niebieskie. Kiedy po kopaniu kartofli spadał pierwszy śnieg, palono po raz pierwszy w piecu, zakładano zimowe palta, przylatywały gile, zamarzała rzeka — powtarzałem sobie na pamięć w coraz dłuższe wieczory, że Jej oczy były naprawdę niebieskie. Któregoś dnia stary wiejski kościelny otworzył drewniany kuferek, w którym przechowywał swój mleczny ząb i fotografię pierwszej Komunii świętej. Zobaczyłem na wewnętrznej pokrywie przyklejony obrazek Matki Bożej. Miała w kuferku szare oczy. Takie duże, jakbym na nie patrzył przez lornetkę, a takie zmęczone jak oczy matki, kiedy długo w domu szyje. Nie wiemy, jakie miała oczy, niebieskie czy czarne. Na pewno uważne, zgadujące. W Kanie było wesele. Wielka radość. Ale Matka miała oczy zgadujące. Dostrzegła, że zabrakło wina. Już ostatni dzbanek pusty. Wszyscy się bawią. Zabrakło wina — co będzie? Poprosiła Jezusa o cud. Czasem prosimy o coś bardzo małego, a dzieją się wielkie rzeczy. Miała oczy zgadujące, od razu dostrzegła, że ludziom czegoś brakowało do szczęścia. Jakie masz oczy, dziewczynko? Kiedy byłaś na choinkowej zabawie, miałaś oczy szczęśliwe. Gdy biegniesz do parku w czasie śniegu — masz oczy uśmiechnięte. Mróz aż parzy, koło nosa biegają iskry śniegu. Kiedy wyciągasz język, spada śnieżynka —może Pan Jezus od razu przemieni ją w kroplę wina. Buzia pełna cudownego smaku, biała rękawiczka spada i leci jak żywe piórko gołębie. Czy potrafisz wtedy dostrzec, że na śniegu wróbel umiera z głodu? Tak się ogrzewał w kominie, że umalował się na czarno, wyszedł teraz na śnieg i ma taką minę, jakby się chciał grzecznie ukłonić przed śmiercią. Wszystko widzisz, a może tego wróbla nie dostrzegasz? Trzeba mu rzucić coś do jedzenia. Pewna dziewczynka miała tak bystre oczy, że wszystko zauważyły. Opowiadała, że jedna koleżanka jest zezowata, druga pucułowata. Tymczasem w szkole nie umiała zauważyć, że pani nauczycielka była bardzo zmęczona. Pewien chłopiec założył okulary, ale nie zobaczył, że tatuś przy biurku pracuje, i wył jak dziki osioł. Inny miał tak bystry wzrok, że dostrzegł z daleka w kawałku granitu błyszczącą mikę. Mieszkając długo na wsi zauważył, że kiedy na wiosnę przylecą skowronki, szpaki, zięby i bociany, a nad stawami przefruną dzikie gęsi — niebawem ukazuje się pierwsza świeża trawa. Zapamiętał, że żaden grzyb nigdy nie jest zielony, że żyrafy to najwyższe zwierzęta. Policzył, że wiolonczela ma cztery struny. Zobaczył wybiegając po deszczu do ogrodu, że kiedy mokro, wszystko wygląda inaczej. Umiał nawet dostrzec, że ciocia nie ma głowy, kiedy wygląda oknem. Pewnego dnia wszedł do mieszkania. Butów nie wytarł o słomiankę, czarne plamy zostawił na podłodze — zapomniał, że mamusia potem musi się schylać i na klęczkach szorować podłogę. Trzeba mieć oczy zgadujące, żeby wszystko zauważyły. Pan Jezus uczynił pierwszy cud dla zakochanych. Ostrobramska To nie to to wrona to nie koniec to wróci nie ma nigdy na zawsze Ostrobramska w serdecznym mieście odpukuje nieszczęście Pieśń o obrazie Matki Boskiej z Leszna Rok 1863 Drogiemu ks. Waldemarowi Wojdeckiemu z podziękowaniem za wydanie „Nie przyszedłem pana nawracać” Matko z Leszna święta Matko Leśna nasze stare lasy pamiętasz rydze, gąski żółte, jagody lepszy pasztet z zająca na święta kuny, rysie, jelenie, wilki barwną kraskę — szarego wróbla przyjaciela parafian i puszczy księdza Mikołaja Żubra tu się modlił Twej oddał opiece Kampinos, Zaborów, Borzęcin Leszno, miejscowych ludzi stare drzewa świętej pamięci lud pokochał Twojego Jezusa Twoje oczy jak sarny brązowe tu przetrwałaś choć wkoło płakało biedne wierne Powstanie Styczniowe przeminęło, odeszło, uciekło drży ze wzruszenia Leszno, niebo, ziemia tylko sercem z nami zostałaś chociaż żubra żadnego już nie ma tylko obraz Twój wisi w kościele nasza radość, nadzieja, rana Matko z Leszna, Najświętsza Leśna Parafianko nasza kochana Bądź z nami na co dzień Bądź z nami na co dzień jak las wróbel biedronka trawa Matko Boska z parafii Leszno nasza Pani Łaskawa. Na Twym starym obrazie dawna Polska się budzi wyciągasz ręce do króla do chłopa co się trudził. Do księży rycerzy kupców wszystkich mieszczan Matko Boska tutejsza Parafianko z Leszna. Nie ma króla rycerzy Świętych grubo za mało lecz Twe serce z grzesznikiem każdym w Lesznie zostało. Matka Boska Góralska Matka Boska Góralska nad kołyską Mu śpiewa — Nie płacz — zaraz szarotka przyjdzie z Polski jak z nieba Matka Boska Staroświecka Matko Boska Staroświecka z dawnego kościoła podobnego do zakochanego co osiwiał znowu spadają skrzydlaki jesionu tak samo szczeka owczarek szorstkowłosy ze szczotką na ogonie ziewa po adoracji niewyspany święty znowu kiedy się nie kocha — przedmioty stoją bez pożytku w sierpniu młode bociany stają się samodzielne teza i antyteza kończą się pobiciem i protezą kura stale się jąka zimą trochę liści trzyma się na grabie nawet łacina milczy żeby wrócić znowu najważniejsi nieważni stale kos dłuższy od szpaka po dawnemu osioł zakochany uczy fruwać i nie mamy zielonego pojęcia umierając po raz pierwszy Tylko nam się w głowie poprzewracało i chcemy wymyślić dzisiaj bez wczoraj nowe bez starego Matka Boska Złoto–Zielona Matko Boska Złoto–Zielona proszę Cię z serca całego żeby nie zabrakło w ogrodzie koperku zielonego Drzewa Brzozo nazbyt wieśniacza aby rosnąć w mieście dyskretny grabie w sam raz na szpalery jarzębino dla drozdów dzwoniących i szpaków akacjo z której nie złote tylko białe miody olcho co jedna masz przy liściach szyszki głogu co chronisz gajówkę krewniaczkę słowika jesionie co pierwszy tracisz liście zbliżając nam jesień Poproście Matkę Bożą abyśmy po śmierci w każdą wolną sobotę chodzili po lesie bo niebo nie jest niebem jeśli wyjścia nie ma Prośba Panno Święta rysowana w zeszycie dziecięcymi rączkami — piękna jak jedna kreska módl się za nami żeby w kościołach nie było wyszywanych serwetek katafalku z czarną kapą aniołka z barokową łapką z pędzelkami przy chorągwiach frędzli stukających pieniędzy ozdóbek z trupią główką świętej Tereski jak rozpieszczonej gwiazdy niepodobnych do siebie świętych co nie mogą wyjść z nieswojej twarzy — żeby nie było sympatycznego gładko uczesanego Pana Jezusa tylko dla porządnych ludzi Zdumienia pełna Matko Najświętsza któraś się zdumiewała o której nie powiedziano w litanii Zdumienia Pełna któraś dziwiła się dlaczego Bóg urodził się w stajni dlaczego musi uciekać na kopytkach osiołka — spraw — żebym ucząc religii nie mówił: Już wiem. Rozumiem Mam na wszystko odpowiedź gotową Żebym umiał się z ludźmi dziwić nie rozumieć właśnie kiwać głową mój Boże, ile tajemnic w jednej sekundzie Chwaląc męczennika, żebym dodał że skaleczony dmucham czule na krew żeby mniej szczypało Nie głosić tylko, że jak się kocha to mniej boli że przez dziurę łzy można zobaczyć więcej lecz czasami nad tym wszystkim załamać ręce mój Boże, jak pojąć serce śmierci Więcej Coraz więcej Ciebie bo powietrze przejrzyste między ulewami czarny las a im dalej tym bardziej niebieski może w nim szuka grzybów stary smutny anioł co zamiast poznać miłość wkuwał język grecki a teraz prośba o Matko Najświętsza być jak tęcza co sobą nie zajmuje miejsca choć biegnie jak po schodach od ziemi do nieba Tobie derkacz w zbożu Tobie zając w polu mrówki co się kochają ale się nie lubią pomidor z pępkiem koszyk z maślakami i cierpienie tak wielkie że już nie ma grzechu milczenie które myśli radość co rozumie Amen lub inaczej niech nie będzie mnie Pocieszycielka Matka dla wszystkich Nie tylko pod krzyżem — mówiła Matka Boska — ale i w niebie zmartwienie święty Piotr pilnuje bramy, święty Mikołaj klei anioła na gwiazdkę Agnieszka suszy baranka Izydor orze, święty Roch zagląda chorym zwierzętom w pyski przypomina jeżom że się budzą w marcu liściom wiązu że mają nerwy nie do pary męczennik wzdycha jak królik doświadczalny każdy ma swoje własne zajęcia tylko ja zwyczajnie jak mama muszę mieć czas na wszystko i dla wszystkich * * * Już nie patrzyłem na to że w oknie stanęła zielona papuga nieba że w ołtarzu przeciągał się w ramionach nigdzie nie meldowany święty z aureolą bez twarzy uniknął męczeństwa tylko chustkę od nosa spalono mu na stosie nie zwracałem uwagi na to że zegar dobry pasterz liczył świecące sekundy jak włosy śmierci a narzeczonemu w kancelarii parafialnej zapalił się nos ze wzruszenia choć tłumaczyłem że nie oko ale ucho powinno wybierać żonę tyle naokoło się działo w konfesjonale odbywał się jak zwykle poranny spacer grzechów obrazy mrugały jak nieszczęśliwi bogaci liście kasztana wyjadały węgiel z powietrza biedronka broniła drzew rosła gryka na czerwonej łodydze rżał z radości nieoczytany koń motyle sprawdzały czy płytkie czy głębokie kwiaty babcia na schodach otuliła się drewnianą poręczą pasła różańcem zakonnika po którym została cela jak klatka po kanarku z wodą święconą na czubkach palców z głową Jezusa na sumieniu oddechem odgarniałem stronice brewiarza chociaż coraz nowe obrazki szumiały mi w oczach szukałem tylko jednego z dawna wypisanym czterowierszem Matko Najświętsza daj mi serce czyste i proste w kościele zimnym chuchać tulić zmarzniętą hostię Prośba Matko łaskawa zmiłuj się nade mną spokój ma maskę ciemną Miłość światło zapala nadzieja uczy czekać pomaleńku — Szturchnij czasem po ciemku Tyle wieków Pochwalono chrześcijaństwo że tak długo rosło mój Boże tyle wieków nawet święci Twoi co poczernieli ze starymi deszczami jak turkusy umierając zielenieją a ono pobiegło do Matki Najświętszej grającej małemu Jezusowi na laskowym orzechu ubogiej — jak w grottgerowskiej burce tak prawdziwej — że już bez powrotu i skarżyło się do ucha że się jeszcze na dobre nie zaczęło Modlitwa Święta dziewczynko z zapałkami chroń nas przed staruchami co płaczą, że wszędzie zło martwią się że nas okłamują nie mówiąc nam o tym a nas cieszy pole różowe kiedy wschodzi zboże nagietek który przekwita w październiku pszczoły dokładnie złote leszczyna co wydaje jednocześnie kwiaty i orzechy spotykamy się z Matką Boską w ogrodzie żyjemy z kundlem na co dzień czujemy niewidzialne ręce widzimy dalej i więcej Żyje Listy sprzed lat budzą się jak szczygieł fotografie przychodzą rozrzewnić nic nie dodać nie ująć nic nie zostało jak to — pyta Matka Boska nie wybrzydzaj, uparła się, żyje dawna miłość — stara nieboszczka Od końca Zacznij od Zmartwychwstania od pustego grobu od Matki Boskiej Radosnej wtedy nawet krzyż ucieszy jak perkoz dwuczuby na wiosnę anioł sam wytłumaczy jak trzeba choć doktoratu z teologii nie ma grzech ciężki staje się lekki gdy się jak świntuch rozpłacze — nie róbcie beksy ze mnie mówi Matka Boska to kiedyś teraz inaczej zacznij od pustego grobu od słońca ewangelie czyta się jak hebrajskie litery od końca Króiewna i Królowa Skępe Panienko Najświętsza Nastolatko ze Skępego z rączkami na sercu żal mi szkoły zeszytów dawnej gumki w piórniku nie Królowo jeszcze Królewno Królewno Królewno ze Skępego podaj rączkę proszę uratuj wiersze nieśmiałe i bose takie co nie biegną jak krytyk za modą szanują księdza Bakę z klerykalną brodą takie co nie świecą jak szyja ozdobna za które nie płacą dolarami Nobla Ostatnia w kolejce Odmawiamy różaniec. Tyle jest w nim tajemnic, ale dopiero w ostatniej, piętnastej tajemnicy, mówimy o Matce Bożej — Królowej. Królowa Polski jest w jasnogórskim klasztorze, ale nie w bazylice Krzyża Pańskiego, a w bocznej kaplicy. Tak jakby kątem mieszkała na Jasnej Górze. Stale boimy się ostatniego miejsca w życiu. Uważamy, że jest to miejsce dla upokorzonych, dla przegranych, dla „nieudaczników”. Tymczasem tam właśnie można spotkać się z samą Królową. Nie bójmy się ostatniego miejsca w życiu, kiedy nas zepchną, odsuną. Tam jest Królowa ze światłem, z lampą, która płonie. Na obrazie jasnogórskim wygląda jak Kopciuszek, który zasmolił się popiołem, ale ta Jej ciemna twarz jest chyba dla nas zawsze najjaśniejsza. Nie bój się Nie bój się kochać jeśli tylko wierzysz Matka Boska królową więc Jej ziemia cała przetrzyma ustrój przeżyje rozstanie serce jak stary Werter zdolne do cierpienia a miłość daje to czego nie daje więcej niż myślisz bo jest cała Stamtąd a śmierć to ciekawostka że trzeba iść dalej Do Matki Bożej Matką mi jesteś bo matka bezbronna każdego najpewniej obroni choćby jednym palcem jak uśmiechem dłoni zwykłym krzyżykiem zdjętym ze swojego ciała Królową mi jesteś gdy panujesz we mnie gdy grzechy swe wyznam płacząc po kryjomu uklęknę — zaproszę do siebie byś tupała na diabła w całym moim domu Powracamy Z Matką Boską jest tak najpierw bliska najbliższa jak choinka opłatek gwiazdka mama, mamusia, matka potem teologia tłumaczy sercu ze Pan Jezus na pierwszym miejscu lata biegną samotność wieczność powracamy do Niej jak dziecko Posłowie Miłośnicy poezji Jana Twardowskiego otrzymują, wzbogacony w stosunku do wydanego w roku 1990 tomiku Tak ludzka, zbiór utworów poetyckich i homilii maryjnych Tom Milczysz ze mną — o nim tu mowa — ujęty jest w sekwencje wyznaczone modlitewnymi inwokacjami, które przywołują obraz Marii Niepokalanej, Błogosławionej, Rodzicielki, Mani Bolesnej, Chwalebnej, Opiekunki, Orędowniczki, Pocieszycielki i Królowej I niech nie budzi u odbiorcy odruchu samoobrony myśl o monotematycznym profilu zbioru Pragnę uspokoić, ze temat maryjny niesie z sobą wątki spraw nie tylko wysokich, boskich, ogarniające nie tylko osobę Matki Bożej i Jej Syna, lecz także człowieka, jego duchowość Każdy liryk to nowa wariacja współtworząca piękną, poetycką „fugę maryjną” z canzoną, capriccio, fantasio, „wyśpiewaną” różnorodnie, wszakże zawsze z wyrazistym solo „ja” lirycznego, człowieka ujmowanego w perspektywie codziennego bytowania i egzystencji ponadziemskiej miłość bez samotności byłaby nieprawdą samotność bez miłości rozpaczą stała matka pod krzyżem jak pod srebrnym obrazem nie minęły trafiły do niej tez przyszły razem A homilia? Każda homilia odsłania zadziwiające paradoksy spotykania nieba z ziemią, boskości z człowieczeństwem, doskonałości z małością, dogłębnego cierpienia z nieogarnioną radością Każda homilia uczy wielomówiącego milczenia, modlitwy bez słów, bo ten, „kto żyje modlitwą, odkrywa nie zamazany sens bez słów”, uczy jakże trudnej sztuki gubienia naszego „ja”, które nie do nas należy W wielowiekowej tradycji tematu maryjnego zbiór poezji i prozy Milczysz ze mną jest Arką Przymierza między „dawnymi a nowymi czasy”, Arką, chciałoby się rzec, nietradycyjną, dzięki odświeżającej mocy dystansu wobec uświęconych konwencji i stereotypów tak w kreowaniu wizerunku Mani, jak w sferze doznań religijnych, ustalonych form kultu W wierszu Antologia Matka Boża zauważa i prosi Chodzą naokoło mnie na wysokich obcasach metafor cieniutkimi łzami piszczą na moich obrazach przynoszą na wyciągniętych dłoniach lirykę jak kurczaka potem nawet na maszynie do pisania klękają oczami Proszę o prozę żebyście sami nie darli się za włosy nie podawali miłości jak jeża w cierpieniu mówili dobranoc nie nakładali tłumika na serce tak zastraszeni ze niemoralni żebym nie marzła w antologii wierszy o sobie Jest to prośba—nakaz o ludzkie obcowanie w kalekim i pięknym człowieczeństwie z Matką Chrystusa, spełniane — dodajmy —przez poetę z nawiązką Na szczęście Maria nie wysłuchała modlitewnego westchnienia „zagaś we mnie sny czarnoleskie”, wyszeptanego w utworze z 1947 roku (Wiersz do Najświętszej Panny) me wolnym jeszcze od powstańczej grozy Powstaje ciągle powoływana do istnienia poetyckim słowem i prozą homiletyczną wcześniej me spotykana galeria wizerunków Pośredniczki naszej, rysowanych bez „byka retoryki, wypucowanej składni, wazeliny stylizacji, lirycznego śmietnika” (Postanowienie), wizerunków, które odbiegają od dogmatycznych schematów, skamieniałych od dawna wyobrażeń o boskiej doskonałości bo wciąż widzę Ciebie Matko Najświętsza zamiast berła — trzymasz kłębek włóczki cerujesz teologię Widzi poeta Marię — dziewczynkę „z dowcipnym warkoczykiem i wesołą grzywką”, Marię w okularach ze zmęczoną twarzą urzędniczki pocztowej, Marię mówiącą do Chrystusa „wina nie mają”, milczącą, nie szlochającą Matkę w drodze na Golgotę, Marię Jasnogórską, Ostrobramską, która tak złota ze niepozorna tak niebieska ze szara tak słowna ze cicha tak pierwsza ze ostatnia w kolejce tak cudowna ze zwyczajna Odejście od utrwalonych wzorów jest podyktowane nie tyle poszukiwaniem własnej tożsamości twórczej, oryginalności warsztatowej, ile najgłębszym dążeniem do zbliżenia ku sobie tego, co na antypodach niepoznawalnej, niewyrażalnej tajemnicy wiary i świata człowieczego, zbliżenia językiem prostym jak w ciszy wypowiadana modlitwa Każdy wiersz, każda homilia jest rozmową z samym sobą, szczególnym soliloquium, bo skierowanym do Mani i do wszystkich, do każdego do tych, co „wierzą w miłość większą od przykazań”, do tych, „co modlą się na jednej nodze”, i tych, do których kapłan—poeta „nie przyszedł nawracać”, lecz tylko wyznać swój sekret, ze wierzy Bogu jak dziecko Urzekająca prostota wypowiedzi przywodzi myśl o paraleli między zbiorem liryków maryjnych Jana Twardowskiego a tekstami apokryficznymi Postać Marii jest „tak ludzka” jak Matka Boska z szesnastowiecznych Rozmyślań przemyskich, jak z barokowej pastorałki, pozbawiona pomnikowego cokołu, doktrynalnych koturnów, ornamentów poetyckich Miała taką samą chustkę jak ma twoja biedna matka Lecz choć tak uczłowieczona, nie traci swej sakralności Owa „ziemskosc” odkrywa — paradoksalnie — sferę boskosci emanującej w głąb duchowości człowieka Poeta w sposób niezwykle naturalny przywołuje paradoks w celu unaocznienia tego, co niedostrzegalne, a odczuwalne Znam na pamięć jasnogórskie rysy, ostrobramskie, wileńskie srebro — wiem po ciemku, gdzie twarz Twoja i koral, gdzie Twa rana, dzieciątko i berło ręką farby sukni odgadnę — złote ramy, lipowe drewno — lecz dopiero gdzieś za swym obrazem żywa jesteś i milczysz ze mną Wyobraźnia poety „porusza się” wśród konkretów, by na miarę ludzkiego poznania przez widzialne i dotykalne prowadzić czytelnika do Nieogarnionej Tajemnicy Poetyckim obrazem tworzy Jan Twardowski teologię maryjną dla wszystkich, bo ta dla uczonych w Piśmie ciągle nie może „wyjść z nieswojej twarzy” Toteż Maria z liryków i prozy księdza Jana nie ma nic z hieratycznosci, nie tronuje na wysokościach i nawet w niebie musi „mieć czas na wszystko i dla wszystkich” jak człowiecza, ziemska matka zajęta krzątaniną w rodzinnym domostwie. Poeta w obrazie rzeczywistości ziemskiej jak i ponadobłocznej zderza w nieoczekiwany sposób realia codzienności z boskością. To one właśnie — „wszystkie nasze dzienne sprawy” — uobecniają w liryce Twardowskiego Marię i Jej Syna wśród śmiertelnych. Za sprawą nieoczekiwanej metafory następuje poetyzacja codzienności, zwykłej powszedniej rzeczy — agrafka staje się złotym żuczkiem, a litery brewiarza nóżkami czarnego sokoła, lampka wieczna zaś czerwonym lizakiem. Jak poeta barokowy zaskakuje nas Jan Twardowski niespodziewanymi zestawieniami, olśniewa pięknem pospolitego szczegółu, „brzydactwa” pełzającego, zaskakuje niezauważaną marną rzeczą, drobiną ukrytą wśród mnogości, cudownością harmonii przeciwieństw. Nie wkracza jednak na szlak ozdobnej wypowiedzi. Prostota strojności — tym jakże barokowym oksymoronem — określić można tom Milczysz ze mną. Kontrasty, antytezy, paradoksy przypominają o ambiwalencji naszego poznania i odczuwania. Nic bowiem co ziemskie i co święte nie jest do końca jednoznaczne: cieszę się i martwię że jesteś wniebowzięta W nieoczekiwanym sąsiedztwie stów i sensów posadowiony jest przedni humor utworów Twardowskiego, wyrastający z życzliwej wyrozumiałości wobec drugiego człowieka, z wnikliwej obserwacji ludzkich postaw: „teza i antyteza kończą się pobiciem i protezą”, kogoś „nastraszył buldog sumienia”. Humor nie omija też sfery sacrum. Krótką prośbę do Matki Łaskawej puentuje poeta: „szturchnij czasem po ciemku”, a nawet w bardzo osobistej modlitwie (Do Matki Bożej) jest ów szczególny uśmiech: uklęknę — zaproszę do siebie byś tupała na diabła w całym moim domu Nieczęsto możemy obcować z poezją i prozą maryjną o tak harmonijnym zespoleniu uniwersalności i subiektywności. Jest ono znamienne także dla tych utworów, które stanowią wypowiedź — wyznanie kapłana. Postać księdza, motyw kapłaństwa odsłaniają smutek płynący z wieloletnich doświadczeń duszpasterskich poety, z uważnego oglądu zachowań i z zadumy nad ludzką duszą. Doświadczenia te i refleksje ujmuje Jan Twardowski w kształt skargi, że się chrześcijaństwo „jeszcze na dobre nie zaczęto”, że nie rozpoznajemy istnienia w naszym życiu Matki Chrystusa, „bo nie była cała w srebrze”, że: zamiast — Domie Złoty mówią — do mnie złoty zamiast Arko — — miarko przymierza Znowu teraz jak na początku liże łapę złote cielątko. Parodystyczna trawestacja formuł litanijnych obnaża trwałość ludzkiej małości. Praca wśród dzieci, której owocem są urzekające również dorosłych opowieści religijne, gawędy katechetyczne i wiersze, jakże bliskie wyobraźni i uczuciowości dziecka, znalazły odbicie także w obrazie Matki Boskiej wizytującej lekcję religii i załamującej „ręce nad sucharkiem katechizmu”. W lirykach i homiliach obecny jest człowiek dorosły i człowiek–dziecko z udrękami serca, znękaną myślą, zmęczonym i chorym ciałem, bez ciepła drugiej istoty, człowiek samotny w swym ziemskim czasie i jego kresie. Nie jest jednak twórczość księdza Jana nastrojona na ton tragiczny, nie wywołuje pesymizmu, skłania natomiast do zadumy nad życiem, budzi krzepiącą nadzieję, że w zwyczajności dnia powszedniego, w najodleglejszym oddaleniu doznamy bliskości spraw niepojętych i wraz z poetą „sercem uklękniemy” na cud czekając w swej kolejce, a Matka Boska — cichych, ufnych — jak ciepły pled wzięła na ręce. Współodczuwająca ludzki ból, lęk samotności, cierpienie „zwykłe, tępe”, pozbawione heroizmu, „całkiem gołe, odarte z mistyki”, takie cierpienie Pocieszycielka „opatrzy, jak powietrze pszczołą zranione”. Jest w tym niezwykłym porównaniu–pocieszeniu łagodność miodowego plastra na okaleczone serce, myśl i zbolałe ciało. Z ostatniej sekwencji zbioru Milczysz ze mną wyłania się obraz Marii Królowej, która „nie chce być pierwsza”. W Litanii loretańskiej inwokacja do Królowej Aniołów jest dopiero na trzydziestym dziewiątym miejscu. „Nie bójmy się — mówi w homilii {Ostatnia w kolejce) ksiądz Jan — ostatniego miejsca w życiu, kiedy nas zepchną, odsuną. Tam jest Królowa ze Światłem, z lampą, która płonie”. Ogólnoludzkiego i ponadczasowego waloru tomu Milczysz ze mną nie umniejsza jego polskość od pierwszego po ostatni tekst. Jest ona jak wątek przetykający wszystkie nitki osnowy. Reminiscencje rodzime, tak oczywiste w obrazie Matki Boskiej Góralskiej, pocieszającej Dzieciątko „Nie płacz — zaraz szarotka przyjdzie z Polski jak z nieba”, istnieją również w utworach —zdawać by się mogło — tematycznie odrębnych, dalekich od naszej rzeczywistości (Wniebowzięcie) I chociaż wszędzie znajdą się połacie „biednego kraju”, w którym marzenie ludzkie wybiega poza jego obręb, to jednak ów „zagraniczny raj” w gwiazdach Wniebowziętej wyrasta z nadwiślańskiego podglebia Szczególną sekwencję w całym zbiorze stanowi Polska litania. Na tle wielokrotnie powracającego w poezji i prozie maryjnej Jana Twardowskiego motywu litanijnego utwór ten zajmuje miejsce wyjątkowe, o czym świadczy także jej oddzielne wydanie (1994) ilustrowane obrazami Bożej Matki. Zgodnie z tytułowym epitetem litania została silnie osadzona w polskiej rzeczywistości, w przeszłości wrześniowej, powstańczej i współczesnej. Już incipitowa formuła modlitewna „daj nam pozdrowić Matkę Najświętszą polskimi inwokacjami” nastraja na inną, nie–tradycyjną tonację. Każde wezwanie rozbija, „wytrawia” utrwaloną kliszę, niesie świeże, nowe wyobrażenie Mani Jest bowiem litania odmawiana w polskich sanktuariach, znanych i nie znanych, w przydrożnych kapliczkach, przywołuje swojskie wizerunki Bożej Rodzicielki. Razem z poetą pielgrzymujemy wzdłuż i wszerz kraju wypowiadając prośby nie zawsze osobiste: Piękna Pątniczko — bez biżuterii wędrująca polskimi drogami — módl się za nami Zamknięta przestrzeń sanktuarium wyzłoconego wotami czy kapliczki ukrytej w przydrożnych drzewach otwarta została na wszystkie polskie drogi, wszystkie polskie drogi prowadzą ku przestrzeni ludzkiego bytowania: Piastunko karmiąca — prawie w każdym domu patronko kuchni, butelek z smoczkami — módl się za nami Pod piórem poety realia rodzime zyskują wymiar uniwersalny nie zatracający subtelności jednostkowych skojarzeń, doznań myślowych i uczuciowych. Nie ma w Polskiej litanii gradacji, hierarchii, która by plasowała na pierwszych miejscach uświęcone starodawnym czy powszechnym kultem obrazy. Boskość Marii nie przejawia się w cudach. Twardowski rezygnuje z ludowych wyobrażeń o nadziemskiej mocy Matki Chrystusa, tradycyjnie związanych z cudami .Wizerunki Marii tak w Polskiej litanii, jak i w pozostałych lirykach skłaniają do refleksji, medytacji, uświadamiają szansę wyboru, sugerują, że Maria pochyla się nad codzienną człowieczą chwilą, trwa w przestrzeni ludzkiego istnienia. I to jest owa „cudowność”, której — siłą niezwykłej ekspresji — nadaje poeta naturalny wymiar. Litanijne polskie inwokacje wiodą czytelnika do trzydziestu czterech wizerunków. Niebezpieczny to grunt dla twórcy, zwłaszcza, ze motyw obrazu był wielokrotnie reprodukowany w poezji maryjnej naszego stulecia w konwencji kantyczkowej lub wyidealizowanego portretu Madonny z sielskim tłem pejzażowym. W Polskiej litanii, jak w innych utworach Jana Twardowskiego, świat — dzieło Boga Ojca, Mędrca i Artysty — powołany do istnienia dla człowieka jest tworzywem ikonicznym postaci. Maria — „Smagła Góralka” z obliczem opalonym górskim słońcem i wichrami — jawi się w śnieżnej przestrzeni. Kontrast ten subtelnie, „niepejzażowo” wywołany zostaje dzięki określeniu pory roku i przedmiotów (narty, łyżwy). Dzieweczka Lipska „łzę z żywicy chroni pod rzęsami”, Maria zaś z Puszczy jest „pachnąca świerkami, cała w wiewiórkach”. Niebezpieczeństwo monotonii litanijnego rytmu powtórzeń zażegnuje poeta zmianą intonacji, pytaniem–wyrzutem: Tęskniąca — za czym Ty tęsknisz w pociesznym Powsinie — uśmiech Jezusa był mi nabożeństwem, a wy straszycie smutnymi minami — módl się za nami Polska litania stanowi nawiązanie do tradycji starej modlitwy. Lecz poeta uchyla się od rygorów jej konwencji, by — jak w całej twórczości — ustrzec się „nakrochmalonych gestów”, dając miejsce prostocie i naturalności. Prostota i naturalność przy bogactwie różnorodności — to znamiona liryki i prozy Jana Twardowskiego, jego osobowości twórczej, w której szczególnemu zespoleniu uległy wyobraźnia poetycka i erudycyjne w swej precyzji obcowanie ze światem natury, w tak fascynujący sposób odzwierciedlone między innymi w Rozmowie z Matką Bożą: Czy lubisz podbiał żółty lipce z koźlakami konwalie w kłączach stulone pod ziemią czy we wzruszającym Liście do Matki Boskiej: W pierwszych stówach donoszę nic się nie zmieniło żółta pliszka się cieszy swoim czarnym dziobem łosoś wraca do rzeki w której się urodził mrówki się oblizują jak na nie przystało sarna leczy się ślazem więc mniej pokasłuje… Przyroda w liryce Twardowskiego nie urzeka egzotyką — przeciwnie jest rodem z pospolitości, tego, co nas otacza i ku czemu rzadko się nachylamy. Ta właśnie przyroda — maluczka —i serce człowieka są miejscem doświadczenia i nieprzeczuwanego przeżycia religijnego, którym wyobraźnia poetycka nadaje szczególną „cudowność” i sugestywny wyraz. Odwołując się do utrwalonej w świadomości odbiorcy starej pieśni porannej Franciszka Karpińskiego: „Tobie ziemia, Tobie morze, Tobie śpiewa żywioł wszelki”, Twardowski tworzy nowe odniesienia i skojarzenia. Kieruje wypowiedź do Marii–Pośredniczki: Tobie derkacz w zbożu Tobie zając w polu mrówki co się kochają ale się nie lubią pomidor z pępkiem koszyk z maślakami i cierpienie tak wielkie że już nie ma grzechu Wersy te niwelują ogrom przestrzeni świata. Bliżej nieokreślony „żywioł wszelki” w liryku Twardowskiego ma wymiar konkretny, sprawdzalny w najbliższym otoczeniu człowieka, w nim samym jak siła bólu. Nie jedyne to przywołanie ze schedy myślowej i artystycznej minionych czasów. W utworze Matka Boska Staroświecka zawarta jest przestroga: Tylko nam się w głowie poprzewracało i chcemy wymyślić dzisiaj bez wczoraj nowe bez starego Toteż pojawia się z literatury dawnych wieków postać księdza Józefa Baki — barokowego autora wierszy dla wszystkich, pisanych na „nutę” prostego rymu, popularnej, ludowej pieśni i przyśpiewki. Powinowactwo z przeszłością kształtuje dystans poety do własnej twórczości, wyrażony w modlitewnej prośbie do Królewny ze Skępego, prośby ujmującej szczerością i niespotykaną skromnością: uratuj wiersze nieśmiałe i bose takie co nie biegną jak krytyk za modą szanują księdza Bakę z klerykalną brodą takie co nie świecą jak szyja ozdobna za które nie płacą dolarami Nobla Tom oddanych do rąk czytelnika wierszy i prozy, jak wyznaje poeta, zrodziła wynurzona w godzinach świtu, w porannych śpiewach, a spełniana latami potrzeba, by do „maryjnych pieśni dorzucić kilka własnych, jak garstkę czereśni”. Jest to dar wielu barw, kształtów i aromatów, świeżości soczystej, dar ożywiający serce, rozum, wyobraźnię. W jednej z homilii {Cud wody) czytamy: W świecie naszej wiary są teolodzy poważni, są patriarchowie z brodami. Jest jeszcze urok wiary, wdzięk wiary. Za sprawą poetyckiego słowa księdza Jana i słowa homilii „w zbiorze Milczysz ze mną ów „urok wiary, wdzięk wiary” stałe odkrywamy. A jak trudna to sztuka wyznaje ksiądz Twardowski w homilii W dwóch językach: Łatwo tłumaczyć z języka francuskiego na polski, z angielskiego na polski, ale trudno tłumaczyć z języka nieziemskiego na język ludzki. Z języka Bożego na ludzki. Jadwiga Kotarska Nota edytorska Tom Milczysz ze mną przynosi dawne i nowe — nigdzie dotąd nie publikowane — wiersze i prozę o tematyce maryjnej. Jest to już druga w dorobku ks. J Twardowskiego antologia o tej tematyce. W 1990 r Wydawnictwo Literackie „Parnas” oraz Księgarnia Św. Wojciecha wydały dwie edycje zbioru Tak ludzka (Wybór i oprac. A Iwanowska Posłowie J Kotarska), który zawierał — w odróżnieniu od obecnego — jedynie wiersze zamieszczone w kolejności chronologicznej. Zebrane tu teksty pochodzą z następujących tomów wierszy i prozy autora Wiersze, Poznań 1959 (O głupim sercu), Nowy zeszyt w kratkę, Poznań 1986 (Bądź pochwalona, mamusiu), Patyki i patyczki, wyd 7, Warszawa 1995 (Matka Boska z Or–Ota [w tomie źródłowym pod tyt Matka Boska z Warszawy], Na rękach, Niewidzialne ręce, O obrazie, O oczach Matki Bożej, W kropki zielone), Tak ludzka, Poznań 1990 (O cierpieniu nagim, O płaszczu Matki Boskiej [w tomie źródłowym pt O płaszczyku Matki Boskiej], O prostym pacierzu, Postanowienie, Przeszłość, Rekolekcje, Wniebowzięcie [To przecież za wysoko…], Nie przyszedłem pana nawracać Wiersze 1945–1985 Wybór i oprac. J Giebułtowicz, wyd 9, Warszawa 1995 (Antologia, Drzewa, Jak zawsze,”„ [Już nie patrzyłem…], List do Matki Boskiej, Matka Boska Staroświecka, Matka dla wszystkich, Na Drodze Krzyżowej, Na słomce,*** [Nic mnie nie załamało…], Nie rozdzielaj, Niewidoma dziewczynka, O bólu, O łasce Boże) w brzydkim kościele, O szukaniu Matki Bożej, Poza kolejką, Prośba [Panno Święta…], Rozmowa z Matką Bożą, Świty, Tak ludzka, Tyle wieków, Uciekam, Więcej, Wizytacja, W okularach, Wniebowzięcie [Nikt nie biegł…], Zagadka o Niej, Zdjęcie z krzyża, Zdumienia pełna, Z Dzieciątkiem Jezus, Żyje), Trzeba iść dalej, czyli spacer biedronki Wiersze wszystkie 1981–1993 Zebrała i oprac. A Iwanowska, wyd 2 popr, Warszawa 1995 (Bez kaplicy, Boże Narodzenie, Dziękuję, Jakże, Korona, Królewno, Kukułka, Mamusia, Modlitwa, Nie bój się, Ostrobramska, Polska litania, Prośba [Matko łaskawa…], Róża, Skępe, Teraz, Wiersz dla dzieci o mędrcach, Wniebowzięta, Żaden anioł nie pomógł), Wszędy pełno Ciebie Wybór i oprać A Iwanowska, wyd 4, Warszawa 1995 (Matka, Matka Boska, Najtrudniej, Służebnica Pańska), Noc Szczęśliwego Rozwiązania Wybór i oprać A Iwanowska, Poznań 1995 (Nawiedzenie), Przed kapłaństwem klękam Wybór ks. W Wojdecki przy współpracy A Iwanowskiej, Warszawa 1996 (Bądź z nami na co dzień, Pieśń o obrazie Matki Boskiej z Leszna) oraz z pracy zbiorowej W nurcie zagadnień posoborowych, X 8 Chrześcijaństwo żywych pod red B Bejze, Warszawa 1976 (O litanii), toz, t 16 Wiara i życie, pod red B Bejze, Warszawa 1985 (Pokorna, w tomie źródłowym bez tytułu) Tekst Lęk i pokora publikowany był w miesięczniku „W drodze” 1979, nr 12. Tom zawiera wiersze najnowsze Do Matki Bożej, Powracamy, drukowane w „Tygodniku Powszechnym” kolejno w latach w 1994 i 1995 Wiersze Bolesna, Matka Boska Góralska, Matka Boska Złoto–Zielona, Od końca, Święta Anna uczy Matkę Bożą, Święty Jan Chrzciciel, Święty Józef frasobliwy, zostały napisane z myślą o niniejszym tomie i nie były dotąd nigdzie publikowane. Wiersz J Pietrkiewicza Modlitwa do Matki Boskiej Skępskiej na dzień 8 września pochodzi ze zbioru Modlitwy intelektu (Warszawa 1988, s 23) Do tomu włączono także nigdzie dotąd nie publikowaną prozę ks. J. Twardowskiego Bez nas, Bez stów, Boża godzina, Chwata, Cud wody, Łaski pełna, Miłość niemądra mądra, Najczystsza, Najlepszy początek, Niełatwa wiara, Noc, Ostatnia w kolejce, Pierwsza litania, Przychodzi z miłością, Radość i ból, Skarb, Spotkania, Syn i Matka, Świadectwo, Świeca Matki Bożej, Ukryta chwała, W dwóch językach, Zapatrzona miłość. Jej podstawę stanowią homilie wygłoszone w kościele SS Wizytek w Warszawie oraz wybrane rozważania Drogi Krzyżowej i kazania z nabożeństw majowych i październikowych z lat 1963–1995 Kazania nabożeństw różańcowych będą stanowiły odrębną publikację Pragnę w tym miejscu gorąco podziękować Siostrom Wizytkom, a szczególnie Czcigodnej Matce Przełożonej Marii Klaudii Niklewicz, za łaskawe udostępnienie mi niezbędnych nieautoryzowanych materiałów źródłowych, znajdujących się w archiwum klasztoru w formie maszynopisów i nagrań, stanowiących podstawę do pracy nad niniejszą publikacją Słowa wdzięczności kieruję także w stronę S. Małgorzaty Marti, której gorliwości w rejestrowaniu i gromadzeniu dokumentacji źródłowej nie sposób przecenie Za wszelką życzliwość dla mnie przy pracy nad niniejszym zbiorem wszystkim Siostrom Wizytkom składam najserdeczniejsze Bóg zapłać. Aleksandra Iwanowska