Najpiękniejsza Krystyna Ziekińska Książe Fynrac odchylił się w krześle i poprawił swój jedwabny kubrak w kolorze ciemnego fioletu. Powiódł zmęczonym wzrokiem po obszernej komnacie. To miejsce, pełne przepychu i kunsztu przywodziło mu na myśl arenę teatralną. Piękne, ozdobne meble przypominały dekoracje, wykonane z najlepszych materiałów. Smukłe rzeźby, biegnące szpalerem przy zdobionych złotem ścianach, barwne obrazy, przedstawiające postacie, żywo związane z zamkiem, ogromne gobeliny, opisujące historię księstwa, misternie rzeźbione kandelabry oraz sprzęty stanowiące istne dzieła sztuki. To wszystko było zbyt idealne, zbyt doskonałe, żeby mogło być prawdziwe. Zupełnie jakby było przygotowane w celu nadania przedstawieniu odpowiedniej atmosfery. A wśród tych wszystkich osobliwości, tkwiła garstka marnych aktorów, grających wyznaczone im przez życie role. Na myśl o zapatrzonych w siebie dworakach, Książe westchnął. Porównanie ich do aktorów było jak najbardziej trafne. Wszyscy, doskonale wpasowywali się w narzucone im przez królową Livię funkcje. Kiedy było trzeba uśmiechali się, kiedy należało, byli smutni. Zwykle ich zachowanie odzwierciedlało nastrój władczyni. Doskonale kopiowali jej radość, troski czy dumę. Jedynie złość była zarezerwowana tylko dla niej. Wówczas wszyscy starali się schodzić jej z drogi, a kiedy nie mogli uniknąć spotkania, na ich twarzach przeważnie malowała się pokora i służalczość. Fynrac spojrzał przed siebie, ujrzał wystrojoną i zbyt mocno umalowaną pannicę. Na jego twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. Obrzucił swoją matkę pełnym wyrzutu spojrzeniem. Królowa Livia zignorowała jego ponury wzrok i bliżej popchnęła kandydatkę. Książe przyjął kolejną sztuczną pozę, udając zainteresowanie dziewczyną. Zamienił z nią kilka słów, tak jak wymagał tego protokół, po czym zbył krótką wymówką, za co został skarcony surowym spojrzeniem matki. Mimo to, władczyni nie wyrzekła do niego, przykrych słów, których się spodziewał, lecz oddaliła się w milczeniu za swoją protegowaną, pozostawiając go sam na sam z ponurymi myślami. Długo zastanawiał się nad swoją sytuacją. Nie była ona wesoła. Pomimo usilnych starań ukrycia przed nim wszelkich waśni, wiedział o panujących intrygach na jego dworze. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszystkie damy dworu, knuły małe spiski i robiły wszystko, żeby tylko mu się przypodobać a jednocześnie zdyskredytować przeciwniczki. Takie działania były winą jego matki, która chciała go ożenić z jedną z nich. Na początku mu się to nawet podobało, ale wkrótce miał dosyć, tych zarozumiałych, pustych panien, które uważały, że liczy się tylko uroda. Nie mógł się jednak przeciwstawić królowej i wiedział, że wkrótce będzie musiał poślubić jedną z tych intrygantek. Na samą myśl o tym skręcało go w żołądku. Już samo przebywanie w towarzystwie tych bezdusznych i nudnych osób było dla niego udręką. Jak na ironię matka sprowadzała kolejne damy z sąsiednich dworów. Fynrac popadł w melancholię. Był przecież księciem, powinien mieć władzę. Dlaczego nie mógł sam sobie wybrać żony? Dlaczego powierzano mu przywództwo w sprawach państwa, a odmawiano w sprawach serca? Przez chwilę czuł się jak marionetka. Czy naprawdę był bezwolną lalką rzuconą w nurt kobiecych machinacji? Nie. Stanowczo potrząsnął głową, jakby chciał odegnać od siebie narzuconą wolę królowej matki. Wiedział, że niewiele by wskórał przeciwstawiając się jej nieugiętej woli. Była zbyt silną osobowością, żeby ktokolwiek chciał się jej narażać. Wszyscy poddani czuli przed nią respekt, nawet jej rodzony syn. Odkąd umarł jego ojciec, matka sprawowała w królestwie władzę absolutną. Tak jak wszyscy, książę wiedział, że na nic zda się sprzeciw. Nie zamierzał się jednak poddać bez walki, nie chciał, żeby jego życiem pokierowała, wyłącznie matka. W pewnej mierze chciał sam dokonać wyboru małżonki. Właśnie dlatego wymyślił swój własny plan zdobycia żony. * * * Mifca parsknęła gniewnie. Jej twarz wykrzywiał grymas niezadowolenia. Panujący wokół upał dawał się każdemu we znaki. Stan ten potęgował i tak napiętą atmosferę. Nawet Bjorg, najbardziej zdyscyplinowany i spokojny z rozbójników, wydawał się rozdrażniony, uporem i głupotą napadniętych podróżników. - Wysiadaj! - Oznajmiła Mifca, przystawiając nóż do gardła oniemiałej damulki. - Ależ to okropne. To niedopuszczalne. - Broniła się dama, nadal nie ruszając się z wyściełanego poduszkami siedzenia, w zbytkowo udekorowanym powozie. Może przez upał a może ze zdziwienia, że zostali tak szybko rozbrojeni, ci podróżni, wydawali się nadzwyczaj nieposłuszni. Tak jakby nie rozumieli co się do nich mówi, a przecież wszyscy rozbójnicy wiedzieli, żeby wyraźnie i głośno przekazywać informacje napadniętym. Mifca, była coraz bardziej rozzłoszczona i ledwo nad sobą panowała. Tym razem nawet piękno leśnego krajobrazu, wokół drogi, nie wzbudzało w niej przyjaznych uczuć. Zupełnie jakby również przyroda sprzysięgła się przeciwko jej zamierzeniom. Słońce prażyło niemiłosiernie, sprawiając, że każdy, nawet najmniejszy wysiłek był udręką, a ona na dodatek wraz ze swoją kompanią musiała się nieźle nagimnastykować, żeby zawładnąć powozem. Czoło zraszał jej pot. Przetarła go ręką, jakby chciała odegnać zmęczenie. W taki dzień, nawet mała chwila lekkiej pracy była ogromnie wyczerpująca. Teraz stała przed tą hrabiną, znużona i coraz bardziej wściekła na opierającą się jej rozkazom kobietę. - Wysiadaj i rozbieraj się, bo stracę cierpliwość i poderżnę ci gardło! - Krzyknęła, delikatnie naciskając na nóż. W miejscu, gdzie przytknęła ostrze, pojawiła się mała kropla krwi. To wstrząsnęło damą, która, chyba jeszcze przed chwilą do końca nie wierzyła, że to się dzieje na prawdę. - Ale dlaczego? - Pytała. W jej głosie słychać było drżenie. Tym razem posłusznie, choć z ociąganiem i zażenowaniem wykonała rozkaz. Patrzyła na swojego do pasa rozebranego stangreta ze strachem w oczach. Co czekało ich wśród tych dzikich bestii? Starsza od niej matrona, również wyszła z powozu ponaglana szturchnięciami Bjorga. Mifca rozluźniła się. W końcu podróżni, zrozumieli co się do nich mówi. Złość wyparowała z niej w jednej chwili. - Bo tak mi się podoba. - Uśmiechnęła się krzywo, odpowiadając na zadane pytanie i jednocześnie przebierając się w ciuchy damy. - Zawsze uważałam, że to nie sprawiedliwe, że jedni mają wszystko a drudzy nic. - Tak już jest na świecie. - Odparła dama, stojąca w samej bieliźnie, dumnie unosząc głowę. W jej głosie nie słychać już było wahania ale choć starała się grać odważną, spoglądała na napastników z lękiem. Rozbójniczka weszła do powozu. - A zatem świat jest niesprawiedliwy. - Burknęła w stronę damy. Wygodnie usadowiła się na miękkich poduszkach, rozkoszując się luksusem. Dotknęła jedwabnej tkaniny wyściełającej wnętrze pojazdu. Już samo czucie tego materiału pod palcami stanowiło pieszczotę. Przez chwilę rozkoszowała się tym uczuciem. Nagle jej wzrok przykuło małe misternie rzeźbione puzderko. Kształtem przypominało zwiniętego w kłębek szarego kota. Ktoś, kto potrafił wyrzeźbić coś tak pięknego w masie perłowej musiał być niewątpliwie mistrzem. Już samo to pudełeczko na pewno stanowiło majątek. Dziewczyna sięgnęła po nie ręką, unosząc je tak delikatnie jakby było zrobione z najbardziej kruchego materiału na świecie. - Tylko nie moja kosmetyczka! - Jęknęła dama. - Nie moje pomady! Mifca z wyrachowaniem otworzyła pudełko i wyjęła najbardziej czerwoną farbkę. Obok niego znalazła złoto obramowane lusterko, które było równie kunsztowne co kosmetyczka. Chwyciła pędzelek do pomady i umalowała sobie usta. - Pasuje ci. - Stwierdził Bjorg. - Wyglądasz jak rasowa dama. - Dodał inny. Mifca skwitowała to ironicznym uśmiechem i parodią wielkopańskiego zachowania, robiąc głupie miny i pozy. Popróbowała jeszcze kilku kosmetyków, nałożyła cienie na oczy a kiedy już znudziło jej się malowanie, chwyciła za pozłacany, zgrabny grzebyczek i niezdarnie spięła włosy. Kiedy stwierdziła, że jest gotowa, rozkazała swojemu człowiekowi, żeby pogonił konie. * * * - Przybyła Hrabina Di Aniran. - Zapowiedział służący przedstawiając księciu Fynracowi kolejną damę dworu, którą sprowadziła jego matka. - Jestem Mifca. - Wparadowała dama do sali nadzwyczaj żywo. Wyglądała dość nietypowo, ale w jej oczach książę ujrzał to samo samouwielbienie, co u innych jej pokroju. Była brunetką o kręconych, niedbale zaczesanych włosach. Może nawet byłaby ładna, gdyby nie ta zbyt gruba warstwa makijażu. Jej kremowa suknia, doskonale wyglądała na opalonych ramionach, co jak zauważył książę, odrobinę mijało się z modą, za to dodawało jej blasku. Dziewczyna była zgrabna ale poruszała się bez dworskiej maniery, wręcz przeciwnie chodziła raczej niezdarnie, jakby obfite fałdy sukni jej przeszkadzały. W jej kocich oczach czaiła się drapieżność i zbyt duża pewność siebie. Kolejna intrygantka, pomyślał z rozbawieniem. No cóż, zobaczymy, która z nich przejdzie mój test. Uśmiechnął się do siebie w duchu. - Bardzo mi miło panią poznać. - Powiedział natomiast oficjalnie i jak zwykle obdarzył ją sztucznym uśmiechem. Dziewczyna odpowiedziała mu szelmowskim spojrzeniem. O zgrozo. Jęknął w duchu, kiedy podała mu rękę z brudnymi paznokciami. Coraz gorzej dbano o higienę w sąsiednich królestwach. W myślach wzdrygnął się przed tym co za chwilę miał zrobić. Przełknął ślinę i opanował się. Miał nadzieję, że żadnym gestem się przed nią nie zdradził. Podniósł jej dłoń do ust i ucałował zgodnie ze zwyczajem. Fynracowi przedstawiono tego dnia jeszcze jedną damę dworu. Była to równie zadbana jak wszystkie, młoda dziewczyna o imieniu Anatu. Fynrac i ją uznał za kolejną intrygantkę. * * * Piękne, rzeźbione meble, wspaniale zdobiły przestronną komnatę. Mifca od razu rozgościła się w nowej sypialni, delektując się jej przepychem i wielkością. Już na samym początku wypróbowała miękkie łóżko z dużym baldachimem. W przeciwieństwie do jej poprzedniego lokum, to wydawało się po prostu śliczne. Była zachwycona. Upajała się bogactwem tego miejsca. Wszystko było tu świeże i cudowne, nawet kwiaty z ogrodu, były tylko pierwszej jakości. Każdy mebel, każdy najmniejszy przedmiot był wykonany wręcz perfekcyjnie. Przedmioty były przyjemne w dotyku, dookoła ładnie pachniało. Nigdzie nie było ostrych kantów, sprzęty były gładkie i miękkie. Rozglądała się po pomieszczeniu, co chwilę zatrzymując na czymś swój wzrok na dłużej. Wpatrywała się w różne przedmioty, po prostu nie chcąc oderwać od nich wzroku. Podziwiała kunszt ich wykonania, nie mogąc wręcz uwierzyć, że zrobienie czegoś takiego w ogóle może być możliwe. Jej spojrzenie przykuł w końcu książęcy portret wiszący na ścianie obok szafki. Już niemal zdążyła zapomnieć o tym nieprzyjemnym spotkaniu z księciem "bufonem". Tak go nazwała w myślach po dzisiejszym dniu. Teraz jednak ich pierwsze spotkanie znów ożyło w pamięci. Był przystojny, to prawda. I rzeczywiście wyglądał na inteligentnego. Miał ciemne, spokojne oczy i ostre kontury twarzy. Wyglądał sympatycznie i był bardzo miły. Mifca była jednak rozczarowana. Jego sztuczną pozę przejrzała od razu. Wyglądał jak lalka na jarmarku. Ufryzowany, odpowiednio ubrany, wszystko tak jak powinno być. Zbyt delikatne, zbyt perfekcyjne. Każdy jego gest, był wręcz królewski. Każde zachowanie oficjalne, sztuczne i pompatyczne. Czy aż tak perfidni byli możnowładcy? Czy cały czas grali? Mifca wzdrygnęła się na samą myśl. Pewnie nie obchodziło go nic, prócz bali i królewskich rozrywek. Zupełnie jakby świat poza pałacem dla niego nie istniał. Jakby nie liczyło się to, że poddani cierpieli torturowani coraz wyższymi podatkami królowej Livii. Tak jakby nie obchodziło go nic poza sobą samym, jakby lud nie potrzebował rządów mądrego władcy, zamiast nowych podatków i danin. Mifca westchnęła. Była zawiedziona. Wiedziała, że stara królowa Livia ciemiężyła lud, dla własnych przyjemności i uciech. To po prostu wynikało z jej władczej natury. Ta kobieta nie znosiła sprzeciwu i uważała, że cały świat istnieje tylko po to, żeby jej służyć. Jednak o jej synu Fynracu, wielokrotnie słyszała zupełnie inną opinię. Teraz jednak konfrontacja pokazała jej coś zupełnie innego. Książe okazał się takim samym snobem jak jego matka. Zresztą nic dziwnego, skoro wychowywał się w takim otoczeniu. Jej myśli przerwało stukanie do drzwi. Z ociąganiem poszła otworzyć. Na progu stała jedna z dam dworu. Jej strój uginał się od koronek i klejnotów. Aż dziwne, że pod takim ciężarem mogła się poruszać. Na twarzy damy malowało się zdumienie. - Jeszcze nie gotowa? - Uniosła brwi w wystudiowanym geście. Z jej głosu przebijała przesadna uprzejmość. Mifca, wyzywająco oparła ręce na biodrach. - Gotowa na co? - Zapytała trochę oszołomiona. Czyżby coś przegapiła? Dama zmarszczyła czoło. - Na bal oczywiście. - Stwierdziła wyniośle. Dziewczyna rozdziawiła usta, nie wiedząc co odpowiedzieć, lecz dama i tak nie dała jej dojść do słowa. - Och gdzie moje maniery. - Machnęła ostentacyjnie ręką. - Powinnam się najpierw przedstawić. Jestem Morgan Di Burase. A ty oczywiście Mifca. - Rzekła jednym tchem i nie czekając na zaproszenie, wparadowała do środka. - No tak, ale w sumie została jeszcze godzina do rozpoczęcia balu, więc jeśli się pospieszysz, to może zdążysz się przygotować. Pewnie słyszałaś już o nowym pomyśle księcia. Wybory najpiękniejszej. Cóż za wspaniała idea. - Paplała bez opamiętania wykonując przy tym różne dziwaczne gesty rękami i obracając się w tę i we w tę, tak, że Mifca, ledwo mogła za nią nadążyć. - Wybory najpiękniejszej. - Powtórzyła za nią jak echo. - Tak - przytaknęła dama, chichocząc. - Właściwie tak sobie pomyślałam, że powinnyśmy sobie wzajemnie pomagać. - Przyłożyła rękę do ust w kolejnym wyuczonym geście - Bo i tak wygra najpiękniejsza. - Mhm. - Wtrąciła Mifca bez przekonania, lecz dama dalej perorowała. - Nie uwierzysz, jak trudno teraz znaleźć przyjaciółkę. Mam nadzieję, że obie jakoś się dogadamy. Tutaj na zamku jest tyle problemów a we dwie łatwiej sobie z nimi radzić. Ja na przykład ostatnio miałam okropne problemy ze sklepikarzem. Wyobrażasz to sobie? Kupiona przeze mnie pomada na twarz, była za rzadka. Ale teraz już zaopatruję się u innego handlarza. Nowa jest wprost rewelacyjna. Jeśli chcesz, to się z tobą podzielę, mam kilka słoiczków na zapas. Poczekaj zaraz ci przyniosę. - Dama wyszła z komnaty zanim Mifca zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować. Rozbójniczka, przez ten cały czas stała z rozszerzonymi oczami nie wiedząc jak się zachować. Dopiero po chwili wyszła z szoku. Lecz dama nie dała jej czasu na całkowite ochłonięcie, gdyż, tak samo szybko jak zniknęła, tak szybko pojawiła się z powrotem. Kobieta wcisnęła jej do ręki słoiczek z pomadą, zaszczebiotała słodko kilka słów po czym wyszła, twierdząc, że musi jeszcze przed balem poprawić fryzurę. Mifca westchnęła z ulgą, gdy pozbyła się natrętnej damy. Przez chwilę opiera się o drzwi a potem ryknęła śmiechem, przypominając sobie jeszcze raz, dziwne zachowanie kobiety. Przez moment rozbawiona parodiowała jej sztuczne gesty i dziwaczne wyrażenia, następnie usiadła przed ogromnym lustrem przy stoliku. - Bal. - Prychnęła. Po chwili jednak zastanowiła się. - A właściwie czemu nie. - Powiedziała na głos z determinacją i zaczęła nakładać różową pomadę. Kiedy skończyła z powątpiewaniem oceniła efekt. - Panuje tu dziwna moda. - Stwierdziła, po czym wybrała odpowiednią w jej mniemaniu sukienkę. * * * Fynrac rozparł się wygodnie na tronie. Na jego ustach błąkał się chytry uśmieszek. Czas na pierwszy test, pomyślał w duchu. Jeszcze raz rozglądnął się po licznych dworakach, zebranych w sali balowej. Oto i widownia. Podsumował. A teraz wejdą aktorzy. Jakby na dany znak, właśnie zagrzmiały fanfary i zapowiedziały wejście młodych dam dworu, kandydatek do miana najpiękniejszej. Książe uśmiechnął się szerzej. Czas na pierwszy akt. Herold zapowiadał po kolei wejścia każdej panny, która paradowała przed księciem w tę i z powrotem jak koń na wybiegu. Książe bacznie przyglądał się, oceniając strój, oraz zachowanie. Wyniki kazał notować, stojącemu obok niego skrybie, przyznając każdej pewną ilość punktów. Zanim przydzielił jakikolwiek punkt, dokładnie przyglądał się kandydatkom i uważnie studiował ich zachowanie. Z kilkoma zamienił parę słów. Największe oklaski a zarazem największą ilość punktów otrzymała Morgan Di Burase, ale jeszcze zostały dwie kandydatki. Ponieważ wchodziły według pierwszeństwa statusu, czyli pozycji jakiej dorobiły się u jego matki Livii, na koniec pozostały dwie nowo przybyłe panny. Najpierw weszła jasnowłosa Anatu cechująca się niezwykłą urodą i elegancją. Dziewczyna prezentowała się z nierzeczywistą gracją oraz powabem. Zebrała rzęsiste brawa. Fynrac przyznał jej dość dużą ilość punktów. Kiedy weszła kolejna uczestniczka konkursu, cała sala zamiast obdarzyć ją oklaskami zamilkła. Poruszenie jakie na początku powstało, po chwili przemieniło się w tłumione chichoty. Książe podążył wzrokiem za innymi i oniemiał. Dziewczyna która weszła na salę, była co prawda zgrabna i nosiła dość szykowną suknię, lecz jej twarz przyozdabiała intensywnie różowa farba, która kontrastując z jej ciemnymi włosami sprawiała, że wyglądała po prostu śmiesznie. Zresztą każda kobieta, z tak mocnym różem na licach wyglądałaby idiotycznie. Fynrac jak wielu innych dworzan za wszelką cenę starał się opanować śmiech. Zasłonił usta ręką, udając że kaszle. No i jest pierwsza ofiara intryg, domyślił się. Dziewczyna najwidoczniej dostrzegła rozbawienie innych, lecz szła z zaciętą miną i wysoko podniesioną głową. Książe miał wrażenie, że jeśli się do niej odezwie, ta zamorduje go samym spojrzeniem. Gdy podeszła dostatecznie blisko zmusił się do powagi, zresztą nagle zrobiło mu się jej żal. Wiedział, że w ten sposób nie tylko się ośmieszyła, ale również straciła jakiekolwiek szanse na uzyskanie uprzywilejowanej pozycji u jego matki. Kątem oka widział pogardliwe spojrzenie królowej. Nie zamierzał przeciągać wstydu damy dodatkową rozmową, skinął tylko głową tak jak innym uczestniczkom i pozwolił odejść. Dziewczyna odpowiedziała ukłonem i wyszła z sali równie powoli jak weszła. Rozpoczął się bal. * * * - Nie ruszaj się ty gnido! - Wrzasnęła Mifca przystawiając nóż do gardła oniemiałej damulki. Od razu po drastycznej klęsce udała się do swojej komnaty i zmyła to paskudztwo z twarzy. Potem wyciągnęła krótki nóż, schowała go w dekolcie i ruszyła na poszukiwanie komnat Morgan Di Burase. Znalazła je dość szybko. Pierwszy zapytany lokaj wskazał jej apartamenty tej nadętej damulki. W dziewczynie pulsował gniew. Na początku chciała po prostu zdemolować izbę damy, ale w ostatniej chwili powstrzymała się. To nie wystarczy. Pomyślała chwilę po czym przystąpiła do działania. Napisała krótki liścik od rzekomego adoratora proszącego o spotkanie i napotkanej służącej poleciła go dostarczyć. Zgodnie z jej oczekiwaniami zaintrygowana dama, w pośpiechu opuściła bal i przybyła do swoich komnat. Ledwo zamknęły się za nią drzwi Mifca rzuciła się na nią z nożem. Teraz wpatrywała się w zlęknioną kobietę z pogardą. - Nie wiem czy mam cię zabić teraz czy potem? - Syknęła jadowicie. Morgan była blada ze strachu. Wyglądała jakby miała zaraz zemdleć. Trzęsła się i ze zgrozą wpatrywała w napastniczkę nie mogąc wydobyć z siebie głosu. W Mifce natomiast krew wrzała ze złości a pragnienie zemsty nie pozwalało jej odpuścić tej zniewagi. Przejechała ostrzem po dekolcie dziewczyny, nie czyniąc jej jednak żadnej krzywdy, przynajmniej na razie. - Ładnie mnie urządziłaś z tą pomadą! Przyjaciółki! - Splunęła dziewczynie w twarz. Przerażona dama nie zareagowała w żaden sposób. - Jeśli jeszcze raz spróbujesz na mnie jakichś sztuczek, to przyrzekam, że cię zabiję. Zapamiętaj to sobie. Drzwi do pokoju nagle otworzyły się i stanęła w nich jedna z dam. Od razu dostrzegła rozgrywającą się w pomieszczeniu scenę, lecz nie wydawała się zdziwiona. Weszła do komnaty i cicho zamknęła za sobą drzwi. Mifca nie wiedziała jak zareagować na tą drugą kobietę. Przypomniała sobie, że ta dziewczyna wychodziła zaraz przed nią do sali balowej. Herold zapowiedział ją jako Hrabinę Anatu. Może będzie musiała ją zastraszyć tak jak tą, żeby jej nie wydała. Dziewczyna zachowała się podejrzanie spokojnie. Zamiast krzyczeć i wołać pomocy po prostu podeszła do Mifci i oznajmiła zimno. - Wystarczy. Już ją nastraszyłaś. - Na jej twarzy malowała się ciekawość. - Ale... - Chciała zaprzeczyć, lecz kobieta powstrzymała ją stanowczym spojrzeniem. Mifca była wytrącona z równowagi. Anatu powoli podeszła bliżej. - Zobacz, jest przerażona. Przecież nie chcesz jej tak naprawdę zrobić krzywdy. - Mówiła melodyjnym uspokajającym głosem, patrząc prosto w oczy. Jej oczy były dziwne. Fioletowe i głębokie jak studnie, w których można się utopić. Mifca miała wrażenie, że za chwilę zapadnie się w tych oczach. Czuła, że zdenerwowanie uchodzi z niej jak powietrze z dziurawego balonu. Nagle odwróciła wzrok i spojrzała na Morgan. Gniew rozgorzał w niej na nowo. - Właśnie że chcę. Chcę ją skrzywdzić! Muszę jej dać nauczkę na przyszłość! - Oznajmiła zajadle. Przerażona Morgan próbowała się odsunąć, lecz za nią była tylko ściana. - Przecież złość już z ciebie opadła. - Odparła Anatu spokojnie. I w tym momencie Mifca rzeczywiście nie czuła już gniewu. Zupełnie jakby ktoś za dotknięciem różdżki wyrzucił niej to uczucie. Jednak musiała mieć ostatnie słowo. - Nigdy więcej tego nie rób! - Oświadczyła intrygantce, schowała nóż i wyszła z pomieszczenia. * * * Miała już zrezygnować z kolejnego udziału w balu, oraz tych całych wyborach na najpiękniejszą i uciec z zamku, ale przyszła do niej ta dziwna dziewczyna Anatu i namawiała, żeby się nie poddawała bez walki. Skąd ona w ogóle wiedziała, że Mifca zamierzała odejść? No tak po tamtej scenie z Morgan łatwo się tego mogła domyślić. A skąd znała jej wcześniejsze plany? Ta dziewczyna była po prostu osobliwa. Zamiast donieść o całym zajściu straży, o niczym nawet nie pisnęła słowa. Co więcej, sama przyszła do Mifci i powstrzymała ją przed ucieczką, obiecując, że się nie wygada oraz namawiając na dalszy udział w wyborach najpiękniejszej. Rozbójniczka znów uległa temu dziwnemu spojrzeniu. No cóż teraz było już za późno żeby się wycofać. Westchnęła ciężko i rozejrzała się po otoczeniu. Znowu stała wystrojona w gronie tych pustych dam, które nie potrafiły rozmawiać o niczym innym niż tylko stroje, bale, perfumy i kosmetyki, a także wynikach pierwszej rundy wyborów, które były wywieszone na wielkiej oficjalnej karcie. Najwięcej punktów miała oczywiście intrygantka Morgan, która dzisiaj na widok Mifci o mało nie zemdlała i wcale nie wyglądała na ucieszoną swoją przewagą. Ponadto starała się trzymać od niej jak najdalej. Choć grała opanowaną, nie potrafiła ukryć drżenia. Mifca natomiast co chwilę posyłała jej jadowite spojrzenia, powodujące jeszcze większy strach u damy. Jeszcze raz wzrokiem omiotła tabele wyników i ponownie westchnęła. Jak do tej pory miała najmniej punktów. Po co ona w ogóle brała udział w tym przedstawieniu? Przecież nie po to przybyła na zamek i odgrywała rolę Hrabiny Di Aniran. Miała zainteresować księcia sprawami jego poddanych a potem zniknąć. Tymczasem zamiast tego sama zabawiała się na dworskich bankietach. Poczuła wstyd. Spojrzała na harmonogram i znów westchnęła. Dzisiejszy występ, obejmował, kolejną prezentację oraz taniec i krótką rozmowę z księciem. Ostatnim razem, Książe udawał, że wszystko z nią w porządku, pomimo to, jakoś nie miała ochoty na rozmowę z następnym bufonem. Zresztą sama widziała, że on również nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Czy był aż tak pusty i głupi, że nie dostrzegł intrygi, której ofiarą padła? Mifca niecierpliwie oczekiwała na swoją kolejkę, bacznie obserwując zachowanie pozostałych dam. Na dziś włożyła błękitną suknię i jakieś drogocenne kamienie na szyję, które znalazła w kuferku pojmanej. Cały czas pamiętała o celu swojej wizyty na zamku, ale nie mogła się powstrzymać, przed tym, by włożyć tak piękny przedmiot na szyję. Zresztą przecież nikomu tym nie szkodziła. Bacznie obserwowała wychodzące damy. W pewnym momencie dostrzegła, że jedna z dziewczyn, która weszła już na salę ma nie dopiętą suknię, zapewne również wynik czyjejś intrygi. Kiedy zauważyła swoje niedopatrzenie spłonęła rumieńcem i choć miała ochotę uciec, bo suknia powoli jej się zsuwała, zachowała kamienną twarz i szybkim krokiem udała się do wyjścia. Na szczęście suknia zsunęła się tylko odrobinę. Mifca rozejrzała się złowrogo po twarzach zebranych, ale nie dostrzegła na żadnej z nich niczego, co sugerowałoby która to zrobiła, natomiast dopatrzyła się złośliwych uśmieszków na twarzach wszystkich panien oprócz Anatu. W końcu Mifca uznała, że to nie jej sprawa. Teraz była jej kolej. Ponownie spojrzała w lustro sprawdzając czy nie jest różowa na twarzy i pewnym krokiem ruszyła w stronę sali balowej. Herold zapowiedział ją tak jak poprzednio z kamienną powagą na twarzy. Przy drzwiach stała zbita grupka panien. Mifca przepchnęła się przez nie, ale kiedy stawiała pierwszy krok, poczuła, że coś podcina jej drugą nogę. Pomimo tego utrzymała równowagę, udając ukłon, przy czym, obrzucając grupkę dam morderczym spojrzeniem. Przez cały czas zbliżając się do księcia, miała wrażenie, że on również zdemaskował jej ukłon, ponieważ zanim do niego dotarła podyktował coś stojącemu obok szambelanowi. Kiedy stanęła z nim twarzą w twarz, ponownie mu się skłoniła, nie reagując na drwiący uśmieszek. Och, co za imbecyl. Pomyślała z trwogą. Z czego on się tak głupio cieszy? No tak, nadal pamiętał o jej wczorajszej wpadce. Nie szkodzi, musiała zachować spokój. Posłała mu twarde spojrzenie. Odwróciła się i tak jak reszta panien z powrotem wyszła z sali. Żałowała, że dziś czekało ją z nim jeszcze jedno spotkanie. * * * Fynrac tańczył z kolejną kandydatką. Jeszcze tylko dwie, wyliczył z ulgą w pamięci. Rozmawiał z partnerką i z ledwością powstrzymywał ziewanie. Do tej pory nie sądził, że można prowadzić tak nudną konwersację. Po prostu nie mógł się doczekać końca tańca. Dziewczyna opowiadała mu o jakiejś sukience, o której wprost marzy. No tak, tylko ile można rozmawiać o jednym stroju, przecież to śmieszne. Właściwie prowadziła monolog przerywany cichymi potakiwaniami ze strony księcia. Ogarniała go coraz większa senność. Co tu robić? Gorączkowo próbował sobie przypomnieć najciekawszą konwersację tego balu. A tak, to była ta tajemnicza, nowo przybyła Hrabina Anatu. Wciąż dudniła mu w głowie rozmowa, którą z nią przeprowadził. Od razu jak wszystkie obdarzyła go wystudiowanym uśmiechem i jakby znając treść jego myśli zapytała: - Dlaczego myślisz, że udaję? - Wyglądała na rozbawioną. W odpowiedzi uniósł nieznacznie brwi. - A nie robisz tego? - Postanowił być z nią równie szczery. Przybliżyła się do niego, jakby chciała mu na ucho zdradzić jakąś tajemnicę. - Tak samo jak i ty panie. Wciągnęła mnie twoja gra. - Wyznała cicho. - Gra? - Powtórzył za nią jak echo zbyt skonsternowany by zareagować w normalny sposób. Czyżby wiedziała o jego planach? Nie, to nie możliwe. - A czyż wybory najpiękniejszej, nie są na swój sposób grą? - Szepnęła. Fynrac odetchnął z ulgą. - Jeśli tak na to spojrzeć, to być może masz rację. Ale dlaczego tak sądzisz? - Zapytał zaciekawiony. Zanim odpowiedziała, obdarzyła go bladym uśmiechem. - Każda z nas stara się grać kogoś innego. Spójrz chociażby na damę Di Burase, czy nie wydaje ci się zbyt piękna? Obejrzał się we skazanym kierunku. - Raczej zbyt zdenerwowana. - Zauważył. - Coś wielce musiało ją wyprowadzić z równowagi, bo zawsze jest niezwykle opanowana. Chciałbym poznać tą osobę, która to potrafi. Mi się nie udało ani razu. Dziewczyna wybuchnęła perlistym śmiechem. - Zapewne. Och ta osóbka kręci się tu w pobliżu i możesz być pewien, że już ją znasz. - W jej oczach pojawił się dziwny błysk. - Ty pani? - Próbował zgadnąć. Dama obrzuciła go pobłażliwym spojrzeniem. - Och nie. Ja nie jestem zdolna do takiej postawy. - Omdlewająco zatrzepotała rzęsami z coraz większym rozbawieniem. Następnie przybrała poważny wyraz twarzy. - Ale wracając do tematu, czy nie wydaje ci się panie, że zbyt dużo jest kandydatek, do miana najpiękniejszej? - Zapytała z przekąsem. Książe udał, że nie rozumie do czego zmierza ta rozmowa. - Być może. Ale cóż może być tego powodem? - Może nagroda, którą obiecałeś. - W jej dźwięcznym głosie wyczuł przyganę. - Nie sądziłem, że aż tak pożądaną nagrodą jest ślub z księciem. - Zakpił Dziewczyna ponownie się roześmiała - Rozbraja mnie twoja skromność panie. Właśnie w tym momencie taniec się skończył i tajemnicza hrabina oddaliła się. Książe powrócił myślami do rzeczywistości. Jego nudna partnerka nadal nie przestawała rozwodzić się nad sukienką. Na szczęście i ten taniec w końcu dobiegł końca. Książe podziękował i ucałował ją w rękę odprowadzając do siedzenia. Skierował się w stronę kolejnej kandydatki do tytułu najpiękniejszej. Panna Di Aniran. Zbyt mocno umalowana, o ciemnej, nie modnej karnacji i nie pasującej biżuterii, a mimo to piękna. Książe ponownie przybrał na twarz swój sztuczny uśmieszek, lecz tym razem dama mu nie odpowiedziała tym samym. Wstała sztywno i jak każda ukłoniła się z gracją, lecz jej oblicze wciąż pozostawało ponure. - Co cię tak śmieszy Książe? - Zapytała wprost, źle odczytując jego uprzejmy wyraz twarzy. Fynraca rozbudziło to pytanie. Uniósł lekko brwi zdumiony, lecz zanim zdołał odpowiedzieć dama zaatakowała znowu. - Czy może, potknięcia niektórych dam? A może twój lud cierpiący nędzę? - Wyrzuciła złośliwie. Zmarszczył czoło. Takich słów się nie spodziewał. Czy ona nie wiedziała, że mówiąc przy nim takie rzeczy, naraża się w najlepszym przypadku na więzienie? - Mówisz o podstawianych nogach, czy o polityce mojej matki? Zdecyduj się pani, bo nie wiem o czym mam z tobą rozmawiać. - Zripostował spokojnie, bliżej przyciągając ją do siebie. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy w zdumieniu. Jeśli sądziła, że poniesie go gniew to się myliła. - Twój lud cierpi głód, a ty panie na to pozwalasz. Zamiast im jakoś pomóc organizujesz bale. - Z jej głosu sączył się jad. - Czy nie rozumiesz, że dzięki swojej władzy mógłbyś poprawić ich los? Fynrac spojrzał w ciskające gromy, ciemne oczy. - Moja droga, nie wiele mogę zrobić będąc zaledwie księciem. Czyż nie zapominasz, że rządy nad państwem sprawuje Król a nie Książe? Dziewczyna wydęła usta. - Na pewno mógłbyś coś z tym zrobić gdybyś chciał, Książe. - Rzekła, kładąc nacisk na ostatnie słowo, tym samym podkreślając znaczenie jego tytułu. Na jego ustach pojawił się krzywy grymas. - Och tak, na pewno, ale najpierw musiałbym zdetronizować moją matkę, królową Livię. - Stwierdził kpiarsko. - Albo się ożenić. - Dodał po chwili. - Z najpiękniejszą dziewczyną w królestwie. To dużo o tobie mówi. - Tym razem ona odcięła ostro. - Chyba się pomyliłam, sadząc, że ktoś, kto preferuje głupiutkie trzpiotki, jest w stanie myśleć o czymś innym niż rozrywka. - Skoro uważasz pani, że piękne dziewczyny są głupie, to dlaczego sama startujesz, w wyborach najpiękniejszej? - Na ustach księcia błąkał się ironiczny uśmieszek. Dziewczyna pozieleniała ze złości. - To właściwie nie był mój pomysł. - Stwierdziła. - Tak? Czyżby zatem ktoś cię do tego przymuszał, pani? - Zapytał z przekąsem. - Nie. - Odparła zawstydzona. I poczerwieniała ze wstydu jeszcze bardziej, kiedy nadepnęła mu na nogę obcasem. Książe syknął cicho lecz w spokoju zniósł to cierpienie mocno przytrzymując ją przy sobie. - Przepraszam. - Wyszeptała łagodnie, oblewając się pąsem. - Nie martw się, nie jesteś pierwszą partnerką, która depcze mi po palcach - oparł zjadliwie. Właśnie zamierzała jeszcze coś powiedzieć, lecz taniec się skończył i Książe brutalnie przerwał jej w pół słowa grzecznie lecz lodowato dziękując i odprowadzając na miejsce. Dziewczyna uniosła dumnie głowę i zamiast usiąść opuściła salę. Właściwie nie był oburzony jej zachowaniem. Raczej wzbudziło w nim ciekawość oraz rozbawienie. Za niektóre słowa dziewczyna mogłaby zostać ukarana, a nawet stracona ale Książe domyślał się, że raczej mówiła prawdę. Zastanowiło go tylko dlaczego interesowała się polityką oraz skąd brała swoje informacje. Jak do tej pory była pierwszą dziewczyną, która rozmawiała z nim na taki temat. Może pod warstwami makijażu i w tych knujących główkach, kryło się coś więcej niż zwykła głupota? Tak czy siak nie mógł się już doczekać wyników swojego małego podstępu. * * * Może nie jest taki głupi. Pomyślała Mifca wpatrując się w księcia z ukrycia. Niewątpliwie był niezwykle przystojny i jak się okazało na balu, nawet inteligentny. Teraz rozmawiał o czymś ze swoją matką, nieugiętą królową Livią, mocno przy tym gestykulując. Nie słyszała o czym mówili ale widać było, że oboje są wzburzeni a wymiana zdań, wcale nie przebiega spokojnie. Minęło już kilka dni od pamiętnej rozmowy na balu. Od tamtego czasu Mifca dała się poznać z jak najlepszej strony. Z jakiejś przyczyny zaczynało jej zależeć, by zmienić zdanie księcia o sobie. Na razie wyniki wyborów znowu utajniono i zupełnie nie wiedziała jakie zajmuje miejsce. Choć założyła sobie, że nie będzie się przejmować punktacją, to wbrew sobie jakoś nie mogła oprzeć się pokusie, żeby po kryjomu sprawdzić, co o niej sądzi Książe. Na początku ze wszech miar starała się odpędzić od siebie takie myśli, przecież nie to było powodem jej przybycia na zamek. Przyjechała tu, żeby spróbować nakłonić księcia do zmiany polityki matki, a potem zwiać, zanim ktokolwiek odkryje jej tożsamość. Tymczasem jej wizyta znacznie się przedłużała. Wiedziała, że gdyby nawet jakimś sposobem udało jej się wygrać te śmieszne wybory i tak nie mogłaby za niego wyjść. Wręcz przeciwnie groziłoby to katastrofą. Ona była rozbójniczką, wyjętą spod prawa przestępczynią, a on następcą tronu. Jednak życie na dworze coraz bardziej zaczynało jej się podobać i jakoś nie mogła się z nim rozstać. Zresztą w Księciu było coś co ją fascynowało. Nie umiała powiedzieć co to było, ale powoli zmieniała o nim zdanie. Miała też wrażenie, że coraz bardziej zależy jej na wynikach wyborów. Jej ciekawość wkrótce wzięła górę nad rozsądkiem i dlatego udała się na nocną eskapadę w celu odnalezienia listy wyników. Kiedy cicho uchyliła drzwi stanęła jak wryta. Ku jej zdumieniu, mimo późnej pory, w gabinecie Księcia paliło się światło. Cofnęła się zanim ją zauważył i lekko przymknęła drzwi, ale nie do końca, gdyż bała się, że narobi większego hałasu. Postanowiła odczekać do momentu aż się nadarzy odpowiednia okazja. Dopiero po chwili spostrzegła w pomieszczeniu również królową Livię. Mimo, że wytężała słuch, oprócz odgłosów rozmowy nie mogła dosłyszeć znaczenia ich słów. Nagle poczuła ciężką rękę na ramieniu i usłyszała donośny głos za swoimi plecami. - Co tu robisz?! W tej części zamku nie można przebywać o tej porze! Odwróciła się sparaliżowana strachem. Przed sobą miała dwóch groźnie wyglądających gwardzistów. Doskonale znała pogłoski o legendarnych umiejętnościach pałacowych żołnierzy, z którymi nie miałaby najmniejszej szansy wygrać w zwykłym pojedynku. Przez ściśnięte gardło wyrzuciła niepewnie. - Chyba się zgubiłam. - Mówiła najciszej jak umiała, żeby przypadkiem nie zwrócić uwagi osób przebywających w komnacie. Strażnicy nie wyglądali na przekonanych. Wyciągnęli w jej kierunku miecze. Lecz zanim cokolwiek zrobili z pomieszczenia wypadła królowa Livia gniewnie omiatając spojrzeniem otoczenie, a zaraz za nią pojawił się zaciekawiony Książe. - Co tu się dzieje?! - Zaskrzeczała ostro Królowa. - Co to za hałasy po nocy?! Strażnicy zasalutowali władczyni i odpowiedzieli. - Meldujemy, że znaleźliśmy intruza. - Wskazali palcem Mifcę. Królowa odwróciła się do dziewczyny mierząc ją przenikliwym wzrokiem. - Co tu robisz o tej porze?! - Zapytała tonem nie znoszącym sprzeciwu. W jej głosie kryła się pogarda. Odkąd Mifca ośmieszyła się na pierwszym balu, królowa traktowała ją jak niewygodny mebel, którego zamierza się pozbyć przy pierwszej okazji. Mifca nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Została przyłapana na gorącym uczynku i nie wiedziała jak się z tego wykręcić. Przecież nie powie im, że przyszła tu z powodu wyników. - Ja... - wybąkała, lecz przerwał jej Książe podchodząc bliżej. - Dama di Aniran? Dobrze, że Pani przyszła tak jak się umawialiśmy, miałem omówić z Panią pewną kwestię. - Tak? - Zapytała zdumiona tak zgrabnym kłamstwem z ust Księcia. I nagle zrozumiała, że właśnie ratował jej tyłek. - Tak - powtórzyła pewniej. Królowa Livia prychnęła i popatrzyła z wyrzutem na księcia. - Nie musisz udawać, że masz jakieś ważne sprawy, żeby sprowadzać sobie kochankę. - Rzuciła zimno i odeszła. Mifca rozdziawiła buzię, po czym szybko zamknęła próbując ukryć zmieszanie. Książe również oblał się rumieńcem, lecz wiedział, że nie ma sensu niczego tłumaczyć matce a tym bardziej strażnikom. Odprawił ich więc zimno i dla pozoru zaprosił dziewczynę do swoich komnat. - Przepraszam. Nie chciałem pani upokorzyć. - Wyznał na wstępie. - Nie, to moja wina. - Broniła się Mifca. - Gdybym tu nie przyszła.... - Ugryzła się w język. - No właśnie, co Pani tu robiła o tej porze? - Na jego twarzy malowała się ciekawość. Mifca ponownie spłonęła pąsem. Czy już zawsze się będzie przy nim rumienić i zachowywać jak idiotka? - Właściwie to się zgubiłam. - Skłamała zgrabnie. - Jestem tu od niedawna i jeszcze nie całkiem poznałam zamek. - No tak. W takim razie pozwól, że odprowadzę cię do twoich komnat. - Zaproponował kurtuazyjnie. - Z największą chęcią. - Obdarzyła go ujmującym uśmiechem. Tym razem ich rozmowa toczyła się gładko i bez żadnych zgrzytów. Książe był dla niej niezwykle miły i uprzejmy. Odprowadził ją pod same drzwi a na pożegnanie ucałował w rękę. Ona otworzyła drzwi do komnaty i ruszyła do wejścia. - Panno di Aniran. - Zatrzymał ją, zagradzając jej drogę. - Nie myśl jednak, że tak naprawdę uwierzyłem w tę bajkę o zgubieniu drogi. Może moja matka nie pomyliła się tak bardzo. Przyciągnął ją do siebie jakby chciał pocałować. Mifca uśmiechnęła się w odpowiedzi, choć w duchu była zdenerwowana. Nie sądziła, że będzie próbował wykorzystać sytuację. - Miłych snów Książe. - Oznajmiła ozięble, wyrwała się z jego objęć, wyminęła go i zatrzasnęła za sobą drzwi. Serce waliło jej jak młotem. Przez chwilę nasłuchiwała oddalających się szybkich kroków oraz jego stłumionych przekleństw. Właśnie dała kosza przyszłemu monarsze. Teraz nie miała już żadnych szans na wygranie konkursu. * * * Uśmiechnął się do siebie w duchu. Wszystko szło tak jak oczekiwał a może nawet lepiej. Doskonale poznał już kandydatki na najpiękniejszą i wiedział czego chce. Znalazł odpowiednią kobietę, która nadawała się na jego żonę. Jeszcze raz spojrzał na tablicę wyników, którą kazał wywiesić dziś rano. Na samej górze z największą ilością punktów widniała Morgan di Burase. Tak. Tak właśnie powinno być. To był najlepszy wybór. Jeszcze raz przesunął spojrzeniem po kandydatkach zatrzymując na dłużej wzrok na ostatnim miejscu. Był jak najbardziej pewny swojej decyzji. Poprawił swoją ciemno zieloną kamizelkę i nakazał rozwieszenie tablicy, tak aby wszyscy dokładnie widzieli ostateczne wyniki. Po niedługim czasie sala wypełniła się dworzanami a na końcu weszła jego matka. Obrzuciła wzrokiem tablicę i uśmiechnęła się do syna. - Dzień dobry matko. - Powiedział na tyle głośno żeby rozmowa ta przybrała oficjalny wymiar. Powstał i ucałował rękę królowej Livi. - Dzień dobry synu. - Odparła królowa i zasiadła obok. - Dobry wybór. - Pochwaliła, wskazując tablicę. Położyła rękę na jego ramieniu. - Masz moje całkowite poparcie. Możesz być pewny, że aprobuję twoją wybrankę. - Rzekła tak głośno, żeby połowa dworu ją słyszała. Jeśli jej syn chciał z nią rozmawiać oficjalnie, niech i tak będzie. Niech wszyscy dworzanie widzą, jak chwali syna. - Czyżby? - Zapytał przekornie. Królowa uśmiechnęła się. - Oczywiście. Twoja wybranka, doskonale nadaje się na przyszłą królową. Ma doskonałe maniery i wygląd. Jak tylko się z nią ożenisz synu, możesz być pewny, że od razu przekażę ci całą władzę w państwie. - Powiedziała dobrodusznie. Fynrac spojrzał jej w oczy. - Obiecujesz matko? - Zapytał poważnie. - Słucham? - Królowa nie potrafiła ukryć zakłopotania. Po co Fynrac oczekiwał od niej takiej obietnicy i to na dodatek publicznie? Och, nie ważne, najważniejsze, że dokonał właściwego wyboru. Morgan Di Burase będzie świetną królową. - Obiecujesz, że zaaprobujesz moją przyszłą żonę i że jak tylko wezmę z nią ślub, obejmę pełnię władzy w królestwie? - Powtórzył pytanie. - Tak synu - potwierdziła już trochę zirytowana Livia. - Przecież do tego właśnie prowadziły te wybory piękności. Po to byś poślubił najpiękniejszą kobietę w królestwie a potem odebrał władzę swojej zmęczonej już matce. - Podkreśliła słowo zmęczonej, chcąc w ten sposób podkreślić poświęcenie jakiego wymaga pełnienie funkcji monarchy. * * * Kiedy kandydatki do tytułu najpiękniejszej wprowadzono na salę, wszystkie zwróciły swój wzrok na jawnie wywieszoną tablicę wyników. Mifca jęknęła w duchu. Nie spodziewała się największej liczby punktów. Ale najmniej? Znalazła się na samym końcu. To było upokarzające. To nic, nie może dać po sobie poznać, jak się teraz czuje. Rozciągnęła usta w sztucznym uśmiechu. Nie da po sobie poznać, jak bardzo ją zranił. Zresztą czego w ogóle oczekiwała? Przecież odmówiła księciu, nie zgadzając się pójść z nim do łóżka. Nie spodziewała się jednak, że będzie aż tak mściwy. Po krótkiej chwili poprowadzono je na miejsca i zabrała głos królowa. - Nadszedł dzień, aby ogłosić ostateczne wyniki konkursu na najpiękniejszą kobietę królestwa, którą spotka największy możliwy zaszczyt, a mianowicie poślubienie mojego syna, księcia Fynraca. Oznajmiam zatem wszem i wobec... - Matko. - Przerwał jej Książe. - Jeśli pozwolisz ja to zrobię. To moje wybory i ja chcę ogłosić wynik. Livia posłała mu pełne wyrzutu spojrzenie. Zdała sobie jednak sprawę, że Fynrac miał rację i jej wzrok natychmiast złagodniał. - Oczywiście synu. - Wycofała się. Książe uśmiechnął się na myśl o tym co za moment nastąpi. - Najpiękniejszą kobietą królestwa została.... - Zawahał się. Tłum oczekiwał na wynik w napięciu. Choć wszyscy znali już imię najpiękniejszej, to każdy czekał na potwierdzenie wyników przez księcia w największym podnieceniu. Jego słowa miały bowiem zmienić los wybranej damy już na zawsze. Mifca spoglądała to na Księcia to na Morgan di Burase, z niecierpliwości kręcącą się na siedzeniu. A jednak ona. Dlaczego właśnie ta podła kreatura miała wygrać wybory? Pod maską pudru nie było w niej ani grama piękna. To był zupełny absurd. A teraz ta napuszona damulka wyginała się dumnie jak paw, prężąc niczym indyczka w kurniku. Mifca ze złością oczekiwała wyniku, natomiast Morgan nie mogła się już doczekać kiedy wstanie i podejdzie do przyszłego małżonka, żeby przypieczętować swoją nagrodę. Kiedy więc odczytano wynik, Morgan wstała i ruszyła w stronę podium. Dopiero w połowie drogi dotarło do niej, to co powiedział Książe, ale nie tylko dla niej jego słowa były szokiem. Cała reszta dworzan włącznie z wyczytaną zwyciężczynią właśnie przeżywała mały wstrząs. - Jak powiedziałem - powtórzył głośniej Fynrac. - Zwyciężczynią konkursu jest szanowna Hrabina Mifca di Aniran. Pierwsza obudziła się z szoku królowa. - Chyba się pomyliłeś synu. - Wytknęła jego oczywisty błąd, wskazując na tablicę z wynikami. - Najwięcej punktów uzyskała Morgan Di Burase. Fynrac spiorunował ją wzrokiem. - Tak wiem matko. Nigdy nie powiedziałem, że będę brał pod uwagę największą ilość zdobytych punktów. - Ależ synu. - Zaprotestowała coraz bardziej zła Królowa. - Chyba za coś je przyznawałeś kandydatkom. Na pewno nie po to, by je na końcu zlekceważyć i wybrać kogoś kto uzyskał ich najmniej. - Nie zlekceważyłem ostatecznych wyników. Wręcz przeciwnie, wziąłem je pod uwagę. - Stanowczo obstawał przy swoim. Oburzona monarchini nie mogła się pogodzić z decyzją syna. - Najwidoczniej nie. Przecież to Dama di Burase ma najwięcej punktów. - Warknęła rozgorączkowana. - Tak oczywiście. - Potwierdził z krzywym uśmiechem na ustach. - Ma ich najwięcej zarówno w kategorii nudziarstwo, krętactwo, zadufanie w sobie oraz największa ilość pudru. Władczyni nie zamierzała dać za wygraną. To ona była tu królową a jej syn musiał słuchać jej poleceń. Jak mógł nie dokonać takiego samego wyboru jak ona. - To niedorzeczne! Co ty wyprawiasz! Rozkazuję ci, żebyś się opamiętał! - Krzyczała rozłoszczona. - Nie! - Złość wzięła górę nad rozsądkiem. - Usiądź matko! - Po raz pierwszy to on rozkazał swojej rodzicielce. Zdezorientowana królowa stała przez chwilę nie wiedząc co robić. Cały dwór wpatrywał się w rozgrywającą scenę z zażenowaniem. - Chyba nie sądzisz, że zaaprobuję twój wybór! - Oznajmiła wściekle Livia. Fynrac przyszpilił ją morderczym wzrokiem i powiedział powoli akcentując każde kolejne słowo: - Zrobisz to, ponieważ obiecałaś przy całym dworze! - W tej chwili przemienił się w prawdziwego władcę. - A teraz usiądź! - Dodał równie stanowczo. Matka o dziwo posłusznie wykonała polecenie. Morgan di Burase spłonęła ze wstydu i uciekła z sali. Natomiast Mifca, rozglądała się nerwowo nie bardzo wiedząc co robić. Część dworzan wpatrywała się w nią czujnie, więc raczej miała małe szanse na wymknięcie się cichcem. Gdy w końcu ocknęła się z szoku było już za późno na ucieczkę. Przecież nie mogła wyjść za księcia. Prędzej czy później wyda się, że nie jest tym za kogo się podaje. Ale się wpakowała. Jak tylko odkryją kim jest, to po niej. Po co w ogóle brała udział w tych głupich wyborach? Och jaka była głupia. Co tu robić? - Myślała gorączkowo. Rozważania przerwał Książe, który dostojnie kroczył w jej kierunku. Ona natomiast nadal stała sparaliżowana i niezdecydowana. Kiedy podszedł skierowała na niego przestraszone spojrzenie. On jednak wydawał się niczego nie dostrzegać. - Witaj najpiękniejsza. - Pozdrowił ją. - Czy jesteś gotowa na ceremonię ślubną? Zanim zdążyła odpowiedzieć, chwycił ją w ramiona i pocałował. Jakiż to był słodki pocałunek. Pomimo rozkoszy rozlewającej się po jej ciele, Mifca zdołała się od niego oderwać. - Ja... - Wybąkała, lecz ponownie jej przerwał. - Kocham cię pani. - W jego głosie kryła się tęsknota i głębokie uczucie. Mifca potrząsnęła głową. - Nie mogę za ciebie wyjść, panie. - Wyrzuciła w końcu. Nawet nie sądziła, że powiedzenie tych słów przyniesie jej tyle bólu. - Jak to? - Zdumiony Książe, potrząsnął głową, jakby w ten sposób chciał pozbyć się jej uporu. W jego oczach pojawił się dziwny płomień. - Masz rację. Nawet cię nie spytałem czy do mnie coś czujesz... - Ależ tak. Kocham cię! - Wykrzyknęła zaskakując samą siebie. - Ale... nie mogę za ciebie wyjść. - Mruknęła przygnębiona. - Dlaczego? - Książe wpatrywał się w nią z nadzieją, że zdoła pokonać jej drobne opory. Lecz zanim Mifca zdołała odpowiedzieć, do sali wkroczyła dumnie Morgan Di Burase, wraz z gwardzistami oraz kobietą uprowadzoną przez jej rozbójników. - Ona nie może za ciebie wyjść! - Potwierdziła słowa dziewczyny. Mifca rozejrzała się nerwowo widząc, podążającą w jej kierunku gwardię. - Dlaczego?! - Powtórzył pytanie zniecierpliwiony już Książe. - Bo nie jest tą osobą, za którą się podaje. - Rozwinęła transparent z listem gończym, na którym widniała podobizna Mifci. - Nasza wspaniała Hrabina di Aniran nie jest wcale damą. Jest zwykłą mieszczanką, ponadto poszukiwaną zbrodniarką! Ale to nie wszystko! - Krzyknęła oskarżycielsko. - Wraz ze swoją bandą porwała tę oto damę. - Wskazała na roztrzęsioną dziewczynę. Po tłumie rozszedł się stłumiony szept. Na twarzach ludzi malowało się potępienie i szok. Książę rozdziawił usta i stał otępiały jakby dostał kamieniem w głowę. Szok jakiego doznał sprawił, że musiała minąć chwila zanim przetrawił usłyszane słowa. Mifca spuściła głowę. Nie zamierzała uciekać. Gwardziści już ją otaczali. Pochwycili ją za nadgarstki i zaciągnęli w stronę wyjścia. Uradowana królowa podbiegła do niej i zatrzymawszy na chwilę żołnierzy, zmierzyła ją od stóp do głów. - No proszę zbrodniarka! - Krzyknęła. Dokładnie obejrzała list gończy przyniesiony przez Morgan. - Nie tylko oszustka ale także groźna rozbójniczka poszukiwana za napady oraz kradzieże. - Teraz zwróciła się bezpośrednio do Mifci. W jej głosie dźwięczała bezpodstawna nienawiść. - Ale to nie są najgorsze twoje zbrodnie. O nie! Najgorsze co mogłaś zrobić, to upokorzyć w ten sposób mojego syna. Za to, że ośmieszyłaś i poniżyłaś przyszłego króla, skazuję cię na śmierć! Mifca zacisnęła usta, ale nic nie dopowiedziała. Nie oczekiwała niczego innego. W ogóle już niczego nie oczekiwała. I tak nie mogłaby żyć, będąc zakochaną w Księciu, bez niego. Ich związek od początku był niemożliwy. Więc teraz po prostu przyjęła wyrok ze spokojem i opanowaniem. Zdezorientowany Książe stał w miejscu, zupełnie nie wiedząc co robić. Bezmyślnie wpatrywał się w swoją wybrankę szukając na jej twarzy chociaż śladu zaprzeczenia tego o co ją oskarżano, ale nie znalazł niczego prócz rezygnacji. W Jego głowie kłębiły się sprzeczne uczucia. Czuł się taki ośmieszony i oszukany. Jak to możliwe żeby jego ukochana okazała się zbrodniarką? Jak ona mogła?! Był na nią wściekły. Chciał, żeby poniosła odpowiednią karę! I co on miał teraz robić?! Nie był nawet w stanie jej pomóc. Słowa jego matki były nieodwołalne. Jego ukochaną czekała śmierć. * * * Mifcę zamknięto w sali obok, podczas gdy on siedział na tronie rozważając zaistniałą sytuację. W sporym oddaleniu od niego nadal tłoczyli się dworzanie teraz głośno plotkując i co chwilę posyłając mu ukradkowe spojrzenia. Ledwo mógł to znieść. Nie dość, że został upokorzony, to jeszcze musiał znosić tych nadętych durniów, tylko czekających na jego wybuch złości pogrążający go już zupełnie. Wszystko w nim wrzało i pulsowało ze złości. Nie był do końca pewny, czy jest zły na matkę czy na Mifcę. Po jakimś czasie zaczął się uspokajać. Kiedy emocje już z niego opadły górę wzięła miłość. Ale co miał robić? Jego matka skazała ją na śmierć. Nic już nie było wstanie odwołać tego wyroku. Ona była królową a on nadal tylko księciem. Choćby nie wiem jak chciał, nie mógł podważyć rozkazu matki. Nie, dopóki nie objął tronu. Czy nic już nie mógł zrobić? Odpowiedź przyszła do niego sama. Z grupki dworzan nagle podeszła do niego jedna z dam. Od razu ją poznał, to była jedna z kandydatek na najpiękniejszą. To właśnie z nią tak dobrze rozmawiało mu się na balu - Hrabina Anatu. Na jej twarzy malowała się dziwna dezaprobata i złość. Zupełnie jakby to on był winny całej zaistniałej sytuacji. - Co zamierzasz Panie? Chyba nie będziesz tak bezczynnie siedział? - Wypaliła wprost. Potrząsnął głową zdezorientowany. Czego ona od niego chciała? - A co ja mogę?! - Skrzywił się. - Jeżeli chcesz naigrywać się z bezradnego, oszukanego księcia to lepiej odejdź. Nachyliła się do niego, żeby lepiej ją słyszał. - Panie, nie uciszysz serca, pozwalając ukarać swoją ukochaną. - W jej głosie brzmiała przygana. Fynraca zdumiały jej cierpkie słowa. - Naprawdę tak o mnie myślisz? Naprawdę uważasz, że bardziej cenię dumę niż miłość? Nie. Ja po prostu nie wiem jak mógłbym jej pomóc. - Rozpacz dźwięczała się w każdym jego słowie. Hrabina uśmiechnęła się z ulgą. Najwidoczniej właśnie taką odpowiedź chciała od niego usłyszeć. - A czyż nie jesteś księciem? Zawsze mi się wydawało, że książęta posiadają władzę, czyżbym się myliła? - W jej głosie słychać było pewną dozę ironii i prowokacji. - Moja władza jest ograniczona, przez królewski rozkaz. - Odparł ponuro. Przybliżyła się, jakby chciała mu dać coś ważnego do zrozumienia. - Nie na tyle, by nie móc nagrodzić laureatki konkursu. - Oznajmiła z taką euforią w głosie jakby to całkiem rozwiązywało wszystkie problemy Fynraca. - Słucham? - Nie był pewny czy dobrze usłyszał. Na jej twarzy odmalowało się zniecierpliwienie. - Nieważne co jeszcze zrobiła. Przecież zwyciężyła konkurs. Należy jej się nagroda. - Poddała z naciskiem a jej twarz rozświetlił kpiarski uśmiech. Książe przez chwilę tępo wpatrywał się w jej pewną siebie twarz. - Ale... Masz rację. - W jego oczach błysnęła iskierka zrozumienia. - Tylko jak? - Nie mów mi, że nie przygotowałeś niczego już wcześniej. Książę uśmiechnął się szeroko. * * * Królowa utkwiła w nim gniewne spojrzenie. - Nie zrobisz tego! - Zaprotestowała stanowczo. - Zrobię! - Przeciwstawianie się matce zaczynało wchodzić mu w krew. Kiedy sprowadził księdza i Mifcę oraz oznajmił, że zamierza mimo wszystko ją nagrodzić, oraz ponownie przeciwstawił się matce rozpętało się piekło. Rozjuszona królowa wpadła w szał. Wezwała żołnierzy, żeby na miejscu zabili zbrodniarkę. Kiedy na sali pojawili się gwardziści, Książe, schował dziewczynę za siebie, sam występując do przodu i oznajmiając, że najpierw będą musieli zabić jego. Jednak to nie ostudziło gniewu królowej, która ponowiła rozkaz. Zdumieni dworzanie patrzyli na wszystko z niedowierzaniem. Kilku nagle się opamiętało i stanęło po stronie księcia. Również gwardziści nie byli do końca zdecydowani którą stronę wybrać. Doskonale znali gniew królowej, ale przecież Książe był przyszłym monarchą. W całej sali rozgorzała walka. Nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko ucichło. Dworzanie stali w dziwnych zastygłych pozach jak rzeźbione statuetki. Cokolwiek się stało, wszystkich zamroziło w bezruchu jakby nagle zatrzymał się czas. Ludzie w dziwacznych pozycjach spoglądali po sobie z niedowierzaniem i niemym przerażeniem. Wszyscy mogli ruszać jedynie oczami i niczym więcej. Wszyscy oprócz Anatu oraz Fynraca, Mifci i księdza. Oczy Anatu żarzyły się fioletowym blaskiem. Dziewczyna najspokojniej w świecie podeszła do księcia. - Teraz nikt wam nie przeszkodzi w ceremonii zaślubin. - Machnęła ręką i wszyscy dworzanie włącznie z królową posłusznie wyprostowali się, nadal pozostając w bezruchu. - Kim jesteś? - Oszołomiony Książe wpatrywał się w dziewczynę jakby ujrzał ją po raz pierwszy. - A czy to ważne? Kimś, kto chce wam pomóc. - Odparła tajemniczo. - Co im zrobiłaś? - Zapytała zatroskana Mifca, również zbyt zdezorientowana, by logicznie myśleć. - Nic im nie będzie. - Zapewniła rozbawiona Anatu. - Są tylko chwilowo ubezwłasnowolnieni, ale wszystko widzą i słyszą. Jak tylko weźmiecie ślub, uwolnię ich. - Dobrze, a zatem do dzieła. - Ponaglił przerażony ksiądz. Dalej ceremonia zaślubin przebiegła bez problemu. Ksiądz mimo strachu udzielił im ślubu, lecz gdy tylko skończył wybiegł w panice z sali. Młoda para złożyła na swych ustach słodki pocałunek, a kiedy się od siebie oderwali, wszyscy dworzanie ponownie mogli się ruszać. Lecz wbrew oczekiwaniom księcia walka nie rozgorzała na nowo. Zamiast tego matka podeszła do niego i oznajmiła zimno. - Jeśli myślisz, że w ten sposób uratowałeś jej życie, to się mylisz. Po prostu zostaniesz wdowcem. Egzekucję zbrodniarki wyznaczam na jutro w południe! - Ostatnie zdanie wypowiedziała na tyle głośno, żeby słyszano ją w całej sali. Po zebranych rozszedł się szum. Królowa skierowała się do wyjścia. - Matko to nie wszystko! - Zawołał za nią Książe. Królowa zatrzymała się i odwróciła bardzo powoli. - Co znowu? - Na jej twarzy pojawił się gniewny grymas sugerujący nieodwołalność decyzji. Fynrac nabrał tchu w płuca zanim odpowiedział. Wiedział, że teraz czeka go najtrudniejsze. - Zgodnie z tym co przyrzekłaś przy świadkach - mówił powoli, wyraźnie i głośno tak, żeby każdy w sali go słyszał - musisz zrzec się swojej władzy. Przyrzekłaś, że jak tylko się ożenię, abdykujesz. - Podsunął pod jej zdumioną twarz pergamin (umowę o natychmiastowym przekazaniu władzy). - Podpisz i będziemy kwita. Królowa była oburzona. Tego już było za wiele. - Chyba nie sądzisz... - Nie możesz odmówić. - Przerwał jej. - Przyrzekłaś publicznie. Dworzanie kiwali głowami potakując. Królowa przez chwilę wyglądała tak jakby chciała się wycofać z danego publicznie słowa, ale kiedy spojrzała w głębokie oczy Anatu nagle zmieniła zdanie. Chwyciła za pióro i złożyła zamaszysty podpis. Uniosła dumnie głowę i skierowała się do wyjścia. - Poczekaj jeszcze matko. - Rozkazał Fynrac. - Chcę abyś wysłuchała pierwszego edyktu nowego monarchy. Ex-królowa zesztywniała, zatrzymała się, ale nie spojrzała na swego syna, stanęła do niego tyłem. Nowy władca mówił spokojnie i pewnie. Choć w duchu cały aż drżał z podniecenia, cedził słowa powoli i wyraźnie. - Na mocy prawa, uniewinniam, tę oto moją małżonkę, a tym samym unieważniam jej egzekucję, oraz nadaję jej tytuły Hrabiny Dallionu oraz Księżnej Aniran, jednocześnie nadając jej we władanie wymienione ziemie oraz potwierdzam uzyskany przez małżeństwo tytuł Królowej Elrionu. A także... - Nagle urwał i rozejrzał się po sali zdezorientowany. Gdzie zniknęła Hrabina Anatu? Tak bardzo również ją chciał wynagrodzić. Wszyscy rozejrzeli się zdumieni, gdyż dama, która jeszcze przed chwilą stała obok królowej znikła bez śladu. - W każdym razie - kontynuował Fynrac. - Powitajcie nowego Króla i Królową. Oficjalna koronacja odbędzie się jutro. Rozległy się głośne brawa. Jedynie matka Księcia z zaciśniętymi w kreskę ustami i dumnie podniesioną głową wyszła z sali.