JAROSŁAW MOŹDZIOCH MIŁOŚĆ STARA JAK ŚWIAT (artykuł) © Copyright for the Polish E-edition by Jajco w Locie, a .d. MMIII Jedni mówią o seksie głośno i otwarcie. Inni uważają, że o tym, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami sypialni, nie powinno się w ogóle mówić. A co na ten temat sądzili nasi przodkowie? Wstydzili się? A może, wprost przeciwnie; może dla nich seks był takim samym tematem do rozmów jak literatura, sztuka i pogoda... Historia erotyzmu wyraźnie udowadnia, że nasi przodkowie byli zdecydowanie mniej pruderyjni niż my i przez wieki nikomu nie przychodziło do głowy, by przyjemności z seksu uznać za coś złego. MIŁOŚĆ STARA JAK ŚWIAT. Współczesne poglądy na seks niewiele mają wspólnego z tym, jak traktowano go kiedyś. Od zarania dziejów, przez dziesiątki tysięcy lat, erotyzm uznawany był za rzecz naturalną, a cielesne zjednoczenie kobiety i mężczyzny było wręcz aktem mistycznym i ofiarą na cześć boskich żywiołów. Co lubili Egipcjanie? W Egipcie i wielkich miastach Mezopotamii, w świątyniach bogiń (patronek narodzin, śmierci i miłości) każda kobieta mogła oddawać się uciechom cielesnym. Niemal do początków nowej ery zachował się zwyczaj, który nakazywał dziewczynie przynajmniej raz w życiu oddać się cudzoziemcowi. Młode kobiety przesiadywały więc u bram świątyń i czekały na obcokrajowca, który byłby skłonny połączyć się z nią w miłosnym uścisku. Prawdę o Grekach ukrywano... Seksualne obyczaje Egipcjan miały duży wpływ na kulturę Greków. Jakież było zdumienie i zażenowanie XIX-wiecznych purytańskich archeologów, którzy odkryli greckie wazy z VI i V wieku p.n.e., które ozdobione były wizerunkami par uprawiających seks analny, masturbację i miłość francuską. Owe dzieła sztuki na dziesiątki lat trafiły do muzealnych magazynów. Uznano bowiem, że niegodne są oglądania przez „niewinnych” zwiedzających. Jeszcze do niedawna pruderia historyków nie pozwalała ujawnić informacji, że Solon - prócz tego, że „wielkim Grekiem był” - zalożył w Atenach pierwsze domy schadzek, a znamienici Grecy z równą zapalczywością rozwodzili się na temat wyższości matematyki nad poezją, jak i dyskutowali o pięknie oraz proporcjach kobiecych pośladków. Dzisiaj, być może, dysputy z tamtych czasów niektórzy postrzegać będą jako wyuzdanie, ale w słowniku starożytnych nie było takiego wyrazu. Seks był czymś świętym, zawsze wiązał się z radością i słodką rozkoszą, a starożytna Sztuka Uwodzenia stała na bardzo wysokim poziomie. Ruszając w konkury, trzeba było wykazać się odwagą i pomysłowością. Nie wystarczyło wybrance serca przynieść w darze upolowaną zwierzynę, ale przy tej okazji należało wyrecytować stosowny wiersz. Podczas zalotów nieodzowna była również znajomość mowy kwiatów, owoców i kamieni szlachetnych. Każdy dobrze wychowany młodzieniec wiedział, jaki podarunek będzie najstosowniejszy, a czego nie można składać u stóp ukochanej, aby nie sprowadzić na miłość złego losu. Jeżeli ani dary, ani poematy, modlitwy, ani ofiary na ołtarzu bóstw nie przynosiły rezultatów, zalotnik sięgał po broń ostateczną - miłosną magię. Wtajemniczeni w jej arkana mistrzowie wytwarzali amulety, afrodyzjaki oraz tworzyli tajemne strofy po to, aby pomóc w uwiedzeniu upatrzonej osoby. Rzymskie „Ars amandi” Rzymianie, opanowując świat helleński, przyswoili sobie nie tylko filozofię, kanony architektury, rzeźby i malarstwa, ale także poglądy na stosunki damsko - męskie. Wzbogacili je jeszcze o doświadczenia różnych ludów wchodzących w skład Wielkiego Cesarstwa. Myli się ten, kto myśli, że liczne termy, które powstały w basenie Morza Śródziemnego, służyły jedynie „czyścioszkom”. Łaźnie były przede wszystkim donami schadzek. Grono wyszkolonych w sztuce miłości chłopców i dziewcząt dawało tam rozkosz powszechnie szanowanym obywatelom. Nikt nie widział nic zdrożnego w uprawianiu miłości, tak samo jak dzisiaj nikt nie widzi nic złego w jedzeniu ulubionych potraw. Imperium pozostawiło po sobie kilka ciekawych podręczników sztuki miłości i uwodzenia. Najsłynniejszym z nich jest dzieło „Ars amandi”, frywolny podręcznik kochania i flirtu, napisany przez Owidiusza. Dzięki niemu i innym mistrzom pióra techniki flirtu stały się prawdziwą sztuką. Pachnące randki Hindusów. W starożytnych Indiach miłość cielesna urosła do rangi najwyższej świętości. Dla Hindusów bardzo ważny był dla etap wstępnego poznania. Kochankowie spędzali z sobą całe dni, recytując wiersze, spiewając pieśni i opowiadając legendy. Podczas takiej randki w powietrzu unosiły się wspaniałe eteryczne wonie. Hindusi doskonale wiedzieli, jakim olejkiem namaścić włosy, czoło, kark, dłonie, brzuch czy uda, aby wzbudzić pożądanie i usidlić upatrzoną osobę. Po takich przygotowaniach kochankowie, żądni wzbogacenia swych wiadomości na temat sztuk erotycznych, mogli podjąć naukę wyrafinowanych zabaw wstępnych, rozgrzewających ciała i dusze. Najsłynniejszy starohinduski poemat erotyczny "Kamasutra", prócz wielu nauk i opisów technik seksualnych, mówi o bardzo istotnej rzeczy - o tym, że kobieta ma prawo do seksualnego spełnienia. Ta uwaga, która dzisiaj, wydaje się czymś bardzo naturalnym, w owych czasach była myślą wręcz rewolucyjną. Chińska kobieta była uległa W Chinach, 600 lat p.n.e., miłość została wyniesiona do rangi filozofii i religii; Czerpanie przyjemności z zespolenia było wręcz religijnym obowiązkiem. Wedle taoistycznych wyobrażeń zarówno mężczyzna, jak i kobieta wydzielają podczas orgazmu soki, które sprzyjają zdrowiu kochanków, wzmacniają i przedłużają ich życie. W erotycznych podręcznikach Państwa Środka można więc było znaleźć nie tylko opisy pozycji, ale również przeczytać o aspektach zdrowotnych seksu oraz jego wpływie na długowieczność i... urodę. Żeńskim ideałem piękna była (i jest do dziś) kobieta z płaskimi piersiami, małymi stopami i... kunsztowną fryzurą. Przebieg chińskiej gry miłosnej podporządkowany był także filozofii taoistycznej. Doktryna ta mówi, że świat to współistnienie pierwiastków: męskiego - dynamicznego (jang) i żeńskiego - pasywnego (jin). Dlatego kobieta podejmowała swoistą grę: udawała przez oblubieńcem istotę wylęknioną i całkowicie uległą. Mówiła, że oddaje się w męskie ręce, prosi o opiekę i błaga, aby nie zrobił jej krzywdy. Takie zachowanie , pobudzało mężczyznę i wzmacniało męskie ego. Podczas takiej gry, mężczyzna był zmuszony udowodnić, że jest godny nosić miano „Jang”, a dowodem tym było zaspokojenie kobiety. W krainie pięknych gejszy... W VII wieku lekarz Yasuori wykradł zza Chińskiego Muru kilka egzemplarzy traktatu „Sztuka sypialni”, przemycił je do Japonii i zaczął lansować w swojej ojczyźnie „miłosną terapię Tao”. Jego poglądy na zbawienne oddziaływanie spółkowania trafiły na podatny grunt. Japoński szintoizm, religia bliska przyrodzie i kultowi płodności, zezwalała na pełne czerpanie z bogatego źródła erotycznych doznań. Potwierdzeniem tego są zmysłowe ryciny oraz piękne rysunki najsłynniejszych japońskich plastyków tamtych czasów. O tym, jak ważny dla Japończyków był seks, świadczy także wysoki status społeczny gejsz - starannie wyselekcjonowanych, wszechstronnie wykształconych i biegłych w sztuce miłości kobiet. Techniki miłosne samurajów i techniki uwodzenia nie były tak wykwintne jak sztuka Hindusów czy Chińczyków. Nie tracono czasu na uwodzenie dziewczyny - konkurent prosił swoich przyjaciół o porwanie upatrzonej kobiety i doprowadzenie jej wprost na ślubny kobierzec. A co my, Europejczycy?... Ludy Europy przywiązywały niemniejszą od Azjatów wagę do spraw seksu. Nasza Noc Świętojańska i związane z nią obrządki dobitnie świadczą o tym, że erotyzm traktowany był z należytą uwagą. Wędrówki młodych par w leśne knieje nie kończyły się jedynie wąchaniem kwiatków i zbieraniem malin, a bogaty zielnik i wiedza na temat działania niektórych roślin był ogólnie znany. Na dworach powszechna była „służba kobiecie”, czyli wysublimowane uwodzenie: rycerz zabiegał o względy wybranki, prawiąc jej komplementy, usługując i walcząc na turniejach ozdobiony jej rodowymi barwami. Gdy ta ulegała jego urokowi, oficjalnie - wszem i wobec - ogłaszała go swoim kochankiem. Rycerz miał prawo wyegzekwować nagrodę za swą cierpliwość, a gdy już się nią nasycił... rozpoczynał zaloty do innej białogłowy. W czasie uczt bawiono się "w rozbieranego". Uczestnicy możliwie szybko "przegrywali" swoje odzienie. Aby je odzyskać, musieli wziąć udział w rozmaitych grach seksualnych. W średniowiecznej Europie powszechnie obchodzono święta radości, seksu i miłości. Najpopularniejsze z nich przetrwały w bardzo purytańskiej formie. Jarosław Moździoch