Ilia Warszawski Suma osiągnięć uż dwie godziny temu zawieziono zwłoki na sekcję, a my ze śledczym ciągle jeszcze siedzieliśmy w moim mieszkaniu i w żaden sposób nie mogliśmy dojść do porozumienia. Głowa pękała mi z bólu. A poza tym ciągle jeszcze widziałem tę twarz o wytrzeszczonych oczach, mysi warkoczyk podpięty kawałkiem rogowego grzebienia i kałużę krwi na podłodze. Podszedłem do szafki i wyjąłem butelkę koniaku. - Pozwoli pan? - zapytałem śledczego. - Nie pozwolę - odpowiedział śledczy.. - W takim razie niech się pan odwróci. Nie odwrócił się, tylko z jakimś takim niedobrym uśmieszkiem patrzył, jak dwukrotnie pociągam z butelki. Potem powiedział: - Starczy. Niech pan odstawi butelkę na miejsce. I na trzeźwo wygaduje pan brednie, a ja nie mam najmniejszej ochoty czekać z przesłuchaniem, aż się pan wyśpi. - Powiedziałem prawdę. - Niech pan nie udaje głupiego. Ani pan, ani ja nie jesteśmy dziećmi i obaj świetnie znamy granice miedzy fantazją a rzeczywistością. - Przecież cały czas mówię panu o tej granicy. I jeśli pan mi nie wierzy, to znaczy, że nie potrafi pan sobie wyobrazić, co tam może się dziać. Po koniaku było mi jeszcze gorzej. Usiadłem w fotelu przy oknie i wyjrzałem na ulicę. Wszystko wyglądało jak zawsze. Był to znany mi dobrze świat z samochodami, tramwajami, reklamami świetlnymi. Szalona wydała mi się myśl, że kilka godzin temu... - No więc jak, dalej zamierza pan milczeć? - zapytał śledczy. - Nie mogę już dłużej. Muszę odpocząć. - Niech pan odpoczywa. Zasnąłem, obudził mnie dzwonek telefonu. Śledczy podniósł słuchawkę. - Tak? To ja. Ach więc tak?! Dobrze. Usłyszałem, jak coś mamrocze odkładając słuchawkę, ale słów nie zrozumiałem. Następnie śledczy zapytał: - Jurowski, śpi pan? - Nie śpię - odpowiedziałem nie otwierając oczu. - Proszę opowiadać po kolei, wszystko od samego początku. To było właśnie to, czego nie mogłem zrobić. Bo czy można przekazać w słowach te wszystkie uczucia, których wtedy doznałem? Można opisać chronologicznie działania, ale to tylko wzmocni podejrzenie. - Wszystko po kolei jest zapisane na taśmie magnetycznej - powiedziałem. Podszedł do aparatu i postukał paznokciem w detektor. - To jest ekran, tak? - Tu nie ma ekranu, jego działanie opiera się na innych zasadach. - Niech pan to włączy. No cóż, miało to jakiś sens. Lepiej jak się sam przekona. - Prosię usiąść w fotelu powiedziałem. - Niech pan oprze głowę w miejscu i stara się siedzieć nieruchomo. Dłonie trzeba zacisną na poręczach. Podłączyłem fotel do sieci i śledczy krzyknął. - Niech pan mocniej ściska poręcze, wtedy prąd przestanie kopać - poradziłem. - Od czego zaczynamy? - Potrzebny mi jest przebieg morderstwa. Przysunąłem drugi motel i podłączyłem go równolegle. zedłem drogą, spokojnie, z godnością, bez pośpiechu, żeby ... nie wzbudzić podejrzeń. Prawie nie patrzyłem na przechodniów, właściwie starałem się w ogóle nie spoglądać na ich twarze i być możliwie jak najbardziej nijakim. I w tym momencie przypomniałem sobie o kapeluszu. „Mój Boże, przecież miałem nawet pieniądze trzy dni temu, dlaczego nie zamieniłem go na czapkę?” Przypadkiem zajrzałem do sklepiku; zobaczyłem, że ścienny zegar wskazuje już dziesięć po siódmej. Trzeba było się spieszyć, a jednocześnie nałożyć drogi, żeby podejść do domu od drugiej strony... Poprzednio, kiedy zdarzało mi się robić to wszystko w wyobraźni, myślałem czasami, że będę się bardzo bał. Ale teraz właściwie nie bałem się wcale. Przychodził mi chwilami do głowy jakieś całkiem oderwane myśli, tyle tylko, że nie na długo. Kiedy mijałem park Jusupowa, przez chwilę nawet zastanawiałem się nad budową wysokościowych wodotrysków i myślałem o tym, jak wspaniale nawilżały one powietrze na wszystkich miejskich placach. Z wolna doszedłem do przekonania, gdyby powiększyć letni ogród o całe pole Marsowe i połączyć z pałacowym ogrodem Michajłowskim, dałoby to wspaniały efekt, niezwykle korzystny dla miasta... „Tak zapewne ci, których prowadzą na kaźń, przywierają myśl do wszystkich przedmiotów, które spotykają na swojej drodze” przeleciało mi przez głowę szybko jak błyskawica. ...Odsapnąłem, przyciskając dłonią trzepoczące serce, jednocześnie obmacałem i jeszcze raz poprawiłem siekierę, potem zacząłem cicho i ostrożnie wchodzić po schodach, nadsłuchując nieustannie. Ale schody o tej porze były puste, wszystkie drzwi szczelnie zamknięte, nie spotkałem nikogo. Na pierwszym piętrze, wprawdzie, jedno puste mieszkanie było rozwarte na oścież, pracowali w nim malarze, ale na mnie nie spojrzeli. Postałem chwilę i ruszyłem dalej. „Oczywiście byłoby lepiej, gdyby ich tu wcale nie było... ale, nad nimi są jeszcze dwa pietra”. Oto już trzecie piętra, oto drzwi... Brakło mi tchu. Jak błyskawica przeleciało mi przez myśl: „ A może odejść?” Ale nie udzieliłem sobie odpowiedzi i zacząłem nadsłuchiwać.... Martwa cisza... Następnie obejrzałem się po raz ostatni, zebrałem się w sobie, wypróbowałem siekierę w pętli sznura. „Czy nie jestem blady... przesadnie?” - myślałem. „Czy nie jestem zbyt mocno wzburzony? Ona jest nieufna... A może jeszcze poczekać... aż serce się uspokoi...” W tym momencie coś mnie rąbnęło jak pałką przez łeb. To śledczy wyciągnął kontakt z gniazdka. Tak nie wolno postępować, należy to robić powoli i stopniowo. Śledczy rozpiął kołnierzyk i otarł dłonią spocone czoło: Wyglądał całkiem kiepsko. Dałem mu koniak i tym razem nie protestował. Zresztą opanował się szybciej, niż oczekiwałem. - Jasne, Jurowski - powiedział przesiadając się za biurko - wyobraził pan sobie, że jest pan Rodionem Raskolnikowem i zarąbał pan siekierą służącą, zgadza się? - Nie - powiedziałem - to ona wyobraziła sobie, że jest tamtą staruchą. Uśmiechnął się niewesoło. - Znowu dokoła Wojtek? Jak długo jeszcze to będzie trwało? - Tak długo, dopóki pan nie zrozumie. Mówił pan o granicy między fantazją a rzeczywistością. Kiedyś życie i sztuka znajdowały się deko od siebie po obu stronach tej granicy. Obrazy odgradzały się ramami od ścian, rampa oddzielała widownię od sceny, nieme figurki w kinie były podobniejsze do marionetek, niż do żywych ludzi. Potem wszystko zaczęło się zmieniać. Na naszych ekranach oprócz dźwięku i koloru, pojawił się trzeci wymiar, zapach i wreszcie ten właśnie „efekt uczestnictwa”. Cała suma osiągnięć technicznych sprawiła, że domniemane stało się rzeczywistym, iluzja przeplotła się z życiem. A czyż wszystkie nasze uczucia nie są iluzoryczne? Teraz położył pan rękę na biurku. Odczuwa pan jego twardość, temperaturę i nie zastanawia się pan nad tym, że pod pańską dłonią znajduje się kompleks cząsteczek elementarnych nieskończenie odległych od siebie, a to co pan odczuwa jako ciepło... Nie pozwolił mi dokończyć i tak wrzasnął, że aż podskoczyłem - Dosyć! Mam pańskiej gadaniny wyżej uszu! Są już wyniki ekspertyzy. Śmierć nastąpiła w wyniku uderzenia w głowę. To już nie są żadne iluzje. Niech pan lepiej powie, gdzie pan ukrył siekierę? - Już wyjaśniłem panu. Zostało to zaprogramowane dla dwojga ludzi. Chciałem sprawdzić, jaka będzie reakcja człowieka postronnego. Zgodziła się być tamtą staruchą. Na nieszczęście okazała się zbyt reaktywna. Czyżby pan nie wiedział, że jeśli człowiekowi w czasie snu hipnotycznego powiedzieć, że się go przypala rozpalonym żelazem - na jego skórze pojawią się ślady prawdziwych oparzeń? Gotów jestem ponieść odpowiedzialność za to co się stało, ale to po prostu wypadek przy pracy, nie do unikniecie w każdej nowej dziedzinie. - Gdzie pan ukrył siekierę? Niestety, cierpiał na kompletny brak wyobraźni. Jedno co potrafią, to nieustannie gadać o siekierze. Taki śledczy był mi niepotrzebny. Skasowałem to intermedium i ponownie wprowadziłem do progamu Porfirego Pietrowicza. Jego sposób prowadzenia śledztwa dostarczał więcej emocji. Musiałem się śpieszyć, ponieważ już wkrótce zaczynały się zawody w jeździe figurowej na lodzie i miałem ochotę poczuć się Gabrielą Zeifert, a jeszcze przed tym - Napoleonem po zdobyciu Moskwy. Jednakże nic nie wynikło z moich planów. Przyszedł dyżurny lekarz i powiedział, żebym skończył zabawę, odstawił krzesła na miejsce i poszedł spać, ponieważ jest późno.