JAN TWARDOWSKI KILKA MYŚLI O ŚWIĘTYM JÓZEFIE WYBRAŁA I OPRACOWAŁA ALEKSANDRA IWANOWSKA NA POCZĄTKU Są święci dalsi i bliżsi, serdeczni i mniej serdeczni, kochani i bardziej kochani. Chociaż wszyscy poszli do nieba, lecz nie do wszystkich jednakowo wyciągamy ręce, nie wszyscy jednakowo nas wzruszają. Niektóre obrazki świętych łapczywie trzymamy przy sobie i nie chcemy ich wypuścić z rąk, a inne, w złotych ramkach, odkładamy na bok. Ze wszystkich świętych zawsze bliski jest święty Józef, zawsze wzruszający, cały w radosnych tajemnicach różańca świętego. Jego uroczystość obchodzimy dziewiętnastego marca, kiedy pachnie już Wielkanocą, ale nam bardziej przypomina się Boże Narodzenie. Święty Józef tak bardzo zrost się z dzieciństwem Pana Jezusa, że nawet każde dziecko widzi go razem z kolędami, gwiazdką na niebie, choinką w pokoju. Zaś człowiek stary, umierając, wzywa imienia tego, który jest patronem dobrej śmierci, bo Józef miał śmierć najszczęśliwszą: byli przy nim i Matka Boska, i Jezus. Święty Józef ma także tytuły patrona rodzin i małżeństw, patrona życia chrześcijańskiego, patrona Kościoła powszechnego, zakonów kontemplacyjnych. O świętym Józefie, nawet jeżeli wspomina się jego pracę fizyczną, mówi się najczęściej językiem abstrakcyjnym i ogólnikowo o jego czystości, poczuciu odpowiedzialności, milczeniu, mistyce. Piękna litania do świętego Józefa, ułożona przez księdza Józefa Wilczewskiego, podaje wspaniałe określenia, ale także dość szerokie i ogólnikowe. Przypomnijmy po prostu, że święty Józef ma swoją odrębną urodę i miejsce w Kościele, jest on patronem tych, których praca jest zapomniana, trud niedoceniony, jest patronem każdego, bo pomaga odnaleźć w życiu utraconego i zgubionego Pana Jezusa. NAJMNIEJSZY NAJWIĘKSZY W Ewangelii świętego Łukasza czytamy pełne sekretu zdanie: „Między narodzonymi z niewiast nie ma większego od Jana. Lecz najmniejszy w królestwie Bożym większy jest niż on” (Łk 7,28) — czyli nikt nie urodził się większy od świętego Jana Chrzciciela, ale najmniejszy święty w królestwie niebieskim jest większy od niego. O jakim świętym mowa? Kto jest najmniejszy w królestwie niebieskim, ale większy od takiego olbrzyma, jakim jest Jan Chrzciciel? Może jeden z pasterzy betlejemskich? Ale pasterze nigdy nie występują w liczbie pojedynczej. Zawsze jest ich kilku. Zawsze razem się budzili, razem biegli, razem klękali. Nawet na obrazach jest ich więcej niż trzech mędrców. Może święta Tereska od Dzieciątka Jezus? Ale mowa jest o najmniejszym, a nie o najmniejszej w królestwie niebieskim. Może tak jak na ziemi mamy Grób Nieznanego Żołnierza, w niebie jest miejsce dla nieznanego świętego? Ale Jezus, nazywając go najmniejszym, uczynił go w jakiś sposób znanym. Myślę, że najmniejszym a największym świętym w królestwie niebieskim jest święty Józef. NAJBLIŻEJ Niektórzy w chwilach najtrudniejszych pobożnie wołają: Jezus, Maria, Józefie święty! — Nie wołają Jana Chrzciciela, o którym święty Łukasz napisał, że między narodzonymi z niewiast nie ma większego niż on. W kanonie Mszy świętej Józefa wspominamy przed papieżami, Piotrem, Linusem i Kletem, przed trzema hierarchami, ponad tiarami, piuskami i tronami biskupimi. Wspomina się go przed świętym Andrzejem, który z Apostołów był najstarszy powołaniem. Umieszczono go przed Kosmą i Damianem, wybitnymi lekarzami, wielkimi społecznikami pierwszych wieków chrześcijaństwa. Święty Andrzej był rybakiem, a potem został Apostołem. Święty Piotr był rybakiem, a potem został papieżem. Święty Józef był cieślą i został cieślą. Nie został ani papieżem, ani biskupem, ani kapłanem i ten zwykły człowiek, „pracownik fizyczny”, jest ponad papieżami, biskupami, apostołami — najbliższy Jezusa i Matki Bożej. Jest więc u Pana Boga poufne miejsce dla zapomnianych, bez godności zewnętrznych, a tak bliskich Bogu. Niepozorny cieśla, niekonsekrowany, nieubrany w żadne fiolety i purpury kardynalskie uczy każdego człowieka — poprzez wiarę, wielką miłość i dobroć — największej pobożności i bliskości Bogu. Co stanowi o bliskości z Jezusem? Nie wiedza, nie nauka, nie dyplomy, nie odznaczenia, nie posady, nie urzędowe stanowiska, ale tęsknota za Bogiem i nieopuszczanie Matki Bożej. OPIEKUN Święty Józef nie był intelektualistą. Nie był filozofem, nie był kaznodzieją — nie głosił kazań ani za długich, ani za krótkich, ani w sam raz. Nie był biblistą, ani dygnitarzem. Nie był urzędnikiem, gryzipiórkiem, nie chodził do biura, nie wypisywał żadnych wykazów. Nigdy nie namalowano go z piórem w ręku. Często na obrazach stoi jak ogrodnik z wysoką lilią. Czasem — jak wieśniak na odpuście — trzyma klatkę z gołębiami i chce je zanieść na ofiarowanie (podobno w Nazarecie hodował króliki i sam je karmił). Często przedstawiają go z heblem, z którego spadają wióry. Byt prostym człowiekiem, któremu Bóg powierzył to, co najdroższe: Jezusa, Matkę Najświętszą, stajnię w Betlejem, chałupkę w Nazarecie. Zaufał jego opiece i temu, że przy nim nic złego się nie stanie Najświętszej Rodzinie, ani dach się nie zawali, ani osiołek się nie spłoszy, ani okna nie wylecą. PO CIEMKU Bóg mówi do nas i za dnia, kiedy światło w oknach, i w nocy, kiedy śpimy po zgaszeniu światła. Zwiastowanie anielskie w życiu świętego Józefa odbyto się nocą. Jest bardziej dyskretne od zwiastowania w życiu Matki Bożej, bo mniej się o nim mówi i nie ma swojego pacierza na co dzień. Gdybyśmy nawet uznali, że sen był jednym z rodzajów literackich, stosowanych przez ewangelistów, to jednak głos, który nakazał Józefowi przyjąć nie swoje Dziecko jako własne, był niezwykły i pochodził spoza ludzkiego rozumowania. Jak trudno było Józefowi podjąć decyzję. Podjął ją jednak nie ze względu na to, że kochał Maryję, chciał Jej pomóc, ale dlatego, że przyłożył ucho do Pana Boga (i to zupełnie po ciemku) i otworzył się na głos Boży. Kiedy stajemy wobec trudnych decyzji, szukamy argumentów. Wielkie decyzje — przypomina Ewangelia — trzeba zawsze przemodlić, bo to, co najważniejsze dla nas, przychodzi zawsze z wysoka, spoza rozumowania. Możemy to nazwać snem, ale to więcej niż sen. RODOWÓD „Sam zaś Jezus rozpoczynając swoją działalność miał lat około trzydziestu. Był, jak mniemano, synem Józefa, syna Helego, syna Mattata, syna Lewiego, syna Melchiego, syna Jannaja, syna Józefa, syna Matatiasza, syna Amosa, syna Nahuma, syna Chesliego, syna Naggaja, syna Maata, syna Matatiasza, syna Semei, syna Josecha, syna Jody, syna Jana, syna Resy, syna Zorobabela, syna Salatiela, syna Neriego, syna Melchiego, syna Addiego, syna Kosama, syna Elmadana, syna Hera, syna Jezusa, syna Eliezera, syna Jorima, syna Mattata, syna Lewiego, syna Symeona, syna Judy, syna Józefa, syna Jony, syna Eliakima, syna Mele — asza, syna Menny, syna Mattata, syna Natana, syna Dawida, syna Jessego, syna Jobeda, syna Booza, syna Sali, syna Naassona, syna Aminadaba, syna Admina, syna Arniego, syna Esroma, syna Faresa, syna Judy, syna Jakuba, syna Izaaka, syna Abrahama, syna Tarego, syna Nachora, syna Serucha, syna Ragaua, syna Faleka, syna Ebera, syna Sali, syna Kainama, syna Arfaksada, syna Sema, syna Noego, syna Lamecha, syna Matusali, syna Enocha, syna Jareta, syna Maleleela, syna Kainama, syna Enosa, syna Seta, syna Adama, syna Bożego” (Łk 3,23–38). Dlaczego ten rodowód nazwano rodowodem Jezusa, przecież Józef nie był Jego naturalnym ojcem, a Jezus był Dzieckiem spoza naturalnego małżeństwa? W porządku nadprzyrodzonym, w porządku łaski, Józef był tylko opiekunem Jezusa, Jego przybranym ojcem, ale w świetle prawa żydowskiego jednak był ojcem naturalnym, bo Maryja została mu oficjalnie poślubiona. Żydzi byli bardziej prawnikami niż teologami. Ewangeliści Łukasz i Mateusz podali rodowód Józefa jako prawnego ojca Jezusa. Ponieważ Matka Boża, podobnie jak Józef, pochodziła również z rodu Dawida, tym samym rodowód Józefa był i Jej rodowodem, i Jezusa. Tak więc Józef w życiu Jezusa był bardzo potrzebny nie tylko dlatego, że przygotował grotę, przeprowadzał do Egiptu osiołka z Panem Jezusem, ale nadał Jezusowi imię i wprowadził Go w ród króla Dawida, z którego sam pochodził. Co nam ten rodowód uprzytamnia? To, że Jezus — przez Matkę Najświętszą — wszedł w rodzinę ludzką. Urodzony z najczystszej Dziewicy za sprawą Ducha Świętego mógł przecież stronić od grzesznych ludzi i otoczyć się tylko aniołami, Archaniołami, duchami czystymi. Tymczasem wszedł w ród Dawida, wielkiego władcy, wspaniałego króla, ale i zarazem wielkiego grzesznika, człowieka pokuty, autora słynnego psalmu 51 „Zmiłuj się nade mną, Boże”, gdzie mówi, iż grzech jest zawsze przed człowiekiem. Syn Dawida, Salomon, był co prawda mądrym władcą, ale także grzesznikiem. Kiedy czytamy imiona: Fares, Aram, Aminadab, Esrom, Salatiel, Tamar, Rachab — na pewno nie czytamy litanii do wszystkich świętych. Czy to nie wzruszające, że Jezus nie wstydzi się tego towarzystwa krewnych? Tak jak stanął razem z grzesznikami nad Jordanem po chrzest Janowy, tak wszedł w grzeszną rodzinę ludzką po to, aby ją ratować, umrzeć za nią z miłości i doprowadzić do Boga. Rodowód Jezusa to nie długa, nudna litania imion z książki telefonicznej, ale historia Jezusa, który nie brzydził się grzesznym człowiekiem, to ilustracja do wezwań z Litanii do Serca Pana Jezusa: Serce Jezusa, Ofiaro grzeszników; Serce Jezusa, źródło pociechy — zmiłuj się nad nami. LĘK I UFNOŚĆ „Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie” (Mt 1,19). Jak zrozumieć to, że Józef, aby nie zniesławić Matki Najświętszej, chciał Ją potajemnie opuścić? Przecież właśnie wtedy, gdyby Ją opuścił i zostawił z Dzieckiem, mógłby Ją zniesławić. Potajemnie, to również znaczy: najszybciej. Święty Tomasz z Akwinu tłumaczy, że święty Józef nie mógł pytać Matki Bożej o nic. Była Ona tak czysta i promieniowała taką czystością, że pytania nie miałyby sensu. Kiedy Józef dostrzegł, że Maryję posiadł Bóg i Ona cała należy do Boga, a Bóg jest w Niej, uznał, że jest niegodny z Nią obcować i poczuł się zupełnie niepotrzebny. Józef wychowany był na Starym Testamencie, pełnym lęku przed Bogiem. Żyd w Starym Testamencie żyt bojaźnią Bożą, a bał się nie tylko Boga, ale i samego siebie w obliczu Pana Boga. Dla człowieka Starego Testamentu zobaczyć Boga znaczyło umrzeć. Kiedy Mojżesz usłyszał głos Boży na pustyni w gorejącym krzaku, chciał uciekać. Bóg go jednak zatrzymał i pozwolił mu zbliżyć się do siebie. Słowa „Święty, święty, święty”, które powtarzamy we Mszy świętej, są słowami aniołów, oddających cześć Bogu. „Święty” po hebrajsku znaczy: inny, niepojęty, taki, do którego niepodobna się zbliżyć, taki, który jest ponad człowiekiem. W Świątyni Jerozolimskiej do miejsca świętego nikt nie mógł wejść. Józef okazał Bogu podobną cześć. Zdając sobie sprawę z tego, kim jest, nie śmiał być przy Tej, którą zawładnął sam Bóg. Dopiero anioł Pański, który ukazał mu się we śnie, uspokoił go: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Matżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęto” (Mt 1,20). Chciał odejść jako człowiek Starego Testamentu, ale anioł kazał mu pozostać i być człowiekiem Nowego Testamentu. Dwa wielkie przeżycia duszy ludzkiej: poczucie własnej nicości i lęku przed Bogiem, który jest ponad wszystkim i jednocześnie ewangeliczna ufność w to, że Bóg pozwala być przy sobie, radość, że do ponadludzkiego Boga można zbliżyć się i zaufać Mu ludzkim sercem. GODNY NIEGODNY Anioł zatrzymał Józefa dlatego, że jako opiekun Maryi zobaczył swą znikomość wobec wybranki Boga, a jedyną godnością człowieka wobec Boga jest poczucie całkowitej niegodności. Kiedy święty Piotr zobaczył cud rozmnożenia ryb, też chciał odejść od Pana Jezusa. „Odejdź ode mnie” — mówił. Chciał, żeby Jezus się oddalił, bo czuł się zupełnie niegodzien. Tylko poczucie naszej całkowitej niegodności pozwala nam przyjmować Komunię świętą. W pokorze czujemy się zupełnie niegodni jej przyjęcia. Czasem czujemy się niegodni i niepotrzebni. Właśnie bądźmy wtedy godni, kiedy czujemy się niegodni. Jesteśmy tak długo potrzebni, jak długo żyjemy na ziemi. Gdyby nam się wydawało, że jesteśmy chorzy, do niczego — pamiętajmy, że dopóki żyjemy, Bóg nas potrzebuje, nawet czasami beznadziejnie cierpiących. SNY Obaj biblijni Józefowie, sprzedany przez swoich braci w niewolę egipską oraz opiekun Matki Bożej i Jezusa, byli wierni snom. Jednemu i drugiemu Bóg objawiał swoje tajemnice poprzez sny, porozumiewał się z nimi przez sen jak przez telefon. Jeden i drugi zwraca nam uwagę na tajemnicę snów. Znam kogoś, komu sen uratował życie. Znam osoby, które nawróciły się, bo sen przywołał ich do spowiedzi świętej. Znam księży, którym przyśniło się ich powołanie. Adam Mickiewicz po wielu latach wyspowiadał się w Rzymie, kiedy Ewa Ankwiczówna (jedna z Polek na emigracji) opowiedziała mu, jaki miała o nim sen. Józef, syn Jakuba i Rebeki — ewangeliczna postać Starego Testamentu — wytłumaczył faraonowi sen o krowach, awansował z więźnia na ministra skarbu i wcale nie przewróciło mu się od tego w głowie i potrafił przebaczyć braciom. Ostrzeżony we śnie Józef stał się przewodnikiem Matki Bożej i małego Jezusa. Wierząc w sen, szedł drogą poprzez pustynię, szlakiem karawan, z daleka od ludzkich osiedli, przeszło pięćset kilometrów. Tak długo miał wiarę, że wierzył w sen do końca. Chociaż tak długo szedł, nie zwątpił w sen i w to, że poprzez sen Bóg chciał coś do niego powiedzieć. SŁUCHAJ! Święty Józef był chyba najbardziej zwyczajnym świętym. Nie zakładał klasztorów, nie był uczonym, jak święty Tomasz z Akwinu. Nie był spowiednikiem, jak święty Jan Vianney, który spowiadał po dziesięć godzin dziennie i jadł dwa kartofle na dobę. Nie był męczennikiem, jak święty Bartłomiej, którego obdarto ze skóry za to, że kochał Jezusa. Skoro nie był wielki, czy utonął w swojej codzienności? Czy zwyczajność zastoniła mu Boga? Józef stale widział Boga w codziennych sprawach, które byty koło niego. Stale słyszał Bożego anioła i w chwilach wahań dał się przez niego popychać. Anioł mówił: Nie lękaj się przyjąć Maryję! Nie opuszczaj Jej! — został i poślubił Ją; anioł polecił: Nadaj Dzieciątku imię Jezus! — zrobił tak; anioł powiedział: Uciekaj! — uciekł z Maryją i Jezusem do Egiptu; anioł polecił: Wracaj! — opuścił Egipt. Wydaje nam się czasem, że nic wielkiego nie czynimy, a życie codzienne pochłania nas bez reszty. Obyśmy właśnie wtedy umieli usłyszeć głos Boga, który — tak jak do świętego Józefa — wciąż do nas przemawia. Nie lękaj się! Nie lękaj się, że niczego nie potrafisz, a to, co robisz, że jest za matę. Bóg przez twoje bardzo maleńkie sprawy może dokonywać wielkich dzieł. Nie opuszczaj! Nie opuszczaj Matki Najświętszej, modlitwy do Niej, rachunku sumienia, człowieka, który potrzebuje twojej dobroci, serca, ciebie. Wstań! Niech ci się nie wydaje, że nie podołasz. Wracaj! Wracaj wciąż do codziennych spraw, kłopotów, które wydają się tak nieważne i małe. W ciągłym powrocie do obowiązków zawiera się wierność Bogu. CO NAS ŁĄCZY Najświętsza Rodzina — rodzina najbliższa Bogu. Chyba tak ją można najprościej nazwać. Maryja i Józef szli z Jezusem, tak jak inne rodziny, do świątyni, aby „pierworodne dziecię płci męskiej ofiarować Panu”. Posłuszni, tak jak wszyscy, prawu Boskiemu i ludzkiemu. Tak samo jak inni ubodzy ludzie nieśli tylko dwa gołębie w ofierze. Żadna nasza ludzka rodzina nie jest tak bliska Bogu. Przecież Jezus był Mesjaszem, a Matka Boża — niepokalanie poczęta. Czy jednak nie wzrusza nas, że do tej niezwykłej tajemnicy — tajemnicy rodziny zjednoczonej z Bogiem — przybliża to, co najbardziej zwykłe, i to z nią łączy? Kiedy Najświętsza Rodzina żyta na ziemi, nie różniła się na pozór od innych rodzin. Nie była ani celem świętych pielgrzymek, ani widowiskiem dla ciekawych gapiów. Była jedną z wielu. Tyle zwykłych rzeczy łączy nas z Najświętszą Rodziną. Dom, stół, chleb, mleko, owoce. Wszelkie troski dnia powszedniego. To, co najbardziej zwykłe, przyjęte z myślą o Bogu — zbliża nas do tajemnicy rodziny zjednoczonej z Bogiem. O PROSTYM PACIERZU Właśnie w Betlejem wjeżdżali w groty niemalowane wrota — osiołek zaczął się trząść jak w kokluszu — zląkł się kapitalistycznego złota. Święty Józef podniósł brwi — Betlejem stało się pełne mędrców psychologów astronomów kontemplatyków porwanych aż tak do siódmego nieba — że zapomnieli o imieninach mamusi o języku w bucie o kruszynie dla wróbli chleba Wielbłądy biły kopytami i zamieniały Ziemię Świętą w grzechotkę — wół się chwiał — jakby stał na biegunach — a Matka Boska rzekła do świętego Józefa — Nie wpuszczaj. Niech im księżyc przypnie po srebrnej łacie — niech czekają — póki najmniejszy z pasterzy skończy mówić zwykły pacierz. MAMUSIA Święty Józef załamał ręce, denerwują się w niebie święci, teraz idą już nie Trzej Mędrcy, lecz uczeni, doktorzy, docenci Teraz wszystko całkiem inaczej, to, co stare, odeszło, minęło, zamiast złota niosą dolary, zamiast kadzidła — komputer, zamiast mirry — video — Ach te czasy — myśli Pan Jezus — nawet gwiazda trochę zwariowała ale nic się już nie zawali, bo wciąż mamusia ta sama. RÓŻA Lilie półnagie chabry nieczesane kaczeńce jak kaczuszki co stanęły boso wszystkie pietruszki jawnie rozebrane A jednak święty Józef dąsa się wyraźnie gdy Matce Bożej różę wystrojoną niosą LUDZKI ŚWIĘTY Najświętsza Rodzina wydaje nam się trochę nieludzka, nie z tego świata. Jezus był Bogiem — Człowiekiem, Matka Boska — niepokalanie poczęta. Tylko jeden Józef był ludzkim świętym, dopuszczonym do najświętszego grona. Najświętsza Rodzina była jednocześnie bardzo ludzka. Wszyscy przeżywali na co dzień ludzkie życiowe kłopoty: szukali mieszkania, uciekali przed Herodem, mieli na pewno swoje kłopoty materialne. Nasze codzienne życie, nasza krzątanina od rana do wieczora, od nocy do rana, czyni człowieka świętym ludzkim. NA OBRAZKACH Zapytałem kiedyś w sklepie z pobożnym towarem, czy jest obrazek ze świętym Józefem, ale taki, na którym on byłby tylko sam. Odpowiedziano mi, że w ogóle takiego obrazka nie ma, bo samotny Józef nie byłby podobny do świętego Józefa, opiekuna Świętej Rodziny. I tak ich pamiętamy — zawsze razem. Mam obrazek z Panem Jezusem, Matką Bożą i świętym Józefem w stajence betlejemskiej. Uśmiechali się do pasterzy, którzy przybiegali śpiewać kolędę. Najświętsza Rodzina — uśmiechnięta. Pamiętam dwa obrazki: przedstawiały Najświętszą Rodzinę w świątyni jerozolimskiej. Na jednym było widać, jak Matka Boska ze świętym Józefem nieśli małego Jezusa, by ofiarować Go Bogu. Najświętsza Rodzina — wzruszona. Na drugim — wymalowano, jak Matka Boska ze świętym Józefem odnaleźli dwunastoletniego Jezusa. Jaka to radość odnaleźć Jezusa! Najświętsza Rodzina — szczęśliwa. Pamiętam jeszcze nie obrazki, ale dwa obrazy. Jeden, który wisi w kościele w Kaliszu. Pokazuje małego Jezusa z Matką Bożą i świętym Józefem na spacerze. Najświętsza Rodzina — spacerująca. Drugi znajduje się w kościele w Miedniewicach. Widzimy na nim Jezusa, Matkę Bożą i świętego Józefa przy śniadaniu. Siedzą przy stole, a na talerzyku leżą owoce. Najświętsza Rodzina — przy śniadaniu. W tej Najświętszej Rodzinie wszyscy byli razem, razem się martwili, wzruszali, spacerowali, radowali się, zasiadali do stołu. Wszyscy w tej Rodzinie nie tylko wzajemnie się kochali, ale uśmiechali się i wyciągali ręce do pasterzy, do Trzech Królów — do każdego z osobna, do Symeona i Anny w świątyni, nawet do uczonych, którzy zadawali Jezusowi pytania; modlili się za nich, żeby zmądrzeli, bo można być uczonym niedouczonym. Każda rodzina, nawet taka, w której się czasem denerwują, kłócą, trzaskają drzwiami, po latach wydaje się święta. DZIECI BOGA Nieraz patrzymy na Najświętszą Rodzinę jak na rodzinę „nie z tej ziemi”. Ile jednak łączy nas z tą niezwykłą Rodziną. Wiele naszych rodzin mieszka w niedobrych warunkach; nawet metraż stajni może się wydawać nie tak maty, skoro pobożna tradycja zmieściła w nim wołu i osła. Ile rodzin wypędza z kraju brak mieszkania — udają się czasem dalej niż do Egiptu. Matka Boska i święty Józef, szukając dwunastoletniego Jezusa, przeżywali samotność, ogarnął ich niepokój, bo szukali tylko Jezusa — Człowieka. Jego tajemnica ich przerastała. Podobnie i my, żyjąc w rodzinach, czujemy się samotni. Choćbyśmy się wzajemnie kochali, zapominamy, że człowieka nie można zagarnąć tylko dla siebie. Jest najpierw dzieckiem Boga — potem dzieckiem rodziców, siostrą czy bratem dla rodzeństwa. Często o naszych rodzinach myślimy bardzo krytycznie, a jednak we wspomnieniach pięknieją. Nawet niejedną fotografię matki po latach ludzie całują jak święty obrazek. Ojciec też po upływie lat wydaje się nam święty, choćby nawet straszył kiedyś jak Herod. Rodzina jest dziełem Bożym. Może być krzyżem dla nas, może być radością. Nie od nas to jednak zależy, że mamy takich rodziców, a nie innych, takie rodzeństwo, a nie inne. Rodzina jest tajemnicą woli Bożej. W takiej, jaką Bóg nam daje, mamy dojrzewać do spotkania z Nim. W CIENIU W uroczystość świętego Józefa Kościół czyta Ewangelię o odnalezieniu Jezusa w świątyni. Można by chyba powiedzieć, że dla świętego Józefa jest fragment najboleśniejszy i może przez grzeczność powinno się czytać rodowód Pana Jezusa, żeby nie zasmucać solenizanta. W chwili odnalezienia Jezusa jednocześnie spotkała się cała Święta Rodzina. Jezus mówi, Matka mówi, a Józefowi odebrano głos. Józef milczy. Wschodnim zwyczajem to właśnie on powinien zapytać Jezusa, co się z Nim działo, dlaczego zaginął. Nie koniec na tym. Jezus publicznie odebrał Józefowi prawo do jego ojcostwa. Powiedział, że Bóg jest Jego Ojcem, nie Józef. Wiemy, że Józef nie był ojcem Jezusa, ale wiemy też jak ojciec adoptowanego dziecka lubi, kiedy mówi się do niego „ojcze”. Może szczęśliwszą Ewangelią na uroczystość świętego Józefa byłby fragment o ucieczce do Egiptu? To Józefowi, a nie Maryi przyśnił się anioł. To Józef budził wszystkich po kolei, siodłałt osiołka, pakował bagaże, przeprowadzał Rodzinę przez pustynię i zieloną granicę. On był czuwającym opiekunem, przewodnikiem, organizatorem, głową rodziny. Bolesna Ewangelia czytana w uroczystość świętego Józefa ukazuje nam Józefa najprawdziwszego, jeszcze bardziej ukrytego od Matki Bożej, Józefa najbliższego Jezusowi, a jednocześnie najbardziej od Niego odsuniętego. Tak mało o nim wiemy. Kto był jego ojcem? Święty Mateusz podaje, że był synem jakiegoś Jakuba, święty Łukasz, że był synem Helego. Nie wiemy, ile miał lat, czy był stary, czy młody, kiedy umarł. Ilu jest takich ludzi, o których mato wiemy, którzy rzuceni są gdzieś do ciemnego kąta, a jednak w swojej codziennej pracy są tak blisko Pana Boga. Święty Józef jest patronem wszystkich tych, o których mato wiemy, którzy nieraz nie mają swoich domów lub są zapomniani, ale na co dzień są z Panem Bogiem. NA SAMYM KOŃCU „Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. […] a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie»„ (Łk 2 ,46.48). Po długich, niepokojących dniach szukania Maryja nie zapomniała, że Józef szukał razem z Nią — „Oto ojciec Twój i ja”, nawet wspomniała go na pierwszym na miejscu. Najczęściej matka, gdy szuka dziecka, myśli tylko o tym, ile ona sama wycierpiała, nakłopotała się i namęczyła. Tak też mogła postąpić i Matka Boża, tym bardziej że Jezus był tylko Jej Synem, tylko do Niej podobny, bo przecież Józef nie był Jego ziemskim ojcem. Najpierw więc Bóg, którego szukam, potem ktoś, kto razem ze mną myśli, tęskni, cierpi, a dopiero na samym końcu ja. Rozminiemy się z Matką Bożą, jeśli będziemy najpierw szukali samego siebie, potem bliźniego, a na końcu Boga. ZDZIWIONY Kiedy Matka Boża i Józef zobaczyli Jezusa w świątyni, zdziwili się. Na pewno dziwili się nie tylko ten jeden raz. Dziwili się przez całe życie. Myślę nawet, że Józef dziwił się więcej niż Maryja. Pomyślmy: z jednej strony anioł objawia mu we śnie Jezusa jako Mesjasza; od Matki Bożej dowiaduje się, że Syn począł się w tajemniczy sposób za sprawą Ducha Świętego, że jest Synem Najwyższego i królem, którego królestwu i panowaniu nie będzie końca. Z drugiej strony patrzył na Jezusa zupełnie niepozornego, na chłopca bez żadnego cudu. Odszedł z tego świata, zanim Jezus uczynił jakikolwiek cud, zanim wszedł na Górę Przemienienia, zanim zbierały się przy Nim tłumy, klękały przed Nim wielbłądy i osty, a ludzie rzucali palmy. Matka Boża żyła dłużej, więc sama widziała cud w Kanie Galilejskiej, słyszała o wskrzeszeniu młodzieńca z Nain, o wskrzeszeniu Łazarza, o cudach uzdrowień. Była świadoma zmartwychwstania, co utwierdziło Ją w przekonaniu, że Jezus jest Mesjaszem. Mogła się zatem mniej dziwić niż Józef. Jak Józef mógł nie dziwić się, skoro widział, jak zapowiedziany Mesjasz rodzi się w stajni, ucieka przed ciężką łapą Heroda, tuła się po obczyźnie, służy w domu w Nazarecie, jak inni rówieśnicy, a jako dwunastoletni chłopiec zna największą tajemnicę swojego życia? Bóg dał Józefowi możność obcowania z Jezusem bez cudów, jedynie z wiedzą, że jest to Mesjasz. Dlatego święty Józef potrafił tylko dziwić się i chyba też umarł ze zdziwienia. W jego zdziwieniu była wiara, zachwyt i podziw nad tajemnicą Boga. Obcował z Jezusem tak, jak my obcujemy z Przenajświętszym Sakramentem. Wiemy, że jest to najświętsza wielkość, lecz nie widzimy niczego poza lekkim opłatkiem chleba. Kiedy chcemy za bardzo wiedzieć i rozumieć, módlmy się do świętego Józefa o dar podziwu nad tajemnicą Pana Boga. CAŁE SZCZĘŚCIE Nawet w najlepszych rodzinach trzeba szukać Boga, skoro szukała Go nawet Święta Rodzina, Nawet w dobrych rodzinach nie zawsze uświadamiają sobie, że dziecko najpierw jest własnością Boga, a potem własnością rodziców. W pewnym pobożnym domu w jednej chwili stworzyło się piekło, kiedy córka oznajmiła, że chce iść do klasztoru. Rodzina uznała za niemożliwe to, co było sprawą Ojca Niebieskiego. W innej rodzinie matka straciła wiarę po śmierci swojego dziecka. Może uważała, że jej dziecko powinno tak długo żyć, jak ona sobie tego życzyła? Nawet w dobrych rodzinach zapomina się o pierwszeństwie Pana Boga. Ludzie, którzy chcą kochać się wzajemnie, muszą tak siebie kochać, by Bóg zmieścił się w ich miłości. Jeśli się nie zmieści — wszystko się rozpada. Całe szczęście kryje się w tym, że Pana Jezusa zgubić nie można, ponieważ On nas stale szuka. To my możemy się pogubić, jeśli nie zobaczymy Go w naszym życiu. W SPRAWACH OJCA Tyle razy mówimy, że dwunastoletni Jezus zgubił się, a Matka Boża razem ze świętym Józefem szukali Go dniem i nocą, w świetle i po ciemku. Tymczasem Jezus nigdy nie ginie, tylko my się gubimy. Można nawet powiedzieć, że najlepsi z najlepszych — Matka Boska i święty Józef — sami trochę się zagubili, gdyż na razie nie rozumieli, że konieczne było, aby Jezus był „w sprawach Ojca”. Fragment o odnalezieniu Jezusa w świątyni mówi właściwie o Jezusie szukającym zagubionych, bo ten, kto jest w sprawach Ojca, w świetle swojego powołania, nie gubi się, tylko pomaga odnaleźć się innym. Często, nawet na pobożnie odprawianej cichej drodze krzyżowej czy śpiewanej drodze krzyżowej, jaką są Gorzkie Żale, możemy zgubić Jezusa i samego siebie, mimo że śpiewamy o Jezusie. Kiedy na drodze gubimy siebie, kiedy gubimy Jezusa? Wtedy, kiedy myślimy tylko o własnym cierpieniu, urazach. Śpiewamy, ale nie potrafimy nikomu przebaczyć. Skarżymy się, że ktoś nas, jak Piłat, oskarżył niewinnie, że Cyrenejczyk nam nie pomaga, Weronika nie podbiega, nawet Matka Boska zabrała się i poszła. Jezus jest cały w sprawach Ojca. Matka Boża i święty Józef są cali w sprawach Bożych. A my? O ŚWIĘTYM JÓZEFIE — Co z tej deski będzie? — Może domek dla szpaka półka stolik w ogrodzie. To nie wszystko — zostanie zwykły krzyżyk na co dzień CIEŚLA „Gdy Jezus dokończył tych przypowieści, oddalił się stamtąd. Przyszedłszy do swego miasta rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda?” (Mt 13,53 — 55) Jak głęboko ukryty jest Józef, że nawet nie nazwano go w Ewangelii po imieniu. Powiedziano o nim po prostu „cieśla” — nie prorok, nie uczony w Piśmie, nie cudotwórca, ale jakiś cieśla. Słyszałem kiedyś taką rozmowę: — Właśnie wracamy ze zjazdu koleżeńskiego naszej dawnej szkoły. Ilu wybitnych uczniów wydało to gniazdo! Ten został wielkim profesorem, tamten wybitnym lekarzem, ten jest artystą, a reszta… Pozostali to tylko mali pracownicy, którzy niewiele znaczą. — Można by powiedzieć językiem Ewangelii: jacyś cieśle. Ten, kto w oczach świata może wydawać się niepozornym cieślą, w oczach Boga może być świętym. Dla Boga nie jest ważne to, czy ktoś mieszka w wielkiej stolicy i ma ważne stanowisko, czy jest na prowincji i ma maleńką posadę, czy pisze wielką pracę naukową, czy zamiata ulice. Dla Boga najważniejszą sprawą jest to, w co ten ktoś jest zakorzeniony, w jakiej intencji kocha, cierpi. Można być bardzo małym nienazwanym pracownikiem i spełniać swoje powołanie — być bliskim Boga. Nie obawiajmy się być w oczach ludzkich niepotrzebnym cieślą. Mamy być świętymi w oczach Boga. Pogardzany przez ludzi cieśla po latach może stać się dla innych źródłem światła i pomocą. ŚWIĘTO PRACY Jak rozumieć święto pracy? Jezus urodził się w Ziemi Świętej podbitej wówczas przez Imperium Rzymskie, a więc przyszedł na świat w morzu pogaństwa, które pogardzało pracą fizyczną. Arystoteles, gwiazda swojego wieku, głosił, że godną pracą wolnego człowieka jest tylko trud myślenia — filozofia, nauka abstrakcyjna. Również pracą godną człowieka jest trud wojownika, walczącego o dobro państwa. Praca fizyczna nie jest pracą godną człowieka. Jest tylko dla niewolników. Jezus urodził się w rodzinie osób pracujących fizycznie. Sam całe życie był cieślą, nauczał tylko przez ostatnie trzy lata życia na ziemi. Tak często mówimy, że Jezus uświęcił krzyż, który był znakiem hańby i wstydu, a jest znakiem miłości, odkupienia i najświętszą relikwią. Mato mówimy o tym, że Jezus, który pracował fizycznie, uświęcił pracę fizyczną. Praca fizyczna ma swoją duszę. Mówi Chrystus, że trzeba w świecie zrobić wielkie sprzątanie, wielki porządek. Święty Paweł mówi, że trzeba uprzątnąć zły kwas, wysprzątać świat z nienawiści, złości, gniewu, zazdrości i uporządkować duszę. Jednak takie sprzątanie zaczyna się od zamiatania i szorowania podłogi w mieszkaniu, od czyszczenia ubrań, wynoszenia śmieci. Najprostsza praca fizyczna może być pracą godną człowieka i jest godna, jeżeli ożywia ją miłość do Boga i ludzi. Największa nawet praca umysłowa, jeżeli nie dorasta do tych cnót, a dąży do chęci stworzenia dzieła egoistycznego, nie jest godna wolnego człowieka. RĘCE JÓZEFA Często na obrazach widzimy rozmodlone, złożone do modlitwy ręce, ale bardzo rzadko są to ręce świętego Józefa. Najczęściej jego ręce widzimy przy pracy albo niosące Jezusa. Ileż pracujące ręce Józefa musiały dokonywać szczegółowych prac, fizycznych, ale zjednoczonych z najbliższym Bogiem. Musiały czesać osła, napoić go, podawać mu takie przysmaki, jak oset, przygotować go do podróży, układać na nim pled dla Matki Bożej. Musiały stukać, łomotać w drzwi domów betlejemskich. Ile musiały napracować się w stajni betlejemskiej. Właściwie święty Józef był chyba pierwszym ewangelicznym kościelnym, który zamiatał pierwszy kościół Pana Jezusa, ścierką wycierał żłóbek i wszystkie kąty całego pomieszczenia. był pierwszym, który remontował kościół Jezusa. Jego ręce były umęczone pakowaniem, układaniem bagaży, dźwiganiem. był chyba patronem przeprowadzek, bo stale podróżował: najpierw na spis ludności do Betlejem, potem do Egiptu, wreszcie do Nazaretu. Ręce cieśli musiały opukiwać drzewa, zbierać z nich korę, ciąć, heblować, układać, ustawiać, przymierzać, sprawdzać klej, czy nie za gęsty. Musiały wymiatać wióry. Musiały uczyć Jezusa robienia mebli, narzędzi ogrodniczych i rolniczych (dlatego święty Justyn nazwał Józefa cieślą i kołodziejem). Kościół ma różnych świętych: nieraz eleganckich, wytwornych, czasem królewskich paziów, monarchów w rękawiczkach, uczonych, którzy delikatną ręką z długimi palcami pisali na miękkich pergaminach cienkim piórem. Szorstkie dłonie Józefa miały to szczęście, że ogarniały Jezusa i osłaniały Matkę Najświętszą, chroniły to, co najbardziej delikatne i kruche, jak dzieciństwo najświętszego Dziecka. Święto Józefa Robotnika, patrona fizycznej pracy, przypomina wszystkie ludzkie ręce: spracowane, utrudzone pracą, ręce, które obsługują maszyny, wyrabiają mnóstwo przedmiotów, wymiatają kościół, myją podłogę, dźwigają kubły z węglem, wyrzucają obierki, nieraz są mokre od brudnej wody, czarne od wilgotnej ziemi w polu czy w ogrodzie. Umniejszamy wartość pracy fizycznej, a przecież ona czasem bardziej ułatwia modlitwę i kontemplację niż praca umysłowa. Święty Józef Robotnik zawsze przypomina wartość, szlachetność i świętość pracy ludzkich rąk i rozpoczyna maj — miesiąc niedostrzeżonej pracy Matki Bożej. W TAJEMNICACH RADOSNYCH Święty Józef cały ukryty jest w radosnych tajemnicach różańca. Na pewno umiał z radością wszystko przyjmować od Boga i Mu oddawać. Jeśli chodzi o nas, umiemy przyjmować to, co wydaje nam się szczęśliwe, przyjemne, a wyrzekamy się chętniej tego, co dla nas nieprzyjemne, kłopotliwe, za ciężkie. Od świętego Józefa można wiele się nauczyć. Przyjmował od Boga i to, co wydawało mu się radosne i szczęśliwe, i to, co było dla niego ciężkie i trudne. Z radością przyjął spotkanie z Maryją, przyjaźń z Nią, dar anioła, który go uspokoił, polecił nie opuszczać Jej i może powiedział: Nie lękaj się, choć tak święta i pełna Boga, przy Niej i ty znajdziesz swoje miejsce. Radował się wspólnym mieszkaniem, obcowaniem na co dzień z Maryją i Jezusem. Umiał także przyjmować to, co mogło wydawać się tak ciężkie: żebraczą poniewierkę w Betlejem, wyrzucanie sprzed kolejnych drzwi, grotę i stajnię w Betlejem, spanie między zwierzętami, tułaczkę w Egipcie. Umiał oddać Bogu swą ludzką tęsknotę, by mieć swoją żonę, własne dziecko. Skoro już miał przybranego Syna, mógł odczuwać tęsknotę, by zobaczyć Go, kiedy dorośnie. I tego musiał się wyrzec, bo Bóg wcześniej zabrał go z ziemi. Na żadnym z obrazów ani obrazków nie widziałem, by święty Józef był smutny. Cały w radosnych tajemnicach, umiał Bogu wszystko oddawać z radością. REKOLEKCJE Święty Józef obchodzi swoje imieniny w Wielkim Poście. Ten opiekun i patron narzeczonych nigdy w dniu swych imienin nie jest na żadnym ślubie. Święty Bożego Narodzenia, a bez choinki, opłatka, kiedy wołu i osła schowaliśmy już dawno do skrzyni, by otworzyć ją dopiero w grudniu. Dlaczego papież Grzegorz XV na dzień dziewiętnastego marca ustalił imieniny Józefa, Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny? Święto Zwiastowania Matki Bożej obliczone jest na dziewięć miesięcy przed Bożym Narodzeniem, ale uroczystość świętego Józefa wydaje się przypadkowa. Jednak ten przypadkowy solenizant wprost z kolęd przypomina nam wielkopostne rekolekcyjne skupienie, rekolekcyjne wsłuchanie się w Pana Boga, który mówi do nas nawet przez sen, wtedy kiedy chce nam się spać, a nie zrywać w środku nocy i wędrować do Egiptu. Święty Józef uczy nas wsłuchiwania się w milczeniu, posłuszeństwie i wierności w Pana Boga. Choć żadne słowa Józefa nie są zapisane w Ewangelii, wiemy, że jedno — podyktowane mu we śnie przez anioła — musiał wypowiedzieć na pewno: Jezus. Milczenie i jedno słowo „Jezus” — atmosfera prawdziwych rekolekcji, skupienia, prawdziwego zjednoczenia przy Jezusie. NIE DLA SIEBIE Choć święty Józef nigdy niczego nie pragnął dla siebie — opiekował się Dzieckiem, którego nie był ojcem, przebywał z najpiękniejszą i najświętszą kobietą, której był tylko przyjacielem, umarł tak po cichu, że nikt nawet tego nie zauważył — to nikt nie maluje „frasobliwego” świętego Józefa ze smutną miną. Święty Józef jest pogodnym i pocieszającym świętym dlatego, że przypomina się z choinką, Bożym Narodzeniem, stajenką, której był lokatorem. Nie tylko dlatego, że pojawia się okresie Wielkiego Postu ubierany w kościele na biało, śpiewając hymn: „Chwata na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” i jak ksiądz chodzi po kolędzie. Przede wszystkim jednak pokazuje, że nie będąc kanonizowanym świętym, można być bliziutko Pana Jezusa i Matki Bożej. Przez życie Józefa przeszło czterech królów: Herod, Kasper, Melchior, Baltazar. Do żadnego z nich nie miał pretensji, choć przez Heroda skazany był na poniewierkę, a imiona Kaspra, Melchiora i Baltazara do dziś maluje się na drzwiach, choć to on tyle się namęczył i napukał się do różnych drzwi domów w Betlejem i bardziej zasłużył na pamięć. Jeżeli chodzi o nas, to chociaż bylibyśmy najskromniejsi, jednak ile mielibyśmy pretensji do całego świata, że opiekujemy się dzieckiem, które nie mówi do nas: „ojcze”, uważalibyśmy, że jesteśmy pominięci, gdy wypisują na drzwiach imiona królów, a nie robotnika, który się napracował. Mielibyśmy pretensje, że nie śni nam się nic przyjemnego, tylko Herod i śmierć, dziwilibyśmy się, że tak się poświęcamy Bogu, a mamy śmierć niegłośną, niebohaterską, trochę, jak dla nas, za cichą. Ten, kto żyje tylko dla Boga, kto myśli tylko o Nim, nie ma nigdy żadnych pretensji. Przyjmuje wszystko to, co Pan Bóg daje. JESZCZE NA ZIEMI Święty Józef odszedł w niewidoczny sposób, bez nekrologu, bez pogrzebu. Został odsunięty nawet po swojej śmierci. On — patron dobrej śmierci — nie ma swojego grobu. Ciało Jezusa jest w niebie, ciało Matki Bożej jest także chwalebnym ciałem w niebie, a ciało świętego Józefa uległo rozkładowi, obróciło się w proch i razem z milionami prochów ludzkich czeka na chwalebne zmartwychwstanie ciał na Sądzie Ostatecznym. Przed zakończeniem litanii do Matki Bożej mówimy: „Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych”, bo na Matce Najświętszej wypełniły się wszystkie obietnice Chrystusowe, nawet ta ostatnia: została z ciałem wzięta do nieba. Na zakończenie litanii do świętego Józefa mówimy: „Ustanowił go panem domu swego”. Tak jakby nie wypełniły się na Nim wszystkie obietnice Chrystusowe i został tylko niewidzialnym opiekunem Kościoła na ziemi. Święty Józef był zawsze sobą. Nie zazdrościł nikomu innego rodzaju świętości. Nie brat żadnych farb z innej palety. Był zapomnianym człowiekiem i doszedł do własnej wielkiej świętości, chociaż nie spełniły się jeszcze wszystkie obietnice Chrystusowe, chociaż jeszcze z ciałem swym chwalebnym nie jest w niebie. W CISZY Kiedy Matka Boska stała pod krzyżem Jezusa, nie było przy Niej Józefa. Już nie było go na ziemi. Ewangelia niewiele o nim mówi. Tak jakby go stale pomijała. W czasie pokłonu mędrców w Betlejem nawet nie został wymieniony po imieniu. W czasie ofiarowania Pana Jezusa w świątyni Ewangelista nie przypomina jego imienia. W czasie odnalezienia Pana Jezusa w świątyni Matka Boska mówi w imieniu świętego Józefa. On sam milczy. Tradycja go skrzywdziła. Młodego człowieka przedstawiała zawsze jako starca. Jakby nadprzyrodzona więź miłości do Matki Najświętszej mogła być w jego życiu czymś nieudanym. Otaczała go cisza przez całe wieki, aż do średniowiecza. POSŁUSZNY Święty Józef jest jak dziecko. W swoim życiu był posłuszny wszystkim aniołom, którzy przychodzili do niego we śnie i na jawie. Spełniał wszystko, co mówili. Jakie to szczęście mieć takie dziecięce serce jak święty Józef i ufać aniołom, a zwłaszcza tym, którzy mówią, że mamy być przy Matce Bożej. ADORACJA Świętego Józefa nazwano milczącą wielką adoracją Pana Boga. Ile czasu mógł Józef poświęcać każdego dnia na modlitwę? Pamiętam obraz Boże Narodzenie przedstawiający Matkę Bożą, która modli się w chórze jak zakonnica. Aniołowie przestali fruwać, żeby dokładniej się modlić, a święty Józef opatruje dziurę w drzwiach. O Józefie powiedział ktoś, że nawet wtedy, kiedy siedzi przy żłóbku i wpatruje się w Jezusa, myśli prawdopodobnie o tym, jak załatać dach. Święty Józef był — jak mówi Pismo święte — mężem sprawiedliwym, to znaczy oddawał należną cześć Bogu. Na pewno świętował w soboty, pielgrzymował do Jerozolimy na Święto Paschy, obchodzi) Święto Namiotów. Kiedy nasz dzień, pełen pracy, jest pełen uwielbienia Boga? Czy rozpoczynający się dzień jest przemodlony? Musi znaleźć się chwila, by powiedzieć: Boże, wszystko, co będę czynić świadomie czy nieświadomie, czy spotkają mnie upokorzenia czy wielkie wzloty — cokolwiek przyjdzie na mnie w tym dniu, niech będzie na Twoją chwałę i niech się Tobie podoba. Święty Józef, choć całe dnie spędzał na pracy, z pewnością miał niejedną chwilę w ciągu dnia czystej modlitwy, kiedy wszystkie swoje zabiegi poświęcał Bogu. Czym jest adoracja? Jest najbardziej bezinteresowną modlitwą. Ten, kto adoruje Boga, rzuca prawdziwe światło w serca ludzi, których kocha. ŚWIĘCI O ŚWIĘTYCH Do rozwoju kultu przyczyniła się w średniowieczu święta Brygida Szwedzka, mistyczka, założycielka Zakonu Brygidek — Najświętszego Zbawiciela. Zostawiła ona po sobie księgi objawień, w których zapisała, że widziała śmierć świętego Józefa, który umierał w objęciach Jezusa i Matki Bożej (stąd sława świętego jako opiekuna szczęśliwej śmierci). Święty Bernardyn ze Sieny, który również szerzył kult świętego Józefa, wyrażał z kolei przekonanie, że podobnie jak Matka Boża został on wzięty do nieba wraz z ciałem oraz że już w tonie swojej matki został oczyszczony z grzechu pierworodnego. Głosił kazania o świętym Józefie, jakie byty nowością na owe czasy (fragment jednego z nich do dziś czytamy w brewiarzu), często porównywa) Józefa Oblubieńca do wielkiego świętego Starego Testamentu — Józefa sprzedanego do niewoli. Jak sprawiedliwy Józef dbał o zboże, żeby ludzie nie pomarli z głodu, tak święty Józef dbat o pokarm eucharystyczny, o Jezusa. Wielkość Józefa w XVI wieku głoszą święta Teresa i papież Leon XIII. Z siedemnastu klasztorów, jakie powołała do życia święta Teresa z Avila, karmelitanka, tylko pięć nie jest pod imieniem tego świętego. Święta Teresa pisała w listach, że jest rzeczą zdumiewającą, ile osiągnęła ona łask dzięki modlitwie do świętego Józefa. Mówiła, że tak jak Jezus był posłuszny Józefowi na ziemi (Ewangelia mówi, że „był im poddany”), tak teraz Jezus wysłuchuje wszystko, o co prosi święty Józef w niebie. Święta Teresa zapewniała w listach, że modlitwy za pośrednictwem świętego Józefa są zawsze wysłuchane. Jezus jest posłuszny Józefowi w niebie tak, jak był posłuszny na ziemi. NA STRAŻY Najczęściej nazywamy świętego Józefa Oblubieńcem, co już jest jego nieprawdopodobnym wyróżnieniem. Pomyślmy jednak, że on jedyny na ziemi był przedstawicielem samego Boga — Ojca. Mistycy nazwali go „cieniem” albo „odbiciem Ojca”. Stara legenda głosi, że ludzie pustyni, gdy dostrzegą cień orła przelatującego nad pustynią, w miejscu, gdzie pada cień, kopią i zawsze znajdują skarb pustyni — źródło żywej wody. Starotestamentalnego Józefa, sprzedanego do niewoli w Egipcie, nazywano „strażnikiem naturalnego chleba”, bo — jak wiemy — w czasie głodu stał na straży ziarna dla ludzi. Świętego Józefa nazywają „strażnikiem Chleba nadprzyrodzonego” — Komunii świętej. Jedna ze starych modlitw — pieśni mówi nim jako o Aniele Stróżu tabernakulum: O, Józefie ukochany, Pod opieką twoją rósł Chleb żywota z nieba dany, Tyś Go na swym ręku niósł. Tyś Go w ziarnie pielęgnował, by nakarmił ludzki głód; Tyś nam ustrzegł i zachował ten miłości Bożej cud. Dla Niego żyć, z Tobą Go czcić, gdzie chwały swej On tai blask; by wszystkim nam był Jezus sam, ach, uproś tę najdroższą z łask. Widziałem kiedyś obraz, na którym święty Józef nie trzymał Dzieciątka na ręku, ale był przedstawiony jako anioł strzegący tabernakulum — Strażnik Chleba nadprzyrodzonego. ŚWIĘTO Stale słyszymy, że Święty Józef jest patronem dnia powszedniego. Ale czy naprawdę — jeśli się jest z Panem Jezusem — można mówić o dniu powszednim? Jeśli jest się z Bogiem, zawsze jest święto. Nie tylko niedziela, ale i poniedziałek, i wtorek, i środa, i czwartek, i piątek, i sobota jest świętem. Dla Józefa wszystko było świętem. Święto pierwszego uśmiechu Jezusa, święto zasypiającego Jezusa, święto Jezusa budzącego się ze snu, święto piątych, szóstych i kolejnych urodzin Jezusa. Odnalezienia Jezusa w świątyni też zawsze jest świętem, choćby wypadało w dzień powszedni. Jeżeli przyjaźnimy się z kimś i opieramy tę przyjaźń na Bogu, wtedy wszystko jest święte. Każdy telefon, każde spotkanie i rozstanie — wszystko jest wielkie, o ile przyjaźń przepaja miłość do Boga i trzymanie się zawsze Matki Bożej, nieopuszczanie nawet najprostszych modlitw (przede wszystkim różańca). Niektórzy szukają bardzo mądrych teologii, ale trzymanie się Matki Bożej daje potem bliskość z Jezusem. Przebywanie z Bogiem zawsze jest świętem dla duszy człowieka. BEZ KANONIZACJI Do wszystkich wzruszających i serdecznych tytułów świętego Józefa chciałbym dodać jeszcze jeden i nazwać go patronem wszystkich niekanonizowanych świętych. Żeby w Kościele być kandydatem na świętego, trzeba spełniać określone warunki. Święty musi mieć świadków, którzy pod przysięgą potwierdzają cuda, jakie uczynił, i cnoty heroiczne, jakie posiadał. Największym świadectwem byłoby męczeństwo z miłości do Pana Jezusa. W pierwszych wiekach wystarczyła śmierć męczeńska, żeby zostać świętym. Święty Józef nie przeszedł przez żaden proces kanonizacyjny. Nikt nie świadczył o jego cnotach ani o jego cudach. Wiemy o nim tak niewiele, o wiele mniej niż o Matce Boskiej. Wiemy, że opiekował się Najświętszą Rodziną i, jak pastuszek betlejemski, wsłuchiwał się w głos anioła. Nie miał budzika na stoliku, ale anioła, który go stale budził. Wiemy, że nie stał pod krzyżem Jezusa i nie zginął śmiercią męczeńską. Jednak każdy z nas, bez żadnego procesu kanonizacyjnego, wiedząc tylko, że na co dzień potrafił żyć z Bogiem, ogłasza go świętym. ZAGUBIONE IMIĘ Dzisiejszy świat zgubił chyba Józefa. Starotestamentalne imię Józef stało się imieniem ewangelicznym. Rachela nazwała nim upragnionego syna, którego bracia sprzedali w niewolę do Egiptu. Józef oznacza „niech pomnoży; niech przyda Pan (drugiego syna)”. W tych słowach kryje się tęsknota matek żydowskich za przyjściem Mesjasza. Słowo, które jest krótką modlitwą. Mamy wciąż za mało czasu, zapału, gorliwości, a Bóg zawsze doda. Mówić „Józef” oznacza: Bóg doda mi siły, przyśle mi to, czego najbardziej potrzebuję. Kiedyś imię to było bardzo modne. W dziewiętnastym wieku od cesarza do piekarza — jak mówiono — chodziło po ziemi tylu Józefów. Imię naszych wodzów: księcia Poniatowskiego, generała Zajączka, który stracił nogę pod Berezyną, Chłopickiego, generała powstania listopadowego, Sowińskiego, obrońcy Woli, Bema, generała wojsk polskich, węgierskich i tureckich, Hallera, Piłsudskiego i wielu wybitnych Polaków, między innymi: malarzy — Chełmońskiego, Mehoffera, pisarzy — Kraszewskiego, Sułkowskiego, adiutanta Napoleona, znanego z wyprawy do Egiptu i relacji z niej, Wybickiego, autora naszego hymnu narodowego. W minionych wiekach całe starsze pokolenia były pokoleniami Józefów i właściwie nie było domu, gdzie nie byłoby Józefa. Dziś imię to nie jest tak popularne, ale może to i lepiej, bo święty Józef nigdy nie dbał o modę i nie patrzył na nią. Na pewno nie ma żalu do papieży, którzy tak rzadko przybierają jego imię. Zawsze był ukrytym i cichym świętym, zasłuchanym tylko w to, co Bóg miał mu do powiedzenia. Czy umielibyśmy, tak jak Józef, usłyszeć głos anioła? OPIEKUN KOŚCIOŁA SIÓSTR WIZYTEK W kościele Sióstr Wizytek w Warszawie jest wiele wspomnień o świętym Józefie. W głównym ołtarzu na obrazie Tadeusza Kuntzego–Konicza, nadwornego malarza biskupa Andrzeja Stanisława Załuskiego, przedstawiony jest w scenie nawiedzenia w rozmowie z Zachariaszem. Niektórzy mówią, że jest to pomyłka malarza, bo Józef nie szedł razem z Maryją do świętej Elżbiety, ale zapominają, że może to przecież być symbol obecności, bo człowiek może być obecny na odległość poprzez swoje myśli, modlitwę. Święty Jan od Krzyża, wielki mistyk, powiedział, że nie potrzeba koniecznie być cielesnym człowiekiem, żeby być razem. W ołtarzu bocznym, między ołtarzem świętej Małgorzaty Marii Alacoque, a ołtarzem świętego Alojzego Gonzagi, wisi obraz „Święty Józef z Dzieciątkiem Jezus”, namalowany przez Szymona Czechowicza, malarza rodem z Krakowa, który po przyjeździe do Warszawy zamieszkał na Starym Mieście, a pochowany został w podziemiach kościoła kapucynów. Święty Józef przypomina się jeszcze z dyskretnego obrazu (nad drzwiami wiodącymi do zakrystii), przedstawiającego pokłon trzech mędrców i w rzeźbie, stojącej w ogródku, gdzie trzyma na ręku nagiego Jezusa z lilią w ręku. Jest opiekunem kościoła Sióstr Wizytek, patronem bardzo solidnym, gwarantowanym, skoro kościół, jak arka Noego, ocalał w potopie drugiej wojny światowej. Pod imieniem świętego Józefa ocalały wszystkie inne kościoły w płonącej w czasie powstania warszawskiego stolicy. CZY POTRAFIĘ? Mówiono nam nieraz, że wiara to jest przyzwolenie rozumu na prawdę objawioną przez Jezusa, a podaną przez Kościół. Chyba to jednak za mato. Wiara jest naszym ciągłym żywym i osobistym kontaktem z Panem Bogiem. Święty Józef miał bezpośredni i stały kontakt z Bogiem poprzez anioła, tak jakby miał na stoliku telefon i wiecznie otrzymywał wiadomości z nieba. Czyja mam ciągły kontakt z Bogiem niewidzialnym, który mnie stworzył? Czy tak jak święty Józef umiem wsłuchiwać się w Bożego anioła? Czy potrafię tak się uciszyć, by móc usłyszeć samego Boga i być Mu posłusznym i tak miłującym Matkę Bożą jak święty Józef? Czy umiemy wsłuchać się w Boga, mówiącego do nas poprzez wyrzuty sumienia i poprzez to, co nas spotyka w życiu? TYLKO WTEDY Kiedy przede wszystkim święty Józef opiekuje się nami? Wtedy, kiedy umiemy wszystko przyjmować od Boga, także to, co najbardziej trudne i najcięższe: samotność, cierpienie, śmierć najbliższych. Wtedy, kiedy umiemy wszystkiego wyrzec się z miłości dla Pana Boga i nie trzymamy się pazurami czegoś tylko dla siebie, z trwogą w sercu i pełni niepokoju. Modlitwa do świętego Józefa to modlitwa do Opatrzności Bożej, która nie bogatych, obładowanych ziemskimi skarbami, ale właśnie po ludzku biednych, osamotnionych, chorych, prowadzi pewną drogą do Boga. NOTA EDYTORSKA Podstawą źródłową Kilku myśli o świętym Józefie są nigdzie dotąd niedrukowane homilie, wygłoszone przez ks. Jana Twardowskiego w latach 1965–2001 w kościele Sióstr Wizytek pw. Świętego Józefa Oblubieńca w Warszawie, z okazji: Uroczystości Świętego Józefa, Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny (19 marca), wspomnienia świętego Józefa, rzemieślnika(1 maja), nabożeństw adwentowych, Niedzieli Świętej Rodziny: Jezusa, Maryi i Józefa. Niektóre teksty pochodzą z następujących zbiorów autora: Kościół Cię nie ogarnie. Wybór i opracowanie A. Iwanowska, Warszawa 2000; Noc Szczęśliwego Rozwiązania. Wybór i opracowanie A. Iwanowska, Poznań 1995; Patyki i patyczki, Warszawa 1998; Wszędy pełno Ciebie. Wybór i opracowanie A. Iwanowska, Warszawa 1999. Wiersze pochodzą ze zbioru Miłość miłości szuka. Wiersze 1937–2000. Zebrała, opracowała, posłowiem i kalendarium opatrzyła A. Iwanowska, t. I–II, Poznań 2002 (wyd. 2 zmienione). Cytaty z Pisma świętego na podstawie edycji: Biblia Tysiąclecia. Wyd. 3 poprawione, Poznań 1991. Pragnę gorąco podziękować Siostrom Wizytkom, Czcigodnej Matce Marii Klaudii Niklewicz za łaskawe udostępnienie mi nieautoryzowanych materiałów źródłowych, gromadzonych w formie nagrań i maszynopisów przez Siostry Małgorzatę Marię, Marię Reginę, Marię Teresę, Annę Bronisławę oraz Marię Emanuelę. Bóg zapłać. Ksiądz Jan Twardowski wyraża serdeczne podziękowanie Pani Profesor Annie Świderkównie za możliwość rozmów o Piśmie świętym. Aleksandra Iwanowska