TYSIĄC LAT HISTORII POLSKIEGO NARODU Tom I Jędrzej Giertych TYSIĄC LAT HISTORII POLSKIEGO NARODU Tom I "WŁRJ Poznań 1997 © Copyright by Maciej Giertych Wydanie I: Londyn 1986 Wydanie II: Warszawa 1988 (podziemne) Wydanie III: Poznań 1997 (reprint z wydania londyńskiego) Wydawnictwo WERS 60-962 Poznań 22 skr. poczt. 59 0.15*55 Fotoskład "Unicom Studio", 63 Jeddo Road, Londyn W12 9EE Prlnted by Veritas Foundation Press, 63 Jeddo ftd, Liondon W12 PRZEDMOWA Książka niniejsza nie jest podręcznikiem, jest książką do czytania. Ma ona powiedzieć tym, którzy chcą to wiedzieć, co to jest nasz naród, skąd się on wziął i jak się rozwinął, co w przeszłości osiągnął i jakie przeszkody w życiu swoim pokonał. Jest to trochę tak, jak opowiedzenie młodemu synowi, czy córce o przeszłości ich rodziny, o dawno zmarłych dziadkach i pradziadkach. Przecież normalnie, każdy chce wiedzieć, kim byli jego przodkowie i chętnie opowiadań o przeszłości swej rodziny słucha. A naród — to jest tak jak rodzina: to jest zbiorowość, która złączona jest poczuciem jedności i solidarności, mająca wspólną przeszłość, przejęta wzajemną miłością i przywiązaniem. Ale naród, to jest coś o wiele od rodziny większego i mocniejszego. Każdy normalny człowiek kocha swego ojca i matkę, swoją żonę i swoje dzieci. Życzy im wszystkiego dobrego, boleje nad ich nieszczęściami i przykrościami, cieszy się ich radościami, jest dumny z tego co stanowi ich zasługi, osiągnięcia i cnoty, wstydzi się za nich, jeśli w czymś nie dopisali, lub zawinili. Każdy normalny człowiek, w jeszcze większym stopniu, kocha swój naród i czuje się z nim związany. I ma świadomość, że jego naród — to jesteśmy „my". A inne narody, to są ludzie może zacni i godni szacunku, ale jednak obcy. „Nie my". I cieszy się sprawami swojego narodu, lub martwi się nimi i pragnie przyczynić się do dobra tego narodu, służyć mu, pracować dla niego i być z niego dumnym i być mu wiernym. Każdy członek narodu powinien i w istocie chce, znać przeszłość swojego narodu. To znaczy wiedzieć, jakie były losy tego narodu, — dobre i złe, radosne i smutne, — w czasach minionych, pokolenie za pokoleniem, stulecie za stuleciem. Wiedzieć, co przeżywali jego dziadowie i pradziadowie, i pra- pra, wiele razy powtarzając to słówko pra-, praojcowie w dawnych wiekach. Narody istnieją różne, wielkie i małe. Członek każdego narodu jest tak do swego narodu przywiązany, jak członek rodziny do swojej rodziny. Nawet członek najmniejszego i niczym wielkim nie mogącego się pochwalić narodu, jest do niego przywiązany, kocha go i cieszy się jego sprawami, tak samo jak członek nawet bardzo skromnej, niepozornej, niczym się nie odznaczającej rodziny kocha ją i jest do niej przywiązany — bo to jest jego rodzina. Istnieją narody nawet bardzo skromnej skali. Czymże jest naród estoński, czy łotewski, czy albański, czy baskijski? Co w świecie osiągnął? A jednak Estończyk, Łotysz, Albańczyk czy Bask kocha swój naród — bo to jęSt jego naród. A Islandczyk, członek narodu 120 razy mniej liczebnego, niż"naród polski, kocha tę swoją Islandię w sposób namiętny, bo to jest jego ojczyzna, jego kraj, jego plemię, jego naród. Kochalibyśmy Polskę nawet, gdyby byta małym, nic nie znaczącym, mizernym narodem. Ale Polska nie jest małym narodem. Państwo nasze jest państwem średniej, europejskiej skali. Jest ono dużo większe od różnych Estonii, czy Norwegii, czy Bułgarii, jest ono z drugiej strony mniejsze od wielkich mocarstw o skali światowej, od różnych Ameryk, czy Chin. Ale jako naród jesteśmy czymś dużo większym od narodów średniej skali. Jako naród, jesteśmy naznaczeni znamieniem wielkości. Zajmujemy w świecie stanowisko bardzo odrębne, wyrażamy idee, ideały i dążenia bardzo dużej miary i bardzo oryginalne i potężne — i dlatego jesteśmy w znaczeniu ideowym, kulturalnym i moralnym jednym z wielkich narodów Europy i świata. I dlatego jesteśmy przez potężne siły, światowej skali, zwalczani i prześladowani. Ale bronimy się, stoimy z podniesioną głową, niezłomni i wierni naszym ideałom i naszemu historycznemu powołaniu. Rozmaici nasi wrogowie, także i niektóre siły rozkładowe w łonie samego naszego narodu, włożyły wiele wysiłku w wypaczenie pojęć o tym, czym jesteśmy i jaka jest nasza przeszłość. Wyrosły w naszym narodzie całe zastępy ludzi, którzy o historii naszego narodu mają wyobrażenia błędne, umyślnie wypaczone przez jakieś wpływy, które na nich w oszczerczy lub pomniejszający wobec naszego narodu sposób oddziałały. Wyrosły także całe zastępy ludzi po prostu niewiele o przeszłości Polski wiedzących. Napisałem niniejszą książkę po to, by szczegółowo dzieje naszego narodu pragnącym znać te dzieje opowiedzieć. Oraz zarazem, by sprostować pojęcia o naszej historii błędne, kłamliwe i oszczercze. Muszę jedną rzecz szczególnie mocno podkreślić: pisałem tę książkę z intencją przedstawienia pełnej prawdy, bez upiększeń i zatajeń. Historia musi być pisana uczciwie: nie wolno jest przekręcać jej dla uczynienia zadość jakiejkolwiek tendencji. Także i ujemnych faktów z naszej historii starałem się nie pomijać milczeniem. Drogi Czytelniku, zdobądź się na to, by tę książkę uważnie przeczytać od początku do końca. Jędrzej Giertych PRADZIEJE Wielokrotnie cytuje w tej książce innych autorów, podając ich nazwiska. Chodziło mi o to, by — zwłaszcza w sprawach spornych — pokazać, ze nie tylko ja tak o danej sprawie myślę i że nie jestem w danym poglądzie odosobniony. Chodziło mi także o powtórzenie sformułowań, czy argumentów, które uważam za szczególnie trafne. Także i niektórych informacji. Cytuję w tej książce także i wiele moich własnych wypowiedzi z prac, ogłoszonych w latach 1929-1939 i 1945-1985. Z tej samej przyczyny: dlatego, że moje ówczesne sformułowania uważam za szczególnie trafne i że nie widzę powodu, dlaczego miałbym próbować te same myśli formułować na inny sposób. Niejednokrotnie, cytuje w tej książce także i poglądy, z którymi się nie zgadzam. Czynię to dlatego, że wyrażają one w sposób szczególnie dobitny rozpowszechnione w narodzie polskim pojęcia błędne. Cytaty takie ułatwiają mi, przez jasność swoich sformułowań, krytykę tych błędnych pojęć. Na końcu książki podaję spis prac, swoich i cudzych, z których zaczerpnąłem, zwykle w formie dosłownych cytat, zawarte w niniejsej książce myśli. Autorom tych prac — żywym i już umarłym — składam podziękowanie za to, co od nich wziąłem. J.G. PRADZIEJE Mówiąc o początkach naszej historii, warto jest stwierdzić jeden fakt: jesteśmy na naszej ziemi tubylcami. Nie każdy naród może to o sobie powiedzieć: dzisiejsze Stany Zjednoczone Ameryki Północnej znajdują się na ziemi odebranej Indianom; resztki Indian dotąd w Ameryce żyją. Rosja w swym podstawowym zrębie (Wielkorosja, dawne państwo moskiewskie), powstała na ziemi pierwotnie zamieszkałej przez plemiona fińskie i tureckie; także i resztki tych plemion, — Mordwini, Czuwasze, nawet Finowie — żyją w Rosji, nawet w odległości tylko 350 kilometrów od Moskwy i 20 kilometrów na poludnio-zachód od Leningradu (Petersburga). Francja, będąca narodem łacińskim, żyje na dawnej ziemi celtyckich Gallów, skruszonych ongiś zbrojnym najazdem rzymskiego wodza, Juliusza Cezara. Podobnie jest z wielu innymi krajami. Ale my jesteśmy narodem tubylczym. Jesteśmy potomkami tej ludności, która zamieszkiwała nasze ziemie na długie wieki przed początkiem pisanej historii i mówimy językiem, który jest prawdopodobnie dalszym ciągiem jej mowy. To prawda, że istnieją dowody, że w bardzo odległych czasach żyły na naszej ziemi jakieś ludy, o których nic bliższego nie wiemy i które zapewne związku z późniejszym zaludnieniem tej ziemi nie mają. W okresie międzywojennym odkryto w Krzemionkach pod Opatowem w Ziemi Sandomierskiej pradawną kopalnię krzemienia, złożoną z tysiąca prymitywnych szybów czy korytarzy podziemnych o łącznej długości 35 kilometrów, a obejmującą obszar około czterech kilometrów kwadratowych. Z kopalni tej wydobywano krzemień, po to, by z niego wyrabiać narzędzia. Obliczono, że wydobywano z tej kopalni około 650 sztuk krzemienia dziennie. Dzisiejsza nauka posiada metody, pozwalające na obliczenie przybliżonego wieku odkrytych przez badania archeologiczne przedmiotów i budowli. Stwierdzono, że kopalnia w Krzemionkach była czynna jakieś 4500 do 5500 lat temu, czyli gdzieś między rokiem 3500 a 2500 przed Chrystusem. Były to tak zwane czasy kamienia gładzonego. W owych czasach nie znano jeszcze metali. I wobec tego ludzie wyrabiali sobie narzędzia i broń — a więc siekiery, ostrza włóczni itd. — z dobrze wygładzonego kamienia, zwykle krzemienia. (Jeszcze starsza epoka w historii nosi w nauce nazwę epoki kamienia łupanego, gdy jeszcze nie umiano kamienia wygładzać i używano siekier, motyk, włóczni itd. z kamienia tylko bardzo niezdarnie poobtłukiwanego. Także i taką siekierą przywiązaną łykiem do drewnianego trzonka, można było zrąbać drzewo, taką motyką skopać poletko ziemi i taką włócznią zabić zwierza, lub wrogiego człowieka). Tak więc temu wiele tysięcy lat żyl na naszej ziemi jakiś tajemniczy lud, zapewne stojący na poziomie kultury, podobnym do dzisiejszych tubylców australijskich, lub najprymitywniejszych plemion indiańskich w Brazylii, który byl na tyle sprawny, że potrafił wyryć szyby, czyli włazy w głąb ziemi, oraz długie korytarze podziemne, oraz mający na tyle rozlegle stosunki z innymi ludami, że warto mu było wyrabiać dziennie 650 sztuk narzędzi i broni. (Jest oczywiste, że ci pradawni górnicy i rzemieślnicy wyrabiali te 650 sztuk dziennie nie dla siebie, lecz na sprzedaż, to znaczy na wymianę za zboże, mięso, skóry, naczynia, ozdoby, żywe zwierzęta, może tkaniny). A więc musiał to być lud dość liczny i przedsiębiorczy. Co się z nim stało? Czy wyginął, czy wymarł, czy wyniósł się gdzie indziej? Nie wiemy tego. Jest możliwe, że potomkowie tego ludu zlali się z naszymi przodkami, a więc że krew jego płynie przynajmniej częściowo w naszych żyłach. Ale to wcale nie jest pewne. Ale nie można podawać w wątpliwość faktu, że jesteśmy na naszej ziemi tubylcami dlatego, że żył na naszej ziemi w epoce kamienia gładzonego jakiś lud, o którym nic bliższego nie wiemy. Epoki kamienia łupanego i kamienia gładzonego w Europie nie są uważane za rzeczywisty wstęp do historii, bo zbyt mało się o nich wie, bo były to czasy gdy ludzkość żyła życiem zbyt niezorganizowanym i były to czasy zbyt odległe. Prawdziwy wstęp do historii, prawdziwe czasy przedhistoryczne, to są czasy o wiele późniejsze. Nie znano wtedy jeszcze pisma. Ale wiemy o tych czasach dużo dzięki wykopaliskom, to znaczy systematycznie przeprowadzanym badaniom archeologicznym. Te wykopaliska — to przede wszystkim pradawne cmentarzyska. Znajduje się na tych cmentarzyskach nie tylko szkielety umarłych, albo naczynia z popiołem ludzkim tam, gdzie byl zwyczaj palenia zwłok, ale i wiele przedmiotów, które wraz z umarłymi grzebano, a więc broń, metalowe ozdoby, ozdobne garnki, monety. Ale zbadano nie tylko cmentarze. Także i szczątki budynków, siedziby mieszkalne, fortyfikacje. Dzięki tym wykopaliskom wiemy bardzo wiele o życiu ówczesnych ludzi. Po epoce kamienia gładzonego nastąpiła w Europie epoka, zwana brązową. Nauczono się wytapiać miedź z rud miedzianych, z domieszką innych metali, głównie cynku, a więc otrzymywać twardy metal, zwany dziś brązem. Miecze, ostrza włóczni, siekiery, motyki z brązu okazały się o wiele lepsze od narzędzi i broni z wygładzonego kamienia i wobec tego sztuka gładzenia kamienia poszła w zapomnienie. A po epoce brązowej nadeszła w Europie epoka żelaza, gdy nauczono się wytapiać żelazo, metal jeszcze twardszy od brązu. W Polsce epoka brązowa trwała krótko. Ziemie nasze przeszły szybko w epokę żelaza. Mieliśmy na naszych ziemiach sporo rudy żelaznej, a hutnictwo żelazne, to znaczy wytapianie żelaza z rudy, zaczęło się u nas mniej więcej na przełomie VIII i VII wieku przed Chrystusem. Prymitywne huty żelaza, czyli dymarki, działały w Polsce od owych czasów aż po czasy historyczne. Żołnierze polskich pierwszych władców, Mieszka, Bolesława Chrobrego i ich następców, z pewnością uzbrojeni byli w miecze polskiego wyrobu, wykonane z żelaza z 10 polskich dymarek. Ziemia krakowska, a także Kieleckie i inne okolice zasypane są setkami, a nawet tysiącami szczątków dymarek. Wykopano ich wiele przy budowie Nowej Huty pod Krakowem, wykopano je nawet na krakowskim rynku, w czasie jakichś robót, gdy grzebano tam głęboko w ziemi. Te dymarki to były małe piece od 60 do 80 cm średnicy. Nowocześni hutnicy wypróbowali ich działanie. Okazało się, że w dymarce mieści się około 200 kilogramów rudy i odpowiednia ilość węgla drzewnego. Wytapia się z rudy około 15 do 30 procent żelaza. Na wytopienie jednego kilograma żelaza potrzeba było kilkunastu kilogramów węgla drzewnego. Każda operacja wytopienia żelaza w jednej dymarce wymagała kilku dni i obsługi kilku ludzi. Obok hutnictwa kwitło u nas wtedy także i garncarstwo. Tak więc kraj nasz był u zarania naszych dziejów, oraz w ciągu paru stuleci, poprzedzających początek tych — pisanych — dziejów, krajem dobrze, jak na owe czasy uprzemysłowionym. Ale przede wszystkim — ziemie nasze były krajem, kwitnącym rolniczo. A także, posiadały od wielu wieków rozwinięte budownictwo drewniane, służące celom zarówno mieszkalnym, jak obronnym, fortyfikacyjnym, przy czym owe fortyfikacje były połączeniem potężnych i kunsztownie powiązanych budowli z wielkich pni drzewnych z umocnieniami ziemnymi. W czasach mniej więcej między rokiem 1300 a 400 przed Chrystusem (nie zapominajmy, że lata przed Chrystusem — czyli przed przyjętą w większej części świata erą — liczone są wstecz, od liczb dużych do coraz mniejszych) kwitła na naszej ziemi tak zwana w nauce kultura „łużycka", tak nazwana, bo pierwsze jej znaleziska archeologiczne odkryto na Łużycach. W istocie, obszar, na którym ta cywilizacja panowała, obejmował większość ziem polskich, a także dzisiejsze wschodnie Niemcy (nie tylko Łużyce, ale i obszary nad i poza środkową Łabą), oraz niektóre tereny dziś czeskie i słowackie. Kolebką „kultury łużyckiej" były ziemie polskie. Początkowo, w ślad za pochopnymi wnioskami nauki niemieckiej, przypuszczano, że lud ten, to byli przodkowie Germanów. Dzisiaj nauka jest niemal jednomyślnie przekonana, że to byli przodkowie Słowian, a raczej po prostu Słowianie. Podstawą tego przekonania jest fakt ciągłości rozwoju między kulturą łużycką, a kulturą już bezspornie wczesno-slowiańską. Sposoby grzebania umarłych, a więc zapewne religia, sposoby budowania siedzib mieszkalnych, zarówno jak grodów i fortec, życie gospodarcze, kultura materialna, ozdoby, szczątki odzieży — są te same, lub podlegające tylko stopniowym przemianom, u ludności, ogarniętej kulturą łużycką i ludności bezspornie słowiańskiej. Tak więc nie było tu żadnego przewrotu, odejścia czy wygaśnięcia jednej ludności i nadejścia innej, czegoś takiego, jak wyparcie czy wytępienie Indian przez białych Anglosasów. Po prostu: dalszym ciągiem ludzi kultury łużyckiej byli ich potomkowie, Słowianie. Albo ujmując rzecz inaczej, ludnie kultury łużyckiej, to byli najdawniejsi pra-Słowianie. Jesteśmy, jako naród, ich potomkami. Jesteśmy tubylcami na naszej ziemi. Co to są Słowianie? To są ludy, mówiące językami słowiańskimi. Języki słowiańskie stanowią „rodzinę językową", to znaczy grupę języków, pokrewnych sobie, które pochodzą od jednego, nieznanego nam i zaginionego języka prasłowiańskiego, w taki sam sposób jak języki „rodziny romańskiej" 11 zr» 09 ?, cna H 5" * .-i P i S8oK . z - - »' H n i^g IflPltll lIlliRlll •? a a 2. * § < ^ e. « '»? «. 3 s to o e& » n- §13 ^--11 g ||e »^t b: 5 §![?•§ » *„ S; o* E *"|ti ip.fi 13 o * 2. potem cesarstwem. Późniejsze wieki Rzymu — to były już czasj chrześcijańskie. Także i po upadku Imperium Rzymskiego miasto Rzym nie przestało być w pewnym sensie stolicą Europy, a zarazem głównym centrum kultury europejskiej (to znaczy tak zwanej kultury „łacińskiej", czyli dawnej kultury rzymskiej przetworzonej przez chrześcijaństwo) — gdyż stało się i jest po dziś dzień siedzibą papieży. Czasy Biskupina — to są mniej więcej czasy początków rzymskiej republiki, ustanowienia w Rzymie trybunów ludu i t.zw. prawa dwunastu tablic. Wojny Rzymu z Hanibalem, wodzem Kartaginy, miały miejsce w jakieś 200 lat po upadku Biskupina. Czołowi rzymscy pisarze urodzili się — Cicero (w 106 roku przed Chrystusem) w jakieś 300 lat po upadku Biskupina, a w 1072 lata przed chrztem Polski, Wirgiliusz (70 przed Chryst.) i Horacy (65 przed Chr.) w jakieś 400 lat po upadku Biskupina, a jakieś z górą 1000 lat przed chrztem Polski. Wschodnia, grecka część Imperium Rzymskiego stała się stopniowo odrębnym cesarstwem, znanym jako Cesarstwo Bizantyńskie, ze stolicą w Konstantynopol^ dzisiejszym Stambule (Istanbulu). Cesarstwo to przetrwało aż do roku 1453, gdy zostało podbite przez Turków. Tak więc utrzymało się ono przy życiu o 978 lat dłużej, niż właściwe Imperium Rzymskie na zachodzie. Polska jest jednym z nielicznych krajów Europy, których ziemie nigdy nie wchodziły w skład Imperium Rzymskiego. Istnieje tylko przypuszczenie, że miasto Kołomyja na Pokuciu, w b. województwie stanisławowskim, była kolonią (osadą) rzymską, podległą rzymskiej prowincji Dacji (dzisiejszej Rumunii),a jej nazwa jest przekręceniem rzymskiej nazwy Colonia (Kolonia). Jest także rzeczą pewną, że znany był Rzymianom Kalisz: grecki geograf Ptolomeusz (żyjący w Egipcie) zapisał w II wieku po Chrystusie jego nazwę jako Calisia. Miejscowość ta była ważnym punktem na szlaku handlowym t.zw. bursztynowym, którym wożono bursztyn znad Bałtyku do Rzymu. Chociaż ziemie polskie nie należaly.do Imperium Rzymskiego, prowadziły one z tym Imperium ożywiony handel, o czym świadczą wykopaliska, w których znajduje się liczne rzymskie i inne śródziemnomorskie wyroby, a także rzymskie monety. Tak więc ziemie nasze i przodkowie nasi uczestniczyli dalekim echem, zarówno w dobrobycie jak i w jakimś odblasku cywilizacji Imperium Rzymskiego. Po upadku Imperium Rzymskiego w r. 476 kultura i dobrobyt ziem polskich podupadły, to prawda, że nie tylko przez urwanie się stosunków z Rzymem, ale także, a może przede wszyskim przez rujnujące najazdy tak zwanej „wędrówki ludów" (jakieś wieki IV-VI po Chrystusie), wywołane przez wtargnięcie do Europy niektórych plemion azjatyckich (np. Hunów, którzy w roku 451 pod wodzą Attyli dotarli aż do Galii, czyli dzisiejszej Francji). Ale choć ziemie polskie nie wchodziły w skład Imperium Rzymskiego, naród polski stał się potem, po upływie wieków, jednym z najżarliwszych stronników późniejszego Rzymu i nosicieli „łacińskiej" cywilizacji, wywodzącej się z Rzymu. Wykopaliska świadczą, że już w okresie rzymskim musiały istnieć ludzkie osady w takich miejscowościach jak Kraków, Wiślica, Lwów, Opole, Wrocław, Oława, Oleśnica, Głogów, Kalisz, Łęczyca, Kruszwica, 14 Inowrocław, Białogard, Kołobrzeg. W samym tylko Kaliszu znaleziono duże ilości rzymskich monet. Około wieku VIII, a może nawet VI nowe życie, po okresie upadku epoki wędrówki ludów i po przygaśnięciu wpływów rzymskich, zaczyna się na ziemiach polskich odradzać. Wykopaliska świadczą, że ziemie te zasypane były wtedy „grodami", to znaczy umocnionymi osadami, w których ludność mogła się bronić i chronić w czasie najazdu. Świadczy to już o jakim takim rozwoju politycznym. W takiej na przykład Łęczycy wykryto trzy warstwy urządzeń obronnych. Pierwsza, to był gród, umocniony częstokołem, pochodzący zapewne z wieku VI po Chrystusie, a więc poprzedzający o jakieś 400 lat chrzest Polski. Druga z jakiegoś VII czy też VIII wieku, będąca niezmiernie mocną twierdzą o wałach będących połączeniem potężnej konstrukcji drewnianej z wałem ziemnym. I trzecia, już z czasów historycznych, z wieku XII, będąca dziełem Bolesława Krzywoustego. Mamy tu dowód nieprzerwanej ciągłości istnienia, oraz rozwoju grodu. Na wzgórzu zamkowym w Cieszynie mamy dowody nieprzerwanego osadnictwa niemal od czasów narodzin Chrystusa. Tak więc od dobrych kilku wieków przed chrztem Polski przodkowie nasi byli już na ogół zorganizowani w ośrodki polityczne, które wprawdzie jeszcze nie były prawdziwymi państwami, ale były jakby początkiem życia państwowego. Trzeba tu poruszyć jedną ważną rzecz. Propaganda naukowa niemiecka głosi od dawna pogląd, że na ziemiach polskich istniały państwa germańskie Gotów i innych plemion germańskich. To jest do pewnego stopnia prawda. Plemiona te, pochodzące ze Skandynawii (Szwecji itd.) przemaszerowały przez nasze ziemie, zapewne gdzieś około II wieku po Chrystusie i przez pewien czas panowały tu i ówdzie nad nimi. Ale tak samo potem panowały przez czas pewien i nad innymi krajami, np. nad Hiszpanią (t.zw. Wizygoci), oraz Włochami i Półwyspem Bałkańskim (t.zw. Ostrogoci). To byli jednak tylko obcy najezdnicy. Spłynęli z Polski szybciej i gruntowniej, niż z tamtych krajów, nie wywarłszy na miejscowe życie większego wpływu. Polska i niektóre inne (nie wszystkie) państwa słowiańskie zorganizowały się własnym wysiłkiem, a nie drogą zorganizowania ich przez obcych najezdników. Poszczególne plemiona łączyły się ze sobą dla wspólnej obrony — i tą drogą tworzyły się najpierw państewka plemienne — a potem coraz większe państwa. A tymczasem w Zachodniej Europie, w nieco więcej niż w półtora wieku przed chrztem Polski narodziło się, pod władzą króla Franków Karola Wielkiego (742-814) potężne państwo, rozwinięte z początków, datujących się od roku 481, które przyjęło nazwę Cesarstwa Rzymskiego i uważane było za dalszy ciąg, to jest odrodzenie się starożytnego państwa rzymskiego. Obejmowało ono dzisiejszą Francję, Zachodnie Niemcy i Włochy i miało stolicę w Akwizgranie (dziś Aachen, a po francusku Aix-la-Chapelle) na dzisiejszym pograniczu niemiecko-belgijskim. Karol Wielki ukoronowany został w Rzymie na cesarza. Jak wielka byJa sława i prestiż tego państwa, świadczy fakt, że imię Karol stało się w niektórych językach słowiańskich nazwą władcy (po polsku „król", po czesku „kral"). Państwo to rozpadło 15 się w roku 843, więcej niż na sto lat przed chrztem Polski, na Francję, Niemcy i Wiochy Jeden z poprzedników i przodków Karola Wielkiego, król Franków Pepin podbił królestwo Longobardów we Włoszech i odebrane im ziemie przekazał Papieżowi. Narodziło się stąd w roku 756 Państwo Kościelne pod władzą Papieża, który był potem w tym państwie, obejmującym Rzym i czasem większe, a czasem mniejsze terytorium w środkowych Włoszech, także i władcą świeckim, jakby królem. Państwo to przetrwało około 11 wieków, aż do roku 1860, a papieski Rzym do 1870. Jego wznowionym w roku 1929, dalszym ciągiem jest dzisiejszy Watykan, też będący osobnym państewkiem, nie należącym do Włoch. Wkrótce po podziale cesarstwa Karola Wielkiego na trzy części, spisany został w niemieckiej części owego państwa dokument, nazywany relacją „Geografa Bawarskiego", będący zapewne rezultatem poszukiwań wywiadu tego państwa, dotyczących ziem, położonych daleko na wschodzie, to znaczy przede wszyskim w Polsce. Wedle tej relacji, plemię Dziadoszyców wokół Głogowa i Krosna na Śląsku miało wtedy 20 grodów (civitates), plemię Opolan tyleż, plemię Goleszyców wokół Cieszyna 5, plemię Ślęzan około góry Ślęży na Śląsku 15, plemię Wiślan (Vuislanes) tyleż, plemię „Lendizi" (Lędzianie) które żyło nad Wartą, w miejscu późniejszej kolebki Polski, aż 98, a plemię Bużan nad Bugiem 231. Ta sama relacja wymieniła także nazwy szeregu innych plemion, w Polsce i nie w Polsce. Najstarszym większej skali tworem politycznym słowiańskim, który już można nazwać państwem, było tak zwane państwo Samona, w siódmym wieku, na Morawach i na ziemiach przyległych, którego założyciel był nie Słowianinem, lecz tak jak i Karol Wielki, Frankiem. Ale było ono, tylko zjawiskiem przemijającym. Natomiast tworem o wielkim historycznym znaczeniu stało się tak zwane państwo Wielkomorawskie, pierwsze wielkie państwo w całej pełni słowiańskie, które istniało przez cały wiek IX i runęło na samym początku wieku X, w roku 906, zniszczone przez najazd węgierski. Było to państwo chrześcijańskie. Zostało nawrócone przez świętych Cyryla i Metodego, którzy zamieszkali w tym państwie i wprowadzili do tego państwa ułożony przez siebie chrześcijański obrządek słowiański i pismo słowiańskie, t.zw. głagolicę. Przybyli oni z Grecji, ale mieli poparcie Papieża i bywali w Rzymie. Po państwie tym, całkiem znacznym ośrodku kultury, pozostało wiele zabytków, m.in. ruiny wielu kościołów, także i teksty pisane. Państwo to, założone na Morawach, obejmowało także dużą część Słowacji, Czech, oraz Panonii (dzisiejszych Węgier), a wreszcie na pewien czas, około roku 880, podbiło państwo Wiślan, to znaczy południową Polskę. Państwo Wiślan, które miało swą stolicę być może w Wiślicy, a być może na Wawelu w Krakowie, było pierwszym dużym państwem polskim, a wiec czymś więcej, niż państewkiem plemiennym. Król angielski Alfred Wielki (849-901), który umarł na 65 lat przed chrztem Polski i który najwidoczniej też uprawiał dociekania, dotyczące stosunków na kontynencie Europy, napisał w swojej kronice „Chorografia", że kraj Wiślan (Wisle-land) rozciągał się od granicy Moraw do Dacji, to znaczy dzisiejszej Rumunii. Wynika z tego, nawiasowo mówiąc, że także i późniejsza Ruś Czerwona (Ziemia Czerwieńska) należała do ziemi Wiślan, to znaczy do krainy polskiej. Znajduje to potwierdzenie i w innych faktach. Np. z dokumentu, wystawionego w roku 1086 wynika, że biskupi w Pradze Czeskiej — najwidoczniej uważający się za następców biskupów wielkomorawskich — Uznawali, że Kraków należy do tego biskupstwa i że wschodnia granica tego biskupstwa biegnie Styrem, oraz „Bugiem", to znaczy zapewne Bohem (bo Bug zachodni, dopływ Narwi, jest do Styru równoległy). To tam zapewne przebiegała przedtem granica kraju Wiślan. W owym czasie istniała już zapewne świadomość zarówno odrębności, jak i jedności etnicznej Polaków. Już się zapewne wyodrębnił język polski, pokrewny językom czeskiemu i ruskiemu, ale jednak inny. Polacy nie nazywali się wtedy Polakami, lecz Lechami, lub może Lechami. Pozostał po tym ślad w postaci nazwy Polaków w szeregu języków: po litewsku Polak nazywa się Lenkas, po węgiersku Lengyeł, po rusku, zarówno w starych kronikach, jak w dzisiejszej mowie potocznej „Liach"*. Żyjący w X wieku grecki geograf cesarskiego rodu Konstantyn Porfirogeneta pisał o ludzie „Lendzaninoj" („Lendzowie"), mając zdaje się na myśli Lechów. W szereg wieków później pojawiła się w Turcji nazwa Lechistan, oznaczająca Polskę. Warto zauważyć, że wedle ruskiego, kijowskiego kronikarza Nestora, (zmarłego około roku 1114) dwa lackie plemiona Radymiczów i Wiatyczów wywędrowały jeszcze w czasach pogańskich na wschód i osiadły między Dnieprem i dopływem Wołgi Oką, a więc ekspansja ludu Lechów docierała do krain, będących dziś częścią Wielkorosji.** Państwo Wiślan było państwem pogańskim. Święty Metody usiłował ochrzcić jego władcę i całe jego państwo, ale książę Wiślan odmówił. Wkrótce potem, około roku 880, a więc około 86 lat przed oficjalnym chrztem Polski, Świętopelk, chrześcijański książę wielkomorawski podbił kraj Wiślan, uwięził jego władcę i wprowadził do tego kraju chrześcijaństwo w obrządku słowiańskim. Gdy w roku 906 Węgrzy zniszczyli państwo wielkomorawskie, Lechowie w kraju Wiślan zapewne odzyskali niepodległość, choć utracili ją wkrótce znowu, podbici przez Czechów. Chrześcijaństwo w obrządku słowiańskim utrzymało się tam jednak. Znane nam są imiona dwóch biskupów — zapewne obrządku słowiańskiego — którzy rezydowali w Krakowie, w wieku X, Prohor i Prokulf. Okrągły kościółek na Wawelu, odkopany przez archeologów, noszący nazwę rotundy św. Feliksa i Adaukta, pochodzi z lat około 973-989, a więc już po chrzcie Polski, ale z okresu, gdy Piastowie jeszcze władzy tam nie sprawowali. Tak więc kraina Wiślan była pierwszym silnym i wpływowym polskim tworem państwowym, a jej stolica, Kraków i może także i Wiślica — * Polskie ,,ę" w mowie ruskiej przybiera formę „ia", a czasem ,,u",np. „się" — to jest ..sia", „mięso" — „miaso", „pięć" — „piat"', „dziesięć" — „diesiat"', oraz „ręka" — „ruka", „zęby" — „zuby" itd. Tak wiec ruskie Lach czy Liach odpowiada polskiemu Lech. ** Rosyjski uczony językoznawca A.A. Szachmatow (1865-1920) uważał, że niektóre wielkoruskie narzecza, w głębi Rosji.zdradzają ilady wpływu języka polskiego i wysunął hipotezę, że miejscowa ludność, to są potomkowie owych dwóch polskich plemion, które „przybyły tam wcześniej, niż północni Rosjanie". 16 2— Hlst. Nar. Poi., t. 1 17 pierwszym ośrodkiem życia i kultury rodzącego się narodu Lechów i także i pierwszym ogniskiem chrześcijaństwa w Polsce. Ale ostatecznie, państwo polskie, naród polski i chrześcijaństwo w Polsce wziely swój trwały początek nie w kraju Wiślan, lecz w kraju Polan, późniejszej Wielkopolsce. PIASTOWIE PAŃSTWO POLAN Polanie — to było plemię, żyjące nad środkowym biegiem Warty, oraz nad jeziorem Gopło. Nazwa Polan pochodzi od słowa „pole", było to plemię, które żyło nie w lasach, lecz na polach uprawnych. Środkowa Europa była od niepamiętnych czasów krainą wielkich puszcz, w których królował zwierz, żubr, tur, niedźwiedź i żyły ludzkie plemiona leśne. Ziemia Polan była już od czasów Biskupina ziemią, w której lasy wypalano, lub karczowano i w której rozwijało się rolnictwo. Polanie byli ludem przede wszystkim rolniczym. Był to kraj na owe czasy stosunkowo rozwinięty. Kwitnęła tam prymitywna kultura, oparta o rolnictwo, oraz panował tam jaki taki dobrobyt. Jak już pisałem. Geograf Bawarski stwierdził, ze żyjące tam plemię miało 98 grodów. Główne z nich to były z pewnością Gniezno, Poznań, Kruszwica i Kalisz. O Gnieźnie wiemy z odkryć archeologicznych, że było miejscem umocnionym, otoczonym potężnym wałem z belek drewnianych i ziemi, istniejącym już od końca VIII wieku, a więc starszym od chrztu Polski o więcej niż półtora wieku. Gniezno posiadało „podgrodzie", zamieszkałe przez rzemieślników, kupców i także i rolników, które było osiedlem o charakterze rodzącego się miasteczka. Kronikarz Gallus napisał w XII wieku (po łacinie), że nazwa Gniezno znaczy w języku słowiańskim ,,gniazdo". Polanie zorganizowali się w silne państwo. O państwie tym niewiele wiedziano w ówczesnym świecie, gdyż było ono odgrodzone od reszty świata przez szereg tworów państwowych prymitywniejszych od niego i świat zewnętrzny nie miał do niego dostępu. Ale ono miało z pewnością dokładne informacje o tym świecie zewnętrznym i interesowało się nim. Miało zresztą ?ze światem zewnętrznym stosunki handlowe. Należy przypuszczać, że państwo Polan było organizacją szeregu drobniejszych lechickich plemion, które dla wspólnej obrony przed najazdami połączyły się w większy związek pod wspólnym władcą, albo też być może zostały przez najsilniejsze plemię i jej wodza podbite. W chwili wypłynięcia na widownię historyczną, t.j. na początku swej historii pisanej, było państwem silnie już zorganizowanym i całkiem potężnym, pod mocną władzą księcia, mającego swą stolicę w Gnieźnie. Tym księciem, pierwszym władcą historycznym Polski, a zarazem pierwszym jej władcą chrześcijańskim, był Mieszko I. Ale istnieją wiadomości o charakterze legendarnym, że Mieszko był potomkiem pogańskiego rodu książęcego, który panował w Gnieźnie od kilku pokoleń. Ojciec Mieszka nazywał się Ziemomysł, ojciec tegoż a dziad Mieszka Leszek, ojciec Leszka% a pradziad Mieszka Ziemowit, ojciec Ziemowita a 21 prapradziad Mieszka, Piast. Poprzednio panował w Gnieźnie inny ród, w osobie Popielą. Popiel panował w sposób okrutny i z tego powodu rządy jego zostały przez Piasta obalone. Piast był wedle tej legendy z pochodzenia chłopem. Piast stał się wiec założycielem pierwszej polskiej historycznej dynastii: Piastów, lub Piastowiczów, która panowała potem w Polsce aż do śmierci Kazimierza Wielkiego, czyli do roku 1370, a w niektórych ksiąstewkach śląskich do siedemnastego wieku, mianowicie w Legnicy i Brzegu aż do roku 1675, a w Cieszynie do roku 1653. Tak więc panowanie Mieszka I poprzedzone zostało przez legendarne panowanie czterech pokoleń władców pogańskich. Do niedawna, nauka historyczna lekceważyła sobie legendę o tych przedmieszkowych władcach Polski, uważając je za bajki. Ale nie należy przedhistorycznych legend lekceważyć. Zwykle zawierają one w sobie rdzeń prawdy. Potwierdzają to doświadczenia innych krajów. Tak na przykład legendy murzyńskie w niektórych krajach afrykańskich, zawarte w murzyńskich pieśniach i opowieściach, znalazły bardzo dokładne potwierdzenie w odnalezionych, pisanych relacjach portugalskich podróżników z XVI i XVII wieku. Należy przyjąć, że owi pogańscy poprzednicy Mieszka rzeczywiście istnieli. Jest zresztą nieprawdopodobieństwem, by tak potężne, duże i dobrze zorganizowane państwo jak państwo Mieszka, mogło się narodzić w jednym pokoleniu. Musiało się ono rozwijać i kształtować stopniowo, w ciągu kilku pokoleń. Zapewne co najmniej od początku dziewiątego wieku, czyli w ciągu jakiegoś półtora wieku przed chrztem Polski. Ciekawe jest imię Piasta. Pochodzi ono od słowa „piastować". Wysunięto z tego powodu przypuszczenie, że Piast piastował poprzedniego władcę, lub jego syna czy synów i że posiadana przez niego z tego tytułu władza umożliwiła mu dokonanie przewrotu, odsunięcie poprzedniego władcy i zdobycie władzy dla siebie. Takie właśnie przewroty dokonały sie w historii w kilku krajach. Najbardziej głośne są dzieje obalenia dynastii Merowingów w państwie Franków przez ojca Karola Wielkiego, Pepina Małego, który na dworze królewskim Merowingów sprawował urząd, zwany „majordomus", czyli zarządca domu, polegający między innymi na wychowywaniu dzieci króla i skorzystał z tego, by obalić w roku 751 Merowingów i ustanowić rządy własne i nowej, założonej przez niego dynastii Karolingów. Także w Japonii, szogunowie, japońscy majordomowie, odsunęli cesarzy od faktycznego sprawowania władzy i rządzili Japonią po dyktatorsku przez kilka wieków i dopiero w roku 1868, w przewrocie Meidżi, zostali odsunięci od władzy, przy czym władza cesarska została przywrócona. Tak samo na Rusi Halickiej w wieku XIII miała miejsce walka o władzę Władysława Kormilczyca (syna tego co karmi, a więc zapewne piastuna dzieci książęcych). Tak więc także i w pogańskiej Polsce mogło się coś takiego zdarzyć, choć nic bliższego, ani pewnego o tym nie wiemy. Owo państwo Polan, rządzone przez ród książęcy Piastowiczów, stało się początkiem ostatecznie skrystalizowanego państwa polskiego. Nazwa Polski i Polaków pochodzi od nazwy plemienia Polan. 22 WIELKA DECYZJA Wobec przemian, dokonywających się w Europie, państwo to stanęło na początku drugiej polowy dziesiątego wieku w obliczu konieczności powzięcia wielkich decyzji. Dwa fakty stwarzały nową sytuację historyczną w środkowej Europie, która od rozumnego kierownictwa państwowego wymagała nie pozostawania biernym, lecz zdobycia się na jakiś wielki krok, który wprowadziłby to państwo na nowe tory. Pierwszym z tych faktów było rozszerzenie się w tej środkowej Europie chrześcijaństwa. Kończyły się czasy, gdy liczne plemiona żyły we względnym odosobnieniu, trwając przy tradycyjnych, prymitywnych pojęciach pogańskich, Europa cała ogarniana była przez wpływ religii, a tym samym także i cywilizacji chrześcijańskiej. Trzeba było się do tego ustosunkować. Trudno także było nie rozumieć, że nowa religia zawiera w sobie prawdę. Drugim z tych faktów było wyrastanie potęgi niemieckiej. Polska stawała w obliczu niemieckiej nawały. Niemcy stawały się groźną siłą, zdolną do ekspansji i pragnącą tej ekspansji. Były one krajem ludnym i bogatym, a dziedzicząc wiele tradycji starożytnego Rzymu (zachodnia część Niemiec należała ongiś do Cesarstwa Rzymskiego), górowały nad ludami słowiańskimi także i technicznie i organizacyjnie. Władza Karolingów w Niemczech skończyła się w roku 911, przy czym upadkowi Karolingów towarzyszył okres sporego rozprzężenia i anarchii. Ale wkrótce wyrosła w Niemczech nowa siła w postaci plemienia i rodu panującego Sasów. Ród ten zapanował nad Niemcami i zorganizował je. Stworzył on cesarstwo niemieckie. W dniu 13 lutego 962 roku, w czasach gdy w Gnieźnie panował już Mieszko, ustanowione zostało Cesarstwo Niemieckie, pod władzą cesarza Ottona I, który koronował się w Rzymie. Cesarstwo to przybrało później nazwę świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego i miało się stać trwałą i mocną potęgą, która w zmienionej postaci miała przetrwać aż do roku 1806, a więc blisko 950 lat. Cesarstwo Niemieckie już za czasów Ottona, oraz za jego bezpośrednich następców, było na tyle potężne, że rozciągnęło swój wpływ — a tu i ówdzie bezpośrednią władzę — także i na Włochy i Francję, oraz rozpoczęło politykę wielkiej ekspansji na ziemie słowiańskie, zdobyło dzisiejszą Austrię, miało pod swoim wpływem Czechy, a także i Danię. Cesarstwo to jeszcze nie graniczyło z mieszkową Polską i nie zagrażało jej bezpośrednio, ale jej władcy byliby bardzo nieroztropni, gdyby nie zdawali sobie z tego sprawy, jakie niebezpieczeństwo w ich sąsiedztwie wyrasta i jak 23 groźnie suj nad państwem ich zaczyna piętrzyć. Cesarstwo Ottona I wisiało nad państwem Polan już wtedy jak budząca grozę chmura gradowa. Niebezpieczeństwo niemieckie powiększone jeszcze zostało przez to, że władcy Niemiec posłużyli się dla celów swojej polityki chrześcijaństwem, jako narzędziem swego wpływu. Akcja misyjna chrześcijańska została w Niemczech pochwycona przez aparat władzy świeckiej i użyta jako pretekst do podboju krajów pogańskich. W sposób oczywiście sprzeczny z zasadami chrześcijańskimi, Niemcy zaczęli stosować przymus wobec pogan, zmuszając ich do przyjęcia chrztu, a jeśli się opierali, karali ich za to z niesłychanym okrucieństwem. Początek takiemu posługiwaniu się chrześcijaństwem jako pretekstem do podboju, oraz stosowaniu przy rzekomym nawracaniu krwawego przymusu, dal już Karol Wielki. To on stoczył z Sasami, potężnym plemieniem niemieckim, osiemnaście wojen, podbił ich i wcielił do frankońskiego państwa i narzucił im chrześcijańską religię. Nakazał on Sasom chrzest pod karą śmierci. Sasi chrzcili się — bo tylko tą drogą unikali odrąbania im głowy. Wielu zresztą ochrzcić się nie chciało i w rezultacie zginęło pod katowskim toporem. Są oni jedynym w Europie przykładem narzucenia chrześcijaństwa siłą dużemu ludowi przez obcego najeźdźcę. Otrzymana przez nich od Karola Wielkiego nauka nie poszła w las. Nauczyli się oni tego, że krzewiąc przy pomocy przymusu chrześcijaństwo, mogą oni łatwiej dokonać podboju, a zarazem mogą sobie zdobyte plemiona łatwiej podporządkować, ustanawiając nad nimi sieć administracyjną biskupstw i parafii i ściągając na ich rzecz dziesięciny. Mieszko i otaczający go dygnitarze państwa Polan musieli zdawać sobie sprawę z tego, że ustanowienie w 962 roku cesarstwa niemieckiego, rządzonego przez Sasów, stwarza dla państwa Polan nową, zmienioną sytuację. Należy przypuszczać, że się nad tą sytuacją zastanawiali i że zbierali informacje, które mogłyby im ułatwić decyzję. Mieli oni przed sobą trzy drogi. Po pierwsze, mogli postanowić trwać przy pogaństwie, ewentualnie swoje państwo w duchu pogańskim reorganizując. Istniało kilka szczepów na północy europejskiego kontynentu, które tę metodę umocnienia swego bytu obrały. Plemiona północno-zachodniej Słowiańszczyzny, Obodryci i inni, wytworzyli nawet kilka ośrodków rozwiniętego, pogańskiego kultu religijnego i swoistej cywilizacji, czego przejawem były wspaniałe świątynie pogańskie i miejsca pielgrzymek, bożka Swarożyca w Radogoszczy (Retrze), w ziemi plemienia Redarów i bożka Światowida, lub Świętowida, na przylądku Arkona na wyspie Rugii. Innym ośrodkiem oporu i trwania pogańszczyzny była ziemia Prusaków. Jeszcze innym — Litwa, gdzie pogaństwo pozostało religią dynastii i państwa aż do roku 1385. Przyszłość okazała, że pogaństwo nie było zdolne stworzyć podstawy do zwycięskiego zorganizowania się ludów, broniących swej niepodległości. Wszystkie te ludy prócz Litwy zostały w końcu przez Niemców zmiażdżone. Litwa w końcu przyjęła chrzest. Władcy państwa Polan najwidoczniej zdali sobie sprawę z tego, że pogaństwo nie jest zdolne stać się ideowym kośćcem ich bytu, zdali sobie zresztą sprawę, że pogaństwo nie jest religią prawdziwą, podczas gdy 24 chrześcijaństwo niesie z sobą wielkie tchnienie prawdy — i możliwość trwania przy pogaństwie odrzucili. Po drugie, Mieszko i jego doradcy mogli się byli decydować przyjąć chrześcijaństwo w postaci obrządku słowiańskiego, który szerzył się już w kraju Wiślan i był organizacją religijną zburzonego w roku 906, na pół wieku -przed czasami Mieszka, państwa wielkomorawskiego. Najnowsze badania historyczne (głównie Karoliny Lanckorońskiej) wykazały, że obrządek słowiański, wywodzący się z akcji misyjnej świętych Cyryla i Metodego, był w Polsce, głównie w Małopolsce, ale także i na Mazowszu, dość silnie już rozkrzewiony w czasach mieszkowych, a w postaci szczątkowej przetrwał tu i ówdzie aż po czasy Bolesława Śmiałego. Ale Wielkopolska nie była wpływem tego obrządku objęta, Mieszko miał więc swobodę przyjęcia tego obrządku, lub odrzucenia go. Nie wiemy, jakimi względami powodował się on, obierając chrzest w obrządku łacińskim, a nie słowiańskim, ale możemy dziś ocenić, że dobrze się stało, że dokonał takiego właśnie wyboru. Gdyby Polska zorganizowała się była religijnie na podstawie obrządku słowiańskiego, zapewne nie skrystalizowałaby się jako Polska, naród o wyraźnie zarysowanym, odrębnym obliczu; zapewne spłynęłaby w nurt ogólnosłowiański, mający swoje główne centrum na Morawach, t.j. w ziemiach dawnego państwa wielkomorawskiego, a zarazem nie odgraniczony zbyt wyraźnie od Rusi. Polska nie miałaby także tego oparcia w Rzymie i w świecie zachodnim, jakie uzyskała, będąc krajem katolickim. W swej walce z nawalą niemiecką byłaby zbyt słaba, zbyt wiotka, nie będąc częścią świata zachodniego o mocnym katolickim i europejskim kręgosłupie religijnym i politycznym i stojąc w jednym szeregu z takimi siłami, jak Słowacy, Morawianie i ówczesna Ruś. Wprawdzie także i obrządek świętych Cyryla i Metodego był obrządkiem zachodnim, podległym Rzymowi. To nie był ten sam obrządek, co późniejszy słowiańsko-prawosławny, wyłoniony z cerkwi ruskiej. (Obrządek słowiański na Morawach posługiwał się własną liturgią i alfabetem, zwanym głagolicą obmyślonym około 862 roku przez św. Cyryla i dotąd używanym w liturgii katolickiej w kilku zakątkach Dalmacji, t.j. Jugosławii; obrządek słowiańsko-prawosławny posługiwał się i posługuje t.zw. cyrylicą, obmyśloną w Bułgarii o parę pokoleń później). W czasach Mieszka kościół wschodni (grecki) nie oderwał się był jeszcze od kościoła katolickiego; nastąpiło to dopiero w roku 1054, a więc w 88 lat po chrzcie Polski. Ale patriarchat grecki w Konstantynopolu był w stanie schizmy (zerwania związku z Rzymem) także i w latach 861-867, za czasów patriarchy Focjusza, a więc w czasach przed chrztem Polski. Mieszko miał dobrą intuicję, a może dobre informacje, jeśli wyczuł, że Rzym nie rna zbytniego zaufania do obrządku wschodniego, także i do obrządku słowiańsko-glagolickiego, założonego przez świętych Cyryla i Metodego, wprawdzie posłusznych Rzymowi, ale pochodzących z Macedonii i wysłanych pierwotnie przez cesarza bizantyńskiego. A także, że wśród chrześcijan obrządku wschodniego nurtują tendencje odśrodkowe. Domyślamy się dzisiaj, że późniejsza Ziemia Halicka, jako część kraju Wiślan byia ogarnięta wpływem obrządku słowiańskiego, przeszczepionego z państwa wielkomorawskiego. Ułatwiło to z pewnością jej późniejsze opanowanie przez Ruś i także i przez schizmatycki obrządek słowiański 25 z Kijowa. Obrządek słowiański pochodzenia morawskiego byl więc przyczyną, czy jedną z przyczyn etnicznego odpadnięcia Ziemi Halickiej od Polski, a także i od katolicyzmu. Mieszko w sposób oczywisty nie pokładał zaufania, ani nadziei w obrządku słowiańskim i ewentualność przyjęcia przez państwo Polan chrześcijaństwa w tym obrządku odrzucił. Po trzecie, Mieszko mógł — samemu i z całym swoim państwem — przyjąć chrzest w obrządku łacińskim. To właśnie uczynił. Ale nie przyjął chrztu z rąk niemieckich, co było rozwiązaniem najprostszym i najnaturalniejszym. Postarał się o to, by otrzymać ten chrzest z pominięciem Niemiec. Postarał się także ó to, by nawiązać bezpośrednie stosunki z Rzymem. Była to decyzja genialna i posunięcie genialne. Świadczy ona o tym, ile rozumu tkwiło w owym czasie w kierownictwie państwa Polan i jak dobrze się to kierownictwo orientowało w stosunkach europejskich. Jeszcze nie było otwartego konfliktu między Papiestwem, a Cesarstwem Niemieckim. Konflikt ten miał wybuchnąć na dobre dopiero za jakieś sto lat. W owej chwili Rzym papieski był bardzo uzależniony od Cesarstwa. Ale Mieszko i cały ośrodek rządzący państwa Polan już się potrafili zorientować, że szukając oparcia w swym dążeniu do przeciwstawienia się nawale niemieckiej mogą na przyszłość znaleźć takie oparcie w Rzymie i w Papiestwie. W roku 966, w cztery lata po ustanowieniu niemieckiego cesarstwa i po ukoronowaniu w Rzymie Ottona I na cesarza osobiście przez papieża, Mieszko I przyjął chrzest i uczynił chrześcijaństwo w obrządku łacińskim religią państwową w swoim państwie. Ale przyjął ten chrzest nie z rąk niemieckich, lecz z rąk czeskich. Ale na tym nie koniec. Uczynił on jeszcze inny krok o ogromnym znaczeniu, bardzo często niedostatecznie doceniany przez polską naukę historii. Krokiem tym był akt, zwany od swoich pierwszych słów aktem „Dagome iudex", wydany około roku 990, a więc na jakieś 24 lata po chrzcie Polski, a na jakieś 2 lata przed jego śmiercią. Aktem tym Mieszko oddał swoje państwo jako „patrimonium Sancti Petri" (dziedzictwo świętego Piotra) „na własność" Stolicy Apostolskiej, czyli uczynił je papieskim lennem. Praktyczne znaczenie tego aktu było to, że Polska, będąc lennem papieskim, była tym samym wolna od zależności od Cesarstwa. A wielka odległość Polski od Rzymu sprawiała, że nominalna zależność od Rzymu nie mogła być dla Polski rzeczywistym skrępowaniem. Jedyną praktyczną demonstracją tej zależności było ustanowienie rodzaju daniny, czy podatku na rzecz Rzymu, zwanego „świętopietrzem". W późniejszych wiekach podatek ten świadczył nieraz, gdzie leży dawna granica polska: stare ziemie polskie tym się przez wieki różniły od niemieckich, że pierwsze płaciły „świętopietrze", a drugie nie płaciły. Tak wiec Mieszko I ustanowił związek Polski z papieskim Rzymem. Związek ten był zarówno związkiem religijnym i kulturalnym, jak politycznym. Charakterystycznym przejawem tego związku stało się potem to, że polska korona królewska pochodzi od papieża, to znaczy że ranga króla 26 nadana została władcom Polski przez papieży, podczas gdy korona czeska pochodzi od niemieckich cesarzy. Związek Polski z papiestwem, ustanowiony przez Mieszka I, wytknął kierunek całej polskiej historii. Choć w innej postaci, trwa on po dziś dzień. Wyrazem prawdziwego polskiego patriotyzmu i wierności polskiej tradycji jest dążenie do przeszkodzenia temu, by ten związek został zerwany. MIESZKO I. CHRZEST POLSKI. Mieszko objął władzę w państwie Polan przypuszczalnie około roku 960, a żyl i panował do roku 992. Czym było jego państwo, wiemy najlepiej z opisu sporządzonego w wyniku podróży, odbytej zdaje się w roku 965, a więc jeszcze do Polski pogańskiej (choć niektórzy uczeni przypuszczają, że ta podróż odbyła się dopiero w roku 973) przez żydowskiego podróżnika z będącej naonczas pod władzą arabską południowej Hiszpanii, Ibrahima Ibn Jakuba. Kim był Ibrahim Ibn Jakub — dokładnie nie wiemy. Być może był to kupiec, może handlarz niewolnikami, a być może agent polityczny. Jego sprawozdanie było zapewne raportem dla arabskiego kalifa (władcy świeckiego i zwierzchnika duchowego) w Kordobie. Doszło ono do nas w przekazie arabskiego pisarza Al-Bekriego. Ibrahim-Ibn-Jakub napisał: ,,A co się tyczy kraju Mszka, to jest on najrozleglejszy z ich (t.j. słowiańskich) krajów. Obfituje on w mięso, miód i ziemię orną. Pobierane przez niego (tj. Mieszka) podatki stanowią odważniki handlowe. Idą one na żołd jego mężów (żołnierzy). Co miesiąc przypada każdemu z nich oznaczona ilość z nich. Ma on trzy tysiące pancernych, podzielonych na oddziały, a setka ich znaczy tyle co dziesięć secin innych wojowników. Daje on tym mężom odzież, konie, broń i wszystko czego potrzebują. A gdy jednemu z nich urodzi się dziecko, on każe mu wypłacać żołd urodzenia, czy będzie płci męskiej, czy żeńskiej. A gdy dziecię dorośnie, to jeżeli jest mężczyzną, żeni go i wypłaca za niego dar ślubny ojcu dziewczyny, jeżeli zaś jest kobietą, płaci dar ślubny jej ojcu. A dar ślubny jest u Słowian znaczny w czym zwyczaj ich jest podobny do zwyczaju Berberów. Jeżeli mężowi urodzą się dwie lub trzy córki, to one stają się powodem jego bogactwa, a jeżeli mu się urodzi dwóch chłopców to staje się to powodem jego ubóstwa. Z Mszką sąsiadują na wschodzie Rus, na północy Brus (= Prusacy). Siedziby Brus leżą nad Oceanem ( = Bałtykiem). Oni mają odrębny język i nie znają języków swych sąsiadów" . Widzimy z powyższego opisu, że państwo Mieszka było państwem zarówno całkiem potężnym, jak dobrze zorganizowanym. Owe urządzenia * Cytuje wedle wydania Tadeusza Kowalskiego. Przekład trochę upraszczam. Warto przy okazji przytoczyć z zawartego w omawianym źródle ogólnego opisu krajów słowiańskich, a .^ięc nie tylko z kraju Mieszka, dane, które zawierają jedne z najstarszych, zanotowanycrTsłów naszego języka. "W nich (lasach) żyje dziwny ptak o ciemnozielonym odcieniu, który powtarza wszystko, co posłyszy z głosu ludzi i zwierząt. Zwykł się on znajdować (luka w tekście) a wtedy polują na niego. Nazywa się po słowiańsku sb'. I żyje w nich kura dzika, która zowie się po słowiansku 28 o wypłacaniu „daru ślubnego" żeniącym się synom żołnierskim, oraz wykupywaniu córek żołnierskich, to nie mogły być nowe pomysły, to musiały być porządki, wytworzone stopniowo w ciągu pokoleń. I owo wcale nie małe, zawodowe wojsko, utrzymywane przez księcia przy pomocy wybieranych podatków i opłacane co miesiąc, także z pewnością nie narodziło sie od razu, lecz było organizacją stopniowo rozwiniętą i od dawna utrwaloną, mającą swoich dowódców, swoją kadrę oficerską, swoje metody szkolenia, swoje sposoby zaopatrzenia, metody produkowania, przechowywania i rozdzielania owej „odzieży, koni, broni", no i z pewnością i żywności, a także uporządkowane sposoby zapewnienia mu zakwaterowania. Jeżeli do danych Ibrahima-Ibn-Jakuba dodamy to, co wiemy z wykopalisk o grodach, watach obronnych, domostwach, rzemiośle i rolnictwie, stwierdzić musimy, że było to państwo dobrze zorganizowane, uporządkowane i na mocnych podstawach. Pierwsza wzmianka w kronikach europejskich, dotycząca tego państwa, zapisana została w roku 963. W trzy lata później, w roku 966, Mieszko wraz z całym swym pańtwem przyjął chrzest. Przyczyniła się do tego w nie małym stopniu jego żona, Dąbrówka (Dubrava), siostra władcy Czech, Bolesława, którą poślubił o rok wcześniej. Wedle danych, przekazanych przede wszystkim przez niemieckiego kronikarza Thietmara, jej wpływ osobisty na Mieszka odegrał dużą rolę w powzięciu przez niego tej ważnej decyzji. Nie może jednak być wątpliwości co do tego, że to nie tylko wpływ żony rozstrzygnął o tym, że Mieszko się ochrzcił. Zapewne raczej było odwrotnie: ożenił się z chrześcijańską księżniczką dlatego, że powziął już przedtem decyzję przyjęcia samemu i wraz z całym państwem chrześcijaństwa, a więc to małżeństwo było dla niego wykonaniem części powziętego planu. Choć zapewne jest prawdą, że Dąbrówka uczyniła wiele, by swego męża z zasadami chrześcijańskimi lepiej zapoznać i decyzję przyjęcia przez niego chrześcijaństwa pogłębić lepszym zrozumieniem ducha i istoty chrześscijaństwa. Polska otrzymała swą katolicką wiarę i katolicki obrządek z Czech i dzięki Czechom nawiązała łączność z Rzymem. W Czechach chrześcijaństwo ustaliło się już na kilkadziesiąt lat przed chrztem Polski — i Czechy, mimo swego uzależnienia od Niemiec i wielkich tam wpływów niemieckich — miały ttra, o smacznym mięsie, której głosy słychać z wierzchołka drzew na parasangę (5 kilometrów). Istnieją dwa gatunki ich: czarny i pstry, piękniejszy od pawi". „Nie mają oni łaźni, lecz posługują się domkami z drzewa. Zatykają szpary w nim (drzewie) czymś, co bywa na ich drzewach, podobnym do wodorostów, (a co) oni nazywają mh. Służy to zamiast smoły do ich statków. (...) Domek ten nazywają oni al-istba". Pismo arabskie, tak samo jak hebrajskie, w zasadzie nie zna samogłosek. Znak, oddany tu jako ', oznacza dźwięk gardłowy podobny do Ar i A. Tak więc sb' czytać trzeba pewnie jak sbah lub sbak, co pewnie oznacza szpaka. Ttra to jest retro, a więc zapewne dawna nazwa cietrzewia; drugi jego gatunek to głuszec. Mh to jest mech, istba to jest izba. (Podkreślenia w tekście moje — J.G.) Ibrahim-Ibn-Jakub wymienia także słowo Grad (gród) u plemienia Wieletów, oraz pisze, *e ..co się tyczy kraju Bojesława (chodzi tu o Czechy), to jego długość od miasta Fraga (Praga) do miasta Krako (Kraków), wymaga podróży trzech tygodni". (Kraków był wtedy pod władzą Czech). 29 fl&g llrt B.!5,Sf|isSlI spostrzec wpływ niemieckiej reformacji z jej ideą kościołów narodowych i narodowej liturgii. I tutaj, jak i w innych dziedzinach, Czechy mają oblicze podwójne: są zarazem awangardą świadomej ^swojej odrębności Słowiańszczyzny — i echem i odblaskiem Niemiec" . Mieszko nawrócił się na chrześcijaństwo sam, a wraz z nim przyjęło chrzest jego otoczenie. Jego życzeniem było, by cały naród polski przyjął chrześcijaństwo, ale to było możliwe dopiero w ciągu kilku pokoleń, w wyniku akcji misyjnej sięgającej do każdej wsi, do każdego zakątka kraju i do wszystkich warstw społecznych. Na początek — chrystianizacja Polski to była chrystianizacja jej czołowych warstw społecznych. „Nasuwa się w związku z tym jedna bardzo zasadnicza uwaga. Polska oparła się o papiestwo i Kościół z motywów politycznych. A więc może jej nawrócenie i jej katolicyzm były nieszczere? Tak mogło się było stać — ale tak się nie stało. Polska, przylgnąwszy do Kościoła, szybko i gorąco przyswoiła sobie wiarę i moralność katolicką i stalą się ich wyznawczynią z przekonania. Jednym z podstawowych rysów ideowej i moralnej oryginalności Polski było skrystalizowane w Polsce od zarania dziejów przekonanie o zasadniczej wolności człowieka. Zetknięcie się pogańskiej jeszcze Polski z akcją misyjną niemiecką, posługującą się mieczem i opartą na stosowaniu przymusu, wytworzyło w polskiej świadomości zbiorowej przekonanie, że przymus w rzeczach wiary jest rzeczą złą. Polska nawróciła się dobrowolnie i unikając przymusu. Jej tradycją dziejową była świadomość, że pogan należy nawracać, ale nie należy do nawrócenia się zmuszać. I że zasadniczo przywilejem poganina, tak jak każdego innego człowieka, jest jego wolna wola i jego własny rozum i przekonanie. Świadomość ta snuje się przez cale dzieje Polski.jak nić, dostrzegalna w rozważaniach najwcześniejszych kronikarzy, rozkwitająca pełnią doktryny wolnościowej w późnośredniowiecznej literaturze, i wyrażona w praktyce politycznego działania na wewnątrz i na zewnątrz. Zarówno polski duch tolerancji religijnej, jak polska akcja misyjna na Litwie i gdzie indziej, jak wreszcie polski wolnościowy ustrój polityczny mają praprzyczynę w tym polskim szacunku dla wolnej woli i wewnętrznej autonomii indywidualnego człowieka. Jest prawdą, że zarówno w roku 966, chrystianizacja Polski, jak w roku 1386 chrystianizacja Litwy nie obeszły się bez zastosowania przymusu przez monarchę wobec poddanych. W stosunkach plemiennych monarcha miał uprawnienia niejako ojcowskie i tak narzucał swoje poglądy poddanym, jak rodzice dzieciom. Nie był to jednak przymus, związany z obcym najazdem. Były to czasy i w Polsce i na Litwie, gdy posłuszeństwo wobec woli rodzimego, prawowitego władcy było uznawane za fakt naturalny i nie budziło na ogól uczucia sprzeciwu. Górna warstwa przyjęła chrzest w sposób na ogól dobrowolny. Natomiast w Niemczech istniała tradycja narzucenia Sasom chrześcijaństwa przez krwawy najazd Karola Wielkiego. Jest także prawdą, że u zarania dziejów Polska brała udział wraz z Niemcami lub wzorem niemieckim w kilku zbrojnych wyprawach misyjnych • Cytata z innej mojej książki, ogłoszonej wcześniej. przeciwko pogańskim Polabianom i Prusakom, wkrótce jednak,^ skrystalizowawszy się w swej postawie, udziału w takiej akcji zaniechają". Jeszcze kilka innych rzeczy trzeba o Polsce mieszkowej, a zarazem o Polsce w ogóle powiedzieć. A więc najpierw, że jest ona jednym z nielicznych w Europie państw, nie będących dziełem germańskiego, lub innego podboju. To germańskie najazdy stworzyły Francję Franków, Anglię Sasów, Anglów i Normanów, Hiszpanię Wizygotów, Włochy Longobrdów, Ostrogotów i Normanów, Ruś skandynawsksich Rusów, czy Waregów. (Finowie po dziś dzień nazywają Szwecję Ruotsi, czyli Rusią). A Węgry są owocem najazdu azjatyckiego. Natomiast Polska jest krajem o pochodzeniu całkowicie rodzimym, owocem samoobrony i samodzielnej organizacji. Nikt nam organizacji państwowej nie narzucił. Zorganizowaliśmy się sami. Następnie, że naród polski wywodzi się przede wszystkim z Wielkopolski. Wielkopolska, czyli ziemia Polan, była tym mocnym tworem politycznym, który ogarnął z czasem ziemię Wiślan (Małopolskę), Śląsk, Mazowsze, Pomorze i Ziemię Czerwieńską i nadał wszystkim tym ziemiom swoje oblicze. Te inne ziemie włożyły potem w rozwój Polski i polskiego narodu swój wkład, ale jednak to Wielkopolska dała Polsce od początku główny pion i kształt i swego mocnego ducha. W szczególności uczyniła ją wolną od wpływów krajów ościennych, takich jak morawskie, a nawet po prostu czeskie u Wiślan, albo pogańsko-obodryckie na Pomorzu. Dala jej także język.* Władcy pierwotnego państwa polskiego zdaje się w sposób energiczny tłumili to wszystko, co uważali za dążenia odśrodkowe. Tak na przykład zdaje się, że świadomie dążyli do zlikwidowania w Polsce wpływów obrządku słowiańskiego. Miało to na przyszłość także i skutki ujemne: uczyniło źle widzianym posługiwanie się przy różnych okazjach mową rodzimą, a więc być może opóźniło narodzenie się literatury w polskim języku. (I Niemcy i Ruś zaczęły o wiele wcześniej niż Polska pisać w swoich językach). Ale z drugiej strony nadało rozwojowi polskiej kultury jednolity kierunek, umocniło związki Polski z łacińskim zachodem i pozwoliło narodowi polskiemu uformować się jako społeczności o bardzo wyraźnie zarysowanej, odrębnej indywidualności. W chwili chrztu Polski państwo Mieszka było mniejsze, niż w chwili jego śmierci; na przykład nie obejmowało Krakowa i ziemi Wiślan, oraz Śląska. Ale Mieszko nie tylko doprowadził do przyjęcia przez Polskę chrześcijaństwa i zreorganizował na nowych podstawach jej życie wewnętrzne, ale także był dzielnym wojownikiem, który odparł różne grożące Polsce niebezpieczeństwa * Cytata z innej mojej książki. * Cechą narzeczy małopolskiego i mazowieckiego jest tak zwane mazurzenie, czyli wymawianie wielkopolskiego cz. sz i ż jak c, s i z (Ojce nas, a nie Ojcze nasz, żaba, a nie żaba). Ale ogólnie przyjętą polską wymową jest wymowa wielkopolska. Zapewne ród książęcy, a w ślad za nim załogi wojskowe, namiestnicy, wreszcie duchowieństwo, mówili narzeczem wielkopolskim — i to się stało przyjętą mową warstwy przodującej w całej Polsce. Nie byl to jeszcze język literacki, ale była to forma mówionej polszczyzny, używana przez ludzi wpływowych. Później, gdy stolica Polski przeniosła się do Krakowa, ten język ogólnopolski nasiąknął wielu wPfywami małopolskimi, a jeszcze później, gdy stolica znalazła się w Warszawie, mazowieckimi, a także litewskimi i ruskimi. Ale podstawa polskiego języka ogólnonarodowego i literackiego Jest wielkopolska. 32 3 — Hist. Nar. Poi., t. I 33 zewnętrzne, oraz poszerzył granice Polski. W szczególności objął swoją władzą ziemię Wiślan i Śląsk, a w szczególności Kraków i Wrocław. Wiemy z dokumentu „Dagome iudex" z około roku 990, czyli około 24 lata po chrzcie Polski, o którym już wyżej wspomniałem, że państwo Mieszka w owej chwili ciągnęło się od miasta Schinesne (być może Szczecina) „wzdłuż długiego morza aż do Bruzze (ziemi Prusaków), (potem) aż do miejsca które się nazywa Russe (Ruś) i od Russe aż do Craccoa (Krakowa), a od tego Craccoa prosto do miejsca zwanego Alemure (być może rzeka Mora, koło Opawy), a od tego Alemure do ziemi Milze (Milczan), a od Milze prosto do Oddere i dalej wzdłuż rzeki Oddere aż do wymienionego miasta Schinesne". Tak więc Polska mieszkowa obejmowała już wówczas także i ziemię Krakowską, Śląsk, Milsko (Łużyce) i Pomorze i sięgała od Karpat do Bałtyku i Odry. Kijowsko-ruska kronika Nestora podaje, że „w r. 981 wyprawił się Włodzimierz (książę ruski) na Lachów i zabrał im ich grody, Przemyśl, Czerwień i inne". A więc przed rokiem 981 Przemyśl i Czerwień należały do Lachów, czyli do Polski. Zapewne mowa tu już o państwie Mieszka, a nie o samych tylko Wiślanach. Nie wiemy dobrze, gdzie leżał ówczesny Czerwień; przypuszcza się, że na dzisiejszej Chełmszczyźnie. Ale jest prawdopodobne, że władza Polski mieszkowej, tak jak poprzednio władza Wiślan, sięgała w owym czasie dużo jeszcze dalej na wschód, niż Przemyśl i Ziemia Chełmska. Zabrane przez Włodzimierza grody Czerwieńskie odzyskał w roku 1018 dla Polski, czyli w 37 lat po ich zaborze, syn Mieszka, Bolesław Chrobry. Mieszko walczył także i z Niemcami. W dniu 24 czerwca 972 roku doszło do pierwszej, znanej wielkiej bitwy polsko-niemieckiej, pod Cydyną (czy Cedynią), blisko ujścia Warty do Odry. W bitwie tej dowódcami polskimi byli Mieszko i jego brat Czcibor. Było to całkowite polskie zwycięstwo. Atak na Polskę, który spowodował tę bitwę nie był dziełem cesarza Ottona (który wtedy przebywał we Włoszech), lecz pogranicznego niemieckiego wielkorządcy, t.zw. margrabiego Marchii Wschodniej, Hodona. Brał w tej bitwie udział — i tak samo jak Hodon, uniknął śmierci, — hrabia Zygmunt, ojciec przyszłego niemieckiego kronikarza Thietmara. O bitwie tej Thietmar potem pisał. Jeszcze wcześniej, bo w roku 967, najechali Polskę pogańscy, słowiańscy Wolinianie, którym przewodził wygnany z Niemiec awanturnik Wichman. Zostali oni przez Polaków (przy pomocy posiłków czeskich) pobici w walnej bitwie, przy czym Wichman poległ w wyniku tej bitwy. (Poprzednio, najeżdżali Polskę pogańscy Wieleci, którzy mieli swój ośrodek w świątyni w Radogoszczy. W owych najazdach na Polskę mieli Czechów po swojej stronie, a natomiast byli zwalczani przez Niemców). W roku 977 umarła czeska żona Mieszka, Dąbrówka. W trzy lata później, w roku 980, Mieszko ożenił się z Niemką, Odą, zakonnicą, która zrzuciła habit zakonny, córką innego niemieckiego wielkorządcy, margrabiego Marchii Północnej, Teodoryka. Małżeństwo to oznaczało niejakie zbliżenie się w owej chwili Mieszka do Niemiec. Zbliżenie to było po części zwrócone przeciwko wspólnym wrogom Niemców i Polski, Słowianom pogańskim. Z 34 pozrSe? "2 w katedrze BOLESŁAW CHROBRY Można przyjąć, że prawdziwymi budowniczymi państwa polskiego, chrześcijańskiego i obejmującego wszystkie ziemie Lachów, a więc zarówno krainę Polan, jak Wiślan i ziemie innych plemion, byli iącznie Mieszko i jego syn, Bolesław Chrobry, zwany także Wielkim. Mieszko położył pod to państwo podwaliny, Bolesław umocnił je, rozbudował i utrwalił oraz w szeregu zwycięskich wojen obronił przed zagrażającymi mu niebezpieczeństwami. Objąwszy po śmierci ojca władzę w państwie, Bolesław Chrobry z miejsca obronił jego jedność, nie dopuszczając do wydzielenia synom Ody osobnych dzielnic. W owym czasie istniał zwyczaj, że władcy dzielili w chwili śmierci swoje państwa między synów na mniejsze części. Chrobry do tego w Polsce nie dopuścił. POLSKA ZAPORĄ EKSPANSJI NIEMIECKIEJ Główną, historyczną rolą Bolesława Chrobrego, obok ugruntowania i umocnienia polskiego państwa, była jego walka z Niemcami. Za czasów Mieszka niebezpieczeństwo niemieckie dopiero się przed Polską zarysowywało. Za czasów Bolesława zwaliło się na Polskę całym ciężarem. Ale Bolesław Chrobry zwycięsko Polskę przed tym niebezpieczeństwem obronił. Można powiedzieć, że zwycięskie walki Bolesława Chrobrego z naporem niemieckim były wydarzeniem, które zarówno ustaliło raz na zawsze postawę Polski, jak nadało kierunek historii całej środkowej Europy na całe następne blisko tysiąclecie. Niemcy byli narodem i organizacją polityczną, zmierzającymi jako cesarstwo do zawładnięcia całością ziem, położonych na wschód od nich — drogą posuwania się mniej więcej w nieskończoność. Tak jak Rosja, z chwilą przełamania bariery wpierw chazarskiej i starobułgarskiej, a potem tatarskiej (ostatecznie w Kazaniu w r. 1552 i Astrachaniu w 1557) ruszyła na podbój i kolonizację ziem aż po Ocean Spokojny; tak jak mówiąca po angielsku społeczność amerykańska wokół Nowego Jorku, Bostonu i Filadelfii nad brzegiem Atlantyku, po przełamaniu bariery francuskiej (zdobycie Fortu Duąuesne, czyli Pitsburga, w 1758 roku) i niektórych ośrodków oporu indiańskiego, zdołała w końcu dotrzeć tak samo do Oceanu Spokojnego, zdobywając hiszpańską pierwotnie Kalifornię tak Niemcy mieli szansę, by po przełamaniu polskiej bariery, ruszyć na podbój i kolonizację 36 \ wschodniej Europy i północnej Azji. Gdyby im się to było udało — może za czasów Bolesława Chrobrego, a może dopiero za czasów krzyżackich, w okresie Grunwaldu, — byliby oni być może dotarli najpierw na Syberię, a potem może i do Oceanu Spokojnego. Władywostok byłby w takim razie dziś niemieckim miastem i portem, a Kamczatka niemiecką prowincją. Mówiąc o takich możliwościach niemieckiej ekspansji, trzeba oczywiście postawić pytanie: a czy, gdyby się polska bariera była załamała, Niemcy nie zatrzymaliby się byli na drugiej barierze, którą była Ruś i Rosja? Odpowiedzią na to jest, że ówczesna Ruś była do osiągnięcia tego niezdolna. Stanowiła ona długą, lecz wąską wstążkę osad i fortec nadrzecznych, od Nowogrodu Wielkiego do Kijowa, wzdłuż rzek WoJchowa, Łowaci i Dniepru, tworzących drogę handlową na szlaku od Bałtyku do Morza Czarnego („od Waregów" czyli Szwecji, ,,do Greków", lub do „Cargradu", czyli Konstantynopola). To państwo skandynawskich rzecznych kupców i zdobywców sprawujących władzę nad obszarami, zamieszkałymi przez słowiańskich rolników i myśliwców nie tworzyło skupionej, politycznej masy, która byłaby w stanie stawić skuteczny opór naporowi potężnego państwa, takiego, jak niemieckie Cesarstwo.* To Polska postawiła tamę ekspansji niemieckiej na wschód, a pierwszym, który dał początek polskiemu oporowi, stworzył podwaliny tego oporu na następne pokolenia i wieki, wytworzył tradycję tego oporu, a zarazem pokazał, że Polska oprzeć się niemieckiej nawale potrafi i że skruszyć się nie da i dać nie chce, był Bolesław Chrobry. „Historia zmieniła swój bieg przez to, że Polska zagrodziła drogę niemieckiej ekspansji na wschód. Co by się stało, gdyby cesarz Henryk II był skruszył opór wojsk Bolesława Chrobrego i gdyby Polska, obsadzona przez niemieckie załogi, podzielona na księstwa, których władcy byliby lennikami cesarza i byli jeden przeciw drugiemu wygrywani, wreszcie poddana władzy administracyjnej i duchownej niemieckich biskupów, została wcielona w organizm państwowy niemiecki? — Niewiele brakowało, by możliwość podobna zdołała się była urzeczywistnić! Może byłoby po prostu wystarczyło, by Bolesław Chrobry umarł i by władzę w Polsce objęli byli przyrodni jego bracia: synowie Mieszka i Ody! Co by się było wówczas stało? * Już z najstarszych kronik ruskich wiemy, że państwo ruskie zorganizowane zostało przez najeźdźców skandynawskich, którzy pozakładali swoje osady wzdłuż wschodnioeuropejskich rzek i podbili plemiona wschodniosłowiańskie wokół tych osad, Slawian nad jeziorem Ilmen, Polan na bezleśnych stepach nad Dnieprem i innych. Nadali oni swoją plemienną nazwę Rusi utworzonemu przez siebie państwu. Założycielem tego państwa byl na pół legendarny wódz skandynawski Ruryk, jakoby przywołany przez zwaśnionych Słowian do objęcia nad nimi władzy, który stał sie od roku 862 księciem w Nowogrodzie Wielkim i protoplastą pierwszej ruskiej i rosyjskiej dynastii Rurykowiczów, panującej potem na Rusi i w Rosji aż do roku 1598. Główne centrum Rusi przeniesione zostało wkrótce z Nowogrodu do Kijowa. Niektórzy najnowsi historycy rosyjscy usiłują podważyć tradycyjny pogląd, że to skandynawscy wojownicy zorganizowali państwo ruskie i wykazać, że państwo to w istocie zorganizowali sami Słowianie, ale wysiłki tych historyków na ogól nie są uwieńczone powodzeniem. 37 Nie trudno wyobrazić to sobie. Po skruszeniu polskiej bariery, olbrzymia próżnia wschodnioeuropejskich obszarów stałaby przed narodem niemieckim otworem. (...) Jak daleko niemiecka ekspansja na wschód byłaby wskutek tego dotarła? — Trudno to przewidzieć. Nie ulega jednak wątpliwości, że byłaby dotarła — daleko. A próżnia raz zdobyta wypełnia się szybko. Niemiecka kolonizacja, zwiększona rozrodczość, asymilacja ludności tubylczej, byłyby w ciągu paru wieków uczyniły ze znacznej części wschodniej Europy kraj niemiecki. Niemcy przestałyby wsksutek tego być krajem o skali europejskiej. Nawet, gdyby ekspansja ich nie sięgnęła z biegiem wieków tak daleko, jak dzisiaj ekspansja rosyjska (...), Niemcy stałyby się potęgą tej miary, że równowaga europejska zostałaby całkowicie zwichnięta. Europa zostałaby przez Niemcy (sięgające poza tym poza Ren i — w owym czasie — daleko poza Alpy), całkowicie przytłoczona. Polska przeszkodziła Niemcom w staniu się zamiast największym narodem na europejskim kontynencie —największym narodem rasy białej w świecie. I Niemcy mają tego instynktowną świadomość. Być może, to jest przyczyną tej żywiołowej nienawiści, jaką Niemcy wobec nas odczuwają i tej bezgranicznej wściekłości, jaką budzi w nich sam fakt, że naród polski istnieje." Naród polski jest dużo mniej liczny od narodu niemieckiego, był także dużo uboższy i bardziej zacofany. Okazało się jednak, że jest dostatecznie silny, by się przed Niemcami obronić. Obronić za czasów Bolesława Chrobrego — i obronić przez następne około tysiąca lat. Myśląc o tym, jak się Polska, łącznym wysiłkiem politycznym, kulturalno-moralnym i przede wszystkim zbrojnym za czasów ojca i syna, Mieszka i Bolesława Chrobrego, przed naporem niemieckim obroniła, mimo woli jest się skłonnym porównywaćc ten polski opór z oporem dawnej Galii (zwanej dziś Francją), przed naporem ekspansji rzymskiej. Galia była krajem pierwotnie celtyckim (a więc pokrewnym dzisiejszej Irlandii). Została podbita przez Rzymian, którzy pokonali ją zbrojnie. Najważniejszym okresem walki Rzymu z Galią były lata 58 do 51 przed Chrystusem, gdy późniejszy dyktator rzymski, założyciel rzymskiego cesarstwa, Juliusz Cezar, wolną jeszcze, większą część Galii, podbił w uporczywej i krwawej, nieraz okrutnej walce. Ci z nas, którzy uczyli się w szkole łaciny, prawie wszyscy czytali przynajmniej fragmenty pamiętników Cezara o tej walce, p.t. „De bello gallico" (O wojnie galijskiej). Galia broniła się po bohatersku, ale w końcu została pokonana, a jej bohaterski i utalentowany wódz Vercingetorix, znalazłszy się w rzymskiej niewoli, został przez Cezara przywieziony w łańcuchach do Rzymu, oprowadzony tryumfalnie po mieście i następnie, w 46 roku przed Chrystusem, stracony. Galia utraciła w rezultacie wszystko. Nie tylko utraciła polityczną wolność. Skolonizowana przez rzymskich osadników, z którymi się rodowici Galowie zmieszali, stała się częścią Rzymu także i etnicznie. Utraciła swój język tak całkowicie, że nie zachowały się po nim żadne szczątki, tak, że nie wiemy dziś, jaki ten język był. Zaczęła w całości mówić po łacinie __i dzisiejszy język francuski jest jedną z nowoczesnych odmian łaciny, choć może przechował w sobie jakieś właściwości dawnej galijskiej wymowy. Utraciła nawet nazwę: nie nazywa się dziś Galią, lecz Francją. Coś takiego mogło także grozić i Polsce. Ale Polska się przed takim losem obroniła. Między Polską, a naporem niemieckim „wywiązała się walka, __ równie dramatyczna i pełna patosu, jak walka plemion galijsksich z najazdem legionów Cezara, tym się jednak od tamtej różniąca, że trwająca przez parę pokoleń i zakończona zwycięstwem. Mieszko i Bolesław Chrobry są dwuosobowym, dwa pokolenia reprezentującym Vercingetorixem tej waiki, ale Vercingetorixem zwycięskim". Polska, broniąc się przed naporem niemieckim, obroniła się przed zagładą sama, oraz obroniła Ruś, a także, w dalszym ciągu dziejów i Litwę. Ale rzecz ciekawa, obroniła także i Europę. „Mocarstwo, ciągnące się od Renu do Oceanu Spokojnego, a choćby tylko do Uralu, byłoby Europę zgniotło. A jako że było ono ciągle w konfliktach z papiestwem, byłoby zgniotło także i Stolicę Apostolską, oraz odebrało Kościołowi rolę instytucji niezależnej od władzy świeckiej. Kościół zachodni, cywilizacja zachodnia i Europa zachodnia takie, jakie dzisiaj znamy, nie mogłyby istnieć". Jest z pewnością wielu Niemców, którzy myślą sobie, że Polska swoim oporem przeciwko niemieckiej ekspansji na wschód, temu opiewanemu później „Drang nach Osten", przeszkodziła nie tylko rozrostowi niemieckiej potęgi, ale i rozrostowi Europy i europejskiej cywilizacji. Co z tego, że w razie niemieckiego zwycięstwa uległaby zagładzie Polska, uległaby zagładzie zapewne także i Ruś? Co z tego, że być może także i Francja i Włochy, a może również i inne narody europejskiego zachodu, uległyby zmiażdżeniu przez tak potężnego sąsiada, jakim byłyby Niemcy, sięgające od ich granic aż do granic Azji, lub w jej głąb? Za to Niemcy, naród europejski, naród rasy białej i naród chrześcijański, zapewne panowaliby nad światem. Byliby tak potężni, że narzuciliby swoją władzę i swoją cywilizację wszystkim narodom świata. Oznaczałoby to panowanie w świecie europejskiej cywilizacji, chrześcijaństwa i Europy. Otóż to jest wszystko nieprawda. Niemcy jako zbiorowość i jako potęga polityczna i jako cywilizacja wcale nie są wyrazicielami Europy i jej ducha, ?ani wyrazicielami europejskiej cywilizacji, ani wyrazicielami chrześcijaństwa. Przede wszystkim Europa to wcale nie jest ośrodek polityczny i kulturalny, nadający się do ujednolicenia. Istotą życia europejskiego jest jego rozmaitość. Wprawdzie cywilizacja europejska wywodzi się z Rzymu, a Rzym to było jedno olbrzymie imperium, obejmujące wiele krajów i przerabiające te kraje na swoją modlę. Ale cywilizacja rzymska została następnie przekształcona i uszlachetniona przez wpływ chrześcijaństwa. Odrębność i samodzielne życie Polski, i Francji, i Włoch i wielu innych krajów — także i Niemiec, w tym, co w nich jest cywilizowane i naprawdę europejskie i chrześcijańskie — wcale nie jest czymś, co by się sprzeciwiało Europie i jej * Cytata z innej mojej książki. Cytata z innej mojej książki. Cytata z innej mojej Jtsiązki. 39 38 duchowi, ale wręcz przeciwnie jest jednym z istotnych warunków istnienia prawdziwej Europy i jednym z przejawów jej istoty. Polska, stawiając Niemcom opór, spełniała wielką rolę obrońcy interesów Europy, bo przyczyniała się do okiełznania potęgi niemieckiej nie tylko w interesie własnym, lecz także w interesie świata łacińskiego, a więc takich krajów, jak Włochy i Francja. „Można bez przesady powiedzieć, że przez ciąg swoich dziejów Europa wciąż stoi wobec alternatywy, że albo będzie tym, czym po dziś dzień jest, to znaczy twórczą i żywotną przez bogactwo swojej rozmaitości rzeszą wolnych narodów, mających wprawdzie wspólne podstawy historyczne i cywilizacyjne, ale żyjących życiem własnym i rozwijających się samodzielnie, albo też zostanie opanowana przez naród niemiecki, którego hegemonia doprowadzi z biegiem czasu do zniwelowania całego jej życia pod jeden strychulec. Sytuacja komplikuje się ponadto jeszcze i przez to, że między narodem niemieckim, a resztą Europy istnieje przeciwstawność cywilizacyjna i duchowa". Dzisiaj nie tylko Niemcy zagrażają Europie tym, co za czasów Hitlera nazywano „zglajchszaltowaniem" (gleichschalten), to znaczy wtłoczeniem w narzucone jej ramy obcej i bezdusznej jednolitości, ale takie samo zagrożenie rysuje się przed nią w postaci nacisku anglosaskiego (angielskiego i amerykańskiego) z jednej strony, a sowieckiego z drugiej. Ale przez długie wieki, zdławienie rozmaitości życia poszczególnych narodów groziło Europie tylko ze strony Niemiec — i Polska była jedną z sił, które się takiemu zagrożeniu europejskiego życia przeciwstawiały. Polska broniła, w dalekiej perspektywie i pośrednio — także i niepodległości i odrębności Włoch, Francji, Węgier i innych krajów. A ustawili ją w tej roli już Mieszko i Bolesław Chrobry. A po wtóre, rozrost potęgi niemieckiej zagrażał nie tylko niepodległości innych krajów Europy, a więc Europie jako rzeszy wolnych narodów, ale także jak już przed chwilą powiedziałem, był zagrożeniem cywilizacyjnym i moralnym, spowodowanym przez przeciwstawność cywilizacyjną i diichową. Istnieje coś w postawie zarówno politycznej, jak i duchowej narodu niemieckiego, co go duchowi cywilizowanej Europy przeciwstawia. „Podstawą cywilizacyjną właściwej Europy jest cywilizacja łacińska — to znaczy spuścizna cywilizacyjna starożytnego Rzymu i zachodnie chrześcijaństwo. Otóż naród niemiecki jest tym z narodów europejskich, którego związek z tymi podstawami cywilizacyjnymi jest najbardziej luźny. Naród niemiecki instynktownie nienawidzi Rzymu i świata łacińskiego. Przez całe dzieje Niemiec snuje się jak nić dążenie do rozprawy z Rzymem. Już plemiona starożytnych Germanów walczyły z państwem rzymskim i ostatecznie obaliły je. Całe dzieje polityczne europejskiego kontynentu w średniowieczu mają za oś walk>? Cesarstwa i Papiestwa. (...) Reformacja jest buntem narodu niemieckiego przeciwko Rzymowi; historyk angielski Macaulay widzi w niej reakcję rasy germańskiej przeciwko światu łacińskiemu. Również i dzisiaj niechęć narodu niemieckiego wobec Rzymu me wygasła. Historyk niemiecki Ranke twierdzi, że zachwyt, jaki budzi w Niemczech świat helleński i nacisk, z jakim naród niemiecki szuka w Grecji cywilizacyjnego oparcia, jest spowodowany tym, że naród ten pragnie znaleźć to cywilizacyjne oparcie gdzie indziej, niż w Rzymie. Naród niemiecki jest również mimo, że z górą tysiąc lat minęło od chrztu Sasów, narodem najmniej ze wszystkich narodów europejskich przesyconym duchem chrześcijaństwa. Naród niemiecki wydał z siebie wielu świętych i dokonał wielu wielkich i wzniosłych dzieł na polu wiary. Ale mimo to, nie zdołał wyplenić z najtajniejszych głębin swojej duszy charakterystycznego, germańskiego rysu, który duszę tę zabarwia na sposób pogański i który się składa z trzech rzeczy: z pogańskiego instynktu moralnego, który się wyłamuje z ram etyki chrześcijańskiej i wyraża w znanej niemieckiej brutalności i okrucieństwie, z żywiołowej tęsknoty za dawnym, starogermańskim pogaństwem, przechowanej w niemieckich mitach i pieśniach i dotąd odzywający się w niemieckiej filozofii, poezji, muzyce, polityce, oraz w tak samo żywiołowej, instynktownej, rebelianckiej niechęci wobec chrześcijaństwa i więzów duchowych, jakie ono sobą stanowi. (...) Naród niemiecki składa się z wielu szczepów i dzieje chrystianizacji tych szczepów były różne. Wiele ze szczepów niemieckich przyjęło chrześcijaństwo tak jak większość innych europejskich narodów: dobrowolnie. Rzecz ciekawa, że w tych krajach niemieckich, w których chrystianizacja była dobrowolna, nie przyjął się również później — lub przyjął się w dużo słabszym stopniu — ten bunt przeciwko Kościołowi, którym była reformacja: katolicyzm istnieje w Niemczech przeważnie tylko w tych prowincjach, które ongiś należały do imperium rzymskiego (Niemcy południowe i zachodnie)"* oraz wśród zniemczonych Polaków (np. niemieckich Ślązaków) i Czechów (dawni Niemcy Sudeccy). Dodać nadto muszę, że nienawiść Niemców do Rzymu to jest o wiele mniej nienawiść do Rzymu starożytnego, co nienawiść do Rzymu chrześcijańskiego, to znaczy do Rzymu papieży i Kościoła katolickiego. Aby zrozumieć rolę Niemiec w europejskiej historii warto jest zastanowić się nad nauką o cywilizacjach, sformułowaną przez znakomitego polskiego historyka i filozofa historii, zmarłego w roku 1949 w Krakowie, Feliksa Konecznego. Koneczny stwierdza, że poszczególne społeczeństwa różnią się między sobą cywilizacją, to znaczy metodą życia zbiorowego. Poszczególne cywilizacje, to jest nie co innego, jak inny pogląd na to, co jest dobre, a co zle, co godziwe, a co niegodziwe, inny pogląd na życie rodzinne, na prawo spadkowe, na własność, na rolę władzy państwowej itd. W Europie panuje cywilizacja łacińska, to znaczy chrześcijańska, oparta na tradycjach i doświadczeniach rzymskich, ale zauważyć sie daje także i wpływ kilku innych cywilizacji, np. bizantyńskiej, a także żydowskiej (zwłaszcza w ośrodkach kapitalistycznych, oraz socjalistycznych), turańskiej czyli środkowoazjatyckiej (np. w Rosji), oraz arabskiej (np. trochę w Hiszpanii). Otóż Niemcy są pod bardzo wielkim wpływem cywilizacji bizantyńskiej. Przez cale swoje tysiącletnie dzieje Niemcy są terenem zmagania się cywilizacji łacińskiej, czyli * Cytata z innej mojej książki. *-Cytata z innej mojej książki. 41 40 europejskiej, z cywilizacją bizantyńską. Cesarstwo niemieckie, od chwili swego założenia w 962 roku, zapatrzone było nie we wzór starożytnego Rzymu, ani nawet nie we wzór cesarstwa Karola Wielkiego, to znaczy Franków, ale we wzory cesarstwa bizantyńskiego. A cesarstwo bizantyńskie, aczkolwiek chrześcijańskie, oparte było na tradycjach całkiem innych niż rzymskie, mianowicie w dużym stopniu orientalnych, syryjskich, i innych. Szereg pojęć bizantyńskich zostało przejętych przez cesarstwo niemieckie i przez dużą część niemieckiego narodu. Niemcy nabrali w ciągu wielu wieków wiele z tego, co moglibyśmy nazwać bizantyńską mentalnością. Np. według Konecznego jednym z pojęć bizantyńskich jest przekonanie, że etyka obowiązuje tylko w życiu prywatnym, ale nie obowiązuje króla, czy cesarza, czy innego władcy, a więc że władca może nie liczyć się z moralnością. Wniosek stąd, że nie ma obowiązku moralności w polityce. Jakże często spotykaliśmy w najnowszych czasach, np. w ostatniej wojnie światowej, Niemców, którzy byli zacnymi, cnotliwymi ludźmi w życiu prywatnym, dobrymi ojcami rodzin, dobrymi synami i mężami, uczciwymi obywatelami i miłosiernymi bliźnimi, ale którzy równocześnie potrafili popełniać bez wahania najstraszliwsze zbrodnie, gdy taki otrzymali rozkaz i gdy takie były wymagania prowadzonej przez nich polityki. Całkowite rozdwojenie moralne: co innego w życiu prywatnym, co innego w polityce i w służbie państwa. Także i pod koniec starożytnego Rzymu już się to rozdwojenie między cywilizacją zachodniorzymską, a rodzącą się bizantyńską czyli wschodniorzymską zaczynało. Np. w Rzymie republikańskim mówiło się, że prawo to jest ,,ars boni et equi", czyli sztuka dobrego i sprawiedliwego, a pod koniec Rzymu cesarskiego, na całkiem orientalny sposób, że ,,quod principi placuit legis habet vigorem": co się podoba władcy ma siłę prawa. Inną różnicą między Rzymem i Bizancjum, zrodzoną już w czasach chrześcijańskich, było, że na chrześcijańskim zachodzie Kościół był niezależny od państwa i kierował się i kieruje tylko własnymi pojęciami i tym, co mu Bóg nakazał, natomiast w Bizancjum kościół (cerkiew) jest podporządkowany władzy państwowej i nie ma prawa robić nic, co by się polityce państwa czy życzeniom państwa sprzeciwiało. Średniowieczni cesarze niemieccy uważali, że Kościół powinien być poddany cesarskiej władzy, a papieże i biskupi, tak jak w Bizancjum patriarchowie, powinni być posłuszni cesarzom i w ogóle władzy świeckiej i być jakby organami i narzędziami władzy państwowej. Nie wszyscy Niemcy byli i są zarażeni pojęciami cywilizacji bizantyńskiej, wielu z nich — na przykład wielu Niemców duchownych i świeckich w czasach Hitlera, — opierało się w sposób bohaterski niemoralnym uroszczeniom władzy państwowej. Ale na przestrzeni dziejów cesarstwo niemieckie, zarówno jak niektóre mniejsze państwa niemieckie, np. Prusy, powodowały się zasadami bizantyńskimi, to jest stały w opozycji wobec cywilizacji łacińskiej, to znaczy europejskiej. Polska jest na wskroś krajem cywilizacji łacińskiej. Instynktownie, opowiedziała się po stronie tej cywilizacji już za czasów Mieszka i Bolesława Chrobrego. Toteż walcząc z naporem niemieckim i stwarzając już za Bolesława Chrobrego potężną barierę obronną przeciwko temu naporowi, Polska 42 broniła nie tylko własnej niepodległości i nie tylko niepodległości innych krajów, zarówno takich jak Ruś, jak i takich jak kraje łacińskiego zachodu europejskiego, ale także ducha i cywilizacji Europy, a więc ducha łacińskiego, oraz prawdziwego chrześcijaństwa. ŚWIATY WOJCIECH I MISJA PRUSKA Bolesław Chrobry dokonał, wśród wielu swoich innych osiągnięć, dwóch rzeczy podstawowych: obronił Polskę przed Niemcami i przez to ustanowił tradycję opierania się przez Polskę niemieckiemu naporowi, oraz sprawił, te pod względem kościelnym Polska zorganizowała się jako odrębna prowincja Kościoła powszechnego, niezależna od Niemiec. O szczegółowym przebiegu walk Bolesława Chrobrego z Niemcami będę mówić niżej w rozdziale, poświęconym szczegółom jego panowania. Jego wielkiemu osiągnięciu, jakim było zorganizowanie polskiego Kościoła, poświęcę rozdział osobny. Ale zanim do tego przystąpię muszę opowiedzieć o przedsięwziętej przez Bolesława Chrobrego misji pruskiej i o świętym Wojciechu. Pierwotni Prusacy (Prusowie), to był lud — pogański i dość prymitywny — pokrewny Litwinom i Łotyszom, żyjący na obszarze mniej więcej między dolną Wisłą a Niemnem oraz między morzem, a puszczami wokół dzisiejszych Jezior Mazurskich. Odgałęzieniem Prusaków było pogańskie plemię Jadźwingów, żyjące głownie na obszarze dzisiejszej Suwalszczyzny. Prusacy z czasem wyginęli całkowicie. Duża ich część została przez Krzyżaków wymordowana; ich resztki, głównie na Sambii, zniemczyły się w XVII wieku, a na Warmii także i spolszczyły. Język ich jest znany: dość liczne teksty staropruskie, przeważnie treści religijnej katolickiej i protestanckiej, zostały w XVI wieku zapisane. Tyle przynajmniej po dawnych Prusakach zostało: dzisiejsi uczeni znają ich mowę. Bolesław Chrobry uważał, że trzeba pogańskich Prusaków nawrócić na chrześcijaństwo. Posłużył się do tego celu znakomitym Czechem, biskupem praskim, Wojciechem z rodu książęcego SJawnikowiców, współzawodniczącego z rodem panującym Przemyślidów, a przyjaznego Polsce. Biskup Wojciech, późniejszy święty, był wybitną osobistością w ówczesnym świecie katolickim. Urodzony około roku 956, był on człowiekiem o wysokim jak na owe czasy wykształceniu, o rozległych stosunkach i znajomości świata. Studiował dziewięć lat w szkole arcybiskupiej w Magdeburgu, otrzymał „inwestyturę" na biskupa praskiego osobiście od cesarza niemieckiego Ottona II w 983 roku w Weronie we Włoszech, a święcenie biskupie w tymże miesiącu od arcybiskupa mogunckiego, był blisko związany z zakonem benedyktynów i miał skłonności mnisze, był wreszcie bliski ogniska ruchu reformatorskiego w Kościele, narodzonego nieco później w Cluny we Francji i stykał się osobiście, w mieście Pawii we Włoszech, w 43 tymże 983 roku, z przedstawicielami tego ruchu, opatem Mayolusem z Cluny i Gerardem, biskupem z Toul we Francji. W roku 990 opuścił Pragę i wraz ze swoim bratem Radzimem, czyli Gaudentym, oraz kilku służącymi, udał się jako wygnaniec do Rzymu. Było to spowodowane jakimś niewyjaśnionym konfliktem z władcą Czech, Bolesławem z rodu Przemyślidów. Biografowie św. Wojciecha Bruno i Canaparius piszą, że przyczyną było potępienie przez biskupa Wojciecha takich wykroczeń, jak poligamia (posiadanie kilku żon), oraz jak sprzedawanie chrześcijan jako niewolników w ręce kupców żydowskich, którzy wywozili ich na sprzedaż do krajów arabskich, a mieli swoje centrum handlowe w Pradze. Czeski historyk F. Dvornik wyraża przypuszczenie, że ci niewolnicy-chrześcijanie to byli polscy jeńcy wojenni, wzięci do niewoli przez władcę Czech w wojnie z mieszkową Polską o Kraków i Śląsk, około roku 987, czy 988. Święty Wojciech spędził teraz we Włoszech parę lat. Przebywał czas pewien w klasztorze na Monte Cassino, w greckim klasztorze w Valleduce koło Monte Cassino i w klasztorze świętych Bonifacego i Aleksego w Rzymie. W tym ostatnim klasztorze postanowił pozostać na zawsze i złożył tam śluby zakonne jako nowicjusz. Towarzyszył mu w tym wszystkim jego dużo młodszy brat, Gaudenty. Zanim przybył do tych klasztorów, św. Wojciech nosił się także z myślą zrobienia pielgrzymki do Ziemi Świętej. Cesarzowa niemiecka, Greczynka Teofano, wdowa po cesarzu Ottonie II, która przebywała wówczas w Rzymie, gdy dowiedziała się o tych zamiarach Wojciecha, dała mu jako dar na drogę tyle srebra i złota, że Gaudenty nie mógł tego udźwignąć. Ale Wojciech chciał jechać do Ziemi Świętej jako ubogi pielgrzym i dary te rozdał ubogim. Jak widzimy, Wojciech znał dobrze Włochy i Niemcy, znał włoskie życie klasztorne, miał kontakt z francuskim ruchem Cluny, znał cesarza i cesarzową, znał także i papieża. Nie był więc człowiekiem z prymitywnego zakątka, był człowiekiem z szerokiego świata. Ale sytuacja w Pradze się zmieniła. Zarówno czeski władca Bolesław, jak papież Jan XV, jak wreszcie zwołany specjalnie w tym celu synod, zażądali od Wojciecha powrotu do Pragi. Posłusznie, powrócił on tam w roku 992 i zarówno objął znowu biskupstwo, jak za zezwoleniem księcia założył w roku 993 klasztor benedyktynów w Brzewnowie. Wkrótce jednak wybuchło w Czechach coś w rodzaju wojny domowej między Przemyślidami i Sławnikowicami i w rezultacie cały ród Sławnikowiców, z wyjątkiem kilku nieobecnych,. został w roku 995 wymordowany wraz z kobietami i dziećmi w zdobytym grodzie Slawnikowiców, Libicach. (Podobno winowajcami tej rzezi byli nie sami Przemyślidzi, lecz ich podwładni, Wrszowcy). Jeszcze przedtem, biskup Wojciech rzucił klątwę na tych samych Wrszowców z powodu pewnego wydarzenia w klasztorze sióstr benedyktynek w Pradze (włamanie się do klasztoru i wyciągnięcie stamtąd i zamordowanie pewnej kobiety), co sprawiło, obok wrogości Przemyślidów, że dalszy pobyt biskupa Wojciecha w Pradze stal się niemożliwy. Powtórnie, udał się on do Rzymu jako wygnaniec. Jest wiadomo, że utrzymywał on tam żywą przyjaźń z 44 młodocianym cesarzem Ottonem III z którym się już znał od kilku lat, z czasów gdy odwiedzał jego stolicę Akwizgran (Aachen). Podobno Otton III był pod wielkim wpływem Wojciecha. Wojciech udał się następnie do Moguncji i tam widywał się z Ottonem III „dzień i noc", jako jego najbliższy przyjaciel i doradca. Wreszcie odbył wielką pielgrzymkę do Francji, odwiedzając groby świętych w Tours, w St. Denis pod Paryżem, we Fleury i w St. Maux. A w końcu postanowił poświęcić się pracy misyjnej. Diecezja w Pradze została uznana za wakującą. Zastanawiał się, czy nie udać się do pogańskich Lutyków i Połabian. Ale Bolesław Chrobry namówił go do udania się między Prusaków. Przed swoją wyprawą do Prus, biskup Wojciech spędził czas dłuższy w Polsce, gościnnie przyjmowany przez Bolesława Chrobrego. Założył w Polsce klasztor benedyktynów, — nie wiadomo gdzie, w Trzemiesznie, czy też w Międzyrzeczu. Wywarł nie mały wpływ nie tylko na życie polskiego Kościoła, ale i na polską kulturę. Wedle tradycji, był on autorem pieśni Bogurodzica, która stała się następnie czymś w rodzaju polskiego hymnu narodowego i śpiewana była przez polskich rycerzy w czasie takich bitew, jak Grunwald i Warna. W nowszych czasach kwestionowano tę tradycję, uważając, że pieśń ta pochodzi najwcześniej z XIII wieku, ale zacytowany wyżej czeski historyk Dvornik, twierdzi, powołując się na językoznawców Polaka Birkenmayera i Czecha Jakobsona, że jednak tradycja ta jest zapewne słuszna, gdyż pieśń ta powstała w X wieku, a więc za życia świętego Wojciecha.* Bolesław Chrobry wysłał Wojciecha, pod osłoną zbrojnego oddziału, do Gdańska, miejscowości, która należała do Polski. (Ze świeżo dokonanych wykopalisk wiemy, że Gdańsk, założony za polskich czasów około 980 roku, miał około 250 domów, w których żyło około 1250 ludzi). W Gdańsku Wojciech głosił przez czas pewien kazania i wielu ludzi ochrzcił. A potem, pozostawiwszy oddział wojskowy w Gdańsku, w towarzystwie kilku tylko ludzi, a wśród nich także swego brata Radzima-Gaudentego, udał się do kraju Prusów. Tam rozpoczął propagandę misyjną, ale Prusakom się ona nie spodobała i został on przez nich zabity. Było to w roku 997. Jego towarzysze zostali odesłani do Polski. Bolesław Chrobry wykupił jego zwłoki za złoto i pochował je w Gnieźnie. Za staraniem cesarza Ottona III Wojciech już w roku 999 został ogłoszony świętym. Jak widzimy, polska akcja misyjna w Prusach poprowadzona została w sposób pokojowy, — nie tylko przez św. Wojciecha, ale także przez innych, wysyłanych przez Bolesława Chrobrego misjonarzy, — a nie przy pomocy podboju i przymusu. Widzimy także, że Bolesław Chrobry posłużył się dla akcji misyjnej w Prusach człowiekiem bardzo wybitnym, należącym do elity intelektualnej, moralnej i kościelnej, nie tylko słowiańskiej, ale * Jest wiadomo, że w polskim jeżyku religijnym i kościelnym znalazło się około 40 słów pochodzenia czeskiego. Otrzymując chrześcijaństwo z Czech, wzięliśmy stamtąd także i sposób wyrażania wielu myśli i określenia wielu pojęć, związanych z pobożnością i liturgią. Jest możliwe, że to właśnie święty Wojciech i jego brat Gaudenty przyczynili się do tego, a wiec wzbogacili tym polski język i polską kulturę. Słowa te narodziły się pierwotnie w słowiańskiej liturgii. 45 ogólnoeuropejskiej. Polska owych czasów wcale nie była zapadłym zaściankiem. Była krajem, mającym stosunki z najwybitniejszymi ośrodkami kulturalnymi i politycznymi ówczesnego świata. I potrafiła już organizować akcję misyjną wśród pogan postawioną na z pewnością wysokim, propagandowym poziomie. USTANOWIENIE POLSKIEGO KOŚCIOŁA Jednym z podstawowych warunków niepodległości była w owych czasach — więcej jeszcze, niż dzisiaj — odrębność organizacji kościelnej. Gdyby Kościół w Polsce został podporządkowany Kościołowi w Niemczech — na przykład arcybiskupstwu w Magdeburgu — oznaczałoby to prawie całkowite uniemożliwienie skrystalizowania się Polski jako całkowicie niepodległego państwa i odrębnego narodu. Administracja kościelna miała wówczas ogromne znaczenie jako szkielet i początek administracji politycznej, a życie religijne było podstawą, na której kształtowała się kultura i życie duchowe narodu. Wprawdzie już za czasów Mieszka założone zostało biskupstwo w Poznaniu, obejmujące swoją władzą całą ówczesną Polskę, a podległe bezpośrednio Stolicy Apostolskiej, czyli od kościoła niemieckiego niezależne, a wiec już wówczas odrębność kościelna Polski wyraźnie się — od samego początku — zaznaczyła. Ale biskupstwo poznańskie było biskupstwem misyjnym, a więc miało charakter tymczasowy. A ponadto, jedno biskupstwo na tak duży kraj — to była także oznaka tymczasowości. Ale za czasów Bolesława Chrobrego i w wyniku jego starań, Polska stała sie, w roku 1000, odrębną „prowincją" kościelną, z arcybiskupem na czele. Z woli Stolicy Apostolskiej ustanowiono wówczas arcybiskupstwo w Gnieźnie, oczywiście podlegające bezpośrednio Stolicy Apostolskiej, oraz trzy nowe biskupstwa: w Krakowie, we Wrocławiu i w Kołobrzegu, dla Małopolski, Śląska i Pomorza, podległe arcybiskupom w Gnieźnie. (Biskupstwo poznańskie nie zostało podporządkowane arcybiskupom gnieźnieńskim. Podlegało nadal wprost Stolicy Apostolskiej i po 9 wiekach, w roku 1821, stało się odrębnym arcybiskupstwem). Dzieło to okazało się niezmiernie trwałe. Arcybiskupi gnieźnieńscy otrzymali w późniejszych wiekach tytuł prymasów, z ogromnymi uprawnieniami, także i politycznymi. (Prymas — to był potem polski ,,interrex", czyli między-król, sprawujący władzę królewską po śmierci jednego króla, a przed obiorem następnego). Wprawdzie biskupstwo kołobrzeskie, przeniesione później do Kamienia, przeszło w czasach reformacji (po roku 1550) na luteranizm i wkrótce potem uległo kasacie. Póki jednak było biskupstwem katolickim, podlegało przez długie wieki prymasom gnieźnieńskim, a więc było częścią polskiego Kościoła, mimo, że ziemia pomorska już politycznie do Polski nie należała. Natomiast biskupstwo wrocławskie, mimo, że Śląsk i miasto Wrocław — już w 1335 roku — także od Polski odpadły, pozostało częścią polskiego Kościoła, w 46 sposób najzupełniej formalny, do początków XVIII wieku, a w sposób bardziej nominalny do roku 1821.* Jeszcze w wiekach średnich założonych zostało kilka innych polskich biskupstw, podległych arcybiskupom gnieźnieńskim takich jak Płock (1087), Włocławek (1123) i Lubusz (1133). Założenie arcybiskupstwa gnieźnieńskiego i owych trzech najstarszych, podległych mu biskupstw wiąże się z faktem uroczystości gnieźnieńskich, spowodowanych przyjazdem do Gniezna w roku 1000 cesarza niemieckiego, Ottona III. Ten młody władca Niemiec i posiadacz tytułu cesarza rzymskiego, w owej chwili 20-letni, sprawujący władzę cesarską faktycznie już od 4 lat, a nominalnie, jako dziecko, od lat 17, to jest od ukończenia 3 lat, był nie tylko przyjacielem, ale i uczniem i niemal wychowankiem świętego Wojciecha. Przyjechał do Gniezna, by odwiedzić grób swego dawnego mistrza i przyjaciela. Bolesław Chrobry przyjął go z niesłychanym przepychem, demonstrując przed nim potęgę Polski i jej oraz swoje własne bogactwo. Wizyta cesarza Ottona w Gnieźnie stała się demonstracją mniej więcej równej rangi Polski i Niemiec jako państw niepodległych. Otton nie tylko że ostentacyjnie okazał, że uznaje Polskę za niepodległe królestwo, a jej władcę za prawdziwego króla, ale uznał także w sposób formalny utworzenie arcybiskupstwa gnieźnieńskiego i polskiej odrębnej organizacji kościelnej. Otton III był wśród cesarzy niemieckich postacią wyjątkową. Jest przez naukę historyczną niemiecką ze stanowiska niemieckiego potępiany. Był on synem cesarza Ottona II i cesarzowej Teofano (Teofanii), Greczynki, córki cesarza bizantyńskiego. Jego matka sprawowała przez czas jego małoletniości, a od śmierci w roku 983 Ottona II, regencję, czyli faktyczną władzę cesarską w Niemczech. Wychowała syna w duchu kultury greckiej. Także i inni wybitni nie-Niemcy wywarli na niego wpływ. Jednym z nich był jego wychowawca, sławny średniowieczny myśliciel i matematyk, Gerbert z Aurillac, Francuz, który w roku 939 został papieżem jako Sylwester II. Rządy cesarzowej Teofanii wywarły w Niemczech duży wpływ w duchu bizantyńskim. Ale jej wpływ na syna nie uczynił przecież z niego wyznawcy niemieckich pojęć o niemieckim panowaniu nad światem. Cesarz Otton III razem z papieżem Sylwestrem II — także i ze świętym Wojciechem — byli zwolennikami teorii, że władza w świecie powinna być podzielona na władzę duchowną, któr.ą sprawuje papież i władzę świecką, która sprawuje cesarz. Była to w istocie teoria o całkowitej wolności Kościoła, a zarazem o roli cesarzy nie tyle jako wyrazicieli potęgi niemieckiej, co jako świeckiego ramienia zbrojnego papieży i jako władzy świeckiej, sprawowanej w imieniu i w interesie wszystkich narodów świata, pomyślanej jako federacja chrześcijańskich władców, wśród których cesarz był jakby przewodniczącym. W Polsce Otton III widział nie tyle pole dla ekspansji niemieckiej, co rodzący ' W roku tym, bullą „De salute animarum" Papież podporządkował je wprost Stolicy Apostolskiej. Dopiero konkordatem niemieckim z 1929 roku Wrocław — podniesiony do rangi arcybiskupstwa — został formalnie włączony do Kościoła niemieckiego. Był potem częścią Kościoła niemieckiego do roku 1945, czyli przez 16 lat. A poprzednio podlegał prymasom gnieźnieńskim przez 821 lat! Zachował zresztą zawsze różne polskie zwyczaje i odrębności liturgiczne. 47 sie mocny, niezależny naród, równy innym narodom, a w Bolesławie wybitnego władcę, zdolnego do odegrania roli światowej. Otton III nie odegrał jednak w historii wielkiej roli — gdyż umarł jako 22-letni młodzieniec, w dwa lata po swej wizycie w Gnieźnie. Są tacy, co przypisują mu główną rolę w utworzeniu archidiecezji gnieźnieńskiej i polskiego Kościoła, jest to jednak pogląd biedny. Inicjatorem tego wielkiego dzieła był Bolesław Chrobry. Wysłał on w roku 999 poselstwo do Rzymu, na którego czele stanął Radzim, czyli Gaudenty, młodszy brat św. Wojciecha i uczestnik licznych jego poczynań i podróży. Jeszcze w roku 999 papież Sylwester II wyświęcił Gaudentego w Rzymie na arcybiskupa gnieźnieńskiego. Dokument cesarski, wystawiony w Rzymie 2 grudnia 999 roku mówi wyraźnie o „Gaudentym, arcybiskupie świętego Wojciecha i męczennika". Tak więc utworzenie odrębnej polskiej prowincji kościelnej było obmyślone, przygotowane i omówione przez trzy czynniki: Papieża, Cesarza i Bolesława Chrobrego jeszcze przed podróżą Ottona III do Gniezna, a więc zawczasu. A na pierwszego arcybiskupa został z góry upatrzony i rzeczywiście powołany Czech o sympatiach polskich, wierny uczeń swego brata św. Wojciecha, uczestnik różnych poczynań kościelnych w Polsce i z pewnością także znający dobrze polski język. PRZEBIEG RZĄDÓW BOLESŁAWA CHROBREGO Bolesław Chrobry, urodzony około 967 roku syn Mieszka i Dąbrówki, panował w latach 992-1025. Powodem wielkiego przewrotu w jego polityce była śmierć cesarza Ottona III w 1002 roku, wróżąca przybranie przez Cesarstwo Niemieckie postawy zaborczej wobec Polski. Osłabieniem Polski była także śmierć w roku 1003 rozumiejącego sprawy polskie Papieża Sylwestra II. Już w czasie niemieckiego bezkrólewia po śmierci Ottona III, Bolesław Chrobry rozpoczął energiczną akcję, mającą na celu wzmocnienie Polski w obliczu szykującej się ekspansji niemieckiej. Szybko zajął Milsko i Łużyce (dzisiejsze Łużyce Górne i Dolne), obszar słowiański, nie tak dawno przez Niemców zdobyty, a graniczący z Polską od zachodu. Dotarł wtedy aż do rzeki Sali i wbijał w nią słupy graniczne. W roku następnym wkroczył do Czech i obalił tam rządy Bolesława Rudego, władcy, początkowo reprezentującego tam wpływy polskie, lecz potem im nieprzyjaznego, a przy tym znienawidzonego przez ludność. Bolesław Chrobry przyłączył Czechy do Polski. Jest oczywiste, że Bolesław Chrobry nosił się w owej chwili z myślą zjednoczenia głównych narodów zachodnioslowiańskich, a więc Polaków, Czechów, Morawian, Słowaków i Łużyczan, a może i Polabian w jedno ogromne państwo. To wyrazem tej polityki było jego zagarnięcie Czech. Zapewne jednak wkrótce ten pomysł porzucił. Czesi byli narodem zbyt odrębnym, zbyt już jako społeczność polityczna skrystalizowanym, a wpływy 48 olskie w jego łonie, reprezentowane głównie przez ród książęcy Sławnikowiców i ich obóz zbyt słabe, by można było marzyć o złączeniu ich po[ską w jedno państwo i jeden naród. Było już rzeczą jasną, że Polska i Czechy stanowią dwa organizmy polityczne odrębne. Bolesław Chrobry skoncentrował się więc odtąd już tylko na budowaniu mocnej Polski. Bunt czeskiej ludności przeciwko Polakom i przeciwko sprzyjającemu Polakom obozowi Sławnikowiców (na którego czele stal wtedy brat św. Wojciecha, Sobiebor), oraz wkroczenie wojsk niemieckich cesarza Henryka do Czech, sprawiły, że Bolesław Chrobry wycofał się w 1004 roku z Pragi i z Czech. (Sobiebor przy tej okazji poległ, a ród Sławnikowiców wygasł). Od owej chwili zaczął się okres otwartych wojen między Polską Bolesława Chrobrego, a Cesarstwem Niemieckim Henryka II. Wojny te trwały 14 lat, od 1004 do 1018 roku, z kilku przerwami. W wojnach tych po stronie niemieckiej stali połabscy Wieleci (Lutycy), słowiańskie plemię pogańskie, co nie przeszkodziło temu, że cesarz Henryk został po śmierci ogłoszony świętym. Obrona polska polegała na uporczywej wojnie podjazdowej, która zużywała siły niemieckie, na obronie polskich grodów i na oporze wzdłuż t.zw. zasiek, długich linii umocnień po lasach, potężnie zbudowanych, chroniących Polskę długą linią od zachodu. W roku 1005 potężna armia niemiecka, dowodzona osobiście przez cesarza Henryka wraz z posiłkami wieleckimi i czeskimi najechała Polskę, przekroczyła Odrę pod Krosnem i dotarła aż do Poznania. Do walnej bitwy, ani do szturmu Poznania jednak nie doszło. Obronienie się Polski przed najazdem niemieckim zakończyło się zawarciem pokoju, przy czym Polska utraciła zarówno Czechy, jak Milsko i Łużyce, zachowała jednak Morawy i Słowaczyznę (Słowację). Wojna została wznowiona w 1007 roku i trwała tym razem 5 lat. Najazdy niemieckie nie doznały powodzenia. Zjazd celem zawarcia pokoju odbył sie w 1013 roku w Merseburgu w Niemczech. Bolesław Chrobry przybył na ten zjazd osobiście i był przyjmowany tam z honorami, „należnymi królewskiej godności". Pokojem tym Polska otrzymała Milsko i Łużyce, ale tylko jako lenno nadane przez cesarza, ale nie na własność*. Wojna została wznowiona w roku 1014 i trwała tym razem cztery lata. Była to najuciążliwsza faza polsko-niemieckiego zmagania owej epoki. Wojska niemieckie przekroczyły Odrę, doznały jednak wielkich klęsk. Szczególnie ważnym epizodem była obrona w roku 1017 grodu Niemczy, pod Wrocławiem na Śląsku, blisko góry Sobótki, obleganego przez Niemców, którym towarzyszyli pogańscy Wieleci. Należy ona do największych w historii przykładów polskiego bohaterstwa. Sprzymierzeńcy świętego Henryka, Wieleci, szli do szturmu, niosąc przed sobą swoje pogańskie bożki, polscy obrońcy odpowiedzieli na to, stawiając na wałach krzyż. Niemcza się obroniła. Pokój zawarto w roku 1018, w łużyckim Budziszynie. Pokojem tym Polska uzyskała Milsko i Łużyce na stałe. Pokój ten zakończył zmagania Bolesława Chrobrego z Henrykiem II i był stwierdzeniem, że bolesławowa Polska skutecznie i zwycięsko się przed Niemcami obroniła. - Hist. Nar. Poi., t. I 49 Bolesław Chrobry prowadził także działania wojenne na Rusi. Odbył dwie wyprawy na Ruś, z których duże znaczenie miała druga, przedsięwzięta w roku 1018, tuż po zawarciu z Niemcami pokoju w Budziszynie. Ruski książę kijowski, Swiatopełk, ożeniony z córką Bolesława Chrobrego, został obalony i wygnany przez swego rodzonego brata, Jarosława. Udał się on do Bolesława Chrobrego o pomoc. Bolesław wyruszył mu w odsiecz na czele wielkiej wyprawy. Pokonał on wojska Jarosława w bitwie nad rzeką Bug. Ruski kronikarz opisał tę bitwę, wydrwiwając tuszę Bolesława, wtedy już z górą 50-letniego, ale dobrze jadącego na koniu. Bolesław bez trudu zdobył Kijów i osadził Swiatopełka z powrotem na tronie. (Jarosław uciekł do Nowogrodu). Istnieje tradycja, że wjeżdżając do Kijowa, Bolesław Chrobry uderzy) mieczem w kijowską „Złotą Bramę" i wyszczerbił sobie miecz, „szczerbiec", używany później ceremonialnie przy koronacji polskich królów. Panuje ostatnio pogląd, że tradycja ta nie jest prawdziwa, bo „Złotą Bramę" zbudowano dopiero później, a także i „szczerbiec" pochodzi zdaje się z czasów późniejszych. Trudno jednak przypuszczać, by taka tradycja nie miała jakiejś podstawy. Na miejscu gdzie później zbudowano „Złotą Bramę" zapewne stała przedtem jakaś inna brama, a nowszy „szczerbiec", jako insygnium koronacyjne, być może wykonano na wzór dawnego, zaginionego, lub zniszczonego. Bolesław Chrobry przebywał w zdobytym Kijowie przez miesiąc. Było to wówczas niezwykle bogate i ludne miasto, na wielkim szlaku handlowym. Bolesław powrócił do Polski z licznymi łupami. Przy tej okazji odzyskał dla Polski utracone przed 37 laty (w roku 981) Grody Czerwieńskie. Jego osiągnięcie polityczne w Kijowie nie było jednak trwałe: w roku 1019 Jarosław znów obalił rządy Swiatopełka w Kijowie, a ten ostatni w ucieczce zginął. Bolesław Chrobry był nie tylko wielkim wojownikiem, oraz współorganizatorem polskiego Kościoła. Był także znakomitym organizatorem i rządcą państwa. Przeprowadzał kolonizację obszarów bezludnych (częściowo przez osadzanie jeńców wojennych jako osadników), zakładał klasztory, które były ogniskami kultury, a także i postępu gospodarczego (zakonnicy uprawiali ziemię w postępowy sposób i uczyli rzemiosł, a zarazem prowadzili szkoły, zaczątki bibliotek itd.), popierał handel i wytwórczość, a przede wszystkim troszczył się o rozszerzenie chrześcijaństwa. Wedle współczesnych świadectw był żarliwym chrześcijaninem i władcą szlachetnym i sprawiedliwym. Pod jego energiczną ręką Polska rozwijała się i krzepła jako kraj rządny, stosunkowo bogaty, dobrze zagospodarowany, mocno zrośnięty i mający zarówno rozumną i podnoszącą się kulturalnie warstwę rządzącą, jak szczęśliwy i zadowolony, traktowany sprawiedliwie prosty lud. KORONACJA Dla utrwalenia svej niezależnej pozycji w świecie Polska koniecznie potrzebowała uzyskaniu rangi królestwa. Bolesław Chrobry starał się o koronę 50 królewską u papieża i już około roku 1000 spodziewał się ją otrzymać, ale iakaś niewyjaśniona dokładnie intryga, w której zdaje się maczał palce Astryk, czyli Atanazy, pierwszy arcybiskup węgierski, pierwotnie należący do otoczenia św. Wojciecha i do obozu Sławnikowiców w Czechach, sprawiła, że korona królewska, przeznaczona dla Polski i Bolesława Chrobrego, trafiła na Węgry i że ukoronowany nią został, w roku 1001, Stefan, władca Węgier. Koronacja Bolesława Chrobrego miała miejsce dopiero na Wielkanoc roku 1025. Bolesław Chrobry, najwidoczniej, powziął decyzję odbycia tej koronacji nie czekając na otrzymanie korony z Rzymu i uważając, że upoważnienie już w istocie posiada. Skłoniło go do tej decyzji zapewne kilka powodów. Po pierwsze — być może spodziewał się bliskiej śmierci — i istotnie w kilka miesięcy potem umarł — a chciał przed śmiercią umocnić Polskę przez nadanie jej rangi królestwa, musiał się więc spieszyć. Po drugie, właśnie niedawno umarł jego zacięty wróg, cesarz Henryk II, a władza jego następcy, Konrada II, nie była jeszcze umocniona, a więc chwila była politycznie odpowiednia, bo nie należało się spodziewać przeszkód i protestów ze strony niemieckiej. Po trzecie, zmiana w roku 1024 na tronie papieskim (Jan XIX po Benedykcie VIII) stwarzała pewną próżnię, w której można było sobie pozwolić na krok, który w innym momencie byłby być może uznany za akt samowolny. Polscy biskupi ukoronowali więc w Gnieźnie Bolesława Chrobrego na króla. Należy tu przy okazji stwierdzić, że ceremonie, dokonane w roku 1000 przez cesarza Ottona w czasie jego wizyty w Gnieźnie, nie były aktem koronacji Bolesława Chrobrego, choć są historycy, którzy to przypuszczają. Gdyby tak było, Chrobry nie kazałby się koronować po raz drugi. Otton III włożył uroczyście swój diadem cesarski na głowę Bolesława, wręczył mu kopię włóczni św. Maurycego, która była jednym z emblematów cesarskich, oraz mianował go patrycjuszem rzymskim. Znaczenie tych aktów nie jest jasne. Zapewne były one demonstracją przyznania Bolesławowi Chrobremu jakiejś roli w urządzeniu politycznym ówczesnego świata. W każdym razie — nie były aktem koronacji. Koronacja, o charakterze religijnym, odbyła się w Gnieźnie dopiero w 25 lat później. Tak więc jeszcze za życia Bolesława Chrobrego Polska stała się królestwem. A Bolesław Chrobry stał się jej pierwszym królem. Gdy umarł, został obok swego ojca, Mieszka, pochowany w Poznaniu. Pozostawił trzech synów: Bezpryma, Mieszka i Ottona. Nie podzielił między nich państwa, tak jak to było w zwyczaju, lecz wyznaczył na swego następcę jako króla całej Polski swego środkowego syna, Mieszka. Warto przy okazji podkreślić rozległość stosunków dynastycznych Polski w owym czasie. Już wyżej wspomniałem, że córka Bolesława Chrobrego była żoną księcia kijowskiego, Swiatopełka. Szczególną sławę uzyskały dwie siostry Bolesława Chrobrego, Adelajda i Świętoslawa. Adelajda, znana jako „Biała Knegini" (biała księżna), żona władcy Węgier, Gejzy, była matką pierwszego króla węgierskiego, świętego Stefana. Świętosława, żona króla Szwecji, Eryka Zwycięskiego, była matką króla Norwegii, świętego Olafa. Owdowiawszy, 51 wyszła za króla Danii Svena Widłobrodego. Jej synem z tego drugiego mSństwa był Kanut Wielki, który jako duński najeźdźca został krótan Anglii i rządził nią najpierw okrutnie i dziko, a potem łagodnie i rozumnie, po bracie, został królem Danii i podbił także . Norwegię). MIESZKO II Mieszko jeszcze w tymże 1025 roku, co jego ojciec, dał się polskim biskupom ukoronować na króla, w podobnych okolicznościach jak Chrobry. Ożeniony był już w roku 1013, a więc na 12 lat przed śmiercią Chrobrego i przed koronacją, z księżniczką niemiecką, Rychezą, siostrzenicą zmarłego młodego cesarza Ottona III. Miał on — a przez niego także i Bolesław Chrobry, póki żył — jakieś powiązania z opozycją niemiecką. Świadczy o tym fakt jakichś jego stosunków z księżną lotaryńską, Matyldą, wybitną osobistością, związaną z tą opozycją. Był to człowiek wykształcony: wiadomo 0 nim, że władał łaciną i greką, co w owych czasach, jak na człowieka świeckiego, było rzeczą dość niezwykłą. Miał sporo doświadczenia wojskowego, jeszcze za czasów Bolesława Chrobrego dowodził armiami polskimi w wojnach z cesarzem Henrykiem II i w innych wyprawach. Prowadził także i rokowania dyplomatyczne. Przez czas pewien przebywał w Niemczech jako zakładnik. Był umiejętnym i wiernym następcą Bolesława Chrobrego, a Polska pod jego rządami była w początkowym okresie w całej pełni dalszym ciągiem Polski Chrobrego. Nie dopisało mu jednak w końcu szczęście, doznał w okresie późniejszym wielu klęsk w wojnach z sąsiadami, oraz rządy jego załamały się na wewnątrz. To sprawiło, że w późniejszych wiekach zaczęto go w Polsce nazywać Mieszkiem Gnuśnym, co było przydomkiem niesłusznym 1 krzywdzącym. Jego nieszczęścia były spowodowane tym, że miał może mniejsze niż ojciec zdolności, a także i tym, że zewnętrzni i wewnętrzni wrogowie Polski bali się atakować budzącego w nich lęk Bolesława Chrobrego, ale rzucili się równocześnie na Polskę z chwilą jego śmierci. Panowanie jego trwało z przerwami 9 lat (1025-1034). W początkowym okresie było podobne do panowania Bolesława Chrobrego. Mieszko przedsięwziął dwie wyprawy wojenne przeciwko Niemcom i tak jak Chrobry, dotarł aż do rzeki Sali. Najazdy cesarza Konrada II odparł pierwotnie zwycięsko. Gdy jego dwaj bracia, Bezprym i Otton rozpoczęli akcję wichrzycielską, wygnał ich z kraju. Ale w roku 1031 Polska została równocześnie napadnięta przez Niemcy 1 Ruś- To prawda, że już w 1029 roku czeski władca Brzetysław zdobył Morawy, odrywając je od Polski, a w tymże roku Stefan, król węgierski, zagarnął Słowację. Ale kraje te, za pasmami górskimi, były obce Polsce i utrata ich nie stanowiła jeszcze istotnej klęski dla Polski. Łączny jednak najazd niemiecki i ruski w dwa lata potem pociągnął za sobą całkowitą klęskę Mieszka. Został oji pobity. Niemcy zdobyli Łużyce. Rusini ponownie 53 zagarnęli Grody Czerwieńskie, a co więcej, wysiedlili z nich przymusowo ich polska ludność. (Wiemy o tym od ruskiego kronikarza Nestora). Prowadzili oni ze sobą Bezpryma - i osadzili go w Polsce u władzy. Pokonany Mieszko musiał uchodzić za granicę. Bezprym odesłał cesarzowi koronę brata i ojca. Tym samym zademonstrował, że Polska przestaje być królestwem. (Królowa Rycheza uciekła do Niemiec, gdzie pozostawiono jej dożywotnio tytuł królewski). Bezprym władał Polską — sprawując rządy bardzo okrutne — tylko kilka miesięcy — i został zamordowany. . W roku następnym, 1032, Mieszko zdołał jednak powrócić do Polski. Ukorzył się przed cesarzem i pogodził się z utratą korony. Zgodził się także z utratą Łużyc. A wiec chciał nadal walczyć o utrzymanie się przy władzy i o zachowanie ciągłości bytu państwa polskiego, choćby w gorszych warunkach, na razie bez rangi królewskiej. Ale w maju 1034, jako człowiek 44-letni, umarł. POMIESZKOWA RUINA Władzę po Mieszku II objął jego starszy syn, Bolesław. Nic prawie o nim nie wiemy: kronikarze milczą o nim. Istnieją podstawy do przypuszczenia, że czymś zasłużył sobie na niesławę i że następne pokolenie postanowiło wykreślić go z pamięci. Nazywany jest niekiedy Bolesławem Zapomnianym. Sprawował władzę dość krótko i został w nieznanych okolicznościach zamordowany. Śmierć jego łączy się z wybuchem rozruchu anarchicznego w Polsce, który w całej pełni zasługuje na to, by go nazwać rewolucją. Być może, że zamordowanie Bolesława było jednym z aktów tej rewolucji. Kronikarz Gali, o dwa pokolenia później, tak tę rewolucję opisuje. „Niewolnicy powstali na panów, wyzwoleńcy przeciwko szlachetnie urodzonym, sami się do rządów wynosząc, a jednych z nich na odwrót w służbie dla siebie zatrzymawszy, innych pozabijawszy, pobrali ich żony w sprośny sposób i zbrodniczo rozdrapali dostojeństwa. Nadto jeszcze, porzucając wiarę katolicką, — czego wypowiedzieć nie możemy bez płaczu i lamentu — rozpoczęli bunt przeciw biskupom i księżom Boga; niektórych z nich, jakoby godniejszą śmiercią, mieczem zgładzali, innych, jakoby godniejszych lichszej śmierci, ukamienowali". Owa rewolucja miała najwyraźniej dwa aspekty: społeczny i religijny. Z jednej strony był to bunt zwrócony przeciwko państwu i rządzącym warstwom społecznym, z drugiej była to reakcja wciąż jeszcze utrzymującego się w niektórych okolicach i warstwach społecznych pogaństwa przeciwko chrześcijaństwu i Kościołowi katolickiemu. Początkowo, wygląda na to, że hie był to bunt ludowy: to raczej możnowladcy, dawni przywódcy plemion, „poronieni książęta", jak się wyraził jeden z polskich kronikarzy, zbuntowali się przeciwko królestwu Bolesława Chrobrego i Mieszka II, przeciwko zjednoczonemu państwu Piastów i jego centralnej władzy. Ale wkrótce, także i prosty lud, wracając do pogaństwa, obrócił się przeciwko wszystkim nowym porządkom, przeciwko chrześcijaństwu i rządom nowej administracji. Niektóre plemiona wyzwoliły się spod władzy zjednoczonego polskiego państwa. Najjaskrawiej zaznaczyło się to na Mazowszu: stało się ono odrębnym państwem, pod rządami własnego księcia Maslawa, dawnego dygnitarza u Mieszka II. (Jest zresztą zdaje się nieprawdą, że owo Mazowsze wróciło do pogaństwa. Możliwszym jest, że istniał tam i sprzeciwiał się Istnieją historycy, którzy uważają, że Bolesław Zapomniany nigdy nie istniał. 55 szerzonemu z Gniezna obrządkowi łacińskiemu, obrządek słowiański). Także i Pomorze oderwało się od Polski. Polska znalazła się w stanie zupełnej rumy. Skorzystali z tego sąsiedzi. Przede wszystkim — Czesi. Władca Czech Brzetysław I najechał Polskę w 1038 roku, wkraczając do Wielkopolski i na Śląsk. Ztupil i zburzył Gniezno tak dalece, że w rumach arcybiskupiego kościoła zagnieździły się potem dzikie zwierzęta. Zabrał z SznaBe świętego Wojciecha i wiele skarbów, Złupil także Poznań, Wrocław i Giecz, Oraz przyłączył Śląsk do Czech. . . Można powiedzieć, że jako państwo, Polska przestała chwilowo istnieć. u< - ^5 f ' 2 «"? S. CL 00 wojska polskie Leszka Białego i Konrada Mazowieckiego pobiły Rusinów księcia Romana Halickiego, który w bitwie tej poległ. Okres Polski w podziałach był okresem rozkwitu polskiej architektury, a także i innych gałęzi sztuk plastycznych. Dzieje sztuki polskiej nie należą do tematu niniejszej książki, ale mogę tu tyle powiedzieć, że w okresie pierwszych Piastów zbudowano w Polsce wiele kościołów romańskich, natomiast w erze Polski w podziałach zaczynała w Polsce kwitnąć architektura gotycka, a także powstały takie arcydzieła sztuki, jak słynne drzwi gnieźnieńskie. Trzebienie lasów i kolonizacja powiększyły gęstość zaludnienia i bogactwo kraju. A ilość odrębnych księstw i ksiąstewek pociągnęła za sobą rozwój społeczny: wyrośnięcie licznej warstwy ludzi politycznie czynnych i biorących udział w administracji, a więc stających się tym, czym dzisiaj jest tzw. inteligencja. Czasy Polski w podziałach były epoką osłabienia i upadku politycznego Polski, ale zarazem także i jej niemałego rozkwitu kulturalnego i gospodarczego. NAPÓR NIEMIECKI Tak jak w okresie pierwszych Piastów, Polska w okresie podziałów dzielnicowych znajdowała się w położeniu zagrożenia przez napór potęgi niemieckiej. I tak samo, z drugiej strony, była naturalnym sojusznikiem Papiestwa i tych sil zachodnioeuropejskich, które się o papiestwo opierały i były przez nie popierane. Jest widoczne, że także i cesarstwo niemieckie, walcząc z papiestwem i dążąc do objęcia swoim wpływem i władzą krain nad Morzem Śródziemnym, uważało Polskę za zagrożenie swoich tyłów i poprzedzało swoje wyprawy do Włoch czy gdzie indziej na południe wyprawami na Polskę po to, by siły Polski złamać, lub przynajmniej na pewien czas sparaliżować i przez to tyły sobie zabezpieczyć. Pisałem już wyżej, że cesarz Konrad III, z rodu Hohenstauffów, wezwany przez Władysława II śląskiego, pokonanego przez młodszych braci na pomoc, wkroczył w sierpniu roku 1146 do Polski, stoczył walkę z młodszymi Piastowiczami i wymusił na nich okup, oraz obietnicę poddania w przyszłości sprawy losów Władysława rozstrzygnięciu rozjemczemu, do czego potem nigdy nie doszło. Jest oczywiste, że wyprawa Konrada III do Polski nie była pełnym niemieckim zwycięstwem, lecz tylko osiągnięciem kompromisowym, a nawet właściwie niepowodzeniem. Cesarz zademonstrował jednak tą wyprawą, że Niemcy są potężne i są zdolne na sprawy polskie wpływać. Było to doraźne zabezpieczenie Niemcom tyłów. Konrad III kierował swe główne wysiłki gdzie indziej: w tymże roku 1146 w grudniu powziął decyzję wzięcia udziału w tak zwanej drugiej krucjacie i w maju następnego, 1147 roku rzeczywiście na tę wyprawę do Konstantynopola i Palestyny wyruszył. Jego bratanek i następca, cesarz Fryderyk I Barbarossa (ten włoski przydomek znaczy Rudobrody), jeden z największych wrogów papiestwa, 86 który toczył z papiestwem i jego stronnikami długotrwałe wojny i edsiewziął 6 zbrojnych wypraw do Włoch, a postawę swoją zaznaczył ^•jaskrawiej tym, że papieżowi Aleksandrowi III, obranemu w 1159 roku, n zeciwstawił po kolei trzech bezprawnie obranych antypapieży Wiktora IV, paschalisa IV i Kaliksta III, poprzedzał główne swoje zbrojne wyprawy do Włoch przeciwko papieżowi atakami na Polskę. Zanim wybrał się, wiosną 1158 roku, do Włoch na szczególnie potężną, antypapieską wyprawę, uderzył najpierw w 1157 roku na Polskę. Jego wojska wtargnęły do Polski, pustosząc kraj po drodze i dochodząc aż pod Poznań. Pokonany, ówczesny książę- senior, Bolesław Kędzierzawy, skapitulował w Krzyszkowie pod Poznaniem i musiał złożyć cesarzowi hołd, uznając jego zwierzchnictwo. O owej klęsce polskiej pod Krzyszkowem napisał polski historyk (Gródecki), że była ona największym militarnym sukcesem cesarstwa na ziemiach polskich". A jednak także i katastrofa krzyszkowska nie pociągnęła za sobą powrotu Władysława II na tron polski, czy nawet do jego śląskiej dzielnicy: cesarz nie mógł sobie widać pozwolić na przedsięwzięcie tak trudnego zadania, jak przywrócenie w Polsce władzy tego proniemieckiego, spowinowaconego z nim księcia. Gdy w roku 1174 Barbarossa przedsiębrał nową wyprawę do Włoch, poprzedził ją znowu — w roku 1173 — atakiem na Polskę, przedsięwziętym na wielką skale przy udziale ogromnych, niemieckich sił, a także i przy udziale czeskim. Także i ta wyprawa zakończyła się kapitulacją Bolesława Kędzierzawego. Ówczesne Niemcy były o wiele potężniejsze od ówczesnej, rozbitej na dzielnice Polski, ale siły Niemiec były uwikłane w walkę o panowanie nad Morzem Śródziemnym i o pokonanie papiestwa. Choć w walkach z najazdami Barbarossy Polska ponosiła klęski, nie były to kieski, niszczące jej niepodległość. Polska mimo wszystko potrafiła stawiać Niemcom opór na tyle mocny, że Niemcy nie potrafiły się zdobyć na dokonanie trwałego jej podboju. A kapitulacje Bolesława Kędzierzawego miały charakter klęsk chwilowych, bez trwałych skutków. A potem, w okresie największego osłabienia Polski, gdy jej rozdrobnienie dzielnicowe doszło do szczytu, nastało w Niemczech „wielkie bezkrólewie" w latach 1250-1273, a po nim okres rywalizacji dynastycznych, co sprawiło, że także i cesarstwo niemieckie było bardzo osłabione i do wielkiej akcji przeciwpolskiej niezdolne. W istocie, tylko niemieckie księstwa pograniczne toczyły wtedy walkę z Polską — zresztą przyprawiając ją o niemałe straty. Barbarossa brał potem udział w III krucjacie i w czasie tej krucjaty, w roku 1190, zginął, tonąc w Ziemi Świętej w rzece. Muszę tu poruszyć sprawę krucjat (wojen krzyżowych). Były one jednym z przejawów obrony chrześcijaństwa przed zbrojnym naporem wyznawców religii muzułmańskiej. Twórcą tej religii był Mahomet, arabski prorok, który żył w latach około 570-632 po Chrystusie i umarł na wiecej niż 300 lat przed chrztem Polski. Była to religia przepojona duchem wojowniczym i wyznawcy jej dokonali stopniowo ogromnych podbojów, zdobywając liczne kraje chrześcijańskie i niwecząc w nich chrześcijaństwo. Takie kraje, jak Mezopotamia (dziś Irak), Syria, Egipt i Afryka Północna, 87 ongiś całkowicie chrześcijańskie, kwitnące chrześcijańskim życiem i będące ojczyzną wielu chrześcijańskich świętych i teologów* zostały podbite już w pierwszych stu latach po śmierci Mahometa, a chrześcijaństwo w nich zostało w sposób krwawy wytępione, lub prawie wytępione. W roku 711, na dwa i pól wieku przed chrztem Polski, muzułmańscy najeźdźcy wylądowali w Hiszpanii i potem stopniowo zdobyli dużą jej część. Przez długie wieki świat chrześcijański czul sie zagrożony przez zbrojną muzułmańską ekspansję \ musiał z nią toczyć zaciętą walkę. Już w roku 732 Arabowie, którzy ? Hiszpanii wtargnęli do Francji, zostali pobici w słynnej bitwie pod Poitier. Hiszpania prowadziła potem przez około 700 lat (około 800 do 1492) swoją walkę o niepodległość, „rekonkwistę" czyli ponowne zdobywanie, pokolenie za pokoleniem, jednej po drugiej dzielnicy, zagarniętej przedtem przez Arabów, (Arabowie, czyli Maurowie, zostali ostatecznie wyparci z Hiszpanii w roku 1492). Morze Śródziemne było przez wieki cale terenem walki obronnej chrześcijaństwa przeciwko muzułmańskiemu naporowi. Na wschodnim jego krańcu, muzułmańska Turcja zdobyła w końcu cale imperium bizantyńskie, a potem ruszyła stamtąd na podbój ku północy i starła się także i z Polską, o czym mówić będę później. Jednym z krajów podbitych przez muzułmanów była Ziemia Święta. Arabowie zajęli Jerozolimę w roku 638. Później, około roku 1076, pojawiła się w Ziemi Świętej potęga jeszcze groźniejsza od Arabów, ale także muzułmańska, mianowicie przybyli ze środkowej Azji Turcy. Chrześcijańscy pielgrzymi odwiedzali Ziemię Świętą od czasu do czasu i przywozili po powrocie do domu wiadomości o tym, jak chrześcijanie tam cierpią pod muzułmańskim uciskiem. W chrześcijańskiej Europie zaczęło się utrwalać przekonanie, że jest rzeczą gorszącą i haniebną, iż ziemia Chrystusa, w której urodził się On i umarł na krzyżu, oraz zmartwychwstał, znajduje się w ręku I wrogów chrześcijaństwa. Jeśli muzułmanie władają dużą częścią Hiszpanii, I oraz całą dawną chrześcijańską Afryką Północną i Egiptem — to na razie I nie ma na to rady. Ale chrześcijanie powinni się przecież na to zdobyć, by | wyzwolić spod władzy muzułmańskiej Ziemię Świętą. Papież Urban II wezwał, w roku 1095, w Clermont świat chrześcijańsksi do wielkiej wyprawy wojennej, mającej na celu wyzwolenie Ziemi Świętej. Wezwanie to doznało potężnego poparcia agitacyjnego ze strony przywódcy mas ludowych Piotra z Amiens. Olbrzymie tłumy zarówno zorganizowanych oddziałów wojskowych, zmobilizowanych przez królów i rycerstwo, jak i uzbrojonego, niezorganizowanegó chłopstwa, razem w sile setek tysięcy ludzi, wyruszyły w 10% roku w pochód kilku szlakami, zwany pierwszą krucjatą (pochodem krzyżowym) i po szeregu tragicznych przygód dotarły do Jerozolimy i zdobyły ją 15 lipca 1099 roku. W wyniku tego utworzone zostało Królestwo Jerozolimskie, będące lennem papieskim, które potem, nieustannie się bronigc przed naporem muzułmańskim, przetrwało do roku 1291, a wiec przez dwa * Tacy znakomici chrześcijanie, świeci, teologowie, filozofowie, ojcowie Kościoła i pisarK jak święty Augustyn, Cyprian i Tertulian pochodzili z Afryki Północnej, dzisiejszego Tunis" i Algerii, krajów, gdzie jak pisze francuski autor, w trzecim wieku „mógł się zebrać sobór, złożony ze stu biskupów", święty Atanazy i Cyryl Aleksandryjski, a także i Origenes z Egiptu, święty Ignacy, oraz Jan Chryzostom z Antiochu, wiec z Syrii. 88 lecia przy czym Jerozolima została w sposób ostateczny ponownie zdobyta StU z muzułmanów już w roku 1244, a Królestwo Jerozolimskie broniło się ^ez następne pół wieku już tylko wokół portu Akko nad morzem. Aby Pr .g? królestwu Jerozolimskiemu z pomocą, zorganizowano potem dalsze Peśc krucjat, już o wiele mniejszej skali. Nie zdołały one jednak Ziemi Świętej S sposób ostateczny uratować przed muzułmańskim podbojem. W Krucjaty, a zwłaszcza pierwsza z nich, były przejawem żarliwego ducha ?jgjjnego. Ich dzieło, wyzwolenie Ziemi Świętej i ustanowienie chrześcijańskiego Królestwa Jerozolimskiego, było wielkim tryumfem wiary i bezinteresownego poświecenia. Ale miały one też i skutki uboczne, z których nie wszystkie były dodatnie. Krzyżowcy (uczestnicy krucjat), źle zaopatrzeni, a przecież potrzebujący wyżywienia, popełniali w drodze wiele rabunków; także zwłaszcza gwałtów na ludności żydowskiej. A Królestwo Jerozolimskie stało się nie tylko placówką religijną, lecz także jakby europejską kolonią, służącą potędze niektórych europejskich władców i rycerzy, oraz zamorskiemu handlowi. W związku z tym, przyplątały się do walki o Ziemię Świętą rywalizacje polityczne. Królestwo Jerozolimskie było pierwotnie jakby kolonią francuską, z dużym udziałem Włochów, a królami jerozolimskimi byli początkowo Francuzi. Ale w roku 1229 cesarz niemiecki Fryderyk II, 0 którym będę jeszcze niżej wiele pisać w związku ze sprawą krzyżacką, sam się w Jerozolimie koronował na króla jerozolimskiego, przy czym krucjata jego, zwana piątą, przedsięwzięta była wbrew zakazowi papieskiemu i stanowiła jeden z przejawów rywalizacji cesarstwa niemieckiego z papiestwem. Naród polski nie brał udziału w krucjatach. Był od tego zwolniony na tej podstawie, że Polska graniczyła z krajami pogańskimi (Połabianie, Prusacy, Litwa) i musiała toczyć walkę z nimi. Udział w drugiej krucjacie (1147) i to wraz z niemieckim rycerstwem 1 z cesarzem Konradem wziął wygnany z Polski i ze swej dzielnicy śląskiej stronnik i powinowaty cesarskiej dynastii Hohenstauffów, Władysław II, a wraz z nim i jeden z jego młodszych braci, Henryk Sandomierski. Święty Bernard z Clairvaux, główny inspirator drugiej krucjaty, uznał, że Polacy, a także i Sasi, są zwolnieni od udziału w wyprawach do Ziemi Świętej, natomiast powinni zorganizować krucjaty przeciwko poganom nadbałtyckim. W rezultacie, w niemieckiej krucjacie przeciwko pogańskim Obodrytom, w tymże 1147 roku wziął udział inny syn Bolesława Krzywoustego, Mieszko Stary. Krucjata ta skończyła się niepowodzeniem: władca Obodrytów Niklot (Zofia Kossak przypuszcza, że nazywał się on Niekłót) zadał Niemcom bardzo wielkie straty, choć zresztą w boju poległ. Syn jego, już chrześcijanin, uznał jednak nad sobą zwierzchnictwo niemieckie. Stał się on władcą Meklemburgii, księstwa słowiańskiego, które weszło w skład niemieckiego cesarstwa i z czasem się zniemczyło, oraz protoplastą dynastii, zniemczonej, choć pierwotnie słowiańskiej, która potem panowała w Meklemburgii przez blisko 800 lat aż do roku 1918. Ta sama krucjata, w której obok wielkiego, niemieckiego tępiciela Słowian, Albrechta Niedźwiedzia, brał udział Mieszko ^tary, podbiła zaodrzańskie Pomorze i podeszła od zachodu pod Szczecin, na którego murach pojawiły się krzyże i z którego wyszedł ku rzekomym 89 krzyżowcom jako pokojowy pośrednik miejscowy, katolicki biskup Wojciech, podlegający arcybiskupom gnieźnieńskim. Także i książęta szczecińscy, w końcu, w roku 1181, złożyli hołd lenniczy cesarzowi, a ich księstwo odpadło od Polski i weszło na długie wieki w skład niemieckiego cesarstwa. Także i kilka polskich wypraw przeciwko Prusakom przybrało nazwę krucjat, a w jednej z nich, w roku 1167 (w 40 lat po krucjacie niemieckiej przeciwko Obodrytom) książę Henryk Sandomierski poległ. Jeszcze w roku 1193 Polska przedsięwzięła „krucjatę" przeciwko pruskiemu plemieniu Jadźwingów, a w roku 1222 i 1223 znowu przeciwko Prusakom. Owe krucjaty nadbałtyckie okazały sie w istocie czymś całkiem innym, niż wyprawy krzyżowe do Ziemi Świętej. Tamte były istotnie przedsięwzięciami o podstawowym celu, zarówno jak duchu religijnym, mianowicie chciały wyzwolić ziemię, po której ongiś stąpał Chrystus. Natomiast nad Bałtykiem Niemcy posłużyli się hasłem krucjat jako pretekstem do niemieckiego podboju. Wpływowi poglądów niemieckich uległa tu pierwotnie i Polska. Ale już wkrótce naród polski zdał sobie z tego sprawę, że jest rzeczą niemoralną dokonywać podboju krajów pogańskich pod pretekstem ich nawracania i zmuszać pogan siłą do przyjęcia chrześcijaństwa. Już błogosławiony Wincenty Kadłubek, który urodził się około roku 1150, a więc w czasach drugiej krucjaty i owej niemieckiej krucjaty przeciwko Obodrytom, napisał potem w swojej kronice, że przymuszanie do przyjęcia wiary jest przeciwne woli Boga. Coraz mocniej skrystalizowało się w narodzie polskim przekonanie, że nawracanie silą i przymusem nie jest dopuszczalną metodą szerzenia chrześcijaństwa i Polska później krucjat przeciwko nadbałtyckim poganom już nie przedsiębrała, ani w nich nie brała udziału. Owi słowiańscy poganie, Obodryci i inni, byli pobratymcami Polaków. Najwidoczniej, Polacy rozumieli jednak jako tako ich położenie jako ofiar niemieckich najazdów, posługujących się pretekstem religijnym tylko w sposób obłudny i dzięki temu potrafili zdać sobie z tego sprawę, że ów pretekst jest niemoralny. Polska stała się potem glosicielką zasady, że szerzyć chrześcijaństwo trzeba słowem i przykładem, a nie mieczem, nawróciła Litwę w sposób pokojowy i sformułowała piórem Pawia Włodkowica doktrynę o niedopuszczalności stosowania w krzewieniu chrześcijaństwa przymusu, o czym niżej. Nie tylko Polska jednolita w latach 966-1138, ale i Polska w podziałach, w latach 1138-1305 była przedmiotem nieustannego niemieckiego naporu. Niepodległość swoją obroniła. Niemieckie cesarstwo, zajęte ekspansją na południe, do Włoch i na Morze Śródziemne, nie zdobyło się w owym czasie na tak potężne uderzenie na Polskę, jak za czasów Bolesława Chrobrego, czy Krzywoustego, a więc nawet słabe siły Polski rozbitej na dzielnice wystarczyły, by podstawową niezależność Polski uratować. Ale Polska była na tyle słaba, że nie zdołała się obronić przed poniesieniem na rzecz Niemiec wielkich strat terytorialnych. To w okresie Polski w podziałach nastąpiło owo wielkie cofnięcie się terytorialne Polski na zachodzie, które dopiero w roku 1945, w wyniku drugiej wojny światowej, zostało w znacznym stopniu naprawione. Owe straty terytorialne na zachodzie Polska poniosła w dłuższym procesie przemian. Ale jako daty szczególnie pamiętne i zwrotne przyjąć 90 rok 1181, gdy Pomorze zachodnie (szczecińskie) dostało się pod władzę m0Ż niemieckich (Fryderyka I Barbarossy), oraz 1250, w 9 lat po bitwie ki liki Blł Rk dł iid ą. gdy książę legnicki Bolesław Rogatka sprzedał za pieniądze gjją przez siebie Ziemię Lubuską margrabiom brandeburskim. Ziemia !^ tak samo zresztą jak Pomorze Szczecińskie — uległa w wyniku tego W anizacji. Polski historyk (Zachorowski) napisał o ziemi tej że „odpadł ^macierzy kraj rdzennie polski, w którym i duchowieństwo i szlachta i lud ski były polskie, którego wpływ mógł oddziaływać na Łużyce i przy W' tamecznych etnicznych żywiołów słowiańskich torować drogę y oansji polskiej na zachód. Kolonizacja niemiecka (...) otwarła bramę fali %fflieckiej, która po kilku stuleciach zatarła w zupełności wszelkie ślady ierwotnej polskości tej krainy". Ziemia Lubuska była ziemią plemienia Lutyków, które było plemieniem polskim, choć duża jego część, która żyła na zachód od Polski, uważana jest raczej za część narodu Połabian. Ziemia Lubuska, która aż do roku 1250 należała do Polski, sięgała aż prawie pod inury dzisiejszego Berlina. W roku 1945 ta część Ziemi Lubuskiej, która leży na prawym brzegu Odry, wróciła do Polski (wraz z miastem Gorzowem). Ale sam Lubusz (także i założony przez Niemców w roku 1253 Frankfurt nad Odrą) do Polski nie wróciły. Leżą one na niemieckim brzegu Odry i patrzą na Polskę poprzez rzekę. Lubusz jest dziś maleńkim miasteczkiem o kilku tysiącach mieszkańców. A za polskich czasów był stolicą biskupstwa, założonego w roku 1133 i podlegającego arcybiskupom gnieźnieńskim. (Biskupstwo to zostało po reformacji, w roku 1598, skasowane). Polska poniosła w okresie podziałów także i drobniejsze straty terytorialne na zachodzie: w roku 1265 utraciła ważny strategicznie gród Santok u ujścia Noteci do Warty. A przelotnie też i położony w pobliżu Drżeń (Drezdenko). Także i utrata Śląska dokonała się w znacznym stopniu drogą powolnego procesu, w okresie Polski w podziałach, choć ostatecznie zakończenie tego procesu nastąpiło dopiero za czasów Kazimierza Wielkiego. Proces ten zaczął się w roku 1163, gdy nacisk cesarza Fryderyka Barbarossy sprawił że synowie wygnanego, zmarłego już Władysława II zostali wprowadzeni na Śląsk i potem władali Śląskiem przy pomocy niemieckiej. Liczne ksiąstewka, na jakie sie Śląsk potem podzielił, podlegały następnie w znacznym stopniu wpływom niemieckim (także i czeskim), co doprowadziło do ich formalnego odpadnięcia od Polski w latach 1335 i 1356. W okresie Polski jeszcze nie rozbitej na dzielnice, czyli do śmierci Bolesława Krzywoustego, a nawet nieco dłużej, Polska opierała się mocno o barierę dolnej Odry i o Sudety, a na północy, na długiej linii, o Bałtyk, Pjzy czym w Ziemi Lubuskiej przekraczała Odrę, sięgając daleko na zachód, aż do- rzeki Sprewy, a przelotnie, za czasów Bolesława Chrobrego, obejmowała i Łużyce. Z epoki podziałów Polska wyłoniła się jako kraj odepchnięty od Odry (broniący bez wielkiego powodzenia Śląska przez jeszcze Jedno pokolenie), oraz w dostępie do morza ograniczony tylko do Pomorza gdańskiego. Przez długie, następne wieki Polska w żadnym punkcie nie dotykała ani Odry, ani Sudetów. Była to wielka, dziejowa katastrofa Upchnięcia Polski przez Niemcy na wschód. Polska nie została przez Niemcy 91 r podbita, ani zniszczona. Ale została niejako przesunięta na inne miejsce, ^ położenie geograficznie mniej dogodne. To prawda, że potrafiła t0 zrekompensować — już po zakończeniu okresu podziałów — znaczny^, rozszerzeniem się na wschód. Te podboje niemieckie naszym kosztem nie były bezpośrednim dziełem niemieckiego cesarstwa, choć cesarstwo im patronowało: były one dziełem mniejszych tworów państwowych, które cesarstwu podlegały. Twory te miały charakter kolonialny. Najważniejszym i najtrwalszym z nich była Marchia Brandeburska. Niemałą rolę odegrały tu także Czechy, które w owym czasie były w znacznym stopniu narzędziem ekspansji niemieckiej. Ponieśliśmy na zachodzie nie tylko tę stratę, że utraciliśmy zachodnie nasze ziemie, ziemię Lubuską, szczecińskie Pomorze, a w końcu i Śląsk. Ponieśliśmy jeszcze i inną stratę, mniej dostrzegalną. Za czasów pierwszych Piastów byliśmy od zachodu osłaniani barierą pokrewnych plemion słowiańskich, częściowo, ale nie wyłącznie pogańskich: Łużyczan, zachodnich Lutyków i kilku plemion połabskich z Obodrytami na czele. Plemiona te czasami stanowiły surowy materiał etnograficzny, nie zorganizowany państwowo, ale po części tworzyły całkiem silne niepodległe państewka, z których jedno, z czasem zniemczone, zachowało historyczną ciągłość aż do naszych czasów (Meklemburgia). Plemiona te z uwagi na swoją pogańskość nie skłaniały się ku nam sympatiami i czasem występowały wobec nas wrogo, a w łączności z Niemcami. Ale gdy zagłada zajrzała im do oczu - byłyby zapewne w końcu uznały, że Polska jest dla nich jedynym ratunkiem. Ale Polska epoki podziałów była za słaba, by przyjść im z pomocą; nawet o takim zadaniu i takiej możliwości nie myślała. Polska epoki podziałów utraciła jedną, wielką, historyczną szansę: zdobycia pod swój wpływ, lub może nawet pod swoją bezpośrednią władzę pasa ziemi słowiańskiej i pobratymczej nam, sięgającego po Labę. Oczywiście, ludność słowiańska tych ziem byłaby wtedy przyjęła, od nas, z Gniezna, chrześcijaństwo. Zamiast tego, wyrósł na zachód od nas pas tworów kolonialnych niemieckich. W roku 1157, tym samym w którym cesarz Barbarossa zmusił Bolesława Kędzierzawego do kapitulacji pod Krzyszkowem, niemiecki wojownik, książę Albrecht Niedźwiedź, zdobył Braniborz, czyli Brennę (po niemiecki Brandenburg) w którym jeszcze się utrzymywali słowiańscy książęta, co stało się punktem wyjścia zorganizowania niemieckiego państwa kolonialnego Brandeburgii, mającego odegrać złowrogą rolę w późniejszej historii Polski Rzecz prosta, słaba Polska nie mogła przyjść braniborskim książętom z pomocą. W tymże roku podbite zostało przez Niemców wspierane przez Polskę i będące jej sferą wpływów państewko księcia Jaksy z Kopanicy (p° niemiecku Koepenick), miejscowości, która istnieje po dziś dzień i jest * istocie przedmieściem Berlina. W roku 1231 Niemcy założyli Berlin. W roku 1232 Spandawę (Spandau). A w roku 1253, na Ziemi Lubuskiej, Frankfutf nad Odrą. Nasuwa się w związku z tym następująca uwaga. Jest w polskiu| zbiorowym instynkcie podświadome uczucie kulturalnej i duchowej wyższości nad narodem niemieckim: czujemy się od Niemców jakby dojrzalsi, starsi. 92 ziej cywilizowani. A przecież jesteśmy od Niemiec kulturalnie młodsi: eść dzisiejszych Niemiec wchodziła w skład imperium rzymskiego; taześcijanstwo utrwaliło się w Niemczech co najmniej od czasów działalności tam angielskiego misjonarza świętego Bonifacego (zmarłego w roku 754, na górą 200 lat przed chrztem Polski). Ale rzecz w tym, że Polska nie graniczy z pierwotnymi Niemcami, lecz tylko z niemieckimi tworami kolonialnymi. A te są od Polski kulturalnie mjodsze. Polska przyjęła chrzest w wieku X, natomiast ziemie wschodnioniemieckie eks-slowiańskie (przede wszystkim Brandeburgia i Meklemburgia) stały się krajami chrześcijańskimi dopiero w XI i XII wieku, do czego trzeba dodać Prusy krzyżackie, podbite i skolonizowane od XIII wieku (Królewiec założony w 1255 roku), a także Rygę (założoną w 1201 roku). Architektura polska zaczyna się od stylu romańskiego, natomiast architektura północno-wschodnich Niemiec dopiero od gotyku. My Polacy znamy przede wszystkim Niemców wschodnich (Prusaków, Brandeburczyków i innych) a ci przechowali w sobie ducha niemiecko-kolonialnego, z jego brutalnością i prymitywizmem, które w naszych oczach mają cechę niemal dzikości. DWA OBOZY Historia Polski w podziałach to jest przede wszystkim historia zmagania się ze sobą dwóch obozów w rodzie Piastów: obozu, gotowego na wzór Czech i Meklemburgii podporządkować Polskę niemieckiemu cesarstwu, i obozu, broniącego polskiej niepodległości i szukającego oparcia w papiestwie. Podziały te odpowiadały podziałowi na obozy cesarski i papieski w ówczesnej polityce światowej. (Rzecz ciekawa, że podział na te dwa obozy, zwane tam obozami Gibellinów i Gwelfów, przetrwał we Włoszech w zdegenerowanej formie, jako walka dwóch klik w licznych wojnach domowych aż do XV wieku). Pierwszym „księciem seniorem" Polski w podziałach był najstarszy syn Bolesława Krzywoustego, Władysław II (1138-1146). Był to zdecydowany stronnik cesarski. Już o nim wyżej pisałem. Dał on początek śląskiej gałęzi Piastów, która trwała potem przy polskości długo, ale się w końcu zniemczyła. Jego następcą był jego przyrodni brat, książę Mazowsza, Bolesław IV zwany Kędzierzawym (1146-1173). To on musiał stawić czoła najazdom cesarza Fryderyka Barbarossy i skapitulował przed nim pod Krzyszkowem, w warunkach upokarzających, stawiając się przed cesarzem boso, jak ongiś w Canossie cesarz niemiecki przed papieżem. (Było to w jedenastym roku jego panowania). Ale choć chwilowo uznał nad sobą zwierzchnictwo niemieckie, nie był on stronnikiem Niemiec, lecz przeciwnie był obrońcą pełnej niepodległości Polski, choć w walce z Niemcami doznał klęski. Ta jego klęska nie była jednak faktem trwałym i po wycofaniu się wojsk Barbarossy z Polski 1 Po jego wyruszeniu na wyprawę do Włoch, Kędzierzawy powracał do swej Poprzedniej polityki i narzuconych mu przez Barbarossę wymagań nie spełniał. Niezależność swoją obronił, do powrotu do władzy proniemieckiego, 93 spowinowaconego z Barbarossą Władysława nie dopuścił, byl jednak na tyie słaby, że nie potrafił dopomóc Pomorzu Szczecińskiemu do obronienia $jc przed Niemcami (przeszło ono pod zwierzchnictwo niemieckie w roku 1181, a więc w 8 lat po jego śmierci), a już tymbardziej zapobiec podbojowi Braniborza w 1157 r. przez Niemców Itj. Albrechta Niedźwiedzia). Jego następcą w roli księcia-seniora byl w kolejności starszeństwa jeg0 młodszy brat, Mieszko III zwany Starym, książę wielkopolski. Żył on dług0) bo 76 lat, a sprawował władzę w Krakowie za kilku nawrotami (1173-1177, 1190, 1194 i 1198-1202). Niektórzy polscy historycy — wśród nich najwięcej Michał Bobrzyński — wychwalają tego władcę z tego powodu, że troszczył się o umocnienie władzy książęcej i dążył do zbudowania Polski jednolitej z silną władzą centralną. Był to istotnie człowiek utalentowany i energiczny, który z żelazną wolą zwalczał wszelką opozycję i potrafił sprawować władzę w sposób absolutny. Ale istotne znaczenie ma w jego roli w historii Polski — jego postawa procesarska. W swoich zmaganiach o władzę w Polsce uciekał się o pomoc cesarską. W roku 1180 i ponownie w roku 1184 prosił Barbarosse 0 wkroczenie do Polski celem ułatwienia mu odzyskania tronu; Barbarossą nie zdołał mu jednak pomóc. Cechą znamienną jego polityki było dążenie do wielkiego pomnożenia zasobności książęcego skarbu, jako narzędzia jego władzy i potęgi. W tym celu nie tylko ściągał wielkie podatki, ale dokonywał operacji bicia monety (brakteatów) o obniżonej zawartości srebra, co byto w istocie fałszowaniem pieniądza i oznaczało narażanie poddanych^ także i polskiego Kościoła, na wielkie straty. Jeden z historyków polskich (Smolka) nazwał go z tego powodu „królem-szachrajem". W swej polityce finansowej 1 menniczej i ogólno-gospodarczej opierał się o Żydów. Walczył z Kościołem i z możnowładztwem. Objął władzę legalnie, jako najstarszy w rodzie, w roku 1173. W roku 1177 został w Krakowie obalony przez spisek, na którego czele stal biskup krakowski Giedko. W spisku tym uczestniczyło małopolskie możnowładztwo. Jest prawdą, że możnowładztwu nie dogadzały samowładne rządy Mieszka, godzące w możnowladcze interesy. Ale głównym powodem przewrotu, którego wynikiem było wprowadzenie na tron krakowski Kazimierza Sprawiedliwego, było dążenie do zwiększenia roli Kościoła. Mieszko utracił wtedy także i swą dziedziczną Wielkopolskę. Ale w roku 1182 odzyskał ją drogą zamachu na Gniezno, jakoby nie bez cichego przyzwolenia Kazimierza. Pragnął on także odzyskać Kraków. Zwrócił się więc o pomoc do Barbarossy. Ten wybierał się znowu do Wioch, ale wysłał w roku 1184 swego syna Henryka z wyprawą do Polski. Kazimierz posłał wtedy do syna Barbarossy posłów, którzy skłonili go do przerwania wyprawy i odwrotu. Jest więc możliwe, że Kazimierz ugiął się przed Niemcami, skoro Henryk tak łatwo wstrzymał wyprawę, idącą już ku polskim granicom i że dlatego Niemcy zaniechali popierania Mieszka. W roku 1190 wybuchł w Krakowie bunt grupy świeckich możnowladców przeciwko nieobecnemu Kazimierzowi (który przebywał na Rusi) i jego wielkorządcy Mikołajowi i pomimo politycznego i zbrojnego oporu nowego biskupa Pelki, wiernego Kazimierzowi, grupa ta z magnatem Kietliczem na czele, opanowała Krakó* i osadziła Mieszka znowu u władzy. Gdy jednak Kazimierz wrócił, z łatwości znowu obalił rządy Mieszka i wygnał go. W cztery lata później, w roku 1194 94 Kazimierz umarł. Za sprawą biskupa Pełki i wojewody Mikołaja wstąpił !vtedy na tron krakowski małoletni syn Kazimierza Leszek, a faktyczną władzę hieła regencja. W końcu, po okresie wojen domowych, nastąpiły ugody Mieszka z Mikołajem i wdową po Kazimierzu i Mieszko wrócił jednak na tron krakowski, najpierw na krótko w r. 1194, a potem w 1198 trwale i utrzymał się na tym tronie do śmierci. Owe nawroty rządów Mieszka Starego pokazują, jak ścierały się w Polsce wpływy niemieckiego cesarstwa i broniącego niepodległości Polski polskiego Kościoła. Wielkim rywalem Mieszka Starego byl jego najmłodszy brat, Kazimierz Sprawiedliwy, który był władcą Krakowa w latach 1177-1194 (z krótką przerwą w r. 1190). Został on powołany do rządów przez polski Kościół, oraz przez sprzymierzoną z Kościołem grupę małopolskich możnowładców, skupionych wokół wojewody Mikołaja. Konsekwencją tego przewrotu był słynny zjazd w Łęczycy w roku 1180. Był to zarazem synod biskupów i zjazd magnatów świeckich. Przewodniczył mu arcybiskup gnieźnieński Zdzisław, uczestniczyli wszyscy polscy biskupi-ordynariusze w liczbie siedmiu: Getko krakowski, Cherubin poznański, Żyroslaw wrocławski, Lupus płocki, Onelf kujawski (włocławski), Gaudenty lubuski i Konrad kamieński (na Pomorzu szczecińskim). Była to wielka demonstracja jedności Polski, obejmującej także ziemię lubuską, Pomorze szczecińskie i Śląsk, a zarazem utwierdzenie roli Kościoła jako czynnika tej jedności, bez względu na rozczłonkowanie dzielnic. Zjazd ten uchwalił skasowanie zasady senioratu i postanowił, że odtąd Kraków i władza księcia najwyższego ma należeć nie do najstarszego wiekiem członka rodu Piastów, lecz do Kazimierza Sprawiedliwego i do jego potomków. Było to więc zatwierdzenie przewrotu z roku 1177, przez który obalona została władza Mieszka Starego i ustanowiona władza dziedziczna jego młodszego brata Kazimierza, a zarazem obalenie w podstawowym punkcie testamentu Bolesława Krzywoustego. Była to bardzo ważna reforma: doświadczenie wykazało, że na podstawie starszeństwa mogą obejmować władzę naczelną w Polsce także i zwolennicy zależności Polski od cesarstwa, nowy porządek oddawał jednak tę władzę w ręce człowieka o orientacji propapieskiej. Było to zarazem milczące uznanie roli Kościoła w wyznaczeniu władcy, bo to przecież Kościół sprawił, że Mieszko został obalony, a Kazimierz wprowadzony. Była to więc gwarancja także i na przyszłość, że nikt niepowołany do władzy najwyższej nie będzie dopuszczony, a zarazem jakby zaczątek elekcyjności tronu w Polsce. Ale to zatwierdzenie przewrotu politycznego w Polsce i ustanowienie nowej zasady obejmowania krakowskiego tronu nie było jedynym wynikiem zjazdu łęczyckiego. Zjazd ten obalił zaprowadzony przez Mieszka Starego system ucisku, zwłaszcza gospodarczego i podatkowego. Wziął w obronę polski lud wieśniaczy; wśród jego uchwał znalazły się postanowienia następujące: „Ktokolwiekby biednym chłopom zboże czy gwałtem, czy innym sposobem zabierał, lub zabierać kazał, mech będzie wykłety. Ktokolwiek do dania podwód na posyłki kogobądź Przymusi lub przymusić każe, niech będzie wyklęty, wyjąwszy tylko jeden przypadek, tj. gdy której prowincji najazd nieprzyjacielski zagraża". Zjazd ten wziął także w obronę biskupów przed władzą, czy też samowolą książęcą, uchwalając: „ktokolwiek zmarłego biskupa mienie zagarnie lub każe 95 zagarnąć, czyliby księciem był, czy jakąkolwiek znakomitą osobą lub urzędnikiem (...) niech będzie wyklęty". Zjazd łęczycki w sposób oczywisty osłabiał i ograniczał władzę książęcą, a zarazem umacniał rolę i znaczenie biskupów, zarówno jak możnowładztwa świeckiego. Był on początkiem utrwalenia się zasady, która cechowała potem historię Polski przez cały jej bieg, że władza królewska nie jest absolutna i że liczyć się musi z wolą społeczeństwa, lub jego sil kierowniczych. Jest on z tego powodu krytykowany przez historyków, będących stronnikami władzy absolutnej: Bobrzyński mówi o „władzy uzurpowanej" i o tym, że nie zdołano „ukrócić buty i roszczeń panów duchownych i świeckich". Laicki historyk Jasienica powiada że w łęczyckim wzięciu w obronę chłopów „chodziło o to, kto będzie strzygł owieczki". W istocie, uchwały łęczyckie były wielkim krokiem na drodze rozwoju politycznego i społecznego w Polsce w duchu sprawiedliwości i dopuszczenia wpływu społeczeństwa na rządy. Także w duchu jedności i niezależności Polski. A brały one chłopów w obronę nie tylko przed uciskiem książęcym, lecz także przed uciskiem możnowładczym. Powodując się teorią 0 najwyższej władzy papieskiej, organizatorzy przewrotu politycznego z 1177 roku i zjazdu łęczyckiego zwrócili się następnie do papieża Aleksandra III, wielkiego przeciwnika cesarza Barbarossy, o zatwierdzenie łęczyckich uchwal 1 uzyskali to zatwierdzenie w postaci bulli z 28 marca 1181 roku. Tak więc zarówno zastąpienie systemu „senioratu" systemem „pryncypatu" rodu Kazimierza, jak i reformy i zasady porządków wewnętrznopolskich, uchwalone w Łęczycy, uzyskały potwierdzenie papieskie. Widzimy tu jaskrawo przeciwieństwo dwóch obozów: Mieszko Stary należy do obozu cesarza niemieckiego, Barbarossy, a Kazimierz do obozu papieskiego. Należy także podkreślić, że polski Kościół nie byl wcale czynnikiem anarchii i „buty panów duchownych", ale przeciwnie był czynnikiem jedności Polski, oraz wewnętrznego ładu i sprawiedliwości. Także i Kazimierz odznaczył się przez cały czas swego panowania umiejętnością rządzenia i sprawiedliwością i dlatego uzyskał w polskiej historii przydomek Sprawiedliwego. Pod jego rządami Polska wybitnie się rozwinęła i społecznie, gospodarczo i kulturalnie rozkwitła. Rządy te miały także i jeszcze jedną zasługę: rozpoczęły one polską ekspansję na wschód i wznowiły obecność polskich wpływów w Ziemi Czerwieńskiej. Kazimierz faktycznie podporządkował sobie księstwa i ksiąstewka w Drohiczynie, w Brześciu, we Włodzimierzu Wołyńskim, w Bełzie, a także i w Haliczu, dopomagając tam, przeważnie wkroczeniem zbrojnym, do zwycięstwa w ruskich wojnach domowych książętom usposobionym propolsko, przeważnie pół krwi Polakom (po matkach Piastównach). Siedemnastoletnie rządy Kazimierza Sprawiedliwego urwały się przez jego nagłą śmierć w roku 1191. Mieszko Stary przeżył o 8 lat młodszego od dzięki temu mógł dorwać się znowu na cztery lata do r doszedł do władzy raz jeszcze, 96 ... Jak pisze polski starej monarchii" ale zawarłszy „pakt z wrogami" swoimi, to obozem stronników papieża, Kościoła i krakowskiego możnowładztwa. j- p0 jego śmierci doszło do rywalizacji między synem Mieszka Starego, Hysławem Laskonogim, który byl stronnikiem cesarskim i kontynuatorem Htyki autokratycznej swego ojca, a synem Kazimierza, Leszkiem Białym, P°, opierał się o polski Kościół i byl stronnikiem papieskim. Na krótko, LJ władzę w Krakowie (w 1202 i drugi raz w 1228 roku) Władysław faskonogi, ale został po kilku miesiącach obalony w wyniku tego, że walczył biskupem krakowskim Pelką i arcybiskupem gnieźnieńskim Henrykiem Kietlićzem, który rzucił na niego klątwę i jeździł osobiście do Rzymu ze skargą na niego. Leszek Biały panował z małymi przerwami 25 lat (1202-1227), oddawszy Mazowsze i Kujawy swemu bratu Konradowi. Ściśle współpracował z Kościołem. Papieżem był wówczas Innocenty III, jeden z najznakomitszych papieży w historii, głosiciel wyższości władzy papieskiej nad cesarską. Leszek oddał się pod jego opiekę. Pod jego rządami, zgodnie z życzeniem papieskim, ugruntowano stosowanie w Polsce reform „gregoriańskich" sprzed więcej niż stulecia, a w tym także i zasady, że to kapituły, a nie książęta i królowie decydują o nominacjach biskupów, przy czym w roku 1207 po raz pierwszy kapituła w Polsce obrała biskupa (kapituła krakowska kronikarza Wincentego Kadłubka na biskupa krakowskiego). To on także, razem z kilku książętami dzielnicowymi, wydał w roku 1212 dekret, zatwierdzony w 1215 r. przez papieża, dający Kościołowi przywileje podatkowe i przywilej podlegania duchowieństwa i dóbr duchownych wyłącznie sądom duchownym. W roku 1227 Leszek Biały został zamordowany w Gąsawie, gdzie przebywał na naradzie książąt, przez ludzi Świętopełka gdańskiego, w czym niewątpliwie maczał palce Laskonogi. (Znajdował się w łaźni, wyskoczył z niej i uciekał nago na koniu, lecz został przez zabójców dopadnięty. W tym samym starciu ranny został książę wrocławski Henryk Brodaty). Po śmierci Leszka Białego przelotnie panował w Krakowie Laskonogi (1228), oraz brat Leszka, Konrad Mazowiecki (1229-1232 i 1241-1243). Nominalnym władcą byl syn Leszka Bolesław V, zwany później Wstydliwym, który był dzieckiem, ale Laskonogi i Konrad Mazowiecki panowali przez owe krótkie okresy zastępczo, a faktycznie. Bolesław objął faktyczną władzę w Krakowie dopiero w roku 1243 i panował potem 36 lat do śmierci w 1279 roku. Były to rządy oparte o Kościół, antyniemieckie i poróżnione z możnowładztwem świeckim. Ważną przerwą w sytuacji, polegającej na panowaniu potomków Kazimierza Sprawiedliwego (Leszek Biały, Konrad Mazowiecki, Bolesław Wstydliwy), zakłóconym tylko przelotnie przez krótkie pochwycenia władzy przez syna Mieszka Starego, Władysława Laskonogiego, był dziewięcioletni (1232-1241) okres panowania w Krakowie potomków (wnuka i prawnuka) Władysława II śląskiego, mianowicie Henryka Brodatego i Henryka Pobożnego. Brodaty zawdzięczał swoje dostanie się do Krakowa Grzymisławie, wdowie po Leszku, która powierzyła mu opiekę nad Bolesławem Wstydliwym już w roku 1228, przy czym Konrad go jednak w Krakowie pokonał, ale dokąd on w 1232 wrócił, mity organizator jedności Polski, której ogromną część skupił swoją władzą (Śląsk, Małopolskę i większą część Wielkopolski). Dążył Nar. Poi., t. I 97 on do tego, by odbudować Polskę jako królestwo. Ale zmierzał do tego w oparciu o Niemcy. Zwrócił się do cesarza Fryderyka II, śmiertelnego wroga papiestwa, by zezwolił na koronację na króla Polski swoją, lub jego syna, co zresztą rezultatu nie przyniosło. Oraz znalazł się w konfliktach z polskim Kościołem, mianowicie z arcybiskupem gnieźnieńskim, poprzednio biskupem krakowskim, Pełką, a także z legatem papieskim Wilhelmem. Ale syn jego, Henryk, zwany Pobożnym (1238-1241) dokonał w ciągu swego krótkiego^ trzyletniego panowania stanowczego zwrotu w swej polityce, mianowicie przerzucił się na stronę papieża (Grzegorza IX, walczącego właśnie z cesarzem Fryderykiem II), a z arcybiskupem gnieźnieńskim się pogodził. Już jego ojciec skupił w swoim ręku połowę ziem polskich, on zaś zdobył w r. 1238 resztę Wielkopolski (Gniezno) i stoczył w roku 1239 zwycięską wojnę z Brandeburczykami, obronił ziemię Lubuską i odzyskał Santok. Byłby z pewnością odbudował Polskę jako zjednoczone królestwo, stojące w obozie papieskim i antycesarskim, oraz za zgodą papieża koronował się na króla, ale plany jego zawaliły się w wyniku katastrofy jaką był najazd Mongołów i jego śmierć pod Legnicą. Tak wiec możliwość, że Polskę, będącą królestwem i stojącą w obozie antycesarskim odbuduje prawnuk Władysława II śląskiego rozchwiała się, a władza w Krakowie wróciła do potomków Kazimierza Sprawiedliwego, mianowicie do Bolesława Wstydliwego. Ten ostatni nie miał potomstwa, władzę więc po nim objął wnuk Konrada Mazowieckiego, Leszek II, zwany Czarnym (1279-1288). Możnowladcy krakowscy, także i biskup krakowski, nieciekawy Paweł z Przemiankowa, usiłowali go w latach 1282 i 1285 obalić. Zwyciężył, korzystając z pomocy mieszczan niemieckich w Krakowie. Po jego śmierci wybuchła walka o tron krakowski miedzy jego bratem, Władysławem Łokietkiem, w przeciwieństwie do niego wielkim wrogiem niemieckiego mieszczaństwa i stronnikiem papieskim, a przedstawicielem śląskiej linii Piastów, wnukiem Henryka Pobożnego, księciem wrocławskim Henrykiem IV zwanym Probusem (Prawym), oraz praprawnukiem wielkopolskiego Mieszka Starego, Przemysławem, przy czym wmieszała się tu nadto też i interwencja czeska. Probus dążył do zjednoczenia Polski, ale popierał niemieckie mieszczaństwo i uczynił swoje własne, śląskie księstwo lennem cesarstwa i częścią Rzeszy Niemieckiej, choć o polską koronę królewską w końcu czynił starania w Rzymie. Przemysław II, książę wielkopolski, był wyrazicielem idei odbudowania Polski jako królestwa w oparciu o polski Kościół i został * 1295 roku, za zezwoleniem papieskim, ukoronowany na króla całej Polski przez arcybiskupa gnieźnieńskiego Jakuba Świnkę w asystencji innych biskupów, także i krakowskiego, mimo, że w owej chwili Krakowem nit władał. Łokietek zawładnął Krakowem w roku 1288, ale został tam zaraz obalony przez niemieckich mieszczan, którzy osadzili na krakowskim tronie Henryka IV Probusa (1289-1290). Po tego śmierci zapanował w Krakowif Przemysław II (tylko 1290-1291 . Imię Przemysława I, lub Przemysła, nos" jego ojciec, książę wielkopolski, który w Krakowie nigdy nie panował). ^ roku 1294 Przemysław przyłączył Pomorze Gdańskie do Wielkopolski (na| podstawie testamentu księcia Mestwina), a w roku 1295 został w Gnieźnie jak już wyżej wspomniałem, ukoronowany na króla polskiego. W roku 129" 98 tał zamordowany przez zabójców, nasłanych z Niemiec (z Brandeburgii). f°|f widzimy, królowanie jego było bardzo krótkie. Ale bądź co bądź, było znowieniem polskiej królewskości. A tymczasem już w roku 1291 król czeski Wacław II opanował Kraków, głównie w walce z Łokietkiem, a w roku 1300 koronował się, za zezwoleniem nie papieża lecz cesarza Albrechta Habsburga a króla polskiego, którym był aż do śmierci w 1305 roku. Jego następcą zarówno w Krakowie, jak na ogólnopolskim tronie, za zezwoleniem cesarskim, był jego syn Wacław III (1305-1306), wkrótce zamordowany w swej czeskiej ojczyźnie. Obaj Wacławowie byli zdecydowanymi stronnikami Niemiec i popierali w Polsce wpływy niemieckie. Po śmierci Wacława-syna zdobył Kraków Łokietek (1306-1333), który w polityce swojej opierał się o polski Kościół, o pomoc papieską i o sojusz z reprezentującym wpływy papieskie królem węgierskim z rodu Andegawenów. Łokietek zdołał stopniowo zjednoczyć większą część Polski w sposób trwały, a także za zezwoleniem papieskim się ukoronować i przez to wznowić trwale rangę Polski jako królestwa. Tak więc z chwilą ostatecznego zwycięstwa Łokietka kończy się epoka Polski w podziałach: czasy Łokietka to są już czasy Polski na nowo zjednoczonej. Czasy pod koniec epoki Polski w podziałach były okresem wielkiego rozkwitu umysłowego i moralnego Polski. W ciągu ostatnich dziesięcioleci tej epoki wiele rozmyślano w Polsce o tym, jak Polskę na nowo zjednoczyć i wysuwano rozmaite projekty doprowadzenia tego zjednoczenia do skutku; tak więc nurtowała w Polsce, zwłaszcza w kołach kościelnych i ksiąźęco- piastowskich głęboka myśl polityczna. Cechowało także ówczesną Polskę wielkie pogłębienie religijne i moralne, czego wyrazem była wielka liczba polskich świętych i błogosławionych, kanonizowanych i beatyfikowanych w owej epoce *Rod Odrowążów, pochodzący ze Śląska, dal Polsce świętego Jacka (Hiacynta), kanonika krakowskiego, misjonarza w kilku krajach, czynnego poza tym głównie w Krakowie, zmarłego w roku 1257, oraz błogosławionego Czesława, też kanonika krakowskiego, ale czynnego głównie we Wrocławiu, zmarłego w roku 1242, obu dominikanów, przyjętych do zakonu dominikańskiego osobiście przez świętego Dominika. Błogosławiona Bronisława Odrowazanka była stryjeczną siostrą Jacka i Czesława, zakonnicą norbertanką i zmarła w r. 1257. Autorem słynnej polskiej kroniki, potem biskupem krakowskim a jeszcze później zakonnikiem-cystersem w Jędrzejowie był błogosławiony Wincenty Kadłubek, zmarły w roku 1223. Arcybiskupem gnieźnieńskim był błogosławiony Bogumił Poraj, zmarły w roku 1182. Polską księżną panującą, choć z pochodzenia Węgierką (córką króla węgierskiego) była błogosławiona Kinga (Kunegunda), żona Bolesława Wstydliwego, zmarła w trzynaście lat po śmierci męża w roku 1292; jako wdowa wstąpiła ona do klasztoru klarysek w Starym Sączu, który ufundowała. W jej świątobliwym życiu uczestniczył jej mąż, Bolesław Wstydliwy: wstępując w związek małżeński postanowili oni oboje, że żyć będą * czystości, czego dotrzymali. Choć z pochodzenia Węgierka, należy ona do historii Polski, Edyż większą cześć życia spędziła w Polsce, gdzie głównie działała. Żoną i matką polskich książąt jroclawskich, niedoszłych królów polskich, Henryka Brodatego i Henryka Pobożnego była święta _, wiga, która po śmierci męża wstąpiła do założonego przez siebie klasztoru cystersek w r«bnicy w ziemi wrocławskiej i tam w 1243 roku umarła. Po urodzeniu siedmiorga dzieci Wft wraz z mężem w czystości. Złożyli wtedy razem z mężem ślub czystości przed biskupem Dń^?aWSlC'm' a ^ m3ż MPU^C>' w wyniku tego mniszą brodę, tę, dzięki której nazwany byl b) • ^ro<'aty|n- Także i ona należy do polskiej historii, mimo że nie była Polką z pochodzenia: " a Niemką i Niemcy uważają ją za świętą niemiecką. Była córką księcia Meranu w południowym 99 r Polski historyk (Zachorowski) napisał: „Polska wyszła z niego (z okresu podziałów) nawet wewnętrznie mocniejsza, aniżeli była wtedy, kiedy weft wchodziła, bo wyszła z silnym poczuciem narodowym.(...) Miała za Łokietka poczucie swej odrębności narodowej, a w nim swój ideał i program polityczny. Korona królewska nie była też emblematem potęgi jednego genialnego człowieka, ale świętością narodową, symbolem politycznych ideałów całego narodu.(...) Z okresu dzielnicowego wychodziła Polska inna, nowsza, (...) z zarysowanymi, przyszłymi stanami, gospodarczo silniejsza, bogatsza, lepiej rozwinięta, kulturalnie wyżej stojąca. (...) Jeżeli wiec spojrzy się i ogólniejszego nieco stanowiska na ten prawie dwuwiekowy okres dziejów, to zaiste trudno nie dostrzec, że suma pracy, dokonanej w ciągu tego czasu musiała być ogromna i że tempo jej musiało być bardzo żywe. Okazało się, że okres ten nie był tak ciemny, jak w nas wmawiano, ani tak jałowy, jak głoszono". DĄŻENIE DO ZJEDNOCZENIA Polska, podzielona na szereg księstw, tylko luźno ze sobą związanych przez podleganie ich książętom seniorom, czy książętom większym w Krakowie, przez cały okres tego podziału dążyła do ponownego zjednoczenia. Czołowym czynnikiem tego dążenia był Kościół. Ale dążenie to przejawiało się w sposób bardzo silny także i wśród książąt-Piastów. Pierwotnie, książęta starego pokroju, Władysław II i Mieszko Stary, dążyli do skupienia pod swoją bezpośrednią władzą całej Polski, lub jej większej części, przez całkowite usunięcie i pozbawienie udziału w rządach swoich młodszych braci i bratanków mniej więcej w taki sposób, w jaki Mieszko II usunął Bezpryma, a Krzywousty Zbigniewa. Ale nie było to możliwe, gdyż młodsi synowie Krzywoustego, oraz jego wnukowie, na takie potraktowanie nie zasługiwali, a zwalczanie ich było pogwałceniem ustanowionego przez Krzywoustego, obowiązującego już prawa, a więc aktem bezprawia. Co więcej, było jasnym, że książęta ci, dążąc do powiększenia Tyrolu (dziś Wiochy). Ale przybyła do Polski mając lat 12, niemal cale życie spędziła w Polsce była tylko w Polsce czynna, władała polskim jeżykiem i była polską księżną. Przez matkę była częściowo słowiańskiego (dziś powiedzielibyśmy: jugosławiańskiego) pochodzenia. Piastówna, córka Leszka Białego, Błogosławiona Salomca, była żoną księcia węgierskiego i króla halickiego Kolomana, przy czym za zgodą męża, zachowała dziewictwo, podobnie jak jej brat Bolesław Wstydliwy, także i w małżeństwie, a po owdowieniu wstąpiła do klasztoru klarysek w Zawichościti gdzie umarła w roku 1268. Także i męczeństwo 49 męczenników w Sandomierzu, '• błogosławionym Sadokiem na czele, zamordowanych w 1260 roku przez Tatarów, należy d< tej epoki. Wszystko to byli przeważnie członkowie rodzin książęcych, a poza nimi dwóch biskupi i kilku członków znakomitego, wpływowego zakonu. Ludzie znakomici, żyjący życiem świętym zostali kanonizowani, lub beatyfikowani. Ludzie równie świeci, ale o skromniejszej pozycj społecznej nie zostali zauważeni i zaszczytu tego nie dostąpili. Ale trudno wątpić, że musiał1 ich być wielu i że duch świętości ogarniał wtedy w Polsce szerokie kręgi. W sposób oczywisty ówczesna Polska była krajem wielkiej pobożności i częstej świętości. Choć jak to zwykle w takie1 stosunkach bywa, było w Polsce pomimo tego także i wielu wielkich grzeszników, a takK zbrodniarzy. , „ , , 100 obistej władzy, nie służyli dobru Polski, lecz przeciwnie, szukali niemieckiej, a więc narażali na pomniejszenie niepodległości Polski Polskę na tę samą drogę, po której poszły Czechy i Meklemburgia, f ^jy cjc częściami cesarstwa niemieckiego i naraziły się na germanizację, zadek, ustanowiony przez Krzywoustego polityką swoją w istocie obalili. P°r Poczynając od zjazdu łęczyckiego, który umocnił jedność Polski przez ? lkie wzmożenie jednoczącej roli polskiego Kościoła, zarówno jak wcześniej ^ e „o przewrocie 1177 roku, który usunął seniorat i ustanowił w Pąkowie dziedziczną władzę książęcą w rodzinie Kazimierza Sprawiedliwego, vdawalo się, że się jedność Polski utrwali w zasadzie w systemie stanowionym przez Krzywoustego, choć trochę zreformowanym, mianowicie nrzez umocnienie władzy centralnej naczelnego księcia w Krakowie i zredukowanie coraz bardziej rozdrabniających się księstw dzielnicowych do roli tworów mniejszego znaczenia, rzeczywiście władzy Krakowa podległych. (Usunięcie senioratu nie było uzurpacją, lecz reformą. Każdy system, jeżeli okazał się wadliwy, może prawomocnie być zreformowanym). Ale doświadczenie wykazało, że system ten nie funkcjonuje. Powaga i władza księcia na Krakowie okazała się niedostatecznie wielką, by się narzucić wszystkim księstwom dzielnicowym jako rzeczywiście władza zwierzchnia; ustaliła się ona raczej w formie pierwszeństwa między mniej więcej równymi sobie. A kolejność spuścizny krakowskiego tronu w jednym rodzie nie okazała się bezsporną: potomkowie Kazimierza Sprawiedliwego rozrodzili się i spierali się ze sobą pod rozmaitymi pretekstami o ten tron, a co więcej także i Piastowicze nie pochodzący od Kazimierza Sprawiedliwego, lecz będący potomkami Mieszka Starego (Laskonogi, Przemysław), oraz Władysława II (Henrykowie śląscy) walczyli o ten tron, powołując się na różne tytuły i rzeczywiście ten tron zdobywali Stopniowo, ustalił się w Polsce — między książętami, oraz w Kościele — pogląd, że dla odbudowania Polski naprawdę zjednoczonej, potrzeba jest dwóch rzeczy: przywrócenia najwyższemu władcy Polski rangi królewskiej przez prawomocną koronację, co by mu dało powagę należycie przewyższającą znaczenie książąt dzielnicowych, oraz skupienie w ręku tego króla, czy przyszłego króla pod jego bezpośrednią władzą tak rozległego terytorium, by rozporządzał prawdziwie królewską potęgą. Do wytworzenia tego rozległego terytorium książęta Piastowicze zmierzali głównie drogą porozumień spadkowych, których mocą ci z nich, którzy umierali bez męskich potomków, oddawali swoje dzielnice książętom, już mającym większe obszary. Sprzyjało temu to, że w niektórych gałęziach rodu Piastów ujawniła się pewnego rodzaju degeneracja, przejawiająca się w bezdzietności. Dążenie do urzeczywistnienia programu zjednoczenia Polski i odzyskania dla Polski rangi królestwa narodziło się najpierw — i to w sposób potężny — na Śląsku. Pierwszym wyrazicielem tego dążenia był Henryk Brodaty. Był on księciem wrocławskim od roku 1201, krakowskim od 1232, a poznańskim °d 1234. Tak więc miał on w swoim ręku większą częs'ć Polski, mianowicie Małopolskę, Śląsk,i większą część Wielkopolski. Nie miał, z ziem ważniejszych, tylko Mazowsza, Pomorza i miasta Gniezna. Dążył on w 101 sposób systematyczny do przywrócenia polskiego królestwa. Kontynuował jego dążenia jego syn, Henryk Pobożny, przy czym zdołał zdobyć także i Gniezno — ale śmierć pod Legnicą zamiary jego unicestwiła. Dalszym ciągiem tych dążeń była w istocie także i polityka księcia wrocławskiego Henryka IV Probusa, wnuka Henryka Pobożnego. Odbudował on terytorialną potęgę obu wcześniejszych, śląskich Henryków, w ciekawy sposób. Henryk IV Probus, Przemysław II, Leszek Czarny i Henryk III, książę głogowski, zawarli — być może pod natchnieniem arcybiskupa gnieźnieńskiego, Jakuba Świnki, — umowę o wzajemnym dziedziczeniu, przy czym już od dawna jeszcze jeden książę, Mestwin II gdański, zapisał swoją ziemię Przemysławowi. Leszek Czarny umarł w roku 1288 — a dzielnicę jego przejął Henryk Probus. Stał się on dzięki temu władcą bardzo potężnym, a co więcej, znalazł się w posiadaniu stolicy Polski, Krakowa. Wysłał więc do papieża — zwróćmy uwagę, że nie do cesarza, lecz do papieża — poselstwo „ażeby mu pozwolił nosić berło i koronę i ażeby miał nazwę króla". Ale 26 czerwca 1290 roku zmarł we Wrocławiu, wedle pogłosek, otruty. Jego ziemie, wraz z Krakowem, otrzymał, zgodnie z umową spadkową, Przemysław II. Stał się on księciem jeszcze potężniejszym, gdyż obok ziem Probusa miał także i dzielnicę własną. Co więcej, w roku 1294 otrzymał po właśnie zmarłym Mestwinie, Pomorze Gdańskie. Mógł teraz uzyskać zezwolenie papieskie na koronację i został w roku 1295 koronowany w Gnieźnie na króla polskiego przez arcybiskupa Jakuba Świnkę. W rok potem, w roku 1296, został przez agentów niemieckich (brandeburskich) zamordowany. Tak więc królestwo polskie zostało wznowione. Nie było już odtąd zagadnienia, czy Polska ma być królestwem, tylko kto ma być jej następnym królem. W latach 1300 do 1306 królestwo to zostało w sposób uzurpatorski przejęte przez królów czeskich Wacława II i Wacława III. (W latach 1291-1305, a więc częściowo jeszcze za życia Przemysława, także i wtedy gdy był on już królem, Wacław II władał Krakowem, nie będąc jeszcze królem samemu). Od roku 1305 władał Krakowem, ale dopiero w roku 1320 został ukoronowany na króla Władysław Łokietek, co było ostatecznym utrwaleniem jedności i królewskości Polski. Tak więc istnieje ciągłość wznowionej królewskości Polski w osobach Przemysława, Wacławów czeskich II i III i Łokietka, poprzedzona przez ciągłość starań o tę królewskość trzech Henryków śląskich. Temu wznowieniu rangi królewskiej i starań o nią towarzyszyły wysiłki o rzeczywiste zjednoczenie Polski, urzeczywistnione częściowo i nietrwale przez trzech Henryków śląskich, mocniej przez Przemysława i w sposób trwały, ale też tylko częściowy przez Łokietka. Także: towarzyszyły wysiłki o wyzwolenie się spod wpływu niemieckiego, reprezentowanego w sposób otwarty przez Wacławów czeskich, a w sposób częściowy i pozorny przez Henryka Brodatego i Henryka Probusa, choć nie przez Henryka Pobożnego. Dążenie do zjednoczenia Polski i do odzyskania korony królewskiej zaczęło się więc na Śląsku — choć urzeczywistnione ostatecznie zostało bez udziału Śląska, a przynajmniej bez bezpośredniego włączenia ziem śląskich do zjednoczonej Polski. (Ziemie te częściowo podlegały potem Polsce w formie zależności lennej jeszcze za Kazimierza Wielkiego). 102 Rola Śląska w odbudowaniu Polski zjednoczonej i będącej królestwem szczególnego podkreślenia. Nauka niemiecka — a raczej niemiecka wynl !Ln(ja naukowa — przeczy temu. Twierdzi ona, że Henrykowie śląscy, P j zjednoczenia Polski i do uzyskania korony królewskiej, służyli celom kim. Jeden z historyków niemieckich w zeszłym stuleciu pisał, że JfbY Henryk Probus nie był przedwcześnie umarł, „nie byłoby trudno erobić ziemię krakowską i sandomierską na niemiecką Marchię Południowo-Wschodnią". Poważna niemiecka encyklopedia twierdzi, że Henryk Pobożny, ten, który poległ pod Legnicą, „pracował (...) nad „ermanizacją swego kraju". Jest prawdą, że wszyscy trzej Henrykowie śląscy, którzy pracowali nad zjednoczeniem Polski i dążyli do polskiej koronacji królewskiej, organizowali na Śląsku kolonizację niemiecką. Można także zastanawiać się nad tym, co by się stało, gdyby Henryk Brodaty, albo może nawet Henryk Probus, którego polityka była dosyć chwiejna, doprowadził był do polskiej koronacji nie z upoważnienia papieskiego, lecz cesarskiego. Taka „Polska", istniejąca za zezwoleniem niemieckim, byłaby od Niemiec zależna i zapewne w końcu, tak jak Czechy, weszłaby w skład cesarstwa niemieckiego. Zapewne wpływ niemiecki szerzyłby się w jej granicach w taki sam sposób, jak w Czechach, a Niemcy wchłaniałyby Polskę podobnie, jak wchłaniały średniowieczne Czechy. Cale dzieje Polski byłyby się potem potoczyły inaczej, niż to się stało naprawdę. Ale rzecz w tym, że zbudowanie takiej, zależnej od Niemiec Polski wcale zamiarem Henryków śląskich nie było. Henryk Pobożny otwarcie dążył do oparcia organizowanej przez siebie Polski o papiestwo. A także i Henryk Brodaty, mimo że na modlę czeską dążył do uzyskania korony z rąk cesarskich, z pewnością uważał to tylko za środek na drodze do pełnej niepodległości, a jego syn, Pobożny, przechodząc do obozu papieskiego, z pewnością nie przeciwstawiał się polityce ojcowskiej, lecz był jej kontynuatorem, wiodącym ją otwarcie do tego, do czego logicznie i przedtem zmierzała. Nie wiemy rzecz prosta, jakie były utajone myśli Henryka Brodatego, a żadne dokumenty nam tego nie ujawniają. Ale możemy się tych myśli domyślać i wysnuwać wniosek, że Henryk Pobożny, zwracając się do papieża, zrobił to, co też i Brodaty byłby zrobił, gdyby dłużej zył. Henrykowie śląscy, nie tylko Brodaty i Pobożny, ale także i Probus, byli polskimi patriotami i dążyli do odbudowania takiej Polski, jaką ongiś zbudowali Mieszko i Bolesław Chrobry. Cała ich działalność była ożywiona duchem polskiego patriotyzmu i ambicją przywrócenia Polsce jej wielkości. Jeśli organizowali kolonizację niemiecką na Śląsku, to nie dlatego, by popierać germanizację, ale dlatego, że służyło to rozwojowi gospodarczemu ich kraju, a niebezpieczeństwo owej germanizacji jeszcze się wyraźnie nie zarysowywało. Nauka niemiecka podnosi, że Henryk Probus chętnie posługiwał się językiem niemieckim, a nawet był niemieckim poetą (Minnesangerem). Ale było to tylko uleganiem modzie. W taki sam sposób w 500 lat później król pruski Fryderyk, zwany Wielkim, lubował się językiem francuskim i pisał w tym języku rozprawy filozoficzne, co mu nie Przeszkodziło być jednym z największych budowniczych niemieckiej, 103 *V/S>ee Polski w podziałach miało miejsce kilka historycznych wydarzeń ogromnejTagi, którym poświęcić trzeba rozdziały osobno. , NARODZINY PAŃSTWA KRZYŻACKIEGO NAD BAŁTYKIEM Jak już wyżej pisałem, epoka Polski w podziałach przyniosła ze sobą zepchnięcie Polski przez Niemcy, ku wschodowi, odepchnięcie jej od Odry na całej jej długości, a także zniszczenie strefy zachodnio-słowiańskiej (obodryckiej i lutyckiej), stanowiącej przegrodę między Polską a Niemcami i utworzenie tam terytorium kolonialnego niemieckiego. Ale spotkała Polskę w owym czasie i druga, podobna katastrofa: na północny wschód od Polski, nad Bałtykiem, między dolną Wisłą a Niemnem i w całym dorzeczu Pregoły wyrósł nowy twór państwowy, a zarazem etniczny niemiecki, grożący nam od tyłu, a zarazem w znacznym stopniu odgradzający nas od Bałtyku, To ten twór, który z czasem przybrał nazwę Prus, stał się najgroźniejszym dla nas niebezpieczeństwem i w końcu głównym źródłem programu całkowitego unicestwienia Polski, urzeczywistnionego na lat 123 przez rozbiory. Jak do tego doszło? Co było przyczyną tej naszej katastrofy? Tej klęski, która miała potem trwać z górą 700 lat? (Dopiero rok 1945 zlikwidował to siedzące nam na karku gniazdo niemczyzny. To prawda, że na miejsce gniazda niemieckiego wyrosło nam nad Pregolą i Niemnem, wokół Królewca, Wystrucia, Gąbina i Tylży siedzące nam tak samo geograficznie na karku gniazdo rosyjskości. Ale jest to zagrożenie bez porównania od poprzedniego mniejsze i mniej groźne. Po pierwsze, połowa ziem pruskich została w roku 1945 uzyskana, lub odzyskana przez Polskę, a więc obcy nam klin jest o połowę mniejszy niż poprzednio. Po wtóre, należy dziś do Polski Pomorze Szczecińskie, z długim wybrzeżem aż do Świnoujścia, należy także Gdańsk, Elbląg i Braniewo, a więc klin królewiecki nie odcina nas od morza. Po trzecie, zagrożenie rosyjskie jest dla nas w perspektywie historycznej zagrożeniem mniejszym, niż niemieckie). Złożyło się na to kilka przyczyn. Przede wszystkim — Niemcy już od dawna pracowali nad tym, by się u wschodnich brzegów Bałtyku usadowić. Zarówno oni, jak Szwedzi i Duńczycy posłużyli się wygodnym pretekstem „krucjat" jako narzędziem swej ekspansji. Podboje niemieckie, szwedzkie i duńskie nad Bałtykiem prowadzone były pod pozorem szerzenia chrześcijaństwa. Początkowo także i Stolica Apostolska nie zorientowała się w tym, że owe krucjaty nadbałtyckie sa tylko pretekstem i udzielała im swego błogosławieństwa. Jak pisze historyk duński i angielski (Eric Christiansen), „krucjata stała się integralną częścią kultury chrześcijańskiej, którą zmuszeni byli (książęta obodryccy i pomorscy) przyjąć" Oraz: „Cały mechanizm krucjaty (...) użyty został dla poparcia e8o rodzaju wojny". A wreszcie: „Również i papiestwo zaczęło się w sposób r*ały interesować tego rodzaju perspektywą. Papież Aleksander III 105 gratulował Waldemarowi I, królowi Danii i wynagrodził go nie tylko jako »krzyżowca« , ale i jako nowego uczestnika walki przeciwko cesarzowi z rodu Hohenstauffów i jego antypapieżowi". W roku 1142 szwedzki książę z biskupem, na 60 okrętach zaatakowali pogańską Finlandię. W roku II64 Szwedzi na 55 okrętach zaatakowali — bezskutecznie zresztą — ruski (nowogrodzki) fort Ładogę (w pobliżu dzisiejszego Petersburga-Lerungradu) nie pogański, ale heretycki, wschodnio-chrześscijański. W roku 1191 Duńczycy zorganizowali krucjatę przeciwko Estończykom i Łotyszom, a w roku 1219 założyli port Reval, który Estończycy nazwali duńskim miastem (Tan-linn, czyli Tallinn). W roku 1198 krucjata niemiecka zaatakowała ujście Dźwiny, a w roku 1200 założone zostało przez Niemców biskupstwo w Rydze, oraz utworzony, dla podboju ziem łotewskich i liwskich, zakon Kawalerów Mieczowych, o którym współczesny kronikarz (Chronica Alberici monachi) pisze, że „byli to bogaci kupcy, wypędzeni z Saksonii za swoje zbrodnie, którzy spodziewali się żyć samodzielnie, bez prawa lub króla" i których było początkowo 120 w sześciu klasztorach. Istnieje więc duże prawdopodobieństwo, że także i pogańscy Prusacy byliby prędzej czy później zaatakowani od strony morza przez Niemców, lub może Duńczyków, lub Szwedów i że gdyby w roku 1226 nie byli się tam zjawili Krzyżacy, jakiś inny twór kolonialny niemiecki, lub skandynawski byłby się tam narodził. Po wtóre, Prusacy stopniowo dobrze się zorganizowali politycznie i wojskowo i stali się dla Polski, a zwłaszcza dla Mazowsza coraz bardziej niewygodnym sąsiadem. Urządzali oni na Mazowsze i na inne ziemie polskie stałe, zbrojne najazdy, przeciwko którym Polska, a zwłaszcza jej dzielnica mazowiecka, musiała się bronić. Polska prowadziła wśród Prusaków chrześcijańską akcję misyjną metodami pokojowymi, czego początkiem była opisana już wyżej misja św. Wojciecha z roku 997, za czasów Bolesława Chrobrego. Od początku XIII wieku prowadzili w Prusach akcję misyjną cystersi z Łekna w Wielkopolsce. W roku 1212 papież Innocenty III odda) pieczę nad misją pruską w ręce arcybiskupa gnieźnieńskiego Kietlicza, a w roku 1215 mianował jednego z cystersów lekneńskich, Chrystiana, biskupem misyjnym dla Prus. Biskup Chrystian przebywał w Prusach i miał już w swej diecezji sporą ilość nawróconych Prusaków. Obok tego zresztą, także i Polska organizowała krucjaty do Prus na modłę niemiecką, o czym już wyżej pisałem, przy czym ostatnie krucjaty zorganizował Konrad Mazowiecki wespół z Leszkiem Białym, Henrykiem Brodatym i innymi polskimi książętami w latach 1222 i 1223. To właśnie w owym mniej więcej czasie błogosławiony Wincenty Kadłubek wypowiadał w swej kronice pogląd, że „przymus (w akcji misyjnej) sprzeciwia się woli Boga". W roku 1227 Konrad Mazowiecki spowodował założenie małego zakonu rycerskiego Braci Dobrzyńskich do obrony Mazowsza przed zbrojnymi wyprawami Prusaków. Jego więc zaproszenie Krzyżaków w roku 1226 do swojego księstwa nie było w swej istocie niczym nowym, ani nienaturalnym. Najważniejszą jednak przyczyną usadowienia się Zakonu Krzyżackiego na ziemi pruskiej było to, że zakon ten, po upadku królestwa jerozolimskiego, szukał miejsca, gdzie mógłby się osiedlić, a zamiary jego były rozległe i związane z wielkomocarstwową polityką niemieckiego cesarstwa. 106 II Zakon ten założony został w roku 1190 w Ziemi Świętej; w roku trzeciej ciatyi w której — niewątpliwie nie z pobożności, lecz w imię politycznej alizaćji — naczelną rolę odegrał wielki, historyczny wróg papiestwa (także Opolski), cesarz Fryderyk I Barbarossa. Wyłonił się ten zakon z pobożnego h actwa, założonego w roku 1128, opiekującego się niemieckim szpitalem ? schroniskiem dla pielgrzymów w Jerozolimie. Ale bractwo to, stając się Zakonem Krzyżackim, zmieniło zupełnie swoje oblicze. Cel powstania tego zakonu był przede wszystkim polityczny. Utworzenie tego zakonu miało na celu stworzenie w Ziemi Świętej przeciwwagi dla francuskiego Zakonu Templariuszy, tak samo zresztą, jak trzecia krucjata miała uboczny, polityczny cel narzucenia światu chrześcijańskiemu w jego zbiorowych poczynaniach niemieckiego przewodnictwa i wyrugowania z tej roli Francuzów. Zakony rycerskie (trzecim obok Templariuszy i Krzyżaków był w Ziemi Świętej zakon Joannitów, założony w 1130 roku w Jerozolimie, przeniesiony po upadku Królestwa Jerozolimskiego najpierw w r. 1309 na grecką wyspę Rodos, a potem w r. 1530 na Maltę i istniejący po dziś dzień w przekształconej postaci jako Zakon Maltański), zorganizowane zostały w tym celu, by zapewnić Królestwu Jerozolimskiemu stalą obronę. Królestwo Jerozolimskie było zbyt małe i miało zbyt nieliczną ludność, by mogło się obronić samo. Rycerze zaś, biorący udział w krucjatach, udawali się do Ziemi Świętej tylko na krótko; po odbyciu krótkiej, zwykle kilkuletniej służby wracali do swoich ojczyzn i do swoich rodzin. Powzięto wobec tego myśl, że garnizony w lamkach tego królestwa, aby mieć charakter stały, powinny się składać z zakonników, którzy rodzin nie mają, a więc do ojczyzny wracać nie potrzebują i mogą pozostać w tych zamkach przez cale życie. W początkowym okresie, ci zakonnicy-żołnierze wywiązywali się ze swego zadania dobrze: bili się dzielnie, a zarazem byli żarliwymi zakonnikami. Ale na dalszą metę ten pomysł połączenia służby żołnierskiej z powołaniem zakonnym okazał się pełnym niebezpieczeństw. Tylko wyjątkowe jednostki potrafiły połączyć krwawe rzemiosło żołnierskie z cnotami zakonnymi i pobożnością. Do zakonów tych zaczęli się garnąć ludzie, których pobożność i cnoty były tylko pozorne, a którym nie zależało na założeniu rodzin i których pociągały przygody wojenne w zamorskim kraju; zwłaszcza, że zakony te otrzymywały wielkie darowizny w krajach zachodniej Europy i stały się bardzo bogate, a więc ci żołnierze-zakonnicy mogli żyć w dostatku. Zakony te — może z wyjątkiem jednych tylko joannitów — uległy zepsuciu. Znamienne są tu dzieje Templariuszy. Założeni w 1118 roku w Jerozolimie, po upadku Królestwa Jerozolimskiego przeniesieni na Cypr, a Potem do ojczyzny większości swych członków, Francji, ulegli zepsuciu i zostali opanowani przez wpływ tajemniczej syryjskiej sekty izmaelitów (assasinów) i prądów gnostyckich, co sprawiło, że narodziło się w ich łonie ^^ysiężenie o charakterze „wtajemniczenia" antychrześcijańskiego o treści zdaje się satanicznej. Król francuski Filip IV Piękny oskarżył ich w roku 1307 0 herezję, co stało się powodem procesu, kasaty ich zakonu w roku 1312 Przez papieża Klemensa V, konfiskaty ich bogatych dóbr we Francji przez rząd francuski, oraz spalenia w roku 1314 ich wielkiego mistrza Jakuba de 107 Molay na stosie. (Było to w czasach, gdy panował w Polsce Łokietek). Proces ten ma w świecie złą reputację: król francuski powodował się w swym ataku na Templariuszy także i chęcią zabrania im ich bogatych dóbr, oraz były w procesie jakieś nieprawidłowości*. Mimo to, proces wykazał w sposób dostatecznie udokumentowany, że zasadnicze oskarżenie było słuszne. Dzisiaj, tradycja tajnego spisku w łonie zakonu Templariuszy przechowuje się w niektórych odłamach masonerii, które uważają się za jego dalszy ciąg i głoszą w swoich obrzędach zemstę za śmierć Jakuba de Molay. Tak samo i Zakon Krzyżacki był zarówno ogarnięty zepsuciem, jak opanowany przez spiski antychrześcijańskie i sataniczne. Oskarżany był o to przede wszystkim przez arcybiskupów w Rydze, którzy wytoczyli mu o to proces przed papieżem. Proces ten ciągnął się potem przez długie lata i nie został nigdy zakończony. Oskarżano Krzyżaków o to także i ze strony polskiej. Że Zakon Krzyżacki nie był instytucją prawowiernie katolicką dowodzi fakt, że później, w roku 1525, państwo tego zakonu stało się pierwszym w świecie państwem, które przeszło na stronę Reformacji, a biskup krzyżackiej stolicy, Królewca, pierwszym w świecie biskupem, który ożeni! się i stał się biskupem protestanckim. Jest to zupełnie błędny pogląd, że Krzyżacy byli narzędziem polityki papieskiej i że Polska, walcząc z Krzyżakami, walczyła z Kościołem katolickim. Było dokładnie odwrotnie. Krzyżacy byli jedną z najpotężniejszych w historii sił antypapieskich i antykościelnych. W chwili, gdy Konrad Mazowiecki zaprosił Krzyżaków do swojego księstwa, wielkim mistrzem krzyżackim był Herman von Salza (1170-1230), który rezydował w Palermo na Sycylii. Miasto to było w owym czasie faktyczną stolicą niemieckiego cesarstwa i stałą siedzibą cesarza Fryderyka II Hohenstauffen (1194-1250, król Sycylii od 1198, król niemiecki od 1211, cesarz od 1220), wnuka i następcy Barbarossy. Herman von Salza był bliskim współpracownikiem i doradcą cesarza Fryderyka, a będąc od niego o ćwierć wieku starszym, wywierał na niego wielki wpływ i był niejako jego wychowawcą i inspiratorem. Fryderyk II był jednym z największych w historii wrogów papiestwa i Kościoła katolickiego. Był on dwukrotnie (w roku 1227 i 1239) obłożony klątwą przez papieży, a w roku 1242 papież Innocenty IV na soborze Liońskim ogłosił go krzywoprzysięzcą, świętokradcą i heretykiem. Belgijski historyk (Henri Pirenne) napisał o nim: „Grzegorz IX i Innocenty IV oskarżali Fryderyka nie tylko o herezję, lecz i o bluźnierstwo, a wrogowie jego twierdzili, że jest on autorem głośnego pamfletu, w którym Mojżesz, Jezus i Mahomet byli na równi traktowani jako oszuści. Nie wierzył on w Boga (fidem Dei non habuit) jak twierdzi Salimbeni, który go znał osobiście- (...) Jego obyczaje, więcej niż półorientalne, jego harem kobiet muzułmańskich, niedowiarstwo jego zięcia Ezzelino da Romano, który umierając (1259) odmówił przyjęcia sakramentów, upoważniają nas do uważania go za ?*libertyna> w rzeczach wiary. Co prawda przeczył on stale temu zarzutowi. (...) Kłamstwo, okrucieństwo i krzywoprzysięstwo były jego • De Molay, umierając, wezwał króla francuskiego i papieża na sąd Boży z powodu krzyw* jakie go spotkały. Obaj wezwani w tym sa*ym roku umarli, co zrobiło w świecie wielkie wrażeń*! 108 bioną bronią*. (?••) Nazwano go pierwszym w dziejach nowożytnym Jowiekiem na tronie, lecz to nie jest prawdą, jeśli za nowożytnego człowieka c. mainy uważać tylko »czystego despoty, który nie cofa się przed niczym, ^ac do władzy« (...). Papieże nazywali (go) później Bestią Apokaliptyczną, i < a w roku 1308 margrabia brandeburski wkroczył ponownie na pomorze, zajmując je prawie całe. Łokietek nie mógł tym razem przyjść osobiście z pomocą. Uważał on Krzyżaków za swoich sojuszników, upoważnił więc swojego podwładnego Bogusza, broniącego się w grodzie w Gdańsku, by wezwał Krzyżaków na pomoc. Bogusz uczynił to — a co z tego wyniknęło, opowiem później. Sprawa Pomorza Gdańskiego zajęła dużą część energii Łokietka i wytworzyła wrażenie, że Łokietek jest słaby. Ośmieliło to przeciwko niemu niemiecką i proniemiecką opozycję. W roku 1311 wybuchł w Krakowie i w innych małopolskich miastach bunt mieszczan niemieckich przeciwko Łokietkowi, pod wodzą potężnego niemieckiego wójta krakowskiego, Alberta, oraz przy poparciu biskupa Muskaty. Łokietek bronił się z trudem na wawelskim zamku, ale w końcu, zgromadziwszy małopolskie rycerstwo i odzyskawszy mniejsze, buntownicze miasta, uderzył na Kraków i zdobył go, z wielką surowością karząc niemieckich rokoszan. Ciekawe są metody, jakie wówczas jego wojsko zastosowało: w wypadkach wątpliwych, kazano podejrzanym powiedzieć „soczewica, koło, miele młyn". Jeśli tego prawidłowo wymówić nie potrafili, uznawani byli za Niemców i karani śmiercią. Świadczy to o narodowym charakterze sporu: walczyli przeciwko sobie Polacy i Niemcy. Łokietek stłumił bunt mieszczan krakowskich z wielką bezwzględnością. Żelazna ręka Łokietka zawisła odtąd nad kolonistami niemieckimi. Żywioł polski, tak długo uciskany i zagrożony, odzyskał w końcu stanowczą przewagę, a Władysław Łokietek z małego, brzesko-kujawskiego książątka wyrósł na przywódcę polskiego narodu i wyraziciela jego dążeń. W roku 1312 Wielkopolska wezwała do siebie Łokietka. Tym razem po stronie Łokietka stanął już zdecydowanie arcybiskup gnieźnieński, Jakub Świnka, a poparł go biskup poznański, Andrzej. Mieszczanie niemieccy w Poznaniu stawili opór, ale Łokietek zdobył Poznań w 1314 roku i opanował całą Wielkopolskę. Miał więc już teraz w swoim ręku Małopolskę, Wielkopolskę i Kujawy, a więc większą część Polski. Nadszedł czas na utwierdzenie tego przez koronację na króla. Niestety, Jakub Świnka umarł w marcu 1314 roku. Ale jego następca, arcybiskup Borzysław wyjechał do Awinionu, aby prosić o zgodę papieską na koronację. Ale właśnie umarł papież Klemens V. Trzeba było czekać na obiór następnego papieża, którym — po dłuższym wakowaniu stolicy Papieskiej — został Jan XXII. Ale właśnie umarł w Awinionie także i Borzysław, arcybiskup gnieźnieński. Był to już rok 1317. Jego następcą mianowany został Janisław i tam, w Awinionie, został wyświęcony na ^rcybiskupa. Przywiózł on do Polski zgodę papieską. Po pewnych formalnościach, dotyczących świętopietrza i innych spraw, koronacja Łokietka i jego żony Jadwigi na króla i królową Polski przez arcybiskupa gnieźnieńskiego Janisława odbyła się — nie w Gnieźnie, lecz w katedrze Hist. Nar. Poi., t. I 129 krakowskiej — w dniu 20 stycznia 1320 roku. Od owej chwili Polska pozostają w sposób nieprzerwany królestwem przez dalszych 476 lat, czyli przez bliską pól tysiąclecia. (Z przerwami, była królestwem od czasów Bolesława Chrobrego, czyli przez 770 lat). Była to Polska zjednoczona w sposób niecałkowity: nie obejmowała większej części Śląska, nie podlegało jej Mazowsze, a o Pomorze Gdańskie toczyła się walka; rzecz prosta nie obejmowała także Pomorza Szczecińskiego i Ziemi Lubuskiej. Ale zaczynała już swą ekspansję na dawno utraconą Ziemię Czerwieńska, ówczesną Ru$ Halicką: Łokietek interweniował już bardzo mocno w sprawy halickie, czego owoce miał zebrać jego syn Kazimierz. Ponadto: to, co Łokietek zjednoczył, stało się państwem mocnym, trzymanym mocno w garści i poczuwającym się do jedności. Była to już prawdziwa, zjednoczona Polska. Łokietek umarł w 1333 roku, w 13 lat po koronacji, jako człowiek 72- letni. Z owych blisko trzech czwartych stulecia — około 45 lat, to była ciągła, nieustająca walka z"brojna, pełna zarówno klęsk, jak zwycięstw, a zawsze bohaterska i nieustępliwa, oraz mądra. Głównym jego wrogiem była potęga niemiecka. Walczył^on przez dziesiątki lat z Krzyżakami. Walczył także i z Brandeburgią i oczywiście z reprezentującymi wpływy niemieckie Czechami (Janem Luksemburcźykiem). Na równi z Bolesławem Chrobrym, Bolesławem Śmiałym i Bolesławem Krzywoustym był on wodzem w wielkiej polskiej wojnie narodowej: z nawała niemiecką. I można przyjąć, że w wojnie tej odniósł zwycięstwo, a w każdym razie wyszedł z niej obronną ręką; mianowicie uratował niepodległość zjednoczonej przez siebie Polski. Kilka jeszcze osiągnięć Łokietka trzeba tu wymienić. Zapoczątkował on sojusz Polski z Litwą, urzeczywistniony w sposób ostateczny dopiero w dwa pokolenia później: ożenił on w roku 1325 syna swego, królewicza Kazimierza z Aldoną, córką pogańskiego władcy Litwy .Giedymina; przyjęła ona chrzest. (Umarła w roku 1339, już jako polska królowa. Dała Kazimierzowi dwie córki). Po swojej koronacji w 1320roku, Łokietek wydał swoją córkę Elżbietę za mąż za sprzymierzonego ze sobą, a dużo od siebie młodszego Karola Roberta Andegaweńskiego, króla węgierskiego. Utrwaliło to sojusz polsko- węgierski. Z małżeństwa tego narodził się przyszły król polski, Ludwik, a jego córką, a wnuczką Elżbiety i prawnuczką Łokietka była polska królowa Jadwiga. To już za czasów Łokietka zaznaczyła się rola „panów małopolskich", grupy możnowładczej w ziemi krakowskiej, której początki zarysowały się już być może za czasów Kazimierza Sprawiedliwego, a która potem pokierowała losami Polski w czasach po śmierci Kazimierza Wielkiego. Jej polityka polegała na przeciwstawianiu się Niemcom, na opieraniu się o Kościół i politykę papieską, na sojuszu z Węgrami i na szukaniu związków z Litwą. Łokietek na oąół jednak nie popierał możnowładztwa. Jego głównym oparciem była drobniejsza szlachta. To za jego czasów zaczęła się wytwarzać szlachta jako stan, odgrywający w życiu Polski główną rolę. Łokietek opierał się także i o chłopów: w jego wojsku zawsze dużo było żołnierzy pochodzenia chłopskiego. 130 ZAGARNIĘCIE POMORZA PRZEZ KRZYŻAKÓW Napisałem wyżej, że Brandeburczycy napadli na Pomorze Gdańskie i że Bogusz, podwładny Łokietka, broniąc się w gdańskim zamku, wezwał zgodnie z instrukcjami Łokietka, Krzyżaków na pomoc. Krzyżacy odparli Brandeburczyków i wpuszczeni przez Bogusza wkroczyli do gdańskiego zamku. Ale wtedy uderzyli na polską załogę i wycięli ją, a w następnym dniu — 14 listopada 1308 roku — dokonali rzezi ludności Gdańska, oraz ludności okolicznej, przybyłej do Gdańska na targ. Polacy współcześnie oskarżali Krzyżaków o wymordowanie wtedy dziesięciu tysięcy ludzi. (Ową liczbę 10 tysięcy ludzi wymienił w rezultacie papież Klemens V w swej bulli z 19 czerwca 1310 roku). Wkrótce potem Krzyżacy zagarnęli całe Pomorze Gdańskie, przy czym wykupili za pieniądze od Brandeburczyków ich rzekome prawa do tej ziemi. Poczynając od roku 1309 Pomorze Gdańskie było już mocno w rękach Krzyżaków. Gdańsk został przez Krzyżaków zburzony. Miasto to, w którym już w roku 997 przebywał święty Wojciech, które od roku 1236 posiadało samorząd miejski „na prawie niemieckim", nadany mu przez księcia Świętopełka, w którym szereg parafii i kościołów, istniejących po dziś dzień, istniało już przed krzyżacką rzezią,* uległo zniszczeniu i zbudowane zostało na nowo dopiero w latach 1342-1343. Łokietkowa Polska nie miała dość siły, by Krzyżakom Pomorze zbrojnie odebrać. Oskarżyła jednak Zakon Krzyżacki przed papieżem o bezprawne zawładnięcie Pomorzem i o szereg zbrodni. Papież wyznaczył sąd, który się w 1320 roku odbył w Inowrocławiu. Sąd ten przesłuchał 25 świadków, którzy zeznawali przede wszystkim o tym, że Pomorze było częścią Polski i że Krzyżacy nie mieli prawa go zabierać, ale przy okazji zeznali także, jako naoczni świadkowie, jak wyglądała gdańska rzeź, jak Krzyżacy mordowali * Kościół Św. Katarzyny w Gdańsku, ufundowany przez księcia Subislawa w roku 1184, Sw. Mikołaja przez księcia Świętopełka w r. 1227 (w kościele tym prawił ongiś kazania polski dominikanin święty Jacek z Krakowa, zmarły w roku 1257), Św. Jana przez księżnę Zwienisławe w roku 1214. Istniały tam również kościoły, które później uległy zniszczeniu: kaplica Św. Urszuli, kaplica zamkowa, kościół Św. Marii Magdaleny, oraz mały kościół N. Marii Panny na tym samym miejscu, gdzie w roku 1343 za czasów krzyżackich zaczęto budować, a w roku 1503 Już za polskich czasów ukończono, gdański wspaniały dzisiejszy kościół Mariacki. Poza murami miasta Gdańska, a więc i poza miejscem rzezi, książę Subisław ufundował w roku 1178 klasztor cystersów w Oliwie, którego częściowo romańskie mury stanowią dziś Pańską katedrę. Jest to zdaje się lista niekompletna. W roku 1938 ogłosiłem w miesięczniku „Polityka Narodowa" w Warszawie listę zdaje się kompletniejsza. Do roczników tego miesięcznika nie mam teraz dostępu. 131 nie tylko mężczyzn, ale także i kobiety i dzieci i jak psy chłeptały ludzką krew Sąd papieski wydał w lutym 1321 roku wyrok, nakazujący Krzyżakom zwrot Pomorza Polsce i wypłacenie trzydziestu tysięcy grzywien odszkodowania Krzyżacy odmówili jednak wykonania tego wyroku. Papież Jan XXII ogłosił bullę potępiającą Zakon, a w roku 1328 rzuci) I nań wielką klątwę. Ale to nic nie pomogło. Akta tego procesu, łącznie z tekstem zeznań świadków, zostały w wieku I XIX w Polsce wydane drukiem, w łacińskim oryginale. Możemy z tych akt procesu, odbytego za świeżej pamięci, bo w 12 lat po fakcie, ocenić, jak wyglądała rzeź gdańska i jakie było postępowanie Krzyżaków. Doszło potem do drugiego procesu, odbytego w 1339 roku, w Warszawie (na uznającym wówczas zwierzchnictwo czeskie Mazowszu), w którym przesłuchano 126 świadków, zakończonego wyrokiem z dnia 15 września 1339 roku, znowu nakazującym Krzyżakom zwrot Polsce Pomorza i innych zagarniętych ziem, oraz zapłacenie 194 i pół tysiąca grzywien odszkodowania. Także i ten wyrok pozostał nie wykonany. Polski historyk Jan Długosz, urodzony w 1415 roku, a więc w 107 lat po gdańskiej rzezi, nie tylko tę rzeź opisał, ale i stwierdził, że Krzyżacy rzezią tą „dwojaką, a najhaniebniejszą ośmielili się popełnić zbrodnię", mianowicie najpierw, że popełnili wiarołomstwo, atakując „z największą sromotą tych, którym stać się mieli pomocą", a potem, że dokonali rzezi, mordując „niewinne ofiary". Zdradzieckie zagarnięcie przez Krzyżaków Gdańska, oraz gdańska rzeź są jaskrawym przykładem tego, czym Krzyżacy naprawdę byli. Nie był to wcale pobożny zakon prawdziwie chrześcijański i katolicki, poświęcony obronie chrześcijan przed najazdami pogańskimi, oraz nawracaniu pogan, ale była to organizacja polityczna w istocie antychrześcijańska, służąca zadaniom politycznym niemieckim, a znakiem krzyża (czarnego krzyża, noszonego przez Krzyżaków na plecach na białym płaszczu) posługująca się w sposób świętokradczy. Naród polski wie o tym co najmniej od rzezi gdańskiej. Wiedziała o tym coraz lepiej także i Stolica Apostolska. Ale większość krajów Zachodniej Europy nie miała o tym pojęcia, uważając Krzyżaków za czcigodną instytucję, broniącą chrześcijaństwa przed poganami. Bardzo często pojęcia takie spotkać można w krajach zachodnich też i dzisiaj. Co roku liczni ochotnicy, rycerze, pragnący zdobyć sobie tytut krzyżowców i zasługę walki z poganami, przyjeżdżali do ziem krzyżackich, by walczyć z pogańskimi Prusakami i Litwinami, a często i z Polską. Angielski, średniowieczny poeta Chaucer (1343-1400) napisał o angielskim rycerzu, który odbywał „rejzy" (podróże wojenne) do Prus, na Litwę i na Ruś, oczywiście w służbie Krzyżaków, „częściej, niż jakikolwiek inny chrześcijanin".* * Dosłowny, staroangielski tekst: "Ful of the time he hadde the bord bygonne, Above all a nacyons in Pruce, In Lettowe hadd reyses and in Ruce No cristen man so ofte of his legre". 132 p zeZ zdobycie gdańskiego Pomorza potęga państwa krzyżackiego Ja tak dalece, że stało się ono niemal groźniejszym wrogiem Polski niż *zr0S 0 odcięło ono Polskę od dostępu do morza, co stanowiło dla Polski ce$d\v' cios z punktu widzenia gospodarczego. Mając Gdańsk i dolny bieg w'e Krzyżacy przejęli w swoje ręce znaczną część polskiego handlu nicznego. Poczuli się oni tak mocni i na ziemi polskiej i pruskiej tak "ntowani, że w roku 1309 przenieśli do zamku w Malborku nad Nogatem "glU:ec w delcie Wisły), siedzibę swego „wielkiego mistrza", to znaczy swoją l'ce (Do owego czasu wielki mistrz rezydował zwykle w Wenecji). St° polska łokietkowa znalazła się odtąd w nieustającej walce z Zakonem v zyżackim. Była to dla Polski prawdziwa wojna narodowa. Łokietek musiał prowadzić długie wojny z Brandeburczykami, oraz z Janem Luksemburskim, królem Czech, sprzymierzał się w tym celu z Litwą oraz z książętami zachodniopomorskimi (szczecińskimi), a w jednej ze swoich wypraw dotarł aż pod Frankfurt nad Odrą. Współdziałał także z papieżem w jego walce z cesarzami. Ale główny swój wysiłek musiał skierować ku walce z Krzyżakami. Szczególnie uciążliwą walkę z Krzyżakami, a równocześnie z Janem Luksemburczykiem musiał stoczyć w latach 1326-1332. Walki owych lat wykazały, jaką potęgą się już Krzyżacy stali. Polska tylko najwyższym wysiłkiem mogła się przed nimi bronić. W roku 1331 wojska krzyżackie wtargnęły do Wielkopolski. Zdobyły one i spaliły Łęczycę, Sieradz i kilkanaście innych miast i wiele wsi. Paliły one kościoły i klasztory, oraz mordowały ludność. Wielu z owych 126 świadków, których przesłuchano na procesie warszawskim w 1339 roku, zeznało, jak np. w Sieradzu Krzyżacy palili kościoły, rabowali ich zawartość, zabijali w nich ludzi i rozbierali w nich do naga i gwałcili kobiety. Gdy wojska krzyżackie cofały się spod Kalisza, gdzie miały się spotkać z Janem Luksemburczykiem, dopadł je 27 września 1331 roku Łokietek na czele swojej armii pod wsią Plowce i rano pobił krzyżacką tylną straż i wyciął ją prawie do nogi, a po południu starł się z głównymi krzyżackimi siłami, przy czym bitwa była nierozegrana, ale Krzyżacy wycofali się, zostawiając Łokietka panem placu boju. Biskup kujawski Maciej zajął się pogrzebem poległych, których naliczył 4087, wśród nich większość Krzyżaków i żołnierzy krzyżackich. Częściowe zwycięstwo Łokietka pod Plowcami (Jan Luksemburczyk do tej bitwy nie zdążył) pokazało, że Polska jest dostatecznie silna, by się z potęgą krzyżacką móc skutecznie mierzyć. Nie na tyle, by móc państwo krzyżackie powalić. Ale w każdym razie na tyle, by się przed nim — nawet wspomaganym Przez króla czeskiego — skutecznie bronić. W następnym roku zawarty został, na jeden rok, polsko-krzyżacki rozejm. Ale na krótko przed wygaśnięciem tego rozejmu Łokietek umarł. 133 KAZIMIERZ WIELKI Syn Łokietka, Kazimierz, którego później nazwano Wielkim, koronowa} się na króla niemal natychmiast po śmierci swego ojca. Panowanie jego jest na pozór przeciwieństwem panowania Łokietka. Łokietkowe 13 lat królowania, 28 lat władania Krakowem, a 45 lat borykania się o władzę — to była nieustanna wojna. Kazimierzowe 37 lat panowania, będącego równocześnie królowaniem — to jest okres, w którym przeważa! pokój, przerywany tylko na krótko mniejszej skali wojnami. Istotą polityki Łokietka była nieustępliwość, walka do upadłego o wszystkie sprawy sporne i o każdy skrawek ziemi. Istotą polityki Kazimierza była pojednawczość, gotowość do ułożenia się w każdej sprawie w sposób kompromisowy. Polska Jokietkowa to byl kraj w znacznym stopniu prymitywny, żołnierski, po chłopsku i drobnoszlachecku ubogi i zacofany, za to ożywiony gorącym duchem patriotycznym, o ludności bohaterskiej i zdolnej do poświęceń, a namiętnie przywiązanej do swojej narodowości i języka, oraz wrogo usposobionej do zalewającej kraj niemczyzny. Polska kazimierzowska — to był kraj bardzo już rozwinięty kulturalnie i gospodarczo, nagłym skokiem wewnętrznego rozwoju udoskonalony, kwitnący rosnącą zamożnością, kwitnący także i sztuką, a nawet i nauką, oraz nie pozbawiony wykwintności swego życia dworskiego i arystokratycznego, a przejawiający odrobinę skłonności kosmopolitycznych. Łokietek — to był z gruba ciosany żołnierz, z pewnością równie dobrze się czujący przy żołnierskim ognisku i przy misce obozowej .strawy, w towarzystwie surowych rycerzy i chlopów-piechurów, jak w pałacowych komnatach w towarzystwie królów i dostojników kościelnych; wprawdzie bywalec nie tylko na polskich dworach książęcych i biskupich, lecz także i w papieskim Rzymie i w królewskiej Budzie (Budapeszcie), ale z pewnością pamiętający o tym, że początkiem jego kariery było małomiasteczkowe ksiąstewko brzesko-kujawskkie, a później był nie mniej na pół wiejski punkt oparcia w Wiślicy. Kazimierz Wielki — to był monarcha na miarę kwitnącej cywilizacji Europy XIV stulecia, władca i mąż stanu o widnokręgach politycznych i kulturalnych w całej pełni europejskich. A jednak — panowanie Kazimierza jest dalszym ciągiem panowania Łokietka i tworzy z nim jedną, nierozerwalną całość. Dzieło Łokietka było jeszcze kruche — i wymagało umocnienia. Polska lokietkowa była owocem zwycięstw osiągniętych z trudem, nieraz ostatnim kresem wysiłku — i nieraz narażonych na to, że mogą być w niedalekiej przyszłości przekreślone. Ileż zdobyczy Łokietka zostało mu w końcu wydartych! Stał się on panem Pomorza Gdańskiego — a potem mu je 134 zyżacy, zdradą zarówno jak przemocą, zabrali. Zabrali mu także.Ziemię nobrzyńską, a nawet i Kujawy. Zdobywał Kraków i Wielkopolskę i Sandomierz i wiele innych miast i ziem — i tracił je, i znowu zdobywaj. Chciał rawować władzę nad Śląskiem, nad Mazowszem, a nawet nad Pomorzem Szczecińskim — i nie osiągał tego. Mogło się zdarzyć, że w dalszym wojowaniu, zmaganiu się o zachowanie lub zdobycie wszystkich zagrożonych iub utraconych ziem Polska mogła ponieść klęskę — i mogła się zawalić. Łokietek osiągnął niezmiernie wiele, wyzwolił i zjednoczył liczne polskie ziemie, zbudował z tych ziem duże państwo, odzyskał koronę królewską, ale osiągnięcia te należało utrwalić. Nie o to w owej chwili chodziło, by dalsze ziemie wyzwolić i łokietkową Polskę powiększyć, ale o to, aby rzeczy już osiągnięte umocnić. Polityka Kazimierza Wielkiego — to była polityka utrwalania osiągnięć łokietkowych. To znaczy umacniania i zagospodarowywania tej Polski, jaką Łokietek zdołał zorganizować. Tylko na Rusi Halickiej Kazimierz Wielki uważał za możliwe sięgnąć po nowe zdobycze. Celem Kazimierza było sprawić, by Polska nie była tylko zlepkiem chwilowo wyzwolonych dzielnic, ale by stała się, na już posiadanym terytorium, państwem mocnym, zdolnym do trwałego obronienia tego; co posiadała. Do tego potrzebne było przede wszystkim osiągnięcie większej zamożności: aby móc się bronić, aby móc w przyszłości prowadzić zwycięskie wojny, trzeba było mieć po temu środki materialne. Tak więc polityka Kazimierza to była przede wszystkim polityka zagospodarowania kraju, podniesienia jego dobrobytu, lepszego rozwinięcia jego rolnictwa, rozwinięcia i rozbudowy miast, znacznego rozwinięcia handlu, ulepszenia administracji. (Za czasów Kazimierza narodziło się w Polsce około 65 nowych miast i 500 nowych wsi. Historyk Długosz napisał, że Kazimierz zastał Polskę glinianą i drewnianą, a zostawił murowaną i ozdobną). To było także nadanie większej trwałości i siły jej siłom zbrojnym. Wojny łokietkowe były często prowadzone wojskami improwizowanymi, masowymi powstaniami polskiej ludności, drużynami rycerstwa, zmobilizowanymi doraźnie, osiągającymi swoje cele zapałem i bohaterskim poświęceniem, ale nie dorównującymi swoją fachową zdolnością bojową regularnym wojskom takiej militarnej potęgi, jaką byli czerpiący swoje doświadczenia wojenne z Ziemi Świętej, z Sycylii, z walk ze światem arabskim i z niemieckiego cesarstwa Krzyżacy. Kazimierz Wielki uczynił Polskę wielką, doskonale zorganizowaną siłą militarną. Przede wszystkim — Polskę ufortyfikował. Zbudował w Polsce kosztem skarbu królewskiego 53 zamki, a oprócz tego 27 miast opasał obronnymi murami. Ponadto sprawił że poddani jego, biskupi i magnaci, zbudowali jeszcze 13 dalszych twierdz. Te wszystkie fortece tworzyły strategiczną całość, broniącą na przyszłość dostępu do Polski wojskom nieprzyjacielskim — zarówno Krzyżakom, Brandeburczykom i Niemcom z cesarstwa, jak Litwinom i Tatarom. Do dziś podziwiamy zarówno siłę obronną, jak i malownicze piękno takich zamków, jak w Czorsztynie, ? Melsztynie, Ojcowie, Lanckoronie, Niepołomicach, Będzinie, Ogrodzieńcu; zarówno jak takich fortyfikacji miejskich, jak w Szydłowie, albo jak w założonym przez Kazimierza Wielkiego, po dziś dzień prześlicznym architektonicznie, a dhgiś kwitnącym handlowo Kazimierzu Dolnym. Jak 135 pisze polski publicysta historyczny (Jasienica), „Polska przemieniła się wi jeden wielki system warowny, któremu dopiero w trzysta lat później poradziły ] ciężkie działa króla Szwedów". I Ale obok umocnienia Polski zamkami i murami miejskimi Kazimy zreorganizował także polskie wojsko, przeznaczone do wojny ruchowej. To 1 on dal początek temu, co się potem nazywało pospolitym ruszeniem, której polegało na tym, że każdy, kto władał ziemią, był obowiązany na wezwanie! stawić się na punkt zborny nie tylko konno i w należytym uzbrojeniu, alej w miarę zamożności z odpowiednim, przez siebie zwerbowanym i uzbrojonym 1 „pocztem". (Duchowni właściciele ziemscy nie stawiali się sami, lecz wystawiali zastępców). Wojsko to było mobilizowane przez tak zwane „wici", rozsyłane trzykrotnie. Na pierwsze wici, każdy obowiązany do służby mia} się ze swoim pocztem szykować na wojnę, na trzecie wici miał się udawać na powiatowy punkt zborny. (Liczniejsze rody szlacheckie nie uczestniczyły I w formacjach powiatowych, lecz wystawiały własne chorągwie — czyli} oddziały — rodowe). System pospolitego ruszenia przetrwał w Polsce potem I nominalnie do roku 1784, czyli przez około 450 lat, a zachował rzeczywiste, I wielkie wojskowe znaczenie aż do czasów Sobieskiego, czyli przez lat z góral 300. Kazimierz Wielki organizował również wojsko chłopskie. A ponadto, I posługiwał się stałym wojskiem zaciężnym. Rzecz ciekawa, że nie zaniedbali przyswojenia Polsce także i nowego wynalazku, którym był proch strzelnicz (wynaleziony — zdaje się pod wpływem chińskim — przez niemieckiego! zakonnika Schwarza w roku 1313, a użyty po raz pierwszy w bitwie angielsko -francuskiej pod Crćcy w 1346 roku). Już w roku 1366 w bitwach pod' Łuckiem i Włodzimierzem wojsko polskie strzelało z „puszek",* nabijanych prochem i wyrzucających kule kamienne. Kazimierz Wielki mocno uporządkował sprawę gospodarki wojskowej. Przestrzegał, by wojsko płaciio za dostawy, rekwirowało tylko żywność dla ludzi i furaż dla koni, oraz nie niszczyło zasiewów, ani budynków. Kazimierz Wielki uczynił z Polski wielką potęgę wojskową. To ta potęga pozwoliła w następnych pokoleniach na wielkie polskie zwycięstwa, takie jak Grunwald. Przygotowana w ciszy, metodycznie i rozumnie, owa wojskowa potęga stała się podstawą tej niezależności Polski, którą Łokietek zbudował, ale którą dopiero Kazimierz Wielki uczynił faktem trwałym. Tak więc, panowanie Łokietka i Kazimierza, liczące razem (od ostatecznego usadowienia się Łokietka w Krakowie) 65 lat, stanowią jedną całość. Jeżeli Polska została zbudowana przez stanowiącą jedną całość działalność Mieszka i Bolesława Chrobrego (59 lat od chrztu Mieszka do śmierci Chrobrego), to została odbudowana po okresie podziałowego upadku przez taką samą łączną działalność, w ciągu takiego samego w przybliżeniu czasu, innego ojca i syna, dalekich potomków tamtych dwóch w prostej, męskiej linii, Łokietka i Kazimierza. W istocie i tamta, i ta dwupokoleniowa para spełniła to samo zadanie: postawiła tamę naporowi niemieckiemu. W dziesiątym i jedenastym wieku * Polskie słowo „puszki" zostało przyswojone przez jeżyk rosyjski i uchodzi dziś za słowo rosyjskie. Po polsku mówimy dziś „działo" lub „armata". 136 • mieckie cesarstwo, w trzynastym i czternastym potęga krzyżacka i takie 111 ocnicze siły cesarstwa jak Brandeburgia i niemczące się Czechy, stanowiły P°m która wiodła do unicestwienia Polski jako bariery, zagradzającej SI- mieckiej potędze drogę mocarstwowego rozrostu. Opór zarówno Mieszka ^Bolesława, jak Władysława i Kazimierza sprawił, że napór niemiecki został ' trzymany. Polska granica zachodnia, jaką wywalczył Łokietek i utrwalił •feo syn, Kazimierz, utrzymała się następnie, bez wielkich zmian, aż do ^zbiorów Polski, czyli przez około 450 lat, a nawet uległa potem wybitnemu oprawieniu, mianowicie na Pomorzu Gdańskim. O ile czasy Polski w oodziałach przyniosły z sobą wielkie cofnięcie się Polski przed niemieckim naporem, utratą linii Odry, utratą Pomorza Szczecińskiego, Ziemi Lubuskiej, a także w istocie i Śląska, a obok tego utratę potencjalnej sfery wpływów w postaci niepodległości ziem lutyckich i obodryckich za Odrą, o tyle czasy Łokietka i Kazimierza ten proces cofania się przed naporem niemczyzny zatrzymały. Trzeba przy tym stwierdzić, że to, co Łokietek utrzymał lub zdobył, Kazimierz także utrzymał, natomiast o to, o co Łokietek walczył bezskutecznie, Kazimierz walczyć przestał, zawierając kompromisy, których podstawą było zrzeczenie się. Zrzekł się on przede wszystkim — nie po wieczne czasy, ale tylko w imieniu własnym, a więc w intencji tylko na swoje czasy — dwóch wielkich, polskich ziem: Pomorza Gdańskiego i Śląska. Te zrzeczenia się okazały się trwalsze niż można było przypuszczać: Pomorze Gdańskie wróciło do Polski w niecałe sto lat po śmierci Kazimierza. Jeśli idzie o Śląsk, tylko maleńkie jego skrawki (księstwa siewierskie, oświęcimskie i zatorskie) wróciły do Polski w około sto lat po śmierci Kazimierza, dużo większy skrawek (Cieszyn, Katowice, Lubliniec, Pszczyna, Rybnik) w około 550 lat, reszta — dopiero w roku 1945, w 575 lat, a więc w więcej niż po pół tysiącleciu. To prawda, że ten Śląsk żył potem, w ciągu owego półtysiąclecia, jako dzielnica nie wchodząca wprawdzie w skład państwa polskiego, ale jednak polska lub częściowo polska, mniej więcej tak jak francuska Bruksela i Liege w Belgii, a francuskie Genewa i Lozanna w Szwajcarii i Montreal i Quebec w Kanadzie żyją dziś poza granicami Francji. A przez długie wieki Śląsk pozostał wciąż częścią Polski pod względem kościelnym, podlegając po śmierci Kazimierza faktycznie przez dalszych blisko 380 lat, a nominalnie przez całe 450 lat arcybiskupstwu gnieźnieńskiemu. Natomiast Kazimierz Wielki odzyskał dla Polski Grody Czerwieńskie wraz z całą Ziemią Halicką, oraz zdobył Podole, przez co odrobił stratę, poniesioną w czasach Władysława Hermana na jakieś 230 lat przed swoją koronacją, oraz zapoczątkował wielką, polską ekspansję na wschód. Dzięki tej zdobyczy Polska kazimierzowska stała się krajem o obszarze dwa razy większym od tego, jaki miała w chwili śmierci Łokietka. Kazimierz Wielki jest przez niektórych dzisiejszych publicystów historycznych krytykowany za rolę, jaką w historii ich zdaniem odegrał. Jeden z nich (Stanisław Mackiewicz) pisze: „kwestionuję jego tytuł Wielkiego". '.Kazimierz jest (...) wielkim parcelatorem państwa, które swoim bohaterstwem i wysiłkiem stworzył jego ojciec". „Król Kazimierz zamiast Przydomku < Wielkiego > zasługuje na epitet . Wolą własną 137 dążył do rozbiorów Polski. Późniejsza wielkość Polski powstała nie dzięki niemu, lecz wbrew niemu". Krytyka ta sprowadza się do trzech zarzutów. Że zaniechał walki o odzyskanie Śląska i Pomorza i ziem tych w zawartych układach kompromisowych się zrzekł. Że, nie mając męskiego potomstwa, uczynił swoim następcą — mimo, że „żyło jeszcze dużo Piastów mazowieckich" — swego siostrzeńca króla Ludwika Węgierskiego, co wiodło „do przekreślenia niepodległości państwa polskiego przez (...) darowanie Polski obcemu monarsze i obcemu państwu". Oraz że popełnił akt „rozbioru" Polski, przez dokonanie „darowizny na łożu śmierci księstw: łęczyckiego, sieradzkiego i dobrzyńskiego wraz z szeregiem grodów Kazkowi Szczecińskiemu, także dynaście obcego i często walczącego z Polską państewka", co oznaczało „darowanie ogromnego terytorium, oddzielającego Wielkopolskę od Małopolski, co rozbijało jedność państwa". Mimo całej efektowności tych zarzutów, muszę się im przeciwstawić. Kazimierz był na równi z Łokietkiem wielkim budowniczym odnowionego polskiego państwa. TPaństwo to musiało nie tylko być wyzwolone i zjednoczone, czego dokonał Łokietek, ale musiało być w swym bycie utrwalone przez wielką reorganizację wewnętrzną — i tego dokona! Kazimierz. Bez jego polityki i jego mądrych, 37-letnich rządów, mogło się zdarzyć, że siły wrogie Polsce, złożone z Krzyżaków i cesarstwa (będącego przez dużą część panowania Kazimierza w Polsce już w unii personalnej z królestwem czeskim), a także i z innych potęg, choćby takich, jak niemieckie mieszczaństwo w Polsce, wdadzą się w walkę z jeszcze nie dość umocnioną i uzbrojoną Polską i w końcu rozgromią ją, obalając z takim trudem i wbrew tylu przeciwnościom wywalczone osiągnięcia Łokietka, oraz czyniąc z Polski raz na zawsze teren ekspansji kolonialnej niemieckiej. Odpowiadam na te trzy zarzuty po kolei. Kazimierz Wielki zrezygnował z dalszej zbrojnej walki o Pomorze i Śląsk, bo walka ta w ówczesnej sytuacji nie miała szans powodzenia. Prawdziwy mąż stanu nie rzuca się jak ryba w sieci i nie wszczyna wojen beznadziejnych, oraz umie w pewnej chwili z rzeczy nieosiągalnych zrezygnować. Kompromisy, zawarte przez Kazimierza Wielkiego, pozwoliły tak Polskę wzmocnić, że w 40 lat po jego śmierci stało się możliwym zwycięstwo pod Grunwaldem, a w 96 lat, czyli w niecałe stulecie po tej śmierci odzyskanie Pomorza Gdańskiego, przy czym w tym samym mniej więcej czasie możliwe było także i odzyskanie Śląska, czemu polityka Kazimierza Jagiellończyka przeszkodziła, co już nie jest winą Kazimierza Wielkiego. Drugi i trzeci zarzut sprowadza się w istocie do jednego: że Kazimierz Wielki zrezygnował z przekazania następstwa po sobie swoim dalszym krewnym, członkom dynastii piastowskiej i że postanowił przekazać to następstwo swoim bliższym krewnym, a potomkom rodu piastowskiego po kądzieli. Bo nie trzeba zapominać, że Ludwik Węgierski był synem jego rodzonej siostry, Elżbiety Łokietkówny, a Kazko Szczeciński (czy raczej Słupski) jego rodzonym wnukiem, synem innej Elżbiety, która była córką Kazimierza i Aldony. Jest oczywiście smutne, że wraz ze śmiercią Kazimierza Wielkiego przestała w Polsce panować dynastia piastowska. Nieprzerwanie panująca, 138 rodowa dynastia jest czynnikiem wielkiego poczucia jedności i państwowej n. „jości każdego narodu, oraz symbolem ducha narodowego. Można azdrościć Francji, że jej narodowa dynastia, Kapetyngowie (której młodszymi odgałęzieniami byli Walezjusze i Burboni) mogła w niej panować, małymi tylko przerwami, przez 861 lat (987-1848), przy czym i dzisiaj, po dalszych 136 latach, istnieje ona nadal i stanowi potencjalną kandydatkę do ponownego objęcia tronu, a więc jest dynastią blisko tysiącletnią. Ale nie należy w ocenie takich spraw być doktrynerem. Gdyby żył w czasach Kazimierza Wielkiego jakiś wybitny członek rodu Piastów, o wypróbowanych zdolnościach, charakterze i patriotyzmie, byłoby obowiązkiem Kazimierza Wielkiego, w braku rodzonego, prawowitego syna uczynić wszystko, co było w jego mocy, by w jego ręce tron polski oddać. (Oczywiście, byłoby najlepiej, gdyby Kazimierz był miał syna: nawet w wypadku jego małoletniości i związanej z tym konieczności ustanowienia regencji, a także nawet gdyby nie był on człowiekiem o większych osobistych zaletach, byłby on najnaturalniejszym spadkobiercą tronu). Ale rzecz w tym, że inni Piastowicze się do roli spadkobierców tego tronu nie nadawali. Przede wszystkim: były to wszystko małe, prowincjonalne książątka, nie dorastające kwalifikacjami i horyzontami politycznymi do poziomu władców tak dużego państwa, jakim się Polska kazimierzowska już stała. Król polski powinien był już od dziecka być człowiekiem rangi królewskiej, w duchu królewskim wykształconym i wychowanym. A po wtóre, nie budzili oni zaufania politycznie. Najbliższym krewnym Kazimierza Wielkiego był wśród nich Władysław Biały, książę na Gniewkowie na Kujawach, który — bezdzietnie — przeżył Kazimierza Wielkiego o 18 lat. Ale był to wykolejeniec, nie nadający się na króla.* A inni Piastowie, nie tylko śląscy (z wyjątkiem księstwa świdnickiego), ale także, aż do roku 1356 i mazowieccy, byli wasalami królów czeskich, tych królów, którzy już wkrótce mieli się stać niemieckimi cesarzami. Czy wasal czeski i niemiecki miał zostać polskim królem? Nie takiego króla Polska potrzebowała. Toteż zarzut, że Kazimierz Wielki takiego króla jako swojego następcy Polsce nie dal, jest zarzutem niesłusznym. Oba plany Kazimierza, by następcą jego był jego siostrzeniec, a potem jego wnuk, miały, obok faktu, że byli to jego naturalni następcy po kądzieli, poważne uzasadnienie polityczne. Ludwik Węgierski był władcą Węgier, państwa już w drugim pokoleniu z Polską sprzymierzonego, oraz potomkiem dynastii andegaweńskiej, wywodzącej się z Francji, a związanej z polityką papieską i z tradycją walki z potęgą Hohenstauffów, czyli z cesarstwem niemieckim. Przekazanie więc Polskiej korony temu człowiekowi, będącemu w dodatku pół krwi Piastowiczem i wnukiem Łokietka, utrzymywało Polskę w tradycyjnym systemie polityki. O ileż lepszym kandydatem na polskiego króla był Ludwik Węgierski, — człowiek w dodatku o francuskiej i włoskiej kulturze — od takiego włóczęgi jak Władysław Gniewkowski, albo od takich ugodowców wobec niemczyzny, jak ówcześni książęta śląscy, czy nawet mazowieccy! * Sprzeda! swoje księstwo Kazimierzowi, a potem wałęsał się po świecie, byl przez pewien czas zakonnikiem w kilku różnych klasztorach, ale z nich występował. Umarł w Niemczech. 139 Co do Kazka Szczecińskiego, który był dziedzicznym księciem Słupskim był on władcą państewka wprawdzie małego, ale dającego Polsce dostęp do morza niezależny od zagarniętego przez Krzyżaków Pomorza Gdańskiego Unia personalna polsko-slupska oznaczałaby faktycznie wcielenie Ziemi Słupskiej do Polski, nie odwrotnie. W dodatku, Kazko wychowywał się na krakowskim dworze, a więc był dość naturalnym następcą swego dziada którego był przy tym ulubieńcem, a prowincjonalnych ksiąstewek na poziomie gniewkowskim nie przypominał. Przez babkę Aldonę i przez żonę, też Litwinkę (Kennę-Joannę), wyrażał także związek z Litwą. Usprawiedliwieniem przekazania tronu Ludwikowi i Kazce są także i okoliczności, w jakich się to dokonało. Królowa Aldona umarła 26 maja 1339 roku. Zaraz po tym, w tymże 1339 roku, Kazimierz Wielki przekazał na wypadek swej śmierci polskie królestwo Ludwikowi Węgierskiemu. Co to oznacza? Po prostu to, że obawiaj się on, iż w razie jego — przecież zawsze możliwej — nagłej śmierci, tron polski dostanie się w nieodpowiednie ręce jakiego Władysława Gniewkowskiego i chciał temu zapobiec. Zarządził więc oddanie tronu synowi swej siostry, zdolnemu 13-letniemu chłopcu, następcy tronu węgierskiego. Własnego syna nie miał, miał tylko — z Aldony — dwie córki. Nie miał także i wnuka: Kazko urodził się dopiero w roku 1341, czyli w dwanaście lat później. A nie żenił się jeszcze: ożenił się po raz drugi dopiero w roku 1341, czyli po dwóch latach. Nie spodziewał się więc urodzenia mu się w bliskim czasie syna. Z chwilą narodzenia mu się rodzonego wnuka wyraźnie przestawił się na przekazanie tronu temu wnukowi. W roku 1368 adoptował go, to znaczy do jego praw rodzonego wnuka dodał prawa przybranego syna. Praw przyznanych Ludwikowi Węgierskiemu nie można już było cofnąć, ale zarządził, że po śmierci Ludwika dziedziczyć będzie jego prawa do polskiego tronu Kazko. Już na łożu śmierci, gdy rodzonego syna już więcej w żaden sposób mieć nie mógł, nadał Kazce kilka ziem i miast polskich przylegających do jego słupskiego księstwa (wśród nich Bydgoszcz i Kruszwicę). Nie było to dokonywanie „rozbioru" Polski, ale przygotowywanie unii Polski z księstwem słupskim. Było to także ułatwianie Kazce walki o władzę w Polsce, na wypadek, gdyby Ludwik Węgierski nie chciał go zrobić swoim następcą. Inna kwestia, że nic z tego wszystkiego nie wyniknęło. Kazko umarł zaledwie w 7 lat po śmierci Kazimierza Wielkiego, w roku 1377, jako młodzieniec 26-letni. Nie przeżył także Ludwika Węgierskiego, który umarł o 5 lat później niż Kazko. W dodatku, nie okazał się osobistością godną kazimierzowego zaufania, ani człowiekiem wybitnym. Ale wszystkiego tego Kazimierz nie mógł przewidzieć. Wszystko to sprawia, że stawiane Kazimierzowi Wielkiemu polityczne zarzuty trzeba uznać za nieuzasadnione. Jego poczynania były najzupełniej rozsądne i dyktowane polskim patriotyzmem i troską o przyszłość państwa — choć się oczekiwania jego w niejednym nie spełniły. Na podkreślenie zasługuje jedno: że w historii panowania Kazimierza Wielkiego, dokładnie tak samo jak panowania Łokietka, przejawia się ogromnie wiele rozumu politycznego i myśli politycznej. To samo zresztą 140 I . pOWiedzieć o historii poczynań politycznych arcybiskupa Jakuba ^a ."y Przemysława II i trzech Henryków śląskich, Brodatego, Pobożnego ? płobusa: jstotą sztuki sterowania państwem jest rozum polityczny. Samym iko machaniem szabelką" wodzowie narodu nie osiągną niczego: jak wiedział niemiecki filozof sztuki wojennej Clausewitz, wojna jest ^° zedziem polityki, nie odwrotnie. Losami państwa i narodu można J!ierować tylko mając rozumny plan polityczny, oparty na politycznej wiedzy •na orientacji w politycznym położeniu. Do tego potrzebne jest istnienie 'zkoły politycznego myślenia, zdolnej do wytworzenia politycznej doktryny, która będzie systematycznie stosowana w praktyce. Jest widoczne, że istniała w Polsce szkoła polityczna, mająca swoje ognisko w Kościele i w dynastii j że działała wedle mądrego planu, stosowanego przez całe pokolenia. W stosowaniu tego planu mogły być niepowodzenia i załamania: koronacja Przemysława mogła się skończyć katastrofą, Probus mógł nie być dość oporny wobec Niemiec i Czech, ambicje czeskie mogły politykę polską chwilowo pokrzyżować, Łokietek mógł początkowo wielkich planów politycznych polskich nie rozumieć, Kazimierz mógł się zawieść na Kazku, który zresztą młodo umarł — ale widzimy, że na przestrzeni blisko stulecia myśl polityczna polska kieruje polityką polskiego narodu i mimo przeszkód i załamań, prowadzi ten naród do zwycięskiego pokonania trudności i do odbudowania potężnego polskiego państwa, tego samego, co za Mieszka I i Bolesława. Polityka Łokietka i Kazimierza były do siebie niepodobne — ale stanowiły etapy wykonywania, w sposób oczywisty, tego samego planu. Trzeba dzieje panowania Kazimierza Wielkiego rozpatrzeć po kolei. Kazimierz ukoronowany został w katedrze krakowskiej przez arcybiskupa gnieźnieńskiego Janisława 25 kwietnia 1333 roku. W dniu koronacji układem podpisanym w Krakowie przedłużył o rok rozejm z Zakonem Krzyżackim, to znaczy nie musiał od razu wznawiać z nim łokietkowej, uporczywej wojny. Jeszcze Łokietek, nie mogąc osiągnąć wykonania wyroku sądu papieskiego z roku 1321, nakazującego Krzyżakom zwrócenie Polsce Pomorza i innych ziem, oddał w roku 1332 spór polsko-krzyżacki pod sąd rozjemczy królów czeskiego i węgierskiego. W roku 1335, już po śmierci Łokietka, na zjeździe w Wyszehradzie na Węgrzech, królowie ci wydali kompromisowy wyrok, na którego mocy Krzyżacy mieli zwrócić Polsce Kujawy i Ziemię Dobrzyńską, ale zachować Pomorze jako „jałmużnę" króla polskiego. Kazimierz odrzucił tę decyzję i zaapelował do Stolicy Apostolskiej. Stolica Apostolska skasowała ten wyrok i wyznaczyła nowy sąd, o którym już pisałem, który się odbył w roku 1339 w Warszawie i który ponownie nakazał Krzyżakom zwrócić Polsce Pomorze, Ziemię Dobrzyńską i Kujawy i zapłacić wysokie odszkodowanie. Krzyżacy wyrok ten odrzucili. Było jasne, że można im Pomorze odebrać tylko siłą. Na tym samym zjeździe w Wyszehradzie w 1335 roku zawarty został Pokój między Polską a królem Czech, Janem Luksemburskim. Pokojem tym król czeski zrzekł się pretensji do polskiego tronu i tytułu polskiego króla, a Kazimierz zrzekł się zwierzchnictwa nad tymi księstwami śląskimi i mazowieckimi, które" już uznały zwierzchnictwo czeskie. (Tylko księstwo 141 świdnickie na Śląsku pozostało wciąż wierne Polsce i uznawało zwierzchnictwo polskiego króla). W roku 1343 Kazimierz postanowił zaniechać dalszej walki z Krzyżakam-1 i zawarł z nimi w Kaliszu układ, podobny do tego, który poprzedni' I proponowali królowie Czech i Węgier. W wyniku tego Krzyżacy zwróci? I Polsce Kujawy i Ziemię Dobrzyńską, ale zatrzymali Pomorze jaK.1 „jałmużnę" polskiego króla. Mieli także zapłacić Polsce wielkij odszkodowanie, którego zresztą nigdy nie zapłacili. Kazimierz Wielki nie przestał używać także i potem tytułu dziedzica Pomorza i zachował ten tytm w swojej pieczęci, a więc potraktował ową „jałmużnę" tylko jako tymczasową i nadającą się do cofnięcia w przyszłości. W roku 1345 wybuchła nowa wojna między Polską a Czechami o Śląsk Kazimierz wtargnął do Księstwa Raciborskiego, Jan Luksemburski dotarł aż pod mury Krakowa. W roku 1348 zawarty jednak został w Namysłowie pokój między Kazimierzem a nowym władcą Czech, a zarazem królem niemieckim (wkrótce potem cesarzem), Karolem IV Luksemburskim. Pokój ten nic nie zmienił. W roku 1356 układem z Czechami Kazimierz Wielki zrzekł się na rzecz Czech zwierzchnictwa nad księstwem świdnickim, ostatnim, podlegającym Polsce księstwem na Śląsku, a cesarz Karol na rzecz Polski czeskiego zwierzchnictwa nad Mazowszem. Szczególniejszą rolę w polityce Kazimierza Wielkiego odegrała sprawa Rusi Halickiej. Kraj ten przez dwa i pół wieku był pod władzą książąt ruskich, odrębnej, miejscowej gałęzi rodu Rurykowiczów (Rościsławicze, a potem Romanowicze), który panował od zarania dziejów w Kijowie, a potem rozrodził się na szereg księstw dzielnicowych, bardziej jeszcze rozdrobibnych niż księstwa piastowskie w Polsce, z których jednym było księstwo moskiewskie. Ruś Halicka, czyli Czerwona, pierwotnie zamieszkana przynajmniej w części, a może i w całości przez ludność rdzennie polską, w ciągu owych wieków panowania nad nią książąt ruskich zruszczyła się, do czego przyczyniło się w niemałym stopniu ustalenie się na jej obszarze obrządku słowiańskiego w kościele, a w konsekwencji zwycięstwo tam oderwanej od Kościoła katolickiego cerkwi wschodniej, a także i napływ ludności z Rusi kijowskiej, wypędzanej z niej przez najazdy azjatyckie (Pieczyngów, Połowców i Tatarów). Stopniowo skrystalizowała się jako kraj odrębny, od czasów najazdu tatarskiego w 1240 roku silnie uzależniony od Tatarów, a politycznie i kulturalnie wahający się między wpływem Polski, Rusi Kijowskiej, Węgier i Litwy. Jej władca Daniel (1201-1264), szukający oparcia na zachodzie, w roku 1255 koronował się za zgodą papieską na króla halickiego. (Królestwo to trwało 9 lat). Później, gdy w Polsce panowali Andegaweni, kraj ten był przez 15 lat (1372-1387) pod władzą węgierską jako „Halicia". Z księstwem halickim związane było bardzo blisko księstwo włodzimierskie (na Wołyniu), tworząc z nim czasem jedno państwo, a czasem stanowiąc państwo oddzielne. Już za czasów Kazimierza Sprawiedliwego wpływy polskie na Rusi Halickiej były silne. W nieco późniejszym okresie Ruś Halicka zbliżyła się 142 do Mazowsza, przy czym rzeczą bardzo częstą stały się małżeństwa ^?a v członkami rodu książęcego książąt halickich a Piastami .yowieckin11- Książęta haliccy Andrzej i Lew II polegli w roku 1324 w walce z Tatarami astia Romanowiczów na nich wygasła. Bojarowie (możnowładcy) haliccy ' lali wtedy, w roku 1325, na tron halicki Bolesława Trojdenowicza, Piasta P°W0wieckiego, którego matka była z domu Romanowiczówną i siostrą obu rna ' książąt. Aby objąć tron halicki, przyjął on prawosławie i imię Jerzy, ^ggjych ą P° vv]crótce wrócił do katolicyzmu i katolicyzm w swym księstwie szerzył, p no wał na Rusi Halickiej przez 15 lat (w latach 1325-1340) i zmarł, podobno zez bojarów w spisku z Tatarami otruty. Był on bezdzietny i jeszcze za Pvcia uznał Kazimierza Wielkiego za dziedzica swego państwa. (Był on nie tylko bliskim krewnym Kazimierza, ale i jego szwagrem, gdyż ożeniony był z rodzoną siostrą kazimierzowej Aldony). W dziewięć dni po śmierci Jerzego-Bolesława, Kazimierz Wielki wyruszył na Ruś Halicką jako pretendent do władzy nad nią. Także i litewski książę Lubart zgłaszał pretensje do Rusi Halickiej i wyniknęła z tego wojna między Polską a Litwą o Ruś Halicką, przewlekła, bo trwająca z małymi przerwami od roku 1340 do 1355. Kazimierz Wielki musiał także wtedy walczyć i z Tatarami, którzy skorzystali z sytuacji i chcieli zawładnąć Rusią Halicką w sposób bezpośredni. Kazimierz pobił ich w bitwie pod Lublinem, dokąd zagon tatarski dotarł, a książę litewski Olgierd pobił ich w bitwie pod Sinymi Wodami. Można powiedzieć, że zarówno Rusi Halickiej, jak i Europie Kazimierz i Olgierd wyświadczyli przez te zwycięstwa niemałą przysługę, gdyż silnie odepchnęli od prawie że środka Europy wpływy tatarskie i częściowo uwolnili od tych wpływów Ruś Halicką. W końcu wojna polsko-litewska zakończyła się kompromisem. Ruś Halicka została przyłączona do Polski, a księciem włodzimierskim został litewski książę Lubart. Faktycznie zostało do Polski przyłączone także i Podole, na którym litewski książęcy ród Koriatowiczów stał się lennikiem Polski. Na ziemiach tych Kazimierz Wielki poprowadził bardzo mądrą politykę. Z jednej strony usilnie wspierał rozwój miejscowej ludności ruskiej, szanował jej odrębność narodową, troszczył się o jej narodowe, społeczne i gospodarcze potrzeby, tak że czuła się szczęśliwą pod jego rządami i bardzo się do Polski przywiązała. Między innymi postarał się o to, że patriarcha prawosławny konstantynopolitański podniósł w roku 1345 biskupstwo prawosławne halickie do rangi metropolii. (Później zostało ono przeniesione do Lwowa jako zwykłe biskupstwo i odzyskało rangę metropolitalną dopiero w roku 1807). Z drugiej strony Kazimierz troszczył się o• nie zdołały zniszczyć ani mocarstwa rozbiorcze, ani Rzesza Adolfa Hitlera. Epoka naszej pierwszej dynastii stworzyła niezniszczalne fakty dziejowe". To znaczy: stworzyła i skrystalizowała Polskę. II POLSCY ANDEGAWENI ,•?*? LUDWIK WĘGIERSKI Ludwik, zwany u nas Węgierskim panował w Polsce przez 12 lat (1370-1382), a na Węgrzech 40 (1342-1382). Nie ma on w Polsce dobrej reputacji: rządy jego u nas oceniane są przez historię negatywnie. Ale na Węgrzech nosi on tytuł Wielkiego i uważany jest za znakomitego króla. Był tp w istocie król węgierski, a sprawy polskie mało go obchodziły. Przebywał on w Polsce tylko przez krótkie okresy czasu, oddając rządy w Polsce w ręce swej matki, Elżbiety Łokietkówny, a więc Piastówny. (Przez pewien czas sprawował w Polsce rządy w jego imieniu także i zniemczony Piast śląski, książę Władysław Opolski. Sprawowali je i inni). Rządy Ludwika w Polsce to były w istocie rządy obce i tak były przez naród odczuwane. Nie przyczyniły się one do zacieśnienia przyjaźni polsko-węgierskiej, ale przeciwnie, rodząc zadrażnienia i niechęci, stosunki polsko-węgierskie popsuły. Odegrały one w historii Polski rolę niemałą. Trzy zwłaszcza wydarzenia historyczne z czasów tych rządów wymienić należy. Najmniej ważne z nich, bo w skutkach nietrwałe, było oderwanie przez Ludwika Ziemi Halickiej od Polski i przyłączenie jej do Węgier. Węgry od dawna miały w tej ziemi pewne wpływy i zdradzały skłonność do politycznego rozszerzenia się w jej kierunku. Ludwik urzeczywistnił te ambicje. Będąc równocześnie królem polskim i węgierskim, skorzystał ze swoich uprawnień i w roku 1372 po prostu przekazał Ruś Halicką spod władzy polskiej pod władzę węgierską. Pozostała ona pod rządami węgierskimi jako Królestwo Halicji przez 15 lat, aż do roku 1387, gdy córka Ludwika, królowa Polski, Jadwiga, odzyskała ją dla Polski. Rządy na Rusi Halickiej, jako wielkorządca w imieniu Węgier, sprawował w latach 1372-1378 wymieniony przed chwilą jako namiestnik króla Ludwika w Polsce, książę Władysław Opolczyk. Rządził on Rusią — zresztą umiejętnie i sprawiedliwie — rzecz prosta nie w duchu polskim, lecz w duchu węgierskim. Rządy jego na Rusi pociągnęły za sobą jeden nie zamierzony skutek, pamiętny w późniejszych dziejach: zabrał on z jednej z lwowskich cerkwi, przechowywany tam, pochodzący z Bizancjum, dokąd wedle tradycji przywieziony zosfał z Ziemi Świętej, obraz Matki Boskiej. Chciał go przewieźć do swojego księstwa opolskiego. Ale nie okazało się to możliwym. Obraz ten zatrzymał się po drodze w granicach ówczesnej Polski, w Częstochowie i stał się, w klasztorze na Jasnej Górze, najwybitniejszym miejscem kultu Matki Boskiej w Polsce, a jednym z głównych w świecie. 151 Wielkiej miary wydarzeniem były pakty Ludwika Węgierskiego ze społeczeństwem polskim, zawarte w 1373 i 1374 w Koszycach, mieście w Słowacji, należącej w owych czasach do Węgier. Wyniknęły one stąd, że wedle postanowień Kazimierza Wielkiego, tylko męscy potomkowie Ludwika mieli prawo do dziedziczenia tronu polskiego po Ludwiku, a tymczasem Ludwik miał jedynie trzy córki i chciał im zapewnić prawo do tego tronu. Aby to osiągnąć, gotów był ułożyć się z przedstawicielami polskiego narodu. Ci przedstawiciele polskiego narodu — to byli przede wszystkim polscy możnowładcy i przedstawiciele szlachty. Główną wśród nich grupą byli taić zwani panowie małopolscy. Grupę wobec nich opozycyjną stanowili przedstawiciele Wielkopolski. Przedstawiciele polscy, przybywszy do Koszyc, wyrazili w końcu zgodę na przyznanie prawa do polskiego tronu córkom Ludwika, ale postawili szereg warunków. Ludwik miał początkowo dwie córki, Katarzynę i Marię. To o przyznanie prawa do polskiego tronu jednej z nich chodziło na pierwszym zjeździe koszyckim. Ale Katarzyna wkrótce umarła. Ludwik zapragnął wobec tego zmienić układ koszycki tak, by także i trzecia jego córka, maleńka Jadwiga, uzyskała prawa do polskiego tronu — i osiągnął to na drugim zjeździe koszyckim. Oba kolejne pakty koszyckie przyznały córkom Ludwika prawo do polskiego tronu (bez określania na razie, która z nich królową polską będzie), ale w zamian za to, Ludwik zobowiązał się odzyskać dla Polski utracone ziemie i przyznał polskiej szlachcie szereg przywilejów, dotyczących spraw podatkowych, służby wojskowej, zakazu obsadzania urzędów w Polsce cudzoziemcami, oraz uznania praw dotychczasowych, także i uprawnień samorządnych poszczególnych ziem. Również i miasta polskie otrzymały w paktach koszyckich niejakie przywileje. Pakta koszyckie miały w historii Polski podwójne znaczenie: były one z jednej strony umową między królem a społeczeństwem, a więc początkiem tego procesu rozwoju, który doprowadził ustrój Polski do przekształcenia się w duchu parlamentarnym, to jest zapewniającym wpływ społeczeństwa na rządy; oraz były z drugiej strony umową, dotyczącą tego, kto ma w Polsce objąć władzę królewską, a więc nowym krokiem na drodze (zaczętej już przez zjazd łęczycki za czasów Kazimierza Sprawiedliwego) wiodącej do przekształcenia się polskiej monarchii z dziedzicznej w elekcyjną. (Ludwik panował w Polsce za krótko, by mógł próbować odzyskać dla Polski Pomorze). Trzecim wielkiej wagi wydarzeniem w historii panowania Ludwika Węgierskiego w Polsce było, w związku z paktami koszyckimi, to, że powstała sytuacja, w której wyniku doszło do objęcia w kilka lat później władzy w Polsce przez nową dynastię, mianowicie przez Jagiellonów. Król Ludwik planował, że jego najstarsza córka, Katarzyna, zostanie królową Węgier, natomiast druga z rzędu, Maria, będzie królową Polski. Wedle zamierzeń Ludwika, Maria miała wyjść za mąż za Zygmunta Luksemburczyka, margrabiego brandeburskiego i syna cesarza Karola IV, który sam miał w przyszłości zostać niemieckim cesarzem, a także i królem czeskim. Natomiast najmłodsza Jadwiga miała wyjść za Wilhelma Habsburga, księcia rakuskiego (austriackiego). Tak więc w planach Ludwika, przez małżeństwo Marii z Luksemburczykiem Polska miała się znaleźć w unii 152 personalnej z Brandeburgią, a potem najprawdopodobniej i z cesarstwem niemieckim i z Czechami, a więc wejść w zasięg wpływu niemieckiego. Była to więc perspektywa dla Polski wysoce niebezpieczna. Ludwik doprowadził do tego, że Maria i Jadwiga zawarły śluby ze swoimi kandydatami na mężów. Jadwiga miała wtedy dwa, czy trzy lata. Wedle obowiązującego wówczas prawa kanonicznego, takie małżeństwa dziecinne, urządzone przez rodziców, były dopuszczalne, ale jeszcze nie były ważne, były tylko czymś w rodzaju zaręczyn, stawały się zaś ważne dopiero po dojściu oblubieńców do stosownych lat, wyrażeniu przez nich osobistej zgody i fizycznym spełnieniu. Gdy umarła najstarsza Katarzyna, jej druga z rzędu siostra, kandydatka do tronu polskiego, Maria, stała się automatycznie dziedziczką tronu węgierskiego. Jej mąż, Zygmunt Luksemburski rzeczywiście był potem królem węgierskim, tak samo, jak cesarzem i w końcu też i królem czeskim. Tak wiec gdyby Maria została też i królową Polski, Polska znalazłaby się była w unii personalnej ze wszystkimi wymienionymi wyżej państwami. Ale pakty koszyckie przewidywały, po śmierci Katarzyny, że obie żyjące córki Ludwika, Maria i Jadwiga, są na równi kandydatkami do polskiego tronu i że ich matka, królowa węgierska Elżbieta-młodsza, czyli Bośniaczka, zdecyduje, która z nich królową Polski zostanie. Otworzyła się więc możliwość, że tą królową zostanie Jadwiga. I to także zarysowywało się pierwotnie jako perspektywa niepomyślna: jej małżeństwo z Wilhelmem Habsburgiem rakuskim tak samo oznaczało związki ze światem niemieckim. Po śmierci Ludwika szlachta wielkopolska chciała zerwać z rządami Andegawenów i wprowadzić na polski tron Piasta, księcia Ziemowita Mazowieckiego. Wybuchła nawet w Wielkopolsce z tego powodu krótka wojna domowa, tzw. wojna Grzymalitów z Nałęczami. Ale po zjazdach w Radomsku i Wiślicy stanęło na tym — królowa Elżbieta, matka królewien, powzięła tu potrzebną decyzję — że królową Polski zostanie nie Maria, lecz Jadwiga. Przyjechała więc ona do Polski i została w roku 1384, jako dziewczynka 13-Ietnia, koronowana w Krakowie na króla polskiego (nie królową!). Tym sposobem unia personalna Polski z Węgrami została zerwana. Panowie małopolscy, którzy to wszystko doprowadzili do skutku, nie dopuścili jednak do tego, by spełnionym zostało małżeństwo Jadwigi z Wilhelmem Habsburgiem. JADWIGA W osobie królewny, a potem królowej, a raczej króla, Jadwigi, Polska otrzymała jako władczynię osobę zupełnie niezwykłą. Miała ona zasiadać na polskim tronie sama, a potem razem z Jagiełłą jako jego żona, przez lat 15, do swej śmierci w 1399 roku, gdy miała lat 28. Ta węgierska królewna, pochodząca w prostej, męskiej linii od francuskiego czcigodnego rodu królewskiego Kapetyngów, dziedziczyła nie tylko tradycje polityczne i kulturalne francuskie, ale także i włoskie, mianowicie neapolitańskie. Dziedziczyła ona jednak, w sposób bezpośredni, w liniach żeńskich, także i najbardziej autentyczne tradycje dynastyczne polskie, piastowskie. Była przez babkę, matkę swego ojca, Elżbietę Łokietkównę, rodzoną prawnuczką Władysława Łokietka. Ale nie tylko to: jej matka, królowa węgierska Elżbieta Bośniaczka, była córką księcia Bośni, a więc Serbką, południową Słowianką, ale po matce też Piastówną, córką siostrzenicy Władysława Gniewkowskiego. Pochodziła więc z rodu Piastów na dwa sposoby. I dziedziczyła na dwa sposoby tradycje wychowania i polityki piastowskiej. Była nie tylko królewną węgierską. Była też w pewnym stopniu i królewną polską. Była to podobno osoba zupełnie niezwykłej urody i osobistego, kobiecego wdzięku. Ale przede wszystkim: była to osoba święta. Cechowała ją głęboka pobożność, asceza, miłosierdzie i wierność obowiązkowi. Jej nieoficjalny kult jako błogosławionej tlił się w narodzie polskim przez wieki, ale decyzją papieża Jana Pawła II został za naszych czasów uznany oficjalnie. Przez swe małżeństwo z Jagiełłą i przez związane z tym nawrócenie Litwy odegrała zwrotną, historyczną rolę w dziejach Polski i w istocie i Europy. Uważała się ona początkowo za żonę Wilhelma Habsburga. Poczuwała się do obowiązku posłuszeństwa wobec decyzji swego ojca, który ją za niego wydał, oraz wierności danemu temu Wilhelmowi przez jej ojca słowu. Gdy w roku 1385 Wilhelm Habsburg zjawił się w Krakowie, po to, by dopełnić swego małżeństwa z Jadwigą, oraz objąć tron polski, Jadwiga stalą całkowicie po jego stronie. Podobno jacyś spowiednicy umocnili ją w przekonaniu, że to jest jej obowiązkiem. Jest jednak także prawdopodobne, że gdy zobaczyła Wilhelma, spodobał się jej on. Miała wtedy lat 14. W owych czasach panny w tym wieku uchodziły już za dojrzałe i wychodziły za mąż. Jadwiga okazała wiele charakteru, siły woli i energii w walce o to, by swe małżeństwo z Wilhelmem doprowadzić do skutku. W pewnej chwili, w konflikcie z tymi, którzy chcieli nie dopuścić do jej spotkania się z Wilhelmem — i zapewne fizycznego spełnienia małżeństwa — zaczęła na Wawelu rąbać zamknięte drzwi toporem, w czym jej jednak przeszkodzono. 154 Władze kościelne orzekły jednak, że jej małżeństwo z Wilhelmem nie jest faktem ważnym i że nie ma ona obowiązku czuć się decyzjami ojca związaną. Skrupuły jej jakoś zdołano przezwyciężyć. Równocześnie postawiono przed nią perspektywę, że przez małżeństwo z Jagiełłą może ona spowodować nawrócenie na chrześcijaństwo całego pogańskiego narodu, ostatniego, dużego pogańskiego narodu w Europie. Postanowiła ona życie swe celowi temu poświęcić. Że było to z jej strony poświęcenie — nie ulega wątpliwości. Rezygnując z poślubienia Wilhelma, rezygnowała z już obudzonej miłości. A Jagiełło, ten pogański barbarzyńca, nie był pociągającym kandydatem na męża. Może nie budził w niej wstrętu (jak chcą niektórzy), ale zapewne budził w niej lęk. A był od niej o około 20 lat starszy. Została jego żoną — 18 lutego 1386 roku, gdy miała lat 15 — bo uważała, że jest jej obowiązkiem wobec Boga i wobec chrześcijaństwa uczynić to w imię zadania rozkrzewienia wiary. A także, że jest to jej obowiązkiem politycznym wobec kraju, którego jest władczynią. Nie stała się matką i założycielką dynastii jagiellońskiej. Przez długi czas nie miała dzieci. A potem urodziła córeczkę, która w kilka dni po urodzeniu umarła. Ona sama umarła niemal równocześnie z dzieckiem. Małżeństwo jej z Jagiełłą było wykonaniem planu politycznego grupy politycznej panów małopolskich. To oni to posuniecie polityczne, jakim było związanie Polski i Litwy unią personalną obmyślili. I to oni, wbrew wszelkim przeszkodom, pomysł ten doprowadzili do skutku. Pomysł ten w świadomości Jadwigi był przede wszystkim dokonaniem ? czynu misyjnego. Ale dla świeckich sterników polskiej nawy państwowej, jakimi byli panowie małopolscy, był to przede wszystkim akt polityczny. Przez unię z Litwą Polska w olbrzymi sposób wzmocniła swoją pozycję wobec Zakonu Krzyżackiego. Nicią przewodnią dziejów Polski piastowskiej była obrona przed niemczyzną. W walce z naporem niemieckim Polska doznała wielkiej klęski w wyniku nieroztropności i pomyłki Konrada Mazowieckiego: niemczyzna, atakująca Polskę całym frontem od zachodu, usiadła nadto Polsce potężnym brzemieniem na karku od północy. Wielkim, bohaterskim i mądrym wysiłkiem zwłaszcza Łokietka i Kazimierza Wielkiego Polska zdołała się jakoś ostać, umocnić się i podstawowe swoje pozycje utrzymać, ale położenie jej było wciąż bardzo niebezpieczne, a byt jej kruchy. Wisiało nad nią wciąż niebezpieczeństwo, że może przyjdzie kiedyś taka chwilą, gdy trzeba będzie z niemczyzną — a przede wszystkim z Zakonem Krzyżackim — stoczyć wielką wojnę w jakiejś sytuacji niedogodnej i że w tej wojnie Polska może ponieść tak wielką klęskę, że od tego runie. W istocie, czasy Łokietka, Kazimierza Wielkiego i Ludwika Węgierskiego to były czasy, gdy Polska, niezależnie od wszystkich bieżących spraw jej życia wewnętrznego i polityki zewnętrznej była przede wszystkim krajem, który skazany jest na szykowanie się do wielkiej rozprawy z Krzyżakami i który w ciszy, potencjalnie i na długą metę, świadomie lub niezupełnie świadomie, się do tej rozprawy szykuje. Unia z Litwą wydobywała Polskę z tego położenia. Pozycja Polski zostawała przez tę unię w sposób tak wybitny wzmocniona, że całe położenie jej w Europie ulegało zupełnemu przekształceniu. 155 Było to posunięcie genialne. Podziwiać należy mądrość tych, którzy to posunięcie doprowadzili do skutku. A dokonali tego w sposób zasadniczy i trwały, a nie tylko w formie taktycznej i przemijającej. To nie dość było dokonać chwilowego zbliżenia, choćby takiego, jak spowodowanie małżeństwa królewicza Kazimierza z Aldoną. Powołanie władcy Litwy na polski tron królewski, połączone z chrystianizacją Litwy (co oznaczało odebranie Krzyżakom moralnej podstawy ich istnienia, uzasadnianego przecież zadaniem walki z poganami), to było rozwiązanie, będące historycznym przewrotem. A zgoła niełatwo było taką myśl, raz powziętą, wcielić w życie. Oczywiście, podstawą urzeczywistnienia tej myśli było to, że dziedzictwo polskiego tronu przypadło dwom dziewczętom. Ale były one już zaręczone, czy właściwie nawet już warunkowo poślubione dwom ludziom, wiodącym ze sobą perspektywy, całkiem do unii polsko-litewskiej niepodobne. Trzeba było przeprowadzenia bardzo zasadniczej rozgrywki, by tamte dwie perspektywy obalić. Rozgrywkę tę przeprowadzono skutecznie. Także i pojawienie się programu powołania na tron polski Ziemowita Mazowieckiego było komplikacją, która bardzo doprowadzenie do skutku unii polsko-litewskiej utrudniała. Panowie małopolscy okazali przez zwycięskie przeprowadzenie swej rozgrywki zarówno, ile w nich jest mądrości, jak i jak mocną ręką nad losami Polski panują. Od śmierci Ludwika (1382) do koronacji Jadwigi (1384) panowało w Polsce bezkrólewie. Ścierały się wtedy w Polsce i wokół Polski potężne siły. W całej zawierusze sprzecznych dążeń panowie małopolscy pewną ręką nawę państwową polską poprowadzili i plan swój urzeczywistnili. W istocie, to oni wtedy Polską naprawdę rządzili. Byli oni potężnym stronnictwem, które wyrażało dążenia i interesy polskiego narodu, powodowało się zarówno polskim patriotyzmem, jak dojrzałą myślą polityczną i było prawdziwym dalszym ciągiem ośrodka politycznego, jakim była dynastia piastowska. To panowie małopolscy byli siłą, która uchroniła Polskę od niebezpieczeństw poludwikowego bezkrólewia, uchroniła ją także od dostania się w ręce dynastii luksemburskiej lub habsburskiej, oraz która wsadziła na polski tron Jadwigę, a potem Jagiełłę i doprowadziła do skutku unię polsko-litewską. Jadwiga nie tylko dała nam unię z Litwą. Z jej osobą związane jest także odzyskanie w roku 1387 przez Polskę Rusi Halickiej, którą jej ojciec od Polski oderwał. Jadwiga udała się na Ruś, jako Andegawenka, by ją objąć w posiadanie — a ludność Rusi, niezadowolona z rządów węgierskich, prosiła ją o przyłączenie Rusi do Polski na zawsze. Także i Jagiełło wkrótce tam przybył, dołączając się do Jadwigi. Gdy oboje tam byli, przybyli tam również i władcy (hospodarowie) dwóch państw rumuńskich (wołoskich), Mołdawii, której stolicą są Jassy i Multan, których stolicą jest Bukareszt, i złożyli hołd lenny Jagiełłę jako królowi polskiemu. Tym sposobem władza zwierzchnia Polski sięgnęła do Morza Czarnego. 156 JAGIELLONOWIE LITWA Początki Litwy były dość podobne jak pierwotnych Prus: był to lud pogański, zagrożony przez akcje zaborczą krzyżacką, uzasadnianą dążnościami misyjnymi chrześcijańskimi i broniący się jak umiał swoimi prymitywnymi środkami i pod wodzą swoich prymitywnych naczelników. Górował pierwotnie nad Prusami tylko tym, że narodził się wśród niego ród szczególnie utalentowanych władców i wodzów i także i tym, że miał siedziby położone głębiej w europejskim lądzie i dalej od Niemców, a więc byl atakowany w drugiej kolejności, miał wiec więcej czasu na zorganizowanie się. Już dość wcześnie Litwini nauczyli się najeżdżać ziemie ościenne w celach lupieskich. Polski historyk (Ochmański) twierdzi, że w latach 1201-1236 Litwini podjęli co najmniej 40 najazdów na ziemie swoich sąsiadów, w tym 22 na podbijane przez Niemców ziemie łotewskie, 14 na Ruś i 4 na Polskę. Echem tego jest znana ballada mickiewiczowska „Trzech Budrysów". Wielką karierę historyczną szczep litewski zrobił jednak dopiero w wyniku wielkiego najazdu mongolskiego, który poczynając od roku 1224 podbił Ruś, a w roku 1241 spustoszył Polskę. Początkiem była tu bitwa pod Kojdanowem około roku 1238, gdy wataha tatarska zapędziła się w pobliże Litwy i Litwinom udało się ją pobić , a potem w pościgu za nią zapuścić się w głąb Rusi aż za Smoleńsk. Litwini nauczyli się dzięki temu, że Tatarów można bić, oraz że idąc po gruzach najazdu tatarskiego można, nie napotykając na opór zrujnowanego elementu miejscowego, a nawet występując czasem wobec niego jako oswobodziciele, zdobywać stosunkowo lątwo i terytoria, i łupy. Nauczyli się także od Tatarów wiele z mongolskiej sztuki wojowania. W szybkim więc czasie stali się plemieniem wojowników- -zdobywców, maszerujących śladem mongolskiego podboju. Pierwszym litewskim wielkim zdobywcą był Mendog, którego rządy przypadają na lata 1240-1263. Zdołał on wyjść podbojami swoimi poza obszar etnicznej Litwy i zdobyć tak zwaną Ruś Czarną, czyli późniejszą Ziemię Nowogródzką. Większym jeszcze zdobywcą litewskim byl Giedymin (1275-1341). Zdobył on Połock w roku 1320, Mińsk w 1326, Kijów w 1330. Był on istotnym twórcą wielkiego państwa litewskiego, obejmującego rozległe ziemie ruskie. Zbudował w roku 1320 zamek w Wilnie i przeniósł tam swą rezydencję. Na wschodzie panowanie litewskie rozciągnęło się stopniowo w pobliże Moskwy, a wpływami swymi sięgało do Tweru (dzisiejszego Kaliningradu), na północ od Moskwy. Litwa od czasów Giedymina do czasów Jagiełły — to było wielkie państwo, oparte na podboju i jak wszystkie państwa tego typu, dość kruche. * 159 Przede wszystkim — to nie było państwo jednolite. Jego rdzeniem były ziemie etnicznie litewskie, zajmujące terytorium mało się różniące od obszaru republiki litewskiej z lat 1918-1939, zamieszkane przez lud pogański, mówiący językiem, należącym do grupy bałtyckiej, pokrewnym językom pruskiemu i łotewskiemu. Ale bez porównania większą część tego państwa stanowiły ziemie ruskie, chrześcijańskie w obrządku wschodnim, bardzo wyniszczone i zdezorganizowane przez długie rządy tatarskie, ale jednak zdecydowanie górujące nad właściwą Litwą kulturalnie. Litwini byli ludem prymitywnym, nie posiadającym pisma. Natomiast litewska Ruś była krajem, w którym od kilku wieków umiano pisać, posługiwano się tym pismem w kościele (cerkwi), prowadzono korespondencję i posiadano archiwa. Takie duże państwo, jak Litwa, nie mogło się obejść bez administracji, którą posługiwałaby się pismem. Z natury rzeczy, język ruski stal się językiem pisanym państwa litewskiego. Ruscy poddani Litwy mieli więc świadomość swej wyższości kulturalnej nad Litwinami. Władcy Litwy osadzali w ruskich miastach swoich namiestników, zwykle członków litewskiego rodu książęcego — i ci się tam niszczyli, chrzcili się w wierze prawosławnej, żenili się z Rusinkami i mówili po rusku. Ta była wielka różnica między Polską piastowską a Litwą przedjagiellońską, że Polska była krajem jednolitym, zamieszkanym przez jeden tylko broniący swej niepodległości naród (później mającym tylko jedną posiadłość jakby zewnętrzną, Ruś Halicką), a Litwa była państwem, opartym na podboju rozległych ziem chrześcijańskich przez niewielki, ale zawzięty i wojowniczy naród wojowników pogańskich. Z natury rzeczy było ono skazane na wielkie wewnętrzne konflikty i zewnętrzne zagrożenia. Gdyby Litwa nie znalazła w końcu oparcia w Polsce, ziemie ruskie prawdopodobnie wyzwoliłyby się stopniowo spod panowania litewskich zdobywców (być może właśnie pod wodzą niektórych z tych zdobywców, ale zruszczonych) i stały się niepodległą Rusią, ogniskiem niezależności Rusi od jarzma tatarskiego, co byłoby ułatwione przez to, że tak zwane „zbieranie ziem ruskich", będące potem hasłem polityki moskiewskiej, zaczęte było o wiele wcześniej przez Litwę niż przez Moskwę. A Litwa rdzennie litewska, pozbawiona tego zaplecza, jakim stały się dla niej ziemie ruskie, stojąca samotnie i oko w oko wobec naporu krzyżackiego, doznałaby zapewne w końcu tego samego losu, co jej pobratymcy Prusowie. Słabością tego państwa była także niejednolitość jego warstwy rządzącej. Warstwa ta była rozdarta wewnętrznymi waśniami i rywalizacjami. Wprawdzie i piastowska Polska miała swoich Bezprymów i Zbigniewów, oraz przez z górą 160 lat znajdowała się w podziałach. Ale z Bezprymami i Zbigniewami pojedynczy władcy Polski radzili sobie szybko, a także i w okresie podziałów Polska zachowywała duży stopień jedności i w końcu z podziałów się wydobyła. Natomiast Litwa — to było kłębowisko ścierających się ze sobą kandydatów do naczelnej władzy. Jednolitym władcą wielkiej Litwy — litewskim Chrobrym — był współczesny naszemu Łokietkowi Giedymin, ale z chwilą jego śmierci w roku 1341 władza nad Litwą podzieliła się między jego siedmiu synami (z których najwybitniejszymi byli Olgierd i Kiejstut). W walce o władzę uczestniczył potem na Litwie cały zastęp rywali, 160 stanowiących zwłaszcza dwa rody, Olgierdowiczów i Kiejstutowiczów. Rywale ci szukali potem nieraz oparcia poza Litwą. Niektórzy w Krzyżakach. A Jagiełło znalazł je w końcu w Polsce. Niektórzy władcy Litwy już od dawna zdawali sobie sprawę z tego — tak jak w dziesiątym wieku w Polsce Mieszko — że jeśli Litwa ma się ostać, to musi stać się krajem chrześcijańskim, i to w wierze zachodniej, katolickiej, już Mendog zbliżył się politycznie do Krzyżaków, ochrzcił się w 1251 roku i za zezwoleniem papieża Innocentego IV ukoronował się w Nowogródku na króla Litwy.* Ale przekonawszy się - w wyniku nowych krwawych najazdów krzyżackich — że chrzest nie przyniósł mu spodziewanych korzyści, wrócił około 1261 roku do pogaństwa, a w roku 1263 został przez innych Litwinów zamordowany. Litwa utrzymała się przy pogaństwie. Także i Giedymin skłaniał się do myśli przyjęcia przez Litwę katolickiego chrztu. Zwracał się w tej sprawie w latach 1322-1323 do papieża Jana XXII, skarżąc sie, że zaborcza i grabieżcza polityka Krzyżaków nie dopuszcza do chrztu Litwy. Zbliżył się potem w 1325 roku do Polski, co poparte zostało małżeństwem jego córki Aldony z przyszłym Kazimierzem Wielkim. Mimo to Litwa pozostała nadal wciąż krajem pogańskim. A rozdzierały ją bez ustanku wielkie spory między członkami rodu panującego. Jak pisze cytowany już polski historyk (Ochmański), „potężne państwo litewskie w czasach tragicznego konfliktu Jagiełły z Kiejstutem 1381/82 przeżywało już wyraźny kryzys. Pod naporem Krzyżaków, którzy w latach 1345-1382 podjęli aż 96 morderczych najazdów na Litwę, niszczących kraj ogniem i mieczem, coraz bardziej słabła odporność Litwinów. (...) Na wschodnich rubieżach Litwa również zaczynała czuć się niepewnie (...), Moskwa bowiem stawała się wielką rywalką Litwy. (...) Państwo słabo spojone wewnętrznie, złożone z dwóch niechętnych sobie żywiołów (...) (było) zagrożone" w swym bycie. Uratowała Litwę unia z Polską i przyjęcie katolickiego chrztu. * Nacjonaliści litewscy, niechętnie patrzący na związki Litwy z Polską, uważają z tego powodu, że chrystianizacja Litwy dokonała się już w roku 1251, a nie dopiero za Jagiełły w 1386. Wielu Polaków bywa dziś w Chicago. Mogą wiec zobaczyć na jednym z kościołów w litewskiej dzielnicy tego miasta ogromną mozaikę, przedstawiającą chrzest Mendoga. Wykonanie lej mozaiki jest jednak demonstracją o tyle tendencyjną, że Litwa po chrzcie Mendoga pozostała nadal narodem pogańskim. 11 — Hist. Nar. Poi., t. I 161 JAGIEŁŁO Propozycja połączenia Jadwigi z Jagiełłą węzłem małżeńskim i uczynienia Jagiełły królem polskim zrobiona została przez panów małopolskich Litwinom już w roku 1384, zaraz po koronacji Jadwigi. Poselstwo litewskie przybyło w wyniku tego do Krakowa w styczniu 1385 roku celem wyrażenia jagiełłowej zgody. To nie tylko Polska potrzebowała Litwy, to także i Litwa potrzebowała Polski. W sierpniu tegoż roku uroczyste poselstwo polskie zjawiło się w Krewię,* ówczesnej rezydencji Jagiełły, gdzie Jagiełło w otoczeniu książąt i bojarów litewskich wyłożył mu warunki związku z Polską i zawarł z nim 14 sierpnia 1385 roku akt tzw. „unii krewskiej", wedle którego Polacy powołują Jagiełłę na tron polski i oddają mu królowę Jadwigę za małżonkę, a Jagiełło przyrzeka ochrzcić się wraz z całym ludem, uwolnić polskich jeńców, odzyskać utracone przez Polskę ziemie i wcielić Litwę do Polski. Jagiełło uczył się następnie, na Litwie, zasad wiary katolickiej, a potem udał się z licznym orszakiem do Polski, 12 lutego 1386 roku przybył do Krakowa, 15 lutego przyjął chrzest, otrzymując imię Władysława, 18 lutego wziął ślub z Jadwigą, a 4 marca został ukoronowany na polskiego króla. W następnym, 1387 roku powrócił na Litwę, by dokonać ochrzczenia ludu litewskiego. Jagiełło sam osobiście przetłumaczył na język litewski modlitwy katolickie. Ustanowione zostało biskupstwo w Wilnie i na początek siedem parafii. Lud był chrzczony nie indywidualnie, ale zbiorowo, całymi fromadami, które były pokrapiane wodą. Było to połączone z nauczaniem, wiątynie pogańskie zostały zburzone, święte gaje pogańskie wycięte. Działo się to tylko na tzw. Auksztocie, czyli Górnej Litwie, gdyż Żmudź była w owej chwili pod władzą krzyżacką. Tym sposobem etniczna niepodległa Litwa stała się od owej chwili nominalnie krajem katolickim. Rzeczywiste wprowadzenie pojęć katolickich w dusze litewskiego ludu wymagało potem rzecz prosta długiego czasu, w istocie kilku stuleci. Ale górna warstwa litewska, zwłaszcza stronników Jagiełły, nawróciła się od razu rzeczywiście, powodując się posłuszeństwem wobec Jagiełły, oraz nie wierząc już w wyobrażenia pogańskie. Ów przewrót religijny na Litwie, w połączeniu z objęciem przez Jagiełłę polskiej korony, ogromnie umocnił władzę Jagiełły i jego osobistą pozycję. Wejście w związek z Polską było wybitnie potrzebne Litwie, a zwłaszcza Jagiełłę, Etniczna Litwa była w owej epoce pod nieustannym naporem i Krewo pod Oszmianą, dziś wieś. 162 zagrożeniem Krzyżaków, a obok tego była w stanie nieustającej wojny domowej. Walczyły tam ze sobą przede wszystkim dwa obozy, których przywódcy i założyciele, rodzeni bracia, już nie żyli: Kiejstuta i Olgierda. Kiejstut, wedle słów polskiego historyka (Bobrzyńskiego) „przedstawiał (...) wierny typ starej, schodzącej już ze świata, wojowniczej i pogańskiej Litwy". Olgierd „zostawiając bratu Kiejstutowi władzę nad właściwą Litwą, opierał się (...) przeważnie na żywiole ruskim (...) a żeniąc się z księżniczką ruską, przyjął osobiście chrzest z rąk księży ruskich". Jagiełło był synem Olgierda, ale był poganinem. Między tymi dwoma obozami toczyła się nieustanna wojna. Mieszali się do niej Krzyżacy, zdobywając Kowno i Troki i zapuszczając się aż pod Wilno. Stary Kiejstut znalazł się w pewnej chwili w jagiełłowym więzieniu w Krewię i został tam w sierpniu 1382 roku uduszony przez dworzan Jagiełły. Czy Jagiełło ponosi osobistą winę za tę w pogańskich jeszcze czasach popełnioną zbrodnię — nie wiemy. Olgierd wtedy już od kilku lat nie żył. Ale walkę dwóch obozów prowadzili nadal synowie: Jagiełło, syn Olgierda i Witold, syn Kiejstuta. Unia z Polską ogromnie wzmocniła rządy Jagiełły w jego zmaganiach wewnętrznych: dość powiedzieć, że posprowadzał on polskie garnizony do szeregu miejscowości na Litwie, oraz posługiwał się Polakami jako wielkorządcami, co dawało mu przewagę nad obozem przeciwników. Ale zarazem niezmiernie wzmocniła Litwę wobec Krzyżaków. Polskie wojska uczestniczyły teraz bezpośrednio w wojnach Litwy z Krzyżakami. Oraz sam fakt chrztu Litwy sprawiał, że Krzyżacy utracili pretekst do najeżdżania Litwy, co oznaczało wielkie osłabienie ich pozycji. Bronili się przed tym w sposób bardzo prosty: wmawianiem całemu światu chrześcijańskiemu, że nawrócenie Jagiełły i Litwy jest nieszczere i Litwa jest nadal pogańska. W istocie, Jagiełło uznał za właściwe wcielić całe państwo litewskie do Polski. W akcie krewskim z 1385 roku znalazło to wyraz w łacińskim słowie „applicare", co znaczy „wcielić", lub „przyłączyć". Że taka była intencja Jagiełły, świadczy fakt, że podobne słowa znalazły się także i w podpisanym przez Jagiełłę akcie unii horodelskiej z roku 1413 prawie w 30 lat później, że Litwę do Królestwa Polskiego „po raz drugi, na nowo wciela, przyswaja, jednoczy i na wieki dołącza". Jagiełło uważał się za samowładnego pana całości swoich posiadłości, a że Polska z natury rzeczy była czymś potężniejszym od Litwy, uważał się przede wszystkim za króla Polski i to Litwę do Polski przyłączył, nie odwrotnie. Zarazem, zgodnie z prawem zwyczajowym, dawał Litwę Jadwidze jako „wiano", a ona dawała mu Polskę jako „posag". W praktyce, Litwa potem przez całe wieki pozostała tworem odrębnym. Ale nie było to pierwotnym celem Jagiełły. Był to człowiek bardzo utalentowany i był bardzo wybitnym królem. I istotnie był potem więcej królem Polski niż wielkim księciem Litwy. Całą jego rolę historyczną ocenić trzeba nadzwyczaj dodatnio. Śmierć Jadwigi bardzo osłabiła pozycję jego w Polsce. Ale panowie małopolscy podtrzymali Jagiełłę na polskim tronie, nie pozwalając na to, by osiągnięta unia uległa zerwaniu. 163 Jagiełło ożenił się następnie z Anną Cylejską, która była pochodzenia piastowskiego (była wnuczką Kazimierza Wielkiego), a po jej śmierci z Elżbietą z Pileckich Granowską, a wreszcie po raz czwarty z młodą księżniczką Rusinką, Zofią Holszańską, z którą miał dwóch synów: Władysława, urodzonego, gdy Jagiełło miał lat 73 i Kazimierza, gdy Jagiełło miał lat 7ó! Tym sposobem dał on początek dynastii jagiellońskiej.* Późny wiek Jagiełły w chwili przyjścia na świat jego synów sprawił, że podnoszono współcześnie wątpliwości, czy są oni rzeczywiście jego synami. Poruszył tę sprawę z całą otwartością historyk Długosz, stwierdzając, że podobieństwo ich do ojca jest tak wielkie, że wątpliwości przekreśla. LITWA W DZIEJACH POLSKI Unia z Litwą przyniosła ze sobą tak wielkie przemiany w życiu Polski, że przyjąć trzeba, iż Polska się od tego czasu zupełnie zmieniła, stając się wprawdzie nie nowym narodem, ale narodem gruntownie przekształconym, odnowionym i rozszerzonym. CaJa górna i średnia warstwa litewska (możnowładztwo, szlachta, mieszczaństwo) uległa w dość szybkim czasie zupełnemu spolszczeniu, a w niektórych dzielnicach, mianowicie na Wileńszczyźnie i na Podlasiu, także i lud wiejski stal się polski, częściowo przez spolszczenie się Litwinów i Białorusinów (i resztek Jadźwingów), a częściowo przez polską kolonizację.* Polska pomnożyła się o nową, wielką dzielnicę, która po prostu stała się jej częścią składową i o nowy szczep. Wyraził to dobitnie Mickiewicz (w „Księgach pielgrzymstwa"): „Litwin i Mazur bracia są. Czyż kłócą się bracia 0 to, że jednemu na imię Władysław, a drugiemu Witowt? Nazwisko ich jedno jest: nazwisko Polaków". Uważał on więc, że słowo „Litwa" jest tylko określeniem dzielnicy, nie odrębnego kraju i narodu. Pisząc w „Panu Tadeuszu" „Litwo, ojczyzno moja" miał na myśli Litwę jako część Polski, a więc jako swoje strony rodzinne, swoją ojczyznę bliższą. „Litwa wniosła w życie polskie olbrzymi wkład cywilizacyjny i duchowy, uczestnicząc na równi z ziemiami Polski rdzennej w tworzeniu polskiej cywilizacji, polskiego ducha narodowego, polskiej myśli i akcji politycznej 1 wojennej. By rozmiary tego wkładu ocenić, wystarczy wymienić nazwiska Mickiewicza, Orzeszkowej, Weyssenhoffa, Rodziewiczówny, Kniaźnina, Chodźki, Czeczota, Bohomolca, Syrokomli, Odyńca, Ilłakowiczówny, Anczyca i tylu innych na polu literatury, Moniuszki, Ogińskiego, Karłowicza * Polskie osadnictwo na Litwie zaczęło się już w czasach Litwy pogańskiej: Litwini zagarniali w czasie swoich najazdów na Polskę liczne gromady polskiej ludności i osadzali je u siebie. Że były to bardzo wielkie masy ludnościowe, dowodzi fakt, że w roku 1325, w związku ze ślubem Aldony z Kazimierzem, Giedymin zwolnił z niewoli na Litwie 24 000 polskich brańców, i że Podobne zwolnienie wszystkich polskich brańców, o ile nie przestali być chrześcijanami, nastąpiło w roku 1385 w wyniku unii krewskiej. Giedymin listem z 26 marca 1323 do saskich franciszkanów prosił o przysłanie 4 katolickich księży, umiejących mówić po polsku, po żmudzku i po rusku do istniejących juz 2 kościołów w Wilnie i Nowogródku. A w roku 1324 wyraził pragnienie, by jego chrześcijańscy poddani chwalili Boga na swój sposób: „Ruthenos secundum ritum suum, Polonos secundum morem suum". (Rusini wedle swego obrządku, Polacy wedle swego obyczaju). A więc polska ludność żyta na Litwie już za czasów Giedymina. Jak pisze polski historyk (Wielhorski) ,,W chwili chrztu (Litwy) Wilno było już na poły chrześcijańskie, schyzmatyckie i katolickie". 165 na polu muzyki, Andriolliego, Alchimowicza, Welońskiego, Weyssenhoffa na polu sztuk plastycznych, Naruszewicza i tylu innych na polu nauki, Chodkiewicza, Kościuszkę, Traugutta, Stanisława Augusta Poniatowskiego] Czartoryskich, Sapiehów, Radziwiłłów, Rejtana, Chreptowicza, Druckiego'- -Lubeckiego, Platerów, Piłsudskiego, Narutowicza, Niedziałkowskiego, Żeligowskiego, Raczkiewicza i tylu innych na polu życia politycznego] świętego Kazimierza, św. Andrzeja Boboli, św. Józefata Kuncewicza na polu życia religijnego. Wystarczy również przypomnieć, czym jest w życiu polskim Ostra Brama, uniwersytet wileński, albo te wszystkie dwory, dworki i zaścianki, których tak liczne wizerunki posiadamy w naszej literaturze: w — Soplicowo, do którego wchodziło się i Dobrzyń, w < Potopie *? — Laudę, Wodokty, Bilewicze, w < Nad Niemnem >, < Sobolu i pannie ?, < Puszczyk, -«Dewajtisie> -tyle innych. A wreszcie - czym jest heroizm polski na Litwie - zwłaszcza w czasie szwedzkiego, oraz w roku 1831 i 1863-64, nie mówiąc już o czasach dzisiejszych. Zlanie się Litwy z Polską jest faktem bezprzykładnym w dziejach — nie mającym analogii w historii żadnego innego narodu. Najwięcej z nim podobieństw wykazuje zlanie się Szkocji z Anglią, ale Szkocja była (...) krajem tak jak Anglia anglosaskim".* Pisałem nieco wyżej o wkładzie w polską kulturę i historię Ziemi Halickiej i jej przedłużeń: Podola i Ukrainy i podkreślałem, jak niezwykłym faktem jest ten potężny wkład. Ale wkład Litwy jest jeszcze potężniejszy i jeszcze bardziej niezwykły. Rzecz ciekawa, że Litwa i ziemie ruskie przyczyniły się do ukształtowania polskiego języka — tak jakby były one jednym z polskich plemion. Nasz język ogólnonarodowy, literacki i mówiony, narodził się w Wielkopolsce, a potem nasiąknął wpływami małopolskimi, a potem mazowieckimi, a na koniec, wreszcie — litewskimi i ruskimi.* Dzisiaj żaden skrawek dawnej Litwy poza Podlasiem, które pierwotnie było częścią Polski, potem dostało się pod rządy Jadźwingów i dopiero wtedy pod władzę Litwy, do Polski nie należy. Są Polacy, którzy zadają sobie pytanie: czy nie należałoby wspomnienia 600-letnich związków naszych z Litwą całkowicie z pamięci narodu naszego wykreślić i przyjąć, że wróciliśmy * Cytata z innej mojej książki. * Upodobnił się on w pewnym stopniu do wymowy litewskiej i ruskiej, np. przez zanik w nim niektórych dźwięków, których Litwini i Rusini wymówić nie umieli — np. „a" pochylonego. (W staropolszczyźnie i po dziś dzień w wymowie ludowej niemal w catej etnicznej Polsce słowa „biały ptak" brzmią prawie jak „bioły ptok". Ale mówimy dziś zawsze tak, jak to wymawiali Litwini i Rusini, którzy się nauczyli polskiego języka: przez czyste ,,a".) Euzebiusz Słowacki, ojciec poety Juliusza, który przybył do Wilna z Wołynia, stwierdził (w książce, wydanej w Wilnie pośmiertnie w roku 1826), ze mieszkańcy Wilna „wydają czysty głos gdzie pośredni między - i wydać trzeba; tak mówią zamiast Ud." Dzisiaj, ów dźwięk pośredni miedzy „o" i „u" znikł w całej Polsce i cała Polska wymawia tzw. „o kreskowane" jako „u". W nazwiskach dawne polskie ,,ic" zastąpione zostało w całej Polsce końcówką ruską „icz : Kotowicz, a nie Kotowic. Ogromny jest także wkład litewski i ruski w polskie słownictwo. 166 całkowicie do czasów piastowskich i staliśmy się na nowo tym, czym byliśmy za Mieszka, Bolesławów czy Łokietka? Odpowiedzią na to jest, że nie wykreśla się z pamięci narodu 600 lat historii. Nie wykreśla się także dorobku kulturalnego i historycznego takiego, jaki nam polska Litwa przyniosła. Czy na przykład możemy o tym zapomnieć, że największym osiągnięciem naszej literatury jest „Pan Tadeusz", a największym naszym poetą Mickiewicz? Unia z Litwą dała nam wiele — największa rzecz, jaką nam dała, to jest zwycięstwo grunwaldzkie — ale także wiele nas kosztowała. Włożyliśmy w Litwę 600 lat trudu i wysiłku. Ponieśliśmy przez nią wiele strat i ofiar. Czy możemy dziś przyjąć, że był to trud i wysiłek daremny? I wyrzucić jego owoce w błoto? Nic nie jest w stanie wyrzucić Litwy z naszego organizmu narodowego, usunąć jej z naszej świadomości i wykreślić 600 lat z naszej historii. Czy nam się to podoba, czy nie, polska Litwa jest częścią nas. Wywodzimy się nie tylko z czasów piastowskich. Tak jak nie możemy wykreślić z naszego życia narodowego Wielkopolski, Małopolski, Mazowsza, Pomorza i Grodów Czerwieńskich, tak jak nie mogliśmy wykreślić i w istocie nigdy nie wykreśliliśmy Śląska, tak nie możemy wykreślić Wilna, Wileńszczyzny i innych trwałych i niezmiennych pierwiastków pochodzenia litewskiego. Stworzyli nas nie tylko Piastowie. Współtwórcami naszego bytu, poprzez unię polsko-litewską, są także panowie małopolscy, którzy tę unię obmyślili i doprowadzili do skutku, oraz Jadwiga, a także i jej taki mądry i taki w swych decyzjach śmiały i stanowczy małżonek, Jagiełło. GRUNWALD Najważniejszym owocem przeprowadzonej przez panów małopolskich unii z Litwą jest nasza rozprawa z Zakonem Krzyżackim, oraz z reprezentowaną przez ten zakon potęgą niemiecką, której szczytowym momentem jest Grunwald. Szykowaliśmy się do tej rozprawy przez kilka pokoleń, od czasów Łokietka. Owo szykowanie się, owo przygotowywanie się, cierpliwe, dokonywane w ciszy i przez długie lata, a z zaciśniętymi zębami, jest równie zasługującym na dumę faktem naszej historii, jak sama bitwa. Odważne powzięcie przez Łokietka decyzji, że Krzyżacy stali się teraz głównym wrogiem Polski, kazimierzowskie reformy organizacji wojskowej, długoletnia praca nad pomnożeniem polskich sił gospodarczych, a wreszcie ocena panów małopolskich, że trzeba połączyć siły polskie z Litwą i wcielenie tego ich wniosku w życie — wszystko to było przygotowaniem się polskiego narodu do tej wielkiej rozprawy. Godzina tej rozprawy wreszcie nadeszła. Było to w roku 1410, a więc w 24 lata po ślubie Jadwigi z Jagiełłą — to znaczy Polski z Litwą — a w 11 lat po śmierci Jadwigi. Polska nie spieszyła się do tej rozprawy — a widać nie spieszyli się i Krzyżacy; obie strony chciały się lepiej przygotować. I dlatego dyplomatyzowały, prowadziły starcia wojenne mniejszej skali, lub podtrzymywały pokój. Niemiecki autor (Brandenburger) pisze: „Zakon był wciąż pierwszą potęgą militarną w Europie — jedyną, która mogła przeprowadzić mobilizację w ciągu czternastu dni — wyposażoną znakomicie w artylerię, zaprawioną w długotrwałych kampaniach. Polacy i Litwini musieli więc starać się wyrównać niższą jakość swych sil liczebną przewagą". Inne państwa europejskie nie posiadały wówczas takich, jak Krzyżacy, armii, zorganizowanych przez rząd centralny i podlegających mu. Ale także i Polska posiadała wtedy jedną z najpotężniejszych w Europie sil zbrojnych. I siły jej wcale nie były tak znów gorsze od krzyżackich. Polski historyk (Otton Laskowski) oblicza, że w bitwie grunwaldzkiej brało udział jakieś 25 do 27 tysięcy Polaków i 16 do 19 tysięcy Litwinów. Można to porównać z jedną z największych bitew w historii zachodniej Europy owych czasów, Crćcy w 1346 roku, w której wzięło udział 14 000 Francuzów i tyluż Anglików. Wojsko krzyżackie pod Grunwaldem liczyło około 31 000 żołnierza, ale było lepiej uzbrojone od polskiego i tym bardziej od litewskiego. Krzyżacy zostawili w głębi kraju większe odwody niż Polacy. 168 Jak pisze inny polski historyk (Bobrzyński) „Żadne z ówczesnych państw Europy nie było w stanie z taką siłą zbrojną do walki wystąpić, bo rozprźężony feudalizm osłabiał ich wojenną organizację. (...) Tylko Polska i Zakon Krzyżacki stanowiły (...) wyjątek. Oba te państwa nie znały feudalizmu, a gotując się od stu lat do śmiertelnego boju, zorganizowały się tak, ażeby w danej chwili wszystkie siły postawić na kartę". „Wojna zaczęła się najazdem krzyżackim na Ziemię Dobrzyńską; wojska krzyżackie wspomagane były przez liczne kontyngenty posiłkowe i zaciężne z głębi Niemiec, w których skład wchodzili Niemcy, Austriacy, Szwajcarzy, Czesi i Morawianie, oraz Ślązacy (...) i Zachodni Pomorzanie. (...) Wojska Jagiełły dzieliły się na dwie armie: koronną, dowodzoną przez Zyndrama z Maszkowic, w której skład prócz wojsk polskich, wchodził również kontyngent mazowiecki (...) i zaciężne oddziały czeskie (...), oraz litewską, dowodzoną przez Witolda, w której skład, prócz sił litewskich i ruskich wchodził również kontyngent Tatarów, niedawno osiedlonych przez Witolda na Litwie i będących litewskimi poddanymi (...). Po stronie polskiej brały udział w wojnie i siły wołoskie (rumuńskie). Zręcznie przeprowadzone operacje sił jagiełłowych sprawiły, że koncentracja tych sił, a przede wszystkim połączenie — w dniach 30.VI - 2.VII pod Czerwińskiem nad Wisłą armii koronnej z armią litewską, udały się bez przeszkód ze strony krzyżackiej. Armia Jagiełły uderzyła całą swą skupioną silą w samo centrum kraju krzyżackiego, maszerując prosto na Malbork. Po drodze, w dniu 12 lipca, zjawiło się w obozie jagiełłowym poselstwo od cesarza Niemiec, Zygmunta Luksemburczyka, przynosząc Polsce wypowiedzenie wojny od tego ostatniego. Nie tylko faktycznie, ale i formalnie, Polska znajdowała się w stanie wojny z całym narodem niemieckim. Na błoniu między wsiami: Grunwaldem, Stymbarkiem (Tannenberg) i Ludwikowem armia niemiecka (...) zagrodziła jej drogę. W dniu 15 lipca 1410 roku obie armie, stanowiące zmasowaną, jak na warunki średniowieczne < totalnie > dla «< wielkiej wojny > zmobilizowaną siłę niemczyzny i państwa polsko-litewskiego (...) starły się ze sobą. Bitwa ta, nazywana przez nas bitwą pod Grunwaldem, a przez Niemców bitwą pod Tannenbergiem — bez wszelkiej wątpliwości będąca najważniejszą bitwą w naszej tysiącletniej historii i stanowiąca tej naszej historii punkt kulminacyjny — była naszym totalnym zwycięstwem. Mimo długiego ważenia się jej losów, mimo załamywania się szyków litewskich i pierzchnięcia Litwinów (którzy dopiero w końcowej fazie bitwy wrócili z powrotem do akcji) zakończyła się ona całkowitym okrążeniem resztek armii krzyżackiej ' Jej zupełnym zniszczeniem. Wódz krzyżacki, wielki mistrz Ulryk von Jungingen, wraz z całą kapitułą Zakonu i z kwiatem niemieckiego rycerstwa, Polegli. Wszystkie bez wyjątku sztandary krzyżackie wpadły w ręce zwycięzców. Droga do Malborka stała otworem. Król Władysław Jagiełło okazał się największym w naszych dziejach zwycięzcą i wodzem. Jak twierdzą najnowsze badania, poległo pod Grunwaldem 18 000 żołnierzy i dowódców krzyżackich, a 15 000 dostało się do niewoli. (Długosz twierdzi, że poległo 50 000, a 40 000 zostało wziętych do niewoli). Rozmiary 169 katastrofy były dla Zakonu tym straszliwsze, że utraci! on ca!ą swą elitę kierowniczą, wszystkie swe najtęższe głowy, swych wodzów, polityków, administratorów, dyplomatów, którzy wszyscy legli pokotem na grunwaldzkim błoniu. Nie sposób wprost objąć myślą ogromu konsekwencji grunwaldzkiego zwycięstwa. Wprawdzie po tym zwycięstwie Polska musiała długo jeszcze z Krzyżakami walczyć; wiele jeszcze musiało być stoczonych wojen, zanim zarówno zagrabione Łokietkowi Pomorze wróciło do Polski, jak i zanim na wieży malborskiego zamku zawisnął polski sztandar królewski; utraciwszy swą silę zaczepną, Krzyżacy długo jeszcze okazali się zdolnymi do skuteczenej obrony. Ale pozycja Państwa Krzyżackiego jako pierwszej we wschodniej połowie Europy potęgi, oraz jako bazy wypadowej, z której parła niemiecka ekspansja (...) została przez Grunwald nieodwołalnie złamana."* Nie będę tu opisywał samego przebiegu bitwy. Każdy Polak, który czyta! „Krzyżaków" Sienkiewicza, zna sienkiewiczowski, oparty na Długoszu jej opis. Wymienię tylko jej dwa momenty, szczególnie przejmujące. Przed rozpoczęciem bitwy całe polskie wojsko odśpiewało chórem pieśń „Bogurodzica", ten najstarszy nasz hymn narodowy, ułożony, jak tradycja mówi, przez świętego Wojciecha, a więc jeszcze za Mieszka, czy też za Bolesława Chrobrego. A w pewnej chwili, gdy wprowadzone zostały do bitwy szeregi polskiej, złożonej z chłopów piechoty, ruszyły one do ataku, rytmicznie odmawiając modlitwę: — Zdro-waś Ma-rio, !as-kiś pel-na! Nie tak dawno temu żywiono w Polsce wątpliwości co do tego, kto z polskiej strony bitwą grunwaldzką dowodził. Byli tacy, co wyrażali przypuszczenie, że zwycięskim wodzem był litewski książę, syn Kiejstuta, Witold. Najnowsze badania historyczno-wojskowe wykazują, że „istotnym wodzem, — istotnym mózgiem kierowniczym — zarówno w bitwie grunwaldzkiej, jak w świetnych operacjach, które ją poprzedziły, takich jak koncentracja i połączenie wojsk pod Czerwińskiem, — był Jagiełło".* Przebywał on w pewnej odległości od samego boju, podobnie jak dowódcy dzisiejsi, ale bitwą kierowa!. Znaczenie bitwy grunwaldzkiej w pełni doceniają Niemcy. Niemiecki kanclerz (premier) książę Bernard Biilow, który rządził Niemcami w latach 1900-1909, a więc na krótko przed wybuchem pierwszej wojny światowej, napisał o Grunwaldzie, że była to „największa klęska, jakiej naród niemiecki w swoich dziejach doznał". General Beck, szef sztabu generalnego armii niemieckiej w okresie przed wybuchem drugiej wojny światowej, powiedział: „Grunwald — to jest taka dziwna bitwa, która sama jedna zdołała na lat pięćset zmienić bieg dziejów i przekształcić oblicze Europy".* • Cytata z innej mojej książki. • Tamże. • Wypowiedział on te słowa jesienią 1938 roku w czasie manewrów wojskowych niemieckich w Prusach Wschodnich, w przemówieniu do grupy attache wojskowych innych państw. Słyszał to przemówienie ówczesny zastępca polskiego atlache wojskowego w Berlinie, major Władysław) Steblik, od którego to wiem i który informacje tę potwierdził mi na piśmie. 170 Zwycięstwo polskie pod Grunwaldem położyło na szereg wieków kres ekspansji niemieckiej na wschód. Jakie były wówczas możliwości tej ekspansji? Gdyby Krzyżacy bitwę grunwaldzką wygrali, byliby z pewnością podbili, lub podporządkowali sobie zarówno Polskę, jak całe państwo litewskie. A pamiętajmy, że Litwa sięgała wówczas do Morza Czarnego, oraz w pobliże Moskwy. To tak daleko sięgnęłaby wtedy od razu ekspansja niemiecka. Ale nie koniec na tym. Po pokonaniu Polski i Litwy Krzyżacy byliby niewątpliwie zaraz potem podbili rozległe i bogate, ale militarnie słabe, mające ustrój republikański, politycznie pod wielu wzgłedami rywalizujące z Moskwą, pólnocnorosyjskie państwo Nowogrodu. A państwo to sięgało do Morza Białego, oraz swymi północnymi posiadłościami poza Ural, na ziemie, będące dziś częścią Syberii. To takie możliwości Krzyżacy utracili, przegrywając bitwę pod Grunwaldem. Nie jest wcale przesadą stwierdzenie, że podporządkowawszy sobie Polskę i Litwę i wcieliwszy ich siły do własnych swoich siJ, Niemcy mieli szansę rozprawić się w końcu z Moskwą i pomaszerować nie tylko do Wołgi i Uralu na całej jego długości, ale i dalej, choćby do Władywostoku i na Kamczatkę. Pomaszerować jednym słowem dużo dalej, niż się to w latach drugiej wojny światowej udało Hitlerowi. To znaczy dotrzeć do brzegów Oceanu Spokojnego. I dziwić się tu, że Niemcy nienawidzą Polski, która im takie perspektywy zniszczyła! Od razu po klęsce grunwaldzkiej Krzyżacy rozpoczęli w całej zachodniej Europie uporczywą propagandę, usiłującą przedstawić bitwę grunwaldzką jako zwycięstwo barbarzyństwa nad cywilizacją, oraz pogaństwa nad chrześcijaństwem. Bo przecież Litwa jest krajem pogańskim, tylko pozornie na chrześcijaństwo nawróconym, a król polski, Jagiełło, jest w istocie ukrytym poganinem; a w dodatku, pomagali Polakom w tej bitwie Tatarzy. Ale nie miało to znaczenia: ważne było to, że Polska okazała się potężna i odniosła zwycięstwo, oraz to, że Litwa rzeczywiście stała się krajem chrześcijańskim. Co do twierdzenia, że wspomagali Polskę Tatarzy, była to nieprawda. Świat tatarski Polski nie wspomagał. Uczestniczyła w bitwie pod Grunwaldem tylko garstka (wedle Długosza 300) Tatarów, poddanych Jagiełły i wcale przez Ordę tatarską nie przysłanych. Także nieprawdą jest twierdzenie, wysuwane czasem dzisiaj, że to nie Polska, lecz solidarnie działająca Słowiańszczyzna Niemców pod Grunwaldem pobiła. Polska przez żadne państwo słowiańskie wspierana nie była. Oddziały czeskie pod wodzą słynnego Żiżki — to były oddziały zaciężne. A Smoleńszczanie (trzy chorągwie pod wodzą księcia Jerzego Lingwenowicza), którzy się dobrze pod Grunwaldem spisali, to byli wprawdzie Rosjanie, ale nie przysłały ich ani Moskwa, ani Nowogród. Smoleńsk należał wtedy do Litwy — i byli to żołnierze armii litewskiej. Po bitwie, wojska polskie pomaszerowały pod Malbork i obiegły go. Krzyżacy jakoś zebrali swe pozostawione na tyłach siły, ochłonęli z kłeski i bronili się dzielnie. Nowe posiłki napłynęły Krzyżakom z Niemiec Zachodnich, Zygmunt Luksemburczyk, zarazem król niemiecki (wkrótce cesarz) oraz król węgierski, uderzył na Polskę od południa, od strony Węgier. Prowincja krzyżacka w Inflantach (na Łotwie) wystawiła świeże siły i siły te, Poprzez Żmudź, wkroczyły do Prus od północy, odcinając Witolda od Litwy 171 i szachując armię polską, oblegającą Malbork. Wojska moskiewskie, w porozumieniu z chanem tatarskim, zaatakowały Litwę od wschodu. Wobec tego Witold ze swoją armią odstąpił od oblężenia Malborka i poprowadził tę armię okrężną drogą przez Kujawy do domu na Litwę. Wobec tego także i Jagiełło poczuł się zmuszonym zaniechać dalszego oblężenia Malborka. W tych warunkach doszło w dniu 1 lutego 1411 roku, w pól roku po bitwie grunwaldzkiej, do zawarcia polsko-krzyżackiego pokoju. Zawarto go w Toruniu. Był to tzw. pierwszy pokój toruński. Nie zwrócił on Polsce Pomorza, ani innych ziem. Tylko Litwa odzyskała będącą pod krzyżackim zaborem Żmudź. Teraz dopiero, w roku 1411, nastąpiła chrystianizacja Żmudzi, oraz założenie przez Witolda żmudzkiego biskupstwa w Miednikach. Był to więc pokój, oparty pod względem terytorialnym w dużym stopniu na utrzymaniu stosunków przedwojennych. „Panującą w Polsce opinią jest, iż pierwszy pokój toruński był zmarnowaniem zbrojnego zwycięstwa, odniesionego na błoniu grunwaldzkim. (...) Pogląd ten jest jednak w znacznym stopniu przesadą. Niezniszczenie państwa zakonnego, oraz nieodzyskanie przez Polskę Pomorza, a więc wyjście przez Polskę z wojny grunwaldzkiej z pustymi rękoma, nie było rezultatem wzmocnienia się Zakonu, lecz rezultatem rozgrywki polsko-litewskiej. Litwa, to znaczy Witold (...) nie życzyła sobie nadmiernego wzrostu polskiej potęgi i pragnęła utrzymać Zakon przy życiu, jako przeciwwagę dla niej i jako czynnik, zmuszający Polskę do zachowywania z Litwą dobrych stosunków. Pozostawienie Pomorza przy państwie zakonnym nie jest rezultatem ani siły Krzyżaków, ani słabości Polski wobec tych ostatnich, lecz rezultatem polityki litewskiej. (...) Nie znaczy to zresztą, by Polska wyszła z grunwaldzkiej < wielkiej wojny > bez korzyści. Jej główną korzyścią było złamanie raz na zawsze potęgi krzyżackiej i zajęcie, pomimo odroczenia odzyskania Pomorza na później, stanowiska przodującego w tej części Europy mocarstwa, górującego zarówno nad Krzyżakami, jak i nad dążnościami separatystycznymi Litwy".* ?i: • ??•??. ?'M. Cytata z innej mojej książki. RZĄDY JAGIEŁŁY W POLSCE Jagiełło królował w Polsce 48 lat (1386-1434), a więc prawie pół wieku. Dożył około 83 lat. Panowie małopolscy dokonali wielkiego osiągnięcia: usadowili na polskim tronie nie chwilowo, lecz trwale, nową dynastię. Ta nowa dynastia, to nie było tylko owe pół wieku panowania Jagiełły, ale to było dalszych jeszcze 138 lat panowania w Polsce (do 1572 roku) jego dwóch synów, jego trzech wnuków i jego prawnuka. Po kądzieli, potomkami tej samej dynastii byli też Wazowie, którzy, obejmując tron już w systemie elekcyjnym, panowali w Polsce, po krótkiej przerwie, jeszcze przez 81 lat (1587-1668). Panowanie Jagiełły jest w historii pamiętne z powodu dwóch przede wszystkim osiągnięć: uczynienia Litwy krajem chrześcijańskim, oraz złamania potęgi Zakonu Krzyżackiego przez zwycięstwo pod Grunwaldem. Ale do tych dwóch osiągnięć dzieje panowania Jagiełły się nie ograniczają. Trzeba tu wymienić też i inne jego osiągnięcia i zmagania, także i niektóre jego niepowodzenia. Przedmiotem stałej troski Jagiełły była sprawa Litwy. Jagiełło miał na Litwie wielu wrogów i rywali. Wstąpienie na tron polski ogromnie jego stanowisko wobec tych jego rywali wzmocniło, ale to nie znaczy.by ci rywale znikli. . Pierwotnie, przeciwnym wobec Jagiełły obozem był obóz jego stryja, Kiejstuta, wyraziciela idei wierności tradycjom pogańskim Litwy. Jagiełło był synem Olgierda, ochrzczonego w wierze prawosławnej i zdobywcą rozległych obszarów ruskich, uważającego państwo litewskie za kraj, który wymaga wielkiej reformy i gruntownej przebudowy. W chwili unii krewskiej i wstąpienia Jagiełły na tron polski, Kiejstut już nie żył. Żył jednak jego niezwykle uzdolniony syn, Witold. Żył on do roku 1430, a więc umarł tylko o 4 lata wcześniej niż Jagiełło. Był on przez całe życie wielkim rywalem Jagiełły, to walczącym z nim w sposób zawzięty, to zawierającym z nim kompromisy i popierającym go przeciwko jakimś stronom trzecim. Walka z Witoldem, oraz polityka ułożenia sobie jakoś z nim stosunków, wypełniała, obok innych wielkich zadań, większą część lat Panowania Jagiełły. Podstawowy spór polityczny między Jagiełłą a Witoldem miał inną już treść niż spór między ich ojcami: Olgierdem a Kiejstutem. Jagiełło oświadczył w akcie unii krewskiej, że wciela Litwę do Polski, a powtórzył to w akcie unii horodelskiej w 28 lat później. Witold był bojownikiem zachowania 173 odrębności państwa litewskiego i zmierzał do tego, by zostać władcą tego państwa. . * ? To nie znaczy, by Jagiełło chciał unicestwić swą ojczyznę Litwę. z,e się o swój naród troszczył, dowodzi to, że sam, osobiście przełożył na język litewski katolickie modlitwy, Ojcze nasz i Wierzę w Boga, a więc położył pierwszą podwalinę pod przyszły rozwój języka litewskiego jako jednego z języków cywilizowanej, chrześcijańskiej Europy. Dowodzi także i to ze czyniąc swój naród narodem katolickim, położył tamę niebezpieczeństwu rozpłynięcia się tego narodu w Rusi, a więc wyodrębnił ten naród od reszty ludności olbrzymiego, ówczesnego litewskiego państwa, stającego się juz coraz bardziej państwem prawosławnym i ruskim. To raczej on, niz Witold, był kontynuatorem polityki Kiejstuta: był obrońcą szczepu litewskiego, choć rozumiał, że obrona pogaństwa jest sprawą przegraną i że trzeba oprzeć odrębność Litwy od litewskiej Rusi na czymś innym niz pogaństwo mianowicie na katolicyzmie, religii zachodniej Europy. Jeżeli istnieje dziś naród litewski o wyraźnie zarysowanym obliczu i z własnym językiem literackim, jest to jego zasługą. Rozumiał on także, że państwo litewskie, sięgające do Morza Czarnego i w pobliże Moskwy, pozostawione same sobie, stanie się nieuchronnie i dość szybko państwiem ruskim, i ze jeśli szczep litewski ma nadal nad tym przez podbój zbudowanym, olbrzymim państwem panować, musi on na jakiejś mocniejszej sile się oprzeć - a taką siłą me niosącą dla Litwy bezpośredniego niebezpieczeństwa zagłady, jest Polska. Programem Witolda była niezależność państwa, posiadającego warstwę rządzącą, złożoną z członków niezbyt licznego pleimema, nad którym główna masa ludności górowała kulturalnie. Był to program w istoc.e niewykonalny. Natomiast wsparcie tego małego, panującego plemienia przez potęgę polską było rozwiązaniem mającym cechy realne. Związek z Polską ura owa państwo litewskie przed rozleceniem się lub calkow.tym zruszczen.em i pozwolił mu przetrwać w pewnej postaci i zachować swą oryg.naIną indywidualność aż do końca wieku XVIII, a jako tradycja, az po w dwudziesty. Za czasów Jagiełły jeszcze nie zanosiło się na to, ze si "^ warstwa rządząca spolszczy. Inna kwestia, że to po paru P°k°leJac" nastąpiło - i pociągnęło za sobą spolszczenie się na L.tw.e także, go nej i średniej warstwy ruskiej. Ale Jagiełło zapewne tego nie Przewidywał do tego nie dążył. Bronił on warstwę rządzącą litewska, oraz lud litewski przea niebezpieczeństwem bezpośrednim: przed rozpłynięciem się w Rusi. i a i przed germanizacją. Bo ze strony Krzyżaków groził Litwie me tylko podbo i eksterminacja na modłę pruską, ale także i to, że może pojawi się na Litw program oparcia się Litwy o Krzyżaków (były chwile, gdy Witold sktan się do takiej myśli) i wynarodowienie się górnej warstwy litewskiej, a i i ludu na rdzennej Litwie w sposób o wiele szybszy, n.ż to się stało w wy oparcia się o Polskę. Z punktu widzenia litewskiego, rezultat 1™™*™ - choć zapewne nie było to ani jego programem ani jego P - był dwojaki. Górna warstwa litewska się spolszczyła, c wieki zachowała w obrębie polsksości charakterystyczną >ny^erna odrębność, a Litwa etniczna uratowała się od zagłady jako żywotna i swoim tradycjom, odrębna narodowość. Natomiast, gdyby polityka 174 okazała się była zwycięską, nie pozostałoby po Litwie śladu. Jej okolice ruskie zostałyby wchłonięte przez Rosję i Rosja kulturalnie i etnicznie dość szybko dotarłaby do Niemna i Bugu, a Litwa etniczna uległaby zagładzie, zmieciona przez Niemców, a częściowo również wchłonięta przez Ruś. W wyniku unii z Polską dokonała się z państwem litewskim rzecz jedyna w swoim rodzaju, dająca się porównać tylko z jednym w dziejach przykładem podobnego procesu przemiany: z losem państwa macedońskiego z górą dwa tysiące lat temu. Aleksander Macedoński (356-323 przed Chrystusem), przywódca plemienia macedońskiego, podbił, idąc w ślady zdobyczy swego ojca Filipa, Grecję, Egipt, Syrię i Persję i utworzył wielkie państwo macedońskie, które przetrwało potem, podzielone na kilka członów, przez kilka wieków. W państwie tym nie panowała jednak kultura macedońska: państwo to stało się terenem rozszerzenia się kultury greckiej oraz języka greckiego. W podobny sposób jagiellońska i pojagiellońska Litwa stała się terenem rozszerzenia się nie kultury litewskiej, bo taka nie istniała, ale kultury i języka polskiego. Witold, wkrótce po śmierci swego ojca Kiejstuta, sprzymierzył się w roku 1383 z Krzyżakami i przy ich pomocy walczył z Jagiełłą, ale w następnym, 1384 roku pogodził się z Jagiełłą i z ramienia Jagiełły najechał ziemie krzyżackie, docierając aż do Kwidzyna. W latach 1385-1386 popierał Jagiełłę w jego dążeniu do uzyskania polskiego tronu i do związania Litwy unią z Polską. Jagiełło, przebywając jako król polski głównie w Krakowie, mianował swego brata Skirgiełłę wielkorządcą Litwy — a Witold poczuł się dotknięty, że to nie on tym wielkorządcą został i połączył się znowu z Krzyżakami, którzy dwukrotnie, bezskutecznie zresztą, Litwę razem z nim najechali i w roku 1391 obiegli Wilno, bronione przez wiernych Jagiełłę mieszczan i przez posiłki polskie. W roku 1392 Witold znowu pogodził się z Jagiełłą. Ugoda nastąpiła w Ostrowie pod Lida, gdzie się Jagiełło i Witold ze sobą spotkali. Ugodą tą Jagiełło przyznał Witoldowi wielką, polityczną rolę: powierzył mu władzę nad cała Litwą w charakterze wielkiego księcia. Witold nosił odtąd aż do śmierci tytuł Magnus Dux Lithuaniae (Wielki Książę Litwy), Jagiełło zachował natomiast tytuł Supremus Dux Lithuaniae (Najwyższy Książe Litwy). Jak Pisze polski publicysta (St. Mackiewicz) „było to coś w rodzaju: pogódźmy s)e» ty będziesz rządził Litwą, ale będziesz mnie słuchał". Oraz: „Pogodzenie Slc Witolda z Jagiełłą była to zgoda pomiędzy tradycjami Kiejstuta i tradycjami Olgierda". Ale było to i coś jeszcze: było to pogodzenie się Jagiełły z tym, że idea „wcielenia" Litwy do Polski napotyka trudności i uznanie Przez Jagiełłę tego, że Litwa, — cała Litwa wraz z ziemiami ruskimi — jest rCbnym państwem, tyle tylko, że od Polski zależnym. Witold prowadził Po w"? Systernatyczn'e politykę umacniania Litwy jako odrębnego państwa: i D H° USUwa* udzielnych książąt z poszczególnych, ruskich dzielnic Litwy Pań P0rząc*kowywał ich ziemie bezpośrednio sobie, to znaczy przebudowywał 2aws Wo litewskie w duchu centralistycznym. Tak zwana unia wileńska, wedl W ro^u 1401, zmieniła dotychczasowy stosunek Litwy do Polski: wi'eń ^.owy krewskiej (1386) Litwa była do Polski wcielona, ale wedle unii leJ. stworzona została unia jakby dwóch odrębnych Dańst stworzona została unia jakby dwóch odrębnych państw. 175 Natomiast w akcie unii horodelskiej (1413) Jagiełło znowu powtórzył — i to przy pomocy siedmiu czasowników — zasadę wcielenia Litwy do Polski. Unia ta była rezultatem wzmocnienia Polski w stosunku do Litwy przez zwycięstwo grunwaldzkie (w którym Witold przykładnie uczestniczył jako wódz armii litewskiej). Ustanowiła ona ścisły związek Litwy z Polską, wprowadziła na Litwę szereg polskich urządzeń, dała Litwinom szereg praw na wzór polski. Aktem tej unii 48 rodów magnackich polskich, wymienionych imiennie, nadało herby własne i prawa rodowe 48 rodom magnackim Litwy wyznania rzymsko-katolickiego, też wymienionym imiennie, tym sposobem łącząc przodującą warstwę społeczną rdzennej Litwy z warstwą rządzącą w Polsce. Obok szeregu postanowień praktycznych akt unii horodelskiej — a raczej trzy akty, gdyż osobne akty wystawili „panowie" polscy, „panowie" litewscy oraz łącznie Jagiełło i Witold — zawiera następującą deklarację prałatów, magnatów i szlachty polskiej: „Nie dozna łaski zbawienia, kto się na miłości nie oprze. Miłość jedna nie działa marnie: promienna sama w sobie, gasi zawiści, osłabia urazy, daje wszystkim pokój, łączy rozdzielonych, podnosi upadłych. Gładzi nierówności, prostuje krzywizny, wspiera każdego, nie obraża nikogo: ktokolwiek się schroni pod jej skrzydła, znajdzie się bezpiecznym i nie ulęknie się niczyjej groźby. Miłość tworzy prawa, rządzi królestwami, zakłada miasta, a kto nią pogardzi, ten wszystko utraci. Dlatego też my wszyscy zebrani, prałaci, rycerstwo, szlachta, chcąc spocząć pod puklerzem miłości i przejęci pobożnym ku niej uczuciem, niniejszym dokumentem stwierdzamy, że łączymy i wiążemy nasze domy i rody, nasze rodziny i herby". Jak widzimy, akt unii horodelskiej opierał związek Litwy z Polską na podstawach nie tylko wspólnego interesu, ale i przyjaźni, a nawet więcej jeszcze: miłości. Powiedziano z tego powodu, że akt ten przypomina bardziej listy św. Pawła niż dokumenty dyplomatyczne* Mimo unii horodelskiej, Witold w dalszym ciągu dążył do oderwania Litwy od Polski. Najjaskrawiej przejawiło się to w roku 1429. Intrygę, zmierzającą do zerwania unii polsko-litewskiej przeprowadził cesarz Zygmunt Luksemburski. Na zwołanym do Łucka na Wołyniu zjeździe, poświęconym pozornie sprawie obrony przed Turcją, Zygmunt zdołał jakimś sposobem • Warto jednak przytoczyć tu także i najważniejszy punkt o znaczeniu politycznym z oświadczenia Jagiełły i Witolda: . . . _„_;„ Ponieważ w tym momencie, gdy pod natchnieniem św. Ducha, a po przyjęciu i uznaniu światłości wiary katolickiej, włożyliśmy koronę Królestwa Polskiego, to dla upowszechnienia religii chrześcijańskiej, dla pomyślności i dobra ziem naszych wyżej wymienionych Litwy, myśmy te ziemie, z dobrami i majętnościami do nich przynależnymi, przyłączyli, przyswoili, wciem, dołączyli, zjednoczyli, przydali, związali z naszym wymienionym wyżej Królestwem P01SK'" ' w porozumieniu jednomyślnym nas obu, oraz naszych pozostałych braci, jak tez za zgo 4 wszystkich dostojników, szlachty, wielkich (magnatów) i bojarów tej właśnie ziemi "'ewsKiej. tym niemniej, chcąc, by wymienione ziemie Litwy, wobec napaści wrogów ich, oraz Knowa Teutonów i ich sprzymierzeńców, jak też wszystkich innych wrogów, którzy usiłują zniszczy te ziemie Litwy, oraz Królestwo Polskie i zamyślają ich rozbicie, otrzymały od nas pewno, , bezpieczeństwo i lepszą opiekę; te właśnie ziemie, jakie posiadaliśmy zawsze do dnia dzisiejszej! i jakie posiadamy nadal w pełni władzy, mając je od naszych przodków prawem pochodzeń jako prawowierni władcy, po otrzymaniu zgody i potwierdzenia dostojników, szlachty i bojaru , ponownie je wcielamy, przyswajamy, jednoczymy i dołączamy na zawsze do wymienione* 176 __w związku ze sprawą husycką w Czechach — skłonić Jagiełłę do zgodzenia się na koronację Witolda na króla Litwy. Energii panów małopolskich udało się zamiar ten udaremnić. Jagiełło pod ich naciskiem opuścił Łuck i zgodę swą cofnął. Poselstwo cesarskie, wiozące od cesarza koronę królewską na Litwę, zostało przez Polskę po drodze zatrzymane. Witold musiał z planów swoich zrezygnować, a w roku następnym, jako człowiek około 78-letni, umarł. Godność wielkoksiążęca wróciła do Jagiełły. Ale mianował on nowego wielkiego księcia litewskiego w osobie swego brata Świdrygiełły. A ten, jak się okazało, miał te same ambicje, co Witold. Poparty przez Krzyżaków i przez cesarza Zygmunta, wszczął w roku 1431 przeciw Polsce i przeciw Jagiełłę otwarty bunt. Stało się to dla Krzyżaków dobrą sposobnością do ponownego zaatakowania Polski. Muszę tu powrócić do dziejów stosunków polsko-krzyżackich po Grunwaldzie. Nowa wojna polsko-krzyżacka wybuchła już w roku 1414, w cztery lata po Grunwaldzie. Szlachta chełmińska pod władzą krzyżacką stanęła jawnie po stronie polskiej, wojska polskie dotarły aż do morza, ale twierdz zdobyć nie zdołały. Wojnę zakończył rozejm w Brodnicy. Nowa wojna wybuchła w roku 1419, ale też nie przyniosła rozstrzygnięcia. Witold sprawił razem ze swoim stronnikiem, biskupem Jastrzębcem w Poznaniu, że Polska zbliżyła się do cesarza Zygmunta Luksemburczyka i oddała mu — zamiast papieżowi — do rozjemczego rozstrzygnięcia spór z Krzyżakami. Luksemburczyk nawet sie nie próbował zapoznać ze sprawą i w roku 1420 wydał we Wrocławiu stronniczy wyrok, przyznający Pomorze i Żmudź Krzyżakom. Polska odrzuciła ten wyrok jako wydany nieformalnie. Wyłoniła się stąd nowa wojna, zakończona pokojem nad jeziorem Melno (1422), którego mocą Krzyżacy oddali Polsce Nieszawę, oraz uroczyście zrzekli się Żmudzi, to znaczy obszaru, mogącego stanowić pomost między częściami pruską i inflancką państwa krzyżackiego. Tak więc wojna polsko-krzyżacka 1431 roku, spowodowana przez bunt Świdrygiełły i poparta przez cesarza Luksemburczyka nie była w stosunkach pogrunwaldzkich niczym nowym. Krzyżacy najechali Kujawy, Ziemię Królestwa Polskiego i postanawiamy, że ziemie te ze wszystkimi majętnościami, księstwami, dzielnicami, obwodami i przynależnościami z tytułu wszystkich uprawnień, są przyłączone na zawsze i nieodwołalnie i niepodzielnie do Korony Królestwa Polskiego". W świetle powyższego tekstu trudno zrozumieć, jakim sposobem niektórzy historycy (Wielhorski) uważają, że „przecież wszystkie, zastosowane w tym przypadku określenia znajdowały przed 500-set laty inne zrozumienie i dawały inny wyraz praktyczny, niż to się dzieje we współczesnych stosunkach międzynarodowych. W rzeczywistości nie znaczyły one nic innego, jak tylko to, że król Polski zostaje suwerenem najwyższym ziem litewskich z tytułem "*Zwierzchniego Księcia Litwy >. (...) Był to przeto w praktyce związek międzypaństwowy tylko personalny. Osoba monarchy polskiego łączyła oba państwa. Natomiast w praktyce Polska i Litwa żyły w wieku XV życiem własnym, zgolą odrębnym". Co się stało w praktyce, to jest inna sprawa. Ale w intencji, Jagiełło wcielił aktem horodelskim Litwę do swego polskiego królestwa, a Witold, a także i litewscy panowie, to uznawali. Stwierdzę tu przy okazji, że wymienianie obok siebie dwóch lub więcej synonimów (wyrazów o podobnym lub tym sarrlym znaczeniu) było w średniowiecznym stylu wyrazem dążności do wypowiedzenia danej rzeczy ze szczególną siłą i z pomnożonym naciskiem. —Hist. Nar. Poi., t. I 177 Dobrzyńską i Wielkopolskę, spalili 24 miasta i 1000 wsi, stałym swoim zwyczajem wycinali w pień polską ludność, aby „wytępić polskie plemię", a tłumy polskich kobiet pędzili — nago — w niewolę. Najazd krzyżacki zosta! jednak skutecznie odparty. Polskie wojska pobiły Krzyżaków w bitwie pod Nakłem, a na Litwie, w bitwie pod Wiłkomierzem nad rzeką Świętą, stoczonej przy pomocy Polaków przez mianowanego przez Jagiełłę wielkim księciem Litwy Zygmunta Kiejstutowicza, zupełnego pogromu doznały wojska Świdrygiełły i wspierająca je armia krzyżacka z Inflant, przy czym polegli w tej bitwie wodzowie zarówno tej armii, jak w ogóle inflanckiego krzyżactwa, Kerksdorf i Nesselrode. Było to już w rok po śmierci Jagiełły, gdy sprawowała w Polsce rządy regencja panów małopolskich za małoletniości jagiełłowego syna, Władysława, późniejszego Warneńczyka. Wojnę tę zakończył w 1435 roku pokój w Brześciu Kujawskim. O szczególnie brutalnym i okrutnym najeździe krzyżackim z roku 1431 w łączności z buntem Świdrygiełły warto jeszcze wspomnieć, co następuje. Paweł Włodkowic, o którym jeszcze będę mówić niżej, przebywający w owej chwili w Padwie we Włoszech, napisał stamtąd list do kanclerza Oleśnickiego, w którym wystąpił z planem oddania sporu polsko-krzyżackiego, raz jeszcze pod rozstrzygnięcie papieskie, w tym celu, by uzyskać załatwienie sprawy krzyżackiej raz na zawsze, tj. doprowadzić do kasaty Zakonu Krzyżackiego, wepchnąć Zakon w otwarty konflikt z Kościołem, uzyskać nakaz dla poddanych Zakonu wypowiedzenia mu posłuszeństwa i nadać akcji polskiej przeciwko Zakonowi charakter egzekucji wyroków papieskich. W Polsce wołano jednak wyruszyć od razu na wojnę — zwycięską, ale w rezultacie przynoszącą tylko drobne korzyści. Z wydarzeń pod rządami Jagiełły wymienić także należy sprawę czeską. Jeszcze za życia Jagiełły zaczęła się w Czechach rewolucja husycka, o której będę jeszcze mówić. Witold stanął w Polsce na czele stronnictwa, które husytom sprzyjało. Czescy husyci ofiarowali Jagiełłę tron czeski, a gdy Jagiełło zwlekał na to z odpowiedzią, Witold przyjął tę koronę sam i wyprawił do Czech z oddziałem wojska Zygmunta Korybuta jako swego zastępcę. W końcu jednak Jagiełło i Witold opowiedzieli się przeciwko husytom. Był to początek wielkiego zmagania, które toczyło się w Polsce (i nie tylko w Polsce) w latach następnych. Ważnym wydarzeniem dziejowym za życia Jagiełły było starcie Litwy i Polski z potęgą mongolską Tamerlana. Obok państwa Dżyngischana, z którym starliśmy się w roku 1241 (bitwa pod Legnicą); Azja środkowa była miejscem narodzin drugiego jeszcze, potężnego mongolskiego imperium w około sto lat później, którego założycielem był Timur Lang, czyli Timur Chromy, znany w Europie pod nazwą Tamerlana. Żył on w latach 1336-1405, a imperium jego rozciągało sie od Chin do Morza Czarnego. Był to, obok Dżyngischana, jeden z największych okrutników w historii, a imię jego budziło i budzi grozę w całym świecie. Polska jest jedynym poza Rosją krajem europejskim, który zetknął się oko w oko zarówno z imperium dżyngischanowym, jal tamerlanowym, co jest jednym z przejawów roli jej jako kraju i narodu, stanowiącego zaporę, chroniącą Europę przed najazdami 178 azjatyckimi. (Także i Węgry zetknęły się — w roku 1241 — z państwem Dżyngischana, ale nie zetknęły się potem z państwem Tamerlana). Państwo dżyngischanowe rozpadło się z czasem na kilka mniejszych państw, z których jednym była Złota Orda, mająca swoje centrum na stepach za Wołgą. Wojska Tamerlana podbiły Złotą Orde, obalając jej władcę chana Tochtamysza. Tochtamysz zwrócił się o pomoc do Witolda. Witold, mając nadzieję, że tym sposobem podporządkuje Złotą Ordę Litwie, zorganizował przy polskiej pomocy wyprawę, która starła się z wojskami tamerlanowymi w bitwie nad rzeką Worsklą (1399), w której Litwini, Polacy i Tatarzy ze Złotej Ordy ponieśli straszliwą klęskę. Poległ w tej bitwie wybitny polski mąż stanu, jeden z wodzów obozu panów małopolskich, jeden z najwybitniejszych twórców unii polsko-litewskiej, Spytko z Melsztyna, poległo również 74 kniaziów litewskich i ruskich. Witold z trudem uszedł z tej bitwy z życiem. Uratowana reszta ordyńców Tochtamysza znalazła schronienie na Litwie, uzyskując od Witolda, jako polityczna emigracja, prawo azylu, a m.in. prawo zachowania swej wiary. Jej potomkami jest żyjąca po dziś dzień w Polsce i na Litwie garstka muzułmańskich Tatarów, zupełnie spolszczonych, ale zachowujących swą wiarę. „Klęska Witolda nad Worsklą (1399) — pisze polski historyk (Bobrzyński) — nie dozwoliła dążeniu Polski i Rusi litewskiej ku wschodowi dosięgnąć naturalnych swych granic, którymi było Morze Czarne i wielkie stepy, rozgraniczające Europę od Azji". Za czasów Jagiełły dokonał się szereg przemian w ustroju Polski. Najważniejszą z nich był przywilej, wydany w Czerwińsku nad Wisłą w 1422 roku. Ważnym także jest akt „Neminem captivabimus" z lat 1430 i 1433, wydany przez Jagiełłę w Jedlnie i zatwierdzony w Krakowie, w którym król polski zobowiązywał się, że nie uwięzi bez poprzedniego wyroku sądowego żadnego osiadłego szlachcica, z wyjątkiem gwałtownika, podpalacza, mordercy i złodzieja, schwytanych na gorącym uczynku. Akt ten przypomina angielski akt „Habeas corpus" z roku 1679, a więc o z górą 200 lat od polskiego aktu późniejszy, dotąd obowiązujący, który tak samo zobowiązuje króla, że nie uwięzi nikogo bez wyroku sądowego. Różnica między tymi dwoma aktami jest ta, że akt polski dotyczył tylko szlachty, a angielski — wszystkich mieszkańców kraju. Ale różnicę tę tłumaczy odmienność epoki. A Polski akt był tak samo jak angielski wyrazem dążności do panowania prawa i do uniemożliwienia państwowej samowoli, choć na razie dotyczył tylko jednej warstwy ludności. O sprawach ustrojowych będę pisać osobno. 179 POLSKIE A KRZYŻACKIE POJECIE O KRZEWIENIU CHRZEŚCIJAŃSTWA Polska odniosła nad Krzyżakami rozstrzygające zwycięstwo zbrojne pod Grunwaldem. Ale w kilka lat później odniosła nad nimi inne jeszcze, wielkiej miary zwycięstwo, mianowicie w dziedzinie moralnej. Tym zwycięstwem było stoczenie przed forum całej opinii publicznej europejskiej, mianowicie na soborze powszechnym, na który oczy całej Europy i całego Kościoła katolickiego były zwrócone, wielkiej batalii z Krzyżakami na temat stosowanych przez Polskę i przez Krzyżaków metod nawracania pogan — i wykazanie, że to Polska, a nie Krzyżacy ma tu słuszność po swojej stronie. Soborem tym był sobór w Konstancji, mieście na pograniczu Niemiec i Szwajcarii, odbyty w latach 1414-1418, a więc zaczęty w cztery lata po bitwie pod Grunwaldem. Na soborze tym, obok szeregu innych spraw, poruszono sprawę etycznej strony traktowania pogan. Wiązało się to najściślej ze sporem polsko-krzyżackim. Punkt widzenia krzyżacki reprezentował na Soborze niemiecki dominikanin Joannes Falkenberg, „magister świętej teologii i profesor", punkt widzenia polski — czołowy polski teolog i prawnik, rektor krakowskiego uniwersytetu, Paweł Włodkowic (znany także po łacinie jako Paulus Vladimiri). Punktem widzenia krzyżackim było, że pogan należy wycinać w pień, a ich ziemie i majętności zabierać. Punktem widzenia polskim było, że pogan trzeba nawracać. Tę różnicę poglądów ukazywały wyraziście historyczne fakty: Krzyżacy wytępili Prusaków, a radzi by tak samo wytępić Litwinów. Polacy Litwę nawrócili. Krzyżacy twierdzili, że nawrócenie Litwy przez Polskę jest nieszczere, a Polacy, popierając Litwinów i mając w istocie poganina za króla, przestali być narodem chrześcijańskim. Jeszcze przed bitwą grunwaldzką, mianowicie 3 maja 1403 roku, wielki mistrz zakonu krzyżackiego rozesłał list okólny do papieża, cesarza i królów europejskich, w którym stwierdzał, że prawdą jest, że Krzyżacy palą kościoły na Litwie, ale są to tylko chałupy, a nie żadne kościoły, oraz zabijają nawróconych Litwinów, bo nie są to prawdziwi chrześcijanie. To samo powtórzono na Soborze. Włodkowic odpowiedział, że te palone przez Krzyżaków kościoły, chociaż ubogie i wyglądajęce jak chaty, to są jednak prawdziwe kościoły, domy, poświęcone Bogu; przyjdzie czas, że i na Litwie powstaną wspaniałe budynki kościelne, ale na razie Litwa jest na to za uboga. Co się tyczy nawróconych eks-pogan, strona polska sprowadziła na Sobór delegację nawróconych Żmudzinów, by pokazać, że są to przecież ludzie. Na oskarżenie, że są „gorsi jak zwierzęta", odpowiedzieli oni sami: „non sumus bruta (...) sed sumus creatura Dei ad 180 II irnaginem ipsius facti" (nie jesteśmy zwierzęta, lecz stworzenia Boga, uczynione na Jego obraz). Jakim tonem Krzyżacy w Konstancji przemawiali, świadczy ulotka łacińska pt. „Satira", napisana przez Falkenberga i rozrzucona na Soborze. Zawierała ona twierdzenia następujące: „Polacy i ich król są wstrętnymi heretykami (...) i wobec tego nie tylko świeccy książęta, ale i ludzie niższego stanu zasługują na życie wieczne za to, że wyjmą (...) miecz, aby wytępić Polaków i ich króla". „Jest większą zasługą zabijać Polaków i ich króla niż pogan". „Świeccy książęta zasługują na królestwo niebieskie, jeśli (...) podejmą wojnę dla zabijania Polaków i ich króla". „Zapowietrzona zbiorowość polska (pestifera universitas Polonorum), której głową jest Iagyel, jest cała szkodliwa (est tota obnoxia) (...) i dlatego świeccy książęta mają obowiązek wytępić (extinguere) wszystkich Polaków, lub ich część mieczem zemsty (...) i powiesić na szubienicach ich książąt i całą ich szlachtę". „Polacy i ich król zasługują na potępienie wieczne". Falkenberg wystąpił z całą serią rozpraw i przemówień, w których wywodził, że obowiązkiem świata chrześcijańskiego jest prowadzić wojnę podboju i eksterminacji przeciwko poganom dla dobra chrześcijaństwa, oraz zorganizować krucjatę przeciwko niewiernej Polsce. Wywodził także, że Zakon Krzyżacki jest zakonem religijnym, ustanowionym przez cesarza i przez Kościół dla wytępienia pogan i odebrania im tego, co posiadają, a Polacy ośmielają się walczyć z tym Zakonem i przez to sami się stali poganami i zagrożeniem dla Kościoła. Włodkowic odparł twierdzenia Falkenberga także całym szeregiem rozpraw, z których najważniejszą jest „Tractatus de potestate Papae et Imperatoris respectu infidelium" (traktat o władzy Papieża i Cesarza wobec pogan). Treścią tego traktatu jest obrona naturalnych praw pogan i potępienie zarówno polityki tępienia ich, jak nawracania ich siłą. Traktat ten, obok zadania, jakie spełnił na Soborze, stał się początkiem nauki prawa międzynarodowego. Pisma Włodkowica są zarazem sformułowaniem naukowym polskiej doktryny tolerancji. W wielkiej debacie na Soborze Polacy, z Włodkowicem na czele, doprowadzili do tego, że Sobór uroczyście potępił w dniu 4 czerwca 1417 roku poglądy Falkenberga, co papież Marcin V potwierdził osobnym oświadczeniem 10 stycznia 1434 roku. Falkenberg został uwięziony jako heretyk, po czym poglądy swoje uroczyście odwołał. Było to wielkie zwycięstwo moralne Polski nad Zakonem Krzyżackim. W obliczu opinii publicznej chrześcijańskiego świata stwierdzone zostało uroczyście, że to Polska, a nie naród niemiecki ma słuszność w swym ustosunkowaniu się do pogan. Jak pisze polski historyk (Bobrzyński), akcja polska „na Soborze wstrząsnęła zasadniczymi podstawami i posłannictwem Zakonu, dla Polski zaś w opinii Zachodu była drugą grunwaldzką wygraną, którą zawdzięczała sile swojej kościelnej inteligencji". W owym czasie, z większych narodów, tylko Polacy i Niemcy mieli doświadczenie bezpośrednich stosunków z poganami. Inne narody europejskie już od wieków nie znały pogan; znały świat mahometański — ale to było zjawisko całkiem inne. 181 Ale jeszcze w tym samym stuleciu Włoch w służbie hiszpańskiej Krzysztof Kolumb, odkrył w roku 1492 Amerykę, a Portugalczyk Vasco da Gama w latach 1497/1498 opłynął dookoła Afrykę i dotarł drogą morską do Indii. Nowy, rozległy świat pogański otworzył się nagle przed Europą. Było to zaledwie w 68 lat po ostatecznym rozstrzygnięciu przez Kościół polsko- -niemieckiego sporu o zasady postępowania wobec pogan. Żyli jeszcze ostatni, urodzeni w pogaństwie Litwini, gdy Hiszpanie chrzcili już w Ameryce pierwszych Indian. Istniały więc w XV wieku dwie doktryny ustosunkowania się do pogan: polska i niemiecka. Wedle doktryny polskiej, należało pogan środkami pokojowymi nawracać, wedle niemieckiej należało ich tępić. Dla Hiszpanii i Portugalii, a potem dla Anglii, Holandii, Francji i innych państw kolonialnych powstało zagadnienie, którą z tych metod stosować wobec ludów Ameryki, Afryki i południowej i wschodniej Azji. Niestety, polska doktryna, zatwierdzona przez Sobór w Konstancji, była w tych krajach bardzo mało znana. Trochę ją znali Hiszpanie — i trochę starali się ją stosować. Tak na przykład hiszpański misjonarz i historyk Las Casas stawał w obronie Indian amerykańskich słowami, jakby zaczerpniętymi z Włodkowica, choć bez powoływania się na niego. Jeśli wielkie masy Indian amerykańskich uratowały się (w Meksyku, Peru, Paragwaju itd.) od zagłady — jest to zasługą Hiszpanii. Ale inne narody kolonialne, a zwłaszcza Anglia, wiedziały tylko o krucjatach krzyżackich i miały w swej tradycji wspomnienie udziału w tych krucjatach — i ustosunkowały się do „tubylców" w krajach kolonialnych na modłę krzyżacką, tępiąc ich w Północnej Ameryce i w Australii (wraz z Tasmanią). Niemiecki historyk (Treitschke) pisząc o wytępieniu Indian, stwierdzał w XIX wieku z dumą, że „tak postępowali nasi ludzie" — i że znaleźli w państwach kolonialnych naśladowców. Należy doprawdy żałować, że europejska polityka kolonialna w stuleciachXV-XX nie powodowała się mocniej i bardziej świadomie polską doktryną ustosunkowania się do pogan, sformułowaną przez Pawła Włodkowica i zatwierdzoną przez Sobór w Konstancji. Dzieje świata byłyby się potoczyły inaczej. WARNEŃCZYK I WARNA Gdy umarł Jagiełło, królem polskim został jego syn, Władysław, nazwany później Warneńczykiem. Należał mu się tron polski na zasadzie dziedziczności, ale sprawujący w Polsce dużą część władzy panowie małopolscy z biskupem, późniejszym kardynałem Zbigniewem Oleśnickim na czele, uznali, że to nie wystarcza i dokonali elekcji, czyli aktu wyborów. Nowy król miał dopiero 10 lat, ustanowiona więc została regencja, na której czele stanął Oleśnicki. Gdy Zygmunt Kiejstutowicz, wierny Jagiełłę wielki książę litewski, zginął, zamordowany w roku 1440 przez kilku litewskich możnowładców, wysłano na Litwę królewicza Kazimierza, młodszego syna Jagiełły, jako zastępcę króla. Ale Litwini, wbrew poprzednim układom z Polakami, obrali go swoim wielkim księciem jako władcą niezależnym. Tym sposobem, w latach 1440-1447 unia polsko-litewska była zerwana. Tak więc Władysław, który był dotąd władcą także i Litwy, stał się w latach 1440-1444 tylko królem Polski, bez Litwy. Ale w tymże czasie był także i królem węgierskim. Polityka Oleśnickiego sprawiła, że po śmierci króla węgierskiego, magnaci węgierscy obrali polskiego króla Władysława Jagiellończyka także i na swojego króla. Powodem tego — oraz powodem całej polityki Oleśnickiego w tym duchu — był wzgląd na niebezpieczeństwo tureckie. Turcy byli potężnym ludem azjatyckim, który przyjął religię muzułmańską i utworzył drogą podboju, potężne państwo na tych ziemiach, które stanowią Turcję dzisiejszą. Omijając Konstantynopol, stolicę bizantyńskiego cesarstwa, Turcy przedostali się następnie na kontynent europejski, podbili część Półwyspu Bałkańskiego, w straszliwej bitwie w roku 1389 na Kosowym Polu pobili i podbili Serbów i stali się groźnym niebezpieczeństwem dla cesarstwa bizantyńskiego, a z drugiej strony także i dla Węgier. Położenie tamy rozrostowi potęgi tureckiej stało się wielką potrzebą świata chrześcijańskiego. Zagrożone Bizancjum widziało jedyny dla siebie ratunek w pomocy ze strony świata zachodniego. Wielką przeszkodą było to, że nie należało ono do Kościoła katolickiego, lecz oderwało się od niego już od prawie 400 lat, tworząc odrębny Kościół prawosławny. Oceniło ono teraz, że aby uzyskać pomoc od katolickiej Europy, musi się ono z Kościołem katolickim połączyć. Na katolicki Sobór powszechny we Florencji we Włoszech przybyli więc cesarz bizantyński Jan VII, patriarcha prawosławny konstantynopolitański Józef i inni bizantyńscy dostojnicy i podpisali tam w roku 1433 akt unii Cerkwi 183 prawosławnej z Kościołem katolickim. (Z Polski uczestniczył w tym akcie prawosławny metropolita kijowski, Izydor. Delegacja polska odegrała w doprowadzeniu do unii florenckiej dużą rolę). Stolica Apostolska przedsięwzięła teraz starania, by zorganizować krucjatę, która by Bizancjum obroniła. Tylko jednak dwa narody, Polska i Węgry, mające w osobie Władysława Jagiellończyka wspólnego króla, poczuwały się do obowiązku krucjatę taką przedsięwziąć. (Republika wenecka nie tylko nic tu nie pomogła, ale przeciwnie, dostarczyła Turkom swej floty dla przewiezienia dużej masy wojsk tureckich do Europy. Inne państwa europejskie pozostały bezczynne). W roku 1444 wielka wyprawa polsko-węgierska, dowodzona przez króla Władysława, wyruszyła na odsiecz Konstantynopola. Było to w znacznej mierze dziełem Oleśnickiego, który uważał, że trzeba się niebezpieczeństwu tureckiemu przeciwstawić. Także i delegata papieskiego, kardynała Cesarini. Była to prawdziwa krucjata. Ostatnia z rzeczywistych krucjat. Wyprawa dotarła do Warny na bułgarskim wybrzeżu Morza Czarnego, już całkiem blisko Konstantynopola. 20 000 wojsk polskich i węgierskich starło się tam z 40 000 wojsk tureckich. Było to całkowite tureckie zwycięstwo. Większa część polskiego i węgierskiego wojska poległa, poległ także i król Władysław, nie odnaleziono nawet jego zwłok; poległ również i towarzyszący mu kardynał Cesarini. Tak więc pomoc dla zagrożonego Bizancjum nie nadeszła. Nikt mu już nie mógł pomóc. W 9 lat po bitwie warneńskiej, w roku 1453, Konstantynopol został, po oblężeniu i po bohaterskiej, dla zasady podjętej obronie, zdobyty przez Turków. Cesarz bizantyński zginął. Cesarstwo bizantyńskie przestało istnieć.a Konstantynopol, przemianowany na Stambuł (Istanbul), stał się miastem tureckim. Cerkiew grecka odrzuciła unię florencką i powróciła do prawosławnej odrębności. ..Wyprawa warneńska oceniana jest dziś w Polsce jednomyślnie jako polityczny błąd — jako krok, który z punktu widzenia polskiej racji stanu niczym usprawiedliwić się nie da. Czy słusznie? Po pierwsze — wyprawa ta była krucjatą. W średniowiecznych warunkach o wiele większej niż dziś solidarności narodów europejskich rzeczą usprawiedliwioną były również i poczynania, z punktu widzenia danego narodu bezinteresowne i przez jego rację stanu bezpośrednio nie podyktowane, a podejmowane w interesie całości świata chrześcijańskiego. (...) Czyż doprawdy nie było nas stać na podjęcie się, choćby bezinteresowne, wielkiego, w interesie Europy i świata chrześcijańskiego zadania, które mogło było bieg dziejów odwrócić? (...) Nie pomniejszajmy wielkości naszych dziejów przez odwracanie się od faktów, które stanowią ich chlubę — i które stawiają nas w rzędzie wielkich narodów, poczuwających się do współodpowiedzialności nie tylko za swoje własne, narodowe interesy, ale i za dzieje świata. A po wtóre, czy istotnie wyprawa warneńska nie leżała w naszym interesie? Wyprawa ta zakończyła się klęską. Ale taki już jest los tych, co wyruszają na wojnę, że wyniku tej wojny nie są w stanie przewidzieć. Wiele przedsięwzięć historycznych bardzo rozumnie pomyślanych i słusznych nie 184 udało się, bo nie sprzyjało im wojenne szczęście; ale to nie racja, by je uznać za błędne w założeniu. Czy wyprawa warneńska przedsięwzięta była lekkomyślnie? Czy ściągnęła na nas klęski większe niż te, które byłyby nastąpiły, gdybyśmy jej byli nie podejmowali w ogóle? Bo tylko wtedy wolno jest dokonywać śmiałych przedsięwzięć o wyniku niepewnym, gdy nie pociągają one za sobą ryzyka zbyt wielkich niebezpieczeństw na wypadek, gdy się nie udadzą. Ale nie! Klęska warneńska położenia naszego na ogół nie pogorszyła. A więc w takim razie trzeba przyjąć, że przedsięwzięliśmy ją bez narażania się na ryzyko, przekraczające granice dopuszczalne. A co byłaby nam ta wyprawa dała, gdyby się była zakończyła zwycięstwem? Byłaby być może uratowała Bizancjum i wygnała Turków z Europy; a w każdym razie byłaby ekspansję turecką na długie lata powstrzymała i sparaliżowała. Byłoby to dla nas stanowiło wielką korzyść. Przez następne dwa i pół stulecia sprawa tureckiego niebezpieczeństwa i konieczności walki z nim była kulą u nogi, która stale krępowała naszą polityczną swobodę ruchów. Gdyby niebezpieczeństwo to było zostało w zarodku zdławione, lub przynajmniej zredukowane do mniejszych rozmiarów, zupełnie by inaczej wyglądała nasza swoboda ruchów w stosunku do Austrii; nasza pozycja wobec Moskwy; nasza sytuacja wobec sprawy tatarskiej; nasza rola nad Morzem Czarnym i w basenie naddunajskim. Nie zostalibyśmy odepchnięci od Morza Czarnego, nie bylibyśmy przez wieki całe pustoszeni przez najazdy tatarskie, nie utracilibyśmy naszego handlu ze wschodem, nie doczekalibyśmy się upadku znaczenia naszych miast kontynentalnych takich, jak Kraków i Lwów, zupełnie inaczej wyglądalibyśmy, jeśli idzie o możność rozwiązania sprawy kozackiej i przeciwstawienia się Moskwie. Podyktowalibyśmy rozwiązanie spraw naddunajskich, czarnomorskich i bałkańskich i bylibyśmy pierwszym państwem w środkowej Europie. Mielibyśmy szansę wygrać rywalizację o pierwszeństwo z narodem niemieckim; również i sprawę czeską załatwilibyśmy w rezultacie po naszej myśli, to znaczy w duchu trwale antyniemieckim".* Można krytykować błędy, popełnione przy przygotowaniu wyprawy warneńskiej. Oleśnicki, choć takiej wyprawy pragnął, usiłował wyprawę warneńska odroczyć na nieco później, a chwilowo ją powstrzymać, po to, by ją lepiej przygotować. Ale myślę, że sam pomysł pomaszerowania, razem z Węgrami, na odsiecz Bizancjum i Konstantynopola, był pomysłem słusznym. I;: '-Cytata z innej mojej książki. prawosławnej z Kościołem katolickim. (Z Polski uczestniczył w tym akcie prawosławny metropolita kijowski, Izydor. Delegacja polska odegrała w doprowadzeniu do unii florenckiej dużą rolę). Stolica Apostolska przedsięwzięła teraz starania, by zorganizować krucjatę, która by Bizancjum obroniła. Tylko jednak dwa narody, Polska i Węgry, mające w osobie Władysława Jagiellończyka wspólnego króla, poczuwały sie do obowiązku krucjatę taką przedsięwziąć. (Republika wenecka nje tylko nic tu nie pomogła, ale przeciwnie, dostarczyła Turkom swej floty dla przewiezienia dużej masy wojsk tureckich do Europy. Inne państwa europejskie pozostały bezczynne). W roku 1444 wielka wyprawa polsko-węgierska, dowodzona przez króla Władysława, wyruszyła na odsiecz Konstantynopola. Było to w znacznej mierze dziełem Oleśnickiego, który uważał, że trzeba się niebezpieczeństwu tureckiemu przeciwstawić. Także i delegata papieskiego, kardynała Cesarini. Była to prawdziwa krucjata. Ostatnia z rzeczywistych krucjat. Wyprawa dotarła do Warny na bułgarskim wybrzeżu Morza Czarnego, już całkiem blisko Konstantynopola. 20 000 wojsk polskich i węgierskich starło się tam z 40 000 wojsk tureckich. Było to całkowite tureckie zwycięstwo. Większa część polskiego i węgierskiego wojska poległa, poległ także i król Władysław, nie odnaleziono nawet jego zwłok; poległ również i towarzyszący mu kardynał Cesarini. Tak więc pomoc dla zagrożonego Bizancjum nie nadeszła. Nikt mu już nie mógł pomóc. W 9 lat po bitwie warneńskiej, w roku 1453, Konstantynopol został, po oblężeniu i po bohaterskiej, dla zasady podjętej obronie, zdobyty przez Turków. Cesarz bizantyński zginął. Cesarstwo bizantyńskie przestało istnieć.a Konstantynopol, przemianowany na Stambuł (Istanbul), stał się miastem tureckim. Cerkiew grecka odrzuciła unię florencką i powróciła do prawosławnej odrębności. „Wyprawa warneriska oceniana jest dziś w Polsce jednomyślnie jako polityczny błąd — jako krok, który z punktu widzenia polskiej racji stanu niczym usprawiedliwić się nie da. Czy słusznie? Po pierwsze — wyprawa ta była krucjatą. W średniowiecznych warunkach o wiele większej niż dziś solidarności narodów europejskich rzeczą usprawiedliwioną były również i poczynania, z punktu widzenia danego narodu bezinteresowne i przez jego rację stanu bezpośrednio nie podyktowane, a podejmowane w interesie całości świata chrześcijańskiego. i ) Czyż doprawdy nie było nas stać na podjęcie się, choćby bezinteresowne, wielkiego, w interesie Europy i świata chrześcijańskiego zadania, które mogło było bieg dziejów odwrócić? (...) Nie pomniejszajmy wielkości naszych dziejów przez odwracanie się od faktów, które stanowią ich chlubę — i które stawiają nas w rzędzie wielkich narodów, poczuwających się do współodpowiedzialności nie tylko za swoje własne, narodowe interesy, ale i za dzieje świata. A po wtóre, czy istotnie wyprawa warneńska nie leżała w naszym 'nteresie? Wyprawa ta zakończyła się klęską. Ale taki już jest los tych, co wyruszają na wojnę, że wyniku tej wojny nie są w stanie przewidzieć. Wiele przedsięwzięć historycznych bardzo rozumnie pomyślanych i słusznych nie 184 T udało się, bo nie sprzyjało im wojenne szczęście; ale to nie racja, by je uznać n błędne w założeniu. Czy wyprawa warneńska przedsięwzięta była lekkomyślnie? Czy ściągnęła na nas klęski większe niż te, które byłyby nastąpiły, gdybyśmy jej byli nie podejmowali w ogóle? Bo tylko wtedy wolno iest dokonywać śmiałych przedsięwzięć o wyniku niepewnym, gdy nie Dociągają one za sobą ryzyka zbyt wielkich niebezpieczeństw na wypadek edy się nie udadzą. Ale nie! Klęska warneńska położenia naszego na ogół nie pogorszyła. A więc w takim razie trzeba przyjąć, że przedsięwzięliśmy ją bez narażania się na ryzyko, przekraczające granice dopuszczalne. A co byłaby nam ta wyprawa dała, gdyby się była zakończyła uyiaoy oyć może uratowała Bizancjum i wygnała Turków z Europy; a w każdym razie byłaby ekspansję turecką na długie lata powstrzymała i sparaliżowała. Byłoby to dla nas stanowiło wielką korzyść. Przez następne dwa i pół stulecia sprawa tureckiego niebezpieczeństwa i konieczności walki z nim była kulą u nogi, która stale krępowała naszą polityczna swobodę ruchów. Gdyby niebezpieczeństwo to było zostało w zarodku zdławione, lub przynajmniej zredukowane do mniejszych rozmiarów, zupełnie by inaczej wyglądała nasza swoboda ruchów w stosunku do Austrii; nasza pozycja wobec Moskwy; nasza sytuacja wobec sprawy tatarskiej; nasza rola nad Morzem Czarnym i w basenie naddunajskim. Nie zostalibyśmy odepchnięci od Morza Czarnego, nie bylibyśmy przez wieki całe pustoszeni przez najazdy tatarskie, nie utracilibyśmy naszego handlu ze wschodem, nie doczekalibyśmy się upadku znaczenia naszych miast kontynentalnych takich, jak Kraków_ i Lwów, zupełnie inaczej wyglądalibyśmy, jeśli idzie o możność rozwiązania sprawy kozackiej i przeciwstawienia się Moskwie. Podyktowalibyśmy rozwiązanie spraw naddunajskich, czarnomorskich i bałkańskich i bylibyśmy pierwszym państwem w środkowej Europ.e. Mielibyśmy szansę wygrać rywalizację o pierwszeństwo z narodem niemieckim; również i sprawę czeską załatwilibyśmy w rezultacie po naszej myśli, to znaczy w duchu trwale antyniemieckim".* Można krytykować błędy, popełnione przy przygotowaniu wyprawy warneńskiej. Oleśnicki, choć takiej wyprawy pragnął, us>J0^ jyP™« warneńska odroczyć na nieco później, a chw.lowo ją Powstrzymać, po o. by ją lepiej przygotować. Ale myślę, że sam pomysł pomaszerować, raz, z Węgrami, na odsiecz Bizancjum i Konstantynopola, był słusznym. •-Cytata z innej mojej książki. KAZIMIERZ JAGIELLONCZYK Kazimierz Jagiellończyk, przebywający jako samodzielny władca przez kilka lat na Litwie, zżył się z Litwą i przejął się jej skłonnościami do odrębności, oraz państwowej jedności. Równocześnie, wzmogło się na Litwie, zwłaszcza wśród możnowładztwa, owo poczucie odrębności i jedności i Kazimierz nauczył się z nim liczyć. Od unii w Krewię do bitwy warneńskiej minęło 59 lat. W ciągu tego czasu nie tylko wyrosło na Litwie nowe pokolenie ludzi, obcych tradycjom Litwy jako państwa dynastycznego, rządzonego samowładnie przez pogański ród książęcy i mających już poczucie odpowiedzialności za państwo o cechach jedności, ale miał miejsce szereg faktów, które tę jedność i odrębność umacniały: przez około 38 lat (1392-1430) rządził Litwą niemal samodzielnie Witold i jednoczył państwo litewskie, stopniowo usuwając książąt dzielnicowych z ich dzielnic. A po Witoldzie, w podobnej, choć czasem mniejszej, a czasem jeszcze większej roli, władali Litwą jako całością Świdrygiełło i Zygmunt Kiejstutowicz. Litwa była o wiele bardziej odrębnym i jednolitym państwem w chwili śmierci króla Władysława pod Warną, niż w początkach panowania Jagiełły. W chwili śmierci swego brata w bitwie warneńskiej Kazimierz mjał lat 17, w chwili wstąpienia na polski tron lat 20. Był to już młodzieniec o wyraźnie skrystalizowanych dążeniach, jasno już wiedzący, czego chce. Nie spieszył się on z wstąpieniem na polski tron: zdawał sobie z tego sprawę, że rządzący Polską panowie małopolscy z Oleśnickim na czele, chcąc odnowić unię z Litwą, zmuszeni będą i tak uczynić go polskim królem. Wolał się z nimi targować. Korzystał z pretekstu, że ciała króla Władysława nie odnaleziono: powoływał się na to, że Władysław może żyje i że trzeba na jego powrót czekać. W końcu, zgodził się polskim królem.zostać w roku 1447. Tak więc w roku tym unia polsko-litewska została wznawiona. Panował potem 45 lat, umarł bowiem w roku 1492, tym samym roku, w którym Kolumb odkrył Amerykę, oraz w którym Hiszpania przez zdobycie Grenady całkowicie wyparła Maurów z ziemi hiszpańskiej, a zarazem wygnała z Hiszpanii żydów i mahometan, z wyjątkiem tych, którzy się ochrzcili. Rezultatem objęcia polskiego tronu przez Kazimierza Jagiellończyka po kilku latach wahań i rokowań było ustalenie się zasady, że Polska i Litwa stanowią w istocie dwa odrębne państwa, przy czym w Litwie obowiązuje dziedziczność tronu, natomiast w Polsce tron jest elekcyjny. Unia polsko- litewska może owszem nadal trwać, ale tylko o tyle, o ile Polacy każdorazowo obiorą sobie wielkiego księcia litewskiego na króla. Kazimierz Jagiellończyk wprowadził do historii zupełnie nowe, odmienne od poprzedniego pojęcie Polski. Istnieją historycy, którzy zachwycają się tym: 186 powiadają, że jest on twórcą Polski politycznie o wiele większej niż Polska piastowska. Zamiarem Kazimierza Jagiellończyka było zbudowanie państwa, które by nie było ani Polską, ani Litwą, ale sumą tych dwóch państw, opartą na zrezygnowaniu przez obie połowy z części swej indywidualności, także i części swych interesów i wytworzenie tworu kompromisowego, będącego jakby tworem nowym. Jeden z polskich publicystów, zwolenników takiego poglądu (St. Mackiewicz) pisze: „Piastowie prowadzili i doprowadzili Polskę do upadku, Jagiellonowie do wielkości i mocarstwowości". Oraz o Kazimierzu Jagiellończyku: „największy z naszych królów". Wielkość tego rzekomo największego króla polegała na tym, że potrafił uważać Śląsk za ziemię, leżącą poza obrębem dążeń narodowych Polski; tak samo zresztą rezygnować w imieniu Litwy z wpływów w Nowogrodzie. To wszystko rzekomo w imię wizji nowego, połączonego państwa, które w dążeniu do swej jedności rezygnuje z interesów partykularnych swych dwóch części składowych. Od czasów Kazimierza Jagiellończyka zarysowała się różnica między tradycją piastowską a nowym pojęciem połączonego państwa polsko- litewskiego. Jest niepojętym nierozumieniem historii twierdzenie, że Piastowie Polskę doprowadzili do upadku. Jakim sposobem? Wręcz przeciwnie: oni ją zbudowali. A potem przekazali ją Andegawenom i Jagiellonom jako twór mocno zrośnięty i potężny. Kontynuatorami polityki Piastów, a jeszcze przedtem ich pomocnikami i podporami, byli panowie małopolscy. Ich cel był prosty, a ich polityka jasna i prostolinijna: chcieli oni wielkości Polski. Unia w ich pojęciu, to było w duchu unii krewskiej i horodelskiej przyłączenie Litwy do Polski, po to, aby Polskę wzmocnić. Wprawdzie z pewnością nie myśleli oni o niszczeniu, czy wynarodowieniu Litwy etnicznej. Ale nie uznawali oni państwa litewskiego jako wielkiego tworu geograficznego, równego Polsce. To o to z Kazimierzem Jagiellończykiem walczyli. Bo panowanie Jagiellończyka — to było obok innych rzeczy zmaganie się jego z polityką panów małopolskich, na których czele stał wówczas kanclerz, biskup i kardynał Oleśnicki. Wyżej zacytowany polski publicysta (Mackiewicz); 'napisał z oburzeniem, zę Oleśnicki „chciał rozbić Wielkie Księstwo Litewskie na kilka prowincji, aby zniszczyć to państwo i nie dopuścić, aby miało równość z Polską w unijnym obu państw stosunku". Inni polscy historycy (Bobrzyński i Smolka), też Oleśnickiemu niechętni, ujmują to bardziej szczegółowo: „Litwę zatem uczynić polską, a przez to katolicką, to było (...) zadanie Zbigniewa. Z programem tym nie zgadzała się samodzielność Litwy obok Polski i w związku politycznym z Polską, gdyż za tą samodzielnością szło tylko wzmocnienie żywiołu ruskiego i schyzmatyckiego (prawosławnego) (...) Oleśnicki widział w kwestii litewskiej jedyną tylko drogę, wiodącą do urzeczywistnienia jego idei: wyzyskać ambicje licznych książąt rozgałęzionej dynastii Giedyminowiczów, wydzielić im w ziemiach litewskich odrębne dzielnice książęce, osłabić ich i związać z interesem silniejszej^pd każdego księstwa z osobna Polski i przez to wpływowi polskiemu i propagandzie katolickiej w obrębie tych dzielnic na oścież wrota otworzyć i przygotować w ten sposób zwolna wcielenie 187 rozdrobnionych ziem litewskich do państwa polskiego". Innymi słowy dążył do tego, by Polska nie stawała się żadnym nowym, połowicznym tworem, lecz pozostawała po staremu Polską, natomiast pomnożyła swoje siły przez podporządkowanie sobie wieńca tworów politycznych niedużych, nie tworzących rywalizującego z nią bloku, lecz każdy na inny sposób od niej zależnych. Polityka Kazimierza Jagiellończyka była odwrotna. Starał się on, wzorem Witolda, umocnić jedność wielkiego księstwa litewskiego jako potęgi dostatecznie dużej i jednolitej, by mogła dla Polski stanowić przeciwwagę. Tak na przykład, kontynuując politykę Witolda, zlikwidował księstwo kijowskie, na którym panował ród potomków udzielnego ongiś księcia Włodzimierza Olgierdowicza i „przekształcił je po prostu w województwo". „Starał się — pisze autorka najnowszej pracy o Kazimierzu (Maria Bogucka) — stopniowo osłabiać miejscowych książąt i bojarów. (...) Po śmierci książąt z reguły odbierał synom dzielnice, dzierżone przez ojców; w zamian nadawał nowe, skromniejsze obszary, położone na krańcach Litwy, gdzie nie byli ani znani, ani lubiani. (...) Tego rodzaju posunięcia, zwłaszcza że chodziło tu nie o pojedyncze wypadki, lecz przemyślany i konsekwentnie realizowany system, nie mogły oczywiście zadowolić kniaziów i bojarów". Czy Oleśnicki i jego stronnictwo mieli prawo dążyć do podporządkowania Litwy Polsce przez odrywanie od Litwy etnicznej ziem ruskich i podporządkowanie ich jedno po drugim Krakowowi bez pośrednictwa Wilna? Po pierwsze, mieli do tego prawo formalne, na podstawie krewskiej i horodelskiej obietnicy wcielenia Litwy do Polski. A po wtóre, nie było nic niemoralnego, ani politycznie szkodliwego w podtrzymywaniu udzielności ziem ruskich i uniezależnianiu ich od plemienia, które je podbiło. A także, mieli przecież prawo dążyć do pomnożenia wielkości i potęgi Polski, pojmowanej jako dalszy ciąg królestwa Piastów. Panuje w Polsce od szeregu już dziesięcioleci moda na krytykowanie polityki Oleśnickiego i wynoszenie nad nią polityki Kazimierza Jagiellończyka. Czas najwyższy by się temu przeciwstawić. W szeregu punktów — i także i w tym.* * Pisałem wyżej, czym stała się Litwa dla Polski i ile korzyści naród polski z unii z Litwą odniósł. Rozważania nad przeciwieństwem między polityką wobec Litwy Oleśnickiego a Kazimierza Jagiellończyka dają mi okazję do zastanowienia się z drugiej strony nad tym, czym był związek z Polską dla Litwy. W dzisiejszym społeczeństwie litewskim rozpowszechniony jest pogląd, że unia z Polską była z litewskiego punktu widzenia błędem i że to tylko Polska, a nie Litwa odniosła z tej unii korzyść. Wedle poglądu tego, Litwa poniosła na tej unii następujące straty: litewska szlachta, możnowładztwo i dynastia się spolszczyły, państwo litewskie zrosło się z Polską i w organizmie politycznym polskim, mimo wielu cech jego odrębności, się rozpłynęło, na Wileńszczyźnie wyrósł ogromny obszar etnicznie polski, na Litwie etnicznej żywioł litewski został zepchnięty do poziomu samej tylko warstwy chłopskiej, z którego to poziomu dopiero za naszych czasów się wydobył, stając się społeczeństwem zróżnicowanym o aspiracjach państwowych. Myślę, że jest to ocena niesłuszna. I że w szczególności strona polska nie okazała wobec strony litewskiej żadnej nielojalności. Korzyści były obustronne. Pomijam już to, że bezpośrednim powodem było pragnienie obronienia się przed niebezpieczeństwem krzyżackim — i że cel ten został osiągnięty, nie tylko dla Polski, lecz i dla Litwy, zwycięstwem grunwaldzkim. Także i ze wszystkich innych punktów widzenia, a na dalszą metę, wydaje mi się, naród litewski wyszedł na unii z Polską dobrze. Przede wszystkim — utrzymał się przy życiu. Groziła mu zagłada, podobna do zagłady 188 Innym punktem tego przeciwieństwa jest sprawa ogólnej postawy kulturalnej i światopoglądowej. Były to czasy olbrzymich przemian duchowych w Europie. Właśnie wtedy kończyło się średniowiecze, a zaczynały się czasy nowe. Jako datę początku czasów nowych przyjmuje się zwykle rok 1492, czyli datę odkrycia Ameryki, która jest zarazem datą śmierci króla Kazimierza. Ale historyczna przemiana __ to nie było tylko odkrycie przez Europę nowego świata, nowych dróg handlowych, nowego pola ekspansji, ale była przede wszystkim przemiana duchowa, wewnętrzna, w postaci narodzenia się tak zwanego renesansu (odrodzenia), czyli humanizmu. Polegała ona na nawrocie ku kulturze i sposobowi myślenia starożytnego pogaństwa. Dużą rolę odegrało tu zdobycie w 1453 roku Konstantynopola przez Turków: przybyło w jego wyniku do zachodniej Europy wielu uratowanych, bizantyńsksich uchodźców, którzy stali się nauczycielami greckiego języka. Moda na znajomość tego języka pociągnęła za sobą modę na znajomość starogreckiej literatury, poezji i filozofii. Także i na lepszą znajomość klasycznej łaciny i tradycji starorzymskich. Oznaczało to odwrócenie się od pojęć chrześcijańskich średniowiecza. „Nie przynosili ze sobą humaniści moralności (pisze Bobrzyński). Literatura starożytna, pogańska nie mogła ich w tym kierunku podnieść, owszem, podniecała w nich chęć użycia, wyrabiała w nich pewną lekkość obyczajów, swobodę i brak zasad moralnych". Obok tego przynosili ze sobą filozofię, przesyconą duchem wątpienia i obojętności religijnej. Oleśnicki, żarliwy obrońca Kościoła i religii, oraz polityki piastowskiej, był przedstawicielem tradycji średniowiecznych; Kazimierz Jagiellończyk, choć osobiście wierzący, był podatny na nowe prądy, otaczał się nowym gatunkiem ludzi, niekiedy usposobionych wręcz heretycko i skłonny był walczyć z Kościołem. Dokonywała się zresztą w nim samym osobiście stopniowa przemiana — właśnie w duchu nowych prądów. Trudno o jaskrawszy symbol tej przemiany „nad przełom w domu Kazimierza Jagiellończyka, wyrażony w zmianie na stanowisku wychowawcy jego synów. Prusaków. Nie należy mówić, że miał szansę także i bez unii z Polską, tak samo się ostać, jak ostali się Łotysze i Estończycy. Po pierwsze, Kawalerowie Mieczowi, którzy sprawowali władzę nad krajami łotewskimi i estońskimi, nie stanowili tak potężnej siły zaborczej, jak Krzyżacy i nie byli zdolni tak się z odrębnością Łotyszów i Estończyków rozprawić, jak Krzyżacy z Prusakami. Po wtóre — napór krzyżacki — a więc ogólnie napór potęgi niemieckiej — zwracał sie, po złamianiu Prusaków, całym frontem przeciwko Litwie. Narodowi litewskiemu groziła totalna zagłada, podczas gdy Estończykom i Łotyszom taka zagłada nigdy nie groziła. Etniczna Litwa ostała się, bo znalazła się pod ochroną potężnego państwa litewsko-polskiego. Pod rządami tego państwa etniczna Litwa żyła nieprzerwanie życiem żywotnym, czynnym i twórczym. Bardzo wiele zdziałał tu Kościół. To nie tylko chłopi, ale i duchowieństwo byli Litwą etniczną, posługującą się językiem litewskim. Od czasów zwłaszcza biskupa Melchiora Giedrojcia (1576-1609) i Mikołaja Daugszy (około 1527-1613), zaczęło się pod rządami połączonej Rzeczypospolitej rozwijać piśmiennictwo w języku litewskim i rozwijało się potem nieprzerwanie. To unii z Polską zawdzięcza etniczna Litwa to, że weszła do rodziny narodów katolickich ' europejskich. Że utraciła etnicznie Wileńszczyznę? Wieleńszczyzna była zawsze ziemią kresową, przejściową jitewsko-białoruską, dopiero stopniowo kolonizowaną, nie przez samych Litwinów, lecz także ' Przez Polaków. Stała się w rezultacie krajem polskim, niezwykle twórczo uczestniczącym w Polskiej kulturze i w życiu polskiego narodu. Nie ma żadnego powodu do przypuszczania, że 189 Wychowawcą starszych jego synów (Władysława i św. Kazimierza) był Jan Długosz, typowy przedstawiciel średniowiecza — zresztą wykwit tego, co w średniowieczu było najlepszego — surowy i prostolinijny wyznawcę średniowiecznego ładu i średniowiecznej moralności, zarazem gorący polski patriota i wierny sługa Kościoła — a równocześnie człowiek o wielkiej wiedzy i kulturze, uczony, ksiądz i dyplomata — autor < Historia Polonica*- (...), bezsprzecznie najznakomitszy badacz i pisarz na polu historii, jakiego wiek XV w całym świecie wydał — o tyle tylko muśnięty przez wpływ czasów nowych, że będący wielbicielem klasycznej łaciny, oraz wyznawcą i naśladowcą Liwiusza (historyka starorzymskiego). Wychowawcą młodszych jego synów (Jana Olbrachta i Aleksandra) był Kallimach Buonacorsi, przedstawiciel kultury humanistycznej w pełnym rozkwicie, Włoch i kosmopolita, sceptyk i nowator".* Jednym z wybitnych przewrotów w życiu Polski, dokonanych przez Kazimierza Jagiellończyka, było przeprowadzenie zasady, że to król mianuje w Polsce biskupów. Dotychczas, od szeregu pokoleń, zasadą było, że to kapituły diecezjalne biskupów obierają. Król Kazimierz zręczną rozgrywką doprowadził do tego, że uprawnienie to zostało kapitułom odebrane i przelane na króla. (Oczywiście, w obu wypadkach, i obioru przez kapitułę, i nominacji przez króla, ostateczna decyzja należała do papieża, który przedstawionego mu kandydata zatwierdzał, lub odrzucał). gdyby nie było unii Litwy z Polską, Wilńszczyzna stałaby się krajem trwale i w pełni litewskim. Ekspansja na nowe tereny jest zjawiskiem historycznym powszechnym i na spolszczenie się Wileńszczyzny nie należy się oburzać z tych samych powodów, dla których nie oburzamy się na objęcie ziem amerykańskich przez Anglosasów, a Kazania i Syberii przez Rosję. Etniczna utrata Wileńszczyzny skompensowana była dla narodu litewskiego ekspansją litewską na ziemie Jadźwingów (północna Suwalszczyzna) i Prusaków. Ponadto, trzeba rozróżniać między Litwą etniczną a litewskim imperium. Imperium pogańskiej Litwy istniało około 150 lat (od bitwy pod Kojdanowem 1238 roku do unii krewskiej 1385). Naród polski, w wyniku spolszczenia się litewskiej warstwy górnej, przejął potem to imperium. Przetrwało ono, w postaci polszczącej się i spolszczonej, dalszych 387 lat do roku 1772, a w szczątkowej formie, z polską górną warstwą, choć pod władzą rosyjską, przez dalszych około 250 lat, do jakiegoś roku 1917. Jest prawdą — jak świadczą takie nazwy, jak Brześć Litewski, Wysokie Litewskie, Kamieniec Litewski, a także Mińsk Litewski — że dawna Litwa posiadała rozległe ziemie poza swoim obszarem etnicznym, nie wchłonęła ich jednak etnicznie i że w wyniku unii z Polską, litewska górna warstwa na tych ziemiach się spolszczyła. Ale jest losem większości imperiów, opartych na podboju, że się bardzo szybko rozpadają. (Taka np. Francja utraciła po kolei trzy imperia kolonialne. Najpierw będące owocem krucjat Królestwo Jerozolimskie, które było w istocie czymś w rodzaju francuskiej kolonii, potem imperium w północnej Ameryce, obejmujące obszar od Kanady do Luizjany, a wreszcie imperium nowoczesne, głównie w Afryce, także i w Indochinach i gdzie indziej). Jest mniej więcej pewne, że bez unii z Polską imperium litewskie byłoby się bardzo szybko rozpadło, lub było zagarnięte przez Moskwę. To unia z Polską sprawiła, że imperium to przetrwało jako twór polityczny — to prawda, że etnicznie już nielitewski, ale zachowujący litewskie tradycje, — przez dalszych blisko 400 lat po unii krewskiej. Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę skutki unii z Polską dla litewskiej dynastii, która tę unię zawarła. Dynastia ta zrobiła wielką, polityczną karierę. Jagiellonowie zostali polskimi królami i byli nimi przez 186 lat, do roku 1572 (śmierć Zygmunta Augusta), a licząc z potomkami po kądzieli przez z górą 380 lat (do abdykacji Jana Kazimierza w 1668 roku). Zostali także królami Czech i Węgier, a po kądzieli, krew ich spłynęła także i w żyły innych europejskich dynastii królewskich. Gdyby nie ulegli wygaśnięciu jako ród, mogli byli być królami choćby po dziś dzień. • Cytata z innej mojej książki. 190 Od czasów króla Kazimierza przez kilka wieków polski episkopat składał się z nominatów królewskich. Byli to bez wyjątku więcej politycy niż duszpasterze. Byli to najpierw niemal wyłącznie, a potem wyłącznie, szlachcice, a przede wszystkim członkowie rodzin magnackich, z wyłączeniem mieszczan i z mieszczaństwa się najczęściej wywodzących uczonych teologów i bojowników moralności i wiary. Coraz częściej bywały to marne kreatury. A już co najmniej oportuniści, ludzie wygodni i pełni obojętności. Poziom polskiego Kościoła bardzo się przez to obniżył. Żarliwość i pobożność religijna zeszła odtąd na niższy szczebel hierarchii kościelnej, do kapituł.do zwykłych proboszczów — i przede wszystkim do zakonów. Niektóre ze zjawisk historycznych z czasów panowania Kazimierza jagiellończyka wymagają omówienia osobnego. OLEŚNICKI Na poświęcenie mu osobnego rozdzialiku zasługuje biskup, a później kardynał Zbigniew Oleśnicki (1389-1455), który sprawował w Polsce dużą część wladzy.a chwilami pełnię władzy pod koniec życia Jagiełły, za czasów Władysława Warneńczyka i w pierwszych latach panowania Kazimierza Jagiellończyka. Osobiście, zawdzięczał swoją karierę w niemałym stopniu temu, że jako młody człowiek, należał do przybocznego hufca króla Władysława Jagiełły w bitwie pod Grunwaldem i w roli tej się odznaczył, rzekomo ratując życie króla. Był potem sekretarzem królewskim i kanclerzem. W roku 1423 został biskupem krakowskim. Został później mianowany kardynałem, zarówno przez papieża, jak przez antypapieża. W roku 1433 był delegatem króla polskiego, wysłanym na sobór w Bazylei. W okresie, gdy Kościół katolicki podzielił się znowu na dwa obozy, mianowicie zwolenników wyższości papieża nad soborem i zwolenników wyższości soboru nad papieżem, co spowodowało nową schizmę zachodnią i istnienie przez czas pewien papieża i obranego przez sobór antypapieża, Oleśnicki mimo swej prawowierności i katolickiej żarliwości wahał się w,swej postawie, skłaniał się do poglądu, że sobór jest od papieża czynnikiem wyższym, oraz zajmował — a z nim cały polski Kościół — postawę neutralną, nie uznając ani papieża, ani antypapieża i czekając, aż spór między nimi zostanie legalnie rozstrzygnięty. (Był to jedyny wypadek w dziejach, gdy Polska zajęła w sprawach kościelnych stanowisko budzące wątpliwość z punktu widzenia prawowierności). Gdy się jednak Kościół ostatecznie wyraźnie opowiedział po stronie pierwszeństwa papiestwa — Oleśnicki lojalnie się temu rozstrzygnięciu podporządkował. Był to jeden z największych mężów stanu w polskiej historii. Sprawował w Polsce rządy, lub pośrednio na rządy wpływał, z niezwykłą energią, konsekwencją i jasnością celów. Był wyrazicielem polskiego interesu narodowego i tradycji, oraz wiernym kontynuatorem polityki piastowskiej. Był także niezachwianym obrońcą prawowierności katolickiej, tak jak się jego oczom przedstawiała. W polityce swojej kilkakrotnie starł się z polityką 191 I Jagiełły, Witolda i Kazimierza Jagiellończyka i okazał przy tym ogromnie wiele odwagi i charakteru. Odnosił w tych starciach czasem zwycięstwa, a czasem klęski; postawa jego była przy tym zawsze jak najbardziej zgodna z interesami polskimi, a jego zwycięstwa i klęski były zarazem zwycięstwami i klęskami Polski. Główne sprawy, o które walczył i co do których ścierał się z polityką jagiellońską, były następujące. Walczył o obronienie Polski przed rozpłynięciem się w nieokreślonym, mieszanym tworze polsko-litewskim i 0 podporządkowanie Litwy, ewentualnie podzielonej na kilka prowincji, Polsce, oraz sprzeciwiał się dążeniom do ugruntowania odrębnej, wielkomocarstwowej państwowości litewskiej, na przykład ukoronowaniu Witolda na króla. Walczył o katolicką prawowierność Polski i o odparcie niebezpieczeństwa ulegnięcia jej wpływom husyckim. Dążył do zorganizowania, pod przewodem Polski, wielkiej krucjaty antytureckiej, przy czym wyprawa warneńska, podyktowana niecierpliwością i niepotrzebnym pośpiechem, plany jego zwichnęła. Szczególnie wielką rolę w jego polityce odegrała sprawa czeska, husycka i śląska: sprzeciwił się on przykładaniu przez Polskę ręki do akcji budowania Czech husyckich, wrogich Europie katolickiej 1 obejmujących także i Śląsk. Jego walka z polityką jagiellońską była z konieczności także i walką o władzę. Walkę tę Oleśnicki ostatecznie przegrał: król Kazimierz Jagiellończyk ostatecznie odniósł nad Oleśnickim zwycięstwo i odsunął go od władzy czy udziału we władzy. Ostatnie lata swego życia Oleśnicki spędził jako człowiek w bezsilnej opozycji. A potem, zwycięstwo króla Kazimierza nad nim zostało umocnione przez to, że Kazimierz, o 38 lat od Oleśnickiego młodszy, o 37 lat go przeżył, zostając na placu i u władzy, gdy Oleśnicki od dawna już był w grobie. Oleśnicki był zapewne najwybitniejszym z przywódców stronnictwa, zwanego panami małopolskimi. Stronnictwo to składało się z grupy możnowladców świeckich i dygnitarzy kościelnych ziemi krakowskiej. W przciwieństwie do innych, znanych z historii klik możnowładczych, nie uważało ono za swoje zadanie walczyć o prywatne interesy swoich członków (choć jest prawdą, że troszczyło się ono o władzę w państwie dla siebie, a więc w praktyce o przewodnią rolę możnowładztwa), ale o dobro Polski w duchu najlepszych tradycji piastowskich. Początki tego stronnictwa dostrzec można już w czasach Kazimierza Sprawiedliwego, gdy walczyło ono o odsunięcie od władzy w Polsce tych książąt, którzy byli stronnikami niemieckiego cesarstwa, oraz o obdarzenie władzą stronnika papiestwa, Kazimierza Sprawiedliwego i jego rodu, a obok tego, o umocnienie roli Kościoła w Polsce. Szczytowym okresem roli i wpływu tego stronnictwa były końcowe czasy panowania Kazimierza Wielkiego, cały okres panowania Andegawenów, oraz duża część czasów panowania Jagiełły. Stronnictwo to wywierało w owym czasie ogromny wpływ na sprawowanie władzy w Polsce. Jego osiągnięcia w owym czasie, to było przede wszystkim niedopuszczenie do objęcia polskiego tronu przez kandydata-Niemca drogą poślubienia jednej z córek Ludwika Węgierskiego, oraz doprowadzenie w końcu do małżeństwa królowej Jadwigi z Jagiełłą i do unii polsko-litewskiej. Także i umiejętne rządzenie Polską w czasach bezkrólewia po śmierci króla Ludwika i potem 192 małoletniości Jadwigi. Utalentowanym, pełnym charakteru, mądrości i dyplomatycznej zręczności wodzem panów małopolskich w owym czasie i istotnym sprawcą osadzenia Jadwigi na polskim tronie (zamiast jej siostry, Marii) i przeprowadzenia unii z Litwą był wojewoda krakowski, Spytko z Melsztyna, poległy później w bitwie z potęgą Tamerlana w roku 1399 nad Worsklą. Rzecz ciekawa, że członek tego samego rodu, także Spytko z Melsztyna, trzeci z rzędu tego imienia, był potem wielkim wrogiem Oleśnickiego, jednym z przywódców polskich husytów. Poległ on, jako wódz husycki, w roku 1439, w bitwie pod Grotnikami. Oleśnicki, urodzony na dziesięć lat przed śmiercią nad Worsklą pierwszego Spytka z Melsztyna, stał się jego najwybitniejszym następcą i sternikiem polityki panów małopolskich. Po jego śmierci, pogrobowcem tej polityki był jego przyjaciel i wierny uczeń, oraz sekretarz, kanonik krakowski, znakomity historyk, także i dyplomata, Jan Długosz, o 26 lat od Oleśnickiego młodszy. Był on żarliwym stronnikiem polityki Oleśnickiego i obrońcą tej polityki także i na kartach swej „Historii Polski". Także i on był czynnym politykiem, usiłującym kontynuować politykę Oleśnickiego już po jego śmierci. „Człowiekiem, który reprezentował tradycje polityki Oleśnickiego był Jan Długosz. Niestety, nie miał on ani tego talentu, ani tej osobistej pozycji, ani tej wobec króla niezależności, co ongiś kardynał; mógł on tylko być doradcą króla — nie mógł prowadzić własnej, krzyżującej się z królewską polityki".* W roku 1467 Długosz brał udział w poselstwie do króla Czech Jerzego z Podiebradu, usiłując pośredniczyć między husytyzmem a katolicyzmem. Ale w roku 1468 już się od udziału w takim poselstwie uchylił, gdyż przekonał się, że jak sam pisze, „nie godziło mu się podjąć tego poselstwa"; nie zgadzało się ono z jego przekonaniami. W trzy lata później zasiadł na praskim tronie jego dawny uczeń, najstarszy syn króla polskiego Władysław Jagiellończyk. Ofiarował on Długoszowi godność arcybiskupa praskiego. Ale Długosz tej godności nie przyjął: byłoby to uznaniem polityki, której nie pochwalał. Wolał zamiast tego pozostać nadal skromnym proboszczem. Był nim potem wciąż przez długie lata. To prawda, że Kazimierz Jagiellończyk powołał go tuż przed jego śmiercią na arcybiskupstwo lwowskie. Ale już go objąć nie zdążył — i arcybiskupem nie został. Że panowie małopolscy byli w swej walce o władzę bezinteresowni, ! dowodzi fakt, że rody ich nie zrobiły kariery. Nie weszły one do ' możnowładztwa polskiego czasów późniejszych, które rekrutowało się z całkiem innych ludzi. Pozostały one raczej szlachtą średnią. SPRAWY HUSYCKIE, CZESKIE I ŚLĄSKIE Wydarzeniem, które poróżniło dynastię jagiellońską z tradycjami polityki piastowskiej, a także i z kontynuatorem tej polityki kardynałem Oleśnickim, była zawierucha husycka w Czechach. "-Cytata z innej mojej książki. 13 — Hist. Nar. Poi., t. I 193 Zrodził się w Czechach prąd opozycyjny wobec Kościoła katolickiego, którego początkiem było zajęcie stanowiska heretyckiego przez Jana Husa (ok. 1370-1415), czeskiego czołowego przywódcę religijnego i narodowego, pisarza, kaznodzieję i rektora uniwersytetu w Pradze. Głosił on poglądy] zaczerpnięte od angielskiego heretyka Wiclifa (1320-1384),a zawierające w sobie pierwiastki wpływu dawnych prądów heretyckich, tak zwanych albigeńskich i manichejskich.* Hus został zaproszony celem przedstawienia swej sprawy na sobór w Konstancji, ten sam, na którym Polak PaweJ Wlodkowic starł się z obrońcą Krzyżaków, niemieckim dominikaninem Falkenbergiem. Hus pojechał do Konstancji, ponieważ cesarz niemiecki, Zygmunt Luksemburczyk dał mu glejt bezpieczeństwa. Ale na Soborze przeciwieństwo między Husem a Kościołem katolickim zarysowało się w sposób bardzo jaskrawy, przy czym Hus z wielką odwagą i namiętnością obstawał przy swoich poglądach — i Sobór skazał go jako heretyka na śmierć. Luksemburczyk nie potrafił, czy też nie bardzo się starał go obronić. Hus został w Konstancji 6 lipca 1415 roku spalony na stosie. Wywołało to zrozumiałe oburzenie w Czechach i istną rewolucję, która zwracała się zarówno przeciwko Kościołowi katolickiemu, jak przeciwko cesarzowi niemieckiemu, a w rezultacie przeciwko Niemcom w ogóle. Czesi, dotychczas stronnicy i wasale Niemiec, naraz zbuntowali się z całą gwałtownością przeciwko niemczyźnie. Wywiązały się stąd długotrwałe wojny „husyckie", które trwały kilkanaście lat i były zwrócone przeciwko niemieckiemu cesarstwu, oraz krajom katolickim, a miały charakter zarówno narodowo- czeski, jak rewolucyjnie antykatolicki. W wojnach tych Czesi byli początkowo zwycięscy — głównie dzięki temu, że zastosowali obmyśloną przez siebie, nową taktykę wojenną, polegającą na tworzeniu „taborów", czworoboków ustawionych obok siebie wozów, spoza których razili średniowieczne rycerstwo ogniem broni palnej. Potem nastąpił wśród Czechów rozłam: ich część umiarkowana, zwana utrakwistami, pogodziła się z Kościołem, zawierając z nim ugodę polegającą na uznaniu przez nich władzy papieża i podstawowych dogmatów katolickich i otrzymaniu od Kościoła zezwolenia na stosowanie liturgii w języku czeskim i innych reform, ich zaś część nieprzejednana, zaciekle antykatolicka, zwana taborytami, biła się dalej i została w końcu zbrojnie pokonana. Polityka polska wobec Czech i ruchu husyckiego uległa od samego początku rozdwojeniu: Kazimierz Jagiellończyk, a poprzednio Jagiełło i Witold, darzyli utajoną sympatią ruch husycki i stawiali sobie za cel zdobycie tronu czeskiego dla dynastii jagiellońskiej oraz nie chcieli osłabiać Czech odrywaniem od nich Śląska. Panowie małopolscy z Oleśnickim na czele uważali, że trzeba skorzystać z zawieruchy czeskiej dla odzyskania Śląska, co było ułatwione także i przez to, że na Śląsku przewagę miał kierunek katolicki, a nie husyci. * Istotą tych ostatnich było stawianie szatana na równi z Bogiem, w postaci teorii o istnieniu dwóch Bogów, dobrego i złego. Wiclif i Hus zresztą tego nie głosili. Ich heretyckie poglądy nie szły aż tak daleko. 194 Trochę sympatyzujący z myślą o unii polsko-czeskiej polski historyk (Bobrzyński) pisze: „Dwa bratnie narody w samym sercu Europy w jedno państwo słowiańskie połączyć! Zbyt wielka była myśl, zbyt ponętne widoki, aby nie miały zyskać dostępu do serc i umysłów Polaków. (...) Nienawiść ku Niemcom jednoczyła lepiej, niż cokolwiek, oba narody. (...) Wielka była niewątpliwie idea połączenia Czech i Polski, ale jakimiż ofiarami ją należało okupić"! Przerzucając się na stronę husytów, traciła Polska w jednej chwili stanowisko swe decydujące w katolickim świecie, ćmiła blask, którym się (...) na soborze konstancjeńskim okryła, pozbywała się najskuteczniejszej broni przeciw Zakonowi Krzyżackiemu. Dźwigając dotąd posłannictwo apostolskie na Litwie, wskazując na jego owoce, (...) gubiła Polska Zakon moralnie, pozbawiała go poparcia w chrześcijańskim świecie i na powolną śmierć skazywała. Podejrzana o husytyzm, zwróciłaby na siebie krucjaty Zachodu i dopomogła do odrodzenia złamanego, ale ostatecznie nie pokonanego Zakonu. A dalej — mieszając się w sprawy czeskie, czyżby nie musiała Polska odwrócić uwagi swojej od świeżo nawróconej i luźno z nią trzymającej się Litwy? Czyżby coraz to wyraźniejsze dążenia Witolda do zupełnej samoistności zdołała skutecznie utrzymać na wodzy? Czuła to doskonale polska hierarchia kościelna (...). Czyż połączenie się z husytami czeskimi nie podkopywało właśnie tej siły, na której rządy Polski się opierały? (...) W łonie narodu polskiego istniały też same żywioły przewrotu, ruchowi husyckiemu sprzyjające otwarcie i czekające tylko na dane hasło. Tymczasem niechby w Czechach minęła chwila pierwszego wybuchu, niechby się ułożyły namiętności, strawiły skrajne stronnictwa, to (...) przyjdzie czas, w którym Polska silna i zachowawcza rolę swoją skutecznie odegra. Wszakże i wtenczas o konserwatywną i pobratymczą Polskę oprzeć się w Czechach muszą żywioły porządku. Oto wielkie i mądre przyczyny, które hierarchię polską od ujęcia się sprawy husyckiej wstrzymały". "Nie ma bodaj drugiej kwestii, w której rozbieżność między polityką prawdziwie polską, reprezentowaną przez tradycyjną koterię rządzącą , a polityką domu jagiellońskiego ujawniłaby się równie jaskrawo, jak w sprawie husytyzmu, Czech i Śląska. Błędy, popełnione tu przez Jagiellonów są (...) nie o wiele mniejsze i nie o wiele mniej dla Polski złowrogie, niż błąd sekularyzacji Prus. A jednak, mimo to, rzecz ciekawa, cała nowożytna historiografia polska, z godną podziwu jednomyślnością, ^politykę Jagiellonów w sprawie husyckiej, czeskiej i śląskiej aprobuje i spełnionych błędów zupełnie za błędy nie uważa. Wszyscy z bólem serca nyślimy o skutkach sprowadzenia Krzyżaków do Polski przez Konrada lazowieckiego i o przyłożeniu ręki przez Zygmunta Starego do powstania ^nowożytnego państwa pruskiego — ale któż z Polaków odczuwa ból z tego powodu, że Witold, że Jagiełło, że Kazimierz Jagiellończyk, pozbawili nas Śląska? Powszechnie mniema się w Polsce, że Śląsk utracony został dla Polski Przez Kazimierza Wielkiego. A przecież Kazimierz Wielki wcale Śląska nie : utracił, lecz tylko go nie odzyskał. (...) Zawarł on z Czechami kompromis, polegający na zrzeczeniu się — bynajmniej nie w imieniu następców, lecz tylko w imieniu własnym — pretensji do Śląska. (...) Istotą kroku Kazimierza 195 Wielkiego nie była utrata Śląska, lecz tylko odroczenie walki o jego odzyskanie. (...) Gdyby sprawę Śląska po Grunwaldzie i po drugim pokoju toruńskim polityka polska tylko zaniedbała, to byłby to już duży błąd i duża wina. Ale polityka Jagiellonów nawet nie zaniedbała sprawy Śląska: ona się Śląska dobrowolnie wyrzekłai Śląsk sam wpadał w nasze ręce, a polityka panów małopolskich z Oleśnickim na czele robiła wszystko, co było w jej mocy, aby ten dojrzały owoc podjąć; ale Witold, Jagiełło i Kazimierz Jagiellończyk Śląska nie chcieli; odrzucili wszystkie polityczne koncepcje, które byłyby nam Śląsk zwróciły i wytknęli sobie polityczne cele, których warunkiem było wyrzeczenie się Śląska. (...) Rezultatem polityki Kazimierza Wielkiego było tylko chwilowe odroczenie odzyskania Śląska; rezultatem polityki jagiellońskiej było, żeśmy Śląsk utracili. W chwili, gdy Jagiellonowie na tron polski wstępowali, Śląsk był krajem polskim — tyle tylko, że politycznie związanym z Czechami. (...) Śląsk nie czuł się (...) częścią Czech i Niemiec; był w ramach królestwa czeskiego i cesarstwa dzielnicą osobną, żyjącą życiem odrębnym, dzielnicą, która każdej chwili mogła powrócić do Polski i której odcięcie od Polski uważano w Krakowie i Gnieźnie za chwilowe tylko prowizorium. Natomiast niespełna w dwa wieki później, gdy rządy jagiellońskie dobiegały końca, nikt już Śląska za część Polski, chwilowo tylko od pnia narodu odciętą, nie uważał. (...) Polska z roku 1386, czy nawet 1466, nie dokończona i marząca o ostatecznym dokonaniu się, przez odzyskanie Śląska, jej zjednoczenia, zamieniła się w Polskę z roku 1572, która uważała swą granicę zachodnią za mniej więcej ostatecznie skrystalizowaną i o odzyskaniu Śląska już na serio nie myślała".* „Jeżeli — pisze Bobrzyński — Śląsk podówczas do Polski nie wrócił, przypisać to należy tylko tej okoliczności, że Jagiellonowie, pragnąc posiąść koronę czeską, nie chcieli z Czechami, jako zwierzchnikami Śląska, w otwartej stanąć rozterce". W rezultacie, dynastia jagiellońska panowała w Czechach przez kilka dziesiątków lat, natomiast Śląsk utraciliśmy na dalszych lat około 400. Przebieg wypadków był następujący. Po śmierci króla czeskiego Wacława Luksemburskiego, rodzonego brata cesarza Zygmunta — w 1419 roku, w 4 lata po spaleniu Husa — husyci zwrócili się z propozycją objęcia czeskiego tronu do Jagiełły, wobec tego, że formalny kandydat, Zygmunt, stał się jako współwinny śmierci Husa, kandydatem niemożliwym. Jagiełło miał w istocie ochotę zaproszenie przyjąć. Popierał go w tym Witold, choć polityka jego „nigdy nie wstąpiła była na tę drogę, żeby ślepo rzucić się w odmęt husytyzmu, a tym samym Kościołowi i całemu światu katolickiemu rzucić rękawicę" (Bobrzyński i Smolka). Był on na to zbyt ostrożny. Myślał o jakimś rozwiązaniu kompromisowym. Zaciętym przeciwnikiem unii z Czechami był młody Oleśnicki, jeszcze wtedy nawet nie będąey biskupem. Grupa polityczna panów małopolskich „w husytyzmie widziała groźbę dla prawowierności kościelnej narodu i dla Cytata t innej mojej książki. 196 stanowiska państwa polskiego w rzędzie państw zachodniej kultury. (...) Walki w Czechach uważano w jej łonie za dogodny moment do oderwania od Czech (...) katolickiego (...) i polskiego Śląska, którego odzyskanie Oleśnicki uważał za jedno z głównych zadań polityki polskiej" (Dąbrowski). t,PIan Oleśnickiego, uzgodniony z cesarzem polegał na (...) zbliżeniu między Jagiełłą i Zygmuntem; Jagiełło miał się ożenić z bratową cesarza, wdową po królu czeskim Wacławie; jako posag, miała ona otrzymać Śląsk, który tym sposobem wróciłby do Polski" (Dąbrowski). Witold obalił ten projekt oświadczeniem, że sam przyjmuje czeską koronę i wysłaniem do Czech jako swego namiestnika, swego bratanka, Zygmunta Korybutowicza z oddziałem 500 rycerzy. Jagiełło zaraz potem ożenił się z Sońką Holszańską. Oleśnicki doprowadził jednak do odwołania Korybutowicza z Czech i zaczął szykować polską krucjatę przeciwko husytom, z intencją „rozczłonkowania Czech"; to znaczy oderwania od nich Śląska i przyłączenia go do Polski. Gdy i Jagiełło, i cesarz Zygmunt umarli, po długim okresie zamieszek i walk w Czechach; jedno ze stronnictw czeskich ofiarowało w roku 1438 koronę czeską królowi polskiemu Władysławowi, późniejszemu Warneńczykowi. Wyruszyła do Czech polska wyprawa, która okupowała Śląsk i działała tam w duchu utwierdzenia przynależności Śląska do Czech i popierania „skrajnych kół husyckich". „Rozgoryczono Śląsk i obniżono autorytet Polski zarówno w tej dzielnicy, jak i wśród sąsiadów Polski" (Dąbrowski). W zawierusze, objął w Czechach dyktatorską władzę czeski szlachcic, umiarkowany husyta, Jerzy z Podiebradu i chwilowo pogodziwszy się z Kościołem, koronował się w roku 1458 na czeskiego króla. Potem znowu się z Kościołem poróżnił i uwięził legata papieskiego. Papież rzucił na niego klątwę i wezwał królów chrześcijańskich do krucjaty przeciwko niemu. Narodziła się w królestwie czeskim w roku 1466 antyhusycka Liga Katolicka, mająca oparcie na Śląsku, na Łużycach i na Morawach, która szukała poparcia w Polsce i ofiarowała koronę czeską Kazimierzowi Jagiellończykówi. Ten ostatni jeszcze od roku 1460 był z Jerzym z Podiebradu w sojuszu. „Celem Kazimierza było osiągnięcie tronu (czeskiego) dla jednego ze swych synów. (...) Cel odzyskania Śląska blednął w oczach Kazimierza wobec możliwości zdobycia wszystkich krajów korony czeskiej nie dla Polski wprawdzie, lecz dla Jagiellonów" (Dąbrowski). Kazimierz Jagiellończyk popierał nadal w Czechach Jerzego z Podiebradu i uzyskał uznanie przez niego najstarszego swego syna, Władysława, za swego następcę, który zostanie królem czeskim po jego śmierci. Wobec tego, Liga Katolicka, nie mogąc znaleźć oparcia w J*olsce, obwołała w roku 1469 królem czeskim współpracującego z polityką papieską króla węgierskiego, Macieja Korwina. „Morawy, Śląsk i Łużyce, zamiast oprzeć się o Polskę, oparły się — cóż za nienaturalne rozwiązanie z każdego punktu widzenia, a z geograficznego przede wszystkim! — o Węgry. Wojna domowa w królestwie czeskim — wojna między husyckimi Czechami a katolickimi Morawami, Łużycami i Śląskiem — trwała szereg tot. A w związku z tym również i my uwikłaliśmy się w nienaturalną, przewlekłą i szkodliwą (...) wojnę z Maciejem Korwinem".* * Cytata z innej mojej książki. 197 Wojna ta zakończyła się w roku 1478 kompromisowym pokojem, opartym na uznaniu faktycznego stanu posiadania obu stron. Następca Jerzego z Podiebradu, Władysław Jagiellończyk, utrzymał się na tronie czeskim. Natomiast Maciej Korwin zatrzymał jako dożywocie Morawy, Śląsk i Łużyce, z tym, że potem wrócą one do Czech. „Ziemie te, które tyle wysiłku włożyły w walkę o uwolnienie się spod zwierzchnictwa praskich husytów i które tak żarliwie, a tak bezskutecznie prosiły króla Polski, by został również i ich władcą, pozostały na razie pod panowaniem węgierskim, a potem miały wrócić do Czech. Za to Jagiellonowie zdobyli dla siebie — w walce z Węgrami, w walce z polityką papieską i w walce ze Śląskiem — tron czeski".* Tak więc przez 9 lat toczyliśmy wojnę o to, by Śląsk, a także i Łużyce, należały do Czech, a nie do Polski. Władysław Jagiellończyk, najstarszy syn Kazimierza Jagiellończyka, został królem czeskim, gdy w roku 1471 Jerzy z Podiebradu umarł. W roku 1490-został także królem węgierskim. „Prowadził on politykę zmierzającą do pojednania między husytyzmem a katolicyzmem, ale opierał się w dalszym ciągu na partii, przez Śląsk, Łużyce i Mor.awy zwalczanej".* Rządy jagiellońskie w Czechach trwały potem do roku 1526, czyli razem przez 55 lat. To w owym okresie Długosz brał najpierw udział w rokowaniach dyplomatycznych z Czechami, ale potem odmówił dalszego w nich udziału, gdyż się z polityką jagiellońską nie zgadzał. Zawierucha husycka w Czechach miała w pewnej chwili swoje echo w życiu wewnętrznym Polski. W Wielkopolsce utworzyła się partia husycka i wszczęła coś w rodzaju powstania, na którego czele stanęli trzeci Spytko z Melsztyna i poznański sędzia ziemski, Abraham ze Zbąszynia. Oleśnicki zorganizował przeciwko nim w roku 1438 konfederację w Nowym Korczynie. Spytko poległ w roku 1439 w bitwie pod Grotnikami, Abraham ze Zbąszynia, też pobity, zmarł ze zmartwienia. Zbąszyń, gniazdo husytyzmu, został zdobyty. Kilku husytów zginęło jako heretycy na stosach. Kilka skrawków Śląska wróciło w owych czasach do Polski. W roku 1443 Oleśnicki zakupił za pieniądze biskupie maleńkie księstwo siewierskie (Siewierz niedaleko Zawiercia) dla biskupstwa krakowskiego. Było ono potem przez więcej niż trzy wieki jakby maleńkim kraikiem niepodległym pod władzą biskupów krakowskich i dopiero w 1790 roku zostało wcielone do polskiej Korony. W roku 1457 Kazimierz Jagiellończyk nabył za pieniądze księstwo oświęcimskie, a w roku 1494 Jan Olbracht nabył, też za pieniądze, księstwo zatorskie. Po okresie niejakiej odrębności, oba te ksiąstewka zostały w roku 1562 wcielone do województwa krakowskiego. JAGIELLOŃSKA POLITYKA DYNASTYCZNA Wczasach jagiellońskich „Polska była pierwszą potęgą we wschodniej części Europy, a jedną z pierwszych w Europie i w świecie, (...) bezpośrednią wtad2a Państwową, lub pośrednim węzłem zwierzchnictwa, lub wpływu Tamie. Tamże. 198 sięgała do Morza Czarnego, do ujść Dunaju, do wierzchowin Wołgi i Oki, do Zatoki Fińskiej, (...) osadzała swoich królewiczów na tronie czeskim i węgierskim i powoływała do władzy, lub obalała hospodarów państewek rumuńskich, (...) Nowogród oddawał się pod jej opiekę, (...) książęta pruscy, przodkowie późniejszych królów pruskich i cesarzy niemieckich, składali jej królom hołd, publicznie przed nimi klęcząc, (...) wojska jej gromiły Niemców i urządzały spacery na półwysep Bałkański, aż niemal pod mury Konstantynopola, (...) kultura jej, pełna świetności i blasku, promieniowała na rozległe kraje. Czasy jagiellońskie wydają się każdemu Polakowi ideałem; i wskutek tego wszystko, co jagiellońskie, ukazuje mu się w wyidealizowanych barwach. Wokół czasów jagiellońskich osnuła się swoista legenda jagiellońska, która sprawiła, że ideałem naszym — a przynajmniej ideałem wielu z nas — są także i pojęcia takie, jak tzw. , pod efektowną nazwą nie zawierające konkretnej treści, lub nawet — niekiedy — służące do osłaniania koncepcji, wręcz dla Polski niebezpiecznych i szkodliwych. Gdy jednak przypatrzymy się czasom jagiellońskim uważniej — dostrzeżemy, że nie wszystko w nich było tak świetne, jak się to wydaje na pozór. A najmniej świetna była w nich — polityka. Czasy jagiellońskie świecą wielkimi politycznymi zwycięstwami u samego swojego początku — i u samego końca. To znaczy, gdy zza pleców Jagiellonów, a zwłaszcza założyciela dynastii, Jagiełły, rządziło Polską, lub zapładniało politykę królewską swoim duchem, stronnictwo panów małopolskich, reprezentujące tradycje piastowskie (...) oraz wtedy, gdy w osobie Zygmunta Augusta dynastia już gasła. Wtedy — na początku i na końcu — osiągnęła Polska jagiellońska olbrzymie swoje, ale za to jedyne prawdziwe sukcesy: Grunwald i jego konsekwencje: drugi pokój toruński; unię lubelską; zdobycie Inflant. Jeśli jednak wziąć dzieje jagiellońskie jako całość — uderza bezwładność polityki polskiej całego tego okresu, bezwładność, sprawiająca chwilami wrażenie, iż polska nawa państwowa poruszała się pod berłem Jagiellonów bez steru i bez politycznego pionu. Wszystkie niemal fakty, które stały się później przyczyną naszego zachwiania i ostatecznego upadku, wzięły swój początek w epoce jagiellońskiej. To w owej epoce zaczął się rozkład naszego ustroju — złamana została w sposób definitywny leżąca u jego podstawy zasada dynastyczna — zerwana została jedność między tronem a narodem i narodził się stan rzeczy, polegający na tym, że król i Rzeczpospolita to są dwa zjawiska różne i będące wobec siebie mniej lub więcej jawnie w opozycji — zwichnął się nasz ustrój społeczny ewoluując w jednostronnym kierunku demokracji szlacheckiej — całe nasze stosunki wewnętrzne zaczęły zmierzać w kierunku anarchii. To w owej epoce zwichnęło się nasze dążenie do zlikwidowania gniazda niemczyzny w (...) Prusach Wschodnich; po zwycięstwie Jagiełły i po sukcesach Kazimierza Jagielloriczyka nastąpił nieoczekiwany zwrot w postaci sekularyzacji, a następnie zgody na prawo sukcesji elektorów brandeburskich w Prusach, co stało się punktem wyjścia narodzin państwa pruskiego, które miało nam w przyszłości wyrosnąć ponad głowę i miało nas powalić. To w owej epoce Polska przestała na serio dążyć 199 do odzyskania Śląska, a wiec zaniechała polityki Jokietkowej i kazimierzowskiej, zmierzającej do zjednoczenia Polski — co jest tym dziwniejsze, że właśnie na ową epokę przypadła zawierucha wojen husyckich, stanowiąca znakomitą do odzyskania Śląska sposobność; tak samo dążenia do odzyskania Pomorza Szczecińskiego, tak silnie jeszcze będącego w orbicie wpływów polityki Kazimierza Wielkiego, zaniechaliśmy właśnie wówczas. To w owej epoce nastąpiło — przy biernej postawie z naszej strony — załamanie się przez bitwę pod Mohaczem, raz na zawsze naszego naturalnego sojusznika, jakim były Węgry, oraz było objęcie — przy współdziałaniu polityki jagiellońskiej — resztek tego, co po Węgrach zostało, przez Habsburgów, to znaczy opanowanie basenu naddunajskiego przez wpływy niemczyzny. To w owej epoce Turcja wtargnęła na nizinę węgierską i na ziemie rumuńskie, oraz opanowała wybrzeża Morza Czarnego także i w rejonie ujścia Dniestru, tym samym odcinając nas od tego morza i uniemożliwiając doprowadzenie aż do końca tak pięknie jeszcze przez Kazimierza Wielkiego rozpoczętej ekspansji w jego kierunku, oraz wyrastając pod naszym bokiem do roli potęgi, która przez parę wieków miała dla nas stanowić nieustanną grozę i miała istnieniem swoim pozbawiać nas politycznej swobody ruchów. To w owej epoce wyrosła nam pod innym bokiem potęga moskiewska (... i) stała się rywalem Polski w dążeniu do hegemonii we wschodniej Europie. To w owej epoce znikła jasność stosunków wyznaniowych w Polsce, ustępując miejsca wyznaniowemu chaosowi. Czy wszystko to były rzeczy nieuniknione? Bez wątpienia, ekspansja turecka w Europie, oraz stopniowe narastanie potęgi moskiewskiej, były faktami, w swej istocie niezależnymi od zaniedbań czy błędów polityki polskiej. Również i wszystkie inne fakty, spośród tych, które wymieniliśmy przed chwilą, miały swoje przyczyny niezależne, z błędami polityki polskiej nie związane. Ale dobra polityka właśnie na tym polega, że rzeczy osiągalne — nieraz drogą heroicznych,, pełnych krwi i znoju wysiłków — osiąga, a rzeczy nieodwracalne opóźnia, neutralizuje, ich ujemne skutki łagodzi, lub przed nimi się zabezpiecza. Polityka jagiellońska najważniejszych rzeczy osiągalnych nie osiągnęła — nie zdobyła Prus Wschodnich (...), nie odzyskała Śląska, nie zdobyła (...) ujścia Dniestru i wybrzeży Morza Czarnego, nie podała pomocnej dłoni Węgrom i nie uratowała ich przed upadkiem, nie zapobiegła usadowieniu się Habsburgów w środkowym biegu Dunaju, nadzwyczaj powoli i połowicznie — i tylko w przededniu wygaśnięcia dynastii — doprowadziła do skutku zespolenie ziem litewsko-ruskich z Koroną, nie doprowadziła do ujednostajnienia stosunków wyznaniowych w Polsce (...). A rzeczom nieodwracalnym nie przeciwstawiła się w sposób skuteczny. Nie stworzyła dostatecznie mocnej bariery antytureckiej i poza zdobyciem Inflant nie uczyniła nic w kierunku (...) zneutralizowania (...) skutków wyrastania moskiewskiej potęgi. A także (...) nie zdobyła się na politykę wewnętrzną, która by ewolucję ustroju Pclski pchnęła w pomyślnym kierunku. (...) Dlaczego? Dlatego, że dynastia jagiellońska, dzierżąca w ręku ster polityki państwa polskiego, mimo swego spolonizowania się pod względem kulturalnym, językowym itd. nie stała się polską dynastią narodową, nie zespoliła się do głębi z Polską i polskim narodem, lecz zachowała cele własne 200 j oblicze własne, od narodowych odrębne i prowadziła raczej politykę dynastycznie-jagiellońską, niż politykę polską".* W owej epoce na przełomie średniowiecza i czasów nowych wyrosło w Europie kilka dynastii, które nie były dynastiami żadnego narodu, lecz organizowały państwa nienarodowe, wyłącznie dynastyczne, obejmujące z jednej strony tylko niepełne części tego czy innego narodu, z drugiej ziemie kilku narodów, stawiane ze sobą na równi: Luksemburgowie, Habsburgowie, Wittelsbachowie. Jedną z tych pozanarodowych dynastii stali się także i Jagiellonowie. Czym te dynastie były — świadczą najlepiej Habsburgowie, ród, którego pozanarodowa państwowość rozsypała się dopiero za naszych czasów i na naszych oczach (mówię o pokoleniu, do którego sam należę). Ród językowo niemiecki o obliczu kulturalnym niemieckim (choć trochę zabarwiony wpływem węgierskim) panował nad państwem, które miało cechę niemiecko-węgiersko-polsko-rusko-czesko-rumuńsko-jugosłowiańsko- włoską i żadnym ściśle określonym celom politycznym, czy kulturalnym, czy ideowym nie służyło. Jagiellonowie nie stali się dynastią polską. Byli na równi dynastią polską i litewską. A obok tego, zasiedli na tronach czeskim i węgierskim. Ich celem politycznym nie było dobro Polski, czy też jej niezależność i potęga, ale była potęga i wielkość ich rodu. Za czasów piastowskich zadaniem dynastii było służyć narodowi. Dynastia — to było narzędzie narodu. Tak samo było i w innych krajach, mających dynastie narodowe: przez większą część dziejów Francji, Hiszpanii, Rosji, Szwecji, nawet Prus. Za czasów jagiellońskich jednak — dynastia sama w sobie stalą się celem i polityczną racją stanu. Unia z Litwą była dla nas koniecznością: bez tej unii być może nie bylibyśmy sobie dali rady z naporem niemieckim a Grunwald byłby niemożliwy. Ale zapłaciliśmy za tę unię drogą cenę: oddanie naszego państwa w ręce rodu, który tylko do pewnego stopnia poczuwał się do solidarności z nami i niemal na równi stawiał sobie cele polskie, litewskie, czeskie i węgierskie. O dążeniach Witolda, Kazimierza Jagiellończyka i innych do utrzymania państwowej odrębności, a zarazem niepodzielności Litwy, oraz o dążeniu tychże władców, oraz syna Kazimierza Jagiellończyka, Władysława, do usadowienia Jagiellonów na tronie czeskim już wyżej pisałem. Muszę jeszcze tu dodać (pomijając jagiellońskie plany zdobycia tronów państewek rumuńskich — nie uwieńczone powodzeniem) o. jagiellońskim dążeniu do zdobycia tronu węgierskiego. Współdziałanie polsko-węgierskie miało za sobą dawną tradycję; dość przypomnieć zwłaszcza czasy Bolesława Śmiałego i Łokietka, gdy miało ono ostrze antyniemieckie. Za czasów Ludwika Węgierskiego miała miejsce przez 12 lat unia personalna polsko-węgierska. Królowa Jadwiga była królewną węgierską. Do nowej unii personalnej polsko-węgierskiej doszło w znacznej mierze w wyniku wysiłków Oleśnickiego, który był wtedy w Polsce w szczytu władzy, a dążył do utworzenia polsko-węgierskiej bariery antytureckiej, w roku 1440, * Cytata z innej mojej książki. 201 gdy król polski Władysław osiadł także i na tronie węgierskim, co się po 4 latach zakończyło krwawą katastrofą warneńską. Czym innym jednak były rządy innego Władysława Jagiellończyka, króla czeskiego od roku 1471, który zasiadł na tronie węgierskim w roku 1490. Chodziło wtedy nie o związek między Węgrami a Polską, lecz między Węgrami a Czechami (bo Władysław polskim królem nigdy nie był), oraz o nowy tron dla Jagiellonów. Po śmierci Warneńczyka faktyczne rządy na Węgrzech sprawowali po kolei dwaj znakomici węgierscy wodzowie, bojownicy przeciwko Turcji i stronnicy papiestwa, Jan Hunyadi i Maciej Korwin, z których drugi koronował się w końcu w 1458 roku na króla, którym pozostał do śmierci w 1490 roku. Jeszcze za życia Kor wina Kazimierz Jagiellończyk, w oparciu 0 jeden z odłamów narodu węgierskiego usiłował go obalić i osadzić na węgierskim tronie zamiast niego swego syna Kazimierza (późniejszego świętego), co nie doznało powodzenia, a potem młodszego od niego Jana Olbrachta, też bez powodzenia, ale skończyło się wszystko na tym, że królem węgierskim (w roku 1490) został najstarszy syn Jagiellończyka, król czeski Władysław. „Polityka jagiellońska, na razie zwycięska, bo i na Węgrzech 1 w Czechach zdobywająca dla swego rodu korony, na dalszą przyszłość torowała drogę niepomyślnej dla nas ewolucji stosunków, wiążąc Węgry z Czechami w jedno państwo, a tym samym uniemożliwiając wyraźne i pełne oparcie się Węgier o PeJske".* Po śmierci Władysława Jagielloriczyka (1516) królem czeskim i węgierskim został jego syn, Ludwik. Już w roku 1515 dwaj królowie- Jagiellonowie, Zygmunt (Stary) polski i Władysław czeski i węgierski zawarli układ z cesarzem niemieckim, Maksymilianem Habsburgiem o ślubie Ludwika Jagiellończyka i jego siostry Marii z wnukami Maksymiliana, Marią i Ferdynandem, z tym że w razie bezpotomnej śmierci Ludwika, sukcesję po nim obejmie jego siostra i jej mąż, Ferdynand Habsburg. W 11 lat potem, w roku 1526, w klęskowej bitwie węgierskiej z Turkami pod Mohaczem, król Ludwik zginął (utonął), a w rezultacie Węgry i Czechy dostały się Ferdynandowi Habsburgowi, ożenionemu z Jagiellonką, późniejszemu cesarzowi. Tym sposobem polityka jagiellońska sprawiła, że dwa te kraje dostały się na prawie 400 lat (1526-1918) pod władzę cesarstwa niemieckiego, czyli późniejszej Austrii. ODZYSKANIE POMORZA W dziejach 45-letniego panowania w Polsce Kazimierza Jagiellończyka jaśnieje jedno osiągnięcie, które w niemałym stopniu równoważy niedociągnięcia i błędy tego panowania, czyniąc z Kazimierza króla polskiego o wielkiej zasłudze, a nawet wręcz o historycznej wielkości: jest nim • Cytata z innej mojej książki. 202 odzyskanie dla Polski gdańskiego Pomorza, wraz z kilku przyległymi ziemiami. Trochę splot okoliczności od woli Jagiellończyka niezależnych, a trochę jego świadomość, że dostęp do Morza Bałtyckiego wzdłuż Wisły jest podstawową potrzebą nie tylko Polski, traktowanej jako twór polityczny odrębny, ale i połączonego państwa polsko-litewsksiego, sprawiły, że walka z Krzyżakami o Pomorze, ale także i o właściwe ziemie staropruskie, stała się jednym z głównych przedmiotów jego wysiłku i głównych wydarzeń jego panowania. Początkiem rozstrzygającej walki o odzyskanie Pomorza dla Polski była inicjatywa samej ludności tego Pomorza, oraz innych ziem pod panowaniem krzyżackim. Jeszcze na kilkanaście lat przed bitwą grunwaldzką, mianowicie w roku 1397, narodziło się w Ziemi Chełmińskiej sprzysiężenie tamtejszej polskiej szlachty, noszące nazwę Związku Jaszczurczego, zwrócone przeciwko rządom krzyżackim. W wojnie polsko-krzyżackiej 1414 roku jawnie wzięła po polskiej stronie udział szlachta chełmińska, za co spadły na nią krzyżackie represje. W roku 1440 powstało pod rządami krzyżackimi nowe sprzysiężenie, pod nazwą Związku Pruskiego, złożone nie tylko z polskiej, chełmińskiej szlachty, ale i z miast pomorskich i pruskich, mających ludność przeważnie niemiecką, lecz z rządów krzyżackich niezadowoloną. Oskarżano ten związek o niedopuszczalne nieposłuszeństwo wobec prawowitej władzy. „Gdy przybył do Prus legat papieski, Portugalczyk (...) w celu rozstrzygnięcia narastającego sporu między Zakonem a Związkiem, stany pruskie zamówiły u trzech teologów (...) napisanie rozpraw, mających bronić legalności powstałej na Pomorzu antykrzyżackiej organizacji (...) i wywodziły (...), że prawo oporu (...) przeciw tyranii (...) wypływa z ustalonego przez Boga porządku" (Bogucka). Przedstawiciele Związku Pruskiego zawarli tajny pakt z królem polskim, a 4 lutego 1454 roku wybuchło na Pomorzu i w Prusach powstanie tego Związku, częściowo narodowo-polskie, a w całości politycznie propolskie, „jedno z najpotężniejszych powstań narodowych, jakie znają nasze tysiącletnie dzieje. W ciągu czterech tygodni 56 zamków krzyżackich, w tej liczbie Toruń, Gdańsk, Elbląg i Królewiec znalazło się w ręku powstańców. Mieszczanie gdańscy — z pewnością przechowujący przynajmniej częściowo tradycje dawnej gminy miejskiej gdańskiej, wyrżniętej przez Krzyżaków w roku 1308 w pień — byli przepełnieni taką wobec Krzyżaków nienawiścią, że zdobywszy zamek krzyżacki w Gdańsku impetem, który przypomina zdobycie paryskiej Bastylii w czasie rewolucji francuskiej, zburzyli go doszczętnie i potem, na miejscu gdzie stał (...) aż po wiek XVII nie pozwalali wznosić żadnych budowli".* Warto pamiętać nazwiska wodzów tego zwycięskiego, polskiego powstania. Byli nimi trzej bracia Bażyńscy (von Bayssen), z Janem na czele. Poselstwo powstańców udało się do Krakowa, uroczyście ogłaszając swe poddanie się królowi polskiemu i Polsce. Dnia 22 lutego, w kilka tygodni • Cytata z innej mojej książki. 203 po wybuchu powstania, Polska wypowiedziała Zakonowi wojnę. Dnia 6 marca tegoż 1454 roku król Kazimierz Jagiellończyk ogłosił akt inkorporacji ziem pruskich do Polski, z równoczesnym przyznaniem im rozległych przywilejów. Dnia 23 maja wjechał uroczyście do Torunia, gdzie odebrał hołd od stanów pruskich. Ale Malbork i niektóre inne twierdze utrzymały się w ręku wojsk krzyżackich. A po pewnym czasie udało się Krzyżakom na nowo zdobyć szereg punktów, zdobytych przez powstańców, a wśród nich miasto Królewiec. (Najdłużej bronili się tam, jako powstańcy, mieszczanie przedmieścia Knipawa, czyli Kneiphof)- Wyłoniła się stąd przewlekła, krwawa polsko-krzyżacka wojna, zwana wojną trzynastoletnią. Prowadzono ją głównie przy pomocy wojsk zaciężnych. Ogromną rolę odegrało w tej wojnie miasto Gdańsk, biorąc udział w sfinansowaniu polskiego wysiłku wojennego, ale także i w samej walce. 2000 gdańskich mieszczan, oraz 14 800 zwerbowanych przez Gdańsk żołnierzy zaciężnych poległo w tej wojnie. To gdańska flota w zwycięskiej bitwie pod Bornholmem, 15 sierpnia 1457 roku pobiła idącą Krzyżakom na pomoc flotę duńsko-inflancką, tym samym odpierając próbę interwencji zewnętrznej. Gdańsk wydał na tę wojnę 323 000 marek w złocie i 700 000 w dostawach i obligacjach. Na lądzie, polskie pospolite ruszenie nie spisało się, przegrywając 18 września 1454 roku bitwę pod Chojnicami z mniej licznymi Krzyżakami. Ale 17 września 1462 roku wojska polskie pobiły liczniejsze wojska krzyżackie pod Puckiem. Wojna zakończyła się kompromisowym, „drugim pokojem toruńskim", podpisanym w Toruniu 19 października 1466 roku. Pokojem tym Polska odzyskała dawne swoje posiadłości, Pomorze (gdańskie) i Ziemie Chełmińską i Michałowską, oraz nabyła Malbork, Elbląg, Sztum i Warmię. Reszta Prus pozostała w ręku Krzyżaków. Ale państwo krzyżackie, które przeniosło swą stolicę z Malborka do Królewca, przestało być lennem Rzeszy Niemieckiej i stało się lennem Polski, na podobieństwo Mazowsza. Tak więc faktycznie po 146 latach, a formalnie po 158, Pomorze, bezprawnie zagarnięte przez Krzyżaków za czasów Łokietka, wyzwoliło się spod krzyżackiej okupacji i wróciło do Polski, a Polska odzyskała dolny bieg Wisły i dostęp do Morza Bałtyckiego. Odzyskane i uzyskane ziemie przeszły pod bezpośrednie panowanie Polski, tworząc nową prowincję polską o rozległym samorządzie, pod nazwą Prus Królewskich. Utworzono w niej dwa województwa, przy czym obok nich w skład tej prowincji weszła i Warmia, wrzynająca się jak klin w terytorium Prus Krzyżackich, nad którą władzę sprawował warmiński biskup, o uprawnieniach mniej więcej równych uprawnieniom pomorskiego i malborskiego wojewody. Samorząd Prus Królewskich został nieco ograniczony w sto lat potem, w roku 1569, równocześnie z uchwaleniem polsko-litewskiej unii lubelskiej. .i!;,, ,r.i 204 SPRAWA BRZEGÓW CZARNOMORSKICH I SPRAWY TURECKIE Od czasów unii z Litwą i hołdu lenniczego Mołdawii i Multan Polska posiadała dostęp do Morza Czarnego i przez jej porty czarnomorskie szedł jej handel ze wschodem, będący źródłem bogactwa Lwowa i Krakowa. W roku jednak 1484, za panowania Kazimierza Jagiellończyka, Turcy zdobyli dwa główne, ufortyfikowane porty rumuńskie Kilię przy ujściu północnego ramienia delty Dunaju, do którego spływał nasz Prut i Akerman (Białogród, Cetatea Alba), przy ujściu Dniestru, oba na terytoriach, poprzednio stanowiących lenno Polski. W roku 1492, roku śmierci Kazimierza, Tatarzy zajęli Oczaków, litewski port przy ujściu Dniepru. Tym sposobem Turcy i Tatarzy odcięli nas od Morza Czarnego.* Ziemie rumuńskie dostały się pod panowanie tureckie, a na Krymie osiedlili się lennicy Turcji, Tatarzy. „Skoro utraciliśmy Kilię i Akerman (...) nieodzowną koniecznością dla nas było opanować wybrzeża Morza Czarnego, położone dalej na wschód. Obszar miedzy ujściem Dniestru i Dniepru — miejsce, gdzie dziś leżą Odessa, Nikołajew i Oczaków — stanowił dla południowej połowy Polski (...) równie ważny wylot na morze, jak ujście Wisły dla jej połowy północnej. A posiadanie tego pasa ziemi byłoby dla nas bez wartości, a zresztą byłoby po prostu niemożliwe, bez równoczesnego opanowania flankującego go bastionu geograficznego, jaki stanowił półwysep krymski. (...) Polska powinna była stać się mocarstwem morskim, trzymającym w swoim ręku ten klucz do panowania na Morzu Czarnym, jaki stanowił Krym. (...) Niestety i tej sprawy polityka jagiellońska (...) nawet na serio załatwić nie próbowała. Kazimierz Jagiellończyk przez osadzenie Hadżi-Gireja na krymskim tronie stworzył bardzo dobre podstawy dla dalszej polityki polskiej wobec Krymu. Gdy jednak w trakcie trwania pożałowania godnej wojny z Maciejem Korwinem państwo krymskie obróciło się przeciw Polsce i związało się najpierw z Rosją, a następnie z Turcją, nie usiłował się temu przeciwstawić. A następcy jego, w duchu iście jagiellońskiego oportunizmu, zadowalali się organizowaniem obrony granic przed tatarskimi najazdami, ale o zlikwidowaniu ich źródła nie myśleli".* • Warto przy okazji wspomnieć sprawę Kaffy. Miasto to na Krymie (dziś Teodozja, czyli Fieodosja) było ongiś miastem włoskim i kolonią republiki genueńskiej. Odcięta od Genui od czasu zdobycia Konstantynopola przez Turków, Kaffa oddala się w roku 1462 pod opiekę polskiej Korony. (Jej faktyczne objęcie w posiadanie przez wojska koronne nie doszło jednak do skutku, wysiany bowiem w tym celu oddział do Kaffy nie dotarł). W roku 1475 Kaffę zajęli Tatarzy. Biskupstwo kaffeńskie było potem przez całe wieki częścią polskiego episkopatu, ale biskup kaffeński rezydował w Polsce i nie mógł do Kaffy dojechać. Kaffa zaczęła potem odgrywać rolę głównego targowiska niewolnikami, czyli polskim jasyrem, stanowiąc istną „otchłań krwi naszej". Cytata z innej mojej książki. 205 Już w roku 1485 Polska biła się z Turcją. A w roku 1498, w kilka lat po śmierci króla Kazimierza, wielki najazd turecki dotarł aż pod Lwów. MOSKWA Dwa były pierwotnie ośrodki, wokół których organizowała się Ruś: Kijów i Nowogród tzw. Wielki (nad jeziorem Ilmeń). Ale poczynając od XII wieku zaczął się wytwarzać trzeci ośrodek w samym środku lesistej, wschodnioeuropejskiej równiny, kolonialny, na ziemiach, zamieszkanych pierwotnie przez plemiona, spokrewnione z Finami, ale potem zmieszane z osadnikami ruskimi, a z miastami takimi jak Rostów, Suzdal, Murom, Włodzimierz, a wreszcie Moskwa. Ta ostatnia, będąca siedzibą książąt udzielnych, którzy po najeździe mongolskim stali się poborcami daniny dla rządów tatarskich, wyrosła stopniowo na główne w tych stronach miasto, oraz kolebkę właściwego narodu rosyjskiego, a jej narzecze stało się rosyjskim językiem literackim nowych czasów. Kijów, zniszczony przez Tatarów, dostał się na długie pokolenia pod władzę Litwy, a potem Polski. Nowogród, prawie nietknięty przez najazd mongolski, wyrósł stopniowo na republikę kupiecką, trochę w rodzaju Wenecji czy Genui, rządzoną przez wiec ludności, ale mającą także i księcia, będącego dowódcą wojsk, oraz posiadającą rozległe imperium kolonialno- handlowe, sięgające do Morza Białego i za Ural. Natomiast Moskwa rozwinęła się stopniowo w silne państwo o nieograniczonej władzy książęcej, wprawdzie chrześcijańskie (w obrządku wschodnim) i mające cerkiew o tradycjach bizantyńskich, oraz mające dynastię rusko-skandynawską, ale rządzone metodami mongolskimi i ożywione duchem turańskim, a więc azjatyckim. Państwo to stało się z czasem zawiązkiem nowożytnej Rosji. Około roku 1480, po dwóch i pół stuleciach jarzma tatarskiego, zrzuciło ono to jarzmo, choć haracz tatarski płaciło aż do roku 1492, a liczyło się z możliwością wznowienia tego haraczu jeszcze w roku 1503. Samo ze swej strony podbiło stolice tatarskie Kazań w roku 1552 i Astrachań w 1556, zamieniając całą Wołgę w rzeką rosyjską. Panowała jeszcze w Polsce dynastia jagiellońska, gdy wielki książę moskiewski Iwan IV Groźny przyjął w roku 1547 tytuł cara, a więc cesarza, co oznaczało podjęcie spuścizny cesarstwa bizantyńskiego. A w roku 1585 utworzony został w Moskwie patriarchat prawosławny, usiłujący współzawodniczyć z patriarchatem konstantynopolitańskim, a nawet z papiestwem, przez co Moskwa, we własnym mniemaniu, stała się „trzecim Rzymem". Dość rozpowszechnione jest w Polsce przekonanie, że Polska przez całe swoje dzieje znajdowała się między dwoma kamieniami młyńskimi potęgi niemieckiej i potęgi rosyjskiej. Jest to oczywiste nieporozumienie: przez pól tysiąca lat żadnej potęgi rosyjskiej nie było, stara Ruś nie była dla nas żadnym zagrożeniem, groził nam tylko napór niemiecki od zachodu. Od wschodu zagroził nam w trzynastym wieku tylko przelotnie najazd tatarski. Moskwa stała się rzeczywistą potęgą dopiero w wieku szesnastym. 206 polska odziedziczyła zagrożenie moskiewskie po Litwie. (Korona — jak zaczęto z czasem nazywać Polskę właściwą — była przez Litwę od państwa moskiewskiego odgrodzona i zaczęła z nim graniczyć bezpośrednio dopiero poczynając od unii lubelskiej 1569 roku, gdy ziemia kijowska została odłączona od Litwy i przyłączona do Korony). Zarówno Litwa, jak Moskwa zajmowały się „zbieraniem ziem ruskich", to znaczy obejmowaniem swoją władzą księstw ruskich, wyzwolonych spod jarzma tatarskiego. Oznaczało to rywalizację między nimi. W miarę wyrastania potęgi moskiewskiej Litwa coraz mniej mogła sobie z naporem moskiewskim sama poradzić i dla obrony przed Moskwą potrzebowała coraz więcej pomocy polskiej, to znaczy udziału wojsk polskich w jej obronnych wojnach. Stopniowo, musiała się przed naporem moskiewskim cofać, tracąc na rzecz Moskwy jedno po drugim terytoria pograniczne. Polska z Moskwą rywalizować nie potrzebowała i z natury rzeczy mniej jej zależało niż Litwie na panowaniu nad rozmaitymi ziemiami pogranicznymi między Litwą i państwem moskiewskim. Wprawdzie z chwilą, gdy Litwa zaczęła się z Polską zlewać, musiało Polsce zacząć zależeć na posiadaniu dogodnej granicy geograficznej i strategicznej od wschodu, a więc na posiadaniu przede wszystkim tak zwanej „Bramy Smoleńskiej", to znaczy obszaru między górnymi biegami Dźwiny i Dniepru, a więc takich miast jak Witebsk, Orsza a może i Smoleńsk. Ale Kozielsk, Mścislaw, Starodub czy Wiaźma leżały zdecydowanie poza sferą interesów polskich, choć przez pewien czas należały do Litwy. Była tu więc między Polską a Litwą różnica interesów. Leżało jednak zarówno w interesie Litwy, jak i obejmującej i Litwę Polski, by obroniona została niepodległość państw ruskich i rosyjskich, nie chcących do państwa moskiewskiego należeć i na tyle silnych, by mogły się jako tako samodzielnie ostać, a stanowiących dla potęgi moskiewskiej przeciwwagę. Takim państwem było przede wszystkim imperium nowogrodzkie. A w cieniu potęgi nowogrodzkiej istniała także i druga, mniejsza, kupiecka republika rosyjska, Psków.* Nowo"gród, a trochę także i Psków, szukały oparcia w Litwie. Od roku 1428 Nowogród płacił Litwie niewielką daninę. W roku 1450, gdy od trzech lat królował już w Polsce Kazimierz Jagiellończyk, władca Moskwy Wasyl Ociemniały najechał Nowogród i podporządkował go sobie. W około 20 lat później, w roku 1471, polonofilska partia w Nowogrodzie, na której czele stała rodzina Boreckich, mająca tam w swoich ręku władzę, zawarła traktat z Kazimierzem Jagiellończykiem, którego treścią było, że Kazimierz osadzi w Nowogrodzie jako swego namiestnika księcia Michała Olelkowicza i bronić będzie Nowogrodu przed Moskwą. Iwan III Srogi moskiewski mszcząc się za to, zaatakował natychmiast Nowogród i pobił jego wojska w kilku bitwach. Ale Kazimierz Jagiellończyk właśnie w tym samym czasie osadzał swego syna Władysława na tronie czeskim i był w szczytowym momencie swej wojny z Maciejem Korwinem o koronę czeską dla tego syna i o Śląsk dla Czech — • I Nowogród, i Psków mówiły innym niż Moskwa rosyjskim narzeczem, tak zwanym narzeczem „o", którym dotąd mówi lud wiejski w Rosji Północnej. („Goworit"' po pólnocno- -rosyjsku, „gawarit"' po moskiewsku, „hawarit"' po południowo-wielkomsku, a „howoryty" po rusku, czyli ukraińsku.) 207 i z pomocą nie przyszedł. Wojska moskiewskie zdobyły Nowogród; „posadnik" Borecki, polonofilski szef rządu nowogrodzkiej rzeczypospolitej, został ścięty. Przez następnych kilkanaście lat Nowogród, podporządkowany Moskwie, choć nominalnie niepodległy, szykował się w ciszy do nowej walki i słał do króla Kazimierza poselstwo za poselstwem. Na czele polonofilskiej akcji stała tam teraz wdowa po ściętym „posadniku", Marta Borecka. W latach 1477-78 Iwan III Srogi ponownie najechał Nowogród i po długim oblężeniu zdobył miasto. Rodzina Boreckich została wywieziona do Moskwy, urząd „posadnika" zniesiony, dzwon, którym zwoływano lud nowogrodzki na wiece, symbol republikańskiego ustroju, skonfiskowany. Król Kazimierz właśnie kończył wojnę z Maciejem Korwinem i z pomocą nie przyszedł. W roku 1479 Nowogród zerwał się do powstania, znowu bezskutecznie zwracając się do króla Kazimierza o pomoc. Iwan III Srogi wiosną 1480 roku, na 12 lat przed śmiercią króla Kazimierza, przybył pod mury Nowogrodu z wielką armią, zdobył miasto, ściął 150 członków miejskiego patrycjatu, wysiedlił 8000 wybitniejszych rodzin, a majątki ich skonfiskował i rozdał przybyszom z Moskwy. Opór Nowogrodu przetrwał mimo to dalszych blisko sto lat. Dopiero car Iwan IV Groźny w roku 1570 położył temu kres, wycinając w pień — często wśród tortur — 60 000 Nowogrodzian i tak bezwzględnie Nowogród zniszczył, jak Rzym ongiś zniszczył Kartaginę. Nowogrodzka posiadłość Wiatka (dzisiaj Kirów) w dorzeczu Karny, w pobliżu Uralu, utrzymała swoją niepodległość nawet i po upadku Nowogrodu - i została przez 60-tysięczną armię moskiewską zdobyta i zlikwidowana dopiero w roku 1489, na 3 lata przed śmiercią króla Kazimierza. Psków za czasów Witolda płacił Litwie daninę. Ale Kazimierz opuścił Psków tak samo jak Nowogród. Psków został przez Moskwę — już po śmierci Kazimierza — zdobyty, a jego patrycjat masowo wywieziony i zastąpiony przez przybyszów moskiewskich, obdarzonych dobrami, pokonfiskowanymi w mieście. Warto także wspomnieć, że w roku 1484, na 8 lat przed śmiercią króla Kazimierza, Moskwa zdobyła Twer (dziś Kalinin), nad górną Wołgą, stolicę rosyjskiego wielkiego księstwa, które rywalizowało z Moskwą, a przez czas pewien było satelitą Litwy. „Ostatni wielki kniaź Tweru, Michał Borysowicz, najbliższy sprzymierzeniec i kuzyn Jagiellonów, ratował się ucieczką na Litwę, skąd kilkakrotnie, a zawsze bezskutecznie, będzie usiłował odzyskać swą ojcowiznę" (Kolankowski). . ,. ?ii'', : U, JAN OLBRACHT I ALEKSANDER Po śmierci Kazimierza Jagiellończyka sejm elekcyjny obrał królem polskim trzeciego z rzędu jego syna, Jana Olbrachta. (Najstarszy Władysław był królem czeskim i węgierskim, drugi z rzędu, wielki asceta, św. Kazimierz, już nie żył). Natomiast Litwini sami obrali sobie wielkim księciem, wbrew unii horodelskiej, Aleksandra, ezwartego syna króla Kazimierza. Tak więc unia polsko-litewska została znowu zerwana. Jan Olbracht panował w Polsce dziesięć lat (1492-1501), po czym bezdzietnie zmarł. W ciągu tych samych lat Aleksander panował samodzielnie na Litwie. Doświadczenie tych lat nowej samodzielności przekonało jednak Litwinów, że Litwa, zagrożona przez Moskwę, jest jednak za słaba, by się samodzielnie ostać i po śmierci Jana Olbrachta sami się do Polski zwrócili z propozycją, by Polacy obrali "Aleksandra na króla, co istotnie nastąpiło. Tym sposobem unia została w roku 1501 wznowiona i oparła się na zasadach, zbliżonych do tych, które w roku 1413 ustanowione zostały przez unię horodelską. Tak więc, te dziesięć lat rozdziału przyczyniły się do mocniejszego jeszcze wytworzenia się poczucia polsko-litewskiej łączności i do utrwalenia unii. Aleksander panował na samej Litwie dziesięć lat, a łącznie w Polsce i na Litwie dalszych 5 lat (1501-1506), po czym także bezdzietnie umarł. Łączne, czternastoletnie panowanie tych dwóch królów zaznaczyło się przede wszystkim wielkimi zmianami w ustroju Polski, o czym będę pisać niżej. Jan Olbracht oparł się w swych rządach na drobniejszej szlachcie, wbrew magnatom. Aleksander, przeciwnie, usiłował się oprzeć — wbrew szlachcie — na senacie i stronnictwie arystokratycznym, podobnie zresztą, jak opierał się na magnatach litewskich na Litwie. „Ale arystokracja z r. 1501, to już nie była arystokracja z lat 1386, 1410, 1430 czy 1444. Nie miała ani tej powagi i autorytetu, ani tego jasnego programu działania, ani tego opartego na poczuciu siły, na patriotyzmie i'bezstronności i na doświadczeniu,umiaru, ani tego wyrobienia i zręczności, co wówczas. Nie była już istotnym wyrazem Polski i jej racji stanu, jak ongiś, ale była jedną z partji, nie lepszą, i nie gorszą niż inne. Nie umiała się więc przy władzy (...) utrzymać".* Król Aleksander przerzucił śię więc na stronę szlachty. Rządy Olbrachta i Aleksandra były tym zwrotnym okresem, od którego zaczęła się stanowcza przewaga szlachty w życiu polskim. Konstytucja „Nihil novi" (Nic nowego) • Cytata z innej mojej książki. 14 — Hlst. Nar. Poi., t. I 209 z roku 1505, ustalająca, że nic nie można w Polsce zmienić bez zgody sejmu, była ostatecznym ustanowieniem roli i władzy sejmu w życiu polskim. Jan Olbracht nosił się z zamiarem odzyskania dla Polski wybrzeży czarnomorskich i portów Kilii i Biaiogrodu i wybrał się w 1497 roku na wielką wyprawę na ziemie wołoskie. Ale do planów tych przyplątała się myśl, te Zygmunt, brat jego i piąty syn Kazimierza Jagiellończyka mógłby w razie zwycięstwa być wyposażonym we własne państwo i osadzonym na tronie mołdawskim. Wywołało to wielki niepokój w „hospodarze" mołdawskim, Stefanie Wielkim, dotąd lenniku Polski. Zmienił on front i przerzucił się na stronę turecką, przy czym poparli go i Węgrzy. Wyprawa Jana Olbrachta musiała się w wyniku tego wycofać — i w drodze powrotnej, w lasach Bukowiny, doznała od Wołochów i Turków wielkiej klęski. Wyprawa przedsięwzięta była głównie pospolitym ruszeniem, był to wiec wielki pogrom zmobilizowanej polskiej szlachty. Zrobiło się stąd jakby przysłowie: „za króla Olbrachta wyginęła szlachta", o tyle niesłuszne, że właśnie rządy Olbrachta to była chwila wielkiego wzrostu znaczenia polskiej szlachty. Aleksander, zarówno jako niezależny władca Litwy, jak potem jako król polski musiał prowadzić uciążliwe wojny z Moskwą, mianowicie w latach 1492-1494, oraz 1499-1503. Wojny te, w których Litwa musiała być wspierana przez wojska polskie, wypadły dla Litwy nieszczęśliwie. Litwa poniosła w nich dotkliwe klęski wojenne i w rezultacie straty terytorialne, oddając Moskwie swoje dalsze kresy, stanowiące „prawie czwartą część (jej) państwowego terytorium" (Kolankowski). Aby dojść do zgody z Moskwą, Aleksander ożenił się z córką Iwana Srogiego Heleną, zostawiając jej, jako wyznawczyni prawosławia, zupełną swobodę religijną. Ale to jednak jego stosunków z Moskwą nie poprawiło. Siłą Moskwy w walce z Litwą i z Polską było, że jako państwo prawosławne mogła ona przybrać postawę opiekunki ludności prawosławnej w Polsce, kraju katolickim. ZYGMUNT STARY Następcą Aleksandra na polskim tronie był jeszcze jeden z braci, piąty z rzędu, syn Kazimierza Jagiellończyka, Zygmunt, nazwany później Starym. Tym razem miało to być panowanie długie: 42-letnie (1506-1548). Czasy jego panowania, łącznie z 24-letnim panowaniem jego syna, Zygmunta Augusta, zwykliśmy nazywać złotym wiekiem naszej historii. Jest to raczej nieścisłe, jeśli mowa o historii politycznej: Polska nie osiągnęła wtedy zbyt wiele w swym życiu politycznym zewnętrznym, a przeciwnie poniosła wiele szkód i strat. Jest to natomiast całkowicie zgodne z prawdą w dziedzinie kultury. Owe końcowe 66 lat rządów jagiellońskich - to był szczytowy okres polskiego rozkwitu kulturalnego. To był przede wszystkim złoty wiek polskiej literatury. Przed epoką tych późnych Jagiellonów literatura w języku polskim była w powijakach; kwitła wprawdzie literatura nasza w języku łacińskim, wydając takie dzieła w dziedzinie poezji jak twórczość Klemensa Janickiego (żyjącego zresztą już za czasów Zygmunta Starego), a w dziedzinie prozy, jak historia Długosza, że się tylko do tych dwóch przykładów ograniczę. Ale w czasach „zygmuntowskich" zrodziło się nagle w Polsce pragnienie twórczości w języku ojczystym — i pojawiły się w narodzie talenty, które to pragnienie zaspokoiły. Nasz największy przed Mickiewiczem poeta, Jan Kochanowski, twórca „Trenów" i wielu innych poematów, oraz wspaniały tłumacz Psalmów Dawidowych, a obok niego — starszy od niego — Mikołaj Rej, zwany ojcem literatury polskiej, nie tak utalentowany, ale zasłużony wielkim zbogaceniem polskiego literackiego języka, a obok nich Stanisław Orzechowski, Andrzej Frycz Modrzewski, Marcin Bielski, Łukasz Górnicki, Sebastian Klonowic - to byli wszystko ludzie czasów zygmuntowskich. Wprawdzie nie brak było Polsce wybitnych pisarzy także i zaraz potem — że wymienię Piotra Skargę, Szymonowica, Kochowskiego, Wacława Potockiego, Zimorowicza, Morsztyna, Paska — ale jednak przez całe następne dwa z górą stulecia, aż do wieku XIX, literatura polska nie wzniosła się już na te same wyżyny, jakie osiągnęła w czasach zygmuntowskich. Także i pod innymi względami Polska czasów zygmuntowskich była kulturalnie pełna blasku. To w owych czasach żył i działał Mikołaj Kopernik, który przez swoje badania nad ruchami ciał niebieskich i swoje odkrycie, że to ziemia obraca się wokół słońca, nie odwrotnie, wprowadził całą naukę europejską na nowe tory, pokazując, że otaczającą nas przyrodę trzeba metodycznie badać.* Był to okres świetności staropolskiej muzyki, ?ą * Propaganda niemiecka giosi, że byt on Niemcem. Jest to oczywisty nonsens. Jego ojciec 211 zaznaczony takimi nazwiskami, jak Mikołaj Gomółka i Wacław z Szamotuł Szczególnie wspaniały był rozkwit polskiej architektury, zaznaczony takimi arcydziełami, jak kaplica zygmuntowska w katedrze wawelskiej. Bezmała do czasów zygmuntowskich należy największy w Polsce rzeźbiarz, Wit Stwosz twórca głównego ołtarza i krucyfiksu w kos'ciele Mariackim w Krakowie i grobowca Kazimierza Jagiellończyka na Wawelu i innych wspaniałych dzieł, w których znalazło odbicie życie polskie, polskie typy ludzkie, stroje i przyroda. (Zmarł on już w czasach zygmuntowskich w Niemczech, ale działał w Krakowie przez około 20 lat za czasów Kazimierza Jagiellończyka i Jana Olbrachta. Pozostawił w Polsce syna Stanisława, też rzeźbiarza). Był to Niemiec z Norymbergi, ale tak się związał z Polską i z polską kulturą i taki na tę kulturę wywarł wpływ, że do polskiej sztuki należy w tym samym stopniu w jaki El Greco, Grek wykształcony w Wenecji, należy do sztuki hiszpańskiej. Politycznie jednak trudno politykę Zygmunta Starego ocenić pozytywnie. Było w jego dążeniach wiele dobrych chęci - ale cechowała jego politykę słabość i niezdolność do osiągnięcia jakichś większej miary celów. „Szanując (...) w Zygmuncie człowieka, musimy potępić w nim monarchę, który słabością swego charakteru zmarnował wszystko, co objął jako najcenniejszą po przeszłości spuściznę". (Bobrzyński). Zygmunt Stary ożenił się najpierw z Barbarą, córką wodza węgierskiego, Stefana Zapolyi, a po jej śmierci ze znakomitą Włoszką, Boną Sforza, córką księcia Mediolanu i dziedziczną księżniczką księstwa Bari, przedstawicielką włoskiego odrodzenia i włoskich pojęć politycznych. Odegrała ona jako przez 38 lat przebywająca w Polsce polska królowa wielką rolę, wywierając wielki wpływ na polskie życie polityczne, gospodarcze i kulturalno-duchowe. Przywiozła ze sobą duży posag i stała się od razu w Polsce wielką potęgą finansową: wykupiła z zastawu szereg dawnych dóbr królewskich i administrując nimi potem w sposób, trzeba przyznać, znakomity, podniosła bardzo, drogą przykładu, rozwój gospodarczy Polski, a zarazem stała się był mieszczaninem krakowskim i zapewne polskim patriotą, bo jego przeniesienie się do Torunia w roku 1454, tym samym, gdy król Kazimierz Jagiellończyk przyjechał tam, by odebrać hołd od Pomorza, które przeciwko Krzyżakom powstało, oraz jego ożenienie się z córką wybitnej rodziny przywódców pomorskiego powstania, świadczy, że musiał odgrywać jakąś polską, polityczną rolę. Jego matka była toruńską mieszczanką niemiecką. Ale jej ojciec brał udział w propolskim, pomorskim powstaniu, a jej brat, biskup Watzelrode, był wybitnym, polskim mężem stanu. Co więcej, Kopernik należy do polskiej, a nie niemieckiej nauki. Był wychowankiem szkoły średniej w Polsce, oraz uniwersytetu krakowskiego, — jego nauczycielem był przez czas pewien tamtejszy profesor, znakomity matematyk i-astronom Wojciech z Brudzewa. Studiował też na uniwerstetach włoskich, gdzie się deklarował jako Polak. W Niemczech natomiast nigdy nie studiował, ani nie mieszkał. Swój polski patriotyzm niejednokrotnie manifestował. Warto przy okazji zauważyć, jakim wielkim ogniskiem kultury był w XV i XVI wieku uniwersytet krakowski. Oprócz Kopernika i Wojciecha z Brudzewa, wydal on znakomitego prawnika i teologa, Pawła Włodkowica, historyków Jana Długosza, Marcina Kromera i Macieja Miechowite, teologów Stanisława Hozjusza i świętego Jana Kantego. Uniwersytet ten bronił filozofii scholastycznej, czyli tradycyjnej średniowiecznej filozofii katolickiej i dlatego jest dziś namiętnie krytykowany za swoją ówczesną rolę przez niektórych nowoczesnych polskich historyków. ,,Zaskorupiała, scholastyczna, średniowieczna wiedza"— pisze Bobrzyński, nie rozumiejąc, że średniowieczna filozofia, instynktownie wyznawana przez większość naszego narodu, jest właśnie jego siłą. A jest ona dziś „modna" w całym świecie, będąc natchnieniem takich nowoczesnych filozofów jak Maritain i Gilson. 212 zynnikiem, mogącym wywierać, w sposób nieoficjalny, wielki wpływ dzięki siadanej pozycji gospodarczej. W duchu renesansowych pojęć włoskich nrowadziła działalność polityczną, zmierzającą w interesie jej syna, Zygmunta Augusta> do umocnienia dynastii - i robiąc posunięcia bezprawne, przyczyniała się do dezorganizowania ustroju politycznego. Była zwolenniczką włoskich prądów wywrotowych, wywodzących się z humanizmu i zaprawionych skłonnościami heretyckimi. Uczyniła z dworu wawelskiego ośrodek tych prądów. Zdobyła sobie w końcu wielki wpływ na męża i przyczyniła się do wielu fałszywych posunięć jego polityki, a w szczególności do zgrupowania w jego otoczeniu ludzi, którzy na odgrywanie wielkiej roli nie zasługiwali. Między innymi, wywierała wpływ na nominacje senatorskie i biskupie. „Późniejszy senat kreacji Bony obfituje już w karierowiczów bez kręgosłupa, na przemian uległych dworowi lub tłumom" (Konopczyński). Jej kreaturą był na przykład osławiony Piotr Gamrat, biskup i prymas- arcybiskup, „inteligentny, ale zepsuty" (Konopczyński) Rządy Zygmunta Starego dzielą się wyraźnie na dwa okresy. ,,O ile w pierwszej połowie (tych rządów) Zygmunt, opierający się na ludziach w rodzaju prymasa Łaskiego, usiłował prowadzić politykę w stylu dawnych panów małopolskich: w założeniu arystokratyczną i przeciwną przywilejom masy szlacheckiej, katolicką, antyprotestancką, antykrzyżacką, w polityce zagranicznej energiczną, o tyle w drugiej połowie, której nadał piętno wpływ (...) Bony(...), otaczającej się humanistami i protestantami i organizującej sobie w Polsce własne, współpracujące z obozem szlachecko-protestanckim (...) stronnictwo — polityka Zygmunta posiadała charakterystyczne, jagiellońskie cechy oportunizmu, ustępliwości i pobłażliwości, a doradcami króla byli ludzie (...) reprezentujący poglądy nieraz biegunowo przeciwne poglądom Łaskiego".* Jedną z podpór panowania Zygmunta w pierwszej połowie jego rządów „był kanclerz wielki koronny i prymas, arcybiskup gnieźnieński Jan Łaski (...), człowiek w stylu i o formacie dawnych panów małopolskich — wróg Zakonu krzyżackiego i zwolennik jego całkowitej w Prusach Wschodnich likwidacji, zarazem przeciwnik Habsburgów, — wróg reformacji i obrońca stanowiska ^Kościoła (zresztą przeciwnik jednostronnego jego uprzywilejowania i projektodawca w roku 1522 opodatkowania duchowieństwa) — zwolennik polityki energicznej i aktywnej. W oparciu o Łaskiego i innych (...) dygnitarzy koronnych (...) usiłował Zygmunt Stary w pierwszej połowie swego panowania przeprowadzić reformę państwa — wbrew szlachcie".* Nie udało mu się to jednak. Łaski uważał zresztą, że król powinien opierać się o szlachtę, ale katolicką, a nie o dorobkiewiczowską „nową arystokrację", sprzyjającą humanizmowi i pozbawioną głębszych przekonań. W istocie, szlachta w owym czasie nie stanowiła w Polsce obozu katolickiego. Kierownictwo kierunku politycznego szlacheckiego w czasach zygmuntowskich było w ręku protestantów. Historycy, usposobieni niezbyt życzliwie wobec kierunku katolickiego, żałują, że stronnictwo szlachecko- * Cytata z innej mojej książki. * Cytata z innej mojej książki. 213 protestanckie nie odniosło wtedy w Polsce zwycięstwa. Bobrzyński pisze: ,,Faktem jest, że ruch religijny ogarnął wszystko, co w narodzie było zacne, inteligentne i przystępne religijnemu uczuciu, faktem jest, że z tona tego ruchu wyszedł jedyny program polityczny, jedyne solidne stronnictwo, na które aż do sejmu czteroletniego zdobyliśmy się w nowożytnych dziejach".* Twierdzenia Bobrzyńskiego w tej sprawie trzeba jednak odrzucić. Poglądowi, że protestanci w czasach zygmuntowskich byli „jedynym solidnym stronnictwem", na jakie naród potrafił się w ostatnich wiekach przedrozbiorowych „zdobyć", przeczy chociażby rola katolickiego stronnictwa szlacheckiego pod wodzą biskupa Olszowskiego, które wykazało się takimi osiągnięciami w około stu lat później. Że ruch religijny protestancki w Polsce miał wśród siebie także i garść ludzi „zacnych, inteligentnych i przystępnych (szczerym) religijnym uczuciom", można się zgodzić; zwłaszcza, że był reakcją nie tylko przeciwko katolicyzmowi, ale także i przeciwko humanizmowi, który niósł ze sobą wielkie rozprzężenie moralne. Mało jest w historii takich ruchów, które nie miałyby w swoich szeregach także i ludzi ideowych i wyobrażających sobie, że służą dobrej sprawie. Ale ogólny kierunek działalności obozu protestanckiego w Polsce był politycznie błędny i dla Polski szkodliwy, nie mówiąc już o tym, że sprzeciwiał się polskiej odwiecznej tradycji i że wyrażał idee ze światopoglądem polskiego narodu niezgodne i przez znaczną większość tego narodu i wtedy, i przedtem i potem uważane za błędne. Jest błędem wyobrażać sobie, że można było Polskę zreformować i podźwignąć, opierając ją o reformację, to znaczy o ruch, który miał swoje główne ognisko w Niemczech. Przykładem tego, czym był za czasów Zygmunta Starego ówczesny obóz polityczny szlachecki, jest tak zwana „wojna kokoszą" z roku 1537. Król Zygmunt chciał przedsięwziąć akcję zbrojną przeciwko zajmującemu wrogie wobec Polski stanowisko hospodarowi mołdawskiemu. Nie uzyskawszy uchwalenia na ten cel podatków na sejmie piotrkowskim 1536/1537 roku, zwołał pospolite ruszenie. W wyniku tego, zebrało się 70.000 czy też nawet 150.000 szlachty w Zboiskach pod Lwowem, nie po to, by wyruszyć na wojnę, lecz by zrobić rokosz przeciwko królowi. „To już nie był demokratyczno- świecki program państwowy; to prywata grubsza i drobniejsza podawały sobie ręce i szły na poniżenie majestatu" królewskiego (Konopczyński). Owo pospolite ruszenie poprowadziło tylko jedną wojnę: przeciwko kurom (kokoszom) okolicznej ludności, które pozjadało. „Wojna kokoszą" wykazała, jak słaba, bezsilna i pozbawiona stanowczości i planu jest polityka króla Zygmunta. Największym, epokowym błędem polityki Zygmunta Starego była sekularyzacja krzyżackich Prus. Obok tego — dopuszczenie do posunięcia się procesu załamywania się ustroju politycznego i społecznego Polski. Piszę o tych sprawach osobno. • Bobrzyński pisze przy tej okazji także: „Tłumaczem dość u nas rozpowszechnionego poglądu na reformację w Polsce jest (...) Kalinka. Potępiając reformację w ogóle, potępia się ją bezwarunkowo i w Polsce, zaprzeczając jej nawet politycznych korzyści. Miano się u nas nakłaniać do reformacji tylko z egoistycznych, materialnych pobudek, czynili to ludzie bez czci, potęgując zuchwalstwo i anarchię. (...) Przesadzie przeczą jednak fakty". 214 I Król Zygmunt Stary prowadził trzy wojny z Moskwą, w latach 1507-1508, 1512-1522 i 1534-1537. Szczęście w tych wojnach było zmienne, choć w otwartych bitwach wojska polskie i litewskie przeważnie odnosiły nad wojskami moskiewskimi zwycięstwo (np. zwycięstwo hetmana Konstantego Ostrogskiego pod Orszą 8 września 1514), ale mimo tego wojska moskiewskie zapuszczały się głęboko w głąb Litwy, pod Mińsk, a nawet pod Wilno. Smoleńsk był trzykrotnie oblężony przez wojska moskiewskie i w końcu padł, w lipcu 1514 roku. Polska straciła na 96 lat, a więc prawie na stulecie, ten najważniejszy punkt strategiczny przeciwko Moskwie. Natomiast zdobyła (przez hetmana koronnego Jana Tarnowskiego) i zatrzymała na stałe pokojem z r. 1537 Homel, nad Sożą, lewobrzeżnym dopływem Dniepru. Miasto to pozostało potem częścią Rzeczypospolitej do pierwszego rozbioru, czyli przez 235 lat. Owe wojny z Moskwą przyniosły ze sobą smutny fakt buntu i zdrady litewskiego magnata, kniazia Michała Glińskiego. Gliński, katolik, ongiś podpora rządów Aleksandra Jagielloriczyka, oraz zwycięzca nad Tatarami pod Kleckiem (1506), przerzucił się nagle na stronę moskiewską, powodowany nadzieją, że wykroi sobie własne państwo na ziemiach pogranicznych litewsko-moskiewskich. Zamordował dygnitarza litewskiego, Jana Zabrzezińskiego, który mu w jego planach przeszkadzał. Brał udział w późniejszych wojnach polsko-moskiewskich po stronie moskiewskiej. W okresie małoletniości cara Iwana Groźnego sprawował faktyczną władzę w Moskwie, w czasie regencji jego bratanicy, matki przyszłego cara. Większym jeszcze, groźnym dla przyszłości Polski wydarzeniem owych czasów było pierwsze w dziejach zbliżenie miedzy Niemcami, a Rosją. „Cesarz Maksymilian (...) wiązał się z nieprzyjaciółmi Polski, pobudzał Wasyla Iwanowicza do złamania pokoju wieczystego (z Polską) i do wojny. Przy zdobywaniu Smoleńska czynni byli inżynierowie i puszkarze niemieccy". (Smoleński). Był to ten sam cesarz Maksymilian, który w rok później, w roku 1515, zawarł z Zygmuntem Starym układ o małżeństwie Ludwika Jagielloriczyka, króla Czech i Węgier, z Habsburżanką i jego siostry, Marii Jagiellonki z Ferdynandem Habsburgiem, w wyniku czego, po śmierci króla Ludwika w bitwie pod Mohaczem (1526), Czechy i Węgry przeszły na prawie 400 lat pod władzę Habsburgów. Tak więc za tego samego króla Zygmunta w Polsce, cesarz Maksymilian Habsburg zdobywał na zachodniej granicy Polski jagiellońskiej Czechy (wraz ze Śląskiem) i Węgry, a na wschodniej popierał przeciwko Polsce Moskwę. „Nigdy, od czasów Łokietka, nie znajdowała się Polska w takim niebezpieczeństwie" (Konopczyński). Odtąd, zaczynało się stawać faktem to, co miało później cechować położenie Polski aż po dni nasze: Polska znajdowała się już „w kleszczach między Niemcami a Moskwą". I to Polska tak wówczas rozległa, tak ludna, tak kwitnąca i tak bogata. Nie brak było czasom jagiellońskim nie tylko blasków, ale i cieni! Zygmunt Stary prowadził także wojny z hospodarami mołdawskimi (z których jeden, Bohdan, zajął w 1509 roku Pokucie, obiegł Kamieniec Podolski i dotarł aż pod Lwów, ale został pokonany w tymże roku przez 215 hetmana Mikołaja Kamienieckiego w bitwie nad Dniestrem, a drugi, Piotr Raresz, zwany Petryłą, w roku 1531 także dotarł aż pod Lwów i był pobity przez hetmana Jana Tarnowskiego w bitwie pod Obertynem w tymże roku, ale dalej Polskę atakował, czemu miało przeszkodzić, ale nie przeszkodziło pospolite ruszenie „wojny kokoszej", wycofał się jednak w końcu, zagrożony przez nacisk turecki), z Tatarami (którzy najazdami swymi docierali pod Wilno, Lwów i Lublin, plądrowali nasze ziemie południowo-wschodnie i byli bici w kilku bitwach, ale wyprawy swoje ponawiali), oraz podejmował próby — na małą skalę i bezskutecznie — odzyskania dostępu do Morza Czarnego, mianowicie Oczakowa i Hadżybeja (dzisiejszej Odessy), Pisałem już o nieszczęsnej umowie Zygmunta z cesarzem Maksymilianem z roku 1515, ustalającej, że w razie wygaśnięcia czesko-węgierskiej linii Jagiellonów,- Czechy i Węgry przejdą pod panowanie Habsburgów i o śmierci bezpotomnej króla Ludwika Jagiellończyka w bitwie pod Mohaczem w 1526 roku, wskutek czego Czechy i Węgry przeszły w ręce habsburskie. Nie uznała tego obrotu sprawy część Węgrów, którzy obrali sobie za króla węgierskiego magnata, Jana Zapolyę. Po okresie walk doszło do kompromisu, na którego zasadzie Siedmiogród i wschodnie Węgry po rzekę Cisę pozostały w ręku Zapolyi, reszta kraju w ręku Habsburgów. W roku 1540, po śmierci Jana Zapolyi wdała się w sprawy węgierskie Turcja, zagarniaj.ąc zbrojnie prawie całe Węgry wraz z Budą i Pesztem i zostawiając Siedmiogród jako tureckie lenno w ręku syna Zapolyi, oraz jego matki, Izabeli, córki Zygmunta Starego i Bony. Habsburgowie utrzymali się tylko na zachodnim skrawku Węgier, z miastem Preszburgiem (Bratysławą), skąd rozszerzyli swoje panowanie na resztę Węgier dopiero w następnych stuleciach. „Tym sposobem Węgry podzielone zostały na trzy części i pozostać tak miały przez półtora wieku pod przewagą turecką, która je wyniszczyła i zrujnowała, przekreślając na zawsze możność odrodzenia się Węgier jako wielkiego narodu".* Za czasów Zygmunta Starego wygasła mazowiecka gałąź Piastów w osobach książąt Stanisława (1524) i Janusza (1526) i w wyniku tego ostatnie udzielne księstwo piastowskie na Mazowszu,mianowicie czersko- warszawskie, wcielone zostało w roku 1529 do Polski. (Inne księstwa mazowieckie, z podobnych przyczyn, wróciły do Polski jeszcze przed wstąpieniem na tron Zygmunta Starego, a po części jeszcze za Kazimierza Jagiellończyka, mianowicie Płock w roku 1495, Sochaczew w 1476, oraz Gostynin i Rawa w 1462.) REFORMACJA Czasy Zygmunta Starego w Polsce zbiegły się z czasami wielkiego przewrotu w skali ogólnoeuropejskiej, którym była reformacja. Reformacja — to było oderwanie się od Kościoła katolickiego ogromnej części duchowieństwa i wiernych, obejmującej w całości, lub w dużej części niektóre narody i utworzenie przez nie szereguKościołów nowych, różniących ' Cytata z innej mojej książki. 216 się między sobą organizacyjnie i teologicznie (treścią poglądów religijnych), ale obejmowanych wspólną nazwą protestantyzmu (od protestu przeciwko Kościołowi katolickiemu i jego zasadom), lub ewangelicyzmu (od uznawania tylko Ewangelii, czyli Pisma Świętego i odrzucania tradycji kościelnej, czyli tego wszystkiego, co wytworzone zostało i sformułowane w ciągu wieków od czasów Chrystusa i było od Ewangelii późniejsze). Cechą wspólną wszystkich Kościołów protestanckich stało się wypowiedzenie przez nie posłuszeństwa papieżowi i zorganizowanie się w osobne Kościoły zwane „narodowymi", ale w istocie nie narodowe lecz państwowe, najczęściej poddane władzy świeckiej, tj. królom jako „głowom" Kościołów albo złożonym w znacznej części z ludzi świeckich konsystorzom. Wytworzyły się trzy grupy kościołów protestanckich: luterańska, obejmująca przede wszystkim dużą część narodu niemieckiego, oraz kraje skandynawskie (Szwecję wraz z Finlandią.Danię wraz z Islandią, Norwegię), kalwińskie (niektóre kantony Szwajcarii, Holandię i Szkocję mniej więcej w całości, oraz rozproszone grupy zwolenników we Francji, na Węgrzech i gdzie indziej) i anglikańskie (w Anglii, — nie mające wspólnej doktryny, pozwalające swoim członkom mieć takie poglądy jakie chcą, a więc zbliżone do luterańskich, kalwińskich, a nawet katolickich, pod warunkiem by uznawali króla angielskiego za głowę Kościoła, stosowali przyjętą przez Kościół anglikański liturgię i byli posłuszni dyscyplinie kościelnej). Poza tymi trzema kierunkami stało kilka małych grup skrajnych, takich jak stara, włoska sekta waldensów, oraz będący dalszym ciągiem husytów bracia czescy, a zwłaszcza jak nie uznający Trójcy Świętej (to znaczy i Bóstwa Chrystusa) arianie, będący wznowieniem herezji, znanej już w starożytności. Co więcej, także i wielkie Kościoły protestanckie wkrótce uległy dalszym rozłamom, tak że wyłoniły się z nich nowe sekty (np. baptyści oderwali się od kalwinów, menonici od luteranów, metodyści od anglikanów), a te znowu się na mniejsze grupy podzieliły, wskutek czego protestantyzm znalazł się w stanie wielkiego rozbicia. Reformacja narodziła się z kilku przyczyn. Jedną z tych przyczyn było rozprzężenie i zepsucie w Kościele katolickim, wymagające wielkiej reformy (stąd nazwa „reformacji"), do którego bardzo się przyczynił humanizm. Duchowieństwo i zakonnicy, ogarnięci wpływem humanizmu, odchodzili od pobożności, interesowali się więcej nauką, albo co gorsza pięknem życia doczesnego, a więc często nie tyle artyzmem i sztuką, co po prostu używaniem życia bardziej niż modlitwą, troską duszpasterską i miłosierdziem. Tak więc niektóre pałace biskupie, a nawet klasztory wyglądały bardziej jak dwory książęce czy szlacheckie niż jak zakłady, poświęcone służbie Bogu. Duchowieństwo żyło w dobrobycie i potrzebowało na to pieniędzy, czego rezultatem była bezwzględność w ściąganiu „dziesięcin" i innych opłat. A życie tego duchowieństwa często zgoła nie było przykładne. Także i papieże nie byli wolni od wpływu humanizmu. Pobudowali w Rzymie wspaniałe kościoły i pałace, pełne dzieł sztuki (obrazów i rzeźb), które dziś podziwiamy z racji ich piękna, ale które współcześnie pociągały za sobą ogromne wydatki. Papieże i kardynałowie żyli także w nieuzasadnionym dostatku, jakby dwór królewski. Wszystko to wymagało wielkich pieniędzy. Ściągano te pieniądze 217 z nadmierną bezwzględnością, która budziła krytykę. To była jedna przyczyna: ludzie spragnieni byli tego, by Kościół uległ reformie. Zwłaszcza — w kierunku większej pobożności i ubóstwa. Drugą przyczyną był tlejący pod powierzchnią moralnego i społecznego ładu duch buntu. Wielu ludzi — niektórzy pod wpływem humanizmu, ale inni bez żadnego zewnętrznego impulsu — buntowało się przeciwko rygorom moralnym i porządkowym, nakładanym przez Kościół i chcieli mieć większą swobodę grzeszenia. (Na przykład niektórzy udzielni książęta — zwłaszcza niemieccy — chcieli, by wolno im było mieć po kilka żon, a niemiecki „reformator", Luter patrzał na to przez palce). Chcieli, by jakoś Kościół nie miał nad nimi takiej władzy, jak dotąd, a nawet radziby, by odwrotnie to oni zdobyli władzę nad Kościołem. Inni, nawet często szlachetni ideowcy, ale doktrynerzy, wprawdzie nie szukali swobody grzeszenia, ale za to na wzór Wiclifa i Husa wdawali się w rewolucyjne mędrkowania na tematy religii i przestawali wierzyć w to, co głosił Kościół i własnym rozumem formułowali sobie poglądy religijne całkiem nowe. Główną jednak rolę w ruchu reformacyjnym, zwłaszcza w jego fazie początkowej, odegrał niemiecki duch opozycji wobec Rzymu. Przez całe swoje dzieje naród niemiecki buntował się przeciwko papiestwu i przeciwstawiał się mu. Reformacja, zwłaszcza to wszystwo, co głosił Luter, stała się dla narodu niemieckiego uzasadnieniem i ubraniem w rozumowe szaty prastarego niemieckiego buntu przeciwko Rzymowi i Kościołowi katolickiemu i wyrazem niemieckiej nienawiści do nich. W rezultacie, reformacja w Niemczech przekształciła się w wielką niemiecką rewolucję, a rewolucja ta przerzuciła się następnie i na inne kraje. Była to nie tylko rewolucja religijna, ale także polityczna i społeczna. Chodziło w niej nie tylko 0 to, by nie trzeba było chodzić do spowiedzi, albo by księżom wolno było się żenić (np. główny inicjator reformacji, niemiecki zakonnik Marcin Luter, ożenił się z zakonnicą), ale i o to, by przestać płacić podatki dla Kościoła, oraz by odebrać Kościołowi jego dobra, jego ziemie, jego skarby (złote kielichy mszalne itd.), a także gmachy sierocińców, szpitali itd. i podzielić je między ludzi świeckich. Rewolucja ta miała dwa aspekty. Z jednej strony była to rewolucja władców i ludzi bogatych, którzy chcieli zdobyć więcej jeszcze potęgi i bogactwa, z drugiej strony była to rewolucja ludzi biednych, którzy chcieli odebrać własność ludziom bogatym. Wyniknęły stąd wielkie walki, a nawet wojny domowe, nieraz bardzo krwawe. Np. „wojna chłopska" w 1525 roku w Niemczech, zabarwiona sekciarsko (przez sektę anabaptystów) 1 krwawo stłumiona, za zgodą Lutra, przez luterańsksich książąt, była powstaniem ludowym, w którym chodziło nie tylko o poglądy religijne i o rzekomo biblijną równość społeczną, ale przede wszystkim o chłopskie cele społeczne i o rabunek dóbr materialnych. W Anglii z rabunku własności kościelnej (zwłaszcza majątków klasztornych i instytucji dobroczynnych) wyrosła za zgodą króla cała warstwa wzbogaconej „nowej arystokracji".* • W Anglii Kościół anglikański szczególnie zawzięcie prześladował tych, co pozostali wierni wierze katolickiej. Za odprawianie Mszy świętej lub udział w niej z reguły wieszano. Setki katolików zginęły tam śmiercią męczeńska. Wielu z nich Kościół zaliczył potem w poczet świętych i błogosławionych. 218 Europa, która była dotąd jednolita religijnie, tworząc jakby rzeczpospolitą narodów chrześcijańsksich" pod moralnym, a często i politycznym przewodem papieża, rozłamała się odtąd na dwie częćci, katolicką i protestancką, politycznie sobie przeciwstawne. Rzecz ciekawa, że nie wszyscy Niemcy przyłączyli się do protestantyzmu: duża ich część, zwłaszcza na ziemiach, które ongiś należały do Imperium Rzymskiego lub do Polski, pozostała wierną katolicyzmowi. Pociągnęło to za sobą wielkie wojny domowe w Niemczech. Polska, całym swoim duchem i odwieczną tradycją należała do obozu katolickiego. Także i ze względów czysto politycznych nie miała ona powodu do popierania rewolucji niemieckiej, tak samo, jak w średniowieczu nie miała powodu do popierania buntującego się przeciwko papiestwu cesarstwa. Ale przede wszystkim: stała przy Kościele katolickim i była wierna wierze katolickiej, bo miała świadomość, że katolicyzm jest religią prawdziwą. Jednak także i w Polsce reformacja zdobyła sobie niejaki wpływ, częściowo w wyniku intelektualnej mody, a częściowo z tych samych, rzeczowych przyczyn co gdzie indziej, takich jak poczucie, że duchowieństwo jest zbyt bogate, albo że za dużo jest w Polsce zepsucia i że wymaga to nawrotu do surowszej religijności, choćby nawet nie prawowiernej. Religia luterańska została za wzorem niemieckim masowo przyjęta przez wciąż jeszcze nie spolszczonych mieszczan takich miast w Polsce, jak Gdańsk, Elbląg i Toruń. Wśród ludności rdzennie polskiej nie znajdowała jednak zwolenników: była na to zbyt niemiecka. (Natomiast przyjęła się wśród części polskiej ludności poza granicamai państwa polskiego: na Mazurach, tj. w późniejszych Prusach Książęcych, oraz w niektórych księstwach śląskich). Natomiast kalwinizm, zrodzony w Szwajcarii, głównie w mówiącej po francusku Genewie i bardzo rozpowszechniony we Francji (tzw. hugenoci) zdobył sobie duże powodzenie wśród części polskiej szlachty (choć wcale nie pociągnął za sobą polskiego ludu wiejskiego). Tak samo, duże powodzenie zdobył sobie wśród polskiej szlachty arianizm (zwany też socynianizmem), przywieziony z Włoch i tak stopniowo wrośnięty w życie polskie, że przybrał nazwę „braci polskich". Protestanci wykazali w Polsce wielką aktywność, organizując liczne szkoły, niektóre z nich bardzo dobre (np. szkoły ariańskie w Rakowie w Ziemi Kieleckiej oraz szkoły braci czeskich w Lesznie w Wielkopolsce), drukarnie i wielkie akcje propagandowe. Przyczynili się także do rozwoju literatury w języku polskim. Z drugiej jednak strony, byli czynnikiem anarchicznym, dezorganizującym polskie życie polityczne i społeczne. Przez długi okres czasu, za panowania Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta, panowali nad stronnictwem szlacheckim w polskich sejmach i sejmikach. Zygmunt Stary był w zasadzie stronnikiem Kościoła katolickiego. Ale tak jak w innych sprawach, miał i w tej sprawie postawę często chwiejną. Ośrodkiem wpływu protestanckiego było otoczenie królowej Bony: jej spowiednikami byli Włosi Lismanini, który później został uczniem Kalwina, wyjechał do niego do Genewy i tam się ożenił, oraz Stancaro, uczony profesor języka hebrajskiego, jeden z krzewicieli arianizmu w Polsce. 219 Do rozpowszechnienia się protestantyzmu w Polsce przyczyniła się w wysokim stopniu polska tolerancja: naród polski był przeciwny prześladowaniu za wiarę i dlatego ludzie, cierpiący w innych krajach ucisk z powodu swej religii, zarówno Żydzi, jak wyznawcy różnych religii protestanckich, znajdowali w Polsce bezpieczne schronienie, możność osiedlenia się i wyznawania bez przeszkód swojej wiary. Ci przybysze potem nie tylko korzystali z polskiej wolności dla uprawiania swej religii samemu, ale także i dla propagandy wśród Polaków, oraz dla walki z Kościołem katolickim na gruncie polskim, co już nie było tylko korzystaniem z tolerancji, ale nadużywaniem gościnności. Prześladowani w innych krajach (np. wioski arianin Faustyn Socino, czyli Socyn, prześladowany we Włoszech przez katolików i w Szwajcarii przez kalwinów, mógł osiąść w Polsce i rozwinąć tu rozległą działalność) — stali się organizatorami akcji nie tylko czysto religijnej, ale i politycznej, wrogiej Polsce. Jaskrawym przykładem jest tu „brat czeski", czyli husyta, Jan Amos Komensky, o którym niżej. Nasuwa się tu jedna ważna uwaga: Polska stała się schronieniem ludzi prześladowanych za wiarę nie tylko dzięki polskiej tolerancji, stanowiącej odwieczną polską tradycję i sformułowanej najlepiej przez Pawła Włodkowica, ale i dzięki indyferentyzmowi religijnemu, mającemu źródło litewskie. Polska była tolerancyjna, ale Litwa była raczej religijnie indyferentna. Litwa ukształtowała się jako państwo o wielu religiach (m.in. katolicko-prawosławne), a ludzie tacy jak Witold powodowali się nie tyle toleracją, co religijną obojętnością. To wywarło wpływ także i na sposób myślenia wielu ludzi w rdzennej Polsce. Protestanci w Polsce przejawili w początkach swojej działalności wielką agresywność i raczej brak ducha tolerancji. Jak twierdzi Piotr Skarga (cytuję za Rychcickim) protestanci zagarnęli w Polsce, lub zburzyli blisko 2000 Kościołów katolickich, z czego 600 w samej tylko diecezji krakowskiej, oraz 650 cerkwi prawosławnych w jednej tylko polskiej prowincji. SEKULARYZACJA PRUS Największą winą i największym błędem politycznym Zygmunta Starego było dopuszczenie, a raczej wręcz doprowadzenie do przekształcenia się państwa krzyżackiego w Prusach w świeckie, protestanckie państwo pruskie, czyli w utrwaloną na długie wieki, mocną twierdzę wrogiej nam niemczyzny, siedzącą nam na karku i częściowo odgradzającą nas od morza. Drugi pokój toruński z roku 1466 zwrócił nam Pomorze i Ziemię Chełmińską, dał nam także Malbork, Elbląg i Warmię, ziemie ongiś staropruskie, ale przez Krzyżaków podbite i zniemczone, pozostawił jednak w ręku Krzyżaków resztę ziem pruskich, które zostały nadal państwem krzyżackim, ze stolicą przeniesioną do Królewca. To zreorganizowane państwo krzyżackie nie podlegało teraz cesarzom niemieckim, lecz było lennem Polski. W ciągu 59 lat istnienia tego zmniejszonego państwa stało przed polityką polską zagadnienie: co z tym tworem politycznym zrobić. Utraciło ono rację 220 bytu: było to państwo zakonne, o zadaniach misyjnych, miało ono początkowo bronić Polski (Mazowsza) przed pogańskimi najazdami, a potem rzekomo pogan nawracać. Ale pogan już teraz w pobliżu nie było. Zrodził się wobec tego w Polsce pomysł, by Zakon krzyżacki przenieść w pobliże Morza Czarnego, na pogranicze tatarskie i tureckie i sprawić, by utracił on swój charakter niemiecki przez przyjęcie w swoje szeregi wielkiej liczby Polaków, oraz by poświęcił się odtąd bronieniu Polski przed najazdami muzułmańskimi (tureckimi i tatarskimi); natomiast by ziemie pruskie, wraz: z Królewcem, zostały wcielone do Polski. Wielkim bojownikiem o urzeczywistnienie tego planu był Łukasz Watzelrode, w latach 1489-1512 biskup warmiński, rodzony wuj i stały opiekun Mikołaja Kopernika, z pochodzenia pomorski Niemiec, ale polski patriota i mąż stanu, wielki wróg Krzyżaków.* O urzeczywistnienie tej samej myśli walczył później polski kanclerz i prymas, Jan Łaski. Krzyżacy nie zapomnieli jednak o niedawnej wielkości swego państwa, nie wyzbyli się także niemieckiej buty. Szukali oparcia w niemieckim cesarstwie, a znaleźli w pewnej chwili pomoc także i w proniemieckim papieżu- -Holendrze Hadrianie VI (którego pontyfikat przypadał na lata 1522-1523). Ich programem było uwolnić się od lennej zależności od Polski. W roku 1478 Krzyżacy zaatakowali Polskę zbrojnie. Kazimierz Jagiellończyk, osłabiony wojną z Maciejem Korwinem węgierskim, nie skorzystał jednak z okazji, by ukarać krzyżacką rebelię. Wielki mistrz krzyżacki von Tieffen doszedł następnie do wniosku, że wielkimi mistrzami Zakonu powinni być odtąd tylko członkowie rodów panujących w Rzeszy, mogący liczyć na poparcie tych rodów. W dodatku, wchodziły tu w rachubę rody, spowinowacone z Jagiellonami, a więc mogące się spodziewać życzliwości z ich strony. I tak właśnie politykę krzyżacką nastawił. W roku 1497, po śmierci Tieffena, Krzyżacy obrali na wielkiego mistrza księcia Fryderyka Saskiego, którego brat, Jerzy Brodaty, udzielny książę Saksonii, był ożeniony z Barbarą Jagiellonką, córką Kazimierza Jagiellończyka, a więc był szwagrem kolejno polskich królów Jana Olbrachta, Aleksandra i Zygmunta Starego. W roku 1510, po śmierci Fryderyka Saskiego, Krzyżacy obrali na wielkiego mistrza księcia Albrechta Hohenzollerna brandeburskiego, który był synem innej córki króla Kazimierza, Zofii Jagiellonki, żony I Fryderyka brandeburskiego, a więc był rodzonym siostrzeńcem panującego I w owej chwili w Polsce króla Zygmunta Starego. Ani Fryderyk Saski, ani Albrecht Hohenzollern przysięgi lenniczej Polsce jako wielcy mistrzowie krzyżaccy nie złożyli, oraz drugiego pokoju toruńskiego nie uznali. W roku 1520 wybuchła nowa wojna polsko-krzyżacka. Miała ona przebieg dla Polski pomyślny: wojska polskie dotarły pod mury Królewca. Jeszcze odrobinę wytrwałości — i Polska była w stanie doprowadzić do całkowitej likwidacji państwa krzyżackiego nad Bałtykiem, tak że błąd Konrada Mazowieckiego zostałby całkowicie naprawiony. Zygmunt Stary * Rzecz ciekawa, że właśnie Watzelrodego Kazimierz Jagiellończyk starał się nie dopuścić do objęcia biskupstwa warmińskiego, mimo że przeciwny kandydat, Tungen, reprezentował kierunek niemiecki. Dopiero Jan Olbracht uznał obranego przez kapitułę warmińską Watzelrodego za biskupa. 221 g. «|q|s-Is '" % -• 3 : S- 3' 3 - o « 3- &I 3 I ff-i-i-S-* 8-ag- s-s-s a w a& ?. c ffrtllll? I i III S. < r n » n ! cfl O — O •"• 3: S- O 3 N- T8 o. > n S e ff O 03 O OJ g. 2"S "gS- e-i I3 ^3 K "fli 'I i" a s'Ss ff i i?g.g-! — ft tn « S M >T . y' ff » >i J 1 fllilllilltEgi!!. S S O. k- 3 S n •< n "i o w "->? S f> 3- ET „ B O ? n S-?. CD B> N- Iflflffflll (6 maja 1527 roku) przez podszyte luteranizmem i nienawiścią do papieży wojska cesarza Karola (...)• Proste uczucie samozachowawcze powinno (...) byJo nie pozwalać nam na podawanie ręki niebezpiecznemu niemieckiemu ruchowi. (...) Tradycje fałszywej polityki jagiellońskiej wobec Czech husyckich zamąciły nam jasność obrazu sytuacji i sprawiły, że — idąc za tymi tradycjami — popełniliśmy w sprawie sekularyzacji Prus ten sam błąd, co poprzednio w sprawie czeskiej i śląskiej".* „Akt hołdu, który w zdumienie wprawił współczesnych: prawowierny monarcha wręczył klęczącemu heretykowi chorągiew z czarnym orłem jednogłowym. W Madrycie wzruszano ramionami nad takim , kardynałowie rzymscy (...) stwierdzali z gorzkim uśmiechem, że król polski umie (...) stwarzać fakty dokonane" (Konopczyński). Prusy krzyżackie nie zostały wcielone do Polski. Natomiast stworzone tam zostało nowe państwo, ożywione tym samym co państwo krzyżackie antypolskim, a także i antyrzymskim duchem. To z ducha tego państwa i na podstawie politycznej, przez to państwo zbudowanej, wyrośli potem Wielki Elektor, Fryderyk Wielki, Bismarck, Wilhelm II i Hitler. Z tego państwa wyszła także, a raczej odnowiła się myśl, że można by Polskę i naród polski kiedyś całkowicie unicestwić. * Cytata z innej mojej książki. ZYGMUNT AUGUST Zygmunt August, syn Zygmunta Starego i Bony panował w Polsce w latach 1548-1572, ale miał rangę króla już od roku 1529. Królowa Bona, pragnąc zapewnić następstwo tronu synowi, a wyobrażając sobie, że można w Polsce stosować samowolne metody, uprawiane w renesansowych księstwach włoskich, doprowadziła do skutku, drogą czegoś w rodzaju zamachu stanu i z pogwałceniem istniejących zwyczajów prawnych do uznania mającego dopiero lat dziesięć Zygmunta Augusta za wielkiego księcia litewskiego i za króla polskiego i do jego koronacji, osobnej na Litwie i w Polsce. Zygmunt Stary, mający potem jeszcze 18 lat panować, musiał za ten akt polityki dynastycznej, nie liczącej się z prawem zapłacić w miesiąc później oświadczeniem, że akt koronacji jego syna za jego życia nie będzie precedensem na przyszłość, oraz że odtąd każdy król będzie obierany drogą wolnej elekcji, w której każdy szlachcic będzie mógł brać udział, jeśli zechce na nią osobiście przybyć. Tak więc akt, który w intencji Bony miał zapoczątkować przekształcenie się polskiej monarchii w monarchię dziedziczną, stał się odwrotnie początkiem ustanowienia w Polsce elekcji królewskiej ,,viritim", czyli przez ogół szlachty. Zygmunt August został w 1544 roku jako człowiek 24-letni wielkorządcą Litwy, co sprawiło, że związał się blisko z Litwą. Z pobytem jego na Litwie łączy się sprawa jego romansu i małżeństwa z Barbarą Radziwiłłówną, będąca jednym z romantycznych wątków naszej historii, upamiętnionych w naszej literaturze i sztuce (tragedie Felińskiego i Rydla, opera Joteyki, malowidła Matejki i Simlera). Zygmunt August ożenił się z Elżbietą Austriaczką, córką cesarza Ferdynanda I, w roku 1543, jako człowiek 23-letni, jeszcze za życia ojca, a owdowiał w 1545 roku. Na Litwie wdał się w romans z młodziutką wdową po starym wojewodzie Gasztołdzie, Barbarą, osobą urodziwą, wykształconą, władającą kilku językami (także i łaciną), a osobiście nie mieszającą się do polityki i ożenił się z nią, jeszcze jako wielkorządca na Litwie, w roku 1547. Gdy w roku następnym objął rzeczywiste rządy jako król, postanowił ukoronować ją jako królową. Napotkał opór polskiego możnowładztwa i szlachty. Żądano od niego — w duchu nowych, protestanckich pojęć — by wziął z Barbarą rozwód. Odpowiadał na to, że „nie może postąpić wbrew sumieniu (...). Czyż może on zaczynać rządy od niedotrzymania przysięgi żonie, i to w chwili, gdy ma zaprzysiąc prawa narodowi? (...) Król zdecydowany <*do ostatniej koszuli> trwać przy Barbarze, myślał o abdykacji" (Konopczyński). Ostatecznie, Zygmunt August dopiął swego celu i w roku 1550 doprowadził do ukoronowania Barbary na 15- ? Hlst. Nar. Poi., t. I 225 królową. Losy Zygmunta i Barbary cieszą się w naszym narodzie szczególną i z czysto ludzkich powodów dość zrozumiałą sympatią, obracającą się wokół wzruszającego faktu wytrwałości, z jaką zakochany w swojej żonie król bronił nie tylko zasady nierozerwalności swego węzła małżeńskiego, ale i praw swej żony do dzielenia jego stanowiska. „Nie należy jednak zapominać, że w całej sprawie małżeństwa z Barbarą Zygmunt August nie zachował się tak, jak się król zachowywać powinien. Małżeństwo jego z Barbarą poprzedzone zostało długim, nieulegalizowanym przez węzeł małżeński romansem, który był publicznym, siejącym zgorszenie skandalem. A gdyby nawet tak nie było, to król, okupujący wysokie swoje stanowisko większymi od ludzi prywatnych obowiązkami i obowiązany do dostosowania swego życia prywatnego do wymagań racji stanu, nie miał prawa obierać sobie za żonę — a narodowi za (...) królową — osoby równej innym poddanym i mającej w dodatku nadszarpniętą opinię".* W dodatku, poprzez Barbarę, litewscy magnaci Radziwiłłowie, jej brat, Mikołaj „Rudy" i jej kuzyn, Mikołaj „Czarny" zdobywali sobie wpływ na króla, co się wielu innym ludziom nie mogło podobać. A także „mogliż biskupi przyjąć bez zgorszenia poczęte w grzechu małżeństwo króla, moglaż Bona uznać za synową kobietę, która odebrała jej serce jedynaka, opanowała jego zmysły i podcinała jego jestestwo?* Kołom politycznym było wiadome, że Radziwiłłowie strzegą najpilniej odrębności W. Księstwa; prostaczkowie pomstowali na obrazę dobrych obyczajów" (Konopczyński). Królowa Barbara umarła w roku 1551, w rok po koronacji, zdaje się, że na raka. (Podejrzenia, że została przez Bonę otruta, nie mają podstawy). Ze względów politycznych, aby mieć potomstwo, Zygmunt August ożenił się w roku 1553 z Katarzyną Austriaczką, siostrą swej zmarłej pierwszej żony, ale była to potem żona nie kochana i nie lubiana i żyć z nią ostatecznie nie chciał. Tak więc potomstwa nie miał i dynastia jagiellońska na nim wygasła. Te prywatne okoliczności życia Zygmunta Augusta zaciemniają nam obraz jego historycznej roli. Za panowania jego wiele się jednak rzeczy w życiu Polski działo. W świadomości, że w jego osobie kończą się w Polsce rządy dynastii jagiellońskiej, dokonał on dwóch rzeczy o znaczeniu w dziejach Polski przełomowym: przez unię lubelską nadał cechę trwałości związkowi Polski z Litwą, oraz przez opowiedzenie się po stronie Soboru Trydenckiego przyczynił się do zwycięstwa w Polsce kontrreformacji i katolicyzmu. Ale załatwił i kilka innych spraw o historycznym znaczeniu. * Cytata z innej mojej książki. * Małżeństwo Zygmunta Augusta z Barbarą poróżniło go z matką. Była to jedna z przyczyn opuszczenia przez Bonę w roku 1555 Polski i jej powrotu do Włoch, do dziedzicznego księstwa Bari. Zabrała ze sobą swe ogromne, nagromadzone kapitały. Pożyczyła z tego 430 000 dukatów królowi hiszpańskiemu, Filipowi II. Umarła w Bari w 1557 roku, otruta przez swego włoskiego doradcę. Na łożu śmierci cały swój majątek przekazała synowi. Pociągnęło to za sobą długoletnie spory między Polską a Hiszpanią o wypożyczone królowi hiszpańskiemu „sumy neapolitańskie". Polska nigdy sum tych nie odzyskała. Miasteczko Bar na Podolu, w którym w roku 1768, w więcej niż dwieście lat po śmierci Bony, zawiązana została konfederacja barska, zawdzięcza swoją nazwę, przypominającą włoskie Bari, swojej faktycznej założycielce, Bonie. 226 Miał on opinię „dojutrka", człowieka, który załatwianie spraw stale odkłada na później. Jest w tym sporo racji: zapewne wynikało to z jego temperamentu. Ale była w tym także może i świadoma chęć odłożenia do lepszych czasów rozstrzygnięcia spraw, które w owej chwili można było rozstrzygnąć tylko źle. Polski historyk Szujski uważa np., że odraczał on decyzje w sprawach religijnych, bo w istocie sprzyjał katolicyzmowi, a pokonać oporu protestanckiego początkowo nie mógł. Już za czasów Zygmunta Starego wytworzyło się w Polsce stronnictwo szlacheckie, o obliczu protestanckim, przeciwstawiające się możnowladcom, a mające przewagę na sejmach. Zygmunt August ostatecznie poparł to stronnictwo. Rezultatem tego było przeprowadzenie tak zwanej „egzekucji dóbr", czyli odebrania bez odszkodowania licznych majątków ziemskich, stanowiących własność korony, które przeszły w ręce prywatne najczęściej w formie zastawu za udzielone królowi pożyczki. Szlachta wyobrażała sobie, że powiększając tą drogą majątek skarbu, będzie odtąd mogła nie płacić podatków, bo obronę kraju król będzie mógł przeprowadzać z własnych dochodów. Zygmunt Stary opierał się dążeniu do egzekucji dóbr, ale Zygmunt August zdecydował się pójść w tej sprawie za głosem żądań szlacheckich. Uchwalono „egzekucję" na sejmie piotrkowskim 1562/1563 roku. Postanowiono również, że czwarta część dochodów królewskiego skarbu („kwarta") przeznaczona odtąd zostanie na utrzymanie wojska stałego („kwarcianego") dla strzeżenia Ukrainy i Podola od najazdów tatarskich. „Nie da się zaprzeczyć, że doraźne rezultaty (...) reformy były pomyślne i że państwo wzmocniły. Ich głównym owocem jest wzmożenie zasobności skarbu przez przywrócenie mu, drogą rewolucyjnego wywłaszczenia dotychczasowych posiadaczy dawnych jego dóbr — i w konsekwencji utworzenie wojska kwarcianego. Jeżeli następnie — za panowania Stefana Batorego i Wazów — Polska przeżyła blisko wiekowy okres wielkiej aktywności politycznej, wielu zwycięstw i wybitnego wzmocnienia swego mocarstowego stanowiska — to jedną z poważnych tego przyczyn jest wojsko kwarciane — regularna siła zbrojna, świetnie wyćwiczona i wyposażona, oraz znakomicie dowodzona — mająca wszystkie zalety wojska fachowego, a zarazem ożywionego duchem obywatelskim, oraz rycerskim poczuciem obowiązku i honoru — wojsko, które było rdzeniem obrony narodowej, wzmacnianej w razie potrzeby przez inne formacje (...). Ale na dalszą metę — reforma ta miała skutki zgubne. Utrwaliła ona szlachtę w jej psychologii warstwy uprzywilejowanej, która nie poczuwa się do obowiązku istotnego przyczyniania się swym wkładem podatkowym do pokrywania kosztów utrzymania państwa. (...) Niepodobna na dalszą metę budować obrony nowożytnego państwa (...) wyłącznie na dochodach dóbr królewskich, choćby nawet były one liczne i dobrze administrowane. Istotnym źródłem siły zbrojnej państwa może być tylko — podatek; a tego właśnie szlachta polska nie rozumiała".* Sejmy uchwalały potem wielokrotnie wysokie podatki od szlachty. Ale traktowały je tylko jako postanowienia nadzwyczajne. Nie chciały, by podatki te miały charakter stały. Cytata z innej mojej książki. 227 Inną konsekwencją egzekucji dóbr „było zJamanie społecznego stanowiska koronnego możnowładztwa, które pożyczając ongiś swoje kapitały państwu, weszło w posiadanie dóbr koronnych i które pozbawione teraz tych dóbr bez odszkodowania, zostało zrujnowane".* Ten sam sejm piotrkowski uchwalił także zniesienie tak zwanych „incompatibiliów", to znaczy prawa równoczesnego sprawowania dwóch urzędów przez tego samego człowieka. Oznaczało to przede wszystkim odsunięcie biskupów od udziału w rządzie. A ponieważ najtęższe głowy obozu katolickiego to byli często biskupi — oznaczało to osłabienie wpływu tego obozu na władzę państwową. Stronnictwo szlacheckie, z którym sprzymierzył się Zygmunt August, przeprowadzając „egzekucję dóbr", a w wyniku tego reformę skarbu i wojska, domagało się także ustanowienia polskiego kościoła narodowego, zrywającego stosunki z Rzymem i podobnego do Kościoła anglikańskiego w Anglii. Tego celu stronnictwo to przeprowadzić nie zdołało. Sprawa stanęła na ostrzu noża już na sejmie 1555 roku. Król zwrócił się do papieża, prosząc go o zgodę na „sobór narodowy" i na szereg reform, o których z góry było wiadomo, że będą przez papieża odrzucone. A potem przesuwał sprawę z sejmu na sejm; aż do przyjęcia w roku 1564 dezyderatów Soboru Trydenckiego. Jak ocenić osobę i rolę Zygmunta Augusta? Polski historyk Konopczyński pisze: „Syn Bony Sforza był do rządzenia Polską w r. 1548 źle przygotowany (...); do tego zadania wychowywał się dopiero na tronie, w gabinecie, w izbie radnej, czy poselskiej. (...) Z drugiej strony szybko posiadł mądrość i kulturę polityczną na najwyższą skalę. (...) Wszakże z mądrością i kulturą nie szła w parze siła twórcza i zdolność porywania narodu. (...) Wewnętrznie rozdarty, z elementów włoskich i litewskich złożony, ą do prowadzenia i wychowywania Polaków powołany, musiał być dojutrkiem wobec zagadnień sięgających głęboko w przyszłość. (...) Zaś ogół w ciągu panowania Zygmunta Augusta wzniósł się do godności samowiednego narodu. Odtąd <, znają i cenią swą odrębność wobec narodów świata; już kochają tej odrębności najpiękniejszą perlę — wolność obywatelską. Stanowią Rzeczpospolitą, rodzinę herbowną (...) jako rzesza pełnoletnia, własnowolna, za siebie odpowiedzialna w wyższym stopniu, niż którykolwiek wówczas naród w świecie, nie wyłączając Anglików, Wenecjan, Holendrów, czy Szwedów. Dać temu narodowi testament polityczny, a nie tylko błogosławieństwo i wezwanie do miłości, nauczyć go myśleć, radzić i działać — to było zadaniem ostatniego dynasty, zadaniem, któremu on, jako syn Włoszki, pupil Radziwiłłów, wychowanek lutnistów i kobiet, a nie prawników i rycerzy — nie sprostał. To trzeba sobie powiedzieć — bez żadnej pretensji do sądzenia (...) a tylko do stwierdzenia pustki, jaka po nim w życiu narodowym została". Oraz: król „jeden z najmędrszych, jakich nam dało przeznaczenie". Tamże. 228 KONTRREFORMACJA Na czasy Zygmunta Augusta przypadł okres nowego wielkiego, europejskiego duchowego przewrotu, którym była kontrreformacja. Cios w Kościół katolicki, oraz w podstawy ideowe, moralne i filozoficzne życia europejskiego, jakim była reformacja, wzbudził reakcję, którą było narodzenie się potężnego prądu katolickiego odrodzenia i reformy, noszącego nazwę kontrreformacji. We wszystkich krajach katolickich, zagrożonych naporem protestanckiej propagandy i przewrotu wytworzyła się wola przeciwstawienia się temu naporowi przez zorganizowanie przeciw-propagandy, broniącej zasad katolickich, stworzenie zreformowanego szkolnictwa, wychowującego młode pokolenie w duchu katolickim, oraz przeprowadzenie w życiu kościelnym reform, które usunęłyby to wszystko, co w nim budziło słuszną krytykę. Prąd ten wyraził się w doprowadzeniu do skutku nowego soboru, zwanego Trydenckim, odbytego w latach 1545-1563 w Trydencie, mieście włoskim, ale należącym do niemieckiego cesarstwa (dziś należącym do Włoch, po włosku Trento), który zarówno zreformował lub ustalił i uporządkował wiele dziedzin życia katolickiego, organizacji Kościoła i zasad teologii, liturgii i prawa kościelnego, jak przygotował kierunki i metody propagandy katolickiej, mającej się przeciwstawić propagandzie protestanckiej. Wyraził się także w zorganizowaniu nowych zakonów, służących duszpasterstwu, szkolnictwu i propagandzie katolickiej (przede wszystkim jezuici, założeni w Hiszpanii przez św. Ignacego Loyolę w roku 1534 i potem rozszerzeni na cały świat, a obok nich, od roku 1619 kapucyni), oraz w ożywionej działalności wydawniczej, publicystycznej i propagandowej. Największą rolę w ruchu kontrreforrnacyjnym odegrała Hiszpania. Ale także i naród polski odegrał w tym ruchu rolę niemałą. Szczególnie wiele dokonał tu biskup (najpierw chełmiński, a potem warmiński) i kardynał, Stanisław Hozjusz (1504-1579), nie tylko organizator kontrreformacji w Polsce i dyplomata z ramienia Zygmunta Augusta, ale i działacz kontrreformacyjny na arenie światowej, jeden z kolejnych przewodniczących Soboru Trydenckiego i legat papieski w Wiedniu (gdzie działalnością swoją i wpływem przyczynił się do utrzymania dynastii Habsburgów w obozie katolickim). Jego praca,po łacinie, „Confessio fidei catholicae christianae" (Wyznanie wiary katolickiej chrześcijańskiej), które miało za jego życia więcej niż 30 wydań i ukazało się także w przekładach na języki polski, włoski, niemiecki, francuski, angielski, szkocki, flamandzki, czeski, arabski i ormiański wywarło wielki wpływ propagandowy w całym świecie. On pierwszy sprowadził jezuitów do Polski (w 1564 roku). Niemiecki historyk (Caro, cytuję za Wojtyską) napisał o nim: „Hozjusz, urobiony ze stali i z granitu". Po Hozjuszu najwybitniejszymi bojownikami kontrreformacji w Polsce byli później ksiądz Piotr Skarga i król Zygmunt III Waza. Przez to, że naród polski stanął po stronie kontrreformacji, przyczynił się w sposób wybitny do postawienia tamy rewolucji religijnej niemieckiej. Król Zygmunt August ma wybitny udział w zwycięstwie kontrreformacji w Polsce. Opierał się on, metodą odraczania i „dojutrkowania" dążeniom sejmów, opanowanych przez partię protestancką do utworzenia kościoła 229 narodowego w Polsce. A wreszcie w roku 1564, na posiedzeniu sejmu, uroczyście przyjął z rąk nuncjusza apostolskiego Francesco Commendone ,,Decreta Concilii Tridentini" (dekrety Soboru Trydenckiego). W roku następnym, na innym sejmie, oświadczył, że chce żyć i umrzeć jako katolik. Konopczyński pisze: „Ruch reformacyjny był modny, ale powierzchowny, szerokiego ogółu szlachty, nie mówiąc już o chłopach, od wiary ojców nie oderwał. (...) Gdzież im się było równać, tym naszym postępowcom i radykałom XVI wieku, z żelazną falangą Kościoła Rzymskiego (...)! Zygmunt August nie mógł tej różnicy nie widzieć, i dlatego, jako polityk, niezależnie od skrupułów religijnych, których siły nie należy przeceniać, nie przylgnął do kierunku, wiodącego w mętną przyszłość". Inny polski historyk, ks. Kalinka, przyznawał, że „chwiał się Zygmunt August, to prawda, z ciekawości, z rozpusty, może najwięcej, by się uwolnić od niemiłej żony", ale że później przyjął uchwały trydenckie, „to jest największa polityczna i moralna usługa, którą ten monarcha oddał Polsce". „Za czasów Zygmunta Augusta byliśmy o włos od oderwania sie — mniej więcej tak jak Anglia za Henryka VIII — od Kościoła katolickiego i zorganizowania się w samodzielny, polski kościół narodowy. (...) Gdyby Polska stała się narodem protestanckim — utraciłaby zdolność zasymilowania ziem wschodnich (Litwy i Rusi), odstąpiłaby narodowi niemieckiemu, reprezentowanemu przez Prusy (Królewiec był jednym z głównych centrów reformacji w świecie), rolę narodu, stanowiącego we wschodniej części Europy przodującą siłę duchową, a zarazem sama uwikłałaby się w sposób nieuchronny w walki religijne, toczące się w Niemczech, związałaby się politycznie i duchowo ze światem pólnocno-niemieckim, który przez swoje poparcie potężnie by wzmocniła, ale nad którym nie zdołałaby zapanować (...) i w końcu zostałaby przez Prusy o wiele skuteczniej i gruntowniej, niż to się w XVIII wieku stało w rzeczywistości, obezwładniona i pokonana. (...) Polska ostatecznie otrząsnęła się z kryzysu duchowego i politycznego czasów reformacji; czasy bezpośrednio pojagiellońskie są jedną z najwspanialszych epok naszych dziejów — a Polska jest wówczas jednym z narodów przodujących w wysiłkach Europie, pragnącej odbudować swą jedność. (...) Polska końca XVI i niemal całego XVII wieku jest jednym z bojowników i filarów kontrreformacji. (...) Zdobyła się (wtedy) na łańcuch dzieł i wysiłków, których zakres jest imponujący. Otrząsnęła się i odrodziła, w Koronie i na Litwie, sama, — z kraju na pół zdobytego przez reformację stała się z powrotem krajem katolickim. Poczuła się odpowiedzialną za kraje ościenne".* „Wygaśnięcie, wraz ze śmiercią Zygmunta Augusta, dynastii jagiellońskiej stało się momentem zwrotnym nie tylko dlatego, że pociągnęło za sobą ostateczne przekształcenie się Polski w monarchię elekcyjną. I nie tylko dlatego, że zbiegło się z ostatecznym utrwaleniem się unii polsko- litewskiej. Ale także i dlatego, że zbiegło się z wyraźnym przechyleniem się w Polsce szali zwycięstwa w walce między katolicyzmem i ruchem Cytata z innej mojej książki. 230 protestanckim — na stronę katolicyzmu i z nawrotem Polski na dawne tory państwa, będącego ostoją, podporą i wiernym sojusznikiem Kościoła".* Rzecz ciekawa, że „odpór katolików brał rozpęd (w Polsce) nie z najwyższej hierarchii biskupiej, ale z warstwy średniego duchowieństwa, tj. kapituł" (Konopczyński), także i z zakonów. Biskupi owych czasów — oczywiście z szeregiem wyjątków, takich jak wspaniały Hozjusz — to byli przeważnie karierowicze, ludzie małego kalibru, a czasami marne kreatury. Protestanci w Polsce, rozbici na kilka kierunków, połączyli się drogą tzw. „zgody sandomierskiej" z roku 1570 w zjednoczony obóz ze wspólnym wyznaniem wiary, złożony z luteranów, kalwinów i braci czeskich, ale z wyłączeniem arian. Ale sprawa protestancka była już w owej chwili w Polsce przegrana. Kościół katolicki pokonywał ją zarówno swoją jednością, jak — przede wszystkim — skutecznością i żarliwością swojej propagandy i swej działalności oświatowo-wychowawczej". * UNIA LUBELSKA Zygmunt August, bliski śmierci i świadomy, że na nim dynastia jagiellońska wygasa, załatwił przed śmiercią w sposób rozstrzygający dwie sprawy, które w erze jagiellońskiej były przedmiotem wahań i walk: ustawił Polskę w obozie kontrreformacji, to znaczy w obozie katolickim, oraz przez doprowadzenie do skutku unii lubelskiej związał Litwę w sposób trwały z Polską. „Mimo, że do końca życia nie stracił on nadziei, że danym mu jeszcze będzie mieć potomka, musiał się on liczyć z tym, że będzie on z Jagiellonów ostatnim, a więc, że jeśli umrze bez doprowadzenia do skutku zmiany w stosunku prawnym polsko-litewskim, to unia, oparta na węźle dynastycznym, może się rozlecieć. Świadomość ta sprawiła, że doprowadził on do skutku unię lubelską, która wiązała Litwę z Polską ściślej jeszcze niż unia mielnicka, a tym się od niej różniła, że była dziełem trwałym. Doprowadził też do skutku odłączenie trwale od Litwy i przyłączenie do Korony wszystkich ziem spornych, nie tylko Podlasia, Wołynia i Podola, ale również i Ukrainy naddnieprzańskiej wraz z Kijowem. * Tamże. • Przykładem jest tu działalność jezuitów, którzy wychowywali warstwę żarliwych, wykształconych wyznawców katolicyzmu przez swoje szkoły, takie jak kolegia jezuickie, pozakładane we wszystkich zakątkach Polski, na czele z założonym przez Hozjusza w roku 1565 kolegium w Braniewie (Brunsberdze) na Warmii, a przez innych biskupów w Pułtusku na Mazowszu, w Poznaniu, w Krakowie i w Wilnie. To ostatnie przekształciło się już w roku 1578 w jezuicki uniwersytet, drugi z kolei z polskich uniwersytetów, wybitne później ognisko polskiej kultury, wsławione takimi nazwiskami jak kaznodzieja i publicysta ks. Piotr Skarga, łaciński poeta ks. Maciej Sarbiewski i tłumacz Pisma Świętego ks. Jakub Wujek, a później poeta Adam Mickiewicz. Jezuici polscy odgrywali później rolę światową, np. cały zastęp jezuitów polskich działał w Szwecji, żywą działalność prowadzili polscy jezuici w Rzymie, polski jezuita-misjonarz, Wojciech Męciński, zginął w roku 1641 jako męczennik w Japonii. Wedle historyka Rychcickiego, w roku 1597 wśród 412 jezuitów w Polsce było 371 Polaków, a tylko 41 cudzoziemców (w czym 5 Szwedów i 1 Tatar). 231 W osobie swego ostatniego potomka, dynastia jagiellońska powróciła na tory tradycji panów małopolskich: nie mogąc już prowadzić polityki dynastycznej i nie mając już powodu trzymania się rodowego interesu wbrew interesom państwa, automatycznie zeszła ona na grunt racji stanu. Unia lubelska jest niejako testamentem dynastii jagiellońskiej: po długim błąkaniu się po manowcach, po szamotaniu się, wywołanym rodowymi ambicjami i rodową, litewską nieufnością do Polski i panujących w niej tradycyjnych, politycznych sił, powróciła ona do punktu wyjścia tej polityki, która ją na tron polski wprowadziła. We wspomnieniu potomności stała się przez to dynastią, o dziejach opartych przede wszystkim, jak o dwa filary, o dwa fakty: o ślub Jadwigi z Jagiełłą i o unię lubelską. Unia lubelska, jak arka przymierza, łączy politykę czasów, które miały nadejść, z tradycjami Polski przedjagiellońskiej i oznacza powrót na dawne tory politycznych dążeń. Była ona urzeczywistnieniem tego, o co Oleśnicki walczył na próżno — a w liniach zasadniczych była także urzeczywistnieniem myśli przewodniej unii w Krewię, to znaczy polityki epoki andegaweńskiej".* Zygmunt August nie od razu stał się zwolennikiem unii. „Przedtem wielki książę czuł się pewniej w dziedzicznej, odrębnej Litwie" (Konopczyński). Stał się nim dopiero, gdy zaczął tracić nadzieję na posiadanie potomka. Z planem unii z Polską wystąpił na sejmie litewskim w Wilnie już w roku 1551, ale sejm litewski plan ten odrzucił. W ciągu z górą 180 lat panowania dynastii jagiellońskiej łącznie nad Litwą i Polską, ustrój Litwy bardzo się do ustroju Polski upodobnił. Wielki książę (będący równocześnie królem polskim) był na Litwie nominalnie władcą samowładnym, ale w praktyce musiał się w dużym stopniu liczyć z sejmem. Ale sejm litewski, to nie było to samo, co sejm polski: przewagę miało w nim możnowładztwo, podczas gdy w Koronie główny głos zdobyła sobie mniejsza szlachta. Tak więc Zygmunt August musiał się na Litwie liczyć z możnowładztwem; a liczył się z nim tym bardziej ze względów rodzinnych, spowinowaciwszy się przez Barbarę z rodem Radziwiłłów. A możnowładztwo litewskie, a Radziwiłłowie przede wszystkim, byli przeciwni ściślejszej unii z Polską. Ożywieni oni byli przywiązaniem do idei państwa litewskiego, jednolitego i odrębnego, takiego mniej więcej, jakie chciał ongiś zbudować Witold. Pragnęli także zachować w tym państwie dla siebie jak największy zakres władzy i obawiali się, że w Litwie związanej bliżej z Polską zostaną od tej władzy odsunięci. Nawet rosnące niebezpieczeństwo moskiewskie, którego mieli świadomość, a na którego odparcie Litwa sama, bez pomocy polskiej, była za słaba, nie powstrzymywało ich od tego separatyzmu. Natomiast rycerstwo drobniejsze, przekształcające się stopniowo w szlachtę na modłę polską i szybko się polszczące, nie było przywiązane do idei wielkiego państwa litewskiego i pragnęło bliskiego związku z Polską, a w wielu dzielnicach pragnęło także tego, co było ongiś programem Oleśnickiego, mianowicie oderwania się od Litwy i przyłączenia się bespośrednio do Korony, czyli do Polski właściwej. T V ^ Cytata z innej mojej książki. 232 Zygmunt August tradycyjnymi sympatiami, a później związkami rodzinnymi, związany byl z litewskim możnowładztwem, a zwłaszcza z Radziwiłłami. Ale aby unię doprowadzić do skutku „nie miał (...) wyboru: aby zwalczyć opór litewskiego, magnackiego separatyzmu, musiał się na Litwie oprzeć o tę jedyną siłę, która mogła mu w tym być pomocną",* to znaczy o drobną szlachtę. Kilka sejmów upłynęło, na których sprawa unii się nie posunęła naprzód. Została jednak załatwiona na sejmie lubelskim w 1569 roku, gdy Zygmunt August miał 49 lat, a więc był człowiekiem dość jeszcze młodym, ale mającym świadomość, że jego życie dobiega kresu. Był to sejm polski, ale przybył nań także i cały sejm litewski, wraz z litewskim senatem, z bratem od dawna już zmarłej królowej Barbary, Mikołajem Radziwiłłem Rudym na czele. Przeprowadzone zostały, w dramatycznym nastroju, rokowania, ale sejm litewski, z senatem możnowładczym na czele, zajął wobec unii stanowisko oporne i w noc z 28 lutego na 1 marca z Lublina wyjechał. Wówczas Zygmunt August postanowił pójść na drogę rozgrywki wspartej przez litewską drobną szlachtę i popartej naciskiem. Sejm koronny i król uchwalili oderwać od Litwy i przyłączyć do Polski te litewskie województwa, w których nurtowała w tym kierunku chęć. Posłowie tych województw nie wyjechali wraz z resztą sejmu litewskiego z Lublina. Król i sejm uchwalili najpierw, że Podlasie zostaje odłączone od Litwy i przyłączone do Korony, a potem zrobili to samo z Wołyniem, z Braclawskiem, czyli z litewską częścią Podola w dorzeczu rzeki Bohu wysuniętą ku „Dzikim Polom" i ku Morzu Czarnemu, a wreszcie i z Ukrainą kijowską, po obu brzegach Dniepru. „Każdej z tych dzielnic zawarowano żądane odrębności, prerogatywy, swobody językowe. Co najwięcej zabolało magnatów litewskich, to gotowość, z jaką posłowie tych dzielnic zajęli miejsca wśród Koroniarzy. Jednostki sarkały; kilku dygnitarzom odebrano urzędy, za to ogół radował się zupełnym wreszcie równouprawnieniem z wolną Polską — i masowo przysięgał na wierność królowi" (Konopczyński). ,,Na pozostałej, okrojonej Litwie zwołano sejmiki ziemskie celem wyboru nowych posłów na sejm. W wyborach tych zwyciężyło wrogie Radziwiłłom, opierające się o drobną szlachtę stronnictwo zwolenników unii; na sejmie w Wilnie — byli oni w większości".* Sejm litewski, to znaczy senat, oraz nowy dobór posłów, zjechał na nowo do Lublina. „Spisano akt dwustronny, (...) król bowiem uczył, że - nie godzi się przeprowadzać silą: 28 czerwca pod auspicjami króla, dostrajając się do przepięknej jego mowy, stwierdzili Padniewski i Chodkiewicz (Polak i Litwin) obustronną, dobrowolną zgodę na nowy, wiecznotrwały związek < wolnych z wolnymi, równych z równymi>. (...) Nigdy w dziejach odrębne narody nie zawarły trwalszego ślubu przy mniejszym zastosowaniu nacisku. Stało się wedle życzenia setek tysięcy, z ujmą tylko dla garści uprzywilejowanych i dla ich pychy. Musiano odczuć i w oderwanym Połocku, i w Smoleńsku, i w stolicach Cytata z innej mojej książki. Cytata z innej moj^j książki. 233 wszystkich państw, że tu zaszła nie drobna zmiana administracyjna (...), ale akt wielkiej dziejowej doniosłości. (...) Leżąca u jej (unii) podstawy miłość przetrwa do grobowej państwa jagiellońskiego deski" (Konopczyński). Wedle zawartego układu, który okrzyknięto i zaprzysiężono w dniu 1 lipca 1569 roku ze łzami w oczach i w nastroju wzajemnej miłości, Korona (czyli właściwa Polska) i Litwa miały odtąd stanowić jedno, nierozdzielne ciało; miały mieć wspólnego, wspólnie obieranego króla i wspólny sejm; miały mieć wspólną monetę; miały się cieszyć prawem swobodnego osiedlania się na wszystkich swoich terytoriach; miały jednak mieć rozdzieloną administrację, z oddzielnymi ministrami koronnymi i litewskimi, oraz z oddzielnym wojskiem i oddzielnym skarbem; miały mieć odtąd między sobą taką granicę, jaką wytworzyło świeże oderwanie się kilku województw od Litwy i ich przyłączenie się do Korony. ,,W trzy lata po unii lubelskiej Zygmunt August zmarł, a wraz z nim wygasła dynastia jagiellońska. Unia lubelska okazała się dziełem trwałym: postanowienia jej przetrwały bez istotnych zmian z górą dwa wieki, aż do konstytucji 3 maja 1791 roku, która je zmodyfikowała w sensie dalszego zespolenia Litwy z Polską i skasowała odrębność administracyjną Litwy".* Niezadowolenie niewielkiej, ale wpływowej grupy magnatów litewskich z unii z Polską nie znikło jednak także i po unii lubelskiej. Przejawiło się ono w postaci działań odśrodkowych niektórych rodów litewskich przez szereg następnych pokoleń — a w bardzo zwężonej postaci w postawie kilku czy kilkunastu działaczy, Polaków z języka, ale Litwinów z orientacji politycznej nawet jeszcze w wieku dwudziestym. W końcowych latach życia Zygmunta Augusta dokonało się także ściślejsze zespolenie z Koroną dotychczas zachowujących dużą odrębność Prus Królewskich (Pomorza, Ziemi Chełmińskiej i Malborskiej i Warmii — na tymże sejmie lubelskim 1569 roku co unia z Litwą) i odzyskanych księstw śląskich (Oświęcimia i Zatoru — w 1564 roku). INFLANTY Ważną rolę w dziejach panowania Zygmunta Augusta odegrała sprawa Inflant i związane z tą sprawą zmagania wojenne z Moskwą, oraz walka o panowanie na Morzu Bałtyckim. Nazwę Inflant w ścisłym znaczeniu nosił kraj nadmorski na północ od Dźwiny (z przyczółkiem na południowym brzegu tej rzeki w rejonie miasta Rygi), obejmujący południową połowę dzisiejszej Estonii, oraz północną połowę dzisiejszej Łotwy. W znaczeniu szerszym, pod nazwą Inflant rozumiano obszar, obejmujący także i Kurlandię (południowa połowa dzisiejszej Łotwy), oraz właściwą Estonię, to jest dzisiejszą północną połowę Republiki Estońskiej wraz z wyspami Ozylią (Saaremaa) i Dagó (Hiiumaa). Cały ten obszar stanowił utrzymującą się po kasacie Zakonu Krzyżackiego resztę państwa krzyżackiego, stanowiącą spuściznę po połączeniu się z T Cytata z innej mojej książki. Krzyżakami dawnego Zakonu Kawalerów Mieczowych. Główną masę ludności tego kraju stanowili spokrewnieni z Litwinami i dawnymi Prusami Łotysze na południu i spokrewnieni z Finami Estończycy na północy. Górną i średnią (mieszczańską) warstwę ludności tego kraju stanowili Niemcy. Rządy sprawował tam wciąż Zakon Krzyżacki, a raczej jego gałąź inflancka, przy czym niektóre terytoria rządzone były nie przez ten zakon, lecz przez arcybiskupów w Rydze. Ale od paru dziesiątków lat szerzył się tam zwycięsko luteranizm. Dla Litwy Inflanty miały prawie takie same znaczenie geograficzne i gospodarcze, jak Pomorze dla Korony, tj. Polski rdzennej. Ryga przy ujściu Dźwiny, port mało co mniejszy od Gdańska, była głównym portem eksportu towarów litewskich (głównie zboża i drzewa), a obok niej tę samą rolę spełniało także i kilka małych portów kurlandzkich. Leżało więc w interesie Litwy, a tym samym i całej Rzeczypospolitej, by handel przez te porty był dla Litwy wolny. Ale także i Moskwa, dziedzicząca spuściznę podbitego przez siebie Nowogrodu, była w tym zainteresowana, by mieć do tych portów swobodny dostęp. Co więcej, zapragnęła ona, by bezpośrednio nad tymi portami, oraz otaczającą je ziemią zapanować. Podjęła więc walkę o zdobycie tych miast i ziem. Ówczesne państwo moskiewskie było państwem wybitnie śródlądowym. Nie miało dostępu ani do Bałtyku, ani do Morza Czarnego. Miało tylko dostęp do Morza Białego, z portem w Archangielsku. Ale jako droga handlowa była to droga bardzo trudna: Morze Białe, zimą zamarznięte, oraz Ocean Lodowaty, były trudne dla żeglugi, a także i droga z Moskwy do Archangielska była daleka i niewygodna. Moskwa zapragnęła dostępu do Bałtyku. Państwo krzyżackie w Inflantach było państwem bardzo słabym. W rezultacie rozpoczęła się trójfrontowa walka o Inflanty między trzema państwami, mającymi w Inflantach swoje interesy: Moskwą, Polską i Szwecją, która chciała zapanować nad wschodnim wybrzeżem Bałtyku. (Czwartym i piątym czynnikiem były mniej zainteresowane Dania i Hanza, czyli związek miast handlowych niemieckich z Lubeką na czele). W roku 1558 udało się Moskwie zdobyć miasto, port i twierdzę Narwę, na samym wschodnim krańcu wybrzeża morskiego Estonii, nad Zatoką Fińską, przy ujściu rzeki Narowy, dość blisko miejsca, gdzie w półtora wieku później Rosja zbudowała Petersburg (dzisiejszy Leningrad). Przelotnie, zdobyła także i Dorpat (Tartu), a usiłowała podbić całe Inflanty. Zagrożenie ze strony Moskwy sprawiło, że po szeregu zawikłań wojennych i politycznych, Inflanty zwróciły się w roku 1559 do króla Zygmunta Augusta z prośbą o pomoc i opiekę, a w roku 1561 zawarły w Wilnie pakt z Polską i Litwą (osobno wielki mistrz zakonu, a osobno arcybiskup ryski), którego mocą Inflanty zostały po prostu przyłączone do Rzeczypospolitej, jako wspólna własność Korony i Litwy, z tym że Kurlandia zostanie wyodrębnionym księstwem lennym Polski, pod dziedziczną władzą dotychczasowego wielkiego mistrza Gotharda Kettlera, który przestaje być wielkim mistrzem zakonu i staje się księciem świeckim. Zakon ulega sekularyzacji, a państwo inflanckie skasowaniu. Polska obiecuje być 234 235 tolerancyjna wobec wyznania luterańskiego, choć nie zrzeka się prawa do uprawiania w nowo przyłączonym kraju propagandy katolickiej. Wszystkie przywileje stanów inflanckich zostają zachowane. Nie udało się jednak przyłączyć do Polski całego dawnego państwa Kawalerów Mieczowych: Szwecja pochwyciła Estonie właściwą, wraz z Rewlęm (Tallinem), a Dania opanowała wyspy estońskie z Ozylią na czele. Tym sposobem Inflanty stały się częścią Polski, ich część zachodnia i północna (tak zwane później Inflanty Szwedzkie) wraz z Rygą, Kiesią (Wenden) i estońskimi Parnawą i Dorpatem, na lat faktycznie 60, a nominalnie 99, a ich część poludniowo-wschodnia (Inflanty Polskie) na lat 211. Kurlandia pozostała lennem Polski, zachowując zresztą swój politycznie niemiecki charakter, przez lat 234. (Szwedzi faktycznie zdobyli „Inflanty Szwedzkie" w roku 1621, co Polska uznała pokojem oliwskim dopiero w roku 1660. Kraj ten został zagarnięty przez Rosję w roku 1721, a więc był pod panowaniem szwedzkim faktycznie przez .100 lat, a nominalnie przez 61. Natomiast Inflanty Polskie pozostały częścią Polski do pierwszego rozbioru Polski, a Kurlandia lennem Polski do trzeciego rozbioru). Należy tu podkreślić późniejszą rolę Inflant Polskich w życiu Polski. Przyłączywszy się do Polski dobrowolnie i spragnione polskiej opieki przed zagrożeniem moskiewskim — to znaczy przed możliwym najazdem Iwana Groźnego, którego okrucieństwo okazane zostało najdobitniej w pobliskim Nowogrodzie i Połocku — zrosły się one całkowicie i bardzo szybko z Polską i stały jedną z twierdz żarliwego polskiego patriotyzmu. Szlachta inflancka, niemiecka z pochodzenia, bardzo szybko, choć zachowując niemieckie nazwiska, przeszła na wyłączne używanie polskiego języka; utrzymała śię też przy katolicyzmie, albo prędko z luteranizmu na katolicyzm wróciła. Wyszedł z jej szeregów duży zastęp wybitnych Polaków, wśród nich bohaterka narodowa Emilia Plater, patriotyczny poseł nowogródzki Reytan i powieściopisarz Weyssenhoff, a prócz nich i ich rodów takie rodziny jak Tyzenhauzowie, Denhoffowie, Korffowie, Romerowie, Mohlowie, Zyberkowie, Hylzenowie, Borchowie, Manteufflowie.* Jeśli idzie o lud łotewski w Inflantach Polskich — utrzymał się on przy katolicyzmie, a w południowej części kraju, wokół Dyneburga i Krasławia (a także i we wschodnim cyplu Kurlandii, wokół Hłukszty) prawie całkowicie się spolszczył, wytwarzając rozlegle terytorium etniczne polskie, graniczące bezpośrednio z także etnicznie polskim powiatem brasławskim na Wileńszczyźnie; W roku 1919 Polska domagała się przyłączenia tego terytorium do Polski (wykreślając * Przez pietyzm dla historycznej tradycji dzielnicy, która się dobrowolnie do Polski przyłączyła i dobrowolnie spolszczyła, zachowujemy po dziś dzień w polskim języku brzmiąca z niemiecka, tradycyjną nazwę głównego miasta tej dzielnicy — Dyneburga. (Miasto to do roku 1919 miało polską większość wśród swej chrześcijańskiej ludności — tj. nie licząc Żydów). Należy ono dziś do Łotwy i nazywa się Daugavpils. Rosja carska przemianowała je w 1893 roku na Dwinsk. Wobec tego niektórzy Polacy nazywają je Dźwińskiem. Jest to nieprawidłowe: nie jest właściwym, byśmy się stosowali w naszym języku do rosyjskich zarządzeń. Prawidłową polską nazwą jest Dyneburg. 236 tzw. linię Dmowskiego) i częściowo je przez czas pewien okupowała, co jednak nie zostało urzeczywistnione.* Objęcie przez Polskę władania nad Inflantami i poprzedni udział przez nią w walkach o Inflanty pociągnęły za sobą długoletnie wojny z Moskwą. Wojna zaczęła się w roku 1560, przy czym z Inflant przeniosła się na Białoruś. Wielki najazd wojsk Iwana Groźnego doprowadził do zdobycia przez te wojska twierdz: Polocka w r. 1563 i Jezierzyszcz w 1564. Do zdobycia Połocka Moskwa użyła 200 dział. Po zdobyciu tego miasta, Rosjanie wymordowali miejscowych katolickich zakonników, a wszystkich Żydów utopili w Dźwinie. Hetman litewski Mikołaj Radziwiłł Rudy (brat królowej Barbary) pobił w roku 1564 wojska moskiewskie w bitwach nad rzeczką Ułą, w której z 60 tysięcy Rosjan 10 tysięcy poległo, oraz pod Orszą, ale twierdz odebrać nie zdołał, tak że Polock, mocno przez Iwana Groźnego ufortyfikowany, pozostał potem przez 16 lat w ręku Moskwy (do r. 1579). Po bitwie nad Ułą pokonany wódz rosyjski, kniaź Kurbski, bojąc się kary, uciekł do Polski i zamieszkał w niej jako emigrant. Stało się to powodem słynnej w literaturze rosyjskiej wymiany obelżywych listów między nim a Iwanem Groźnym. Wyprawa, zwana „radoszkowicką" (od Radoszkowic pod Mińskiem, gdzie w obecności Zygmunta Augusta zebrało się pospolite ruszenie i z górą 100 polskich dział), z którą wiązały się plany przewrotu na moskiewskim Kremlu, tj. obalenia rządów Iwana Groźnego, żadnych wyników nie przyniosła. Ze sprawą inflancką łączy się zbrojna akcja polska na Morzu Bałtyckim. Zygmunt August był istotnym twórcą polskiej marynarki wojennej. Rosja posiadała w latach 1558-1581 port w Narwie, a tym samym dostęp bezpośredni do Bałtyku. W ciągu owych 23 lat była zaopatrywana, do walki głównie z Polską i Szwecją, w broń i amunicję, oraz w surowce, przez życzliwe sobie państwa Europy Zachodniej, głównie przez Anglię, a także mogła swobodnie eksportować swoje płody. Ta „żegluga narewska" przynosiła Polsce wielką szkodę. Zygmunt August przeciwstawił się tej nieprzyjacielskiej żegludze, organizując od roku 1560 polską flotę kaperską. Kaprowie — to byli zaopatrzeni w królewskie „listy morskie" przedsiębiorcy prywatni, którzy * Warto zdać sobie sprawę, jak rozległa była Polska po przyłączeniu do niej Inflant, a wiec w jednym z okresów jej wielkiej rozległości terytorialnej. Konopczyński twierdzi, na podstawie obliczeń Pawińskiego i Jabłonowskiego, że cała Rzeczpospolita bez późniejszych Inflant Szwedzkich (które obejmowały 832 mil kwadratowych) miała po roku 1618 18 000 mil kw., czyli 990 000 km. kw. obszaru (w tym Korona 9000 i Litwa po odzyskaniu Smoleńska tyleż), czyli była pod względem obszaru drugim krajem europejskim po Moskwie (a przed Szwecją — 15 tys. mil, Rzeszą Niemiecką — 10 tys. mil, Francją — 9,9 fys., Hiszpanią — 9 tys., Danią i Norwegią — 6,6 i Anglią 5,4 tys.). Natomiast pod względem liczby ludności zajmowała miejsce szóste: miała z górą 6 milionów ludności (Korona 4,1 miliona, Litwa 2 mil.), podczas gdy Francja, w owym czasie najludniejsza: 14 do 16 milionów, Niemcy 12-14, Moskwa II, Włochy 8, Hiszpania 6,75. Natomiast ustępowały Polsce liczbą ludności monarchia Habsburgów (3-4 mil.) Anglia (3 mil.), Dania-Norwegia (1,2 miliona), Holandia (0,8). Obliczenie miejsca w porównaniu ludnościowym wypadłoby dla Polski korzystniej, gdyby S'C Niemiec i Wioch nie traktowało jako etnicznych całości, lecz uwzględniało tylko poszczególne państwa, na które się one w owym czasie dzieliły. Obszar i zaludnienie Polski (Korony i Litwy) w powyższych obliczeniach nie uwzględnia krajów lennych, takich jak Prusy Książęce i Kurlandia. 237 napadali na okręty, płynące do nieprzyjacielskich portów i konfiskowali wiezione na nich towary, przyprowadzali te okręty do ojczystego portu, oddawali skonfiskowane towary do zbadania władzom królewskim, po czym jedną dziesiątą zdobyczy oddawali królowi, a resztę zatrzymywali dla siebie. Z flot kaperskich wyrosła stopniowo potęga morska takich państw, jak Anglia czy Dania. Działania kaprów (korsarzy) były pierwotnie uznawane za normalny sposób wojowania na morzu, dopiero traktatem paryskim z 1856 roku kaperstwo zostało przez prawo międzynarodowe zabronione. Flota kaperska polska za Zygmunta Augusta, mająca swoje bazy pierwotnie w Gdańsku, a potem w Pucku, doszła stopniowo do liczby 70 okrętów kaperskich. Akcja polskich kaprów, atakujących zachodnioeuropejskie, przede wszystkim angielskie statki, prowadzące poprzez Narwę handel z Rosją i zaopatrujące Moskwę w materiał wojenny, wywierała niemały wpływ na osłabienie potencjału wojennego Moskwy. W roku 1568 Zygmunt August uczynił drugi krok na drodze do stworzenia polskiego „dominium maris Baltici" (panowania na Morzu Bałtyckim), mianowicie przystąpił do stworzenia, obok floty kaperskiej, właściwej rządowej polskiej floty wojennej na Bałtyku i w tym celu mianował Komisję Morską z kasztelanem gdańskim, Janem Kostką, na czele. Komisja ta przystąpiła do budowy serii okrętów wojennych liniowych, tzw. galeon. W chwili śmierci Zygmunta Augusta pierwsza z tych galeon była na ukończeniu. Dalszych nie budowano. Polską zaś flotę kaperska wytępił, głównie działaniami w roku 1571 duński admirał Sylwester Frank. Na czas dłuższy, polska siła zbrojna przestała być na Bałtyku obecna. Za panowania Zygmunta Augusta nastąpił — w związku ze sprawą inflancką — dalszy, niepomyślny krok na drodze do utrwalenia odrębności Prus Książęcych: w roku 1563 Zygmunt August uznał prawo linii elektorskiej (brandeburskiej) rodu Hohenzollernów do dziedziczenia tronu w Księstwie Pruskim w razie wygaśnięcia rodu księcia Alberta. A jednak równocześnie wzrastały wpływy polskie w tym księstwie: ustaliła się zasada, że od wyroków sądów w tym księstwie można apelować do sądów w Polsce; komisje królewskie i komisarze królewscy wkraczali w wewnętrzne sprawy gospodarki i administracji Księstwa; książę pruski miał prawo zasiadać w polskim senacie; wśród ludności Księstwa krzepł prąd, życzący sobie wcielenia Księstwa do Polski. PRZEKSZTAŁCENIE SIĘ USTROJU POLSKI Za czasów rządów dynastii jagiellońskiej w Polsce dokonało się wielkie przekształcenie się ustroju Polski, zaczęte już pod koniec rządów piastowskich, ale istotnie urzeczywistnione dopiero w czasach jagiellońskich: Polska czasów piastowskich, to była patriarchalna monarchia, rządzona samowładnie przez króla, bądź księcia, czasem z udziałem doradców, jakich sobie dobrał, a czasem zupełnie indywidualnie. W wyniku przemian, jakie się dokonały w czasach jagiellońskich, pojawiła się na arenie dziejowej z chwilą śmierci Zygmunta Augusta „Rzeczpospolita Obojga Narodów", oryginalny i jedyny w swoim rodzaju twór polityczny, łączący w sobie przeważające pierwiastki republikańskie z zachowanymi i podtrzymywanymi przez tradycję pierwiastkami monarchicznymi. Ta polska „rzeczpospolita królewska" przetrwała potem do trzeciego rozbioru przez 223 lata, czyli przez okres dłuższy niż republika „Zjednoczonych Prowincji" (holenderska, 214 lat, 1581-1795), nie mówiąc o republice Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, do daty pisania niniejszych słów, czyli do roku 1984, 208 lub 197 lat (licząc od niepodległości, 1776, lub od uchwalenia konstytucji, 1787), o republice francuskiej (113 lat, 1871-1984), republice rosyjskiej (67 lat, 1917-1984) i wszystkich nowoczesnych republikach w Europie i poza Europą, z wyjątkiem Szwajcarii (793 lata — 1291-1984) i Wenecji (mniej więcej 985 lat — około 812-1797). Oczywiście, także z wyjątkiem republiki rzymskiej (mniej więcej 463 lat, mniej więcej 507-44 przed Chrystusem). Istnienie zresztą polskiej „rzeczypospolitej królewskiej"" można by zacząć liczyć już od sejmu piotrkowskiego 1493 roku, gdyż właściwie skrystalizowała się ona już wtedy, a więc określić jej trwanie na lat 302. W ciągu tego czasu funkcjonowała ona gorzej lub lepiej, ale jednak nieprzerwanie i konstytucją 3 maja 1791 roku potrafiła się skutecznie samodzielnie zreformować. Ustrój jej był czymś zupełnie oryginalnym: jego osobliwością.jedyną w świecie (jeśli nie liczyć papiestwa), było to, że była to wprawdzie republika, ale na jej czele stał obieralny król. (Także i ostatni Jagiellonowie byli obieralni). Ustrój ten, w ciągu swoich 223 czy też 302 lat istnienia posiadał z jednej strony zalety i stanowił osiągnięcie, z których możemy być dumni, z drugiej strony miał straszliwe wady, które przyczyniły się do takiego osłabienia naszego państwa, że w końcu uległo ono rozbiorowi, oraz oparty był na nieliczeniu się z naturalnymi prawami innych stanów poza szlachtą, mianowicie przede wszystkim mieszczaństwa, oraz na ucisku chłopów, którzy przez większą część jego funkcjonowania byli ofiarami straszliwych krzywd. 239 Ustrój ten był jednak, trzeba to uznać, jednym z wielkich doświadczeń politycznych i społecznych w skali ogólnoludzkiej. Istotą tego ustroju było oparcie go na świadomości, że nie jest rzeczą słuszną, by rządy sprawowane były bez udziału opinii publicznej. Jest to dziś ogólnie w świecie przyjęty pogląd, że państwo jest narzędziem narodu, bądź społeczeństwa i jego celom i interesom ma służyć, ale jeszcze kilkaset lat temu tak nie było: państwo było celem samo w sobie, a władza królewska uważana była za najwyższą w świecie powagę po Bogu. Polska była jednym z nielicznych narodów w świecie, które uświadomiły sobie, że to władza (królewska, czy inna) ma służyć narodowi, a nie odwrotnie i przez to wniosła niezmiernie wartościowy wkład w europejską cywilizację. Należy przy tym pamiętać, że niektóre republikańskie ustroje nie utrzymały się przy życiu, a więc nie okazały się do trwałego życia zdolne. Dotyczy to przede wszystkim republikańskiego Rzymu, który przekształcił się w nową monarchię samowładną (cesarstwo) drogą ewolucji wewnętrznej, ale także i republikanizm wenecki i holenderski, choć zniszczone ostatecznie przez obcy podbój, zawierały już w sobie i przed tym podbojem pierwiastki rozkładu. 0 tym, jakie będą ostateczne losy republik amerykańskiej czy francuskiej, jeszcze nie wiemy, ale nie da się zaprzeczyć, że widoczne są w nich już i dzisiaj zalążki upadku. Ostatecznie, jak dotąd zdały bezspornie egzamin tylko republikanizm szwajcarski, oraz ustrój wolnościowy angielski, oparty wprawdzie o monarchię dziedziczną, ale zapewniający rolę rozstrzygającą w państwie opinii publicznej lub jej znacznemu odłamowi. Oryginalny, wolnościowy ustrój Polski zakończył swoje istnienie wraz z trzecim rozbiorem Polski, ale nie było to samorodne załamanie się tego ustroju przez przemianę wewnętrzną (jak w starożytnym Rzymie), lecz zniszczenie go przez zbrojny najazd obcych państw i to państw o ustroju abscJlutystycznym. Gdyby nie było tego najazdu, polski ustrój wolnościowy mógłby nadal trwać: zreformowany bowiem przez konstytucję 3 maja 1791 roku, wykazał swoją żywotność. To prawda, że konstytucja 3 maja skasowała elekcyjność tronu, wprowadzając Gak w Anglii) monarchię dziedziczną, ale nie było to przekreśleniem istoty polskiego ustroju, którą był jego charakter wolnościowy. Przeciwnie: konstytucja ta nie obaliła dotychczasowego polskiego ustroju, ale go ulepszyła, usuwając dwie jego główne wady: słabość władzy wykonawczej (królewskiej) i wyłączność stanową. Przesadzają ci, którzy wyobrażają sobie, że zasada powoływania rządu przez społeczeństwo czy też lud, jest lekarstwem na wszystkie społeczne i polityczne dolegliwości. Przesadza np. publicysta Chołoniewski, uważając, że ustrój wolnościowy Polski przedrozbiorowej był czymś niemal idealnym. A absurdem jest głoszony w Anglii pogląd, że rządy państwem powinny być zawsze oparte o zasadę: „one man, one vote", jeden człowiek, jeden głos; przecież prymitywny mieszkaniec wioski w głębi afrykańskiej puszczy nie ogarnia swoim umysłem tych widnokręgów wiedzy o państwie, jego losach 1 potrzebach, jakie posiada choćby jego własny współplemieniec, ale taki, który odbył wyższe studia, wiele podróżował po świecie i ma doświadczenie jakiejś pracy administracyjnej. Nie było w tym nic zdrożnego, że wybierać w dawnej Polsce króla i posłów sejmowych, oraz uczestniczyć w sejmikach 240 mogła tylko ograniczona liczebnie kategoria mieszkańców kraju. Była to kategoria i tak bardzo duża: w XVII wieku" większa była w Polsce proporcja ludzi, mających prawo obierania królów i posłów do sejmu niż w Anglii jeszcze w pierwszej połowie XIX w. posłów do parlamentu. (Szlachta stanowiła w Polsce około 10 procent ludności i obejmowała także i szlachtę zaściankową, a więc duży odłam ludności wiejskiej, gospodarczo nie różniącej się od chłopów). Istota rzeczy polegała na tym, że władza królewska w Polsce, głównie poprzez sejm i sejmiki, podlegała kontroli ze strony opinii publicznej, a więc że nie było w Polsce samowoli władzy państwowej, nie tylko takiej, jak w Moskwie czy Turcji, ale także i takiej, jak we Francji, czy krajach niemieckich i włoskich. Kontrola ze strony opinii publicznej nad postępowaniem króla czy rządu jest istotą ustroju wolnościowego. A rzeczą mniej już ważną jest, jak się ta opinia publiczna kształtuje i kto ją wyraża. Polska, na równi z kilkoma tylko innymi krajami, dokonała kilkuwiekowego eksperymentu, jak można spróbować uzgodnić zasadę silnej władzy rządowej z zasadą poddania tej władzy kontroli opinii publicznej, to znaczy kontroli społeczeństwa. Pod tym względem górujemy nad taką Ameryką czy Francją: eksperymenty ustrojowe tych dwóch krajów jeszcze tak długo jak eksperyment polski nie trwają, a więc nie są w tym stopniu co do wartości swej sprawdzone. Eksperyment ustrojowy Polski przedrozbiorowej był eksperymentem udanym pod pewnymi względami, nieudanym pod innymi. Powodzeniem i tryumfem polskiego ustroju było to, że przez wieki całe panował w Polsce duch wolności i że przynajmniej część — i to wcale niemała — ludności Polski z tej wolności w całej pełni korzystała. Zazdrościły nam tej wolności inne narody; zarówno Moskwa czy kraje wołoskie (rumuńskie), jak także i niektóre kraje niemieckie. Klęski natomiast polskiej wolności ustrojowej były dwie: że władza królewska, to znaczy rządowa, zrobiła się za słaba, oraz że zdobycie przemożnego wpływu na ustrój państwowy przez jedną tylko warstwę społeczną, mianowicie przez szlachtę (łącznie z magnatami) pozwoliło na jednostronne uprzywilejowanie tej warstwy, a więc zastąpienie egoizmu i samowoli królewskiej przez egoizm i samowolę szlachecką i w rezultacie na ucisk innych warstw społecznych przez szlachtę, a zwłaszcza na straszliwy ucisk chłopa. Każde państwo potrzebuje sprawnego rządu. Tak jak żaden oddział wojskowy nie może się obejść bez dobrego dowódcy, żaden okręt bez dobrego kapitana, żadna fabryka bez dobrego dyrektora, żadna szkoła bez dobrego kierownika, tak samo żadne państwo nie może się obejść bez dobrego rządu, to znaczy dobrego króla albo dobrej władzy republikańskiej. Rząd musi rządzić. To znaczy pobierać decyzje i decyzje te wprowadzać skutecznie w czyn. Prowadzić dobrą politykę zagraniczną i bronić państwo przed zagrożeniami zewnętrznymi. Troszczyć się o silę obronną państwa. Gromadzić zasobny skarb i prowadzić dobrą gospodarkę. Zapewniać mieszkańcom kraju sprawiedliwość i bezpieczeństwo. — To nie dość, by sejm uchwalał dobre ustawy i by przywódcy narodu udzielali narodowi zbawiennych rad. Trzeba, by państwo miało t rząd, będący dobrym, sprawnym gospodarzem. Społeczeństwo i jego opinia publiczna muszą pilnować, by ten rząd był 1 16 —Hist. Nar. Poi., t. I 241 uczciwy i by nie popełniał błędów. Poszczególne grupy i warstwy społeczne muszą także mieć wpływ na rząd w taki sposób, by ich interesy były należycie bronione i ich potrzeby zaspokojone. Ale rządzić musi rząd. Ewolucja ustrojowa Polski sprawiła, że rząd polski zrobił się za słaby. Narodziła się później w Polsce cała szkoła historycznego myślenia (tzw. krakowska szkoła historyczna pod koniec XIX i na początku XX wieku) która wywodzi, że rozbiory Polski nastąpiły dlatego, że Polska miała za słaby rząd i że przekształcenie się ustroju Polski w duchu wolnościowym zniszczyło polski aparat rządowy w ten sposób, że Polska, otoczona państwami absolutystycznymi (Prusy, Rosja, Austria) o licznym wojsku i zasobnym, na podatkach opartym skarbie, była bezsilna w walce z ich dążeniami zdobywczymi. (Najbardziej stanowczym wyrazicielem tego poglądu był Michał Bobrzyński). Jest w tym poglądzie niewątpliwie niemałe ziarno słuszności: mieliśmy w XVIII wieku za słabe wojsko, bo sejmy z egoistycznych względów odmawiały na większe wojsko podatków, a rządy były niedobre i pozbawione rzeczywistej władzy i rozumnego zaplecza, jakim jest mądra, państwowa szkoła polityczna. Ale jest to pogląd jednostronny i przesadny. Wymienione fakty się do naszego upadku przyczyniły (nasz wolnościowy ustrój nie był wtedy w świecie w modzie i nawet w takim kraju jak Francja nie cieszyliśmy się wtedy sympatią), ale nie były one jedyną, ani nawet główną przyczyną tego naszego upadku. Nie mamy powodu martwić się tym, że mieliśmy ustrój wolnościowy, ani się go wstydzić. To była nasza zdobycz i nasze osiągnięcie. Państwa absolutystyczne wcale nad nami rzeczywistą siłą polityczną, mimo doraźnego nad nami zwycięstwa, nie górowały: absolutyzm Francji okazał swoją słabość przez załamanie się w rewolucji, współczesnej rozbiorom Polski, a absolutyzmy Rosji, Prus i Austrii, choć przetrwały z pewnymi zmianami dalszych blisko wiek i ćwierć, także okazały się na dalszą metę tworami, skazanymi na zagładę, gdy my jakoś ich przewagę przeczekaliśmy. Rzecz w tym, że nie zdołaliśmy się zdobyć na przeprowadzenie naszej nawy państwowej w sposób pomyślny przez kryzys najgroźniejszy. Gorsze od słabości władzy państwowej, bo powodujące usunięcie na długi czas z udziału w życiu narodowym większości narodu, a zarazem opierające życie kraju na egoizmie i niesprawiedliwości, było w naszym ustroju jednostronne uprzywilejowanie szlachty i ucisk chłopa. Dzieje ewolucji ustrojowej czasów jagiellońskich rozpatrzeć trzeba z punktu widzenia dwóch przede wszystkim spraw: przekształcania się ustroju Polski w duchu republikańskim i wolnościowym, oraz stopniowego wyrastania dwóch wad tego ustroju, mianowicie rosnącej słabości władzy królewskiej i rządowej, oraz jednostronnego uprzywilejowania szlachty w duchu stanowego egoizmu i ucisku chłopów i mieszczaństwa. Początki ewolucji ustroju Polski w duchu ustanowienia wpływu społeczeństwa na rządy królewskie czy książęce odnaleźć możemy już w czasach piastowskich: już na zjeździe łęczyckim za panowania Kazimierza Sprawiedliwego, w roku 1180, a jeszcze więcej w wydarzeniach za czasów Kazimierza Wielkiego- wyszehradzkich z roku 1335 i 1339, i w budzińskim w 1355, dotyczących następstwa tronu w Polsce, ale zawierających także 242 , .,.,0.i,j8Vi .,,„.. szereg obietnic dla polskich magnatów i szlachty. Jeszcze wyraźniej zaznaczyło się to pod rządami andegaweńskimi: były to w istocie czasy rzeczywistego, częściowego sprawowania władzy przez stronnictwo panów małopolskich. Pod rządami króla Ludwika Węgierskiego miał miejsce pakt koszycki 1374 roku, którym za uznanie praw jego córek do polskiego tronu król przyznał polskiej szlachcie szereg przywilejów, z których najważniejszym było ograniczenie płaconych przez szlachtę podatków i danin tylko do 2 groszy od uprawianego łanu. Była to pierwsza w historii Polski umowa między królem a społeczeństwem, ustalająca warunki, na zasadzie których społeczeństwo zgadza się na objęcie tronu przez daną osobę. W czasach jagiellońskich, ewolucja polskiego ustroju w kierunku uzależnienia króla od społeczeństwa, oraz rozszerzenia przywilejów szlacheckich nabrała już stałego rozpędu. Jagiełło, który zawarł pakt unii krewskiej ze stronnictwem panów małopolkich, liczył się potem z tym stronnictwem i stale naradzał się z nim jako z „radą królewską". Wydał także szereg przywilejów, brzeski z r. 1425, jedlneński z 1430 oraz krakowski z 1433, w których potwierdził pakt koszycki, ustanowił zasadę „Neminem captivabimus" (nikogo nie uwięzimy bez wyroku sądowego), o której już pisałem, ustalił, że w razie wojny szlachta obowiązana jest służyć bezpłatnie tylko w granicach Polski, a poza Polską musi być przez króla opłacana itd. Już zresztą fakt ofiarowania tronu Jagiełłę był aktem obioru króla, oraz paktem między przyszłym królem a wyrazicielami woli społeczeństwa. Unia horodelska 1413 roku była nie tylko aktem unii Polski z Litwą, ale i aktem. wielkich przywilejów dla szlachty litewskiej (mianowicie rozciągnięciem na nią praw szlachty polskiej i wyjęciem jej spod patriarchalno-absolutnej litewskiej władzy książęcej). Objęcie tronu królewskiego w Polsce przez Władysława Warneńczyka i Kazimierza Jagiellończyka miały już cechę obrania danego członka rodu królewskiego na króla przez siłę społeczną. Za czasów Kazimierza Jagiellończyka i w związku z wojną trzynastoletnią o Pomorze, zwołane przez króla pospolite ruszenie szlecheckie wymogło na królu w roku 1454 najpierw w Cerekwicy pod Chojnicami, a potem w Nieszawie tzw. statuty nieszawskie, których mocą szlachta uzyskała szereg przywilejów, między innymi że król nie będzie podejmować wyprawy wojennej bez zezwolenia sejmików, oraz że wszystko, co ma szlachtę obowiązywać, podlec powinno uprzedniemu rozpatrzeniu przez nią. Dzięki tym statutom, „zyskała szlachta dostęp do władzy prawodawczej. Król będzie musiał uczestniczyć na sejmikach osobiście lub przez swych komisarzy, żeby szlachtę obradującą skłonić do uchwał, zgodnych z jego celami (...). Zdarzało się, że pełnomocnicy szlacheccy z sejmików generalnych zjeżdżali na żądanie króla do Piotrkowa i naradzali się wspólnie. W taki sposób powstał sejm. Dygnitarze, stanowiący radę królewską, otrzymali nazwę senatu, pełnomocnicy szlacheccy uformowali izbę poselską. Powołanie szlachty do władzy prawodawczej było ciosem dla arystokracji, której przywódca Zbigniew Oleśnicki, po klęsce Chojnickiej, umarł; dogadzało królowi, który 243 mniemał, że łatwiej przyjdzie mu kierować mniej dojrzałym politycznie gminem rycerskim, niż możnowładztwem" (Smoleński). „Statuty nieszawskie oraz śmierć Oleśnickiego są momentem zwrotnym w dziejach wewnętrzno-politycznej rozgrywki w Polsce, toczącej się między królem, senatem i masą szlachecką. Odtąd — zwycięstwo przechyliło się wyraźnie na rzecz sprzymierzonej z królem szlachty; a kierujące senatem stronnictwo zaczęło się degenerować i upadać".* „Dalszy krok na drodze do pognębienia senatu i do powiększenia znaczenia warstwy szlacheckiej w Polsce uczynił (...) król Jan Olbracht. (...). Tym dalszym, wielkim krokiem był wydany przez niego, za ochoczą zgodą izby poselskiej i za trudno uzyskaną zgodą senatu, statut piotrkowski z roku 1496. Przywilej ten do reszty pozbawił władzy i wpływu senat, przenosząc punkt ciężkości ustawodawczych i politycznych decyzji na szlachtę, zgromadzoną na sejmikach i reprezentowaną w izbie poselskiej".* „Olbracht wyciągnął tedy ostateczne konsekwencje z procesu politycznego, jaki dokonał się za czasów jego ojca, akceptując zwycięstwo demokracji szlacheckiej, przy ostatecznym • złamaniu dotychczasowego stanowiska reprezentowanych w senacie możnowładztwa i hierarchii urzędniczej, widząc w tym możność faktycznego wzmocnienia władzy królewskiej" (Dąbrowski) — co było jednak złudzeniem. Obok utrwalenia zwycięstwa szlachty w dziedzinie politycznej, Jan Olbracht ugruntował także jej uprzywilejowane stanowisko jako warstwy społecznej. Statut piotrkowski „podniósł szlachtę materialnie i ugruntował przewagę jej nad mieszczaństwem i chłopstwem. (...) Korzyści, jakie dawało rolnictwo, (...) zapewnił wyłącznie szlachcie, pozbawił bowiem mieszczaństwo prawa nabywania i posiadania własności ziemskiej. Szlachcic-ziemianin skupił w swym ręku główne źródło bogactwa krajowego, tym bardziej że statut piotrkowski nadał mu prawo propinacji, tj. fabrykacji i sprzedaży trunków, oraz przywilej żeglugi wolnej Wisłą do Gdańska. Oprócz tego uwolnił szlachtę od ceł za sprowadzane towary zagraniczne. Mieszczanie pozbawieni zostali nie tylko korzyści rolnictwa, lecz i handlu, szlachta bowiem, zamiast używać ich pośrednictwa, wolała nabywać towary taniej za granicą. Oprócz ruiny materialnej, doświadczyło mieszczaństwo poniżenia moralnego, zabroniono mu bowiem dostępu do wyższych godności duchownych, jak kanonii i biskupstw. Szlachta, monopolizując w ten sposób w swym ręku korzyści materialne i moralne, pozbawiła mieszczan możności rozwijania się, a tym samym usunęła pod nimi grunt do odgrywania jakiejkolwiek roli politycznej. W przewrocie ekonomicznym, jaki zaszedł w Polsce (...), zaczerpnęła również szlachta pobudkę do pogorszenia stanu chłopów. Do uprawy gruntów folwarcznych potrzebowała siły roboczej, którą stanowił chłop. Silę tę statut piotrkowski szlachcie zapewnił, pozbawiając chłopa wolności osobistej. Z synów chłopskich jednemu tylko pozwalał opuścić wieś dla nauki i rzemiosła; kmieci zbiegłych dziedzic miał prawo dochodzić. Wyjęto też chłopów spod • Cytata z innej mojej książki. * Tamże. 244 sadów ziemskich, a oddano ich pod jurysdykcję dziedzica. Chłop nie miał prawa stawać przed sądem bez asystencji dziedzica; tym samym w krzywdach swoich nie mógł pociągnąć pana do odpowiedzialności" (Smoleński). Jak widzimy, szlachta potrafiła wywalczyć sobie w statutach piotrkowskich uprzywilejowane stanowisko, dyktowane najczystszym, stanowym egoizmem. A król Jan Olbracht, powodowany chęcią złamania starego, patriotycznego polskiego możnowładztwa, poszedł jej w tym jak najbardziej na rękę. „Za króla Olbrachta" wcale nie „wyginęła szlachta". Wręcz przeciwnie, objęła ona w Polsce polityczną i społeczną władzę. „Statut piotrkowski jest najwybitniejszym punktem wyjścia tej smutnej ewolucji, która chłopa polskiego stopniowo pozbawiła własności ziemi i przekształciła w pariasa, oddanego na łup zupełnej samowoli dziedzica i przytłaczanego coraz większymi na jego rzecz ciężarami, a przede wszystkim ciężarem coraz to powiększanej pańszczyzny (...). Jest on również wielkim krokiem na drodze tej ewolucji, która zrujnowała i pozbawiła znacznej części znaczenia miasta polskie (właśnie w owym czasie do reszty się polszczące), coraz bardziej wyręczane w ich funkcjach gospodarczych przez Żydów, którymi się szlachta w swych transakcjach handlowych posługiwała".* „Próbę obalenia systemu, opartego na statucie nieszawskim i statucie piotrkowskim przedsięwziął senat i stronnictwo arystokratyczne po wczesnej śmierci króla Jana Olbrachta i przy okazji wstąpienia na tron jego brata, Aleksandra. (...) Panowie polscy postawili Aleksandrowi, zamierzającemu i nadal rezydować stale na Litwie, szereg warunków, których rezultatem był przywilej, wystawiony w Mielniku (1501), faktycznie obalający zasady konstytucyjne statutu piotrkowskiego i ustanawiający w Krakowie oligarchiczne rządy senatu. (...) < Akt mielnicki, zaprowadzający w Polsce rządy arystokracji — pisze Smoleński — był odwetem możnowładztwa za upokorzenia, jakich doświadczyło od dwóch ostatnich królów i szlachty ?".* Akt mielnicki był zarazem aktem wznowienia unii polsko-litewskiej. Wspólny, zwrócony przeciwko senatowi wysiłek szlachty i króla sprawił jednak, że przywilej mielnicki został po czterech latach przekreślony. Na sejmach piotrkowskim w 1504 i radomskim w 1505 roku przywilej mielnicki został obalony, a konstytucja „Nihil novi" (nic nowego — to znaczy nic nowego bez naszej zgody — Radom 1505) przywróciła i utrwaliła w Polsce przewagę szlachty. „Rezultatem oparcia się Jagiellonów w ich walce z polskim możnowładztwem na masie szlacheckiej było zwichnięcie ustroju Polski".* „Ustrój Polski skrystalizował się ostatecznie w wyniku konstytucji < Nihil novi ?, to znaczy za panowania króla Aleksandra. Walka jednak, trzech czynników: króla, senatu i szlachty toczyła się nadal po śmierci tego ostatniego."* Następca Aleksandra, Zygmunt Stary, usiłował początkowo opierać się na arystokracji urzędniczej, to znaczy na senacie. Wbrew szlachcie popierał * Cytata z innej mojej książki. * Cytata z innej mojej książki. * Cytata z innej mojej książki. * Tamże. 245 duchowieństwo i mieszczaństwo i szczególnie mocne oparcie znajdował w kanclerzu koronnym, arcybiskupie i prymasie, Janie Łaskim. Ale stopniowo także i on przerzucił się na popieranie szlachty. Zaznaci.>lo się to zwłaszcza od jego klęski w zmaganiu z opozycją szlachecką w erze tzw. „wojny kokoszej" w 1537 roku. Dalszy wzrost znaczenia warstwy szlacheckiej za Zygmunta Starego wyraził się nie tylko w dziedzinie ustroju politycznego, ale i w dziedzinie stosunków społecznych. „Żadna ustawa tego panowania nie może się równać doniosłością ze statutem toruńskim i bydgoskim (1519-20 r.), które przypieczętowały ciężki los chłopa polskiego. Wprawdzie król, ustępując wówczas wobec żądań szlachty (...), myślał ustalić normę jednego dnia pracy pańszczyźnianej z łanu, jako normę maksymalną dla chłopa i dziedzica; ale już za jego panowania ogólna praktyka tę normę, rozciągniętą na wszystkich chłopów, przekroczyła i nie było komu na to nadużycie powstać" (Konopczyński). Już wówczas zaznaczyła się tak charakterystyczna dla późniejszych stosunków gospodarczych i społecznych w Polsce solidarność szlachty i Żydów: na jednym z sejmów za Zygmunta Starego zrealizowano „postulat, zabójczy dla polskiego (a choćby i niemiecko-polskiego) mieszczaństwa. Oto ponieważ kupcy i rzemieślnicy chrześcijanie uciskają szlachtę wysokimi cenami, a Żydzi tego nie czynią, więc pod dyktandem posłów krakowskich ułożono artykuł, dający Żydom nieograniczoną wolność handlu" (Konopczyński). Syn Zygmunta Starego, Zygmunt August, początkowo będący pod wybitnym wpływem możnowładztwa litewskiego (Radziwiłłów) znalazł się potem w trwałym sojuszu ze stronnictwem szlachecko-protestanckim w Koronie (razem z tym stronnictwem przeprowadził tzw. „egzekucję dóbr", która ogromnie osłabiła rody możnowładcze, ale zasiliła skarb królewski i pozwoliła stworzyć wojsko kwarciane), w erze zaś unii lubelskiej sprzymierzył się także — wbrew możnowladcom, również Radziwiłłom — ze szlachtą litewską. „Rezultatem oparcia się Jagiellonów (...) na masie szlacheckiej (...) — było nadanie Polsce takiej konstytucji, która na dalszą metę nie mogła funkcjonować. (...) Okolicznością, która szczególnie dotkliwie zaważyła na przyszłości ustroju Polski stalą się następnie ściślejsza unia z Litwą. Przez unię lubelską dopuszczeni zostali do polskiego sejmu (izby poselskiej i senatu) przedstawiciele Litwy, przez co znikł charakter dotychczasowy obu ciał, jako przedstawicielstw, złożonych z ludzi o jednakowym poziomie kultury i o jednakowych uczuciach patriotycznych. W ciągu blisko dwóch wieków od unii krewskiej (1386) do unii lubelskiej (1569) wyrosły na Litwie siły społeczne, na ogół kształtujące się pod wpływem wzorów polskich i powierzchownie spolonizowane (posługujące się niemal wyłącznie językiem polskim i w większości katolickie), ale nie ożywione jeszcze w całej pełni poiskim patriotyzmem i energicznie broniące swoich interesów partykularnych, oraz — co ważniejsza, prymitywne, nie wyrobione i nie oświecone, oraz mające w sobie podkład cywilizacyjny, obcy pierwiastkom cywilizacji zachodniej — zaprawiony duchem turańskiej samowoli. Siłami tymi były po pierwsze litewskie możnowładztwo, które wyrosło z rozrodzenia się bocznych, 246 •jagiellońskich gałęzi panującej rodziny Giedyminowiczów.z dawnych, udzielnych książąt ruskich (Rurykowiczów) i z niektórych rodzin dygnitarskich, po wtóre litewska drobna i średnia szlachta, powstała z jawnych litewskich i ruskich bojarów, częściowo przemieszanych z nap}yWOwą, głównie drobną i najdrobniejszą szlachtą polską. Przedstawiciele litewskiego możnowładztwa i litewskiej szlachty zdezorganizowali polskie instytucje — obniżyli poziom obrad sejmowych — wprowadzili do tych obrad pierwiastek warcholstwa, karczemnej kłótni, prywaty, upierania się przy partykularnych, dzielnicowych lub powiatowych i stanowych interesach. Sejmy koronne przed unią lubelską były instytucjami o typie zachodnim, w których obrady toczyły się sprawnie i rzeczowo i w których umiano się jakoś porozumieć, znajdując każdorazowo sposób pogodzenia wymogów racji stanu z interesami partykularnymi. (...) Trzeba było upływu szeregu pokoleń, zanim powierzchowna, przede wszystkim językowa, a także towarzyska, obyczajowa itd. polonizacja Litwy zamieniła się w głębszą polonizację duchową, cywilizacyjną i obywatelską. Gdyby nie zwichnięcie ustroju państwowego Polski przez ewolucję, będącą do zawdzięczenia polityce wewnętrznej Kazimierza Jagiellończyka, Jana Olbrachta i Aleksandra, a tkwiącą już w formie zawiązkowej, jako utajone niebezpieczeństwo, w umowach Ludwika Andegaweńskiego z możnowładztwem — zbawienny ten proces zlewania się Litwy z Polską, z natury rzeczy powolny i wymagający czasu, nie byłby miał innych konsekwencji, prócz ogromnego wzmocnienia i rozszerzenia Polski. Ale zaród rozkładu ustrojowego, wszczepiony w nasze życie państwowe, sprawił, że proces ten, którego jednym z etapów było dopuszczenie Litwinów do udziału w polskich instytucjach — tych instytucjach i w takim ich stanie, w jakim się właśnie w owym czasie znajdowały — miał jeszcze i tę uboczną, nieoczekiwaną konsekwencję, że przyczynił się do zdezorganizowania naszego państwa, a tym samym do jego upadku".* Unia z Litwą przyniosła naszemu narodowi olbrzymie korzyści — od umożliwienia nam zwycięstwa pod Grunwaldem aż do wzbogacenia naszej literatury o nowe nierwiastki, że wymienię tylko „Pana Tadeusza", „Dziady", „Nad Niemnem", „Sobola i Pannę", „Dewajtisa'— podwoiła także na długie wieki nasze terytorium narodowe i pomnożyła siłę liczebną naszego narodu — ale za wszystkie te korzyści trzeba było zapłacić odpowiednią cenę. Częścią tej ceny było popsucie na szereg pokoleń niektórych naszych instytucji i wykolejenie naszego ustroju. Nie trzeba na to ponad miarę narzekać. Trzeba było po prostu postarać się o to, by, co się popsuło, naprawić i temu, co groziło, zapobiec. Zaniedbaliśmy tego. Ale taki już jest ludzki los: osiąga się nie wszystko, co by się chciało i co było możliwe. „Jakiż jest bilans epoki jagiellońskiej w dziedzinie wewnętrznej? (...) Zasada dynastyczna ustroju Polski jest ostatecznie obalona; tron polski stał się nieodwołalnie tronem elekcyjnym. Władza królewska jest gruntownie osłabiona. Senat — który poprzednio był centralną komórką władzy Cytata z innej mojej książki. państwowej — jest powalony i wewnętrznie zdezorganizowany. Warstwa szlachecka wyrosła do roli wyłącznej warstwy rządzącej, miasta są poniżane i pozbawione wpływu, chłopi — zakuci w niewolę, dawne możnowładztwo — zniszczone. Kościół jest przez rozwój reformacji osłabiony. Gdy Zygmunt August w roku 1572 umarł, a wraz z nim dynastia jagiellońska wygasła, < sprawy najpilniejsze, nie zdecydowane za życia Zygmunta Augusta, wziął pod kierownictwo swoje i rozwiązał w duchu interesów własnych stan szlachecki*- (Smoleński). Wynikiem rozgrywki politycznej, która miała w Polsce miejsce po śmierci Zygmunta Augusta, a w czasie pierwszego bezkrólewia, było ostateczne skrystalizowanie się Polski jako rzeczypospolitej szlacheckiej, z królem elekcyjnym na czele".* * Cytata z innej mojej książki. ŻEGLUGA WIŚLANA. GDAŃSK. ZBOŻE. PAŃSZCZYZNA Pisząc o życiu Polski w czasach jagiellońskich trzeba koniecznie omówić także i stronę gospodarczą tego życia. Polska bardzo się w owych czasach rozwinęła i gospodarczo rozkwitła; to znaczy że bardzo wtedy wzrosła zamożność jej ludności. Podstawą tego był rozwój rolnictwa. Istniało w Polsce już od czasów średniowiecza dobrze rozwinięte górnictwo (kopalnie^soli, rudy żelaznej, także i innych metali), istniał także, po miastach, całkiem rozwinięty przemysł, oczywiście technicznie całkiem inny od przemysłu dzisiejszego, złożony z warsztatów ręcznych, albo poruszanych przez siłę wodną (wyrób sukna, kuźnie, garbarnie, browary itd.), szeroko także eksploatowano lasy, hodowano lub łowiono ryby, ale rolnictwo, to znaczy uprawa zbóż i innych roślin, oraz hodowla bydła były głównym źródłem istnienia polskiego narodu i jego rosnącego dostatku. Polska jest jednym z niezbyt licznych krajów świata, obdarzonych przez przyrodę warunkami, zezwalającymi na gospodarkę najbardziej zbliżoną do samowystarczalności, to znaczy pozwalającą na to, by kraj zaspokajał swoje potrzeby sam: by jego wsie żywiły jego miasta, oraz jego miasta, w zamian za zakupywaną od wsi żywność, zaopatrywały ludność wiejską w potrzebne jej wyroby przemysłowe i rzemieślnicze. Ale rzecz prosta, bez sprowadzania pewnej ilości towarów z zagranicy, oraz bez wywożenia własnych towarów za granicę po to, by zdobyć pieniądze na opłacenie przywozu, żaden kraj obejść się nie może. To jest tylko kwestia większej albo mniejszej zamożności. Polska zawsze przywoziła i wywoziła towary. Brała także udział w handlu pośredniczącym: handel towarami wschodnimi, przewożonymi drogą lądową przez Lwów i Kraków, co było podstawą rozwoju bogactwa tych miast i co prawie ustało z chwilą zajęcia brzegów Morza Czarnego przez Tatarów i Turcję, był wybitnym czynnikiem zamożności Polski. Ale Polska stała się jednym z czołowych czynników w handlu światowym dopiero z chwilą odzyskania w roku 1466, a właściwie w praktyce już w 1454, a więc od czasów Kazimierza Jagiellończyka, dostępu do morza przez Gdańsk i dodatkowo przez inne porty bałtyckie, takie jak Elbląg. Dzięki odzyskaniu przez Polskę dostępu do morza, produkty polskiej ziemi zdobyły sobie rynki światowe. Dużą rolę zaczął od owej chwili odgrywać wywóz polskiego drzewa. Floty hiszpańskie, portugalskie, holenderskie, angielskie,francuskie, które zaczęły w owym czasie pływać po wszystkich oceanach świata, docierając do Ameryki, do Indii, do krańców Afryki, a potem do Chin i Japonii, były bardzo często zbudowane z polskiego drzewa, a przede wszystkim miewały jako maszty, sięgające prawie do chmur i proste jak igły, sosny, pochodzące ze wspaniałych polskich lasów. Także i wytworne meble, wyrabiane w Amsterdamie, Londynie czy Paryżu, miały często za surowiec polskie drzewo dębowe, cisowe czy modrzewiowe. Wywożono także z Polski zgrzebne, polskie sukno. Głównym jednak polskim towarem wywożonym było w owych czasach zboże. Tak jak dzisiaj północna Ameryka (Stany Zjednoczone i Kanada) jest głównym żywicielem świata, zaopatrując w zboże lub jego produkt: mąkę, wszystkie kraje, które zboża produkują na swoje potrzeby za mało, lub nie produkują go wcale, tak w XV, XVI, XVII, nawet trochę i XVIII wieku takim głównym dostarczycielem zboża, a więc żywicielem spragnionych chleba powszedniego krajów była Polska. „Rolnictwo stanowiło największą, utajoną potęgę Polski; od tego, czy Rzplita wyprodukuje dużo i czy zasili swym zbożem inne kraje, zależała poniekąd równowaga polityczna Europy. Póki ziemia rodziła, a rzeki spławiały, było czym opłacać dowóz produktów przemysłowych do kraju. Ośrodki produkcji rolnej leżały atoli w dorzeczu Wisły i Warty, a więc w rdzennej Polsce, nie na żyznej Ukrainie, która z braku środków komunikacyjnych po prostu dusiła się w swym zbożu i zaniedbywała uprawę. Produkowano żyta 20 razy więcej, a wywożono 10 razy więcej niż pszenicy, której uprawa jednak z czasem wzrasta. (...) Odkrycia (szlaków oceanicznych) odciągały od rolnictwa energię państw < morskich ?: Anglii, Francji, Niderlandów, skutkiem czego wzrastało zapotrzebowanie na polskie surowce, zwłaszcza na zboże. Do tej świetnej koniunktury dostosowała Rzplita swoją strukturę i politykę handlową" (Konopczyński). Pszenica „sandomierska" znana była w całej zachodniej Europie. Ale także i pszenica ukrainna docierała do Wisły, dowożona wozami do Kazimierza Dolnego i tam składana na skład, przed załadowaniem na statki wiślane, w słynnych, podziwianych i dziś jeszcze za swoje architektoniczne piękno spichrzach. (Kanał Królewski, łączący Prypeć, a więc zlewisko Dniepru, z Bugiem, a więc zlewiskiem Wisły i umożliwiający transport drogą wodną z Ukrainy do Gdańska, zbudowany był w latach 1775-1785, czyli dopiero w okresie między pierwszym i drugim rozbiorem). Angielski badacz historii Polski (Norman Davies), streszczając najnowsze badania historyków polskich.także i niemieckich,stwierdza przykładowo, że w roku 1642 (już za panowania Wazów) 2052 statków handlowych wpłynęło do Gdańska. Najczęściej, statek zabierał mniej niż 50 łasztów (115 ton) zboża, ale całkiem wiele statków zabierało więcej niż 150 łasztów. Połowa statków jeździła tylko do portów bałtyckich, ale druga polowa docierała do Amsterdamu, a często i dalej jeszcze, do portów hiszpańskich, portugalskich, a nawet na Morze Śródziemne, do Wioch lub nawet do Cypru. Cała ta żegluga nie stała się powodem do narodzenia się floty handlowej polskiej, a nawet większej miary floty miejskiej gdańskiej. Była ona niemal w całości obsługiwana przez flotę holenderską. Żegluga do Polski była jedną z głównych podstaw potęgi handlowej holenderskiej. Wedle Daviesa, w roku 1650 około 50 firm holenderskich utrzymywało swoich stałych przedstawicieli w Gdańsku; byli nimi z reguły młodsi synowie właścicieli firm amsterdamskich. Także firmy brytyjskie miały tam 20 przedstawicieli, z reguły Szkotów. 250 Gdańszczanie natomiast (już nie mówiąc o innych polskich mieszczanach) z reguły nie utrzymywali swoich przedstawicieli w Amsterdamie czy innych zagranicznych miastach. Zabraniał im tego zresztą statut piotrkowski z roku 1496. Natomiast gdańszczanie pośredniczyli między polskimi producentami zboża a holenderskimi i innymi nabywcami. „Operowało (w Gdańsku) około pięciuset kupców miejscowych. Byli to prawie wyłącznie gdańscy Niemcy. (...) Prowadzili oni z reguły nieduże przedsiębiorstwa rodzinne" (Davies). Gdańsk, jako „naturalny punkt zetknięcia handlu morskiego z handlem rzecznym (...) nigdy nie utracił swego niemieckiego charakteru, chociaż nigdy prawie się nie wahał w swej wrogości wobec Prus hohenzollernowskich i w swej lojalności wobec swoich polskich protektorów. Gdańsk był niemieckim klejnotem w polskiej koronie" (Davies). Gdańsk byl jakby wolnym miastem, jakby samorządnym państewkiem, pod władzą polskich królów i w obrębie Rzeczypospolitej. Choć rządzony przez niemieckich mieszczan, posiadał on także liczną, miejską ludność polską, mianowicie duża część jego „plebsu" (ludu, proletariatu) była polska oraz mieszkało tam stale sporo polskiej szlachty. Królowie polscy sprawowali nad Gdańskiem rzeczywistą władzę. Ujawniło się to w sposób szczególnie znamienny w roku 1525 i 1526 w związku z ogarnięciem Gdańska przez ruch reformacyjny. „W styczniu 1525 pospólstwo zaatakowało burmistrza Eberharta Ferbera. (...) Ferber wprawdzie ustąpił, ale rozruchy się wzmogły. (...) 26 stycznia 1526 r. za przewodem kowala Piotra Kóniga obalono magistrat, ogłoszono nowy ustrój skrajnie demokratyczny, mianowano w kościołach predykantów zamiast proboszczów, skasowano prawie wszystkie klasztory, znieważając święte obrazy i sakramenty. Po czym nowe władze wysłały jedną delegację do Lutra i księcia saskiego, Fryderyka Mądrego z prośbą o przysłanie lepszych nauczycieli nowej wiary, a drugą do Zygmunta (Starego), z usprawiedliwieniem tego, co się stało. Więcej nawet: prostaczkowie cytatami z Biblii próbowali nawrócić samego króla na luteranizm. (...) Od zdania ludzi nieśmiałych (...) odbijała rada (prymasa) Łaskiego:: aby król w całym majestacie zjechał na zagrożony posterunek — do Gdańska — i przywrócił porządek (...). Wkroczył król (17 kwietnia 1526) z licznym wojskiem (8000) do zrewoltowanego miasta. Padł postrach. (...) Bez oporu przywrócono Ferbera i dawnych rajców, uwięziono nowych, oddano klasztory zakonom, kościoły proboszczom, skarby kościołom. Czternastu najwinniejszych ścięto pod Artushofem (Dworem Artusa). (...) Zdaniem Łaskiego należało pójść dalej, od represji do kontrakcji w duchu narodowym, a więc ukrócić nadmierne przywileje miasta. (...) (Kanclerz) Szydlowiecki, jeśli wierzyć Krzyckiemu, po prostu sprzedał sprawę gdańską «za śledzie >. Król gwałtownych środków nie lubił (...), zostawił Gdańskowi dawny ustrój radziecki, dodając jednak jako organ kontroli ludowej, reprezentację -śstu mężów > z pospólstwa" (Konopczyński). Handel w Gdańsku, także i wielkie operacje finansowe (gromadzenie kapitałów i kredyt) były w ręku tamtejszych mieszczan Niemców, a wywóz polskiego zboża na zachodnie rynki w ręku floty głównie holenderskiej. Ale 251 dostawa zboża ze wszystkich zakątków kraju do Gdańska była w ręku polskim. Zajmowali się tą dostawą w zasadzie sami producenci, to znaczy polscy szlachcice. Przywozili oni swoje zbiory do Gdańska z reguły osobiście. Ale posługiwali się do tego aparatem żeglugi rzecznej, będącym też w ręku Polaków. Żegluga wiślana była osobnym zawodem i klasą ludzi, oraz osobną dziedziną życia polskiego. Droga wodna Wisły była w rezultacie kośćcem pacierzowym polskiego życia gospodarczego. Zboże wożone było przez siedem odmian statków rzecznych, z których największy, zwany szkutą, mógł przewieźć 1140 korcy zboża i miał 20 ludzi załogi, a na czele kierownika, noszącego nazwę szypra; jak reszta załogi, z reguły Polaka, który poza sezonem żeglugowym często zarządzał spichrzami w Kazimierzu i gdzie indziej.* Żegluga wiślana znalazła obfite odbicie w polskiej literaturze. Najwybitniejszym przykładem jest tu poemat „Flis" Fabiana Klonowica z roku 1596. Dobra koniunktura na eksport zboża polskiego do krajów zachodniej Europy przez Wisłę, Gdańsk i morze, pociągnęła za sobą narodzenie się dobrej koniunktury na produkcję zboża. Przyniosło to nieoczekiwany, ujemny skutek: spowodowało pogorszenie się położenia polskiego chłopa. Szlachta chciała produkować więcej zboża. A w tym celu tworzyła więcej folwarków, poświęconych uprawie tego zboża. Zaczynała uprawiać ziemie dotąd leżące odłogiem, karczowała lasy, zagarniała opustoszałe łany chłopów, którzy porzucili ziemię, np. przenosząc się do miasta i szukała wszelkich innych sposobów powiększenia obszarów ziemi uprawnej, znajdujących się w jej własnym zarządzie. Ale do uprawienia tych nowych folwarków potrzebowała zwiększonej liczby rąk do pracy. Tę zwiększoną robociznę musieli dostarczyć chłopi. Dokonało się to drogą powiększenia pańszczyzny. Co to była pańszczyzna? Była to forma opłaty w naturze, mianowicie w robociźnie, należności z tytułu dzierżawy ziemi. Miała ona pierwotnie miejsce tam, gdzie ziemia była własnością dziedzica, a dana była chłopom tylko w użytkowanie. Wynikało to z tego, że to szlachcice organizowali osadnictwo. Otrzymywali oni od króla jako nadanie pustkowia (lasy oraz ukrainne stepy) i osiedlali na tych pustkowiach ludność. Bardzo często dokonywało się to na „prawie niemieckim". Nowi osadnicy otrzymywali ziemię w dziedziczne posiadanie, ale własność tej ziemi należała wciąż do pana. Chłop płacił temu panu daninę np. w zbożu, czy mięsie, czy żywych zwierzętach, albo też czynsz w gotówce. Ale z czasem obie strony dochodziły do wniosku, że lepiej jest zamienić te opłaty na świadczenia w robociźnie. Pieniądz zmieniał wartość, nie był * Wedle danych z roku 1796, a wiec tuż po ostatnim rozbiorze Polski, szyper otrzymywał za każdą podróż z Zamościa do Gdańska (zapewne Wieprzem do Wisły?) oprócz wyżywienia w podróży, 100 dukatów w zlocie, jego sekretarz 50, rotman 24, szafarz 20, sternik 14, kucharz 2, piętnastu marynarzy po 2 do 4 dukatów. Szkuta spływała z prądem, posługując się bosakami dla odpychania się od dna i brzegów, oraz żaglem, jeśli wiatr był dobry. Budowano ją na jedną podróż; nir opłacało się jej wozić z powrotem pod prąd. Po sprzedaniu zboża, poddawano ją rozbiórce i sprzedawano jako drewno (dane Daviesa). 252 więc stałą miarą; chłop miewał zresztą trudności w zdobyciu gotówki. A świadczenia w naturze były niewygodne. Szlachcic chciał mieć folwark, to znaczy kawał ziemi, nie oddany nikomu w posiadanie i uprawiany przez niego samego, a do uprawiania go potrzebował robotników, zwłaszcza w okresach zwiększonej pracy: żniw, siewów czy orki. A chłop wolał raczej u pana trochę popracować, niż płacić mu gotówką, albo oddawać coś ze swego zboża czy zwierząt. Obie strony były więc zadowolone. Pańszczyzna wynosiła początkowo określoną liczbę dni pracy w roku. Ale gdy zjawiła się wielka koniunktura na zboże, szlachcice zapragnęli powiększyć swoje folwarki, by móc więcej zboża produkować — i potrzebowali wobec tego więcej ludzi do pracy. I zaczęli zmuszać chłopów do pracowania więcej, niż było pierwotnie umówione. Szlachta miała teraz pełnię władzy w Polsce. Mogła robić, co chce. Nikt nie mógł, bo nie miał sposobu i siły, przeszkodzić temu, by popełniała dyktowane egoizmem i poczuciem bezkarności bezprawie. Zaczęły się nadużycia. Zobowiązani do pańszczyzny chłopi musieli pracować coraz więcej i więcej. A obok tego chłopi, którzy żadnych obowiązków wobec szlachty nie mieli, bo byli pełnymi właścicielami swojej ziemi, a nie tylko posiadaczami ziemi, wydzielonej im przez szlachcica, zostawali także zmuszeni do pańszczyzny pod kłamliwym uzasadnieniem, że mylą się uważając ziemię za swoją, bo w istocie należy ona do pana. I byli wobec tego bezsilni: odebrano im prawo skargi do sądów królewskich, a więc w sprawach spornych ze szlachtą pan byl dla nich w jednej osobie przeciwną stroną i sędzią. „Trojakie poddaństwo zaciążyło w wieku XVI na chłopach polskich: osobiste, gruntowe i sądowe. Nie wolno było chłopu opuścić roli swego pana; wolno odejść tylko jednemu z synów raz w roku w jednej wsi, i to za pozwoleniem pana. Długi szereg ustaw zakazuje miastom przyjmowania zbiegów i ułatwia panom procesy o ich zwrot z innymi panami. Z tytułu posiadania gruntu włościanin odrabia pańszczyznę. (...) Wreszcie poddaństwo sądowe (które) datować można w dobrach ziemskich od r. 1518. (...) Powoli, nie nagle, zaciskała się nad chłopem ta sieć niewoli. (...) System poddańczy ujednostajniał się od Warty do Dniepru" (Konopczyński). Dotkliwie ciążyło chłopom „poddaństwo", to jest podleganie osobiste dziedzicowi. Ale najdotkliwszy był fakt ekonomiczny, którym była pańszczyzna, to znaczy obowiązek bezpłatnej pracy. Bardzo szybko przestano ją obliczać liczbą dni w roku i zaczęto ją określać liczbą dni w tygodniu. Statuty toruński i bydgoski z lat 1519 i 1520 ustaliły jako zasadę 1 dzień pracy pańszczyźnianej na tydzień z lana. Wkrótce jednak podwyższono to na 2 dni tygodniowo, a „w XVI wieku już 3 i więcej dni" (Konopczyński). Później dochodziło do tego, że pańszczyzna wynosiła tu i ówdzie 6, 7 albo i 8 dni tygodniowo z lana. Lud na ziemiach polskich zachował żywe wspomnienie tego wzrostu pańszczyzny. Zanotowano w XIX wieku pieśń ludową ruską (rusińską) na Rusi Czerwonej, opisującą wzrost ciężarów pańszczyźnianych: 253 I „Dobre buło naszym bat'kam na Wkraini żyty, Dok ne znaty naszy bat'ky panszczyny robyty. Zrazu buło dobry pany, lechky na robotu Cilyj tyżdeń sobi roby panowy w subotu. Jak nastały łychy pany, tiażky na robotu, Ciłyj tyżdeń na panszczyni, tołoka w subotu. (Gołowacki).* Łan — to jest około 15 hektarów ziemi. Jeśli chłop miał jeden łan, oznacza to, że miał gospodarstwo dosyć duże. Wielu chłopów miało po pół łana albo i mniej, choć z drugiej strony bywali i tacy, co miewali po dwa łany lub więcej. Gospodarz jednołanowy musiał odrobić dla pana w wieku szesnastym dwa lub trzy dni pańszczyzny tygodniowo, w wieku XVII i XVIII często sześć lub nawet siedem dni. Ten, co miał pół łana, musiał odrobić połowę tego czasu. To nie znaczy, że musiał odrabiać pańszczyznę sam, choć zdarzało się i to; w tym wypadku własne, chłopskie gospodarstwo obrabiane być musiało przez rodzinę gospodarza, to znaczy żonę, dzieci i być może starych rodziców. Ale bardzo często, na odrobienie pańszczyzny wysyłany byt jeden z synów gospodarza. Zdarzało się także wcale nierzadko, że chłop wynajmował na wykonanie pańszczyzny kogoś mniej zdatnego niż on sam, jakiegoś członka rodziny sąsiadów albo człowieka „luźnego" (nie posiadającego ziemi), a sam poświęcał swoje siły wyłącznie gospodarstwu własnemu. W każdym jednak wypadku pańszczyzna była zwłaszcza w osiemnastym, a po części i siedemnastym wieku niezmiernie uciążliwym brzemieniem na barkach chłopa, a cały system gospodarki, której owocem były wielkie nadwyżki produkcji zbożowej, przeznaczone na eksport przez Gdańsk, oparty był na wyzysku i ucisku. W XVIII (także i w XIX) wieku w bardzo wielkiej części majątków ziemskich w Polsce, za obopólnym porozumieniem szlachciców i chłopów pokasowano pańszczyznę, zastępując ją czynszami w gotówce. Ale w swej masie, pańszczyzna przetrwała w Polsce do XIX wieku.* • Dobrze było naszym ojcom żyć na Ukrainie, Nie znali tego nasi ojcowie, by robić pańszczyznę. Zrazu byli dobrzy panowie, lekcy na robotę, Cały tydzień rób dla siebie, dla pana w sobotę. ' > Jak nastali źli panowie, ciężcy na robotę, Cały tydzień na pańszczyźnie, u siebie w sobotę. * W czasach napoleońskich, na ziemiach Księstwa Warszawskiego w roku 1807 zostało skasowane poddaństwo chłopów (co zaraz naśladowały Prusy na ziemiach pod ich władzą), ale nie skasowana została pańszczyzna. Dopiero w roku 1816 rząd pruski u siebie, a więc także i na ziemiach polskich zaboru pruskiego skasował pańszczyznę, uznając ziemię chłopską za własność chłopów, z tym że mają spłacić panom ratami odszkodowanie. (Przeciągnęło się to przeważnie do około 1840 roku, przy czym zdarzało się, że niektórzy chłopi nie dawali spłatom rady, bankrutowali, tracili swoją ziemię i stawali się bezrolnymi „komornikami". Ale przeważającym rezultatem był wzrost dobrobytu zarówno gospodarstw chłopskich, jak ziemiańskich.) W zaborze austriackim rząd zaborczy dokonał w roku 1848 „uwłaszczenia1' chłopów, to znaczy skasowania pańszczyzny i uznania ziemi chłopskiej za chłopską własność z obowiązkiem odszkodowania, do spłacenia na raty. W zaborze rosyjskim polski rząd powstańczy skasował pańszczyznę w roku 1863, natychmiast po wybuchu powstania, co rząd rosyjski, nie chcąc być od rządu powstańczego gorszym, potwierdził dekretem z tegoż 1863 roku, przy czym 254 Nie można zatajać faktu, że w końcowym okresie swojego istnienia polska Rzeczpospolita przedrozbiorowa miała ustrój społeczny, polegający na niesprawiedliwości wobec chłopów i na wyzysku jednej części ludności (i to stanowiącej jej większość) przez drugą, uprzywilejowaną. Z grzechów narodowych trzeba tak samo zdawać sobie sprawę, jak z grzechów osobistych. A w poglądzie na narodową historię trzeba przede wszystkim opierać się na prawdzie. Wybielanie historii, tworzenie upiększających przeszłość fałszywych legend i zamykanie oczu na sprawy smutne jest tylko wypaczaniem narodowej świadomości. Jest faktem, że polscy chłopi byli uciskani i wyzyskiwani. Trzeba o tym wiedzieć. Polska „królewska Rzeczpospolita" w ostatnich pokoleniach, a nawet stuleciach swojego istnienia popełniała wielki grzech ucisku chłopa. Była sławną krainą wolności — ale wolności tylko części Polaków, nie wszystkich. Rzecz ciekawa, że taką samą krainą głośnej na cały świat wolności jednych, ale nie wszystkich, i to w o wiele wyższym niż przedrozbiorowa Polska stopniu, były w latach 1776-1865 Stany Zjednoczone Ameryki Północnej: słynną, tak szeroko podziwianą wolnością cieszyli się tam tylko ludzie biali, natomiast liczna tam ludność murzyńska, to byli już od czasów kolonialnych, to znaczy od około 1607 roku najregularniejsi niewolnicy.* Ale stwierdzając z całą sumiennością i bez skłonności do przemilczania fakt krzywdy, jaką w końcowym okresie Polski przedrozbiorowej cierpiał polski chłop, trzeba zarazem bronić Polskę przed oskarżeniami przesadnymi, sprawa odszkodowania ziemian załatwiona tu została w sposób dla chłopów korzystniejszy, niż w zaborze pruskim i zwłaszcza austriackim. * Angielski historyk (Norman Davies) czyni porównanie między niewolą chłopów polskich a niewolą Murzynów amerykańskich. „To nie handel wiślany stworzył poddaństwo, pańszczyznę, czyli prawo do bezpłatnej robocizny, znana była o wiele dawniej. Ale handel zbożem wzmógł tendencje zarysowujące się już wcześniej. Jak handel bawełną w Ameryce, doprowadził on istniejącą nierówność między właścicielami ziemskimi a robotnikami do skrajności, a absolutna władza jednych nad drugimi została utrwalona przez prawo i zamieniła zjawisko chwilowe w podstawę życia społecznego i gospodarczego. Poddaństwo (serfdom) w państwie polsko-litewskim było ustanowione przez prawo mniej więcej w tym samym czasie, co niewolnictwo(slavery)w Ameryce i trwało prawie tak samo długo" (Davies). Jest to pogląd niesłuszny i trzeba przeciwko głoszeniu go zaprotestować. Niewolnictwo Murzynów amerykańskich było prawdziwym niewolnictwem. Amerykański plantator mógł niewolnika kupić, lub sprzedać, mógł tym sposobem — sprzedając męża komu innemu, a żonę komu innemu — nawet rozdzielać rodziny. Miał nieograniczone prawo do pracy niewolnika, mógł kazać niewolnikowi pracować tyle, ile mu się podobało. Natomiast polskie poddaństwo nakładało na chłopa szereg ograniczeń jego wolności (swobody poruszania się, przeniesienia się do miasta itd.), ale nie czyniło go własnością pana. A pańszczyzna — to był obowiązek pracy z tytułu posiadania ziemi. Posiadacz łana miał wykonywać dwa razy więcej pańszczyzny niż posiadacz pół łana. A bezrolny „komornik" wcale pańszczyzny nie wykonywał, podejmował się natomiast pracy najemnej, za którą otrzymywał wynagrodzenie. A po wtóre, Murzyn stał się w Ameryce niewolnikiem, bo albo on sam, albo jakiś jego przodek został w Afryce siłą porwany, przywieziony do Ameryki i tu sprzedany. Nie było to ..zjawisko chwilowe", potem rozszerzone, lecz było to od początku jawne niewolnictwo, oparte na gwałcie. Nie było tu „utrwalenia przez prawo istniejącej nierówności" między panami a ..robotnikami", lecz system całkowicie jednoznaczny od samego początku. Natomiast polska pańszczyzna narodziła się z zawartego w dawnych pokoleniach kontraktu: ja ci daję ziemię, a ty się zobowiązujesz do płacenia mi za to robocizną, daniną lub gotówką. I ten kontrakt leżał zawsze u jej podstawy. ' ' 255 L Panuje dziś w świecie skłonność do przedstawiania Polski w takim świetle, jakby popełniła ona w przeszłości grzechy tak wyjątkowe, że zasługujące na karę w postaci całkowitego unicestwienia Polski. A trafiają się propagandyści- -historycy i dziennikarze-Polacy, którzy te twierdzenia przyjmują i powtarzają. Trzeba te oskarżenia sprostować. Przede wszystkim — ucisk chłopa w Polsce nie był zjawiskiem wyjątkowym. Szereg przyczyn historycznych natury politycznej i gospodarczej sprawił, że system pańszczyźnianej eksploatacji chłopa przez dziedzica stał się w wiekach od XVI do XIX ogólnym systemem ustroju społecznego we wszystkich krajach wschodniej połowy Europy, a więc nie tylko w Polsce, lecz we wszystkich krajach niemieckich, na Węgrzech, w Rosji i gdzie indziej. Co więcej, w innych krajach ucisk chłopa był większy niż w Polsce. W okresie przedrozbiorowym to chłopi rosyjscy i niemieccy uciekali do Polski, a nie chłopi polscy do Rosji i Niemiec. Uciekali, bo jednak wiedzieli, że w Polsce będzie im jako chłopom lepiej. Różnice były nie tylko faktyczne, lecz miały charakter innego porządku prawnego. Na przykład w krajach niemieckich położenie chłopa określone było słowem „Leibeigenschaft", własność ciała, natomiast w Polsce obowiązywało „poddaństwo", co po niemiecku tłumaczono jako „Untertanentum". Gdy ziemie polskie dostały się pod zabór pruski, rozróżniano owe dwa pojęcia „poddaństwa" chłopa polskiego i „własności ciała" na ziemiach od dawna pruskich, przy czym to ostatnie było dla chłopa dużo gorsze. Natomiast w Rosji chłop był w istocie najzupełniejszym niewolnikiem. Pan nieraz sprzedawał tam chłopa lub członków jego rodziny innemu panu do innej wsi. I władza pana nad chłopem była całkowita. Położenie chłopa w Polsce (a więc także i np. na Białorusi) było niemal rajem w porównaniu do położenia chłopa moskiewskiego. Rzeczywiste niewolnictwo, mianowicie niewolnictwo Murzynów, sprowadzanych z Afryki statkami niewolniczymi przez ocean do Ameryki, zostało — po wiekach, gdy było od czasów starożytnych zapomniane — odtworzone przez państwa kolonialne. To, co się w związku z tym działo zarówno w czasie transportu przez morze, jak w koloniach angielskich, portugalskich, francuskich, holenderskich, także i hiszpańskich, to była zbrodnia, wołająca doprawdy o pomstę do nieba. A gospodarczy ucisk robotników fabrycznych i kopalnianych w okresie tak zwanej „rewolucji przemysłowej" w Anglii i innych krajach zachodniej Europy w XVIII i XIX wieku, to był w istocie o wiele większy i bardziej bezlitosny ucisk niż eksploatacja chłopa w krajach rolniczych wschodniej połowy Europy. Po wtóre, nie należy przesadzać w opisie warunków życia polskiego chłopa: było ono wszędzie ciężkie, ale jednak mimo to, względnie znośne i lepsze, niż sobie dzisiaj wielu wyobraża. Tylko niekiedy bardzo ciężkie i w istocie naprawdę nieznośne, kiedy indziej jednak prawie że pomyślne. Dzisiejsi badacze dziejów stosunków wiejskich w dawnej Polsce, Arnold i Wyczański piszą: „Nieraz (...) zamożni chłopi posiadali spore sumy pieniężne i pożyczali je (nawet po kilkadziesiąt grzywien) szlachcie. Posażne córki kmieci wychodziły niekiedy za mąż za mieszczan lub drobną szlachtę. W pracy na własnym gospodarstwie wzbogacony kmieć posługiwał się czeladzią lub 256 uboższymi krewnymi". Oraz: ,,w jednym gospodarstwie chłopskim we wsi Słabomierz (dobra kapituły gnieźnieńskiej, pow. Żnin) w r. 1554 było 11 koni, 24 sztuk bydła, 36 owiec, 12 świń". To prawda, że są to wiadomości z XVI wieku. W XVII i XVIII wieku było gorzej. W owych późniejszych czasach „mamy wprawdzie w dalszym ciągu niejednokrotnie do czynienia z bogatymi chłopami, ich majątek, znaczenie i stanowisko społeczne były nieraz jeszcze dość wysokie, jednak wzrost ciężarów, a zwłaszcza pańszczyzny w związku z rozszerzeniem folwarku oraz stopniowe przytwierdzanie do ziemi z biegiem czasu obniżyły poziom zamożności chłopów" (tamże). A zapewne pamiętano jeszcze na polskiej wsi, że nieco wcześniej szlachta czuła się stanem raczej pokrzywdzonym, niż uciskającym i że jej dążenie do umocnienia i rozszerzenia swych uprawnień dyktowane było nie tyle stanowym egoizmem i chęcią wyzyskiwania innych, co pragnieniem poprawienia swego niekoniecznie pomyślnego losu.* Nie należy także przesadzać w twierdzeniach o odgrodzeniu chłopów od innych stanów i zamienienia się ich w klasę zamkniętą w sobie, przez innych pogardzaną. Swoboda poruszania się chłopów, to znaczy przede wszystkim przenoszenia się do miast, była ograniczona, ale przecież nie była usunięta całkowicie. Pomijając już to, że trochę chłopów uciekało do miast w sposób nielegalny i potrafiło tam pozostać, oraz, że tu i ówdzie zdarzało się, iż szlachcic zezwolił komuś na opuszczenie wsi ponad liczbę przewidzianą, przecież trochę chłopów mogło opuszczać wieś najzupełniej legalnie. Niektórzy zostawali księżmi, inni szli do miasta, stawali się tam rzemieślnikami, albo czeladzią. Przecież stosunków ze wsią nie zrywali! Tak więc istnieli chłopi, co mieli krewnych, którzy byli księżmi, albo którz> mieszkali w mieście. Według konstytucji piotrkowskiej z 1496 roku ,,każd> syn chłopski, opuszczając wieś miał otrzymać od pana wsi świadectwo wolnego odejścia; w przeciwnym wypadku był traktowany jako zbieg" (Arnold i Wyczański). A konstytucje wieku szesnastego „uzależniły całkowicie wychód chłopów ze wsi od zgody pana, która nie była wymagana jedynie dla córek chłopa wychodzących za mąż" (tamże). Pierwotnie, „synowie chłopscy mieli możność przechodzenia do miast, szkolenia się w rzemiośle albo też zdobywania wiedzy w ówczesnych szkołach, nie wyłączając Akademii Krakowskiej" (tamże). Klemens Janicki, słynny polski poeta, piszący w języku łacińskim, uwieńczony laurem poetyckim w Padwie we Włoszech, żyjący w latach 1516-1543,a więc w wieku XVI i w czasach zygmuntowskich, był synem wielkopolskiego chłopa. • Bobrzyński pisze o czasach Jagietty, przecież wcześniejszych od czasów Jana Olbrachta, Aleksandra i Zygmunta Starego tylko o dwa pokolenia: „Kiedy duchowni, bogatymi prebendami wyposażeni, opływali w dostatkach, kiedy niejeden mieszczanin najmożniejszym panom w niczym nie chciał ustąpić, kiedy nawet wieśniak, uwolniony od powinności i od służby wojennej, panoszył się i synów na naukę posyłał, jeden szlachcic dźwigał na sobie brzemię służby publicznej, krwią ' mieniem ją na nieustannych wyprawach opłacał, a powróciwszy z pola pełnych chwały bitew, okryty ranami, znajdował domostwo swoje stojące pustką, zagony odłogiem. Skrzywdzony przez możnego pana, przez sąsiada, przez butnego i zamożnego chłopa, nie mógł się często doprosić sprawiedliwości (...)• Rozpaczliwe było nieraz położenie biednego szlachcica". 17 — Hist. Nar. Poi., t. I 257 Nie jest także prawdą twierdzenie, że chłopi nie uczestniczyli w polskim życiu narodowym i nie odczuwali polskiego patriotyzmu. Uczuciom polskiego patriotyzmu dał wyraz łaciński poeta-chlop, wymieniony przed chwilą Janicki: „Świat ten szeroki i pięknie na świecie, Lecz nie ma ziemi nad moją ziemicę! Dziwie się Wiochom, Polskę wielbię szczerze. Tutaj podziwem, tam miłością stoję; Do mojej Polski prawnie przynależę. Tu mam gościnę, a tam bogi moje". (Przekład W. Syrokomli) Oraz o Polsce: „Jest, lecz daleko, kraina wesoła, Gdzie oko, serce zachwycić się może; Jest lud poczciwy, co napełnia sioła, , Miejsca sądowe i świątynie Boże". (Przekład W. Syrokomli) Polski lud wiejski brał udział w masowych, ochotniczych wystąpieniach zbrojnych, zwróconych przeciw najeźdźcom, z których najwybitniejszym był udział w powstaniu przeciwko Szwedom w latach 1655-1660 i w powstaniu Kościuszki (1794 bitwa pod Racławicami). Chłopi wcale nie stali poza udziałem w służbie wojskowej w obronie ojczyzny. To z chłopów składała się polska piechota (łanowa, czyli wybraniecka i inne). Służyli oni także i w innych formacjach, a między innymi też i w husarii. Z reguły każdy towarzysz husarski przyprowadzał sobie poczet, złożony najczęściej z dwóch ludzi, którzy szli do ataku razem z nim, ale tylko on miał kopię, a oni wspierali go inną bronią. „Nasuwa się pytanie — piszą historycy husarii, Cichowski i Szulczyński — czy służba w husarii była, i w jakim ewentualnie zakresie, drogą awansu społecznego? (...) Towarzyszami husarskimi faktycznie byli szlachcice (...). Pocztowi w rotach husarskich rekrutowali się głównie z drobniejszej braci szlacheckiej, wszelako czasem także z plebejuszy. Wybierał ich szlachcic spośród sprawniejszych do wojaczki synów chłopskich, albo spośród synów służby folwarcznej. Przy wyborze, kierował się zasadą dobrowolności, ponieważ wiedział, że od przytomności i poświęcenia pocztowego, walczącego w szyku zalety często życie towarzysza. Wybrani szli ochotnie (...), pozbywali się swej nędznej, beznadziejnej egzystencji. (...) Dla chłopskich i folwarcznych synów służba z panem była uśmiechem losu, a w sprzyjających okolicznościach bywała wielką szansą". Mianowicie, że — często awansując na towarzysza — wchodził on w szeregi szlachty. Tak więc chłopi polscy wcale nie byli odcięci od innych stanów polskich, a więc od mieszczaństwa, a także i szlachty. A że czuli się Polakami, wynikało to także i stąd, że stykali się też i w swoich stronach rodzinnych z innymi narodowościami — z Niemcami, z Żydami, w wielu okolicach z Rusinami, w dużej części Polski bali się Tatarów i Turków. Wiedzieli, że to są wszystko ludzie obcy, a często wrogowie. I czuli się solidarni z resztą polskiego narodu 258 — między innymi ze szlachtą — także i dlatego, że razem z nią uczęszczali do tych samych kościołów, słuchali tych samych kazań, śpiewali z nimi te same pieśni, spowiadali się u tych samych księży i spoczywali, z reguły, na tych samych cmentarzach. Twierdzenie o faktycznym podziale Polski na dwa odrębne, nie stykające się ze sobą narody, szlachtę i chłopów, jest nieprawdziwą legendą. Rzeczą znamienną jest, że nie było w rdzennej Polsce prawie nigdzie buntów chłopskich, w przeciwieństwie do innych krajów, takich jak Niemcy, Francja, Anglia czy Rosja. Pojecie „jacąuerie", powstania chłopskiego, było w Polsce nieznane. „W czasach, gdy w Niemczech, w Prusach Książęcych, na Węgrzech, a później i w Rosji, mamy do czynienia z wielkimi powstaniami chłopskimi, w Polsce ruchów tych albo w ogóle nie ma, albo mają one zasięg lokalny" — piszą w roku 1957 Arnold i Wyczański w Polsce, w wydawnictwie Polskiej Akademii Nauk. T KRÓLOWIE ELEKCYJNI , rńo-fl..K ' S/A PIERWSZE BEZKRÓLEWIE Ważnym wydarzeniem w historii Polski było pierwsze bezkrólewie, będące wynikiem śmierci Zygmunta Augusta i wygaśnięcia dynastii Jagiellonów. Przyniosło ono ze sobą ustalenie także i na przyszłość szeregu zasad, wedle których elekcja (wybór) polskich królów będzie dokonywana. Rządy więc w Polsce wedle tych ustaleń sprawować będzie w czasie bezkrólewia jako ,,interrex" (międzykról) prymas, czyli arcybiskup gnieźnieński. Nad bezpieczeństwem całego kraju w czasie bezkrólewia czuwać będą lokalne „konfederacje" i „sądy kapturowe". Elekcję przeprowadzać będzie specjalnie w tym celu zwołany sejm „konwokacyjny" (zwołujący). Elekcja będzie ,,viritim", to znaczy przez zjazd całej szlachty, o ile zechce ona przyjechać, i to na Mazowszu, na polach Woli pod Warszawą. Przeprowadzili to katolicy, dlatego że zapewniało to katolikom przewagę, bo szlachta mazowiecka, której było najłatwiej przybyć tam w wielkiej liczbie, była katolicka. (Protestanci chcieli, by miejscem elekcji był Lublin. Tak samo chcieli, by „interrexem" był marszałek wielki koronny, którym w owej chwili był Jan Firlej, kalwin.) Uchwalono, że nowo obrany król zawrze z narodem umowę zwaną „pacta conventa" (pakty umowne), w których zaciągnie szereg zobowiązań politycznych a także i finansowych. Jeśli ich nie dotrzyma, będzie można go usunąć z tronu (artykuł „de non praestanda oboediencia", o niezachowaniu posłuszeństwa). Dodatkową umową były tak zwane artykuły henrykowskie. Królem ma być obrany członek jakiejś rodziny panującej, który ożeni się z królewną Jagiellonką, siostrą zmarłego Zygmunta Augusta. ??:?? ?.;>' T WALEZY W przygotowaniach do pierwszej elekcji starły się ze sobą potężne, sprzeczne siły: katolików z protestantami, oraz możnowładztwa z drobniejszą szlachtą; także i wpływy innych mocarstw, z których każde chciało, by królem polskim został członek jego rodziny królewskiej. Austria popierała kandydaturę Habsburga, arcyksięcia Ernesta, Francja królewicza francuskiego, Henryka, Moskwa cara moskiewskiego Iwana Groźnego (popierali go niektórzy magnaci litewscy). Były też kandydatury szwedzka i siedmiogrodzka (węgierska). Na elekcję przybyło około 50 000 szlachty. Przeważali katolicy. To zapewniało wybór katolika. Ale nikt nie chciał Habsburga, to znaczy austriackiego Niemca. Wybrany więc został Francuz, Henryk Walezy. Rzecz ciekawa, że ułatwiła jego wybór intryga międzynarodowa w istocie podstępnie antykatolicka, w której się nie orientowali polscy wyborcy, a w której brała udział nie tylko matka kandydata, królowa Francji, Włoszka, Katarzyna Medycejska, ale i jakieś dziwne wpływy tureckie i turecko-żydowskie. ,,To nie w Paryżu, Rzymie, Madrycie, ani nawet w Warszawie, los Polski został rozstrzygnięty, ale w Konstantynopolu" — pisze katolicki historyk amerykański Walsh.* „Kandydatura (... ta) wzięła początek po części w Paryżu, a po części w Stambule" — pisze Konopczyński. Była to w istocie kandydatura w najwyższym stopniu niefortunna. Po obiorze Henryk Walezy przebywał w Polsce jako król tylko pięć miesięcy. Gdy umarł jego brat, król francuski, Karol IX, potajemnie uciekł z Polski, nie zachowując żadnych stosownych formalności, po to, by zjawić się na czas we Francji i objąć francuski tron królewski. Wyobrażał sobie, że będzie równocześnie królem francuskim i polskim, to znaczy ustanowi unię personalną polsko-francuską, w wyniku czego Polskę podporządkuje Francji i będzie nią rządzić z Francji — oczywiście nie odwrotnie. Rządził Polską w ciągu owych kilku miesięcy w taki sposób, że widoczne było, iż nie ma zamiaru dotrzymać zaciągniętych zobowiązań wolnościowych i tolerancyjnych i chce Polskę uczynić monarchią absolutną na modłę francuską. Sprawami polskimi się bliżej nie interesował. Spędzał w Polsce czas na zabawach i rozpuście. Zrobił w Polsce bardzo ujemne wrażenie. Z królewną Anną Jagiellonką żenić się oczywiście nie zamierzał. (Ona miała 50 lat, on 22). Francuski poeta napisał po jego ucieczce z Polski złośliwy wiersz, wyśmiewający Polskę. Odpowiedział na to czołowy polski poeta Jan Kochanowski pełnym godności wierszem po łacinie. Niektórzy Francuzi uważają, że Walezy był potem jako król francuski Henryk III bardzo dobrym królem. Trudno mi się z tym zgodzić. Było to w czasie krwawych wojen domowych francuskich, zwanych wojnami religijnymi, w których chodziło trochę o religię, ale więcej jeszcze o władzę. Brał w roku 1569 udział w wojnie przeciwko hugenotom (kalwinom) i był współwinny, na rok przed obraniem go na króla polskiego, podstępnej rzezi hugenotów w noc świętego Bartłomieja z 23 na 24 sierpnia 1572 roku. Po ucieczce z Polski przyczynił się także do zamordowania w 1588 roku przywódcy obozu katolickiego we Francji, księcia de Guise (Gwizjusza) w swoim przedpokoju i nazajutrz jego brata, kardynała lotaryńskiego, w więzieniu. Przerzucił się wtedy otwarcie do obozu protestanckiego. Obłożony klątwą przez papieża, został wkrótce potem (1589) sam zamordowany przez fanatycznego katolika. Umierając, przekazał tron wodzowi partii protestanckiej, swemu kuzynowi (sprawa następstwa tronu była sporna), który został królem Francji jako Henryk IV i wsławił się m.in. tym, że przeszedł nominalnie na katolicyzm (oświadczając, że „Paryż jest wart pójścia na Mszę") i zapoczątkował kierunek polityki nominalnie katolickiej, a w istocie antykościelnej i krypto-protestanckiej. Polacy postawili Henrykowi termin do powrotu Polski, a gdy ten termin upłynął , uznali, że królem być przestał. * Przypisuje on tu dużą role rabinowi i lekarzowi Aszkenazcmu, ongiś lekarzowi nadwornemu Zygmunta Augusta, a potem agentowi politycznemu zarazem tureckiemu ? weneckiemu. 264 ';!W V t BATORY '";:Vr',V<'.?..'. Elekcja 1575 roku po przewlekłym bezkrólewiu, spowodowanym przez czekanie na powrót Henryka, okazała się rozdwojona. Można powiedzieć, że miały miejsce na tej elekcji dwa przeciwstawne zamachy stanu. Senat był zdania, że trzeba na króla obrać cesarza Maksymiliana, z tym, że jego syn Ernest ożeni się z Anną Jagiellonką, po czym Maksymilian, abdykuje na rzecz syna i Ernest zostanie polskim królem. Prymas Uchański 12 grudnia ogłosił w czasie elekcji królem cesarza Maksymiliana II w imieniu senatu. Ale obóz szlachecki, którego przywódcą był młody polityk Jan Zamoyski, nie uznał tej nielegalnej decyzji. Dnia 15 grudnia marszałek izby poselskiej, Mikołaj Siennicki, arianin, ogłosił królem Annę Jagiellonkę przydając jej za małżonka Stefana Batorego, księcia Siedmiogrodu. Zarazem szlachta uchwaliła zwołać do Jędrzejowa w Małopolsce pospolite ruszenie dla poparcia tej decyzji. Zebrało się tam 18 stycznia (1576 r.) 20 tysięcy szlachty, która tłumnie pomaszerowała z Jędrzejowa na Kraków. Zwolennicy Batorego działali szybko: przybyła do Krakowa także i królewna Anna, a na Węgrzech Batory dożył przysięgę na „pacta conventa" i natychmiast ruszył w podróż do Polski. 1 maja na Wawelu biskup kujawski Karnkowski, jedyny wśród biskupów stronnik Batorego, udzielił najpierw ślubu Batoremu i Annie Jagiellonce, a potem ich koronował. (On miał 43 lata, ona 53, była wiec od niego o dziesięć lat starsza, co już było mniej nienaturalne niż jej ewentualne małżeństwo z o 28 lat od niej młodszym Walezym. Jej faktyczne pożycie z Batorym trwało potem krótko, ale jednak miało miejsce). Zwolennicy Maksymiliana początkowo usiłowali nadal jego kandydatury bronić, ale w obliczu faktów dokonanych, ustąpili. A Maksymilian w tymże roku umarł, co sprawę zamknęło. Zwycięstwo elekcyjne Batorego było zwycięstwem obozu szlacheckiego nad możnowładztwem, obozu nieprzejednanie antyniemieckiego nad nie tak antyniemieckim, niekatolickiego nad katolickim. Batory był katolikiem, także i przywódca szlachty, Zamoyski, był katolikiem, ale sprzymierzali się oni z kurczącym się, ale wciąż wpływowym wśród szlachty obozem protestanckim i mieli reputację sympatyków protestantyzmu, a Batory nawet podejrzewany był o to, że jest ukrytym protestantem (co zresztą nie było prawdą). Popierali go tacy agenci polityczni, arianie, jak Blandrata i Filipowski. Batory sprawił potem zresztą protestantom zawód, gdyż prowadził później politykę katolicką i popierał kontrreformację, np. pomagając do założenia szeregu kolegiów jezuickich. Instynkt niechęci do kandydata Niemca był wśród szlachty bardzo wielki: „niechęć do rzeki niemieckiej, w której ze smutnym dla siebie skutkiem 266 skąpały się Czechy i część Węgier, robiła swoje" (Jasienica). Przez uniknięcie wyboru cesarza Maksymiliana Polska uniknęła bardzo wielkiego niebezpieczeństwa: nie tylko poddania się pod komendę niemczyzny, ale być może i rozbioru. „Cesarz doszedł z carem (przez poselstwo Kobenzla i Prinza) do takiego porozumienia, że (...) Iwan przeznaczał swemu synowi Litwę i Kijów, arcyksięciu zaś Ernestowi Koronę Polską. Wieści o tym projektowanym rozbiorze przenikały do Polski, budząc w jednych przerażenie, w innych gniew i odruch oporu" (Konopczyński). Szybki wybór i objecie władzy przez Stefana Batorego stworzyły w Polsce nową sytuację: okazało się, że istnieje w Polsce sprawny obóz polityczny, który wie czego chce i umie cele swoje osiągnąć. Na czele tego obozu pojawiła się wybitna osobistość: Jan Zamoyski. Także i Stefan Batory zarysował się od razu jako władca wybitny, taki, jakiego Polska od dawna nie miała: dobry żołnierz, mający za sobą osiągnięte już w Siedmiogrodzie zbrojne zwycięstwa, zręczny polityk, wreszcie umiejętny i energiczny administrator, stanowczy i szybki w decyzjach, ale umiejący się liczyć z wolnościowymi skłonnościami narodu, czego się nauczył jeszcze w Siedmiogrodzie, gdzie panowały stosunki zbliżone do polskich, a czego nie potrafili zrozumieć wychowani w ustroju absoluty stycznym książęta francuscy i austriaccy. Oświadczył w pewnej chwili, „jestem waszym królem rzeczywistym, a nie malowanym". Stał się on od razu popularny w polskim narodzie, co utrwaliły potem jeszcze jego osiągnięcia. I popularność ta trwa po dziś dzień, ułatwiana przez fakt, że panował tylko dziesięć lat (umarł przedwcześnie), a więc nie ujawniły się ujemne aspekty jego panowania, oraz nie może go obciążać niedoprowadzenie do skutecznego końca niektórych z jego rozumnych poczynań. To nie znaczy jednak, by nie należało go w tym i owym skrytykować. Jego ujemną stroną jako polskiego króla było to, że był to przede wszystkim patriota węgierski i że Polskę traktował przede wszystkim jako narzędzie do celów węgierskich, a nie jako cel sam w sobie. Polskiego języka nigdy się nie nauczył, posługiwał się łaciną. „Najgorętszym jego pragnieniem było wciągnięcie Polski do wojny z Porta (Turcją), której planem byłoby wyzwolenie Węgier i krajów naddunajskich" (Konopczyński). Ale nie mógł w ówczesnej sytuacji spodziewać się udziału w takiej wojnie państw • zachodnich, to znaczy Hiszpanii, Cesarstwa (Austrii) i Wenecji, a sama Polska była do pokonania Turcji za słaba i wobec tego planował, że podbije Moskwę i przymusi ją do wspólnego z Polską wystąpienia przeciw Turcji. To był ukryty motyw wielu jego zmagań z Moskwą, początkowo oprócz tego dyktowanych szeregiem prawdziwych racji polskich, a zwłaszcza litewskich. W końcowym okresie życia „na własną rękę planował zdobycie państwa moskiewskiego w ciągu trzech lat — i rzucenie wszystkich sił polskich, litewskich, moskiewskich, kozackich, węgierskich na Turcję; liczył przy tym nawet na pomoc Persów i jakichś ludów kaukaskich" (Konopczyński). Przeszkodziła mu w tym nagła śmierć.* Te szeroko zakrojone jego plany * „Nie obyło sit bez pogłosek o otruciu, które jednak nowsza diagnoza historyczno-lekarska uznała za bezpodstawne" — pisze Konopczyński. Ostatnio, inny lekarz, dr. Herman Zdzisław Scheuring. hipotezę tę wznawia. 267 wojenno-zdobywcze, w stylu Napoleona, szwedzkiego Karola XII i Hitlera, budzą dziś tęsknotę wielu Polaków: jaka szkoda, że nie zostały urzeczywistnione. Ale czy naprawdę szkoda? Czy nie było w nich pierwiastka awanturniczego, który byłby doprowadził do zakończenia się Batorowego przedsięwzięcia tak, jak w wypadku tamtych trzech wojowników, katastrofą wodza i co gorsza, klęską jego państwa? — Oczywiście, wolno jest wielbicielom Stefana Batorego żałować, że Moskwy nie podbił i że Turków z Europy nie wypędził. Ale nie będę się tu w spory wdawać. SPRAWY GDAŃSKIE Pierwszym wielkim przedsięwzięciem Batorego była wojna z Gdańskiem. Gdańsk skorzystał z podwójnej elekcji, by opowiadając się po stronie cesarza Maksymiliana mieć swobodę rozgrywki z Batorym i wywalczyć sobie większą niezależność od Polski. Batory w odpowiedzi zabronił handlu z Gdańskiem i uczynił z Elbląga port konkurencyjny wobec Gdańska. Zdołał zmobilizować 12 000 wojska lądowego, oraz przy pomocy Elbląga wystawił koło tuzina kaprów przeciwko flocie duńskiej, która Gdańsk popierała. Aresztował delegację miejską (co spowodowało zdemolowanie klasztoru w Oliwie przez gdański motłoch). Gdańszczanie wystawili na razie więcej wojska, niż miał król. Zagrożenie moskiewskie sprawiło, że Batory nie próbował dłuższej, otwartej walki z Gdańskiem i — zapewne na razie słusznie — zakończył sprawę kompromisem (8 grudnia 1577), w postaci gdańskich przeprosin i przysięgi wierności, 200 000 guldenów grzywny, oraz cofnięcia kar i konfiskat przez króla i potwierdzenia przez niego przywilejów miejskich. „Nie były to warunki, odpowiadające godności wielkiego państwa i dzielnego króla" (Konopczyński). Ale potem „gdańszczanie (...) po trosze wyrobili sobie u Batorego ucho przychylne. < Patronem ? ich stal się Zamoyski, wielki znawca i obrońca interesów wschodnich Polski, mało gorliwy o interesy morskie. Od r. 1580 król po trosze wycofuje się ze stanowiska przychylnego Elblągowi i Anglii" (Konopczyński). Batory w końcu całkiem się przerzucił na popieranie Gdańska, za cenę otrzymania od Gdańska dużej części opłat celnych portowych, tzw. podatku „palowego". „Traktat o cle morskim (Tractatus portorii) z dn. 26 lutego 1585 r. zapewniający królowi połowę podwyższonego dwukrotnie palowego (...) utwierdził na wieki polskie > w stosunku do Gdańska. Król zobowiązał się nadal kaprów nie organizować, nowych ciężarów na miasto nie nakładać, kierunku Wisły nie zmieniać, nie pozwalać na handel kupców zagranicznych w Prusiech Królewskich bezpośrednio z mieszkańcami. Zrozumieć można taki krok brzemienny w fatalne następstwa jedynie w związku z całą polityką Batorego, zapatrzoną nie w realny interes Polski, ale w < podbój Północy >, w walkę z Turcją, w wyzwolenie Węgier" (Konopczyński). Batory zaniedbywał interesy polskie na zachodzie — popełnił takie zaniedbania także i w odniesieniu do sprawy Prus Książęcych — gdyż wpatrzony był przede wszystkim w sprawę walki z Moskwą i przyszłej walki z Turcją. > ,3 268 Jego sława i popularność są do zawdzięczenia przede wszystkim jego osiągnięciom w walce z Moskwą. WALKA Z MOSKWĄ Moskwa od dłuższego czasu atakowała Inflanty, które w roku 1577 zostały przez wojska Iwana Groźnego zalane. Najazd ten „odbywał się wśród takich orgii barbarzyństwa i okrucieństwa, że zaćmił wszystkie śrogości Turków i samego nawet Iwana. Gubernator Chodkiewicz miał pod ręką nie więcej jak 2000 wojska. (...) Padały kolejno miasta obsadzone przez Kettlera (księcia kurlandzkiego) i Magnusa (brata króla duńskiego), a przy zdobywaniu zamków tysiącami wycinano mężczyzn, gromadami gwałcono publicznie kobiety. (...) Stefan nie spieszył się z formalnym wypowiedzeniem wojny, póki nie uzbroił wojska. (...) Ze wzrokiem utkwionym w Moskwę opracowywał plan zaczepny na Połock i Smoleńsk, wiedząc dobrze, że jeśli tam zwycięży, to jakby klinem odetnie od Moskwy Inflanty. (...) Jeszcze przez cały rok 1578 król zwodził cara rozhoworem (Barbarum verbis ducendum). Polakom tymczasem wykładał w uniwersale na sejm 1578 r. konieczność wielkiej wojny: od posiadania Inflant zależy los Wilna i Prus (...). Jak zbawca i wyzwoliciel wkroczył król w ziemię połocką, wzywając ludność do zrzucenia jarzma. Miał razem z czeladzią do 50 000 ludzi przeciw 200 tysiącom Moskali, którymi z głównej kwatery w Nowogrodzie rozporządzał car. (...) 30 sierpnia (1579) (...) przygotowawszy grunt bombardowaniem (...) przypuszczono zwycięski szturm do Połocka" (Konopczyński). Tak więc Batory odzyskał utracony za Zygmunta Augusta Polock po 16 latach rosyjskiego tam panowania. Odzyskał lub zdobył i inne twierdze i miasta.;,Niszczono pilnie środki materialne wroga, ale nie pastwiono się nad ludem, była to bowiem wojna szlachetna z barbarzyństwem; zdemoralizowane załogi puszczano wolno w głąb państwa moskiewskiego, gdzie je niedobry czekał los" (Konopczyński). Na sejmie warszawskim na przełomie 1579-1580 roku, kanclerz Zamoyski „znany skądinąd jako przeciwnik niesłusznych wojen zdobywczych, uzasadniał izbom konieczność dalszej walki we własnych Iwanowych granicach, aż do zupełnego zwycięstwa. Nie bać się aneksji i nie skrupulizować nad nimi — z tym głównym zastrzeżeniem, że wszystkie zdobyte kraje otrzymają równe z Polską prawa obywatelstwa; żaden nie pozostanie w położeniu podbitej prowincji" (Konopczyński). Jak widzimy, za Batorego Polska prowadziła jednak wojnę zaborczą. Latem 1580 Batory poprowadził znacznie powiększone wojsko pod Wielkie Łuki, miasto już w rdzennej Rosji, w dawnych granicach państwa nowogrodzkiego i zdobył je, zdobył także Wieliż, Uświat i Newel. (W Wielkich Łukach polskie wojsko popełniło wielką zbrodnię: wbrew zakazom Batorego i Zamoyskiego wymordowało część załogi). W roku następnym Batory pomaszerował pod Psków i obiegł to miasto. Miasto to, ożywione rosyjskim patriotyzmem i przywiązaniem do prawosławnej religii, a dowodzone przez dzielnego wodza, Szujskiego, broniło 269 się po bohatersku i wytrzymało kilka szturmów. Równocześnie zagony polskiej jazdy wtargnęły w głąb terytorium moskiewskiego, aż do źródeł Wołgi i w pobliże carskiej kwatery w Staricy pod Twerem. (W tym samym czasie Szwedzi skutecznie działali w Estonii i zdobyli Narwę, odcinając państwo moskiewskie od morza). Batory Pskowa ostatecznie nie zdobył, gdyż p0(j wpływem polityki papieskiej (reprezentowanej przez przybyłego aż pod Psków jezuitę, Antonio Possevino), nieuzasadnione nadzieje na pozyskanie Moskwy dla programu unii prawosławia z katolicyzmem, sprawiły, że doszło do kompromisu w postaci rozejmu polsko-moskiewskiego, zawartego we wsi Kiwerowej Horce pod miastem Jam Zapolski. Rozejmem tym Rosja zrzekła się na rzecz Polski Połocka i Wieliża i pretensji do Inflant. „Rozejm zapolski na cały wiek powściągnął moskiewskie parcie ku ujściu Dźwiny" (Konopczyński). Mimo że Batory Pskowa nie zdobył i raczej, wobec dużej mocy pskowskiej twierdzy, zdobyć nie mógł, dotarcie jego wojsk pod Psków, połączone z szeregiem zwycięstw nad wojskami moskiewskimi w polu, było wielkim jego tryumfem, a zarazem tryumfem Polski. Polska pod jego rządami była od Moskwy wyraźnie silniejsza. W oczach naszego narodu tryumf ,.Batorego pod Pskowem" rysuje się wizją Matejki w jego wspaniałym malowidle. Nie brak na tym malowidle też i Possevina, którego polska opinia publiczna uważa za intryganta, co niepotrzebnie spowodował przerwanie zwycięskiej wojny. W istocie, rozejm zapolski, utwierdzając osiągnięte zwycięstwo, był posunięciem rozumnym i potrzebnym: przeciąganie wojny wcale ze sobą nie niosło szczególnej nadziei na zwiększenie polskiego zwycięstwa. Batory wznowił zamiary wojenne wobec Moskwy dopiero, gdy w roku 1584 car Iwan Groźny umarł, a Rosja, w której dynastia Rurykowiczów była na wygaśnięciu, uległa wielkiemu osłabieniu. Czynił przygotowania do wojny, która miała podporządkować Rosję Polsce i poprowadzić ją razem z Polską do wyprawy na Turcję. Były to plany w istocie awanturnicze. Przerwała je w roku 1586 nagła śmierć Batorego. POLITYKA WEWNĘTRZNA BATOREGO Cokolwiek sądzimy o polityce zagranicznej Batorego, która znaczona była wielkimi osiągnięciami (zwycięskie rozprawienie się z Rosją Iwana Groźnego, odzyskanie Połocka, utrwalenie polskiej władzy nad Inflantami), ale także zawierała w sobie i pierwiastki wielkiego ryzyka, nie ulega wątpliwości, że Batory okazał się w całej pełni wielkim królem w polityce wewnętrznej. Jego dziesięcioletnie rządy ogromnie Polskę wewnątrz wzmocniły. Był on rzeczywiście królem „nie malowanym". Cala Polska poczuła od chwili wstąpienia przez niego na tron, że zapanował w polskim państwie nowy duch. Batory zarówno umiał sprawować w Polsce mocne rządy, jak zdołał pozyskać sobie dla przedsiębranych przez siebie poczynań pełne zapału poparcie narodu. Byl w sojuszu ze stronnictwem szlacheckim, które go 270 wprowadziło na tron — i poparcia tego stronnictwa (i jego utalentowanego rzywódcy, Jana Zamoyskiego) nigdy nie utracił. Umiał na kolejnych, siedmiu zwołanych przez siebie sejmach uzyskiwać zgodę szlachty na swoje wojenne i polityczne poczynania i co szczególnie ważne, uzyskiwać z sejmu na sejm uchwalanie potrzebnych mu, wysokich podatków. Zdołał dokonać wielu, bardzo dobrze pomyślanych reform, przeważnie obmyślonych przez Polaków, ale przez niego doprowadzonych energiczną ręką do skutku. Zreorganizował polskie sądownictwo. Zreorganizował wojsko, a przez przeprowadzenie serii zwycięskich operacji wojennych, zwiększył jego dyscyplinę, jego sprawność i umiejętności i ułatwił wyrośnięcie w nim kadry wybitnych dowódców, także i kilku znakomitych wodzów na najwyższym szczeblu wojskowej hierarchii. Jego wielkim wkładem w polskie życie wojskowe było zwrócenie uwagi na potrzebę wzmocnienia polskiej piechoty. Silą Polski była w ostatnich czasach przede wszystkim konnica, piechoty używano tylko zaciężnej, złożonej w znacznym stopniu z cudzoziemców. Batory zorganizował nowy rodzaj polskiej piechoty, tak zwaną „wybraniecką", albo „łanową", złożoną z polskich chłopów, „wybrańców" z dóbr królewskich, po jednym na 20 łanów. Okazała się ona bardzo dobra. Zachowując postawę tolerancyjną wobec religijnych dysydentów (protestantów i prawosławnych), popierał z całą energią katolicką Kontrreformację. Wyraziło się to w szczególności w popieraniu akcji jezuitów, oraz w ułatwianiu im zakładania licznych kolegiów — nie tylko w Koronie i na Litwie, ale także i na Inflantach w Rydze (1581) i Dorpacie (1583). Jego poparciu jest do zawdzięczenia, że kolegium jezuickie w Wilnie przekształciło się w roku 1579, za staraniem biskupa Protaszewicza, w uniwersytet. Wybitnie zaznaczyła się rola Stefana Batorego jako króla, który potrafił skutecznie sprawować władzę. Zaznaczyło się to w takich sprawach jak jego spór z rodziną Zborowskich, która go popierała na elekcji, ale potem odgrywała rolę warcholską i anarchiczną. Batory sprawił, że warchol i przestępca Samuel Zborowski, został na dziedzińcu wawelskim ścięty, a Krzysztof Zborowski, uprawiający działalność o cechach zdrady stanu, został po debacie przed sądem sejmowym skazany na banicję (wygnanie) i konfiskatę dóbr. A jednak postępowanie polityczne Batorego cechowała wielka troska o praworządność. „Taktykę parlamentarną Batorego cechuje szczerość, uczciwość, realizm. Żadnych krętactw, ani nadużyć! Król chce być dla narodu nauczycielem racji stanu, więc w każdym orędziu na sejmik wykłada cele polityki zagranicznej. Każdy jego uniwersał czy mowa tronowa tchnie głębokim rozumem i patriotyzmem, a brzmi jak dzwon spiżowy" (Konopczyński). Śmierć Batorego odczuta została przez naród jako wielka, a nieoczekiwana strata. 271 ZYGMUNT III WAZA Także i bezkrólewie po śmierci Stefana Batorego przyniosło ze sobą rozdwojenie na elekcji. Wśród całej grupy kandydatów (którzy wszyscy byli członkami rodów panujących w obcych państwach) wybijały się dwie kandydatury: arcyksiążę Maksymilian, członek rodziny cesarskiej i Zygmunt, syn króla szwedzkiego Jana III Wazy. Pierwszego popierały nie tylko wpływy habsburskie, ale i Stolica Apostolska, oraz jej stronnicy w Polsce, w rosnącym bowiem napięciu przeciwieństw religijnych w całej Europie wydawał się on gwarantem zwycięstwa w Polsce kontrreformacji nad reformacją, 21—letni zaś królewicz szwedzki, wprawdzie katolik i wychowanek jezuitów (głównie Polaka Warszewickiego), ale pochodzący z kraju, ogarniętego przez reformację, budził obawy, ze może nie okaże się skuteczną podporą obozu katolickiego. Zygmunta Wazę popierał Zamoyski i jego obóz, oraz co ważniejsze, jego ciotka, królowa-wdowa, Anna Jagiellonka. Przemawiała za nim bardzo ważna okoliczność: był on pół krwi Jagiellonem, gdyż matka jego, Katarzyna Jagiellonka, królowa szwedzka, była córką Zygmunta Starego, siostrą Zygmunta Augusta i także siostrą królowej-wdowy, Anny Jagiellonki Batorowej. Politycznie, obiór Maksymiliana oznaczałby narażenie Polski na groźne uzależnienie się od Niemiec, obiór Zygmunta natomiast oznaczałby sojusz polsko-szwedzki (już zarysowany w czasach Batorego), teraz mający się stać polsko-szwedzką unią personalną, a więc wspólne władanie Bałtykiem, na którym flota szwedzka była wielką potęgą — i wspólny front przeciwko Moskwie. Sporna była w owym czasie między Polską i Szwecją tylko jedna sprawa: Estonia. Kraj ten (obejmujący północną połowę Estonii dzisiejszej, a więc bez Parnawy i Dorpatu i bez wysp, ale z Rewlem, czyli Tallinem) był pierwotnie częścią Inflant, a więc Polska uważała go za swoją własność, ale Szwecja go zagarnęła i odstąpić nie chciała. Na elekcji obradowały osobno dwa koła: zwolenników Maksymiliana i zwolenników Zygmunta. Każde z tych kół obrało swego kandydata, spisało z nim ,,pacta conventa" i ogłosiło go królem. Rezultatem tego była krótka wojna domowa. Brały w niej udział też i — po stronie Maksymiliana — wojska austriackie. Rozstrzygnął ją Zamoyski bitwą pod Byczyną, w której wziął do niewoli samego Maksymiliana, oraz głównych jego polskich stronników; poległo w tej bitwie 3000 Polaków po samej tylko stronie Maksymiliana (a 2000 w bitwie w Krakowie). Spór zakończył się układem bytomsko-będzińskim z 9 marca 1589 roku, „który na długie lata ugruntował pokój między Polską i Habsburgami w myśl tradycji jeszcze jagiellońskiej" (Konopczyński). 272 Zygmunt III Waza „jest w naszej historiografii niedoceniony. Był jednym z wielkich polskich królów, o wielkiej zasłudze".* Polski ogół jakoś nie ma tego za złe Batoremu, że nie znał języka polskiego. Ale Zygmunta III, który mówił po polsku od dziecka, bo miał matkę-Polkę, a panował potem w Polsce 45 lat i tym bardziej się z Polską zżył, jest się skłonnym uważać za cudzoziemca. Będzie dogodniej, jeśli długie jego panowanie opiszę nie po kolei, lecz wedle zagadnień. WOJNA TRZYDZIESTOLETNIA Ostatnich 14 lat panowania Zygmunta Wazy w Polsce przypadło na początek wojny trzydziestoletniej. Napisałem kiedyś: „Nie był to człowiek dużego talentu, ale politykę prowadził prawidłową. Jego ideą przewodnią było umieszczenie Polski w obozie katolickim w okresie brzemiennego w skutki, wielkiego ogólnoeuropejskiego zmagania między obozem katolickim i obozem rewolucji protestanckiej, którego rezultatem była nierozegrana i trwałe podzielenie się dawnej łacińskiej na dwa wrogie bloki. Jeśli Polska opanowała dysydencki ferment i skrystalizowała się ostatecznie jako naród na wskroś katolicki, jest to w niemałym stopniu jego zasługą. Obok Hozjusza i Skargi był on największym organizatorem kontrreformacji w Polsce. Zygmunt August i Batory popierali kontrreformację < półgębkiem >. On był jednym z wielkich katolickich królów w Europie, którzy byli prawdziwymi bojownikami kontrreformacji i w dużym stopniu zapewnili jej jakie takie zwycięstwo, zarówno pod względem religijnym i moralnym, jak także i politycznym".* Wojna trzydziestoletnia była wojną domową niemiecką, ale zarazem też jakby wojną domową ogólnoeuropejską. W ciągu stu lat, jakie upłynęły od ogłoszenia w Augsburgu tez Lutra, okazało się, że samą tylko propagandą reformacja zwycięstwa w Europie, a nawet w samych tylko Niemczech nie odniesie, bo kontrreformacja okazuje się w dyskusji teologicznej i filozoficznej, oraz w akcji oświatowej zwycięska. Wobec tego uznano w obozie protestanckim, że trzeba użyć siły i narzucić reformację całej Europie przewagą orężną. Nie będę mówić o wcześniejszych etapach akcji, zmierzającej do dokonania w całej Europie przewrotu politycznego, który by złamał potęgę Kościoła katolickiego i ustanowił wszędzie silą rządy protestanckie, na którei czele stali udający katolika król francuski Henryk IV, protestancka królowa angielska Elżbieta i francuski polityk protestancki Maksymilian Sully. Ostatecznym początkiem przewrotu protestanckiego na skalę europejską było w roku 1618 i 1619 dokonanie przewrotu w Czechach. Polegało ono na „defenestracji", czyli wyrzuceniu przez okno z górnego piętra zamku na Cytata z mojego artykułu. Tamże. 18 —Hist. Nar. Poi., t. I 273 Hradczynie w Pradze dwóch namiestników cesarskich i na obraniu na czeskiego króla wielkiego polityka protestanckiego, Fryderyka Palatyna Reńskiego (nazwanego później „królem zimowym",*) co stało się początkiem wielkiej wojny, w której Czechy zostały zmiażdżone. Wojna ta ogarnęła Niemcy i niektóre inne kraje i zakończyła się dopiero w roku 1648, pokojem tak zwanym westfalskim, o charakterze pozornie kompromisowym, który utrwalił podział Europy (a w szczególności podział Niemiec) na połowę katolicką i protestancką. W wojnie tej wielką rolę odegrała Francja, wspierając w niej stronę protestancką. Pozorny kompromis był w istocie zwycięstwem obozu protestanckiego, który zwycięsko utrwalił swe pozycje. Polska nie brała w tej wojnie czynnego udziału, ale znalazła się w wyniku tej wojny w wielkim osamotnieniu, otoczona przez wrogie siły. Były w Polsce czynniki, które chciały wepchnąć Polskę do tej wojny po stronie protestanckiej. Było to niemożliwe, ale możliwym okazało się co innego: że opozycja, sprzyjająca stronie protestanckiej uniemożliwiła Zygmuntowi włączenie Polski w tę wojnę po stronie katolickiej. Panujące dziś w narodzie polskim poglądy na politykę Zygmunta III Wazy i na stosunek Polski do wojny trzydziestoletniej wyraża Bobrzyński. „Polska — pisze on — która (...) imponowała w środkowej Europie swoim obszarem, ludnością i zamożnością, imponowała zawsze jeszcze liczbą, wyćwiczeniem i męstwem swojego żołnierza, (...) trzymała w swoich ręku losy wojny trzydziestoletniej, a wśród jej zmiennych kolei, korzystając z osłabienia wielu nieprzyjaciół, mogła rozwiązać różne swoje żywotne zadania. Potrzeba było zawistnego losu, że na tronie polskim w chwili tak stanowczej siedział Zygmunt III, król, który najżywotniejsze interesy kraju i państwa propagandzie religijnej i osobistej swojej polityce szwedzkiej poświęcał. (...) (Nikt) nie zdobędzie się na tyle wytrwałości, ile Zygmunt okazał w zgubnej swej polityce uporu. Popierała go w niej gorliwie i skutecznie żona jego, Konstancja austriacka, a Zamoyski nie mylił się w tym, że się jej małżeństwu tak stanowczo sprzeciwiał. Otoczył się król pewną grozą majestatu w stolicy swojej (...). Cichy, zamknięty w sobie, mało udzielający się ludziom, nie pozwolił nigdy spoufalić się ze sobą szlachcie. Głęboko ? „Nie należy sądzić, że (ten wybór) to był po prostu akt czeskiej polityki niepodległościowej. Byl to akt polityki protestanckiej. Czesi nie obrali sobie króla Czecha (...). Obrali sobie wybitnego Niemca, w pewnym sensie wodza niemieckiego protestantyzmu. (...) Kto wie, czy gdyby doszło do przewrotu także i w Niemczech, ten nowy czeski król nie zostałby również niemieckim cesarzem, ale cesarzem protestanckim. (...) Z czeskiego, narodowego punktu widzenia, konflikt z Habsburgami, o cechach rewolucyjnego wyzwania, oraz obranie tak wybitnej protestancko- niemieckiej osobistości na króla i uczynienie z Czech punktu wyjścia światowego konfliktu i wojny o cechach ideologicznych, był wielkim błędem. Czesi postawili wszystko na jedną kartę — i przegrali. W bitwie pod Białą Górą 8 listopada 1620 roku wojska czeskie zostały przez wojska cesarskie nie tylko pobite, ale unicestwione. Spadły na Czechy wielkie represje, w których motyw reakcji katolickiej mieszał się z niemiecką nienawiścią do Słowian. Wojna wyniszczyła ziemie czeskie do tego stopnia, że ludność Czech właściwych spadła z 3 milionów przed wojną do 800 tysięcy po wojnie. (...) Całe protestanckie możnowładztwo czeskie wyginęło pod toporami katów, czeska inteligencja protestancka, o ile nie wyginęła, poszła na emigrację, a życie narodowe czeskie zostało do tego stopnia zdl; wionę, że przez dwa następne wieki naród czeski, jako świadoma zbiorowość właściwie nie isti.ial; odrodził się z pnia ludowego dopiero w XIX wieku". (Cytata z innej mojej książki). 274 religijny, wykształcony, zaprowadził pewien rygor moralny na swoim dworze (...),zajmowal się czynnie publicznymi sprawami, ale usuwając z rady swej mcżów najwięcej zasłużonych w narodzie (...) pozostał do końca ideologiem. Polska nie mogła nakłonić Zygmunta do sojuszu z Francją i protestanckimi książętami, co łatwo zrozumieć (...). Nie można natomiast przebaczyć,, że stawiając Polskę po stronie katolicyzmu i Habsburgów, nie postawił jej jako sprzymierzeńca jawnego, który z przymierza i zwycięstwa ma prawo dla siebie korzystać. (...) Za poniesione olbrzymie ofiary nie tylko żadnych krajowi nie przysparzał korzyści, nie tylko nawet zwrotu polskiego Śląska nie wyjednał, ale nadto pozbawiał go wszelkiego wpływu na sprawy Zachodu. Prawda, że usiłowania jego, aby sejm do interwencji zbrojnej na Śląsku i do jego zajęcia nakłonić, rozbiły się o niechęć szlachty do nowej wojny (...). Naród prowadzony do wojny wbrew swoim istotnym interesom i celom, musiał się do niej ostatecznie zniechęcić i głuchą, bezmyślną neutralność przełożyć, a tak na cały przebieg wojny trzydziestoletniej pozostała Polska bez tego, który jej się należał, wpływu. Była to dobrowolna, szkodliwa bez miary abdykacja z politycznego stanowiska i głosu w ogólnych sprawach europejskich. Z martwym kolosem, do jakiego się Polska coraz więcej zbliżała, przestawano się liczyć, odmawiano mu pomocy, bo pomocy ten tylko udziela, kto ją sobie nawzajem zapewnia." Wyrażonym w powyższym, obszernie zacytowanym wywodzie poglądom, muszę się przeciwstawić. Zgadzam się z nimi tylko o tyle, że rzeczywiście Polska trzymała w swoich ręku klucz do rozstrzygnięcia wojny trzydziestoletniej oraz powinna była jawnie i z całym impetem do tej wojny przystąpić, przyczynić się do jej wyraźnego rozstrzygnięcia i uczestniczyć w korzyściach z odniesionego zwycięstwa, a nie być „martwym kolosem" pozostającym w „bezmyślnej neutralności". Bobrzyński uważa — i wyraża tym pogląd licznego w nowszych czasach, liberalnego odłamu myśli polskiej — że leżało w interesie Polski dopomożenie do zwycięstwa strony protestanckiej w ówczesnym zmaganiu. Wspieranie rewolucji religijnej niemieckiej, będącej główną w owej chwili w narodzie niemieckim dynamiczną siłą, w najmniejszym stopniu w interesie naszym nie leżało. Z dwóch obozów niemieckich, obóz katolicki, to znaczy habsburski, był dla nas mniej groźny. A stojąc po stronie katolickiej opowiadalibyśmy się zarówno po stronie odwiecznej naszej historycznej tradycji, jak po stronie naszego naturalnego sojusznika, jakim był łaciński zachód, reprezentowany w owej chwili przez papiestwo i Hiszpanię, choć nie przez Francję, która , w owej chwili sprawę łacińską zdradziła, zresztą ku swojej własnej na dalszą I metę szkodzie. Były to czasy, gdy trzeba było być przede wszystkim I ideologiem i Zygmunt III był nim bardzo słusznie. To nie on przeszkodził 1 wyraźnemu zaangażowaniu się Polski w wojnę trzydziestoletnią, ale zrobiła to opierająca mu się opozycja szlachecka, podszyta wpływem protestanckim. Jego polityka była słuszna — ale okazała się bezsilna. Uważa się w Polsce, że stając po stronie protestanckiej mogliśmy byli zdobyć Śląsk, znajdujący się w ręku cesarskim, a więc po stronie nieprzyjacielskiej. Jest to niezupełnie słuszne, bo Śląsk nie byl w bezpośrednim 275 władaniu cesarskim, lecz w posiadaniu królestwa czeskiego, które opowiedziało się po stronie protestanckiej. Konopczyński pisze: „14 sierpnia (1619 roku, czyli już po defenestracji praskiej) książę biskup (wrocławski) (...) wysłał do prymasa Gembickiego błagalny list, aby Polska czasowo okupowała Śląsk (póki Habsburgowie uśmierzać będą Czechów), za co przy ewakuacji otrzyma odszkodowanie. (...) Zygmunt III wiedział i pisał do senatorów polskich o czymś śmielszym: według jego świadectwa <« arcyksiążę Karolus (...) pisze, że (...) dawno odpadłe od Polski prowincje mogłyby nazad do Korony naszej być przyłączonej (...). Jak dalece decydowali się wstrząśnięci w posadach Habsburgowie na taką ofiarę, nie wiadomo. Pewnym jest, że jeżeli kiedy, to w okresie między defenestracją a Białą Górą można było Śląsk oderwać od Czech, ale to było możliwe tylko w porozumieniu z Habsburgami i w oparciu o nie zbuntowane żywioły, gdyż protestanci trzymali się Czech i wypraszali sobie wszelką interwencję. Rozumieli to senatorowie, doradcy Zygmunta, ale nie wszyscy. (...) Nie były to jednak czasy przewagi pobudek narodowych nad religijnymi. Dowodem stanowisko różnowierców polskich, którzy interwencje Zygmunta na Śląsku z górv potępiali." Współczuć możemy i musimy Czechom, że ponieśli pod Białą Górą tak straszną klęskę i że potem w „dniu krwi" w Pradze tyle czeskich głów się ptoczyło pod toporami katów, ale to nie zmienia faktu, że czeska i protestancka klęska dala nam przecież okazję do przekreślenia dawnych czeskich podbojów i do odzyskania Śląska, z czego nie skorzystaliśmy. Ale gdyby nawet odzyskanie Śląska okazało się było w owej sytuacji niemożliwe, uczestnicząc w wojnie i w zwycięstwie po stronie katolickiej mieliśmy możność osiągnąć dla Polski jeszcze i inne ważne korzyści. Na przykład kto wie, czy nie można było odzyskać „równie ważnej dla Polski dzielnicy, jaką było Pomorze Szczecińskie wraz z ujściem Odry (czyli pośrednio też i wielkopolskiej Warty). Gdy dynastia pomorska w 1637 roku wymarła, niewyraźne politycznie rządy Władysława IV nie potrafiły z tego skorzystać dla zdobycia tej ziemi. Ziemią tą, ku wielkiej szkodzie Polski, podzieliły się Brandeburgia i Szwecja. (Szwedzkie rządy na kawałku Pomorza przetrwały do 1814 roku.) W rezultacie Prusy schwyciły nas potem geograficznie za gardło. Częściowe zwycięstwo protestanckie w wojnie trzydziestoletniej stworzyło warunki do wyrośnięcia z czasem potęgi pruskiej, która Polskę w nieco więcej niż 100 lat później zniszczyła".* Zważmy, że wojna trzydziestoletnia skończyła się w roku 1648, a więc dopiero w 11 lat po wygaśnięciu dynastii pomorskiej. Polityka Zygmunta III Wazy w sprawie stosunku do wojny trzydziestoletniej była prawidłowa. Nie osiągnęła większych rezultatów, bo opozycja szlachecko-protestancka mu w tym przeszkodziła. Tak samo, stanowcze popieranie przez Zygmunta III kontrreformacji w stosunkach wewnętrznych było polityką słuszną i służącą dobru Polski. • Cytata z mojego artykułu. 276 SPRAWY SZWEDZKIE Zygmunt III Waza był synem króla szwedzkiego i następcą szwedzkiego tronu. Gdy w roku 1592 jego ojciec umarł, został on królem szwedzkim. Za zgodą polskiego sejmu dwukrotnie jeździł do Szwecji na dłuższe pobyty, aby objąć tam tron. W Szwecji protestantyzm przeważał od poprzedniego pokolenia, ale katolicyzm był tolerowany. Zygmunt troszczył się o to, by żywioł katolicki w Szwecji podtrzymać. Władza jednak w Szwecji przeszła w praktyce w ręce Karola Sudermańskiego, jego stryja, który za zgodą Zygmunta został jego namiestnikiem na czas jego pobytu w Polsce, a był bojowym zwolennikiem protestantyzmu. Doszło w końcu do wojny domowej między stronnikami Zygmunta a stronnikami Karola Sudermańskiego, przy czym Zygmunt został w bitwie pod Stangbro w roku 1598 pobity i chwilowo wzięty do niewoli, a sejm szwedzki uchwalił w roku 1599 jego detronizację, zaś Karol Sudermański został w roku 1604 ogłoszony królem. (Najdłużej bronili się stronnicy króla Zygmunta w mieście Kalmar.) Tak więc panowanie Zygmunta w Szwecji trwało nominalnie siedem lat (1592-1599), nigdy się on jednak także i potem swych praw do tronu szwedzkiego nie zrzekł. Miał po swojej stronie szwedzkie przedstawicielstwo stanowe szlacheckie oraz miasto Sztokholm, zarówno jak wszystkich cichych i jawnych katolików. Po stronie Karola były przedstawicielstwa stanowe kleru, mieszczan i chłopów. Przegrana Zygmunta w walce o tron s/wedzki sprawiła, że główni jego stronnicy w Szwecji, z kanclerzem Sparre na czele, zostali w 1600 roku ścięci toporem kata. Karol Sudermański umarł w roku 1611, królem szwedzkim został po nim jego syn, Gustaw Adolf, wkrótce potem wielki wódz obozu protestanckiego w wojnie trzydziestoletniej, zdobywca dużej części Niemiec (także i Czech), poległy w bitwie pod Liitzen w Niemczech w roku 1632, wielki wróg Polski. Pisałem kiedyś o roli Zygmunta jako króla szwedzkiego: „Zygmunt 111 był dziedzicznym królem szwedzkim i walka o to, by tronu szwedzkiego nie utracić była jego obowiązkiem. Była to kwestia lojalności wobec szwedzkiego obozu jego stronników, będącego zarazem obozem katolickim. Sprawa katolicka nie była jeszcze w Szwecji przegrana, prawowity szwedzki król- katolik miał obowiązek o tę sprawę walczyć. Jego panowanie w Szwecji w latach 1592-1599 i częściowy pobyt tam, były udziałem w walce na trudnym i niebezpiecznym posterunku. Leżało ono nie tylko w interesie katolików szwedzkich i w ogólnym interesie Kościoła katolickiego oraz obozu katolickiego w Europie, ale i w interesie Polski. Jakże inaczej wyglądałyby dalsze dzieje Polski i Europy, gdyby choćby na jedno pokolenie utrwaliła się była unia polsko-szwedzka o obliczu katolickim! Bałtyk stałby się był polsko-szwedzkim morzem wewnętrznym. Katolicka Szwecja tak wzmocniłaby Polskę, jak protestancka Szwecja wzmocniła potem protestancki obóz w Niemczech, a zwłaszcza Prusy. Pamiętajmy o tym, że już w następnym pokoleniu protestancka Szwecja poważnie zagroziła naszemu istnieniu. (...) Było to zaledwie w 23 lata po śmierci Zygmunta III! Szwecja, w której obóz Zygmunta III został pokonany, stała się zamorską twierdzą zwycięskiej, 277 niemieckiej rewolucji religijnej i politycznej, której spadkobiercami byli. potem Fryderyk Wielki pruski, Bismarck i Hitler. (...) Było o co walczyć, by do zwycięstwa reformacji, to znaczy niemieckiej rewolucji, w Szwecji nie dopuścić. Niestety, Rzeczpospolita nie rozumiała tego i odmówiła Zygmuntowi należytego poparcia, toteż walkę swą o Szwecje (także i o Inflanty) Zygmunt przegrał. Pozostał on wierny sprawie katolicyzmu w Szwecji. Założone przez niego seminarium duchowne szwedzkie w Brunsberdze (Braniewie) na Warmii długo dostarczało Szwecji potajemnych katolickich misjonarzy. A ustanowione w Polsce przez Stolicę Apostolską jego staraniem'< święto świętych Patronów szwedzkich ?, obchodzone w dniu 6 września, stanowi po dziś dzień kontynuację liturgii dawnego, przedreformaayjnego Kościoła katolickiego szwedzkiego."* Gustaw Adolf, stryjeczny brat Zygmunta i zwycięski król szwedzki, zorganizował w Szwecji wielkie armie i bezpieczny w zamorskiej twierdzy, jaką była ta Szwecja, urządził szereg wypraw do Niemiec, gdzie wysunął się na czoło jako wódz obozu protestanckiego i odniósł szereg wielkich zwycięstw. Zanosiło się na to, że zostanie w końcu ogłoszony protestanckim cesarzem niemieckim. Przeszkodziła mu w tym śmierć n,a polu bitwy. Jeszcze jego ojciec, Karol Sudermański, najechał w 1600 roku Inflanty, chcąc je Polsce odebrać. Sejm odmawiał Zygmuntowi potrzebnych podatków, tak że Zygmunt nie mógł wysiać do obrony Inflant dostatecznie silnych wojsk. Tak wiec rozpętała się wojna polsko-szwedzka, ale na razie tylko w Inflantach i o Inflanty. Toczyła się ona przewlekle ze zmiennym szczęściem. Nagły zwrot nastąpił jednak w roku 1605, gdy 14 000 wojska szwedzkiego pod osobistym dowództwem króla Karola Sudermańskiego wylądowało pod Rygą. Polski jednak wódz, hetman litewski Karol Chodkiewicz, mający tylko 3 i pół tysiąca znakomitej polskiej konnicy i trochę czeladzi, zaatakował pod Kircholmem (po lotewsku Salaspils) niedaleko Rygi prawie trzykrotnie liczniejszą armię szwedzką i całkowicie ją zniszczył, tak że 9000 Szwedów w tej bitwie poległo, a król Karol o mało się nie dostał do polskiej niewoli. Zwycięstwo to, świadczące o znakomitym wyćwiczeniu, odwadze i dobrej metodzie wojennej polskiego wojska i o talencie i umiejętności polskiego wodza, na długo zapewniło polską przewagę w wojnie inflanckiej. Ale nowy król szwedzki, Gustaw Adolf, zdobył w 1620 roku Rygę, a potem resztę Inflant, z wyjątkiem Dyneburga i tak zwanych później Inflant Polskich. Poczynania wojenne Zygmunta III Wazy nie znajdowały poparcia polskich sejmów, które systematycznie odmawiały uchwalania potrzerJhych podatków, a w latach 1618-20 wprawdzie na sejmach „mówiono (..".) o potrzebie dania choćby co dwudziestego chłopa na walkę z Gustawem — kiedy ów wyciskał ze swej chudej ojczyzny co dziesiątego chłopa i przekuwał rekrutów na żelazną milicję protestancką" (Konopczyński), ale nic takiego nie uchwalono. „Nawoływania króla i regalistów, aby wojnę przenieść do Szwecji i w tym celu utworzyć flotę polską wydawały się szefom opozycji dowodem niezdrowej ambicji dynastycznej (... i) że posłuży ona do umocnienia • Cytata z mojego artykułu. 278 królewskiego despotyzmu" (Konopczyński). Jeszcze w roku 1613 „Zygmunt zamawiał w Hiszpanii pomoc morską do wyprawy na Sztokholm" (Konopczyński) — ale polityka jego była bezsilna wobec opozycji w Polsce tych, co albo chcieli, by Polska była neutralna i bezwładna, albo po prostu sprzyjali obozowi protestanckiemu w Europie, a więc i protestanckiej Szwecji. A tymczasem 5 lipca 1626 roku 150 szwedzkich okrętów ukazało się koło Pilawy, przy wylocie z Zalewu Wiślanego, czyli tuż pod stolicą Prus Książęcych, Królewcem -i wysiadło z nich 12 000szwedzkiego wojska i bez oporu zajęło ten pruski port. Stamtąd Szwedzi pomaszerowali w stronę Gdańska i w krótkim czasie zajęli 16 miast polskich na wybrzeżu i w trójkącie Wisły i Nogatu, w ich liczbie Braniewo, Frombork, Elbląg, Malbork i Puck. Gdańska jednak nie zdobyli, ale ustanowili jego blokadę od strony morza i zaczęli pobierać cło od przyjeżdżających tam i odjeżdżających statków. „Rozumiano po polskiej, jak i po szwedzkiej stronie, że śmierć lub zwycięstwo zależy od tego, czy Polska obroni, swą główną drogę oddechową, prowadzącą ku morzu, czy też udusi się we własnym zbożu" (Konopczyński). Król Zygmunt, razem z hetmanem Koniecpolskim jakoś zorganizowali obronę. Stoczonych zostało kilka bitew, przy czym pod Tczewem uczestniczyli w bitwie zarówno Król Zygmunt, jak król Gustaw Adolf. Szwedzi zajęli w końcu Gniew, Kwidzyn, a nawet Brodnicę, oraz usiłowali zająć Grudziądz, Polacy odzyskali Puck. „Zasługą było Zygmunta III, że nie bacząc na obojętność szlachty polskiej, swój progranfcfjótowy realizował, zasługą Koniecpolskiego, że choć (...) wychowany w lądowej wojnie na kresach, program ten energicznie popierał" (Konopczyński). 28 listopada 1627 roku flota polska pod wodzą admirała Dickmana (gdańszczanina pochodzenia holenderskiego) w bitwie pod Oliwą pobiła eskadrę szwedzką, zatapiając kilka dużych szwedzkich okrętów, przy czym polski admirał w bitwie tej zginął. W bitwie pod Trzcianą koło Malborka Gustaw Adolf został ranny i z trudem ratował się ucieczką. Pod wpływem jednak zabiegów pośredniczących dyplomacji francuskiej, sprzyjającej Szwecji, Polska zawarła w roku 1629 ze Szwecją we wsi Altmark (Stary Targ) pod Sztumem (w ówczesnym województwie malborskim) rozejm na sześć lat, który polegał na tym^że porty Prus Książęcych Pilawa i Kłajpeda, pozostaną w ręku Szwedów, w zamian za co książę pruski (równocześnie elektor brandeburski) otrzyma w zastaw polskie Malbork, Sztum i Żuławy, Polska zaś zatrzyma w swoich rękach Gdańsk i Puck, a książę pruski zatrzyma Królewiec. Zarazem Szwedzi zatrzymają Inflanty aż po Dźwinę, wraz z Rygą. „Zygmunt III wychodził z wytrwałej walki pokonany" (Konopczyński). To prawda, że „wobec zamachu Gustawa Adolfa na nasz dostęp do Bałtyku znikł niemal rozdźwięk między polityką królewską a narodową: sejm nabrał przekonania, że pod Malborkiem czy Puckiem, walcząc za sprawę królewską, bronią zarazem swego bytu państwowego" (Konopczyński). A więc Polska nie uniknęła pewnej formy udziału w wojnie trzydziestoletniej. Ale uczyniła to nie przez czynne wmieszanie się w nią celem uzyskania szybkiego zwycięstwa i osiągnięcia własnych celów, tylko w sposób bierny, broniąc się przed nieprzewidzianym atakiem. 279 SPRAWY MOSKIEWSKIE Wiele zmian nastąpiło w państwie moskiewskim od czasu śmierci (w roku 1584) cara Iwana Groźnego. Przedtem, w roku 1581, w napadzie gniewu zabił on własnoręcznie swego najstarszego syna, też Iwana, wobc czego rządy p0 nim objął jego młodszy, mało uzdolniony syn, Fiodor I. Faktyczne rządy sprawował przy nim jego szwagier, wielkorządca Borys Godunow. Po bezpotomnej śmierci Fiodora, Borys sam został w roku 1598 carem. Ale aby to osiągnąć, usunął przedtem prawowitego następcę, którym był najmłodszy syn Iwana Groźnego, Dymitr, mały chłopczyk, wychowywany przez jakieś niańki w miejscowości Uglicz. Mianowicie siepacze Borysa zamordowali w roku 1591 9-letniego naonczas Dymitra. Ale oto pojawił się w Polsce po latach człowiek, Rosjanin, który przedstawił się jako ów rzekomy, zamordowany Dymitr, uratowany od śmierci, bo jakoby podstawiono siepaczom na jego miejsce innego chłopczyka, a jego potajemnie wywieziono i ukryto. Po dziś dzień jest tajemnicą, kto to był. Przeważa w nauce historycznej, zwłaszcza rosyjskiej, pogląd, że był to w istocie sprytny eks-zakonnik \ oszust, Grisza Otrepjew, istnieją jednak uczeni, którzy wierzą, że to był naprawdę Dymitr, najmłodszy syn Iwana Groźnego. W Rosji znany on jest Tkisiaj jako Łżedmitrij (łgarski czy oszukańczy Dymitr), w Polsce jako Dymitr Samozwaniec. Głosił, że to on jest prawowitym następcą tronu carów i prosił Polaków 0 pomoc w dążeniu do odzyskania tego tronu i do obalenia uzurpatora i swego niedoszłego zabójcy, Borysa Godunowa. Przyjęto go w Polsce z mieszanymi uczuciami. Król Zygmunt Waza udzielił mu audiencji, ale odmówił mu otwartego poparcia, choć gotów był patrzeć przez palce na jego poczynania. Poparli go polscy jezuici, zwłaszcza dlatego, że uroczyście przeszedł na katolicyzm i oświadczył, że jako car będzie dążył do nawrócenia Rosji na katolicyzm. Popierali go i polscy protestanci, uważali bowiem, że działalność jego stworzy w Polsce warunki do obalenia Zygmunta III. Ale najgorliwiej poparł go polski magnat, wojewoda sandomierski, Jerzy Mniszech, którego ambitna córka, Maryna, zapragnęła zostać królową Rosji. Dymitr, czyli Samozwaniec, obiecał, że jeśli zdobędzie tron, to się z nią ożeni. Częściowo za pieniądze Mniszcha Dymitr ruszył na czele zwerbowanych wojsk zaciężnych, złożonych z Polaków, kozaków i innych na podbój Moskwy. Po drodze stoczył z wojskami Borysa bitwy, nie za bardzo udane, ale o tyle miał szczęście, że Borys właśnie umarł. Wkroczył więc zwycięsko do Moskwy 1 uznany przez magnatów moskiewskich za syna Iwana Groźnego, koronował się 31 lipca 1605 roku na cara Rosji. Sprowadził następnie Marynę Mniszchównę do Moskwy, wziął z nią ślub i koronował ją na „carycę". Ale rządy jego nie były popularne. Otaczał się Polakami, którzy zachowywali się w sposób pełen pychy i budzili niechęć, choś nie byli przedstawicielami Polski, lecz cudzoziemcami w służbie cara. Ostatecznie nie pozwolił jezuitom na założenie w Rosji kilku kolegiów, o czym pierwotnie myślał, celem podniesienia w Rosji oświaty. A gdy się okazało, że mieszka w samej Moskwie blisko 3000 Polaków-katolików, przeważnie dawnych jeńców wojennych, tylko niechętnie zezwolił na otwarcie dla nich katolickiej kaplicy. Jego postawa prawdziwego, rosyjskiego cara, władcy prawosławnego kraju, nie 280 przeszkodziła jednak temu, że w maju 1606 roku wybuchła przeciwko niemu rewolucja i że zosta! w niej zamordowany, a przywódca tego przewrotu, książę Wasyli Szujski, został carem. Tak że jego panowanie trwało tylko rok, a Maryna była koronowaną moskiewską królową tylko 9 dni. Należy w związku z tym stwierdzić, że „nie był on stronnikiem króla polskiego. Wręcz odwrotnie, był on związany z kliką Mniszcha, a poprzez nią z magnatami, stanowiącymi opozycję wobec króla. Miał niejakie stosunki z polskimi protestantami. Polscy arianie uważali go za swego protektora. Zdaje się, że popierał on plany antykrólewskiego rokoszu w Polsce i posyła! w tym celu do Polski pieniądze. Tuż przed swoim upadkiem gromadził on wojska (...) i jest wysoce prawdopodobne, że miały one być użyte przeciwko polskiemu królowi i na poparcie protestanckich i magnackich rokoszan w zbliżającej się polskiej wojnie domowej."* Nie ulega wątpliwości, że moskiewska „dymitriada" nie leżała w interesie króla Zygmunta Wazy. Czy leżała w interesie Polski? Trudno się tu wypowiedzieć w sposób stanowczy. Gdyby się jego rządy utrzymały na stałe, czy Rosja stałaby się przyjaciółką Polski? To wcale nie jest takie pewne.* „Właściwe oblicze tych Polaków, którzy popierali Dymitra Samozwańca, zostało najlepiej ujawnione w czasach Drugiego Samozwańca. (...) Był to rewolucjonista, który czerpał swoją silę z niezadowolenia rosyjskich mas, a w polityce międzynarodowej był wyraźnie stronnikiem najbardziej gwałtownie antykatolickich i antykrólewskich sil w Polsce."* Rządy cara Szujskiego trwały w Rosji cztery lata. Sytuacja moskiewska wysoce się powikłała, Szujski zawarł przymierze ze Szwecją i ostatecznym wynikiem tego wszystkiego było, że grupa dygnitarzy moskiewskich, opozycyjna wobec Szujskiego, zwróciła się do Polski zpropozycją osadzenia syna króla Zygmunta III, późniejszego polskiego króla Władysława IV na I I * Cytata z innej mojej książki. • Zdobycie moskiewskiego tronu przez cara Szujskiego wcale nie zakończyło okresu rosyjskich wstrząśnięć wewnętrznych, słynnego „smutnoje wremia", czyli „czasu zamętu". Znalazł się znowu w Rosji człowiek, który ogłosił, że jest carem Dymitrem, szczęśliwie uratowanym. Był podobno trochę do pierwszego Samozwańca podobny, choć hetman Żółkiewski napisał, że Samozwaniec 11, czyli Łżedmitrij II, nie jest do pierwszego w niczym podobny, z wyjątkiem tego, że też jest człowiekiem. Maryna nie chciała przestać być królową i uznała wobec tego, ze nowy Samozwaniec jest rzeczywiście jej uratowanym mężem. Ale po cichu jednak wzięła z nim ślub, a więc widocznie nie przeczyła, że on jej mężem nie jest. Także jej ojciec oraz ogól polskich żołnierzy najemnych pierwszego Samozwańca przyłączyli się do drugiego. Ci polscy żołnierze, znani pod przydomkiem lisowczyków, bo ich przywódca nazywał *ię Lisowski, grasowali potem długo po Rosji i zaznaczyli się popełnieniem wielu gwałtów, przez co wzbudzili nienawiść Rosjan do polskiego narodu. (Gdy wreszcie po latach wrócili do Polski, zostali co prędzej wyprawieni jako wojsko najemne do Niemiec, w służbę cesarza w wojnie trzydziestoletniej. Chciano się ich z Polski pozbyć.) Drugi Samozwaniec przez czas dłuższy panował nad niektórymi obszarami Rosji, dopóki nie został pokonany i w r. 1610 zamordowany. Maryna umarła w 1614 w rosyjskim więzieniu. Wedle niektórych pogłosek, została utopiona. Miała już wtedy synka, którego dala ochrzcić w wierze prawosławnej. Zginął on na szubienicy, mając lat trzy. Los Maryny był z pewnością tragiczny. Ale chluby polskiemu narodowi nie przysporzyła. • Cytata z innej mojej książki. 281 moskiewskim tronie oraz że między Polską a Rosją wybuchła regularna wojna. Wojska polskie z królem Zygmuntem na czele, obiegły utracony przez Polskę przed 96 laty Smoleńsk. Zarysowały się wtedy dwa sprzeczne poglądy na to, do czego ma Polska w tej wojnie dążyć. Król Zygmunt nie wierzył w wykonalność planu związania Rosji z Polską przez osadzenie na moskiewskim tronie polskiego królewicza. Wobec tego za swoje główne zadanie uznał oblężenie Smoleńska po to, by to miasto dla Polski odzyskać (co wcale nie było łatwe, bo Smoleńsk był potężną twierdzą o 38 basztach, 250 działach i licznej załodze). Gdy car Szujski wyruszył z potężnym wojskiem, własnym i sojuszniczym szwedzkim z Moskwy w kierunku oblężonego przez Polaków Smoleńska, na spotkanie mu wysłany został polski hetman, Stanisław Żółkiewski, z korpusem 8000 wyśmienitego polskiego żołnierza. Żółkiewski był żarliwym zwolennikiem idei osadzenia 15-letniego wówczas królewicza na moskiewskim tronie. Dnia 4 lipca 1610 roku, pod wsią Kłuszyno, bliżej Moskwy niż Smoleńska, stoczona została bitwa, która była jednym z największych i najniezwyklejszych zwycięstw w polskiej historii. 8000 wojsk polskich całkowicie rozgromiło 36 000 wojska rosyjskiego i szwedzkiego, zawierających także i liczne oddziały zaciężne niemieckie i francuskie. W bitwie tej 15 000 Rosjan i ich sojuszników poległo. Zwycięstwo zostało osiągnięte dzięki nadzwyczajnej sprawności polskiej konnicy (głównie husarii) i znakomitemu dowodzeniu Żółkiewskiego. (Jak opowiada w swoich pamiętnikach uczestnik tej bitwy Miaskowski, niektóre polskie oddziały robiły po 8 i nawet 10 szarż konnych w coraz to nowych punktach, zamiast po jednej tylko szarży ulec rozprzężeniu.) Po tym zwycięstwie Żółkiewski pomaszerował na Moskwę i zajął ją. ,,Tu już zaczynał hetman politykę własną, odrębną od królewskiej, koronnej i litewskiej. Uwierzył on w możność pozyskania bojarstwa i ziemiaństwa moskiewskiego, w trwałą przyjaźń dwóch wielkich słowiańskich narodów pod rządem jednej dynastii, pod dobroczynnym, asymilującym wpływem polskich wolności, choćby za cenę wielkich ustępstw w dziedzinie wiary. (...) Szujskiego zdetronizowano, poczem bojarowie (...) zagaili rokowania o obiór Władysława. (...) Hetman już dawniej zapowiadał pokój bez anekcji. (...) Bojarowie skupili wszystkie wysiłki na obronie prawosławia, nie żądając żadnych wolności politycznych: królewicz ma przejść na wiarę grecką, ożenić się z osobą prawosławną, nie wchodzić w żadne układy z papieżem, karać śmiercią każdego, kto przejdzie na katolicyzm, Polaków nie dopuszczać do urzędów. (...) Czekano na rozstrzygnięcie króla. (...) 28 sierpnia hetman z pułkownikami zaprzysiągł nowe punkta układu z bojarami; z kolei przysięgli bojarzy, za nimi stolica; za stolicą inne miasta i wsie. (...) Nagle 30 sierpnia przyszła od Zygmunta instrukcja, wywracająca wszystko. Król sam chciał być carem i w tym kierunku kazał działać. Tego nie sposób było pokazać bojarom. Żółkiewski zataił do czasu królewską wolę, licząc, że dalsze układy skłonią obie strony do ustępstw. Liczył daremnie, bo też uwierzył — bezpodstawnie. (...) Niewątpliwie dążenie Zygmunta do opanowania Moskwy i rzucenia jej pod stopy papieża było nierealne; ale ono przynajmniej, gdy 282 ta nierealność wyjdzie na jaw, zapewniało Polsce w konflikcie przewagę . zdobycze" (Konopczyński). Ostatecznie, wojsko polskie okupowało Kreml moskiewski i zajmowało go potem przez dwa lata. Były car Szujski został zabrany jako jeniec do Polski, gdzie w 1612 roku zmarł. Idea uczynienia królewicza Władysława carem nie znalazła ostatecznie w Rosji poparcia. Wytworzył się w Rosji ruch — mający początek w 1611 roku w Niżnim Nowogrodzie (dzisiaj Gorkij) — ożywiony patriotyzmem rosyjskim i ideą wierności prawosławiu, wrogi Polsce i królewiczowi Wlasyslawowi — który doprowadził do osadzenia na rosyjskim tronie w roku 1613 Michała Romanowa, którego dynastia panowała potem w Rosji w męskiej linii do 1730 roku, a w formie następstwa tytularnego, choć nie fizycznego, do rewolucji w 1917 roku. Załoga polska na Kremlu znalazła się w warunkach oblężenia. Kilkakrotne odsiecze dotarły do niej, przywożąc konwoje żywności, ale ostatecznie zapanował tam głód tak wielki, że żołnierze zjedli swe siodła i uprząż, a nawet popełnili akty ludożerstwa, a w końcu skapitulowali. Król Zygmunt zdobył jednak Smoleńsk wielkim szturmem 13 czerwca 1611 roku. „Ze wszystkich snów o słowiańskiej monarchii europejsko-azjatyckiej, o unii, przymierzu, pozostał w rękach Polaków Smoleńsk, w sercach Moskwy — głód zemsty" (Konopczyński). Polska obecność wojskowa w Rosji utrwaliła się w pamięci narodu rosyjskiego jako wspomnienie obcej okupacji i okazja do przejawienia się rosyjskiego patriotyzmu. Opery „Iwan Susanin" Glinki i „Borys Godunow" Musorgskiego, powieść „Jurij Miłoslawskij" Michała Zagoskina, dramaty Aleksieja Tołstoja są wyrazem uczuć, jakie w Rosji obecność polska wzbudziła. „Uważam, że w sprawie moskiewskiej rację miał Zygmunt III, nie Żółkiewski. Plan osadzenia królewicza Władysława (późniejszego Władysława IV) na moskiewskim tronie był planem chybionym. Warunkiem jego urzeczywistnienia byłoby przyjęcie przez niego prawosławia. Oznaczałoby to albo późniejszą unię polsko-moskiewską z królem prawosławnym na czele, albo sekundogeniturę (drugie państwo tej samej dynastii) prawosławną w Moskwie. I w jednym i w drugim wypadku oznaczałoby to wielkie wzmocnienie prawosławia na Litwie i Rusi (...) i odsunięcie się tych ziem od Polski i przechylenie ku Moskwie. To byłaby dla Polski katastrofa zarówno religijna, duchowa i cywilizacyjna, jak i polityczna. Zygmunt III uważał, że trzeba skorzystać z zawieruchy moskiewskiej przede wszystkim do odzyskania utraconego w 1514 roku Smoleńska, a więc strategicznie ważnej Bramy Smoleńskiej, co osiągnął. Co do Moskwy — uważał, że jeśli na serio chce się ona oprzeć o Polskę, to powinna wejść z Polską w unię personalną, a więc uczynić swoim carem aktualnie panującego w Polsce króla- -katolika, a nie robić manipulacji z królewiczem, który ma przejść na prawosławie. Uważał zapewne, że można intencje moskiewskie pod tym względem sprawdzić, a więc kandydaturę króla na cara i program unii personalnej wysunąć. Ale po odrzuceniu takich możliwości przez Moskwę powiedzieć sobie i innym: zrobiliśmy <*quod erat demonstrandum> (co było do wykazania) i ze sprawy osadzania Wazy, potomka Jagiellonów, na moskiewskim tronis się wycofać. 283 I Można było przedtem popierać — raczej oględnie — Samozwańca jako autentycznie moskiewskiego pretendenta do tronu, szukającego w Polsce oparcia. Ale kombinacja z Władysławem była zbyt sztuczna, zbyt związana z machinacjami polskiego obozu protestanckiego, zbyt dla Polski niebezpieczna, by mogła mieć jakiś sens i wdawać się w nią nie należało".* Nie było warunków do powtórzenia się tutaj czegoś takiego, jak poprzednio unia z Litwą. Za panowania Zygmunta Wazy Polska przeprowadziła jeszcze dwie wyprawy, stawiające sobie za cel wprowadzenie królewicza Władysława na tron moskiewski w myśl porozumień, zawartych z częścią możnowładztwa moskiewskiego przez hetmana Żółkiewskiego i jego stronników — w roku 1612 i 1617 — ale obie zakończyły się niepowodzeniem. Nie zdobyły one Moskwy. Druga wyprawa zakończyła się rozejmem w Dywilinie na lat 14 i pół w styczniu roku 1619, którego mocą Rosja zrzekła się na rzecz Polski ziem smoleńskiej, siewierskiej i czernichowskiej. Obie wojny moskiewskie pociągnęły za sobą ten ujemny skutek, że wskutek nieuchwalenia na ich opłacenie potrzebnych podatków, wojsko, nie płatne, zorganizowało się, powróciwszy do Polski, w „konfederacje", które same sobie wymierzały sprawiedliwość, łupiąc dobra królewskie, kościelne i prywatne. Spowodowało to wiele szkód, a zarazem poderwało dyscyplinę w wojsku. Dopiero w roku 1614 wojsko otrzymało zaległe należności, po uchwaleniu przez sejmy wysokich podatków na ten cel — i sprawa została zamknięta. „Okazało się (...) że państwo może wyłonić sumy takie, które użyte zawczasu zapewniłyby radykalne zwycięstwo" (Konopczyński). Ale skąpe sejmy uchwalały podatki nie na czas, lecz po czasie. KOZACZYZNA Za czasów Zygmunta III Wazy dużego znaczenia nabrała sprawa kozacka. Kozacy, to była napływowa, niespokojna ludność „dzikich pól", stepów rozciągających się na północ od Morza Czarnego. W czasach starożytnych stepy te posiadały liczną ludność pochodzenia irańskiego (Scytowie, Sarmaci), ale w wyniku najazdów azjatyckich (Hunów, Pieczyngów, Połowców, a w końcu Tatarów) ludność ta wyginęła i stepy te zrobiły się zupełnie puste. Szukały na tych stepach swobody i ukrycia się żywioły niespokojne z krajów ościennych, często przestępcze, a potem po prostu spragnione wolności, na przykład chłopi, którym obrzydła pańszczyzna. Z Polski w ówczesnych, rozległych jej granicach, zbiegowie ci szli głównie na ziemie w dorzeczu dolnego Dniepru, na tak zwane Zaporoże, czyli w okolice poniżej „Porohów" (progów, wodospadów) Dniepru, a z państwa moskiewskiego nad rzekę Don. Stopniowo wytworzyły się z nich duże gromady, uzbrojone i awanturnicze, które nazywano kozakami, zaporoskimi na kresach Polski, dońskimi na kresach Rosji. Byli oni zjawiskiem podobnym jak gromady pirackie: angielskie, francuskie, hiszpańskie i inne na Morzu Karaibskim w Ameryce Cytata z mojego artykułu. 284 Środkowej, albo jak jeszcze w XIX wieku anarchiczne i nie podlegające żadnej władzy gromady osadników amerykańskich na stepach (preriach) amerykańskiego „dzikiego zachodu". Żyli oni nie tylko z hodowli bydła i odrobiny rolnictwa, ale także i z rabunku, uprawianego na ziemiach gęściej zaludnionych. Kozacy z Polski potrafili urządzać wielkie, potężne wyprawy .całych flot tak zwanych „czajek", mocnych łodzi dnieprowych, nadających się także i do żeglugi po morzu, przez Morze Czarne, do miast na azjatyckich wybrzeżach Turcji. Słynne były ich napady, mające za cel rabunek i spalenie miast, na Trebizondę (Trabzon), ongiś stolicę mniejszego cesarstwa bizantyńskiego, oraz na Synopę, a nawet na przedmieścia Konstantynopola (Stambułu). Polska miała w związku z tym kłopoty dyplomatyczne z Turcją: to były najazdy z Polski i Turcja czyniła Polskę odpowiedzialną za nie. Z biegiem czasu polscy kozacy wytworzyli sobie centrum polityczne, zwane Siczą, na wyspie dnieprowej poniżej Porohów. Zorganizowało się tam bractwo wojskowe, rodzaj republiki złożonej wyłącznie z mężczyzn, dobrze ufortyfikowanej, mającej dowództwo obieralne, nominalnie podlegającej polskiemu królowi, ale w istocie bardzo niezależnej, uważanej przez kozaków na całym Zaporożu za ich główne gniazdo, zarazem wyraziciela ich dążeń i przywódcę. Ale obok kozaków wyrosło na „dzikich polach" inne jeszcze zjawisko społeczne, gospodarcze i polityczne: posiadłości „królewiąt". Polscy, litewscy i ruscy magnaci otrzymywali od królów nadania ziem pustych celem- skolonizowania ich. Ściągali oni chłopów z bliskich i daiekich stron, często z rdzennej Polski i nadawali im ziemię, nie na własność, lecz w dziedziczne posiadanie, za które mieli płacić pańszczyzną, ale nie od razu, lecz dopiero za 20 lub 40 lat. Nie był to, wbrew rozpowszechnionym poglądom, porządek oparty na wyzysku: leżał on, zwłaszcza w swej początkowej fazie, w interesie także i owych kolonistów. Tylko więksi panowie mogli się podjąć zadania organizowania takiej kolonizacji: sprowadzenie kolonistów z dalekich stron oraz pierwotne ich wyposażenie wymagało dużych kapitałów, a tylko oni mogli je mieć. I co ważniejsze: nowo założonych wsi trzeba było bronić przed napadami, zwłaszcza Tatarów, ale także i band kozackich, a do tego trzeba było mieć siłę zbrojną, którą wielcy panowie byli w stanie zorganizować, a której mniejszy szlachcic, gdyby się kolonizacji podjął, stworzyć nie był w stanie. Tak więc wyrosły na Ukrainie, po obu stronach Dniepru, ogromne posiadłości wielkich panów, na ziemi pierwotnie pustej, ale po upływie jednego pokolenia wziętej pod pług i szumiącej pszenicą, zamieszkanej przez wielkie masy chłopskiej ludności, idącej w każdej z tych posiadłości w dziesiątki, czasem nawet w setki tysięcy ludzi. Właściciele tych posiadłości, od samego początku bogaci, zamienili się w ludzi o bogactwie wielokrotnie jeszcze zwiększonym i o ogromnej potędze, władający własnymi oddziałami wojskowymi oraz dziesiątkami, czasem nawet setkami ludnych wsi oraz całymi gromadami miast i miasteczek. Zaczęto ich nazywać „królewiętami", jakby małymi królami. To nie byli od początku sami Polacy, często to byli Rusini. Ale bardzo szybko Polakami się stali. 285 Rzecz ciekawa, że procesy wynarodowienia toczyły się teraz dwutorowo: wielcy i najwięksi panowie, a także i mniejsza szlachta, nawet jeśli byli Rusinami, szybko przekształcali się w Polaków; natomiast chłopi, zarówno osadnicy na ziemiach „królewiąt", jak kozacy na stepach na „dzikich polach", nawet, jeśli to byli Polacy, szybko mieszali się z ludnością ruską i stawali się Rusinami. Ogromnie wiele polskiej masy ludowej, także i mniejszej szlacheckiej, napłynęło, fala za falą, na Ukrainę. Ale tylko w nowszych czasach wytworzyły się z nich skupienia, które zachowały swoją polskość. Główna masa zarówno tych, co osiedli pod władzą „królewiąt", jak tych, co się stali kozaczyzną, uległa wynarodowieniu, zaczęła mówić po rusku, a jeśli chrzciła swoje dzieci lub brała kościelne śluby czy poczuwała się do obowiązku modlenia się, to robiła to jak dawniej osiedli sąsiedzi w ruskich, prawosławnych cerkwiach. Kościołów katolickich dla niej brakło: owi szlachcice i wielcy panowie to bardzo często nie byli katolicy, ale protestanci, kalwini lub arianie, którzy kościołów nie budowali, tylko dla siebie małe kaplice, a dla chłopów — cerkwie. (Jeśli idzie o kozaków, wielu z nich w ogóle o religię nie dbało: to był żywioł często z gatunku bandycki, o Boga się nie troszczący.) Ogromnie wiele polskiej krwi spłynęło w lud Ukrainy. Także i na Siczy pierwotnie dużo było Polaków, także i jakichś wykolejeńców-szlachciców oraz dużą rolę odgrywał tam polski język. Ale wszystko to wsiąkło stopniowo w masę ludnościową ukraińską i przepadło dla Polski bez śladu. Między kozakami a „królewiętami" szybko zrodziło się przeciwieństwo. Kozacy nieraz napadali na dwory, zamki, miasta i wsie królewiąt po to, by je zrabować. A chłopi na ziemiach królewiąt, w drugim pokoleniu, które już musiało odrabiać pańszczyznę, zazdrościli kozakom ich wolności i uciekali w puste stepy, przyłączając się do kozaków, których liczba wskutek tego bardzo wzrastała. Także i dla polskiego rządu kozacy stanowili kłopot: swoimi wyprawami wojennymi przeciwko Turcji wprawdzie stanowili przeciwwagę dla napadów tatarskich na Polskę, ale zarazem rodzili polsko-tureckie polityczne zatargi. Napadali zresztą też i na kraje wołoskie, na Węgry i na Moskwę. Byli poza tym w Polsce czynnikiem zamętu wewnętrznego. Nie byli oni ludnością osadniczą: jeśli trochę produkowali żywności, hodowali bydło, łowili ryby, polowali na zwierzynę, trochę uprawiali ziemi, to były to dla nich zajęcia uboczne. Ich główne zajęcie, to było takie czy inne wojowanie, walka zbrojna. Znaleziono na nich w Polsce skuteczne początkowo lekarstwo: tworzono z nich lekko uzbrojone oddziały wojskowe w służbie królewskiej. Przynosiło to korzyść podwójną: powiększało polską siłę zbrojną do ochrony granic Polski na przykład przed napadami tatarskimi, a także i do walki w większych wojnach; oraz brano ich w karby, poddawano niejakiej dyscyplinie. Ale to wymagało pieniędzy: przecież oddziały wojskowe trzeba było żywić oraz wypłacać im żołd. Nie można było wziąć na żołd i wyżywienie całości tłumów kozackich, brano tylko ich część. Byli to tak zwani „kozacy rejestrowi", to znaczy zapisani do rejestru w kozackich oddziałach. Stawali się oni żołnierzami zawodowymi, kozacką kadrą. W razie wojny przyłączały się do 286 nich tłumy kozaków „nierejestrowych", którzy wynajmowani byli jako żołnierze zaciężni albo nawet w ogóle nie pobierali żadnego żołdu i spodziewali się, że na wojnie będą mieli okazję do zdobywania łupów. Z natury rzeczy, kozaków „rejestrowych" było o wiele mniej niż „nierejestrowych". Kozacy skłonni byli do wszczynania buntów przeciwko Polsce. Przyczyny tych buntów bywały różne: chodziło czasem o to, by powiększyć „rejestr", to znaczy wziąć większą liczbę kozaków w służbę królewską, a czasem o całkiem istotne cele polityczne. Stopniowo, kozacy wyrośli na wielką potęgę polityczną i wszczęli z Polską wielkie wojny, ale nastąpiło to dopiero w następnym po Zygmuncie III pokoleniu. Bunty kozackie nie były tylko zjawiskiem, cechującym stosunki polskie: także i kozacy rosyjscy, nad Donem, potrafili wszczynać wielkie bunty przeciwko rządom moskiewskim. Zasługuje tu na wymienienie zwłaszcza bunt kozaka dońskiego, Stienki Razina, który wszczął powstanie kozackie w latach 1669-1671, dokonał wielkich podbojów, zajął m.in. dużą część dorzecza Wołgi i został w końcu pobity, ujęty i stracony. Już za czasów Zygmunta Augusta Polska posługiwała się „milicją", którą byli kozacy. Batory zorganizował ją już w sposób stały, ustanowił „rejestr" 500 kozaków i wziął ich w 1578 roku na żołd na wojnę z Moskwą, mianował nad nimi dowództwo Michała Wiśniowieckiego i jako jego zastępcę porucznika Jana Oryszewskiego, wydał dla nich ordynację, dał im w roku 1582 klasztor Trechtymirów pod Kaniowem na szpital wojskowy. Za Zygmunta III Wazy sejm 1590 roku uchwalił „Porządek ze strony Niżowców i Ukrainy", a nieco później ustanowiono rejestr 1000 kozaków pod władzą Mikołaja Jazłowieckiego. Kozacy atakowali posiadłości „królewiąt" Wiśniowieckiego i Ostrogskiego. Zarazem uprawiali spiski antypolskie z cesarzem. Jeden z ich przywódców, Semen Nalewajko, służył przez pewien czas jako najemnik cesarzowi, a powróciwszy, zorganizował wielki bunt nie tylko kozaków, ale i chłopów z dóbr królewiąt, zapowiadał wytępienie szlachty i spalenie Krakowa. Musieli z nim walczyć przez półtora roku tacy wodzowie, jak Żółkiewski, Zebrzydowski i Chodkiewicz, pokonali go, odesłali do Warszawy, gdzie w 1596 roku został ukarany śmiercią, a Żółkiewski zorganizował z tych, co się poddali, nowy rejestr 1500 ludzi. Nie zdołał jednak przeszkodzić temu, że oddziały obszarnicze ukarały śmiercią wielu zbiegłych chłopów. „Była to chwila, kiedy można było wygnieść całą kozaczyznę", ale wobec zagrożenia tatarskiego „przemogła rada Żółkiewskiego, by zachować tę milicję na wszelki wypadek" (Konopczyński). W czasie ostatniego polskiego pochodu na Moskwę celem osadzenia tam królewicza Władysława jako cara, przyłączyli się do tego pochodu w 1618 roku kozacy zaporoscy pod dowództwem „atamana" Konaszewicza- Sahajdacznego. Było ich 20 000 rejestrowych i nierejestrowych. W roku 1619 zwiększono rejestr do 3000 i podwyższono rejestrowym żołd. W bliskiej wojnie z Turcją brali udział liczni kozacy, rejestrowi i nierejestrowi: pod Cecorą w roku 1620 oraz - w liczbie 40 000 wobec 35 000 mnych wojsk polskich - pod Chocimiem w roku 1621. 287 W roku 1625 ustalono rejestr na 6000 i mianowano atamanem Michała Doroszenke. W roku 1629 wybuchł nowy bunt kozacki pod wodzą Tarasa Fedorowicza, w którym wzięło udział 40 000 kozaków. Pokonano ten bunt zbrojnie.zakończono kompromisem, podwyższono rejestr na 8000. Kozacy wyrastali na wielką, niezależną potęgę, tylko luźno Polsce poddaną, a mającą swoją głowę nie tylko w atamanach wojska rejestrowego, lecz i w republikańskiej fortecy na Siczy. Tłumy chłopstwa w majątkach obszarników sprzyjały kozakom i były w chwilach kryzysów gotowe wspierać ich masowym dopływem w ich szeregi. Kozacy wytworzyli sobie własną warstwę przywódców, która miała oparcie w Siczy i potrafiła nawiązywać stosunki z cesarstwem, z Turcją, z krajami wołoskimi, z Tatarami i z Moskwą, a miała w swoich szeregach także i spory zastęp zbuntowanych polskich szlachciców. Początkowo pozbawieni jakiejkolwiek ideologii, zaczęli kozacy uświadamiać sobie, że dogodnymi hasłami są dla nich obrona praw cerkwi prawosławnej i narodowości ruskiej. Zaczęli wyrastać na odrębną potęgę, zarazem prawosławną i ruską. Nie zdobyto się w Polsce w porę na stworzenie programu rozwiązania sprawy kozackiej — tym bardziej na wcielenie takiego programu w życie. Programem takim byłoby nadanie szlachectwa licznemu zastępowi kozaków i zorganizowanie „dzikich pól" w krainę przez kozaków rządzoną, z którą Polska weszlaby w porozumienie oparte na stałych zasadach. Pod wpływem „królewiąt" Polska była zbyt skłonna widzieć w kozakach tylko zbiegłych chłopów, których należało zmusić do posłuszeństwa. Zmusić do posłuszeństwa ich należało, bo byli źródłem zbyt wielkiego wichrzycielstwa. Ale należało się pogodzić z tym, że stali się wielką silą i że zdobyli sobie niezależną pozycję, którą należało uznać. Należało wejść z nimi w rozumne porozumienie. Nie jest winą króla Zygmunta, że tego dokonać nie umiano. To nie on, lecz raczej „królewięta" mieli na te sprawy główny wpływ. NAPÓR TURECKI W czasach, gdy panował w Polsce Zygmunt III ogromnie wzrosła potęga turecka i pojawił się potężny jej napór na nasze granice. Do pojawienia się w Turcji zamiaru uderzenia na Polskę przyczyniła się także polityka polskich „królewiąt", zmierzających do ponownego podporządkowania Polsce państewek wołoskich (rumuńskich), to jest Mołdawii i Multan, a więc do odzyskania przez Polskę dostępu do Morza Czarnego oraz, rzecz prosta, nieustanne napady kozackie, np. świeżo na Warnę w Bułgarii, przez kozaków zrabowaną i spaloną. W roku 1620, w obliczu szykującego się tureckiego najazdu, polski hetman Stanisław Żółkiewski, ten, który przed dziesięciu laty pobił Rosjan pod Kluszynem i zdobył Moskwę, ale teraz mający już 74 lata, uznał, że trzeba ten najazd uprzedzić, uderzając na uznającą zwierzchnictwo tureckie Mołdawię. Miał tylko 8400 wojska, ale spodziewał się nadejścia większych 288 posiłków, a ponadto liczył na kozaków oraz na pomoc 25 000 Wołochów mołdawskich, chcących się wyzwolić spod władzy tureckiej. (W istocie przyłączyło się ich do niego tylko 600, z „hospodarem" mołdawskim Grazianim na czele.) Wkroczył ze swoją małą siłą do Mołdawii i założył umocniony obóz pod Cecorą (Tutora) nad Prutem, niedaleko Jass. Turecki wódz Iskander Pasza zaatakował ten obóz silą 40 000 Turków i Tatarów. Po dwudniowej bitwie Polacy, osłabieni, zaczęli się cofać w szyku taborowym. Trwało to pomyślnie 10 dni — gdy w końcu w obozie wybuchła panika, wszczęta przez „czeladź" chcącą uciekać za rzekę Dniestr. Odwrót zamienił się w ucieczkę. Żółkiewski, na znak, że uciekać nie będzie, przebił szablą swego konia. Wytrwał na posterunku do końca — i poległ. Odrąbaną jego głowę Turcy posłali do Konstantynopola. Uratowało się z pogromu 3000 ludzi, w tym polowa kozaków. Ale pochód turecki został na razie zatrzymany. Zwołany sejm uchwalił podatki na wystawienie 60 000 wojska. Podwyższono tymczasowo rejestr kozacki do 40 000. Zwołano pospolite ruszenie. (W czasie tego sejmu kalwin Michał Piekarski usiłował zabić króla Zygmunta przy wejściu do katedry Św. Jana w Warszawie i ciężko go zranił.) Pod Chocim, w kierunku ku Cecorze, wyruszyła już w następnym, 1621 roku, armia złożona z 35 000 regularnego wojska i 40 000 kozaków. (Pospolite ruszenie zbierało się w odwodzie.) Na czele tej armii stanął 60-letni hetman litewski Chodkiewicz, ongiś zwycięzca w bitwie pod Kircholmem, właśnie ciężko chory. (Zmarł w czasie bitwy naturalną śmiercią, dokończył bitwę Stanisław Lubomirski.) Zaatakowała tę armię siła sułtańska, złożona ze 160 000 Turków i 60 000 Tatarów. Polacy znowu ufortyfikowali się w potężnym obozie. Turcy szturmowali ten obóz beskutecznie przez kilka tygodni. Polacy bitwę obronną wygrali, choć armii tureckiej nie zniszczyli. Wobec wytworzenia się stanu nierozegranej, 9 października 1621 roku zawarty został polsko-turecki pokój, oparty na zachowaniu stosunków przedwojennych — i pokój ten trwał potem przez długie lata. ROKOSZ ZEBRZYDOWSKIEGO Bardzo w istocie burzliwe były za panowania Zygmunta III stosunki wewnętrzne. „Żaden z poprzedzających jego panowanie monarchów nie popadł w tak głęboki konflikt ze swym narodem, jak Zygmunt III. W tym wzajemnym niezrozumieniu się monarchy i społeczeństwa leży przyczyna niepowodzenia polityki polskiej zarówno na zewnętrz, jak i wewnątrz. Wszechwładny kanclerz Jan Zamoyski starał się o pozyskanie króla dla swej idei kontynuowania polityki Batorego na wschodzie i południu, ale Zygmunt III, zamiast iść za jego wskazówkami, rozpoczął swoje daremne zabiegi o utrzymanie się na tronie Szwecji. W konsekwencji doprowadziło to do konfliktu króla z kanclerzem, który ten ostatni przeniósł na teren sejmu i wystąpił otwarcie z potępieniem jego szwedzkiej polityki" (Lewicki). Tak oto ocenia wewnętrzne rozdarcie w życiu polskim owych czasów autor szeroko 19 — Hist. Nar. Poi., t. I 289 znanego podręcznika polskiej historii. Wynika z tej oceny — będącej poglądem szeroko dziś w Polsce rozpowszechnionym — że winowajcą tego rozdarcia byi król Zygmunt. Byl dlatego winowajcą, że nie kontynuował polityki Batorego i nie uważał za swe główne zadanie podboju Moskwy, a potem razem z Moskwą, Turcji. (Choć w istocie to za jego tylko panowania zdarzyło się, że Polska rzeczywiście zdobyła Moskwę. I nie kto inny, tylko on odzyskał dla Polski Smoleńsk. A w walce z Turcją to właśnie pod jego rządami dokonano jednego z największych osiągnięć w zmaganiu z jej naporem, mianowicie postawienia na więcej niż jedno pokolenie tamy temu naporowi przez bitwę pod Chocimiem.) W istocie, sprawy należałoby ocenić zupełnie inaczej. Polityka zagraniczna Zygmunta III była słuszna. To nie Moskwa, ale po staremu naród niemiecki byl dla Polski największym niebezpieczeństwem. Jego rewolucja zagrażała w sposób groźny losom Polski, tak samo jak całej Europy. A Szwecja stała się twierdzą i źródłem siły tej niemieckiej rewolucji. Należało, o tyle, o ile to było możliwe, z opanowaniem- Szwćcji przez tę rewolucję walczyć. (A było to ważne i z innych względów: ze względu na potrzebę osiągnięcia zwycięstwa w walce o panowanie na Bałtyku.) Należało także wnieść polski wkład w walkę o to, by rewolucja niemiecka nie wyszła zwycięsko z wojny trzydziestoletniej i poprzedzających ją zmagań — a przy okazji odzyskać Śląsk, a potem i Szczecińskie Pomorze. Rozdarcie wewnętrzne w narodzie polskim było za czasów Zygmunta III tak wielkie, ponieważ silny był w Polsce podskórny nurt protestancki, a król był stanowczym stronnikiem katolicyzmu i wiedział w swej polityce czego chce i wobec tego nieunikniony był konflikt między królem a wpływową częścią społeczeństwa. A wyrastała już w polskim życiu potęga nowego, nietradycyjnego możnowładztwa, dążącego do opanowania w Polsce władzy. Oskarżano Zygmunta III o chęć zrzeczenia się polskiego tronu i wprowadzenia na ten tron Habsburgów (co było jawnie niesłuszne, bo przecież Zygmunt Waza właśnie w walce, nawet zbrojnej, z Habsburgami, tron polski zdobył). To prawda, że ochotę na takie rozwiązanie miał, póki żył, ojciec Zygmunta, król szwedzki: chciał zapewnić synowi więcej swobody w zmaganiach w przyszłości o utrzymanie się na tronie szwedzkim. I robił w tym kierunku intrygi — co wyszło na jaw. Ale Zygmunt w intrygach tych nie uczestniczył r ich nie popierał. Natomiast będąc stronnikiem obozu katolickiego w narastającym przeciwieństwie politycznym katolicko- protestanckim w Europie i potem w wojnie trzydziestoletniej, uważał, że Polska szukać musi jakiegoś porozumienia z Habsburgami (nie tylko austriackimi, ale i hiszpańskimi — wielki bojownik o sprawę katolicką w Europie, król hiszpański Filip II, panował w latach 1556-1598, a więc za jego czasów). Z tego powodu wziął ślub z córką cesarza austriackiego Anną, a po jej śmierci z jej siostrą Konstancją, które zresztą obie były mu oddanymi i dobrymi żonami. Zygmunt III Waza dążył do wzmocnienia w Polsce władzy królewskiej. Skłaniało go do tego to, że sejmy, opanowane przez anarchiczną opozycję, nie miały zrozumienia dla potrzeb państwa i odmawiały, nieraz w najkrytyczniejszych chwilach, koniecznych uchwał podatkowych. To nie znaczy, by sprzeciwiał się wolnościowemu ustrojowi Polski. 290 „Zygmunt III, wychowany w konstytucyjnej (jak na owe czasy) Szwecji, nie był, podobnie jak Batory, królem malowanym, ale też nie brzydził się sejmowaniem. Za niczyjego panowania nie zjeżdżały się sejmy tyle razy i tak często, co ważniejsza, nigdy z tak obfitym rezultatem. Co najważniejsza, ten okrzyczany absólutysta widział jasno potrzebę uzdrowienia sejmów i sprawę tę w licznych poruszał uniwersałach. Ale obok sejmu potrzebny byl rząd, mianowicie rząd centralny jako organ polityki ogólnej. Po Byczynie rządzić chciał za króla Zamoyski. (...) Nie dziw, że Zygmunt (...) słuchał rad zaufanych dworzan. (...) Czy miał (...) ten obóz dworski jakiś program wspólny? Czy dążył choćby do takiego minimalnego absolutyzmu, jaki opozycja zarzucała królowi, że (...) odbywa «?? Nawet tego nie widać. Tymczasem o dążenie do absolutum dominium (absolutnej władzy królewskiej) posądzali króla ludzie skądinąd światli i patriotyczni, skupieni koło Zamoyskiego (...). Do nich też zwracał się w swych płomiennych Piotr Skarga" (Konopczyński). Jezuita Piotr Skarga, jeden z największych na całej przestrzeni naszej historii polskich pisarzy, mistrz polskiej prozy i kierownik duchowy dużej części polskiego narodu zarówno w swoim pokoleniu, jak w pokoleniach następnych, obok kardynała Hozjusza największy wódz i propagator polskiej kontrreformacji, napisał „Kazania sejmowe"(które zresztą wygłoszone nie były, ukazały się tylko w druku), by uświadomić narodowi i jego przywódcom, że duch anarchii, jaki się w Polsce rozszerzył, prowadzi Polskę do ruiny, a nawet do całkowitej zagłady. To wsrząsające dzieło polskiej literatury, zawierające w sobie akcenty prorocze i dotąd przez wielu Polaków czytane, miało w sobie także wyłuszczenie poglądu, że najlepszą formą ustrojową jest absolutna władza królewska. Skarga jest za to dziś krytykowany. „Jedyne zbawienie wskazywał w monarchii, w zupełnym odepchnięciu od prawodawstwa przedstawicieli narodu. Na zniszczenie sejmu było za późno; uzdrowienie jego zawisło od wychowawczego wpływu elity na naród (Konopczyński). Zgodzić się trzeba, że istotnie wolnościowy ustrój Polski był sam w sobie faktem zbyt cennym, by można go było obalać oraz że ustrój ten w swym podstawowym zarysie zbyt już byl wówczas utrwalony, by obalanie go dało się w ogóle w owym czasie przeprowadzić. Dążenie do „absolutum dominium" nie było dążeniem króla Zygmunta, było tylko dążeniem Skargi. Ale nie można mieć księdzu Skardze za złe, że sobie taki pogląd urobił. Szukał on dla Polski ratunku. To jeszcze nie były czasy utrwalonej „Rzeczypospolitej królewskiej" i szlacheckiej. Absolutyzm zwyciężał w wielu krajach, zwłaszcza takich, jak Hiszpania i Francja; i nie można uważać Skardze za wielką winę, że wyobrażał sobie ratunek Polski na modlę, powiedzmy, hiszpańską. Jego poczynania i wskazania na innych polach były tak słuszne i pożyteczne, że można mu darować, iż w poglądzie na ustrój Polski zdradzał skłonności na owe czasy już w Polsce nierealne. Wymieniony przed chwilą kanclerz Jan Zamoyski, przywódca mniejszej szlachty, który wyrósł na wielkiego magnata, byl jednym z największych polskich mężów stanu. To on, jako wódz szlachty, doprowadził do obioru 291 Henryka Walezego, Stefana Batorego i Zygmunta Wazy na królów polskich. Za czasów Batorego i w pierwszym okresie panowania Zygmunta Wazy sprawował w Polsce u boku króla władzę na pół dyktatorską. To on pobił Maksymiliana pod Byczyną. Był to katolik — ale ulegał trochę wpływowi poglądów i poczynań politycznych obozu protestanckiego. Jako wieloletni przywódca szlachecki miał nieco skłonności do demagogii. W poglądach na politykę zagraniczną trochę za mało rozumiał sprawy zachodnie i północne, przywiązywał trochę przesadną wagę do spraw wschodnich i południowych. Przykładaniem ręki do warcholskich poczynań opozycyjnych przyczynił się w niemałym stopniu do zawichrzenia stosunków wewnętrznych w Polsce. Wszystko to nie umniejsza jego zasług jako polityka, a przede wszystkim jako wielkiego administratora, wielkiego kolonizatora Ukrainy, a także założyciela miasta Zamościa (z jego piękną, z góry uplanowaną architekturą), założyciela akademii zamojskiej (która przetrwała potem jako jeszcze jeden polski uniwersytet 189 lat, od 1595 do 1784 roku, gdy ją Austriacy zamknęli), także i jego roli jako praojca rodu późniejszych hrabiów Zamoyskich, który dał Polsce wielu wybitnych ludzi. Tuż przed śmiercią Zamoyski wdał się na sejmie 1605 roku w spory z królem o charakterze demagogicznym. Gdy w tymże roku umarł, król „wyzyskując ujemny efekt poprzedniego sejmu oraz dodatnie wrażenie Kircholmu i Kremla (...) zwołał nowy sejm (... w r. 1606), aby na nim przeprowadzić śmiały program..Obejmował on na wewnątrz stworzenie stałej armii, oczywiście opartej na stałych dochodach skarbu pospolitego — i ukrócenie poselskich protestacji na sejmach. Jeżeli sejm tę armię uchwali (...) to Zygmunt uderzy na Szwecję i odbierze koronę uzurpatorowi (...). (Istniała także) dążność do zaprowadzenia rządów większości (...na sejmach) gdy paru lub kilku posłów udaremniało obrady. Wykrył ten zamiar zamojszczyk Zebrzydowski. (...) Plan stałej armii i reformy sejmowej oddalił się w nieskończoność" (Konopczyński). Jak widzimy, Zygmunt Waza wcale nie dążył do ustanowienia „absolutum dominium", tylko do reformy bardzo umiarkowanej i koniecznej, uznającej prawa sejmu, ale zarazem wzmacniającej władzę króla i pozwalającej mu na prowadzenie planowej polityki. Ten rozdźwięk pociągnął za sobą regularną wojnę domową. Pod hasłem przeciwstawienia się dążeniu do „absolutum dominium", opozycja protestancka, a wraz z nią garść rozagitowanych katolików, wszczęła rokosz, zwołując coś w rodzaju pospolitego ruszenia do Sandomierza. Na czoło tego rokoszu wysunięto umyślnie katolika, Zebrzydowskiego i twierdzono, że już Zamoyski, dopóki żył, uważał, że trzeba wypowiedzieć królowi posłuszeństwo. Uchwalono w czasie rokoszu wypędzić z dworu królewskiego jezuitów, a w szczególności usunąć Skargę za jego monarchiczne nauki. Rokoszanie zamierzali obalić króla Zygmunta i na jego miejsce obrać protestanta Gabriela Batorego, księcia siedmiogrodzkiego. Rokosz miał wybitnie szlachecki charakter: jednym z jego zamierzeń było osiągnąć silniejsze jeszcze uzależnienie chłopów od szlachty. Po różnych perypetiach doszło w końcu do zbrojnej walki i do bitwy pod Guzowem 5 sierpnia 1607 roku między rokoszanami a wojskiem królewskim, w której hetmani 292 Żółkiewski i Chodkiewicz, dowodzący wojskiem kwarciańym, rokoszan pokonali. Poległo ich stu kilkudziesięciu, reszta się rozproszyła. Chodkiewicz nie ścigał ich, bo „pożałował krwi bratniej". „Guzów był zwycięstwem katolicyzmu i jedności narodowej". „Rokoszanie ponieśli ciężką moralną porażkę przez to, że dwór zdobył pod Guzowem dowody ich zdradzieckich praktyk z Siedmiogrodem. Za to rokosz, jako niszczycielska idea, wyszedł z opałów cało, przez to samo, że nikt z jego prowodyrów nie poniósł najmniejszej kary" (Konopczyński). Zwycięstwo jednak króla i obozu politycznego katolickiego było tak wielkie, że Zygmunt mógł w następnych 25 latach swego panowania sprawować rządy bez szczególnych przeszkód i trudności. A gdy po jego śmierci odbyła się nowa elekcja, jego starszy syn, Władysław, obrany został jednomyślnie i żadnej innej kandydatury mu nie przeciwstawiono. Należy stwierdzić, że za czasów Zygmunta III Polska stanęła u szczytu swej potęgi. To wtedy osiągnięte zostały tak wielkie polskie zwycięstwa zbrojne, jak Kircholm i Kłuszyn, także i wielkie zwycięstwo obronne pod Chocimiem, które zmazało kieskę pod Cecorą, to wtedy wojska polskie zajęły Moskwę i okupowały moskiewski Kreml, to wtedy odzyskany został Smoleńsk, to wtedy flota polska odniosła pod Oliwą jedyne w historii Polski aż po wiek XX większe zwycięstwo na morzu, to wtedy wpływy polityczne polskie odgrywały wielką rolę zarówno w Szwecji, jak w Moskwie, jak także i w Berlinie. Szczytem roli mocarstwowej Polski były nie czasy jagiellońskie, także i nie czasy Batorego, jak wielu Polaków sądzi, ale czasy Zygmuta III Wazy. UNIA BRZESKA Wielkim osiągnięciem polskim epoki Zygmunta III Wazy była unia brzeska, która połączyła znaczną część Kościoła prawosławnego w Polsce z Kościołem katolickim. Była ona rzecz prosta przede wszystkim dziełem tego odłamu episkopatu prawosławnego i elity umysłowej prawosławnej w Polsce, który ogarnięty był wpływem i duchem polskiej kontrreformacji i doszedł do wniosku, że trzeba, by się Cerkiew prawosławna z Kościołem katolickim połączyła i poparła kontrreformację. Rzecz ciekawa, że niektórzy z czołowych członków episkopatu prawosławnego, którzy dzieła unii dokonali, byli poprzednio protestantami: Hipacy Pociej, ongiś kasztelan brzeski, po owdowieniu mnich prawosławny i biskup wlodzimierski i brzeski, a od roku 1600 unicki metropolita kijowski, był w młodości protestantem; a wielki organizator Cerkwi unickiej, metropolita kijowski w latach 1613-1637, a więc w całości za panowania Zygmunta Wazy, Józef Welamin Rutski, urodził się pod Nowogródkiem w pochodzącej z uchodźców z państwa moskiewskiego, polskiej rodzinie kalwińskiej.* Pierwotnie nawet tacy późniejsi przeciwnicy unii jak potężny magnat kresowy, Konstanty Wasyl Ostrogski, wódz „dyzunitów" (prawosławnych) do unii się skłaniali. Przeszedł z kalwinizrnu na katolicyzm obrządku łacińskiego i chciał zostać jezuitą, ale jezuici 293 Ale niezależnie od tego, że polska kontrreformacja wywarła na dokonanie się unii wpływ bezpośredni, przez oddziałanie na sposób myślenia samych przywódców prawosławia w Polsce, którzy zdecydowali się dokonać unii widząc rozkwit kontrreformacyjnego Kościoła i będąc pociągniętymi ku niemu — polska kontrreformacja przyczyniła się do dzieła unii także i w sposób bezpośredni. Propaganda prawosławna rosyjska głosiła potem — co było przesadą, ale w czym jest i ziarenko prawdy — że unia była dziełem Polski i polskiego wpływu, a nawet wręcz polskiej polityki. Rozstrzygającą rolę w doprowadzeniu do unii odegrał wielki polski pisarz-jezuita, ks. Piotr Skarga. Napisał on książkę ,,O jedności Kościoła Bożego" (dwa wydania, za Batorego 1577 i za Zygmunta III Wazy, 1590), w której wywodził, że Kościół jest jeden i że prawosławni powinni uznać nad sobą zwierzchnictwo papieża i włączyć się do jedności Kościoła powszechnego. Był to jakby apel do prawosławnych w Polsce, by dokonali unii. Książka ta była impulsem, który przywódców prawosławia ku akcji unijnej pociągnął. W wysokim stopniu rozstrzygającą rolę odegrał w dziele unii także i król Zygmunt III Waza. Był on zwolennikiem unii, a będąc królem mógł swoim poparciem w wybitny sposób do dokonania się unii dopomóc. Unią, przygotowywana w ciągu kilku lat, została ostatecznie postanowiona na zjeździe prawosławnego episkopatu w Brześciu Litewskim w roku 1595. Uczestnicy tego zjazdu, z metropolitą kijowskim i halickim Michałem Rahozą na czele, uchwalili dwie petycje: jedną do papieża, drugą do króla Zygmunta III. W petycji do papieża oświadczali, że Cerkiew prawosławna w Polsce oddaje się pod jego zwierzchnictwo, ale zarazem prosi o pozostawienie jej charakteru odrębnej organizacji, z odrębną hierarchią, odrębną wschodnią (grecką) liturgią, posługującą się starym językiem cerkiewno-słowiańskim, z kalendarzem juliańskim oraz z duchowieństwem niższym żonatym (ale z biskupami i zakonnikami nieżonatymi). Jako delegaci tego zjazdu, wyżej wymieniony Pociej, biskup wiodzimierski i brzeski (późniejszy metropolita kijowski) i Cyryl Terlecki, biskup łucki, udali się do Rzymu do papieża Klemensa VIII celem doręczenia mu tej petycji. Papież zatwierdził zasady tej unii i tym sposobem narodziła się Cerkiew „unicka", będąca gałęzią Kościoła katolickiego. Już w roku następnym, 1596, ci sami biskupi prawosławni, a obok nich liczny zastęp biskupów łacińskich, a wreszcie także i Piotr Skarga, zebrali się razem znowu w Brześciu, obwieścili ustanowienie unii oraz wspólnie odmówili „Wierzę w Boga", a ks. Skarga wygłosił kazanie. W petycji z roku 1595 do króla Zygmunta III biskupi zawiadamiali go o postanowionej unii oraz prosili go, by biskupi uniccy zasiadali odtąd w polskim senacie, tak samo jak biskupi „łacińscy", to znaczy biskupi katoliccy dotychczasowi. Zygmunt III, spełniając tę prośbę, wydał 2 sierpnia 1595 roku dekret, równający pod tym względem biskupów unickich z łacińskimi. Dekret ten pozostał jednak nie urzeczywistniony: wpływy świeckie, wśród których I zalecili mu przyjąć obrządek wschodni jego praojców i dziatać w Cerkwi unickiej. Byl on bliskim przyjacielem unickiego Świętego Józafata Kuncewicza, arcybiskupa unickiego w Polocku, zamordowanego w 1623 r. przez prawosławnych w Witebsku. 294 wciąż jeszcze ogromną rolę odgrywał czynnik protestancki (było to jeszcze na 12 lat przed rokoszem Zebrzydowskiego i bitwą pod Guzowem) nie dopuściły do tego, by w senacie liczba biskupów została tak znacznie zwiększona. Unia brzeska była w niemałym stopniu wznowieniem unii florenckiej z roku 1439, zawartej przez Cerkiew grecką z Kościołem katolickim w tej nadziei, że łaciński zachód przyjdzie zagrożonemu przez Turków Konstantynopolowi z pomocą, ale zawaliła się, gdy polsko-węgierska krucjata zakończyła się klęską pod Warną, a Konstantynopol został przez Turków zdobyty. Ale Cerkiew prawosławna w państwie polsko-litewskim pozostawała potem przez kilkadziesiąt lat przynajmniej nominalnie wierna unii florenckiej i aż do roku 1517 uznawała zwierzchnictwo papieża.* Ale unia florencka — to była tylko teoria. Natomiast unia brzeska była dziełem o znaczeniu praktycznym. Stworzona przez nią Cerkiew unicka, czyli grecko-katolicka, stała się silnie zorganizowanym kościołem o wyraźnym i trwałym obliczu. Nie wszyscy prawosławni w Polsce, nawet nie wszyscy biskupi, byli posłuszni uchwałom synodu brzeskiego o unii. Tak więc utrzymała się w Polsce także i nie uznająca zwierzchnictwa Rzymu Cerkiew prawosławna, zwana potocznie cerkwią „dyzunicką", czyli nieunicką. Doprowadzenie dużego odłamu Cerkwi prawosławnej do przyłączenia się do Kościoła katolickiego, a więc założenie Cerkwi unickiej (grecko- katolickiej) jest wielkim, historycznym osiągnięciem Polski. Jest to niewątpliwie dzieło polskiego narodu. Pomijając już rolę w tym dziele takich postaci, jak ksiądz Skarga czy król Zygmunt Waza oraz pomijając to, że główni pierwsi bezpośredni organizatorzy unii i jej zasłużeni mężowie, tacy jak metropolici Pociej, Rutski, męczennik święty Józafat Kuncewicz, a w istocie także i metropolita Rahoza, biskup Terlecki itd — to byli Polacy, stwierdzić trzeba, że unia narodziła się i wyrosła w atmosferze polskiej kontrreformacji, w blasku odrodzenia wiary i prawowierności Polski na przełomie XVI i XVII wieku. Jest po prostu owocem polskiej kontrreformacji. Unia brzeska znalazła w świecie naśladowców. Inne nowożytne Kościoły unickie pozakładane zostały na wzór Kościoła grecko-katolickiego w Polsce.* • Taką postawę miał metropolita prawosławny kijowski, Izydor (1437-1458, zmarły w Rzymie jako kardynał w 1463 roku), Grzegorz II (1458-1472), Misael (1472-1477), Symeon (1477-1488) i Józef II (1498-1517). Stolica biskupia ruska w Kijowie pod rządami jagiellońskimi była jedyną stolicą biskupią Cerkwi wschodniej, która przez pewien czas także i po kiesce warneńskiej czulą się w zasadzie związana aktem unii florenckiej. Z czasem to ustało. • W roku 1630 kościół licznych w Polsce wychodźców Ormian, należących do herezji „monofizyckiej", zawarł unie z Rzymem i stał się kościołem ormiańsko-katolickim, który jeszcze w 1939 roku liczył w Polsceokoło 12 000 wiernychi miał swoje arcybiskupstwo we Lwowie. W 1633 połączył się z Kościołem katolickim Kościół syryjski w Damaszku w Syrii, w 1654 część Kościoła malabarskiego w Indiach, w 1655 Kościół „ruski" na Węgrzech, tj. Rusi Podkarpackiej (dziś istniejący na Węgrzech, w Słowacji i w Ameryce — gdzie ma arcybiskupstwo w Munhall pod Pittsburgiem — a na samej Rusi wcielony przymusowo do prawosławia, trwający jednak podziemnie), w 1672 część Kościoła nestoriańskiego w Syrii, Iraku i Iranie, w 1684 i 1701 część Kościoła melkickiego (prawosławno-arabskiego) w krajach Bliskiego Wschodu, w 1697 część 295 Ale nawet dzisiaj, po tylu przymusowych kasatach, członkowie Kościoła grecko-katolickiego (żyjący dziś głównie w Ameryce i w rozproszeniu po świecie i mający w północnej Ameryce dwa arcybiskupstwa, w Filadelfii i w Winnipegu, oraz w całym świecie wiele biskupstw i tworzący razem Kościół, przemianowany w roku 1960 na ukraińsko-katolicki) są liczniejsi niż suma członków wszystkich innych Kościołów unickich razem wziętych. Rosyjska Cerkiew prawosławna oraz rządy rosyjskie odniosły się do unii brzeskiej i do Kościoła unickiego w Polsce z zawziętą nienawiścią. Zaraz po rozbiorach Polski rząd rosyjski przymusowo wcielił do Cerkwi prawosławnej bardzo wielu unitów polskich na ziemiach wschodnich,* a po okresie nieco większej tolerancji w czasach napoleońskich i ponapoleońskich całkowicie skasował Cerkiew unicką w roku 1839 na polskich ziemiach wschodnich, a w roku 1875 w Królestwie Kongresowym (gdzie istniało biskupstwo unickie w Chełmie i gdzie żyło wielu unitów, głównie na Chełmszczyźnie i na Podlasiu). Wszyscy unici zostali przymusowo wpisani do Cerkwi prawosławnej, wszystkie cerkwie unickie zabrane. Szczególnie okres 1875-1905 był okresem wielkich prześladowań unitów. Na przykład we wsi Pratulin na Chełmszczyźnie przy zabieraniu cerkwi, zabito 9 chłopów-unitów na miejscu, a 180 poraniono, przy czym dalszych 4 z nich po kilku dniach zmarło. Wielką liczbę ludzi straszliwie katowano (bito). Większość unitów po bohatersku wytrwała w wierności dla Kościoła katolickiego. Zwykle uczęszczali oni potajemnie na katolickie nabożeństwa łacińskie i po nocach brali śluby i spowiadali się u księży katolickich łacińskich, za co tym księżom groziło wywiezienie na Sybir. Opisali to w swoich książkach polscy powieściopisarze Reymont i Weyssenhoff. W roku 1905, po pierwszej rewolucji rosyjskiej car wydał „dekret o tolerancji", zezwalający członkom cerkwi prawosławnej na przechodzenie na katolicyzm w obrządku łacińskim (ale nadal nie zezwalający na wznowienie prawosławnego Kościoła rumuńskiego (w Siedmiogrodzie, to znaczy dzisiaj w Rumunii), w 1741 część Kościoła koptyjskiego w Egipcie. * „W Polsce przedrozbiorowej było zaledwie 800 000 na 3,8 miliona unitów. Przed drugim rozbiorem pozostawało w granicach Rzeczypospolitej jeszcze 2 666 tysięcy unitów na 500 000 < dyzunitów >. W pierwszym rosyjskim zaborze z 1772 roku było 1,2 miliona ludności, 300 000 prawosławnych, 800 000 unitów, 100 000 rzymskich katolików. (...) Był zacięty opór hierarchii unickiej, ale ukaz Katarzyny w r. 1780 odsunął metropolitę od wszelkiej władzy. (...) Zaczęło się wchłanianie unitów przez prawosławie - w ciągu trzech lat < nawrócono ? 117 000. Jeszcze była ich większość ogromna, ale topniała. Powtórzyła się na uwielokrotnioną skalę rozprawa z unią za drugiego i trzeciego rozbioru, z zastosowaniem od razu przymusu i represji. Na Ukrainie byl stały ferment wyznaniowy i zadawniona wrogość do unii, prawosławie odniosło łatwy tryumf. Na Wołyniu i Podolu z 5000 parafii tylko dwieście zostało przy unii. Wywieziony do Petersburga metropolita, Teodor Rostocki, w liście do króla wygnańca, Stanisława Augusta, przedstawiał niedolę unii, gwałty wojskowe, zabory cerkwi, klasztorów i mienia kościelnego, katowanie opornych. Do zgonu Katarzyny < nawrócono >? ogółem 9300 parafii i 150 klasztorów, a ludzi półtora miliona na ziemiach południowych, ale tylko 190 000 na ziemiach W. Księstwa Litewskiego. Unia ta wytrzymała prześladowania, przeżyła Katarzynę. Za cara Pawła I zaniechano prześladowań unitów - może na prośbę kn la. Większość ludności pozostała lam unicką aż do czasów Mikołaja I - jeszcze przez lat czterdzieśc, parę, do 1839" (Kukieł). 296 Cerkwi unickiej) — i wtedy 200 tysięcy unitów, wpisanych do Cerkwi prawosławnej wedle jednych danych, a 300 tysięcy wedle innych, głównie na Podlasiu i Chełmszczyźnie, wstąpiło do Kościoła katolickiego w obrządku łacińskim. (Z tego 26 700 w „guberni" wileńskiej.) Po owych carskich kasatach 1839 i 1875 roku Cerkiew, unicka przechowała się jednak bez przerwy pod zaborem austriackim, mając tam arcybiskupstwo grecko-katolickie we Lwowie i dwa biskupstwa, w Przemyślu i Stanisławowie. Pod zaborem rosyjskim Cerkiew unicka, dopóki istniała, miała charakter narodowo neutralny: jej wierni, to byli Polacy i Rusini, współżyjący ze sobą w zgodzie. Pod rządami austriackimi rzeczy potoczyły się jednak inaczej: rząd austriacki, w ciągu 146 lat swego panowania w „Galicji" postarał się o to, by przekuć „galicyjską" Cerkiew unicką na narzędzie swojego wpływu i w organizację kościelną antypolską.* Ale nawet tam wpływy polskie w Cerkwi unickiej utrzymały się długo. Jeszcze w roku 1904 grecko-katolicki metropolita lwowski, Szeptycki, uważający się za Ukraińca, uznał za właściwe wydać w języku polskim specjalny „List pasterski do Polaków obrządku grecko-katolickiego". Wedle austriackiego spisu ludności w roku 1900 w mieście Lwowie było 29 327 greko-kaiolików, ale z nich tylko 15 159 to byli Rusini, czyli około 14 200 to byli uniei-Polacy. Później jednak wpływy polskie w Cerkwi grecko-katolickiej znikły i obecnie bardzo jest mało greko-katolików, uważających się za Polaków. Gdy wschodnia część byłego zaboru austriackiego dostała się w 1944 roku pod rządy sowieckie, władze sowieckie zrobiły tam z Cerkwią unicka dokładnie to samo co poprzednio, w latach 1839 i 1875, na innych ziemiach • Zaznaczyło się to szczególnie jaskawo w ostatniej ćwierci XIX i na początku XX wieku. Zanosiło się w owych czasach przez czas pewien na wojnę austriacko-rosyjską i rząd austriacki żywił nadzieję, że po tej wojnie Ukraina, wraz ze swą stolicą, Kijowem, będzie przyłączona do Austrii. Rząd ten spodziewał się, że będzie wtedy można oderwać prawosławną ludność Ukrainy od Cerkwi rosyjskiej i przyłączyć do galicyjskiej Cerkwi grecko-katolickiej, kióra b> się wtedy stała narodowym Kościołem Ukrainy. Aby się do tego przygotować, rząd austriacki postanowił zrobić z tej Cerkwi Kościół narodowy nacjonalizmu ukraińskiego, (W tym celu musiał zwalczyć nie tylko Polaków-grekokatolików, ale i tzw. Starorusinów, których przedtem popierał.) Do urzeczywistnienia tego celu znalazł sobie narzędzie w osobie młodego Polaka, Romana, czyli Andrzeja hrabiego Szeptyckiego, który przeszedł z obrządku łacińskiego, do którego należał, na obrządek grecko-katolicki, został unickim zakonnikiem i stał się zaciekłym Ukraińcem. Został on, w wyniku starań rządów austriackich, jako człowiek 34-letni, w roku 1899 mianowany biskupem grecko-katolickim stanisławowskim, a jako człowiek 35—letni, w roku 1901, arcybiskupem i metropolitą lwowskim. Sprawował potem rządy metropolią unicką lwowską przez 44 lat, do śmierci 1 listopada 1944 roku. Byl to syn rodziny polskiej: jego rodzice byli dobrymi Polakami, katolikami obrządku łacińskiego, jego brat był polskim generałem i przez pewien czas szefem sztabu polskiej armii, jego dziadek ze strony matki, Aleksander Fredro, znakomitym, czołowym polskim komediopisarzem, a przedtem oficerem polskich wojsk w czasach napoleońskich. Metropolita Szeptycki przerobił Cerkiew grecko-katolicką na twierdzę nacjonalizmu ukraińskiego i wrogości wobec Polski i polskości. Zajmował on postawę ukraińską także i po upadku Austrii, a więc w niepodległej Polsce. Jest znamienne, ze jako wybitny członek episkopatu unickiego nie zrobił nic a nic, by przyjść z pomocą prześladowanym unitom w zaborze rosyjskim. Prześladowania te skończyły się dopiero 297 polskich, rządy carskie: skasowały w roku 1946 Cerkiew unicką, spowodowały ogłoszenie, że unia brzeska jest unieważniona i przyłączyły tę Cerkiew do rosyjskiej Cerkwi prawosławnej.*) Fakt doprowadzenia przez Zygmunta III Wazę i takich ludzi jak ksiądz Skarga do unii — doprowadzenia oczywiście we współdziałaniu z czołowymi przywódcami Cerkwi — jest dziś przez niektórych Polaków krytykowany. Mówi się dziś, że ta unia przyniosła Polsce nie pożytek, lecz szkodę. Że wzbudziła niechęć do Polski w „dyzunitach", tych, co pozostali wierni prawosławiu, co odegrało później dużą dolę w wojnach kozackich oraz powiększyła wrogość Rosji wobec Polski. Oraz że z drugiej strony przeszkodziła nawracaniu prawosławnych Rusinów na katolicyzm obrządku łacińskiego. Na krytyki te odpowiedzieć trzeba, że najpierw, Polska jako kraj katolicki miała obowiązek przedsięwziąć próbę pogodzenia z Kościołem powszechnym dużej rzeszy ludności schizmatyckiej, żyjącej w jej granicach; naród dużej miary nie może się w swych poczynaniach powodować wyłącznie swoim interesem narodowym, musi się nie uchylać od podejmowania zadań 0 znaczeniu powszechnym i światowym. A postulatem Kościoła było nie tylko odzyskanie dla posłuszeństwa i prawowierności milionów odpadłych owieczek, ale i zachowanie tego, co było w ich życiu wartościowego, mianowicie ich odrębnej, wschodniej liturgii, mającej za sobą tradycję sięgającą czasów Chrystusa oraz słowiańskiego języka liturgicznego o tradycji sięgającej czasów świętych Cyryla i Metodego. A po wtóre, unia była konieczna także i z punktu widzenia polskiego interesu narodowego i państwowego. Polska była krajem katolickim; protestantyzm, choć politycznie ruchliwy i zaczepny, jako siła duchowa w Polsce dogorywał. Było anomalią trwanie w Polsce w postaci prawosławia wielkiej społeczności, Kościołowi katolickiemu obcej. Było postulatem jedności narodowej tę społeczność z resztą narodu zjednoczyć. Polska owych czasów, to był kraj zwyciężającej i pełnej żarliwości i zapału kontrreformacji. Było niepodobieństwem dużą część narodu pozostawić poza jej zasięgiem. Nie można także było przewidzieć, że po dwóch wiekach Polska dostanie się pod zabór i że dzieło unii zostanie w dużym stopniu zburzone albo przeinaczone przez rządy zaborcze. Trzeba znaczenie unii oceniać wedle w roku 1905, gdy on by) metropolitą unickim już od 4 lat, a biskupem unickim od lat 6. A tymczasem unici w zaborze rosyjskim w tym czasie zdobyli się choćby na tyle, że zebrali 56 tysięcy podpisów pod petycją do Ojca świętego z prośbą o opiekę w obliczu prześladowań i delegacja 52 chłopow-unitów, pochodzących z dziesięciu powiatów Chelmszczyzny i Podlasia (niektórzy z nich z bliznami od rosyjskich bić) zawiozła tę petycje do Rzymu i wręczyła ją papieżowi Piusowi X na uroczystej audiencji 3 maja 1904 roku. To nie metropolita Szeptycki 1 nie Cerkiew unicka w zaborze austriackim była im w tej akcji i tej podróży pomocna, lecz tylko Polacy, katolicy obrządku łacińskiego. • Wedle danych, ogłoszonych w 1959 roku w Niemczech, w wyniku kasaty obu cerkwi unickich, tej na ziemiach polskich i tej na Rusi Podkarpackiej, 12 unickich arcybiskupów i biskupów zostało uwięzionych, przy czym większa ich część w więzieniach pomarła (żaden biskup nie przeszedł na stronę prawosławia), a spośród 2950 unickich księży, połowa została uwięziona, 20 procent ukryło się i zaczęło działać podziemnie, 30 procent podporządkowało się i poddało prawosławiu, zaś 1500 zakonników i zakonnic zostało uwięzionych lub wygnanych. 298 sytuacji w czasach, gdy ona powstała, to znaczy stosunków na przełomie XVI i XVII wieku. Unia powiększyła jedność Polski, przyciągnęła miliony ludności duchowo obcej ku reszcie narodu. Stworzyła także wartości trwale, których dziś nie doceniamy: przecież liczne zastępy ludności ongiś ruskiej, które stały się częścią bezsporną naszego narodu, spolszczyły się w wyniku unii. A nie można było oczekiwać, że unia będzie sukcesem bez reszty i że ogarnie całość Cerkwi wschodniej bez żadnych wyjątków. Jest także niepodobieństwem wyobrażać sobie, że mogliśmy byli wielkie rzesze ludności prawosławnej przyciągnąć ku katolicyzmowi w obrządku łacińskim. Jedno z dwojga: aby to osiągnąć, musielibyśmy te rzesze pozyskać dla katolicyzmu łacińską propagandą, albo też je do zmiany wiary przymusić. Pierwsze było w istniejących warunkach niewykonalne: propaganda mogła pozyskać tylko mniejszość (np. przez kolegia jezuickie młode pokolenie szlachty). Ale jakaż propaganda mogła przekonać większość ruskich chłopów, że liturgia łacińska jest czymś od liturgii słowiańskiej lepszym? Można było przekonywać o prawdziwości wiary (i tu była różnica między unią i dyzunią), ale różnica obrządku nie była tematem do propagandy. A jeśli idzie o drugie, to przymus w rzeczach wiary sprzeciwiał się odwiecznym polskim pojęciom. Niemiecka zasada „cuius regio eius religio" (czyje rządy, tego religia), powszechnie w Niemczech stosowana, zwłaszcza od czasów wojny trzydziestoletniej, w Polsce stosowana być nie mogła. Szlachcice we wschodniej Polsce mogli być katolikami — ale chłopi w ich wsiach pozostawali unitami lub prawosławnymi. Szlachcice pod Krakowem mogli być kalwinami lub arianami, ale chłopi w ich wsiach pozostawali katolikami. Unia była potrzebna i konieczna — i była wielkim osiągnięciem. Osiągnięciem Polski — i króla Zygmunta III Wazy. WARSZAWA Zygmunt III Waza krytykowany jest za to, że przeniósł stolicę Polski z Krakowa do Warszawy. Powtórzę, co już o tym kiedyś pisałem. „Niedocenioną zasługą Zygmunta III jest przeniesienie stolicy do Warszawy. Miasto położone w połowie biegu Wisły, z którego jest prawie jednakowo blisko do Wilna, do Gdańska, do Poznania, do Krakowa, na Ruś Czerwoną, a niezbyt daleko na Inflanty, na Białoruś, a poprzez Kazimierz Dolny na Ukrainę i na Dzikie Pola, jest odpowiedniejszym miejscem na stolicę niż peryferyjnie położony Kraków. Zygmunt III przenosząc stolicę do małego, mazowieckiego miasteczka powodował się z pewnością w niemałym stopniu właśnie powyższymi względami komunikacyjnymi, zwłaszcza myślą o przybliżeniu się do Litwy i do morza, choć głównym jego motywem były z pewnością względy religijne: w okresie zmagania się kontrreformacji z reformacją bezpieczniej było mieć centrum władzy państwowej na niezachwianie katolickim Mazowszu, żyjącym tradycjami walki z Krzyżakami (a więc walki ze wspomnieniem Hermana von Salza i z sycylijskim duchem Fryderyka II oraz z. rodzącym się i z owych sycylijskich natchnień się wywodzącym duchem pruskim) niż w ogarniętym propagandą ariańską i 299 T kalwińską i spenetrowanym przez konspiracyjne i jawne wpływy nieortodoksyjne pochodzenia włoskiego Krakowie i Ziemi Krakowskiej. Śmiałą i ryzykowną operację przenosin stolicy przeprowadził bezboleśnie i skutecznie — a jaka to trudna operacja, widzimy dziś, obserwując choćby przenosiny stolicy brazylijskiej z Rio de Janeiro do Brasilii. Zygmuntowi III należy się pomnik w Warszawie (kolumna Zygmunta) nie tylko od polskiego narodu, ale w szczególniejszy sposób także od tak wiele mu zawdzięczającej Warszawy."* Przeniesienie stolicy z Krakowa do Warszawy dyktowane było z pewnością tymi samymi względami, co o pokolenie wcześniej postanowienie, że elekcje królów odbywane będą na polu pod Warszawą: chodziło o zapewnienie obozowi katolickiemu rozstrzygającego wpływu na rządy krajem. Mogło i królowi i królowej i ich dworowi nie być szczególnie przyjemnie żyć w małym miasteczku, pozbawionym uniwersytetu, pozbawionym stolicy biskupiej, pozbawionym dużego środowiska kupieckiego i ogniska intelektualnego, pozbawionym elegancji i poloru wykwintnego, dużego miasta. Ale Zygmunt Waza wolał od tego wszystkiego surową prostotę, dającą mu zwiększoną niezależność w prowadzeniu polityki, jaką sobie wytknął. Zakończę te rozważania przytoczeniem ostatecznej o nim opinii historyka Konopczyńskiego. ,,Wielki czas, aby i historiografia nasza pogodziła się z królem, który choć orłem nie był, swe rzemiosło króla konstytucyjnego spełniał poprawnie, nie żałował nerwów na męczące sesje sejmowe, których ostatnio (1616-1632) — rzecz niebywała — szesnaście z rzędu doprowadził do owocnego końca, granice państwa rozszerzył, jednolitość religijną ugruntował, żył trzeźwo, przystojnie, kulturalnie, w zgodzie z sumieniem i na poziomie idei swego wieku". • Cytata z mojefco artykułu. WŁADYSŁAW IV Wiek XVII jest stuleciem, w którym się w wybitny sposób skrystalizowało oblicze polskiego narodu. Można powiedzieć, że Polska zaznaczyła się jako naród o szczególnie mocnej i odrębnej indywidualności oraz o szczególnej historycznej roli w średniowieczu — oraz w wieku siedemnastym. (Kto wie, czy nie powinniśmy do tego dodać też i wieku dwudziestego.) Wiek siedemnasty — to był czas, gdy kontrreformacja nadawała ton polskiemu życiu. Istniała wprawdzie w Polsce nadal potężna fronda antykatolicka i dokonała groźnego na Polskę zamachu w postaci „potopu" szwedzkiego, ale panujący w Polsce duch, to był duch katolicki. Polska odczuwała, że ma w świecie wielką misję do spełnienia: położyła zwycięsko tamę rewolucji religijnej niemieckiej i związanej z nią ekspansji szwedzkiej; a obok tego była przedmurzem chrześcijaństwa: starła się z Turcją pod Cecorą, dwukrotnie pod Chocimiem i raz pod Wiedniem, a walczyć też musiała i z najazdami tatarskimi. Duch Polski wyrażał się w twórczości Skargi, we wciąż jeszcze pamiętanej publicystyce Hozjusza, w poezji (łacińskiej) Sarbiewskiego, w wysiłku unijnym, znaczonym męczeńską śmiercią świętych Józafata Kuncewicza i Andrzeja Boboli, w akcji stojących u szczytu rozkwitu kolegiów jezuickich, w szerzonych przez te kolegia pojęciach filozoficznych zaczerpniętych od św. Tomasza z Akwinu, w niezachwianej pobożności maryjnej, skupionej wokół Częstochowy, w architekturze barokowych kościołów. Polska siedemnastego wieku — to była twierdza katolicyzmu, gorejąca pochodnia żarliwej wiary, w której może mało było mistycyzmu i filozoficznej głębi, ale która łączyła się z duchem poświęcenia i ofiarności oraz namiętnego przywiązania, wyrównując jakoś wcale niemałe grzechy. Obok Hiszpanii był to najmocniejszy filar katolicyzmu w świecie. A twierdza ta była zagrożona: stała ona szerokim frontem przeciwko fali rewolucyjnej niemieckiej i szwedzkiej, a szturmowana była od tyłu z jednej strony przez świat turecko-tatarski, z drugiej strony przez rewolucję kozacką i przez rosnącą potęgę nienawistnie usposobionej, zarazem schizmatyckiej i turańskiej Rosji. Tylko Austria była sąsiadem do pewnego Stopnia przyjaznym — ale tylko do pewnego stopnia — i w tej swojej przychylności nieszczerym. Ów wiek siedemnasty — to był dla Polski wiek nieustannej wojny: ,^80 lat wojennych w ciągu samego XVII wieku" (Konopczyński), czyli w ciągu lat stu. Jeden rok pokoju na pięć. Władysław IV, którego szesnastoletnie panowanie przypadło w całości na wiek XVII (1632-1648) był człowiekiem zdolnym, ale całą swoją postawą 301 i duchem był duchowi ówczesnej Polski obcy. Jest zadziwiające, jak bardzo był inny od swego ojca. Zygmunt III Waza — to był człowiek kontrreformacji; obok Filipa II hiszpańskiego największy król- kontrreformator w Europie. I niewątpliwie wierny wyraziciel ducha polskiego narodu, godny następca Mieszka, Bolesława, Jadwigi, zarówno jak Oleśnickiego. Natomiast Władysław IV, choć pozornie zajmujący postawę katolicką, to był w istocie przeciwnik kontrreformacji, cichy sympatyk obozu protestanckiego, kandydat na cara, gotowy do powiedzenia sobie, że Kreml moskiewski wart jest przyjęcia wiary prawosławnej. Stał on właściwie w rozbracie z duchem polskiego narodu — i dlatego nic wielkiego nie zdziałał! i większość rozgrywek swoich przegrał, a co więcej, ściągnął na Polskę wielkie klęski. Jednym z jego celów było wzmocnienie władzy królewskiej. W istocie, to raczej on niż jego ojciec mógłby być oskarżany o dążenie do „absolutum dominium". Ale rzecz w tym, że gdyby je był osiągnął, byłby władzę sprawował nie w duchu interesów i ideałów narodu, lecz całkiem wyraźnie wbrew nim. Panuje w nauce polskiej nowszych czasów pogląd, że tego właśnie Polsce było potrzeba: mocnej władzy królewskiej. Uważa się, że same tylko organizacyjne reformy, takie jak skasowanie „liberum veto", stałe podatki i silna, stała armia, byłyby wystarczającym lekarstwem na polskie historyczne niedomagania. Ale nie docenia się tego, że najważniejsze jest nie to, jaki się ma aparat i jakie środki, ale to, do czego chce się tych środków użyć i jaką chce się nimi prowadzić politykę. Jest jądro słuszności w poglądzie, że jeśli się już ma zły rząd, to lepiej by był on słaby, niż by był silny. (Zapewne np. Polska byłaby lepiej na tym wyszła, gdyby rząd Augusta Mocnego w XVIII wieku był słabszy niż naprawdę był.) W niektórych dziedzinach Władysław IV prowadził tę samą politykę co jego ojciec, choć robił to - trzeba to stwierdzić — z reguły niezręcznie, zbyt niecierpliwie i gwałtownie, często środkami nielegalnymi i dlatego bardzo często nieskutecznie. Ale w kilku podstawowych kierunkach prowadził politykę całkowicie odwrotną — niebezpieczną albo po prostu szkodliwą. Co więcej, powodował się wielką ambicją i pychą — a pycha jest zawsze złym doradcą. Uważał się równocześnie za króla polskiego, króla szwedzkiego i cara moskiewskiego. Oraz mniemał, że będzie w stanie wypędzić Turków z Europy i odbudować bizantyńskie cesarstwo, co wprawdzie było zamierzeniem wyglądającym pięknie, ale co przerastało siły i możliwości Polski i pchało Polskę ku przedsięwzięciom awanturniczym, niosącym z sobą katastrofy. Początkowo Władysław IV prowadził politykę bałtycką i środkowoeuropejską, zwróconą przeciwko Szwecji i politycznie sprzyjającą obozowi katolickiemu w wojnie trzydziestoletniej. Aby, po wygaśnięciu sześcioletniego rozejmu altmarskiego z roku 1629, móc wznowić działania wojenne przeciwko Szwedom, okupującym niektóre miasta i porty polskie oraz ksiązęco-pruskie, zgromadził 24 000 wojska na polskim Pomorzu, a oprócz tego 1500 kozaków z dnieprowymi „czajkami" nad Zalewem Wiślanym. Ale jednak, mimo że warunki dla takiej wojny i dla osiągnięcia w niej zwycięstwa były bardzo dobre, w wojnę się nie wdał. Ulegając 302 wpływowi proszwedzkich pośredników, mianowicie Francji, ale także Brandeburgii, Anglii i Holandii, zawarł ze Szwecją w 1635 roku, w Sztumskiej Wsi, rozejm na 26 lat, to prawda, że dość korzystny, postanawiający, że Szwedzi oddają okupowane przez siebie porty i miasta w Prusach Królewskich i Książęcych, ale zatrzymują Inflanty. Zbudował flotę wojenną, ufortyfikował Puck oraz zbudował dwa forty, chroniące ten Puck, mianowicie Władysławowo (koło dzisiejszych Chałup) i Kazimierzowo (koło Kuźnicy), przy cieśninach przecinających Mierzeję Helską, która wtedy nie była jeszcze pólwyspem, ale łańcuchem wysepek. Usiłował pobierać cła morskie w Gdańsku i w Pilawie, co byłoby bardzo powiększyło jego dochody, ale napotkawszy na opór floty duńskiej oraz miasta Gdańska, w końcu zrezygnował z tego, zadowoliwszy się jednorazowym odstępnym 600 000 talarów od Gdańska, przy czym flota jego stopniowo przestała istnieć. „Zerwał z katolicką polityką ojca. (...) Chcąc odzyskać protestancką Szwecję, nie miał ochoty ograniczać wolności dysydentów w Polsce, a zamierzając wystąpić z prawami swymi do tronu moskiewskiego, chciał sobie ująć dyzunitów" (Kubala). Musiał stoczyć uciążliwą wojnę z Moskwą. Zaraz na początku jego panowania, w roku 1632, potężna armia rosyjska najechała wschodnie ziemie Litwy i obiegła Smoleńsk, szturmując go 200 działami i 30 tysiącami ludzi. Sam Władysław przybył Smoleńskowi na odsiecz, pobił armię oblężniczą i zmusił ją do kapitulacji, zdobywając jej artylerię i sprzęt i biorąc tysiące ludzi do niewoli. W rezultacie w 1634 roku zawarty został polsko-rosyjski „pokój wieczysty" w Polanówce, potwierdzający prawie bez zmian tymczasowe granice, ustalone poprzednio rozejmem dywilińskim i zawierający zrzeczenie się przez Rosję pretensji do Inflant, a przez Władysława tytułu cara. Usiłował doprowadzić w Polsce do zgody między katolikami i protestantami. Zwołał w r. 1645 do Torunia na tzW. „Colloquium charitativum" (rozmowę przyjacielską) przedstawicieli tych wyznań. Zamiarem jego było zapewne doprowadzenie do utworzenia jednak w końcu czegoś w rodzaju kościoła narodowego, na modłę anglikańską. Inicjatywa ta nie dała wyników. Niezadowolony z tego, że między unitami i dyzunitami toczą się zawzięte spory, spowodował założenie, obok unickiej metropolii kijowskiej, nowej prawosławnej metropolii tamże. (Na jej czele stanął Piotr Mohyła, syn hospodara mołdawskiego. Wsławił się on założeniem w Kijowie prawosławnej Akademii Mohylańskiej, która stała się na Rusi ogniskiem kultury polskiej w duchu prawosławnym.) Wobec tego, że unici polscy podlegają papieżowi w Rzymie, a dyzunici patriarsze w Konstantynopolu, dążył do stworzenia nowego patriarchatu wschodniego w Kijowie, któremu podlegaliby na równi unici i dyzunici. Rzecz oczywiście nie doszła do skutku, gdyż była niemożliwa. W początkowym okresie swoich rządów współpracował blisko z Habsburgami, to znaczy z obozem katolickim w wojnie trzydziestoletniej, co się m.in. wyraziło w jego małżeństwie w roku 1637 z córką cesarza, Cecylią Renatą. (Miał z nią syna, który jednak umarł jako dziecko.) Ale wkrótce potem przerzucił się do obozu sprzyjającego w tej wojnie stronie 303 protestanckiej, przede wszystkim na stronę Francji, a gdy jego pierwsza żona w roku 1644 umarła, ożenił się w tymże roku z księżniczką francuską, Ludwiką Marią. Istnieją relacje, że tuż przed śmiercią zalecał, by na przyszłej elekcji nie obierano na króla żadnego z jego braci, ale by raczej wybrano Rakoczego Siedmiogrodzkiego, królewicza duńskiego lub księcia Neoburskiego, to znaczy jakiegoś protestanta. Najwybitniejszym przedsięwzięciem jego panowania był plan wywołania wojny z Turcją po to, by pod pretekstem tej wojny stworzyć wielką armię kozacką, niezależną od Rzeczypospolitej i podlegającą tylko jemu samemu i by w oparciu o tę armię dokonać w Polsce monarchicznego zamachu stanu i ustanowić władzę królewską absolutną lub do absolutnej zbliżoną. Aby ten plan urzeczywistnić, knul potajemnie konszachty z całym zastępem podejrzanych osobistości, związanych z międzynarodowym obozem nie tyle religijnie, co politycznie protestanckim, lub proprotestanckim, takich jak Hieronim Radziejowski (późniejszy jawny zdrajca, współdziałający z najazdem szwedzkim na Polskę), jak przywódcy kozaczyzny Chmielnicki i Barabasz oraz jak protestancki książę Siedmiogrodu Rakoczy. (W dużym stopniu, ale nie całkowicie, pomagał mu w tych poczynaniach kanclerz Jerzy Ossoliński, zwolennik monarchii absolutnej, szeroko ustosunkowany w kołach katolickich w Europie i uchodzący za świeckiego przywódcę obozu katolickiego w Polsce, ale w istocie nie wolny od podejrzenia ulegania wpływom politycznym wywrotowym, związanym z obozem przeciwnym.) W intrygach tych i knowaniach Władysław IV okazał się człowiekiem naiwnym, dającym się używać za narzędzie wpływom zakulisowym antypolskim — i w rezultacie doprowadził do zwalenia się na Polskę jednej z największych katastrof w jej historii, mianowicie buntu kozackiego pod wodzą Chmielnickiego, który stal się punktem zwrotnym, od którego zaczął się upadek Polski. Na Ukrainie posuwała się naprzód kolonizacja i z jednej strony krzepła potęga „królewiąt", a z drugiej strony rosła siła liczebna i polityczna kozaków. W latach 1635-1639 zbudowano nad Dnieprem, przy pierwszym „porohu" (progu, wodospadzie), głównie staraniem i za prywatne pieniądze hetmana Stanisława Koniecpolskiego, potężną twierdzę Kudak, mającą chronić granice Polski przed Tatarami, a zarazem panować nad „dzikimi polami". (W jej pobliżu stanęło później rosyjskie miasto Jekaterynosław, dziś Dniepropetrowsk.) W roku 1638 wybuchło przeciwko Polsce groźne powstanie kozackie Pawlika, a w rok potem drugie, Ostranicy, oba z całą bezwzględnością stłumione (Pawluk ujęty i stracony, Ostranica uciekł do Moskwy). Na tle tej sytuacji wyrosła akcja Władysława IV, zmierzająca do wywołania wojny z Turcją. Rzeczą zdaje się w ówczesnej sytuacji wykonalną i z pewnością, gdyby się udała, bardzo pożyteczną, było przedsięwzięcie podboju Krymu. Byłoby dało ujście energii kozackiej i pole dla kozackiej ekspansji, a zarazem położyło kres nieustannym napadom tatarskim na Polskę. 304 Hetman Koniecpolski w roku 1645 „przedłożył królowi i kanclerzowi swój o zniesieniu Tatarów krymskich i o lidze z Moskwą (...) w którym pisał: < Szczęśliwe by nastąpiły czasy, gdyby Krym chrześcijanie, wygnawszy pogaństwo, osiedlić (...). Obiecywał i zapewniał o szczęśliwym skutku, byle się do wojny z Krymem zabrać zręcznie, prawnie, w swoim sposobie i porządku, tj. za wiadomością, zgodą i uchwałą Rzplitej. (...) Kozacy (...) zaczęli od niedawnego czasu traktować z Tatarami, obiecując poddać się chanowi, byle im szczerze na Lachów pomógł. (...) Hetman nie widział innego sposobu do rozerwania tych traktatów, jak przyspieszenie wojny z Krymem. (...) Dwaj doradcy królewscy, Ossoliński i Koniecpolski różnili się w swoich zapatrywaniach. Pierwszy (...) uważał za rzecz najdogodniejszą (...) zająć Multany i Wołoszczyznę, do których Rzplita prawo sobie rościła. Względem Tatarów radził trzymać się odpornie, a jeśli będzie można, zatrudnić ich Moskalami. Drugi chciał naprzód Krym zdobyć i podzielić z Moskalami (...). Najkardynalniejsza jednak różnica między planami hetmana a kanclerza leżała w tym, że pierwszy chciał wojny legalnej, za zgodą Rzplitej, podczas gdy drugi na to się nie oglądał. Była w tym konsekwencja, bo na wojnę z Turcją Rzplita nie byłaby się zgodziła, na wojnę z Tatarami z łatwością" (Kubala). Ale hetman Koniecpolski wkrótce potem, w roku 1646, umarł. Król Władysław przedsięwziął wówczas akcję, całkiem do planów Koniecpolskiego nie podobną, której rezultatem było rozpętanie lawiny wydarzeń, będących jedno po drugim coraz większymi dla Polski nieszczęściami. „Goniec królewski, Hieronim Radziejowski, ruszył (...) na Ukrainę (...). Udał się tam do swego starego znajomego, asawuły Barabasza i temu oddał pismo, w którym król zapewniał, że kozacy do dawnych praw przywróceni zostaną. Barabasz uwiadomił o tym znaczniejszych kozaków, mianowicie kuma swego, Bohdana Chmielnickiego, używającego wielkiego miru między kozactwem, a którego szczególnie krajowi polecił. Wybrali się w czterech ze starszyzny do Warszawy, a mianowicie Barabaszeńko Iwan, Iliasz Ormiańczyk, Nestoreńko i Bohdan Chmielnicki. Przyprowadzono ich w nocy na pokoje królewskie, gdzie w obecności siedmiu senatorów układy z nimi toczono. Król żądał, aby byli gotowi lądem i morzem na nieprzyjaciela, którego nie wymienił. Kozacy mieli mu ofiarować 50 000 ludzi «a każe-li król - mówili - stanie nas 100 000 na jego skinieniem. W zamian za to król obiecywał, że ich do dawnych przywilejów powróci, że liczbę kozaków rejestrowych do 20 000 podniesie i że chorągwie polskie poza BiaJącerkwią nie postaną. (...) Układy z kozakami odbywały się w największej tajemnicy i jeśli mamy wierzyć słowom Radziejowskiego, to nawet Ossoliński o obietnicach danych kozakom nie wiedział, bo król tylko czterech senatorów do tej tajemnicy przypuścił" (Kubala). Zapewne nigdy się nie dowiemy dokładnie szczegółów tego, o czym król Władysław IV owej nocy w 1645 roku (data dokładna nieznana) potajemnie z Bohdanem Chmielnickim i innymi kozakami w obecności kilku 20— Hist. Nar. Poi., t. I 305 wtajemniczonych senatorów rozmawiał. Nie dowiemy się także, z czym dokładnie Radziejowski jeździł od Władysława do kozaka Barabasza. Ale jedno jest pewne: cała wielka zawierucha, wszczęta przez Chmielnickiego, miała swój początek w owej nocnej, potajemnej rozmowie króla Władysława z Chmielnickim i w owej misji Radziejowskiego do kozaków. Król Władysław snuł spiski nie tylko z kozakami. Jak notuje pamiętnikarz węgierski, minister Rakoczego, Kemeny Janos, „król Władysław zapraszał królów chrześcijańskich i książąt, a nawet sławnych generałów, na wojnę przeciw poganom, a między innymi Janusza Radziwiłła (...) wysłał (...) do Siedmiogrodu i tam potajemnie z księciem Rakoczym traktował, a książę był skłonny, bo nie cierpiał Turków" (Kubala). A więc okazuje się, że król Władysław był w jakiejś zmowie nie tylko z Chmielnickim i Radziejowskim, ale i z Rakoczym i Januszem Radziwiłłem, ludźmi, którzy odegrali tak złowrogą, antypolską rolę w siedem i osiem lat później, w „potopie" szwedzkim! A w Polsce, kto uczestniczył w jego zamysłach? Oczywiście przede wszystkim kanclerz Ossoliński. A kto jeszcze? „Otoczenie króla najwięcej może przyczyniło się do utrzymania go w ułudzie i utwierdzenia go w powziętych zamysłach. Byli to prócz Ossolińskiego przeważnie cudzoziemcy, ludzie karkołomnej wyobraźni i ambicji, awanturniczego usposobienia, do którego temperament króla najłatwiej przystawał" (Kubala). Nic nie stoi na przeszkodzie wysunięciu przypuszczenia, że wśród ludzi tych snuł się wpływ międzynarodowego spisku, zmierzającego do zniszczenia Polski i że spisek ten planowo wciągał króla Władysława i Polskę w pułapkę. Na czymże wiec polegały plany króla Władysława? — Klucz do tego daje nam inna relacja pamiętnikarska cytowanego już wyżej siedmiogrodzkiego ministra Kemeny'ego: „Król namawiał kozaków, aby liczbę swą zwiększyli, aby budowali okręty, aby się zbroili. (...) Projekt był, aby na sejmie za pośrednictwem panów, królowi oddanych, wciągnąć Rzplitą w otwartą wojnę z Turcją (...), a gdyby Rzplita nie pozwoliła, wtedy kozacy morzem mieli rozpocząć kroki nieprzyjacielskie przeciw Turkom i Tatarom. Natenczas król i Rzplita byliby zmuszeni poskromić kozaków. Król miał wówczas rozkazać spokój. Kozacy mieli nie słuchać, wtedy król miał wysłać wojsko przeciwko kozakom i sam miał ruszyć z kwarcianym i pospolitym ruszeniem i własnym cudzoziemskim wojskiem, zbliżyć się do kozaków i wejść z nimi w układy. Kozacy mieli obiecywać posłuszeństwo pod warunkiem, że im będzie wolno walczyć z poganami. Wtedy król połączywszy się z kozakami i z wojskiem swoim i oddanych sobie panów, miał zmusić Rzplitą do zgodzenia się na żądania kozaków, nie zważając na mniejszość i ruszyć wspólnie na Turków" (Kubala).* * Całkiem podobnie opisuje zamiary króla Władysława oficer francuski Pierre Chevalier, który był w Polsce w latach 1652 i 1653 i słyszał to, co pisze, z ust posła francuskiego de Bregy: „król (...) był w porozumieniu z Chmielnickim i (...) ten ostatni działał za jego wolą i rozkazem, podnosząc bunt w tym cel.', aby król miał powód do zebrania wojska przeciw kozakom. Stanąwszy na Ukrainie miał zamiar złączyć kozaków ze swoim wojskiem, które dowodzone przez 306 A więc cała operacja miała polegać na tym, że kozacy zaczną się zbroić przeciw Turkom, król i sejm zabronią im atakowania Turków, oni nie usłuchają i rozpoczną bunt, wtedy istnieć będzie pretekst do zmobilizowania polskiego wojska regularnego, wojsko to pod wodzą króla Władysława pójdzie na Ukrainę, ale nie będzie się z kozakami bić, tylko wejdzie z nimi w układy i w wyniku tych układów kozacy oddadzą się pod rozkazy króla i połączona siła ruszy razem przeciwko Turcji, przez co osiągnięty zostanie podwójny cel: wojna z Turcją zostanie wszczęta, a król, oparty o potężną siłę wojskową, pokaże sejmowi, że nie potrzebuje się z nim liczyć i tym samym ustanowi swoją władzę absolutną. Także i wiele innych danych świadczy, że taki był plan króla i jego doradców.* Tego rodzaju skomplikowane plany polityczne, oparte na przygotowywaniu czegoś, co będzie potem pokierowane całkiem inaczej, zwykle się nie udają. Jest w takich planach element prowokacji i kłamstwa. Budzą one nieufność i opór. Są zbyt skomplikowane, a przecież cechą prawdziwie wielkiej politycznej strategii jest to, że jest ona w istocie bardzo prosta, podczas gdy intryganckie zawikłanie celów i metod do osiągania uplanowanych wyników zwykle nie prowadzi. Co więcej, plany takie oparte są na wierze w lojalność i skłonność tych, co do wykonania tych planów są powołani — a wiara ta jest często zawodna. Podstawą tych planów była uzgodniona z królem akcja Chmielnickiego. Czy można było ufać, że Chmielnicki wykona to, czego się król i Ossoliński po nim spodziewali? Że nie ma on planów własnych, całkiem innych, dla których współdziałanie z królem Władysławem było tylko środkiem? Że po prostu króla oszuka i wyprowadzi w pole? I obcokrajowców lub przez stronników królewskich, nie byłoby się troszczyło o wole i rozkazy Rzplitej, ale byłoby poszło wraz z królem do Krymu, a następnie przeciw Turkom" (Kubala). • Oto garść dodatkowych informacji, także zaczerpniętych od Kubali. W roku 1647, czyli następnym po roku owej nocnej narady króla Władysława z Chmielnickim, „król wysłał na Ukrainę Ossolińskiego. (...) Cel i działalność jego na Ukrainie osłonięte były taką tajemnicą, że prócz podejrzeń żadnych prawie śladów nie pozostawił po sobie i dziś ledwo w ogólnych zarysach przedstawić je można". „Oskarżano go (Ossolińskiego), że głównym celem wyjazdu jego na Ukrainę były układy z kozakami. Nieprzyjaciele jego zarzucali mu z tego powodu zdradę stanu, czynili go odpowiedzialnym za bunty wzniecone przez Chmielnickiego i za wszystkie nieszczęścia, które w następnych latach Rzplitą nawiedziły. (...) Powtarzano głośno, że kanclerz radami swymi przywiódł króla do tego, iż za pomocą kozaków wolność szlachcie odebrać i dziedziczną monarchie zaprowadzić usiłował: podsuwano królowi plany szalone wywołania wojny domowej. A jednak wieści, które się upornie powtarzają, nie są nigdy bez podstawy, a o czym powszechnie mówią, to zazwyczaj prawdą". Już po zaczęciu sie buntu Chmielnickiego Ossoliński wykazywał brak wielkiej chęci do walki z tym buntem. „Przychodzi mimo woli na myśl, że on o wojnie z kozakami nie myślał, ale uporny jak zawsze w swoim zdaniu, w dawnych zamysłach wojny tureckiej trwał, na pomoc kozacką liczył i żywił nadzieję, że mu się uda Rzplitą nakłonić do amnestii i ukontentowania kozaków. (...) Domysł ten (...) tłumaczyłby poniekąd słabość postępowanie kanclerza wobec buntu kozackiego i chociaż podobnej hipotezy faktami poprzeć niepodobna, nie jest ona bez podstawy." 307 Hetman Koniecpolski, póki żył, widział w Chmielnickim postać wybitną, a niebezpieczną i nie ufał mu. " < Wielkie rzeczy przez tego człowieka stać się muszą, albo dobre, albo złe, bardzo trza się obawiać > — mówił hetman, ale przy śmierci żałował, że Chmielnickiego przy życiu zostawia" (Kubala). ,,Taki człowiek — zawołał w swojej książce Kubala — zajmował się obecnie zaciągiem armii kozackiej. Czy miał zamiar służyć wiernie królowi, czy też korzystać z zamysłów królewskich, aby zebrać wojsko i podnieść bunt? To pozostanie wiecznie tajemnicą. (... Ale) ludzie tacy, jak Chmielnicki za narzędzie użyć się nie dadzą, na obietnice się nie spuszczają, a co raz w ręce dostaną, nie puszczą". Jest oczywiste, że Chmielnicki od samego początku lojalnym sojusznikiem króla nie był. Świadczy o tym to, że od dawna był w zmowie z krymskimi Tatarami. „Dawne jego z bejem perekopskim (to jest Tuhaj- bejem) były kointelligencje (porozumienia), nie wiem, jakimi czarami czy też fatali necessitate (fatalną koniecznością) nie dojrzane" — pisał w roku 1648 polski magnat, Dominik Zasławski (Kubala). POCZĄTEK BUNTU CHMIELNICKIEGO Jeszcze w roku 1646 kozacy zaczęli mobilizować potężne, nowe siły. ,.Kozacy gotowali broń, spodziewając się 100 000 zaciągu" (Kubala). Oczywiście, na zaciąg ten nie mogli wystarczyć sami tylko wolni kozacy, żyjący na „dzikich polach". Robiono te zaciągi wśród chłopów pańszczyźnianych w dobrach królewiąt.* „9 maja (1648 roku), powróciwszy z polowania, król nagle ogłosił wojnę, zaczął wydawać patenty i listy przypowiednie, zamieniając Ujazdów w obóz ćwiczebny. Było coś desperackiego w tym wybuchu i sam król wyznawał, że go fatum ciągnie (...). Rzucał się Władysław w najryzykowniejszą awanturę, łamał pakta konwenta (o zachowaniu pokoju, o prywatnych zaciągach, o dopuszczeniu cudzoziemców do rady; teraz miał złamać ustawę o niewszczynaniu wojen bez sejmu); nic dziwnego, że sam Ossoliński przerażony cofnął rękę od takiej polityki. Jeden po drugim nie czekając na formalną naradę, odradzali i ostrzegali wszyscy. (...) Władysław zrozumiał, że musi zwołać sejm, więc równie nagle jak wojnę rozgłosił, teraz jej zaprzeczał. A zaprzeczając, odwoływał w sekrecie swe zaprzeczenia" (Konopczyński). Tak się polityki wielkiego kraju i narodu nie prowadzi. To nie jest polityka, to są intrygi i zakulisowe wichrzycielstwo. „Wesołość panowała na Ukrainie, rosło zaufanie i uwielbienie dla króla, słyszałeś pogróżki przeciw Lachom i urzędnikom; rosła zuchwałość między chłopstwem". I oto „z Warszawy nadeszła wieść, że sejm nie pozwolił na * „To mogło być tylko z poddanych pańskich, przeto panowie się bardzo na to gniewali" — pisze w swoich pamiętnikach Kemeny (Kubala). 308 wojnę, kazał zaciągi rozpuścić, a kozakom wzbronił wyprawy na morze. Można sobie wyobrazić, jakie wrażenie ta wiadomość zrobiła na Ukrainie" (Kubala). Oczywiście, ogłoszenie zaciągów, a potem ich odwołanie nie mogło mieć innego skutku, niż masowe wzburzenie i gniew. Chmielnicki, zabrawszy ze sobą 10 kozaków, pojechał do Warszawy, gdzie i teraz — w czerwcu 1647 roku — król go „tajemnie do pokoju swego przypuszczał" (Kubala). Pretekstem podróży Chmielnickiego do Warszawy i króla była sprawa prywatna.* Trudno jednak uwierzyć, by tylko o tę sprawę prywatną chodziło i by król i Chmielnicki nie rozmawiali wtedy przede wszystkim o polityce. Chmielnicki wrócił z Warszawy na Ukrainę. 17 grudnia był na Siczy. Odbył tam naradę z innymi przywódcami kozackimi, a potem pojechał na Krym i zawarł tam przymierze z Tatarami. Z wiosną 1648 roku ruszył zmobilizowaną silą kozacką oraz wespół z Tatarami pod wodzą Tuhaj-beja z „dzikich pól" ku zaludnionym okolicom Ukrainy. Sytuacja była całkiem inna, niż na to liczył król Władysław: kozacy nie byli jego sojusznikami przeciwko Tatarom, ale sojusznikami Tatarów przeciwko Polsce. Hetman Mikołaj Potocki wyruszył na spotkanie Chmielnickiego i Tatarów. Wysłał najpierw straż przednią, mianowicie oddział kozaków rejestrowych łodziami Dnieprem oraz 3 i pól tysiąca regularnego wojska pod dowództwem swego syna, Stefana Potockiego, szlakiem lądowym. 4 maja rejestrowi przeszli na stronę Chmielnickiego, równocześnie mordując swoją wierną Polsce starszyznę. Młody Potocki ze swoim idącym drogą lądową oddziałem bił się potem dzielnie, przy czym także i w tym oddziale Rusini (głównie dragoni) przeszli na stronę nieprzyjaciela, ale w dniach 11-16 maja pod Żółtymi Wodami, oddział jego został wraz z nim samym wybity do nogi. Dwaj hetmani, Mikołaj Potocki i Marcin Kalinowski, dowodzący siłą główną polskiego wojska, wyruszyli z odsieczą dla straży przedniej za późno i zbyt niedołężnie. Dnia 26 maja armia ich wpadła pod Korsuniem w zasadzkę — i została pobita i niemal w całości unicestwiona. Obaj hetmani, ranni, dostali się do niewoli. A tymczasem o kilka dni wcześniej, król Władysław, przebywający w owej chwili na Litwie, nagle zmarł. „Na wieść o tym zwycięstwie (pod Korsuniem) chwyciło za broń cale chłopstwo na Ukrainie — i wybuchł pożar olbrzymiej rewolucji, która sięgnie po San i Prypeć, grzebiąc w zgliszczach naszą świetność< Złotego Wiekuj" (Konopczyński). * Sprawą tą jest sprawa zatargu Chmielnickiego z mniejszej rangi szlachcicem, Danielem Czaplińskim, o kobietę, Motrone z Komorowskich Czaplińską. Sprawę te oświetlam w jednej l moich książek, wydanej w r. 1964, w sposób odmienny niż przyjęty w polskiej nauce historycznej. Sprawa ta nie należy do głównego nurtu polskiej historii, więc ją tu pomijam. Ograniczam się do powiedzenia, że po kilku latach syn Chmielnickiego, Tymoteusz, kobietę tę powiesił. A także tlo stwierdzenia, że król Władysław udzielił wtedy w Warszawie ,,desperackiej" (Konopczyński) rady, by zatarg swój z Czaplińskim rozstrzygnął szablą. 309 Bohdan Chrnielnicki stanął na czele ruchu, który zagroził samemu istnieniu Polski. To była nie tylko rewolucja ruskiego chłopstwa; to była rewolucja sprzymierzonej z mnóstwem istniejących w świecie, a nieprzyjaznych Polsce sił Rusi. Polska uporała się z nią w końcu, choć połowę Ukrainy — jej zadnieprzańską część — przy tej okazji utraciła. Ale w walce z tym buntem Rusi tak osłabła, że stała się państwem, które na zawsze, a w każdym razie na długo, dużą część swej potęgi utraciło. Bunt Chmielnickiego, który zaatakował państwo polskie masą kilkuset tysięcy uzbrojonego ruskiego chłopstwa, przekształconego w kozactwo, był jedną z największych w Europie zawieruch dziejowych. Rzecz ciekawa, że nastąpił on w tym samym 1648 roku, w którym zawarty został pokój westfalski, kończący wojnę trzydziestoletnią i utrwalający zdobycze polityczne obozu protestanckiego w Europie. Jedne pozycje zdobył w świecie obóz antykatolicki przez tę długotrwałą wojnę i ten pokój; następną taką zdobyczą stało się dlań wielkie osłabienie przez bunt Chmielnickiego jednej z twierdz obozu katolickiego, którym była Polska. Byłoby, to prawda, hipotezą zbyt śmiałą przypuszczać, że ośrodki kierownicze światowego obozu antykatolickiego świadomie i planowo rozpoczęły, przez wywołanie rewolucji Chmielnickiego, nowy akt walki o zniszczenie katolickiej Europy po zakończeniu poprzedniego, którym była wojna trzydziestoletnia i pokój westfalski. W każdym razie, było najwidoczniej w ówczesnym układzie stosunków światowych coś, co takim przewrotom sprzyjało. Bo także i rewolucja purytańska Olivera Cromwella w Anglii, która zburzyła starą Anglię, miała miejsce właśnie w tym samym czasie: toczyła się w latach 1640-1660, król angielski Karol 1 został ścięty w roku 1649, a Irlandia podbita i zmiażdżona głównie w 1650.* Do buntu Chmielnickiego, który zachwiał podstawami Polski, przyczyniły się nie tylko sprzyjające warunki, jakie stanowiło wyrośnięcie wielkiej masy ludnościowej ruskiej na Ukrainie, stworzonej przez kolonizację pod polskimi rządami oraz nieroztropny ucisk tej masy przez politykę gospodarczą i społeczną królewiąt. I nie tylko niewątpliwy talent przywódczy i wodzowski Chmielnickiego, będącego we wschodniej połowie Europy kimś większym nawet niż był na zachodzie wódz rewolucji angielskiej Cromwell. Ale także intrygi i machinacje, które podjął, lub do których dał się wciągnąć, król Władysław IV. I • Jest rzeczą ciekawą, te światowej skali przywódca żydowski z Amsterdamu, Manasse-ben- Izrael, przepowiadał, że mesjasz żydowski zjawi sie w roku 1648. Z datą 1648 roku wiąże się potem działalność „fałszywego Mesjasza" Sabbataja-Cwi z Salonik. Menasse-ben-lzrael znany jest w historii powszechnej z tego, że był w kontakcie z Cromwellem i że osiągnął ponowne wpuszczenie Żydów do Anglii, skąd byli od czasów średniowiecznych, mianowicie od roku 1290, wygnani. , ,....... 310 JAN KAZIMIERZ Równoczesna klęska wojskowa na Ukrainie oraz śmierć króla sprawiły, że Polska — która powinna była w owej chwili przedsięwziąć energiczne działania — znalazła się w istocie bez rządu, a więc w stanie bezwładności. Na czele rządu stanął formalnie „interrex", prymas, arcybiskup gnieźnieński, Maciej Łubieński, ale był on ciężko chory. Jaka taka faktyczna władza była w ręku kanclerza Ossolińskiego. Zarysowały się na szczytach polskiego aparatu państwowego od razu dwa przeciwstawne sobie kierunki. „Królewięta" kresowi, z najpotężniejszym z nich, Jeremim Wiśniowieckim, mającym olbrzymie posiadłości na Zadnieprzu i własne, silne wojsko, uważali, że trzeba przede wszystkim Chmielnickiego pobić, a przez to przeszkodzić rozszerzeniu się jego ruchu i ogarnianiu przezeń dalszych mas ruskiego chłopstwa. Ossoliński oraz wojewoda kijowski, przywódca szlachty dyzunickiej, Adam Kisiel, uważali, że trzeba się z Chmielnickim dogadać drogą ustępstw i pojednania z kozakami. Oczywiście, trzeba było przeprowadzić elekcję nowego króla. Zwołano związany z elekcją sejm „konwokacyjny". Sejm ten przyjął w zasadzie pogląd, że trzeba zawrzeć zgodę z Chmielnickim, odciągając go tym sposobem od Tatarów. Ale zarazem trzeba się uzbroić. Wystawiono całkiem liczną armię 34 tysięcy samego tylko rycerstwa, nie licząc ciurów (taborów itd.). Ale nie powierzono dowództwa tej armii odpowiedzialnemu, pojedynczemu wodzowi, lecz powołano komitet złożony z trzech „regimentarzy": Dominika Zasławskiego, Mikołaja Ostroroga i młodego Koniecpolskiego. Chmielnicki nazwał ten komitet drwiącym przezwiskiem „pierzyna, łacina i dziecina", co oznaczało człowieka troszczącego się tylko o wygodę, uczonego teoretyka, nie nadającego się do dowodzenia na wojnie i niedoświadczonego młodzieńca. Armię tę zaatakował w dniu 23 września 1648 roku pod Pilawcami — i armia ta, bezwładna, bo w istocie nie dowodzona, uległa panice i zaczęła uciekać, w wyniku czego została przez Chmielnickiego doszczętnie pobita, a jej tabory i armaty zdobyte przez zwycięzców. Była to chyba najhaniebniejsza klęska w historii Polski. Nie była to klęska przypadkowa: były w polskiej armii jakieś siły, które umyślnie zmierzały do wywołania paniki. Był pod Pilawcami obecny późniejszy jawny zdrajca Hieronim Radziejowski i sprawił, że w czasie bitwy wywieszone zostały chorągwie z napisem „Fugite" (po łacinie: uciekajcie). W kilkanaście dni po klęsce piławieckiej zebrała się na polu elekcyjnym pod Warszawą olbrzymia masa szlachty (6 października). W zasadzie, dwóch tylko było kandydatów: dwaj rodzeni bracia zmarłego króla Władysława, 311 starszy Jan Kazimierz, człowiek o dość awanturniczej przeszłości, także i o sporym doświadczeniu żołnierskim, który przed kilku laty wstąpił do zakonu jezuitów i uzyskał jako brat królewski z motywów politycznych godność kardynała (w owych czasach kardynałem mógł być nawet człowiek świecki) oraz młodszy Karol Ferdynand, biskup wrocławski, bardzo dobry, rozumny administrator i człowiek o wielkich zaletach moralnych. Obóz katolicki popierał Karola Ferdynanda, kanclerz Ossoliński Jana Kazimierza. Ale obóz protestancki z Januszem Radziwiłłem na czele chciał w istocie przeforsować wybór protestanta, księcia siedmiogrodzkiego, Rakoczego. Wydawało się pewnym, że Karol Robert będzie obrany: stała za nim przytłaczająca część szlachty oraz partia wojenna z Jeremim Wiśniowieckim na czele. Ale protestanci przerzucili się na popieranie Jana Kazimierza. A co więcej, stało się wiadomym, że Chmielnicki przysłanym listem popiera Jana Kazimierza, z czego wyciągnięto wniosek, że temu ostatniemu łatwiej będzie zawrzeć z Chmielnickim ugodę. Popierali Jana Kazimierza także i „uciekinierzy" z Pilawiec, bojący się kary za swoje tchórzostwo. Dziwnym obrotem sprawy, 20 listopada to właśnie Jan Kazimierz został obrany na króla. Zwolniony ze ślubów zakonnych, ożenił się wkrótce z wdową po bracie, energiczną królową, Marią Ludwiką. WOJNA Z CHMIELNICKIM Byłoby jednostronością uważać, że bunt Chmielnickiego to był wyłącznie bunt ruskich chłopów. W pierwszej fazie był to przede wszystkim bunt kozacki. A kozacy to było już od blisku stu lat swoiste, na swój sp,osób regularne wojsko. „Wszyscy kozacy rejestrowi od razu przeszli pod sztandar powstania" (ukraiński historyk Krypjakewycz). „Bunt (...) miał w swych początkach (...) cechy regularnej operacji wojskowej, wojskowego rokoszu i zamachu stanu".* Kozacy tworzyli pierwotnie sześć pułków rejestrowych. Chmielnicki zreorganizował te pułki i powiększył je liczebnie przez nowy zaciąg, tak że np. pułk Białocerkiewski z jednego tysiąca ludzi wzrósł na cztery tysiące. A ponadto zorganizował 8 nowych podobnych pułków.* Także i Chmielnicki — to zgoła nie był przywódca ludu. „Był to człowiek wcale nie ubogi, władający ziemią, mający własnych, osobistych poddanych, chłopów. Był polskim szlachcicem (...). Studia odbył w kolegium jezuickim we Lwowie. Władał dobrze językiem polskim, językiem ruskim i łaciną. Gdyby chcieć określić jego stanowisko społeczne, należałoby powiedzieć, że był to polski zawodowy wojskowy. Zawodowy wojskowy — ale o silnych skłonnościach politycznych. * Cytata z innej mojej książki. * Dane Krypjakewycza: Pierwotne pułki to były: Czechryński, Czerkaski, Korsuński, Kaniowski, Białocerkiewski i Perejaslawski. Nowe — Prylucki, Mirhorodzki, Niżyński, Borzeński, Iczniański, Kijowski, Humański i Winnicki. 312 Jego ojciec, Michał Chmielnicki, był podstarościm czechryńskim. Brał on udział w wyprawie mołdawskiej hetmana Żółkiewskiego w 1620 roku jako oficer w formacji kozackiej i razem z Żółkiewskim poległ pod Cecorą. Również i Bohdan brał udział w tej bitwie i dostał się pod Cecorą do tureckiej niewoli, w której spędził dwa lata(...). Miał stosunki z kołami politycznymi Francji, wciąż jeszcze uczestniczącej w wojnie trzydziestoletniej. (... Mianowicie werbował dla Francji kozackie wojsko zaciężne i osobiście do Francji jeździł.) Był w jakichś stosunkach z Kondeuszem, którego (...) nazwał . (...) Oznacza (to) miejsce jakie, zajmował w podziałach politycznych ówczesnej Europy."* „Bunt Chmielnickiego stał się w swoim ostatecznym przebiegu rewolucją chłopską (...). Obok tego (...) stał się także powstaniem ruskim, zwróconym przeciwko Polsce, a zabarwionym również i religijnym elementem przeciwstawienia prawosławia katolicyzmowi. Ostatecznym wynikiem (...) stało się zorganizowanie się jakby nowego tworu państwowego, mającego oblicze ruskie, mającego także — mimo religijnego indyferentyzmu kozackiej warstwy rządzącej — oblicze wyznaniowo prawosławne, wybitnie demokratycznego, opartego o masy chłopskie i silnie zabarwionego rewolucyjną, chłopską demagogią, ale rządzonego po dyktatorsku. (...) Nic na to nie wskazuje, by Chmielnicki, organizując swój bunt, myślał o chłopskiej rewolucji społecznej albo o celach narodowych ruskich czy wyznaniowych prawosławnych, albo o oddaniu się pod opiekę Moskwy. Rewolucja, raz wszczęta, stała się zjawiskiem żywiołowym i potoczyła się w kierunku, którego jej sprawcy nie zamierzali i nie przewidzieli. Chmielnicki nie pokierował tą rewolucją, to rewolucja pokierowała Chmielnickim. Chmielnicki był jednak człowiekiem takiego talentu, takiej energii i takiej ambicji, że nie pozwolił, by mu wypadki wyrosły ponad głowę. Zorientował się, w jakim kierunku prąd płynie — i umiał się do tego prądu przystosować, stając na jego czele. Skoro rewolucja przybrała cechę chłopską i ruską, stał się on wodzem rewolucji chłopskiej i ruskiej".* Chłopi pańszczyźniani w dobrach polskiej szlachty nie tylko uciekali od swoich panów i wstępowali do pułków kozackich, ale zwracali się wprost przeciwko swoim panom, zabijali ich wraz z ich rodzinami, a potem tworzyli bandy chłopskie, zwane „czernią", działające na własną rękę i niezależnie od akcji wojskowej kozackiej, choć popierające ją i przez wodzów kozackich wyzyskane. Wyłoniły one z siebie własnych wodzów chłopskich.* Powstanie i ruch rewolucyjny Chmielnickiego oraz skierowane przeciwko nim polskie represje szybko przerodziły się w działania o wielkim, po obu * Cytata z innej mojej książki. * Tamże. * Jednym z nich byl szeroko wsławiony Maksym Krzywonos. Rzecz ciekawa, że to wcale nie byl chłop. Także nie byl to kozak. Istnieje relacja, że byl to awanturnik-Szkot, że w pewnej chwili był w służbie ariańskiego magnata Jerzego Niemirycza, że „był < od maleńkości zaprawiony do wszystkich rodzajów służby na morzu, znal najważniejsze miejsca na Helesponcie (Dardanelach) i na Morzu Śródziemnym, był obznajomiony z wrogami i z oceanem >. Dość niezwykła to charakterystyka jak na wodza ruchawki chłopskiej w głębi kontynentu! (...) Na zachodzie byl znany jako uśmiały i odważny wojaka." (Tamże, wedle Krypjakewycza). 313 stronach, okrucieństwie. Między innymi obie strony stosowały tam okrutną, zapożyczoną od Turków formę kary śmierci, którą było wbijanie na pal. Gdy Jan Kazimierz wstępował w Polsce na tron, siły Chmielnickiego rozlały się już szeroko, docierając do Zamościa, a potem zajmując Kijów i dochodząc do Prypeci. Zabiegi wojewody Kisiela o zawarcie z Chmielnickim ugody nie dały wyników. Sejm uchwalił wystawić50 OOOwojska. Pierwotnie, 10 000 polskiego wojska, zebranego w Zbarażu pod wodzą Wiśniowieckiego, wytrzymało sześciotygodniowe oblężenie przez 70 000 kozaków i 60 000 Tatarów. Król Jan Kazimierz wyruszył na odsiecz Zbarażowi z siłą 20 000 wojska. Pod Zborowem został otoczony przez kozaków i Tatarów. Odparł jednak ataki — a potem obecny przy królu Ossoliński zdołał nawiązać łączność z Tatarami, którzy porzucili Chmielnickiego i wycofali się. Wobec nadciągania dalszych polskich posiłków i odejścia Tatarów, Chmielnicki zawarł z królem ugodę „zborowską" (sierpień 1649), na której zasadzie król podwyższył rejestr kozacki do 40 000 i nadawał kozakom przywileje szlacheckie, oddał kozakom na siedzibę województwa kijowskie, czernichowskie i bracławskie, uznał tytuł hetmański Chmielnickiego, wydalał z Ukrainy jezuitów i Żydów, wprowadzał dyzunickiego metropolitę do polskiego senatu. Chmielnicki ze swej strony zobowiązywał się zwrócić polskiej szlachcie majątki, zamki i dzierżawy. Oczywiście, ugoda ta kończyła działania wojenne. Oznaczała ona utworzenie na Ukrainie osobnego, podległego Polsce dyzunickiego i kozackiego tworu państwowego. Ale- poza 40 000 kozaków rejestrowych — oddawała resztę zbuntowanego ludu ruskiego z powrotem w poddaństwo. Chmielnicki, zagrożony buntem chłopskim, oddał się pod opiekę Turcji, złożył przysięgę na wierność sułtanowi tureckiemu i w 1651 roku wznowił działania wojenne przeciw Polsce, zarazem rozsyłając setki agitatorów po całej Polsce, wzywając także i polskich chłopów do rewolucji przeciwko szlachcie. Ale polscy chłopi za przykładem ruskich chłopów nie poszli, choć pańszczyzna na ziemiach rdzennie polskich była cięższa niż na Ukrainie.* Sejm powołał 54 000 wojska regularnego i zwołał pospolite ruszenie. Armia pod wodzą króla.licząca 90 000 ludzi(33 tys. wojska regularnego i 22 000 pospolitego ruszenia/eszta czeladź), spotkała się z o wiele liczniejszą armią kozacko-tatarską pod Beresteczkiem na Wołyniu. W trzydniowej bitwie (28-30 czerwca 1651) Polacy odnieśli całkowite, druzgocące zwycięstwo; król Jan Kazimierz okazał się doskonałym wodzem; ogromna liczba Tatarów, ale i wielka liczba kozaków poległa. Było to zwycięstwo „na korzyść cywilizacji europejskiej, której szańcem w tej chwili raz jeszcze okazała się Polska" (Konopczyński). Było to w istocie rozstrzygające zwycięstwo, które przechyliło na stałe szalę zmagań na rzecz Polski, choć i po tym zwycięstwie walki polsko-kozackie trwały jeszcze czas dłuższy. • Jedynie na Podhalu niejaki Aleksander Kostka-Napierski, podający się za nieślubnego syna króla Władysława IV, zdołał wywołać rozruchy góralskie i na czele garści górali zdobyć zamek Czorsztyn. Ale po kilku dniach został przez własnych swoich towarzyszy wydany i został ukarany śmiercią. c< , , , 314 Zwycięstwo to było po części nie wyzyskane: Hieronim Radziejowski i inny późniejszy zdrajca Opaliński spowodowali, że część pospolitego ruszenia rozeszła się po bitwie do domów. Dało to trochę czasu Chmielnickiemu, który zebrał nowe siły. Z siłami tymi spotkało się wojsko polskie pod Białą Cerkwią, gdzie 28 września zawarto nową ugodę, podobną do zborowskiej, ale mniej dla kozaków korzystną:20 000 rejestru zamiast 40 000 na siedzibę tylko królewszczyzny (majątki królewskie) województwa kijowskiego, zamiast całych trzech województw. Wojska polskie wkroczyły na nowo do Kijowa. Chmielnicki, aby jednak zapewnić swemu rodowi rolę królewską, zaczął się starać o tron mołdawski dla swego syna Tymoteusza. W związku z tym z armia kozacko-tatarską maszerował ku Mołdawii. Zastąpił mu drogę pod Batohem w sile 20 000 polskiego wojska, w czym najlepsze pułki kwarciane, hetman Kalinowski (który wrócił już z tureckiej niewoli). W stoczonej bitwie (29 maja 1652) armia polska wyginęła całkowicie, poległ w niej sam hetman, a także Marek Sobieski, brat późniejszego polskiego króla. Niedobitki poszły w tatarską niewolę. Duża część wojska kwarcianego przestała istnieć. Klęska ta nie umniejszyła jednak zasadniczej, osiągniętej już przewagi polskiej w wojnie z Chmielnickim. Położenie uległo jednak potem zasadniczej zmianie w wyniku zaatakowania Polski przez Rosję w roku 1654, a następnie w wyniku „potopu" szwedzkiego, o czym niżej. Sprawa Ukrainy rozstrzygnęła się ostatecznie dopiero rozejmem andruszowskim z roku 1664 i pokojem Grzymultowskiego z roku 1686, które ustanowiły polsko-rosyjską granicę na Ukrainie w zasadzie na Dnieprze. Na swojej połowie Ukrainy Polska potem stopniowo na nowo umocniła swoje rządy. WICHRZENIA WEWNĘTRZNE Za Jana Kazimierza w większym jeszcze stopniu niż za jego poprzedników ujawnił się w Polsce niszczycielski ferment opozycyjny. Składał • się on z dwóch przede wszystkim czynników: z opozycji protestanckiej, niezadowolonej z tego, że Polska kształtuje się coraz wyraźniej jako kraj i naród katolicki i chcącej choćby siłą, na wzór wielu wydarzeń w wojnie trzydziestoletniej, ten stan rzeczy zmienić. Oraz z opozycji magnackiej. Ustrój Polski polegał nominalnie na tym, że rządziły Polską dwie siły: król i szlachta, ta ostatnia obierająca króla na elekcjach, oraz sprawująca rządy na sejmach i sejmikach (zgromadzeniach powiatowych). Ale w istocie istniał w Polsce i trzeci czynnik: magnaci. Nie mieli oni formalnego stanowiska odrębnego, ale będąc członkami szlachty — każdy magnat był nominalnie równy zwykłemu szlachcicowi - - potrafili posłużyć się ustrojem rzeczypospolitej szlacheckiej dla osiągania własnych celów. A te ich cele — to była ich własna, jednostkowa i rodowa potęga i był wpływ, coraz większy, na władzę w państwie. Byli oni potężni, gdyż rozporządzali bogactwem — przede'wszystkim ziemią uprawną, ale także i pieniędzmi — 315 II i mieli w swoich rękach czynniki siły politycznej: własne milicje, y / wojsko, własne zamki i fortece, własne miasta. Zachowywali się tak, jakby byli udzielnymi książętami. A z reguły, należały do nich także i wysokie urzędy państwowe: kanclerzy, hetmanów, podskarbich, wojewodów. Urzędy te — od czasów po części Zygmunta Starego, a po części Batorego — były dożywotnie. Magnaci polscy owych czasów całkiem nie przypominali możnowładztwa polskiego czasów piastowskich, andegaweńskich i wczesnojagiellonskicn, będącego stróżem polskiej racji stanu i kadrą obrońców polskości i prawowierności katolickiej. Byli to całkiem nowi i inni ludzie. Ich główna kadra — to byli dawni książęta litewscy i ruscy. Przechowywali oni litewskie i ruskie tradycje opozycji przeciw Polsce i pragnęli dzielnicowej samodzielności. W okresie unii lubelskiej sprzeciwiali się unn i nadal byli z niej niezadowoleni. Byli gotowi, w razie czego, unię z Polską zerwać, od Polski sie oderwać, wejść w unię np. z Moskwą. A stopniowo przyciągnęli ku sobie i wzięli pod swój wpływ także i duży zastęp potentatów koronnych, rdzennie polskich. Ci ostatni to nie byli potomkowie Spytków z Melsztyna czy Oleśnickich. To byli przeważnie dorobkiewicze, którym więcej chodziło 0 własne interesy niż o Polskę. Słynny polski wódz, Stefan Czarruecki, zwykły szlachcic, który magnatem się nigdy nie stał, zwykł byl mówić o sobie: „jam nie z soli, ani z roli", przez co wskazywał, że magnaci wyrośli na dzierżawieniu kopalń soli oraz na kolonizacji stepów ukraińskich. Oczywiście, byli między magnatami także i dobrzy, gorący, zasłużeni Polacy. Ale wielu magnatów — to byli warcholi, stanowiący silę odśrodkową. Zjawisko wyrastania potęgi magnackiej, opozycyjnej wobec Pańf wa, było zresztą w owych czasach zjawiskiem ogólnoeuropejskim. Królowie Francji i innych krajów poświęcili kilka wieków wysiłku na złamanie odśrodkowej potęgi magnackiej. Angielski pisarz katolicki G.K.Chesterton poświęcił cały rozdział jednej ze swoich książek „rewolucji bogatych ,.«°rzy w czasie reformacji w Anglii wzbogacili się na konfiskacie dóbr koscielnycn 1 stali się nową, dorobkiewiczowską, albo po prostu lupieską arystokracją angielską. „Demokracja szlachecka (...) przetworzona została (...) w system polityczny czysto formalny(...) mający za zadanie osłonić faktyczną oligarchię (rządy klik) i być jej najsprawniejszym narzędziem. Rzeczpospolita juz od połowy XVII w. przedstawiała więc specyficzną monarchię szlachecką, będącą w istocie formą oligarchii magnackiej, formą faktycznej dyktatury oligarchów, realizowanej przy pomocy tzw. demokracji szlacheckiej (Śreniawski). Przytoczę tu dwa szczególnie znamienne wydarzenia ze środkowego okresu panowania Jana Kazimierza. Hieronim Radziejowski, maSna! podkanclerzy koronny, który poprzednio snuł jakieś nici spiskowe mieazy królem Władysławem IV a Chmielnickim, przyczynił się do wywołania pani w bitwie pod Pilawcami i do rozsypania się części pospolitego ruszenia v bitwie pod Beresteczkiem, został w roku 1652 skazany na banicję (wygnan za akt gwałtu. ,,,.. ,,*,,.„,„„ .t.., ... 316 Udał się wtedy do Szwecji i namawiał króla szwedzkiego do najechania Polski oraz do wejścia w r orozumienie z Chmielnickim. Informował także Szwedów o czynnikach s abości Polski. A gdy wreszcie Szwedzi Polskę najechali, towarzyszył icl wojskom i wspierał je politycznie.* Drugim wydarzeniem, które chcę tu wymienić, jest zastosowanie po raz pierwszy w praktyce zasady „liberum veto" w roku 1652 przez posła Sicińskiego, kalwina, działającego z ramienia wielkiego magnata, też kalwina, a w kilka lat później jawnego zdrajcy, księcia Janusza Radziwiłła. Zasadą polskich sejmów było, że podejmowały one uchwały jednomyślnie. Ale poprzednio, w ciągu więcej niż półtora wieku swego istnienia, sejmy osiągały tę jednomyślność przez poddawanie się mniejszości woli większości, albo przez takie przerabianie treści uchwał, by stawały się kompromisowe, a więc nadawały się do przyjęcia dla wszystkich. Natomiast Siciński i stojący za nim Radziwiłł w 1652 roku wystąpili z teorią, że „liberum veto" (wolne „nie pozwalam") daje nawet jednemu posłowi prawo niedopuszczenia do uchwały sejmu. Sejm jakoś to wystąpienie Sicińskiego potulnie przyjął. Ustanowiło to przykład na przyszłość — i odtąd stało się na półtora wieku zwyczajem, że warcholi, a także i zdrajcy swoim ,,veto" sejmy polskie zrywali. Jest oczywiste, że owo wystąpienie Sicińskiego i Radziwiłła, na 3 lata przed najazdem szwedzkim i w czasie trwającej wojny z buntem kozackim, było jednym z posunięć tych, co chcieli Polskę zwichrzyć. Nie czym innym była także i działalność Radziejowskiego. „POTOP" SZWEDZKI W roku 1655 Polska została najechana i prawie w całości podbita przez Szwedów i ich króla, rodowitego Niemca, Karola Gustawa, poprzednio księcia niemieckiego ksiąstewka Dwóch Mostów (Zweibriicken), który był * Napisałem o nim: „Na przestrzeni wielu lat działalność Radziejowskiego jest jednolita i konsekwentna. Była to działalność zdrajcy. Jakie były jego motywy? Co skłaniało do zdrady tego jednego z najbardziej wpływowych w Polsce magnatów, dygnitarza, zaufanego królewskiego, już w roku 1645, gdy nie miał jeszcze lat trzydziestu, marszałka izby poselskiej, a potem podkanclerzego, a w dodatku (...) jednego z najbogatszych w Polsce ludzi? Zagadka rozwiązuje się łatwo. Był to polityk magnacki, pracujący nad tym, by osadzić na polskim tronie króla protestanta. To nie był tylko intrygant; to nie byl banita, zapędzony w ślepą uliczkę i uciekający do nieprzyjaciela (do Szwecji) po to, by się ratować i by się zemścić. To był spiskowiec, człowiek prowadzący przez całe życie politykę konsekwentną, pozbawioną skrupułów i na swój sposób odważną. Był to osobiście łajdak i niegodziwiec. Ale byl to łajdak z charakterem. (...) W swojej al (nazwa zapożyczona od tytułu Cromwella w Anglii) i uznawało Jana Kazimierza za zdetronizowanego. Karol Gustaw poczynał sobie jako król polski, w tej roli rozdawał urzędy, sądził i konfiskował dobra. •" (Konopczyński).* Jest oczywiste, że te siły, które chciały zapanować nad Polską drogą legalną, przez obranie na elekcji miłego im króla oraz przez takie przekształcenie ustroju Polski, by ten król uzyskał władzę absolutną, doszły do wniosku, że cele te nie dadzą się osiągnąć bez pomocy zewnętrznej i wobec * Cytata z innej mojej książki. * Cytata z innej mojej książki. 318 im miał jako twierdzy tego weszły w porozumienie z królem szwedf Rakoczym) i zaprosiły ich do wkroczenia dc» PoijH P zdobycie w Polsce, wbrew woli polskiego, katolicKiego i to władzy dyktatorskiej, a więc absolutnej. Nowy, mający być w Polsce ustanowionym oczywiście protestancki. Ale w istocie, to nie °^ Istotne cele były nie tyle pozytywnie p antykatolickie. Chodziło o zniszczenie Polski porządku katolickiego w Europie. Chodziło także ^ dyktatorskiej władzy w Polsce przez ™enawtoca^ra? magnacką. Nie wszyscy zresztą magnaci, pop«?«? o protestantami. Ogól protestantów, także ' Jud" d™edzkie w Polsce drobniejszych szlachciców i mieszczan, ™^J2JJLackiego. którego poparł. Ale klucz do sytuacji był w rekV?™ i i j bardzo niektórzy wprawdzie ^^ wpływowy bratanek Bogusław Radziwi, Wf sędzia wschowski, jeden z dowódców .poipojgjj ^7 bodaj najwybitniejszy sprawca tamtejszej f^\tuia J' ń/ki byj Krzysztof Opaliński był katolikiem, Bogusław Les«zynsjc y .^ bt kim ale również przeszedł na J^*^ n ^ _ t0 nie byli ^ ^ obojctni> re g^ ^^ zastosować Opalińskim, że ^ra?cySzwedów, byli op«?«?*. o kalibru, Jud" d™edzkie Polsce JJLackiego. i j pod ujściem i Arianinem, ale i Krzysztof Opaliński był katolik, g bratem czeskim, ale również przeszedł na J^ Radziejowski był katolikiem. Ale owi katojcy j rzeczywiście wyznawcy wiary katolickiej. To^byli deklarujący się jako katolicy, bo w *™™{°™ wygodniej. Prawdopodobnie do nich wszV przypuszczenie, które już raz wypowiedziałem o Kr to zapewne był potajemny różokrzyżowiec Różokrzyżowcy - to była tajna ^ charakterze antychrześcijańskim. Wyłoniła sie^ inna, formalnie założona w Londynie dopiero w antychrześcijańska: masoneria. Pnlske naiazd szwedzki W przygotowaniu spisku, który sp^adz.1 na Poi Ję naj pBwy i siedmiogrodzki czołową tajną rol«°7nesky(znany też pod łacińską różokrzyżowiec, czeski emigrant Jan Amos Kon^** >L t0 znaczy husytów, formą swego nazwiska: Comenius), biskup brać, czaku*, tozna ^y ^.^ sławny w świecie jako postępowy pedagog i w=» ^.^ masonerii", jako że się do jej założenia, Juz **' przyczynił.* Był on w ciągłych rozjazdach. Siedmiogrodem, Amsterdamem i Londynem i królem szwedzkim Karolem G^^^ Oxenstjerną, z księciem siedmiogrodzkim angielskiej Cromwellem, z ttki wa o organizacja polska> Szwecją, ^ch stosunkach z Ob" > kancierZem ^^^ko^m z wodzem rewolucji miogrodzkim Kaicoc/.y , Niemczech, z protestanckimi polityKami • Jest on w Polsce przez niektóre koła czczony, ma w Polsce (wV^^^s^ jego nazwisko, pocztowy polski z jego podobizną, ulice w niektórych poiSKi ^ wygnaniec z podbitych obchodzono uroczyście jego jubileusz. W istocie nie zasługuję on na . Lesznie) korzystał, przez Austrię Czech znalazł w Polsce bezpieczną gościnę, dlugK= ata z n en ^ Odpłacił Polsce za to przyłożeniem ręki do ściągnięcia na PolsM o ^ polskimi magnatami Radziwiłłem, Opalińskim i Leszczyńskim, a w stosunkach pośrednich z Manasse-ben-Izraelem w Amsterdamie, a nawet z wielkim opiekunem Szwecji i Brandeburgii, kardynałem Richelieu we Francji. Był to światowej skali konspirator.* Ci Polacy, którzy sprowadzając Szwedów i Siedmiogrodzian do Polski, wyobrażali sobie, że Polska pod nowymi rządami utrzyma się w tym samym kształcie, w jakim była, tyle tylko, że oni w niej będą sprawować władzę, bardzo się mylili. Siły międzynarodowe, które temu najazdowi nadawały kierunek, dążyły do czegoś całkiem innego, mianowicie do całkowitego zniszczenia Polski. 6 grudnia roku 1656 „na ziemi węgierskiej, w Radnot, spisano traktat podziałowy między pięciu sojusznikami: Szwecja sięgała po Kujawy, Prusy (Królewskie), część Mazowsza, Żmudź, cztery powiaty litewskie, Inflanty i lenno Kurlandii. Kurfirst (elektor brandeburski) miał wziąć Poznańskie, Kaliskie, Łęczyckie i Sieradzkie z Wieluniem. Trzeci wspólnik, Bogusław Radziwiłł (...) województwo nowogródzkie z zachowaniem. wszystkich własnych dóbr; czwarty, Chmielnicki, Ukrainę, Rakoczy całą resztę, pod warunkiem późniejszego rozgraniczenia na Rusi z kozaczyzną i na Podlasiu ze Szwedami" (Konopczyński). „Stoimy tu w obliczu kluczowego przełomu. Najpierw chodziło o to, by na tronie Polski zasiadł protestant; Polska pozostałaby nadal tym, czym była, tyle że zmieniłyby się w niej stosunki wewnętrzne: Kościół katolicki przestałby w niej być kościołem panującym i zamieniłby się na religię niższych warstw, korzystającą z pewnego zakresu tolerancji, z biegiem czasu zapewne coraz bardziej ograniczanej. (...) Polska, czy to pod Rakoczym, czy pod Karolem Gustawem, miała nadal, przynajmniej nominalnie, pozostać Polską. Z początkiem roku 1656 zaczęło się zanosić na okrojenie tej Polski: elektor brandeburski otrzymał od Karola Gustawa 17 stycznia Warmię, a 25 czerwca cztery województwa wielkopolskie, ale ta okrojona, szwedzka Polska miała nadal być Polską. Ale w grudniu tegoż roku sytuacja zmieniła się kompletnie. Dwaj dotychczasowi protestanccy kandydaci do polskiego tronu (Karol Gustaw i Rakoczy), dotychczas z natury rzeczy rywale, porozumieli się ze sobą na tej zasadzie, że Polska zostanie skasowana całkowicie, a jej obszarem partnerzy się podzielą, dopuszczając do tego podziału także i strony trzecie, a przede wszystkim Brandeburczyków i Chmielnickiego. To już nie miało być przerobienie Polski na państwo protestanckie; to miało być jej unicestwienie całkowite".* W archiwach kozackich zachował się dokument dotyczący umowy w Radnot, którego główny punkt brzmiał: „A Rakoczemu węgierskiemu, także i jemu szwedzkiemu na Koronie polskiej nie być i królem polskim się nie nazywać, a znieść Koronę całkiem (...). A uczynić tak, żeby Korona polska * Zachowa) sie, pisany jego ręką, protokół założenia małej, tajnej organizacji międzynarodowej, który podpisali dnia 3-13 marca 1642 roku w Londynie sam Komensky oraz Szkot John Dury i elbląski mieszczanin Samuel Hartlib. ' Cytata z innej mojej książki. 320 u Rakoczego i u szwedzkiego w tytułach wymieniana nie była; tak by uczynić, jakby Korony polskiej w ogóle nie było".* Polska została przez zdradziecką klikę magnacką wydana wrogom na zagładę, z ręki do ręki, podana jak na tacy. Cały polski naród poczuł to w jednej chwili. I w jednej chwili powziął jednomyślną decyzję: tak nie będzie. Polska zniszczyć się nie da. I wiary katolickiej wydrzeć sobie nie da. Polska była pozbawiona kierownictwa. Król Jan Kazimierz nie poddał się. Ale wyjechał na emigrację; na Śląsk, będący wówczas za granicą. A więc bezpośrednio kierować oporem nie mógł. Szczyty hierarchii państwowej i wojskowej przeszły na stronę nieprzyjaciela. Naród został sam, bez przywódców. Ale postanowił się nie dać. Miał zresztą licznych przywódców skali niższej lub średniej. Jednym z nich był znakomity dowódca wojskowy, który się już wybitnie odznaczył w wojnie z kozakami Chmielnickiego i z Moskwą i który miał się wydźwignąć do roli największego polskiego wodza w wojnie z „potopem" szwedzkim, a jednego z największych wodzów w polskiej historii — Stefan Czarniecki. Wyłonili się także liczni samorodni dowódcy miejscowi, typu raczej partyzanckiego, tacy jak starosta babimojski Krzysztof Żegocki i jak przywódcy powstań szlachecko-chlopskich, ojciec Paulin Tomicki w rejonie Siewierza i Wielunia, poległy pod Wieluniem, czy dziekan żywiecki, ksiądz Stanisław Kaszkowic, zwany przez chłopów Kądziołką, dowódca powstania górali żywieckich. (Ci trzej dowódcy mieli w pewnej chwili pod sobą armię powstańczą 6 do 7 tysięcy ludzi.) Ale rozstrzygającą rolę odegrała obrona Częstochowy. Szwedzi chcieli zająć umocniony klasztor ojców paulinów na Jasnej Górze w Częstochowie. Było w tym klasztorze paruset ludzi, zarówno zakonników, jak żołnierzy i świeckiej szlachty. Przeor klasztoru, ojciec Augustyn Kordecki, oświadczył, że Szwedów do klasztoru nie wpuści. Szwedzki generał Burchard Muller usiłował zająć klasztor siłą — ale klasztor odpowiedział na szturmy ogniem ze swoich armat. Szwedom zależało na zdobyciu tego klasztoru zarówno ze względu na znaczenie strategiczne tej malej forteczki, którą lekceważąco nazywali „kurnikiem", jak i na to, że zawierała ona wielkie skarby w zlocie i srebrze . w postaci wotów, składanych przy ołtarzu Matki Boskiej, które chcieli skonfiskować. Muller oblegał i szturmował Jasną Górę przez 40 dni (19 listopada — 27 grudnia 1655 roku), ale wreszie od oblężenia sromotnie odstąpił, do czego przyczyniło się także i zbliżanie się ku Częstochowie czegoś w rodzaju odsieczy, w postaci oddziałów partyzanckich chłopskich i szlacheckich. Wiadomość o tym, że Szwedzi targnęli się na taką świętość narodową, jaką był klasztor jasnogórski, w którym mieści się najbardziej w Polsce czczony obraz Matki Boskiej — i że się Szwedom ten zamach nie udał, a garstka obrońców wyszła ze zmagania zwycięsko, obiegła jak błyskawica całą Polskę, stając się hasłem i przykładem. Cały naród porwał * Warto to przeczytać w oryginale. „A Rakoce b wenherskomu także i jemu swejskomu na Korunie polskoj ne byt' i korolem polskym ne imianowatsia, a swesti b Koruna wsią (...). A uczynyty b tak, cztob Koruna polskaja u Rakocy i u swejskoho w tyttach ne imianowalaś; tak by uczynyt', budto Koruna polskaja i ne bywała" (Krypjakewycz). 21 — Hlst. Nar. Poi., t. I 321 się do walki. Była to walka o niepodległość Polski. Oraz o wiarę. Powstanie antyszwedzkie, pierwotnie samorzutne, a potem coraz porządniej zorganizowane, ogarnęło cały kraj, od Wielkopolski do Litwy i Rusi i od gór aż do morza. Kierunek nadawały mu odezwy króla Jana Kazimierza, nadsyłane spoza kordonu granicznego. Stopniowo zaczęły odradzać się poszczególne gałęzie aparatu państwowego. Na Litwie, wojewoda Witebski, Paweł Sapieha, stawił opór Szwedom i Januszowi Radziwiłłowi i obiegł tego ostatniego w Tykocinie (gdzie ten umarł). W Tyszowcach na Lubelszczyźnie zawiązała się „konfederacja" wojskowo-szlachecka pod wodzą hetmanów Potockiego i Lanckorońskiego i rozpisała pobór pułków wybranieckich i łanowych i powołała pod broń wszystkie stany. Formacje wojskowe polskie, które oddały się pod władzę Szwedów, jedna po drugiej wracały na stronę Polski niepodległej i katolickiej. Jeszcze w grudniu 1655 roku król Jan Kazimierz wrócił do Polski, przedostając się do nie zajętego przez Szwedów Lwowa. (Mniej więcej cała Polska, z wyjątkiem obszarów zajętych przez Moskwę lub przez kozaków, była już pod szwedzką okupacją.) Stolica Apostolska zezwoliła na użycie skarbów kościelnych (wotów, kielichów, monstrancji itd. po kościołach) jako kapitału do sfinansowania wojny ze Szwedami. „Polska katolicka, chwytając za broń przeciw Szwedom, przeciwstawiła najeźdźcom silę liczebną mas katolickiej ludności oraz zasoby materialne Kościoła".* Szczególnie wielkie znaczenie miało wyrastanie nowej siły zbrojnej pod wodzą Czarnieckiego. Nie podporządkował się on Szwedom nigdy.* I stopniowo wysunął się na czoło walki ze Szwedami. Nie ulega wątpliwości, że bezwzględność i okrucieństwo rządów szwedzkich przyczyniły się do narodzenia się powszechnego oburzenia, do przekonania ludzi wahających się i do zrodzenia się jednomyślnego oporu. Szwedzi postępowali w okupowanej Polsce po barbarzyńsku i krwawo.* Tak Polskę sterroryzowali, że dumna polska szlachta, wylękniona, naraz stała się zadziwiająco potulna oraz „znosiła z pokorą jarzmo pogardzającego Polakami zdobywcy. Pisze o tym współczesny kronikarz: < Zdawało się, że i ludzie się zmienili i ziemia i niebo były inne. Szlachta zbiegając się na sejmiki u drzwi odpasywała szable, a tak pokornie słuchała króla szwedzkiego rozkazów, jak szkolnicy słów nauczyciela >" (Kuchowicz i Spieralski). * Cytata z innej mojej książki. „Początek wojny przeciwko Szwedom w r. 1656 został więc sfinansowany z kosztowności kościelnych, które już nigdy kościołom i klasztorom nie zostały zwrócone. A trzeba przypomnieć fakt, że polskie kościoły zdumiewały zachodnich gości swoją wspaniałością i bogactwem. (...) Można by cytować świadectwa, zwłaszcza Francuzów, podkreślających, że polskie kościoły są najbogatsze w całej Europie w sprzęt złoty i srebrny" (Tokarski). • Gdy bronił się w oblężonym przez Szwedów Krakowie i musiał się poddać, zastrzegł sobie prawo opuszczenia miasta ze swoją załogą, która wymaszerowala z Krakowa z bronią i z biciem bębnów, zachowując wolność i idąc w kraj. * Dla przykładu: Szwedzi zamordowali Jana Braneckiego, poznańskiego biskupa sufragana, a księdzu Wojciechowi Gawarczewskiemu, też w Poznaniu, obcięli obie ręce i wrzucili go. okaleczonego, z mostu do rzeki. W Śremie zamordowali wszystkich franciszkanów. Pomordowali w sposób okrutny księży w Zbąszyniu, Babimoście i innych miastach. Gwałcili zakonnice. i sprofanowali kościoły katolickie w bardzo wielu miejscowościach. 322 I Należy zauważyć, że najazd szwedzki to był tylko do pewnego stopnia najazd rzeczywiście szwedzki. Król szwedzki to był Niemiec. A w wojsku sZwedzkim służyło bardzo wielu Niemców. Służyli także i Czesi, a wśród nich także i dwaj wyżsi dowódcy, i to tacy, którzy długo korzystali z gościny w Polsce, generał Jan Wejchard Vresovec, czyli Wrzesowicz oraz pułkownik Vaclav Sadovsky, pierwszy z nich udający katolika i przez dłuższy czas dzierżawca żup solnych w Wieliczce, drugi syn Jerzego Sadowskiego, dość wybitnego czeskiego husyckiego przywódcy. Najazd szwedzki na Polskę — to był do pewnego stopnia dalszy ciąg wojny trzydziestoletniej, to była wojna 0 to, by umocnić i rozszerzyć pozycje protestanckie w tej części Europy. W szerokim pojęciu, to był jeden z etapów niemieckiej religijnej rewolucji. Broniąc się przed tym najazdem, Polska broniła się ąrzed nową postacią naporu niemieckiego. Walka z tym najazdem — to był dalszy ciąg tych walk, jakie ongiś staczali trzej Bolesławowie, Łokietek i, pod Grunwaldem i na Pomorzu Jagiełło i Kazimierz Jagiellończyk. Gdyby Szwedzi byli w tym smaganiu zwyciężyli - Polska byłaby powalona i na dalszą metę wchłonięta inie tyle przez Szwedów, co przez potęgę niemiecką. Polski zryw przeciwko szwedzkiemu najazdowi i okupacji, to była wielka polska wojna narodowa i narodowe powstanie. Zarazem wojna i powstanie katolickie. To samorzutny, zdrowy instynkt polskiego narodu ten zryw podyktował. Zryw ten (w przeciwieństwie do niektórych późniejszych polskich powstań, nierozumnych i niepotrzebnych) był słuszny i konieczny — i okazał się zwycięski. Polska bohaterskim, solidarnym wysiłkiem całego narodu, wszystkich jego warstw społecznych i wszystkich dzielnic pokonała 1 z Polski wypędziła Szwedów i całą koalicję ich sojuszników, nie straciwszy żadnej ważniejszej części polskiej ziemi ani nie uroniwszy swej wolności. To prawda, że wyązła z tego najazdu i wojny zrujnowana. To nie tylko wojna Polskę zniszczyła: Szwedzi planowo rujnowali Polskę, nie tylko rabując, co tylko się dało, ale umyślnie niszcząc i burząc* Zwycięska wojna Polski ze szwedzkim najazdem i z proszwedzkim zamachem stanu jest jednym z wielkich i pięknych wydarzeń polskiej historii, świadczących o wielkości, o patriotyzmie i bohaterstwie oraz o zdrowiu moralnym i sile charakteru polskiego narodu. Co było szczególnie znamienną cechą tej wojny, to jedność wszystkich stanów: walczyli w niej ramię przy ramieniu i z tym samym przywiązaniem do Polski i poświęceniem, szlachta, mieszczanie i chłopi. * „Potop" szwedzki był ruiną podobną do najazdu tatarskiego 1241 roku. Obie stolice Polski, Warszawa i Kraków, zostały spalone (a obok nich, przez Rosjan, także i Wilno). Także i miasta średnie i mniejsze zostały poburzone. Niektóre z nich nie podżwignęły się potem nigdy. Taki Biecz miał w XVI wieku 40 000 mieszkańców, ale w 1971 roku ma ich tylko 4100. Kazimierz nad Wisłą, który przed „potopem" był dużym miastem, ma teraz także tylko 4400 mieszkańców. Całe gałęzie życia gospodarczego, np. rozwinięty przemysł tkacki w Wielkopolsce, całkowicie zniknely i nie odrodziły się nigdy. Rozlegle okolice wiejskie, na których kwitło rolnictwo, zamieniły się w lasy, które się same wysiały. Wszystkie klasy ludności: szlachta, mieszczanie i chłopi, zbiednialy, potraciły swoje zasoby i swój dobytek. Kościoły utraciły swoje skarbce. Biblioteki i archiwa zostały popalone, — albo wywiezione do Szwecji. 323 i ta ^ Nie będę tu szczegółowo tej wojny opisywać. Każdy Polak jej przebie jako tako zna: przecież nie ma jako tako wykształconego, albo po prostu umiejącego czytać Polaka, który by nie czytał „Trylogii", a zwłaszcza „Potopu" Sienkiewicza, gdzie wydarzenia owych lat są tak barwnie opisane (Nie czytali tych książek tylko ci, których antypolska lub bezrozumnie dziwaczna propaganda od ich czytania odstręczyla.) Podaję jednak przebieg wydarzeń w największym skrócie. Szwedzi zaczęli tę wojnę w lipcu 1655 roku, idąc w dwóch kolumnach z dwóch stron ze szwedzkich twierdz na europejskim kontynencie: z inflanckiej Rygi na Litwę (gen. Magnus de la Gardie) i z pomorskiego Szczecina na Wielkopolskę (generał Wittenberg, a w ślad za nim król Karol Gustaw). Dnia 25 lipca Wittenberg przekroczył granicę Polski pod Drahimem. Zagrodziło mu drogę liczniejsze od jego armii pospolite ruszenie wielkopolskie w doskonałej pozycji nad Notecią pod Ujściem, Pilą i Wieleniem. Dowodzili tym pospolitym ruszeniem zdrajcy Opaliński i kilku innych, wśród nich najjawniejszy stronnik Szwedów, arianin Szlichtyng. (Podskarbi Bogusław Leszczyński, który miał za szczególne zadanie zorganizowanie obrony Wielkopolski, w ogóle się pod Ujściem nie zjawił.) Wraz z armią Wittenberga przybył pod Ujście zdrajca Radziejowski. Porozumiał się on z Opalińskim i z innymi dowódcami pospolitego ruszenia pod Ujściem i zawarł z nimi umowę tej treści, że pospolite ruszenie poddaje się Szwedom bez walki. Szwedzi przekroczyli Noteć i w ciągu kilku dni zajęli Poznań, Kalisz, Środę i całą Wielkopolskę. W ślad za Wittenbergiem wkroczył do Polski Karol Gustaw i wkrótce zajął Warszawę. Pospolite ruszenie wszędzie decyzją swoich dowódców przechodziło na jego stronę. General de la Gardie wkroczył na Litwę i małą swoją armią dotarł do Birż i Kiejdan (dzisiaj Birżai i Kedainiai). Janusz Radziwiłł, kalwin, hetman wielki litewski, nie stawiał mu oporu. Zawarł ze Szwedami w Kiejdanach dwie umowy (18 sierpnia i 20 października 1655 roku), wedle których uznał, że unia Litwy z Polską jest skasowana oraz że Litwa zawiera unię ze Szwecją, ale o wiele ściślejszą niż polsko-Htewska, to znaczy poddając się całkowicie rządom szwedzkim. Wojsko regularne pod wodzą hetmana Potockiego i Koniecpolskiego, po kilku pomniejszych, nieudanych bitwach, przechodzi na stronę Szwedów, uznając Karola Gustawa za „protektora", to jest tymczasowego króla polskiego (26 października). Król Jan Kazimierz z żoną i otoczeniem wyjeżdża na Śląsk. Czarniecki po bohatersku przez dwa tygodnie broni Krakowa, ale wobec beznadziejności położenia, oddaje miasto Szwedom i 19 października wyprowadza wojsko z miasta.* Ale Lwów obronił się przed Chmielnickim, a Szwedzi do niego nie dotarli. I oto w grudniu broni się zwycięsko Częstochowa. Wojewoda witebski, Paweł Sapieha, bije się na Litwie ze Szwedami i z Radziwiłłem. Na Podhalu * Gdy król szwedzki wkroczy! do Krakowa i oglądając groby królewskie na Wawelu powiedział przy grobie Łokietka, że „Jan Kazimierz nie wróci", tak jak wrócił z wygnania Łokietek, obecny przy tym polski pisarz i historyk, ksiądz Szymon Starowolski wypowiedział słynne słowa: „Fortuna variabilis, Deus mirabilis" (szczęście jest zmienne, Bóg sprawia cuda). SJowa te Polacy nieraz powtarzali w późniejszych wiekach. 324 i gdzie indziej wybuchają przeciwko Szwedom chłopskie i szlacheckie powstania. 29 grudnia tworzy się konfederacja tyszowiecka. 18 grudnia król jan Kazimierz wraca do Polski i przez Spisz i Podkarpacie wędruje do Lwowa. Tam wkrótce potem składa swe słynne śluby, w których ogłosił Matkę Boską Patronką i „Królową Korony Polskiej" i ślubował w imieniu narodu, że jeśli zwycięży wroga, to szerzyć będzie Jej kult, a zarazem że będzie się starać poprawić położenie chłopów. Naród polski wziął głęboko do serca pierwszą część tych lwowskich ślubów i po dziś dzień przy nich trwa. Ale druga ich część, dotycząca chłopów, pozostała potem przez całe pokolenia nie wykonana.* Na przełomie grudnia i stycznia 1655-1656 roku umarli, naturalną śmiercią, dwaj wielcy zdrajcy: Janusz Radziwiłł i Krzysztof Opaliński. Szwedzki zabór załamał się i przekształcił się w wielką wojnę, w której Szwedzi byli stopniowo bici i z Polski wypierani. Istotnym wodzem w tej wojnie był Czarniecki. Karol Gustaw stoczył kilka bitew, usiłował bezskutecznie zająć Zamość, wreszcie zapędzony manewrowaniem Czarnieckiego i Lubomirskiego w widły Sanu i Wisły blisko Sandomierza, został tam dotkliwie pobity, przy czym sam niemal cudem uniknął śmierci lub niewoli. Walki toczyły się teraz w całej Polsce, prowadziły je z polskiej strony zarówno wojska regularne, jak oddziały partyzanckie. Szwedzi przeciągnęli na swoją stronę elektora (księcia) brandebursko- pruskiego. 17 stycznia 1656 roku podpisał on z Karolem Gustawem przymierze, wedle którego miał otrzymać Warmię, zaś jako książę pruski z lennika polskiego przekształcał się w lennika szwedzkiego. A 25 czerwca nowy układ, wedle którego miał otrzymać oprócz tego Wielkopolskę. A jeszcze później, 20 listopada, Karol Gustaw uznał, że Prusy Książęce przestawały być lennem i stawały się państwem niepodległym. (Elektor z tytułu władania Brandeburgią był lennikiem cesarza, a z tytułu władania Prusami Książęcymi lennikiem, do niedawna, Polski. Teraz zdobywał sobie kawał * Ta druga cześć brzmiała: „ut a gravaminibus iniustis et oppresionibus populi Regni mei eximatur" (aby ulżyć ciężarom niesłusznym i uciskom ludu mojego Królestwa). Antoni Podsiad przynosi ciekawą informację (w książce „Bogarodzico-Dziewico. Polski Almanach Maryjny", Warszawa 1983), że w trzecim (z roku 1717) wydaniu książki księdza Augustyna Kordeckiego ,,Nova gigantomachia" wykreślone zostały z tekstu ślubów Jana Kazimierza słowa „iniustis et oppressionibus". Wykreślone także zostały we wszystkich następnych wydaniach tej książki w XVIII wieku. Historycy Lelewel i Jasienica napisali o tych ślubach, pierwszy, że były one „czczą i obłudną przysięgą", drugi, że były „słowem królewskim cynicznie złamanym". Pozwalam sobie wypowiedzieć pogląd, że to nie król Jan Kazimierz odpowiada za niedotrzymanie tych ślubów. Należy zresztą przypuszczać, że to w ogóle nie on tekst tych ślubów zredagował. Kto to mógł być, co tekst takich ślubów królowi podsunął? A może Czarniecki? A może późniejszy podkanclerzy i prymas Olszowski? Widać toczyła się o te śluby jakaś ukryta walka. Jakieś wpływy i naciski sprawiły, że — w 61 lat po złożeniu przez króla tych ślubów, * 60 lat po ukazaniu się pierwszego wydania książki księdza Kordeckiego, w 43 lata po śmierci samego księdza Kordeckiego, w 45 lat po śmierci króla Jana Kazimierza, w 52 lata po śmierci Stefana Czarnieckiego, w 40 lat po śmierci prymasa Andrzeja Olszowskiego, w 20 lat po wstąpieniu Augusta Mocnego na tron polski, w tym samym roku, w którym w Londynie powstała 325 ziemi całkiem niezależny.) Zobowiązał się jednak elektor do włączenia się po stronie szwedzkiej do wojny. Połączone wojska polskie, to znaczy siły regularne, pospolite ruszenie i wielkie masy uzbrojonego ludu, zdobyły 30 czerwca 1655 roku Warszawę. Król Jan Kazimierz powrócił do stolicy. Ale wojska szwedzkie, a wraz z nimi 20 000 wojsk brandeburskich, uderzyły na Warszawę ponownie, ty trzydniowej bitwie (28-30 lipca), stoczonej częściowo w samej Warszawie, Warszawa padła. Została przy tym zniszczona i zrabowana. Ale w miesiąc potem (26 sierpnia) Polacy ją znów odzyskali. Stopniowo cala prawie Polska została uwolniona od Szwedów. Gdańsk nie poddał się Szwedom, ani nikomu innemu nigdy. W grudniu 1656 roku Szwedzi dogadali się z Rakoczym siedmiogrodzkim i doprowadzili do zawarcia opisanego już wyżej traktatu w Radnot o rozbiorze Polski. Rakoczy w styczniu 1657 roku wkroczył do Polski na czele 70 000 wojska, w czym były też i posiłki kozackie i multańskie. Ale wojsko to — to była zbieranina bez wartości wojskowej. Pomaszerował on poprzez okolice wciąż jeszcze będące w rękach Szwedów. Dotarł do Krakowa, gdzie jeszcze się bronili Szwedzi, oblężeni przez Polaków. Razem ze Szwedami pomaszerował do Warszawy i chwilowo ją razem ze Szwedami zajął. Zajął następnie Brześć Litewski. Opuszczony potem przez Szwedów, ruszył na południe. Wojska siedmiogrodzkie dokonywały wszędzie straszliwych gwałtów, rabunków i spustoszeń. Wojska polskie, Czarniecki, Potocki, Lubomirski i Paweł Sapieha dogoniły go z trzech stron. W obozie pod Czarnym Ostrowiem na Podolu Rakoczy poddał się im. Jego kozacy uciekli na Ukrainę. A resztki jego własnych wojsk w drodze do domu zostały wzięte w jasyr przez Tatarów. On sam wrócił do Siedmiogrodu — ale jego zwierzchnik, sułtan turecki, złożył go z tronu. Polska zawarła przymierze z Austrią. 10 000 posiłków austriackich, wziętych na polski żołd, przyłączyło się do wojny po polskiej stronie. Dania, widząc niepowodzenia szwedzkie, zawarła z Polską przymierze i uderzyła na Szwecję. Ale Szwedzi najechali i w dużej części pobili Danię. Polska przyszła Danii z pomocą: Czarniecki ze swoją dywizją wkroczył do Danii i stoczył tam kilka bitew, a wsławił się zwłaszcza tym, że kawaleria polska przepłynęła wpław wąską cieśninę morską i zdobyła wyspę Alsen. Elektor brandeburski zdecydował się porzucić Szwedów i przejść na stronę polską. Ale opiekował się nim ówczesny sojusznik Polski, cesarz niemiecki (austriacki). Elektor oczywiście zrezygnował z danej mu przez Karola Gustawa Warmii i województw wielkopolskich, ale przy poparciu austriackim zawarł z Polską umowy w Welawie i Bydgoszczy (19 września I pierwsza loża masońska — śluby Jana Kazimierza zostały ocenzurowane i ważnego punktu pozbawione. 1 cenzura ta była potem w mocy przez prawie stulecie. Co to były za wpływy i naciski, które tej cenzury dokonały? Od kogo pochodziły? A może obecne były już i w 1656 roku — ale im się wtedy nie poddano? Ta drobna informacja pokazuje nam, jakie zawzięte zmagania potrafiły się toczyć za kulisami życia politycznego ówczesnej Polski. Bo to przecież nieblaha sprawa — obiecać ludowi, że ulży się jego uciskowi i jego niesłusznym ciężarom — a potem tę obietnicę z tekstu ślubów wykreślić. To musiały być jakieś potężne wpływy! .;•/ 326 i 6 listopada 1657 roku), których mocą utrzymał daną mu przez króla szwedzkiego niezależność w Prusach Książęcych oraz otrzymał w lenno pomorskie miasta Lębork i Bytów. Wojna trwała dalej przez parę lat na Pomorzu, na Inflantach i gdzie indziej. Dyplomacja francuska, sprzyjająca Szwedom, a popierana przez polską królową Marię Ludwikę, doprowadziła do zwołania konferencji pokojowej do Oliwy pod Gdańskiem i do podpisania tam 3 maja 1660 roku pokoju, którego mocą Szwedzi opuszczali resztki polskiego terytorium, jakie jeszcze mieli w ręku, zatrzymywali jednak na stałe od dawna przez nich faktycznie posiadaną główną część Inflant wraz z Rygą. (Polska zachowywała tylko tak zwane później Inflanty Polskie z Dyneburgiem.) Jan Kazimierz zrzekał się pretensji do korony szwedzkiej. Polska zrzekała się dążenia do panowania na Bałtyku i zaniechała odtąd prób budowania floty morskiej. Pokój oliwski zatwierdzał także umowy welawsko-bydgoskie z elektorem brandeburskim, to znaczy potwierdzał niepodległość Prus Książęcych pod jego władzą. Król francuski Ludwik XIV stawał się gwarantem warunków tego pokoju. Pokój ten, oczywiście, oznaczał zwycięstwo Polski nad Szwecją i potwierdzał odparcie najazdu szwedzkiego oraz zamachu, mającego przy pomocy zdradzieckiego spisku w Polsce, osadzić króla szwedzkiego na polskim tronie. Był to pokój dla Polski zwycięski. Ale jednak nie osiągnął tego, co osiągnąć mógł. Nie odebrał elektorowi jego chwilowego tryumfu, jakim była jego niepodległość w Królewcu i całych Prusach Książęcych. Nie dał Polsce mocnej pozycji nad morzem i na Morzu Bałtyckim, co powinno było być owocem naszego, w gruncie rzeczy druzgocącego zwycięstwa nad Szwecją. Należało jeszcze trochę dłużej wojnę ze Szwecją poprowadzić i to pomimo konieczności prowadzenia także i wojny z Moskwą. Pokój oliwski był z polskiej strony pokojem kompromisowym, zawartym zbyt pospiesznie. Sprawiło to wmieszanie się do rokowań pokojowych Francji oraz wpływ , jaki polityka francuska wywierała na Polskę przez osobę polskiej królowej, Francuzki oraz jej rozwijającej się, wpływowej magnackiej kliki. „Pod każdym względem można uważać pokój oliwski za wyraźny i jawny początek upadku państwa i narodu na zewnątrz. (...) Nikłą więc była polska potęga, podczas gdy jeszcze szwedzka istniała, pruska i moskiewska szły nagle w górę. (...) Największa wina spada na główną sprawczynię pokoju oliwskiego, na samą królową" (Walewski). Zwycięstwo nasze nad Szwecją w wyniku kompromisowego pokoju oliwskiego nie ugruntowało, tak jak było powinno, naszej pozycji na zewnątrz, co słusznie stwierdza Walewski. Ale nie ugruntowało jej w sposób należyty także i na wewnątrz. „Zwycięstwo katolickiego powstania w Polsce było pod jednym względem niekompletne: nie doprowadziło ono do katolickiego przewrotu w Polsce. Czarniecki nie umiał i nawet nie próbował ująć w Polsce władzy dyktatorskiej i przewagi koteryj magnackich złamać. Koterie te, złożone z innych nieco ludzi, ale identyczne co do swej istoty, pozostały w Polsce nadal u władzy. To one także zawarły pokój w Oliwie. Zawarły, snując nowe polityczne intrygi, za którymi kryła się tym razem Francja i z których — 327 zwłaszcza — korzystała rodząca się nowa potęga brandebursko- intrygi, których ogólnym celem było przeciwstawienie się katolickiemu w Polsce i w Europie. Dopiero w roku 1669, na elekcji Michała Korybuta, obóz powstań' katolickiego ery potopu objął w Polsce władzę".* la Czy winowajców ściągnięcia na Polskę najazdu szwedzkiego, a takż i siedmiogrodzkiego, należycie ukarano? e Wpływ i rola klik magnackich w Polsce były tak wielkie, że osłoniły on główną masę winowajców przed jakąkolwiek karą. Nie tylko Bogusjas! Radziwiłł, Bogusław Leszczyński, Jan Szlichtyng, ale nawet Hieronim Radziejowski wyszli z zawieruchy całkiem bezkarnie i żyli potem w Polsce beztrosko, a nawet byli czynni politycznie. Argumentem na ich usprawiedliwienie, wysuwanym w Polsce wówczas i wysuwanym przez niektórych historyków i dziś jest, że nie popełnili oni przestępstwa, lecz tylko polityczny błąd, co nie jest podstawą do kary. Chcieli zdetronizować Jana Kazimierza i wprowadzić na tron Karola Gustawa, do czego mieli prawo na podstawie zasady „de non praestanda obedientia" (o nie zachowaniu posłuszeństwa) obowiązującej w Polsce już od czasu elekcji Henryka Walezjusza. Jest to oczywiście argument naciągnięty. Ukarano tylko jedną grupę ludzi: wyznawców sekty ariańskiej (unitarianów, socynianów, braci polskich). Sejm 1658 roku skazał ich na opuszczenie Polski do roku 1660, z wyjątkiem tych, którzy przyjmą wiarę katolicką. Decyzję tę w roku 1660 wykonano w sposób ścisły: arianie zostali z Polski rzeczywiście wygnani. „Wygnanie arian było jedynym w dziejach Polski aktem nietolerancji religijnej. (...) Nie trzeba jednak zapominać o tym, że arianizm kwitnął w Polsce bez przeszkód około stu lat. (...) Wydalenie ich z Polski nie było oderwanym aktem nietolerancji, lecz było konsekwencją'** potopu >> Wygnano ich, ponieważ uważano ich za współwinowajców katastrofy, która obróciła Polskę w perzynę i o mało nie pozbawiła jej niepodległości. (...) Wygnanie arian z Polski było operacją liczebnie niewielką. (...) Emigracja ariańska z Polski objęła tylko kilkaset rodzin, podczas gdy około tysiąca rodzin uniknęło jej, przyjmując (oczywiście w lwiej części tylko nominalnie) katolicyzm. (...) Dekret tak bezwzględny jak ustawa sejmowa 1658 roku, przyjęty przez sejm i przez opinię publiczną z taką jednomyślnością i wykonany (...) z taką konsekwencją, tak szybko i sprawnie, (nie) był wynikiem uprzedzenia, kaprysu lub chęci znalezienia kozła ofiarnego. Widocznie wiedziano w ówczesnej Polsce w sposób powszechny, że arianie zachowali się w sposób nie do darowania i uważano, że trzeba ich za to ukarać całkowitym usunięciem z kraju. By zrozumieć ówczesną sytuację, powinniśmy ocenić ją w świetle doświadczeń naszego własnego pokolenia. My także wygnaliśmy Niemców z Polski nie za konkretną win.; każdego z nich, ale ryczałtem jako zbiorowość. Poszczególny Niemiec w Łodzi czy w Bydgoszczy mógł nie być winien zbrodni niemieckich. Ale pozwoliliśmy mu pozostać tylko wtedy, gdy zadeklarował, * Cytata z innej mojej książki. 328 rywa z niemczyzną i chce być Polakiem. (...) Jeśli Polacy XVII stulecia k samo potraktowali arian — widać były po temu powody."* ta Wygnano z Polski arian z dwóch przyczyn. Z jednej strony ukarano ich, • nych nie, bo nikt nie stanął w ich obronie tak skutecznie, jak w obronie a ch innych. A z drugiej strony — bo rzeczywiście byli więcej od tych innych ty. j Może nie ściągnęli najazdu na Polskę w taki sposób, jak Komensky, Radziwiłłowie, Radziejowski czy Opaliński. Ale współdziałali z najazdem — • to aż do końca — w sposób jaskrawszy i bardziej zawzięty niż inni. 1 Wyemigrowali z Polski w 1660 roku do wielu krajów, ale głównie do Siedmiogrodu i do Holandii. W zachodniej Europie wywarli potem duży wpływ, w duchu antykatolickim i rewolucyjnym. Wydawana przez nich w Holandii po łacinie „Biblioteka braci polskich" przyczyniła się potem w dużym stopniu do tego przewrotu umysłowego, który wyrazi! się w wolnomyślicielstwie religijnym, w rozroście masonerii i w przygotowaniu rewolucji francuskiej.* WOJNA Z MOSKWĄ Polska czasów Jana Kazimierza była w wojnie nie tylko z koalicją szwedzko-siedmiogrodzką i nie tylko z kozakami Chmielnickiego, ale także i z Moskwą. Po odniesionej pod Beresteczkiem klęsce Chmielnicki znalazł się jako faktyczny władca obszaru, na którym panowali kozacy, ponownie pod zależnością od Polski, na podstawach — przede wszystkim — ustalonych przez umowę białocerkiewską z 1651 roku. Nie czul się z tego zadowolony. Przedsięwziął akcję na terenie Mołdawii, by zdobyć tam tron dla swego syna Tymoteusza (Tymoszka), co się zakończyło wprawdzie najpierw klęską części wojsk polskich pod Batohem, ale też i początkowo powodzeniem Tymoszka, który ożenił się z Rozandą, córką hospodara mołdawskiego i miał sam hospodarem zostać, ale w końcu tym, że Tymoszko w zawierusze przegrał i poległ. (Pociągnęło to za sobą też i wielką wyprawę Jana Kazimierza przeciwko Tatarom, zakończoną długim oblężeniem polskiego obozu pod Żwańcem przez Tatarów oraz porzuceniem Chmielnickiego przez Tatarów i przejściem ich na stronę polską.) Ostatecznie, Chmielnicki znalazł nowe rozwiązanie: oddanie się pod opiekę Moskwy. W styczniu 1654 roku w Perejaslawiu na Zadnieprzu, poparty przez zgromadzoną masę ruskiego chłopstwa, obwieścił poddanie się Ukrainy moskiewskiemu carowi i zawarł z przedstawicielem cara „umowę perejasławską" na tej zasadzie, że Ukraina staje się częścią Rosji, kozacy stanowić tam będą warstwę rządzącą o prawach podobnych do szlachty, a chłopi wrócą do poddaństwa, już nie u polskich królewiąt, ale u kozaków. Ukraina stała się na zasadzie tej umowy prowincją rosyjską o pewnym zakresie autonomii — przy czym autonomia ta była potem stopniowo, z * Cytata z innej mojej książki. * Pisze o tym całkiem sporo francuski historyk Paul Hazard. 329 pokolenia na pokolenie ograniczana. Sicz zaporoska została w XVIII wiek przez rząd rosyjski skasowana, jej mieszkańczy częściowo przesiedleni U Kaukaz, a częściowo uciekli pod panowanie Turcji. a Umowa perejasławska, będąca zerwaniem Chmielnickiego z Polsk spowodowała wybuch wojny polsko-rosyjskiej. Rosja od dawna się d0 t ' nowej wojny z Polską przygotowywała. Latem 1654 roku wojska moskiewsk^ uderzyły na Polskę, zarówno w kierunku na Litwę, jak osobnym uderzeniem na Ukrainę. Na Litwie pokonały siły stawiającego im opór hetmana Janusza Radziwiłła i zdobyły Smoleńsk, Połock, Mohylew i inne miasta, a w końcu i Mińsk. Natomiast na Ukrainie hetman Stanisław Potocki pobił Moskali pod Ochmatowem (3 października 1654). Gdy wybuchła wojna polsko- szwedzka, Rosjanie dotarli do Wilna, zajęli to miasto i dokonali w nim rzezi Ale obawiając się wzrostu potęgi szwedzkiej, wstrzymali działania wojenne i w roku 1656 zawarli z Polską rozejm w Niemierzy, na zasadzie pozostania wojsk obu stron tam, gdzie są. Gdy w roku 1658 kozacy zerwali z Rosją i wrócili pod zwierzchnictwo polskie (umowa hadziacka, o czym niżej), Rosja wszczęła działania wojenne na nowo. Wielkie armie moskiewskie wyruszyły przeciwko Polsce w roku 1660. Polska, zawarłszy ze Szwedami pokój w Oliwie, mogła się im skutecznie przeciwstawić. Główną rolę odegrał tu wsławiony operacjami przeciwko Szwedom Czarniecki. On i inni polscy dowódcy odnieśli wielkie zwycięstwa nad najazdem rosyjskim pod Polonką, Krzyczewem i nad Drucią na litewskim odcinku frontu oraz pod Lubarem i Cudnowem na Wołyniu, wszystko w roku 1660, a potem nowe zwycięstwa w latach 1661-1664. W roku 1665 podjazdy polskie podeszły pod Moskwę. Wilno, po blisko siedmiu latach rosyjskiej, niezwykle krwawej i niszczycielskiej okupacji, zostało w roku 1662 odzyskane. Czarniecki został ranny w 1665 roku i w kilka dni potem umarł, ale zdąży] się jeszcze na łożu śmierci dowiedzieć, że został mianowany hetmanem. Wojna z Rosją była, w ostatecznym wyniku, wojną dla Polski zwycięską. Gdy się jednak okazało, że ugoda hadziacka na Ukrainie nie stała się rozwiązaniem trwałym, postanowiono zakończyć tę wojnę kompromisem. Znalazł on wyraz w rozejmie, zawartym 31 stycznia 1667 roku we wsi Andruszów. „Kompromis przybrał formę podziału Ukrainy, odpowiadającego zarazem usposobieniu ludności i warunkom geograficznym" (Konopczyński). Podstawą tego rozejmu było ustalenie Dniepru jako podstawowej granicy między Polską a Rosją. Wyjątkami od tej zasady było oddanie Rosji Kijowa z małym okręgiem jako przyczółka po prawej stronie Dniepru oraz zachowanie przez Polskę Ziemi Mścisławskiej i Homelskiej mimo, że leżą one na Białorusi, na wschód od Dniepru. Natomiast Smoleńska i Ziemi Smoleńskiej na północy oraz całej zadnieprzańskiej Ukrainy, a więc Ziem Czernichowskiej i Połtawskiej, Polska się na rzecz Rosji zrzekła. Rozejm ten został przekształcony w trwały pokój, tzw. pokój Grzymultowskiego, już w okresie rządów Sobieskiego w Polsce w roku 1686. Granica wschodnia Polski, ustalona rozejmem andruszowskim i pokojem 330 Crzyniultowskiego przetrwała potem w stanie nie naruszonym do pierwszego, na Ukrainie do drugiego rozbioru Polski. Można nawet przyjąć, że w pewnej oostaci przetrwała aż do roku 1914, gdyż niektóre rosyjskie ustawy antypolskie obowiązywały potem na ziemiach aż do tej granicy. Na ziemiach tych utrzymały się aż do rosyjskiej rewolucji 1917 roku spore wpływy polskie, mianowicie wpływ polskiej kultury, obecność polskiej mniejszości wśród ludności i rola gospodarcza licznego polskiego ziemiaństwa. Granica owego rozejmu i pokoju była w istocie kompromisem słusznym. Polska nie miała sił, by skutecznie panować nad dalekimi ziemiami zadnieprzańskimi, a do trwałej ugody z kozakami na tamtych obszarach nie było warunków. Było więc lepiej, na obronienie i utrzymanie tych ziem, w istocie Polsce niepotrzebnych, sił nie trwonić. Ale obszary po tej stronie Dniepru, geograficznie bliskie Polsce, a wysiłkiem Polski skolonizowane, Polska miała prawo zatrzymać i rzeczywiście ich potrzebowała. Tak samo rzeczywiście potrzebowała i miała prawo zatrzymać podstawowy trzon ziem Litwy. Rozejm i pokój lat 1667 i 1686 pozostawiały przy Polsce to, co od dawna było już z Polską zrośnięte oraz oddawały Rosji to, co w istocie do Rosji ciążyło. W szczególności: Polska oddawała Rosji ziemie przeważnie dyzunickie, natomiast zatrzymywała przeważnie unickie lub mające ludność mieszaną, unicką i obrządku łacińskiego. W szczególności słusznym jest i sprawiedliwym, że Polska zrzekła się Kijowa. Miasto to było dawną kolebką Rusi i jej długoletnią stolicą. Było także kolebką ruskiej cerkwi, ruskiej i rosyjskiej kultury i ruskiego i rosyjskiego języka. To prawda, że przez 98 lat (1569-1667), tj. od unii lubelskiej, należało ono do Korony, czyli właściwej Polski; że przez 183 lata (1386-1569) było częścią chrześcijańskiej Litwy, będącej w unii z Polską, czyli razem przez 281 lat było pod władzą polskich królów; oraz że zostało w roku 1330 przez Giedymina wyzwolone z niewoli tatarskiej i pozostawało potem przez 56 lat pod rządami Litwy pogańskiej. Ale wszystko to nie jest w stanie przeważyć szali związków tego miasta z Rusią i Rosją. Polska nie podbiła tego miasta, nie zagarnęła go aktem zaboru; odziedziczyła je po Litwie, a Litwa zdobyła je, stając się jego wyzwolicielką z tatarskiego jarzma. A jednak było rzeczą słuszną, że Polska się tego miasta na rzecz Rusi i Rosji zrzekła. UGODA HADZIACKA Osobnych kilka słów poświęcić muszę ugodzie hadziackiej. Był to w historii Polski fakt przelotny, trwający w pełni tylko jeden rok i bezskutecznie podtrzymywany przez dalszych kilka lat, ale cieszy się on w niektórych odłamach polskiego narodu wielką czcią, należy go więc opisać i ocenić. Gdy umarł w roku 1657 Bohdan Chmielnicki, następcą jego w roli tymczasowego hetmana kozackiego został polski szlachcic Jan Wyhowski. (Tytularnym hetmanem był Jerzy Chmielnicki, młodszy syn Bohdana, którego *ybór ojciec zdołał przeprowadzić jeszcze za swojego życia, ale który był niepełnoletni i sprawować tej godności jeszcze nie mógł.) 331 Ukraina była umową perejasławską już od trzech lat podporządkowan Moskwie, ale Polska, będąca w wojnie z Rosją, umowy perejasławskiej n\ uznawała. Duża część kozaków, a także i część ludu oraz ruska szlachta, byp niezadowoleni z rządów moskiewskich. Wyrazicielem ich dążeń' byj Wyhowski. Wypowiedział on posłudzeństwo Moskwie i próbował zwiążą się ze Szwedami, a gdy to nie przyniosło wyników, zawarł w Hadziaczu na Zadnieprzu 16 września 1658 roku, a więc gdy trwała jeszcze wojna polslco- szwedzka, ugodę z Polską i poddał się na nowo pod zwierzchnictwo polskiego króla. Istotnym inicjatorem tej ugody był Jerzy Niemirycz - wielki magnat na Wołyniu i na Zadnieprzu - drugi na Zadnieprzu wśród tamtejszych „królewiąt" po Jeremim Wiśniowieckim, * arianin, który w erze buntu Chmielnickiego walczył przeciwko kozakom, uczestniczył po polskiej stronie w bitwach pod Zbarażem i Beresteczkiem, ale w erze „potopu" stał po stronie szwedzkiej, był „generałem-majorem" wojsk szwedzkich, w roku 1657 namawiał Zamoyskiego do oddania Szwedom Zamościa, a potem w tymże roku komendanta Warszawy do kapitulacji ńa rzecz Rakoczego.* W roku 1658 przeszedł on z arianizmu na prawosławie, może dlatego, że właśnie w tym roku sejm polski nakazał arianom opuścić w ciągu dwóch lat Polskę, a może licząc na to, że zostanie kanclerzem Księstwa Ruskiego, a nie będzie mógł nim zostać, nie będąc prawosławnym.* Myśl o ugodzie z kozakami cieszyła się w Polsce szerokim poparciem, rozumiano bowiem, że po oddaniu się kozaków ugodą perejasławską pod zwierzchnictwo Moskwy, odzyskanie Ukrainy nie będzie łatwe. Ugoda hadziacka została w maju 1659 roku zatwierdzona przez polski sejm i zaprzysiężona w Warszawie przez króla Jana Kazimierza i przez przedstawicieli Wyhowskiego. Ugoda ta opierała się na przykładzie unii Polski z Litwą. W myśl tej ugody stworzone być miało odrębne Księstwo Ruskie, obejmujące województwa kijowskie, bracławskie i czernichowskie (a więc z wyłączeniem Podola, Wołynia i Rusi Czerwonej, co potem niektórzy kozacy krytykowali), które weszłoby w związek z Polską na zasadzie „równy z równym, wolny z wolnym, zacny z zacnym". Księstwo Ruskie miało mieć wespół z Koroną i Litwą wspólnego króla, wspólny sejm (wraz z senatem) i politykę zagraniczną. Sprawować w tym księstwie władzę miał hetman kozacki, mianowany przez polskiego króla spośród czterech wybranych w tym księstwie kandydatów. Religią panującą miało być w tym księstwie prawosławie, ale religia katolicka miała być tolerowana. W województwie kijowskim wszystkie urzędy miały być sprawowane przez prawosławnych, w bracławskim i czernichowskim na zmianę przez prawosławnych i katolików. Prawosławny metropolita kijowski i trzech prawosławnych biskupów miało zasiadać w polskim senacie. Rejestr kozaków miał wynosić 30 000, król będzie • Stal się „po Jaremim Wiśniowieckim największym latyfundysta na Zadnieprzu - Wiśniowiecki posiadał 7603 < dworzyszcz *? Jerzy Niemirycz 4907, a po nim dopiero idą Lubomirski Zasławski itd." (Kot). • Dane Tazbira. • To właśnie przypuszcza Kot. 332 , . USzlachcić po 100 z każdego pułku. Korona, Litwa i Ruś zbudują razem flotę na Morzu Czarnym. Niemirycz został jednak zamordowany, a Wyhowski przestał być trnanem. Władzę hetmańską objął Jerzy (Juraszko) Chmielnicki, który ddał się na nowo Moskwie w październiku 1659 roku (znowu w perejasławiu). Tak więc ugoda hadziacka była w mocy niewiele dłużej niż ok Po zwycięskich bitwach pod Lubarem i Cudnowem spowodowano z oolskiej strony obiór na prawobrzeżnej Ukrainie nowego hetmana ukraińskiego, Pawła Tetery w roku 1663, który się jednak na swym urzędzie nie utrzymał i w roku 1665 ustąpił. Jego następca, Piotr Doroszenko, lawirował między Polską a Turcją i w roku 1669 poddał się sułtanowi tureckiemu, a w roku 1676 - Moskwie. Tak więc także i próba wznowienia ugody hadziackiej przy pomocy Tetery i Doroszenki zakończyła się niepowodzeniem. Przyczyniło się to do uznania przez Polskę potrzeby kompromisu z Rosją i do zawarcia w roku 1667 rozejmu andruszowskiego, którego mocą Zadnieprze wraz z Kijowem oddane zostało Rosji, a prawobrzeżna Ukraina zachowana przy Polsce. Wielu Polaków w nowszych czasach starało się budować ideę nowej Polski na tradycji unii hadziackiej, stawiając Ruś obok Korony i Litwy jako trzeci człon naszej historycznej spuścizny. (Np. w powstaniu styczniowym 1863 roku głoszono ideał połączonych Polski, Litwy i Rusi.) W istocie, stwierdzić trzeba, że program ugody hadziackiej zakończył się niepowodzeniem. Owa związana z Polską, odrębna Ruś, nie powstała. Gdyby była powstała, czy też trwale się przy życiu utrzymała - byłoby to wielkim zwycięstwem Polski. Ale przytłaczająca większość kozaków w sposób oczywisty tego nie chciała. To tylko stroną polska parła do urzeczywistnienia tej ugody. Kozacy ugodę tę w istocie odrzucili. Ugoda hadziacka, gdyby została była skutecznie urzeczywistniona, pociągnęłaby zresztą dla Polski także i niemałe skutki ujemne: wprowadzenie kozaków w życie polityczne polskie byłoby Polskę wewnętrznie osłabiło, pozbawiając ją katolickiego charakteru. Wyraziłoby się to najjaskrawiej przez wprowadzenie prawosławnych biskupów do polskiego senatu. A czy kozacy byliby Polsce wierni? Czy ich wojsko byłoby rzeczywiście wojskiem polskim? To zapewne myśl o przekształceniu Polski przy pomocy kozaków skłaniała takich w istocie przeciwników prawdziwej Polski, jak Jerzy Niemirycz, wichrzyciel magnacki, stronnik szwedzki i arianin, do prowadzenia polityki wyrażonej w ugodzie hadziackiej. WYROŚNIĘCIE POTĘGI PRUSKIEJ Wielkim skutkiem „potopu" szwedzkiego i owocem epoki Jana Kazimierza było wyrośnięcie potęgi pruskiej. Prusy były dalszym ciągiem państwa Zakonu Krzyżackiego i dziedzicem jego potęgi i jego ducha, ale w pierwszym okresie po skasowaniu zakonu i przekształceniu tego państwa w księstwo świeckie to się w sposób wyraźny nie przejawiało, gdyż zarówno 333 same Prusy Książęce, jak Brandeburgia, z którą były one związane, by} bardzo słabe. W dodatku, wśród dużego odłamu ludności Prus KsiążęcyCk przejawiała się silna dążność do złączenia ich kraju z Polską. Ale chwiejnoś' polskiej polityki w okresie panowania w Polsce Władysława IV i jan^ Kazimierza oraz trudności, jakie Polska przeżywała w związku z buntem kozackim, z wojną ze Szwecją oraz z wojną z Moskwą sprawiły, że udało się połączonemu państwu brandebursko-pruskiemu stopniowo i niemal niespostrzeżenie od zależności od Polski się wyzwolić i wyrosnąć do roli znacznej, samodzielnej potęgi, będącej wznowieniem dawnej potęgi państwa krzyżackiego. Przyczyniło się do tego w niemałym stopniu i to, że na czele Brandeburgii i Prus stal wówczas władca o wielkich zdolnościach i energii Fryderyk Wilhelm Hohenzollern, nazywany później Wielkim Elektorem' Przemianę, jaka się tam dokonała za jego panowania ilustruje najlepiej wzrost siły wojskowej tego państwa: gdy wstępował na tron w roku 1640, państwo jego miało siłę zbrojną 4650 żołnierzy, a w rok później siła ta skurczyła się nawet jeszcze więcej, wynosząc 2300 w Brandeburgii i 800 w Prusach Książęcych; natomiast w roku jego śmierci, czyli w roku 1688, państwo jego posiadało armię stałą, wynoszącą więcej niż 30 000 ludzi.* Państwo brandebursko-pruskie zaczęło od czasów Wielkiego Elektora ściskać Polskę za gardło, odgradzając ją od Morza Bałtyckiego niemal w podobny sposób, jak ongiś państwo krzyżackie. Momentem zwrotnym była tu wcześniejsza nawet niż lata „potopu" szwedzkiego chwila wygaśnięcia w roku 1637 wraz ze śmiercią księcia Bogusława XIV dynastii książąt zachodnio- -pomorskich. Było to w czasach, gdy toczyła się jeszcze wojna trzydziestoletnia. Państwo zachodnio-pomorskie nie przeszło wówczas w ręce jakiegoś nowego władcy, ale uległo całkowitemu skasowaniu przez rozbiór. Polska pod nie tyle bezwładnymi, co zwróconymi swą polityką w całkiem innych kierunkach rządami Władysława IV nie pokusiła się o to, by spuściznę po zmarłych władcach Pomorza przejąć i księstwo zachodnio-pomorskie do Polski wcielić, nie pokusiła się nawet o to tylko, by wziąć udział w podziale tego księstwa. Księstwo to zostało podzielone — ale pomiędzy Brandeburgię i Szwecję, bez udziału Polski. Dokonało się to najpierw faktycznie, a w 11 lat potem zostało utwierdzone formalnie przez pokój westfalski w roku 1648, zawarty w chwili, gdy król Władysław IV i jego kanclerz Ossoliński uprawiali konszachty z kozakami i ich przywódcą, Chmielnickim i o dostęp Polski do Bałtyku się nie troszczyli. Brandeburgia zagarnęła wówczas część państwa zachodnio-pomorskiego położoną na wschód od Odry, wraz z Kołobrzegiem, Koszalinem i Słupskiem, tyle tylko, że bez Goleniowa i Dąbia. (Szwecja zagarnęła równocześnie całą zachodnią część kraju, ze Szczecinem i Rugią, a także Goleniów i Dąbie na prawym brzegu Odry.)* Zagarniając całe prawie prawobrzeżne Pomorze Zachodnie, z wyjątkiem tylko ujścia Odry, Brandeburgia, która już posiadała Prusy Książęce z • Dane angielskiego historyka Carstena. Belgijski historyk Jacques Pirenne twierdzi, że ojciec Wielkiego Elektora miał tylko 230 żołnierzy. • W 72 lata później, gdy w Polsce panował August Mocny, Brandeburgia odebrała Szwedom Szczecin, Dąbie, Goleniów, Wolin i Uznaim. Reszta Pomorza, mianowicie Rugia, Gryfia, 334 Królewcem, Piławą i Kłajpedą, chwyciła Polskę już za życia Władysława IV za gardło. To już wtedy polskie Pomorze stało się tym, co później nazywano polskim „korytarzem". „Potop" szwedzki pozwolił Wielkiemu Elektorowi na zrobienie dalszego, wielkiego kroku ku umocnieniu swej potęgi. Mianowicie, lawirując między obu stronami wojującymi, przerzucając się z obozu polskiego do obozu szwedzkiego i potem znowu do obozu polskiego, zdołał on zdobyć sobie zupełną niezależność Prus Książęcych, zrzucając ich zawisłość lenną od Polski. Od owej chwili państwo jego zdobyło sobie w Prusach rdzeń terytorialny zupełnie niepodległy, z którym połączone były w postaci Brandeburgii i Pomorza Zachodniego obszary w stanie lennej zależności od niemieckiego cesarstwa. Ze zdobyciem owej niezależności Prus Książęcych połączyło się dla Wielkiego Elektora wzmocnienie siły wojskowej jego państwa. Pierwotnie, państwo jego było militarnie bardzo słabe. Ale biorąc udział w wojnie polsko- -szwedzkiej, to po stronie szwedzkiej, to po stronie polskiej, zdołał on sobie dla uczestnictwa w wojnie, stworzyć potężną armię. Uczynił to, nakładając na ludność swego państwa wysokie podatki, co zrobił, nie pytając się tej ludności, czyjej przedstawicieli o zgodę. Co więcej, ogromnie mu pomogła Francja: udzielała mu ona (udzielała także i Szwecji) ogromnych zasiłków pieniężnych. Oczywiście, zawierając pokój w Oliwie, Polska powinna była odmówić zatwierdzenia paktów welawsko-bydgoskich sprzed trzech lat, którymi Prusy Książęce od zależności lennej uwolniła. Powinna była wypowiedzenie tych paktów uczynić jednym z podstawowych warunków nowego porządku oliwskiego — i niezależne stanowisko Prusom Książęcym odebrać. Ńie pozwoliły jej na to Francja i Austria. Że Francja stanęła w obronie państwa brandebursko-pruskiego, to jest zrozumiałe: było ono jej satelitą. Cesarstwo powinno było na pozór być przeciwnikiem Brandeburgii: jako państwo protestanckie była ona przeciwnikiem Cesarstwa jako potęgi katolickiej. Ale czasy wojny trzydziestoletniej i zbrojnego przeciwieństwa protestancko-katolickiego w Niemczech już minęły. Brandeburgia, będąc wciąż państwem protestanckim, była zarazem lennem cesarza. Jej władca był „elektorem" (Kurfiirst), to znaczy miał prawo uczestniczenia w wyborach cesarza. Zbliżały się nowe takie wybory. Cesarz chciał mieć po swojej stronie glos elektora brandeburskiego i dlatego liczył się z nim. Toteż także i Austria brała w Oliwie Brandeburgię- -Prusy pod swoją obronę. Zwycięska w wojnie ze Szwecją Polska nie powinna się była na to wszystko oglądać. Ale królową Polski była Francuzka, stronniczka Francji. Strzałów (Stralsund) i Gardziec (Gartz) pozostała w posiadaniu Szwecji do roku 1814, gdy też ją zagarnęły Prusy, spadkobierca Brandeburgii, co pokój wiedeński 1815 roku potwierdził. Powiaty polskiego Pomorza Bytów i Lębork były do roku 1637 w posiadaniu książąt zachodniopomorskich, jako lenno nadane im przez Polskę. Wraz ze śmiercią Bogusława XIV lenno to wygasło i dwa te miasta i powiaty automatycznie wróciły do Polski. 335 Wywierała ona w rokowaniach oliwskich wielki wpływ. I dlatego na antybrandeburską politykę Polska się w Oliwie nie zdobyła. Wyrośnięcie potęgi brandebursko-pruskiej wznowiło sytuację z czasów gdy istniało państwo krzyżackie. Owa potęga brandebursko-pruska stała się teraz głównym wrogiem Polski i głównym dla niej niebezpieczeństwem. Front antypruski stawał się odtąd dla Polski frontem głównym. A niebezpieczeństwo brandebursko-pruskie stawało się o tyle dla Polski groźne, że wewnątrz Polski istniała potężna fronda, opozycyjna wobec Polski złożona z mniejszości protestanckiej i z klik magnackich, tych samych, które niedawno dopomogły Szwedom do chwilowego zawładnięcia Polską. Kliki te oraz mniejszość protestancka popierały teraz politykę brandebursko- pruską, były na jej usługach i były bardzo często po prostu pod komendą brandebursko-pruskich agentów. PRÓBA PRZEWROTU PROFRANCUSKIEGO Cechą sytuacji politycznej w Polsce za panowania Jana Kazimierza był wielki wpływ w polskiej polityce wewnętrznej, zwłaszcza w ostatnich latach tego panowania, kierunku profrancuskiego. Sam Jan Kazimierz był wielkim stronnikiem Francji. Ale główną przedstawicielką wpływu Francji była jego żona, królowa Maria Ludwika, z pochodzenia Francuzka. Była to osoba wielkiego talentu politycznego i wielkich ambicji, a była francuską patriotką i uważała za swoje zadanie pracować na pożytek Francji. Miała ona wielki wpływ na Jana Kazimierza, który — zwłaszcza pod koniec jej życia i swego panowania — wybitnie jej ulegał. Wokół królowej wytworzył się w Polsce potężny obóz polityczny, złożony z klik magnackich, takich samych, a często pjo prostu tych samych, to znaczy złożonych z tych samych ludzi, co te, które ićilka lat wcześniej stanowiły w Polsce obóz sprzyjający Szwedom. Obok profrancuskich klik magnackich polskich wielką rolę i wpływ odgrywali i wywierali w Polsce po prostu Francuzi, to znaczy ambasadorowie Francji i inni agenci francuskiego rządu i polityki. Pod koniec panowania Jana Kazimierza rządy Polską sprawowane były w niemałym stopniu przez wpływ francuski, uosobiony przede wszystkim w królowej i obozie jej stronników. W ostatnich blisko dwu stuleciach tyle węzłów solidarności i rzeczywistej sympatii związało nas z Francją, że nie potrafimy sobie dziś wyobrazić tego, iż Francja mogłaby być nieprzyjazna nam i niebezpieczna dla nas. W latach 1919-1939 związani byliśmy z Francją sojuszem wojskowym. Gdy nas Niemcy w 1939 roku napadli, to Francja (obok Anglii) wystąpiła w naszej obronie, wypowiadając Niemcom wojnę. Później, w latach 1939 i 1940 nasz rząd rezydował we Francji. A wojsko nasze, jako sojusznik wojsk francuskich, bilo się na ziemi francuskiej w roku 1940, zarówno jak w 1944 i 1945. Przedtem, faktyczny polski rząd emigracyjny, zwany Komitetem Narodowym Polskim, rezydował we Francji w latach 1917 i 1918 i tworzyło się tam i działało wojsko polskie (armia Hallera). Dyplomatycznie, zarówno w czasach trwania pierwszej wojny światowej, jak w erze rokowań pokojowych wersalskich Francja w wybitny sposób wspierała polskie dążenia. Wspierała 336 także Polskę — pomocą w sprzęcie wojennym i pracą francuskiej misji wojskowej — w polskiej wojnie lat 1919-1920. Przez cały wiek XIX naród polski wpatrzony był we Francję, oczekując — często bezzasadnie — że przyjdzie z Francji pomoc dla Polski. Zwłaszcza powstanie listopadowe 1830 roku było ścisłymi węzłami związane z Francją. Jeszcze wcześniej, naród polski był sojusznikiem Napoleona. Sprawa nasza była wtedy najściślej związana ze sprawą Napoleona, zwyciężała wraz z Napoleonem i upadla wraz z nim. Uczestniczyliśmy wtedy we wszystkich większych przedsięwzięciach Napoleona, nie brak nas było ani w kampaniach włoskich, ani w Egipcie, ani w wyprawie na Moskwę, ani pod Lipskiem, ani w Hiszpanii, ani nawet na San Domingo. Napoleon stal się dla nas niemal naszym własnym bohaterem narodowym. A jeszcze wcześniej, przedstawiciele Francji obecni byli i w działaniach konfederacji barskiej. A nawet w średniowieczu, zwycięstwo Francji w roku 1214 pod Bouvines nie tylko nad Anglią, ale i nad cesarstwem niemieckim, wychodziło na korzyść także i nam, a walki nasze z Niemcami za Bolesławów czy pod Grunwaldem, przynosiły pożytek także i Francji, choć ona sobie z tego nie zdawała sprawy. Ale tak nie musiało być i nie było — zawsze. W okresie wojny trzydziestoletniej i tuż po jej zakończeniu Francja stała politycznie w obozie nam nieprzyjaznym. Mianowicie popierała Szwecję i Brandeburgię, które byl> jej satelitkami oraz była w zażyłych stosunkach z Turcją. Walcząc ze Szwecją i Turcją, walczyliśmy z przyjaciółkami Francji, a będąc zagrożeni prze2 Brandeburgię-Prusy, byliśmy zagrożeni przez wpływ.sil, popieranych prze2 Francję. W wojnie trzydziestoletniej Francja, gdy się do tej wojny wmieszała, stała w obozie, protestanckim, bardzo dla nas niebezpiecznym i groźnym. A gdy się ta wojna skończyła, sytuacja polityczna w Europie uległa przekształceniu: zamiast przeciwieństwa obozu katolickiego i protestanckiego stanęły naprzeciwko siebie dwa obozy mocarstwowe: obóz Francji i obóz Austrii. To jest wielkie nieporozumienie wyobrażać sobie, że naszym naturalnym sojusznikiem byl wtedy stale obóz Francji. Do obozu Francji przez długie okresy czasu należały Brandeburgia, Szwecja i Turcja, a to przecież byli nasi główni wrogowie. Wokół królowej Marii Ludwiki wytworzył się wtedy obóz polityczny w Polsce, co do składu przeważnie magnacki, który dążył do wielkiej reformy politycznej, której istotą byłoby wzmocnienie w Polsce, w oparciu o pomoc francuską, władzy królewskiej. Plany reformatorskie obozu królowej Marii Ludwiki budzą dziś zachwyt niektórych polskich historyków: gdyby zostały urzeczywistnione, znikłoby z polskich sejmów „liberum veto", ustanowiono by silną władzę królewską, wprowadzono by stałe podatki, co pozwoliłoby na posiadanie stałej, silnej armii, poskromiono by burzliwe sejmy i sejmiki. Ale ci, co tak rozumują, nie pojmują, że obok polityki wewnętrznej istotą siły i pomyślności każdego kraju jest dobra polityka zagraniczna. Przewrót wewnętrzny, jaki przyniosłoby ze sobą urzeczywistnienie polityki królowej Marii Ludwiki być może wzmocniłby w Polsce władzę króla i królewskiego rządu. Ale Polska stałaby się satelitą Francji. Stanęłaby pod tym względem obok Brandeburgii i S,zwecji. Byłaby więc bezsilna wobec niebezpieczeństw 22 —Hist. Nar. Poi., t. I 337 grożących jej zwłaszcza ze strony brandeburskiej. Zostałaby, w istocie wepchnięta w położenie zależności od wielkiej i rosnącej potęgi protestanckich Niemiec północnych. Francja nie obroniłaby nas od zakusów tej potęgi. Bez żalu patrzałaby na to, jak świat północnoniemiecki opanowuje nas jak polip i stopniowo nas niszczy. Naszym zadaniem w czasach po zakończeniu „potopu" szwedzkiego było bronić się przed wyrastaniem potęgi brandebursko-pruskiej i przed zdobywaniem przez nią władzy nad nami. Francja jako nasza protektorka nie byłaby nam w tej walce pomocna. ROKOSZ LUBOMIRSKIEGO Pisząc o panowaniu Jana Kazimierza, wspominieć muszę o smutnym wydarzeniu w czasie tego panowania, jakim była wojna domowa, spowodowana przez tzw. rokosz Lubomirskiego. Początkiem sporu były plany królowej i jej obozu, przeprowadzenia wyboru nowego króla ,,vivente rege"(za życia króla), to znaczy jeszcze za panowania Jana Kazimierza. Miano obrać króla wyznaczonego przez Francję. Francja, w osobie szefa jej rządu, kardynała Mazarina, wyznaczyła na kandydata do polskiego tronu księcia d'Enghien de Bourbon, członka francuskiego domu panującego, syna słynnego francuskiego wodza, ale i buntownika, Kondeusza (Condć). Królowa dążyła do tego, by księcia d'Enghien obrać na króla polskiego jeszcze za życia jej męża i by połączyć to z rodzajem zamachu stanu, który wzmocniłby władzę królewską i ustanowił w Polsce monarchię dziedziczną. Przeciwko dążeniom tym, które nie były tajemnicą, wytworzyła się w Polsce opozycja. Opozycję tę popierał wpływ austriacki. Co więcej, przyplątał się do tej opozycji ferment w wojsku, spowodowany kilkuletnim zaleganiem wypłaty żołdu: wojsko potworzyło „konfederacje" o cechach rokoszu, domagające się wypłaty zaległości. Ostatecznym wynikiem całego ruchu opozycyjnego i buntowniczego stała się otwarta wojna domowa. Na czele rokoszu stanął Jerzy Lubomirski, wielki magnat, zasłużony w walce z" najazdem szwedzkim i częściowo wyrażający dążenia całkiem zdrowe. Ześlizgnął się on jednak, pod wpływem austriackim, w poczynania opozycyjne o charakterze warcholskim, a w końcu wszczął wojnę domową, związawszy się po części z njektórymi magnatami, którzy niedawno popierali Szwedów. Zorganizował on armię rokoszową 12 000 ludzi, którą przeciwstawił sile20 OOOwojska regularnego, stojącego po stronie króla. W bitwie pod Mątwami nad Notecią 13 lipca 1666 roku Lubomirski pobił wojska królewskie, przy czyni poległo w tej bitwie 3873 Polaków. Ten bratobójczy rozlew krwi wywołał wstrząs moralny po obu stronach. Pogodzono się 21 lipca ugodą w Łęgowicach, król zrezygnował z elekcji swego następcy ,,vivente rege" i udzielił rokoszanom amnestii, Lubomirski przeprosił króla płacząc i wyemigrował za granicę, gdzie wkrótce umarł. Wojna domowa się skończyła. 338 POLITYKA OLSZOWSKIEGO Czasy Jana Kazimierza były okresem wielkich klęsk i nieustannej wojny, ale w ostatecznym wyniku przyniosły spowodowane wielkim, ogarniającym naród porywem patriotycznym, a także i religijnym, ogólne zwycięstwo: całkowite odparcie najazdu szwedzkiego, wyparcie najazdu moskiewskiego i zawarcie z Moskwą rozejmu, ustanawiającego znośną granicę i także całkiem znośne uporanie się z buntem kozackim. Ale ostatnie lata panowania tego króla przyniosły nowy nawrót rozstroju wewnętrznego, wyrażony w ponownym podniesieniu głowy przez wichrzycielskie kliki magnackie, a także w skrystalizowaniu się polityki królewskiej w duchu obcym dobru polskiego narodu. Chwilą wielkiego, politycznego kryzysu stał się moment ustąpienia króla Jana Kazimierza. Abdykował on w roku 1668, w rok po śmierci swojej żony. (Umarł potem w roku 1672 jako emigrant we Francji.) Prowadził on aż do końca swego panowania tę samą politykę, co za życia żony. Nie zdoławszy przeprowadzić wyboru nowego króla w czasie swego panowania, abdykował teraz po to, by dobrze przygotować obiór wyznaczonego przez siebie, na życzenie francuskiego króla, następcy. Tym razem rząd francuski nie wysuwał kandydata-Francuza. Tym następcą miał być Niemiec, książę Filip Wilhelm Neoburski, w istocie kandydat brandeburski, ale przez Ludwika XIV, króla Francji, teraz poparty. Jest oczywiste, że pod takim królem Polska stałaby się nie tyle satelitą Francji, co bezwolnym narzędziem wpływów protestancko- -niemieckich, a więc w praktyce polityki brandeburskiej oraz związanych z nią, istniejących w Polsce propruskich klik magnackich. Abdykacja Jana Kazimierza „była przygotowana dyplomatycznie przez Brandeburgię, Francję i Szwecję i postanowiona w konwencjach warszawskiej z 9 marca 1668 r. i sztokholmskiej z 16 maja tegoż roku, w których porozumiały się co do obsadzenia swoim kandydatem polskiego tronu właśnie te trzy państwa. Abdykacja ta i kandydatura były sukcesem przede wszystkim brandebursko-pruskim. » (...) zdołał <«przy poparciu Francji i Szwecji i bez żadnych ofiar skłonić króla Jana Kazimierza do zrzeczenia się korony (... i) otworzył (przez to) drogę nowemu porządkowi rzeczy, który spodziewał się obrócić na swoją korzyść >. Jak donosił gdańskiej radzie miejskiej (...) gdański agent polityczny Stodert (koteria neoburska) < uważa sprawę swej partii za wygraną >."* „Owocem zarówno ustroju elekcyjnego, jak faktu istnienia w PolSCe politycznych frond stało się zjawisko obcych stronnictw w Polsce subwencjonowanych przez obce mocarstwa i prowadzących w wewnętrznym życiu politycznym polskim akcję polityczną, stawiającą sobie za cel osadzenie na polskim tronie tego czy innego członka obcych rodów królewskich Istnienie jednych stronnictw pociągało za sobą, drogą reakcji, powstawanie innych, im przeciwnych. Najniebezpieczniejszym z tych obcych stronnictw — które zresztą były niebezpieczne wszystkie — było stronnictwo pruskie i francuskie. (...) Koteria pruska i francuska stanowiły przez bardzo długi okres czasu w istocie jeden obóz. Obóz ten, oparty o groźną, odśrodkową frondę, toczącą życie polskie od wewnątrz, związany był z wrogim nam obozem w polityce międzynarodowej, obozem, do którego należały Szwecja, Brandeburgia-Prusy i Turcja. (...)Polska uległa, w wyniku niszczących wojen i straszliwej ruiny gospodarczej, wielkiemu osłabieniu. Fronda wewnętrzna wyszła z tych wojen pomimo wszystkich popełnionych przez nią zdrad, niezłamana, a tym samym w pozycji swej ugruntowana. Osłabieniu naszemu nie towarzyszyło równoczesne osłabienie naszych wrogów i sąsiadów, a więc proporcjonalny stosunek sił między nami a nimi zmienił się na naszą niekorzyść. (...) Byliśmy w położeniu tak niebezpiecznym, że rozbiór mógł się stać naszym udziałem już wówczas. Śmierć zaglądała nam w oczy. Położenie nasze było tym groźniejsze, że w orbicie wrogich nam wpływów znajdował się także i król. Jan Kazimierz z szeregu przyczyn przechylił się na stronę koterii francuskiej i pruskiej. Jego abdykacja w roku 1668 miała na celu oddanie tronu polskiego w ręce kandydata obozu francuskiego i brandebursko-pruskiego.'' * „Położenie nasze było z każdego punktu widzenia tragiczne. Cóż można było w położeniu tym zrobić? — Aby się uratować, musieliśmy dokonać rzeczy bardzo trudnych. Po pierwsze, musieliśmy wyłonić grupę polityczną, która by miała świadomość istniejących niebezpieczeństw • Cytata z innej mojej książki. Z trzech cytat w obrębie tej cytaty pierwsza pochodzi z pracy francuskiego historyka Waddingtona, dwie pozostałe — niemieckiego historyka Hirscha. Dodać tu musze, że Filip Wilhelm Neoburski byl nominalnie katolikiem, ale zapewne nieszczerym. Jak pisze niemiecka encyklopedia Meyera (tom XV z 1906 roku, str. 685) jego ojciec przeszedł na katolicyzm „by zachować swoje prawo do dziedziczenia". " Tamże. Ogól polskich historyków jest w tym jednomyślny, że zupełnie ówczesnej sytuacji nie rozumie. „Pociągniecie Jana Kazimierza, jakim była jego abdykacja i torowanie drogi francusko-pruskiemu kandydatowi (...) oceniane jest w polskim dziejopisarstwie chórem zachwytu. Prym wiedzie tu Bobrzynski, widzący w zwycięstwie francusko-pruskiego kandydata na tron polski nadzieje na wzmocnienie w Polsce władzy państwowej. Ale siła rządu nie jest wszystkim. Wzmocnienie rządu, polegające na oddaniu władzy w kraju w ręce agentów obcych mocarstw (...) jest lekarstwem szkodliwszym od samej choroby. Stosunek Bobrzyńskiego do sprawy abdykacji Jana Kazimierza jest jedną z najjaskrawszych ilustracji tego, jak dalece jednostronna jest doktryna (...) polegająca jedynie na roztrząsaniu zagadnienia siły i słabości władzy królewskiej" (tamże). ., . , 340 i wolę stawienia im czoła. Po wtóre, grupa ta musiałaby zwalczyć inne, istniejące w Polsce kierunki, zwalczyć także dotychczasową politykę królewską; musiałaby zdobyć w Polsce władzę, a między innymi zdobyć także tron królewski, osadzając na nim kandydata, który by nie był narzędziem żadnego obcego mocarstwa, ale narzędziem tej grupy. Po trzecie, grupa ta musiałaby zakreślić sobie i wykonać politykę, która by miała za cel przełamać pierścień wrogów, uderzając w tym pierścieniu w punkt dławiący nas najgroźniej, a więc dla nas najniebezpieczniejszy, a zarazem najsłabszy, a więc do skutecznego przełamania możliwy, mianowicie w Prusy. Otóż stała się rzecz, która jest dowodem siły i zdrowia naszego narodu oraz jego politycznej mądrości: wszystkie te trzy trudne rzeczy zostały osiągnięte. Obóz, mający świadomość niebezpieczeństwa i rozumny, polityczny plan, skutecznie się zorganizował. Obóz ten zwyciężył — i na najbliższej elekcji, a także i na następnej, odsunął kandydatów obcych mocarstw i osadził na polskim tronie kandydata narodowego, nie będącego cudzoziemskim księciem, lecz —rodakiem. Obóz ten, objąwszy w Polsce władzę, zainicjował mężną i mądrą politykę, której osią i rdzeniem była walka z Prusami. Mózgiem i duszą tego obozu był biskup chełmiński i podkanclerzy (później prymas), Andrzej Olszowski. Sterował on polityką polską już od dawna. Pracował w kancelarii królewskiej od szeregu lat i był jednym z jej głównych mózgów. < Kiedy wojna szwedzka wybuchła, udał się wraz z dworem na Śląsk i tam zbijał pismami swymi uniwersały szwedzkie. (...) Posunięty na stopień podkanclerzego w 1660 r., dla niezdolności kanclerza więcej od niego znaczył: oba te obowiązki wypełniał *> (Encyklopedia Orgelbranda). Jest to postać w historii naszej nie doceniona. Polityk, reformator, kierownik akcji dyplomatycznej i umiejętny przywódca mas demokracji szlacheckiej, jest on jednym z tych wielkich polskich mężów stanu, których wysiłki wyrażają wolę i mądrość naszego narodu i których zwycięstwa i klęski były zwycięstwami i klęskami Polski. -«W głosach jego i pismach znajdują się myśli, zdania i projekty, które w sto kilkadziesiąt lat później na ostatnich sejmach Rzeczypospolitej jeszcze powtarzano i w życie wprowadzić chciano. Znal on doskonale stan Rzeczypospolitej szlacheckiej i jej potrzeby, ale uratować już jej nie mógł> (Encyklopedia Orgelbranda). Zapomniany i krzywdząco charakteryzowany dzisiaj — Bobrzynski nazywa go człowiekiem < ambitnym i przewrotnym >, Konopczyński < sprytnym ? — był o wiele lepiej oceniany przez współczesnych. dowody nie tylko zdolności do życia, 341 ale i wielkiej siły, energii i mądrości. Gdy szczyty życia politycznego polskiego uosobione w warstwie magnackiej, w oligarchii senatorskiej i ministerialnej' w dużej części związanego z dworem i magnaterią episkopatu, okazały się zdemoralizowane, przeżarte prywatą, w dużej części uzależnione od obcych agentur — i gdy Polska, otoczona pierścieniem wrogów zewnętrznych znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, duch narodu poszukał sobie oparcia w dole, w szarej masie, i sprawił, że naród zdobył się na wspaniały, celowy wysiłek. Dzięki temu wysiłkowi naród nasz był o włos od ostatecznego zwycięstwa. Został ostatecznie, pomimo tego wysiłku, pokonany przez szczególnie niepomyślną sytuację międzynarodowe w połączeniu z odśrodkową akcją kół magnackich i nie bez wpływu kilku błędów politycznych, popełnionych przez Jana Sobieskiego. Ale wysiłek nie poszedł całkiem na marne. Jego owocem jest odsunięcie ostatecznej klęski o jedno pokolenie oraz wielki blask, jakim Polska zdołała raz jeszcze rozbłysnąć, blask, którego przejawami były Chocim i Wiedeń. Polityka Olszowskiego i jego obozu jest pouczającym widowiskiem, z którego i na dziś są nauki: że nawet prości ludzie, bez środków, bez wielkich możliwości, bez udziału w rządach, mogą zdziałać wielkie rzeczy — nawet wbrew wielkim panom, dygnitarzom, wodzom — o ile się zorganizują w wielkiej masie, o ile dobrze wiedzą, czego chcą, o ile służą tylko i wyłącznie ojczyźnie, a nie swoim interesom prywatnym i o ile zdobędą się na wielką solidarność, dyscyplinę i ofiarność. Oraz, że rzeczą dla kraju najzgubniejszą są kliki samolubne, związane z obcą agenturą".* Kampania polityczna, przeprowadzona przez Olszowskiego, opierała się, można powiedzieć, o trzy założenia. Pierwszym z nich było stworzenie potężnej organizacji politycznej, w sposób oczywisty zdyscyplinowanej i sprawnej, która przeciwstawiła się klikom magnackim i wpływowi obcych mocarstw i zdobyła w polskim życiu politycznym przewagę, a której środkiem oddziaływania było to, co nazywano później „sejmem konnym", to znaczy zwoływanym pospolitym ruszeniem, które zjawiało się w jednym miejscu uzbrojone i samą tylko swą siłą liczebną wymuszało posłuszeństwo dla swojej woli. Jest oczywiste, że ta organizacja czy też ten prąd, to był dalszy ciąg tej siły, która poprzednio odniosła zwycięstwo nad „potopem" szwedzkim, to znaczy był wyraz woli masy drobno- i średnioszlacheckiej, którą możemy nazywać szlacheckim ludem, a która miała oblicze katolickie i patriotycznie polskie i widziała wroga Polski przede wszystkim w obozie proprotestanckim. Olszowski wystąpił do samodzielnej akcji w chwili abdykacji Jana Kazimierza w roku 1668, a prowadził skutecznie swą akcję do swej śmierci w roku 1667, czyli przez 9 lat. Ale i po jego śmierci jego drobnoszlacheckie stronnictwo prowadziło dalej tę samą co on politykę. Prowadził ją przede wszystkim, początkowo najzupełniej w duchu Olszowskiego, Sobieski. Dopiero w roku • Tamże. Zwracam uwagę na cytaty z Encyklopedii Powszechnej Orgelbranda z wydania 1865 roku, z krótkiego życiorysu Andrzeja, czy też Jędrzeja Olszowskiego, podpisanego literami F.M.S. Nie wiem, kto sie pod tymi literami kryje. Stwierdzam, że ten piszący 120 lat temu, nieznany autor, musiat być człowiekiem o dużej historycznej orientacji, a nawet mądrości. 342 159O Sobieski wyraźnie zerwał z polityką Olszowskiego, drogi obozu Hrobnoszlacheckiego i króla Sobieskiego się rozeszły, a obóz stronników Olszowskiego znalazł się w opozycji. Ale jeszcze w roku 1688 król i obóz drobnoszlachecki działali zgodnie i noszono się nawet dla poparcia króla z projektem zwołania sejmu konnego. Tak więc obóz Olszowskiego — a więc najwidoczniej stworzona przez niego drobnoszlachecka organizacja — był w Polsce u władzy lub uczestniczył we władzy od roku 1668 do 1690, czyli przez lat 22. Obóz ten został w końcu odsunięty od udziału we władzy — bo Sobieski nagle zmienił politykę. Drugim założeniem polityki Olszowskiego był program obrania na polski tron królewski rodaka, nie będącego członkiem żadnego rodu panującego. Dotychczas, od czasu wygaśnięcia rodu jagiellońskiego, uważano w Polsce, że królem polskim musi być koniecznie dynasta, członek jakiegoś rodu królewskiego. Walezy był królewiczem francuskim, Batory księciem siedmiogrodzkim, Wazowie (Zygmunt III, Władysław IV i Jan Kazimierz), byli członkami rodziny panującej szwedzkiej (zresztą po matce Zygmunta III także i potomkami Jagiellonów). Kandydat francusko-brandeburski, Filip Wilhelm Neoburski, popierany także i przez Jana Kazimierza w chwili jego abdykacji, był członkiem rodu panującego w księstwie Neuburg, spokrewnionym lub spowinowaconym z rodem panującym brandeburskim, z książętami Dwóch Mostów, z których pochodził król szwedzki Karol Gustaw, który Polskę w 1655 najechał i z władcami Palatynatu Reńskiego, owym rodem czołowych przywódców protestantyzmu niemieckiego, który wydał z siebie tak zwanego „zimowego" króla Czech, którego powołanie na tron czeski stało się początkiem wojny trzydziestoletniej. Także i inni, kandydaci wysuwani na tron polski, Kondeusz i jego syn, d'Enghien, książę lotaryński i inni, byli członkami rodów królewskich. Otóż Olszowski wystąpił z propozycją, by nie oglądać się na rody królewskie i by wybrać „piasta", to znaczy bynajmniej nie członka dawnej dynastii Piastów (żyli jeszcze książęta-Piastowicze na Śląsku), ale po prostu zwyczajnego Polaka, niekrólewskiego rodu. Uczynił to, wydając tuż przed elekcją i szeroko w całej Polsce rozpowszechniając broszurę po łacinie pt. „Censura candidatorum" (Ocena kandydatów), w której bronił idei obioru króla-rodaka i wspomniał mimochodem jako możliwego kandydata księcia Michała Wiśniowieckiego. Elekcja poprzedzona była wielką kampanią propagandową w postaci broszur: broszurze Olszowskiego przeciwstawiona została specjalnie napisana, pod fałszywą maską polskiego szlachcica, przez niemieckiego protestanckiego filozofa Gotfryda Wilhelma Leibniza, zapewne jednego z prekursorów masonerii, broszura także po łacinie, pt. „Specimen demonstrationum politicarum pro rege Polonorum eligendo" (Próbka wskazywań politycznych w sprawie wyboru króla Polaków), której treścią było zachwalanie kandydatury Neoburczyka i „usilne zwalczanie kandydatury Piasta, z większym wysileniem niż lotaryńskiej, moskiewskiej i francuskiej. Widoczna, że wydawała się najniebezpieczniejszą" (Korzon). Gdy król Michał Wiśniowiecki przedwcześnie umarł, Olszowski przeprowadził w zmienionej politycznej sytuacji obiór, tą samą metodą znacznej przewagi masowo zgromadzonego ludu szlacheckiego, nowego króla-Piasta, Sobieskiego. 343 Tak więc w programie Olszowskiego zawarty był pierwiastek repulikański: nie dążył on do ustanowienia absolutnej władzy królewskie" opartej o rządy dziedzicznej, obcej dynastii, ale do sprawowania władzy przi' zorganizowane stronnictwo patriotycznego społeczeństwa, które oddawałoby tron królewski w ręce swojego przedstawiciela. Zapewne program ten Iepje- odpowiadał duchowi i tradycji polskiego narodu niż rządy absolutne. ąj historycy, zwolennicy rządów absolutnych, nie potrafią tego zrozumieć Trzecim założeniem polityki Olszowskiego było uznanie, Ze najniebezpieczniejszym wrogiem Polski jest rosnąca potęga brandebursko- pruska i postawienie sobie za cel złamanie tej potęgi przez oderwanie Prus Książęcych od Brandeburgii i przyłączenie ich do Polski. Przez cały czas trwania systemu politycznego stworzonego przez Olszowskiego polityka polska zmierza do obalenia władzy elektora brandeburskiego nad Prusami Książęcymi i do zdobycia tych Prus dla Polski — a w tym celu sprzymierza się z głównym w owej chwili wrogiem potęgi brandebursko-pruskiej. Polityka ta nie osiągnęła wyniku, bo kilkakrotnie następował zupełny przewrót w położeniu międzynarodowym, polegający na tym, że nasz antybrandeburski sojusznik (Austria czy Francja) przechodził na stronę Brandeburgii. Polska wtedy, prowadzona przez Olszowskiego, a po jego śmierci przez stosującego się nadal do jego polityki Sobieskiego, wchodziła w sojusz antybrandeburski z drugim członkiem tej wrogiej pary: Austrii czy Francji. I to się powtarzało kilkakrotnie. W początkowym okresie polityki Olszowskiego, Brandeburgia była satelitą Francji.* Olszowski, zdobywszy w Polsce władzę przez doprowadzenie do obioru Michała Wiśniowieckiego na króla, wszczął politykę antybrandeburską, nawiązując przyjaźń Polski z przeciwniczką Francji, Austrią, co się wyraziło w małżeństwie króla Michała z siostrą cesarza. Celem Olszowskiego było obalenie paktów welawsko-bydgoskich, dających elektorowi niezależność w Prusach Książęcych i wzięcie tego kraju — całkowicie zresztą w zgodzie z wolą jego ludności — pod zwierzchnictwo Polski. Ale w roku 1672 nastąpił przewrót w sytuacji międzynarodowej. Teraz Francja stała się wrogiem Brandeburgii, a Austria zawarła z Brandeburgia sojusz.* * Wyraziło się to we francusko-brandeburskim traktacie paryskim z 6 marca 1664 r., „który czynił Brandeburgię satelitą Francji i zawiera! klauzulę o gwarancji (...) dla pretensji elektora do polskiego Elbląga. Dodatkowy traktat z Coelln nad Sprewą z dn. 15 grudnia 1667 r. dotycznący m.in. spraw polskich i tajny traktat przymierza z 31 października 1669 umacniały związek Francji z Brandeburgia. Traktaty brandebursko-francuskie uzupełnione były traktatami sojuszniczymi Brandeburgii z sojuszniczką Francji, Szwecją, z 10 kwietnia 1666 roku, 2 lipca 1667 i 16 maja 1668 roku, zawierającymi liczne klauzule, dotyczące spraw polskich. Było oczywiste, że obóz francusko-brandebursko-szwedzki był potężnym obozem wrogim Polsce" (cytata z innej mojej książki). I pomyśleć, że król Jan Kazimierz pracował nad tym, by w ręce przedstawiciela tego obozu oddać władzę królewską w Polsce! A niektórzy dzisiejsi polscy historycy tym się zachwycają- * „6 marca owego roku Francja wypowiedziała wojnę Holandii, a 6 maja Brandeburgia zawarła z Holandią sojusz. 23 czerwca cesarz austriacki zawarł z Brandeburgia formalny sojusz wojskowy. 344 Grunt usunął się Polsce spod nóg. Cesarz był teraz aliantem brandeburskim, a naszym naturalnym sojusznikiem stawała się Francja. Olszowski natychmiast zmienił orientację. Właśnie umarł król Michał. Olszowski doprowadził do obioru Jana Sobieskiego, znanego stronnika Francji, na króla, a z Francją zawarł formalne, a tajne przymierze, którego „celem", jak pisze Konopczyński, było „przyłączenie Prus Książęcych do Rzeczypospolitej".* Ale program ten nie został wykonany. Po raz wtóry nastąpił przewrót w sytuacji międzynarodowej i odwrócenie aliansów. Ponownie grunt usunął się Polsce spod nóg. Brandeburgia przeszła teraz całkowicie na stronę francuską.* Cóż Polska powinna była w tej sytuacji zrobić? — Olszowski już nie żył, ale Sobieski — ten tradycyjny stronnik francuski — zrobił dokładnie to, co na jego miejscu byłby zrobił Olszowski: przerzucił się do przeciwnego niż Brandeburgia obozu, mianowicie związał się, jak ongiś Michał Wiśniowiecki, z Austrią. W latach 1686 i 1688 nastąpił jeszcze raz przewrót w sytuacji międzynarodowej: Austria zawarła formalny traktat przymierza z Brandeburgia i znalazła się w wojnie z Francją, a opowiedziały się przeciwko niej także Holandia, Sabaudia i Hiszpania. „Francja stopniowo (...) zostawała osamotniona i coraz skwapliwiej oglądała się za polską pomocą" (Laskowski) — życzyła sobie uderzenia Polski na Prusy Książęce. Ale Sobieski się na taki zwrot nie zdecydował. „Polityka zagraniczna polska za czasów Michała Wiśniowieckiego i Jana Sobieskiego robi na pozór wrażenie chwiejności: raz jesteśmy sojusznikami Austrii, to znów sojusznikami Francji. Ale polityka ta staje się zupełnie jasna, gdy zdamy sobie sprawę z tego, że była to polityka antypruska. Wielki Elektor (...) w niektórych momentach lawirował między Francją i Austrią; miał on dwa cele na oku: wielkość i potęgę swego państwa oraz postęp i rozwój obozu protestanckiego czy w ogóle anty katolickiego w Europie. Tym dwóm celom czasem lepiej służyła dlań przyjaźń z Francją, czasem lepiej przyjaźń z Austrią, toteż od jednej do drugiej przyjaźni (...) nieraz się przerzucał. A oba te państwa — oba skazane na to, że zostaną kiedyś przez Prusy powalone — nie tylko nie doceniały groźnej siły rozwojowej, tkwiącej w dziedziczącym spuściznę krzyżacką i rozrastającym się na gruncie przygotowanym w środkowej Europie przez wspaniale, lecz przemijające szwedzkie zwycięstwa pruskim państwie, ale odnosiły się do tego państwa raczej z sympatią. Ani W sierpniu i wrześniu rozpętała się wojna, w której Francja stała po jednej stronie, a Austria i Brandeburgia po drugiej" (cytata z mojej książki — jak wyżej). ' 11 czerwca 1675 roku wojna wybuchła między Brandeburgia i Szwecją. „Dnia 21 sierpnia podpisany został (...) tajny traktat polsko-szwedzki, wedle którego Polska i Szwecja miały wspólnie najechać Prusy Książęce, wyzwolić je spod władzy elektora i w myśl pragnień ich ludności poddać je pod władzę Polski" (cytata z mojej książki — jak wyżej). * 10 sierpnia 1678 r. Francja zawarła pokój z Holandią, 5 lutego 1679 pokój z cesarzem, a 31 marca rozejm i 29 czerwca 1679 pokój z Brandeburgia. Dnia 25 października 1679 roku zawarty zostaj w St. Germain tajny traktat sojuszniczy między Francją i Brandeburgia, zwrócony ostrzem całkiem wyraźnie przeciwko Polsce (jak wyżej). 345 Francja, ani Austria nie były w gruncie rzeczy wrogami Brandeburgii-prus i bywały z nią w przemijający sposób w zatargach, ale nie widziały powodu by ją łamać, przeciwnie, widziały w niej niewielki i niegroźny, a żywotny czynnik polityczny, który należy oszczędzać, bo może się przydać. Stosunek obu mocarstw do Polski był raczej odwrotny: współpracowały one nieraz z Polską, gdy tego wymagała chwila, ale żywiły wobec niej uczucia raczej kwaśne; widziały w niej państwo o tradycyjnej pozycji wielkiego mocarstwa państwo, które nieraz było groźnym przeciwnikiem polityki ich obu i którego nadmierne wzmocnienie, kosztem powalenia Prus, wcale im się nie wydawało wskazane. W ciągu panowania królów Michała i Jana parokrotnie powtarza się to samo widowisko: szykujemy się do rozprawy z Prusami; w tym celu wchodzimy w sojusz z głównym mocarstwem obozu przeciwnego obozowi, do którego Prusy w danej chwili należały. Polityka nasza całym impetem nastawia się w określonym kierunku, gdy nagle okazuje się, że sytuacja międzynarodowa się zmieniła: zostaliśmy przez sojuszników naszych zdradzeni — Prusy po cichu przeszły do przeciwnego obozu, zawarły z nowym sojusznikiem tajny traktat. Były to czasy, gdy nie było radia, telegrafu, samolotów, kolei, nie było wielkiej prasy codziennej i debat parlamentarnych o polityce zagranicznej; dyplomacja była domeną wtajemniczonych. Niektóre z traktatów, o których tu piszę, zostały odkryte w archiwach dopiero przez naukę nowoczesną. Oczywiście, w tych warunkach reakcja polityki polskiej na to, co się stało, nie mogła być natychmiastowa. A jednak, po niejakim czasie reakcja ta następowała. Nasza polityka zagraniczna nie była więc ani źle poinformowana, ani pozbawiona stanowczości, ani głupia. Po prostu: gdy Brandeburgia-Prusy przechodziła do przeciwnego obozu, my, jak w kontredansie robiliśmy to również, ale w kierunku odwrotnym — i z nowym sojusznikiem rozpoczynaliśmy grę antypruską na nowo. Było to rozumne i konieczne. Ale czy mogło to przynieść rezultat? Niestety, w sytuacjach międzynarodowych tak zmiennych , polityka nasza — krępowana przy tym w wysokim stopniu przez fakt istnienia frondy wewnętrznej — nie mogła mieć dostatecznej ciągłości i w ostatecznym rezultacie wyników nie przyniosła. Ale czy można twierdzić, że to było jej winą? Alternatywa: my ich, albo oni nas, stała przez cały czas w sposób równie groźny przed Polską, jak przed Prusami. Zarówno w wieku XVII, jak XVIII zamiar rozprawienia się z Polską celem jej unicestwienia był osią polityki pruskiej. Jak napisał 70 lat temu amerykański historyk Robert Lord, . Prusy czekały na swoją okazję sto lat — aż się doczekały. Nasze wysiłki w erze Olszowskiego i jego następców trwały tylko ćwierć stulecia. W tak krótkim okresie okazja jednak nie zawsze się trafia. Olszowski celu nie osiągnął — ale wytknął kierunek polityki. Polityka polska po jego śmierci czas dłuższy się tego kierunku trzymała. Winą jej jest nie to, że nie osiągnęła 346 w ciągu tego czasu rezultatu, ale to, że w końcu, po szeregu lat, od tego kierunku odeszła".* Należy to wszystko opisać bardziej szczegółowo. MICHAŁ KORYBUT WIŚNIOWIECKI „Na elekcji po abdykacji Jana Kazimierza walka toczyła się między kandydatami, których usiłowały narzucić Polsce obce mocarstwa. Jan Kazimierz działał na rzecz Filipa Wilhelma Neoburskiego, kandydata brandeburskiego, którego popierała, bez nadmiernego zresztą zapału, także Francja. Właściwym kandydatem francuskim, mniejsze mającym szansę, wiec przez Francję popieranym tylko połowicznie, był Kondeusz. Austria przeciwstawiała im kandydata własnego: Karola Lotaryńskiego. (Inni kandydaci (...) nie mieli szans.) Uchodziło za rzecz pewną, że wybrany będzie jeden z trzech głównych kandydatów — i że władza królewska w Polsce stanie się narzędziem woli obcych mocarstw — bądź koalicji francusko-pruskiej, bądź Austrii. Walka między obu zmagającymi się w polityce europejskiej obozami toczyła się na gruncie polskim bez żenady, jakby to nie o Polskę, ale o rozgrywkę międzynarodową chodziło. Obcy historyk (Waddington) nazywa tę walkę po imieniu: (kampania korupcyjna). Szczegółowa historia tej osobliwej, nie przez polskie stronnictwa, lecz przez agentury obcych mocarstw prowadzonej kampanii wyborczej przypomina raczej sprawozdanie bankowe niż relację polityczną, wciąż bowiem przewijają się przez nią opisy negocjacji finansowych i suche liczby: 20 000 talarów, 500 000 talarów, 150 000 talarów, 60 000 florenów, 680 000 funtów, sześć milionów, milion (dane Waddinetonai. I oto zaczynają się dziać rzeczy nieprzewidziane. Dnia 24 listopada 1668 r. na sejmie konwokacyjnym, poprzedzającym elekcję, (Waddington) (...). Ten < zaczynał zataczać szerokie kręgi. Ludzie, którzy dotąd nie widzieli nic złego w wysługiwaniu się obcym agentom, zaczęli się nagle spod wpływu tych agentur wyzwalać."* (Ostateczną redakcję przysięgi ułożył kasztelan Fredro, była ona jednak forsowana i zwycięsko doprowadzona do skutku nie przez Fredrę, lecz przez Olszowskiego — dane Hirscha.) Koterie magnackie, sprzyjające obiorowi kandydata brandeburskiego, sprowadziły na elekcję kilkanaście tysięcy wojska, należącego do milicji * Cytata z innej mojej książki. ? Cytata z mojej książki. 347 magnackich, lub po prostu regularnego po to, by ich obecnością wywrzeć nacisk na elekcję. Ale stronnictwo Olszowskiego zastraszyć się nie dało. Na elekcję przybyło 80 000 szlachty, a więc siła liczebnie o wiele większa. „Stała się nowa rzecz nieprzewidziana: pojawiły się na polu elekcyjnym tłumy drobnej szlachty, które jak rozkołysana fala potężnego żywiołu po prostu zmiotły z powierzchni ziemi związane z obcymi agenturami koterie magnackie (...) Ciżba ta zażądała od magnatów natychmiastowego, bez zwłoki^ dokonania obioru".* „Biskur chełmiński, Olszowski, zaintonował - (Przyjdź Duchu Święty) i wśród egzaltacji, spowodowanej tym apelem do woli Bożej, zaproponował wybór < piasta > Michała Korybut-Wiśniowieckiego! Wniosek został dobrze przyjęty przez kilka województw. Prymas (Prażmowski, stronnik brandebursko-francuski), zdziwiony tą manifestacją, myślał, że łatwo ją będzie zgasić, gdy doniesiono mu, że aklamacja szerzy się jak płomień na prochu na wszystkie krańce pola elekcyjnego; tym, którzy się opierali, grożono szablami; prymas uznał, że roztropność nakazuje ustąpić i o zmierzchu Michał Wiśniowiecki został królem polskim, obrany jednomyślnie przez tłumy, będące w stanie delirium" (Waddington). „Jest naiwnością wyobrażać sobie, że taka manifestacja, sprzeczna z wolą mocarstw i magnatów i wyłożonymi milionowymi sumami, mogła nastąpić samorzutnie. Każdy, kto ma choć trochę praktycznego doświadczenia politycznego zgodzi się ze mną, że takie spontanicznie < deliria > zgromadzonych tłumów wypadają najbardziej spontanicznie wtedy, gdy są dobrze zorganizowane i przygotowane. Proszę się zastanowić, co to jest 80 000 wyborców, przybyłych z dalekich krańców całego kraju na pole elekcyjne na Wolę. (...) Taki zjazd — zjazd ożywiony jedną myślą, przeprowadzający jednogłośniejedną uchwalę, dobrze wiedzący czego chce, sprzeciwiający się przewlekaniu obrad i łamiący sprzeciwy szablami, a nawet strzelaniną — niełatwy jest do zorganizowania nawet dzisiaj, w dzisiejszych rojowiskach nowoczesnej demokracji i przy dzisiejszych środkach komunikacji. Elekcja Michała Korybuta, dokonana wbrew wielkim mocarstwom i polskiemu możnowładztwu, jest czynem politycznym imponującym. Musiała ona być dobrze przygotowana przez sprawną, cały kraj ogarniającą organizację, zastępującą brak wielkich środków pieniężnych zapałem, ofiarnością i ideowością. Te tłumy, które stawiły się na elekcję, by odeprzeć zamach obcych agentur, sparaliżować wpływy korupcji, obrać na królewski tron człowieka politycznie niezależnego, to nie były tłumy anarchiczne i warcholskie, ale przeciwnie, to były tłumy ożywione wielką, polityczną dyscypliną i ideowe: zasługują one na szczery szacunek. (...) Elekcja Michała Korybuta na króla miała wszelkie cechy energicznie i skutecznie przeprowadzonego, silną ręką łamiącego istniejące opory zamachu stanu. Zamach ten, zorganizowany przez Olszowskiego w oparciu o uczciwe i zdrowe, kochające ojczyznę i katolickie, ufające swym przywódcom i zdyscyplinowane, ożywione jeszcze wspomnieniem narodowej i katolickiej wojny ze szwedzkim ?* potopem > masy szlacheckiego gminu (...) pozytywnie, oddał władzę Olszowskiemu i • Tamże. 348 jego politycznej grupie, a negatywnie, miał ostrze przede wszystkim antypruskie".* Król Michał jest dziś jednomyślnie potępiany przez polskich historyków. Że rzekomo tak mało osiągnął i że tak mało miał w sobie z dyktatora i wodza. ,,Ale czy koniecznie król polski w roku 1669 musiał być bohaterem, wodzem, kandydatem na dyktatora? (...) Czy był on złym królem? Panował 4 lata i 4 miesiące, wstąpił na tron mając lat 31, zmarł mając lat 35. Czy można oceniać jego wartość jako kandydata na króla po panowaniu tak krótkim? Olszowski, dźwigając go na tron królewski, nie mógł przewidzieć, że on za cztery lata umrze. Myślał nie o królu na cztery lata, ale o królu, który panować będzie długie dziesięciolecia, bo jest teraz młody, który z biegiem lat nabierze doświadczenia i rozumu, który pozostawi po sobie potomstwo i ustanowi nową, narodową dynastię. Że nie miał on warunków na dyktatora albo samowładcę? Polska była demokracją szlachecką, wzmocnienie władzy królewskiej mogło się w niej dokonać tylko stopniowo i ewolucyjnie. Kto wie, czy król o kwalifikacjach króla konstytucyjnego — przypominający raczej dzisiejszego króla angielskiego niż francuskich Ludwików XIV i pruskich Fryderyków II — nie był w ówczesnej sytuacji lepszym, ostrożniejszym, pomyślniejsze rokującym nadzieje rozwiązaniem i nie miał na przyszłość — gdyby go śmierć przedwcześnie nie zabrała — lepszych szans sprostania trudnościom niż zbyt potężny, nie mieszczący się w ramach polskiej konstytucji i zbyt brutalnie łamiący się z przeszkodami Sobieski? Jakież były zalety Michała? Był to przede wszystkim człowiek niezależny od obcych agentur — nie podejrzany o związki z żadną, płaconą z zagranicy koterią. Był to następnie człowiek ideowy i uczciwy. Był to wreszcie człowiek wykształcony (władał ponoć ośmioma językami). Źródła pruskie mówią o nim, że był on . (...) No, a do tego wszystkiego, był to człowiek Olszowskiego. Czyniąc go królem, Olszowski zdobywał władzę dla siebie".* Forównując 4-letnie panowanie króla Michała z innymi panowaniami, można przypomnieć, że Jan Kazimierz panował 20 lat, Władysław IV 16, Sobieski 22, August Mocny 36. Mierząc osiągnięcia lub brak osiągnięć tych królów z osiągnięciami króla Michała, trzeba brać pod uwagę czas, jakim każdy z nich w ciągu swojego panowania rozporządzał. „Kandydatura Sobieskiego była w roku 1669 kandydaturą dla Olszowskiego niemożliwą: przecież to był stronnik francuski. Przecież to był człowiek, spiskujący z agentami brandeburskimi (o czym Olszowski mógł nie wiedzieć, ale czego mógł się domyślać)"* — a co my dziś wiemy. Olszowski nie mógł mieć wtedy do Sobieskiego zaufania. Królowie pochodzący z cudzoziemskich rodów panujących mieli jedną, ważną przewagę nad takim królem-,,piastem", jak król Michał: mieli własne, • Tamże. Jest zadziwiające, jak niesprawiedliwie są przez polskich historyków oceniane te tłumy, co Michała Wiśniowieckiego obrały. Waliszewski pisze: „ludzie (...) o sumieniach jak ołów i o pustych mózgach, które przestały działać". Forst de Battaglia: „Głupota i zapał tłumu". Bobrzyński: „objawem zupełnego upadku i zatraty politycznego zmysłu". • Cytata z mojej książki. • Tamże. 349 niezależne środki na różne potrzeby, mając zaplecze materialne w postaci bogactwa swoich rodów i swoich ojczystych krajów. Król Michał był niemal ubogi: był wprawdzie synem potężnego ongiś, zmarłego od wielu lat magnata najbogatszego z ukraińskich królewiąt, właściciela ogromnych dóbr na Zadnieprzu, Jeremiego (Jaremy) Wiśniowieckiego, ale dobra te, w wyniku odpadnięcia Zadnieprza od Polski, dawno przepadły. Organizacja Olszowskiego oceniła widać, że nowy król musi mieć jakieś własne, niezależne zasoby — i urządziła na jego rzecz, zaraz po elekcji, składkę. Pisze o tym, nie bardzo rozumiejący o co chodzi, pamiętnikarz, Jan Chryzostom Pasek: „Nazajutrz zaraz był król o kilka milionów droższy, tak wiele mu nadano podarunków, karet, cugów, obiciów, sreber i różnych splendorów. (...) Tak Pan Bóg ku niemu skłonił serca ludzkie, że to kto co mógł mieć najspecjalniejszego, to mu niósł, a oddawał: nie tylko z koni, pięknych rumaków, ale nawet i rynsztunków, kto miał, choć parę pistoletów w heban oprawnych, albo w słoniową kość". Obiór króla Michała „stworzył w Polsce nową sytuację — stanowił przewrót, który prestiż Polski w świecie wzmocnił. Taka Austria, która poprzednio usiłowała narzucić na tron polski swego kandydata, Karola Lotaryńskiego, a tym samym usiłowała ugruntować w Polsce swe wpływy (trochę także skłaniała się ku brandeburskiej kandydaturze Filipa Wilhelma), zrozumiała teraz, że w Polsce stało się coś, z czym trzeba się liczyć — i w lot wyciągnęła z tego konsekwencje, dając na propozycję Olszowskiego nowemu królowi za żonę cesarską siostrę, młodziutką arcyksiężniczkę Eleonorę, a tym samym uznając i utrwalając królewską rangę nowo wydźwigniętego elekta-parweniusza. Olszowski udał się osobiście do Wiednia, by doprowadzić do skutku zbliżenie polityczne polsko-austriackie oraz małżeństwo Michała z Eleonorą. (Korzon). (Konopczyński). < Polityka zewnętrzna Korybuta, tj. właściwie Olszowskiego, polegać miała na aliansie z Austrią> (Konopczyński). (...) Alians z Austrią w rozumieniu i wykonaniu Olszowskiego, był tylko aliansem — nie był zejściem Polski do roli austriackiego wasala. (...) Polska przez obiór Michała ugruntowała swoją niepodległość. A ugruntowawszy ją, mogła, na prawach równości, nawiązać współpracę polityczną nawet z państwem, które jeszcze niedawno brało udział w zmaganiach i targach, zmierzających do zamienienia Polski w igraszkę obcych wpływów".* • Tamże. Rzeczą ciekawą jest zmiana postawy politycznej zakonu jezuitów w Polsce. „Za panowania Batorego i Zygmunta III popierali oni w Polsce dążenie do ustanowienia silnej władzy monarchicznej. (...) Gdy jednak synowie Zygmunta III zawiedli jako królowie nadzieje pokładane przez obóz katolicki w dynastii Wazów, w postawie zakonu jezuitów w Polsce następuje zwrot: 350 SPRAWA PRUSKA „Cóż było treścią polityki zagranicznej Olszowskiego? (...) Byliśmy niemal dookoła otoczeni groźnym pierścieniem wrogów. Jedna tylko Austria (...) wrogiem naszym nie była. (...) Z Austrią mogliśmy układać stosunki gorzej lub lepiej — ale na ogół istniały warunki po temu, byśmy mogli żyć z nią przyjaźnie po sąsiedzku. Pozostali jednak czterej nasi główni sąsiedzi — Turcja, Moskwa, Szwecja i Brandeburgia-Prusy — byli naszymi wrogami. (...) Sytuacja ta mogła trwać bez zmian w warunkach względnego w Europie spokoju, ale w wypadku powszechniejszej wojny (...) groziła nam rozbiorem. Nasza polityka zagraniczna, jeśli miała mieć jakiś sens, musiała mieć za cel wydobycie nas z tej sytuacji, to znaczy rozerwanie tego otaczającego nas pierścienia wrogów. Wrogowie ci tworzyli dwie grupy odrębne. Jedną z tych grup była Moskwa. Nie była ona jeszcze dla nas wówczas bardzo niebezpieczna. (...) Jest rzeczą jasną, że wrogiem głównym Moskwa dla nas w owej epoce nie była. Natomiast pozostali trzej nasi wrogowie: Turcja, Szwecja i Brandeburgia-Prusy, tworzyli z szerszej perspektywy patrząc, wspólny obóz, którego punktem stycznym były związki każdego z tych państw z Francją. Jest rzeczą jasną, że główne niebezpieczeństwa groziły nam od tego właśnie obozu. Jeśli chcieliśmy się od tych niebezpieczeństw uwolnić, powinniśmy byli z tym właśnie obozem się rozprawić — rozprawić tak, by go osłabić i by zmniejszyć jego przyszłą, potencjalną łączną, zwróconą przeciw nam siłę. Jak to zrobić? Czy walcząc z całym tym obozem naraz? Jest rzeczą oczywistą, że nie. Najlepszym wyjściem w takich sytuacjach jest wybrać w rodzącej się, potencjalnej, wrogiej koalicji ogniwo najsłabsze — i starać się ogniwo to wyodrębnić, póki czas na to pozwala od innych oddzielić i złamać, na to, aby wyrastający, wrogi łańcuch rozerwać. (...) zakon ten zaczyna popierać koncepcje, demokracji szlacheckiej, to znaczy popierać obóz Olszowskiego. -łReligia dołączyła swoją sankcje do apoteozy państwa szlacheckiego. Aby zapewnić zwycięstwo kontrreformacji, jezuici nie zawahali się stać się żarliwymi bojownikami 'złotej wolności' i ogłosić, że wolna konstytucja Rzeczypospolitej jest uderzająco dopasowana do katolickich zasad i katolickiej nauki? (Lord). Nie chodziło tu o złotą wolność. Chodziło o to, że obozem katolickim w Polsce był obóz demokracji szlacheckiej — i że obóz ten wypracował sobie system polityczny umiarkowanie republikański, którego rdzeniem była zasada obierania króla-,,piasta", opierającego się w swych rządach nie na możnowładztwie i nie na biurokracji, ale na szerokich masach. Jest rzeczą zupełnie zrozumiałą, że jezuici popierali w Polsce silną władzę królewską, gdy na tronie zasiadali Batory i Zygmunt III i popierali obóz szlachecki, gdy osią obozu katolickiego była w Polsce organizacja Olszowskiego. (...) Obaj królowie- ,,Piastowie" byli ścisłymi węzłami związani z jezuitami. Michał był wychowankiem jezuitów i jezuickiego środowiska. (...) Sobieski byl sodalisem i był z jezuitami w ścisłych stosunkach" (moja książka j.w. — wedle danych Pastora, Lorda, ks. Zalęskiego, także i Bobrzyńskiego). 351 Jest rzeczą jasną, że jedynym ogniwem w pierścieniu, którego wyłamanie mogło być realnym celem naszych politycznych wysiłków, była Brandeburgia-Prusy. Było to państwo szybko rosnące w siły i już wówczas stanowiące potęgę wcale znaczną, ale jednak nie tak znaczną, by program całkowitego powalenia tego państwa — to znaczy niekoniecznie unicestwienia go, ale zepchnięcia go do stanu politycznej bezsiły i całkowitego wyeliminowania z szachownicy stosunków międzynarodowych jako samodzielnego czynnika — był dla nas rzeczą wykonalną. (...) W opasującym nas pierścieniu wrogów jedno ogniwo było kruche — uderzając w to ogniwo, byliśmy w stanie rozerwać cały łańcuch, a więc odzyskać swobodniejszy oddech. A ogniwo to zarazem dławiło nas w sposób najgroźniejszy, a więc uwolnienie się od niego było dla nas postulatem najpilniejszym — pilniejszym od postulatu walki z pozostałymi naszymi wrogami. Wiemy z dalszego przebiegu naszej historii, że rozbiory Polski w sto lat później stały się dziełem Prus i owocem rozrostu ich potęgi; wiemy również, że to Prusy, powaliwszy Polskę i rozrósłszy się jej kosztem, przebudowały następnie po upływie drugich niemal dokładnie stu lat, Rzeszę Niemiecką i stanąwszy na jej czele przekształciły naród niemiecki w największą na kontynencie potęgę, groźną już nie tylko dla państwa, ale i dla narodu polskiego, a zarazem i dla innych europejskich narodów. Na to, by tej dziejowej ewolucji przeszkodzić, trzeba było działać nie wtedy, gdy już będzie za późno, ale wtedy, gdy jest jeszcze czas, to znaczy na przełomie trzeciej i czwartej ćwierci siedemnastego stulecia — wtedy, gdy było już rzeczą jasną, dokąd rozrost pruskiej potęgi zmierza, ale gdy można było rozrostowi temu zapobiec w sposób skuteczny. O ile Prusy nie miały w osiemnastym wieku powalić Polski, Polska powinna była w siedemnastym wieku powalić Prusy. (...) Państwo Wielkiego Elektora geograficznie chwyciło nas za gardło, a politycznie wżarło się w nas jak groźny, toczący nasze ciało pasożyt. (...). W wyniku < potopu > szwedzkiego — paktów welawski-bydgoskich (1657) i pokoju w Oliwie (1660) — Wielki Elektor stał się w Prusach Książęcych suwerennym władcą — żelazną ręką zaczął łamać wszelką opozycję i zaczął ten kraj organizować na nowo w duchu krzyżackich tradycji w centralistyczne i militarystyczne, zupełnie suwerenne państwo. Polski wylot na Morze Bałtyckie, stanowiący podstawę gospodarczej egzystencji Rzeczypospolitej (eksport zboża przez Gdańsk był głównym źródłem dobrobytu polskiej szlachty), zredukował się do posiadania dwóch portów, Gdańska i Elbląga, a więc niemal do tego tylko, co stanowiło polski wylot na morze w latach 1920-1939. (...) Zabór polskiego Pomorza, a także i Wielkopolski, jest od owego czasu stałym, świadomym pragnieniem Brandeburgii-Prus i wszystkich jej władców, od Wielkiego Elektora zaczynając, oraz głównym dążeniem i programowo niejako kamieniem węgielnym pruskiej polityki — bo bez połączenia swoich rozdzielonych terytoriów oraz bez złamania pochwyconej na razie za gardło, lecz nie mogącej na stałe takiego stanu rzeczy tolerować Polski, istnienie państwa brandebursko-pruskiego jest na dalszą metę niemożliwe. Od pokoju westfalskiego i traktatu w Oliwie rozbiór Polski wisiał już bez przerwy w powietrzu jako nieustanna groźba — przed silnym bowiem 352 i żywotnym państewkiem, jakim były Prusy, stanęła alternatywa, że trzeba Polskę rozebrać, lub zginąć. Śmiertelny konflikt polsko-pruski od owego okresu pojawił się w dziejach (...) z samych tylko przyczyn geograficznych. Ale obok przyczyn geograficznych była i inna jeszcze przyczyna, która ten konflikt rodziła. Przeciwieństwo polsko-pruskie było nie tylko geograficzne, polityczne i narodowe, ale także ideologiczne. Polska była krajem katolickim — przedmurzem chrześcijaństwa, filarem Kościoła. A Brandeburgia-Prusy to była brygada szturmowa wojującego protestantyzmu. Przeciwieństwa ideologiczne są zwykle głębsze i trudniejsze do wyrównania od przeciwieństw czysto politycznych — wojny ideologiczne kończą się najczęściej totalnym zwycięstwem jednej ze stron i eksterminacją pokonanego przeciwnika. Wojny religijne w Europie Zachodniej skończyły się na ogól wraz z pokojem westfalskim, ale przeciwieństwo polsko-pruskie zachowało cechy przeciwieństwa ideologicznego także i później. Wielki Elektor był nie tylko sąsiadem, trzymającym nas geograficznie za gardło i marzącym o zaborze niektórych naszych prowincji, ale był także i naturalnym opiekunem naszej politycznej frondy, złożonej z obozu protestanckiego i z koterii magnackich, w ten czy inny sposób powiązanych swoim pochodzeniem z tradycjami separatyzmu litewskiego. (...) Wielki Elektor miał w Polsce na swoje usługi rozległą sieć wpływu i stosunków, którymi docierał do kluczowych ośrodków władzy politycznej polskiej i do najwyższych jej sprężyn. Brandebursty przedstawiciele dyplomatyczni w Polsce byli nie tylko dyplomatami, rokującymi z polskim rządem, ale (...) także i tajnymi przywódcami polskiej opozycji. (Waddington).Byloby jednak jednostronnością widzieć w korupcji (przekupstwie) jako czynniku wpływów pruskich w Polsce czynnik główny. Prusy mogły w Polsce posługiwać się korupcją, ponieważ miały w Polsce wpływy polityczne — korupcja była konsekwencją ich wpływów, a nie ich przyczyną. (...) Państwo brandebursko-pruskie dławiło Polskę za gardło, blokując jej dostęp do morza. Pragnęło Polskę unicestwić przez rozbiór — przez zabór jej najcenniejszych geograficznie prowincji (Wielkopolski i Pomorza) i przez rewolucyjne przekształcenie jej ideowego oblicza. Dysponowało w Polsce potężną < piątą kolumną ?. Czuło się na siłach marzyć o sparaliżowaniu Polski od wewnątrz przez zdobycie polskiego, królewskiego tronu. Przez swoje związki, pośrednie albo i bezpośrednie, z naszymi wrogami: Szwecją, Turcją, kozaczyzną, nawet i Moskwą, zamykało wokół nas nieprzyjacielski łańcuch. A przy tym wszystkim było w gruncie rzeczy słabe, nieskrystalizowane i do skruszenia możliwe. Państwo to powaliło nas w sto lat później — ale wówczas mogliśmy powalić je my. Jakaż powinna była być wówczas nasza polityka? Jest rzeczą jasną, że powinna była polegać na dążeniu do rozprawienia się z Prusami. (...) Czy można było wówczas przyszłe klęski przewidzieć i zdać sobie z sytuacji sprawę? (...) Najwidoczniej można było — skoro polityka polska w owym czasie z niebezpieczeństwa brandebursko-pruskiego zdała sobie; jak należy, sprawę. Cała polityka Olszowskiego — polityka polska za króla Michała i za znacznej części panowania króla Jana, także i w okresie, gdy 23 — Htst. Nar. Poi., t. I 353 Olszowski już nie żył — ma za oś walkę z Wielkim Elektorem i z przez nieg0 zmontowanym państwem ". * Można by postawić sobie pytanie, dlaczego w drugiej połowie XVn wieku, a zwłaszcza w wieku XVIII, położenie Polski było tak trudne, mimo że byliśmy wtedy państwem tak rozległym i w istocie potężnym, podczas gdy w średniowieczu zagrożeni w tym stopniu nie byliśmy. Co się od czasów średniowiecza zmieniło? Można by powiedzieć, że zmieniło się to, iż w średniowieczu mieliśmy tylko jeden front: zagrożenia niemieckiego, podczas gdy od wschodu nie groziły nam żadne niebezpieczeństwa większej miary, poza jednym tylko zupełnie przelotnym, najazdem mongolskim. Natomiast w wieku siedemnastym mieliśmy już do czynienia ze stałym naporem tureckim i moskiewskim, a więc musieliśmy toczyć walkę na dwa czy też na trzy fronty. Ale zmieniło się także i coś więcej; i to było o wiele ważniejsze. Mianowicie zmieniła się Europa. W średniowieczu — wielką potęgą było papiestwo, a my byliśmy jego sojusznikami. Europa dzieliła się na dwa obozy: papieski i cesarski, a my, walcząc z cesarstwem, tym samym mieliśmy oparcie i pomoc w potędze papieskiej. Natomiast od czasów reformacji papiestwo już nie było taką potęgą jak przedtem. Stało się naraz silą polityczną znacznie umniejszoną, której podstawą było istnienie państwa średniej czy nawet całkiem małej skali, jakim było Państwo Kościelne. Jego wpływ polityczny wynikający z oddziaływania na inne państwa istniał nadal i wyrażał się zwłaszcza w oparciu, jakie papiestwo miało w Hiszpanii, w niektórych krajach włoskich, takich jak Wenecja i królestwo Neapolu i Sycylii, oczywiście także i w Polsce, no i w Austrii, ale to już było nie to, co w średniowieczu. Na miejsce cesarstwa wyrosła potęga protestancko-niemiecka o wielkiej sile dynamicznej, złożona z całej grupy państw takich, jak Brandeburgia, Saksonia i inne, a obejmującą swoim wpływem także i Szwecję. A potęga ta była popierana przez Francję. Francja we własnych granicach złamała z całą bezwzględnością opozycję protestancką (hugenotów), ale w polityce międzynarodowej stała się w całej pełni siłą wspierającą obóz protestancko-niemiecki. Nie była już zresztą krajem w całej pełni prawowiernie katolickim: jej katolicyzm, choć właśnie w tym czasie wydający z siebie takie zjawiska, jak akcje miłosiedzia lazarystów i „szarytek"(sióstr miłosierdzia) ze świętym Wincentyma Paulo na czele.byl silnie podmyty przez na pół heretycki prąd gallikanizmu. W polityce międzynarodowej Francja była krajem antypapieskim i antykościelnym. A dzięki rozwojowi gospodarczemu i wzrostowi liczby ludności stała się krajem niezmiernie potężnym, właściwie wówczas w Europie najpotężniejszym. A wyrosły w świecie i inne potęgi niekatolickie, takie jak protestancka Anglia oraz jak wznosząca się dzięki koloniom i handlowi morskiemu do rangi mocarstwowej — kalwińska Holandia. Rzeczywistą potęgą katolicką w świecie była wtedy Hiszpania. Ale była ona od nas bardzo daleko i rola jej na położenie nasze nie miała wpływu. To prawda, że potęga jej miała dwa filary także i na głównym trzonie * Cytata z innej mojej książki. 354 europejskiego kontynentu, jeden w postaci hiszpańskich Niderlandów (dzisiejszej Belgii i kawałka północnej Francji), drugi w sporej części północnych Włoch, z Mediolanem (Milano) jako centrum. Ale nie miało to na nasze położenie wpływu. A przy tym, te pozycje Hiszpania już stopniowo traciła: utraciła i Belgię, i Mediolan w roku 1714, czyli w 37 lat po śmierci Olszowskiego, a w 20 po śmierci Sobieskiego. Jak dalece położenie nasze się zmieniło, świadczy fakt, że jedynym iaszym sąsiadem , jakiego w braku lepszych mogliśmy uważać za coś w rodzaju naszego przyjaciela, była Austria, przecież będąca dalszym ciągiem średniowiecznego cesarstwa, przechowującym wiele jego tracycji i uprzedzeń, będąca także dalszym ciągiem średniowiecznych Czech i sprawująca władzę nad naszym Śląskiem. Rzeczywista zmiana w naszym położeniu polegała na tym, że narodziła się reformacja i że przerobiła Europę. Odbudowała także, na nowych podstawach, potęgę krzyżacką, czyniąc z niej nowoczesne, świeckie państwo brandebursko-pruskie. A osłabiła papiestwo. I stworzyła w obrębie naszych własnych granic także i potężną frondę wewnętrzną. Byliśmy osamotnieni i okrążeni. Tak osamotnieni i okrążeni, jak bez mała nigdy. Od północnego zachodu i północy napierała na nas potęga protestancko- -niemiecka wraz ze Szwecją. Od południa — Turcja. Od wschodu — Moskwa wraz z kozaczyzną. Tylko na południowym zachodzie mieliśmy sąsiada, spadkobiercę średniowiecznego cesarstwa i Czech, z którym jakoś mogliśmy współżyć. A w oddali była Francja, bardzo potężna, a sprzyjająca nie nam, lecz naszym wrogom. Zadaniem naszym było złe czasy przeczekać. I naszą pozycję samodzielnego, niezależnego czynnika w układzie sił politycznych europejskich utrzymać. A aby to osiągnąć — trzeba było zrobić wyłom w otaczającym nas wrogim pierścieniu przez złamanie potęgi pruskiej. Nie było naszym zadaniem atakowanie właściwej Brandeburgii. Ale musieliśmy koniecznie uwolnić spod władzy brandeburskiej Prusy Książęce. To właśnie chciał osiągnąć Olszowski. „Jakże polityka Olszowskiego wyglądała w szczegółach? Obiór Michała Wiśniowieckiego na króla miał miejsce dnia 19 czerwca 1669 roku, a już dnia 26 czerwca podjął Olszowski na sejmie elekcyjnym akcję w kierunku obalenia traktatów welawsko-bydgoskich, przyznających elektorowi prawa suwerenne w Prusach".* To znaczy rozpoczął politykę, zmierzającą do odzyskania Prus Książęcych już w 7 dni po obiorze króla Michała. Istniała po temu dobra podstawa. Pakty welawsko-bydgoskie zawierały klauzulę, że po każdej zmianie króla polskiego elektor będzie musiał na nowo starać się o ich „confirmatio", czyli zatwierdzenie. Polska miała teraz nowego króla. A ten nowy król mógł zatwierdzenia odmówić. Oczywiście, to nie dość było odmówić zatwierdzenia paktów. Było rzeczą oczywistą, że elektor z takim obrotem sprawy się nie pogodzi. Trzeba było Cytata z innej mojej książki. 355 liczyć się z tym, że wyniknie z tego wojna. Do tej wojny Olszowski szykował. Slc Wielką pomocą dla jego polityki było to, że zorganizowana polityC2 ? część ludności Prus Książęcych, mianowicie szlachta i mieszczaństwo, był* z rządów elektora niezadowolona i chciała się spod jego władzy wyzwól i przyłączyć Prusy Książęce do Polski. ' Jpdnym z najwybitniejszych przywódców politycznych ludności Prus Książęcych był przywódca mieszczański, ławnik miejski w Królewcu Hieronim Roth. ' „Gdy przed dwunastu laty podpisane zostały pakta welawsko-bydgoskie a więc król polski zrzekł się swego zwierzchnictwa nad Prusami, ludność Prus Książęcych przyjęła to z oburzeniem. < Stany (pruskie) nie uznały dokonanej zmiany, gdyż nie uczestniczyły w układzie i nie były pytane o zgodę *. a było to ich uprawnieniem. Zrzeczenie się przez króla (Jana Kazimierza) zwierzchnictwa nad Prusami « nie, nie ulega wątpliwości, że Francja Polskę zdradziła".* NAJAZD TURECKI Stronnictwo drobnoszlacheckie z Olszowskim na czele, broniąc Polski przed dostaniem się w ręce króla, który byłby narzędziem polityki brandeburskiej i szeroko pojętej protestanckiej, zmierzającej do zniszczenia Polski, oraz dążąc — przez osadzenie swojego kandydata na polskim tronie — do zdobycia władzy w Polsce, stawiało sobie za cel w polityce zagranicznej stoczenie walki z Brandeburgią o to, by oderwać od tej Brandeburgii Prusy Książęce i związać je z Polską. Okazało się jednak, że wypadło mu w praktyce spełniać całkiem inne zadanie, mianowicie zorganizować obronę Polski przed naporem tureckim. Zadania zdobycia Prus Książęcych spełnić nie zdołało; zapewne miało uczucie, że zostawia to zadanie do spełnienia następnym pokoleniom. Natomiast zadanie postawienia tamy ekspancji tureckiej spełniło całkiem pomyślnie. Turcja była w drugiej połowie XVII wieku u szczytu swej potęgi. Wdzierała się wtedy w głąb Europy. Wtargnąla na ziemie Europy już o kilka wieków wcześniej; jej usadowienie się na europejskim kontynencie znaczą takie wydarzenia, jak podbój Serbii w wyniku bitwy na Kosowym Polu w roku 1389, zdobycie Konstantynopola w 1453 roku, poprzedzone bitwą pod Warną w 1444 oraz zdobycie Węgier w wyniku bitwy pod Mohaczem w 1526 roku. Ale w wieku siedemnastym to już nie było dla Turcji zadanie zdobywania ograniczonych pozycji; to już było dążenie do podboju Europy celem zawładnięcia ją i celem wytępienia chrześcijaństwa. Ekspansja turecka szła wówczas w dwóch kierunkach: prosto na północ, przeciwko Polsce i na pólnocny-zachód, na Wiedeń i w głąb Europy Zachodniej. Ekspansji tej został na obu kierunkach położony kres. Rolę decydującą odegrały tu dwie bitwy: pod Chocimiem w 1673 roku i pod Wiedniem w 1683. W obu wypadkach rozstrzygającą rolę odegrała Polska. A w Polsce, obok osoby polskiego wodza, Sobieskiego, panujące w Polsce stronnictwo drobnoszlacheckie zorganizowane przez Olszowskiego. Turcja, atakując Europę, była w istocie w sojuszu z dwiema europejskimi siłami: z obozem protestanckim w Niemczech i z Francją. Czynniki te nie miały jakoś świadomości tego, że gdyby Turcja skutecznie wtargnęła w głąb Europy odnosząc zwycięstwo nad Polską, a także i nad Austrią, pociągnęłoby to za sobą skutki groźne i dla nich. Najazd turecki na Polskę przedsięwzięty został akurat w tym samym czasie, gdy Olszowski i król Michał Wiśniowiecki szykowali w Polsce akcję zmierzającą do odzyskania Prus Książęcych. Czy stało się to przypadkiem? „Najeźdźca turecki był tradycyjnym sojusznikiem Francji, a rebelia (wewnętrzna w Polsce) miała obok Brandeburgii także we Francji oparcie. Tamże. 359 Nie ma nic niemożliwego w podejrzeniu, że nawet i do samego najazdu mogła się przyczynić w Konstantynopolu intryga francuska. Francja była niezadowolona z obioru Michała na tron polski i z obalenia w Polsce jej wpływów; a Francja nieraz usiłowała swoimi podszeptami regulować kierunek, w którym wylewały się fale tureckiej ekspansji. Ekspansja ta była zjawiskiem żywiołowym, a potężnym i mającym źródło samorodne, od wszelkich podszeptów niezależne. Ale podszepty te mogły czasem coś znaczyć, gdy chodziło o powzięcie decyzji co do czasu i kierunku. Bobrzyński napisał, że kandydat francuski na tronie polskim mógł < jeszcze wojny tureckie od Polski odwrócić ?. Bobrzyński jest niewątpliwie w błędzie: naszych wojen z Turcją w drugiej połowie XVII stulecia Francja nie odwróciłaby nawet, gdyby ^Polska była francuskim wasalem. Wojny te były koniecznością historyczną j nawet Francja była na to za słaba, by Polskę przed Turcją skutecznie obronić; o ile by — rzecz prosta — rzeczywiście tego chciała. Ale w poglądzie Bobrzyńskiego jest jądro myśli trafnej: jest słuszne spostrzeżenie związku, jaki zachodził — poprzez Francję — między sprawą najazdu tureckiego a sprawą francusko-pruskiej koterii w Polsce. (...) Zwycięstwo rebelii nie byłoby najazdu tureckiego odwróciło. Byłoby, przeciwnie, przyniosło kapitulację przed tym najazdem, a zarazem przyniosło ogólną zawieruchę na miarę szwedzkiego".* „Narastająca groza wojny z Turcją, dość nieoczekiwanie, właśnie teraz, po okresie względnej ciszy od tureckiej ściany potężnie się zarysowująca, też może mieć pewien związek z tym, iż wewnątrz Europy istniały siły, którym uwikłanie Polski w walkę z państwem Padyszacha (Turcją) mogło być na rękę. Najazd turecki na Polskę w roku 1620, którego skutkiem była nasza klęska pod Cecorą, doszedł do skutku — w erze zaczynającej się wojny trzydziestoletniej — nie bez przyczynienia się do niego sprzymierzonej z Turcją Francji. Turcja nie była również i w roku 1670 tak obca sprawom europejskim, by wydarzenia europejskie nie mogły mieć na nią pewnego przynajmniej wpływu. Bez względu zresztą na to, co było przyczyną tego, wszystko to było dostatecznie groźne, by mogło działać hamująco na sejm, któremu proponowano czynne wystąpienie Rzeczypospolitej przeciwko elektorowi".* Obóz Olszowskiego, doszedłszy w Polsce do władzy, stanął nieoczekiwanie w obliczli najazdu tureckiego. Nie uległ temu niebezpieczeństwu, stawił mu mężnie czoła — i odniósł zwycięstwo. „Grupa polityczna, rządząca w owej chwili Polską — będąca legalnie u władzy przez osobę króla, a mająca za sobą przytłaczającą większość szerokich mas narodu — musiała się uporać równocześnie z dwoma groźnymi niebezpieczeństwami: z najazdem zewnętrznym i rebelią wewnętrzną. Nie można było powiedzieć sobie, że jedna sprawa jest ważniejsza, a druga mniej ważna i że dla załatwienia jednej można drugą odłożyć na później. Obie były jednakowo ważne i pilne. W szczególności, nie można było marzyć o odparciu najazdu bez opanowania anarchii wewnętrznej".* * Tamże. • Tamże. ? Tamże. 360 Tak więc obóz Olszowskiego i króla Michała zabrał się do zorganizowania obrony przed najazdem tureckim i do zwalczenia rebelii wewnętrznej — równocześnie. W styczniu 1672 roku sułtan Mahomet IV wypowiedział Polsce wojnę. Turcja działała wspólnie z krymskimi Tatarami i z hetmanem kozackim Doroszenką; Tatarzy i kozacy rozpoczęli działania wojenne, a za nimi wkroczyła w sierpniu do Polski armia turecka w sile 277 000 żołnierza. Kamieniec Podolski, z załogą 1100 żołnierzy bronił się dzielnie, ale musiał 27 sierpnia się poddać, przy czym część załogi wysadziła w powietrze zamek, ginąc pod jego gruzami, a część wycofała się z bronią w ręku. Polska była całkowicie nieuzbrojona. Hetman Sobieski, na czele małych oddziałów, prowadził po bohatersku i z wielkim powodzeniem walki osłonowe — w walce z czambułami tatarskimi odbił 44 000 jasyru i położył trupem tysiące Tatarów — ale to nie miało znaczenia w walce z główną silą turecką. Trzeba było zdobyć czas na skuteczne zbrojenia. Król wysłał trzech komisarzy na rokowania z Turkami. Podpisali oni w Buczaczu traktat pokoju, zrzekający się na rzecz Turcji Kamieńca Podolskiego i Ukrainy i obiecujący, że Polska będzie płacić Turcji roczną daninę 22 000 dukatów, nazwaną pojednawczo rocznym upominkiem. Traktat ten nigdy nie został zatwierdzony przez sejm i był w istocie tylko rozejmem, zawartym dla zyskania na czasie. Treść tego traktatu brzmiała haniebnie - ale było to posunięcie tymczasowe, w warunkach wojskowej bezsilności, uczynione dla umożliwienia zwycięstwa w roku następnym. Zwycięstwa, które rzeczywiście zostało osiągnięte. KONFEDERACJA GOŁĄBSKA Po wyborze Michała Wiśniowieckiego na króla kliki magnackie, uzależnione od Francji i od Brandeburgii, przedsięwzięły akcję, stawiającą sobie za cel zdetronizowanie króla i powołanie na tron Francuza, bratanka Kondeusza, hrabiego St. Paul de Longueville.* • Sejm koronacyjny został 5 listopada 1669 roku przez opozycjonistów zerwany. Na sejmie wiosennym 1670 roku obóz królewski starł się z obozem opozycyjnym, oskarżanym o to, że chce dokonać zamachu stanu przy zbrojnej pomocy Francuzów, Tatarów i Brandeburczyków, przy czym Olszowski wystąpił z wnioskiem o ustanowienie sądu na zrywaczy sejmu i o ustalenie zasady, że liberum veto może być stosowane tylko w ściśle ograniczonych warunkach, co wywołało gwałtowne oburzenie opozycjonistów. Sejm ten został 19 kwietnia przez opozycjonistów zerwany. Król Michał ogłosił wobec tego 25 kwietnia zwołanie sejmików oraz zwołanie pospolitego ruszenia. Sejmiki, zgromadzone 20 maja, opowiedziały się z całą stanowczością po stronie króla. Sejmik w Sieradzu uchwalił wniosek o odebranie buławy hetmańskiej Sobieskiemu, który stał po stronie opozycji. W odpowiedzi na to oficerowie i towarzysze Sobieskiego utworzyli „koło generalne" 6 września pod Trembowlą, żądając zadośćuczynienia dla swego wodza i domagając się ustąpienia Olszowskiego z urzędu podk^nclerskiego. Sejm jesienny — 9 września-31 października — odbył się więc w asystencji pospolitego ruszenia i byl zupełnym zwycięstwem króla Michała i Olszowskiego. Czołowi opozycjoniści musieli króla przeprosić. Uchwalono szereg ustaw. 361 Jakoś udało się w roku 1670 działalność wichrzycielskiej frondy magnackiej uspokoić. Ale jednak fronda ta uniemożliwiła plany zdobycia Prus Książęcych. A równocześnie rozpoczęły się rozruchy na Ukrainie. Rok 1671 to był rok zmagań z kozakami i Tatarami na Ukrainie, w czym wybitną — w całej pełni chwalebną — rolę odegrał Sobieski. A w roku 1672 zwaliła się na Polskę nawala turecka. Właśnie wtedy opozycja magnacka rozpoczęła swą wichrzycielską działalność na nowo. Przypomnijmy sobie, że w styczniu owego 1672 roku sułtan turecki wypowiedział Polsce wojnę. Otóż, gdy w 5 miesięcy później, 18 maja 1672 roku zebrał się sejm, na którym obóz królewski miał przewagę, 20 czerwca przybył do stolicy Sobieski ze swoim wojskiem i wkrótce potem żołnierze jego wkroczyli na salę sejmową. „Oficerowie i żołnierze hetmańscy wzięli ciało ustawodawcze pod swój mocny nacisk. Można było sądzić, że to parlament Cromwella, gdy się widziało na galerii marsowe postacie, mieszające się do obrad i obecnością swoją przeciwstawiające dworskiej partii tę ultima ratio regum (najwyższy argument królów), którym jest szczęk oręża" (Forst de Battaglia). Dnia 21 czerwca „podkanclerzy Olszowski udzielił izbie informacji i kazał odczytać list wielkiego wezyra (tureckiego), domagającego się wysłania posłów z pełnomocnictwem odstąpienia Ukrainy Turcji i wyrażenia zgody na płacenie jej corocznego haraczu. Wezyr (...) groził, że gdy sułtan przekroczy Dunaj, za późno będzie na układy. Błagał więc podkanclerzy, by izba (...) zajęła się utworzeniem rady wojennej. Wymowa jego nie trafiała jednak do serc i umysłów (...). 23 czerwca (...) próbując opanować zawziętość rozognionej walką izby, komunikował podkanclerzy, że wojska tureckie przekroczyły Dunaj i że sułtan wyruszył 12 czerwca z Adrianopola (Edirne). W parę dni potem zjawił się na pokojach królewskich — w otoczeniu sześciu senatorów — prymas Prażmowski (stronnik francuski) i próbował bezskutecznie skłonić króla do abdykacji. (...) Zaognienie wzrastało, zwłaszcza, że przybyły do stolicy oddziały magnackie, które pozwalały sobie na zaczepki w stosunku do gwardzistów królewskich" (Laskowski). Dnia 30 czerwca „Sobieski obsadził swoją dragonią arsenał. Lecz (...) nie zdobył się na zamach stanu. Podpisał jedynie manifest malkontentów (...) oraz spisany przez nich akt . (...) Wreszcie wraz z Prażmowskim zdecydował się wysłać pismo do Ludwika XIV (króla Francji) z pokorną prośbą o przysłanie do Polski księcia de Longueville w celu osadzenia go na tronie" (Laskowski, tekst listu do Ludwika XIV u Korzona). Dokonano 19 października koronacji królowej Eleonory. Ale nie ukarano głównych sprawców rebelii. Oczywiście, buławy hetmańskiej Sobieskiemu, znakomitemu wodzowi, nie odebrano. Ale byt to ten sam sejm, który odbywał się równocześnie z sejmem dzielnicowym pruskim w Królewcu i miał za zadanie przygotować wojnę z elektorem o Prusy Książęce. To na tym sejmie przemawiał 13 i 17 października Kalkstein, domagając się w imieniu sejmu królewieckiegc zbrojnego wkroczenia Polski do Prus Książęcych. Oczywiście, owa akcja, obliczona na odzyskani* Prus Książęcych, okazała się, w obliczu potężnego zamanifestowania się frondy wewnętrznej niemożliwa. 362 „Być może główną przyczyną niedojścia zamachu stanu do skutku było rozwiązanie sejmu przez obóz królewski. Jak bowiem świadczą źródła, (...) obóz malkontentów zamierzał obsadzić sejm wojskiem i zmusić do powzięcia uchwal, legalizujących zamach, co zostało przez zamknięcie sejmu uniemożliwione. (...)Na obóz narodowy, skupiony wokół Olszowskiego i króla odpowiedział ?*sejmem konnymi. (...) Obóz królewski znalazł wyjście, szukając oparcia w swej głównej sile: w gminie szlacheckim. Zwołane zostało pospolite ruszenie — które miało zarazem wzmocnić silę zbrojną Rzeczypospolitej w obliczu najazdu oraz pozwolić na rozprawienie się z frondą".* „Pospolite ruszenie w owej epoce bynajmniej nie było pozbawione pewnej wartości wojskowej: wszak było to po i po wojnach kozackich — masy szlacheckie były zaprawione wojskowo w długich walkach, (...) oraz z pewnością nie pozbawione zmysłu wojennej dyscypliny".* „Warto (...) przypomnieć — pisze Korzon — że pospolite ruszenia dobrze się spisały pod Beresteczkiem i (... w czasie rokoszu Lubomirskiego) zrąbały siedem regimentów dragonii królewskiej pod Mątwami (...). Nie gardził też nimi Sobieski." Spróbujmy tylko sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby zamach stanu magnacki był się udał. Ile czasu było trzeba, by książę de Longueville przyjechał z Francji? I czy nowi władcy przeprowadziliby ustanowienie nowych podatków i zebranie ich oraz zdołaliby zorganizować nowe wojsko? Prawdopodobnie spowodowaliby tylko narodzenie się w Polsce głębokiego chaosu, który uniemożliwiłby stawienie Turkom czoła. „Nie było rzeczą możliwą odroczenie rozgrywki wewnętrznej po to, by odeprzeć najazd. Można było przed rebelią skapitulować, ale to nie poprawiłoby położenia kraju wobec najeźdźcy. Natomiast nie można było się z rebelią, w imię ogólnego dobra, przyjaźnie porozumieć. Przed grupą rządzącą stała więc otworem jedna tylko droga: rozprawić się z rebelią i z najazdem równocześnie. Trudne to, podwójne zadanie grupa rządząca potrafiła pomyślnie i zwycięsko rozwiązać. Pierwsze jej poruszenia zdają się wskazywać na chęć pojednawczego ' ułożenia się z frondą. Gdy jednak sejm warszawski latem 1672 roku wykazał, że na dogadanie się z obozem frondy liczyć nie można, zdecydowała się ona na stanowczą rozprawę, której narzędziem był < sejm konny >. Zwołane pospolite ruszenie było równocześnie środkiem rozgrywki wewnętrznej i doraźnym zabezpieczeniem granic, kładącym — jako siła będąca w pogotowiu — tamę możliwym zamiarom tureckim co do dalszego pochodu w głąb kraju. Nie starło się ono z wrogiem zewnętrznym. Natomiast pozwoliło na szczęśliwe opanowanie kryzysu wewnętrznego. Rebelia została złamana. A wtedy, zwycięska grupa rządząca wyciągnęła dłoń do zgody. Zawarta została ugoda, nie z całym obozem malkontentów, lecz tylko z Sobieskim. 1 Tamże. Tamże. 363 Opanowanie kryzysu wewnętrznego pozwoliło na skupienie wtedy sil całego kraju przeciwko najazdowi. Rezultatem tego był w następnym roku — Chocim".* Pospolite ruszenie zwołane zostało do miejscowości Gołąb w Lubelskiem Zjawiło się tam 80 000 uzbrojonej szlachty. Dnia 10 października, dwa dni po podpisaniu pokoju w Buczaczu, ogłoszono tam „konfederację przy królu", mającą tymczasowo prawo podejmowania uchwał o znaczeniu ustawodawczym. Konfederacja ta postanowiła uformować nowe jednostki wojskowe i powierzyć je nie dowództwu hetmana, lecz specjalnie mianowanego „regimentarza" w osobie Stefana Czarnieckiego, bratanka nieżyjącego już wodza z epoki potopu szwedzkiego tegoż imienia i nazwiska. Uchwaliła także szereg bardzo pożytecznych reform, mianowicie skasowanie dożywotności urzędów (hetmańskiego, kanclerskiego i innych) i ograniczenie sprawowania tych urzędów do trzech lat oraz ograniczenie „liberum veto" na sejmach. Postanowiła ukaranie niektórych winowajców niedawnej frondy. O tym, jak wyglądały poczynania finansowe konfederacji goląbskiej, związane ze zgromadzeniem środków na wystawienie nowego wojska, informuje nas najlepiej pamiętnikarz Jan Chryzostom Pasek. „Że nierychło na ową zebrałoby się wyprawę, gdyby czekać owych podatków, tedy i w tym nie mniejsza poddanych przeciwko panu pokazała się miłość, że kto miał leżące po depozytach pieniądze w domu, dobrowolnie z swoją odzywali się ochotą: , (Forst de Battaglia)".* „Uchwalono akcyzę, cło powszechne, pogłówne, tudzież inne środki na utrzymanie 50 000 armii" (Konopczyński). Pogodzenie się Sobieskiego z obozem króla Michała i wicekanclerza Olszowskiego znalazło wyraz formalny w tym, że „dnia 12 marca Sobieski z towarzyszami podpisał akt pojednania się z królem. Istotą kompromisu było, że Michał zachowa koronę, a Sobieskiemu powierzy rząd o zakresie władzy zbliżonym do dyktatorskiej. (...) Kompromis nie naruszył (...) w niczym pozycji Olszowskiego ani jego decydującego wpływu na politykę. Olszowski (...) powierzył władzę Sobieskiemu, bo w istniejącej sytuacji najlepiej się on z punktu widzenia polityki Olszowskiego do sprawowania władzy nadawał. Pozycja Olszowskiego była pozycją doradcy króla. A pozycji króla i jego doradców nie narusza powierzenie komukolwiek rządu lub dowództwa nad wojskiem. Kompromis był więc dla Michała i dla Olszowskiego całkowitym zwycięstwem".* Sobieski znalazł się więc w obozie króla Michała i biskupa Olszowskiego. CHOCIM „W październiku, pokonawszy wielkie trudności organizacyjne, oddał Sobieski pod komendę królowi wspaniałe 40-tysięczne wojsko; stawiła się nareszcie i Litwa w 12 000. Michał (...) zwrócił buławę temu, kto ją najgodniej mógł piastować" (Konopczyński). Zasługą Sobieskiego było, że wojsko zorganizował. Ale mógł tego dokonać tylko w ramach przywróconego w państwie przez konfederację gołąbską porządku oraz dzięki dostarczonym mu środkom pieniężnym. „Na przeglądzie uroczystym, odbytym 8 października 1673 roku przez króla w obozie pod Glinianami (pod Lwowem) stanęło 40 000 żołnierza w jedenastu regimentach piechoty i stu sześćdziesięciu chorągwiach jazdy z pięćdziesięciu działami. Ponadto pod Beresteczkiem obozowało 12 000 1 Tamże. Tamże. 365 Litwinów. Od czasów sławnej beresteckiej potrzeby nie zdobyła się jeszcze Rzeczpospolita na tak potężny wysiłek" (Laskowski) Dnia 1 listopada Sobieski przekroczył pod Śniatyniem turecką granicę Dnia 9 listopada stanął pod Chocimiem. „Tam, w starodawnym okopie Chodkiewicza, spotkał go grzmiącą kanonadą Hussein pasza z 30 000 Turków. Dalsze korpusy nieprzyjaciół, nie spodziewając się szybkiej rezulucjj Polaków, stały osobno w Kamieńcu i na Wołoszczyźnie. 11 listopada, pod osobistym dowództwem Sobieskiego, pułki Rzplitej walnym szturmem zdobyły obóz Husseina ze 120 działami. Pierwsza armia turecka przestała istnieć" (Konopczyński).* Było to „jedno z najbardziej decydujących zwycięstw w dziejach Polski — zwrotny fakt, znaczący kres tureckiej ekspansji na północ, tak jak zwycięstwo tegoż Sobieskiego w 10 lat później pod Wiedniem położyło kres tej ekspansji na północny zachód. Zaiste! Czyż można twierdzić, że panowanie króla Michała nie miało w ostatecznym rezultacie pomyślnego przebiegu i że Polska pod tym panowaniem z przeciwnościami sobie nie radziła?"* Polityka Olszowskiego i króla Michała nie zdobyła dla Polski Prus Książęcych. Ale obroniła Polskę przed tureckim najazdem. Król Michał jednak zmarł nagle 10 listopada 1673 roku, dokładnie w dniu, w którym się bitwa chocimska już zaczynała. • Pamięć o bitwie chocimskiej przechowała się w ustach ludu ruskiego przez co najmniej 200 lat. Rosyjski badacz Gołowackij zanotował w XIX wieku „dumę" ludową, w której mowa jest o tym, że „w slawnom misti pid Chotymom" (w sławnym miejscu pod Chocimiem) „Czorny kawy, czorny wrony krutu horu wkryły, hej mołodych Turkiw-Basziw Moskali pobyły" (Czarne kruki, czarne wrony, okryły stromą górę. Hej, młodych Turków-Baszów Moskale pozabijali). Mowa tu jest o Moskalach i prawdą jest, że w latach 1739 i 1769 toczyły się pod Chocimiem także i mało wybitne boje turecko-rosyjskie. W mojej książce, wydanej w roku 1932, wyrażam jednak przypuszczenie, że duma ta „powstała po sławnej, rozpłomieniającej wyobraźnię (...) bitwie, stoczonej w r. 1673 przez Sobieskiego — a następnie w późniejszych walkach rosyjsko- tureckich pod Chocimiem została < zaktualizowana > przez odpowiednie przeróbki. Że duma o wojnie chocimskiej nie powstała w jednym czasie, ale składa się z różnych nawarstwień, dowodzą sprzeczności w jej treści: mówi ona najpierw, że walki trwały ^bilsze jak piw roku*- (więcej jak pól roku) — a zaraz potem wymienia okres czasu (od rana do nocy). Świadczy o tym także nierówny poziom artystyczny dumy: od fragmentu, tak pełnego osiągniętej nadzwyczaj prostymi środkami ekspresji, jak tragiczny obraz pobojowiska, zawarty w dwóch ostatnich wierszach — widzimy w niej urywki w wysokim stopniu nieudolne. (...) Warto przypomnieć, źe bitwa stoczona pod Chocimiem przez Sobieskiego ciągnęła się od świtu do zachodu słońca, a następnie — po nieruchomym staniu obu wojsk naprzeciw siebie w ciągu nocy — została zakończona na drugi dzień" — rano. Dodam do tego, że w bitwie tej Turcy ponieśli bardzo duże straty w zabitych, że duża część bitwy toczyła się na stromym zboczu i źe poległa w niej grupa tureckich baszów, o czym m.in. donosi Sobieski w liście, pisanym zaraz po zwycięstwie. („Starszyzna prawie wszystka zginęła, Baszów już trzech na placu znaleziono" — cytuję za Laskowskim.) • Tamże. 366 SOBIESKI Obiór Jana Sobieskiego na króla polskiego był tak samo dziełem biskupa Olszowskiego i kierowanego przez niego stronnictwa drobnoszlacheckiego, jak obiór Michała Wiśniowieckiego o niecałe 5 lat wcześniej. Był to wybór króla-,.piasta", rodaka niekrólewskiego rodu, przeciwstawionego kandydatom cudzoziemskim, członkom obcych rodów panujących. Był to obiór dokonany przez szlachecki gmin (lud), wbrew dążnościom klik magnackich. Sobieski początkowo wcale o zostaniu królem nie myślał. „Ani sam Hetman, ani jego małżonka nie myśleli o wyzyskaniu gwałtownego wzrostu jego popularności i wysunięciu kandydatury. Zarówno Sobieski, jak Marysieńka, jak za elekcji Michała, tak teraz zwracali swe oczy na dwór francuski i stamtąd czekali hasła. (...) Sam Hetman wyraźnie na sercu miał Kondeusza, widząc w nim i talenty wojskowe i możność znalezienia poparcia dla Polski w przyszłej wojnie z Turkami zarówno w gotówce, jak i w wojsku i stosunkach dyplomatycznych. Wyraźnie myślał o nim, pisząc do swoich przyjaciół (...): . Zwracając się przecież do Francji, gotów był przyjąć z jej rąk i innego kandydata, byleby kandydat ten pochodził z krwi królewskiej i niósł ze sobą upragnione posiłki. Francja tymczasem nie zamierzała bynajmniej ani zgłaszać własnego kandydata, ani tym bardziej forsować jego przeprowadzenia, wskazywała raczej na Neoburczyka, który dla Sobieskiego jako młodzik i pan zgoła niemożny, wcale nie był ponętny" (Laskowski). Neoburczyk, „syn dawnego kandydata do tronu", miał lat szesnaście. Rzeczy potoczyły się inaczej. Zjazd na elekcję był mniej liczny niż w czasie elekcji króla Michała — widocznie szlachta była zmęczona licznymi ostatnio zjazdami i pospolitym ruszeniem — ale jednak duży. Obce koterie wystawiły kandydatów, należących do rodów królewskich, m.in. Austria księcia Karola Lotaryńskiego. „Rozkład głosów poszczególnych województw rano w pierwszym dniu elekcji świadczy, że głosy te były kompletnie rozbite między cztery kandydatury. Tymczasem wieczorem cała Korona jednomyślnie opowiedziała się za Sobieskim. Czego to dowodzi? Dowodzi rzeczy bardzo prostej. To nie mówców przekonała szlachtę koronną o zaletach Sobieskiego (tak mniema Forst de Battaglia); 367 I iylko wielka polityczna naiwność może sobie w tak prosty sposób wyobrażać mechanizm politycznych wydarzeń. Nastrój masy wyborców, którzy celem wzięcia udziału w elekcji zadali sobie trud odbycia podróży do stolicy kosztem swoich domowych obowiązków, nie zmienia się tak łatwo i tak bezkrytycznie. Wiemy o tym, że kilka lat przedtem, a nawet jeszcze w zeszłym roku w czasie konfederacji gołąbskiej, masa ta była sprężyście zorganizowana i działała na komendę Olszowskiego. Trudno uwierzyć, by mogło się to w ciągu kilku lat zupełnie zmienić. Po prostu: masa ta czekała na hasło, które rano jeszcze nie nadeszło. Milczała ona, zajmując postawę wyczekującą. A wskutek jej milczenia — wybijał się głos nielicznych grup, działających na rzecz kandydatur, popieranych przez koterie cudzoziemskie, stwarzając złudzenie rozbicia. Po południu Olszowski dal przez swoich ludzi hasło — widocznie dobiwszy targu w rokowaniach z Sobieskim. Organizacja jego została puszczona w ruch — i tegoż jeszcze wieczora okazało się, iż opozycja w Koronie zgoła się nie liczy, a wszystkie województwa koronne głosują za Sobieskim. Z Litwinami było inaczej: Olszowski widać nie miał tam większego wpływu. Ale Litwa nie mogła stawić się licznie; można było (...) pozyskać ją przez dodatkowe rokowania, ułatwione właśnie jej liczebną szczupłością".* Oczywiście, do zwycięstwa kandydatury Sobieskiego przyczyniła się w wybitny sposób jego nagle zrodzona popularność jako zwycięzcy spod Chocimia. Ale głównym sprawcą tego wyboru był Olszowski. Co skłoniło Olszowskiego do rzucenia swych wpływów w masie szlacheckiej na rzecz Sobieskiego, niedawnej sztandarowej postaci obozu przeciwnego? Złożyło się na to kilka przyczyn. Przede wszystkim — zmieniła się sytuacja. Pisałem już, że nastąpiło w owym czasie odwrócenie przymierzy: Brandeburgia przestała być sojuszniczką Francji, a zbliżyła się politycznie do Austrii. Jeśli się chciało zdobyć Prusy Książęce, trzeba było teraz szukać zbliżenia z Francją. A Sobieski był znanym stronnikiem Francji. Obiór Sobieskiego torował drogę porozumieniu z Francją. Co więcej, choć sprawę Prus Książęcych uważało się za najważniejszą, było oczywiste, że w danej chwili pilniejsza od sprawy Prus jest sprawa zagrożenia tureckiego. Zanim będzie można się ponownie zabrać do sprawy Prus Książęcych, trzeba będzie obronić się przed Turcją i zapewne nadal się z nią bić. A do tego potrzebny był Sobieski. Bez względu na to, kogo by się obrało na króla, Sobieski będzie musiał dowodzić wojskiem i uczestniczyć we władzy w Polsce. A w takim razie lepiej jest po prostu zrobić go królem i nie utrudniać położenia przez podporządkowanie go komuś innemu. Co więcej, jego nagle wzmocniona popularność ułatwiała dokonanie wyboru, zwłaszcza, że żadnego innego, odpowiedniego dla drobnoszlacheckich tłumów kandydata nie było. Ale rzecz najważniejsza, Olszowski miał teraz do Sobieskiego zaufanie. Przez układ z marca ubiegłego roku Sobieski w istocie przeszedł do obozu Olszowskiego i króla Michała, zrywając z obozem magnackiej frondy. Nigdy zresztą nie był tak gorliwym członkiem tej frondy jak inni. Był teraz z • Cytata z innej mojej książki. 368 Olszowskim w porozumieniu. Pięć lat wcześniej Sobieski — to był oczywisty przeciwnik Olszowskiego i jego polityki. Ale obecnie oni dwaj — to byli ludzie współpracujący zgodnie. Nie było żadnego powodu, by Olszowski miał teraz Sobieskiego nie popierać. Jednym z pierwszych kroków przedsięwziętych przez Sobieskiego po obraniu go na króla było doprowadzenie do wprowadzenia Olszowskiego na właśnie opróżnione przez śmierć prymasa Prażmowskiego stanowisko prymasa Polski. Sobieski był człowiekiem o ogromnych zaletach i o kilku wielkich wadach. Przede wszystkim — był to znakomity wódz. Zadaniem, które go czekało, było prowadzenie wojen z Turcją. Otóż do zadania tego znakomicie się nadawał. Aby być dobrym wodzem, trzeba mieć w tym kierunku wrodzony talent. Sobieski był właśnie człowiekiem o talencie czy geniuszu znakomitego stratega i taktyka wojennego, a obok tego odznaczał się wielką osobistą odwagą i energią. Stwierdzić trzeba, że Polska miała w siedemnastym wieku cały zastęp wielkich talentów wodzowskich — dość wymienić Chodkiewicza pod Kircholmem, Żółkiewskiego pod Kłuszynem, Koniecpolskiego pod Trzcianą czy Czarnieckiego w wojnach ze Szwecją i z Moskwą, no i Sobieskiego pod Chocimiem, pod Wiedniem i w innych bitwach.* Ale to nie dość mieć talent: trzeba także mieć potrzebne do tego wykształcenie. Talenty większej miary wyrastają tylko na gruncie szkoły, która daną umiejętność pielęgnuje: wielcy muzycy wyrastają tylko wśród tych, którzy się muzyki nauczyli, wielcy malarze wśród tych, którzy przeszli dobrą szkolę malarskiego rzemiosła, wielcy budowniczowie wśród wykształconych architektów, a tak samo wielcy wodzowie wśród wojskowych fachowców. Szkoła, jaką stanowiło polskie wojsko w XVII wieku, była szkołą znakomitą. Polska sztuka wojenna stała wtedy bardzo wysoko. To w tej szkole wyrósł Sobieski — zarazem jako znakomity, wykształcony wojskowy fachowiec oraz jako wielki wodzowski talent i bohaterski rycerz, nie bojący się nadstawiać własnej głowy. Był najlepszym wodzem, jakiego Polska wtedy miała. Ale do zadania pokierowania polską walką w obronie przed naporem tureckim Sobieski nadawał się w sposób szczególny ponadto i z tego jeszcze powodu, że ożywiony był w sposób żarliwy ideą obrony Polski i chrześcijaństwa przed muzułmańskim najazdem. Przyczyniały się do tego jego tradycje rodzinne. Napisał on w swoim życiorysie: „Tak tedy pradziad, dziad, • Jak piszą Cichowski i Szulczyński, autorzy książki o polskiej husarii, ,,w XVI i XVII wieku wybitnych wodzów Rzeczypospolitej można by naliczyć przynajmniej po kilkunastu w każdym stuleciu. Natomiast od czasów Sobieskiego pierwszym dowódcą polskim zasługującym na miano wodza był dopiero książę Józef Poniatowski. Pod jego dowództwem rekruckie, nie ostrzelane jeszcze wojsko zdołało pobić pod Zieleńcami (1792 r.) wyborowe, zaprawione w zwycięskich bojach wojsko rosyjskie generała Morkowa. Było to pierwsze od czasów króla Jana III polskie zwycięstwo w polu. (...) Dopiero po 126 latach od czasów Wiednia naczelne dowództwo polskie zdobyło się na własną inicjatywę strategiczną w wielkim stylu (1809 r.)". Do powyższego wywodu można by dodać, że w XX wieku mieliśmy cały zastęp znakomitych dowódców i wodzów, z których najwybitniejszym był w roku 1920 generał Tadeusz Rozwadowski. 369 wuj i brat rodzony od pogańskiej położeni ręki; ale z pogany, za wiarę świętą o kościół Boży!" (cytuję wedle Laskowskiego). I to było prawdą. Byl on, od strony matki, rodzonym prawnukiem hetmana Żółkiewskiego, poległego pod Cecorą. Syn hetmana, Jan Żółkiewski, był ranny u boku ojca pod Cecorą, dostał się do tureckiej niewoli i powróciwszy z niej do kraju, umarł z powodu odnowienia się źle zagojonej rany. Brat matki Sobieskiego, Stanisław Daniłłowicz, dostał się w 1636 roku do tatarskiej niewoli i został w tej niewoli przez Tatarów zamordowany. Rodzony brat Sobieskiego, Marek, zginął w roku 1652 pod Batohem, nie z rąk kozackich, zwycięskich w tej bitwie, ale tatarskich, zarżnięty, gdy był w pętach. Wszystko to sprawiło, że Sobieski przejęty był głęboko poczuciem, że z Tatarami i Turkami trzeba z całym wysiłkiem i poświęceniem walczyć. Byl to człowiek o duszy krzyżowca. A wychował się wśród pamiątek po hetmanie Żółkiewskim, w jego dawnej rezydencji, Żółkwi, gdzie w czasach jego dzieciństwa „nad prostym, pozbawionym ozdób i draperii łóżkiem płonęła przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej złocista lampa, zawieszona tu przez hetmanową Reginę Żólkiewską (jego prababkę) w dniu sprowadzenia zwłok bohatera do Żółkwi. Obok obrazu wisiał miecz jego, ofiarowana przez papieża buława i pokryty krwawymi plamami płaszcz, porąbany szablami tatarskimi pod Cecorą" (Laskowski).* Sobieski był niewątpliwie szczerym i gorącym katolikiem. To nie był udający katolika człowiek obojętny religijnie, jak wielu członków ówczesnych klik magnackich; to był człowiek rzeczywiście wierzący i pobożny. I rzeczywiście w wierze katolickiej wychowany. To prawda, że miał na sumieniu wielkie grzechy. Przeżył młodość w sposób hulaszczy. A największym jego grzechem było to, że żył czas dłuższy z"cudzą żoną. Naprawił to, żeniąc się z nią, gdy owdowiała. Jego żona, późniejsza koronowana królowa, Maria Kazimiera — Francuzeczka z dworu królowej Marii Ludwiki, żony królów Władysława IV i Jana Kazimierza — przybyła do Polski jako młodziutka dziewczynka i w istocie w Polsce wychowana, była wpierw żoną wielkiego polskiego magnata, Zamoyskiego. Nie była ona żoną odpowiednią dla polskiego króla. Ale zachodzi ta różnica między nią a żoną Zygmunta Augusta, Barbarą Radziwiłłówną, że Sobieski, romansując z nią i żeniąc się z nią, nie myślał jeszcze o zostaniu królem, a więc obowiązki jego to były obowiązki zwykłego śmiertelnika, a nie przyszłego króla. A że potem tę intrygancką, przesadnie ambitną i małostkową żonę gorąco i wiernie kochał (uczucia jego pod tym względem, wzruszająco poczciwe i po prostu naiwne, znamy z ogłoszonej w XIX wieku jego z nią korespondencji), świadczyć to może tylko dobrze. W późniejszym okresie życia bardzo się w wierze i postawie katolickiej umocnił. I należy przypuszczać, że grzechów młodości żałował. • Wiele pamiątek po Żółkiewskim i Sobieskim przetrwało w Żółkwi aż do roku 1939. Czy zachowało się z nich coś dziś, pod rządami Radziańskiej Ukrainy, w Żółkwi, od której Żółkiewscy wzięli swoje nazwisko, przemianowanej teraz na cześć sowieckiego lotnika na Nesterow? Nie jest mi to wiadome. 370 Sobieski to był prawdziwy magnat, a z urodzenia i środowiska członek klik, które popierały frondę związaną z obozem międzynarodowym brandebursko-szwedzko-francuskim. Tym się jednak od innych członków tych klik różnił, że był rzeczywistym, a nie tylko udawanym katolikiem. Ale węzły jego z tym obozem były wyraźne. W młodych latach odbył z bratem Markiem podróż celem poznania świata — w czasie trwającej jeszcze wojny trzydziestoletniej — po Europie, przy czym zwiedził kraje należące do tego obozu i stykał się z niektórymi czołowymi jego osobistościami, ale nie odwiedził krajów obozu politycznego katolickiego.* Późniejsze jego małżeństwo z dawniejszą panną dworu królowej Marii Ludwiki, rzecz prosta, stało się nowym węzłem, łączącym Sobieskiego z kliką polityczną francuską. Największą plamą na osobistej historii Sobieskiego jest jego ustosunkowanie się w roku 1655 do najazdu szwedzkiego. Był on wtedy pułkownikiem wojska kwarcianego. Wraz z tym wojskiem przeszedł wtedy na stronę szwedzką i uznał króla szwedzkiego za tymczasowego króla Polski. Pozostał on w służbie szwedzkiej przez pól roku (od 2 października 1655 do 24 marca 1656). Gdy jednak zerwał potem swój związek z obozem szwedzkim — służył Polsce wiernie i walczył ze Szwedami dzielnie. Dlaczego Sobieski przeszedł w październiku 1655 roku na stronę Szwedów i był ich stronnikiem także i wtedy, gdy broniła się przed Szwedami Częstochowa? „Pułkownik Sobieski nie był niedojrzałym dzieckiem, nie rozumiejącym co robi i za czyn swój nieodpowiedzialnym. Nie był także tchórzem ani słabym charakterem, który by się mógł załamać pod wpływem chwilowej słabości. (...) Jeśli chcemy znaleźć wytłumaczenie jego czynu zgodne z logiką jego charakteru, musimy szukać wytłumaczenia, które by miało uzasadnienie polityczne, a więc jakieś, choćby błędne, ale subiektywnie przekonywające motywy ideowe. Wytłumaczenie to, wydaje mi się, może • „Jest rzeczą uderzającą, że marszruta tej podróży prowadzi przez kraje i środowiska walczącego obozu protestanckiego i sprzymierzonej z nim Francji, omija natomiast kraje obozu katolickiego. Bracia Sobiescy nic odwiedzili Austrii ani katolickich krajów niemieckich, ani Hiszpanii, ani Rzymu czy innych części Włoch. Zahaczyli wprawdzie o hiszpańską Antwerpię i Brukselę, ale • miało to najwyraźniej charakter odwiedzin zupełnie przelotnych. Podróż ich wiodła przez Berlin, Lipsk, Hamburg, Holandię, Belgię do Francji. We Francji przebywali z górą rok (od 6 czerwca 1646 do jesieni 1647). Następnie udali się do Anglii, skąd wrócili do kraju znowu przez Belgię i Holandię. Przez cały czas podróży spotykamy dowody stykania się obu Sobieskich z wysokimi osobistościami politycznymi i wojskowymi obozu walczącego w wojnie trzydziestoletniej po stronie protestanckiej. - (Forst de Battaglia). Tak więc stosunki Sobieskiego z wojskiem szwedzkim i jego wodzami były dawne. Pobyt w Holandii < wywarł trwały wpływ na przyszłego wodza, który tam studiował wiedzę oblężniczą pod kierunkiem wybitnego holenderskiego fachowca > (Forst de Battaglia). Ten fachowiec — nazwiskiem Sampian (Korzon) — związany byt z tak wybitną osobistością politycznego obozu protestanckiego, jaką był książę Oranii. ^Obaj (bracia) biorą w Amsterdamie lekcje strategii i fortyfikacji u 'matematyka' księcia Oranii > (Jarochowski). Lekcje te trwały 371 być tylko jedno: że Sobieski byl osobiście związany z obozem politycznym, popierającym czynnie najazd szwedzki".* Trzeba tu stwierdzić, że o ile Sobieski byl znakomitym, utalentowanym wodzem, o tyle byl w sposób oczywisty raczej niezbyt dobrym politykiem. Jego postawa polityczna roi się od Wędów. Błędna była jego postawa w czasie początków najazdu szwedzkiego. Błędna, świadcząca o braku trafnego, politycznego instynktu była jego postawa za większej części panowania Michała Wiśniowieckiego, a już zwłaszcza w erze konfederacji gołąbskiej, gdy tworząc swą konfederację szczebrzeszyńską, szedł przeciwko ogółowi narodu i przeciwko jego interesom. Błędna była, pod koniec jego życia, gdy już od dawna nie miał doradcy na miarę Olszowskiego, a innym przywódcom obozu drobnoszlacheckiego-najwidoczniej nie ufał, jego polityka, dyktowana względami dynastycznymi, a nie państwowo-polskimi, niesłuszna w samej zasadzie, ale także i z punktu widzenia postawionego sobie, dynastycznego celu, najzupełniej nieskuteczna. Parokrotnie widzimy w życiu Sobieskiego kroczenie po błędnej politycznie drodze - i nawracanie na drogę właściwą dopiero po dłuższym czasie, najwidoczniej w wyniku długiego namysłu i zmagania się ze sobą. Sobieski o tyle nie był typowym magnatem, że długa służba żołnierska uczyniła go bardzo zżytym z masą drobnoszlachecką przez calożyciowe koleżeństwo żołnierskie. Był to jednocześnie magnat — i szlachcic-żołnierz, człowiek podzielający uczucia szlacheckiego gminu. Niewątpliwie, był on ożywiony bardzo silnym poczuciem konieczności obrony przed naporem tureckim, poczuciem obowiązku — radośnie podejmowanym — udziału w walce krzyża z półksiężycem. To sprawiało, że wbrew wyrozumowanym racjom, które potrafiły prowadzić go w służbę szwedzką, a nawet wbrew programowi Olszowskiego widzenia głównego wroga Polski w Brandeburgii-Prusach, potężny instynkt skłaniał go do widzenia głównego swego zadania w walce z naporem tureckim. A to sprawiało, że żywił on instynktowną sympatię dla mocarstw katolickich, dla Austrii, dla Wenecji, a zwłaszcza dla papiestwa. To prawda, że jakoś nie nawiązał żadnych nici z Hiszpanią. Był to niewątpliwie jeden z wielkich polskich królów. A istotą jego wielkości, obok talentu wodzowskiego i odniesienia szeregu wspaniałych zwycięstw — była jego walka w obronie krzyża i cywilizacji europejskiej z od 2 stycznia 1648 r. zapewnię do 21 maja tegoż roku. Co więcej, ^w Hadze odwiedzają (bracia) bawiącą tamże 'królową czeską' (...), małżonkę Fryderyka Palaiynatu, którego krótkotrwały tron czeski obaliła bitwa pod Białą Górą*- (Jarochowski). We Francji bracia Sobiescy spędzili blisko rok w Paryżu. (...) -^Francuskie źródła (...) donoszą (...) o polskim oficerze artylerii Przyjemskim, który zapewne rzeczywiście przedstawił Jana Sobieskiego Kondeuszowi (...). Z koterią (pałacu w) Chantilly, ze środowiskiem Frondy, do którego należeli zwycięzca spod Rocroy (Kondeusz) i Maria Ludwika, żona dwóch polskich królów (...) polski gość miał ścisły kontakt. (...) Pałac w Wersalu stał się dla niego pałacem zaczarowanym, le pslsis enchante *-(Forst de Battagiia). Tak więc również i dla późniejszych stosunków Sobieskiego z francuską kliką Marii Ludwiki i Kondeusza znajdujemy punkt wyjścia w jego młodzieńczej podróży" (cytata z innej mojej książki). • Tamże. 372 naporem tureckim. Pod jego rządami Polska na nowo przeżyła okres wielkiego rozkwitu: zarówno wielkiego znaczenia politycznego na szachownicy historycznych zmagań, jak także i rozwoju wewnętrznego. POLSKA PRZEDMURZEM CHRZEŚCIJAŃSTWA Wiek siedemnasty — to jest epoka, w której w najwybitniejszy sposób zaznaczyła się rola Polski jako „przedmurza chrześcijaństwa" i wału obronnego Europy, chroniącego ją przed naporem azjatyckim i muzułmańskim. W trzech zwłaszcza chwilach dziejowych Polska odegrała pod tym względem rolę rozstrzygającą: w 1241 roku, gdy bitwa pod Legnicą była ostatnim kresem ekspansji mongolskiej w kierunku zachodnim, w 1444 roku, gdy bitwa pod Warną okazała się bezskuteczną próbą uratowania cesarstwa bizantyjskiego i niedopuszczenia Turcji do mocnego usadowienia się w Europie oraz w wieku XVII, gdy — nawet jeśli nie liczyć polsko- tureckiego starcia pod Cecorą (1620) i po raz pierwszy pod Chocimiem (1621) — ekspansja turecka w głąb Europy, na północ i na północny zachód, została raz na zawsze zahamowana bitwami pod Chocimiem (1673, po raz drugi) i pod Wiedniem (1683). To prawda, że Polska nie była jedynym europejskim przedmurzem chrześcijaństwa: już nie mówiąc o Hiszpanii, broniły chrześcijańskiej Europy także Węgry, Rosja, Wenecja i Austria, ta ostatnia głównie swą akcją ofensywną już po bitwie wiedeńskiej. Ale Polska odegrała pod tym względem rolę szczególną: to opór Polski w 1673 i 1683 roku położył ekspansji tureckiej w głąb Europy kres ostateczny oraz to Polska stanowiła przez pięć wieków, od roku 1241, stałą barierę przeciwko naporowi na Europę — to na zmianę, to równocześnie — tureckiemu i tatarskiemu. Nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że chrześcijańska Europa żyła i kwitła przez długie wieki, osłaniana przed zewnętrznym zagrożeniem przez dwa potężne bastiony: Hiszpanię od strony arabskiej i Polskę od strony tureckiej i mongolsko- tatarskiej.* * Rola nasza w walce z Tatarami jest często niedoceniana. Panowie Wimmer i Budziarek napisali w 1983 roku, że nasze walki z Tatarami to były „lokalne walki", spowodowane przez napady „lupieskie", które nie zagrażały całości państwa, ani tym bardziej Europie. Odpowiedziałem na to w tymże 1983 roku, że „Polska starła się z obu imperiami mongolskimi: dźingischanowym (...) i tamerlanowym (...). W walce zwłaszcza z najazdem 1241 roku poniosła straszliwe ofiary. Doznała od 1241 do 1770 roku w sumie 93 najazdów mongolskich i tatarskich. Duża część tych najazdów, to były wydarzenia malej skali, a walka z nimi miała cechę raczej pograniczno- policyjną niż wojenną, ale jest nieprawdą twierdzenie, że walka z tymi lokalnymi najazdami nie była walką w obronie chrześcijaństwa. Pogranicze polsko-tatarskie na Dzikich Polach było pograniczem chrześcijaństwa z islamem". A w roku 1953 pisałem: „Zapomnieliśmy już o Tatarach, gdyż znikli oni z powierzchni historii. W wyniku rosyjskich przesiedleń do Azji, w wyniku licznych rzezi, w wyniku zniknięcia stepów, które ich żywiły oraz — przede wszystkim — w wyniku jakiejś straszliwej katastrofy biologicznej, której najwidoczniej (po części zresztą na skutek przyczyn wymienionych przed chwilą) w ostatnich stuleciach ulegli, przestali oni jako naród i jako siła liczebna praktycznie 373 Rozstrzygającą rolę w siedemnastowiecznym wysiłku Polski, zmierzającym do położenia tamy tureckiej ekspansji w głąb Europy, odegrał najpierw jako hetman, a potem jako król — Jan Sobieski. „Istotą roli dziejowej Sobieskiego jest to, że potrafił on zatrzymać ekspansje turecką na Europę. Był to wielki mąż stanu i wódz, nie tylko polski, ale ogólnoeuropejski i ogólnokościelny. Stawiał on sobie do osiągnięcia cele polskie, ale zarazem także europejskie i ogólnokatolickie i organizował w tym celu nie tylko Polskę, lecz Europę i świat. Był ostatnim wielkim krzyżowcem — i jako taki, przez chwilę stał na czele świata chrześcijańskiego. *(••?) Kampanie wojenne Sobieskiego mają to do siebie, że odwróciły dzieje świata. Przed Sobieskim Turcja była potęgą, której ekspansja posuwała się w głąb Europy, zagrażając samemu istnieniu chrześcijaństwa i wisząc nad światem chrześcijańskim (.-.) utajoną grozą. (...) Po Sobieskim Turcja jest potęgą złamaną i odepchniętą; poważną jeszcze, ale znajdującą się na całej linii w odwrocie. Tuż przed zwycięstwem chocimskim Turcja wymusiła na Polsce traktat buczacki, czyniący Polskę tureckim wasalem, a wojskowo cała Polska aż po Bałtyk zdawała się stać przed armiami tureckimi otworem; zwycięstwo chocimskie, w połączeniu z późniejszymi zwycięstwami pod Lwowem, Żurawnem itd. odparło Turków od naszych granic poludniowo- wschodnich raz na zawsze i po śmierci Sobieskiego Polska już nigdy nie miała do czynienia z niebezpieczeństwem tureckim. W chwili potrzeby wiedeńskiej, zarówno Włochy, jak zachodnie Niemcy były zagrożone przez Turków. Wódz turecki, Kara Mustafa, nosił się z zamiarem zamienienia bazyliki Św. Piotra w Rzymie na stajnię dla swoich koni; i nie były to bynajmniej czcze przechwałki. Gdyby bitwa wiedeńska została przez Turków wygrana — stałaby przed Turkami otwarta droga zarówno do Włoch, jak w głąb Niemiec i Polski aż do Morza Północnego i Bałtyku. Ekspansja turecka zrobiłaby olbrzymi, nowy krok naprzód, zupełnie zmieniając bieg dziejów. Zwycięstwo wiedeńskie Sobieskiego przetrąciło tej ekspansji kręgosłup. (...) Oczywiście, takie zwroty kierunku dziejowego rozwoju nigdy nie są spowodowane jedną tylko bitwą, lecz mają przyczyny głębsze. Wielki odpływ tureckiej ekspansji, zainaugurowany zwycięstwami Sobieskiego, miał przyczynę głębszą w tym, że Turcja wewnętrznie osłabła. O owym osłabnięciu potęgi tureckiej wiedziano już współcześnie, wiedział o tym z pewnośią i Sobieski. (...) Gdyby nie wewnętrzne osłabienie Turcji — klęski, zadane jej przez Sobieskiego, nie miałyby skutków tak głębokich: byłyby epizodem biorąc istnieć, dokładnie tak samo, jak przestali istnieć pólnocno-amerykańscy Indianie. Ale w siedemnastym stuleciu byli oni wciąż siłą poważną i sąsiadem niebezpiecznym, nawet niezależnie od tego, że stalą za nimi potęga turecka". * Angielski historyk J .B. Morton napisał o nim: ,,Byl on ostatnim z królów-bohaterów i tchnął w Europę, na krótką chwile, dawny zapał krzyżowców. (...) Jego długie życie poświecone było nieustającej wojnie przeciwko islamowi". Oraz: „Przez swoją wytrwałość i przez bezkompromisową wierność swej idei (...) dodał on nowego blasku i sławy swej ojczyźnie, przez co sprawił, że nawet młodzi żołnierze i dworacy wersalscy opuszczali własny kraj i szli za nim wziąć udział w jego wojnach. Przez chwilę to on, a nie Ludwik XIV,był wielką osobistością Europy". 374 taktycznym, byłyby może chwilowym zahamowaniem ekspansji, nie byłyby jednak jej kresem. Ale nie negując faktu, iż Sobieski zadał ekspansji tureckiej śmiertelny cios w chwili, gdy zadanie takiego ciosu było przygotowane przez poprzednią dekadencję tureckiego imperium, nie sposób negować także i tego, że cios został jednak zadany i że bez tego ciosu ekspansja turecka nie byłaby się zatrzymała. W dziejopisarstwie europejskim nastała w ostatnich pokoleniach tendencja przypisywania wszystkiego nieodwracalnym procesom dziejowym i negowania wpływu kierujących państwami jednostek. (...) Tendencja ta jest równie jednostronna i niesłuszna, jak dawne poglądy, iż jedynym czynnikiem dziej ot wórczym są decyzje królów i wodzów. Wola ludzi, kierujących polityką państw i narodów oraz dowodzących armiami, może się przejawiać tylko w ramach, stwarzanych przez organicznie się rozwijające procesy dziejowe i przez rzeczywistość złożoną z układu sił materialnych i z dążeń i nastrojów mas. Negować jednak wpływ tej woli — wpływ osobistych decyzji i osiągnięć — to znaczy negować jeden z najważniejszych elementów historii. Historia jest nieraz na rozstajnych drogach. O jej potoczeniu się w jednym lub drugim kierunku decyduje wtedy czyjś wysiłek albo zaniedbanie, czyjś rozum lub błąd, czyjś talent albo nieudolność, wreszcie decyduje przypadek. (...) Bez Sobieskiego nie byłoby zwycięstw pod Chocimiem i Wiedniem. Turcy mieli wszelkie warunki, by obie te bitwy wygrać. (...) Turcja mogła być wewnętrznie słaba; ale armie, jakie potrafiła jeszcze przeciw Sobieskiemu wystawić, to były armie przerażające swą potęgą. Mógł to być jej wysiłek ostatni, niemożliwy już do powtórzenia. Ale wysiłek ten był dostateczny, by jej zapewnić zwycięstwo. Armie tureckie miały po temu warunki, by osadzić półksiężyc na wieżach kościelnych i kopułach w Wiedniu, w Rzymie, w Kolonii, we Lwowie, Krakowie i Warszawie. Gdyby byli osadzili — całe dzieje świata przybrałyby inny bieg. Przeszkodził temu swymi zwycięstwami Sobieski. Sobieski był jednym z nielicznych Polaków, którzy prowadzili politykę światową. Dlatego Polska była wówczas mocarstwem. Bo mocarstwo to jest państwo, które prowadzi politykę o zasięgu światowym i celach światowych. Jakie widnokręgi miała polityka Sobieskiego, świadczy zasięg jego stosunków dyplomatycznych: wszak usiłował on docierać do Persji i do Abisynii akcją, mającą na celu zbudowanie koalicji antytureckiej".* Słynny niemiecki teoretyk sztuki wojennej, generał von Clausewitz, pisze o Sobieskim, że „o ile istnieją dane do oceny, trzeba go uznać (...) za jednego z największych wodzów wszystkich czasów". Boje i zwycięstwa Sobieskiego to nie tylko Chocim i Wiedeń. Walczył on w 1651 roku przeciwko kozakom i Tatarom pod Beresteczkiem, w roku 1655 przeciwko Tatarom i kozakom pod Ochmatowem, w latach 1656-1658 przeciwko Szwedom i Rakoczemu. W roku 1656, w erze bitwy warszawskiej, dowodził nie tylko swoim pułkiem, ale i sześciotysięcznym, oddanym pod jego dowództwo korpusem sprzymierzonych wtedy z Polską Tatarów, co dało * Cytata z innej mojej książki. Wiadomość o zamiarze Kara Mustafy użycia bazyliki Św. Piotra w Rzymie na stajnię dla tureckich koni zaczerpnięta od Pastora, tom XXXII. 375 mu możność lepszego zapoznania się z tatarskim procederem wojennym. W roku 1660 brał wybitny, samodzielny udział w zwycięskiej bitwie z Moskwą pod Cudnowem. Już jako hetman, odniósł 4 października 1667 roku wielkie zwycięstwo nad Tatarami i kozakami pod Podhajcami. Dnia 26 sierpnia 1671 roku pobił Tatarów i kozaków pod Bracławiem, 21 października tegoż roku pod Kalnikiem. Zwycięstwa te odniósł, dowodząc za każdym razem o wiele szczuplejszymi siłami niż nieprzyjacialskie. W październiku roku 1672 przedsięwziął, także bardzo szczupłymi siłami, wspaniałą wyprawę przeciwko potężnym czambułom tatarskim, które najechały Podole i Ruś Czerwoną i w ciągu 10 dni w szeregu bitew z poszczególnymi czambułami, pobił te czambuły pod Narolem, Horyńcem, Komarnem, Kałuszem i Uhrynowem, kładąc tysiące trupów, wyzwalając 44 000 jasyru i zmuszając Tatarów do odwrotu. Po Chocimiu, już jako król, prowadził przeciwko Tatarom i Turkom szereg operacji, z których najważniejszą były boje z Turkami pod Żurawnem w roku 1676, zakończone Żurawińskim pokojem. (O bojach Sobieskiego z Turcją po wyprawie wiedeńskiej pisać będę niżej.) We wszystkich tych działaniach Sobieski nabrał ogromnego doświadczenia dowódczego oraz wykazał i rozwinął swój wodzowski talent. Tatarów i Turków Sobieski poznał z bliska, spędziwszy w młodych latach dłuższe okresy czasu na Krymie i w Turcji. W roku 1653, w czasie rokowań pokojowych z Krymem, przebywał czas dłuższy u Tatarów jako zakładnik. „Miał teraz sposobność przyjrzeć się z bliska zwyczajom i życiu tego przeciwnika i opanować jego język, którym później władał tak samo dobrza, jak łaciną, francuskim, niemieckim i włoskim" (Laskowski). W rok później brał udział w poselstwie ambasadora Bieganowskiego do Stambułu. „Przejechał (...) przez Mołdawię i Bułgarię (...) a w drodze powrotnej zwiedził Serbię i Bośnię. Żałosny los chrześcijan bałkańskich wstrząsnął nim nie mniej niż naiwna wiara w wyzwolenie przez Polaków, z którą się wszędzie u uciśnionych (chrześcijańskich poddanych tureckich) stykał (...). Od 29 marca do 21 maja (czyli przez 2 miesiące) zatrzymał się w stolicy sułtana; brał udział w uroczystej audiencji Bieganowskiego 5 kwietnia u padyszacha, widział z ciekawością osobliwy ceremoniał, biesiadował przy drugim stole na przyjęciu sułtańskim, został obdarzony honorowym kaftanem. Ale zapamiętał także wszystkie upokorzenia, które znosić musieli chrześcijańscy dyplomaci w epoce, gdy państwo tureckie stało u szczytu potęgi" (Forst dc Battaglia). WYPRAWA WIEDEŃSKA Szczytowe momenty w walce Sobieskiego z Turcją były dwa: Chocim i Wiedeń. Wyprawa wiedeńska Sobieskiego miała miejsce w okresie, gdy Polska była w sojuszu z Austrią. Już w październiku 1679 roku Francja zawarła sojusz z Brandeburgią, a więc przybrała postawę antypolską. Konsekwencją tego było polsko-austriackie zbliżenie. Poczynając od roku 1680 wpływy francuskie w Polsce działały na rzecz pomysłu detronizacji Sobieskiego i 376 obrania na polskiego króla hetmana Jablonowskiego, sprzyjającego Francji i Brandeburgii. Sobieski przeciwstawił się tym intrygom, opierając się o masę szlachecką i nosząc się z zamiarem zwołania „sejmu konnego". Rosnące na nowo zagrożenie tureckie sprawiło, że stało się możliwym zawarcie — w dniu 1 kwietnia 1683 roku — formalnego polsko-austriackiego przymierza. Nie było jeszcze wtedy wiadomo przeciwko komu Turcja szykuje swe zbrojenia, traktat więc brał pod uwagę obie ewentualności: że Turcja napadnie na Polskę, a wtedy Austria przyjdzie Polsce z pomocą, albo że Turcja napadnie na Austrię, a wtedy Polska przyjdzie Austrii z pomocą. ,,W razie napadu tureckiego na Kraków lub Wiedeń, obie strony zobowiązywały się do przyjścia z bezpośrednią odsieczą, przy czym obecny przy armii monarcha miał objąć dowództwo nad wspólnymi siłami. Chodziło tu wyraźnie o osobę króla polskiego, gdyż cesarz nie był bynajmniej wojownikiem" (Laskowski). Okazało się wkrótce, że atak turecki szykuje się nie przeciwko Polsce, lecz przeciwko Austrii. 1 lipca armia turecka pod dowództwem wielkiego wezyra Kara-Mustafy stanęła pod austriacką twierdzą Gyór na Węgrzech (po niemiecku Raab, między Budapesztem a Wiedniem), 14 lipca armia ta w sile 138 000 ludzi stanęła pod stolicą cesarską, Wiedniem i rozpoczęła oblężenie tego miasta. (Całość sil tureckich wynosiła 310 000 ludzi, ale część tych sił zajęła pozycje gdzie indziej.) Cesarz austriacki w pośpiechu opuścił Wiedeń, udając się do miasta Passawy. Sobieski był wtedy w swojej letniej rezydencji w Wilanowie pod Warszawą. 16 lipca odwiedził go tam poseł austriacki, hrabia Waldstein i podobno ukląkł przed nim, błagając go o natychmiastową pomoc dla oblężonego Wiednia. O pomoc tę błagał Sobieskiego także i nuncjusz papieski, Pallavicini. Zarówno Austria, jak Stolica Apostolska ofiarowały Polsce wielkie subwencje pieniężne na pokrycie kosztów wiedeńskiej wyprawy. Sobieski zorganizował pomoc w sposób błyskawiczny. Ściągnął pospiesznym marszem do Krakowa chorągwie polskie przebywające na Podolu. Odtworzył oddziały niedawno rozwiązane. „W krótkim stosunkowo czasie wystawiła Korona armię przeszło trzydziestotysieczną, wspaniale wyekwipowaną i znakomicie uzbrojoną" (Laskowski).* Dnia 15 sierpnia, . w niecały miesiąc po wizycie austriackiego posła u Sobieskiego w Wilanowie, armia ta wyruszyła z Krakowa w drogę ku Wiedniowi. Dnia 5 września całość sil polskich stanęła w Tulln nad Dunajem, powyżej Wiednia, a 6 i 7 września przeprawiła się, razem z wojskami austriackimi, na prawy brzeg rzeki. Sobieski objął naczelne dowództwo nad całością armii chrześcijańskiej, złożonej z wojsk polskich, austriackich i Rzeszy Niemieckiej, tj. innych państw niemieckich, które także przysłały swoje wojska na odsiecz Wiednia. (Nie było wśród nich jednak wojsk brandebursko-pruskich: Brandeburgia- Prusy udziału w odsieczy Wiednia nie brała.) Sobieski sprzeciwił się pomysłowi sprowadzenia odsieczy do Wiednia, celem przyjścia z pomocą jego oblężonej załodze i postanowił stoczyć walną bitwę w polu z całą armią turecką. Wprowadził on armię chrześcijańską na ie wiedeńskiej nic brała udziału, ale brała potem pewien udział w operacjach • Litwa w wyprawu na Węgrzech. 377 tyły armii tureckiej, na wzgórza Kahlenbergu (najwyższy szczyt 483 metry) i uderzył na Turków, spadając na nich z góry. Nie spodziewali się oni ataku z tej strony. 12 września o godzinie 3 rano piechota chrześcijańska, głównie austriacka, ale dowodzona nie tylko przez austriackiego wodza, księcia Karola Lotaryńskiego, lecz przez szereg godzin osobiście przez Sobieskiego, ruszyła do ataku. Po kilku godzinach, Sobieski „dosiadłszy (...) konia, ruszył szczytami ku polskim oddziałom (...) gdzie miał wykonać rozstrzygające uderzenie" (Laskowski). Przez cały dzień atakowała Turków na 10- kilometrowym froncie piechota austriacka, polska i elektorów niemieckich. Około godziny czwartej po południu Sobieski uformował potężną masę kawalerii, złożoną z 10 000 jeźdźców (głównie chorągwi husarskich i pancernych polskich, ale także i rajtarii niemieckiej) i prowadząc tę masę osobiście, cwałując wraz z nią na koniu, poprowadził ją do potężnej szarży, jednej z największych szarż kawaleryjskich, jakie zna historia. O szóstej godzinie wieczorem atakiem kawalerii zdobyty został obóz turecki, a główne siły tureckie rozbite. O zmierzchu bitwa była skończona, a armie tureckie rozgromione. Resztki armii tureckiej wycofały się na wschód. Na drugi dzień Sobieski wjechał, na krótko, do uwolnionego Wiednia, witany z zapałem przez ludność, a 14 września, na trzeci dzień po bitwie, spotkał się w polu z austriackim cesarzem (obaj siedzieli na koniach), przy czym spotkanie to było chłodne, gdyż cesarz austriacki, uważający się za wyższego rangą od obieralnego króla, przyjął wobec niego postawę mającą cechę utajonego afrontu — co zostało zauważone, lecz w sposób taktowny pominięte i załagodzone. Sułtan turecki, dowiedziawszy się o poniesionej pod Wiedniem klęsce, ukarał wezyra Kara-Mustafę śmiercią. Na temat historii wyprawy wiedeńskiej Sobieskiego zrodziły się dwa spory, które należy tu pokrótce omówić. Pierwszy z nich polega na tym, że austriacka, a zwłaszcza niemiecka propaganda historyczna usiłuje pomniejszyć rolę Polski i osobiście Sobieskiego w bitwie wiedeńskiej. „Niemiecka wiedza historyczna od dłuższego czasu już dała się wprząc w służbę polityki, stawiającej sobie za cel unicestwienie polskiego narodu. Niemiecka wiedza historyczna dorzuca tu swoją cegiełkę, starając się wykazać niższość kulturalną Polski, jej bezużyteczność w koncercie europejskich narodów i bezwartościowość jej dziejowego dorobku, a więc dostarczając argumentów na uzasadnienie poglądu, iż zniszczenie Polski jako państwa i narodu jest dopuszczalne, a nawet uzasadnione i słuszne. Odsiecz wiedeńska nie uniknęła losu innych momentów polskiej historii i innych w tej historii zjawisk. Odsiecz ta zdobyła sobie w świecie duży rozgłos; toteż niemiecka wiedza historyczna wysila się teraz — pisałem to w roku 1953 — aby znaleźć argumenty, które by mogły rozgłos ten przytłumić. Wysiłki te idą w dwu kierunkach: w kierunku wykazania, że odsiecz polska była w rzeczywistości nikła i nie odegrała w odparciu Turków wybitniejszej roli oraz 378 w kierunku zakwestionowania roli Sobieskiego jako rzeczywistego naczelnego wodza armii chrześcijańskiej i organizatora zwycięstwa."* Także i niektórzy Polacy, ulegając wpływowi propagandy naukowej niemieckiej, powtarzają twierdzenia tej propagandy usiłujące pomniejszyć rolę Polski i Sobieskiego w potrzebie wiedeńskiej.* Nie mogę się tu wdawać w obszerniejszy spór na ten temat. Przytoczę jednak krótki fragment mojej wypowiedzi całkiem świeżej, bo z roku 1983. ,,Pan Budziarek twierdzi, że mitem jest, iż Polacy byli . Powiada, że ^zwycięstwo (...) było wspólnym dziełem wszystkich żołnierzy sprzymierzonych. Żaden z członków armii odsieczowej — powtarza za Wimmerem — nie mógł go odnieść sam. > Tak często bywa. Np. zwycięstwo francuskie nad Marną w 1914 roku było osiągnięte przez Francuzów z udziałem korpusu ekspedycyjnego brytyjskiego. Ale mimo to było przede wszystkim zwycięstwem Francji. Rzeczą ważną jest — czyja rola była główna. " (Konopczyński).* Jest prawdą, że Austria okazała wobec Polski wybitną za odsiecz Wiednia niewdzięczność. W roku 1773, dokładnie w 90 lat po odsieczy wiedeńskiej, a więc gdy zapewne żyli wciąż jacyś starzy ludzie, urodzeni jeszcze przed tą odsieczą, Austria przyłączyła się do Prus i Rosji i wzięła udział w rozbiorze Polski, zagarniając rozlegle polskie ziemie. Ale to nie ma nic do rzeczy. To nie o to chodzi, że nie mogliśmy w roku 1683 wiedzieć, co Austria zrobi za 90 lat. Chodzi o to, że do totalnego zwycięstwa tureckiego nie mogliśmy w 1683 roku dopuścić, bo stanowiłoby ono dla nas już wtedy groźną katastrofę. Przyszliśmy Austrii z pomocą — i uczyniliśmy słusznie i roztropnie nie tylko ze stanowiska chrześcijańskiego i europejskiego, ale także i ze stanowiska interesu politycznego i strategicznego polskiego.* WYPRAWA MOŁDAWSKA Zwycięstwo pod Wiedniem nie było końcem wojny Polski z Turcją. Sobieski pomaszerował w pościgu za cofającymi się wojskami tureckimi na Węgry przez Bratysławę (Preszburg) i węgierską stolicę prymasowską Ostrzyhom (Esztergom, Strigonium, Grań) i 7 października, czyli w 25 dni po zwycięstwie wiedeńskim, stoczył pod Parkanami (Szturowo) w Słowacji bitwę z Turkami, początkowo niepomyślną, w której się wojsko polskie nie spisało, a on sam omal nie poniósł śmierci wskutek zmęczenia szybką jazdą na koniu w odwrocie, ale potem, po nadejściu posiłków austriackich, zwycięską. Sobieski prowadził potem wojnę z Turcją przez długie lata, aż do śmierci. W pół roku po zwycięstwie wiedeńskim, 5 marca 1684 roku, podpisany został w Linzu akt Ligi Świętej, będącej przymierzem Polski, Austrii, Wenecji i Papieża, zwróconym przeciwko Turcji. Celem tej Ligi było pobicie Turcji, odebranie jej ziem przez nią zagarniętych i być może wyrzucenie jej z Europy. Głównym celem Sobieskiego stało się teraz zdobycie dla Polski z jednej strony Mołdawii i Multan, a z drugiej Budziaków (stepów między ujściem Dniepru i Dunaju), a więc zdobycie dostępu do Morza Czarnego. W tym samym czasie Austria miała zdobywać dla siebie ziemie na obszarze Węgier i dzisiejszej Jugosławii. W ostatecznym wyniku, Polska w swoich wysiłkach nie doznała powodzenia, natomiast Austria osiągnęła ogromne zdobycze. W roku 1686 • Cytata z innej mojej książki. * Rzecz ciekawa, że akcja turecka, zwrócona zarówno przeciwko Austrii, jak przeciwko Polsce, znajdowała poparcie we Francji. Laskowski napisał w roku 1951: „Z (...) systematycznie od roku 1681 przez rezydenta królewskiego w Konstantynopolu, Praskiego, kopiowanej korespondencji z Wersalem ambasadora francuskiego przy Porcie, niebezpieczeństwo planów Kara-Mustafy zarówno dla Polski, jak dla cesarstwa występuje w całej grozie. Mając w ręku pełne zachęty zapewnienie Ludwika co do życzliwej neutralności, trzymając swe plany w tajemnicy nawet przed sułtanem, wielki wezyr gotował się do podboju Austrii i południowej Polski, by na ich gruzach zbudować nowe imperium." 382 zdobyła Budę (Budapeszt), w roku 1697 odniosła (pod dowództwem księcia Eugeniusza Sabaudzkiego, ongiś jednego z adiutantów Sobieskiego w bitwie pod Wiedniem) wielkie zwycięstwo nad Turkami pod Zentą. Pokojem karłowickim w roku 1699 uzyskała w trwałe posiadanie rozlegle ziemie węgierskie i jugosłowiańskie. Największym przedsięwzięciem Sobieskiego, zmierzającym do wyciągnięcia z upadku potęgi tureckiej korzyści dla Polski dalej na wschodzie, takich mniej więcej jak te, jakie Austria osiągnęła na zachodzie, była wyprawa mołdawska 1686 roku. Do wyprawy tej Sobieski długo się przygotowywał. Aby dla tej wyprawy zapewnić sobie spokój od strony rosyjskiej, zawarł „wieczysty" pokój z Rosją (tzw. pokój Grzymultowskiego, podpisany 1 maja 1686 roku), nadający cechę trwałą podstawowym warunkom rozejmu andruszowskiego z roku 1667. Wspaniale się przygotował wojskowo: poprowadził na wyprawę mołdawską armię złożoną z 40 000 żołnierza walczącego i 88 dział oraz 60 000 „czeladzi", czyli razem 100 000 „chlebojadców". (Duża ilość służb pomocniczych spowodowana była wielkim oddaleniem się od baz w kraju, a więc koniecznością wiezienia ze sobą wielkich zapasów.) Wyprawa dotarła w pobliże Dunaju, w rejon miasta Galaczu. Turcy, wycofując się, zamieniali kraj w pustynię — ewakuowali całą ludność, wywozili zapasy, palili wsie, stepy i pola uprawne. Unikali także większej bitwy, ograniczając się do walki podjazdowej. Gdy wiezionych zapasów starczało polskiemu wojsku już tylko na 10 dni, Sobieski w dniu 2 września nakazał odwrót do stolicy Mołdawii, miasta Jass. Ale w mieście tym, w którym przechowywał wielkie stałe zapasy, 15 września wybuchł pożar, który zniszczył całe to miasto oraz całość składów i zapasów. „Płonące Jassy stały się tym dla Sobieskiego, czym płonąca Moskwa dla Napoleona."* Sobieski musiał się wycofać do Polski. Nie był pobity, ale wracał z wojskiem zdemoralizowanym i zdezorganizowanym oraz wyczerpawszy przygotowane środki materialne. Klęska wyprawy mołdawskiej była momentem zwrotnym w karierze wojskowej i politycznej Sobieskiego: nie był on już zwycięskim wodzem — był wodzem, który doznał wielkiej strategicznej i politycznej klęski. Jedną z przyczyn zawalenia się wyprawy mołdawskiej Sobieskiego było to, że liczył on na poparcie hospodarów mołdawskiego i multańskiego, w czym jednak doznał zawodu — a to dlatego, że po cichu nosił się z zamiarem zdetronizowania ich i oddania ich tronów synowi swojemu, Jakubowi, który tym sposobem stałby się władcą księstw wołoskich, a lennikiem Polski. Hospodarowie dowiedzieli się o tym — i rzecz prosta, nie okazali Sobieskiemu oczekiwanej pomocy. Wyprawę mołdawską Sobieskiego można oceniać różnie. „Klęska Turków pod Wiedniem i zrodzony i scementowany w ogniu potrzeby wiedeńskiej, nieoczekiwany, a tak ścisły sojusz austriacki, stworzyły koniunkturę do rozprawienia się z Turcją i do wielkich nad Morzem Czarnym i nad Dunajem zdobyczy. Było rzeczą rozsądną z tej koniunktury skorzystać Cytata z innej mojej książki. 383 I i — pod warunkiem, by to robić względnie tanim kosztem i bez nadmiernego ryzyka. Współpraca z Austrią po Wiedniu, (...) porozumienie się z Austrią w sposób lojalny i szczery, wspólne uderzenie na Turków po to, by zdobyć Węgry, a może i Serbię dla Austrii, a Mołdawię i Budziak, a może i Multany dla Polski — to byłaby polityka rozsądna i słuszna. Ale skoro porozumienie z Austrią się rozchwiało (...), należało się z wielkich planów antytureckich wycofać. Dla planów tych nie było warunków; należało to wytłumaczyć i Stolicy Apostolskiej. Byliśmy wprawdzie związani paktem Ligi Świętej, musieliśmy tego paktu lojalnie dotrzymać, ale nie mieliśmy obowiązku wykrwawiać się dla Austrii. Już i tak zrobiliśmy bardzo wiele przez to, że pomogliśmy Austrii pod Wiedniem. Nikt nie miał prawa od nas żądać, byśmy się dalej bili bez wzajemnych korzyści. Dzisiaj nauka niemiecka (także i historyk papiestwa, von Pastor) oskarża nas, że w naszych operacjach mołdawskich zrobiliśmy tak mało. (...) (Ale) wszak nasze operacje mołdawskie, stanowiąc skuteczną dywersję, umożliwiły Austrii jej zwycięstwa na Węgrzech. Mieliśmy prawo ograniczyć nasze operacje do minimum, mieliśmy także prawo dążyć do zawarcia z Turkami ogólnego pokoju, mieliśmy wreszcie nawet prawo, po odrzuceniu przez Austrię rzetelnej współpracy z nami (...) dążyć do zwolnienia nas z obowiązków sojuszniczych, a w konsekwencji do pokoju odrębnego. Gdy na przełomie lat 1685 i 1686 stało się jasnym, że (...) Austria nie uzgodni z nami swych działań, (...) należało uznać naszą rolę w wojnie tureckiej za skończoną. (...) Taką politykę w takich sytuacjach dyktuje rozsądek i poczucie odpowiedzialności. Ale wodzowie o władzy dyktatorskiej i o wielkich ambicjach nie zawsze są skłonni ulegać głosowi rozsądku i często mają przytłumiony zmysł odpowiedzialności. Istniało jeszcze jedno rozwiązanie. (...) Można było sobie powiedzieć, że się błyskawicznym działaniem współpracę sojuszników wymusi. Postawić wszystko na jedną kartę, skupić wszystkie siły i samodzielnie, nie oglądając się na innych, uderzyć. Rozegrać partię tak szybko, by stworzyć jednym zamachem fakty dokonane. Osiągnąć piorunujące zwycięstwo — jeszcze jedno wielkie zwycięstwo Sobieskiego nad Turkami — i wtedy dyktować Austriakom warunki porozumienia, warunki dalszych operacji i rozstrzygnięć politycznych. Nie chcieliście ułożyć się z Polską co do działania wspólnego, przyjmijcie teraz do wiadomości to, co Polska wywalczyła sama. Nie był to bynajmniej plan obłędny; plan ten mógł się udać. Był to jednak plan niezmiernie ryzykowny. W planie tym trzeba było postawić na kartę, nie tylko reputację i karierę Sobieskiego, lecz i przyszłość Polski. Ocena takich śmiałych i ryzykownych przedsięwzięć zależna jest od rezultatu. Gdyby się było Sobieskiemu udało — powiedzielibyśmy, że był wodzem o genialnej intuicji, który wyczuł istniejące możliwości i miał odwagę z tych możliwości skorzystać. Ale intuicja Sobieskiego okazała się błędna. Postawił on na jedną kartę — i przegrał. Wyprawa mołdawska 1686 roku była tym dla Sobieskiego, czym dla Napoleona i Hitlera były pochody na Rosję. W wyprawie tej zużyły się siły, 384 którymi dysponował i załamał się doszczętnie jego prestiż. Sobieski powrócił z Mołdawii z resztkami zdemoralizowanej armii, zdruzgotany, zgorzkniały, miotający się w rozpaczliwych odruchach — dokładnie jak Napoleon i Hitler spod Moskwy. Nie był jeszcze powalony: Napoleon powędrował na Świętą Helenę w trzy lata po roku 1812, Hitler strzelił sobie w łeb w niespełna cztery lata po roku 1941, ale Sobieski umarł spokojnie na tronie w 10 lat po katastrofie mołdawskiej. Mógł więc — a wraz z nim mogła i Polska — jeszcze się ze skutków tej katastrofy wydobyć pod warunkiem polityki roztropnej, energicznej i unikającej narażania się na wielkie ryzyka. (...) A jednak w dalszych skutkach.katastrofa mołdawska okazała się dla Polski bodajże groźniejsza niż napoleońska katastrofa moskiewska dla Francji: bo załamanie się Polski Sobieskiego miało za ostateczną konsekwencję rozbiór."* „Akcja antyturecka Sobieskiego nie polegała tylko na doprowadzeniu do skutku wyprawy wiedeńskiej. Nie mówiąc o całym jej ogromnym aspekcie obronnym, wyrażonym we wcześniejszych operacjach na polskim pograniczu, z operacją chocimską na czele, akcja ta miała także i poważny aspekt zaczepny, którym było dążenie do rozwiązania kwestii wschodniej w sposób zgodny z interesem Polski. Sobieski dążył do wygnania Turków z Europy i do takiego uregulowania sprawy potureckiej spuścizny, by wyszło to na korzyść Polsce. Sobieski dążył do zdobycia dla Polski mocnego oparcia o Morze Czarne i decydującej roli we wschodniej części Półwyspu Bałkańskiego. Pierwszym krokiem w tych jego dążeniach miało być położenie ręki na krajach, noszących dziś nazwę Rumunii. Plany swoje Sobieski przeprowadził niezręcznie; główną jego winą był pośpiech i chęć osiągnięcia za jednym zamachem tego, co powinno było być dziełem kilku co najmniej pokoleń. Jest winą Sobieskiego, że przez zbyt lekkomyślny rozmach akcję swoją przegrał, wskutek czego Polska wyszła z likwidacji imperium tureckiego w Europie z pustymi rękoma. (...) Ale błędy w wykonaniu nie zmieniają faktu, że w liniach generalnych polityka antyturecka — którą chciał on naprawić zaniedbania jagiellońskie — była słuszna. W swej polityce antytureckiej Sobieski bynajmniej nie był wasalem i narzędziem Austrii. Był on, przeciwnie, jej współzawodnikiem. To, co chciał osiągnąć i przeprowadzić, nie było zgoła po myśli Austrii; musiało być zrobione wbrew niej, w ukrytej z nią rywalizacji i polityczno-strategicznej walce. Sobieski rozumiał, że likwidacja spuścizny tureckiej w Europie musi być zrobiona do spółki z Austrią, w tym duchu, że Austria i Polska się tą spuścizną podzielą. Była to koncepcja zdrowa i słuszna. Ale koncepcja ta wymagała — obok współpracy z Austrią — także i przeciwstawienia się tej Austrii. Bo przecież marzeniem austriackim było dotarcie do ujścia Dunaju, zagarnięcie księstw rumuńskich i oparcie się o Morze Czarne. Samo życie wykazało potem, iż owa koncepcja podzielenia się spuścizną turecką była zgodna z naturalną ewolucją stosunków. Tylko że na miejsce Polski weszła Rosja. Ową spuścizną podzieliły się w XVIII i XIX wieku Austria i Rosja. W czasach Sobieskiego Rosja była daleko nie tylko od Morza * Cytata z innej mojej książki. 25 — Hist. Nar. Poi., t. I 385 I Czarnego, ale i od Morza Azowskiego. Dopiero w roku 1696 (...) przelotnie, a poczynając od roku 1736 trwale opanowała ona port Azow przy ujściu Donu do tego morza. Dopiero w erze współczesnej pierwszemu rozbiorowi (...w roku) 1774 dotarła do brzegów Morza Czarnego między ujściami Dniepru i Bohu. Dopiero w roku 1783 anektowała Krym. Dopiero w r. 1792 — na rok przed drugim rozbiorem — anektowała pas wybrzeża między ujściem Bohu i Dniestru, a więc miejsce, gdzie dziś leży Odessa. Dopiero w roku 1778 założyła Chersoń, w r. 1786 Mikołajów i w 1792 Odessę. < Dzięki rozbiorom nie wzięliśmy udziału w ostatecznym wyścigu do Morza Czarnego. Gdy gasła stara Rzeczpospolita, ziemie nad Morzem Czarnym stanowiły zupełną pustynię — bezludny, pusty, chociaż bardzo żyzny step. Odessa stanowiąca dziś półmilionowe miasto rosyjskie, liczyła w roku 1795 — w roku trzeciego rozbioru — 122 mieszkańców; (...) Oczaków, Akerman, Sewastopol, to były nędzne potureckie mieściny. (...) Gdybyśmy zdołali (...) jako tako się na wybrzeżu czarnomorskim (...) usadowić (...) mogło się ono stać krajem tak polskim, jak jest dziś krajem rosyjskim. Polska byłaby nawet etnicznie krajem od morza do morza*- (cytata z mojej książki z roku 1936). Gdyby polityka antyturecka, którą prowadził Sobieski, została uwieńczona powodzeniem, Krym oraz wybrzeże czarnomorskie od Perekopu po ujście Dniestru byłyby się stały częścią Polski, a w Rumunii i reszcie krajów bałkańskich miejsce wpływów rosyjskich byłyby zajęły wpływy polskie. Nie potrzeba uzasadniać, jak odmiennie byłyby się w tych warunkach potoczyły dzieje i Polski i Europy. Trudno zaprzeczyć, że polityka antyturecka Sobieskiego, która do takich rezultatów zmierzała, była — mimo niefortunnego wykonania i ostatecznego niepowodzenia — polityką w wielkim stylu. Polityka, która szerokością i śmiałością widnokręgów nie ustępuje polityce Olszowskiego, zmierzającej do złamania Prus. W tej swojej polityce Sobieski miał przez cały czas oparcie i poparcie w obozie następców Olszowskiego. Cala wielkość Sobieskiego wyrosła na sojuszu ze społeczeństwem; z warstwą szlachecką, zorganizowaną w polityczny obóz narodowy i katolicki."* A jednak wyprawy mołdawskiej robić nie należało. Należało przede wszystkim bronić dostępu do Morza Bałtyckiego, a więc przeciwstawiać się rosnącej potędze brandebursko-pruskiej. Z Turcją należało walczyć tylko o tyle, o ile to było nieodpartą koniecznością, a walkę o dostęp do Morza Czarnego odkładać na później. „Bez przesady powiedzieć można, że sytuacja nasza z początkiem 1686 roku była świetna.* Właśnie dlatego, że była świetna, mogliśmy się zdobyć na wyprawę mołdawską. Gdyby nie była świetna — nie bylibyśmy tej wyprawy przedsięwzięli. • Cytata z innej mojej książki. • Lata królów-,.piastów" to byl w historii Polski jakby nawrót złotego wieku. Stosunki wewnętrzne bardzo się uspokoiły, rola frondy politycznej zmalała, państwo polskie wewnętrznie okrzepło. Zaczynało się po katastrofie najazdu szwedzkiego stopniowe odrodzenie gospodarcze. Znikł ferment religijny: zwycięstwo kontrreformacji nad protestantyzmem było zupełne. Także 386 Mimo woli chciałoby się postawić pytanie: co byłoby się stało, gdyby Sobieski nie był wyprawy 1686 roku przedsięwziął? Bolesna to myśl! Bo klęska 1686 roku zniweczyła dorobek całego pokolenia, dorobek polityki Olszowskiego, zbrojnych wysiłków Sobieskiego, poświęceń, zapału, ofiarności i karności narodu na przestrzeni trzydziestu lat od czasów < potopu >. Od tej klęski zaczął się upadek Polski. Po klęsce tej Polska wprawdzie nie musiała zginąć (...), musiała jednak zacząć wszystkie swe mozolne wysiłki odrodzeńcze od nowa. Gdyby nie ta klęska — Polska mogła była zakończyć wojnę z Turcją w sposób nieefektowny, lecz zwycięski, mianowicie odzyskując, w drodze rokowań lub nowych lokalnych walk, Kamieniec Podolski i może zdobywając coś ponadto. Mogła była zużytkować swe potężne siły wojskowe na pokojowe wzmocnienie swej pozycji, na podmurowanie tronu Sobieskiego, skruszenie frondy wewnętrznej, wzmocnienie siły państwa. Mogła była nawrócić na drogę przygotowania się do rozprawy z Brandeburgią, czekania na to, aż się kiedyś po temu pojawi odpowiednia okazja. Takie wzmocnienie kraju, przygotowanie go do większych rozstrzygnięć dopiero w dalszej przyszłości mogło być więcej warte nawet od pełnego w roku 1686 zwycięstwa, od rozgromienia Turcji nad Dunajem, zdobycia Mołdawii, Multan i Budziaku, oparcia się szerokim frontem o Morze Czarne, ale i wykrwawienia się, narażenia się na perspektywę tureckiej zemsty i austriackiej nienawiści, zapewne i osłabienia wewnętrznego. Polska wzmocniona wewnętrznie mogła była znaleźć w końcu okazję do rozprawienia się z Brandeburgią; a wszak po złamaniu Brandeburgii byłaby się stała taką siłą, że w następnych pokoleniach byłaby doszła do Morza Czarnego w sposób nieuchronny."* Można było wyprawę mołdawską 1686 roku zrobić lub od zrobienia jej się powstrzymać. Ale jedno jest pewne: po zakończeniu się tej wyprawy klęską, należało dalszej akcji zaczepnej przeciw Turcji co najmniej na całe pokolenie zaniechać. A tymczasem Sobieski prowadził walkę z Turcją w sposób nieustępliwy dalej — aż do śmierci. Przedsięwziął nawet w roku 1691 i osobiście poprowadził nową wyprawę do Mołdawii w sile 30 000 żołnierza i odniósł, 12 września 1691 roku, duże zwycięstwo nad Turkami i Tatarami pod Pererytą na Bukowinie, ale wyprawa ta była w ostatecznym wyniku jeszcze większym niepowodzeniem niż wyprawa z roku 1686. Wszystkie wojny i unia brzeska była u szczytu powodzenia: dwa biskupstwa prawosławne, które do unii brzeskiej w roku 1595 nie przystąpiły, zaczęły się skłaniać ku unii za panowania Sobieskiego i przystąpiły do niej. Przemyśl w roku 1692, a Lwów w stopniowym procesie w latach 1677-1700. Kultura przeżyła okres nowego, skromnego rozkwitu: Polska zasypana została wielką ilością nowych kościołów w nowym, barokowym stylu; także i nowych budowli świeckich, z pałacem w Wilanowie na czele. Także i literatura wcale nie przedstawiała się wtedy ile. To wówczas żył i pisał Wespazjan Kochowski, o którym nowożytny historyk literatury (Wojciechowski) twierdzi, że „znamienne" u niego było „pojmowanie Polski jako ludu wybranego, (...) wiara w podobieństwo jej losów z losami Izraela. Kiedyś, po latach wielu mówić będą to samo i w tonie tym samym Mickiewicz, Słowacki i inni, ale poprzednikiem ich jest — i to pamiętajmy — Kochowski." To także wtedy pisał swoje pamiętniki Jan Chryzostom Pasek. • Tamże. 387 Sobieskiego z Turcją po zakończeniu wyprawy wiedeńskiej były miotaniem się bezcelowym, tylko Polskę osłabiającym. Istniała w owych latach kilkakrotnie możliwość zawarcia kompromisowego z Turcją pokoju, który zwróciłby Polsce Kamieniec i całe Podole. Ale Sobieski pokoju tego nie chciał. Dopiero w trzy lata po śmierci Sobieskiego, w roku 1699, zawarty został w Karłowicach w dzisiejszej Jugosławii pokój ogólny, podpisany przez Austrię, Polskę, Wenecję, Papieża i Rosję z jednej strony, a przez Turcję z drugiej. Pokojem tym Polska odzyskała Kamieniec Podolski i zrzeczenie się przez Turcję wszelkich pretensji do Podola i Ukrainy, ale zwróciła Turcji swe skromne nabytki w Mołdawii. Austria uzyskała Siedmiogród i Sławonię i dużą, wciąż jeszcze turecką część Węgier. Wenecja — Peloponez i niektóre greckie wyspy. Rosja zaś — na czas krótki — Azow, a więc dostęp do południowego morza. Granica polsko-turecka ustanowiona w Karłowicach, pozostała potem niezmieniona aż do rozbiorów Polski, to znaczy przez blisko stulecie. Granicę tę Polska mogła uzyskać także i przedtem, za życia Sobieskiego. OSTATNIE LATA SOBIESKIEGO Sobieski był wielkim wodzem i wielkim królem i przez kilka dziesiątków lat odgrywał w historii Polski rolę tak wybitnie dodatnią, że trzeba go z tego powodu uznać za jednego z największych polskich królów, już nie mówiąc 0 tym, że trzeba go uznać za jednego z największych polskich wodzów. Ale pod koniec jego panowania nastąpił w systemie jego rządów gwałtowny zwrot, który sprawia, że te ostatnie lata jego panowania uznać trzeba za jeden z najnieszczęśliwszych okresów polskiej historii, a jego samego w tym okresie za jednego z najszkodliwszych władców, jacy Polską kiedykolwiek rządzili. Istotą tego zwrotu jest jego — a wraz z nim i Polski — przejście do obozu niemieckiego w Europie. Dnia 1 kwietnia 1686 roku, tuż przed wyruszeniem Sobieskiego na wyprawę mołdawską, podpisany został sojusz austriacko-brandeburski, będący oznaką ostatecznego dokonania się odwrócenia aliansów w środkowej Europie. W lipcu tegoż roku zawiązana została Liga Augsburska, złożona z cesarstwa (Austrii), Brandeburgii-Prus, Bawarii i innych państw niemieckich, a także z Holandii, Szwecji i Anglii oraz z habsburskiej Hiszpanii, zwrócona politycznie przeciwko Francji i polityce jej króla, Ludwika XIV. Zarysował się więc wielki blok polityczny niemiecki i proniemiecki, którego celem była walka z Francją. Polska nie miała najmniejszego interesu w uczestniczeniu w tym bloku. A tymczasem polityka Sobieskiego od roku 1686 stała się wyraźnie polityką proniemiecką, także 1 probrandeburską. Było to otwarte zerwanie z kierunkiem polityki, wytkniętym ongiś przez Olszowskiego. Rzeczy nie były pod tym względem zarysowane wyraźnie, ale można przyjąć przynajmniej w przybliżeniu, że obóz profrancuski zrobił się obozem 388 prokatolickim, a obóz proniemiecki obozem pi irotestanckim. Trzeba także zauważyć, że również i Stolica Apostolska wy ifała się — poczynając od roku śmierci papieża Innocentego XI, tj. o roku 1690 — z bliskiej współpracy z Austrią i zbliżyła się do Francji. Na czas dłuższy ustalił się podział Europy; i dwa obozy, proniemiecki i profrancuski. To się potem przeciągnęło i na' res po śmierci Sobieskiego, na początek czasów saskich. Po śmierci hiszpańskiego króla-Habsburga, Karola II w roku 1700, objął tron hiszpański król-Burbon, Filip V, wnuk króla francuskiego Ludwika XIV. Nie godziła się na to Austria. Wybuchła stąd wojna o sukcesję hiszpańską między Austrią i w ogóle obozem niemieckim a Francją, która trwała potem lat 13 (1701-1714). Jej ostatecznym wynikiem było zwycięstwo Francji i ustalenie się władzy dynastii Burbonów w Hiszpanii, to prawda, że połączone z utratą przez Hiszpanię zarówno hiszpańskich Niderlandów (tj. głównie Belgii), jak Mediolanu i innych posiadłości włoskich.* Miejsce Polski powinno było być przez te wszystkie lata w obozie antyniemieckim. W obozie tym Polska byłaby miała możność przeżyć te lata bezpiecznie i znacznie swoje siły w ciągu tego czasu wzmocnić. Ale już Sobieski, a potem August II Sas umieścili wtedy Polskę mocno w obozie niemieckim. Jeszcze w roku 1688 istniała możliwość rozprawienia się Polski z Brandeburgią i odzyskania Prus Książęcych. Francja udzielała tu Polsce poparcia. Sobieski skłaniał się do tej myśli, a miał w tym potężne poparcie obozu drobno-szlacheckiego, który gotowy był zrobić sejm konny „przy królu" na wzór konfederacji gołąbskiej. Ale ostatecznie Sobieski dążenia te odrzucił i poparł frondę magnacką, manipulowaną przez wpływ brandeburski. „To Olszowski wsadził Sobieskiego na tron. (...) We wszystkich swoich przedsięwzięciach antytureckich — tak samo jak w swych przedsięwzięciach antypruskich — Sobieski miał oparcie w masach szlacheckich, zorganizowanych przez Olszowskiego. Dzięki tym masom i ich politycznej organizacji funkcjonowały za czasów Sobieskiego sejmy, uchwalane były podatki, wystawiane było wojsko, poskramiane były wichrzenia frondy, łamane próby stosowania < liberum veto ?, wyrażana gotowość zastosowania w razie potrzeby sejmu konnego. Zwycięstwa wojenne nie polegają tylko na operacjach w polu. Polegają także na przygotowaniu narzędzia, przy którego pomocy można te operacje przeprowadzać. Narzędzie to Sobieski na ogól zawsze miał do dyspozycji. Miał tak długo — dopóki z tymi, co go wprowadzili na tron i co mu dawali wierne i skuteczne oparcie, nie zerwał. Rok 1690 jest rokiem rozejścia się Sobieskiego ze społeczeństwem. Zerwania także i z kierunkiem polityki, który był wyrazem jego dążeń."* • To w tej wojnie stoczona została słynna bitwa pod Blenheim w 1704 roku, w której Anglicy (pod wodza Churchilla, czyli księcia Marlborough) i Austriacy (pod wodzą Eugeniusza Sabaudzkiego) pobili Francuzów. * Cytata z innej mojej książki. 389 Jedna z przyczyn rozejścia się Sobieskiego z obozem drobnoszlacheckim było to, że nie chciał on pokoju z Turcją, gdyż nie chciał się pogodzić z tym, iż jego plany zdobycia dostępu do Morza Czarnego są na razie niewykonalne i wymagają odłożenia, a zarazem jakoś utracił większy zapał dla myśli rozprawienia się z Brandeburgią i zdobycia dla Polski dawnych Prus Książęcych. Ale głębsza przyczyna jego zerwania z obozem drobnoszlacheckim była inna. Odezwał się w nim magnat — i zrodziło się w nim marzenie stworzenia własnej dynastii, która przekształciłaby tron polski w tron dziedziczny. Doszedł on do wniosku — zupełnie błędnego — że, chcąc ustanowić panowanie rodu Sobieskich w Polsce, nie powinien się on opierać o demokratyczny obóz zwolenników króla-„piasta", lecz powinien się związać z rodami królewskimi w innych krajach i uzyskać tron królewski dla nowego Sobieskiego przy ich pomocy. Chciał on, by jego następcą na polskim tronie byl jego syn, Jakub Sobieski. Nie był to kandydat zbyt wybitny. Ale gdyby wystąpił on w roli przedstawiciela obozu drobnoszlacheckiego i jako nowy „piast", kandydatura jego była możliwa i miałaby szansę powodzenia. Sobieski jednak chciał go uczynić dynastą, członkiem międzynarodowej kasty królów i udzielnych książąt. Chciał go zrobić władcą to księstw wołoskich, to Prus Książęcych, po to, by jako udzielny władca mógł zostać polskim królem, w ten sposób, jak niektórzy Jagiellonowie, którzy byli najpierw władcami Litwy i dopiero jako tacy obrani zostali na królów Polski. A potem chciał podnieść jego osobistą rangę przez ożenienie go z którąś z członkiń rodów panujących. Najpierw, w toku były rokowania o to, by go ożenić z jedyną córką nieżyjącego już magnata-zdrajcy, Bogusława Radziwiłła, Ludwiką Karoliną, młodą wdową po wcześnie zmarłym synu Wielkiego Elektora, a więc margrabiną brandeburską, a dziedziczką olbrzymiej, radziwiłlowskiej fortuny, obejmującej także i cztery radziwiłlowskie fortece na Litwie (Birże, Sluck, Siebież i Kopyl). Ale młoda wdówka sprawiła Sobieskim afront, wychodząc po cichu za mąż za przystojnego księcia Neoburskiego. To cesarz naprawił ten afront, urządzając małżeństwo Jakuba Sobieskiego z siostrą swojej żony, a zarazem siostrą owego Neoburczyka, który ożenił się z Radziwiłłówną. Tak więc Jakub Sobieski, zaręczając się 6 czerwca 1690 roku, a żeniąc 25 marca 1691 roku z księżniczką neoburską, siostrą cesarzowej i siostrą obecnego męża Radziwiłłówny, stał się członkiem kliki dynastycznej, spowinowaconej z domem cesarskim, z domami brandeburskim i szwedzkim i z rodem Neoburczyków, który usilnie starano się wsadzić na tron polski już od lat kilku dziesiątków. Doprowadzeniem do tego małżeństwa Sobieski związał się z obozem niemieckim w Europie. „Najlepszą drogą na tron polski było poparcie narodowego stronnictwa szlacheckiego, a to zostało przez związanie się z blokiem państw niemieckich uniemożliwione. Małżeństwo to nie służyło polskiej racji stanu. Służyło tylko rodowemu prestiżowi Sobieskich."* * Cytata z innej mojej książki. 390 „Sobieski związał się na śmierć i życie z Austrią, a wiec z blokiem państw niemieckich, bo Austria dała Jakubowi niemiecką królewnę za żonę, co rzekomo miało wzmocnić jego dynastytzną pozycję. Jest zresztą rzeczą niepojętą, jak można było powodować się pobudkami równie sprzecznymi ze zdrowym rozsądkiem: to polska szlachi a miała wybierać króla na przyszłej elekcji, a nie europejscy monarchowie, chcąc więc zapewnić swemu synowi koronę, trzeba było raczej być w zgodfeie z narodem, niż troszczyć się o dynastyczną równość rangi z europejskimi rodami. (...) To (...), co miało tron mu zapewnić, obiór jego przekreśliło. Jakub, jak wiemy, obrany nie został."* Sobieski w ostatnich latach swego życia współpracował ściśle z popieraną przez elektorów brandeburskich kliką magnacką w Polsce, a walczył z narodowym stronnictwem szlacheckim. Powrócił do metod magnackich z czasów przed epoką Olszowskiego, dezorganizując sejmy i posługując się przekupywaniem przeciwników łapówkami i innymi korzyściami. Zniszczył życie polityczne polskie i w istocie, można powiedzieć, że przygotował objęcie w Polsce rządów przez Sasów. * Tamże. Sobiescy związali się potem, w linii żeńskiej, z rodem pretendentów do tronu szkockiego i angielskiego, Stuartami. Książe Karol Edward Stuart („młodszy pretendent"), przywódca nieudanego powstania szkockiego w roku 1745, byl prawnukiem króla Jana Sobieskiego, a synem Marii Klementyny Sobieskiej, córki Jakuba Sobieskiego. SPIS RZECZY TOMU PIERWSZEGO^ ,•*?»> Str. PRZEDMOWA ?*'•' 5 PRADZIEJE ; ' : 7 PIASTOWIE . " 19 Państwo Polan * '?",..'' 21 Wielka decyzja 23 Mieszko I. Chrzest Polski > 28 Bolesław Chrobry ' 36 Polska zaporą ekspansji niemieckiej 36 Święty Wojciech i misja pruska ?..'".',, 43 Ustanowienie polskiego Kościoła * , ^ Przebieg rządów Bolesława Chrobrego il , ,y *8 Koronacja ', •" 50 Mieszko II . , 53 Pomieszkowa rudna ' 55 Kazimierz Odnowiciel 57 Bolesław Śmiały '' 59 Walka cesarstwa i papiestwa 60 Canossa 63 Polityka Bolesława Śmiałego w obliczu sporu ",;„ A papiestwa i cesarstwa •???&??>? gg Zamordowanie świętego Stanisława 67 Upadek Bolesława 8miałego 71 Władysław Herman 72 Bolesław Krzywousty 73 Testament Bolesława Krzywoustego... 77 Polską w podziałach 80 Jedność Polski w podziałach 82 Napór niemiecki 86 Dwa obozy 93 Dążenie do zjednoczenia 100 Narodziny państwa krzyżackiego nad Bałtykiem 105 Najazd mongolski 114 Kolonizacja niemiecka 117 Zagrożenie czeskie 121 Łokietek 124 Zagarnięcie Pomorza przez Krzyżaków 131 Kazimierz Wielki 134 ANDEGAWENI -. > ^ ?<*>??-? UQ Ludwik Węgierski ^:.,,uf,.v ... 151 Jadwiga .^''?"V'''^v''l. . '• 154 JAGIELLONOWIE W^ii j ' H ; - /^ Litwa Jagiełło Litwa w dziejach Polski Grunwald Rządy Jagiełły w Polsce Polska, a krzyżackie pojęcie o krzewieniu chrześcijaństwa Warneńczyk. Warna ., Kazimierz Jagiellończyk ,?.?> Oleśnicki . Sprawy husyckie, czeskie i śląskie Jagiellońska polityka dynastyczna Moskwa Odzyskanie Pomorza Sprawa brzegów czarnomorskich i sprawy tureckie Jan Olbracht i Aleksander Zygmunt Stary Reformacja Sekularyzacja Prus Zygmunt August .-, ; Kontrreformacja Unia lubelska Inflanty ;.( Przekształcenie się ustroju Polski <; Żegluga wiślana. Gdańsk. Zboże. Pańszczyzna LOWIE ELEKCYJNI Pierwsze bezkrólewie Walezy Batory Sprawy gdańskie Walka z Moskwą Polityka wewnętrzna Batorego Zygmunt III Waza Wojna trzydziestoletnia Sprawy szwedzkie Sprawy moskiewskie Kozaczyzna Napór turecki Rokosz Zebrzydowskiego Unia brzeska Warszawa Władysław IV Początek buntu ChmielnicMego Jan Kazimierz Wojna z Chmielnickim Wichrzenia wewnętrzne *.- #;- ?w;. ".V ~ .:.><•:;?{ 157 159 162 165 168 173 180 183 186 191 193 198 202 206 205 209 211 216 220 225 229 231 234 239 249 261 263 264 266 268 269 270 272 273 277 280 284 288 289 293 299 301 308 311 312 315 ,]Potop" szwedzki Wojna z Moskwą Ugoda hadziacka Wyrośnięcie potęgi pruskiej Próba przewrotu profrancuskiego Rokosz Lubomierskiego Polityka 0'szowskiego Michał Korybut Wiśniowiecki Sprawa pruska Najazd turecki Konfederacja gołąbska Chocim Sobieski Polska przedmurzem chrześcijaństwa Wyprawa wiedeńska Wyprawa mołdawska Ostatnie lata Sobieskiego. 317 329 331 333 336 338 339 347 351 359 361 365 367 373 376 382 388 Uwaga: (Rozdziały „Czasy saskie" i „Czasy stanisławowskie" części niniejszej książki pod tytułem „KRÓLOWIE ELEKCYJNI" przeniesione do tomu drugiego). 0*5X55