JANUSZ MIODEK ROZMYŚLAJCIE NAD MOWĄ! 1Prószyńs\<'\ i S-ka i:-1 i Warszawa 1998 Copyright © Jan Miodek 1998 Opracowanie graficzne: Andrzej Łubniewski Opracowanie merytoryczne: Janina Rogalska-Koźbiel Redaktor techniczny: Barbara Wójcik Łamanie: Grażyna Janecka Korekta: 1" / Teresa Pajdzińska ^ ^ ? ISBN 83-7180-88^2 / Wydawca: Prószyński i S-ka SA ul. Garażowa 7 02-651 Warszawa \ Druk i oprawa: Wojskowa Drukarnia w Łodzi Łódź, ul. Gdańska 130 Tak, słowo jest w człowieku... Akordem atomu Nieustannie człek mówi!.. .jak milczy? to komu: Nie duchowi, ni sobie, ni wewnętrznej pieśni... - Słowo, niźli narzędziem, celem było wcześniej! C. K. Norwid ,, ¦., \ i' ' Reguły i mechanizmy Wiele osób twierdzi, że dydaktyczna wartość mych telewizyjnych programów byłaby większa, gdybym ograniczał się w nich do jednoznacznego wskazywania, która forma językowa jest zgodna z oficjalną normą, a która jest błędem. Obudowując te ustalenia kilkunastominutowym wywodem, osłabia pan wyrazistość reguł poprawnościowych - sądzą niektórzy moi rozmówcy. Odpowiadam niezmiennie, że suche informacje o poprawności i niepoprawności poszczególnych form podaje słownik. Można w nim przeczytać na przykład, że biernik liczby pojedynczej zaimka wskazującego ta ma postać tę, że zgodne z normą jest brzmienie sweter, a nie swetr, że w dopełniaczu liczby mnogiej rzeczownika pomarańcza można się posłużyć bądź formą pomarańcz, bądź pomarańczy, że w języku potocznym nie razi połączenie Maria Curie-Skłodowska, choć nazwisko Curie - jako odmężowskie - powinno być umieszczone na drugim miejscu. W radiowym czy telewizyjnym programie o języku, w gazetowej rubryce poprawnościowej powinniśmy zawsze wskazać mechanizm, który doprowadził do powstania danego dylematu gramatycznego. To odkrywanie jest szerzeniem wiedzy wyraźnej o języku, uprawianiem językoznawstwa ogólnego, opisującego funkcjonowanie języka, formułującego prawdy uniwersalne, czyli obowiązujące we wszystkich językach świata. Biernikowy dylemat -widzę tę czyta dziewczynę?- jest doskonałą ilustracją prawdy o tym, że formy najczęściej używane zmieniają się najwolniej. Gdyby frekwencja naszego zaimka była taka jak form moja, twoja, nasza, wasza, tamta, wszyscy używalibyśmy postaci tą i miałaby ona na pewno status normy. Wszak wszyst- 8 kie zaimki rodzaju żeńskiego zamieniły pierwotną końcówkę biernika -ę (moje, twoje, nasze, wasze, tamte) na -ą (moją, twoją, naszą, waszą, tamtą). Dokonał się ten proces pod wpływem deklinacji przymiotnikowej, która zawsze w bierniku miała końcówkę -ą (widzę miłą, ładną, wesołą, zgrabną dziewczynę). Od tego momentu w dziejach naszego języka Polak widzi swoją miłą dziewczynę (a nie, jak jeszcze dwieście lat temu, swoje miłą dziewczynę) i jest to sytuacja korzystniejsza, bo dwa wyrazy pełniące identyczną funkcję składniową (określeń rzeczownika) mają taką samą końcówkę -ą- Skoro to takie wygodne, czemu zaimek ta uparcie się trzyma starej postaci tę, obowiązującej w tekstach oficjalnych? Odpowiedzieliśmy już na to: bo jest formą bardzo często używaną (wskazywanie to w ogóle jedna z najczęstszych czynności życiowych). A czemu tak wielu rodaków posługuje się mianownikiem swetr, a nie zgodnym z normą brzmieniem sweter? Na pewno jest to także ucieczka przed gwarową postacią typu wiater: skoro w języku literackim obowiązuje wiatr, to pewnie i swetr jest lepszy - rozumują niektórzy. Głównym sprawcą popularności mianownikowego swetr jest jednak wewnętrznojęzykowy mechanizm, ujednolicający postacie tematów odmienianych przez przypadki wyrazów. Ponieważ nasz rzeczownik ma w odmianie najczęściej postać tematyczną swetr-(swetr-a, swetr-owi, swetr-em), ludzie przenoszą ją do mianownika (z tego samego powodu pierwotne mianowniki ociec, szwiec, sjem zostały zamienione na ojciec, szewc, sejm; tematy fleksyjne ojc-, szewc-, sejm-, występujące w przypadkach zależnych, przeszły do mianownika, bo były częstsze niż wyizolowane postacie pierwszego przypadka). Kiedy zaś wskazuję równorzędność form dopełniacza liczby mnogiej pomarańcz//pomarańczy, powinienem zwrócić uwagę na lepszość pierwszej postaci. Oto wszystkie języki świata zmierzają do maksymalnego zróżnicowania poszczególnych kategorii gramatycznych. Sprzyja ono jasności, jednoznaczności porozumiewania się. Gdy powiem: nie zjadłem pomarańcz, wiadomo, że nie zjadłem kilku owoców. Forma pomarańczy to również dopełniacz liczby pojedynczej. Konstrukcja nie zjadłem pomarańczy nie przynosi zatem przejrzystej treściowo informacji, czy mówię o jednej pomarańczy, czy o kilku. A czemu tak popularna jest kolejność Curie-Skłodowska - swoiście nielogiczna? Można do tego połączenia dołączyć i takie przykłady, jak Boy-Żeleński, Bór-Komorowski czy Grot-Rowecki (tu też właściwe nazwisko nie jest na miejscu pierwszym!). Wydaje się, że mamy w tych wypadkach do czynienia z mechanizmem, który na początku XX stulecia - na materiale z wielu języków świata - odkrył niemiecki filolog Behaghel. Oto w stałych zbitkach wyrazowych zawsze na miejscu pierwszym stoi człon krótszy: ład i porządek, lelum polelum, plus minus (po polsku - co znamienne - mniej więcej, a nie więcej mniej!), Pat i Patachon, czuj czuj czuwaj, hip hip hura, esy-floresy itp. Więc i naturalniej brzmi Curie-Skłodowska, choć Curie to nazwisko odmężowskie, które powinno następować po panieńskim Skłodowska (dodajmy, że prawo Behaghla jest tu dodatkowo wspierane przez zwyczaj francuski; w wydawnictwach znad Se-kwany znajdziemy tylko zbitkę Curie-Sklodowska). Czyi odkrywanie tego typu uniwersalnych mechanizmów nie jest bardziej fascynujące niż suche wskazanie normatywne: mów tak, nie mów tak?! Atrakcyjne innowacje Jeden z recenzentów książki Ibisa (Andrzeja Wróblewskiego) „Byki i byczki" (Wybór felietonów i komentarze językoznawcze Andrzeja Markowskiego) napisał w „Języku Polskim": „Można zauważyć, że wyrazy i znaczenia nie odnotowane w słownikach są „podejrzane" i raczej mówi się o nich źle, a jest nie do pomyślenia, by Ibis zachwycił się jakąś innowacją, że urozmaica język, jak to się zdarza na przykład profesorowi Miodkowi". Przyznaję, że innowacje są według mnie szczególną cennością w poczynaniach komunikacyjnych. Ujawnia się w nich twórczy stosunek do tworzywa słownego, potwierdzający pełną znajomość języka ojczystego, o czym często przypomina Noam Chomsky, najwybitniejszy lingwista amerykański. Akceptuję więc okazjonalne in- 10 nowacje funkcjonalnie uzasadnione, odświeżające codzienne zachowania językowe, służące dysautomatyzacji odbioru poszczególnych tekstów i ich destereotypizacji. Powiem więcej: żywa, potoczna mowa musi być źródłem pulsującym innowacjami! To one bowiem są warunkiem życia języka. Nie zawsze to sobie jednak uświadamiają jego użytkownicy. Kiedyś jeden z mych znajomych, zdenerwowawszy się na bezduszność pewnego urzędu, spontanicznie wykrzyknął do pana za biurkiem: „Czy wy naprawdę musicie ten przepis traktować tak że-łaźnie?!". Już nie pamiętam, jak ostatecznie załatwiono sprawę mego kolegi. Wiem natomiast, bo o tym mi głównie chciał wtedy powiedzieć, że słuchającego urzędnika prawdziwie zaintrygowała postać żelaźnie, typowa tzw. formacja potencjalna, nie będąca w powszechnym obiegu, zbudowana jednak absolutnie poprawnie na zasadzie analogii do takich par przymiotnikowo-przysłówkowych, jak brutalny - brutalnie, taktowny - taktownie, dziwny - dziwnie, godny - godnie, ładny - ładnie, piękny - pięknie. Posłużenie się nią niewątpliwie wzmocniło ekspresję wykrzyknienia mojego znajomego. I za to mu chwała! Tak samo oceniam przysłówek nocnie z jednej z wypowiedzi abpa Józefa Życińskiego: „Współczesny homo McLuhanensis to osobnik, który spędza pięć godzin dziennie (nocnie?) przed telewizorem". To tylko w zwyczaju językowym nie utrwaliła się całkowita symetria formalno-znaczeniowa między parami dzienny - dziennie i nocny - nocnie, w codziennym obcowaniu bowiem ostatnią formą się nie posługujemy. Ktoś jednak, kto umie ją przywołać w odpowiedniej sytuacji komunikacyjnej, potwierdza pełną znajomość możliwości systemowych polszczyzny i ujawnia swe twórcze zdolności językowe, a także - co tu ukrywać - dowcip, polot, inteligencję. Kiedyś jeden z mych kolegów profesorów spontanicznie wypowiedział zdanie: przejrzałem już ten kompu ter opis. Czyi ów kom-puteropis, stworzony na zasadzie analogii do maszynopisu, nie jest cywilizacyjnym znakiem czasu? Wszak coraz więcej ludzi „przesiada się" od tradycyjnej maszyny do pisania do komputera. Przypomina mi się w tym momencie żart frazeologiczny Krzysztofa Mętra-ka, który przed laty tradycyjnych kolegów po piórze zamienił w jednym ze swych błyskotliwych artykułów na kolegów po długopisie. Wtedy też ową frazeologiczną zabawę określiłem jako znak czasów, w których pióro przegrało z wszechwładnie panującym długopisem. Aprobująco odebrałem również zamianę stałego połączenia na domiar złego na na domiar dobrego. To Paweł Głowacki, zachwycony występem Milvy na V Festiwalu Unii Teatrów Europy, w swej recenzji w „Tygodniku Powszechnym" zdecydował się na zdanie: „Na domiar dobrego Milva nadaje tym gestom i ruchom doskonałość" - z taką właśnie okazjonalną modyfikacją znanego frazeologizmu. Ludzie pióra, ci, którzy mają „język giętki", chętnie operują także nietypowymi formacjami przedrostkowymi, osiągając cenną stylistycznie kondensację treści i formy. Z nagromadzeniem tego typu słów zetknąłem się w artykule Andrzeja Drawicza o Władimirze Mak-simowie. Czytam więc np.: „W powieści tej bezwzględnie się nad sobą wy znęcał". Trudno nie zauważyć, że dzięki maleńkiej cząstce przedrostkowej wy- autor osiągnął maksymalną ekspresję słowa, która zgubiłaby się przy zastosowaniu tradycyjnej grupy wyrazowej bardzo się znęcał. To wy- informuje również o spełnieniu się owej czynności: wy-znęcał się - tak jak wypocił się, wytańczył się czy wybawił. „Kiedyś podkłócaliśmy się" - pisze Drawicz w innym zdaniu. Podkłócaliśmy się, czyli kłóciliśmy się, ale nieostro, łagodnie (podkłócaliśmy się - tak jak podfruwaliśmy, podpytywaliśmy). „Ale kiedyś się jeszcze - na znacznie odleglejszym brzegu -dokłó-cimy" - wieńczy swój artykuł wybitny rusycysta. I znów wszyscy wiemy, o co chodzi: kłótnia Drawicza z Maksimowem spełni się kiedyś do końca. Gdy przed paroma laty spędziłem dłuższe chwile na rozmowie z Wisławą Szymborską, powiedziałem poetce, że przyznałbym jej Nobla za jeden wers - wyjęty z wiersza „Wszelki wypadek": „Nie umiem się nadziwić, namilczeć się temu". Bo tylko wybrańcom przyznana jest łaska wymyślenia tak genialnej formacji jak namilczeć się, opartej na - wydawałoby się prostej - analogii do powszechnie używanego nadziwić się. I tylko wybrańcy mogą stworzyć taki tekst poetycki jak „Trzy słowa najdziwniejsze": „Kiedy wymawiam słowo Przyszłość, pierwsza sylaba odchodzi już do przeszłości. Kiedy wymawiam słowo Cisza, niszczę ją. Kiedy wymawiam słowo Nic, stwarzam coś, co nie mieści się w żadnym niebycie". 12 -x\ «- W ostatnim okresie nie rozstaję się z dwoma jeszcze wierszami. Pierwszym z nich jest wstrząsający w odbiorze jeden z ostatnich tekstów zmarłego niedawno Wiktora Woroszylskiego: Znowu ktoś nieznajomy „ , umań we śnie , . I . To ostatni krzyk '^ (ostatnie milczenie) \\ " mody "V .'"'[]. V-4'. ,'s W ułatwionym świecie przekraczanie granicy '., ^ " bez pieczątki strachu bólu potu * ' Ten modę? mi pasuje , . Z?iore .r. 'ii* . •$•»#• >VrV-;.!:'.U ATic z tego kręci głową bezsenność. Tutaj trzeba zamilknąć, więc bardzo cicho zwrócę tylko uwagę na fragment to ostatni krzyk (ostatnie milczenie) mody. I wreszcie niezwykły jako językowy pomysł wiersz pt. „Przysłowia" innego zmarłego wielkiego poety - Artura Międzyrzeckiego: .,,,,-.„, I podchorąży nie zdąży I uciecze co się odwlecze I nie patrz końca bądź mądry i mc się w niepamięci me pogrąży t .t . , / nie każdy jest kowalem swego szczęścia I nie uświęcają się środki celami 1 / nie parami chodzą nieszczęścia Ale wilczymi stadami. Cóż to za wspaniała i jak filozoficznie głęboka parafraza utartych przysłowiowych fraz: podchorąży zawsze zdąży; co się odwlecze, to nie uciecze; cokolwiek czynisz, czyń rozważnie i patrz końca (ąuidąuid agis, prudenter agas et respice finem); pójść w niepamięć, pokryć niepamięcią; każdy jest kowalem swego losu; cel uświęca środki; nieszczęścia chodzą parami. Trudno po lekturze tych wierszy nie powtórzyć za Josifem Brod-skim, że poezja to największe dokonanie języka. 13 Chciejstwo i inne pomysły Melchiora Wańkowicza W artykule abpa Józefa Życińskiego pt. Political correctness w Kościele?, wydrukowanym w „Tygodniku Powszechnym", znalazłem następujące zdanie odnoszące się do poglądów głośnego niemieckiego teologa Hansa Klinga: „W sygnalizowanej argumentacji dominuje logika liryczna, w której główną rolę pełni wishful thinking". W tym samym numerze „Tygodnika" wyczytałem, że niedawno, w 21 rocznicę śmierci Melchiora Wańkowicza, na rogu ulicy Puławskiej i Rakowieckiej w Warszawie, na domu, w którym pisarz mieszkał w latach 1958-1973, odsłonięto pamiątkową tablicę. Miłośnicy autora „Ziela na kraterze" dobrze wiedzą, dlaczego skojarzyłem z sobą te dwa prasowe fragmenty. Otóż Wańkowicz był tym, który postanowił przyswoić polszczyźnie angielską zbitkę wyrazową wishful thinking, obecną w przytoczonym tekście abpa Życińskiego, i wymyślił bardzo ekspresyjne słowo chciejstwo. Przesadą byłoby stwierdzenie, że zbłądziło ono pod strzechy, nie ulega jednak wątpliwości, że weszło w obieg (do słownika języka polskiego też!), że zna je przeciętny polski inteligent, posługujący się nim wtedy, gdy chce określić działania, w których jest więcej pragnień, marzeń niż zdrowego rozsądku (definicja słownikowa: „przekonanie, że rzeczywistość, sytuacja, fakty są istotnie takie, jakie byśmy chcieli, aby były"). Pamiętam, że w przełomowym okresie lat osiemdziesiątych pojawiało się chciejstwo w burzliwych dyskusjach politycznych. Mówiło się wtedy często o naiwnym chciejstwie, politycznym chciejstwie. Widziano w nim wówczas także swojski synonim woluntaryzmu, czyli poglądu przypisującego aktom woli prymat nad wszystkimi innymi zjawiskami psychicznymi („Moja wiara, że klasa robotnicza określa charakter naszego kraju, nie jest ani chciejstwem, jak powiedziałby Wańkowicz, ani wishful thinking, jak powiedzieliby Anglicy" - czytam np. w wywiadzie, jakiego „Tygodnikowi Powszechnemu" udzielił w roku 1982 prof. Jan Malanowski). Melchior Wańkowicz był w ogóle odważnym słowotwórcą. Z cudowną intuicją odkrywał niewykorzystane możliwości systemu języ- 14 kowego - choćby wtedy, gdy decydował się na użycie formy podziw-nąć- dokonanej postaci czasownika podziwiać Chciałoby się bowiem - tylko trochę żartobliwie - zapytać: dlaczego my, Polacy, musimy stale, wiele razy coś podziwiać? Czyi nie moglibyśmy raz podziwnąć- tak jak Wańkowicz?! Mówilibyśmy wtedy jak on czy jego córki: „Możemy stąd iść - już podziwnęliśmy" (zgorszonych moim wywodem proszę o łaskawą odpowiedź na pytanie: jaka jest formalna różnica między parami wyrazowymi ziewać - ziewnąć, sypać - sypnąć, dźwigać - dźwignąć czy zgarniać - zgarnąć a podziwiać - podziwnąć? 1). Lubił Wańkowicz syntetyczne konstrukcje leksykalne - jedno-słowne odpowiedniki tradycyjnych połączeń wyrazowych. Pisał więc np. nie o robieniu zbiórek, lecz o zbiórkowaniu, nie o wpadaniu na trop, lecz o tropnięciu się. Poszukiwanie krótkich, zwięzłych i ekspresyjnych wyrażeń dominowało zawsze w jego twórczości. Dużej fortuny dorobił się przed wojną na reklamowym sloganie cukier krzepi. Jest w nim cały Wańkowicz: prosty, dosadny, nietuzinkowy, dowcipny. Pisarz był też zresztą szczerze rozbawiony, że lud szybko uzupełnił jego pomysł rymującym się zdaniem a gorzała jeszcze lepiej! Gdybym zaś miał wskazać swój ulubiony Wańkowiczowski fragment, wybrałbym bez namysłu ten, w którym autor „Hubalczyków" porównuje język do rzeki: wchłania ona w swój nurt wszystko, ale u ujścia jest już czysta, klarowna; z językiem jest podobnie. Przywołuję ten tekst prawie zawsze wtedy, gdy dyskutuję z kimś, kto ma do mnie żal o zbyt liberalny stosunek do zjawisk językowych. Jestem bowiem przekonany, że w tym plastycznym porównaniu Wankowicza zawarta jest głęboka prawda o języku: w swym rozwoju staje się on coraz lepszym, coraz funkcjonalniejszym narzędziem międzyludzkiej komunikacji. O ciekawych archaizmach 'W- w książce Zbigniewa Herberta ™ * . ¦ W „Barbarzyńcy w ogrodzie" Zbigniewa Herberta mamy takie trzy fragmenty: „Leon Baptysta odbył iście renesansowe studia w Bo- 15 lonii, i to w warunkach studenckiej nędzy, gdyż umarł był w tym czasie jego ojciec"; „Za ich plecami iści się morderczy zamiar, usymbolizo-wany w scenę biczowania"; „Posiadał ponad sto zamków, astronomiczną fortunę, ogromne wpływy i niepożyte ciało". Jak oceniać formy umarł był, iści się i niepożyty? Zacznijmy od owego umarł był. Jest to kategoria gramatyczna praktycznie zupełnie dziś już martwa, wykorzystywana od czasu do czasu w celach stylistycznych. Zwie się zaś ona czasem zaprzeszłym (łac. plusąuamperfectum). Tworzono ją przez dodanie form czasu przeszłego słowa posiłkowego być do formy z -ł danego czasownika. Wyrażała ona albo czynność dawno minioną, albo wcześniejszą od innej czynności przeszłej. Następstwa czasowego można by się dopatrzyć w przytoczonym tekście Herberta (najpierw ojciec umarł był - potem Leon Baptysta odbywał studia), ale raczej mamy tu do czynienia z ogólnym sztafażem stylizacyjnym: chodzi o podkreślenie dawności opisywanych wydarzeń. Z wielkich ludzi nauki i kultury lubił jeszcze stosować czas zaprzeszły znakomity historyk literatury prof. Stanisław Pigoń, zmarły w grudniu 1968 roku: „Tej to wersji znalazłem był i ogłosiłem dwie redakcje bliźniacze" (najpierw znalazłem był - potem ogłosiłem) - czytamy np. w jednej z jego prac. A w innej: ,Jesienią 1922 r., już jako stały współpracownik „Przeglądu Warszawskiego", po drodze do Wilna wpadałem był do redakcji", „W jednej z gazet starałem się był przedstawić życie wewnętrzne na wsi powojennej moich stron". A cóż to jest owo Herbertowskie iścić się? Nietrudno się domyślić, że to kolejny archaizm, forma staropolska. Używano jej powszechnie do XVIII wieku, rejestruje ją jeszcze „Słownik języka polskiego" Maurycego Orgelbranda z roku 1861. Znaczy ona tyle co „spełniać się, uskuteczniać się, dopełniać się, potwierdzać się" („/ wyrzucił je do cudzej ziemie, jakoż dziś jiszczę się" - „Biblia królowej Zofii" z roku 1455, „Bodaj nasze i wasze życzenia iściły się" - ze słownika Orgelbranda). Dziś używamy w języku literackim tylko postaci z przedrostkiem z- („Bodaj nasze i wasze życzenia z i śc iły si ę" - powiedzielibyśmy). A szkoda, bo gdyby nadal funkcjonował twór bezprzedrostkowy, mie- 16 libyśmy wyrazistą opozycję aspektową: iści się (aspekt niedokonany) - ziściło się (aspekt dokonany). Trwanie czynności iszczenia się oddaje także Herbertowska konstrukcja „iści się morderczy zamiar", znacząca tyle co „morderczy zamiar się spełnia, dopełnia się". Pozostaje do zinterpretowania trzecia forma odbiegająca od powszechnego zwyczaju językowego -„niepożyte ciało". Dlaczego nie niespożyte - jak niespożyte siły, niespożyta energia, niespożyty starzec itp.? Współczesne słowniki rejestrują tylko postać z przedrostkowym s-: niespożyty - „nie dający się wyczerpać, mający niewyczerpany zapas sił, niezniszczalny". I w tym wypadku Herbert sięgnął do formy pierwotnej, przytaczanej przez słowniki dawnej polszczyzny. W staropolszczyźnie istniał bardzo pospolity wyraz pożyć - „pokonać kogoś, sprostać komuś" („Wojną trudno go pożyć, bronią trudno zwyciężyć" - pisał Cyprian Bazylik w XVI wieku). Knapski w swym „Thesaurusie" z roku 1621 przytacza przysłowiowe wyrażenie pożyć sęku, mające znaczyć tyle co dzisiejsze zgryźć orzech, czyli „uporać się z trudnością". Formami imiesłowowymi utworzonymi od tegoż czasownika były postacie pożyty i niepożyty („We wszelkim nieszczęściu i ty bądź niepożyty", „Potłukł zbroje niepożyte, spalił tarcze nieprzebite" - pisał Jan Kochanowski). W przywołanym tu już słowniku Orgelbranda z roku 1861 też jeszcze znajdujemy hasło niepożyty - „nie dający się pożyć (czyli nie dający się zniszczyć, pokonać)", „niełatwo ulegający zepsuciu, zniszczeniu, upadkowi", „długotrwały, wieczysty". Postaci z s-w ogóle jeszcze w leksykonie nie ma, choć już w XVI stuleciu zaczęła się ona pojawiać („Przyjaciół moich wszystkich spożywał, pościnał, wsi ich spalił, czci poodsądzywał" - czytamy na przykład w przełożonym przez Piotra Kochanowskiego „Orlandzie szalonym"). Przez wtórne, brzmieniowe skojarzenie z czasownikiem spożyć -„zjeść" - utrwaliła się ona w końcu na dobre. W efekcie mamy dziś do czynienia z parą wyrazową z punktu widzenia językowej logiki nieuzasadnioną: spożyty - „zjedzony", ale niespożyty - nie „niezjedzony", lecz „niezniszczalny, nie dający się wyczerpać". Jakie prawdy ogólne płyną z tych rozważań? Pierwszą, odnoszącą się do formy czasu zaprzeszłego umarł był, można by sformuło- 11 wać następująco: w językową przeszłość odchodzą konstrukcje, które ostatecznie okazują się gramatycznym balastem. W codziennym obcowaniu zupełnie wystarcza czas przeszły (umarł, napisałem, przeczytaliście, wykonali), wyrażenie zaś temporalnego następstwa to doprawdy informacyjny luksus, z którego można zrezygnować. Prawda druga odnosi się do form iścić się i niepożyty. Nie ma ich, niestety, we współczesnej polszczyźnie, choć mieściły się one w logicznym porządku znaczeniowym (iścić się - ziścić się jak jechać- zjechać, mężnieć - zmężnieć; pożyty „pokonany" - niepożyty „niepokonany, niezniszczalny" jak mały - niemały, miły - niemiły, kolorowy -niekolorowy). Tu ciśnie się pod pióro wniosek inny: powinniśmy pamiętać o tym, że logika nie zawsze jest ostatecznym prawodawcą w języku; silniejsze od niej okazują się często inne czynniki. .•*•*'>/^<.-,. Po lekturze „Ptaśka" Williama Whartona **>* a i«. <; Kiedy w maju 1996 roku przygotowywałem się do spotkania z Williamem Whartonem, sięgnąłem do jego „Ptaśka" w tłumaczeniu Jolanty Kozak. Niniejszy rozdział chciałbym poświęcić pięciu jego fragmentom. Oto dwa pierwsze: ,Jeszcze jedno jajko leży nie wyklute. To znaczy, że małych jest cztery"; „Nowe pisklaki rodzą się wszystkie jednego ranka. Są cztery". Nie zgłaszam żadnych poprawnościowych zastrzeżeń do zdania ostatniego. Mamy w nim do czynienia ze związkiem zgody między podmiotem i orzeczeniem w liczbie mnogiej. Składnia taka obowiązuje przy liczebnikach przedziału dwa-cztery: pisklaki są cztery -tak jak np. cztery kobiety stoją, trzy auta jadą, dwadzieścia dwie osoby przyszły. Nie mogę jednak zaakceptować zdania z pierwszego wypowiedzenia: „Małych jest cztery". Poprawne byłyby konstrukcje małych jest pięć czy małych jest sześć - tak jak pięć kobiet stoi, sześć aut jedzie, dwadzieścia siedem osób przyszło - ze składnią rządu obowiązu- 2. Rozmyślajcie... 18 jącą przy liczebnikach powyżej czterech, czyli z podmiotem w dopełniaczu i orzeczeniem w liczbie pojedynczej. Ponieważ w tekście mówi się o czterech ptaszkach, należało całemu wypowiedzeniu nadać formę następującą: ,Jeszcze jedno jajko leży nie wyklute. To znaczy, że są cztery małe". A dlaczego tak często się słyszy niepoprawne połączenia typu padło cztery bramek, przyszło dwadzieścia trzy osoby, zostało dwie minuty - zamiast padły cztery bramki, przyszły dwadzieścia trzy osoby, zostały dwie minuty? Odpowiedź jest prosta: połączeń z liczebnikami powyżej czterech, przy których obowiązują związki rządu, jest więcej i dlatego mamy ochotę, by tym typem składni objąć wszystkie konstrukcje z liczebnikami. Działa tu zatem ogólnojęzykowy mechanizm upraszczający (proszę zauważyć, że także na gotowych formularzach druków znajdują się tylko czekające na związki rządu połączenia typu: przybyło...osób, opuścił...godzin, ukończyło bieg...zawodników). A teraz dwa następne fragmenty „Ptaśka": „No i tak wszystko apiać od początku", ,Już teraz widzę, jak łatwo byłoby mi zrobić z siebie wielkiego gieroja". Mamy w nich dwa wyrazy rosyjskie: apiać -„znów, znowu, w kółko" i gieroj - „bohater". Oba te słowa funkcjonują w naszym codziennym językowym obcowaniu, wzbogacając - jak pńkaz czy bumaga - jego ekspresję. Ale język rosyjski to sąsiad naszej polszczyzny, pozostający z nią od wieków w ścisłych kontaktach. Czy wplatanie potocyzmów-rusycyzmów do wypowiedzi chłopców amerykańskich-bohaterów „Ptaśka", którego akcja toczy się w latach trzydziestych naszego stulecia, jest stylistycznie uzasadnione? Dotykam tu, oczywiście, niuansów pracy translatorskiej, ale myślę, że moje wątpliwości nie są bezzasadne. Jestem natomiast absolutnym zwolennikiem takich pomysłów słowotwórczych jak ten, z którym się zetknąłem w jeszcze jednym fragmencie książki Whartona: „Właśnie skończyłem krzątać się przy ptakach i z utęsknieniem czekam na tegonocny sen". Skoro mamy w języku polskim formację tegoroczny, dlaczego nie moglibyśmy czasem posłużyć się analogiczną strukturą tegonocny czy - dajmy na to - tegoletni?! Czynny stosunek do ojczystego języka przejawia się właśnie w zdolności do tworzenia tego typu słów, pozostających w całkowitej zgo- 19 dzie z regułami systemowymi, tyle że nie wspieranych powszechnym zwyczajem społecznym. Raz jeszcze więc zachęcam wszystkich użytkowników polszczyzny, by korzystali z przebogatych możliwości systemu językowego. Zdolność przetwórcza polskich słów jest przecież niebagatelnym atutem stylistycznym. Vaclav Havel - mistrz słowa i intelektu W rozmowach prywatnych oraz w wystąpieniach publicznych często ujawniam swój więcej niż serdeczny stosunek do czeskiego pisarza i prezydenta Vaclava Havla. Jest on moją wielką sympatią polityczną i intelektualną. Toteż gdy w grudniu roku 1992 otrzymywał doktorat honoris causa naszego Uniwersytetu Wrocławskiego, uroczystość ta stała się dla mnie pretekstem do poświęcenia jednego z odcinków telewizyjnej „Ojczyzny polszczyzny" językowym problemom związanym z jego imieniem i nazwiskiem. Ale i sam Vaclav Havel, a nie tylko jego imię i nazwisko, zasługuje na szczególne potraktowanie. Im dłużej obcuję z tekstami czeskiego prezydenta, tym coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jest on nie tylko wielkim myślicielem, intelektualistą, lecz także wytrawnym mistrzem słowa. Czyż nie było oratorskim majstersztykiem jego przemówienie na powitanie w Czechosłowacji papieża Jana Pawła II? Osią konstrukcyjną tej słynnej przemowy uczynił wtedy Havel niezwykłe składniowo i treściowo wypowiedzenie nie wiem, czy wiem, co to jest cud. Powtórzone około dziesięciu razy - w konstrukcjach typu: Me wiem, czy wiem, co to jest cud, ale cudem jest to, że jesteś tu dzisiaj; nie wiem, czy wiem, co to jest cud, ale cudem jest to, że jesteś w wolnej, suwerennej Czechosłowacji - wejdzie kiedyś z pewnością do podręczników retoryki (nieodparcie nasuwa się tu skojarzenie z powtórzeniami, należącymi do typowych figur stylistycznych Biblii, np. Biada wam, uczeni w piśmie i faryzeusze, obłudnicy - siedem razy powtórzone we fragmencie Ewangelii św. Mateusza 23,13-36). Zachwycające językowo było przemówienie prezydenta Republiki Czeskiej z okazji wręczenia mu Nagrody Karola Wielkiego za 20 zasługi na rzecz integracji europejskiej (uroczystość odbyła się 15 maja 1996 roku w Akwizgranie). Głębokie myśli o perspektywach naszego kontynentu Havel rozwinął, wychodząc od...etymologii Europy: „Sprawdziłem niedawno - powiedział, skąd właściwie Europa wzięła swoją nazwę i nieco zaskoczony stwierdziłem, że zdaniem wielu badaczy termin ten ma swój prapoczątek w akadyjskim słowie erebu, które oznacza zmierzch lub zachód słońca. Na pierwszy rzut oka może się wydać, iż tego rodzaju odkrycie nie nastraja zbyt optymistycznie: wszak słowo zmierzch łączymy tradycyjnie z wyobrażeniem jakiegoś końca, zaniku, porażki, upadku lub zbliżającej się śmierci. Pod pewnymi względami są to skojarzenia uzasadnione; wraz ze zmierzchem rzeczywiście coś się kończy. Ale też od niepamiętnych czasów to właśnie wieczór był porą, kiedy człowiek zastanawiał się nad tym, co zrobił w ciągu dnia, nad sensem lub bezsensem swoich działań, oraz snuł plany na dzień następny". Więc jak będzie z naszą Europą? Czy mamy rzeczywiście do czynienia z jej zmierzchem, czy z niepowtarzalną szansą cywilizacyjną? Mówi Havel: „Wydaje mi się, że owa chwila zmierzchu, będąca okazją do autorefleksji, mobilizuje nas, byśmy pamiętali o tradycji europejskiej, przyznając otwarcie, że istnieją wartości, które są ważniejsze i większe od naszych doraźnych działań, i że jesteśmy odpowiedzialni nie tylko wobec swojej partii, swojego elektoratu, swojego lobby czy państwa, ale de facto wobec całego rodzaju ludzkiego, łącznie z tymi, którzy przyjdą po nas, i że wreszcie, w ostatniej instancji, werdykt 0 wartości naszych czynów zapadnie zupełnie gdzie indziej niż w kręgu śmiertelników, którzy nas otaczają". To ostatnie zdanie kieruje nasze myśli w stronę transcendencji. 1 ona jest nieustannie obecna w tekstach Havlowych. W znanych, pisanych z więzienia „Listach do Olgi", będących moją ulubioną lekturą filozoficzną, Boga nazywa Havel niezmiennie horyzontem absolutnym („Tylko poprzez ten świat mogę się odnosić także do tego wyższego, absolutnego horyzontu"). W przemówieniu akwizgrańskim pojawiają się inne określenia: Sędzia nad gwiazdami (powtórzone za Fryderykiem Schillerem w zdaniach: „Życie w świętym kręgu wolności wymaga przysięgi i zobowiązania w obliczu Sędziego nad gwiazdami", ,Jak gdybyśmy już całkiem zapomnieli o Tym, który jest Sędzią nad gwiazdami"), Autorytet („Wolność możliwa jest tylko wtedy, gdy 21 bierze na siebie odpowiedzialność przed Autorytetem, który ją przewyższa"), Ten, w którego Europa wierzy już od dwóch tysiącleci. To ostatnie stało się podstawą pointującego fragmentu akwiz-grańskiego przemówienia: „Najwięcej dla s'wiata uczynimy wówczas, gdy będziemy działać w zgodzie z nakazami naszego sumienia, czyli tak, jak sądzimy, że chcielibyśmy postępować wszyscy. Europa musi pokornie i bez ostentacji wziąć na swoje ramiona krzyż dzisiejszego świata i naśladować Tego, w którego wierzy już od dwóch tysiącleci, ale w imię którego wyrządziła także sporo zła. Wówczas zdoła wypełnić najlepszą treścią owo pojęcie zmierzchu, któremu podobno zawdzięcza swoje imię" (cytowane fragmenty przemówienia akwizgrańskiego przełożył z czeskiego Andrzej Babuchowski - „Gość Niedzielny" z 16 czerwca 1996 roku; fragment „Listów do Olgi", PWN, Warsza-wa-Wrocław 1993 - w tłumaczeniu Elżbiety Szczepańskiej). 24 kwietnia 1997 roku Havel przemówił w Bundestagu. Tym razem przedmiotem jego rozważań stało się słowo ojczyzna: „Rozumiemy zwykle pod tym pojęciem - powiedział - kraj, gdzie żyje naród, do którego należymy. Kiedy dzisiaj powie się ojczyzna, większość ludzi będzie rozumiała ją jako strukturę zamkniętą, z góry daną, poddającą się dokładnej definicji i nie prowokującą do dalszych rozmyślań". Czy takie rozumienie jest jedynie możliwe, słuszne i rokujące jakieś perspektywy? Czy nie należałoby zjawiska ojczyzny przynajmniej raz jeszcze zanalizować? Mówi Havel: „Najczęściej używanym i najbardziej odpowiednim słowem na oznaczenie tego, co po czesku nazywa się ojczyzną, jest Heimat. Pochodzi ono z pragermańskiego słowa heima, które oznaczało nie tylko świat nam bliski, doskonale znany, a więc jedną z warstw naszych stron rodzinnych, lecz również świat i wszechświat w ogóle, w całości, a więc universum. Podobnie sta-roislandzkie słowo heimpekja znaczy mówić o stronach rodzinnych i ojczyźnie, ale także rozmyślać o wszechświecie, a więc filozofować". Co się kryje za tą pierwotną dwuznacznością słowa ojczyzna? Według czeskiego dramaturga i prezydenta wyjaśnienie jest proste: „Ojczyzna najwyraźniej była kiedyś rozumiana jako pewne uobecnienie świata, jako jego obraz czy też możliwość wejrzenia w jego głąb. To, co doskonale znamy, co nas otacza, w czym do pewnego stopnia się orientujemy, czego bezpośrednio doznajemy i doświadczamy, było jak gdyby jedynie powierzchnią kryształu, w której odbijał się 22 cały kosmos. Ojczyzna czy strony rodzinne - tak rozumiane - nie wydzielają nas bowiem z wszechświata, ale przeciwnie - z wszechświatem owym nas wiążą. Tak więc pierwotne słowo ojczyzna nie oznacza żadnej zamkniętej struktury, ale przeciwnie - strukturę otwierającą. Jest to most między człowiekiem a kosmosem, odwołanie tego, co znane, do tego, co nieznane, tego, co widzialne, do tego, co niewidzialne, tego, co zrozumiałe, do tego, co tajemnicze, tego, co konkretne, do tego, co ogólne. Jest to pewny grunt pod nogami, grunt, na którym człowiek stoi, by móc się wspinać ku niebu" („Gazeta Wyborcza" 23 maja 1997). A ja myśli te chciałbym dopełnić słowami ks. prof. Janusza St. Pasierba: „Małe ojczyzny uczą żyć w ojczyznach wielkich, a przede wszystkim - w wielkiej ojczyźnie ludzi". Skrzydlate słowa Oto fragment artykułu Leopolda Ungera z jednego z numerów „Gazety Wyborczej": „Bez nowej zreformowanej Unii jej poszerzenie w ogóle nie wchodzi w grę. Dokument z Turynu jest więc ważny dla Warszawy, Pragi itd. I choć lista określonych w nim priorytetów odbiega od oczekiwań PECO, to trzeba się z tym pogodzić. Jak? Ano, jak zawsze w Polsce, sięgając do wieszczów. Można optymistycznie za Słowackim powiedzieć: Niech żywi nie tracą nadziei albo pesymistycznie za Mickiewiczem: Kto wchodzi do mnie, żegna się z nadzieją".* Bardzo znamienne i słuszne jest stwierdzenie „Brukselczyka" o stałym w Polsce sięganiu do wieszczów. Aleksander Bocheński w „Rzeczy o psychice narodu polskiego" powie z nutą sarkazmu, że ideałem Polaka było zawsze napisanie poematu i oddanie życia w bitwie. Językowym zaś znakiem wyjątkowej roli literatury w dziejach naszego narodu jest stała jej obecność w różnego typu tekstach w postaci tzw. skrzydlatych słów, czyli często przytaczanych cytatów ze znanych utworów, wchodzących do frazeologii języka potocznego i odgrywających w nim rolę aluzyjnych powiedzeń stoso- * Mickiewicz tłumaczył fragment „Boskiej komedii" Dantego, z której pochodzi ten cytat (przyp. red.). 23 wanych w odpowiednich sytuacjach, nierzadko bez wyraźnej świadomości ich pochodzenia. Odnajdujemy je przede wszystkim w nagłówkach prasowych. Bo i tytuł w tytule to jeden z najbardziej ulubionych środków stylistycznych ludzi pióra. I tak np. tytułem publikacji o jakichś bezsensownych przedsięwzięciach są bardzo często „Syzyfowe prace" (powieść Żeromskiego), a o beznadziejnym czekaniu na coś - „Czekając na Godota" (sztuka Becketta). Jeśli czekanie jest neutralniej-sze pod względem emocjonalnym, pojawiają się modyfikacje Bec-kettowskiego oryginału - typu Czekając na rzemieślnika, Czekając na formę, Czekając na remont. A teraz inne przykłady - dosłowne przytoczenia tytułów literackich: „Samotny biały żagiel" - podpis pod zdjęciem łabędzia (por. powieść Katajewa), „Obcy" - art. o opuszczonym przez wszystkich człowieku (por. powieść Camusa), „Ożenek" - relacja sądowa (por. sztukę Gogola), „Piekło kobiet" - art. o przerywaniu ciąży w Nowej Zelandii (por. szkic Boya-Żeleńskiego), „Zaczarowane koło" - art. o sytuacji w polskim teatrze (por. sztukę Rydla), „Szlachetne zdrowie"- art. poświęcony problemom zdrowotnym (por. fraszkę Kochanowskiego), „Jesienna nuda" (por. sztukę Niekrasowa), „W poszukiwaniu straconego czasu" - reportaż z dnia na budowie (por. powieść Prousta). Najczęściej pojawiają się parafrazy znanych tytułów: „Tropami Smętka" - reportaż ze spływu kajakowego na Mazurach (por. Wańko-wicz, „Na tropach Smętka"), „Alchemik słowa" - wspomnienie o Janie Parandowskim (por. tegoż „Alchemię słowa"), „Sportowa smuga cienia" (por. Conrad, „Smuga cienia"), „Stary człowiek i życie" (por. Hemingway, „Stary człowiek i morze"), „Traktat o pozornej robocie" (por. Kotarbiński, „Traktat o dobrej robocie"), „Wiatr od...Pogorii", „Wiatr od gór" (por. Żeromski, „Wiatr od morza"), „Żywot człowieka aktywnego" (por. Rej, „Żywot człowieka poczciwego"), „Kanada pachnąca muzyką" (por. Fiedler, „Kanada pachnąca żywicą"), „W 96 filmów dookoła świata" - relacja z festiwalu filmów krótkometrażo-wych w Oberhausen (por. Verne, „W 80 dni dookoła świata"), „Pojednanie z bronią" - art. o zjeździe Stowarzyszeń Muzeów Broni (por. Hemingway, „Pożegnanie z bronią"), „Trzeźwemu biada?" - art. o pladze pijaństwa (por. Gribojedow, „Mądremu biada"), „Rękopis znaleziony w operze" - relacja z festiwalu piosenki w Sopocie (por. Potoc- 24 ki, „Rękopis znaleziony w Saragossie"), „Miłość w bardzo starych dekoracjach" - rec. przedstawienia „Spór" wrocławskiej pantomimy (por. Różewicz, „Śmierć w starych dekoracjach"), „Dyscyplina niejedno ma imię" (por. la Mure, „Miłość niejedno ma imię"). Tytuły literackie to, oczywiście, niewyłączne skrzydlate słowa. Jeszcze popularniejsze są fragmenty znanych wierszy, dramatów czy powieści. Zdecydowanie najczęściej Polacy nawiązują do twórczości Mickiewicza: „Gwałt gwałtem się odciska" (tytuł relacji o próbie zbiorowego gwałtu w Rumunii, zakończonej...pobiciem i puszczeniem nago gwałcicieli przez niedoszłą ofiarę - dziewczynę trenującą karate), „Ciemno wszędzie" (art. o sytuacji polskiego brydża), „Głucho wszędzie" (art. o sytuacji polskiej piłki nożnej), „Mierz fundację na zamiary", „Ile cię trzeba cenić..." (art. o rękopisie „PanaTadeusza)", „Zbłądzili pod strzechy", „Patrzaj w serce" (art. o transplantacji serca), „Szkoła męczy, nudzi, przestrasza", „Nam strzelać nie kazano" (ulubiony nagłówek dziennikarzy sportowych, gdy piszą sprawozdanie z meczu, który się zakończył wynikiem bezbramkowym), „Kobieto, puchu marny", „Kraj lat dziecinnych", „Nasz naród jak lawa", „Do przyjaciół Moskali". Przywoływani są i inni klasycy: Słowacki („Smutno mi, Boże", „Dwa na końcach swych przeciwnych bogi", „Nie pójdę z wami waszą drogą kłamną", „Duchowi memu dała w pysk", „Język giętki", „Milcz, serce"), Norwid („Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba...", „Odpowiednie dać rzeczy słowo", „Polska przemienionych kołodziejów", „Ideał sięgnął bruku", „Ojczyzna jest to wielki zbiorowy obowiązek", „W krainie schorowanej wyobraźni"), Fredro („Paweł i Gaweł", „Zupa z gwoździa", „Nie uchodzi, nie uchodzi", „Osiołkowi w żłoby dano", „Wolnoć Tomku w swoim domku", „Znaj proporcją, mocium panie"^), Wyspiański („A to Polska właśnie", „Trza być w butach na weselu", „A tu pospolitość skrzeczy", „Teatr mój widzę ogromny", „Cóż tam, panie, w polityce?", „Co się w duszy komu gra", „Chocholi taniec"). Wszystkim przytoczonym tu konstrukcjom przysługuje szczególna moc sugestii zbiorowej. Skrzydlate słowa literatury to polska specyfika kulturowo-językowa, może zanikająca, może coraz bardziej elitarna, ale istotnie wpływająca na wyobraźnię przeciętnego użytkownika polszczyzny. Trudno jednak nie zauważyć, że coraz natarczywiej jest dziś ona atakowana przez inne obiegowe formy językowe, takie jak frag- 25 menty piosenkarskich szlagierów (To były piękne dni, Dziwny jest ten świat, A mnie jest szkoda lata, Kolorowe jarmarki, Kochać-jak to łatwo powiedzieć, Jadą wozy kolorowe) czy slogany reklamowe. Znakiem czasu jest kariera tych ostatnich. Dzieci potrafią nimi dialogować przez kilka minut! Sam się przyłapuję na natychmiastowych skojarzeniach leksykalnych typu warto - z Wartą warto, wizja - to nie wizja, to Vizir czy najlepsze - podaj to, co najlepsze. Złości mnie to nieraz - tak jak się niecierpliwię, gdy nie mogę się doczekać na ten czy inny program telewizyjny (zwłaszcza mecz piłkarski!), skazany na poprzedzającą go serię reklam. Wiem jednak dobrze, że stanowią one integralną część kultury masowej, a jej formuły zaczynają pełnić funkcję właśnie skrzydlatych słów. Wystarczy na przykład, że jakiś tekst prasowy poświęcony jest szeroko pojętemu praniu, czyszczeniu, a już zdecydowana większość dziennikarzy decyduje się na nagłówek Ociec, prać?I, będący powtórzeniem najpopularniejszego chyba sloganu-cytatu z Sienkiewicza. Zdarza się, że jakiś fragment przechodzi znamienną drogę od piosenkarskiego szlagieru - przez tekst reklamowy - do elitarnego czasopisma. Oto Andrzej Rosiewicz zaśpiewał najpierw Czy lubi pani czaczę, czy czaczępani zna?. Później pojawiła się znana modyfikacja reklamowa: Czy lubi pani ATLAS, czy ATLAS pani zna?, a w końcu „Tygodnik Powszechny" zdecydował się na tytuł Czy lubi pani Czycza, czy Czycza pani zna? (artykuł-wspomnienie o zmarłym pisarzu Stanisławie Czyczu). W tym momencie trzeba postawić pytanie: czy tego typu pomysł nie jest stylistycznym zgrzytem? Nie może tutaj nie razić wyraźny kontrast między frywolnym charakterem konstrukcji-pierwo-wzoru a okolicznościami (czyjaś śmierć), które sprowokowały autora do tej modyfikacji. Podobnie wypada ocenić zachowanie pewnego profesora, który w poważnym programie telewizyjnym zaczął swą wypowiedź od słów: „To, co mam do przekazania, wypowiem z pewną taką nieśmiałością", będących - oczywiście - nawiązaniem do reklamowego wyrażenia z pewną taką nieśmiałością, dotyczącego podpasek higienicznych. Nie razi trawestacja tej konstrukcji w dowcipnym felietonie, którego autor pisze o jednym z polityków, że z pewną taką kabaretową zuchwałością demonstrował pistolecik. . • ¦ • r- 26 Inny felietonista nie napisał o jednoczesnej jeździe na rowerze i rozmowie przez telefon komórkowy, lecz myśl tę zwerbalizował następująco: Jąłem w duchu wychwalać ideę jazdy na rowerze i rozmowy przez telefon komórkowy w jednym". Jest to, naturalnie, parafraza szamponu i odżywki w jednym. Ten ostatni slogan tak działa na wyobraźnię ludzi pióra, że jego modyfikację zdarzyło mi się znaleźć w jeszcze jednym wycinku prasowym: „Pomnik trzy w jednym przypomina ruską babę: dwa starsze pomniki ukryte są we wnętrzu trzeciego, najnowszego". Nagłówek zaś całego artykułu brzmiał: Jak Kłodzko na pomnikach oszczędza. TRZY W JEDNYM. Powiedzmy wreszcie, że w czasie kampanii prezydenckiej na pewno nie byłoby haseł Bądź sobą. Wybierz Wałęsę i Pietrzak krzepi, gdyby wcześniej nie zapadły w powszechną świadomość językową slogany Bądź sobą. Wybierz Pepsi i Mars krzepi (ten ostatni jest tra-westacją znanego przedwojennego Cukier krzepi, wymyślonego -jak wiemy - przez Melchiora Wańkowicza). Jak widać, wiele sloganów reklamowych wzbogaciło polski system stylistyczny, funkcjonując na zasadzie skrzydlatych słów. Jeśli nie dochodzi do wyraźnej dysharmonii formy i treści, jak w dwu opisanych wyżej przykładach, nie może być mowy o konflikcie tekstu reklamowego z szeroko pojętą kulturą języka. , o - . i W językowym kręgu rodziny Terminologię rodzinną tworzyła kiedyś wielka grupa wyrazowa. To rozbudowane słownictwo, precyzyjnie określające poszczególne stopnie pokrewieństwa, ściśle oddzielające przodków po mieczu (agnati post gladium) od przodków po kądzieli (agnati post fusum), okazywało się jednak coraz mniej przydatne w miarę zacieśniania się familijnych więzi tylko do kręgu osób sobie najbliższych: ojca, matki, babci, dziadka, brata, siostry, wujka, ciotki. Nie można się więc dziwić, że odeszło w językową przeszłość. Któż z nas, współczesnych, zna na przykład dawną snechę, snesz-kę, czyli synową? Owa snecha zwała braci mężowych dziewierzami, 21 siostry męża - zełwami, zołwami lub zełwicami, a żony braci mężo-wych - jątrwiami albo jątrewkami. Rodziców męża snecha określała przez całe wieki jako świekrów, ją samą zaś nazywano także często niewiastką (bo nic się o niej nie wiedziało, gdy wchodziła do rodziny; to określenie znane jest do dziś na Śląsku). Teściami (dawn. deściami) byli tylko dla męża rodzice żony. Tenże mąż nazywał brata żony (dzisiejszego szwagra) szurzym. Już w XVI wieku zapomniano zupełnie o nieciach i nieściorach - potomstwie brata lub siostry. Syn brata to dziś bratanek, córka brata - bratanica, syn siostry - siostrzeniec, a córka siostry - siostrzenica. Kiedyś funkcjonowały jeszcze takie postacie, jak synowiec, brataniec, bratan, braciniec (dwie ostatnie - głównie na Śląsku), synowica, siestrzan, siestrzanek, siestrzanka. Ciotą, ciotką była i jest zarówno siostra ojca, jak i matki. Na naszych oczach obumiera stryj, stryjek, czyli brat ojca, wyparty przez wuja, wujka, który kiedyś oznaczał tylko brata matki. Ciotką i wujkiem są dziś za to dla najmłodszych także przyjaciele i bliscy znajomi ich rodziców, co jest potwierdzeniem odchodzenia od dalszych związków familijnych ku relacjom koleżeńskim, opartym na wolnym wyborze. Na nieuchronne odejście z codziennego obiegu językowego skazane są i takie określenia, jak stryjna, stryjenka - „żona stryja", wuj-na, wujenka - „żona wuja". Nikt też już męża ciotki nie nazwie nacio-tem czy pociotem (ostał się jeszcze żartobliwy pociotek - „daleki krewny"). To również jest obecnie pojemny znaczeniowo wuj, wujek. Dziecko to historyczne zdrobnienie. Kiedyś było w powszechnym obiegu dziecię, a także zupełnie dziś nieznane czędo. Warto wspomnieć, że formy wnuk i wnuczka też miały postacie oboczne -wnęk i wnęka. Ojciec i matka to, oczywiście, rodzice, ale rodzic był aż do początków naszego stulecia tylko „ojcem" („napirwszy nasz rodzic Adam" - pisał na przykład Szymon Starowolski pod koniec XVI wieku, „syn nie poszedł w ślady swego rodzica" - czytamy u Henryka Mościckiego, urodzonego w roku 1881), rodzica zaś to jeszcze dla Mickiewicza synonim matki (w „Konradzie Wallenro-dzie": „Wilija, naszych strumieni rodzica, dno ma złociste i niebieskie lica"). Jak wiemy, szerzy się obecnie zwyczaj określania mia- 28 nem rodzica - albo ojca, albo matki (ja aprobuję tę ewolucję for-malno-znaczeniową, ale wielu normatywistów ciągle jej nie akceptuje). Ojciec, jak już wiemy z pierwszego rozdziału tej książki, miał pierwotne brzmienie ociec. Wtórne j w tym rzeczowniku jest fonetycznym efektem powszechnego w XV/XVI wieku przekształcania się grup głoskowych -ćc-, -dźc- w -je-. Ponieważ od dopełniacza zaistniały artykulacyjne warunki tej dźwiękowej ewolucji (formy oćca, oćcu, oćcem, oćcze przekształciły się w ojca, ojcu, ojcem, ojcze), także i mianownikowy ociec wchłonął to wtórne j (wyrównał się w ten sposób temat fleksyjny tego rzeczownika). Matka - historyczne zdrobnienie, urobione przyrostkiem -ka -jest słowem o praindoeuropejskim rodowodzie. Jego prasłowiańska postać to mań, kontynuowana na gruncie polskim jako maci, a potem mać (w dopełniaczu: macierze, stąd macierz). Szokująca dla współczesnych użytkowników polszczyzny może być informacja, że jednym z synonimicznych określeń matki była też... maciora. W przejmujących XV-wiecznych „Żalach Matki Boskiej pod krzyżem" czytamy: „Proścież Boga, wy miłe i żądne („potrzebujące") maciory,by wam nad dziatkami nie były takie to pozory („widoki")". Dopiero później dokonała się ewolucja znaczeniowa maciory, dziś oznaczającej „samicę świni". Inne formy żeńskie też zresztą zmieniały swe treściowe zakresy i stylistyczne zabarwienia. I tak towarzyszką życia męża była najpierw małżona, małżonka (skrzyżowanie niemieckiego pnia Mahl i rodzimej żony). Żona natomiast długo była najpowszechniejszym ogólnym określeniem osoby płci żeńskiej. Stała się ona nazwą matrymonialną, gdy kobieta przestała być wyrazem frywolnym, a nawet obraź-liwym (jedna z bohaterek „Sejmu niewieściego" Marcina Bielskiego, tworzącego w XVI wieku, skarży się: „Męże nas ku więtszemu zelżeniu kobietami zową") i mogła przyjąć funkcję neutralnego pod względem stylistycznym określenia istoty płci żeńskiej (z kolei nie-nacechowana ekspresyjnie dziewka, synonim dziewczyny, stała się z czasem słowem o wybitnie ujemnym znaczeniu - „kobieta lekkich obyczajów"). W szkicu tym przywołałem kilka form funkcjonujących w bliskiej mi gwarze śląskiej. Rejestr ten mógłbym uzupełnić o takie po- 29 stacie, jak ojce, ojcowie - „rodzice" (powszechnie znane i w innych regionach), cera - „córka", chmoś- „kum", gniozdurek - „najmłodsze dziecko w domu", libsta - „narzeczona", potek, potka - „chrzestny, chrzestna", starka - „babcia", staroszek, starzyk - „dziadek", ta-ńk - „ojciec, tato, dziadek, starszy człowiek", ujek - „wujek", zowit-ka _ „panna z dzieckiem", żynich - „pan młody". Wraz z formami polszczyzny ogólnej tworzą one ciekawą mozaikę nazewniczą, nieuchronnie jednak skazaną na ilościowy regres -jeszcze jeden językowy znak czasu. W językowym kręgu medycyny Lingwisję rozpatrującego zjawiska językowe w szerszym aspekcie teorii międzyludzkiej komunikacji musi szczególnie interesować wyjątkowość relacji lekarz - pacjent. Ten drugi przychodzi do pierwszego z całą swoją ludzką biedą, z całą psychofizyczną biedą - podkreślmy. A miser res sacra („biedny rzeczą świętą") - mówił Seneka. Czy zapracowany lekarz zawsze jest świadom tej sytuacji komunikacyjnej? Czy pamięta o zasadzie Hipokratesa pńmum non nocere („po pierwsze nie szkodzić"), rozpatrywanej z punktu widzenia językowego stosunku do chorego człowieka? Chciałoby się mu więc przypomnieć: pomóc nie zawsze możesz, pocieszyć - zawsze możesz, pocieszyć słowem dobrym, łagodnym, przynoszącym ukojenie. „ W skromnym wspomnieniu pragnę przywołać postać lekarza, by wszystkim lekarzom oddać należną cześć - mówił legendarny kaznodzieja przemyski i wrocławski ks. prof. Julian Michalec. Gorlice -podkarpackie miasteczko. Okupacja. W szpitalu nikt nie śni jeszcze o penicylinie i nie ma nawet bandaży. Bandażują nas papierem. Dyrektor chirurg - nazywał się Jan Rybicki - dysponuje sankami i swoim siwkiem, ale najczęściej na noc nie jedzie do domu, ale zostaję w gabinecie. Koło północy, kiedy gorączka pooperacyjna się wzmaga, jak biało odziany cień wchodzi do sali na palcach i - nachylając się nad ciężko chorym - pyta: No, jak się czujesz, dziecko? Niech on teraz jeszcze za grobem odbierze należną mu cześć" („Aby życie mieli. Wybór kazań", Przemyśl-Wrocław 1990, s. 371-372). 30 Wyjątkowy charakter lekarskiego powołania stoi u źródeł powiedzeń znanych w całym cywilizowanym świecie: Medice, cura te ipsum - „lekarzu, troszcz się o samego siebie", medicus curat, natura sanat - „lekarz leczy, natura uzdrawia", mens sana in corpore sano -„w zdrowym ciele zdrowy duch", similia similibus curantur- „podobne leczy się podobnym" (zasada homeopatii i medycyny ludowej). Lekarz - zdrowie - choroba to kategorie tak ważne egzystencjalnie dla każdego człowieka, że tworzą jeszcze jedną rozbudowaną grupę skrzydlatych słów. Przywołajmy kilkanaście z nich: Najwięcej doktorów na świecie (słowa przypisywane Stańczykowi, szesna-stowiecznemu błaznowi Zygmunta Starego), Lekarz leczy chorobę, a zabija pacjenta (Francis Bacon 1561-1626), „Lekarstwa na miłość" - tytuł utworu Owidiusza z 2 r., „Czas - lekarz zła" (Menander 342-291 p. n. e.) - stąd zdanie św. Augustyna Czas leczy rany, „Lekarz mimo woli" - tytuł komedii Moliera z r. 1666, „Lekarz swojego honoru" - tytuł dramatu Calderona z r. 1637, Umieram z pomocy zbyt wielu lekarzy - słowa wypowiedziane na łożu śmierci przez Aleksandra Macedońskiego, Klasyczne jest to, co zdrowe; romantyczne to, co chore (J. W. Goethe), Choroba ta nie jest na śmierć, ale dla chwały Bożej - Nowy Testament; do tego cytatu nawiązuje „Choroba na śmierć" - dzieło S. Kierkegaarda, „Dziecięca choroba lewicowości w komunizmie" - tytuł książki Lenina (por. współczesne dziecięca choroba demokracji, dziecięca choroba ustrojowej transformacji itp.), „Piękna choroba" - tytuł powieści Mieczysława Jastruna z r. 1961, Trzeba wiedzieć, że to jest Soplicow choroba, że im oprócz ojczyzny nic się nie podoba (Adam Mickiewicz w „Panu Tadeuszu"), Byłem chory, a nawiedziliście mnie - Biblia, „Chory z urojenia" - tytuł komedii Moliera z r. 1673, Mamy chorego człowieka, poważnie chorego człowieka w naszych rękach - car Mikołaj I o Turcji w rozmowie z ambasadorem angielskim Hamiltonem Seymourem (1852), „Turek jest chory" - tytuł pieśni duchownego niemieckiego Alberta Poysela z r. 1683; niemal równocześnie Thomas Roe, ambasador angielski w Istambule, porównywał Turcję do ciała starego, chorego człowieka, „O doktorze Hiszpanie" - tytuł fraszki Jana Kochanowskiego, Chory na Moskala (Stefan Żeromski), Jak w medycynie nie masz chorób, tylko są chorzy, tak w świecie moralnym nie masz win, tylko są winni (Henryk Sienkiewicz w „Rodzinie Połanieckich"), ^i jt-d 31 A ileż frazeologizmów medycznych wokół nas! Popatrzmy: ważyć jak w aptece - „ważyć skrupulatnie, skąpo", dokładność aptekarza _ „dokładność drobiazgowa", robić coś po aptekarsku - „robić coś bardzo dokładnie", choroba go wie!, ty chorobo!, cie choroba!, chorować na coś- „bardzo czegoś pragnąć", chorować na kieszeń - „nie mieć pieniędzy", coś jest lekarstwem na coś (np. na ciemnotę -oświata), na upór nie ma lekarstwa, czas najlepszy lekarz, czas wszystko uleczy, trzeba przeciąć ten wrzód - „trzeba zastosować radykalne środki", to trzeba jak lancetem - „trzeba działać szybko, ostro, radykalnie". Dołączmy do nich przysłowia: każda choroba ma swoje lekarstwo - „nie ma sytuacji bez wyjścia", na choroby są sposoby, pańska choroba - ubogiego zdrowie, chory na śmierć, a zjadłby ze ćwierć, nie każdy chory, co stęka, chorego zdrowy nie wyrozumie, chorego pytają -zdrowemu dają, co człowiek - to lekarz, dobry kucharz - dobry lekarz. Jakże znamienne było w ostatnich latach minionego okresu naszych dziejów, że - bezradni wobec powszechnej niemożności załatwienia czy kupienia czegokolwiek - posługiwaliśmy się na co dzień dwoma terminami psychiatrycznymi: obłędem i paranoją. Czy dziś wróciły już one na swoje miejsce pierwotnego przeznaczenia? Jako zaś kibic sportowy rejestrowałem przykłady licznych metafor budowanych na podstawie skojarzeń ze słownictwem medycznym: „Polska szermierka jest bardzo chora, a jej leczenie będzie bardzo trudne", „To stanowczo za mało, aby twierdzić, że polska koszykówka żyje i że są nadzieje na poprawę jej samopoczucia", „Szpada znajduje się obecnie w letargu", „Bez gier zespołowych sport jest kulawy", „Futbolowy AIDS paraliżuje stadiony" (artykuł o chuliganach boiskowych), „Sytuacja w boksie wymaga ostrych cięć", „Mamy po olimpiadzie wrzód do przecięcia", „Powierzchowne cięcia PZPN-wskim skalpelem nie uleczą tej jątrzącej się rany", „Podawanie aspiryny nie uleczy piłkar-stwa", „Owszem, reprezentacja może być podłączona do kroplów-k i jeszcze przez najbliższe półrocze", „Olimpijski medal potrzebny jest jak tlen pokręconemu światkowi polskiego judo", „Nasi piłkarze potrzebują erki". A skoro już się w medycznym kręgu znajdujemy, zatrzymajmy naszą uwagę na połączeniach wyrazowych lekarz medycyny, lekarz 32 stomatologii, lekarz weterynarii. „Szczególnie denerwujące jest to pierwsze - pisze pani doktor z Poznania. Przecież ja leczę człowieka, a nie medycynę, tak zresztą jak lekarz weterynarii nie leczy tejże weterynarii, ale przychodzi z pomocą zwierzętom!". Lekarz ludzi był, jest i będzie dla mnie i dla większości Polaków po prostu lekarzem. Lekarz leczący zęby to dentysta (łac. dens, den-tis - „ząb"), lekarz dentysta, stomatolog (gr. stoma, stomatos -„usta"), lekarz stomatolog, lekarz zwierząt zaś to weterynarz (łac. ve-terina - „stare, doświadczone bydło robocze - woły, osły, muły juczne"), lekarz weterynarz. Do świata tych funkcjonujących od lat określeń wdarły się jednak konstrukcje, wzbudzające odruch sprzeciwu i wspomnianej pani doktor z Poznania, i wielu innych osób. Ba - znajdują się te połączenia w ustawie wśród innych tytułów zawodowych. A i ktoś, kto w czasie rozmowy ze mną bardzo chciał być poprawny, powiedział, że jego brat jest lekarzem medycyny, co jest wyraźnym potwierdzeniem ogromnego wpływu polszczyzny oficjalnej, urzędowej na nasze codzienne zachowania językowe. Trudno jednak - na zdrowy rozum - nie przyznać racji przeciwnikom kontrowersyjnych połączeń i ich odczuciom treściowo-gra-matycznym. Przecież wyraz lekarz znaczy tyle co „ten, który leczy" - tak jak np. malarz to „ten, który maluje", a z takimi formami łączą się przydawki dopełniające, np. malarz obrazów, czyli „ten, który maluje obrazy". Najprecyzyjniejsze byłyby zatem określenia lekarz ludzi i lekarz zwierząt, składające się z nazwy wykonawcy czynności leczenia i z nazwy tych, na kogo się ta czynność kieruje. Ponieważ się jednak nie przyjęły, mówi się na ogół o lekarzu i o weterynarzu. Urzędowy lekarz medycyny czy lekarz weterynarii grzeszy przeniesieniem treści drugiego składnika połączenia do składnika pierwszego (medycyna to przecież nauka o zdrowiu i chorobach człowieka oraz sztuka, umiejętność leczenia chorych i zapobiegania chorobom; weterynaria to nauka o zdrowiu i chorobach zwierząt oraz sztuka, umiejętność leczenia chorych zwierząt). Przed prawie trzydziestoma laty prof. Witold Doroszewski namawiał do zrezygnowania z takich skrupułów znaczeniowo-składnio-wych i do posługiwania się tytułem lekarz weterynarii, społecznie do- 33 wartościowi!jącym lekarza zwierząt. Ja - broniłbym powszechnych odczuć użytkowników polszczyzny. Dlatego opowiadam się raz jeszcze za lekarzem, weterynarzem i dentystą, a w tekstach oficjalnych -za lekarzem, lekarzem weterynarzem i lekarzem stomatologiem. Chrystus - chrzest - chrześcijanin W jednym z listów pasterskich ordynariusz gliwicki biskup Jan Wieczorek uświadomił swoim diecezjanom, że polszczyzna jest wyjątkowym językiem europejskim, w którym takie słowa, jak chrześcijanin czy chrześcijaństwo, nie są etymologicznie związane z Chrystusem (w innych językach ten związek jest oczywisty, np. w niemieckim: Christus - Chńst, Christentum, w angielskim: Christ - Chri-stian, Christianity). Od jakiej podstawy słowotwórczej biorą w takim razie swój początek rzeczowniki chrześcijanin i chrześcijaństwo? Poniższy wywód historyczno językowy pokaże, że pośredni związek z Chrystusem mają i one. Zacząć trzeba od informacji, że pierwotne postacie naszych wyrazów to krześcijanin, krześcijaństwo, a także - co bardzo ważne - krzcić, krzest i krzestny. Czytamy w tekstach staropolskich: „Każdy krześcijan" („Kazania gnieźnieńskie" z końca XIV w.), „Za zbawienie wszech krześcijanów" („Psałterz puławski" z końca XV w.). Formę krztu cytuje „Słownik warszawski" (z lat 1900-1927) jeszcze z Wacława Potockiego (1621-1696), a ze Stanisława Orze-chowskiego (1513-1566) - nawet krstu. Ba, w „Słowniku języka polskiego" Maurycego Orgelbranda z roku 1861 hasła krzest i krzestny figurują jako równorzędne warianty postaci chrzest, chrzestny (ale mamy tam już tylko chrześcijanina i chrześcijaństwo). Dodajmy, że pierwotne k- dochowało się w gwarowym brzmieniu krzesny (bardzo popularnym np. na Podhalu), a także w języku rosyjskim, gdzie funkcjonują kriest - „krzyż", kńestit - „chrzcić", kńestjanin - „chłop". Konfrontacja z tymi ostatnimi postaciami rozjaśnia już wszelkie wątpliwości etymologiczne: nasze prymarne formy krzest, krzcić, krześcijanin, krześcijaństwo mają nagłosowe k-, bo są związane ze 3. Rozmyślajcie... 34 starosłowiańskimi podstawami kńst - „krzyż" i kristiti - dosł. „znaczyć krzyżem". Inaczej mówiąc: krześcijanin i krześcijaństwo pochodzą od krztu, a ten od czasownika kristiti (od kńst - dzisiejszy krzyż). Pod wpływem brzmieniowego podobieństwa i skojarzenia z Chrystusem (kńst - Christ) stare brzmienia ustąpiły tym z nagłoso-wym ch- i dziś mamy: chrzcić, chrzest, chrzestny, chrześcijanin, chrześcijaństwo. W tym sensie można zatem mówić, co zasygnalizowałem na początku, o pośrednim wpływie Chrystusa na współcześnie obowiązujące formy wyrazowe. Również pod wpływem słów z wtórnym nagłosowym ch- zakrystia (niem. Sakristei, ze starowłoskiego sacństia, od sacrista - „sługa kościelny, zakrystian") w ustach wielu Polaków przekształca się w zachrystię - z niepoprawnym ch. A ja myślę, że warto sobie uświadomić mechanizm tego typu brzmieniowych asocjacji, przy okazji poznając dzieje słów tak ważnych w historii naszego języka i narodu. Domus - dom - tum Jakie jest pochodzenie nazwy miejscowości Tum, leżącej koło Łęczycy, znanej dzięki zabytkowej kolegiacie z XII stulecia? Czy można przyjąć, że słowo tum, którym określano w dawnych czasach katedry, kolegiaty i inne znaczne obiekty sakralne, stanowi zniekształcenie wyrazu dom? Nazwa miejscowości Tum, obok której znajdował się najstarszy gród z VI-VIII w., niewątpliwie nawiązuje do tumu - słynnej kolegiaty benedyktyńskiej z roku 1161 (któż z nas nie pamięta z podręczników historii fotografii romańskiego tumu pod Łęczycą!). Nie mylą się ci, którzy widzą etymologiczne powinowactwo tumu i domu. U ich źródeł stoi, oczywiście, łaciński domus - „dom, także dom kościelny, czyli kościół", tyle że brzmienie-określenie budowli sakralnej przyjęło się u nas pod wpływem niemieckiej wersji z ubez-dźwięcznionym nagłosowym t- (tuom). We współczesnej niemczyź-nie jest znów nagłosowe dźwięczne d- (der Dom - „katedra"), w pol-szczyźnie natomiast tum w takim się brzmieniu utrwalił, stając się z biegiem lat słowem archaicznym, regionalnym, wypartym przez katedrę (gr. kathedra - „krzesło, siedzenie"). rewanż 35 Sięgnięto po niego przy tworzeniu przymiotników-określeń dwu pięknych Ostrowów - najstarszych części Poznania i Wrocławia. Są to, jak wiadomo, Ostrowy Tumskie, a nie Katedralne. Myślę, że taka wersja nazewnicza przydaje dostojeństwa tym wyjątkowo urokliwym częściom obu starych grodów - nadwarciańskiego i nadodrzań-skiego. „Słownik języka polskiego" pod red. Maurycego Orgelbranda z roku 1861 podaje, że tum oznaczał także „kopułę kościelną" {„Kościół w Kielcach Giedeon zmurowaćdał z kwadratu i pół tumu zało- żył"). Wracając zaś do domu, warto dodać, że jest to słowo wszystkich ludów słowiańskich, a jego związek z łac. domus, gr. domos czy ind. dama uświadamia nam językową wspólnotę z ludami indoeuropej-skimi, które na początku II tysiąclecia p.n.e. zajmowały obszary rozciągające się od Indii po Europę (stąd nazwa). Archaiczność domu sprawia, że od wieków używa się go w kilku odcieniach znaczeniowych: budynek mieszkalny (np. dom parterowy, dom na Nowym Świecie), mieszkanie w ogóle, siedziba (nie zastałem go w domu, możesz w tym chodzić po domu), rodzina, domownicy {staropolski dom szlachecki, pan domu, pani domu, z domu Kowalska, cały dom był na nogach), ród, dynastia (dom panujący, dom Habsburgów), zakład, instytucja (dom Boży = kościół, dom wycieczkowy, dom wariatów, dom poprawczy, dom handlowy, dom przedpo-grzebowy). Obfita jest też związana z domem frazeologia: wszędzie dobrze, ale (lecz) w domu najlepiej; gość w dom, Bóg w dom (w wersji żartobliwej: gość w dom, Boże uchowaj!), czuć się (poczuć się) jak u siebie w domu; jestem w domu! - „rozumiem, domyślam się"; w cudzym domu nie zawadzajże nikomu; doma (czyli „w domu") - jak chcesz, u ludzi - jak przystoi; wolnoć Tomku w swoim domku. Z domem należy łączyć również takie imiona, jak Domamir, Do-marad, Domasław, Doman. Bądź do nich, bądź do wyrazu pospolitego dom nawiązują dzisiejsze nazwiska: Domach, Domaczko, Domaj, Domak, Domal, Domała, Domaniec, Domanik, Domaradzki, Domań-ski, Domaszek, Domasławski, Domaszkiewicz, Domaszko, Domisz, Domkowicz. 36 Prowincjalny - prowincjonalny ^*; Oto obszerny fragment listu, jaki otrzymałem od pewnego za-konnika-jezuity: „Niemieckie połączenie Provinzial-Konservator oddałem przez prowincjalny konserwator, a redaktor książki poprawił na prowincjonalny konserwator, co wydaje mi się błędne, a nawet komiczne, bo to tak prawie, jakbym pisał o niefachowym, niedouczonym konserwatorze. Moim zdaniem przymiotniki prowincjalny i prowincjonalny mają całkiem różne znaczenia. Prowincjalny dotyczy prowincji jako jednostki administracyjnej, a prowincjonalny to „oddalony od ośrodków kulturalnych, od stolicy, małomiasteczkowy, zacofany". Słowniki języka polskiego nie wyjaśniają sprawy. Na ogół podają dwa znaczenia prowincji - jako jednostki administracyjnej i jako miejscowości oddalonej od ośrodków kultury, ale przymiotnik rejestrują tylko jeden - prowincjonalny. Autorzy leksykonów jakby nie wiedzieli, że w zakonach powszechnie się używa formy prowincjalny dotyczącej jednostki administracyjnej (np. kongregacja prowincjalna, nigdy - prowincjonalna). Witold Doroszewski w „Słowniku języka polskiego" z r. 1965 umieścił wprawdzie przymiotnik prowincjalny, ale zaopatrzył go w kwalifikator dawności i utożsamił znaczeniowo z postacią prowincjonalny. W „Słowniku poprawnej polszczyzny" z r. 1973 ten sam Doroszewski ostrzega: prowincjonalny (nie: prowincjalny). Nic więc dziwnego, że - opierając się na tym słowniku - redaktorzy stale mi zmieniają słowo prowincjalny na prowincjonalny, a czasem nawet prowincjała na pro-wincjonała, co jest już zupełnie bezsensowne". Mamy tu do czynienia z typowym przykładem konfliktu między współczesnymi odczuciami a tradycją językową. Rzeczywiście -w polszczyźnie ogólnej nie ma już przymiotnika prowincjalny, bo i nie ma potrzeby częstego używania określenia związanego z prowincją - zakonną czy świecką jednostką administracyjną. Jest tylko forma prowincjonalny. Rzecz bardzo znamienna: gdy spytałem jednego z wrocławskich franciszkanów, jakiej formy przymiotnikowej urobionej od podstawy słowotwórczej prowincja używa się w jego zgromadzeniu, spontanicznie powiedział, że jest nią - zgodna ze zwyczajami polszczyzny ogólnej - postać prowincjonalny. Po kilku 31 minutach jednak od tegoż duchownego otrzymałem telefoniczną informację, że i na tablicy, i na pieczęci mają wrocławscy franciszkanie z ulicy Kasprowicza tradycyjne brzmienie Kuria Prowincjalna. I tę tradycję w odniesieniu do języka kościelnego należy uszanować, skoro w wielu zakonach nadal funkcjonują jako jednostki administracyjne prowincje. Trudno się też nie zgodzić z ojcem jezuitą, że w języku ogólnym przymiotnika prowincjonalny często używamy z wyraźnie negatywnym odczuciem emocjonalnym (np. prowincjonalny donżuan, gęś prowincjonalna), co też jest argumentem za utrzymaniem dubletu prowincjalny-prowincjonalny. I wreszcie - za zachowaniem postaci prowincjalny w języku kościelnym przemawia i to, że jeszcze w XIX wieku była ona rejestrowana przez słowniki języka polskiego, i to bez żadnych kwalifikatorów. Czytamy np. w słowniku Orgelbranda: „Prowincjalny -od prowincji. Różnili się dawniej więksi kasztelanowie od mniejszych rozległością jurysdykcji, stąd pierwszych prowincjalnymi, drugich powiatowymi zwano. Ob. Prowincjonalny" (tom 2, s. 1209). Rzecz o rzeczy Kiedy w latach pięćdziesiątych Stefan Reczek zaczął redagowanie cotygodniowej rubryki poprawnościowej we wrocławskim „Słowie Polskim", zdecydował się na tytuł „Rzecz o języku", nawiązując do pierwotnego znaczenia rzeczownika rzecz - „mowa, przemowa, mówienie, język", wynikającego z jego pokrewieństwa z czasownikiem rzec - „powiedzieć". Czytamy w tekstach staropolskich: „Ani żadna rzecz z ust waszych wynidzie" („Biblia królowej Zofii" z r. 1455), „Przydaj rozum k mej rzeczy" („Legenda o świętym Aleksym" z r. 1454), „Ulisses rzecz abo mowę głośną miał" (Erazm z Rotterdamu, „Księgi, które zową język, z łacińskiego na polski wyłożony", Kraków 1542), „Rozwodzić się z rzeczą" (Grzegorz Knapski 1564-1638), „Uczynił rzecz do wszego rycerstwa w te słowa" (XVI w.), „Com je przełożył z łacińskiej rzeczy" (Maciej Wierz-bięta 1523-1605), „Wirydarze z łacińskiej rzeczy od zieloności są zwane" (Piotr Krescentyn, „Księgi o gospodarstwie", Kraków 1549). 38 Nasza rzecz o języku to zatem mowa o języku, mówienie o języku - w pierwotnym, etymologicznym znaczeniu. Wierny mu jest do dziś np. język czeski, w którym ręcz (pisana przez c z daszkiem) utrzymała się jako „mowa", „język". U nas od najdawniejszych czasów była rzecz słowem bardzo pojemnym znaczeniowo. Teksty staropolskie potwierdzają używanie jej w kilku znaczeniach: „sens, myśl" {„Krótkie słowa Plafonowe, ale rzecz w sobie mają poważną" - ks. Jędrzej Wargocki poł. XVI w. -pocz. XVII w.), „fakt, rzeczywistość" („Stoików z rzeczą słowa się nie zgadzają" - Łukasz Górnicki 1527-1603), „sposób" („Taką rzeczą lepiej się nie żenić" - Piotr Skarga 1536-1612), „mnogość, mnóstwo" („Niezliczona rzecz rycerstwa w domowych rozterkach poginęła" - Maciej Stryjkowski ok. 1547 - po 1582), a i „stosunek miłosny, spółkowanie" („W ten czas, gdy ją wziął i rzecz popełnił" - Erazm Gliczner ok. 1535 - ok. 1600, Jakoby spał z białą głową, sprawując z nią rzecz cielesną"- Marcin Siennik XVI w.). W powszechnie używanym od w. XVI zroście rzeczpospolita, będącym kalką łac. res publica, odkrywamy rzecz jako „dobro". A że przymiotnik pospolity występuje tu w dawnym znaczeniu „wspólny, należący do ogółu, publiczny", rzeczpospolitą najlepiej interpretować jako „dobro wspólne". „Słownik języka polskiego" Maurycego Orgelbranda z r. 1861 zaopatrzył nasz rzeczownik w piętnaście znaczeń. „Słownik języka polskiego" pod red. Mieczysława Szymczaka z r. 1978 definiuje rzecz w tej samej mniej więcej liczbie znaczeń: „przedmiot materialny" (rzeczy powszedniego użytku, ciepłe rzeczy, używane rzeczy, rzeczy osobiste), „to, co jest jadalne" (jadać różne rzeczy), „dzieło sztuki, dzieło naukowe" (rzecz wydana drukiem, czytać ciekawą rzecz), „temat, treść, wątek utworu literackiego" (spis rzeczy - „spis rozdziałów książki, spis treści"), „sprawa wchodząca w zakres czyichś zainteresowań, czyjegoś działania" (interesować się, zajmować się różnymi, wieloma rzeczami), „treść wypowiedzi, przedmiot myśli, desygnat" (wyrażać jakąś rzecz w słowach), „czynność, czyn, postępek, fakt, wydarzenie, okoliczność" (rzecz niecodzienna, rzecz naturalna), „sprawa" (wyjaśniać jakąś rzecz, przeprowadzić rzecz do końca), w filozofii - „cokolwiek, co może być przedmiotem postrzeżenia zmysłowego, ma właściwości przestrzenne i trwa w czasie" (rzecz sama w sobie). 39 „Słownik frazeologiczny języka polskiego" Stanisława Skorupki z r. 1968 rejestruje aż sto szesnaście najczęstszych typów połączeń ze słowem rzecz. A ja napisałem o tym wszystkim, przytłoczony obfitością znaczeń i cytatów, by przygotować materiałowe zaplecze do odpowiedzi Telewidzowi z Legnicy. Korespondent wyraża zastrzeżenia poprawnościowe wobec wypowiedzi typu „inflacja to jest taka rzecz...", „wejście do struktur europejskich jest rzeczą niezwykle trudną". Dodaje przy tym: „Dla mnie rzecz to jest coś, co posiada masę i gęstość, czyli materia. Studiowałem nauki ścisłe, stąd i moja rozterka". W pierwszym zdaniu także ja nie użyłbym słowa rzecz. Powiedziałbym raczej o inflacji, że jest zjawiskiem. W zdaniu drugim rzecz mnie zupełnie nie razi (co najwyżej można by się upominać o krótsze wypowiedzenie „wejście do struktur europejskich jest niezwykle trudne"). Łagodząc zaś niepokoje Telewidza, raz jeszcze chciałbym zwrócić uwagę na przeogromną pojemność znaczeniową wyrazu rzecz. I taki stan trwa od wieków! Zaglądam na koniec do „Słownika poprawnej polszczyzny" pod red. Witolda Doroszewskiego i Haliny Kurkowskiej z r. 1973. Przy haśle rzecz mamy jedno tylko ostrzeżenie: niepoprawna jest konstrukcja w tym rzecz, że...- zamiast idzie (chodzi) o to, że... Ale oto moja ulubiona książka poprawnościowa - „Słownik wyrazów kłopotliwych" Mirosława Bańki i Marii Krajewskiej z r. 1994 - łagodzi ten werdykt. Autorzy piszą, że wyrażenie rzecz w tym być może pochodzi od ros. dieto w tom, ale jego negatywną ocenę należałoby złagodzić, bo jest bardzo rozpowszechnione i znane od dawna. Wspominany tu już „Słownik języka polskiego" pod red. Szymczaka ilustruje je kilkoma przykładami, m. in. z Orzeszkowej: „W t y m cała rzecz, ażeby biedni ludzie samymi sobą nie poniewierali". Szczyt i zaszczyt Czy tytułowe rzeczowniki mają taki sam źródłosłów? Bardzo często brzmieniowe podobieństwo dwu czy kilku wyrazów jest przypadkowe. W wypadku szczytu i zaszczytu jednak o przypadku nie może 40 być mowy, a ewolucja znaczeniowa obu tych spokrewnionych ze sobą form jest bardzo ciekawym zjawiskiem historycznojęzykowym. Szczyt znaczył pierwotnie tyle co dzisiejsza tarcza. Czytamy w tekstach staropolskich: „Tamo złamał jeś szczyt" („Psałterz floriański" z XV w.), „Szczyt wspomożenia twego, a miecz sławy twej" („Biblia królowej Zofii" z r. 1455), „Weźmi czyn i szczyt" („Psałterz puławski" z końca XV w.). Szczytownikiem zwano tego, który nosił szczyt („Brona, jaż jest za przebytkiem szczytówników" -„Biblia królowej Zofii"), a szczytnikiem - tego, który produkował, wyrabiał szczyty (stąd liczne w Polsce nazwy miejscowe Szczytniki, pierwotnie oznaczające producentów szczytów; do tej nazwy nawiązuje ulica Szczytnicka, przy której mieszkałem w pierwszych swych wrocławskich latach). Drugie znaczenie szczytu to „obrona": „To jest nasz szczyt ostateczny" - pisał np. Mikołaj Rej (1505-1569). Czasownik szczycić z kolei znaczył tylko i wyłącznie „bronić, chronić, osłaniać": „Szczyć nas od śmierci przeklętej" („Książeczka Nawojki" z końca XV w.), „Szczycił ich" (Stanisław Murzynowski ok. 1528 - ok. 1553). Taką samą parę znaczeniową jak szczyt i szczycić tworzyły formy zaszczyt i zaszczycić (do dziś w takim użyciu pozostają w języku rosyjskim): „Czynią gotowość do dobywania zamku pod sporządzonym na zaszczyt przybytkiem" (Wojciech Chrościński XVII/XVIII w.), „/ gdy nań nastąpił wiatr przeciwny jaki, miał ten zaszczyt od razu i nędzy wszelakiej" (Samuel Twardowski ok. 1600-1660), „/ zaszczycił mię we skryciu przebytku swego" („Psałterz floriański" z XV w.),„Podećmą miłosierdzia twego zaszczyci mię" („Modlitwy Wacława" z XV w.), „Ramionami swoimi zaszczyci ciebie Pan Bóg" („Żołtarz Wróbla" z r. 1539). Synonimami obrońcy były takie rzeczowniki, jak zaszczyciciel, zaszczytca i zaszczytciel. Jak doszło do ewolucji semantycznej i ugruntowania się dziś obowiązujących znaczeń? Kluczem interpretacyjnym jest kształt szczytu. Otóż szczyt, czyli tarcza, miał kształt spiczasty (dopuszczalna też jest pisownia szpiczasty). Od niego właśnie przeniesiono znaczenie na wszelki szpic, wierzch - domu, dachu, góry. Ale współwy-stępowanie znaczeń - pierwotnych i wtórnych - trwało wieki. Jeszcze „Słownik języka polskiego" Maurycego Orgelbranda z r. 1861 41 pod hasłem szczyt rejestruje, choć już z kwalifikatorem przestarza-łości, znaczenie „puklerz, pawęża, tarcza", a także - bez kwalifikatora - „obrona, ucieczka, ratunek". We współczesnej polszczyźnie szczyt to już tylko „najwyżej wzniesiona część góry, najwyższy punkt jakiegoś obiektu, wierzchołek, czubek", „najwyższy stopień, górna granica, punkt kulminacyjny czegoś, zenit, maksimum", a szczycić się to tyle co „być dumnym z kogoś, z czegoś, chlubić się kimś, czymś, słynąć z czegoś". Ewolucję semantyczną czasownika - od „bronić się" do „chlubić się czymś" -także trzeba wiązać z owym kierunkiem ku wierzchołkowi, ku górze. I wreszcie tylko tak można wytłumaczyć drogę, jaką przebył w polszczyźnie zaszczyt - od „obrony" do „tego, co stanowi powód do dumy, co przynosi chlubę, co jest godnością, honorem". Od Sasa do Łasa „Zbliża się czas tworzenia list wyborczych. Olszewski chce ten proces kontrolować. Inaczej będzie miał partię od Sasa do Łasa" - czytam w jednej z gazet. Co właściwie znaczy i skąd pochodzi wyrażenie od Sasa do Łasa? Jest ono skróconą wersją dłuższej konstrukcji jeden do Sasa, drugi do łasa, znaczącej tyle co „każdy mówi, myśli o czymś innym", „o dwu osobach, przedmiotach, teoriach itp. bardzo się różniących między sobą, nie mających ze sobą nic wspólnego". Cały zatem przytoczony na początku fragment można zinterpretować następująco: jeśli Olszewski nie będzie kontrolował tworzenia list wyborczych, będzie miał partię składającą się z osób o bardzo zróżnicowanych poglądach. Zauważmy, że w gazetowym urywku oba rzeczowniki napisano dużymi literami (od Sasa do Łasa), w słownikach natomiast drugi z nich zaczyna się małą literą (jeden do Sasa, drugi do łasa). Duża litera w Lesie z pierwszego zapisu silniej związana jest z historią całego frazeologizmu. A dlaczego? Sięgnijmy do książki Małgorzaty Baranowskiej „Warszawa. Miesiące, lata, wieki" (Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1996). Na 42 s. 270 czytamy: „Warszawa - to skrzyżowanie dróg w środku Europy okazało się nieścieralne, mimo że od wieków kusiło zaborców i łupieżców. Nawet pierwsza koronacja, która się tu odbyła w kolegiacie św. Jana (4 października 1705 r), nie mogła naprawdę cieszyć, jak dawne koronacje w Krakowie. Do koronacji Leszczyńskiego doszło bowiem za sprawą króla szwedzkiego Karola XII. Nowo koronowany król bardzo szybko był zmuszony uciekać z kraju. Na jego miejsce powrócił, przy pomocy wojska rosyjskiego, August II Sas zwany Mocnym. Warszawa, wykorzystywana i nękana przez obce wojska, nic na tych rozgrywkach nie zyskała. Po zmieniających się szybko frakcjach, frontach i władcach zostało tylko na pamiątkę powiedzenie od Sasa do Łasa, znane wcześniej, ale rozumiane inaczej. Otóż sa sa było zawołaniem na woły idące w zaprzęgu, zamiast k sobie, na lew o. Kiedy woły nierówno ciągnęły, mówiło się: jeden ciągnie sa sa, drugi do lasa.WWarsza-wie zastosowano to powiedzenie do dynastii Sasów i Leszczyńskiego". A skąd skojarzenie nazwiska Leszczyński z lasem? Jest ono jak najbardziej uzasadnione. Wszak nazwisko Leszczyński jest tożsame brzmieniowo z przymiotnikiem leszczyński, utworzonym od nazwy miejscowej Leszno (Leszczyńscy z Leszna - jak Taczanowscy z Taczano-wa, Radgoscy z Radgoszczy czy Zamojscy z Zamościa). Leszno z kolei to kontynuant pierwotnej postaci Leszczno, utworzonej przez dodanie przyrostka -no do rdzenia leszcz-, takiego jak w wyrazie leszczyna. A zatem las, leśny, leszczyna, laska, Leszczno (późn. Leszno), leszczyński, Leszczyński to jedna rodzina wyrazowa! Leszczno uprościło się do postaci Leszno (a stało się to najpóźniej w XV w), bo zbitka spółgłoskowa -szczn- była bardzo trudna, niewygodna fonetycznie. Przymiotniki budowano kiedyś na cząstkach rdzennych podstaw słowotwórczych. Dodając do rdzenia leszcz- przyrostek -yński, zaczynający się samogłoską, stworzono formę poręczną w wymowie. Dlatego zachowało się w niej rdzenne cz. Z nazwy Leszczno - powtórzmy - to cz wypadło. Wracając zaś do lasu, trzeba na koniec powiedzieć, że jest on głównym trzonem wielu metaforycznych określeń, takich np. jak nie czas żałować róż, gdy płoną lasy; za górami, za lasami; nauka nie poszła w las; być z czymś w lesie; im dalej w las, tym więcej drzew; natura ciągnie wilka do lasu; nie wywołuj wilka z lasu; nie było nas, był las - nie będzie nas, będzie las; las sztandarów; las rąk; las tajemnic. 43 Kuźnia - kuźnica - kuzienny - kuźniczy W „Słowniku języka polskiego" Maurycego Orgelbranda z r. 1861 kuźnia i kuźnica traktowane są jak wyrazy synonimiczne o znaczeniu „budynek, gdzie warsztat kowalski, kowalnia". „Słownik języka polskiego" Trzaski, Everta i Michalskiego z r. 1935, opracowany pod red. Tadeusza Lehra-Spławińskiego, uświadamia czytelnikom wtórność kuźnicy, wywiedzionej od kuźni, i jako pierwsze podaje różne definicje obu tych haseł: kuźnia - „warsztat kowalski", kuźnica - „fabryka, zakład topienia żelaza i urabiania go w sztaby". W drugim jednak znaczeniu kuźnica i w tym leksykonie uznana jest za synonim kuźni. We współczesnym „Słowniku języka polskiego" pod red. Mieczysława Szymczaka (ost. wyd. z r. 1992) kuźnia to tyle co „warsztat rzemieślniczy, zakład przemysłowy lub oddział zakładu, w którym wykonuje się przedmioty metalowe za pomocą kucia (odkuwki); warsztat kowalski; pomieszczenie, budynek, w którym mieści się taki warsztat", kuźnica natomiast to „dawny zakład hutniczy z dymarką i młotem napędzanym kołem wodnym". We wspomnianym dziele Trzaski, Everta i Michalskiego kuźnia w znaczeniu przenośnym to „miejsce, gdzie się coś zwykle złego przygotowuje, sporządza (np. ich dom był kuźnią plotek)", podczas gdy my powiemy dzisiaj metaforycznie i bardzo ciepło o kuźni talentów, czyli „instytucji bądź środowisku, z którego wywodzi się wielu utalentowanych ludzi", co potwierdza współczesny słownik. Ten ostatni rejestruje także przymiotniki: kuźniczy - od kuźnicy (hala kuźnicza, piec kuźniczy, narzędzia kuźnicze) oraz kuzienny -od kuźni (piec kuzienny). Nam, wrocławianom, bliższa jest - oczywiście - ta pierwsza formacja, bo mamy przecież między Uniwersytetem a Rynkiem ulicę Kuźniczą. W słynnym poemacie Walentego Roździeńskiego „Officina ferraria abo huta i warstat z kuźniami szlachetnego dzieła żelaznego" z r. 1612 można się zetknąć z trzecim wariantem przymiotnikowym - kuźniczny. W Jaworze natomiast są od lat siedemdziesiątych Zakłady Ku-ziennicze i ulica Kuziennicza. Tak je wtedy nazwano. Czy określenia te spełniają kryteria poprawności językowej? - pytają mieszkańcy miasta. Zanim odpowiem na ich pytanie, zwrócę uwagę na asymetrię formalną, jaka się obecnie wytworzyła w relacjach rzeczownikowo--przymiotnikowych omawianych tu form. Jak napisałem wyżej, postać kuźniczy pochodzi od kuźnicy, a kuzienny - od kuźni. Ponieważ we współczesnej technice kuźnica została wyparta przez kuźnię, tej ostatniej odpowiada przymiotnik kuźniczy, choć genetycznie związany jest nie z nią, lecz z kuźnicą. Choćby nie było we Wrocławiu ulicy Kuźniczej, musiałbym napisać, że to brzmienie jest najbliższe odczuciom współczesnych Polaków. Taką formację wywiodą oni spontanicznie i od kuźni, i od kuźnicy. Brzmienie kuzienny, choć zarejestrowane w słowniku Szymczaka, jest już praktycznie zapomniane. Zakłady Kuziennicze w Jaworze (i od nich ulica Kuziennicza) to twór, który niewątpliwie powstał przez analogię do Zakładów Włókienniczych, z formalnego punktu widzenia zaś przymiotnik ten jest skrzyżowaniem dwu zarejestrowanych przez słowniki konstrukcji: kuzienny i kuźniczy. O archaicznym charakterze pierwszego z nich już napisałem. Dlatego myślę, że i Zakłady, i ulica powinny być określone mianem Kuźniczych. »'; J1 s:* !¦'(>¦( -j! i Postrzegać i spostrzegać W jednym z czasopism znajduję wypowiedzenie: „Rosja postrzegana jest jako kraj, który tępił obywateli i wynosił na piedestał potwory". Na zebraniu słyszę głos kolegi: „Instytucja ta jest postrzegana jako jednostka kłopotliwa dla wszystkich". A Telewidz z Radomia pyta: „Dlaczego teraz wszystko i wszędzie się postrzega, a nie spostrzega? Co to za dziwna moda?". Że postrzeganie stało się formą modną, nie ulega wątpliwości. Na przeciętnym użytkowniku języka robi wrażenie postaci lepszej, intelektualno-inteligenckiej. Czy jest ono jednak - mimo podobieństwa brzmieniowego - tożsame znaczeniowo ze spostrzeganiem, co sugeruje Korespondent? 45 Kiedyś tak było, o czym informują zarówno słowniki współczesne, jak i dawniejsze. W słowniku Orgelbranda z r. 1861 czytamy: postrzegać - „niespodzianie rzuciwszy na coś okiem, zwracać na to uwagę, spostrzec, obaczyć, zobaczyć, zoczyć" („ Wszedłszy do pokoju, postrzegam albo po strzegłem na stole spory worek czerwonych złotych", „Nie postrzeże złodzieja jako ten, co kradnie"). Dziś postrzegać to tyle co „uświadamiać sobie wrażenie wywołane działaniem bodźca zewnętrznego na narząd zmysłowy". Pod hasłem subiektywizm czytamy np. w encyklopedii: „stanowisko teorio-poznawcze, według którego przedmiot poznania istnieje tylko w zależności od indywidualnych sposobów i warunków postrzegania". Wrażenia docierają do nas za pośrednictwem różnych zmysłów, toteż czasownik postrzegać używany jako termin psychologiczny czy filozoficzny ma znaczenie ogólne, wyraźnie różniące się od tego, które przypisane jest formie spostrzegać - tożsamej z zauważać. „Dopókim chmur nad tobą nie spostrzegł gromadzących się, nie ostrzegałem" - pisał Zygmunt Krasiński w jednym ze swych listów, a to znaczy, że „nie ostrzegał, dopóki nie widział gromadzących się chmur, dopóki nie zwracały one na siebie jego uwagi". Postrzeganie to proces psychiczny: nagromadzone doświadczenia, przyswojone przez nasz intelekt, pozwalają się wypowiedzieć o jakimś elemencie otaczającej rzeczywistości - o Rosji, o tej czy innej instytucji (że wrócę do przykładów otwierających rozdział), o tym czy innym człowieku, o narodzie, o rządzie, o sporcie, o szkolnictwie itp. Powiem: spostrzegłem kolegę na ulicy, ale: postrzegam go jako egoistę (to znaczy tak go oceniam na podstawie obserwacji jego zachowań, docierających do mnie przez dłuższy czas). Myślę, że teraz wszyscy z łatwością odróżnią postrzeganie - „reagowanie na wrażenia" od spostrzegania - „zauważania". „Gdziepłyniesz Wisłą, księżycu?" W jednym z wierszy cyklu „Strofy wiślane", zatytułowanym ^Rozważania semantyczne", a mnie dedykowanym (serdeczne dzięki!), Jan Nagrabiecki wytyka rodakom niewłaściwe posługiwanie 46 [¦ się słowami gdzie i dokąd: „Używają gdzie zamiast dokąd, jakby to było obojętne. Na pytanie gdzie? odpowiadają słowa: tu - tam, bo wskazują miejsce, a nie kierunek, na pytanie zaś dokąd? odpowiada słowo wskazujące stronę świata. Zamieszkam, gdzie na gałązce huśta się wiatr - dobrze to powiedziane; gdzie płyniesz Wisłą, księżycu ? - powiedziane źle! Dokąd płyniesz? - trzeba pytać o kierunek. Prawda, profesorze z telewizyjnego serialu?". Nie mogę się w pełni utożsamić z poetą co do reguł operowania formami gdzie i dokąd. W polszczyźnie współczesnej nie przestrzega się już rygorystycznie rozróżnienia dokąd idziesz?, dokąd jedzie ten pociąg? (kierunek) - gdzie jesteś?, gdzie stoisz? (miejsce), obowiązującego np. w języku niemieckim (tylko wohin gehst du? - „dokąd idziesz?", wohin faehrt dieser Zug? - „dokąd jedzie ten pociąg?"; wykluczone są zdania z wo? - „gdzie?"). To wymienne używanie naszej pary wyrazowej, z przewagą gdzie w mowie potocznej, ma długą tradycję, utrwaloną w wielu znanych tekstach literackich. Któż z nas nie zna początku „Marii" Malczewskiego: „Hej, ty na szybkim koniu, gdzie pędzisz, Kozacze?". „Niby powinien byłby napisać dokąd pędzisz? Wiersz jednak nie razi" -pisał przed laty prof. Witold Doroszewski. A i u Mickiewicza można znaleźć fragmenty z gdzie, np. w III części „Dziadów": „/ sam nie wiesz, gdzie lecisz, sam nie wiesz, co zdziałasz", „Z drżeniem ziemi czyż ludzie głąb nurtów docieką, gdzie pędzi, czy się domyśla?". Jeszcze słownik Orgelbranda konstrukcje typu gdzie jedziesz? określa jako błędne, prowincjonalne. Ale już w „Słowniku orto-epicznym" z r. 1937 (wznawianym wielokrotnie po r. 1945 jako „Słownik poprawnej polszczyzny") Stanisław Szober pod hasłem gdzie wymienia jako znaczenia równorzędne „w jakim miejscu" (gdzie jesteś?) i „dokąd, w jakim kierunku" (gdzie idziesz?). „Słownik poprawnej polszczyzny" pod red. Doroszewskiego i Kurkowskiej z r. 1973 ustalenie to na s. 119 potwierdza: dokąd idziesz? albo gdzie idziesz? Przestrzegających rozróżnienia dokąd idziesz? (kierunek) -gdzie jesteś? (miejsce) nie namawiam, oczywiście, do zrezygnowania z tego przyzwyczajenia. Takim postępowaniem językowym dają oni wyraz szacunkowi dla znaczeniowej precyzji. Proszę ich jednak, by łaskawszym okiem patrzyli na tych, którzy tak rygorystyczni nie są. 41 Jak zobaczyliśmy, już od dawna panowała w tej materii duża swoboda. Nie można także zapominać o wielofunkcyjności słów. Przecież nasze gdzie jest też np. równoważne połączeniom z zaimkiem który, rozpoczynającym zdanie podrzędne określające jakieś miejsce: „Weszli do przedziału, gdzie było jeszcze miejsce", „był w pokoju, gdzie wisiała duża lampa". W języku potocznym gdzie to również partykuła wzmacniająca, uwydatniająca kontrast, nierealność lub niemożliwość czegoś: „Byłem tam z pięć, gdzie - z dziesięć razy!", „gdzie tu myśleć o wyjeździe!". Ostrzegam natomiast przed używaniem gdzie, jeśli zdanie podrzędne w ogóle się nie odnosi do miejsca, np. „Nieprzyjemna była rozmowa, gdzie dowiedzieliśmy się..." (zamiast: „Nieprzyjemna była rozmowa, z której dowiedzieliśmy się..."). „ Spolegliwośc aż do bólu " Taki tytuł nosił artykuł w jednym z numerów katowickiej „Trybuny Śląskiej". Jego treścią były problemy Rybnickiej Spółki Węglowej, a ściślej - takie jej działania, które - wbrew rachunkowi ekonomicznemu - pozwalają jednak utrzymywać dotychczasowe miejsca pracy i unikać poważnych konfliktów społecznych. Nietrudno się zatem domyślić, że tytułowa spolegliwośc traktowana jest tutaj jako znaczeniowy odpowiednik uległości. Wspólność rdzenia podpowiada coraz większej liczbie rodaków takie właśnie rozumienie spolegliwości: „Nasi wychowawcy liczyli, że pokolenie urodzone w Polsce Ludowej okaże się bardziej spolegliwe" (z art. Jana Walca o Władysławie Broniewskim), „Wszumie informacyjnym wytworzonym przez niektórepolitykierskie kręgi i spolegliwe im media wokół spraw naszej obronności ginie każdy głos rozsądku i politycznej rozwagi (z przemówienia gen. Tadeusza Wileckiego). Spolegliwośc - „uległość" - kłóci się ze słownikową definicją, motywowaną związkiem etymologicznym z czasownikiem polegać (na kimś lub na czymś). Według niej człowiek spolegliwy to taki, na którym można polegać, to osoba niezawodna, solidna, budząca zaufanie. W takim właśnie znaczeniu posługiwał się tym terminem 48 w swoich pracach prof. Tadeusz Kotarbiński i ja również tylko tak używam tego słowa. Znają je od dawna gwary południowego Śląska, zna i czeszczyzna (spolehlivy). Ciekaw jestem jego dalszych losów w naszym języku. Twierdzę, że byłoby lepiej, gdybyśmy utrzymali pierwotne znaczenie przymiotnika spolegliwy, czyli „taki, na którym można polegać". Jak widać, w sposób syntetyczny wyraża on treść, którą tradycyjnie trzeba było określać za pomocą wielu słów. Po cóż zastępować nim dobrze spełniający swą funkcję wyraz uległy? Ale i nie mogę nie powiedzieć, że siła nowych skojarzeń motywacyjnych poszczególnych form jest ogromna. Jeśli przekroczy ona punkt graniczny, mierzony frekwencją użycia, nie pomogą definicje słownikowe i głosy językoznawców. Obawiam się, że z takim zjawiskiem mamy do czynienia w wypadku przymiotnika spolegliwy. Kojarzony nie z czasownikiem polegać (na kimś), ale z formą uległy, coraz częściej odbierany jest jak synonim tej ostatniej. A skoro już mówimy o konfliktach motywacyjnych... Z tej samej „Trybuny Śląskiej" dowiedziałem się o istnieniu klubu sportowego Pasjonat Dankowice. Trudno przypuszczać, by w jego nazwie chodziło o tradycyjne znaczenie „człowiek łatwo wpadający w pasję, złość; furiat, choleryk". Mamy tu do czynienia z pasjonatem - „kimś ogarniętym jakąś pasją, zamiłowaniem, hobbystą". Ponieważ w tym nowym znaczeniu posługuje się pasjonatem absolutna większość użytkowników polszczyzny, zostało ono zaakceptowane - jako drugie - i przez Słownik wyrazów obcych z roku 1995, i przez „Praktyczny słownik poprawnej polszczyzny nie tylko dla młodzieży" pod red. Andrzeja Markowskiego z tegoż 1995 roku. »> te •* Oto podtytuł pewnego artykułu prasowego: „Zagłębie inteligencji", pod nim zaś następujący tekst: „Petersburg może się wydawać zagłębiem intelektualnym na tle całej Rosji, będącej w tym względzie pustynią ". Jak ocenić zbitki wyrazowe zagłębie inteligencji i zagłębie intelektualne? 49 Zacznijmy od refleksji słowotwórczej: zagłębie to forma należąca do tej samej rodziny wyrazowej co głąb, głębia, głębina, pogłębić, zagłębić się, głęboki, głębokość. W słowniku Orgelbranda znajdujemy taką jej definicję: „obszerniejsza, szersza dolina między górami, gdzie się jakby promieniami łączą inne pomniejsze doliny". Zasilona jest ona przykładem: „w zagłębiach węgla kamiennego". Współczesny słownik pod red. Szymczaka definiuje zagłębie jako „obszar, na którym występują i są eksploatowane złoża węgla lub innych kopalin użytecznych": zagłębie węglowe, naftowe, siarkowe, Dolnośląskie Zagłębie Węglowe. Podobnie określa się zagłębie w polskich encyklopediach: „obszar, na którym występują i są eksploatowane złoża węgla lub innych kopalin użytecznych". Wymieniają one najważniejsze polskie zagłębia węglowe: Dolnośląskie Zagłębie Węglowe, Górnośląskie Zagłębie Węglowe, Lubelskie Zagłębie Węglowe, Konińskie Zagłębie Węgla Brunatnego, Turoszowskie Zagłębie Węgla Brunatnego, Lubińsko--Głogowskie Zagłębie Miedziowe. Leksykon PWN z r. 1971 wspomina jeszcze Zagłębie Staropolskie - jeden z najstarszych w Polsce regionów wydobycia i hutnictwa żelaza (I w. p.n.e.), ołowiu, miedzi i srebra, rozwinięty na obszarze Gór Świętokrzyskich. Do tych nazw własnych możemy, oczywiście, dodać takie znane połączenia wyrazowe, jak Zagłębie Dąbrowskie (kojarzymy z nim Dąbrowę Górniczą, Czeladź, Będzin, Sosnowiec) czy Zagłębie Ruhry (Essen, Duisburg, Dortmund, Bochum, Gelsenkirchen). W I lidze piłkarskiej mamy Zagłębie Lubin, a kibice pamiętają też Zagłębie Sosnowiec i Zagłębie Wałbrzych. Od wielu lat, czego nie zdążyły zarejestrować słowniki, zagłębie jest używane w jeszcze innym znaczeniu: „obszar intensywnej produkcji przemysłowej lub rolnej". Przykłady same cisną się pod pióro: zagłębie przemysłowe, ceramiczne, chemiczne, sadownicze, truskawkowe, malinowe, hodowlane. Wielu użytkowników polszczyzny kwestionuje tę innowację, ale doprawdy jest ona w naszym języku ustabilizowana. Zresztą - pozostajemy tu w znaczeniowym polu działalności materialnej człowieka (zagłębie sadownicze - zagłębie węglowe). Rażą mnie natomiast takie konstrukcje, w których zagłębie skojarzone jest z wytworami kultury duchowej: zagłębie naukowe, 4. Rozmyślajcie... 50 zagłębie kulturalne, zagłębie turystyczne. Nietrudno się więc domyślić, że negatywnie oceniam zagłębie inteligencji i zagłębie intelektualne. Bardzo daleko się tutaj odchodzi od znaczenia tradycyjnego naszego rzeczownika. W sformułowaniach tych zdecydowanie lepsze byłyby słowa centrum lub ośrodek: centrum naukowe, ośrodek naukowy, ośrodek kulturalny, centrum kulturalne, centrum turystyczne, ośrodek turystyczny, a także centrum intelektualne i ośrodek intelektualny. Pełny dzień ważnych spraw Tytuł niniejszego rozdziału wymierzony jest przeciwko osobom nadużywającym słów pełen i ważki. Wielu rodaków posługuje się tymi formami częściej niż ich wariantami pełny i ważny, mimo że proporcje frekwencyjne powinny być odwrotne. A dlaczego? Postać pełen, będąca pozostałością po tzw. rzeczownikowej odmianie przymiotników, w zasadzie - tak jak wyrazy zdrów, wesół, godzien, wart, żyw - może być używana tylko w funkcji orzecznika, czyli drugiego składnika orzeczeń złożonych, których członem pierwszym jest słowo posiłkowe być: kosz jest (był, będzie) pełen - tak jak on jest (był, będzie) zdrów, on jest wesół, nie jestem godzien, tyś jej niewart, „żyw już jest śmierci Zwyciężyciel" (fragment jednej z pieśni wielkanocnych). Nie powiemy przecież zdrów człowiek opuścił szpital czy wesół chłopiec stał przy drzwiach. Możliwe są tylko konstrukcje zdrowy człowiek opuścił szpital i wesoły chłopiec stał przy drzwiach. Słów pełny, zdrowy, wesoły, godny, żywy - i to jest przyczyna ich przewagi frekwencyjnej - używamy i w funkcji przydawki (mam do niego pełne zaufanie, wesoły chłopiec stał przy drzwiach, zdrowy człowiek opuścił szpital), i w funkcji orzecznika (kosz jest pełny, on jest zdrowy, on jest wesoły, on jest tego godny). Mamy jeszcze jedną możliwość wykorzystania formy pełen: jako przydawki, po której następuje rzeczownik w drugim przypadku-do-pełniaczu, np. talerz pełen zupy, film pełen wrażeń, mecz pełen emocji. 51 Tak w ogóle jednak - powściągnijmy nasze przyzwyczajenie, by sięgać po wariant pełen. Bezpieczniejsza jest postać pełny, choć i ona mogłaby się pojawiać rzadziej. Czy zawsze muszą to być np. pełna swoboda, pełne zadowołenie, pełne zaufanie, pełny kwadrans i pełny etat? Są przecież i takie synonimy, jak całkowity, absolutny, cały (całkowita swoboda, absolutne zaufanie, cały kwadrans, cały etat). Zdecydowanie niepoprawne są też połączenia pełny wysiłek, pełna kondycja i pełny komplet (to ostatnie jest wręcz nielogiczne: przecież komplet jest „zbiorem, zespołem elementów stanowiących pewną całość", a zatem mówienie o pełnym komplecie jest pleona-zmem, czyli połączeniem składającym się z wyrazów to samo lub prawie to samo znaczących, takim jak np. cofać się do tyłu czy wracać z powrotem). Posługujmy się konstrukcjami wielki wysiłek, dobra kondycja, komplet. A teraz o przymiotniku ważki. Od parunastu miesięcy w tekstach mówionych i pisanych pewnej bardzo znanej osoby pojawia się on jako jedyne określenie czegoś mającego dużą wagę, duże znaczenie - tak jakby w ogóle nie było słowa ważny! Tymczasem i w tym wypadku proporcje częstości użycia muszą być odwrotne: to ważki jest rzadszym, książkowym wariantem popularnego przymiotnika ważny. Na dziesięć użyć dziewięć powinno zawierać połączenie z formą ważny (ważny problem, ważna decyzja, ważne zdanie), a co najwyżej jedno - z archaicznym ważki (np. ważki argument). Na zakończenie warto dodać, że jeszcze w słowniku Orgelbran-da z r. 1861 oba nasze przymiotniki traktowane są jako realnie związane etymologicznie z rodziną takich wyrazów, jak waga, wagowy, ważyć, ważenie. Przy haśle ważki czytamy: „dość ciężki, nielekki, jak np. minerały", a przy ważny: od wagi, wagowy (języczek ważny, szale ważne), „wagę, czyli ciężkość mający, dość ciężki, nielekki, ważki" (ciężki jest kamień i ważny piasek; widzicie szablę, jaka ważna), „wagę należytą mający, ważący tyle, ile potrzeba" (przeważyć muszę, bo mi się zdaje, że złotko nieważne); dopiero potem przytaczane są znaczenia metaforyczne - dziś wyłączne: „będący rzeczą niemałego znaczenia, wielkiej wagi" (ważny list, ważny dokument, ważne odkrycie, ważny wypadek), o osobie - „w wielkiej wadze, w szacunku u kogoś będący, poważany" (w Biblii: „izaliżeście wy nie ważniejsi u Boga, niżeli ci wróblowie?). 52 Zabezpieczanie ciągle żywe ^ ? Jednym z najbardziej obśmiewanych przez Jacka Fedorowicza słów było zabezpieczanie. Słuchacze niezapomnianych 60 minut na godzinę (program III Polskiego Radia) mogli więc często wysłuchać takich oto np. wypowiedzi Kolegi Kierownika: „Chcieliśmy niedawno zabezpieczyć dziskotekem dla naszej modzieży", „Zabezpieczył iśmy waśnie magnetowid", „Dzieo literanckie zabezpieczyliśmy do spóki zez towarziszami", ,Jeden pukownik zez wydziału czwartego zabezpiecza rekolenkcje dla tej garstki ludności, co jeszcze nie przesza na ateizłm dopotond", „Tu taki optymnizłm na koniec będzie zabezpieczony" (cyt. w oryginalnej pisowni, oddającej wymowę Kolegi Kierownika, za Felietonami i dialogami Jacka Fedorowicza wydanymi w Paryżu w r. 1988). Utalentowany satyryk kpił w ten sposób bezlitośnie z bezmyślnego operowania formą zabezpieczyć, spełniającą we współczesnej polszczyźnie funkcję leksykalnego wytrycha, zastępującego takie czasowniki, jak urządzić, kupić, zorganizować, stworzyć, zapewnić, przyznać, przydzielić, zarezerwować, zagwarantować, zaopatrzyć. Z biur i urzędów bowiem płyną w Polskę formuły typu prosimy o zabezpieczenie dwóch etatów, gościom zabezpieczamy noclegi, a i w gazetach nie należą do rzadkości zdania „Nie zabezpieczono dla wszystkich biletów wstępu" czy „Chodzi o zabezpieczenie ludności atrakcyjnych artykułów". W jednej z instrukcji użytkowania też można przeczytać: „Konstrukcja niniejszego garnka zabezpiecza zachowanie wszystkich walorów smakowych i użytkowych mleka". Język rosyjski wykorzystuje we wszystkich tego rodzaju wypowiedziach czasownik obespeczit'. W języku polskim mamy zróżnicowane formy, wyżej przytoczone, świadczące o bogactwie stylistycznym. Prośmy zatem w pismach urzędowych o przyznanie, przydzielenie nowych etatów, gościom zapewniajmy noclegi, rezerwujmy wszystkim bilety wstępu, gwarantujmy ludziom atrakcyjne towary, zaopatrujmy zakład w nowe urządzenia, a konstrukcja garnka niech zapewnia (gwarantuje) zachowanie walorów smakowych i użytkowych mleka. Posługujmy się czasownikiem zabezpieczyć tylko w znaczeniu „ubezpieczyć kogoś lub coś przed czymś, co może grozić w przyszło- 53 ści" {zabezpieczajmy żywność przed zepsuciem, materiały budowlane przed zniszczeniem itp.). Być może przez jakiś jeszcze czas nie wracałbym do poruszonego w tym rozdziale problemu, przekonany o przewadze w naszej językowej społeczności poczucia zdrowego rozsądku. Ostatnio przeżyłem jednak prawdziwy wstrząs. Proszę sobie wyobrazić, że pewien polityk uraczył mnie zdaniem: „Zabezpieczyliśmy bezpieczeństwo". Chodziło mu, oczywiście, o zapewnienie bezpieczeństwa. A ja pomyślałem gorzko: jeśli ktoś nie słyszy tak zgrzytającej zbitki słownej, jak owo nieszczęsne zabezpieczenie bezpieczeństwa, znaczy to, że pierwszą z tych form jest tak zafascynowany i zauroczony, że ona nim włada całkowicie i niszczy instynkt gramatyczno-stylistyczny. .,'?¦ Pieniążki dla małżonki i dzieciaków Jedno wypowiedzenie może być czasem kwintesencją charakterystycznych zjawisk występujących w języku w danym momencie jego historii. Tak właśnie odebrałem zdanie, które wyszło z ust zwycięzcy jednego z licznych teleturniejów: „To będą pieniążki dla małżonki i dzieciaków". Wszystkie rzeczowniki tutaj występujące to „szlagiery" leksykalne ostatnich lat. Są one zarazem odbiciem znamiennych cech strukturalno-stylistycznych polszczyzny. I tak kariery pieniążków - prawie wyłącznego dziś określenia „funduszy, zasobów pieniężnych" - trudno nie wiązać z odwieczną skłonnością to tworzenia przeogromnej liczby spieszczeń, zdrobnień. Mamy przecież formacje: piesek-pieseczek-psina-psiątko-psiak--psiaczek-piesuś-piesunio, mamcia-mamusia-mamunia-mamuńcia--mamulka-mamuleńka, prędziutko-prędziuteńko-prędziuśko-prędziu-sieńko-prędziuchno, milutki-miluchny-milusieńki-milusienieczki-mi-leńki-milusi, płakuniać-płakuńciać-płakusiać itp. I ja mam ochotę podnosić bądź odkładać słuchaweczkę, a codziennie słyszę: „Słóweczko proszę" - to przy kiosku (chodzi o wrocławski dziennik „Słowo Polskie"), a potem - w sklepie - dochodzą do moich uszu bułeczka, chlebek, chlebuś, masełko, szyneczka, serek, 54 sereczek, mleczko, śmietanka, kefirek, maślaneczka, jogurcik, piwko, soczek. Podobnie w kawiarniach i restauracjach, gdzie są jeszcze kawusia, ciasteczko, koniaczek, wódeczka, setuńcia, herbatka; w pociągach mamy bilecik i miejscóweczkę, a u fryzjerów baczek, przedziałe-czek, fryzurkę, grzyweczkę i ondulacyjkę. W autobusie zaś zdenerwowany do granic wytrzymałości kontroler prosi bezczelnego gapowicza o dowodzik (tu kontrast między stanem uczuciowym mówiącego a formą językową jest wręcz komiczny!). Nadużywanie drugiego rzeczownika - małżonki - to przejaw znacznego rozchwiania norm stylistycznych współczesnej polszczyzny, braku wyczucia, po jaką formę sięgnąć w danej sytuacji życiowej. Małżonka to przecież bardzo oficjalne, najdalsze od potocznego użycia nazwanie towarzyszki życia, stosowane w protokołach dyplomatycznych, w komunikatach prasowych (prezydent z małżonką, ambasador z małżonką itp.). Można też przesłać ukłony, wyrazy szacunku czy pozdrowienia dla małżonki, jeśli z kimś, kogo prosimy o przekazanie tychże słów, łączą nas tylko oficjalne stosunki towarzyskie albo jest to osoba dużo starsza od nas. Określanie własnej żony mianem małżonki jest doprawdy irytującym błędem stylistycznym! I wreszcie dzieciak. Kiedy jeden z telewidzów napisał mi przed laty, że niemowlak kojarzy mu się z bydlakiem, powiedziałem w „Ojczyźnie polszczyźnie", że mój korespondent przesadził. Dziś, przenosząc swe odczucia z niemowlaka na dzieciaka, jestem skłonny przyznać mu rację, osaczony zimą dzieciaków, fenami dzieciaków, wakacjami dzieciaków, pomocą dla dzieciaków, problemami dzieciaków, radościami i smutkami dzieciaków. Tylko o dzieciakach - ani razu o dzieciach - mówi się na konferencjach oświatowo-pedagogicz-nych, w czasie mszy szkolnych, wszędzie. Zwyczaj ten należy wiązać z karierą, jaką zrobił w naszym języku północnopolsko-mazowiecki z pochodzenia przyrostek -ak. Oto na naszych oczach słabnie morfologiczny typ cielę, prosię, kurczę, niemowlę, zwierzę, bydlę, dziecię, a jego miejsce zajmuje model cielak, prosiak, kurczak, niemowlak, zwierzak, bydlak, dzieciak. Kiedyś regionalny podział był bardzo wyraźny: w Krakowie - kurczę i kurczęta, w Warszawie - kurczak i kurczaki. Dziś wszystko się to już raczej wymieszało - z wyraźną dominacją przyrostka -ak. 55 Wracając zaś do niemowlaka i dzieciaka, dodajmy, że ich produktywność to także znak ekspansji potoczności. Wszak nie ulega wątpliwości, że zarówno niemowlak, jak i dzieciak tradycyjnie odbierane były jako potoczne warianty neutralnych stylistycznie postaci niemowlę i dziecko czy już archaicznie brzmiącej formy dziecię. Mamy tu zatem do czynienia z tendencją przeciwną tej, która jest źródłem popularności małżonki. Wszystko się przekłada W jednym z artykułów „Gazety Wyborczej" znajduję trzy następujące fragmenty: „Był taki czas, gdy wysoka popularność Kuronia przekładała się na notowania w rankingach prezydenckich", „Uczciwość, rzetelność, przyzwoitość Kuronia nie przekładają się w społecznym pojmowaniu na sprawność w zdecydowanym podejmowaniu decyzji", Jesteśmy narodem, który nie ma czystego sumienia, a grzech zbiorowy przekłada się na grzech indywidualny". A w „PRL dla początkujących" Jacka Kuronia i Jacka Żakowskiego czytam: „Awans zbiorowy przestał się przekładać na awans indywidualny", „Wpływy aparatu nie przekładały się na dostęp do dóbr materialnych", „Śmierć Wielkiego Wodza uruchomiła ważne procesy w kierownictwie partii, ale w Polsce nie od razu przekładały się one na polityczne decyzje i społeczne zachowania". Cytaty powyższe są drobną egzemplifikacją niezwykle ekspansywnego zjawiska, jakim jest funkcjonowanie od niedawna czasownika przekładać się w znaczeniu „znajdować odbicie, znajdować wyraz, odpowiadać, przylegać, ujawniać się, przynosić jakiś skutek". W języku staropolskim przekładać się znaczyło tyle co „wynosić się, wywyższać się" („Niechaj się nad nikogo nie przekłada"'-pisał np. Łukasz Górnicki w XVI wieku). W dziewiętnastowiecznym słowniku Orgelbranda - po dziewięciu parafrazach znaczeniowych czasownika przekładać, przełożyć -mamy dwie definicje formy z zaimkiem zwrotnym się: „zbytnim jedzeniem objadać, przeżerać się" („Ludzie zawsze zdatni do roboty, kiedy s i ę ani jadłem, ani piciem zbytnim nie przełożą") - z kwa *" 56 fikatorem nieużywalności, „wyżej nad wszystko siebie stawić, wynosić się". Nietrudno stwierdzić, że te dwa użycia są zupełnie obce współczesnemu zwyczajowi językowemu, co potwierdzają najnowsze słowniki, nie rejestrujące w ogóle hasła przekładać się. Jeszcze niedawno temu można było co najwyżej usłyszeć takie konstrukcje z owym się, jak np. „to się łatwo przekłada na polski (niemiecki, angielski, czeski)" - w znaczeniu „ten tekst można z łatwością przetłumaczyć na polski (niemiecki, angielski, czeski)". Dziś, jak zasygnalizowałem w tytule rozdziału, wszystko się dookoła na coś przekłada. Jak to nowe zjawisko oceniać? Myślę, że dobrze się dzieje w języku, gdy w obieg społeczny wchodzą nowe użycia słów czy nowe połączenia wyrazowe. Nie ulega przecież wątpliwości, że wzbogacają one system stylistyczny, stając się dla mówiących jeszcze jedną ofertą leksykalną. Źle się natomiast dzieje, gdy ta nowa oferta zaczyna być traktowana jako wyłączna, bo momentalnie nabiera charakteru wyrazowego natręta -manierycznego, snobistycznego. Baczmy więc, byśmy w fascynacji dla przekładać się zupełnie nie zapomnieli o tradycyjnych postaciach - jego treściowych odpowiednikach: znajdować odbicie, znajdować wyraz, odpowiadać, przylegać, ujawniać się, przynosić jakiś skutek. Na tym mógłbym rozdział skończyć, gdyby w pierwszym fragmencie nie pojawił się jeszcze jeden natręt - przymiotnik wysoki w połączeniu z rzeczownikiem popularność. Zapewniam Czytelników, że tak jak lepsze są duża frekwencja, dobry rezultat, szybkie tempo, dobra forma czy duże zagęszczenie mieszkań (lepsze niż wysoka frekwencja, wysoki rezultat itd.), tak zdecydowanie warto się opowiedzieć za dużą bądź wielką (czy nawet ogromną) popularnością, odrzucając rażącą wysoką popularność. Cichy -głośny, wyciszyć'- nagłośnić „Od pewnego czasu słyszy się wszędzie konstrukcje typu niepotrzebnie nagłośniono tę sprawę, telewizja nagłośniła ten problem. We- 57 dług mnie w zdaniach tych należało się posłużyć zwrotem nadać rozgłos, bo nagłaśnia się przecież salę widowiskową, a nie sprawę czy problem" - pisze Czytelnik z Legnicy. Czy ma rację? Słowniki języka polskiego rzeczywiście zaopatrują nasz czasownik tylko w to znaczenie, za którym się opowiada Korespondent: „uzyskać za pomocą urządzeń akustycznych lub elektroakustycznych odpowiednią jakość odbioru (większą i równomierną głośność) dźwięków w pomieszczeniach zamkniętych lub na otwartej przestrzeni: nagłośnić salę widowiskową, aparatura nagłaśniająca (nagłośniająca), urządzenia nagłaśniające (nagłośniające)". Nie ulega jednak wątpliwości, że kolejne wydania leksykonów będą musiały uwzględnić także nowe, metaforyczne znaczenie czasownika nagłośnić (nagłaśniać) - właśnie „nadać rozgłos, narobić szumu". Zbyt powszechne jest to już w tej chwili zjawisko, by mogło zniknąć z języka z dnia na dzień. Trudno przy tym nie zauważyć, że tak funkcjonujące nagłośnienie wypełniło bardzo istotną lukę w naszym języku, a mianowicie -miejsce dla przeciwieństwa wyciszenia. Mieliśmy przeciwstawne treściowo przymiotniki cichy - głośny i pustą antonimiczną przestrzeń przy zwrocie wyciszyć sprawę, znaczącym tyle co „dokonać odpowiednich zabiegów w celu usunięcia jej ze świadomości społeczeństwa". Teraz jest całkowita semantyczna symetria: cichy - głośny, wyciszyć sprawę - nagłośnić sprawę, czyli „podjąć działania w celu uświadomienia jej społeczeństwu". Fragment z „Polityki" doskonale tę antonimiczną relację ukazuje: „Tej kwestii nie wolno wyciszyć. Przeciwnie - trzeba ją możliwie najbardziej nagłośnić, póki jeszcze nie jest na to za późno". Zdanie to uświadamia nam zarazem, jak przeogromna jest rola środków masowego przekazu w systemie demokratycznym i jak wielka odpowiedzialność spoczywa na ludziach wpływających na świadomość społeczeństwa: mogą oni przecież kreować różne obrazy rzeczywistości - bądź nagłaśniając pewne sprawy, bądź je wyciszając. Bo1 też trzeba powiedzieć jeszcze jedno. Otóż tradycyjny zwrot nadać rozgłos jest emocjonalnie neutralny (nadaje się rozgłos zarówno zjawiskom pozytywnym - np. akcjom charytatywnym, jak i negatywnym - np. wybrykom chuligańskim), nagłaśnianie natomiast jest najeżę- 58 ściej oceniane negatywnie, traktowane jako rodzaj manipulacji, która polega na odpowiednim wyselekcjonowaniu danych o tych czy innych zjawiskach i wydarzeniach {„Liczą na to, że nagłośnienie konfliktu przysporzy im zwolenników" - czytam np. w tygodniku „Wprost"). Sfowa czułe, słowa zjadliwe Jakże atrakcyjnym zabiegiem stylistycznym, odświeżającym codzienne zachowania językowe, jest posługiwanie się poszczególnymi słowami w rozmaitych odcieniach znaczeniowych. Chłopisko np. -w zależności od kontekstu i konsytuacji - może być dobre, poczciwe, kochane i sympatyczne, ale też i wstrętne, obleśne czy śmierdzące. Chuligan, drań, łobuz i łotr tworzą, oczywiście, ciąg wyrazów o negatywnych konotacjach semantycznych. Ale czyż pod każdym z nich nie może się często kryć sama czułość - choćby wtedy, gdy rozkochani rodzice tak określają swoje pociechy? Znam pewną panią, która swego jedynego syna prawie wyłącznie określa mianem bandyty (w zdaniach typu „ muszę mojemu bandycie kupić jego przysmak"). Gdy żegnałem się kiedyś w Warszawie z Kazimierzem Kutzem, powiedział on, że musi się spieszyć do swoich podciepów. I jakże ciepłe były te śląskie podciepy - „podrzutki"! Zresztą prawie wszyscy śląscy rodzice tak właśnie lubią nazywać swoje dzieci w momentach roztkliwienia. „Barwa emocjonalna wyrazów ściera się bardzo szybko - pisali w „Stylistyce polskiej" Halina Kurkowska i Stanisław Skorupka, toteż szczególnie charakterystyczna dla słownictwa uczuciowego jest dążność do odnawiania środków ekspresji, pogoń za nowością, co można zaobserwować chociażby w grupie przysłówków oznaczających intensywność: na miejscu wyblakłego, mało już wyrazistego bardzo występują często jego uintensywnione synonimy: szalenie, strasznie, okropnie, potwornie". Ludzie spontanicznie wyrzucają więc z siebie ekspresywne konstrukcje typu strasznie cię kocham czy strasznie się cieszę. I Jan Paweł II raz powiedział: „Ty, niewysłowiony, niezgłębiony Bóg - stałeś się tak straszliwie przystępny". 59 Pewnie, że trzeba wyczuwać, w jakich sytuacjach życiowych niewłaściwe jest użycie takiego strasznie czy straszliwie (np. dziennikarz kończący wywiad absolutnie nie powinien go wieńczyć formułą strasznie dziękuję za rozmowę). Warto też jednak uświadomić sobie prawdę, że język byłby tworem nieznośnie schematycznym, gdybyśmy operowali wyłącznie podstawowymi znaczeniami poszczególnych form. Podobną wykładnię poprawnościową należy stosować w odniesieniu do form niesamowity, niesamowicie. „Słownik języka polskiego" informuje: niesamowity - „sprawiający wrażenie czegoś niezwykłego, niepokojący, budzący lęk; okropny" {niesamowity sen, widok; niesamowita histońa; niesamowity wyraz oczu, twarzy; niesamowite zdarzenie); „niezwykły, ogromny, nadzwyczajny" (niesamowity bałagan, niesamowity upał), niesamowicie - „bardzo dziwnie, niezwykle, niepokojąco" (niesamowicie błyszczące oczy, śmiać się niesamowicie); pot. „nadzwyczaj, bardzo" (niesamowicie piękna twarz). Ostatni kwalifikator, wskazujący na potoczny charakter przysłówka niesamowicie, jest bardzo ważny. Bo jeśli niektórych rodaków rażą konstrukcje z niesamowity i niesamowicie, to właśnie dlatego, że wyczuwają oni pewną ich niestosowność w sytuacjach o charakterze oficjalnym. Jeśli więc znany polityk mówi: „Normalizacja stosunków z Rosją jest niesamowicie ważna i korzystna dla obu stron", to nie ukrywam, że wolałbym w tym zdaniu połączenie niezwykle ważna, tak jak w niejednym wypowiedzeniu określenia niezwykły czy nadzwyczajny są na pewno lepsze stylistycznie od formy niesamowity. Ale już np. w ustach sprawozdawców sportowych, naładowanych emocjami, okrzyki typu coś niesamowitego! mnie nie irytują (chyba że ktoś ich denerwująco nadużywa; niezapomniany Jan Ciszewski swoim ulubionym „coś niesamowitego, pusta bramka" doprowadził kiedyś mego kolegę Czecha do stanu przedzawałowe-go, a działo się to w czasie transmisji meczu hokejowego naszych południowych sąsiadów ze Szwedami). Wróćmy do prymarnych i sekundarnych znaczeń słów. Kiedy się czyta „Dzienniki" Stefana Kisielewskiego, co krok spotyka się w nich zdrobnienia, ale użyte złośliwie, ironicznie, sarkastycznie: „Nasza władzuchna umie zniechęcić ludzi", „Żyję więc małą naszą poli-tyczką", ,Już sobie prymasik na komunizm poszczekał", „Stary 60 dyhcio (dyktator) musiał się wściec", „I biedny Stach Stomma w tym wszystkim, z czterema bałwanami i spryciarzykami", „Ostrzegałem, że po grzebik się zbliża", „Znów poczułem smrodek katolicki, jakieśtam rozgryweczki, taktyczki", „Zdany jestem na sty-lik felietonowo-aluzyjny", „Miasto parszywieńkie w centrum". I na koniec gorzki przykład wykorzystania słowa w znaczeniu przeciwstawnym wobec pierwotnego: czyż w dramatycznych dniach powodzi w lipcu 1997 roku, patrząc na bez przerwy lejący deszcz, nie wykrzykiwaliśmy sarkastycznie „dawno nie padało"! O odlocie - inaczej Tradycyjne znaczenie odlotu - słowa należącego do tej samej rodziny wyrazowej co lecieć, odlecieć, lot, lotnik, lotnia, wylecieć, wylot, przelecieć, przelot - to „oddalenie się drogą powietrzną". Mówimy więc np. o odlocie samolotu czy balonu, o godzinie odlotu, o przygotowaniach do odlotu, a także o odlocie ptaków (bocianów, jaskółek, kaczek), czyli „odfrunięciu ptaków wędrownych na okres zimowy lub letni do innych krajów" („Wędrowne ptactwo zabierało się do odlotu"- pisał Reymont). W ostatnich latach odlot i utworzony od niego przymiotnik odlotowy funkcjonują też jednak w zupełnie nowym znaczeniu. Telewidz z Krakowa zauważył ów odmienny treściowo odlot w reklamie jakiejś gumy do żucia. „Jak mam rozumieć tak użyte słowa i jaki jest ich rodowód?" - pyta. O pisemne wypowiedzenie się na temat rzeczownika odlot i przymiotnika odlotowy poprosiłem swych studentów. Otrzymałem od nich bardzo wyczerpujące informacje. Odlot wszedł w obieg młodzieżowy ze slangu narkomanów, w którym jest synonimem oszołomienia, upojenia, transu narkotycznego, oderwania się od rzeczywistości dzięki użyciu środków pobudzających, dających uczucie przebywania w świecie iluzji (stąd i odlotowiec- „człowiek zażywający narkotyki, ćpun"). Wywiedziony od odlotu przymiotnik odlotowy jest - nietrudno się domyślić - określeniem w najwyższym stopniu pozytywnym. 61 Coś, co jest odlotowe, jest wspaniale, wystrzałowe, nadzwyczajne, niecodzienne, super, fantastyczne, nieziemskie, cudowne, zapierające dech, świetne, doskonale, zdumiewające, porywające, słowem - ogarnia swym zasięgiem ogól dodatnich przeżyć i doznań. Odlotowa może być impreza, zabawa, prywatka, bluzka, sukienka, dyskoteka, książka, dziewczyna i fryzura, odlotowy - koncert, ubaw, nastrój, wygląd, chłopak, gość, człowiek, facet, sen, film, wóz, samochód, pomysł, tekst, ubiór, strój, ciuch, odlotowi - rodzice, odlotowe - włosy i dzieła sztuki, można się też, oczywiście, czuć odlotowo. Popularny jest również zwrot jest (było, będzie) odlotowo. Mieć odlot zaś lub być na odlocie to tyle co „być w stanie oderwania się od rzeczywistości". Z zestawienia tego widać aż nadto wyraźnie, jak szeroki zakres używalności mają w języku głównie młodzieży formy odlot, odlotowy i odlotowo. W jednym z numerów „Expressu Wieczornego" zetknąłem się kiedyś z nagłówkiem Odlot na lotnisku. Użytkownicy polszczyzny przyzwyczajeni do tradycyjnego i przez wieki wyłącznego znaczenia rzeczownika odlot („oddalenie się drogą powietrzną") mogli przejść obojętnie obok tego połączenia wyrazowego. Odloty na lotnisku to przecież coś tak normalnego i oczywistego jak odjazdy na dworcach autobusowych i kolejowych. Dwa zdjęcia towarzyszące artykułowi i jego tytułowi - z Anetą Kręglicką jako przewodniczącą jury i seksowną panią w ekscentrycznym i skąpym ubiorze - od razu zasugerowały mi jednak inne treściowe skojarzenia, odpowiadające nowym znaczeniom odlotu. W tym miejscu dodajmy, że do form odlot i odlotowy funkcjonujących w tychże nowych znaczeniach szybko dołączyły słowa odjazd i odjazdowy. W tekście artykułu z „Expressu Wieczornego" takie właśnie użycia można znaleźć: „Znany skądinąd Smirnoff przeprowadza co roku konkurs dla młodych projektantów mody, w którym uczestniczą także Polacy. Chodzi o tak zwane spojrzenie w głąb samego siebie, czyli zaprojektowanie rzeczy jak najdziwniejszej, najodlotowszej i najodjazdów sz ej. Takiej, w której człowiek nie może wyjść na ulicę, żeby nie zostać zatrzymanym za naruszenie porządku publicznego lub wypaczanie morale małoletnich przechodniów. Wysoko siedzące jury oceniało chłodnym okiem. Wybrało kreację z koturnami i boazerią sosnową w kształcie steru. Aneta Kręglicką podała to do wiadomości". »;,- >, , 62 Po przeczytaniu tych słów wszystko staje się jasne. Impreza odbywała się wprawdzie na lotnisku, ale nie chodzi tu o odlot kogoś czy czegoś! Chodzi tu o ów nowy odlot - synonim niezwykłości, dziwności, niepowtarzalności. Użycie stopnia najwyższego - najodlotowszy, najodjazdowszy -jest na pewno znakiem silnego już zadomowienia się form podstawowych w polszczyźnie codziennej. Czy zatem postacie odlot, odjazd, odlotowy, odjazdowy, zaopatrzone w nietradycyjne znaczenia, znajdą się wkrótce w nowych wydaniach słowników języka polskiego? Należy sądzić, że tak się stanie. Życie podpowiada tę leksy-kograficzną decyzję. A dlaczego niniejszemu rozdziałowi dałem tytuł O odlocie -inaczej? Miałem, oczywiście, na myśli nowe, inne znaczenia, w jakich używa się odlotu i jego derywatów. Chciałem także jednak zasygnalizować dość natarczywe zjawisko, jakim jest wplatanie -zwłaszcza do nagłówków prasowych - formy inaczej. Służy ona często mówieniu nie wprost, łagodzącemu dosadność takiego czy innego określenia (np. o ludziach z dewiacjami seksualnymi - kochający inaczej, o niepełnosprawnych - sprawni inaczej). Gdyby, mówiąc językiem bokserskim, pójść za ciosem, można by złośliwie - za Piotrem Wierzbickim - wymienić cały słowniczek wyrazów, nadających się do zastąpienia konstrukcją z inaczej: głodny - najedzony inaczej, biedny -bogaty inaczej, pijany - trzeźwy inaczej, brudny - czysty inaczej, gruby - szczupły inaczej, brzydki - ładny inaczej, głupi - mądry inaczej, śmierdzący - pachnący inaczej, podły - szlachetny inaczej, hałaśliwy - cichy inaczej, chamski - kulturalny inaczej, obłudny - szczery inaczej. Dostałem ten zestaw od swego gdańskiego przyjaciela, kolegi ze studenckich wrocławskich lat - Kazimierza Orzechowskiego. Bezpośrednim jednak bodźcem do skreślenia tych uwag był typowy nagłówek prasowy: Dwa KPN-y i dwa BBWR-y. Zjednoczeni inaczej. „ Walniemy sobie zdjęcie!" „Profesor Jan Miodek wsłuchuje się w język swego syna studenta" - napisał kiedyś w „Gazecie Wyborczej" Mariusz Szczygieł 63 _ w artykule o polszczyźnie ostatnich lat. Robię to i w odruchu ojcowskiego serca, i z zawodowego obowiązku. Fascynują mnie zwłaszcza pokoleniowe różnice ujawniające się w zakresie środków stylistycznych. Weźmy np. konstrukcje obce. I moja generacja wzbogacała nimi swe wypowiedzi. Mówiliśmy np. no to szlus, co mi tu jakąś bumagę podsuwasz, idziemy w pieriod,na zapadł,to jest pri-kaz, ruki po szwam, prositl, pardon. Dominowały język rosyjski i niemiecki. Teksty współczesnego młodego pokolenia zostały opanowane przez angielszczyznę - zupełnie nieobecną w moich szkolnych latach: było fuli ludzi, ale boss, ale men, dzięki za help, sorry. Co parę lat młodzi znajdują jakieś słowo-wytrych dobre na każdą właściwie okazję, będące swoistym znakiem danego rocznika. Od niedawna w języku mego syna i jego rówieśników zawrotną karierę robi czasownik walnąć: ale walnął! - to tyle co „ale głupstwo palnął", lecz także „ależ dowcipnie, trafnie coś określił", coś tu wali to tyle co „coś tu śmierdzi", walnąć komuś to „komuś coś ukraść", wali cię? - to pytanie „co ty, głupi jesteś?, oszalałeś?", a wali mnie to jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że „nic mnie to nie obchodzi". W czasie wakacji zaś grupa bardzo sympatycznych młodych ludzi zaprosiła mnie w schronisku na Hali Gąsienicowej do wspólnej fotografii słowami: „Czy możemy sobie z panem walnąć zdjęcie?". Nie walnąłem (!!) w tym momencie wykładu z kultury języka, ale pomyślałem sobie, że taka forma zaproszenia przez młodzież do zdjęcia grzeszy jednak brakiem stylistycznego wyczucia. A skoro już o nim mowa... Pamiętam, jak przed wieloma laty profesor Witold Doroszewski opowiadał z ubolewaniem w radiu, że otrzymał właśnie list zaczynający się formułą „Szan. Panie Prof.l". Przypomniałem to sobie, gdy wpadł mi w ręce wywiad z Księdzem Profesorem Józefem Tischnerem, zamieszczony w jednej z gazet. Zobaczyłem w nim takie zwroty grzecznościowe: Jak k s. prof. ocenia to zjawisko?", „Czy k s. prof. nie widzi tej zależności?", „Ks. prof. pisze w swej książce", Jak na razie głos ks. prof. wydaje się głosem wołającego na puszczy", „Czy ks. prof. nie wydaje się, ze 64 obecna rzeczywistość jest wyzwaniem dla Kościoła?". To ks. prof. zbulwersowało mnie bardziej niż walnięcie zdjęcia na Hali Gąsienicowej. Trudno uwierzyć, że dziennikarz nie wyczuwa różnicy między tekstem umieszczonym na pieczątce czy tabliczce służbowej, gdzie skróty typu ks. prof. czy prof. dr hab. są dopuszczalne i powszechnie przyjęte, a takimi wypowiedziami adresatywnymi jak list czy wywiad prasowy, w których operowanie skrótami jest zgrzytem stylistycznym i obyczajowym. W tymże wywiadzie Józef Tischner powiedział: „Praca to prawdziwy język międzyludzkiej komunikacji. Z wytworu mojej pracy ktoś może wnioskować o stopniu mojej miłości ku niemu. Pytamy się, za ile, a nie zastanawiamy się, jak pracę wykonać, aby przyniosła zadowolenie komuś i mnie. Etyka więc to integralna część pracy". Chciałoby się tę myśl zadedykować wszystkim rodakom. Podaj mi swoje namiary Przenikanie słów, wyrażeń i całych zwrotów z jednej odmiany stylowej do drugiej to bardzo żywe zjawisko stylistyczne, zasługujące generalnie na pozytywną ocenę. Dzięki niemu dochodzi do jakże pożądanej dysautomatyzacji naszych zachowań językowych, do odświeżania stereotypowych wypowiedzi bardziej ekspresywny-mi konstrukcjami. Oczywiście, trzeba zawsze uważać, by nie przekroczyć granic dobrego smaku. I tak np. pochodzącego z gwary szoferskiej czasownika wyrobić (wyrobić zakręt - nie wyrobić zakrętu), znaczącego w ogólnej polszczyźnie potocznej tyle co „zdążyć ze wszystkim, dać sobie radę z uporządkowaniem różnych spraw", nie powinno się wykorzystywać w tekstach oficjalnych, takich jak wykład, odczyt, kazanie czy przemówienie („Prymas Wyszyński tak sobie umiał zorganizować czas w więzieniu, że się nie mógł wyrobić" - usłyszałem przed laty w podniosłym kazaniu). To samo ostrzeżenie należy odnieść do innego czasownika proweniencji szoferskiej, a mianowicie odpalić (odpaliło coś, czyli -w polszczyźnie ogólnej - „coś się udało, coś wyszło"). 65 Zbytnią potocznością rażą też w wypowiedziach oficjalnych metafory zaczerpnięte z języka sportowego, takie np. jak odpaść w przedbiegach (słynny, cytowany już przeze mnie wiele razy, fragment kazania na Boże Ciało: „Kto nie rozumie Eucharystii, ten odpada w przedbiegach"), złapać drugi oddech, trafić w dziesiątkę (znów fragment kazania: ,Jan Chrzciciel, tak nazywając Jezusa, trafił w dziesiątkę") czy ostatnia prosta („Dziś czwarta niedziela adwentu -jesteśmy więc na ostatniej prostej tego okresu"). A jak ocenić popularne w polszczyźnie potoczne j branie od kogoś jego namiarów, czyli jego adresu, numeru telefonu? Czy nie jest to nadużycie, zwłaszcza że zwrot ten kojarzy się z policyjnym namierzaniem kogoś (w Słowniku języka polskiego czytamy: namiar-„określanie kierunku, w którym położony jest badany obiekt (np. radiostacja, lecący samolot, pocisk, płynący statek)", namierzyć -lotn., mors., wojsk, „określić położenie badanego obiektu przez pomiar kąta zawartego między kierunkiem odniesienia a prostą wyznaczoną przez punkt obserwacji i badany obiekt")? Myślę, że i o tej metaforze trzeba mówić jako o środku wzbogacającym stylistycznie nasze codzienne zachowanie językowe. I znów tylko trzeba sobie określić granice jego używania - zarówno fre-kwencyjne (nie decydować się na wyłączność), jak i gatunkowe (pamiętać o potocznym, nieoficjalnym charakterze). Ja tu tylko sprzątam Powyższy nagłówek to tytuł wydanego ostatnio zbioru felietonów i szkiców Jana Walca, przedwcześnie zmarłego krytyka i badacza literatury. Ale jest on zarazem wziętym z życia, coraz popularniejszym zwrotem metaforycznym, używanym w znaczeniu „ja nic nie znaczę, ja tu nie mam nic do powiedzenia, jestem tylko do wykonywania poleceń, ja o tym nie decyduję". Pamiętam, że pierwszy raz w życiu usłyszałem ja tu tylko sprzą- mniej więcej dwadzieścia lat temu. Jeden z nieżyjących już Profesorów gorączkowo poszukiwał czegoś w naszych instytutowych sRo: zmyślajcie... zbiorach bibliotecznych. Zadzwonił telefon. Profesor podniósł słuchawkę, a po paru sekundach powiedział: „Proszę zatelefonować później. Ja tu tylko sprzątam". Wtedy odebrałem jeszcze ten słowny unik dosłownie: „nie jestem pracownikiem naukowym, wykonuję tutaj prace porządkowe, sprzątam, więc kto inny musi udzielić informacji". W miarę upływu lat już coraz częściej dobiegało do moich uszu metaforyczne użycie opisywanego dziś zwrotu. Nie rejestrują go słowniki. Pod hasłem sprzątać znajduję tylko takie przenośne znaczenia, jak „ukraść" (sprzątnąć zegarek), „zabierać coś, co już ktoś uważał za swoje" (sprzątnąć sprzed nosa, sprzątnąć koledze dziewczynę), „zabijać" (sprzątnąć niewinnego człowieka, sprzątnąć rywala), „zjadać coś z wielkim apetytem, pałaszować" (sprzątnąć całego kurczaka). Myślę, że frekwencja frazeologizmu ja tu tylko sprzątam jest już tak duża, że zostanie on zarejestrowany w nowych wydaniach polskich leksykonów. Doczekał się już takiej rejestracji popularny zwrot czuć bluesa, znaczący tyle co „dobrze orientować się w jakiejś sytuacji, wyczuwać nastrój, umieć się dostosować do panującej gdzieś atmosfery". Znajdujemy go na s. 79 „Podręcznego słownika frazeologicznego języka polskiego" Stanisława Baby, Gabrieli Dziamskiej i Jarosława Liberka (PWN 1995). Semantycznie dość bliski jest on takim tradycyjnym połączeniom wyrazowym, jak czuć pismo nosem - „domyślać się czegoś" i czuć przez skórę - „mieć wyczucie czegoś, domyślać się". Jako młodszy od nich - brzmi ekspresywniej, dosadniej i dlatego tak chętnie jest wykorzystywany w tekstach współczesnej polszczyzny: „Biznes czuje bluesa", „Śrem czuje bluesa nowych czasów",,Jeśli nauczyciel przedszkolny czuje bluesa i potrafi zdobyć dziecięce serca, maluchy odwzajemniają to po stokroć". Trudno go też nie uznać za znak naszych czasów. Wszak blues to muzyka współczesności! W tych samych kategoriach kulturowo-oby czaj owych trzeba też widzieć nowy zwrot film się komuś urwał - „ktoś stracił (najczęściej z powodu wypicia alkoholu) przytomność, świadomość". Tak jak czuć bluesa nieobecny w słowniku frazeologicznym Stanisława Skorupki z roku 1968, odnotowany jest w nowym słowniku Baby, Dziamskiej i Liberka. Autorzy przytaczają też wiele przykładów 61 jego funkcjonowania w polszczyźnie: „A w ogóle film mi się urwał. Nic nie pamiętam" (Iredyński), „Pociągnął parę łyków. A w parę sekund później film mu się urwał" („Express Poznański"), „Półtora litra to znowu nie jest tak dużo, żeby się człowiekowi film urywał" (Stachura), „Kiedy jednak zaczął, pił do upadłego, do momentu, w którym film się urywał" („Echo Krakowa"). „To czym teraz jeździsz?" - czytam w gazetowej reklamie jednego z samochodów. Ta formuła-pytanie potwierdza utrwalenie się we współczesnej polszczyźnie zwrotu czym jeździsz?, używanego w znaczeniu „jaki masz samochód?". Czyż nie jest on również znakiem nowej Polski, w której już prawie każda rodzina ma własne auto? Jeszcze parę lat temu reakcją na pytanie czym jeździsz? byłaby odpowiedź typu siódemką, czternastką, odnosząca się - oczywiście - do numeru linii tramwajowej bądź autobusowej. Ale frazeologizmy mogą też nieuchronnie odchodzić w językową przeszłość. Oto niedawno temu spotkałem kolegę ze szkolnych lat. „Co słychać?" - zapytałem stereotypowo. „Mc nadzwyczajnego, sześć na dziewięć"- odpowiedział melancholijnie. A ja od razu sobie uświadomiłem, że to tylko jeszcze ludzie mojej generacji i starsi, dla których zdjęcia formatu sześć (cm) na dziewięć (cm) były najbardziej typową produkcją fotograficzną, mogą zrozumieć metaforyczne wyrażenie wykorzystane przez mojego znajomego, znaczące tyle co „nic nadzwyczajnego, przeciętność, zwykłość". Mozaika kolorów, formatów i technik fotograficznych, która zdominowała współczesny świat, spycha w zapomnienie poczciwe sześć na dziewięć. Po wszystkim Znaczeniowymi odpowiednikami form koniec, skończyło się, nic więcej są konstrukcje po wszystkim, jest po wszystkim, i po wszystkim, już po wszystkim („Słownik frazeologiczny języka polskiego" Stanisława Skorupki). Czytamy np. w „Portrecie Słowackiego" Pawła Hertza: „Zaczęli rozcierać mu skronie i puls, ale już było po wszystkim"; a w słowniku Orgelbranda: „Otóż przyszedł czasem dla kompanii, i po wszystkim". 68 Kiedy w „Domu na Sekwanie" Williama Whartona, przetłumaczonym przez Jacka Wieteckiego, znalazłem fragment: „Pewnie można było jakoś inaczej zorganizować pracę, ale już po zawodach", uświadomiłem sobie, że neutralne stylistycznie wyrażenie po wszystkim ma swe liczne - silnie przy tym nacechowane emocjonalnie - ekwiwalenty. Jednym z nich jest właśnie połączenie po zawodach: „Za późno się zdecydowałeś. Teraz - to już po zawodach!" - mówi metaforycznie, tak jak tłumacz Whartona, coraz więcej osób w Polsce, potwierdzając leksykalną atrakcyjność słowa zawody. Przed paroma laty gościłem w swym mieszkaniu pewnego rzemieślnika, który w konstrukcjach tego typu używał wyrażenia po imprezie. Był nim tak zafascynowany, że posługiwał się nim nawet w opowiadaniach o czyjejś śmierci: „To był bardzo rozległy zawał serca, tak że w parę minut było po imprezie". Ten przykład jest z kolei potwierdzeniem zawrotnej kariery, jaką robi we współczesnej polszczyźnie impreza (nawet najbardziej podniosłe uroczystości określa się mianem imprez, co jest - oczywiście - stylistycznie niepoprawne). Z mojego domu rodzinnego, a ściślej - z języka Ojca - wyniosłem frazeologizm już po Antku. Kojarzy mi się on nieodparcie z meczami piłkarskimi, które namiętnie z Tatą oglądałem. Gdy jakaś dobrze się zapowiadająca akcja została zmarnowana, Ojciec - zawiedziony - wzdychał: ,Już po Antku!". Najpopularniejsze, prawie powszechne jest jednak wyrażenie po ptokach - w takiej właśnie wersji brzmieniowej ze ścieśnioną samogłoską (po ptakach brzmiałoby sztucznie - jak krupniak zamiast krup-nioka; w pewnych sytuacjach uzasadniona jest też kobita i dziwka, a nie kobieta i dziewka). Nie mogę się nadziwić, dlaczego nie jest ono zarejestrowane przez ani jeden słownik. Wśród metaforycznych połączeń związanych z rzeczownikiem ptak znajduję tylko następujące frazeologizmy: niebieski ptak, stalowy ptak, z lotu ptaka, lotem ptaka, zły to ptak, co własne gniazdo kala. Upominam się zatem o wyrażenie po ptokach w następnych edycjach słownikowych. A skoro już tu była mowa o ekwiwalentach takich słów, jak koniec, wszystko, nic więcej... Mam jeszcze jeden przykład, świadczący o nieustannej potrzebie dysautomatyzacji, odświeżania codziennych zachowań językowych, a zarazem o pomysłowości, twór- 69 czości użytkowników polszczyzny. Oto niedawno temu przemiły pan, u którego kupujemy warzywa i owoce, podsumowywał zakupy stojącej przede mną kobiety. Mógł stereotypowo zapytać: to wszystko? Nie zrobił tego. Wybrał wariant dowcipny i nie przekraczający granic dobrego smaku - jednosłowne pytanie: finisz? Ów finisz to zarazem potwierdzenie stylistycznej kariery terminologii sportowej - jakże ważnego składnika kultury masowej języka. O pójściu na całego i wkurzaniu się O tym, że zwrot iść (pójść) na całego jest z pochodzenia jednoznacznie nieprzyzwoity, wulgarny, wiedzą już tylko historycy języka, i to nie wszyscy. Można zatem powiedzieć, że uległ on całkowitej neutralizacji stylistycznej, czego efektem są używane na co dzień konstrukcje typu poszliśmy na całego, trzeba iść na całego (równie popularne są wariantywne zwroty poszliśmy na całość, trzeba iść na całość). Mimo wszystko - jako filolog - przeżyłem swoisty szok estetyczny, gdy przed paroma laty w jednym ze współczesnych wierszy religijnych znalazłem zdanie „idę do Ciebie na całego, Jezusie", choć - oczywiście - zdawałem sobie sprawę, że moje odczucia są pewnie jednostkowe, wynikające z wiedzy zawodowej, historycznojęzykowej - tak jak tylko badacze folkloru wyczuwają jeszcze erotyczno-rubaszny pierwotny charakter tekstów o głębokiej studzience, nieorzącym Jasiu, konikach, płotach, dziurach w desce itp. Myślę natomiast, że wszyscy rodacy powinni sobie uzmysławiać bardzo, ale to bardzo niedoborowy charakter takich form, jak wkurzać się, opierniczać kogoś czy guzik prawda. Wszak są to fonetyczne substytuty wulgarnych konstrukcji, tylko trochę osłabiające dosadność prymarnych określeń (wkurw..., opierd..., gów...). Powtarzam często, że prawdziwy dżentelmen nigdy się nie będzie wkurzał czy opierniczał kogoś w obecności kobiet! Powie, że się zdenerwował, że nakrzyczał na kogoś, że mu nawymyślał, mocniej - że objechał kogoś. 10 Tymczasem coraz częściej słyszę to wkurzanie się czy opiernicza-nie kogoś przy stołach imieninowych, w rozmaitych oficjalnych wypowiedziach, w radiu, w telewizji. Czyżby wspomniany przy okazji zwrotu iść na całego proces stylistycznej neutralizacji objął swym zasięgiem i te formy? Że wszystko zmierza ku takiemu właśnie statusowi wkurzania się, mogłem się przekonać przy lekturze pewnej książki z dziedziny filozofii. Oto rozdział poświęcony poglądom George'a Berkeleya kończy się słynnym limerykiem (czyli żartobliwym wierszem) Ro-nalda Knoxa - tak przełożonym przez współczesnego tłumacza: „Pewien młodzieniec rzekł: Boże, wydawać się to dziwnym może, że krzak, który widzę, nie przestaje istnieć, gdy nie ma nikogo na dworze. Odpowiedź: Drogi Panie, twe zdziwienie mnie wkurza. Ja jestem zawsze na dworze. I dlatego to drzewko będzie róść sobie krzepko, bo obserwuję je Ja, Pan Przestworzy". Widzimy zatem, że Pan Przestworzy-Bóg mówi tu: „Twe zdziwienie mnie wkurza". Czy nie można było napisać mniej dosadnie, np. „Twe zdziwienie mnie drażni"? Niestety, przekraczanie granic dobrego smaku zdarza się użytkownikom polszczyzny coraz częściej. ¦¦ w Antagoniści - antagonisty - antagony Oto obszerny fragment listu pani prof. Zofii Zielińskiej z Instytutu Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego w Warszawie i re- 104 dakcji kwartalnika „Postępy Biochemii": „W jednej ze swych telewizyjnych prelekcji mówił Pan o pojawieniu się we współczesnej polszczyźnie rzeczowników określających przedmioty, a mających swe pierwowzory w rzeczownikach osobowych. Jako przykład posłużył Panu wyraz pilot. W liczbie mnogiej, w zależności od nadawanej mu treści, rzeczownik ten przybiera formę osobową piloci lub rzeczową piloty (p i I o c i służyli w wojsku-dwa piloty leżały przed telewizorem). Przykład wyrazu pilot jest bardzo instruktywny. W naszej praktyce redakcyjnej mamy jednak przykłady bardziej kłopotliwe. I tak np. w farmakologii, a także w biochemii funkcjonują terminy agonista i antagonista. Termin agonista określa substancję obcą (np. lek) X, która - wiążąc się z receptorem substancji naturalnej Sn - wywołuje efekt fizjologiczny właściwy substancji naturalnej Sn; termin antagonista określa substancję obcą (np. lek) Y, która - wiążąc się z receptorem substancji naturalnej Sn - wywołuje efekt przeciwny temu, jaki wywołuje substancja naturalna Sn (antagonista to także „mięsień działający w kierunku przeciwnym w stosunku do innego mięśnia" oraz „ząb położony naprzeciwko zęba drugiej szczęki, stykający się z nim w zgryzie"). Jak utworzyć poprawnie liczbę mnogą tych rzeczowników? Farmakolodzy mówią i piszą agoniści, antagoniści. Nam taka forma osobowa wydaje się nie do przyjęcia". Z postaciami osobowymi typu agoniści, antagoniści, stosowanymi w odniesieniu do rzeczowników nieosobowych, walczy od lat prof. Ryszard Piękoś z Akademii Medycznej w Gdańsku, protestując przeciwko połączeniom w rodzaju antagoniści opiatowi, antagoniści zasad purynowych czy antagoniści morfiny. „To ostatnie - pisze Profesor - sugeruje, że chodzi tu o grupę przeciwników stosowania znanego środka przeciwbólowego. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można zaryzykować twierdzenie, że student, który przystąpił do egzaminu z farmakologii, nie wysłuchawszy wykładu o antagonistach, zapytany o antagonistów kwasu foliowego, zacznie gorączkowo szukać w pamięci nazwisk badaczy, którzy sprzeciwiali się idei antagonizmu w terapii sulfonamidowej". Trudno się nie zgodzić z tymi spostrzeżeniami. Z gramatycznego punktu widzenia nic nie stoi na przeszkodzie, by się posłużyć formami pluralnymi z nieosobową końcówką -y, a więc agonisty, an- 105 tagonisty. W stosunku do drugiego z tych terminów prof. Piękoś ma jeszcze jedną propozycję, a mianowicie formy antagon - antagony („Historycznie pierwszym antagonem była pochodna kodeiny", „Antagony estrogenów są stosowane jako leki przeciwnowotworo-we"). Myślę, że i o nich można by pomyśleć w środowiskach medycz-no-farmakologicznych. Chodzi przecież o to, by jakoś formalnie zróżnicować antagonistę - osobę i antagonistę - substancję, mięsień, ząb. A polski system fleksyjny dysponuje takimi środkami - nie tylko zresztą w mianowniku liczby mnogiej (antagoniści - antagonisty, piloci - piloty). Mówimy przecież i piszemy: przypadku (losowego) - przypadka (gramatycznego), świata - Nowego Światu, Turka (mieszkańca Turcji) - Turku (miasta w woj. konińskim), uranu, neptunu, plutonu (pierwiastków chemicznych) - Urana, Neptuna, Plutona (planet), gołąbków (ptaków) - Gołąbek (miejscowości), maczków (kwiatów) - Maczek (miejscowości), miłosnej (np. pieśni) - Miłosny (miejscowości) itp. Templariuszy czy templariuszowi Jaroszy czyjaroszowi T Dlaczego w znanej książce Zbigniewa Herberta „Barbarzyńca w ogrodzie" na tej samej stronie znajdują się konstrukcje „obrona templariuszy" i „spłonęli na stosie przywódcy templariuszów"? Czy autor nie powinien być konsekwentny gramatycznie? Dla spokoju czytelników należało się raczej posłużyć jednakowymi formami. W wypadku jednak takich rzeczowników, jak templariusz („członek zakonu rycerskiego założonego w r. 1118 w Jerozolimie przez rycerzy francuskich w pobliżu dawnej świątyni -łac. templum - Salomona"), a także arkusz, klawisz, funkcjonariusz, zając, palacz, słuchacz, mecz, miecz, stróż, pejzaż, pasterz, rycerz czy pisarz, współwystępowanie dwu postaci obocznych czasem nawet w tak bliskiej odległości jest w gruncie rzeczy nieuchronne i ukazuje realną sytuację tej kategorii gramatycznej w końcu XX wieku. 106 Zaglądam do „Praktycznego słownika poprawnej polszczyzny nie tylko dla młodzieży" pod red. Andrzeja Markowskiego, wydane go przez PWN pod koniec roku 1995. W odniesieniu do przywołanych tu rzeczowników znajduję następujące ustalenia: templariuszy - rząd. templariuszów, arkuszy (nie: arkuszów), klawiszy - rząd klawiszów, funkcjonariuszy - rząd. funkcjonariuszów, zajęcy - rząd. zająców, palaczy - rząd. palaczów, słuchaczy - rząd. słuchaczów, meczów (nie: meczy), mieczy - rząd. mieczów, pejzaży - rząd. pejzażów. „Słownik poprawnej polszczyzny" PWN pod red. Witolda Doroszew-skiego i Haliny Kurkowskiej z roku 1973 za wyłączne uznaje postacie pasterzy, rycerzy, a za oboczne pisarzy//pisarzów. „Słownik języka polskiego" pod red. Mieczysława Szymczaka z roku 1978 poleca tylko formę stróżów. Jako wyłączne traktuje się więc w tych trzech leksykonach dopełniacze arkuszy, meczów, pasterzy, rycerzy, stróżów. Natychmiast rzuca się w oczy formalna niekonsekwencja: skoro klawiszy lub klawiszów, czemu tylko arkuszy?; skoro mieczy lub mieczów, dlaczego tylko meczów?; jeśli żirz wymawiane są od wieków jednakowo, czemu pasterzy, ale stróżów; co wtedy z rymem w kolędzie Tńumfy Króla Niebieskiego - „pobudziły pasterzy dobytku swego stróży" albo „...pasterzów... stróżów"?; zresztą pisarz - formalnie identyczny jak pasterz - ma postacie oboczne pisarzy//pisarzów; i jeszcze: czemu tylko stróżów, skoro pejzaży lub pejzażów? Wszystkie te rozterki przeżywamy w odniesieniu do rzeczowników rodzaju męskiego kończących się spółgłoskami c, dz, cz, dż, sz, ż, rz. To stwardnienie tychże - pierwotnie miękkich - spółgłosek spowodowało określone przekształcenia w odmianie słów kończących się tymi dźwiękami. Gdyby wymienione wyżej spółgłoski były nadal miękkie, dodawalibyśmy do nich w dopełniaczu liczby mnogiej końcówkę -i - jak w miękko tematowych rzeczownikach słoń, koń, gość (paki, koszi, bagażi itp. - jak słoni, koni, gości). Ich stwardnienie spowodowało, że zarówno pod względem wymawianiowym, jak i graficznym pierwotne i zamieniło się w y (palcy, koszy, bagaży). A gdy poczucie pierwotnej miękkości c, dz, cz, dż, sz, ż, rz ostatecznie zanikło, zaczęto do wyrazów zakończonych tymi spółgłoskami dodawać końcówkę -ów przynależną rzeczownikom twardotematowym (skoro domów, stołów, wozów, lwów, to i palców, koszów, bagażów). 101 Kiedy się wydawało, że opisywany tu proces zakończy się ostatecz-vm zwycięstwem końcówki -ów - jakże atrakcyjnej, bo nie pojawia-acej się w żadnym innym przypadku gramatycznym (por. rozdział Atrakcyjne końcówki), nastąpiło nagłe zwolnienie całej ewolucji, związane niewątpliwie ze wzrostem świadomości normatywnej społeczności językowej. W efekcie postacie typu zajęcy//zająców, palaczy/Ipala-czów, klawiszy//klawiszów funkcjonują ciągle na prawach form równorzędnych, ba - w odczuciu większości dopełniacze z końcówką -y uchodzą za staranniejsze, a przede wszystkim - za bezpieczniejsze (obawa przed popełnieniem błędów typu gościów, koniów, liściów). Zresztą i słownik Markowskiego formy z -ów z reguły opatruje kwalifikatorem rzadszości. Po wygłosowym rz końcówki -ów prawie się dziś nie spotyka (tylko pisarzy, dziennikarzy, ślusarzy, murarzy). Wszystko to sprawia, że przy absolutnej większości rzeczowników męskich kończących się spółgłoskami c, dz, cz, dz, sz, ż, rz muszą się znaleźć w słownikach obie formy dopełniacza liczby mnogiej -i z końcówką -y, i z końcówką -ów. W tym kontekście nie dziwi mnie fleksyjny dublet w książce Herberta. Do opisanej grupy słów należy, oczywiście, także jarosz, oznaczający człowieka nie jadającego mięsa, żywiącego się pokarmami roślinnymi i nabiałem (od przymiotnika jary, związanego etymologicznie z jarzyną, a znaczącego pierwotnie tyle co „wiosenny, na wiosnę siany"; por. czeskie jaro „wiosna"). I tu poleca się warian-tywne postacie dopełniacza liczby mnogiej: jaroszy albo jaroszów. Synonimem jarosza jest wegetarianin (z niem. Vegetarianer -z franc. vegetal „roślinny"). Rzeczownik ten - w dopełniaczu liczby pojedynczej wegetarianina, w mianowniku liczby mnogiej wegetarianie - ma w dopełniaczu liczby mnogiej jednoznaczne wskazanie większości współczesnych słowników: wegetarianów. I ja polecam je Państwu gorąco! Czemu jednak nie mogę się specjalnie zżymać na postać wege-tarian? Ba, znajduję ją w „Małym słowniku języka polskiego" pod red. S. Skorupki, H. Auderskiej i Z. Łempickiej z roku 1968 oraz w najnowszym „Słowniku ortograficznym" PWN pod red. E. Polań-skiego! Przyjrzyjmy się gromadzie rzeczowników z wygłosowym •anin: Amerykanin, Rosjanin, Meksykanin, Indianin, wrocławianin, 108 tarnogórzanin, franciszkanin, dominikanin, arianin, mieszczanin. Nietrudno sobie uzmysłowić, że jedne z nich mają w dopełniaczu liczby mnogiej końcówkę -ów (Amerykanów, Meksykanów, franciszkanów, dominikanów), a drugie - czysty temat fleksyjny, bez końcówki (Rosjan, Indian, wrocławian, tarnogórzan, ańan, mieszczan). Czyi nie jest więc niejako skazany na gramatyczną wariantywność wegetarianin - słowo o krótszej przecież tradycji w polszczyźnie niż przytoczone wyżej wyrazy? Warto jednak polecać postać z końcówką -ów. Zapewnia ona większą gramatyczną wyrazistość, przyporządkowując całą formę jednoznacznie drugiemu przypadkowi liczby mnogiej. Brzmienie we-getanan może prowokować do niepożądanych skojarzeń z mianownikami liczby pojedynczej typu Hiszpan, Cygan. A zresztą ewolucja tegoż dopełniacza liczby mnogiej jest oczywista: tysiąc lat temu końcówkę -ów miało kilkanaście zaledwie słów. Dziś odnosimy ją do większości twardotematowych rzeczowników rodzaju męskiego. Uczniów czy uczni? Tysięczny czy tysiączny? Zajmiemy się w tym rozdziale problemami poruszonymi w liście pewnego polonisty z Rybnika. „Jako nauczyciel języka polskiego w szkole podstawowej - pisze Korespondent - muszę w sposób jednoznaczny określać, co jest, a co nie jest błędem - szczególnie wtedy, gdy poprawiam prace pisemne moich podopiecznych. Tymczasem „Słownik poprawnej polszczyzny" pod red. Witolda Doro-szewskiego i Haliny Kurkowskiej nie zawsze rozwiewa moje wątpliwości, bo przy takim czy innym haśle podaje dwie formy, jedną z nich zaopatrując w kwalifikator rzadziej. Tak jest np. w dopełniaczu liczby mnogiej rzeczownika uczeń, gdzie obok postaci uczniów, którą uważam za jedynie poprawną, występuje uczni". Wypowiedź nauczyciela z Rybnika jest bardzo znamienna. Jednoznacznego rozstrzygnięcia domaga się od językoznawców absolutna większość użytkowników polszczyzny. Wszystkim im trudno uświa- 109 domić, że częste współwystępowanie dwu form równorzędnych, obsługujących tę samą kategorię gramatyczną, jest wręcz wpisane w wewnętrzną strukturę języka, jest jego istotą! Język nieustannie się zmienia pod wpływem czynników zewnętrznych: za nowymi zjawiskami i rzeczami niejako postępują nowe słowa, natomiast wraz z odchodzącymi w przeszłość elementami otaczającej nas rzeczywistości obumierają związane z nimi konstrukcje językowe. Lecz język ewoluuje również od wewnątrz, sam w sobie. Tę czy inną kategorię gramatyczną zaczynają obsługiwać nowe formy -lepsze, wygodniejsze. Te starsze - obumierają powoli. W efekcie współwystępowanie dwu konstrukcji - nowej, ekspansywnej i starej, recesywnej - trwa czasem kilka wieków. Czy słownik może nie wskazać, która z tych dwu wariantywnych form jest częstsza, a która rzadsza? W wypadku rzeczowników osobowych typu uczeń, drań, leń, nicpoń, gamoń tylko o pierwszym z nich można powiedzieć, że w dopełniaczu liczby mnogiej zdecydowanie częściej przybiera postać uczniów. Nowy „Praktyczny słownik poprawnej polszczyzny nie tylko dla młodzieży" pod red. Andrzeja Markowskiego zdecydował się już nawet na uznanie jej za wyłączną. Absolutna równorzędność form drani - draniów, leni - leniów, nicponi - nicponiów, gamoni - ga-moniów (może nawet z frekwencyjną przewagą tych z końcówką -i) nie pozwala mi się jednak zżymać na kogoś, kto w drugim przypadku liczby mnogiej wybierze czasem postać uczni. Warto jedynie takiej osobie doradzić, by raczej się opowiadała za wariantem uczniów, ale potępić jej nie można. Zauważmy ponadto, że inne rzeczowniki z wygłosowym -ń - typu słoń, koń, jeleń - mają w dopełniaczu liczby mnogiej tylko końcówkę -i: słoni, koni, jeleni. „A która z dwu postaci jest poprawna: tysiączny czy tysięczny? - pyta Korespondent z Rybnika. Jak odczytać ułamek 0,001 - jedna tysięczna czy jedna tysiączna? Wszyscy, których o to pytam, twierdzą, że tysięczna". W wypadku tego słowa można mówić o wyraźnym konflikcie między tradycyjną normą a powszechnym zwyczajem społecznym. Ta pierwsza, potwierdzona w słownikach, każe się opowiedzieć za formą tysiączny (i jedna tysiączna). Obecność takich" postaci, jak dwutysięczny, czterotysięczny, wielotysięczny, a także pieniężny (od 110 pieniądz), mosiężny (od mosiądz), okrężny (od okrąg), księży (od ksiądz), mężny (od mąż), wężowy (od wąż), dębowy (od dąb), zębowy (od ząb), pajęczy (od pająk) czy zajęczy (od za;^ 144 I Czytam u Urszuli Kozioł: „Gdybym miała w kilku zdaniach po. wiedzieć, co w związku z Jackiem najbardziej wryło mi się w pamięć byłabym w nie lada kłopocie, bowiem kiedy zna się kogoś parę dziesiątków lat, widzi się go w kilku niejako fazach naraz". A teraz cytaty z humoreski „Złodziej" Sławomira Mrożka: „Mogę kraść papier toaletowy, zaś Alfa Romeo to chyba żarty"; „Kupiliśmy mu rower. Zaś w sprawie wyglądu załatwiliśmy mu abonament u fryzjera na koszt gminy"; „Filharmonii nie ma, zaś w języku obcym z nikim nie mogę się porozumieć". Jak Państwo widzą, w przytoczonych tu wypowiedziach wybitnych ludzi pióra spójniki bowiem i zaś pojawiły się tuż po przecinku (u Mrożka - raz po kropce), czyli na początku zdań. I tak zachowują się dzisiaj prawie wszyscy Polacy. Gdy zaś sięgam do swoich publikacji z dawnych lat, też się przyłapuję na takim samym szyku (i nikt mi nie zwrócił uwagi!). Trzeba więc powiedzieć wyraźnie: coraz słabsza jest świadomość tradycyjnej normy, która formy bowiem i zaś nakazuje umieszczać nie między zdaniami składowymi, lecz wewnątrz drugiego z połączonych zdań, po jego pierwszym wyrazie lub jeszcze dalej („Była to opozycja swoiście antypolityczna, obce bowiem było jej pojęcie politycznego kompromisu z władzą", „Filharmonii nie ma, w języku obcym zaś z nikim nie mogę się porozumieć"). W latach sześćdziesiątych prof. Witold Doroszewski pisał: „Niestety, ta zasada bywa czasem naruszana nawet w utworach literatury pięknej". We współczesnych wydawnictwach poprawnościowych można już przeczytać: „Trzeba przyznać, że obecnie obydwu spójników coraz częściej używa się niezgodnie z tradycją" (M. Bańko, M. Krajewska, „Słownik wyrazów kłopotliwych", Warszawa 1994, s. 49). A dlaczego owa tradycja wymaga przesunięcia bowiem i zaś za pierwszy lub nawet dalszy wyraz w zdaniu? Ma ona swoje źródło w łacinie i pochodzi z okresu jej wpływu na literacką polszczyznę. Zachowawczość wydawnictw normatywnych, które mimo wszystko ciągle o owej tradycji przypominają (nawet w bardzo liberalnym nowym „Praktycznym słowniku poprawnej polszczyzny nie tylko dla młodzieży" pod red. A. Markowskiego czytamy: „Niepoprawne jest rozpoczynanie od bowiem tej części zdania, do której się odno- 145 si Spójnik ten należy umieszczać na drugim lub trzecim miejscu w zdaniu"; „Spójnik zaś tradycyjnie umieszczamy na drugim miejscu w zdaniu"), jest uzasadniona o tyle, że spójniki bowiem i zaś należą do stylu książkowego, a zatem ich składniowa odrębność poniekąd przylega do specyficzności stylistycznej. Ponieważ jednak inne spójniki - w tym i odpowiedniki naszych bowiem i zaś, czyli bo, gdyż, ponieważ, a, natomiast - występują na początku zdań, tendencja do ujednolicenia pozycji wszystkich spójników okazuje się silniejsza. Na koniec jeszcze słowo o formie zaś. Współczesne słowniki informują, że jest to spójnik zestawiający zdania współrzędne (lub ich równoważniki), podkreślający przeciwstawność treści tych zdań (pewne fakty nabierają znaczenia, inne zaś tracą), a kiedy indziej - partykuła uwydatniająca człon objaśniający, wyróżniający, przyłączany do zdania treściowo nadrzędnego (lubił wszystkie owoce, najbardziej zaś jabłka). Ale w słowniku Orgelbranda z roku 1861 pod hasłem zaś znajdujemy także, choć opatrzone kwalifikatorem przestarzałości, znaczenie „znowu, nazad, drugi raz" („Witold ziemię żmudzką, którą był Krzyżakom postąpił, zaś opanował"). Znaczenie „znów, znowu" potwierdzają teksty staropolskie: „Idź teraz, przyj dźże z a ś" (Biblia Le-opolity z r. 1561), „Dawno umorzone błędy Oryginesa zaś ożyły" (Piotr Skarga 1536-1612). To dawne znaczenie utrzymuje się do dziś w dialekcie śląskim, jak wiadomo - bardzo archaicznym („to mowa Rej ów i Kochanowskich" -powtarzał Aleksander Briickner). Więc i ja, pochodzący z Górnego Śląska, mówię do dziś: Jurek zaś do nas przyjdzie", „Urszula zaś tej książki nie przyniosła", „Marcin zaś gdzieś pojechał", a we wszystkich tych wypowiedziach zaś znaczy tyle co „znowu, znów". Jak to jest z zaimkiem sięł „Koledzy z „Courrier international" poprosili mnie o wywiad do swego tygodnika. Żebym powiedział, co myślę o współczesnej literaturze francuskiej. Się zastanowiłem i odpowiedziałem tak oto" -czytam w „Gazecie Wyborczej", w jednym z „Paryskich pasaży" Krzysztofa Rutkowskiego. #**.,,-. - 10. Rozmyślajcie... 146 Przytoczony fragment napisany jest stylem felietonowym. Oto drugie zdanie zaczyna się spójnikiem żeby, który na ogół - w tekstach „cięższego" kalibru - łączy ze sobą zdania nadrzędne z podrzędnymi (poprosili mnie, żebym powiedział; powiedzieli, żebym wyszedł; poprosili, żebym został itp.). Jeszcze bardziej felietonowy - na granicy stylistycznej prowokacji - jest pomysł umieszczenia na początku następnego zdania zaimka zwrotnego się: „S ię zastanowiłem". Można go zaakceptować tylko przy aprobacie owej żartobliwej konwencji - tak jak większość akceptuje sie ma! Jerzego Owsiaka, będące skrótem konstrukcji jak się masz! Reguła poprawnościowa wyklucza się na początku wypowiedzeń. Zgodne z nią będą więc tylko konstrukcje typu zastanowiłem się, rozmyśliłem się, zdecydowałem się, przekonałem się, zaczytałem się. Jeśli jednak wypowiedzenie jest dłuższe, warto zaimek się przesunąć przed czasownik, ku początkowi całego wypowiedzenia. Zaleca się takie postępowanie zwłaszcza wtedy, gdy zapobiega ono pozostawieniu tegoż się na końcu zdania. Przywiązany do tradycyjnych reguł stylistycznych Polak będzie się dlatego zżymał na utrwaloną od lat sklepową formułę „po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się". Czyi nie byłby lepszy szyk po odejściu od kasy reklamacji się nie uwzględniali To w języku rosyjskim sja - odpowiednik naszego się -musi być zawsze w pozycji poczasownikowej. W języku polskim - dzięki wariantywnej pozycji się w szyku zdaniowym - uzyskać można efekt stylistycznej różnorodności. Dostrzec go można w jakimkolwiek dawniejszym tekście - choćby popularnego przed laty Stanisława Jachowicza (1796- 1857): „Na sukni wypierze się plama", „Ta się plama nie wypierze", „Ale strzeż się, moje dziecię", „A chłopczyk się ze snu budzi", „Więc się szybko zrywa z łóżka", „Słońce spojrzało na biedne dziatki, co się w ochronce bawiły". Jakże elastycznie operował zaimkiem się Jakub Wujek, szesna-stowieczny tłumacz Biblii: „Gdy się tedy narodził Jezus w Betlejem", „Gdzie jest, który się narodził król żydowski?", „A usłyszawszy król Herod zatrwożył się i wszystka Jerozolima z nim ", „I zebrawszy wszystkie przedniejsze kapłany i doktory ludu, dowiado-wał się od nich, gdzie się miał Chrystus narodzić". 141 Znamienną cechą współczesnej polszczyzny staje się, niestety, unieruchamianie zaimka się tylko w pozycjach poczasownikowych. Napisałem niestety, bo szkoda mi owej stylistycznej różnorodności! Przeczytałem ostatnio raz jeszcze opowiadanie Jerzego Andrzejew-skiego „Wielki Tydzień", by je skonfrontować z filmem Andrzeja Wajdy. Zobaczyłem, że nawet wielki pisarz nie ustrzegł się stylistycznej monotonii, prawie wyłącznie się posługując poczasowniko-wym szykiem zaimka się: „Domy urywały się i otwierał się pusty, rozległy i wyboisty plac", „Ludzie, którzy wycofali się na podwórze, znowu wracali do bramy", „A może chce pani położyć się? - spytała Anna", „To córeczka pani Karskiej - wyjaśniła Anna. Już podczas wojny urodziła się", ,Julek zastanowił się", „Upłynęła dłuższa chwila, nim zorientowała się", „Rozmowa przy stole wyraźnie nie składała się i kulała", „Na szczęście posiłek trwał krótko, a ledwie skończył się, Irena przeszła do pracowni", „Anna natychmiast przebudziła się", „Przez dłuższy czas Anna nie ruszała się". Czyż nie można było - choćby w połowie przykładów - przesunąć się ku przodowi? Przyniosłoby to jakże pożądany efekt stylistycznej różnorodności, a i naturalności (czyż w mowie żywej nie powie się spontanicznie „A może chce się pani położyć?", ,Już podczas wojny się urodziła", „Anna natychmiast się prze-budziła"?\). Wszyscy użytkownicy języka - nie tylko ludzie pióra - o tej różnorodności powinni pamiętać, korzystając w tym względzie z elastyczności naszej ojczyzny-polszczyzny. Dużą i małą literą „Społeczeństwo to nic innego jak indywiduum pisane z dużej litery", „Państwo nie jest niczym innym jak indywiduum pisanym z dużej litery" - czytam w pewnej pracy filozoficznej. „Autorzy projektu konstytucji piszą wyraz państwo z dużej litery" - taką konstrukcję przypisuje mi dziennikarka pewnej gazety w krótkim wywiadzie, jakiego jej udzieliłem przez telefon. Gdy zobaczyłem tę wypowiedź, uzmysłowiłem sobie nie po raz pierwszy konieczność autoryzowania nawet kil- 148 kudziesięciosekundowych rozmów z przedstawicielami mediów. Bo mówię często publicznie: jestem tylko człowiekiem, więc i mnie zdarzają się językowe wpadki - czy to gramatyczne, czy stylistyczne. Nie mogę jednak potulnie akceptować błędu, którego nie mogłem zrobić! Do takich właśnie niemożliwości w moim języku osobniczym należy nieszczęsne wyrażenie z dużej (z małej) litery. Ja po prostu ani razu w życiu się nim nie posłużyłem, gdyż połączenia dużą, małą literą są takim moim nawykiem jak...natychmiastowe wymycie po sobie szklanki czy talerza, o czym dobrze wiedzą moi domownicy i współpracownicy. Z drugiej strony - zarówno zacytowane na początku fragmenty publikacji naukowej, jak i zachowanie młodej dziennikarki dowodnie świadczą o mocno już utrwalonym zwyczaju posługiwania się połączeniami z przyimkiem z. A dlaczego uznaje się je za niepoprawne? Są one rusycyzmami - kalkami rosyjskich wyrażeń s bol-szoj, s małoj bukwy. Proszę więc wszystkich gorąco, by pisali dużą (wielką) bądź małą li-terąl Nie namawiam już natomiast do używania wyrażeń od dużej, od małej litery. Uznawane przez wszystkie wydawnictwa za poprawne, praktycznie nie pojawiają się one w codziennym obiegu. Alternatywa duża - wielka litera też jest przyczyną częstych sporów. Niejedna osoba zgłaszała zastrzeżenia do używanej przeze mnie konstrukcji dużą literą, powołując się przy tym na zalecenie wyniesione ze szkoły, że należy się tylko posługiwać konstrukcją wielką literą. Nie ma przegranego w tym sporze, bo wszystkie poradniki i słowniki dopuszczają obie wersje, czyli dużą literę i wielką literę. Powiem jednak, dlaczego wolę dużą literę i tylko tym przymiotnikiem się zadowalam. Otóż słowo wielki nie jest dla mnie neutralnym określeniem, absolutnie tożsamym znaczeniowo z formą duży. Wielki, mówiąc językiem algebraicznym, to „duży plus nacechowanie emocjonalne" {wielki człowiek, wielki gmach, wielkie drzewo, wielki zwierz itp.). Tego natężenia uczuciowego nie potrzebuje przecież litera. Dlatego piszę coś dużą literą. Określenie wielka wykorzystuję w odniesieniu do liter znacznych rozmiarów i powiem np. „Wielkie litery rzucały się wszystkim w oczy z daleka". ......... 149 Maryja i Maria Jaka jest różnica stylistyczna między imiennymi postaciami Maryja i Maria? W tekstach kościelnych pojawiają się oba te warianty brzmieniowe. Punktem wyjścia naszych rozważań niech będzie przymiotnik maryjny - z połączeniem głoskowym -yj-. Jeśli dołączymy do niego żywe zwłaszcza na Śląsku zdrobnienie Maryjka (z lat dzieciństwa pamiętam i Ryję\), bez trudu uzmysłowimy sobie, że z formalnego punktu widzenia relacja Maryja - Maryjka - maryjny jest tożsama z takimi ciągami słów, jak lekcy ja - lekcyjka - lekcyjny, stacyja - stacyjka - stacyjny, kondycyja - kondycyjka - kondycyjny czy familija -familijka - familijny. Bo też przez wieki całe, o czym mówiliśmy już w rozdziale Kategorii - kategoryj, pierwsze człony tych ciągów wymawiano i pisano ze śródgłospwym -yj- (-ij-). To była pierwotnie Maryja {„Nie uwierzę, że nam sprzyja Jezus, Maryja" - rymował Mickiewicz w „Dziadach") - tak jak pierwotne były lekcyja, stacyja, kondycyja i familija. Cztery ostatnie formy ustąpiły miejsca dziś wyłącznym postaciom lekcja, stacja, kondycja, familia. Krótsza i młodsza Maria - też dziś wyłączna w języku ogólnym - nie wyparła Maryi z tekstów kościelnych, a mówiąc ściślej: pierwotną Maryję odnosi się obecnie wyłącznie do Matki Jezusa Chrystusa. Względy rytmiczne sprawiają, że w modlitwach i pieśniach kościelnych funkcjonują czasem brzmienia Maria: „Zdrowaś Mario,la-skiśpełna", „Witaj, Mario, śliczna Pani", „Pomnij, Mario, Matko mi-ła". W absolutnej większości tekstów utrzymuje się jednak forma ze śródgłosowym -yj-: „Bogu Rodzica Dziewica, Bogiem sławiena Maryja!", „Cześć Maryi, cześć i chwała", „Idźmy, tulmy się jak dziatki do serca Maryi Matki", „Zawitaj, bez zmazy I iii j o (też stare -ij-\), Matko różańcowa, Maryjo", „Z dawna Polski Tyś Królową, Maryjo", „Zdrowaś Maryjo, Bogarodzico", „Ave, ave, ave Maryja", „Do Ciebie się uciekamy, o Maryjo, Maryjo", „ Maryjo. Maryjo, o Maryjo, świeć!", „Bądź pozdrowiona, o Maryjo", „O Maryjo, kwiecie biały", „O Maryjo, Tyś przed wieki", „Tryumf i cześć Maryi". $50 Imię Mańa pochodzi od hebrajskich postaci Miriam, Maryam które najczęściej się wiąże z akadyjskim słowem mańam - „napawa radością". Inne etymologie łączą nasze imię z mara („być tłustym", a wtórnie - „być pięknym") bądź wywodzą je z egipskiego meńjam („ukochana przez Jahwe", „ukochana przez Boga" lub „miłująca Boga"). Według św. Hieronima imię to znaczy „pani". Jeszcze inni zaś wiążą je z czasownikiem rawah znaczącym tyle co „poić" i sądzą, że dosłownie znaczy ono „napawająca radością, przyczyna naszej radości" (por. na ten temat: H. Fros SJ, F. Sowa, „Twoje imię. Przewodnik onomastyczno-hagiograficzny", Kraków 1975, s. 398). Dodajmy na koniec, że w dawnej Polsce imię Maria nie było używane ze względu na szczególną cześć, jaką otaczano Matkę Boską. Posługiwano się formacjami pochodnymi Maryna, Marianna itp. Później przez całe wieki znajdowały się w powszechnym obiegu takie spieszczenia, jak Marysia, Mania, Mańka, Maryśka. Dziś -obok formy Maria - najczęściej się słyszy Maryle, Marylki i Mariole. Znaczną popularnością odznacza się też Mary, czego trudno nie uznać za znak czasu. .,...,., Na święty Maciej skowronek zapiej ii H W wydrukowanej w „Tygodniku Powszechnym" recenzji książki Alaina Robbe-Grilleta „Podglądacz" (tłum. Loda Kałuska-Hołuj, Warszawa 1996) Tadeusz Nyczek napisał: „Komiwojażer Maciej (niezbyt zręcznie brzmi to spolszczenie imienia Mathias) handluje, jak się rzekło, zegarkami". Czy słuszne było w tłumaczeniu francuskiej książki polszczenie formy Mathias, można się - tak jak i recenzent - zastanawiać. Nie ulega natomiast wątpliwości, że odpowiednikiem Mathiasa jest w naszym języku na pewno Maciej (łac, niem. Matthias, port. Mathias, ang. Matthew, Mattia, węg. Matyas). Warto wiedzieć, że Maciej jest etymologicznie (z pochodzenia) tożsamy z imieniem Mateusz. U źródeł obu brzmień stoją hebrajskie formy Mattatyah, Mattanja - „dar Boga", „dany przez Boga". 151 r u grecką kontynuacją była postać Mattias (Mathias), łacińską zas Matthaeus. Z tej pierwszej zrodził się u nas Maciej, z drugiej - Ma- 1 Mieszano jednak te imiona od samego początku, a zwłaszcza [ch formy skrócone i spieszczone, takie jak Mach, Matus, Matusek, Matus, Matysek. W Kościele w Polsce imię Mateusz związane jest z postacią apo-stoła-ewangelisty, Maciej zaś - z postacią tego apostoła, który po Wniebowstąpieniu Pańskim i samobójczej śmierci Judasza dopełnił liczbę dwunastu najbliższych uczniów Jezusa. Od imienia Maciej biorą początek liczne nazwiska: Macko, Mac-iców Maćkowiak, Maćkowski, Maćkowicz, Maciuk, Maciukiewicz, Ma-ciulewicz Maciuła, Mackiewicz, Maculewicz, Mach, Macha], Machmk, Maciaszćzyk, Maciejewski, Macierewicz, Maciejewicz, Maciejak, Ma-ciejczak, Maciaszek, Macioszek. ,. Licznie reprezentowany jest też Maciej w polskiej frazeologu: często posługujemy się przecież metaforami w koło Macieju czy przyjdzie kryska na Matyska; śpiewamy umań Maciek, umań, już leży na desce żeby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze; z kalendarzowych fraz przywołajmy na świętego Macieja prędzej wiosny nadzieja, na świętego Ma-cieica zniesie gęś pierwsze jejca, na święty Maciej skowronek zapiej; z ksiąg przysłów zacytujmy bierz, Maćku, żyrdkę i rżnij na odwyrtkę; bił Maciek żonę zawsze w jedną stronę; dobra psu mucha, a Matiaszowi płotka; leciał Maciuś bruzdą, Baśka za nim z uzdą; to me ja, to syn Ma- ae\ skoro już mówiliśmy o tożsamości etymologicznej Macieja i Mateusza, dodajmy, że kryje się też ona za imionami Stefan i Szczepan Obie te formy wywodzą się z greckiego rzeczownika stephanos - wieniec, korona". Z tego punktu widzenia trzeba powiedzieć, ze był więc np. Stefanem i święty-król Węgier (w jęz. węgierskim kon-tynuantem fonetycznym Stefana jest Istvan), i święty-ukamienowa-ny Żyd, pierwszy męczennik, czczony przez Kościół w drugi dzień świat Bożego Narodzenia. Ponieważ język prasłowiański i wyrosła z jego pnia polszczyzna pierwszych wieków nie znały dźwięku /, zamieniano go na wargowe n bądź b. To dlatego np. od łacińskiego czasownika firmo („umacniam, wzmacniam, czynię silnym") pochodzą takie wyrazy, jak ang. i franc Confirmation, niem. Konfirmation - wszystkie z /, a my ma- 152 my bierzmowanie (z dawn. birzmowanie) - z b. To dlatego także Stefan przyjął u nas swojską postać Szczepan i z nią właśnie związano osobę wspomnianego pierwszego męczennika, z królem węgierskim zaś - zaadaptowaną później, przyswojoną formę Stefan - już z / (stąd i dwie serie nazwiskowe: Szczepanik, Szczepaniak, Szczepan-ski oraz Stefanik, Stefaniak, Stefański). Kiedy więc wspominać będą Państwo dwie katedry - budapeszteńską i wiedeńską, powinni Państwo zgodnie z naszą tradycją mówić o pierwszej z nich, że jest pod wezwaniem św. Stefana, a o drugiej, że jest pod wezwaniem św. Szczepana (mimo zapisu na budowli czy na jej widokówce: Stephansdom). O słowotwórczej giętkości nazwisk Jeśli dodamy do tego falandyzację i jaskiernizację prawa, to uznać trzeba, że na ten ogranicznik zbytnio liczyć nie możemy" - czytam w jednym z artykułów Michała Zielińskiego i uświadamiam sobie nie po raz pierwszy, że można w polszczyźnie urabiać przyrostkiem -izacja//-yzacja formacje odnazwiskowe (podstawy słowotwórcze to, oczywiście, Falandysz i Jaskiernia). Przed laty zetknąłem się już przecież w tekstach krytycznoliterackich z faulkne-ryzacją i hoffmanizacją, a więc formami utworzonymi od nazwisk Faulkner i Hoffman, a ostatnio - „z urbanizacją (od nazwiska Urban) wielu naszych gazet". Nietrudno się domyślić, że wszystkie te odnazwiskowe rzeczowniki powstały na zasadzie analogii do bardzo produktywnego ciągu amerykanizacja, apartamentyzacja, ateizacja, chemizacja, etatyzacja, festiwalizacja, higienizacja, ideologizacja, industrializacja, italianizacja, judaizacja, kombajnizacja, konceptualizacja, kongizacja, marginalizacja, mechanizacja, pedagogizacja, standaryzacja, telefonizacja, typizacja, wietnamizacja, oznaczającego - dzięki przyrostkom -izacjall-yzacja - proces nasilania się pewnych zjawisk, powiększania się ilości czegoś. Struktury tego typu spotkać można głównie w stylu naukowym (substantywizacja, werbalizacja, izomeryzacja, polimeryzacja itp.) oraz publicystycznym (amerykanizacja, wietnamizacja, estetyzacja, 153 tranzystoryzacja, basenizacja). Pojawianie się ich w odmianie potocznej tłumaczyć należy potrzebą intelektualizacji (!) danego tekstu. Wyrazami modnymi stają się najczęściej słowa pochodzące z takiej odmiany języka, która zdobyła sobie pewien prestiż społeczny. Nasze czasy charakteryzuje upowszechnienie kultury naukowej. Nic więc dziwnego, że formacje charakterystyczne dla stylu naukowego stają się dziś szczególnie produktywnymi typami słowotwórczymi. Podobne uzasadnienie odnosi się do kolejnego typu derywatów odnazwiskowych, takich jak chopinolog, kopernikolog, fredrolog, nor-widolog, mickiewiczolog, brechtolog, camusolog, gombrowiczolog, her-bertolog, jezusolog, moniuszkolog, szekspirolog, witkacolog - „badacz, znawca życia i twórczości Chopina, Kopernika, Fredry, Norwida itd.", zasilających tradycyjny i pojemny ciąg słowotwórczy archeolog, biolog, geolog, ginekolog, ichtiolog, immunolog, filolog, kynolog, ornitolog. Formacje z cząstkami -izacjall-yzacja oraz -log są na pewno najliczniejsze. Ale to nie jedyne struktury odnazwiskowe w naszym języku! Obcymi, ale przyswojonymi polszczyźnie sufiksami utworzono takie postacie, jak boyizm, peiperyzm, petrarkizm, piagetyzm (od Boy, Peiper, Petrarka, Piaget), babeufista, ceruantysta, marksista, no-blista, simenonista, whorfista (od Babeuf, Ceruantes, Marks, Nobel, Si-menon, Whorf). Na wykorzystanie czeka też np. przyrostek -owiec: batistowiec -„zwolennik Batisty", berlingowiec - „żołnierz dywizji generała Ber-linga", ellingtonowiec - „członek zespołu Ellingtona", kożdoniowiec - „zwolennik Kożdonia", rospondowiec - „uczeń profesora Rospon-da", gerlachowiec - „pracujący w fabryce Gerlacha", hitlerowiec -„zwolennik Hitlera, żołnierz armii Hitlera", kajdaszowiec - „członek chóru Kajdasza", moczarowiec - „zwolennik Moczara", satano-wiec - „partyzant oddziału Satanowskiego", stalinowiec - „zwolennik Stalina", wagnerowiec - „śpiewak specjalizujący się w wykonywaniu utworów Wagnera", walęsowiec - „zwolennik Wałęsy". Produktywny - zwłaszcza w gwarze warszawskiej - jest sufiks -ak: poniatowszczak - „most Poniatowskiego", kercelak - „plac Ker-celego", dzierżyniak - „plac Dzierżyńskiego", słowacczak - „pomnik Słowackiego", doroszewszczak - „uczeń profesora Doroszewskiego", 154 spotykany i w innych regionach: cegielszczak - „pracujący w zakładach Cegielskiego", stuligroszak - „członek chóru Stuligrosza". Sięga się czasem po formant -arz: patriotów polskich, zwolenników Korfantego np. zwano na Śląsku korfanciorzami. Zawsze jakąś formację odnazwiskową można stworzyć za pomocą pojemnego znaczeniowo przyrostka -ów(k)a: hohnerówka - „harmonia firmy Hohner", karabaszówa - „film pozostający pod wpływem twórczości Karabasza", kasprzakówka - „zakłady imienia Kasprzaka", miodkówka - „mieszkanie Miodków", rospondówka - „budynek Katedry Języka Polskiego kierowanej przez lata przez profesora Rospon-da", platerówka - „żołnierka batalionu imienia Emilii Plater". Zdarzają się i rzeczowniki z przyrostkiem -ik//-yk, np. biało-szewszczyk - „poeta pozostający pod wpływem Białoszewskiego", chrzanowczyk - „uczeń profesora Chrzanowskiego", hallerczyk -„żołnierz brygady gen. Hallera", piłsudczyk - „żołnierz Piłsudskie-go, jego zwolennik", rydygierczyk - „mieszkający przy ulicy Rydy-giera", a także - rzadziej - z przyrostkiem -yzna, np. grotowszczyzna - „naśladowanie Grotowskiego", paderewszczyzna - „rządy Pade-rewskiego", dostojewszczyzna - „wpływ Dostojewskiego, naśladowanie Dostojewskiego, atmosfera Dostojewskiego", jagielińszczyzna -„kierunek w PSL reprezentowany przez Jagielińskiego", a nawet -ątko - viczaniątko „podopieczny trenera Viczana". Wszystkie te formy, zaczerpnięte z tekstów publicystycznych i z języka potocznego, wystarczająco wyraźnie ukazują zdolności przetwórcze słów i stylistyczne efekty tych zabiegów, jakimi są nacechowanie emocjonalne i szeroko pojęta ekspresja, często doprawiona humorem. Zobaczmy na koniec, jak wyjątkowo twórczy w operowaniu nazwiskami był Stefan Kisielewski. Wystarczy sięgnąć do jego głośnych „Dzienników". I tak np. genetycznie przymiotnikowe nazwiska z wygłosowym -ski, takie jak Grydzewski, Jabłoński czy Słonim-ski, zamienia Kisiel na żartobliwe przymiotniki: „Niektóre sądy Le-chonia o sztuce już trawię, choć bardzo są grydzewskie", „Na uniwersytetach też zagości jabłońska nuda bez żadnej alternatywy", „To rzeczywiście chyba echa terroru słonimskiej kawiarni". To samo czyni z (Janem) Kottem: „Artykuł efektownie napisany, ale w swym sednie głupi i pusty, jak wszystko co Kot ci e". , , 155 Formom Kępa i Stomma frywolnie przywraca rodzaj żeński: „Ma go Gierek wyrzucić, choć ta Kępa walczy, jak może", „Biedna Stomma protestowała w Sejmie". Zwolennik, przyjaciel Słonimskiego to słonimszczak („Tego to słonimszczaki nie zrobią"). Pendereckiego nazywa Kisiel Pende-recjuszem („Sukces Penderecjusza"). Ma też w zanadrzu derywat pendereckiada, urobiony na zasadzie słowotwórczej analogii do spartakiady, olimpiady czy żakinady („Stąd są np. festiwale Warszawska Jesień i inne pendereckiady"). Przyrostkiem -izm tworzy rzeczowniki od nazwisk Mrozek i Or-well: „Otchłanie mrożkizmu w naszym życiu są niezbadane", „Orwellizm jest wszędzie wokół". Pisze także o „zorwellizowa-nym kraju". Nie byłby wreszcie Kisielem, by nie poigrać sobie obscenicznie z nazwiskiem Dubczek: „Ciekawe, czy Dubczek wy... Rusów, czy też odwrotnie". A los Czechów po 21 sierpnia 1968 roku podsumowuje kolejną obsceną: „Czechów wy..., oczernili i wystrugali". Tu Dubczeka zasilają morfologicznie Czernik i Strougal - równie znane postacie ówczesnej sceny politycznej. Jakoktochce, Dobrychłop, Sąsiada, Ksiądz, Dzień Od czasu do czasu spotykamy się z nazwiskami dziwnymi i rzadkimi. W moich rodzinnych stronach np. znam pana, który się nazywa Ja-koktochce. Z gramatycznego punktu widzenia można by taką formę dostosować do wzoru odmiany nazwisk z wygłosowym -e (Jakoktochcegoja-koktochcemu - jak Kolbego, Kolbemu, Langego, Langemu). Wyraźnie zdaniowy, sklejkowy charakter tej postaci (jako-kto-chce) przeszkadza jednak w takim jej potraktowaniu, a zdrowy rozsądek podpowiada, by się zdecydować na brzmienie mianownikowe we wszystkich przypadkach (do pana Jakoktochce, z panem Jakoktochce, o panu Jakoktochce). Na jednym ze spotkań poprosiła mnie o dedykację pani... Do-brychłop. Bez wahania napisałem: „Pani Irenie Dobry chłop..." - 156 tak jak wpisałbym się Zofii Nowak, Beacie Madę] czy Jadwidze P(o. trowicz. A jak trzeba się zachować w stosunku do pana noszącego to na-zwisko-połączenie przymiotnika z rzeczownikiem? Pierwszy człon tego zrostu unieruchamiamy fleksyjnie, drugi zaś podporządkowujemy regularnemu paradygmatowi męskiemu: Dobrychłopa, Dobrychłopowi (w celowniku nazwisk męskich musi być -owi; co innego odmiana wyrazu pospolitego chłopa, chłopu), Dobrychłopem, o Dobrychłopie (jak np. Prokopa, Prokopowi, Prokopem, o Prokopie). Nauczyciele jednej z wrocławskich szkół z kolei musieli na koniec roku szkolnego wręczyć nagrody uczniom o nazwiskach Sąsiada, Ksiądz i Dzień. Najmniejszy był kłopot z formą pierwszą: trzeba ją bezdyskusyjnie podciągnąć pod typ Widera, Kaleta, Materna. Skoro więc Wi-dery - Widerze - z Widerą - o Widerze, to i Sąsiady - Sąsiadzie - z Sąsiada - o Sąsiadzie. Jak w wypadku Dobrychłopa i tu trzeba odrzucić brzmieniowo-deklinacyjne skojarzenia z rzeczownikiem rodzaju męskiego sąsiad (zwłaszcza z miejscownikiem i wołaczem sąsiedzie), choć etymologiczny związek jest oczywisty. To zalecenie zaś odnosi się w całej rozciągłości do postaci Ksiądz. Jako męska forma nazwiskowa musi mieć ona w celowniku końcówkę -owi (jak wyżej Dobrychłopowi, choć chłop - chłopu, czy Lew - Lwowi, choć lew - lwu), ale też i wymiana ą:ę zachodząca w wyrazie pospolitym (ksiądz - księdzu) nie wchodzi tutaj w grę, bo otrzymalibyśmy brzmienie Księdzowi, sprawiające wrażenie błędu--żartu. A zatem można coś dać czy zadedykować Ksiądzowi. Tylko taka forma odnosząca się do nazwiska jest do przyjęcia (w pozostałych przypadkach: Ksiądza, Ksiądzem, o Ksiądzu). I wreszcie Dzień. Popularność wyrazu pospolitego dzień odmieniającego się z tzw. e ruchomym (dzień - dnia jak pień - pnia) każe zalecić odmianę Dnia, Dniowi, Dniem, o Dniu. Robi ona wrażenie najnaturalniejszej, podciągniętej pod fleksję nazwisk typu Stępień, Michalec, Borek (Stępnia - Stępniowi, Michalca - Michalcowi, Borka - Borkowi). Z nazwisk znaczących swój odrębny charakter deklinacyjny zyskały formy Gołąb i Kozioł: Gołąba - Gołąbowi - Gołąbowie, Kozioła -Koziołowi - Koziołowi (mimo że gołębia - gołębiowi, kozła - kozłowi). 151 Citko, Mleczko, Lato, Lubaszenko W jednym z czasopism młodzieżowych znajduję rubrykę zatytułowaną Jak zostać Markiem Citko, uczy Marek Citko. Jak widać, dwa przypadki gramatyczne - narzędnik ze zdania pierwszego i mianownik ze zdania drugiego - mają tutaj tę samą postać. To nie pierwszy znak pogłębiającego się kryzysu fleksyjności nazwisk funkcjonujących w polszczyźnie. Szczególnie utrwala się zwyczaj nieodmieniania nazwisk kończących się samogłoską -o, takich właśnie jak Citko czy Mleczko, Sidło, Lato, Popiełuszko, Klimuszko, Sie-maszko, Bójko, Ziobro, Lubaszenko. Ilekroć ktoś z nosicieli tego typu nazwisk daje mi po spotkaniu autorskim książkę do podpisania, tylekroć słyszę: Janowi Siemasz-ko, dla Stanisława Ziobro itp. Długopis odmówiłby mi posłuszeństwa, gdybym chciał się posłużyć taką formą! - replikuję niezmiennie i - oczywiście - dane nazwisko odmieniam: Janowi Siemaszce, dla Stanisława Ziobry. Polecam też wszystkim jako wzór deklino-wanie znanych nazwisk: skoro Kościuszki - Kościuszce - Kościuszką czy Matejki - Matejce - Matejką, to i Mleczki - Mleczce - Mleczką, Si-dły - Sidle - Sidła, Laty - Łacie - Łatą, Popiełuszki - Popiełuszce - Po-piełuszką, Klimuszki - Klimuszce - Klimuszką, Siemaszki - Siemaszce - Siemaszką, Bójki - Bójce - Bójką, Ziobry - Ziobrze - Ziobrą. Nie może być zatem wątpliwości, że identycznie należy traktować nazwisko Citko: podanie do Citki, podał Citce, dojrzał Citkę, rozumie się z Citką, zapomniał o Citce. Jedynie zaś poprawna wersja przytoczonego nagłówka powinna wyglądać następująco: Jak zostać Markiem Citką, uczy Marek Citko. Wiele osób wymawia to nazwisko z nagłosowym połączeniem c-i - takim jak np. w wyrazach obcych cif, circa, cirrus czy cito. Namawiam wszystkich, by odstąpili od tego zwyczaju i podciągnęli je fonetycznie do form typu Ciszek, Ciszewski, Cichowski. Niech to zatem będzie Citko z nagłosowym ći-\ A skoro już mówimy o nazwiskach kończących się samogłoską -o, dodajmy, że należy także do nich Łukaszenko. W języku białoruskim w sylabach następujących po zgłoskach akcentowanych to o wymawiane jest jak a: Łukaszenka (nawet Polacy z północno- 158 -wschodnich obszarów mają skłonność do wymowy typu Popiełusz ka, Kościuszką, Matejką). Nie znaczy to jednak, by i w polszczyźnie miał się pojawiać Lukaszenka. W naszym języku uzasadnione jest brzmienie Lukaszenko - z wygłosowym -o - jak Franko, Czernienko Semenenko itp. Pawła Huelle czy Pawła Huełłego? Oto fragmenty pewnego artykułu: „Zapiski na marginesach opowiadań Pawła Huelle", „Tej łączności ze zmarłymi dopomaga historia, objawiona bohaterom prozy Huelle go jako przestrzeń wojny", „O apokatastasis panton mówi u Huelle go kuzyn Lucjan", „Pisanie jest dla Huelle go próbą zapisu tego, co niezapi-sy walne", „Razem z gdańskim prozaikiem Pawłem Huellem gościmy na 50 urodzinach Lecha Wałęsy", „Może kryje się za tym znużenie rolą, jaką krytyka przypisała Huellemu", „Prozatorskie Dziady Pawła Huelle musiały wejść w orbitę wyobraźni Miłosza". Jak potraktować mozaikę postaci fleksyjnych nazwiska Huelle? Korzystając z okazji, chciałbym na początku ustalić sposób wymawiania tegoż nazwiska. Sam pisarz skarżył się kiedyś w telewizji na liczne rozbieżności w tym zakresie. Wyjaśnił, że połączenie -ue- w jego nazwisku należy odczytywać jako dźwięk pośredni między u i i - taki jak np. w wymawianym z niemiecka Munchen czy Miinster. A zatem - nie Hille, nie Hulle, nie - literowo - Huelle, ale H + u zmierzające do i (układ warg mniej więcej taki jak przy gwizdaniu!) + Ile. Możemy teraz przejść do odmiany tego nazwiska. Należy ono do ciągu takich form, jak Lange, Linde, Kolbe, Bratke, Szerfke, Lidkę, Reszke, Rummenige, Bandtke, Knothe, Priebke. W naszym języku wszystkie one podlegają tradycyjnej odmianie przymiotnikowej: Huellego - Huellemu, Langego - Langemu, Lindego - Lindemu, Kolbego - Kolbemu itd. - jak dobrego - dobremu, wesołego - wesołemu. Można jednak skorzystać z dopuszczalnej możliwości niedeklino-wania ich, jeśli je poprzedza odmieniona postać imienia czy jakie- 159 poś innego rzeczownika, np. Radomira Reszke, redaktorowi Bratke r7v profesorem Lidkę. Proszę zauważyć, ze z tej właśnie możliwości skorzystano w zacytowanych na początku fragmentach: jeśli nazwisko Huelle występuje samodzielnie, zawsze jest odmienione (Huellego, Huellemu)', jeśli poprzedza je odmienione imię - z jednym wyjątkiem Pawłem Huellem - pozostawione jest w mianowniku (Pawła Huelle). Podobne postępowanie gramatyczne widzę w innym artykule: „Ministerstwo Sprawiedliwości wystąpiło do rządu włoskiego o wydanie Ericha Priebke", „1 sierpnia włoski rząd uwolnił Priebkego". Zasadniczo skłaniałbym się do zaakceptowania poczynań flek-syjnych odnoszących się do obu nazwisk, chociaż zawsze warto pamiętać o czytelnikach, którzy mogą być niemile zaskoczeni mozaiką form napotkaną w jednym tekście (przypomina mi się podpis pod pewną fotografią prasową: Projekt F. Bandtke i projekt K. Knothego; żeby było jeszcze dziwniej, w tekście artykułu spotkałem się z wyrażeniem projekt Bandtkego iKnothe). Więc gdybym sam pisał wszystkie te wypowiedzenia, zdecydowałbym się na fleksyjną jednorodność. A jaką? Nazwiska Huelle, a także Priebke, Bandtke i Knothe odmieniałbym i wtedy, gdybym się nie podparł imieniem, i wtedy, gdyby taka deklinacyjna podpórka wystąpiła. Takie postępowanie gramatyczne należy zalecać, aprobując w ten sposób naturalny proces adaptacji (przystosowania) formy obcej do polskiego systemu morfologicznego. Jak odmieniać nazwiska włoskie? W pewnym artykule prasowym znajduję wypowiedzenie: Jaku-bowicz przypomina prognozę U mb er to Eco o nowej stratyfikacji społecznej"^ słowie wstępnym do „Semiologii życia codziennego" - książki, którą napisał Umberto Eco, a przetłumaczyli ją na polski Joanna Ugniewska i Piotr Salwa - napotykamy fragment: „Wielora-kość ról, form wypowiedzi, gatunków prozy przyczyniła się do zawrotnej kańery U mb er ta Eca".Z mojej zaś książki „Jaka jesteś, polszczyzno?" zacytujmy zdanie: „Doszedłem w »Zapiskach na pudełku od zapałek« Umberta Eco do rozdziału...". 160 W przytoczonych urywkach mamy aż trzy postacie fleksyjne imienia i nazwiska włoskiego uczonego: pozostawione w brzmieniu pierwszego przypadka oba człony (prognoza Umberto Eco), odmienione oba (kariera Umberta Eca), odmienione imię - nazwisko w brzmieniu mianownikowym („Zapiski na pudełku od zapałek" Umberta Eco). W języku fleksyjnym, a więc takim jak polski, z rozbudowanym systemem odmiany wyrazów przez przypadki, nie do zaakceptowania jest wariant pierwszy. O absolutnej natomiast konsekwencji deklinacyjnej trzeba mówić w odniesieniu do formy Umberta Eca. Tłumacze „Semiologii dnia codziennego" imię Umberto dostosowali do wzoru odmiany takich imion, jak Leonardo czy Augusto (skoro Leonarda, Augusta, to i Umberta), nazwisko Eco zaś do takiego modelu deklinowania, jakiemu w polszczyźnie podlegają włoskie nazwiska typu Canaletto, Caruso, Nullo (jeśli Canaletta, Carusa i Nulla, to i Eca). W wariancie trzecim - Umberta Eco, najczęstszym w Polsce i obecnym w mojej książce, skorzystano z liberalnej zasady, która w wypadkach niezbyt dobrze brzmiących w odmianie nazwisk obcych (tu chodzi głównie o krótkość postaci Eco i pisownianą trudność w stworzeniu choćby narzędnika) dopuszcza i takie rozwiązanie, że deklinuje się łatwe fleksyjnie imię, a nazwisko pozostawia się w postaci mianownikowej (Umberta Eco - jak np. Josipa Tito, Bernarda Shaw czy Valerego Giscarda d'Estaing). Przed laty takie postępowanie gramatyczne zalecałem wobec imienno-nazwiskowego połączenia Aldo Moro (zamordowany polityk chadecki). Znajduję je i w tłumaczeniu ostatniej książki Eca (lub Umberta Eco): „...komunikat Czerwonych Brygad dotyczący losów AI da Mo ro". Taką samą poprawnościową wykładnię należy stosować wobec często się pojawiającego w języku kibiców sportowych nazwiska Baggio (noszą je dwaj słynni piłkarze włoscy - Roberto i Dino). Zalecałbym bezwzględnie jego odmienianie w konstrukcjach typu strzał Baggia, bramka zdobyta przez Baggia, podanie do Baggia, podał Baggiowi, zderzył się z Baggiem, zapomniał o Baggiu (wym. Badżia, Badżiowi, Badżiem, Badżiu) - gdy nazwisko występuje samodzielnie. W brzmieniu mianownikowym można je pozostawić w wypowiedzeniach z odmienionymi formami imiennymi: strzał Dina Bag- 161 sio, bramka zdobyta przez Dina Baggio, podał Robertowi Baggio, zderzył się z Robertem Baggio. Niestety, coraz częściej się u nas widzi i słyszy konstrukcje typu strzał Roberto Baggio - z nieodmienionym i imieniem, i nazwiskiem, co należy wiązać z pogłębiającym się w naszym społeczeństwie kryzysem fleksyjności osobowych nazw własnych. Nawet Czesław Miłosz w „Księdzu i Casanovie" - jednym ze szkiców serii „Tematy do odstąpienia", drukowanej w „Tygodniku Powszechnym" - napisał: „W swojej bibliotece ozdobionej fryzami Giulio Romano kardynał oddawał się pisaniu teologicznego traktatu". Nieodmienienie tworu imienno-nazwiskowego Giulio Romano grozi zaburzeniami w odbiorze całego wypowiedzenia, może bowiem sugerować, że Giulio Romano to kardynał (zwłaszcza przy frazowaniu: W swojej bibliotece ozdobionej fryzami - tu naturalny przestanek oddechowy - Giulio Romano kardynał...). Wystarczyło uruchomić fleksyjnie człon Giulio: „...ozdobionej fryzami Giu-lia Romano". Wybitny twórca-noblista nie skorzystał, niestety, z tej liberalnej reguły, dopuszczającej pozostawienie nazwiska na -o w postaci mianownikowej, jeśli występuje przy nim odmienione imię. W przywołanym tu tekście znaleźć można jeszcze kilka innych typów nazwisk włoskich. Warto je prześledzić, utrWalając przy okazji dobre nawyki fleksyjne związane z przystosowaniem tych form do polskiego wzoru odmiany. Pisze więc Miłosz: „Był sekretarzem kardynała A q u a v i v y ", „To niewymówione zawdzięczało wiele jego rozmyślaniom nad widowiskiem ludzkich żywotów, takich jak Casanovy". Nazwiska Aquavi-va, Casanovą - z wygłosowym -a, tak jak Mazzola, Cipolla czy Coc-chiara - tworzą grupę obcych tworów odmieniających się jak podobnie zakończone rzeczowniki rodzaju żeńskiego: Aquavivy, Casanovy - jak osnowy, podkowy, Mazzoli, Cipolli - jak skali, busoli, Coc-chiary - jak miary, wiary. W innym fragmencie Miłosz pisze o Berninim i Gianninim. Takie nazwiska z kolei - kończące się na -i: Bernini, Giannini, Pagani-ni, Verdi, Rossi, Montini, Albertini, Maldini itp. - podciąga się pod przymiotnikowy wzór odmiany, a więc Berniniego, Berninim, Gianni-niego, Gianninim, Paganiniemu, Verdiemu, Verdim, Rossiego, Rossim, 11. Rozmyślajcie. 162 Montiniego, Montiniemu, Albertiniego, Maldiniego, Maldinim - jajc taniego, taniemu, tanim. Jeśli mamy do czynienia z postaciami z wygłosowym -li, np. Bac-ciarelli, Botticelli, Roncalli czy Benelli, opuszczamy -i- w przypadkach zależnych: Bacciarellego, Botticellemu, Roncallego, Benellemu. Przymiotnikowo deklinują się również nazwiska z wygłosowym ¦e, takie jak Dante, Croce, Veronese: Dantego, Dantemu, Dantem, Cro-cego, Crocemu, Crocem, Veronesego, Veronesemu, Veronesem. Dziwi dlatego w tekście Miłosza wypowiedzenie „świątynia projektowana przez Bramanta". Skoro wybitny włoski architekt i malarz epoki renesansu nosił nazwisko Bramante (jak Dante, Croce, Ve-ronese), w naszym języku powinien się pojawić biernik Bramantego (w innych przypadkach: Bramantemu, Bramantem). Jak odmieniać nazwiska francuskie^ Z listu Telewidza ze Świdnicy: „W jednym z programów telewizyjnych utworzono od nazwiska Verne dopełniaczową postać Verne-go. Czy nie należało się posłużyć formą Verne'a? Mam jednak wątpliwości, bo przecież wiele francuskich nazwisk kończących się na -e - typu Meńmee czy Mallarme - odmienia się w języku polskim przymiotnikowo: Meńmeego, Mallarmego itp. Proszę o rozwianie tych moich rozterek". Kluczem do uporządkowania naszych zachowań gramatycznych musi być tutaj uświadomienie sobie, że w niektórych nazwiskach to wygłosowe -e odczytujemy, w innych zaś jest ono nieme. Pierwszą grupę tworzą takie np. formy, jak Meńmee, Mallarme, Blanche, Ayme, Debre, Carre, Conde. Odczytujemy je: Meńme, Malarme, Blan-sze, Eme, Debre, Karę, Konde - z akcentem na końcowym -e, a odmieniamy przymiotnikowo: Meńmeego, Meńmeemu, Mallarmego, Mal-larmemu, Blanchego, Blanchemu, Aymego, Aymemu, Debrego, Debre-mu, Carrego, Carremu, Condego, Condemu. Dodajmy od razu, że - tak jak w wypadku wielu innych nazwisk obcych opisanych w poprzednich rozdziałach - przy odmienionym imieniu czy innym określającym rzeczowniku dopuszczalne jest pozostawienie nazwiska w po- 163 staci mianownikowej, np. utwory Prospera Meńmee, sonet Stefana Mallarme, rząd Michela Debre itp. Drugą grupę tworzą takie nazwiska, jak właśnie Verne, a także Apollinaire, Barbusse, Bataille, Baudelaire, Bazaine, Bernadotte, Bes-siere, Boulle, Bourdelle, Braąue, Caboche, Calonne, Cezanne, Comte, Corneille, La Fontaine, Sartre. Przy ich odczytywaniu wygłosowe -e ginie: Wern, Apoliner, Barbis, Bata], Bodler, Bazen, Bernadot, Besjer, Bul, Burdel, Brak, Kabosz, Kalon, Sezan, Komt, Kornej, La Fąten, Sartr (w dwu- i wielosylabowych formach też akcentujemy zgłoskę ostatnią). Odmiana tych nazwisk jest w polszczyźnie rzeczownikowa, a zatem w telewizji powinna się pojawić postać Verne'a (wym. Wer-na), a w innych przypadkach: Verne'owi (wym. Wernowi), Verne'em (wym. Wernem)^ o Yernie (wym. o Wernie) - tak jak Apollinaire'a (wym. Apolinera), o Apollinairze (wym. o Apolinerze), Barbusse'a (wym. Barbisa), o Barbussie {Barbisie), Bataille'a (Bataja), Batail-le'owi (Batajowi), o Bataille'u (o Bataju), Baudelaire'a (Bodlera), o Baudelairze (o Bodlerze) itp. Przymiotnikowo - tak jak Meńmee czy Mallarme - deklinują się również nazwiska typu Beaumarchais, Richelieu, Montesąuieu, bo wprawdzie nie mają one na końcu -e, ale ich wygłoś tak jest odczytywany: Bomarsze, Riszelie, Monteskie - z akcentem na -e. W przypadkach zależnych przyjmują one postacie: Beaumar-chais'go (wym. Bomarszego), o Beaumarchais'm (wym. o Bomar-szem), Richelieugo (Riszeliego), o Richelieum (o Riszeliem), Monte-sąuieugo (Monteskiego), o Montesąuieum (o Monteskim). I tu w wypadku odmienionego imienia czy innego określającego rzeczownika możliwe jest pozostawienie nazwiska w mianowniku: komedie Piotra Beaumarchais, polityka kardynała Richelieu, dzieła myśliciela Montesąuieu. Wreszcie - odmieniają się jak przymiotniki formy typu Valery, Remy, Reverdy (wym. Waleń, Remi, Rewerdi - z akcentem na -i): wiersze Valery'ego, książka Remy'ego, poezja Reverdy'ego. A jak traktować takie nazwiska, jak Aragon, Cuvier, Degas, Foucault, Fouńer, Lavoisier, Maupassant, Villon, kończące się spółgłoskami, które w wymowie giną: Aragą (na końcu o nosowe), Kuwje, Dega, Fuko, Furie, Lawuazje, Mopasą (na końcu a nosowe), Wiją (na końcu o nosowe)? W przypadkach zależnych spółgłoski te trzeba 164 przywrócić i w mowie, i w piśmie: Aragona, Cuviera, Degasa, Lavoi-siera, Maupassanta, Villona (wym. Wijona). Na koniec - o tytule książki Thomasa Mertona, której tłumaczenie ukazało się niedawno: „7 esejów o A. Camus". Czy można uznać za poprawne pozostawienie nieodmienionej postaci Camus w szóstym przypadku (miejscowniku)? Nazwisko wielkiego francuskiego pisarza i myśliciela mieści się w ciągu takich form, jak Dumas, Degas czy Levinas. Wszystkie one mają na końcu niewymawiane -5/ Kami, Dima, Dega, Levina (z akcentem na wygłosowych samogłoskach). W przypadkach zależnych natomiast - jak w formach typu Aragon, Cuvier, Degas - spółgłoska wraca przed polskie końcówki: Camusa, Camusowi, Dumasa, Duma-sowi, Degasa, Degasowi, Levinasa, Levinasowi (w wymowie: Kamisa, Kamisowi, Dimasa, Dimasowi itd.). Nic nie stoi, oczywiście, na przeszkodzie, by stworzyć także naturalne dla naszego języka postacie miejscownikowe: o Camusie (wym. o Kamisie) - tak jak o Dumasie, o Degasie, o Levinasie. Deklinowanie typu Camusa, Camusem, o Camusie czy Dumasa, Dumasem, o Dumasie zaleca się - nietrudno się domyślić - szczególnie wtedy, gdy przy tych nazwiskach nie stoi odmienione imię lub inny rzeczownik. Z taką sytuacją mamy do czynienia w tytule przywołanej książki Mertona. Dlatego zdecydowanie się opowiadam za inną jego wersją, a mianowicie: 7 esejów o A. Camusie. Nie zżymałbym się na nieodmienioną postać Camus, gdyby ją poprzedzało uruchomione fleksyjnie imię pisarza - o Albercie Camus i podobnie: Alberta Camus, Albertowi Camus, Albertem Camus. /••'/* *-*-t Sapieha Kiedy przy gazetowej zapowiedzi jednego z programów telewizyjnych pojawiła się informacja, że będzie to „opowieśćo księciu Eustachym Sapiesz e, który od 50 lat mieszka w Kenii", kilka osób -w tym głównie starszych kresowców - upomniało się w rozmowie ze mną o tradycyjną postać Sapieże. Dlaczego, dobrze rozumiejąc ich odczucia, zalecałem jednak tolerancję dla formy z -sz-? 165 Powraca tu problem wymowy h i ch. Są rodacy, którzy się nie mogą pogodzić z tym, że absolutna większość użytkowników polszczyzny nie odróżnia już dźwięcznego h i bezdźwięcznego ch. Myśmy /i w wyrazach typu herbata, wahadło, Halina, hardy, hetman słyszeli, więc i błędu ortograficznego nie mogliśmy popełnić - słyszę od tych ludzi. Niestety! - muszę im odpowiadać. To dźwięczne h artykułują jeszcze tylko Polacy pochodzący z obszarów wschodnich (i to starsza generacja) i z niektórych okolic pogranicza czeskiego (głównie na południowo-zachodnim Śląsku). Zresztą - jest ich już coraz mniej. Co najważniejsze zaś - rozróżnianie dźwięcznego h i bezdźwięcznego ch nie było rodzimym archaizmem, jak sądzą niektórzy, lecz obcą opozycją głoskową - ruską, a ściślej - ukraińską, bo co do h na gruncie ruskim, to jego dźwięczna wymowa jest zasadniczo właściwością nie rosyjską, ale ukraińską, chociaż dziś szerzy się ten dźwięk i w mowie Rosjan. Kto zatem rozróżnia brzmieniowo charta-psa od hartu ducha, niech tak spokojnie - bez kompleksów - czyni w wymowie dalej. Ale też niech się pogodzi z faktem, że w polszczyźnie jutra dwu znakom - h i ch - będzie odpowiadać jedna bezdźwięczna głoska. Mamy i morfonologiczne skutki tego ujednolicenia wymowy (morfonologia zajmuje się badaniem wymian głoskowych w obrębie poszczególnych cząstek wyrazowych). Oto jedną z bardziej regularnych wymian głoskowych jest u nas oboczność ch:sz, np. pończocha - pończosze, blacha - blasze, uciecha - uciesze, mucha - musze, Gadocha - Gadosze, Pietrucha - Pietrusze. Oboczność h:ż ma natomiast charakter izolowany: występuje tylko w zapożyczeniach z ukraińskiego. Przykładem może tu być wataha-wataże, przykładem jednak uzasadnionym tylko dla tych, którzy mają dźwięczne h. Dla absolutnej większości najbardziej naturalna będzie postać wa-tasze, uzupełniająca ciąg pończosze, blasze, uciesze itd. (ludzie ci są w ogóle bardzo zdumieni, gdy przypadkiem natrafią w słowniku na formę wataże). I trzeba ją zaaprobować! Uznając natomiast histo-ryczność nazwiska Sapieha (wojska sapieżyńskie, Sapieżyna - żona Sapiehy), można zalecić postać Sapieże, ale i liberalizm wobec brzmienia Sapiesze (nawet Jan Paweł II, wyświęcony na księdza przez kardynała Sapiehę i jakże mocno z nim związany, w czasie 166 ostatniej wizyty w Polsce posłużył się postacią Sapiesze - z sz m" mo że z krakowskich kręgów kościelnych wyszła „Księga s a p i e żyńska"). „Nowy słownik ortograficzny" PWN pod red. Edwarda Polań-skiego te powszechne odczucia fonetyczno-morfologiczne dobrze rozumie: przy hasłach wataha i Sapieha na pierwszym miejscu znajdujemy celownikowo-miejscownikowe formy watasze, Sapiesze. Postacie wataże, Sapieże umieszczono w nawiasach, słusznie traktując je jako rzadsze, obumierające warianty. Staszic " lv Oto obszerny fragment listu Czytelnika z Jeleniej Góry: „Mam już ponad czterdzieści lat i tyle mniej więcej lat znane mi jest nazwisko Staszic. Wymawiałem je zawsze zgodnie z jego pisownią. Tymczasem przed chwilą zobaczyłem w Słowniku poprawnej polszczyzny, że obowiązująca wymowa tej formy to Staszyc-zypo sz. Jestem skonsternowany! Skoro posługujemy się brzmieniem szi choćby w Cuszimie (bitwa pod Cuszimą), dlaczego niepoprawny ma być Staszic?!". Rozumiejąc odczucia Korespondenta, zgodne - śmiem twierdzić - z przekonaniem co najmniej połowy użytkowników polszczyzny, nie mogę nie poinformować, że zgodne z oficjalną normą jest jednak brzmienie Staszyc - z y po sz - tak jak status pisownianego wariantu formy Staszic ma postać Staszyc - z y. Nie mogę również nie powiedzieć, że to y w wymowie jest uzasadnione. Dotykamy tu bardzo ważnego w dziejach polszczyzny procesu odnoszącego się do spółgłosek c, dz, cz, dż, sz, ż, rz. Otóż były one kiedyś w naszym języku miękkie. Mówiło się więc np. czisty, krziczisz, szija, żito, księżic, grziby, krziwy, naszim, waszimi itp. W archaicznych gwarach - śląskiej i podhalańskiej - tę pierwotną miękkość słyszy się do dziś: nawet inteligentowi Ślązakowi trudno się wyzbyć wymowy typu prziszedł, grziby, krziwy, a u górali powszechne są postacie sija, zito, cisty (gdyby nie mazurzyli, słyszelibyśmy brzmienia szija, żito, czisty). 161 ponieważ ostatecznie c, dz, cz, di, sz, i, rz stwardniały, następu-iące po nich i przeszło w wymowie i w piśmie w y: czysty, krzyczysz, szyja, żyto, księżyc, grzyby, krzywy, naszym, waszymi itp. Zgodne więc z tą ewolucją jest wymawianie nazwiska znanego polskiego uczonego i pisarza politycznego w wersji Staszyc. W żadnym zwykłym wyrazie polskim nie występuje już połączenie liter sz i i. Nie ruguje się go z utrwalonego graficzną tradycją nazwiska Staszic (choć dopuszczalny jest wariant Staszyc, o czym już wspomniałem na początku), ale też i można się w tym momencie posłużyć formułą, że to zachowane w piśmie i ma po sz fonetyczną wartość y. Staszic to nazwisko czysto polskie. Utworzono je tzw. patroni-micznym (odojcowskim) przyrostkiem -ic, dodanym do podstawy Stasz - skrócenia, zdrobnienia imienia Stanisław. Staszic to etymologicznie „syn Stasza", tak jak Szymonowie to „syn Szymonowy", księżic (późn. księżyc) - „syn księdza (czyli pana-słońca)", panie (późn. panicz) - „syn pana", królewic (późn. królewicz) - „syn królewski", a dziedzic - „potomek dziada". Wracając zaś do zdania Korespondenta o Cuszimie, powiedzmy: tak, w Cuszimie czy w innych wyrazach obcych podtrzymujemy w mowie i w piśmie połączenie szi, ale już np. w transkrypcji z rosyjskiego literę i po z, sz, c oddajemy przez y, np. żiła - żyła, sziło -szyło, citra - cytra. I jeszcze jedna sprawa: czemu zachowuje się i w zapisie Staszic? Bo pisownia nazwisk może mieć swoją tradycję i nie zgadzać się z dziś obowiązującymi zasadami fonetycznymi i ortograficznymi. Chrust jako rzeczownik pospolity pisze się przez u, ale spotykamy nazwiska Chróściel czy Chróścielewski pisane przez ó; ich nosiciele zachowali dawną pisownię (z czasów, gdy chróst miał pierwotne ó). Także w pisowni nazwiska Ślósarski przez ó zachowana została dawna etymologiczna wartość odpowiedniej samogłoski (wyrazy ślusarz, ślusarstwo brzmiały dawniej ślosarz, ślosarstwo; pierwszy z nich wywodzi się z niemieckiego Schlosser). To samo trzeba powiedzieć o Jakóbcach czy Jakóbikach - z ó, spotykanych obok częstszych Ja-kubców i Jakubików -z u. 168 Sobieskieproszę! \- Od momentu pojawienia się w sprzedaży papierosów marki I III Sobieski można zaobserwować bardzo ciekawe zjawisko fleksv' ne: oto kupujący zwracają się z prośbą o ten produkt za pomocą for. muły Sobieskie proszę! Dochodzi tu więc do zamiany formy liczby n0. jedynczej na mnogą, podciągniętą do przymiotnikowej papierosowej serii: sobieskie - jak klubowe, ekstramocne, mentolowe, popularne, wczasowe, płaskie, damskie (wygłoś -ski dodatkowo prowokuje do zabiegu uprzymiotnikowienia). Bo wszystkie marki funkcjonują (bądź funkcjonowały) w powszechnym obiegu w postaci pluralnej: wawele, silesie, sporty, giewonty itp., nawet gdy oficjalnie są tworami singularnymi (wawel, silesia, sport, giewont). I nieważne jest w tym momencie, że w „życiu" mamy tylko jeden Wawel, jedną Silesię (Śląsk) czy jeden Giewont. Pamiętam, jak kłopotliwa dla rodaków była przed laty marka papierosów bułgarskich marica - brzmieniowo, oczywiście, tożsama z nazwą rzeki. Ponieważ nie wszyscy wiedzieli, że jest to nazwa, w której literze c odpowiada i głoska c (dawny hymn bułgarski zaczynał się od słów: „Szumi Marica", a z nazwą rzeki rymował się dalej wyraz dewi-ca: „płacze dewica"), słyszało się powszechnie formułę proszę mariki -z k. Rację, naturalnie, mieli ci, którzy prosili o marice -ze. Wracając zaś do konstrukcji sobieskie proszę, trzeba powiedzieć, że zjawisko polegające na zakwalifikowaniu tej czy innej formy do nowej kategorii fleksyjnej wcale nie należy do rzadkości. Z ulicy Kanonii np., czyli połączenia rzeczownika z drugim rzeczownikiem, wielu wrocławian robi ulicę Kanonią - tak jak tanią, wronią, dobrą, krzywą, prostą (pisał Artur Oppman: „Przy kościele na Kanonii, w kamienicy wielce starej, ma izdebkę Dławiduda, co dzwonnikiem jest u Fary"). Ze zjawiskiem odwrotnym - urzeczownikowienia przymiotnika -mamy do czynienia w wypadku ulicy Wróblej (znajdującej się na wrocławskich Krzykach obok Orlej, Sokolej, Słowiczej, Jaskółczej): Jadę, idę, mieszkam na Wróbla"- tak jak na Mickiewicza, Berenta, Rydy-giera, Jaracza - słyszy się powszechnie w nadodrzańskim grodzie. A co się dzieje z rzeczownikiem manna? Odpowiada on gramatycznie takim wyrazom, jak panna, dziewanna, rynna, brytfanna, wanna 169 marzanna, i - oczywiście - identycznie powinien być odmieniany: czy mannie, mannę, manną, (o) mannie - tak jak panny, pannie, panną, (o) pannie. Jedynie poprawne gramatycznie są więc zda-. njema kaszy manny, przyglądam się kaszy mannie, lubię kaszę annę, zachwycam się kaszą manną, marzę o kaszy mannie. Tym-zasem coraz więcej osób, a słyszę to prawie codziennie przy porannych zakupach, odbiera połączenie kasza manna tak, jakby to był związek rzeczownika z przymiotnikiem typu kasza jęczmienna lub kasza gryczana. A skoro mamy kaszę jęczmienną i mówimy o kaszy gryczanej, no to i musimy mieć kaszę manną i opowiadać o kaszy mannej. Opisywanym tu dziś zjawiskom poświęcił przed laty bardzo ciekawy artykuł gdański językoznawca prof. Bogusław Kreja. Sięgnijmy więc na koniec po przykłady z jego pracy. Oto kotlet pożarski -„kotlet mielony z mięsa mieszanego cielęcego i wieprzowego" - to był pierwotnie kotlet Pozarskiego lub kotlet a. la Pożarski (prof. Kreja łączy go z postacią Dmitrija M. Pozarskiego, bojara rosyjskiego, który w roku 1612 na czele pospolitego ruszenia wyparł wojska polskie z Moskwy; jeden z telewidzów z Warszawy zwrócił uwagę, że realniejszy wydaje się tu związek z Edwardem Pożerskim, żyjącym w latach 1875-1964, lekarzem, fizjologiem żywienia i gastronomem, autorem licznych książek kucharskich). Wyrażenie przypkowska zupa cebulowa utworzono od nazwiska Tadeusza Przypkowskiego, a nazwę Kolegium Nowodworskie - od nazwiska Bartłomieja Nowodworskiego. Profesor Kreja zetknął się też z połączeniem czcionka półtawska - od nazwiska Adama Półtawskie-go (1881-1952), twórcy pierwszej oryginalnej polskiej czcionki. Warto dodać, że i Adam Mickiewicz posłużył się wyrażeniem trembeckie rymy, nawiązującym do nazwiska Stanisława Trembeckiego. W wydanych zaś w roku 1925 „Wspomnieniach" J. U. Niemo-jowskiego (1803-1871) czytamy: „Raczyński zamierzał następnie swoim kosztem wyłożyć smołowcem trotuary w Poznańskiem, które chciał nazwać raczyńskimi". Z kolei Stanisław Dygat w „Jeziorze Bodeńskim" napisał: „Gdy na zakończenie mówię: - Polskiej prawdy nie zmoże ani pruska buta, ani żadne inne zło na świecie. Zawsze na wierzch wypłynie - to przecie naprawdę mocno w to wierzę, może tyle, że prościej, nie w takich konopnickich słowach", igrając morfologicznie z nazwiskiem Marii Konopnickiej. ; 110 A my zetknęliśmy się już w tej książce z sądami grydzewski ' (od nazwiska Grydzewski), ze słonimską kawiarnią (od nazwisk Słonimski) i z jabłońską nudą (od nazwiska Jabłoński) - żartobliwy mi tworami z „Dzienników" Stefana Kisielewskiego. <. „ Tam czarnuszka Mołdawianka ; winogrona słodkie rwie " Tak brzmiały słowa popularnego przeboju lat pięćdziesiątych. A my - pod koniec XX wieku - zaczynamy coraz częściej przeżywać poprawnościowe rozterki związane z nazwą geograficzną Mołdawia. Oto bowiem w środkach masowego przekazu - wraz z wybiciem się na niepodległość tego kraju, położonego między Prutem a Dnie-strem - pojawiła się forma Mołdowa. Jak słyszę, także w pracach naukowych zmienia się Mołdawię na Mołdowę. Gdyby nowe określenie miało się utrwalić, należałoby też zmienić Mołdawianina, Mołda-wiankę i przymiotnik mołdawski na wyrazy Mołdowianin, Mołdo-wianka, mołdowski. Czy warto jednak to robić? Ustalenie Komisji Kultury Języka Komitetu Językoznawstwa PAN, do którego i ja należę od paru lat, jest jednoznaczne: „Uważamy, że w polskich gazetach, czasopismach, radiu i telewizji lepiej używać nazw tradycyjnych, tzn. Kirgizja, Mołdawia, Turkmenia, i tradycyjnie utworzonych od nich przymiotników, tzn. kirgiski, mołdawski, turkmeński". Większość z nas ma ogromny szacunek i zrozumienie dla niepodległościowych dążeń Mołdawian, ale doprawdy nie musi się to wiązać z koniecznością wprowadzania nowej, bliższej ich językowi nazwy (rumuńska Moldoua) do polskiego obiegu. Na tej zasadzie Rumunia musiałaby przekształcić się u nas w Romanie, a Polonia w Mołdawii - w Polskę. Już 60 lat temu pisał prof. Witold Doroszewski: „Jak dany naród nazywają jego sąsiedzi lub w ogóle inne narody, rozstrzyga nie ten naród, tylko właśnie ci inni. Niemcy sami siebie nazywają Deutsche, my ich Niemcami, Francuzi - Allemands, Anglicy - Germans, ¦ ¦ yMecziai Polskę Węgrzy nazywają hen- Tedeschi, Litwini - V*^'"'anstw0 „ęgierskie - Węgrarm, a Litwini - Lenkw, my państw «, ^ ^ «<* sami Węgrzy - Mf^^i do kogokolwiek z in-3 "'we ani Węgrzy nie ^aszaf^nLywać. Tak samo nie jest R°tnaródów o to, jak ten "arod ""^hnazw na miejsce tych, aą sownąnarzucanie.«^, „^cja". ch użycie ugruntowała unaskilK _ językoznaw- Tna Jniec mądra mysi H^™wlasne sa dziedzictwem helskiego: „Wyrazy pospolite i na > . narody] % kL0. nazwy Jed- ^wX V niczvzny nie zaczyna s poj wS X iak deus ex i ulotnym, a przez Ay polka nazwa tego ga odnosi się i do nazw ^ dem intensywnych kontak ««J Siadem, kru- iCl*^. jest w.ainie okazji, że ta ostatnia uwa- Dziedzictwem przeszłość, sla- .mołdawskich są np. takie pol- ^ ^^ (mold. Estetyka i wygoda w gramatyce nika estetycznego w poczyna ówię o obe*"*^ przykłady związan Kiedy mówię o niach językowych, lubię ę " wor enlm mianownika liczby' nie" i P<*S<* Od 0bU ty* Zl Pluralne-. estetycznego w poczyna- na przykłady związane rzeczownikow tnzy- ^, wari tywne ie, pedagodzy lub petar ij wybrać brzmię- —¦— jenie sylabowe go-go. 112 Myślę, że podobne mechanizmy estetyczne działają przy urabi niu nazw mieszkańców poszczególnych miejscowości. Oczywiście d tego słowotwórczego zabiegu wykorzystujemy najczęściej przyrostek -anin, miękczący poprzedzającą go spółgłoskę: Wrocław - Wrocławia-nin, Wałbrzych - wałbrzyszanin, Chorzów - chorzowianin, Bytom - by-tomianin, Gdańsk - gdańszczanin, Tarnów - tarnowianin, Zielona Góra - zielonogórzanin itp. Funkcję przyrostkowego wariantu, dzięki któremu dana nazwa mieszkańca nabiera odcienia potoczności, pełni sufiks -ak. Wyczuwamy więc wszyscy, że np. warszawiak czy krakowiak brzmią mniej oficjalnie niż warszawianin i krakowianin. Zauważmy jednak, że urobiony od Poznania przyrostkiem -ak, powszechnie używany rzeczownik poznaniak tegoż potocznego odcienia jest właściwie zupełnie pozbawiony, choć tak go ciągle oceniają słowniki, rejestrujące na pierwszym, oficjalnym miejscu formację poznanianin - zupełnie nieobecną w powszechnym obiegu. Jeśli przypomnimy sobie, że starzy mieszkańcy nadwarciańskiego grodu określali siebie mianem poznańczyków, nie pozostanie nam nic innego, jak stwierdzić, iż z jakiegoś powodu sufiks -anin niechętnie był dołączany do podstawy słowotwórczej Poznań. Jaki to był powód? Estetyczny: ponieważ nazwa miasta ma w wygłosie -ań, monotonnie brzmi poznanianin - ze zbitką głoskową ań - ań. Słuchacze telewizyjnego programu Profesor Miodek odpowiada dostarczyli mi dwa bardzo cenne przykłady, potwierdzające estetyczną interpretację wariantywności przyrostków -anin i -ak. Oto dolnośląski Lubań. W słownikach poprawnej polszczyzny oficjalną nazwą mieszkańca tej miejscowości jest postać lubanianin. Więc, jak mnie poinformowano, używa jej jedna z tamtejszych gazet. Druga natomiast posługuje się formą lubaniak, bo tak mówią prawie wszyscy mieszkańcy grodu nad Kwisą, co potwierdził sam burmistrz (mój dawny student!). Bo też i lubaniak jest ładniejszy fonetycznie niż lubanianin -z ań- ań. W kolejnym programie telewizyjnym miałem telefon w sprawie mieszkańca Torunia. I znów oficjalne wydawnictwa przytaczają tylko postać torunianin - z podwojonym ń. Ale, jak mi powiedział telewidz, w grodzie Kopernika słyszy się formę toruńczyk. Znaleźć ją także można w tamtejszej prasie (por. też dość popularne nazwisko j wygody w ^ -sfc tej nazwy musi P-ed przyrostkiem G(Jaństa czy mińSz- cesu? u- ¦ vkowv żywot, wstawiając między podstawę Ułatwiają sobie i^0VyJ^' <,„,., nie wymagającą wy stowotwórczą i Prz^ostekSoski Powstają formy buskowianin, fcu-miany POP«edza«ce).ją,^"'fz nidl stała się też nazwą firmową »¦ skowianka, buikowume (druga z mch kiedy. ^^^ dy mineralnej). Jestem P6™16^^ d Od Z podobnym zjaW1skie Choć w słownikach figuruje^™ bytkowego grodu ^"™ * poprzedzającą sufiks „Brztóanin niech oznacza ;ie bez racji, mieszkańcy nado^ Tendencję do utrzymama>w dery brzmieniowej podstawy ^"' iikch od naz kiedy ^^ mozna w Brzegu nad Odrą. się m kancy teg0 za. b^iańin - także z cząstką Smagającą wymiany g na z. J h Brzeżan'. - mówią, Brzegu. ^ postaci obserwować brzmieniowj p „ przymiotnikach od ^ oto np. z tradycyjnymi for-. Lipno) zaCzynają rywah- wymiany k na zas 114 nia swego stanu matrymonialnego). Czyż obowiązujące kiedyś brzmi nia typu Drzażdżanka, Dyrdzianka, Mitrężanka, Laszczanka (od Drzazg Dyrda, Mitręga, Laska), jakże fonetycznie nieporęczne i odkształcone w stosunku do form podstawowych, mogły dalej funkcjonować w codziennym obiegu językowym? - Musiały przegrać z prostszymi i komunikatywnie jszymi postaciami (pani) Drzazga, Dyrda, Mitręga, Laska. Puszcza Niepołomska czy Niepołomicka^ W wydrukowanym w jednym z czasopism naukowych wspomnieniu o prof. Romanie Stopie (1895-1995), wybitnym znawcy języków afrykańskich, znalazłem zdanie: „Urodził się 8 sierpnia 1895 r. w Woli Batorskiej, wsi położonej na północny zachód od Bochni, w pobliżu Puszczy Niepołomickiej". Zacytowany w tym samym artykule fragment życiorysu prof. Stopy, przez niego napisany, zawiera natomiast takie wypowiedzenie: ,Ja, pastuszek z łąk pod Puszczą Niepołom-ską". Mamy tu więc dwie postacie przymiotnikowe odnoszące się do rzeczownika Puszcza, a wywiedzione od nazwy miejscowej Niepołomice: Niepołomicka i Niepołomska. Za którą z nich się opowiedzieć? Dylemat: Puszcza Niepołomska czy Niepołomicka to typowy przykład konfliktu między tradycją a współczesną motywacją słowotwórczą. Ta druga każe się opowiedzieć za formą Niepołomicka, brzmieniowo nawiązującą do całej podstawy słowotwórczej Niepołomice. Dziś jest ona prawie wyłączna. Na starych mapach jednak -zgodnie z silnie ugruntowaną tradycją, której przejawem jest i wypowiedź prof. Stopy - widniała starsza i przez wieki wyłączna postać Niepołomska. A dlaczego? Proszę sobie uświadomić i zapamiętać, że przymiotniki od nazw miejscowych były kiedyś tworzone nie od całych podstaw słowotwórczych, lecz od ich części rdzennych. I tak np. dzisiejsze ziemie kościerzyńska i nurzecka (bo Kościerzyna i Nurzec) to były kiedyś -jak przymiotnik niepołomski oparty na rdzeniu Niepołom - ziemie kościerska i nurska (rdzenie: Kościerz-, Nurz-). uvtnmia - ludzie tworzą przy-Bytomi ^ Mie. ^ia s, do Zresztą - mamy i moie rodzinne miasto, Od nazwy miejscowe] któreg0 - jak widać - ^X ^opolskie imię LubM« , „ej, lecz tylko jej cząstka rdzenna jcfc UszanuJmy jed- Puszcza Niepołomska przegrala z « P ^^ ^ ^ uzywają „ak przyzwyczajenia tych starszyc pierwotnego brzmienia. p—,a ^ Mwy f Z*ąJ w swej nazwie do starszych wiązują T wskie Góry. S1 wory^y Pr^otnik «ub*«, do n tw» y y nazwy podstawo. " ^opolskie imię LubM« , jcfc UszanuJmy j Sucha, Susz - suski ira'Że takie wyrazy, jak L^Ł» ira'Że ^ Ti staw Bófe K«««. Pra«a' Z"^ o'd przyrostka należy przeprowadź* laiacą temat słowotwórczy od przy soWe j koncową przlz środek litery s, ^*'^J^scól^ przyrostka "miekczoną ^°^^X0^J*™ g i ch są w polszczyz- m!"^kknm~^ikeodBog, Ryga ¦» i, ryski, otników typu wał- I Kołobrzeg). 116 Teraz już łatwiej będzie zrozumieć, dlaczego od nazwy Sucha tworzy się od stuleci przymiotnik suski (por. też dość częste nazwisko Suski), intrygujący tak wielu rodaków. Zapewniam ich, że z brzmieniem tym ludność okolic tej miejscowości jest tak zżyta, jak - dajmy na to - mieszkańcy Leszna, Niska czy Sącza z postaciami leszczyński, niżański, sądecki, utworzonymi przed wiekami od pierwotnych podstaw Leszczno, Niżsko, Sądecz. Powtórne uświadomienie sobie polskiej wymiany głoskowej ch : sz (suchy - susza, głuchy - głuszec, mucha - musze, Gadocha - Ga-dosze) rzecz całą wyjaśnia: od podstawy słowotwórczej Sucha powstała pierwotna postać suszski, a dzięki uproszczeniu grupy spółgłoskowej - identycznemu jak w przymiotnikach boski, praski, ryski czy zuryski - utrwaliło się ostatecznie brzmienie suski. Z pozycji historyczno językowej warto go zawsze bronić. Z punktu widzenia współczesnego ma ono tę niedogodność, że może wywoływać wątpliwości co do postaci nazwy podstawowej. To dlatego wielu Polaków w wypadku nazwy Susz (woj. olsztyńskie) decyduje się na nową formę, a mianowicie suszański. Już prawie 50 lat temu pisał na ten temat prof. Witold Doroszewski: „Z dwóch form - suski, suszański -pierwsza jest prawidłowsza. Można, rozwiązując trudność w sposób nie najlepszy, bo przez ominięcie, i popadając w pewien konflikt z rygorystycznie pojmowaną tradycją, pozostawić nazwę miasta Susz bez zmiany, na przykład gdy się adresuje list: Iława, powiat Susz. Wyrazistość, prostota i celowość są to zalety, wobec których przesadne skrupuły gramatyczne, zresztą nie przez wszystkich gramatyków uznawane w tym wypadku za poważne, powinny ustąpić na plan drugi". A przecież jednak „Praktyczny słownik poprawnej polszczyzny nie tylko dla młodzieży" pod red. Andrzeja Markowskiego z roku 1995 zaleca jako wyłączną postać suski - i przy haśle Sucha, i przy haśle Susz. * « - Ciechocinek i Poniec Ustalanie etymologii (z gr. etymon - „prawda, istota, znaczenie" + logos- „słowo, nauka"), czyli pochodzenia wyrazów, to pasjonują- 777 ce zajęcie umysłowe. Wiedzie ono jednak często na manowce, zwłaszcza gdy komentarz naukowy brzmi sucho i obco, skojarzenie natomiast badanej formy z popularnymi, swojskimi słowami wydaje się oczywiste i treściowo uzasadnione, działając przy tym na wyobraźnię. Sandomierz np. pochodzący od imienia osobowego Sędo-mir, dziś praktycznie nieznanego, mniej pociąga niż plastyczna etymologia ludowa, wiążąca tę nazwę z „Sanem domierzającym do Wisły", tak jak Częstochowa - „osada Czestocha (późn. Częstocha)" - jest mniej atrakcyjna od popularnego uzasadnienia: „Częstochowa, bo wieża klasztoru często się chowa" pątnikom podążającym na Jasną Górę. Nikt też nie odbierze dzieciom legendy o Warsie i Sa-wie, chociaż Warszawa ma zupełnie inną etymologię: pochodzi od Warsza, czyli skrócenia-zdrobnienia imienia Warcisław (ono z kolei jest północnopolskim wariantem Wrocisława, od którego pochodzi Wrocław). Piszę o tym wszystkim, bo niedawno, słuchając w radiu ciekawego programu o Ciechocinku, zetknąłem się z kolejnym przykładem ludowej etymologii, szukającej zrozumiałej dla współczesnych motywacji słowotwórczej. Według niej Ciechocinek zawdzięcza swą postać nazewniczą jakiemuś „cichemu odcinkowi". A jaka jest prawda naukowa o nim? Pierwotne brzmienie naszej formy to Ciechocino (1466 Czecho-czino). Ponieważ jednak w pobliżu, nad Drwęcą, leży starszy Ciecho-cin, w wieku XIV też występujący pod postacią Ciechocino, dla odróżnienia od XVI stulecia zaczęto się posługiwać wersją z przyrostkiem -ek, czyli Ciechocinek. Zarówno zaś Ciechocin, jak i Ciechocinek wywodzą się od dawnego imienia osobowego Ciechota. Są to nazwy dzierżawcze oznaczające „własność Ciechoty". Nazwą dzierżawczą jest też Poniec (miasto w woj. leszczyńskim), etymologicznie znaczący tyle co „gród Poniata". Jest to twór urobiony archaicznym przyrostkiem -j (połączenie t + j musiało się u zachodnich Słowian przekształcić w c, por. np. prasłowiańska sve-tja - polska świeca). Imię zaś Poniat - według mego śp. Profesora Stanisława Rosponda - kryje w sobie człon -niat, który należy kojarzyć z czasownikiem niecić i rzeczownikiem podnieta (staropolska podniata). Od tegoż imienia wywodzą się także nazwa miejscowa Poniatowa i nazwisko Poniatowski. 1? Roznwślaicie... 118 Wracając zaś do Ponieca koło Leszna, chciałbym dodać, że ta nazwa tak jest w tamtych stronach odmieniana: do Ponieca, Poniecem w Poniecu. Poinformowała mnie o tym miła wrocławianka, stamtąd pochodząca, która wysłuchała w radiu rozmowy ze mną na temat tychże form. Nie ukrywam, że powiedziałem wtedy o naturalniej-szym dla mnie deklinowaniu Pońca, Pońcem, w Pońcu (jak w nazwiskach typu Michalec, Kowalec, Pawelec). Zarówno w świetle powyższego wywodu etymologicznego (-ec nie jest przyrostkiem!), jak i ze względu na szacunek dla siły miejscowej tradycji w tej chwili całkowicie się opowiadam za postaciami Ponieca, Poniecem, w Poniecu. Piaski - do Fiask -piasecki ^ i Jakie formacje przymiotnikowe urabiamy dziś od rzeczownika piasek? Współczesne słowniki rejestrują tylko formę piaskowy (doły piaskowe, ziemia piaskowa, burza piaskowa, gleby piaskowe, rośliny piaskowe, zegar piaskowy, piaskowy kolor, babka piaskowa). „Słownik języka polskiego" Maurycego Orgelbranda z roku 1861 przytacza także postać piaseczny (zegarek piaseczny, wał pia-seczny). Kojarzymy ją, oczywiście, z nazwą miejscową Piaseczno. Jest też ona w „Podręcznym słowniku dawnej polszczyzny" Stefana Reczka („Skarby piaseczne" - „Biblia królowej Zofii" z roku 1455, piaseczny zegarek - „klepsydra"). Popularne nazwisko Piasecki, niewątpliwie związane etymologicznie z piaskiem, uświadamia nam, że i taka postać przymiotnikowa była w dawnej polszczyźnie możliwa. Potwierdzeniem tego są odpowiednie fragmenty fascynującej książki Agaty Tuszyńskiej „Singer. Pejzaże pamięci" (Gdańsk 1994). Autorka wspomina w niej miejscowość Piaski i pisze: „Ulica Mogiłkowa była ostatnią drogą piaseckich Żydów", „We wrześniu 1942 roku większość Żydów z getta piaseckiego wyprowadzono w kolumnie do Trawnik". Widzimy zatem, jak utrwalony w danej okolicy był zwyczaj tworzenia od nazwy miejscowej Piaski przymiotnika piasecki. I jeszcze jedna forma gramatyczna z przytoczonych fragmentów jest bardzo pouczająca: do Trawnik. To dopełniacz nazwy miejsco- 119 ¦ Trawniki. Nie urobiono go za pomocą końcówki -ów (do Trawni- T-w) która utożsamiłaby brzmieniowo nazwę własną z wyrazem po- olitym (Trawników - jak trawników), lecz pozostawiono w tym przypadku czysty temat fleksyjny (Trawnik), różnicując w ten sposób odmianę nazwy i wyrazu pospolitego. Tak samo zresztą deklinowane są Piaski: „Mieszkał we wsi Gieł-czew koło Piask", „Max i Marta Bahnwitz z Piask do swojej córki" (postać Piasków zderzałaby się z dopełniaczem liczby mnogiej wyrazu pospolitego: piaski - piasków). Obie te formy - Trawnik i Piask - dopisujemy do ciągu (do, z) Maczek, Gołąbek, Lasek (a nie: Maczków, Gołąbków, Lasków). W ten sposób raz jeszcze uświadomiliśmy sobie, jak silna jest tendencja do ucieczki przed homonimią fleksyjną - jednakowością brzmień nazw miejscowych i wyrazów pospolitych. O nazwach miejscowych kulturowych Nazwy miejscowe zrośnięte etymologicznie z dziełami rąk ludzkich, z instytucjami oraz wytworami kultury społecznej i duchowej określa się mianem nazw kulturowych. Wśród nich zaś można wyróżnić nazwy kultowe (religijne i pamiątkowe), instytucjonalne i wytwórcze. . Nazwy kulturowe-kultowe przechowują w sobie ślady kultu religijnego oraz upamiętniają ważne zdarzenia historyczne. W Polsce jest ich mało, co w wypadku nazw religijnych należy tłumaczyć stosunkowo późnym przyjęciem chrześcijaństwa i jeszcze późniejszym jego ugruntowaniem się na naszym terytorium. Takie jednak nazwy, jak Boża Góra, Boże, Boży Dar, Góra Kalwaria, Kalwańa, Kalwaria Pacławska, Kalwaria Zebrzydowska, Krzyż, Świętokrzyż, Święty Krzyż, Paradyz, Góra św. Jana Góra św. Małgorzaty, Góra św. Anny, Święta Anna, Święta Katarzyna, Święta Lipka, Świętomarz, Trójca czy Wszechświęte, choć - podkreślmy raz jeszcze, nieliczne w stosunku do nazw tego rodzaju na Zachodzie Europy - świadczą o silnym związku Polski z kulturą chrześcijańską. Pamiątkowe nazwy kultowe reprezentują u nas postacie związane z prasłowiańskimi wyrazami pobeda - „zwycięstwo" i pobediti - 180 „zwyciężyć", takie jak Pobiednia, Pobiednik, Pobiedno i Pobiedziska Zachowały one w ten sposób pamięć jakichś zwycięskich walk. Ogromną liczebnie grupę stanowią natomiast nazwy kulturowe instytucjonalne, związane z instytucjami oraz innymi wytworami kultury duchowej i społecznej. Na czoło wysuwają się tu zdecydowanie Wole, występujące samodzielnie, z przydawką określającą (Wola Łużańska, Wola Mysłowska, Wola Osowińska, Wola Wiązowa, Wola Zadybska, Wola Życka itp.) oraz w postaciach zdrobniałych Wólka i Wolica (też z przydawkami określającymi, np. Wólka Lipowa czy Wólka Smolana). Źródła historyczne rejestrują około tysiąca pięciuset Wól, Wólek i Wolic. Pierwsze wiadomości o Wolach pochodzą z XIII wieku, lecz ich powstawanie nabrało masowego charakteru dopiero w stuleciu XVI i przeciągnęło się w czasy nowożytne, nie tracąc wiele na intensywności. Wola oznacza czasowe uwolnienie osadników zakładających nową osadę od czynszów i robocizny, jeśli była ona zastrzeżona dla pana wsi, albo często też i od dziesięciny kościelnej, choć nieraz duchowieństwo domagało się jej zaraz z pierwszych plonów po wykarczowaniu lasu na rolę. To uwolnienie, które dziś w pracach historycznych określa się mianem wolnizny, zwano w dokumentach lokacyjnych libertas - po polsku wola. Nie było Wól na Śląsku. Ich tamtejszą odmianą są Lgoty i Ligo-ty (ten sam rdzeń co w wyrazach ulga, ulżyć), występujące też sporadycznie - w zetknięciu z Wolami i Wólkami - w przyległych do Śląska obszarach Wielkopolski i Małopolski. Najgęstsze skupienie Lgot i Ligot widoczne jest na Opolszczyźnie (np. Ligota koło Namysłowa i Niemodlina, Ligota Dolna i Górna koło Kluczborka i koło Strzelec Opolskich, Ligota Dobrodzieńska i Ligota Woźnicka koło Lublińca, Ligota Bialska koło Prudnika). Na Górnym Śląsku jest ich już stosunkowo niewiele (por. Ligota - dziś dzielnica Katowic), a na Dolnym Śląsku są zjawiskiem wyjątkowym (Ligota Piękna koło Trzebnicy). Obecność Lgot i Ligot tylko w południowo-zachodniej części polskiego terytorium językowego nasuwa przypuszczenie, czy przypadkiem ten fakt nie wypływa z bliskości czeskiego obszaru, na którym Lhota należy do najczęściej się pojawiających nazw (jest ich tam około trzystu). Językoznawcy i historycy stwierdzają jednak niezależność śląskich i czeskich nazw. Są one tylko wynikiem 181 tej samej w dwu pokrewnych i sąsiednich językach tendencji, której zasięg w jednym z nich obejmuje cale i niewielkie terytorium, a w drugim tylko jego część, co świadczy o ściślejszym powiązaniu tych dwu obszarów. Nową, nieznaną do XVI wieku odmianą znaczeniową Wól i LgotllLigot są Swobody (około dwudziestu) - oznaczające nowo założoną osadę, swobodną również od podatków na lat kilkanaście. Zamkniętą grupę wśród nazw instytucjonalnych tworzą takie formy, jak Środa, Środka, Piątek, Piątki, Sobota, Sobótka, Sobótki, So-bocisko. Wszystkie one pokazują, w który dzień tygodnia w danej miejscowości odbywały się targi (okazuje się, że najczęściej w soboty!). Dawne zaś miejsca targowe oznaczają takie nazwy, jak Nowy Targ, Targowa Górka, Targowica, Targowiska, Targowisko, Targowisz-cze, Targówek, Targówka, Wilczy Targ. Wiele w Polsce nazw o postaci Ujazd. Noszą je miejscowości powstałe na obszarze, któremu zakreślono granice przez objazd, w chwili kiedy obdarowany obejmował darowiznę (mutacje słowotwórcze Ujazdu to Objazd, Objazda, Ujazdek, Ujazdowo, Ujazdów, Ujazdówek, U jeździec). Z Ujazdem etymologicznie spokrewniona jest Ochodza - oznaczająca mniejszy obszar ziemi, któremu zakreślono granice przez obejście w chwili obejmowania darowizny. Do nazw instytucjonalnych trzeba wreszcie zaliczyć także Po-świątne i Poświętne - oznaczające dawną posiadłość kościelną, grunt, nadanie, fundusz kościelny. Częściej niż miejscowościom nadawano nazwy tego rodzaju rolom czy łąkom należącym do kościoła. Produktywność ich w stosunku do miejscowości była jednak również niemała i przeciągnęła się po czasy nowsze. Najbardziej otwarta, zawsze gotowa na przyjęcie form związanych ze stale się rozwijającą kulturą materialną człowieka jest grupa nazw wytwórczych. Zacznijmy ich przegląd od takich postaci, rozmieszczonych w zachodniej części polskiego terytorium językowego, jak Cerekiew, Polska Cerekiew, Cerekwica, Cerkiew, Cerkowizna, Podcer-kowizna i Nowa Cerekwia. Powstały one we wczesnym średniowieczu, kiedy wyrazy pospolite cerkiew i kościół były synonimami oznaczającymi bądź zgromadzenie wiernych, bądź samą świątynię. W ciągu 182 XVI wieku, w epoce intensywnego już obcowania żywiołu polskiego z ruskim, obydwa znaczenia odnoszące się do cerkwi wyszły z użycia ustąpiwszy trzeciemu - „świątyni obrządku wschodniego". W tym samym kręgu znaczeniowym pozostają, oczywiście, takie nazwy, jak Kościół, Biały Kościół, Czerwony Kościół, Wysoki Kościół, Ko-ścielec, Kościelisko czy Kościeliska. Wśród nich największą produktywnością odznaczała się forma Kościelec - pierwotne zdrobnienie od kościoła, zachowane zresztą w tej funkcji w staroczeskim. W naszym nazewnictwie mieszała się ona często z postacią starszą - Kościół, a następnie ją wypierała. Dwór oznaczał „dom właściciela majątku ziemskiego, mieszkanie dziedzica", dworzec - „gmach, porządniejszy wiejski dom". W Polsce mamy Dworzec, Dworzyska, Nowy Dworek, Nowy Dwór, Stary Dworek i Stary Dwór. Wybitną cechą ustroju słowiańskiego były grody, stanowiące schronienie dla osiadłej ludności. U nas miasto wcześnie zajęło miejsce grodu, w toponomastyce jednak przeważa typ oparty na starej formie gród: Grodna, Grodno, Grodziec, Grodzień, Grodzisk, Grodziszcze, Grodzkie, Gródek, Nowogród, Nowogard, Podegrodzie, Podgrodzie, Starogard, Stargard, Wyszogród. Nazywają się tak miejscowości, gdzie był albo jeszcze się znajduje obronny wał, zamknięty, mniej lub bardziej obszerny, poza którym w pewnej dobie naszych dziejów ludność okoliczna szukała schronienia w czasie napadów nieprzyjaciela. Grodzisko oznacza drobniejszą, mniejszą twierdzę obronną, usypaną z ziemi w kształcie niewielkiego kwadratu lub równoległoboku (mianem grodziska określa się także ruinę grodu albo osady obronnej), gród zaś jest warownią obszerną, do której urządzenia trzeba było więcej pracy. W celu odparcia nieprzyjaciół i zapewnienia bezpieczeństwa plemiona słowiańskie skupiały się także w obronnych grodkach - siedzibach naczelników rodzin lub pokoleń, a następnie władców udzielnych. Grodźcem natomiast nazywano osadę przy grodzie założoną, również ogrodzoną i oddzieloną w celu zabezpieczenia od napadów nieprzyjaciela. W porównaniu z nazwami wywodzącymi się od wyrazu gród formy oparte na nowszym mieście są nieliczne: Dobre Miasto, Miasteczko, Miasteczkowicze, Miastko, Nowe Miasto, Stare Miasto. 183 Wyszło z użycia - niegdyś powszechne w całe] zachodniej Sło- • ńiczyźnie - siodło w znaczeniu „wieś". Ocalałe w nazwach miej- W1nlch znaczyło już „siedzibę, domostwo" (stąd osiedlić się to tyle fo zamieszkać, zbudować"). Najpopularniejsze derywaty nazewm- Cze"od siodła to Siedlce i Sielce, rzadsze - Siedlisko, Siedliska oraz Sie- dUS wttosunku do nich nazwy z głównym trzonem Wieś stoją w chronologicznej opozycji. Większość z nich powstała dopiero w drugiej nnłowie XVH wieku. Zdecydowanie dominują bardzo rozpowszechnione w polskiej toponomastyce nazwy Nowa Wieś i Stara Wieś. Spotkać również można twory z innymi przydawkami pochodzącymi od nierwotnych nazw danych wsi (np. Wieś Bielawska, Wieś Sobocka, Wieś Złoczewska) bądź będącymi pewnymi jakościowymi określeniami (np. Mała Wieś czy Biała Wieś). Do najstarszych nazw wytwórczych należą formy związane ze słowem osiek, znaczącym tyle co „zasieka, warownia leśna utworzona z nagromadzonych i pospajanych pni drzewnych . Był to zwykły środek obrony, stosowany w dawnej Polsce do strzeżenia granic, brodów rzecznych, dróg wiodących przez puszczę^ Przy takich warowniach musiała mieszkać ludność zobowiązana do ich pilnowania i naprawy. Wymieńmy tu takie postacie nazewnicze, jak sam Osiek, a także Osieck, Osiecz, Osiecza, Osieczek, Osieczka, Osieczna Osieczno Osiecznica, Osieczyzna, Wodzek (ta ostatnia wywodzi się bezpośrednio z wymowy ludowej wosiek). Nazwy typu Poręba noszą miejscowości powstałe przez wyrąb w lesie. Ich zdecydowana większość występuje na terenie historycznej Małopolski. Są to formy stosunkowo młode, zakładane po XVI wieku: Porąbka, Porąbki, Poręba, Porębiska, Porębka Poręby. Osady zakładano również na miejscach rozmyślnie wypalonych w lesie przez człowieka. Ich nazwy zbudowane są na pierwotnym pniu zżar: tarki, Żary, Żdżarki, Żdżary (w dwóch pierwszych formach uległ on uproszczeniu, w następnych - wzmocnieniu artyku- S^kolei nazwy, jak Łazy, Łazki, Łazisko i Łaziska, noszą miejscowości powstałe na łazach - pierwotnych przejściach ścieżkach poobcinanych przez gęstwinę puszczy, które mogły gdzieniegdzie na-Ea golizny naturalne, zdatne do uprawy. Są to postacie stosun- 184 kowo młode. Nawet w szesnastowiecznych materiałach źródłowych występują one rzadko. Bardzo wiele polskich nazw wytwórczych wywodzi się od wyrazu most: Most, Mosty, Mostki, Mościska. Są one szczególnie produktywne w nowszych czasach, co wynika z ciągłej aktywności człowieka w zakresie usprawniania stosunków komunikacyjnych. Niniejszy szkic, poświęcony nazwom kulturowym, nie rości sobie pretensji do ogarnięcia wszystkich ich typów. Pokazuje jednak wystarczająco, że ta grupa nazewnicza jest wyjątkowo ważna i fre-kwencyjnie bogata. • ,, > : ; , , Typy nazw dzierżawczych Dociekliwy użytkownik języka polskiego może odbierać jako dziwny przejaw niekonsekwencji gramatycznej różnice w odmianie takich par nazw miejscowych, jak na przykład Wrocław -Janów czy Radom - Lublin. Skoro w pierwszej z nich na końcu obu form jest wargowo-zębowa spółgłoska -w, to dlaczego Wrocław ma w przypadkach zależnych postacie Wrocławia, Wrocławiowi, Wrocławiem, we Wrocławiu, a Janów - Janowa, Janowowi, Janowem, w Janowie? W drugiej parze mamy wygłosowe spółgłoski nosowe -m i -n. I znów może dziwić odmienne deklinowanie: Radomia, Radomiowi, Radomiem, w Radomiu - ale Lublina, Lublinowi, Lublinem, w Lublinie. Tylko uświadomienie sobie historycznych procesów językowych pozwala na racjonalne wytłumaczenie takich, a nie innych faktów fleksyjnych. W tym zaś wypadku odkryjemy trzy typy strukturalne tzw. nazw dzierżawczych, utworzonych od imion osobowych i określających pierwotną przynależność danych miejscowości do osób--nosicieli tychże imion. Zacząć trzeba od stwierdzenia, że wszystkie one są historycznymi przymiotnikami, nazewniczo określającymi gród czy osadę. Nie po raz pierwszy przychodzi mi z pomocą dydaktyczną śp. Babcia, a ściślej mówiąc - jej intrygujące mnie w dzieciństwie wyrażenia typu talerz Janków (ilu Janków?! - pytałem zawsze), czyli talerz Jan-kowy, Janka - jak powiedzielibyśmy dzisiaj. Moja Babcia posługiwa- 185 ła się jeszcze starą postacią przymiotnika - tzw. rzeczownikową (bo taki przymiotnik odmieniał się jak rzeczownik), tą, którą odkrywamy na przykład w tytule translatorskiego dzieła Jana Kochanowskiego Psałterz Dawidów. Proszę sobie teraz uświadomić identyczność formalną połączeń rzeczownika z przymiotnikiem typu gród Janów, czyli „gród Janowy, Jana". Z czasem - po odrzuceniu członu utożsamiającego gród czy osada - przymiotnikowy człon odróżniający (tu: Janów) stawał się tworem samodzielnym, funkcjonującym jak rzeczownik. Najstarsze nazwy dzierżawcze utworzono jednak za pomocą przyrostka -j (w czasach prasłowiańskich po owym -j występował jeszcze tzw. jer, czyli półsamogłoska). Były więc na przykład imiona Wrocisław i jego skrócona wersja Wrocław, Radom, Bytom, Oświęcim, Poznań, Przemysł, Sędomir czy Pokost, odmieniane według wzoru rzeczowników twardotematowych: Wrocława - Wrocławowi, Ra-doma - Radomowi, Bytoma - Bytomowi, Oświęcima - Oświęcimowi, Poznana - Poznanowi, Przemyśla - Przemysłowi, Sędomira - Sędomi-rowi, Pakosta - Pakostowi. Grody Wrocława, Radoma, Bytoma itd. -to były grody Wrocławj, Radomj, Bytom], Oświęcim], Poznań], Przemysł], Sędomir], Pakost] (przypominam, że to były przymiotniki -tak jak opisany wyżej Janów). Przyrostek -j nie zachował się do czasów piśmiennych, pozostawił jednak swój ślad, miękcząc poprzedzające go spółgłoski: Wrocław', Radom', Bytom', Oświęcim', Poznań, Przemyśl, Sandomierz, Pakość. W wypadku takich nazw, jak Poznań, Przemyśl czy Pakość, miękki charakter ich wygłosow jest do dziś oczywisty. Do wieku XVIII był on też oczywisty w nazwach kończących się spółgłoskami wargowymi, bo i one wymawiano z miękkim wy głosem: Wrocław', Radom', Bytom', Oświęcim' (taką samą miękką artykulację wy głosową miały zresztą i takie wyrazy pospolite, jak na przykład karp', gołąb', jastrząb'). Mniej więcej od XVIII stulecia zaczęto wy głosowe spółgłoski wargowe wymawiać twardo: Wrocław, Radom, Bytom, Oświęcim (także: karp, gołąb, jastrząb). Jedynym śladem ich dawnej miękkości są postacie przypadków zależnych - z miękkim tematem fleksyjnym: Wrocławia, Wrocławiowi, Radomia, Radomiowi, Bytomia, Bytomiowi, Oświęcimia, Oświęcimiowi (karpia, gołębia, jastrzębia). 186 Nazwy utworzone przyrostkiem -ów były zawsze odmienian według paradygmatu twardotematowego: Janów -Janowa -Janowo wi, Miłków - Miłkowa - Miłkowowi, Sędzimirów - Sędzimirowa - Sę-dzimirowowi itp. Twory rodzaju żeńskiego z dzierżawczym przyrostkiem -owa deklinujemy dziś albo rzeczownikowo (Częstochowa - Częstochowy - w Częstochowie, Włoszczowa - Włoszczowy - we Włoszczowie - jak dziewczyna - dziewczyny - o dziewczynie), albo przymiotnikowo (Kolbuszowa - Kolbuszowej, Limanowa - Limanowej - jak zdrowa - zdrowej). Formacje rodzaju nijakiego z przyrostkiem -owo charakterystyczne są dla Wielkopolski i dla Polski północnej (Janikowo, Milko-wo, Janowo). Na tych obszarach podtrzymywane są również stare formy z przyrostkami -ew, -ewa, -ewo po spółgłoskach miękkich (np. Pleszew, Biniew, Mikołajewo). Został nam do omówienia ostatni typ nazw dzierżawczych - tych, które zostały utworzone za pomocą przyrostka -in. Były więc imiona Lubel, Lubla, Luba, Koszęta, Sulęta, Bart, Będą, miejscowości zaś od tych imion urobione - pierwotne przymiotniki, przypomnę raz jeszcze - to Lublin, Lubin, Koszęcin, Sulęcin, Barcin, Będzin. Nazwy te odmieniane były zawsze według twardotematowego wzorca: Lublina -Lublinowi, Koszęcina - Koszęcinowi itp., co wcale nie znaczy, że ludzie nie mieszają typów deklinacyjnych. Wystarczy tu przywołać choćby Będzin i Lubin - nazwy przez bardzo wielu rodaków traktowane jako rzeczowniki miękkotematowe Będzin, Lubin i tak odmieniane: do Bę-dzinia, do Lubinia, w Będziniu, w Lubiniu. Takie postacie gramatyczne nie mają jednak żadnego uzasadnienia historycznego. Z Katowic do Cieszyna, Skoczowa, ti Pierśćca i Pszczyny Jeden z odczytowych szlaków po ziemi śląskiej zawiódł mnie kiedyś z Katowic do Cieszyna, Skoczowa, Pierśćca i Pszczyny. Jakie jest pochodzenie nazw tych miejscowości? 181 Nie ma jednomyślności co do etymologii Katowic. Jedni uznają \e za twór patronimiczny (odojcowski) związany z imieniem-prze-zwiskiem Kat (Katowicy, późn. Katowice - „potomkowie, ludzie Kata"), inni - opowiadając się za pierwotnym brzmieniem Kątowi-ce _ wywodzą je od kątów, czyli „lichych, ubogich chat zagrodników leśnych". Zwolennicy Katowic - pierwotnych Katowic - powołują się przy tym na zapis z ą z protokołu wizytacyjnego krakowskiego, sporządzonego jednak przez proboszcza Ślązaka w Bogucicach: „Ad parochiam pertinent villae Boguczyce, Zalezie et nova villa K ą -towicze" (do parafii należą wsie Bogucice, Załęże i nowa wieś Katowice). Cieszyn był grodem znajdującym się w zasięgu terytorialnym plemienia Golęszyców, wymienionych u Geografa Bawarskiego w IX wieku {Golensici). Pierwsza wzmianka źródłowa - już o grodzie kasztelańskim - pochodzi z „Bulli wrocławskiej" z roku 1155: Tescin (dwuznak sc = sz). Od XIII stulecia mnożą się przekazy źródłowe, które niezmiennie potwierdzają formę Cieszyn, tj. „gród przynależny do Cieszy (skrót-zdrobnienie od Ciechosława)": Tessin 1223, Te-schen 1225, Thesin 1228. Warto jeszcze dodać, że i w Meklemburgii był Cieszyn (1230 Tes-ńń). Mamy też identyczną nazwę dzierżawczą w Wielkopolsce. Skoczów, położony nad Wisłą u podnóża Beskidu Śląskiego, stał się miastem w roku 1327 (Zchotschow). Etymologia ludowa wiąże Skoczów ze skokiem: dzisiejsze miasto założono na jeden skok niżej od dawnego, zapadniętego. Inne podanie mówi, że to tutaj Wanda miała skoczyć do Wisły. Tymczasem jest to najprawdopodobniej nazwa dzierżawcza od nazwiska Skocz (por. nazwy miejscowe Skoczko-wo, Skoczyce). Nie jest też wykluczona etymologia od wyrazu pospolitego skok - „spadek wody, grobla". Przecież miasto leży nad Wisłą (por. Skoki w Wielkopolsce, położone między jeziorami). Tuż koło Skoczowa leży Pierściec z kościołem pod wezwaniem św. Mikołaja i słynącą łaskami figurą dobrego biskupa z Bari, opisaną przez Zofię Kossak-Szczucką w pięknej „Legendzie o św. Mikołaju z Pierśćca" z roku 1938 (pisarka mieszkała w pobliskich Górkach Wielkich). Nazwę Pierściec nosi w Polsce tylko ta jedna podbe-skidzka miejscowość, a jej brzmienie nawiązuje do staropolskiego słowa pierść oznaczającego „garść ziemi, gleby, próchnicy", „proch, 188 pył" („Łajna pierścią przykryjesz" - czytamy w „Biblii królowej Zofii" z roku 1455). Ta niewątpliwie bardzo stara nazwa, jak już pn wiedziałem - jedyna na polskim obszarze językowym, etymologicz-nie związana jest z takimi postaciami, jak Pierzchnica, Pierzchną Pierzchnia, Pierzchno. Te ostatnie formy kontynuują zwykle pierwotne brzmienia Pierśnica, Piersna czy Piersno, bo też i oprócz rdzenia pierść funkcjonował oboczny do niego pierzch (por. pierszyć -„prószyć", pierzchnąć- „chropowacieć"). I wreszcie Pszczyna - na pozór zupełnie nieprzejrzysta znaczeniowo, więc i niełatwa do analizy etymologicznej. Trudności te szybko jednak znikają, gdy sobie uświadomimy, że nazwa miasta pochodzi od nazwy rzeki Pszczyny - dziś dla odróżnienia zwanej Pszczynką (tak jak nazwy miejscowe Wisła, Wiślica, Oława, Słupsk czy Puck są nawiązaniem do nazw rzek - Wisły, Oławy, Słupi, Puty). Rzeka zaś zwała się kiedyś Płszczyna, a jeszcze wcześniej -Blszczy-na, tj. „rzeka błyszcząca się". O obecności w nazwie pierwotnego / świadczą zarówno niemiecka postać Płess, jak i bardzo bogata dokumentacja historyczna: Płisschyr - zamiast Płisschyn 1302, Plessi-na 1326, Plschina 1407, Błasczina 1444. Jak zatem widać, pomimo nieuchronnie zniekształconych zapisów (jakież spiętrzenie spółgłoskowe w połączeniach błszcz - plszczl) wszędzie się ujawnia pierwotne 1. Mogilno i okolice Serię spotkań autorskich miałem też kiedyś w Mogilnie i w jego okolicach. Zaciekawił mnie szczególnie nazewniczy pejzaż odwiedzanych miejscowości. Ileż w nim gramatycznych skamielin! Zacznijmy od Mogilna, w którym w roku 1065 król Bolesław Śmiały ufundował kościół i klasztor i osadził w nim benedyktynów tynieckich. Nazwa miasta, położonego w pagórkowatej okolicy na Wysoczyźnie Gnieźnieńskiej, musi być kojarzona z wyrazem mogiła, a ściślej - z jego pierwotnym znaczeniem „naturalny pagórek, wzniesienie" (dopiero później mogiła stała się określeniem sztucznie usypanego kopca na miejscu czyjegoś pochówku). 189 Nocowałem w oddalonych o parę kilometrów Bielicach, te zaś trzeba wiązać z nazewniczym pniem biel - „bagno, błoto, mokradło" (por. Bielany, Bielawa, Bielawy, Bieliny). Najsilniej poczułem się związany z tamtejszym regionem w Koło-dziejewie. A dlaczego? Otóż w języku staropolskim kontynuowana była odziedziczona z prasłowiańszczyzny prawidłowość: po spółgłosce twardej musiała następować samogłoska o, po zmiękczonej zaś i po i - samogłoska e. Z czasem jednak - pod wyrównującym wpływem formacji z samogłoską o - zaczęły się cofać formacje z poprawnym pierwotnym e (typu Wiśniewski, Olszewski, Tomaszewice) i pojawiły się wtórne postacie (Wiśniowski, Olszowski, Tomaszowice). Dziś traktujemy je, oczywiście, jako twory absolutnie równorzędne. Warto jednak wiedzieć (a wspominaliśmy już o tym w rozdziale o typach nazw dzierżawczych), że najdłużej utrzymano pierwotne e w Wielkopolsce. To w jej okolicach mamy dlatego najwięcej nazw miejscowych z przyrostkami -ew, -ewo po spółgłoskach zmiękczonych - typu Pleszew, Biniew czy właśnie Kołodziejewo, podczas gdy w Małopolsce są Płaszów, Biniów, Kołodziejów. Gdyby Trzemeszno, kolejny punkt mego odczytowego objazdu, było miastem młodszym, z pewnością nazywałoby się Czeremeszno. Że jego początki sięgają jednak X wieku (bo już wtedy była tu pustelnia założona przez św. Wojciecha, pochowanego w tamtejszym kościele w roku 997 i dopiero później przeniesionego do Gniezna), to i nazwa związana jest z pierwotnym brzmieniem czrzemcha (przejście czrz w trz jest typowe). Nazwa tej rośliny i takie pierwotne formy, jak czrześnia, czrzop, dopiero później przekształciły się pod wpływem języka ukraińskiego w postacie czeremcha, czereśnia, czerep. Nad Notecią leży Pakość. Też już wiemy z rozdziału o nazwach dzierżawczych, że jak wszystkie bardzo stare nazwy i ta została utworzona przyrostkiem -j od imienia osobowego Pakost, to zaś jest skróceniem formy podstawowej Pakosław (prasłowiańskie pak -„silny") - tak jak np. Radost od Radosław. Z Pakości pojechałem do gościnnego Barcina, czyli „grodu Bar-ty" (tu mamy przyrostek dzierżawczy -in), Barta zaś - tak jak Bart czy Bartosz - to skrócona wersja aramejskiego imienia odojcow-skiego Bartłomiej (Bar-Tholomai - „synTolmy" lub „syn oracza"). 190 W miejscowości Janikowo leżącej nad Jeziorem Pakoskim znów sobie uświadomiłem jej wielkopolsko-północnopolski charakter (w Małopolsce byłby to Janików), a poza tym - niezwykłą produktywność form urabianych od najpopularniejszego imienia Jan. Jedną z nich był Janik - podstawa słowotwórcza Janikowa (por. inne derywaty: Janas, Janus, Janiec, Joniec, Janota, Janek, Jonek, Janusz, Ja-nuch,Janich). I wreszcie bardzo stare kujawskie Strzelno, które odwiedziłem w ostatnim dniu. Jest ono (jak i dolnośląski Strzelin) najprawdopodobniej związane etymologicznie z prasłowiańską bazą strel, tkwiącą np. w wyrazie przestrzeń, a oznaczającą rozległą równinę, szerokie pole. Przyrostek -no był typowym formantem topograficznym. Toruń W czasie wieczoru autorskiego, jaki miałem przed paroma laty w Toruniu, powiedziałem, że wizyta w grodzie Kopernika jest dla mnie szczególnie miła, bo nie jest wykluczone podobieństwo etymologiczne nazw miejscowych - tegoż Torunia i moich rodzinnych Tarnowskich Gór. Te ostatnie wzięły swą postać od pobliskich i dużo starszych Tarnowie (w Górach natomiast zachowane jest jedno z ich dawnych znaczeń, a mianowicie „kopalnie, wzniesienia po usypiskach", stąd - górnik). Tarnowice z kolei - tak jak Tarnów, Tarnowo, Tarnówka czy Tarnowa - pochodzą od wyrazu pospolitego tarnina. Jaki może mieć ona związek z Toruniem? - spytają Państwo. Tymczasem biskup warmiński Marcin Kromer (1512-1589), pisarz polsko-łaciński, historyk, autentyczny i wiarygodny interpretator nazewnictwa północnopolskiego, informował: „Gedeon, biskup płocki, za zgodą kolegium kapłańskiego dodał Tarnów (Ta r no via), który teraz jest Toruniem". Powtórzył to za nim jego tłumacz Sarnic-ki: „Toruń, przez nich założony, ongiś Tarnowem zwany był". Tę interpretację uznaje się za najprawdopodobniejszą, zwłaszcza że typowe są zarówno zniemczenie Tarnowa (czyli popularnej nazwy topograficznej; nad Wisłą nie brakowało przecież zarośli z tarniną!) I 191 na Thorn, potem Thoron, Thorun, jak i repolonizacja z Thorun na Toruń-z całkowitym przerwaniem więzi z pierwotnym Tarnowem. Zresztą - historycy, którzy zwłaszcza w XIX wieku zajęli się przeszłością Torunia w związku z Mikołajem Kopernikiem tam urodzonym w roku 1473, też odkryli zapis Tarnowo z lat 1222 i 1230. Dopiero po założeniu przez Krzyżaków miasta i zamku obronnego na pierwotnej osadzie pojawiły się zniemczone formy Toruń 1231, Thorun 1233, Thoron 1241, Thorum 1248. Co bardzo jednak znamienne - żadnej z nich nie można wyprowadzić od jakiejś niemieckiej podstawy słowotwórczej! Poza tym - pomimo osiedlenia się kupców z Westfalii, Flandrii, Śląska (miasto należące do Hanzy było bardzo atrakcyjne) - Toruń nie tracił polskiego charakteru, tym bardziej że ludność polska stale się w nim osiedlała. W pobliżu była nawet Polska Wieś (Pol-nisch Dorf), a w Toruniu - Polska Uliczka (Polnischgasse). Sebastian Klonowic tak zaś pisał w swoim Flisie z roku 1598 o zamożności i wspaniałości Torunia: „A gdyć za szkutę (czyli statek rzeczny) w zad ucieka góry, oglądasz świetne jako płomień mury (ceglane, czerwone mury, zachowane do dziś od strony Wisły, robiły wrażenie płomienia), miasto jak z rąbka wywinął osobne, na wszem ozdobne, Toruń budowny i bogaty w cnotę, tym szczyrych mieszczan oglądasz ochotę". Damboń i Dębska Kuźnia Kiedy wracam z Tarnowskich Gór do Wrocławia, przejeżdżam zawsze przez podopolską Dębską Kuźnię, po jednej zaś z takich podróży czekał na mnie list od pewnej opolanki z ulicy...Dambonial Obie formy wywiedzione od dębu zasługują na uwagę, bo są prawdziwymi skamielinami językowymi. Zacznijmy od przymiotnika dębski. W takiej postaci - obok Dęb-skiej Kuźni - znamy go już tylko z nazwiskowej formy Dębski (we wrocławskiej książce telefonicznej policzyłem 42 Dębskich i 4 Dembskich). Uświadamiamy sobie, że dziś derywat przymiotnikowy od dębu urabia się tylko za pomocą przyrostka -owy: las dębowy, dę- 192 bowy stół, deska dębowa, dębowy liść, dębowa trumna (w tejże ksiaż ce telefonicznej jest jednak tylko jeden Dębowy i dwóch Dembo-wych) - tak jak od rzeczowników abecadło, biodro, metal, koniec, p0. czątek, piasek, duch, krzyż czy Jan tworzymy tym sufiksem postacie abecadłowy, biodrowy, metalowy, końcowy, początkowy, piaskowy, duchowy, krzyżowy i Janowy. W dawnej polszczyźnie przymiotniki tworzono głównie za pomocą przyrostków -ski i -ny: abecadlny, biedrzny, metalny, konieczny (stąd i nazwisko Konieczny - oznaczające kogoś, kto mieszkał na końcu osady, wsi), począteczny, piaseczny (por. nazwę miejscową Piaseczno), piasecki (por. nazwisko Piasecki), duszny, duski (por. ulicę Świętoduską w Lublinie), krzyski (por. Góry Świętokrzyskie, kościół Świętokrzyski, ulicę Świętokrzyską), Jański (por. nazwisko Jański, noc świętojańską, ulicę Świętojańską). Kariera przyrostka -owy zaczęła się dopiero w wieku XVIII. Przyczyną jego popularności jest przede wszystkim nagłosowa samogłoska -o-, dzięki której unika się trudnych do wymówienia zbitek spółgłoskowych (czyż np. staw biodrowy nie jest fonetycznie wygodniejszy od stawu biedrznego?\). Skład głoskowy tego przyrostka pozwala ponadto na utrzymanie w przymiotniku tych samych elementów, które tkwią w rzeczowniku: abecadło - abecadłowy (ł - ł), początek - początkowy (k - k), biodro - biodrowy (o - o, r- r). Przejdźmy do nazwiska Damboń. Dołączmy je do takich postaci, jak Dambiec, Dambała, Dambal, Dambik, Dambich, a także Stanchły, Sandecki, Sankała, Mandrak, Mandrala, Panchyrz, Gambiec, Gamboń, Kampa, Kampka, Kampczyk, Gansiniec, Kandzia, Kandziora, Kandziela, (św.Jan) Kanty, Bambynek, Pandzioch, Pandza, Kansy, Nandza, Nandzik, Bandas, Wanglorz, Pampuch, Pankała, Panczek, Nancki (z wyjątkiem św. Jana Kantego i Sandeckiego spisałem je wszystkie z książki telefonicznej woj. katowickiego). Wyczuwamy, że są one fonetycznymi wariantami takich form, jak Dęboń, Dębieć, Dębała (Dąbała), Dębal (Dąbal), Dę-bik (Dąbik), Stęchły, Sądecki, Sękata, Mądrak, Mądrala, Pęcherz, Gębiec, Gęboń, Kępa, Kępka, Kępczyk, Gęsiniec, Kędzia, Kędziora, Kądzielą, (św. Jan z) Kęt, Bębenek, Pędzioch, Pędza, Kęsy, Nędza, Nędzik, Będas, Węglorz, Pępuch, Pękała, Pączek, Nęcki. By odsłonić ich archaiczny charakter, trzeba przedstawić historię samogłosek nosowych w naszym języku. Polszczyzna odziedziczyła z epoki prasłowiańskiej dwa samogłoskowe dźwięki nosowe: e nosowe i o nosowe. Ale że gdzieś do po- 193 jy XV wieku funkcjonowało w naszym języku zjawisko tzw. ilo-czasu, polegające na tym, że każda z samogłosek miała swą odmianę długo i krótko wymawianą, to i dwie samogłoski nosowe występowały w wersjach długiej i krótkiej. Mieliśmy zatem dwie samogłoski nosowe co do barwy (e nosowe i o nosowe) i cztery - co do długości trwania (długie i krótkie e nosowe oraz długie i krótkie o nosowe). Koło wieku XIV, w którym odróżniano jeszcze samogłoskowe dźwięki długie i krótkie, nasze dwie nosówki zlały się co do barwy w jeden dźwięk - nosowe a (mniej więcej takie, jakie mamy dziś w obcych z pochodzenia formach typu awans, fajans, pasjans - wymawianych właśnie z a nosowym). To wtedy pojawiają się zapisy oddające ów dźwięk w postaci bądź przekreślonego o, bądź a z ogonkiem. Kiedy prawa iloczasu przestały obowiązywać, długie a nosowe zaczęto wymawiać jak dzisiejsze o nosowe (mąż, wąwóz, wąski itp.), krótkie zaś a nosowe - jak dzisiejsze e nosowe (węch, męski). Litera ą jednak już pozostała i jest znakiem nosowego o. A czy mamy jakieś ślady tego dawnego nosowego a? Słyszy się je w gwarach (głównie śląskich) w formach typu damb, kampa, gani, kandzierzawy, pand (niech zapisy z -am-, -an- będą tu odpowiednikiem a nosowego). Jak przysłowiowa skamielina tkwi też ono w postaciach nazwiskowych - takich właśnie jak ów Damboń czy Dam-biec, Kampa, Kandzia, Pandzioch, (św. Jan) Kanty, Panchyrz itd. Profesor Stanisław Rospond widział to dawne nosowe a także w nazwisku Nankier, które nosił XIV-wieczny biskup krakowski, a później wrocławski, rodem z Kamienia (dziś należącego do Piekar Śląskich), patron ulicy i placu, przy którym znajduje się polonistyka wrocławska. Według mego śp. Profesora byłby Nankier formą wywiedzioną od czasownika nękać - w XIV stuleciu wymawianego z rdzennym a nosowym - nańkać (por. wyżej nazwisko Nancki). Chicago - Don Kichot - Don Juan Wymowa nazwy Chicago przez długie lata nie budziła wątpliwości: słyszało się powszechnie fonetyczną postać Czikago, a rodacy 13. Rozmyślajcie... 194 opierali się na regule, zgodnie z którą angielskiemu ch odpowiad polskie cz {Chicago - Czikago - tak jak np. Chanie Chaplin - Czerh Czeplin, charleston - czerleston itp.). Od kilkunastu lat coraz częściej dociera do naszych uszu brzmienie Szikago. Polecają je encyklopedie, wydawnictwa poprawnościowe natomiast dopuszczają obie formy - Czikago i Szikago ~ bez przyznawania którejkolwiek z nich pierwszeństwa. Skąd się wzięła postać z nagłosowym sz - tak dziś ekspansywna? Jest ona zgodna z oryginalną wymową amerykańską i z całą pewnością będzie się utrwalać. Czyżby Amerykanie nagłosowe ch artykułowali jako sz? - zapyta wielu nieufnych i zdziwionych. Odpowiadam: na zasadzie wyjątku rzeczywiście tak się fonetycznie zachowują, pisownia Chicago bowiem to rezultat oddania za pomocą ortografii francuskiej brzmienia oryginalnej nazwy indiańskiej, a francuskiemu dwuznakowi ch odpowiada dźwięk sz. Jest to fakt związany z historią Stanów Zjednoczonych, który znalazł odbicie w tradycji językowej. Tymczasem my, Polacy, możemy wymawiać Chicago tak jak Amerykanie (czyli Szikago) lub używać tradycyjnego brzmienia Czikago. Nietrudno się domyślić, że osobiście bardziej jestem przyzwyczajony do postaci Czikago i nią się posługuję, formie Szikago jednak przepowiadam coraz powszechniejsze funkcjonowanie. W miarę zacieśniania się kontaktów ze światem rośnie liczba słów wymawianych zgodnie z „oryginałem", a mówiąc jeszcze inaczej: coraz więcej wokół nas zapożyczeń akustycznych (typu Bitels - Bitelsi), a coraz mniej - graficznych (typu Bitles - Bitlesi). Wraca też jak bumerang problem wymowy nazw własnych Don Kichot i Donjuan. Obie wywodzą się z języka hiszpańskiego, ale przejęte zostały przez polszczyznę za pośrednictwem francuskiego. Zgodnie z hiszpańską oryginalną wymową powinny brzmieć: Don Kichote (pisownia hiszp. Don Quijote) oraz Don Chuan (pisownia hiszp. Don Juan). My jednak - tradycyjnie - pozostajemy na ogół wierni wymowie francuskiej: Don Kiszot (w pisowni franc. Don Quichotte, w polskiej odwzorowanej jako Don Kiszot) i Don Żuan (w pisowni Don Juan - zapis taki jak w ortografii hiszpańskiej jest przez Francuzów odczytywany inaczej, zgodnie z ich własnymi zasadami ortograficz-no-fonetycznymi). 195 Postacie odpowiadające fonetyce hiszpańskiej - Don Kichote i Don Chuan - mogą się pojawiać jako oboczne tylko wtedy, gdy odnoszą się do bohaterów literackich. Jeśli mówimy o donkiszocie -błędnym rycerzu, marzycielu", o donkiszoterii - „postawie życiowej nacechowanej marzycielstwem, dziwactwie, maniactwie" czy o donżuanie - „uwodzicielu", jedynie obowiązujące są brzmienia zsz iż. Od balwierza do kufajki Dlaczego pochodząca z rosyjskiego fufajka w języku większości rodaków przyjmuje brzmienie kufajka? - pytają mnie często telewidzowie. Czy poprawny jest zapis Pelegrinus na wycieczkowym autokarze? - niepokoi się pewien wrocławianin, przywołujący słowo peregrynacja i znaną z lekcji łaciny formę peregrinus - „zagraniczny, obcy, nie osiadły" - też z dwiema głoskami r. Przedstawione tu rozterki poprawnościowe należy wiązać z bardzo ciekawym i spotykanym w wielu językach zjawiskiem tzw. dy-symilacji fonetycznej, czyli rozpodobnienia jednakowo brzmiących głosek występujących w poszczególnych wyrazach. Oto np. przywiezione w XVI wieku do Europy warzywo we Włoszech otrzymało nazwę tartufo, tartufolio - z dwiema spółgłoskami t. Ale już na gruncie niemieckim włoski wyraz przez rozpodobnienie pierwszego t zmienił się na kartofel -zkit-ita postać utrwaliła się w naszym języku. Pierwotny biszkokt - od tac. bis + coctus „dwukrotnie gotowany" - to dzisiejszy biszkopt (k-k rozpodobnione na k - p). Pierwotne dostatczanie, logicznie wywiedzione od rzeczownika dostatek (jeszcze Jan Kochanowski pisał o dostatczaniu zboża przez spichlerze), zostało zamienione na dostarczanie. Zjawisko dysymilacji fonetycznej łatwo zauważymy, przypatrując się takim parom wyrazowym, jak np. ludwisarz - niem. Rothgies-ser, folwark - niem. Vorwerk czy Małgorzata - Margarita (gr. marga-rites - „perła"). t" 196 Z łac. rzeczownikiem barba „broda" związany jest średniołaciń-ski barbarius - „cyrulik, golibroda". Do niego, oczywiście, nawiązuje francuski barbier. Ale już w języku niemieckim obok zgodnej z oryginałem postaci Barbier występował Balbier - z rozpodobnioną parą głoskową I - r. Nasi przodkowie przejęli od sąsiadów oba te brzmienia, ale ostatecznie utrwalił się balwierz (później wyparty przez fryzjera). Nietrudno teraz zrozumieć, skąd się wzięły w polszczyźnie Pele-grinus i kufajka. Peregrynacja - dawn. „wędrówka, dłuższa podróż" („Donosiła, że znalazła po długiej a nadaremnej peregry-n a ej i wśród zepsutego świata człowieka znakomitego" - czytamy np. w Macosze Józefa Ignacego Kraszewskiego, powieści z podań XVIII w., napisanej w roku 1872; „Wtedy też poznał Maciej dokładnie przebieg peregrynacji Pomponiusa. Minąwszy Wiedeń i Kraków, kierował się on mianowicie na Ruś Czerwoną" - napisał Jan Piasecki w swej powieści o Mikołaju Koperniku pt. „Portret z konwalią") -to kontynuacja łac. peregrinatio „podróż". Z tym źródłosłowem powiązany jest, naturalnie, pielgrzym - bezpośrednio przejęty ze sta-ro-górno-niemieckiego wyrazu Piligrim. Bo Germanie nie nawiązali do pierwotnej łacińskiej wersji peregńnus (tylko ją mamy w słowniku łacińsko-polskim), lecz do jej odmiany ludowej pelegrinus - już z rozpodobnioną parą l-r. Więc choć i ja wolałbym na wycieczkowym autokarze napis Peregńnus, postaci Pelegrinus potępiać w czambuł nie mogę. Tak jak trudno się upominać o oryginalną fufajkę, skoro absolutna większość Polaków posługuje się kufajką - z k i f. Poznaliśmy tutaj ważne i ogólnojęzykowe zjawisko fonetyczne. Jego przeciwieństwem jest, łatwo się domyślić, asymilacja, czyli upodobnienie głosek. W żywej mowie spotykamy się z nim bez przerwy. Mówimy np. bapka, tfarz, tagże (upodobnienie dźwięcznych b, w do bezdźwięcznych k, t w wyrazach babka, twarz i bezdźwięcznego k do dźwięcznego ż w wyrazie także); w romantyzmie, w kapitalizmie (w romantyzmie, w kapitalizmie) - upodobnienie twardego z do miękkiego m; pambuk, szczasem (Pan Bóg, z czasem) - upodobnienie przednio językowego n do dwuwargowego b i przedniojęzy-kowego z do dziąsłowego cz. Upodobnienie pod względem dźwięczności spowodowało także przekształcenie się pierwotnych postaci 191 typu slecieć, sjeść, sjechać (spotykanych do dziś tylko w gwarach śląskich), snad, s nim w zlecieć, zjeść, zjechać, znad, z nim. Podsumowująco zaś wypada stwierdzić, że dysymilacja i asymilacja fonetyczna tworzą jeszcze jedną parę zjawisk, które - na zasadzie dopełniania się przeciwieństw - służą w rozwoju języka pożądanej funkcjonalnej równowadze. Kryzys łaciny - wpływ angielszczyzny Kilkanaście lat temu jeden z lektorów dziennika telewizyjnego, informujący o wykonaniu znanego „Requiem" W. A. Mozarta, fatalnie tę łacińską formę odczytał - jako rekłem, podczas gdy jedynie poprawna wymowa to rekwijem (łac. requiem to biernik liczby pojedynczej od reąuies - „odpoczynek"; por. incipit wezwania modlitewnego Requiem aeternam dona ei, Dominel - „odpoczynek wieczny racz mu dać, Panie!"; w Kościele katolickim requiem oznacza też śpiew i muzykę do mszy za zmarłych lub zestaw specjalnych modlitw; także - rzadziej - mszę za zmarłych). Wydawało mi się wtedy, że nieszczęsne rekłem to wypadek przy pracy. Wierzyłem jeszcze w siłę tradycji języków klasycznych. Byłem naiwny, niestety... Od tamtego czasu podobnie odczytywane requiem usłyszałem kilkanaście razy - tak jak bez przerwy spotykam się z brzmieniami kłantum, kłasi czy kli pro kło. Myślę wtedy gorzko: ile jeszcze osób w Polsce requiem, quantum, quasi i qui pro quo traktuje jak słowa o przejrzystej etymologii („spoczynek", „pewna ilość", „jak gdyby", „jeden zamiast drugiego"), w którym połączenie qu trzeba odczytywać jak kw: rekwijem, kwantum, kwaz-i, kwi pro kwo? Oderwaniu od łacińskich korzeni w ostatnich latach sprzyja angielszczyzna, o czym bardzo mądrze napisał w swym liście jeden z czytelników wrocławskich: „Ekspansja języka angielskiego doprowadzić może do sytuacji, w której za kilka lat usłyszymy akuare-la, akuaforta, kuadrans, akuamaryna, akuarium, kuintal zamiast poprawnych form akwarela, akwaforta, kwadrans, akwamaryna, akwa-ńum, kwintal itp.". 198 To zmaganie się tradycji z nowymi obyczajami fonetycznym" serwowaliśmy niedawno temu, gdy codziennie środki masow przekazu przynosiły wiadomości o polskim statku Aąuańus, zatr manym przez Rosjan. Niektórzy lektorzy - i chwała im za to - nazw statku odczytywali Akwarius, byli jednak i tacy, którzy wybierali wariant Akuarius, odrywając się w ten sposób od łacińskiego źródła wymowy (aqua, czyt. akwa - „woda", por. akwedukt, akwańum, akwarela, akwaforta, akwamaryna, akwen - od wieków w polszczyźnie z grupą głoskową kwl). Korespondent zwraca też uwagę na coraz częstsze odchodzenie w mediach od tradycyjnej wymowy nazw takich państw, jak Rwan-da, Gwatemala, Ekwador. Słyszymy: Ruanda (w wypadku tej nazwy także widzimy w piśmie), Guatemala (ostatnio w programach telewizyjnych poświęconych Andrzejowi Bobkowskiemu, który wiele lat spędził w tym kraju), Ekuador. Opowiadając się za dawnym typem fonetycznym, czyli za połączeniami rw, gw, kw, uczciwie informuję, że w nowym „Praktycznym słowniku poprawnej polszczyzny nie tylko dla młodzieży" pod red. Andrzeja Markowskiego Ruanda traktowana jest jako równoprawny wariant Rwandy. Tylko Ruandę natomiast - o dziwo - rejestruje starszy o ponad dwadzieścia lat „Słownik poprawnej polszczyzny" pod red. Witolda Doroszewskie-go i Haliny Kurkowskiej. Ten ostatni leksykon poleca też jednak wyłącznie tradycyjne brzmienia Gwatemala, Ekwador Także utrwaloną tradycją wieków wymowę mają w polszczyźnie judaica („dokumenty, rękopisy, druki dotyczące Żydów"). Ta plural-na forma (pluralna, czyli liczby mnogiej) pochodzi z łaciny, a bezpośrednio wywiedziona jest od przymiotnika iudaicus - „żydowski". Wymawia się ją u nas judaika - z nagłosowym j - takim jak w serii słów typu Judea, judaista, judaizm, judeochrzescijanin czy Judasz. Tymczasem usłyszałem niedawno z ust jednego z telewizyjnych komentatorów - w dodatku księdza, który na pewno uczył się w seminarium łaciny - o „wystawie dżudaików" (z dż). Znalazł się więc kolejny Anglik z Kołomyi! - pomyślałem sarkastycznie. O angielskim wymawianiu wyrazów mających odwieczną w polszczyźnie tradycję brzmieniową pisałem w ostatnich latach niejeden raz. Oto z Niemców Hindenburga i Speera (wym. Hindenburg, Szper) lektorzy telewizyjni robią Hajdenburga i Spira. Izaak i Beniamin to 199 częściej Ajzaak i Bendżamin (jak tak dale] pójdzie, wkrótce bę- się mówiło o bendżaminku rodziny czy bendżaminku ekstraklasy UkarskiejW)- W jednym z programów pojawiła się nawet Najki z Sa-motraki (chodzi, oczywiście, o grecką boginię zwycięstwa Nike). Przegrywa też francuska wersja fonetyczna imaż, wypierana przez angielski imidż {image - z łac. imago - „obraz, wizerunek jakiejś postaci, np. aktora, polityka, stworzony na podstawie jej działalności zawodo-wej i cech osobistych", „obraz, oblicze, charakter czegoś"), nad czym ubolewa znany wrocławski klinicysta profesor Adam Masztalerz. „A w moim środowisku - pisze Profesor - nieraz słyszę angielską wersję francuskiego przecież FDI {Federation Dentaire Internationale) - czyli efdiaj. W ustach zaś spikera radiowego Port au Prin-ce (poprawna wymowa: port o pręs) - stolica Haiti założona przez Francuzów - brzmi port al pńnc. Mam pełną wyrozumiałość dla przechodnia pytającego mnie we Wrocławiu o ulicę Dubojsa zamiast Dibua. Tak jednak mówiącego dziennikarza czy spikera uważałbym za niedouczonego. I jakkolwiek Doroszewski usprawiedliwiał nawet wymowę Churchil, bo nie każdy musi być poliglotą, nie miał zapewne na myśli tzw. inteligenta. A takim właśnie churchilem trąci mi to port al pńnc czy usłyszane przed laty we wrocławskim radiu nazwiska Charlesa Gounoda wymawiane Gałnod (poprawnie: Guno)". Profesor Masztalerz tak trafnie spointował (wariantywna pisownia: spuentował) cały swój wywód, że doprawdy nie wymaga on już żadnego mojego komentarza. Standard - standardowy Mniej więcej 30 lat temu mówił prof. Witold Doroszewski, że bez obcego wyrazu standard można by się było w ogóle obejść, używając bądź rzeczownika wzorzec, bądź norma (standard życiowy też jest niepotrzebny, bo mamy stopę życiową). Nie mielibyśmy wtedy problemu z pisownią przymiotnika: standardowy czy standartowy? -argumentował warszawski językoznawca. Standard zadomowił się jednak w naszym języku i funkcjonuje przede wszystkim w znaczeniu „poziom czegoś ustalany według 200 określonych norm, przeciętny typ czegoś, norma" („Standard hoteli jest wciąż niski", „Takie są europejskie standardy co do obecności religii w życiu publicznym",,Jakie są standardy moralności w naszym społeczeństwie?"). Słowo standard używane jest także jako przymiotnik - w znaczeniu „będący standardem" („Samochód osobowy - wersja standard"). W muzyce natomiast standard to „popularny temat dżezowy, który staje się punktem wyjścia improwizacji" („Standard dżezowy", „graćpopularne standardy"). Przy tej okazji warto powtórzyć, że nie ma w języku słów niepotrzebnych, lecz są tylko formy nieznośnie nadużywane. Standard sam w sobie nie jest wyrazowym intruzem. Chodzi jedynie o to, by się nie tylko nim posługiwać w sytuacjach, gdy można powiedzieć o normie, wzorcu, modelu, stopie życiowej czy poziomie życia. Nie po raz pierwszy apeluję o wymienność, wariantywność form w poszczególnych wypowiedziach! Standard funkcjonuje w polszczyźnie od niedawna. Nie ma go jeszcze w „Słowniku warszawskim" - w tomie z wyrazami na s- z roku 1915. Są tam formy bliskie brzmieniowo: sztandar i sztender. Pierwsza z nich jest ze standardem etymologicznie spokrewniona. Wraz z wyrazem niemieckim Standarte, włoskim standardo czy francuskim etendard wszystkie te formy łączą się z czasownikiem łacińskim extendere - „rozwijać" (pierwotne zatem znaczenie sztandaru - chorągwi to „to, co jest rozwinięte"). Rzeczownik sztender albo sztendar ma charakter raczej gwarowy: jest to nazwa „słupa w ścianie domu lub w stodole", używana np. na Mazurach (jak pisze Doroszewski, na Mazowszu i Podlasiu odpowiada jej łątka bądź socha). Fonetyczną odmianę tej nazwy w postaci standur cytuje „Słownik warszawski" w zdaniu z Reja: „Spróchniały pień ani na standur pod przecieś, ani na łuczywo się nie przyda". Jest to germanizm: niemieckie Staender wiąże się z formami Stand, ste-hen, mającymi w rdzeniu grupę spółgłoskową st - tę samą, co w naszym stać czy łacińskim stare. Pod względem znaczeniowym standard - norma pozostaje zaś ze sztandarem - chorągwią w związku chyba takim, że nastąpiło przesunięcie od znaczenia „chorągwi" - „znaku" - „godła" do znaczenia „wzoru": standaryzować to „umieszczać pod jednym godłem", czyli „sprowadzać do jednego modelu". Wracając do postaci przymiotnikowej, trzeba powiedzieć, że warto się zdecydowanie opowiedzieć za wariantem standardowy - 201 T ¦ n masadniony morfologicznie, bo jego podstawą słowo-z d Jert.cm ™«dm^ ponieważ jednak absolutny wygłoś twórczą jest przecież¦ ™™ , { standard wymawiany jest jest w polszczyzme zawsze bezdzw ę y do ^^ rze morfolo- d w mowie postac sorą- co polecam użytkownikom polszczyzny. Elastyczność i stabilność stwo, że zaś moi ję; wystar- cie jest on elastyczną ^^^ zmieniaćj doskona. Znaczy to, ze ab\z^ 'Rzeczywistością i usuwając ze Uć, nadążając »J^ * ^Zmian/te muszą jednak naste-sweg0 systemu fomymejg gwarancją meza. pować powoli, bo tylko taKd ., u z teg0 dialektyczne- Lo«^ po^Urystycznej i liberalnej w polityce ,ezy- 202 kowej. Znajduje ona całkowite potwierdzenie w ocenie zwyczajów akcentowania współczesnych Polaków. Formułowana w aspekcie egalitarno-liberalno-przyszłościowym będzie wyglądać następująco: Akcent w języku polskim był kiedyś swobodny i ruchomy (jak w czasach prasłowiańskich, jak do dziś np. w języku rosyjskim, jak - szczątkowo - w północnej kaszubszczyź-nie), tzn. padał w różnych wyrazach na różne sylaby, a także przemieszczał się w obrębie odmienianych form. Z czasem zaczął jednak nieruchomieć. Najpierw usadowił się na pierwszej, inicjalnej sylabie wyrazów (mają taki akcent np. Czesi i Słowacy, u nas archaiczna gwara podhalańska, także południowa kaszubszczyzna), by ostatecznie przenieść się na sylabę przedostatnią. I tenże akcent paroksytonicz-ny, czyli na sylabie przedostatniej (gr. paroksytonon), jest dziś typowym polskim przyciskiem wyrazowym. To zaś, co typowe, obejmuje swym zasięgiem wymykające się standardowości wyjątki. Przestrzeganie wyjątków to jednak zawsze znak wyższej kultury językowej, a zarazem wyższego formatu intelektualnego - powiem, upominając się o dopełniający wywód elitarno-zachowawczy. Przywołam w nim tradycyjną normę wzorcową, która nakazuje, by stawiać akcent na trzeciej sylabie od końca w takich formach obcego pochodzenia, jak problematyka, fizyka, taktyka, informatyka, cybernetyka, praktyka, gimnastyka, matematyka, gramatyka, muzyka, logika, a na ostatniej - w formach jury, expose, tournee. Mówi też ona, że w rodzimych tworach typu wykonaliśmy, przeczytaliśmy, zrobiliście, napisaliście również należy zaakcentować trzecią sylabę od końca (-na-, -ta-, -bi-, -sa-). Przytoczone tu formy czasu przeszłego powstały przez ściągnięcie, połączenie dwóch odrębnych kiedyś postaci składających się na dawny czas przeszły złożony (wykonali jeśmy, przeczytali jeśmy, zrobili jeście, napisali jeście). Akcent padał w nich właśnie na -na-, -ta-, •bi-, -sa- oraz na jeś- w drugiej formie składowej. Na pewnym etapie rozwoju polszczyzny połączenia te przekształciły się w syntetyczne postacie wykonaliśmy, przeczytaliśmy, zrobiliście, napisaliście, ale akcent podtrzymuje się tradycyjnie na -na-, -ta-, -bi-, -sa-. Tu kończy się wywód przypominający i tradycję, i obowiązującą normę wzorcową. Zwłaszcza najmłodsze pokolenia Polaków nie podporządkowują się tym regułom, obejmując akcentem paroksytonicznym wszystkie 203 formy wyrazowe funkcjonujące w polszczyźnie. I tak wśród zmagań tradycji ze współczesnością toczą się dalsze dzieje naszego języka. Miniwykłady Leszka Kolakowskiego Nakładem wydawnictwa Znak ukazała się niedawno fascynująca książka prof. Leszka Kołakowskiego zatytułowana „Mini wykłady 0 maxi sprawach" (taki zapis mamy na okładce). W tejże książce 1 w wielu gazetach ją prezentujących widzi się też zapis Mini-wykłady 0 maxi-sprawach. Oba te graficzne warianty - i z pisownią rozdzielną, 1 z łącznikiem - są niepoprawne. Zgodny z regułą ortograficzną byłby tytuł Miniwykłady o maksisprawach - z łączną pisownią miniwykłady, maksisprawy (jak Państwo widzą, w drugim wyrazie zdecydowałem się na przystosowane do polszczyzny połączenie ks zamiast obcego x). Postacie miniwykład, maksisprawa przylegają graficznie do ciągu typu antypowieść, antypropaganda, arcyleń, arcyłotr, ekstranowo-czesność, hiperpoprawność, kontruderzenie, minispódniczka, minire-portaż, pseudofilozof, supermężczyzna, ultradźwięk. I tylko cząstkę eks- wolno pisać z łącznikiem, np. eks-mąż, eks-minister itp., chociaż najnowszy „Słownik ortograficzny" PWN pod red. Edwarda Polań-skiego słusznie dopuścił też podciągnięte do przedstawionej wyżej serii ortograficznej formy typu eksmąż, eksminister, eksposeł, eks-pierwszoligowiec - z pisownią łączną. Tytuł książki Leszka Kołakowskiego jest odbiciem bardzo znamiennej cechy współczesnego polskiego słowotwórstwa. Otóż tradycyjnie elementy przyrostkowe wykorzystywano raczej w naszym języku do tworzenia rzeczowników i przymiotników (kot-ek, chłop-isko, mił-ość, szar-ak, gol-arka, pol-ny, metalowy, chłopski), przedrostki zaś odznaczały się produktywnością przede wszystkim w słowotwórstwie czasowników (prze-pisać, wy-pisać, na-pisać, s-pisać, do-pisać, pod-pisać, roz-pisać, od-pisać-i podobnie z innymi czasownikami). Tymczasem w ostatnim okresie coraz częściej tworzy się za pomocą przedrostków - i to prawie wyłącznie zapożyczonych - formacje rzeczownikowe i przymiotnikowe. Do przytoczonej wyżej serii rzeczownikowej (miniwykład, maksisprawa itd.) dołączmy przymiotniki: 204 antyludowy, antyrobotniczy, arcyciekawy, arcydowcipny, ekstraeleganc ki, hipergorliwy, propolski, supermodny, ultranowoczesny itp. Jako tradycyjne warianty wszystkich wymienionych tutaj for-macji funkcjonują związki wyrazowe typu krótki wykład, ważna sprawa, bardzo dowcipny, niezwykle (wyjątkowo) elegancki, bardzo nowoczesny. Nietrudno zauważyć, że są one zarówno słabiej nacechowane emocjonalnie w porównaniu z konstrukcjami syntetycznymi, kondensującymi daną wypowiedź, jak i mniej wygodne, bo dłuższe. Obecność coraz popularniejszych formacji przedrostkowych jest więc umotywowana funkcjonalnie. Dzięki nim zaczynają się również utrwalać pewne istotne różnice odcieni znaczeniowych. I tak np. anty- w połączeniu z podstawami rzeczowników wyraża zaprzeczenie, przeciwieństwo tego, na co wskazuje podstawa (antypo-wieść to „utwór pozbawiony cech powieści, sprzeczny z jej regułami"), przeciw- natomiast informuje o tym, że dany desygnat stanowi przeciwwagę innego, zajmuje względem niego pozycję przeciwstawną (przeciwciało, przeciwciężar, przeciwdowód). I mógłbym zakończyć niniejszy rozdział podsumowaniem aprobującym produktywność zapożyczonych przedrostków, gdyby nie jedno ale - natury stylistycznej. Otóż zafascynowanie tymi cząstkami słowotwórczymi grozi zubożeniem zasobu środków językowych, wykorzystywanych przez użytkowników polszczyzny. Jeśli ktoś zacznie się posługiwać np. tylko formą mini-, zapomni o jakże licznych i zróżnicowanych semantycznie wariantach mały, niepozorny, niewielki, drobny, nikły, krótki, niedługi. Znam takich ludzi, dla których wszystko, co dobre, jest zawsze super. A czyż nie trzeba nieraz sięgnąć po takie określenia, jak miły, mądry, przystojny, elegancki, dowcipny, grzeczny, czarujący, wesoły, pogodnymi Bo czyż dojrzałość stylistyczna nie polega na umiejętności czerpania z bogatego, zróżnicowanego złoża językowych możliwości? Umowa na czas nieokreślony Narzekanie na nieżyciowość reguły dotyczącej pisowni partykuły przeczącej nie z imiesłowami przymiotnikowymi stało się już 205 dla mnie czynnością potwornie nużącą. Codziennie odbieram kilka telefonów-pytań, jak to nie napisać z formami typu klasyfikowany, usprawiedliwiony, istniejący, wykorzystany, określony. Niezmiennie odpowiadam, że słownikowa zasada każe stosować pisownię łączną, gdy cecha wyrażana przez imiesłów ma charakter stały (np. wagon dla niepalących), a rozłączną, gdy owa cecha ma charakter chwilowy, doraźny (np. nie palący zajadali czekoladki; nie palący - bo tak w ogóle to oni palą, ale w tej chwili byli zajęci czymś innym). Dodaję jednak, że tak względnie klarownych przykładów jest bardzo niewiele i dlatego trzeba tę pokrętną zasadę uprościć; skoro mamy do czynienia z imiesłowami przymiotnikowymi, to należy zalecić -jak w wypadku połączeń nie z przymiotnikami - pisownię łączną (nieistniejący, niepalący, niepromowany, nieklasyfikowany - jak niemiły, niezły, nieatrakcyjny, niewielki itp.). Taka upraszczająca reguła była już gotowa bardzo dawno temu, ale ostatecznie nie stała się normą. W efekcie rodacy ciągle się męczą, zderzając się z dodatkowymi utrudnieniami typu nieznany {w ogóle), ale nie znany (komuś). Często jest i tak, że słownik ortograficzny - mimo opisanej wyżej oficjalnej wariantywności określanej stałością bądź doraźnością cechy wyrażonej przez imiesłów - zawiera jedno wskazanie: nie klasyfikowany, nie usprawiedliwiony. Dlaczego tylko tak? - pytam. Do czasu konferencji klasyfikacyjnej uczeń jest jeszcze nie klasyfikowany, ma ileś jeszcze nie usprawiedliwionych opuszczonych godzin, po konferencji jednak jest to już uczeń nieklasyfikowany (jego utrwalona cecha1.), a godziny są nieusprawiedliwione (nic się przecież w tym zakresie po decyzji rady pedagogicznej nie zmieni!). Stałym problemem jest też pisownia partykuły nie z imiesłowem określony. Stykamy się z nią na co dzień, bo do najpopularniejszych połączeń wyrazowych należy umowa na czas nieokreślony. Polecam wszystkim taką właśnie pisownię łączną - i dlatego, że muszę być konsekwentny w głoszeniu potrzeby uproszczenia reguły, i dlatego, że taką pisownię poleca na s. 345 tom II „Słownika języka polskiego" pod red. Mieczysława Szymczaka. W leksykonie tym czytamy: nieokreślony - 1. „nie dający się określić; nie ustalony, niewyraźny, niejasny": nieokreślony lęk, osoba w nieokreślonym wieku, nieokreślony kolor oczu, pies rasy nieokreślonej, nieokreślony kształt, zaj- 206 mować nieokreślone stanowisko w dyskusji; 2. „taki, którego nie określono, nie oznaczono; nieograniczony": umowa na czas nieokreślony Pisownię na czas nieokreślony, na nieokreślony przeciąg czasu, czyli „na czas nie dający się określić", znajdujemy także w „Słowniku frazeologicznym języka polskiego" Stanisława Skorupki. Niejasne jest natomiast wskazanie „Słownika ortograficznego" pod red. Szymczaka: nieokreślony (niejasny) - nie określony (przez kogoś). Jak do niej dostosować interpretacyjnie umowę?I Dlaczego do parafrazy znaczeniowej „niejasny" nie dodano „nie dający się określić"? Jak słyszę, w drukach umowy o pracę spotyka się na ogół pisownię łączną nieokreślony, w kodeksach pracy - rozdzielną nie określony. Nie wykluczam, że nieostre wskazanie „Słownika ortograficznego" pod red. Szymczaka, bardzo przecież popularnego, może być przyczyną tej niejednolitej pisowni. I cała moja nadzieja w nowym „Słowniku ortograficznym" PWN pod red. Edwarda Polańskiego z roku 1996, któremu poświęciłem ciepłą recenzję w „Gazecie Wyborczej". Wprawdzie na s. 452 powtarza on za Szymczakiem: nieokreślony (niejasny) - nie określony (przez kogoś), ale za to na s. LXI mamy akapit o kapitalnym dla użytkowników języka znaczeniu: „Rozróżnianie subtelnych różnic w pełnieniu przez imiesłowy przymiotnikowe funkcji czasownikowej lub przymiotnikowej bywa trudne dla przeciętnego użytkownika języka polskiego. Dlatego też w razie wątpliwości zaleca się pisownię łączną. Przemawia za nią przede wszystkim tendencja do adiektywizacji imiesłowów przymiotnikowych we współczesnym języku polskim. To zalecenie jest nowością wobec przepisów zawartych w dotychczas publikowanych słownikach ortograficznych". Jakże na tę nowość wszyscy czekaliśmy! PS Już po złożeniu tej książki Rada Języka Polskiego zaproponowała tylko łączną pisownię nie z imiesłowami przymiotnikowymi. Trudna pisownia cząstki by »m * ¦ .^ Oto fragment powieści Johna Irvinga „Regulamin tłoczni win" w tłumaczeniu Jolanty Kozak: ,Ja bym se nigdy nie wziął takiej ko- 201 bity - obruszył się ekonom. - A jak już, to bym jej nigdy nie rzucił, bobym się bał". A teraz cytaty z „Szumowin" Isaaca B. Singera przełożonych przez Łukasza Nicpana: „Ma taka męża i bachory, sama nigdzie się już ruszyć nie może, więcby chciała, żeby i inni taplali się w błocie", „Pasy by ze mnie drzeć!", „Patrzyła za nim, potrząsając głową i jakby posyłając mu dłonią pocałunek", „Może b y tak pójść i popływać po Wiśle?", „Człowiek co sobie sam robi, tego by mu dziesięciu nieprzyjaciół uczynić nie mogło", „Nie chciałaby zostać w Rosji, chyba że zaprowadzono by nowy ład i lud otrzymałby prawdziwą wolność". Cóż w nich za mozaika pisow-nianych form z bym i by! - można zawołać. Jak się w tym wszystkim połapać? By uporządkować obfity materiał przykładowy, zbierzmy w dwie oddzielne grupy formy z pisownią łączną i rozdzielną. Do pierwszej należą: bobym, więcby, jakby, chciałaby, otrzymałaby, do drugiej: ja bym, to bym, pasy by, może by, tego by, zaprowadzono by. A teraz skonfrontujmy ze sobą postacie chciałaby, otrzymałby -może by, zaprowadzono by. Tu reguła jest prosta: cząstkę by piszemy łącznie z osobowymi formami czasownika (chciałaby, otrzymałby -tak jak mógłby, zrobiłby, przyszedłby, skończyłby, przeczytałby), a oddzielnie - z nieosobowymi (może by, zaprowadzono by - tak jak można by, trzeba by, warto by, skończono by, wykryto by). Osobnego omówienia wymaga zapis jakby ze zdania „...jakby przesyłając mu dłonią pocałunek". Obowiązuje tutaj pisownia łączna, bo jakby tożsame jest funkcjonalnie z takimi formami, jak gdyby, jeśliby, jeżeliby, niby. Napiszemy jednak jak by to zrobić? czy jak by tu ustawić meble?, bo tutaj z kolei jak by = iu jaki sposób by. Pozostają do porównania postacie bobym, więcby - ja bym, to bym, pasy by. Pisownię dwu pierwszych uzasadnia reguła nakazująca połączenie cząstki by ze wszystkimi spójnikami - bez względu na to, czy spójniki te istnieją tylko z partykułą by, czy również samodzielnie: bobym, więcby - jak alboby, aleby, chociażby, choćby, chybaby, czy-liby, gdyby, jakoby, jednakby, jeśliby, leczby, niżby, ponieważby, skoroby, zanimby, zaśby. A dlaczego napisano ja bym, to bym, pasy by? Bo oddzielamy cząstkę by od zaimków i rzeczowników: ja bym, to bym, pasy by - jak ty byś, tam by, tak by, ręką by (nie dotknął), samochodem byś (pojechał). 208 Kłopoty z ARCHIMEDESEM Bardzo ciekawe problemy poruszył w swym liście jeden z wr cławian. Oto Spółka Akcyjna ARCHIMEDES. Niektórzy, jak donos" Czytelnik, odmieniają w piśmie jej nazwę z apostrofem: ARCHIME-DES'a, ARCHIMEDES'owi itd., uzasadniając takie postępowanie potrzebą odróżnienia nazwy firmy od imienia wielkiego matematyka i fizyka starożytności. Nie mają racji! Apostrof stosujemy tylko w następujących wypadkach: gdy wyraz obcy kończy się literą -y, a końcówka polska jest właściwa przymiotnikom, np. Kennedy - Kennedy'ego - Kennedy'emu (ale Kennedym, Kennedych, żeby nie podwajać y); gdy kończy się e niemym (nie wymawianym), a uzupełnienie go polską końcówką rzeczownikową nie zmienia jego końcowej spółgłoski, np. college - college^ - college'owi, Wilde - Wilde'a - Wilde'owi (wym. Łajld, Łajlda, Łajldowi); gdy kończy się literą spółgłoskową nie wymawianą, a końcówka - jak w wypadku Kennedy'ego - ma charakter przymiotnikowy, np. Rabelais - Rabelais'go - Rabelais'mu - Rabelais'm (wym. Rabie -Rablego - Rablemu - Rablem); reguła użycia apostrofu dotyczy też imion i nazwisk francuskich zakończonych nie wymawianym -es, np. Jacąues, Combes, Descartes (wym. Żak, Komb, Bękart) -Jacques'a, Com-bes'a, Descartes'a (Żaka, Komba, Dekarta). Jak widać, ani jednej z tych zasad nie da się podporządkować formy ARCHIMEDES. Kończy się ona wymawianym -es, a zatem apostrof jest tutaj niewłaściwy. Jedynie dopuszczalne postacie to AR-CHIMEDESA, ARCHIMEDESOWI, ARCHIMEDESEM, W ARCHIME-DESIE. Słusznie zauważa Korespondent, że jakoś nikomu nie przychodzi do głowy apostrof przy identycznej formalnie nazwie firmowej MERCEDES (z pochodzenia jest to imię żeńskie). Potrzeba odróżnienia nazwy firmy od imienia jednego z najwybitniejszych ludzi starożytności jest jednak tak silna, że objawiła się w jeszcze jednym szczególe językowym: oto w okolicach Dworca Świebodzkiego wisi tablica informacyjna z połączeniem wyrazowym TEREN ARCHIMEDESU. Chociaż opowiadam się za naturalniej brzmiącą końcówką -a (a więc TERENEM ARCHIMEDES A), 209 jednak jest dla mnie zupełnie oczywisty mechanizm uciekania od niej. W zanadrzu mam kilkanaście przykładów identycznego odchodzenia od homonimii fleksyjnej. I tak przed paroma laty mieszkańcy Mielca donieśli mi, że chodzą do Dedalu i Ikaru - domu towarowego (choć dobrze znają Dedala i Ikara - postacie z mitologii greckiej). Z kolei my - we Wrocławiu - też raczej chodzimy na zakupy do Feniksu, bo znamy mitologicznego Feniksa, a mieszkańcy lwin pod Bolesławcem wolą dopełniacz Konradu - nazwy kopalni, bo dzięki końcówce -u odróżniają go od Konrada - imienia osobowego. Przykłady można mnożyć: świata - ale Nowego Światu (w Warszawie), przypadku (losowego) - przypadka (gramatycznego), miłosnej (np. pieśni), ale do Miłosny (miejscowości), maczków (na polu), ale do Maczek (miejscowości), uranu, neptunu, plutonu (pierwiastków) - Urana, Neptuna, Plutona (planet). O Greenie w Paksie Oto fragmenty pewnego artykułu publicystycznego o Grahamie Greenie: „Do Polski Greene poleciał w listopadzie 1955 roku na zaproszenie swego wówczas monopolistycznego wydawcy Paxu", „Z rozkoszy gościnności skorzystał, ale zrewanżował się za nią jednym czy kilkoma zjadliwymi i niezwykle trafnymi artykułami o Paxie". Czy poprawne są zapisy Paxu, o Paxie? Jakie są w ogóle reguły ortograficzne odnoszące się do wyrazów z obcą literą dc? Zacząć trzeba od przypomnienia, że dawniej była ona powszechnie stosowana jako graficzny odpowiednik połączeń ks, gz. We wszystkich wyrazach typu ksenofobia, ekstaza, ekspresja, maksimum, ekspertyza, aneks, indeks, egzaminator, egzystencja tkwiła kiedyś litera x. Dziś jej zasięg występowania jest bardzo ograniczony. I tak wykorzystujemy x do oznaczania każdej nieznanej wielkości matematycznej lub zmiennej niezależnej, np. oś x-ów, 5x, xy, oraz wszelkich nieznanych obiektów, osób, wielkości, np. x razy, miasto X, państwo X. : ¦ Miv,^:- ,w,.. .. . ., 14. Rozmyślajcie... 210 Tradycyjną pisownię z x mają niektóre nazwiska, np. Axentowicz i Axer, oraz obce nazwy własne osobowe i miejscowe, jeśli występują w pisowni oryginalnej, np. Maxwell, Huxley, Oxford (częściej jednak Oksford - w pisowni zaadaptowanej do polskiej ortografii). Widzimy też x w nazwach leków: oxeladin, madroxin, hydroxizin maalox. I wreszcie - co dla nas najważniejsze - w nazwach instytucji typu Pax i w rodzimych skrótowcach, głównie będących nazwami firm związanych z eksportem, takich jak Stalexport, Hortex, Pewex, Rolim-pex czy Budimex (o manierze nazywania firm postaciami typu Janex, Sławex, Kowalex pisałem w jednym z poprzednich rozdziałów). Reguła nakazuje, by w przypadkach zależnych w miejsce x kończącego dany wyraz pisać połączenie literowe ks, np. Horteksu, w Budimeksie, Pe-weksu, w Peweksie, w Staleksporcie itp. A zatem niepoprawne są formy Paxu i o Paxie z przytoczonych na początku fragmentów. Zgodnie z normą należało napisać: Paksu, o Paksie. Co innego, gdyby się zdecydowano na zapis PAX - samymi dużymi literami; wtedy mogłyby się pojawić takie postacie, jak PAX-u, o PAX-ie (podobnie: PAN-u, w PAN-ie, PAP-u, w PAP-ie czy PWN-u, w PWN-ie). Na koniec zwracam uwagę na jeszcze jedną formę z początku niniejszego rozdziału: o Greenie. To miejscownik nazwiska Greene. W drugim przypadku (dopełniaczu) trzeba napisać Greene'a, w trzecim (celowniku) - Greene'owi, w piątym (narzędniku) - Greene'em -wszędzie z apostrofem. Znika on, jak zobaczyliśmy, w miejscowniku, w którym wygłosowe tematyczne n ulega zmiękczeniu. Ale jest i postać nazwiskowa Green (np. Julien Green) - z wygło-sowym -n. W tym wypadku ani razu nie trzeba stosować apostrofu: Greena, Greenowi, Greenem. Powtarzające się / Jeśli mamy do czynienia z wypowiedzeniem Poszliśmy do kina i obejrzeliśmy ciekawy film, nie powinniśmy stawiać przecinka przed spójnikiem i łączącym dwa zdania współrzędne - poszliśmy 211 do kina oraz obejrzeliśmy ciekawy film. Nie będzie przecinka przed i w połączeniach typu Janek i Marcin poszli do kina, w których i spaja syntagmatycznie dwa wyrazy. Trzeba natomiast koniecznie zamknąć przecinkiem zdanie podrzędne, chociaż po nim może i wystąpić, np. Poszliśmy do kina, które nazywa się „Polonia", i obejrzeliśmy ciekawy film; Janek, który jest lekarzem, i Marcin poszli do kina (wydzielone przecinkami zdania podrzędne: które nazywa się „Polonia" oraz który jest lekarzem. Stawiamy także przecinek przed powtarzającym się i, np. / zdążyliśmy posprzątać, i poszliśmy do kina; I Janek, i Marcin poszli do kina; Pojedziemy nad Odrę i będziemy się kąpać, i pogramy w piłkę, i poopalamy się, i wspaniale spędzimy niedzielne popołudnie. Zauważmy jednak, że występujące w tych wypowiedzeniach i, wymagające przed sobą przecinka, pełni jednakową funkcję: albo łączy dwa wyrazy {Janek - Marcin), albo łączy zdania (zdążyliśmy posprzątać mieszkanie - poszliśmy do kina; będziemy się kąpać - pogramy w piłkę - poopalamy się - wspaniale spędzimy niedzielne popołudnie). Nie możemy stawiać przecinka przed powtarzającym się i, ale pełniącym inną funkcję składniową, co robią często ludzie zbyt dosłownie traktujący opisaną regułę interpunkcyjną. Wrocławski fizyk prof. Bernard Jancewicz, znany ze swych językoznawczych zainteresowań, przysłał mi ostatnio trzy fragmenty zaczerpnięte z jednego z czasopism swojej branży, z których jeden jest poprawny interpunkcyjnie, dwa zaś, niestety, grzeszą przestankową nadgorliwością. Oto fragment poprawny: Magnez wiąże się tak silnie z tlenem, że wypadkowy efekt rozrywania wiązań między żelazem i tlenem i tworzenie nowych wiązań między magnezem i tlenem daje obniżenie energii potencjalnej. Przed spójnikami i nie postawiono tutaj przecinków, bo każdy z tychże spójników pełni inną funkcję: pierwszy i trzeci łączą wyrazy (między żelazem i tlenem, między magnezem i tlenem), drugi - łączy bardziej rozbudowane połączenia słowne (wypadkowy efekt rozrywania wiązań między żelazem i tlenem i tworzenie nowych wiązań między magnezem i tlenem). A teraz drugie wypowiedzenie: Przedstawione opracowanie zawiera wiedzę końcową, jaką uczeń powinien wynieść ze szkoły średniej, jeśli kurs fizyki został zrealizowany na dobrym poziomie obecnie i w przeszłości, i stanowi właściwą podstawę do podjęcia studiów. 212 Pierwsze i łączy dwa wyrazy: obecnie i w przeszłości, drugie i - wa zdania: jeśli kurs fizyki został zrealizowany na dobrym poziomie obecnie i w przeszłości i stanowi właściwą podstawę do podjęcia studiów A zatem nie wolno stawiać przecinka przed drugim i! Poprawny pod względem interpunkcyjnym będzie zapis: Przedstawione opracowanie zawiera wiedzę końcową, jaką uczeń powinien wynieść ze szkoły średniej, jeśli kurs fizyki został zrealizowany na dobrym poziomie obecnie i w przeszłości i stanowi właściwą podstawę do podjęcia studiów. I wreszcie przykład trzeci, dotyczący - jak słusznie zauważa prof. Jancewicz - nieco innej sprawy: Uczniowie będą wiedzieć, że istnieją procesy samorzutne, i że te części procesu, które nie są samorzutne, muszą być napędzane przez inne, które nimi są. Tutaj nie zauważono, że spójnik i łączy dwa zdania, które względem siebie są równorzędne, współrzędne: że istnieją procesy samorzutne i że te części procesu muszą być napędzane przez inne. I tu zatem przecinek przed i jest zbędny. Poprawna interpunkcyjnie całość powinna wyglądać następująco: Uczniowie będą wiedzieć, że istnieją procesy samorzutne i że te części procesu, które nie są samorzutne, muszą być napędzane przez inne, które nimi są. A ja zakończę ten rozdział i całą książkę powtarzanym od lat apelem o poważne traktowanie problemów interpunkcyjnych, bo jest ono najlepszą gramatyczną szkołą myślenia. '¦-) i f i •' ' 1 - ¦« /v; 213 Indeks omówionych form rt i abecadłowy 93 adwokat, adwokaci, adwokaty 102 agonista 104 akwaforta 197-198 akwamaryna 197-198 akwarela 197-198 > akwarium 197-198 akwedukt 198 akwen 198 Albertinil62 i . album 116-117 „Alchemia słowa" 23 alkoholik, alkoholizm 81 * . amant 80 . Amerykanin, Amerykanie, Amerykanów 107 antagonista, antagoniści, 103-105 anty- 84 antypowieść 203 apiać 18 Apollinaire 163 apteka, aptekarski 31 Aquaviva 161 ! '. Aragon 163-164 > • > , Archimedes 208-209 - * i aresztant 80 arianin, arianie, arian 108 arkusz, arkuszy//arkuszów 105-106 • asertywny, asertywność 73-74 asystent, asystentka 88 Augusto 160 ; ;:> auto-... 79 •'• ••. :!¦ ¦•.'¦. awans 193 v -' ,; :ir; Ayme 162 < r iu-.i Bandtke 158-159 bandyta 58 Barbusse 163 Barcin 186,189 bardzo 58-59 Bartłomiej 189 Bataille 163 Baudelaire 163 Bazaine 163 bądź co bądź 128 Beaumarchais 163 Bendery 171 Benelli 162 Beniamin 198-199 Bernadotte 163 Bernini 161 Bessiere 163 bezśmiech90 . ;>* '* Bacciarelli 162 Baggio 160-161 bajoro 128 balwierz 195-196 Biała Wieś 183 Biały Kościół 182 Bielany 189 Bielawa, Bielawy 189 Bielce 171 Bielice 189 Bielinyl89 bierzmować, bierzm Biniew 186,189 Biniów 189 biodrowy 93 biszkopt 195 Bitels, Bitelsi 194 Blanche 162 błogosławion 126 Bójko, Bójki 157 Borek, Borka 156 boss 63 Botticelli 162 Boulle 163 214 Bourdelle 163 bowiem 143-145 ,¦ j,'/,., . • Boy-Żeleński 9,153 Boża Góra, Boże, Boży Dar 179 Bóg, boski 175-176 ' Bór-Komorowski 9 •„ , c brakujące 20 procent//brakuJ4qj!ch 20 f procent 142 < ¦ " Bramante 162 ' i- • Braąue 163 \ ¦ - - bratanek, bratanica 27 ., Bratke 158-159 Brzeg, brzeżanin, brzegowitirin 173 (, ¦ Brzeżany 173 . < Budimex210 '.; > ' ' bumaga 18, 63 Busko, busczanin, buszczanin, -1 buskowianin, buskowianka 173 by 206-208 bydlę, bydlak 54 Bytom, bytomianin 172,184-185 Caboche 163 Calonne 163 Camus 164 . • • • Canaletto 160 Carre 162 ' !• Caruso 160 . - . ¦-' Casanovą 161 i * .. ; cel uświęca środki 12 '. a ,, cepeliada 81 < ,¦ Cerekiew, Cerekwica 181 '" •• . - cerkiew 181-182 Cerkiew, Cerkowizna 181 • - < Cezanne 163 •: * Chaplinl94 • ' •»»..¦ charleston 194 '•'¦ - . • > ' chart 165 ''• ,••;•. chciejstwo 13 ' - ' • r -. Chicago 193-194 . ¦ , chłeptać, chłepcę//chłepczę 133^134 ¦ chłop, chłopi, chłopy 102 ^ . chłopak, chłopaki 102-103 '¦ chłopiec, chłopca, chłopcy 97,102-1/03 chłopisko 58 chopinolog 153 choroba, chory 30-31 Chorzów, chorzowianin 172 Chróściel 167 chrust 167 Chrystus 33-34 chrzest, chrzcić, chrzestny, chrzestna 33-34 chrześcijanin 33-34 \J chudzielec 101 t . chuligan 58 ¦ chwytać 128 ci//tobie 113-114 cichy 56-57 Ciechocinek 176-177 cielę, cielak 54 " ' ciepłomierz 80 ¦ „•' Cieszyn 186-187 ' . cię//ciebie 113-114 ciota, ciotka 27 Cipolla 161 Citko, Citki 157 co się odwlecze, to nie ucieoMj-12 Cocchiara 161 - Comte 163 Conde 162 t Corneille 163 ..,">¦' , Croce 162 > , cukier krzepi 14, 26 i czereśnia 189 \ Czernienko 158 *'¦ iv Czernik 155 ,; •.. Czerwony Kościół 182 czędo 27 <. ->.;.> Częstochowa 177,186 ' -y i ,-człowiek, człowiecze .'//człowidoi! 98 i ; czołg 75 <;••* v <*', 215 czuć bluesa 66 i,«, , ,; -:.i?i czuć pismo nosem 66 :'/ i ;„>.r v; czuć przez skórę 66 .<•¦' Czycz25 czysty, czystszy//czyściejszy 120 Dambała, Dambich, Dambiec, Dambik, Damboń 191-193 damskie 168 Dante 162 . i • dawnymi czasy 95 i . . u , dąb, dębowy 191-192 r , '-. . i Debre 162 . . -,. Degas 163-164 ,, c< - Dembowy 192 V T , ' ,*.- , 'u ( * Dembskil91 , , • , Dedal i Ikar 209 , ,«•¦< . »., * dentysta 32-33 ,u p >>> . . deptać, depcę//depczę 133-134 . »¦ \, A Dębska Kuźnia 191-192 Dębski, Dębowy 191-192 !-,> -,..... . Dobieszowice, dobieszowsky/dCbie* .h.tM szowicki 175 > . s ?, Dobre Miasto 182 <¦¦ '. Dobrychłop 155-156 i ¦ ,*•¦ . dokąd? 45-47 ^ * ,' , .. 1; dokłócić się 11 «• ,< ,: • •: " dokonuję, iini nniiji ffilnl nnywiUi. dokonywasz 127-128 w . •- jł ' dom 34-35 »" . -^h.. dominikanin, dominikanie, . , dominikanów 108 • ' .. '¦ Don Juan 193-194 Don Kichote 193-194 donkiszot, donkiszoteria 195 donos 75 i donżuan 195 ii" •••„!'» -^. dopływ 75 » v <¦ ,- dostarczyć 195 . »" ¦ t-;j.v ,, ,i ,,»•«¦ f dostatek 195 u u - dostojewszczyzna 154 ; Ł ^ dotknąłem, dotknęłam 123 dowiert 75 • , drań 58 s. drukarka 86 druzgotać, druzgocę//druzgoczę, druzgocący//druzgoczący 133-134 Drzazga, Drzażdżanka 174 drzewostan 81 Dubczek 155 h Dubois 199 dużą//wielką literą 147-148 dwadzieścioro ośmioro dzieci 143 dwiema, dwoma 120-122 dworzec 182 Dworzec, Dworzyska 182 t dwór 182 <¦< , • Dyrda, Dyrdzianka 174 s s dywagacja, dywagować 72 dzieciak, dzieciaki 53-55 dziecię 27, 54 • t i- dziecko, dzieci 27, 54-55 . a * dziedzic 167 v dziennikarz, dziennikarzeyi nikarzy 96 > <> > dzienny, dziennie 10 ) • dzień, dnia 97 Dzień 155-156 dziewierz 26 ' t - dziewka 28, 68 •->,<• Dziuba, Dziubina 88 dziw 76 ' j- , > Eco 159-160 eks- 84 eks-mąż//eksmąż 203 < eks-minister//eksministet 203 ekstra 84 ekstramocne 168 < Ekwador 198 . elektryfikacja 81 enuncjacja 73 esy-floresy 9 Europa 20 expose 202 fajans 193 fakt 117 Falandysz, falandyzacja 152* figurant 80 216 finisz 69 film się urwał 66-67 fizyka 202 flejtuch 102 folwark 195 Foucault 163-164 ' - Fourier 163-164 -l . . franciszkanin, francisjdomiĄ franciszkanów 108 Franko 158 t • „ Fredreum 81 • > frekwencja 56 < • fryzjer 196 fufajka 195-196 fuli 63 fundament 117 funkcja, funkcje, funkcji//funkcyj; -. ' 112-113 funkcjonariusz, s funkcjonariuszy//funkcjona-1 riuszów 105-106 '¦ t ' gadanina 73 * Gadocha 165 Gdańsk, gdańszczanin 172-173 gdzie? 45-47 ;,. gęsty, gęstszy//gęściejszy 120 Giannini 161 gibki 103 gieroj 18 giewonty 168 gimnastyka 103 gimnazjum 103,117 ginekolog 103 Giscard d'Estaing 160 głośny 56-57 główny 93 < ' . . głupiec 100 • i. , godny, godzien 50 h > golarka 86 gołąb 156, 185 Gołąb 156 gołąbki, gołąbków 105 Gołąbki, Gołąbek 105,179 godzien 117 gość, goście, gości 106-107 Gounod 199 Góra Kalwaria 179 Góra św. Anny, Góra św. Jana, Góra św Małgorzaty 179 górnik 190 grać w brydża, w tysiąca, w tenisa 135 gramatyka 202 Green 209-210 Greene 209-210 Grodna, Grodno, Grodziec, Grodzień Grodzisk, Grodzisko, Grodziszcze, Grodzkie 182 Grot-Rowecki 9 Grydzewski 154,170 gród 182 i . Gródek 182 >:. - Gwatemala 198 gżegżółka 120 , - , Halina 165 ^ ¦ hardy 165 < > i.. ' ¦ hart 165 ",.: . ¦ herbata 165 i I hetman 165 ' , ¦ Hiszpan, Hiszpanie, Hiszpanów 108 Hindenburg 198 Hitler, hitlerowiec 153 Hortex210 * '.ł ' Huelle 158-159 i210-212 • . image 199 * '' ' • impreza 68 inaczej 60, 62 ... Indianin, Indianie, Indian 107 innym razem 110-111 innymi słowy 95 inżynier, inżynierzy//inżynierowiel71 iścić się 15-17 :.ih. Izaak 198-199 judaica, judaista, judaizm, Judasz; Judea 198 jury 202 sprzątam 65-66 Tanganik, Janas,janus,janiec, »* J janota, Janek, Janusz, Januch, Janich 190 janikowo 186,190 107 jastrząb 185 jątrew, jątrewka 27 jeden do Sasa, drugi do łasa 41 „Jesienna nuda" 23 Jonek,Joniec 190 waka, Kalwaria Padawska Kalwaria Zebrzydowska 179 „Kanada pachnąca żywicą" 23 Kanonia, Kanonii 168 Kanty 192 . kapitalizm, w kapitalizmie 196 Karabach, karabaski 175 karp 185 kartofel 195 ryj 111-113 Katowice 186-187 każdy jest kowalem swego losu 12 Kennedy 208 s kercelak 153 , , kij 103 kimkolwiek by byli HO ^ Kirgizja, kirgiski 170 ' 105-106 Klimuszko,Klimuszkil57 klubowe 168 Knothe 158-159 kobieta 28,68 - ; » > kolaborant 80 ;v • ur Kolbe 155,158 ' \ . Kolbuszowa,Kolbuszowej 186 ' - =• kolega po piórze 10 "' ' * Koloseum 81 Kołobrzeg, kołobrzeski 175 ;' Kołodziejewo, Kołodziejów 189 kometa 117 komplet 51 "'¦'>' komputeropis 10 komuch 101 -•¦ koncesja, koncesje, koncesji//koncttyj: ; 112 koniec 68 .' ' Konrad 209 --; ;^ konstytucja, konstytucje, ' '¦ ?- konstytucji//konstytucyf 112-113 - * kontent 118 ¦ ¦¦ ' l koń, konie, koni 106-107 • x ' końcowy 93 ib' • ; ¦ : koński, końskość 83 < ; , kopernikolog 153 • > : kosz, kosze, koszy//koszów 96 '• v Koszęcin 186 *<¦¦* ' Kościelec, Kościeliska, Kościelisko 182 kościół 181 ."i.. Kościuszko, Kościuszki 157 ' • kot, kotek 95-97 ' ' -'¦•'¦ kościec 100 .. . Kowalec, Kowalca 100,178 • -"" : kozioł, kozła 156 Kozioł, Kozioła 156 Kraków, krakowianin, krakowiak 172 krawiec 96-97 król, królowa 89 królewicz 167 s ' "¦•r 'V:' - " krupniok 68 ri'A¦¦•'¦ ¦'":: iHi:''' ¦' ! "'"' kruszarka 86 r" ( ¦; ' '¦'-¦ }i- ; -;' '¦•'¦''¦ krzyczysz 103 ' ; » ,. krzyż 33-34 Krzyż 179 :f' ksiądz, księdza, księdzu 155-156 *'¦ ; Ksiądz, Ksiądza, Ksiądzowi 155-198' ' , lekarz 31-33 .„^ , . lelum polelum 9 ,, , Leonardo 160 •:;;,•- t . ¦¦ , len, lnu 97 . ^ <• ', lew, lwa, lwu 95,156 , -. Lew, Lwa, Lwowi 156 4 , Leszczyński 42 ,, Leszno, leszczyński 42,176 *. ¦ , Levinas 164 , . - liceum 117 ' , Lidkę 158-159 , t Limanowa, Limanowej 186 < ..i ,( Linde 158 lipiec, lipca 97 . ¦ Lipno, lipieński//lipnowski 173 Lgota, Ligota 180-181 Lubań, lubaniak, lubanianin 172-173 Lubaszenko, Lubaszenki 157 Lubin, lubiniak, lubinianin 173,186 Lublin, lubelski 175,184,186 ludwisarz 195 '/. 'O. '¦¦/" łobuz 58 • f • łotr 58 ¦,..., ,;-; ,; , Łukaszenko 157-15$ , -;j ? ,; ład i porządek 9 .-,, łamacz 86 łaskiś pełna 125-126 \ <¦ Łaziska, Łazisko, Łazki, Luzy 183 macać 80 ¦,;,»>.-•.• Maciej 150-151 macierz, maciora 28 ,.;, , ; ,, maczki, maczków 105 Maczki, Maczek 105,179 m- ¦ -\ mać 28 r , Maćkowski 151 -W-¦:¦¦'•-.¦ .i'-.- maksisprawa 203 jv;'h;; .->:•• •; :, malarz 32 , Maldinil62 >.< .(1, Mallarme 162-163 -^ .L+.? ; , ,,.. Mała Wieś 183 ...Vił;., ,^....'-' Małgorzata 195 :\.">:,b<'i ¦; . małżona, małżonka 28/53-54 .u ¦' małą literą 147-148 mama 99 manna, manny 169 m u Maria, Maryja 149-150 . i - Marianna 150 '>'.'¦ marice 168 ,, r, w> Mary, Maryla, Maryna 150 ' • maszynopis 10 i Matejko, Matejki 157 . » ,- matematyka 202 Materna 156 ,.. ~ " . Mateusz 150-151 . t .- matka 28 Maupassant 163-164 Mazzola 161 ; , • > „Mądremu biada" 23 <¦.. mecz, meczów 105-106 ' \ ¦„«,,< Meksykanin, Meksykanie, ' ', Meksykanów 107 mentolowe 168 % , , t. Mercedes 208 , /,.<-'.- Merimee 162-163 ' , , ' metalowy 93 . . , , mędrzec 100 mi, mnie 113-114 .cy,!.,1 t Miasteczko, Miasteczkowkze,lfiB$dK> 182 miasto 182 ¦ , 219 Michalec, Michalca 97,100,156,178 mickiewiczolog 153 Miechowice, miechowski//miechowicki 175 mieć pecha 135 miejsce 71 mieszczanin, mieszczanie, mieszczan 108 mieszkaniec 101 międzywojnie 85 ' ......< Mikołaj ewo 186 mikroskop 117 ' ¦ Miłkowo, Miłków 186 miłosna, miłosnej 105 Miłosna, Miłosny 105 „Miłość niejedno ma imię" 24 ¦:•' • miniwykład 203-204 • • Mińsk, mińszczanin 173 ! »:- Mitręga, Mitrężanka 174 Mleczko, Mleczki 157 • ¦' * ¦ mleć, mielę, mielesz//mielę, mielisz*" -: - mełłem//mieliłem 129-130 "¦••'¦<¦ mnie, mię 115-116 mniej więcej 9 *> Mogilno 188 '<1 mogiła 188 s moich pięć córek//moje pięć córek ' 141-142 monarcha, monarchini 89 w Montesąuieu 163 i; Montini 162 '¦•'( Mołdawia, Mołdawianin, Mołdawiank*» mołdawski 170-171 :• Moro 160 !'--¦: Most, Mostki, Mosty, Mościska 184 motel 128 mój, mojość 82-83 ' :»'*•» ....-,¦...^;&' Mrozek 155 h- . ' - -' mu, jemu 114 " * .....'- > Miinchen 158 ', ¦ ^,u., Miinster 158 - muzeum 81 > > na całego, na całość 69 • • na domiar złego 11 na koń!135 na miły Bóg! 135 na skutek 128 „Na tropach Smętka" 23 naciot 27 nadnercze 85 nadwozie 85 \¦• nadziwić się 11 v nagłośnić 56-58 najmilszy 127 nakreślony przez plan 141 należny 77 należyty 77 namiar, namierzyć 64-65 namilczeć się 11 Nankier 193 naraić 71 Natkaniec, Natkańca 100 - ¦ nawilżacz 86 neptun, neptunu 105 v- Neptun, Neptuna 105 nękać 193 nic więcej 68 > nie racz gardzić 126 ' >' niecić 177 fi ".->v nieklasyfikowany 205 •" * i Niemiec 170-171 < ' - • niemiłość 90 • •' niemowlę, niemowlak 54l-5&' '' nieokreślony 204-206 ^ niepalący 205 ^' • • niepamięć 90 >k nieporządek 90 ', ' "" ¦. niepożyty 15-17 nierozum 90 nierównowaga 90 niesamowity, niesamowicie 59 niespożyty 16-17 niestabilność 90 nieszczęścia chodzą parami 12 niewiastka 27 niezdyscyplinowanie 89-90 Nike 199 Nisko, niżański 176 niszczarka 85-86 ' '> <¦ 'vs'' 220 niszczyciel 86 • . nocny, nocnie 10 '¦.:'¦•¦ norwidolog 153 :/..¦ s Nowa Cerekwia 181 , , Nowa Wieś 183 „ t. Nowe Miasto 182 , Nowogard, Nowogród 182 ;ri Nowy Dworek, Nowy Dwór 182 ;,; Nowy świat, Nowego Światu 105 :>p Nowy Targ 181 :. Nullol60 j o . ' .•«¦..¦ „Obcy" 23 .- :.•;; obiektyw 117 ; k . ,^ . Objazd, Objazda 181 ..,. , ¦.,;;»...¦ obłęd 31 ¦: \ fe oboje rodzice 143 •': .,¦¦-¦,, obrzydliwiec 101 .;, . Ochodzal81 .¦¦¦¦•* ,;: i:>-; ociec, prać?! 25 .¦•<, , '- ; od Sasa do Łasa 41-42 odczyt 75 » r oddech, oddychać, odetchnąć 77 oddziałuję, oddziałujesz//oddziaływami oddziaływasz, oddziałujący//od- <,;; działy wa jacy 127-128 .-»»' odjazd, odjazdowy 61-62 odkurzacz 86 ¦ . odlot, odlotowy 60-62 , t ;i odpalić 64 , odpaść w przedbiegach 65 odpoczciwić 91 odpoczynek, odpoczywać 81 odsap 75 ^ j. odszczepieniec 101 > -i odzysk 75 ojciec 8, 28, 98,100 ,;, ojczyzna 21-22 *-» , • okropny, okropnie 58 > , olimpiada 81 . , Olszewski, Olszowski 189 > Oława 188 , opust, opuścić 76-78 Orwell 155 orzeł, orłowi//orłu 95 osiąg 75 Osiek, Osieck, Osiecz, Osiecza, Osieczek, Osieczka, Osieczna, Osiecznica, Osieczno, Osieczyzna 183 Ossolineum 81 ostatni krzyk mody 12 ; ostatnia prosta 65 Ostrów Tumski 35 Oświęcim 184-185 Ożarowice, ożarowski//ożaramcki 175 „Ożenek" 23 ,, ,, padalec 100 " -'' . ¦ - t Paganini 161 ' . Pakosław 189 Pakość 185,189 palacz, palacze, palaczy//palaczów 96, / 105-106 palec, palca, palce, palców 96-97 palić papierosa 135-136 pani dyrektor//pani dyrektorka, pani kierownik//pani kierowniczka... 86-87 panicz 167 papa 99 Paradyz 179 • - - .> t parafiada 81 paranoja 31 ,',(•. ... pardon 63 > ,\<4 parszywiec 100 ł -*i - , pasjans 193 - f;f pasterz, pasterze, pasterzy 96 >;< pastuch, pastuchy, pastusi, pastudKlwie 101-102 j> ?/ Pat i Patachon 9 :':>>>) Pawelec, Pawelca 97,100,178 Pax 209-210 pedagog, pedagodzy//pedagogowie 171 Peiper 153 ' pejzaż, pejzaże, pejzaży//pejzażów ¦ 105-106 <.v;; pełen, pełny 50-51,118 Penderecki 155 * « - peregrynacja 196 h!: * i* n Petrarka 153 pewex 83, 210 Piaget 153 Piaseczno, piaseczny 178 Piaski, piasecki, Piask 178-179 piaskowy 93 Piątek, Piątki 181 „Piekło kobiet" 23 > >i- i pielgrzym 196 .''L{-¦¦., umi} pieniądz, pieniądze 53 K H v; ? .v .; pieniążek, pieniążki 53 *• s'Ą*--¦ ¦-• ¦ ?% Pierściec 186-188 pierść 187-188 Pierzchną, Pierzchnia, Pierzchnica, Pierzchno 188 pies, psa, psu 95, 97 piesek 98 <- • t.,!?l plus minus 9 >!' > *> " pluton, plutonu 105 - > ^ s Pluton, Plutona 105 'L i ^i w.-? płaskie 168 Płaszówl89 " -. ',s;łt^ płeć, płci//płcie 94 w> ^*>«f W^> po imprezie 68 ' r"ł s.sim-* po ptokach 68 - ^" ' .&<>¦ po wszystkim 67-68 po zawodach 68 Pobiednia, Pobiednik, Pobiedno, Pobiedziska 180 pociot, pociotek 27 początkowy 93 Podcerkowizna 181 podchorąży zawsze zdąży 12 podciep 58 Podegrodzie, Podgrodzie 182 podgrodzie 85 <; podlec, podleca, podlecu! 100 '"?'* podnieta 177 isi^ną podkłócać się 11 t.-.-M- uj podnóże 85 e '' 'T; podobny do matki 140-141 ' ( podwozie 85 ^ ¦; ^-f podzamcze 85 ; "n ?'-¦ poeta, poetka 88-89 •;; i v pogłębiarka 86 ^ >¦¦¦¦ ¦ vs pogrzebion 126 . a;L-* ;i ;, pokryć niepamięcią 12 ¦" Polak, Polacy, Polaki 103 •>¦•< ¦ > • - , polecać bestseller 135 in v Polska Uliczka 191 ' r.l ylw -u Polska Wieś 191 r'ft{ ¦ --^<--•'"• pomarańcza, pomarańcze, pomarańcz//pomarańczy 8-9,94 • poniatowszczak 153 i Poniec, Ponieca 176-178 ¦ Popiełuszko, Popiełuszki 157-158 popularne 168 popularny, popularność 56 ' popularny, popularniejszy, > najpopularniejszy 118-119 ' Porąbka, Porąbki, Poręba, Porębiska, Porębka, Poręby 183 1 Port au Prince 199 postać, postaci//postacie 94 *' postrzegać 44-45 ;¦' ^"' Poświątne, Poświętne 181 ' ¦ 1 ' potworny, potwornie 58 > ' ' 'J powściąg 74-75 Poznań, poznaniak, poznańczyk i; < 172-173,185 .!"-ki; „Pożegnanie z bronią" 23 '-¦• ¦¦'¦'' : r' *ć pożyć 16-17 '•¦¦r "^ pójść w niepamięć 12 > , < •• •;"*• półpasiec 100 ; y. 1 "i•¦' pracoholik, pracoholizm 81 ««»»>. ,,: •, Praga, praski 175-176 *: i i! 222 prezydium 117 Priebkel59 , , . prikaz 18, 63 problematyka 202 proboszcz, proboszczowie 102 profesor, profesorzy//profesorowie 103 Prokop 156 proszę pani, proszę panią o coś 138-139 prowincja, prowincjalny, ", - -\ <. prowincjonalny 36-37 -.,•.*- przeciwciało 204 < przed laty 95 przedmieście 85 przekładać, przekładać się 55-56 przekonuję, przekonujesz //przekonywam, przekonywasz, <. przekonujący//przekonywający 127-126 przekręt 74-75 „, przemiły 127 i- Przemyśl 185 <> przenajszlachetniejszy 126-127 «,< przenajświętszy 126-127 przewidziany w budżecie 141 ;>. przypadek, przypadka, przypadku 10$ ¦ „Psałterz Dawidów" 185 ¦<>'i pszczoła 120 Pszczyna 188 -^ pszenica 120 ' , , H ptak 68 Puck 188 i . . , h Puszcza Niepołomska//Pus*OBł Niepołomicka 174-175 ; , ąuantum 197 ;. . , t > quasi 197 - „ , 3 qui pro quo 197 rabat 76-78 „, ¦, Rabelais 208 v Ł' racz nie gardzić 126 t .- rad 118 - » Radgoski 42 Radom 184-185 Radosław 189 radzić, radźca, radca, rajca 70-71 4. 1*1 raić 71 rajcować 70-71 rana 31 v relaks, relaksować pię 80-81 Remy 163 > , ,: ^ requiem 197 fVjt. restauracja, restauracje, ,;. restauracji//restauracyj 112 Reszke 158-159 Reverdy 163 „Rękopis znaleziony w Saragossie" 23-24 Richelieu 163 robiliśmy 123 rodzic, rodzica, rodzice 27-28 Rolimpex 210 Romano 161 romantyzm, w romantyzmie 196 Roncalli 162 Rosjanin, Rosjanie, Rosjan 107 , Rossi 161 różnica, różnicować 77 y/ , , różniczka, różniczkować 77 u , ; Ruanda//Rwanda 198 , t. Rummenige 158 r!' rycerz, rycerze, rycerzy//ryc«f«św 105-106 **i ,j-. .«, Ryga, ryski 175-176 '..,». rzecz 37-39 ;•/, ¦¦ >i.u •', >'- <» sakrament 117 -.,, „Samotny biały żagiel" 23 i -Sandomierz 177,185 /»•: Sapieha, Sapiesze//Sapieże 164-166? Sartre 163 Sącz, sądecki 176 sąsiad, sąsiedzi, sąsiady 102 Sąsiada, Sąsiady 155-156 sejm 8,98 . w ,-c ., , Semenenko 158 r- ^. -,,\ sen, snu 97 >. t .., ą. sensat 72-73 -. .... . Sędzimirów 186 Shaw 160 s . 223 siać 132 *¦ Sidło, Sidły 157 Siedlce, Siedliska, Siedlisko, ! Siedliszcze 183 siekiera 103 n- Sielce 183 Siemaszko, Siemaszki 157 ' ¦ ' się 145-147 silesie 168 - ' siodło 183 .. , siostra 98 siostrzeniec, siostrzenica 27 " • skalpel 31 <¦' • ' ¦ - skąpiec 100 ' ' - Skoczów 186-187 Skrzypiec, Skrzypca 97 ; • - Słonimski 154,170 '^\ słoń, słonie, słoni 106 • • • słuchacz, słuchacze, słuchaczy//słuchaczów 96,105-106 słuchaliście 123 Słupsk 188 służyć wsparciu najuboższych 136-138 „Smuga cienia" 23 snecha, sneszka 26 sobieskie 168 Sobocisko, Sobota, Sobótka, Sobótki 181 solidaruch 101 sorry 63 ' spartakiada 81 Speerl98 spiąłem, spięłam 123 •"'• spinacz 86 spodnium 128 '•'- ( ^ ' j "¦ spolegliwy 47-48 sporty 168 l spostrzegać 44-45 • *• spożyć, spożyty 16 *' ' sprężarka 86 sprzątać 65-66 stacja, stacje, stacji//stacyj 112 Stalin, stalinowiec 153 i ' ' Stalexport 210 standard, standardowy 199-201 ; Stara Wieś 183 Stare Miasto 182 Stargard, Starogard 182 „Stary człowiek i morze" 73 ' Stary Dworek, Stary Dwór 182 Staszic 166-167 Stefan 151-152 Stępień, Stępniowa 88,156 stomatolog 32-33 Stomma 155 straszliwy, straszliwie 58 straszny, strasznie 58-59 Strougal 155 stróż, stróże, stróżów 105-106 stryj, stryjek 27 stryjna, stryjenka 27 • * Strzelin 190 Strzelno 190 ' Sulęcin 186 super 84-85 ; • '" Sucha, suski 175-176 • ' ;' Susz, suski 175-176 sweter 8 - ' ' ' • Swoboda 181 ' n synowiec, synowica 27, IM ' „Syzyfowe prace" 23 szalony, szalenie 58 Szczepan 151-152 szczyt, szczycić się 39-41 szedłem, poszedłem, wyszedłem, doszedłem, zaszedłem 122 Szerfke 158 sześć na dziewięć 67 szewc 8,96-98 „Szlachetne zdrowie" 23 szlus 63 - ' ' szłam, poszłam, wyszłam, doszłam, zaszłam 122 Szwed, Szwedzi, Szwedy 102 szyja 103 Szymonowie 167 Ślósarski 167 ślusarz, ślusarze, ślusarzy//ślusat*6w 96,167 '• ' śmiać się, śmiali się 131-132 • 224 „Śmierć w starych dekoracjach" 24 , j śpiewaliście 123 &# Środa, Środka 181 .*j; świat, świata 105 Święta Anna, Święta Katarzyna, Święta Lipka 179 świętokradca 71 Świętokrzyż, Świętomarz, Święty Krzyż 179 • ¦ . . v ...,.,. ¦ » ,i i i > ta, tę 7, 8 y: bi... , .,., ,, >v-... Taczanowski 42 , Tl,. , .. taki, takość 81-82 ; * . taktyka 202 . ,,.,, tańczyć walca, mazura 135 , ., Targowa Górka, Targowica, Targowfltaka*, Targowisko,Targowiszcze, ,,,\, ,« Targówek, Targówka 181 s^-y-.^1 tarnina 190 .,:v> „, tarnogórzanin, tarnogórzanie, ,- , (.{ tarnogórzan 108 . r »,„«> Tarnowice 175,190 ..•...<,»• Tarnowskie Góry 175,190 Tarnów, tarnowianin 172,190-191 vf% tata, tato 98-100 ,.^ teatr 117 #{ technikum 117 ;v* tegoletni, tegonocny, tegoroczny 18 , ,j. teleskop 117 templariusz, templariusze, templa- >i7, riuszy//templariuszów 105-107 termometr 80 teść 27 . -vc Tito 160 tłusty, tłustszy//tłuściejszy 120 iJt, ';, Tomaszewice, Tomaszowice 189 i .„i Toruń, torunianin, toruńczyk 172-173* \ 190-191 tournee 202 _, trafić w dziesiątkę 65 i ^ „Traktat o dobrej robocie" 23 r , , trawnik, trawniki, trawników 179 ir,,>, Trawniki, Trawnik 178-179 troje rodzeństwa 143 v;>' tropnąć się 14 .j; «:i Trójca 179 Trzemeszno 189 trzymacz 85-86 <; . ;. tum 34-35 •; ,.. Tum 34-35 Turek, Turka 105 Turek, do Turku 105 Turkmenia, turkmeński 170 tym razem 110-111 tysiąc, tysięczny//tysiączny 108-110 uatrakcyjnić 93-94 ubogacić 93 uczeń, uczniowie, uczniów 108-109 Ujazd, Ujazdek, Ujazdowo, Ujazdów, Ujazdówek, Ujeździec 181 ; -ukrzyżowan 126 • , . ultra-84 ,i ; ,....;;- umęczon 126 , j s umilić 93 :łtv it , . uniwersjada 81 ... uparciuch 102 upowszechnić 94 »'.,•., upust 76-77 ,l'; , uran, uranu 105 Uran, Urana 105 uzysk 75 ?,, - (,,.• Valery 163 ;<¦;- ó , ,, ,, Verdi 161 Verne 162-163 ir Veronese 162 a . Villon 163-164 . '; .i^tl,., ;, w każdym razie 128 'Ą „W 80 dni dookoła świat*!*1^ „ ¦.•¦•..¦ „W poszukiwaniu straconego czasu" 23 waga, wagowy 51 , t\ ? ¦-¦„¦ wahadło 165 walnąć 62-64 Wałbrzych, wałbrzyski, wałbrzyszanin 172,175 Warszawa, warszawianin, warszawiak 172,177 wart 50,117-118 225 warto 25 wataha, watasze//wataże 165-166 "* wawele 168 ' ¦¦ Wawrzyniec 101 • :^:. <>r , . ważki, ważny 50-51 H-.^..--^ ważyć 51 ¦•'* r"?:- wcisk 74-76 \Ww\W.*>:-łS,. wczasowe 168 we dnie, w nocy 126 wegetarianin, wegetarianie, wegetarianów 107-108 wesoły, wesół 50 weterynarz 32-33 Węgry 171 ¦ v ; , wiać 132 wiatr 8 „Wiatr od morza" 23 Widera, Widerzyna 88,156 < Wilczy Targ 181 , • winowajca 71 ..-,.. wisielec 100 Wisła 188 Wiślica 188 Wiśniewski, Wiśniowski 189 wizja 25 władca, władczyni 71,89 własnoręcznie 85 Włoch, Włosi 102 Włoszczowa, Włoszczowy 186 - wnuk, wnuczka 27 Wodzek 183 Wola, Wolica, Wólka 180 Wrocław, wrocławianin 107,172,177, 184-185 Wronki, wronecki//wronkowski 173 wrzód 31 wskutek 128 Wszechświęte 179 wszystko 68 wuj, wujek 27 wujna, wujenka 27 wyciszyć 56-57 wydziw 74-76 wyjść za mąż 135 wykon 75 wykonuję, wykonujesz// wykonywam, wykonywasz, wykonujący//wy kony-wający 127-128 wykop 75 wykręt 76 . j { ,~ wylać, wylali 131-132 • i *• wynurzenia 73 ¦¦"¦'¦** wypoczynek, wypoczywać 81 wyrobić 64 Wysoki Kościół 182 wysyp 75 Wyszogród 182 wytop 75 wyznawca, wyznawczyni 89 wyznęcać się 11 wzbogacić się 93 wziąłem, wzięłam 123 zabezpieczać 52-53 „Zaczarowane koło" 23 zacząłem, zaczęłam 123 zagłębie 48-50 zając, zajęcy//zająców 96,105-106 zakręt 76 - . zakrystia 34 zalew 75 załogant 80 - , Zamojski 42 zaszczyt, zaszczycić 39-41 zaś 143-145 zbiórkować 14 zdjąłem, zdjęłam 123 zdradzić, zdradźca, zdrajca 70-71 zdrowy, zdrów 50,117 zełwa, zełwica, zołwa 27 zgniatacz 86 ziemia kościerska//ziemia kościerzyńska 174-175 ziemia nurska//ziemia nurzecka 174-175 Zielona Góra, zielonogórzanin 172 Ziobro, Ziobry 157 ziścić się 15-17 zjawisko 39 zjeść ananas//zjeść ananasa 135 226 TfeiL kotlet//zjeść kotleta 135 zraszacz 86 zszedł//zeszedi, zszedłem//zeszedłem 122 Zurych, zuryski 175-176 zwijarka 86 ' ,. zwis 75 żakinada 81 Żary, Żarki 183 . , żelazny, żelaźnie 10 ,.; Żdżarki, Żdżary 183 ?{. i żona 28,98 ;,:-!;- ,: żyw 50 ;, „Żywot człowieka poczciwego" 23 • -¦ ¦¦¦.•..;:^:.(-rf?,ił;;T' Spis treści 'A i-" Reguły i mechanizmy.................................................................... 7 Atrakcyjne innowacje.................................................................... 9 Chciejstwo i inne pomysły Melchiora Wańkowicza...................... 13 O ciekawych archaizmach w książce Zbigniewa Herberta......... 14 Po lekturze „Ptaśka" Williama Whartona.................................... 17 Vaclav Havel - mistrz słowa i intelektu....................................... 19 Skrzydlate słowa............................................................................. 22 W językowym kręgu rodziny......................................................... 26 W językowym kręgu medycyny..................................................... 29 Chrystus - chrzest - chrześcijanin................................................... 33 Domus - dom - tum......................................................................... 34 Prowincjalny - prowincjonalny...................................................... 36 Rzecz o rzeczy................................................................................... 37 Szczyt i zaszczyt............................................................................... 39 Od Sasa do Łasa............................................................................... 41 Kuźnia - kuźnica - kuzienny - kuźniczy........................................ 43 Postrzegać i spostrzegać.................................................................... 44 „Gdzie płyniesz Wisłą, księżycu?"................................................... 45 „Spolegliwość aż do bólu"................................................................ 47 Zagłębie............................................................................................ 48 Pełny dzień ważnych spraw............................................................. 50 Zabezpieczanie ciągle żywe............................................................. 52 Pieniążki dla małżonki i dzieciaków............................................... 53 Wszystko się przekłada.................................................................... 55 Cichy - głośny, wyciszyć - nagłośnić............................................... 56 Słowa czułe, słowa zjadliwe........................................................... 58 O odlocie - inaczej........................................................................... 60 „Walniemy sobie zdjęcie!".............................................................. 62 Podaj mi swoje namiary................................................................. 64 Ja tu tylko sprzątam........................................................................ 65 Po wszystkim.................................................................................... 67 228 O pójściu na całego i wkurzaniu się................................................ 69 O rajcowaniu................................................................................... 70 Dywagacje i enuncjacje................................................................... 72 Modna asertywność......................................................................... 73 Wcisk, powściąg, wydziw, przekręt.................................................. 74 Rabat, czyli opust............................................................................ 76 Seks-symbol, kicz-wrażliwość, auto-części........................................ 78 Siła słowotwórczej analogii........................................................... 80 Tischnerowska mojość.................................................................... 82 Sernix i Jurexbus.............................................................................. 83 Niszczarka i trzymacz...................................................................... 85 Żeńskie przyrostki w odwrocie..................................................... 86 „Przebywał na niepowrocie"............................................................ 89 „Czy mógłby mnie pan odpoczciwić?"............................................. 91 Kulturalny - kulturowy................................................................... 92 Atrakcyjne końcówki..................................................................... 94 Dlaczego szewc i krawiec, a nie krawc i szewiec?.......................... 96 O tacie.............................................................................................. 98 Ty podlecu! ......................................................................................100 Pastuchy - pastusi - pastuchowie....................................................101 Antagoniści - antagonisty - antagony............................................103 Templariuszy czy templariuszów? Jaroszy czy jaroszów?...............105 Uczniów czy uczni? Tysięczny czy tysiączny?................................108 Tym razem - innym razem.............................................................110 Kategorii - kategoryj........................................................................111 Mnie jest to obojętne - jest mi to obojętne......................................113 „Pogłaskała mię po twarzy".............................................................115 „Album domowe".............................................................................116 Diabła warte, śmiechu warte...........................................................117 Popularny - popularniejszy - najpopularniejszy............................118 Pod dwoma czy pod dwiema postaciami?.......................................120 Zszedłem -poszedłem - wziąłem.....................................................122 ,Jużem w to był wszedł"...................................................................123 Zdrowaś Mario, łaskiś pełna............................................................125 O przekonywaniu się i oddziaływaniu............................................127 O zmieleniu generała.......................................................................129 Wylali i śmiali się............................................................................131 229 Recenzja - druzgocąca czy druzgocząca? .......................................133 Ewolucja biernika..........................................................................134 „Będą służyć wsparciu najuboższych".............................................136 Dlaczego proszę pani przegrywa z proszę panią?..........................138 Kimkolwiek by byli - podobny do matki - nakreślony przez plan....................................................................140 Spłonęły sześćdziesiąt trzy hektary, moich pięć córek.....................141 Jak to jest ze spójnikami bowiem i zaś?.......................................143 Jak to jest z zaimkiem się? ...........................................................145 Dużą i małą literą...........................................................................147 Maryja i Mańa................................................................................149 Na święty Maciej skowronek zapiej.................................................150 O słowotwórczej giętkości nazwisk...............................................152 Jakoktochce, Dobryćhłop, Sąsiada, Ksiądz, Dzień............................155 Citko, Mleczko, Lato, Lubaszeńko....................................................157 Pawła Huelle czy Pawła Huellego?..................................................158 Jak odmieniać nazwiska włoskie?.................................................159 Jak odmieniać nazwiska francuskie? ..........................................162 Sapieha............................................................................................164 Staszic...............................................................................................166 Sobieskie proszę!..............................................................................168 „Tam czarnuszka Mołdawianka winogrona słodkie rwie"..............170 Estetyka i wygoda w gramatyce....................................................171 Puszcza Niepołomska czy Niepołomićka?........................................174 Sucha, Susz - suski...........................................................................175 Ciechocinek iPoniec.........................................................................176 Piaski - do Piask - piasecki.............................................................178 O nazwach miejscowych kulturowych..........................................179 Typy nazw dzierżawczych...............................................................184 Z Katowic do Cieszyna, Pierśćca i Pszczyny................................186 Mogilno i okolice.............................................................................188 Toruń................................................................................................190 Damboń i Dębska Kuźnia................................................................191 Chicago - Don Kichot - Don Juan...................................................193 Od balwierza do kufajki..................................................................195 Kryzys łaciny - wpływ angielszczyzny..........................................197 Standard - standardowy..................................................................199 230 Elastyczność i stabilność................................................................201 Miniwykłady Leszka Kołakowskiego............................................203 Umowa na czas nieokreślony...........................................................204 Trudna pisownia cząstki by............................................................206 Kłopoty z ARCHIMEDESEM..........................................................208 O Greenie w Paksie...........................................................................209 Powtarzające się i...........................................................................210 Indeks omówionych form...............................................................213 \ , 'J 1 v * '.* S < - , r /\ ,/- ii."' < I ni ,