Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej. 2 Barbara Rosiek CIAŁO NA KRACIE 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 4 przepraszam panie doktorze za poematy depresje i lęki i za tę lampę która mnie nie utrzymała nie chcę pana martwić obłąkanym istnieniem powoli walczę z chorobą jak walczy samotnik na wyspie bezludnej niczym pies czuwam nad głosami ogoniasty powraca siada w fotelu z powagą na twarzy lub półuśmiechem idioty już się nie boję stoję przy tobie kiedy jestem poza kulą ziemską 5 ja kochanka Romea córka tego co postradał zmysły po spotkaniu z diabłem nie patrzę w lustro jak Meluzyna wykradam prywatność i jadem zagłuszam sny jestem spowitą zatrutą pępowiną ni miłości ni pocałunków na czyje nieszczęście podle spoglądam co za niedorzeczność sukcesu to tylko ty – mesjanka naszych głosów że nie ma śmierci 6 LATO spalone słońcem twarze jak napalmem twarze wariatów wyrażają cierpienia lotem każdy z nas może fruwać latem na oddziale ludzie nigdzie się nie spieszą za kratą przechadzają się w wizjonerskim uniesieniu kobiety mężczyźni stwory ja jestem wybranką Boga nenufar ofiaruje go lekarzowi 7 chciałabym zamieszkać tutaj w domu bez klamek kraty w oknach dają bezpieczeństwo nie dla przebiegłych narkomanów nikt z zewnątrz nie zapuka chyba że mały urwis rzuci kamieniem jest wieczór granatowe chmury zasłaniają ostatnie błyski w sercu stoję przy oknie wstrzymuję oddech chcę tu zamieszkać gdzie serce bije niemrawo to trochę trwogi ja Julia i ty pod balkonem Romeo głosy głosy głosy 8 to ty jesteś ten facet któremu się zwierzam wiem kim jesteś ale to za mało powiedz co mam robić by właściwe imię nosić albo suknię z dekoltem w bezimiennym ja te twoje słowa o mojej chorobie są jak nieszczęście w które nie wierzy kot wygrzewający się w nogach łóżka – jesteś – w białym fartuchu jak anioł mówisz lekką frazą opowiadasz że człowiek musi żyć nawet w podłym życiu nie ma innej rady – jesteś – takiego cię poznaję w samotności mówię do siebie że – – – – 9 Masz oczy szatana. Spojrzenie demona. Nie mogę ci się zwierzyć. Gdzieś o trzeciej nad ranem planuję mord – ból i skowyt zwierza Ujrzałam go nagle. Niespodziewanie krzyk zamarł w krtani – śniłam Królestwo. I wyznanie że jestem obłąkana Ujrzałam Boga. To ja nie ty Oczy jak błyskawice świdrują moje wnętrze Mówisz: nerwica natręctw a to wyznanie mordercy Nie zabiję. Spacyfikowałeś mnie. Jeszcze raz zwyciężyłeś Zdziwiona twarz przeciwko zbrodni Jestem cierniem twego czasu. 10 MAKI zaginionej Beacie Białofioletowe płoną dla narkomana. Nacina, To czyste opium. Nie mogę. Umarłeś pewnego dnia w polu. Towar był trefny, załapał pirogena. Czekałam na ciebie w łóżkut y rzygałeś Są sprawy którym nie można się oprzeć Przyjmowałam postać embriona. To bezpieczne. Przestałam być odpowiedzialna za twoją śmierć. 11 Jeżeli raz cię posmakowałam – jak o tym zapomnieć? jak mną owładnąłeś – jestem pijana od rana do zmierzchu bez sennych tabletek bez wizji i depresji kim mam stać się jak uleczyć narkotyk którym jesteś tutaj? 12 ODDZIAŁ P Spędzę tu swoje życie łóżko szpitalne opromieniowuje światło popołudniowego słońca ile to pieśni gniewu i żalu Tęsknota przybiera bezmiar powodzi – zalewa mnie fala wzruszenia o świtaniu – to Jutrzenka śpiewa Czy pragniesz mego serca? to bezpieczne nie zabiję Odeszłam nie śpię jest ciepło cholernie ciepło w kobiecym ciele poruszeń 13 to tak jakbym była skazana na ciebie od przeszło 20 lat odeszłam powracam w senne marzenia w pętlę wisielca rano budzę się w zimnej pościeli szpitalnego łóżka przed ósmą robi się ciepło jesteś oblegany przez schizofreników ćpunów alkoholików i samobójców jestem nimi wszystkimi w swojej wyobraźni 14 czekam mrok we mnie zagłusza twoje krok tylko głos rozpoznaję w szpitalnym korytarzu nie pukasz do drzwi nie trzeba tyś tu władcą przestrzeni i wizji czekam na swój koniec świata nie jestem już idolem młodzieży jestem bardzo stara o świcie bez ciebie 15 ulegam twemu uśmiechowi jak człowiek bez przyszłości to tylko chwila – mówisz w ciszy serca nasłuchujesz 120 uderzeń na minutę miękkość piersi pod stetoskopem 16 dotyk drżenie krzewu siłą oddechu zmiłuj się nade mną ptaku o sercu z granatu dzień a może noc tak wytrwale ulegam twoim prochom tabletka na noc ani samotności szyderczego śmiechu zapadam w sen o wspólnym przetrwaniu 17 Jesteś głównym bohaterem w mojej sztuce o przetrwaniu(czy to miłość czy interpretacja) za bardzo tęsknię by mogło być inaczej kiedy cię nie widzę, zżera mnie nostalgia nienasycona pogarda dla uczuć nad którymi nie mogę zapanować – to brzemię choroby – nie maska lampa spadła – żyję niekiedy bez uczucia niczym katatonik oddana całkowicie zagubieniu piszesz ty taka sławna i samotność się wkrada a gdzie grono przyjaciół – zwisam – anakonda jest moja w jej wnętrzu odpoczywam od zgiełku świata – tam cię odnajduję jak kochanka którą nigdy nie byłam pomiędzy ziemią a księżycem 18 Kiedy jestem w szpitalu zawsze mam nadzieję że rano cię zobaczę odnajdę cię w snach marzeniach pewnie zapomnianych mogę wyznać miłość w wierszu albo ofiarować wyznanie prozą poza tym jestem zazdrosna więc lepiej niech mnie tu nie będzie – wytrzymuję zaledwie miesiąc wierzę w iluzje półsłowa milczenie i gesty coś w rodzaju nonsensu istnienia bez początku i końca w środku anakondy – – – – – – – – – – – – – – kiedy ciebie spotykam kiedy już czuję bezpieczne drżenia wydaje się że spadam ze schodów zapadam się w ciemność w tę nienażartą tęsknotę Ty – wiarygodny w ciszy ostatniego dnia lata 19 31-SZA AFIRMACJA Maria rodzi 38-me dziecko na szpitalnym korytarzu albo w toalecie. Mam czas. Tutaj godziny leniwie odmierzają chwile pomiędzy opieką kapłanek a czasem wolnym, w którym zaciągamy się papierosem lub wyjąc na łóżku Nikt nie słucha Marii. Zagubiła się 31-sza Afirmacja jest na ukończeniu nie wie co będzie robić dalej – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – czuję jak przemijam pomiędzy tęsknotą za powieszeniem a lampą rozbitą w dzień za złość od ciebie i dotyk – muśnięcie dłonią na szyi – to już erotyk podam d we śnie narkotyk na koncercie symfonicznym bo wtedy wiesz zawsze chce mi się kochać 20 Tuż przed świtaniem. Cisza oddechów. Psy szczekają, przedmieście omija odgłosy wielkiego miasta. Dzisiaj wielki dzień. Świętujemy. Możemy dłużej dzielić poranek wplecieni w pościel. Nie wybieramy się w podróż. Nie zabiję się. ...Ciągle ten sam szum w głowie może zamieniam się w ptaka... (S.S.) Zapalam lampkę leniwym gestem, przytulam się do ciebie. Dzień będzie męczący, tu na Ziemi wielki jak tchnienie duszy w zapomnianym parku, na tej ławce gdzie się całujemy. 21 Alkoholiczka i narkomanka jeden cel mają w życiu ona zaprawia głowę druga w kanał wlewa truciznę jedna rzyga pod drugą w trakcie razem kwitują po melinach jak brat z siostrą a potem lekko jak zwycięzcy świata jedna śmierć i jedno miejsce na cmentarzu 22 jutro cię zobaczę jutro będzie z tobą inaczej jutro jestem i delikatnie tłumaczę że mogę oddychać a wtedy pieszczę każde słowo jak źródło z którego wylewasz miłość na młodość zbyt trudną 23 sen nie zawsze leczy niekiedy diabeł wyjmuje z duszy jak z kosza na śmieci archetyp śmierci 24 Mówisz – dotyk, pieszczota, niekoniecznie orgazm, przytulenie serdeczny uścisk – już o niego nie proszę. Wątpisz ja również Odchodzę. Następnego razu nie będzie. Jadę na bal do Wenecji. Spotkam swoje przeznaczenie. 25 To był koniec, kiedy na twoim obliczu ujrzałam szatańskie wersety. Bałam się wyznać co mi dolega. Po trzech dniach ponownie spojrzałam w zatroskaną twarz. Złagodniała i znowu zobaczyłam psychiatrę. To koniec – pomyślałam – już nigdzie nie zaznam spokoju. 26 dosyć obłędu i schizoidalnych wizji anakasta już śpi z nadzieją o zawale jutro wolność i drinki maszyna do pisania jutro wszystko zacznie się od nowa 27 Wiem. Mogłabym być z Tobą nad morzem. Po zachodzie słońca, kiedy zaczarowana kula schowa się przed niedyskretnymi źrenicami, mogłabym zjeść z tobą kolację przy świecach, na tarasie z widokiem na morze. A potem, cóż, łoże i miłość do zatracenia. 28 Nie odbieraj obłędu. Kim wtedy będę dla ciebie? Ten skromny kawałek duszy w Kosmosie. Adres jak wyżej. Trzymam cię mocno za rękę, gryzę. Przekraczam czas. Niech zdrowieje tamta Basia. 29 WEEKEND W SZPITALU P Smutno, nostalgicznie, wrześniowe słońce, zieleń zieleń jeszcze soczysta, lecz niektóre liście drzew już rudzieją. Nawet nie wiem z kim i gdzie chciałabym teraz być – chcę oddalić smutek pękniętej duszy 30 Kiedy jesteś blisko świat nie jest taki ogromny i rzeki płyną spokojnie nie wylewając wygłodniałych ryb 31 Tak namacalnie jestem obłąkana że głodną twarz odgadują nieznajomi nie boję się na następnej stronie napiszę – wieczność 32 W samotności jest klęska nocnych pragnień 33 czymże jest czas w postanowieniu o życiu jeszcze jedną udręką samotnego człowieka 34 Odwieczne pytanie – kim jestem dręczy rano. Lubię siebie pochyloną nad maszyną do pisania a także rozmarzoną nocami. Bawię się słowami lubię nienasyconą namiętność wiersza – bo kimże jestem jeżeli nie kwiatem, który pielęgnujesz uparcie. 35 pamiętam o naszej godzinie o wzlotach w łóżku i upadkach podczas kłótni o tańcu z winem w krwi wrzącej do granic wytrzymałości pamiętam 36 pragnę byś tu była z przytuleniem pod skrzydła anioła i śpiewnym głosem muzy opowiedziałaś o życiu pragnę mocniej niż drzewo ciągnie soki z ziemi i wierzę że kiedyś mnie odszukasz na melinie kiedy osiągnę dno 37 w sierpniowy dzień staję do pojedynku przed nocą życie ogranicza ciszą – ile dałabym za jeden krzyk 38 dlaczego tak trudno tu być podbiegam do ciebie jakbym obejmowała horyzont dlaczego tak trudno się istnieje 39 STRACH kaleczę ziemię nie potrafię fruwać byłam w wierszu dla Boga tylko strach żądli czas 40 zostało jeszcze trochę czasu na tęsknotę ból modlitwę pragnę złotej śmierci odpowiedni strzał w kanał szarpię żyły pękają nie potrafię 41 Wiesławie i nagle mija lęk budzę się chociaż nie pamiętam kiedy zasypiałam wiatr od morza wieje przedzieram się przez tęsknotę zabraniam sobie miłości nie oddycham 42 nie chcę być sama w sobotnie południe chodzisz własnymi ścieżkami jak mój półdziki kot nie chcę być zagubioną kobietą szukającą ciepła w dotyku nieznajomych nie mogę oddychać zbyt głęboko wtedy ból wypełza na twarz niewielki zaskroniec 43 nie zobaczę cię prędko ciemna strony nocy ogród pustoszeje astry kwitną wrześniowo pamiętają o twojej obecności 44 czas przyjacielu jest oszalałym koniem biegnącym w przepaść 45 mój miesiąc to czerwiec obchodzę urodziny od nowa rodzę wizje wiersze poematy śmierć ma barwę złotej przestrzeni kwiatu z zapachem łąki kiedy opowiadasz bajkę życie nie jest snem a ja nie potrafię wybudzić się w tym dniu 46 miłość nie pamięta goryczy i żalu nie godzi się ze śmiercią jest wiecznym balem na którym spełniasz życzenia pocałunkami 47 rozsypuje się życie pomiędzy zmrokiem a jasnością przestrzeni wiosenne porywy serca kończą się skandalem świat wędruje a ja za nim zbieram zbędne rzeczy fotografie listy wspomnienia 48 Jestem bezbronna, widzę tysiące skulonych postaci nad przepaścią. Jedną mogę ocalić, nosi moje imię. 49 Życie. Nie potrafię go rozpoznać. Widzę jedynie zamazany horyzont w nabrzmiałych granicach z brakiem ostrości w oczach. To wszystko oszałamia, codzienne wstawanie, wiersz samotność. 50 Lepszy jest Błędny Ognik Niż zupełny brak światła. E.D. ciemność błądzę niepokój żywego ciała jest Bóg sakrament ile zniszczenia ile przekleństw widzę nikłą nadzieję – świecę rozpaloną twoim żarem 51 samotność jest do końca nie spełniona przyjdź będę milczała a ty odgadnij od nowa moje wnętrze pomódl się o życie 52 tajemna moc zrywa krzyk modlę się o przetrwanie 53 panie doktorze, wierzy Pan w moją analityczność umysłu i daje Pan wolną rękę w walce o przetrwanie brakuje kopa w tyłek albo miłości 54 Mam ciebie. Nie mam miłości. Potrafię, nie chcę Zabijam się. Wychodzę ze szpitala. Wyrzyguję siebie. Powracam. 55 zapytałam raz pana doktorze dlaczego warto żyć nie dostałam odpowiedzi od autorytetu psychiatrii wczoraj ją dostałam dzięki małemu Buddzie muszę sama znaleźć sens każdego istnienia 56 Pokochałam raz księcia dumny był i śmiał się z miłości odrzucał wiersze i listy miłosne a telefon milczał wymownie oddałam miłość na przechowanie dobrej wróżce podarła białe koperty spalił je płomień który wypalał moje wnętrze 57 wyhodowałam czarną różę dla ciebie wyhodowałam kwiat miłości na niebie spotkałam Małego Księcia oswoję się 58 NOC NA PSYCHIATRII Pacjentka z drugiej sali leży w pasach. Tym razem nie ja. Obnażała się w łazience. Dzisiaj nie wieszam się. Sala śpi. Jedynie oddechy są różne. Zakładam, że usnę, zamykam oczy, dziennik schowany pod poduszkę. Dobranoc doktorze. 59 Żyje się przede wszystkim dla siebie. To oczywiste. Bzdurą tu być nie dla siebie tylko dla kogoś. To wypacza sens istnienia. Nie oddycha się za nikogo. Trzeba samemu się urodzić i samemu umrzeć. Samemu pokochać i samemu nienawidzić. Samemu jeść i wydalać. Można jedynie wspólnie odczuwać, wspólnie żyć. Ale nie wykroczy się poza swoją pojedyńczość. 60 Czas na sen na dobre myśli na pocałunki i pieszczoty na nic więcej ponad to co zawsze – na łut szczęścia 61 jak trudno tu być kiedy jestem tak blisko byłam tak blisko będąc tak daleko będąc dla nikogo będąc życiową katastrofą nikim i niczym więcej niż upadłym aniołem twego losu 62 jutrzenka o piątej śpiewa jeszcze mrok a już sen przerywam nasłuchuję na psychiatrii wielkie poruszenie – mysz przebiegła przez korytarz ospali pacjenci nie krzyczą było już odwszawianie i remont kota brakuje takiego wygłodniałego bo samce tutaj nijakie fantazje erotyczne tak bardzo proszę ale kopulacja żadna bo tu w psychiatryku dobrze miewa się mysz panie doktorze nie bierze neuroleptyków 63 jak sen odróżnić od jawy jak samotność pokonać bez miłości jak żyć kiedy pętla na kracie przybija ciało Chrystusa jak umierać kiedy nie było modlitwy jak uciec przed sobą jak odejść nie pragnąc nikogo 64 Dom. Boję się. Poranne wstawanie. Boję się. Wieszanie. Boję się. Zmartwychwstanie. Boję się. Miłość. Być może. Nie wiem. Nie zaznałam jej. 65 piszę i piszę a tu krytycy roztrzaskują litery być może weekend w psychiatryku jest dobrym wyjściem Krzysztof pragnie zostać moim kochankiem mówię – w innej czasoprzestrzeni boję się powrotu do domu żal serce ściska obłęd nie tłumaczy zabójstwa obłęd jest w rozterce 66 Co wieczór patrzę z tęsknotą na wieżowiec naprzeciwko oddziału. To byłby lot. Ale mam lęk wysokości. Może da się to rozwiązać inaczej. Serce bije 120 uderzeń na minutę. 67 Leżę 5 minut i szaleje we mnie burza – Marek, schizofrenik. 68 Zew krwi woła. To ja, wilk stepowy, Mr Hesse. Nie odbieram ci go. Zmieniam jedynie cykl zdarzenia. Czuję. Przeczuwam. Czy pasy tej nocy będą moim udziałem? Ach te pasy. Przegryzłam bandaż wraz z piżamą. Udało się I nic więcej. Byłam wyzwolona. Wczoraj nie. 69 Wiesz jak odcina się wisielca? Trzeba unieść go w górę i dopiero wtedy – ciach. Może jeszcze żyć. Tak jak ja. A potem NIC. A później WSZYSTKO. Boże, znasz tajemnicę, do której się przybliżam. 70 PRÓBA ODEJŚCIA Wiszę. Lampy wygaszone. Jest północ. Wszyscy śpią, ja zaliczam kolejną śmierć kliniczną. Odcinają mnie. Masaż serca i sztuczne oddychanie. Lewituję. Czuję ukłucie. I pasy pobrzękują. Żyję. A Ty szalony mówisz, że wszystkich was przeżyję. 71 EROTYK samotna samotny samotność którędy do ciebie przyjacielu weź mnie to nic że nie ma łoża są plaża morze mewy nie ma ciszy i w nas niepokój coraz bliższy celu kocham i biorę sny we władanie – nie bierz dzisiaj tabletek – mówisz i spełnia się wyznanie 72 kocham cię śnieżny płatku migający przed oczami kocham twoje oczy i dotyk dłoni kocham cię to erotyk zagubiony weź mnie w ramiona wtedy odejdę 73 Obłęd ma wiele oblicz. Skulona postać zasłaniająca uszy przed głosami z cichym wyciem w lęku. 74 wkurzyłam się to może nie temat do wiersza ale agresja to też uczucie – może do ciebie albo do psa – mój kot poluje a ja biorę – prochy moja jabłoń dławi się własnymi korzeniami kanibalizm to też zboczenie 75 skład ludzki ten sam możliwe konfiguracje cierpienia – odejdź będę sama bić głową o mur ściana pęka głowa cała już nawet kalkulujesz możliwość odejścia a ten młody schizofrenik... już go nikt nie słucha rzygają na niego pielęgniarki wścieka się lekarz tylko ja zatrzymuję na chwilę jego ból i lęk przed oddychaniem 76 OK ok już milczę już nie łażę za tobą jak pies a węch mam dobry wyczuwam cię poznaję głos i chód już się nie narzucam już nie patrzę ślepo w dal milczę bo cóż mogę dodać – nie ta miłość – nie to miejsce – nie ten sen 77 widocznie tak ma być psychotyczne dziecko znosi niewiarę rodziców milczę w obłędzie odkopuję sny w mózgu strusia anafora jest moja nie stosuję jej nic na to nie poradzę że rozbijam się o drzewo wąż wnika do jądra – to rozpacz niczym Hamlet pytam zaciskając pętlę na kracie tworzę tylko mity 78 Szerokopienna staruszka pamięta rewolucję a nie zna adresu nie wie gdzie jest i dlaczego ciemność skrywa łzy w nocy sika do kubła na śmieci i okupację wspomina a drogą idzie los i zastanawia się którą z nas wybrać 79 Jaka jest cena spokoju teraz a później? Ja ją zapłaciłam. Chroniłam rodziców. Teraz umieram. 80 pieściliśmy się na zielonej wrześniowo-mlecznej trawie dam ci dziecko małego szatana który nas zbawi od zagłady a ja zdzieram z ciebie ubranie byś kochał mnie w płodnej ekstazie 81 bardzo się złoszczę kiedy doktor mówi rodzicom o kolejnych powieszeniach, cóż może im sama kiedyś opowiem Jim – ty powiedziałeś 82 LSD wypłynęłam w podróż po niebieskich chmurach słońce było ufem a samolot statkiem kosmicznym telepatycznie odbierałam twoje ja i zmysły orgazm porażał ciała rano spadłam z łóżka 83 ZGRYŹLIWA PIELĘGNIARKA GRAŻYNA a pani Barbara jak się czuje kolczyk w jednym uchu czy będziemy się dzisiaj wieszać a może pigułkę na uspokojenie lub pasy wieczorową porą – gdzie się taka ulęgła w służbie narodu 84 ANAKONDA pasek od szlafroka już gotowy wiążę go na kracie ciało zwisa budzę się w środku anakondy w środkowej Afryce – jest safari O Boże, myślę, już po pogrzebie a oni chcą odzyskać ciało czuję jak mnie trawi przeżuwa rozpadam się oczy uszy jelita słowa – zniknęłam – jak dobrze – nie będzie pielgrzymek fanów 85 PIGUŁA proszę o klucz do łazienki otwierają ledwie napełniłam wannę już sprawdza czy nie wiszę pluskam się w pianie wchodzi ohydna i gruba – tylko czegoś nie wymyśl – wali mi na ty pielęgniarka do magistra nie pamiętam czy jest moją koleżanką – ma władzę nad kluczem szyderczy półuśmiech w końcu wychodzę z wanny 86 Chciałam odejść zabrakło snu Czuję lęk kiedy oddycham 87 Wszystkiego sobie zabraniałam oprócz obłędu, szaleństwa i agonii. Nikt niczego nie rozumiał ani nie przeczuwał. A ja w szale spełniałam swoje marzenia. Ludzie ciągle pytają jak ja tego wszystkiego dokonałam. To moja tajemnica. Trzeba jedynie wyryć w przeznaczeniu więcej śladów. 88 Obiecałam panu, doktorze, że się teraz nie powieszę. I wierzyłam w tym momencie w to, co mówię. Jak naćpany narkoman zapewnia, że pójdzie się leczyć. Lecz później pojawia się GŁÓD 89 moje pierwsze wiersze spłonęły z policyjnym nakazem opluwałam świat wielbiłam przyjaźń której nigdy nie zaznałam śniłam potępione nauczycielki bałam się że nie znam lektury o bohaterstwie narodu piłam tanie wino nad rzeką z chłopcem dla którego byłam pierwszą miłością 90 MORFINA Byłaś kochanką mego istnienia nie liczyłam dni ani świtów szłam przez pustynię ludzkiego umysłu odarta z uczuć jedynie lęk o dziecko poza łonem towarzyszył bólowi kiedy ciebie brakowało i żył już nie ma i nie ma miłości i nie ma drogi do sennego marzenia 91 Anna mnie nie kocha Anna jedynie tłumaczy los poniewierkę i służbę jak grecka wyrocznia każe to czy tamto by los był w moich rękach Anna jest Anna pisze i ostrzega sama potłuczona przez los odnalazła drogę do mego milczenia Ann had pass away 92 dostałam kolejne relanium pasy pobrzękują jak kości śmierci kapłan podaje komunię spierzchniętych ustach niosę przekleństwo świata tylko Bóg tłumaczy niedolę wybranym – być może to prawda być może miłość jest taka nieobecna – spełnia się w ostatnim tchnieniu gwiazdy 93 moja potępiona dusza żywioł mocy zła i przekleństwa zwisa w przestrzeni i czeka aż rzucę dało na kratę 94 mój ojciec szatan zamykał mnie w szafie bym się nie bała ciemności piekieł na tym świecie dlatego spokojnie zabijałam nocą cichutko z krwią na dłoniach wyrywałam serca małym chłopcom 95 chcę być twoim kluczem od mieszkania z bezpiecznym etui ze skóry w twojej dłoni 96 Wczorajsza noc pamiętam kiedy Pętla zaciskała się śpiewałam nie zamknęłam oczu pamiętałam o tobie 97 tak bardzo pragnę śmierci Panie Doktorze pomaga pan, wiem a tu trzeba zanurzyć dłoń w trzewiach i wyrwać ze mnie potwora który mnie zżera 98 To nie cynizm tylko walka o przetrwanie. 99 Nasza miłość była jak dwa śmiercionośne ładunki. Była szalona. 100 Kurwa doktorze, wszystko takie słabe w tym szpitalu. Zawisłam na lampie w łazience a ona się urwała Kiedy umieram, kiedy jestem w śmierci klinicznej odczuwam cudowne szczęście, jakbym łączyła się z jakąś mocą potęgą Moje życie jest bajką o smutnych zakończeniach 101 Chcę odejść. Nic na to me poradzę. A może jednak. A może już nie. Zawsze interesował mnie Kosmos i to, co jest w czarnej dziurze po wywaleniu gwiazdy. Tak się właśnie czuję. 102 zabiłam w sobie ptaka co śpiewał poezję zabiłam w sobie płochliwą sarnę co spoglądała na świat oczami dziecka teraz jestem dorosła przejmująco dorosła zabijam miłość do świata 103 PANIE DOKTORZE Niech pan pozwoli umrzeć. To nic, że ktoś trochę zapłacze. Nie mam już sił. To nic takiego – jedno marne życie ludzkie. Nie jestem tutaj nikomu potrzebna. Nawet sobie nie jestem potrzebna. Nic mnie nie trzyma. Nie kocham życia, nie kocham siebie. To tylko jeden cichy ból. Jestem gotowa. 104 Jutro wyruszam na safari w poszukiwaniu Anakondy. Witaj Kenio. Żegnaj Polonio. Witaj życie bez życia.