Jerzy Łojek POTOMKOWIE SZCZĘSNEGO dzieje fortuny Potockich z Tulczyna 1799 • 1921 Opracowanie graficzne Jerzy Kostka Indeks osób Ewa Zawadzka-Mazurek ) Copyright by Wydawnictwo Lubelskie 1980 ISBN 83-222-0119-2 Mojej żonie Bożenie, bez której serdecznej troski większość moich książek w ogóle by nie powstała prolog Zimą 1798/99 roku osławiony przed kilku laty marszałek konfederacji targowickiej — najbogatszy zapewne magnat dawnej Rzeczypospolitej — Stanisław Szczęsny Potocki odbywał podróż turystyczną po ziemiach Italii w towarzystwie poślubionej niedawno (17/28 kwietnia 1798) swojej od kilku lat metr esy, słynnej z urody Zofii Glavani-Wittowej. Szczegóły tego wojażu są zupełnie nieznane, a sam fakt podróży zanotowany został w jednym tylko pamiętniku. Gdzieś we Włoszech (zapewne w Kalabrii, chociaż nie można wykluczyć na przykład okolic Wenecji), w czasie noclegu w miejscowej oberży, spotkała polskich podróżników nieprzyjemna przygoda. Czasy były niespokojne, przed kilkunastu zaledwie miesiącami skończyła się kampania włoska generała Napoleona Bonaparte, której wynikiem był pokój w Campo Formio (17 października 1797). W połowie lutego 1798 do Rzymu wkroczyły wojska francuskie, proklamowano republikę. Zamieszanie było ogromne, po całej Italii włóczyły się niekarne oddziały wojskowe, grupy dezerterów i zwykłe bandy rozbójnicze. Podobna gromada zaatakowała miejscowość, w której znaleźli się polscy turyści. Dowódca tego oddziału (zanotowano jego nazwisko: Caracolli) wtargnął do oberży. Trudno dociec, co zaszło tej nocy, a nawet, czy w zajeździe znajdowali się oboje państwo Potoccy. W każdym razie Caracolli zapałał namiętnością do już 39-letniej, ale nadal pełnej uroku Zofii Potockiej. Rzekomo ją zgwałcił... Nie wiemy, jak wyglądała dalsza podróż Potockich po Italii. W kilka miesięcy później wrócili do Tulczyna, wspaniałej siedziby na Ukrainie, gdzie od 1782 roku wznosił się pałac z dumnym napisem na frontonie: „By zawsze wolnych i cnotliwych był mieszkaniem, anno 1782 wystawiony". W dziewięć miesięcy po przygodzie we włoskiej oberży przyszło na świat drugie dziecię państwa Potockich (po starszym o rok i parę miesięcy Aleksandrze). Ochrzczono je imionami Mieczysław Franciszek Józef, z których przez całe życie używać miał tylko pierwszego. Przez parę lat posługiwał się co prawda w Rosji także imieniem Michaił, ale to już inna sprawa,.. 47-letni ówcześnie mąż Zofii, Stanisław Szczęsny Potocki, był nadal w pełni męskiego wigoru i często korzystał ze względów swej małżonki. Nie wątpił zatem, że jest ojcem nowo narodzonego dziecięcia i przywitał je z radością. Zapewne tylko Zofia zachowała w głębi serca tajoną usilnie wątpliwość, czy mały Mieczysław jest naprawdę synem swego oficjalnego ojca. Dopiero w dwadzieścia lat później sprawa ta miała się stać przyczyną ogromnego skandalu. Przedstawimy to we właściwym miejscu. Po dziś 'dzień można się zastanawiać, czy dziedzic Tulczyna i największej części majątku Szczęsnego Potockiego był~ jego biologicznym synem. W każdym razie narodziny w Tułczynie w 1799 roku Mieczysława Potockiego rozpoczęły jedną z najbardziej niezwykłych i zawikłanych historii obyczajowych i majątkowych dawnej Polski, której konsekwencje i echa trwają po części do dzisiaj. 8 wstęp Tematem tej książki nie jest bynajmniej barwna historia obyczajowa, lecz problem poważny, a z moralno-narodowego punktu widzenia bardzo przykry. Mieczysław Potocki (1799—1878) stał się właścicielem największej części gigantycznego majątku swego ojca, Stanisława Szczęsnego Potockiego. Nie roztrwonił tych dóbr, przeciwnie nawet, korzystając z tak wielkiego kapitału, majątek swój pomnożył. Przenosząc się na stałe do Francji około roku 1856, miał już tam ulokowane kapitały w wysokości kilkudziesięciu milionów franków. Syn jego, Mikołaj Potocki (1845—1921), sprzedając resztki dóbr tulczyńskich jednemu z rosyjskich arystokratów, zadbał również, aby cała należność z tego tytułu znalazła się także w bankach Paryża. Majątek pozostały po Mieczysławie i Mikołaju Potockich okazał się ogromny. Była to największa fortuna wywieziona kiedykolwiek z ziem dawnej Rzeczypospolitej na Zachód. Fortunę tę zmarnowano niestety doszczętnie, bez żadnego pożytku dla sprawy Narodu. Podtytuł niniejszej książki Dzieje iortuny Potockich, 1799—1921 obejmuje lata życia Mie- li czysława i Mikołaja Potockich, chociaż zamiesz-kali oni na stałe w Paryżu dopiero w 1856 roku, a być może nawet nieco później. Szczęsny Potocki miał w fumie aż szesnaścioro dzieci (11 z drugiego małżeństwa z Józefiną Amalią Mniszchówną i 5 z trzeciego z Zofią Wittową). Losy wszystkich są godne uwagi, lecz tylko życie Mieczysława jest problemem historycznym, właśnie z powodu wywiezienia przezeń części majątku rodowego za granicę. Podczas gdy fortuny jego braci i sióstr przepadły prędko bez śladu, majątek Mieczysława przetrwał niemal do naszych czasów. Gdy rozliczamy polskie rodziny historyczne ze spełnienia swych obowiązków wobec Ojczyzny, wobec Narodu i Państwa, dzieje ocalenia, a potem zatracenia tej gigantycznej fortuny stają się sprawą godną uwagi. Zamysł napisania niniejszej książki zrodził się wkrótce po opublikowaniu Dziejów pięknej Bi-tynki (1970), przedstawiających niezwykłą historię życia Zofii Glavani-Wittowej-Potockiej (1760—1822). Poszukiwania archiwów Mieczysława i Mikołaja Potockich zajęły jednak długie łata. Nie zostały bynajmniej uwieńczone powodzeniem. Przystępujemy do opracowania niniejszej książki w sytuacji, w której historyk rzadko decyduje się na przedstawienie wyników swoich badań biograficznych: nie mając dotąd w rękach ani jednego listu Mieczysława lub Mikołaja, a dysponując jedynie świadectwem źródeł pośrednich. Ta niezwykła sytuacja jest jednakże dodatkowym impulsem pisarskim. Sam fakt utajenia po dziś dzień ogromnego archiwum Potockich we Fran- 12 cji rodzi nieustanne problemy i skłania do szczególnego zastanowienia. Dzieje archiwum rodowego tulczyńskiej linii Potockich są niezwykłe. Przenosząc w latach 1772—1782 swoją siedzibę z Krystynopola do Tulczyna, Szczęsny Potocki zabrał oczywiście także liczne archiwa rodzinne. Archiwa te miały się wzbogacić o dokumenty z historycznego punktu widzenia szczególnie cenne właśnie w okresie jego ożywionej działalności politycznej: 1784— 1793. Wydarzenia konfederacji targowickiej 1792 i sejmu grodzieńskiego 1793 roku spowodowały napływ do Tulczyna ogromnej ilości korespondencji politycznej, dotyczącej współpracy Potockiego z dworem petersburskim przeciwko Konstytucji 3 maja. Gdybyśmy mieli dostęp do tych dokumentów, zapewne historia zbrojnej interwencji w Rzeczypospolitej, obalenia Ustawy rządowej, drugiego rozbioru i krótkotrwałych rządów targowicko-grodzieńskich w Rzeczypospolitej byłaby dzisiaj znacznie bogatsza i dokładniejsza. Niestety, papiery te przepadły niemal wszystkie — bez żadnego śladu. Pozostałości dawnego archiwum z Tulczyna, złożone z 6205 jednostek opisanych w trzech szczegółowych inwentarzach, znajdują się obecnie w Centralnym Państwowym Archiwum Historycznym Ukraińskiej SRR w Kijowie1. Jest to jednakże tylko część dawnego bogatego archiwum Potockich. Wśród dokumentów zachowanych w granicach chronologicznych od 1745 do 1906 roku nie ma żadnych papierów politycznych z okresu konfederacji targowic- 13 kiej, żadnej korespondencji z dworem petersburskim. Nie ma również papierów Mieczysława Potockiego z lat 1822—1856 (od chwili objęcia przezeń władzy w Tulczynie do wyjazdu z kraju). Fakt to znamienny. Mieczysław Potocki opuszczał co prawda Ukrainę w warunkach niezbyt sprzyjających wywożeniu dokumentów, zwłaszcza w dużych ilościach, wiadomo jednak, że po osiedleniu się w Paryżu utrzymał stosunki z krajem i stopniowo zabierał (jak się wydaje) pozostałe tutaj, a ze swojego punktu widzenia cenne papiery. Jeszcze w latach 1862—1864 — majętność tul-czyńska pozostawała wówczas pod przymusowym zarządem państwowym, zaś naczelnym administratorem był generał Płaton Abaza — archiwum w Tulczynie było bardzo bogate, a w bibliotece znajdowało się około 17 tysięcy tomów2. W czerwcu 1864 roku zwiedzał Tulczyn stary poeta i kolekcjoner pamiątek narodowych, Adam Mieleszko-Maliszkiewicz. Swoimi wrażeniami podzielił się później z Władysławem Maleszew-skim, który szczęśliwie uratował dla potomności tę cenną relację: Archiwum ,,w lewym skrzydle pałacowego pawilonu złożone, zajmowało obszerną o arkadach izbę z okratowanymi oknami, otoczoną dębowymi szafami, sięgającymi sklepienia, z szufladami u dołu na zwoje pergaminowe i folianty. Szkoda, żem nie czerpał samozwańczo pełnymi garściami z tej skarbnicy, bo potem, w kilka lat, znikł cały zbiór bez śladu. Brał kto chciał, i co chciał. Syn Mieczysława Potockiego, który sprze- 14 dał tę dziadowską rezydencję hr. Sergiuszowi Stroganowowi, zięciowi [swego stryja] Bolesława Potockiego, nawet nie zapytał o archiwum. Wielką część zbiorów wywiózł syn generała Abazy do Odessy, gdzie co się dało sprzedał amatorom, resztę na pudy oddał tandeciarzom handlującym bibułą. Widziałem jedną pakę tulczyńskich papierów u księcia Romana Sanguszki, który ją nabył przypadkiem i złożył w archiwum zasław-skim". Archiwum tulczyńskie zawierało ówcześnie dokumenty od XIV wieku poczynając i liczne zbiory korespondencji rodzin magnackich spo-. krewnionych z Potockimi. „Widziałem także kilka paczek listów Marysieńki [Sobieskiej], po polsku pisanych"3. Rozproszenie archiwum tulczyńskiego nie było widocznie całkowite, skoro do dzisiaj zachowało się w Kijowie ponad 6 tysięcy fascykułów z Tul-czyna. Wydaje się również, że wywóz dokumentów z miejscowego archiwum odbywał się według jakiejś określonej zasady i nie był przypadkowym rabunkiem. Szczególnie znamienne jest zaginięcie wszelkich dokumentów z okresu Targowicy. W XIX wieku papiery współczesne (a więc m.in. korespondencja Mieczysława) uchodziły za niewiele warte, więc zbieracze pamiątek mniej się nimi interesowali. Ciekawe jest wszelako, iż zachowało się w Tulczynie parę tek korespondencji Zofii Glavani-Wittowej-Potockiej, nie ma natomiast żadnych (o ile wiadomo) papierów Mieczysława Potockiego. Pod koniec XIX wieku opublikowano informa- 15 cję, iż część archiwum z Tulczyna i biblioteka „miały być wywiezione" przez Mieczysława Potockiego do Paryża4. Co do archiwum, nie znajdujemy żadnych potwierdzeń tej wiadomości; są natomiast dowody, że biblioteka tulczyńska była swego czasu, przynajmniej w części, do Francji przeniesiona. Do dzisiaj zachowały się w Muzeum w Łańcucie, a także w dawnym „Hotel Potocki" w Paryżu — dzisiejszej siedzibie CCIP, paryskiej Izby Handlowo-Przemy-słowej przy avenue Friedland nr 27 — poszczególne tomy dzieł z biblioteki w Tulczynie. Książki uratowane w Łańcucie trafiły do Polski w latach 1921—1923, gdy zabrał je z Paryża generalny spadkobierca Mikołaja, Alfred Potocki. Dzieła zachowane w Paryżu tkwią w jednym miejscu od lat 1860-tych czy 1870-tych. Wynika stąd ważny wniosek: jeżeli Mieczysław Potocki miał możliwość przewiezienia z Tulczyna do Paryża sporej części rodzinnej biblioteki, to tym bardziej mógł zabrać do Francji -również część archiwum. Z osobistego punktu widzenia archiwum tulczyńskie było dla Mieczysława nieporównanie od biblioteki cenniejsze. W latach 1840-tych Mieczysław próbował powoływać się na obietnice imperatorowej Katarzyny II w swoich podaniach do cara Mikołaja I — i przedstawiał mu odnośne dokumenty. Choćby z tego tylko powodu papiery z epoki targowic-kiej były dla dziedzica Tulczyna ważne i przydatne. Wydaje się, że Mieczysław interesował się żywo całą spuścizną archiwalną dotyczącą okresu interwencji i drugiego rozbioru 1791— 16 1793, a zachowaną w Tulczynie. Cenne były dlań również dokumenty familijne z okresu 1797— : 1805, może z wyjątkiem... listów znienawidzonej matki, Zofii Potockiej. W ten sposób można by wytłumaczyć fakt zachowania się w archiwum tulczyńskim niektórych tek z korespondencją Zofii Potockiej, a całkowitego zaginięcia papierów Szczęsnego Potockiego. Zapewne Mieczysław zabrał do Francji to wszystko, co go interesowało lub z czym czuł się emocjonalnie związany, pozostawiając na miejscu papiery sobie obce. Jeżeli jakaś część archiwum z Tulczyna została przeniesiona do Francji, to szukać by jej należało w archiwum Mieczysława i Mikołaja Potockich. Do chwili śmierci Mikołaja w 1921 roku papiery te musiały znajdować się w jego posiadaniu. Co jednak stało się z nimi później? Rzecz w tym, że po dziś dzień całe archiwum prywatne i majątkowe Mieczysława i Mikołaja Potockich pozostaje ukryte; żaden z historyków nie tylko nie uzyskał do niego wstępu, ale nawet informacji, gdzie jest ono przechowywane. Było to archiwum niewątpliwie pokaźne. Jeżeliby nawet Mieczysław Potocki nie zabrał ze sobą żadnych dokumentów z Polski, to posiadając we Francji znaczny majątek, prowadząc ożywioną działalność gospodarczą, utrzymując stosunki z licznymi osobistościami Francji i Europy, musiałby już w Paryżu wytworzyć archiwum o dużej objętości. Syn jego, Mikołaj, dysponował całym majątkiem w latach 1878—1921. Tak więc przez lat prawie siedemdziesiąt dwaj panowie 2 — Potomkowie Szczęsnego 17 Potoccy działali we Francji, znajdując się zawsze na szczytach ówczesnych środowisk społecznie uprzywilejowanych. Trudno wątpić, że produktem takiej działalności musiało być m.in. archiwum obejmujące dziesiątki metrów bieżących akt. Z tego wszystkiego żaden historyk nie widział w ogóle nic. Mikołaj Potocki zmarł bezpotomnie w roku 1921. Generalnym swoim spadkobiercą uczynił dalekiego kuzyna, ordynata z Łańcuta, Alfreda Potockiego. Wszystkie dyspozycje majątkowe i rodzinne zawierał testament notarialny Mikołaja Potockiego z dnia 2 kwietnia 1921. Tam też powinny się znajdować dyspozycje dotyczące archiwum rodzinnego lub informacje, co z nim wcześniej uczyniono. Testament Mikołaja zachował się do dzisiaj w aktach jednego z notariatów paryskich. Niestety, mimo całkowitego wygaśnięcia tej linii rodziny Potockich, mimo upływu prawie 60 lat od zgonu testatora, aktualny opiekun dokumentu odmawia ujawnienia jego treści nie tylko historykom, lecz także członkom rodziny Potockich, potomkom Szczęsnego Potockiego, jedynym żyjącym dzisiaj przedstawicielom linii tulczyńskiej, pochodzącym od przyrodniego brata Mieczysława, Jarosława Potockiego... Wokół tej sprawy narasta od kilku lat dziwna tajemnica. Historię poszukiwań testamentu Mikołaja Potockiego przedstawiamy w ostatniej części niniejszej książki, śledząc Zagubione ślady działalności Potockich we Francji. Przez pewien czas utrzymywało się domniema- 18 nie, iż przejmując własność ogromnego majątku Mikołaja Potockiego w latach 1921—1923, Alfred Potocki zabrał całe jego archiwum do Łańcuta. Miało tam ono pozostawać do roku 1944. „Ucieczka Alfreda Potockiego na Zachód spowodowała rozbicie archiwum na dwie części, przy czym akta rodowo-majątkowe wywiezione zostały do Wiednia, skąd po zakończeniu wojny miały być podobno przewiezione do Księstwa Liechtenstein, z którego władcą był ostatni ordynat spokrewniony"5. Wśród tej wywiezionej części archiwum mogły się znajdować — sądzono — papiery Mieczysława i Mikołaja Potockich. Hipoteza ta nie wytrzymała jednak historycznej krytyki. Zachował się bowiem dokument, ujawniający zawartość 64 skrzyń o łącznej wadze 3865 kg, w których w sierpniu 1923 roku spakowano i przewieziono do Łańcuta dzieła sztuki i różne elementy wyposażenia pałacu Potockich w Paryżu6. Wśród rozmaitych większych i mniejszych ruchomości (od dzieł malarskich Lampiego, Fragonarda i Bacciarellego po „przyrząd do nawijania rury wodociągowej") była co prawda skrzynia zawierająca 159 książek (stanowiło to zresztą tylko małą część księgozbioru), nie było natomiast żadnych papierów czy archiwaliów. Prawda, że archiwalia — jako papiery w ówczesnym przekonaniu bez wartości handlowej — mogły być wiezione osobno. Wszelako całe archiwum Mieczysława i Mikołaja Potockich musiało ważyć setki kilogramów, a ślad po nim w Łańcucie nie mógłby zupełnie zaginąć. Gdyby zaś Alfred Potocki zabrał z Paryża tylko 2- 19 nieliczne dokumenty najważniejsze, pozostałaby we Francji wielka kolekcja, obejmująca korespondencję prywatną i urzędową (wiemy, iż Mikołaj Potocki utrzymywał stosunki z setkami wybitnych osobistości i różnymi instytucjami), papiery osobiste, notatki, dokumenty handlowe i majątkowe z przeszłości, rozliczenia dochodów i wydatków za lat kilkadziesiąt — i wiele podobnych. Jest w ogóle niemożliwe, aby tak wielki zbiór dokumentów został przypadkiem zniszczony. Nasuwa się jedynie możliwe wytłumaczenie, że papierów pozostałych po Mikołaju Potockim jego spadkobierca Alfred nigdy nie uzyskał (zresztą w ogóle się nimi nie interesował). Stało się tak być może z powodu uprzedniej decyzji testatora, który przed sporządzeniem testamentu rozstrzygnął o losie swojego archiwum, wyłączając je z sukcesji przeznaczonej dla Alfreda, lub też wskutek pozostawienia papierów w pomieszczeniach, do których Alfred Potocki nie miał dostępu, bez wspomnienia o nich w testamencie. Odkładając tę sprawę do szerszego omówienia we właściwym miejscu, już tutaj musimy wspomnieć, iż Mikołaj Potocki zapisał swojej metresie, pani Matyldzie Avignon, dom przy avenue du Bois de Boulogne (dzisiaj avenue Foch) nr 5, oraz posiadłość Grange-Colombe w Rambouillet pod Paryżem, gdzie w ostatnich latach życia często przebywał. Losy Mme Avignon po śmierci Mikołaja Potockiego są zupełnie nieznane. Jeżeli archiwum Mieczysława i Mikołaja Potockich pozostało w jednym z domów przez nią odziedzi- 20 czonych, mogło do dzisiaj zachować się w ukryciu. Przy braku dostępu do testamentu Mikołaja trudno tę sprawę wyjaśnić. Można było się łudzić, że niektóre przynajmniej papiery czy korespondencje Mieczysława i Mikołaja Potockich trafiły do zbiorów zamku w Montresor nad Loarą, od 1849 roku będącego własnością polskiej rodziny Branickich, z którymi Mieczysław, a potem Mikołaj byli zaprzyjaźnieni i utrzymywali ścisłe stosunki. Dzięki życzliwości obecnych właścicieli Montresor, pp. Stanisława i Marii Reyów, udało się przeprowadzić odnośnie poszukiwania. Niestety, także w Montresor nie ma żadnych- dokument ów po Mieczysławie i Mikołaju Potockich. Tak więc niezwykłą tę historię możemy przedstawić tylko na podstawie relacji pamiętnikarskich. Z powodu skandalu obyczajowego, jaki wywołał rozwód Mieczysława Potockiego z Delfina Komarówną, a następnie zaślubiny i prędki rozkład pożycia małżeńskiego z Emilią Świeyko-wską, pamiętnikarze wspominający wydarzenia na Ukrainie w latach 1840-tych zanotowali trochę ciekawych szczegółów. Relacje te w zasadzie się pokrywają, można by mieć więc do nich pełne zaufanie, gdyby nie świadomość, że autorzy powtarzali jedynie pogłoski ustnie kolportowane po kilku województwach, nie będąc naocznymi świadkami wydarzeń ani nie mając dostępu do dokumentów obiektywnych. Dwa pamiętniki są szczególnie ważne: późniejszego arcybiskupa warszawskiego Zygmunta Szczęsnego Felińskiego (1822—1895), który urodził się na 21 Ukrainie i tamże spędził młodość7, oraz" Tadeusza Bobrowskiego (1829—1894), słynnego „plotkarza podolskiego", którego obszerne wspomnienia i opowieści o życiu polskim na Ukrainie w połowie XIX wieku ukazały się drukiem na przełomie stuleci, co prawda z pewnymi skrótami8. Obaj autorzy ocalili wiele ciekawych szczegółów, dotyczących pierwszego okresu życia Mieczysława Potockiego, aż do chwili uwięzienia go wskutek rozmaitych ekscesów w 1845 roku. Oba te pamiętniki na niewiele by się jednak przydały, gdyby nie relacja znacznie obszerniejsza, a po dziś dzień zachowana w rękopisie i prawie nie wykorzystana. W 1842 roku Mieczysław Potocki wydzierżawił część swoich dóbr bliżej nieznanemu szlachcicowi podolskiemu, Wincentemu Bełżeckiemu. Okpił go podobno niegodziwie, ukrywając rzeczywisty stan posiadłości, następnie rugując bezprawnie z dzierżawy i w rozmaity sposób szykanując. Trafił jednakże na partnera wyjątkowo upartego i nie-skłonnego do kapitulacji. Bełżecki rozpoczął z Potockim kilkuletnią walkę, wnosił skargi do sądów, zręcznie skorzystał z możliwości, jakie dawało mu stanowisko syna, Władysława, zatrudnionego w petersburskim Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, potrafił wreszcie dotrzeć do cesarza Mikołaja I. Niewątpliwie przyczynił się znacznie do pognębienia rozhukanego magnata. Bełżecki, swoisty grafoman, nie poprzestał jednakże na swoim ostatecznym sukcesie prawnym, lecz postanowił sprezentować całą tę histo- rię, a nade wszystko nikczemność Mieczysława Potockiego, w obszernym pamiętniku, nad którym spędzić musiał wiele miesięcy. Dzieło to było zapewne rozpowszechniane na Podolu w kilku czy kilkunastu odpisach. Jeden z tych rękopisów9 zachował się w Krakowie. Cała ta historia nikczemnych postępków Mieczysława Potockiego, jego oszustw, okrucieństw, a nawet pospolitych zbrodni, budziłaby niewątpliwie sympatię ku ofierze prześladowań magnata, dzierżawcy Bełżeckiemu, gdyby nie wyjątkowe ograniczenie umysłowe tego człowieka. Nie chodzi już o braki kompozycyjne całej jego narracji, której znaczna większość poświęcona jest szczegółom tak błahym, że zdumienie czytelnika budzi fakt, iż mogły śię w pamięci autora zachować. W opowieści tej dominuje prymitywny egoizm autora, chwilami przeradzający się w bezwiedny cynizm. Bełżeckiemu brak jest szerszej perspektywy moralnej i prawno-politycznej, dzięki której mógłby umieścić swoją historię w ramach jakichś ogólniejszych sądów lub ocen. Widzi wyłącznie interes własny, dla realizacji którego dopuszczalne wydają mu się wszelkie środki. Jest poza tym szczerym entuzjastą despotycznej władzy carskiej, spontanicznie wielbi „najjaśniejszego pana" Mikołaja I, brutalne praktyki władz rosyjskich tej epoki uważa za naturalne i zrozumiałe. Pisze po polsku i najwidoczniej uważa się za Polaka, jego polszczyzna jest wszelako potwornie zdegenerowana, pełna rusycyzmów w słownictwie i składni zdań. Co gorsza, zrusyfikowana jest również cała mentalność Bełżeckiego, tak 22 23 dalece, że trudno dociec, z jakiego powodu przypisywał się nadal do narodowości polskiej. W jego narracji polszczyzna ustępuje chwilami cytatom z dialogów lub dokumentów w dobrym literackim języku rosyjskim — i trudno nie odnieść wrażenia, iż Bełżecki oddychał w tych momentach z ulgą, mogąc wypowiedzieć się nareszcie w języku, którym naprawdę władał. Jako autor pamiętnika mającego na celu kompromitację Mieczysława Potockiego w opinii potomnych Bełżecki poniósł o tyle porażkę, że jego „antyboha-ter" zyskuje w miarę lektury nawet pewną sympatię czytelnika, coraz bardziej skłonnego do pobłażania występkom awanturniczego magnata, znudzonego natomiast roztkliwieniami autora nad własną niedolą. Jest to wszelako źródło cenne — o tyle, iż bez relacji Wincentego Bełżeckiego przedstawienie dziejów Mieczysława Potockiego przez dwie trzecie jego życia byłoby w ogóle niemożliwe. Wyławiając z tekstu Bełżeckiego fragmenty o większej wartości informacyjnej, udało się dzięki jego pamiętnikowi odtworzyć, w ogólnych przynajmniej zarysach, a nawet z pewną chronologią, historię dziwnego życia pana na Tulczynie. Trzeba jednak pamiętać, że weryfikacja opowieści Bełżeckiego (wyjąwszy momenty potwierdzone przez Felińskiego lub Bobrowskiego) jest niemożliwa, a więc wszystkie przedstawione fakty traktować należy z pewną rezerwą. Obszerne cytaty pamiętnika Bełżeckiego występują w niniejszej książce w postaci często ulepszonej stylistycznie i frazeologicznie. Do- 24 słowne ich przytaczanie okazywało się bowiem trudne albo wręcz niemożliwe. Nie znaczy to oczywiście, abyśmy przeinaczali styl i swoistą ekspresję słowną pamiętnikarza. Trzeba było jednak w wielu miejsach poprawić składnię zdań lub formy deklinacyjne i koniugacyjne, zastąpić słowa niezrozumiałe albo mające w języku polskim sens odmienny od przyjętego w rosyjskim (Bełżecki często wprowadza do swojej opowieści wyrazy rosyjskie pisane alfabetem łacińskim) — wyrazami dla polszczyzny właściwymi. Dzięki tym adaptacjom przytoczone fragmenty opowieści Bełżeckiego nabrały jasności i czytelności, nie tracąc wartości dokumentalnej. O Mieczysławie i Mikołaju Potockich nikt dotychczas nie pisał; dwaj polscy milionerzy we Francji przepadli w niepamięci razem ze swoją fortuną. Staramy się zebrać wszystko, co o nich jeszcze wiadomo, uzupełnić braki uzasadnionymi hipotezami. Mimo wszystkich niedostatków dokumentacji, z nielicznych już wspomnień o tak nieodległej przeszłości wyłania się obraz ciekawy i zastanawiający. Autor winien jest słowa podzięki kilku osobom, których pomoc umożliwiła postęp badań nad historią życia Mieczysława i Mikołaja Potockich. Wspomniani już właściciele zamku Montresor, pp. Stanisław i Maria Reyowie, oraz pp. Ksawery i Wirydianna Reyowie z Paryża poczynili wiele starań, aby ułatwić autorowi dotarcie do dokumentów, między innymi testamentu Mikołaja Potockiego z 1921 roku. Mimo że w tym ostatnim wypadku starania nie odniosły oczekiwanego 25 skutku, życzliwość rodziny pp. Reyów była istotną pomocą przy pisaniu niniejszej książki. Szef archiwum paryskiej Izby Handlowo-Przemy-słowej — CCIP (której siedzibą jest dawny pałac Potockich w Paryżu), ceniony pisarz i historyk francuski M. Dominique Suriano udostępnił autorowi wszystkie zachowane w ,tych zbiorach materiały dotyczące Potockich we Francji, które —\ choć nieliczne, umożliwiły znaczne posunięcie1 naprzód badań nad tym tematem. Pisarz francuski M. Jacques Lebeau, który od lat zbiera materiały do dziejów życia małżonki Mikołaja Potockiego, Emanueli Pignatelli, głośnej swego czasu w Paryżu z racji zarówno salonu literackiego, jak i jej ekstrawagancji obyczajowych, chętnie i szczodrze dzielił się z autorem wynikami swoich badań, dostarczając informacji dla historyka pracującego w Polsce inaczej niedostępnych. Wybitny znawca heraldyki i genealogii, zamieszkały w Paryżu p. Edward Borowski udzielił licznych wskazówek i sugestii dotyczących dziejów rodziny Potockich- Pani Maria Nitkie-wicz, pracownik naukowy Muzeum w Łańcucie, zebrała i przekazała w listach wiele cennych informacji dotyczących resztek zachowanych w Polsce zbiorów bibliotecznych Mieczysława i Mikołaja Potockich. Mam nadzieję, że wszyscy moi korespondenci (także tu nie wspomniani) znajdą w tej książce dowód, iż pomoc ich przyczyniła się do uratowania od zapomnienia jednej z ciekawszych spraw niedawnej przeszłości, które w naszej epoce tak prędko giną w niepamięci. 26 RODZICE Rodzina Potockich herbu Pilawą wywodzi się podobno z miejscowości Potok koło Jędrzejowa, gdzie po raz pierwszy wspomniani byli w roku 1236. Rozrodzili się prędko, doszli do wielkiej fortuny. Przez prawie trzy stulecia rodzina Potockich odgrywała w Koronie rolę podobną, jak na Litwie Radziwiłłowie. Na przełomie XVI i XVII wieku ród rozpadł się na dwie linie: tzw. Złotej i Srebrnej Pilawy. Zapoczątkowali te linie synowie Mikołaja Potockiego (ok. 1517— 1572) i Anny Czermińskiej: Stefan (zm. 1631) i Andrzej (zm. 1609). Ten ostatni dał początek linii „Srebrnej Pilawy", zwanej inaczej „hetmańską". Właśnie ta linia zyskała w XVIII i XIX wieku największy rozgłos i znaczenie. Synem Andrzeja był Stanisław „Rewera" Potocki (1579—1667), hetman wielki koronny. Miał z kolei dwóch synów: Andrzeja (zm. 1692) i Feliksa Kazimierza (zm. 1702), który doszedł do najwyższych godności senatorskich Rzeczypospolitej, zmarł bowiem jako kasztelan krakowski i hetman wielki koronny. Prawnukiem Feliksa Kazimierza był marszałek konfederacji targowi-ckiej — Stanisław Szczęsny. 29 Stanowiąc w sumie naj bogatszą rodzinę Rzeczypospolitej (chociaż majątek Potockich był zawsze podzielony między wielu nosicieli tego nazwiska), rośli Potoccy w sławę i znaczenie, piastowali najwyższe urzędy państwowe. W wieku XVIII cała rodzina używa tytułu hrabiowskiego. Dzisiaj wydaje się to nam tak naturalne z racji rzeczywistej pozycji majątkowej i społecznej tej familii w dawnej Polsce, że poza specjalistami w zakresie heraldyki nikt nie zastanawia się, kiedy właściwie i od kogo uzyskali Potoccy ten — tak mocno z ich nazwiskiem zrośnięty — tytuł szlachecki. Dawna Rzeczpospolita nie uznawała w ogóle tytułów naruszających zasadę „równości szlacheckiej", poza tytułami książęcymi wymienionymi w akcie unii lubelskiej (1569) lub uzyskanymi na mocy specjalnych uchwał sejmowych (np. rodzina Stanisława Augusta Poniatowskiego w 1764 roku). Zgodnie z prawem i zwyczajem polskim w Rzeczypospolitej nie istniały w ogóle tytuły hrabiowskie, margrabiowskie czy baro-nowskie. Ich użytkownicy, którzy pojawili się w wieku XVIII, a znacznie rozmnożyli w XIX, czerpali tytuł albo z nadań zagranicznych, albo też (i najczęściej) z formalnie bezpodstawnej, choć faktycznie uzasadnionej swoistej „uzurpa-cji". Nikt się temu nie sprzeciwiał, chociaż konsekwentni heraldycy szukają zawsze dokumentu nadającego tytuł dziedziczny (bywały bowiem także osobiste, dożywotnie, bez prawa dziedziczenia). W XIX wieku dwory zaborcze uznawały w zasadzie prawo do tytułu szlacheckiego 30 potomków rodzin, których przedstawiciele sprawowali w dawnej Rzeczypospolitej urzędy senatorskie. Konieczne było jednak wystaranie się o odpowiedni dyplom monarszy, a niewielu uprawnionych to uczyniło. Warto poza tym przypomnieć, że zgodnie ze starymi, dzisiaj już budzącymi uśmiech pobłażania, choć historycznie ważnymi, regułami heraldyki tytuł szlachecki dziedziczny przechodzi jedynie w linii prostej męskiej na potomstwo zrodzone w legalnym związku małżeńskim. Nie przechodzi natomiast na dzieci nieślubne lub adoptowane. Ponieważ w książce tej mamy do czynienia z ludźmi, którzy przez całe życie używali tytułu „hrabia", „graf" czy „le comte", warto zastanowić się, do jakiego stopnia na przykład Mieczysław Potocki miał prawo tytułowania się „grafem Potockim", a jego syn Mikołaj — używania formy nazwiska „le comte Potocki". Otóż trzeba stwierdzić, że — formalnie rzecz biorąc — prawa tego w ogóle nie mieli. Do schyłku XIX wieku żaden z Potockich z Tulczyna lub Łańcuta nie posiadał tytułu hrabiowskiego ani jakiegokolwiek innego tytułu szlacheckiego. Pierwszym z nich, - który uzyskał nadanie tytułu hrabiowskiego (od dworu rosyjskiego w 1893 roku), był Józef Mikołaj (1862—1922) z linii łańcuckiej. Nie był oczywiście „hrabią" Stanisław Szczęsny ani żaden z jego synów. Dopiero prawnuk Szczęsnego, a wnuk jego syna Jarosława, Konstanty Józef (1846—1909), uzyskał rosyjski tytuł hrabiowski w 1903 roku. Tylko potomkowie tych dwóch Potockich mieli prawo do tytułu hrabiowskiego. 31 Nie należał do nich m. in. ostatni ordynat na Łańcucie — Alfred. Wcześniej otrzymali co prawda nadanie tytułu Potoccy z Wilanowa w osobie Stanisława Kostki (1755—1821), któremu tytuł . galicyjski przyznał cesarz Józef II w 1784 roku, ale ta linia miała niewiele wspólnego ze znacznie zresztą zamożniejszymi Potockimi z Tulczyna i Łańcuta. Synem Feliksa Kazimierza (zm. 1702) był strażnik wielki koronny Józef (zm. 1723), ten zaś miał z Teofiłi Cetnerówny syna Franciszka Salezego (1700—1772). Wojewoda kijowski Franciszek Sa-lezy Potocki osiągnął swoisty rekord kumulacji' w jednych rękach największego majątku w całej historii tej familii. Z pierwszej żony Zofii Rzeczy-ckiej nie doczekał się potomstwa. Gdy owdowiał w 1741 roku, ożenił się natychmiast z kuzynką Anną Elżbietą Potocką, córką wojewody poznańskiego, Stanisława. Wziął podobno za nią w posagu czterdzieści wsi i kilka miasteczek, co w połączeniu z własnymi dobrami wojewody stworzyło ogromną fortunę, niemal bez konkurencji w całej Rzeczypospolitej. Dobra wojewody kijowskiego ciągnęły się wzdłuż całej Rusi Czerwonej, rozrzucone były w województwach: sandomierskim, krakowskim, ruskim, podolskim i bracławskim. Należał do niego między innymi Humań z okolicami i Nesterwar, zwany później Tulczynem. Główną rezydencją Franciszka Salezego pozostał Krystynopol na Wołyniu, gdzie u zbiegu rzek Bugu i Żołokii wojewoda wybudował piękny pałac otoczony rozległym parkiem. Majątek .32 wojewody był ogromny, należało do niego około dwóch milionów hektarów ziemi, ponad 130 tysięcy rodzin poddańczej ludności chłopskiej, a jego dochód roczny przekraczał 3 miliony złp. Ani wcześniej, ani później żaden z Potockich nie dysponował taką fortuną. Drogą kolejnych podziałów majątkowych fortuna ta miała w ciągu następnych lat kilkudziesięciu rozpaść się na kilka części. Prawie wszystko odziedziczył jedyny syn wojewody Stanisław Szczęsny, ale w ręce wnuka, Mieczysława, przeszła już zaledwie trzecia część tego majątku, z 28 tysiącami rodzin pod-dańczych. Nawet ta ,,reszta" była wszelako w XIX wieku fortuną gigantyczną. Franciszek Salezy Potocki, człowiek uparty, pyszny i gwałtowny, przedstawiał charakterystyczny typ polskiego magnata, rozsadzanego przez dumę rodową i przekonanego o swoim przyrodzonym prawie do . rozstrzygania o losach kraju. W okresie bezkrólewia po śmierci Augusta III (1763—1764) liczył nawet na wyniesienie do godności króla Rzeczypospolitej, a zawiódłszy się w swych nadziejach, przeżył to boleśnie. Franciszek i Anna Potoccy doczekali się pięciorga dzieci, czterech córek i tylko jednego syna. Dziedzic tej wielkiej fortuny, Stanisław Szczęsny, urodził się w Krystynopolu w roku 1752. Na dworze krystynopolskim panowała dziwna i niezdrowa atmosfera10. Rodzice Szczęsnego uchodzili powszechnie za ludzi pysznych, nieprzystępnych, okrutnych, mściwych i zdolnych do zbrodni. Dwór w Krystynopolu pełen był zawsze rozmaitej kategorii czapkujących państwu 3 __ Potomkowie Szczęsnego 33 Szczęsny i :,i.ji.a... społecznych wykolej eńców i wyrzutków stanu szlacheckiego, z których składała się klientela domu Potockich, użyteczna dla wojewody kijow- 34 skiego, a groźna dla jego wrogów. Rozbrzmiewały tu stale odgłosy zabaw, występów i festynów, na co podobno Franciszek Salezy pieniędzy nie szczędził, chcąc przewyższyć wystawnością swego dworu innych magnatów Rzeczypospolitej. Ten hulaszczy tryb życia z pozoru nie bardzo się godził z usposobieniem pani domu. Anna Potocka była kobietą wyniosłą i pyszną, bigotką demonstrującą swoje przywiązanie do religii katolickiej, okrutną dla służby, dla domowników brutalną. Jak można sądzić z relacji współczesnych, pani na Krystynopolu zdradzała poza tym objawy perwersji sadystycznej o podłożu homoseksual-nym. Dość powiedzieć, że ze szczególnym staraniem śledziła wszelkie kontakty erotyczne swoich panien z fraucymeru i dziewcząt służebnych, a wykrywane intrygi miłosne brała za pretekst do surowego karania młodych dziewcząt. Winne pofolgowania swoim skłonnościom erotycznym otrzymywały bolesne chłosty. Przy ich wymierzaniu Anna Potocka ze szczególną satysfakcją z reguły zawsze asystowała. Stary wojewoda znany był również ze swojej bezwzględności, a chociaż pobłażał własnym namiętnościom, dla innych był z reguły okrutny i niewyrozumiały. Jest pewnym paradoksem, że poza rodową pychą i przekonaniem o swoich wyjątkowych prawach Stanisław Szczęsny nie odziedziczył żadnych cech osobowości rodziców. Jego miękkość i słabość charakteru zastanawiały wszystkich, którzy pamiętali twarde usposobienie Franciszka i Anny Potockich. Mimo najtroskli-wszej opieki edukacyjnej Szczęsny rozwijał się 35 umysłowo nadzwyczaj powoli, a w końcu zatrzymał się na poziomie zaledwie przekraczającym granice debilizmu. Realizując zalecenia rodziców, jego wychowawcy starali się wychować chłopca w duchu magnackiej pychy i bezmyślnej egzaltowanej bigoterii. Dochodząc do pełnoletności, Szczęsny był osobnikiem psychicznie bardzo słabym, intelektualnie ograniczonym, niezdolnym do samodzielnego myślenia. W czasie rozmów z ojcem dygotał z przerażenia; matka traktowała go do końca życia jak dziesięcioletnie pacholę. Trudno stwierdzić, czy rodzice zdawali sobie sprawę z patologicznego zahamowania rozwoju umysłowego syna; pewne jest, iż mimo wszystko rokowali mu najwspanialszą przyszłość, a oczyma duszy widzieli nawet tam, gdzie nie zdołał się wedrzeć Franciszek Salezy: na tronie Rzeczypospolitej. Wcześnie też wystarali się dlań o pierwsze nadania i tytuły. Szczęsny został starostą bełskim, mając lat zaledwie szesnaście. W roku 1770 Stanisław Szczęsny skończył osiemnaście lat. W czasie zamieszek ostatniego okresu konfederacji barskiej rodzice wyprawili go z Krystynopola, polecając objazd okolicznych majątków. Wówczas to młody Potocki zawędrował w towarzystwie przyjaciół między innymi do niedalekiego Suszna, majątku łowczego luba-czewskiego Jakuba Komorowskiego. Tu właśnie rozpoczęła się tragiczna historia,. która miała przejść do legendy i stać się tematem jednego z najgłośniejszych dzieł polskiego romantyzmu, Marii Antoniego Malczewskiego". 36 Komorowscy mieli córkę Gertrudę, młodziutką i podobno bardzo ładną dziewczynę. Nie wiadomo, w jakich okolicznościach Szczęsny Potocki poznał Gertrudę Komorowską, ale jest faktem, że w czasie letnich wędrówek 1770 roku nawiązał z nią romans. Wydaje się, że państwo Komorowscy nie przeszkadzali rozwojowi wzajemnych afektów młodej pary, licząc na małżeństwo dziedzica ogromnej fortuny ze swoją urodziwą córką. Ceniąc zaś swój klejnot szlachecki, mimo skromnego majątku nie wątpili w możliwość takiego związku. Nie zdawali sobie sprawy, że upowszechnione w ówczesnej Polsce poglądy na temat różnic społecznych podobny mariaż zupełnie wykluczały. Mimo pozornej równości w obrębie stanu szlacheckiego, sam klejnot szlachecki niewiele znaczył nawet przy najdłuższej tradycji rodzinnej i największych zasługach przodków. O pozycji socjalnej szlachcica lub magnata decydował w wieku XVIII tylko jego majątek. Fortuna Franciszka Salezego Potockiego prawie nie miała sobie równej w całej Rzeczypospolitej. Komorowscy należeli natomiast do średnio uposażonej szlachty. W pojęciu Potockich małżeństwo Szczęsnego z Gertrudą byłoby mezaliansem bardziej szokującym niż na przykład ślubny związek któregoś z Komorowskich z prostą włościanką. Taka była skala przepaści społecznych u schyłku Rzeczypospolitej. Skutki częstych wizyt Szczęsnego w domu Komorowskich w Susznie niedługo kazały na siebie czekać. Gertruda zaszła w ciążę. Komorowscy zdenerwowani wahaniem Szczęsnego, który 37 bał się przyznać roćjzicom do swoicłi wyczynów, wymogli na nim potajemny ślub. W początkach listopada 1770 spisano intercyzę, w końcu grudnia 1770 w kościele greckokatolickim w Niestani-cach odbył się formalny ślub Stanisława Szczęsnego Potockiego z Gertrudą Komorowską. Młoda małżonka pozostała w domu rodziców, pan młody wrócił pokornie do Krystynopola. W parę tygodni później jego małżeństwo przestało być tajemnicą. Franciszek Sałezy dowiedział się o „wybryku" syna. Przywoławszy go do siebie, wymógł na bezwolnym Szczęsnym zgodę na wniesienie do konsystorza pozwu o unieważnienie ślubu jako zawartego rzekomo bezwolnie, wskutek uwiedzenia go przez Gertrudę i wprowadzenie w błąd przez rodzinę Komorowskich. Starosta bełski posłusznie podpisał wszystkie dokumenty, podsunięte przez ojca, w których wyrzekał się i ukochanej żony, i swego nie narodzonego jeszcze dziecka — i czekał na skutek tych wydarzeń. Potoccy doszli podobno do wniosku, że Gertrudę trzeba porwać i umieścić pod strażą w jednym z klasztorów lwowskich, gdzie przeoryszą była któraś z Potockich. Wydaje się jednak, że cały pomysł porwania był tylko swoistą „zasłoną dymną" dla rzeczywistych zamierzeń Franciszka i Anny Potockich. Mimo ogromnych środków finansowych wojewody kijowskiego proces w konsystorzu był bardzo niepewny, a groził niewątpliwie skandalicznym rozgłosem. Co gor-'sza, za kilka miesięcy miało przyjść na świat dziecko Szczęsnego i Gertrudy, któremu trudno było odmówić nazwiska Potockich. Wyjście było 38 dwojakie: albo uznać Gertrudę za synową i przyjąć ją do rodziny, albo też... Zaniepokojeni pogłoskami o możliwym napadzie, Komorowscy przenieśli się z Suszna do lepiej umocnionej Nowosiółki. Wieczorem 13 lutego 1771 banda nadwornych kozaków wojewody kijowskiego napadła na dwór w Nowosiółce. Po sterroryzowaniu domowników napastnicy porwali z domu będącą już w piątym lub szóstym miesiącu ciąży Gertrudę Potocką. Świadkowie napadu zauważyli, iż o zdrowie i życie młodej damy bynajmniej się nie troszczono. Nieszczęsną dziewczynę napastnicy wlekli po śniegu w cienkiej sukni i wsadzili przemocą na sanie. Żywej Gertrudy nikt już później nie zobaczył. Według wersji głoszonej przez Potockich napastnicy spotkali po drodze kolumnę fur naładowanych zbożem, a chcąc stłumić krzyki ofiary, przygnietli ją poduszkami tak niezręcznie, iż Gertruda zmarła z uduszenia. Można jednakże wątpić, czy uśmiercenie dziewczyny było wynikiem nieostrożności bandytów. Wszystko przemawia za tym, że śmierć Gertrudy była skutkiem poufnych rozkazów wojewody kijowskiego lub jego małżonki, dla których tego rodzaju „załatwienie sprawy" było najprostsze i w ich pojęciu najbardziej naturalne. Zwłoki ofiary mordercy wrzucili do przerębli na rzece Racie w pobliżu Sielca Bełskiego. Znaleziono je dopiero wiosną, po spłynięciu lodów. Spośród inspiratorów i wykonawców tej zbrodni nikt nie poniósł najmniejszej nawet kary. Bezpośrednich zabójców wojewoda kijowski ukrył 39 w swoich dobrach. Komorowscy (którzy długo nie wiedzieli o śmierci córki, sądząc, że jest gdzieś uwięziona) wytoczyli Potockim proces o napad. Wojewoda kijowski odpowiedział bezczelnym oskarżeniem o uwiedzenie Szczęsnego i zmuszenie go do małżeństwa z najniższych pobudek: chęci zysku. Potoccy rozpoczęli starania o unieważnienie małżeństwa syna z nieżyjącą już Gertrudą. Przez kilka lat toczył się tragiczny proces, w którym z jednej strony stanęła skrzywdzona rodzina szlachecka, uzbrojona jedynie w poczucie słuszności swojej sprawy, z drugiej zaś potężny ród magnacki, dysponujący olbrzymimi środkami materialnymi i wpływami politycznymi, walczący o zatuszowanie nieprzyjemnej afery i odsunięcie groźby skazującego wyroku. Trzeba niestety stwierdzić, że w ciągu tego procesu Komorowscy zachowali się niegodziwie, przystając na ugodę z Potockimi i puszczenie w niepamięć mordu popełnionego na osobie Gertrudy w zamian za wysokie odszkodowanie majątkowe — które w końcu otrzymali. W tym samym czasie mąż i ojciec, któremu zamordowano żonę i nie narodzone jeszcze dziecko, jak naj posłusznie j wykonywał wszystkie rozkazy rodziców, błagał ich o przebaczenie. Nie wahał się poniewierać podle pamięcią swej żony; ustnie i listownie zapewniał ojca i matkę, że teraz dopiero pojmuje w pełni, jak niegodziwie postępowali z nim Komorowscy, a zwłaszcza Gertruda. Całe upodlenie moralne i nikczemność Stanisława Szczęsnego Potockiego, którym miał dać pełne ujście w okresie Targowicy, już wówczas, dwa- 40 dzieścia łat wcześniej, znalazły charakterystyczny wyraz. Opowiadano co prawda o głębokim wstrząsie psychicznym starosty bełskiego; krążyły nawet wieści o jego zamachu samobójczym (niesłychanie zresztą nieudolnym i mającym cha-';,:¦ rakter naiwnej demonstracji: zamknął się podob-¦? no niezbyt szczelnie w ustronnym pomieszczeniu i i z krzykiem zaczął podrzynać sobie scyzorykiem gardło; z intymnego ustronia wyciągnęła go natychmiast służba). Szczęsny był niewątpliwie zakochany w Gertrudzie pierwszą młodzieńczą miłością, ale nad jego uczuciami osobistymi górowała monstrualna pycha rodowa, a ograniczenie intelektualne, zupełny brak poczucia honoru i wrodzona nikczemność skłaniały go do posunięć naj podlej szych, nawet wtedy, gdy wolny już był od kontroli rodziców.. W dwa lata później nie żyła już jego matka (Anna Potocka zm. 7 stycznia 1772), nie żył również ojciec (Franciszek Salezy zm. 22 października 1772). Szczęsny stał się panem całego majątku, mógł swobodnie decydować o swym losie i podejmować zasadnicze decyzje. Nie odwołał wszelako haniebnych, oszczerczych manifestów, które Potoccy ogłaszali w celu skompromitowania nieżyjącej Gertrudy. Nie ujawnił prawdy o zbrodni. Kontynuując dzieło ojca, doszedł z Komorow-skimi do porozumienia o odszkodowaniu finansowym, które eks-teściom Szczęsnego przyniosło znaczne pomnożenie fortuny, a młodemu Potockiemu zapewniło wreszcie spokój od procesów sądowych. Od kwietnia 1771 do grudnia 1772 Stanisław 41 Szczęsny Potocki odbywał wojaże zagraniczne. Wysłany został przez matkę i ojca natychmiast po wybuchu skandalu w związku ze śmiercią Gertrudy —- i udał się w tę podróż z całym spokojem, zostawiając czułej familii troskę o zatuszowanie sprawy. W czasie tej podróży przez Czechy, Austrię i Szwajcarię Szczęsny prowadził dziennik, dziś już nie istniejący, który oglądał jednakże swego czasu znany historyk Tadeusz Korzon. Jego zdaniem dokument ten był ,,wart . rzucenia okiem dla poznania całej nicości umysłowej autora. Nie obchodzą go ani ludzie, ani natura, zapisuje tylko, ile poczt przejechał od jednego miasta do drugiego, gdzie jadł obiad, a gdzie wieczerzę"12. O nastroju psychicznym starosty świadczy najlepiej list jego pisany do ojca dnia 24 czerwca 1771: „Niezmiennie mnie to jednak martwi, że głupstwo i młodość moja tyle Jaśnie Wielmożnemu Panu Dobrodziejowi przynosi ambarasów i trudów, które JWPD ponosisz dla mnie, który jego ' łaski wcale się niegodnym stałem. Lecz teraz nieustannie starać się będę, ażebym postępowaniem moim przekonał o fałszu tych, którzy nie-poczciwe bajki siać śmieją i wyperswadował wszystkim, a JWPD upewnił, że doskonale poznaję mój błąd i mój nierozum w daniu się ubiec ludziom podstępnym [Gertrudzie Komorowskiej i jej rodzicom], którego zawsze żałować i wstydzić się będę"13. Skompromitowany milczącym przyzwoleniem na zamordowanie ledwo co poślubionej młodej żony, Stanisław Szczęsny Potocki,—: jako właści- 42 ciel ogromnego majątku — nie przestał być obiektem najwyższych zainteresowań wszystkich rodzin magnackich, posiadających panny na wydaniu. Uwolniony od kontroli surowych rodziców, Szczęsny mógł teraz sam decydować o swoim mariażu. Zaraz po dekrecie komisji sejmowej z 2 listopada 1774, zrzucającym całą odpowiedzialność za śmierć Gertrudy na „pewną hałastrę zbrodniarzy", którzy rzekomo bez niczyjej inspiracji napadli na dwór Komorowskich i dokonali zbrodni (po co w takim razie Szczęsny płacił eks-teściom ogromne odszkodowanie finansowe — tego nikt nie starał się wyjaśnić) — Stanisław Szczęsny Potocki, obdarzony świeżo godnością chorążego wielkiego koronnego, stanął ponownie na ślubnym kobiercu. Wybranką jego była córka kasztelana krakowskiego Jerzego Mniszcha — Józefina Amalia. Zawarty dnia 1 grudnia 1774 związek małżeński połączył dwoje ludzi o zupełnie odmiennej' umysłowości i usposobieniu. Poziomem intelektualnym i zainteresowaniami kulturalnymi pani Potocka nieskończenie męża przewyższała. Miała szerokie zainteresowania artystyczne, m. in. malowała, a jej rysunki czy obrazy olejne uchodziły za bardzo udane. Pisywała także zręczne komedyj-ki i opowiadania, układała epigramaty i wiersze okolicznościowe. Dysproporcje intelektualne między Szczęsnym a Józefiną wywierały ogromny wpływ na pożycie tej pary, a jeżeli małżeństwo ich trwało wiele lat, to tylko dzięki zręcznemu tajeniu przez panią Józefinę swoich pozamałżeń-skich wybryków. Trudno się zresztą dziwić, iż 43 Józefina Mniszchówna nie znalazła w mężu obiektu swojej wyłącznej adoracji. Pani Potocka była obdarzona nie tylko talentem malarskim i literackim, ale również bujnym temperamentem, któremu puściła wodze jeszcze w stanie panieńskim, na długo przed ślubem, a w Krystynopolu i Tulczynie, po krótkim okresie w miarę zgodnego współżycia ze Szczęsnym, zaczęła bez skrupułów zaspokajać swoje potrzeby erotyczne z coraz to nowymi, nierzadko zupełnie przypadkowymi amantami. W ciągu kilkunastu lat państwo Potoccy dorobili się aż jedenaściorga dzieci: czterech synów (Szczęsnego Jerzego, Stanisława, Jarosława i Włodzimierza) oraz siedmiu córek (Pelagii, Ludwiki, Wiktorii, Róży, Konstancji, Oktawii i Idałii). Otóż z całej tej jedenastki tylko troje najstarszych spłodzonych było ze Stanisławem Szczęsnym (Pelagia, Szczęsny Jerzy i Ludwika), natomiast całej reszcie przypisywano różnych ojców, co było tym bardziej prawdopodobne, że pani Józefina przebywała w Krystynopolu, a potem w Tulczynie bardzo rzadko; często wyjeżdżała za granicę bez towarzystwa męża, a wracała stamtąd w stanie tzw. błogosławionym. Wynikające stąd awantury w domu Potockich były przedmiotem złośliwych plotek w całej Rzeczypospolitej. Zdarzało się nawet, iż uniesiony gniewem Szczęsny wyrzucał żonę z domu. Józefina — kobieta dużej inteligencji, cyniczna i bez skrupułów — umiała wszelako łagodzić gniew męża. Udawała pokorę i skruchę, czołgała się (dosłownie) u stóp męża, wyjednywała przebaczenie... i w Tulczynie zostawała. Umiała zresztą zachowy- wać wobec obcych pozory wiernej, serdecznej, troskliwej i zakochanej małżonki pana na Tulczynie. Szczęsny znosił to wszystko dość łagodnie. Chorobliwie ambitny i żądny zaszczytów w sferze politycznej, był zupełnie pozbawiony poczucia honoru w zakresie spraw osobistych. Początkowo znajdowało to wyraz w jego życiu prywatnym. Później stało się podłożem zdrady narodowej. W roku 1781 Szczęsny Potocki odstąpił Krysty-nopol i otaczające tę siedzibę majątki osławionemu marszałkowi konfederacji sejmowej 1773— 1775 Adamowi Ponińskiemu, podobno bez żadnej zapłaty, jedynie z obowiązkiem spłacenia ciążących na tych dobrach długów. Zaczął teraz myśleć o karierze politycznej. Uświadomiwszy sobie rozmiary swej fortuny, a co za tym szło — społecznego prestiżu, Potocki, zaczął pretendować do coraz poważniejszej roli politycznej w Rzeczypospolitej, chociaż o najważniejszych kwestiach politycznych i ustrojowych państwa polskiego nie miał pojęcia. Pomysły jego były zlepkiem rodowej tradycji i rozmaitych demagogicznych koncepcji, podsuwanych mu przez rodzinę i przyjaciół, a później przez agentów Potemkina i dworu rosyjskiego, zaczął bowiem'coraz bardziej przychylać się do poglądu, iż swoje ambicje zrealizować może tylko przy czynnym poparciu imperato-rowej Katarzyny II. Wahał się początkowo między opozycją magnacką a dworem królewskim, od roku 1784 przeszedł jednakże zdecydowanie na stronę magnackich malkontentów. Aczkolwiek w środowisku tym nie odgrywał w rzeczywistości — z powodu swojego, znanego powszechnie, 44 45 ograniczenia umysłowego — żadnej istotnej roli politycznej, to jednak cieszył się pozorną popularnością, a jego polityczni kompanioni, chętni do wykorzystania społecznego prestiżu największego magnata Rzeczypospolitej, nie szczędzili mu dowodów „uznania". Wybrano go wielkim mistrzem wolnomularstwa polskiego, ogromnym poklaskiem przyjęto taniutki „dar patriotyczny" 1784 roku — ofiarowanie Rzeczypospolitej z arsenałów rodowych 24 małych armatek trzyfuntowych z obietnicą utrzymywania ponadto „aż" 400 żołnierzy piechoty. Cała ta ofiara kosztowała mniej niż 100 tysięcy żłp., co w porównaniu z trzymilionowym dochodem rocznym Potockiego było sumą doprawdy mizerną. Za tę cenę Potocki uzyskał jednak swoistą publicity, która rozsławiła jego imię i zyskała mu ogromną popularność wśród znacznej części ciemnej szlachty. Uchodził w opinii publicznej za patriotę i człowieka głęboko zaangażowanego w obronę interesów Rzeczypospolitej. W trudnej sytuacji państwa polskiego — wskutek rozbioru 1772 roku zmniejszonego o jedną trzecią powierzchni i ludności, a z powodu gwarancji dworu petersburskiego 1768 i 1775 roku pozbawionego suwerenności — od postawy człowieka o takim majątku, wpływach i popularności wiele niestety zależało. Trudno w tym miejscu wdawać się w szczegółową analizę działalności politycznej Szczęsnego Potockiego przed Sejmem Czteroletnim i w czasie jego obrad. Po dziś dzień — fakt to zastanawiają- . cy — nie ma źródłowej monografii historycznej, która przedstawiałaby uwarunkowanie, przebieg 46 i skutki działalności politycznej w latach 1784— 1793 człowieka, który przeszedł do historii i tradycji narodowej z piętnem najnikczemniej-szego zdrajcy i głównego sprawcy największego nieszczęścia Rzeczypospolitej: interwencji rosyjskiej przeciwko Konstytucji 3 maja, czego skutkiem był drugi rozbiór (1793) i całkowita zagłada udzielnego państwa polskiego. W roku 1788 Szczęsny Potocki odkupił od swego szwagra, Fryderyka Alojzego Briihla (męża swej siostry Marii Potockiej), stanowisko generała artylerii koronnej. Posiadał uprzednio urząd wojewody ruskiego, który dawał mu krzesło w senacie, chciał jednakże wejść w skład izby poselskiej na zasadzie wyboru przez szlachtę bracławską. Posłuszni klienci domu Potockich bez wahania obdarzyli oczywiście pana na Tulczynie mandatem poselskim. Jednakże już w początkach Sejmu wystąpienia Potockiego na sali obrad w Zamku Królewskim w Warszawie, utrzymane w duchu staroszlacheckiej pseudopatriotycznej demagogii, połączonej z uwielbieniem Katarzyny II i dotychczasowej protekcji rosyjskiej nad Polską, jego zawzięte sprzeciwy wobec jakichkolwiek projektów unowocześnienia ustroju Rzeczypospolitej, ściągnęły nań oburzenie znacznej części opinii publicznej. Szczęsny Potocki tracił szybko dotychczasową popularność, a chociaż wśród stronników hetmańskich — zwolenników Franciszka Ksawerego Branickiego — uchodził nadal za wcielenie wszelkich cnót, to jednak w sferach postępowych, patriotyczno-reformatorskich, a zwłaszcza radykalno-patriotycznych, plebej- 47 skich, oceniany był surowo i bezwzględnie ganiony. Nie znalazłszy w sejmie dostatecznej liczby zwolenników, Szczęsny opuścił Polskę jesienią 1789 roku, udając się do Wiednia, skąd odwiedzał Szwajcarię, a nawet Francję. Miarą umysłowego ograniczenia tego człowieka jest fakt, że nie rozumiejąc zupełnie społecznej i politycznej istoty przemian we Francji, z satysfakcją obser- -< wował-tamże rewolucyjne wystąpienia przeciwko władzy królewskiej. Utożsamiał je naiwnie z „republikańskimi" tendencjami opozycji magnackiej w Polsce. W grudniu 1790 roku zgłosił nawet swój akces do... klubu jakobinów, został wciągnięty na listę jego członków. Winszował sobie zapewne w półtora roku później, że wiadomość o tym akcesie nie dotarła do jego umiłowanej protektorki, imperatorowej Katarzyny II. Wiosną 1791 roku wrócił z Paryża do Wiednia, zostawiwszy w Strasburgu panią Józefinę z całą gromadą dzieci. Ledwo się zjawił w stolicy Austrii, nadeszła tam wiadomość o Konstytucji 3 maja. Zdany na własne siły umysłowe, Potocki nie wiedziałby zapewne, jakie stanowisko zająć wobec tego wydarzenia. Na nieszczęście dla kraju nad stanem jego świadpmości czuwał gorliwy, choć bynajmniej nie bezinteresowny przyjaciel: hetman polny koronny Seweryn Rzewuski. Ów utalentowany wyznawca najbardziej wstecznych i groźnych dla kraju doktryn politycznych, obrońca zasad wolnej elekcji i prerogatyw władzy hetmańskiej, miał na Potockiego wpływ bardzo 48 znaczny. On to, jak się wydaje, zwrócił generałowi artylerii uwagę na zasadniczy skutek dzieła 3 maja: likwidację wolnej elekcji, a więc pozbawienie Potockiego wszelkiej szansy kandydowania kiedykolwiek do tronu Rzeczypospolitej. Potocki rozpoczął więc akcję zmierzającą do sprowokowania agresji rosyjskiej przeciwko Polsce i zbrojnego obalenia Konstytucji 3 maja przez wojska imperatorowej. Pisał z Wiednia błagalne listy do wszechwładnego w Rosji eks--faworyta Katarzyny II, księcia Grzegorza Potem-kina. Gdy Potemkin zmarł nagle w październiku 1791, skierował swoje zabiegi ku faworytowi Katarzyny II, Płatonowi Zubowowi. Przyszli targowiczanie: Szczęsny Potocki, Seweryn Rzewuski i hetman Franciszek Ksawery Branicki, dzięki pośrednictwu długoletniego agenta dworu petersburskiego, generała Szymona Kossakowskiego, uzyskali wpływ na dominującą w stolicy Rosji klikę dworską Płatona Zubowa i Arkadija Morko-wa, którzy mimo oporu dużej części polityków rosyjskich (z Aleksandrem Bezborodką na czele) zdołali wreszcie przeforsować — w kwietniu 1792 roku — decyzję o zbrojnym wkroczeniu na ziemie Rzeczypospolitej wojsk rosyjskich. Zanim to jednak się stało, Stanisław Szczęsny Potocki, w towarzystwie Seweryna Rzewuskiego, pośpieszył z Wiednia do Mołdawii, aby w Jassach, gdzie mieściła się ówcześnie główna kwatera księcia Potemkina, naczelnego wodza wojsk rosyjskich w toczącej się właśnie wojnie z Turcją, intrygować przeciwko Konstytucji 3 maja. Przywódcy malkontentów polskich dotarli do Jass 4 — Potomkowie Szczęsnego 49 już po nagłym zgodnie Grzegorza Potemkina. Wkrótce przybył tutaj szef misji negocjującej warunki pokoju z Porta Ottomańską, Aleksander Bezborodko. Władze rosyjskie darzyły Potockiego szczególnymi względami, a pyszny magnat przyjmował to jako wyraz z natury rzeczy należnego sobie hołdu. Jassy pełne były rosyjskich oficerów, dyplomatów, kupców — a także reakcyjnych malkontentów polskich, którzy uchodząc z Warszawy, szukali schronienia w pobliżu obozów armii rosyjskiej. Atmosfera w mieście była swobodna i hulaszcza. Często odbywały się bale, koncerty, festyny... W dniu imienin imperatorowej Katarzyny II, 25 listopada starego stylu (6 grudnia) 1791, generał artylerii koronnej wydawał w zajmowanym przez siebie pałacyku uroczyste przyjęcie '¦— dla uczczenia tak uwielbionej przez siebie monarchi-ni. Wśród zaproszonych gości zjawił się dawny dowódca twierdzy polskiej w Kamieńcu, generał Józef Witt, ze sławną w całej Rzeczypospolitej z urody i wdzięku żoną Zofią. Pani Wittowa nie powinna była co prawda oddawać się wówczas rozrywkom, jako że przyzwoitość nakazywała jej zachować choćby pozorną żałobę: wiadomo było wszystkim, że od kilku lat była metresą księcia Grzegorza Potemkina. Nie wiemy, jak pani Wittowa zachowywała się tego wieczoru. Można jednak sądzić, iż uroda jej wywarła na generale artylerii ogromne wrażenie. W czasie tego grudniowego przyjęcia w Jassach Stanisław Szczęsny Potocki poznał swoją trzecią z kolei (i ostatnią już) żonę. 50 Trudno przedstawić w tym miejscu, choćby w największym skrócie, całe niezwykłe dzieje Zofii Glavani, primo voto Wittowej, secundo voto Potockiej. Uczyniliśmy to w udokumentowanej źródłowo jej biografii pt. Dzieje pięknej Bitynki14 i do tej książki odesłać trzeba wszystkich czytelników zainteresowanych szczegółami jej życia. Niemniej warto zwrócić uwagę na pewne podstawowe fakty. Zofia Glavani pochodziła z rodziny greckiej, osiadłej w Turcji, w miejscowości Bursa nad brzegami morza Marmara. Przyszła na świat 12 stycznia 1760 (według nowego stylu). Od dzieciństwa zwracano na nią uwagę nie tylko z powodu nieprzeciętnej urody, ale również śmiałości, odwagi i sprawności fizycznej. Rodzina jej trudniła się rzemiosłem i drobnym handlem. Ojciec Zofii był handlarzem bydła. Trzeba od razu stwierdzić, iż rzeczywiste jego nazwisko rodowe (a więc i nazwisko Zofii) pozostaje nieznane. Tak się bowiem złożyło, iż używane później nazwisko Glavani uzyskała Zofia wskutek swego rodzaju adopcji przez rodzinę ciotki. Gdy dziewczyna miała dwanaście lat, matka oddała ją pod opiekę swojej znacznie młodszej i podobno bardzo urodziwej siostry. Ciotka ta poślubiła pewnego kupca nazwiskiem Glavani, który zabrał ją do Stambułu. Można sądzić, że owa dama chętnie wybrała zawód luksusowej kurtyzany, w którym niestety nie utrzymała się 51 Zofia Wittowa-Potocka. Portret nieznanego malarza na profesjonalnych szczytach. Pan Glavani wkrótce zbankrutował. Rodzice Zofii, Konstanty i Maria, którzy przenieśli się z Bursy do Stam- 52 bułu, rychło stracili majątek. Ojciec zdołał ocalić niewielki kapitał i wzorem wielu swoich greckich pobratymców kupił skromny urząd w stambulskiej policji miejskiej, zostając kontrolerem rzeźni chrześcijańskich w Stambule. Zmarł zresztą po kilku latach. Ten niewysoko ceniony społecznie urząd ojca wypominała Zofii po latach szlachecka opinia na Podolu, w rozmaitych złośliwych anegdotach czy epigramatach. Zofia ukończyła 17 rok życia, gdy wskutek rozmaitych okoliczności stanęła u progu profesji kurtyzany. Czy zdołała w niej zadebiutować, trudno dzisiaj osądzić. W maju 1777 roku nastąpiło wydarzenie, które przesądziło o całym jej życiu. Została przedstawiona i właściwie podarowana posłowi nadzwyczajnemu Rzeczypospolitej Polskiej przy Porcie Ottomańskiej, internuncju-szowi Karolowi Boscamp-Lasopolskiemu. Przez cały prawie rok 1777/78 była metresą polskiego dyplomaty. Zyskała znaczną popularność wśród korpusu dyplomatycznego Stambułu. Niezwykła uroda — była pięknie zbudowaną brunetką o wielkich oczach i regularnych rysach twarzy — jednała Zofii wielu kandydatów do jej intymnych łask. Dziewczyna była — jak się wydaje — wyjątkowo zdolna i zręczna. Umiała zyskać sympatię otoczenia, uczyła się szybko, prędko zdobyła początki języka francuskiego w słowie i piśmie. Z zachowanej korespondencji i dokumentów dotyczących tej sprawy możemy wnioskować, że Bos-camp — człowiek skądinąd cyniczny, do sentymentów nieskłonny — darzył swoją „wychowankę" wyjątkowo ciepłym uczuciem. Opuszczając 53 Stambuł w kwietniu 1778 zadbał o zabezpieczenie finansowe jej przyszłości. Przez następny rok Zofia żyła na pograniczu dwóch środowisk: dyplomatycznych sfer Stambułu i miejscowego półświatka. Zapewne życie jej stałoby się w końcu zwykłą i tandetną egzystencją luksusowej kurtyzany, potem zwykłej strę-czycielki, gdyby nie szczęśliwy przypadek, który otworzył przed nią drogę do niezwykłej kariery. W lipcu 1778 roku zmarła żona Karola Boscam-pa. Eks-dyplomata, pogrążony w duchowej rozterce, przypomniał sobie dziewczynę, która przez wiele miesięcy była dlań w Stambule źródłem rozrywki i wytchnienia. Zaproponował jej przyjazd do Polski ,,w tej samej roli, jaką dawniej odgrywała". Obiecywał, że gdy w przyszłości będą musieli się rozstać, postara się wydać ją za mąż za jakiegoś Greka w Polsce, na przykład lwowskiego kupca. Zofia przyjęła tę propozycję z ogromną radością. Pod opieką wysłanników Boscampa ruszyła w podróż do Polski w styczniu 1779 roku. Cała ta droga (Boscamp opisał ją potem dokładnie w swoim pamiętniczku, poświęconym młodości Zofii i historii swojego z nią związku15) obfitowała w liczne przygody, którym w tym miejscu nie możemy poświęcać uwagi. Rzecz w tym, iż panna Zofia doszła dość prędko do wniosku, że warto na trwałe zabezpieczyć swoją przyszłość — bądź to w Rumunii, przez którą wiodła droga do Polski, bądź też na obszarze Rzeczypospolitej. Okazja nadarzyła się rychło. 54 Boscamp polecił swoją utrzymankę komendantowi twierdzy w Kamieńcu Podolskim (przez który Zofia musiała przejeżdżać w drodze do Warszawy), generałowi Janowi Wittowi. Syn generała, major Józef Witt, ówcześnie już czterdziestoletni, zapałał ogromną namiętnością do pięknej Greczynki. Zręczna Zofia nie dopuściła jednak do zwykłego romansu. Stało się coś, czego w kategoriach ówczesnych konwencji obyczaj owych nie możemy w pełni wyjaśnić: w czerwcu 1779 roku major Józef Witt poślubił pannę Zofię Glavani. Tak się zaczęła historia najbardziej niezwykłego awansu społecznego, jaki znają dzieje XVIII--wiecznej Europy. Zofia i jej bliscy starali się co prawda lansować legendę o pochodzeniu panienki ze znakomitej, choć całkowicie zubożonej rodziny greckiej Czelicze de Maurocordato, ale już w roku 1779 niewielu było naiwnych, którzy braliby serio tę sugestię. Mimo tak trudnego startu Zofia zdołała prędko uzyskać pozycję społeczną i towarzyską na szczytach ówczesnego społeczeństwa... nie tylko w Polsce, lecz także w całej Europie. To, co wiemy o jej pochodzeniu i wykształceniu, a z drugiej strony o sukcesach towarzyskich i drodze życiowej w latach 1777— 1788 dowodzi, że młoda Greczynka była istotą wyjątkowo urodziwą i obdarzoną niezwykłym sex appealem, a jednocześnie dziewczyną nadzwyczaj inteligentną, zręczną i elastyczną psychicznie. Małżeństwo z Józefem Wittem było w jej życiu rzeczywistym przełomem. Weszła w sferę szlachty Rzeczypospolitej. Co prawda pozycja 55 familii Wittów była dość delikatna. Wywodzili się oni, ze starej, ale mieszczańskiej rodziny polskich Ormian, uzyskali nobilitację dopiero w 1768 roku, ledwo dziesięć lat przed małżeństwem Józefa Witta z Zofią Glavani. Ich sytuacja społeczna była więc niepewna — i trudno się dziwić, że stary generał Jan Witt przyjął wybuchem wściekłości wiadomość o małżeństwie syna ze stambulską ladacznicą. Tylko zupełny fantasta mógłby wtedy przypuścić, że po kilku latach kondycja socjalna rodziny Wittów stanie się dla Zofii obciążeniem. Już na przełomie 1779/1780 roku zaczęły krążyć na' Podolu, a potem w całej Rzeczypospolitej opowieści o niezwykłej urodzie pani Zofii. W początkach 1781 roku Józef i Zofia Wittowie wybrali się w spóźnioną podróż poślubną. W Warszawie pani Wittowa zyskała sympatię króla Stanisława Augusta, była przedmiotem powszechnego podziwu, Stanisław Trembecki poświęcił jej słynny wiersz Do pani Wittowej, przejeżdżającej z mężem przez Warszawę do wód spaskich. Podróż przez Europę okazała się niezwykłym triumfem dziewczyny, która przed czterema zaledwie laty była zwykłą stambulską ulicznicą. W Berlinie przyjął państwa Wittów król Fryderyk II. W belgijskim uzdrowisku Spa zachwycał się urodą, wdziękiem i inteligencją pani Wittowej cesarz austriacki Józef II. Wkrótce potem przybyli Wittowie do Paryża. Tutaj zrobiła Zofia furorę, której doprawdy nikt nie oczekiwał. Przyjmowała ją łaskawie królowa Maria Antonina. Wszystkie te sukcesy były tym godniejsze 56 '¦¦:;• uwagi, iż Zofia znajdowała się ówcześnie w ostatnich tygodniach1 ciąży. 17 października 1781 urodził się państwu Wittom syn, na cześć dziada ochrzczony imieniem Jan, późniejszy generał rosyjski, ponuro wsławiony w czasie powstania listopadowego i w okresie polistopadowych represji politycznych w Warszawie. Opowiadano, że pod koniec swojego wojażu po Francji pani Wittowa została kochanką bardzo pwcześnie młodego Karola d'Artois, przyszłego króla Francji Karola X. W drodze powrotnej przez Wiedeń przyjmował ją z ogromną atencją kanclerz Kaunitz. Przed paru laty nieznana nikomu dziewczyna plebejskiego pochodzenia stała się nagle damą o europejskim rozgłosie. Nic dziwnego, iż po powrocie do Kamieńca nie czuła się dobrze w towarzystwie zazdrosnego męża, w murach starej, nudnej fortecy. Wyrywała się z Kamieńca przy każdej okazji. W roku 1787 odbyła podróż do Stambułu, odwiedzając miejsca, gdzie rozpoczęła się jej niezwykła kariera. Wtedy właśnie rozpoczynała się wojna między Rosją a TurGją, która miała się toczyć aż do przełomu lat 1791/92, a splot wynikłych stąd okoliczności dał Rzeczypospolitej szansę odzyskania suwerennego bytu państwowego i zreformowania ustroju. Pani Wittowa wmieszana była w te sprawy o tyle, że w roku 1788 znalazła się w obozie księcia Grzegorza Potemkina (zresztą w towarzystwie męża, który rezygnował z zazdrości, gdy pojawiały się szansę znacznych korzyści możliwych do uzyskania dzięki urodzie żony). 57 Trzy lata trwał romans pani Wittowej z wszechwładnym wielkorządcą południowej Rosji i Ukrainy, księciem Grzegorzem Potemkinem. Niespodziewana śmierć Potemkina 16 października 1791 sLanowiła zwrot w życiu Zofii Wittowej. Mąż nudził ją i drażnił. Pozostała sama... musiała szukać nowego protektora. Zupełnie niespodziewanie nadarzyła się okazja, która miała ją zaprowadzić na szczyty hierarchii społecznej Europy: w Jassach zapałał do niej namiętną miłością najmożniejszy z magnatów Rzeczypospolitej — Stanisław Szczęsny Potocki. Związek Szczęsnego Potockiego z Zofią Witto-wą, który absorbował ogromnie pana na Tulczy-nie w okresie konfederacji targowickiej i zbrojnej interwencji rosyjskiej w Rzeczypospolitej, nie od razu zaczął ewoluować ku przyszłemu małżeństwu. Towarzysząc Szczęsnemu w Tulczy-nie wiosną 1792 roku, Zofia ciągle nie była peWna swojej przyszłości. Pani Józefina Potocka przebywała z dziećmi w Wiedniu, stanowczo odrzucając pomysły rozwodu. Jedenaścioro dzieci stanowiło w tej kwestii poważny argument, chociaż Szczęsny swoich wątpliwości co do własnego ojcostwa przynajmniej ośmiorga przed opinią publiczną bynajmniej nie ukrywał. W początkach roku 1793 Szczęsny i Józefina spotkali się w Petersburgu. Ich życia osobiste rozdzieliły się już zupełnie, ale pani Potocka nie była skłonna do 58 zgody na rozwód, rozumiejąc, na jakie straty naraziłaby siebie i dzieci. Wobec całkowitej swojej kompromitacji w Rzeczypospolitej po rozbiorze 1793 roku, za który opinia publiczna składała odpowiedzialność przede wszystkim na eks-generała artylerii koronnej16, Potocki postanowił udać się na emigrację. Odgrażał się, że jego ,,ekspatriacja" będzie dożywotnia, co — jak mniemał — miało być dla narodu polskiego bolesną karą za niewdzięczność i brak uznania dla starań pana na Tułczynie o obalenie wszelkimi możliwymi sposobami ,,tyrańskiej" Konstytucji 3 maja.:. W tej sytuacji musiał dojść z żoną do jakiegoś porozumienia przynajmniej w sprawach majątkowych. Po długich sporach dnia 7/18 maja 1793 państwo Potoccy uzgodnili „komplanację", na mocy której Szczęsny przekazał Józefinie zarząd wszystkich swoich majątków, w zamian za coroczną rentę w wysokości 900 tysięcy złp. Potocki postanowił wyjechać z Zofią za granicę. Początkowo brał pod uwagę Holandię lub Anglię, w końcu zdecydował się na Hamburg. Tymczasem zaszło wydarzenie, które w zasadniczy sposób zmieniło sytuację pani Wittowej u boku Szczęsnego: w kwietniu 1793 roku Zofia urodziła mu syna, którego ochrzczono imieniem Konstanty. Trzeba od razu wyjaśnić, iż w związku ze Szczęsnym Potockim Zofia urodzić miała łącznie ośmioro dzieci, troje przed ślubem, pięcioro po zawarciu wreszcie związku małżeńskiego z panem na Tułczynie. Jest faktem dość dziwnym, 59 że wszystkie nieślubne dzieci Szczęsnego i Zofii (Konstanty, Mikołaj i Helena) zmarły we wczesnym dzieciństwie, upraszczając przez to problemy prawno-spadkowe, jakie musiałyby wyniknąć po zgonie ich ojca. Znakomicie wychowało się natomiast pięcioro młodszych, które przyszły na świat już w związku małżeńskim. Pani Wittowd starała się przed wyjazdem za granicę załatwić rozwód z mężem, lecz Józef Witt stawiał bardzo wygórowane żądania finansowe. Cyniczny ten człowiek rozumiał doskonale, że za „najpiękniejszą kobietę Europy" — jak nazywano ówcześnie panią Wittową — można od zakochanego właściciela Tulczyna uzyskać odszkodowanie ogromne. Zwlekał więc i straszył ewentualnym wezwaniem Zofii do powrotu na mocy swoich praw małżeńskich. Nie było to oczywiście zagrożeniem poważnym, niemniej dla pani Wittowej stanowiło przez parę Lat źródło pewnego niepokoju. W latach 1793—1795 Szczęsny Potocki i Zofia Wittowa przebywali w Hamburgu. Tutaj doszły ich wieści o wybuchu w Polsce insurekcji 1794 roku, o zaocznym skazaniu szefów konfederacji targowickiej przez Sąd Najwyższy Kryminalny na śmierć, konfiskatę majątku, pozbawienie wszystkich godności honorowych i wieczną infamię. Na tulczyńską linię Potockich spadła hańba, jakiej nie doświadczyła żadna inna rodzina magnacka w całej historii Rzeczypospolitej. Nic dziwnego, że na świadomości potomków Szczęsnego czyn ich przodka miał ciążyć boleśnie przez następne sto kilkadziesiąt lat. 60 Potocki nie bardzo się tym przejął. Do wściekłości doprowadzała go tylko świadomość, że jacyś plebejusze poważyli się wymienić jego nazwisko w tak drastycznym wyroku, wyroku przeciwko panu na Tulczynie, a więc z natury stosunków społecznych i politycznych Rzeczypospolitej magnatowi uprawnionemu (jak mniemał) do rozstrzygania o losach i przyszłości kraju zgodnie z własną fantazją, do sprzedawania czy darowania ziem Rzeczypospolitej komu by zechciał, Rosji, Prusom czy Austrii... według własnej suwerennej decyzji... Postanowił wyrzec się tytułu Polaka, błagać Katarzynę II o przyznanie mu najwyższego zaszczytu, jaki w jego pojęciu mógł spotkać obywatela byłej Rzeczypospolitej: miana Rosjanina. W październiku 1794 pisał do imperatorowej: „Sceny okrucieństw w Polsce przekonały mnie, że nie powinienem mieć innej ojczyzny, jak tylko Cesarstwo WCMci. Od tej chwili szczycę się tym, że jestem jedynie i niepodzielnie jednym z najwierniejszych Jej poddanych. Serce moje czyni mnie godnym tytułu poddanego WCMci, lecz pragnąłbym wszędzie, gdziekolwiek się znajdę, nosić oznaki wyraźne tego zaszczytu. O ile WCMość uzna za stosowne pozwolenie mi noszenia munduru Jej wojska, uczyni mnie przez to aż nazbyt dumnym, nazbyt szczęśliwym. Jestem godny zostania współbratem tych dzielnych Rosjan, którzy tak są wierni WCMci." Imperatoro-wa prośbę Potockiego uznała za stosowną i osobnym reskryptem przyznała mu najwyższą rosyjską rangę generalską: stopień general-en-chefa 61 w swojej armii. Potocki nie posiadał się z radości: „Wydawało mi się, że miałem szczęście urodzenia się Rosjaninem. Czułem to samo przywiązanie i poświęcenie dla mojej Monarchini i mojej ojczyzny [Rosji], które zjednywały i zjednywać: będą zawsze taki szacunek Rosjanom"17. ¦¦*; W tej sytuacji zmieniły się „ekspatriacyjne" | zamiary Szczęsnego. W maju 1795 postanowił wrócić do Polski. Drogą morską z Lubeki do Petersburga udał srę do ,,kraju", odzyskując | wkrótce posiadanie wszystkich swoich dóbr położonych w zaborze rosyjskim. Pani Wittowa ruszyła natomiast drogą lądową do Lwowa, gdzie rozpoczęła proces rozwodowy z Józefem Wit-tem. 17 listopada 1795 zapadł wyrok sądu cesarskiego we Lwowie, uznający małżeństwo Józefa i Zofii Wittów za nieważne, jako że — twierdziła Zofia w swoich zeznaniach, popartych relacjami krzywoprzysiężnych świadków — w roku 1779 do małżeństwa tego zmuszono ją przemocą. Lecz wyrok lwowski miał moc prawną tylko na obszarze państwa austriackiego, natomiast w zaborze rosyjskim (gdzie zamierzał przebywać Szczęsny Potocki) zależało wszystko od uznania tego wyroku przez generała Witta. W lutym 1796 roku Szczęsny Potocki doszedł w końcu do ugody z dotychczasowym mężem swojej metresy. Po długich i gorszących opinię publiczną targach finansowych, za sumę, której wysokość nie jest po dziś dzień w pełni ustalona, sięgającą jednakże kilkuset tysięcy zftp., Józef Witt uznał moc prawną wyroków lwowskich. Zofia (a właściwie stojący za nią Szczęsny) zabezpieczyła majątkowo swojego 14-letniego ówcześnie syna Jana Witta. Od tej chwili pani Wittowa wolna była od zakusów męża. Pozostała jednak sprawa nie mniej ważna: uzyskanie zgody Józefiny na rozwód ze Szczęsnym, co warunkowało małżeństwo pana na Tulczynie z jego umiłowaną. Józefina Potocki mieszkała w Petersburgu z całą liczną gromadką swoich dzieci. W Tulczynie przebywał Szczęsny wraz z Zofią, która zajmowała de facto pozycję jego małżonki. Zakochany w pięknej damie Potocki obsypywał ją darami, m.in. ofiarował Zofii posiadłość pod Humaniem, którą kosztem aż X5 milionów złp. przekształcono w najwspanialszy park Europy, słynną do dzisiaj Zofiówkę. Sytuacja pani Wit-towej była jednak trudna. W nie wyjaśnionych okolicznościach zmarła cała trójka jej dzieci spłodzonych ze Szczęsnym. Pod koniec roku 1797 była znowu w ciąży. Podejmowała najróżniejsze starania, aby nakłonić Józefinę do zgody na rozwód. Sprawy te nie są całkiem jasne, wydaje się wszelako, iż zdołała pozyskać sympatię przebywającego w Petersburgu najstarszego syna Szczęsnego i Józefiny — - Szczęsnego Jerzego Potockiego (1776—1809). Ów ukochany przez matkę spodziewany dziedzic całego majątku był szczególnym przykładem degeneracji psychicznej, do której doprowadziło go wychowanie w niezwykłych warunkach sytuacji familijnej państwa Potockich. Wychowywany zresztą przede wszystkim przez matkę, od wczesnej młodości dopuszczany do udziału w olbrzymich dochodach ro- 62 63 dziców, Szczęsny Jerzy wyrósł na rozpustnika i hulakę, dotkniętego szczególnym schorzeniem: psychopatyczną żądzą hazardu. Trwonił przy zielonym stoliku tysiące rubli i dukatów, był powodem wielu skandali poruszających opinię Petersburga. Miał jednakże na matkę wpływ znaczny. Zapewne dzięki jego pośrednictwu doszło wreszcie do układu rozwodowego między Stani-sławem Szczęsnym a Józefiną. W początkach 1798 | roku sąd konsystorski w Kamieńcu Podolskim orzekł rozwód między tym dziwnym, niedobranym, choć formalnie aż jedenaściorgiem dzieci pobłogosławionym małżeństwem. Zofia Glavani osiągnęła wreszcie swój cel. Dnia 17/28 kwietnia 1798 w kościele katolickim w Tulczynie otrzymała prawo do nazwiska: Potocka. Ślub był cichy i skromny, ale podwójny: po obrzędzie katolickim powtórzył ceremonię pop prawosławny. Formalnie była to koncesja na rzecz wyznania ,,panny młodej", faktycznie demonstracja lojalności i prawowierności Szczęsnego wobec nowej władzy na Ukrainie. W kilka miesięcy później przyszedł na świat pierwszy z „legalnych" synów Szczęsnego i Zofii — Aleksander Potocki. W październiku 1798 zmarła nagle w Petersburgu pani Józefina Potocka. Likwidacja związanych z tym spraw majątkowych wywołała wiele komplikacji, o których mowa w innym miejscu (Dzieje pięknej Bitynki). Na przełomie lat 1798/99 skłopotani państwo Potoccy udali się w spóźnioną podróż poślubną, między innymi do Włoch. Wkrótce po powrocie na Ukrainę urodził się (w roku 1799, data dzien- 64 na jest nie ustalona) drugi z synów: Mieczysław. W następnych latach przyszły na świat kolejno dwie córki: Zofia (poślubiona później Pawłowi Kisielewowi) i Olga (której mężem, już po śmierci matki, w roku 1824 został Lew Naryszkin). Wreszcie w marcu 1805 roku Zofia Potocka urodziła ostatniego z synów — Bolesława, który miał dożyć schyłku XIX wieku. Bolesław Potocki stał się w Tulczynie przyczyną niezwykłego skandalu. Jak się okazało, Stanisław Szczęsny najprawdopodobniej był nie jego ojcem, lecz... dziadkiem. Wiązało się to z pobytem w Tulczynie pierworodnego syna byłego szefa konfederacji targowi-ckiej — Szczęsnego Jerzego. Skandaliczny tryb życia młodego człowieka zwrócił nań uwagę cara Pawła I. Z rozkazu monarchy Szczęsny Jerzy pod koniec 1799 roku odesłany został pod eskortą do Tulczyna, gdzie oddano go pod nadzór rodzicielski. Trzeba stwierdzić, że ta niezwykła pobłażliwość była dowodem szczególnego uznania dworu petersburskiego dla zasług Stanisława Szczęsnego wobec Imperium Rosyjskiego. Szczęsny przebaczył synowi i zatrzymał go w Tulczynie. Młody człowiek nie zerwał jednak z dotychczasowym trybem życia, nadal oddawał się hazardowi, trwonił ogromne sumy. Stanisław Szczęsny znosiłby to zapewne bez szemrania, gdyby nie ostateczny cios, jaki spotkał go z ręki syna. Uroda macochy wywarła na Szczęsnym Jerzyjn ogromne wrażenie. Zofia dobiegała właśnie czterdziestego roku życia, była od swego pasierba o 16 lat starsza. Mimo tych różnic doszło 5 -- Potomkowie Szczęsnego 65 do romansu i seksualnego zbliżenia tej niezwykłej pary. Stanisław Szczęsny dowiedział się o tym prędko. Zapanowała w Tulczynie atmosfera doprawdy niesamowita. Pogrążony w desperacji Stanisław Szczęsny (jeszcze niestary, miał bowiem zaledwie 53 lata) zapadł ciężko na zdrowiu. Cierpiał od pewnego czasu na uporczywą manię prześladowczą, podejrzewał, że jest ofiarą systematycznego podawania mu trucizny. Zmarł 16/28 marca 1805. Prawie jednocześnie (dokładnej daty nie znamy, na pewno jednak w marcu 1805) Zofia Potocka urodziła ostatnie ze swych dzieci: syna Bolesława. Nie ulega wątpliwości, iż Stanisław Szczęsny zdawał sobie sprawę, kto jest rzeczywistym ojcem tego dziecka. Pogrzeb pana na Tulczynie był wspaniały, lecz zakłócony symbolicznym niemalże wydarzeniem. Po uroczystościach w kaplicy tulczyńskiej pozostawiono zwłoki marszałka konfederacji targo-wickiej w otwartej i nie strzeżonej trumnie. W nocy zakradli się do kościoła jacyś złoczyńcy. Obdarli zwłoki z orderów i klejnotów, zwlekli z nich bogato galonowany mundur rosyjskiego general-en-chefa, w którym (jak najsłuszniej) miano pochować pana na Tulczynie, a nagiego trupa porzucili pod ścianą... Ręka złoczyńcy dopełniła aktu, należącego do kompetencji kata w Warszawie: pozbawiła Potockiego dystynkcji, którymi nagrodzono go za zdradę ojczyzny. Po śmierci Stanisława Szczęsnego Potockiego rozpoczęła się długotrwała walka o jego ogromną schedę. Do spadku pretendowała żona i aż szesnaś-cioro dzieci z dwóch małżeństw. Córki Józefiny były już co prawda częściowo zaopatrzone, jednakże ogromna większość majątku powinna była przypaść jej synom. Obowiązujący na tych obszarach aż do roku 1840 stary polski kodeks cywilny, określany nazwą Statutu litewskiego, nie znał ustawowej wspólnoty małżeńskiej. Po zgonie męża należał się wdowie tylko zwrot posagu (a Zofia me wniosła do majątku Potockich w ogóle nic) oraz udział w ruchomościach. Dobra nieruchome przypadały dzieciom męża, praktycznie rzecz biorąc — tylko synom. Synów tych było siedmiu: Szczęsny Jerzy, Jarosław, Stanisław i Włodzimierz z Józefiny, oraz Aleksander, Mieczysław i Bolesław z Zofii. Dodatkowa komplikacja polegała na tym, że dorosłymi byli tylko synowie Józefiny, natomiast synowie Zofii mieli w chwili śmierci ojca od lat siedmiu do jednego tygodnia życia. Z ogromnej fortuny Stanisława Szczęsnego należało się Zofii — prawnie rzecz biorąc — bardzo niewiele. Jeżeli udało jej się utrzymać przy posiadaniu i nawet własności znacznej części tej fortuny, stało się tak dzięki dwóm okolicznościom: całkowitemu oddaniu najstarszego z pasierbów, zakochanego w niej bezgranicznie Szczęsnego Jerzego, oraz potężnej pomocy wpływowego dygnitarza Imperium, senatora Nikołaja Nowosil-cowa. Nowosilcowa, jednego z najbliższych doradców młodego cesarza Aleksandra I, później osławionego tępiciela polskich ambicji niepodległościowych w Wilnie i Warszawie, poznała Zofia w Petersburgu w styczniu 1806 roku. Urok pani Poto- 66 67 ckiej podbił nawet tak Cynicznego i chłodnego gracza politycznego. Między senatorem a „najpiękniejszą kobietą Europy" (pani Potocka miała już 46 lat, lecz uchodziła nadal za symbol wdzięku i urody) zawiązał się romans, który miał przesądzić o sukcesie Zofii w procesie spadkowym. Trudno w tym miejscu analizować, z punktu widzenia psychologii, erotycznej, niezwykłe stosunki między Zofią a jej dwoma jednoczesnymi kochankami: Nowosilcowem i Szczęsnym Jerzym Potockim. (Zainteresowanych czytelników odsyłamy znowu do Dziejów pięknej Bitynki). Można sądzić, iż Szczęsnego Jerzego Zofia kochała naprawdę, był on jednakże dla niej ogromnym kłopotem. Postarała się prędko o wysłanie go za granicę, na kurację do Francji (cierpiał na bliżej nie zidentyfikowaną chdrobę, może gruźlicę płuc). Do końca troszczyła się o warunki jego egzystencji, mimo utrudnień wynikających z ówczesnych wydarzeń wojennych wysyłała mu systematycznie duże przekazy pieniężne. Szczęsny Jerzy zmarł zresztą prędko — w październiku 1809 roku.-Jeszcze za jego życia, lecz bez jego udziału (przed wyjazdem za granicę zostawił Zofii całkowitą plenipotencję), pani Potocka doprowadziła do ostatecznego, korzystnego dla siebie podziału spadku po Stanisławie Szczęsnym. Mimo ogromnych sprzeciwów i intryg synów jej męża z drugiego małżeństwa — Jarosława i Stanisława — uzyskała, dzięki pomocy Nowosilcowa, wyrok Senatu petersburskiego przyznający jej pełny udział w spadku i opiekę nad dobrami, które dziedziczyły nieletnie jej dzieci. W marcu 1809 68 roku została ostatecznie uzgodniona umowa o podziale majątku Stanisława Szczęsnego Potockiego między wszystkich spadkobierców. Dokładne wyliczenie podziału jest już dzisiaj niemożliwe. W każdym razie w posiadaniu Zofii Potockiej pozostała mniej więcej połowa ogromnego majątku pana na Tulczynie, między innymi dobra tulczyń-skie i humańskie. Testamentem z dnia 4 sierpnia 1809 roku Szczęsny Jerzy pozostawił cały swój majątek siostrom przyrodnim,- Zofii i Oldze — a więc użytkowanie tych dóbr przypadło ich matce. Z całej tej skomplikowanej afery Zofia Potocka wyszła z nadspodziewaną korzyścią. Niemniej już w roku 1809 ogromna fortuna Stanisława Szczęsnego Potockiego poczęła się rozpadać. Miarą wielkości tego majątku jest wszelako fakt, że nawet ta „resztka", która dostała się w końcu w posiadanie Mieczysława Potockiego, była jednym z największych majątków w całej Europie. W roku 1820, zapewne z okazji ukończenia 21 roku życia, syn Zofii i Stanisława Szczęsnego, Mieczysław, uznał, iż nadszedł czas, aby mógł samodzielnie dysponować należną mu — przynajmniej prawnie, chociaż niekoniecznie z moral-no-obyczajowego punktu widzenia ¦— częścią rodzinnej fortuny. Przedstawiamy niżej dramatyczne okoliczności zawładnięcia przezeń znaczną częścią dóbr ojcowskich. Ironia Historii sprawiła, iż ta „mniejsza część" dziedzictwa tulczyńskich Potockich, przejęta przez Mieczysława, stała się podstawą majątku, przeniesionego następnie do Francji i wskutek ogólnej europejskiej prospe- 69 rity XIX wieku wyrosłego tamże do rozmiarów jednej z największych fortun kontynentu, podczas gdy dzielone na Ukrainie dobra Potockich zmarniały niemal doszczętnie, a w końcu zostały wywłaszczone po rewolucji 1917 roku. Zofia Potocka zmarła w Berlinie 24 listopada 1822 roku. Pod koniec życia cierpiała na chorobę po dziś dzień zupełnie nieuleczalną: złośliwy nowotwór narządów rodnych z licznymi przerzutami. Szukała beznadziejnego ratunku u lekarzy berlińskich. Otoczona troską córek, z miłością wspominając synów, Aleksandra i Bolesława, odeszła z tego świata przeklinając wyrodnego Mieczysława. Testament Zofii Potockiej z dnia 23 maja (4 czerwca) 1822 roku, sporządzony w Petersburgu i złożony w archiwach Rady Opiekuńczej Cesarstwa Rosyjskiego, wyłączał od wszelkiego po niej dziedziczenia syna Mieczysława. Zamknął on przed nią — jak pisała — drzwi domu w Tul-czynie, w którym spędziła 24 lata życia, a ,,pod nieobecność moją zabrał wszystkie 40-letnie pisma mojej korespondencji i papiery, zabrał samowolnie należące do mnie: srebrne drogocenne zastawy, obrazy i rysunki wybitnych artystów, bibliotekę, meble, znaczne zapasy wina w piwnicach, konie, ekwipaże" i różne inne ruchomości w Tulczynie, wartości co najmniej 100 tysięcy dukatów (tj. prawie 2 miliony złp.), nie mówiąc oczywiście o dobrach ziemskich. To, co pozostało Zofii Potockiej, składało się ze znacznych dóbr w guberniach kijowskiej, podolskiej, chersoń-skiej i jekaterynosławskiej, z licznych kapita- 70 łów w bankach, złota, srebra, brylantów, mebli, ekwipaży i stadnin. Na ziemiach jej pracowało 37 tysięcy rodzin chłopskich — w rosyjskim pojęciu „dusz" — o statucie niemal niewolniczym. Majątek ten podzielony został po jej śmierci między synów Aleksandra (który otrzymał Humań z Zofiówką) i Bolesława oraz córki Zofię i Olgę. Mieczysława -Potockiego matka wydziedziczyła całkowicie18. Paradoksalnym zbiegiem okoliczności tylko on i jego syn zachowali po wiek XX część majątku Potockich. Dziedzictwo Aleksandra Potockiego ¦— który w roku 1831 odznaczył się piękną postawą patriotyczną —¦ zostało skonfiskowane na rzecz skarbu Cesarstwa. Dziedzictwo Bolesława Potockiego wsiąkło w dobra rosyjskie na Ukrainie, podobnie jak majątki należące do posagu Zofii i Olgi. Synowie Szczęsnego z Józefiny Mniszchówny nie ocalili również nic z wielkiego majątku dziada i ojca. Gigantyczna fortuna Franciszka Salezego Potockiego została niemal doszczętnie zmarnowana. W wieku XVIII i XIX nikt oczywiście nie mógł rozumieć, że majątek ten powstał z wieloletniego trudu setek tysięcy polskich i ukraińskich chłopów, że tylko przez zbieg okoliczności, należących do całego układu niesprawiedliwych społecznie stosunków na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej, dorobek ten mógł stać się przedmiotem dyspozycji nielicznych uprzywilejowanych jednostek. Zrozumiano to w wieku XX. Dopiero dzisiaj następuje historyczne rozliczenie dawnych rodzin magnackich z użycia majątków, dyspozycję którymi przypadek złożył w ich ręce. Trudno zasta- 71 nawiać się obecnie nad losem fortun rozproszonych lub zmarnowanych wskutek burz dziejowych wieku XVIII, XIX i XX. Pozostaje jednak problem społeczny i moralny losu tych majątków, które przetrwały do naszych czasów, a mimo to w żaden sposób nie posłużyły sprawie Narodu. Do tych właśnie należy fortuna odziedziczona przez Mieczysława Potockiego, a roztrwoniona następnie przez jego sukcesorów. SYN 72 Nie jest znana dokładna data urodzenia Mieczysława Potockiego (z napisu na jego grobowcu w kaplicy cmentarza gminy Montresor we Francji, gdzie został pochowany, wiadomo jedynie, że przyszedł na świat w Tulczynie w 1799 roku). Brak również jakichkolwiek informacji dotyczących jego dzieciństwa, wychowania i wykształcenia. Był podobno ulubionym i faworyzowanym dzieckiem swej matki, co jego postępek z roku 1820 stawia w tym gorszym świetle. W każdym razie nie wiadomo o jakimkolwiek kształceniu go w szkole publicznej. Otrzymał najpewniej wykształcenie wyłącznie domowe, które mogło stać zresztą na dość wysokim poziomie, jako że panią Potocką stać było na utrzymanie w Tulczynie najlepszych preceptorów. Jak twierdzi Wincenty Bełżecki, we wczesnej młodości Mieczysław zachowywał wobec matki pozory uległości i lojalności — „umiał wygrać rolę pochlebstwa z nią w okazywaniu szacunku i przywiązania fałszywego"19. Wydaje się, że dość wcześnie zaczął zamyślać o opanowaniu w stosownej chwili większości majątku rodowe- •75 go. Sytuacja rodzinno-majątkowa pani Potockiej i jej pięciorga dzieci nie była jasno uregulowana. Całość schedy po mężu, uzyskanej dla siebie i swych dzieci, Zofia starała się utrzymać pod własną wyłącznie kontrolą, mimo że w 1819 roku najstarszy z jej synów spłodzonych ze Szczęsnym ukończył 21 lat, a do wieku tego zbliżał się drugi z kolei, Mieczysław. Aleksander Potocki (1798— 1868) przebywał w Petersburgu, służąc w cesarskim pułku gwardii konnej (,,kawalergardów"), gdzie miał ówcześnie rangę sztabsrotmistrza. Wydawało się jednak oczywiste, iż po zakończeniu służby wojskowej on właśnie jako najstarszy w swojej linii z rodziny Potockich obejmie siedzibę rodową — Tulczyn oraz największy dział majątkowy. Skoro Szczęsny Jerzy zmarł bezpotomnie, a Tulczyn nie dostał się w posiadanie żadnego innego z synów Józefiny, z mocy prawa i tradycji główna siedziba rodowa z wszystkimi ruchomościami, dziełami sztuki, biblioteką, a nade wszystko archiwami rodzinnymi powinna przejść w ręce Aleksandra. Można jednak sądzić, iż taki obrót sprawy nie odpowiadał Mieczysławowi, który podczas nieobecności starszego brata przywykł do roli dziedzica Tulczyna. Trudno osądzić, jak wyglądały stosunki między braćmi, których dzielił zaledwie jeden krok życia. Różnili się na pewno ogromnie usposobieniem i temperamentami. W każdym razie zaradnością życiową, zdecydowaniem działania, sprytem i bezwzględnością Mieczysław niesłychanie brata przewyższał; Aleksander natomiast górował nad nim tylko jedną cechą: uczciwością i zacnością charakteru. Mieczysław Potocki. Miniatura portretowa z 1844 roku autorstwa Antoniego Langa oraz podpis Mieczysława z księgi gości Branickich z Montrćsor (Zbiory zamku Montresor) 76 77 Było zresztą charakterystyczne dla tego rodzeństwa, że spośród pięciorga młodych Potockich — dzieci Zofii — czwor.o pozostawało zawsze w dobrej komitywie: Aleksander, Bolesław, Zofia i Olga. Odcinał się natomiast od nich i nigdy nie umiał czy nie chciał dojść z nimi do porozumienia właśnie Mieczysław. Mieczysław Potocki doczekał spokojnie dwudziestego pierwszego roku życia, gdy mógł wreszcie pretendować do samodzielności majątkowej. Postanowił wtedy opanować Tulczyn i największy dział rodzinny drogą swoistego zamachu. Posunął się do czynu, który zdumiał podobno całą szlachecką opinię publiczną na Podolu. Pewnego dnia Zofia wyjechała razem z Bolesławem i córkami do jednego ze swych majątków, Niemirowa (dokładna data jest nieznana, działo się to zapewne latem 1820 roku). Mieczysław czekał długo na podobną okazję. Włamał się do apartamentów matki, zabrał wszystkie kosztowności, zostawiając tylko ubrania i futra, przede wszystkim zawładnął dokumentami dotyczącymi administracji dóbr — i natychmiast objął zarząd majątków w Tulczynie i Olchowie, o ogólnej powierzchni kilkuset tysięcy hektarów, z ludnością poddańczą około 28 tysięcy rodzin. Poprzednia sytuacja prawna tych ziem nie jest jasna. Mieczysław był uznawany za właściciela — prawem dziedzictwa po Stanisławie Szczęsnym — znacznej części dóbr przypadłych Zofii i jej dzieciom w wyniku „komplanacji" 1809 roku, lecz samodzielnie jeszcze niczym nie władał. Niemniej jego prawa były najwidoczniej uznawane przez klien- tów domu tulczyńskiego i administrację folwarczną. Inaczej podobny zamach nie mógłby się powieść. Chodziło nie tyle o własność dóbr, które w takich czy innych rozmiarach, ale bezspornie w znacznej części musiały i miały przypaść drugiemu z synów Zofii i Szczęsnego. Chodziło nade wszystko o sam Tulczyn jako główną siedzibę rodową oraz miejsce nagromadzenia znacznych dóbr ruchomych, nie mówiąc już o archiwach rodzinnych, dziełach sztuki, broni z minionych stuleci, będącej świadectwem dawnej chwały rodu Potockich... Mieczysław zagarnął to wszystko bez zamiaru dzielenia się z rodzeństwem. Zofia dowiedziała się prędko o s-ui generis zamachu stanu w Tulczynie i natychmiast wróciła do pałacu. Mieczysław nie wyszedł na jej powitanie, zamknął się natomiast w swoich apartamentach i oczekiwał spokojnie ostatecznego starcia z matką. Stwierdziwszy rabunek wszystkiego, co miała ,,ze srebra, złota, klejnotów etc.", Zofia wtargnęła do gabinetu Mieczysława. Powtarzaną zapewne często w przekazywanej z ust do ust relacji o tym wydarzeniu rozmowę między matką a synem zanotował Bełżecki: ,,— To ty, Mieczysławie, ograbiłeś mnie ze wszystkiego, co posiadałam? Ów, nie podniósłszy się z fotela, lecz nadal siedząc, odwrócił się do niej i rzekł: — Nie wziąłem niczego, co jest mamy własnością, tylko tó, co do mnie prawnie należy. Mamy garderoby nie tknąłem. Natomiast to, co do mnie 78 79 należało, zabrałem i jest już moją własnością. Z uwagi zaś na mój spokój i prawo do swobodnego rządzenia we własnym domu, proszę mamę wyprowadzić się stąd, gdzie się jej podoba. Odtąd władza moja w Tulczynie staje się bezpośrednia. Przeznaczam mamie dziesięć dni do wyprowadzenia się z mojego domu. I obróciwszy się z fotelem do biurka, pisanie swoje kontynuował"20. Zofia osłupiała, a następnie podniosła krzyk, który wstrząsnął całym pałacem. Południowy temperament pani Potockiej znalazł gorzkie ujście. Łatwo można sobie wyobrazić przekleństwa, jakie miotała na głowę wyrodnego syna po grecku, turecku, polsku i rosyjsku. ,,On nie zwrócił na to uwagi, milczał i pisanie swoje przedłużał". Trudno wątpić, że ta niezwykła scena rodzinna ściągnęła do apartamentów liczną służbę i folwarcznych administratorów. Rzecz ciekawa, Zofia nie znalazła w tych ludziach dostatecznie mocnego oparcia. Mieczysław zatriumfował. Pani Potocka udała się do swoich pokojów, a następnie napisała listy do nieobecnych wtedy w Tulczynie dzieci — Aleksandra i córki Zofii. „Na wezwanie matki wszyscy w jednym dniu zjechali się [do Tulczyna]. Mieczysław nie wyszedł do nich ze swoich apartamentów i przez lokaja swego objawił wszystkim, że jest niezdrów i zajęty ważnym pisaniem, dlatego widzieć się z nikim nie może. Zamknął się w swych apartamentach i nikogo do siebie nie przypuścił. Trzy dni minęły, a on nikomu na _oczy się nie pokazał. Przeto wszyscy razem z matką wyjechali z Tulczyna do [majątku najmłodszego, piętnastoletniego ówcześnie] Bolesława [w Niemirowie]"21. Jest faktem zastanawiającym, że ten nacisk moralny nie wystarczył do przekonania Mieczysława o niegodziwości swego postępku * ani odebrania mu władzy w Tulczynie. Bolesław niewiele mógł zdziałać. Lecz zjawił się w Tulczynie najstarszy z synów, 22-letni ówcześnie Aleksander, oficer gwardii cesarskiej, a u jego boku stanęły siostry: 19-letnia Zofia i 17-letnia Olga. Jest bardzo zastanawiające, że połączone siły całej piątki nie przemogły zawziętego uporu Mieczysława Potockiego. W łonie tej rodziny, z pozoru tak zgodnej, istnieć musiały dziwne sprzeczności, spory i kontrowersje. Zofia Potocka nie była jednak bezbronna. Mia-ła rozgałęzione znajomości w Petersburgu, sięgające osoby samego cesarza Aleksandra I. Po jej stronie musiał stanąć wpływowy senator Nikołaj Nowosilcow. Najstarszy z jej synów, spłodzony z Józefem Wittem — Jan Witt, wówczas 38-letni, miał stopień generał-lejtnanta, dowodził korpusem jazdy, a poza tym sprawował urząd naczelnika kolonii wojskowych guberni jekaterynosław-skiej i chersońskiej. Był szefem znacznej części rosyjskiej policji politycznej i wojskowej, wkrótce potem miał odegrać ponurą rolę przy de-konspiracji spisku dekabrystów22. Do matki odnosił się raczej chłodno, w trudnych sytuacjach nie odmawiał jej wszelako pomocy, gdy mógł się posłużyć swoimi kontaktami towarzyskimi lub służbowymi. Innych ewentualnych sprzymierzeńców miała Zofia pod dostatkiem. 80 Potomkowie Szczęsnego 81 należało, zabrałem i jest już moją własnością. Z uwagi zaś na mój spokój i prawo do swobodnego rządzenia we własnym domu, proszę mamę wyprowadzić się stąd, gdzie się jej podoba. Odtąd władza moja w Tulczynie staje się bezpośrednia. Przeznaczam mamie dziesięć dni do wyprowadzę-) nia się z mojego domu. I obróciwszy się z fotelem do biurka, pisanie swoje kontynuował"20. Zofia osłupiała, a następnie podniosła krzyk, który wstrząsnął całym pałacem. Południowy temperament pani Potockiej znalazł gorzkie ujście. Łatwo można sobie wyobrazić przekleństwa, jakie miotała na głowę wyrodnego syna po grecku, turecku, polsku i rosyjsku. ,,On nie zwrócił na to uwagi, milczał i pisanie swoje przedłużał". Trudno wątpić, że ta niezwykła scena rodzinna ściągnęła do apartamentów liczną służbę i folwarcznych administratorów. Rzecz ciekawa, Zofia nie znalazła w tych ludziach dostatecznie mocnego oparcia. Mieczysław zatriumfował. Pani Potocka udała się do swoich pokojów, a następnie napisała listy do nieobecnych wtedy w Tulczynie dzieci — Aleksandra i córki Zofii. „Na wezwanie matki wszyscy w jednym dniu zjechali się [do Tulczyna). Mieczysław nie wyszedł do nich ze swoich apartamentów i przez lokaja swego objawił wszystkim, że jest niezdrów i zajęty ważnym pisaniem, dlatego widzieć się z nikim nie może. Zamknął się w swych apartamentach i nikogo do siebie nie przypuścił. Trzy dni minęły, a on nikomu na oczy się nie pokazał. Przeto wszyscy razem z matką wyjechali z Tulczyna do [majątku najmłodszego, piętnastoletniego ówcześnie] Bolesława [w Niemirowie]"21. J> st faktem zastanawiającym, że ten nacisk moi.ilny nie wystarczył do przekonania Mieczysław a o niegodziwości swego postępku ani odebrania mu władzy w Tulczynie. Bolesław niewiele mógł zdziałać. Lecz zjawił się w Tulczynie najstarszy z synów, 22-letni ówcześnie Aleksander, oficer gwardii cesarskiej, a u jego boku stanęły siostry: 19-letnia Zofia i 17-letnia Olga. Jest bardzo zastanawiające, że połączone siły całej piątki nie przemogły zawziętego uporu Mieczysława Potockiego. W łonie tej rodziny, z pozoru tak zgodnej, istnieć musiały dziwne sprzeczności, spory i kontrowersje. Zofia Potocka nie była jednak bezbronna. Mia-ła rozgałęzione znajomości w Petersburgu, sięgające osoby samego cesarza Aleksandra I. Po jej stronie musiał stanąć wpływowy senator Nikołaj Nowosilcow. Najstarszy z jej synów, spłodzony z Józefem Wittem — Jan Witt, wówczas 38-letni, miał stopień generał-lejtnanta, dowodził korpusem jazdy, a poza tym sprawował urząd naczelnika kolonii wojskowych guberni jekaterynosław-skiej i chersońskiej. Był szefem znacznej części rosyjskiej policji politycznej i wojskowej, wkrótce potem miał odegrać ponurą rolę przy de-konspiracji spisku dekabrystów22. Do matki odnosił się raczej chłodno, w trudnych sytuacjach nie odmawiał jej wszelako pomocy, gdy mógł się posłużyć swoimi kontaktami towarzyskimi lub służbowymi. Innych ewentualnych sprzymierzeńców miała Zofia pod dostatkiem. 80 6 — Potomkowie Szczęsnego 81 Co prawda nie sprzyjało jej ogólne nastawienie podolskiej opinii publicznej. Charakterystyczna ksenofobia szlachty polskiej i nie mniej charakterystyczna jej czołobitność wobec najmożniej-szych magnatów sprzyjały szukaniu źródeł zdrady Stanisława Szczęsnego z lat 1791—1793 w rzekomym wpływie metresy obcego pochodzenia, przypuszczalnej agentki dworu rosyjskiego, kobiety — jak sądzono — zdemoralizowanej do szczętu i upodlonej, która miała sprowadzić rzekomo wahającego się Szczęsnego z drogi powinności patriotycznej na drogę zaprzaństwa i służby dla wrogiego mocarstwa. W latach 1798— 1805 liczne epigramaty i anegdoty, upowszechniane na Ukrainie, piętnowały konduitę osobistą i rolę polityczną Zofii Wittowej. Jak wiadomo z późniejszych badań historycznych, na przełomie lat 1791/1792 Zofia odegrała rolę przeciwną tej, jaką jej opinia polska imputowała: odwodziła właśnie Szczęsnego od współpracy z Rosją, starała się go nakłonić do powrotu do Warszawy i uznania Konstytucji 3 maja. O tych sprawach nikt jednak w latach 1815—1822 na Ukrainie nie wiedział, a Zofia (oczywiście) nie miała ani okazji, ani sposobu, aby o swojej rzeczywistej roli u boku męża opinię publiczną informować. Spokojnie znosiła cały ciężar odium, jakie spadło na nią z racji zdrady Szczęsnego, nie protestując przeciwko przypisywaniu jej inspiracji do tej zdrady przez opinię miejscowej szlachty polskiej, która — co prawda — w znacznej większości służyła teraz wiernie i z prawdziwym oddaniem dworowi rosyjskiemu, ale podobną postawę oj- 82 ców sprzed ćwierci wieku skłonna była surowo / pętnować. Jak by nie było, pani Potocka nie cieszyła się wśród szlachty podolskiej popularnością, a nawet była ciągle surowo ganiona. W znacznym stopniu umożliwiło to zapewne opanowanie siedziby tulczyńskiej przez Mieczysława Potockiego. Opinia publiczna sprzyjała raczej młodzieńcowi, który rokował jeszcze duże nadzieje, a był synem wprawdzie niegodnego, lecz rzekomo tylko przez splot tragicznych okoliczności sprowadzonego na drogę zdrady właściciela Tul-czyna. Może ów młody potomek miał dla rodu Potockich odzyskać rzeczywistą sławę? Dziwne, że miejscowa opinia popierała Mieczysława, zapominając o pierworodnym Aleksandrze. Lecz było to najpewniej winą samego Aleksandra. Człowiek ten pełen szlachetnych impulsów i świadomy swoich patriotycznych obowiązków (w kilka lat później opuścił służbę wojskową w gwardii cesarskiej, już w stopniu pułkownika i w przededniu awansu generalskiego, nie chcąc wiązać swego nazwiska z dworem petersburskim; później, w roku 1831, miał podjąć starania o zorganizowanie na swój koszt pułku walczącego w armii polskiej powstania listopadowego) był jednak psychicznie słaby i niezdolny do przeciwstawienia się uzurpacji młodszego brata. Mieczysław cieszył się w początkach swojej kariery sporą popularnością wśród miejscowej szlachty, do czego przyczyniały się niewątpliwie jego maniery i codzienne zachowanie -r- śmiałość, odwaga, pewność siebie, mina „prawdziwego magnata"... Niełatwo było walczyć z przeciwnikiem, e- 83 którego miejscowa opinia uznała za prawowitego dziedzica Tulczyna. Trzeba w tym miejscu stwierdzić, że sytuacja Tulczyna jako części dóbr Potockich, a zarazem miasteczka dość znanego i uczęszczanego na Ukrainie, była ówcześnie bardzo złożona. Wkrótce po roku 1812 część miejską osiedla, dotychczas stanowiącą prywatną własność rodziny Potockich, Zofia Potocka sprzedała rosyjskiemu skarbowi imperialnemu. W Tulczynie zainstalowano wtedy dowództwo południowej grupy wojsk rosyjskich.: Niemniej pałac, park, okoliczne nieruchomości, a nade wszystko otaczające Tulczyn wielkie dobra ziemskie, pozostały własnością Potockich. Dopiero pod koniec XIX wieku cały rejon Tulczyna miał przejść w posiadanie skarbu cesarskiego. W każdym jednak razie władze petersburskie zwracały uwagę na wydarzenia w tym rejonie, a posunięcia majątkowe Potockich były pilnie śledzone, nie tylko ze względu na osobiste stosunki pani Zofii. Tym dziwniejsze się wydaje, że pani Potocka nie zdołała doprowadzić do pozytywnego dla siebie załatwienia sprawy z wyrodnym synem. / Zofia uniosła się usprawiedliwionym gniewem, który popchnął ją do posunięć nieobliczalnych. Całą niżej przedstawioną sprawę znamy już tylko z pamiętnika Wincentego Bełżeckiego. Nie zachowały się (w każdym razie w archiwach polskich) żadne dokumenty dotyczące sporu Zofii Potockiej z synem Mieczysławem. Można jednak uznać relację Bełżeckiego za całkowicie w tym punkcie wiarygodną. Opisane przez niego wypadki godzą 84 się znakomicie ze znanymi skądinąd cechami charakteru wszystkich uczestników konfliktu. Po wyjeździe z Tulczyna Zofia Potocka zamieszkała w Humaniu. Tam właśnie poczęła rozważać sposoby napiętnowania niegodziwego Mieczysława. Podobno za radą „pewnego jurysty" postanowiła zakwestionować publicznie prawo Mieczysława do jakiegokolwiek uczestnictwa w spadku po Stanisławie Szczęsnym. Nie wiadomo, czy dopiero wtedy przypomniała sobie okoliczności swojego zajścia w ciążę w roku 1799, czy też sprawy te były zawsze w Tulczynie przedmiotem dyskretnej, ale tym bardziej dręczącej pamięci. Ujawniła swojemu adwokatowi (owemu „juryście") cały splot okoliczności związanych z narodzinami Mieczysława. Pozbawiony skrupułów, choć niewątpliwie bardzo zręczny prawnik poradził jej skorzystanie z tej afery. Jeżeli w dawnej Rzeczypospolitej chciał ktoś zachować dla współczesnych i potomnych, a także rozgłosić w miarę szeroko jakiś ważny dla siebie dokument czy manifest, miał po temu jeden nade wszystko sposób: wnosił fza pewną opłatą) odnośny tekst do ksiąg grodzkich lub ziemskich, przechowywanych ,,po wieczne czasy" na ratuszu w najbliższym mieście lub w siedzibie tzw. kancelarii ziemskiej. Akta te były ogólnie dostępne, każdy mógł do nich zajrzeć, a za stosowną opłatą mógł uzyskać uwierzytelniony odpis danego tekstu. Służyło to głównie, lecz nie tylko, sprawom majątkowym. Problemy polityczne, niekiedy największego znaczenia, a również wydarzenia po- 85 wiatowe i sprawy rodzinne, znajdowały odpowiednie miejsce w księgach ziemskich lub grodzkich. Jeżeli jakiś fakt budził szersze zainteresowanie, było wielu chętnych do poniesienia niewielkiego w końcu kosztu dla uzyskania wierzytelnego odpisu wniesionego do ksiąg dokumentu. Zwyczaj ten utrzymał się na obszarze zaboru rosyjskiego do połowy XIX wieku. W roku 1820 Zofia Potocka wniosła do akt (nie wiadomo jakich) manifest, „którym objawia, że Mieczysław, jej syn, nie jest prawym sukcesorem Stanisława [Szczęsnego] Potockiego, jej męża, tylko jest synem Karakolego, weneckiego bandyty, który w przejeździe jej po obcych krajach w czasie noclegu napadł na jej stancję i gwałt jej zadał. A przeto, jako nieprawego sukcesora Stanisława [Szczęsnego] Potockiego, Mieczysława Karakolego od majątku odsądzić i ony prawym sukcesorem do podziału przyznać [należy]"24. Była to deklaracja, która wprawiła współczesnych w osłupienie, a nawet dzisiejszego historyka poważnie zastanawia. Jest oczywiste, iż Zofia Potocka działała w stanie poważnego zaburzenia równowagi psychicznej, usprawiedliwionego zresztą haniebnym zachowaniem się Mieczysława, a ogłaszając podobny manifest, nie wzięła pod uwagę wszystkich jego możliwych skutków. Moralnie rzecz biorąc, miała po swojej stronie rację oczywistą. Z dzisiejszego punktu widzenia istotnym jest pytanie, czy miała także rację merytoryczną: czy w czasie napadu była naprawdę zgwałcona, oraz — czy mogła wskutek tego przypuszczać, iż Mieczysław nie był synem Stanisława Szczęsnego? Co do samego faktu gwałtu trudno cokolwiek suponować. Świadectwa Zofii zakwestionować nie można. Kim był wszelako ów Karakoli vel Caracolli?. Zastanawia fakt, że nazwisko szefa rozbójniczej bandy, która napadła na jej stancję, Zofia tak dobrze zapamiętała. Przypadkowy napad nie dawałby po tętnu okazji, chyba że jego sprawca został następnie ujęty i ukarany (o czym nic nie wiadomo) lub że napastnik był skądinąd człowiekiem znanym. Historyk nie może się bawić w zbyt daleko sięgające supozycje. Nazwiska „Caracolli" nie znajdujemy w żadnym z włoskich słowników biograficznych, chociaż mógł żyć w końcu XVIII wieku bandyta włoski (wywodzący się z Wenecji lub na obszarze Wenecji grasujący?), który tak się nazywał. Prawdopodobnie w szczegółowych opracowaniach lub publikacjach dokumentów włoskich postać tę można by odnaleźć. Historyk polski nie ma ani możliwości, ani wystarczającego impulsu badawczego do podejmowania podobnych poszukiwań. W każdym razie zastanawia jedna sprawa: nazwisko owego „Karakolego", w wersji włoskiej Caracollego, jest zdumiewająco bliskie nazwisku człowieka, który akurat w tej epoce odegrał w Italii dużą rolę polityczną. Francesco Caracciollo (1752—1799) był znakomitym dowódcą floty w służbie Królestwa Neapolu. Pochodził z jednej z najstarszych rodzin włoskich, o genealogii podobno aż bizantyjskiej. Gdy po zajęciu Włoch przez rewolucyjne wojska francu- 86 87 skie pod dowództwem Napoleona Bonapart z ziem dawnego Królestwa Neapolu utworzom krótkotrwałą Republikę Partenopejską, Carac ciollo zgłosił się do służby w siłach morskicl. rewolucyjnych Włoch. Pokonany w walce z siła* mi brytyjskimi, dowodzonymi przez sławnegc admirała Nelsona, wzięty do niewoli, został z roz| kazu Nelsona powieszony w Neapolu w 1799 roi ku. Akt ten był zapewne najhaniebniejszą decyzją, w całej karierze Horatio Nelsona, a na długie| lata skompromitował jego nazwisko i działania « brytyjskie w rejonie Morza Śródziemnego. Jedna jj tylko przesłanka łączy Caracciollego ze sprawą | narodzin Mieczysława: niezwykłe podobieństwo Jj jego nazwiska, niemal identyczność z nazwiskiem • gwałciciela Zofii. Państwo Potoccy podróżowali po Italii na przełomie lat 1798/99. Cóż takiego mogło zajść w czasie tego wojażu, co stało się po latach! powodem zakwestionowania ojcostwa Stanisława 1 Szczęsnego i przytoczenia w dokumentach — | jako „weneckiego bandyty" — nazwiska nadzwy- ] czaj podobnego do nazwiska neapolitańskiego"[ admirała tej epoki? Dalej sięgające przypuszczę- \ nia byłyby zbyt ryzykowne. Jest oczywiście , możliwe, że przeinaczana i uzupełniana w rela- ? cjach ustnych plotka o okolicznościach spłodzę-'{, nia Mieczysława zmieniła na przykład awantur- \ nicznego admirała w bandytę, a romans z wybitnym oficerem — w gwałt w czasie napadu na oberżę. Niełatwo jest wszelako uznać prawdopodobieństwo takiego zbiegu okoliczności. Jakie inne przesłanki mogłyby przemawiać za 88 hipotezą, iż Mieczysław Potocki nie był biologicznym synem Stanisława Szczęsnego? Nie byłoby stosowne przypominanie w tym miejscu, że w świetle dzisiejszej wiedzy, opartej na bardzo licznych dokumentach epoki, spośród 11 dzieci Stanisława Szczęsnego, spłodzonych w związku z Józefiną Amalią Mniszchówną, faktycznie tylko troje najstarszych było dziećmi swojego oficjalnego ojca. Żaden to argument; akurat Zofia mogła płodzić swoje dzieci tylko w łożu ze Stanisłąwem Szczęsnym. Nie można jednak pominąć faktu, że Mieczysław Potocki odróżniał się ogromnie od swoich rodziców i rodzeństwa cechami morfologicznymi. Jedyny ocalały jego portret (miniatura ze zbiorów zamku Montresor we Francji) ukazuje nam mężczyznę o urodzie Greka, Włocha lub Hiszpana, przystojnego bruneta o wręcz skrajnych cechach karnacji. Oczywiście: matka jego była Greczynką, brunetką wyjątkowej urody. Wszelako Stanisław Szczęsny był jasnym blondynem, a żadne z jego rzeczywistych dzieci nie odziedziczyło smagłej cery i kruczoczarnej czupryny. Wyjątkiem był właśnie Mieczysław. Nikła to przesłanka dowodowa, ale jednak jakieś poparcie dla sugestii Zofii. Jest jeszcze jeden czynnik skłaniający do uznania twierdzenia pani Potockiej za przynajmniej prawdopodobne: wszystki dzieci Stanisława Szczęsnego, jakkolwiek zdemoralizowane, rozpustne i psychicznie słabo zorganizowane, różniły się jednak zdecydowanie od Mieczysława. Tylko on ujawniał cechy awanturniczego temperamentu, bezwzględności, okrucieństwa i odwagi niekiedy 89 szaleńczej, przy swoistym a wielce charakterystycznym skąpstwie i żądzy gromadzenia dóbr materialnych. Jest to przesłanka sama w sobie nikłej wartości, której jednak nie można pominąć przy rozważaniu tej dziwnej sprawy. W każdym razie twierdzenie Zofii Potockiej, że syn jej Mieczysław był owocem gwałtu, którego ofiarą padła we Włoszech pod koniec 1798 lub w początkach 1799 roku, trzeba uznać za prawdopodobne co najmniej w pięćdziesięciu procentach. O niczym to nie przesądza, stawia \ jednak Mieczysława i jego syna Mikołaja jako członków rodziny „Pilawitów" Potockich w dość szczególnej sytuacji. Z jednej strony uznanie tej hipotezy uwolniłoby Mieczysława i Mikołaja od dziedzictwa hańby Targowicy, z drugiej jednak strony stawiałoby pod znakiem zapytania moralne prawo do uzyskania i zachowania przez nich największej części rodowej schedy. Mieczysław bynajmniej się nie załamał i nie przeżył najmniejszego wstrząsu psychicznego. Można przypuszczać, że wątpliwości co do jego rzeczywistego pochodzenia biologicznego już od dawna nie były mu obce. W odpowiedzi na manifest Zofii wniósł do akt ziemskich kontr-manifest własny, w którym stwierdził cynicznie: wiadomo jest powszechnie, że matka jego, Zofia Potocka, przez wiele lat była „wszetecznicą i rozpustnicą" osławioną w całej Europie. ,,Być może i rozbójnik wenecki miał z nią stosunki; wcale temu nie przeczy, żeby był z niego zrodzony. Lecz gdy Stanisław [Szczęsny] Potocki uznał go za własnego syna i chrztem stwierdził to uznanie, jest sukcesorem wydzielonego mu majątku, do którego nikt prócz niego nie ma prawa."25 Z moralnego i obyczajowego punktu widzenia, deklaracja taka była haniebna. Prawnie rzecz biorąc, zamykała jednak Zofii Potockiej drogę do kontynuowania w sądach sporu z synem łajdakiem. Prawo dawnej Rzeczypospolitej — nadal obowiązujące, aż do roku 1840, na ziemiach' .Ukrainy — nie dawało jej żadnych szans obrony. Pozostała droga nadzwyczajna: odwołania się do łask dworu. W drugiej połowie 1820 roku Zofia Potocka wyjechała do Petersburga, gdzie korzystając ze swoich dawnych tytułów (przyznanych jej jeszcze przez Katarzynę II) zwróciła się o protekcję do cesarzowej Marii Teodorówny, wdowy po Pawle I, a matki Aleksandra I i Mikołaja I. Zirytowany niegodziwością młodego Potockiego, zapewne opierając się również na sugestiach jego rodzonego brata sztabsrotmistrza Aleksandra Potockiego, cesarz zareagował prędko i zgodnie z obyczajami Petersburga: wydał wyrok skazujący Mieczysława na dożywotnie (!) zesłanie do Tobolska. Być może niegodziwy dziedzic marszałka konfederacji targowickiej zakończyłby swój żywot rychło na Syberii, gdyby nie protekcja jego przyjaciół, przede wszystkim najstarszego rangą ówczesnego dowódcy wojsk rosyjskich, księcia generała Wittgensteina. Przebłagano Aleksandra I, a cesarz zmienił swój wyrok na zalecenie, aby wyrodny syn przebłagał i przeprosił matkę, jednając się z nią i z całym rodzeństwem. 90 91 Przeprosiny nastąpiły, pozostały jednak w aktach ziemskich kompromitujące manifesty. Podobno Zofia i Mieczysław łożyli na przełomie lat 1820/21 znaczne sumy, aby wykupić z rąk prywatnych wszystkie kopie tych dokumentów. Udało się to o tyle, że do dzisiaj nie odnaleziono żadnego z odpisów tych ciekawych manifestów. Nie odnaleziono przynajmniej w Polsce. Być może zachowały się jeszcze na obszarze Ukrainy. W każdym razie Mieczysław pozostał w Tul-czynie jako władca zasadniczej części całej schedy Potockich. Zofia czuła się coraz gorzej. Pozostało jej tylko kilkanaście miesięcy życia. Zanim jednak opuściła Petersburg, wybłagała u Aleksandra I powołanie Mieczysława do służby w rosyjskiej gwardii imperialnej, aby rozwydrzony dziedzic Tulczyna doświadczył wreszcie jakiegoś wpływu wychowawczego. Cesarz nadał Mieczysławowi Potockiemu niski stosunkowo tytuł kamerjunk-ra dworu i zalecił mu służbę w gwardii. Chcąc nie chcąc, Mieczysław Potocki musiał przybyć do stolicy i osobiście podziękować „najłaskawszemu monarsze" za szczególne wyróżnienie. ,,Z wielkim nieukontentowaniem i niechęcią musiał wolę cesarza spełnić i wstąpił w służbę w stopniu junkra"26. Wkrótce potem Zofia Potocka opuściła Petersburg, zostawiając w Radzie Opiekuńczej Cesarstwa testament zupełnie wyłączający Mieczysława z wszelkiego po niej dziedziczenia. Można stąd wnioskować, że stosunki między matką a synem w ostatnim okresie — już po formalnym pojedna- 92 niu — bynajmniej się nie polepszyły. Trudno wyobrazić sobie, w jakim nastroju powitał Mieczysław wiadomość o zgonie matki. W każdym razie przyczynił się do jej uroczystego pogrzebu. Pochowano Zofię Potocką w podziemiach kościoła w Humaniu, w pobliżu jej ukochanej Zofiówki. W roku 1832 Humań, stanowiący ówcześnie własność starszego brata Mieczysława — Aleksandra Potockiego, który odznaczył się podczas powstania postawą patriotyczną, został skonfiskowany na rzecz skarbu carskiego, a nazwę Zofiówki zmieniono na Carycyn Sad. Z powodu uszkodzenia podziemi kościoła w Humaniu wskutek wstrząsów tektonicznych w latach 1840-tych przeniesiono trumnę Zofii Poto-ckiej do grobowca cerkwi w Talnym, gdzie zwłoki ^.najpiękniejszej kobiety Europy" do dzisiaj spoczywają. Mieczysław Potocki niedługo wytrzymał w służbie gwardyjskiej. Jego nieokiełznane usposobienie i szczególna pycha, w której można by się dopatrzeć połączenia cech rodowej tradycji Potockich z niezwykłymi ambicjami włoskiego bandyty czy kondotiera, doprowadziły do prędkiego skandalu. Bełżecki pisze: „Po krótkim dość czasie służby jego wypadła nań powinność być z kolei u pułkownika swego dyżurnym. Podówczas przyjechał do pułkownika generał i rzekł do dyżurnego: — Zdejmij ze mnie płaszcz. Mieczysław zdjął, ale rzuciwszy płaszcz na ziemię zostawił dyżur bez nikogo, a sam poszedł na swą kwaterę. Tam zrzucił z siebie mundur 93 i na pocztowych koniach uciekł z Petersburga do Tulczyna.. Wychodząc od pułkownika generał zawołał: — Hej! Podaj szynel! Rozgląda się na wsze strony: nie ma już dyżurnego. Rzucono się go szukać, lecz na próżno, daleko już wówczas ujechał na koniach pocztowych. Pułkownik raportuje generałowi, generał wyżej i wyżej, aż do cesarza, o ucieczce Mieczysława Potockiego ze służby. Byłby za to na pewno okropnie ukarany, gdyby siostry, Olga Naryszki-nowa i Zofia Kisie.lewowa, nie przebłagały gniewu monarchy. Na tym się tylko skończyło, że stopień kamerjunkra mu odebrano, a otrzymał w zamian rangę registratora kolegialnego"27. Biorąc pod uwagę praktyki polityczne XIX--wiecznej Rosji carskiej stwierdzić trzeba, iż postępowanie dworu z Mieczysławem Potockim było aż nadto łagodne. Zapewne pamięć o zasługach Stanisława Szczęsnego dla dworu petersburskiego przesądziła o tej oryginalnej pobłażliwości cara Aleksandra I. Potocki wrócił do Tulczyna, a tam zachowywał nadal maniery udzielnego władcy. Biorąc pod uwagę, że swoją arogancją dawał nauczkę zdziczałym dygnitarzom dworu carskiego i nawet samemu imperatorowi, trudno nie odczuwać dla niego pewnej sympatii. Bełżecki pisze: ,,W roku 1822 podczas rewii wojskowej pod Tulczynem chciano dla monarchy w pałacu Potockiego kwaterę zająć. Potocki odmówił, oświadczając przybyłym do niego urzędnikom: — Mój dom jest przeznaczony tylko dla mnie 94 samego. Gdy mieszkałem w Petersburgu, sam wynajmowałem dom dla siebie. Można więc wynająć także dom dla cesarza, gdy tu przyjedzie. W mieście jest wiele porządnych domów generalskich. Ja natomiast nie mogę się zgodzić na kwaterowanie cesarza u mnie. Wybrano więc kwaterę dla cesarza w domu pocztmajstra Romanienki, a dla pomieszczenia większej liczby osób poszerzono ją namiotami. Cesarz dowiedział się o tym, lecz nic nie mówił"28. Zachowanie Potockiego było w świetle pojęć Imperium Rosyjskiego doprawdy niesamowite. Rdzenny magnat rosyjski, gdyby (rzecz niemożliwa) przyszło mu do głowy podobne zachowanie, skończyłby w kajdanach i na syberyjskim zesłaniu. Potocki nie bardzo zdawał sobie sprawę, czym ryzykuje, ale instynktownie wybrał taktykę najlepszą: jego śmiałość, hardość i zdecydowanie wprawiały w niepokój dygnitarzy petersburskich, skłaniały ich do ustępstw. Tradycje Imperium Carskiego uczyły żywiołowego szacunku wobec przeciwników czy kontrpartnerów, którzy (bez względu na powód) umieli zachować się śmiało i stanowczo. Być może Mieczysław Potocki ulegał w tych sytuacjach nieświadomej inspiracji swojego awanturniczego włoskiego dziedzictwa. Jak by nie było, jego taktyka odnosiła przez wiele lat skutki zdumiewająco pozytywne. Tymczasem Mieczysław Potocki zaczął rozmyślać o małżeństwie. W majątku Kuryłowce, między Mohylowem a Kamieńcem Podolskim, zamieszkiwała rodzina Komarów herbu Delfin. Dobra Potockich otaczały ich ziemie niemal ze : / 95 wszystkich stron. Właścicielem Kuryłowiec (szlachcicem dość zamożnym, chociaż jego fortuna nie mogła w żadnym wypadku równać się z dobrami Mieczysława Potockiego) był niejaki Stanisław Komar, ożeniony z panną Honoratą Orłowską, wychowaną pod wpływem francuskich emigrantów rojalistycznych, rojnie bawiących w tej epoce na Ukrainie. Była to niewiasta, którą porównać by można do Telimeny z Mickiewiczowskiego Pana Tadeusza. Pan Stanisław Komar rozbudowywał z zapałem swoje Kuryłowce, które prędko zyskały na Podolu sławę siedziby niemal magnackiej. Mieli Komarowie siedmioro dzieci, z których najstarsze, córka Delfina, przyszło na świat podobno w 1807 roku (niektórzy podają 1805; data dzienna jest nieznana)29. Panienka ta, która miała zyskać potem niezwykły (a zupełnie niezasłużony) rozgłos w historii kultury polskiej epoki romantyzmu, zdradzała podobno od dzieciństwa znaczne zdolności muzyczne, przede wszystkim wokalne. Państwo Komarowie byli familią kompletnie scudzoziem-czoną, w domu ich dominował język francuski, w upodobaniach natomiast — snobistyczne uwielbienie mody zachodnioeuropejskiej. Pani Honorata Komarowa bardzo lubiła pobyty we Włoszech, więc jej mąż nie wahał się przeznaczyć sporych sum na zakup willi pod Neapolem, a potem w Nicei. Intensywna eksploatacja dóbr na Podolu pozwoliła na te luksusowe fanaberie, kosztem nędzy tysięcy pańszczyźnianych chłopów. W roku 1822 państwo Komarowie wyjechali za granicę. Mieczysław Potocki był podobno już ówcześnie 96 Delfina z Komarów Potocka w Delfinie zakochany, mimo że dziewczę dobiegało dopiero piętnastego roku życia30. Z żalem żegnał swoją umiłowaną. Komarowie wkrótce wrócili jednak do kraju, a wtedy niewygasłe uczucia Potockiego stały się dla nich ogromnym kapitałem. Sytuacja była co prawda złożona, gdyż Mieczy- 7 — Potomkowie Szczęsnego 97 sław deklarował się wobec Delfiny niezupełnie jednoznacznie, a zachowanie jego pozwalało podobno sądzić, iż żywi raczej skłonność ku siostrze Delfiny, pannie Natalii. Jak było rzeczywiście, trudno dzisiaj osądzić. Komarowie utrzymywali później, iż rzekome skłonności Mieczysława ku ich córce Natalii były niepodobieństwem, jako że panna ta miała w roku 1822 za-tódwie 10 lat. Być może była naprawdę młodszą siostrą Delfiny, chociaż hierarchia starszeństwa w obrębie tej rodziny do dzisiaj pozostała niejasna. Tak czy owak, kierując swoje zapały miłosne ku Delfinie lub Natalii, Mieczysław Potocki był dla rodziny Komarów zdobyczą arcykorzy-stną. Opinia, jaką się cieszył zięć in spe, nikogo w tym środowisku nie przerażała, a nawet nie była brana pod uwagę. W tradycji szlachty polskiej leżało przy zawieraniu zaręczyn i małżeństw zainteresowanie wyłącznie stanem majątkowym obojga młodych. Ich dawna konduita i cechy charakteru z reguły były pomijane... przypominano o tych sprawach dopiero po latach, gdy trzeba było wnosić do konsystorza sprawę rozwodową. Jak by nie osądzać sprawy małżeństwa Mieczysława Potockiego, wydaje się oczywiste, że był on w Delfinie rzeczywiście zakochany. Człowiek podobnego usposobienia, posiadacz tak ogromnego majątku, nie miał żadnego powodu, aby ubiegać się o rękę panny Komarówny, gdyby nie darzył jej intensywnym uczuciem. Ze strony rodziny Komarów i samej Delfiny była to najpewniej chłodna kalkulacja. 98 Ślub młodej pary odbył się w kościele katolickim w Wierzbowcu, do której to parafii należały Kuryłowce — dnia 26 października, a więc 7 listopada nowego stylu, 1825 roku. Rozgłos był spory, gdyż małżeństwo pana na Tulczynie stanowiło dla całej Ukrainy wydarzenie godne uwagi. Po raz trzeci w ciągu kilkudziesięciu lat w rodzinie Potockich nastąpił mezalians: po ślubie Stanisława Szczęsnego z Gertrudą Komo-rowską (1770) oraz małżeństwie tegoż samego z Zofią Wittową (1798), z kolei Mieczysław poślubił kobietę z niższej sfery społeczno-majątko-wej. Komarowie byli rodziną szlachecką na tym samym mniej więcej poziomie, co przed laty Komorowscy. Tym razem nikt jednak młodej małżonki porywać nie zamierzał. Delfina zajęła z triumfem apartamenty w Tulczynie. Z pozoru nie był to związek małżeński psychicznie niedobrany, a jednak takim natychmiast się okazał. O Delfinie Potockiej pisano później (zwłaszcza Zygmunt Krasiński) w tonie tak romantycznych uniesień, znalazła tak wielu bezkrytycznych wielbicieli wśród pisarzy historycznych (odznaczył się w tym zakresie zwłaszcza nieszczęsny ,,Dr Antoni J.", czyli Antoni J. Rolle, znany ze swojej lekkomyślności autorskiej, skłonności do „brązownictwa" i przesadnego wielbienia podolskich rodzin magnackich) — iż rzeczywisty jej wizerunek fizyczny i duchowy uległ całkowitemu zafałszowaniu. Spod nawału tanich uniesień trudno dzisiaj wydobyć rzeczywiste fakty. Wydaje się niewątpliwe, że od wczesnej młodości Delfina Komarówna odznaczała się 99 specyficzną minoderią i brakiem naturalności , w zachowaniu, co uchodziło wśród niektórych J jej znajomych, a zwłaszcza zakochanych wielbicieli, za dowód „duchowej wyższości" słynnej damy. W stosunkach z ludźmi była niesłychanie wymagająca i drobiazgowa, nieustannie pozowała na istotę wzniosłą i wybitną, co nie przeszkadzało jej w szczodrym szafowaniu swoimi intymnymi łaskami. Niektórzy autorzy (Stanisław Tarnowski, Ferdynand Hoesick) podejrzewali, że nawet w stan małżeński wstąpiła już po utracie dziewictwa (bynajmniej nie z Mieczysławem), co wydaje się o tyle wątpliwe, że stając przed ołtarzem, Delfina miała zaledwie osiemnaście lat. (Jeżeli... rok 1807 jako data jej narodzin wydaje się nieco podejrzany, być może panienkę odmładzano). Najlepszą charakterystykę psychologiczną Delfiny Komarówny przedstawił Fryderyk Hoesick, jeden z nielicznych pisarzy, którzy nie dali się zwieść pozorom jej „wzniosłego uduchowienia". „Ten brak prostoty w życiu, w sposobie myślenia, we wszystkim, był u niej, obok mnóstwa innych mniejszych lub większych wad, jedną z najprozaiczniejszych, a prozaiczną przez to głównie, że z góry obliczoną na poetyczny efekt. O szczerości bowiem w rzeczach uczucia u niej nie było mowy. Zawsze pozowała. [...] wychowana po francusku, w zasadach kosmopolitycznych, a tak po zagranicznemu wykwintnie i elegancko, że wychowanie to — jak się złośliwie wyraża profesor Stanisław Tarnowski — aż czuć było zaściankiem, kiedy wyjechała za granicę, do Paryża, który dla niej od razu stał się szkołą lafiryndyzmu i próżności, okazało się niebawem, że była wyjątkowo zdolna w zakresie tego, co u niej Krasiński nazywał z początku próżnością fashion'u, na j nędznie j^szą z próżności. Oddana zabawom i używaniu, co jej przy stu tysiącach rocznej renty przychodziło łatwo, zepsuta powodzeniem w świecie, tak się przejęła tą komedią światową, którą ulegając wpływom otoczenia grała nieustannie, że nie spostrzegła się nawet, jak to ciągłe udawanie i pozowanie stało się jej drugą naturą."31 Czy Delfina Komarówna była rzeczywiście kobietą tak wielkiej urody, jak utrzymują jej współcześni? Pochlebione portrety niewiele mogą dzisiaj pomóc w ocenie rzeczywistych jej wdzięków. Wydaje się, że była nade wszystko typem ekspresyjnym i ekstrawertywnym, co wywierało spore wjażenie nie tylko na mężczyznach, ale i kobietach. Już pod koniec życia, gdy Delfina liczyła prawie 70 lat, poznała ją w Nicei młodziutka ówcześnie Maria Przezdziecka — i tak po latach wspominała: „Pani Delfina wyglądała zawsze na niezadowoloną, a jednak tym niezadowoleniem zadowalała ludzi. Była sama jakby znakiem zapytania, wywoływała u tych, którzy ją poznawali, znak podziwu. W pierwszej młodości miała być bardzo piękna. W wieku dojrzałym piękność jej się tylko rozwiełmożniła, przybrała charakter bogatej jesieni. Więcej wyrazu, dużo goryczy w ognistym spojrzeniu czarnej źrenicy, trochę za wiele pogardy w uśmiechu, ale czar rozumu, czar uczuć wielkich, silnych, a może jeszcze kaprysu czy 100 101 fantazji, nadawały jej postaci ten dziwny charakter, który mógł przyciągać, a czasem zniechęcać ludzi"32. To, co zapamiętała z Nicei panna Maria Przez-dziecka, może budzić niejakie wątpliwości w sprawie urody Delfiny Potockiej. ,,Raz widziałam Beatrycze siedzącą na ogrodowym parkanie; wyciągnęła z kieszeni nożyce ogrodowe i używała ich do paznokci. Te paznokcie osadzone były na ogromnych palcach, które znowu wychodziły nie ze zwyczajnych dłoni ludzkich, ale jakby z łap... Przekonałam się wtedy, jak dobrze czyniła ich właścicielka, gdy grać poczynała na fortepianie, że je umiejętnie, a pozornie niedbale zasłaniała swym szerokim, powiewnym, niedostępnym okry- ciem. "33 W każdym razie ręce panny Komarówny Mieczysława Potockiego bynajmniej nie zniechęciły. Zresztą wdzięk młodości wiele braków'rekompensował. Początkowo małżeństwo państwa Potockich wydawało się zgodne, ale wkrótce wyszedł na jaw tak poważny niedobór seksualny tej pary, że cały związek stanął pod znakiem zapytania. Trzeba w tym miejscu zwrócić uwagę na specjalną cechę psychiczną Mieczysława Potockiego, która przy wszystkich negatywnych cechach tej postaci nadaje jej jakiś cieplejszy i bardziej ludzki wyraz. Otóż niezwykły ten człowiek pragnął ogromnie zostać ojcem, a nade wszystko pożądał syna, dziedzica... nie wiadomo czego — nazwiska, tradycji rodowej, majątku czy choćby sposobu myślenia swego rodziciela. Mieczysław miał w końcu — o ile wiadomo — troje dzieci. Jest faktem paradoksalnym, że jedyne swoje dziecię' ślubne i legalne, syna Mikołaja, darzył raczej niechęcią i traktował nieprzyjaźnie, jak się wydaje, z powodu konfliktu z jego matką, drugą swą żoną Emilią Świeykowską. Żeniąc się z Delfina miał Mieczysław Potocki lat 26, lecz od razu zaczął domagać się od żony ciąży i syna. Wstępne czynności zmierzające do osiągnięcia tego zbożnego celu budziły w pani Delfinie szczery entuzjazm, lecz wyniki jej współżycia z mężem okazywały się zupełnie nieudane. Podobno Delfina — po dłuższych okresach ciąży — dwa razy poroniła zniekształcone płody. Co było przyczyną tych niepowodzeń, trudno dzisiaj wyjaśnić. Przyczyna tkwiła raczej po stronie żony, a nie męża, skoro Mieczysław miał później co najmniej troje normalnych dzieci, natomiast Delfina (o ile wiadomo) mimo bujnego i swobodnego życia seksualnego, nigdy żadnego dziecka nie urodziła. 7,Że po takim mężu mogła rodzić monstra moralne — pisze złośliwie jeden z pamiętnikarzy — to rzecz do pojęcia, ale daleko trudniejsza do wytłumaczenia, dlaczego z tak pięknych rodziców mogły się rodzić po dwakroć monstra fizjologiczne."34 Biorąc pod uwagę wybuchowy temperament Mieczysława trudno się dziwić, że między małżonkami poczęło dochodzić do gorszących awantur, o których plotki krążyły szeroko, a pamięć za-' chowała się na Ukrainie nawet po kilkudziesięciu latach, gdy oboje państwo Potoccy, dawno już rozwiedzeni, przebywali za granicą. Gdy w roku 102 103 1864 zwiedzał Tulczyn Adam Mieleszko-Malisz-kiewicz, rosyjski administrator dóbr — generał Płaton Abaza — pokazywał mu między innymi portrety rozwieszone w salonach pałacu. „Gdym ciągle zwracał się do portretu Delfiny, Abaza potrącił mię w ramię, budząc z zachwycenia, i zapytał z uśmiechem: — Co pan w niej widzisz? Kobieta bez ruchu. Trzeba było ją widzieć, gdy zarumieniona, lekka jak zefir biegała wkoło bilardu uciekając, a graf uganiał się za nią z kijem. Graf umiał grzmocić, 0 umiał!"35 Delfina uciekała podobno często z Tulczyna, chroniła się do Kuryłowiec, potem znowu wracała... Do rozwodu bynajmniej nie dążyła; mimo udręk i niepowodzeń życia małżeńskiego niełatwo było się rozstać z jedną z największych fortun całej ówczesnej Europy. Nieustanne spory 1 kłótnie przerodziły się w końcu w. separację. Już po paru latach Delfina wyjeżdża z rodzicami do Włoch, gdzie przebywa czas dłuższy, nie rezygnując z należnej jej pensji z kasy domu Potockich. Przed samym powstaniem listopadowym Komarowie wrócili podobno na Ukrainę. Wybuch powstania w Warszawie 29 listopada 1830 roku zatrwożył niezmiernie tę zacną familię. Lada moment niegodziwi buntownicy, którzy ośmielili się wystąpić przeciwko umiłowanemu imperatorowi, najjaśniejszemu panu Mikołajowi I, mogli wedrzeć się nawet na Ukrainę i zakłócić błogi spokój egzystencji Komarów pod berłem cesarza Wszechrosji... Chociaż wojska powstańcze były daleko, a na Ukrainie nie miały 104 nigdy się pojawić, państwo Komarowie postanowili uciekać. Zacny Dr Antoni J. Rolle, któremu nawet szczątek polskiej świadomości patriotycznej nie zakłócał już spokoju wiernego poddanego dworu w Petersburgu, pisze z rozkoszną naiwnością w swoim studium o Beatrice — Delfinie Komarównie: ,,W roku 1830 czy na początku roku 1831 cała rodzina Komarów opuściła spokojną rezydencję podolską. Pragnięto uniknąć burzy, choć ta nie dotknęła wcale tego kąta; tułano się po Europie szukając spokoju. W podróży tej pan Stanisław zaczął niedomagać, lekarze zalecili mu kąpiele w Enghien-les-bains36, ale nie podtrzymały one gasnącego życia. Zgon nastąpił w połowie września roku 1832. Wdowa osiadła w Paryżu ze wszystkimi dziećmi i pani Delfina została w towarzystwie matki. Odtąd gościem była w kraju"37. Dodać można: gościem rzadkim, a po roku 1836 w ogóle już kraju nie odwiedzała. Mieszkać za granicą miała za co, bowiem Mieczysław Potocki, wywiązywał się skrupulatnie ze swoich zobowiązań majątkowych wobec żony. Historycy literatury, kultury i obyczajów wieku XIX rzadko zastanawiają się nad może prozaicznymi, lecz w każdym razie dość istotnymi aspektami życia swych bohaterów: z czego żyli ci ludzie, skąd brały się ich dochody, na jaki standard życiowy wystarczały? Prawda, że wiele dokumentów odnoszących się do spraw finansowych Polaków i Polek głośnych w kraju czy na emigracji przez cały wiek XIX zapobiegliwie niszczono. Z tego, co ocalało, z informacji roz- 105 proszonych w zachowanej korespondencji lub w pamiętnikach (z reguły zresztą pruderyjnych i przesadnie „dyskretnych"), można jednak odtworzyć obraz dość wyraźny. Trudno w tym miejscu wdawać się w szczegóły, pozostaje jednak faktem, że tymi czy innymi drogami zamożniejszą i uprzywilejowaną część Wielkiej Emigracji utrzymywał kraj. Natomiast biedacy, którzy naprawdę nie szczędzili w roku 1831 swojej krwi i znoju w walce o niepodległą Polskę, wegetowali za granicą w niedostatku, żyjąc dzięki pracy własnych rąk czy umysłów, a korzystali najwyżej z łaski rządów, które udzieliły im schronienia, głównie rządu francuskiego. Wśród Polaków za granicą pani Delfina należała do najbardziej uprzywilejowanych i najlepiej uposażonych. Przez cały czas, i przed rozwodem, i po rozwodzie, aż do śmierci w 1877 roku otrzymywała od męża stałą rentę w wysokości (podobno) stu tysięcy franków rocznie. Co prawda w roku 1825 obiecywano jej posag w wysokości jednego miliona złp., ale nic nie wiadomo, aby Potocki sumę tę pobrał, a gdyby nawet tak było, to procent należny od miliona złp. nie wynosiłby nawet nikłej części stu tysięcy franków. Renta mężowska pozwalała pani Potockiej żyć we Francji na poziomie odpowiadającym ówczesnemu standardowi najbogatszych bankierów lub największych właścicieli ziemskich. t W każdym razie dwukrotnie nieudana próba urodzenia Mieczysławowi Potockiemu potomka i dziedzica opłaciła się nad wszelkie spodziewanie. 106 'Na początki pożycia małżeńskiego Mieczysława z Delfina przypada ciekawa afera, która — w relacji, jaka do dzisiaj się zachowała — stanowi dowód dość niezwykłych pomysłów Potockiego, gdy szło o zapobieżenie skutkom nierozważnych swoich dawniejszych posunięć. Spór z matką z roku 1820 trwał nadal w opinii miejscowego społeczeństwa, a wydaje się, iż liczni zainteresowani uzyskiwali wypisy odnośnych manifestów z akt ziemskich (nie wiadomo, jak już wspomnieliśmy, w której kancelarii przechowywanych). Mieczysław interesował się coraz bardziej możliwością zniszczenia oryginałów z 1820 roku, aby przerwać wreszcie mnożenie się i cyrkulację odpisów w licznych powiatach. Jest zastanawia^ jące, że posiadacz tak ogromnego majątku nie pomyślał o sposobie najprostszym, a w ówczesnej Rosji wręcz niezawodnym: skłonienia odpowiednich urzędników archiwalnych do usunięcia z ksiąg odnośnych wpisów w zamian za sowite wynagrodzenie. Z wszystkiego, co wiadomo o Mieczysławie — a wobec braku jego korespondencji i jakichkolwiek notatek korzystać musimy tylko z relacji osób postronnych — pan Potocki był człowiekiem dość niezrównoważonym, przy swoim uporze, hardości i odwadze dość łatwo oscylującym między skrajnymi pomysłami. Był poza tym — fakt to znamienny, któremu poświęcimy niżej trochę więcej uwagi — dotknięty swoistym schorzeniem charakterologicznym: odznaczał się psychopa- 107 tycznym wprost skąpstwem i żądzą gromadzenia dóbr materialnych. O iłe wiadomo, ze schedy rodowej nie tylko niczego nie zmarnował, lecz nawet całą spuściznę znacznie pomnożył. (Za tym bardziej charakterystyczne uznać trzeba jego wywiązywanie się ze zobowiązań alimentacyjnych wobec Delfiny przez cały czas swojego pobytu w kraju i za granicą, chociaż — być może — 0 skrupulatności tej przesądzała nie tyle dobra wola pana na Tulczynie, ile raczej nadzór sądowy i powierniczy nad majątkiem, co zresztą mogło dotyczyć jedynie okresu jego pobytu w Rosji). Psychologicznie wydaje się prawdopodobne, iż Potocki pożałował po prostu dostatecznej sumy na łapówkę dla archiwistów, a całą sprawę postanowił załatwić „prostszym" sposobem. Znowu musimy sięgnąć do relacji Wincentego Bełżeckiego. Mieczysław postanowił rzekomo „spalić te akta przy użyciu maszyny palnej w kształcie zegarka kieszonkowego, a użył do tej zbrodni plenipotenta swego, niejakiego Szey-nera, obiecując mu za to znaczną nagrodę. Zachęcony obietnicą Szeyner, mając stosunki z archiwistą, zaszedł do akt, gdzie przebywając przez pewien czas wsunął dyskretnie maszynę palną między stosy papierów poukładanych w szafie. Aby zaś archiwista nie dostrzegł ognia, zaprosił go z akt na traktament do swojej kwatery. Szeyner ukonsolował archiwistę należycie 1 odesłał go bryczką do domu. Wtem nagły wszczął się pożar w archiwum bez żadnego ratunku. Po wszczętym zaraz śledztwie padło słuszne podejrzenie na plenipotenta Potockiego, Szey- nera, który natychmiast został aresztowany1. Mieczysław Potocki, obawiając się aby plenipotent na indagacji nie oskarżył go o namowę do tej zbrodni, postarał się o uwolnienie go z aresztu". Aby do tego doprowadzić, „pierwszy raz za swego panowania [!] hojność każdemu urzędnikowi okazał, a niektórych znaczniejszych z nich zaprosił do siebie na obiad do Tulczyna. Tam przyjął ich obiadem po grafowsku i rozdał każdemu z nich po ładunku zapieczętowanym, w którym miało być po 100 dukatów. Lecz w każdym rulonie mieściły się tylko na końcach po dwa dukaty, a w środku był cały ładunek żółtych liczmanów. Każdy z biorących schował rulon do kieszeni. Potem nastąpiła traktacja o zmianie kierunku śledztwa i sugestie, aby wypadek spalenia akt niewiadomemu przypadkowi przypisać. Wszyscy odezwali się: — Bardzo dobrze, zrobimy jak należy, niech graf będzie spokojny. Wtem wnosi lokaj kosz butelek, między którymi była jedna maleńka z całą szyjką oblaną smołą lakową. Inny lokaj podaje na tacy srebrnej toastowe kielichy cudnej piękności. Bierze graf z kosza jedną butelkę i podaje lokajowi do wyjęcia korka. Sam potem nalewa w kielichy i do lokajś mówi: — Odpakowuj butelki porządkiem, a na ostatku tę małą butelkę, i podasz kieliszki małe. Bierze Potocki kielich i do wszystkich mówi: — Proszę panów do kielichów! Zdrowie kochanych moich przyjaciół! 108 109 Każdy wziął w rękę kielich, a wypijając zdrowie grafa odezwali się wszyscy: — Nie pamiętamy, abyśmy pili kiedyś w życiu takie wino. Lokaje napełniają znowu kielichy, a Potocki rzecze do swych gości: — Po wypiciu tych wszystkich butelek potraktuję panów winem z tej małej: Jest w niej wino stare, jeszcze dziada mego, ma zapewne więcej lat niż my wszyscy tu razem. Spojrzeli po sobie i zaczęli zliczać lata swoje. Narachowali półtorasta. Pytają tedy Potockiego: — A jaśnie wielmożny graf wiele sobie liczy lat? Odrzekł: — Dwudziesty siódmy." Możemy stąd wnioskować, że dziwne to spotkanie miało miejsce w połowie 1826 roku. „Potocki wychylił kielich, a za nim wszyscy. Nim doszli do małej butelki, Potocki udał pijanego. Pożegnał więc wszystkich i poszedł do swojej sypialni, mówiąc: — Proszę panów dokończyć i z tej butelki też spróbować. Pod nieobecność Potockiego urzędnicy bez ceremonii w jednej chwili wypóżnili wszystkie butelki, także tę małą, którą Mieczysław zaprawił był trucizną. Po wypiciu tej ostatniej rozjechali się do domów na śmierć pewną. Do trzech dni trzech urzędników umarło, a reszta przy usilnym ratunku doktorów odzyskała życie." Zważywszy, iż autorem tej relacji był zaprzysięgły wróg Mieczysława Potockiego, trudno 110 przyjąć z zaufaniem opowieść o tym niezwykłym wytruciu urzędników miejscowego sądu. Jeżeli pożar wywołany w archiwum groził Potockiemu tak wielkimi konsekwencjami, to mord na trzech funkcjonariuszach służby śledczej i sądowej był ryzykiem nieporównanie większym. Można przypuścić, że urzędnicy zaproszeni do Tulczyna pofolgowali sobie po prostu przesadnie w jedzeniu i piciu, być może padli również ofiarą jakiegoś zatrucia pokarmowego, a skutki tej choroby przypisano rzekomemu otruciu. Toksykologia nie zna zresztą trucizn dostępnych w pierwszej połowie XIX wieku, które podane w pokarmie lub napoju mogłyby spowodować śmiertelny skutek dopiero po wymierzonym dokładnie upływie kilkunastu godzin. „Panowie urzędnicy przyszedłszy do zdrowia zaczęli oglądać rulony i znaleźli w nich po cztery tylko dukaty, a jako resztę liczmany. Znieśli się natychmiast jeden z drugim i wznowili sprawę 0 spalenie akt przez plenipotenta Potockiego. Dekret sądu powiatowego obwinił Potockiego kryminalnie. Ów apelował do trybunału, gdzie po solennym opłaceniu każdego urzędnika całej tej sprawie trybunał już pogrzeb sprawił na wieczny odpoczynek, a Potocki corocznie upominki dawał w trybunale na intencję tejże sprawy, jakby za umarłe dusze."38 Tak więc Mieczysław Potocki miał się rzekomo przerachować w swojej chciwości, a pożałowawszy od razu wystarczającej łapówki, musiał następnie łożyć sumy znacznie większe. Może 1 tak było. Upodobanie do trucicielstwa przy- 111 pisywano panu na Tulczynie z dużym uporem. Tak na przykład w roku 1826, natychmiast po uwolnieniu Szeynera z aresztu śledczego, gdzie przebywał w związku z podejrzeniem o podpalenie archiwum, Potocki -miał zaproponować mu natychmiastowy wyjazd za granicę. Gdy Szey-ner się zgodził, magnat zaopatrzył go hojnie: „daje mu na drogę dwa tysiące dukatów i bilet do banku paryskiego na 200 000 franków". Plenipotentowi miał towarzyszyć wierny sługa Mieczysława, awanturnik, na którego sumieniu ciążyły liczne występki, później rzekomo wykonawca wielu zbrodniczych pomysłów swego pana, Kozak nazwiskiem lwa. Mieczysław „Kozakowi swemu wiernemu polecił sekretnie, aby na pierwszym noclegu za granicą otruć Szeynera, a po skonaniu jego zabrać pieniądze i wszystkie, jakie będą przy nim, papiery oraz rzeczy kosztowniejsze, a wszystko to przywieźć na powrót, sekretnie, do Tul-czyna. [...] Kozak wierny dopełnił wszystkiego, co mu polecono; na pierwszym noclegu w Husia-tyniu dał mu fernepiksu taką dozę, że mu brzuch i oczy z głowy wysadziło, i powrócił do Tulczyna w nocy ze wszystkim, co było przy Szeynerze"39. Tak miał skończyć /.aulany plenipotent Mieczysława Potockiego, niebezpieczny świadek jeco występnych poczynań. Młodemu magnatowi zaczęło się „przewracać w głowie". Trudno przytaczać w tym miejscu rejestr jego sporów z sąsiadami, zamachów na własność dzierżawców, wyzysku poddanych, oszustw i machinacji w stosunkach z nabywcami płodów rolnych z jego majątków... Bełżecki roz- 112 pisuje się o tym bardzo szeroko, drobiazgowo eksponując własne krzywdy, które zresztą nie wydają się aż tak wielkie, jak mniemał rozdrażniony autor pamiętnika. Zapewne większość opowieści o nieuczciwości i niegodziwości Mieczysława Potockiego miała pokrycie w faktach. Opinię zyskał fatalną, a pamięć o niej miała się utrzymać przez dziesiątki lat, nawet gdy opuścił już na zawsze ziemie Ukrainy. W każdym razie można sądzić, że wybryki i swawole obyczajowe, którym Potocki oddawał się chętnie, folgując swoim namiętnościom w stosunkach z licznymi poddankami, zmuszanymi do pobytu w Tulczynie naciskiem ekonomicznym czy wręcz przymusem senioralnym wobec ich rodziców, a także awantury i nadużycia w stosunkach z dzierżawcami i okoliczną szlachtą — nie spowodowałyby klęski magnata, gdyby nie wszedł on lekkomyślnie w konflikt z samym cesarzem. Wczesnym latem 1828 roku rozpoczęła się wojna rosyjsko-turecka. Car Mikołaj I, żądny popisania się przed Europą jakimiś czynami wojennymi, osobiście wyruszył na front bałkański. W kwietniu 1828 opuścił Petersburg i skierował się na Ukrainę, latem usiłował udawać, iż osobiście dowodzi wojskami rosyjskimi na froncie tureckim, w październiku wrócił na terytorium Imperium Rosyjskiego, bawił w Chersoniu i Odessie40. Wtedy właśnie pod Wozniesieńskiem, miastem położonym na lewym brzegu rzeki Boh, o kilkadziesiąt kilometrów od Morza Czarnego, odbyła się rewia wojsk zgromadzonych przed ekspedycją na front turecki. Mieczysław Potocki Potomkowie Szczęsnego ,113 uznał to za właściwą okazję dla przypomnienia swojej osoby dworowi rosyjskiemu. Delfina, po dwóch nieudanych ciążach, wojażowała właśnie po Italii, Mieczysław czuł się tym pewniejszy i swobodniejszy. Wyjechał ochoczo do Woznie-sieńska. ' Bełżecki pisze: ¦ ,.Potocki, młody, przystojny, zwracał na siebie wszystkich tam oczy, wszędzie był dla widzenia rzadkich wydarzeń i wszędzie nań oczy zwraca-fio. Po skończonej rewii cesarz z familią i swymi gośćmi udał się do Odessy, gdzie trupa [teatralna] z zagranicy przybyła dla zabawy tak wysokich gości, a bardziej dla swoich korzyści. Najjaśniejszy cesarz ze swoją najjaśniejszą familią" — pan Bełżecki nawet w poufnych zapiskach nie szczędził rosyjskiemu monarsze najuniżeńszych słów uwielbienia — ,,oraz z dostojnymi gośćmi zaszczycili tam teatr swoim przybyciem i po-zasiadali w tronowych lożach. Mieczysław Potocki udał się za nimi do Odessy i takoż do teatru przybył. Była tam w teatrze pewna dama, pułkownikowa M., rzadkiej piękności, na którą wszyscy zwracali oczy, damy z zazdrością, a mężczyźni z zapałem pożądliwości"41. Kim była ta piękność? Bełżecki określa ją skrótem M., potem rozwija skrót, nazywając damę „pułkownikową Milier", „panią Miller" lub „Miler". Dokładniejszy jest Bobrowski, który pisze,; iż Mieczysław Potocki „w czasie manewrów pod Wozhiesieńskiem, na balu dla Najjaśniejszego Pana wydanym, uwiózł baronową generałową Meller-Zakomelską"42. Mniejsza 0 to, że Bobrowski poplątał kontekst chronologiczny, umieszczając całą sprawę już w okresie sporów Mieczysława z Emilią Świeykowską (1845), lub że nazwał panią Meller-Zakomelską „generałową", gdy inni pamiętnikarze nazywają ją tylko „pułkownikową". Rzecz w tym, co właśnie Bobrowski ujawnił, że chodziło o osobę, która była w 1828 roku co najmniej kandydatką do pozycji metresy, jeżeli nie już aktualną metre-są cara Mikołaja I. W apologetycznej literaturze historycznej, której celem było przedstawienie Mikołaja I i całej jego familii jako wzoru najdoskonalszych cnót 1 przykładu życia rodzinnego, starano się czasami przekonywać czytelników, jakoby osławiony „żandarm Europy" Mikołaj I przez całe życie utrzymywał intymne stosunki jedynie ze swoją pruską żoną Aleksandrą Teodorówną. Można to między bajki włożyć. Wyniosły imperator miał liczne słabostki alkowiane, w liczbie proporcjonalnej do rzeczywistych swoich możliwości, wynikających z autokratycznej pozycji monarszej. Trudno w tym miejscu rozprawiać o szczegółach. W każdym razie pani Meller-Zakomelską była obiektem ogromnego zainteresowania Nikołaja Pawłowicza. Trudno jest ustalić, kim była naprawdę. Nazwisko Meller-Zakomelski wiąże się z jedną tylko znaną osobistością Rosji tej epoki: z generałem Piotrem Iwanowiczem Melłer-Zakomelskim, ministrem wojny Imperium, zmarłym wszelako w 1823 roku. Czyżby piękna dama,v której imienia nie znamy, była synową starego generała? 114 115 W czasie przedstawienia w odeskim teatrze „Mieczysława Potockiego bardziej zajmowała ta dama, niźli rzadka sztuka przedstawiana przez zagraniczną trupę. Nie mógł Potocki dosiedzieć w swej loży i udał się do tej damy dla dowiedzenia się, kim by ona była. Kobieta ta miała męża, z którym pożycie było niezazdrosne, zapewne z tych powodów, że on więcej służbie swej był oddany niźli żonie, a ona nie tracąc czasu swej młodości i powabnej urody, pozwalała sobie używać wolności swemu wiekowi właściwej. Na wejrzenie wchodzącego do jej loży Mieczysława Potockiego, równie młodego i przystojnego z twarzy i wzrostu, ubranego po grafowsku, twarz jej się zapłoniła. Zaczęli ze sobą rozmawiać, a po chwili gwałtowne uczucia wzajemne w nich się odezwały. Nastąpiła między nimi umowa, aby tej samej nocy wyjechała z nim z Odessy do Tul-czyna. Chętnie na to zezwoliła, a wypytawszy go, gdzie kwateruje, oświadczyła, że zaraz prosto z teatru do niego przybędzie. Nie tracąc czasu, Potocki wychodzi od niej i odjeżdża do siebie dla przygotowania się do wyjazdu. Mieszkał tamże we własnym domu. Po skończonym teatrze dama pożądana, pani M., przybywa do domu Potockiego, który był już w pogotowiu do wyjazdu. Fiakra, który przywiózł tę damę, Potocki utraktował należycie i nagrodził solennie, aby przed nikim nie mówił, gdzie ją zawiózł. (...) Sam zaś ze swoją zdobyczą natychmiast wyjechał własną karetą na koniach pocztowych z Odessy do Tulczyna"43. W Odessie zaczęła się tymczasem awantura. 116 ,I)ama ta wpadła w oko pewnej znakomitej osobie" — komu, pan Bełżecki wyjawić nie śmiał. i')w wielbiciel rozkazał szukać jej po całym mieś-cie. W hotelu powiedziano, że jeszcze nie wróciła /. teatru. Policja miejscowa z niezwykłą energią poczęła przesłuchiwać odeskich dorożkarzy. Dopiero po dość długim czasie udało się ustalić, ze piękna pani wyjechała z Odessy w towarzystwie Mieczysława Potockiego. Zabawne i zastanawiające zarazem są wysiłki wiernego poddanego jego cesarskiej mości, pana Wincentego Bełżeckiego, aby przy opisie tej historii najmniejsze podejrzenie nie padło na osobę samego imperatora. Można zresztą przypuszczać, iź dla zachowania szczególnego decorum, tym bardziej że w Odessie obecna była cesarzowa Aleksandra, konieczne było użycie specjalnych sposobów zawoalowania istotnego sensu całej afery. Tak więc „uwiadomiony został mąż tej damy, pułkownik, i radzono mu, aby się skarżył na Potockiego za uwięzienie mu żony samemu cesarzowi. Nazajutrz to uczynił. Cesarz jako wzór cnotliwego przykładu w pożyciu małżeńskim" — Bełżecki pisał te słowa zapewne nie zdając sobie sprawy, na jaką śmieszność naraża się u swoich czytelników — „i po wtóre, że taki występek Potocki pod bytność cesarstwa w Odessie poważył się dopełnić, rozkazał wysłać w pogoń za zbiegami feldjegra z poleceniem, aby z miejsca, gdziekolwiek by ich dopędził, wysłać pułkownikową M. do Chersonu dla zamknięcia w panieńskim monastyrze, Potockiego zesłać do Woroneża do monastyru czerńców na pokutę, tam 117 zatrzymując go. do dalszego najwyższego r porządzenia". Oburzenie cnotliwego cesarza było tak ogroi ne, że w pogoń za rozwiązłą panią Meller-Zak. melską wysłał oddział żandarmerii pod dowód: twem feldjegra w stopniu majora. Tymczasei Potocki dotarł do Tulczyna-, a spodziewając sit naturalnie pogoni, zamknął się z kochanką w pa łacu, udając, że nikogo w nim nie ma. Gdy nazajutrz feldjeger zjawił się w Tulczynie, zastał pałac „pozamykany wokoło, jakby był pusty. Nareszcie widząc niepodobieństwo dobić się do Potockiego, udał się do jego pełnomocnika, niejakiego Rutkowskiego, z oświadczeniem, że jeżeli Potocki nie dopuści go do siebie dla spełnienia najwyższego polecenia, użyje on sił wojskowych, przy pomocy których wyłamie okna i wtargnie do pałacu. Wówczas zaś Potocki może spodziewać się dla siebie czegoś najokropniejszego za sprzeciwienie się woli monarszej". Rutkowski powiadomił o wszystkim Potc ckiego, a magnat zrozumiał wreszcie, że w oblicza przemocy sił policyjnych nie może już stawiać oporu fizycznego. Major żandarmerii doręczył Mieczysławowi list cesarski, zawierający nakaz udania się do Woroneża oraz odesłania pani Meller-Zakomelskiej do klasztoru w Chersoniu. Groziła obojgu ekspedycja natychmiastowa. „Potocki, widząc niepodobieństwo już wykręcić się z tej biedy, w którą sam dobrowolnie wlazł, błagał majora, aby do jutra wyjazd odłożył. Lecz ten był nieubłagany, pokąd Potocki 1000 rubli srebrem na stół mu nie położył. Wtedy 118 major zmiękł i pozwolił obojgu przenocować w pałacu". Potocki dowiedział się jednak, iż jego kara i „pokuta" pani Meller-Zakomelskiej mają być bezterminowe, a więc najprawdopodobniej czeka ich więzienie dożywotnie. Kochankowie nie spali podobno przez całą noc, szykując się do podróży. Potocki przygotował bagaże ukochanej i wręczył jej 30 tysięcy rubli srebrem na najpilniejsze doraźne potrzeby. Nazajutrz okazało się, iż carski feldjeger nie chce dopuścić do wyjazdu obojga swoich więźniów w przyzwoitych ekwipażach pałacowych. „Zesłańcy nie jeżdżą z takimi wygodami" — oświadczył surowo i dodał, że pojadą najzwyklejszymi wozami skarbowymi, na jakich transportowano najczęściej skazanych na zesłanie. Zaczęły się nowe targi, zakończone wręczeniem panu majorowi znowu sumy tysiąca rubli, która przełamała opór rosyjskiego służbisty. Cała ta historia z wysyłaniem Potockiego i pani Meller z Tulczyna na zesłanie w 1828 roku była tematem doprawdy godnym Mikołaja Gogola! Żandarm trwożył się podobno ogromnie, przyjmując od polskiego magnata tak hojne datki. Mówił z niepokojem: „— Panie grafie, czynię zadość żądaniom pańskim z wielką trwogą, bo jeżeli kto doniesie o tym monarsze, bardzo łatwo z majora na sołdata zaawansuję. — A któż by miał o tym donosić? — spytał Potocki. — Niech i tak będzie, spróbuję swego szczęścia — rzekł major — ale niech się pan śpieszy, 119 panie grafie, z wyjazdem swoim, a pani Melle też niech będzie gotowa. Posłałem już do genera ła po anioła stróża dla niej". Ow ,,anioł stróż" dla pięknej pani pułkownikowej pojawił się w porę. „Kapitan młody i przy-" stojny, umyślnie przez generała wybrany dla pani Meller do podróży, wchodzi szarmancko doi pałacu i pyta liberii: — Gdzie jest major? Ukazali mu drzwi do tego pokoju, gdzie znajdował się graf i maj or. j Zasalutowawszy majorowi! rzekł: — Zgodnie z rozkazem przybyłem tu dla odprowadzenia do Chersonu pani pułkownikowej! Meller. —, Tak to być miało — rzecze major — lecz! teraz z okoliczności wypadło, że pan kapitan j pojedzie z panem grafem do Woroneża, a ja sam • do Chersonu z panią Meller". Major żandarmerii dostrzegł niewątpliwie ewen,tualne atrakcje osobistego eskortowania pięknej więźniarki do Chersonia i wolał sam wystąpić w roli jej opiekuna, niż cedować to zadank j na młodego kapitana. „Wchodzą wszyscy do jadał- '¦ nego pokoju i zastają tam piękną panią Meller, Kapitan zadrżał na sam widok tej powabnej piękności. [...] Pani Meller z dotkliwej zgryzoty miała spuszczone oczy, jednak spozierała spod oka na kapitana i jak uważać można było, z poruszeniem uczuć serduszka; zapewne żałowała więcej straty tak miłego towarzysza, niźli była kon-tenta z paradnych koni do tej niemiłej podróży." Nazajutrz po śniadaniu konwój wyruszył w po- 120 dróż. „Na piątej stacji pocztowej rozłączyć się musieli kochankowie z wielkim żalem i uczuciami opłakanymi. Pani Meller w Chersonie w srogiej zostawała pokucie, a Potocki zapłacił dobrze archimandrycie i [w Woroneżu] wolny był od pokuty." Relacjonujący to wydarzenie Wincenty Bełże-cki — co jest faktem bardzo zastanawiającym — nie widział niczego niewłaściwego ani zdumiewającego w tym, że oto dwoje młodych ludzi, których jedyną „winą" była wzajemna skłonność erotyczna, bez żadnej podstawy prawnej, bez żadnego postępowania wyjaśniającego, bez żadnej obrony ich interesów uwięziono bezterminowo na mocy rozkazu autokratycznego władcy państwa, pozbawiono wolności i praw swego stanu, zesłano do odległych miejscowości — zapowiadaj ąc ich dożywotnie uwięzienie. Podobne przykłady, bardziej niż teoretyczne studia nad systemem ustrojowym Imperium Carskiego, unaoczniają cały bezmiar bezprawia panującego w XIX-wiecznej Rosji. Najgorsza była wszelako spontaniczna akceptacja podobnych praktyk nie tylko przez ówczesnych Rosjan, ale i od niedawna dopiero pozostających pod władzą dworu petersburskiego Polaków —r jako aktów sprawiedliwych i naturalnych. Nie wszyscy, rzecz jasna, jtak się zachowywali, tak jednakże reagowała 'zn kajdanach? — Rzuciła się do drugiego pokoju, który za sobą zamknęła. Matka Potockiej w pierwszym pokoju siedziała na krześle i oddychała [ciężko] po cybuchach. Potocki jakby obłąkany pada na kolana przed matką i uprasza o pojednanie go z żoną, a za tę uczynność milion złotych dać jej ofiaruje. Kobieta ta, niegdyś rozpustna, a na starość pełna nałogów, dla obietnicy miliona zapomniawszy o ciężkich od Potockiego razach, wstała z krzesła i udała się do córki. Tylko co na próg wstąpiła, rzecze do niej Potocka: — I cóż matko, masz choćby trochę litości dla mnie, dziecka swego? Zainteresowała cię obietnica tego zbójcy, dla której przychodzisz namawiać mnie na okropną męczarnię, a może i na śmierć tyrańską? Nie odzywaj się do mnie ani słowa, bo wyrzeknę się ciebie na zawsze. Wolę być biedną szlachcianką w spokojnym pożyciu z mężem, niźli grafinią pod ciosami tego tyrana, w codziennych zgryzotach i umartwieniach bez przerwy. Od dziś wolna jestem od tego tyrana piekielnego, wolna na zawsze, aż do grobu. Pogardzam jego bogactwami i czczym tytułem grafowskim. Nic nie mam prócz mego dziecka i jestem z tego szczęśliwa. Oto jest moje święte i niezmienne ultimatum, proszę temu tyranowi to oświadczyć! To rzekłszy odeszła w dalsze pokoje. 156 Matka wróciła do Potockiego oczekującego rezolucji. Rzekła: — Ani sobie mówić daje, żadnej już nadziei nie masz pojednania waszego. Potocki wzruszył ramionami i rzekł: — Niechże ją diabli wezmą. Nic, ani grosza nie dam wariatce — i wyszedł do siebie". Emilia zawzięła się i postanowiła nie dopuścić do pojednania z mężem, licząc na zgromadzony przeciwko niemu materiał dowodowy, dokumenty kompromitujących go afer, nade wszystko zaś na protekcję generała Bibikowa i złośliwy stosunek do Potockiego samego cara Mikołaja I. Co prawda z czysto prawnego punktu widzenia pani Potocka mogła się ubiegać tylko o rozwód z mężem i stosowną do skali jego majątku alimentację. Natomiast opieka nad synem przypadała z mocy prawa i obyczaju Mieczysławowi. Ponieważ jednak w ówczesnym Imperium Rosyjskim konkretne decyzje w sprawach o większym znaczeniu społecznym i dużym rozgłosie zależały od nastawienia wpływowych dygnitarzy państwowych lub wprost od fantazji monarchy, pani Potocka mogła liczyć właściwie na wszystko, zarówno w dziedzinie majątkowej, jak i zemsty nad „niegodziwym mężem". Dla Mieczysława Potockiego skutki tej sprawy miały się okazać groźne ponad wszelkie spodziewanie. Mając dostęp do urzędowych protokółów śledczych, otrzymanych najpewniej od Emilii Potockiej lub jej zawiedzionej matki, Wincenty Beł-żecki pisze w swojej relacji: Tego samego dnia „o godzinie czwartej po 157 południu generał Fezi wezwał generała brygady, dwóch pułkowników, majorów dwóch, doktorów j medycyny dwóch, księży ruskich dwóch i łacińskich także dwóch, wobec których doktorowi dokonali wizji dziecka, u którego okazał się n szyi ślad dziesięciu palców, gdy ojciec porwał j od matki mówiąc: — Otóż nie masz dziecka! -^ Poza tym znaki zsiniałe na lewym boku, trz| znaki zsiniałe od guzików metalowych, gdy g( ciągnął do siebie wydzierając od matki. Matki Potockiej miała trzynaście zsiniałych na cielt znaków od głowy do pasa. Podobno było icł| więcej, lecz tam nie opatrywano. Siostra starsza Potockiej głowę tylko z prawej strony miała rozpłataną na skórze, kość zaś była cała. Po opisaniu najakuratniejszym, ze wszelkimi szczegółami, tego nadzwyczajnego zdarzenia w nocy o godzinie dziesiątej wysłali raport sztafetą do Kijowa. Nazajutrz w niedzielę Potocki na pocztowych koniach wyjechał także do Kijowa". Dla eskorty Emilii Potockiej do Kijowa przysłano oficera rosyjskiego — księcia Lubomir-skiego (tylko z pamiętników tej epoki wyłania się prawda o kolaboracji polskich rodzin arystokratycznych z dworem rosyjskim; liczba młodych ludzi noszących historyczne nazwiska polskie, a będących w służbie wojskowej, dworskiej lub zgoła policyjno-administracyjnej w Rosji połowy XIX wieku, jest doprawdy zdumiewająca). Zażądał on dla pani Potockiej jak najlepszych ekwi-paży; administrator Tulczyna, Rutkowski, podobno odmówił wykonania takiego rozkazu bez potwierdzenia go przez Mieczysława. Doszło do 158 awantury. Wszelako ów książę Lubomirski nie odważył się na wykonanie swojej groźby, iż siłą każe porozbijać tulczyńskie stajnie i wozownie, aby zabrać stamtąd najwytworniejsze pojazdy. W końcu dał powóz dla pani Potockiej podobno generał Fezi. Okazało się także, iż Emilia nie ma w swej sakiewce nawet rubla. Generał polecił wezwać do siebie żydowskich kupców z miasteczka i rozkazał im „pożyczyć" sobie 2000 dukatów. Sumę tę wręczono pani Potockiej. Jak twierdzi Bełżecki, Emilia po uzyskaniu później decyzji cesarskiej, iż należny jej za urodzenie syna milion złp. ma otrzymać z procentami, pobrawszy z kasy tulczyńskiej łącznie 180 tysięcy rubli srebrem (milion złp. równał się 150 tysiącom rubli, na 30 tysięcy wyceniono oprocentowanie) — zwróciła w końcu ten dług swojemu opiekunowi. Mieczysław Potocki zamierzał zapewne podjąć w Kijowie proces z żoną, bronić się przed jej zarzutami, a przede wszystkim walczyć o odebranie Emilii swojego syna, ale zbieg okoliczności zwrócił się przeciwko niemu w sposób zgoła dramatyczny. W kilka dni po jego przybyciu do Kijowa odwiedził to miasto sam „najjaśniejszy imperator" Mikołaj I. Dowiedziawszy się o przybyciu cesarza, Wincenty Bełżecki rozpoczął starania o audiencję u monarchy, informując, że chce zadenuncjować niegodziwego właściciela Tulczyna. „Na drugi dzień szlachcic, pod strachem bożym ubrawszy się w przepisowy sposób, dopuszczony został do monarchy i ugiąwszy kolano, jemu sa- 159 * memu wręczył prośbę. Monarcha odbierając j z rąk jego manuskrypt rzekł: — Wstań! — i oddając go grafowi Orłowowi rzekł: — Czytaj! — a sam stanął przy nim dla wysłuchania. Orłów zaczął czytać na głos, a szlachcic przy progu, z opuszczonymi po bokach rękami, nieporuszeni stanął. Prośba ta napisana była dość piękni i rozumnie, lecz po desperacku. [...] Gdy OrłoM, to czytał, monarcha, patrząc z ukosa na szlachcica, zmieniał się we wzroku i twarzy, raz łaskawie, drugi raz srogo. Szlachcic ledwo z nóg nie upadł, mdłość ścisnęła mu serce, pobladł i zaćmiło mu się w oczach, że już mało co widział przed sobą monarchę. Monarcha zaś widząc omdlewającego, machnął na niego dwa razy ręką, aby wyszedł. Szlachcic zaledwie zdołał ugiąć kolano i wysunął się za drzwi. Tuż za drzwiami, w drugim przedgabinetowym pokoju, stało krzesło i na nim usiadł szlachcic, rozpiąwszy mundur. Zaczął przychodzić do siebie po kilku minutach. Przybyła tam i grafini Potocka, ubrana jak bogini. Zameldowano ją monarsze i zaraz otworzono podwoje do wejścia do gabinetu monarchy. Szlachcic przechodzącej obok grafini grzecznie się skłonił jako znajomej i życzliwej mu" — to wyznanie pana Bełżeckiego jest godne uwagi, gdyż ujawnia jego porozumienie z rodziną Świeykowskich i podłoże jego powodzenia w de-nuncjowaniu Potockiego u władz rosyjskich — ,,nieraz bowiem-prosiła za nim męża swego, aby go zaspokoił w słusznych pretensjach. A że szlachcic na prośbę swoją żadnej rozolucji od monarchy nie miał jeszcze, sądził przeto, że 160 Potocka przy rozmowie swojej z monarchą w swoim interesie może coś wspomni i o jego sprawie. Dlatego postanowił doczekiwać się tam jej wyjścia od monarchy i dowiedzieć się od niej. Zniecierpliwiony długim oczekiwaniem, ciągle zaglądał do swego staroświeckiego zegarka. Czas tej rozmowy zdawał się mu zbyt długi. Co prawda trwał tylko dwie godziny. Podwoje się otworzyły i graf Orłów wyprowadził grafinię «pod rękę z gabinetu do samego powozu. Nie miał szlachcic sposobu zaspokoić swej ciekawości. Wsiadła grafini do powozu i odjechała". W tym momencie los Mieczysława Potockiego był już zdecydowany. Przypadek zdarzył jednak, iż uwięzienie jego przybrało formę dość spektakularną. Wyszedłszy z kwatery cesarskiej Bełżecki szedł ulicą w kierunku swego domu. Nagle usłyszał krzyki konnych żandarmów: ,,Na bok, na bok, car jedzie! — Szlachcic to usłyszawszy stanął na stronie jak słup przy trakcie, kapelusz zawczasu włożywszy pod pachę. W ślad za żandarmami jechał monarcha koczem odkrytym z Bibi-kowem. Było to po ulewnym deszczu, powóz po błocie cicho się toczył. Na ulicy, którą monarcha jechał, kwaterował w hotelu Londyńskim Potocki, który na swoje nieszczęście podówczas wyszedł na galerię dolną z cygarem w gębie, w krągłym na głowie kapeluszu wysokim i zwrócił na siebie uwagę żandarmów. [...] Nie spostrzegł Potocki, jak monarcha nadjechał ulicą prosto na niego, a widząc go w kapeluszu z cygarem w zębach, kazał konie wstrzymać i rzekł do Bibiko- 11 — Potomkowie Szczęsnego 161 wa: — Kto to? — Bibikow odrzekł: — Graf Mieczysław Potocki, Wasze Wieliczestwo". Bełżecki przytacza dosłownie krótką rozmowę cara z gubernatorem, ale nie warto jej cytować, gdyż autentyczność tych słów jest wątpliwa — Bełżecki, nawet będąc naocznym świadkiem tej sceny, nie mógł słyszeć wymiany zdań w powozie. W każdym razie Mikołaj I rozkazał uwięzić natychmiast bezczelnego magnata, który w czasie przejazdu monarchy ulicami miasta ośmielił się stać w kapeluszu i nie pokłonił się przed carem. Fakt, że godzinę wcześniej pani Potocka prosiła Mikołaja I o surową karę dla niegodziwego małżonka, pogorszył drastycznie jego sytuację. W hotelu Londyńskim pojawił się wkrótce oficer żandarmerii z sołdatami. Rzecz dziwna, przy aresztowaniu magnata Bełżecki był również obecny i towarzyszył konwojowi aż do miejscowego więzienia. Znowu nasuwają się przypuszczenia o daleko idących powiązaniach tej osobistości z rosyjską policją. „Szlachcic i tu mu asystował aż do kazamaty. Tam Potocki wstąpiwszy w otworzone drzwi tego okropnego miejsca w tył się cofnął z progu i pyta komendanta: — Co mi tam robić będziecie? — Komendant odrzekł: — Nic panu tu nikt nie będzie robił, tu dla pana kwatera naznaczona od monarchy. Stupąjtie, stupajtie! — i poprowadził go w tę przepaść. Szlachcic, acz żywił do niego nienawiść, jednak rozczulony litością, łzami się zalał i nim go tam aż na miejsce zaprowadzili, uszedł stamtąd na swoją kwaterę, i tak był przerażony tym okropnym widokiem, że następną całą noc nie spał". Jeżeli nawykły do rosyjskich praktyk policyjnych Bełżecki tak przeżył wprowadzenie Potockiego do więzienia, trudno wątpić, że dla samego pana na Tulczynie nagłe wtrącenie do kijowskiego lochu było tym straszniejsze. Potocki nie miał żadnej wyższej motywacji, która by nadawała jakiś sens moralny jego więziennym udrękom. Nie był przestępcą politycznym. Wszelako... nie był także przestępcom pospolitym, gdyż — z prawnego punktu widzenia — trudno mu było przypisać jakiś konkretny występek. (Oskarżenia Bełżeckiego o inspirowanie przez Mieczysława zamachów truci-cielskich czy podpaleń brzmią niepoważnie).- Padł ofiarą zmowy wpływowych dostojników państwowych, a przede wszystkim osobistej niechęci cesarza. Historia uwięzienia Mieczysława Potockiego i jego długiego pobytu na zesłaniu skłania do refleksji. Carat był bezwzględny i brutalny w prześladowaniach swoich politycznych przeciwników, wszelako przestępców pospolitych traktowano w ówczesnej Rosji z pewnym pobłażaniem, a co najważniejsze — przynależność do warstwy najmożniejszej magnaterii zabezpieczała właściwie stuprocentowo przed jakimikolwiek represjami, jeżeli delikwent nie godził w interesy politycznej grupy rządzącej. Mieczysław Potocki od spraw politycznych stronił — jak się wydaje —. konsekwentnie przez całe życie. Spotkał go wszelako los, jakiego doświadczali tylko najgroźniejsi przeciwnicy caratu. Znając obyczaje i stosunki społeczne w Rosji połowy 162 163 XIX wieku, trudno jest wytłumaczyć przekonywająco całą tę niezwykłą sprawę. Mimo wszystko Potocki nie był zupełnie bezbronny. Mógł odwołać się do pomocy niektórych wyższych urzędników, których uprzednio wysoko opłacał. Między innymi spore długi wdzięczności miał wobec niego dyrektor kancelarii generał--gubernatora kijowskiego, niejaki Pisariew. Tenże powiadomił Potockiego, że generał-adiutantj cesarski ma przeprowadzić w Tulczynie szczegółową rewizję wszystkich jego papierów. Mieczy-S sław zdołał sprowadzić wtedy do więzienia swo-| jego kijowskiego plenipotenta, któremu wręczył] list do administratora w Tulczynie, Rutkowskiego.l Tekst tego listu przytacza Bełżecki71. Trudnoj ustalić, czy jest to pamiętnikarska fantazja tegog autora, czy też Bełżecki miał okazję skopiować gdzieś autentyczne pismo Potockiego. Nie jest! to bez znaczenia, gdyż w liście Mieczysława! Potockiego do Rutkowskiego znajdują się słowaJ skłaniające historyka do poważnej refleksji. List ów miał rzekomo tekst następujący: „Kochany Rutkośiu! Posyłam ci klucz do biur-S ka mego, w nim znajdują się klucze do wszyst-' kich zamków. Znajdź więc klucz do kantorka w gabinecie moim stojącego, przejrzyj w nim wszystkie papiery, a które byś uważał za szkodliwe dla mnie wobec rządu, zniszcz je wszystkie w ogniu. Ma tam przyjechać generał-adiutant cesarski na rewizję wszystkich moich archiwów i papierów. Staraj się je jak najspieszniej uprzątnąć, aby nic nie zastał i nie znalazł żadnych podejrzanych papierów w listach, gazetach i książ- 164 kach. Zlituj się nade mną i szczędź mnie w potrzebie. Prosi o to życzliwy M. P." „Żadnych podejrzanych papierów, w listach, gazetach i książkach"! Cóż takiego trzymał w swym domu Mieczysław Potocki, co mogło było narazić go poważnie wobec rosyjskiej policji i dworu cesarskiego? Nasuwa się hipoteza, że chodziło przede wszystkim o dokumenty dotyczące lokowania kapitałów w bankach francuskich, z pominięciem niezbędnych formalności urzędowych — ale wytłumaczenie to nie wydaje się dostateczne. Magnat tej pozycji socjalnej nie mógł w ówczesnej Rosji narazić się na prześladowania z powodu li tylko niemile widzianych przez rząd petersburski kombinacji finansowych. A więc... czyżby Mieczysław Potocki miał jednak w swoim pałacu dokumenty i druki kompromitujące go... politycznie? Jest to przypuszczenie logiczne, lecz źródłowo niczym nie podbudowane. Ostatni właściciel Tul-czyna nie związał swego nazwiska z żadną sprawą polityczną na ziemiach Rosji, Ukrainy czy Polski, ani później we Francji. Relacje o jego usposobieniu, upodobaniach, poglądach i cechach charakteru nie skłaniają do mniemania, iżby prowadził jakąkolwiek działalność polityczną. Zresztą w latach 1844—1845 na ziemiach Ukrainy rozkwitała raczej polska kolaboracja z dworem rosyjskim, nie zaś konspiracja czy ruch narodowy wrogi caratowi. Bełżecki nie zdawał sobie sprawy, do jak korzystnych dla Potockiego supozycji skłonił mimowolnie przyszłego czytelnika swojej relacji. Wobec braku korespondencji 165 i papierów osobistych Mieczysława Potockiego trudno jest w sprawie jego ewentualnej działalności politycznej wysunąć choćby jakieś przyTa> puszczenia. Niemniej pozostaje wątpliwość, ktc rą w tym miejscu trzeba było zanotować. Niestety, Potocki zapomniał dołączyć do swegj listu odnośny klucz. Plenipotent z Kijowa i admij nistrator Rutkowski musieli sprowadzić ślusan i nakazać wyłamanie zamka w biurku magnat Okazało się jednak, że był to mebel specjalne konstrukcji, przypominający pancerny sejf. Wej wany rzemieślnik przez kilka godzin mozolił sil nad otwarciem zamka. Gdy wreszcie obaj zaufa-' ni ludzie Potockiego dostali się do szuflad, była już godzina trzecia w nocy. „Zabrali się obaj powiernicy do przejrzenia mnóstwa papierów w porządku po szufladach. Przejrzane składali? po krzesłach i kanapach, a podejrzane po zapisay niu treści dla wiadomości Potockiego na kominki palili. Tymczasem dzień się zrobił i generał-adiuf tant cesarski o godzinie piątej wjechał pocztą dc pałacu". Zaczął się w tulczyńskim pałacu ,,sądny dzień"] gdyż carski adiutant przychwycił obu zaufanyct ludzi Potockiego na porządkowaniu i niszczenii tajnych jego papierów. Co stało się z papierami z biurka Potockiego, niestety nie wiadomo. Na] szczęście dla Rutkowskiego i jego towarzysza i sprawa zaszła prędko na normalne tory działa-] nia policji carskiej: zainteresowano się przede wszystkim gotówką w kasie tulczyńskiej. Rutkowski wydał adiutantowi cesarskiemu, a ter z kolei Bełżeckiemu (!) i wspólnikowi tegoż, Jan- 166 kowskiemu, kilkadziesiąt tysięcy rubli pod pretekstem wyrównania części strat poniesionych przez dwóch ostatnich w czasie sporów z Potockim. Widok pieniędzy w tak znacznej ilości odwrócił uwagę trzech panów od nieszczęsnego administratora Tulczyna. Tego dnia Rutkowski zdołał ocalić siebie i swoją rodzinę przed grożącymi im konsekwencjami. Pierwsze tygodnie więzienia Potockiego w Kijowie były nadzwyczaj ciężkie, do tego stopnia, że domyślać się w tym trzeba specjalnej złośliwości Mikołaja I. Bełżecki pisze: „Po zaprowadzeniu Potockiego z rozkazu cesarza do kazamaty, gdzie on dwa tygodnie siedząc, od wilgoci i fetoru cały opuchł jak kłoda, po wyjeździe monarchy z Kijowa generał-gubernator Bibikow kazał go stamtąd wydobyć i przeprowadzić do górnej kazamaty, gdzie przynajmniej dzień od nocy rozpoznać można. Pięć kroków kazamatki otoczonej strażą wojenną, z której dla naturalnej potrzeby zaledwie wyjść można pod bronią żołnierzy... a i tę łaskę mu uczyniono w przeniesieniu go z ciemnicy na widok po przedstawieniu doktora generał-gubernatorowi, że on w dolnym więzieniu drugich dwu tygodni przeżyć nie może, bo puchlina na śmierć go tam ubije. Tam więc, w tym nowym więzieniu, siedział dwa miesiące do najwyższego wyroku"72. „Najwyższego wyroku" to znaczy do osobistej autorytatywnej decyzji cesarza. W podobnych sprawach w Rosji nie bawiono się w postępowania sądowe i wyroki oparte na przepisach prawa. Potockiemu nie można było dowieść żadnej zbro- 167 dni, więc załatwiono całą sprawę metodą „dwor-sko-administracyjną": Mikołaj I nakazał bezterminowe zesłanie Potockiego na osiedlenie do Saratowa. Mieczysław Potocki wyjechał tamże z dwojgiem swoich nieślubnych dzieci. Pani Emilia uzyskała z kasy tulczyńskiej swoje 180 tysięc rubli i zatrzymała opiekę nad małym Mikołd jem — gwarancją dalszych sutych remuneracji Zaczął się nowy etap awanturniczego życjl ostatniego pana na Tulczynie. Jako miejsce zesłania Saratów nad Wołgą był czymś znacznie gorszym niż przed laty Woroneż. Od Tulczyna dzieli to miasto w linii powietrznej około 1300 km — na owe czasy przestrzeń gigar tyczna. W połowie XIX wieku nad górną Wołg! zaczynały się obszary już niemal azjatyckie, cl dla warunków pobytu tamże najbogatszego nawę zesłańca miało istotne znaczenie. Najgorsza był! wszelako niepewność przyszłości: zesłanie był| bezterminowe. Potocki mógł być stąd zwołnionj po roku czy po dwóch latach, ale z równyr prawdopodobieństwem mógł tutaj spędzić reszti życia. Mikołaj I postawił bardzo surowe warunki ewentualnego przebaczenia panu na TulczynieJ nie tylko cierpliwy pobyt w Saratowie aż da* „najjaśniejszego zmiłowania", ale również za] spokójenie wszystkich (bez wyjątku) pretensji 168 materialnych, z jakimi ktokolwiek przeciwko Potockiemu by wystąpił. Miało to charakter złośliwej szykany, skoro Mieczysław miał dowieść „przeobrażeń w swej duszy" przez pokorną akceptację nawet najbardziej nieuzasadnionych i nonsensownych pretensji swoich przeciwników. Nie trzeba zresztą wspominać, że taka sytuacja sprzyjała licznym nadużyciom, gdyż byle kto, nie mający nigdy żadnych stosunków z Potockim, miał teraz „prawo" wystąpić przeciwko właścicielowi Tulczyna ze swoimi żądaniami, a ów musiał je w pokorze zrealizować, aby okazać swoje posłuszeństwo wobec zaleceń cara. Trudno się dziwić, iż na zesłaniu w Saratowie Mieczysława „szlag trafiał". Jak się wydaje, utrzymywał z żoną stosunki korespondencyjne i uzgadniał z nią swoje posunięcia, obiecując — rzecz jasna — najhojniejsze odszkodowania, jeżeli ze swej strony przyczyni się ona do ułagodzenia gniewu monarchy. Godziło się to zresztą najzupełniej z wiernopoddańczymi uczuciami pani Emilii. Odzyskanie syna Mikołaja zależało jednak od swobody dysponowania własną osobą i uzyskania dostępu do majątku zgromadzonego we Francji, gdyż, rzecz jasna, za „odstąpienie" dziecka trzeba było pani Emilii dobrze zapłacić. Sytuacja była paradoksalna. Najbogatszy zapewne magnat polski, człowiek, który dysponował w kraju i — co ważniejsze — poza granicami Imperium Rosyjskiego majątkiem największym wśród polskiej arystokracji tej epoki, był zupełnie pozbawiony dostępu do swoich pieniędzy i trzymany pod strażą o, półtora tysiąca kilo- 169 metrów od najbliższej granicy Rosji. Wydostani się poza tę granicę, za wszelką cenę, stało się dl. Mieczysława celem życia. Życia, którego dwigj trzecie już mu upłynęły... Zapewne Potocki — pisze Z. S. Feliński — „był-, by po jakim roku przywrócony [z zesłania], gdyby chciał czekać na spełnienie drugiej części progra-, mu", to znaczy na wypłacenie wszystkim preten-i dentom do „odszkodowań" żądanych przez nich sum. — „Pan Mieczysław jednak, nie przywykły do cierpliwego czekania, sądził, że krótszą znajdzie do uwolnienia drogę, udając się wprost do monarchy w imię zasług ojca swego. Jakoż wydostawszy z tulczyńskich archiwów list cesarzowej Katarzyny II do promotora Konfederacji Targowickiej, w którym wdzięczna monarchini przyrzekała opiekę petersburskiego dworu nie tylko jemu, lecz i najdalszym jego potomkom, błaga cesarza w imię tej obietnicy o pozwolenie powrotu do Tulczyna lub o paszport za granicę. Cesarz jednak, mając w pamięci zbyt świeże oskarżenia, kazał odpowiedzieć proszącemu, że chcąc mieć prawo do przyrzeczonej opieki, trzeba się naprzód oczyścić. Gubernator saratowski, na którego ręce nadeszła odpowiedź, zapytany, co należy rozumieć przez ten wyraz oczyścić, zawyrokował stanowczo, że to znaczy przyj ą ć prawosławi e"73. Potocki był człowiekiem religijnie obojętnym i do polskiej tradycji narodowej — jak się wydaje — niezbyt przywiązanym, więc warunek zmiany wyznania wydał mu się z początku niezbyt ciężkim. Skoro tą drogą można było doprowadzić 170 ¦ lii wydania nareszcie zagranicznego paszportu... i licz Mikołaj I uznał zgodę Potockiego za znakomitą okazję do upokorzenia dumnego magnata. ,Przede wszystkim rozkazano wyegzaminować no -— pisze Bełżecki — czy zna gruntownie swą 11'ligię katolicką ze wszystkimi artykułami. Niestety, zupełnie jej nie znał". Musiał się więc uczyć katechizmu i dogmatyki katolickiej, po to icdynie, aby wiedział, czego się odrzeka. Potem nastąpiła intensywna nauka zasad religii prawosławnej, z położeniem nacisku na różnice między tej „religią najprawdziwszą", a błędnym i wrogim Rosji „zabobonem rzymskim". Chrzest katolicki Mieczysława uznano za nieważny. Miał być ochrzczony po raz drugi, przy czym otrzymał zalecenie „dobrowolnego" wyrzeczenia się imienia Mieczysława i przyjęcia nowego — Michała (w wersji rosyjskiego „Michaiła"). Łatwo można sobie wyobrazić furię Potockiego, lurię, której nie mógł dać upustu zgodnego ze swoim temperamentem, którą musiał powściągnąć, korząc się przed wyrokiem monarchy. Parodniowe rozkosze z panią Meller-Zakomelską trzeba było teraz opłacić bolesną karą. Mieczysław zawziął się jednak i mając na widoku cel najwyższy — zagraniczny paszport — godził się na wszystkie upokorzenia. „Naznaczyć mu kazano zakonnika czerńca, dla nauczenia go pacierza i wszystkich artykułów prawosławnej religii, a o postępie jego w tej nauce comiesięcznie donosić po porządku religijnej władzy. [...] Czytelnik każdy, który poznał Potockiego z arystokratycznej dumy, domyśleć się i pomiarkować 171 może, z jaką chęcią Potocki musiał przyjmow# te religijne' nauki i zdawać codziennie lekcji czarno ubranemu brodaczowi, którego podłui zwyczaju i porządku religii prawosławnej powi nien za każdym zobaczeniem się z pobożną pokom pocałować w rękę. Inaczej bowiem byłby oskar żony przed urzędem wyższej duchownej władzy, a tym sposobem niewola jego trwałaby bez kori-ca. Czy Michał Potocki" — pisząc o apostazjl Mieczysława pan Bełżecki z wyraźną satysfakcją zaczął określać go w ostatniej części swego ręko. pisu imieniem „Michał" — „nauczył się pacierz^ i artykułów prawosławnej religii? Wiadome to jest tylko jemu samemu i nauczycielom jego"74. Dla udowodnienia swego oddania dworowi rosyjskiemu Mieczysław Potocki musiał zaakceptować inny jeszcze warunek: zgodzić się na ochrzczenie syna w obrządku prawosławnym. Sam wybór imienia — Mikołaj — dokonany zapewne dopiero po uwięzieniu ojca (warto zauważyć, iż syn Mieczysława i Emilii . nosił imiona Szczęsny Mikołaj vel Mikołaj Szczęsny, a więc najpewniej chciano go pierwotnie ochrzcić imieniem dziada) był świadectwem kornego uniżenia się Potockiego przed petersburskim despotą. Pani Emilia zaakceptowała wybór imienia ze szczerym entuzjazmem. Jak się wydaje, późną jesienią 1845 roku odbył się w Kijowie chrzest dziecka. „Godną jego połowica najchętniej na życzenie męża się zgodziła — pisze Z. S. Feliński — prosząc przytem cesarza, aby raczył być chrzestnym ojcem malca, dla którego na cześć monarchy 172 niię Mikołaja wybrała. Cesarz polecił cywilnemu nubernatorowi kijowskiemu Funduklejowi przy < hrzcie go reprezentować, na dopełnienie zaś smutnego obrządku obrano uniwersytecką cerkiew. Studenci [uniwersytetu w Kijowie], prawie wyłącznie wówczas Polacy, rozstawili się umyślnie grupami wzdłuż korytarzy z ułożonym zawczasu hasłem, tak że skoro pani Potocka zbliżała się z synkiem do jakiejś grupy, wnet brzmiało w jej uszach fatalne: Chrzci), suko, czartu na pociechę! Jednocześnie prawie pan Mieczysław przyjmował w Saratowie imię Michaiła, że zaś przygotowanie do tak uroczystego aktu zależało głównie na biciu niezliczonej liczby pokłonów, co nie odpowiadało usposobieniom renegata, po rublu przeto płacił za każdy darowany pokłon chciwemu popowi, który tym hojniej szafował tą narodową pobożnością"75. Niestety, Mieczysław Potocki gorzko się zawiódł. Jego europejskie przeświadczenie, iż pacta sunt servanda nie miało w ówczesnej Rosji żadnego odpowiednika. Upokorzenie, do którego doprowadził go Mikołaj I, nie zostało nagrodzone spodziewanym paszportem na wyjazd za granicę. „Widząc Potocki, że nadzieja uwolnienia się z niewoli przez zmianę religii nie sprawdziła się, upatrywał okazji i sposobu do ucieczki, lecz jakaż dla niego w tym trudność, gdy miał przy sobie w tej niewoli dwoje dzieci, syna i córkę nieprawego łoża, które kochał niezmiernie! Niepodobna było z nimi uciekać, a porzucić ich tam nie chciał"76. Tymczasem, chyba już w roku 1846, wybuchła 173 w rejonie nadwołżańskim epidemia cholery, ,,na którą ulubiona jego córka starsza od syna, umarła, za którą niezmiernie desperował. Po śmierci tego dziecka całą myśl swoją na wyszukanie sposobu do ucieczki zwrócił. W kilka dni po śmierci córki lokaj jego na tę samą chorobę umarł. Potocki wezwawszy popa i zapłaciwszy mu dużą sumę, umówił go, aby umarłego lokaja pod jego, Potockiego imieniem pogrzebał. Nim jednak ta ceremonia pogrzebowa nat>tąpiła, Potocki zabrawszy wszystko, co tam miał ze sobą i synka swojego, za paszportem zmarłego lokaja z Saratowa uciekł"77. W owych czasach użycie cudzego paszportu — dokumentu uprawniającego do podróży z guberni do guberni Rosji (osobny rodzaj dokumentów to paszporty na wyjazd za granicę) — było możliwe i często, aż do upadku caratu w 1917 roku, praktykowane. W paszporcie podawano rysopis bardzo ogólnikowy, a brak fotografii posiadacza uniemożliwiał właściwie identyfikację osoby. W Rosji XIX wieku udało się wiele ucieczek z zesłania, czy nawet szczęśliwych wyjazdów za granicę — przy użyciu paszportu kupionego od kogoś lub zdobytego po śmierci posiadacza. Zamysł Potockiego nie był więc (teoretycznie) pozbawiony szans powodzenia. Trudność polegała na odległości Saratowa od najbliższej granicy państwa — austriackiej lub tureckiej, gdzie Potocki mógł spodziewać się azylu. Samo przekroczenie granicy w czasach tak słabego jej zabezpieczenia nie było już poważniejszym problemem, chroniły wszelako Rosję przed „nielegalną" emi- 174 gracją wrogów caratu po prostu rozmiary państwa i trudności komunikacyjne wewnątrz imperium. Jeszcze w wiele lat później uciekinierzy z rosyjskich miejsc odosobnienia musieli godzić się z klęską wskutek fizycznej niemożności dotarcia do granicy... „Po tej ucieczce tego samego dnia odbywał się paradny pogrzeb zmarłego lokaja pod imieniem Michała Potockiego. W kilku cerkwiach tej części miasta rozbujały się dzwony, ogłaszając śmierć znakomitego człowieka. Kilku popów prowadziło ciało do grobu w niezwyczajnej paradzie. Każdy tedy ciekawie pytał, kto by to umarł, i jeden drugiemu mówił, że to graf Potocki. Policja, która go miała pod swoim nadzorem, dowiedziawszy się o tej śmierci, zatrzymała na drodze ciało. Kazała odkryć trumnę dla przekona-nia się, czy rzeczywiście Potocki. Pokazało się, że to zupełnie kto inny. Kazała więc policja popom to ciało zaprowadzić do grobu i zostawić w nim nie zasypane ziemią, a sama udała się do mieszkania Potockiego, lecz go już w nim nie zastali, próżne tylko i puste pokoje. Rozesłano więc pogoń na wszystkie trakty i na nieszczęście Potockiego dognali o kilka stacji od Saratowa i przywieźli na powrót". Potocki uciekał oczywiście nie piechotą, lecz powozem zaprzęgniętym w dobre konie. Miał co prawda pewną szansę powodzenia, chociaż w ówczesnej Rosji sprawdzanie dokumentów podróżnych i ścisłe rewizje pojazdów na poszczególnych stacjach pocztowych należały do stałych praktyk. Nie wiadomo jednak, w jaką stronę 175 uciekał, a zamysł był desperacki. Za daleko było z tego rejonu do jakiejkolwiek granicy itoperium. „Nieszczęśliwa ta jego ucieczka — pisze Beł-1 żecki — pozbawiła go i tej swobody, jaką miał dotąd w przejściu się o kilkadziesiąt kroków od mieszkania. Zaraz bowiem posadzony został z synkiem swoim do aresztu" — warto dodać, że syn Mieczysława, Grzegorz, miał ówcześnie trzy lub cztery lata — ,,pod nieodstępną straż dokoła niego, a o ucieczce jego doniesiono po porządku aż do samego monarchy. W niedługim czasie przyszedł rozkaz wysłać go z Saratowa pod ścisłą strażą do Woroneża i tam pod takąż strażą trzy-,] mać go do dalszego o nim rozporządzenia". Trzeba zauważyć, iż decyzja Mikołaja I była mimo wszystko złagodzeniem reżimu zesłańcze-go pana Potockiego. Woroneż był nieporównanie bliżej granic Europy niż nadwołżański Saratow. Niemniej sytuacja Mieczysława nie uległa żadnej zasadniczej zmianie. „W tak okropnym i smutnym położeniu widząc się Michał Potocki" — Bełżecki był konsekwentny w wypominaniu Potockiemu zmiany wyznania i imienia — ,,nie mógł już nawet myśleć o wyszukaniu okazji i sposobu do wydobycia się z niewoli, gdy ani przez zmianę religii, ani przez śmierć zmyśloną, ani też przez ucieczkę nie udało mu się być wolnym. Umyślił więc napisać do samego monarchy list w stylu najpokorniejszej prośby, aby go uwiadomiono, za co jest tak długo więziony w niewoli. Czy to za żonę jego Emilię z Świeykowskich? Czyli też za syna swego Feliksa [!] z Świeykowskiej? Czyli też za inne 176 występki, gdyż on sam nie wie, za co tak długo znosi niewolę, skoro dekret nie został mu ujawniony". . Pan Bełżecki uważał pretensje Mieczysława Potockiego za przejaw jego „zbrodniczej natury", lecz każdy ówczesny Europejczyk musiałby się poważnie zastanowić, za co właściwie ten człowiek był trzymany w policyjnym odosobnieniu przez czas tak długi... W każdym razie list ten. odniósł skutek. ,,W krótkim czasie po wysłaniu przez pocztę tej prośby do cesarza odebrał Potocki odpowiedź od graf a Orłowa". W odpowiedzi tej zalecono Potockiemu, aby w pełnej pokorze zastanowił się sam, jakie „zbrodnie" popełnił, spisał wszystkich przez siebie pokrzywdzonych i wyraził gotowość hojnego zadośćuczynienia. „Za odebraniem takowej rezolucji od grafa Orłowa Potocki natychmiast zajął się przypominaniem sobie, komu uczynił w życiu swoim jaką krzywdę. Wziąwszy tedy papier i pióro w rękę sumiennie spisywał regestrem każdego po imieniu i nazwisku, komu należy się wynagrodzenie od niego za uczynioną krzywdę^ z wyszczególnieniem wysokości nagrody". Można sobie wyobrazić stan psychiczny Potockiego, gdy musiał wykonywać owe szydercze i złośliwe zalecenia mściwego cara, aby udowodnić swoją „pokorę" i „moralne odrodzenie". Był w sytuacji przymusowej. „Spisawszy więc kogo tylko mógł sobie przypomnieć spośród skrzywdzonych przez siebie na dwa regestra własną ręką, przyznał one uroczyście przed aktami izby sądowej w Woroneżu:. że takową na- 12 — Potomkowie Szczęsnego 177 leżność osobom w regestrze pomianowanym czystym sumieniem «za słuszną i sprawiedliwą uznaję w nagrodę poczynionych im krzywd przez siebie». Jeden regestr posyła grafowi Orłowowi dla przedstawienia monarsze, a drugi do Brac-ławia i Tulczyna wraz z plenipotencją na imię Franciszka Kołbsieleckiego, dawnego swego plenipotenta, upoważniając go do wypłaty każdemu podług regestru z funduszów przez kilka lat zebranych z prowentów jego. A gdyby tych nie wystarczyło, tedy wszystkie meble, srebra i porządki w pałacu znajdujące się oraz powozy, konie i różne, jakie się znajdują remanenta ruchome, sprzedać i zaspokoić każdego. Gdyby zaś i to nie wystarczało na zadosyć uczynienie, to sprzedać z nieruchomego majątku część jaką i zaspokoić każdego. A z wypłaconych przed aktami sądowymi sum wziąć od każdego z nich formalną kwitację z «pretensjów do mnie mianych», przez sąd poświadczone i takowe mu tu przysłać dla przedstawienia gdzie należy"78. . Musiał być Mieczysław Potocki w stanie krańcowej już desperacji. Tymczasem dwór petersburski igrał z nim jak kot z myszą: gdy Potocki okazał aż nadto gorliwą skłonność do zrealizowania wszystkich zaleceń Mikołaja I, postanowiono ugodzić nieszczęśnika w inny sposób. Generał-gubernator kijowski Bibikow — który darzył Emilię Potocką i obie jej siostry: starszą Natalię Szijanow i młodszą Oktawie, później Bazylewiczową, zastanawiającą wszystkich protekcją — podsunął pani Potockiej odpowie- 178 dni pomysł. Otóż -<- sugerował — Mieczysław chce teraz zemścić się na niej i jej dziecku przez rozmyślne roztrwonienie swego majątku. Dlatego właśnie tak chętnie akceptuje wszelkie pretensje faktycznych czy rzekomych wierzycieli. Emilia Potocka przedstawiła więc imperatorowi prośbę, aby jej męża pozbawiono prawa ' dysponowania majątkiem rodzinnym. Tak się i stało. W międzyczasie ustanowiono bowiem zarząd powierniczy dóbr tulczyńskich i olchowackich, który mieli sprawować: brat Mieczysława — Bolesław Potocki z Niemirowa, daleki krewny Przemysław Potocki z Tomaszpola, Leon Swiey-koWski ze Szpikowa i Zenon Brzozowski z Soko-łówki. „Trzej pierwsi dali pełnomocnictwo do zarządu temu ostatniemu, tak iż na nim właściwie spoczęła cała odpowiedzialność za administrację tak kolosalnej fortuny. Wskutek zabiegów pani Mieczysławowej w Kijowie generał--gubernator Bibikow, jako najwyższy opiekun, polecił panu Brzozowskiemu wydać ze skarbca tulczyńskiego wszystkie srebra i klejnoty należące do pani Potockiej. Na tę odezwę pan Zenon ' odpowiedział, że panna Swieykowska nie wniosła żadnych kosztowności, te zaś, co się przechowują w skarbcu tulczyńskim, są dziedziczne rodziny Potockich. Opór ten rozdrażnił Bibiko-wa, który przysłał bezwarunkowy już rozkaz wydania wszystkich cennych przedmiotów ze skarbca do użytku małżonki i syna hrabiego Mieczysława i od tego czasu okazywał przy każdej zręczności swoją niechęć do sumiennego 12- 179 administratora. Toteż gdy pan Zenon podał prośbę o paszport za granicę, otrzymał stanowczą odmowę, wkrótce zaś potem przybył do Tulczy-na z ramienia Bibikowa generał Abaza dla sprawdzenia rachunków administracji. Ten zaś w cztery oczy powiedział otwarcie panu Brzozowskiemu, źe jeśli mu da dziesięć tysięcy rubli, to on wyrobi dlań paszport, pod warunkiem, jednak, że zrzecze się administracji Tulczyna.j Było to już po przyjęciu przez pana Mieczysławć prawosławia, co odjęło opiekunom jego majątki chęć ponoszenia ofiar dla renegata, chętnie więc pan Zenon uwolnił się od administracji i dał grubą łapówkę Abazie, który sam zamianowany wnet został administratorem Tulczyna i rządził się tam przez lat wiele jak we własnym majątku"79. Mieczysław Potocki przebywał na swoim drugim zesłaniu w Woroneżu ponad pięć lat. Biedy raczej nie cierpiał, miał zapewniony spory udział w dochodach ze swoich majątków na Ukrainie (którymi po usunięciu Rutkowskiego zarządzał Franciszek Kołbsielecki przy pomocy syna Władysława). Niemniej nie wolno mu było wydalać się poza obszar miasta. Czas płynął, w drugiej połowie 1849 roku Mieczysław ukończył 50 lat. Wydawało się, że były — tak faktycznie wyglądała jego sytuacja — właściciel Tulczyna nigdy nie uwolni się od prześladowań carskiej administracji. Marzenia o wyjeździe za granicę — gdzie w bankach francuskich czekało nań kilkadziesiąt milionów franków — stawały się coraz mniej realne. 180 Obaj Kołbsieleccy starali się spełniać oczekiwania Potockiego, a uwięziony magnat wynagradzał ich hojnie. Między innymi Władysławowi Kołbsieleckiemu w Woroneżu ,,po kilkudniowym tam jego pobycie Potocki w dowód swej wdzięczności jemu i ojcu jego, za przychylność i życzliwość ich ku niemu, wydał skrypt na dawnym papierze wekslowym, pod uprzednią kilkuletnią datą, na imię Franciszka Kołbsieleckiego, prostym długiem na sumę rubli srebrnych 45 tysięcy, a synowi jego Władysławowi, w nagrodę trudów i kosztów w podróży jego do Woroneża i na powrót, pod uprzednią takąż datą i na dawnym papierze, formalną donację wieczystą na dom z magazynami w mieście Odessie będący wydał z podpisem własnoręcznym przy świadkach, jakowy dom z magazynami i innymi zabudowaniami wart najmniej 40 tysięcy rubli srebrnych"80. Jeżeli Mieczysław- Potocki rzeczywiście w dawnych latach zdradzał cechy psychopatycznego skąpca, to chyba pod koniec życia trochę się zmienił. Wszelako obaj panowie Kołbsieleccy nie okazali się godni łask Potockiego. Franciszek rozpoczął podobno natychmiast zaoczny proces z Potockim, usiłując wyegzekwować od niego uznaną wekslem należność 45 tysięcy rs. W sądzie w Bał-cie uzyskał .nawet przychylny sobie wyrok, ale pieniędzy nie odebrał, bo nie było skąd — Potocki nie miał już „wolnych", niekontrolowanych dochodów (faktycznie miał co prawda znaczne, ale we Francji, daleko od Rosji). W końcu władze rosyjskie unieważniły wydaną przez 181 Potockiego plenipotencję dla Franciszka Kołbsie-leckiego, tym razem chyba zgodnie z intencjami właściciela Tulczyna. Administracja dóbr tulczyńskich i olchowackich stawała się — pod nieobecność właściciela — coraz trudniejsza. Egzekwowanie pańszczyzny; od poddańczej ludności chłopskiej przychodziło: z najwyższym trudem. Generał Płaton Abaza' zaproponował więc władzom w Petersburgu, aby wszystkich chłopów Potockiego przymusowo oczynszować, zamieniając ich powinności pańszczyźniane na odpowiedni czynsz dzierżawny. Dnia 2/14 stycznia 1851 roku Mikołaj I wydał odnośny ukaz: powinności wszystkich poddanych „Michaiła Potockiego" zmieniono z odrobku pańszczyźnianego na obowiązek wnoszenia czynszu dzierżawnego w gotówce. Niezwykłe koleje losu Mieczysława Potockiego przyczyniły się do reformy rolnej na Ukrainie: po 70 latach od oczynszowania, przeprowadzonego w tym rejonie, w dobrach Kaniowa, Korsunia i Bohusławia, przez bratanka króla Stanisława Augusta, księcia Stanisława Poniatowskiego, podobną reformę zarządziły w dobrach Potockich władze rosyjskie. Tyle że 70 łat wcześniej była to reforma postępowa i otwierająca przed włościaństwem nowe perspektywy; teraz był to już paliatyw, wynikły z administracyjnego zamieszania. W dziesięć lat później (1861) miało nareszcie przyjść powszechne uwłaszczenie włościaństwa. Trudno powiedzieć, czy na wygnaniu w Woro-neżu Mieczysław Potocki zdawał sobie sprawę, jak wielkim majątkiem jeszcze dysponuje, do 182 jakich dochodów ma prawo. Korespondencja jego była (twierdzi Bełżecki, aprobując oczywiście bez zastrzeżeń te przezorne praktyki ,,rządu") stale perlustrowana przez miejscową policję. Czy Potocki otrzymywał w Woroneżu sprawozdania banków paryskich ze stanu swoich wkładów We Francji? Można w to wątpić. Po kilkuletnim zesłaniu do prowincjonalnego miasta rosyjskiego, z dala od Ukrainy i Tulczyna, musiał coraz słabiej orientować się w swojej ogólnej sytuacji. Jakże żałować należy, iż jego korespondencje z tej epoki (z innych zresztą również) całkowicie przepadły! Ciekawe byłoby prześledzenie zmian w psychice tego niezwykłego, a niemłodego już ówcześnie człowieka... W początkach 1851 roku Potocki w Woroneżu „przemyślą jeszcze jeden sposób wydobycia się z niewoli. Pisze do grafa Orłowa, prosząc, aby się zapytał cesarza, czyby mu pozwolił ofiarować jakąś znaczną sumę na wieczny fundusz monasteru saratowskiego, na pamiątkę przyjęcia przezeń tamże reformy religii; a także w tymże Saratowie chciałby złożyć znaczny fundusz na dom sierot. Graf Orłów przedstawił jego żądania monarsze, które przyjęte w uważanie zostały i przysłano mu za to do Woroneża cesarskie podziękowanie, po odebraniu którego areszt dla niego zwolniony został"81. Właśnie o to chodziło Mieczysławowi Potockiemu. Uwolnienie go w Woroneżu od stałej asysty policji dawało nową szansę ucieczki. 52-letni zesłaniec nie przestawał myśleć o wydostaniu się z Rosji za' granicę... 183 Żadna z prób ucieczki Potockiego z zesłania nie powiodła się, ale z tym większym uporem kontynuował on swoje plany. Sprawa była bar-- dzo trudna. Aby wydostać się z Rosji, trzeba było dotrzeć przede wszystkim w pobliże granicy tureckiej lub austriackiej. Tysiąckilometro- | wą drogę przez rosyjskie bezdroża trzeba było, j po ucieczce z Woroneża, odbyć jak najśpieszniej i unikając kontroli na kolejnych stacjach pocztowych. Prawda... Potocki miał pieniądze, sytuacja jego była o ileż korzystniejsza od losu zwykłych zesłańców! Jednakże jako osobistość z najwyższych sfer społecznych był specjalnie strzeżony... chociaż nie ciążyły na nim — jak mimo wszystko sądzimy — żadne podejrzenia polityczne. Trzeba by odwołać się do hipotez na temat niezwykłych cech psychicznych Potockiego — jego osławionego skąpstwa — lub po prostu wyjaśnić wszystko brakiem kontaktu z bankami francuskimi, w których złożył większość swojej fortuny, aby wytłumaczyć jego desperackie próby ucieczki z zesłania w sposób zgoła naiwny, choć bezspornie odważny. Gdyby bowiem Mieczysław Potocki zdecydował się ofiarować wpływowym osobistościom rosyjskim jedną czwartą część swego majątku zabezpieczonego na Zachodzie, dziesięć milionów franków za wyrobienie mu carskiego „przebaczenia" i paszportu na wyjazd za granicę — mógłby na pewno opuścić Rosję bez trudów i niebezpieczeństw. Ną 184 to się nie zdecydował. Wolał próbować desperackich ucieczek. Formalny jego ojciec, Stanisław Szczęsny Potocki, z pewnością wolałby zapłacić... Czyżby w usiłowaniach opuszczenia Rosji drogą ,,nielegalną" znalazło wyraz jego genetyczne dziedzictwo po mitycznym bandycie Caracbllim? Korzystając ze zwolnienia spod policyjnego nadzoru, Potocki kupił tarantas (mocny pojazd rosyjski), wynajął dobre konie, znowu posłużył się paszportem swego lokaja — „i pod imieniem tegoż wyjechał ż Woroneża z synkiem swoim, mówiąc do lokaja, że wyjeżdża na wycieczkę i powróci dziś nazad"82. Lokaj zadenuncjował swego pana w miejscowej policji, wysłano zaraz pogoń ,,i blisko już miasta Orła dopędzono go i powrócono do Woroneża. Na przesłuchaniach zeznał, iż otrzmawszy cesarskie podziękowanie uważał je za coś więcej niż paszport, chciał więc przejechać się po tak długim areszcie i być w mieście Orle, a stamtąd do Woroneża powrócić. O ucieczce zaś, o którą go posądzono, nigdy nie myślał, bo mając już łaskawe dla siebie cesarskie podziękowanie spodziewa się również rychłego uwolnienia z niewoli. Doniesiono o tym monarsze, a ów, dogadzając jego życzeniu" — pisze złośliwie Bełżecki — „kazał mu się przejechać z Woroneża do Wiatki, o kilka tysięcy wiorst w głąb Rosji na mieszkanie, co mu nie w smak bardzo było"83. Po zmianie miejsca zesłania — z Woroneża na Wiatkę (dzisiaj miasto Kirów) — Potocki myślał nadal o ucieczce, i można mniemać, że przeradzać to się u niego zaczęło w swoistą monomanię. 185 W Woroneżu , a potem w Wiatce u boku Mieczysława przebywał syn Grzegorz. Sześcioletni ówcześnie Mikołaj był pod opieką matki, bodajże w Petersburgu, gdzie przeniosła się cała rodzina Świeykowskich, i tam Bobrowski matkę i trzy siostry (ojciec już nie żył) w latach 1849 i 1850 spotykał. „Tam też — pisze — podobno umarła matka, a córki zawsze były otoczone rojem nadskakujących mężczyzn, dość, że dwuznacznej zawsze reputacji zażywały"84. Nie jest pewne, czy rodzina Świeykowskich składała się tylko z czterech pań — matki i trzech córek. Można bowiem mniemać, że Kajetan Świeykowski miał również synów, Artura i Hipolita. Ten drugi pojawił się później w kręgu Potockich we Francji, a jego syn Alfred wystąpi po latach (1921 — 1922) o spadek po Mikołaju Potockim. Stan psychiczny Mieczysława znalazł charakterystyczny wyraz w jednym z jego listów, pisanych do przyjaciół na Podolu w początkach 1851 (nie wiadomo niestety do kogo). Cytuje ten list Wincenty Bełżecki: „Niewola wszędzie i zawsze równą jest dla mnie niewolą, równającą się śmierci. Wątpię bardzo, abym miał jeszcze szczęście widzieć kiedy Podole. Zdaje się, że bliższy jestem śmierci niźli Podole ode mnie. Takie to moje przeznaczenie. Gubernator tutejszy dość jest dla mnie grzeczny teraz. Z początku zaś przybycia mego tutaj straż nieodstępnie za mną chodziła. Dziś już potrafiłem zjednać sobie zaufanie. Przechadzam się po bulwarach i po niektórych znakomitych [!] domach, gdzie czasem bawię do późnej pory i policja nie zwraca na to uwagi. Z tym wszystkim ta powolność policji nie osładza gorzkich moich zgryzot"85. Bełżecki notuje dalej: ,,Z nastąpioną wiosną 1851 roku, w miesiącu maju, prosił Potocki gubernatora, aby pozwolił mu czasem przejechać się dorożką na spacer poza miasto. Gubernator grzeczny nie odmówił mu pozwolenia, lecz nie samemu, ale z urzędnikiem policyjnym. Potocki podziękował mu pięknie za tę grzeczność. [...] Policja, odebrawszy od gubernatora na to pozwolenie, przez trzy dni z rzędu komenderowała czynowników coraz innego z Potockim na tę przejażdżkę. Potocki z każdym grzecznie rozmawiając, zobowiązał ich do zaufania mu, że ich nie zdradzi, i przez kilka dni pozwalali mu samemu przejeżdżać się. Korzystając z tego zaufania zaczął myśleć o ucieczce i na trzy dni przed skutkiem tego zamiaru udał słabego, nie wyjeżdżając nigdzie z domu. Policja w dzień z rana odwiedzając go widziała leżącego w łóżku z zawiązaną głową. Ani pomyślała o jego ucieczce i nie tak często go już odwiedzała. A tymczasem Potocki miał porę wybierać się do podróży. A jak to wszędzie ludzie są zdatni i wszystko za pieniądze zrobią, opatrzyli go w paszport kupiecki i w nocy z 14 na 15 maja (26 na 27 maja) 1851 roku zajechała kryta bryka, czterema dzielnymi wiatskimi biegunami zaprzężona, pod dom Potockiego i z pomocą tych życzliwych mu przyjaciół za pieniądze w mig wpakowali wszystkie jego rzeczy, a samego Potockiego 186 187 z synkiem wsadziwszy do bryki — szczastliwoj puti żełajom — rzekli i Potocki pożegnał Wiatkę na zawsze.- ' Policja wiedząc, że Potocki słaby, przez kilka dni nie dowiadywała się o niego. A tymczasem^ Potocki, nie tracąc ani jednej minuty, śpieszył dzień i noc w ucieczce. Lecz czy to ze strachujj czyli ze zbytecznego pomieszania myśli nie mógł pomiarkować, jaki by dla niego punkt był pewny w schronieniu się. Jechał tylko, aby nie stać na miejscu, a gdzie i dokąd, sam tego nie wiedział, i co miał zbliżać się do granicy, to przeciwnie, ^ w głąb kraju się puszczał. i Takim to sposobem zostawał na wolności w swej ucieczce cały miesiąc prawie do 9 czerwca. Policja wiatska opatrzywszy się, że Potocki uciekł, dała o tym znać po porządku z jednej do drugiej guberni i przez dwa tygodnie w całej imperii był publikowany rozkaz poszukiwania;! SB go wszędzie. Potocki ujechawszy w tej ucieczca kilka tysięcy wiorst, jakby naumyślnie, aby być! złapanym, wjechał w gubernię woroneźską dol Ziemi Dońskiej, gdzie go stanowy prystaw po* opisie i jąkliwej mowie poznawszy, aresztował i pod strażą najmocniejszą dostawił do najbliższego urzędu policyjnego. Na próżno Potocki błagał u niego litości, dając mu 20 tysięcy rs. Dałby mu zapewne tyle, ile by chciał, lecz prystaw, wierny swej służbie, oświadczył, że / za żadne nawet miliony nie uwolni go ze swych rąk, spodziewając się od władz większej za pojmanie tak ważnego więźnia nagrody i awansu korzystnego dla siebie"86. 188 Szansę ucieczki Potockiego były nikłe. Wiatkę dzieliło od Petersburga ponad 1100 km w linii powietrznej, około 2100 km od najbliższej granicy austriackiej, około 2000 km od granicy tureckiej. Ale Potocki miał dobry paszport i pieniądze, miał doskonały pojazd i silne konie. W ówczesnej Rosji podobna ucieczka nie musiała być z góry skazana na niepowodzenia. Po Powstaniu Styczniowym kilku zesłańców polskich (m.in. Napoleon Dębicki, Zygmunt Mineyko) zdołało uciec z zesłania na dalekiej Syberii, przebyć tysiące kilometrów przez rosyjskie bezdroża i przekroczyć w końcu granicę, wydostając się na wolność z Imperium Rosyjskiego. Najprawdopodobniej Potocki był jednak zbyt już rozstrojony psychicznie, aby doprowadzić swoją ucieczkę do pozytywnego skutku. Zapewne nie uciekał sam z dzieckiem, lecz w towarzystwie jakiegoś sługi i woźnicy. Postawa tych ludzi miała znaczenie dla sukcesu podobnej eskapady, a Potocki nie wydaje się człowiekiem, który by zawsze zyskiwał miłość swojej służby. I tak jest godne podziwu, że prawie miesiąc zdołał — mimo pościgu i listów gończych — krążyć po Rosji, zmierzając — przynajmniej we własnym przeświadczeniu, gdyż zamiary te realizował dość nieudolnie — ku granicy państwa. Do granicy nie dotarł, chociaż niektórzy pamięt-nikarze przekazali pogłoski, że był już o krok od jej przekroczenia. Z. S. Feliński notuje, jakoby Potockiemu udało się dotrzeć aż do Husiatynia nad Zbruczem, miejscowości leżącej tuż nad granicą austriackiej ówcześnie Galicji. Jednakże ,,tu 189 nie chciał dać Żydowi żądanej za przeprowadzenie za granicę sumy i Żyd go wydał"87. Trudno w to uwierzyć. Nawet dla człowieka tego po-, kroju ocalenie życia powinno było mieć chybąf większą wartość niż największa choćby suma, tal czy owak nie przekraczająca jego możliwości^ Zastanawia jeden wszelako fakt: alarm pod-i niesiony z powodu ucieczki Potockiego i upól policji rosyjskiej w ściganiu tego zbiega. Jest* niepojęte, z jakiego powodu Potocki uchodził za więźnia „tak ważnego", za osobistość, której ¦funkcjonariusze policyjni nie śmieli udzielić pomocy nawet za największe łapówki. Człowiek,] który z pozoru nie miał nic wspólnego ze sprawa-j mi politycznymi... Jest w tym wszystkim cośj budzącego po dziś dzień zastanowienie... Tym bardziej że dalsze losy Mieczysława Potockiego okazały się doprawdy niezwykłe. Ujętego zbiega nie skierowano już bowiem na jakiekolwiek zesłanie. Z tak zwanego „najwyższego rozkazu" został osadzony w najcięższym więzieniu; politycznym Rosji — Szlisselburgu. ' Twierdza Szlisselburg, położona w pobliżu Petersburga na wyspie otoczonej wodami Newy i jeziora Ladoga, wzniesiona za czasów Piotra I, służyła jako więzienie polityczne przez wiek XVIII i XIX, jeszcze w początkach XX. wieki trzymano tutaj najniebezpieczniejszych przeciwników caratu. „To było cmentarzysko polityczne par excellence, gdzie grzebano winowajców i ny stanu w najobszerniejszym znaczeniu słowa, i pozostało nim do końca, do zwinięcia w XX dopiero wieku" — pisze znakomity historyk 19p Szymon Askenazy88. Tutaj przez 37 lat (1831— 1868) dogorywał aż do śmierci wielki patriota Walerian Łukasiński. Tym dziwniejsze wydaje się skierowanie do tego więzienia w 1851 roku rozpustnika, hulaki, awanturnika, dręczyciela dzierżawców — Mieczysława Potockiego. Jest to tak dziwne i niezrozumiałe, że można by wątpić, czy właściciel Tulczyna przebywał rzeczywiście w tym osławionym więzieniu. Nie wspomina o tym T. Bobrowski, pisząc jedynie o zesła-niach, lecz wymieniają Szlisselburg expressis verbis Z. S. Feliński i W. Bełżecki. Trzeba więc przyjąć, że z nie wyjaśnionych powodów Mieczysława Potockiego, po ujęciu w czasie ucieczki z Wiatki i przewiezieniu do Petersburga, osadzono w osławionej twierdzy. Nawet w Szlisselburgu były pomieszczenia o różnym charakterze i można sądzić, że Mieczysława Potockiego trzymano nie w lochu, ale w jednej z cel w budynkach nadziemnych. Co się działo w tym czasie z jego synem Grzegorzem? Być może oddany został pod opiekę pani Emilii, która miała ówcześnie przebywać w Petersburgu. Jak można wnioskować z zachowanych do dzisiaj szczątków księgozbioru owego „Gri-szy" w Muzeum w Łańcucie, chłopiec musiał otrzymać wykształcenie na miarę pozycji socjalnej swego ojca. Nic konkretnego o tym jednak nie wiadomo, podobnie jak o wychowaniu Mikołaja Potockiego. Okres pobytu Potockiego w twierdzy Szlissel-burskiej nie jest znany. Podobno przebywał w tym więzieniu aż do zgonu Mikołaja I w roku 1856. 191 W Szlisselburgu — pisze Z. S. Feliński — „prawdopodobnie do śmierci by pozostał, gdyby zmiana tronu nie dała możności wpływowym jego krewnym otrzymać dlań pozwolenia wyjazdu za granicę"89. Tak więc dopiero Aleksander II miał udzielić Potockiemu zezwolenia na opuszczenie Rosji. Brak dokumentów odnoszących się do tej sprawy zmusza nas wszelako do zanotowania jeszcze jednej wersji wydarzeń, zachowanej w rękopisie Bełżeckiego. Ów zaprzysięgły nieprzyjaciel właściciela Tulczyna w końcowej partii swego rękopisu zaczął posługiwać się obok relacji narracyj- ¦ nej także swojego rodzaju opowieścią wersyfiko-waną. Mimo rozpaczliwej nieudolności tekstu przytaczamy poniższy utwór dzierżawcy Łozowa-tej, w którym znajdują się momenty pozwalające mniemać, iż Potocki nie wyjechał za granicę na podstawie formalnego paszportu, lecz uciekł (ze Szlisselburga?) po kilku latach' swego tam uwięzienia. Bełżecki pisze: „Gdzie mieszkają nocne ptaki, sowy i puszczyki, Co po nocy spać nie dają nieznośne ich krzyki, Tam zamknięty, bez nadziei być wolnym do śmierci, Już tam murów zapleśniałych palcem nie wywierci! To widoczna nad nim kara od samego Boga! Za przestępstwa naznaczona ta niewola sroga, Z której trudno mu powrócić do miłej wolności, Tu umierać już on musi, tu zagrzebią kości! Jeden tylko sposób jeszcze mu zostaje: Z tej niewoli uciec prosto w cudze kraje, Kupić komendanta i stróżów fortecy Za kredytne bilety lub łakome pecy [!?]. I wraz z nimi ucieka prosto za granicę, Nie spuszczając przez trzy dni z okrętu kotwicę, Dzień i noc pośpieszając uchodzi pogoni, Pokąd pewny przyjaciel nie poda mu dłoni"90; Jeśli potraktować ten wierszyk — jedyną znaną wzmiankę o opuszczeniu Rosji przez Mieczysława Potockiego — jako w miarę wierny opis rzeczywistych wydarzeń, można by wysunąć stąd następujące wnioski: Nawet po śmierci Mikołaja I dwór petersburski nie był skłonny uwolnić Potockiego z więzienia w Szlisselburgu, mimo starań krewnych i przyjaciół. Dostarczono mu więc do twierdzy odpowiednie środki finansowe. Za sporą sumę Potocki zdołał przekupić komendanta więzienia i niektórych oficerów miejscowego garnizonu, którzy zorganizowali mu ucieczkę na ląd, a potem umożliwili dotarcie nad brzeg Morza Bałtyckiego, gdzie podstawiono jakiś kuter. (Komendantem Szlisselburga był w tym czasie zruszczony Polak, generał Józef Leparski, „lubiący [...] bokiem na służbie zarobić"91). Mieczysław Potocki uszedł więc z Rosji rzekomo drogą morską, zabierając ze sobą paru skompromitowanych udzieleniem mu pomocy żołnierzy czy oficerów garnizonu. Przez trzy dni statek błąkał się po Morzu Bałtyckim, zanim uciekinierzy dotarli do brzegów pruskich lub szwedzkich, gdzie przygotowana już była przez przyjaciół Potockiego dalsza pomoc... Być może tak było. Są także podstawy do przypuszczenia, iż uchodząc z Rosji, Mieczysław zabrał ze sobą syna Grzegorza, którego obecność w pewnym momencie ułatwiła mu ucieczkę. We 192 13 — Potomkowie Szczęsnego 193 Francji przechowała się bowiem tradycja, że to właśnie „Grzegorz dopomógł swemu ojcu do ucieczki w 1858 lub 1859 roku, kilka lat po śmierci Mikołaja I. Z tego właśnie powodu Mieczysław darzył swego nieślubnego syna naj gorętszym uczuciem"92. Pomoc Grzegorza wydaje się o tyle mało prawdopodobna, że w roku 1858 lub 1859 liczył on lat 15 lub 16. Jakąś rolę mógł jednak w tej sprawie odegrać. Nie znamy daty przybycia Mieczysława Potockiego do któregoś z niemieckich lub szwedzkich {; portów na Bałtyku. Możemy jednak wyobrazić sobie, z jakim westchnieniem ulgi powitał miej-« scowych funkcjonariuszy straży granicznej. Po dwudziestu kilku latach czuł się nareszcie wolny od jarzma rosyjskiego caratu. Gdyby znalazł się poza granicami Rosji nawet bez grosza przy du4 szy, po tylu przeżyciach i doświadczeniach było-I by to dla niego początkiem nowego życia. Cóżi dopiero, gdy w Paryżu ^- do którego jiie zagra-1 dzał mu już drogi żaden kordon — czekało naj niego w bankach kilkadziesiąt milionów fran-j ków... 194 WNUK \ Należałoby może napisać raczej WNUKOWIE. Albowiem u boku Mieczysława Potockiego znalazło się w końcu we Francji dwóch synów: Grzegorz z nieznanej matki i syn Emilii Swieykow-skiej — Mikołaj Potocki. Pierwszy miał odziedziczyć całą fortunę Mieczysława, drugi odziedziczył ją faktycznie. Pierwszego Mieczysław uwielbiał, drugiego nienawidził. Jednakże cały ocalony majątek Potockich z Tulczyna przeszedł w końcu w ręce Mikołaja, jemu więc poświęcony jest niniejszy rozdział, z uwzględnieniem wszelako, w miarę możności, losów Grzegorza. Nie wiadomo dokładnie, kiedy Mieczysław Potocki osiadł nareszcie we Francji. Data jego wyjazdu (lub ucieczki) z Rosji podawana jest we wspomnieniach współczesnych — bardzo zresztą nielicznych — rozmaicie: od 1856 do 1861 roku, przy czym najwięcej wzmianek dotyczy lat 1858—1859. Francuzi, którzy stykali się z Miko- 197 łaj em, przede wszystkim dzięki prowadzonemu przez jego żonę Emanuelę salonowi literackiemu w Paryżu (1882—1887), wiedzieli o Mikołaju i dziejach jego ojca tylko to, co sam im mówił. A w relacjach swoich czy wspomnieniach Mikołaj Potocki kłamał lub koloryzował, czasami może po prostu się mylił. Niewielu zresztą Francuzów zanotowało swoje impresje z wizyt w pałacu Potockich w Paryżu. Może najcenniejsze wspomnienia pozostawił Gustave Schlumberger (1844— 1929), lekarz, historyk i archeolog, ceniony bizantynista, przez wiele lat zaprzyjaźniony z panią Emanuela Potocką93. Jest faktem znamiennym, iż Mieczysław informował swoich francuskich rozmówców, jakoby żonaty był nie dwa, lecz trzy razy w życiu, a Emilia Swieykowska była trzecią już jego żoną. Powód tego rozmijania się z prawdą jest jasny: Potocki usiłował za wszelką cenę zapewnić swojemu nieślubnemu synowi Grzegorzowi pozycję dziecka legalnego i oczywistego sukcesora jego majątku. Inaczej, z powodu okoliczności swoich narodzin, Grzegorz nie miałby prawa ani do nazwiska, ani do naturalnego (poza legacją testamentową) dziedziczenia ogromnego majątku ojca. Syna Emilii, Mikołaja, Mieczysław Potocki zamierzał najpewniej w ogóle wydziedziczyć. Schlumberger pisze, że w chwili opuszczenia Rosji przez Mieczysława Potockiego — r.jego trzecia żona mieszkała w Polsce [!] ze swym synem, któremu ojciec, jeszcze przed wyjazdem, zapewnił preceptora w osobie dawnego deputowanego do Zgromadzenia Narodowego z 1848 roku, 198 nazwiskiem, jeśli pamiętam, Gent, człowieka bardzo dzielnego. Za pierwszym razem, gdy nauczyciel chciał rozpocząć pracę ze swym uczniem, ów począł się skarżyć na ból głowy, a matka zażądała, aby go nie trudzono. Za drugim i trzecim razem zdarzyło się podobnie. Uczciwy nauczyciel oświadczył matce chłopca: — Wychodzi na to, że po prostu panią okradam. Tak nie można, wracam do Francji. — Niech pan tego nie czyni — odpowiedziała — mój mąż wpadłby we wściekłość. Proszę zostać u nas i pracować na własny rachunek. — Tak się i stało, a Gent opracował słownik, który ukazał się wkrótce potem. [.'..] Łatwo pojąć, że do powrotu swego ojca z zesłania Mikołaj Potocki z nauki niewiele skorzystał". Jest charakterystyczne, iż Schlumberger pisze tylko o zesłaniu (exil), a ąie wspomina w ogóle więzienia w Szlisselburgu. Są dwa wytłumaczenia tego faktu: albo pobyt Mieczysława w Szlisselburgu był tylko legendą, albo w przekonaniu Francuzów twierdza ta leżała na Syberii, na której Mieczysław nigdy zresztą faktycznie nie był; najdalsze nawet miejsca jego zesłania należały do Rosji europejskiej. „[Mikołaj] miał wówczas prawie siedemnaście lat". — Działoby się to więc w roku 1862, data raczej nieprawdopodobna. — „Mówiono mi, że pewnego wieczoru, wypytując swego syna, stary hrabia bardzo się zaniepokoił nikłym zasięgiem jego wiedzy. Wziął egzemplarz «Journal des Debats» i pokazując mu tytuł artykułu wydrukowany wersalikami, rozkazał przeczytać na głos. 199 Mikołaj zamilkł, nie umiał nawet czytać! Opowiadano mi jednak, że zawstydzony swoją ignorancją zabrał się usilnie do nauki, i osiągnął tyle, że umiał nawet skreślić krótki list. Co prawda nie widziałem nigdy żadnego jego autografu"94. Jeżeli zaskoczenie Mieczysława było naprawdę faktem, to zdarzyć się mogło raczej dopiero we Francji, po przybyciu tutaj (znowu nie wiadomo kiedy) pani Emilii z Mikołajem. Poza tym analfabetyzm Mikołaja dotyczyć mógł tylko języka francuskiego, gdyż po polsku i rosyjsku chyba umiał czytać. W każdym razie tak niemiła konstatacja nieuctwa syna musiała umocnić Potockie-g go w przekonaniu, iż Mikołaja trzeba wydziedzi czyć, a Grzegorzowi tym bardziej należało za: pewnie uznanie dworu Napoleona III i salonów Paryża jako legalnemu dziedzicowi pana na Tul-czynie. - Jest zastanawiające, że w nielicznych informacjach dotyczących Grzegorza, ów występuje z reguły jako „obywatel włoski" (sujet italien). Czyżby ojciec chciał umocnić jego pozycję przez zakup dla niego jakichś dóbr w Italii, dokąd wiadomości o rzeczywistym pochodzeniu syna dotrzeć już nie mogły? W każdym razie Potoccy mieli z Królestwem Włoch liczne stosunki. Jest znamienne, że Mikołaj miał w końcu poślubić Włoszkę, pannę Pignatelli. Nie udało się jednak stłumić wszystkich plotek o nieślubnym pochodzeniu Grzegorza. Mieczysław starał się więc wyjaśnić sytuację swego faworyzowanego syna... specyficznymi zwycza- 200 jami polskimi. Schlumberger zanotował dość szczególne uwagi: „Wiadomo, że w wielkich rodzinach polskich często pojawiali się bękarci [batards], którzy przeciwnie niż w obyczajach Zachodu, wychowywani byli razem z dziećmi ślubnymi, przy identycznym zupełnie traktowaniu. Stawali się czasami nawet potomkami uprzywilejowanymi. Stary hrabia Potocki i dwie jego siostry, hrabina Kisieleff i hrabina Schouvaloff" — chodziło w rzeczy samej o Zofię Kisielew (1802— 1875) i Olgę Naryszkin (1803—1868) — wszyscy troje byli właśnie tymi dziećmi miłości"95. Ani Zofia, ani Olga nie były dziećmi nieślubnymi, przyszły bowiem na świat w legalnym związku małżeńskim Stanisława Szczęsnego Potockiego z Zofią Wittową-Potocką. Do pewnego zastanowienia skłania jednakże wzmianka o Mieczysławie, jako również dziecku nieślubnym. Czyżby odezwał się w relacji Schlumbergera pogłos afery z 1820 roku i sugestii Zofii, iż był on faktycznie synem „bandyty Karakolego"? Grzegorz Potocki skończył 18 lat w 1861 roku — i zapewne od tego momentu zaczęły'się starania ojca o zapewnienie mu solidnej pozycji społecznej. Z nielicznych wzmianek pamiętnikarskich z tej epoki wynika dość jasno, iż Mieczysław Potocki darzył swego pierworodnego (a nieślubnego) syna uczuciem naprawdę gorącym. Czy zapewnił mu wykształcenie i jakie? Nic na ten temat nie wiadomo; badacze francuscy, którzy w poszukiwaniach swoich krążyli wokół spraw rodziny Potockich, nie zdołali odszukać żadnych śladów jego działalności we Francji lub we Wło- 201 szech. Grzegorz Potocki jest najbardziej tajemniczą postacią w całej historii tej rodziny. Jeżeli cokolwiek można dzisiaj powiedzieć o tym człowieku, którego krótkie życie podzieliło się między Ukrainę, Rosję, Francję i Włochy, to tylko dzięki szczęśliwemu ocaleniu wśród resztek księgozbioru Potockich z Paryża, w łatach 1920-tych przewiezionego częściowo do Łańcuta, paru książek i egzemplarzy nut należących niegdyś właśnie do Grzegorza96. Stemplował on własne książki ładną pieczątką „Grzegorz Potocki" lub „Gregoire Potocki", nie używając — fakt znamienny — tytułu ,,le comte", do którego nie miał oczywiście prawa, ale który mógł sobie łatwo uzurpować. Jeżeli z tej powściągliwości można wyciągać jakiekolwiek wnioski, to będą one bezspornie dla Grzegorza pozytywne, świadcząc o je-.1 go skromności i umiarze. Z faktu zachowania^ w zbiorach łańcuckich wielu egzemplarzy opatrzonych jego pieczątką, oprawionych w skórek z wytłoczonymi siglami ,,G. P." lub jemi dedykowanych, można wnioskować, iż Grzegorz miał wyraźne zainteresowania muzyczne, a może i pewne przygotowanie fachowe w tej dziedzinie. Ocalały wśród książek Grzegorza francuski podręcznik gry na trąbce mógłby sugerować specjalne zainteresowania młodego człowieka tym właśnie instrumentem. Jest charakterystyczne, ze jedna z książek włoskich, wydana w Mediolanie w 1865 roku, zawiera dedykację dla „Comte Gre-gorio Edgardi Pilawa Potocki" („Pilawa" przez podwójne v, jako że autorowi dedykującemu to dzieło obce było polskie w). Dedykacja świadczy nutj w każdym razie, że młody Grzegorz znany był jako potomek sławnego rodu polskiego herbu Pilawa i że pochodzeniem swoim szczycił się w kręgach znajomych. Wydaje się, że najczęściej przebywał we Włoszech, gdzie posiadał jakiś majątek ziemski, zakupiony dlań przez ojca. To zapewne było podstawą jego włoskiego obywatelstwa. Działo się to już po wojnie francusko-austriackiej 1859 roku, po bitwach pod Magenta i Solferino — największych sukcesach militarnych Drugiego Cesarstwa we Francji, po rewolucji we Włoszech i zjednoczeniu państw włoskich (na razie jeszcze bez Państwa Kościelnego) w 1861 roku pod berłem Wiktora Emanuela II. Zarówno Mieczysław we Francji czasów Napoleona III, jak i Grzegorz w zjednoczonej Italii za panowania Wiktora Emanuela, znajdowali warunki egzystencji wprost idealnie zgodne z ich upodobaniami i poglądami. Właśnie we Włoszech — nie wiadomo gdzie i kiedy — Grzegorz Potocki poznał dziewczynę, która miała zostać w końcu jego żoną. Nazywała się podobno Rosa Alberta Catana lvib (według innych informacji) Rosa Kette Catana97. Ani daty jej życia, ani jakiekolwiek inne szczegóły nie są znane. Mieczysław Potocki zirytował się podobno okropnie pochopnym, jak mniemał, małżeństwem syna i wytoczył nawet proces swojej synowej, domagając się sądowego zakazu używania przez nią nazwiska: Potocka. Przebieg i wyniki tego procesu, jak również ich wpływ na wzajemne stosunki między ojcem a synem nie są również znane. 202 203 Sprawa ta miała poważne znaczenie o tyle, że w grę wchodziło przyszłe współdziedziczenie przez Rosę Potocką z jej mężem Grzegorzem całego gigantycznego — i ciągle rosnącego — majątku Mieczysława. Póki żył Grzegorz, Mieczysław Potocki w ogóle nie brał pod uwagę żliwości dziedziczenia czegokolwiek przez Mij kołaja. Potocki wzbogacił się we Francji ogromnie Ulokowane w bankach paryskich kapitały zdoła znacznie pomnożyć podobno przez udatne lokatij w ziemi i przemyśle, jak również przez spekulacje giełdowe. Ten niezwykły człowiek odrodził się zupełnie od tradycji polskich rodzin magnackich. Inni tracili fortuny odziedziczone po przodkach. Mieczysław swoją rozmnożył, stając się wkrótce jednym z największych potentatów finansowych ówczesnej Francji. Na początkach lat 1860-tych zaczął kupować we Francji nieruchomości. Mniej więcej 50 km na południowy,zachód od Paryża, za Wersalem, leży nieduża miejscowość Rambouillet. Nad jeziorem wznosi się tam okazały zamek z XIV wieku, zrekonstruowany w wieku XVIII, dawniej letnia rezydencja Ludwika XVI i Napoleona I, dzisiaj reprezentacyjna siedziba wiejska prezydentów Republiki Francuskiej. Miasteczko Rambouillet, liczące dzisiaj około 20 tysięcy mieszkańców, otoczone jest przez wielkie lasy, liczące w XIX wieku około 30 tysięcy hektarów, słynne jako najlepszy teren polowań w całej północnej Francji. Właśnie w gminie Rambouillet, w rejonie Grange-Colombe, Mieczysław Potocki nabył ład- 204 ny pałacyk myśliwski i spore obszary lasów. Posiadłość ta pozostawała w rękach Potockich do 1921 roku. Potocki kupił także kilka placów i domów w samym Paryżu, między innymi dom przy avenue du Bois de Boulogne nr 5 (dzisiaj avenue Foch). Największy jednakże jego zakup własności nieruchomej w Paryżu dokonany został na imię ukochanego syna — Grzegorza Potockiego. Jeśli na placu Gwiazdy (1'Etoile) w Paryżu staniemy na północnym rogu avenue des Champs--Elysees, zwróceni twarzą ku Łukowi Triumfalnemu, to sąsiednią ulicą po prawej ręce, biegnącą ku północnemu wschodowi, w kierunku Gare St. Lazare (dworca kolejowego St. Lazare) będzie piękna, szeroka avenue Friedland. Gdy Mieczysław Potocki przybył do Paryża, kształt urbanistyczny tego rejonu dopiero się formował dzięki wielkim planom i robotom kierowanym przez Georgesa Haussmanna (1809—1891). Przy avenue Friedland rozciągały się jeszcze ogrody i puste place, choć było już sporo okazałych rezydencji. Avenue Friedland przecina z południa na północ rue Balzac, a z obu arteriami łączy się wąska rue Chateaubriand. Mniej więcej na rogu avenue Friedland i rue Balzac od roku 1857 wznosiła się najokazalsza budowla tego rejonu: kilkupiętrowy pałac w ciężkim stylu „zamkowym", wzniesiony podobno przez architekta Julesa Reboula lub (być może) inżyniera zatrudnionego w Towarzystwie Kolejowym Orleanu, niejakiego Renaud. Od 1846 roku teren ten był własnością byłego deputowanego Jean-Raphaeła Bleuarta, który podejmował 205 „Hotel Potocki" — Pałac Potockich w Paryżu, avenue Friedland nr 27 — obecnie siedziba Chambre de Commerce et d'Industrie de Paris tutaj inwestycje budowlane w celach — jak się wydaje — spekulacyjnych98. Dnia 9 stycznia 1867 roku w biurze notarialnym Roquebert et Berceon zjawili się dwaj panowie: Jean-Raphael Bieuart i ,,le comte" Mieczysław Potocki. Spisano tego dnia akt kupna i sprzedaży, na mocy którego pan Potocki nabył „dla swego syna, Grzegorza Edgara hrabiego Potockiego, obywatela włoskiego, rentiera" okazały dom przy rue Chateaubriand. Nie znamy niestety jego ceny. W kilka miesięcy później, 11 sierpnia 1867 roku, u notariusza Collet ci sami kontrahenci podpisali drugą umowę, mocą której Grzegorz Potocki stał się właścicielem pałacu przy avenue Friedland nr 27, leżącego na placu o powierzchni 2948 m kw. 206 Obdarowany tak wspaniale Grzegorz Potocki miał ówcześnie 24 lata. Zapewne nie był jeszcze żonaty, a jego małżeństwo z Rosą Kette nastąpiło nieco później. Właśnie o dziedziczenie tych okazałych budowli zaniepokoił się hojny ojciec-fun-dator, obawiając się po swojej śmierci zbyt daleko idących roszczeń synowej. Prawdopodobnie po małżeństwie Grzegorza spisano jakiś akt notarialny czy testament, mocą którego na wypadek wcześniejszej śmierci syna posiadłość w VIII arrondissement (dzielnicy Paryża, gdzie leży m. in. avenue Friedland) miała wrócić do ojca. Nie wiadomo, czy w tej właśnie epoce, czy dopiero po 1871 roku Mieczysław Potocki sprowadził z Ukrainy do Paryża znaczną część biblioteki, dzieł sztuki i pamiątek rodzinnych z Tulczyna. Przeniesienie biblioteki nie ulega żadnej wątpliwości. Do dzisiaj w Muzeum w Łańcucie znajduje się ponad 1000 woluminów dzieł o wyraźnej proweniencji tulczyńskiej". Są to resztki okazałego księgozbioru, w którym skumulowały się kolekcje Franciszka Salezego, Stanisława Szczęsnego, Józefiny z Mniszchów, Zofii Potockiej, jej pierwszego męża Józefa i teścia Jana Witta... Wszystko to mogło trafić do Łańcuta tylko jedną drogą: książki wywiezione z Tulczyna do Paryża przez Mieczysława, odziedziczone następnie przez Mikołaja, przeszły w końcu w posiadanie Alfreda Potockiego. Najcenniejsze dzieła z tego bogatego księgozbioru Alfred Potocki wywiózł potem w 1944 roku znowu za granicę. Jeżeli mimo tylu perypetii do dzisiaj ocalało w Łańcucie około tysiąca książek z Tulczyna, uzasadnione jest przy- 207 , m puszczenie, że Mieczysław Potocki zabrał do Francji wielokrotnie więcej. Jak już wspomniano we wstępie, sprawa ta ma znaczenie o tyle, iż przywóz książek z Ukrainy do Francji jest bezspornym dowodem, że istniały także możliwości przewiezienia archiwów. Co prawda likwidacji schedy tulczyńsko-olcho-wackiej na Ukrainie miał dokonać dopiero Mikołaj Potocki, ale już Mieczysław starał się o prze- i niesienie do Paryża resztek swoich aktywów, po-1 zostałych w Imperium Rosyjskim. Jego kapitały zgromadzone w bankach francuskich uległy w ten sposób dalszemu powiększeniu. O życiu, działalności, inicjatywach, zainteresowaniach i dokonaniach Mieczysława Potockiego we Francji właściwie nic nie wiadomo. Zapewne, gdyby prześledzić szczegółowo setki tomów paryskich gazet codziennych z lat 1856—1878, przeszukać archiwa notariatów, gdyby dotrzeć do niechętnie udostępnianych zbiorów prywatnych we Francji — udałoby się prawdopodobnie zebrać kilkadziesiąt informacji, które poszerzyłyby wiedzę o życiu Potockich we Francji w tym okresie. Nie jest to wszelako ani możliwe, ani warte zachodu. Tylko odnalezienie archiwum Potockich we Francji z okresu 1861—1921 mogłoby w zasadniczy sposób zmienić warunki bęldań nad ich fortuną w tej epoce. Wydaje się w każdym razie, że w latach 1863— 1864, gdy na ziemiach polskich toczyły się boje Powstania Styczniowego, Mieczysław Potocki i jego synowie byli wobec sprawy narodowej zupełnie obojętni. Jest to o tyle charakterystyczne, iż rodziną, z którą Mieczysław utrzymywał naj-przyjaźniejsze stosunki we Francji , byli Branic-cy z Montrśsor. Na gruncie francuskim spotkali się potomkowie targowiczan, lecz jakże różną zajęli postawę wobec wydarzeń w kraju... Obok Stanisława Szczęsnego Potockiego i Seweryna Rzewuskiego trzecim twórcą konfederacji targowickiej 1792 roku był hetman wielki koronny Franciszek^Ksawery Branicki (ok. 1730— 1819). Pochodził z ubogiej i w połowie XVIII wieku w ogóle nie znanej rodziny Branickich herbu Korczak (nie mieli oni nic wspólnego z możnym, a wygasającym ówcześnie rodem Branickich herbu Gryf z Białegostoku), zaprzyjaźniony był w młodości ze stolnikiem litewskim Stanisławem Antonim Poniatowskim. Jemu właśnie, przyszłemu królowi Stanisławowi Augustowi, zawdzięczał Branicki całą swoją karierę. Z nizin szlacheckiej przeciętności hojna a nierozważna łaska królewska wyniosła Franciszka Ksawerego Branickiego do rangi jednego z najmożniejszych magnatów Rzeczypospolitej. Gdy w roku 1775 Sejm Rzeczypospolitej przyznał królowi na własność cztery starostwa na Ukrainie, jedno z nich, największe i najbardziej dochodowe — Białą Cerkiew — Stanisław August ofiarował natychmiast Branie -kiemu. Spodziewał się zapewne związać tym mocniej ze swoją polityką tego brutalnego i niewdzięcznego człowieka, który natręctwem i groź- bą umiał wymuszać na królu coraz większe i coraz hojniejsze dary. W ciągu całego swojego panowania Stanisław August ofiarował Branickiemu dobra na łączną sumę 409 467 dukatów100 czyli ponad 7 milionów 370 tysięcy złp. Pochodziły one, bynajmniej nie z prywatnego majątku Stanisła-. wa Augusta, lecz ze skarbu Rzeczypospolitej, z którym ostatni król polski obchodził się dość niefrasobliwie. Wyłudzał od narodu szczodre dary, zużywając je następnie na kaptowanie swoich prywatnych zwolenników i opłacanie agentów dworu, zresztą z reguły bez osiągnięcia zamierzonych celów. Branicki — człowiek bezczelny i pozbawiony poczucia honoru (słynne były jego uroczyste zaklęcia na swój honor i godność, że to czy owo uczyni lub do czegoś się nie posunie — zapewnienia z całym cynizmem następnie łamane i gwałcone) — był pierwszym na liście benefi-cjentów Stanisława Augusta, a wypłacił się królo-j wi zdradą i oszustwem w czasie Sejmu Cztero-J letniego. Jest w każdym razie oczywiste, że niemal wszystko, czym dysponowali Braniccy w XIX wieku, wywodziło się z przejęcia przez hetmana na własność znacznych dóbr państwowych Rzeczypospolitej. O tyle więc, moralnie rzecz biorąc, większe były ich obowiązki wobec sprawy Narodu w okresie porozbiorowym w, porównaniu na przykład z Potockimi, którzy doszli do fortuny przez wyzysk pańszczyźnianych chłopów, lecz przynajmniej niczego ze skarbu Rzeczypospolitej nie otrzymali. W roku 1781 faworyzowany przez Katarzynę II 210 jako użyteczne narzędzie działań w Polsce hetman Franciszek Ksawery Branicki poślubił siostrzenicę Potemkina, Aleksandrę Engelhardt101. Z małżeństwa tego doczekał się trzech córek i dwóch synów: zmarłego młodo Aleksandra oraz Władysława (1783—1843), potem generała wojsk rosyjskich i rosyjskiego senatora. Władysław Branicki ożenił się z przyrodnią siostrą Mieczysława Potockiego, Różą (córką Józefiny z Mniszchów). Pani Róża zamężna była uprzednio z Antonim Potockim (z odrębnej linii Potockich, tzw. prymasowskiej), lecz po rozwodzie wyszła za mąż w 1813 roku za syna hetmana Branickiego. W ten sposób dawne więzy polityczne dwóch twórców Konfederacji Targowickiej wzbogaciły się o więź rodzinną. Synem Władysława i Róży był Ksawery Branicki (1816—1879), który zasłynął w XIX wieku ze swojej zdecydowanej postawy patriotycznej i poglądów liberalno-demokratycznych. Czyniło to potomka słynnej rodziny historycznej w epoce Wielkiej Emigracji zjawiskiem dość dziwnym na tle środowiska arystokratów-emigrantów, garnącego się przede wszystkim do Hotelu Lambert, siedziby księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Ksawery Branicki odkupił moralnie wielką zbrodnię swego dziada hetmana. Całe swoje życie poświęcił służbie narodu i dla tej sprawy nie szczędził wielkiego majątku, wywiezionego z Ukrainy do Francji. Mając lat 18 „zmuszony był" — jak sam pisze — wstąpić do służby w armii rosyjskiej (na czym rzeczywiście polegał ten przymus, niestety nie H 211 fc wiadomo). W służbie rosyjskiej dorobił się sto- ] pnia podpułkownika, był także adiutantem feld- . marszałka Iwana Paskiewicza w Warszawie... po- j1 czątkowo kariera jego szła więc dokładnie w myśl ( wskazań politycznych dziada i ojca. W 1843 roku I zdecydował się opuścić Rosję. Skorzystał z pre- ; tekstu, iż zalecono mu kurację ,,u wód" w Cze- , chach. Przed wyjazdem i w czasie pobytu ,,na kuracji" załatwił sprawę zastawu większej części swoich rozległych dóbr na Ukrainie — podobnie jak Mieczysław Potocki — bankom rosyjskim, a uzyskane pieniądze wywiózł do Francji. Przez . kilka .lat zmieniał często miejsca pobytu, bywał we Włoszech i we Francji. Od 1845 roku uznał Francję za swoją nową ojczyznę, w 1854 przyjął —-za czasów Drugiego Cesarstwa — obywatelstwo francuskie. We Francji związał się Branicki z patriotycznym, niepodległościowo-rewolucyjnym skrzyp dłem emigracji polskiej. W okresie rewolucji w Francji 1848 roku i Wiosny Ludów w całej Eur pie finansował liczne inicjatywy polskie. Jemu to zawdzięczał swoje podstawy materialne Legion Polski Adama Mickiewicza i wydawnictwo „Tribune des Peuples" w Paryżu, którą redagował również Mickiewicz. Wydał na te cele podobno blisko milion franków. Wiadomości o poczynaniach Ksawerego Branickiego we Francji irytowały ogromnie dwór w Petersburgu. Zażądano odeń powrotu ,,do kraju" (!), a gdy odmówił, żądając paszportu emigracyjnego, Mikołaj I nakazał konfiskatę całego jego majątku pozostawionego na Ukrainie oraz skazał go (zaocznie) na 212 pozbawienie szlachectwa i zesłanie na Syberię. Ksawery Branicki był jednakże w lepszej sytuacji niż jego kuzyn Mieczysław Potocki. Do Paryża nie sięgała przemoc rosyjskiej policji politycznej. Majątek na Ukrainie został skonfiskowany, pozostały j ednak Branickiemu znaczne kapitały we Francji, które ulokował korzystnie i zręcznie pomnażał. W roku 1864 jego dochód roczny wynosił podobno 1 milion 300 tysięcy franków, mniej co prawda niż miał Mieczysław Potocki... Odtąd pracował usilnie dla sprawy polskiej, finansując liczne przedsięwzięcia patriotyczne, wspierając rewolucyjne inicjatywy w wielu krajach Europy, nade wszystko pamiętając o swoim obowiązku podstawowym: odkupieniu win dziada i spłaceniu długu Targowicy. Rzecz jasna, spłacić narodowi długu targowickiego nie był w stanie, gdyż sam jeden — przy tak wielkim nawet majątku — nie mógł był odrobić klęski rozbiorów i doprowadzić do odbudowy niepodległej Rzeczypospolitej. Takie osiągnięcie byłoby możliwe w wieku XIX tylko przy solidarnym połączeniu sił, zasobów i wpływów politycznych całej magnaterii polskiej, w sojuszu ze wszystkimi świadomymi narodowo warstwami ówczesnego społeczeństwa... Wszelako Ksawery Branicki był wyjątkiem i zdziałał tyle tylko, ile mógł uczynić w całkowitej izolacji i przy swoistym lekceważeniu jego pracy przez innych posiadaczy-największych majątków krajowych. W roku 1849 (data nie jest zresztą pewna) Ksawery Branicki (a właściwie na imię syna jego 213 matka, Róża z Potockich) nabył w departamencie Indre-et-Loire zamek i dobra Montresor. Położo- ] ny nad Loarą, w słynnym ciągu zamków francuskich, choć dzisiaj już nieco na uboczu głównego szlaku turystycznego, zamek na wzgórzu Montresor istniał już podobno w XI wieku102. Zmieniając dość często właścicieli, w roku 1831 stał się własnością Louis Francois de Jouffroy-Gonssans, który rozpoczął przebudowę całego zespołu budynków, niezbyt zresztą pieczołowicie obchodząc się z zabytkowymi konstrukcjami. W trakcie trwania przebudowy odkupili zamek Braniccy. Wsku- < tek małżeństwa stryjecznej wnuczki Ksawerego Branickiego, Jadwigi, ze Stanisławem Reyem zamek przeszedł w ręce rodziny Reyów i znajduje się w ich władaniu po dzień dzisiejszy; ; W Montresor Ksawery Branicki przebywał w momentach, gdy nie bawił w jednej ze swoich licznych podróży za granicę. Tutaj właśnie zaczął przyjeżdżać często z Paryża „przyrodni wuj" Ksawerego (brat przyrodni jego matki) — Mieczysław Potocki, początkowo z synem Grzegorzem, później zaś z Mikołajem. W okresie Powstania Styczniowego Branicki oddał do dyspozycji władz narodowych cały swój j majątek. Płacił wiele i nie domagał się dla siebie żadnej rekompensaty. Chciał sformować oddziały partyzanckie, które miano przewieźć morzem na I brzegi Żmudzi i tam wysadzić na ląd. Nie doszło ¦ to do skutku z powodu sprzeciwu władz frańcu- i skich i konfliktów na łonie emigracji polskiej i we Francji, która chętnie korzystała z subwencji i Branickiego, lecz nie życzyła sobie, aby człowiek 214 ten odegrał zbyt wybitną rolę polityczną. Branicki nie zrażał się tym chłodnym podejściem emigracyjnych notabli. Jemu właśnie zawdzięczało powstanie w Polsce największą pomoc materialną z Zachodu. Ksawery Branicki ożenił się późno, bo dopiero w 1873 roku, mając 57 lat, z Pelagią z Zamoyskich, wdową po Aleksandrze Rembielińskim, matką dwóch synów. Własnych dzieci nie miał. Na krótko przed śmiercią (1887) przeniósł formalnie własność majątku Montresor na młodszego brata, Konstantego (1824—1884), żonatego z Jadwigą Potocką, ojca m. in. Jadwigi (1890—1977), poślubionej później Stanisławowi Reyowi (1894— 1971). Zmarł nagle w Siuth w Egipcie, podobno w okolicznościach tajemniczych, dnia 22 listopada 1879 roku. W pół roku później zwłoki jego spoczęły w podziemiach kaplicy cmentarza Montresor. Takim był człowiek, z którym Mieczysław Potocki związał się dość blisko w ostatnim okresie swego życia. Nie wiemy, jak wyglądały rozmowy i dyskusje polityczne w salonach zamku Montresor przez kilkanaście miesięcy 1863 i 1864 roku, gdy na ziemiach polskich toczyły się beznadziejne boje Powstania Styczniowego. Branicki czynił wszystko, co leżało w jego możliwościach, aby nieść walczącemu krajowi pomoc możliwie największą i najskuteczniejszą. Mieczysław natomiast... sądzić możemy, iż te poczynania „przyrodniego siostrzeńca" traktował z pobłażaniem i lekceważeniem. A przecież majątek Potockiego we Francji był 215 — jeśli można to dzisiaj choćby w przybliżeniu ocenić — mniej więcej dwa razy większy niż majątek Branickiego. Kapitały jego były ulokowane wyjątkowo korzystnie i przynosiły znaczne dochody. Można sądzić, iż procenty bankowe, renty gruntowe i kupony akcji przynosiły Mieczysławowi od 3 do 4 milionów franków rocznego dochodu. Ile otrzymywała z tego Delfina z Komarów, Emilia ze Swieykowskicrł, Grzegorz, Mikołaj, ile zaś zatrzymywał sam Mieczysław — trudno dzisiaj osądzić. W każdym razie wszyscy tnający prawo do jakiegokolwiek udziału w. tej fortunie korzystali z najwyższego standardu życiowego znanego w ówczesnej Francji. O długach moralno-politycznych wobec kraju i narodu nikt ówcześnie w tym gronie nie pamiętał. Nazwisko Mieczysława Potockiego nie pojawiło się nigdy w kontekście działań narodowych. Jest bardzo znamienne, że znany agent policji rosyjskiej Julian Aleksander Bałaszewicz, który używając pseudonimu Albert Potocki inwigilował starannie polską działalność niepodległościową we Francji 1861—1875, w raportach swoich wspomina często Ksawerego Branickiego z Mon-tresor, lecz ani razu Mieczysława Potockiego103. W kręgu Mieczysława sprawy polskie i ukraińskie były prawdopodobnie zupełnie już zapomniane. Wracano do nich chyba tylko wtedy, gdy trzeba było załatwiać dalszy etap translokacji resztek majątku czy zbiorów rodzinnych spod panowania rosyjskiego do Francji. Scheda tulczyń-ska była już tylko szczątkiem dawnej fortuny, niemniej pozostało na Ukrainie jeszcze sporo 216 tytułów własności, o których pozbycie się Mie-< zysław usilnie zabiegał. Do końca życia nie zdołał co prawda doprowadzić tej sprawy do pomyślnego końca. Nie wiemy jak wyglądały ówcześnie stosunki Mieczysława Potockiego z synem Mikołajem. W 1863 roku Mikołaj ukończył 18 lat. Ojciec usuwał go na margines swego życia, faworyzując wyraźnie Grzegorza. Lecz i z tym ostatnim stosunki zaczęły się psuć... zapewne na tle małżeństwa Grzegorza z Rosą Kette Catana. Jeden fakt jest bardzo znamienny: pod koniec życia, w latach 1870—1871, Grzegorz Potocki nie mieszkał już w ogromnym „Hotel Potocki" (nazywanym czasami w Paryżu „Credit Polonai*" — co świadczyło o rozmachu operacji finansowych starego Potockiego). Miał inny adres: avenue Montaigne ,nr 2104, dom w pobliżu Place d'Alma, również w luksusowej VIII dzielnicy Paryża, lecz bliżej Sekwany. Być może między ojcem a synem doszło do znacznego już napięcia. Latem 1870 roku uwagę Europy zajmowała sprawa następstwa tronu w Hiszpanii: Po detronizacji Izabeli II kanclerz Bismarck zaczął forsować do tronu w Madrycie kandydaturę Leopolda Hohenzollerna. Gdy sprawa ta wyszła na jaw, zapanowało we Francji oburzenie z powodu — jak uznano — próby okrążenia Francji od połu- 217 dnia. Zażądano od Wilhelma I deklaracji o wyrzeczeniu się poparcia i teraz, i w przyszłości jakiejkolwiek kandydatury pruskiej do tronu hiszpańskiego. Król pruski zgodził się na doraźne wycofanie kandydatury Leopolda, odmówił jednak gwarancji na przyszłość. Bismarck ogłosił w prasie zniekształcony tekst depeszy Wilhelma I z Ems 13 lipca 1870, nadając jej seąs obelżywy dla Francji. W Paryżu zapanowała irytacja. Francuzi dali się sprowokować. Dnia 19 lipca Napoleon III wypowiedział wojnę Prusom. Kilkutygodniowa wojna francusko-pruska dowiodła słabości militarnej Francji i znacznej przewagi Prus. Po kilku bitwrach, które nie przyniosły Francuzom żadnego sukcesu, okrążona pod Seda-nem armia francuska, przy której znajdował się sam cesarz, dnia 2 września 1870 roku skapitulowała przed Prusakami. Do niewoli dostał się Napoleon III, marszałek Mac Mahoń i kilkudziesięciu generałów francuskich. W Paryżu wybuchła rewolucja, ogłoszono detronizację dynastii Bonaparte i republikę. Paryż został oblężony przez wojska niemieckie. Wkrótce potem miała nastąpić kapitulacja (28 stycznia 1871), upokarzający Francję pokój ze zjednoczonymi Niemcami, wreszcie wydarzenia Komuny Paryskiej 1871 roku, w których wzięło udział wielu Polaków, lecz oczywiście nikt spośród najbogatszej magnaterii. Nie wiemy, gdzie przebywał Mieczysław Potocki w tym przełomowym dla Francji okresie, wydaje się jednak, że zawczasu opuścił Paryż, chroniąc się na prowincji, być może w Rambouil-let. Grzegorz Potocki przebywał ówcześnie w St. Cloud, pod Wersalem, gdzie miał jakąś posiadłość. W marcu lub kwietniu 1871 roku wybrał się na objazd zdewastowanych budynków. Wędrując po zaroślach znalazł niewypał. Trzymając pocisk na kolanach, zaczął oglądać niebezpieczne znalezisko. Zdarzył się podobno wybuch, który poważnie go zranił. Przewieziony do szpitala w St. Cloud, Grzegorz Potocki zmarł wkrótce potem wskutek zapalenia otrzewnej105. Zgon nastąpił 16 kwietnia 1871 roku106. Śmierć Grzegorza niewątpliwie wstrząsnęła poważnie jego ojcem. Zaczęły się poza tym jakieś kłopoty spadkowo-prawne, dotyczące pałacu przy avenue Friedland, formalnie własności Grzegorza. Nie wiadomo, czy Rosa Kette Potocka wystąpiła o spadek po mężu (najpewniej tak było) i w jaki sposób Mieczysław zdołał odsunąć ją od dziedziczenia tej posiadłości. Wydaje się, iż w ręce bezdzietnej Rosy Potockiej przeszła jakaś część majątku Grzegorza, ale pałac przy avenue Friedland stał się po załatwieniu sprawy spadku po Grzegorzu hipoteczną własnością Mieczysława. Teraz dopiero Mikołaj Potocki mógł liczyć na schedę po ojcu. Wzajemne stosunki obu panów Potockich pod koniec życia Mieczysława pozostają niejasne. Mikołaj — zapewne pod wpływem swej matki Emilii — począł zabiegać o łaski rodzica, który zresztą nie był tymi awansami specjalnie zachwycony. Mieczysław skończył właśnie 72 lata, był zdziwaczały i psychicznie podupadły, ogarnięty nade wszystko jedną myślą: jak pozbawić Delfinę i Emilię wszelkiej nadziei dziedziczenia jego fortuny. 219 '4 Komu ją przeznaczał po śmierci Grzegorza, trudno dzisiaj dociec. Nie znamy pierwotnej wersji testamentu Mieczysława. Podobno stary Potocki zamyślał o zmianie obywatelstwa, zamierzał wynieść się do Wielkiej Brytanii i tam ulokować swój majątek, aby utrudnić Mikołajowi pretendowanie do schedy. Nic z tego nie wyszło, ale konflikt między synem a ojcem trwał do ostatnich chwil życia tego ostatniego. Mikołaj Potocki był już od kilku lat żonaty. Jeszcze przed wojną francusko-pruską poznał — nie wiadomo gdzie i w jakich okolicznościach — Emanuelę Pignatelli, urodzoną w 1851 roku (miała więc lat zaledwie osiemnaście), córkę księcia Pignatelli, ambasadora królestwa Neapolu w Petersburgu. Trudno dociec, jak doszło do tego małżeństwa, czy ze zgodą (przynajmniej oficjalną), czy bez zgody Mieczysława. Ślub odbył się najpewniej w 1869 roku — i można się w tym domyślać inspiracji Emilii Potockiej, która poznała zapewne rodzinę Pignatelli jeszcze w Pe-terburgu, przed swoją emigracją do Francji. Jeżeli można domyślać się czegokolwiek na temat stosunków między Mieczysławem Potockim a jego synową, to tylko na podstawie „księgi gości", zachowanej w zamku Montrśsor. Olóż podpis Emanueli pojawia się tam dopiero z okazji pogrzebu teścia. Za jego życia, przy kilku okazjach bytności Mieczysława, występuje co prawda podpis Mikołaja, lecz brak podpisu jego żony. Zapewne stary Potocki nie tolerował wizyt synowej u przyjaciół ,w Montresor. 220 ] 26 maja 1875 roku zjawiła się w Montresor grupa kuzynów i przyjaciół z okazji przeniesienia zwłok siostry Mieczysława, Zofii Kisielew, zmarłej 2 stycznia 1875, prawdopodobnie w Paryżu. W księdze pamiątkowej otwiera listę podpis^ Mieczysława. Niżej znajdujemy autograf: „Comte N[icolas] Potocki". Wśród dalej podpisanych pojawił się niejaki „Felix St. Clair", podobno nieślubny syn Zofii Kisielew, podawany zresztą za syna Olgi Naryszkin. Ten przyjaciel Potockich miał odegrać istotną rolę przy ocaleniu spadku po ojcu dla Mikołaja Potockiego, Gustave Schłumberger pisze: ,,[...] stary Potocki [...] nagle poważnie zachorował. Sytuacja młodego małżeństwa stała się wskutek tego tragiczna, mieli się znaleźć w całkowitej nędzy. Gdy starzec był już prawie w agonii, jego synowa pani [Emanuela] Potocka pobiegła na przedmieście Saint-Germain błagać o pomoc starego przyjaciela, radcę Bachelier. Był to stary zrzęda, ale człowiek roztropny. Nakłonił młodą damę, aby udała się do spokrewnionego ze swym mężem barona Saint-Clair, który był odległym kuzynem (z lewego łoża) Mikołaja Potockiego. Pośpieszyła więc do niego i wyciągnęła go z łóżka. Warto zauważyć, że byli ówcześnie bardzo poróżnieni. Saint--Clair wdarł się do sypialni tak przecież podejrzliwego chorego i złajał go tak bardzo, tak go nastraszył piekłem, że umierający kazał niezwłocznie wezwać notariusza i zmienił swój testament na korzyść syna. Zmarł nazajutrz"107. Zgon nastąpił 26 listopada 1878 roku108. Mieczysław przeżył o półtora roku swoją 221 pierwszą^ żonę Delfinę z Komarów. Pod koniec j życia mieszkała ona w domu przy Boulevard * Haussman nr 91. Zmarła na nowotwór dnia 2 kwietnia 1877 roku109. Natomiast Emilia ze -Swieykowskich miała przed sobą jeszcze kilkanaście lat życia. Mieczysław zapewnił jej rent i wytworny apartament w XVI dzielnicy Paryża, przy rue Dumont-d'Urville nr 11. Zmarła w Paryżu1! 13 lipca 1894. 25 lipca 1879 roku zwłoki Mieczysława Potockiego przeniesiono do podziemi kaplicy cmentarza w Montresor. Zjazd okolicznościowy był dość liczny, zebrało się w Montresor około 30 osób. Tym razem Mikołaj Potocki przybył razem z żoną Emanuela. Uczestniczył w uroczystościach także brat pani Emilii, Hipolit Swieykowski, który od śmierci szwagra zabiegał usilnie o względy Mikołaja. Dokładnie w 10 dni po zgonie Mieczysława, dnia 6 grudnia 1878, pan Hipolit wręczył uroczyście siostrzeńcowi swój wydany niedawno w Paryżu (sumptem własnym) poemat historyczny Marek Jakimowśki, podolanin 1620 roku (Paryż 1878), opiewający dzieje młodego Polaka, który zdołał wyrwać się z niewoli tureckiej i zdobył sławę kaperską na Morzu Śródziemnym w początkach XVII wieku. Książkę zaopatrzył dedykacją: „A mon cher neveu le Comte Nicolas Potocki — Hippolite Swieykowski, Paris, 6 de-cembre 1878""°. Hipolit Swieykowski niczym w literaturze polskiej się nie odznaczył, wiadomo jednak, że był literatem minorum gentium i miał pewne w tym zakresie ambicje. Data ofiarowania książki sukcesorowi majątku Mieczysława 222 jest bardzo znamienna. Zaczynały się wówczas zadzierzgiwać więzy, które po półwieczu poważnie skomplikują sprawę dziedziczenia z kolei po Mikołaju. Fortunę, którą Mikołaj Potocki odziedziczył po ojcu, oceniano ówcześnie na 80 milionów franków111. Trudno przeliczyć tę kwotę na walutę naszych czasów, w każdym jednak razie było to znacznie więcej niż 100 milionów dolarów USA w 1980 roku. Mikołaj nie ograniczył się zresztą do przejęcia dóbr we Francji, ale ze sporą — nie spodziewaną u niego — energią zaczął zabiegać o ostateczną likwidację majątków na Ukrainie. Pałac w Tulczynie z resztką wyposażenia i częścią archiwum, a także znaczne jeszcze obszary ziemi sprzedał swojemu rosyjskiemu kuzynowi, Sergiuszowi Stroganowowi, mężowi Marii Potockiej, córki Bolesława, a bratanicy Mieczysława. W ten sposób została ostatecznie zlikwidowana fortuna Potockich na Ukrainie. Stroganow nie utrzymał zresztą Tulczyna w swoich rękach. W początkach XX wieku pałac i park tulczyński przeszły na własność skarbu cesarskiego. Nie wiemy, za ile sprzedano te resztki wielkich dóbr tulczyńskich, lecz przy najskromniejszych obliczeniach trzeba przyjąć kilka milionów rubli. Sumę tę przekazano do Francji. Mikołaj Potocki znacznie powiększył tą drogą majątek odziedziczony po ojcu. W każdym razie — trzeba podkreślić raz jeszcze — była to największa fortuna magnacka, jaką wywieziono kiedykolwiek z ziem dawnej Rzeczypospolitej na zachód Europy... 223 Mając w swych rękach tak wielkie zasoby finansowe, Mikołaj rozpoczął przebudowę pałacu przy avenue Friedland. Dnia 30 kwietnia 1879 nabył — za pośrednictwem notariuszy Tollu i Chatelaina — kompleks zabudowań przy rue Chateaubriand, sąsiadujących z „Hotel Potocki". W trzy lata później dokupił jeszcze kamienice przy rue Balzac. Równocześnie nakazał przebudowę wnętrz pałacowych i kompletną renowację fasady. Wtedy właśnie wnętrze pałacu Potockich w Paryżu nabrało majestatycznego, ale i monstrualnego wystroju w stylu spotęgowanego rococo, który mogą dziś jeszcze podziwiać turyści zwiedzający tę budowlę. Wielkie schody w hallu prowadziły do salonów i sal recepcyjnych o wysokości ponad 5 metrów, które mogły pomieścić setki gości. W kilkupoziomowych podziemiach mieściły się kuchnie i pokoje służby, zdolnej do obsłużenia największych nawet przyjęć. Długie stajnie z boku pałacu mieściły kilkadziesiąt pojazdów i ponad setkę koni... Była to siedziba na miarę doprawdy królewską, przerastająca swym rozmachem najbardziej nawet wytworne siedziby burżuazji francuskiej epoki fin de siecle'u. Mówiąc szczerze, nie było to wszystko w tzw. dobrym guście, a imponować mogło raczej tylko swą wielkością. Chociaż... na ścianach salonów wisiały obrazy najsłynniejszych malarzy z epoki rococo i klasycyzmu. „H6tel Potocki" był swojego rodzaju muzeum —- i to właśnie interesowało elitę intelektualną Paryża. Ludzie tego środowiska często wstępowali na 224 Hali i schody z pałacu Potockich w Paryżu. Stan z 1921 roku schody pałacu przy avenue Friedland nr 27. Ledwo bowiem skończyły się w roku 1882 prace remontowe i przebudowa gmachu, pani Emanuela Poto-cka otworzyła szeroko podwoje swego salonu dla przyjaciół z kół literackich i artystycznych 15 — Potomkowie Szczęsnego 225 Paryża. Przez t kilka lat pałac Potockich słynął z najmodniejszego salonu artystycznego stolicy Francji. Niestety, miało się wkrótce okazać, żej ekscentryczne zainteresowania i nieokiełznany! styl życia pani Potockiej nie bardzo się godzą! z usposobieniem jej męża. Emanuela Pignatelli opowiadała wszystkim swoim znajomym, iż Mikołaja Potockiego poślubiła sans amour, bez miłości112. Brzmiało to cynicznie, lecz Emanuela nie krępowała się bynajmniej w swych oświadczeniach, iż jedyną atrakcyjną cechą jej małżonka były miliony. Niektórych to żenowało, ale wszystko godziło się znakomicie z osobowością, charakterem i stylem bycia pani Potockiej. Trudno oczywiście się dziwić, iż małżeństwo Mikołaja z Emanuela było związkiem nieudanym, a gdy minęły pierwsze lata fascynacji Potockiego urodą małżonki, coraz większego znaczenia nabierać poczęły jej szczególne cechy charakteru: bezczelność i złośliwość, skłonność do'ekshibicjo-nistycznych demonstracji swojego niezrównowa-żenia psychicznego, awanturnictwo i brak taktu towarzyskiego, przeradzające się czasami w zwykłe grubiaństwo. W środowisku, z którego rekrutowali się bywalcy pałacu Potockich, te niezwykłe cechy osobowości pani Emanueli bardzo zwracały uwagę. Jeżeli wiele jej wybaczano, to z powodu wylewnej gościnności i pozy „protektorki sztuk", 226 i „muzy artystów". Salon pani Potockiej był przez kilka lat — mniej więcej w okresie 1882—1887 — najmodniejszym miejscem spotkań elity artystycznej i intelektualnej Paryża, oczywiście nie intelektualistów postępowych i walczących o reformy społeczno-obyczajówe, lecz ultra-kato-lików, zagorzałych reakcjonistów, chociaż zdarzali się w tym gronie również myśliciele o odmiennej ideologii. Na tle codziennych ekstrawagancji pani Potockiej mniejsze już znaczenie miała jej swoboda obyczajowa i demonstrowana otwarcie skłonność do przypadkowych związków erotycznych. Mikołaj Potocki był w Paryżu głośnym cornu, wielokrotnym „rogaczem", co naturalnie nie mogło przyczyniać się do umocnienia tego związku. W salonie pani Potockiej przy avenue Fried-land nr 27 pojawiali się setkami najmodniejsi artyści, pisarze i uczeni tej epoki113. Wymienianie ich nazwisk byłoby w tym miejscu bezcelowe. W każdym razie Emanuela gromadziła w swoich salonach grupę kilkudziesięciu przyjaciół, którym nadała miano „Machabeuszy". Dlaczego nazwa dynastii izraelskiej z II i I wieku p.n.e. wydała się pani Potockiej najlepszym określeniem dla grupy jej przyjaciół — trudno dzisiaj dociec. W każdym razie „hrabina zebrała wokół siebie mały dwór wielbicieli, stworzyła swoją republikę adoratorów, a może raczej sentymentalny klub «samobójców», którzy nazwali się «Machabeusza-mi». Każdy członek tego stowarzyszenia otrzymywał od zwierzchniczki klejnot wysadzany szafirami i zdobny koroną hrabiowską z inicjałami 15- 227 uwodzicielki. Na odwrocie mieścił się napis wyryty w błękitnej emalii: Na życie i na śmierć (A la vie et a la mort). Wskazywało to, że wybraniec winien bez wahania popełnić samobójstwo, gdyby od niego tej ofiary zażądano"114. Wypadków samobójstwa nie zanotowano, lecz kabotyń-ska atmosfera zebrań sprzyjała tworzeniu pozorów, iż — być może — lada dzień stanie się to faktem. Gustave Schlumberger wspomina: „Parę razy w tygodniu zbierała się u niej dość liczna grupa wybitnych osobistości, znanych pod dziwacznym mianem «Machabeuszy». Podczas tych agap panował nastrój dowcipu, dość złośliwego, pomieszany z ogólną wesołością i znaczną dozą swoistego «kumplostwa» (camaraderie). Przez kilka lat, aż do grudnia 1887, kiedy pani Potocka skłóciła się ostatecznie ze swym mężem i porzuciła pałac przy avenue Friedland, nie opuściłem chyba żadnego z tych zebrań i bawiłem się tam wesoło, spotykając obok znakomitych swoich znajomych także ¦., większość znanych ówcześnie osobistości Paryża. Wymiana zdań była ożywiona, a w Józefina • Zo'fia Mniszech Glavani Mieczysław(1799-1878) N Roman (1851-1915) Alfred Józef (1817-1889) Grzegorz . premier austr,namiestnik Galicji (1843-1871) • Emilia ~" Swieykowska I Mikołaj Józef(1862-1922) (1845-1921) Alfred Antoni (1886-1958) 251 stwa — Romana Potockiego (1851—1915) i Elżbiety z Radziwiłłów. Miał młodszego brata Jerzego (1889—1961), który pozostawił z małżeństwa z Peruwianką Susaną Yturregui syna Stanisława (ur. 1932). Jak się okaże, sam Alfred nie doczekał się jednak dzieci i miał zemrzeć bezpotomnie. Alfred Potocki pozostawił po sobie wydane już pośmiertnie sui generis pamiętniki133 — niewątpliwie dzieło nie własne, lecz zręcznego ghost wri-tera, który spisał relację ostatniego właściciela Łańcuta, relację ocenzurowaną starannie przez żonę i najbliższych przyjaciół Alfreda Potockiego, w celu utajenia kompromitujących spraw jego życia. Dzieło to — które skądinąd świadczy bardzo niekorzystnie o mentalności i zainteresowaniach Alfreda — przedstawia sprawę dziedziczenia po Mikołaju Potockim bardzo ogólnikowo i z widocznym zamiarem ukrycia istotnych szczegółów. Alfred Potocki odwiedzał ,,wuja" Mikołaja — tak go nazywa, chociaż trudno się dopatrzeć w linii genealogicznej jakiegokolwiek uzasadnienia dla tego miana — jeszcze przed rokiem 1914, ale wśród gości pałacu przy avenue Friedland odgrywał rolę nikłą i bez znaczenia. Dopiero na krótko przed śmiercią Mikołaja dowiedział się, iż wybrany został jego generalnym spadkobiercą, ale — jak można sądzić — od dawna marzył o tym sukcesie i starał się zabiegać o łaski bogatego kuzyna. Trzeba pamiętać, że nawet po śmierci ojca (1915) i odziedziczeniu ordynacji łańcuckiej Alfred Potocki był w porównaniu z Mikołajem posiadaczem bardzo miernej fortuny. Dar „wuja" 252 Mikołaja spłynął na Alfreda jak niezasłużona łaska niebios. Uczynił zeń najbogatszego człowieka w Polsce. Mikołaj Potocki długo namyślał się nad swoim testamentem. Ostatnią swoją wolę spisał własnoręcznie dnia 25 sierpnia 1920 i złożył ją u swojego notariusza A. A. Cottina w jego biurze przy rue Royałe nr 6. Testament „olograficz-ny" (własnoręczny) według prawa francuskiego nabywa mocy dopiero po zatwierdzeniu go przez sąd. Dlatego też Mikołaj Potocki zadbał o sporządzenie testamentu notarialnego. Na krótko przed jego śmiercią — 2 kwietnia 1921 — testament „olograficzny" został potwierdzony przez analogiczny, sporządzony przez tego samego notariusza, akt notarialny, który uzyskiwał moc prawna już z chwilą ogłoszenia. Pełna treść tego testamentu pozostaje po dziś dzień nieznana. Jest faktem, że ten wielkiej wagi dokument prawny rodził się pod naciskiem wielu przyjaciół i dalekich krewnych Potockiego, którzy czyhali na zgon magnata, aby cokolwiek z fortuny jego uszarpać. Mikołaj zdawał sobie z tego sprawę i boleśnie przeżywał tę sytuację. Ze źródeł pośrednich, niepełnych i często wątpliwych, wiadome są niektóre dyspozycje Mikołaja Potockiego. Majątek jego był ogromny, a po dziś dzień nie wiadomo dokładnie, z czego się składał. Poza pałacem przy avenue Friedland, domem przy avenue du Bois de Boulogne, pałacykiem myśliwskim Grange-Colombe w Rambouił-let i majątkiem Croix St. Jacques Mikołaj Potocki miał jeszcze inne, nie ustalone nieruchomości. 253 Zasadnicza część jego majątku składała się jednak z akcji przemysłowych największych przedsiębiorstw francuskich oraz wkładów gotówkowych w bankach. W chwili zgonu stan jego kont bankowych wynosił podobno ponad 160 milionów fran-4 ków, czyli mniej więcej 10 milionów dolaró\ USA według wysokiego kursu 1921 roku134^ W testamencie swoim Mikołaj Potocki wyraził^ życzenie, aby pochowano go w podziemiach kaplicy cmentarza Montresor i zapisał gminie tego miasteczka fundusz na utrzymanie grobów. Swojej separowanej żonie Emanueli przeznaczył dożywotnią rentę, pani Matyldzie Avignon zapisał w dożywotnie użytkowanie — a więc z zastrzeżeniem powrotu tych dóbr do majątku Potockich po jej śmierci — dom przy avenue du Bois de Boulogne i podobno posiadłość Grange-Colom-be, a także rentę w wysokości 200 tysięcy franków rocznie. Swemu najbliższemu krewnemu Franciszkowi Salezemu Potockiemu przeznaczył również rentę pieniężną. Najważniejsza część testamentu ustanawiała „legatariuszem generalnym" Alfreda Potockiego z Łańcuta. Nie wiadomo, czy były w testamencie jakieś dyspozycje dotyczące archiwów rodzinnych — które nie weszły w posiadanie Alfreda, oraz — czy spadkobranie Alfreda Potockiego było uwarunkowane jakimiś kondycjami moralnymi, społeczno-kultu-ralnymi lub politycznymi. A jest to sprawa wagi ogromnej, gdyż ostatnie tygodnie życia Mikołaja Potockiego upłynęły w atmosferze ogromnego napięcia, a testator ujawniał wtedy dość otwarcie swoje nadziej ej 254 1 I II, ii,,, :n ,.....j* ¦' *» t"»- h v'fHiii, i1' Paszport zagraniczny Alfreda Potockiego ze stycznia 1919 roku — pierwszy paszport wydany przez władze polskie po odzyskaniu niepodległości (AGAD, Archiwum Potockich z Łańcuta, nr 1403) 255 związane z osobą Alfreda. Mniejsza z tym, że były to nadzieje bezpodstawne, z czego Mikołaj powinien był zdawać sobie sprawę. Ważne jest, że stary Potocki wyrażał dobitnie swoje intencje związane z zapisem majątku ordynatowi z Łańcuta. Pod koniec kwietnia lub w pierwszych dniac maja 1921 — data dokładna jest nie ustalona stan zdrowia Mikołaja Potockiego zaczął siej znacznie pogarszać. Rodzina i przyjaciele czuwali w Paryżu, przybył także z Polski Alfred Potocki135. Mikołaj słabł, lecz wracał chwilami do pełnej świadomości. W czasie jednej z takich remisji odbyło się w salonie przy avenue du Bois de Boulogne zgromadzenie rodzinne. Brali w nim udział państwo Helena i Zygmunt Dygatowie — i temu właśnie zawdzięczamy relację o wydarzeniach tego wieczoru, które dla moralnej oceny całej sprawy dziedziczenia po Mikołaju Potockim mają znaczenie kapitalne. Mikołaj był, zirytowany i niespokojny. Widząc w salonie ponad dwudziestoosobowe zgromadzenie przyjaciół i rodziny, ujawnił swoje nieukon-tentowanie, a nawet oburzenie. Podniósł głos i półprzytomnie klął dosadnie po polsku i po francusku, określając zebranych brutalnymi słowami i wypominając im, że przybyli skwapliwie, aby rozdrapać jego majątek136. Potem uspokoił się nieco i prosił Zygmunta Dygata, aby zasiadł do fortepianu. Kazał mu zagrać Marsyliankę, a potem Jeszcze Polska nie zginęła... Starczym, zamierającym głosem nucił podobno słowa 256 narodowego- hymnu. Wreszcie zwrócił się do Alfreda Potockiego: — Długo się namyślałem, kto ma zostać moim spadkobiercą. Wybrałem ciebie, ale majątek mój dostajesz pod jednym warunkiem: że zmażesz z nazwiska Potockich hańbę Targowicy...137 Czy jest możliwe i prawdopodobne, aby w ostatnich chwilach życia Mikołaj Potocki — człowiek wychowany w Rosji, a przez kilkadziesiąt lat mieszkający we Francji — nucił polski hymn narodowy, miotał przekleństwa lub zwracał się do swego spadkobiercy po polsku? Relacja naocznego świadka nie budzi w tej kwestii żadnych wątpliwości, a jest w końcu możliwe, iż konający starzec łączył słowa polskie z francuskimi... Sprawą najwyższej wagi jest pytanie, czy w autograficznym lub notarialnym tekście testamentu Mikołaja Potockiego znajdował się także warunek — lub choćby życzenie spadkobiercy, aby majątek jego zużyty został przez Alfreda Potockiego do starcia z nazwiska Potockich „hańby Targowicy". Nie można wykluczyć, iż warunek taki znalazł się w treści dokumentu. Wyjaśniałoby to upór w strzeżeniu przez notariusza pełnego tekstu testamentu, w obawie, że podobne zastrzeżenie mogłoby jeszcze dzisiaj dać komuś podstawę do prób jego obalenia na podstawie dowodu, iż warunek testatora nie został spełniony... Supozycja mało prawdopodobna, ale całkowicie niewykluczona. Stan zdrowia Potockiego nie rokował żadnych już nadziei. Powiadomiono o tym Emanuelę Potocką, która raczyła odwiedzić konającego 17 — Potomkowie Szczęsnego 257 męża. Podobno Mikołaj schwycił żonę — ówcześnie już 70-letnią — za rękę i ściskając ją mocno wyszeptał: — Moja biedna Emanuelo... jak bardzo zmieniły się twe ręce — i całował je ostatkiem sił. — A te oczy, te oczy... — A ty, mój Mikołaju — odrzekła brutalnie pani Emanuela — w ogóle się nie zmieniłeś. — Zawsze jesteś durniem! — Wyrwała mu rękę i wyszła. Było to ich ostatnie spotkanie138. Portret Emanueli pędzla Leona Bonnata Mikołaj zapisał muzeum w Bayonne. Po śmierci męża pani Emanuela zażądała, aby za jej życia' dzieła tego nigdy nie eksponowano. — Po mojej śmierci... proszę bardzo! Mikołaj Potocki zmarł w swych apartamentach przy avenue de Bois de Boulogne nr 5 dnia 3 czerwca 1921 roku. „Generalnego legatariusza" nie było przy jego zgonie. Poświęciwszy kilka tygodni na hulaszcze rozrywki w Paryżu, Biarritz i w Londynie, powrócił do Łańcuta akurat w ostatnich dniach maja. Dnia 1 czerwca otrzymał z Paryża telefon, że stan ,,wuja" jest beznadziejny. Podobno wyruszył natychmiast w drogę do Francji, lecz nie zastał już Mikołaja przy życiu. Na peronie Gare du Nord przywitał go w Paryżu stryj Józef (1862—1922), ówcześnie rezydent zamku w Montresor, gdzie w rok później miał zakończyć życie. Powiadomił ordynata na Łańcucie, że ostatni dziedzic Tulczyna zmarł spokojnie we śnie139. Ciało wystawiono na widok publiczny w hallu 258 pałacu przy avenue Friedland. Żegnały podobno Mikołaja Potockiego setki wybitnych osobistości Francji, między innymi sławny ówcześnie jako bohater wojny obronnej marszałek Philippe Petain, częsty bywalec pałacu myśliwskiego Grange-Colombe. Ceremonia żałobna odbyła się w kościele Saint-Philippe-du-Roule przy Faubourg St. Honore. W dwa dni później trumnę złożono w podziemiach kaplicy cmentarza Montresor — gdzie do dzisiaj spoczywa. Alfred Potocki miał dobrych adwokatów i czasu nie tracił. Jego sytuacja prawna, jako „generalnego spadkobiercy" Mikołaja, nie była wcale jasna ani zbyt pewna. Ogłoszenie testamentu przez biuro notarialne spadkobiercy mecenasa Cottin, mecenasa Burthe, nastąpiło ze zdumiewającym pośpiechem, bowiem już dnia 8 czerwca 1921 roku140. Alfred pragnął jak najśpieszniej wejść w posiadanie gigantycznego majątku zmarłego „wuja". Sprawa nie była prosta, testament został bowiem zakwestionowany przez naturalnych, a wyłączonych od dziedziczenia spadkobierców ze strony matki Mikołaja. Jego brat cioteczny — syn Hipolita — Alfred Świeykowski wniósł do sądu pozew o anulowanie testamentu jako sporządzonego rzekomo przy zupełnym (lub znacznym) braku poczytalności testatora. Alfred Potocki był niemal najodleglejszym krewnym Mikołaja, natomiast Alfred Świeykowski synem brata jego matki. Intencje Mikołaja były oczywiście jasne: Świeykowski nie mógł dziedziczyć majątku po Potockich z Tulczyna dlatego właśnie, że 17- 259 I był Swieykowskim, a nie Potockim..., a testato-rowi chodziło o zachowanie majątku w obrębią familii. Zachował się po dziś dzień ciekawy dokument! brulion listu sporządzonego przez adwokata Ali freda Potockiego dla notariusza paryskiego, mecei nasa Hamel (Boulevard St. Germain nr 12), który miał zaświadczyć, iż znał blisko Mikołaja, często go odwiedzał i zawsze znajdował w stanie pełnej świadomości. Pamięta zwłaszcza uroczyste przyjęcie w pałacu Potockiego dnia 17 kwietnia 1920. Bywał w Grange-Colombe w okresie 2—7 września i 6—9 listopada 1920. „Mimo operacji, której hrabia musiał się poddać przed kilku laty, był nadal bardzo żywy i doskonale znosił wszystkie trudy marszu. Byłem w Rambouillet 27 listopada 1920, kiedy mieliśmy polować w towarzystwie marszałka Petaina i kilku innych osobistości". Zeznający miał stwierdzić, że: „1. w ciągu całego tego okresu, od kwietnia do listopada 1920, za każdym naszym widzeniem hrabia Mikołaj był całkowicie przytomny i zdrów na umyśle. 2. od dawna był zajęty troską o" — w tym miejscu skreślono,,,równe rozdzielenie swojego majątku", zastępując to zwrotem: — „ustalenie swej ostatniej woli141, a przy wielu okazjach wprowadzał mnie w szczegóły kolejnych zmian, które czynił w swoich ostatnich rozporządzeniach. 3. zwłaszcza w okresie mojego pobytu w Rambouillet od 2 do 7 września 1920 powiadomił mnie, iż wprowadził do swego testamentu nowe i ostateczne modyfikacje142. W podsumowaniu stwierdzam i oświadczam, że moim zdaniem hrabia Mikołaj 260 rozporządził swoim majątkiem w pełni swoich sił oraz władz intelektualnych i moralnych143. Upoważniam pana do przedstawienia tego listu władzom sądowym i jestem gotowa do zaprzysiężenia deklaracji w nim zawartych"144. Alfred Potocki stwierdza enigmatycznie, że objął co prawda natychmiast w swoje posiadanie cały majątek Mikołaja, ale — „spotkałem się z pozwem sądowym podważającym niektóre punkty ostatniej woli wuja Mikołaja i zostałem uwikłany w proces sądowy. Sprawa ta nie miała podstaw ani prawnych, ani moralnych, lecz spowodowała trudności i zwłokę. Postarałem się o możliwie najlepszą pomoc prawną, a przekonano mnie,, abym przyjął tok postępowania, który ostatecznie okazał się zadowalający"145. Jaki był ten „tok postępowania", tego ordynat wyjaśnić nie raczył. W każdym razie wezwał na świadków osobistości ze społecznych szczytów ówczesnej Francji (marszałek Petain, książę Monaco, księżna d'Uzes). Zdaje się jednak, iż Alfredowi Swieykowskiemu po prostu zapłacono sowicie za wycofanie swych pretensji. Wyrokiem Izby Cywilnej trybunału departamentu Sekwany z dnia 27 czerwca 1922 roku testament Mikołaja Potockiego został zatwierdzony146. Ordynat odetchnął z ulgą. Nareszcie wszedł w posiadanie największego istniejącego jeszcze majątku Potockich, całego dziedzictwa po Potockich z Tulczyna. Ulga była chyba tym większa, że już od roku Alfred Potocki na rachunek schedy po „wuju" Mikołaju czynił liczne wydatki i zaciągał wiele zobowiązań. 261 Archiwa zamku w Łańcucie zostały przez osta-, tniego ordynata wywiezione w znacznej częścij w 1944 roku na Zachód, lecz to, co w Polsce sie zachowało, pozwala w pewnym stopniu osądzić| jak wywiązał się Alfred Potocki z nałożonego nań przez hojnego „wuja" obowiązku moralnego. Sprawa ta budzi wiele niesmaku, gdyż ostatni ordynat na Łańcucie zachowywał się w latach 1921 —1939 w sposób nie bardzo licujący z jego obowiązkami społecznymi. Ile wynosiła realna wartość majątku odziedziczonego przez Alfreda po Mikołaju Potockim — po spłaceniu wszystkich zadłużeń, a nade wszystko dużego podatku państwowego, tym wyższego, iż spadkobierca nie był, praktycznie rzecz biorąc, właściwie żadnym krewnym testatora — tego po dziś dzień nie wiadomo. Alfred Potocki umieścił w swoich „pamiętnikach" sformułowanie na ten temat tak niejasne, że warto przytoczyć je w angielskim oryginale: „I was left in possession of something like 10 per cent of income of his fortune estimated at 40 million francs at a time when the French franc was being drastically devaluated"147. Można to stwierdzenie przetłumaczyć wieloznacznie: „Znalazłem się w posiadaniu mniej więcej 10 procent dochodu z jego fortuny ocenianej — lub ocenianego — na 40 milionów franków w czasach, gdy frank francuski był drastycznie zdewaluowany". Problem polega na tym, czy określenie „estimated at 40 million francs" odnosi się do „income" (dochód) czy do „fortune" (fortuna, majątek). Nie ulega wątpliwości, że zręczny ghost writer Alfreda Potockiego umyślnie zawikłał to zdanie. Gdyby Alfred Potocki zamierzał określić ogólną wartość majątku „wuja" Mikołaja na 40 milionów franków w roku 1921, byłoby to zaniżenie tej wartości zgoła niepoważne. Cały styl życia Mikołaja dowodzi, iż majątek jego musiał mieć wartość co najmniej kilkanaście razy większą. Skłaniamy się więc do mniemania, iż „40 milionów franków" jest określeniem wysokości rocznego dochodu Mikołaja. Byłoby to z kolei bardzo dużo — około 2,5 miliona dolarów USA według wysokiego kursu z lat dwudziestych. Czy naprawdę Alfred Potocki odziedziczył „tylko" 250 tysięcy dolarów rocznego dochodu? Nawet taka suma byłaby gigantyczna, lecz mimo to wydaje się zbyt skromna. Ordynat z Łańcuta starał się przekonać rodzinę i opinię publiczną w Polsce i we Francji, że po Mikołaju Potockim dostało mu się bardzo niewiele, prawie nic... Brzmiało to oczywiście niepoważnie i dzisiaj trudno jest w to uwierzyć. Dorwawszy się do majątku Mikołaja, Alfred Potocki zaczął szastać pieniędzmi, zanim jeszcze skończył się proces o obalenie testamentu. W dobrach Croix St. Jacques wydawał przyjęcia i organizował polowania na kilkaset osób, podczas których popisywał się swym bogactwem przed „najwytworniejszym towarzystwem" Francji148. Nie warto wdawać się w> szczegóły tych zabaw, na które poszła niewątpliwie znaczna 263 część sum, zgromadzonych na kontach „wuja" Mikołaja. Spośród papierów prywatnych, zapomnianych przez ordynata z Łańcuta przy swojej .ekskursji w 1944 roku, jedna teka, zawierająca „rachunki osobiste" z lat 1921—1922149 skłania do szczególnej refleksji. W okresie choroby i śmierci Mikołaja Potockiego, a także zaraz po jego zgonie, Alfred Potocki wyjeżdżał wielokrotnie do Londynu. Z czasów tych wojaży zachowało się kilkadziesiąt rachunków naj wytworniej szych firm angielskich — bieliźniarskich, krawieckich, rusznikarskich, sportowych (tylko buty kupował ordynat we Francji). Na zakupy w tych firmach wydatkowano tysiące funtów. Rozmiary zamówień i zakupów Alfreda Potockiego w Anglii, związanych z odziedziczeniem majątku Mikołaja, zastanawiają o tyle, że trudno przypuścić, aby ordynat na Łańcucie nie posiadał przedtem bielizny osobistej, odpowiedniej liczby garniturów czy broni myśliwskiej... Odnosi się żenujące wrażenie, iż po odziedziczeniu majątku „wuja" Mikołaja Alfred Potocki zaczął szaleć w stylu nuworysza, który nareszcie dorwał się do pieniędzy. Nie będziemy mu wypominali tych dziesiątków garniturów, setek sztuk bielizny, dziesiątków sztuk broni sportowej, które zakupił w Anglii w latach 1921—1922. W porównaniu z wydatkami na hulaszcze bankiety i polowania we Francji kosztowało to niewiele, ale wystawia umysłowoś-ci tego człowieka swoiste świadectwo... Nieruchomości odziedziczone we Francji Alfred Potocki posprzedawał. Dnia 14 maja 1923 264 śftPiJAi.i.iiU.t iin* L¦¦;!#,, fta^JriT tjo::*'!!!'!1, Eli, ^HLll'K'Mi! :HJ,S* U. fena i?4 ei-rf:l!'PtH 'Wtuli.,1 p 1, olapihi, "fi,nr uató Zaświadczenie konsulatu generalnego RP w Paryżu z 1923 roku (AGAD, Archiwum Potockich z Łańcuta, nr 1403) roku pałac przy avenue Friedland kupiła od Potockiego, za 6,5 miliona franków150, Chambre de Commerce et d'Industrie de Paris. Część ruchomości pałacu, mebli, przede wszystkim dzieła sztuki (obrazy Goyi, Fragonarda, Bouchera, rzeź- 265 by Canovy etc.)'; znaczną część (nie całość) biblioteki, Potocki przewiózł do Łańcuta. Opustoszały pałac wymagał znacznych przeróbek i remontów. W latach 1925—1927 rozebrano wielkie stajnie i budynki gospodarcze ciągnące się wzdłuż rue Chateaubriand i rue Balzac, a na ich miejscu wzniesiono boczne skrzydło w stylu głównej fasady (architekci Viart i Dastugue). W październiku 1927 rezydencja paryskiej Izby Handlowo--Przemysłowej przeniesiona została do dawnego „Hotel Potocki"151. Do tematu niniejszej książki nie należy ani postać Alfreda Potockiego, ani historia zamku w Łańcucie w okresie międzywojennym. Istotnym problemem są tylko dzieje roztrwonienia przez Potockiego całego dziedzictwa po Mieczysławie i Mikołaju, czego dokonał w sposób zdumiewająco sprawny. Zważywszy rozmiary tej fortuny, niełatwo było ją zniszczyć nawet przez najbardziej wystawny i hulaszczy ,styl życia. Gospodarka w dobrach łańcuckich była zacofana, majątki zadłużone. Jeżeli w tej sytuacji Alfred Potocki zdołał prowadzić życie na stopie niemal monarszej — w stylu wieku XIX — to jedynie dzięki potężnemu zasiłkowi finansowemu otrzymanemu z Francji. Ordynat z Łańcuta nie był zresztą człowiekiem ani gospodarnym, ani dbałym o swoje zobowiązania. Mimo ogromnej fortuny i znacznych kapitałów odziedziczonych po „wuju" Mikołaju, wkrótce znalazł się w długach. Nic zresztą dziwnego, skoro wydatki jego wielokrotnie przewyższały dochody. Po prostu zjadał kapitał. 266 O życiu „pana na Łańcucie" opowiadano w Polsce szeroko, w prasie popularnej pojawiały się reportaże (często ilustrowane) z ostatniej siedziby magnackiej w Rzeczypospolitej, polowania w lasach ordynacji i rauty w zamku odbijały się szerokim echem nie tylko w Polsce. Po wojnie osoba Alfreda Potockiego interesowała ogół o tyle tylko, że wiązała się z nim sprawa wywiezienia z Polski wielkiego zasobu bezcennych dzieł sztuki, w większości właśnie odziedziczonych po Mikołaju Potockim. Ale o tym niżej. Sama postać ordynata i jego szczególne obyczaje nastrajały raczej do konstruowania obrazów satyrycznych, do których należała m. in. nie bardzo zresztą udana powieść w konwencji wspomnień „kamerdynera" z Łańcuta z ostatniego okresu pobytu w Polsce Alfreda Potockiego (1939^1944)152. Jak już wspomniano, Alfred Potocki nie odziedziczył najpewniej archiwum Mieczysława i Mikołaja Potockich; wydaje się zresztą, że dokumentami tego rodzaju w ogóle się nie interesował. Nie interesował się również dziełami sztuki — chyba że z punktu widzenia ich wartości prestiżowej, a po roku 1944 już tylko handlowej. Znaczna część książek po Mikołaju Potockim pozostała w Paryżu, w pałacu przy avenue Fried-land i w domu przy avenue du Bois de Boulogne. Jednakże co najmniej kilka tysięcy tomów przywieziono z Paryża do Łańcuta, najcenniejsze pozycje w roku 1923, a resztę w latach 1929— 1931. Z relacji Henryki Fokczyńskiej, bibliotekarki, która w miesiącach letnich, pracowała nad uporządkowaniem biblioteki łańcuckiej, wiado- 267 mo, że cały czas niektóre przywiezione z Paryża skrzynie stały nie rozpakowane i pozostały w takim stanie aż do roku 1944, kiedy znowu zapakowano je do pociągu ewakuacyjnego153. Po ścianach salonów rozwieszono natomiast cenne obrazy, eksponowano także niektóre rzeźby. Aczkolwiek zgromadzona dość przypadkowo, była to kolekcja bardzo cenna. Jej dzisiejsza wartość rynkowa wynosiłaby setki milionów dolarów. Wobec wywiezienia archiwów rodzinnych i finansowych ordynacji łańcuckiej w 1944 roku nie można już dzisiaj zbadać historii powolnego, ale stałego trwonienia i zatracania majątku odziedziczonego przez Alfreda po Mikołaju Potockim. Nie wiadomo też, jakie aktywa pozostały Potockiemu poza granicami Polski — w chwili, gdy przeniósł się na zachód w 1944 roku. Zapis dla Matyldy Avignon był prawdopodobnie tylko dożywotni. Dama ta teoretycznie mogła dożyć nawet roku 1950, ale po jej śmierci cała reszta dziedzictwa winna była wrócić w posiadanie Potockich. Czy wróciła? Nic na ten temat nie wiadomo. Alfred Potocki pozostawał w stanie bezżennym niemal do starości. W domu jego rządy sprawowała właściwie matka, pani Elżbieta z Radziwiłłów Potocka (1861—1950), która zmarła na kilka lat przed śmiercią syna. W każdym razie Potoccy z Łańcuta nie odznaczyli się w latach międzywojennych żadnym czynem społecznym czy kulturalnym, który można by uznać za odpowiadający przedśmiertnemu życzeniu Mikołaja. Fortuna ich służyła tylko interesom prywatnym. 268 Wiosną 1944 roku front zaczął się zbliżać do Łańcuta. Było już jasne, że po zlikwidowaniu okupacji niemieckiej ustrój państwa polskiego będzie bardzo różny od ustroju Rzeczypospolitej międzywojennej. Najbogatszy człowiek w Polsce musiał zdawać sobie sprawę, że nadchodzi kres jego epoki. Zdecydował się skorzystać ze swoich znajomości wśród niemieckiej generalicji i aparatu administracyjnego Rzeszy, aby wywieźć z Łańcuta możliwie najwięcej dzieł sztuki w bezpieczne — w swoim pojęciu — miejsce Europy. Władze niemieckie dostarczyły ordynatowi na Łańcucie odpowiedni pociąg i oddział żołnierzy Wehrmachtu, który miał konwojować ten transport. Alfred Potocki pozostawił dość sentymentalny opis owego likwidowania Łańcuta. „Pakowanie było okropnością. Niektórzy z moich służących łkali otwarcie, niezdolni do powstrzymania swego wzruszenia, gdy pokój po pokoju obdzierano z obrazów, mebli, porcelany i szkła. Gdybym chciał opisać własne uczucia, byłoby to dla mnie zbyt bolesne. Pamiętam jak stałem w pustym pokoju, patrząc na białe ściany i bieganinę niemieckich oficerów po całym zamku. To już nie był mój dom; cały zamek, jak mi powiedziano, miały zająć oddziały wojskowe. W ciągu kilku tygodni mógł się zmienić w ruinę. Patrzyłem na bociany krążące nad stajniami, dawniej radosne zwiastuny wiosny, teraz przejmujące wspomnie- 269 nie minionych czasów, kiedy widząc te ptaki ojciec nasz opowiadał o ich zwyczajach" 154. Nie warto szydzić z tych wzruszeń. Na pewno była to dla Potockiego bolesna chwila. Szkoda jedynie, że myślał wówczas tylko o własnych, prywatnych kłopotach i losie tylko swoim, a nie o sprawach narodu. Do dzisiaj nie jest w pełni wiadome, co wywieziono z Łańcuta wiosną i latem 1944 roku. 10 maja wysłano do Wiednia 75 skrzyń z dziełami sztuki i wyposażeniem wnętrz. 12 maja następną partię 174 skrzyń. 15 czerwca — 150 skrzyń. W lipcu ponad 200 skrzyń. Tyle przynajmniej zanotował Potocki, a na pewno nie było to wszystko. Można więc przyjąć, iż od maja do lipca 1944 wywieziono z Łańcuta do Wiednia około 700 skrzyń z dziełami sztuki, książkami, archiwaliami, meblami, porcelaną, zabytkowym szkłem... mówiąc po prostu, zawartość wielkiego muzeum. Skarby te znalazły się początkowo w Wiedniu, potem przewieziono je częściowo do stolicy Księstwa Liechtenstein — Vaduz, następnie zaś, już po wojnie, do Szwajcarii, Francji i innych krajów. Alfred opuścił Łańcut 23 lipca 1944 i w parę miesięcy później złączył się ze swoim ruchomym majątkiem. Wywiezienie przez Potockiego niemal całego wnętrza zamku w Łańcucie było poważnym wydarzeniem kulturowo-politycznym i w pierwszych latach powojennych budziło wiele negatywnych emocji. Tak się zresztą złożyło, że po raz drugi z nazwiskiem Potockich związało się wywiezienie na Zachód największej fortuny 270 w dziejach Polski. W XIX wieku dokonał tego Mieczysław Potocki. W wieku XX — Alfred... Dzisiaj oceniamy te sprawy znacznie spokojniej i rozumiemy, na czym polega istota sprzeniewierzenia się przez Alfreda Potockiego interesowi narodu. Trudno się dziwić, że ordynat z Łańcuta nie chciał pozostawić swoich skarbów w Polsce, aby nie wpadły ,,w ręce komunistów". Całe jego wychowanie, styl myślenia, świadomość klasowa, poglądy polityczne skłaniały do takiej właśnie decyzji w sprawach majątku z Łańcuta. Rzecz nie w tym, że wywiózł na Zachód kilkaset skrzyń bezcennych skarbów kultury, lecz w tym nade wszystko, co z tymi skarbami uczynił. Mogły były one w ten czy inny sposób posłużyć sprawie narodu. Zostały natomiast w przerażający sposób roztrwonione i zmarnowane. To wszystko, co Alfred Potocki wywiózł z Łańcuta wiosną i latem 1944 roku, miałoby dzisiaj na światowym rynku sztuki wartość kilkuset milionów dolarów. Prawda, że były ordynat z Łańcuta nie doczekał czasów, gdy zaczął się w świecie nadzwyczajny popyt na dzieła sztuki. Ale jeszcze za jego życia obrazy Goyi, Frago- t narda czy Bouchera, rzeźby Canovy sprzedawano za setki tysięcy dolarów, rzadkie starodruki za tysiące... Nawet w warunkach końca lat czterdziestych i początku pięćdziesiątych była to fortuna ogromna — a ciążył przecież na niej wielki serwitut narodowy: obowiązek moralny, złożony na Alfreda przez Mikołaja Potockiego. Polskie rodziny historyczne, które ocaliły na Zachodzie jakieś szczątki swoich majątków, nawet zupełnie 271 nie zgadzając się z nową rzeczywistością krajową, potrafiły jednak służyć sprawie narodowej przez fundacje, które popierały rozwój badań historycznych i kultury polskiej. Lanckorońscy czy Kościelscy nie mieli nawet części tych możliwości, jakimi dysponował po wojnie Alfred Potocki. Ich fundacje wszelako powstały, a nigdy nie pomyślano o narodowej fundacji kulturalnej imienia Potockich... Po osiedleniu się na Zachodzie Alfred Potocki nie zmienił bynajmniej swego stylu życia. Wywiezione z kraju dzieła sztuki, książki i rękopisy zastawiał lub wyprzedawał po niskich cenach byle tylko uzyskać środki na ten sam styl życia, jaki uprawiał w Paryżu i Londynie u progu lat dwudziestych. Zmiana epoki nie dotarła do świadomości tego człowieka. Rozpraszając resztki fortuny, szczątki majątku łańcuckiego, lecz nade wszystko schedy po Mikołaju — bezmyślnie, za tanie pieniądze — obcy był już zupełnie sprawom kraju i narodu. Nic nie świadczy, aby choć pod koniec życia odezwała się w nim — na wzór „wuja" Mikołaja — pamięć o obowiązkach wobec ojczyzny. Narzekał podobno, iż musi żyć w niedostatku, chociaż „niedostatek" ten był luksusem bezmiernym w porównaniu z warunkami egzystencji innych emigrantów. W 1956 roku — mając już lat 70 — wreszcie się ożenił. Poślubił Izadorę Jodko-Narkiewicz (1904—1972), primo voto Al-bertową Sidney. Zmarł w Genewie 30 marca 1958, w wieku 72 lat. Po dziś dzień tułają się po świecie resztki for- 272 tuny Potockich. To, co zostało po byłym ordynacie z Łańcuta, podzieliła między siebie bliższa i dalsza rodzina, a nawet krewni pierwszego męża pani Potockiej — Alberta Sidney — podobno w tym partycypowali. Co pewien czas wypływają na aukcjach i licytacjach lub pojawiają się w katalogach firm antykwarskich dzieła sztuki i książki z dawnych kolekcji Tulczyna i Łańcuta. Do Polski nie wracają... dla muzeów i bibliotek polskich są to już dzisiaj rzeczy za drogie. Poniższy przykład jest dość charakterystyczny. W 1976 roku w jednym ze starych antykwariatów w Lizbonie pojawiło się około 30 książek pochodzących z Tulczyna i zaopatrzonych pieczątką lub podpisem „Sophie Potocka". Były tam również dzieła z podpisami Józefiny z Mniszchów Potockiej lub Józefa Witta. Dzieła polskie Kro-mera, Długosza, Starowolskiego, Trembeckiego, dzieła francuskie, a także słynna edycja dzieła Moreliusa o numizmatyce... Ta ostatnia książka musiała przejść niezwykłe koleje losu, gdyż zaopatrzona została w super ekslibris Stanisława "Augusta. Jak wiadomo, teść Zofii Wittowej-Potockiej, generał Jan Witt, był zamiłowanym zbieraczem monet starożytnych, a po jego śmierci syn, generał Józef Witt, odstąpił (1787) całą kolekcję królowi Stanisławowi Augustowi, zapewne razem z dziełem Moreliusa. Jakimś sposobem książka ta dostała się później do biblioteki tulczyńskiej... Wyszło na jaw, że przed dwudziestu laty Alfred Potocki przekazał te cenne starodruki bankierowi portugalskiemu nazwiskiem Ricardo Espirito San-to jako zastaw za udzieloną mu wysoką pożyczkę. 18W— Potomkowie Szczęsnego 273 Nie otrzymawszy nigdy zwrotu pieniędzy, Portu-galczyk włączył książki do swojej biblioteki, a po jego zgonie dzieła trafiły do lizbońskiego antykwariatu... Muzeum w Łańcucie "próbowało odkupić t< dzieła dla swoich zbiorów; ceny okazały się je dnak za wysokie. Tylko Muzeum Narodowi w Warszawie zdołało ocalić dla zbiorów poi skich dzieło Moreliusa z superekslibrisem kró-< lewskim. Jeden to przykład z setek podobnych... W ta-lj ki właśnie sposób Alfred Potocki trwonił zawartość owych kilkuset skrzyń z Łańcuta, zapominając o złożonym nań przez „wuja" Mikołaja obowiązku wobec rodziny i kraju. Ordynat z Łańcuta nie wykonał testamentu Mikołaja Potockiego. Nie zmazał z nazwiska Potockich hańby Targowicy. Co gorsza, przez swój egoizm i ciasnotę intelektualną dodatkowo obciążył nazwisko i tarczę herbową swego rodu. Cierpią i cierpieć będą z tego powodu ci spośród żyjących jeszcze Pilawa-Potockich, którym los dał szerszy umysł i większe serce, ale poskąpił majątku choćby zbliżonego do fortuny „nieszczęsnego" Alfreda. ZAGUBIONE ŚLADY Wszystko, co wyżej napisano, miałem w swoich notatkach już kilka lat temu — i wydawało się to zbyt mało, aby na takiej podstawie konstruować książkę, chociaż temat był pasjonujący. Odkładałem całą sprawę do nowych wizyt we Francji, do zakończenia badań we francuskich archiwach, do chwili przeprowadzenia rozmów z ludźmi jeszcze żyjącymi, którzy pamiętali tamte czasy. Gdyby nie złudzenia, że uda mi się jeszcze zdobyć wiele cennych dokumentów, książka byłaby już dawno gotowa. Nie ma jednakże tego złego, co by na dobre nie wyszło. Badania we Francji w 1976 i 1978 roku ukazały nowy aspekt całej sprawy: jej dyskretną, "niemniej jednak nadal wyraźną aktualność po z górą pół wieku od śmierci Mikołaja Potockiego, i starania wielu osobistości w Paryżu (nie Polaków, lecz Francuzów), aby okoliczności odziedziczenia majątku Potockich w 1921 roku nadal taić i historykowi ich nie ujawniać. Te dwa lata poszukiwania zagubionych śladów fortuny Potockich we Francji dały mi wiele do myślenia. > 277 Zmienić musimy nieco konwencję tej opowieści. Ostatnia jej część nie jest już studium historycznym. Staje się reportażem, gdyż tylko w roli reportera może wystąpić autor, któremu okoliczności nie pozwoliły wykonać całkowicie zadań historyka. 1 VI dzielnica Paryża, urocza rue d'Assas biegnąca od rue de Rennes i przecinająca rue Vaugi-rard. Róg Ogrodu Luksemburskiego, może najpiękniejszego parku Paryża, styka się na pewnym odcinku z rue d'Assas, a naprzeciwko wznosi się dom nr 72, typowa kamienica paryska z XIX wieku, z bramą wiodącą na jasne podwórze, z umieszczonym w korytarzu oknem mieszkania „konsjerżki" — dozorczyni... Przed wojną było w Warszawie wiele podobnych domów. Dzisiaj już tylko ulica Mokotowska między placem Trzech Krzyży a ulicą Piękną daje pewne pojęcie o tym typie zabudowy. Piękne, słoneczne południe w środę 11 sierpnia 1976. Wraz z żoną stajemy przed drzwiami mieszkania na trzecim piętrze. Na drzwiach wizytówka: Zygmunt Dygat. Otwiera nam niewysoki, szczupły, nadzwyczaj ruchliwy starszy pan. Miał wówczas lat 82, a wyglądał na 70. Nieduże, staroświeckie, ale ładnie urządzone mieszkanie, typowe dla Paryża sprzed pierwszej wojny światowej. W saloniku wielki fortepian pokryty egzemplarzami nut. Na ścianach portrety i rysunki. Ostatniego z żyjących, który mógł wiele powiedzieć o Mikołaju Potockim, gdyż w latach 1919—1921 przebywał nieustannie u jego boku, znałem uprzednio tylko z korespondencji. Zapraszał życzliwie, aby go odwiedzić w czasie najbliższego pobytu w Paryżu, i przyrzekał opowiedzieć wiele o tym dziwnym człowieku, który swego czasu należał do najbogatszych ludzi Francji. Była godzina trzynasta, we Francji godzina ,,święta", czas dejeuner, wczesnego obiadu, który przerywa wszelką pracę i zadęcia zawodowe. Zygmunt Dygat zaprosił nas do stołu. Mieszkał sam i sam prowadził swoje gospodarstwo; żona jego już nie żyła, a dwie córki mieszkały pod Paryżem, ale był znakomitym kucharzem i lubił przyjmować gości obiadem we własnym wykonaniu. Potem przy kawie i likierze zaczął mówić... Od kilkudziesięciu lat nie był w kraju, lecz mówił po polsku znakomicie, wytwornym językiem ludzi dawnej epoki, nie skażonym gwarowymi zwrotami naszych, czasów. Wracał tego dnia myślą do epoki sprzed lat sześćdziesięciu, gdy jako młody muzyk wykształcony w Krakowie (później, pod koniec lat dwudziestych, studiował ponadto w Szwajcarii u Ignacego Paderewskiego) przybył do Francji w 1919 roku i poznał Mikołaja Potockiego. Mieszkał w pałacu przy avenue Friedland, bywał w domu przy avenue du Bois de Boulogne, także w pałacyku myśliwskim w Rambouillet. Znał doskonale całe otoczenie Mikołaja, od pani Matyldy Avignon poczynając. Niestety... wiele spraw już 278 279 zblakło w jego pamięci. Co się stało z panial Avignon...? Nie zdołał sobie przypomnieć. Znowu ta postać rozpłynęła się we mgle... Mikołaj Potocki — wspominał Zygmunt Dy-gat — bardzo lubił muzykę i łożył wiele na popieranie młodych artystów. Liczni pianiści czy skrzypkowie zawdzięczali mu początki swojej kariery. „Mnie również bardzo dopomógł. Po moim ślubie z jego kuzynką, Heleną z Zamoy-skich, której matką była jedna z Potockich, da-i rował mi rentę w wysokości 10 tysięcy franków! w złocie rocznie." — Był to więc kapitał w wy-| sokości około 200 tysięcy franków w złocie. —1 „Gdy zmarł, jego spadkobierca Alfred Potocki wy-]| mógł na mnie powierzenie sobie całego kapitału, obiecując regularne wypłacanie renty. Płacił krótko i nieregularnie, jeszcze przed wojną 1939 roku ¦ przestał przysyłać raty. Po wyzwoleniu Francji, w 1945 roku, wróciłem do tej sprawy i prosiłem , Alfreda Potockiego o wywiązanie się ze swoich \ zobowiązań. Nie raczył odpowiedzieć. Zanosił* się na proces, ale wytłumaczono mi, że w nowe^ sytuacji nie ma właściwie czym Potockieg poszukiwać. Renta, która w intencji Mikołaj) Potockiego miała nam obojgu z żoną zabezpie' czyć dostatni byt, potem starość, przepadła bez śladu. W końcu Alfred zmarł. Dzisiaj żyję już tylko z maleńkiej renty ! francuskiej, a przede wszystkim z lekcji gry na fortepianie..." — Co się mogło stać z archiwami Mieczysława >| i Mikołaja Potockich? Przecież przez z górą sześć- ', dziesiąt lat pobytu we Francji ludzie posiadający | tak wielki majątek, tak rozgałęzione stosunki 280 i prowadzący tak bujne życie towarzyskie musieli zgromadzić setki kilogramów korespondencji i dokumentów... Gdzie to się podziało? — Trzeba by odszukać testament... Teoretycznie wszystko powinien odziedziczyć Alfred Potocki jako legataire universeI. Skoro jednak nic na ten temat nie wiadomo, można przypuszczać, że archiwa zostały we Francji. Alfred Potocki nie dbał o papiery rodzinne. Może zostały w pałacu przy avenue Friedland, może w Ram-bouillet albo w domu przy avenue du Bois de Boulogne, który odziedziczyła pani Avignon... Długo rozważamy rozmaite możliwości, ale*bez ostatecznego wniosku. Zygmunt Dygat przypomina sobie wszelako jeden bardzo ważny szczegół: — Sprawy majątkowe Mikołaja Potockiego prowadził specjalny administrator, którego nazwiska nie pamiętam... Polak, który chyba już nie żyje. Stałym notariuszem był mecenas A. A. Cottin, który miał swoje biuro (etude) przy rue Royale nr 6. To już jest coś. Co prawda nazwisko rejenta, który załatwiał po zgonie Mikołaja jego sprawy spadkowe, podawano również jako F. Burthe (później firma Burthe-Mique z rue Royale nr 13/15), ale wkrótce wyjaśniło się, iż to drugie etude przejęło po prostu akta i sprawy pierwszego. Pozostaje mi więc zwrócić się do notariuszy... może oni dopomogą w ustaleniu losów archiwum rodziny Potockich we Francji. Przed wyjazdem ż Paryża, po południu dnia 281 31 sierpnia 1976, raz jeszcze odwiedziliśmy znakomitego pianistę. Zygmunt Dygat był tego dnia wielce ożywiony, znowu wspominał dawne lata, a ja spiesznie notowałem jego słowa. Nasuwało się wiele dalszych pytań, lecz czasu brakowało. Odkładałem je do następnego spotkania... gdy sprawa książki o losach fortuny Potockich we Francji stanie się już pilna. Niestety, w 1977 roku nie udało mi się dotrzeć do Francji, a inne prace usunęły w cień badania nad historią Potockich. Przyszła jesień 1977 roku. Z Biblioteki Polskiej w Paryżu otrzymałem kopertę w czarnej obwódce, a w niej zawiadomienie: ZYGMUNT DYGAT pianista, przewodniczący Polskiego Skarbu Narodo-'j, wego, członek zarządu Polskiego Towarzystwa His-' toryczno-Literackiego, opatrzony świętymi sakramentami, zmarł dnia 14 października 1977, w wieku 83 lat, w swoim mieszkaniu przy rue d'Assas nr 72, 75006 Paris. Wraz z końcem szlachetnego i pracowitego! życia tego człowieka zerwała się jedna z osta-| tnich nici tradycji polskiej we Francji łączących nasze czasy z epoką sprzed lat sześćdziesięciu. Następnym razem pojawiłem się w Paryżu ( w maju 1978. Tym razem sprawa Potockich byłaf najważniejszym moim zadaniem badawczym. Na-»| leżało zacząć od pełnego tekstu testamentu Mi- kołaja Potockiego z 2 kwietnia 1921. Tam jedynie mogły znaleźć się wskazówki dotyczące losów archiwum rodzinnego. Notariusze francuscy... Każdy historyk, który w swojej pracy spotkał się z koniecznością szukania u nich dokumentów niezbędnych do badań, wychodzi z ich biur z mieszanymi uczuciami, najczęściej (choć nie zawsze) z uczuciem zawodu i wrażeniem zetknięcia się nagle z instytucją tak anachroniczną, że wręcz niesamowitą w swojej obcości obyczajom naszej epoki. Nic dziwnego. System notariatu francuskiego wywodzi się bezpośrednio z późnego średniowiecza, a korporacje notarialne odgrywały już w XVII wieku ogromną rolę społeczną. Wiele kancelarii notarialnych (etudes de notaire) przetrwało w prostej linii sukcesyjnej od czasów Ludwika XIV po dzień dzisiejszy. Zgromadzone w nich dokumenty stanowią bezcenne źródła historyczne do badań nad biografiami słynnych myślicieli, polityków, pisarzy, artystów... a jeżeli zdarzy się, iż znajdują się dzisiaj w posiadaniu rejentów o szerokich horyzontach intelektualnych i sporych zainteresowaniach historycznych, to mogą wnieść do badań wiele cennych ustaleń. Swego czasu pomoc notariuszy paryskich przyczyniła się znacznie do wzbogacenia biografii Pascala, Moliere'a, Vol-taire'a, Rousseau... Jednakże niełatwo jest we Francji trafić na notariusza przekraczającego swymi horyzontami umysłowymi granice własnego zawodu. Notariusze są urzędnikami publicznymi, ale po dziś dzień nie podlegają żadnej kontroli państwa i rządzą 282 283 się na zasadach korporacyjnych, zrzeszeni w Izbach Notarialnych — Chambres de Notaires. Nawet sądy państwowe mogą tylko prosić notariuszy o ujawnienie dokumentów potrzebnych w postępowaniu procesowym... nakazać nie mogą im niczego. Dla każdego z notariuszy zachowanie tajemnicy klienta jest obowiązkiem najwyższym — i można by to uznać za pTzejaw wyjątkowej sumienności zawodowej, godnej uznania i szacunku, gdyby nie przesuwanie granic chronologicznych tej tajemnicy nierzadko nawet o dwieście czy trzysta lat wstecz... co już grozi notariatom po prostu śmiesznością. Szczęśliwie dla własnego samopoczucia panowie notariusze francuscy odrodzili się zupełnie od tradycji kulturalnej swojego kraju, poczucia humoru i śmiesz -* ności są z reguły zupełnie pozbawieni, trwaj,ą więc w swoich śtudes jak w wieżach z kości słoniowej, niedostępni i obojętni na zmiany społeczne, polityczne i obyczajowe, na ducha czasów i historyczną rzeczywistość. Notariusze wolni są od obowiązku przekazywania swoich akt do archiwów państwowych po upływie określonego czasu. Dnia 3 stycznia 1979 francuskie Zgromadzenie Narodowe uchwaliło ustawę o nowej organizacji archiwów, ustawę, która zastąpiła dotychczas obowiązującą z roku... 1794. Nowa ustawa skróciła okres karencji dla akt publicznych do 30 lat i udostępniła dla badań wiele kolekcji dokumentów rozmaitych instytucji samorządowych. Wyłączono jednakże z zakresu jej działania archiwa notarialne! Do dzisiaj notariusze stoją we Francji poza, a właeci- 284 1 wie ponad prawem i tylko zaufanie do ich kwalifikacji i uczciwości zawodowej ma służyć społeczeństwu za gwarancję należytego wykonywania przez nich swoich obowiązków. Notariusze zbyt obciążeni aktami zdeaktuali-zowanymi mogą (lecz nie muszą) przekazywać je do tzw. Minutier Central, mieszczącego się w Paryżu w Archiwach Narodowych (Archives Nationales) przy rue des Francs-Bourgeois nr 60, w III arrondissement Paryża. Akta tam przekazane udostępnia się do badań według zasad ogólnych: dawniej po 50, obecnie już po 30 latach od chwili ich sporządzenia. Złośliwi powiadają — nie bez racji — że notariusze francuscy zatrzymali się w swoich pojęciach prawa i koncepcjach służby społecznej w epoce ancien regime'u; że ideałem stosunków społecznych i prawnych są dla nich — jeszcze dzisiaj —*- czasy Ludwika XV i Ludwika XVI, a nawet kodeks Napoleona uchodzi w ich oczach za rewolucyjny i niemal wywrotowy akt normatywny. W tym żarcie jest jakaś część prawdy. Niejednego z panów notariuszy Paryża chciałoby się widzieć w rokokowej peruce, we fraczku i spodniach culottes, z zapinanymi na klamry lśniącymi pantoflami. Do takiego właśnie ubioru dopasowana jest mentalność znacznej ich większości. Notariuszom przysługuje we Francji, podobnie jak adwokatom, tytuł towarzyski „mistrza" (małtre, odpowiednik polskiego mecenasa, który w XIX wieku zastąpił u nas staropolskiego patrona). Jednakże ich pozycja społeczna i zawo- 285 dowa jest z reguły, wyjąwszy tylko nieliczne wypadki adwokatów o szczególnym uznaniu, wyższa niż obrońców sądowych. Dochody są również ogromne. W kraju, w którym średnia i drobna własność nieruchoma odgrywa nadal ogromną rolę, notariusz jest z reguły bardziej potrzebny i częściej odwiedzany przez klientów niż na przykład lekarz. Do jednego z tych panów musiałem zwrócić się w sprawach testamentu Mikołaja Potockiego. Oczywiście kancelaria Maitre'a A. A. Cottin nie istniała już od kilkudziesięciu lat, było jednak pewne, że jej archiwa posiada któraś z kancelarii sukcesyjnych. Mieści się w Paryżu, przy avenue Victoria nr 12, tuż przy słynnym Place du Chate-let, instytucja o nazwie Chambre Interdeparta-mentale des Notaires de Paris. List mój skierowany tamże w połowie maja spowodował nadspodziewanie prędki skutek. Dnia 23 maja 1978 M. J. Lely zawiadomił mnie w imieniu Izby, iż „sukcesorem mecenasa Cottin jest spółka Jacques Blondet, Jean Lefeuvre et Jacques Potellet, której siedziba mieści się w VIII dzielnicy Paryża, przy rue Royale nr 13". Telefon do tego etude zapewnił mi gotowość odnośnego notariusza (był nim Me Jean Lefeuvre) do przyjęcia mnie w sprawie testamentu Mikołaja Potockiego. Rue Royale... jedna z najsłynniejszych ulic Paryża. Gdy na placu de la Concorde stanąć plecami do słynnego obelisku z Luxoru, a twarzą do kościoła i placu de la Madeleine, po lewej ręce mamy słynny hotel Crillon, po prawej Ministerstwo Marynarki. Gdy 286 wejść kilkadziesiąt kroków w głąb rue Royale, po lewej stronie widnieje czerwona markiza najsłynniejszej może restauracji Paryża, głośnego z operetek i fars bulwarowych „Maxima" (rue Royale nr 3). Kilka bram dalej, po tej samej stronie, stoi okazały gmach: rue Royale nr 13. Obok bramy wywieszka firmy notarialnej: „No taires Associes: J. Blondet, J. Lefeuvre, J. Potellet, J. C. Ginisty". Zjawiam się tu po południu 30 maja 1978. Tu mają się rozstrzygnąć losy moich badań nad historią fortuny Potockich. Długi korytarz na drugim piętrze wiedzie do hallu i obszernej sali kancelaryjnej. Biurka i maszyny do pisania, segregatory, wygodne fotele i kanapy dla klientów. Tłumaczę „szefowej sali", że jestem umówiony avec M. le Maitre Jean Lefeuvre. Dama bierze mój bilet wizytowy i znika w jednym z kilku sąsiednich gabinetów. Wraca po chwili. — Będzie pan łaskaw zaczekać, mecenas ma właśnie klienta. Czekam, klient wychodzi, ale notariusz się nie pojawia. Wszystko jest jasne: cudzoziemski historyk musi trochę poczekać, aby nabrał szacunku dla instytucji, w której się znajduje. Rozumiem to doskonale i tkwię cichutko w swoim fotelu. Jestem przecież w najdostojniejszej instytucji Francji: w jednym z francuskich notariatów... to nie pałac prezydencki przy Faubourg Saint--Honore, ani Ministere des Affaires Etrangeres przy Quai d'Orsay nr 37 — gdzie gość jest witany z pewną skwapliwością. Mija przeszło pół godziny. Pojawia się wresz- 287 cie sam Me Jean Lefeuvre. Wysoki, szczupły, niemal łysy, może podobny trochę do prezydenta Valery'ego Giscarda-d'Estaing. Uprzejmie zaprasza mnie do swego gabinetu. Wykładam pokrótce cel mojej wizyty. Pracuję nad historią rodziny Potockich we Francji, rodziny w tej linii zupełnie już wygasłej, niegdyś ogromnie bogatej, lecz majątek której obecnie już w ogóle nie istnieje. — W pana posiadaniu, panie mecenasie — usiłuję być najostrożniejszy i jak najbardziej układny — znajduje się testament Mikołaja Potockiego z 1921 roku. Dla moich t badań niezbędny jest pełny tekst tego dokumentu, , gdyż tam jedynie spodziewam się znaleźć informację, kto odziedziczył bogate, po jego śmierci w całości zaginione, archiwa francuskich Potoc kich. J jj; Maitre Lefeuvre kiwa ze zrozumieniem głową Nie wyraża najmniejszej wątpliwości ani żadnyc zastrzeżeń. — Rozumiem, chodzi o testamen sprzed 57 lat. Z pewnością może pan wyzyska* ten dokument dla swoich badań.' Oczywiście kilka dni zajmie odszukanie odnośnego dossier. Napiszę do pana, skoro tylko akta będą przygotowane do wglądu. Zwracam uwagę na te słowa, gdyż jest bardzo j znamienne, że w czasie rozmowy dnia 30 maja 1978 mecenas Lefeuvre nie widział żadnych trudności w udostępnieniu mi testamentu Mikołaja Potockiego. Pożegnał mnie dość chłodno, ale uprzejmie. Wróciłem do mieszkania w XIII dzielnicy, przy rue Bobillot nr 94 (gdzie ówcześnie mieszkaliśmy) pełen nadziei, że lada dzień będę 288 mógł rozpocząć skuteczne wreszcie poszukiwania archiwum Potockich. W tydzień później, we wczesnych godzinach porannych, zaszeleściła korespondencja wsuwana pod drzwi mieszkania. We wszystkich starych i nawet nowszych, ale tradycyjnych domach Francji zachował się specjalny system doręczania poczty. Na listach nie ma numeru mieszkania, nie ma go zresztą na drzwiach w poszczególnych klatkach schodowych. Korespondencję adresuje się tylko na nazwisko, dzielnicę miasta i numer domu przy danej ulicy. Listonosz doręcza wszystko do mieszkania konsjerżki, która roznosi pocztę po mieszkaniach, wrzucając ją do skrzynek na drzwiach lokali lub — starym sposobem sprzed pierwszej wojny światowej — wsuwając ją przez próg pod drzwiami. Otrzymałem list od mecenasa Lefeuvre'a datowany 5 czerwca 1978. Mając w pamięci wyniki spotkania z nim tydzień wcześniej, ze znacznym zdziwieniem czytałem to niezwykłe pismo. „Panie Profesorze, w następstwie wizyty pana zbadałem akta naszego etude odnoszące się do dyspozycji testamentowych156 hrabiego Potockiego, zmarłego w 1921 roku. Wydaje mi się, że tajemnica zawodowa zabrania mi ujawnienia szczegółów tych dyspozycji157 komu innemu niż jedynie spadkobiercom hrabiego Potockiego lub osobom, które mogliby oni upoważnić, po udowodnieniu swego stopnia pokrewieństwa; albo mandatariuszowi specjalnemu ustanowionemu przez akt pisemny; wyją- i9 J— Potomkowie Szczęsnego , "*^|W"" ^P wszy komunikację, której mogłyby zawsze odo mnie zażądać władze sądowe. Z żalem muszę udzielić panu odpowiedzi negatywnej i proszę o zrozumienie wymogów mojej sytuacji. Zechce pan przyjąć etc." Oczywiście się zdumiałem. Tydzień wcześniej Maitre Lefeuvre nie miał żadnych wątpliwości co do możliwości ujawnienia pełnego tekstu testamentu dla badań historycznych. Zmienił zdanie dopiero po przeczytaniu tego dokumentu. Nie odparcie nasuwało się więc przypuszczenie, że w treści ostatniej woli Mikołaja Potockiego znajdują się dyspozycje lub uwarunkowania dziedziczenia, które — zdaniem notariusza — jeszcze w naszych czasach mogłyby spowodować znaczną komplikację położenia osób, które zostały przez ten testament obdarowane. Ponieważ Alfred Po-! tocki już nie żył, nie żyła także jego małżonka —¦ o czym Jean Lefeuvre doskonale wiedział można było przypuszczać, że chodzi tu o sytuacj osób obdarowanych przez Mikołaja legata specjalnymi lub rentami dożywotnimi (niektór zapewne do naszych czasów jeszcze nie wygasły), a może o warunek ogólny natury moralnej czy historyczno-politycznej („zmazanie z nazwiska Potockich hańby Targowicy"), którego legata-; riusz generalny w ogóle nie wykonał. W każdym razie w treści testamentu tkwić musi coś niezwykłego, co skłoniło notariusza do zmiany swojej decyzji pierwotnej. Natychmiast, dnia 6 czerwca 1978, odpisałem, panu Lefeuvre: „Panie Mecenasie, bardzo dziękuję za list z dnia 5 czerwca. Jest zrozumiałe, iż 290 pojmuję i wysoko oceniam pana dyskrecję zawodową. Proszę wszelako zw&iyt, że w tym wypadku może pan z niej zrezygnować. Okoliczności są bowiem następujące: 1. Chodzi o testament osoby zmarłej prawie 60 lat temu. 2. Rodzina Potockich nie istnieje w tej linii od wielu lat i nie ma żadnych prawnych spadkobierców. Hrabia Mikołaj Potocki nie zostawił po sobie żadnego potomstwa. Jego legatariusz generalny, p. Alfred Potocki, był tylko jego dalekim krewnym. Zmarł* skądinąd, w 1958 roku, także nie zostawiwszy żadnego potomstwa. Nie ma już dzisiaj nikogo, kto mógłby dowieść swego pokrewieństwa z linią Potockich wywodzącą się od Mieczysława Potockiego (1799—1878), ojca Mikołaja. Kto mógłby więc udzielić upoważnienia, aby udostępniono wiadome dokumenty dla badań historycznych? 3. Sukcesja po Potockich, w swojej wartości materialnej od dawna już nie istnieje. Nie istnieją żadne do niej prawa. Wszystko, co odziedziczył p. Alfred Potocki, nie ma zresztą związku z moimi badaniami nad historią rodziny Potockich zamieszkałych we Francji. Zresztą nawet dawny majątek p. Alfreda Potockiego już nie istnieje. Sprzedawszy wszystko, co odziedziczył we Francji w latach 1920-tych, przeniósł resztki do Polski, gdzie jego majątek został znacjonalizowany w 1945 roku. Proszę więc pana o zrewidowanie swojego stanowiska. Panowie notariusze Paryża sławni są ze swojej współpracy przy badaniach historycz- 291 nych. Gdyby np. notariusz, który posiada w swym etude dokumenty ostatniej woli pana de Voltaire" — takie określenie sławnego filozofa brzmi trochę zabawnie, ale było konieczne w liście kierowanym do francuskiego notariusza -— ,,odmówił ujawnienia ich historykom, żądając upoważnienia od legalnych spadkobierców Vol-taire'a, historia pozbawiona by została bezcennych źródeł. W sprawie Potockich chodzi o dokumenty nowsze, ale dostatecznie już dawne, aby nie miały żadnej wartości poza wartością ściśle historyczną. Byłbym panu wielce zobowiązany choćby za wskazówkę — kto odziedziczył papiery (dokumenty polityczne, korespondencję etc.) pozostałe po Mikołaju Potockim, i gdzie te ; archiwa dzisiaj się znajdują. Nie zostały nigdy ; przewiezione do Polski i nieznane jest miejsce ; ich przechowywania we Francji". Na ten list Maitre Lefeuvre odpowiedział 13 czerwca 1978, locz w tonie bardzo już chłodnym: „Przeciwnie niż pan mniema, nie jest wcale oczywiste, iż nie żyją żadni członkowie rodziny hrabiego Potockiego. Poza tym wcale nie po 60 la- ! tach akta notarialne stają się dostępne dla badań publicznych, gdyż dzieje się to po znacznie dłuższym upływie czasu, przekraczającym niekiedy 150 lat. Jednakże nawet wtedy jest zawsze wymagane upoważnienie ze strony rodziny..." Nie wiem, czy zictcny nasz notariusz domagał się już kiedyś upoważnienia ze strony potomków jakiejś postaci żyjącej w czasach napoleońskich, aby jej testament udostępnić dzisiejszym histo- i ykom. Upór jego był zastanawiający. Raz jesz-i ze (14 czerwca 1978) napisałem do Me Lefeu-vre'a, usiłując przemówić mu do rozsądku w słowach najgrzeczniejszych. Zwróciłem mu uwagę, ac inne rodziny historyczne, np. Poniatowscy we Francji, udostępnili mi dla badań historycznych swoje archiwa nawet z lat 1940-tych, tym mniej /rozumiały jest więc upór w tajeniu treści testamentu z 1921 roku. „Upewniam pana, Panie Mecenasie, że moje zainteresowanie testamentem Mikołaja Potockiego dotyczy tylko jednej zawartej tam dyspozycji: komu przeznaczył on rolę dziedzica swoich archiwów politycznych i prywatnych. Alfred Potocki tych papierów nie odziedziczył, przepadły bez żadnego śladu. Z punktu widzenia historii politycznej były to archiwa bardzo cenne. Rzecz jasna, iż sukcesor tych archiwów dzisiaj z pewnością też już nie żyje, lecz, być może, któraś z dyspozycji testamentu mogłaby naprowadzić na trop tych zbiorów. Jest oczywiste, iż wiadomość, kto odziedziczył archiwa, nie daje jeszcze żadnej pewności uzyskania zgody na ich przebadanie. W każdym jednak razie trzeba nade wszystko znać ich aktualnego posiadacza. Gdyby kiedykolwiek zdecydował się pan udzielić mi tej informacji, byłbym ogromnie panu zobowiązany..." ' Na ten list nie otrzymałem żadnej odpowiedzi i po dziś dzień Maitre Jean Lefeuvre w ogóle się nie odezwał. Dopiero później wyszło na jaw, że nie byłem bynajmniej pierwszym historykiem, który usiłował uzyskać do wglądu pełny tekst testamentu 292 293 Mikołaja Potockiego. Jeszcze w roku 1973 badacz francuski (a skądinąd wyższy urzędnik francuskiego Ministerstwa Finansów) M. Jacques Lebeau, badający życie i historię salonu literackiego Emanueli Potockiej, zwrócił się do poprzednika Me Jean Lefeuvre'a, ą sukcesora Me F. Burthe'a, pana Burthe-Mique, z prośbą o udostępnienie dla badań historycznych testamentu Mikołaja. 17 kwietnia 1973 otrzymał odpowiedź odmowną, także z powołaniem się na tajemnicę zawodową. Próbował nakłonić upartego notariusza do zmiany decyzji, przypominając upływ ponad 50 lat od chwili sporządzenia dokumentu, ale na ten list nie otrzymał już żadnej odpowiedzi 158. W połowie roku 1979 p. Konstanty Potocki, syn Franciszka Salezego, obdarowanego w testamencie Mikołaja rentą pieniężną — a więc już niewątpliwy sukcesor jednego (choć nie pierwszoplanowego) ze spadkobierców Mikołaja Potockiego, zwrócił się do Me Lefeuvre'a o wydanie mu pełnej kopii testamentu. Jemu również odmówiono. W ten sposób cała afera za wikłała się jeszcze bardziej i zrodziły się nowe, coraz dalej sięgające podejrzenia dotyczące treści dokumentu. Swoim niezrozumiałym uporem firma notarialna z rue Royale nr 13 przyczynia się do coraz większego obciążenia pamięci klienta sprzed 60 lat rozmaitymi podejrzeniami. Skoro zawiodły nadzieje na ustalenie miejsca k] przechowywania archiwum Potockich we Fran- 294 ej i za pośrednictwem testamentu Mikołaja z 1921 roku, trzeba było szukać dalej — a. właściwie równolegle. Nasuwało się przypuszczenie: może Alfred Potocki zostawił po prostu całe archiwum w pałacu przy avenue Friedland nr 27, a więc przeszło ono następnie w posiadanie Chambre de Commerce et d'Industrie de Paris? Napisałem list do dyrekcji archiwum CCIP, nie spodziewając się zresztą żadnej odpowiedzi. Nieoczekiwanie otrzymałem list datowany 31 maja 1978, a podpisany przez M. Dominique Suria-no, 1'Archiviste en chei (dyrektora archiwum) paryskiej Izby Handlowo-Przernysłowej. Niestety, w zbiorach CCIP nie ma żadnych papierów rodziny Potockich — pisał M. Dominique Suriano. „Nie wiadomo również, dokąd przeznaczono archiwa prywatne Potockich po śmierci hrabiego Mikołaja. Jest to przyczyną jednego z moich najpoważniejszych strapień, jeśli zważyć zainteresowanie, jakie budzi zawsze kolekcja tego rodzaju. Stosownie do aktu sprzedaży, generalny spadkobierca hrabiego Mikołaja Alfred Potocki upoważniony został do zachowania swoich apartamentów prywatnych, sekretariatu i małego biura na antresoli, na okres przejściowy, który trwał przez wiele miesięcy po dokonaniu aktu sprzedaży"159. W ten sposób rozpoczęła się moja korespondencja z panem Dominique Suriano i znajomość z jednym z najsympatyczniejszych ludzi, jakich kiedykolwiek poznałem we Francji. Historyk, pisarz i archiwista, jest M. Suriano urzędnikiem o horyzontach intelektualnych znacznie przekra- 295 czających zakres zainteresowań instytucji, w której pracuje. W czwartek 22 czerwca 1978 odwiedziłem M. Suriano w jego archiwum. Wchodzi się tam bramą boczną, przez rue Chateaubriand nr 16. Na trzecim piętrze budynku mieści się archiwum Izby: przestronne pomieszczenia na poddaszu z tysiącami tomów akt, ustawionych na wielkich regałach. Niestety, nie ma wśród nich papierów Potockich. M. Dominique Suriano, wytworny pan w wieku między 50 a 60 lat, z wielką życzliwością oprowadził mnie po swoim królestwie. Pokazał jedyny tom mogący mnie zainteresować: zbiór dokumentów odnoszących się do aktu ku-pna-sprzedaży pałacu przy avenue Friedland nr 27 w 1923 roku. Potem zaproponował zwiedzenie pałacu. f Tego dnia wnętrza były puste, nie odbywały się żadne posiedzenia. Wędrowaliśmy po korytarzach i salach pałacu, przypominających wnętrza raczej królewskiego zamku niż prywatnej siedziby najbogatszego choćby magnata. Po wielu remontach i rekonstrukcjach utrzymano mimo wszystko te wnętrza w dawnym stylu z lat 1870— 1880. Wielkie malowidła ścienne, plafony w konwencji przesadnego rokoko, wielkie drzwi o złoconych filongach i okuciach ż brązu, meble w stylu ludwikowskim, przestrzenie ogromne, wprost nadludzkie w swoich wymiarach — wszystko to dawało niejakie pojęcie o upodobaniach Mieczysława i Mikołaja Potockich. Trudno było się dziwić, że pod koniec życia Mikołaj Potocki pojawiał się w tym pałacu tylko z okazji wielkich przyjęć. Na co dzień rezydencja ta była z pewnością zbyt pompatyczna. W korytarzach pałacu tkwią jeszcze stare szafy biblioteczne, pełne książek z typowymi oprawami z XVIII wieku. M. Suriano otworzył jedną z nich, pełną jednakowych tomów jakiegoś francuskiego wydawnictwa seryjnego z epoki Oświecenia. Otworzył kilka ksiąg na stronicach tytułowych. Wszędzie autograficzne podpisy: Sophie Potoc-ka... a więc dzieła z dawnej biblioteki tulczyń-skiej, przewiezione do Paryża przez Mieczysława lub może Mikołaja Potockiego, zlekceważone przez Alfreda, pozostawione razem ze znaczną częścią mebli we wnętrzu sprzedanego pałacu... Schodząc po majestatycznych schodach pałacu wyobrażałem sobie gwarny tłum gości wstępujących po nich w roku 1867, 1877 lub 1887, gdy odbywały się tutaj najwspanialsze przyjęcia' w Paryżu... Nic dziwnego, że ,,H6tel Potocki" cieszył się sławą najwspanialszej siedziby prywatnej. Wychodziłem z siedziby CCIP bardzo zawiedziony, mimo gościnności i serdeczności M. Dominique Suriano. Znowu zawiodły nadzieje na odszukanie choćby szczątków dawnego archiwum Potockich... Każdy z uchwyconych śladów rwał się prędko. Pozostało już niewiele miejsc rokujących nadzieję na znalezienie jakichkolwiek dokumentów czy choćby pojedynczych listów Mieczysława i Mikołaja Potockich. Jeżeli gdziekolwiek się one "zachowały, to już chyba tylko nad Loarą, w zamku Montresor... gdzie obaj Potoccy 296 297 bywali często i z którego to zamku właścicielami byli serdecznie zaprzyjaźnieni. Cytuję profesora Ryszkiewicza: ,,Z Paryża jechać trzeba było na południowy zachód, kierując się na Tours czy to łukiem przez Chartres, czy — znacznie piękniej — przez Orleans, Blois i Amboise wzdłuż brzegów Loary. W Tours droga ostro zakręcała na wschód, prowadząc wzdłuż rzeki Indre do Loches, skąd już tylko jeden, kilkunastokilometrowy skok pod prąd rzeczki Indrois, toczącej swe czarne wody kapryśnymi meandrami, głęboko wrzynającymi się w czarną ziemię. W miejscu szczególnie malowniczym, nawet i dziś żyjącym pełnym atlasem gatunków zwierząt i roślin, które na tym terenie występować powinny, wśród ciszy i w łagodnym klimacie powolnym rytmem żyje 500 mieszkańców miasteczka Montresor. Niespełna 250 kilometrów od Paryża, w departamencie Indre-et--Loire, w Turenii, na obrzeżu szczególnego zagęszczenia zamków rozsianych w dolinie Loa- j-y"I60 Mieczysław, a jeszcze i Mikołaj Potoccy odbywali tę podróż w ciągu dwóch lub trzech dni. W poniedziałek 26 czerwca 1978 zajmuje to nam już tylko trzy godziny. Autostradą północ--południe, potem bocznymi drogami pędzimy w samochodzie sympatycznych gospodarzy Montresor: pp. Stanisława i Marii Reyów. Przez cały 298 ,,Rue Nicolas Potocki" w miasteczku Montresor we Francji czas rozmawiamy o sprawach Potockich i Branic-kich, tym łatwiej, że oboje nasi gospodarze są potomkami tych rodów. Pan Stanisław jest prawnukiem rodzonego brata pierwszego polskiego właściciela Montresor — Ksawerego Branickiego, przez swą matkę Jadwigę z Branickich (1890— 1977), zamężną za Stanisławem Reyem (1894— 1971). Dzięki temu małżeństwu zamek i znaczna część dóbr Montresor przeszły w posiadanie rodziny Reyów. Pani Maria jest córką stryjecznego brata Alfreda Potockiego — Romana. Za rzeką jawi się skąpany w słońcu zamek na 299 wzgórzu. Do wzgórza przytula się maleńkie, spokojne i czyste miasteczko, z domami pochodzącymi w znacznej części z XVI i XVII wieku. Najbliższa stacja kolejowa — Amboise — leży mniej więcej 40 km od Montre'sor. Raz dziennie dociera do miasteczka autobus. Kilka sklepów zaopatruje we wszystko kilkuset mieszkańców osady. Dookoła ciągną się pola uprawne, głównie winnice. W nieodległym lesie jawi się, podobno często zwierzyna łowna. Aż dziw, że tak uroczy zakątek zachował się nietknięty w sercu Francji. Zamek w Montre'sor nie należy do najwię| kszych, ale na pewno do najpiękniejszych zam ków nad Loarą. Turyści zjawiają się tutaj rzadkc Główny szlak zwiedzania słynnych twierdz śrei dniowiecznych nad Loarą omija bowiem tę miej I scowość. Pomniejsza to trochę dochody miejsco] wej ludności, a także i fundusze, jakimi właścij ciele zamku mogą dysponować na cele konser-j wacji tego zabytku. Być może ocala jednak uni-| kalną atmosferę ciszy i dostojeństwa tego niezwykłego miasteczka. \ Zamek na wzgórzu otacza piękny park, a okalają go mury częściowo jeszcze zachowane. I Z nich roztacza się widok na miasteczko i odle- f głą rzekę. Zamek jest dzisiaj już tylko muzeum; pp. Reyowie i przyjezdni goście mieszkają w okazałym „nowym domu", rodzaju oficyny o dwóch piętrach i licznych pokojach. Nasi gospodarze śpieszą się, by wszystko nam pokazać — wiedzą, jak mało mamy czasu. Po kolacji p. Stanisław zaprasza do zamku. Przez kilka godzin nocnych wędrujemy po wspania- 300 łych komnatach, oglądamy wszystko, co tylko zobaczyć można w półmrocznym świetle elektrycznym. W „skarbczyku" obok głównego salonu p. Rey prezentuje nam piękną kolekcję starej broni białej. Na ścianach zamku drzemią wielkie obrazy... Tutaj, w tych pokojach, bywał Mieczysław Potocki z synami Grzegorzem i Mikołajem... Nazajutrz zaczynamy szperać pośpiesznie w papierach zgromadzonych w szafach zamkowych korytarzy. Montresor nie ma archiwum sensu stricło. Tylko najważniejsze papiery po Ksa-werym Branickim zostały przed kilku laty pięknie zinwentaryzowane, ułożone w szufladach i mają swój katalog. Brak w nim wszelako jakichkolwiek listów któregoś z Potockich. Reszta zbiorów archiwalnych nie jest jeszcze uporządkowana. Przez wiele godzin rozpakowujemy zakurzone paki starych papierów, złożonych w kilku szafach. Znajdujemy bogaty materiał do monografii działalności gospodarczej Branickich w XIX wieku. Nie ma natomiast niczego po obu Potockich... Dopiero w starej księdze pamiątkowej, do której wpisywali się sto lat temu goście zamku w Montresor, p. Stanisław Rey pokazuje mi podpis Mieczysława i parę podpisów Mikołaja Potockiego. Pierwsze to — i po dziś dzień jedyne — autografy obu tych ludzi, jakie udało mi się zobaczyć. Przez ćwierć wieku moich badań historycznych nigdy jeszcze nie znalazłem się w podobnej sytuacji: konstruować biografię ojca i syna, po których nie został — przynajmniej w moim zasięgu — nawet szczątek papieru zapisanego ręką jednego lub drugiego... 301 Montresor. Fragment cmentarza z grobami polskimi W zamku Montresor nie zachowało się po obu Potockich właściwie nic. Nie, trafiły tutaj po śmierci Mikołaja jego archiwa domowe, cho- Kaplica Branickich na cmentarzu w Montresor 302 ciąż — jeśli nie zabrał ich Alfred Potocki, a nie zabrał na pewno — tu przede wszystkim powinny były się znaleźć. Po ludziach, którzy tćik często odwiedzali Montresor, nie ma już tam żadnych siadów. Poza jednym: Mikołaj Potocki obdarował gminę Montresor jakimś zapisem na rzecz utrzymania cmentarza. Radni odwdzięczyli się magnatowi nazywając jego imieniem maleńką uliczkę. Jedyna to na świecie rue Nicolas Potocki. Pozostaje nam jeszcze odwiedzić miejsce wiecznego spoczynku bohaterów tej książki. Pan Stanisław Rey wręcza mi wielki klucz od drzwi kaplicy. Słoneczną drogą wśród pól wędrujemy w stronę cmentarza. W oddali wyłania się sylweta o niespotykanych we Francji kształtach. To kaplica cmentarza Montresor, ufundowana przez Ksawerego Branickiego w połowie XIX wieku, a zaprojektowana podobno jako zminiaturyzowana kopia kościoła w dobrach Branickich w Białej Cerkwi na Ukrainie. Nieduży cmentarz, okolony kamiennym murem, mieści kilkaset grobów, wśród nich kilkanaście z polskimi nazwiskami. Spoczywają tu m. in. dwaj oficerowie (Rudolf Domaradzki i Stanisław Truszkowski) z powstania listopadowego, zmarli na emigracji we Francji za Drugiego Cesarstwa. Grób bez napisu mieści podobno zwłoki dowódcy obrony Wybrzeża w 1939 roku, admirała Unruga. Cicho tu, spokojnie i pusto... Ze zgrzytem i dość opornie przekręca się klucz w żelaznych wrotach kaplicy. Za małym ołtarzykiem schody do podziemia. Kilkanaście sarkofagów mieści zwłoki Branickich, Potockich, Re- ^ 303 na grobowcu Mieczysława Potockiego yów... Naprzeciwko drzwi wiodących z podzie-1 mia wprost do ogrodu cmentarnego (jest jasno,'! można zrobić zdjęcia) biały, marmurowy sarkofag* Tu spoczywają zwłoki ś.p. MIECZYSŁAWA HR. POTOCKIEGO 'urodzonego w Tulczynie 1799 r. zmarłego w Paryżu d. 26 listopada 1878 r. Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie! « Obok — sarkofagi Mikołaja Szczęsnego i Emilii M ze Swieykowskich. Lakoniczne napisy... i nic | więcej. Tyle pozostało po ludziach, którzy byli niegdyś posiadaczami największej fortuny magnackiej, wywodzącej się z czasów dawnej Rzeczypospolitej . 304 przypisy 1 Piotr Bańkowski, Polskie archiwa magnackie w Centralnym Państwowym Archiwum Historycznym .w Kijowie, „Archeion", t. XL, 1964, .s. 186—189. 2 Stanisław K., Tulczyn {monogratia), „Czas", 25 VI 1862, nr 143. 3 Władysław Maleszewski, Ze skarbczyka Adama Mie-leszki, „Tygodnik Ilustrowany", 14 IX 1907, nr 33, s. 750. 4 Bronisław Chlebowski, Feliks Sulimierski, Słownik geograficzny Królestwa Polskiego..., t. XII, Warszawa 1892, s. 611. 5 Archiwum Główne Akt Dawnych (dalej: AGAD), Archiwum Potockich z Łańcuta, Józef Płocha, wstęp do inwentarza AGAD; maszynopis, s. 29. Jest to hipoteza błędna. Dyrekcje obu archiwów — księstwa i rodziny Liechtenstein (Vaduz i Wiedeń) — poinformowały autora, że w ich zbiorach nie ma żadnych papierów rodziny Potockich. Listy: Landesarchiv des Fiirstenstums Liechtenstein, Vaduz (Dr Alois Ospelt), 16 VII 1979; Hausarchiv der Regierenden Fiirsten von Liechtenstein, 1090 Wien, Fiirsten-gasse 1 (Dr Evelin Oberhammer), 3 VIII 1979. 6 AGAD, Archiwum Potockich z Łańcuta, nr 1403, Zaświadczenie celne konsulatu generalnego RP w Paryżu, 14 VIII 1923. 7 Pamiętniki ks. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, arcybiskupa warszawskiego, wyd. 2, t. I, Lwów 1911' (dalej: Feliński). 8 Pamiętniki Tadeusza Bobrowskiego, t. I, Lwów 1900 (dalej: Bobrowski). Wydanie z 197fc r. — Tadeusz- Bobrowski, Pamiętnik mojego życia — w sprawie Mieczysława Potockiego powtarza dokładnie informacje z wyd. 1. 9 Biblioteka Polskiej Akademii Nauk w Krakowie, rkp. 1001, History ja iraiczna [!] graia Mieczysława Potockiego, dziedzica kluczów tulczyńskiego i olchowskiego, opisana przez Władysława [!] Bełżeckiego, kart 71 formatu zeszytowego obustronnie zapisanych, odpis XIX-wieczny dwoma charakterami pisma (dalej: Bełżecki). 10 Obszerniej i z dokumentacją źródłową przedstawiam te sprawy w opowieści Dzieje pięknej Bitynki, wyd. 3, Warszawa 1975, s. 161 i nast. 19- 30S upuzoj—a ó8 Ł0L ¦6SI -s '-(P -do '5j 3 i s a o H 19 ¦AOe—'¦'OE "H '? 1 3 9 ? ł 3 a os ¦Aei—-ii\ -n 'i Jt 3 3 ? i 3 a » 88T—L81 's '! 3[s u i \ a j „ ¦JII -3f 'i 5[ 3 a z { a a ,, •SLl—9ZI "s 'SZ8I ji au upj 'i^i«o^ I| i oSai5(suXzpng EfEqatjAl AOI ^ 'I 3( 3 9 ? f 3 a 9ł ¦JOl ->t 'i 5[ a a z f a g „ -ą op faisp zbjo '¦!L— -Ag -2f 'i 5[ 3 a z { a e ci, ¦ZSZ -s '; 3f s ai o i ą o a zt ¦Ag—-ig -3f 'i 5[ 3 a z { a a it BAVOAUSUBll ja sis AjeavepAav L061 ni[oi av jaAieu EiuazJBp -A/a azsfaiuzod iL8I n3foi eu ais EAvAin 'i[3i>[SJB3 avoaviipib / i(3B)uauin5(op q3AUZ3i[ bu aiisdo 'Biapjizs ojaizp a{BUO5[Sop a/ '!§BAvn aupoS jsaf -jLi—{>ji -s 'L061 Sjnqsjaja,! 'u -j '3/riro*o«(s -/do f uzrz ofia/ 'IA/nJ3ij /DfOJfW JO]Diadwi 'J 8 p i i z S M1 'N oi •AL -5[ 'I 5[ 3 3 Z ( 3 g 6t ¦AL—'as ą '! 31 3 a ? { a a 8E 091 s ';p -do 'a i[ o a ZE ¦CZAJEK p<) UI5[ gi O5[[AX qsAMoqsappo pojp tj3EqoJOil3 i aiuizX)BUinaj Azjd ouB3a[BZ S A f aiUSaZ3AVO ¦COŁ ^ (!i![ ziu aiS buAsb>[ z faizpjsq BMO5[UAZ3OdAAl 3COA\O3sfaiUI BMOSnS}[nrI 9E 'L061 IIIA IE ',,AuBMOJ)snn sjiupoSAx" '?3 A 'icj -s 'i 5[ s av o I q o a K •Z6I -s 'szuibx es 061 '¦ '0L6I bavbzsiBjVI 'DwatuiaodsM r i>[i3M[As -smzaiij i \l3uaio\.\ 'nzAivj m Advioj 'p j( s j« 3 | e m ipiipaizpzazjj z bubjaj zs >SI—ESI s '6681 bavbzsiem 'I ł 'oBaiy/s -uisviyi njunuiBXz npAz m pso;;jv '5[ 3 i s a o H A L61—8CI -s '9961 AOIt'51 •aW 'HI ¦-) 'uisid loqAjy^ [:Ai] aaiiwag '3|[oa T iuojuv Auz3Aia» d Auijiag 3aqo« i Azsinuoijs bjzsajz ozpieq afspod uii5[3O}oj {sAz3aijAl z n^ZEiMZ faf qaAafezoAfop MO(oSaz3zs [a35iAvtBjs] q 8UZ3II pBuipB3(s Bui Auijiso BijBiSoig 'ii3Auz3Aiua}nB.aiuaz eiA fefeiAvBids faiu op Ajsn lAvouidotio auBMAsidAzid 'Aumoj -Btiio}} Auijiaa afBZ3Aqo i 3souiB?uaui bu iSbmii z 'afeioiq zaaz.i atujoSo 'n^aiM XIX AMOjod psoMOfszaAqo tpEruBpsq av ogauB* -oziiEfsadsAM BifAjojsiii oSaupBZ n nuido ojaiuSatsBz am jsbiuj -ojbu 'AmiBjajtl AsAiojsią i Azpoio5[Aznui o5[iAi AsMBUzozsazi o>[E[ bis i[BpBiAvodAAv faj aiAiejds AA 'ifsAuzBAvod jAqzara atusz -BJM Ajajsam AjtMBisozod '..AfA-r^odB" bz fai5t3O)O,j op Euidoq;i mojsii nmsyzn o ousmopAsap ,,aioso{S fepsozs5[SiAv" A -BZ3 m '3MO5[nBU-isBnb abuaja/uo^ 'LL61 oiuoj 9oe Aaiojvj 'Aui}i3Q op Ajsij 'u i d o i) 3 :a[aizp av ji BiuazptAv n)3|und oSauAvpazid z b 'Lg6I moijbj}! '/af^oo/oj Auii -J3Q op miidoijQ ,,Aisi[" o iodg 'j a j o in s bubjaj Azjaf biavbjs -pazjd aAvejds bjb^ jAj^jodB bz Ajst[ ijBuzn — auzsAjoia biubav -osaiajuiBZ auiens^asojajaą ara e 'auiBnsjjasouioą fazasj jBiMEf -azid indoq;) az 'Biuazo(BZ z afezpoqaAAv — Azjo}5[ 'AvpSoiO5[Azniu psaz3 apAzodo feujaiuiBU bjejoavAav 'B5[3iujaz3 auiinBd zazid ipAuozpfezjods qsBsidpo av atuApaf qsAuBAvoqaBZ 'MO}sn ijbA} bav -Bids, 'oraopBiAv !(Bf Buidoq^ mojsii qoAuuiAjui 'fatu op qaAuesid 'qaAuoizaiBupo oavou feMBJds az B{Aq bubzbiav fai^sojoj AU!JI3a sqoso LL(,1—cj^et q3B)B[ yv\ faMopedojsijod ifsBiSiuia qsessza av taj5fsiod Am)in}[ tuiE[apiAvB)spazjd uaAzsfaiujiqAAvfBu z ipA)siq -OSO AVO5IZBIAVZ^ IJJIOMS llpOMOd Z JSOUJB[ndod BZtip B|B>[SAz ';S -BAvn •fazsjfaiM spBAvaiti pfeuipb^s 'bj sbjsoj uit5isufSBj}i raajunm -SAz i uiauidoqa uiatiijAjapAjj z avosubuioj qaAzsfaiuzpd qsiOAVS ifaBJ z bubuz bpBjsod (assiOji av o8ai3[3Bjaj!i niepuB^s [az3Bi b) faijjsiod AjnjBjajij iijojsiq av }ss( B^aojod mojbuiojj z buijibq u ¦Aj7 3 a z f a g ¦-je—'a ¦3f 'I J|33Z(ag( ¦3( '; s( 3 a z ) a 5 , f O Tf i'JOJ . ¦do '6Z6I bavbzsjbm 'II 'I 'msuisnyfn-j 'AzEua3[sv uouiAzg ; ¦a; '3( 'i 3[ 3 a z { a a az ¦i\ "ą 't ~ą 3 a z { a g 6, ¦faAOSAojns iipsj^ JP fai3[su!BJ3[n T3IZ3Aj01Siq pSOAVtIZ3Az JO}nB BZ38lzpAVBZ 'aiM0ft}J AV UII^sTaS -oj n3[Azaf av AireMoqsEz '[aiłfsołOjj njoz njuamajsai }S3[sx sr ¦LCL—99L 'S '6961 eavezsibm 'I ) 'asrifzs i AtADidzoy '••{:/a} iloysjnsu! aiSDZo m ryjootoj Ausazozg 'z J B 3[ o x AVEpByyv ZI |,i Z6LI EtuzsAjs ii z BAVorafas bjBMqan fauuojo3[ niajAjjB bjbj |-auaS npazin AuoiMuqzod }bjsoz ^sojoj AusSzszs mbjsiuejs 91 L961 '"¦CIBJJJ 'stafo^f Azjaf jizpazjdod mad 3)sav i }BMO3Bjdo 68LI n>[oj z sido3[a)j -by/uAug bpofut z itjłsoi hw 3U)oj3ZJd alow 'T>[S[odosB7-diuB3sog [ojejj 5i SL6I BAVBZsjByvA 'L pAav '(ZZ81—09LI) /af3f3o;ocf-/aAvo;);/vi !!I°Z \ioAz o ąsajModo '!yuA]ig fausjśid sIsizq 'sjafo'j Aziaf tI WZ -s '6L6I ..... >3i/o;s oBsl i isnu du [ojy Afoyj 'i^auiazj UBf ¦LL 'S 'II •} '1881 ',,AuzM8o[oaq3JV"olIZ:>!JBJoO!tq!a pbjSazij......ijoiifDoiOti oBaiy ¦D3iuAz3[ni rnuop ruofsm op idAiysnuvw 'u o z i o }j zsnapsx Zl '8981 BAVszsjEyvv :iuAAvo3[zb!s>[ niuspAAv m i j LL8i av ,,fai3[SAvBzs -JEM AjazEQ" q3BuiB{ eu uiAuBAvo3[![qndo 'pm—OiŁl -S[ij aiiioporModo '[ii d>ioo)oj -iif ijOfxsMOJomoyi -iq z ouiDsoiDis 'i!|s*szs8jji 'I 'f 'AVp)n9nin3(0p ajaiAv [aiAVBZ a[aizp av 'raituazsqofEU jiAVBjspazid : uiai3t(B3 ara fsisrzp op 'fai3[SAVojoaioji 52 Ro 1 1 e, op. cit., s. 173—175. 53 B o b r o w s k i, s. 248—249. 54 Data urodzenia Emilii Swieykowskiej jest położona na jej grobowcu w podziemiach kaplicy cmentarza Montrśsor we Francji.; 55 B o b r o w s k i, s. 249—250. 56 B e} ż e c k i, k. 33r. 57 B e } ż e c k i, k. 32v. 58 B o b r o w s k i, s. 251. 59 Tamże. 60 Be ł ż eck i, k. 33r. 6' Fel i ń s k i, s. 188. 62 Data na grobowcu w podziemiach kaplicy Montresor. 63 B e ł ż e c k i, k. 33v. 64 Por. Encyklopedia Powszechna S. Orgelbranda, t. 16, Warszawa 1864, s. 905. 65 F e 1 i ń s k i, s. 188—189. 66 Tamże. 67 B e I i ec k i, k. 46v. 68 B e ł ż e c k i, k. 47r. 69 B o b r o w s k i, s. 254. 70 B e ł ż e c k i, k. 47v. Niżej przytoczone fragmenty relacji: k. 48r—55. 71 B e ł ż e c k i, k. 53r. 72 B e ł ż e c k i, k. 56r. 73 Be 1 i ń s k i, s. 191—192. 74 B e ł ż e c k i, k. 56v. 75 Fe 1 i ń s k i,. s. 192. 76 B e ł ż e c k i, k. 56v.—57r. 77 Tamże. ' 78 B e ł ż e c k i, k. 57v.—58r. 79 Fe 1 i ń s k i, s. 417—418. 80 B e } ż e c k i, k. 59r. 81 B e ł ż e c k i, k. 60r. 82 B e ł ż e c k i, k. 60v. 83 Tamże. 84 B o b r o w s k i, s. 254. 86 B e ł ż e c k i, k. 61r. 86 B e ł ż e c k i, k. 61v.—62r. 87 F e 1 i' ń s k i; s. 193. 88Askenazy, op. cit., s. 343. 89 F e 1 i ń s k i, s. 193. 90 B eł ż eck i, k. 62r. "Askenazy, op. cit., s. 348. 92 Z listu M. Jacques Lebeku'z dn. 3 IV 1979. 308 93 Archives de la Chambre de Commerce et d'Industrie de Paris (dalej: Arch. CCIP), Extraits des Souvenirs de Gustave Schlum-herger (...] sur la comtesse Potocka nie Pignatelli et son salon littóraire de 1'avenue Friedland (dalej: Schlumberger), maszynopis, ss. 16. 94 Schlumberger, s. 12—13. 95 S c h 1 u m b e r g e r, s. 13. 96 Korzystam z informacji zawartych w listach p. Marii Nitkie-wicz z Łańcuta z dn. 17 V 1976 i 1 IX 1979. 97 Nazwisko to ustalił M. Jacques Lebeau, listy z dn. 15 II 1979 i 24 VI 1979. 98 Dzieje pałacu Potockich w Paryżu przedstawiam korzystając /. materiałów Arch. CCIP oraz szkicu M. J. Lebeau. 99 List p. Marii Nitkiewicz z Łańcuta z dn. 11 II 1976 oraz Zofia W iśniewska, Katalog starych druków biblioteki Muzeum-Zamku w Łańcucie, Łańcut 1974. 100 AGAD, Korespondencja Stanisława Augusta, nr 11. 101 W pamiętnikarstwie i nawet historiografii polskiej utrzymuje mę twierdzenie, jakoby Aleksandra była w rzeczywistości jednym /. dzieci Katarzyny II, a oddana została na wychowanie rodzinie faworyta imperatorowej Grzegorza Potemkina — jego siostrze Marfie zamężnej za Wasylem Engelhardtem. Wersję tę podtrzymywali w XIX wieku sami Braniccy, w których przekonaniu po-rhodzenie z „lewego łoża" od imperatorowej Wszechrosji było i\lulem do chwały znacznie większym niż legalny wywód od polskiej średniozamożnej rodziny szlacheckiej. Legenda ta nie wytrzymuje jednak krytyki w świetle chronologii. Aleksandra r.ngelhardt urodziła się około 1761 rokii, a romans Katarzyny II /. Potemkinem zawiązał się dopiero w 1772. Jest zupełnie nieprawdopodobne, aby co najmniej 10-letnią dziewczynkę oddawano w 1772 roku na wychowanie rodzinie faworyta imperato-uiwej, gdyż stan świadomości dziecka wykluczałby zupełnie jego iiddptację do roli córki Potemkinów. Wszystko przemawia za uznaniem Aleksandry za rzeczywiste dziecko Wasyla i Marfy. 102 Dla przedstawienia historii Montresor i dziejów Branickich we Francji korzystam głównie z monografii Andrzeja R y s z k i e-w i c z a, Polonica na zamku w Montresor, Poznań 1975. 103 Albert P o t o c k i [J. A. Bałaszewicz], Raporty szpiega, t. 1—2, wydał Rafał Gerber, Warszawa 1973. 104 Arch. CCIP. 105 S c h 1 u m b e r g e r, s. 13. 108 Arch. CCIP. 107 S c h 1 u m b e r g e r, s. 13. 108 „Przegląd tygodniowy życia społecznego, literatury i sztuk pięknych", 1878, nr 49, s. 565—566^ napis na grobowcu w pod^ /.lumiach kaplicy cmentarza Montresor. 109 Maria z Przezdzieckich Walewska, op. cit., s. 201; Arch. CCIP. 110 Biblioteka Muzeum w Łańcucie, sygn. B-5550. Warto w tym miejscu zauważyć, iż Emilia Swieykowska miała również drugiego hrata — Artura, por. August Iwański [senior], Pamiętniki 309 1832—1876, Warszawa 1968, s. 67. Nie jest pewne, czy wspomnian niżej Alfred Swieykowski był synem Artura czy Hipolita, więci danych przemawia jednak za Hipolitem. '"Bobrowski, s. 254. 112 Albert F 1 a m e n t, la comtesse Potocka nee PignatelliĄ „Revue de Paris", ler fevrier 1931, s. 694. 113 Laurą R i e s e, Les salons litteraires parisiens du Second"' Empire a nos jours, Toulouse 1962, s. 74—75. 114 Tamże. 115 S c h 1 u m b e r g e r, s. 1—2. 116 Tamże. 117 F 1 a m e n t, op. cit., s. 698. 118 Tamże, s. 694. 119 Tamże, s. 695. 120 S c h 1 u m b e r g e r, s. 15. 121 Tamże, s. 3. 122 Tamże, s. 6. 123Flament, op. cit., s. 696—697. 124 Arch. CCIP. 125 Tamże. ^ 126 F 1 a m e n t, op. cit., s. 699—700. 127Riese, op'. cit., s. 699—700. 128 Informacja p. Zygmunta Dygata. 129 Artur Rubinstein, My young years, przekład polski' Tadeusza Szafara pt. Moje młode lata, Kraków 1976. 130 Tamże, s. 252—253. 131 Tamże, s. 264. 132 Tamże, s. 268—271. 133 Master ol Lancut. The Memoirs ol Count Alfred Potocki, W. H. Allen, London 1959, s. 336. 134 Informacja p. Zygmunta Dygata. 135 Master ol Lancut..., s. 137. 136 Relacja p. Heleny z Zamoyskich Dygatowej przekazana mi przez p. Władysława Żeleńskiego. 137 Relacja p. Zygmunta Dygata. 138 F lament, op. cit., s. 700. 139 Master ol Lancut..., s. 138. 140 Informacja M. J. Lebeau, list z dn. 15 II 1979. 141 „Ses dfernieres volontss" — zamiast „repartir squrtable-ment sa fortunę". 142 „Nouvelles et ultimes modifications". 143 „Qu'a mon avis comte Nicolas a tests et disposć de sa fortune dans la plenitude de son libre arbitre, et de ses facultes intellectuelles et morales". 144 Brulion ^deklaracji datowanej „22 aout 1921"; Archiwum zamku Montresor. 310 ; k i, Lokaj pana hrabiego, Lublin dn. 11 II 1976. 145 Master ol Lancut..., s. 139. 146 M. Jacques Lebeau, list z dn. 15 II 1979. 147 Master ol Lancut..., s. 138—139. 148 Tamże, s. 141. 149 AGAD, Arch. Potockich z Łańcuta, nr 1405. 150 Arch. CCIP. 151 Tamże. 152 Aleksander O 1 s z a k o w : 1'Kil. 153 Z listu p. Marii Nitkiewicz 154 Master o/ Lancut..., s. 282. 155 Tamże, s. 283—284. 156 ,,Aux dispositions testamentaires". 157 „Termes de ces dispositions". 158 List M. J. Lebeau z dn. 15 II 1979. Dopiero po napisaniu niniejszej książki zapoznałem się z reportażem Wandy F a 1 k o w-•. k i' e j Nieślubny syn hrabiego („Ekspres reporterów", KAW, Warszawa 1979, s. 109—165), w którym przedstawione zostały • Izieje p. Stanisława George Potockiego, syna Jana i Janiny ,1'lichtów" (nazwiska zmyślone dla celów swoistej „dyskrecji" ii'porterskiej przez autorkę) ze wśi Dymno pod Jarosławiem, który utrzymuje, jakoby matka jego została gdzieś ńa przełomie 1921/1922 zgwałcona czy uwiedziona przez Alfreda Potockiego w czasie przypadkowego spotkania na terenie zamku w,Łań-i ucie, czego skutkiem miały być właśnie narodziny człowieka, który już jako dorosły mężczyzna zmienił swoje nazwisko rodowi? na Potocki. Sprawa czyni wrażenie wyjątkowego pomylenia Idktów i nadużycia okoliczności, nic więc dziwnego, że wszystkie starania p. „Potockiego" o uznanie nieślubnego ojcostwa Alfreda Potockiego zostały przez sądy oddalone. Niemniej p. Stanisław zdołał dotrzeć do niektórych rzeczywistych Poto-ikich na Zachodzie i występuje w roli pretendenta,do resztek Kpadku po Alfredzie Potockim. Nie wiadomo, czy dotarł również do M. Jean Lefeuvre, nie jest to wszelako wykluczone i może dodatkowo tłumaczyć przekonanie notariusza, że „wcale nie jest oczywiste, iż nie żyją żadni członkowie rodziny hrabiego Potockiego". 159 List M. Dominique Suriano z dn. 31 V 1978. 160 R y s z k i e w i c z, op. cit., s. 5. indeks osób* Abaza Płaton 14, 15, 104, 180, 182 ^ Aleksander (Wielki Książę) 149 Aleksander I 67, 81, 91, 92, 94 Aleksander II 192 Aleksandra Teodorówna 115, 11? Allen W. H. 310 Antoni J., Dr — zob. Rolle Antoni J. Artois Karol d' — zob. Karol X Askenazy Szymon 191 ''"- Askenazy Szymon 306, 308 August III 33 Avignon Mathilde d' 20, 237, 241, 242, 243, 254, 268, 279—281 Bacciarelli Marcello 19 Bachelier (radca) 221 Balaszewicz Julian Aleksander, pseud. Albert Potocki 216 Bańkowski Piotr 305 Bazyiewiczowa Oktawia ze Swieykowskich 178 Bmttycze — zob. Potocka Delfina Bełżecki Wincenty 22—25, 75, 79, 84, 93, 94, 108, 112—114, 117, 121, 126, 129, 133, 134, 140—144, 148, 149, 151, 152, 154, 157, 159—167, 171, 172, 176, 177, 183, 185— 187, 191, 192 * Kursywą wyróżniono postaci fikcyjne oraz nazwiska autorów t wydawców cytowanych prac. 313 141, Belżecki Wincenty 305—30S Bełżecki Władysław 22, 131, 134 Bezborodko Aleksander 49„ 50 Bibikow Dymitr Gawritowicz 139, 161, 162, 167, 178-180 Biernacki (sekretarz Mikołaja Potockiego) 241, 243, 244 Bismarck Otto von 217, 218 flleuart Jean-Raphael 205, 206 Blondet Jacques 286, 287 Bobrowski Tadeusz 22, 24, 114, 115, 142, 143, 186 Bobrowski Tadeusz 305, 307, 308, 310 Boissier 237 Bonaparte Napoleon — zob. Napoleon I Bonnat Leon 239, 244, 258 Borowski Edward 26 Boscamp-Lasopolski Karol 53—55 Boscamp-Lasopolski Karol 306 Boucher Francois 265, 271 Bourbonowie 123 Braniccy 21, 136, 209, 210, 214, 247, 299, 301—303, 309 Branicka Aleksandra z Engelhardtów 211, 309 Branicka Jadwiga z Potockich 215 Branicka Jadwiga (córka Konstantego i Jadwigj) — zob. Rey Jadwiga Branicka Pelagia z Zamoyskich, I veto Rembielińska 215 Branicka Róża z Potockich 44, 211, 214 Branicki Aleksander 221 Branicki Franciszek Ksawery (hetman) 47, 49, 209—211 Branicki Konstanty 215 Branicki Ksawery 211—216, 245, 299, 303 Branicki Władysław 211 Briihl Fryderyk Alojzy 47 Brzozowski Zenon 179, 180 Budzyński Michał 307 Burthe F. 259, 281, 294 Canova Antonio 266, 271 Caracciollo Francesco 87, 88 Caracolli 8, 86, 87, 185, 201 314 Caro Elme-Mane 230, 231 Catana Rosa Alberta —'zob. Potocka Rosa Catana Roso Kelte — zob. Potocka Rosa Cetnerówna Teofila [Potocka] 32 Chatelain (notariusz) 224 Ohlebowski Bronisław 305 Chopin Fryderyk 306, 307 Cottin A. A. 253, 259, 281, 286 Czartkowski Adam 307 Czartoryski Adam Jerzy 211 Czelicze de Maurocordato (rodzina) 55 Czermińska Anna [Potocka] 29 Czernecki Jan 306 Czernicka Paulina 306 Dastugue (architekt) 266 Dębicki Napoleon 189 Długosz Jan 273 Domaradzki Rudolf 303 Dygat Zygmunt 246, 247, 249, 256, 278—282, 310 Dygatowa Helena z Zamoyskich 247, 249, 256, 280, 310 Engelhardt Aleksandra — zob. Branicka Aleksandra Engelhardt Marfa z Potemkinów 309 ' ' Engelhardt Wasyl 309 Falkowska Wanda 311 Falkowski Juliusz 307 Feliński Zygmunt Szczęsny 21,. 24, 127, 143, 147, 154, 170, 172, 189, 191, 192 Feliński Zygmunt Szczęsny 305, 307, 308 Fezi (generał) 154, 158, 159 Flameng Francois 248 Flament Albert 230 Flament Albert 310 * , Fokczyńska Henryka 268 ¦",•' Fragonard Jean Honorć 19, 165, 271 Fryderyk II 56 315 Gent 199 Gerber Rafał 300 Ginisty J. C. 287 Giscard-d'Estaing Valery 288 Glavani (ciotka Zofii Glavani) 51 Glavani (kupiec, wuj Zofii Glavani) 51, 52 Glavani Zofia — zob. Potocka Zofia Glavani-Wittowa Zofia — zob. Potocka Zofia Glavani-Wittowa-Potocka Zofia — zob. Potocka Zofia Gliński Mateusz 306 Gogol Mikołaj 119 Goya 265, 271 G. P. — zob. Potocki Grzegorz Guśant Daniel 248 Haller Józef 240 Hamel (mecenas) 260 Haussmann Georges 205 Henryk (nazwisko nieznane, muzyk) 229 Hoesick Ferdynand 100 Hoesick Ferdynand 307 Hohenzollern Leopold 217, 218 Hollpein Heinrich 137 lwa (Kozak) 112 Iwański August 309 Izabela II 217 Janiszewski J?J — zob. Jankowski Jankowski 134, 166 ' Jodko-Narkiewicz Izadora -*• zob. Potocka Izadora Joufiroy-Gonssans Louis Francois de 214 Józef II 32. 56 K. Stanisław 305 Karin Maria 232 . Karakoli — zob. Caracolli Karakoli Mieczysław — zob. Potocki Mieczysław Franciszek Józef Karol X 57 Katarzyna II 16, 45, 47—50, 61, 91, 170, 210. 309 Kaunitz. Wenzel 57 Kisieleff Zofia — zob. Kisielew Zofia Kisielew Paweł 65, 125 Kisielew Zofia z Potockich 65, 69, 71, 78, 8L 94, 125, 201 221, 245 Kołbsieleccy (Franciszek i Władysław) 181 Kołbsielecki Franciszek 178, 180—182 Kołbsielecki Władysław 181 Komar Stanisław 96, 105 Komarowa Honorata z Orłowskich 96 Komarowie 95, 98, 99, 104, 105, 135 Komarowie (Stanisław i Honorata) 96—98 Komarówna Delfina — zob. Potocka Delfina Komarówna Natalia 98, 134 Komorowscy 37, 38 Komorowscy (rodzice Gertrudy) 37, 39—41, 43, 99 Komorowska Gertruda — zob. Potocka Gertruda Komorowski Jakub 36 Konstanty (nazwisko nieznane, ojciec Zofii Glavani) 51, 52 Korzon Tadeusz 42 Korzon Tadeusz 30S Kossakowski Szymon 49 Kossowski Michał 246 Kościelscy 272 Krasiński Zygmunt 99, 101, 306 KraszewsAi Józel Ignacy 306 Kromer Marcin 273 K. Stanisław 305 Lampi Franciszek Ksawery 19 Lanckorońscy 272 Lang Antoni 77 Le Bargy (aktor) 239 Lebeau Jacques 26, 233, 294, 308—311 Lefeuvre Jean 286—290, 292—294, 311 Leparski Józef 193 ' Leróy Alphonse 146 Leroy Charles 146 316 317 Lewenson 129. 130 Lubomirski (książę) 158, 159 Ludwik XIV 283 Ludwik XV 285 Ludwik XVI 204, 285 Ludwik Filip Orleański 123 Łojek Bożena 5 Łojek Jerzy 306 Łukasiński Walerian 191 M. — zob. Meller-Zakomelska M. P. — zob. Potocki Mieczysław Franciszek JOZef Mac Mahoń (marszałek) 218 Malczewski Antoni 36 Maleszewski Władysław 14 Maleszewski Władysław 305, 307 Marćel Aime 245 Maria (nazwisko nieznane, matka Zofii Glavam) 52 Maria Antonina 56 Maria Teodorówna 91 Marysieńka [SobieskaJ 15 Maupassant Guy de 232 Meller — zob. Meller-Zakomelska Meller-ZakomelsKa 114, H5-118, 119—122, 150, 171 Meller-Zakomelski Piotr Iwanowicz 115 Mickiewicz Adam 212 Mieleszko-Małiszkiewicz Adam 14, 104 Mikołaj I 16, 22, 23, 91, 104, 113—115, 123, 125, 150. 157. 159, 162, 167, 168, 171, 173, 176, 178, 182, 191. 193, 194. 212 Miler — zob. Mełłer-Zakomelska Milier—>zob. Meller-Zakomelska Miller — zob. Meller-Zakomelska Mineyko Zygmunt 189 Mniszchówna Józefina Amalia — zofa. Potocka Józefina Mniszech Jerzy 43 Moliere 283 Morelius 273, 274 Marków Arkadi] 49 Napoleon I 7. 88. 204 Napoleon III 200, 203, 218 Naryszkin Lew 65 _Ql 21\ Naryszkin Olga z Potockich 65, 69. 71, 78. 81. y4' Nelson Horatio 88 Nikołaj Pawłowicz — zob. Mikołaj I Nitkiewicz Maria 26, 309, 311 Nowosilcow Nikołaj 67, 68, 81 Oberhammer Evelin 305 Oiszakowski Aleksander 311 Ospelt Alois 305 Orłów Aleksy 149. 160, 161, 177, 178, 183 Orłowska Honorata — zob. Komarowa Honorata Paderewski Ignacy 279 Pascal Blaise 283 Paskiewicz Iwan 212 Paweł I 65, 9! Petain Philippe 259—26! Pignatelli 220 Pignatelli (książę) 220 Pignatelli Emanuela — zob Potocka Emanuela Pisariew 164 ..Plichtowie" Jan i Janina (nazwisko zmyślone) 311 Płocha Józef 305 Poniatowscy 293 Poniatowski Stanisław (btatanek kiola) 182 Poniatowski Stanisław Antoni — zob Stanisław Augusl Poniatowski Poniatowski Stanisław August —¦ zob. STanisław August Poniatowski Poninski Adam 45 Potellel Jacques 286, 287 Potemkin Grzegorz |Potiomkin Grigorij A.j 45, 49, 50. 5.7, 58, 211, 309 Potemkin Marfa — zob. Engelhardt Maria Potoccy 13, 15. 18, 26, 29, 30, 33, 67, 70. 71, 76, 79. 83, 84. 90 92. 93. 85, 99..104, 136, 142, 179, 182. 197. 200-202. 318 319 205, 208. 211, 226, 230, 233. 249, 250, 257, 270, 272- 274, 277, 280, 290—292, 294—296, 299, 301, 303, 309. 3D Potoccy irodzina we Francji) 12. 18, 19, 25, 26, 249, 280-282, 287—289 , Potoccy (z Łańcuta) 31, 32, 223, 265 Potoccy (z Tulczyna) 31, 32, 69, 125, 130, 223, 249, 259 Potoccy (z Wilanowa) 32 Potoccy (Franciszek Salezy i Anna) 34, 38—41 Potoccy (Stanisław Szczęsny i Józefina) 44, 47, 59, 63 Potoccy (Stanisław Szczęsny i Zofia) 8, 64, 88 Potoccy (Mieczysław i Delfina) 102, 103, 135 Potoccy (Mikołaj i Emanuela) 229 Potocka Anna Elżbieta z Potockich (matka Stamsława. Szczęsnego) 32, 33, 35, 38, 41 Potocka Delfina z Komarów 21, 96-108, 114, 124, 134, 135 142, 216, 222, 306, 307 Potocka Elżbieta z Radziwiłłów 252, 268 Potocka Emanuela z Pignatellich 26, 198, • 200, 220—222, 225—237, 244, 254, 257, 258, 294 Potocka Emilia ze Świeykowskich'21, 103, 115, 135—137, 141 — 147, 151—153, 155—162, 168, 369, 172, 173, 176.' 178, 179, 191, 197, 198, 200, 216, 219, 220, 222, 304, 308, 309 . Potocka Gertruda z Komorowskich 37—43, 99, 306 Potocka Helena (córka Stanisława Szczęsnego i Zoln) 60 Potocka Idalia (córka Stanisława Szczęsnego i Józefiny) 44 Potocka lzadora z Jodko Narkiewiczów, 1 vwto Sidney 272, 273 Potocka Jadwiga — zob. Branicka Jadwiga Potocka Józefina z Mniszchów 12, 43, 44, 48, 58, 59, 63, 64, 66, 67, 71, 76, 89, 207, 211, 250, 273 Potocka Konstancja (córka Stanisława Szczęsnego i dózefi- ny) 44 Potocka Ludwika (córka Stanisława Szczęsnego i Jozeii- ny) 44 Potocka Maria (córka Bolesława) 223 Potocka Maria (siostra Stanisława Szczęsnego) 47 Potocka Gktawia (córka Stanisława Szczęsnego i Józeliny) 4ł Potocka Olga (córka Stanisława Szcaęsnego i Zolii) — zoł' 320 Naryszkin Olga Potocka Pelagia (córka Stanisława Szczęsnego i Józefiny) 44 Potocka Rosa 203, 204, 207, 217, 219 Potocka Róża (córka Stanisława Szczęsnego i Józefiny) — zob. Branicka Róża Potocka Sophie — zob. Potocka Zofia Potocka Wiktoria (córka Stanisława Szczęsnego i Józefiny 44 Potocka Zofia (Glavani), I voto Wittowa 7, 8, 12, 15, 17, 50— 60, 62—70, 75, 76, 78—93, 99, 201, 207, 273, 297, 306 Potocka Zofia (córka Stanisława Szczęsnego i Zofii) — zob. Kisielew Zofia ,,Potocki" — zob. Potocki Stanisław George Potocki Albert [Juliusz Aleksander Bałaszewicz) 309 Potocki Aleksander (syn Stanisława Szczęsnego, i Zofii) 8, 64; 67, 70, 71, 76, 78, 80, 81, 83, 91, 93, 125 Potocki Alfred Antoni Wilhelm Roman Bazyli 16, 18—20, 32, 207, 243, 250, 252—257, 259—274, 280, 281, 290, 291, 293, 295, 297, 299, 303, 311 Potocki Andrzej (zm. 1603) 29 Potocki Andrzej (zm. 1692) 29 Potocki Antoni 211 Potocki Artur 136 Potocki Bolesław (syn Stanisława Szczęsnego i Zofii) 15, 65—67, 70, 71,. 78, 81, 179, 223 Potocki Feliks — zob. Potocki Mikołaj Szczęsny Potocki Feliks Kazimierz (zm. 1702) 29, 32 Potocki/ Franciszek Salezy (ojciec Stanisława Szczęsnego) 32, 33, 35—38, 41, 71, 207, 250, 254, 294 Potocki Gregoire — zob. Potocki Grzegorz Potocki Gregorio Edgardi — zob. Potocki Grzegorz Potocki Grigorij (Grisza) — zob. Potocki Grzegorz Potocki Grzegorz (syn Mieczysława) 133, 176, 186, 191, 193, 194, 197, 200—207, 214, 216—220, 301 Potocki Jarosław (syn Stanisława Szczęsnego i Józefiny) 18, 31, 44, 67, 68, 250 „ Potocki Jerzy 252 Potocki Józef (zm. 1723) 32 Potocki Józef Mikołaj (zm. .1922) 31, 258 321 Potocki Konstanty (syn Franciszka Sale2ego) 294 Potocki Konstanty (syn Stanisława Szczęsnego i Zofii) 59, 60 Potocki Konstanty Józef (1846—1909) 31 Potocki Michał (Michaii) —zob. Potocki Mieczysław Fran ciszek Józef Potocki Mieczysław Franciszek Józef (syn Stanisława Szczęsnego i Zofii) 8, 9, 11, 12, 14-26, 31, 33, 65, 67, 69-72, 75-81, 83—100, 102, 103, 105-135, 137, 139— 194, 197—201, 203, 205—209, 211—223, 239, 243, 245, 247, 266, 267, 271, 280, 291, 296-298, 301, 304, 305, 307 Potocki Mikołaj (ok. 1517—1572) 29 Potocki Mikołaj (syn Stanisława Szczęsnego i Zofii) 60 Potocki Mikołaj Szczęsny (syn Mieczysława i Emilii) 11, 12 16-21, 25, 26, 31, 90, 103, 144—146, 151, 172, 173, 176, 186, 191, 197—200, 204, 207, 208, 214, 216, 217, 219-224, 226, 227, 232-234, 236—250, 252-254, 256-264, 266-268, 271, 272, 274, 277, 279—281, 283, 286, 288-298, 301 — 304 Potocki Nicolas Fe"lix — zob. Potocki Mikołaj Szczęsny Potocki Przemysław 179 Potocki Roman 252, 299 Potocki Stanisław (wojewoda poznański) 32 Potocki Stanisław (syn Stanisława Szczęsnego i Józefiny) 44, 67, 68 Potocki Stanisław (syn Jerzego) 252 Potocki Stanisław George (syn Jana i Janiny „Plichtów") 311 Potocki Stanisław Kostka 32 Potocki Stanisław ,,Rewera" 29, 250 Potocki Stanisław Szczęsny 7—9, U—13, 17, 18, 29, 31, 33—38, 40-43, 45—50, 58-69, 71, 76, 78, 79, 82, 85-90, 94, 99, 185, 201, 207, 209, 247, 250, 306 Potocki Stefan 29 Potocki Szczęsny Jerzy (syn Stanisława Szczęsnego i Józefiny) 44, 63—65, 67—69, 76 Potocki Włodzimierz (syn Stanisława Szczęsnego i Józefiny) 44, 67 Przeżdziecka Maria — zob. Walewska Maria 322 Radziwiłłowie 29 Radziwiłłówna Elżbieta — zob. Potocka Elżbieta Rcboul Jules 205 Rembielińska Pelagia — zob Branicka Pelagia Rembieliński Aleksander 215 Rembieliński Stanisław 243—245 Renaud 205 Rey Jadwiga z Bramckich 214, 215, 299 Rey Ksawery 25 Rey Maria 21, 25, 298—300 Rey Stanisław 21, 25, 214, 215, 298—301, 303 Rey Wirydianna 25 Reyowie 26, 214, 299, 303 Riese Laura 310 Rolle Antoni J. 99 Rolle Antoni J. 307, 308 Romanienko (pocztmajster) 95 Rousseau Jean Jacques 283 Rubinstein Artur 238—244 Rubinstein Artur 310 Rudnicki [?] — zob. Rutkowski Rutkewski 118, 128—130, 158, 164, 166, 167, 180 Ryszkiewicz Andrzej 298 ftysz/uewjcz Andrzej 309, 311 Rzeczycka Zofia [Potocka] 32 Rzewuski Seweryn 48, 49, 209 Saint Clair Felix 221 Sanguszko Roman 15 Santo Espirito Ricardo 273 Sass (generał) 148, 154 Schlumberger Gustave 198, 199, 201, 221, 228, 231, 232, 309 Schlumberger Gustave 309, 310 Schouvaloff Olga — zob. Naryszkin Olga Sem (karykaturzysta) 239 Sidney Albert 273 Sidney Izadora — zob. Potocka Izadora Smoter Jerzy Maria 306 Stanisław August Poniatowski 30, 56, 182 209 210- 273, 309 323 ¦i A, ,! I If ł Starowolski Szymon 273 Strogahow Sergiusz 15, 223,-243 Sulimierski Feliks 305 Suriano Dominique 26, 295—297, 311 Surovcova Nadia 306 Szafar Tadeusz 310 Szeyner (plenipotent Mieczysława Potockiego) 108. 112 Szijanow (mąż Natalii) 136 Szijanow Natalia ze Swieykowskich 178 Szilder N. K. 307 Świeykowscy 136, 139, 151, 160, 186, 250 Swieykowscy (rodzice Emilii) 135, 138 Swieykowska z Wąsowiczów (matka Emilii) 136, 148, 152 Swieykowska Emilia — zob. Potocka' Emilia Swieykowska Oktawia — zob. Bazylewiczowa Oktawia Swieykowska Natalia — zob. Szijanow Natalia Swieykowski Alfred 186, 259, 261, 310 Świeykowski Artur 186, 309, 310 Swieykowski Hipolit (Hippolite) 186, 222, 259, 310 Świeykowski Kajetan 136, 139, 186 Swieykowski Leon 179 Wiktor Emanuel ii 203 Wilhelm I 218 Wiśniewska Zoila 309 Witt Jan (ojciec Józefa) 55, 56, 207, 273 Witt Jan (syn Józefa i Zofii) 57, 63, 81 Witt Józef 50, 55, 56, 60, 62, 81. 207, 273 Wittgenstein Piotr Ch. (własc. Ludwig Adolf Peter von) 91 Wittowa Zofia — zob. Potocka Zofia Wittowa-Potocka Zofia — zob. Potocka Zofia Wittowie 56 Wittowie (Józef i Zofia) 56 Wołkoński (książę) 149 Yturregui Susana 252 Zagioba 238 Zamoyska Helena Zamoyska Pelagia Zubow Płaton 49 zob. pygatowa Helena zob. Branicka Pelagia Żeleński Władysław 310 Tarnowski Stanisław 100 Telimena 96 Tokarz Wacław 306 Tollu (notariusz) 224 Trembecki Stanisław 56, 273 Truszkowski Stanisław 303 Unrug Józef Michał 303 Uzes d' (księżna) 260 Viart (architekt) 266 Voltaire 283, 292 Walewska Maria z Przezdzieckich 101, 102 Walewska Maria z Przezdzieckich 307, 309 Wąsowiczówna — zob. Swieykowska (matka Emilii) 324 spis treści prolog 7 wstęp 11 część I RODZICE 27 część II SYN 73 część III WNUK 195 część IV ZAGUBIONE ŚLADY 275 przypisy 305 indeks osób 313 Bedaktor Ewa Zawadzka-Mazurek Redaktor techniczny Marek Łoś Wydawnictwo Lubelskie • Lublin 1983 Wydanie II. Nakład 50 000 + 150 egz. Ark. wyd. 12,35. Ark. druk. 13. Papier druk. mat. kl. V, 71 g 92X114 cm. Oddano do produkcji 17 czerwca 1982 r. Podpisano do druku w lutym 1983 r. Druk ukończono w marcu 1983 r. Cena zł 150,— Rzeszowskie Zakłady Graficzne, Rzeszów, ul. Marchlewskiego 19. Zam. nr 1273/82; N-3-22 /