Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk H , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej. iteratuna KUKNIJ TUTAJ Mowa mowy. O języku współczesnej humanistyki Andrzej Chojecki Mowa mowy O języku współczesnej humanistyki słowo/obraz terytoria Projekt okładki / Janusz Górski Redakcja i korekta / Małgorzata Ogonowska, Małgorzata Jaworska Indeks osób / Marzena Świtała Skład / Piotr Górski Druk i oprawa / Drukarnia Wydawnictw Naukowych S.A., Łódź, ul. Żwirki 2 © Copyright by Andrzej Chojecki © Copyright for this edition by wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 1997 Książka dofinansowana przez Uniwersytet Gdański w ramach działalności statutowej Wydziału Filologiczno-Historycznego Na okładce wykorzystano fragment ilustracji z Encyclopedie ou Dictionnaire raisonne des sciences, des arts et des metiers Diderota i d'Alemberta Adres / wydawnictwo słowo/obraz terytoria 80-244 Gdańsk, ul. Grunwaldzka 74/3, tel.: (058) 41 44 13, tel./fax: (058) 45 47 07 ISBN 83-87316-40-7 And worse I may be yet: the worst is not So long as we can say „This is the worst". William Shakespeare, King Lear, IV, I Zaprawdę, Najgorzej jeszcze nie jest, póki człowiek Może powiedzieć: teraz mi najgorzej. Józef Paszkowski (1860) Póki człek sam swą dolę najgorszą nazywa, 0 nie! nie jest to jeszcze najgorszość prawdziwa! Adam Pług (1871) A może jeszcze być mi gorzej; przecież Nie jest najgorzej, dopóki możemy Powiedzieć sobie: „Teraz jest najgorzej". Jan Kasprowicz (1922) [...] nie ma ostatniej nędzy dotąd, aż rzec można: „to jest najgorsze". Andrzej Tretiak (1923) A może gorsze jeszcze przyjść; dopóki Rzec możem: „To najgorsze", najgorszego Nie doświadczyliśmy. Władysław Tarnawski (1957) 1 może będzie gorzej, najgorszego Nie ma, póki rzec można: to najgorsze. Witold Chwalewik, (1964) Gorsze nastąpi. Gdyż nie nastąpiło Najgorsze, póki rzec możesz „najgorsze". Maciej Słomczyński (1979) [...] Póki jesteś W stanie powiedzieć: „To naprawdę koniec", Wciąż nie dobrnąłeś do końca. Stanisław Barańczak (1991) Wstęp Podmiotem przedstawionych tu rozważań jest słowo. W trakcie czynionych obserwacji słowo „słowo" przestawało mi wystarczać, stawało się zbyt ciasnym gorsetem, rozszerzając się, zwiększając swoją pojemność, z przedmiotu przemieniając się w podmiot, stając się pojęciem „słowo", co znaczy, Że pojęcie „słowo" wchłonęło w siebie słowo „pojęcie" i stało się słowem/pojęciem. Używając takiego zestawienia, nie staram się tworzyć nowego terminu, a wręcz przeciwnie: używam terminu słowo/pojęcie między innymi dlatego, że nie chcę rozstrzygać o referencyjności i reprezentatywności języka, chcę uniknąć wyboru strony w sporze o uniwersalia. Nie jest tak, by mnie ów spór nie dotyczył, ale myślę, że zakłóciłby on czynione obserwacje, w niczym by nie pomógł, a sporo zawikłał. W filozoficznym sporze o uniwersalia mogą spotkać się stanowiska poznawcze, w których dominują dystynkcje: zdanie i sąd, termin i pojęcie, znak i znaczenie, znaczone i znaczące, wyrażenie i przedstawienie. Słowo „słowo" nie funkcjonuje w polskiej terminologii językoznawczej jako pojęcie1, „pojęcie" (koncept) zaś tak. Zarówno „słowo", jak i „pojęcie" są elementami wyrazu, który jest jednostką językoznawstwa opisowego. W opisywanych tu zjawiskach językowych, niestety, nie mogłem się posłużyć ani terminologią opisową (leksykologiczną), ani strukturalistyczną, ani semantyczną. Jednak w zestawieniu słowo/pojęcie upatruję też ujęcia znaku i jego znaczenia, bytu, jego bycia oraz pojmowania. Łączę tu antologię z gramatyką i semantyką. Podmiotem niniejszej pracy (i moich obserwacji) zatem jest słowo, ale w szczególnej sytuacji, którą nazywam tu autogener a-c j ą. Interesuje mnie, ostatnio bardzo aktywne, zjawisko multipli-kacji znaczenia słowa, jego semantyczny rozrost. Zjawisko to można zaobserwować we współczesnym języku filozoficznym, ogólnie humanistycznym oraz publicystycznym. W'graficznym sposobie ist- 8 Mowa mowy nienia słowa także pojawiły się zmiany; daje się zauważyć indywidualizację (scil. łamanie konwencji) zapisu: dywizy, myślniki, nawiasy, wielokropki, cudzysłowy, wielkie litery, spacje, różne czcionki, sylabizacje, przypisy do przypisów, oryginalne delimitacje tekstu, nietypowe marginesy, puste miejsca, przekreślenia, kompozycje graficzne - wprowadzanie rysunku, rubryki, zapis pionowy, ukośny, negatyw tekstu i inne - to bardzo często pojawiające się we współczesnych tekstach techniki. Mają one wskazać na iluzyjność zapisu, który pozwala jedynie na zbliżenie się do lepszego rozumienia i na pewno ma na celu wstrząśnięcie dotychczasowym, konwencjonalnym zapisem. Konwencja jest nękana konsekwentnie, łącznie z jej bastionami i fortecami, takimi jak rodzaje i gatunki (na przykład dyskurs naukowy, artystyczny, potoczny). W szczególny sposób dowartościowane są prefiksy, które służą do ukrywania szerszego zakresu słowa, ale też wchodzą w grę same ze sobą, piętrząc się, wzajemnie sobie przecząc i autonomizując się. Prefiksy zmieniają pozycję słowa, wskazują na jego dynamikę, możliwości, zmienność, niejako automatycznie wyznaczają obszar „semiozy" ¦ Słowa obrosły w bardzo wiele definicji, nie zawsze sprecyzowanych, za to często sprzecznych2, wykluczających się, przy czym każde użycie słowa jest potwierdzeniem jakiejś jego definicji i eliminacją innych bądź dawaniem asumptu do tworzenia nowych. Słowa, które ujawniają swą wewnętrzną dynamikę, szczególnie autogeneracyj-ną, umykają definicjom, umykają systemowi języka, umykają samym sobie. Na podstawie poczynionych tu obserwacji uważam, że współczesna myśl da się zaobserwować w słowie, nie w tekście, sentencji, zdaniu czy sądzie. Świat (myśli) znajduje się (teraz) wewnątrz słowa. Weźmy na przykład słowo „średniowiecze", które jest słowem naszym, nie ludzi średniowiecza. W słowie tym zawiera się bardzo wiele faktów, przekonań, stereotypów, metod, światopoglądów etc. Jednak ludzie średniowiecza nigdy nie mówili o sobie: my, ludzie średniowiecza, ba, nie mieli takiej świadomości, zatem nawet gdyby wszystko co do joty się zgadzało w naszym rozpoznaniu z ówczesnym stanem, to ta jedna sprawa nie pozwoliłaby na ustalenie: tak było, ponieważ dla tamtych ludzi nie było „tak było". Albo weźmy słowo „postmodernizm". Brałem udział w konferencji naukowej poświęconej temu zagadnieniu i przez trzy dni wysłu- Wstęp 9 chaliśmy tyle opinii, definicji, sprzeczności i ustaleń, że naprawdę trudno, wybrać coś, co by mogło odnieść pojęcie „postmodernizm" do jakiegoś zewnątrz. Owe trzy dni rozmów o wszystkim zawierają się w tamtej definicji słowa „postmodernizm". Rejestrowaną tu samoświadomością słowa przesycony jest współczesny język - stopień nasycenia języka słowami, które ujawniają swą wewnętrzną dynamikę i dążą do autonomii, jest świadectwem jego współczesności, który to miernik mógłbym nazwać probierzem post-modernistyczności. Nazwa takiego stanu języka - nasycenia zautono-mizowanymi słowami - nie jest jednak zbyt ważna, a użycie terminu postmodernizm mogłoby się spotkać ze słusznym skądinąd zarzutem, Że zajmuję się wypowiedziami postmodernistycznymi bądź uznanymi za takowe, chcąc wykazać ich postmodernistyczność. Specjalnie wprowadzam także teksty czasowo i ideowo odległe od tej współczesnej formacji, by odsunąć ów zarzut samozwrotności metodologicznej. Słowa, które ujawniały swą dynamikę autogeneracyjną, oraz inne, o których tu piszę, funkcjonowały w języku zawsze, jakkolwiek różny był stopień ich aktywności. Gdybym zatem chciał twierdzić, że sama au-togeneracja jest znakiem postmodernizmu, to musiałbym uznać za postmodernistyczne pewne sądy Pyrrona z Elidy, Diogenesa Laertiosa i Arystotelesa. Oczywiście nie o to idzie. Sądzę, że najważniejsze jest określenie, wskazanie na aktywność tego zjawiska, a ta wyraża się nie tylko statystycznie, ilościowo, lecz i jakościowo, co w tym wypadku chcę zaznaczyć, wybierając słowa najważniejsze dla danych obszarów myśli: ontologii, epistemologii, aksjologii i myśli egzystencjalistycznej. Słowa podstawowe, na których ufundowane są olbrzymie budowle myśli, zostały dotknięte ruchem rozbijającym je, uwalniającym od pla-tonizmu, od systemu (także langae), od metafizyki. Słowa, uwalniając się od metafizyki, tworzą swoją metafizykę, odkrywają zupełnie inne obszary. Oczywiście pociągają one - słowa - za sobą myśl (nie chcę tym zdaniem przesądzać o prymacie języka wobec myśli), która często wyraża się w strukturach kategorialnych, w strategiach argumentacyj-nych, w paradygmatach, epistemach, aporetyczności i innych „chwytach", właściwych też dla zjawisk, które zachodzą wewnątrz słowa. W tym miejscu również można postawić zarzut przenoszenia kategorii, które, tworzone w innych sferach, wykorzystywane są w prezentowanych tu rozpoznaniach. Innymi słowy, kto kogo chwyta: myśl słowo czy słowo myśl? Staram się odsunąć tę pragmatykę, uznając (na razie), że unus est actus moventi et moti. Procesy, mechanizmy, zjawiska, które ujawniają się w słowie, mogą się przekładać izomorficznie, 10 Mowa mowy mogą także sterować większymi obszarami tekstu. Na przykład para-doksalizacja słowa przekłada się na zasadę dekonstrukcji, jaką zastosował ]acques Derrida w artykule Parergon (w mniejszym kole zawiera się większe). Wymieniana przeze mnie neantyzacja słowa działa na obszarze dużej całości, tak jak to widzi Wittgenstein: „[wielkość We-iningera -A. Ch.] leży w tym, z czym się nie zgadzamy. [...] To znaczy [...] jeśli po prostu do całej książki doda się „-" [„nie"], to mówi ona ważną prawdę"3. Weźmy na przykład kategorię konsekwencji, która w poznaniu (w języku) naukowym jest jednym z naczelnych nakazów porządkowania myśli. Zarzut niekonsekwencji jest poważnym zarzutem wobec wywodów pretendujących do miana naukowości i może te wywody jako takie dyskwalifikować. Na niekonsekwencje we współczesnej metodologii humanistycznej wskazuje między innymi Stanisław Balbus (1, s. 41). Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że idealnej konsekwencji nie ma, że jest tylko dążenie do niej. Czy zresztą jest to ogólnie akceptowany postulat? Seneka, chyba ironicznie, mówił, że najtrudniejsze w życiu jest unum hominem agere, a współczesny filozof, raczej niechętny postmodernizmowi, z rozbrajającą szczerością zbiorowi swoich prac z lat 1955-1968 nadaje tytuł Pochwała niekonsekwencji4 (rozciągnięcie ram czasowych ujawniłoby większą niekonsekwencję, ale czy też godną pochwały w tym samym stopniu? - chyba że pochwała odnosi się do niekonsekwencji ujawniającej się dopiero przy spojrzeniu z zewnątrz tych ram). Filozofowie (uczeni, badacze, ideolodzy, dogmatycy i w ogóle wszyscy), którzy dochodzą do wniosku, że jakieś słowo jest niesłuszne, bo niezgodne z ich poglądami, powinni - konsekwentnie -wyzbyć się tego słowa. Merleau-Ponty odrzuca „akty świadomości", „fenomen", „obraz". Materialiści wyrugują wszelkie słowa oznaczające sacrum. Pragmatyści nie będą używali na przykład takich słów, jak: rzeczywiście, istotnie, naprawdę, intuicja, albowiem są one nazbyt „platońskie". Chyba, że opatrzy się je cudzysłowem, informującym, że pragmatysta używa tego słowa, wiedząc o jego platońskich konotacjach, a cudzysłów ma oznaczać właśnie tę wiedzę, tę całą olbrzymią tradycję anty platońską, nominalisty czną, anty metafizyczną i relacjonistyczną teorię teorii. Cudzysłów to także znak tymczasowości, konieczności użycia słowa z braku innych słów. Gdyby pokusić się o napisanie słownika słów, które nie mogą być używane (ostatecznie w cudzysłowie), to mogłoby się okazać, że taki słownik powtarza słownik słów obecnych5. Wstęp 11 Opisywane w książce zjawisko autogeneracji można widzieć jako aspekt rozpaczliwej próby ratunku przed nihilującą mocą z zewnątrz. Skoro „podmiot jest tylko fikcją", „ego nie istnieje", skoro „nie istnieje ani «duch», ani rozum, ani myślenie, ani świadomość, ani dusza, ani wola, ani prawda: wszystko to bezużyteczne fikcje"6, skoro Bóg umarł, to wszystkie słowa są w cudzysłowie, za którym kryje się Pustka. Aby wyrwać się z tego cudzysłowu, aby się wy cudzysłowie, słowa wyzwalają z siebie moc autogeneracyjną. Ale to tylko jeden z możliwych aspektów. Jednak nie filozofia (myśl), lecz język, jakiego ona używa, stał się pobudką mego działania (namysłu i pisania, pisania i namysłu). Gdyby to był tylko język filozofii, to zapewne bym się nim nie zajmował, lecz ów nacechowany autogeneratywnością język można spotkać wszędzie, w różnych dyscyplinach i rejonach mowy. Aby zaznaczyć horyzonty obecności języka nasyconego usamodzielnionymi słowami, przytaczam teksty wypowiedzi mistyków oraz ze wschodniej myśli religijno-filozoficznej. Uważam - co nie jest tutaj przedmiotem mojej refleksji - że sytuacja języka, o której piszę, w wielu aspektach zbliżona jest do tradycji wypowiedzi mistycznej, zarówno europejskiej (w tym także irracjonalizmu, vide Mistrz Eckhart, Szestow), jak i wschodniej (głównie tao, zen). Można także odwoływać się do fraktaloidalnej struktury słowa, w której każdy fragment powtarza całość. Jest tożsamy i inny. Jest w trakcie swego powstawania. Jednak każde słowo w swej realizacji jest inne poprzez mnogość dotychczasowych realizacji i przez dołączenie do nich finalnej, przywołującej realizacji7. Każde słowo jest tożsame i inne, chociażby z tego względu, o którym pisał Martin Heidegger: „A^r|Deia - otwartość i prześwit tego, co się skrywa. Na pierwszy rzut oka są to różne nazwy tego samego, a jednak skrywa się za tymi nazwaniami rozstrzygające pytanie. Już nawet o$.r|ULia nie jest tym samym, co o$.r|ULia. Już tutaj trzeba zapytać, jak początkowo doświadczana była a^riueioCj jak daleko sięga jej określenie, czy w ogóle dopiero platońskie ^uyov doprowadziło do pierwszego określenia, a wraz z tym także istotowe ograniczenie, zarysowane przez zrozumienie bycia (q>vci{), zostało ostatecznie ustalone, mianowicie ograniczenie do tego, co dostrzegalne, a później przedmiotowe wobec odbierającego" (44, s. 308). Każde słowo ma swoją drogę rozwoju, swoją historię, niezależnie od historii języka (czyli związków między słowami), i swój specyficzny stan dojrzałości. Dojrzałością jest nie tylko ilość uświado- 12 Mowa mowy mionych realizacji słowa, to znaczy jego obszar referencialny, a^e także, a nawet przede wszystkim, uwolnienie się słowa od ograniczających je konotacji, ruszenie w kierunku autonomizacji i abso-lutyzacji, wyzwolenie mocy autogeneracyjnej. Dojrzałością jest uwolnienie się słowa od samego siebie. Przywołane przeze mnie obszary mistyki mają wskazać z jednej strony na uniwersalność opisywanego zjawiska, z drugiej zaś na interesujące sąsiedztwa. Postmodernizm, przynajmniej w swym au-togeneracyjnym, językowym kształcie, sąsiaduje z mistyką. Sądzę, Że to sąsiedztwo da się zaobserwować również w głębszych sferach, ale tu nie będę się zajmował tym zagadnieniem, wartym dokładniejszej obserwacji. Prócz języka mistyki przywołuję niekiedy język kolokwialny, realizujący się w powszechnych formach, na przykład w graffiti lub w nowomowie. W świecie mowy, podzielonym na języki specjalistyczne, naukowe, artystyczne i kolokwialne, wysokie i niskie, nie ma ścisłej izolacji i surowej kontroli granic. Języki te wchodzą w dyskurs między sobą, coś zapożyczają, coś ujmują w cudzysłów, by szybko o nim zapomnieć, coś przedrzeźniają, z czymś wreszcie zdecydowanie walczą. Ale nigdy nie jest tak, że jakiś język istnieje i funkcjonuje w doskonałej izolacji od innych. Na pozór paradoksalnie, musiałem w opisie podejmowanych tu zagadnień zrezygnować z języków obcych. Początkowo zbierałem materiał obcojęzyczny, który miałby po pierwsze wskazać na powszechność zjawiska autogeneracji, czyli podbudować moje tezy, po drugie zaś ukazać, w miarę możliwości, jego inne aspekty, jednakże materiał zaczął mnie przerastać. Nie tylko dlatego, że ujawniał mój brak kompetencji, ale przede wszystkim objawiał różnię, jaka niewątpliwie istnieje między dwoma, zdawałoby się, tymi samymi słowami wyrażonymi w dwóch językach. Ujawnienie się tej różni stworzyło naturalną niejako barierę (przepaść) w moich obserwacjach, poza którą wyjść już nie chciałem, jakkolwiek zdaję sobie sprawę, że i to zagadnienie warte jest - i domaga się - co najmniej refleksji. W niektórych miejscach książki staram się wskazać te momenty, w których dochodzi do starcia się obcojęzycznych znaczeń, niby tożsamych, a jednak zupełnie różnych8. Tematyki więc nie podjąłem, ale z poczynionych obserwacji mogę sądzić, że w języku polskim refleksja zachodnioeuropejska nie gubi sposobu przekazu; w obu obszarach język dochodzi kresu swych możliwości opisowych, opisując sam siebie. Wstęp 13 Przyjąłem najogólniej zatem i w sposób najbardziej oczywisty, że wszystkie słowa, jakkolwiek tłumaczone z obcojęzycznych tekstów, które pojawiły się w języku polskim, są polskie i przynoszą do naszego języka swoją dynamikę, swoje znaczenia, swoją młodość, swoją dojrzałość i samodzielność. Język jest przeładowany semantycznie. Dziś w dyskusji co chwila trzeba pytać, jak rozmówca rozumie użyty termin, do jakiej tradycji się odwołuje, jakie przywołuje referencje. Powstają tomy, dyscypliny, które starają się wyjaśnić znaczenie jednego słowa. Z tej refleksji wywodzi się moja obserwacja „sytuacji postmodernistycznej", co wyjaśnię cytatem. Richard Rorty pisze (40, s. 86): „Dewey był nieustannie atakowany z powodu niezdolności udzielenia odpowiedzi na pytania z rodzaju tych, które zadaje Kołakowski: użyteczne do czego? użyteczne ze względu na jakie kryteria użyteczności? Sądził jednak, że są to złe pytania, podobnie jak złe są pytania: prawdziwe dla kogo? prawdziwe według jakich kryteriów?" Otóż pytanie o użyteczność użyteczności uważam za ujawnienie się postmodernistycznej sytuacji języka, której pytanie o użyteczność prawdy nie ujawnia (w przeciwieństwie do pytania o prawdę prawdy). Gdyby jednak drążyć, to można by stwierdzić, iż idzie o kryteria utylitaryzmu, co jednak prowokuje już do pytania o kryterium kryteriów. I to jest sytuacja postmodernistyczna. Dość ważne jest także miejsce, w którym słowo ujawnia swą au-togeneratywność - czy jest to kontekst innych słów, czy jest to raczej mechaniczna gra słów, czy jest to teza, a całe pisanie charakteryzuje się samorodnością, czy też jest to na przykład wniosek końcowy, puenta bardzo logicznie, według konwencji przeprowadzonego toku rozumowania, u którego końca pojawić się może takie zdanie: „Zanim odpowiemy na pytanie: chcemy być stoikiem, czy też nie chcemy, musimy rozstrzygnąć inną kwestię: czy ktoś, kto zaczyna od abstrakcyjnego myślenia, może chcieć czegoś chcieć?"9 Świadomość znalezienia się w tej sytuacji zmusiła mnie do przyjęcia określonego stylu pisania, który charakteryzuje się silnym ucu-dzysłowieniem. Przywołanie innych nie jest jednak trwożliwym chowaniem się za autorytety, lecz chęcią i potrzebą ekspozycji czyjejś myśli - czyichś słów. Moim bohaterem, albo nawet swoim bohaterem, jest tu język już powiedziany (napisany), który zaistniał. Ja staram się, by ów język mógł się wypowiedzieć o sobie, by mógł być usłyszany jako słowo, które mówi siebie. Oczywiście, może mnie spotkać zarzut (a więc już mnie spotkał), 14 Mowa mowy że jest to moja rozmowa ze słowem, moja rozmowa z językiem. Zarzut ten wprowadza w wir sytuacji postmodernistycznej, z której na razie nie widzę wyjścia, co nie znaczy, że wyjścia nie ma. Na ścianie gmachu namalowano sylwetę zamku, który stał niegdyś w tym miejscu. Gra iluzji i rzeczywistości, przeszłości i teraźniejszości tworzy wyraźną implikację ontologiczną, którą da się przełożyć na werbalne: cień cienia. Na początku było Słowo „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo. Ono było na Początku u Boga. Wszystko przez nie się stało, a bez Niego nic się nie stało. Co się stało, w Nim było życiem, a życie było światłością ludzi [...]. [Słowo] - światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka - przyszło na świat. Było na świecie i świat stał się przez Nie [...]". Bóg przedstawił się ludziom: Jestem, który jestem. Ta autopre-zentacja boska była idealnie i absolutnie obiektywna oraz subiektywna zarazem, samoobecna, tożsama, ujawniająca samozwrotność doskonałą. Kryła się w niej jednak przestroga, że nazywanie Boga nie jest dla ludzi. Bóg jest swoją przyczyną i celem. Jest dlatego, że jest, i po to, że jest. Jest istnieniem samoistnym i dla człowieka jest to zasada racji (d)ostatecznej. Bóg jest Bogiem (Kerning, Gościniec10). Jedynie Jego słowa mają tę właściwość, że ich znaczenia pokrywają się ze znaczeniami zamierzonymi przez mówiącego (Der-rida). W Logosie Boga nie ma rozbicia na langage - langue - parole. Jego autoprezentacja jest wypowiedzią, językiem i mową, chwilą trwającą zawsze11, świadomością świadomości. Bóg może się doskonale wypowiedzieć, tak jak może się wymyślić. Człowiek o takiej sytuacji może jedynie marzyć, człowiek bowiem „jest tym, który nie jest". Dochodzili do tego filozofowie (Jean Paul Sartre), ale było to doświadczenie egzystencjalne mistyków. „Jam jest, który jest" - rzekł Pan do Katarzyny Sieneńskiej. - „Tyś jest, która nie jest" (Griffiths, 38, s. 33). Tak czy inaczej podstawową formułą egzystencjalizmu (którego korzenie na pewno tkwią w mistyce) jest ta, wypowiedziana przez Jeana Paula Sartre'a: „Człowiek jest bytem, który nie jest tym, czym jest, i jest tym, czym nie jest" (13, s. 63)12. Znaczy to, że człowiek jest swoją przeszłością (zbiorem dokonań), która w chwili obecnej nie stanowi j u ż jego istoty, i jest przede wszystkim czymś, czego jeszcze nie ma: swoją przyszłością, tym, czym chce się stać. I tu widzimy różnicę między 18 Mowa mowy boską a ludzką kondycją egzystencjalną. Bóg jako Bóg (bez rozbicia na istotę i istnienie, na byt i bycie) nie podlega temporalizacji ontycznej, dla człowieka zaś owo rozbicie jest warunkiem samo-określenia. Człowieka jestem jest zawsze trochę spóźnione, jest jest efektem myśli, która czeka na myśl. Świadomy rozbicia swego języka człowiek wkłada w formułę boskiej autoprezentacji marzenie o tożsamości. Ego sum qui sum - wypowiedział człowiek13, a właściwie to nie wypowiedział, lecz wy-pisał, uznając, że gdyby mu się Bóg przedstawił, to właśnie w ten sposób. W formule tej zawiera się marzenie człowieka i jego bezradność w kwestii określenia - nazwania Boga. Bezradność oraz próba zaradzenia tej bezradności. Bezradność, którą określił Al-Gazali, twierdząc, iż „filozofowie nie potrafią udowodnić, że Bóg zna także swoją istotę"14. Cóż to by było, gdyby Bóg zaprezentował się: Ja jestem Bóg? Wówczas nadal trzeba byłoby dociekać, kto kryje się za owym „Ja", niewątpliwie potężniejszym niż Bóg. Formuła Ego sum qui sum uchyla przynajmniej owe dociekania, przy czym przejawia charakter wyraźnie monoteistyczny. Inaczej było w świecie helleńskim, gdzie bogowie mogli się przedstawiać przy użyciu formuły: Ja jestem Bóg. Tam bogów było wielu i nie stwarzali oni raczej problemu dla człowieka w kwestii swej ontologii. Każdego boga można było przywołać jakimś imieniem (no, może prócz córki Posejdona i Demeter, której imienia nie należało wymawiać). Boskość wypełniała wiele pojęć, których używanie wiązało się z dodatkową funkcją logofaniczną. Język był logofanicz-nie wypełniony. Na przykład greckie słowo na określenie szczęśliwego znaleziska, Hermaion, stwierdza15, że należy ono do Hermesa. Znalezisko jest efektem przypadku (bogini Tyche, łac. Fortuna). Tyche nie ma swojego mitu, jest czystą abstrakcją. Pisze o niej Pierre Grimal16: „Ostatecznie wchłonęła niektóre boginie, jak Isis, i stworzyła wyobrażenie o potędze łączącej Opatrzność i Przypadek, którym jest podporządkowany świat". Tyche, której podobizny jako opiekuńczego bóstwa miast (między innymi Aleksandrii) rozpoznać można na ówczesnych medalionach. Stoicy interpretowali ją jako opatrzność, historyk Po-libiusz widział w niej przypadek rządzący historią wzlotów i upadków, epikurejczycy zaś - dowód na obojętność lub nawet nieistnienie bogów. Tak czy inaczej wypowiadanie jej imienia wyrażało równocześnie jakąś wersję światopoglądową, odnoszącą się do praorga-nizacji świata, jego chaotycznego prastanu. Tym dziedzictwem wła- Na początku było Słowo 19 dał Hermes i dlatego każde znalezisko - Hermaion - było własnością bogów, nie ludzi. Ten, kto znalazł, musi być wdzięczny Herme-sowi, czy chce, czy nie, to bowiem wyraża się w przywołaniu boskiego imienia. Ananke jest boginią nierozłącznie związaną z myślą o losie i deter-minizmie. Posejdon musiał więc uratować Eneasza, by mogło wypełnić się Przeznaczenie. Konieczność i Przeznaczenie dotyczą także bogów, czyli są ważniejsze od bogów, ergo są bogami wyższymi. (W Platońskim micie przytoczonym w Państwie Ananke jest matką mojr.) Słynne zdanie Arystotelesa, o którym tyle rozpisuje się Szes-tow (91, s. 77): he ananke ametapeiston ti einai (Konieczności nie da się przekonać), oraz rozmyślania Stagiryty na temat konieczności (w Metafizyce) są teologią determinizmu. Konieczność podlega Konieczności. Ate była błędem i jako bogini od początku kłóciła się z Ananke (z Koniecznością). Bogini Ate była bowiem błędem, jakiego stale dopuszcza się ludzkość. Bóstwem była Peito (Namowa) - siostra Tyche i Eunonii (Przypadku i Porządku). Strach miał swoją deifikację w postaci bogini Empuzy, która ukazywała się ludziom, przybierając postać cienia zmarłego. Strach był zatem rozumiany jako strach przed śmiercią. Tanatos, Eros, Psyche, Dike (Sprawiedliwość), Sylwan, Pax, Dojne (personifikacja zemsty i kary), Penia (Bieda), Fatum, Mania czy też Pentos -Zmartwienie - który ostrzegał ludzi, by nie martwili się nieuniknionymi zmartwieniami, by do zmartwień nie dokładali zmartwienia o zmartwienia. Logofaniczne wypełnienie Słowa nie znaczą tego, co znaczą. Znaczą więcej, mniej lub inaczej. Jeżeli komunikację traktować jako porozumiewanie się, wymianę informacji, to w takim razie bliscy jesteśmy sądu, że komunikacja jest ustalaniem właściwych (dla danej grupy, danej szkoły, danego czasu, danego Słownika) znaczeń słów - najczęściej za pomocą innych słów, których znaczenia też trzeba, chociaż w przybliżeniu, ustalić (por. Saula Kripkego refutację deskrypcjonizmu). Słowa/pojęcia w trakcie ich używania wypełniają się znaczeniami, wypełniają się treścią, a odbywa się to na różne sposoby. Zwrócę uwagę na kilka z nich. Wypełnienie ekspandujące W definicji filozofii postmodernistycznej Stanisław Czerniak (16, s. 19-21) podaje, że cechą postmodernizmu jest skoncentrowanie się myślenia filozoficznego na historii filozofii, zatem filozofią postmodernistyczną jest między innymi samowiedza znajdująca wyraz w nietrywialnych formułach „filozofii końca filozofii". Podobnie rzecz ujmuje recenzent Hegla Wykładów z historii filozofii (67): „[...] w znacznej mierze jest to również filozofia filozofii. [...] ponieważ u Hegla filozofia filozofii splata się w jedną całość z filozofią historii filozofii i zarazem z jej własną filozofią. Natomiast całą tę różnorodność, jaką przedstawia sobą rzeczywista historia filozofii, ujmuje Hegel tak, by stanowiła ona dowód prawdziwości jego pojęcia filozofii". W tym wypadku, nawet jeżeli historię filozofii traktować reduk-cjonistycznie jako zawężenie pola filozofii, czyli jakąś mniejszą filozofię, dochodzi do tego, że filozofia poprzez sam swój sposób istnienia (dyskursywność i temporalność) nabrała aspektu historycznego, to jest stała się historią, co między innymi jest przedmiotem namysłu filozoficznego. Zatem filozofia nabrzmiała filozofią i musiała się rozplenić, przyjmując poziom refleksji nad samą sobą. 22 Mowa mowy Do nabrzmienia słowa/pojęcia filozofia, do wzbogacenia go historią, filozofią i samoświadomością praktycznie może dochodzić już wówczas, gdy się przyjmie określoną „gramatozofię". Pisze Richard Rorty (79, s. 101): „[Derrida-A. Ch.] przemienia się w filozofa filozofii, gdzie filozofia jest po prostu samowiedzą gry określonego typu pisania". O takim ekspandującym, i nie tylko, wypełnieniu sporo pisze Bogdan Baran (4, s. 221 ipassim), stosując je do Słownika Husser-la. „Właśnie myśląc tę ideę [nieskończoności jako bytu -A. Ch.] ja «myśli więcej, niż myśli», jest ona owym «więcej» w «mniej»". Jest taka postmodernistyczna formuła: „więcej X niż X", którą jej autor, Jean Baudrillard, tłumaczy, jak następuje (36, s. 208): „Istnieje coś takiego jak podwojenie, multiplikacja systemu. Jednakże, moim zdaniem, jest to pewien rodzaj impasu czy też skrajności jakiegoś systemu reprezentowania, który staje się bardziej wyrafinowany, lecz który gubi zarazem wątek reprezentowania. Staje się on pewnym rodzajem «barokowej» reprezentacji. To «więcej X niż X», ten rodzaj tego, co najwyższe w rzeczach, czy też ich wyostrzenia, jest czymś - moim zdaniem - całkowicie odmiennym [od misę en abyme - A. Ch.]. Nie jest sprawą bycia bardziej rozdętym czy ekstensywnym, lecz raczej bardziej intensywnym w gradacji. Jest to pewien rodzaj potęgowania mocy, ruch do skrajności, wzrost mocy efektów w momencie, kiedy rzeczy zagubiły swe odniesienia, to znaczy zagubiły to, co służyło jako przyczyna, źródło, odnośniki, finalność itd. To coś, co pozostało, nie w aleatorycznej nieskończoności, lecz w formie, która skutecznie zwielokrotnia siebie, aż stanie się fatalna dla siebie... To coś napotyka pewien typ fatalistyczności swych własnych efektów". Na pewno spotykamy się tu ze zdecydowanym odejściem od Ary-stotelesowskiej zasady identyczności i tożsamości, według której „A jest A". W pewnym sensie łączy formułę „więcej X niż X" z formułą etre en abyme (bycie w stanie zawieszenia) Tadeusz Komendant, komentując i powtarzając Georges'a Bataille'a (50, s. 45): „Człowiek dociera do własnej istoty i komunikuje się z bytem nie dlatego, że przemawia przezeń pragnienie; człowieka jest więcej niż jest, bo cały jest wychyleniem - w przyszłość, w nicość, w śmierć, w rozkosz - bo cały jest zaratustriańską liną rozpiętą nad przepaścią, która prowadzi donikąd". Odo Marąuard pisze o „estetyzacji sztuki", który to zwrot, zważywszy, jak często sztukę utożsamia się z estetyką, mógłby odzwierciedlać zjawisko ekspandowania pojęcia, ale zdecydowanie lepszy- Logofaniczne wypełnienie 23 mi przykładami są inne sformułowania, choćby to: „Estetyzacja sztuki stanowi moment specyficznie nowoczesnego procesu odbierania zjawiskom zła znamion zła" (66, s. 261). Zło, w którym jest mniej zła, które nie wygląda jak zło, to współczesna teodycea, albo raczej logodycea, to oczywiście zjawisko odwrotne do wypełnienia ekspandującego, to redukcja słowa/pojęcia zło, z którego zło gdzieś się ulatnia. To jest: mniej X niż X. Jednak niewątpliwie ekspandujące i gradacyjne jest sformułowanie: „Od początku też dochodzi oczywiście do napięć między estetyką sukcesu estetyczności [...] i estetyką niepowodzenia estetyczności" (66, s. 270). Wypełnienie gradacyjne Lew Szestow pytał (91, s. 92): „Czy prawda stanie się prawdziwsza dzięki temu, że błogosławił ją Arystoteles, albo przekształci się w fałsz dlatego, że przeklął ją Platon?" Szestow pytał o prawdę, pytał też o prawo pytania o prawdę, a jego stanowisko wobec prawdy było krańcowo różne od poglądów pragmatysty Rorty'ego. Mimo to nawet przy tak absolutystycznym jak Szestowowskie podejściu do tej kwestii zaznaczyło się pytanie o „bardziej lub mniej prawdziwą prawdę". Z postmodernistycznym relatywizmem podszedł do zagadnienia Tadeusz Komendant, wykładając swą zasadę krytyki literackiej (50, s. 17): „Za prawdziwe bowiem mogę uznać co najwyżej pytanie mojego bohatera [M. Foucaulta-A. Ch.]: dlaczego nasza prawda jest tak mało prawdziwa?" Jean Baudrillard, widząc w postmodernizmie odpowiednik nie-tragicznego końca świata, pisze o odrealnieniu rzeczywistości (76, s. 31): „A jeśli rzeczywistość rozpłynie się na naszych oczach? Nie w nicości, ale w czymś bardziej rzeczywistym niż rzeczywistość, w tryumfie pozorów". Owe wypełnienia gradacyjne, odnoszące się do słów/pojęć, które zajmują najważniejsze miejsce w naszym myśleniu o świecie, nie zachodzą wyłącznie w wypadkach najważniejszych myśli i najbardziej dociekliwych, najpoważniejszych namysłów filozoficznych. W potocznym języku każde dziecko może przysiąc, że to, co mówi, jest „najprawdziwszą prawdą", a uczynił tak również, oczywiście w pełni świadom dowcipu, wytrawny humanista Ryszard Przybylski, który we wstępie do swej książki o Chopinie stwierdził, że „najprawdziwsza prawda o nim kryje się w jego muzycznych dziełach"17. 24 Mowa mowy Wypełnienie odzyskujące Należałoby zacząć od aforystycznego zdania Nietzschego z Poza dobrem i ziem: „wszelka filozofia ukrywa również jakąś filozofię" (4, s. 100). Można założyć, że każde „X jest większe niż X", i poszukiwać ukrytego istnienia owego „więcej". Poszukiwać hermeneutycznie, dogmatycznie i w jakikolwiek inny sposób, który może ujawniać światopogląd metafizyczny (poszukiwanie innej, meta- lub sub-, rzeczywistości kryjącej się za pozorem ekstrasemantycznego sensu słowa/pojęcia). Może też owo poszukiwanie mieć na celu odtworzenie ciągłości, obalenie dogmatu, zniszczenie (pozornego) fundamentu słowa/pojęcia. Wśród wielu prób zdefiniowania postmodernizmu, jakie przedstawia Jean-Francois Lyotard, można wyczytać i taką: postmodernizm to dekonstrukcja nowoczesnej mitologii, czyli, innymi słowy, postmodernizm to modernizm wyzbyty wiary w modernistyczne mity18. Jednak to nie redukcja modernizmu - jego zubożenie o wiarę we własną mitologię jest tu istotne w nadaniu treści pojęciu postmodernizm - lecz świadomość, która zastąpiła brak wiary we własne wierzenia. I taką to filozofię, ciągnąc myśl Lyotarda, ukrywa filozofia modernizmu. Wypełnienie odzyskujące może dotyczyć - używanego niegdyś dość często - takiego pojęcia jak rodowód. „Rodowód polskiego romantyzmu", „rodowód modernizmu" i tym podobne. Jarosław Marek Rymkiewicz powiedział to jasno (81, s. 107): „Rodowód romantyczny też ma swój rodowód". Jest to zdanie, po którym trzeba się zastanowić nad użytecznością kategorii rodowodu. Niebezpieczeństwa historycyzmu, euhemeryzmu albo regressus ad infinitum są wyraźne i w zasadzie wykluczają tak odzyskane słowo z gry językowej, z gry o ambicjach poznawczych. Wypełnienie autoteliczne „W pewnym sensie rzecz polega na tym, by duchowi systemu przeciwstawić postawę niezobowiązującej zabawy, postmodernistyczny w sumie sposób obchodzenia się ze słowem «postmoderni-styczny»" (Scarpetta, 83, s. 170). Logofaniczne wypełnienie 25 Wypełnienie dekonstrukcyjne Tadeusz Rachwał i Tadeusz Sławek, tłumacząc Derridę, wskazują, że możliwe jest dostrzeżenie szczeliny w pozornie całkowicie wypełnionej wypowiedzi19. Mniej więcej to samo, ale w jakże inny sposób, pisze Bogdan Banasiak: „[...] różnica rozspaja obecność i ujawnia, że to samo nie jest ze sobą tożsame [...]" (3, s. 176). Banasiak przywołuje Schellingowską „tożsamość tożsamości i różnicy", no i oczywiście Descombes'a To samo i inne. Z kolei Andrzej Szahaj w sposób dekonstrukcjonistycznie uprawniony pisze o różnicy między różnicą a różnią (89, s. 9). Ta fraza, w której różnica pojawia się jako tożsama i inna, jako złożenie z siebie samej i czegoś innego, przeczy logicznemu rozsądkowi, ale też zaznacza ucieczkę przed logiką w labirynt dekonstrukcji. Postmodernizm i dekonstrukcjonizm, a także ich narzędzia (między innymi różnią) obecnie najczęściej poddawane są dekonstruk-cyjnemu wypełnieniu, zwykle w zamiarze refutacji. Piotr Przybysz (74, s. 101) pisze o książce Stanleya RosenaHermeneutics andPo-litics, że jej autor zasadnie kwestionuje post-modernistycz-n y charakter postmodernizmu". Ukazują się na przykład takie prace (chodzi o tytuły, nie o treść): D. Donoghue,DeconstructingDeconstruction. „NewYorkReview ofBooks"1980, nr 12. H. Miller, Deconstructing Deconstructers. „Diacritics" 1975, nr 2. To trochę tak, jak w wierszu Józefa Kurylaka Piosenka samotna10: Rozpadło się wszystko rozpadło Rozpadło się nawet to co się rozpadło Do tej pory raczej nie korzystano z ekspandującej mocy pojęć, nie pisano o egzystencji egzystencjalizmu, fenomenie fenomenologii, strukturze strukturalizmu czy materii materializmu, jakkolwiek już przed Nietzschem było wiadome, że każda filozofia kryje jakąś filozofię21. Dekonstrukcjonizm zaś bez kompleksów zaczął zachęcać do dekonstrukcji każdej filozofii, z niejaką zarozumiałością uznając, że to on jest ową ukrytą w filozofii filozofią. Z logofanicznego punktu widzenia były to wystąpienia przeciw słowom/pojęciom, które uwierzyły w siebie, które zastygły w dogmatycznym Słowniku, które, jeżeli jeszcze nie zdołały uporządkować i wyjaśnić świata, to „wkrótce to uczynią". Dekonstrukcjonizm porozbijał słowa, 26 Mowa mowy ukazał ich janusowe oblicze, ich opuchliznę bądź anemię semantyczną, ich brak zdecydowania. Wytknął, że Teoria jest praktyką. Richard Rorty twierdzi, że według pragmatystów wszelka „teoria", która jest czymś więcej niż grą słowną, jest już nieuchronnie praktyką. Tym samym Rorty dokonuje przesunięcia w stronę signi-fiant, ale przede wszystkim odwołuje się do systemu rozważań pragmatystów, do ich teorii, czyli tworzy teorię teorii, którą już trudniej mu nazwać praktyką. Sygnifikat staje się sygnifikantem. „Pojęcie znaczone nie jest nigdy obecne samo w sobie, obecnością wystarczającą, która odsyłałaby tylko do samej siebie. Wszelkie pojęcia są wpisane na mocy swojego prawa i w sposób istotny w pewien łańcuch lub system, w ramach którego odsyłają do czegoś innego, do innych pojęć przez systematyczną grę różnic" (Derrida, 22, s. 386). Derrida mówi tu mianowicie, co wielokrotnie podkreślali komentatorzy22, że każde znaczone (signifie, sygnifikat) staje się znaczącym (sygnifikant, oznacznik), że w tym przesunięciu zawiera się różnią, że nie ma samodzielnego znaczonego. Wiele późniejszych konstrukcji myślowych wychodziło z tej Saussure'owskiej -> Hei-deggerowskiej -> Derridiańskiej obserwacji, i oczywiście uwalniały się wówczas autogeneracja „znaczonego znaczonego" oraz wszelkie możliwe konfiguracje. I doszło do - zapewne nieuniknionych - zakłóceń. Bardzo istotny dla tych rozważań Derridy o znaku fragment z De la grammatologie znalazł się w tłumaczonym na język polski tekście Richarda Rorty'ego (77, 91) w takim kształcie: „Czytanie [...] nie może w uzasadniony sposób przekraczać tekstu ku czemuś innemu niż on sam, ku odniesieniu (jakiejś rzeczywistości, która jest metafizyczna, historyczna, psychobiograficzna itp.) lub ku znaczącemu [podkr. moje - A. Ch.] poza tekstem, którego treść mogłaby, mogła byłaby być poza językiem, to znaczy w tym sensie, który nadajemy tutaj temu słowu - poza pisaniem w ogólności [...]. Nie ma nic poza tekstem". Podkreślone słowo „znaczące" to w oryginale un signifie (pełny kontekst w rozdziale Tautologizacja), czyli imiesłów czasu przeszłego: znaczone23. Zacytowane tu tłumaczenie (być może błąd Logofaniczne wypełnienie 27 powstał w tłumaczeniu z francuskiego na angielski, ponieważ polski przekład jest „z drugiej ręki") znacznie upraszcza sprawę, traktując czytany tekst jako znaczące, a próby odniesienia tegoż tekstu do świata poza nim - jako odwołanie się do znaczonego. Jak rozumiem, intencją Derridy jest stwierdzenie, że czytanie, które samo w sobie jest od-znaczaniem i za-znaczaniem znaczącego, nie może się odnosić do jakiejś rzeczywistości, i to z różnych względów: bo takowej nie ma, a jeżeli jest, to jest tekstem, a jeżeli jest tekstem, to tekstem czytanym, a jeżeli jest tekstem czytanym, to jest od-znaczaniem i za-znaczaniem znaczącego. To także jest uproszczona wykładnia wypowiedzi Derridy, ale skupiam się tu tylko na relacji różnicującej znaczące i znaczone. Każde słowo można obejrzeć w tym strukturalnym rozbiciu i w każdym słowie będzie dochodziło do rozstępu, do przesunięcia, do spóźnienia, do ucieczki znaczącego i pogoni znaczonego. Peryferie stają się centrum. Centrum przestało być centrum przez zewnętrzne układy odniesienia. Skoro wszystko jest grą różnic, to i samo centrum podlega zasadzie różnicowania, znajdując się w opozycji do peryferii. „Tym samym centrum nie jest już centrum" (Baran, 4, s. 127), ponieważ staje się jednym z elementów różnicowanych. Może nawet dojść do tego, że peryferie staną się centrum (w czym widziano możliwość przezwyciężenia dekonstrukcjonizmu). Postulował to francuski filozof i krytyk Michel Engman w książce La douce morte d'une culture (1990), przy czym postępy peryferyzmu, jako swoistego post-postmodernizmu miałyby się zasadzać na przekonaniu, że dotychczasowy holizm kultury i sztuki nie może się już utrzymać. Peryferyzm chce stworzyć nową rzeczywistość z elementów rzeczywistej rzeczywistości24. Dekonstrukcjonistyczne wypełnienie słowa zastosował Heideg-ger, kiedy pisał, że „istota techniki nie jest czymś technicznym" (95, s. 200). Oczywiście nie idzie tu o całą Heideggerowską koncepcję Vervindung, lecz o dekonstrukcję pojęcia „technika", z którego filozof wyłączył istotę, jako obszar nietożsamości. Filozofia Heideggera, sądzę, nie mogła się obyć bez dekonstrukcji słów/pojęć, które musiały być inaczej ułożone, usemantyzowane i zestawione. Bez stworzenia swojego Słownika Heidegger najprawdopodobniej nie mógłby napisać tego, co napisał (i vice versd). 28 Mowa mowy Wypełnienie teonomiczne Autogeneracyjny mechanizm znany jest od zarania języka (pisanego) i stosowany był między innymi w teonomii, czyli nazewnictwie bogów. Ten zastrzeżony obszar językowy stawiał na rubieżach nazewnicze tabu imion boga i jego adwersarzy. Starotesta-mentowa formuła autoprezentacji boskiej, „jestem, który jestem", miała być formułą boskiej tożsamości. Ego sum qui sum, a właściwie 'eyeh asar 'eyeh, jest znacznym przekroczeniem gramatyki. Bóg może przekraczać logikę gramatyki i gramatykę logiki, ludzie zaś muszą się stosować do reguł. Bóg tworzy reguły reguł, zatem i mechanizm autogeneracyjny funkcjonuje w takim układzie przede wszystkim w polu gramatycznym. Oto niektóre, często spotykane nazwy sfery boskiej: Król królów Światło świateł Księga ksiąg Pieśń nad pieśniami Źródło źródeł Mądrzejszy od Mądrości Piękniejszy od Piękna Większy od Wielkości Przyczyna przyczyn Harmonia harmonii Pryncypium wszystkich pryncypiów Tajemnica tajemnic Ojczyzna ojczyzn Współczesna cywilizacja przejęła ten sposób określania, zastrzeżony dla sacrum, i zastosowała go do przypadków profanicznych, często wyrażając przy pomocy tego mechanizmu językowego uznanie dla zjawisk z negatywnej strony życia. Tu zresztą tylko symbolicznie chodzi o Logos w pierwotnym znaczeniu, tak jak to było u Heraklita i stoików, gdy oznaczał on słowo, rozum, zasadę, siłę kosmiczną, stając się także personifikacją cech bożych, aż wreszcie -jak w Ewangelii według Jana - Osobę Boską. Współczesny Logos zachowuje pamięć teofanicznego wypełnienia, ale jest to tylko pamięć. Z teofanii Logosu, o jakiej pisał Orygenes, pozostało niewiele, albo i nic: Logofaniczne wypełnienie 29 bank banków afera afer związek związków kicz kiczów kapitan kapitanów boss bossów25 profesor profesorów pisarz pisarzy26 filozof filozofów kanon kanonów bielszy od bieli mistrz mistrzów nauczyciel nauczycieli norma norm synteza syntez Zarówno w teofanicznym, jak też w zdesakralizowanym (zdeta-buizowanym) epifanicznym wypełnieniu słowa mechanizm jest wyraźny: dana grupa reprezentowana jest przez zespół najdoskonalszy i ten zespół „otrzymuje" swojego reprezentanta. Dystans tego superreprezentanta do zespołu reprezentantów jest mniej więcej taki, jak owego zespołu do członków grupy. Profesor reprezentuje szczyt nauki, jest reprezentantem wszystkich zajmujących się nauką. Grupa profesorów jest w hierarchii nauki poziomem najwyższym i gdy się utworzy tytuł profesora profesorów, to dokona się dezabsolutyzacji tytułu profesora. Tworzy się przy tym naddany stopień gradacji: hipersuperlatiuus. Ważne w tym mechanizmie au-togeneracyjnym jest to, że stosuje się on do zespołu reprezentantów grupy o układzie: superstrat - substrat. W grupie: nauczyciele (superstrat) -uczniowie (substrat) mechanizm ten może być zastosowany tylko do superstratu; zespół substratu - uczniowie - nie podlega autogeneracji: uczeń uczniów (chyba że z uczniów utworzymy grupę superstratową, bądź też zastosujemy ironię, która, jak twierdził Kierkegaard, wszystko może)27. „Właściwością jest języka hebrajskiego - powiada brat Luis de Leon - podwajać w ten sposób te same słowa, kiedy chce on uwypuklić jakąś rzecz, tak w dobrym znaczeniu, jak w złym. Toteż Pieśń Pieśni, to to samo, co mówimy zazwyczaj po kastylijsku Pieśń nad pieśniami czy mąż nad mężami, to jest rzecz znaczna i wybitna pośród innych i doskonalsza niż wiele innych" (Borges, 8, s. 85). Zarówno teofaniczne, jak i zdesakralizowane epifaniczne otwarcie słowa ma wyraźnie ekstrasemantyczną dynamikę, ale jest to na pewno mechanizm autogeneracyjny, który przy swej łatwości i pro- 30 Mowa mowy stocie kojarzy się nieco z dziecięcymi grami słowno-wyobrażenio-wymi (na przykład na każdą mniemaną najwyższą liczbę można odpowiedzieć: a ja dwa razy więcej; odkrycie działania multiplikacji niszczy wyobrażenie o absolutnej wielkości i otwiera się na nieskończoność). Podobnie jest w wypadku wymienianej tu autogeneracji; każdy, nawet najlepszy reprezentant otrzyma „superwizora", dojdzie do rubieży swoich kompetencji, za którymi okaże się, że doskonałość może być doskonalsza, że wielkość może być większa, a mądrość mądrzejsza. Te rubieże mogą się znajdować w obszarze immanencji: Jaźń, mniejsza niż małe, większa niż wielkie, skryta jest w sercu każdego stworzenia. Człowiek, który jest wolny od pragnień i wolny od żałości, widzi majestat Jaźni przez łaskę Stwórcy. (Suetaswatara Upaniszad, III, 20) Dusza zawiera w swej jedności i w swym środku całą nieograniczoną i nie pomniejszoną cudowną głębię ducha bożego [...] jako jedność swej jedności i środek swego środka. (Peter Sterry, A Discourse on the Freedom ofWill)ls oraz w obszarze transcendencji: Od najmniejszego mniejszy, większy niż największe W głębi tych stworzeń zamieszkuje Atman. (Kathaka, I, 2-20) czy też transcendencji, do której miałaby prowadzić sztuka: [Leonardo] poszukiwał wciąż świetności ponad świetnością i doskonałości nad doskonałością. (Giorgio Vasari)29 Słowo/pojęcie może przekroczyć siebie w wyniku wiary w moc wyższą, moc, która to słowo stworzyła i panuje nad nim, nad jego treścią i zakresem, jego miejscem we wzorcu, w szyku i w słowniku. Słowo/pojęcie dezabsolutyzuje się, ale tym samym otwiera się na swoją Ideę, na swój Absolut, na swoją Transcendencję i Immanencję, na swój Logos. Brzemiennosć Przedstawienie przedstawienia Według definicji Rolanda Barthes'a „Przedstawienie jest rozwinięciem dywanu kodów, odniesieniem nie od języka do referenta, ale od jednego kodu do drugiego. Tak też realizm nie polega na kopiowaniu realności, lecz na kopiowaniu (przedstawionej) kopii realności. [...] oto dlaczego nie można powiedzieć, że realizm «ko-piuje», ale że «pastiszuje» (dzięki wtórnej mimesis kopiuje to, co już jest kopią)" (69, s. 186). Kopia kopii - to jedno z podstawowych pojęć dekonstrukcjoni-zmu, które odnosi się do ważnego w filozofii zagadnienia przedstawienia, prezentacji. Przekonanie o nieistnieniu oryginału prowadzi do ważnych odkryć. Po pierwsze: brak oryginalnej wypowiedzi ujawnia brak rzeczywistości. A skoro nie istnieje rzeczywistość, to i nie istnieje jej odbicie - iluzja. Po wtóre: jeżeli realizm jest kopią kopii, to tradycyjnie przeciwstawiany mu idealizm jest kopią (xn) kopii kopii (Bau-drillard, 89, s. 24). Kopia bez oryginału, znak bez odniesienia to też są obiekty ujawniające istnienie symulakrum, czyli - jak powiada Baudrillard - „wyemancypowany znak", „znak wolny" od swego odniesienia, który może wdawać się w grę z innymi znakami w sferze hiperrealnej (89, s. 23). Binarność przedstawialne-nieprzedstawialne posłużyła Lyotardowi do zdefiniowania postmodernizmu: „Postmoderna byłaby tym, co w modernie przywołuje nieprzedstawialne w przedstawieniu samym" (61, s. 42). Przywoływanie nieprzedstawialnego to owa próba zbliżenia się do rzeczywistej rzeczy, będącej zawsze w pewnym oddaleniu od swego znaku, przywoływanie nieprzedstawialnego jest substytutem prawdy (15, s. 315). Wszelka prezentacja jest reprezentacją. 32 Mowa mowy Reprezentacji brak jest fundamentu, prymarnego poziomu odniesienia. Dla Nycza reprezentacja jest tym, przez co ujmujemy to, co jest poza wszelkimi reprezentacjami (69, s. 79). Podobnie twierdzi Bogdan Banasiak, prezentując poglądy Derri-dy (3, s. 127): „Nie istnieje zatem fundatorska naoczność, pierwotna prezentacja, «rzecz z krwi i kości». «Nie było nigdy percepcji*, a «prezentacja» jest przedstawieniem przedstawienia (VP, s. 116), «rzecz sama zawsze się wymyka» (VP, s. 117)". Banasiak pogłębia jeszcze antyempiryczny sąd Derridy, twierdząc, że „Nie istnieje też przedstawienie rzeczy «z krwi i kości», lecz jedynie -nieskończone wywodzenie się znaków jako błądzenie i zmiana scen (VP, s. 116) - labirynt szyfrów". Owo dążenie do niemożliwości konstatuje także Zygmunt Bauman (5, s. 157), który referuje: „Trzeba «dostać się do rzeczywistej rzeczy» zawsze umieszczonej w pewnym oddaleniu od swego znaku"30. Autogeneracyjna kategoria prezentacji prezentacji wyraźnie pojawiła się u Kanta, dla którego myślenie jest przedstawieniem przedstawienia, to znaczy ujmowaniem w pojęcia ujęć zmysłowych oraz postrzeganiem własnej aktywności. Bogdan Baran tak komentuje to rozwarstwienie (4, s. 115): „Chodzi o to, że sama reprezentacja czegoś nie wystarczy, by mówić już o znaku. Pojawia się on dopiero wtedy, gdy sama reprezentacja reprezentuje się wewnątrz idei, którą reprezentuje. Odtąd znak jest «reprezentacją reprezentacji* (Foucault). I tak na przykład idea ogólna u Berkeleya, przedstawienie postrzeżeń u Hume'a i tym podobne to znaki, bo zawierają w sobie własną reprezentacyjność, to jest ideę bycia reprezentacją tego, co reprezentują". Bogdan Baran wskazuje na Michela Foucaulta, który odwołuje się do semiologii de Saussure'a i klasycznego dualizmu znaku: reprezentowanego i reprezentującego (signifie i signifiant). Rzecz w tym, że w tej grze podwojenia dochodzi do zmiany sposobów istnienia znaku: sygnifikat jest już sygnifikantem, zanim wejdzie w binarność. Według Foucaulta „klasyczny znak jest przedstawialnością przedstawienia w jego mocy przedstawiającej" (2, s. 5). Całe skomplikowanie znaku jest konsekwencją prostego przyjęcia prostego oddzielenia „pierwszego razu" od „następnych razów". Nie ma „pierwszego razu", gdyż jako taki pozostałby on jedyny. Nie ma oryginału, sq tylko kopie. Brzemiennosć 33 Nie ma początku, są powtórzenia. Nie ma prezentacji, jest tylko reprezentacja. Prezentacja prezentacji jest zatem koniecznością, na którą jesteśmy skazani w naszym poznaniu. Od czasu narodzin człowieka (Kant był akuszerem) nie ma innej możliwości niemożliwego zbliżenia się do rzeczywistości, jak tylko poprzez generowanie bądź derywację kolejnych stopni prezentacji. Jest jeszcze inne rozumienie samorodnego konstruktu przedstawienia przedstawienia, mianowicie to, które zaprezentował Levi-nas. Ujął on przedstawienie przedstawień jako podmiot transcendentalny - to, co jest wspólne wszystkim podmiotom. Jest to próba zlikwidowania heterologii, podstawowej różnicy: ja-inny. Przedstawienie przedstawień jest wiarą, wbrew doświadczeniu filozoficznemu, że wspólnota jest możliwa (99, s. 20). Wspólnota pojęta na modłę personalistyczną jako Mounierowska „osoba osób". Derrida, formułując genezyjską zasadę „Na początku jest przedstawienie" (nie stosuje przy tym czasu przeszłego) (3, s. 118 - VP, 50, 64) zaprzecza, jakoby na początku była (nawet: jest) rzeczywistość. Polemizuje z tym Rorty (79, s. 25), który zauważa, że przy zaprzeczeniu rzeczywistości może dojść do samoodniesieniowej niekonsekwencji, jak to ma miejsce w zdaniu Derridy: „to, co nazywamy «rzeczywistym», w rzeczywistości nie istnieje". Zdanie to, według Rorty'ego, naraża autora na zarzut, że przypisuje sobie wiedzę o czymś, czego, jak sam twierdzi, poznać nie można. Wydawać by się zatem mogło, że zdanie ułożone jest bardziej dla zgrabne] metafory niż z myślą o zachowaniu jasności wywodu i konsekwencji. Nie po raz pierwszy Rorty ironizuje, by -wdając się w dyskurs - nie stać się stroną, by - opierając się na autogeneracyjnej figurze - nie stać się jej kolejną ofiarą. Tak na przykład gdzie indziej pisze (77, s. 102): „Problem nie w tym zatem, czy «język jest systemem przedstawień* jest poprawnym przedstawieniem tego, jak się sprawy mają". Pozorna nieporadność stylistyczna jest bezradnością, z której jedyna droga ucieczki znajduje się w ironii. Zygmunt Bauman powtarza za Peirce'm, którego nazywa poprzednikiem postmodernistycznej krytyki naiwnego realizmu nowoczesności (5, s. 166): „Znaczenie reprezentacji nie może być niczym innym, jak jakąś reprezentacją. W istocie rzeczy, nie jest ono niczym innym, jak ową reprezentacją samą, pojmowaną jako pozbawiona nieistotnej szaty. Jednakże szaty tej nigdy nie można całkowicie zdjąć, zmienia się ona jedynie na coś bardziej przezro- 34 Mowa mowy czystego. A zatem istnieje tu nieskończony regres. W ostateczności interpretent jest niczym innym, jak tylko inną reprezentacją, której podaje się kaganek prawdy, a jako reprezentacja ponownie ma ona swego interpretenta. Oto inna nieskończona seria". Referencje: M. Gołębiewska, Tekst jako kontekst, 34, s. 65; R. Nycz, Tekstowy świat, 69, s. 35, 140, 186; C. Gaudin, Zamknięcie tradycji filozoficznej: Derrida eksplorator marginesów, 31, s. 82. Ślad śladu „Saussure'owską tezę o języku, w którym istnieją tylko «różnice i ślady śladów», można przenieść na tekst filozoficzny jako taki"-twierdzi Claude Gaudin (31, s. 301). „Stanowisko tego rodzaju wiąże się oczywiście z Heideggerowskimi twierdzeniami o zamknięciu metafizyki, które genealogiczne poszukiwania (początek, pokrewieństwo) czyni nieskończenie bardziej subtelnymi, niż każe przypuszczać porządek chronologiczny. Jeżeli pojęcie śladu staje się tutaj pojęciem podstawowym, to w całkiem innym sensie, niż rozumieli je Hegel czy Nietzsche: obaj są bowiem genealogami opętanymi ideą chronologicznej ciągłości i teleologii historii. Należałoby, odwrotnie, uznać, że wszelki ślad wymyka się niejako finalizmowi sukcesji. Dochodzimy w ten sposób do motywu «pisma uogólnionego*. Ślad nie może być już ujmowany po prostu jako zmysłowy znak pozostawiony przez gest zapisu" (31, s. 86). Ślad śladu często ujmowany jest w szeregu ze znakiem znaku bądź zjawą zjawy. Na przykład Ewa i Tadeusz Sławkowie w artykule Style gramatologii (85, s. 270) piszą: „Pismo nie unicestwia zjaw, lecz je pomnaża, gdyż każde pojawienie się, każde zaistnienie jest związane z wyodrębnieniem się jednego przedmiotu spośród innych. Coś, co pojawia się w naszym polu widzenia, pojawia się właśnie jako określony kształt, ale nawet ów kształt jest tylko znakiem, łańcuchem signifiants. To właśnie ta «Niesłyszalna różnica między pojawieniem się a wyglądem (l'appara-issant et l'apparaitre) jest warunkiem wszelkich pozostałych różnic i sama w sobie jest już śladem» (J. Derrida, De la grammatologie, s. 95). Ślad, zjawa zjawy, znak. Un reuenant de reuenant - le motifreue-nant qui reuient". I dalej Ewa i Tadeusz Sławkowie (85, s. 266): „Le reuenant qui revient - ca revient, taką formułą moglibyśmy zamknąć mechanizmy dekonstrukcji. Zjawa nie może istnieć bez wywoływania w nas Brzemiennosć 35 świadomości nadrzędności powrotu, świadomości, dla której tożsamość i indywidualność są zjawiskami wtórnymi". „Celem gramatologii jest wykazać, iż: «[...] domniemana wtór-ność pisma, choć rzeczywista i istotna, mogła zaistnieć tylko pod jednym warunkiem: iż 'oryginalny', 'naturalny' język nigdy nie istniał, nigdy nie był niezależny od pisma, nie był nigdy nie skażony pismem, a przeciwnie - sam zawsze stanowił rodzaj pisma». Zatem najkrócej rzecz biorąc, archi-ecriture to nic innego jak pismo pisma: «[...] archi-ecriture jest aktywne nie tylko w formie i treści wyrazu graficznego, lecz także w niegraficznych sposobach wyrazu. Tworzyć będzie nie tylko normę przypisującą formę wszelkiej treści, czy to graficznej, czy niegraficznej, lecz również ustanawia ruch funkcji znakowej łącząc treść ze środkiem wyrazu». Archi-ecriture, pra-pismo, czyli pismo pisma. Zjawa zjawy: un revenant - le motif revenant ąui revient" (85, s. 273). „Najlepszym zaś, zdaniem Derridy, sposobem uchwycenia ar-chi-pisma jest przywołanie pojęcia śladu, stanowiącego niejako «początek myśli o nie-początku»" (Banasiak, 3, s. 118). W książce Balsam i trucizna. 13 tekstów o Mickiewiczu31, będącej pokłosiem konferencji, znajduje się zapis dyskusji, który redaktorka nazywa „śladem śladu", wyznając: „To, co teraz chciałam [...] zaprezentować, jest próbą ocalenia czegoś z tej szczególnej przygody, którą była ta konferencja, zachowania czegoś z rodzących się napięć, tematów [...]. Jest to «ślad śladu», bardzo niepełny, niestety -bez premedytacji - zdeformowany, można nawet powiedzieć, że niesprawiedliwy. Magnetofonowy zapis okazał się mocno niedoskonały [...]". Redaktorka praktycznie odkrywa działanie różni: nieprzy-stawalność zapisu magnetofonowego (śladu) z konferencji do jej klimatu, atmosfery, treści. Śladem śladu będzie próba przełożenia zapisu magnetofonowego na pismo. Zagadnieniem śladu zajmował się także w swej historiozofii Paul Ricoeur (Le Temps et le Recit), uznając, że konstrukcje historyków chcą uchodzić za rekonstrukcje przeszłości na podstawie dokumentów, czyli śladów. Ricoeur wyróżnił dwa typy reprezentacji: jeden to bycie zamiast, drugi to tworzenie obrazu tego, co nieobecne, co zewnętrzne. Ślad (dokument) zastępuje - jest zamiast - jest reprezentantem przedstawienia (inaczej: reprezentantem reprezentanta, Ricoeur mówi [referuję za: T. Walas, 96, s. 66]: Fonction de lieute-nance de representance). Tak czy inaczej Ricoeur wskazuje na błąd 36 Mowa mowy epistemologiczny, jaki powstał, gdy dokument (ślad) zaczęto uważać za dowód prawdziwości rekonstruowanej (reprezentowanej) historii. Dokument jest śladem, czyli sam jest reprezentantem, ergo historia (historiografia) jest reprezentacją reprezentacji. „[...] Nic, ani w elementach, ani w systemie nie jest tak po prostu obecne albo nieobecne. Istnieją jedynie znajdujące się wszędzie różnice i ślady śladów" (Derrida, 17, s. 151). „Samo trzymanie się śladu jest raczej trzymaniem śladu, który sam siebie trzyma i śledzi, wydeptując coraz to nowe preteksty, które przybliżając oddalają (co na jedno wychodzi)" (Daszkie-wicz, 17, s. 162). „Wiemy jednak, że pojęcie unicestwia swoją nazwę; jeśli wszystko zaczyna się od śladu, przede wszystkim nie ma czegoś takiego jak pierwotny ślad" (Gasche, 30, s. 49). Naśladowanie naśladowania Wypada się zgodzić z Whiteheadem, że historia filozofii to kilka przypisków do Platona32. Przynajmniej, jeżeli chodzi o koncepcję bytu i rzeczywistości. Współczesna myśl ontologiczna konstatuje niemożność dostrzeżenia wyjścia z jaskini Platońskiej, niemożność dostrzeżenia korowodu idei. Ludzie mogą jedynie widzieć ułudy, fantomy, zjawy, które traktują jako rzeczywiste. Koncepcję tę modyfikował Husserl, który wyrażał przekonanie o możliwości rozróżnienia tego, co pierwotne, i tego, co wtórne. Także Heidegger inauguracyjną zasadą swojej ontologii tworzy odróżnienie bytu od bycia. Bycie wymyka się bytowi, którego nie da się unaocznić, tak jakby go (dla nas) nie było. Jest tylko permanentne bytowanie, generowanie się bycia. Ontologiczne kwestie musiały stać się głównym obszarem namysłu nad istotą sztuki, jej sposobem istnienia, jej stosunkiem do rzeczywistości (jeżeli takowa jest). W tym namyśle wyraźna jest dynamika derywacyjna, która ma na celu - jak oksymoronicznie ujął to Baudrillard - „wskrzeszenie fikcji realnego" (53, s. 80). Refleksja nad istotą sztuki uruchamia proces finalnie niemożliwego odzyskiwania rzeczywistości. Brzemiennosć 3 7 Pisze Bogdan Banasiak (3, s. 143): „Tymczasem jednak już w tekstach Platona zepchnięta na margines mimesis - jako dodatek, odległa kopia - wprowadzona zostaje w inny sposób: pojawia się w opisie pamięci, gdzie zajmuje pozycję centralną - naśladowanie staje sie «pierwotne» albo raczej imitacje imitacji podwajają się i odsyłają do siebie w nieskończoność, podważając tym samym wszelką możliwość rozróżnienia tego, co pierwotne, i tego, co pochodne, modelu i kopii, prawdy i fikcji (D, s. 217)". Banasiak (3, s. 153) referuje Derridę, według którego literatura to „«tekstualny labirynt wytapetowany lustrami* (D, s. 221), «lu-stro luster» (D, s. 234). Nie odsyła ona ku czemuś, co sytuuje się przed i poza nią, do źródłowego sensu, który miałaby przynieść, do pierwotnej obecności, którą miałaby uobecnić, lecz jest pismem, które «nic-nie-znaczy» (P, s. 23)". Skoro jednak istnieje pojęcie realizmu, które oznacza najprostszy - dwustopniowy - układ odniesienia, to trzeba stwierdzić, że ów realizm jest pozorem rzeczywistości, w sensie jej mimezy, a na przykład powieść Flauberta, jak pisze Bogdan Baran (4, s. 47) „jest powieścią nad powieściami". Okazuje się ona pozorem pozoru, sztuczym realizmem. Historia metafory lustra obnoszonego po gościńcu, zapożyczonej przez Francuza od Platona, wraca wzbogacona przez wielokrotność odbić do francuskiej metaforyki. Mamy tu zatem, prócz procesu odzyskiwania nieistniejącej rzeczywistości i twórczego poszukiwania pozorów pozoru, odbić odbić, odkrycie obszaru między lustrami33, w którym nic się nie dzieje, wszelkie napięcia i układy „pierwotne-wtórne" są pozorne. Tworzenie się „pozoru pozoru" jest-jak to zauważa Gilles Deleu-ze (18, s. 16) - ucieczką od podmiotowości. Bogdan Baran (4, s. 204) pisze o produktywnej dynamice: „Post-moderna fikcja symuluje realność, moderna sztuczność ją konstytuuje. Jest to swoista symulacja, która nie zna oryginału, symulans symuluje produkt innej symulacji". Podobnie, lecz bardziej konsekwentnie i odważniej ujawnia możliwość tego procesu Jean Bau-drillard, dla którego „postmodernizm jest odpowiednikiem nie-tragicznego końca świata: «A jeżeli rzeczywistość rozpłynie się na naszych oczach? Nie w nicości, ale w czymś bardziej rzeczywistym niż rzeczywistość, w triumfie pozorów*" (76, s. 31). Zatem cała twórcza aktywność człowieka powstaje z pozoru i w pozór się obróci. Czy dotyczy to tylko twórczości? Jorge Luis Borges przedstawia (9, s. 24) swoją koncepcję pamięci i funkcjo- 38 Mowa mowy nowania wspomnień: „[...] otóż jeśli wspominam na przykład dzisiejszy poranek, to w moim umyśle pojawia się to, co widziałem dziś rano. Ale jeśli wieczorem wrócę myślą do poranka, w rzeczywistości przywołam nie jego wspomnienie, tylko pierwszy obraz, który przy poprzedniej takiej próbie podsunęła mi pamięć. Wspominając zawsze wspominam nie to, co chcę sobie przypomnieć, tylko ostatni raz, kiedy to coś wspominałem. Wspominam swoje ostatnie wspomnienie tej sceny czy sytuacji. Czyli właściwie nie mam żadnych wspomnień [...]". Wspomnienie zatem, według Borgesa, manifestuje jedynie to, czym „jest" samo w sobie i dla siebie: wspomnieniem własnego wspomnienia. Podobnie pisał Ryszard Nycz (69, s. 139) o literaturze, która jest niczym innym, jak świadomością własnej świadomości. Kierkegaard uznawał, że argument siedemnastu wieków trwania religii chrześcijańskiej jest li tylko dowodem na transmisję obrzędu, wiarę w wiarę pokolenia rodziców, którzy ową wiarę przejęli od swoich rodziców i tak dalej. Nie ma to nic wspólnego z autentycznością wiary. Odkrycie imitacji imitacji ujawnia się także w malarskim obrazowaniu. Parmigianino bodaj pierwszy namalował swoje odbicie w lustrze (kulistym), wychodząc poza dotychczasowe użycie lustra jako sprzętu pomocnego w odtworzeniu autoportretu. Obraz w lustrze jest bardziej realny niż ten, jakim go postrzegamy. Signifie staje się signifiant. Holenderski malarz Frans Francken II (1581-1624) namalował obraz zatytułowany Naśladowanie Chrystusa34, który przedstawia pracownię malarki (sic!) zajmującej się, sądząc ze zgromadzonych w pokoju prac, malowaniem Chrystusa. I oto nagle artystka doznaje objawienia, ponieważ prawdziwym jej modelem staje się Chrystus, który przybywa-pojawia się, by pozować do obrazu. W barokowym obrazie zawiera się rozwiązanie zarówno dramatu Pigmaliona, jak i dylematu twórczego: malować na kolanach czy malować dobrze? Na wystawie sztuki amerykańskiej w Londynie w 1981 roku eksponowano obraz Sherry Levin. Składał się on z oprawionej reprodukcji obrazu Franza Marca Czerwona sarna II i napisu: „Wiemy, że obraz jest tylko przestrzenią, gdzie spotykają się ze sobą i wiodą spór różne obrazy, spośród których żaden nie jest oryginalny... Znaczenie obrazu zawiera się nie w jego pochodzeniu, lecz w jego przeznaczeniu..." (7, s. 16). Brzemienność 39 Malarstwo przedstawiające obraz obrazu musiało zetrzeć się z fotografią. Postmodernistyczny pisarz Dariusz Bitner pisze w utworze Chcę, żądam, rozkazuję35: „Dociekanie autentyzmu doprowadziło nieuchronnie do wykorzystania fotografii zamazanej, niewyraźnej [...]. Obrazy Richtera uzyskują dzięki temu podwójny wymiar: pierwszym jest świat obiektywny, jaki próbowała utrwalić fotografia, drugim - sama fotografia jako obiektywny element świata rzeczywistego". Właściwie nie odeszliśmy daleko od mimetycznego realizmu Par-hassjosa i Zeuksisa. Twórcy stale odkrywają, że odsłaniają kolejne zasłony iluzji36. W wyniku namysłu ontologicznego, odkrywającego nieuchronność naśladowania naśladowania, pojawiło się pojęcie symulakrum (wprowadził je Jean Baudrillard), które określa mechanizm tworzenia się nierzeczywistych rzeczywistości. Jednakże naśladowanie może zakładać intencje redukcjonistycz-ne, tak jak chce to widzieć Derrida w działaniu Platona, który, według Francuza, „naśladuje naśladowców, ażeby przywrócić prawdę temu, co oni naśladują" (Gaudin, 31, s. 83). Dzięki tej przewrotności może dojść do rehabilitacji naśladowania prawdy. Znak znaku Claude Gaudin referuje Derridę (31, s. 89): „Uczestniczymy w uogólnieniu pisma. Tak jak wyznania są słownym opisem intensywnych chwil życia na pewnej oddalonej scenie, tak i pismo w swej największej ogólności jest znakiem, a nawet znakiem znaków, skoro sama mowa przenosi uczucia i namiętności w rejestr odmienny od bezpośredniego doświadczenia". Derrida referuje Rousseau, który powiada, że pismo jest tylko znakiem znaku, czyli nieobecnością (85, s. 268); Garver referuje to w Derrida on Rousseau on Writing (Rorty, 77, s. 110). Derrida zajął się relacją między mową a pismem; mowa jest znakiem obecności, pismo zaś jej znakiem, zatem znakiem znaku (Dziamski, 24, s. 106). Bogdan Banasiak (3, s. 111) opisuje szarżowanie Derridy, który chce określić istotę i funkcję pisma: „Pismo pełni funkcję instrumentalną, wtórną, jego historyczno-metafizyczna redukcja polega bowiem na sprowadzaniu go do «rangi instrumentu służącego pełnemu i w pełni mówionemu słowu» (G, s. 45), jest ono «środkiem 40 Mowa mowy transportowania sensów, wymiany intencji i znaczeń, dyskursu i 'komunikacji świadomości'* (M, s. 393); pismo to jednostkowa pochodna, posiłkowa postać języka w ogóle, jego zewnętrzna błonka (G, s. 16), «mediacja mediacji i upadek w zewnętrzność sensu» (G, s. 24), instrument «wehikuł» (P, s. 31), narzędzie służące «za-notowaniu języka» (G, s. 54), «tłumacz pełnego i w pełni obecnego słowa [...], technik na służbie języka, rzecznik (porte-parole), interpretator pierwotnego słowa» (G, s. 17-18), zewnętrzna i czysto przypadkowa «szata» lub «przebranie» (G, s. 16), krótko mówiąc, znak «znaku» (według określenia Arystotelesa, Rousseau, Hegla)". I dalej (3, s. 112): „Pismo musi ulegać zatarciu wobec mowy (P, s. 36), wobec «pełni żywego słowa doskonale przedstawianego w przezroczystości notacji, bezpośrednio obecnego dla podmiotu, który je wypowiada, i tego, kto odbiera jego sens, treść, walor» (P, s. 37). Innymi słowy - jako że «istotą znaku jest zatarcie znaku» -element znaczący musi ulec usunięciu, doprowadzając tym samym element znaczony do bezpośredniej obecności (VP, s. 86), materialna tkanka, zmysłowy ślad musi zniknąć «wraz z ukonstytuowanym sensem», znaczące musi dyskretnie usunąć się z pola widzenia i stać się «przezroczyste, by pozwolić pojęciu uobecnić się jako to, co nie odsyła do niczego innego, prócz własnej obecności* (P, s. 33)". Zatem „znak sam w sobie nic nie znaczy, bowiem «pismo a la lettre nic nie znaczy» (P, s. 23). [...] Znak znaczy, «ma» sens tylko dzięki różnicy konstytuującej system znaków [...] i powtórzeniu odsyłającemu w nieskończoność do innych znaków (znamion). Sens to zatem tyle, co wytwarzanie bądź produkcja znaczeń" (3, s. 119). Znaczenie nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Zdzisław Beksiński Piotr Bogatyriew pisze37: „Czym jest w teatrze kostium i dekoracja, która wyobraża dom? I kostium teatralny, i dom są na scenie często znakami, które wskazują tylko na jeden ze znaków kostiumu albo domu osoby przedstawionej w sztuce. Podkreślam: są znakiem znaku, a nie znakiem rzeczy". W przypisie: „Termin znak znaku oznacza tutaj coś innego niż «znak znaku» u R. Jakobsona w jego artykule Socha v symbolice Puxskinove, «Slovo a slovesnost», 1937, s. 2 i n., gdzie «znak znaku» oznacza znak jednej sztuki przeniesiony do innej sztuki: np. posąg opisywany w poezji". Brzemiennosć 41 „Znak głównie odnosi się do pisma. A stąd «znak znaku» - bo celem pisma jest przepisywanie pism" (Swierkocki, 93, s. 140). „Znak samego... daru znaku" (Levinas, 58, s. 60). „Moje pytanie niezmiennie brzmi: jaki jest status i znaczenie znaczenia formy komunikatywnej, w czasie, jaki nastąpił «po-Słowie»? Określam ten czas jako epilogue (i znowu w pojęciu tym gości Logos). Zadaję to pytanie w pełni świadom faktu, że «po-Słowia» to także wstępy i początki czegoś nowego" (Steiner, 86, s. 45-47). Referencje: J. Bobryk, Znaczenie „znaczenia" w świetle badań psychologii poznawczej i teorii sztucznej inteligencji. W: Znaczenie i prawda. Pod red. J. Pelca, Warszawa 1994, s. 103, 122. Interpretacja interpretacji W wypadku tej autogeneracji ujawniają się wyraźnie dynamika postępowa i wsteczna. Dynamika wsteczna jest interpretacją odzyskującą, ponieważ w ruchu regresywnym pozwala na dążenie do jądra tekstu, do jego centrum, do pierwszej zasady. Problem jednak leży w tym, że według dekonstrukcjonizmu nie istnieje żadna obiektywna struktura dzieła, czy też - jak to określa Riffaterre - jej „stabilny obraz", który zawsze jest interpretacją, wynikiem założeń, projekcji nieuświadomionych racjonalizujących zniekształceń. Ryszard Nycz referuje (69, s. 87): „[...] w tym przypadku mogą istnieć tylko różne interpretacje interpretacji, z których żadna oczywiście nie może być uznana za bardziej pełną czy poprawną niż inna (żadna nie jest interpretacją tekstu). W tym kontekście pozahistoryczna ontologia dzieła okazuje się być iluzją, tak samo jak iluzją jest metajęzykowy status interpretacyjnego dyskursu (który zachowuje tu tylko metajęzykową funkcję) oraz uniwersalistyczne roszczenia ogólnej Metodyki Czytania". Trzeba przyznać, że współczesna formacja postmodernistyczna, rezygnująca z oryginalności jako zasady twórczej, staje się obszarem, w którym wszelkie gry interpretacyjne będą szczególnie uprawnione. Dekonstrukcjonizm zaNietzschem (często cytowane zdanie Derridy cytującego: „Jak Nietzsche «reinterpretować interpretację*") uznaje, że istnieją wyłącznie interpretacje, jest „nieskończoność interpretacji". Podważone jest istnienie początku, ar-che, centrum, jądra - fundamentu tekstu, który, ustanowiony apriorycznie, będzie efektem działania interpretacyjnego. Można by powie- 42 Mowa mowy dzieć: na początku jest interpretacja, a po niej nie kończący się łańcuch interpretacyjny. Zbieżny z tym porządkiem odzyskującym (ale bez roszczeń odzyskania) jest opis Jorge Luisa Borgesa, określającego dowód „dowodu" (Awatary żółwia, 8, s. 62): „Następnym awatarem Zenona, jaki rejestrują moje nieporządne notatki, jest Agryppa, sceptyk. Ten przeczy, jakoby czegokolwiek można było dowieść, gdyż wszelki dowód wymaga dowodu wcześniejszego (Hypotyposes, I, 166). Sextus Empiricus dowodzi podobnie, że definicje są próżne, gdyż należałoby zdefiniować każde ze słów, jakich się używa, a potem zdefiniować definicję (Hypotyposes, II, 207). Tysiąc sześćset lat później Byron, w dedykacji Don Juana napisze do Coleridge'a: I wish you would explain his Explanation". (Kwestię udowadniania dowodu prezentuje: J. Życiński, Bóg Abrahama i Whiteheada, s. 70-74; por. też: Willard Van Orman Quine, Różności. Słownik prawie filozoficzny. Warszawa 1995, tam: hasło „Definicja".) „[...] filozofia, która uzasadnia i dowodzi, choćby tylko tego, iż nie sposób niczego dowieść i uzasadnić, jest już metafizyką -niewczesnym pretendentem pośród samych niewczesnych pretendentów" (Banasiak, 3, s. 208). Ta dynamika wsteczna, dynamika odzyskiwania ujawnia wymiar regressus ad infinitum. Jej drugim kierunkiem będzie wzbogacanie dzieła poprzez wielość, nieskończoność możliwości interpretacyjnych. Jest to efekt poprzedniej konstatacji o braku fundamentu. Skoro możemy stwierdzić, że działalność interpretacyjna to nieustanny ruch tworzenia znaczeń, nieustanna gra tekstu i kontekstu (stale się zmieniających), zatem i interpretacja nie będzie miała żadnej finalnej wykładni, żadnej ostatecznej racji. Sama gra znaczeń nie ma końca (bo i nie ma początku). Oczywiście ta ujawniająca się nieskończoność możliwości może doprowadzić do absolutnego relatywizmu i w efekcie do tęsknoty za pewnią, za stałą i uznaną wartością, chociażby i dogmatycznie przyjętą. Głosy nawołujące do zawieszenia sądów o sztuce (Lyotard) mogą być rozumiane jako postulat likwidacji interpretacji, która zapanowała nad myśleniem, stała się koniecznością i ciągle rozpleniającym się tworem multiplikującym znaczenia. Interpretacja interpretacji nie doprowadzi do stanu zawieszenia, może to bowiem nastąpić tylko przy pomocy z zewnątrz. W praktycznej działalności agnostyczny wymiar interpretacji wskazał rosyjski znawca literatury staroskandynawskiej Michaił Stieblin-Kamienskij, któremu przyszło przekładać średniowieczne teksty is- Brzemiennosć 43 landzkie i norweskie na współczesny język rosyjski. Rosyjski uczony pisze o „przekładzie przekładu", ale wiemy, że każda praca transla-torska jest także pracą interpretacyjną (tłumaczenie = przekład + interpretacja), a zatem w autogeneracji „przekład przekładu" zawiera się też konstrukt „interpretacja interpretacji". Przekaz - według Stieblina-Kamienskiego - im bardziej jest odległy w czasie i w kulturze, tym bardziej staje się przekładem przekładu przekładu przekładu - jak kręgi na wodzie. Dopowiedzmy jeszcze, że teksty, którymi zajmował się Stieblin, powstały i funkcjonowały w formie oralnej około pięciu wieków przed ich spisaniem. W tym wypadku każdy odbiorca był medium, tłumaczem, interpretatorem, potencjalnym autorem, a poniekąd i podmiotem. Dzisiejsze interpretacje odzyskujące muszą uwzględnić te kolejne zmiany statusu i kontekstów, by -co zdaje się niemożliwe - móc dotrzeć do źródeł, do genezy tekstu. Wszelkie interpretacje wzbogacające są uprawnione, ale dotyczą działalności twórczej. „Oto Derrida mówi tylko: «Nietzsche napisał to, co napisał*. W tradycyjnym rozumieniu słowa te są w najlepszym razie banalną tautologią. Tu jednakże Rachwał i Sławek uruchamiają interpretację w znaczeniu pierwszym, jak najbardziej «romantyczną» i wyjaśniają, co autor - Derrida - miał na myśli. Okazuje się więc, że aby odróżnić Derridiańskie migotanie «znaczeń» [...] od zwykłego bełkotu, trzeba najpierw dokonać odrzuconej przez Derridę interpretacji polegającej na [...] «odkodowaniu znaczenia lub prawdy przysłoniętych w tekście*. Czytanie zatem prac dekonstrukcjoni-stów nie jest możliwe bez wstępnego rozumienia w tradycyjny, hermeneutyczny sposób - chcemy się domyślić, co Derrida ma na myśli, pisząc to, co pisze" (Makowski, 64, s. 105-106). „Druga tradycja traktuje prawdę horyzontalnie -jako nawarstwiającą się reinterpretację reinterpretacji reinterpretacji naszych poprzedników reinterpretacji ich poprzedników..." (Rorty, 77, s. 86). Referencje: Interpretacje i style krytyki. Red. W. Kalaga, T. Sławek, Katowice 1988; A. Burzyńska, Dekonstrukcja jako krytyka interpretacji. „Ruch Literacki" 1985, nr 5-6; J. Habermas, Kłopoty z przygodnością: powrót historyzmu. W: Ha-bertnas, Rorty, Kolakowski, 40, passitn. Rozumienie rozumienia „Nie ma nic równie zgodnego z rozumem, jak to zaparcie się rozumu" (Blaise Pascal, Myśli, 465). 44 Mowa mowy „Bez popadania w błędne koło nie można przyjmować, że jesteśmy zdolni zrozumieć coś irracjonalnego" (Martin Hollis, 68, s. 345). „Największą przeszkodą w zrozumieniu czegokolwiek jest nie to, że nie rozumiemy, lecz to, iż sądzimy, że rozumiemy" (z mowy Ulricha Horsta Pedersena wygłoszonej z okazji wręczenia nagrody H. Ch. Andersena za rok 1993 Villy'emu Sorensenowi). „Kiedy się bowiem zrozumie, że się czegoś nie rozumie, jest się już na dobrej drodze do zrozumienia" (Gaarder, 28, s. 109)38. „Na ile tekst ten da się rozumieć? To zależy, co się rozumie przez «rozumienie». Jeśli «rozumienie» oznacza możliwość przełożenia na jakiś inny język, opisania z zewnątrz przy pomocy powszechnie używanych, definiowalnych kategorii - to książka T. Rachwała i T. Sławka daje się rozumieć w niewielkim procencie. Można zrozumieć raczej tylko to, co z szerokiego kontekstu myśli Derridy oswoiła międzynarodowa krytyka literacka, i - jak zapewne twierdziliby dekonstrukcjoniści - wypaczyła przez wprowadzenie w nieswoiste dla dekonstrukcjonizmu pytania i konteksty. Jeśli przez «rozumienie» rozumieć tylko to, że dana myśl może się w tym miejscu pojawić, że jakoś należy do tej powikłanej całości, wtedy można się umówić, że zrozumiałe jest wszystko" (Saganiak, 82, s. 98). „Awerroes jednego był pewien od początku: Arystoteles rządzi się zasadą celowości, to znaczy postępuje rozumnie. Jego - Awer-roesa - zachowanie musiało być zatem zgodne z arystotelesow-skim rozumieniem rozumu. Ale może samo słowo „rozum" jest homonimem? Bo choć zachowanie to było analogiczne strukturalnie, opierało się na innym rozumieniu rozumu. Przez co Awerroes obnażył nie tyle nierozumność własnej kultury, niezdolnej do zrozumienia teatru, ile wewnętrzną ograniczoność każdego rozumowego paradygmatu [...]. Granice języka rozumu są zakreślone od wewnątrz, dlatego może wydawać się, że to, co rozum wyklucza, jest jego Zewnętrzem. Aby podtrzymać to złudzenie, rozum tworzy fikcję miejsc, «gdzie przebywają lwy», i coś, czego nie rozumie, nazywa szaleństwem. Rozum bowiem często bywa restryktywny; choć broni konkretnego, określonego przez historię bądź kulturę swego wcielenia, zachowuje się tak, jak gdyby bronił Rozumu w ogóle. To, co w nim historyczne, pośpiesznie uznaje za transcendentalne. Brzemiennosć 45 I odwrotnie - myli porządek de iure z porządkiem de facto. Choć jego sprawdzianem nigdy nie jest rzeczywistość, lecz zgodność z logosem, który zapewnia rozumienie rzeczywistości; jego sprawdzianem jest on sam, a ściślej mówiąc rozumność operacji dokonujących się w jego obrębie" (Komendant, 50, s. 34-35). Zrozum rozum (graffiti) „Gdy tylko jednak rozum zostaje sprowadzony pod siebie, staje się on bardziej uchwytny dla samego siebie, i to tak bardzo, że od tego sukcesu zapożycza w ogóle miarę zrozumiałości, rozumności" (Heidegger, 44, s. 312). „Utraciwszy naszą wiarę w nieomylne drogowskazy dla myślenia, niełatwo nam przetrwać w zawiłym chaosie [współczesnego świata - A. Ch.]. Jest to świat Post-Oświecenia, w tym mianowicie sensie, że jest to Oświecenie, które obróciło się przeciwko samemu sobie: utrata Rozumu jako wynik triumfalnego zwycięstwa Rozumu nad Nierozumem archaicznej mentalności" (Kołakowski, 40, s.108). „Kiedy uświadamiasz sobie, że Rozum nie jest Rozumem, zrozumiałeś Rozum i jego prace" (Suzuki, 88, s. 85). Rozumienie rozumu (Jaspers, 69). Zrozumienie rozumienia (Steiner, 86, s. 10, 26). Prawda prawdy „Czyż nie pytamy oto o prawdę prawdy i czy pytając w ten sposób nie zaczynamy jałowego wkraczania na jałowy teren?" (Heidegger, 44, s. 322). Często bywa, że dla wielu pojęcie prawdy jest ważniejsze niż pojęcie bytu. Prawda staje się wówczas metafizycznym uzasadnieniem bytu, bytów, które są prawdami cząstkowymi, przy czym metafizycznym uzasadnieniem może być Bóg (Floreński, 27) i może być materia - rzeczywistość*. * Por. C. S. Peirce (14, t. VIII, s. 313): „Wszystkie zdania odnoszą się do jednego i tego samego jednoznacznego jednostkowego przedmiotu, mianowicie do Prawdy, która jest universum wszystkich universów i uchodzi powszechnie za rzeczywistą". 46 Mowa mowy Zatem ta ostateczna prawda może być uzasadnieniem, uprawomocnieniem prawd mniejszych, ale może też generować małe prawdy. Tak czy inaczej jest (P)prawdą prawd. Małymi prawdami mogą być wszystkie definicje i klasyfikacje prawdy, jej uzasadnienia i ustanowienia. Małymi prawdami mogą być wszelkie sądy o prawdzie, no bo jeżeli ich zamiarem jest weryfikacja bądź falsyfikacja prawdy*, to muszą być prawdziwe, by cel osiągnąć. *Często, być może za sprawą inercji językowej, weryfikuje się prawdę - prawdziwość jakiegoś zjawiska (Heller, 45, s. 9): „Nie ma czegoś takiego jak powieść europejska, ale istnieje powieść angielska, francuska, rosyjska [...]. Łatwo zweryfikować prawdziwość tego twierdzenia. Co Europejczycy eksportowali do swych kolonii? [...] Eksportowali religię, sztukę rządzenia, ekonomię, technologię -wszystko to, z wyjątkiem może religii, co składało się na nowoczesność. Jeśli chodzi o kulturę, to nigdy nie eksportowali «Europy», lecz coś swojskiego, własnego". Teza autorki - większa prawda - jest weryfikowana, sdl. uprawdziwiana tezami pomocniczymi - mniejszymi prawdami. Oczywiście, przy zanegowaniu tych tez, da się przeprowadzić falsyfikację owych prawd. Prawda prawdy może się także ukrywać w niej samej, może stanowić jej jądro*. * B. Paczowski, Post-trans-neo..., 70, s. 22.: Jedno pyszne (z)danie: „Nie ufając zbyt płytko według nich sięgającym światłom oświecenia, widzieli oni [romantycy - A. Ch.] we wdzieraniu się do wnętrza ziemi symbol podróży w głąb pamięci, w głąb historii, ku «jądru ciemności*, ku tajemnicy tajemnic albo ku prawdzie prawd, podobnie jak XVI-wieczny architekt florencki Bernardo Buontalenti, który w wybudowanej dla Medyceusza Franciszka I w ogrodach Boboli grocie prowadzi nas przez cienisty, romantyczny krajobraz, w którym ożywają dzieje mitycznych rodziców ludzkości Deukaliona i Pyrry, by mijając podtrzymujących sklepienie niewolników Michała Anioła, dotrzeć do świateł Arkadii, gdzie, w harmonijnym porządku Natury, bogini Wenus zstępuje do kąpieli". Zstępowanie w głąb prawdy, szukanie w niej jądra, prawdy prawdy, może oznaczać, że prawda może być mniej lub bardziej prawdziwa. Tadeusz Komendant pisze o Michelu Foucault (50, s. 17): „Za prawdziwe bowiem mogę uznać co najwyżej pytanie mojego bohatera: dlaczego nasza prawda jest tak mało prawdziwa?" Podobnie stopniuje prawdę Bogdan Baran, twierdząc, iż „dionizyjska sztuka jest dla Nietzschego «prawdziwszą» prawdą aniżeli ruchoma prawda rozumu" (Baran, 4, s. 82). Stopniowanie jest początkiem relatywizacji, która jest wrogiem prawdy. Pisała o tym Suzi Gablik (29, s. 151), jakkolwiek wroga nazwała pluralizmem: „Pluralizm jest normą unicestwiającą wszelkie normy. Oznacza to, że nie wiemy już, gdzie leży prawda. (Jedy- Brzemienność 47 na prawda, na jaką pozwala pluralizm, brzmi: jest rzeczą absolutnie prawdziwą, że nie ma prawdy absolutnej.)" 39. Dociekanie istoty - prawdy prawdy ujawnia niemożność jej odkrycia. To proces podobny do czytania takiego, jak chce je rozumieć Derrida. Otóż według niego lektura jest „szyfrem pozbawionym prawdy" czy też „szyfrem szyfrów"*. * J. Derrida, 22, s. 396-397: „Dopiero w odniesieniu do różni jako rozwiniętej postaci tego samego zwraca na siebie uwagę tożsamość różnicy i powtórzenia, ponawiających się w wiecznym powrocie. Wszystkie te tematy można zestawić u Nie-tzschego z symptomatologią, której diagnoza zawsze wykrywa wybieg czy podstęp jakiejś zamaskowanej pod postacią swej różni, albo z całą tematyką czynnej interpretacji, która zastępuje odsłanianie prawdy ukazującej rzecz samą we właściwej jej obecności - nieustannym rozszyfrowaniem. Szyfr pozbawiony prawdy lub system szyfrów nie zdominowany przez tego rodzaju wartość jak prawdziwość staje się wówczas jedynie funkcją tkwiącą w czymś, w coś wpisaną, czymś opisaną". Prawda prawdy kryje w sobie wątpliwość, a ta jest pierwszym stopniem do zanegowania prawdy bądź ujawnienia jej janusowego oblicza. Można skonstatować relatywność, jak Szestow („Dlatego też sytuacja przedstawiona przez hrabiego Tołstoja jako najwznioślejsza i najszlachetniejsza prawda mogła się Dostojewskiemu wydać bluź-nierczym, szkaradnym i odpychającym kłamstwem"). Można wątpić jak Montaigne („Jaką prawdę zasłaniają te góry, jakie kłamstwo świata kryje się po tamtej stronie?"), a można, jak Nietzsche, stwierdzić, że prawda jest największym kłamstwem. Odpór temu twierdzeniu da Denis de Rougemont (80, s. 40), który bardzo stanowczo stwierdzi, iż to „kłamstwo, że nie ma prawdy". Rougemont pisze zatem o kłamstwie kłamstwa: „kłamstwo bowiem ze swej istoty nie istnieje!" Prawda prawdy, kłamstwo kłamstwa, prawda kłamstwa, kłamstwo prawdy - czy kłamstwo jest prawdą. Myśl utknęła w aporetyczności i powinna powtórzyć drogę, by znaleźć wyjście, by inaczej zapytać o uzasadnienie - prawdę prawdy. Referencje: R. Kubicki, J. Sójka, P. Zeidler, Problem destrukcji pojęcia prawda. W: Szkice z filozofii poznania, Poznań 1992. Myślenie myślenia Od Kartezjańskiej zasady fundamentalnej ego cogito rozpoczynał swe myślenie jeden z najtęższych myślicieli współczesnych -Martin Heidegger. Pisze on w swym komentarzu do Sein und Zeit (Koniec filozofii i zadanie myślenia, 43, s. 222), kończąc wywód: 48 Mowa mowy „Zadaniem myśli byłoby w tym przypadku porzucenie dotychczasowego myślenia o tym, jak określać rzecz myśli" (por. Vattimo, 95, s. 198; Potępa, 72, s. 372). Bogdan Banasiak, rozciągając historycznie kontekst tej myśli Heideggerowskiej, pisze (3, s. 46): „Filozofia jest więc stałym poszukiwaniem istoty bytu: początku. Arche nie jest jednak źródłem, które wyschło, gdy tylko zdołało trysnąć bytem, lecz bytem samym, źródłem, które stale tryska, stanowi zatem nie tylko początek rzeczy, lecz także ich zasadę, naturę - skoro było u początku, to jest i pozostanie, będzie u kresu, u celu, celem zaś jest właśnie dotarcie do początku. Źródłowa obecność stanowi więc warunek możliwości tożsamej z nią myśli i tejże myśli cel, jest tym, co umożliwia myślenie, i tym, co myślenie ma jeszcze myśleć". I wszelka inna Miłość bez wcielenia Jest upiorowym myśleniem myślenia... C. K. Norwid, Promethidion Mniej metaforycznie, a zatem nie naśladując myśliciela z Frei-burga, wyjaśnia fenomenologię odważny tłumacz Heideggera Bogdan Baran (42, s. XXV): „Heidegger [...] fenomenologię zaś uważa za «możliwość myślenia, by odpowiadać na wezwanie tego, co jest do myślenia*, i w ten sposób służyć «sprawie myślenia, której otwartość pozostaje tajemnicą*". Walter Ch. Zimmerli widzi myśl uwikłaną w myślenie o sobie w meandrach dialektyki (101, s. 236): „Nasze myślenie jest jednakże w fatalny sposób zdradzieckie: już na następnym poziomie refleksji zarzuca naszemu pluralizmowi kłamstwo. Wprawdzie to dobrze, że wielość systemów, wartości, pojęć i teorii jakiejś metafizyki, jak również zjawisk kultury i interpretacji świata stręczy się nam jako znak rozpoznawczy naszej teraźniejszości, ale już próba, by ująć to pojęciowo, zmusza nasze myśli do refleksji nad myśleniem jako takim. Na tym metapoziomie postępuje ono wszakże znów w ten sposób, że stwarza jedność". Paweł Bytniewski (11, s. 115), pisząc o „Wahaniu Kartezjusza", zaczął od kłopotów z myśleniem o myśleniu: „[...] trzeba powstrzymać niebezpieczeństwo biegu myśli zawracającej ku sobie, myśli myślącej myśl. [...] Myśl, która wątpi i waha się, rozstrzyga i przesądza, rozważa i decyduje - ku czemu taka myśl prowadzi, do jakiego końca? Czy do końca, który jest przemyśleniem i wobec tego jakimś Brzemienność 49 wynikiem, czy też do końca, który jest kresem myślenia, jego niemożliwością, miejscem, w którym myśl nie ma już nic do roboty?" Niektórzy jednak zauważają możliwość zmiany myślenia o myśleniu, lecz zarazem przestrzegają przed skutkami. Na przykład Clif-ford Geertz pisze (32, s. 129): „Ale nie tylko w naukach społecznych zmiana w sposobie myślenia o myśleniu pociąga za sobą zdestabili-zujące następstwa". Myślenie zastawia pułapkę na siebie, ale czyni to także język. Jak pisze Walter Ch. Zimmerli (101, s. 239): „Już w samej próbie zrozumienia postmodernizmu myślenie demaskuje się jako beznadziejnie popadające w logocentryzm". Z jednej strony zatem Scylla rozumienia, z drugiej Charybda języka. A myślenie chce powrócić do Itaki. Chce odrzucić mapy nawigacyjne, locje, kompasy, chce porzucić bezpieczne przystanie, wrócić do domu. Cóż jednak, kiedy powrót jest podróżą. Kiedy trzeba wytyczyć kurs, ustawić żagle i ster, wydać komendy, słowem: trzymać się jakiejś teorii, by Itaka się unaoczniła i urzeczywistniła, by żeglarz znalazł się w domu. Ale cóż to za żeglarz w domu? Żeglarz w domu zmuszony będzie do snucia wspomnień, opowieści, konfabulacji, do wytyczania planów i marzeń. Richard Rorty użył innej metafory (którą zapożyczył od Wittgensteina), pisząc w zasadzie o tym samym: myślenie jest drabiną, którą trzeba odrzucić. „Celem teorii ironicznej jest zrozumienie metafizycznej tęsknoty, tęsknoty do teoretyzowania, tak dogłębne, by od niej całkowicie się uwolnić. Teoria ironiczna jest przeto drabiną, którą należy odepchnąć, jak tylko uświadomimy sobie, co takiego zmuszało naszych poprzedników do teoretyzowania. Teoria ironizmu jest ostatnią rzeczą, jakiej pragnie bądź potrzebuje ironiczny teoretyk" (Rorty, 79, s. 136). Innymi słowy, chodzi tu o myślenie bez myślenia o myśleniu, ale myślenie po przejściu całej tej drogi, którą jest między innymi zrozumienie. Myśl jest istotą naszej istoty. M. Mochnacki „Myślenie samo przez się jest myśleniem o tym, co jest najlepsze samo przez się, a to, co jest myśleniem w pełnym znaczeniu, jest myśleniem o tym, co jest najlepsze w pełnym znaczeniu. Rozum myśli o samym sobie przez uczestniczenie w przedmiocie myśli [...]; staje się bowiem przedmiotem myśli wchodząc w kontakt ze swo- 50 Mowa mowy im przedmiotem i myśląc o nim, tak że myśl i przedmiot myśli są tym samym" (Arystoteles, Metafizyka. Ks. XII, 7. Por. Hegel, Encyklopedia nauk filozoficznych. § 577). Zaczęło się zatem od Arystotelesa i jego opisu boskości jako rozumnej konieczności, czyli zgodności woli i wiedzy, połączonych w myśleniu myślenia, a skończyło się (?) na Heglowskiej wiedzy absolutnej, która doprowadziła do Boga jako myśli, która myśli samą siebie. Giovanni Gentile, którego jedyną myślą była sama myśl, wprowadza rozróżnienie na myśl myślącą i myśl myślaną, co stało się przedmiotem krytyki Benedetto Crocego: „w myślącej myśli, w której przekreślone zostały wszelkie rozróżnienia, nie ma już myśli, gdyż myśleć to znaczy rozróżniać, określać" (73, t. 3, s. 128). „Myśl myśląca bez myśli myślanej - twierdzi Gentile, odwołując się do słynnego powiedzenia Kanta - jest pusta, podobnie jak ślepe jest myślane bez myślącego" (73, t. 3, s. 134). [...] światło staje się błyskawicą myśli, która uderza samą siebie i stąd wytwarza sobie swój świat G. W. F. Hegel40 Mówienie mówienia Heidegger mówi, że mowa mówi. Gdy ktoś coś mówi, mówi tym samym o swoim mówieniu. Jest przy tym jednak pragmatyczny warunek: musi być słuchacz. Tak zatem jak jest mówienie mówienia, jest słuchanie słuchania. Idzie tu o odniesienie się do swojej aktywności, do swojej percepcji, do wiedzy o tym, że jest się podmiotem jakiejś czynności (tu: słuchania). Mówiąc, równocześnie także słuchamy, czy jesteśmy słuchani. Często owo słuchanie słuchania wpływa na nasze mówienie. Można by nawet sparafrazować George Steinera, który napisał, że „rdzeniem wszelkiego mówienia jest mówienie" (86, s. 10), i powiedzieć, że rdzeniem wszelkiego mówienia jest słuchanie. Albo milczenie. Mówienie mówienia wyznacza obszar milczenia, a raczej milczenia o milczeniu, mówienie o milczeniu jest bowiem zaprzeczeniem milczenia i w takim sensie milczenie można tylko milczeć. Sąd ten jednak da się zakwestionować w planie pisma: „bo jak nazwać milczące, skoro już «milczące» dla milczącego to o wiele za dużo" (Daszkiewicz, 17, s. 151). Brzemiennosć 51 Jean-Francois Lyotard (61, s. 30) twierdzi, że myśl europejska zastąpiła paradygmat referencji paradygmatem samoodnoszenia się języka (mówi się o słowach, pisze o pismach, uprawia intertekstualność i tym podobne). Podkreśla to Welsch (98, s. 62), kiedy relacjonuje: „«Zdania», stwierdza on [Lyotard - A. Ch.] z góry i programowo jasno, są jedyną rzeczą niewątpliwą, bo podać je w wątpliwość można by było tylko za pomocą zdań". Welsch mówi przez to, że Lyotard, mimo iż poststrukturalista, stoi jednak na gruncie tego, co niewątpliwe, scil. nie wątpi w niewątpliwość (z góry i programowo jasno). A zatem skoro zdania o zdaniach są niewątpliwością, to wypowiedź o wypowiedzi, tekst o tekście, język o języku, mowa o mowie, a może i myślenie o myśleniu oraz świadomość świadomości są niewątpliwościami. Mamy zatem jedną z możliwych wykładni autogeneracji: niewątpliwość. Autogeneracja, czy to dlatego, że jest samoreferencyjna, czy dlatego, że obraca się we własnym, tworzonym przez siebie paradygmacie, nie dopuszcza do wątpliwości, wskazując na swą tożsamość. Taka możliwość istnieje przy założeniu referencyjnej koncepcji języka, według której język znajduje odpowiednik w rzeczywistości, a pismo w mowie. Założenie to oczywiście jest nie do przyjęcia przez dekonstrukcjonistów, którzy raczej napiszą jak Joanna Dasz-kiewicz (17, s. 153): „Pisanie, które samo jest teraz w sytuacji podobnej do sytuacji, w jakiej znalazło się pisanie, o którym piszę". Daszkiewicz przepisuje też zdanie Gregory'ego Ulmera (17, s. 157): „Pisanie ukazuje więcej niż mówi". Wniosek z tego taki, że pisanie jest kiepskim mówcą. Woli zajmować się sobą. Niechętnie odwołuje się do referencji mowy, jak bowiem pisał Jacąues Derri-da, „celem pisma jest przepisywanie pisma" (93, s. 140; 22, s. 374). Na wynikające z tego niebezpieczeństwa wskazywano bardzo często, by przywołać tylko BorgesaBibliotekę Babel czy też ironiczną refleksję poety o gargantualnym rozmnażaniu się pisma: „W chwili, kiedy to piszę, leży przede mną na stole ilustrowana księga dużego formatu pt. Whole COSMEP Catalog. COSMEP oznacza Committee of Smali Magazine Editors and Publishers. Do organizacji tej należy około sześciuset «małych magazynów* wypełnionych głównie poezją i rozpowszechnianych poza normalnym rynkiem księgarskim. Ogólna ich liczba w Stanach Zjednoczonych sięga tysiąca, w Anglii jest ich coś czterysta. W pobliżu naszej Zatoki San Francisco (bo gdzieżby indziej) wychodzi ów katalog, jak również pismo tych pism - «The Smali Press Review»"41. 52 Mowa mowy Pisanie, podobnie jak mówienie, nastawione jest na odbiór siebie, czyli czytanie. W niektórych koncepcjach czytanie jest czynnością inicjującą i inaugurującą pisanie. W takim sensie można by określić pisanie jako czytanie czytania (wczytywanie się w to, co inni chcą czytać, ale i wczytywanie się w pismo tego świata - nie ma niczego napisanego, co przedtem nie byłoby przeczytane). To jest tylko bardzo duże uproszczenie, z konieczności metaforyczne, obszar pisanie-czytanie stał się bowiem residuum pokaźnej części myśli humanistycznej. Jak z przytoczonego cytatu wynika, nie za bardzo da się pisać o milczeniu. Może jednak o milczeniu łatwiej pisać niż o niepisaniu. A skomplikowania te da się opatrzyć mottem z Wittgensteina: Vovon man nicht sprechen (schreiben) kann... Pytanie o pytanie Jest taka anegdota, którą przytacza Clifford Geertz: „Anglik w rozmowie z Hindusem dowiaduje się, że świat opiera się na grzbiecie słonia, który z kolei spoczywa na grzbiecie żółwia. - A na czym spoczywa ten żółw? - Na następnym żółwiu. -No, a tamten? - Ach, Sahib, pod nim już do końca są żółwie"42 (10, s. 116). Zwróćmy uwagę na dwa aspekty tej anegdoty. Pierwszy to łańcuch pytań, który odzwierciedla pozytywistyczną epistemologię, jednocześnie ujawniając niewzajemność: rzekomą obiektywność pytającego, który zadając neutralne pytanie, spodziewa się usłyszeć treści, których sam nie zna. Spodziewa się także, że obnaży niewiedzę pytanego i tym samym - poprzez „obiektywizm" - ujawni swoją wyższość, „lepszość" swojej epistemy czy też swojego słownika. Stosowanie tej epistemy interpretacyjnej z założenia wyznacza układ niewzajemny, z tym że pytający zapomina, iż jego episte-ma ma taką samą moc nihilującą w stosunku do jego własnej wiedzy. Jest to epistema samonihilująca się. Stosowanie jej w celach poznawczych może świadczyć o epistemocentryzmie, czyli o zadufaniu badacza we własne metody i we własną wiedzę. Epistema łańcucha pytań jest bardzo stara; spotykamy ją w sokratejskich dialogach, w tekstach gnostycznych, bogomilskich, w pieśniachEćWy, w literaturze bizantyjskiej (być może z tej tradycji czerpał Józef Brzemiennosć 53 Wissarionowicz Stalin układający gramatykę właśnie w kompozycji pytań). Tę anegdotę Geertza można skomentować inną anegdotą 0 Edwardzie Sapirze, „który badał język pewnego szczepu Indian amerykańskich i miał trudności ze zrozumieniem gramatyki. Jego pomocnik znał badany język. Wreszcie wydało się badaczowi, że zrozumiał zasady, co do których miał wątpliwości. Aby sprawdzić swą hipotezę, zaczął układać zdania. «Czy można tak powiedzieć?* - pytał swego pomocnika i wypowiadał jakieś zdanie. Ponawiał kilkakrotnie próby, za każdym razem usiłując inaczej wyrazić swą myśl. Pomocnik za każdym razem przytakiwał i mówił: «Tak, można to powiedzieć*. Było to potwierdzenie słusznego kierunku rozumowania. Nagle, okropne podejrzenie przemknęło przez umysł Sapi-ra. Raz jeszcze zapytał, czy «można tak powiedzieć?*, i raz jeszcze odpowiedź brzmiała «Tak». Wtedy zapytał: «A co to znaczy?», a w odpowiedzi usłyszał: «Licho to wie, chyba nic»"43. Pytania Sa-pira nie miały dynamiki odzyskującej, nie trafiały bowiem na opór epistemologiczny interlokutora, który nie przypisywał gramatyce władzy nad językiem (znaczeniem). W tym języku był inny podział władzy między gramatyką a semantyką niż ten, do jakiego przywykł europejski badacz. Pytanie o sens (znaczenie) miało uprawomocnić dotychczasowe pytania; pytanie o sens-znaczenie było w tej sytuacji pytaniem fundamentalnym. W dalszej kolejności Sapir powinien był zadać pytanie o znaczenie znaczenia w tym języku, powinien poszukiwać jego centrum, jądra, bo tak nakazuje episte-ma interrogacji. Całe poznanie zmierza do sformułowania absolutnie pierwszego pytania, to znaczy takiego, przed którym nie da się już postawić żadnego pytania. W tym absolutnie pierwszym pytaniu znak inter-rogatywności znajdowałby się przed, a nie za. To pytanie jest stale stawiane na gruncie filozofii i stale też okazuje się, że grunt jest niezbyt utwardzony, że absolutnie pierwsze pytanie nie jest zbyt dobrze ugruntowane. Arystotelesowskie tito on (czym jest byt?) już dawno zostało podważone przez filozofię wskazującą na prymat epistemologii nad ontologią. Pojawiło się pytanie o bycie bytu. Emerich Coreth uznał, że akt pytania jest pierwszym aktem myślenia, który bezzałożeniowo poprzedza każdy inny. Pisze on (99, s. 14-15): „Ilekroć chcę zacząć i kroczyć naprzód, za każdym razem mogę 1 muszę zapytać najpierw o początek. W ten sposób pytanie ukazuje się jako - wymagany przez sam porządek rzeczy - początek, 54 Mowa mowy który wyprzedza każdy inny możliwy początek. Lecz jeśli początkiem jest pytanie, to musi to być pytanie o samo pytanie i warunki jego możliwości: o sam akt pytania należy transcendentalnie zapytać. Nie chodzi o to czy tamto pytanie szczegółowe, lecz o niekwestionowany fenomen pytania w ogóle. Jeśli jako warunek możliwości pytania wyłania się przedwiedza, która jest współzałożona w pytaniu, to nie chodzi o określoną, najczęściej empiryczną przed-wiedzę, która umożliwia konkretnie określone pytanie i wskazuje kierunek, gdyż każde konkretne pytanie może być przedmiotem następnego pytania - o jego sens i możliwość. Możliwość pytania w ogóle nie jest uwarunkowana możliwością określonych pytań szczegółowych. Raczej odwrotnie, możliwość dowolnego pytania szczegółowego jest uwarunkowana uprzednią możliwością pytania w ogóle. Chodzi więc o czystą przedwiedzę, która umożliwia zapytanie jako takie. Ta przedwiedza ukazuje się jako czysty ruch, który przekracza wiadome i antycypuje niewiadome, gdyż o niewiadomym wie już jako o tym, o co można zapytać [...]. W ten sposób odsłania się horyzont zapytywalności w ogóle". Całą kwestię można by zatem zamknąć genezyjską formułą: „Na początku było pytanie", bądź kartezjańską: Quorro ergo sum, gdyby... gdybyśmy nie zadawali pytania o początek początku i o owo ergo. Paweł Floreński w tekście Filar i podpora prawdy, konstytuując Prawdę, pisze (27, s. 191): „Dlatego na pytanie «Gdzież koniec?» pada odpowiedź: «Nie ma go». Jest tylko bezgraniczne cofanie się, regressus ad infinitum, schodzenie w szarą mgłę «brzydkiej nieskończoności*, nigdy nie zatrzymujący się upadek w bezgraniczność i bez-deń". Floreński wskazuje, że rozum (czy to w postaci sceptycyzmu -epoche, czy Spencerowskiego kryterium autentyczności) nie jest w stanie przerwać tego procesu. W tym wypadku samorodne pytanie o pytanie przerywa/zahamowuje/zawiesza ciąg epistemologiczny ujawniający nieskończoną bytowośćin potentia, niein actu. Pytanie o pytanie ujawnia rozumne szaleństwo tego procesu i na chwilę go zawiesza. Sens sensu Ta autogeneracja w pierwszym odruchu kojarzona jest z interro-gatywnością, a nawet z prowokacją. Sens sensu brzmi jak pytanie sceptyka, cynika, nihilisty. Przy interrogatywnym odbiorze tego Brzemienność 55 konstruktu należy poważnie zadbać o fundamenty i absolut. Jasne jest, że nie ma wspólnego sensu, ale najogólniej wierzymy, że samo istnienie ma sens (niezależnie od koniunkturalnych poglądów raczej trwamy przy życiu - istniejemy - ergo wyznajemy jego sens). Sens jest inny dla każdego, ale ważne, że jest on zawsze dla kogoś. Sens bez podmiotu traci swoją sensowność, łatwiej ujawnia swoją nonsensowność. Trudno jest na przykład spotkać taką opinię: „Ja uważam, że nic nie ma sensu, ale to dotyczy tylko mnie, bo poza mną (beze mnie) ów sens wszystkiego istnieje". Jeżeli wypowiadający taki sąd szczerze wierzy w istnienie sensu poza nim, to musi to być też jego sens. Z kolei nonsens prowokuje do szukania w nim sensu: nie ma takiego nonsensu, w którym wierzący w istnienie sensu nie odnalazłby sensu. „W tym szaleństwie jest metoda". Nonsens także prowokuje, wyzywa sens. Rzecz w tym, że są różne sensy: małe, prywatne, koniunkturalne, pragmatyczne, logiczne i wiele, wiele innych, ale jest też sens generalny, sens fundamentalny bądź absolutny, który w zetknięciu się z sensami mniejszymi ujawnia różnię: co innego nasze doraźne sprawy intelektualne bądź egzystencjalne, a co innego, gdy świat się wali, gdy ginie istota (ujawnia się brak istoty istoty). Sens sensu, w rozumieniu gradacyjnym (teogonicz-nym - absolutyzującym), nie interrogatywnym i nie fundamentalnym, likwiduje wszystkie małe, prywatne, okazjonalne sensy, czyniąc je bezsensownymi. W taki sposób Anna Zeidler-Janiszewska (100, s. 56) usprawiedliwia implicite sposób istnienia postmoder-ny: „Postmoderna więc, rozbijając i destruując ostatecznie sens związany z Całością i Jednością, nie odmawia jednostkom prawa do usensowniania własnego życia, a wręcz do tego namawia - w formie «mikronarracji», «opowieści», «budującej rozmowy*, «auto-deskrypcji»" . Usensownianie własnego życia nie jest, wbrew pozorom, sensem mniejszym, prywatnym -jest to konieczność obecności sensu. Jest to „okolica" sensu w rozumieniu Heideggerowskim, jego „okolica okolic", to znaczy: jest to konieczne miejsce dla pojęcia. Wmówione sensy Całości i Jedności rozpadają się, ukazują swoją nonsensowność, ale tak naprawdę to nie sens się rozpadł, tylko Całość i Jedność, które ujawnły swoją hipostatyczność (por. rozdział jedność czy wielość). Zygmunt Bauman wskazuje na sposoby istnienia sensów sensów, którymi są dla niego religia i społeczeństwo (6, s. 67): Społeczeń- 56 Mowa mowy stwo wyposażone w religię „jest gwarantem wszelkich sensów, ale samo pozbawione jest sensu, źródłem wszelkich celów, ale samo pozbawione celów". Religia jest uprawomocnieniem sensu, celowości. „Sens jest przypadkowy, przypadek sensowny" (E. i T. Sławkowie, 85, s. 286). „Sens jest zawsze sensem dla kogoś, bo inaczej mówienie o sensie jest pozbawione sensu" (Banasiak, 3, s. 184). „Z braku sensu w sensie bierze się nonsens" (Nycz, 69, s. 141). „Normalne pytania": Co to jest sens? Jaki jest sens? Czy jest w tym sens? - odnoszą się między innymi do doświadczenia. Pytanie o sens sensu nie uwzględnia doświadczenia, podważa je i uchyla bądź ukazuje jego niemoc (podnoszenie się za harcap). Postmodernizm podważa całą tradycję pytań o sens - pytań zorientowanych przedmiotowo, a zatem zakładających fundamen-talność, absolutność i autonomię sensu. Pytanie o sens sensu zorientowane jest podmiotowo, sens pyta o samego siebie, by w tym samym momencie zapytać o sensowność swego pytania (por. Niż-nik, 68, s. 345-346). Referencje: I. A. Richards, C. K. Ogden, The Meaning ofMeaning, 1923; M. Mer-leau-Ponty, Sens et nonsens, Paris 1948; E. Grodziński, Zarys teorii nonsensu, Wrocław-Warszawa-Gdańsk-Łódź 1981; R. Ederman, Voices within Voices. W: Performance in Postmodern Culture. M. Benamon, Ch. Caramello (ed.), Mil-waukee and Madison 1977; E. Levinas, O Bogu, który nawiedza myśl. Tłumaczenie M. Kowalska, Kraków 1994, s. 183. Wartość wartości „Problemem krytycznym jest wartość wartości, z której wypływa ich wartość, a zatem problem ich tworzenia [...]. Rzeczą zasadniczą jest to, że wysokie i niskie, szlachetne i nikczemne nie są wartościami, lecz reprezentują żywioł różnicujący, z którego wywodzi się wartość samych wartości" (Deleu-ze, 18, s. 5-6). Przewartościowanie wartości czy też wcześniejsze odwartościo-wanie wartości, o czym pisał Nietzsche w związku z ogłoszeniem śmierci Boga - jak Maciej Potępa relacjonuje Gianniego Yattimo Brzemiennosć 57 interpretację filozofii autora Woli mocy - pozostawia poza sobą stanowisko nowoczesności (72, s. 357). „Bóg umarł, zabity przez «wolę do prawdy», którą wierni zawsze w sobie kultywowali i która teraz prowadzi ich do tego, że bez Boga odtąd muszą się obejść. [...] Bóg umarł - zabity przez religijność, przez wolę do prawdy -oznacza więc, że w epoce ponowoczesności «pojęcie prawdy nie ma już żadnej wartości*, a samo pojęcie fundamentu nie odgrywa żadnej pozytywnej roli. Epoka nihilizmu, którą dla Vattimo jest ponowoczesność, nie pozostaje w stosunku do nowoczesności w relacji «przezwyciężania» (Uberwindung) krytycznego. «Nie można nowoczesności przekroczyć na drodze przezwyciężania krytycznego, bowiem byłby to krok pozostający jeszcze całkowicie wewnątrz nowoczesności*". Zatem przewartościowanie wartości - tak jak Maciej Potępa relacjonuje Vattima interpretację filozofii Nietzsche-go - to zmiana sposobu ich tworzenia/uzasadniania. „[...] sens krytycznej teorii [dekonstrukcjonizmu -A. Ch.] polega [...] na generalnym «przewartościowaniu wszystkich wartości*. Przewartościowanie wartości jest zmianą systemu wartości, innego ich ugrupowania według jakiejś nowej idei, co w efekcie zaświadcza wyłonienie się wartości wartości. Przewartościowanie wartości może też oznaczać, że poszczególne wartości zmieniły swą treść, ujawniły swe janusowe oblicze, przestały być potrzebne w takim kształcie i jako takie muszą być zmienione, «przewartościowa-ne» bądź odłożone do lamusa historii" (Nycz, 69, s. 29). W konsekwencji nabrzmienia treści słowa/pojęcia dochodzi do jego pęknięcia. Niegdyś na przykład o pięknie mówiło się jako o wartości samej w sobie, podobnie jak o innych wartościach estetycznych i etycznych, które uzyskiwały uprawomocnienie z zewnątrz, głównie z ideologii, ze sfery nadrzędnej. Potem przyszły dialektyka, Aufhebung, relatywizm, binarność, strukturalizm, które stopniowo ukazywały, że nie ma dobra bez zła, piękna bez brzydoty, i przywracały pojęciom ich pierwotny, dialektyczny sens, wskazując na metafizykę opozycji. W tej sytuacji powstała kwestia: co jest wartością? Jak dobro może być dobre, skoro przyjmuje zło? Czy mniejsze zło jest mniejszym dobrem? Jak można stopniować zło i dobro? - i tym podobne. Zakwestionowanie dogmatycznych wartości (pytania w stylu postmoderny o dobro dobra, o zło zła - czyli tradycyjna teodycea unde malum?; o piękno piękna - po modernistycznym zaakceptowaniu piękna brzydoty) stworzyło pytanie o wartość wartości. 58 Mowa mowy Zatem: wartość może być podejrzana, może spotkać się z pytaniem, czy sama jest obdarzona wartością. Wartością może być sytuacja, w której nie trzeba się odwoływać, stanowić wartości, czyli wartością byłby brak wartości. Jeżeli jest jakaś wartość, która ma wartość, to musi ona znajdować się [...] poza światem. L. Wittgenstein, Tractatus logico-philosophicus, 6. 41 „Różewicz bada wartość wartości" („Dekada Literacka" 3 0IV1996). „[...] technikę rozumie się jako zastosowanie nauki, tę zaś jako czystą teorię dla techniki, przy czym w przypadku ich obu ważny jest jako «wartość»per se ich «wolny od wartości* rozwój [...]" (Zim-merli, 101, s. 233). Referencje: B. Baran, Postnietzsche. Kraków 1997. Tam m. in.: „najwyższe wartości tracą wartość", „przewartościowanie wszelkich wartości", „utrata wiary w wiarę". Zmiana zmiany „Cóż oznacza owa ewidentna zmiana dystansu?- właśnie to: ewidentną zmianę dystansu". Cóż my tu mamy? Fakt, że zmiana oznacza zmianę lub z m i a n ę, że coś oznacza to, co oznacza lub oznacza, ale też i podkreślenie, że zmiana rodzi zmianę lub zmianę (Daszkiewicz, 17, s. 153). Każda zmiana bowiem pociąga za sobą nieuchronne zmiany, w efekcie których zmienia się to, co się zmienia. W wierzeniach hinduskich istnieją uosobienia przemian, tak zwane maya. Porównajmy tę ideę z opisywaną tutaj autogeneracją. Pisze Mircea Eliade: „Tak więc w Rygwedzie^ około 1500 lat przed klasyczną wedantą, uchwycono pierwotny sens terminu maja: «zmia-na chciana», tj. zmiana - stworzenie lub zniszczenie - i «przemiana przemiany». Należy teraz zapamiętać, że filozoficzne pojęcie maji - kosmicznej iluzji, nierzeczywistosci, nie-bytu - wywodzi się jednocześnie z idei «przemiany», zmiany kosmicznej normy, a więc magicznego lub demonicznego przekształcenia, i z idei stwórczej mocy Waruny, który dzięki swej maji przywraca ład we wszechświecie. Można więc zrozumieć, dlaczego wyraz maja uzyskał znaczenie kosmicznej iluzji. Stało się tak dlatego, że od samego początku chodziło o pojęcie dwu- Brzemiennosć 59 znaczne, a nawet ambiwalentne: nie tylko o ideę demonicznego zakłócenia porządku kosmicznego, lecz także boskiej mocy stwórczej. Nieco później według wedanty sam kosmos stanie się iluzoryczną «transformacją», inaczej mówiąc - systemem nierealnych zmian"44. Logologia Początkowo starałem się wprowadzić w tę prezentację autogenera-cji jakiś porządek, ale po wielu próbach uznałem to za sprawę niezmiernie trudną i zdecydowałem się na użycie formy bricolage'u. Bricolage - to bardzo wygodna metoda, wobec której najgroźniejszym zarzutem jest zarzut lenistwa. Sama metoda wskazuje na swoją przygodność, efemeryczność, użyteczność i łatwość rezygnowania z tejże użyteczności, gdy tylko przestaje ona być użyteczna. Ale bricolage ma niewątpliwie jedną, bodajże najważniejszą, zaletę (?): otóż cały oddaje się odbiorcy, mówiąc: bądź moim twórcą. Odczytaj, nałóż, ułóż, odtwórz, stwórz, wytwórz, potwórz, powtórz, jakikolwiek porządek chcesz. Racjonalny bądź artystyczny. Nie będę ci narzucał - sugeruje zaledwie bricolage - żadnej typologii, chronologii, porządku, systematyki, prócz tej idei nienarzucania czegokolwiek. narracja narracji - „Omówienia, komentarze, monografie, czyli metanarracje o dekonstrukcjonistycznych narracjach mogłyby już utworzyć sporą bibliotekę" (Makowski, 64, s. 106). świadomość świadomości - Literatura jest niczym innym jak „świadomością własnej świadomości" (Nycz, 69, s. 139). esej o eseju - Michał P. Markowski dowodzi, że esej postmodernistyczny nie dopuszcza do ustalenia ogólnej poetyki eseju (65,passim). użyteczność użyteczności - „Jeżeli [...] kryterium użyteczności jest dobre [...], ponieważ ono samo jest użyteczne, rozumowanie pragmatysty tworzy błędne koło" (Kołakowski, 40, s. 79). pojęcie pojęcia - (R. Rorty) nazwa nazwy - „[...] czy wołam mojego psa, czy może wymieniam nazwę, którą on nosi, czy używam czy też nazywam jego nazwę" (Derrida, 79, s. 179). 60 Mowa mowy definicja definicji - „[...] Agryppa, sceptyk. Ten przeczy, jakoby czegokolwiek można było dowieść, gdyż wszelki dowód wymaga dowodu wcześniejszego (Hypotyposes, I 166). Sextus Empiricus dowodzi podobnie, że definicje są próżne, gdyż należałoby zdefiniować każde ze słów, jakich się używa, a potem zdefiniować definicję (Hypotyposes, II 207)" (J. L. Borges, Awatary żółwia, 8, s. 62). możliwość możliwości - „[...] nic nie jest mu bardziej obce Q. Derri-dzie - A. Ch.] niż analityka pojęć i analityka sądów. Owe poszukiwane przezeń «a priori» znajdowałoby się, gdyby ich status był rzeczywisty, poniżej progu «tego, co estetyczne*, w otchłaniach, gdzie możliwość doświadczenia «zmysłowego» znajduje dla siebie nie tyle solidny grunt, co ruchome piaski. Zakwestionowana zostaje sama możliwość możliwości: czyż sfera możliwości, choćby tak trudno uchwytna w rozumieniu, nie stanowi nieusuwalnej ostoi tego, co daje się skonceptu-alizować?" (Gaudin, 31, s. 91-92. Por. Banasiak, 3, s. 138, 72). sąd sądu - „[...] dlatego nasze sądy o Sądzie osądzają nas samych" (Sollers, 2, s. 9). sceptycyzm (wobec) sceptycyzmu - „Nihilizm absolutyzuje samą nicość [...] nihilizm okazuje się dogmatyczny wtedy, gdy widzi w braku sensu ostateczny i niewątpliwy fakt, i jeśli jego wątpliwość co do dogmatycznie ustanowionego sensu nie implikuje również możliwego sceptycyzmu wobec tego sceptycyzmu" (Patocka, 71, s. 13. Por. też.: Szestow, 90, s. 47). nauka nauk - „Filozofia zawsze lubiła zajmować stanowisko służebne. W wiekach średnich była ancilla theologiae, w naszych czasach jest służebnicą nauki. A nazywa siebie nauką nauk" (Szestow, 90, s. 59). „Sokrates nalega, by otrzymać ubogą choćby odpowiedź, która [...] powie mu, co jest w nauce z naukowości nauki i dlaczego te różne nauki nazywa się naukami" (Derrida, 21, s. 294). ignorancja ignorancji - „Bogów nie-wiedzy, którzy ignorują własną ignorancję, nazywa Georges Bataille już to ateistami, już to ignorantami"45. sztuka o sztuce - „Stanowiąc próbę redefinicji sztuki, każde rzeczywiście awangardowe wydarzenie staje się sztuką o sztuce, Brzemiennosć 61 tekstem o tekstach, czyli metatekstem" (Bernstein, 7, s. 12). „[...] sąd o sztuce sam musi być dziełem sztuki" (Markowski, 65, s. 117). prawo prawa - „[...] Derrida sytuuje się właśnie w sferze Kan-towskiej krytyki i wymogu powrotu do pierwotnego fundamentu. Już sam styl refleksji uwidacznia zapożyczenie z koncepcji trans-cendentalizmu głównego składnika: kwestii prawomocności, nawet jeśli składnik ten zostaje tutaj w istotny sposób przekształcony. Wzmocnieniu podlega bowiem pytanie: quid juris?, w którym chodzi teraz o prawo prawa" (Gaudin, 31, s. 77-78). doświadczenie doświadczenia - „Kant znalazł warunki możliwości doświadczenia. Husserl wzniósł się ponad transcendentalizm zapytując: do jakiego doświadczenia odnosić się będzie pojęcie doświadczenia? Stworzył więc fenomenologię, ażeby opisać pewien rodzaj doświadczenia pierwotnego, które również jest transcendentalne" (Gaudin, 31, s. 91). „«Współwędrując» z Heideggerem po jego drodze myślenia, Wo-dziński dokonuje imponującej próby przekroczenia tego, co nieprzekraczalne, skłonienia metafizyki do przerwania uporczywego myślenia. Dlaczego «doświadczenie doświadczeń* epoki nie przeistoczyło się w «pytanie pytań»?" (Gniazdowski, 33, s. 7). granica granic - „Są granice przekraczania granic" (dziennikarze rozmawiający o etyce dziennikarskiej w I pr. TVP 25.05.1995. Por. „Literatura na Świecie" 1986, nr 6, s. 269). refleksja o refleksji namysł o namyśle - „Moim głównym pytaniem jest: jak filozofia jako taka może jawić się sobie samej jako coś innego niż ona sama, to znaczy, czy może ona poddać refleksji źródła własnej rozumności?" (Derrida, 24, s. 105-106) wola woli - „Kres zachodniej metafizyki stanowi [...] koncepcja Nietzschego, w której wola - wykładnia bycia w filozofii niemieckiej - pojawia się jako wola woli, czyli najgłębsza istota bytu w jego całości" (Banasiak, 3, s. 23). szczęście szczęścia - „[...] nie istnieje szczęście, które, gdyby stało 62 Mowa mowy się dla siebie jasne, uznałoby samo siebie za dostateczne" (K. Ja-spers, Filozofia egzystencji. Wybór pism. Warszawa 1990, s. 109) -innymi słowy, nie jest to szczęście mieć szczęście. zasada zasad - „[...] Husserl poświęcił «zasadzie wszystkich zasad* osobny paragraf [Idee czystej fenomenologii i fenomenologicz-nej filozofii - A. Ch.]. Co do tej zasady, twierdzi Husserl, «żadna teoria, jaką by można wymyślić, nie może nas zwieść na manowce*" (Heidegger, 43, s. 211). zniknięcie zniknięcia - „«Różnia [...], jeśli 'jest' ('jest' także przekreślam) tym, co umożliwia uobecnianie się bytu obecnego, sama nie uobecnia się nigdy. Nie objawia się nigdy. Nikomu» (R, s. 378). Wszelkie zaś usiłowanie pokazania jej, wystawienia na pokaz, objaśnienia, a zatem uobecnienia, z góry skazane jest na niepowodzenie, jest z zasady niemożliwe. Doprowadziłoby jedynie do jej «zniknięcia jako czegoś niknącego*, doprowadziłoby do «zniknięcia zniknięcia. Gotowa byłaby się ukazać jako zanik» (R, s. 378)" (Banasiak, 3, s. 121-122). gra w grę - „Język jest [...] grą, która sama siebie grając przejmuje [...] rolę absolutnego podmiotu" (H. G. Gadamer, 72, s. 354). „Derrida gra przecież w grę «Pana gry»" (Banasiak, 3, 88. Por. Descombes, 23). krytyka krytyki - „Jednakże należy zastosować krytykę bardziej radykalną (która tym bardziej rozprawiłaby się z tradycyjną krytyką), przeciwko krytyce dekonstrukcyjnej, która przez błędne pojmowanie warstw refleksyjnych tekstu i jego funkcji poznawczych jako samego tekstu..." (Gasche, 30, s. 31. Por. też: H. Bergson, Pamięć i życie. Wybór tekstów G. Deleuze'a. Przełożyła A. Szcze-pańska. Warszawa 1988, rozdz. Krytyka krytyki, s. 111). fabuła fabuły - „Eseje konstruuje Borges jak długie narracyjne bajki: fabuła (rozbudowana metafora) i szczera myśl (morał). Dokładniej -jest to fabuła fabuły lub metafora metafory, ponieważ eseje dotyczą wyłącznie literatury, a to znaczy - wszystkiego" (Krutel, 52, s. 171). metafora metafor - „Nietzscheańskie określenie prawdy jako ruchomej armii metafor* jest prawdą, którą stworzył Nietzsche przy pomocy pięknej metafory" (Rorty, 79, s. 37, 50-51). Brzemienność 63 Andrzej Falkiewicz, Metafora metafor. O poezji Tymoteusza Kar-powicza. „Teksty Drugie" 1991, nr 3. „Mówić o wartościach estetycznych idei filozoficznych czy religijnych (zawsze zakorzenionych w literaturze) to mówić tylko o me-taforyzacji metafor, o estetycznych sposobach metaforyzacji metafor już istniejących, o literaturze jako metaforze metafory" (Kru-tel, 52, s. 172). kanon kanonów - „[...] tłumacz [...] niejednokrotnie natykał się na tłumaczenie świetne, tak świetne, że później z dużą obawą ważył się poprawiać własne interpretacje - najczęściej wtedy, kiedy wiersz należy do whitmanowskiego kanonu kanonów" (A. Szuba, Posłowie do: W. Whitman, Pieśń o sobie. Kraków 1992, s. 428). echo echa - Lech Sokół o obecności myśli Swedenborga w kulturze europejskiej („Studia Scandinavica". Zeszyty Naukowe UG. Gdańsk 1988, s. 86). parodia parodii - „Candy, tak argumentowano, nie jest żadną pornografią, lecz szyderstwem, dowcipną satyrą na konwencję taniej, pornograficznej szmiry. To próba uszlachetnienia, lecz rzecz się tak prosto nie przedstawia. Candy może być dowcipna, ale mimo to książka pozostaje pornografią. Bowiem pornografia nie może parodiować samej siebie" (S. Sontag o książce T. Southern, M. Hoffenberg, Candy. 1958. W: A. Maksymiuk, S. Pazura, Prohibita. Setka ksiąg zakazanych i pięćdziesiąt powodów ku temu. Warszawa 1993, s. 113). ironia ironii - Ironia stwarza samą siebie (Rorty, 79, s. 100, 110). „U Sokratesa najbardziej ironiczne jest to, że nie ironizuje on, gdy zapewnia niezliczone razy, że wie jedynie, iż nic nie wie" (Sloter-dijk, 84, s. 229). sprzeczność sprzeczności - „[...] Myśl - zarazem sprzeczna i nie-sprzeczna, umieszczona - gdzieś pomiędzy, takim zabiegiem jeszcze raz potwierdzałaby siebie, swoją sprzeczność" (Gołębiewska, 34, s. 69). wszystko wszystkim - „Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za wszystko i wszystkich, wobec wszystkich, a ja bardziej niż wszyscy inni" (Dostojewski, 58, s. 57). 64 Mowa mowy zagadka zagadki - Heraklit przytacza zagadkę zadaną Homerowi, która doprowadziła do śmierci rapsoda i pozbawienia go mądrości. Sam nie daje rozwiązania tej zagadki. Pisze Giorgio Colli (12, s. 63-64): „Posłużywszy się zagadką zadaną Homerowi, sam zadaje zagadkę na temat tamtej zagadki [...]". miara miar - „Demaskacja metanarracji ma sens tylko wówczas, gdy zachowujemy przynajmniej jedną miarę do wyjaśnienia degeneracji wszelkich rozsądnych miar" (Habermas, 78, s. 67). dogmat dogmatu - „Dogmatycy zarzucają stoikom, że oni sami przyjmują poznanie rozumowe i wygłaszają pozytywne twierdzenia (dogmatyzują). Odpierając bowiem poglądy przeciwników, sami opierają się na poznaniu rozumowym i w konsekwencji afirmują swoje tezy i dogmatyzują. Gdy bowiem twierdzą, że niczego nie określają i że dla każdego twierdzenia istnieje przeciwtwierdzenie, to tym samym coś określają i głoszą tezę pozytywną (dogmatyzują)" (Diogenes Laertios, 56, IX 11, 103). reguła reguł - Ricoeur o metodzie szachisty, który rozgrywa sy-multankę, co jest modelem historiozofii pojmowanej jako jedność dziejów (75, s. 80). „Brak reguł stosowania reguł to idea Wittgensteina" (Baran, 4, s. 184). rodowód rodowodu - „[...] rodowód romantyczny też ma swój rodowód" ( Rymkiewicz, 81, s. 107). kategoria kategorii - „Porzuca [Derrida - A. Ch.] również kategorię kategorii - byt, przydając śladom pisma funkcję pośrednika między bytem a niebytem" (Gołębiewska, 34, s. 68). niewysłowienieniewysłowienia - „Odrzucali [sceptycy-A. Ch.] nawet zwrot «nie określać* [...], uważając, że gdy wypowiadamy zwrot w rodzaju «Nic nie określamy* [...], już tym samym coś określamy" (Diogenes Laertios, 56, IX 11, 74). „Poszukiwanie coraz wyższych i wyższych poziomów bytu można złożyć na karb samej natury języka, jeśli już dogmat ów zostanie ustalony. Cokolwiek byśmy powiedzieli, choćby negatywnie, o pierwszej zasadzie, zakładamy tym samym, że coś można o niej powiedzieć, że nie jest więc absolutnie niewysłowiona - a to zachę- Brzemiennosć 65 ca nas do poszukiwania poza tym Pierwszym nowej zasady, która byłaby tak niewysłowiona, że nawet nazwać ją niewysłowioną nie byłoby właściwe. Niestety, dociekanie takie nie ma końca. Mówiąc, że nawet niewysławialności nie można przypisywać Ultimum, przydajemy mu nowy orzecznik; «bycie tak niewysłowionym, że nie można go nawet nazwać niewysłowionym* - orzeka coś w nie mniejszym stopniu niż „bycie niewysłowionym" (Kołakowski, 49, s. 56-57). chwyt chwytu - „Dzięki samozwrotności, w zwielokrotnionych aktach samoodniesienia - niczym w zwierciadle odbijającym siebie samego - literatura uwolnić się może, jak sądzi Ricardou, od wszelkich zewnętrznych zobowiązań i odniesień. Manifestuje w końcu jedynie to, czym «jest» sama w sobie i dla siebie: świadomością własnej świadomości; czystą fikcją, samą narracyjnością, bezprzedmiotowym przedstawieniem przedstawienia. (Notabene, analogiczną rolę ontologicznej kategorii, jaką gra u Szkłowskiego chwyt udziwnienia oraz chwyt obnażenia chwytu, pełni u Ricardou chwyt misę enabyme oraz jego tematyzacja [...]" (Nycz, 69, s. 139-140). forma form - „Indywidualne, świadomie poznające Ja natomiast (różne od entelechii i psychoidu) stoi w tej koncepcji przy poznawczym trakcie życia samego i przygląda się z podziwem spektaklowi kształtotwórczych form entelechii ponadindywidualnej, podążającej w filogenetyczno-historycznym marszu ku Jednemu Wiedzy, które jest tu analogonem Arystotelesowskiego Boga, jako «zebra-nej w kulę» (Bergson) Formy Form" (Hans A. E. Dreisch, 73, t. 1, s. 55). obojętność obojętności - „Nauczyłam Talesa, [mówi śmierć -A. Ch.] pierwszego z waszych mędrców, iż żyć a umierać to jest obojętne, owo też temu, kto go pytał, czemu zatem nie umiera, odpowiedział bardzo roztropnie: «Ponieważ to jest obojętne*" (M. Montaigne, Próby. Rozdz. Jako filozofować znaczy uczyć się umierać. Ks. I, rozdz. XX, s. 216). chcenie chcenia - „Zanim odpowiemy na pytanie: chcemy być stoikiem, czy też nie chcemy, musimy rozstrzygnąć inną kwestię: czy ktoś, kto zaczyna od abstrakcyjnego myślenia, może chcieć czegoś chcieć?" (J. Simont, „Sztuka i Filozofia" 1996, nr 11, s. 32). 66 Mowa mowy zapomnienie zapomnienia - „Oto bowiem pozyskaliśmy na stałe pierwszego dziennikarza - profesjonalistę, od lat «siedzącego» w temacie. I tak już zostanie na zawsze. Tego mu nie zapomnimy zapomnieć..." („Kurier Czytelniczy" 24.09.1996, s. 7). odpowiednia odpowiedź - (George Steiner) marzenie marzenia - „Marzenie samo w sobie jest już działaniem, jest rzeczywistością, faktycznym zagrożeniem ustalonego porządku, umożliwia ono to, o czym się marzy" (G. Deleuze, za: J. Si-mont, loc.cit., s. 29). Rozplenienie Interrogatywność Archibald Mc Leish, Ars Poetica: „wiersz nie powinien znaczyć, lecz być". „Próbuję, [Derrida, 21, s. 303] pisać pytanie: (co znaczy) znaczenie?" A ten fragment wiersza natychmiast rodzi pytanie o znaczenie znaczenia i znaczenie bytu oraz rozplenia się, nie mogąc ani być, ani tym bardziej jednoznacznie (jedno)znaczyć. „Wiersz nie powinien znaczyć, lecz być" - to zdanie zArs Poetica musi sprowokować wszystkich, a ponieważ prowokacja jest tak oczywista, trudno przypuszczać, by nie była też autoprowokacją, prowokacją świadomą siebie, prowokacją prowokacji. Ten bardzo stanowczy sąd implikuje i prowokuje natychmiastowe pytanie -reakcję: co znaczy być? Postawienie tego pytanie podważa „byto-wość" wiersza, także Ars Poetica Mc Leisha, ponieważ w ontologię wdarła się zagadka znaczenia. „Co znaczy być?" jest podważeniem ontologii, jest podaniem w wątpliwość fundamentu Kartezjańskie-go, który się tym samym uprawomocnia. Teza Mc Leisha jawnie dyskutuje z sądem Shelleya wyrażonym w Defense ofPoetry, według którego zadaniem poezji jest uchwycenie tych ogromnych cieni, jakie przyszłość rzuca na teraźniejszość (narzuca się skojarzenie z Heglowską sową Minerwy wylatującą o zmierzchu). Jawnie wyrażany przez romantyków platonizm kłóci się tu z koncepcją roli, jaką poezji przypisywał Platon. Jednak na tym nie wyczerpuje się prowokacyjna interrogatywność zdania Mc Leisha, ponieważ skoro pytamy o znaczenie bycia, musimy też zapytać o znaczenie znaczenia. To pytanie rozplenia się; dotyczy ono nie tylko znaczenia, jakie Mc Leish przypisuje całej tradycji interpretacyjnej poezji, ale także pytania, które zadaliśmy przed momentem, o znaczenie bycia. Czy możemy zapytać o znaczenie znaczenia bycia? (A zważmy jeszcze, że słowo/pojęcie „znaczenie" rozplenia się, gdy przyjmiemy intertekstualną tezę Blooma, według której „znaczeniem wiersza może być tylko inny wiersz" [79, s. 69]). 68 Mowa mowy Nie wdając się nawet w próbę próby rozwiązania tego problemu, chcę wskazać na imperatyw interrogatywności, jaki ujawnia się bardzo wyraźnie w niektórych konstrukcjach autogeneracyjnych. Najwyraźniej zaś w związku: pytanie o pytanie. Postawione pytanie musi się liczyć z reakcją interrogatywną: czy to pytanie jest uprawnione? Pytanie o pytanie wpada w pułapkę absolutyzacyjną, ponieważ wynika z założenia, z fundamentu, że może podważyć postawione pytanie. Tymczasem pytanie może powstawać samo, każde pojęcie wytwarza swoje pole interrogacyjne, a może też wywodzić się z czyjejś (nie)wiedzy skonfrontowanej z zaprezentowaną (nie)wiedzą. W tym drugim wypadku pytanie jest zdziwieniem wywołanym spotkaniem słowa ze słowem. Słowo pyta o słowo. Słowo pyta o samo siebie. Pytanie pyta o pytanie. Słowa spotykają się/stykają się swymi obszarami interrogacyjnymi. Można domniemywać, że każde słowo wyznacza swoje pole interrogacyjne, czyli w jakimś zakresie każde słowo pyta o siebie. Ale trzeba też pamiętać o funkcji, jaką przypisują słowom konteksty; niektóre słowa zatem pojawiają się najczęściej w funkcji pytającej i może się zdawać, że są one w związku z tym bardziej na siebie uwrażliwione. Tak jest na przykład z „sensem", które to słowo bardzo często występuje w funkcji sprawdzająco-interrogatywnej. Słowo sens jest kluczem w pytaniu o sens. Jaki jest w tym sens? Gdzie tu jest sens? Czy jest sens? Jądrem tych pytań jest sens, który pojawiając się tak często w funkcji pytającej, naraża się na autogeneratywne pytanie o samego siebie: o sens sensu. Podobnie może być z dowodem, którego stanowczość każe powątpiewać i pytać o dowód dowodu. To słowo zawiera w sobie bardzo silny ładunek interrogatywności. Jeżeli pojęcie „dowód" ma aspiracje do bycia fundamentem bądź do bycia ostateczną racją (rozumu), to samo się doprasza o udowodnienie. „Jak udowodnić dowód?" Po tylu dowodach na istnienie Boga teologowie, musząc pogodzić się z wielością odziedziczonego materiału, zeszli na poziom udowadniania dowodu. „Pytanie o prawdę brzmi bardzo ambitnie i sprawia wrażenie, jakbyśmy, pomimo zapytywania, wiedzieli, czym jest to, co prawdziwe" (Heidegger, 44, s. 322). Jeżeli pytamy o prawdę, tym samym pytamy o prawdę prawdy, a to znaczy, że czujemy jej potrzebę. Innym pytaniem jest kwestia natury tej potrzeby. Silne pole interrogacyjne wytwarza możliwość, która pyta o możliwość możliwości. Rozplenienie 69 Pragmatyzm, czy - jak chce Richard Rorty- antydualizm, jest kwestionowany przez polemistów pytaniem o użyteczność użyteczności, z której pragmatyści uczynili centrum swej filozofii. Konkretnie pytanie pyta o probierz użyteczności, skąd użyteczność wie, że jest użyteczna. „Czy informacja jest rzeczywiście informacją?" (Baudrillard, 36, s. 220-221). Jest to rozsadzanie słowa na gruncie metafizyki (w rozumieniu Rorty'ego). Wystarczy interrogatywność uzasadnić referencją rzeczywistości i już mamy słowo rozbite, ale nie na signi-fiant i signifie, lecz na jakieś zakotwiczenie w jakiejś rzeczywistości i dryf oddalający od tej jakiejś rzeczywistości. Tymczasem istotą słowa jest to, że nie ma ono „rzeczywistej", „prawdziwej" istoty, tylko taką, jaką sobie stworzy (jaką nadadzą mu użytkownicy) w trakcie swego pojawiania się - bycia. Podobną do słowa „rzeczywiście" („w rzeczywistości") moc interrogacyjną, która rozsadza słowo, mają takie słowa, jak „istotnie" („w istocie"), „naprawdę". Odwołują się one do jakiejś rzeczywistości, jakiejś istoty, jakiejś prawdy, które są tylko powszechnie (?) przyjętymi (co nie znaczy nawet - uznanymi) wyobrażeniami o rzeczywistości, istocie i prawdzie - wyobrażeniami bazującymi bądź na doświadczeniu, bądź na aktualnej epistemie/teorii, bądź na wiedzy o dotychczasowych zastosowaniach danych słów, bądź wreszcie na czymś naj-okrutniejszym - na tak zwanej intuicji. Dyskurs naukowy (teoretyczny) jest nacechowany silną interro-gatywnością, ponieważ pojawiające się w nim pojęcia ciągle domagają się uprawomocnienia, trwa ciągła analiza przesłanek własnej analizy (Nycz, 69, s. 130-131). Poznanie poznania: pytanie o możliwość poznania jest wyrazem przekonania, że poznanie jest możliwe. Interrogatywność nie neguje, nie neantyzuje pojęcia, a często nawet sama je utwierdza - samoutwierdza je. Poznanie filozoficzne zdąża do sformułowania absolutnie pierwszego pytania. Uobecnienie się nieobecnej obecności w pytaniu zmieniło współczesną antropologię, nastawioną dotychczas na heterologiczną inność innego. Pytanie o pytanie ujawniło kryzys podmiotowości i rezygnując z dotychczasowego „kim jest inny?" zmieniło radykalnie ten obszar interrogacji, który będzie się od tego momentu realizował poprzez pytanie: kim jestem ja pytający, stykający się z innością? 70 Mowa mowy D estrukturyzacj a Jest kilka przejawów destrukturyzacji, między innymi ten, o którym pisze Bogdan Baran (4, s. 122): „Tak właśnie rozumie się znak, gdy mowa uchodzi za wyraz «stanów duszy», a pismo za suplement mowy, a więc za sygnifikant sygnifikatu, który sam już jest sygnifikantem. W obu przypadkach sygnifikant jest «śladem» sygnifikatu, jest wobec niego spóźniony, przesunięty". Baran wyjaśnia to, co jest jedną z podstaw ontologii Derridy, mianowicie zanegowanie klasycznej struktury znaku. Innym przejawem destrukturyzacji może być zakwestionowanie binarności opozycyjnej. Richard Rorty w szkicu Filozofia jako rodzaj pisarstwa (77, s. 87) pysznie ironizuje: „Dla nie-kantystów nie ma wiecznych problemów - z wyjątkiem być może istnienia kanty -stów". Wypada się zgodzić, że filozofia Kanta może być światopoglądem, według którego organizuje się świat. Można się nawet od biedy zgodzić, że przez filozofię przebiega pęknięcie między kanty-zmem a tym, co kantyzmem nie chce być, czyli całą resztą, tu zwaną nie-kantyzmem. Problem tylko w tym, że nie-kantyści na taki podział świata się nie zgodzą, bo reguły podziału narzuca im kantyzm, wpychając nolens uolens do obozu przeciwnego. Przyjmując ironię Rorty'ego, można parafrazować tę zakwestionowaną binarność. Na przykład: „Dla nie-cyklistów nie ma wiecznych problemów - z wyjątkiem być może istnienia cyklistów". Jeżeli absolutyzuje się binarność, to będzie ona przystawała do każdej aktualności, by się w końcu zapętlić w sobie. Sq dwa rodzaje ludzi: ci, którzy wszystko dzielą na dwa rodzaje, i ci, którzy tego nie robią. graffiti Sam Rorty, dla potrzeb swego wywodu, także dokonał absoluty -zacji opozycji: kantyści - nie-kantyści, ale uratowała go ironia. Równie dobrze można uprawiać filozofię, czyniąc podmiotem heglizm. To trochę tak, jak w świecie elementarnej matematyki szkolnej, według której świat składa się na przykład z jabłek i z nie-jabłek. Zauważmy przy tym, że kantystą (heglistą, platonikiemefc.) może być ktoś, kto w ogóle nie zna Kanta (Hegla, Platona). W takim wypadku określona nominacja może nieść ze sobą wartość odkrycia pana Jourdaina. Ale oczywiście pan Jourdain może na stałe być po- Rozplenienie 71 grążony w niewiedzy o tym, że obiektywizuje jakieś kategorie i klasyfikacje. Dla zobrazowania, jak sytuacja natrętnej binarności może być dokuczliwa w codziennej praktyce, przytoczę swój esej „I ruszała w pole wiara". Autoteliczność - heteroteliczność Lyotarda krytyka metanarracji zawiera, według Richarda Ror-ty'ego, i takie oskarżenie: „Narracje [...] wyznaczają kryterium kompetencji i (względnie-lub) ilustrują, jak należy je stosować. Określają więc, co w danej kulturze można powiedzieć i zrobić, a ponieważ same stanowią część tej kultury, uprawomocniają się przez prosty fakt, że spełniają zadanie, które spełniają". Rorty napisał, co napisał. W rozdziale Przygodności, ironii, solidarności poświęconym Orwellowi zajmuje się stwierdzeniem Raymonda William-sa: „Celem tortury jest tortura. Celem władzy jest władza". To są pochodne fundamentalnej teleologii ontologicznej, według której celem bytu jest byt. Jednak można dopuścić, że celem lub zadaniem bytu bywa coś innego niż on sam, że obok zjawiska autoteliczności możemy się spotkać z heterotelią. Często, w codziennej praktyce językowej, spotykamy się z tym rozróżnieniem, występującym w formule „byt jako taki". Ta formuła jest odwołaniem się do autoteliczności i jest implikacją heteroteliczności. Uświadomiona autoteliczność nie jest obojętna dla słowa/pojęcia. Może być ocalająca bądź niszcząca. O niszczącej autoteliczności pisał Nietzsche w Jutrzence (72, s. 361), wskazując na jej desemanty-zacyjną siłę: „wraz z wglądem w źródło wzrasta jego brak znaczenia". Krytyk cywilizacji postindustrialnej Jean Baudrillard nazwał takie zjawisko hipertelią (naroślą, proliferacją), definiując je jako pewien sposób tłumienia funkcji wbrew jej własnemu celowi (36, s. 220-221). Podobnie niszczącą funkcję autoteliczności zauważa Richard Rorty, odnosząc ją do krytykowanego stanowiska teoretycznego. Pisze on o „teoretykach zżeranych przez ich własną teorię" (79, s. 96). Co prawda nie jest to explicite wyrażony sąd, iż „teoria zżera samą siebie", ale związek jest raczej ścisły i taki tok myślowy byłby możliwy do przeprowadzenia. Wydaje się, że można także mówić o ocalającej funkcji autoteliczności, jakkolwiek w tym wypadku sprawa jest bardziej zawiła. Przyj- 72 Mowa mowy rzyjmy się zdaniu Rorty'ego: „Poeta i rewolucjonista protestują w imieniu samego społeczeństwa przeciwko tym aspektom społeczeństwa, które sprzeniewierzają się jego własnemu wyobrażeniu o sobie" (79, s. 93). Niech na przykład jakieś społeczeństwo deklaratywnie wyobraża sobie, że jest katolickie albo demokratyczne, albo tolerancyjne, poeta i rewolucjonista wskazują zaś na fanatyzm katolicyzmu, na bezzębność demokracji bądź jej selektywność albo na granice tolerancji. Zanegowanie pojęć i oprotestowanie ich, jeżeli się odbywa w imieniu samego społeczeństwa, czyli jako „głos wolny wolność ubezpieczający", ocala te pojęcia przed przekształceniem się ich w wersję heteroteliczną, to znaczy przed stanem, w którym katolicyzm pozbawi się miłosierdzia, demokracja tolerancji, a tolerancja demokracji. Ale z perspektywy samego społeczeństwa te zmiany (protesty) są niebezpieczne, bo czynione wbrew społeczeństwu, czyli z tego punktu widzenia są one niszczące. Tak czy inaczej dochodzi do starcia dwóch tendencji, z których jedna będzie dążyła do utrwalenia heterotelicznej semantyki utrwalającej jednoznaczeniową wykładnię słowa/pojęcia i wyrażającą się wformulebyt jako x (demokracja jako triumf większości nad jednostką). Druga tendencja dąży do zachowania autotelii (byt jako byt), co ma się realizować uniwersalizacją semantyczną: byt jako wszystko (demokracja jako wyzwolenie jednostki spod presji większości). W tym ostatnim sensie tendencja autoteliczna ocala przed osunięciem się słowa/pojęcia w dwumowę, w dwójmyślenie, ocala przed jego unisemantyzacją, ale prowadzi do uniwersalizacji słowa/pojęcia. Formuła byt jako byt (demokracja jako demokracja) zdaje się definiować dane pojęcie jako realizację wszystkich (dotychczasowych) i wszelkich (możliwych) konotacji i użyć. Ocalająca funkcja autotelii ekspanduje słowo/pojęcie i powoduje, że jego znaczenie rozsiewa się na uniwersum. „Idealizm utrzymuje, że metafizyka sprowadza się do teorii poznania. Twierdzenie o bycie ma za podstawę określenie bytu jako bytu poznanego - teza zachwycająco jasna [...], poprzez opozycję do realizmu, który ma za podstawę intuicję bytu jako bytu" (Lalande, Voca-bulaire de la philosophie; por. Descombes, 23, s. 26). „Historia Egiptu to historia egiptologii" (23, s. 28) - zdanie, wynikające z przyjęcia metafizycznej koncepcji bytu, według której „być to być poznanym". To atrakcyjne zdanie Leona Brunschvicga daje się uniwersalizować. Na przykład: historia literatury (sztuki) Rozplenienie 73 to historia wiedzy o literaturze (sztuce); historia ludzkości (świata) to historia myślenia o ludzkości (świecie), historia filozofii to historia myślenia o filozofii. Wpadamy tu w autogeneracyjny banał: historia to historia historii. Dumnie wznosząc się w metafizyczne rejony myśli ludzkiej, która ze swej potencji poznawczej uczyniła skrzydła, ściągani jesteśmy na ziemię przez banał realizmu: byt jako byt. Zostaje tylko świadomość, że lot mógłby być wspaniały, zmierzałby w rejony absolutnego humanizmu, gdzie człowiek stałby się Bogiem i mógłby powiedzieć: ten byt ja stanowię, bom ja go poznał. Ten byt stał się przez moje poznanie. To ja, Człowiek, poznając sprawiłem, że stał się świat (Sartre, 23, s. 38). Ta świadomość wzlotu, która czyni szczelinę w niemiłosiernie realistycznym „byt to byt", wyraża się w autogeneracji: historia to historia historii. Innym wnioskiem, który wypływa z tezy: „byt to byt poznany", jest Gadamerowskie ujęcie ontologii rozumienia, w myśl której rozumienie nie jest jakąś szczególną kategorią ludzkiego bytu, ale sposobem, w jaki dokonuje się bycie tego bytu. Rozumienie jest rozumieniem bycia. Tutaj epistemologia ogranicza ontologię, a w poglądzie tym widoczne jest uniknięcie autotelii, w której rozumienie byłoby rozumieniem rozumienia. Unikanie autotelii wynika z obawy przed wpadnięciem w samo-transcendowanie i jest chęcią ustanowienia cogito, którego fundamenty będą tworzyły: postrzeganie (Berkeley: być to być postrzeganym), poznanie, rozumienie, egzystencja (Gabriel Marcel: być to być w drodze). Jednak cogito jest strażnikiem heterotelii, samo będąc zakładnikiem autotelii. „«Element nowoczesny* określiłbym jako rozczarowanie naszej kultury kulturą jako taką" (Rorty, 78, s. 128). Tu ujawnia się typowe zjawisko autotelii: rozczarowanie kultury kulturą jako taką, czyli rozczarowanie kultury kulturą rozczarowaną kulturą rozczarowaną kulturą... Intertekstualność „Strategia jest we wszystkich tych przypadkach taka sama: Polega na zastąpieniu ukształtowanej, jednolitej, obecnej, zamkniętej w sobie substancji, czegoś, co można postrzegać statycznie i całościowo, tkanką przygodnych relacji, siecią, która rozciąga się w obie strony 74 Mowa mowy poprzez przeszłość i przyszłość. Bloom przypomina nam, że nawet najtęższa poetka nie tylko żeruje na swoich poprzednikach, nie tylko jest w stanie dać początek jedynie niewielkiej części siebie, ale także zdana jest na życzliwość wszystkich tych nieznajomych osób gdzieś tam w przyszłości" (Rorty, 79, s. 69). „«Tak jak nigdy nie możemy objąć (płciowo bądź w inny sposób) pojedynczej osoby, ale obejmujemy całość jej bądź jego romansu rodzinnego, tak też nigdy nie jesteśmy w stanie czytać poety nie czytając zarazem całości jego bądź jej rodzinnego romansu jako poety. Chodzi tu o redukcję i o to, jak jej najpewniej uniknąć. Krytyka retoryczna, Arystotelesowska, fenomenologiczna i struktura-listyczna, wszystkie one dokonują redukcji bądź do obrazów, idei, danych, bądź do fonemów. Krytyka moralna i inne otwarte krytyki filozoficzne lub psychologiczne redukują do rywalizujących ze sobą konceptualizacji. My redukujemy -jeśli w ogóle - do innego wiersza.Znaczeniem wiersza może być tylko inny wiersz. [...] Dajmy pokój skazanym na niepowodzenie usiłowaniom 'zrozumienia' jakiegokolwiek pojedynczego wiersza jako samoistnego bytu. Zamiast tego starajmy się nauczyć widzieć w każdym wierszu dokonaną umyślnie przez jego autora, jako poetę, błędną interpretację jakiegoś wcześniejszego wiersza albo poezji w ogóle». Istnieje pewna analogia pomiędzy antyredukcjonizmem Blooma a Wittgensteina, Davidsona i Derridy gotowością znaczenia nie jako relacji do czegoś poza tekstem, lecz jako relacji do innych tekstów. Pomysł prywatnego języka, jak i Sellarsa Mit Danych, wyrasta z nadziei, iż słowa mogą uzyskiwać znaczenie bez oparcia w innych słowach. Ta nadzieja wynika z kolei z szerszej nadziei opisanej przez Sartre'a, nadziei stania się samowystarczalnymeżre-ew-sof" (Rorty, 79, s. 69). Innymi słowy, znaczeniem słowa może być tylko inne słowo. Jest to ewidentne rozszerzenie koncepcji intertekstualności, którą tradycyjnie ujmuje się jako odnajdywanie relacji (intencjonal-nych i nieintencjonalnych) między tekstami. Powstaje jednak problem z limitacją tekstu. Rzetelna i głębinowa intertekstualność powinna obejmować najmniejsze jednostki tekstu, powiedzmy, że słowa, jeżeli już nie litery, i ich odniesienie do wszystkich i wszelkich użyć. Dopiero po sporządzeniu rejestru, po wynotowaniu wszyst- Rozplenienie 75 kich data można pytać o novum. Novum będzie stanowił nie spotykany dotychczas kontekst słów i relacji, jakie odnoszą się do danego słowa. Czy to na poziomie słów, czy tekstów intertekstualność (albo in-terleksykalność) jest antyredukcjonistyczna i relatywistyczna. Nie dopuszcza ona do redukcji do bytu samodzielnego, ale też nie ukazuje możliwości wyjścia poza teksty (poza słowo). Nie ma ekstratek-stualności (ekstraleksykalności), są natomiast odczytania (mniej lub bardziej błędne) jednych tekstów (słów) innymi. Tekst (słowo) pisany jest równocześnie czytaniem i interpretowaniem (oczywiście jest to interpretacja interpretacji) tekstu innego bądź wszystkich tekstów w ogóle. Dywizacja Myślnik na ogół jest figurą namysłu (Daszkiewicz, 17, s. 160), ale myślnik jest także rozbijaczem słowa, wskaźnikiem jego - tego słowa - złożeń, skondensowanych sensów, skoncentrowanych znaczeń i ich przeciwstawień. Postmodernizm bardzo chętnie wprowadza do swego języka myślnik, właśnie w tej funkcji dywizu (inne to niż chociażby rola myślnika w literaturze ekspresjonistycznej, na przykład w opowiadaniach Para Lagerkvista Tvd sagor om livet, gdzie więcej jest myślników niż słów). Wcześniej podobnie używał myślnika Cyprian Kamil Norwid. W tekście Joanny Daszkiewicz na przykład bodajże żaden ważny czasownik z przedrostkiem nie jest napisany łącznie. Oczywiście jest to maniera, u której podstaw leży potrzeba obudzenia czytelnika, wskazania mu ruchu, dynamiki słowa. Jeżeli coś jest na-pisane, to znaczy, że trzeba to przyjąć jako pismo pisma, jako pismo, które występuje na piśmie, jako pismo świadome swej piśmienności. Dopiero tak napisane na-pisane może być lepiej od-czytane i z-roz-(u)miane. Ucudzysłowienie Najwyraźniejszą funkcją cudzysłowu jest zaznaczenie, że przytoczona wypowiedź pochodzi od kogoś innego bądź wzięta jest z innej całości. Cudzysłów, w takim rozumieniu, stoi na straży prawa własności. Czy jednak w sferze języka można mówić o własności? Przypomnijmy przepyszny fragment z Trans-Atlantyku Witolda Gombrowicza: 76 Mowa mowy „Wtenczas tamten w książkach, papirach pogmerał, kiełbasząc silnie nogę, a wciąż tylko do Swoich się zwracając: - Tu powiadają, że co mnie Sartoriusz, gdy Ja Mówię. A to wcale niezła myśl i można by ją z rodzynkowem sosem podać, ale z tem bida, że już Madame de Lespinasse coś podobnego powiedziała w jednym z Listów swoich. [...] Owóż to Męka moja, że ja, jak g...rz, czerwony, i jakbym z czapką w garści pod płotem boso stał; a już najgorsze, że nie z przyczyny jakiego wstydu mojego, a tylko Rumieńca cudzego, choć to i Swojskiego. W strachu więc że ja za sprawą tych to g...rzów moich co mnie za g...rza mają, g...rzem przed g...rzami tamtemi wypadnę, a już chcąc tego g...rza pogrążyć, krzyknąłem: G... g... g... Odpowiedział: - Owóż to wcale niezła Myśl i z grzybkami dobra, tylko ją nieco przysmażyć i śmietanką podlać, ale cóż kiedy już przez Cambronne'a powiedziana... i, w sakpalcie swoim się zamknąwszy, nogę rozkaprysił. Ja się bez słowa zostałem! A bo już języka w gębie zapomniałem! A łajdak, tak mnie oniemił, że i słów nie miałem, bo co moje nie Moje, podobnież Kradzione!" (Gombrowicz, 35, t. III, s. 38-39). Nullum est iam dictum quod non dictum sit primum. Terencjusz Pewną groteską tej Gombrowiczowskiej groteski jest felieton Umberta Eco Jak pisać do katalogu wystawy. W Suplemencie do felietonu dodano kilka zdań (25, s. 19-20): „Pragnę przekazać czytelnikowi garść świeżych intuicji w związku z malarstwem Antonia F o m e z a, muszę podjąć próbę analizy w formie całkowicie naiwnej i wyzbytej uprzedzeń. Jest to jednak rzecz niezmiernie trudna na tym świecie (por. Arystoteles, Metafizyka) postmodernistycznym (por.por. ((por. (((por.por.)))))). Dlatego nie robi się n i c. Pozostaje milczenie. Przepraszam, może inny m razem". Po podkreślonych przeze mnie słowach w tekście Eco następują nawiasy, a w nich odwołanie do tyleż ważnych i zasadniczych, co obszernych dzieł podejmujących sens użytych tu słów/pojęć (przytoczyłem in extenso najkrótsze odwołania). W sumie tych kilka zdań Eco, w tak groteskowym przedstawieniu, jest wyrazem niemocy, bezradności, a pewnie i pesymizmu poznawczego w obliczu olbrzymiej biblioteki, olbrzymich kontekstów, które kryją się w każdym słowie. Rozplenienie 77 Nieco innym użyciem cudzysłowu jest znak „" , stawiany w przeświadczeniu, że słowo to znaczy coś innego, niż znaczy, że zostało użyte po raz kolejny, że jest opatrzone świadomością swego znaczenia albo swej konwencjonalności. „To jest problem «'Fido' - Fido» (wiesz, Ryle, Russell itd.) i kwestia dowiedzenia się, czy wołam mojego psa, czy może wymieniam nazwę, którą on nosi, czy używam czy też nazywam jego nazwę. Uwielbiam te teoretyzowania, często zresztą oksfordzkie, ich nadzwyczajną i konieczną subtelność na równi z ich niewzruszoną prostotą, psychoanalytically speaking; oni zawsze będą ufać prawu cudzysłowów" (Derrida, 79, s. 180). Te wątpliwości podziela Derrida z Heideggerem, dla którego każdy przejaw egzystencji ludzkiej jest autentyczny bądź nie. W języku filozofa te oba przejawy istnienia różnią się od siebie albo cudzysłowem, albo podobnym w rdzeniu, lecz nieco innym terminem. Dekonstrukcjonistyczne rozważania na temat ucudzysłowienia słowa, czyli jego zobowiązań wobec innych słów, ale i innych użyć tego słowa, dobrze oddaje wspaniale dekonstrukcjonistyczny tekst Joanny Daszkiewicz Postkrytyka: w labiryncie tekstu. „I spróbujmy wyruszyć od tej «oczywistości» innym korytarzem, zakładając naiwnie, ale naiwnością wynikającą z dobrej wiary, że można w labiryncie po raz drugi znaleźć się «w tym samym miejscu*. Jak świadoma swej «naiwności», a więc jak ulotna jest jednak nasza «dobra wiara», skoro «t o samo miejsce* nie odważyło się mimo wszystko wystąpić bez cudzysłowu..." (17, s. 153). ,,[...]nabierzmy przestrzeni [...], aby zrobić miejsce naszemu tekstowi o cudzysłowie (choć nie odrzucamy wcale możliwości, że to właśnie cudzysłów zainteresował się naszym tekstem w tej chwili, pod którego osłoną pasożyt-cytat przemyka się i umyka, a także legalizuje swój obiad, płacąc zań «rachunek». Rachunek w cudzysłowie, a więc: «rachunek» rachuje swoje wyrachowanie, tak że w którymś tam końcu nie wiadomo już, czy kelner odszedł z zapłatą. („") cudzysłów, który Derridzie upiął się w ciemni fotograficznej jako spinacz do bielizny przytrzymujący świeże klisze zdań, naszym zdaniem stwarza pole do poślizgu, a co za tym podąża, przenośny faux pas. Przenośny nie tylko metaforą, ale również podręcznością, która oprócz bliskości do potrzebującej ją ręczności, ofiaruje zarazem swoją po-dręczność, dręcząc słowa ich własną naturą, tj. wieloznacznością. [...] 78 Mowa mowy Słowo weń zaopatrzone, uchyla się od linearnej dosłowności, oferuje swą ironiczność, a raczej «ironiczność». W grę ironii gra każdy, kto próbuje powiedzieć coś jeszcze raz tymi samymi słowami" (17, s. 160). O tym, jak świadomi ulegania „prawu cudzysłowu" są badacze postmodernizmu, niech świadczy fragment wypowiedzi Anny Zeidler-Ja-niszewskiej (100, s. 53): „Kiedy obserwuję dzisiejsze zmagania związane z pożegnaniem dotychczasowego paradygmatu i przejściu do «paradygmatu» (cudzysłów jest tu całkowicie na miejscu) nowego, którego zręby zarysowujemy i do którego podchodzimy tyleż z nadzieją, co i nieufnością, przypomina mi się opisane przez Bachtina przejście od powieści (kultury) homofonicznej do polifonicznej, wraz z Bachtinowską krytyką heglizmu, podstawiającego - jak mówił - w miejsce jedności bytu jedność świadomości, przekształconą w «jedność jedynej świadomości* (krytyka to zadziwiająco zbieżna z wątkiem odrzucenia «filozofii tożsamości* zDialektyki negatywnej i innych pism Adorna)". Zapewne taką funkcję cudzysłowu miał na myśli Riddel, przytaczany przez Bogdana Barana (4, s. 151): „Derrida pozbawia nas literatury w jej relacji do prawdy po to tylko, by zwrócić nam «lite-raturę» już w cudzysłowie, tekst, którego mnogość znaczeń tkwi w jego grze różnic [...]". Cudzysłów wprowadzamy wówczas, gdy chcemy zastosować nowe, nieregularne bądź niepoprawne użycie. Użytkownik wie, jakie są normy użycia, zatem cudzysłowem wskazuje się na tę wiedzę i jej ograniczenia, a treścią słowa łamie się uznane reguły. Tym samym cudzysłów mówi, że to słowo - w taki sposób nie używane - może być tak użyte. Do tego cudzysłów mówi: ja wiem (że to nie tak). W nowych użyciach z cudzysłowu zwalniana jest poezja i filozofia, a w każdym razie więcej im wolno, te bowiem dyskursy wpisują w swój sposób działania poszukiwanie nowych słów bądź nowych sensów słów - penetrują one obszary, dla których nie ma jeszcze odpowiednich słów. A neologizm rodzi się z „logizmu". Nowe słowo rodzi się ze starych słów. Cudzysłów jest oznaką brzemienności, jest wystającym brzuchem słowa, jest znakiem nowego, innego (u)życia w (u)życiu starym. Z użycia cudzysłowu tłumaczy się w swej pracy o stylach Stanisław Balbus, który chce być i tradycyjny, i nowoczesny zarazem. Badacz i teoretyk przywołuje między innymi Michaiła Bachtina, Michela Riffaterre'a, Gerarda Genetta, Michała Głowińskiego, Ry- Rozplenienie 79 szarda Nycza i Danutę Danek, którzy wypowiadali się w różny sposób na temat cudzego słowa46. Richard Rorty polemizuje z Leszkiem Kołakowskim (40, s. 90) „ufając prawu cudzysłowów", to znaczy posiłkując się cudzysłowem w celu refutacji danego słowa/pojęcia. I pisze tak: „To dlatego argumentacja w tej dziedzinie [wiary -A. Ch.] ma tendencję do tego, aby w końcu popaść w błędne koło i jest to przyczyną, dla której «argumentacja» nie jest odpowiednim słowem w takim typie myślenia, które prowadzi do autotransformacji". Innymi słowy, obaj filozofowie (nie) zgadzają się, że nikogo nie można przekonać do przekonania, zwłaszcza do przekonania o istnieniu Boga, wskazując jedynie na użyteczność danego przekonania. Cudzysłów stosuje się także wówczas, gdy zachodzi obawa przed ostracyzmem, totalitaryzmem, cenzurą (autocenzurą) i tym podobnie. Dochodzi wtedy do omijania słów właściwych, do eufemizo-wania ich, do ucudzysławiania. W III Programie PR 7 maja 1992 roku zaproszony gość powiedział: „Przepraszam za wyrażenie -jest duże zapotrzebowanie na książki". Zapewne rozmówcy w radiu mają świadomość wpisywania się w obcy język, w język mass mediów, a chcą zachować indywidualność. Ów dystans do własnej mowy, ów cudzysłów, owo „przepraszam za wyrażenie" jest sygnałem, iż mówca jest świadom, że używa zwrotu funkcjonującego publicznie. Może to oczywiście być przeczulenie na język totalitarny, na nowomowę i jednoczesne przyznanie się do słabości własnego języka. Jednakże trzeba to uznać za symptomy choroby mowy (tak jak to przedstawiam w rozdziale Staromowa). Tak rozumiany cudzysłów podważa sens istnienia słowników, tym bardziej że słowa w nich umieszczone mają znak wysokiej fre-kwentywności, czyli legitymację, której używa się bardzo często. Czyżby zatem każdy słownik był „słownikiem" lub cudzysłowni-kiem („cudzysłownikiem")? Tu (patrz rozdz. Jakby Majchrowski książkę jakby napisał) zacytuję samego siebie, jako że uważam, iż fonicznym odpowiednikiem cudzysłowu jest słowo „jakby". „Prawda jest usuwaniem cudzysłowów". Willard Van Orman Quine, No tropach prawdy Referencje: M. Wańkowicz, Karafka La Fontaine'a, Kraków 1974. T. I, s. 12-17. T. II (Kraków 1981), cz. III, rozdz. XVI (Fe! Jaka brzydka rzecz, W obronie plagiatorów). 80 Mowa mowy Komparatywność - gradacja Teresa Walas (96, s. 30), referując Arystotelesa, pisze: „Poezja jest filozoficzniejsza od historii, bo operuje prawdopodobieństwem, nie prawdą". W tym wypadku Teresa Walas (interpretując Arystotelesa) nie stwierdza, że są różne stany nasycenia filozofii filozofią, nie chce określać, ile jest filozofii w filozofii, lecz przyjmuje (interpretując Arystotelesa), że jedną z kategorii filozofii jest prawdopodobieństwo, które odnajdujemy również w poezji. Zapewne prawda także jest kategorią filozofii, ale w dużo mniejszym nasyceniu niż prawdopodobieństwo, co się też tyczy poezji. Inaczej miałoby być w historii, gdzie prawda jest (interpretując Teresę Walas interpretującą Arystotelesa) silniejszą kategorią niźli prawdopodobieństwo. Nie tylko przymiotniki i przysłówki poddają się stopniowaniu. Czyni to także wiele nazw, a zatem rzeczowników, dyscyplin i obszarów poznania. Wystarczy, że wyróżnimy w nich kategorie i ustalimy ich hierarchię, a wówczas już z łatwością będziemy mogli według rankingu kategorii porównywać jedno słowo z drugim i wyznaczać ich miejsce w Słowniku. Na przykład: Muzyka jest matematyczniejsza od literatury, bo operuje formą, nie treścią. Literatura jest psychologiczniejsza od muzyki, bo operuje treścią, nie formą. Bogdan Baran pisał (4, s. 82), że „dionizyjska sztuka jest dla Nie-tzschego «prawdziwszą» prawdą, aniżeli ruchoma prawda rozumu". Słowo zatem samo w sobie może być bardziej lub mniej sobą. Prawda może być bardziej lub mniej prawdziwa (prawdziwsza), filozofia mniej lub bardziej filozoficzna (filozoficzniejsza), artyzm bardziej lub mniej artystyczny (artystyczniejszy). Może to zależeć od wspomnianego rankingu kategorii, które wyznaczają zakres kompetencji danego słowa/pojęcia. I tak na przykład, jeżeli uznamy, że literatura piękna to taki obszar piśmiennictwa, który cechuje: fikcja, uporządkowanie nad-dane, obrazowość, uogólnienie (i inne), to będziemy mogli uporządkować diachronicznie i synchronicznie cały obszar piśmiennictwa, uznając, co, kiedy, gdzie i dla kogo było literaturą. Krytycy będą mogli według takiej poetyki normatywnej rozsądzać, co jest bardziej literackie, a co mniej. Dotyczyć to może wielu obszarów poznania, które będą miały wyraźnie określony status ontyczny. Ale nie tylko katego-ryczność może być podstawą do porównania bądź stopniowania. Taką Rozplenienie 81 możliwość daje odniesienie słowa do wszystkich znanych bądź uznanych użyć, czyli do Słownika (pojętego w takim sensie, w jakim używa tego słowa Richard Rorty). Można budować zbiór cech typowych i na tej podstawie stwierdzić, że „Varmlandia jest najszwedszą dzielnicą Szwecji" (świadomie nie stosuję stopniowania opisowego, by zaznaczyć neologiczność takiej formy tego przymiotnika). Od stopniowania nie uchronią się nawet słowa, które, zdawałoby się, są niestopniowalne, ponieważ naśladują ideę stopniowania. Dowodzi tego Orwell, który utworzył stopień wyższy od przymiotnika „równy". Czy możliwe jest, że znajdzie się ktoś lepszy od Or-wella, ktoś bardziej papieski od papieża, kto wynajdzie stopień wyższy od słowa „wyższy" (zakładając, że „wyższy" jest w stopniu równym)? Zbyt łatwo przeciwieństwem „równy" wydaje się słowo „krzywy". A równy może znaczyć między innymi: gładki, fajny, w porządku, poziomy, płaski, prosty (po czesku równo to: prosto), generał amerykański Równy, regularny - jest wiele słów, które wyjaśniają/wymieniają to słowo, i do żadnego z nich nie pasuje antonim „krzywy". Odległą tęsknotą jest, by równy odnosił się tylko do swego zaprzeczenia, tak jak prawda tylko do kłamstwa. Jajeczko może być trochę zepsute. Są nierówne równości, są równi i równiejsi, coś może być bardziej lub mniej równe. Podobnie su-perlatiuus nie jest absolutem, wypełnieniem ideału. Najlepsi z najlepszych mogą to zaświadczyć. Gradacja jako mechanizm autogeneracyjny różni się nieco od kom-paratywności, ponieważ by rozplenić słowo/pojęcie, nie musi przyjmować elementu porównawczego. Gradacja może być efektem autogeneracyjnej dynamiki odśrodkowej. Realizacja tego widoczna jest na przykład w zdaniu Odo Mar-ąuarda (66, s. 271): „[...] im nowocześniej nowoczesny jest świat, tym niezbędniej potrzebuje estetyczności". Nowoczesność wyłoniła z siebie nowoczesność, która od tej pory będzie jej sprawdzianem, jej lustrem, jej autoreferencją. Im mądrzejsza będzie mądrość, im piękniejsze piękno, im głupota będzie mniej głupia, a upór mniej uparty, tym bardziej ludzki będzie człowiek. „Jest to instytucja [chrześcijaństwo - A. Ch.], która nie zezwala, by powinność traktować jako czynniki, które można ważyć na równi z innymi względami etycznymi przy podejmowaniu decyzji, co 82 Mowa mowy czynić, a zamiast tego podkreśla kategorycznie, że, jak to ujmuje Williams, «tylko powinność może wygrać z powinnością*. Przy takim spojrzeniu dylemat moralny można «racjonalnie» rozstrzygnąć tylko poprzez znalezienie jakiejś powinności wyższego rzędu, która przebije rywalizujące ze sobą powinności niższego rzędu" (Rorty, 79, s. 260). Tę autogeneracyjną moc gradacji, która może doprowadzić do anihilacji słowa/pojęcia, znajdujemy u Heideggera, który -jak pisze tłumacz i komentator Bogdan Baran - „Metafizykę chciałby ostatecznie «pozostawić samej sobie», przezwyciężyć nawet samo jej przezwyciężenie i myśleć już niemetafizycznie" (4, s. XXIV). Czy przezwyciężenie przezwyciężenia jest gradacyjne, czy antyprag-matyczne? Co znaczy chęć oderwania się od czegoś, co stale chce się odrywać od samego siebie? Czy to powrót do źródeł, do podstaw, do fundamentu, czy tęsknota za stałością, czy też chęć - próba wyrwania się z opozycji: stałość (inercja) - przezwyciężenie? Bogdan Baran tak to komentuje (4, s. XXXI): „Jeśli jest ona [filozofia Heideggera -A. Ch.] subiektywistyczna, to w sposób (mówiąc słowami Heideggera) «bardziej subiektywistyczny niż wszelki subiektywizm*, tzn. «subiektywność» jestestwa wyprzedza wszelką subiektywność i obiektywność, a więc jest też «bardziej obiektywna niż wszelka obiektywność*, [...] takie momenty, jak położenie, trwoga, nieswój ość sugerują otwartość «bar dziej otwartą* niż wszelka otwartość transcendentalnej podmiotowości". Otwartość - czyż nie jest czymś najbardziej pustym ze wszystkiego pustego? M. Heidegger, Przyczynki do filozofii, s. 314 Referencje: Ch. Jencks, Morę Modern than Modern. „Sunday Times" 27.05.1977, s. 30-31. Neantyzacja Tradycja przekazała taką wypowiedź Demokryta: „Zabierzcie wszystkie rzeczy, żebym mógł widzieć wyraźnie". Wypowiedź ta pozwala na dopatrywanie się w materializmie przedsokratejskiego filozofa dialektyki bytu i niebytu, przy czym ten pierwszy byłby bytem pozornym, to zaś, co umyka naszym zmysłom, co kryje swoją przyczynę, ów pozorny niebyt miałby być bytem właściwym. Rozplenienie 83 Od pierwszych przekazów myśli filozoficznej spotykamy się ze zjawiskiem dookreślenia bytu poprzez niebyt. Jest to obserwacja wcześniejsza niż Platońskie odkrycie idei jako realnego sposobu istnienia bytów pozornych. W takim dialektycznym ujęciu weszły do tradycji ogólne słowa/ pojęcia oraz całe dyscypliny. Teologia otrzymała wersję negatywną już w swym bohaterskim okresie. Pseudo-Dionizy Areopagita pisał (26, s. 604): „[...] ośmielamy się przeczyć wszystko o Bogu, by dojść do tej wzniosłej niewiedzy, która jest tam zasłonięta przez to, co znamy o reszcie istot, i aby oglądać tę nadnaturalną ciemnię, która jest zakryta przed naszym wzrokiem przez światło dostrzegane w pozostałych bytach". W podobny sposób mówił o Bogu Majmonides, uznając, że nie możemy przypisywać Mu żadnych przymiotów, możemy Go jedynie poznawać w stwierdzeniach negatywnych: „On nie jest [...] raczej niż On jest" (cyt. za: Whitehead, s. 288). Do tej teologii negatywnej nawiązywali średniowieczni mistycy z Mistrzem Eckhartem na czele („Największą rzeczą, której człowiek może się wyrzec, jest wyrzeczenie się Boga dla Boga") i Aniołem Ślązakiem („Spójrz, gdzie nie widzisz nic, i idź gdzie ci braknie dróg: / Słuchaj, gdzie cisza brzmi, bo tam przemawia Bóg"47). Wydaje się, że teologia negatywna tak naprawdę stała się teologią pozytywną, odrzuciła tylko, jak Platon, złudę zmysłów, ale już bez niczyjej pomocy odrzuciła rozum i wiarę (jeszcze przed Kantem). Ten ocalający w intencji ruch neantyzacji trwa stale, nie jest zależny od historii, tylko od żarliwości poszukiwań, od etyki, od niezgody na egotyzm, na solipsyzm, na subiektywizm. Idzie tu o taką neantyzację, jaką odkrywał Emanuel Levinas (59, s. 7, 132), pisząc o „transcendencji tak transcendentnej, że aż nieobecnej". To zupełnie inna neantyzacja niż ta, o jakiej pisał George Steiner (86, s. 5-6), uznając, że wszystkie stwierdzenia, wszystkie „dowody istnienia czy nieistnienia Boga nie podlegają ochronie przez negację". Ta „mistyczna" negacja jest negacją negacji, jest negacją własnych ograniczeń, które są wyznaczane między innymi przez negację. (Nową) teologią negatywną nazwano nawet rozważania Jacques'a Derridy o różni (55, s. 49). Teologia negatywna, ten negatywny wizerunek pozytywnej, dogmatycznej teologii, znalazła sprzymierzeńców między innymi w estetyce negatywnej i w dialektyce negatywnej . 84 Mowa mowy Zdanie Paula Valery'ego: „Nic nie jest tak piękne jak to, co nie istnieje", legło u podstaw wielu działań artystycznych, Theodor W. Adorno zaś założył, że aktem inicjującym jest doświadczenie negatywności bytu. Byt, wszechbyt jest negatywny i ta negatyw-ność jest przyczyną zmian. „Negacja negacji nie czyni jej odwracalną, ale pokazuje, że nie była dostatecznie negatywna. [...] Tezy, że negacja negacji jest po-zytywnością, może bronić tylko ten, kto zakłada pozytywność -jako wszechpojęciowość - już w punkcie wyjścia"(23, s. 34). Interpretacja (dialektyki) Hegla także ujawniła negatywność dia-lektyki. Głównie interpretacja Kojeva, ale i Sartre'a, dla którego ne-antyzacja jest odniesieniem bytu do świadomości (świadomość jest owym neant). Pisał Jean Paul Sartre (23, s. 16): „Sama dialektyka [...] nie mogłaby stanowić przedmiotu pojęć, ponieważ jej ruch wszystkie je rodzi i unieważnia" - a znaczy to tyle, że i dialektyka jako pojęcie musi się unieważnić. Neantyzacji poddana zosta\a,doxa i epistema oraz wielkie, pozytywne niezmienniki, jak chociażby prawda. „Prawda jest wielką wzgardzicielką wszystkiego «prawdziwego», zapomina ona bowiem natychmiast o prawdzie, bezpiecznym roznieceniu prostoty tego, co jedyne, jako czegoś zawsze istotnego" -pisał Heidegger w Przyczynkach do filozofii (44, s. 308). Martin Heidegger jest autorem słynnego zdania „W byciu bytu dokonuje się nicowanie nicości" (55, s. 48), ale nie tyle samo zdanie, co sposób, w jaki zostało ono wyrażone, jego anihilująca moc, wywarło skutek na myślenie o myśleniu swoim, na myślenie o myśleniu innych (głównie Kanta) i w końcu na ewokatorze myśli, jakim jest pisanie48. Stało się jasne, że w epoce Gutenberga słowo pisane zabsolutyzowało się, że wszelkie pisanie jest pisaniem o pisaniu, a filozofowie nie mogą się wyrwać z tego zaklętego koła. „Jednak mniej mylące byłoby powiedzieć - pisze Rorty - że jego [Derridy - A. Ch.] pisma o języku są próbą wykazania, dlaczego nie powinno być żadnej filozofii języka." (77, s. 87). A to choćby dlatego, że - jak stwierdza w innym miejscu amerykański pragmatysta (77, s. 89) - „dla Heideggera, podobnie jak i dla Kanta, filozoficzne pisanie dąży w istocie do położenia kresu pisarstwu". Pisanie o pisaniu ma pomóc w dekonstrukcji Kantowskiego sposobu patrzenia na rzeczy. Jednak Rorty przypomina o podwójnym niebezpieczeństwie tkwiącym w pisarstwie, niebezpieczeństwie samozagłady. „Nie możemy po prostu pozwolić kantystom na ich auto-eleminujący typ Rozplenienie 85 pisarstwa, a heglistom na ich rozrastający się jak dzikie wino. [...] Nie-kantysta wie, że pewnego dnia gmach ów [ludzkiej wiedzy -A. Ch.] sam ulegnie dekonstrukcji, a wielkie czyny - reinterpretacji i jeszcze raz reinterpretacji i jeszcze raz" (77, s. 108). Ideałem byłaby filozofia bez filozofii (jak Bóg bez ludzkiego myślenia o Bogu)49. Neantyzacyjna moc wyzwolona w słowie/pojęciu nie musi go anihilować. Może ujawniać nieuzasadnioną intencję dążenia do wszechwładzy i absolutu pozytywnej wersji słowa/pojęcia, a może też prowadzić do powstania nowej jakości. Jednak ta moc jest pewnym sposobem tłumienia funkcji wbrew jej własnemu celowi. W pewnych warunkach może dojść do wytworzenia się hipertelii i jej reżimu, który doprowadzi do samozniszczenia. Przykładem (bądź przestrogą) narastania hipertelii może być stanowisko Leszka Kołakowskiego, który niegdyś definiował kulturę europejską jako tę, która stale przeczy samej sobie50. Później, w dyskusji z Richardem Rortym, polski filozof dostrzegał już niebezpieczeństwo w tej cesze (40, s. 108): „Utraciwszy naszą wiarę w nieomylne drogowskazy dla myślenia, niełatwo nam przetrwać w zawiłym chaosie (współczesnego świata). Jest to świat Post-Oświecenia, w tym mianowicie sensie, że jest to Oświecenie, które obróciło się przeciwko samemu sobie: utrata Rozumu jako wynik tryumfalnego zwycięstwa Rozumu nad Niero-zumem archaicznej mentalności [...]. Silne przekonania [oparte zwykle na pozytywnej wersji słowa/pojęcia - dopisek mój - A. Ch.] łatwo rodzą fanatyzm; sceptycyzm albo brak przekonań [które często wyzwalają moc neantyzującą - dopisek mój - A. Ch.] łatwo rodzą paraliż umysłowy i moralny". Derrida chce z pozycji pozafilozoficznych przyjrzeć się filozofii, może by ją ogarnąć, może by ją unieważnić, by obnażyć jej słabe punkty. Bogdan Banasiak, pisząc o takiej nieredukowalności filozofii, stwierdza: „Jakże zatem antynietzscheańska jest ta głęboko nietzscheańska myśl, jakże głęboko heglowska jest ta myśl antyhe-glowska - czysto metafilozoficzne przedsięwzięcie, które ujawniając «słabe punkty» filozofii, okazało się kolejnym jej «słabym punktem*" (Banasiak, 3, s. 206). „Powodem, dla którego żadna kultura nigdy nie rozprzestrzeniała się tak szybko i nigdy nie była z taką łatwością przyswajana, jest fakt, iż była to kultura bez kultury" (Heller, 45, s. 5). 86 Mowa mowy „W przestrzeni postmodernistycznej wszystko dzieje się równocześnie ze wszystkim. W ten sposób artysta epoki postmodernistycznej, wycofawszy się z fazy awangardyzmu, uzyskuje nową wolność -wolność od «wolności tworzenia historii* [...], która zdążyła przekształcić się w «obowiązek tworzenia historii*" (Bernstein, 7, s. 14). Temporalizacja Historia wykazała, że wiele myśli i nauk wprowadzanych jako nowe szybko się starzało i po krótkim czasie przestawały być nowe, zachowując, jak na ironię, ów słowny atrybut. Na przykład Scien-za nuova Vico, Nowa Atlantyda Bacona czy chociażby Nowe myślenie Gorbaczowa lub „nowa powieść", której obecność Bogdan Baran51 odnalazł także po jej właściwym czasie i nazwał ją - za krytyką francuską - „nową nową powieścią" (Baran, 4, s. 159). Działanie czasu historii nakłada się na aktualne (historycznie) pojmowanie czasowości. Językowo realizuje się to w oksymoro-nicznym bądź paradoksalnym starciu zwyczajowo rozumianego słowa/pojęcia z intencjonalno-racjonalnym odrzuceniem bądź zanegowaniem tego rozumienia. John A. Walker (97, s. 3 8) pisze: „Hasło «Odrzuć wszystko, co było wcześniej* stało się prawem, którego nowe generacje modernistów miały przestrzegać. Wkrótce stało się ono tradycją (co wyjaśnia paradoksalne [i - dodajmy - oksymoroniczne - A. Ch.] sformułowanie Harolda Rosenberga «tradycja nowego*". Richard Rorty mówi o „historii teraźniejszości" (78, s. 80), a przy okazji zarzuca Lyotardowi, że ten boi się przerwania metanarracji o losach „podmiotu". „Nie mogą się zdobyć [między innymi Foucault i Lyotard - A. Ch.] na wypowiedzenie słowa «my» wystarczająco długo, by identyfikować się z kulturą swojej generacji. Pogarda Lyotarda wobec «filozofii subiektywności* jest tak wielka, że powstrzymuje go przed wszystkim, co pachnie «metanarracją wyzwolenia*" (78, s. 80). Ihab Hassan powtarza z kolei za Renato Poggiolim, że „Nowa awangarda nie musi być wcale «awangardowa»" (41, s. 121). Do tego sformułowania nawiązuje Tadeusz Komendant (51, s. 82): „Ktoś, kto nie uwzględnia interpunkcji [chodzi o poetów - A. Ch.], musi teraz swój gest uzasadnić. W przeciwnym razie podejrzewany będzie o awangardowy tradycjonalizm". Nowoczesność stała się oznaką staroświeckości, nie ma już bowiem mody na nowoczesność, a nawet więcej: moda na modę stała się niemodna. Rozplenienie 87 Zygmunt Bauman wykorzystuje bez skrępowania dotychczasowe dociekania, co jest nowoczesne, co awangardowe, a co tradycyjne, i w jego wypowiedziach słowo/pojęcie „czas przedponowo-czesny" staje się uzasadnionym terminem (5, s. 147). Uzasadnienie zawiera się między innymi w sformułowaniach: „przyszłość jest teraz" (5, s. 146), „teraźniejsza teraźniejszość" (5, s. 148), „teraźniejszość - owa przeszłość naszej przyszłości" (5, s. 154). Jeżeli te terminy porównamy na przykład z rozważaniami Lyotar-da, który dochodzi do wniosku, że postmodernizm był przed modernizmem, albo domaga się zawieszenia sądów o sztuce, zależy ona bowiem od tego, czym będzie w przyszłości, to zauważymy, że słowa określające czas, okres, ulegają detemporalizacji. W obecnej komunikacji humanistycznej należy zatem bardzo ostrożnie pytać od początku o rozumienie słów oznaczających temporalność, słowem, trzeba pytać o Słownik. W innym razie może dojść do kolosalnych nieporozumień. „Croce sformułował tę refutację (alegorii) w 1907 roku; już w roku 1904 Chesterton dokonał refutacji tej refutacji [scil. windykacji - A. Ch.], o czym pierwszy z nich nie wiedział. Jak uboga w kontakty i jak rozległa jest literatura" (Borges, 8, s. 24). „Postmodernistyczna wrażliwość jest «oczekiwaniem przeszłości* i nostalgią za przyszłością" (Nycz, 69, s. 187). „[...] zamiar wymazania przeszłości miał już miejsce w przeszłości i - w paradoksalny sposób - jest jednym z dowodów na to, że przeszłości nie można wymazać. Przeszłość jest niezniszczalna; prędzej czy później powracają wszelkie rzeczy, i jedną z rzeczy jakie powracają, jest projekt wymazania przeszłości" (Borges, 8, s. 31). Referencje: R. Langbaum, The Modern Tradition; R. Koselleck, Vergangene Zu-kunft. Zur Semantik geschichtlicher Zeiten, Frankfurt a/Men 1979; Z. Bauman, Ponowoczesność, czyli dekonstruowanie nieśmiertelności; Rozdziały O starzeniu się nowego oraz Czas postu. Zdialogizowanie „Powinniśmy stać się bardziej buddystyczni, aby być bardziej chrześcijańskimi" - głosi Drewermann52, zafascynowany kulturą niestosowania przemocy wobec wszystkich istot żywych. „Różno- 88 Mowa mowy rakość religii jest nader pomocna. [...] Chorzy na różne choroby potrzebują przecież różnych lekarstw - mówi Dalajlama". Chrześcijanin, by być bardziej chrześcijański, musi być buddystą, muzułmaninem, żydem, taoistą, poganinem, ateistą, heretykiem, apostatą. Dotyczy to wszystkich wyznawców wymienionych tu poglądów, którzy także muszą być między innymi chrześcijanami. Zdialogizowanie słowa/pojęcia to dedogmatyzacja, tolerancja, mimetyzm, spotkanie. Zdialogizowanie może oczywiście być inten-cjonalne i nieintencjonalne, można się na nie zgadzać bądź nie. Sytuację taką zaznacza Bogdan Banasiak (3, s. 71-72): „Wobec tego zaś próby oddania relacji pomiędzy tymi dwoma myślicielami za pomocą matematycznej formuły: «Derrida = Heidegger + styl Derridy» [...], uznać należy co najmniej za nieporozumienie. O ile bowiem, istotnie, Derrida wychodzi od ustaleń Heideggera, a nawet podkreśla, że nic z tego, co robi, «nie byłoby możliwe bez otwarcia pytań Heideggerowskich» (P, s. 18), to zarazem radykalizuje jego projekt i staje się najbardziej konsekwentnym jego krytykiem". Zdialogizowanie słowa/pojęcia może być efektem filozofii dialogu, tak jak ją pojmował Levinas. „Ta odmiana dialogiki - pisze B. Baran (4, s. 220) - przyznaje radykalny prymat ty innego. To on jest prawdziwą rzeczywistością i dopiero spotkanie go ogranicza krąg świadomości ja, rzeczywistości pozornej". Ja jest nieograniczone w swej wolności i anektuje na mocy tej wolności inne (Innego). Przy Levinasowskim sposobie filozofowania każda obiektywna inność Innego będzie wchodziła w dialog z „ja", wiążąc owo ja, ograniczając jego wolność zmierzającą do wchłonięcia inności (Innego). Ja w spotkaniu z ty jest ja ograniczonym w wolności, ale za to bardziej rzeczywistym. Przed Levinasem dialogizował słowo/pojęcie „Ja" Ferdinand Ebner, który uznawał (podając w dużym uproszczeniu), iż nie istnieje żadne „Ja" bez „Ty". „Ty", przesączone Bogiem, jest właściwym, „prawdziwym Ja" (73, t. 1). Dialogizował zaimki osobowe także Emil Benveniste (73, t. 3, s. 33). W konsekwencji filozofii dialogu ujmował też Ja w relacji do Ty oraz do Ono Martin Buber, który transcendował osobiste „Ty" na „Ty boskie": „przedłużone linie reakcji przecinają się w Wiecznym Ty; każde pojedyncze Ty jest prześwitem do niego; przez każde pojedyncze Ty podstawowe słowo zagaduje Wieczne Ty" (73,1.1, s. 33). Zaimek osobowy „ja" może być bohaterem historii filozofii -jest on bardziej zdialogizowany niż na przykład „my", które oczy- Rozplenienie 89 wiście też ma swoje „my". Nasze my nie musi znaczyć nasze my -o czym pisał Rorty (79, s. 98). Wszystkie zaimki (łącznie z „się") są wewnętrznie zdialogizowane, a w tym zdialogizowaniu niebagatelną rolę odgrywa mechanizm autogeneracji. Możemy zauważyć, że zdialogizowanie daje się uporządkować jako ekstra- i intrasemantyczne, ale nie w uporządkowaniu kwestia, lecz generalnie w tym, że każde słowo/pojęcie powinno się otwierać na każde inne słowo/pojęcie i na siebie samo. Foucault powiedział: „Myślę, że wyobrazić sobie inny system, to rozszerzyć nasze uczestnictwo w systemie obecnym" (79, s. 98). Konkretyzuje ten pogląd Walter Ch. Zimmerli (101, s. 234): „zarówno rozdział czystej nauki od techniki, jak również aprobująca postawa wobec reprezentowanego przez nie typu rozwiązywania problemów i typu racjonalności, stały się przedmiotem wielorakiej krytyki, rozszerzającej model racjonalności. Wiąże się z tym ściśle fakt, że niewątpliwie coraz wyraźniej krystalizuje się podstawowa struktura modernizmu, jego immanentna sprzeczność: konieczność bycia tak «rzeczowym» i «realnym», jak to tylko możliwe, połączone jednak z brakiem możliwości jakiejkolwiek weryfikacji idei «realności». Rzeczywistość rozpływa się wręcz wobec «trzeźwego zmysłu rzeczywistości* [...] modernizmu". Według Rorty'ego (79, s. 109) metafizyk (czyli ten, który wierzy w istnienie jednej, niezmiennej rzeczywistości, jaką można odnaleźć poza wielością przemijających zjawisk) nie opisuje na nowo, lecz raczej analizuje stare opisy przy pomocy innych starych opisów (re-deskrypcji). Generalnie Rorty chce uwolnić filozofię od mechanizmu autogeneracyjnego i odrzuca takie pojęcia, jak dialektyka, epoka historyczna, słownik, Weltanschaung, ironista bowiem uważa, że ich multiplikacja jest tylko wewnętrznym zdialogizowaniem tak zwanego słownika finalnego. Rorty widzi potrzebę rewolucji (także językowej). Pisze on (79, s. 116): „Dla nas, ironistów, nic nie może stanowić krytyki słownika finalnego, prócz innego takiego słownika; odpowiedzią na nowy opis może być tylko nowy opis nowego opisu. Skoro poza słownikiem nie istnieje nic, co służyłoby za kryterium wyboru pomiędzy nimi, krytyka polega na przyglądaniu się to temu, to tamtemu wizerunkowi, a nie na porównywaniu obydwu wizerunków z oryginałem". A zatem, czy Rorty chce tego, czy nie, historyk może odtworzyć (stworzyć) słownik słowników, czego oczywiście autor Przygodności... jest świadom, kiedy w ostatecznym odparciu metafizyki sięga 90 Mowa mowy po ironię. „Dla ironicznego teoretyka historia wiary w ahistoryczną mądrość i jej umiłowania jest historią następujących po sobie prób odnalezienia finalnego słownika, który nie byłby słownikiem finalnym pod każdym względem - słownikiem, który nie jest zwykłym idiosynkratycznym wytworem historycznym, lecz ostatnim słowem, tym, ku czemu zdążało dociekanie i historia, tym, co czyni dalsze dociekanie i dalszą historię zbędnymi" (79, s. 36). To zdumiewające, że jest ktoś, czyje spojrzenie potrafi obudzić mnie we mnie. Calderon, Życie snem Rorty wskazuje na ironię, która może przeciwstawić się teorii, historii i generalnie temu, co nazywa on metafizyką (podobnie jak realizm w średniowiecznym sporze o uniwersalia), ale ma też świadomość pułapki, w którą każdy ironista może wpaść. Pisze on (79, s. 136): „Teoria ironizmu jest ostatnią rzeczą, jakiej pragnie bądź potrzebuje ironiczny teoretyk", i odwołuje się do Heideggera, który swój wykład z 1962 roku, zatytułowany Zeit und Sein, zakończył stwierdzeniem: „Ale ów wzgląd na metafizykę dominuje jeszcze w zamiarze przezwyciężenia metafizyki. Dlatego trzeba odstąpić od tego zamiaru, pozostawiając metafizykę samej sobie" (77, s. 198, s. 372, por. przypis 8). Pisze Rorty (79, s. 136): „Heidegger ma żywą świadomość możliwości, która w końcu została urzeczywistniona w dziele Derridy -możliwości, że Heidegger zostanie potraktowany tak, jak on sam potraktował Nietzschego, jako jeszcze jeden (ostatni) szczebel w drabinie, którą trzeba odepchnąć". Rorty'ego zdialogizowanie/zwielokrotnienie słowników finalnych, opisy opisów da się zawiesić przez zastosowanie „teorii ironicznej", której celem jest zrozumienie metafizycznej tęsknoty do teoretyzowania, tak dogłębne, by od niej całkowicie się uwolnić. Uwolnienie się od słownika słowników będzie oznaczało zatem wejście w obszary myśli czystej, ale pogłębionej pełnym (?) zrozumieniem wszelkich uwarunkowań zdialogizowania. Egzosemantyczne graffiti: „Zastanawiałem się, kto wypisuje te wszystkie bzdury na ścianie, i teraz już wiem". Jest to graffiti typowo postmodernistyczne, samoświadome i nie przełamujące reguł poetyki istniejących inskrypcji. Autora zaintrygowała anonimowość tej sztuki i odkrywając jej istnienie, przyłączył się do grona twór- Rozplenienie 91 ców graffiti. Wskazał na podmiotowość, ale autorstwa osobowego nie ujawnił, czyli doszło tu do zdialogizowania podmiotu, który odkrył, że z czytelnika stał się autorem (i odwrotnie). Patrz: rozdz. Neantyzacja (por. R. Rorty, 77, s. 108). Referencje: M. Gołębiewska, Tekst jako kontekst, 34, s. 69. Metafizyka słowa „Filozofia ukonstytuowała się jako metafizyka obecności, obecności rzeczy, chwil, obecności dla siebie. Praca dekonstrukcji polega na skłonieniu do namysłu nad tym, za sprawą czego filozofowie przedstawiają sobie tę obecność - zawsze postulowaną, nigdy zaś rzeczywistą. Owa «nieobecność» obecności jest zapomnieniem nieodłącznym od ich ustanawiającego gestu [...]" (Gaudin, 31, s. 90). „Jeżeli by tak było, prześwit nie byłby tylko prześwitem obecności, lecz prześwitem skrywającej się obecności, prześwitem skrywającego się ukrywania" (Heidegger, 43, s. 220). Od czasu gdy Heidegger tak fundamentalnie zajął się metafizyką obecności, słowo „obecność" zrobiło karierę we współczesnej humanistyce równą niemalże słowu „byt". Przytoczę fragment bardzo znamiennego dyskursu na temat słowa „obecność" w jego metafizycznym ustawieniu: „Czym jest to, co obecne? Co znaczy przemyśleć to, co obecne w jego obecności? Zastanówmy się na przykład nad tekstem z 1946 roku zatytułowanym Der Spruch des Anaximander. Heidegger przypomina w nim, że zapomnienie o byciu zapomina o różnicy między byciem a bytem: «Ale rzeczą bycia (die Sache des Seins) jest, by być byciem bytu. Forma językowa tego zagadkowo wieloznacznego dopełniacza wypowiada genezę (Genesis), rodowód (Herkunft) tego, co obecne, z obecności (des Anwesenden aus dem Anwesen). Jednakże wraz z rozpostarciem się obydwu istota (Wesen) tego rodowodu pozostaje w ukryciu (uerborgen). I nie tylko ona, ale nawet już sam stosunek między obecnością a tym, co obecne, pozostaje czymś nieprzemyślanym. Od dawna wydaje się, jakby obecność i to, co obecne, były czymś, każde ze swej strony i dla siebie. Niepostrzeżenie obecność sama staje się jakimś bytem-obecnym. [...] Istota obec- 92 Mowa mowy ności (das Wesen des Anwesens), a wraz z nią różnica między obecnością a tym, co obecne, pozostaje zapomniana. Zapomnienie o byciu jest zapomnieniem o różnicy między byciem a bytem" (Derrida, 22, s. 404-405). Język ma być uosobieniem czasowo nieobecnej obecności, ma służyć odzyskaniu obecności, ale wydaje się, że doszło już do tak silnych rozstępów znaczenia słowa „obecność", że z trudem wytrzymuje ono to metafizyczne zagęszczenie. Każde słowo ma swoją metafizykę, ale słowo „byt" i jego atrybut: słowo „obecność" są szczególnie obciążone znaczeniami metafizycznymi, które włożyli w nie wszyscy ontolodzy, jeszcze sprzed Platona aż po obecnych. Metafizyczny sposób istnienia słowa wpłynął na sposób traktowania innych słów, w których także odkrywano (bądź przydawano) ową metafizykę: (nie)wiedza (nie)wiedzy, zło (dobro) zła (dobra), (nie)świadomość (nie)świadomości. „Można wyłożyć jedynie to, co w pewnej chwili może stać się obecne, jawne, co może się ukazać, uobecnić jako obecne, jako byt obecny w swej prawdzie, w prawdzie czegoś obecnego lub w obecności czegoś obecnego" (Derrida, 22, s. 378). „A teraz zapowiedziany «pasożyt». Nim zdecydujemy, co z nim zrobić dalej, gdy zauważymy, że miejsce dlań uszykowane zajął już zamiast niego tekst o nim, uchwyćmy tę nić nieobecnej obecności, która jest żywiołem wszelkiego pisania" (Daszkiewicz, 17, s. 161). Paradygmatyzacj a „Metafizyka wystąpiła jako konceptualizująca więdnie wiedza" (Baran, 17, s. 88). Słowo „wiedza" jest dla pełnego inwencji słowo/pojęciotwórczej i duszącego się w zastałych terminach Bogdana Barana pojęciem zbyt ciasnym, tworzy on więc pojęcie wiedni, która jest nadrzędna w stosunku do wiedzy. Jednakże układ wiednia - wiedza nie może być układem binarnym, lecz jest triadą. Bogdan Baran ukrywa w tym układzie podmiotowość cogito. Triada przypomina rozkład kategorii w modelu de Saussure'a: langage - langue - parole wiednia - wiedza - ja wiem Rozplenienie 93 Bogdan Baran wpisał się w paradygmat, tworząc rzeczownik, który wypełnił cały (?) wzór. Innym paradygmatem jest model psychoanalityczny, ujmujący psychikę w (uproszczonej) diadzie: świadomość - podświadomość Wszelka świadomość, by móc się ukonstytuować, musi być samoświadomością, musi zadawać sobie pytanie: ile jest świadomości w świadomości? Freudowskie odkrycie (nazwanie53) podświadomości jest de facto rozszerzeniem świadomości. Świadomość rozszerza się o samą siebie. Jeżeli zatem określę, że coś się dzieje w mojej podświadomości, na przykład, że libido steruje moim myśleniem i zachowaniem, to tym samym ekspanduję swoją świadomość, powoduję, że jest w niej więcej świadomości. Dotychczasowa świadomość została poszerzona o świadomość podświadomości, i dzięki temu możemy mówić o autogeneracji świadomości świadomości. „Wszystko, co przekazane przez tradycję, choćby wczorajszą [...] musi stać się przedmiotem podejrzeń. Jakiej przestrzeni nie ufa Cezanne? Przestrzeni impresjonistów. Jaki przedmiot wzbudza obiekcje Picassa i Braque'a? Przedmiot Cezanne'a. Z jakim założeniem Duchamp zerwał w 1912 roku? Z założeniem, że trzeba malować obrazy, nawet kubistyczne. A Buren podważa inne założenie, o którym sądzi, że w całości zachowało się w dziele Duchampa - miejsce zaprezentowania dzieła. [...] Dzieło może stać się modernistyczne tylko wtedy, jeśli przedtem było postmodernistyczne. Postmodernizm w ten sposób rozumiany nie jest kresem modernizmu, ale jego narodzinami i jest to sytuacja, która wciąż powraca" (Lyotard, 61, s. 40). Ta paradoksalna z pozoru definicja Lyotarda, która to, co jest „po", ustawia „przed", wydaje się bardziej zrozumiała, gdy odniesiemy ją do opisywanego paradygmatu: podejrzenie - tradycja postmodernizm - modernizm podświadomość - świadomość Postmodernizm jest zatem podświadomością modernizmu. Dodajmy: uświadomioną podświadomością. 94 Mowa mowy Ten paradygmat odnosi się także do modelu: świadomość - nad-świadomość i najogólniej wypełnia wzór Platona, który odkrył ideę jako sposób istnienia bytu, jako inny wymiar bytu. Słowo/pojęcie ujawnia swoją ideę, która może nim sterować, może sprawić, że słowo/ pojęcie zostanie uznane za cień swojej idei i będzie znaczonym absolutnie znaczącego. W paradygmacie może się ujawnić autogeneracyjność przedrostka „anty-". Na przykład diada pragmatyzm - antypragmatyzm wywołuje reakcję pragmatysty Richarda Rorty'ego, który w tym odniesieniu określa się jako antydualista (antybinarysta). Podobnie rzecz się ma z diadą relatywizm - antyrelatywizm, która generuje pojęcie anty-an-tyrelatywizmu. Paradygmat jest powszechnie przyjętą regułą porządkowania wiedzy - jest wiednią, w którą wpisują się słowa/pojęcia, otwierające się tym samym na nowe znaczenia, wyłaniając te znaczenia z siebie. Sam paradygmat też podlega paradygmatyzacji54. Spacjalizacja Słowo jest rozciągliwe. Jego znaczenie może wychodzić na zewnątrz, może się szukać wewnątrz. Możemy wskazać na dwa kierunki tej rozciągliwości: A. interioryzacyjny: „[Centrum uwagi - A. Ch.] przesunęło się za to na obiekt, wiersz w wierszu, słowo w słowie-proces jako proces" (Higgins, 46, s. 180). „Rdzeniem wszelkiego mówienia jest mówienie" (Steiner, 86, s. 10). „Różewicza metoda: szukanie wiersza w wierszu" (Majchrow-ski, 63, s. 225)55. B. eksterioryzacyjny: „Powtarzają się powtórzenia i różnicuje się to, co różnicujące" (Deleuze, 19, s. 191). Rozplenienie 95 Gramatyzacja Słowo, które nie mieści się w wyznaczonych mu dotychczas ramach semantycznych, rozstępuje się, wykorzystując możliwości gramatyki. Werbalizacja „Samo bycie bytuje bardziej niż jakikolwiek byt" (Heidegger, 44, s. 319). Słowo „bytuje" musi powstać od słowa „byt", gdyż jest warunkiem egzystencji bytu i siebie samego. Fundamentalna zasada ontologii Heideggera tworzy słowo „bytować", które w polszczyźnie już istniało, ale dotyczyło innej semantyki, no i nie poddawało się stopniowaniu (w tradycyjnym rozumieniu nie można bytować bardziej). istoczenie istoty, istoczenie bytu (Heidegger, 44, s. 307) wyistaczanie się bycia bytu, istota się istoczy (Heidegger) Pytanie o prawdę to pytanie o istoczenie prawdy (Heidegger, 44, s. 320). nicowanie nicości (Heidegger) afirmacja afirmuje (Baran, 4, s. 126-127) różnią się różni (Baran, 4, s. 124) humanizm humanizuje (Steiner, 87, s. 87) modernizowanie modernizmu (Landwehr, 57', passim) Substancj alizacj a W języku daje się zauważyć dążność współczesnej filozofii do upodmiotowienia bytów. W tym celu wykorzystywane są forman-ty rzeczowników wskazujące na nazwy właściwości, głównie takie jak: „-ość" i ,,-stwo". Bodaj już wszystkie zaimki znalazły swoją formę urzeczownikowienia: jaźń jazn oność (Levinas, 73, t. 1, s. 27456) mojość (Heidegger, 42, s. XVII) swojość (M. Stirner, 73, t.IV) naszość (Binswanger, 73, t. 3, s. z byłość (Heidegger) późniejszość (B. McHale57) 96 Mowa mowy cość (Sartre, 62, s. 175) sobość (Levinas58) samość (J. Derrida59) wszystkość (J. Przyboś) Możemy sobie wyobrazić do tej pory nie wykorzystane formy: „ty" wytworzy rzeczownik „tyźń", „my" zaś - „myźń"60. Bogdan Baran tworzy „pis" i „czyt" od gerundialnych form (a więc akcentujących działanie): pisanie i czytanie. Często jednak daje się odczuć opór gramatyki i wówczas słowa muszą sobie radzić ze swą nabrzmiałością semantyczną przy pomocy innych słów. Tak jest na przykład w wypadku „się" oraz „nie". Zwróćmy uwagę, że do możliwości, które daje gramatyka słowu61 w jego dążeniu do rozplenienia się, dochodzą możliwości tem-poralizacyjne. Temporalizacja jest możliwością rozplenienia się słowa, jego rozrostu, jego wyłaniania z siebie nowego (nowe nowego) i odkładanie starego (stare starego), projektowania się w przyszłość (przyszłość przyszłości - czy myślenie o przyszłości ma przyszłość?) i retrospektywy (przeszłość przeszłości - historia historii). Temporalizacja jest także sposobem uobecniania się słowa, jego osadzania się w świecie, jednak nie zawsze w konwencjonalnym porządku. Ryszard Nycz pisze, że postmodernizm jest oczekiwaniem przeszłości i nostalgią za przyszłością. To słowo/pojęcie, przyjąwszy wszystkie dotychczasowe definicje, musi sobie zrobić miejsce w czasie, w historii. Koalicyjność „[...] jeżeli prawda istnieje, to jest ona realną rozumnością i rozumną realnością, skończoną nieskończonością i nieskończoną skończonością [...]" (Floreński, 27, s. 200). „[...] świat pisma i pismo świata" (Derrida, 85, s. 271). „[...] sens jest przypadkowy, przypadek sensowny" (Derrida, 85, s. 286). „[...] filozofia zbrodni czy zbrodnia filozofii" (Banasiak, 3, s. 222). Rozplenienie 97 „W imię «życia filozofii* krytykuje się «filozofię życia»" (73, t.3, s. 365). „Powtórzenie różnicy i różnica powtórzenia" (Banasiak, 3, s. 191). „Jest więc różnią czasowaniem się przestrzeni i rozprzestrzenianiem się czasu" (Banasiak, 3, s. 125. Por. Derrida, 22, s. 381, 389). „Uznaje on [Gasche -A. Ch.], iż Derrida «wykazał», że «począt-kiem» całości bytu poza bytem jest uogólnione, albo raczej ogólne pismo, którego zasadnicza nieprawda i nieobecność jest fundamentalnie nieokreślonym warunkiem możliwości i niemożliwości obecności w jej tożsamości i tożsamości w jej obecności" (Rorty, 79, s. 170). „Michel Foucault jest ironistą, który nie chce być liberałem, natomiast Jiirgen Habermas jest liberałem, który nie chce być ironistą" (Rorty, 79, s. 95). „Logika nauki - to okrężna interpretacja, reinterpretacja i auto-korekta danych z punktu widzenia teorii i teorii z punktu widzenia danych" (Rorty, 78, s. 70). „[...] filozofia piękna nie była filozofią sztuki, a filozofia sztuki -filozofią piękna" (Marąuard, 66, s. 259). „[...] całościowe dzieło sztuki uczynić całością rzeczywistości lub całość rzeczywistości - całościowym dziełem sztuki" (Marąuard, 66, s. 265-266). „Nawet jeżeli reguły nie wyrastają z racjonalnej myśli, to przecież z reguł wynika racjonalność" (68, s. 346). Słowo bierze do pomocy inne słowo, wchodzi w koalicję, by razem stanowić większą moc, by ogarnąć szersze, możliwie uniwersalne rejony znaczenia. Koalicje mogą łączyć dotychczasowych przeciwników i mogą się brać z dobrosąsiedztwa. Zdecydowanie ekstra-semantyczne otwarcie słowa na inne słowo, oddanie swojego i przyjęcie obcego znaczenia jest wzmocnieniem obu koalicyjnych słów, które znacznie wyraźniej tworzą od teraz słowo/pojęcie, wskazują- 98 Mowa mowy ce, że w swoim obszarze semantycznym zawiera ono także inne semantyki. Ambicje imperialne są ograniczane ramami wzorca, który, jak pragmatystycznie mówi Rorty, można stosować, kiedy daje się go zastosować. Słowa w koalicji nie mogą więcej niż mogą, ponieważ zbyt wyraźny jest związek, zbyt czytelne reguły, zbyt łatwa powtarzalność, otwartość formuły aliansu. Mimo to związek taki na pewno tworzy nową wartość semantyczną, a więc jest korzystny. Gdyby na przykład powiedzieć, że Argentyńczyk Guillermo Villas jest najlepszym tenisistą, to sąd ten byłby podważany przez wielu pretendentów, no i oczywiście przez historię. Dużo bardziej wątpliwym sądem byłaby opinia o Villasie jako najlepszym poecie. Ale zdanie (autentyczne): „Guillermo Villas jest najlepszym tenisistą wśród poetów i najlepszym poetą wśród tenisistów", może wyróżnić tego zawodnika z grupy i w historii. Taki model koalicji słów, prócz tego, że służy zintensyfikowaniu semantyki i wyróżnieniu, epatuje swą retoryką, co daje się łatwo zauważyć, gdy owe koalicje przyjmują pozycję tytułów, rubryk i tym podobnych eksponowanych miejsc: R. Marthe,Roman des origines, origine du roman, Grasset 1972. R. Silliman, Postmodernism: Sign for a Struggle, the Struggle for the Sign. „Poetics Journal" 1987, nr 7. Klinkowitz, The Self-Apperent Word. Fiction as Language / Lan-guage as Fiction, Carbonah 1984. Philosophical Description and Descriptiue Philosophy (Baran, 4, s. 225). B. Beuys, Florencja: Świat miasta - miasto świata. Życie miasta od 1200 do 1500. Przekład z niemieckiego A. D. Tauszyńska, Warszawa 1995. Z. Bauman, Wieloznaczność nowoczesna. Nowoczesność wieloznaczna. Przełożyła J. Bauman, Przekład przejrzał Z. Bauman, Warszawa 1995. Oksymoronizacja „Hasło «Odrzuć wszystko, co było wcześniej* stało się prawem, którego nowe generacje modernistów miały przestrzegać. Wkrótce stało się ono tradycją, co wyjaśnia paradoksalne [i, dodajmy, oksymoroniczne - A. Ch.] sformułowanie Harolda Rosenberga «tradycja nowego»" (Walker, 97, s. 38). Rozplenienie 99 Jeden z głównych chwytów barokowego ujmowania świadomości jako ambiwalencji, światopoglądu jako rozdarcia, egzystencji jako tragizmu i świata jako Arkadii, w której rządzi śmierć, przez wieki nie był często stosowany, zbyt bowiem łatwy jest to związek frazeologiczny, zbyt automatyczny, by mógł na stałe sterować językiem poetyckim. Jednak od czasu do czasu oksymoron pojawia się w dyskursie humanistycznym, dając do zrozumienia, że za banalnością spetryfikowanej formy kryje się szczerość i autentyczność przekazu. Oczywiście nie są to już owe mrozy gorejące, mroźne ognie, żywe umierania i nieśmiertelne konania, czarne biele i białe czernie, gwałtowne pokory i pokorne gwałtowności. (Zwróćmy uwagę na to, że oksymoron bardzo łatwo układa się w pary koalicyjne). Ale głupią mądrość przywoła na przykład antyracjonalista Szestow, pisząc o „szaleństwie rozumu" (91, s. 13), moderniści będą mówili o „pięknie szpetoty" (użyje też tego zwrotu Bogdan Baran, 4, s. 47). Joanna Daszkiewicz (17, s. 179) przywoła „kontrolowany przypadek", „artykułowaną ciszę" i „siedlisko pustki". Ryszard Nycz napisze o „rygorystycznej niepewności" (69, s. 54), Jean Baudrillard (53, s. 80) będzie mówił o „wskrzeszeniu fikcji realnego", Vincent Descombes (23, s. 24) zaś nazwie filozofię „praktyką teoretyczną". m oxymoron/c/ even when I om nof. Paradoksalizacja Zarówno oksymoroniczność, jak i kontradykcyjność są potencją słowa/pojęcia, są jego możliwością otwarcia się na przeciwsłowo, na kontrsłowo, na antysłowo. Jednak możliwość ta nie wyczerpuje się z chwilą zaistnienia, lecz otwiera słowo bardziej na przyjęcie znaczenia, które ma zanegować rudymentarne znaczenie. Paradoks jest buntem słowa przeciw samemu sobie, jest niezgodą na ograniczające je znaczenie, jest przekroczeniem znaczenia w imię obrony znaczenia. Znaczenie nie może jednoznaczyć, jednoznacznie buntuje się paradoks, który - tak jak według Derridy metafora (4, s. 133) - jest wspólnikiem tego, czemu zagraża. „Oto są Idee, których możliwe przedstawienie nie jest możliwe" (Lyotard, 61, s. 38). 100 Mowa mowy „Kartezjusz w trzeciej części Medytacji wprowadził paradoksalne pojęcie «skończonej idei nieskończoności*, nieustannie przekraczanej przez swoje ideatum" (Wieczorek, 99, s. 98). „Wedle jakiego prawa wychodzimy poza granice naszego rozsądku? Odpowiedź jest taka: «Wedle tego prawa, które nam daje rozsądek [...]. A zatem, jeżeli prawda istnieje, to jest ona realną rozumnością i rozumną realnością, skończoną nieskończonością i nieskończoną skończonością»" (Floreński, 27, s. 199-200). „Derrida pyta Kanta: Jak więc przedstawić nieprzedsta-wialne?" (M. Wilczyński, Postmodernistyczna wzniosłość: Derrida i Lyotard. W: Inspiracje postmodernistyczne w humanistyce, op. cit., 53, s. 174. Także: Baran, 4, s. 177). „Stało się oczywiste, że wszystko, co dotyczy sztuki, przestaje już być oczywiste" (Adorno, 39, s. 286). „W teatralności nic nie jest ważne, ponieważ wszystko jest ważne" (M. Maffesoli, 5, s. 162). „Ale jak uwidocznić, że istnieje coś, co nie może być widziane" (Lyotard, 61, s. 39). Oczekiwanie nieoczekiwanego (Greimas, 37, s. 101). Niepodporządkowanie się nieporządkowi (Derrida, 22, s. 376). (Nie)tolerancja nietolerancji (ogólne). Konsekwencja niekonsekwencji (Kołakowski). Zaufać nieufności (Barańczak). Koherencja w niekoherencji (A. Zeidler-Janiszewska, Collage -forma, która „pomieści bałagan". W: Inspiracje postmodernistyczne w humanistyce, op. cit., 53, s. 199). Pewność niepewności („Tytuł" 19/20 a, s. 87)62. Rozplenienie 101 Ogarnąć nieogarnięte. Pojąć niepojęte. Wyrazić niewyrażalne (65, s. 117). Wyjście z sytuacji bez wyjścia (obiegowe). Zabrania się zabraniać (graffiti paryskie z 1968 roku). Tylko demokracja może nauczyć demokracji (obiegowe). Doświadczenie (historia) uczy, że doświadczenie (historia) niczego nie uczy (obiegowe). Życie mnie nauczyło, że uczenie się niczego mnie nie nauczyło (z filmu amerykańskiego). „Jeżelibym wygrał, tobym przegrał" (Lech Wałęsa)63. „Żadna wrażliwość przed naszą nie połączyłaby, jak sądzę, przymiotnika «brudny» ze słowem «nadzieja», jak to uczynił Anouillh w tej poszarzałej frazie z Antygony: la sale espoir"64. Steiner bardzo się myli, bo już w antycznej tradycji krążyła wersja mitu o puszce Pandory, według której nadzieję - Elpis - bogowie pozostawili ludziom przez swą złośliwość, by tym bardziej dać im odczuć bezsens ludzkiej egzystencji (por. ludowe porzekadło: nadzieja jest matką głupich). Na przezwyciężenie tak rozumianej nadziei wskazuje św. Paweł (Rz. 4, 18), kiedy pisze: „On to wbrew nadziei uwierzył w nadzieję". Zapewne do tego zdania odwołuje się nomen omen Nadieżda Mandelsztam w swym pamiętniku Nadzieja w beznadziejności. Paradoksalizacja słowa jest zjawiskiem aktywnym - w niej przejawia się przepełnienie semantyczne słowa, próba zapobieżenia ucieczce sensu, zatrzymania słowa, choćby i w pułapce, którą samo na siebie zastawiło. Jeszcze niedawno taka sytuacja należała do licencjonowanych działań artystycznych i dla racjonalistów absolu-tyzacja paradoksalności była nie do przyjęcia. Na ten temat ironizował Georgy Lukacs (100, s. 400): „Jednością kultury byłby zatem zupełny brak jedności; jej centrum stanowiłaby zupełna pery-feryjność wszystkiego; wszystko byłoby symboliczne poprzez to, 102 Mowa mowy że nic nie jest symboliczne, że jest tylko tym, czym wydaje się w chwili przeżywania, ale nie ma też niczego innego, co mogłoby być czymś więcej". Kontradykcyjność „Konflikt nie znosi dialektycznie sam siebie" (Czerniak, 16, s. 312). „Myśl niedialektyczna będzie się trzymać przeciwieństwa tego, co racjonalne, i tego, co irracjonalne, ale myśl, która chce być dialektyczna, ma z definicji rozpocząć ruch rozumu ku temu, co jest mu z gruntu obce, ku innemu, problem polega więc na tym, by rozstrzygnąć, czy, w tym ruchu, to inny, miałby zostać sprowadzony do tego samego, czy też - by objąć jednocześnie to, co racjonalne, i to, co irracjonalne, to samo i inne -rozum powinien przekształcić sam siebie, porzucić swą początkową tożsamość, przestać być tym samym i uczynić siebie innym wraz z innym. Innym rozumu jest nierozum [...]" (Descombes, 23, s. 19). „Myśl - zarazem sprzeczna i niesprzeczna, umieszczona - gdzieś pomiędzy, takim zabiegiem jeszcze raz potwierdzałaby siebie, swoją sprzeczność" (Gołębiewska, 34, s. 69). „Tak więc filozofia przypadku rozpatrująca zdarzenie musi zdążać ku niematerialnemu materializmowi" (Walas, 96, s. 24). „Modernizm jest nałogowo innowacyjny i stroniący od tradycji, postmodernizm zaś zainteresowany tradycją i krytyczny wobec innowacji. A co najbardziej interesujące, okazuje się to trafne pod każdym względem, a zarazem nietrafne" (Welsch, 101, s. 246). Kontradykcyjność najczęściej wyraża się w negacji, w autogeneracji słowa/pojęcia. Metodologicznie postrzegane jest to jako zapętlenie się w autonihilizmie, jednak należy dostrzec wysiłek pokonywania drogi. Na tej drodze dochodzi do pogłębienia świadomości, że słowo zawsze i wszędzie jest otwarte na ingresję negacji, na ów atak „nie-". O tę negację i świadomość jej możliwości bogatsze jest każde słowo/pojęcie. „ - Tak pan mniemasz? Rozplenienie 103 - Nie jestem ja na tyle szalonym, żebym w Dzisiejszych Czasach co mniemał albo i nie mniemał" (Gombrowicz, Trans-Atlantyk, 35, s. 14). „Pandarus: Na mą wiarę, by rzec prawdę, ciemnowłosy i nie ciemnowłosy - Cressida: By rzec prawdę, to prawda i nieprawda" (Szekspir, Troilus i Cressida. Akt I, scena II. Tłum. M. Słomczyński). Aporetyczność „Jeżeli nie zrobię przynajmniej jednego szaleństwa rocznie, oszaleję" (V. Huidobro, „Literatura na Świecie" 1995, nr 4)65. Nic nie obiecywaliśmy i słowa dotrzymaliśmy (obiegowe). „[...] czy ten zdumiewający fakt, że to, o czym sądzono, iż jest obiektywne okazało się subiektywne, jest naszym odkryciem czy też naszym wynalazkiem? Gdybyśmy następnie powiedzieli, że fakt ten jest naszym odkryciem, że jest obiektywnym faktem, iż prawda jest subiektywna, znaleźlibyśmy się wobec niebezpieczeństwa wewnętrznej sprzeczności naszych poglądów" (Rorty, 40, s. 5). „Zabobon przynosi nieszczęście" - zdanie przytoczone jako motto w Wahadle Foucaulta Umberta Eco. Jeżeli zdanie to jest prawdziwe, to zabobon nie jest zabobonem, gdyż ten, z definicji, jest fałszywą wiarą, czyli że zdanie to jest nieprawdziwe, c.n.d. Tak jak w wypadku oksymoronu czy paradoksu, i tutaj możemy aporię traktować jako szczególne wzmocnienie słowa: rozsadzana jest definicja zabobonu jako fałszywej wiary w metafizyczną, symboliczną i wysoce jukstapozycyjną moc wpływającą na przyszłe wydarzenia, a do uznania tej definicji dochodzi jakieś racjonalne „a jednak". A jednak może już wiara w zabobon (zwrot sam w sobie oksy-moroniczny i tautologiczny) jest jakąś autosugestią, która może sterować następującą sekwencją wydarzeń etc. W takim rozszerzeniu definicji słowo/pojęcie „zabobon" uzyskuje uprawomocnienie, nie może być jednoznacznie (z pozycji racjonalnych) odrzucone, ponieważ racjonalizm dopuszcza jego nieracjonalne działanie. Wiara w zabobon utwierdza go. Podobnie jest z wiarą w fatum, o której pisze Martin Buber: „Jedynym, co może stać się dla człowieka fatum, jest wiara w fatum: 104 Mowa mowy powstrzymuje ona ruch zawracania" (M. Buber, Ja i Ty. Wybór pism filozoficznych. Wybrał, przełożył i wstęp napisał J. Doktor. Warszawa 1992, s. 74). Powtórzenia Słowo może występować w związku powtórzenia i należy tu między innymi wyróżnić dwie funkcje: funkcję rozróżnienia i funkcję ciągłości. Funkcją rozróżnienia cechuje się popularny zwrot „są ludzie i ludzie". Ludowy humor wprowadził zmianę słowa: „ludzie i ludziska", która ma uwydatnić rozróżnienie. Jednak w innych zwrotach tego typu morfologia słowa jest niezakłócona. Formuła jest produktywna, zatem można przy jej pomocy tworzyć okolicznościowe powtórzenia. Zawiera się w niej przekonanie, że słowo nie oddaje złożoności świata, że tym samym słowem można określić nawet krańcowo różne zjawiska, że - w końcu - nie ma dwóch takich samych rzeczy na świecie. Oczywiście nie jest podważane odniesienie przedmiotowe nazwy. Saula Kripkego koncepcja sztywnych desygnatorów jest raczej nienaruszona. Jednakże, skoro w powtórzeniu dochodzi do rozdwojenia semantyki, to można przypuścić pogląd nominalistyczny, według którego każdemu słowu przysługuje osobne odniesienie przedmiotowe. W myśl tego stanowiska należałoby unieważnić liczbę mnogą, nie można bowiem stwierdzać, że są ludzie i ludzie, bo w konsekwencji trzeba byłoby orzec, że są ludzie i ludzie, i ludzie, i ludzie... Rozróżnienie atomi-zuje się, burząc semantykę uogólnienia, jaka charakteryzuje każde słowo. Zawieszona jest też wiedza a posteriori, którą wraz z uogólnieniem niesie słowo. Przy atomizacji sensu, nominalizacji słowa dochodzi do jednostkowej relacji: słowo - odniesienie przedmiotowe. Ten ruch ma tendencję nihilującą, zdolną doprowadzić do unieważnienia semantyki słowa jako tej, która nie może obyć się bez uogólnienia; bez petryfikacji jakichś cech stałych, typowych, powtarzalnych, rozpoznawalnych - bez metafizyki. Konsekwentnie heraklitejskie stanowisko, konstatujące wieczny ruch i zmianę, nie da się ostać ani słowom, bo są słowa i słowa, ani słowu, bo jest słowo i słowo, a każde słowo odpowiada samo za siebie, nie odpowiadając w rezultacie za nic (bo nie ma żadnej stałej rzeczy)66. Słowa są w nieustannej pogoni za światem, zawsze będąc spóźnionymi (znaczące goni znaczone). Odpowiedzialność słów odnosi się do stanu poprzedniego, a zatem jest wątpliwą odpowiedzialnością. Rozplenienie 105 Zdaje mi się, że ukazanie rejonów niemożliwych dla egzystencji słowa, obszarów, w których ono zanika, gubi się, rozpływa, umiera, trzyma się bardziej konwencji tego pisania o statusie słowa. Teraz i tutaj nie zależy mi na tym, by szukać dla słowa oparcia, rekomendacji czy „sponsora". „Słowa, słowa, słowa..." - w słowach Hamleta wyraża się funkcja ciągłości. W zapisie graficznym często stosuje się wielokropek, wskazujący na otwartość, nieskończoność frazy. W zasadzie obecność tej funkcji od razu wskazuje na konstatację, którą zakończyłem poprzedni wywód, dotyczący funkcji rozróżnienia. W tym wypadku jednak podkreślana jest trwałość świata, obojętnie jak odbierana. W wierszu Wisławy Szymborskiej Kot w pustym mieszkaniu jest taka fraza: „ktoś tu był i był". Wyrażone jest tu zdziwienie ciągłością, którą konstatuje się dopiero po jej zerwaniu. „Było i było" - jak w tomiku Mirona Białoszewskiego. Przedtem, gdy ktoś był, gdy nie można jeszcze było powiedzieć: ktoś tu był i był, można było powiedzieć: ktoś tu jest i jest, czym wskazałoby się na upór- czywość trwania, wyraziłoby się nawet niechęć i znudzenie tą upartą obecnością. Nie bardzo jednak można traktować frazę „co będzie, to będzie" jako powtórzenie, gdyż jego sens zawiera się w związku frazeologicznym „co ... to", a nie w tautologicznie nakładającym się na siebie słowie „będzie". Owo „co ... to" wskazuje na przyjęcie „będzie", jakiekolwiek ono będzie, czyli „będzie jako będzie" (patrz: byt jako byt - zgoda na autotelię), bez żadnych pretensji do jakiegoś swojego wymyślonego „będzie". Natomiast w sformułowaniu „coś (ktoś) będzie i będzie" mechanizm powtórzenia wykorzystuje funkcję ciągłości. Zawiera się tu irracjonalna intencja trwania, wbrew wiedzy o koniecznym zerwaniu. Powtórzenie słowa jest obietnicą daną słowu na przyszłość, na kredyt, a priori, w nadziei wyrażanej hic et nunc, że się spełni. Słowo sobie obiecuje, że będzie i będzie. Janusz Sławiński, Teksty i teksty. - W funkcji ciągłej (tekst jak okiem sięgnąć), w funkcji różnicującej (na książkę składa się wiele rozpraw i artykułów pisanych w różnych czasach, na różne tematy). Przytoczę znamienną anegdotę: będąc w księgarni, widziałem dwoje młodych ludzi, którzy, zauważywszy książkę Sławińskiego, po hamletowsku skomentowali: „A ci piszą i piszą". 106 Mowa mowy Tautologizacja „Trzeba dostać się do rzeczywistej rzeczy" (Lyotard, 5, s. 157). Słowo rzecz trzeba utwierdzić w rzeczywistości67, gdyż doszło do konstatacji pozorów, iluzji, zwodzenia, złej reprezentacji, braku zaufania, fikcji i normalnego kłamstwa. Słowu rzecz trzeba odebrać cudzysłów. Postulat dostania się do rzeczywistej rzeczy jest stwierdzeniem, że rzecz w rzeczywistości (scil. zbiorze rzeczywistych rzeczy) nie tkwi, ergo nie jest rzeczą, tylko słowem rzecz. Sens słynnego zdania Wittgensteina: „O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć", da się przepisać na: „niewyrażalne nie da się wyrazić", czyli „niewyrażalne jest niewyrażalne"68. Według autora Traktatu to, co się da powiedzieć, da się powiedzieć jasno, to zaś, co niewyrażalne, powiedzieć się nie da. Zdanie o niewyrażalności niewyrażalnego jest wyrażone dość jasno, czyli dało się wyrazić. Zdanie o niewyrażalności niewyrażalnego jest wyraźne. Pomińmy jednak czyhającą aporetyczność, przyjmując że nie znamy treści słowa niewyrażalne, i uznając, że może się w niej kryć wszystko. Musimy no-lens uolens uznać niereferencjalność tego słowa. Słowo „niewyrażalne" oczywiście da się wyrazić, gdyż jest ono faktem w świecie słów-faktów. Treść tego słowa nie da się wyrazić, jeżeli ma ono treść, związek znaczącego ze znaczonym, jeżeli zachodzi tu jakiś związek znaczącego ze znaczonym, przedmiotowe odniesienie, jeżeli jest tu jakieś przedmiotowe odniesienie. Nie da się wyrazić tego, czego nie da się wyrazić. Et pourtant, si la lecture ne doit pas se contenter de redoubler le texte, elle ne peut legitimement transgresser le texte vers autre cho-se ąui lut, vers un referent (realite metaphysiąue, histońąue, psy-cho-biographiąue, etc.) ou vers un signifie hors texte dont le conte-nu pourrait avoir lieu, aurait pu avoir liue hors de la langue, cest a-dire, au sens ąue nous donnons ici a ce mot, hors de 1'ecriture en generał. Cest pourąuoi les considerations methodologiąues ąue nous ńsąuons ici sur un exemple sont etroitement dependentes des pro-positions generales ąue nous avons elaborees plus haut, ąuant a l'ab-sence du referent ou du signifie transcendental. U ny a pas de hors-texte" (J. Derrida, De la grammatologie, 1967, s. 227). Samodzielność Człowiek zwielokrotniony Człowieka jest więcej niż jest (Komendant, 50, s. 45)69. Całkiem możliwe, że taki człowiek stworzy „całkowitą wspólnotę ludzi", jako „świata osób", jako „osobę osób" (Mounier) -świat niejako uczłowieczony bez reszty, przeniknięty przez człowieka na wskroś, do najtajniejszych głębin życia, świat najpełniejszego rozkwitu, rozprzestrzeniania się i najwyższego ześrodkowania się, natężenia wszystkich osobowości70. Taki człowiek - serce serc - będzie miał duszę71, do której granic nie dotrzesz, choćbyś wszystkie przeszedł drogi; taka w niej głębia (Diogenes Laertios, 56, IX 7), „tak głęboki jest jej logos" (Heraklit, 26, s. 79), dusza bowiem posiada swój wyraz, który przerasta sam siebie (Colli, 12, s. 67). Jest duszą duszy (Epikur, 56, s. 615). „Człowiek zatem [...] wyposażony jest w rozum, czyli w duszę duszy, jakby w źrenicę oka. O źrenicy bowiem mówią badacze natury, że jest okiem oka" (Filon Aleksandryjski, 26, s. 413). budzą się teraz uszy moich uszu przejrzały oczy moich oczu. (e.e. cummings, I thank You Godfor most this amazing, s. 148) Co słuchu słuchem jest i myślą jest myślenia, I mowy mową co - to tchnieniem jest oddechu I okiem oka to. [...] (Kena Upaniszad, I 2) „Twarz człowieka jest obrazem świata. Jest twarzą twarzy" (Mikołaj z Kuzy). Człowiek odczuwa wstyd przed wstydem („Gazeta Wyborcza" 12.06.1993; „Więź" 1992, nr 10, s. 135) i lęk przed lękiem72. Istnienie swoje często postrzega jako sen snu73 lub jako cień cienia. „Wszyscy znajdujemy się wewnątrz ogromnej biblioteki [...]. Cienie cieni, które są cieniami cieni" (Michel Butor). 108 Mowa mowy „Pająk w nicość sieć nastawił, by pochwycić cień jej cienia". (B. Leśmian, Ballada bezludna) „O śmiertelne pokolenia, życie wasze to cień cienia". (Sofokles, Król Edyp: scena po wykłuciu oczu.) Człowiek zadaje sobie pytanie, czy jest pewny swej pewności, czy wierzy w wiarę, czy wątpi w wątpienie. Kocha miłość, nienawidzi nienawiści, gardzi wzgardą, śmieje się ze śmiechu. Jest ciekawy, co powoduje jego ciekawość. Pożąda pożądania innego. Wyznaje szczerze, że nie jest szczery. Sądzi, że zawdzięcza siebie samemu sobie74. I chce, by śmierć umarła. Autogeneracyjny mechanizm opisuje pewne zachowania i procesy z życia społecznego, które, gdy im się przyjrzeć socjologicznie, kierują się podobną dynamiką. W rzeczywistości polskiej czasu transformacji najwyraźniej dały się odczuć takie zjawiska, jak: kartki na kartki (system racjonowania towarów), strajk przeciw strajkom (była też głodówka przeciw głodówce). W Czorsztynie trwała akcja protestacyjna: Tama tamie. Urzędnicy zastanawiali się, czy wprowadzić podatek od podatku, ale do tego trzeba było ustawy o zmianie ustawy. Reklamowały się nowo powstające firmy reklamowe, powstawały spółki spółek (holdingi), a poszczególne partie musiały się powoli godzić z tym, że strony są niezgodne (consensus). Pewien kandydat na studia zaś, zapytany na egzaminie o to, kto może ustalać referendum, odparł: Referendum. Struktura struktur. System systemów (systematyk systemów - Hegel). Funkcja struktury funkcji (P. Bogatyriew). Synteza syntez. Chwyt odkrycia chwytu (B. Uspienskij). „W ten sposób nasza świadomość nieustannie się pluralizuje" (Ricoeur, 66, s. 80). W obszarze działalności intelektualnej autogeneracja wspierana jest przez potęgującą się specjalizację nauki. Tradycyjna gnozeolo-gia czy teoria poznania została zastąpiona nauką o nauce (ale nauka nauk to epitet filozofii). Filozofia wytworzyła myślenie o sobie: filozofię filozofii. Samodzielność 109 Jest estetyka estetyki, socjologia socjologii, psychologia psychologii (psychologów), logika logiki, teoria teorii, historia historii, krytyka krytyki. Język o języku to językoznawstwo, antropologia to nauka człowieka o człowieku, pedagogika zaś zajmuje się nauczaniem nauczania. Na ogół dziedziny, które dochodzą do samoświadomości i wyodrębniają z siebie niezależną autorefleksję, nazywa się metadyscyplinar-nymi, a nowo utworzone sfery zagadnień zyskują status metanauki75. Kto bowiem twierdzi, że prawdziwe zdanie jest prawdziwe, stwierdza prawdę, proces ten zatem rozciąga w nieskończoność. Arystoteles, Metafizyka IV 8 Przez kilka lat obserwowałem, z jak wyraźną predylekcją do auto-generacji tworzyła swoje nagłówki, tytuły i podtytuły „Gazeta Wyborcza". Podobnie było z innymi gazetami, głównie lokalnymi dodatkami „Gazety Wyborczej", które powtarzały, jak za panią matką pacierz, stylistykę wydania stołecznego. Przytoczę część charakterystycznych przykładów, świadomie układając je w formę bricolage'u. W tym bricolage'u chcę zwrócić między innymi uwagę na aktywność, na częstość i upodobanie, z jakim najpoczytniejsza gazeta codzienna stosuje stylistykę charakterystyczną dla języka współczesnej humanistyki, poniekąd ten język utwierdzając. Jest to niewątpliwie signum temporis. Ochrona przed ochroną 19.08.1996 Tłuszcz bez tłuszczu 1.03.1996 Instrument gra na instrumencie 11.10.1996 Inicjatywa posłów, czyli nobilitować noblistkę 11.10.1996 Przeciek na przecieku 11.10.1996 Weryfikacja weryfikacji 27.09.1996 Kontestacja kontestacji 4-5.03.1995 Medale za medale 14.04.1994 Elita elit Numery z numerami Likwidacja likwidacji Życzenia na życzenie Szczyt na szczycie Ubezpieczenie od ubezpieczenia 21.01.1992 110 Mowa mowy Fanatyczny antyfanatyzm 18.01.1993 Poprawianie prawa (Poprawki do poprawek) 1.02.1991 Prywatyzacja Ministerstwa Prywatyzacji 2.04.1993 Posłowie zdecydowali, jak wybierać posłów 16.04.1993 Wspólnota we Wspólnocie 27.05.1993 Wycofanie wycofania 4. 08.1993 Sojusz przeciwko Sojuszowi 10.09.1993 także 28-29.10.1995 Koalicja przeciw koalicji 29.01.1993 Zasilanie zasiłków 14.09.1993 Rewizja rewizji Nagroda za nagrodę 20.09.1993 Ultimatum przeciw ultimatum 1.10.1993 Geremek na Geremka Zieliński na Zielińskiego 8.03.1996 Nowy projekt ustawy o tajemnicy państwowej zakłada utajnienie nawet informacji o tym, co jest tajne [...] 12.01.1994 Wiara w wiarę 21.05.1994 Moda na modę 26.09.1994 Zamrażanie zamrażania 24-25.09.1994 Ameryka uczy się, jak uczyć demokracji 24-25.09.1994 Spekulacje o spekulacjach 12-13.05.1995 Start bez Startu (dodatek: „Gazeta Morska") 19.09.1996 Przełomowe „Trzy Przełomy" 19.08.1996 Konspiracja w konspiracji 2.07.1993 Champion championem 19.08.1996 Długie długi 8.11.1996 Hamas kontra Hamas 13.10.1995 Prezydent na prezydenta Władza „czwartej władzy" Spór o spór Granice przekraczania granic Kult kultowości (dodatek łódzki) 27.10.1995 Nielekko w lekkim 3.11.1995 Premierzy na premierze 16-17.11.1996 Otwieramy Uniwersytet Otwarty 4-5.11.1995 Już na marginesie wspomnę autogenerację, która wytworzyła się z błędu językowego, jaki ostatnio rozpanoszył się w polszczyźnie: Czy ubecy wmcą do MSW? Weryfikacja weryfikacji Clk-LTIJ pi/l%l-/l-l I ."¦-!¦? Mi.Vl- |'.!iJ|.M' F11-^ :>i,'s'j, i .1 .iim.i i I-i m| ,.-. |,M LŁ|n_L-:.i-.y. U-Ki-.--.¦ >w--. I iku* ..-hi :iv. I'/-Hi| |nilm,.!.,'ml v.i-.'.Mj 'liii h u-1 M.n .vi, i p k|i /,|\ L ¦ --11 _-n.--i.-j: I' SY hlJluiL- M ?J i |-S| .- M.|.....HV| k- ¦¦¦-¦¦ -.jj .i.lpi: ! ¦¦¦-¦ I JLI1 1-I-a .| .¦ :|l kiiil |:| /Cpi^ K ...r.ikl/V / n |". ¦ ¦I iv......*v.n::- j^ti -ih^j.!..-!- i.i;-p:/Ł-/ N^iL-: i ii: ii- ¦¦¦.¦¦ p.-^K ^iii'iL- kN u 11/iiiLi ihi ,ihi:::.i m.| |V Ii II-.1 iJ-1. iTi i II .111-.||. IV. I .|".!-¦:¦.. i-> ll\-i /.|-,|l ' f Ih-J/I 11 '•, 1.^ h ¦.. llllikl|'.l|Liril-..''. ^h :|L"!!.| HiLlU:* .-i-.l.-l ii....... ¦ ¦¦ "¦ . -..I :MV^ :. ¦ |-..I ... n- M- I /¦; II .. ¦¦I. I I .: i.....I . I . : !-i| : i'- ¦!¦ W: :¦¦ ¦ M \ ^ -'li1 \!"l.nl.\ I".-i|. |ą.- -'.ir- -"^ . .Ii . -I"1, h .1- ...II || . '.'. i... I ¦¦.. .'. ,! . . .| . ' . ii. ¦ I. I.- ¦,-.. -i i ¦ : I- I . '¦ ¦; ,"> '\ i I1 .¦ i- -m.i u- h- j ¦¦ "A . I I ' -.\r • ¦-. .1.: ¦. ¦ i .. . '•¦¦'•¦ '¦¦ ;¦ =" ¦- -. -11 - -...... ..:., n :i I .|h. I. Ii- ¦ i- -.-.. .. '| . -,! . :. -| ¦ 11¦ .- \\'. ¦ .u- •.-,¦•¦ i . . . .i.-i- :¦ ... .....II •.-; | !¦ ..I • ¦ ;.ll I ¦ :¦ i ^!. ". ¦¦¦.- -.¦.....¦ -.!.l .-. ¦ I- ::.<.: -.-I- . .:¦ i ¦ ; i . ,1. i "i I --.".- "".I - 11 ¦-.. I-. 112 Mowa mowy w wywiadzie dla III Programu PR w audycji „Magazyn Ekonomiczny" nadawanej 3 lutego 1997 roku, zaproszony urzędnik mówił o „zabezpieczaniu bezpieczeństwa konsumentów". Była to przewijająca się przez rozmowę idea, która znajdowała oparcie w pewności tak wyrażanej: „Jesteśmy w stanie zabezpieczyć taką ilość kurczaka, która pokryje potrzeby polskiego konsumenta". Czas postu Koniec wieku XIX i początek XX był czasem izmów. Natworzy-ło się wówczas - głównie w estetyce, ale tak naprawdę szło o świadomość - bardzo dużo izmów, że wspomnę tylko dekadentyzm, katastrofizm, ekspresjonizm, kubizm, surrealizm, futuryzm. A koniec naszego wieku, który jest do tego końcem tysiąclecia, jaką wybiera sobie formę językową, by oddać nastroje, niepokoje i przeczucia naszej zbiorowej świadomości? Myślę, że tą formą jest przedrostek post. Mogło się to zacząć od postindustrializmu. Mieszczanie zachodniej Europy i Ameryki Północnej zauważyli, iż tak zwana rewolucja naukowo-techniczna narzuciła im takie tempo, iż ich przywiązanie do stabilizacji wystawione zostało na ciężką próbę. Kult nowego zaczął walczyć o lepsze z przywiązaniem do stałych wartości mieszczańskich. W Ameryce wytworzył się efekt, który socjologowie nazwali rat race - ludzie ścigają się w pogoni za „dobrami" jak szczury, a te dobra sypią się niczym z rogu obfitości i powstaje błędne koło. Postindustrializm to nie ustrój-raj, tu głównie idzie o pytanie, jak żyć w świecie nadmiaru. Potem był posthistoryzm. Tu z kolei doszło do głosu przekonanie, że nowoczesność jest ostatnim, najwyższym szczytem i ukoronowaniem długiej historii tworu zwanego Europą. A skoro tę historię mamy za sobą, skończyła się również Historia. Kończy się ona również pojęta jako rzeczywistość nadrzędna wobec wolnej jednostki. Innymi słowy: progresywna wizja dziejów należy już do nieodwracalnej, absolutnie minionej przeszłości. Niektórzy mówią o postfuturyzmie, który jest taką chiliastyczną wersją dekadentyzmu (przekładając dziewiętnastowieczne pojęcia na aktualne). Jeszcze kilkadziesiąt (nawet kilkanaście) lat temu możliwość wejścia w XXI wiek postrzegano jako dostąpienie raju, bazując na zeszłowiecznej wierze w postęp i rozwój. W XXI wieku Samodzielność 113 miałoby już nie być większości chorób, pracowalibyśmy najwyżej dwa dni w tygodniu (a i to dla przyjemności), nie byłoby żadnego wyzysku, ucisku i tak dalej, i tym podobnie. Był to futuryzm. Obecnie stoimy u progu następnego tysiąclecia i tak naprawdę nawet wierzący niezbyt wierzą w paruzję, no i oczywiście otrząsnęliśmy się już ze snów o wspaniałości i potędze. I co teraz, jak teraz patrzeć w przyszłość, skoro ufności zabrakło i celu? O postmodernizmie, czyli o estetyce i świadomości Diogenesa w beczce, o tej bestii pożerającej się od ogona, napisano już wiele. Rzecz w tym, że główni twórcy tej formacji dziś bardzo chętnie od niej odchodzą. Problemem jest, że nie bardzo mają dokąd. Ich postawa bywa określana jako post-postmodernistyczna. Ale są i tacy, którzy chcą dokonać kontrakcji czasu przeszłego, teraźniejszego i przyszłego i twierdzą, iż postmodernizm de facto jest stały. Zatem winien on być rozumiany jako paradoks przyszłej postteraźniejszości. Postmodernistyczna ideologia jest zbieżna ze współczesną modą w naukach fizyczno-matematycznych na badania chaosu. „Niepokojąca, ale świeża i pociągająca «nowa regularność* chaosu może zaradzić postmodernistycznej chandrze, związanej z utratą wizji porządku w świecie (w tym sensie chaos jest post-postmodernistyczny)". Pewnie i sam Einstein zadumałby się nad tym, co się porobiło ze świadomością człowieka końca drugiego (?) tysiąclecia. Postkomunizm, posttotalitaryzm, homini postsovietici. Poststruk-turalizm chce być mądrzejszy od strukturalizmu. Powieść laureata Nagrody Nobla, Amosa Oza, Fima, uznana została za postideolo-giczną. Wiele można mówić o postach, zatem nie powstrzymam się od wycieczki językowej. Otóż dziś mało kto już używa w języku polskim słowa: nazajutrz. Jutro jest stosowane także w czasie przeszłym. W opowiadaniu utrzymanym w czasie przyszłym kłopoty sprawia określenie czynności uprzedniej (spotkałem użycie formy „godzinę temu" miast „godzinę wcześniej"). Francuzi używają jeszcze demain i lendemain, ale oni mają zabezpieczenia temporalne, które w języku polskim bardzo się osłabiły i dlatego możliwe są takie katastrofy czasowe, jak na przykład: „i jutro się pobrali". Jeszcze nie tak dawno temu chętnie używaliśmy przedrostka sub-(rzadziej sur-). Jednym z głównych haseł przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych było: subkultura. W estetyce panował hi-perrealizm. Wydaje się, że mniej lubiany jest przedrostek anty-, który przywoływany jest w bardzo radykalnych przypadkach, jak na 114 Mowa mowy przykład antysemityzm. Tkwi w tym prefiksie zbyt silny ładunek, by go stosować za często - mogłoby się to okazać niebezpieczne. Już lepiej użyć przedrostka kontr-, który ukazując sprzeciw wobec istniejącego stanu rzeczy, jednocześnie nie przejawia intencji likwida-torskich wobec tego stanu; jest kontrpropozycją. Najlepiej obrazuje to kontrkultura lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Nasza kultura bardzo niechętnie przyjmuje przedrostek anty-, i to do tego stopnia niechętnie, że wydarzenia w Chinach lat sześćdziesiątych, zdecydowanie wrogie jakiejkolwiek kulturze, nazwała eufemistycznie rewolucją kulturalną. Wydaje się, że koniec tysiąclecia szczególnie ulubił przedrostki. Koniec wieku XIX upodobał sobie izmy, my zaś w prefiksach się lubujemy i szukamy słów-wytrychów. Złośliwie można by to nazwać prefiksizmem (antyzm, kontryzm, subizm, postyzm) i tylko czekać aż powstanie słowo/pojęcie izmizm. Bardzo się nam skraca czas. Zarówno przeszły, jak i przyszły. Jest to taki proces prezentyzacji, to znaczy „teraźniejszenia". Mamy coraz mniej czasu dla tego, co było, i dla tego, co będzie. Chcemy mieć czas tylko dla siebie. Prezentyzacja jest efektem skracania się dystansu między nieustannie rozmijającą się ze sobą obecnością. Jest to proces odwrotny do tego uwolnienia się od czasu, które skonstatował Jean Paul Sartre w aforystycznie wyrażonej myśli: „To, co robię dzisiaj, nie ma nic wspólnego z tym, co robiłem wczoraj, i z tym, co będę robił jutro". Sartre'owi szło o to, by przekonać, iż człowiek jest absolutnie wolny i w istocie żadne determinacje czasowe nie mogą mieć wpływu na jego egzystencję. Prezentyzacja to nie pogląd, to świadomość i praktyka egzystencji, która chce zapomnieć o zniewalającej przeszłości, nie chce przyjąć odpowiedzialności za przyszłość i wielbi złotego cielca teraźniejszości. Hic et nunc stają się domem współczesnego człowieka. Jeżeli Theo, arche, telos, logos i eidos nie chcą się pojawić w tym domu, to niech poczekają, aż znajdzie się dla nich czas. Na razie nie ma nic poza. Taki czas. Czas postu. Jakby Majchrowski książkę jakby napisał Zbigniew Majchrowski spojrzał na historię literatury poprzez Ró-żewicza. Między innymi znaczy to, że jest to propozycja historycz-noliteracka, że jest to odpowiedź na pytanie: jak jest możliwa historia literatury? Nie wiadomo, czy historia literatury pisarzem czytana jest tak samo uprawniona jak wszelkie wersje mające pre- Samodzielność 115 tensję do obiektywizmu, ale jest chyba ciekawsza poprzez bliskość, jest żywsza. Ale to rzecz gustu. Jest to jedno z możliwych rozumień wsobnej historii literatury, której fragment ukazuje książka Majchrowskiego Poezja jak otwarta rana. Autor przechwala się, że w swej książce nie użył modnego pojęcia intertekstualność, i tym samym wskazuje na pewien stan literatury i refleksji nad nią. Mija już ponad ćwierć wieku od opublikowania jednego z podstawowych tekstów otwierających estetykę postmodernizmu, Johna Bartha Literatury wyczerpania, można więc sprawdzić, jak ten tekst przystaje do dzisiejszej wiedzy i świadomości literackiej. Ja chętnie zbudowałbym model, kontynuując i pragmatyzując pomysł Bartha, w którym literaturę wyczerpania dopełniłbym pojęciem: lektura w y c z e r p a n i a. Czytelnik nie może czytać nie dlatego, że literatura go przerasta, lecz dlatego, że on przerasta dzieło. Można to nazwać lekturą barokową, ale można też uznać, że odwieczne pragnienie twórców, by wciągnąć odbiorców do współgry tworzenia, spełniło się, i to w sposób bezwzględny. Odbiorca powiedział twórcy: tak naprawdę, to ty mi nie jesteś potrzebny, to ja tworzę to dzieło swoją lekturą, ja jestem jego twórcą. Odbiorca i twórca to ja. Ja w każde zdanie będę wkładał jakieś znaczenie, będę tworzył jakieś związki, sensy, będę ujawniał i tkał delikatne aluzje, odwołania do innych (moich) lektur, do filozofii najpoważniejszych i do moich marzeń najskrytszych. Ja się stanę Borgesem, ja też mam za sobą cały rozpoznany świat lektur, których skutkiem może być lektura-stworzenie na przykład utworu Zbigniewa Batki Z powrotem, czyli fatalne skutki niewłaściwych lektur (oczywiście, będę im zazdrościł, że świat ich uważa za autorów, nie mnie, który to wszystko wie). Ja czytam Różewicza, więc ja tworzę jego poezję (można to, jak chce Majchrowski, nazwać poezją poezji) i ja tworzę jego wsobną historię literatury. I to jest literatura nieograniczonych możliwości, lektura wyczerpania, lektura bliska solipsystycznemu stanowisku: historia literatury, jak i każdy jej jednostkowy przejaw, to tylko moja lektura. Moja wola, mój akt - lectio jest aktem creatio. Miał romantyzm swoich idealnych odbiorców-romantyków, którzy szli w tyrtejski bój bądź w absolutystycznym akcie romantycznej lektury popełniali samobójstwo. Miał dekadentyzm swoich cyganów, którzy szli do więzienia, by ukazać, że jest coś ważniejszego niż życie. Ma i postmodernizm swoich postmodernistycz- 116 Mowa mowy nych odbiorców, którzy piszą, przepisują dzieła już napisane, znają utwory nie napisane, czytają wszystko, co wymyślili. Ich głównym problemem jest pytanie, na ile tworzą, a na ile są tworzeni. I tak myślałem, kiedym tworzył swą lekturą książkę Majchrow-skiego, w której Zbyszek - przy pomocy swoich lektur - tworzył historię literatury, stworzoną przez lektury Różewicza. A kiedy przysłuchiwałem się interesującym wypowiedziom na temat książki na kwietniowym spotkaniu na Uniwersytecie Gdańskim, to uderzyło mnie coś niezwykle natrętnego w wypowiedziach ludzi fachowo i na co dzień zajmujących się literaturą i językiem. Otóż w wypowiedziach tych centralnym słowem było słowo: jakby (jak gdyby). Pojawiało się ono - bez przesady - bywało, że po kilka razy w jednym zdaniu. Próbowałem różnych tłumaczeń, ale jedno wydaje mi się lepsze od innych: otóż nadobecność owego jakby to nie jest asekuracja, to nie wyraz braku pewności mówiącego. To jest właśnie znak odbioru wyczerpania. Wszystko już można skojarzyć ze wszystkim, wszystko da się pomyśleć, najodleglejsze skojarzenia mogą być uprawnione i stąd ów bufor jakby. Literaturo-znawcy, którzy znają potencję tekstu, wiedzą o możliwości różnych odczytań, inaczej mówiąc, wiedzą, że dzieło może mieć tylu autorów, ilu odbiorców. I tu wkrada się owo jakby. Pojedynczy utwór jest w jednostkowym odczytaniu taki, jakim go odbiorca prezentuje. Jakby to świadomość zetknięcia się z wielością, z nie-ograniczonością, której nikt nie może przekroczyć. Tylko pyszałek może powiedzieć coś bez owego poprzedzającego jakby. Właściwie to każde słowo trzeba zaopatrywać w jakby: jakby czytanie, jakby rozmowa, jakby życie, jakby miłość, jakby z, jakby bez, jakby jakby. Można się zastanowić, czy inne bufory, takie jak na przykład: „że tak powiem", „że się tak wyrażę", może jeszcze „swoisty", są zapowiedziami niesamowitej kariery jakby, które w filozofii było już znane pod postacią als ob76 (kariera jakby jest zauważalna także w innych językach). To na pewno jest temat osobnych dociekań, a jeżeli już ktoś zechciałby pójść tym tropem, to wskażę jeszcze, że jakby przeciwwagą jakby jest często wypowiadane - jak gdyby w akcie bezsilnego buntu przeciwko jakby -po prostu. Nierzadko mam nieodparte wrażenie, że owe po prostu to jakby przebrane j akby, które udając konkretność, zdecydowanie i stanowczość, ujawnia swe ironiczne, janusowe oblicze i pro-teuszowe możliwości. Samodzielność 117 Po prostu jakby nasze rozumienie, nasze pojmowanie świata wylało się i rozlało na zewnątrz wszystkich form dotychczas ten świat ograniczających, kategoryzujących, porządkujących. Po prostu jakbyśmy nie wiedzieli, czy jest Bóg, czy Go nie ma. O starzeniu się nowego Przyglądając się tytułom w bibliotece, często natykamy się na słowo: nowe. „Nowa nauka", „nowe spojrzenie", „nowe przekroje", „nowe ujęcie" - to niektóre, typowe przykłady tytułów prac, w których autor chce nas zapewnić, że jest Kolumbem, że posunął świat do przodu, że dodał do naszej wiedzy coś, czego nie znaliśmy, słowem, ukazał nowy świat. Gdy weźmiemy książkę do ręki, to dowiemy się, że została wydana już wiele lat temu i że nowe jest już dość stare, albo i bardzo stare, i mamy nowsze nowe. Nowe ma swoją funkcję w historii kultury jako przedrostek dodawany między innymi do nazw wielkich formacji estetycznych i ideologicznych, przy czym używana jest w takim wypadku stara forma łacińska n e o: neoromantyzm, neogotyk, neoklasycyzm, neobarok. Ostatnio w krajach Zachodu pojawił się neomarksizm. Na dobrą sprawę, to każdej formacji można przypisać owo neo-(tak jak post- i pre-), ale to jest nieco inna sprawa. W każdym razie tutaj neo - nowe znaczy, że jakieś zjawisko nie jest nowe, że jest wariantem czegoś, co już było. Ciekawa sprawa jest ze słowem modernizm, którego łacińska etymologia nie pochodzi wprawdzie od „nowe", ale poprzez se-mantyzację w językach zachodnich uznaje się je za pojęcie najogólniej określające nowe. Jest to nowoczesność i współczesność, i ekspansja nowego zarazem. A zatem neomodernizm jest nowonowo-czesnością, postmodernizm zaś to ponowoczesność, czyli stara nowoczesność. Spotkać też można hasło nowe myślenie.W ostatnich czasach wystąpił z nim Michaił Gorbaczow, tak tytułując swoją książkę. To jest niebezpieczne nowe, odbija się ono bowiem od jakiegoś starego myślenia, które zostało uznane za niewłaściwe i będzie zastąpione nowym, scil. innym niż stare. Niebezpieczne jest to, że owo nowe, które sprzeciwia się staremu, samo w sobie też ma gen śmierci i szybko się zestarzeje, skostnieje, powodując potrzebę narodzin nowego nowego myślenia. Może by zatem poprzestać na zaakcentowaniu myślenia jako kategorii samodzielnej, nie dodając 118 Mowa mowy mu żadnych wartościujących przymiotników, które zawsze będą to myślenie ograniczać. Zresztą nowe w polityce jest bardzo złudne, co język polski wychwycił w zwrocie komentującym autorefor-matorskie podrygi komunistycznych władców z czasów późnego stanu wojennego: nowe wraca. Nowe często jest starym przeniesionym na nieznane, eksplorowane tereny: Nowa Ziemia, Nowa Zelandia, Nowy Jork, Nowy Świat. Nowe jest jednym z najbardziej ulubionych słów-haseł ideologów, którzy zawierają w nim obietnicę polepszenia losu, odwołują się do młodości i w ogóle stawiają na przyszłość, nadzieję i optymizm (antonimem nowego jest stare - słowo, które jest zarazem antonimem młodego). Rzecz w tym, że stawiając na nowe, chcąc ruszyć z posad bryłę świata, nawołuje się do buntu przeciw staremu, które - co szybko da się odkryć - jest potrzebne jako tradycja. Nowe służy do uzyskania władzy, stare zaś potrzebne jest do jej utrzymania. Ale bywa i tak, że by posiąść władzę, trzeba głosić stare, ponieważ nowe za bardzo się rozpanoszyło i nikt nie może się rozpoznać w tym nowym świecie. Ludzie nie mogą żyć długo w sytuacji, w której ulica ciągle zmienia swą nazwę, miasto takoż, a i kraj, bywa, nie bardzo wiadomo, jak się nazywa. Wówczas człowiek z niepewnością wysyła listy, ale - co gorsza - ma stałe, niejasne poczucie, że do niego nie dochodzą jakieś ważne listy, które, kto wie, odmieniłyby jego los. Lepiej zatem, żeby już przyszło jakieś stare, jakieś nowe stare, i wprowadziło los w znane koleiny. A jeżeli nowe zbyt długo panuje, jeżeli ciągle przybiera pozy młodości, która ma z jednej strony usprawiedliwiać błędy, z drugiej zaś czynić atrakcyjnym, wtedy dzieje się coś bardzo niedobrego. Kon-tredans nowego ze starym przemienia się wówczas w groteskę--makabreskę, w której coraz większa ilość wizerunków nowego przypomina portret Doriana Graya, mowa zaś staje się nowomo-wą, bez przerwy odwołując się do starych wartości. Ma nowe swoich wrogów, ale najczęściej narażone jest na śmieszność, nieufność, brak zainteresowania. To głównie dotyczy nowego, które wcale nie chce być nowe, tylko takie się stało; to nowe chce się upodobnić do starego jak parweniusz, czyli że nowo nobilitowany udaje arystokratę ze starego rodu, świeżo utytułowany raptem zaczyna postrzegać świat inaczej, nowobogacki chce szybko zaopatrzyć się we wszystkie rzeczy, by uważano, że ma je i miał od zawsze. W tym wypadku nowe wstydzi się siebie i chce być Kontestacja kontestacji ¦ kn-Ji-L Aiuk/ .-.....u^il ilwii1 .i[inm- .Wl ..k\h:iki" ;l.- -.¦¦ .¦1|H|-.1-i\lI 'Im i. l-.l- IV|i|'.- li^r-l'/"|e LI ^1.iIł"I1IJ WuKijc-^U I J _!-_ L ¦ K-J-m-ur-kL-zj i ¦: ;ii:-^i-..i Vn li- L-i>¦ ¦ Ni¦ -u.1:f\--^l:iij IV:c-i:h knij1!, M j.-i-.'|i I 1.11: i-1.1. ¦- "¦. ¦ -: -1 • -_ - It.,- !¦ i. l ¦. ii^i \_\ t;n:iJi li ..L ¦¦¦ li ¦" L-i/:r.i,i1 ii.i < "¦-- -ik.i u-,','!.-!; \Km i ' __Muhlili> ttaiL^f dv JUlu-ci- qJ h'| -l-i _ fJth Ihlll1! ^If- 11 h |HHllfrhLl LII 11L L'. Ił ptflll^d/JL1 piWiriLD j-flii Jl |."iJ--.,rji mtiulxi^-> j- iiuimm'111- 1 "iii- Kk-r-iLii^j'k|Li'h: łRTiliLu *a\ ¦¦liiEih * 'hr>L.1iŁ-, niiHiTYJ -""¦ i -fhfii1* w [irj\i* >i^L\xn^u' i>iłpii\'-iL'J/i hjTj kn-tji-inu, lih ¦>; u fi i ni i-. kriOru Hilr^jiLuLIhni^. 1> ^ ¦:¦ j^ihui, r CKriHlku, l^l;i rilirryrfcrtL iiilIl- iwyjsU l t* nj .....¦.. 1 I' 1- I ..1.1 Kh^j.Iu m mUujtt- ¦ ^ljiIji eij ki.ink-H./niiM1 iLlnyiiMUM^ [irn^ru ULJifn 11'fljl-i.- ikid nim - ^ii.d^^lin n i i l1 3 j -^ n h v kii-lL-giunk firi^riiinum*-, i^lfh DLbi. HłliH.-lriLl^iiLi, ,AV.r. kuiiiIrurW. /ji|Hiviuili^nij się j. upuila- IM-i. kliiFą.1 h|ii- M;^ lliMllli>. E |HN ii], ¦-.klSSJi IIII tUlLJUL dll|HL^n.-XlJ- |iV-'h LV: 1PIh 1.' i;-nmł^, lhi i: .łMri-Mn.i.iiH' Mhi kiMit.rLJm-j ^n i 11 ¦: 1 ti ii i _ Ju l^ili. klni-r,1;, ,ir vi imlIi HiLlnitjihLjLf. < ""lj rih-rt.hkj cjncLiJaihkj-u.v*-luj^i.- |hi-kji^ujd- fiuwifci1 jtisunli-. MihJtu m ni^klHirjirli ^riMhi-wihhuLii ¦ 1 ¦ L1 ket: 1 niimulnuŚLl jl'kI ^^-j^siiii iriiLJutiu. uIl nit '-ti: '^.,1,'inl, .ik i:- -, L _ 1 l ni,-;, kl....l . .-'¦, 11 -. 1; 111. l 1 |j^n ,.k"--;iL_M,K> j -11 ¦:_ 1 ¦ :: 1 ¦ ¦ l ¦ -¦ ¦ 11 ¦ ¦ -.I..¦ 1 n 11 •:-1 rJ.h.lii-ri.-ii.r" I"'i¦:":h 111^ iJ;, .kul>.iH-;iL s>: ¦. ¦.' 1 iii-u-i .1:"¦ -!'¦¦¦ -¦"!"-¦ .il"i'i :i.ii>",',.i. :i 111 lilii:1;1-.: ~ 1.1;_-¦ • ¦ ¦ I-..l :i;i |; 1 k 1 >.--. ;iii|f. ln";i. -¦ I ¦ - -"iii i;.l.i|i- 11.1 ii -.i^1 pTu.ri.inK--;- w |^lVłSii 11 k;is ,.|i.- ,¦ i.i¦¦. |-H.4r,ii /.i ¦¦.¦.!, 11 |Ł' - ł "¦.JJ "i"!1! L-h i ^kici- |hi « u.-ilv ic-c, Wę Ii^hLi,1 iirjrpn^ujl, iv ilauJj1!,- Hliii kn^jiH^, i k I q- hh-iiv p ij- ^ - -1.1 f; L-. y ^11. v#- klLk-fiuiii pk-hiuj--Łi¦.J iknL^^kl t-Hłiiihl-ri 1 ¦¦¦¦¦¦. i ',V.mit 1.,'i.ik - Eiih ni/iiniirm )l-^i» |hJ-|^ł-a|-ib, Ti? (HHi-^r^FH ¦.-U¦-JJm. r> 1 i 1 ¦;-1 fcc;lh 1 _h , iiŁftj lniLihi iHLrifbhi^1 Vi Lhiii^iiIIkjI L-itrrcrilhtif/ncJ - \ Shann ^i^1 1hi 4iHiph|fl^4v |HHtihlM".b "I"hi niL ¦¦¦:¦ ^; 120 Mowa mowy postrzegane jako stare, nie mogąc jednakże zrezygnować z przywilejów nowości. Można totalnie zanegować nowe, uznając, że nie ma nic nowego pod słońcem, czyli że wszystko już było, wszystko jest ciągłym powtarzaniem się i kręceniem w koło. Takie stoickie stanowisko często daje o sobie znać, kiedy kult nowego zaczyna męczyć, kiedy nowe ukazuje swą pustkę i nieznaczność. Cóż za pretensjonalne to nowe -czyżby zapomniało, że istnieje śmierć? A w ogóle to niech sobie zajrzy do Nowego Testamentu. Jedność czy wielość? Sypie się nam, niczym z rogu obfitości, cała masa rzeczy, potocznie zwanych dobrami. Coraz częściej dochodzą nas refleksje o nadprodukcji, nadkonsumpcji, nadmiarze. A jak sobie radzi z tą sytuacją język? Zwrócę uwagę na dwa aspekty: singularyzację i produktywność dopełniacza cząstkowego. Singularyzacją nazywam zjawisko, które daje się łatwo zauważyć w języku producentów, hurtowników, magazynierów, handlarzy -ludzi mających bynajmniej nie detaliczny stosunek do świata. Otóż w tych branżach towar traktuje się całościowo, bez wyszczególnienia pojedynczych elementów. Sadownicy i ogrodnicy uprawiają truskawkę, malinę, jabłko, gruszkę, śliwkę, marchew. Oczywiście na giełdach towarowych też kupuje się towar, używając liczby pojedynczej. Hodowcy hodują kurczaka, rybacy łowią śledzia, dorsza, węgorza, ale wieloryby (w tym ostatnim wypadku singularyzacją języka byłaby oznaką bardzo dziwnej sytuacji). Importerzy owoców południowych sprowadzają cytrynę, pomarańcz (sid), ananas. Pewien kłopot sprawia owoc kiwi, którego nazwa odnosi się zarówno do liczby mnogiej, jak i pojedynczej (spotkałem już formę: dwa kiwa). Importerzy obuwia sprowadzają but. Zdaje się, że zjawisko singularyzacji można dość łatwo uzasadnić, ale uzasadnienie nie wykluczy konfliktu, jaki może się zdarzyć przy zetknięciu się zsingularyzowanego języka hurtowniczego z językiem klienta, który chcąc nabyć jedno konkretne, piękne jabłko, usłyszy, że u tego sprzedawcy „wszystkie jabłko jest piękne". Sam zatrzymałem się kiedyś przy bardzo apetycznie wyglądających winogronach, ale kiedy usłyszałem zachętę sprzedawcy, reklamującego swój „piękny winogron", z irytacją odwróciłem się od sto- Samodzielność 121 iska. Świadomość (językowa) pokonała potrzebę (pokusę) bytową. Na tę singularyzację języka z dziedziny gospodarki nakłada się wielkie zamieszanie nazewnicze. Proszę tylko przyjrzeć się gatunkom jabłek. Ja nie wyrzekam, że nie można już spotkać swojskich malinówek czy koszteli, bo skoro pojawiły się nowe, lepsze (?), importowane odmiany, to i oczywiste jest, że przyszły z nimi nazwy. No, ale niech te nazwy albo się spolszczą, albo ujednolicą. Naprawdę trudno jest na rynku owoców spotkać dwie tabliczki z jednakową nazwą. Każdy pisze, jak usłyszał, a że tu też dochodzi do wielu zakłóceń, więc i efekty są takie, jakie obserwujemy. I wcale nie idzie o to, by hodowcy jabłek uczyli się języków obcych - wystarczy, by uznali, że swój towar będą sprzedawali z nazwą, czyli za pomocą języka. Filozofowie języka często dochodzą do wniosku, że poza językiem nic nie istnieje, że język kreuje rzeczywistość, wytwórcy rzeczy zaś zbyt łatwo bagatelizują nazwy i język. Użytkowników języka da się z grubsza podzielić na tych, którzy są we władzy signifie (znaczonego), i tych, którzy znajdują się we władzy signifiant (znaczącego). Niegdyś, z przyczyn ułatwień językowych, użytkownicy złamali inną regułę, mianowicie powielali formanty liczby mnogiej. Myślę tu o nazwach zespołów rockowych (kiedy to zjawisko powstawało w latach sześćdziesiątych, mówiło się o zespołach big beatowych). Otóż olbrzymie zainteresowanie grupami muzycznym i z Wielkiej Brytanii, i z USA pozwoliło na wtargnięcie olbrzymiej masy angielszczyzny do naszego języka. Angielszczyzna ta przechodziła żywiołowo, bez żadnych zapór gramatycznych, bez ceł poprawnościowych. Doszło zatem do tego, że do formalnie użytej w języku angielskim liczby mnogiej dodano końcówkę naszej liczby pojedynczej. A mogło być Beatle, Rollingstoni, Shadowy i tym podobnie. Oczywiście, dziś to brzmi śmiesznie, ale czy zgodzilibyśmy się na liceumy, technikumy, muzeumy? Innym aspektem stosunków ilościowych panujących w języku jest wyraźna aktywizacja dopełniacza cząstkowego. W języku fińskim (podobnie jest w węgierskim), w którym deklinacja rozkłada się na piętnaście przypadków (zarówno w liczbie pojedynczej, jak i mnogiej), istnieje bardzo często stosowany - bardzo frekwentywny - przypadek: partitiuus. Otóż twierdzę, że w naszym języku także istnieje ten przypadek, jakkolwiek jego występowanie jest mniej sformalizowane. Nie chcę mieszać szyków gramatyki języka polskiego, ale przecież językoznawcy zgadzają się, że siedmioprzypadkowy wzorzec 122 Mowa mowy deklinacyjny jest schematem bardzo, bardzo umownym. Ów partiti-vus, znany u nas jako dopełniacz cząstkowy, występuje w sytuacji, w której miast biernika używamy dopełniacza. I tak na przykład mówimy: pożycz mi cukru, daj mi wody, kup chleba i tym podobnie, a przecież należałoby pożyczyć (co?) cukier, który jest na składzie (użyć cały cukier z cukiernicy), wówczas użylibyśmy biernik(a): daj mi cukier. Dopełniacz cząstkowy to bardzo rozległe zagadnienie i bardzo interesujące. Z moich obserwacji wynika, że ten przypadek jest obecnie częściej używany, nierzadko nadużywany, a już na pewno bardziej zasługuje na miejsce we wzorcu deklinacyjnym niż wołacz (któż dziś produktywnie używa wołacza?). Wydaje się, że w aktywności partiti-wu także da się zauważyć funkcję liczby jako segregatora zbioru na część i całość, na przedmiot jednostkowo określony i na całość, z której ów przedmiot chcemy wyodrębnić. Zmieniają się stosunki ilościowe w świecie, między innymi poprzez gwałtowny przyrost rzeczy, musi się to więc zaznaczyć w języku. Zmiany będą wywoływały zmiany; już teraz da się zauważyć niepewna sytuacja wyrazów z grupy tak zwanej singularia bądźpluralia tantum (wyrazy, które mają tylko liczbę pojedynczą lub tylko liczbę mnogą). Kolonie letnie stały się kolonią, lody stały się lodem. Relikty dawnej liczby podwójnej - która była projekcją ludzkiego ciała na rzeczywistość - są niezrozumiałe. Według Piotra Damiani pierwszym profesorem gramatyki był szatan i z jej pomocą udało mu się nauczyć naszych praojców, jak można deklinować imię Boga w liczbie mnogiej (Elohim). Czyż wprowadzenie liczby mnogiej istotnie było odejściem od ideału Jedni i Tożsamości? Czy w języku też się toczy nieustanny bój o kształt świata? A może to wszystko Jedno? itd.,itp... Między nami po ulicy snują się itedenicy... Słowa niegdyś bardzo znanej piosenki, przedstawiającej losy młodej polskiej inteligencji, zrobiły karierę, której ukoronowaniem był tytuł pisma studenckiego: „itd.". Można zaobserwować dalszą karierę wyrażenia „i tak dalej", które - jak widać - występuje też w postaci skrótu. Ma owo wyrażenie także swą elegancką, międzynarodową i starą jak kultura europejska wersję: et caetera, którą w zapisie można podawać skrótowo, Samodzielność 123 w zwielokrotnieniu: etc, etc, etc. Nawiasem mówiąc łacińska wersja tego wyrażenia ma bogatą tradycję. Wyrażenie „i tak dalej, i tak dalej" jest bardzo przydatne, gdy ktoś posługujący się językiem obcym chce nadać temu językowi wrażenie płynności i ciągłości. Niby to nie traci swady, niby to swobodnie dobiera słowa i tworzy konstrukcje, niby tok narracji nie jest zakłócony, bo przecież co kilka zdań wplata się jakieś and so on, und so weiter, et cetera i tym podobne. Powstaje pytanie, czy wyrażenie „i tak dalej" istotnie kończy wypowiedź (myśl), czy też ją otwiera? Pal sześć przydatność w posługiwaniu się językami obcymi, ale sprawa staje się wyraźniejsza, kiedy mówca zbyt często wplata owo „i tak dalej" w wypowiedź w języku rodzimym. „I tak dalej" jest jednym z wyznaczników tak zwanego skrótu myślowego, a ten z kolei jest bardzo niebezpieczny, jeżeli stosuje się go głównie w celach retorycznych. Przez retorykę rozumiem tu sytuację, w której mowa wyręcza myśl. Zwróćmy uwagę, jak często występuje owo „i tak dalej, i tak dalej" na przykład w wypowiedziach gości telewizyjnych, i to w momencie, gdy akurat pojawić się nie powinno, gdy nie znaczy absolutnie nic, gdzie właśnie nie ma żadnego „i tak dalej". Ale tym samym stwarza się pozór ciągłości myśli, czyni się wrażenie lepiej wiedzącego, bardziej obeznanego, słowem: mądrzejszego. Trochę refleksji historycznej: Otóż retoryka, jako sztuka stosowana, wygasła w Europie w XVIII wieku, ale nie znaczy to, że ludzie przestali zatrudniać mowę do wyręczania myśli. Jednym z najgłupszych (i najbardziej niebezpiecznych) wyrazów retoryki była nowomowa, której nie należy absolutyzować. Nowomowa nie była wynalazkiem totalitaryzmu, lecz została przezeń użyta do ukrycia olbrzymiego, horrendalnego kłamstwa. Sądzę, że przejawy złej obecności retoryki należy tropić i natychmiast wskazywać jako bardzo niebezpieczne dla komunikacji między ludźmi, jako stany zanieczyszczające i uniemożliwiające jakąkolwiek komunikację. I niniejszym wskazuję na wyrażenie „i tak dalej, i tak dalej" jako często nadużywane w niecnych celach, czyli w potrzebie ukrycia pustki myślowej. Wyznaczyliśmy zatem dwa momenty w pojawianiu się „i tak dalej, i tak dalej" (niektórzy mówcy powtarzają to trzykrotnie): wrażenie ciągłości i ukrywanie braku myśli. Chciałbym jeszcze zatrzymać się nad sensem tego dziwnego wyrażenia, które niesie w sobie 124 Mowa mowy pewną obietnicę filozoficzną, konkretnie obietnicę kontynuacji. Zdaje się, iż wyrażenie to chce nas zapewnić, że świat toczy się swym nieodmiennym, stałym rytmem, że nie ma na nim nowej rzeczy, że wszystko, co jest, będzie. W piosence Okularnicy także wyrażone jest to przekonanie, ale z egzystencjalistyczną, pesymistyczną konstatacją; tu owo „itd., itp." znaczy, że żadnych zmian oczekiwać nie należy, że przypadł nam w udziale los marny i tak już będzie zawsze. Tak czy inaczej, „i tak dalej" opatrzone jest dodatnim znakiem optymizmu, scil. wiary w ciągłość, postęp, kontynuację, bądź też ujemnym znakiem pesymizmu, scil. konstatacji nudy, niemożności wprowadzenia zmiany, „snucia się". Każde „i tak dalej" może utworzyć swoje „i tak dalej" i ciągłość otwiera nieskończoność. „I tak dalej" jest naszym przekleństwem wówczas, gdy czepiamy się ciągłości, chcąc wierzyć, że życie nie ustanie, że jesteśmy nieśmiertelni, że postęp postępuje, a rozwój się rozwija, i tak będzie na wieki wieków. Używamy „i tak dalej", kiedy nie dostrzegamy zerwań, rozstań, końców, ucieczek, progów, niekonsekwencji, jakkolwiek „i tak dalej" ma w sobie potencję absolutystyczną i konstatując wymienione nieciągłości, może się pojawić, by ukazać swą twarz z krzywym grymasem. Wchodzę tu w rejony filozoficzne, trzeba by zatem więcej uwagi i dyscypliny, by nie popaść w łatwe spekulacje. Zapytam wobec tego inaczej: czy istotnie show must go on, jak śpiewał Freddy Mercury, który przecież musiał przerwać swój show? Ingwistyka W języku polskim pojawiło się nowe zjawisko, które, można przypuszczać, ma szerszy charakter: obecność formy i n g. W języku angielskim forma ing odsyła do kategorii, które w tradycyjnej gramatyce nazywane są: imiesłowem czasu teraźniejszego, gerundium, czasownikiem, przymiotnikiem odsłownym, najczęściej zaś rzeczownikiem odsłownym. Trzeba jednak sprawiedliwie oddać, że -ing nie wypiera rodzimych możliwości tworzenia rzeczowników odsłownych, lecz wprowadza swoje pojęcia wraz ze sposobem ich tworzenia. Innymi słowy -ing w języku polskim nie jest produktywne (jeszcze), ale jego obecność wprowadza nową możliwość słowotwórczo-semantyczną. Samodzielność 125 Zwróćmy też uwagę na fonetyczny aspekt zagadnienia. W polskiej wymowie -ing jest bardzo spolszczone i brzmi najczęściej jak -ink, podczas gdy wymawiane z angielska musiałoby zachować wygłosową wartość n tylnojęzykowego (mniej więcej jak w naszym „tynk"). W angielskim -ing nie może się pojawić żadne -g, a już zdecydowanie polskie jest ubezdźwięcznienie wygłosowego -g, co w efekcie tworzy ów -ink. Dodajmy, że w wymowie angielskiej -i- też jest nieco krótsze niż jego polska realizacja. A fonetyka amerykańska idzie jeszcze dalej w zmianach -ingu, ponieważ wprowadza w wygłosie wokaliczną cząstkę, coś w rodzaju szwu, tak że cały -ing może brzmieć mniej więcej jak -e. W języku angielskim formę -ing można utworzyć od wszystkich czasowników, ale i w naszym języku podobną potencję produktywną ma gerundium odsłowne, które da się zastosować przy niemalże wszystkich czasownikach, na przykład: chodzenie, robienie, czytanie, kładzenie, jedzenie. A propos tego ostatniego: swego czasu w pewnym barze w Budapeszcie były podane informacje w różnych językach, między innymi w polskim. Był zatem napis: „Jadania gorące". W wyrazie „jadania" dokonano kontaminacji rzeczownika „dania" z gerundialną formą „jedzenie". W każdym razie nasz język nie ma mniejszych możliwości pod względem tworzenia rzeczowników odsłownych, a jednak przyjmuje formy obce: jogging, windsurfing, trening, biking, monitoring, marketing, meeting, lob-bing, dumping, sponsoring, engineering, billing, casting, impresing, karawaning, kanioning, parking, dancing i tym podobne. Formy te są szczególnie chętnie stosowane w językach ekonomiczno-poli-tycznym i sportowo-rekreacyjnym. Gerundium sprawia wrażenie, jakby było rzeczownikiem, który chce działać, jest pełne permanentnej dynamiki, czynu. Oczywiście można powiedzieć „spotkanie" zamiast „meeting", „doradztwo" zamiast „consulting" (zwróćmy uwagę na możliwość różnej wymowy tego słowa), ale to nie będzie to samo. Ingwista nie żegluje, lecz uprawia jachting. Ingwista nie zwołuje konferencji prasowej, lecz organizuje briefing. Pewna hurtownia w Giżycku miała na dużym przydrożnym szyldzie wypisane: Hurting. Ing wprowadza inną semantykę. Ingwista (zwolennik ingingu) to nie tylko reprezentant na przykład marketingu. To na ogół człowiek, który ma specyficzny światopogląd (prozachodni), jest bywały w świecie (lub chce za takiego uchodzić), przywołuje inne niż tradycyjne autorytety - można by 126 Mowa mowy wymienić wiele cech charakteryzujących ingwistę, ale ważniejsze tu jest pytanie, co od strony językowej, nie społecznej, jest motywacją w powstawaniu ingwizmu. Może sama forma gerundium, które ma charakter tak zwanego uerbum infinitum, czyli pozbywa się właściwości gramatycznych. Nie podlega odmianie, nie zna osoby, liczby, czasu. Może się odnosić do wszystkich w każdym momencie. Gerundium wzięło się z braku przypadków odmiany i określa wszystko to, co jest poza paradygmatem. W ten sposób pozbawia osobistej odpowiedzialności, wskazując na jakąś wyższą determinację. (To trochę tak, jak ludowe: „okaleczyło go", „zabiło go", „pisało"). Prowadzenie monitoringu jest wygodniejsze niż kontrola. Oczywiście mogłoby być kontrolowanie lub lustrowanie, ale anglojęzyczna forma stwarza wrażenie światowości i nowoczesności (europejskości). Takie są prawa w cywilizowanym świecie i jeżeli u nas znajdą one przejaw (językowy), możemy uznać, że jesteśmy częścią świata cywilizowanego. Korzystanie z gerundium jest zatem w miarę wygodne, z jednej strony bowiem podkreśla zaangażowanie, dynamiczność i nowoczesność, z drugiej zaś pozwala na asekurację i skrycie się za obowiązującą normą ideologiczną. Gerundium może stwarzać pewne problemy dla tłumaczy, ponieważ -ing można przekładać jako -anie, ale i -actwo, -izm i inne formanty tworzące rzeczowniki. W każdym razie tłumacz powinien uwzględniać historyczną aktywność poszczególnych form i na pewno nie może automatycznie przekładać -ingu na -anie. Reasumując, możemy stwierdzić, że cywilizacyjna wyższość świata zachodniego przejawia się także w aktywności gerundium. Języki, które dysponują swoją formą gerundialną, chętnie stosują tę anglojęzyczną, przejmując ją razem z pojęciem. (Do lamusa odeszły formy francuskojęzyczne: abordaż, sabotaż, montaż, pilotaż). Sądzę, że dla nikogo, tym bardziej dla ingwisty, nie jest to żaden szokink. „I ruszała w pole wiara" (Po dyskusji u Stanisława Dąbrowskiego) Na początku nie było wiary. Człowiek najpierw się rodzi, najpierw jest, a potem przyjmuje jakąś konfesję, ergo najpierw jest niewierzący, a potem może się stać wierzącym. Stanisław Dąbrowski uznał, że skoro wierzący domagają się szacunku dla niewierzących, to sami powinni okazywać wzajemność POMOZ NAM POMAGAĆ! 30 stycznia Ś wiało wy Dzień Trędowatych lKl SuJ|iiLiril(!M'l i. Uhu^KILI [ |A m \] iki '!l. Mi:-.Ak:i-Ł'fi ?. ^i] M.k i .-l.ir.^ UJ 128 Mowa mowy i szanować nie-wiarę. A rzecz w tym, że niewierzący wyrzuceni są poza nawias, niejako eks-komunikowani (wyłączeni z komunikacji), stanowiąc apostatyczną grupę, która nie ma żadnej innej identyfikacji, niż negatywny stosunek do wiary. To wiara wymyśliła niewiarę, to wierzący wymyślili niewierzących, podobnie jak - według legendy - Polacy nazwali swych sąsiadów Niemcami, jako że nie mogli się z nimi porozumieć. A przecież nie-porozumienie było wzajemne, nie obarczało tylko jednej ze stron; do nie-porozumienia, tak jak do porozumienia, potrzeba dwóch stron, zatem Polacy też byli niemcami. Inną analogię stanowi nieodległa historia totalitarnego PRL-u, w którym Partia (to słowo trzeba było pisać wielką literą - Partia ustalała również reguły ortograficzne) określała ideologiczną sylwetkę obywateli, dzielących się na partyjnych i bezpartyjnych. Szczęściem, władcy nie mieli ambicji transcendentalnych i nie uznawali, że człowiek rodzi się partyjny, ale już na rytuały inne niż partyjne (na przykład inicjacyjne) patrzyli niechętnie, próbując je, zresztą nieporadnie, zastąpić. Historię PRL-u można opisać w aspekcie wiary i niewiary, przy czym trzeba przyjąć dwa punkty widzenia: rządzących i rządzonych. Według pierwszego punktu widzenia wierzący mógł być partyjnym, w drugiej zaś deklaracja niewiary równała się partyjności (niewierzący = komunista). Była też i postawa niewierzącego praktykującego. Sytuacja stała się zawikłana i bardzo niepraktyczna dla obywatela, który chce określić swoje miejsce w niepodległym, demokratycznym państwie. Na przykład sprawa aborcji. Podział powinien być jasny: wierzący to antyaborcjoniści (obrońcy życia), niewierzący zaś to aborcjoniści (mordercy). Wiadomo jednak, że nie ma tu kongru-encji. Wierzący, którzy praktykowali aborcję, wpadają w sytuację schizofrenicznego (i grzesznego) zakłamania, niewierzących antyabor-cjonistów zaś identyfikuje się z obcymi im autorytetami. Przyłączam się zatem do upominających się o szacunek dla niewierzących, nie-wiara bowiem była najpierw, jednocześnie nie będąc niewiarą. To wierzący tak ochrzcili ów nienazwany, naturalny, pierwotny i wolny stan świadomości. Niewiara ma wiele wyrazów, takich jak na przykład: indyferentyzm, ateizm (walczący, rozumiejący), innowierstwo, pogaństwo. Trzeba zatem odróżnić słowo niewiara (które jest koncesją słowa wiara) od słów: n i e wiara. Nie wiara, tylko coś innego, nie wiadomo co, albo wszystko inne, tylko nie wiara. Może rozum, może doświadczenie, może Samodzielność 129 instynkt, może uczucie, może nieświadomość, może wolność, ale nie wiara. Trudno jest zajmować stanowisko w tej sprawie, nie opowiadając się jednocześnie po jednej ze stron. Nie wiara nie ma prawa wyrokować o wierze, może się tylko od niej uczyć, może z nią pozostawać w ciągłym dialogu, tuszę, że korzystnym dla obu stron. Ale nieznośne są uzurpacje, nie do przyjęcia są aneksje. Zarówno wiara, jak i nie wiara mają swoją epistemologię, która zaplątuje się w aporiach rozumu. I tak można sądzić, iż wierzący wierzy, że wierzy, niewierzący zaś (nie)wierzy, że nie wierzy. Wierzący wierzy, że wierzy, wiara bowiem zna Absolut i polega na nim, polegając sama na sobie i stale się samoutwierdzając. Nie wiara nie wierzy w absolut, ale sama, niejako ironicznie, otrzymuje moc absolutystyczną i nie wierzy w samą siebie. Jeżeli nie wierzy się w absolut, to w nic się nie wierzy i nie wierzy się też w to, że się nie wierzy. Nie wiara samą siebie stale podważa. Oczywiście mówimy tu o sytuacji epistemologicznie czystej, a zatem nieco odległej od życiowej praxis, gdzie funkcjonują, dzięki Bogu, kategorie etyczne, respektowane, choć przecież nie do końca, zarówno przez wierzących, jak i przez niewierzących. A w ogóle przedstawiona apo-ria jest analogiczna do tej, którą wyraził Sokrates, mówiąc o swojej wiedzy: wiem, że nic nie wiem. Jest to mądre zdanie, dla mnie bodajże jedno z najmądrzejszych, jakże inne od tak często słyszanego, zadufanego w sobie, tautologicznego i zdradzającego totalną głupotę rozumu: wiem, że wiem. Styl Żeby przeczytać Derridę, trzeba najpierw przeczytać Derridę -ten bon mot utrzymany w iście postmodernistycznym stylu jest bardzo charakterystyczny, ale w pewien sposób oczywisty. Czytanie jest nieodzownym warunkiem rozumienia, a wielu twórców swoje pisanie rozkłada na serię ksiąg. Zresztą weźmy choćby krótką formę - wiersz: też trzeba przeczytać cały utwór, by zrozumieć w pełni (?) sens pierwszych wersów, pierwszych słów. Na rozumienie cząstkowe, błędne i błądzące, które jest zaledwie pod- bądź przedrozumieniem, nałoży się rozumienie pełniejsze. Oczywiste jest, że dopiero kontekst pozwala lepiej zrozumieć tekst. Im kontekst szerszy, tym tekst mocniej usadowiony, ale zbyt szeroki kontekst gubi tekst, wpisując go w typowość, gatunek - w jakąś metafizykę. 130 Mowa mowy W tym ujęciu zajmuję się słowami i na dobrą sprawę mogę nie troszczyć się o konteksty. Czytanie słów zwalnia z czytania tekstu. Przy takim stanowisku można nie przeczytać żadnego tekstu, bo już pierwsze jego słowo zatrzyma, wciągnie w siebie, w swoją immanencję i tam otworzy swoje królestwo znaczeń. Takie stanowisko lekturozoficzne przypomina (to znaczy: jest komplementarne) nieco Grafomana z Ca-musowskiej Dżumy, który - planując wielką powieść - nie mógł wyjść poza uformowanie stylistyczne pierwszego zdania. Przypomina to sytuację oranta, który modląc się przerywał modlitwę modlitwą o wysłuchanie jego modlitwy. Notabene cóż to za grafoman, który nie napisał nawet jednego zdania? Był to człowiek grafii, który już przy pierwszym kroku w królestwo pisma napotkał trudności, o jakich inni dowiadują się w trakcie długiej wędrówki. Przytoczę tu zatem dość charakterystyczne konteksty słów, zachowując swój styl w tym pisaniu o stylu, czyli pozwalając słowom mówić samym za siebie. „Dzięki temu zmarszczeniu, ponownemu zmarszczeniu nierozstrzy-galnika, znamię znamionuje zarazem to, co znamionowane, i znamię ponownie znamionowane miejsce znamienia" (Derrida, 21, s. 302). Idzie tu o to, że znaczące staje się znaczonym, a znaczone znaczącym. Oczywiście jest to niedokładny przekład tego, o co w tym przełożonym z języka francuskiego zdaniu chodzi. „Tak oto stoimy przed labiryntem, być może jeszcze pełni naiwnej nadziei, że to przed zostawi nas w spokoju, da odetchnąć, nim okaże się, że zarówno przed tym przed, jak i po tym przed było i będzie jeszcze wiele przed, czyli stało się - jesteśmy w labiryncie" (Daszkiewicz, 17, s. 167). „Jak zauważa Marąuard, «ludzie nie są wolni dlatego, że udaje się im kopiowanie Boga [...], są wolni wyłącznie wolnością w liczbie mnogiej, która przypada im w udziale, gdy określające ich determinanty przeszkadzają sobie wzajemnie w spełnianiu swych funkcji -a więc, gdy każda dalsza determinanta ogranicza, wstrzymuje, łagodzi determinujący wpływ determinant pozostałych*" (15, s. 304)77. „Ten historiozoficzny monomit jest nową mitologią jako mitologia Nowego. Jest ona filozofią postępu, która nasila się i staje rewolucją, ponieważ historia jako historia jedyna utwierdza się najlepiej Samodzielność 131 przez to, że - spychając w cień wszystkie inne historie jako przestarzałe - staje się bezkonkurencyjnie najnowszą historią tego, co bezkonkurencyjnie najnowsze - historią ostatniego kroku dopełnienia się historii, historią rewolucji dokonującej ostatecznego zbawienia ludzkości" (Marąuard, 66, s. 264-265). „Patrząc oto w ten tekst jak we własne oko odbiciem, które patrzy w twoje oko odbiciem, z którego odbija się spojrzenie patrzącego w ten tekst jak we własne oko, odbijające oko również własne, na którego powierzchni jakieś własne oko odbija kolejne oko z odbiciem własnego oka, które ..." (Welsch, 17, s. 174-5). „A dokładniej «j e s t» - «je s t» jest nie będąc, tylko «będąc» -...?... - oto odpowiedź słowa, słowu, słowem i tych słów równoczesne zdziwienie -" (Daszkiewicz, 17, s. 182). ,,[...]możliwości są heterogoniczne, dlatego nie ma ani wzajemnej wymienialności, ani reguły wyższego rzędu, która by pozwalała w sposób uzasadniony i sprawiedliwie rozstrzygać między możliwościami. To nieistnienie reguły nadrzędnej (najwyższej zasady, Boga, króla, Sądu Ostatecznego czy choćby uznanej policji dyskursu) stanowi jądro zarówno tej koncepcji Lyotarda, jak i postmodernizmu w ogóle" (Welsch, 98, s. 64). Welsch umieszcza metaforę jądra po prawej stronie tylko dlatego, że pominął ją w enumeracji przedstawionej po stronie lewej: reguła nadrzędna, najwyższa zasadaetc. Stylistycznie rzecz ujmując, nic nie stoi na przeszkodzie, by zdanie to sformułować w odwrotnym porządku: „To nieistnienie jądra stanowi regułę nadrzędną postmodernizmu". Welsch w swym zdaniu ujawnił stylistyczną nieporadność/bezradność wobec aporetyczności myśli (Lyotarda). Z dużą dozą krytycyzmu odnotowuje tę aporetyczność myślenia Stefan Morawski (Czy modernizm rzeczywiście zmierzcha? W: Postmodernizm a filozofia, op. cit., 5, s. 171): „We wzmiankowanej książce [Wol-fganga Welscha - A. Ch.] (Unsere modernę Postmoderne, 1987) jedna z tez naczelnych głosi, że to, co w modernizmie było ezoteryczne (na marginesie), w postmodernizmie stało się egzoteryczne, tj. przesunęło się ku centrum". Aporetyczność myśli/zjawiska wywołuje skomplikowanie styli- 132 Mowa mowy styczne: jak napisać o dominancie postmodernizmu, skoro odkrywa się, że jego dominantą jest brak dominanty? Graffiti gdańskie Jeszcze Polska nie zginęła, póki mury malujemy. tunel pod ul. Chłopską, Oliwa Od mniej więcej dwudziestu lat napisy na murach w miastach, tak zwane graffiti, są stałym elementem kultury masowej. Zniknę-ły zapełniające peerelowską przestrzeń hasła, pojawił się zaś ten znany w całym świecie rodzaj „mikroliteratury". Niewątpliwie w rozpowszechnieniu się graffiti na naszych murach pomogła polityka. Graffiti początkowo miały charakter bojowy: walczyły z ustrojem, który odmawiał racji bytu tej formie wypowiedzi. Na skrzyżowaniu ulicy Kościuszki, Grunwaldzkiej i Słowackiego był taki mur, który stanowił szczególne miejsce walki, zastrzeżone dla informacji najważniejszych. W czasie od sierpnia 1980 do 13 grudnia 1981 pojawiały się tam informacje proste i praktyczne, jak na przykład: „Jeżdżą fiatem GDK (tu numer)". Mur był zastrzeżony dla ekip plakatowych „Solidarności" i żaden sprayowiec wolontariusz nie odważył się skorzystać z jego przestrzeni. Był to niejako mur oficjalny, miejsce na inskrypcje ważne i poważne. Napisy te miały żywot krótki, jako że nocami przybywały grupy antypla-katowe wiadomych służb i dokładnie zamalowywały cały mur. Ale i te grupy antyplakatowe uznawały powagę miejsca, nie odważyły się bowiem (co w innych, eksponowanych miejscach było rutynową działalnością) na zapełnienie przestrzeni informacją o jakiejś miejscowej drużynie futbolowej. Po 13 grudnia sytuacja zmieniła się tylko o tyle, że grupy plakatowe „Solidarności" wolały pracować pod osłoną ciemności, grupy antyplakatowe zaś zamalowywały mur w ciągu dnia. Władza ludowa początkowo wstydziła się tego zamalowywania murów i na ogół czyniła to w ukryciu, ale w późnym stanie wojennym, kiedy już nic nie dało się ukryć, kiedy nikogo nie dało się nabrać na propagandę, wzięto się na iście ma-kiawelistyczny sposób. Otóż właściciele murów, na których pojawiły się nieprawomyślne napisy, sami musieli zadbać o ich szybką likwidację, w przeciwnym razie bowiem groziły im wysokie kary za „zaśmiecanie miasta". I tak bywało, że po nieudanej akcji prote- Samodzielność 133 stacyjnej pracownicy w upokorzeniu własnoręcznie zamalowywali hasła, które nieco wcześniej odważnie ujawniali na ścianach swych zakładów pracy. A w wypadku tego muru na skrzyżowaniu Kościuszki i Grunwaldzkiej historia zakończyła się jak w znanej anegdotce o partyzantach i leśniczym - przyszedł nowy porządek, miejsce otrzymała jakaś firma komputerowa, mur niezgody zburzono, postawiono nowoczesny budynek i dziś mało kto pamięta, że było to jedno z ulubionych miejsc krótkiego trwania historii. Innym miejscem, bardzo znaczącym dla historii gdańskich mura-liów, jest tunel na Przymorzu, na przedłużeniu ulicy Krzywoustego, pod ulicą Chłopską. Jego ściany są całkowicie pokryte napisami i już nic tam nie przybywa. Można by prosić władze miejskie o zamalowanie ścian, by tym samym dać szansę pojawienia się nowym muraliom, ale te obecne nabrały już dystansu historycznego i na naszych oczach stały się, jeżeli jeszcze nie zabytkiem, to na pewno pamiątką historyczną. Żal byłoby tych napisów. Możemy sobie wyobrazić, że nowe pokolenie sprayowców zechce umieszczać swoje treści i wypchnie tym samym stare napisy. Stworzy się coś w rodzaju polichromii i palimp-sestu. W każdym razie ten tunel jest najbardziej historycznie obciążony (bojowe napisy z muru stoczni wzdłuż ul. Jana z Kolna poznikały już dawno) i jakiekolwiek poczynania względem jego ścian będą kontrowersyjne. Rzadki to moment, może nawet i wyjątkowy, kiedy graffiti znajdują swoją „świątynię", czy - jak kto woli - swoją bibliotekę, i z literatury efemerycznej stają się klasyką, o której przetrwanie należy zadbać. Czytając utwory na ścianach tej „biblioteki" pod ulicą Chłopską, trudno się oprzeć historycznym refleksjom; na przykład, czy znalazła się już pała na d... generała, jak to obiecywał pewien mściciel? W tym tunelu jest też urocze graffiti na pewno rodzimej produkcji, zresztą całkowicie apolityczne: koślawemu, nieporadnemu wizerunkowi procy towarzyszy usprawiedliwienie, że żadna proca nie hańbi. Mnie osobiście żal byłoby tych ścian, gdyby ktoś zechciał zmienić ich wygląd. Cóż, człowiek przywiązuje się do swojej historii, szczególnie gdy ta, po latach, ukazuje wesołe oblicze. Można zapytać, czy ta miejska, anonimowa sztuka masowa ma swoje ulubione, stałe miejsca, i szybko znajdziemy odpowiedź: graffiti lubią się pojawiać tam, gdzie je można dyskretnie umieścić. Autor graffiti nie chce, by go złapano in flagranti. Tutaj graffiti ujawniają swój „toaletowy" rodowód: pisane są w odosobnieniu, ukrywają twórcę, ale dostępne mają być dla każdego. Zatem i miejsce do 134 Mowa mowy czytania musi być jak najbardziej publiczne i demokratyczne. Napis powinni widzieć wszyscy: od władzy najwyższej po pracowników kanalizacji. Autorowi zależy na anonimowości tworzenia, ale swe dzieło chce udostępnić całemu światu. Odpowiednim miejscem do pogodzenia tych dwóch, sprzecznych zdawałoby się, żądań (dyskrecji tworzenia i uniwersalnej ekspozycji) są wszelkiego rodzaju pasaże i tunele. Bzdurą jest to, co czyniła władza komunistyczna w odruchu niby to wyrozumiałości: tworzenie specjalnych miejsc, tablic, murów jako swoistych hyde parków. „Tu możecie malować, co chcecie" - i to wszystko rzekomo w obronie estetyki i porządku miasta. Oczywiście nic z tego nie mogło wyjść; zapewne jakiś profesor Pim-ko mógł przyprowadzić swoją gromadkę, by sobie pohasała, ale autentyczne graffiti pojawić się mogą tylko bez przyzwolenia. Twórca graffiti, jak ekshibicjonista, działa z ukrycia, by tym bardziej zaskoczyć i zadziwić. No i miejsce ów „pokazywacz" sam sobie wybierze, bo odpowiedni entourage demonstracji jest równie ważny jak sam akt. Dlatego też koncesjonowanie jakichś przestrzeni i zalecenia, gdzie wolno demonstrować, są całkowicie chybione, zdradzają kompletne niezrozumienie zjawiska. Należy odróżniać dziką i swobodną ekspresję muraliów od treści, chociażby i udanych, dowcipnych, z gazetki ściennej. Tę ostatnią formę władza komunistyczna upodobała sobie szczególnie, między innymi dlatego, że chciała przy jej pomocy zneutralizować i kontrolować wrodzoną potrzebę ekshibi-cji twórczej. Gazetka ścienna, podobnie jak tablica, jest oficjalną formą wymuszonej ekspresji uczniowskiej i te przestrzenie konfrontowane są z subliteraturą spod pulpitów ławek klasowych, a także z liścikami puszczanymi w obieg w czasie lekcji. Nazywam to uczniowską subliteraturą, ale dotyczy ona chyba wszystkich, którzy umieszczają się w ławkach po drugiej stronie katedry. Przekora, zabawa przeciwstawiana powadze, prywatność i intymność konfrontowane z oficjalnością są wyraźnymi opozycjami klasy czy sali wykładowej. W jednej z sal wykładowych Uniwersytetu Gdańskiego jest bardzo starannie wyrysowana lokomotywa, a pod nią napis: kto się nudzi, niech dorysuje wagonik. Pociąg jest długi jak ławka, tych wagonów jest ze czterdzieści. To przykład na komunionizm subli-teratury (czy ten rodzaj komunikacji można nazwać literaturą?). Pociąg powstał przy całkowitej anonimowości twórców, nieznany jest ani jego maszynista, ani pasażerowie, a jednak pędzi dokądś, ku uciesze i zabawie kolejnych roczników studenckich. Pewne jest Samodzielność 135 jednak, że do historii literatury nie wjedzie, mimo tak wielu autorów i czytelników oraz tak bardzo nośnego kodu. Całkiem natomiast możliwe, że do historii wejdą wykłady, które nużyły kolejnych pasażerów zabawnego pociągu. W historii literatury, nawet w dziale epistolografii, nie pojawi się też liścik puszczany na wykładzie dla sfeminizowanego rocznika polonistyki - liścik z serii „podaj dalej", którego treść stanowiło niedyskretne polecenie: „Uśmiechnij się, jeżeli ostatniej nocy odbyłaś stosunek płciowy!" Efekt, jaki przeszedł przez salę wykładową był podobny do „meksykańskiej fali" z boisk sportowych. I odbywało się to w trakcie poważnego wykładu, a sam wykładowca pojęcia nie miał, jakie więzi nawiązują się wśród jego audytorium dzięki frywolnej literaturze chwilowego obiegu. I ten łańcuch śmiechu (szczerego czy nie -jest tu rzeczą obojętną) nie wplącze się do historii literatury. Koncesjonowanie przestrzeni dla graffiti nie ma sensu, ale na pewno są miejsca, w których owa mikroliteratura rozkwita, i są takie, w których występuje ona w najbardziej prymitywnej formie. Myślę, że ta ostatnia pojawia się najczęściej na przystankach komunikacji miejskiej, gdzie nieczęsto można spotkać rasowe graffiti. Przeważają informacje proste: personalia, deklaracje miłości lub nienawiści, powiadomienie o cechach jakiejś osoby. Dominują wulgaryzmy. Częste są nazwy zespołów rockowych, miejscowych drużyn futbolowych oraz grup subkulturowych (skinów, punków i tym podobne). Oczywiście nierzadko dochodzi do dialogu, przestrzenie przystanków miewają charakter ożywiony, ale są to dialogi bardzo uproszczone, ograniczające się do manifestacji i zanegowania. Zachowania te są bliskie zwierzęcemu znakowaniu terenu, które między innymi jest demonstracją pobytu: „Ja tu byłem". Bardzo ciekawym miejscem jest przejście podziemne pod ulicą Wita Stwosza przy Uniwersytecie. Napisy w tym tunelu mają swoje okresy, trzeba odnotować kombatancki czas tunelu z okresu stanu wojennego, ale teraz widoczne jest tam inne zjawisko społeczne. Otóż tym tunelem przechodzą studenci do stołówki i akademików, ale także bardzo często przechodzą tamtędy żołnierze do pobliskiego szpitala wojskowego. I na ścianach tunelu widać konfrontację dwóch różnych kultur: studenckiej i plebejskiej, a konkretniej: lekko zintelektualizo-wanej i mocno zwulgaryzowanej. Jest tak, jakby napisy obcojęzyczne czy przywołujące jakieś myśli, nazwiska, zwroty i odwołania wywoływały irytację przechodniów nie rozumiejących tych treści, czemu dają 136 Mowa mowy oni wyraz w krótkich i dosadnych słowach, informujących na przykład, co i jak należy robić ze studentkami. W tym też tunelu znajduje się dosadna definicja ludzi z Uniwersytetu: „Kto z uniwerku, ten ch... w papierku". Tunel położony jest kilkaset metrów od pewnej szacownej rezydencji przy ulicy Polanki i dziw bierze, że nie ma tu śladu tego sąsiedztwa, wydawałoby się, tak prowokującego. Widać nawyki siłą i strachem wpojone przez władzę ludową dają o sobie znać. W miejscach odleglejszych tych anarchizujących treści jest już sporo; we wspomnianym tunelu-skansenie pod ulicą Chłopską widnieje pytanie: „Czy kto widział, by elektryk urząd pieścił?" Miejsca, w których graffiti się pojawiają, łatwo jest opisać, jak też w dalszej kolejności zastanawiać się nad ich specyficznością, charakterystyką, typologiąeżc. Ciekawe jednak jest i to, dlaczego w niektórych miejscach ta skądinąd odważna literatura się nie pojawia. Graffiti raczej nie pojawiają się na murach przybytków sakralnych, chociaż, w moim przekonaniu, doszło tu do profanacji o nieco innym charakterze. Od ładnych kilku lat na krzyżach ustawionych przed wejściami do kościołów (głównie katolickich) wypisane są godziny mszy. Jest to widomy znak „nowoczesności" i komercjalizacji instytucji, która „poświęciła" w ten sposób swój najważniejszy symbol. Przyznam, że mnie - niewierzącego - ten obraz stale bulwersuje i zadziwia bardziej niż możliwość spotkania jakiegokolwiek graffiti na murach świątyni (przypomina się Rauschenberga fotografia katedry w Chartres z psim łajnem na pierwszym planie). W trójmiejskich szkołach i uczelniach częste są ostatnio alarmy z powodu rzekomo podłożonej bomby. W tej sytuacji, gdybym miał napisać coś na murze, zdecydowałbym się na optymistyczne, internacjonalne i jakże bezpieczne: MIN MET. Staromowa „Nie wiem, czy nowomowa jest reformowalna, wiem natomiast, że zniknąć ona może wtedy tylko, gdy nastanie demokracja". Takie przekonanie wyraża Michał Głowiński78. Dlaczegóż to nowomowa ma zniknąć - czy ma prysnąć jak bańka mydlana? Wiadomo, że w języku procesy takie nie przebiegają z szybkością rewolucji. Kiedy usłyszałem owe pamiętne, ostatnie słowa PZPR-u: „Sztandar wyprowadzić!", natychmiast pomyślałem sobie: dokąd? Czy to tylko puste formy rytualne? Podobnie i z tą nowomowa - gdzie to niby ma ona zniknąć? Czy wraz z hasłami z budyń- tu INI U Ui j (Ał KJwdydJittJii LT) ha wi«- łlt» Pi ołr Nflwi- tlb* St minatki * irodę po ra^ pt^rwmy spotkali ile w Sejmie ttyści UD. tJuLu i&sLal prof. n4 Głirpitn - ^ŁoiTicntowaJ Len wylKir jetlEMi i fnisluw. W pnysżlyiD tygodniu wysunie na wicemarstatlia Spj-mu. za udnq cenę klub wlrtitn popn.e w todi i mi en.a (Sl Jl^Ti" mare^iilka Stjmu - po Bogdan ejaJnle, Unia sjarh ¦ spraw Laj(!ran i ti nyc h. sa ¦ liuttury (¦ GPWSKAPMU J A.i WfTpfaJ uktEii Się r nj i 138 Mowa mowy ków, brakiem przemówień i prasy partyjnej zostanie „wyprowadzona"? Dokąd? Sądzę, że ukryje się na długie jeszcze czasy w polskim języku i będzie się odbijała czkawką, już to śmiesząc, już to strasząc. Zapewne wielu uczciwych i oddanych sprawie mówców będzie narażonych na skażenie nowomową. Mówca może prawić rzeczy bardzo mądre i słuszne, ale jeżeli publiczność wychwyci w jego wystąpieniu znane akordy - na przykład akcent na pierwszą sylabę dla podkreślenia wagi słowa - to być może całkowicie nieświadomie obdarzy go niechęcią („Znam, znam ten głos"). Kiedyś to było jasne; obrazował to tyleż dosadnie, co dowcipnie kalambur satyryków z kabaretu „Elita": „Teraz tak się porobiło, że jak tylko w telewizji gość otworzy usta, to ja już wiem, czy to porządny człowiek, czy szmata". „Lepiej nawet - mówił bodajże Leszek Niedzielski -kiedyś szmatę pokazali i ja już wiedziałem, o kogo chodzi". Dzisiaj już nie jest tak łatwo o rozróżnienia, ale szmata-nowomowa pozostała i długo jeszcze będzie ocierała się o nasze usta. Do wyrażonego wcześniej przekonania o żywotności (ukrytej, rozproszonej, objawiającej się w specyficznych sytuacjach) nowomowy i jej, niestety, nieodwracalnym wpływie na język dodam jeszcze i to, iż uważam, że błędny jest sąd, jakoby nowomową powstawała wyłącznie w systemach totalitarnych. W mniej drapieżny sposób egzystuje ona jako wytwór różnych żargonów: biurokratycznego, poli-tyczno-partyjnego, dziennikarskiego, krytycznego, technokratycznego, a jej pożywką jest kultura masowa. Do powstania tego językowego raka przyczyniać się może także moda na dany zwrot, słowo funkcjonujące w innych językach, najczęściej w tak zwanych super-stratach, czyli językach używanych w krajach o wyższym stopniu cywilizacyjnego zorganizowania. W tych wypadkach nie jest to język tak ekspansywny i totalitarny, jak w wypadku mowy „państwo-wotwórczej", ale na tyle wyraźny, by stwierdzić jego narośl i sztuczność komunikacyjną. Jeszcze innym zjawiskiem, które w swej sile upodabnia się do nowomowy, jest fenomen, który per analogiam nazwę staromową. Chodzi tu o podskórne zrosty językowe, które utrudniają przystosowanie komunikacji do aktualnej rzeczywistości, ba, często nawet każą zaprzeczać tej rzeczywistości. Najogólniej rzecz ujmując, są to trzy sfery nowomowy, owego zra-kowacenia języka: zakorzenienie się języka totalitaryzmu, podatność mowy na języki kultury masowej oraz obecność i aktywność staro-mowy. Spróbuję podać objawy tej bardzo groźnej choroby języka. Samodzielność 139 Nowomowa stała się dziś, po odrzuceniu totalitaryzmu, staromo-wą, której wyplenienie będzie bardzo żmudnym procesem. To nie tylko - jak słusznie badacze podkreślają - poszczególne ukradzione słowa trzeba będzie odzyskiwać, to jest walka z rozległym systemem, który ma już swoją pragmatykę, gramatykę, prozodię i semantykę -i odwołuje się do innego sposobu widzenia świata. Wiele pisano o pomieszaniu kategorii lewicy - prawicy, które tak są skażone, że w obecnych warunkach społeczno-politycznych bardziej komplikują niż wyjaśniają i trudno traktować je jako narzędzia do precyzyjnych określeń współczesnych zjawisk. Sądzę jednak, że silniejszą opozycją, która wytworzyła się w języku (i w sposobie funkcjonowania społeczeństwa) jest przeciwstawienie zaimków my - oni. W dzisiejszych warunkach budowania demokracji ta zaimkowa opozycyjność, wyrażająca dualizm rządzących i rządzonych, jest silną barykadą. Podobnie silne jest przyzwyczajenie rządzonych do traktowania oficjalnych wypowiedzi jako mowy „nie wprost", która ukrywa jakieś znaczenie do odgadnięcia. Oczywiście język polityki jest językiem, który służy ukrywaniu prawdy, ale nowomowa była mistrzynią w tym względzie - kiedy trzeba było, to do oficjalnego komunikatu, który był doskonałym bełkotem, dopuszczano jakąś aluzję, podtekst, jakąś ukrytą intencję. Na przykład w sierpniu 1980 roku w ten sposób straszono kolejnym rozbiorem Polski. To, co było wyraźne w przemówieniach (między innymi propagandzisty Ryszarda Wojny), znikało w wersjach drukowanych, no, bo jak tu straszyć przyjacielem? Strajkujący natychmiast wychwycili tę słabość nowo-mowy, dopisując do swoich 21 („dwudziestu jedniu" w ustach przedstawiciela władz) postulatów jeszcze jeden: „Nigdy więcej wojny!" Jak dalece tego rodzaju zachowanie zakorzeniło się w naszej mowie, może świadczyć wypowiedź kardynała Glempa po wizycie w Wielkiej Brytanii. Indagowany przez dziennikarzy o to, by powiedział coś więcej, niż to ujawnił typowy, suchy komunikat, ze sprytnym uśmiechem dostojnik Kościoła pouczył, że należy umieć czytać między wierszami. To jednak zastanawiające zalecenie, przecież nie gdzie indziej, jak w Ewangelii jest napisane: „Niech wasza mowa będzie tak - tak, nie - nie"79. A propos Ewangelii - był to język, którego nowomowa nie mogła zniszczyć, choć na pewno bardzo się starała, chociażby przez wyeliminowanie go z życia publicznego. Główne hasło: „wszystkich nienawidzę bogów" było rozkazem walki, z tym że walczyło się tak, jak na to pozwalał przeciwnik. Na przykład Stalin (uważający się prze- 140 Mowa mowy cięż za językoznawcę) był tak zaciekły w swoich atakach, że nie tylko „bóg" kazał pisać małą literą, ale i „jezus chrystus". Przypomnijmy tu, że starożytni Żydzi imiona obcych bogów pisali małą literą, a na dodatek tę pierwszą literę odwracano. Była to jednak nie tyle chorobliwa nienawiść i zawiść, co przejaw bardzo konsekwentnie stosowanej przez Żydów magii słowa, kabalistyki, którą moglibyśmy nazwać teografią. W każdym razie polska nowomowa nie przywłaszczyła sobie języka ewangelicznego, co nie znaczy, że nie uległ on osłabieniu. Wydaje się jednak, że wszystkie słowa z obszaru państwowo-narodowego zostały ukradzione, co pozwoliło rządzącym na bezkarne i dowolne kształtowanie rzeczywistości. Zasada cuius regio eius religio daje się przeformułować na zasadę cuius regio eius lingua oraz cuius lingua eius regio. Władza bez mowy nie jest władzą. Kto ma język, ten ma władzę - powiedziałby pewien polityk, który nieźle się przyczynił do zrakowacenia mowy. Nic dziwnego, że totalitaryzm z takim zdumieniem i wściekłością zareagował na odebranie mu słowa „solidarność". Bez przesady można stwierdzić, że był to cios w samo serce nowomowy komunizmu. Takie słowo, w którym były przecież i internacjonalizm, i masowość, i solidność, i miejsce na indywidualizm, słowo zrozumiałe dla świata, każdy mógł je usłyszeć, zrozumieć, nie dało się go fałszywie przetłumaczyć, a do tego jeszcze budziło sympatię przez ową łatwo zrozumiałą egzotykę „-ość". „Solidarność" wzbudziła solidarność. Niewątpliwie najmądrzejsze, najsilniejsze i najważniejsze słowo drugiej połowy XX wieku, po którego odebraniu totalitaryzm już się nie podniósł. Wystarczyło odebrać tylko jedno słowo - proste to, jak jaje Kolumbowe. Odebranie ukradzionego słowa zmieniło świat, ale nie zapominajmy, że odzyskane zostało jedno słowo. Inne się poukrywały, poprzebierały, pozornie wybyły, a niebezpieczeństwo tkwi w tym, że nie można z nimi walczyć, bo jedynym efektem tej walki będzie bełkot albo niemota. Sądzę, że mimo wszystko coś można uzyskać z tej ukrytej nowomowy. Na przykład słowo „Peerel" - niewątpliwie nigdy społecznie nie akceptowane, jedno z ważniejszych (i poważniejszych - chociaż w nowomowie wszystko jest ważne i poważne; nie ma w niej humoru), staje się użyteczne, starzeje się, czyli normalnieje, odnosi się do konkretnego desygnatu, który odchodzi w historię. Dziś można używać słowa „peerelowski" (zwracam uwagę na jego estetykę!) jako negatywnego przymiotnika określającego stan nie- Samodzielność 141 pożądany, jakiś relikt niedawnej przeszłości. Wyraźne rozpoznanie, wskazanie i określenie: „to jest peerelow- szczyzna", powinno być wyrokiem skazującym na niebyt. A zatem niektóre słowa nowomo-wy mogą funkcjonować nadal, lecz ze znakiem ujemnym, w funkcji przekleństw. Zajmijmy się jeszcze wymienionymi na początku innymi obszarami tworzenia się narośli językowych, które mają wiele wspólnego z no-womową, a są, jak zaznaczyłem, w głównej mierze efektem kultury masowej. Stojąc kiedyś na peronie, przysłuchiwałem się rozmowie młodych mężczyzn jadących do pracy, z których jeden relacjonował kolegom przebieg zawodów kolarskich z olimpiady w Seulu (telewizyjna relacja była w nocy i nie wszyscy ją oglądali). Mówił zatem z bardzo silnym zaangażowaniem i chyba jednak podziwem o Niemcu, który „tak wypierdolił, że cała kurwa reszta mogła mu tylko dupę obejrzeć". „A nasi?" - zapytał któryś ze słuchaczy. „Nasi uplasowali się na dalszych pozycjach". Sytuacja językowa jest tak czytelna, że komentarz może ją zepsuć. Ocena występu naszej drużyny nie wzięła się z mówienia nowomową totalitaryzmu, lecz nowomową telewizji, językiem komentarza sportowego. To są jednak dwa różne języki; ostatecznie kibice nigdy nie zrezygnowali z określeń „Niemiec", „Ruski", nowomową zaś penetrująca język sportowy nakazywała wyraźnie i wyłącznie stosowanie określeń „zawodnik RFN" (ewentualnie drużyna zachodnioniemiecka) i „zawodnik drużyny NRD". Drużyna Związku Radzieckiego to też oczywiście nie Ruscy, no, ale tu racja była po stronie nowomowy. Inne, dyskusyjne, określenie narodowości to „Czechosłowak" - bardzo mnie kiedyś intrygował, by pozostać przy kolarstwie, Czechosłowak Morawiec. Jeżeli zaś idzie o staromowę, to chciałbym zatrzymać się na jednym jej elemencie, a mianowicie na owym „pan, pani", który wraz z wprowadzeniem ustroju totalitarnego tak skutecznie zaczął przeciwstawiać się „obywatelom", „kolegom" i „towarzyszom". Była to pułapka językowa równa tej, w jaką wpadli polscy komuniści przeprowadzający reformę rolną. Zofia Nałkowska w szkicu O sobie przedstawiała wizję idealnego świata, którą wyniosła z dzieciństwa: „Kobiety powinny mieć te same prawa, co mężczyźni, do chłopów trzeba było mówić «pan» i ludzie wszystkich narodów i wyznań byli sobie równi". Wierzę, że wielu ludzi ulegało takim iluzjom, lecz podkreślmy tu owo charakterystyczne polskie „pan". Mówienie do chłopów per pan było tak odległe w czasach młodości Nał-kowskiej, jak wizja raju na ziemi (Gombrowicz wFerdydurke jesz- 142 Mowa mowy cze precyzyjniej określił ówczesny savoir vivre). A teraz przynajmniej ten punkt konstytucji Państwa Słońca został w Polsce spełniony i do chłopów trzeba mówić „pan". Zresztą nie tylko do chłopów. Proszę mnie źle nie zrozumieć, sam grzecznie czapkę zdejmę przed chłopem (wolę jednak to określenie niż wyraźnie preferowane przez nowomowę „rolnik") i ani mi w głowie uciekanie do przedwojennych form, takich jak zwracanie się w trzeciej osobie, stosowanie określeń „człowiek", „osoba" i tym podobne. Jednak doskonałym demokratą w tej mierze nie jestem i słowo „pan" nie przechodzi mi przez usta, kiedy zmuszony jestem do komunikacji z pijaczkiem, mętem i ludźmi tego rodzaju, którzy jednak są bardzo wrażliwi na owe formy i gwałtownie reagują na jakiekolwiek zaznaczenie niewzajemności. Zaledwie dotykam tu problemu, który, sądzę, dojrzał nawet do rozmiarów narodowej debaty. Zwróćmy przy tym uwagę, jak to się odbywa w innych demokracjach. Chcę zakończyć te niewesołe myśli o chorobie mowy - o jej skażeniu nowomową - optymistyczną diagnozą. Jestem przekonany, że język ma zdolności samooczyszczające i samouzdrawia-jące. Zależą one od siły jego biosu, na którą składają się literatura, tradycja, historyczny kontakt z innymi językami, możliwości generatywne gramatyki i na pewno jeszcze inne elementy. Język, tak jak woda, las i organizm żywy, jest w stanie sam się uzdrowić, pod warunkiem, że nie będziemy mu przeszkadzać, zachowamy higienę i z większym szacunkiem będziemy odnosili się do tego wspaniałego daru, który otrzymaliśmy za darmo - być może dlatego tak nie cenimy swojej mowy. Darz bór! Głupota mądrości We współczesnym świecie ludzkim chyba najważniejszymi współrzędnymi współistnienia są kategorie mądrości i głupoty, tworzące opozycję wartościującą. Kategorie te, niegdyś traktowane jako wartości poznawcze, należały do świata nauki, wiedzy, filozofii, teologii - ogólnie stosowano je w kręgach elit umysłowych. O mądrości pisze się w Biblii, o niej rozprawiają Cyceron, Epiktet, Marek Aureliusz, Seneka, Montaigne, Pascal, Konfucjusz, Lao-tsy - właściwie snadniej by wymieniać tych, którzy w minionych wiekach nie podejmowali tej centralnej kategorii, łączącej zalety umysłu z praktyką życiową. Samodzielność 143 O tej mądrości opisywanej i uprawianej przez myślicieli pisano wiele, rozkładając ją na czynniki pierwsze, wyszczególniając z niej poszczególne elementy, chociażby takie jak prawda, czy też wyznaczając mądrości granice transcendencji, to znaczy Boga. Mądrość była darem Ducha Świętego. Była możliwością połączenia w jedno filozofii i teologii (św. Tomasz), czyli stanowiła coś na kształt naszego światopoglądu. Dziś oczywiście znacznie trudniej nam utożsamiać mądrość ze światopoglądem, czy to dlatego, że ten ostatni ma trudności z motywacją i wpada w pułapkę pluralizmu, czy też dlatego, że zbytnio kojarzy się on z dogmatyzmem i doktrynerstwem, czyli zacieśnianiem horyzontów. Współczesny intelektualista raczej rezygnuje ze światopoglądu („Ja nie mam światopoglądu" - dramatyzował bohater sztuki Mrożka, bodajże Poczwórki). Mądrość ujmowana teologicznie łączyła się z umiejętnością dochodzenia do prawdy, prawdy ostatecznej i źródła wszelkiej prawdy, czyli Boga. Współczesna formacja postmodernistyczna zakwestionowała istnienie prawdy, tym samym pozbawiając się tak rozumianej mądrości. Nietzsche rozbił te wartości dwoma uderzeniami młota: „Bóg umarł" i „prawda to ruchoma armia metafor". Mądrość spospolitowała się, sprywatyzowała, weszła do codziennego użycia, zaczęła służyć w powszednich potyczkach o pozycję, względy, o społeczne gratyfikacje. Przyznawany dawniej uczonym placet na mądrość został już im odebrany. Tajemnicą poliszynela jest, że naukowiec, pisarz, władca nie muszą być mądrzy. Zabawnie skwitował to A. A. Milne w nieśmiertelnym Kubusiu Puchatku: „Sowa, jak wiadomo, niewiele ma rozumu, ale za to jest uczona". Rozum i wiedza nie muszą chodzić w parze. Głównym kryterium mądrości stawała się nie pozycja społeczna, lecz myślenie, które od czasów Kartezjusza zostało samo jako fundament bytu. Myślę, więc jestem. A skoro myślę - jestem mądry. Cogito ergo sapiens sum. Od tego zdania datuje się historia europejskiego subiektywizmu, który bezpowrotnie wyodrębnił człowieka ze wspólnoty za pomocą owego ego cogito. Kartezjusz był na tyle mądry, że zakreślił granice swego poznania - swojej mądr/ości, nie stanowiąc: tu cogitas ergo es (myślisz, więc jesteś); do pomyślenia są też pozostałe formy koniu-gacyjne, łącznie z bezosobową formą zwrtną „myśli się, więc coś jest"80. Podstawą swego myślenia i swego bytu uczynił siebie, w odróżnieniu na przykład od teologicznej formuły: Bóg mnie myśli, więc jestem, co oddawałoby całą mądrość Bogu81. 144 Mowa mowy Od tego momentu mogę stwierdzić tylko swoje scil. moje myślenie - moją mądrość. Zawsze będę podejrzliwy w stosunku do innych, którzy mądrymi mogą się stać dla mnie wówczas, gdy okażą, że myślą tak samo jak ja, albo jeżeli mnie czymś pozytywnie zaskoczą. Tak czy inaczej ja zawsze będę mądrzejszy, ponieważ ocena czegoś jako mądre wymaga z reguły większej mądrości. Kiedy mówię: to jest mądre, to tym samym mówię: wiem, co jest mądre, a co takim nie jest, potrafię to odróżnić, ergo jestem mądry, może mądrzejszy, a na pewno nie jestem głupi. Przyjęcie mądrości innego może być uznaniem tożsamości/wspólnoty myślenia, może być uznaniem autorytetu (wówczas chętnie i bezpiecznie obnażam swoją wiedzę o sobie jako istocie dość ograniczonej w możliwościach wiedzy). Bardzo głupie jest to mądre, które mówi: „jakie to głupie, ja nic z tego nie rozumiem". To jest postawa, którą świetnie nazywa język szwedzki jako bycie sjdluklok, czyli „samomądrym" (polskie ekwiwalenty: zarozumiały, przemądrzały, świadczą o nadmiarze rozumu, mądrości, ale nie wskazują, skąd się ów nadmiar bierze). Inne mądre, które także samo siebie utwierdza, chociaż nie uznaje niezrozumiałego dla siebie za głupie, to mądre, które jest zafascynowane swoją mądrością, z niej uczyniło uniwersalny probierz świata, ostateczną instancję i wyrocznię. Jest to mądre, któremu um za rozum zachodzi, które ma pretensję do świata, że ten nie dostosowuje się do reguł mądrości, które przecież sam ustanowił. To mądre gno-stycznie ufa, że kiedyś zapanuje jego władza, że wszystko spełni się w Jedni Mądrości, do której jednak jeszcze droga daleka i niepewna, tak wiele bowiem jest głupoty do zwalczenia. To mądre bardzo ufa w wiedzę, w mądrość swoją i mądrość innych, powołuje się na reguły mądrości, przeżywa rozterki, kiedy widzi, że bezrefleksyjne głupie często, w jakiś niezrozumiały sposób bywa w życiu nagradzane, ot choćby poczuciem szczęścia i sukcesu. Bo to mądre trochę oddaliło się od materii życia, stale przebywając w obszarach mądrości -myśli, głównie cudzej. Pisał o tym Fryderyk Nietzsche wEcce Homo, uznając, że mądrością jest zachowanie dystansu do myśli nie swojej: „Wczesnym rankiem o brzasku dnia, wśród całej świeżości, o jutrzni swej siły - czytać książkę - to zwę występkiem!" 82 Bywa też, że mądre, które samo siebie utwierdza, trafi na niespodziewanego przeciwnika, jakiego samo sobie stworzy. Jak w dawnym wierszyku: Na skróty do bogactwa w a^gu rcfcrj roprKtfWflU I wcielili w iyti* ¦**&] Potny, a^Hiprn. H- flntł 14-r-feCI pil1 Ird nk Lii .ca ta "Lrudmj ri#l WlrFH"?r.|p,.-ni >cir: il liulm ft Ul blh ojTjMi -ń ->h bLml.y =Ln r.-if iiiL' hnnUi "frir^lL-i. rii I.-EI4 ;j(>itniiii; inwF _j_i-.-_ ____>_il _¦ i_______ " ¦ f^bb^bf^f^d | ^nj t Jił hnuljl hirvlrU.-rJ bimni it 1 L™ Li * i-ylljlj"^"' Z 'I—l^,i\'i\y- .lun jLj l»^:^¦ l ifilL. JuL'Il-.u|h.- ir .¦¦.'"h. >I I iini-j ¦xni-r.-i.r u:? piun- i ¦: ¦ 11 ~ Hnn .i-! nft--rrY. ¦>!¦ |iUi>iiM'j u ¦¦ |O- .....-h "¦¦¦.¦ I ¦¦:.n-¦¦!¦" I--. ¦ u-i:I ¦' ¦ ¦.I¦ I rI ¦. . '*¦:!: WliSn i "--li ilu ^3 LJ^^FI^IAJiTJ LJ^VW ^nIPT ^^FH F^^ VFnj l|| ^^L'TI a ;-i im1 ; ¦ i -: >-r 11: i .h. 11 u 111 r. . . IPd iI;l-3bIl di I tfrm ai hjHrjr ^m-.' linni ¦ztufnh eupi^fJhp pil ur Dir- ty mt I IM UUkłdaUii. kńlU ¦ Jurt :V naL mrf hnirtii i -3 nJrf"-----* ¦" —-¦¦¦ ¦'¦¦ "¦¦¦ ¦-Nl"fl* « °" ł™^ ^** "'¦ - HH.TiIiiWnLi.jlF-FKnrHLlLlUr ilU' U", jffl ¦¦,¦ LfO Ijl dl IJ^jJ EAHriFTJI qnm 146 Mowa mowy Własnych mnie głębin głębia pogłębia. No, no - odrzekło dno. Wspomniałem, że mądre ma czasem żal nie bardzo wiadomo do kogo, pewnie do tego, kto tę mądrość ustanowił i wystawił ją na bardzo ciężką próbę - żal o to, że głupocie bywa lepiej. To mądre skarży się na przykład słowami Rybaka z Księgi tysiąca i jednej nocy: 0 losie dręczycielski, ustąp, A jeśli nie, to chociaż - zmniejsz się. Nie jest mi widać dane szczęście, 1 mimo trudów sieć mam pustą. Wyszedłem chleba szukać ninie, Lecz oto los mi chleb odebrał. Iluż to głupcom światła nie brak, A iluż mędrców w mroku ginie! Mądrość utożsamiana z myśleniem często jest aprobatą własnego stanowiska i refutacją innych poglądów. Zresztą na ogół inne myślenie bywa przyjmowane jako złe myślenie lub niemyślenie. Po kartezjańsku rzecz ujmując, jest to odmawianie istnienia temu, co nie myśli. Na przykład minister Skubiszewski wypowiedział takie zdanie: „Odrzucenie konkordatu dałoby wiele do myślenia na temat braku myślenia". Tym samym były minister orzekł, że jego myślenie jest lepsze i że myślenie wówczas jest myśleniem, gdy prowadzi do wniosków (w tym wypadku zgodnych z poglądami szefa dyplomacji). Jasne, że w dyplomacji i polityce niezbędny jest pragmatyzm, żeby nie powiedzieć - pewien makiawelizm, liczy się tu bowiem przede wszystkim skuteczność. Myślenie jako pewien arystokratyzm ducha bądź jako udręki umysłu nie mogącego dojść do jądra spraw najprostszych, myślenie jako stały, nie kończący się proces jest tu nie na miejscu. Takie myślenie jest raczej głupie, ponieważ ceni się tylko myślenie, które potrafi doprowadzić do urzeczywistnienia pewnej idei, głównie idei władzy, bycia silniejszym, zapewnienia ciągłości trwania, jako że jedynie to jest mądre. I znów jesteśmy blisko Karte-zjusza, gdyż stwierdzamy, że mądre jest to, co istnieje. Głupsi od nas są ci, którzy nie istnieją, nie żyją; my żyjemy, a mądrość to filozofia życia. Ja teraz zawsze jestem trochę mądrzejszy, Samodzielność 147 niż kiedy byłem dzieckiem, młodzieńcem, no, choćby i wczoraj. Z perspektywy hic et nunc tamten ja był zawsze trochę głupszy, choćby dlatego, że nie wiedział, co go czeka, a ja już wiem. Ale jak patrzę w swoją niepewną przyszłość, to wcale mi się nie widzi, że jutro będę mądrzejszy. Zatem nie mogę powiedzieć, że mądrość to teraz. „W pełni będę żył jutro" - powtarzasz mi zawsze. Kiedyż jednak nadejdzie to jutro łaskawsze? Gdzie jest? Jak daleko? Gdzie je można znaleźć, Czy na krańcach imperium, czy gdzieś jeszcze dalej? To jutro ma już chyba lata Nestorowe. Za ile można kupić to jutro bajkowe? Chcesz żyć jutro? Ba, na to nawet dziś nie pora: Mądry człowiek, Postumie, w pełni żył już wczoraj! (Marcjalis, Ks. V 58. Tłumaczył S. Kołodziejczyk) Mądrość można łączyć ze zdolnością przewidywania przyszłości, a tę z nieomylnością. Sprytnie ustawili się w pozycji mądrych stoicy, uznając, iż wszystko, co jest, jest słuszne, czyli przyszłość też nie przyniesie żadnych niespodzianek. Spodziewając się niespodziewanego, łatwiej zachować opinię mędrca, który jest nieomylny. Ale w czasach subiektywizmu nikt nie ufa nieomylności - ta kategoria nie będzie fundamentem mądrości. Jak to rozbrajająco stwierdził autor graffiti: „Tylko papież i ja jesteśmy nieomylni; ale co do tego pierwszego mogę się mylić". Mądrość może też być brakiem wiedzy. Niemądre wszak było zerwanie owocu poznania z drzewa wiedzy; ciekawość, ta via regia mądrości, jest pierwszym stopniem do piekła. Po co nam wiedza, skoro i tak umrzemy? Mędrzec odrzuca ją na początku drogi mądrości (czyni tak wiele z nauk wschodnich, z tao na czele, ale i Szestow) lub u jej kresu („wiem, że nic nie wiem"). Do tego kresu dochodzi się po odrzuceniu owej niezmiernej pychy wiedzy, owego autokreacyjnego co-gito, owej mądrości, która sama siebie stanowi i nie chce przyjąć jedynie tej wiedzy, że głupotą mądrości jest to, iż wierzy ona tylko w siebie. Ta pełna pychy mądrość jest głupotą dla mądrości, która wie więcej, nie ma bowiem mądrości, która nie byłaby trochę głupsza i trochę mądrzejsza od innej mądrości. Mądrość, która wie więcej, to na przykład mądrość chirurga drzew (jest taki zawód!), który wypowiadał się na temat ewolucji metod leczenia swoich podopiecznych: początkowo eliminowano miejsca chore, później zapełniano puste pnie 148 Mowa mowy jakimiś zaprawami cementowymi, w dalszych poszukiwaniach uznano, że najlepsza jest ochrona drzew przy zastosowaniu różnych chemicznych mieszanek, którymi smarowano chore, wydrążone pnie, a obecnie nic się nie robi. Trzeba było całej tej drogi wiedzy, prób i błędów, by uznać, że natura jest mądrzejsza od nas, że wie więcej i że lepiej sobie poradzi niż my, a jeżeli nie poradzi, to i w tym przejawia się jej mądrość, bo wie wcześniej niż my. A jednak człowiek staje do rywalizacji z naturą, chcąc ją „przemą-drzyć". Na przykład współczesne polowania z sokołem. O co tu chodzi? O to, żeby sokół wykonywał to, co czynił zawsze, niejako z natury, tylko teraz za naszym przyzwoleniem? Co tu jest mądre, a co głupie? To trochę tak, jak ze swobodami obywatelskimi w Rosji Sowieckiej: wytłumacz się, czemu spacerujesz, a potem spaceruj. Ta mądrość człowieka, któremu wydaje się, że jest panem wszelkiego stworzenia, jest głupotą dla mądrości, która skromnie wyzbywa się pychy i uznaje, że nierozum nie jest brakiem rozumu, lecz jest rozumem poza rozumieniem. Zatem: Mądre to jest to, czego nie rozumiem. Mądre to jest to, co rozumiem. Głupie to jest to, czego nie rozumiem - ale na ogół to, co rozumiem, nie jest głupie. Głupie, które rozumiem, przestaje być głupie, być może dlatego, że - jak mówią Francuzi - comprendre ćest pardonner - z aktu poznania czynię akt etyczny. Ale też, być może, głupie, które rozumiem, wchodzi w obszar mojej mądrości, a moja mądrość nie jest głupia. Może na przykład wobec Einsteina mogę się wydawać głupi, ale ja nie jestem taki głupi i swoje rozumienie mam. Zresztą może to i wcale nie takie mądre być mądrym, mądry też ma swoje problemy, z którymi nie daje sobie rady, zatem nie jest tak bardzo mądry, a na pewno nie najmądrzejszy. Tylko pyszałek będzie stosował stopień najwyższy, stopień wyższy jest najbardziej odpowiedni dla mądrości, jest mądrzejszy, o czym powinien wiedzieć każdy bes-serwisser, który na ogół ma skłonność do absolutyzowania stopnia wyższego, czyli z mądrzejszego czyni najmądrzejszego. A gdyby się miało okazać, że już jako mądry, wcale nie czuję się mądry? To już wolę pozostać głupi, bo ja swoje wiem. A może to prawda, że głupi cały świat odkupi? Taki głupi, ubogi duchem, któremu wiedzy i rozumu nie staje, ale żarliwości życiowej, uczucia i w ogóle to ma aż w nadmiarze. Małoż to razy ludzie w głupim widzieli nawiedzonego świętego, a nawet Boga? Mądrego trudno jest rozpoznać, bo nikt taki się nam nie przedstawi: „Mądry jestem". Człowiek mądry tak o sobie nie mówi - to inni Samodzielność 149 go tak osądzają. Mądrość wyzbywa się mądrości, którą narzucają jej wszyscy mądrzejsi i głupsi. Czytałem o mądrości książeczkę o. prof. Józefa Bocheńskiego SJ Podręcznik mądrości tego świata - jeden z najnowszych instruktaży mądrości83. Książeczka tak osobliwa, że bez większych oporów nazwałbym ją głupią, gdyby nie wyrażane tu uwagi. W każdym razie mądrość, jej definicja, sposoby osiągnięcia i zastosowanie są dla mnie nie do przyjęcia. Bezgraniczny wprost egoizm, koniunkturalizm, oportunizm, wyrachowanie, spryt, pogarda dla innych, ba, nawet głupota - wszystko to są elementy mądrości, która ma służyć jednemu: długiemu i, w miarę możliwości, przyjemnemu trwaniu. Kto dłużej i przyjemniej żyje, ten mądrzejszy. No cóż, ojciec Bocheński zmarł niedawno. W Podręczniku mądrości (który ma ambicję równania się z Witt-gensteina Traktatem logiczno-filozoficznym) czytamy między innymi: „Głupców, ludzi pozbawionych nie tylko mądrości, ale nawet pospolitej inteligencji znajdziesz bez liku wszędzie, także na uniwersytetach. [...] Hoi polloi platońscy stanowią przytłaczającą większość. Kto tego nie zrozumiał, ten nie jest mądry i marnie skończy. Stłamszą go kraby i błazny" (s. 64). Zatem głupi jest ten, kto nie przyjął, iż są głupcy na świecie. Głupota, zanim nie zrozumie, że jest głupotą, taką pozostanie. Kiedy zrozumie, że jest głupotą, będzie mądrością. Przypomina się pewien szmonces: Otóż bogobojny Żyd, dowiedziawszy się z Talmudu, że Bóg chroni głupców, postanowił poddać się próbie mądrości. Wyskoczył oknem i złamał nogę. Jęcząc z bólu, tłumaczył otaczającym go Żydom: „Kochani sąsiedzi! Zawsze wiedziałem, że jestem niegłupi. Ale nigdy nie przypuszczałem, że jestem aż taki mądry!" I jeszcze próba wytłumaczenia się. Czemuż to piszę o głupocie mądrości z taką sardonicznością? Samo pisanie wszak ma w intencjach bycie ekspozycją mądrości. Kto pisze, chce pisać mądrze. W gadaniu więcej jest przyzwolenia dla głupoty niż w pisaniu. Jasne, że i w pisaniu dochodziło do programowego, intencjonalnego przyjęcia głupoty, by wspomnieć chociażby Dada, ale to była wcale niegłupia prowokacja wobec napuszonej mądrości. Na polu humanistyki, i ogólnie wiedzy, trwa ciągła i bardzo serio uprawiana rywalizacja o miano mądrzejszego. Obecnie do konkurencji włączyły się komputery, które mają nam udowodnić, jacyśmy głupi. A na przykład Kasparow wziął to na serio. 150 Mowa mowy Tak czy inaczej mądrość najbardziej kojarzy się z filozofią i w powszechnym rozumieniu filozofia jest synonimem mądrości. Kto uprawia filozofię, ten z definicji jest mądrzejszy niż inżynier, czy nawet lekarz, że nie wspomnę (chociaż wspominam) o działkowiczu, który uprawia swój ogródek. Stąd też zapewne pobłażliwe nazywanie filozofem kogoś, kto przejawia niepraktyczną postawę wobec rzeczywistości i w ogóle życia (podobnie jest z poetą). Ludzie, tak jak filozofowie, wiedzą, że żyć a filozofować to zupełnie co innego. Zatem w powszechnym rozumieniu niezbyt mądre jest być mądrym. Mądre to żyć praktycznie (vide: ojciec Józef Bocheński SJ). Mądre to nie być za bardzo mądrym. Bycie mądrym jest nawet głupie. Jednak w tym kolistym rozumowaniu jest pewien błąd, a mianowicie ten, że filozofia nie jest mądrością, lecz umiłowaniem mądrości. No, a czy miłość jest rzeczą mądrą, to już zupełnie inna kwestia. Bajka Istnieje taka wersja bajki O rybaku i złotej rybce: otóż rybak, który mógł wyrazić trzy życzenia, najpierw prosił, by mu żona zmarła, potem, by żona ożyła, za trzecim razem zaś prosił o to, by mógł wiedzieć, o co ma prosić. Głupi, bo po szkodzie, rybak powinien był zacząć od ostatniego życzenia, które, jako trzecie, wyczerpało swą moc spełniającą. Gdyby się ono, wyrażone jako drugie (to znaczy jako wiedza uzyskana w efekcie pierwszego pytania), spełniło, to trzecie prawdopodobnie nie byłoby już potrzebne. W każdym razie rybak miałby je w zapasie i mógłby z nim zrobić cokolwiek - brak nam wyobraźni do tego, by sprecyzować, czego można sobie jeszcze życzyć, gdy się już wszystkie życzenia spełnią. Życzenie rybaka, by wiedzieć to, czego nie wiemy, wyrażone jako trzecie, jest zarzucaniem sieci na sieć. Kiedy umrze śmierć? Rodzi się coraz więcej śmierci. Dawniej śmierć była jedna, wyraźnie personifikowana, jej atrybutami były nadludzka moc i... nieśmiertelność. Niejasna była jej płeć - w polskiej kulturze jest to kobieta, kostucha z kosą, ale w skandynawskiej jest to kosiarz. Płeć jednak nie miała większego znaczenia, bo istotą tej nieludzkiej po- Windy napraw•!¦<: piiu"aliq lis uwijmy ę py p gotowjj. - Pricz kilka gadzin nikt nie prxvje>diał nas uwolnić - wspomina prryL[¦¦(]% .AffrrJ Frli^ - bo co ktoś zgłosił awarię, lv informowano, it pngotowit juj tum pojechało. Nikomu nie wpadło do Eto*1^ ** to ™-v J L łicrii 152 Mowa mowy staci była absolutna władza nad człowiekiem. Wielu herosów egzystencji próbowało się wymknąć tej władzy, już to grając na zwłokę, już to przechytrzając śmierć. Sporo opisów takich prób spotykamy w bajkach i mitach. W jednym z ludowych podań mówi się o starym żołnierzu, który śmierć spotykał tak często, że się przestał jej bać i znalazł na nią sposób, chwytając ją w pułapkę. W ten sposób wytargował sobie dłuższe życie, po czym wypuścił śmierć. Nieśmiertelność nie była życzeniem żołnierza-racjonalisty. Inna, bynajmniej nie egzystencjalna, nauka zawarta jest w hinduskim micie dotyczącym śmierci, zwanej tam Jamą. Otóż Siwa, w obronie adorującego go młodzieńca Markandei, zabił śmierć, ale po pewnym czasie musiał przywrócić jej życie, gdyż podczas nieobecności Jamy namnożyło się zbyt wiele bytów. Hinduskie bóstwo jest zatem niezbędne, tak jak konieczne czasem staje się sięganie po brzytwę Ockhama. I człowiek zachorował na śmierć. I śmierć zaczęła się rozprzestrzeniać. Ogłoszono śmierć Boga. Później umarł artysta, pisarz, umarła sztuka, estetyka, umarła idea, historia, przyszłość, umarła książka. Chory na śmierć Foucault ujawnił śmierć człowieka. Niektórzy, jakby nie chcąc przywołać imienia śmierci, obwieszczają koniec bądź agonię kolejnych hipostaz. Tak zatem mamy śmierć romantyzmu, a właściwie jego mitologii z główną postacią Konrada Wallenroda (widać nie wystarczyło, że nieszczęśliwy Litwin popełnił samobójstwo -musiał jeszcze umrzeć). Literatura i filozofia z właściwym sobie oporem ogarniają intelektualnie tę sytuację i piszą o swojej agonii, tworząc filozofię końca filozofii. Agonia się przedłuża. Niektórzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że umrą - tak było zawsze. Tak było z wieloma mitycznymi postaciami, które dobrze reprezentuje Achilles, tak było z Makbetem, który, by potwierdzić swą nieśmiertelność, ze śmiertelną powagą zabijał innych („Dopóki widzę tu żywych, ich będę zabijał"). Niektórzy totalitarni władcy tak potrafili przekonać o swojej nieśmiertelności, że ich podwładni gotowi byli odejść razem z nimi albo w ostatecznym momencie podejrzewali jakiś tajemniczy akt hegemona. „Ciekawe - powiedział książę Metternich na wieść, że car Wszechrosji nie żyje, którą podczas balu wyszeptał mu zausznik -ciekawe, jaki on miał w tym cel". Azjatyccy władcy na ogół umierają dłużej niż normalni śmiertelnicy. Tam śmierć Najwyższego Autorytetu naznaczona jest pewną Samodzielność 153 charyzmą; człowiek, już-trochę-nie-człowiek, który był panem życia i śmierci innych, nie może tak zwyczajnie ujawnić, że sam też miał pana życia i śmierci. Wówczas życie i śmierć poddanych straciłyby na znaczeniu, gwałtownie objawiłyby bezsens. Lepszy jest sens tyranii niż bezsens życia i śmierci. Lepszy jest napis: „Wyjście wzbronione" niż: „Wyjścia nie ma". A człowiek współczesny w swojej praktyce życiowej działa tak, jakby nie wiedział o tych obituariach. Uprawia kult ciała, młodości, zdrowia, stosuje się do zabójczych reguł życia aktywnego, przekonując siebie i innych, że śmierci, przynajmniej w jego obrębie („dopóki on jest"), nie ma. Zatem skąd te częste śmierci, które objawia nam współczesność? Czy ludzkość i świat zostały zarażone wirusem post, który sam w sobie niesie przeczucie końca, schyłku, dekadencji? Może to tylko śmierć języka? Czy jest to rytm millenarystyczny, niespokojne oczekiwanie na przekroczenie magicznej bariery końca tysiąclecia? Czy jest to może poczucie, że tak dalej być nie może, bo coraz pewniejsze jest, że śmierć weszła w obręb władzy człowieka. Człowiek zapanował nad śmiercią w tym sensie, że wykorzystuje ją instrumentalnie i może czynić to na wielką skalę. Dziś najsłabszy człowiek może zesłać śmierć na wielu silnych. „Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który będzie zniszczony". To ostateczne marzenie ludzkości, obecnie - co jest ironią losu -bardziej odległe niż kiedykolwiek, w formie poetyckiego imperatywu ujął niegdyś John Donnę: One short sleep past, we wake eternally, And death shall be no morę, Death thou shalt die. 154 Bibliografia Z uwagi na referencyjny charakter pracy adresy bibliograficzne podaję na kilka sposobów. Zawarty poniżej alfabetyczny spis artykułów i książek uporządkowany jest według numeracji rosnącej i do odpowiednich liczb odwołuję się w tekście głównym, po wskazaniu nazwiska. Pierwsza liczba jest odesłaniem do numeru pozycji w niniejszej biliografii, druga określa stronę. Teksty przytaczane w innym charakterze niż egzemplifikacyjny mają swoje opisy bibliograficzne w przypisach. W niektórych rozdziałach zawarta jest koda Referencje, w której wskazuję na teksty rozszerzające bądź uzupełniające materiał egzemplifikacyjny. Tam wskazuję też na teksty, które wcześniej publikowałem w trójmiejskich pismach literackich: O starzeniu się nowego. „Topos" 1994, nr 7. itd., itp. „Topos" 1994, nr 5-6. „I ruszała w pole wiara". „Topos" 1994, nr 8-9. Jakby Majchrowski książkę jakby napisał. „Topos", nr 3-4 (11-12). Ingwistyka. „Topos" 1995, nr 1-2. Czas postu. „Topos" 1995, nr 3-4. Jedność czy wielość. „Topos" 1996, nr 1. Staromowa. „Tytuł" 1992, nr 4. Graffiti gdańskie. „Tytuł" 1994, nr 2. Kiedy umrze śmierć? „Tytuł" 1995, nr 3/4 a. 1. Stanisław Balbus, Między stylami, Kraków 1996. 2. Bogdan Banasiak, Destrukcja przedstawienia we współczesne] filozofii francuskie], „Colloąuia Communia" 1988, nr 1-3 (36-38). 3. Bogdan Banasiak, filozofia „końca filozofii". Dekonstrukcja Jacąuesa Derri-dy, Warszawa 1995. 4. Bogdan Baran, Postmodernizm, Kraków 1992. 5. Zygmunt Rarnnan,Ponowoczesność, czyli dekonstruowanie nieśmiertelności. Przełożył A. Szahaj. Przekład przejrzany przez Autora. W: Postmodernizm a filozofia. Bibliografia 155 Wybór tekstów. Pod redakcją S. Czerniaka i A. Szahaja, Warszawa 1996. 6. Zygmunt Bauman, Społeczeństwo jako zmowa milczenia. „Kultura Współczesna. Z perspektywy filozofa i socjologa literatury" 1994, nr 1 (3). 7. Boris Bernstein, „...Ale równie malarz, jak poeta, ma prawo do swobody twórczej". Korzystam z tego prawa i drugim polecam korzystać, lecz... Tłumaczył Grzegorz Wiśniewski. „Kultura Współczesna. Z perspektywy filozofa i socjologa literatury" 1994, nr 1 (3). 8. Jorge Luis Borges,Poszukiwania. Tłumaczył Andrzej Soból-Jurczykowski, Warszawa 1990. 9. Richard Burgin, Rozmowy z Jorge Luisem Borgesem. Przełożył Michał Kłobu-kowski, Gdańsk 1993. 10. Wojciech J. Burszta, Rozterki antropologii postmodernistycznej. W: Inspiracje postmodernistyczne w humanistyce. Poznańskie Studia z Filozofii Nauki, z. 13, Warszawa-Poznań 1993. 11. Paweł Bytniewski, Wahanie Kartezjusza. „Principia. Pisma koncepcyjne z filozofii i socjologii teoretycznej" 1991, t. III. 12. Giorgio Colli, Narodziny filozofii. Przełożył i wstępem opatrzył Stanisław Kasprzysiak, Warszawa-Kraków 1991. 13. Michel Contat, Filozofia naszych czasów (Uwagi spisane przez Francois Ewalda). Z francuskiego przełożyła Hanna Puszko. „Sztuka i Filozofia" 1995, nr 10. 14. Frederik Copleston, Historia filozofii. Przełożył Bohdan Chwedeńczuk. T. VIII, Warszawa 1989. T. IX, Warszawa 1991. 15. Stanisław Czerniak, Czy Odo Marąuard jest filozofem postmodernistycznym? W: Postmodernizm a filozofia, op. cit. 16. Stanisław Czerniak, Świadomość postmodernistyczna? W' -.Postmodernizm a filozofia, op. cit. 17. Joanna Daszkiewicz, Postkrytyka: w labiryncie tekstu. W: Studia kulturoznaw-cze. Rewizje - kontynuacje. Sztuka i estetyka w czasach transformacji. Pod redakcją Anny Jamroziakowej, Poznań 1996. 18. Gilles Deleuze, Nietzsche i filozofia. Tłumaczył i posłowiem opatrzył Bogdan Banasiak, Kraków 1993. 19. Gilles Deleuze, Różnica i po wtórzenie. Przełożył Krzysztof Matuszewski. „Col-loquia Communia" 1988, nr 1-3. 20. Jacąues Derrida, Pismo filozofii. Wybrał i przedmową opatrzył Bogdan Banasiak, Kraków 1992. 21. Jacąues Derrida, Pozycje. Z języka francuskiego przełożył Bogdan Banasiak. „Colloąuia Communia" 1988, nr 1-3. 22. Jacąues Derrida, Różnią (differance). Przełożyła Joanna Skoczyłaś. Przekład przejrzał Stanisław Cichowicz. W: Drogi współczesnej filozofii. Wybrał i wstępem opatrzył Marek J. Siemek, Warszawa 1978. 156 Mowa mowy 23. Vincent Descombes, To samo i inne. Czterdzieści pięć lat filozofii francuskiej (1933- 1978). Przełożyli Bogdan Banasiak i Krzysztof Matuszewski, Warszawa 1996. 24. Grzegorz Dziamski, Czy Derrida zmienia filozofię w literaturę? W: Pojednanie tożsamości z różnicą. Studia kulturoznawcze. Pod redakcją Ewy Rewers, Poznań 1995. 25. Umberto Eco, Zapiski na pudełku od zapałek. Przełożył Adam Szymanowski, Poznań 1993. 26. Filozofia starożytna Grecji i Rzymu. Teksty wybrał i wstępem opatrzył Jan Legowicz. Wyd. II. Warszawa 1970. 27. Paweł Floreński, Filar i podpora prawdy. Tłumaczył Włodzimierz Sawicki. „Ogród" 1991, nr 1. 28. Jostein Gaarder, Przepowiednia Dżokera. Przekład Iwona Zimnicka, Warszawa 1996. 29. Suzi Gablik, Pluralizm. Tyrania wolności. Tłumaczyła Joanna Holzman. W: Postmodernizm - kultura wyczerpania? Wyboru tekstów dokonał Marcin Giżycki, Warszawa 1988. 30. Rodolphe Gasche, Dekonstrukcja i krytyka literacka. Tłumaczyła Dorota Gło-wacka. „Kultura Współczesna" 1993, nr 2. 31. Claude Gaudin, Zamknięcie tradycji filozoficznej: Derrida, eksplorator marginesów. Przełożył Krzysztof Matuszewski. W: Derridiana. Wybrał i opracował Bogdan Banasiak, Kraków 1994. 32. Clifford Geertz, O gatunkach zmąconych. (Nowe konfiguracje myśli społecznej). „Teksty Drugie" 1990, nr 2. 33. Andrzej Gniazdowski, Rozum zimny jak brzytwa. „Ex Libris". Dodatek do „Życia Warszawy", s. 7. 34. Maria Gołębiewska, Tekst jako kontekst: rozszerzenie uniwersum Derridiań-skiego. „Kultura Współczesna" 1993, nr 2. 35. Witold Gombrowicz, Dzieła. T. I - X. Redakcja naukowa tekstu Jan Błoński, Kraków-Wrocław 1986. 3 6. Gra resztkami (wywiad z Jeanem Baudrillardem przeprowadzony przez Salva-tore Mele i Marka Titmarsha). Przełożył Andrzej Szahaj. W: Postmodernizm a filozofia, op. cit. 37. Algirdas-Julien Greimas, O niedoskonałości. Tłumaczenie, posłowie, słownik Anna Grzegorczyk, Poznań 1993. 38. Bede Griffiths, Powrót do środka. Przełożył Tadeusz Adrian Malanowski, Warszawa 1985. 39. Jiirgen Habermas, Moderna - nie dokończony projekt. Przekład Dorota Domagała. Przekład przejrzał Stanisław Czerniak. W: Postmodernizm a filozofia, op. cit. 40. Habermas, Rorty, Kołakowski: stan filozofii współczesnej. Przekład i opracowanie Józef Niżnik, Warszawa 1996. 41. Ihab Hassan, POSTmodernISM. Bibliografia parakrytyczna. Tłumaczyła Joan- Bibliografia 157 na Holzman. W: Postmodernizm - kultura wyczerpania}, op. cit. 42. Martin Heidegger, Bycie i czas. Przełożył, przedmową i przypisami opatrzył Bogdan Baran, Warszawa 1994. 43. Martin Heidegger, Koniec filozofii i zadanie myślenia. Przełożył Krzysztof Michalski. W: Drogi współczesnej filozofii, op. cit. 44. Martin Heidegger, Przyczynki do filozofii (z wydarzania). Przełożyli Bogdan Baran i Janusz Mizera, Kraków 1996. 45. Agnes Heller, Podzwonne dla Europy. Przełożył Maciej Tański. „Res Publica" 1993, nr 9. 46. Dick Higgins, Era postpoznawcza: szukanie sensu w tym, co się dzieje. Tłumaczył Marcin Giżycki. W: Postmodernizm - kultura wyczerpania?, op. cit. 47. Aleksandra Iwanowska, „Cierpliwość - spokój że przecież się stanie" - wypowiedź na prezentacji zbioru aforyzmów „Pewność niepewności" (Warszawa, 22 kwietnia 1995). „Tytuł" 1995, nr 3/4 a. 48. Karl Kerenyi, Hermes przewodnik dusz. Mitologem źródła mężczyzny. Przełożył Jerzy Prokopiuk, Warszawa 1993. 49. Leszek Kołakowski, Horror metaphysicus. Przekład Maciej Panufnik. Warszawa 1990. 5 0. Tadeusz Komendant, Władze dyskursu. Michel Foucault w poszukiwaniu siebie, Warszawa 1994. 51. Tadeusz Komendant, Res Privata. O poezji schyłku lat osiemdziesiątych. „Res Publica" 1991, nr 4. 52. Monika Krutel, Wariacje na temat Borgesa. „brulion" 1990, nr 16. 53. Roman Kubicki, Ludzka moc postmodernizmu. W: Inspiracje postmodernistyczne w humanistyce, op. cit. 54. „Kurier Czytelniczy" 24.09.1996, s. 7. 55. Erazm Kuźma, O poetyce negatywnej. Od poetyki do poetologii, od poetologii do metapoetyki. W: Poetyka bez granic. Praca zbiorowa pod redakcją Włodzimierza Boleckiego i Wojciecha Tomasika, Warszawa 1995. 5 6. Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów. Przekład Irena Kroń-ska, Kazimierz Leśniak, Witold Olszewski, Warszawa 1982. 57. Jiirgen Landwehr, Poststrukturalistyczne wyzwanie. Próba „dekonstrukcji". Przełożyła Małgorzata Łukasiewicz. „Teksty Drugie" 1990, nr 2. 58. Emanuel Levinas, Etyka i nieskończony. Rozmowy z Philippe'em Nemo. Przekład Bogna Opolska-Kokoszka, Kraków 1991. 59. Emanuel Levinas, O Bogu, który nawiedza myśl. Tłumaczenie Małgorzata Kowalska. Przedmowa Tadeusz Gadacz, Kraków 1994. 60. Georgy Lukacs, Pisma krytyczno-teoretyczne 1908-1932. Przełożyła Elżbieta Cygielska, Warszawa 1994. 61. Jean-Francois Lyotard, Odpowiedź na pytanie, co to jest postmoderna? Prze- 158 Mowa mowy kład Maria Gołębiewska. Przekład przejrzał Stanisław Czerniak. W: Postmodernizm a filozofia, op. cit. 62. Witold Mackiewicz, Filozofia współczesna w zarysie, Warszawa 1994. 63. Zbigniew Majchrowski, „Poezja jak otwarta rana", Warszawa 1993. 64. Adam Makowski, Dekonstrukcjonistyczny fenomen „niezrozumiałośd" - pokusa i zagrożenie dla literaturoznawstwa. W: Poetyka bez granic, op. cit. 65. Michał Paweł Markowski, Czy możliwa jest poetyka eseju? W: Poetyka bez granic, op. cit. 66. Odo Marąuard, Aesthetica i anaesthetica. (Po postmodernie). Tłumaczyła Krystyna Krzemieniowa. Przekład przejrzał Stanisław Czerniak. W: Postmodernizm a filozofia, op. cit. 67. Jacek Migasiński, Misteria filozoficzne. „Ex Libris". Dodatek do „Życia Warszawy" 1995, nr 75. 68. Józef Niżnik, Idea racjonalności a współczesny status filozofii. W: Postmodernizm a filozofia, op. cit. 69. Ryszard Nycz, Tekstowy świat. Poststrukturalizm a wiedza o literaturze, Warszawa 1993. 70. Bogdan Paczowski, „Post-trans-neo...". „Res Publica" 1993, nr 9. 71. Jan Patocka, Eseje heretyckie z filozofii historii, Warszawa 1988. 72. Maciej Potępa, Nihilizm i metafizyka w filozofii Gianni Yattimo. W: Postmodernizm a filozofia, op. cit. 73. Przewodnik po literaturze filozoficznej XX wieku. Pod redakcją Barbary Skargi. Przy współpracy Stanisława Borzyma, Haliny Floryńskiej-Lalewicz, Warszawa 1994 (t. 1, 2), 1995 (t. 3), 1996 (t. 4). 74. Piotr Przybysz, Postmodernizm - kultura utraconej szansy. „Principia. Pisma koncepcyjne z filozofii i socjologii teoretycznej" 1991, t. III. 75. Paul Ricoeur, Podług nadziei. Odczyty, szkice, studia. Wybrał, opracował i wstępem opatrzył Jan Cichowicz, Warszawa 1991. 76. Jacąues Le Rider, Postmodernizm. Przełożył Piotr Gruszczyński. „Res Publica" 1993, nr 9 (60). 77. Richard Rorty, Filozofia jako rodzaj pisarstwa: esej o Derridzie. Przekład Czesław Karkowski. Przekład przejrzał Andrzej Szahaj. W: Postmodernizm a filozofia, op. cit. 78. Richard Rorty, Habermas i Lyotard o postmodernizmie. Tłumaczyła Joanna Holzman. W: Postmodernizm - kultura wyczerpania}, op. cit. 79. Richard Rorty, Przygodność, ironia i solidarność. Przełożył Wacław Jan Popo-wski, Warszawa 1996. 80. Denis de Rougemont, Udział diabła. Przełożył Andrzej Frybes, Warszawa 1992. 81. Jarosław Marek Rymkiewicz, Ludzie dwoiści. (Barokowa struktura postaci Słowackiego). W: Problemy polskiego romantyzmu. Seria 3. Praca zbiorowa Bibliografia 159 pod redakcją Marii Żmigrodzkiej, Wrocław 1981. 82. Magdalena Saganiak, „Maszyna do pisania" jako wehikuł niepewnej przyszłości nauki o kulturze. „Kultura Współczesna" 1994, nr 1(3). 83. Guy Scarpetta, Nieczystość. Tłumaczyła Krystyna Rodowska. W: Postmodernizm - kultura wyczerpania?, op. cit. 84. Peter Sloterdijk, Sokrates, Nietzsche, feminizm logiczny. Tłumaczyła Sławomira Walczewska. „brulion" 1992, nr 19 B. 85. Ewa i Tadeusz Sławkowie, Style gramatologii. „Literatura na Świecie" 1986, nr 4. 86. George Steiner, Prawdziwe obecności. Tłumaczyła Ola Kubińska. Książka przygotowywana do druku w wydawnictwie słowo/obraz terytoria. Rozdziały ukazały się w: „Kresy". Tu podaję strony według maszynopisu. 87. George Steiner, W zamku Sinobrodego. Kilka uwag w kwestii przedefiniowa-nia kultury. Przełożyła Ola Kubińska, Gdańsk 1993. 88. Daisetz Teitaro Suzuki, Wprowadzenie do buddyzmu Zen. Wstęp Carl G. Jung. Przełożyli Małgorzata i Andrzej Grabowscy, Warszawa 1992. 89. Andrzej Szahaj, Jean Baudrillard - między rozpaczą a ironią. „Kultura Współczesna" 1994, nr 1(3). 90. Lew Szestow, Apoteoza nieoczywistości. Tłumaczyli z rosyjskiego Nina Kar-sow i Szymon Szechter, Londyn 1983. 91. Lew Szestow, Ateny i Jeruzalem. Tłumaczył oraz wstępem i przypisami opatrzył Cezary Wodziński, Kraków 1993. 92. Lew Szestow, Dostojewski i Nietzsche. Filozofia tragedii. Przełożył i wstępem opatrzył Cezary Wodziński, Warszawa 1987. 93. Maciej Swierkocki, Derrida jako postmodernistyczny pismak, czyli doskonałość niedoskonałości. W: Derridiana, op. cit. 94. Tymon Terlecki, Krytyka personalistyczna. Egzystencjalizm chrześcijański, Warszawa 1987. 95. Gianni Vattimo, Nihilizm i postmodernizm w filozofii. Przekład Maciej Potę-pa. Z wersją włoską kolacjonowała Romana Kolarzowa. W: Postmodernizm a filozofia, op. cit. 96. Teresa Walas, Czy jest możliwa inna historia literatury?, Kraków 1993. 97. John A. Walker, Pluralizm kulturowy i postmodernizm. Tłumaczyła Agnieszka Taborska. W: Postmodernizm - kultura wyczerpania?, op. cit. 98. Wolfgang Welsch, Mowa - konflikt - rozum. Prezentacja i krytyka Lyotar-dowskiej koncepcji postmodernizmu. W: Postmodernizm a filozofia, op. cit. 99. Krzysztof Wieczorek, Levinas a problem metafizyki. Katowice 1992. 100. Anna Zeidler-Janiszewska, O „antropologizacji" i „literaturyzacji" współczesnej humanistyki. „Kultura Współczesna" 1993, nr 1(3). 101. Walther Ch. Zimmerli, Eksperyment antyplatoński. Uwagi na temat technologicznego postmodernizmu. W: Postmodernizm a filozofia, op. cit. 160 Przypisy 161 Przypisy Patrz: Encyklopedia wiedzy o języku polskim. Pod red. S. Urbańczyka, Wrocław 1978. Na przykład definicja słowa „forma". Władysław Tatarkiewicz w artykule Forma: Dzieje jednego wyrazu i pięciu pojęć (w: Pojęcia, problemy, metody współczesnej nauki o sztuce. Dwadzieścia sześć artykułów uczonych europejskich i amerykańskich. Wybrał, przekłady przejrzał, wstępem opatrzył J. Białostocki, Warszawa 1976) pisze: „Wielość przeciwieństw wskazuje na wielość znaczeń wyrazu: jeśli przeciwieństwem formy jest treść, to znaczy, że forma jest rozumiana jako wygląd rzeczy; jeśli przeciwieństwem jest materia, to jest rozumiana jako kształt, jeśli przeciwieństwem jest element, to forma jest równoznaczna z układem" (s. 112). Ten porażony strukturalizmem sąd można skonfrontować z opinią wielkiego przeciwnika formy, Witolda Gombrowicza: „Subiektywizm, nicość i wolność, stwarzanie wartości... czyż to nie jest właśnie dystans do formy? I czyż nie jest zachwycające, że egzystencjalne dążenie Sartre'a do konkretu (u mnie: do rzeczywistości) jest tragicznie rozdwojone, rozłamane, tym słówkiem «dla» i przepojone dystansem, Nicością? Człowieka, wynikałoby z tego, trzeba szukać poza formą. A znów «byt dla innych* czyż nie jest równie radykalnym stwierdzeniem że jesteśmy obiektem czyjejś formy, że jesteśmy deformowani przez formę?" (D. de Roux, Rozmowy z Gombrowiczem, Paryż 1969, s. 139). Ludwig Wittgenstein, Uwagi o religii i etyce. Tłumaczenie M. Kawecka, W. Sady, W. Walentukiewicz. Wprowadzenie W. Sady, Kraków 1995, s. 56. L. Kołakowski, Pochwała niekonsekwencji. Pisma rozproszone z lat 1955-1968. Przedmowa, wybór, opracowanie Z. Mentzel. T. 1-3, Londyn 1989. W dialo-gicznej książce Habermas, Korty, Kołakowski: stan filozofii współczesnej (40) Kołakowski zamieszcza wypowiedź zatytułowaną Nasz relatywny relatywizm. Przypomnijmy tu Orwella 1984 oraz historię, jaką przytacza w swym Dzienniku 1954 Leopold Tyrmand, o nakazie wymiany stron wBolszoj Sowieckoj Encyklopedii. Nietzsche, 4, s. 63. Umberto Eco w często cytowanym (i zastosowanym w filmie Cztery wesela i pogrzeb) fragmencie z Glossy do „Imienia róży" opisuje, jak to nie można powiedzieć „kocham cię", wiedząc o wszystkich wcześniejszych i często cytowanych użyciach tego zwrotu i wiedząc też o tym, że wie o tym osoba, wobec której ma 162 Mowa mowy się zamiar owego zwrotu użyć. Jest to sytuacja diametralnie różna od tej, w której stosuje się słowo z konieczności, nie akceptując jego dotychczasowego funkcjonowania (treści, użycia, definiens). Można by porównać tę postmodernistyczną koncepcję miłości na przykład z egzystencjalistyczną, tak jak ją ukazuje Jean Paul Sartre w Mdłościach. W tej pierwszej koncepcji miłość jest odrzucana albo ujmowana w cudzysłów, jakby przyjmując z wdzięcznością sąd, iż „niewielu byłoby zakochanych, gdyby przedtem nie znali słowa miłość". 8 W jednej z ważniejszych prezentacji postmodernizmu, Postmodernizm a filozofia. Wybór tekstów (pod red. S. Czerniaka i A. Szahaja, Warszawa 1996), znajdujemy na przykład odwołanie się do zdania Heideggera z jego wykładu Das Ende der Philosophie und die Aufgabe des Denkens (polski przekład K. Michalskiego, Koniec filozofii i zadanie myślenia, w: Drogi współczesnej filozofii. Wybrał i wstępem opatrzył M. J. Siemek, Warszawa 1978) s. 222,: „Zadaniem myśli byłoby w tym przypadku porzucenie dotychczasowego sposobu myślenia o tym, jak określać rzecz myśli". W rozprawie Gianniego Vattimo Nihilizm i postmodernizm w filozofii czytamy: „Wykład [...] z roku 1964 na przykład kończy się - po tym jak Heidegger mówił w nim o Lichtung (prześwicie) i jego niesprowadzalności do prawdy (ponieważ jest ona raczej aletheia - tezą): «Zadanie myślenia polegałoby zatem na porzuceniu dotychczasowego myślenia i określeniu rzeczy samego myślenia* (przekład, M. Potępa. Z wersją włoską kolacjonowała R. Kolarzowa, s. 198). Z kolei Maciej Potępa (autor przywołanego przekładu) w swoim autorskim tekście także odwołuje się do tego fragmentu, podając go jednak w diametralnie zmienionym sensie: „Vattimo mówi w tym kontekście o drugiej podstawowej własności myśli postmodernistycznej, a mianowicie o «myśleniu kontaminacji». Nawiązuje tu do zdania wyrażonego przez Heideggera [...]: «zadanie myślenia n i e [podkr. moje - A. Ch.] polega na porzuceniu dotychczasowego myślenia przy określeniu samego myślenia»"(s. 372). W oryginale (chociaż także niezupełnie, jako że tekst Heideggera najpierw ukazał się po francusku) brzmi ów ważny fragment następująco: „Die Aufgabe des Denkens ware die Preisgabe des bisheri-gen Denkens an die Bestimmung der Sache des Denkens" (w: Zur Sache des Denkens, Tiibingen 1969, s. 80). 9 J. Simont, Stoicyzm u Sartre'a i Deleuze'a. Przełożyła H. Puszko. „Sztuka i Filozofia" 1996, nr 11, s. 32. 10 J. Kerning, Gościniec do świątyni mądrości nadziemskiej. Mistyczny tekst chrześcijański zXIXwieku, Kraków 1991, s. 24. („Bóg jest B o g i e m. Bóstwo jest również najwyższą istotą w człowieku, nie da się przeto opisać. Bóstwo jest Bóstwem. Długo daremnie pracowałem nad znalezieniem samego siebie. Nareszcie przed tygodniem ujrzałem... sobowtóra. Nie chciałem z początku wierzyć mym oczom; lecz codziennie staje przede mną. Zaczem widzę teraz jaźń własną na żywe oczy i przybywam do mistrza"). Przypisy 163 11 Por. G. Steiner, 87, s. 41-42: „W świecie Zachodu konceptualizacja Boga od samego początku i w trakcie całego swego rozwoju wiązała się z aktem mowy, z gramatycznym absolutem obecnym w tautologiach autodefinicji Boga". 12 Por. E. Mounier, Wprowadzenie do egzystencjalizmów oraz wybór innych prac, Warszawa 1964, s. 248. 13 'eyeh asar 'eyeh można tłumaczyć także jako: jestem, który będę; będę, który będę; będę, który jestem. 14 Al-Gazali, Nisza świateł. Przełożyła, wstępem, komentarzami i skorowidzem opatrzyła J. Wronecka, Warszawa 1990, s. XV, XXIX. 15 Por. K. Kerenyi, 48, s. 22. 16 P. Grimal, Słownik mitologii greckiej i rzymskiej, Wrocław - Warszawa 1987, s. 354. 17 R. Przybylski, Cień jaskółki. Esej o myślach Chopina, Kraków 1995, s. 7. 18 Por. T. W. Adorno, Teoria estetyczna. Przełożyła K. Krzemieniowa. Warszawa 1994, s. 44 („Antytradycjonalistyczna energia staje się pochłaniającym wirem. O tyle moderna jest mitem, zwróconym przeciwko sobie samemu; jego bezczaso-wość staje się katastrofą momentu rozbijającego ciągłość czasu"). 19 T. Rachwał, T. Sławek, Maszyna do pisania. O dekonstruktywistycznej teorii literatury Jacąuesa Derridy, Warszawa 1992, passim. 20 W: J. Kurylak, Jasno ciemno jasno ciemno, Warszawa 1991. 21 Por. np. H. Konicka, Czy konstruktywizm był konstruktywny. Uwagi o teorii sztuki Tadeusza Peipera. „Teksty Drugie" 1996, nr 6. Modernizowanie modernizmu. „Teksty Drugie" 1994, nr 5/6. 22 Por. B. Baran, 4, s. 122. 23 Trudno powiedzieć, dlaczego znawca zagadnienia, autor wstępu do Kursu językoznawstwa ogólnego Ferdinanda de Saussure'a, Kazimierz Polański, wprowadza inną, mylącą terminologię polską w Encyklopedii wiedzy o języku polskim (pod red. S. Urbańczyka, Ossolineum 1978, hasło: Znak): „De Saussure podkreślał dwoistość znaku językowego polegającą na tym, że można w nim wyróżnić z jednej strony określone przedstawienie dźwiękowe (względnie graficzne), a z drugiej strony określone pojęcie. Pierwsze nazwał «signifiant» (strona znacząca), drugie «signifie» (strona oznaczająca)". 24 Por. J. Jonia, Centrum kan ikke holde. „Weekendavisen" 30 december 1994 - 5 janu-ar 1995, s. 6 (dodatek kulturalny do duńskiego dziennika „Berlingske Tidene"). 25 „Boss bossów". Metody działania FBI i mafii. 1993. (Tytułowy boss bossów został utworzony jako komplementaryzm do capo di tutti capi). 16 Takim tytułem opatrzyła szwedzka krytyka pisarza Larsa Ahlina. John Ashbery określił Elizabeth Bishop mianem „pisarki dla pisarzy dla pisarzy" (J. Ashbery, Druga prezentacja Elizabeth Bishop. Przełożył T. Pióro, „Literatura na Świecie" 1994, nr 3, s. 245). 27 W języku polskim można gramatycznie zastosować jeszcze inny sposób, który 164 Mowa mowy wszak nie zawsze będzie autogeneracją. Na przykład: uczeń nad uczniami (pl. maiest. ucznie), i na ogół będzie się to odnosiło do wyodrębnienia z danej grupy najlepszego jej reprezentanta, primus inter pares. 28 Cyt za: G. Poulet, Metamorfozy czasu. Szkice krytyczne. Wybór J. Błońskiego i M. Głowińskiego. Przedmowa J. Błońskiego, Warszawa 1977, s. 342. 29 Cyt. za: E. Sabato, Pisarz i jego zmory. Zebrał, przełożył i posłowiem opatrzył R. Kalicki. Kraków 1988, s. 18. W życiorysie Leonarda w Estreicherowskim tłumaczeniu Vasariego tego fragmentu nie znalazłem. 30 W typowej dla siebie literackiej formie ujął tę „ucieczkę rzeczywistości" Soren Kierkegaard: „To, co filozofowie mówią o rzeczywistości, często jest również zwodnicze, jak kiedy w oknie antykwariusza widzi się szyld: «Tu się prasuje*. Bo kiedy kto przyniesie tu swą bieliznę do prasowania, okaże się, że tylko szyld jest na sprzedaż" (Diapsalmata, w: Albo-albo. Z duńskiego przełożył i wstępem opatrzył J. Iwaszkiewicz, Warszawa 1976. T. I, s. 34). Sądzę, że twórczość Kierke-gaarda byłaby bardzo dobra do opisu zjawisk, które występują w formacji postmodernistycznej, ale tak się już stało, że postmodernizm przyjął za swego prekursora Nietzschego, uznając zapewne, że Kierkegaard odpowiada za tradycję egzy-stencjalistyczną. 31 Balsam i trucizna. 13 tekstów o Mickiewiczu. Pod red. E. Graczyk i Z. Majchrow-skiego, Gdańsk 1993. 32 Zgadza się z Whiteheadem Martin Heidegger w szkicu Koniec filozofii i zadanie myślenia (43), gdzie najpierw pisze: „Filozofia to metafizyka" (s. 202), później zaś: „Myśl Platona, w swych różnych postaciach, jest miarodajna dla całych dziejów filozofii. Metafizyka to platonizm" (s. 204). Zgadza się też implicite z tą opinią Richard Rorty, który jednak uważa, że należy przerwać to dziedzictwo Platońskiej metafizyki. O małej oryginalności myśli ludzkiej pisał też Montaigne: „Więcej kłopotu z interpretowaniem interpretacji aniżeli z interpretowaniem rzeczy i więcej książek o książkach aniżeli o czymś innym: my wtrącamy tylko objaśnienia". Cyt. za: Linda Hutcheon, Historiograficzna metapowieść: parodia i in-tertekstualność historii. Przełożył J. Margański. W: Postmodernizm. Antologia przekładów. Pod. red. R. Nycza, Kraków 1997, s. 378. 33 R. Rorty, 40, s. 89: „Pragmatyści uważają, że jedna pustka jest lepsza niż dwie, jako że w ten sposób unika się pseudokontrastów". Metaforę wielości pustek zastosował Stanisław Dąbrowski w szkicu Półbytność z tomu Obrazy (Gdańsk 1978, s. 126): „Byłżebyś trzecią pustką pomiędzy dwiema?" 34 Obraz znajduje się w Muzeum Narodowym w Budapeszcie. 35 D. Bitner, Chcę, żądam, rozkazuję, Szczecin 1995, s. 110. 3(5 Przywołajmy chociażby asamblaże Tadeusza Kantora: „"Żołnierz niesie obraz, na którym jest namalowany, gdy niesie obraz", „Czyszczę obraz, na którym jestem namalowany, gdy czyszczę obraz", na których tematyka z płótna spotyka się z jej Przypisy 165 kontynuacją spoza płótna, czy też charakterystyczną dla Kazimierza Malewicza dialektykę bezprzedmiotowości wyrażoną w formie „białe na białym". 37 P. Bogatyriew, Znaki teatralne. W: tegoż, Semiotyka kultury ludowej. Wstęp, wybór i opracowanie M. R. Mayenowa, Warszawa 1979, s. 233. 38 Patrz także: „GazetaWyborcza" 24.10.1996, s.12. Por. tamże: „Bardzo bym chciała pomyśleć taką myśl, która byłaby tak trudna, że nie udałoby mi się jej pomyśleć, ale to mi się nie udaje" (28, s. 109). W zdaniu tym można odczytać kontaminację dwóch znanych zdań: scholastycznej aporii: „Czy Bóg może wymyślić kamień tak ciężki, że nie mógłby go podnieść?" oraz zKubusia Puchatka: „Ciągle myślę o tym, by wymyślić jakąś myśl". Pobrzmiewa w nim także teologiczny problemat creatio ex nihilo, czyli, inaczej mówiąc: czy Bóg może sam się wymyślić? 39 Na temat relatywizacji prawdy por. też: Cz. Miłosz, Rok myśliwego, Kraków 1991, s. 111. 40 G. W. F. Hegel, Wykłady z historii filozofii. Przełożył, wstępem i komentarzem opatrzył Ś. F. Nowicki. T. I, Warszawa 1994, s.146. 41 Cz. Miłosz, Ogród nauk, Lublin 1991, s. 58. Miłosz, świadomie lub nie, powtarza Norwida, u którego czytamy: „Dziś - gdy jeżeli gdzie na przykład dziewięćset periodycznych pism wychodzi, to oneż dziewięćset dzienników daje tyleż romansów i powieści we feuilletonach, a przeto samych już romansów dziewięćset na rok, coś jakby trzy na dzień, spotyka się... i to jeszcze w jednym tylko kraju Europy, i w jednej ze stolic!" (CK. Norwid, Milczenie. W: tegoż, Pisma wybrane, Warszawa 1980. T. IV, s. 358). 42 Por. też: P. Floreński, Filar i podpora prawdy, 27, s. 190-191. 43 G. M. Weinberg, Myślenie systemowe. Z angielskiego przełożyli Cz. Berman, R. Wielburski. Przedmową opatrzył B. Walentynowicz, Warszawa 1979, s. 73. 44 M. Eliade, Historia wierzeń religijnych. Przełożył S. Tokarski, Warszawa 1988. T. I, s. 142-143. 45 G. Bataille, L'Experience Interieure, Gallimard 1954, s. 121 (za: E. Nowak-Ju-chacz, Szkic do portretu filozofa albo igranie z granicą. „Sztuka i Filozofia" 1996, nr 11, s. 49). 46 S. Balbus, Między stylami, Kraków 1996. „Zawsze jednak styl odnosi się do całościującej semiotycznej normy, nie zaś odchylenia od normy. W tym sensie bliski jest pojęciu «kodu literackiego* oraz «systemu kodów literackich*, względnie «subkodów» J. Łotmana. [...] Dlatego stosuję go często wymiennie z terminem «język» (zawsze wówczas w cudzysłowie)" (s. 17). „[...] na wstępie lektury napotykamy determinującą cały jej proces metatekstową w istocie, autorską ramę modalną, nadającą cudzysłowowy charakter wypowiedzi «autora przedstawionego*, czy «należącego do kogoś» przedstawionego stylu. W związku z tym cały stylistyczny obraz takiego autora («języka») nabiera jak gdyby cech kreowanej fikcji literackiej (względnie cech wypowiedzi na poziomie 166 Mowa mowy fikcji przytoczonej); podobnie zresztą jak cała sytuacja komunikacyjna, w której autor ów (owa «czyjaś» wypowiedź) jest sfingowanym nadawcą (lub odpowiednio: sfingowanym komunikatem) i w której obrębie «jego» tekst przekształca się w fikcjonalne wydarzenie fabularne, zaprezentowane wprawdzie w swoim własnym języku, ale przez prezentera z zewnątrz, tj. spoza obszaru, jaki ów język na terytorium kultury pierwotnie (rdzennie) obejmuje" (s. 21). 47 Anioł Ślązak (Angelus Silesius), Cherubowy wędrowiec, czyli przemyślne rymy pełne znaczenia prowadzące do oglądu Boga. Przez autora na nowo przejrzane i Szóstą Księgą uzupełnione dla miłośników tajemnej teologii i kontemplacyjnego Życia oraz dla ich duchowej rozkoszy po raz wtóry wydane. Przełożyli M. Bryk-czyński i J. Prokopiuk. Wybór i wstęp: J. Prokopiuk, Kraków 1990, s. 42. 48 Heidegger stosował zasadę neantyzacji, to oczywiste, i tym samym spowodował trudność w opisie swego dzieła. Por. np.: W. Herman, Wczesne poglądy Heidegger a (1919-1923) a Kaniowska idea podwójnej metafizyki. „Sztuka i Filozofia" 1996, nr 11, s. 129 („Cechą bycia jako bycia jest bycie na sposób samozasłaniania się") i passim. 49 Por. P. Dehnel, RichardRorty -filozofia bez filozofii. „Odra" 1992, nr 7-8, s. 22. 50 „[...] Europa [...] doszła do jasnej świadomości własnej identyczności kulturalnej, zakwestionowała ona wyższość swoich własnych wartości i uruchomiła proces nieustającej samokrytyki [...]. Ta umiejętność samokwestionowania, umiejętność wyzbycia się - na przekór silnemu oporowi, rzecz jasna - pewności siebie, samozadowolenia, leży u źródeł Europy jako siły duchowej [...]". Leszek Koła-kowski, Szukanie barbarzyńcy. Złudzenia uniwersalizmu kulturalnego. W: tegoż, Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań, Londyn 1982, s. 14-15. 51 Stosowane przez Bogdana Barana (4) słowa często poddane są temporalizacji. Na przykład: „Poezja, uważa późny wczesny Barthes" (s. 108); „Nowy Nowy histo-ryzm" (s. 135); „Postmodernimoderniści avantlalettre" (s. 205); „Nowośćwmo-dernizmie Baudelaire'a to przecież nie fascynacja nowoczesnością dla niej samej, czy wręcz apoteoza mody. Chodzi raczej o doświadczenie «teraz» w błysku mo-donowoczesności odciętej od wszelkiej historii. Historia nie pomoże modzie, bo ta jest teraźnością wśród teraźności, tyle że bardziej «teraz»" (s . 87). 52 Dalajlama, E. Drewermann, Droga serca. Przełożył K. Maurin, K. Napiórkowski. Wstęp Z. Mikołejko. Warszawa 1995, s. 117. Por. też: „Gazeta Wyborcza" z 8.03.1996. 53 Por. przedfreudowskie określenia binarności psychiki, która chętniej nazywała się duszą, nadświadomość zaś zwała duchem: jasna i ciemna strona, wnętrze i zewnętrze, pamięć i zapomnienie. 54 Por. S. Amsterdamski o książce T. S. Kuhna Struktura rewolucji naukowych. W: Przewodnik po literaturze filozoficznej XX wieku. Pod red. B. Skargi, Warszawa 1995. T. 3. Przypisy 167 55 Z. Majchrowski w swojej książce zamieszcza rozdział „Poeta poety", a wcześniej cytuje Heideggera; „Wybraliśmy Hólderlina nie dlatego, że jego twórczość jako jedyna z wielu urzeczywistnia ogólną istotę poezji. Jedyną racją tego wyboru jest poetycki cel, który unosi poezję Hólderlina: tworzenie z rozmysłem istoty poezji. Hólderlin jest dla nas w szczególnym znaczeniu poetą poety. Dlatego zmusza do podjęcia decyzji". Jego dzieło stanowi dla Heideggera „poezję istoty poezji" (63, s. 225). 56 „«oność» (illeite), czyli niezwykłe odwrócenie się od tego, co w Pożądanym pożądane, co pożądane w najwyższym stopniu i co wzywa pragnienie, zwracające się ku niemu w linii prostej. Ale wskutek odwrócenia Pożądane wymyka się Pragnieniu. Dobroć Dobra - Dobra, które nie śpi ani nie drzemie - skłania ruch, który przyzywa, odsuwając go od Dobra i kierując w stronę Innego - i dopiero tą drogą w stronę Dobra". I dalej. (E. Levinas, O Bogu, który nawiedza myśl. Tłumaczenie M. Kowalska, Kraków 1984, s. 131. Por. też: E. Levinas, Etyka i Nieskończony. Przekład B. Opolska-Kokoszka, Kraków b.r.w., s. 58-59. 57 B. McHale, Od powieści modernistycznej do postmodernistycznej: zmiana dominanty. Przełożył M. P. Markowski, W: Postmodernizm, op. cit., s. 340. 58 Za: P. Pieniążek, W poszukiwaniu absolutu. Erotyzm w myśli Levinasa. „Sztuka i Filozofia" 1996, nr 12, s. 85. 59 Patrz: M. P. Markowski, Efekt inskrypcji. Jacąues Derrida i literatura, Bydgoszcz 1997, s. 172. 60 Binswangera Wirheit tłumaczone jest jako „Bycie my", Rorty zaś pisze o „my my", stwierdzając, że z kimś jest zgodny co do definicji „my", a z kimś innym nie (79, s. 267). 61 Do wymienionych tu należy dodać między innymi adjektywizację, która oznacza różne stany nasycenia słowa samym sobą: najbliższa bliskość (Nietzsche, 95, s. 189); prawdziwsza prawda (Szestow, 91, s. 98, 128); odpowiedzialna odpowiedź (Steiner - w tym wypadku gramatyzacja służy autorowi Rzeczywistych obecności do uczynienia z procesu zrozumienia i komunikacji aktu moralnego). 61 „Pewna niepewność" w „Gazecie Wyborczej" z 14. 11. 1995 roku. Redakcja zastosowała tu grę słów: czy „pewna" zostało użyte w funkcji rodzajnikowej (jakaś, niewielka niepewność), czy przymiotnikowej? 63 W tym paradoksie byłego prezydenta pobrzmiewa oksymoron konfederaty barskiego Karola Lubicz-Chojeckiego: „niepomyślny sukces". W wypowiedziach Lecha Wałęsy często pojawiają się zwroty, które w dość charakterystyczny sposób traktują słowa/pojęcia, co samo w sobie warte jest dokładniejszego przyjrzenia się. Na przykład: „Mam pomysł, jak realizować dobre pomysły" - ów pomysł na pomysły implicite sam musi być dobry, skoro dotyczy - jak głosi - realizacji. Albo: „Koncepcja trzech pluralizmów" - pluralizm, w przeciwieństwie do „sin-gularyzmów", może być tylko jeden. 168 Mowa mowy 64 Możemy przyjąć, że epitet „brudna", „głupia" przydany nadziei, jest osłabiaczem jej znaczenia, i to - dodajmy - bardzo silnym osłabiaczem. 65 „Prawdziwym obłędem jest brak szaleństwa" oraz „Gniew jest tyleż przykry, co i nieodzowny, chroni nas bowiem przed obsesjami i ryzykiem poważnych komplikacji. To napad obłędu chroniący przed obłędem" (E. Cioran, Upadek w czas. Przełożył I. Kania, Kraków 1994, s. 87, 88). 66 Miast chwytu regressus ad infinitum (albo i ad absurdum) można by się posłużyć teorią światów możliwych (por. S. Kripke, Nazywanie a konieczność. Przełożył B. Chwedeńczuk, Warszawa 1988, s .50) 67 Rzeczywistość, co nie jest niczym dziwnym, też jest zakwestionowana, a to za sprawą języka, który jest wobec niej prymarny. „Język jest podstawą rzeczywistości w tym sensie, że mowa odtwarza ją za każdym razem na nowo" (Benveniste, 73, t. 3, s. 34). Rzeczywistość przeniosła się do wnętrza języka [przypis do przypisu: R. Rorty twierdzi (77, s. 91), że Derridę nieustannie atakuje się pytaniem: „Jakie masz podstawy, by twierdzić, że nie powinniśmy odnosić tekstu (czytania, pisania) do czegoś, co nie jest tekstem?" Zadający to pytanie postępują według filozofii, którą sam Rorty uznaje za metafizyczną, to znaczy restytuują związek między słowem a rzeczywistością, tym samym mówiąc: ja uważam, że słowa można przełożyć na rzeczywistość, i nie wiem, dlaczego ty uważasz, że nie. U podstaw tego zdania leży wiara w rzeczywistą rzeczywistość] - powtarza Bogdan Baran za Federmanem, a Ryszard Nycz (69, s. 143) pisze, że nierzeczywista rzeczywistość jest postmodernistyczną formułą współczesnej formy doświadczenia i rozumienia świata. Rzeczywistej rzeczywistości nie ma, lub też jest bardzo mało rzeczywista („jak mało realna jest rzeczywistość" - Lyotard, 61, s. 37). Poszukiwacze „wewnętrznej natury rzeczywistości" są według Rorty'ego metafizykami, którzy starają się w spetryfikowanym słowniku formułować sądy przeciwko temuż słownikowi (79, s. 26). Zakwestionowanie rzeczywistości zniszczyło jej obraz - iluzję, która, jak twierdzi Jean Baudrillard (89, s. 24), nie jest już możliwa, ponieważ to, co rzeczywiste, nie jest już możliwe. 6g Jest to, oczywiście, jedno z możliwych odczytań. Należy także pamiętać o znaczeniu, które zawiera się w różnicy między słowem „można" i „trzeba". 69 Por. K. Jaspers, Filozofia egzystencji, op. cit., s. 34: „Człowiek jest zawsze czymś więcej niż tym, co o sobie wie". 70 Osoba osób w ujęciu personalistycznym to jednak nie to samo, co Bóg jako osoba. „Należy zauważyć, że osobą jest również Istnienie Samoistne, czyli Bóg. Jest on pierwszym pryncypium wszystkich pryncypiów. I właśnie intelektualność znajduje się w Nim nie w postaci możności, ale na sposób pryncypium. Bóg jest osobą." (P. Milcarek, Teoria religii w tomizmie konsekwentnym. „Ogród" 1991, nr 1, s. 79). Por. też: T. Terlecki,Krytyka personalistyczna. Egzystencjalizm chrześcijański, Warszawa 1987, s. 43). Przypisy 169 71 Por. F. Copleston, Historia filozofii, 14, t. VIII, s. 314. 72 Kaskader Krzysztof Fus: „Boje się, że się nie boję." („Gazeta Wyborcza" 13.11.1992). Tekst piosenki zespołu Varius Manx: „Nie bój się bać", i wcześniej Yoko Ono: „Don't be affraid to be affraid". Por. także: F. D. Roosevelt: „The only thing we hcwe to fear is fear itself." 73 Na temat snu we śnie (Calderon) i ogólnie koncepcji teatru w teatrze por. I. Sła-wińska, Moja gorzka europejska ojczyzna. Wybór studiów. Opracowała O. Sieradzka, Warszawa 1988. Por. też: Grzegorz z Nareku, Księga śpiewów żalobli-wych. Wybór, wstęp i przypisy A. Mandalian, Warszawa 1990, s. 18 („Nie ujrzał tedy snu we śnie ani widzenia na jawie, ale głębi serca jego, oczom duszy jego objawiona została prawica ryjąca w kamieniu: A, E, Y, I, O, U..."). Por. też: B. Keff, Sen o znaczeniu snów, Warszawa 1994. 74 Por. K. Jaspers, Filozofia egzystencji. Wybór pism. Wyboru dokonał S. Tyrowicz. Wstępem poprzedził H. Saner. Posłowiem opatrzyła D. Lachowska. Przełożyły D. Lachowska, A. Wołkowicz, Warszawa 1990, s. 38. 75 N. Frey w Fables ofldentity (Walas, 96, s. 75) wprowadza pojęcie metahistorii, rozumiejąc przez nie filozofię historii, bardziej zbliżoną do poezji niż do historii. Jednak na ogół zastosowanie przedrostka meta- oznacza powtórzenie pojęcia określanego, czyli metahistoria nie jest po-historią czy nad-historią, lecz historią historii, tak jak metanarracja jest narracją narracji (Frey - Ricoeur - Lyotard - Steiner). Teresa Walas referuje koncepcję Gebharda Rusha, dla którego punktem wyjścia jest teoria systemów autopojetycznych Humberta G. Maturany: Żywe organizmy utrzymują się przy życiu jedynie dzięki procesom samowytwarzania. Sieć własności systemu nerwowego jest tak skonstruowana, iż organizm staje się obserwatorem dzięki i poprzez samoopisywanie się tego systemu, czyli poprzez wzajemne oddziaływanie na siebie różnych jego stanów. A więc percypowanie świata - konkluduje T. Walas (96, s. 42-43) - jest w efekcie percypowaniem percepcji. 76 Inne niż w tej filozofii jest zastosowanie słowa jakby przez Jean Paula Sartre'a, który w swej refutacji stoicyzmu wyjaśnia (Carnets de la dróle de guerre. Galli-mard 1983, s. 68. Za: J. Simont, Stoicyzm u Sartre'a i Deleuze'a, op. cit., s. 21): „Nie należy akceptować tego, co się wam przydarza (do czego namawia nas stoik). Trzeba wziąć to na siebie (kiedy się zrozumiało, że nic nie może się nam przydarzyć bez naszego udziału), to znaczy wziąć los na swoje konto dokładnie tak, jakbyśmy to my go wybrali na mocy własnej decyzji, i przyjmując tę odpowiedzialność, przeobrazić przeznaczenie w okazję do nowego kroku, tak, jakbyśmy sami to wszystko zaaranżowali". I dalej: „Owo «tak jakby» nie byłoby tu przejawem obłudy: miałoby charakter ontologiczny, wyrażałoby świadomość dwoistości ludzkiego bytu, który jest zarazem wolny i skazany na tę wolność, jest causa sui i jednocześnie jest faktem nagim i absurdalnym". 77 Wskazana tu walka determinant, które autogeneracyjnie wzajemnie się determi- 170 nują, jest konstatacją większego skomplikowania słowa/pojęcia „determinacja" niż to było w wypadku obserwacji Spinozy Omnis determinatio est negatio, który wskazywał na moc dialektyzacji. 78 M. Głowiński, Nowomowa po polsku (po roku 1988), Warszawa 1990. 79 Sytuacja, kiedy mowa jest mową, to znaczy, w mniemaniu jej użytkowników, mowa jest nieskażona, jest sytuacją raczej postulowaną, intencjonalną. O takiej sytuacji pisze Tadeusz Januszewski („Zmieniony chytrze przez krętaczy". „Gazeta Wyborcza" z 13.09.1994, s. 14 -15.): „W naszej poetyckiej młodości - pisał pod koniec życia Tuwim o skamandrytach - realnie i doprawdy stało się tak, że „bez tak pachniał jak bez i słowo pachnieć pachniało, i łzy były pełne łez" (Sło-nimski). Ale to nie wszystko. Wiara w słowo sięgała głębiej. Słowo równoważne było niejako „słowu honoru". Synowie historycznego dwudziestolecia, nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że sprawiedliwość znaczy sprawiedliwość, prawda jest prawdą, człowiek znaczy człowiek, tak jest tak, a nie jest nie". 80 J. L. Borges, Nieśmiertelność. Przełożyła D. Walasek-Elbanowska. „Literatura na Świecie"1988, nr 12, s. 48. 81 Podaję taką inwersję Kartezjuszowego zdania, ponieważ ta, którą posłużył się w swojej interpretacji Georges Poulet (Metamorfozy czasu, op. cit., s. 311-312): „Myślę, a więc Bóg jest!", nie jest w prezentowanym tu sposobie myślenia oznaką skromności poznawczej i ontologicznej, lecz wręcz przeciwnie. 82 F. Nietzsche, Ecce Homo. Jak się staje - kim jest. Przełożył L. Staff, Warszawa 1989, s. 43. 83 J. Bocheński, Podręcznik mądrości tego świata, Kraków 1994. Indeks osób 171 Indeks nazwisk Adorno Theodor W. 78, 84, 100, 163 Bergson Henri 62, 65 Agrypa 42 Berkeley George 32, 73 Ahlin Lars 163 Berman Czesław 165 Al-Gazali Abu Hamid 13, 163 Bernstein Boris 61, 86, 155 Amsterdamski Stefan 166 Beuys Barbara 98 Andersen Hans Christian 44 Białostocki Jan 161 Arystoteles 9, 19, 22, 23, 40, 44, 50, Białoszewski Miron 105 53, 65, 74, 76, 80, 109 Binswanger Ludwig 95, 167 Ashbery John 163 Bishop Elisabeth 163 Aureliusz Marek 143 Bitner Dariusz 39, 164 Awerroes Ibn Roszd 44 Bloom Harold 67, 74 Bachtin Michaił 78 Błoński Jan 156, 164 Bacon Franciszek 86 Bobola Ignacy 46 Balbus Stanisław 10, 78, 154, 165 Bocheński Józef 149, 150, 170 Banasiak Bogdan 25, 32, 35, 37, 39, Bogatyriew Piotr 40, 108, 165 42, 48, 56, 60, 61, 62, 85, 88, 96, Bolecki Włodzimierz 157 97, 154, 155, 156 Borges Jorge Luis 29, 37, 38, 42, 51, Baran Bogdan 22, 27,32, 37, 46, 64,70, 60, 62, 87, 115, 155, 157, 170 78, 80, 82, 86, 88, 92, 93, 95, 96, 98, Borzym Stanisław 158 99, 100, 154, 157, 163, 166, 168 Braque George 93 Barańczak Stanisław 100 Brunschvicg Leon 72 Barth John 115 Brykczyński M. 166 Barthes Roland 31, 166 Buber Martin 88, 103, 104 Bataille Georges 22, 60, 165 Buontalenti Bernardo 46 Batko Zbigniew 115 Buren 93 Baudelaire Charles 166 Burgin Richard 155 Baudrillard Jean 22, 23, 31, 36, 37, 39, Burszta Wojciech J. 155 69, 71, 99, 156, 159, 168 Burzyńska Anna Bauman Janina 55, 98 Butor Michel 107 Bauman Zygmunt 32, 33, 87, 98, 154, Byron George 42 155 Bytniewski Paweł 48, 155 Beksiński Zdzisław 40 Cezanne Paul 93 Benveniste Emil 88, 168 Calderon de la Barca, Pedro 90, 169 172 Mowa mowy Camus Albert 130 Donnę John 153 Chesterton Gilbert Keith 87 Donoghue Denis 25 Chopin Fryderyk 23, 163 Dostojewski Fiodor 47, 63, 159 Chwedeńczuk Bohdan 155, 168 Dreisch Hans Adolf E. 65 Cichowicz Jan 158 Drewermann Eugen 87, 166 Cichowicz Stanisław 155 Duchamp Marcel 93 Cioran E. 168 Dziamski Grzegorz 39, 156 Coleridge Samuel Taylor 42 Ebner Ferdinand 88 Colli Giorgio 64, 107, 155 Eckhart Mistrz 11, 83 Contat Michel 155 Eco Umberto 76, 103, 156, 161 Copleston Frederik 155, 169 Einstein Albert 113, 148 Coreth Emerich 53 Eliade Mircea 58, 165 Croce Benedetto 50, 87 Engman Michel 27 Cummings Edward Estlin 107 Epiktet 143 Cyceron 143 Epikur 107 Cygielska Elżbieta 157 Estreicher Karol 164 Czerniak Stanisław 21, 102, 155, 156, Ewald Francois 155 158, 162 Falkiewicz Andrzej 63 Dalajlama 88, 166 Federman Raymond 168 Damiani Piotr 122 Filon Aleksandryjski 107 Danek Danuta 79 Flaubert Gustav 37 Daszkiewicz Joanna 36, 50, 51, 58, 75, Floreński Paweł 45, 54, 96,100,156,165 77, 92, 99, 130, 131, 155 Floryńska-Lalewicz 158 Dąbrowski Stanisław 126, 164 Fomez Antonio 76 Dehnel Piotr 166 Foucault Michel 23,32,46,86,89,97,157 Deleuze Gilles 37, 56, 62, 66, 94, 155, Franciszek I Medyceusz 46 162, 169 Francken Frans II 38 Demokryt 82 Freud Zygmunt 93 Derrida Jacąues 10, 17, 22, 25, 26, 27, Frybes Andrzej 158 32, 33, 34, 35, 36, 37, 39, 43, 47, Frye Northrop 169 51, 59, 60, 61, 62, 64, 67, 70, 74, Fus Krzysztof 169 77, 78, 83, 84, 85, 88, 90, 92, 96, Gaarder Jostein 44, 156 97, 99, 100, 106, 129, 130, 154, Gablik Suzi 46, 156 155, 156, 158, 159, 163, 167, 168 Gadacz Tadeusz 157 Descombes Vincent 25, 62, 72, 99,102, Gadamer Hans-Georg 62, 73 156 Gasche Rodolphe 36, 62, 97, 156 Dewey John 13 Gaudin Claude 34, 39, 60, 61, 91, 156 Diogenes Laertios 9, 64, 107, 113, 157 Geertz Clifford 49, 52, 53, 156 Doktor Jan 104 Genette Gerard 78 Domagała Dorota 156 Gentile Giovanni 50 Indeks osób 173 Geremek Bronisław 110 Iwanowska Aleksandra 157 Giżycki Marcin 156, 157 Iwaszkiewicz Jarosław 164 Glemp Józef 139 Jacobson Roman 40 Głowacka Dorota 156 Jamroziakowa Anna 155 Głowiński Michał 78, 136, 164, 170 Jan św. 28 Gniazdowski Andrzej 61, 156 Januszewski Tadeusz 170 GołębiewskaMaria 63,64,102,156,158 Jaspers Karl 45, 62, 168, 169 Gombrowicz Witold 75, 76, 103, 141, Jonia Jacob 163 156, 161 Jung Carl Gustav 159 Gorbaczow Michaił 86, 117 Kalicki Rajmund 164 Grabowska Małgorzata 159 Kania I. 168 Grabowski Andrzej 159 Kant Immanuel 32, 33, 50, 61, 70, 83, Graczyk Ewa 164 84, 166 Gremais Algirdas-Julien 100, 156 Kantor Tadeusz 164 Griffiths Bede 17, 156 Karkowski Czesław 158 Grimal Pierre 18, 163 Karpowicz Tymoteusz 63 Gruszczyński Piotr 158 Karsow Nina 159 Grzegorczyk Anna 156 Kartezjusz 47, 48, 54, 67, 100, 143, Grzegorz z Nareku 169 147, 155, 170 Habermas Jiirgen 64,97,156,158,161 Kasprzysiak Stanisław 155 Hassan Ihab 86, 156 Katarzyna Sieneńska 17 Hegel Georg Wilhelm Friedrich 21, 34, Kawecka Małgorzata 161 40, 50, 67, 70, 84, 108, 165 Keff Bożena 169 Heidegger Martin 11, 26, 27, 34, 36, Kerenyi Karl 157, 163 45, 47, 48, 50, 55, 61, 62, 68, 77, KerningJ. 17, 162 82, 84, 88, 90, 91, 95, 157, 162, Kierkegaard Soren 29, 38, 164 164, 166, 167 Klinkowitz S. 98 Heller Agnes 46, 85, 157 Kłobukowski Michał 155 Heraklit 28, 64, 104, 127 Kojeve Alexandre 84 Herman W. 166 Kolarzowa Romana 159, 162 Higgins Dick 94, 157 Kolumb Krzysztof 117, 140 Hoffenberg M. 63 Kołakowski Leszek 13, 45, 59, 65, 79, Hollis Martin 43 85, 100, 156, 157, 161, 166 Holzman Joanna 156, 157, 158 Komendant Tadeusz 22, 23, 45, 46, 86, Homer 64 107, 157 Hólderlin 167 Konfucjusz 143 Huidobro Vincent 103 Konicka Hanna 163 Hume David 32 Kowalska Małgorzata 157, 167 Husserl Edmund 22, 36, 61, 62 Kripke Saul 21, 104, 168 Hutcheon Linda 164 Krońska Irena 157 174 Mowa mowy Krutel Monika 62, 63, 157 Krzemieniowa Krystyna 158, 163 Kubicki Roman 157 Kubińska Ola 159 Kuhn T. S. 166 Kurylak Józef 25, 163 Kuźma Erazm 157 Lachowska Dorota 169 Lagerkvist Par 75 Landwehr Jiirgen 95, 157 Langbaum Robert Legowicz Jan 156 Le Rider Jacąues 158 Leon Luis de 29 Leśmian Bolesław 108 Leśniak Kazimierz 157 Levin Sherry 38 Levinas Emanuel 33, 41, 83, 88, 95, 96, 157, 159, 167 Lubicz-Chojecki Karol 167 Lukacs Georgy 101, 157 Lyotard Jean-Francois 24, 31, 42, 51, 71, 86, 87, 93, 99, 100, 106, 131, 157, 158, 159, 168, 169 Łotman Jurij 165 Łukasiewicz Małgorzata 157 Mackiewicz Witold 158 Maffesoli M. 100 Majchrowski Zbigniew 79, 94, 114, 115, 116, 158, 164, 167 Majmonides 83 Makowski Adam 43, 59, 158 Maksymiuk Anna 63 Malanowski Tadeusz Adrian 156 Malewicz Kazimierz 165 Mandalian Andrzej 169 Mandelsztam Nadieżda 101 Marc Franz 3 8 Marcel Gabriel 73 Marcjalis 147 Margański J. 164 Markowski Michał Paweł 59,61,158,167 Marąuard Odo 22, 81, 97, 130, 131, 155, 158 Marthe Robert 98 Maturana G.Humbert 169 Matuszewski Krzysztof 155, 156 Maurin K 166 Mayenowa Maria Renata 165 Mc Hale B. 95, 167 Mc Leisch Archibald 67 Mentzel Zbigniew 161 Mercury Freddy 124 Merleau-Ponty Maurice 10 Metternich Klemens Lothar 153 Michalski Krzysztof 157, 162 Michał Anioł Buonarotti 46 Mickiewicz Adam 35, 164 Migasiński Jacek 158 Mikołaj z Kuzy 107 Mikołejko Zbigniew 166 Milcarek Paweł 168 Miller Hillis J. 25 Millne A. A. 143 Miłosz Czesław 165 Mizera Janusz 157 Mochnacki Maurycy 49 Montaigne Michel de 47, 65, 143, 164 Morawski Stefan 131 Mounier Emmanuel 33, 107, 163 Mrozek Sławomir 143 Nałkowska Zofia 141, 142 Napiórkowski K. 166 Nemo Philippe 157 Niedzielski Leszek 138 Nietzsche Fryderyk 24, 25, 34, 41, 46, 47, 56, 61, 62, 71, 80, 85, 90, 143, 144, 155, 159, 161, 164, 167, 170 Niżnik Józef 56, 156, 158 Norwid Cyprian Kamil 48, 75, 165 Indeks osób 175 Nowak-Juchacz E. 165 No wieki Ś.F. 165 Nycz Ryszard 32, 38, 41, 56, 57, 59, 65, 69, 79, 87,96,99,158,164,168 Ockham Wilhelm 150 Olszewski Witold 157 Ono Yoko 169 Opolska-Kokoszka Bogna 157, 167 Orman Quine Willard Van 42, 79 Orwell George 71, 81, 161 Orygenes 28 Oz Amos 113 Paczowski Bogdan 46, 158 Panufnik Maciej 157 Parhassjos 39 Parmigianino 38 Pascal Blaise 44, 143 Patockajan 60, 158 Paweł św. 101 Pazura Stanisław 63 Pedersen Ulrich Horst 44 Peiper Tadeusz 163 Peirce Charles Sanders 33, 45 Picasso Pablo 93 Pieniążek P. 167 Pióro T. 163 Platon 19, 23, 36, 37, 39, 67, 70, 83, 92, 94, 164 Poggioli Renato 86 Polański Kazimierz 163 Polibiusz 18 Popowski Jan 158 Potępa Maciej 48,56, 57,158,159,162 Poulet Georges 164, 170 Prokopiuk Jerzy 157, 166 Przyboś Julian 96 Przybylski Ryszard 23, 163 Przybysz Piotr 25, 158 Pseudo-Dionizy Areopagita 83 Puszko Hanna 155, 162 Pyrron z Elidy Rachwał Tadeusz 25, 43, 44, 163 Rauschenberg Robert 136 Rewers Ewa 156 Ricardou Jean 65 Richter Hans 39 Ricoeur Paul 35, 64,108,157,158,169 Riddel Joseph N. 78 Riffaterre Michel 41, 78 Rodowska Krystyna 159 Roosevelt Franklin Delano 169 Rorty Richard 13, 22, 23, 26, 33, 43, 49, 59, 62, 63, 69, 70, 71, 72, 73, 74, 79, 81, 82, 84, 85, 86, 89, 90, 91, 94, 97, 98, 103, 156, 158, 161, 164, 166, 167, 168 Rosen Stanley 25 Rosenberg Harold 86, 98 Rougemont Denis de 47, 158 Rousseau Jan Jakub 39, 40 Roux Dominiąue de 161 Różewicz Tadeusz 114, 115 Rush Gebhard 169 Rymkiewicz Jarosław Marek 24, 64,158 Sabato Ernesto 164 Sórensen Villy 44 Sady Wojciech 161 Saganiak Magdalena 44, 159 Saner Hans 169 Sapir Edward 53 Sartre Jean Paul 17, 73, 74, 84, 96,114, 162, 169 Saussure Ferdinand de 26,32,34,92,163 Sawicki Włodzimierz 156 Scarpetta Guy 24, 159 Schelling Friedrich Wilhelm Joseph 25 Seneka 10, 143 Sextus Empiricus 42, 43, 60 Shelley Percy Bysshe 67 Siemek Marek J. 155, 162 176 Mowa mowy Sieradzka Olimpia 169 Simont Juliette 65, 66, 162, 169 Skarga Barbara 158, 166 Skoczyłaś Joanna 155 Sloterdijk Peter 63, 159 Sławek Ewa 34, 56, 159 Sławek Tadeusz 25, 34,43,44,56,159, 163 Sławińska Irena 169 Sławiński Janusz 105, 106 Sobol-Jurczykowski Andrzej 155, Słomczyński Maciej 103 Sofoklesl08 Sokół Lech 63 Sokrates 60, 63 Sollers Phillipe 60 Sontag Suzan 63 Spencer Herbert 54 Spinoza Baruch 170 Staff Leopold 170 Stalin Józef Wissarionowicz 53, 140 Steiner George 41, 45, 50, 66, 83, 94, 95, 101, 159, 163, 167, 169 Sterry Peter 30 Stieblin-Kamienskij Michaił 42, 43 Stirner Max 95 Suzuki Daisetz Teitaro 45, 159 Swedenborg Emmanuel 63 Szahaj Andrzej 25, 154, 155, 156, 158, 159, 161 Szczepańska Anita 62 Szechter Szymon 159 Szekspir William 5, 103 Szestow Lew 11, 23, 47, 60, 99, 159, 167 Szkłowski Wiktor 65 Szuba Andrzej 63 Szymanowski Adam 156 Szymborska Wisława 105 Ślązak Anioł (Angelus Silesius) 83, 166 Świerkocki Maciej 41, 159 Taborska Agnieszka 159 Tales 65 Tański Maciej 157 Tatarkiewicz Władysław 161 Tauszyńska A.D. 98 Terencjusz 96 Terlecki Tymon 159, 168 Tokarski Stanisław 165 Tomasik Wojciech 157 Tomasz św. 143 Tołstoj Lew 47 Tuwim Julian 170 Tyrmand Leopold 161 Tyrowicz Stanisław 169 Ulmer Gregory L. 51 Urbańczyk Stanisław 161, 163 Uspienskij Borys 108 Valery Paul 84 Vasari Giorgio 30, 164 Vattimo Gianni 48, 56, 57, 158, 159, 162 Vico 86 Villas Guillermo 98 Vinci Leonardo da 164 Walas Teresa 35, 80, 102, 159, 169 Walasek-Elbanowska D. 170 Walczewska Sławomira 159 Walentukiewicz Wiesław 161 Walentynowicz Bohdan 165 Walker John A 86, 98, 159 Wałęsa Lech 101, 167 Weinberg Gerald M. 165 Weininger Otto 10 Welsch Wolfgang 51, 102, 131, 159 Whitehead Alfred North 36, 42, 83, 164 Whitman Walt 63 Wieczorek Krzysztof 100, 159 Wielburski Ryszard 165 Indeks osób 177 Wilczyński Marek 100 Zeidler Paweł Williams Raymond 71, 82 Zeidler-Janiszewska Anna 55, 78, 100, Wiśniewski Grzegorz 155, 159 Wittgenstein Ludwig 10, 49, 52, 58, Zenon z Elei 42, 43 64, 74, 106, 149, 161 Zeuksis 39 Wodziński Cezary 159 Zimmerli Walter Ch. 48,49,58, 89,159 Wojna Ryszard 139 Zimnicka Iwona 156 Wołkowicz Anna 169 Żmigrodzka Maria 159 Wronecka Joanna 163 Życiński Józef 42 178 Spis treści Wstęp.................................................................................................. 7 Na początku było Słowo................................................................ 17 Logofaniczne wypełnienie.............................................................. 20 Wypełnienie ekspandujące................................................................ 20 Wypełnienie gradacyjne.................................................................... 23 Wypełnienie odzyskujące.................................................................. 24 Wypełnienie autoteliczne.................................................................. 24 Wypełnienie dekonstrukcyjne .......................................................... 25 Wypełnienie teonomiczne................................................................. 28 Brzemienność.................................................................................... 31 Przedstawienie przedstawienia ......................................................... 31 Ślad siadu .......................................................................................... 34 Naśladowanie naśladowania............................................................ 36 Znak znaku........................................................................................ 39 Interpretacja interpretacji................................................................. 41 Rozumienie rozumienia .................................................................... 43 Prawda prawdy ................................................................................. 45 Myślenie myślenia............................................................................. 47 Mówienie mówienia.......................................................................... 50 Pytanie o pytanie............................................................................... 52 Sens sensu.......................................................................................... 54 Wartość wartości............................................................................... 56 Zmiana zmiany ................................................................................. 58 Logologia........................................................................................... 59 Rozplenienie...................................................................................... 67 Interrogatywność.............................................................................. 67 Restrukturyzacja ............................................................................... 70 Autoteliczność - beteroteliczność..................................................... 71 Intertekstualność............................................................................... 73 Dywizacja.......................................................................................... 75 179 Ucudzysłowienie ............................................................................... 75 Komparatywność - gradacja............................................................ 80 Neantyzacja....................................................................................... 82 Temporalizacja.................................................................................. 86 Zdialogizowanie................................................................................ 89 Metafizyka słowa .............................................................................. 91 Paradygmatyzacja............................................................................. 92 Spacjalizacja...................................................................................... 94 Gramatyzacja.................................................................................... 95 Koalicyjność...................................................................................... 96 Oksymoronizacja .............................................................................. 98 Paradoksalizacja................................................................................ 99 Kontradykcyjność............................................................................. 102 Aporetyczność................................................................................... 103 Powtórzenia....................................................................................... 104 Tautologizacja................................................................................... 106 Samodzielność .................................................................................. 107 Człowiek zwielokrotniony................................................................ 107 Czas postu.......................................................................................... 112 Jakby Majchrowski książkę jakby napisał........................................ 114 O starzeniu się nowego..................................................................... 117 Jedność czy wielość........................................................................... 120 itd., itp.............................................................................................. 122 Ingwistyka ......................................................................................... 124 „I ruszała w pole wiara"................................................................... 126 Styl..................................................................................................... 129 Graffiti gdańskie................................................................................ 132 Staromowa ........................................................................................ 136 Głupota mądrości............................................................................. 142 Bajka.................................................................................................. 150 Kiedy umrze śmierć?......................................................................... 150 Bibliografia .......................................................................................... 154 Przypisy................................................................................................ 161 Indeks osób.......................................................................................... 171