Mirosław Huszcz Joanna Gutowska MUCHA PRZED SĄDEM WYDAWNICTWA RADIA I TELEWIZJI Warszawa 1987 Projekt okładki i strony tytułowej Jacek Rupiński Redaktor techniczny Iwona Łukasiewicz Korektor Jarosław Wołodko © Copyright by Mirosław Huszcz, Joanna Gutowska Warszawa 1987 Illustrations; © copyright by Jacek Rupiński Warszawa 1987 WYDAWNICTWA RADIA I TELEWIZJI — WARSZAWA 1987 Skład wykonała Drukarnia Instytutu Wydawniczego w Warszawie, druk i oprawę wykonano w Czechosłowacji Nakład 300 000 + 260 egz. P-17 ISBN 83-212-0432-5 Cena 180 zł,— ielkie dziś poruszenie w owadzim świecie. Od rana brzęczenie, bzy- czenie, cykanie i machanie skrzy- dełkami. Nowina przelatuje z kwiatka na kwiatek, z ula do ula. Mrówki ją zaniosły do mrowiska i już szu-szu szepcą między sobą: „Słyszałaś, słyszałaś? Co za nowina". Motyle nie wypiły jeszcze swojego śniadania z wnę- trza kwiatów. Usiadły na listku, wachlują się skrzydeł- kami z wielkiego przejęcia. „Tego jeszcze nie było, taki skandal!" Pająk zwisa na swojej nici, wytrzeszcza oczyska. „Co to będzie, jak to będzie?" Pszczoły pracują od rana i tylko niby przypadkiem spotykają się na kwiatku. „Słyszałaś już, moja droga?" „Słyszałam. Co za wstyd" - szepną do*siebie i lecą do ula z koszyczkami nektaru. Osa fruwa z ważną miną. Nikt jej nic nie mówi, ale ona i tak wie. Dziś w południe zbierze się sąd. Pod liś- ciem łopianu. Będą sądzić Muchę. Wszyscy proszeni są na świadków. Trzeba wcześnie polecieć i zająć miejsce, bo będzie tłok. Każdy jest bardzo ciekaw. Nikt dziś nie czuje, jak ślicznie pachną kwiaty, jak mile grzeje sło- neczko. Na długo przed południem kto żyw frunie i biegnie w cień wielkiego liścia. Aż się tu roi. Gwar. Okrzyki. Szepty. Co to będzie? Mucha przed sądem. Za co? Po co? Coraz głośniej, coraz rojniej. Wielkie poruszenie. Nagle przycichło. Wszystkie oczy patrzą, jak stra- żnicy wprowadzają Muchę. Mucha - oskarżona. Mucha winna? Mucha niewinna? Usiadła na ławie oskarżo- nych. Jest smutna, zawstydzona, ale nie załamana. Uśmiechnęła się nawet blado do kogoś na widowni. Po chwili ciszy znów zaczął się ruch. Najpierw szepty: szu- -szu, a potem coraz głośniej. Padają okrzyki: - Mucho, trzymaj się! Jesteśmy z tobą! A inni krzyczą: - Precz z Muchą! - Pasożyt! - Nierób! Coraz większe zamieszanie. Nikt nie widzi, że koło Muchy usiadł Adwokat - jej Obrońca, który będzie bronił Muchę przed sądem. Coś jej cicho tłumaczy. Mucha słucha i kiwa głową. Już z drugiej strony usiadł Prokurator - Oskarżyciel, to on będzie przedstawiał przed sądem wszystkie winy Muchy. Ale nikt na niego nie patrzy. Widzowie hałasują i kłócą się między sobą. Jeszcze chwila, a zaczną się bić. „Winna!" „Niewinna!" - słychać ze wszystkich stron. Na szczęście zadzwonił dzwonek. Woźny sądowy z ważną miną ogłasza: - Proszę wstać, sąd idzie. Ucichło na chwilę. Zaczyna się, zaczyna. A potem szuranie - zebrani wstają. Tak trzeba dla uszanowania powagi sądu.. Wchodzi Sędzia. Surowy, poważny. Mówi spokojnym głosem: - Proszę wszystkich zebranych o zachowanie ciszy i spokoju. Rozpoczynam rozprawę przeciwko Musze. Widzę, że oskarżona jest obecna. Czy oskarżona ma Obrońcę? Mucha tylko skinęła głową. Jej Obrońca wstał i powiedział za nią głośno i wyraźnie: - Tak, Wysoki Sądzie. „Wysoki Sądzie? Wysoki Sądzie!" - poszedł szmer wśród widzów, którzy nie wiedzieli, że tak właśnie należy mówić do Sędziego. A Sędzia rozejrzał się po sali, stuknął drewnianym młotkiem, nakazał ciszę i powiedział: - Proszę o głos Oskarżyciela. Wstał Oskarżyciel - ukłonił się i rozpoczął swoją mowę oskarżycielską. - Wysoki Sądzie, przypadł mi w udziale obowiązek przedstawienia Wysokiemu Sądowi i wszystkim zebra- nym długiego spisu win oskarżonej Muchy. Mucha jest, jak wiadomo, owadem żyjącym w domach i w pobliżu domów ludzi. Z tego powodu nazywana jest nawet Muchą Domową. Jakże to myląca nazwa! v Tu Oskarżyciel uśmiechnął się niedobrym uśmiechem i zaraz dodał grzmiącym głosem: - Powinna zwać się szkodnikiem domowym! To ona ponosi winę za brud, bez którego nie wyobraża sobie życia. Gdzie tylko znajdują się jakieś śmiecie, tam zaraz pojawi się Mucha. Nie fruwa wśród warzywnych grzą- dek ani w pachnącym pastą do podłogi mieszkaniu. O, nie! Tylko wśród śmietników, w brudnych kuchniach, przy kubłach na śmiecie. To jest ulubione miejsce pobytu oskarżonej. Brud i gnijące odpadki mają dla niej najmilszy zapach. W kilku miejscach na sali rozległ się chichot, ale zaraz umilkł, bo Oskarżyciel mówił dalej. - W takich to warunkach Mucha spędza życie, wychowuje swoje dzieci. I żeby chociaż była dobrą matką. Skąd! Składa swoje jajeczka gdziekolwiek, byle było tam brudno albo poniewierały się resztki żyw- ności. Wystarczy zostawić kawałek surowego mięsa czy inne produkty do jedzenia, a już Mucha tam siada, nie troszcząc się o to, że potem żywność do niczego nie będzie się nadawała. Marnuje w ten sposób wiele sma- cznych kąsków. Ale co o trudach zdobywania pożywie- nia może wiedzieć największy darmozjad, jakiego zna owadzi świat! Jeszcze Oskarżyciel nie skończył zdania, kiedy z sali dobiegły okrzyki pełne oburzenia: - Darmozjad! - Leniuch! Sędzia musiał postukać młotkiem i uspokoić krzy kaczy. - Proszę dalej, panie Oskarżycielu. Oskarżyciel podjął mowę na nowo. 8 - A więc, jak mówiłem... - zamyślił się na chwilę i zaraz przypomniał sobie, co ma mówić. - Aha! Na przykład oskarżona ma ochotę na serek. Proszę bardzo. Tylko czeka, żeby został na stole po śniadaniu i już objada się serem. Ma ochotę na kompot śliwkowy? Już leci do dzbanka na oknie i pije. A taka jest zachłanna i łakoma, że zdarza jej się wpaść do środka i pływać w kompocie. - Trzeba ustawić znaki „Kąpiel zabroniona" - zawo- łał ktoś z widzów. Ale Oskarżyciel ciągnął poważnie: - Chyba naprawdę przydałyby się takie znaki, bo ile razy ktoś zostawił nie sprzątnięty talerz z zupą, już w nim pływa Mucha. Wysoki Sądzie, czy talerz z zupą to basen pływacki?! Oskarżyciel wykrzyknął to pytanie groźnym głosem. Owady znów zaczęły się śmiać i Sędzia musiał je uci- szyć, choć sam też z trudem zachowywał powagę. Nagle ktoś głośno krzyknął: - Przecież wszyscy powinni się kąpać! - Tak - powiedział Oskarżyciel - oskarżona robi to często, a mimo to brudas z niej wielki. Po takiej kąpieli jest jeszcze brudniejsza, aż się lepi. I zaraz leci odpo- cząć sobie na wystawionych w sklepie ciastkach. Czy one będą się potem nadawały do jedzenia? - Ciastka to nie plaża - oburzył się ktoś z zebranych na sali. - Tak, tak - powiedział Oskarżyciel - oskarżona nie ma pojęcia o dobrym wychowaniu. Narzuca się ze swoim towarzystwem. Nie chce zrozumieć, że jest nie- proszona. Jak wypędzi się ją drzwiami, to wraca oknem. Nie można się jej pozbyć. 10 Siedzący w pierwszym rzędzie Motyl aż zatrzepotał skrzydełkami ze zdziwienia i odezwał się cicho do Mrówki: - Coś takiego! To przecież bardzo niegrzecznie tak postępować. A groźny Oskarżyciel mówił: - A jak już sobie upatrzy jakieś miejsce, nic jej nie powstrzyma, żeby tam usiąść choć na chwilę. Może to być... nadgryzione jabłko, wylany sos, brudna psia miska czy lepkie od lizaka ręce dziecka. Nawet we śnie nie daje spokoju takiemu brudnemu maluchowi. Prze- cież zdarza się dzieciom zasnąć w dzień na kocu w ogrodzie. Nawet w domu zapominają umyć ręce, a cza- sem i buzię. - Dzieci w ogóle nie bardzo lubią myć ręce - westchnął głośno Sędzia. - Za to bardzo lubią wszystkiego dotykać, Wysoki Sądzie. - Zupełnie jak Mucha - wyrwał się Konik Polny. Oskarżyciel spojrzał na niego surowo i powiedział już do wszystkich: - Dzieci nie wiedzą, że dotykając tego, na czym usiadła Mucha, narażają się na różne choroby. Mucha roznosi na swoich nóżkach zarazki chorób. Siada w różnych brudnych miejscach, a potem... na jedzeniu. Ileż to razy zdarza się, że dziecko tylko odgoni Muchę, która usiadła na dojrzałej gruszce. Gruszka jest soczy- sta i pyszna, dziecko zjada ją więc z apetytem, nie myjąc przedtem owocu. Nie widzi zarazków, które Mucha przyniosła. Zarazki są takie maleńkie, że nie można ich zobaczyć, ale mogą spowodować chorobę. I potem brzuszek mocno boli. A kto jest winien, że dzieci 12 chorują? Że nie mogą wychodzić na podwórko, tylko muszą leżeć w łóżku i pić okropnie gorzkie lekarstwa? Oczywiście, oskarżona Mucha jest winna, bo roznosi zarazki. - Biedne dzieci - westchnęły z żalem wszystkie naraz mrówki i biedronki, aż zafalował od tego westchnienia wielki liść łopianu. Ale Oskarżyciel nie zważał na to. Wyprostował się jeszcze bardziej, zrobił jeszcze bardziej groźną minę i jeszcze bardziej groźnym głosem powiedział: - Wysoki Sądzie. Oskarżam z całą mocą tu obecną Muchę o to, że uprzykrza ludziom życie, niszczy żyw- ność i przenosi zarazki chorób. Jest winna i domagam się dla niej surowej kary. Na sali cicho jak makiem zasiał. Nikt się nie poru- szył. Tylko Mucha zwiesiła głowę. Sędzia stuknął ener- gicznie młotkiem. - Cisza! - krzyknął. - To jest, chciałem powiedzieć, czy Oskarżyciel może przedstawić sądowi jakiś dowód winy oskarżonej? - Tak jest, Wysoki Sądzie - poruszył się wreszcie Oskarżyciel. - Mogę przedstawić dowód i świadków. - Proszę bardzo. - Sędzia usadowił się wygodniej. Oskarżyciel rozwinął jakieś zawiniątko. Pokazał je z daleka zebranym i podszedł do Sędziego. Sędzia nało- żył okulary. - Oto kotlet. Zjadłem pół na obiad, a resztę zostawi- łem sobie na kolację. Był taki apetyczny! Niestety, Mucha się dobrała do niego i jakże teraz wygląda? Strach pomyśleć, na co mógłbym zachorować, gdybym go zjadł. 14 - Gdzie pan, Oskarżycielu, zostawił ten... dowód winy? - spytał Sędzia. - Na kredensie w kuchni. - Bez przykrycia? - zdziwił się Sędzia. - Nie muszę chyba niczego chować we własnej kuchni. - Oskarżyciel zrobił obrażoną minę. - No, tak - westchnął Sędzia i głośno powiedział: - Proszę pierwszego świadka. Motyl wstał, podszedł do Sędziego, ukłonił się wszystkim i przedstawił: - Jestem Motylem. - Czym świadek się zajmuje? - zapytał Sędzia. - Ja... - Motyl trochę się zmieszał, a po chwili odpowiedział: - Fruwam sobie z kwiatka na kwiatek, piję nektar, ładnie wyglądam... - Co świadek wie o oskarżonej? - Wszystko! - wykrzyknął Motyl, ale zaraz dodał: - Choć właściwie nie zadaję się z nią. Ona jest okropnie źle wychowana. Jak można wchodzić do czyjegoś domu bez zaproszenia? Mnie nikt nie musi wyganiać. Fruwam sobie w ogrodzie, a jeśli niechcący wpadnę przez okno, to siedzę przy szybie i proszę, żeby mnie wypuścić. O żadnym narzucaniu mojego towarzystwa nie ma mowy. Tego się nie robi. I jak ta Mucha okropnie wygląda. Taka jest szarobura. Pewnie ciągle brudna. Nie ma takich pięknych, kolorowych skrzydeł jak moje. Tu Motyl rozchylił swoje skrzydełka i obrócił się na wszystkie strony, żeby każdy mógł go podziwiać. Ale Sędzia się zdenerwował. - Kolor skrzydeł nie ma tu nic do rzeczy. Nie każdy może być Motylem. - Pewnie - Motyl wyprostował się dumnie. 16 - Dziękuję świadkowi - zwrócił się Sędzia do Motyla - i przypominam, że to bardzo nieładnie tak się chwalić i wyśmiewać z cudzego wyglądu. Motyl szybko zwinął skrzydełka i jak niepyszny wró- cił na miejsce. Chyba mu się wstyd zrobiło. - Proszę drugiego świadka. Coś zabzyczało ze środka sali i przez tłum przecis- nęła się Pszczoła. Ukłoniła się i powiedziała: - Jestem Pszczołą. Zbieram pyłek z kwiatów i zano- szę do ula. Robię miód. Nie to, co ta leniwa Mucha. Tylko fruwa i patrzy, gdzie by co ukraść. I jaki ma okropny gust! Woli śmietniki niż kwiaty. Mieszka byle gdzie. Nigdy byśmy takiej do ula nie zaprosiły. Co by królowa na to powiedziała? - Pszczoła na samą myśl o tym złapała się za głowę. - Mucha pewnie chętnie by przyszła, bo lubi miód. Niech tylko gdzieś zobaczy nie zakręcony słoiczek, to się zajada aż strach. U nas, w ulu, mówimy nawet, że łakomczuchy lecą do jedzenia jak muchy do miodu. Ale do nas nie przyleci ta... oska- rżona. Dałyby jej strażniczki, co pilnują wejścia! Pszczoła jeszcze mówiła, kiedy z sali już padały okrzyki: - Muchy precz od miodu! - Miód tylko dla pszczół i dzieci! - Proszę o ciszę - przywołał do porządku zebranych Sędzia. - Dziękuję świadkowi i proszę następnego. - Cyk, cyk, cyk! Jestem Świerszczem - kłaniał się już kolejny świadek. - W lecie mieszkam w trawie, zimą za kominem. I gram. Wszyscy mnie bardzo lubią. Nie to, co Muchę. Ona tylko bzyczeć umie. A mnie każdy chętnie słucha. Ja nikomu nie przeszkadzam, nawet usypiam dzieci swoim graniem. Bajki o mnie układają. 18 A kto chciałby słuchać bajek o muchach? - Proszę się nie przechwalać - upomniał Świerszcza Sędzia. - Ja się nie przechwalam, naprawdę pięknie gram. Mogę zagrać. I Świerszcz najspokojniej w świecie rozpoczął kon- cert, kłaniając się na wszystkie strony. Popłynęły dźwięki Świerszczowej muzyki. Wszyscy się rozmarzyli. Jak on pięknie gra! Ale Sędzia zaczął stukać młotkiem. - Tu jest sąd, proszę zachować powagę. A zresztą - machnął ręką - ogłaszam przerwę w rozprawie. - I wyszedł. Świerszcz grał dalej zadowolony, że ma tylu słucha- czy, ale wszyscy już po chwili zaczęli się wiercić, a potem wychodzić. Trzeba przecież porozmawiać o tym, co się tu dziś działo. Tyle ciekawych rzeczy. Świerszcza można posłuchać każdego wieczoru. A Świerszcz grał dalej i jeszcze dobra chwila upłynęła, zanim spostrzegł, że jest sam. Najpierw chciał się obrazić, ale zbyt był ciekaw, co wszyscy mówią, i też wybiegł pędem na przerwę. Na słońcu wokół liścia łopianu aż się kłębiło od łapek i skrzydełek. Hałas był okropny. Wszyscy mówili naraz. - Mucha jest niewinna. Ta rozprawa to zamach na naszą owadzią wolność. Każdy ma prawo żyć jak lubi - przekonywał jakiś mały Żuczek, który musiał wejść na kamyk, żeby inni mogli go zobaczyć. - To te pracusie pszczoły są wszystkiemu winne - denerwował się inny Żuk. - Tylko pracują i pracują. Chciałyby zmienić cały świat w jeden wielki ul. 20 - Gdyby wszyscy bez przerwy pracowali, to kto fru- wałby sobie, cieszył się słońcem i brzęczał wesoło? - powiedział nieduży właściciel pary pięknych, połyskli- wych i przezroczystych skrzydełek. - Można fruwać w ogrodzie i nikomu nie robić krzywdy. I jeszcze ładnie wyglądać. Jak ja, jak ja. - Motyl znów się puszył i wachlował skrzydłami. - Ach, ten Motyl, niemożliwy chwalipięta - duży Żuk odwrócił się do małego. - Tak, tak - dodał mały - fruwająca niewinność. I niby nie wie, co wyprawiają gąsienice motyla bielinka kapustnika. Motyl stanął w obronie kapustnika. - Bielinek ma takie piękne, białe skrzydełka jak obsypane delikatnym pudrem, a na nich zalotne czarne kropeczki, że można mu wybaczyć parę listków kapu- sty dla jego gąsienic. - Parę listków - uśmiechnął się Zuk do Zuczka. - Całą grządkę kapusty zmarnują te pięknisie. Tylko cudze wady widzą. Motyl już tego nie słuchał, odszedł na bok, gdzie mógł swobodnie rozwinąć skrzydełka, żeby każdy mógł je podziwiać. Żuki patrzyły na niego zupełnie bez zachwytu. W końcu mniejszy machnął łapką: - Ach, Motyl, niepoważne stworzenie, leci tam, gdzie wiatr go popchnie. Ale żeby Pszczoła, owad sta- teczny, nie wiedziała, że muchy też zapylają kwiaty? No, może nie wszystkie, ale niektóre zapylają. - Takie te pszczoły okropnie pracowite - odezwał się duży Żuk - a nie wiem, czy by się czasem nie wyrwały na wagary z tego swojego nudnego ula, gdyby ich kró- lowa tak krótko nie trzymała. 22 - A ci ich panowie, trutnie - powiedział szeptem mały - to też podobno niezłe ziółka. Ale o tym się nie mówi. Tajemnica ula. - I niby to tylko nektarem się interesują. Na dojrzałą gruszkę czy śliwkę też się czasem skuszą, a muchom wymawiają. - Biedna Mucha - powiedział ktoś z boku. - Co teraz z nią będzie? - Co będzie? - roześmiał się Pająk. - Ja wiem, co będzie. Dostanie karę śmierci. Proponuję karę śmierci przez pożarcie. - I pogłaskał się po brzuchu. - Jak to? - przestraszyły się owady. - Cha, cha, cha! Ja, Pająk, będę katem i pożrę ją. Można by skazać na śmierć przez pożarcie wszystkie muchy. Tylko nie naraz, bo pęknę. Cha, cha, cha! - To straszne - jęknęła Biedronka - żeby tak owad owada... - Pająk nie jest owadem. Każdy szanujący się owad ma sześć nóg i skrzydła, a ten potwór ma aż osiem nóg. - Ale Mucha! Co z Muchą? Nagle rozległ się dzwonek. Publiczność stłoczyła się przy wejściu. - Dobrze, że już się skończyła ta przerwa - powie- dział Żuk do Żuczka - bo nie wiadomo, jak potoczy- łaby się sprawa z tym żarłocznym Pająkiem. Cała publiczność usiadła na swoich miejscach. Sędzia rozpoczął drugą część rozprawy, oddając głos Obrońcy Muchy. Wszyscy w skupieniu czekali na jego słowa. Obrońca wstał, uśmiechnął się, ukłonił i rozpoczął: - Wysoki Sądzie, zapoznaliśmy się dziś z głosem mojego szanownego kolegi Oskarżyciela. - Tu Obrońca ukłonił się nisko swojemu przeciwnikowi. - Piękna 24 mowa mojego szanownego kolegi - mówił Obrońca, nie przestając się uśmiechać - zachwyciłaby mnie jeszcze bardziej, gdyby nie była tak jednostronna i pełna nie- chęci do oskarżonej. Mucha nie jest takim czarnym charakterem, jak ją tu przedstawił mój uczony kolega. I znów Obrońca ukłonił się pięknie. Ale Oskarżyciel nie odpowiedział uśmiechem. Zerwał się z miejsca. - Wysoki Sądzie, zgłaszam sprzeciw. Obrońca kpi sobie ze mnie. Sędzia uspokoił go: - Panie Oskarżycielu, nie pozwolę z nikogo kpić, ale proszę teraz nie przerywać. Sąd chce wysłuchać głosu Obrońcy. Oskarżyciel usiadł, starając się przybrać obojętną minę. A Obrońca ciągnął dalej swoja mowę: - A więc, Wysoki Sądzie, oskarżona Mucha jest cał- kowicie niewinna. Tak! Niewinna i niesłusznie oskarżo- na. Nie może ona odpowiadać za czyny, które jej zarzucono, bo nie może odpowiadać za to, że urodziła się Muchą, a nie Świerszczem. Świerszcz zerwał się jak oparzony. - Cyk, cyk. Ja protestuję! Nie zgadzam się na takie porównanie. Po sali przebiegł szmer ożywienia, ale Sędzia zaraz energicznie postukał młotkiem. - Cisza! Proszę o ciszę. - Ja nie porównuję - ciągnął nie zrażony Obrońca - ja przeciwstawiam sobie Muchę i Świerszcza. Świerszcz znów się wyrwał ze swoim ,,Ja protestuję", kiedy tylko usłyszał własne imię. Wszystkich to rozba- wiło. Tylko Sędzia mocno się zachmurzył i krzyknął: - Cisza, bo każę opróżnić salę! A pana, Obrońco, 26 przywołuję do porządku. Proszę nie mieszać do tej sprawy nikogo innego. Obrońca ukłonił się przepraszająco. - Proszę wybaczyć, Wysoki Sądzie... A więc, jak już mówiłem, oskarżona jest Muchą, a nie... Świerszcz już, już chciał wyrazić protest, ale Obrońca dokończył zdanie: - ...a nie kimś innym. - Świerszcz uspokojony usiadł na swoim miejscu. - I jako Mucha - mówił dalej Obrońca - zachowuje się tak jak inne muchy. Mój sza- nowny kolega Oskarżyciel zarzuca jej, że nie jest dobrą matką. To nieprawda, Wysoki Sądzie. Mucha składa aż kilkaset jajeczek. Kto upilnowałby taką gromadę dzie- ciarni? Nie może przecież fruwać za każdym dzieckiem. Troszczy się jednak o ich pożywienie. To właśnie dla- tego składa jajeczka w żywności, żeby jej dzieci miały dużo smacznego jedzenia, kiedy się wylęgną. Nie każdy lubi zapach fiołków. Małe muszęta wolą inne zapachy i ich mama o tym wie. Czasem musi się dobrze nafru- wać, żeby znaleźć to, co jej małym najbardziej odpo- wiada. A że taka żywność nie będzie się potem na- dawała do jedzenia - trudno. Mucha, jak każda mama, troszczy się przede wszystkim o dobro swoich dzieci. Słowa Obrońcy zrobiły wrażenie na wszystkich. Ktoś krzyknął: „Brawo, Mucha!" Ktoś inny: ,,Trzymaj się, jesteśmy z tobą!" Mucha podniosła głowę i z wdzięcznością popatrzyła na Obrońcę. - Zarzucają tu Musze, że jest leniem i nic nie robi. Jak to? A kto cały dzień fruwa? Kto krąży pod lampą i koło psiego nosa? Gdyby Wysoki Sąd był przez cały dzień tak jak Mucha na nogach... co ja mówię - na 28 skrzydłach, toby wiedział, jakie to męczące. Jeszcze trzeba przy tym bzykać, żeby wszyscy wiedzieli, że leci Mucha. Ona nie skrada się po cichu, nie zaczaja pod- stępnie. Jak wpadnie do mieszkania, od razu wiadomo, kto przyleciał. - To racja - przyznał nawet Oskarżyciel - bzyka przez cały dzień. Ale Obrońca nie słuchał go, tylko mówił dalej: - Oskarżona została nazwana pasożytem. Niezasłu- żenie. Mucha żywi się resztkami pozostawionymi przez innych. Nie włamuje się przecież do lodówek, nie roz- bija słoików z miodem, nie wciska się przez dziurkę od klucza do kredensu. Częstuje się tylko tym, co zostało wyrzucone lub zostawione bez zabezpieczenia. Gdyby pan Oskarżyciel chował swój kotlet pod szklany klosz, Mucha by go nie tknęła. A tak, sądziła, że została poczęstowana. Oskarżyciel aż poczerwieniał ze złości. - Coś takiego! Ja miałbym częstować Muchę? Moim kotletem? - To tylko przykład, proszę się nie gniewać - uspo- kajał go mówca. - Wróćmy do Muchy. Nazwano ją brudasem. A przecież nawet mój szanowny kolega musiał przyznać, że Mucha lubi się kąpać. - Ale w rosole - nie wytrzymał Motyl. Sędzia tylko na niego popatrzył i Motyl usiadł zawstydzony. - Może rzeczywiście oskarżona ma zły gust, ale dobrych chęci odmówić jej nie można. Czyści sobie skrzydełka i nóżki. Czy na pewno wszystkie dzieci tak chętnie się kąpią i myją ręce? Gdyby tak było, nie można by oskarżyć Muchy, że siada na brudnych 29 rękach, bo zapachu mydła nie lubi i na czystych by nie usiadła. Zaniedbanych śmietników też nie buduje Mucha i nie ona przepełnia nad miarę kubłów na śmieci. Lubi takie otoczenie, to prawda, bo w nim znajduje najwięcej pożywienia. Tam właśnie przycze- piają się do jej nóżek zarazki. Czy to Mucha winna, że dzieci chorują, bo nie myją rąk i owoców? Gdzie jest czysto i porządnie, nikt się na Muchę nie skarży, bo jej tam nie ma. Skarżą się na nią tylko brudasy, które same zapraszają ją do siebie. Obrońca zrobił teraz chwilę przerwy, wyprostował się, wziął głęboki oddech i powiedział: - Mucha jest niewinna. Proszę Wysoki Sąd o uniewinnienie. Gwar, okrzyki, niektórzy klaszczą. Brawo, brawo! Zrobił się taki zamęt, że Sędzia znów sięgnął po swój młotek. - Cisza. Sąd musi się głęboko zastanowić przed wydaniem wyroku. Proszę sądowi nie przeszkadzać. - I zamyślił się, podpierając głowę rękami. Wszyscy zamilkli i czekali w napięciu. Wyrok? Jaki będzie wyrok? Winna? Niewinna? Cisza zaległa pod liś- ciem łopianu. Można by usłyszeć, jak trawa rośnie. Nikt się nawet nie poruszył. A Sędzia myślał. Kiedy już przemyślał całą sprawę, wstał i uroczyście ogłosił wyrok: - Sąd wysłuchał Oskarżyciela, Obrońcy i świadków. Po namyśle, zgodnie ze swoją wiedzą i sumieniem, ogłasza, że oskarżona Mucha Domowa wprawdzie przyczynia się do psucia pożywienia i przenoszenia zarazków, ale nie ponosi za to winy. Dlatego Sąd nakazuje: 30 Po pierwsze - dokładnie zabezpieczać i przechowywać w odpowiednich miejscach wszelką żywność. Po drugie - opatrzyć okna i drzwi siatką, żeby Mucha nie mogła dostać się do mieszkań. Po trzecie - utrzymywać mieszkania i otoczenie domów w wielkim porządku i czystości. Po czwarte - tak budować i utrzymywać śmietniki, żeby swoim brudem i zapachem nie przyciągały Muchy. Po piąte - myć owoce przed jedzeniem. Najlepiej w ciepłej wodzie. Po szóste - często myć ręce, zwłaszcza przed jedzeniem. Od tego wyroku nie ma odwołania. Rozprawę uważam za zamkniętą. Sędzia skończył i wyszedł, a za nim Woźny i Oska- rżyciel. Owady jeszcze chwilę trwały w milczeniu i pomału zaczęły zbierać się do wyjścia. Nikt się nie śmiał, nie hałasował. Każdemu brzmiały jeszcze w uszach słowa Sędziego. 32 Cena 180 zł,— ISBN 83-212-0432-5