Agnieszka Kąkol Marie Myślą, że jestem szalona. Że zwariowałam. Mylą się. Cóż oni mogą wiedzieć? Żyją zamknięci w kratach praw natury. Nie widzą tego, czego nie chcą widzieć. Ich wiara ledwo tli się na dnie serca. Nie wierzą, więc nie zobaczą. Nie wierzą, więc nie usłyszą. Nie wierzą, więc nie poczują. Słyszę, jak szepczą dwa pokoje dalej: "Taka piękna i taka biedna... To musiał być dla niej cios..." Cios? Nie. Teraz ojciec może być ze mną przez cały czas. To on pokazał mi świat... Ten prawdziwy świat, o którym nie mają pojęcia. Witaj, Marie. Wiem, że nie słyszysz mojego głosu, ale ja doskonale słyszę głos twojego serca. Jesteś jedyną, która się mnie nie boi. Doceniam to. Tylko co ci przyjdzie z twojego czułego serca, z twojej dobroci? To ty powinnaś tu rządzić, nie te stare, obładowane koronkami idiotki. Ale mieszańcy nigdy nie cieszą się szacunkiem. To niesprawiedliwe, wiem, masz przecież mądrość ojca i piękne, migdałowe oczy matki. Tylko za te szpiczaste uszy jesteś potępiona. Za dziedzictwo starej rasy. Wiem, Marie, że kochasz Friedriga. Wiem, że nie masz nadziei. Wiem, że Friedrig uraczywszy otoczenie swoim cierpieniem, miłością do szalonej, do mnie, idzie do tej dziewki i... Nie jest ciebie wart, Marie. Ale ty też nie wierzysz. Nie wierzysz, więc nie będziesz kochana. Wchodzi Friedrig, jak zwykle zapatrzony w siebie. A ty, Marie, natychmiat wychodzisz z pokoju. Friedrig, ty durniu, myślisz, że się na to złapię? Na twoją udawaną troskę i miłość? Liczysz, że szybko umrę i zostawię ci wszystko w spadku? Wszyscy na to liczą. Ale ja zawsze byłam złośliwa. Możemy się założyć, że cię przeżyję, chcesz? Jesteś durniem, Friedrig. I nigdy nie będziesz nikim więcej. Co by było, gdyby odebrano ci twój jedyny atut, urodę? A oto Angelica. Dumna i blada. Ilu już cierpiało twoją odmowę? Ale ja widzę wszystko. nawet to, że zawsze udajesz. Jesteś w tym dobra, ale to nie zmienia faktu, że targają tobą emocje, że nie możesz ich stłumić. Wiem, że prawie co noc dusisz płacz poduszką. Długo nie pociągniesz. Twoje marzenia nigdy się nie spełnią, dobrze o tym wiesz. I ta niewiara cię zgubi. On nie wróci. Mam was wszystkich dość! Serdecznie dość! Nie chcę was tu widzieć! Precz!! Friedrig opadł na ziemię i zasłonił twarz rękami. Ból przeżerał się przez jego skórę, dławił ogromem. Krzyczał, krzyczał czując pękające ciało. Jesteś sam, Friedrig. Całkiem sam. Podnieś twarz. O tym zawsze marzyłeś. O sali pełnej luster, w której mógłbyś oglądać się w nieskończoność. Już nie boli, prawda? Podnieś twarz, Friedrig! Spojrzał w lustro i przez chwilę stał osłupiały. Drżąca ręka dotknęła porowatej skóry. Krzyk. Bestia... Bestia... Bestia... Krzyk. Bestia... Bestia... Bestia... Szkło pękło. Odłamek ugodził prosto w serce. Witaj, Angelico. Witamy w świecie koszmarów. Widzisz? Tam toczy się walka. Twój ukochamy walczy o życie. Chodź, podejdziemy bliżej. Spójrz. Jego przeciwnik jest mistrzem. Zaraz złoży palce i ugodzi Arena magią. Nie, Angelico. Nie możesz mu pomóc, nie możesz podejść, nie możesz krzyknąć. A nawet gdyby ci było wolno, nie posłucha cię. Tu każdy jest sobą. On cię nie zna, Angelico. Nie zna twojej prawdziwej postaci. Nie kocha jej. Zawsze musiałaś udawać, pamiętasz? Udawać, żeby zatrzymać jego miłość. O, jeszcze tylko chwila jego bólu. Za kilkanaście sekund wykrwawi się na śmierć. Nie płacz, Angelico. Chcesz zobaczyć to jeszcze raz? I jeszcze raz? I jeszcze? W nieskończoność? Wiem, Angelico, że nosisz przy sobie sztylet. Marie, co ty tu robisz? Nie chciałam, żebyś cierpiała, Marie. Naprawdę. Nie patrz tak na mnie. Nie zniosę cierpliwego bólu w twoich oczach. Musiałam to zrobić, Marie. Musiałam. Chciałam być sama. Całkiem sama z moimi demonami, z moim przekleństwem. Szaleństwo...? Może to jest szaleństwo? Nie wiem, Marie. Nie patrz tak na mnie! Nie patrz tak!! Nie ja jestem winna ich śmierci. To ich słabości, ich błędy i obłuda. Nie możemy nic poradzić na ułomność śmiertelników. Więc to tak, Marie... Nie zabijesz mnie. Ja sama to zrobię. Żeby nie brudzić twoich rąk krwią. Nie zasłużyłaś na to, by być morderczynią, wyręczę cię. Chciałam być sama. Chciałam świętego spokoju. Patrzysz... Patrzysz tak, a ja tego nie zniosę. Na stoliku leży sztylet. Ale to już nie ważne. Nic nie jest ważne. Marie, zapamiętaj to sobie. Zapamiętaj, co ci powiem. To ty będziesz sama, Marie. To ty zostaniesz tutaj, nie wydostaniesz się z tego domu. Wiesz, że to prawda. Będziesz sama. Będziesz sama, bo myślisz, że zasługuję na karę, którą wymierzę sobie sama. Dobrze, Marie. Wiesz, że nie zniosłabym twojego spojrzenia z niemym wyrzutem tłumionym litością. Będziesz sama, Marie. Będziesz sama, bo wierzysz w sprawiedliwość. 2