TYLKO MULDER Kwatera Główna FBI Biuro Muldera i Scully piątek, 14:56 Coś było nie tak. Mulder zachowywał się dziwnie. Nie zrozumcie mnie źle, dziwne zachowanie jest dla niego normą ale teraz on naprawdę zachowywał się nienormalnie. Przynajmniej według jego norm. Nie siedzi w pracy do późna. Nie zaskakuje mnie wyprawami do Nowego Meksyku czy na Alaskę. Żadnych miłych wycieczek do lasu czy nocnych polowań na UFO. Ha! Nie pamiętam kiedy ostatnio mówił o jakiś dziwnych, nierozwiązanych sprawach. Od nie wiem kiedy nie wyjechaliśmy poza granice sąsiednich stanów. A dzisiaj... pozwólcie że zacytuje: "Scully, w którym ze szpitali jest najlepszy oddział położniczy?" I co ja miałam na to odpowiedzieć? Czy normalny facet przed czterdziestką, agent FBI i zaprzysięgły kawaler pytałby o coś takiego swojego partnera? Wiem, jestem kobieta ale to nic nie tłumaczy! On zdecydowanie coś knuje. I założę się, że ma to coś wspólnego ze mną. Zwykle tak jest. "Scully? Czy będzie ci przeszkadzać jeśli wyjdę dziś wcześniej?" Jego głos wyrwał mnie z myśli. "Co?" "Wiem, że zostały jeszcze blisko dwie godziny do końca ale jestem umówiony na mieście i..." "O, nie musisz się tłumaczyć." Odpowiedziałam starając się zachować obojętny głos. "Idź. Do zobaczenia w poniedziałek." "Dzięki. Do poniedziałku." Rzucił chwytając w biegu płaszcz i już go nie było. Kiedy tylko opuścił pokój zamknęłam z trzaskiem teczkę, którą udawałem, że czytam i wstałam. "Ok Dana. Najwyższa pora dowiedzieć się co się tu dzieje." Mruknęłam pod nosem podchodząc do jego biurka. Kiedy już miałam otworzyć szufladę zawahałam się. Podstawą każdego partnerstwa jest zaufanie. A zaufanie oznacza, że nie będzie się grzebać w rzeczach drugiego podczas jego nie obecności. Ale z drugiej strony zaufanie oznacza również, że w trudnych chwilach należy się wspierać. Może Mulder ma jakieś kłopoty o których nie może mi powiedzieć? Zaraz, przecież on mówi mi o wszystkim. Wiem kiedy ostatni raz spał z kobieta a miałabym nie wiedzieć o czymś dużo poważniejszym? Choć może w jego przypadku seks powinnam postawić na pierwszym miejscu wśród jego priorytetów... "Weź się w garść kobieto. Czy zawsze kiedy o nim myślisz musi się to skończyć na seksie?" Potrząsnęłam głową i pociągnęłam za uchwyt szuflady. Otworzyła się łatwością. Kolejny dowód na to, że coś tu nie tak. Największy paranoik świata zostawia szufladę otwartą na oścież. Szybko przejrzałam jej zawartość. Same normalne przedmioty. Plik zamazanych zdjęć, folder z konwentu MUFON'u, kaseta wideo... nawet nie chce wiedzieć jaki ma tytuł. Pewnie "Debbie jedzie do Dallas" czy coś równie twórczego. Jak już mówiłam, same typowe rzeczy. Usiadłam na fotelu i westchnęłam. Znów będę musiała włamać się do jego komputera. Choć z hasłami, które wymyśla nie można tego nawet nazwać włamaniem. Sięgnęłam do włącznika kiedy nagle mój wzrok padł na notatnik. Chwileczkę... kiedy rano przyszłam do pracy Mulder rozmawiał z kimś przez telefon. Właściwie to cały czas kiwał głową i coś notował. Kiedy mnie zauważył szybko skończył, wyrwał kartkę i schował do kieszeni. To może być jakiś ślad. Zwykle nie wytrzymuje i po pięciu minutach mówi mi, że dzwonił jego nowy genialny informator i że mam się pakować. Dziś schował się za stosem starych raportów i nadrabiał zaległości w pracy papierkowej. Kolejny dowód na to, że coś knuje. Jedyne co może go zmusić do napisania raportu przed czasem to wyrzuty sumienia albo chęć nastawienia mnie pozytywnie do sprawy z którą chce wyskoczyć... "Jeśli to kolejna Wielka Stopa to sam staniesz się obiektem polowania." Mruknęłam wyjmując ołówek z szuflady i zabrałam się za odtwarzanie tego co wcześniej napisał. Po chwili kartka była pokryta cienką warstwą grafitu a ja mrużąc oczy wpatrywałam się w ledwo widoczne litery. "Cafe Paris? A co się stało z Burger Kingiem i McDonaldem? 16:00. Kupić... dwaralne? Nie, zaraz. Dwie mineralne! Coś jeszcze..." Włączyłam lampkę i podsunęłam kartkę pod klosz. " Kupić Dr Spock." Wyprostowałam się. Ok, gdzie jest Mulder i kim jest ten facet którego widuję w pracy? Jedynym Spockiem, którego Mulder zna jest uszaty wulkanita ze Star Treku. Żaden facet nie skojarzył by tego nazwiska z klasykiem pediatrii. Spojrzałam na zegarek. Jeśli wyjdę teraz to zdążę dotrzeć do Cafe Paris przed czwartą... Zaraz o czym ja do diabła myślę?! Co innego zerknąć na biurko partnera a co innego śledzić go. Okazałabyś się ostatnią... no ostatnią gdybyś teraz wyszła i pojechała za nim do tej kawiarni. Jest twoim najlepszym przyjacielem. Ufa ci. Jest gotów poświęcić swoje życie dla ciebie a ty co? Będziesz go śledzić? Przecież to może być zupełnie prywatne spotkanie. W eleganckiej restauracji? Czy to znowu aż tak dziwne? Nie można przecież cały czas żyć na hamburgerach i coli. To tłumaczy Cafe Paris i mineralną ale co z dr Spockiem? "Jezu Dana! Przestań, masz raport do napisania i na tym powinnaś się skoncentrować." Powiedziałam na głos wstając. Zmięłam kartkę i wrzuciłam ja do kosza obiecując sobie nie myśleć o pewnym ekscentrycznym agencie FBI aż do poniedziałku. Cafe Paris, Georgetown piątek, 16:05 Ok, więc jednak to zrobiłam. No to co! Ja też jestem człowiekiem a ciekawość to jedna z rzeczy której trudno się oprzeć. Przyszłam tu przed chwilą i na szczęście znalazłam wolne miejsce. Jest po przeciwnej stronie sali za ścianką z pnączami więc Mulder, który siedzi pod oknem nie widzi mnie. Dla pewności zasłoniłam się karą z menu. Jak na razie wszystko wygląda normalnie. Kelner właśnie przyniósł mu zamówioną kawę. Cappuccino, wyobrażacie to sobie? Czarna, po turecku albo od bólu po irlandzku ale cappuccino? Jakoś nie wyobrażałam sobie Muldera jako smakosza kawy z pianką... "Czym mogę służyć madame?" Na głos kelnera aż podskoczyłam. "... cappuccino." Wykrztusiłam zanim zorientowałam się co mówię. A kiedy już doszło to do mnie ten już odszedł. W pierwszej chwili chciałam go przywołać i zmienić zamówienie ale w końcu machnęłam ręką. Co mi szkodzi. Przynajmniej zobaczę co tak bardzo pociąga w niej mojego partnera. O wilku mówiąc. Właśnie zainteresował się czymś na ulicy. Podnosi rękę i kiwa na kogoś. Uwaga zaraz dowiem się kim jest jego nowy informator. W oknie mignęła mi sylwetka kobiety... Zaraz czy ona nie jest? Nie to nie możliwe, musiała być po prostu przy kości. Tak, to rozsądne wytłumaczenie. Mulder wstał, poprawił krawat i uśmiechną się promiennie. Hej, ten uśmiech jest zarezerwowany tylko dla mnie! A oto i tajemnicza pani informator... O! MÓJ! BOŻE! Czuje jak z wrażenie opada mi szczeka. Dosłownie. Zamykam na chwilę oczy i otwieram je ponownie. Nie się nie zmieniło. On nadal tam jest razem z ... nią! "Pani kawa, madame." Kelner pojawił się jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie. Nie odrywając wzroku od pary pod oknem pozbyłam się natręta. Moje serca zamarło a cappuccino pachniało bosko. Wszystko było jak na zwolnionym filmie. On podaje jej rękę. Zbliża się do jej twarzy. Składa pocałunek na policzku. Coś mówi. Ona odpowiada i oboje siadają. To znaczy on pomaga jej usiąść. Z kurtuazją podsuwa krzesło. Upewnia się czy siedzi wygodnie i skinieniem ręku przywołuje kelnera. Czemu dla mnie nigdy nie była taki szarmancki? Czemu? Powiem ci czemu Dana! Ty nigdy nie byłaś w ciąży!! Oto czemu! Ok, tylko spokojnie. Weź do ręki filiżankę, łyk kawy. Cholera, gorąca jak lawa. Teraz kolejny łyk i spojrzenie w kierunki twojego partnera i jego uroczej towarzyszki. Ona nadal ma brzuch wielkości piłki lekarskiej. Spokojnie. Jesteś inteligentną kobietą i pracownikiem agencji rządowej. Co ci mówi twój instynkt? Że ojcem jest Mulder! "Cholera!" Ludzie przy sąsiednim stoliku odwracają się i dziwnie na mnie patrzą. "Kawa.." Odpowiada rozciągając usta w czymś co powinno wyglądać jak uśmiech. Powinno to dobre słowo. Pewnie wyglądam jak kompletna idiotka. Chwytam filiżankę cappuccino i zamykając oczy desperacko staram się nie myśleć o parze po drugiej stronie sali. To na nic. Przez oczami nadal mam brzuch tamtej kobiety. I uśmiech na twarzy Muldera. Jest szczęśliwy. Wzdycham. Każdy byłby szczęśliwy. Mały człowieczek w drodze na świat. Ja nigdy nie mogłabym mu dać dziecka... Kiedy wreszcie pojmuje znaczenie słów jakie właśnie powiedziałam przestaje oddychać. Ja, Mulder i dziecko? Kobieto! O czym ty myślisz?! To twój partner, współpracownik, przyjaciel. Myślenie o nim jako o potencjalnym ojcu twoich dzieci jest ostatnią rzeczą jakiej byś chciała.... Kogo ty oszukujesz? A kto inny miałby nim być? Który facet wytrzymał by z tobą przez pięć lat, 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu? Który dzwoniłby do ciebie o 3 nad ranem tylko po to by usłyszeć twój głos? Który zgodziłby się spędzić noc na twojej sofie zamiast w sypialni z tobą? Z którym miałabyś tak rozrywkowe życie? Który próbowałby cię rozśmieszyć kiedy jesteś wściekła i masz ochotę go udusić? Który myślał by o tobie leżą w szpitalu z piekielnym bólem głowy po tym jak ledwo uniknął śmierci? No powiec, który!? Tylko Mulder. Tylko on potrafi sprawić, że najbardziej pochmurny dzień w Waszyngtonie wygląda jak popołudnie na złocistej plaży w Miami. Tylko on z rozbrajającą szczerością potrafiłby ci opowiadać o swoich fantazjach seksualnych w wieku lat 15. Tylko on bez zmrużenia oka okłamał by twojego szefa że jesteś chora kiedy nie miałabyś ochoty przyjąć do pracy po wyjątkowo męczącej wyprawie, której tylko przypadkowo on był pomysłodawcą. Tylko on. Tylko mój Mulder. Człowiek, z którym żyje... tak nie przesłyszeliście się... żyje od pięciu, lat jest tym wszystkim. Mógłby być najwspanialszym z mężczyzn z którym byłam kiedykolwiek związana gdybym tylko miała dość odwagi by przyznać się, że to co do niego czuje to coś więcej niż zwykła przyjaźń. Że moje sny są pełne jego a każdy dzień bez niego to dzień zmarnowany. Że tysiące razy miałam ochotę podejść do niego, wyrwać z ręki stary raport który mi streszczał i pocałować go tak jak żadna kobieta jeszcze tego nie zrobiła. Wiem, że nie odrzucił by tego. Nie dlatego że coś do mnie czuje. Nie wiem czy tak jest. Wiem natomiast, że stałam się dla niego kimś bardzo ważnym i zrobił by wszystko żebym tylko nie odeszła od Archiwum X czyli od niego. Zrobiłby wszystko, nawet skłamał, że mnie kocha. A tego bym nie chciała. Prawda jest dla niego najważniejszą z rzeczy. Podobnie jak dla mnie. Chcę jego miłości, szczerej, prawdziwej a nie słów jakie gotów byłby mówić żeby tylko mnie przy sobie zatrzymać. Jeśli to co do niego czuję nie jest miłością to nie wiem czym w takim razie jest. I teraz ten sam Mulder zostanie ojcem dziecka innej kobiety. Oto kara za nadmierną ciekawość Dana. Patrz i cierp bo ty nigdy nie zostaniesz prawdziwą matką. Nieświadoma tego że nadal trzymam w dłoni filiżankę opuszczam ręce. Dopiero gdy gorący ciecz parzy moją dłoń otwieram oczy i powracam do rzeczywistości. Cały rękaw mojej mojego nowego żakietu był umazany kawą. Jeszcze tego brakowało. Kosztował prawie pół pensji. Nieźle. Oprócz partnera tracisz jeszcze rozum. Chwyciłam serwetkę i mimo usilnych starań plama nie zeszła. Chwyciłam płaszcz i torebkę z krzesła obok i kiedy miałam już sięgnąć do środka po dziesiątkę za kawę mój wzrok raz jeszcze padł na Muldera i jego dziewczynę. Nie siedział przy stoliku ale klęczał pochylony obok niej z głową przytuloną do jej brzucha. Słuchał ruchów dziecka. Zacisnęłam żeby i odwróciłam się prędko. Na stół rzuciłam banknot i pobiegłam do łazienki zanim zrobię scenę i rozpłaczę się na środku sali. Toaleta była na szczęście pusta. Rzuciłam płaszcz i torebkę na blat obok umywalki. Szarpnięciem odwinęłam papierowy ręcznik z podajnika, zmoczyłam go i zaczęłam wycierać plamę. Starałam się panować nad gniewem który we mnie wzbierał. Nie na niego, na siebie. Jak mogłam być tak głupia i pozwolić sobie na tą miłość? Gdzie był wtedy mój rozum? Przestałam wycierać rękaw i spojrzałam na lustro. Gorzko się uśmiechnęłam. Zatoną w zmiennej zieleni jego oczy. Już pierwszego dnia. Zawsze mówiłam, że nie istnieje coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia a teraz same tego doznałam. Przecież tego typu miłość jest czysto powierzchowna, mówiłam sobie. Nie można pokochać kogoś za piękną duszę po dwóch minutach znajomości. Prawda? A teraz zdałam sobie sprawę, że chwilą kiedy zakochałam się w nim była właśnie te dwie minuty. Kiedy zawołał, że nie ma tu nikogo oprócz wyrzutków z FBI, kiedy szczerze przyznał, że podejrzewa, że góra przysłała mnie na przeszpiegi. A może kiedy poprawił okulary podczas pokazywania mi slajdów z Oregonu. Nie wiem. Teraz po prostu wiem, że go kocham i że on nigdy tej miłości nie odwzajemni. Przypomniały m się słowa mojej matki sprzed kilku dni. Wtedy tego nie rozumiałam ale teraz wszystko jest takie jasne. Powiedziała, że często nie zauważamy największego szczęścia naszego życia, że nie widzimy jak cicho wkrada się do naszego serca i kuca w kąciku czekając na chwilę aż my je zauważymy. Musiała się domyślać tego czego ja nie widziałam. Ja ujęłabym to dosadniej. Nie zauważasz szczęścia dokupi nie ugryzie cię ono w tyłek. Zagryzłam wargi by nie roześmiać się na głos. To były jego słowa. Miał wtedy co prawda co innego na myśli ale pasowały do sytuacji idealnie. Nagle drzwi łazienki otworzyły się i w lustrze zobaczyłam jak Ona wchodzi do środka. Momentalnie moja twarz tężeje. Nie mogę oderwać od niej oczu. Jest piękna. Nie w typie Claudii Shifer. Ma w sobie jakiś wewnętrzny blask. To dziecko. Każda kobieta była by piękna spodziewając się jego dziecka. Spostrzegła, że się jej przyglądam i uśmiecha się do mnie. Speszona opuszczam wzrok i szybko kończę wycieranie rękawa. "Nic nie szkodzi." Słyszę jej głos. Jest ciepły i łagodny. "Przywykłam do spojrzeń ludzi." "Mimo to przepraszam. Już wychodzę." Powiedziałam sięgając po płaszcz. Przez chwilę stoją nieruchomo i w końcu mowie prawie szeptem. " To ósmy miesiąc, prawda?" "Skąd pani wie? Ma pani własne dzieci?" Pyta zaskoczona kładąc dłoń na brzuchu. "Nie, jestem lekarzem." Wyjaśniam. "O, to może pani mi pomoże. Mieszkam w Waszyngtonie dopiero od niedawna i ... Nie to głupie. Proszę o tym zapomnieć." Kończy skrępowana. "Chce pani wiedzieć, który ze szpitali ma najlepszy oddział położniczy. St. Mary." Odpowiadam starając nie patrzeć się na jej ciało. Szybko ją mijam i prawie w biegu opuszczam łazienkę. Tuż za drzwiami wpadam na kogoś. Mężczyznę. "Przepraszam..." Rzuciłam i chciałam pobiec dalej. Jego ręka chwyciła moje ramię i już miałam rzucić go przez ramię kiedy usłyszałam jego głos. "Scully? Co ty tu robisz?" O mój Boże to Mulder! Nie mogę teraz z nim rozmawiać! Rzucam spłoszone spojrzenie na drzwi łazienki spodziewając się, że w każdej chwili może się w nich pojawić jego dziewczyna. "Scully? Wszystko w porządku?" W jego głosie słychać troskę gdybym tylko odważyła się podnieść wzrok i spojrzeć mu w twarz zobaczyłam bym ją również w jego oczach. Musze wyglądać strasznie. Jego uścisk maleje a ja odsuwam się od niego. "Nic. Nic się nie stało." Mój głos brzmi tak obojętnie, że przeraża mnie to. Biorę głęboki oddech i spoglądam mu w twarz. On naprawdę się martwi. Jego brwi są zmarszczone a głowa lekko pochylona w moją stronę. Zawsze tak robi kiedy się martwi. "Fox? Coś się stało?" Oboje jak na sygnał spoglądamy w stronę drzwi damskiej łazienki. Stoi w nich Ona. On patrzy na jej twarz a ja na jej brzuch. "Gratulacje." Szepce i odwracam się. "Scully? Scully! Czekaj!" Słyszę jego wołanie tuż przed tym jak drzwi Cafe Paris zatrzaskują się za mną. Stoję sama na ulicy. Czuję pierwsze krople listopadowego deszczu na twarzy. Sięgam po torebkę by wyjąć klucze do samochodu zaparkowanego po drugiej stronie ulicy i dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że zostawiłam ją w łazience. Zamykam oczy. Przecież nie mogę tam wrócić! Nie mogę! Nie chcę! Zaczynam biec a deszcz zacina coraz mocniej. Ludzie chowają się przed nim w sklepach i pod markizami a ja biegnę dalej nie zważając na to jak mokra już jestem. To ucieczka, słyszę szept. Uciekasz przed nim, przed nią i przed bólem.