Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej. 2 Tadeusz Juda Żukowski INTYMNA KSIĘGA GENESIS 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 4 Pamięci mojej Mamy Adeli z Dziczkańców Żukowskiej (l X 1918-18 VI 1999) 5 Kim jest i kim będzie ta umiłowana Z Pieśni nad Pieśniami? Ta Mądrość-Sofija, Uwodzicielka, Matka i Ecclesia? Czesław Miłosz, „Ogród ziemskich rozkoszy” Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem. św. Augustyn 6 Genesis I Oto przychodzę; w zwoju księgi napisano o mnie. (Ps 40) Jeszcze nie umarłem i nie narodziłem się jeszcze gdy w bezszelestnym blasku tchnienia co przygotowuje świątynię dla ogromu Światła rozwinięta przede mną jak skrzydła nieskończony zwój ciemności krystalicznej. I byłem wszystkim we wszystkim, i mocą imienia nowego. (Które zna Ten jedynie kto je wymówi - mniejsze od pyłku nad przecinkiem - spojrzawszy nań w dniu właściwym.) I wiedziałem, że będę, że jestem posłany, by uratować świat stając się kładką dla stóp tej, która biegła ku przepaści oszalała z braku miłości. I ogarnęła mnie groza. Bo to też byłem – ja? 7 * * * „Nic nigdy nie tłumaczy pierwszego kroku” - czytałem cudze słowa pod każdym znakiem miłosnego listu i usłyszałem śpiew wysoki płomiennych obrazów: na kamiennym brzegu Tybru krzew dzikiej figi owocujący spłoszonym sercem gołębia: drobna piąstka wołająca u bram trzech tysięcy lat: Rzym - i Mistrz tak smutny w pustych bazylikach i pośród tłumów na wiecznych jarmarkach. Tak bardzo dotknął mnie ten znak wygnania, że rana serca spragniona pocałunku mogła nawet być ustami Judy, gdy zdradzał. I obdarowano mnie perłą bezcenną: wygnaniem z wszelkiej miłości w pogoni Miłości. Tak na trawertynowej ławce na Piazza Navona stałem się bogaczem: Nikim. Wypełniła mnie szczęście nieobecne tak wielkie, jak ogromna jest radość wielbłąda, gdy przejdzie przez ucho igielne. I stałem się jedną wielką łzą, i nie miałem już imienia: łzą czystą jak nieistnienie, które jest Szatą rozszarpywaną przez cztery strony świata. Uwolniony dla światła i śpiewu wywiodłem głos swój na pastwiska ciszy. 8 Oliwko, płomyku ...wtedy zdało mu się, że jest duchem wysokim Północy, który wyzwolił się z ciała – a ono spłynęło z gór nad Asyżem i wypełniło żalem białym, dymiącym Dolinę Umbryjską... I zapłakały chóry drzew oliwnych obfitym owocowaniem, i podniosła się mgła z taką czułością, jakby niebo powstawało z klęczek, a powietrze i słońce były tak rzeczywiste i rześkie jak poza czasem i przestrzenią wpisujące się w twoje i moje serce zdanie: „aby przynieśli do świecznika oliwę czystą...” A przecież nie znałem wtedy imienia, do którego będę posłany, jak i ty nie znałaś imienia, którym będziesz obdarowana: oliwko, płomyku wieczności. 9 Ganesis II Mój miły wyciągnął rękę przez kratę, A wówczas zadrżało cale moje wnętrze. („Pieśń nad pieśniami” 4, 4) Huczała za twoimi źrenicami ciemność, jakby jądro ziemi namaszczało cię miażdżącym potrzaskiem mocy. Jak żółte oko zdrady, jak nagły wrzód pod językiem rozlała się we mnie tępa niechęć do bagiennych książąt w rubinach twoich zmysłów. Ale iskierka, płomyk (blady jak ryżu ziarno) rozbłysł niby wołanie z lodowych lądów. A ostrze jego wpięło mnie w twoje włosy: motyla z ażurowych różyczek bieli. Trzepocząc w perłoworudych agoniach w spaloną twarz ikony błękitnozłotego naprószyłem blasku. I stałaś się kolumną niebiańskich wód. Głucho osypywał się popiół w podziemnych martenowskich piecach, gdy uwięzioną wyprowadzałem ku przebiśniegom, zawilcom, okapującym płynną mirrą złota forsycjom. Wśród wiosennych przymrozków migotały skrzydełka strumyków i uśmiechów. I wypełniło się. I nie wiem, kim jestem, kim byliśmy. 10 Świetlista gałązko jaśminu Do tylu pukałem bram: gołąbeczko świetlista, gałązko jaśminu w kropelkach rosy, w promieniach chłodnego słońca wieżo Giotta lekka i ty wysokie niebo nad smukłą Florencją - nasłuchując miłosnych kroków tej, która jest oblubienicą posianą od Pana. I żelazna dłoń faraona zaciskała się na moim sercu tak mocno, że przemieniało się w orzeszek z ołowiu. I upadałem znowu na samo dno czyśćca, gdzie ucztują sępy i szakale. 11 W ogniu zielonych łąk Ale kto jest mocniejszy od śmierci? Najoczywiściej ja. Droga wolna, Kruku Ted Hughes Byłaś ociemniałą rybą światła, która skryła się we własnym sercu. Odkąd spojrzałem na ciebie ścigało mnie gradobicie szeolu: uderzał w moją twarz Kruk? Gołąb kruczy tak tulił się do ust? Aż dotknąłem dłonią strużki popiołu w twoich włosach i posypały się pierwsze blade promienie. Jak ogień ze smyczka spłynęła w orkiestry wód symfonia żywiołów i uderzyliśmy w siebie jak dwie łodzie, jak prądy rzek: dyszały skrzydła jasne, skrzydła ciemne w ogniu zielonych łąk. Aż ze źródełka ciszy wyplusnęłaś: złoty posążek żyznego ciepła, poza którym nie było już mnie. I zniknęliśmy. I ciało, i dusza. 12 Niezrozumiały z błękitem pakt Czekasz mnie z sercem swym na dłoni I nie wiesz że się w błękit zmieniam I że cię spotkam przemieniony. Guillaume Apollinaire Chłodna pręga plaży i piany morskiej szminka. A przecież nie takie podawałaś mi usta. I winogron sok krzepł na gałązkach warg. Oprószone bladym błękitem ciała nasze w prostokątach płócien ogrzewają cudze spojrzenia; pochylamy ku sobie głowy, bo posłyszeliśmy za plecami mozolny koncert mroku. A biegliśmy - przed mrugnięciem powiek - z rąk matek i zdawkowych kochanków ku sobie: galopowały konie z głębokich wód ku powierzchni wilgotnych, śpiewających skór. Urodziliśmy miłość poczęci z tęsknoty. W smutku złożyłaś twarz na moich kolanach a ja otworzyłem oczy, by oświetlić jej drogę pośród kwitnących głogów – ku rześkim powiewom znad mórz. I stała się mocna jak królestwa blask. Mówi stary mistrz: połączył nas niezrozumiały pakt. Wszedł w tę moc wszak i Pan. Jak On nie przeminę, by u źródeł pić radosny blask: rześki błękitu brzask. 13 Błękitny płomień „przybądź więc tutaj z Krety, do świątyni, gdzie rośnie sławny, święty gaj jabłoni” Safona Po przedwiosennych przymrozkach uderzenie słońca: sady, sady - balety bieli. Oto rzeźbi ciebie muzyka żarliwa czułych zapachów; otwierają się pąki, nabrzmiewają gałązki - drżą wilgotne usta. Zawrotnie wysoki błękit jest naszym pierwszym pocałunkiem, który stał się kopułą tej świątyni. Stoimy w centrum świata: w blasku czystych serc. Jesteśmy dziećmi, które tak mało kochano - i tyle cieni klęczy u naszych stóp. Twoje i moje czyny powiązały się we wstążki wierszy, których wiatr już nie zawiąże w naszych włosach. Podajemy sobie dłonie i znikamy w błękitnym płomieniu. O, bezbrzeżna świątynio wiosennych sadów - i ty bezsłowna świątynia ostatnich zaślubin. 14 Czystość, balet Pomiędzy zielenią a błękitem – kłos. Włosów twoich ciężka miedź spojrzenie pochyla brązowozłote. A tam u stóp rybitwy światła w okrzykach wiosennych wód: Pstrągi prężą grzbiety rzek. Perłową nagość okrył płaszcz uśmiechów nieba i skowronków źródełka dzwonią i śnieżyczki. Czarne kopczyki młodej ziemi oczekują na deszcz: twoje łzy przebaczenia. Spada tęczujące piórko. Korona się unosi oddechów stworzenia i jesteś żaglem na arce. Hosanna alleluja, hosanna alleluja; nie moc a Czystość tryumfuje. 15 Świątynia żywa W świątyni którą założyły Twoje ręce Panie (Wj,15,17) Gdy zamieszkałem w narkotycznej komnacie oczu twoich, miła, wbiegłaś do katedry blasku i ujrzałem Świątynię żywą pustynnego ognia pokolenia powalającą w pokoty prochu. I zagarnął nas błysk zazdrosnej miłości Pana i jak kobieta poddałem się wyniesieniu ponad ciało. I upadaliśmy w sztormowe jeziora niezgłębionych ciał; namaszczałaś mnie wonią młodej trzciny, ja balsamem nadmorskiego piasku. Dyszała krew nasza jak obłok burzy - w ucieczce przed Panem. I znowu przez witraże twoich źrenic spoglądałem w Jego diamentową Twarz. Drżałem z miłosnej zgrozy wielbiąc świątynię Ducha i świątynię Ciała, którą założyły dłonie Twoje Abba. 16 Płomień i popiół Zloty Most nad rzeką Arno – i złote karpie w królewskich Łazienkach. Dwa echa symfonicznych orkiestr od których ogromnieje serce tęskniąc do niepochwytnej linii horyzontu, gdzie ziemia i niebo w miłosnym uścisku pośród wód, stepów i jaskrawych pustyń płodzą niewymawialne imię przestrzeni. I takie wzruszenie odbitego w stawach wzroku jakby on pragnął śmierci – a ona zmartwychwstania. 17 Ogrody symetrii O ogrody obłoków ponad wodami o łąki rozległe wód rzeźwiących pod obłokami: gdy biegnie do mnie miły mój po promieniu słońca – zbiegając z gór najbielszych wydobywa się z lodowych przepaści. Gdy unosi mnie na pagórki ogrodów ciszy - sprowadza w ciemniejący marmur głębin. O, ogrody roziskrzonych uniesień, o, pastwiska, o ławice wielobarwnych okrzyków rozkoszy. Miła moja jest jak latająca ryba, miły mój jest jak nurkujący ptak. Kim jestem pomiędzy obłokami? Gdy tak bardzo pragnę utonąć w rozkoszy kołyszących wód, gdy tak miłuję soczyste alleluja światła. Oblubienicą nieba? „Wstąp, miły mój, w swój ogród. I spożywaj jego wyborne owoce!” Oblubieńcom ziemi? „Przyszedłem do ogrodu mojego, Siostro moja, oblubienico moja.” 18 * * * Różo biała płocha różo obłoków – i ty w oku moim jaśniejąca muzyko; okruchu nieba – łzo rosnąca w sercu. Ku tobie idą pochody krwi podziemne myląc straże, ku tobie opłatku ust na wysokościach i smukła wieżo błękitu. Różo. I ty listku znad obłoków Miłosnego spojrzenia. 19 Genesis III Twe oczy, które patrzą na mnie spoza zasłony Są gołębicami. („Pieśń nad pieśniami” 3, l) Oto otwiera się Pierwsza Brama: stoję pod niebem czułym i nabrzmiałym jak usta dotknięte kredką wilgoci co ulegną za chwilę mgiełce mlecznego oddechu. Teraz otwiera się Druga Brama twoich oczu: jestem powietrzem drżącym na wonnym języku tygrysa w rozbłyskach kłów i w pomruku gorącego mroku. Otwiera się Trzecia Zasłona twoich oczu: odurzający obłok miodnych lip pośród dnia omdlałego unosi mnie w pierzastość i soczystość krwi jak Pacyfik okręty w zakątki dna. Nagle otwiera się Czwarta Brama twoich źrenic: wirują kratery szeolu, wodospady czyśćca i tęczowe tunele ogrodów naszej skóry pośród spłoszonych rybitw, albatrosów i mew. Wtedy otwiera się Piąta Brama twoich łez: światło, światło, światło i cisza luster zdjętych z jezior, których dotknął nasz wzrok. Tak oto otwiera się Brama i spada Zasłona: jak śnieg unoszący nas w niebo - gołębice – kotłujące się gołębice ust, spojrzeń i bezgranicznie trwonionej królewskiej radości. 20 Ucieczka do Egiptu Była ona bowiem jak ogród Pana, jak ziemia egipska... (Rdz 13, 10) Z opuszczanych, zdziczałych ogrodów przed samym sobą uciekałem do ziemi Egiptu. Wołałem udręczony na drodze do Damaszku: Spal, spopiel mnie i ten Legion spłodzony przeze mnie. Abym przejrzał! I objawił mi się anioł płomienisty od blasku ciała. I wilgotny, i żyzny. I niósł mnie jak gałązkę ognistego krzewu w swych ustach. Rozpaczałem pod niebiosa z miłosnego niebytu. I śmierć piłem i wodę życia. W Egipcie. 21 Biały kamyk II Jaskrawy wiatr skwierczący iskier tumult w ognistych grzywach złoty koni bieg. I rozprysk czystych wód i kipiel chłodnej topieli: skąd nadbiegło nienasycone niebo, skąd wód zachłannych szum? O, jak wysoki jest taniec serc podających sobie z ust do ust na językach błękitnego płomienia - kamyk biały. 22 Ciemne jabłko Ogrody, ogrody, o, utracone winnice – o mila moja dziewczęca i czysta ponad wiekami, o duszo moja gubiąca ją jak wędrowiec łzę pośród rudobrązowych krajobrazów. Oto jestem smukłym chłopcem zrodzonym z tej kropli, która upadła pomiędzy biodra mojej matki. W świecie jak na dnie wód nieutulonej tęsknoty. O, aniołowie, o wierne psy ciepłym pyskiem trącające moje zimne dłonie. O duszo poślubiona mi na Początku – pozwól odnaleźć upragniony kres horyzontu. To ja jestem Łazarzem. Wchodzę i wychodzę z grobu. Siadam na kamieniu i czekam, ze się znów urodzisz. Pośród ugrów i ugorów pasą się białe konie. Gdzie ich wodopoje? Gdzie miła moja, która jest duszą Sfinksa? Czy odpowiedź zna wiatr tysięcy lat? Lecz oto toczy się spod pędzla mistrza ciemne jabłko i zakwita na nim moja jabłoneczka podnosząc jak płomień dłonie ku niebu. Boję się poruszyć skamieniałymi powiekami i czytać ponad nią słowa ze Światła: Miły mój, otom Jest, która Jest. 23 Złoty promień O, cała jesteś piękna przyjaciółko moja, I ani jednej skazy nie ma na tobie! („Pieśń nad pieśniami” 3, 7) Gdy przed lustrem, naga, wplatasz światło w ciche brązy włosów - jak zamsz na brzoskwini nabrzmiałej kładzie się na twej twarzy słodki smutek: poruszyło się magiczne szkło i widzisz to leniwą to rwącą zmienną rzekę miłości, do której wstępuje matka i jej matka, i przyjaciółki, i obce kobiety. Omdlewają i toną. Przełamuje się lustro wody w kaskady i podrywają się ptaki miłosnych okrzyków. Nawałnice drapieżców rozrywają ten obraz na strzępy. O doskonała harmonio dziewczęcego czoła, oczu i ust, przez którą przemknęła błyskawica cienia; skazana bo piękna i bez skazy – przyjęłaś nieunikniony wyrok jak jedwabna rękawiczka dłoń. Poruszyła się mleczna krew pod skórą piersi i spłynęła miękko linią bioder w gorące zaułki ud. Otworzyła się przestrzeń a echo błękitu powtórzyło ciebie w żywym lustrze światła. W świecie nietrwała trwasz w złotym płomyku wplątanym we włosy. 24 Śpiewające światło Nad wino słodsza jest twoja miłość, A wonność maści twoich nad wszelki zapach balsamu. („Pieśń nad pieśniami” 3, 10) Skąd ten słoneczny wiatr wiosennych woni, gdy nabrzmiewa w sadach biała muzyka śliw, grusz i jabłoni, skąd miła te złote skrzydła, to gniazdo śpiewającego światła wokół – skoro między nami tylko nagość w omdleniach od nadmiaru pogoni balsamicznej krwi... Ach, wtem z koronek aksamitnej bieli – blask, blask soczysty i tyle mlecznej bliskości – wychyliły się uważne i ufne młode foki twoich piersi: i traciłem wzrok, by odzyskiwać duszę, i traciłem duszę, by odzyskiwać wzrok. Klęczeliśmy przed sobą: ty rozległa jak łąka po której biegną łososiowe konie, ja czujny i sprężony jak tygrys przed skokiem w to gorące stado. Pod nami jeziora przelewały się wzajemnie w siebie. Wokół nas jak śnieg topniał czas i przestrzeń. Nad nami w milczeniu zakrzepły słońca i planety – i zgasły w nas. 25 Mgła nad wodami Należę do miłego mego, a mój umiłowany Który pasie między różami, należy do mnie. („Pieśń nad pieśniami” 4, 3) Białe skrzydła gołębicy spłynęły strumieniami z gór: poderwała się do lotu ziemia i zatrzepotała śniegiem w gruszach, jabłoniach i śliwach. Wiśnie osypane pocałunkami słonecznych ust. W dłoniach błękitu wilgotna kula w płochych płomykach zieleni. I miły mój pochyla swój rzeźwiący oddech nad różyczkami moich piersi. Łagodnie falują wzgórza i doliny poddane czułym oczom: „Jak piękny jesteś, mój miły, jak wdzięczny. Łoże nasze jest ze świeżej zieleni.” Jestem słodką trawą, której poszukuje wonny język twój nad skalistym strumieniem; jestem łaknącą łanią, w którą uderza wody wir. Jaki zawrotny pęd krwi, jak śmigłe ściganie się pstrągów pożądania pomiędzy naszymi źrenicami. Aż ruszają cienie ciężarnych gór ku dolinom, a nadlatujące łabędzie szukają miejsca na lądowanie: wylewa się sok z przeciętej pomarańczy. Zapach wieczoru wtula się w skrzydła gołębia mgły i oto unosi się duch nad gasnącymi wodami. 26 Pokój, pokój i jego pocałunki Struno serdeczna ponad obłokami, pośród ogrodów światła ścieżko pokorna, milcząca piosenko przebaczenia – tęczo: biegnij, biegnij tęsknoto i ty spiesz się nuto nadziei i wołajcie jasnymi głosami miłosnego bólu: Rabbuni! O, obłoki białe kłaniajcie się naszyjnikowi blasku, o, harfo aniołów pod palcami Pana wołaj: pokój, pokój i jego pocałunki!... Niech trwa piosenka rosy i róży pośród wesela światła i ciszy. Oto na dwóch krańcach głosu mieszkamy: w lewej i prawej dłoni nad potopem. 27 Pieśń wysokich gór Wylewaj swe serce jak wodę... (Lm 2, 19) Z klaskaniem weselnego orszaku pośród sreber śmiechu serdecznego – wodo, wodo panno śmigła w welonie z pian zbiegająca z gór, z nieba wysokiego – i ty Światła mocno obejmujące Jej śpiewną kibić: miłosny oddechu najczulszej Wiedzy. Ojcze słonecznego deszczu. Matko rodząca Źródło i przez nie zrodzona, biegnąca z Synem w ramionach, boso po językach skał, które śpiewają: rzucono pod Twoje stopy kamienie – bo żyją w nas świątynie milczenia. O, jak bardzo spragnione są ich usta żywej wody światła, które wylewa się z serca Syna. Matko – Ojcze. 28 Niepewność, drżenie Milczysz filigranowa ikono, nie cichniesz bólu wahadełko: u twoich stóp znieruchomiałe ogromne oko księżyca – trzcino nadłamana. I ciemność nagła burzowych chmur. Drżysz. Bo może ten, który milczy błyskawicami przyszedł złamać cię ostatecznie? 29 Szkło bolesne Niebo złote ci otworzę Krzysztof Kamil Baczyński O, echa, o głosy krwi witającej światło i pęd w stukocie kół; o pospieszne pociągi do stolicy twego serca - i otwierające się miękko tunele niepokoju; kołujące za nimi równiny nieba w zieleni i pól w błękicie. Staliśmy w ciszy stawów; dwa drzewa w zmienności liści, w uporze ciemnozielonych igieł, a karpie krążące jak złote słowo tao wplatały nasze imiona w sieci jasne, w sieci ciemne: Upadaliśmy w muliste dno zachłannych zmagań; zabójstw, narkotycznych zdrad, wyniosłej rozpaczy. Uderzenie mrozu godziło najcelniej: Pierwszych dotknięć wiosny upuszczona chusteczka przecierała lustra wód. Wbiegały w promienne sieci zmysłów dziewczęce ciała, chłopięce wołania. Płoche słowo tao, wilgotne i różowe wynosiło nas na wysokość złotego błękitu. Wtedy pazur spoza źrenic ranił naszą Twarz. 30 Piosenka znad strumienia Źródlany oddechu: czułości niedościgła jesteśmy jak ogród rozdzielony strumieniem. Na przeciwległym brzegu różo w wonnościach wiosennego świtu wstąp i na moją jesienną stronę niech rozbłyśnie w kamyku serca zamknięta piosenka a z nią radość nieroztropna od nadmiaru piękna. 31 Zmartwychwstanie Błyskawica barw? Tęczowy skok troci w huku wodospadu: twoje spojrzenie – i jak burty okrętu parcie w drewno burty - pod żebrami tłumiony napór krwi: i oto wniesiono menorę soczystego blasku, i stanęły chóry przestrzeni pomiędzy płomykami naszych źrenic; o, jak błękitne słońce nad kałużą przygłuchego miasta. Jak wyraźnieją linie, rysy i pyłki. Kontury twarzy otwierają się pod opuszkami czytających je palców miękko jak ziarenka kawioru na czułym języku. Nie słychać słów. Kropla. Niewidzialna i cicha perła naszego umierania oto ubrała się znowu w promienne sukienki blasku i pośród bieli rozsuwających się śniegów, ścian - łzy, łzy, łzy nigdy nie zapisanych nut. Całuj jeszcze ciszej palec przyłożony do ust: kwitnie płomień u Wrót. 32 Polowanie Nad kartką papieru cień: jastrząb znieruchomiały nad twoją piersią. Budzi cię dotknięcie zielonej źrenicy i widzisz omdlewający w oddali żagiel siostrzanego ciała: nad nim skrzydło drapieżnie pochylone ku zgubie. Oddaję ci usta chmurko potu, oddaję ci swoją krew wiewiórko czułości. Okryj nas kartko, ukryj wilgotna kryjówko. Dwa drapieżne ptaki polujące na wiersz: rozszarpane serce. 33 Serce jastrzębia Która jesteś kolumną królewskiego blasku nie rozpaczaj, nie gaśnij. Nad sczerniałego miasta mrukliwymi mostami wiatr rozpędza konnicę chmur z zamierzchłych bitewnych pól. Chusteczko biała za okrętem frunąca w morze nie toń w tej ogromnej łzie. O, wyspy stężałej od niepokoju zieleni którymi włada podmorski wulkaniczny grzmot. Jabłuszko zalotności, piąstko żywicy zamykająca mnie w bursztynie swoich zmysłów podnieś powieki i spójrz poza lustro: Jeszcze jest ciepłe to miejsce w powietrzu, w którym rozbłysło serce jastrzębia, gdy jego wzrok dotknął twych ust. 34 Róża O, posilcie mnie plackiem z rodzynek I orzeźwijcie mnie jabłkami, Bo jestem chora z miłości. („Pieśń nad pieśniami” 1, 5) Pyłek, kropla blasku pod soplem lodu wirująca i dłoń różowa od snu na firance białej: i wzrok aż po horyzont odprowadza czyste nuty krajobrazu; zimne pagórki, zsunięte powieki jezior i niebo czochrające się o czarny grzebień lasu. Ach, miły mój, gdyby podnoszące się słońce było twoimi ustami. Wiosennej muzyki jutrzenko, miła moja, nie płacz tak słodko, tak gorzko we mnie, różo złota pośród cierni pochylam się nad tobą jak anioł smutku nad zgubionym własnym sercem i zakwitam gałązką tarniny na cierniowym krzewie. Dotknij dłonią; śnieg. Nabrzmiewa leniwa plamka krwi. Jeszcze bardziej cichnie kwiatów biel i szept: różo, rano wonna. Łzo. 35 Odwrotna podróż O przyjaciółko moja śpiesz się Póki cię wzrusza lokomotyw bieg. Guillaume Apollinaire Obraca się błękitne koło horyzontu w rytmie twego jasnego oddechu: przetoczył się nad nami ognisty piec ogromnej pomarańczy Medalik z lodu i węgla blednie coraz bardziej na tle atramentowych fal mroku w portret rozpaczy. Księżyc. Wiatr twoje kroki chce zepchnąć do rowu. W innym miejscu i mieście tak bardzo pragnę wsiąść do pociągu którego oszroniony pysk o świcie zdmuchnąłby białą duszę księżyca rozsypaną u twych stóp. I poszlibyśmy pomiędzy nieskończonym pismem dwóch czarnych kresek w odwrotną podróż: Twarzami zwróceni ku łąkom, co się w końcu wyłonią w zieleni, wsłuchani w cichy szept małych rzek – zbieralibyśmy w pamięć oczu i rozpalonych skór błękitnozielonych jezior chłód. Gasnący parowozów żar i syk przypominałby nam – jak pożary lasów - wszystkie księgi wygnania, każdą stronę powrotu. Tylko jak wypłukać ze źrenic ten ostry piasek gwiazd? 36 * * * Śnieżynko światła gniazdeczko, gwiazdo gasnąca na ustach – i ty ciemniejący motylu nieboskłonu jesteście nieczytelną już kaligrafią serc, które upadły nagle porażone żarem źrenic mrozu. 37 Przed ścianą płaczu O, królewska kaskado krystalicznych łez; niebo otwarte nad Jeruzalem. Oblubienico zstępująca w welonie światła w mój ciężki sen: diamencie miłosnego Umysłu. Motyle oto tańczą naszego zapatrzenia w siebie, o miła maja o poranku kłaniająca się przed ścianą ciała. Nasłuchujemy, jak kołaczą w niej kamyki serc. O, ściano ciemna jak ściągnięte na czoło Pana burzy brwi, ściano, której kłania się Wieczne Miasto i za morzem Izrael – ty mnie urodziłaś i stanęłaś nad moją kołyską i piastujesz do dziś. Gdziekolwiek jestem – z kamienną czułością całujesz moją twarz. 38 Orfeusz i Eurydyka A jednak wyrwałem cię ze skały ciemności, z bezdusznego wyprowadziłem szeolu. Twoja nieśmiertelna tęsknota do światła stała się trudną drogą powrotu. Opieczętowany Pieśnią nad pieśniami z jej złotych nut utkałem twoje nowe Imię. Eurydyko, umierałem niosąc tobie zwycięstwo nad samą sobą. Czarny ogień tężał wokół jak asfalt i ołów, lecz wołałem przeciw popiołom, wbrew wyrokom śpiewałem: „Wstań przyjaciółko moja, pójdź, piękna moja! Bo oto już minęła zima. O wyleć gołębico, ze skalistych otchłani I z ukrytych szczelin.” A jak kości, gdy je Pan przyobleka w ciało – stały się ogrodami potępieńcze skały: „I pozwól mi oglądać twoje oblicze, I pozwól mi usłyszeć twój głos.” Oniemiałem: Staliśmy na dachu świata, nad oceanami martwych łez. „Jak piękna jesteś, przyjaciółko moja, jak piękna. Oczy twoje są jak oczy gołębicy” – od tej pory wzdycham ku obrazom z tęczy strącony w przepaść pustynnego ciała. 39 Łzy Orfeusza Czyż nie jest rozkoszą krystalicznej wody miłość, jak gdy zbłąkany do śmierci nagle znajduje źródło pośród płomienia pustyni? Miła moja, w miłosnych szeptach i pytaniach zawsze byłaś przyszłością oglądaną, dotykaną teraz: stąd tyle niepewności i drżeń. Gorzknieją w moich dłoniach granaty, winne grona gasną i mętnieje wino od tak okrutnie zdobytej wiedzy, Eurydyko. To w podszeptach zawistnych demonów usłyszałem, że do progu Erebu idzie za tobą tajemna przeszłość twoja, ciemna strona duszy. Pokuszony przez intymne zło miłej mojej złamałem zakaz. Porażony jałowym widzeniem posiadam tylko przeszłość i głuche ciało. O, spóźnione oświecenie od aniołów, cierpka słodyczy mędrców: Miłość wszelki cień obmywa, wyrywa cierń i ozłaca rany. I nie chce znać piekieł, z których wyprowadza Oblubieńców. 40 Pocałunek Nie płacz, nie płacz, nie gaśnij szczerozłoty ogniku źrenicy: jak świetliste tysiąclecie w Twojej dłoni, jak pijąca z niej golębica błogosławieństw – jest miłosny pocałunek pokoju. 41 Taniec na pustyni pamięci Artura Międzyrzeckiego Tańcz, tańcz serce moje i dłonie niech wykrzykują: hosanna! Oto nadbiega Ojciec; oto zanurzam się w słodyczy Matki. W złotym oddechu, w blasku Słońca, które połknąłem, by żyć. Śpiewaj, śpiewaj życie moje, wylewaj się obfitości serca na pustynię: pod każdym ziarenkiem piasku otwiera się studnia pragnienia. 42 Postscriptum „w sztuce płomień powstaje z popiołu” Wincenty Różański 43 Tadeusz Juda Żukowski, jest synem Jana, zesłańca do Republiki Komi i Krasnojarskiego Kraju (sioło Matygino nad Angarą). Urodził się 9 listopada 1955 roku w Gwardiejsku (Tapiawa) nad Pregołą (d. ZSRR, d. Prusy Wschodnie) w pobliżu Kaliningradu (Królewca). Do Polski, jako „repatriant”, przyjechał w maju 1958 i osiadł - wraz z rodziną pochodzącą z pogranicza Wileńszczyzny i Ziemi Nowogródzkiej - na Pomorzu Zachodnim. Tutaj, w Trzebiatowie, Gryficach i Kołobrzegu, zaczął pisać wiersze, które zechciał zauważyć i wydrukować w „Spojrzeniach” (1973) szczeciński krytyk Erazm Kuźma. Studia na poznańskiej polonistyce rozpoczął w 1976 roku od wydawania własnej niezależnej gazety poetyckiej „Jeden”. W odpowiedzi na manifesty gdańskiej Grupy „Wspólność” („Poezja” nr 9/1976] ogłosił polemiczny manifest indywidualizmu („Nurt” nr 5/1977). Polonistykę na UAM, wzbogaconą wykładami z historii sztuki, ukończył jako student indywidualny z dyplomem z wyróżnieniem w 1980 roku. W roku 1981 ogłosił w poznańskim „Nurcie” kolejny manifest pt. „Poezja żywego dialogu”. Pierwszą książkę poetycką „Ogród prowincji nieplewiony” (pisaną w latach 1975-79) wydał w Szczecinie w 1981 roku. W roku 1983 jego kolejny tom poezji „Listy metafizyczne” z powodów politycznych wycofało z druku Wydawnictwo Poznańskie, pomimo entuzjastycznej recenzji Mariana Grześczaka, który ponadto typował tę książkę do Nagrody im. K. Iłłakowiczówny. W swoim dorobku twórczym za najistotniejsze dokonania uważa „Księgę listów” (1988), „Łzę”(1991), „Elegię zimową i kilka innych linijek z końca tysiąclecia” (1994) oraz „Biały kamyk” (1998). Pracuje nad tomem „Wielka Księga Apokatastasis”. Jest laureatem kilku nagród literackich; m.in. Medalu Młodej Sztuki (1989) i Nagrody im. Stanisława Piętaka (1993). 20 maja 2000 odebrał symboliczną Nagrodę Ryszarda Milczewskiego- Bruno w Dziale Poezji: “Duże Piwo Grzane z Łyżką" za tom “Biały kamyk". Jego poezje przetłumaczona na język angielski, niemiecki i bośniacki oraz opublikowano w wielu antologiach. Opracował i opatrzył posłowiem wybór poezji miłosnej Anny Świrszczyńskiej „Czysta rozkosz” oraz zrealizował o tej wybitnej poetce film dokumentalny pod tym samym tytułem. W roku 1981 doprowadził do powstania w Poznaniu ogólnopolskiego pisma literackiego „Wers”, z którego wydawania redakcja jednomyślnie wycofała się w proteście przeciwko wprowadzeniu 13 XII stanu wojennego. W latach 80. współtworzył niezależną kulturę. W roku 1987 otrzymał prywatne stypendium Romana Brandstaettera. 1 kwietnia 1989 roku uczestniczył, na zaproszenie Lecha Wałęsy, w Niezależnym Forum Kultury w Warszawie. W latach 1990 - 1996 współredagował „Czas Kultury". Od 1990 roku posiada legitymację Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. W styczniu 2000 został mianowany przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego członkiem Rady Muzealnej przy Muzeum Narodowym w Poznaniu. 25 października br. w Instytucie Filologii Polskiej UAM w Poznaniu pod kierunkiem prof. Marii Adamczyk została obroniona praca mgr. o jego twórczości poetyckiej. 44 Nota redakcyjna Wszystkie cytaty z „Pieśni nad pieśniami” wzięte zostały z edycji Wydawnictwa Poznańskiego z 1988 roku w przekładzie Romana Brandstaettera, z grafiką A. Jeziorkowskiego. Pozostałe cytaty biblijne pochodzą z „Biblii Tysiąclecia”, Pallottinum, Poznań – Warszawa 1980. Cytat z Teda Hughesa w tłumaczeniu Jana Rostworowskiego pochodzi z wiersza „Rozmowa u drzwi łona” z tomu „Kruk” pomieszczonego w „Wierszach wybranych”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1975. Guillaume Apollinaire przywoływany jest z tomu „Piosenka niekochanego” w tłumaczeniu Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1994. Motto z Safony wyjęte została z tłumaczeń Joanny Brzostowskiej pomieszczonych w tomie „Pieśni”, PIW, Warszawa 1961.