ADAM SKWARCZYŃSKI - OD DEMOKRACJI DO AUTORYTARYZMU Wstęp, wybór i opracowanie DARIA NAŁĘCZ Biblioteka IHUW 1076004187 Wydawnictwo Sejmowe Warszawa 1998 BIBLIOTEKA INSTYTUTU HISTORYCZNEJ Uniwersytetu Warszawskieg^ Redaktor naukowy Andrzej Chojnowski Opracowanie graficzne Zdzisław Byczek Redaktor Kazimierz Stembrowicz Redaktor techniczny Anna Rowicka Korekta Anna Piliszek inwentarza © Copyright by Kancelaria Sejmu Warszawa 1998 ISBN 83-7059-288-0 KANCELARIA SEJMU Opracowanie, druk i oprawa: Wydawnictwo Sejmowe Arkuszy wydawniczych 12,75. Arkuszy drukarskich 15,25 Wydanie pierwsze Warszawa 1998 Ml-A-i 93? Wstęp Dla pokolenia, które walczyło o niepodległość i które budowało zręby odzyskanej państwowości, był Adam Skwarczyński postacią szczególną, na swój sposób niezwykłą. Gdy umierał w 1934 r., mając zaledwie 48 lat, przedstawiano go jako postać niemal nieziemską. Urzędujący premier Janusz Jędrzejewicz mówił nad odkrytą jeszcze mogiłą: „Szczęśliwy jestem, że dane mi było być przyjacielem człowieka, którego świętość nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości. I jestem pewien, że wszyscy, jak tu jesteśmy, mamy to samo poczucie, poczucie najgłębszej pokory, jaką się czuje wobec zjawisk duchowych wyjątkowej piękności". W podobnym tonie sformułowana była wypowiedź redaktorów „Drogi", pisma, które Skwarczyński założył i którego był ideowym przywódcą. Pisali oni: „Adam Skwarczyński jest postacią w swej piękności jedyną i wyjątkową. Nie będzie to frazeologią, jeśli powie się o Nim, że był jednym z tych, w których «wszystko istniało dla Ducha, nic dla cielesnego celu» — jak to wyraził Słowacki w Genesis". Czy słowa te zrodził jedynie majestat śmierci? A może wytłumaczenia szukać należy w innych opiniach, takich jak Mariana Piechala: „Ten człowiek na pewno nie kłamał o tym, co głosił"1, czy współpracowników z „Państwa Pracy", którzy stwierdzali: „Był dla nas tym większym autorytetem, że zasadzie Czynu, Odpowiedzialności i Honoru podporządkował przede wszystkim i bez reszty całe swoje życie osobiste i całą swą publiczną działalność". 1 Anioł i Jakób, Warszawa 1935, s. 7. ~ 5 ~ Świętość Skwarczyńskiego w najmniejszym stopniu nie wiązała się z tradycją chrześcijańską. Nie cechowała jej pobożność czy samarytańskość uczynków. On sam pod względem religijnym zachowywał raczej indyferentyzm. Co więcej, jako zwolennik utworzenia Kościoła narodowego bardzo naraził się katolickiej hierarchii duchownej. Nie mógł też uchodzić za ideał dobroci i szlachetności zachowań. Wszak potrafił być niszczycielsko okrutny, na przykład w atakowaniu politycznych przeciwników. Najbardziej spektakularnym przykładem może być jego publicystyka skierowana przeciwko Władysławowi Sikorskiemu, odsądzanemu od czci i wiary przez najbliższe otoczenie Józefa Piłsudskiego. Ale z drugiej strony ten sam człowiek w innym tekście polemicznym używał zwrotu: „polemizując z wami jestem waszym przyjacielem"2. Pozwalał też sobie na tak niekonwencjonalne zachowania, jak to opisane przez znaną działaczkę Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS) Lidię Ciołkoszową (w rozmowie z Andrzejem Friszke, Spojrzenie wstecz, Paryż 1995, s. 104), gdy polecił ostrzec Wandę Wasilewską, córkę Leona Wasilewskiego, jednego z założycieli partii socjalistycznej a jednocześnie przyjaciela Piłsudskiego, o grożącym jej aresztowaniu w związku z podjętą przez nią działalnością komunistyczną. Wasilewską uciekła za granicę, a Skwarczyński tłumaczył się, że ,.Leonowi serce by pękło", gdyby na jego rodzinę spadło zapowiadane nieszczęście. Uderza w tak różniących się zachowaniach jedna prawidłowość: niezwykła wprost lojalność wobec grupy, z której interesem całkowicie się utożsamiał. Dla członków tej grupy i dla niej całej gotów był na zachowania w gruncie rzeczy sobie obce, takie jak bezwzględność, nieuczciwość, okrucieństwo. To nie własny interes, urażona ambicja, zawiść wzbudzały jego gniew i agresję. Nigdy nie odwoływał się do takich reakcji w życiu osobistym. Czynił to tylko dla dobra swego otoczenia politycznego, dla grupy, którą współtworzył poczynając od 1908 r. 2 Pod znakiem odpowiedzialności i pracy. Dziesięć wieczorów, pod red. A. Skwarczyńskiego, Warszawa 1933, s. 122. Na tle tej grupy wyróżniał się jednak wyjątkową wręcz bezinteresownością osobistą. Nie wzbudzały jego pożądania żadne dobra materialne. Nie przejawiał ambicji zrobienia kariery. Nie ciągnęły go wielkie gabinety, lśniące limuzyny i kłębiące się tłumy petentów. W przeciwieństwie do wielu swych kolegów wiódł życie niezwykle skromne, wręcz ascetyczne. Sprawiał wrażenie człowieka, który w pełni oddał się wielkim sprawom ideowym. Czując ich moc, starał się im służyć jak najlepiej, niejako zapominając o innych treściach życia. To wrażenie odmienności pogłębiała też zewnętrzna aparycja. Tak charakteryzował go znakomity reżyser teatralny i pisarz Wiłam Horzyca: „Te oczy czarne, gorące i czasem lekko zamglone, dające świadectwo pasjom, które gdzieś tam, głęboko, na dnie żarliwego serca przewiewały na kształt wichrów dantejskich, a potem te usta, cienkie i delikatne, po których spływał prawdziwie franciszkański uśmiech, rozlewający się wnet na całą twarz". Zachowały się dwa wyraźne wizerunki Skwarczyńskiego, portret i zdjęcie. Portret zdaje się łagodzić dość ostre rysy twarzy ujawnione przez fotografię. Nosi on też wyraźnie kontrastujący ze zdjęciem ładunek smutnej rezygnacji, a więc cechę, którą mimo kalectwa, trudno uznać za właściwą osobowości portretowanego. Fotografia ujawnia dość groźne oblicze Skwarczyńskiego. W szczupłej ascetycznej twarzy o kształcie zbliżonym do trójkąta, który to kształt pogłębiała ostrzyżona w szpic broda, przyciągały wzrok niezwykłe oczy, wręcz przeszywające patrzącego. Samo nasuwa się pytanie, czy to postać na poły diaboliczna czy też człowiek głęboko cierpiący? Odpowiedź nie jest wcale prosta. O sile charakteru Skwarczyńskiego mówią prawie wszystkie źródła. Większym milczeniem otoczone są jego słabości. Wiadomo, że w czasie wojny chorował na gruźlicę. Musiał ją jednak w jakimś stopniu zaleczyć, ponieważ o nawrotach choroby ani jej leczeniu nie pojawiają się żadne dalsze wzmianki. Według relacji żony ponad-roczny pobyt w więzieniu (1917/1918) miał jednak nadwątlić jego zdrowie i przyczynić się do tragedii, jaka go spotkała w roku 1929. Wtedy to w trakcie dwóch kolejnych operacji amputowano mu nogi. Pięć lat później zmarł. ~ 7 — Bez wątpienia był Skwarczyński postacią nietuzinkową i wyjątkową, na swój sposób trudną do jednoznacznej oceny. Ale mimo to, mimo owych meandrów i pozornych w gruncie rzeczy niejednoznaczności, jego życiorys układa się w formę bardzo konsekwentną i jednolitą. Początki sięgają Galicji końca XIX w. Urodził się w 1886 r. w Wierzchni Polnej w Małopolsce Wschodniej, w podupadłej rodzinie ziemiańskiej, która nie mogąc już zapewnić synom dostatniego dziedzictwa, stworzyła jednak warunki do uzyskania wiedzy i zaszczepiła żarliwy patriotyzm. Ojciec Adama i o dwa lata młodszego od niego Stanisława, przyszłego generała, Wincenty, był uczestnikiem powstania styczniowego. Matka, Maria z Gnoińskich, była córką powstańca z 1830 r. W 1888 r. śmierć Wincentego zmusiła rodzinę do wydzierżawienia majątku i przeniesienia się do Lwowa. Tam też w 1898 r. Skwarczyński rozpoczął naukę w gimnazjum. Rozbudzona w domu fascynacja literaturę, przez lata nauki nabrała bardzo konkretnego kształtu. Ulubionymi autorami stali się romantycy: Mickiewicz i Słowacki. Pochłaniał też dzieła Norwida, Wyspiańskiego, Żeromskiego. Z coraz większą uwagą czytał prace Brzozowskiego i Abramowskiego. Nie oparł się lekturze Kapitału Marksa. Horyzont myślowy Skwarczyńskiego zdawał się nabierać wyrazu. Z czasem nie wystarczały mu już samodzielne lektury. Chciał wymiany poglądów. Włączył się do pracy w tajnych kółkach samokształceniowych. Według relacji Bolesława Wasylewskiego (redaktora i autora wstępu do pośmiertnie wydanej książki Adama Skwarczyńskiego Wskazania, Warszawa 1934) już wówczas zaczął głosić obrazoburcze, jak na czasy i miejsce, poglądy o konieczności podjęcia walki o odbudowę własnego państwa. Ten kierunek myślenia młodego Skwarczyńskiego znalazł wsparcie w poglądach Józefa Piłsudskiego, wówczas jednego z przywódców PPS, który latem 1903 r. zjechał do Galicji, by tu w spokoju spisać wspomnienia z tajnej działalności wydawniczej, opatrzone tytułem Bibuła. Mieszkając głównie w Rytrze i Brzuchowicach, wyjeżdżał też Piłsudski do Krakowa i Lwowa. W czasie jednego z pobytów we Lwowie spotkał się z tamtejszą młodzieżą. Na ~ 8 ~ spotkaniu poświęconym tradycji powstania styczniowego znalazł się Skwarczyński. Było to jego pierwsze spotkanie z Piłsudskim. Efektem stała się wzmożona aktywność młodego licealisty. Wraz z gimnazjalnym kolegą Tadeuszem Dąbrowskim przystąpił do tworzenia nowej organizacji o nazwie Polska Młodzież Narodowa Bezpartyjna. Był to ruch zbliżony do nurtu socjalistycznego, związany z myślą o przeciwstawieniu się silnym wpływom narodowo-konserwatywnej „Teki". Tak oto w Galicji, gdzie dotąd życie narodowe płynęło dość leniwym nurtem i wyrażało się bardziej w stylizacji obrzędowej niż w rzeczywistej walce o cele narodowe, zaczęły pojawiać się pierwsze zwiastuny fermentu ideowego. Skwarczyński nie był wyjątkiem, choć takich jak on nie było jednak wielu. Wyróżniała ich siła przekonań i chęć czynnego wpływania na sprawy narodu. Do głosu dochodziło nowe, młode pokolenie, pełne pasji, dla którego doświadczenia powstańcze dziadów i ojców były pożywką, a nie hamulcem aktywności. Nie akceptowali niewoli narodowej, chcieli za wszelką cenę się z niej wyrwać. Odrzucali wygodne życie pod władztwem Habsburgów. Chcieli pełnej niepodległości. Stało przed nimi poważne zadanie określenia dróg i sposobów wywalczenia tejże niepodległości. Taki sposób myślenia zbliżył Skwarczyńskiego do socjalistów, zwłaszcza do osiadłego we Lwowie Witolda Jodki-Narkiewicza, który założył miejską sekcję PPS. Jej postępowy program społeczny i jasno stawiane hasła niepodległościowe szybko ściągnęły około 400 członków. Biorąc pod uwagę warunki działania grupy, nie było to mało. Ale jeśli zważy się na cel jej sformowania: walkę o niepodległość, to przyznać trzeba, iż szeregi nie były zbyt liczne. Z tego mankamentu zdawali sobie sprawę młodzi zwolennicy programu niepodległościowego. Ta też sytuacja zaczęła kształtować ich poglądy na społeczeństwo i swoją w nim rolę. Skwarczyński okazał się przede wszystkim rzecznikiem pozyskiwania młodego pokolenia, tego, które jeszcze siedziało w ławach szkolnych i studenckich. Pokolenia starsze uważał za już stracone dla sprawy narodowej, nazbyt przystosowane do życia w niewoli. Otwarte pozostawało jedynie pytanie o to, jak ów program pozyskiwania młodzieży zrealizować. I tu Skwarczyński wykazał się znaczną konsekwencją. Uznał, iż trzeba aktywnie wpływać na kształtowanie umysłów. Świadomie wiec wybrał zawód. Postanowił zostać nauczycielem. W 1905 r. zapisał się na polonistykę na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Z miejsca zaangażował się w działalność samokształceniową w kołach historycznym i polonistycznym. Osią przewodnią jego poszukiwań stały się ruchy powstańcze. Rok 1908 wniósł nowe doświadczenia i roztoczył nowe horyzonty. Oto w lecie, we Lwowie powstał Związek Walki Czynnej (ZWC), organizacja, która w intencji jej założycieli, Józefa Piłsudskiego i Kazimierza Sosnkowskiego, miała przygotować kadry dla przyszłego powstania narodowego. Pod egidą ZWC powstała Niższa Szkoła Wojskowa. Skwarczyński wstąpił do ZWC i ukończył organizowane przez nią kursy: podoficerski i oficerski. Z czasem stał się wykładowcą tej szkoły wojennego rzemiosła. Na razie jednak zadomawiał się w nowym środowisku tworzącym się wokół Piłsudskiego. Te nowe kontakty, które później okazały się dla niego najistotniejsze, łączył z dotychczasowymi, opartymi na związkach z Jodką, a wiec kręgami lwowskich socjalistów. W 1908 r. związał się z lewicową, międzyuczelnianą organizacją „Życie", rok później przystąpił do PPS--Frakcji Rewolucyjnej. Rozpoczął też zupełnie nowy rozdział swej biografii podejmując aktywność publicystyczną. Od 1909 r. jego artykuły zaczęły pojawiać się na łamach związanego z ZWC pisma „Promień". Pisał głównie pod pseudonimami Ad. Lux, Adam Płomieńczyk, Stary. Czasem swe teksty sygnował „as". W takim wyborze pseudonimów z pewnością krył się konkretny zamysł interpretacyjny. Trudno wręcz pominąć skojarzenia ze światłem, jasnością, elementem oświecania, przepuszczania pierwszego promienia przez ciemność, a i też swoiście pojętym mentorstwem, próbą określenia swego miejsca w rzędzie nauczycieli. Zresztą, by pozostać konsekwentnym, w roku następnym Skwarczyński podjął pracę nauczyciela, najpierw w gimnazjum w Rohatynie, a od 1912 r. we Lwowie. Pracę zawodową usiłował łączyć z publicystyczną i aktywnością na forum organizacji niepodległościowych. W 1910 r. wstąpił do świeżo wówczas założonego Związku Strzeleckiego. Nadal szukał swej własnej drogi ideowej. Podjął współpracę z „Życiem" Gustawa Daniłowskiego i socjalistycznym „Przedświtem". Konkretyzował własne poglądy na temat roli jednostki, narodu, państwa. Inspirację zdawał się czerpać przede wszystkim z dwóch źródeł. Jedno stanowiła współczesna myśl filozoficzna, w tym dokonania Stanisława Brzozowskiego i Edwarda Abramowskiego. Drugim były doświadczenia ruchu strzeleckiego i całej przygotowywanej przez Piłsudskiego akcji niepodległościowej. W którymś miejscu obydwa nurty spotykały się, stwarzając podstawy pod spójną myśl polityczną. Koniec XIX w. w całej Europie zaznaczył się triumfem koncepcji antydeterministycznych, wolnościowych. Neoromantycy odwrócili się od materializmu i pozytywistycznego scjentyzmu, na ich miejsce wznosząc pomniki wolnej ludzkiej woli i roli jednostki. Ośrodkiem zainteresowań filozofów znów stał się człowiek. Odżyła fascynacja jego osobowością, nieograniczonymi wręcz możliwościami działania. Kanon lektur obowiązkowych ówczesnego inteligenta tworzyły dzieła Artura Schopenhauera, Henri Bergsona i Frie-dricha Nietzschego, piewcy roli jednostki, geniusza, który może i potrafi odrzucić racje tłumu. Te właśnie lektury ułatwiały pokonanie porewolucyjnej depresji, która ogarnęła nie tylko mieszkańców Królestwa, ale i emigrujących do Galicji pokonanych w 1907 r. zwolenników zbrojnej walki o niepodległość. Koncepcje neoromantyczne pozwoliły im wybrnąć z odrętwienia, pozwalały wierzyć i dalej walczyć, niejako wbrew całemu światu. W przedziwny sposób na gruncie galicyjskim doszło do porozumienia między zwolennikami neoromantycznych koncepcji i socjalistami spod znaku PPS-Frakcji Rewolucyjnej. Alians następował na gruncie politycznych i społecznych realiów. Modernistyczny konflikt między jednostką a zbiorowością zlewał się w jedność z walką rewolucjonisty ze złem otaczającego go świata. W obydwu ~ 11 ~ przypadkach wola i racja stojące za jednostkami miały pokonać opór materii. A ten był na tyle silny, iż pozostawiał kręgi zdecydowanych rewolucjonistów i irredentystów poza nawiasem społeczeństwa. Mieszkańcy Galicji koncepcje gruntownej przebudowy stosunków społecznych, jak i nadzieje na wywalczenie pełnej państwowej suwerenności odkładali raczej miedzy bajki, a na zwolenników tychże koncepcji patrzyli w najlepszym razie z pobłażaniem. Wiara jednych w powodzenie ich akcji w konfrontacji z apatią przytłaczającej większości społeczeństwa z czasem stała się pożywką dla teorii elity i jej misji narodowej. W tę też stronę skierowała się myśl Skwarczyńskiego. Ewolucja jego poglądów następowała jednak powoli. Dość długo pozostawał w kręgu oddziaływania myśli socjalistycznej i jej wizji ułożenia stosunków społecznych. Politycznie jednak coraz bliżej wiązał się z osobą i koncepcjami Piłsudskiego. Obydwaj stawiali na ludzi młodych, nie uwikłanych w intrygi, materialne interesy i podziały. Sam Skwarczyński był zresztą żywym dowodem skuteczności oparcia koncepcji walki na młodym pokoleniu. Był przecież jego reprezentantem. Tymczasem coraz to powracająca na Bałkany fala napięć zdawała się zapowiadać większy, międzynarodowy konflikt. Piłsudczycy z niecierpliwością oczekiwali jego wybuchu. Sposobili się do walki. Skwarczyński został komendantem sekcji „wolnych strzelców", złożonej z uczniów szkół średnich, a na przełomie 1913 i 1914 r., jako oficer strzelecki i wykładowca na kursach dla kobiet, wyznaczony został przez komendę Związku na szefa oddziału żeńskiego. Przysposabiał kobiety do przewidzianej dla nich służby kurierskiej i wywiadowczej. Gdy Europa i świat stanęły w obliczu Wielkiej Wojny, Skwarczyński znalazł się na pierwszej linii frontu. W okolicach Kielc wziął udział w walkach I Brygady. Na początku sierpnia 1914 r. Piłsudski powierzył mu funkcję zastępcy komendanta Biura Wywiadowczego Legionów. Sprawował ją aż do rozwiązania Oddziału Wywiadowczego w maju 1915 r. W randze podporucznika skierowany został jako przedstawiciel I Brygady do Departamentu Woj- skowego Naczelnego Komitetu Narodowego (NKN). Od marca do sierpnia 1916 r. walczył na froncie wraz z I Brygadą jako dowódca kompanii. Zmiana stosunku Piłsudskiego do NKN i przyjęcie założenia, iż Legiony spełniły już swoje zadanie, a więc nie należy dążyć do ich dalszego rozbudowywania, lecz przeciwnie — zwijać szeregi, zaowocowały istotnymi dla najbliższych jego współpracowników decyzjami. Odtąd większą wagę zaczęto przywiązywać do rozwijania aktywności i liczebności Polskiej Organizacji Wojskowej (POW). Do pracy w POW został również skierowany Skwarczyński. Wszedł w skład Komendy Naczelnej z zadaniem zajęcia się już nie działalnością ściśle wojskową, lecz polityczną. Dużo uwagi poświęcił organizowaniu zaplecza prasowego. Pierwsze zetkniecie Skwarczyńskiego z nowym dla niego środowiskiem postępowców warszawskich, z którymi musiał współdziałać z racji sojuszy zawieranych przez Piłsudskiego, wywoływało w nim wiele niesmaku. W liście z 27 sierpnia 1916 r. do Kazimierza Świtalskiego, przedstawicieli ugrupowań postępowych, ze Stani-sławem Kempnerem na czele, określał mianem „postępowej kołtunerii". Mówił o nich jako o ludziach „nieciekawych rzeczywistości, dowiadujących się o niej z rezolucji". Na tym tle przedstawiał swoje kłopoty z organizowaniem akcji prasowej. Wyraźnie martwił go brak odpowiedniej liczby dobrych współpracowników. Podkreślał, że liczyć może tylko na peowiaków. Szczególnie do serca przypadł mu Tadeusz Hołówko. Na nim też, a także na Stanisławie Thugucie, wsparł się organizując pierwsze sztandarowe pismo obozu, które przyjęło tytuł „Rząd i Wojsko". Pierwszy numer ukazał się 29 września 1916 r. O jego profilu pisał Skwarczyński do Świtalskiego: „Tendencja: legiony (w naszym pojęciu), Piłsudski, organizowanie się najszersze — jako rzeczy aktualne; rząd i armia — jako ideologia. Sposób omawiania: bez «polityki» i dyplomacji, ton agitacyjny, nie unikać satyry". Brak zaufania do polityków królewiackich sprawił, że Skwarczyński podjął własną próbę stworzenia organizacji politycznej. Bazę do jej sformowania miało stanowić pismo „Rząd i Wojsko". -13- Razem ze współpracującymi z pismem Wacławem Denhoffem--Czarnockim, Janem Pohoskim, Januszem Jędrzejewiczem i Hugo Kaufmanem założył Związek Dobra Publicznego. Miała to być organizacja, jak sam mówił, o charakterze społeczno-moralnym, służąca rozwojowi „ideologii" peowiackiej, skupiająca członków na zasadzie budowania więzi wzajemnego zaufania. W praktyce Związek nie rozwinął żadnej działalności. Dał jednak początek grupie, która w obrębie obozu piłsudczykowskiego kształtowała jego myśl polityczną i ideową. Ze wzrastającą rolą „Rządu i Wojska", pisma uznawanego za organ obozu, rosło też znaczenie jego redaktora naczelnego. W styczniu 1917 r. Skwarczyński został wraz z całą Komendą Naczelną POW skierowany przez Piłsudskiego do Komisji Wojskowej Tymczasowej Rady Stanu, ciała, które miało stać się zaczynem polskiego rządu. Powierzono mu stanowisko rzecznika prasowego w Wydziale Propagandy Wojskowej. Tę karierę przerwało aresztowanie w lipcu 1917 r., będące następstwem kryzysu w stosunkach między grupą Piłsudskiego a Niemcami. Tzw. kryzys przysięgowy, polegający na odmowie złożenia przysięgi przez legionistów na wierność niemieckiemu monarsze, w chwili gdy mieli zostać wcieleni do nowej formacji pod nazwą Polskiej Siły Zbrojnej, pociągnął za sobą internowanie znacznej części oficerów i żołnierzy, a także osadzenie samego Piłsudskiego w twierdzy magdeburskiej. Skwarczyński, po spędzeniu paru tygodni w warszawskim areszcie, gdzie dokuczało mu zimno i głód, ponieważ do jedzenia dawano na przemian tylko zupę z liści buraczanych i brukiew, trafił do obozu dla jeńców cywilnych w Modlinie. Przebywało tam około 100 więźniów. Oprócz peowiaków byli to głównie komuniści i socjaliści, zarówno z partii polskich jak i żydowskich. Reżim był trochę lżejszy niż w Warszawie. Więźniowie sami sobie gotowali z dostarczanych przez Niemców produktów. Mogli też otrzymywać paczki żywnościowe z zewnątrz. To jednak prawo było najczęściej wstrzymywane jako rodzaj represji lub kary za przewinienia. By skrócić czas przymusowej izolacji, grupa więźniów, w której oprócz Skwarczyńskiego znaleźli się Walery Sławek, Wacław Jęd- -14- rzejewicz, Stanisław Thugutt i Karol Liljenfeld-Krzewski, podjęła próbę przekopania tunelu z budynku stojącego najbliżej ogrodzenia w stronę Wisły. Zdobyli saperkę i mały pilnik, a jako narzędzia do kruszenia muru piwniczego użyli wyłamanego kawałka żelaznej balustrady. By zagłuszyć chrobot i łomot, który towarzyszył temu etapowi prac, przez dwa tygodnie czynili straszny zgiełk wokół strażnika. Sam podkop nie zmuszał już do takich zabiegów, choć ostrożności wymagało wynoszenie ziemi, a także maskowanie ubytków w konstrukcji łóżek, z których deski służyły jako wsporniki ścian tunelu. Cały wykop miał 16 m długości, 110 cm wysokości i 70 cm szerokości. Praca poszła jednak na marne. Więźniowie nie skorzystali z jej rezultatów, gdyż Niemcy zaczęli systematycznie wypuszczać jeńców. Na takie rozwiązanie postanowili też poczekać piłsudczycy. Skwarczyński odzyskał wolność 12 listopada 1918 r. Mimo nadwątlonego z powodu odzywającej się gruźlicy zdrowia, od razu włączył się do aktywnego życia politycznego. Powołany na tzw. drugiego redaktora „Nowej Gazety", szybko, bo już na czwarty dzień po odzyskaniu wolności, został jej redaktorem naczelnym. Redagował także „Gazetę Polską", która od stycznia 1919 r. zaczęła ukazywać się zamiast „Nowej Gazety". Dziennik ukazywał się do 30 listopada 1919 r. Zaczął też Skwarczyński porządkować swoje życie osobiste. W marcu 1919 r., po paru latach narzeczeństwa, znalazł chwilę, by zawrzeć związek małżeński z Anną Prądzyńską. Po śmierci Adama wyszła ona za mąż za jego brata Stanisława. W kwietniu 1920 r. Skwarczyński zainicjował powstanie kolejnego pisma — dziennika „Naród", z którego łamów jego nazwisko zniknęło w sierpniu 1920 r. W lipcu ponownie przywdział mundur, uważając, iż tego wymaga sytuacja kraju, że każdy uczciwy obywatel w chwili zagrożenia bezpieczeństwa ojczyzny winien jej służyć własną krwią. Chciał być żywym wcieleniem tego założenia. Gdy minęło bezpośrednie niebezpieczeństwo i pochód armii bolszewickich został powstrzymany, Skwarczyński powrócił do działalności publicystycznej. Zachował jednak aż do maja 1923 r. stanowisko w Wydziale Oświaty i Kultury Ministerstwa Spraw Wojskowych. Najważniejszym forum publicystycznej aktywności Skwarczyń-skiego okazał się wznowiony w styczniu 1919 r. „Rząd i Wojsko". Skwarczyński został nie tylko jego redaktorem naczelnym, ale i głównym, zapisującym nieraz całe numery, publicystą. Swe pióro oddał całkowicie na usługi polskiej racji stanu realizowanej przez Piłsudskiego, piastującego w tym czasie kluczowe stanowiska — Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza. Większość powstających w tamtym okresie tekstów poświęcił Skwarczyński polityce wschodniej, a szczególnie koncepcji federacyjnej, która miała dać Polsce siłę, a jednocześnie doprowadzić do stabilizacji politycznej w tym rejonie Europy. Na bazie tych artykułów w 1920 r. wydał Skwarczyński broszurę Cele wojny na wschodzie. Z wielkim zapałem kontynuował też Skwarczyński drugi wątek, rozwijany jeszcze przed uwięzieniem, a koncentrujący się na tworzeniu mitologii własnego obozu, co polegało głównie na wynoszeniu na piedestał piłsudczykowskiego czynu zbrojnego i samej osoby Komendanta jako bezpośrednich autorów odzyskania niepodległości. Na podstawie tej przesłanki tworzył konstrukcję myślową wskazującą na absolutną wyjątkowość grupy i na jej wyższość nad resztą społeczeństwa. Zgodnie z przekonaniami Skwarczyńskiego polskie społeczeństwo dzieliło się na pełną inwencji, zapału, skorą do czynu awangardę — piłsudczyków — i bierną, co gorsza przeszkadzającą w pracy nad odbudową zrębów państwowości, resztę. W obrębie owej „reszty" szczególną uwagę zwracał na wrogą piłsudczykom endecję, która ucieleśniać miała wszelkie istniejące i wydumane narodowe wady. Najczęściej stawianym jej zarzutem była niechęć wobec niepodległości i cicha wiara w przywrócenie obcych rządów. W ten sposób Skwarczyński włączył się do pierwszego szeregu matadorów politycznych obozu skupionego przy Piłsudskim. Narodowa demokracja była najgroźniejszym konkurentem do władzy. W nią też skierowano najcięższe działa, nie bacząc ani na historycz- na prawdę, ani na moralną wymowę akcji. Liczyła się tylko skuteczność. Dobre i cięte pióro Skwarczyńskiego w sam raz pasowało do sytuacji. Ambicje Skwarczyńskiego sięgały jednak znacznie dalej, choć we wszystkim, co czynił, zawsze najpierw rozważał interes grupy. Uznał jednak, że wraz ze stabilizowaniem się sytuacji kraju, ustąpieniem bezpośrednich zagrożeń zewnętrznych, należy przystąpić do gruntownej przebudowy stosunków wewnętrznych. W celu przygotowania odpowiedniego programu przebudowy powołał na początku 1922 r. nowe pismo, najpierw dwutygodnik, później miesięcznik — „Droga". Został jego redaktorem naczelnym i głównym publicystą. Jego wysiłki wspierali przede wszystkim dawni współpracownicy z „Rządu i Wojska" i współtowarzysze broni: Janusz Jędrzejewicz, Tadeusz Hołówko, Kazimierz Świtalski, Stefan Starzyński. Pismo stało się najpoważniejszą platformą kształtowania ideologii obozu. W mniejszym stopniu angażowało się w bezpośrednią walkę polityczną, choć z drugiej strony nie sposób nie zauważyć związków między ideologią a polityką. Gdy piłsudczycy zostali przez układ sił uzewnętrzniony w kolejnych wyborach do parlamentu zepchnięci na margines życia politycznego, pismo zaangażowało się w tworzenie alternatywnego modelu życia politycznego. Skwarczyński z obrońcy demokracji przedzierzgnął się w zwolennika rządów elity i systemu antyparlamentarnego. Tę ewolucję poglądów czołowego twórcy myśli politycznej piłsudczyków przedstawia niniejszy wybór jego tekstów. Ukazano w nim zarówno przyczyny, jak i efekty dokonanej wolty ideowej. Wyrazem krystalizowania się koncepcji Skwarczyńskiego i całego obozu było powołanie do życia w kwietniu 1924 r. nowej organizacji: Konfederacji Ludzi Pracy. Jej deklaracja programowa była kwintesencją poglądów lansowanych na łamach „Drogi". Życie skazało jednak tę próbę organizacyjną na niepowodzenie. Od chwili utworzenia „Drogi" do zamachu majowego w 1926 r. tylko raz Skwarczyński jawnie zaangażował się w rozgrywkę polityczną. Było to w chwili, gdy piłsudczycy zdawali się podejmować pierwsze wyraźne kroki do powrotu na scenę polityczną w lis- topadzie 1925 r. Korzystając z przesilenia gabinetowego, grupa około tysiąca oficerów urządziła manifestację poparcia dla Piłsud-skiego w Sulejówku. Odpowiedzią władz, a zwłaszcza rywalizującego z Piłsudskim o wpływy w wojsku Władysława Sikorskiego, pełniącego obowiązki ministra spraw wojskowych, były przesunięcia na stanowiskach dowódczych w armii, godzące zdecydowanie w pozycje najbliższych współpracowników Marszałka. W tej chwili wszystkie pióra stronników Piłsudskiego zwróciły się przeciw Sikor- skiemu. W chórze nie zabrakło i Skwarczyńskiego, który opublikował broszurę O Władysławie Sikorskim, wydaną nakładem Zarządu Głównego Związku Legionistów. Posługując się inwektywami i tezami zupełnie fałszywymi, starał się zdyskredytować generała. Pisał o nim jako o człowieku chorobliwie ambitnym, a przy tym bezideo-wym, pozbawionym jakichkolwiek zdolności wojskowych, tchórzu dekującym się zawsze na tyłach, oportuniście, i wreszcie jako o najwierniejszym z wiernych wobec obcych mocodawców. Zwycięski dla Piłsudskiego zamach stanu z 12-15 maja 1926 r. z pewnością nie był dla Skwarczyńskiego zaskoczeniem. Od stycznia brał udział w spotkaniach politycznego sztabu wodza. Dochodziło do nich w warszawskim mieszkaniu Kazimierza Śwital-skiego. Uczestniczyli w nich obok gospodarza, Marszałka i Skwarczyńskiego, Walery Sławek, Bogusław Miedziński, Artur Śliwiński, Tadeusz Hołówko, Wojciech Stpiczyński, Janusz Jędrzejewicz, Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Jak wspominał Wacław Jędrzejewicz: „Tam się omawiało sprawy bieżące, zebrani informowali Piłsudskiego o przebiegu wypadków politycznych i otrzymywali dyrektywy dla swej pracy, tematy dla artykułów, rozmów. Był to polityczny sztab wodza, który przygotowywał się do politycznej batalii uzdrowienia panujących stosunków w Polsce". Mimo owego wprowadzenia w tok zamierzeń Piłsudskiego trudno się oprzeć wrażeniu, iż Skwarczyński rozminął się z oczekiwaniami Marszałka. Od 22 maja 1926 r. zaczął wydawać nowe pismo: „Nakazy Chwili", opatrzone podtytułem: „Sprawie rewolucji moralnej w Polsce". Chciał przystąpić do natychmiastowego wciela- -18- nią w życie zasad i programu tejże rewolucji tak pieczołowicie przygotowywanej w „Drodze". Piłsudski nie zamierzał jednak przeprowadzać żadnych eksperymentów ideowych i społecznych. Chciał po prostu skutecznie wyeliminować rywali ze sceny politycznej, a reformę, zamierzoną raczej tylko do zaprowadzenia rządów prezydenckich, rozciągnąć w czasie, przygotowując do tego odpowiedni grunt, zwłaszcza w oczach opinii publicznej. Skwarczyński, zorientowawszy się w nieprzystawalności własnych planów do programu Marszałka, zaniechał wydawania pisma. Wrócił do „Drogi" i własnego już raz kiedyś zamierzonego pomysłu pracy u podstaw nad młodym pokoleniem, którego dusze trzeba ukształtować na miarę wielkiej moralnej rewolucji. Gwiazda Skwarczyńskiego zdawała się blednąc. Jego miejsce zajęli bardziej elastyczni, a może po prostu mniej ideowi Bogusław Miedziński i Ignacy Matuszewski. Przesunięty do dalszych rzędów obozu Skwarczyński nie żywił żadnych uraz, nie przeszedł do opozycji. Wyraźnie liczył na to, że w dłuższej perspektywie to jego poglądy będą święcić triumfy. Dlatego zgodził się w styczniu 1927 r. przyjąć referat społeczny w Kancelarii Cywilnej Prezydenta RP. Dzięki temu urzędowi starał się realizować swoją misję kształtowania „nowego człowieka w Polsce". Jego miejsce pracy stało się swoistym centrum wychowawczym. Skwarczyński podejmował wiele inicjatyw organizacyjnych, przejmował patronat nad licznymi akcjami i instytucjami społecznymi. Stał się protektorem Strzelca i legionu Młodych, którego powstanie wespół z Januszem Jędrzejewiczem zainspirował w 1930 r. Odegrał istotną rolę w zakładaniu „Kuźni Młodych"3, która zresztą dalej funkcjonowała pod jego kierownictwem. W 1932 r. założył „Straż Przednią", organizację skupiającą młodzież szkół średnich. Przewodniczył pracom Centralnego Komitetu do spraw Młodzieży Wiejskiej. Współpracował z wieloma innymi 3 Tytuł międzyszkolnego miesięcznika (od grudnia 1931), później dwutygodnika (od marca 1933), istotnego czynnika umacniania wpływów piłsudczyków w środowisku młodzieżowym. W oparciu o „Kuźnię Młodych" działała przez pewien czas organizacja młodzieży szkolnej „Straż Przednia". - 19 - organizacjami pracowniczymi, kulturalnymi, oświatowymi kombatanckimi. Warto wśród nich wymienić Organizacje Młodzieży Pracującej, Unie Związków Pracowników Ujpr«tow^I^ Oświaty i Kultury, Związek Byłych Więźniów Ideowych. W 1932 r. ukazał się, będący jego pomysłem, Atlas Organizacji Społecznych. Wydawnictwo poprzedzał napisany przez mego wstęp. Wokół Skwarczyńskiego tętniło życie. Jak pisał Bolesław Wasy-lewski- wieś, ruch zawodowy, młodzież robotnicza, szkolna i akademicka instytucje oświatowo-kulturalne, wydawnictwa, konferencje porozumiewawcze tu znajdują swe ognisko, ducha i plan działania" Tę działalność doceniali koledzy Skwarczyńskiego, oddający się bezpośrednio aktywności politycznej. Kazimierz Switalski notował- dowiedziałem się dosyć ciekawych rzeczy o pracach Skwarczyńskiego, który niewątpliwie dość znaczną ilość ludzi w W1eku 30 lat u siebie skupia, skierowując ich do poważniejszej pracy. Bardzo być może, że z tego narybku będzie można wkrótce wyciągnąć ludzi do realnej roboty państwowej". , . Taka perspektywa z pewnością cieszyła i Skwarczynskiego. Niczego bowiem bardziej nie pragnął niż zaszczepienia w młodym pokoleniu zmysłu państwotwórczego. Chciał, by pracowali widząc przed sobą ideę wielkiego, wspaniałego państwa, któremu potratili-bv dobrze służyć. , . Do wychowywania młodych w kulcie dla państwa Skwarczynski nie podchodził instrumentalnie. Dla niego była to idea sama w sobie, a nie narzędzie sprawowania władzy. . W ocenie dokonań Skwarczyńskiego z przełomu lat dwudziestych i trzydziestych pozostaje jedno nie w pełni jasne pytanie. Czy ieeo praca wśród młodzieży była wyłącznie konsekwencją przyjętego założenia, że umysły daje się kształtować tylko we wczesnym etanie ich rozwoju, czy też w ten sposób bronił się przed śwmdomoś-S ż ego własne życie dobiega kresu? Wszak w 1929 r. poddał S1ę amputaj obydwu nóg. Byt człowiekiem chorym i dotkniętym kaTtwen, Aż trudno przypuszczać, by te doświadczenia me wpły-warTna jego psychikę Zresztą pewne zmiany w zachowaniu czy wymuszone zmiany form aktywności były zauważalne. Zaczął na -20- przykład malować, głównie pejzaże. Przez ostatnich pięć lat życia sporządził 40 'akwarel, wiele szkiców i rysunków. Mimo nieszczęścia, które go spotkało, starał się do końca nie ograniczać aktywności. Jeszcze w 1933 r. przygotował dyskusję, a później wydawnictwo Pod znakiem odpowiedzialności i pracy. Dziesięć wieczorów dyskusyjnych. Był to zapis rozmów prowadzonych w kilkunastoosobowym gronie, poświeconym węzłowym dla kraju kwestiom. Nadal też uprawiał publicystykę. W 1934 r. ukazywały się jego artykuły na łamach miesięcznika „Pion". Ostatnim jego czynem było powołanie do życia w 1934 r. Towarzystwa Wiejskich Uniwersytetów Regionalnych. Zmarł w Warszawie 2 kwietnia 1934 r. Pośmiertnie odznaczony został Wielką Wstęgą Orderu Polonia Restituta. W ten symboliczny sposób uznano zasługi człowieka już wcześniej nagrodzonego Krzyżem Virtuti Militari, Krzyżem Walecznych i Krzyżem Niepodległości. Teksty przedrukowano (zaopatrując każdy w notę informacyjną i przypisy) uwspółcześniając pisownię oraz interpunkcję. Dana Nalęcz Zagadnienia patriotyzmu polskiego „Promień" był wydawanym we Liwowie w latach 1899-1912 organem młodzieży socjalistycznej. Od 1909 r. znaczny wpływ na oblicze piana zaczęto wywierać środowisko skupione wokół założonego rok wcześniej przez Józefa Piłsudskiego i Kazimierza Sosnkowskiego Związku Walki Czynnej. Reprezentantem tego właśnie środowiska byt Adam Skwarczyński, który \v 1909 r., kończąc studia, wszedł do zespołu redakcyjnego „Promienia". Oprócz zamieszczonego niżej tekstu, na lamach „Promienia" Skwarczynski opublikował dwa znaczące artykuły: „Myśli o roku Słowackiego" podejmujący kwestię oparcia poszukiwań ideowych na koncepcji pracy, i „Deklaracje niepodległościowe", głoszący prymat doświadczenia i czynu nad wszelką teorią, a także •wskazujący na przepaść dzielącą deklaratywny patriotyzm od woli autentycznej -walki o niepodległość. „Zagadnienia patriotyzmu polskiego" mają wybitnie teoretyczno-filozo-ficzny charakter. Brak w nich jakichkolwiek odniesień do bieżącego programu czy spraw, którymi aktualnie żyła Galicja, jak chociażby gorących sporów narosłych wokół rocznicy obchodów bitwy pod Grunwaldem. Zasadniczą intencją tekstu zdaje sif być chęć udowodnienia tezy, atakowanej przez nacjonalistyczną prawicą i internacjonalistyczną lewicą, o braku sprzeczności między socjalizmem a ideą narodową. Przedruk za: „Promień", nr 4 i 5, kwiecień—maj 1910. Ze strony reakcyjnych żywiołów słyszy się bezustannie niemal zarzuty braku poczucia narodowego, „antynarodowości" itd., skierowane pod adresem wszelkich objawów myśli postępowej, postępowych, socjalistycznych czy rewolucyjnych partii i poszczególnych osób. Zarzuty te spotykają się z silnymi protestami, odpierane są w polemice tak pismem, jak i słowem, i nagradzane z nawiązką -23- innymi zarzutami, skierowanymi w stronę partii i kierunków „umiarkowanych". Mimo to jednak wracają z powrotem z dziwną uporczywością i ta gra w ślepą babkę ciągnie się dalej w nieskończoność. Jest rzeczą ważną wglądnąć bliżej nieco w powody tego nieporozumienia, bo poza względami konkurencji partyjnej, każącej przeciwnika zohydzić jak największą ilością jak najcięższych zarzutów, istnieje w tej kwestii podkład głębszy; jest to rzeczą ważną tym bardziej dla tych, którzy będąc z przekonania postępowcami czy socjalistami, podkreślają ze szczególną siłą swój patriotyzm wraz z naczelnym postulatem jego, niepodległością. Wyjaśnić to nam może niejedno zagadnienie ideowe, a zarazem odpowiednio oświetlić stosunek postępowego i nacjonalistycznego poglądu na sprawy narodowe. Naczelną zasadą nacjonalizmu jest interes narodowy jako najwyższy cel wszelkiego działania, w szczególności zaś polityki. Naród pojęty jako całość jednolita staje się celem sam dla siebie, wszelkie dążenia, tak poszczególnych jednostek, jak też i klas społecznych, podporządkowane być mają interesowi tej całości. Poza narodem i ponad nim nie istnieje dla działania politycznego żadna wyższa idea, poza interesem i korzyścią narodu nie ma wyższego ideału. Mickiewicz, kiedy roztacza w Księgach narodu polskiego obraz zepsucia narodów, dokonanego przez trójcę monarchów zaborczych, powiada, że dla ostatecznego uwieńczenia swego dzieła trójca ta „wyrobiła nowego bałwana, najobrzydliwszego ze wszystkich i nazwała tego bałwana Interes". Ale w rozważaniu naszym nie może nam chodzić o opieranie się na autorytetach, choćby tak wielkich jak Mickiewicz. Stawianie interesu narodu jako naczelnego ideału działalności jest wynikiem zasadniczej niewiary w życie i w ludzką twórczość: istnieje na świecie pewna suma dóbr, które mają być użyte, chodzi o to, aby dla siebie, dla swego narodu tych dóbr jak najwięcej zdobyć. Co z tego wyniknie dla innych narodów, dla postępu całej ludzkości, to nic nas nie obchodzi — nie może przynajmniej obchodzić narodowego polityka, którego zasadą jest narodowy ~24~ egoizm. Oto jak przedstawia się schematycznie nacjonalistyczny światopogląd. Nie dopuszcza się tu nawet przypuszczenia, że celem ostatecznym działalności nie jest używanie dóbr, że wszelkie wytworzone dobra są tylko środkiem, są podstawą dalszej twórczości, że celem jest właśnie twórczość jako najpełniejszy wyraz życia, jako zdobywanie coraz to wyższych form kultury, coraz bogatszego zakresu rzeczywistości. A pomieszczenie takiego ideału w obrębie narodu jest niemożliwe, boć przecie każdy uznaje wspólny podkład kultury całej ludzkości, od dziedziny rozwoju ekonomicznego i techniki wytwórczej począwszy, a skończywszy na sztuce i literaturze; trzeba by chyba uwierzyć w mesjaniczne posłannictwo narodu. Ale wróćmy raz jeszcze do nacjonalistycznej zasady. Co to jest interes narodu jako całości? Wiemy przecie, że nowoczesne narody podzielone są na klasy, których interesy są sprzeczne, i że na odwrót, interesy tych samych klas łączą się niejednokrotnie w różnych narodach: bliższa analiza pojęcia interesu i dobra narodowego musi doprowadzić do rozbicia tego pojęcia i wyprowadza na widownię czynniki ogólnoludzkiej wartości. Bo jeśli powiemy, że miarą dobra narodu całego jest dobro jego klasy pracującej, to uzasadniać to będziemy tym, że wedle nowoczesnych poglądów na społeczeństwo, na pracy tej klasy opiera się jako na czynniku podstawowym cała kultura narodu i ludzkości, wykroczymy więc z jednej strony poza zakres narodu w myśl zasadniczych solidarnych postulatów klasy pracującej wszystkich krajów w walce z wyzyskiem, a z drugiej strony poza pojęcie interesu, bo już nie o dobra i ich użycie będzie nam chodziło, ale o zasadniczą wartość wyzwolonej i władającej sobą pracy jako głównego czynnika kultury i twórczości. Te uwagi polemiczne ukazały nam już zarys postępowego poglądu na naród, przeciwstawiającego się nacjonalizmowi. Naród w tym pojęciu nie jest dany jako coś zasadniczo stałego i zamkniętego w sobie, ale sam jest wytworem ustawicznie dokonującej się pracy i twórczości, jest określany wielkością i odrębnością wyników tej zbiorowej pracy. Wobec tego naród i jego dobro nie może być celem ostatecznym działalności, lecz tej działalności, wartości ogólnoludzkiej mającej na oku, wynikiem. Jest więc naród -25- formą, a raczej zbiorowiskiem form, jakie praca zbiorowa wytwarza, a zarazem staje się podstawą warunkującą i umożliwiającą dalszą pracę. Wspólny język, literatura i sztuka, wspólne państwo, wspólne związki gospodarcze itd. to są wszystko formy, które umożliwiają ludziom jednego plemienia społeczną pracę nad rozwojem, przekształcaniem i stwarzaniem nowych wartości, słowem, będąc wynikiem dotychczasowej twórczości, są zarazem podstawą dalszej. Dla lepszego zrozumienia i uświadomienia tych zagadnień, związanych z pojęciem narodu, zapoznamy się z najbardziej ogólnym zarysem historii poglądów narodowościowych w porozbioro-wych dziejach Polski. Po rozbiorach, wymazujących ostatecznie z karty Europy państwo polskie, stanęła myśl polska w położeniu bez wyjścia. Kultura narodowa, aby posiąść pewną ciągłość i samodzielność, musi posiadać jakąś trwałą i widomą podstawę, do której by każde zdarzenie, każdy nowy nabytek można było odnosić, musi posiadać, słowem, jakiś realny odpowiednik tego abstrakcyjnego słowa „ojczyzna". Dotychczas podstawą taką było państwo, toteż z chwilą jego upadku zdawało się, że wszystko wisi niejako w powietrzu, bez oparcia, i niebawem musi zaginąć i rozpaść się. Atmosfera tej obawy da się odnaleźć na każdym kroku w tworach nauki i poezji polskiej z tego czasu. Bard polski Czartoryskiego, napisany w roku trzeciego rozbioru, chce ojczyznę i ostatnich jej synów „raz jeszcze" w pieśniach pokazać; Niemcewicz, jeden z najpotężniejszych ówczesnych umysłów, mówił: „Drukujmy, drukujmy co można i czym prędzej, kto wie, jakie klęski czekają naszą Polskę; co raz wyjdzie drukiem, nie zginie i zostanie na przyszłość". Cała naukowa działalność ówczesnego pokolenia, ogniskująca się w Towarzystwie Przyjaciół Nauk w Warszawie, miała charakter porządkowania niejako spadku po zmarłej ojczyźnie. Stąd dążności do stworzenia całokształtu dziejów Polski, stąd prace językowe, stąd idee Woronicza stworzenia „narodowego pieśnioksięgu", który by nawiązywał życie współczesnych z tradycją zmarłej matki, stąd Śpiewy historyczne Niemcewicza. Na każdym kroku widać usiłowania zastąpienia braków teraźniejszości wspomnieniami przeszłości; stwarza się kult prze- -26- szłości i kult tradycji. Każdy człowiek, z którego imieniem łączyły się wspomnienia Polski wolnej, stawał się niczym niezachwianą powagą — i tak powstawała osobliwa arystokracja „nazwisk historycznych". Ale jednocześnie działo się co innego jeszcze. Oto nieustanne usiłowania zdobycia niepodległości spotkały się od samego swego początku, bo od powstania kościuszkowskiego, z idącymi równolegle walkami wolnościowymi w całej Europie. Wyrazem tego były Legiony, sympatie oraz oczekiwana pomoc Francji w r. 1831. To współdziałanie i ta łączność stały w sprzeczności z owym kultem tradycji, która okazywała przecie obraz państwa, opartego na tym porządku, który obecnie w całej Europie w gruzy się walił. Ostateczny przełom dokonał się w tym względzie w czasie powstania listopadowego, a symbolicznym niejako znakiem tego przełomu jest okrzyk rewolucyjny Mochnackiego w mowie przeciw członkom Rządu Narodowego: Czartoryskiemu, Niemcewiczowi i Chłopic-kiemu: „Precz z nazwiskami historycznymi!" Toteż po upadku powstania stanęła emigracja wobec naczelnego zagadnienia patriotyzmu polskiego: Czy o Polskę mamy walczyć na mocy praw historycznych, w myśl przekazanej z przeszłości tradycji, czy też jako o postulat teraźniejszości, w myśl praw do rozwoju narodu i ludu polskiego, w myśl tych samych praw, o jakie walczy ogólnoeuropejski ruch rewolucyjny, a z jakimi nierozłącznie związana jest walka o niepodległość. Rozwiązania tego zagadnienia spotykamy najrozmaitsze w ruchu umysłowym na emigracji pośród tych tak niesłusznie lekceważonych „emigracyjnych swarów". Nacjonalizm emigracyjny, pragnący odciąć się od ogólnoeuropejskiego ruchu rewolucyjnego, szuka podstaw narodowości polskiej w tradycji ziemiańsko-szlacheckiej, posiada więc charakter nie zaborczy, jak inne nacjonalizmy europejskie, dla których naczelną zasadą jest interes państwa, lecz konserwatywny. Najpowszechniejszy jest pogląd, nie chcący wprawdzie zrzekać się stałych, niezależnych od twórczości ludzkiej podstaw narodu, ale nie ograniczający przez to celu narodu do samego siebie, lecz widzący cel ten i te podstawy w posłannictwie, jakie naród -27- spełnia wobec ludzkości. Nie braknie także i poglądów wprost nacjonalizmowi przeciwnych. Mickiewicz w czasie najwyższego rozwoju swej myśli politycznej w Wykładach literatury słowiańskiej określa ojczyznę jako „przyszły porządek społeczny, który dopiero tworzyć należy" i mówi, że „nie jest to pewien stan pomyślności, nie jest to kawał ziemi określony granicami, za którymi kończy się byt i działanie narodowe Polaka", lecz jest to idea, „która jeszcze nie ma władzy na ziemi i jeszcze dąży ku rzeczywistości"; podobnie myślał i Słowacki, kiedy pisał, że zanim Polak rozwiąże swoje zadanie, „musi wprzód rozwiązać zadanie człowieka". Zawodowi publicyści i politycy, jak Henryk Kamieński (Filaret Prawdowski: O prawdach żywotnych narodu polskiego), dążyli do „rewolucji społecznej, bez której nie może być powstania skutecznego", cała zaś liczna organizacja polityczna o charakterze utopij no-socjalistyczny m Lud Polski tak dalece zrywała z tradycją, że uważała nawet Konstytucję 3-go Maja za ostatni wyraz niesprawiedliwości społecznej dawnej Polski; teoretyk tego obozu Stanisław Worcell był przeciwnikiem własności prywatnej, twierdząc, że nie jest ona bynajmniej jakimś wiecznym prawem przyrodzonym, lecz że zmienia się w miarę zmiany stosunku i obowiązków ludzkości wobec świata materialnego: zadaniem jej było świat ten opanować, obecnie zadanie to jest już spełnione, „gdy zaś praca tylko ów świat udoskonalić może, praca dziś została odpowiednim prawu własności obowiązkiem". Postulaty społeczne stają się też razem z politycznymi hasłami walk powstańczych. Już powstanie r. 1831, a tym bardziej powstania późniejsze komplikowały się bezustannie stanowiskiem różnych sfer narodu w sprawach społecznych i zmieniały swą fizjognomię w miarę, jak na czele stawały radykalne lub umiarkowane rządy. Zagadnienie to trwa też w zasadniczych swych rysach do dziś; zmiany, dokonane tak w obozie umiarkowanym przez wpływ nacjonalistów zachodnich, jak też w obozie radykalnym pod wpływem naukowego socjalizmu, nie zmieniają istoty zagadnienia patriotyzmu polskiego i nie spowodowały zasadniczych odmian w sposobach rozwiązywania go. r" . v ~28~ Postępowe, rewolucyjne, socjalistyczne uzasadnienie patriotyzmu polega na uznaniu narodu za podstawę jedyną dla realizacji wartości ogólnoludzkich, stworzenia jak najdogodniejszych warunków pracy, twórczości i rozwoju. Koniecznym postulatem, wynikającym z takiego poglądu, jest niepodległość narodu. Prawdziwie owocna i prawdziwie odpowiedzialna praca odbywać się może tylko w obrębie samodzielnego organizmu państwowego, którym sam naród włada, a który nie jest zawisły od decyzji obcego rządu ani od obcego układu sił społecznych, na który nie możemy wysiłkami naszymi wpływać. Jedynie taki wytwór historyczny, jakim jest naród władający sam sobą, jest organizmem społecznym, który posiada własną zbiorową samowiedzę i posiadać może zbiorową odpowiedzialność, to znaczy taki stan społecznej świadomości, w którym by pożądane rezultaty uzależniać można nie od jakiejś automatycznie odbywającej się ewolucji czy niezależnie od człowieka działających „historycznych tendencji", czy wreszcie od tego, w jakim stanie rozwoju społecznego znajduje się rosyjski muzyk, ale od ludzkiej, rozumnie i planowo działającej woli i pracy. Zatem najwyższym ideałem dla nas mogą być tylko ogólnoludzkie wartości postępu, a koniecznym postulatem dla ich realizacji niepodległy, sam sobą władający naród. Teoria i praktyka Pismo „Przedświt" było organem teoretycznym socjalistycznego nurtu myśli niepodległościowej. Ukazywało się w latach 1907-1918 najpierw w Warszawie, następnie we Lwowie i w Krakowie. Wśród autorów pojawiali się: Ignacy Daszyński, Bolesław Limanowski, Wacław Sieroszewski i Józef Pilsudski, którego wpływ na pismo był dominujący. Od 1910 r. coraz więcej uwagi poświęcano zagadnieniom stricte militarnym. Adam Skwarczyński publikował na łamach „Przedświtu" od 1912 r. do wybuchu wojny. Artykuł „Teoria i praktyka", obok szczególnie zaznaczonej atencji dla czynu i wszelkiej działalności praktycznej, zwraca uwagę dwoma wyraźnie postawionymi tezami. Jedna wskazuje na różnice pokoleniowe i na młodzież jako jedyną grupę zdolną do poniesienia sztandaru walki o niepodległość. Druga akcentuje uzależnienie szansy na realizację reform społecznych od odzyskania owej niepodległości. Wystąpił więc Skwarczyński w roli krytyka socjalizmu międzynarodowego. Przedruk za: „Przedświt", nr 1-6, styczeń-czerwiec 1912. Zjawienie się prądu postępowo-niepodległościowego wśród po-rewolucyjnego pokolenia młodzieży1 polskiej jest jednym z najbardziej pocieszających objawów naszego życia społecznego. Prąd ten, bijący żywym strumieniem spod rumowisk przegranej rewolucji wśród cuchnących bagien reakcji, stanowi dowód olbrzymiej żywotności naszej ideologii. Ruch postępowo-niepodległościowy, ogarniający dziś szerokie zastępy młodzieży szkół średnich i wyższych, tak w kraju i na emigracji, powstawał spontanicznie w rozmaitych ośrodkach, pod różnymi wpływami, rodził się powołany do życia 1 Autor ma na myśli rewolucję 1905-1907 r. ~30~ nieprzepartą potrzebą chwili. Młodzież, rzec można, pierwsza otrzą-sła się z przygnębienia, towarzyszącego każdej wielkiej porażce. Rozejrzała się ona w chaosie stosunków porewolucyjnych i, kierowana zdrowym instynktem, przylgnęła do tej ideologu, która głosiła w dalszym ciągu, bez przerwy, walkę bezwzględną o całkowite, wszechstronne oswobodzenie narodu w interesie masy pracującej. Porwana ideałem „wolnego człowieka w wolnej Polsce" młodzież studiująca — czy to w świeżo zdobytej szkole polskiej Królestwa2, czy za kordonem, czy na emigracji zachodniej lub wschodniej, nie przyjęła ideologii naszej bezkrytycznie. Przejmowała się nią stopniowo i coraz głębiej, a wszystkie konferencje i zjazdy młodzieży postępowo-niepodległościowej są żywym świadectwem odbywającej się w jej łonie ewolucji w kierunku coraz większego pogłębiania, coraz wyraźniejszego i ściślejszego formułowania wskazań naczelnych. Dziś, rzecz można, praca konsolidacji ideowej z jednej strony, a wyraźnego wyodrębnienia się spomiędzy wszystkich innych grup młodzieży z drugiej — w obozie postepowo-niepodległościowym została zakończona Jego fizjognomia jest wyraźna, nie budząca żadnych wątpliwości. Młodzież, skupiająca się w tym obozie, to młodzież socjalistyczna, dążąca do zdobycia Niepodległości kraju dla zapewnienia ludowi pracującemu pełni praw i swobód, to młodzież, pragnąca walczyć o Republikę Polską w interesie mas ludu polskiego, to młodzież, gotująca się do czynnej roli bojowników przyszłej rewolucji polskiej — rewolucji polskich mas ludowych. W miarę szerzenia się wpływów młodzieży postępowo-niepodległościowej będą rosły szeregi ożywione jej ideą przewodnią, W miarę jak te szeregi będą się przesuwały przez wyższe uczelnie i poczną wsiąkać w społeczeństwo, wzrośnie w nim suma sił, ostro przeciwstawiających się ideologii zgody z losem, bierności i oportunizmu we wszelkich przebraniach — aż do socjalistycznego. Ale na to, aby siły owe zostały zużytkowane z jak największą korzyścią dla sprawy, którą młodzież za cel swój uznała, mało jest jeszcze 2 W październiku 1905 r. zezwolono na zakładanie w Królestwie szkół prywatnych z polskim językiem wykładowym. ~ 31 ~ samego głębokiego przejęcia się hasłami socjalizmu i niepodległości, mało szerzenia tych haseł wśród kolegów ze szkolnej ławy, mało samego teoretycznego przygotowywania się do działalności praktycznej w duchu tych haseł aż po zajęciu określonych stanowisk w społeczeństwie. Starsza młodzież postępowo-niepodległościowa już na szkolnej ławie może — i, zdaniem moim, powinna — wdrażać się w miarę sił w tę pracę, którą za kilka lat, po skończeniu wyższego zakładu naukowego, podejmie w całej rozciągłości. Zaznaczę tu od razu, że nie chodzi mi bynajmniej o to, aby młodzież postępowo-niepodległościowa przystępowała bezzwłocznie do tzw. roboty, aby zajmowała stanowisko agitatorów i instruktorów partyjnych. Nic podobnego. Uznaję tylko za konieczne, aby młodzież, kształcąc się zawodowo i ogólnie, uświadamiając się społecznie i politycznie, przyswajając sobie wiadomości militarne, jednocześnie starała się w miarę możności zbliżać się do mas ludu pracującego, poznawać jego życie i uczyć się praktycznie pracy wśród tego ludu w myśl własnych wskazań ideologicznych na jego interesach opartych. Nie będę tu wchodził w szczegóły, jak się to zbliżenie powinno odbywać, gdyż to zależy od położenia, w jakim się każdy poszczególny młodzieniec znajduje. Poczynając od nauki elementarnej, udzielanej przez czwartoklasistę dzieciom robotniczym czy chłopskim, a kończąc na wykładach ekonomiczno-społecznych czy militarnych w kółkach robotniczych albo chłopskich, którymi się może zająć dobrze przygotowany do tego akademik, począwszy od zawiązywania stosunków osobistych z masą, a kończąc na dorywczej czy nawet stałej pomocy Partii — wszystko to przyda się ogromnie i może być nader pożyteczne. Młodzieniec, który nie poprzestaje na samym teoretycznym przyswajaniu sobie światopoglądu socjalistycznego i niepodległościowego, ale pragnie czynić zeń użytek doraźny w życiu praktycznym, z pewnością łatwiej wykształci się na czynnego obywatela kraju, świadomie spełniającego przyjęte na siebie obowiązki, od teoretyka, oderwanego od życia. Temu bowiem grozi bardzo często ugrząźnięcie w jałowej frazeologii, prowadzącej niechybnie do sfilistrzenia. Ideologia pasożytnicza W warunkach narastającego napięcia międzynarodowego, które za parą miesięcy zaowocować miało wybuchem wojny światowej, Skwarczyński napisał artykuł uzasadniający sens walki niepodległościowej. Rozwinął polemikę z kierunkami, które zrywy powstańcze uznawały za niedorzeczny upust krwi, czynnik jedynie niszczący i burzący. Obiektem jego ataku stał się przede wszystkim pozytywizm i nacjonalizm. Na użytek tego tekstu zbudował zresztą Skwarczyński dość karkołomną tezę, że to tylko dzięki akcjom powstańczym wykuwano grunt dla pracy organicznej. Najbardziej jednak zadziwiającą stroną artykułu, zważywszy na moment dziejowy, jest brak jakichkolwiek wskazań konkretnych dla tak hołubionej akcji niepodległościowej. Przedruk za: „Przedświt", nr 3, marzec 1914. Ilekroć jest mowa o dążeniach zmierzających do tego, by Polska stała się czynną siłą dziejową, ze strony ugody zawsze przeciwstawiają program pokojowej „pracy realnej". Czyni się to tak, jakby praca owa i szersze planowanie czynu politycznego nie tylko nie były dwiema stronami tej samej sprawy, lecz jakby się nawzajem wykluczały. I zależnie od obozu politycznego, dążeniom niepodległościowym jedni przeciwstawiają rozwój oświaty, przemysłu, handlu, drudzy walkę ekonomiczną klasy robotniczej itd. To paradoksalne przeciwstawienie jest właściwością ideologii polskiej ostatnich lat pięćdziesięciu. Tymczasem nie potrzeba chyba przytaczać przykładów historycznych na to, że sprawa ma się zupełnie przeciwnie. Można by ~33~ cytować całe dzieje, od średniowiecza z ich wojnami krzyżowymi, aż do rewolucji francuskiej, rewqucji XIX w. i wojen ostatniej doby na zbicie tego bezsensu. Praca ekonomiczno-kulturalria częstokroć jest przygotowaniem do wojny, a jeszcze częściej typjna, zwłaszcza rewolucyjna, jest czynnikiem, zapładniającym bujny rozwój ekonomiczny i kulturalny. Tak zresztą było i w najnowszych dziejach Polski. Rozwój ekonomiczny Królestwa Polskiego możliwy był tylko przez zdobycie samodzielności i liberalnych urządzeń, najpierw w Księstwie Warszawskim, potem w Kongresówce. Był więc plonem krwawego posiewu Legionów i wojen napoleońskich. Ideologia pokojowego rozwQju datuje się od czasów „pozytywizmu warszawskiego" i haseł „praty organicznej". Otóż mimo wszystko, co by o znaczeniu tego okresy powiedzieć się dało, niezaprzeczalnym jest, że była to ideologia pasożytnicza. Bo cóż, jak nie powstanie 63 r., dało Królestwu podstawy do nowożytnego rozwoju kapitalistycznego. Ono zmusiło swym nnanifestem, znoszącym pańszczyznę, rząd carski do przeprowadzenia później tej reformy i to przeprowadzenia w warunkach dla włościjan korzystniejszych niż w rdzennie rosyjskich guberniach. A któż ainai0gicznie pod zaborem austriackim tę samą ponosi zasługę, jeśli niX •.. i Również i druga strona, od której dziś ruch ludowy podchodzi do sprawy religijnej, jest często wysoce niebezpieczna. Tendencje demokratyczne, o ile nie są wynikiem takich nastrojów w masach, które mają charakter zbiorowego entuzjazmu i natchnienia, szukać sobie muszą oparcia w rozumowaniu, w pierwiastku racjonalistycz-nym, który rozkłada i zabija pęd moralny tego olbrzymiego rezerwuaru uczuciowości i woli masowej, jaką jest religia. A jednak stan społeczny jest dziś tego rodzaju, że silniejszy ruch duchowy w dziedzinie religijnej wydaje się koniecznością. Pierwszy męczennik tego ruchu dzisiejszego, szlachetny ksiądz Huszno, w pewnym liście swym pisze: „Ciałem narodu jest jego forma rządu państwowego, duszą — forma ustroju Kościoła. Kościół rzymskokatolicki jest na wskroś monarchiczny... Nie będziemy mieć stałej silnej republiki, dopóki nie będziemy mieć Kościoła demokratycznego. Rozdział Kościoła od państwa nie dokona tego, co demokratyzacja Kościoła". W słowach tych ujęta jest bardzo wielka prawda obecnego momentu dziejowego w Polsce. Idea republiki ludowej zapuściła już korzenie w zbiorowej duszy chłopa. Uważając Polskę za swoją przede wszystkim rzecz, bierze się on do gospodarzenia w całym szeregu spraw najbliżej go dotykających. Zaczyna od gospodarzenia sprawą własności ziemi, obecnie zaś w aspiracjach swych przechodzi bardzo wyraźnie do gospodarzenia w sprawach kościelnych. Uchwalony w Sejmie wniosek posła Krężla mówi o przelaniu na gminy prawa patronatu, który m.in. daje przywilej wyboru między kandydatami na proboszcza; rezolucja posła Putka mówi już o nadaniu gminom parafialnym prawa prezenty duchownych na beneficja parafialne. Z drugiej strony stosunki w samej organizacji kościelnej są przyczyną, że naród religijny, w chwili ogólnego obudzenia się jego woli, nie może pozostać bierny. Prawdą jest niewątpliwą, że istotą religii jest jej nadziemskość, jej autorytet wyższego prawa, że więc istotą stosunku Kościoła do wiernych jest dyscyplina wyższa, nakaz kategoryczny i podnoszący. Ale jeśli to mają być sprawy żywotne, nie czcze formuły, trzeba, żeby organizacja kościelna miała blask i poryw apostolstwa. W dys- ~ 72 ~ kusji sejmowej powoływano się na tak dziś liczne przykłady upadku moralności księży i nadużyć ich na tle politycznym; odpowiadano na to, że przykłady jednostek nie świadczą o ogóle duchowieństwa. Zapomniano jednak, że nie w tym istota rzeczy. Może być, że to przykłady jednostek, nazbyt co prawda liczne; ale jeśli ogół księży nie jest upadły moralnie, to na pewno nie jest moralnie podniosły. Dawno już przestali być księża posłannikami bożymi; stali się uczciwymi lub nieuczciwymi urzędnikami, zawodowcami od wypełniania określonych ceremonii i posług. A jeśli mogło to wystarczać w epoce zakończonej w dniu wybuchu wojny wszechświatowej, w epoce unormowanych porządków i usystematyzowanych na wolne tempo prac — to nie może wystarczyć w obecnej epoce nowych, z dnia na dzień realizujących się idei i wzmożonego pędu reformatorskiego, jeśli nie rewolucyjnego. W takim stanie rzeczy koniecznością dziejową jest wkroczenie narodu w sprawy religii i Kościoła i wystąpienie w roli czynnej. Hasło Kościoła narodowego dojrzewa i wypracowuje się w świadomości mas. W jakiej dojrzeje ono postaci, trudno dziś jeszcze przewidzieć. Wielka, czynna religijność ogółu narodu, przepajająca cały tryb życia najszerszej jego warstwy, każe spodziewać się wzniesienia ku górze. Materialna strona kwestii, pewna pozioma gospodarność i zbyt pochopne stosowanie szablonu demokratycznego stanowią niebezpieczeństwo sprawy. Może treścią hasła Kościoła narodowego stanie się ta „narodowość" z gruba, „po chłopsku" rozumiana, która księdza i sprawy jego weźmie sobie po gospodarsku na utrzymanie. Ale mogą przyjść do głosu głębsze pokłady uczuciowości i woli mas. Wówczas naród w formę Kościoła przyoblecze wybuchające z głębin jego duszy zrozumienie posłannictwa swojego, posłannictwa, które okaże mu się tak wielkim, że na drodze służby tym celom naród poczuje się narzędziem w ręku Boga. Święto konstytucji Jest to jeden z nielicznych tekstów okolicznościowych w dorobku Skwarczyńskiego. Tę szczególną okoliczność stworzyły obchody rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. W przeciwieństwie do obchodów pierwszomajowych, te uchodziły za święto obozu narodowego. Skwarczyński podjął próbę przecięcia tej tradycji. Chciat odebrać prawicy monopol na czczenie tej daty, dowodząc, że Konstytucja 3 Maja ucieleśnia tradycję postępową i demokratyczną, a więc prawicy obcą. Przy okazji nie omieszkal poczynić uszczypliwych uwag pod adresem parlamentu, który nie spieszy się z uchwaleniem nowej konstytucji. Ale niechcący obnażył brak przemyśleń na temat kształtu tejże konstytucji. W tym fragmencie jego wywody przypominają wezwanie do biegu, ale bez wskazania kierunku. Dziennik „Naród", zalożony l kwietnia 1920 r., pod redakcją Tadeusza Szpotańskiego w znacznym stopniu kontynuował wysiłki wydawnicze „Nowej Gazety" i „Gazety Polskiej". Był wydawany przez to samo środowisko polityczne warszawskich radykałów. Różnił się od poprzedniczek, widoczną i w publikacjach Skwarczyńskiego, chęcią odebrania endecji części jej klienteli politycznej. Stąd też zapewne zrodził się tytuł pisma, nietypowy dla środowisk, ceniących sobie państwo jako najwyższą kategorię wartości. Przedruk za: „Naród", nr 29 z 2 maja 1920. Sto trzydzieści dziewięć lat temu postępowy i demokratyczny odłam narodu polskiego, przystępując do koniecznej naprawy i odbudowy państwa, wiedział, od czego ma zacząć. Wiedział, że przede wszystkim trzeba dać społeczeństwu nowoczesną i odpowiadającą wymogom czasu ustawę konstytucyjną, by na niej, jako na twardym gruncie prawnym, oprzeć dalszą pracę odrodzeńczą. Niełatwo mu to ~74~ przyszło. Trzeba było paru lat zmagań z żywiołami reakcji i bezwładu, trzeba było nawet i gwałtownych aktów parlamentarnych, by sprawę doprowadzić wreszcie do zwycięskiego końca. Ustawa majowa nie tylko usunęła wreszcie z ustroju państwowego zastarzałe i zwyrodniałe przeżytki, ale stawiała pierwsze kroki, stwarzała nowe możliwości dla rozwoju państwa nowoczesnego w myśl naszych idei, idących do nas z Zachodu. I dlatego, chociaż Konstytucja 3 Maja nigdy właściwie w życie nie weszła, ona właściwie jest matką demokratycznych i odrodzeń-czych prądów w narodzie, które poprzez powstanie Kościuszki i jego manifesty, poprzez Legiony, dobę Księstwa i Królestwa, poprzez powstania — łączące zawsze sprawę wyzwolenia ojczyzny ze sprawą wyzwolenia w ojczyźnie człowieka — dały swą tradycję nam, działającym w dobie Niepodległości. Różnice narodowe wtedy są żywotne, gdy potrafimy nawiązać do nich aktualne zadania teraźniejszości. Wskazania konstytucji majowej nietrudne są dziś do odczucia. Szkoda więc bardzo, że niektóre odłamy społeczeństwa, zwłaszcza w Warszawie — te mianowicie, które najpochopniej się biorą do urządzania wszelkich obchodów, pochodów i teatralnych nieraz efektów, postanowiły sobie w tym roku wypaczyć sens rocznicy majowej i zrobić z niej narzędzie walki partyjnej i klasowej. Zamiast wniknąć w treść dziejów i wyczytać w nich to, co wiąże się z chwilą obecną, chcą niektórzy skorzystać z przypadkowej zbieżności dat, by ze święta 3 Maja uczynić przede wszystkim antytezę święta robotniczego l Maja. Demokracja polska — jeśli tak często wytyka socjalizmowi zbytnią klasowość i krótkowzroczne traktowanie walki klas jako celu samego w sobie, a nie źródła dla nowej wyższej budowy całości, to występować musi również przeciw objawom klasowości ze strony drugiej. Tym bardziej że z prawicy płynące prądy walki i nienawiści klasowej nie mają w sobie nic z pierwiastków twórczych dla jaśniejszego jutra. Zamiast poniżać święto majowe przez nadużywanie go do takich celów, zamiast czynić je w ten sposób obcym ogromnemu, a może ~ 75 ~ bardziej niż wiele innych ofiarnemu odłamowi społeczeństwa, należy z tradycji majowych wyczytać to właśnie, co tak bliskim czyni je dla dzisiejszego życia. Konstytucja. Czyż jest dzisiaj w wewnętrznym naszym życiu państwowym sprawa bardziej paląca i aktualna jak sprawa konstytucji? Konstytucji nowoczesnej i demokratycznej, konstytucji dającej podwaliny prawne do dalszej budowy, takiej właśnie konstytucji, jaką dla swojej epoki była Konstytucja 3 Maja? Czyż sprawa stworzenia dla państwa polskiego konstytucji, dziś, po półtora roku bezpłodnych prawie obrad Sejmu znajduje się na dobrej drodze? Czyż nie potrzeba nam właśnie podniesienia ducha i nastroju w społeczeństwie i rozbudzenia żywej świadomości, że sprawa ta jest paląca? Właśnie święto majowe stanie się żywym czynnikiem sprawy narodowej, jeśli pod tym hasłem będziemy je obchodzili. Demokracja polska, pomna na szczytne tradycje przeszłości, a rozumiejąc naglący głos chwili obecnej, przełamać musi dziwną obojętność społeczeństwa na tym punkcie. Rozpocząć winna żywą agitację za tym, by zbudzić Sejm i skłonić do przyspieszonego tempa pracy. Rozpocząć winna pracę realną, która by doprowadziła te czynniki w Sejmie, którym zależy na szybkim uchwaleniu demokratycznej konstytucji, do wspólnego planu ustawy i wspólnej taktyki. Jeśli taką pracę podejmie demokracja właśnie w okresie święta majowego — to w ten sposób najlepiej odda hołd wszystkim tradycjom przeszłości. i Egoizm klasowy Artykuł ma dwie odrębne warstwy: ideową i funkcjonalną. Ideową odkrywa już we wprowadzającym akapicie, który jest pierwszym manifestem elitaryzmu, pochwalą nielicznych jednostek, które biorą na siebie odpowiedzialność za całość spraw narodowych. Gdyby nie one, naród by Zginął, bo ogół był i jest bierny, otumaniony niewolą. Poglądy Skwarczyń-skiego ulegały wyraźnej ewolucji. Jakby zapominał, iż niedawno głosił chwałę lewicy świadomie walczącej o sprawę narodową. Z resztek sympatii, jaką zachował jeszcze dla PPS, zdołał zbudować parę f raz aprobaty. Trudno ocenić na ile szczerej, gdy uwzględni się drugi wymiar tego tekstu. O jego wymowie decydował marsz bolszewików na Warszawę. Armia polska ustępowała przed nacierającymi siłami wroga. Należało organizować obronę narodową. I tu Skwarczyński ujawnił swój pomysł, że najlepszym rozwiązaniem byłaby powszechna mobilizacja wokół Naczelnego Wodza i piłsudczykowskiej, sprawdzonej już elity. Przedruk za: „Rząd i Wojsko", nr 23 z 6 czerwca 1920. To, co w obecnej chwili zagraża najbardziej powodzeniu planów przebudowy rządu, uczynienia go rządem prawdziwie narodowym, bo opartym o ogół stronnictw i klas w Polsce, tkwi głęboko w psychologii szerszych mas. Nie są one przyzwyczajone do udziału w ogólnym gospodarowaniu sprawami narodu i państwa. Niewola polityczna przyzwyczaiła je do tego, że siedziały cicho w domu, biernym oporem broniły się, jak mogły, przed uciskiem, a w najlepszym wypadku, jeśli rzucały okiem na szersze sprawy, to horyzont ich patrzenia objąć mógł tylko najbliższe interesy swego stanu lub klasy. Walkę polityczną o sprawy ogólnonarodowe pozostawiały ~ 77 ~ z konieczności nielicznym jednostkom, które miały dość siły woli i umiejętności ryzyka, by łamać się z trudnościami i prześladowaniami, ponosić ofiary, a w dodatku ze strony własnego społeczeństwa ściągać na siebie liczne podejrzenia i opinię co najmniej wariatów, warchołów i marzycieli. Tyczy się to w równej mierze wszystkich warstw i stanów. Nie trzeba zapominać, że np. PPS w okresie przedwojennym składała się z nielicznych jednostek, które miały odwagę przemawiać w imię całej klasy robotniczej i brać na swe barki całe ryzyko walki za jej sprawę. To samo powiedzieć można o NZR1 oraz o różnych zaczątkach organizacji chłopskich, Związkach Chłopskich, Nar[odo-wym] Zw[iązku] Chłopskim itp.2 Prócz jednej narodowej demokracji, która nie obowiązującym frazesem patriotycznym i demagogicznym pokrywała zupełny oportunizm oraz ugodowość wobec zaborcy i wskutek tego mogła liczyć na jego tolerancję, wszystkie inne organizacje polityczne przemawiające w imieniu szerokich mas w masy te wnikać mogły stosunkowo bardzo nieznacznie. Toteż różnica między partiami z doby przedwojennej i wojennej, a tymi samymi partiami dzisiaj, polega przede wszystkim na tym, że ich organizacje wzrosły sto lub tysiąckrotnie. Łatwo było w czasach owych stawiać w imieniu mas daleko idące programy, obejmujące całość spraw narodowych. Działając w interesie szerokich mas ludowych, nie miało się przede wszystkim bezpośredniej ich kontroli w postaci woli wypowiadanej w ten czy inny sposób, nie miało się po wtóre — w przeważającej liczbie wypadków — ani możności, ani konieczności bezpośredniej realizacji programu i haseł. 1 NZR — Narodowy Związek Robotniczy, założony przez narodową demokrację w 1905 r. w celu rozszerzenia jej wpływów na środowisko robotnicze, w 1908 r. zerwał te więzi usamodzielniając się politycznie. W 1912 r. wszedł do Komisji Tymczasowej Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych (KTSSN), a więc opowiedział się za rozwiązaniami kwestii narodowej analogicznymi do tych, jakie preferowali piłsudczycy. 2 Narodowy Związek Chłopski założony został w 1912 r. przez grupę działaczy, którzy cztery lata wcześniej opuścili Ligę Narodową. Podobnie jak NZR, wsparł KTSSN. W 1915 r. połączył się ze Związkiem Chłopskim i grupą działaczy Zarania, dając początek silnej lewicowej partii chłopskiej PSL-„Wyzwolenie". ' ~78~ Dziś sytuacja zmieniła się nie tylko pod pierwszym, ale i pod drugim względem. Organizacje polityczne mają wpływ na wszelkie organy państwowe i każdy krok ich odbywa się pod odpowiedzialnością nie tylko wobec swych mas, ale i wobec historii, wobec interesu całości. Działalność publiczna znajduje się ustawicznie na tej granicy, przed którą widać tylko bezpośrednie interesy klasy czy partii, za którą jednak człowiek patrzący dalej dostrzega interesy tej całości, których narażenie na szwank w konsekwencji uderzy i w samą klasę, i partię. W praktycznej zatem polityce trzeba umieć siły reprezentowanej przez siebie klasy tak kierować, aby organizując pomyślność i dobro swoje organizowały jednocześnie dobro i pomyślność ogółu. I tu, wobec owego niewyrobienia mas, które jest skutkiem niewoli, tkwi trudność, którą widzimy teraz w życiu i działalności wszystkich partii. Jak ona wygląda u PPS, widzieliśmy na ostatnim kongresie tej partii i podkreśliliśmy ją w ostatnim numerze naszego pisma. Z każdym dniem jednak widać, że PPS wychodzi z niej zwycięsko. Uchwalony na kongresie3 nowy program partii wyraźnie oświadcza się przeciw tzw. dyktaturze proletariatu i cały zredagowany jest w tym duchu, że klasa robotnicza dąży do zaprowadzenia ustroju uznanego przez się za przyszłościowy, ustroju socjalistycznego, nie w interesie swoim własnym tylko, ale i w interesie całości. Że klasa ta tylko, jako klasa pracująca, jest tą siłą i motorem, który ustrój, na prawach pracy oparty, potrafi wywalczyć i zrealizować. Podobnie i w dziedzinie praktyki dzisiejszej, choć po wielkiej walce i w formie połowicznej, dał jednak kongres możność działaczom PPS wejść do rządu i wziąć na się odpowiedzialność za całość spraw państwa w momencie decydującym, mimo że rząd ten w warunkach dzisiejszych nie może w zupełności odpowiadać interesom klasy robotniczej — i mimo że na interesach partii współodpowiedzialność za rządy „burżuazyjne" może się odbić niepomyślnie. Ten sukces moralny w oczach każdego człowieka nieuprzedzonego dobrze świadczyć musi o kierownikach partii, których działalność ma znacze-nie nie tylko agitacyjne, ale i wychowawcze. 3 XVII Kongres PPS odbywał się w dniach 21-25 V 1920 r. „ 79 _ W położeniu analogicznym do PPS znajdują się również i stronnictwa ludowe. Egoizm klasy chłopskiej, która na ogromnej większości terytorium polskiego zaledwie niedawno weszła do życia politycznego i od razu, liczebną w Sejmie uzyskując przewagę, stała się klasą rządzącą, występuje bardzo często w formie brutalnej, a nieraz krótkowzrocznej. Najsłuszniejsze i najbardziej demokratyczne ustawy, o ile w niewielkiej choćby mierze obciążają gminy, są nieraz obalane lub wypaczane. Probierzem tego, czy stronnictwa chłopskie zdołają przezwyciężyć krótkowzroczny egoizm swych mas, jest obecnie zagadnienie sekwestru artykułów pierwszej potrzeby, które jest bodajże największą trudnością dla stworzenia w Sejmie porozumienia stronnictw lewicy i centrum i stworzenia na tej podstawie rządu silnego i opartego o wolę narodu. Sekwestr produktów rolnych jest sprawą pierwszorzędnej wagi dla zapewnienia krajowi na rok przyszły aprowizacji dla uchronienia państwa albo przed katastrofą głodową, albo przed wydatkami tak rujnującymi, jak to miało miejsce w roku bieżącym. Dziś niedobór zboża krajowego musiał być uzupełniony importem z Ameryki po cenach niesłychanie wysokich z powodu niskiego kursu marki. Klasowy interes chłopa, jako producenta zboża, stoi tu więc w sprzeczności z interesem całości. Wyjście z konfliktu tego możliwe jest tylko na tej drodze, by rozszerzyć zakres działania sekwestru na wszystkie artykuły pierwszej potrzeby i w ten sposób, zabierając rolnikowi zboże po cenach maksymalnych, dać mu jednocześnie możność nabyć po takichże cenach: sól, naftę, narzędzia rolnicze, skórę, sukno itp. W ten sposób chłop nie będzie robił interesów, ale nie będzie jednocześnie krzywdzony i będzie go można skłonić do tego, by interes swój własny pogodził z interesem państwa. Drugą sprawą utrudniającą porozumienie stronnictw, a wynikającą na tle podobnym, to sprawa konstytucji. Jest to publiczną tajemnicą, że bardziej prawe stronnictwa chłopskie, stanowiące w Sejmie obecnym większość, dlatego niezbyt chętnie odnoszą się -80- do przyspieszenia prac nad konstytucją, że po jej uchwaleniu logicznie następuje rozwiązanie Sejmu i nowe wybory. Wybory te są dla nich w chwili obecnej grą niepewną wobec rosnących wpływów klubów bardziej radykalnych, „Wyzwolenia" i Stapińskiego4. Tu już nie klasowy, ale wprost partyjny interes znajduje się w sprzeczności z interesem państwa, bo dalsze trwanie chaosu wynikającego z braku konstytucji grozi coraz niebezpieczniejszymi konsekwencjami. Ale stronnictwa, które potrafią w tak odpowiedzialnej chwili wziąć ster państwa w swoje ręce, które zdołają zawrzeć pomyślnie pokój, dać państwu konstytucję, załatwić pomyślnie sprawę zaopatrzenia najszerszych warstw nie tylko w żywność, ale i w inne artykuły niezbędne, które wreszcie zapoczątkują już w czasie trwania tego Sejmu realizację tak upragnionej przez cały stan włościański reformy rolnej, nie powinny bać się swoich mas i śmiało stanąć będą mogły do walki wyborczej. Problem, zda się, bieżącej polityki, problem stworzenia większości sejmowej i rekonstrukcji rządu, ma, jak widzimy, tło głębsze moralnej natury. Młode stronnictwa polskie, młode, bo od tak niedawna mające żywy kontakt ze swoimi masami, rozwiązując te zagadnienia bieżące rozwiązywać muszą jednocześnie zagadnienia wychowawcze w stosunku do swych mas. Chodzi o walkę z egoizmem klasowym. Nie z klasowością jako taką. Naród dzieli się na klasy i interesy klas dotąd upośledzonych są tymi potężnymi dźwigniami, które podnoszą ku górze sprawę doskonalenia się społecznego narodu. Ale chodzi o to, by klasa, dochodząc do znaczenia i do władzy, umiała myśleć kategoriami obejmującymi całość sprawy narodu i państwa, by urządzając na swój ład ustrój społeczny urządzała go w ten sposób, żeby zyskiwała na tym ogólna suma siły twórczej narodu. Żeby ciasno i egoistycznie pojęty interes klasy nie przysłaniał tego zadania naczelnego i nie przysłaniał przyszłości. Czy pod tym względem jesteśmy na dobrej drodze, pokażą dzieje przeżywanego obecnie przez państwo kryzysu rządowego. 4 Chodzi o PSL-Lewicę, partię chłopską założoną przez Jana Stapińskiego w 1913 r. w wyniku rozłamu w galicyjskim Polskim Stronnictwie Ludowym. -81 - Na progu nowej epoki Rozejm z Rosją, kończący dwuletnie dziatania wojenne, Polska podpisała 17 X 1920 r. Kraj wkraczał na drogą pokojowej stabilizacji. Artykuł Skwarczyńskiego był próbą refleksji nadprogramem dla państwa wchodzącego w inny, pokojowy, etap funkcjonowania. Ten szeroki zamysł kontrastował z płytkością propozycji, zwłaszcza w obszarach wskazanych za najważniejsze. Do nich należało uchwalenie konstytucji. Na jej temat Skwarczyński miał zaledwie jedno zdanie konkretne. Zadeklarował się jako zwolennik parlamentu jednoizbowego. Tymczasem w kraju toczyła się poważna dyskusja nad modelem ustrojowym państwa. Czy ma to być, jak chcieli socjaliści, część ludowców i Narodowa Partia Robotnicza, republika ludowa, którą oprócz parlamentu jednoizbowego wyróżniało wybieranie prezydenta w głosowaniu powszechnym, istnienie instytucji demokracji bezpośredniej uwzględniających udział obywateli w ustawodawstwie i zapisanie w konstytucji podstawowych reform społecznych, czy też republika parlamentarna, wzorowana na ustroju Francji, czego życzyła sobie prawica i centrum. W znaczący sposób ten brak poparcia dla koncepcji lewicy zbiegi się. z odejściem od podkreślanej dotąd stale potrzeby utworzenia rządu lewicowego. Ten wątek już nigdy nie pojawi się w pismach Skwarczyńskiego. Osobny problem stanowiła idea federacyjna. O nią upominał się Skwarczyński nadal, choć jej realność podważyły warunki rozejmu polsko-rosyjskie-go. Zabrakło Ukrainy, która miała stać się podstawowym ogniwem łańcucha federacji. Powstanie tzw. Litwy Środkowej nie mogło zastąpić tej straty. Przedruk za: „Rząd i Wojsko", nr 44 z 31 października 1920. Zawarcie rozejmu stawia życie polskie pod znakiem nowych zagadnień i nowych metod pracy. Dotychczas nad całością spraw ~82~ naszych górowaty racje wojenne, ten z kategoryczną siłą postawiony postulat zwycięskiego zakończenia wojny. Dziś zmieniło się położenie. Nie można wprawdzie powiedzieć jeszcze, że niebezpieczeństwo wojny bezwzględnie minęło. Mamy bowiem do czynienia z przeciwnikiem, którego rzetelność, a nawet wprost możność dotrzymania zobowiązań jest wielkim znakiem zapytania. Uzyskał on już w tej chwili to, o co mu chodziło: ma rozejm. Czy zechce uczciwie iść dalej ku pokojowi, czy też wyzyska czas na wytchnienie, osiągnięcie przewagi w wojnie z Wranglem i Petlurą i rzuci się znów na nas, pouczy nas o tym nadchodząca zima i wiosna. W każdym jednak razie, zachowując wszelkie ostrożności, nie możemy żyć dalej tak, jak by wojna trwała. Musimy zacząć stosować metody życia pokojowego i intensywniej przystąpić do rozwiązywania pokojowego zadań i zagadnień. Czytelnikom naszym i przyjaciołom, temu gronu ludzi, które od lat wzięło na siebie rolę awangardy w walce o Polskę, jej niepodległość, znaczenie i potęgę, nie trzeba zbyt często przypominać naczelnych zasad, które nas wiodą w życie publiczne. Wie już o tym Polska, że celem istotnym, który każdym krokiem naszym kieruje, jest rozbudowanie i umocnienie państwa polskiego, ugruntowanie jego bytu niepodległego w najpełniejszym znaczeniu tego słowa. Postulaty nasze demokratyczne wypływają z faktu oczywistego, że tylko jako państwo rządzące się demokratycznie i społeczeństwo zbudowane sprawiedliwie oprze się Polska w swym życiu wewnętrznym na silnych podstawach, a na zewnątrz stanie się ośrodkiem twórczej pracy ludzkiej, skupiając wokół siebie sąsiednie narody na mocy nowych zasad międzynarodowych. Wynika z tych zasad naszych nieustanna troska, by nie narażać w chwili rozbudowy państwa naszego na wstrząśnienia wewnętrzne, które w obecnym położeniu łatwo zakwestionować by mogły byt, a w każdym razie powolny może, lecz systematyczny i pewny rozwój państwowości. Fakty dowodzą, że jesteśmy pod tym względem obozem dojrzałym i dalej patrzącym niż grupy skrajnie lewe i skrajnie prawe. Jeśli jest to zrozumiałe w stosunku do grup ~83~ skrajnych, komunistycznych, które z zasady wrogie są państwu, to w stosunku do njarodowej] demokr[acji], prawicy jest to dowodem ich państwowej niedojrzałości. Nie umie ona patrzeć na życie pod kątem widzenia państwa, w walce o które udziału nie brała, dlatego używa wszelkich środków, nawet zamachowych, w dążeniu do władzy dla siebie. Z tych względów obóz demokratyczny w walce politycznej z prawicą ma i mieć będzie nieraz doraźne minusy; że jednak są to minusy pozorne, zbyteczne dowodzić. Tymi względami warunkowane — a śmiemy powiedzieć i wzmacniane — są dążności nasze polityczne, które chwila przełomowa wysuwa. Omówimy dziś naj aktualniej sze. Konkretnie biorąc, na planie pierwszym są dziś sprawy wewnętrzne, a spośród nich sprawa konstytucji. Obóz demokratyczny walczy o jednoizbowość, a zwalcza Senat. Jest to postulat wagi bardzo wielkiej. Nie można życia polskiego na przyszłość zabagniać czynnikiem nie tyle „rozwagi" — jak chce prawica — ile reakcji. Nie wolno stwarzać jakby drugiego Sejmu, który by z pierwszym był mniej lub więcej sprzeczny, a wcale nie bardziej politycznie dojrzały; takie są bowiem w istocie swej projekty prawicy. Prowadząc bezwzględną walkę parlamentarną, potrafi ją demokracja postawić na poziomie odpowiednim, nie straci z oczu całości spraw państwowych. Nie dopuści do rozbicia Sejmu, bo fakt taki podkopałby samą zasadę parlamentaryzmu. Dąży do tego lewica komunistyczna, dąży do tego i prawica n[arodowo]-demokratyczna, której solą w oku jest sejm „chamski", na powszechnych wyborach oparty, ten zarodek przyszłego ustroju demokratycznego. Bez względu na ważny nawet postulat szczegółowy, nie pozwoli demokracja zakwestionować tej tak drogocennej dla siebie zasady. Drugą sprawą, z którą najbezwzględniejsza nawet walka o jednoizbowość liczyć się będzie, to konieczność bezzwłocznego uchwalenia konstytucji. Prowizorium konstytucyjne, trwające już blisko dwa lata, przyniosło mnóstwo szkód wprost nieobliczalnych, i to nie tylko w życiu wewnętrznym, lecz i na polach walk. Nie wolno więc ani dzień jeden dłużej przewlekać tego stanu, którego koniecznym wynikiem [są] zamęt w życiu państwowym, długotrwałość kryzysów ~84~ rządowych itd. Nie wolno również przedłużać trwania Sejmu w obecnym składzie, Sejmu wybranego w sytuacji zgoła już od dzisiejszej odmiennej, nie posiadającego większości i hamującego skutkiem tego i skutkiem nienaturalnej rozległości swych uprawnień pracę polityczno-organizacyjną na wszystkich polach. Obok sprawy konstytucji rozstrzygnięta być musi w przyszłości niedalekiej sprawa rządu. Racja istnienia rządu koalicyjnego już się właściwie skończyła. Pora na rząd na pewnej i odpowiedzialnej większości oparty. Ponieważ zaś Sejm obecny większości takiej dać nie jest zdolny, rozstrzygną tę sprawę zasadniczo dopiero przyszłe wybory, które najpóźniej w pierwszych dniach wiosny odbyć się muszą. Ze spraw zagranicznych wysuwają się ciągle te, które zabag-nione zostały nieszczęsną umową w Spa1. To, co nieodpowiedzialni i tchórzliwi mężowie stanu w kilku godzinach zepsuli, naprawiać trzeba teraz mozolnie. Cieszyn ratować jeszcze można wobec zabiegów o „Małą Ententę", o Gdańsk walczyć trzeba, mimo nieprzychylnego dla nas stanowiska Anglii, sprawę Galicji wschodniej wygrało wojsko nasze, które w najcięższych momentach nie dało Lwowa ani Borysławia, sprawę Wilna postawił na nowo swym czynem zbrojnym gen. Żeligowski2. W tej sprawie ostatniej koniunktury dyplomatyczne zaczynają pomyślnie się układać. Kryzys, w czasie którego istniały i groźby wyjazdu przedstawicielstwa mocarstw ententy z Warszawy, minął 1 Szybki pochód Armii Czerwonej na Warszawę wzmógł niepokój sfer rządowych do tego stopnia, iż premier Władysław Grabski zdecydował się udać do Spa, na konferencję mocarstw zachodnich, by szukać pomocy z zewnątrz. Francja i Anglia zdecydowały się wystąpić ze wsparciem dyplomatycznym i wojskowym w zamian za akceptację warunków, na które dotąd Polska przystać nie chciała. Chodziło przede wszystkim o przyjęcie jako granicy wschodniej tzw. linii Curzona, pozostawienie Wilna w granicach Litwy, ustalenie granicy w Galicji według aktualnego przebiegu linii frontu, a na Śląsku Cieszyńskim według proporcji preferujących roszczenia czeskie. Grabski przyjął te warunki 10 VII 1920 r. 2 Generał Lucjan Żeligowski, mianowany dowódcą Dywizji Litewsko-Biało-ruskiej, działając z polecenia Piłsudskiego, upozorował bunt i 9 X 1920 r. zajął znajdujący się od połowy lipca w rękach litewskich okręg wileński. Z ziem tych utworzono tzw. Litwę Środkową. ~ RS OJ dzięki jedynie zdecydowanej postawie Naczelnika Państwa oraz rządu. Obecnie ze strony Anglii i Francji wysuwana jest już federacja całej Litwy z Polską jako sposób rozwiązania kwestii. W Anglii — rzecz jasna — odgrywają tu rolę względy na jej własne interesy ekonomiczne, we Francji pomysły uczynienia może w przyszłości z Litwy bazy dla nowego Wrangla lub Judenicza. Niemniej jednak ostateczny wniosek polityczny idzie po linii interesów Polski. Polska jednak, a demokracja polska w szczególności, pamiętać musi o obowiązku, jaki na nią ta pomyślna koniunktura wkłada. Nie wolno nam zdać sprawę na grę czynników zewnętrznych. Polska i jej demokracja wyznaje zasadę samostanowienia, a kwietniowa odezwa Wodza Naczelnego wydana w Wilnie3 jest niejako polskim słowem honoru danym Wileńszczyźnie, że sama o swym losie stanowić będzie. Trzeba więc stosownie do swej federacyjnej koncepcji przygotować opinię i wolę polską tak w Warszawie, jak i w Wilnie. Trzeba udowodnić szerokiemu patriotycznemu ogółowi tamtejszemu, że Litwa jako całość sfederowana z Polską jest państwu naszemu potrzebna. Otworzy ona widoki nowe do zrealizowania roli Polski na wschodzie, która to rola jest trwałą gwarancją naszego bytu i znaczenia. Trzeba uświadomić, jak wielką dla Polski wagę posiada nowa droga do morza, jaka by się przez Litwę sfederowana z nami dla nas otworzyła. Trzeba wreszcie „Litwie centralnej" dowieść, że w łączności z Kownem stanowić ona będzie całość gospodarczą zdrową i wystarczającą sobie, gdy sama w sobie inkorporowana do Polski będzie z musu zawsze wobec niej ekonomicznie bierną. Przeprowadzenie tych spraw w świadomości ogółu jest zadaniem demokracji polskiej, zadaniem ważnym, bo od niego, nie od zagranicznych koniunktur, zależy pomyślne rozwiązanie sprawy. Oto główne kwestie polityczne, które pierwsze zaraz dni po rozejmie wysunęły. Do spełnienia ich społeczeństwo przystąpić musi z całą energią. Powszechne wołanie o pokój miało w sobie wiele z pragnienia ciszy 3 Chodzi o odezwę Józefa. Piłsudskiego do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego ogłoszoną 22 IV 1919 r. -86- i beztroski. Nastrój ten przełamać jest zadaniem tego obozu, który umie być awangardą narodu. Stworzyć trzeba zamiast chęci do spokoju — nastrój nieprzepartej woli do twórczej pracy politycznej do pokonywania tych problemów, których wielką obfitość nasuwać nam będzie każda nowa doba. Wielki tydzień Polski Pokój z Rosją i uchwalenie konstytucji zapowiadały pelną normalizacją życia kraju. Ten sad podzielała większość ówczesnej opinii. Mogło się wydawać, że zakończeniu uległ proces kształtowania granic państwa. Wbrew jednak temu, co pisze Skwarczyński, sprawa Górnego Śląska nie została rozstrzygnięta w marcu. Polacy plebiscytu nie wygrali. Pomyłka Skwarczyńskiego wynikła zapewne stąd, iż tekst napisał, zanim doszło do głosowania na Śląsku, a wnioski oparł jedynie na przypuszczeniach. Główną ideą, wyrażoną w tym artykule, i stanowiącą osnowę publicystyki Skwarczyńskiego do maja 1926 r. było wskazanie, iż u steru nawy państwowej winni zasiąść ci, którzy podjęli i zrealizowali misję walki niepodległościowej. Takie treści towarzyszyły wysiłkom mającym na celu skupienie obozu piłsudczyków. Przedruk za: „Rząd i Wojsko", nr 13 z 27 marca 1921. Dnia 17 marca uchwalona została przez Sejm konstytucja Rzeczypospolitej; 18 marca w Rydze podpisano traktat miedzy Polską a Rosją; 20 marca na Górnym Śląsku rozegrany został plebiscyt na korzyść Polski. W ten sposób w ciągu tygodnia rozstrzygnęły się ostatecznie trzy sprawy, które są trzema bardzo ważnymi, zasadniczymi filarami gmachu naszej niepodległości państwowej. Jeszcze sprawa górnośląska, po wyraźnej wygranej na samym terytorium, wygrana być musi ostatecznie na forum międzynarodowym, jeszcze w ślad za nią wygrana być musi na tym forum sprawa Wilna i wschodniej Małopolski, jeszcze odrobione być musi to, -88- cośmy w chwili niebezpieczeństwa państwowego, dzięki małoduszności dyplomacji naszej, przegrali w Cieszyńskiem. Niemniej jednak w ubiegłym wielkim tygodniu zakończyła Polska w głównych zarysach pierwszy okres wstępny swego bytu państwowego, okres zakładania podwalin. Konstytucja bowiem daje zarys budowy wewnętrznej państwa, pokój zaś i plebiscyt stanowią o rzeczach zasadniczych co do granic jego i stosunku do sąsiadów. Wchodzimy w okres pracy systematycznej, w którym budować będziemy sam gmach politycznego i społecznego ustroju państwa. Spójrzmy, z jakim wchodzimy weń zasobem wartości moralnych. Kłamałby wobec siebie i wobec narodu ten, kto by patrząc na rezultaty okresu pierwszego chciał głosić same tylko bezkrytyczne zachwyty. Konstytucja uniknęła wprawdzie w ostatniej chwili niektórych postanowień, tracących mocno 17-tym wiekiem, a jeśli chodzi o ustrój władz ustawodawczych, o ogólny charakter rozdziału o prawach i obowiązkach obywatela, o postanowienia społeczne, jest nawet konstytucją XX wieku, mimo to jednak jest ona tworem kompilacyjnym, nie posiadającym własnego charakteru, nie uwypuklającym dla przyszłej pracy narodu planu i linii kierunkowych rozwoju. Pokój tym bardziej jeszcze nie krystalizuje wyraźnej myśli przewodniej w stosunku do wschodu, nie wychodzi ani z zasady imperialistycznej, ani z zasady przeciwnej — wolności i związku niepodległych narodów. Jest między tymi dwiema zasadami czymś niezdecydowanym, czymś, co nie stara się nawet być kompromisem, lecz jest tylko małodusznym zamknięciem oczu przed trudnościami i koniecznymi problemami przyszłości. Te strony ujemne, których zapominać nie wolno ani na chwilę, to rezultat dotychczasowych braków w psychice zbiorowej i w pracy narodu. Stwierdzamy brak programu szerszego, programu sięgającego w przyszłość. Jakże jednak Polska, jako całość, zdobyć się miała na taki program, skoro jeszcze lat temu kilka sam program zdobycia niepodległego państwa wśród ogółu naszego nie był uważany za naczelny i aktualny, nie był w ogóle rozumiany. Aby naród mógł -89- zbudować i odpowiedzialność wziąć na swe barki za program sięgający w przyszłość, musi on mieć poczucie, że stoi własnym wysiłkiem, zrozumienie, że sam trzyma ster własnej łodzi, którą sam zbudował. Musi mieć czynnie ugruntowaną wiarę w tej łodzi moc i wartość. Te cnoty nabywa się pracą i ofiarą. Zbyt znikomo mała część narodu włożyła w sprawę niepodległości pracę i ponosiła dla niej ofiary. Ogół narodu zadowalał się w ciągu wielkiej wojny światowej małoduszną ufnością, że inne siły za nas pracują, a co gorsza, wypadki tę ufność pozornie potwierdziły. Ogół narodu odczuł uzyskanie niepodległości jako dar, a przeto nie doceniał jej wagi, nie mógł traktować jej jako rzeczy z własnej krwi i kości zrodzonej. Z tego punktu widzenia nie jest to wcale paradoksem, że wielkim szczęściem dla Polski było przeżyte w lecie roku ubiegłego niebezpieczeństwo. Naród musiał bowiem wtedy tej niepodległości, którą otrzymał jakby w darze — i skutkiem tego nie rozumiał, bronić walką, ofiarą i krwią. Spłacał w ten sposób choć w części dług zaciągnięty wobec historii, zapełniał choć w części lukę moralną we własnej psychice zbiorowej. .(. Uczynił to jednak tylko w części. Fakt, że w naszym zwycięstwie nad Wieprzem i nad Niemnem tak chętnie widzieliśmy „cud", fakt, że z taką gotowością oddawaliśmy całą jego zasługę obcej (tak małej i tak teoretycznej) pomocy, świadczą naocznie, że psychika nasza zbiorowa cofa się jeszcze trwożliwie przed tym, by nawet powodzenie uznać za nasze własne dzieło, za wynik samodzielnego naszego wysiłku. Tę zatem lukę w psychice naszej, która wynika ze zbyt łatwego zdobycia niepodległości — i zbyt krótkiego wysiłku w jej obronie — zapełnić musi ów okres nowy, w jaki wkraczamy teraz, okres systematycznej, budującej pracy. W codziennym systematycznym dostosowywaniu wewnętrznego ustroju państwa do zadań, jakie podejmować i spełniać będzie ono musiało, w codziennym budowaniu podwalin jego siły ekonomicznej, kulturalnej i wojskowej — dojrzewać będzie musiało poczucie, że sami jesteśmy sprawcami ~90~ losów swoich, i wiara, że zadaniom stawianym przez nie podołamy. Realne stosunki z narodami sąsiednimi nauczą nas szukać sprzymierzeńców i stwarzać będą systemat współżycia z nimi i współdziałania. Na podstawach tych doświadczeń wzrastać będzie dojrzałość naszej samowiedzy narodowej, zrozumienie naszych zadań wewnętrznych i roli naszej między narodami. I tak systematycznie budować się będzie i ugruntowywać coraz bardziej program nasz polityczny i społeczny. Do tej pracy trzeba nie mniejszej mocy moralnej, nie mniejszego rozpędu i nie mniejszej odwagi niż do walki orężnej. Muszą do niej — od razu z nastaniem nowego okresu — stanąć ci ludzie, którzy najwięcej okazali dojrzałości narodowej, najwięcej zrozumienia istoty i potrzeby samodzielnego bytu i najwięcej wartości moralnych. Dźwignęli oni wśród pożogi miecz Polski, narzucili światu i narodowi samemu, zgnuśniałemu w niewoli, prawo jego bytu. Teraz w dumnym jego cieniu rozpocząć muszą orkę i zasiew, bo to tylko druga postać tej samej pracy. O władzę życia Od końca 1921 r. piłsudczycy podjęli dzieło konsolidacji obozu. Wymagała tego pokojowa stabilizacja, demobilizacja armii, która dotąd była ich oparciem i źródłem siły. Pod względem politycznym do tej chwili piłsudczycy zachowywali łączność z lewicą, wspierali jej program i jej rządy. Te wszakże związki, przy rosnącej emancypacji lewicy i po osiągnięciu wspólnego celu, jakim było odzyskanie niepodległości, stały się dla piłsudczyków krępujące. Z roli dyrygentów zepchnięci zostali na pozycje ubogich krewnych. A ambicje mieli znacznie wyższe. Byli przecież przeświadczeni, że to im Rzeczpospolita zawdzięcza wolność. Chcieli zapłaty za ten trud. Musieli więc zaznaczyć swą podmiotowość. Temu służyło tworzenie organizacji odwołujących się do sentymentów kombatanckich, takich jak Polska Organizacja Wolności i Związek Legionistów, czy grup ideowych, dla których oparciem były nowo tworzone pisma: służący bardziej bieżącym sprawom „ Głos" i nastawiona na kształtowanie programu „Droga". Założycielem i redaktorem naczelnym „Drogi" był Adam Skwarczyński. W czerwcu 1922 r. założono Unię Narodowo-Państwową. Środowisko piłsudczyków wiązało z tą organizacją znaczne nadzieje. To ona miała zagwarantować im sukces w oczekiwanych wyborach. Niezależnie od prac organizacyjnych, które Skwarczyńskiego mniej angażowały, podjęto wysiłki sformułowania ideologii obozu. Tutaj Skwarczyński zaczął odgrywać pierwszorzędną rolę. W pierwszym numerze „Drogi" wyłożył podstawy filozoficzne swych koncepcji. Bardziej konkretny kształt nadawał im w kolejnych numerach pisma. Miał ambicje stworzenia nowej filozofii zachowań i nowych form aktywności społecznej. Uważał, że trzeba zerwać z dawnymi programami, bo wyrastały z innej, nieaktualnej już sytuacji. Zanegował wszystkie istniejące doktryny: narodowo-demokratycz-ną, liberalną, postępową, demokratyczną, socjalistyczną. Wezwaniem do odrzucenia haseł równości i sprawiedliwości potwierdził odchodzenie od ~92~ formacji lewicowych. Uważał, iż piłsudczycy i „Droga" wyłonią tę nową ideę. Przedruk za: „Droga" nr l z l lutego 1922. Myśl polska w epoce porozbiorowej skupiła się cala koło zachowania podstaw życia narodowego i dorobku dziejowego: jedności duchowej. Chciała zabezpieczyć źródła narodowości: tradycję, uczucia patriotyczne, instynkty i siły plemienne. Starała się nagiąć pracę we wszelkich dziedzinach życia zbiorowego do tego zasadniczego celu. Możemy przypisać świadomości narodowej tej epoki wiele złudzeń i fałszywych ocen życia dziejowego Polski, znaleźć wiele błędów i fikcji w budowie programów czynu, wskazać wiele omyłek w nadawaniu poszczególnym elementom życia i myśli takiej czy innej roli. Musimy przyznać jednak, że mimo tych wad i sprzeczności życie w oparciu się o instynkt, wolę przetrwania utrwalało, utrzymało siłę narodową — i zachowało tyle, że, opierając się na tym posiadaniu, możemy rozpocząć budowanie zrębów mocnych i trwałych pod potęgę nowej Polski. Pod wszelkimi hasłami, poprzez wszelki wysiłek ducha: bunt i reakcję, pracę organiczną i tradycję, utrwalał się i starał zabezpieczyć sobie przyszłość instynkt samozachowawczy plemienia, wzbierało uczucie i rozszerzała się świadomość polska w coraz dalszych kręgach zbiorowości naszej. Dotychczas myśl polska — nie posiadając podstaw rozwoju, jakie dają elementy samoistnego życia zbiorowego: własne państwo, własna administracja i armia, rozwój odrębnych urządzeń politycznych, gospodarczych i społecznych — zasklepiała się li tylko w programie zabezpieczenia siły zachowawczej. Formy i idee nowe przejmuje jakby z zewnątrz, narzucają się one same, wbrew oporowi i bez mocy organizmu, samą siłą wciągnięcia ziem polskich w orbitę działań nowych form życia Europy. Przeobrażenia ekonomiczne i społeczne, rozwój myśli i sztuki, rozwój przemysłu, powstawanie nowych warstw, zjawienie się nowych idei, zagadnień, uczuć i potrzeb nasuwały myśli narodowej ~ 93 ~ obowiązek uchowania, pomimo tych przemian, życia w obrębie narodowości, zabezpieczenia powstających sił dla narodu. Życie Europy, którego odblaski przenikały i w mroki naszego zakutego w formy obce i wrogie bytu narodowego, wciągane było w krąg myśli polskiej zewnętrznie, połowicznie, z imienia raczej, ograniczając się często li tylko do zagadnień abstrakcyjnych, czysto teoretycznych, jakby nanośnych. Życie to, wnikając w pewne interesy cząstkowe, pomieszane z przystosowaniem się do obcych urządzeń i potęg, zatruwało często źródła duszy narodowej, osłabiało siłę instynktów, uczuć elementarnych, myśli — podstaw życia narodowego. Jeśli wnikniemy w okres ostatnich lat kilkudziesięciu, zobaczymy, jak świadomość europejska, która była u siebie wyrazem wzmożonej energii i pracy, zaczynem nowych wiar, podstawą coraz dalszych przeobrażeń, u nas stawała się często formą złudzeń, zatraty sił i uczuć zbiorowych, formą wywabiania z dusz poczucia bytu plemiennego. Idee demokracji i postępu, pozytywizm, socjalizm, modernizm, wnosząc nowe wartości, zawierały dla wielu zarodki zgnilizny, choroby, utraty sumienia dziejowego, oderwania się ze związku żywej społeczności narodowej, póki nie wchłonął ich elementów odradzający się instynkt, uczucie i myśl i nie przekuł ich na nowe narzędzie, nową siłę... * Polska, powstając w wichurze dziejowej wielkiej wojny, musi przygotować się do nowych zadań, wyznaczonych przez samodzielny byt państwowy. Musi podjąć się budowy odrębnej organizacji życia zbiorowego oraz rozwiązywania zagadnień, jakie w dziedzinie zjawisk społecznych i gospodarczych wysuwają potrzeby nowoczesnego człowieka. Musi zorganizować swą myśl i rozwinąć ją, by mogła ona wejrzeć w rzeczywistość, stać się narzędziem twórczości. Musi stworzyć sztukę, która by budziła najtajniejsze uczucia i wrażenia, tęsknoty i marzenia, aby tworzyć ukochania życia przyszłości. Każda epoka rozwija swą prawdę i buduje jej organ w świadomości, nauce, filozofii, sztuce, wierze, tworząc nowe ich formy. -94- Wojna europejska, rzucając na pola bitew w zapasy ze śmiercią miliony ludzi, wydobyła z dusz ludzkich nowe pokłady czuć, pożądań, uczuć, tęsknot, objawiła w wysiłku i czynie nowe siły życia, ukazała nowe potrzeby, wykołysała nowe ideały. W straszliwej grozie chwili bojowej, opierając się na rodzących się namiętnościach i marzeniach — dźwigniach czynu — ujrzał człowiek perspektywy nowej prawdy, nowych świętości ducha. W wirze życia, które szalało w wysiłku niezmordowanym, ujrzano nicość wielu dawnych praw, nauczono się nie cenić wielu dawnych wartości. Nauczono się patrzeć krytycznie na stare formy, otwarcie na rzeczy dawniej omijane, swobodnie w odmęty, źródła i słońce. Uwolnieni spod przymusu walki o zachowanie bytu plemiennego i pchnięci tym powszechnym impulsem, który zbudziła wojna, chcemy tworzyć nowe życie. Siłą inercji chce jednak zapanować frazes starych prawd, forma martwa, gniotąca nowego człowieka i pod swój strychulec podciągać chce wszystko, w dawne schematy i nawyki zamknąć chce cały rodzący się świat. Życie i świadomość, osiągnąwszy pewne rezultaty, czując wartość wytworzonych form, ciesząc się z uzyskanej swobody w zakresie już posiadanego świata, popada w niemoc wyjścia poza siebie. Zamyka się i mechanizuje, nie chce ryzyka, tworzy świat zamknięty i nawet ideały ogranicza do gotowych i znanych form. Życie dawne chce budować świat według swych planów. Każe nam dziś zadowalać się — określonością przeszłości, nie sięgać wysiłkiem w jutro, zamknąć się w regulowaniu prawidłowego toku rzeczy, ograniczyć do Polski streszczonej w programach i ideałach sytego chama i sklepikarza, w myśli zapatrzonego w prawo do lenistwa proletariusza, w duchu dewotki i stróża porządku, chcących uzyskać prawo do świata bez wysiłku, bez trudu, raju niemocy, rentierstwa z wysiłków przeszłości. Prawdę nowego życia ludzie ci, nie wierzący w ciągle bijące źródło życia i ducha, chcą nagiąć do swoich wygód i spokoju. Chcą wykpić się od wysiłku i potu życia — na mocy prawd i zasad ustalonych, uwolnić się od pracy dla przyszłości, jej udręk i nieuko-jów, zastąpić ją nawykami, odruchami mechanicznymi: obcinaniem kuponów z pracy minionych pokoleń. Wbrew oporowi starych form i nawyków, wbrew tylu ideom, dogmatom i prawom, wbrew sile, z jaką owładnęły one świat dzisiejszy, życie tworzy zewsząd nowe organa, nowe siły. Świadomość buduje organa nowej prawdy, wyrastającej z naszych poczynań i uczuć, rozpoczyna powoli walenie i wyrzucanie martwych rekwizytów przeszłości. A one panują wszędzie. Czy to będą pchające się do rządu dusz, ubrane w łachmany dawnej świetności, prawa równości, braterstwa, sprawiedliwości, idee demokracji i postępu, programy „woli ludu", utajonej w powszechnym głosowaniu i wetowaniu sejmowym, zastępujące hałasem i sporami w Sejmie czyn twórczy narodu, konieczność pracy, sięgającej w fundamenty siły państwowej. Czy to będą stare, ustalone metody wychowywania człowieka w murach szkolnych czy murach koszar, gdzie wyrozumowana tresura, czy to umysłów czy ruchów, zastępuje wyrabianie w młodzieńcu organów psychicznych i moralnych, by mógł sprostać walce z życiem i walce z wrogiem. Czy to będą dawne metody naukowe, starające się określić świat wraz z duszą ludzką racjonalistycznymi i deterministycznymi formułami, eliminującymi gdzieś poza obręb rzeczywistości psychikę ludzką, moralność i odpowiedzialność. Czy wreszcie skostniałe formuły dogmatów religijnych lub prawd estetycznych, robiące z religii martwy konwenans, a ze sztuki ucieczkę przed życiem. Śmiało można rzucić dziś pytanie: czy np. dzięki frazesom „programowym" i ich wyrazowi społecznemu — stronnictwom politycznym — choć jedna z dziedzin życia narodowego: polityka zewnętrzna, przemysł, szkolnictwo, armia, administracja, nauka, zyskała coś więcej oprócz kamieni na drodze; czy dzięki programom partii politycznych, dbających o gwarancje i prawa dla swoich stronników bez narzucania im obowiązku czynu, Polska zyskała choć jedną szkołę, jjednego żołnierza czy armatę, jedną maszynę czy fabrykę. • rv -••- -r Wbrew tym zmurszałym formom życia ubiegłego stulecia — stronnictwom politycznym — walczącym kiedyś w imię obalenia starych ustrojów o zwycięstwo nowych sił, oprzeć trzeba program tworzenia życia i sił Polski na elementach żywych i twórczych. Muszą wyrosnąć czynniki, które oczyszczą życie państwowe Polski z tego wszystkiego, co żeruje na rzeczywistym wysiłku kraju, na wysiłku tych, co budują elementy mocy i przyszłości narodu: siłę ekonomiczną i państwową, kulturę i ducha. Musi powstać człowiek i warstwy, które podejmą program wychowania narodowego. Rozsadzą one zakrzepłe, zatęchłe z czasów jezuityzmu i racjonalizmu formy: gotowego werbalnego systemu kształcenia pojęć, które mają wystarczyć i zastąpić wysiłek osobisty myśli i życia, przygotowanie do twórczej pracy i wynalazczości. Przeciwstawią one produkowaniu nieudolnych moralnie i fachowo do czynu ludzi wychowanie wszystkich zdolności, sił fizycznych, moralnych i intelektualnych, wychowanie człowieka woli i czynu, człowieka pracy i myśli zbiorowej. Sztuka i religia, które istnieją w oparciu się o wiecznie obecne życie człowieka, które rodzą się z dna ducha i rozwijają jego moc, muszą przezwyciężyć wiecznie grożącą im pokusę. Nie mogą zamknąć się w kanonach i dogmatach, w gotowych formach, które, choć są rezultatami piękna i życia przeszłości, zabijają nowe natchnienia: ograniczają sztukę do ram anegdoty i formy, zamykając drogę do sztuki przyszłości, która ma być mitem i sakramentem zarazem. Dziś nawet niepokój głębszy życia, jakieś przeczucia tajemnic i boskości znajdą zaraz swych kuglarzy, twórców fałszywych, jednodniowych bóstw i ołtarzy. Ci fałszywą modlitwą, zjawami świateł, ułudnych duchów, guzikami i stolikami zatapiają głębsze pragnienia i tęsknoty w wirach podkasanych prawd i dogmatów. Poprzestają na elementarnych szczeblach beztreściwej i bezsilnej uczuciowości religijnej i każą zapoznać istotne związki i potrzeby religijnego ducha człowieka. Czujną musi być myśl współczesna. Myśl poszukująca, związawszy się z tymi postaciami nowej pracy wewnętrznej, staje się ~96~ ~ 97 ~ dziś organem, który wbrew istniejącym na powierzchni fałszom i łachmanom — formom przeszłości, ujmuje w swe ręce zagadnienia prawdy i życia. Opierając się na dokonanej analizie i krytyce dotychczasowych form i metod odrzuca omamienia dogmatyki i martwych słów. Staje się organem, który chce ujmować samo życie. Chce być myślą, co budzi, zapala i pcha do budowy, myślą nie oderwanej i zmartwiałej abstrakcji, lecz myślą żywą: czynu. Lecz życie nasze, my sami nie jesteśmy czymś oderwanym; zastając dorobek całej przeszłości, który żyje w nas, jest początkiem i źródłem naszego czynu i myśli, mamy obowiązek uczynić zeń podstawę i organ twórczości i prawdy. Żaden wysiłek nie idzie z nicości w nicość, lecz wrasta sam w glebę życia, w jego organizm. Życie nas otaczające, forma i materia, sprzeczne i opierające się naszemu wysiłkowi, naszej twórczości, są czynnikiem organizującym, nadają twórczości moc realizacji, utrwalenia się, zachowania wysiłku jednostkowego dla życia zbiorowego. I tylko wtedy, poprzez realizację i włączenie w życie całe, nie stanie się wysiłek nasz buntem bezpłodnym, idącym w próżnię, lecz będzie współtwórcą przyszłości. Dlatego w wysiłku życia i myśli twórczość musi oprzeć się jednak na tradycji, szlachetnym jarzmie dokonanego, na przeszłości; poznać, co w jej więzach jest żywe, co podtrzymuje nasze siły, co nie jest jeno martwym szkieletem, trumną ducha, lecz glebą przechowującą jego ziarna dla przyszłości. Musi uczcić święte relikwie, których siła cudowna chroni nas, byśmy w osamotnieniu nie zmarnieli; rozpoznać to, co jest tchem twórczym, który z najodleglejszej przeszłości tchnie poprzez nas w najdalsze pokolenia. I człowiek dzisiejszy czuje, że musi nawrócić do początku swego, do Genesis społeczności narodowej, która jest rodzicielką żywych sił w nas, nawrócić do źródeł instynktu zbiorowego, który żyje i wyrasta poprzez nas. Przeszłość i jej formy ukazują nam często, że pod wyświechtanym frazesem dzisiejszości tkwią zapomniane i zapoznane prawdy ~98~ życia, dają nam poznać, ile sił utajonych, ile uczuć wiary i woli zamknięte zostało w starym obyczaju i prawie, w dawnych wierzeniach i formach. Nieraz będzie musiał człowiek buntu ulec prawu i przeszłości, poddać się ich sile, ale gdy pamiętać będzie o nich nie dla nich samych, ale dla jutra, zaczerpnie tam siłę do życia. Ilekroć w nowym wysiłku rozrosną się formy nowego życia, o ile mocniej odetchnie człowiek wolny i szerzej obejmie władzę nad światem — głośniej zahuczy maszyna, mocniej uderzy młot i dalej zagłębi się pług w ziemię oraną; o ile naród nasz, nie lękając się przemocy obcych, silniej wykuwać będzie organa życia i potęgi; o ile wyżej sięgnie uczucie i westchnienie człowieka ku Bogu; o ile głębiej wniknie myśl w tajnie żywota; pewni bądźmy: i pień twardy wieczysty drzewa, tradycja — i liść i kwiat doroczny, bunt — będą służyły Życiu wiecznemu, Prawdzie. Partie a życie narodowe Polski Tekst byl rozwinięciem myśli zawartych w artykule „O władzę życia" z poprzedniego numeru „Drogi". Zdecydowanie godził w partie i parlamentaryzm. Dotąd Skwarczyński źle zachowania partyjne kojarzył wyłącznie z poczynaniami prawicy. Teraz przestał już różnicować kierunki polityczne. Chciał w ogóle odejść od form partyjnego zrzeszania się obywateli. Wyraźnie preferował związki o charakterze społecznym, kulturalnym, gospodarczym. W tym czasie piłsudczycy budowali własną partię — Unię Narodowo-Państwową. Skwarczyński te działania pominął milczeniem. Przedruk za: „Droga", nr 2 z 15 lutego 1922. Powszechnie i od dawna powtarzane są skargi na to, że brak jest dziś w Polsce podstaw, na których by rząd silnie mógł się oprzeć. Są i tacy, którzy by chcieli szukać wybawienia z tej matni w jakiejś dyktaturze lub nawet monarchizmie, które, jakby łaska zesłana skąddziś, powiodłyby naród ku zbawieniu bez jego w tym dziele udziału. Powszechniejsze są jednak nadzieje inne. Brak silnych podstaw rządu — powiadają — podstaw, przy dzisiejszym ustroju państw europejskich wraz z Polską, parlamentarnych, ma swój powód w braku zdecydowanej większości sejmowej. Tak się złożyło nieszczęśliwie w Sejmie obecnym. I prawica i lewica są sobie niemal równe; począwszy od wyboru marszałka jednym głosem większości, cały szereg najważniejszych ustaw i uchwał przechodziło jednym lub paru głosami, a żaden dotychczasowy rząd nie miał właściwie za sobą określonej większości izby. Przyjdą wybory, zwycięży ta lub owa strona, nawa państwowa ruszy z mielizny w lewo lub w prawo. ~100~ Tak zdają się mówić fakty i na nich oparta logika. A jednak nie ze wszystkim jest to prawda. Pod powierzchnią tych faktów leży inne, głębsze niedomaganie. Organami dzisiejszego życia politycznego Polski są partie, a partie te znajdują się w moralnym rozkładzie. Sejm nasz nie składa się przecie z dwóch jakichś jednolitych stronnictw, które by były sobie mniej więcej równe co do siły i skutkiem tego uniemożliwiały większość. Składa się on z całego szeregu klubów, z których każdy ma antagonistę zarówno z prawicy, jak i z lewicy; kluby te formowały się w znacznej części już na terenie samego Sejmu, przegrupowywały się, rozłamywały i łączyły. A jednak ani na chwilę nie stworzył się żaden blok na aktualnym programie pracy ustawodawczej oparty, żaden „centrolew" ani „centropraw", który by dał większość wyłonionemu ze swych szeregów rządowi. Brak było zawsze w szeregach klubowych intencji zgrupowania się takiego, by wziąć na siebie odpowiedzialność za sprawy państwa. Motory „gry" politycznej oraz owych przegrupowań się i rozłamów innej były natury, nie tej, by stworzyć taki, jaki w danych warunkach jest możliwy, program realnej pracy ustawodawczej oraz by wyłonić rząd. Wywoływała je zawsze chęć zaszachowania przeciwnika, zjednania lub niezrażenia sobie wyborcy, usłuchania — jak się to mówi — tzw. nastroju mas itd. W najlepszym wypadku motorem działań politycznych był interes klasy czy warstwy — w najgorszym ordynarny interes samych przywódców partyjnych. Że takie są właściwości moralne naszych partii politycznych, nie ma w tym nic dziwnego. Kształtowały się one w warunkach tego rodzaju, że rozwój ich musiał niemal być zarazem rozkładem. Każda z nich niemal, czy to będą ludowcy, czy n[arodowi] demokraci, czy socjaliści, wszyscy zaczynali od zadań wychowywania bądź to mas, bądź młodzieży, które prowadziła szczupła grupa ludzi czynu i idei. Wszyscy, rozwinąwszy swe wpływy, nie mogli realizować ich w konkretnej pracy politycznej, bo warunki tej pracy zależne były od obcych koniunktur w jakimś Wiedniu, Petersburgu czy Berlinie. Ratowali się więc tym, że popularność swą w masach utrzymywali demagogią, a likwidowali ją przez ugodę z kim się da, w postaci -101 ~ takich czy innych koncesyjek, dobrze jeszcze, jeśli dla „wyborców", gorzej, gdy dla siebie. Z odpowiedzialnością jakiegokolwiek rządzenia to się nie łączyło, boć przecie rządy w Austrii, Rosji czy Niemczech do Polaków należeć nie mogły. Z chwilą nastania ery niepodległości rzeczy na lepsze się nie zmieniły. Z dawnymi nałogami weszły partie w życie parlamentarne polskie: z nałogiem taniego, demagogicznego sposobu uzyskiwania popularności wśród mas i z brakiem poczucia odpowiedzialności za ogół spraw państwowych. I dziwna na tym tle wynikła na pozór sprzeczność. Bo władza jednak była. Trzeba ją było brać i chciano ją niby brać nawet na wyścigi. Ale w każdym odpowiedzialnym momencie władza nagle znajdowała się na bruku: Świeżyński, Grabski i Witos pod tym względem zupełnie są podobni; wziąć ją w takim momencie nikt się nie kwapił, a innemu dać również nie pozwalał. Bo nie o władzę właściwie (w pełnym tego słowa znaczeniu) chodziło, lecz o wpływy: nie o przeprowadzanie swoich planów urządzenia państwa, lecz o zabezpieczenie interesów swojej klasy (czy sfery), zabezpieczenie stanowisk, placówek, zysków. I to takim jakimś misternym sposobem, by odpowiedzialność za rządy, ryzyko złączone z ich sprawowaniem leżały na kimś innym. Czyż nie wynikiem takiej właśnie gry były wszystkie „parlamentarne" rządy w Polsce, wraz z „koalicyjnym" rządem Witosa? I czyż przy takich moralnych dyspozycjach stronnictw możliwe jest stworzenie silnej podstawy rządu? Na Zachodzie sprawy mają się zgoła inaczej, choć wcale nie idealnie. I tam również działalność polityczna stronnictw przestała być pracą społeczno-wychowawczą, a stała się grą w celu zdobycia władzy i wpływów. W formie jaskrawej (tak często widocznej) znajduje to wyraz w korupcji. Jakże wielu spośród sławnych mężów stanu ma na sumieniu jakąś „Panamę"'. Ale systemy partyjne są tam o tyle zwarte i skrystalizowane, że gra polityczno-parlamentarna o wpływy odbywa się tam z całym poczuciem jej konsekwencji, 1 Członków rządu francuskiego oskarżano o przekupstwo, które w 1889 r. miało doprowadzić do bankructwa spółki budującej Kanał Panamski. Dalsze prace budowlane poprowadzili Amerykanie. -102- którą jest objęcie rządów i odpowiedzialności za nie. U nas po upadku rządu zaczyna się „gra w ciuciubabkę"; tam, gdy pada Briand lub idzie walka o obalenie L. George'a, widać zaraz następców, wraz z kompletnym rządem i programem rządowym. Jeśli o przyszłość Polski pod tym względem chodzi, stoimy niejako na rozdrożu. Albo dojrzejemy do tego stanu, jaki widzimy na Zachodzie, i zaczniemy normalne życie państwa parlamentarnego wraz z tak już od dawna zarysowującym się kryzysem moralnym parlamentaryzmu, albo potrafimy wprost przezwyciężyć wszech-władztwo partii i, co za tym idzie, parlamentaryzmu współczesnego. Mnożą się znaki, że idziemy w tym drugim kierunku. Pierwszy z nich to panoszące się coraz bardziej znienawidzenie partii i ich polityki sejmowej. Drugi — to coraz wyraźniejsze obejmowanie życia publicznego przez organizacje społeczne o celach społeczno-wychowawczych, gospodarczych, oświatowych, kulturalnych itp. Rozwijają się świetnie i koncentrują związki samorządów wiejskich i miejskich, zamiast „stronnictw" ludowych coraz silniej do głosu dochodzą chłopskie zrzeszenia gospodarcze i kulturalne, zamiast partii robotniczych analogiczne organizacje robotnicze, na tych platformach zrzesza się nawet inteligencja zawodowa, a fakt, że np. do sejmu wileńskiego wchodzi licznie Straż Kresowa2, organizacja jednak typu bardziej społeczno-wychowawczego niż politycznego — jest wiele mówiącą zapowiedzią. Jakie konsekwencje wynikałyby z taki obrót biorącego rozwoju, warto by nad tym zawczasu pomyślano. W każdym razie byłby to zwrot od supremacji polityki do przewagi pracy organizacyjnej, od centralizmu parlamentarnego do wzrostu znaczenia wszelkiego typu samorządów oraz zrzeszeń fachowych i zawodowych, od agitacji do pracy społeczno-wychowawczej. 2 Towarzystwo Straży Kresowej (TSK) było organizacją społeczną założoną przez byłych działaczy Zetu w ramach protestu przeciwko oderwaniu od Polski Chełmszczyzny w lutym 1918 r. W listopadzie 1918 r. zwierzchnictwo nad TSK przejęła nowa konspiracja zetowa — Związek Patriotyczny. Działalność organizacji w zasadzie zamarła po kiesce w wyborach parlamentarnych w 1922 r., gdy władze odmówiły dalszych subwencji na jej podtrzymywanie. Formalnie istniała do 1926 r. - 103 - Praca społeczno-wychowawcza Artykuł rozwijal założenia z tekstu pt. „O władzę życia" z numeru pierwszego „Drogi". Jak poprzedni, był całkowicie oderwany od aktualnego kontekstu politycznego kształtowanego przez ostry kryzys parlamentarny, który mógł doprowadzić do dymisji Józefa Piłsudskiego z funkcji Naczelnika Państwa. Skwarczyński stawiał hasło stworzenia nowego człowieka i nowej Polski. Podstawą, na której swą ideę zamierzał budować, było zmodyfikowane pojęcie pracy, przeniesione w znacznym stopniu z myśli Stanisława Brzozowskiego. To rozumienie pracy daleko odbiegało od myśli socjalistycznej, w której pracę świadczył robotnik, otrzymując w zamian zapłatę niewspółmierną do włożonego wysiłku i ceny wytworzonego dobra. Dla Skwarczyńskiego praca była synonimem twórczości, angażującej człowieka bez reszty i stającej się podłożem wszelkiej myśli, także organizacyjnej. By nie narazić się na zarzut marzycielstwa, Skwarczyński w 1924 r. powołał do życia organizację polityczno-społeczną, której celem była „walka o triumf pracy nad wszelkiego rodzaju pasożytnictwem". Była to Konfederacja Ludzi Pracy, która zgromadziła znaczną część zespołu redakcyjnego „Drogi". Formacji tej nie udało się jednak rozwinąć poważniejszej działalności poza wydaniem programu i deklaracji ideowej. Przedruk za: A. Skwarczyński, „Myśli o nowej Polsce", Warszawa 1931 (pierwszy raz tekst opublikowany w: „Droga", nr 12 z 15 lipca 1922). Określenie, podane powyżej w tytule, coraz częściej wygłaszane jest jako hasło i program pracy takiej czy owej instytucji lub organizacji. Mało kto jednak wnika w istotę tego określenia; częstokroć pojmowane jest ono jeszcze zbyt ciasno i jednostronnie; wielu rozumie przez to sumaryczną nazwę prac nad wychowaniem „104- młodzieży lub tzw. prac „dla ludu". Oba te sposoby pojmowania są błędne przede wszystkim dlatego, że przypuszczają istnienie jakiegoś wychowawcy, kogoś, kto stoi już na poziomie uznanym za mniej lub więcej wystarczający i czyje zadanie streszcza się wskutek tego do podciągania kogoś innego na ten właśnie poziom. Nie o to jednak chodzi. Dzisiejsze położenie wszystkich społeczeństw jest tego rodzaju, że nigdzie nie widać tego właśnie mniej lub więcej wystarczająco wysokiego poziomu. Zadania są tak olbrzymie, że każdy instynktownie rozumie konieczność wydźwignięcia się całej społeczności ludzkiej na wyższy poziom pod każdym względem, od ekonomicznego począwszy, a na artystycznym skończywszy; a przy tym każdy odczuwa, że podwaliną tej nowej przemiany musi być przede wszystkim zdobycie nowej moralności, która jest źródłem sił ludzkich w każdej dziedzinie — zarówno w pracy codziennej, jak w chwilach najwyższego wysiłku duchowego, zwanego natchnieniem, zarówno przy warsztacie, jak i na polu walki. I tu jest właśnie źródło owego zwracania się do pracy społeczno-wychowawczej, do tego zbiorowego samo wychowywania się w pracy, w inicjatywie, w odpowiedzialności — i to nie za pomocą formułowania mniej lub więcej wzniosłych zasad, ale przez praktykowanie wiary czy idei przyjętej za swoją w wysiłku dającym odczuć rzeczywisty grunt życia społecznego. W dziedzinie wszelkich zasad, idei, wiar, dogmatów i programów przeżywają społeczeństwa dzisiejsze kryzys głęboki. Idee narodowościowe, które, wchłaniając w siebie wszystkie interesy życiowe społeczeństw współczesnych, skrystalizowały się były w przeróżne postacie imperializmów wielkich państw przedwojennych, doprowadziły w rezultacie do wojny światowej. W obliczu straszliwych rezultatów tej wojny oraz wobec rozwiania się spodziewanej korzyści zwycięstwa w chaos nowych zagadnień i konfliktów stanęły one wobec konieczności, gruntownej rewizji i przewartościowania. Socjalizm stracił potęgę ideału porywającego tak umysły społeczników, jak pragnienia mas obrazem idealnej, uporządkowanej a swobodnej przyszłości społecznej. Z jednej strony, dochodząc do ~105~ rządów drogą ewolucji politycznej, zatracił linię programu pośród konieczności codziennych kompromisów z możliwościami chwili, z drugiej — zrealizował się w Rosji w upiornej postaci bolszewiz-mu, dającego, mimo uporczywej konsekwencji wcielających go w życie doktrynerów, zamiast swobody najstraszliwszą tyranię, zamiast rozwoju uwstecznienie na każdym polu, zamiast rozrostu życia panoszącą się wszechwładnie śmierć. Religia, ten najpotężniejszy, jeśli nie wprost jedyny motor siły moralnej i duchowej ludzkości i każdego człowieka, już od kilku wieków przechodzi ogromny kryzys na obszarze całej ludzkości. Wielkie, masowe ruchy religijne, porywające, odradzające albo wprost stwarzające dla historii całe społeczeństwa, nowe w bycie i strukturze moralnej, zdają się już od kilkunastu wieków należeć do przeszłości. Ruchy rewolucyjne i reformatorskie w obrębie już istniejących społeczności religijnych ucichły od lat kilkuset. Życie religijne albo krzepnie w rutynie istniejących Kościołów, w obrządkach stających się stopniowo coraz to bardziej martwymi formami — tak często wyzyskiwanymi dla celów zgoła świeckich: ekonomicznych lub politycznych — albo fermentuje w porywach lub ideach ekstatycznych wysoko rozwiniętych pod względem duchowym jednostek lub grup nielicznych, które nie są jednak zdolne do wytworzenia przewrotu lub odrodzenia się moralnego masy ani skrystalizowania wokół siebie całości społecznoobyczajowej, jednym słowem stworzenia Kościoła, zgromadzenia wiernych, co jest właśnie najgłębszą istotą życia religijnego. Przełom, wywołany przez wojnę światową w życiu ludzkości, odbijać się zaczyna i w życiu religijnym nowymi ruchami, które jednakże tak są jeszcze chaotyczne i mgliste, że stawiać im jakiekolwiek horoskopy, a nawet kusić się o określenie ich charakteru byłoby dziś jeszcze zuchwalstwem. My, Polacy, pod tymi wszystkimi względami znajdujemy się w położeniu jeszcze trudniejszym, przechodzimy kryzys jeszcze bardziej gruntowny. Wojna światowa powołała nas do samodzielnego bytu narodowego i przez to zmieniła gruntownie podstawy naszej zbiorowej samowiedzy. Niewola polityczna, brak realnego życia państwowego, a skutkiem tego pod wielu względami również brak pełnego życia społecznego i kulturalnego zmuszały nas do budowania podstaw samowiedzy narodowej w idei — nie w pracy codziennej. Cała wybudowana w tych warunkach ideologia narodowa, aczkolwiek w heroizmie swym bezprzykładnym zdobyła się na stworzenie wartości trwałych i owocnych nie tylko dla narodu, ale dla ludzkości całej, musi być jednak przewartościowana. Cała, w rozlicznych postaciach przez romantyzm nasz objawiona ideologia posłannictwa narodowego, jeśli nie zostanie przekuta w konkretne zadania polityczne, społeczne, kulturalne, których realizacja zaraz wzięta być musi na warsztat pracy codziennej w szkołach, w wojsku, w pracowniach i instytutach naukowych, w gabinetach instytucji państwowych — cała ta ideologia stać się może chimerą szkodliwą, haszyszem zaciemniającym wzrok skierowany na konkretne zagadnienia życia. Polityka późniejszego, popowstaniowego okresu straciła dziś zupełnie grunt pod nogami. I to nie tylko polityka ugodowa, która swe kategorie myślenia i wskazania praktyczne kształtowała według racji narzucanych przez jarzmo obcej państwowości, ale i ta polityka, która traktowała naród jako zbiorowisko sił zdolnych do samodzielności. Miała ona bowiem hasło i wskazanie proste i jasne: niepodległość, więc z chwilą gdy ta niepodległość została osiągnięta, musi ona konsekwentnie zbudować na podłożu konkretnych warunków wskazania dalsze — z konieczności mniej proste i mniej oczywiste, a przez to trudniejsze nie tylko do propagandy, ale nawet do realizowania. Socjalizm polski, który stanął wobec urzeczywistnienia naczelnego hasła swego „programu minimum" — niepodległości, podziela obecnie losy całego socjalizmu, a sąsiadując o miedzę ze zwyrodniałą realizacją swych ideałów naczelnych, bolszewizmem, znajduje się w położeniu wielokroć jeszcze trudniejszym. Katolicyzm stracił w Polsce te walory moralne, które dawała mu niewola, przestał być jedyną nieraz ostoją polskości, obiektem prześladowań za wiarę i ojczyznę. Ulega od góry wpływom ogólnoświatowej polityki Watykanu, często rozbieżnej z polskimi interesami państwowymi, od dołu zaś rozkładają strukturę jego rzeczy ~106~ ~107~ codzienne i zgoła świeckie, takie jak agitacja polityczna kleru, zatargi na tle prawa o nadawaniu parafii, spraw ekonomicznych itp. między księżmi a ludnością. Na tym gruncie wynikają dziś u nas, nie dość pogłębione, projekty stworzenia Kościoła narodowego — tak groźne dla struktury organizacyjnej katolicyzmu, a tak zasadnicze dla życia społecznego i państwowego. Z Zachodu docierają doń w bardzo ograniczonej jeszcze mierze fale odrodzenia wielkiej myśli katolickiej. Te wszystkie przesilenia, sięgające do najgłębszych podstaw budowy moralnej społeczeństwa, są dla nas tym ważniejsze i groźniejsze, że naród nasz znajduje się jakby na przełęczy pomiędzy Rosją a Niemcami. W obu tych narodach odbywa się ferment straszliwy, a konsekwencje jego biją ustawicznie o nasze ściany. Takie czy inne rozstrzygnięcia i wahnięcia na rzecz republiki czy monarchii w Niemczech, na rzecz bolszewizmu czy caryzmu w Rosji, są dla nas nierozdzielnie związane ze wzrostem ewentualności wojennych. Co więcej, wpływają one na nasze życie wewnętrzne i jeśli dużo mówimy o tym fakcie ze względu na bolszewizm, to za mało uświadamiamy sobie nie mniej groźne oddziaływanie Niemiec na b. zabór pruski, na kłębiące się tam tendencje separatystyczne, które bez względu na to, przez jakie stronnictwa są poruszane, płyną bezwzględnie z Niemiec i na ich korzyść wychodzą. Jest rzeczą niesłychanie charakterystyczną, że w związku z uświadomieniem sobie tych wszystkich przełomów i zagadnień wysuwane jest coraz bardziej to, co nazwaliśmy pracą społeczno-wychowawczą, rozumiane jako właściwa metoda pracy społecznej. Panować zaczyna coraz powszechniej poczucie, że na miejsce walących się w gruzy lub tracących grunt pod nogami starych zasad, idei, wiar i programów nie dadzą się wytworzyć czysto intelektualną pracą — nowe. I tamte przecież nie wyrosły przez rozumowanie, lecz były jeno sformułowaniami pewnego stanu duchowego, wyrosłego w rytmie pracy codziennej nad konkretnymi zadaniami życia, które jedynie stworzyć jest zdolne moralność właściwą i płodną. Dojrzał to genialnie Wyspiański w Wyzwoleniu; jego Konrad stał już na tym samym przełomie, na którym my dziś stoimy, i różniło się ~108~ jego położenie od naszego tym jedynie, że w epoce niewoli nie było dlań wyjścia poza szranki sceny tylko i teatru. On to przedyskutował wszystkie tezy i antytezy życia polskiego i ludzkiego w nieskończonych dialogach z maskami, ale były to wszystko tylko słowa nie dające podstawy czynu. Podstawa czynu zjawia się dlań dopiero wtedy, gdy znalazł się ten punkt, którym człowiek wrasta w życie: rodzina, ta organiczna komórka wszelkiego życia społecznego, wszelkiej pracy i wszelkiej moralności. Z pochodnią Hestii, bogini ogniska domowego, w ręku staje dopiero Konrad — działacz przed światem. Mamy zbudować nową Polskę i nowego w Polsce człowieka. Tej budowy nie zaczniemy wznosić samym umysłem, samym myśleniem, samymi ideami, programami. Nie wypisze się jej w samych książkach, nie wydyskutuje w sejmach i na zgromadzeniach politycznych. Budowa ta bowiem odbywa się przez wyrabianie charakterów i moralności, a te wartości można tylko wypraktykować. W pracy społecznej, codziennej na wszelkich polach, pracy ekonomicznej, mającej na celu nie zysk doraźny, ale istotę rzeczy — wytwórczość, w organizacjach pracy zawodowej, mającej na celu prócz walk o ulgę i prócz samopomocy przede wszystkim pogłębienie stosunku pracownika do zawodu, w pracy kulturalnej, mającej na celu nie tani popis, ale znów istotę rzeczy — wyzwolenie możliwości twórczych jednostki i gromady, w pracy wojskowo-- wychowawczej, dążącej znów nie do popisów, ale do wyrobienia cnót bojownika, w zrzeszeniach sportowych, zarówno jak artystycznych, zespołach naukowych, jak i ideowych — wytwarzać się będzie w rytmie załatwiania i przepracowywania codziennych zadań atmosfera zrosłej z rzeczywistością moralności, moralności człowieka, który czuje, jak w miarę wysiłku rzecz mu pod palcami rośnie, jak z jej wzrostem wzmaga się własna jego siła i swoboda, poczucie odpowiedzialności i zdolność do nowej inicjatywy. W tej dopiero atmosferze moralnej: człowieka odczuwającego rytm pracy, rozkosz inicjatywy i odpowiedzialności, będzie możliwa budowa ideologicznej kopuły nad życiem konkretnym i ku życia tego użytkowi — budowa nowych idei, światopoglądów, nowej wiary. ~109~ Pod hasłem silnej władzy S?' Piątego listopada 1922 r. piłsudczycy przegrali wyścig do parlamentu. Unia Narodowo-Państwowa okazała się ugrupowaniem o mizernej atrakcyjności. Nie udalo jej się wprowadzić do sejmu ani jednego posła. Artykuł^ Skwarczyńskiego powstał pod wrażeniem tej klęski. Można by nawet mówić o pewnej bezradności autora wobec jej ciężaru, zaznaczonej budowaniem katastroficznej wizji dalszych dziejów kraju, gdyby nie nowa, a w zasadzie odnowiona, nuta zainteresowania lewicą. W nowych warunkach lewica, która mogła mówić o sukcesie wyborczym (PSL „Wyzwolenie" i PPS zyskały łącznie 21% głosów), odzyskała swą siłę atrakcyjną. Przedruk za: „Droga", nr 16-17 z 10 listopada 1922. Ci, którzy wierzyli, że wybory do pierwszego Sejmu zwyczajnego dadzą wyjaśnienie sytuacji i pozwolą zawładnąć sprawami państwa żywiołom dojrzałym do sprawowania rządów, doznali zawodu. Wybory były igrzyskami haseł demagogicznych, na dnie których tkwiły niskie egoistyczne apetyty. Nie wystąpiły do walki zdecydowane programy państwowe, bo programów takich w ubiegłym czteroleciu stronnictwa nasze nie stworzyły. Wybrany więc został Sejm, w którym nie widać możliwości stworzenia podstawy rządu silnego, z programem zdecydowanym, z planem określającym jasno kierunek i sposób rozbudowy państwa. Zagadnień nie załatwionych jest wiele, i to zagadnień podstawowych dla bytu państwa. Nie załatwiona jest przede wszystkim kwestia naszych granic wschodnich; fakt ten odbija się na naszych stosunkach wewnętrz- nych, a na forum międzynarodowym czyni z nas kogoś, czyja indywidualność nie jest określona i kto skutkiem tego nie daje pewnych gwarancji ani w kwestiach czysto politycznych, ani w gospodarczych1. Nie załatwiona jest również sprawa finansowych podstaw państwa2. Pod znakiem zapytania przeto stoją ustawicznie wszystkie sprawy rozbudowy aparatu państwowego w pozycjach takich jak komunikacja, szkolnictwo, wojsko itd., a życie gospodarcze, wszelkie poczynania w dziedzinie wytwórczości i handlu błądzą omackiem i stwarzają koniunktury jedynie dla spekulacji dorywczej i bezpłodnej i rozkładającej wszelką moralność społeczną. Nie załatwiona jest wreszcie kwestia narodowości niepolskich, przede wszystkim na kresach wschodnich; w konsekwencji zamykania oczu na konieczność zdecydowanej wobec nich polityki, wynik wyborów mamy kompromitujący dla państwa i utrudniający w stopniu olbrzymim normalną pracę Sejmu. Stworzenie w państwie rządu silnego, to jest mającego jasny plan w tych trzech naczelnych zagadnieniach państwowych, a następnie posiadającego świadomość środków, za pomocą których plan wprowadzony ma być w życie, jest po prostu koniecznością dziejową. Ale w naszym Sejmie hasło silnego rządu podjęte zostało od razu li tylko jako frazes. Zamiast opierania jego zrębów na programie i środkach jego przeprowadzenia, wykombinowuje się jego skład osobowy na podstawie podziału łupów w postaci naczelnych stanowisk w hierarchii państwowej. Większość sejmowa, jako coś posiadającego zdecydowany plan, staje się w tych warunkach pustym słowem. Jakiż bowiem program wysunąć może klecąca się większość „endecko-witosowa" we wszystkich trzech wyżej zaznaczonych kwestiach podstawowych? W kwestii granic trzeba przeprowadzić zdecydowaną akcję dyplomatyczną i wywalczyć nasze prawa pośród skrzyżowania 1 Rada Ambasadorów Mocarstw Sprzymierzonych oficjalnie uznała polską granicę wschodnią dopiero 15 marca 1923 r. Przyczyną tej zwłoki była dezaprobata dla samowolnego zajęcia przez Polskę Wileńszczyzny w październiku 1920 r. 2 Poczynając od jesieni 1918 r. rosła inflacja, a marka polska ulegała coraz szybszej dewaluacji. -111 ~ sprzecznych interesów państw europejskich. Nie przeprowadzą tego ludowcy, którzy dotąd jako partia nie zainteresowali się żadnym problemem międzynarodowym, a tym mniej nie ujawnili w tym kierunku żadnego programu. Nie przeprowadzą tego również n[narodowi] demokraci, których zawsze wobec obcych potencji cechowała uległość i służalstwo i którzy skutkiem tego w traktacie wersalskim nie potrafili postawić stanowczo ani kwestii Śląska, ani wschodniej Małopolski3, którzy później w chwili niepowodzenia orężnego w r. 1920 w Spa4 tchórzliwie zrezygnowali z Cieszyna i Wilna w zamian za gołosłowne i niekonkretne obietnice pomocy. Program ich wreszcie w następnym okresie, szumnie zwany „pokojowym", był niczym więcej jak tylko szukaniem ugody na wszystkie strony dla samego tylko świętego spokoju, ugody z Czechami, bez względu na Jaworzynę5, z Rosją, bez względu na niedotrzymywanie z jej strony traktatu, z Francją i Anglią jednocześnie bez względu na ich antagonizm na tle właśnie spraw najściślej związanych z zagadnieniami stosunku Europy, a więc i Polski, do Rosji. W kwestii zbudowania podstaw finansów państwowych — jakiż może być wspólny program grup reprezentujących wielkich posiadaczy rolnych i przemysłowych oraz większej własności chłopskiej? Podatki, ten fundament wszelkiej gospodarki państwowej, muszą być w nim ułożone w taki sposób, by oszczędzać wszelkiego posiadacza, zarówno wielkiego jak i średniego, a ciężar cały przerzucić na konsumenta. Wszakże tą samą większością okrojona 3 Rokowania pokojowe w Wersalu ujawniły odmienności francuskiej i brytyjskiej koncepcji urządzenia powojennego ładu w Europie. W obliczu tego sporu nie wszystkie polskie postulaty graniczne udało się przeforsować. Skwarczyński zrzuca odpowiedzialność na biorących udział w rokowaniach R. Dmowskiego i I. Paderew- skiego. 4 Zob. przypis l na s. 85. 5 Minister spraw zagranicznych Konstanty Skirmunt podpisał 6 XI 1921 r. w Pradze z Eduardem Benesem układ o status quo, do którego aneks zobowiązywał do uregulowania sporu granicznego w Jaworzynie w ciągu 6 miesięcy oraz do załagodzenia kwestii spornych w Cieszynie, na Spiszu i Orawie. Dokument nie został ratyfikowany przez Polskę. 24 III 1924 r. Rada Ligi Narodów przyznała Jaworzynę Czechosłowacji. -112" została ostatecznie tak szumnie zapowiadana danina państwowa, która dała wszystkiego 70 miliardów marek polskich i, zamiast stać się podstawą reformy walutowej, załatała zaledwie część niedoboru budżetowego na rok bieżący. W dziedzinie walki z drożyzną większość ta z natury składu swojego zrobi wszystko, co ułatwi samowolę spekulacyjną i paskarstwo. Co do stanowiska państwa wobec mniejszości narodowych to programem jest tu brak programu właśnie. Jest rzeczą oczywistą, że pozostawienie kwestii żydowskiej czy ukraińskiej w stanie ciągłego zajątrzenia jest dla narodowej demokracji atutem agitacyjnym tak cennym, że nigdy nie będzie się ona kwapiła do ich załatwiania. Jeśli uwzględnimy przy tym fakt, że „piastowcy" blisko 1/8 mandatów swoich uzyskali z Małopolski Wschodniej dzięki częściowej abstynencji wyborczej tamtejszych Ukraińców6, to perspektywy na program w kwestiach narodowościowych tej większości, która reklamowana jest jako „czysto polska", stają we właściwym świetle. Jednym słowem, większość klecąca się teraz w Sejmie nie jest większością rządową, nie ma ona bowiem i mieć nie może żadnego programu rządzenia. Jest to większość uzgadniająca egoistyczne interesy dwóch warstw społecznych kosztem państwa, większość do rozdzielenia dostojeństw i sfer wpływów dla kierujących polityką tych grup jednostek. Przeciw temu, by większość ta stała się władzą Polski, obronić państwo jest zadaniem doby obecnej, zadaniem, które określić trzeba jako ratowanie państwa przed rozkładem. Zaczynający się okres polityczny będzie zatem wyraźniejszym jeszcze rozwinięciem się tego procesu, który rozpoczął się już w Sejmie Ustawodawczym. Jest to rozkład władzy wykonawczej, 6 Utworzony w sierpniu 1922 r. Blok Mniejszości Narodowych nie objął Małopolski, ponieważ z wyjątkiem partii „Chliborobów", ugodowej wobec rządu, Ukraińcy zbojkotowali wybory. W wyborach parlamentarnych 1922 r. „Chliborobi" uzyskali 5 mandatów. ograniczenie i krępowanie jej kompetencji, podkopywanie autorytetu na rzecz czynników partyjnych, egoistycznych. Konstytucja marcowa jest tych tendencji wyraźnym objawem — i ona to stała się przyczyną faktu tak doniosłego jak nieprzyjęcie przez Naczelnika Państwa — Piłsudskiego stanowiska Prezydenta Rzeczypospolitej. Temu człowiekowi, którego silna indywidualność i niezwykła równowaga regulowała dotąd bieg spraw i wzmacniała autorytet władzy wykonawczej, uniemożliwiono zatrzymanie dotychczasowego stanowiska. Grozę położenia wzmacnia jeszcze fakt, że w społeczeństwie wzmagają się tendencje skrajne. Wzrost radykalizmu z jednej strony, a wojującej reakcji społecznej z drugiej, zasilony jeszcze odśrodkowymi tendencjami narodowości niepolskich, stwarza wielkie prawdopodobieństwo konfliktów, przekraczających ramy walk legalnych. N[arodowa] demokracja zorganizowała do tego jeszcze elementy szczególnie pod tym względem niebezpieczne. Uzbroiła bojówki7, podnieciła ich wyobraźnię stawianiem wzorów faszystowskich, a nie dając im żadnych określonych celów, wytworzyła sytuację, w której wybuch i zamęt wywołać może drobne zajście lub nawet wroga prowokacja. W takim położeniu ratunek może dać tylko konsolidacja tych żywiołów, które rozumieją istotę państwa i odczuwają jego potrzeby. Znajdują się one w Polsce na lewicy. Świadczą o tym fakty. W okresie walki o niepodległość, podobnie jak w ciągu całych dziejów porozbiorowych, lewica dawała zastępy bojowników i lewica rozumiała, że „naród ma prawo być tylko jako państwo". Lewica, jeśli nie w całości, to w znacznej części przeniknięta jest moralnością ludzi wolnych, na prawicy interes ugody z faktycznym stanem rzeczy w okresie niewoli wyhodował psychologię niewolnika. Konsolidacja ta dokonać się musi w myśl programu wzmocnienia 7 Pogotowie Patriotów Polskich (1922-1924) — konspiracyjna organizacja, do której powstania przyczyniły się przede wszystkim środowiska hallerczyków i dow-borczyków. władzy państwowej, na woli mas opartej, przed nimi odpowiedzialnej, ale mającej prerogatywy idące daleko we wszelkich sprawach, przede wszystkim skarbu, wojska, polityki zagranicznej, lecz również w dziedzinach życia gospodarczego i kulturalnego. Sprawa ta nie jest łatwa dla lewicy, która zawsze ma skłonność do liberalizmu, ale w naszych warunkach podjęta być musi jako jedyny możliwy ratunek. Inaczej „silna ręka" przyjdzie ze strony najmniej pożądanej. Ze strony czyhających na nas wrogów zewnętrznych lub ze strony żywiołów monarchistycznych, które dziś jeszcze nieśmiało podnoszą głowę, lecz przy okazji zamętów przedstawić się będą mogły w roli zbawców. Walka o nową Polskę Artykuł był kolejnym rozwinięciem uwag zawartych w tekście pt. „ O władzę życia" w pierwszym numerze pisma. Tym razem autor rozwinął wątek elity. Rozgrywające się wydarzenia, a zwłaszcza zabójstwo prezydenta Narutowicza, stanowiły tło wzmacniające dla postawionej diagnozy o potrzebie walki o nową Polskę, stara bowiem była dla Skwarczyńskiego uosobieniem upadku. Na pytanie o przyczyny owego upadku Skwarczyński wskazywał na lata niewoli. Ale zaraz spieszył z wyjaśnieniem precyzującym ten sąd. Niewola nie na wszystkich podziałała jednakowo. W większości przypadków prowadziła do degeneracji duszy narodu, czego przejawem miały być sprzedajność oraz egoizm prawicy. Zrodziła jednak też ofiarność, czyn niepodległościowy, a więc wypromowała elitę narodu, która teraz może podjąć trud odrodzenia. Dwubiegunowy podział społeczeństwa odwoływał się do walki dobra ze złem, zrywał z klasycznym podziałem według opcji ideowych. Wyróżnikiem miały być nie poglądy, lecz postawy. Ostateczną weryfikację tych ostatnich stanowiło wsparcie czynu niepodległościowego organizowanego przez PU-sudskiego. Przedruk za: „Droga", nr 1-2 z 15 stycznia 1923. Ciężkie przejścia wewnętrzne, przez jakie przechodzi Polska dzisiejsza, nie powinny ani na chwilę napawać zwątpieniem ludzi patrzących odważnie w przyszłość. To, co się dzieje, jest zapewne dopiero początkiem zmagań, których zadaniem wykuć zbiorową duszę narodu, jego moralną wartość. Im konkretniej rysują się obozy prowadzące walkę, ich moralność, ich programy i hasła, na im jaśniejsze drogi walka wkracza, tym bardziej przyspiesza się ten proces dziejowy, tym prędzej zbliża się zwycięstwo nowej Polski. Nowa Polska rodzi się w walce i to jest konieczność dziejowa. Kto myślał inaczej, kto spodziewał się, że Polska, powstając z upadku i niewoli, będzie od razu krajem ideału, dobra, harmonii, ten jest człowiekiem księżycowych marzeń, nie człowiekiem czynu. Historia nie przechodzi bez wytłoczenia śladów na ziemi i na zbiorowej duszy narodu. Nasza historia od 300 lat była rozkładem nie tylko państwa, ale tego, co stanowi istotną treść pojęcia naród, co jest psychicznym i organizacyjnym dorobkiem ponadindywidualnym i trwającym dłużej niż jednostka i jedno pokolenie. Wichrzycielskie porywy jednostek możnych, ciasnymi ambicjami osobistymi i rodowymi poruszanych, bezmyślność wszechwładnego tłumu szlacheckiego, który unosiły ślepe impulsy z dnia na dzień inne, rzadko szlachetne, z reguły niskie i egoistyczne, demagogicznym frazesem barwione, coraz cięższe ujarzmienie mas pracujących, których znój nie stawał się, jak gdzie indziej, nawozem pod wzrost kultury, lecz wyzyskiwany był najbezmyślniej i najbezpłodniej, oto treść istotna społecznych dziejów naszych w XVII i XVIII wieku. Politycznym odpowiednikiem tego był rozkład władzy i jakiegokolwiek poczucia organizacji państwowej. Samotne, heroiczne wysiłki jednostek, nie rozbijające się nawet o planowy jakiś opór, lecz zapadające się w coraz to bardziej grząskim trzęsawisku, uwydatniają tylko tragiczną prawdę tego obrazu. Na taki grunt przyszła przemocą narzucona niewola. Ambicje możnych szukać zaczęły zaspokojenia na drodze służalstwa obcym dworom, egoizm rzesz szlacheckich, coraz to bardziej deklasujących się w miarę społecznego przeobrażania społeczeństwa Europy, zasklepiał się w ciasne ramki interesów swojego dorobku i pocieszał się małodusznie coraz to bezmysiniejszą i bardziej pustą frazeologią patriotyczną, a upośledzenie społeczne mas pracujących, ustępując z wolna wobec ewolucji społecznej, stawało się podłożem wrogiej Polsce agitacji zaborców, która polskość przedstawiała im jako upiora pańszczyzny. Od ostatecznego rozkładu świadomości narodowej ratowały nas walki powstańcze o wolność, ale dziś czas skończyć z legendą, jakoby były to walki całego narodu. Każda z nich stawiała pod bronią znikomy procent ogółu, a ofiary nie dorównywały nawet w połowie ofiarom poniesionym dla obcych w takiej np. wojnie rosyjsko-japońskiej. Natomiast represje stosowane przez zaborców, niezależnie zresztą od powstań, wytwarzały nowe cechy charakteru wśród biernego ogółu społeczeństwa. Uczyły bać się śmiałego, samodzielnego czynu, wpajały szacunek dla tej tylko władzy, która posługiwała się batem, przyzwyczajały do zaspokajania aspiracji tanim, do niczego nie obowiązującym frazesem, przyuczały do służalstwa dla wszystkiego co obce, a zadowalania się u siebie byle miernotą, pasowaną skwapliwie na wielkość, przy jednoczesnym mdłym sceptycyzmie wobec prawdziwie śmiałej myśli, za którą mógłby się kryć jakiś obowiązek do czynu, jakaś możliwość zakłócenia „normalnego", byle tylko spokojnego, toku rzeczy. Masy i ich wodzireje w czasie tych 300 lat przestawały być narodem w pełnym europejskim, a przede wszystkim polskim tego słowa znaczeniu. Zatracała się w ich poczuciu jakakolwiek ciągłość kulturalna i organizacyjna, zanikał coraz bardziej instynkt sprawy zbiorowej, poczucie budowania czegokolwiek na przeciąg wieków. Rozwielmożniało się tylko życie z dnia na dzień, od impulsu do impulsu, od frazesu do frazesu, zrazu chęć użycia, a potem już tylko tępy instynkt trwania, wegetacji w obrębie swojego egoizmu, swojego domku i rodzinki. Szersze obejmowanie sprawy zastępowały doraźne frazesy, których zadaniem było nie powoływanie do czynu, lecz zastępowanie czynu jakiegokolwiek; rzucał je masom dla ich bałamucenia i wyzyskiwania najpierw ambitny magnat, potem pozorami religii operujący jezuita, wreszcie partyjny demagog. A gdy przyszedł zaborca, mógł dawać sobie radę nie z całym narodem naraz, lecz z poszczególnymi stanami, partiami, jednostkami. A wola budowania narodu jako zbiorowego indywiduum dziejowego o określonej kulturze, moralności, tendencjach i misji skupiała się w nielicznych i osamotnionych z reguły jednostkach. Szamotały się one tragicznie w tym bagnisku, później z rozpaczliwą wiarą -118- szamotały się i z zaborcą, i mimo ciągłych klęsk od obcych i od swoich wypracowywały i przechowywały heroicznie nie tylko bunt i nakaz walki, ale także plan, mit bohaterski i państwa, i kultury, i moralności, i misji narodowej. Wbrew coraz to bardziej bezmyślnej, egoistycznej, małodusznej, a z czasem niewolniczej masie polskiej, istniał jakby drugi, nieliczny naród ludzi czynu i misji, odwagi i wolności. Ale w ciągu owych 300 lat ostatnich nie tworzyli oni dziejów Polski; stawiali tylko drogowskazy. Ich mit o Polsce, najsłoneczniej-szy ze słonecznych, najrealniejszy z realnych, nie zdołał i nie zdążył zapłodnić gleby polskiej. Żył i rozwijał się mimo wszystko, ale dzieje oddzierały go coraz bardziej od tej gleby, rozpinały na łukach tęczowych, gdzie coraz bardziej wydawał się oczom przyziemnych Polaków marzeniem tylko, coraz bardziej idealnym, nierealnym, coraz bardziej obcym — i w końcu wrogim. Gdy kataklizm dziejowy —jako jeden z najważniejszych swych wyników — stworzył nowe państwo polskie, na zmierzwionej 3-wiekowym rozkładem glebie polskiej, wśród zdezorganizowanej moralnie niewolą masy polskiej stanął zastęp ludzi czynu, zbrojnych wiarą, moralnością i mitem owym o Polsce twórczej i potężnej między narodami. Oto założenie tej walki, której widownią stało się życie publiczne Polski od razu, od dnia gdy w listopadzie 1918 pękły okowy okupacji. Na tych ludzi, którzy wreszcie poczuli pod swymi rękami warsztat pracy, na współczesne pokolenie owego zastępu ludzi czynu, idei i wolności i na ich wodza spadły ciężarem wszystkie wyhodowane dziejami wiekowego rozkładu i niewoli nędze życia polskiego: rozstrój organizacyjny, wyjałowienie i spaczenie umysłowe, zwyrodnienie moralne wreszcie, które zaczęło kąsać rękę, co łańcuch niewoli stargała. Wszystkie zaniedbania organizacyjne, gospodarcze, fachowe, umysłowe czyniły kruchym każde narzędzie pracy, którego ręka się imała. Natomiast wszelkie zwyrodnienia moralne, tłumione dotychczasową ciasnotą stosunków, egoizm, apetyty, ambicje zrozumiały, że nadchodzi ich czas. -119- Wypełzły z kryjówek, w które zapędzał je strach przed najeźdźcą, uzbroiły się w ten sam tani frazes patriotyczny, na jakiego spłodzenie było je stać, ten sam brak szacunku dla każdego, co nie bije batem, ten sam mdły, bezpłodny sceptycyzm, uzuchwalony teraz bezkarnością, i ze wściekłością puszczonego z łańcucha niewolnika ruszyły na żer. Przedmiotem walki stała się każda sprawa, którą życie rozbudowującego się państwa wysuwało, każdy zarys programu, który chciał sprawy te regulować i nakreślać im perspektywy dalszego rozwoju. Każdemu programowi, każdej decyzji przeciwstawiony został demagogicznie brzmiący frazes oraz odmęt plotek, podejrzeń, oszczerstw. Tak było ze sprawą tworzenia podstaw rządu, któremu przeciwstawiano, jako jedynie „narodowy", emigracyjny komitet paryski1, ze sprawą tworzenia wojska, które szachowano gotową jakoby „armią Hallera", a nawet przybyciem sojuszniczych wojsk francuskich, Sejmu, który chciano zastąpić doraźnym zgromadzeniem mianowańców fikcyjnych organizacji narodowych2 — tak było później z kwestią obrony granic, którą kierować chciano za pomocą uchwał sejmowych lub pustym frazesem brzmiących wieców i demonstracji, ze sprawą celów wojny i pokoju, kiedy to jasnemu i dyktowanemu racją stanu programowi stworzenia podwalin związku państw niepodległych na międzymorzu bałtycko-czarnomorskim, przeciwstawiano skutecznie niezdecydowany program bezpośredniej granicy z Rosją, przemilczając pomysł przyszłej ugody z mającym się odrodzić caratem. Tak było ze wszystkimi kwestiami wewnętrznymi: reformą rolną, ustawodawstwem ochrony pracy, konstytucją we wszystkich jej nowoczesnych, przyszłościowych ustępach, kwestiami ekonomicznymi, gdzie przeciw państwu protegowano swobodę spekulacji, podatkowymi, gdzie przy akompaniamencie fraze- 1 Zob. przypis 3, s. 65. 2 Prawica, obawiając się wyraźnego zwycięstwa lewicy, co było wielce prawdopodobne wobec zrewolucjonizowania nastrojów w końcu 1918 r., proponowała, by wybory parlamentarne zastąpić powołaniem Najwyższej Rady Narodu Polskiego, której skład wyznaczyłyby gremia kierownicze poszczególnych partii politycznych. Dekret Piłsudskiego, zarządzający wybory, zdezaktualizował te plany. ~ 120 - sów o walucie i drożyźnie ochraniano posiadacza i spekulanta na szkodę konsumenta i pracownika, szkolnictwa, gdzie pod hasłami wyznaniowymi i pseudonarodowymi urabiano teren dla monopolu kleru. Tak było we wszystkich aktualnych kwestiach dnia politycznego, jak zmiany rządu, wybory itd., kiedy jakakolwiek myśl polityczną zatapiano w pozbawionych programu, gołosłownych agitacjach antyżydowskich lub antyukraińskich, w nic nie znaczących frazesach o Bogu i Ojczyźnie, o Wilsonie, Paderewskim lub Hallerze. I czy się to komu podoba, czy nie — walka idzie. Korzenie jej tkwią w przeszłości; narzuciła ona na żywy ogień ducha narodowego ową skorupę z lawy, brudną i plugawą, która wewnętrznym żarem strawiona być musi. Wypadki od lata ubiegłego począwszy wskazują, że walka przybiera formy coraz ostrzejsze. Akompaniament niemal zamachowy, który towarzyszył letniemu przesileniu rządowemu3, wybory z ich agitacją i wynikiem niwelującym wszelkie „centrum", rozwój zamachowych organizacji pseudofaszystowskich4, wichrzycielski zamach na Zgromadzenie Narodowe dnia 11 grudnia, wreszcie mord prezydenta5, który jeśli nie był systematycznie przygotowany, to w każdym razie wyrósł jak kwiat straszny z bagniska taniego pesymizmu i antypaństwowej propagandy systematycznie szerzonej w ciągu lat — wszystko to objawy owej ofensywy na państwo i na naród, jaką prowadzą ambitne i wichrzycielskie jednostki, ale która czerpie siły 3 Kryzys gabinetowy wywołał Józef Piłsudski, wymuszając dymisję gabinetu Antoniego Ponikowskiego. Dwumiesięczne blisko przesilenie miało dramatyczny przebieg. Wbrew oczekiwaniom zwróciło się ono w pewnym momencie przeciwko Naczelnikowi Państwa, którego prawica oskarżyła o łamanie norm konstytucyjnych i wystąpiła z wnioskiem o wotum nieufności. Takiej eskalacji wydarzeń nie chciało jednak sejmowe centrum, które choć poprzednio wspierało prawice, teraz zagłosowało przeciwko wnioskowi. 4 Chodzi o Pogotowie Patriotów Polskich, zob. przypis 7, s. 114. 5 16 XII 1922 r., w ósmy dzień po wyborze na prezydenta, został zastrzelony Gabriel Narutowicz. Wcześniej, 11 grudnia, nie mogący się pogodzić z wynikiem wyborów narodowi demokraci przyczynili się do dezorganizacji uroczystości zaprzysiężenia głowy państwa. Warszawa stała się widownią demonstracji i wieców. Podburzony tłum starał się nie dopuścić elekta do gmachu sejmu. ~ 121 ~ z podłoża społecznego, odziedziczonego po dziejach niewoli i poprzedzającego ją okresu rozstroju organizmu narodowego. Ludzie czujący w sobie dziedzictwo tych, co szli za Batorym, Żółkiewskim, Władysławem IV, Leszczyńskim i Konarskim, Ignacym Potockim i Kołłątajem, Kościuszką i Dąbrowskim, i ks. Józefem — ci, co wyrośli z idei wolnomularstwa narodowego i twórców nocy listopadowej, co wzięli w siebie płomień wieszczów od Mickiewicza po Norwida i Wyspiańskiego, idee polityków od Worcella po Limanowskiego i St. Szczepanowskiego, których prowadzi w życie moc stalowa i entuzjazm Traugutta i Okrzei — wszyscy ci ludzie, [w] których wypadki ostatnich lat obudziły sporo we wszelkich warstwach społecznych, na różnych poziomach wyrobienia umysłowego, przy wszelkich warsztatach pracy, stanowią jeden zwarty szyk. Tradycje walk i prac, które kadra ich już przebyła od roku 1914 i dawniej, dają im podwalinę moralną wspólnego myślenia, co więcej, wspólnego odczuwania i instynktu. Sztandary ich, na których widnieje hasło Polski Nowej, wolnej w duchu i pracy, wymagającej ofiary, karności i wysiłku, dążącej ku sprawiedliwości, twórczości i potędze — widnieją wszędzie na ziemiach Rzeczypospolitej i skupiają coraz liczniejsze zastępy. Nie ograniczają ich szranki jakiejś partii, ich legitymacją jest gotowość do pracy i ofiary z siebie, umiejętność ponoszenia odpowiedzialności, wiara w sprawę, odwaga przekonań i czynu — słowem, cechy charakteru człowieka wolnego. Wiedzą, że terenem ich walki jest każdy warsztat pracy, na którym stawia ich obowiązek i powołanie, bo we wszelkich dziedzinach życia i twórczości wykuwa się elementy Nowej Wolnej Polski. Ale wiedzą też, że w potrzebie staną na każdym posterunku walki o wyzwolenie Polski z ducha niewolnictwa i dezorganizacji moralnej, która czynnie porywa się do dzieła i grozi rozkładem państwu i narodowi. Przyszłość Polski w ich sercach i duszach, na ich ramionach wydźwignięta być musi. Podjąć tę odpowiedzialność ich powołaniem i prawem. O pracy moralnej narodu W maju 1923 r. parlamentarnym klubom narodowej demokracji, chrześcijańskiej demokracji i PSL-„Piast" udalo się sformować większość zdolną do utworzenia rządu. Na jego czele stanąl Wincenty Witos, a w składzie znaleźli się przywódcy endecji i chadecji: Stanisław Głąbiński, Marian Seyda, Władysław Kucharski, Wojciech Korfanty. Na znak protestu Józef Piłsudski złożył ostatnie oficjalne funkcje: szefa Sztabu Generalnego i przewodniczącego Ścisłej Rady Wojennej. Walka między piłsudczykami a obozem narodowym weszła w nowy etap. Na pożegnalnym bankiecie wydanym 3 lipca w Bristolu, Marszałek wzmacniając legendę swoich czynów i osiągnięć, starał się wskazać na moralną nicość przeciwników. Ten wątek rozwijał w przemówieniu na zjeździe legionistów we Lwowie 6 sierpnia 1923 r., pełniej rysując przepaść między zasłużonymi a niedocenionymi w trudzie swymi podkomendnymi i zobojętniała oraz zepsutą resztą. Skwarczyński podjął i argumentację, i ideę Piłsudskiego. Do sformułowanego wcześniej podziału społeczeństwa dołożył nowy element precyzujący charakter zróżnicowania: poziom moralny. We wszelkich działaniach przeciwników dostrzegał jako podglebie brak moralności. Symbolicznym zapisem tego stanu stały się ręce splamione krwią prezydenta. Na drugim biegunie, jako moralny wzorzec doskonałości, występowali piłsudczycy. Pewnej modyfikacji poddana została rola szefa obozu, już nie przywódcy państwa, lecz lidera antyendeckiej opozycji. Niezmiennie występował tylko jako twórca niepodległości. Przedruk za: „Droga", nr 5 z sierpnia 1923. Na Zjeździe Legionistów we Lwowie Józef Piłsudski, gdy rozprawiano nad koniecznością walki z oszczerstwem, skierowanym -123- przeciw ludziom, których stanowisko i praca państwowa powinny być otoczone autorytetem, postawił zasadniczą tezę. Istotą tej walki — mówił — winno być „podniesienie duszy ludzkiej na wysoki poziom moralny". W swym przemówieniu w „sali malinowej" dnia 3 lipca, analizując historię oddania mu władzy najwyższej w państwie — nie z musu lub jakiejkolwiek konieczności prawnej, lecz dzięki tylko „nieprzymuszonemu zjawisku, dokonanemu bez żadnego gwałtu i bez żadnego przewrotu", tłumaczy je faktem moralnej pracy narodu, będącej Jakby zaprzeczeniem tej smutnej, dalekiej tradycji i tej smutnej sławy, że... Polska nierządem stoi, Polska to prywata... Polska to anarchia". A już rok przeszło wcześniej w przemówieniu do członków zjazdu POW podkreślał wartość organizacji owej, polegającą na tym, że ona pierwsza od czasu rządu narodowego z 63 r. potrafiła obudzić w narodzie pewne objawy posłuchu dla władzy, opartej na podstawach moralnych, choć nie posiadała środków przymusu fizycznego w swym ręku. Polska dzisiejsza nie wytworzyła jeszcze jasnej samowiedzy swego życia publicznego, nie wypracowała jeszcze poczucia autorytetu swych urządzeń państwowych, nie zrozumiała ich majestatu. Myśli te więc wywołać w niej winny głębokie zastanowienie. Zastanowienie tym większe, że nie są one absolutną nowością. Wypowiadał je już Mickiewicz, gdy w pismach swych ideowo-politycznych podkreślał ową wyższą, bo moralną dyscyplinę, jaka tkwiła w staropolskich instytucjach państwowych — i opiewał ją w Panu Tadeuszu, mówiąc słowami Wojskiego: Jak wśród naszej burzliwej szlachty samowładnej, Zbrojnej, nie trzeba było policyi żadnej; Dopóki wiara kwitła, szanowano prawa, Była wolność z porządkiem i z dostatkiem sława! W innych krajach, jak słyszę, trzyma urząd drabów, Policyantów różnych, żandarmów, konstabów; Ale jeśli miecz tylko bezpieczeństwa strzeże, Żeby w tych krajach była wolność — nie uwierzę. Dziś do tych samych myśli powraca Piłsudski, człowiek pozytywnej pracy państwowej i ogromnego w tym zakresie doświadczenia, -124- człowiek, którego o mesjaniczne „utopie" nikt chyba pomawiać nie będzie. Można by na ten temat zapuścić się w daleko idące uogólnienia. Można by snując historiozoficzne konstrukcje dociekać, jakie to właściwości społeczne narodu naszego, dojrzewając w zwyrodniałej postaci, stworzyły „złotą wolność" i „liberum veto" — i twierdzić, że zbiorowa dusza Polski waha się pomiędzy anarchią a porywami, które poczucie sprawy wspólnej, autorytetu i władzy rodzą jakby w zbiorowym natchnieniu. Można by wreszcie snuć analogię, a raczej faktyczne zbieżności historii z chwilą bieżącą, określając takie fakty, jak z jednej strony POW, rozbrojenie Niemców, postawienie Piłsudskiego na czele państwa, odruch obrony przed bolszewikami, a z drugiej oszczerczą walkę przeciw temuż Piłsud-skiemu, gdy był Naczelnikiem i Wodzem Naczelnym, zamordowanie Prezydenta Narutowicza, tzw. faszyzm rodzimy itd., jako szczytowe punkty owych wahnięć moralnych, pośród których dusza polska szuka dziś drogi w świetną lub ponurą przyszłość. W tej chwili jednak i na tym miejscu wystarczy może stwierdzenie, że dla władzy w Polsce — a zapewne w swoistej postaci i wszędzie indziej na świecie — musi być stworzony podkład moralny w duszy narodu. W duszy narodu musi zaistnieć taki nastrój, który władzy tej dawać będzie oddźwięk niezależnie od istniejących środków przymusu. Ten podkład i ten oddźwięk nie da się skonstruować żadnym rozumowaniem. Musi on być wytworem właśnie owej „moralnej pracy narodu". Zadaniem naszym jest znaleźć tej pracy instrumenty, narzędzia, zrozumieć, jaka strawa duchowa potrzebna jest dla rozwijających się i rozglądających w życiu sfer społecznych oraz dla wzrastających młodych pokoleń, poszukać, jakiego typu zrzeszenia krzewieniu się owych cnót społecznych służą i z odpowiednią czujnością działanie czynników tych rozprzestrzeniać i jego skuteczności przestrzegać. Tym bardziej że w chwili obecnej przeżywamy właśnie takie wahnięcie się wstecz. Do decydującego wpływu na państwo doszły te czynniki w narodzie, które są negacją poczucia owego majestatu -125- własnej niepodległości, są wyrazem zasady, że „Polska to prywata", są krzewicielami anarchii. Gdzie szukać należy ich przeciwwagi, która by rozwojowi Polski, jej świadomości moralnej inny nadała kierunek? To, co w całej Europie jest czynnikiem życia państwowej polityki społeczeństwa: partie polityczne, u nas, jak dotąd, roli tej nie dosięga. Powód tego jest jasny, tkwi on w przeszłości przedwojennej, kiedy kształtowaniem partii kierowały wszelkie możliwe motywy, tylko nie pozytywny stosunek do państwa. Toteż te partie, które stanowią dziś większość rządową, wszystkie co do jednej, ani na jotę nie zaangażowały się jako takie w walkę o niepodległość państwową i w logicznym wyniku rzeczy od chwili wyzwolenia w większości swej były czynnikami rozkładowymi wobec państwa, jego interesu i przede wszystkim wobec tej moralności zbiorowej, która sprawy państwa stawia w blasku autorytetu i majestatu. Ale i reszta partii, tych, które program niepodległości stawiały, o jego realizację walczyły, co więcej, na platformie tego przede wszystkim programu nieraz się kształtowały, wobec zadań owej „pracy moralnej" mającej fundować w duszach podkład władzy państwowej okazała się nie dość silną. Dowodem tego jest ta chwila, gdy tworzyła się „większość" dzisiejsza. Partie niepodległościowe powstaniu jej nie przeszkadzały, walki nie wytrzymały, co więcej, dla wytłumaczenia sobie samym własnego braku impetu do walki dorabiały argumentację, że należy przeciwnika na czas pewien „dopuścić" do władzy, aby sam się skompromitował. Czyniły tak bez względu na to, że ów eksperyment, gdyby był nawet celowy, podcinał to poczucie honoru i ambicji politycznej, która nie może znieść nawet myśli, by dopuszczać do władzy państwowej to, co jest w całej istocie swej władzy tej negacją. Czyniły tak wreszcie bez względu na oczywistą szkodę państwa. Krytyki powyższej nie należy źle rozumieć. Nie chodzi tu o negację znaczenia stronnictw. Nie chodzi o dowodzenie, że życie publiczne, parlamentarne w możliwej do przewidzenia przyszłości potoczy się u nas mimo partii, ich pracy, ich programów, ich ludzi. Nie chodzi nawet o obniżanie wielkich niewątpliwie zasług wielu -126- partii naszych lub zaprzeczanie potężnej roli, jaką w wielu pierwszorzędnej wagi sprawach państwowych i społecznych odegrać one mogą i muszą. Idzie tu tylko o ocenę, jaką w tej właśnie sprawie: dokonaniu pracy moralnej nad rozbudzeniem w społeczeństwie ducha państwowego, nad zbudowaniem poczucia majestatu własnych urządzeń państwowych partie nasze dziś spełnić mogą. Same one pod tym względem odrodzenia potrzebują, wiec decydującym czynnikiem jego z trudem stać się mogą. W każdym razie impuls musi przyjść spoza nich. Skąd impuls taki przyjdzie? W warunkach wojennych przychodził on z zewnątrz. Walka z zaborem i okupacją, potem zaś wojna z Rosją wydobywały z ludzi najgłębsze i najszlachetniejsze czynniki moralne; zrzeszeniom i ludziom, którzy sprawę podejmowali i brali ją na swoją odpowiedzialność, dawały siłę ekspansji duchowej, moc oddziaływania sugestywnego na otoczenie. Widzieliśmy na własne oczy tego przykłady. Stwierdziliśmy wyniki, które w psychice naszego ogółu wywoływała praca Legionów, POW, formacji polskich na wschodzie itd., a potem wysiłki wojny obronnej. Wyniki te jednak nie okazały się zupełnymi. Zmiany w duszach narodu nie stały się dość pełne i trwałe. Przyszło z nową siłą owo wahnięcie wsteczne, ku prywacie, ku anarchii. Dziś więc trzeba szukać impulsów nowych. Dać ich może bez wątpienia niemało historia, bo społeczeństwo nasze zdumiewająco mało wie o szczegółach i całokształcie tych wielkich, los nasz rozstrzygających, a bohaterskich wysiłków, rozsianych po kraju — i po całym świecie, „od modrej Wisły aż po Ren" — ba, po Murmań i Syberię, które odbywały się nieraz na jego oczach i w których nawet udział brało. Zapomnienie i rozmyślne oszczerstwo zaciera je coraz bardziej. Historia ich zatem wielką będzie mieć rolę wychowawczą, szczególnie dla młodych pokoleń, które choć w tym okresie, Polskę budującym, udziału brać nie mogły, przeżyć je winny duchowo. Ale najistotniejszym źródłem impulsów stać się muszą ludzie, którzy własnym wysiłkiem, własną nieprzymuszoną wolą, własnym mózgiem, własną niejednokrotnie krwią ukształtowali dusze swoje tak, że mają je prawo uważać za ~ 127 - narzędzie historii idącej przez Polskę, za ogniska samowiedzy odrodzonej ojczyzny. Źródłem impulsów stać się muszą zrzeszenia owych ludzi; zrzeszenia, przynależność do których nie jest jedynie aktem przekonania, ale wynikiem dorobku owych na własną odpowiedzialność podejmowanych wysiłków. Nazw zrzeszeń owych nie wymienię. Te bowiem, które już istnieją, są jeszcze w stosunku do zadań swoich tak mało sprawne i tak luźne, praca ich tak jest jeszcze mała, że może są to dopiero pierwsze jaskółki, pierwsze zwiastuny. Może sformują się twory nowe. Może te, które istnieją, są to dopiero jakby poczwarki, z których wyłonią się formy organizmu doskonałego. W tej chwili to jedno wydaje się pewne, że impuls tej pracy moralnej narodu dać mogą, i muszą, ludzie, którzy mają prawo powiedzieć sobie i światu: „Państwo polskie do nas należy". Droga wyjścia z rozstroju Hiperinflacja, gwałtowny spadek wartości płac, kryzys skarbu państwa wzmogły falę niepokojów. Rosła liczba strajków. Na strajk kolejarzy rząd odpowiedział militaryzacją kolei. Broniąca robotniczego protestu PPS ogłosiła strajk powszechny. W Krakowie, gdzie wydarzenia osiągnęły kulminację, 6X11923 r. w starciach zbrojnych padli zabici i ranni. Te wypadki piłsudczycy chcieli wykorzystać dla swoich celów, z pierwszoplanowym — powrotem Józefa Piłsudskiego do władzy. Zamiaru ani metody nie poparli zwykle życzliwi piłsudczykom socjaliści. Oni też podjęli działania uspokajające. Autorytet rządu został jednak poważnie nadszarpnięty. Wincenty Witos 14 grudnia zgłosił dymisję gabinetu. W tym momencie powstał tekst Skwarczyńskiego. Nie widać w nim jeszcze oznak tworzenia nowego układu, który wyniósł do władzy twórcę reformy skarbowej i walutowej państwa, Władysława Grabskiego. Skwarczyński uznał, że Polacy winni świadomie zdecydować, czy w dalszym ciągu wspierać chcą system parlamentarny czy też może, rysującą się jako alternatywa, dyktaturę. Odpowiedź dawał, przynajmniej w jednym fragmencie, jasną. Parlamentaryzm stał się źródłem wszystkich słabości państwa. Jego deprawujący wpływ poraził nawet lewicę. Wobec tak postrzeganego kryzysu parlamentu, Skwarczyńskiego satysfakcjonowało zjawisko organizowania się społeczeństwa poza jego ramami. Niepokoiła go jedynie perspektywa dyktatury prawicowej lub komunistycznej. Uważał, że temu przeciwstawić się winna „Nowa Polska ", a więc piłsudczycy. Po raz pierwszy pokusił się o wskazanie ich założeń programowych. Jednak poza hasłem wzmocnienia władzy wykonawczej trudno w programie tym doszukać się konkretnych treści. Przedruk za: „Droga", nr 9 z grudnia 1923. Obecne przesilenie gabinetowe jest czymś więcej niż zmianą rządu. Jest ono etapem ważnym w walce, toczącej się o podstawy -129- dalszego rozwoju państwa polskiego, które przez rząd Witosa--Korfantego1 postawione zostało wobec grozy kryzysu. Dalsza polityka państwowa musi znaleźć odpowiedź na pytania podstawowe, wykraczające poza interes dnia jutrzejszego, musi w konkretnym działaniu zbliżyć się do urzeczywistnienia zasadniczych postulatów, które na jaw wyszły w rozstroju obecnym, musi z dotychczasowego rozwoju życia w całym szeregu dziedzin państwowych wyciągnąć wskazania praktyczne. Inaczej rozstrój będzie nas spychał po równi pochyłej, na którą jużeśmy się wtoczyli. W miarę jak pogarszało się położenie państwowe i nabierało coraz wyraźniejszych cech przesilenia państwowego, opinia polityczna kraju coraz silniej stawała się zaniepokojona i podniecona. Rozważając perspektywy przyszłości, szukają wszyscy wyjścia, a rozważania te coraz bardziej skupiają się około pytania: na jakiej drodze wyjście to się znajduje, czy na drodze parlamentarnej, czy też na jakiejś innej, która mniej łatwo da się określić jednym wyrazem, a przedstawiona w sformułowaniu krańcowym w coraz szerszych i różnorodniej szych sferach przybiera nazwę dyktatury. Życie nasze państwowe od pierwszej chwili zaczęło się pod znakiem parlamentaryzmu. Jednym z pierwszych dekretów Naczelnika Państwa był dekret zwołujący Sejm Ustawodawczy; termin wyborów i zebrania się tego Sejmu był nadzwyczaj szybki, a cała opinia polska, od ówczesnej Głowy Państwa aż do najmniej uświadomionych sfer społeczeństwa, w Sejmie tym widziała początek i źródło przyszłego porządku politycznego Państwa. Sejm Ustawodawczy ogłosił się suwerenną władzą i przysądził sobie bardzo daleko idące uprawnienia, sięgające poza normalne ramy uprawnień ciała ustawodawczego. Przysądził on sobie kierownictwo władzą wykonawczą, a sięgał nawet po dowództwo wojskowe i starał się sprawować je za pomocą uchwał, tworzenia specjalnych komisji dla różnych dziedzin pracy rządowej, a przede wszystkim przez wpływanie na personalne obsady poszczególnych stanowisk w całej machinie rządowej. W rezultacie wycisnął na całej pracy rządowej piętno specjalnej metody, która istotna jest dla pracy 1 Wojciech Korfanty był wicepremierem w rządzie Wincentego Witosa. ~130~ ustawodawczej, ale zgubna dla egzekutywy, piętno kolektywnej pracy i kolektywnej za nią odpowiedzialności. Konstytucja 17 marca, uchwalona przez takim duchem przejęty Sejm Ustawodawczy, utrwaliła w sposób stanowczy supremację parlamentu nad całością budowy państwowej. Głowa Państwa, wybierana w istocie rzeczy przez tenże sam parlament, pozbawiona została wszelkiego realnego wpływu na rządy, a samo nawet prawo rozwiązywania parlamentu zostało jej tak dobrze jakby odjęte. Władza wykonawcza również została uzależniona najściślej od parlamentu, który zawarował sobie wszelkie możliwe drogi wpływania na jego tworzenie, obalanie oraz na jego pracę. Stosunki w parlamencie naszym, zarówno w Sejmie Ustawodawczym, jak w istniejącym obecnie Sejmie i Senacie, ułożyły się w ten sposób, że rozpadł się on na dwa obozy, mniej więcej liczebnie równe. Tak zwana prawica utworzyła się z tych żywiołów, które w epoce ubiegłej zdążyły się przystosować do niewoli, w zaprowadzonym przez nią porządku prawnym widziały gwarancję swego stanu posiadania, tak materialnego, jak i moralnego. Pomimo wyznawania, a zwłaszcza głoszenia bardzo niekiedy fascynujących haseł patriotycznych, faktyczny swój program polityczny oparły one na kategorycznej negacji dążeń niepodległościowych oraz na przeciwstawianiu się wszelkim pracom przygotowującym walkę o niepodległość państwową i zohydzaniu wysiłków zbrojnych podjętych w czasie wielkiej wojny. Konsekwentnie starały się te sfery otrzymać dla siebie możliwości pracy politycznej legalnej na gruncie ustalonego przez każdego z zaborców porządku prawnego. Wyrobiła skutkiem tego „prawica" dzisiejsza w szeregach swoich psychikę i moralność niedawno z pęt bez własnej zasługi uwolnionego niewolnika, pokornego wobec siły, zwłaszcza obcej, zuchwałego wobec swojskich autorytetów, tchórzliwego wobec niebezpieczeństwa, chciwego doraźnych zysków i zamysłów, walczącego za pomocą podstępnie szerzonych fałszów, oszczerstw i plotek. Stała się przy tym bardzo wygodną przystanią „ideową" dla całej rzeszy świeżo zbogaconych spekulantów wojennych i wszelakich pasożytów, dla których niepodległość przyszła „za darmo" i którzy również za darmo ciągnąć z niej zaczęli korzyści. Nie potrafiła wiec „prawica" wobec tego wszystkiego obudzić w sobie instynktu państwa, poczucia jego interesu i godności, a tym mniej stworzyć jakiegokolwiek programu polityki państwowej. Tak zwana lewica w ubiegłej epoce z natury rzeczy nie tworzyła się z warstw posiadających i panujących. Zajęta walką o polepszenie bytu mas pracujących, widziała w przyszłym państwie niepodległym te warunki, które jej walkę umożliwią. Skutkiem tego przyjęła ona program niepodległościowy, a w okresie wojny światowej potrafiła zdobywać się na czyn, udział w walce i na ofiary. Po uzyskaniu jednak niepodległości, a zwłaszcza po jakim takim jej utrwaleniu, nie potrafiła stworzyć konkretnego programu rządzenia, a skutkiem tego nie zdobyła się na dość silną wolę rządzenia. Oba te obozy — jak zaznaczyłem wyżej — były i są mniej więcej równie silnie w parlamencie reprezentowane; nie stworzyły więc zdecydowanej i na programie opartej większości, a pomimo ciągłej walki zgodne były praktycznie w tym jednym, że rozdymały wszechwładzę parlamentu, gdyż taka forma rządzenia pozwala wpływy i stanowiska dzielić według klucza partyjnego, a odpowiedzialność za bieg spraw państwowych rozkładać w taki sposób, że staje się ona nieuchwytna i fikcyjna. Skutkiem takiego stanu rzeczy była słabość, niepewność, a nade wszystko bezprogramowość rządów. Nikt nie mógł, a po większej części i nie chciał, wykreślać sobie jasnej i konsekwentnej linii działania, nie tworzył i nie urzeczywistniał żadnego programu. Rozwój spraw państwowych szedł drogą przypadkową, od kwestii do kwestii, od wypadku do wypadku, a właściwie unosił go prąd powszechnej w całym świecie powojennej dezorganizacji wszelkich dziedzin życia. Objawem tej przypadkowości było u nas opanowanie w ogromnym stopniu machiny państwowej przez tzw. fachowców. Opinia nasza przez czas długi wybijała przed nimi pokłony, choć są to w większości ludzie zdemoralizowani przestarzałą już dziś a skostniałą rutyną przedwojennych państw zaborczych, państw, których aparaty rządowe właśnie w czasie wojny jak najfatalniejszy zdały -132- egzamin; ludzie ci przy tym, służąc zaborcom, ulegli w ogromnej większości wypaczeniu moralności narodowej i obywatelskiej i nabyli owych cech niewolniczych, o których wyżej była mowa. Objawem najtypowszym owej dezorganizacji, która dziś zwłaszcza w tak przerażający sposób zaciążyła nad całokształtem naszego życia, jest rozstrój życia gospodarczego. Wszystko to, co mówimy i słyszymy o walucie, o podatkach, o kredytach, o inflacji, o dro-żyźnie daje w rezultacie jeden fakt ogólny, przerażający w swej potworności. Oto, wbrew wszystkim szumnym hasłom, głoszonym wszędzie i przez wszystkich, praca, w żadnej swej postaci, nie daje dziś w Polsce ani siły, ani znaczenia, ani honoru, nie zapewnia nawet możności życia i utrzymania. Panuje natomiast kapitał i to nawet nie kapitał produkcyjny, ale kapitał spekulacyjny i pasożytniczy. Logika i konsekwentny rozwój wypadków sprawiły, że cały ów rozstrój: polityczny, moralny, gospodarczy i społeczny, najsilniej się uwydatnił w czasie rządu prawicy, bo w rządzie tym znalazł swój idealny wyraz. Prawica bowiem stworzyła całą tę ideologię wszechwładzy parlamentu słabości i kolegialnej, a więc fikcyjnej, odpowiedzialności za rządy, prawica rozbijała wszelkie zaczątki szerzej zakrojonego programu państwowego, reklamowała wszechwiedzę „fachowców", a wreszcie wspierała się na elemencie spekulacyjnym, ignorując interesy pracy. Za jej więc rządów skrystalizować się musiała cała groza położenia i zmusiła opinię do rozważań nad drogą wyjścia z rozstroju. W walce z owym rozstrojem, która trwa już nie od wczoraj, parlament nasz kompromituje się w opinii. Jest to fakt smutny, ale jasny już dziś dla każdego, nawet dla samych członków parlamentu. Stwarza parlament platformy dla rządu fikcyjne, jak platforma rządu tylko co obalonego, pozbawiona programu i sztucznie pokrywająca sprzeczności interesów stronnictw wczorajszą większość stanowiących; uchwala ustawy w ten sposób „kompromisowo" skonstruowane, by w praktyce niemożliwa była ich realizacja (reforma rolna, ostatnia uchwała o waloryzacji itp.), prowadzi wewnątrz siebie najdziwaczniejszą walkę i „grę", coraz mniej dla ogółu zrozumiałą, traci kontakt z życiem narodu. -133- Skutkiem tego poza wszystkimi stronnictwami politycznymi, które na mocy istniejącej ordynacji wyborczej jedynie miały możność przedstawiać społeczeństwu kandydatów i w taki sposób zmonopolizowały dla siebie mandaty, powstają na powierzchni naszego życia publicznego nowe siły. Są one nowe o tyle, że stworzyły je nastroje i stosunki wojenne lub powojenne, podczas gdy stronnictwa w ogromnej swej większości powstały przed wojną i w owej epoce sformułowały swe hasła i dogmaty programowe. Mamy wiec przede wszystkim tzw. faszyzm polski. Znane są już dziś na ogół dzieje jego powstania i dzieje tych grzechów państwowych i zbrodni, które jego rękami lub na jego moralny rachunek zostały dokonane. W sferach „lewicowych", zasugerowanych powyższą stroną kwestii, przeoczą się jednak główny podkład tych organizacji, który — dodatni czy ujemny — w każdym razie jest objawem pod względem społecznym nowym. Słusznie zwrócił nań uwagę p. A. N-a w artykule nadesłanym do poprzedniego numeru „Drogi"2. Jest to z jednej strony zasadnicza niechęć do wszelkich partii, które opanowały nasze życie publiczne i nasz parlament, a z drugiej żywiołowa dążność do tego, co się nazywa działaniem bezpośrednim, a co obecnie przybiera postać zamierzeń „zamachowych". Mamy i po „lewej stronie" żywioły pod wielu względami analogiczne; skupiają się one około ludzi pochodzących z Legionów i Polskiej Organizacji Wojskowej. Twarda szkoła służby i walki o niepodległość zrobiła ich żywiołem na wskroś państwowym i lojalnym wobec prawa, dlatego nawet przy istnieniu rządu politycznie im wrogiego nie imają się w ich szeregach nastroje „zamachowe". Ale, przy całej różnicy fizjonomii moralnej, mają oni ze swymi antagonistami z obozu „faszystowskiego" pewne cechy wspólne. Jest to właśnie owa niechęć do partii i wszelkich ich akcesoriów, jak programy, agitacja, dyskusje itp., i owa tęsknota do działania bezpośredniego, nabyta na polu walki, a dziś przejawiająca się w pochopności do poczynań tak na polu gospodarczym i kulturalnym, jak i w różnych inicjatywach o charakterze politycznym. 2 Artykuł O „lewicy", „prawicy" i tzw. faszystach („Droga", nr 8 z listopada 1923) zachwalał koncepcje faszyzmu. ~134~ Stosunki i wpływ obozów partyjnych na obie te grupy istnieją, są jednak nienormalne, a częstokroć destrukcyjne i demoralizujące. Prawica używała swoich „faszystów" do „czarnej roboty", którą sama wzdragała się wykonywać: przykładem tego 11 grudnia roku ubiegłego. Potem, doszedłszy do władzy, zahamowała wszelkimi sposobami ich poczynania, doprowadzając ich do karmienia się czczymi akcesoriami spiskowymi, jak przysięgi, tajne zebrania, pseudonimy, maski itp. Doprowadziła przy tym ludzi gorętszych i bardziej pod względem moralnym zanarchizowanych do nastrojów, które w rezultacie mogą zrodzić... sukcesorów Niewiadomskiego3. Od dziś zacznie ona zapewne znowu oddziaływanie w kierunku podburzającym. „Lewica" z owymi elementami „legionowo-peowiackimi" żyje wśród wzajemnego nierozumienia się; przypisuje im nieraz różne „dyktatorskie" zamysły4, przeciwstawia im dogmatyczny lega-lizm — a w pewnych znów momentach, gdy pogłoski zamachowe stają się powszechne, chce w nich widzieć nagle element „antyfaszystowski". Mamy więc w obu głównych obozach politycznych zjawisko analogiczne. Oto żywioły pochopniejsze do czynu, gorętsze eman-cypują się spod wpływu „odpowiedzialnych" czynników politycznych. Zjawiskiem trudniejszym do uchwycenia, ale, zdaje się, niewątpliwym, jest wymykanie się spod tych wpływów również i mas. Nie ulega to wątpliwości, o ile chodzi o te masy, które głosowały na „ósemkę"5, a które następnie urągają na jej rząd i z powodu swej politycznej ciemnoty stanowią dziś element podatny dla agitacji komunistycznej. 3 Eligiusz Niewiadomski, zabójca prezydenta Narutowicza. 4 Dwukrotnie, raz po zabójstwie Narutowicza, powtórnie w związku z wydarzeniami krakowskimi, piłsudczycy podejmowali pozakonstytucyjne próby przechwycenia władzy. Dla swej akcji nie zyskali jednak akceptacji Marszałka, dobrze zaś w ich zamysłach zorientowani przeciwnicy za każdym razem doprowadzali do szybkiego zażegnania kryzysu, by uniemożliwić im rozwiniecie bardziej długofalowego działania. 5 To numer listy bloku wyborczego o nazwie Chrześcijański Związek Jedności Narodowej, utworzonego przez narodową demokracje, chrześcijańską demokrację i Narodowo-Chrześcijańskie Stronnictwo Ludowe. Popularnie blok ten nazywano „Chjeną". ~ 135 ~ Ale i wśród mas ,4ewicowych" nie brak objawów zatrważających. Kraków jest pod tym względem przestrogą tragiczną, Kraków, gdzie nie było mowy o wpływach komunistycznych, a gdzie mimo to tylko dzięki heroizmowi posłów Bobrowskiego i Marka można było po tragicznych wypadkach opanować sytuacje. Na tle powszechnego rozstroju, przede wszystkim gospodarczego, ale również rozstroju w administracji, który wprowadzały systematycznie partie rządowe, oszalałe żądzą dzielenia póki czas stanowisk według klucza partyjnego, powyżej naszkicowane nastroje dają niewątpliwie atmosferę przewrotu i zamieszek. Taki czy inny wybuch może zostać wywołany przez „prawicę", zwłaszcza teraz, gdy rozpadła się większość sejmowa, dająca jej formalne prawo rządzenia. Może on również nastąpić żywiołowo, gdy rozstrój życia społecznego doprowadzi, wbrew woli „lewicy" czy „prawicy", masy do rozpaczy. Mogą wreszcie i komuniści w niedługim stosunkowo czasie wzmóc się o tyle na siłach, że pokuszą się o wyzyskanie tak dogodnej dla ich rozwoju sytuacji na swoje konto. Pytanie: jak wyjść ze wzrastającego rozstroju, jest, wobec wszystkich tych okoliczności, które ogólnym konturem starałem się tu zarysować, trudne i ciężkie do rozwiązania. Trudność jego polega nie tylko na merytorycznej wadze zagadnień, które muszą być rozwiązane. Sięga ona dziedziny moralnej, wymaga mianowicie spokoju i opanowania, wymaga jasnej i twardej decyzji w wyborze dróg, wymaga wreszcie woli i charakteru dość silnego, by wbrew trudnościom i wbrew kruchości materiału ludzkiego, jaki stosunki u nas wyrobiły, wziąć na siebie odpowiedzialność rozpoczęcia budowy. Nie jest więc rzeczą dziwną, że coraz szersze sfery opinii naszej ogarnia pesymizm, że pesymizmem tym zarażają się i polityczne czynniki — zwłaszcza czynniki sejmowe, żyjące w owej nerwowej atmosferze, jakby stworzonej do tego, by mącić wszelki plan i rozhartowywać charaktery. Mimo to jednak ci wszyscy, co Nową Polską mają prawo się nazywać, do pesymizmu dziś nie mają powodu. „Prawica", czyli to, co jest właśnie „starą Polską", pozostałością niewoli, wykwitem powojennego rozkładu moralnego, gospodar- ~136~ czego i społecznego, dziś przegrywa. Przegrała ona atuty personalne, które w postaci ludzi popularnych rzuciła na forum, przegrała atuty programowe, bo okazało się, że wbrew szumnym zapowiedziom żadnego programu nie posiada w żadnej dziedzinie: ani skarbowej, ani administracyjnej, ani zagranicznej, ani wojskowej, ani kulturalnej, lecz we wszystkich tych dziedzinach żyje paliatywami albo negacją. To, co się nazywa „opinią publiczną", a co do niedawna w tak znacznym stopniu było w jej rękach, odwraca się — zawiedzione — z każdą chwilą; a pamiętać trzeba, że w Polsce, bardziej niż gdzie indziej, organizacje polityczne są nieliczne, a ogół ulega w przeważającej masie temu, kto opanować potrafi ową „opinię". Po wtóre, w ciężkich doświadczeniach kryzysów i rozstroju drogi naprawy wyjaśniały się w bardzo wielkim stopniu. W bardzo wielkim stopniu przygotowany został grunt pod to, co będzie rządem Nowej Polski i jego programem. Dziś każdy już niemal myślący i czujący po obywatelsku człowiek zdolny jest do szybkiego zrozumienia — że cała machina nasza państwowa — w ślad za tym i konstytucja — przebudowana być musi w myśl zasady uniezależnienia działań egzekutywy od Sejmu i zorganizowania ich na podstawie indywidualnej pracy i indywidualnej za nią odpowiedzialności; że finanse i całe życie gospodarcze musi być tak zorganizowane, by były zapewnione prawo, byt, znaczenie i godność pracy, złamane dzisiejsze panowanie pasożytnictwa i spekulacji; że sprawy zagraniczne i wojskowe muszą być postawione w taki sposób, by zapewniały Polsce mocarstwowe stanowisko, gdyż położenie jej nie daje pośredniej drogi pomiędzy potęgą a niewolą; że w celu uobywatelenia szerokich mas musi być przestrzegane poszanowanie prawa, nie samowoli, i musi być otoczona opieką państwową praca społeczno-wychowawcza. Bankructwo i rozkład kursu, który był negacją wszystkich zasad powyższych, musi iść w parze z gotowością tych, którzy są Polską Nową. Gotowość ta zacząć się musi od walki, dla której należy wybrać formę najmniej groźną dla państwa, ale przed którą cofnąć się nie wolno nawet wtedy, gdyby niebezpieczna jej forma została narzucona przez żywioły państwowo nieodpowiedzialne. ~137~ Myśli z powodu styczniowej mowy Piłsudskiego l Piłsudski 20 stycznia 1924 r. wyglosil w warszawskiej sali „Coloseum" odczyt poświęcony powstaniu styczniowemu. Znamienne, że nie podjął tego wątku rok wcześniej, gdy mijała okrągła, 60. rocznica wybuchu insurekcji. Ale też inna była wówczas sytuacja. Piłsudski był zbyt zajęty bieżącą rozgrywką polityczną, by myśleć o historii. Nie potrzebował też historycznego kostiumu. Użył go po roku, gdy w Sulejówku zastanawiał się nad przyszłością swoją i swojego obozu. Odpowiadając na postawione w trakcie odczytu pytanie o istotę wielkości wydarzeń z roku 1863 wskazał na dwa zjawiska. Pierwsze stanowili ludzie, „którzy w wielkiej godzinie, gdy palec Boży ziemi dotknął, rosną w olbrzymy olbrzymiej pracy moralnej". Drugie to podporządkowanie się reszty tej grupie, która poza rolą rzeczywistą odgrywa także rolę symboliczną. W niej ucieleśnia się siła i sens wszelkiej narodowej aktywności. Aktualna wymowa tego posłania wydaje się aż nadto oczywista. Skwarczyń-ski podjął tok rozumowania Piłsudskiego i rozwinął ideę wodzostwa w polskim życiu politycznym. Przedruk za: „Droga", nr 1-2 ze stycznia-lutego 1924. Tedy uczułem... zajęk płaczu, iż nie było jeszcze właściwych narodów... Cyprian K. Norwid Stygmat „...Sercem wgryzałem się w prawdę, szukając w wielkim roku wielkości mego narodu, szukając w wielkim ruchu wielkości mojej Ojczyzny... Pamiętam tragedię swoją, gdym szukał — i gdym, napotykając legendy, jedną po drugiej odrzucał... Przerażenie mię ogarniało; wielka epoka — wielkości nie ma! Więc ziemia przeklęta -138- przez Boga?! I usta zbielałe w trwodze szepcą: może koniec?... Szukałem jak opętany; nie mogłem się z tym pogodzić. Wielkości, gdzie twoje imię?!" Takie zagadnienie, takie pytania rzucił Piłsudski w odczycie o powstaniu styczniowym, a rzucał je również w całej dotychczasowej swej działalności. Chodzi w pytaniach tych o wielkość narodu. Wielkość narodu to nie tylko aktualna jego siła i potęga. Żywotność, trwałość wielkości narodu tkwi tam, gdzie jest podstawa jego samowiedzy, tkwi w tym, jaka jest moc i gatunek ogniska ześrodkowującego jego wolę, w tym wszystkim, co go czyni całością „z jednej bryły". Wielkość narodu jest to zarazem światło, które we wnętrzu życia jego ma źródło i, świecąc, rozjaśnia mu perspektywę w przyszłość, drogę, „misję". W epoce takiej jak dzisiejsza srogim próbom są poddane podstawy samowiedzy, ogniska ześrodkowania woli narodów i sama ich wielkość. Trzeba zdobyć się na zdolność patrzenia i pojmowania. Wielkość wielu narodów rodzi się, wielkość innych rozpada się, gubi; ogniska się zaćmiewają czy gasną. Epoka Wielkiej Rewolucji zrodziła wielkość Francji. Dziś świat cały w zdumieniu patrzy, jak załamała się wielkość Niemiec. Wielkość ich imponowała. Budziła podziw lub nienawiść, ale imponowała zawsze. Stała mocna — przez Fryderyka Wielkiego założona, przez Bismarcka wykończona, jednolita budowa. Wszystko wymierzone, obliczone i wyznaczone; wszystko opracowane teoretycznie i skoordynowane działało jak mądry, sprawny mechanizm. Ordnung był prawem, panował. Wszelkie dziedziny pracy społecznej: gospodarstwo, kultura, nauka podporządkowane były silnie żelaznemu państwowemu organizmowi, a na szczycie jego stał monarcha, dynastia: unser Kaiser. Niemcy to było państwo, ojczyzna to był cesarz. Przyszła klęska. Runął szczyt budowy, runęła (wśród rozpaczy i przekleństw) monarchia; przyszła konieczność przemiany. I naród w swych masach, w swych politykach i pracownikach społecznych, w teoretykach nawet okazał niemoc twórczą, -139- bezradność: gdy zabrakło dotychczasowych miar, porządku, autorytetów. Nawet te żywioły, które uważały się za heroldów nowego ustroju, nie uczyniły ani jednego zdecydowanego kroku. Bały się tych znaków zapytania, które stawia zawsze przemiana, bały się żywiołów przemiany, tłumiły je metodą odziedziczoną po starym świecie. Bały się: bo porządek nowy gotowym nie był, autorytetów nie było, ogniska „uznania się narodu w jestestwie swoim" nie było; zabrakło tego, który był nim mimo wszystko i dla wszystkich — zabrakło cesarza. Czy jest to katastrofa trwała wielkości narodu niemieckiego? Nie chodzi tu o rozwiązanie tego pytania. Rozstrzygać je zresztą zbyt trudno, gdy stoi się wobec płynących faktów. Chodzi tu o przykład, o obraz. Dlatego spójrzmy oto — dla jasności obrazu — jak z perspektywy historycznej i artystycznej Norwidowi, najgłębiej z Polaków rozumiejącemu dzieje, przedstawiała się Sparta. Ujrzymy analogiczny obraz zjawiska historycznego, w formie skończonej, przez genialnego człowieka ujętej. W dramacie Za kulisami mówi Tyrtej o Sparcie: „Lud ten cały zżeleźnial... już Lykurgowego testamentu ostatnie słowo przyszło na świat w pokoleniu zrobionym przez prawodawcę. Już skończyło się wszystko, i Bóg tam nic nie tworzy więcej — i już miejsca dlań nie ma... Wielka jest to tajemnica, iż nie mogą być ludy zakochanego Pygmaliona rodzinami. O rzeźbiarzu tym wiesz z powieści świętych, iż rozpłomienił mu się w objęciach jego posąg kamienny i że takowy skoro za żonę pojął, miał z nią potomstwo. Synem łoża tego przecież był Pafus!... Pafusów takowych ludem Lacedemona dzisiaj jest. Pygmalionem był stary Lykurg i, z posągiem umiłowanej idei swojej tajemniczego uścisku dokonawszy, spłodził zastępy synów twardych, których goleń i czoło i najzacniejsza serca okolica przeświecają rzniętym marmurem... Kilkadziesiąt tysięcy zdrowych głazów, żelazem dobrze skwadrowanych i po jednej architekta myśli zastosowanych w przewidziany naprzód ogół... a pomnikiem są poty, dopóki trwa budowniczego abrys!... -140- O historio —jeżeli ty byłaś kiedykolwiek? — O historio... patrz: czy z takich-to żywiołów powstała ta Ateńska republika?... Przytacza tu Tyrtej legendę o królu Kodrusie, który ginie w boju przebrany, aby wypełnić wyrocznię, że ocaleją Ateny, gdy król zginie i królestwo — w ten sposób stwarzając republikę, „stając się kamieniem węgielnym przeobrażenia ludu". „Współboskie poczęcie jest Kodrusa, jako owych, którzy z córami niebios wczasy swoje miewali, ale potomstwo Lykurgowe jest ze współposągowego stadła przyszłe na świat, i dopóki kamienie zwyciężać mogą ludzi... poty zwycięży". Obraz poety przedziwnie odpowiada w konturach temu, co ukazują nam dziś dzieje Niemiec. I tu, i tam prawem jest plan i „abrys"; moment statyczny panuje, „przeobrażenie" jest niebezpieczeństwem; i tu, i tam mechanizm; usunięty jest pierwiastek moralny. W Polsce inaczej. W Polsce moment moralny panuje; w jej dziejach widzimy ciągle przykłady zbiorowych natchnień i zbiorowych obłąkań. We współczesności są momenty zbiorowego porywu aż do bohaterstwa i zbiorowych nikczemnych chorób moralnych. Twardych konturów budowy, planu — nie widać. Nastrój panuje. Nawet dzisiejsza reforma skarbowa ponoszona jest nastrojami, od ich jakości jest zależną, w umiejętności stwarzania stosownych momentów moralnych szukać musi swego powodzenia. Toteż Piłsudski, choć jest człowiekiem czynu realnego, planu, zdecydowanej woli, choć mówią o nim, że plan swój i wolę narzuca przemocą, choć jedni oczekują w nim „dyktatora", inni złorzeczą jego „autokratycznym zapędom", szukając wielkości narodu swego, szuka w tej dziedzinie: w zbiorowej psychice, w zbiorowej moralności. I przytacza z księgi dziejów 63 r. jako elementy tej wielkości przykłady z tej właśnie dziedziny: Oto w kraju rządzonym przez Rosję poczta tajnemu Rządowi Narodowemu służy; „trąbka pocztyliona gra: Nasz rząd jedzie!" Oto przydrożny sklepik papiery Centralnego Komitetu posłusznie ukrywa i gdzie należy odnosi. -141- Oto oficer rosyjski przeniesiony, by legalnie działać, stara się o przepustkę Rządu Narodowego. Inny przez organa tego Rządu szukać musi konia skradzionego. Inny, podatek Rządowi temu musi zapłacić. A wszystko to bez przymusu, którego organów Rząd ów nie posiadał, tylko przez nacisk i autorytet moralny, przez powagę siły nastroju zbiorowego, przez to, czego świadomość miał Centralny Komitet Narodowy już l września 1862 r., gdy z niezwykłą intuicją polityczną w odezwie głosił: „Centralny Narodowy Komitet staje naprzeciw rządu obcego, moskiewskiego, jako rzeczywisty rząd narodowy i jakkolwiek nie ma wojsk i policji uzbrojonej, które najazdowi dają pozory rządu, posiada on podstawę, na której rządy rzeczywiste spoczywają, to jest poparcie i uznanie narodu, posiada tę siłę moralną, której brak niszczy i obala rządy carów w Polsce, a z której wynika wszelka siła materialna". Szukając — w całej swej działalności — tajemnicy wielkości narodu polskiego, Piłsudski nie tylko w powstaniu styczniowym wykrywał takie właśnie jej elementy. Już w mowie swej w „sali malinowej", zastanawiając się nad niesłychanym faktem oddania mu jednomyślnie władzy bez żadnego musu, bez żadnego przewrotu, widzi źródło tego w „pracy moralnej narodu", która jest Jakby zaprzeczeniem tej smutnej, dalekiej tradycji, że... Polska to anarchia"; już np. w działaniu Polskiej Organizacji Wojskowej w czasie okupacji dostrzegał to samo zjawisko: uzyskania autorytetu i posłuchu siłą moralną, siłą wywołanego nastroju, pomimo nieposiadania żadnych organów przymusu. A więc mamy już element podstawowy wielkości narodu naszego? Ujrzeliśmy, i w przeszłości, i w naszym dniu trwającym, tę bazę samo wiedzy narodowej, ognisko ześrodkowujące wolę naszą społeczną? Znamy to okno, przez które z naszego, polskiego domu duch nowych wartości płynie w świat ludzki, to światło, które drogę przyszłości naszej rozświetla? Więc w tym właśnie istnieje swoisty ów, Polsce właściwy, nowy sposób ujęcia i skrystalizowania rzeczywistości współżycia społecznego, oryginalne spoidło współpracy, które jest istotą narodowego ducha zbiorowego i charakteru, a zara- ~142~ żem stanowi misję Polaków wobec świata, bo bez nich utraciłaby je cała ludzkość na zawsze? Mówimy tak! Poznaliśmy to, ujrzeli raz jeszcze z Piłsudskim, nowym, innym człowiekiem niż ci „romantycy", którzy nam dawniej podobne rzeczy mówili. Jest to owa zdolność do subordynacji moralnej, nie opartej na sile jedynie fizycznej i na przymusie, owa właściwość, która wszelkiemu rządowi, wszelkiej władzy wtedy dopiero sprawną być pozwala, gdy podstawę w psychice zbiorowej, w dobrej woli, w zbiorowym natchnieniu wyrobić sobie potrafi. Owa właściwość dziwaczna, która potęgi naszej i upadku, wzniosłości i nikczemności jest źródłem, bo na niej powstawały i konfederacja tyszowiecka lub barska, i liberum veto, i listopad 1918, i... grudzień 19221. Ale: czy jest to fatum nasze (złe lub dobre, stosownie do jakiegoś kaprysu), czy też organ naszej woli? Czy ono włada nami, czy my nim zawładnąć możemy i używać w czynie, w twórczości? Romantycy ulegali pokusie, by „charaktery" i „misje" narodów rozumieć jako rzeczy gotowe i zesłane jakby z nieba na ziemię. Ale w Polsce widzimy, że owa nasza właściwość charakteru i „misja", owo zjednoczenie woli powszechnej czy nastroju nie działa ciągle; zjawia się tylko, podnosi naród albo go w zwyrodnienie poniża (wtedy gdy działa biernie i nie jest skierowane ku czemuś). Romantycy nasi, oderwani niewolą i wygnaniem od gleby społecznej, nie mieli kontaktu z rzeczywistością, więc zbierali okiem duchowym tylko plamy świetlne z obrazu dziejów i życia, patrząc z perspektywy oddalenia. Piłsudski i my wszyscy, współcześni Polacy, ręce 1 Konfederację tyszowiecka (1665) zawiązała szlachta w obronie praw Jana Kazimierza i w celu organizowania oporu przeciwko Szwedom. Konfederacje barską, zawiązaną w 1768 r., Skwarczyński zdaje się postrzegać wyłącznie pozytywnie i zwraca uwagę na takie elementy, jak obrona zagrożonej niepodległości i sprzeciw wobec ingerencji Rosji w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej. Pomija program społeczny konfederacji i jej niechęć do reformowania kraju. W grupie zjawisk pozytywnych umieścił też odzyskanie niepodległości w 1918 r. Po stronie negatywów uplasował liberum veto jako wyraz przewagi tendencji egoistycznych nad ogólnonarodowymi oraz wydarzenia, które doprowadziły do zabójstwa prezydenta Narutowicza. ~ 143 ~ mamy na warsztatach, a stopy na ziemi: nie musimy być i nie możemy romantykami. I chociaż Piłsudskiemu: „rok 1863 (ale nie tylko sam ten rok, jak wiemy) daje wielkość nieznaną, wielkość, co do której teraz świat wątpi, gdy mówi o niej..., wielkość ogromu siły zbiorowej, siły zbiorowych wysiłków woli: ale siły moralnej"", i chociaż wyrasta on ponad materialistyczną myśl współczesną nie jest on całym życiem swoim marzycielem, oczekującym łaski, oczekującym natchnień. Jeśli więc nie łaska, nie objawienie niezasłużone, jakaż więc jest istota, jakie źródło owego „cudu siły, cudu rządu narodowego, cudu jakiejś wielkości", jaka tajemnica tej „Treuga Dei ludzi, którzy w wielkiej godzinie, gdy palec boży ziemi dotknie — rosną...?" Odpowiedź jest jedna: Praca. Gdy Piłsudski szukał w r. 63 wielkości, ogarnął go zachwyt nad „tą wielką pracą ludzi, pracą ogromnej ilości wysiłków, ogromną ilością woli, by rząd swój silnym zrobić". I obraz wielkości narodu dała mu „ta potęga nieznana, ta siła pracy, ta wielkość wytrzymująca rok cały wojnę wobec olbrzymiej przemocy, siła robiąca cuda, cuda, przed którymi rząd jawny chylić czoło musiał, nakazująca zmianę życia ludzkiego, sięgająca głęboko w serca". Bo kto chce, by naród tworzył, by naród szedł w górę, by naród rósł w potęgę, by spełniał misję, ten musi sięgnąć w serca, zmienić, podnieść dusze, przetworzyć całość życia ludzkiego. A tego nie dokona filozofia, słowo, hasło. Dokonać tego może tylko praca. Ona jest tym jedynym sakramentem, który nawiązuje kontakt człowieka z rzeczywistością, ona pozwala tę rzeczywistość kształtować i ona jednocześnie, stawiając i wypełniając konkretne cele z dnia na dzień, z kroku na krok, związuje moralnymi więzami zespoły ludzkie, kształtuje ich nastrój moralny, kształtuje charaktery, wytwarza między nimi łączność i zdolność zbiorowego chcenia, dążenia i zbiorowego czynu. Więc: praca. Z niej rodzi się w Polsce cud siły moralnej, zbiorowej: wielkość narodu. Oto nie formuła, nie dogmat, nie hasło, lecz drogowskaz. Więc kto od Piłsudskiego czy od kogokolwiek innego usłyszeć chce alfę i omegę wielkości narodu, formułę samowiedzy jego -144- i misji, i kto uczucie porywów ku słońcu narodowej przyszłości jakąś gotową „alfą i omegą" zaspokoić chce — zawiedzie się. Ma naród polski w sobie swoiste źródło: zdolność wydobywania w pracy zbiorowej siły moralnej, która w zleniwieniu wyrodnieje w zarazę anarchii. Na tej drodze kształtuje się w Polsce społeczność, na tej więc drodze wskazana jest u nas budowa wiary, kultury, gospodarstwa, porządku społecznego, państwa, oraz stosunku do narodów innych. Ale nie istnieje żaden gotowy wzór, żaden „budowniczego abrys". Wzory te odkrywać tylko można z dnia na dzień, z roku na rok, a raczej z wysiłku na wysiłek. Bo i sama siła owa moralna rozkwita tylko wobec zadań wielkich: w promieniach woli i pracy. Dlatego końcowym słowem rozważań nad wielkością może być tylko ten okrzyk, który odczyt Piłsudskiego zakończył: „Idź i czyń!" Czego chciał i co eteiągnął Piłsudski Zimą 1925 r. plany piłsudczyków zostały skrystalizowane. Jak zapisal stówa Marszałka Kazimierz Świtalski: „Następne przesilenie rządowe starać się załatwić bez sejmu. Dostać się do wojska. Pójść, zapewne w roli ministra spraw wojskowych, ostro, brutalnie przeciw sejmowi". Do przesilenia doszło w pierwszych dniach maja. 10 V1926 r. powstał nowy, centroprawicowy gabinet na czele z Wincentym Witosem. Odtworzono więc źle zapisany w społecznej pamięci układ z drugiej połowy roku 1923. Dodatkowy niepokój rodziły oświadczenia nowego premiera, które lewica odczytywała jako zapowiedź prawicowego zamachu stanu. Gdy więc 12 maja Piłsudski ruszył na czele wiernych oddziałów na Warszawę, mógł liczyć na poparcie nie tylko własnego obozu, ale całej lewicy oraz dużej części środowisk inteligenckich i robotniczych. Każda z tych grup wiązała z akcją Piłsudskiego inne nadzieje. Jedni liczyli na odbudowę demokracji, inni na oczyszczenie życia społecznego ze wszelkich nieprawości i na sprawiedliwość społeczną, Byli wreszcie tacy — i w tej grupie znalazł się Skwarczyń-ski — którzy oczekiwali generalnej przebudowy treści i form życia zbiorowego. Z myślą o takiej właśnie „rewolucji moralnej" utworzył Skwarczyński nowe pismo: „Nakazy Chwili", którego osiem numerów ukazało się do 11 czerwca. Chciał przy jego pomocy wytyczać kierunki zmian. Ich treść wyłożył najpełniej w artykule „Nakazy Chwili". Punkt pierwszy „Nakazów" rozwinął w artykule z numeru 4 pisma. Wbrew nadziejom Skwarczynskiego już 25 maja Piłsudski oświadczył: „zrobiłem jedyny w swoim rodzaju fakt historyczny... coś podobnego do zamachu stanu... coś w rodzaju rewolucji bez żadnych rewolucyjnych konsekwencji". Przedruk za: „Nakazy Chwili", nr 2 z 24 maja 1926. W obronie honoru wojska polskiego wystąpił Piłsudski dnia 12 maja. Zaprotestował przeciw temu, by nie było ono przedmiotem handlu skorumpowanych koterii partyjnych. -146- Od chwili zamordowania Prezydenta Narutowicza nąjpował* niejsze sprawy państwowe poszły na spekulacyjny handel. Pierwszego targu dobito w Lanckoronie' u Hammerlinga: koterie „chjeno-piasta" roztargowały tam między siebie teki ministerialne, kredyty państwowe, posady i nawet dzielnice państwa: Galicja i Wołyń dla „Piasta", Warszawa i Poznań dla n[arodowej] d[emokracji], Śląsk dla chrześcijańskiej] d[emokracji], itd. Znalazł się generał2, który w tym targu wziął udział i dał wojsko za gwarancję całej tej spekulacyjnej spółce. Spróbował wykonać tę gwarancję w Krakowie w listopadzie 1923 r., rzucając je na żądanie Kiernika do walki ulicznej z robotnikami. Za rządów Wł. Grabskiego handlowano wojskiem i jego najżywotniejszymi sprawami bez przerwy. Pamiętne są dzieje sławetnego projektu ustawy o Naczelnych władzach wojskowych, którym gen. Sikorski przez rok cały handlował z partiami sejmowymi. Pamiętne są nadto koncesje na dostawy wojskowe dawane różnym Głąbińskim, gdy przychodzili z kartką polecającą od takiego czy owego posła; generałów, którzy koncesjami nie chcieli handlować wedle rozdzielnika partyjnego, usuwano. W czasie przesilenia jesiennego, dzięki interwencji Piłsudskiego, wojska nie objęto targami. Kontrakt „koalicyjny" tworzący rząd Skrzyńskiego nie obejmował wojska. Obsadzenie MSW zastrzeżono Prezydentowi. Ministrem został gen. Żeligowski. Ale w osławionym przesileniu wrócono do dawnego zwyczaju. O tece spraw wojskowych zadecydowali panowie Witosy, Kierniki i Popiele, bez porozumienia z Marszałkiem i Prezydentem. I znalazł się, niestety, generał, który w tych warunkach ją objął3. To musiało wywołać demonstrację i protest wojska. Na czele protestu stanął Piłsudski. Protest zmienił się w krwawą walkę dzięki 1 Tzw. pakt lanckoroński — porozumienie polityczne zawarte w maju 1923 r. pomiędzy stronnictwami prawicy i centrum: Związkiem Ludowo-Narodowym, Polskim Stronnictwem Chrześcijańskiej Demokracji i PSL-„Piast" w celu utworzenia większości rządowej. Rząd wyłoniony w ten sposób, pod prezesurą Wincentego Witosa, utrzymał się przy władzy pół roku (28 V-15 XII 1923). 2 Generał Józef Czikiel. 3 Generał Juliusz Malczewski. '• •• ' * -147- postawie dwóch wyrzuconych z wojska generałów: Rozwadow-skiego (za spekulacje finansowe) i Zagórskiego (za szpiegowanie Legionów na rzecz Austrii i Niemiec). Tragiczna dla wojska walka skończyła się zwycięstwem Piłsudskiego i honoru. Od tej chwili już nikt w Polsce handlować wojskiem się nie poważy. Ale zwycięstwo to dało więcej niż było zamierzone. Zmieniło rząd Witosa, utorowało drogę demokracji i temu wszystkiemu, co chce Polski uczciwej, wolnej od złodziejstwa, lichwy i korupcji, pracującej dla swej potęgi i rozwoju, wyzwolonej od rządów pasożytniczych spółek partyjnych, rządzonej z planem, rozumnie i mocno. Więc niechaj nie mówi nikt, że Piłsudski „zatrzymał się w pół drogi", bo nie ogłosił się dyktatorem. Nie dla opanowania przemocą władzy dla siebie walczył Piłsudski. Walczył o honor armii i Polski, w walce tej pogrążył rządy korupcji i koteryjnego egoizmu. Władzę wziąć będzie mógł chyba tylko z woli narodu. Czy walka jest skończona? Oczywiście nie. Środkami dopuszczalnymi w praworządnym państwie musi być prowadzona dalej — i to jak najbezwzględniej. Złodziejstwo, łajdactwo i partiokracja, zrzucone ze szczytu, tai się jeszcze w ogromnej ilości w aparacie państwowym. Iluż to jeszcze jest wysokich dygnitarzy, którzy handlowali koncesjami, ilu wojewodów i starostów, którzy, aby dostać posadę, podpisywali deklaracje partyjne. Oligarchiczne kliki sejmowe, dziś przerażone i pokorne, czekają tylko chwili, by podnieść głowę i zacząć znów po swojemu i wbrew narodowi rządzić. Ale walka nie może być toczona tylko przez Piłsudskiego ani rozstrzygnięta przybraniem przezeń magicznego tytułu „dyktatora". Walczyć musi całe społeczeństwo na wszystkich placówkach życia publicznego i wszelkimi dostępnymi środkami. Dopomóc trzeba rządowi, który tę walkę na czele swego programu postawił, dopomóc Piłsudskiemu, który tej walki o odrodzoną, młodą, uczciwą, potężną i szczęśliwą Polskę jest wodzem. A nie zawiódł on dotąd nikogo! , : ~148~ Nakazy chwili Przedruk za: „Nakazy Chwili", nr 2 z 24 maja J926. Wielka chwila historyczna, którą przeżywamy, stawia przed uczciwą i zdrową moralnie częścią społeczeństwa następujące nakazy: 1) Żądać z największą stanowczością, aby Zgromadzenie Narodowe wybrało na Prezydenta Rzeczypospolitej Marszałka Józefa Piłsudskiego — taka bowiem jest dziś wola olbrzymiej, przytłaczającej większości narodu. 2) Żądać kategorycznie, aby Poznańskie zaniechało swej obłąkanej separatystycznej polityki, bowiem ta prastara ziemia polska jest własnością i skarbem całego narodu i przyszłych pokoleń, które będą mądrzejsze od obecnych mieszkańców tej dzielnicy, o psychice wykoszlawionej w pruskiej szkole i tumanionych przez różnych Dowborów i Raszewskich. Separatyzm — to nieświadome działanie na rzecz Niemców, którzy nie zrzekli się jeszcze myśli odzyskania utraconych prowincji. Wara Niemcom od Poznańskiego, Pomorza i G. Śląska, które stanowią nierozerwalną, składową część Polski i w całkowitym zlaniu się których psychicznie i politycznie z resztą Polski leży najlepsza, najpewniejsza gwarancja tej jedności i bezpieczeństwa b. zaboru pruskiego. 3) Żądać niezwłocznego rozwiązania obecnego Sejmu, który jest główną przyczyną upadku życia politycznego i moralności publicznej w Polsce i w ten sposób dyskredytuje sam ustrój parlamentarny ~ 149 ~ w Polsce, wytwarza podłoże dla głupich i zbrodniczych pomysłów faszystowskich i komunistycznych. Niech sam Naród wypowie na drodze nowych wyborów swoją wolę najwyższą, w czyje ręce chce złożyć władze w Polsce. 4) Żądać niezwłocznej sanacji i reorganizacji aparatu państwowego. Kierownicze bowiem stanowiska w biurokracji zostały opanowane przez wynarodowionych, spodlonych w służbie u zaborców urzędników, którzy przynieśli z Wiednia i Petersburga i zatruli polską biurokrację jadem bezmyślnej formalistyki, geszefciarstwa, prywaty, korupcji i służalstwa. 5) Żądać, aby prokuratoria i sądy stanęły na wysokości swych obowiązków, aby sędziowie byli bezstronni, by z całą energią i surowością tępili złodziejstwo, korupcję, geszefciarstwo. 6) Żądać radykalnej i zasadniczej zmiany polityki wobec mniejszości narodowych — niech wreszcie Polska będzie dla nich dobrą i sprawiedliwą Matką, a nie złą i krzywdzącą macochą. 7) Być radosnymi i słonecznymi i budzić entuzjazm wśród sceptyków, bowiem przeżywamy piękne chwile odrodzenia moralnego narodu. Polacy są wspaniali w kawaleryjskim ataku, lubują się więc tylko i rozumieją Samosierrę i Rokitnę — brak im wytrzymałości, gdy trzeba iść do zwycięstwa etapami, zdobywać jedną pozycję po drugiej, nie zrażać się chwilową przerwą w walce. Bądźcie więc heroldami i trębaczami Dobrej Sprawy, budźcie entuzjazm, wiarę i czujność. Zwycięstwo musi być stałym i drogim gościem w naszym obozie. Nie igrajcie Panowie z ogniem Przedruk za: „Nakazy Chwili", nr 4 z 29 maja 1926 r Zbiera się za kilka dni Zgromadzenie Narodowe, złożone z posłów i senatorów, którzy lada dzień mają już przestać być nimi. I oto cała Polska z niepokojem pyta siebie, czy ci zbankrutowani politycy mają jeszcze o tyle przytomności i czucia rzeczywistości, że usłyszą ten krzyk spontaniczny, który jak wicher dziś idzie przez Polskę: naród chce, aby Józef Piłsudski został Prezydentem. Obecna sytuacja ujawnia w całej pełni i jaskrawości, jak dalece jest złą nasza Konstytucja. Bo oto jeśliby w Polsce było tak, jak pragnęła tego Demokracja, aby Prezydent był wybierany bezpośrednio przez sam naród — to dziś już można byłoby z góry z całą pewnością twierdzić, że z urn wyborczych wyszedłby Komendant Piłsudski. Tu tymczasem tej pewności nie ma, bo w Zgromadzeniu Narodowym siedzi większość, która jest dziś znikomą mniejszością w narodzie — więc zdaje się jej, że ma niewiele do stracenia. Mylicie się panowie, bo igracie z ogniem siedząc na beczce z dynamitem. Tym dynamitem jest ta krzywda, którą czyniliście Polsce, rozkładając jej dobra narodowe, ta krzywda ludu wiejskiego, któremu tyle razy obiecywaliście ziemię, tyle razy oszukaliście go, ta krzywda klasy robotniczej i inteligencji pracującej na wyzysku i głodzie, której budowaliście swój dobrobyt. Zbyt już bezkarnie, cynicznie i zuchwale poczynaliście w Polsce. Otrzymaliście pierwsze ostrzeżenie. -151- Czyżby ono było zbyt mało przekonywające? Oto wówczas, gdy kandydat ogromnej większości narodu jest na ustach wszystkich — wy swego kandydata trzymacie w ścisłej tajemnicy, chcecie go zgłosić dopiero w poniedziałek na samym Zgromadzeniu. A więc wstydzicie się swego kandydata, boicie się postawić go przed sądem opinii publicznej, nie chcecie usłyszeć jej wyroku moralnego jeszcze przed Zgromadzeniem? Innymi słowy w tajemnicy przed narodem, w pustej sali sejmowej, odcięci od wzburzonego społeczeństwa kordonami policji chcecie narodowi narzucić swego kandydata — innymi słowy chcecie nad wolą narodu popełnić gwałt moralny i polityczny, chcecie jego nadzieje i wiarę w spokojne odrodzenie się Polski zabić mechaniczną, cyniczną procedurę rzucania kartek w tajnym głosowaniu. Nie igrajcie z ogniem. Panowie, nie prowokujcie gniewu ludu. Zbyt dużo krzywdy mu zadaliście, aby on zniósł spokojnie jeszcze taką straszną obelgę. Jeśli chcecie legalnej drogi rozwoju wypadków —jak my jej chcemy — to nie wyobrażajcie jej sobie tak, że na niej spokojnie i bezkarnie możecie policzkować naród, kpić i drwić z jego woli i pragnień. Nie prowokujcie, a jeśli nie możecie siebie przełamać, to odłóżcie Zgromadzenie Narodowe, zmieńcie błyskawicznie Konstytucję — niech Prezydenta wybiera sam naród w bezpośrednim tajnym i powszechnym głosowaniu. Pytamy się was, czy zgadzacie się na to? Jeśli nie, to wiedzcie, że jeśli Józef Piłsudski nie będzie wybrany Prezydentem, to społeczeństwo drogo każe sobie zapłacić za swoje nowe upokorzenie i nowy swój zawód. Stronnictwa „Piast" i N[narodowa] Pfartia] R[obotnicza], które chcą uchodzić za partie ludowe, niech wiedzą, że przekleństwo i gniew ludu spadnie przede wszystkim na ich głowy, bo dziś każdy wie, że od nich ostatecznie zależy rezultat wyborów. Chcecie ze swych kartek oddanych w Zgromadzeniu Narodowym zrobić tamę przeciwko idącej fali moralnego i politycznego odrodzenia narodu. -152- Nie igrajcie z ogniem Panowie, bo on spalić może nie tylko wasze śmieszne kartki, lecz tak rozwalić tamę, którą przez tyle lat budowaliście, że w fali spienionej, która runie w wyrwę, mogą utonąć wasze świeżo zarobione majątki, dywidenty i synekury. Nie igrajcie Panowie z ogniem, bo to źle może się skończyć dla was! Piłsudski nie zawiedzie. Naród mu ufa i — współdziała Do 31 maja 1926 r. podstawowym założeniem projektowanej przez Skwarczyńskiego reformy państwa byt wybór Piłsudskiego na stanowisko prezydenta. Wręcz nie wyobrażał sobie dalszego biegu wydarzeń bez dopełnienia tego warunku. Piłsudski jednak raz jeszcze zaskoczył swych zwolenników. Wybrany na prezydenta 292 głosami przeciw 193, oddanym na kandydata obozu narodowego Adolfa Bnińskiego, wyboru nie przyjął. Wskazał na Ignacego Mościckiego. Jego też po dwóch turach głosowań wybrał parlament na prezydenta. Skwarczyński wpadł we własną pułapkę. Poniższy artykuł był próbą wybrnięcia z kłopotliwej sytuacji. Przedruk za: „Nakazy Chwili", nr 6 z 3 czerwca 1926. Zatriumfowała wola narodu. Dnia 31 maja Zgromadzenie Narodowe niebywałe w Polsce. Większością 100 głosów wybrało Prezydentem Józefa Piłsudskiego. Czy stało się to wynikiem woli tych 555 posłów i senatorów, którzy mieli prawo głosować? Nie. Członkowie Sejmu i Senatu w olbrzymiej swej większości byli przeciw Piłsudskiemu. Kiedy jeszcze w r. 1922 wysuwano kandydaturę Jego na Prezydenta, nie miała ona większości. Kiedy później, po zamordowaniu Pierwszego Prezydenta i po objęciu władzy przez rząd Witosa-Korfantego, Piłsudski usunął się na ubocze, Sejm i Senat nie czynił nic, by umożliwić mu powrót do czynnej roli w Państwie. Olbrzymia większość, nie tylko „prawicowo-piastowa", zadowolona była w gruncie rzeczy z takiego obrotu sprawy. -154- Gdy Piłsudski chciał z powrotem stanąć na czele armii, Sejm i Senat w olbrzymiej większości — z wyjątkiem jednego tylko klubu — uchwalał „Ustawę o naczelnych władzach wojskowych" Sikorskiego, której wyraźnym i wszystkim wiadomym celem było: uniemożliwić mu ten powrót1. Ostatni rząd Witosa sklecony został pod tym hasłem — a za tym rządem stała większość sejmowa: od „Piasta" i N[arodowej] Pfartii] R[obotniczej]2 na prawo. Wyraźnie przeciw Piłsudskiemu byli nadto komuniści i ich sympatycy oraz część klubu mniejszości. W chwili przewrotu moralnego 12-15 maja ta zwarta większość rządu witosowego stała przeciw niemu i słała w świat depesze, że Piłsudski to „buntownik wyjęty spod prawa". Cóż więc się stało 31 maja? Czy przekonała panów posłów i senatorów mowa „kandydata" Piłsudskiego, o której jeden z lewicowych posłów szczerze i uczciwie powiedział, że wstręt ma do siebie za spokojne tej mowy wysłuchanie? Ta mowa, której sens był w słowach: „Cóżeście z tym Państwem uczynili? Uczyniliście zeń pośmiewisko!"3 Oczywiście nie. To tylko Naród zrozumiał wymowę czynów Piłsudskiego od 1914 r. i czynu ostatniego z dn. 12 maja. To Naród 1 Sikorski w złożonym w 1924 r. projekcie organizacji najwyższych władz wojskowych chciał Generalnego Inspektora Wojsk, który w warunkach wojennych miał być Naczelnym Wodzem, podporządkować ministrowi spraw wojskowych i poprzez to sejmowi. Piłsudski był przeciwnikiem takiej podległości. Widząc siebie w roli Naczelnego Wodza, gotów był podporządkować się jedynie prezydentowi. Konflikt ten z płaszczyzny dyskusji konstytucyjnej piłsudczycy przesunęli na płaszczyznę polityczną. Zarzucili oponentom koncepcji Marszałka chęć osobistej z nim walki, której celem miało być uniemożliwienie mu powrotu do wojska. 2 Narodowa Partia Robotnicza — powstała w 1920 r. z połączenia Narodowego Stronnictwa Robotników i Narodowego Związku Robotniczego. Głosiła hasła solidaryzmu społecznego i narodowego, postulowała stopniowe przeprowadzenie reform. Opowiadała się za ustrojem demokratycznym. Zwalczała socjalizm i komunizm. 3 Józef Piłsudski 29 V 1925 r. spotkał się z przedstawicielami stronnictw parlamentarnych i oświadczył m.in.: „Warunki tak się ułożyły, że mogłem nie dopuścić was do sali Zgromadzenia Narodowego, kpiąc z was wszystkich, ale czynię próbę, czy można jeszcze w Polsce rządzić bez bata". Po wyborze głowy państwa, zgodnie z wolą Marszałka, parlament miał zawiesić swą aktywność. -155- nakazał Zgromadzeniu Narodowemu dać Piłsudskiemu władzę! I kiedy wynik głosowania stał się wiadomym — szał radości ogarnął Naród — w Warszawie i w całej Polsce. Objawów radości tej nie można opisać, bo czegoś podobnego w Polsce nie widziano jeszcze. Lecz oto Piłsudski nie przyjął. Czyżby się cofnął? Czyżby nie chciał rządzić, tak jak chce tego Naród i jak on sam do tego dążył? Po chwili wahania Naród zrozumiał: Na wszystkim i na każdym można się zawieść, ale Piłsudski nie zawiedzie. „Zapewniam panów, że się nie zmienię" — tak powiedział. Piłsudski dał Narodowi słowo, że faktyczną władzę weźmie — i tego dotrzyma. Stanowisko Prezydenta tej faktycznej władzy mu nie daje, więc go nie przyjął. Inną obrał drogę, inny sposób rządzenia. Naród zaufał mu bezwzględnie, że to droga dobra i sposób dobry. I Naród wie od niego jeszcze jedno: ta władza nie będzie władzą bata. Wszyscy stanąć musimy w pracy i ofierze do współdziałania. Bo władza ta idzie przez odrodzoną duszę narodu. Rewolucja moralna Artykul powstat wyraźnie na gruzach koncepcji zarysowanej w „Nakazach Chwili". Pilsudski opart swe działania na realnym politycznym rachunku, a nie na marzeniach swych podkomendnych. Skwarczyński zorientowal się, że nie może już Uczyć na rozwiązanie sejmu. W jakimś sensie znów znalazł się u początku drogi, jak w 1922 r., gdy przystępował do formułowania zasad programowych. Znów musiał zacząć od najbardziej ogólnego określenia swej wizji, dostosowanej do zmienionej sytuacji. Siłą rzeczy nie mógł być konkretny. Ta potrzeba nowego uogólnienia zrodziła też kolejną formułę usprawiedliwienia zamachu, który uznany został za rewolucję moralną. Przedruk za: „Droga", nr 5 z maja 1926. Polska przeżyła jedyny, bezprzykładny w dziejach przewrót. W ciągu trzech dni nad jej stolicą i nad całym krajem przewaliła się burza. Padły bohaterskie ofiary. Po trzech dniach rozpoczęło się od razu na nowo życie pokojowe. Burza nie obaliła porządku politycznego ani społecznego, pozornie wszystko i niemal wszyscy zostali na swoich miejscach, a jednak czuje ogół cały, że dokonał się przełom zasadniczy, głębszy od niejednej rewolucji politycznej czy społecznej. Przełom ten nazwany został rewolucją moralną. I choć rewolucja taka jest rzeczą całkiem nową, w dziejach dotąd niesłychaną, rozumiemy dziś wszyscy dobrze jej znaczenie, choć może różnymi nieraz wyrażamy je słowami. Wiemy, że stało się to, co geniusz narodu ujrzał już przed laty: skruszona została ~157~ „skorupa brudna i plugawa", zgruchotany ten „czerep rubaszny", Polska stanęła nowa, „w nagości bezczelna", jak posąg z jednej bryły. Stało się; wiemy o tym, widzimy to jasnym wzrokiem przede wszystkim my, ludzie Nowej Polski. Wiemy i widzimy, choć czujemy jeszcze cały ogrom zadań przed sobą, które w największym wysiłku musimy spełnić, aby dzieło zrealizowało się w pełni i utrwaliło. I dzięki temu widzeniu, realizacja ta, praca nasza i ciężka dalsza walka stoi przed nami w blaskach wiary i radości. Zbyt małym wysiłkiem całości narodu, zbyt małą ofiarą zdobyta została niepodległość państwowa. Nie zostały do cna przeżarte ogniem walk wyzwoleńczych i ofiar kajdany na duszy narodu, nie zostały strawione na popiół brudne łachmany więzienne, w których zalęgło się robactwo podłości. Gdy walki w 1918 i 1920 r. ustały, wypełzło ono na powierzchnię życia, zbrudziło je kradzieżami, spekulacją, wyzyskiem cudzej pracy, potwarzą cudzej zasługi, egoizmem rozżartych apetytów. Sięgało po dobra materialne bez względu na to, że były to dobra państwowe i społeczne, brukało dobra moralne, świętymi słowami bezczelnie osłaniając swe żerowiska, zdobywało po kawałku władzę, czyniąc z niej narzędzie swego bezwzględnego i bezmyślnego egoizmu. A społeczeństwo, przerażone, zamilkło. Bezradnie przyglądało się tej orgii, biernie ulegało plugawej woli pasożytów, zarażało się nawet ich ohydnymi zwyczajami. Ginęło, gubiło się gdzieś najprymitywniejsze poczucie uczciwości, rozkładała najbardziej oczywista prawda, zamierało życie kulturalne, gospodarcze, społeczne, ginęło państwo. Nie podejmował na serio walki ze złem nikt ani w życiu społecznym, ani na forum politycznym, ani w rządzie, ani w Sejmie, ani w sądzie. Nieliczne zdrowsze odruchy zaraz upadały w małoduszne kompromisy, grzęzły w cuchnącym bagnie i same od bagna tego przestawały się różnić. I wobec tej bezradności i bierności musiał przyjść wybuch, jeśli nie miała przyjść śmierć. Ośrodkiem tego wybuchu stało się wojsko, które zagrożone w swych interesach moralnych dłużej wytrzymać nie mogło. Na ~158~ czele stanął Piłsudski, twórca nie tylko jego budowy, ale i ducha. On poprowadził je poprzez najcięższe moralnie ofiary i zwyciężył. A po przełamaniu oporu uwiedzionych martwą formą sub-ordynacji oddziałów, prowadzonych przez generałów, którzy po dowiedzeniu im złodziejstwa i zaprzaństwa nie mieli nic do stracenia, po obaleniu rządu Witosa, w którym jak dla symbolu zjednoczyły się najniżej moralnie upadłe jednostki, po opanowaniu fizycznym stolicy a moralnym całej Polski — Piłsudski nie sięgnął po władzę. Nie złamał konstytucji przez uzurpowanie dyktatury. W drodze konstytucyjnej utworzony został rząd, w którym on objął tylko sprawy wojskowe, choć niewątpliwie dla każdego jest w nim najwyżej stojącym autorytetem. Rewolucji moralnej naród, opętany biernością, nie podjął. Podjął ją Piłsudski, ale dokończyć i utrwalić musi ją naród, bo inaczej nie byłaby ona rewolucją moralną. Rząd pojął, że takie właśnie jest jego zadanie. Orędzie jego głosi, „że dziś nie dość jest utrzymać tymczasowo ład i spokój, że ponadto musi być osiągnięty taki poziom moralności życia publicznego, który by dawał pewność wewnętrznego odrodzenia i wywyższenia Rzeczypospolitej. To odrodzenie moralne... uważa Rząd nie tylko za hasło na przyszłość, ale za bezpośrednie hasło swojej pracy na dziś". Naród musi te słowa zrozumieć nie jako hasła odświętne, lecz jako program codziennej pracy i walki każdego człowieka na każdym stanowisku i w każdej dziedzinie dostępnej jego czynowi. Nie czas już w tej chwili myśleć o zdobyczach, nie czas formułować żądania społeczne mas pracujących. Będą one wynikiem bezpośrednim odrodzenia moralnego, bo są z nim najściślej związane. Ale w tej chwili hasłem być musi: „wszystko dla Polski i jej odrodzenia — nic dla Polaków. Polacy zbyt długo gnuśnieli w bierności, by w tej chwili jedynym dla nich nakazem nie było to tylko jedno: ofiara. Ofiara z dóbr osobistych, z pragnień i aspiracji najsłuszniejszych na rzecz państwa, które zbiorowym wysiłkiem uczynić musimy przybytkiem najwyższego podniesienia duchowego i twórczego wszystkich obywateli i narzędziem walki o najszczytniejszą przyszłość narodu i ludzkości. ~ 159 ~ f Jeszcze wśród nas są wszystkie miazmaty wczorajszego zła. Jeszcze chodzą bezkarnie złodziej, spekulanci i podli rabusie. Tylko są w trwodze rozsypani. Jeszcze cały, aż na władztwie koterii partyjnych życia tworzą się i mnożą — nie znaczące jeszcze sekty religijne, działania [sic]. Skończyć ze skorumpowaną administracją państwową, skończyć z wyuzdaną oligarchią sejmową, skończyć z deprawacją na każdym odcinku życia publicznego. Oto zadania rządu — oto zadania narodu, bez spełnienia których nie pójdziemy ani kroku dalej — i zmarnujemy tylko ofiarę żołnierzy. A zaraz jutro do nowej budowy! Odzyskana hramota W numerze 3—4 „Drogi" z marca-kwietnia 1926 r. ukazał się artykuł Tadeusza Hołówki „Zagubiona Złota Hramota", w którym autor, socjalista i piłsudczyk zarazem, sformułował kilka bardzo radykalnych tez, podporządkowanych poglądowi, iż polityka polska zatraciła swój sens. Kpił z czcicieli niepodległości, którzy idei nie potrafią wypełnić treścią, zarówno w polityce wewnętrznej jak i zewnętrznej, przez co rozumiał przede wszystkim polską misję na wschodzie. By otrząsnąć się z letargu, kraj powinien poddać się wielkiemu wstrząsowi. Jego istotą miały być zasadnicze reformy społeczne, odpowiadające programowi socjalistycznemu, a więc przede wszystkim nacjonalizacja ziemi i wielkiego przemysłu. Drugi z artykułów Hołówki, na który powoływał się Skwarczyński, „Ostatnia okupacja", ukazał się w numerze l „Drogi" z 1926 r. Wzywał w nim Hołówko do podjęcia przez całą lewicę, również i mniejszości narodowe, walki z „reakcją polską", z „okupacją podłości, głupoty i złodziejstwa". Mówiąc o potrzebie rozwiązania sejmu wybranego w 1922 r. deklarował się jednak jako zwolennik parlamentaryzmu. Skwarczyński podjął gruntowną krytykę podstawowych tez Hołówki. Zachowanie pozornie przyjaznej formuły pisarskiej podyktowane było konkretnym interesem. Skwarczyński zwracał się oto nie do przedstawiciela lewicy, którą krytykował już bez żadnych osłonek, ale do przedstawiciela swojego obozu, tyle że reprezentującego odmienny system wartości. Jego chciał pozyskać. Dezawuował natomiast całkowicie program lewicy, jej przywiązanie do demokracji i systemu parlamentarnego. Ten ostatni chciał zastąpić rządami elity, zwanej przez siebie ludźmi nowej Polski. Przedruk za: „Droga", nr 6-7, czerwiec-lipiec 1926 (tekst zamieszczony później w: A. Skwarczyński, „Myśli o Nowej Polsce", Warszawa 1931) Mój Kochany! Podzielić się chcę z tobą kilku myślami z okazji dwóch artykułów twoich drukowanych w „Drodze": tego krytycznego, który -161 ~ wywołał silny oddźwięk w opinii i prasie — i drugiego, bardziej pozytywnego, który przeszedł niezauważony i niezrozumiany. Chcę zrobić to właśnie dziś, w warunkach tak bardzo zmienionych, bo dziś właśnie o sprawie „złotej hramoty"1 Polska jak najgłębiej myśleć powinna, znajduje się bowiem na drodze jej odnalezienia. Z właściwą ci intuicją powiedziałeś wówczas, zaledwie kilka miesięcy przed „przewrotem majowym", że „czas ostatni, aby demokracja polska powiedziała, że nie ma nic wspólnego z dzisiejszym stanem rzeczy w państwie polskim" — odczułeś, że „nie ma sił i nie mamy już prawa dłużej milczeć i dławić w sobie męczarnię i wstyd", „bo to, co nazywa się dziś państwem polskim, nie ma nic wspólnego z istotną duszą i myślą narodu polskiego". Majowa „rewolucja moralna" potwierdziła twoje słowa. To powszechne wyczucie wśród ludzi Nowej Polski, tj. istotnej Polski, zrealizował Piłsudski w czynie tragicznym, który kosztował go moralnie tak wiele, że aż prosić musiał publicznie Boga, by „rękę karzącą odwrócił", a który jednak był konieczny dla zwalenia tego, co słusznie nazwałeś „okupacją podłości, głupoty i złodziejstwa". Konieczny był ten czyn wyzwalający radosne siły Polski, aby mogła wreszcie zacząć szukać pracowicie i ofiarnie „nowych, własnych, polskich dróg". Przyświecała ci, przyświecała nam wszystkim i przyświeca na tych drogach jak gwiazda przewodnia legenda o „złotej hramocie", o tej misji jedynej, dla nikogo innego niedostępnej, którą Polska właśnie i tylko Polska, jeśli ma naprawdę żyć, podjąć i spełnić musi. My, Tadziu, ludzie Nowej Polski, mimo naszą pracę i walkę w realnych i poziomych aż nadto warunkach, romantykami jesteśmy, takimi samymi romantykami, jak ci, którzy wierzyli wraz ze Zborowskim Słowackiego, „że coś większego ze świata być może niż gniazdo małych i zgłodniałych ludów". Mimo pozytywistyczno--materialistycznego wychowania naszego ideowego możemy z peł- 1 Zlota Hramota — manifest powstańczego Rządu Tymczasowego Narodowego (odbity złotą farbą) wydany cyrylicą w jeżyku ruskim (ukraińskim), przyrzekający m.in. uwłaszczenie i wolność osobistą chłopom ruskim w zamian za pomoc dla powstania. Chramoty, hramoty — nazwa dokumentów na Rusi i Litwie. -162- nią wiary powtórzyć zdanie autora Prawd żywotnych, Henryka Kamieńskiego: „Naród ginie wtenczas, kiedy nie ma naturą rzeczy sobie wskazanego żadnego celu do spełnienia w świecie" — przecież to zdanie brzmi, jakby żywcem wyjęte było z twego artykułu o „hramocie". I dlatego wiemy, że zrzucenie owej „okupacji", że majowa rewolucja moralna to data równa co do wagi dniom 6 sierpnia 1914 i 7-11 listopada 1918 r.2 Wiemy, że z niej musi wyjść, a raczej musi naszymi rękami być wyniesiona „prawdziwa dusza i myśl narodu polskiego", istotna narodu naszego misja, prawdziwa jego wszechświatowa potęga. Ale dziś jesteśmy bogatsi o całe doświadczenie majowe. Nie wolno nam stosować do tej nowej, rodzącej się rzeczywistości starych formuł i dogmatów, którymi dotąd nieraz żyliśmy. Mickiewicz, ten człowiek, który potrafił całą tradycję nie tylko wcielić w swe myśli i działanie, ale i przezwyciężyć, mówił w epoce również rewolucyjnej do Towarzystwa Historyczno-Literackiego3: „Dosyć zamykać się w przeszłości, stawiać twierdze na piersiach swoich, nadeszły inne czasy: trzeba wszystko zdjąć z siebie, nagą pokazać duszę i w niej wszystko znaleźć"! To jest dewiza dnia dzisiejszego i jutrzejszych naszych prac. „Przeszłością" ową, która stoi jak twierdza na piersiach naszych, jest dziś ów kanon dogmatów programowych „demokracji" i „lewicy", który nie przeszkadzał jej iść w cichej czy jawnej nawet koalicji z najczarniejszą „reakcją", a dziś każe jej osiwiałe w bojach swe autorytety wytaczać w obronie strupieszałych urządzeń państwo- 2 6 VIII 1914 — data wymarszu z krakowskich Oleandrów w stronę granicy Królestwa Polskiego kompanii kadrowej, zorganizowanego przez Józefa Piłsudskiego zawiązku przyszłej armii polskiej. 7 XI 1918 — powstanie rządu lubelskiego z Ignacym Daszyńskim jako premierem. Zaplecze polityczne tworzyły partie tzw. obozu niepodległościowego. 10 XI 1918 — po 15 miesiącach spędzonych w twierdzy magdeburskiej, powraca do Warszawy J. Piłsudski, który 11 listopada obejmuje funkcję Naczelnego Wodza Wojska Polskiego. Tegoż dnia pod Compiegne Niemcy podpisują zawieszenie broni. 3 Towarzystwo Historyczno-Literackie działało w Paryżu w latach 1832-1893. Z jego inicjatywy powstała Biblioteka Polska. -163- wych. Z tych dogmatów programowych zbudowana wszakże została przez „lewice" razem z p. Dubanowiczem owa „najdemokratycz-niejsza" konstytucja nasza, ustanawiająca wszechwładzę oligarchii partyjno-sejmowej jako „twierdzę na piersiach" każdego człowieka czynu w Polsce, a również i jako tamę dla każdego prawdziwego objawu woli zbiorowej narodu. Pisałeś w owych artykułach swoich, że to „demokracja" wywalczyła Polskę i że to ona, będąc istotną wyrazicielką polskości, nie ma prawa „dłużej milczeć i dławić w sobie męczarnię i wstyd". Dziś wiemy, że granica cierpliwości i bierności tej „demokracji" sięgała aż do rządu koalicyjnego, kadłubowego, a wreszcie i witosowego, a przerwał tę cierpliwość zupełnie kto inny. Pozwól mi znów na jedną cytatę z owych romantyków, którzy dalej patrzyli, niż my dzisiaj. Norwid w Memoriale o Młodej Emigracji pisze: „Gdyby dzisiaj historia polska się skończyła — to by w niej napisano: W narodzie tym na koniec trzy postacie zupełne w dopełnieniu obowiązków swoich spotykamy: 1. prostych żołnierzy, bo dopięli swojego, 2. poetów, bo dopięli swojego i język ludowy wskrzesili i wyrównali Europie i przewyższyli ją, 3. familię X. Czartoryskich jako familię, bo ta jako familia dopięła swojego... Zresztą — wszyscy dopinali, ale historia nie liczy pia desideria 4 do godnych rzeczy zapisania na brązie kart swoich... O ludzie polskim — nie napisałaby historia — bo nie dopiął swego — umie cierpieć — ale nie wie, kiedy cierpienie w świętą indygnację zamienić się powinno". Czyż myśl ta nie warta jest, by czerwonymi literami wypisać ją we wszystkich organizacjach „demokratycznych"! Od tego czasu historia Polski, pogrążonej w niewoli, dodała tylko jedno słowo, dodała wodza do zdania o żołnierzu. Ale zdanie o ludzie zostało najdosłowniej prawdziwe, bo zaiste jeszcze parę miesięcy temu 4 Pia desideria (łac.) — pobożne życzenia. -164- gorzkimi łzami płakaliśmy nad tym, że lud polski cierpi, lecz nie wie, kiedy cierpienie w święty gniew zamienić; i niczym innym tylko płaczem takim był twój artykuł o „okupacji"! A rewolucja majowa również nie była wybuchem „świętej indygnacji" ludu. To tylko geniusz narodu, wcielony dziś w Piłsud-skiego, wybuchnął gniewem; lud instynktownie go zrozumiał i przy-klasnął mu z entuzjazmem, a patentowani „przywódcy ludu" nawet podjąć czynu nie umieli i zastosować w dziedzinach najbezpośred-niejszego chociażby swego działania, i dopiero dziś samozwańczo głos zabierają... powtarzając wyświechtane owe swoje „demokratyczne" formułki o „parlamentaryzmie", o „nowym przedstawicielstwie ludowym", o „nowych wyborach" itd. Więc to nie lud i tym bardziej nie „demokracja" musi dziś w Polsce być podmiotem działania, odpowiedzialnym twórcą nowej budowy, już prawdziwej i już ku celom wielkim ojczyzny naszej idącym. Nie chodzi tu oczywiście o metodę rządzenia nie opartego o zorganizowaną wolę powszechną; jest to rzecz tak jasna, że kto ją dziś ze zbytnim naciskiem powtarza, doprowadza w praktyce do metod najbardziej właśnie antydemokratycznych. Lud w Polsce jest zdrowym materiałem moralnym. Świadczą o tym te olbrzymie postępy uświadomienia obywatelskiego, jakie poczynił w dwu pierwszych latach niepodległości, zanim entuzjazm jego „złodziejska okupacja", ale również i demagogia nie zahamowała, świadczy ten ofiarny pęd chłopa do oświaty i organizacji, ta postawa i chłopa, i robotnika w r. 1920 wobec najazdu, a wreszcie ów powszechny oddźwięk, jaki znalazł czyn majowy. Ale to, co stoi pomiędzy masą ludową a geniuszem Polski, wcielonym dziś w Piłsudskiego, jest w olbrzymiej większości swej tylko zaporą. Ani umysłowo, ani — co ważniejsze — moralnie nie dorosło do tego, by z Polski zrobić rzecz historycznie żywą, narzędzie dziejów ku nowej, wyższej przyszłości torujące drogę. Tymi odpowiedzialnymi pionierami nowej przyszłości możemy, mój drogi, być tylko my. Co znaczy to my, wiesz dobrze. Nie jest to partia żadna ani organizacja, jawna czy tajna. I nie jest to nawet jakaś sfera ludzi ~165~ w określony sposób pracą czy przeszłością połączona. Są to ludzie Nowej Polski, ci, którzy niepodległymi po większej części byli już przed wojną, bo ich dusz niewola ani nie spodliła, ani nie wyjałowiła, ludzie, którzy — należą, czy nie należą do jakiej partii, przyznają się, czy nawet nie przyznają do „demokracji" — mają w sobie niepohamowany pęd naprzód i głęboką pogardę dla wszelkiego „interesu", ludzie, których grono, wbrew nawet pozorom „zmaterializowania" młodzieży dzisiejszej, stale wzmacniać się będzie musiało tymi nowymi, szczęśliwymi, którzy wzrośli już w czasie pękania kajdan narodu. Więc, drogi mój, ponieważ udział w tak ogromnej sprawie jest naszym obowiązkiem, wziąć musimy na szalę myśli i sumienia wszelkie najszanowniejsze nawet dogmaty demokratyczne i wszelkie nawet najświeższe i najmodniejsze nowinki ideowe idące ze wschodu i z zachodu. Nic to, że żal nam czasem będzie porzucać wygodne formuły i powabne, efektowne hasła. Dla dziejowej pracy Polski gwiazdą przewodnią może być tylko myśl o brylantowym blasku i czystości, „hramotą" — tylko artykuł prawdziwie świętej wiary. Ani hasło „Stanów Zjednoczonych Europy", ani hasło .jedności Słowian", ani „własny Kościół narodowy", o których piszesz w artykule o „hramocie", nie mają tego blasku i tej świętości. Mogą one spełniać rolę pożyteczną, może nawet czasami duch dziejowego pochodu chwilowo w nie się ubierać, jak w zbroję, ale artykułami polskiej wiary, hasłami polskiej misji one nie są. Sprawy ustrojowe państwa naszego nie na żadnym mechanizmie zegarowym udoskonalonego parlamentaryzmu czy sowietyzmu mogą być oparte, lecz na tym pierwiastku moralnym, który posłuch władzy daje z nakazu wewnętrznego, a tylko jako rusztownie asekuracyjne stwarza przymus policyjny. Wykoszlawioną karykaturę takiego ustroju miała dawna Rzeczpospolita; embrionalne zawiązki jego mieli nasi ojcowie w autorytecie Rządu Narodowego 1863 roku, a my sami — w POW. Podłożem do jego rozbudowy dziś jest powszechna tęsknota do silnej władzy. Reforma społeczna oprzeć się u nas będzie mogła nie na zwycięstwie siłą jednej klasy nad innymi w walce o żerowisko ~ 166 ~ i podział dóbr, chociażby to nawet było zwycięstwo „klas pracujących". Oprze się ona na gruntownej zmianie stosunku człowieka do zawodu swego i warsztatu jako nie do środka zarabiania na życie, ale do instrumentu wybranej z powołania twórczości. Stosunek do innych narodów przestanie być normowany ideałem co najwyżej „tolerancji", a kształtować się będzie musiał na zasadzie konieczności wymiany wartości, tworzonych przez poszczególne narody w sposób tak jedyny, jak w sposób jedyny pszczoła tworzy miód, a rośliny strączkowe gromadzą niezbędne dla gleby bakterie azototwórcze. Mniejsza z tym, czy wymiana ta odbywać się będzie sposobem współdziałania czy współzawodnictwa. Religia nasza dokopać się będzie musiała zdobyczy duchowych, które „romantyzm" polski w tej dziedzinie osiągnął, a które są zdobyczą dla całej ludzkości obowiązującą, jako nowe objawienie ducha, którego odrzucić nie wolno pod grozą zatracenia się w fałszu, błędzie i źle. Myśl nowoczesna dla całokształtu tej nowej budowy, której ludzkość oczekuje, wypracowuje już dziś rusztowania, techniczne niejako szkielety. I owe myśli o nowej strukturze przedstawicielstwa, i pomysły o „naukowej organizacji pracy", i formuły Ligi Narodów, i eklektyczne konstrukcje teozofów — wszystko to zgromadzony, bez ładu najczęściej i składu, materiał budowlany. Ale cała ta praca martwą jest dotychczas. I — jak mówił Mickiewicz w Wykładach o literaturze słowiańskiej — „żeby jej dać popęd, trzeba zapalić w narodzie iskrę moralną, trzeba obudzić uczucie samoistnej, niepodległej siły". Ta iskra zatliła dziś w Polsce i biada, jeślibyśmy dali jej zgasnąć. „Polska prawdziwa, która staje przed oczyma twej duszy", przed którą „schylisz czoło i ślubować jej będziesz wierność dozgonną", „u stóp której położysz wszystkie siły swej duszy" i sprezentujesz swój „miecz, ukuty z umiłowania Prawdy" — pracuje nie od dziś, w najgorszych warunkach stworzonych przez swoich i przez obcych, nad wykrysztaleniem swej prawdy. Lecz złe wichry pustyni zasypują jałowym piachem przeczyste połacie tych prawd i przechowują je jak posągi w sarkofagach. Wydobyte przez nas, nie będą mogły żyć, -167- aż dopóki jak Pigmaliony nie rozmiłujemy się w wyrazie ich kształtów, nie rozpłomienimy w ramionach, nie przepoimy krwią serdeczną naszych czynów i naszej współczesnej rzeczywistości. Pojmujesz, jak wielkiej siły ducha i jak wielkiej miłości na to potrzeba. I jak wielkiej wiary, aby znów nad rzeczami tymi pracując, wśród codziennej rzeczywistości, codzienne stawiającej zadania, nie stwarzać jakichś oderwanych od życia, dogmatycznych formuł. Życząc tobie i sobie nawzajem tej siły, miłości i wiary ściskam twą niezawodną, bratnią dłoń. Kryzys demokracji Józef Piłsudski obejmując władzę w maju 1926 r. przystąpił do realizacji dwóch scenariuszy politycznych, różniących się perspektywą spelnienia. W perspektywie docelowej sytuował ustanowienie rządów prezydenckich, równoznaczne z maksymalnym zredukowaniem roli parlamentu. W perspektywie krótszej, bieżącej, skazany był na skromniejsze rozwiązania, w tym na utrzymanie sejmu w dotychczasowym jego składzie. Nowe wybory, jak tego powszechnie się spodziewano, dałyby większość lewicy. Nie dysponując własnym ugrupowaniem, Piłsudski uzależniłby się od lewicy, także od jej programu politycznego. Tego nie chciał. Podjął więc działania, których intencją było obniżenie prestiżu parlamentu, ale samą instytucję utrzymał. Skwarczyński na żadne koncesje, choćby chwilowe, nie był gotów przystać. Na łamach „Drogi" podjął rozważania, które miały wywrócić całą filozofię rządzenia. W nawiązaniu do myśli syndykalistycznej starał się zaprezentować odmienną od obowiązującej koncepcję organizowania życia społecznego. Nie było w niej miejsca dla systemu partyjnego i parlamentaryzmu. Przedruk za: „Droga", nr 10 z października 1926. Że społeczeństwa europejskie zorganizowane demokratycznie przeżywają dziś kryzys demokracji, jest faktem niezaprzeczonym, którego widzieć nie chcą chyba tylko ludzie zaślepieni w doktrynie. Nie wolno tylko rozumieć procesu tego w taki sposób, jakobyśmy stali wobec konieczności powrotu roli rozstrzygającej w życiu publicznym uprzywilejowanych garści dobranych w taki czy inny, stary czy nowy jakiś sposób. Takie twierdzenia byłyby również ślepotą wobec rzeczywistości społecznej, ślepotą jeszcze szkodliw- -169- szą niż pierwsza. Nie na drodze reakcji stoimy, lecz na drodze do nowych, doskonalszych form. Zdobyczą trwałą jest — częściowo zrealizowana już — dążność do wydobycia maksimum energii twórczej z masy, z ogółu ludzi, bez względu na przywileje urodzenia, bogactwa, płci nawet itd. Zdobyczą trwałą i równie wartościową jest rozszerzanie się poczucia odpowiedzialności za życie publiczne na te najszersze masy społeczne. Kryzys demokracji jest faktem przede wszystkim w znaczeniu przeżycia się obowiązującej w niej ideologii oraz zbankrutowania form organizacyjnych. Tłem ideowym, na jakim obowiązujące dziś jeszcze formy organizacyjne demokracji się opierały, jest światopogląd deterministyczny, eliminujący z dziejów wolę i twórczość ludzką na rzecz automatycznych tendencji rozwojowych (głębiej analizuje tę sprawę p. Borkowski w artykułach w poprzednim i obecnym numerze „Drogi"1), oraz ideologia materialistyczna, usuwająca z psychiki ludzkiej pierwiastek moralny na rzecz uznanych za jedynie istotne popędów do zaspokajania potrzeb biologicznych, materialnych i czyniących w ten sposób osią życia ludzkiego spożywanie i użycie. Demokratyczny ideał wolności, walczący ze strupieszałymi formami zrzeszeń średniowiecznych, dał w tych warunkach ideowych zatomizowanie społeczne, czyli tzw. indywidualizm. W życiu zbiorowym, a specjalnie w życiu politycznym nastąpiła zatrata wagi zespołu moralno-obyczajowego, stworzonego we wspólnym praktykowaniu, realizowaniu, a nawet we wspólnej pracy. W cały szereg spraw podstawowej wagi społecznej społeczność przestaje się wtrącać — i to niewtrącanie się staje się modą obowiązującą. Religia zostaje uznana za rzecz prywatną, stosunki małżeńskie i moralność rodzinna — również, sprawy obioru zawodu, pojęte przede wszystkim i jedynie jako sprawy wyboru formy zarobkowania na rynku pracy, przestają ulegać wpływom norm społecznych, nawet twór- 1 Piotr Dunin-Borkowski, Chińszczyzna — a idea moralna polska, „Droga" nr 9, wrzesień 1926; tenże, Współczesne zagadnienia moralne, „Droga" nr 10, październik 1926. -170- czość artystyczna wyzwala się z jakiejkolwiek więzi społecznej, częstokroć przeciwstawia się jej, proklamując, że rządzi nią jedynie „natchnienie". Jednym słowem, gdy średniowieczne więzy kościelne, stanowe, cechowe itd. okazały się strupieszałe, hamujące pęd twórczy, duch ludzki potargał je i poburzył, na ich miejsce nie stwarzając form doskonalszych, lecz proklamując anarchię. W tych warunkach formą organizacyjną życia politycznego stały się partie. Cechą ich istotną jest, że nie wymagają od zrzeszonych niczego więcej jak tylko uznania pewnego „programu", a raczej pewnych haseł. Obok haseł programowych istnieje w partii politycznej jeszcze i tzw. taktyka, ale ta, zarówno jak i techniczna umiejętność propagowania haseł, nie jest już własnością zorganizowanych w partii mas, lecz pewnego szczupłego grona specjalistów. Stanowią oni wewnątrz partii, a czasami nawet wewnątrz kilku partii naraz, pewną hierarchię wtajemniczonych w arkana taktyczne przede wszystkim, utrzymują masy w posłuchu dla haseł i dla siebie, tworzą w Polsce na przykład rodzaj wtajemniczonej i zgranej z sobą „mafii partyjnej". Jednym słowem współczesna forma organizacyjna demokracji ogranicza masy do czysto biernej roli, rolę czynną rezerwując dla szczupłego grona. Skutkiem ograniczenia więzi organizacyjnej zrzeszeń politycznych li tylko do uznania haseł i skutkiem związanego z tym powstania kasty agitatorów i wtajemniczonych taktyków partyjnych, ustrój reprezentacyjny, ta forma rządów demokracji nowożytnej, stał się oligarchią sztabów partyjnych, w praktyce odbiegającą coraz dalej od wcielania w życie woli mas. „Gra parlamentarna", przeróżne spekulacje polityczne, kompromisy, bloki większości, koalicje itp. zabiegi odrywają leaderów partyjno-parlamentarnych od podłoża rzeczywistości społecznej, od poczucia łączności z warsztatami pracy, z nastrojami moralnymi reprezentowanych rzekomo przez nich mas. Jaskrawym przykładem tego oderwania jest ogólnie obowiązująca dziś metoda organizowania zawodowego, które przez partie postawione zostało w zupełnej niezależności od treści zawodu, od sprawy doskonalenia jego warsztatu i metod, lecz li tylko na -171 ~ r gruncie obrony pracownika przed ^wyzyskiem warsztatu i urucho-miającego go kapitału. Rządzenie za pomocą owej gry i zabiegów parlamentarnych stało się jednak zbyt trudne skutkiem coraz to większego różnicowania się partyjnego. Bloki i koalicje były coraz to bardziej pozorne i pozbawione programu. Rządzenie stawało się coraz bardziej fikcyjne. A jednocześnie realne potrzeby, wynikające z coraz to większego komplikowania kryzysu powojennego, wysuwały konieczność wzmocnienia kompetencji państwa i rządów. Powstawała jaskrawa sprzeczność, którą metody partyjne usiłowały załatwić ostatnim swym, zdaje się, wysiłkiem — dyktaturą partyjną. Jest to ostatnia, wczorajsza moda w życiu politycznym. Zrealizowana ona została najpełniej w bolszewizmie rosyjskim i faszyzmie włoskim. Oba te pozornie przeciwne sobie systemy są, jeśli o technikę rządzenia chodzi, niemal identyczne; wywracają parlamentaryzm, gnębią inne partie poza rządzącą, rządzą przemocą i terrorem. W obu wypadkach partie rządzące, mimo niejakich usiłowań zmienienia swej struktury, pozostają w istocie partiami w określonym powyżej znaczeniu: za więź organizacyjną przyjmują w gruncie rzeczy wciąż jeszcze tylko uznanie określonych haseł przez zorganizowane masy, a za szkielet organizacji — sztaby agitatorów i taktyków. Oba te systemy więc uznać należy za pewne krańcowe objawy i stadia kryzysu, bynajmniej jednak nie za jego rozwiązanie. Rozwiązanie to zbliża się na innej zgoła drodze niż dyktatura partyjna. Przygotowują je dwa coraz wyraźniej uświadamiane zjawiska. Pierwsze to owa wspomniana już wyżej, wysunięta przez zadania skomplikowanego życia powojennego potrzeba zwiększenia kompetencji państwa (por. artykuł p. J. Husarskiego w poprzednim numerze „Drogi"2). Drugie — to wzrost siły i znaczenia organizacji społecznych o charakterze społeczno-wychowawczym. Są to zrzeszenia zawodowe, na idei współdziałania i samopomocy oparte, zrzeszenia gospodarcze i spółdzielcze, związki kulturalno-oświato-we, organizacje społecznego przysposobienia wojskowego i wy- 2 Julian Husarski, Nakazy chwili, „Droga" nr 9, wrzesień 1926. , , v chowania fizycznego itd. Znaczenie zespołów tych wzrosło wszędzie, a również i w Polsce. Przekracza ono coraz wyraźniej ramy postawione w założeniu i wkracza wyraźnie w dziedzinę życia politycznego. Cechą istotną tych zespołów, w przeciwstawieniu do partii politycznych, jest to, że organizowane są one na podstawie nie haseł tylko, lecz praktyki. Wyraźne obowiązki, jakie one wkładają, wciągają członków o wiele głębiej w życie zespołu, niż czyni to partia, ograniczają wpływy sztabów kierowniczych, a co najważniejsze wyrabiają specjalną obyczajowość i moralność zespołową: zawodowca, spółdzielcy, oświatowca, strzelca itd. Dziś rozwój zespołów tych paczony jest jeszcze przez psychikę partyjną. W związkach zawodowych spaczony jest on w założeniu przez owo wspomniane wyżej wyłączenie istotnej treści zawodu poza zakres związku, gdzie indziej rywalizacje partyjne stwarzają w łonie zrzeszeń owych swoje ekspozytury i rozbijają działalność ich lub organizują za pomocą racji ubocznych i dla zespołu obojętnych. Przykładów dość pod tym względem dostarczają u nas dzieje zarówno robotniczych i inteligenckich związków zawodowych, jak i kółek rolniczych, stowarzyszeń przysposobienia wojskowego itp. Musi się jednak znaleźć wyjście. Wyjściem tym będzie umiejętne znalezienie sposobu współdziałania i współzależności pomiędzy organami władzy państwowej a owymi zespołami społeczno-wychowawczymi. W okresie przedwojennym ideologia tego rodzaju zespołów szła gdzieniegdzie w kierunku apaństwowym. Syndykalizm francuski jest tego typowym przykładem; u nas podobnym przykładem jest ideologia spółdzielczości sformułowana przez Edwarda Abramowskiego3. U nas nadto obcość i wrogość władzy państwowej w okresie niewoli politycznej stwarzała specjalną antypaństwową psychologię u czynników społecznych. Dziś przez fakt niepodległości i przez potrzebę zwiększenia kompetencji państwa psychologia ta będzie przełamana. 3 Edward Abramowski, filozof i socjolog, częściowo pod wpływem francuskiego syndykalizmu, częściowo zaś anarchizmu sformułował koncepcję, która zakładała, iż nieuchronną rewolucję społeczną powinna poprzedzić rewolucja moralna. Jej zaś oparciem winny być dobrowolne zrzeszenia głównie o charakterze spółdzielczym. ~ 172- -173- Drogi współpracy i współtwórczości będą się wyrabiały coraz prędzej, w miarę jak postępować będzie kryzys znaczenia partii i kryzys wszechwładzy Sejmu. Rząd zrzeszeniom pracy społeczno-wychowawczej dać musi przede wszystkim zjednoczenie w poszczególnych gałęziach pracy, zniesienie dzisiejszego rozbicia na ekspozytury poszczególnych partii. Następnie musi je uposażyć w środki dające autorytet i pewną egzekutywę wobec ludności w postaci uprawnień wynikających z faktu czynnego należenia i pracowania w danym zrzeszeniu. Zespoły zaś owe na odwrót rządowi dać muszą oparcie w masach, możność organizowania ich twórczej pracy i ową najsilniejszą podstawę dla autorytetu, która wynika nie z fizycznego przymusu, lecz z dobrej woli. Rozwiązanie tego problemu jest dziś centralnym zagadnieniem życia polskiego. Jeśli potrafimy przeprowadzić je pomyślnie, posuniemy naprzód nie tylko swoją historię, lecz i historię Europy. Bo byłoby to wzorem rozwiązania powszechnego dziś kryzysu demokracji. Kadra ideowa a obóz polityczny Chcąc w parlamencie realizować swą politykę, pitsudczycy zostali zmuszeni do utworzenia wtasnej partii. W listopadzie 1927 r., na parę miesięcy przed nowymi wyborami parlamentarnymi, powstał Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem Marszałka Józefa Pilsudskiego. Dość nietypowa nazwa miała swoje uzasadnienie. Krytykującym „partyjnictwo" piłsud-czykom nie wypadało przyznawać się do autorstwa kolejnej partii, jaką faktycznie był BBWR. Idea „bloku" i jego związanie z osobą Marszałka pozwalały też uniknąć konieczności formułowania jasnego programu. Tego ostatniego nie dało się zresztą ułożyć, ponieważ w szeregach BBWR starano się skupić przedstawicieli wszystkich kierunków ideowych, od socjalistów po konserwatystów. W tych warunkach jedynym niekontrowersyjnym spoiwem mogło być uznanie autorytetu Piłsudskiego i chęć służenia wspólnym wielkim wartościom, takim jak państwo. Skwarczyński nie podzielał entuzjazmu dla BBWR. Nie podjął jednak bezpośredniej jego krytyki. Odwołał się do przestrogi historycznej, przykładu PPS i obozu narodowego, które — jego zdaniem — stoczyły się na samo dno upadku, a więc i zatraciły swe wyraźne oblicze, w wyniku procesu umasowiania szeregów. Przed BBWR widział pewną szansę oparcia się konsekwencjom populistycznej deprawacji. By ją wykorzystać, organizacja nie mogła ulec grze parlamentarnej i parlamentarnemu rozmyciu. Musiała zachować swą elitarność, przede wszystkim w procesie decyzyjnym na szczeblu rządowym. Przedruk za: A. Skwarczyński, „Myśli o Nowej Polsce", Warszawa 1931 (tekst napisany prawdopodobnie w 1928 r.). Przełom majowy stworzył pewien fakt pozytywny, który dla przyszłego życia politycznego Polski ma pierwszorzędne znaczenie. ~ 175- Obóz piłsudczyków stał się obozem politycznym w pełnym tego słowa znaczeniu. Wyodrębnił się organizacyjnie spośród istniejących stronnictw, ugrupowań czy bloków politycznych, postarał się o własne przedstawicielstwo w parlamencie, skupił wkoło siebie własne masy wyborcze. Do owej chwili „piłsudczycy" byli kadrą ideową, scementowaną moralnie w walce o niepodległość. W życiu politycznym narodu polskiego, a potem i państwa polskiego, odgrywali wybitną bardzo rolę, ale czynili to albo jako poszczególni ludzie, zajmujący takie czy inne stanowiska państwowe lub społeczne, albo też za pośrednictwem niektórych stronnictw politycznych, w których posiadali mniejsze lub większe wpływy. Obecnie ta kadra ideowa, na którą wypadło zadanie rządzenia państwem, musiała przetworzyć się w obóz polityczny w powyżej zaznaczonym znaczeniu; obrosły ją inne elementy, z natury rzeczy bardzo rozmaite i pod względem przekonań czy tendencji, i pod względem nastroju moralnego. Obrosły ją i przyłączyły się do niej w imię różnych przesłanek i rozmaitych pobudek życiowych. Nowoczesna historia życia politycznego Polski posiada już w swym doświadczeniu przykłady podobne, kiedy kadra ideowa, stanowiąca w danym momencie rdzeń moralny narodu, wrasta — w miarę spadających na nią codziennych, konkretnych zadań — w życie społeczeństwa czy raczej obrasta tym życiem codziennym wraz z jego konkretnymi, różnolitymi sprawami. Doświadczenie uczy, że moment taki i dla grup owych, i dla narodu posiada przełomowe znaczenie. Przypatrzmy się dwom przykładom takim, najbardziej typowym i bardzo bliskim jeszcze i żywym, bo sięgają one w dzisiejszą współczesność swymi bezpośrednimi konsekwencjami. Oba są niemal równoczesne, pochodzą z pierwszego dziesiątka obecnego stulecia. W obu przełom dał wyniki ujemne, co stoi niewątpliwie w związku z ówczenym ogólnym politycznym położeniem narodu w niewoli politycznej i jest tym bardziej pouczające, gdy chodzi o wyciągnięcie wskazań politycznych na moment obecny. Mam na myśli narodową demokrację i PPS w okresie lat około 1905. ~ 176- Narodowa Demokracja powstała jako kadra nielegalnej uświadamiającej pracy narodowej w okresie coraz bardziej ciężkiej niewoli. Nie skrystalizowała się nigdy jasno w żadnym naczelnym haśle ideowym. Natomiast bardzo ściśle związana była wewnętrznie jako zespół organizacyjny zarówno formami dyscypliny, jak i momentami natury moralnej. W latach 1905-1906 nastaje okres zwiększonych możliwości politycznych. N[arodowa] demokracja staje się ośrodkiem skupienia dużego odłamu opinii, obrastać poczyna w masy, dla których znaleźć trzeba pokarm ideowy. Narodowa Demokracja potrzebę tę stara się zaspokoić w sposób jak najbardziej tani i łatwy. Jak najbardziej stanowczo wyrzeka się programu niepodległościowego: ponieważ dążąc do władzy w kraju chce ją otrzymać bez walki z rąk rządu zaborczego. Służy jej do tego celu wysunięcie programu autonomii, stopniowo coraz to skromniejszego, zadawalającego się w końcu staraniami na terenie Dumy Państwowej1 o stworzenie samorządu miejskiego. „Nacjonalistyczne" zasady swojej ideologii konkretyzuje w rezultacie w hasłach walki nie z zaborcami, lecz z Żydami i Rusinami, jako łatwiejszej i bezpieczniejszej. Na hasła antyniemieckie zdobywa się w zaborze rosyjskim, tj. tam, gdzie były one nieobowiązującą frazeologią — a i to w całej pełni czyni dopiero wtedy, gdy wchodzi w porozumienie z nacjonalistami rosyjskimi, z tzw. neoslawistami, a więc wtedy, gdy istotną treścią tych haseł stawała się nie walka (teoretyczna chociażby) z Niemcami, lecz ugoda z Rosją. W ten sposób n[arodowa] demokracja zyskała i ustaliła na czas dłuższy swą popularność, ponieważ w zabarwieniu górnie brzmiących frazesów „narodowych" dawała masom karm ideowy łatwo strawny i nie obowiązywała ich do żadnych wysiłków ani ofiar. W rezultacie jednak naraziła się na odpływ dużej ilości elementu wartościowego: odpadały od niej kolejno Narodowy Związek Robotniczy2, Narodowy Związek Chło- 1 Czyli rosyjskiego parlamentu. 2 Narodowy Związek Robotniczy (NZR) — utworzona w 1905 r. przez narodową demokrację partia mająca jej zyskać poparcie w środowisku robotniczym. W 1908 r. NZR przeszedł na pozycje niepodległościowe. W 1920 r. połączył się z Narodowym Stronnictwem Robotników, tworząc Narodową Partię Robotniczą. -177- pski3, część inteligencji, tworząc tzw. Secesję4 (późniejsi „aktywiści" w czasie wojny), dwukrotna secesja młodzieży: grupa Zarzewia5 i Drużyn Strzeleckich, oraz Organizacja Młodzieży Narodowej6. Pozostawały elementy bezkrytyczne i bezpłodne, szukające wygody i małych, łatwych zysków. Coraz bardziej w tym bezpłodnym bezkrytycyzmie wychowywała je coraz szczuplejsza garść organizacyjnie ściśle między sobą związanych niedobitków dawnej kadry, zwanej Ligą Narodową. Dziś jeszcze jesteśmy świadkami już bardzo daleko posuniętego stadium tego procesu rozkładowego nfarodowej] demokracji, który w ciągu swego dwu-dziestokilkoletniego trwania nieobliczalne szkody poczynił w psychice społeczeństwa. W tym samym czasie i w analogiczny sposób rozpoczął się kryzys PPS. Polska Partia Socjalistyczna powstała jako kadra ideowa walki z niewolą. Po okresie początkowym (przed pepeesowskim), socjalis-tyczno-rewolucyjnym, skrystalizowała się w czynnym haśle walki zbrojnej o niepodległość jako zasadniczym warunku wyzwolenia polskich mas pracujących. W warunkach rewolucji 1905 roku gwałtownie obrosła w masy, a program jej działania codziennego w konsekwencji coraz silniej uwzględniać musiał bieżące interesy i nastroje tych mas. Jasna linia walki rewolucyjnej i wyraźna jej moralność załamywać się poczęły w odmęcie spraw na bliską metę 3 Narodowy Związek Chłopski — późniejszy, bo z 1912 r., odprysk formacji chłopskiej z narodowej demokracji, postulujący podobnie jak NZR podjęcie czynnej walki o niepodległość. 4 „Secesja" — rozłam dokonany w 1911 r. przez grupę dotychczasowych działaczy Ligi Narodowej i Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego, nie godzących się z prorosyjską, ugodową polityką Romana Dmowskiego. Podobny rozłam z 1908 r. określano mianem „frondy". 5 Zarzewie — nazwa grupy młodzieży narodowej, która w 1909 r. opuściła ruch narodowy, przyjmując program niepodległościowo-insurekcyjny. Z jej inicjatywy powstała organizacja paramilitarna Polskie Drużyny Strzeleckie. 6 Organizacja Młodzieży Narodowej — powstała w 1906 r. jako oficjalna formacja Związku Młodzieży Polskiej, działającego w środowiskach gimnazjalnych i akademickich. Szybko przyjęła program walki niepodległościowej; w czasie I wojny światowej politycznie zbliżyła się do piłsudczyków. ~ 178- obliczonych i w różnorodności środków działania łatwiejszych, dla mas robotniczych przystępniejszych, jak na przykład organizacje zawodowe, strajki ekonomiczne, wiecowanie itd., które wyrastać poczęły ponad cel główny i ponad środki walki istotne. Do władzy w partii dochodzi tzw. lewica. Lewicowość jej polegała na dość nieobowiązującym wysuwaniu na plan pierwszy społecznych momentów, w gruncie rzeczy jednak skupiła ona elementy bardziej umiarkowane pod względem doboru środków walki (akcja ekonomiczna, strajki a nie akcja bojowa). Zróżnicowanie to doprowadziło do rozłamu partii na „lewicę" i tzw. frakcję rewolucyjną, który — rzecz charakterystyczna — oceniany był w ten sposób, że dokonał się nie tyle na gruncie programowym, bo „frakcja" nie negowała haseł społecznych, a „lewica" oficjalnie nie wyrzekała się programu niepodległościowego, lecz na tle różnic „taktycznych" (akcja bojowa czy akcja „masowa"), de facto zaś różnic natury raczej moralnej. Dzieje dalsze dały faktyczne zwycięstwo „frakcji": lewica zlała się stopniowo z Socjal-Demokracją, a niektóre jej elementy powróciły do PPS, odgrywając w niej np. obecnie, w zmienionych warunkach historycznych, po zdobyciu przez Polskę niepodległości, rolę analogiczną jak dawna lewica z r. 1905. Kryzys PPS podobnie jak kryzys n[arodowej] demokracji odbywał się więc na podobnym tle. Kadra ideowa przekształcając się na ruch masowy jest zawsze narażona na to samo niebezpieczeństwo, że nie ona opanowuje masy swym programem, a właściwie swym rozpędem moralnym, lecz ulega tym masom i dla zatrzymania ich przy sobie karmić je zaczyna hasłami tańszymi, łatwiejszymi, często nie obowiązującymi do wysiłku i ofiary, lecz wskazującymi mały, doraźny interes. Tych kilka rysów z niedawnej historii w zastosowaniu do dzisiejszej sytuacji obozu „piłsudczyków" zawiera w sobie dyrektywę jasną i tłumaczącą się sama przez się. Wyznacza ona zadania tego obozu, a zwłaszcza starej jego kadry. Sprawami, które wraz z napływem mas obrastają już i obrastać będą w dalszym ciągu ten obóz, są przede wszystkim sprawy gospodarcze. Do ich rozstrzygania wniesiony być musi ten sam ~ 179- wysoki i — użyjemy paradoksalnego w tych sprawach na pozór określenia — bezinteresowny nastrój i rozpęd moralny, jaki cechuje ten obóz w stosunku do zadań wojennych i politycznych. Linia postępowania w tych sprawach obozu „piłsudczyków" jest ustalona; biegnie ona wzdłuż tendencji rozwoju stosunków w świecie i w myśl obiektywnych warunków samej Polski, a streszcza się w roli państwa nie tylko jako regulatora życia ekonomicznego, lecz jako czynnika inwestującego i kierującego nim — w imię interesów ogółu, a mimo lub nawet wbrew interesom partykularnym prywat-no-kapitalistycznym. Ale linia postępowania i „program" tak wobec tych, jak i wobec wszystkich w ogóle zadań, choć konieczna, nie jest rzeczą jedyną ani nawet najważniejszą. Najważniejszym i decydującym jest ów rozpęd moralny i ambicja twórcza, które ani na chwilę nie powinny być zamącone leniwym poszukiwaniem rzeczy wygodnych i łatwych. O podstawy demokracji ! •;>,. Kryzys ustrojowy, przeżywany obecnie przez państwa cywilizowane, skomplikowany jest jednocześnie kryzysem gospodarczym, który wykracza poza klasyczną formę kryzysów okresowych, a sięga podstaw głębszych. Wobec wzrastających zadań państwa współczesnego kryzys ustrojowy szuka form rządzenia bardziej sprawnych niż formy dotychczasowe; nie wystarcza już opieranie rządów na parlamentaryzmie współczesnym, tj. na wybujałej władzy przedstawicielstwa wybieranego bezpośrednio. Przesuwa to punkt ciężkości na aparat wykonawczy. Kryzys zaś gospodarczy — przeciwnie: wobec groźby zmniejszenia się dochodu społecznego każe szukać sposobu potanienia aparatu wykonawczego państwa. I u nas już zaczęła się praca myślowa, szukająca rozwiązania tych sprzeczności. „Redukcja Państwa" — rzuca hasło naczelny ideolog „stronnictwa narodowego", zgodnie zresztą z tradycją i nałogami myślowymi tego obozu. Poważnie jednak o państwie myślące czynniki nie mogą iść za tym hasłem. Jest to niemożliwe, zwłaszcza w naszych okolicznościach tak miejsca (położenie geograficzne), jak i czasu (niedawna bezpaństwowa przeszłość). Walery Sławek dał mi kiedyś w rozmowie sformułowanie w zgoła innym idące kierunku: uspołecznienie państwa. Praca jego i jako działacza społecznego, i jako szefa rządu, stale idzie w tym kierunku; zgodnie zresztą z najgłębszą tendencją wszystkich czynników naszego obozu. Uspołecznienie państwa to zerwanie z dotychczasowym stanem rzeczy, w którym demokratycznie równouprawniony obywatel jest wiecznie kontrahentem państwa. To tendencja, by na całe społeczeństwo rozłożyć odpowiedzialność za państwo i ciężar pracy dla niego. Pracę zaś i odpowiedzialność za państwo rozłożyć na społeczeństwo, to właśnie obarczać nimi te siły, które płyną z inicjatywy społecznej, a pracują w organizacjach. Wincenty Jastrzębski mówił niedawno, że na poszczególne organizacje społeczne można i należy przerzucać cały szereg czynności spełnianych dotychczas przez administrację państwową; w ten -195- sposób wiąże się je najsilniej z państwem. Jest to niewątpliwie metoda, z pomocą której można uzyskać również i znaczne potanienie tych czynności. Jest to jednocześnie metoda, na której oprzeć można formy rządzenia bardziej trwałe i sprawne niż te, które za podstawę mają parlament kierowany nastrojami politycznymi. I niewątpliwie w ten sposób masę wiąże się z państwem o wiele trwałej, niż czyni to i uczynić może sama jedna nerwowo napięta i drżąca niteczka bezpośrednich wyborów. Ale do tego potrzebne jest, aby organizacje społeczne, twórczo pracujące, stały się powszechną formą zrzeszenia mas. I aby były one silne, zorganizowane celowo, działające sprawnie i tanio. To, co u nas dziś jest organizacją społeczną, zbyt mało jest jeszcze dojrzałe, by stać się tego rodzaju podstawą. Dlatego zerwać trzeba radykalnie z dzisiejszym stanem rzeczy, że tę samą pracę wykonywa — lub raczej udaje, że wykonywa kilka lub kilkadziesiąt naraz słabych, kłócących się między sobą zrzeszeń. Unifikacja — oto hasło, które już tu i ówdzie zostało dodatnio zastosowane, a dziś stać się powinno naczelnym nakazem życia społecznego, stosowanym z całą bezwzględnością. Unifikacja — oto od czego zacząć trzeba wzmocnienie organizacji społecznych u nas, zanim realizować będzie można płodną dla przyszłości myśl opierania na nich całych dziedzin życia państwowego i przeprowadzać zasadę uspołecznienia państwa. Tak wygląda nasze zagadnienie z perspektywy ustrojowej. W promieniach tego zagadnienia dokonano w Europie współczesnej dwóch wielkich eksperymentów ustrojowych: sowietyzm i faszyzm. Miejmy ambicję, by podejść do sprawy tej samodzielnie, na podstawie naszych doświadczeń historycznych i warunków naszej pracy. Odrzućmy sztywność i „zasadniczość" obu tych eksperymentów, wyzwólmy się z lenistwa umysłowego, które stwarza u nas co chwila modę to na sowiety, to na faszyzm, modę szkodliwą i głupią. Właśnie dlatego że konstytucja jest zbiorem norm ogólnych życia państwowego, nie należy rozstrzygnięcia w naszym zagadnieniu zbyt pospiesznie uogólniać. Konstytucja powinna uwzględ- -196- niać zagadnienie wejścia inicjatywy społecznej w życie państwowe i w rządy państwem. Ale nie wolno potraktować rzeczy tej w sposób sztywny. Normy jej pod tym względem powinny być sprężyste i pozostawiać dla życia możność rozwoju — w miarę potrzeb miejsca, czasu i dziedzin pracy. Oto jak przedstawia się w Polsce dzisiejszej zagadnienie stosunku państwa i inicjatywy społecznej. Jest to jedno z tych zagadnień, którego nie można rozwiązać jedną formułą i jedną decyzją. Rozwiązywanie jego musi odbywać się w ciągłej pracy i w ciągłym żywym kontakcie z rzeczywistością. W tych warunkach opracowywane i rozwiązywane będzie przynosiło bogate owoce dla rozwoju kulturalnego narodu i dla rozrostu jego instytucji, tak państwowych jak i społecznych. A my, obóz państwowy Marszałka Piłsudskiego, zmagając się z tym zagadnieniem, pamiętać powinniśmy jeszcze i o tym, że oto właśnie my mamy najwięcej danych, by na tej drodze osiągnąć najpiękniejsze wyniki. Byliśmy państwowcami już zanim państwo nasze istniało, a z dobrowolnej inicjatywy społecznej potrafiliśmy stworzyć rzecz najbardziej „państwową" — wojsko. To nasze doświadczenie daje gwarancję, że pracując nad tym zagadnieniem, nie utkniemy na nieżywotnej jakieś formule. Zamiast krępującej żywą twórczość doktryny przyświeca nam bowiem myśl, która podnosi moralnie, pobudza do twórczości i wytyka ogólny jej kierunek, myśl, która zwłaszcza naszemu młodemu pokoleniu przyświecać winna, gdy para się z zagadnieniami ustrojowymi i na drodze napotyka obce gotowe doktryny. Jest to mit Mickiewicza i Pilsudskiego: mit wtadzy silnej, a na dobrej woli opartej. Mickiewicz w skarbach duszy narodu szukał materiału do odbudowy państwa. Kto zna Księgi pielgrzymstwa, artykuły w „Pielgrzymie"3 i późniejsze prace Mickiewicza nad Legionem, ten wie, że za rzecz niższej wartości uważał on wszelki przymus w ustroju państwa. Za najdoskonalszą konstytucję uważał konstytucję po- 3 „Pielgrzym Polski" — czasopismo wydawane w Paryżu w latach 1832-1833, redagowane w 1833 r. przez A. Mickiewicza. -197- wstańców, która nie była ogłoszona i żyła tylko w duszy narodu. Konstytucja ta na nastroju moralnym i dobrej woli opierała swe postanowienia, nawet ściąganie podatków, a miała być nie tylko konstytucją rewolucyjną, lecz podłożem ustroju przyszłego państwa. Echa tego mitu są i w Panu Tadeuszu, gdzie Wojski mówi, że w Polsce „nie trzeba było policyi żadnej; dopóki wiara kwitła, szanowano prawa". Piłsudski, tworząc wojsko i tworząc państwo, nie w idei już, lecz w rzeczywistości hołduje temu samemu mitowi. Myśląc o roku 1863, szukając w jego dziejach wielkości swego narodu, widzi ją właśnie w autorytecie Rządu Narodowego, opartym nie na sile przymusu, lecz na sile moralnej, na symbolu pieczątki Rządu. Tego samego czynnika doszukał się później w pracy POW oraz w uznaniu przez naród własnej jego władzy Naczelnika Państwa w r. 1918, u podstawy której była nie siła fizyczna, lecz praca moralna narodu. Bo łaska takiego autorytetu państwa i władzy — według Pił-sudskiego — nie spływa cudem z nieba, bez zasługi. Opiera się ona na ogromie wysiłku, na pracy, pracy moralnej. Bez pracy — gdy zamiast niej zjawia się pusty frazes (owa mickiewiczowska „pusta retoryczna gawęda, która nie idzie z serca do serca, lecz z ust do ust"), następuje zawsze w Polsce okres rozkładowego stanu moralnego i cudownych jego wyników. Wyrodnieją one w anarchię szlachecką dawnej Rzeczypospolitej, w walkę partii sejmowych w Polsce przedmajowej: w liberum veto — w morderstwo Narutowicza. Praca, praca moralna narodu, praca z własnej inicjatywy ludzi dobrą wolą zespolonych a dążących ku realnym celom, małym lub wielkim, szczegółowym i coraz ogólniejszym: oto podstawa, na której w Polsce, wbrew doktrynom i „zasadniczym" sformułowaniom, budować należy. Na tej podstawie rozstrzygać trzeba zagadnienie inicjatywy społecznej „z dołu" i władzy państwowej „z góry" — i dążyć ku ideałowi Uspołecznionego Państwa. Podstawy pracy w zespole „Jutro Pracy" było organem Związku Zawodowego Pracowników Umysłowych. Jego redaktorem naczelnym był Jan Hoppe, pełniący jednocześnie funkcją jednego z sekretarzy BBWR i sekretarza Rady Naczelnej Straży Przedniej, organizacji, której współtwórcą był Skwarczyński. Poglądy wyrażone w artykule ogłoszonym na łamach „Jutra Pracy" były kontynuacją wątków zwracających się przeciwko demokracji liberalnej i zgodnemu z zasadami liberalizmu rozumieniu wolności jednostki. Przedruk za: „Jutro Pracy", nr 46, 1932. Nowy Rok to dzień, kiedy człowiek myśl swoją nadrzuca w dalszą przyszłość. Może warto w tym dniu — mówiąc z gronem ludzi zrzeszonych — pomówić o głębszych podstawach pracy w zrzeszeniach społecznych. Współczesny kryzys ustrojowy zmusza do myślenia o głębszych podstawach; zmusza również do porzucania wszelkich teorii, nie tylko obumierających, ale i rodzących się. Teoria zasłania często życie, które porusza się niedostrzegalnie po bardzo małych, codziennych ścieżkach i tymi ścieżkami przenika nieraz w nowe krainy łacniej niż bardzo z pozoru „nowocześnie" budowanymi drogami. Mickiewicz, przeżywając współczesny mu kryzys ustrojowy, bardzo podobny do dzisiejszego — a, kto wie, może w istocie rzeczy ten sam — bardzo nieufnie odnosił się do modnych za jego czasów teorii rewolucyjnych czy reformistycznych i szukając dla Polski żywej drogi zwracał się do rzeczy tak elementarnej jak tradycja domowa (artykuł O Duchu Narodowym). A Mickiewicz — mimo że ~199~ dziś modnie jest „przezwyciężać" go wraz z całym „romantyzmem" naszym — patrzył głębiej niż całe szkoły teoretyków. Warto i dziś, mimo wszystkie izmy, zwracać się myślą do rzeczy elementarnych; więc jeśli o związkach społecznych mowa, do najniższej ich komórki organizacyjnej, koła czy grupy, i przemyśleć jej spoidła. Tu bowiem w moralnej treści spoideł najniższej komórki organizacyjnej znajdują się przesłanki do reformy i wypracowane być muszą elementy nowych norm pracy zespołu. Przełom ustrojowy sprzed wieku, przełom, dokonany w okresie od Wielkiej Rewolucji do roku 1848, rozwalając i przebudowując ustrój polityczny, ekonomiczny, społeczny Europy dał jedną zdobycz, która — czy to się komu podoba, czy nie — nieprędko straci moc obowiązującą. Zdobyczą tą jest wyzwolenie człowieka. Jednostka dawniej podporządkowana feudalnie Kościołowi, stanowi, cechowi itd. wywalczyła sobie swą suwerenność. Tego poczucia wolności i odpowiedzialności za samą siebie nikt jej już nie odbierze. Budując więc wszelkie zrzeszenie i organizując wszelką pracę zrzeszoną, każdy liczyć się musi z tym przywilejem czy też przekleństwem człowieka współczesnego: że jest on jednostką wyzwoloną i samą za siebie odpowiedzialną. Demokracja liberalna, budując na tej jednostce swą pracę: polityczną, gospodarczą, społeczną, pojęła jednostkę i jej wolność czysto zewnętrznie. Podstawy współdziałania demokratyczne i liberalne oparte zostały na elementach wyabstrahowanych, czysto pojęciowych i nawet matematycznych. Treść uczuciowa i moralna ludzi, tych właśnie wyzwolonych jednostek, została poza nawiasem: nazwana została rzeczą prywatną, która dla życia publicznego nie ma żadnego znaczenia. Na czysto pojęciowym programie oparte zostało zrzeszanie się jednostek, a podstawą było tu nie jakiekolwiek wykonywanie, praktykowanie tego programu, lecz czysto werbalne jego wyznawanie. Bankier, o ile wyznawał program socjalistyczny, mógł być socjalistą, bo o nic więcej jak o wyznawanie tego socjalizmu nikt go nie pytał. Zwycięstwo takiego czy innego programu miało być osiągnięte drogą liczby: takim czy innym głosowaniem. Większość miała być tym, co załatwi sprawę. Że nie ~200~ załatwiała, o tym praktyka ustroju demokratyczno-liberalnego przekonywać zaczęła na każdym kroku; i to jest nie najmniej ważnym, a może nawet istotnym powodem kryzysu parlamentaryzmu w jego dotychczasowej formie. Ten stan rzeczy obowiązywał nie tylko w życiu politycznym. Wkroczył do życia społecznego i gospodarczego. Wytwór stał się towarem, obojętną stawała się treść moralna, estetyczna, użytkowa, istotną była jego ilość i obliczalna na jednostki monetarne cena. Praca również coraz bardziej mierzona jest liczbą: liczbą wytworzonych przedmiotów czy nawet ruchów potrzebnych w procesie wytwarzania, liczbą godzin przepracowanych, liczbą monety osiąganej jako płaca. Treść wewnętrzna pracy, polegająca na stosunku do niej pracownika, treść fachowa, która stanowi o kwalifikacjach zawodowych, oraz treść uczuciowa, która stanowi o jego powołaniu, stawała się coraz bardziej obojętna. Jednym słowem ta epokowa zdobycz Wielkiej Rewolucji: wolna jednostka, potraktowana została czysto zewnętrznie. Jednostka stała się dla życia społecznego czczym abstraktem, niemal jednością matematyczną. Treść jej wewnętrzna, treść jednostki — człowieka: uczuciowa, obyczajowa, moralna, została wyrzucona poza nawias. Z momentu treściowego pozostało chyba to jedno: interes. A o tym interesie ten sam Mickiewicz mówi, że gdy w imię jego wzywać zaczynają ludzi, to jest to dowodem zupełnego rozprzęgnięcia się węzłów społecznych. I ma rację, bo interes jako bodziec do zaspokajania potrzeb już istniejących jest czynnikiem czysto konsumpcyjnym, pozbawionym (nawet w postaci „interesu zbiorowego" itp.) pierwiastka twórczego. W miarę przeżywania się postawy demokratyczno-liberalnej wysuwają się obecnie coraz bardziej modne formuły dyktatorskie. Ale te formuły z formułami liberalnymi mają istotną cechę wspólną: pozostawiają poza nawiasem wewnętrzną treść i wartość człowieka. Tam rozstrzygała liczba i czczy werbalizm, tu rozstrzyga mechaniczny rozkaz i mechaniczna siła. Odpowiedzialności człowieka tu i tam nie ma, bo ta odpowiedzialność tam zagubiona została w abstrakcyjnej „większości", tu w narzuconym z góry rozkazie ~ 201 ~ i przymusie. Tam liczył człowiek nie na siebie, lecz na to, za czym oświadczy się większość, tu na to, co zostanie nakazane. Jakże dziwnie na tym tle wygląda nasz „wódz demokracji" lub „dyktator" — Piłsudski. Jak oczywiste jest, że przy panowaniu powszechnym pojęć o życiu społecznym liberalnych, a stawaniu się modnymi dyktatorskich, tak trudno jest on rozumiany. Zaledwie znajdzie się w sytuacji dyktatora (listopad 1918, maj 1926, ,3rześć"), natychmiast z sytuacji tej wyciąga konsekwencje wprost przeciwne: demokratyczne, liberalne, konstytucyjne. Zaledwie konsekwencje te ujawniać zaczynają swe sprzeczne z postulatem odpowiedzialności oblicze, rzuca im pod nogi „dyktatorskie" gesty. Bo w gruncie rzeczy przez cały czas chodzi mu o tę rzecz całkiem inną, która nie mieści się ani w liberalnej demokracji, ani w dyktaturze. Chodzi mu właśnie o odpowiedzialność ludzi, od której tak wygodnie uciec po łatwej drodze ulegania większości lub nakazowi, zamiast budować ją w sposób jedyny, choć trudny: przez pracę moralną narodu, uczącą słuchać nakazu dobrowolnie (jak w r. 1863, w POW lub w czasie jego „dyktatury" r. 1918), a decydować zbiorowo przez „Treuga Dei", przez, jednozgodność, niegdyś żądaną, niegdyś wymarzoną... jednozgodność w jednym akcie" (Rok 1863 i Przemówienie w „Bristolu", p. J. Piłsudski: Pisma, Mowy, Rozkazy, t. VI). Jednozgodność, która jest mitem takiej zbiorowej decyzji, jaka poczuciem odpowiedzialności napawa każdego człowieka biorącego w niej udział. A jeśli o zbiorową pracę moralną chodzi, to dokonana ona musi być w codziennym trudzie zrzeszeń ludzkich właśnie nie „u góry", w zarządach i kongresach, lecz w podstawowych komórkach organizacyjnych zrzeszenia, w kołach czy grupach bezpośrednio zatrudniających cały ogół swych członków. Dlatego to budowa i życie takiej komórki, takiego zespołu ma znaczenie zasadnicze; z tej budowy i tego życia wyrastać może jedynie organicznie reforma moralna pracy zespołowej, reforma, która wewnętrznej wartości wyzwolonego człowieka nie pozostawi poza nawiasem i która od odpowiedzialności uciec nie pozwoli. Nad tą budową zespołów swoich „najniższych", tj. bezpośrednio działających, potrudzić się muszą wszystkie organizacje społeczne, ~202~ a przede wszystkim organizacje zawodowe. Bo tu właśnie zrodzić się musi nowy duch pracy zespołowej, duch, w którym nie zostanie zagubiona ani wolność człowieka, ani jego odpowiedzialność. Recept na tę budowę dać niepodobna, bo ma być stworzona rzecz nowa. Można spróbować tylko rzucić pewne przykłady, które będą co najwyżej miały znaczenie pierwszych zaczątków oraz wskazań kierunkowych. Więc przede wszystkim zżycie się „członków" i ich wzajemne zaufanie — jeśli kto woli: braterstwo (w pojęciu Edwarda Abra-mowskiego). Dobranie się ludzi, którzy mają wspólnie pracować — czy to nad sobą, czy nad jakąś kwestią rzeczową — nie może być przypadkowe, formalne ani mechaniczne, bo bez złączenia się wspólnym uczuciem i wspólną sprawą zespół jest fikcją, jest kupą lotnego piasku. Oczywiście dobieranie członków pod takim kątem widzenia jest sprawą subtelną; wyrodzić się on może w tworzenie kliki. Kryterium powinno być tu moralne, mniej ważne są przekonania, szkodliwym byłby interes; szukać należy przede wszystkim charakterów, intelekt stoi na drugim miejscu. Organizacje goniące za liczbą, tzw. masą, nie pójdą oczywiście tą drogą. Drugim postulatem jest praktykowanie zasad i celów zrzeszenia. Czysto intelektualne uznawanie ich tylko, bez wyciągnięcia konsekwencji życiowych, aktem woli, jest śmiercią każdego zespołu, jest szkołą nieodpowiedzialności. Następnym postulatem jest właśnie odpowiedzialność, a raczej jej ćwiczenie. Za każdą decyzję, która powinna być wykonywana indywidualnie przez określonego członka zespołu, za każde zadanie, które powinno być dobrowolnie brane na siebie przez członka, musi obowiązywać odpowiedzialność przed zespołem jako przed całością lub przed kierownikiem zespołu. Wreszcie nie na ostatnim miejscu stawiana być winna forma zebrań, odpowiednio swobodna i odpowiednio poważna, a nawet uroczysta, stosownie do przedmiotu pracy. Dyskusja, w sensie pustej szermierki słownej, powinna być ograniczona: dążyć należałoby do tego, by każdy raz tylko głos zabierał; wtedy mówić będzie najbardziej rzeczowo. Dążyć się winno również do jednomyślności ~ 203 ~ decyzji, ale mechaniczne jej narzucanie byłoby tylko żerem dla warcholstwa (liberum veto). Ta sprawa formy zebrań jest bardzo subtelna i trudno przez dzisiejszych „społeczników" zrozumiała. Od niej jednak oraz od doboru członków zależy zdolność twórcza zespołu. Pewne procesy chemiczne zachodzą tylko w dość wysokiej temperaturze — podobnie jest z temperaturą moralną i twórczością w pracy społecznej. Zdaje sobie sprawę, że trudno dzisiejsze „zebrania", „posiedzenia", „komisje", „komitety" do takich form nałamać. Ale drogi reformy nie są drogami łatwymi, a każda rzecz nowa wydaje się utopią. Trudności łamać jest łatwiej pod wielkim ciśnieniem. Takie ciśnienie stwarzała wojna, podobne stwarza dzisiejszy kryzys ekonomiczny. Pod jego działaniem ludzie rozumieją to, czego w dobrobycie lenią się zrozumieć: np. wartość (nawet ekonomiczna) zaufania, nieodzowność poczucia odpowiedzialności, wartość momentów uczuciowych a bezsiłę czysto intelektualnych. Prawdziwa reforma moralna zespołu możliwa jest w każdym razie tylko w małych zespołach, elementach wszelkiej organizacji społecznej. Liberalizm zmarnował zdobycz W[ielkiej] Rewolucji: wyzwolenie człowieka; nie wciągnął tego człowieka w ustrój społeczny, tylko jego surogat: abstrakcyjną jednostkę. Toteż zadaniem kryzysu dzisiejszego jest wcielić pełnego, odpowiedzialnego człowieka w pracę zespołową. Trzeba zastąpić mechaniczną budowę organizacyjną jej budową moralną. Jest to zadanie tak małe jak koło lub grupa organizacji społecznej i tak jednocześnie wielkie, jak wielki jest obszar dzisiejszego kryzysu ustrojowego. Polskie życie społeczne, rozwiązując swój problem budowy organizacyjnej po linii polskiej tradycji i potrzeb, wnieść może w rozwiązanie tego kryzysu swoiste i epokowe wartości. Straż Przednia Ciężko już chory Skwarczyński odsunął się od bieżącej polityki. Jej bieg niezbyt go zresztą satysfakcjonował. Realizowana przez obóz praktyka w znacznym bowiem stopniu odbiegała od założeń teoretycznych. Nie stracił jednak wiary, że koncepcje, którym patronował, uda się kiedyś wcielić w życie. W znamienny też sposób powrócił do myśli, której już kiedyś hołdował. Jak przed laty postawił na młode pokolenie, uznając, iż tylko staranne ukształtowanie jego umysłów stworzy w przyszłości szansę na autentyczną przebudowę treści i form życia zbiorowego. Z taką intencją współtworzył w 1930 r. Związek Pracy dla Państwa — Legion Młodych, i Straż Przednią, przybudówkę Legionu dla uczniów szkół średnich. Jako zupełne zaprzeczenie treści, które organizacje te miały wpajać młodym ludziom, uznawał poczynania obozu narodowego, a zwłaszcza nie wymienione w tym artykule z nazwy formacje podporządkowane Obozowi Wielkiej Polski, których znaczna część działała nielegalnie, ponieważ obowiązujące przepisy nie pozwalały na zakładanie w szkołach organizacji politycznych. Kwartalnik „Zrąb" ukazywał się od 1931 r. Jego twórcami byli Hanna Pohoska, Irena Posseltówna, Janusz Jędrzejewicz — autor reformy szkolnictwa i Jan Bitek. Tworzyli oni zespól ideologów wychowania państwowego. Pismo było przeznaczone dla nauczycieli. Przedruk za: „Zrąb", nr 13, 1933 (tekst przedrukowany następnie w: A. Skwarczyński, „Wskazania", Warszawa 1934). Rozwój charakteru i umysłu uczącej się młodzieży osiąga mniej więcej w latach studiów licealnych ten moment, kiedy młody człowiek zdobywa poczucie własnych sił i zaczyna pragnąć samodzielnie sił tych próbować. Jest to moment, w którym dom i szkoła stwierdzają, że młodzież zaczyna im się wymykać spod bezwzgled- ~205~ nego kierownictwa. Niejednokrotnie w momencie tym zachodzą fakty pewnych konfliktów; konflikty te bywają czasami ostre, zwłaszcza gdy czynniki wychowawcze nie zdołają momentu tego odpowiednio wyczuć i uchwycić. Zrozumienie momentu usamodzielnienia się młodzieży i docenianie jego znaczenia i wartości dla rozwoju dorastającego pokolenia jest rzeczą wielkiej wagi. W okresie, który rozpoczyna się około 16-18 roku życia, a trwa mniej więcej do czasu wybrania sobie zawodu i rozpoczęcia pracy zarobkowej, młody człowiek zdobywa sobie swój stosunek do świata i życia, krystalizuje się pod względem poglądów, zwłaszcza pod względem charakteru. Samodzielność postępowania, odpowiedzialność za swoje poglądy i za swoje czyny nie dadzą się, oczywiście, włożyć niejako z zewnątrz w rozwijającego się człowieka jak rzeczy gotowe; muszą być w odpowiednich przez niego warunkach zdobyte i wypracowane. Nieodpowiednie pod tym względem warunki wychowania produkować będą typy nieodpowiedzialne, zbuntowane, nasiąknięte bezpłodną lub destrukcyjną negacją, a równolegle typy również nieodpowiedzialne: na-śladownicze i oportunistyczne. Ta samorzutnie powstająca dążność do samodzielności objawia się wśród młodzieży tendencją stwarzania sobie środowiska samokształcenia i samowychowania możliwie niezależnego od domu i szkoły. W Polsce, w epoce przed zdobyciem niepodległości, środowiskiem takim były tajne organizacje uczniowskie. W nich dojrzewała i trenowała się niejako samodzielność młodzieży. Były one najczęściej ekspozyturami organizacji politycznych różnych odłamów, posiadały jednak samoistne życie wewnętrzne, a niejednokrotnie powstawały i zupełnie samorzutnie. Rola tych organizacji była bardzo duża w historii narodu. Walka o polskość szkoły w zaborze rosyjskim i pruskim, psychiczne przygotowanie pokolenia, które wystąpiło do walki o niepodległość, opierały się o owe tajne organizacje uczniowskie minionej epoki. Rola organizacji tych była również bardzo duża w wychowaniu czy „samowychowaniu się" pokolenia pod względem poglądów, a przede wszystkim — wartości moralnych, samodzielności i siły charakteru. ~206~ Po tej szczytnej, lecz bezpowrotnie minionej epoce pozostała tendencja wielu organizacji ideowych i politycznych, by tworzyć i dziś swoje tajne ekspozytury na terenie młodzieży szkolnej. Tendencja ta w dzisiejszych warunkach bytu narodu jest szkodliwa i władze szkolne w myśl dobra państwa i dobra moralnego samej młodzieży muszą jej się stanowczo przeciwstawić. Pasożytują na tej tradycji tajnego organizowania młodzieży prądy destrukcyjne i antypaństwowe, pasożytują opozycyjne partie polityczne, ale również i niektóre organizacje, wypisujące „państwowość" na swym sztandarze, uciekają się do tej metody i ze względów konkurencyjnych idą po linii najmniejszego oporu, schlebiając gustom młodzieży, której nieraz podoba się tajność i brak kontroli. Jedną z zasad wychowania państwowego musi być radykalne zerwanie z tym zabytkiem ubiegłej epoki. Młodzież najnie-winniejszych nawet i najszlachetniejszych myśli i poczynań nie może przedsiębrać w tajemnicy przed własnym państwem i przed władzą szkolną, która dla niej jest tego państwa najbliższym organem. Równolegle z potrzebą radykalnego zerwania z tendencjami tworzenia bądź tolerowania tajnych organizacji uczniowskich istnieje jednak potrzeba wyznaczenia jawnego terenu, na którym młodzież rozwijałaby i ćwiczyła swą samodzielność. Jawna wobec szkoły i całego społeczeństwa organizacja samowychowawcza młodzieży w wieku szkół licealnych jest w dzisiejszym położeniu nie tylko pożądana, ale i konieczna z punktu widzenia wychowania narodowego. Taką organizacją jest zawiązana niedawno i zatwierdzona przez władzę państwową „Straż Przednia". Chcąc bliżej nieco scharakteryzować tę organizację, która, jako niedawno powstała, budzi szczególne zainteresowanie w społeczeństwie i w świecie pedagogicznym, nie będę cytował statutu ani regulaminów; każdy łatwo je może dostać do ręki. Zatrzymam się tylko nad główną jej myślą przewodnią, nad osią krystalizacyjną jej pracy i struktury organizacyjnej. Bardzo rozpowszechnione jest mniemanie, że każda organizacja wychowawcza, a zwłaszcza organizacja młodzieży, powinna głosić ~ 207 ~ wielkie hasła ideowe, bo w ten tylko sposób można wywołać entuzjazm potrzebny do życia i rozrostu organizacji. Uważam, że mniemanie to nie jest zupełnie słuszne. Wiara w siłę haseł agitacyjnych wydaje mi się również zabytkiem ubiegłej epoki, tej epoki, której powszechną postacią organizacyjną była organizacja polityczna, hasłami i programami, a nie konkretnymi pracami i przedsięwzięciami zyskująca i wiążąca członków i zwolenników. Polska w epoce rozbiorów żyła ideowo wielkimi hasłami walki o niepodległość państwa; od możliwości urabiania własnej rzeczywistości w dziedzinie gospodarczej, kulturalnej itp. odcięta była władzą zaborców. Dziś sytuacja gruntownie się zmieniła. We własnym państwie rzeczywistość społeczna z niezliczonymi jej potrzebami i palącymi zadaniami stoi otworem i złym wychowawcą byłaby organizacja, która zadowalałaby się tylko głoszeniem haseł, tworzeniem ideologii, bez wymagania od swych członków przede wszystkim zaprawiania się w realizacji i praktyce. Jeśli o entuzjazm chodzi, jest on z pewnością niezbędny w organizacji młodzieży, ale cóż większy entuzjazm wywołać może w dzisiejszej, tak ciekawej konkretnego życia młodzieży niż właśnie praktyka, zdobywcza próba sił w pracy realizacyjnej, najlepiej dającej wniknąć w te dziedziny rzeczywistości polskiej, które są dla danej jednostki szczególnie interesujące. Praca ideowa, idąca z tym równolegle, nabierać będzie przez to rumieńców życia, zamiast kształtować się w sposób suchy, doktrynerski; hasła przestaną być gołosłownymi frazesami, staną się zawołaniami do wysiłku i będą głoszone w poczuciu odpowiedzialności. Takie właśnie połączenie pracy samokształceniowo-ideowej z równolegle idącymi, choćby najskromniejszymi, próbami praktyki i realizacji przyjęta „Straż Przednia" za swą główną zasadę wychowawczą. Dostosowana została do tego budowa organizacyjna. Zespół, podstawowa jednostka organizacyjna młodzieży, poświęca się pracy samokształceniowo-ideowej; jednak według zamiłowań czy aspiracji poszczególnych uczestników zespół dzieli się na koła, poświęcone praktyce i realizacji, każde w obranej przez siebie dziedzinie. Przedmiotem pracy realizacyjnej kół są zarówno sprawy ~208~ życia szkolnego, jak samorząd szkolny, samopomoc, kółka naukowe, literackie, muzyczne itp., jak i zainteresowania pozaszkolne, np. nauczanie dzieci, udział w pracy świetlicowej, w kołach LOPP1 lub Ligi Morskiej2, przedsięwzięcia krajoznawcze, sportowe, próby z dziedziny techniki itp. Dążnością przy tym jest, by w zespole przede wszystkim ci opracowywali jakiś temat ogólniejszy, którzy coś z danej dziedziny realizują w szkole, np. referat o stanie oświaty w Polsce, temat społeczny porusza ten, kto pracuje w kole samo-rządowców lub w kole pomagającym w miejscowym komitecie pomocy bezrobotnym; referat o zdobyczach techniki wygłasza członek koła technicznego itp. Stosunek „Straży Przedniej" do władz szkolnych, unormowany statutem oraz zarządzeniami Ministerstwa Wfyznań] R[eligijnych] i O[świecenia] P[ublicznego] ułożony jest na zasadzie pełnej jawności oraz nadzoru władz szkolnych nad organizacją, przy zachowaniu jednak jak najbardziej nieskrępowanej inicjatywy zrzeszonej młodzieży. Kierownikami zespołów i kół są w zasadzie uczniowie; kierownikami większych całości organizacyjnych oraz instruktorami, stale odwiedzającymi i instruującymi zespoły i koła, są ludzie młodzi, czujący się w stosunku do uczniów starszymi kolegami: studenci szkół wyższych, młodzi pedagogowie itp. Władze okręgowe i naczelne organizacji złożone są z działaczy społecznych, z dużym uwzględnieniem świata pedagogicznego. Oprócz kierowania sprawami organizacyjnymi, personalnymi, administracyjnymi opracowują one za pośrednictwem wyłanianych komisji zasady 1 Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (LOPP) — działała w latach 1923-1939, była masową organizacją popularyzującą lotnictwo, szkolącą też modelarzy i szybowników. Przygotowywała również do obrony przed atakiem z powietrza. 2 Skwarczyński użył nazwy niepełnej. Od 1924 r. działała Liga Morska i Rzeczna. W 1930 r. przekształcono ją w Ligę Morską i Kolonialną i znacznie rozbudowano. Szerzyła ideę polskiej mocarstwowości, a także, co miało o wiele bardziej pragmatyczne znaczenie, podjęła problematykę emigracyjno-kolonialną. Wydawało się bowiem, że narastające kłopoty powodowane przez kryzys gospodarczy można rozwiązać pozyskując jakieś terytorium zamorskie. Wskazywano na Liberię i Madagaskar. Liga zajmowała się również popularyzacją wszelkich zagadnień morskich i przygotowywaniem młodzieży do pracy na morzu. ~209~ i wskazówki zarówno dla pracy samokształceniowej, jak również, w porozumieniu z odpowiednimi organizacjami, praktyczne wskazówki dla pracy realizacyjnej. Rozwój organizacji wychodzi już dziś ze stadium początkowego, posiada już dorobek we wszystkich dzielnicach i rokuje jak najlepsze widoki na przyszłość, ponieważ tak potrzeba, jak i główne wytyczne organizacji znalazły pełne zrozumienie wśród młodzieży i w społeczeństwie dojrzałym, specjalnie zaś w świecie pedagogicznym. W tych warunkach „Straż Przednia" okaże się godną spadkobierczynią dawnych tajnych organizacji ideowych młodzieży. Jak tamte, z konieczności w ukryciu, przygotowywały zastęp bojowników niepodległości, tak ona jawnie wobec szkoły i społeczeństwa ćwiczyć będzie samodzielność i odpowiedzialność młodego pokolenia, przyszłych twórczych obywateli państwa. Polska na progu niepodległości Tekst wygłoszony został w Polskim Radio 16 listopada 1933 r. z okazji 15. rocznicy odzyskania niepodległości. Jednak nie uroczysty jego charakter zasługuje na szczególną uwagę, a znamienny dla autora kierunek przewartościowania poglądów odnoszących się do niedawnej historii. Tych wniosków i uwag daremnie by szukać w roku 1918. Szczególnej metamorfozie uległy poglądy Skwarczyńskiego na rolę lewicy w odzyskiwaniu niepodległości. Przedruk za: A. Skwarczyński, „ Wskazania ", Warszawa 1934 (tekst ukazał się również w: A. Skwarczyński, „15-lecie Niepodległości", Warszawa 1933). Jesienią 1918 roku do obozu jeńców politycznych w Modlinie zaczęły się przedostawać wieści zapowiadające, że niepodległość Polski staje się kwestią najbliższych dni. Były to komunikaty oficjalne z frontów, które nie mogły ukrywać już katastrofalnej klęski wojennej państw centralnych. Były to również wieści z kraju, przedostające się przez pilnujące nas warty niemieckie. Świadczyły one, że Polska Organizacja Wojskowa pod kierownictwem Rydza-Śmigłego, A. Koca i śp. Opielińskiego coraz wyraźniej przechodzi do walki czynnej z siłami wojska okupacyjnego, a sekunduje jej nowo zorganizowane Pogotowie Bojowe PPS1 pod kierownictwem S. Arciszewskiego2 i śp. p. Korczaka, dokonu- 1 Pogotowie Bojowe PPS — organizacja paramilitarna założona w 1918 r. w Królestwie Polskim w celu ochrony demonstracji i zebrań partyjnych, podejmowała też akcje o charakterze terrorystycznym (np. zabójstwo szefa niemieckiej policji politycznej w Warszawie). 2 Właściwe imię Arciszewskiego brzmiało Tomasz. Stanisław to jeden z jego pseudonimów. -211 ~ jąć np. zamachu na kierownika niemieckiej policji politycznej Schultzego. Były to wreszcie wieści o tym, że platformą rozejmu ma stać się deklaracja Wilsona3, w której zapowiadana była Polska Niepodległa i Zjednoczona, z „dostępem do morza". I wówczas wśród nas, jeńców politycznych, którzy w tym gorącym okresie mieliśmy z musu dość czasu do rozmyślań, toczyły się rozmowy pełne radości, ale również i refleksji. Nicią przewodnią naszych rozmów modlińskich na progu niepodległości była myśl o bardzo małej dojrzałości walk i prac Legionów i POW, mimo że o niepodległość walczyli Polacy — według słów poety — „od modrej Wisły aż po Ren", a właściwie już wtedy i po Murmań i Syberię — wszystko to razem była nieliczna stosunkowo garstka. Słowa Piłsudskiego, które w roku 1912 na odprawie strzeleckiej słyszeliśmy, że Polacy, owszem, chcą szczerze niepodległości, ale za cenę... jednego grosza i jednej kropli krwi, teraz, mimo czterech lat wojny, nie przestały w gruncie rzeczy być aktualne w stosunku do ogółu społeczeństwa. W owych rozmowach modlińskich, pamiętam, Stanisław Thu-gutt mówił, jak łudzą się ci, którzy myślą, że niepodległość rodzić się będzie wśród zachwytów i zapachu róż; poród ten odbywać się będzie w rozterce, męce i przy akompaniamencie zgrzytania zębów. Ja mówiłem, że nadejdzie u nas teraz prawdziwa epoka „pracy organicznej", a „niepodległościowcy" będą musieli zmienić metodę swej pracy, bo inaczej życie polskie zostawi ich po drodze i pójdzie po myśli takich „organiczników", którzy niepodległości nie czują. A Walery Sławek już wtedy poruszał zagadnienie moralne: zagadnienie człowieka niepodległego w państwie niepodległym, człowieka zdolnego brać na się odpowiedzialność za całość spraw narodu i państwa. Było zapewne w rozmowach tych i wiele innych myśli i zagadnień, ale zawisły gdzieś w nierzeczywistej próżni. Te jednak o rozterkach i zgrzytaniach, o pracy organicznej i „organicznikach", 3 Deklaracja Wilsona — 81 1918 r. w 14-punktowym orędziu do Kongresu USA prezydent Wilson stwierdził, że z terenów bezsprzecznie polskich ma być utworzone niepodległe państwo polskie z wolnym dostępem do morza. ~212~ oraz o ludziach niepodległych i odpowiedzialnych zaczęły sprawdzać się w rzeczywistości, i dlatego pamiętam je i nigdy nie zapomnę. Kto nastroje społeczne pierwszych dni, a nawet pierwszych lat po uzyskaniu niepodległości wyzyskać będzie chciał ku duchowemu zbudowaniu przyszłych pokoleń, ten znajdzie materiał bardzo różnoraki. Na ogół to, co piękne i ofiarne, znalazło się na frontach walk: na lwowskim, poznańskim, śląskim, cieszyńskim — i wreszcie najważniejszym — sowieckim. Tam skupił się radosny entuzjazm, tam wola, tam zawziętość w obronie i zdobywaniu tego, co słusznie państwu odrodzonemu się należało. Ale komu los na tyłach pobyt i pracę wyznaczył, ten nieraz uginać się musiał pod brzemieniem krótkowzroczności, małoduszności, podłości i ohydy, jakie tu rozszalały. Walka o władzę... pozorna: bo w niej o zaszczyty, o wpływy, o zyski, o satysfakcję wreszcie chodziło, a nie o odpowiedzialność. Wyścig demagogiczny partii, poniżający człowieka, bo ogłupiający go fantastycznymi hasłami i obietnicami w celu wyłudzenia dla siebie poklasku, popularności, mandatów. Wyścig do tanich zysków, karier, zaszczytów. Zohydzanie najzasłużeńszych, którzy właśnie o dobro, o honor, o byt państwa łba nadstawiali; szerzenie o nich potwornych plotek i oszczerstw. Pamiętam Tadeusza Hołówkę, najserdeczniejsze z polskich serc, jak skarżył mi się w 1919 r.: Gdzież zagubił się ten entuzjazm, który teraz, po zrzuceniu tyloletniej niewoli, powinien świecić ze wszystkich polskich oczu? W błocie kłamstwa i niewolniczego warcholst-wa go zatopiono! — A było to przecie jeszcze przed mordem dokonanym na osobie prezydenta Narutowicza, po którym duży odłam społeczeństwa mordercę jako bohatera ogłaszał. Te nastroje i metody zaczęły wreszcie dusić się we własnym „zaduchu". Maj 1926 roku przewietrzył tę atmosferę, przełamał obyczaje, chociaż i dziś jeszcze odzywają się nieraz echa dawnej metody życia publicznego, to posłuch i ofiary znajdują już tylko wśród najciemniejszych i najnaiwniejszych. Drugą sprawą w naszych modlińskich rozmyślaniach „na progu niepodległości" była „praca organiczna". Początkowo i ona została ~ 213 - w życiu zobrzydzona. Pamiętamy wszyscy, jak to „niepodległościowcom" przeciwstawiano „fachowców". Pod tą piękną nazwą ukryć się usiłowała mniej piękna zasada, że państwu polskiemu na najwybitniejszych placówkach powinien służyć nie ten, kto o nie walczył, bo jest w każdym razie „dyletantem", ale ten, kto najlepiej, najdłużej służył zaborcom. I choć sporo tych „fachowców" przystąpiło do dzieła w wojsku, w administracji, a nawet w szkole w roli wychowawców młodzieży, to jednak szybko ich monopol na fachowość został przezwyciężony. Innego jednak rodzaju „organicznicy" wyszli od razu, z pierwszym brzaskiem niepodległości, na niwę publiczną jako siła bardzo dodatnia i praca bardzo pozytywna. Z zaczątków, które pomimo rządów obcych tworzyły się pod wszystkimi trzema zaborami, poczęli oni rozwijać dobrowolną pracę organizacji społecznych: w kierunku gospodarczym, spółdzielczym, prywatnego szkolnictwa i oświaty pozaszkolnej, a dalej: ruchu zawodowego, sportowego, przysposobienia wojskowego itd. Pomimo że i w te dziedziny partie wchodziły, biorąc je za odskocznię od agitacji, platforma pracy była tu jednak w zasadzie apolityczna; nadawała się do rzeczowej współpracy ludzi różnych przekonań oraz do współpracy dobrowolnego wysiłku społecznego z rządem i jego organami. Pracuje tu wielu „niepodległościowców", którzy po zawarciu pokoju, odłożywszy broń, rozwijać zaczęli w tych dziedzinach inicjatywę i entuzjazm. Rola tej gałęzi życia publicznego staje się coraz większa, a dla sprawy wychowania obywatelskiego ogółu coraz owocniej sza. Ale najważniejszą z owych spraw, poruszanych w rozmowach „modlińskich", okazała się Walerego Sławka sprawa niepodległego człowieka w niepodległym państwie. Data 11 XI 1918 r. jest oczywiście datą przełomową w dziedzinie faktów prawnych. Dla dziedziny faktów moralnych, zmiany dusz ludzkich i zmiany duszy zbiorowej narodu okres przełomu rozciąga się na wiele lat przed tą datą i na wiele lat po niej, i nie jest zamknięty do dnia dzisiejszego. Nie jest to sprawa tak prosta. Wielu wyobraża sobie, że ten, kto się w warunkach niewoli urodził i wychował, nosi piętno niewoli, a kto się wychował już w wolnym ~214~ państwie, jest automatycznie człowiekiem niepodległym. A przecież cechy charakteru człowieka niepodległego krystalizowały się bardzo silnie właśnie w duszach ludzi walki, cechy niewolnika, na odwrót, dziedziczone są nieświadomie często przez ludzi wychowanych już po roku 1918. Przejrzyjmy najważniejsze. Typ niewolnika cechuje przede wszystkim służalczość wobec obcych a zuchwałość wobec swoich, zwłaszcza wobec swojej władzy. Ten, kto zbawienie Polski przypisuje „państwom centralnym", koalicji czy rewolucji rosyjskiej, kto za bohaterów tego odrodzenia ogłasza Wilsona, Weyganda czy Lenina, ujawnia niewolnicze cechy charakteru. Kto idei odrodzeńczych dla przyszłości naszej wygląda z Francji, Włoch, Niemiec hitlerowskich, Rosji sowieckiej, ujawnia charakter niewolnika, choćby żołnierza zaborczego w Polsce już nie pamiętał. Kto bez skrupułów potrafi buntować się wobec zarządzeń władzy, wobec każdej nowej ustawy, kto wierzy skwapliwie podszeptom konspiracyjnych czy półkonspi-racyjnych instrukcji, ten ujawnia cechy niewolnika. Typ niewolnika cechuje następnie interesowny stosunek do państwa. Za czasów zaborczych państwo było złem koniecznym; gdy dawało ustępstwa, koncesje, zasługiwało w oczach wielu na tolerancję, na życzliwość nawet. Gdy tego nie czyniło, stosunek doń był wrogi. Ustosunkowywało się wówczas społeczeństwo nasze do państwa jak kontrahent, na podstawie targów i przetargów. Dziś jeszcze powszechny jest taki stosunek do państwa własnego. Dobre jest nam państwo, gdy daje korzyści naszej partii, klasie, zawodowi, dzielnicy, nam samym, a złe jest, gdy korzyści tych nie daje lub, naszym zdaniem, daje za mało, a obowiązków wymaga za wiele. Taki interesowny stosunek istnieje wprawdzie i gdzie indziej. Na zachodzie jednak podobne zjawiska wynikły ze zwyrodnienia walki demokracji z absolutnym monarchą; myśmy tej walki nie przeżyli, więc u nas targi z państwem są zupełnie „rodzimego", niewolniczego pochodzenia. Następną cechą charakteru niewolniczego jest pasożytnictwo. Niewolnik chętnie tuczy się tym, co ze stołów pańskich spadnie. U nas tego pasożytnictwa w życiu publicznym jest jeszcze wiele. ~215~ Wielkie idee, dogmaty i wiary duszy ludzkiej: religia, naród-lud, praca, brane są często bez ceremonii na codzienny użytek koterii i partii, dla zdobycia popularności, wygrania wyborów, a nawet dla udania się wiecu. Nazwiska ludzi wybitnych wyzyskiwane są jako odskocznia agitacyjna; gdy takie nazwisko da już z siebie tyle, ile potrzeba, można je potem odrzucić jak wyciśnięty owoc. Jest to również gest niewolnika, bo niewolnik człowieka nie szanuje, tylko ceni sobie korzyść, jaką zeń mieć może. Inną wreszcie cechą niewolnika to przesadny krytycyzm. Można krytykować wszystko i wszystkich, gdy się nie ma widoków realnej pracy i za nic odpowiedzialności wziąć się nie będzie mogło. Natomiast cechy charakteru człowieka wolnego są antytezami wymienionych zabytków niewolnictwa: wiara we własne siły i zdrowa ambicja narodowa, karność wobec władzy własnej, bezinteresowny, ofiarny stosunek do państwa, poczucie odpowiedzialności wreszcie za wygłaszane poglądy. Zbiorowe objawy ducha niepodległego ujawniały się już w r. 1863, a potem np. w epoce POW. Wtedy szerokie sfery społeczeństwa bez przymusu umiały podporządkować się samorzutnym nawet organom władzy i egzekutywy narodowej walczącej z zaborcą. Objawami ducha niepodległego był w 1918 roku poryw społeczeństwa do rozbrajania okupantów, poryw dobrowolnego spieszenia z pomocą pod Lwów i na Górny Śląsk, a w 1920 roku poryw ogólnej obrony przed inwazją. A potem, zwłaszcza po przewrocie majowym, widzimy coraz częściej już nie krótkotrwałe porywy, lecz bardziej systematyczne, choć mniej efektowne objawy codziennej współpracy z państwem i rządem w rozbudowie pozytywnych dziedzin życia. Ta zmiana stosunku obywatela do państwa ujawniona została w powszechnym powodzeniu pożyczki narodowej. Jest to ta sama postawa społeczeństwa, którą znał rok 1863, postawa bez przymusu zajmowana, a dziś już w najszerszych warstwach obowiązująca: społeczeństwo dobrowolnie bierze na siebie wysiłek, aby państwu swojemu służyć, aby rząd swój uczynić mocnym. Tak w ogólnym zarysie przedstawiają się w Polsce, w 15-lecie niepodległości, typy ludzi niewoli i ludzi niepodległych. ~216~ W rzeczywistości — rzecz jasna — typy te i cechy występują często w formie mieszanej, współistnieją i walczą w duszy tego samego nieraz człowieka, tego samego środowiska. Nieraz i ci nawet, którzy czynami swoimi dowiedli, że należą do ludzi niepodległych, ulegają nastrojom niewolniczym. Dlatego na miejsce wymierających „niepodległościowców", których walka hartowała, powstawać muszą coraz nowe typy niepodległe, zahartowane pracą codzienną, nieraz na pozór bardzo specjalną, ale bezinteresownie skierowane ku służbie swemu państwu. Typy sportowców, lotników Żwirki i Skarżyńskiego, konstruktora Wigury, których ogół w rzędzie bohaterów narodowych postawił, są typami niepodległymi przyszłości, a rodzić się mogą i rodzą się coraz częściej w każdym zawodzie. Typ tego bezrobotnego, który na pożyczkę narodową przyniósł przechowane od lat złote monety, bo chciał wzmocnić w ten sposób swe państwo, jest typem moralnym tej samej rasy. Rozważania te, na temat: Polska na progu Niepodległości, poświęciłem sprawie dojrzałości społeczeństwa do bytu niepodległego, a przede wszystkim człowieka niepodległego. Uczyniłem to dlatego, że w tej sprawie i dziś — w 15-lecie — znajdujemy się jeszcze naprawdę „na progu". Rozbudowa wewnętrzna państwa: wojska, szkolnictwa, administracji wszelkich działów, sprawa ustalenia linii i zdobycia pozycji w polityce zagranicznej, sprawa polityki gospodarczej, próg ten już dawno przekroczyły i osiągnęły wyniki wielkiej wartości. A dziedzina moralna, dziedzina przemiany dusz, kształtowania człowieka niepodległego — widocznie jest najtrudniejsza. Przełom zasadniczy i tu jest już poza nami. Typ niewolniczy już jest w odwrocie. Ramię w ramię obok człowieka walki tworzy się człowiek codziennej, pozytywnej pracy, umiejący sprawie państwa oddać swój wysiłek w całości. Ale pozostałości niewoli w tej dziedzinie moralnej jest jeszcze więcej niż w dziedzinach innych. Odrastają one jak chwasty, gdy tylko ustaje praca nad uszlachetnianiem dusz. Sprawa kształtowania duszy nowego człowieka, będąc najtrudniejszą, jednocześnie jest najbardziej zasadniczą, podstawową. Wia- ~217~ ra, że fakty materialne, przemiany ekonomiczne kształtują automatycznie nowy typ człowieka, zbankrutowała. Wpływ ideologii obcych typu niepodległego człowieka dla Polski nie stworzy. Pozycja ta osiągnięta musi być wolą własną i zbiorową pracą moralną narodu. Trwałą podstawą pomyślnej przyszłości w rozwoju materialnym i organizacyjnym oraz pięknych zdobyczy w dziedzinie ideowej i kulturalnej będą tylko charaktery ludzi. Doświadczenia społeczne a konstytucja Prace nad nową konstytucją BBWR podjął już w 1928 r. Przyspieszono je znacznie po wygranych w 1930 r. wyborach. Końcowa faza prac przypadła na lato 1933 r. Projekt przygotowywał znany prawnik Stanisław Car. Ideowy nadzór sprawował Walery Sławek. 26 stycznia 1934 r., naruszając procedury parlamentarne i wykorzystując nieobecność na sali postów opozycji, pilsudczycy przyjęli projekt konstytucji. Artykuł Skwar-czyńskiego jest bezpośrednią reakcją na ten fakt. Konstytucja, zwana później kwietniową (od daty podpisania przez prezydenta — 23 IV 1935 r.), a zwłaszcza jej przesłanie ideowe, zapisane w pierwszych dziesięciu artykułach, wydaje się być kwintesencją myśli Skwarczyńskiego. Dobrem naczelnym, wspólnym dla wszystkich obywateli, czyniła ona państwo; zobowiązywała obywateli do współdziałania z państwem w realizacji wspólnych celów; sankcjonowała zasadę elitaryzmu oraz zasadę jednolitej i niepodzielnej władzy prezydenta. W relacji państwo--społeczeństwo nadrzędność przyznawała temu pierwszemu. W relacji zaś jednostki i państwa na plan pierwszy wysuwała obowiązki przed prawami. Zakres tych praw uzależniony został od wartości wysiłku i zasług położonych dla dobra wspólnego. W artykule Skwarczyńskiego zwraca uwagę, pochwalana przez niego, koncepcja „Kadry Obywatelskiej", znana też pod nazwą Legionu Zasłużonych. Autorem tego pomysłu był Walery Sławek. Jednak nie znalazł on pełnego poparcia w obozie rządzącym. Skrytykował go również Józef Pilsudski, co miało decydujące znaczenie dla losów koncepcji. W trakcie konferencji z 31 stycznia 1934 r. Marszałek dowodził, iż nie da się w praktyce znaleźć wymiernego kryterium zasługi. Zapis o Legionie Zasłużonych nie znalazł się więc w konstytucji, lecz nie zniknął całkiem z myśli ustawodawczej. Jego reminiscencje odnaleźć można w ordynacji do senatu, w której czynne prawo wyborcze przyznano wyłącznie obywatelom odznaczonym orderami: Orła Białego, Virtuti Militari, ~219~ Odrodzenia Polski, krzyżami: Niepodległości, Walecznych, Zasługi, obywatelom legitymującym się przynajmniej średnim wykształceniem i tym, których inni wybrali do różnych organizacji przedstawicielskich o charakterze samorządowym. W pewnym uproszczeniu kryterium zasługi dla państwa zlewało się Z zasługą dla władzy, a z pewnością faworyzowało osoby z klas wyższych i sympatyków obozu rządzącego. Te bowiem grupy miały łatwiejszy dostęp do wiedzy i odznaczeń państwowych. Nie byty to jednak grupy liczne. Realizując ideę ordynacji, prawo głosowania w wyborach do senatu przyznano jedynie 2% spośród tych, którym prawo to przysługiwało poprzednio. Przedruk za: „Droga", nr l, ze stycznia 1934 (tekst przedrukowany później w: A. Skwarczyński, „Wskazania", Warszawa 1934). Ustrój polityczny i konstytucja, czyli jego wyraz ustawodawczy, to rzecz, która powinna być przez naród wypracowana. Tym lepiej, im bardziej praca ta nie jest tylko zewnętrznym przyswojeniem sobie pewnych norm i formuł, lecz sięga do głębi życia praktycznego i układa, ustala nakazy i nawyki życia publicznego wzdłuż wszystkich linii interesujących człowieka społecznego: gospodarczych, kulturalnych i moralnych, jednym słowem, kiedy nabiera cech tego, co Piłsudski nazywa „pracą moralną narodu". Inaczej tworzenie konstytucji staje się podobne do kupowania marynarki w sklepie ubrań gotowych: gdy jest modna i leży jako tako, bierze się ją. Praca moralna narodów nad konstytucją liberalną dokonała się w epoce rozpoczętej Wielką Rewolucją Francuską i odbywała się nie tylko faktami zewnętrznymi, o których w podręcznikach historii się czyta, jak zburzenie Bastylii itd., itd., lecz całym szeregiem przełomów w dziedzinie praktyki życiowej i struktury duchowej, całym splotem przemian gospodarczych, intelektualnych, moralnych. Praca moralna narodów, tworzących sobie konstytucje dyktatorskie czy „faszystowskie", tkwi swoimi macierzystymi korzeniami w tragicznych przeżyciach wojennych, a zatem jest równie jak tamta krwawa i głęboka. Polską reformę konstytucyjną, która obecnie wchodzi w swój decydujący okres, trzeba uważać dla nas — a może nie tylko dla -220- nas — za dzieło historyczne podobnego znaczenia. I pracę moralną narodu, która reformę na swych ramionach wydźwiga, wolno oceniać jako podobnie głęboką. Ci, którzy —jak to dziś często słychać w sferach politykujących różnych obozów — mówią, że reforma konstytucji małe w społeczeństwie „budzi zainteresowanie", chorzy są chyba na dziwną jakąś ślepotę. Prawdą jest tylko to, że publicyści, teoretycy konstytucyjni i politycy owej pracy moralnej narodu kształtującej nowe normy życia publicznego, a zatem wydźwigającej zręby nowego ustroju, nie umieli po większej części lub nie chcieli uświadomić sobie i drugim. I dlatego wyniki tej pracy nie zostały jeszcze w dostatecznej mierze przetłumaczone wśród ogółu na język sformułowań konstytucyjnych. To przetłumaczenie musi być jeszcze dokonane; ci, którzy przemądrze zapytują, czemu blok większości parlamentarnej, zamiast skodyfikowanego projektu, podaje do publicznej wiadomości tylko ogólnie sformułowane „tezy" konstytucyjne, niech sprawę tę wezmą pod uwagę. Wtedy pojmą, że przez owe tezy łatwiej ogółowi właśnie „przetłumaczyć" wyniki własnej jego pracy moralnej niż przez ostatecznie w prawniczych terminach skodyfiko-wane artykuły. Ale praca moralna nad poszczególnymi podstawowymi zasadami ustroju, nad poszczególnymi (powiem trochę przenośnie) rozdziałami konstytucji odbywa się w narodzie naszym bardzo intensywnie i dała już zdecydowane wyniki. Praca ta jest czymś o wiele głębszym niż tylko „zainteresowaniem", które wystarczyłoby w wypadku reformy konstytucji marcowej, której liczne wady odczuwane były przez społeczeństwo bardzo żywo i na ogół trzeźwo, bo krępowały i wypaczały jego pracę w różnych dziedzinach; od chwili wreszcie przełomu majowego, który tak, a nie inaczej przyjęty został przez naród właśnie z powodów, że tak powiem, ustrojowych. Szczególnie intensywnie przeorywa ta praca psychikę i strukturę społeczeństwa po przełomie, na gruncie warunków przezeń stworzonych. Odnosi się ona najpierw do „rozdziałów" mówiących o władzy, jej sile, jej podziałach czy skoncentrowaniu w rękach Głowy - 221 - Państwa. Tu szczególnie płodne będą doświadczenia przedmajowe: kiedy to parlament decydować chciał o wszystkim, nawet o operacjach wojennych (wyprawa wileńska 1919 r.), kiedy, dalej, z powodów niezrozumiałych dla najszerszego ogółu obywateli upadały jeden za drugim gabinety, obalane przez doraźne i chwilowe umowy tego ogółu rzekomych przedstawicieli, kiedy wreszcie w sprawach, należących do administracji państwowej w terenie, decydował nie wojewoda czy starosta, lecz poseł z danego okręgu. Przewrót majowy zrozumiany i poparty został przez ogół jako walka z tymi zwyrodnieniami ustrojowymi, z tymi uroszczeniami Sejmu. Ulica warszawska obrońców tamtego „reżimu" nazywała po prostu sejmem, mówiąc: „Sejm broni się w Belwederze", „Sejm chce uciec samolotami do Poznania", „Sejm cofnął się do Wilanowa" itd. Toteż w przeżyciach ogółu, jednocześnie z przewrotem, ta strona zagadnienia ustrojowego została w zasadzie załatwiona i dlatego już w parę miesięcy najpilniejsze szczegóły mogły znaleźć formę prawną w sierpniowych zmianach konstytucji marcowej. Ten etap pracy posunięty dalej i wykończony został niebawem. Gdy mianowicie zainteresowane sztaby partyjne starały się stworzyć reakcję i zmobilizowały swe kadry do warcholskiej i niedołężnej zresztą rewolty, ta rewolta szybko zlikwidowana została przez legalne zastosowanie represji i aresztów w stosunku do szeregu posłów — przywódców partyjnych. Opinia ogółu społeczeństwa — na krótki czas wstrząśnięta „Brześciem" — rychło zorientowała się, że sprawa zlikwidowana została najtańszym możliwie dla państwa kosztem, bo bez dopuszczenia do bardziej masowej rozgrywki, która pociągnęłaby za sobą, siłą rzeczy, ofiary niewinnych1. Jeszcze spokojniej dała opinia społeczna swą aprobatę na likwidację innej 1 Rewolta, o której wspomina Skwarczyński, to akcja Centrolewu, antysanacyj-nej opozycji grupującej stronnictwa parlamentarnego centrum i lewicy, która zaowocowała wiecem w Krakowie w czerwcu 1930 r. i zapowiedzią zorganizowania 21 takich wieców we wrześniu oraz utworzeniem wspólnej listy w wyborach do sejmu. Odpowiedzią obozu rządzącego było aresztowanie w nocy z 9 na 10 IX 1930 r. i osadzenie w twierdzy w Brześciu byłych posłów opozycji z rozwiązanego 30 sierpnia parlamentu — 12 posłów Centrolewu i 5 Ukraińców. W trakcie dalszych aresztowań do więzień trafiło kolejnych 84 posłów i senatorów. -222- próby rewoltowania mas, mianowicie na rozwiązanie Obozu Wielkiej Polski2. Te przeżycia społeczne określają pracę moralną społeczeństwa w stosunku do zagadnienia władzy, jej siły i autorytetu oraz stosunku władzy wykonawczej do ustawodawczej, przejawiającej przedtem „suwerenne" tendencje. Pojęcie tej suwerenności, czyli nadrzędności nad różnymi organami jednolitej władzy państwowej, związane teraz zostało w powszechnym pojęciu społeczeństwa z urzędem Prezydenta Rzeczypospolitej. Stało się to nie tylko przez logiczne zrozumienie istoty rzeczy, lecz i przez pracę Prezydenta Mościckiego, który nie tylko godnym sprawowaniem ścisłych funkcji swego stanowiska, lecz również umiejętnością wejścia w serdeczny kontakt z życiem i pracą całego społeczeństwa potrafił to społeczeństwo zmusić do przepracowania w sumieniu i umysłach sprawy roli Głowy Państwa i wykorzenić pozostałość uprzedniej epoki, że Prezydent to tylko reprezentant państwa wobec zagranicy, a rola jego wewnętrzna ogranicza się do „podpisywania" decyzji każdej naprędce skleconej umowy parlamentarzystów. Praca nad zasadami ustroju czy „rozdziałami konstytucji", mówiącymi „o prawach i obowiązkach obywateli" czy właściwie: o stosunku obywateli do państwa, odbywała się jednocześnie; do decydujących momentów, dających pozytywne wyniki, doszła jednak znacznie później, bo dopiero w ostatnich latach. Praca ta bowiem była znacznie trudniejsza. Zadaniem jej było gruntownie zmienić w pojęciu i w praktyce stosunek obywatela do państwa. Dla olbrzymiej większości nawet świadomych Polaków niepodległość przyszła bez ich zasługi. Toteż stosunek do tego nabytku był moralnie niedojrzały. U ogółu obywateli zrodziła się postawa, zdążająca do osiągnięcia korzyści dla siebie, swej warstwy, klasy, czy partii, tendencja myślenia o państwie w kategorii swych praw 2 Oprócz opozycji centrum i lewicy, walkę z sanacją o władzę podjął obóz narodowy. Najprężniejszą aktywność rozwijał utworzony w 1926 r. Obóz Wielkiej Polski (OWP). Oprócz działalności legalnej prowadził też nielegalną, głównie za pośrednictwem bojówek. Od 1932 r. władze państwowe rozpoczęły akcję delegalizowania placówek OWP. W 1933 r. zdelegalizowano całą organizację. - 223 - przede wszystkim, nie obowiązków, i absolutna u olbrzymiej większości nieobecność poczucia współodpowiedzialności za bezpieczeństwo, byt i dalszy rozwój państwa oraz brak imperatywu wewnętrznego, nakazującego współpracę w dziele ugruntowania tych dóbr. Pierwsze dni i lata niepodległości zagłuszone więc były zgiełkiem wewnętrznych walk, i to walk podjazdowych, tchórzliwych i niehonorowych o korzyści, kariery i pozorną władzę — pozorne, bo, broń Boże, nie łączącą się z odpowiedzialnością. Rok 1920, rok niebezpieczeństwa, które zbliżyło się do serca Polski, na chwilę przerwał te nastroje, zmuszając szeroki ogół do wysiłku i ofiarności. Niebezpieczeństwo trwało jednak zbyt krótko, by zmienić dusze. Samowiedza dokonanego wysiłku zasłonięta została szybko gawędami o „cudzie", o obcych zbawcach; ostało się w powszechnej opinii w dalszym ciągu poczucie nabytku bez zasługi własnej. Dopiero w sześć lat później ohyda tego interesownego stosunku do państwa sama zaczęła się dławić swymi jadami, lecz państwo omal się nie rozprzęgło. Kulminacyjnym punktem był mord dokonany na Prezydencie Narutowiczu, mord, który zrodził się nie z woli tylko obłąkanej jednostki, ale z mniej lub więcej świadomej intencji bardzo szerokich sfer, które później pamięć zabójcy gloryfikowały. Dopiero przewrót majowy starł ohydę tego stosunku, bo dokonany był nie w czyimkolwiek i jakimkolwiek interesie, lecz w imię honoru państwa, wobec dyshonoru w różne szaty przybranej chęci pasożytowania na jego dobrach. I wtedy zaczęła się praca moralna ludzi „pomajowych", praca dokonywana mozolnie krok za krokiem, uporczywie przeciwstawiająca się wszelkim wymogom „popularności", wytrwale ucząca w organizacjach społecznych i ich politycznej nadbudowie podporządkowywania interesów partykularnych nadrzędnej sprawie państwa i współpracowania z tym państwem i jego organami. Trwała ona, mimo trudności kryzysu gospodarczego, grożącego wciąż podstawom gospodarki państwowej i zniechęcającego szerokie sfery do podejmowania wysiłków, trwała mimo cisnącej się wciąż do ich szeregów (a również do ich własnych dusz) pozostało- ~224~ ści dawnej pasożytniczej postawy. Praca ta dąży niezmordowanie do zasadniczej przemiany moralnej społeczeństwa, przemiany stosunku obywatela do państwa i przemiany tej w gruncie rzeczy już dokonała, choć długo jeszcze w społeczeństwie błąkać się będą upiory wczorajszej przezwyciężonej postawy. Dziś już każdy świadomy człowiek w Polsce rozumie (a prosty chłopek rozumie to najczęściej lepiej niż niejeden „inteligent"), że pełnym obywatelem państwa jest ten, kto współpracuje na swoim odcinku w budowaniu siły i przyszłości Polski, kto czyni to bezinteresownie, posiadłszy umiejętność postawienia siebie całego w służbę, kto drogą tej współpracy zdobył poczucie współodpowiedzialności. Zrozumienie tej prawdy jest dziś powszechne i zastąpiło niedawne pojmowanie państwa jako potęgi stojącej na zewnątrz, z którą wchodzi się w umowy, na której można coś wymusić, od której można coś wyprosić lub wytargować. Ta prawda nie upowszechniła się drogą agitacji, agitacja bowiem jest sprzeczna z jej naturą. Zrazu została ona narzucona z góry, czego się wcale wstydzić nie należy; obecnie upowszechnia się coraz bardziej drogą praktyki dobrowolnej. I rzecz znamienna; ponieważ praktyka ofiarowania swych interesów na rzecz nadrzędnej sprawy państwa najpowszechniejsza i najcięższa była dla warstw pracujących, jest faktem obiektywnie co dzień stwierdzanym, że zrozumienie nowej prawdy stosunku obywatela do państwa głębsze jest wśród warstw pracujących niż w warstwach lepiej sytuowanych. Pożyczka Narodowa wymowną jest tego ilustracją. Takie, w najogólniejszym zarysie, są dzieje pracy moralnej społeczeństwa, przygotowującej postanowienia konstytucji o prawach i obowiązkach obywatela — postanowienia, śmiem twierdzić, najbardziej zasadniczej natury, które w konstytucji naszej są nowym, niespotykanym nigdzie nabytkiem i nową zdobyczą myśli ustrojowej. Kto bowiem istotną treść nowej konstytucji widzi we wzmocnieniu władzy państwowej i skupieniu jej niepodzielności w ręku Prezydenta, widzi bardzo ważną, ale zewnętrzną, pochodną stronę reformy. Kto ją widzi w takich czy innych zmianach uprawnień ~225~ Rządu, Sejmu, Senatu, w takich czy innych sposobach wybierania Prezydenta bądź obu izb, temu szczegóły przesłaniają istotę rzeczy. Kto zaś ją widzi w dążeniu do utrwalenia się obecnego „rógime'u", ten zatracił możność rzeczowego rozważania zagadnienia i uwiązł w czysto agitacyjnych metodach argumentowania. Istota rzeczy leży we wprowadzeniu instytucji Kadry Obywatelskiej. I jest rzeczą drugorzędną, czy w ostatecznym ukształtowaniu ustawy konstytucyjnej kadra ta będzie miała uprawnienia małe czy trochę większe; w każdym razie wprowadzenie jej ma znaczenie ogromne. Jest zerwaniem z zasadą mechanicznego egalitaryzmu, jest odrzuceniem zasady bazowania państwa na materialnym kolektywie rasy czy klasy, jest zaniechaniem myśli oparcia państwa na chwiejnej równowadze gry rozbieżnych interesów klas czy zawodów, jest natomiast znalezieniem trwałej podstawy państwa w obywatelu nowego typu. Pułkownik Walery Sławek, główny kierownik tej szkoły obywatela nowego typu, wypracowującego swój stosunek do państwa we współpracy z nim i we współodpowiedzialności, i główny twórca koncepcji Kadry Obywatelskiej, wypowiadał niejednokrotnie myśli, że dawne monarchie znajdowały trwałą podstawę dla państwa w osobie monarchy-właściciela. Później jednak, gdy wyzwalający się obywatel przeciwstawiał się temu monarsze, a tym samym państwu, podstawa ta zanikła lub była tylko chwiejną wpadkową gry sprzecznych sił. Dopiero typ obywatela, którego narodziny w Polsce opisałem wyżej, daje państwu na nowo oparcie trwałe. A takim obywatelem pełnym stać się może każdy, o ile potrafi dowieść czynem, że państwo uważa za swoją rzeczpospolitą, dla której bezinteresownie siebie stawia w służbę. Że ten właśnie moment bezinteresownego postawienia siebie w służbę państwu jest kryterium zaliczania do Kadry Obywatelskiej, dowodzi tego fakt uformowania jej zawiązku z kawalerów Virtuti Militari i Krzyża Niepodległości — odznaczeń najwyraźniej uwydatniających ów moment rozporządzalności i służby. Gdyby kryterium stanowiło co innego, np. zasługa, zawiązek kadry stanowić mogliby równie dobrze kawalerowie „Polski Odrodzonej". ~226~ Trwałość tego oparcia zrębów moralnych państwa polega oczywiście nie na żadnym automatyzmie, nie na konstrukcji prawnej dowcipnie napisanej czy nawet w życiu zbudowanej. Polega na woli ludzkiej, polega na pracy moralnej każdego człowieka: nad sobą i nad rzeczami, których kształtowanie potrafi wziąć na swoją odpowiedzialność. Różne ustroje i konstytucje w rozmaity sposób można klasyfikować. Niech więc wolno będzie tu wprowadzić jeszcze jeden sposób klasyfikowania: konstytucje łatwe i trudne. Konstytucje niezbyt odległe od dawnego absolutyzmu, w których obywatel mało się jeszcze różni od poddanego, są łatwe. Łatwe są również konstytucje demokratyczne dotychczasowego typu, których podstawę stanowi agitowanie mas. Jedne i drugie nie wymagają od obywatela wysiłku współpracy, lecz bierności: pierwsze — bierności posłusznej wobec władzy, drugie — biernego ulegania hasłom agitatora. Projektowana konstytucja polska jest trudna. Hartuje ona i selekcjonuje obywatela, narzucając mu ciągłą konieczność wysiłku — i to wysiłku nie dającego bezpośrednich korzyści osobistych. Właśnie owa Kadra Obywatelska nie tylko szereguje umiejących tym wymogom sprostać, czyniąc z nich trwałą a coraz szerszą podstawę sprawy państwa, ale również dla szerokiego ogółu, spośród którego każdy ma prawo do kadry być zaliczonym, stwarza stale działający imperatyw dorastania do wysokości takiego typu obywatela. Jest to trudniejsze niż być biernie posłusznym lub nawet niż rzeczowo zorientowawszy się w „programach" różnych partii brać udział w wyborach. Ta trudność konstytucji polskiej harmonizuje z trudnością naszego położenia geograficznego i kulturalnego, które wymaga od Polaka wielkiego zahartowania w służbie obywatelskiej, stawiając Polskę wobec stałej alternatywy: albo będzie państwem silnym, albo stanie się żerowiskiem sąsiadów. Indeks nazwisk Abramowski Edward (1868-1918), filozof, socjolog, twórca polskiej odmiany syn- dykalizmu, propagator kooperatyzmu 8, 11, 173, 203 Aleksander I (1777-1825), cesarz rosyjski od 1801, od 1815 król Polski 44 Anheł, ataman 52 Arciszewski Tomasz, ps. Stanisław (1877-1955), polityk, działacz PPS, poseł, współorganizator Centrolewu, 1944-47 premier rządu na uchodźstwie 211 Batory Stefan (1533-1586), książę Siedmiogrodu, od 1576 król Polski 122 Beneś Eduard (1884-1948), polityk czeski, 1918-35 minister spraw zagranicznych Czechosłowacji, 1935-38 i 1940-48 prezydent 112 Bergson Henri (1859-1941), filozof francuski, twórca kierunku zwanego intuicjoniz- mem 11 Beseler Hans (1850-1921), generał niemiecki, 1915-18 generał-gubemator warszawski 58 Biłek Jan, nauczyciel, współzałożyciel pisma dla nauczycieli „Zrąb" 205 Bismarck Otto (1815-1898), książę, 1871-90 kanclerz Rzeszy Niemieckiej 139 Bniński Adolf (1884-1942), hrabia, konserwatysta, wojewoda poznański, 1926 kandydował w wyborach prezydenckich 154 Bobrinskij Georgij (1863-1928), hrabia, 1914-15 rosyjski generał-gubernator Galicji 46 Bobrowski Emil (1878-1938), lekarz, legionista, działacz PPS, poseł 1919-29, wiceprezydent Krakowa 1921-23, od 1930 senator z ramienia BBWR 136 Briand Aristide (1862-1932), socjalista, wielokrotny premier Francji, 1926 laureat pokojowej Nagrody Nobla 103 Brzozowski Stanisław (1878-1911), krytyk literacki, filozof, pisarz; głosił tzw. filozofię czynu 8, 11, 104 Car Stanisław (1882-1938), prawnik, szef Kancelarii Cywilnej Naczelnika Państwa 1918-22 i Prezydenta RP 1926, parokrotny minister sprawiedliwości, poseł ~228~ z ramienia BBWR i wicemarszałek sejmu 1930-35, marszałek 1935-38, autor tez konstytucji kwietniowej 219 Chłopicki Józef (1771-1854), generał, dyktator i wódz naczelny w powstaniu listopadowym 27 Ciołkoszowa Lidia (ur. 1902), działaczka polityczna, od 1920 w PPS, od 1939 na emigracji 6 Czarnocki Wacław, ps. Denhoff (1894-1927), poeta, działacz niepodległościowy 14 Czartoryscy 164 Czartoryski Adam Jerzy (1770-1861), bliski współpracownik Aleksandra I, minister spraw zagranicznych Rosji 1804-06, na Kongresie Wiedeńskim 1815 działał na rzecz utworzenia Królestwa Polskiego; prezes Rządu Narodowego w powstaniu listopadowym, po którego upadku udał się na emigrację; w Paryżu utworzył konserwatywne ugrupowanie zwane Hotel Lambert 26, 27 Czechowicz Gabriel (1876-1938), dwukrotny minister skarbu 1926-29, postawiony w 1929 przed Trybunałem Stanu za wydatkowanie funduszy państwowych na akcję wyborczą BBWR; od 1934 związany z Polską Partią Radykalną, od 1937 ze Stronnictwem Pracy 181 Czikiel Józef (1873-1973), generał, 1922-23 dowódca Okręgu Korpusu w Krakowie; po wystąpieniach robotniczych XI 1923 usunięty ze stanowiska 147 Daniłowski Gustaw (1872-1927), pisarz, działacz PPS, legionista 11 Daszyński Ignacy (1866-1936), współzałożyciel i przywódca Polskiej Partii Socjal-no-Demokratycznej Galicji i Śląska, później zjednoczonej PPS, w listopadzie 1918 premier tzw. rządu lubelskiego, 1919-30 poseł, 1922-28 wicemarszałek sejmu, 1928-30 marszałek 30, 163 Dąbrowski Jan Henryk (1755-1818), generał, twórca Legionów Polskich we Włoszech 44, 122 Dąbrowski Tadeusz 9 Denhoff-Czarnocki Wacław zob. Czarnocki Wacław Denikin Anton (1872-1947), generał rosyjski; 1918-20 dowódca wojsk kontrrewolucyjnych na południu Rosji, potem na emigracji 51, 52 Długoszowski-Wieniawa Bolesław (1881-1942), legionista, generał, dyplomata, poeta, wieloletni adiutant Józefa Piłsudskiego; 1938-40 ambasador Polski w Rzymie; popełnił samobójstwo 18 Dmowski Roman (1864-1939), współzałożyciel i przywódca narodowej demokracji, pisarz polityczny; głosił konieczność współdziałania z Rosją, za największe dla Polski niebezpieczeństwo uznając ekspansję niemczyzny; w 1919 wraz z Ignacym Paderewskim reprezentował Polskę na konferencji pokojowej w Paryżu; po przewrocie majowym powołał dążący do odnowy ruchu narodowego Obóz Wielkiej Polski 43, 45, 46, 65, 112, 178 Dowbór-Muśnicki Józef zob. Muśnicki-Dowbór Józef Drucki-Lubecki Franciszek Ksawery zob. Lubecki-Drucki Franciszek Ksawery ~229~ Dubanowicz Edward (1881-1943), prawnik, działacz ruchu narodowego; przewodniczył Komisji Konstytucyjnej opracowującej konstytucje marcową; poseł 1919-28; po zamachu majowym wycofał się z aktywnego życia politycznego i poświecił pracy naukowej na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie 164 Dunin-Borkowski Piotr (1890-1949), konserwatysta, 1927-28 wojewoda lwowski, 1928-29 wojewoda poznański 170 Frisdte Andrzej 6 Fryderyk n Hohenzollern, zw. Wielkim (1712-1786), król pruski, inicjator I rozbioru Polski 139 Głąbióski Stanisław (1862-1943), prawnik i ekonomista, współtwórca obozu narodowego; zasiadał w parlamencie galicyjskim i wiedeńskim; 1919-28 poseł Związku Ludowo-Narodowego, 1928-35 senator 66, 123, 147 Gnoińska Maria zob. Skwarczyńska Maria z domu Gnoińska Grabski Stanisław (1871-1949), ekonomista, działacz polityczny, publicysta, poseł Związku Ludowo-Narodowego 1919-28, czterokrotnie minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego; po zamachu majowym poświęcił się pracy naukowej 45 Grabski Władysław (1874-1938), ekonomista, wielokrotny minister skarbu, premier 1920 i 1923-25; autor reformy budżetowej i walutowej z 1924 r., zastąpił markę polską złotówką; po zamachu majowym poświecił się pracy naukowej 66, 85, 102, 129, 147 Grigoriew, właśc. Hryhorjew Matwij (1885-1919), oficer armii carskiej; 1918 dowódca oddziałów walczących przeciwko wojskom niemieckim i rządom Skoro-padskiego; w styczniu 1919 zbuntował się przeciw Dyrektoriatowi i przeszedł na stronę bolszewików, po czym w maju wypowiedział im posłuszeństwo i mianował się atamanem; jego wojska rozbiła Armia Czerwona 52 Habsburgowie, dynastia niemiecka 1273-1780, uzyskała 1438 koronę cesarską 9 Haller Józef (1873-1960), generał, dowódca 2 Brygady Legionów, następnie tworzonego na Ukrainie II Korpusu; 1918 objął dowództwo formowanej we Francji tzw. błękitnej armii, na czele której wrócił do Polski wiosną 1919; dowódca frontu w wojnie 1920; przejął dla Polski Pomorze; 1926 przeszedł w stan spoczynku 120, 121 Hammerling Ludwik (1870-1935), działacz polonijny w USA; do kraju wrócił 1920; 1922 uzyskał mandat senatora; w jego majątku endecy i piastowcy prowadzili rozmowy koalicyjne; rychło potem, oskarżony o sprzeczną z polskim interesem narodowym postawę w czasie wojny, wyemigrował do USA, gdzie popełnił samobójstwo 147 Heltman Wiktor (1796-1874), po upadku powstania listopadowego wyemigrował do Francji; członek władz (Centralizacji) Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, autor Wielkiego Manifestu; czołowy publicysta i ideolog tego obozu 183 ~230~ Hodur Franciszek (1866-1953), biskup polskokatolicki, od 1893 w USA, 1898 ekskomunikowany; 1900 założył Narodowy Polsko-Katolicki Kościół w Ameryce; do 1951 uważany za zwierzchnika Kościoła Narodowego w Polsce 70 Hołówko Tadeusz (1889-1931), działacz PPS, ZWC, POW; jeden z redaktorów manifestu tzw. rządu lubelskiego Daszyńskiego; zwolennik federacyjnej koncepcji Piłsudskiego, najwięcej wysiłków włożył w opracowanie założeń polskiej polityki wschodniej i polityki wobec mniejszości narodowych; 1927-30 naczelnik Wydziału Wschodniego w MSZ; poseł PPS, od 1928 wiceprezes BBWR; zamordowany przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów 13, 17, 18, 44, 161, 189, 213 Hoppe Jan (1902-1969), publicysta, działacz polityczny 1930-39; redaktor Jutra Pracy", 1935-38 poseł na Sejm, 1937-38 w OZN; 1945-47 więziony w ZSRR, 1949-56 więziony pod fałszywymi zarzutami 199 Horzyca Wiłam (1889-1959), reżyser i krytyk teatralny 7, 189 Husarski Julian (1878-1930), inżynier górnik, publicysta, rzecznik kapitalizmu państwowego 172, 189 Huszno Andrzej (1891-1939), ksiądz katolicki; dzięki wsparciu biskupa Franciszka Hodura stworzył Polski Narodowy Kościół Katolicki; zmuszony do zaprzestania działalności, związał się z Kościołem prawosławnym 72 Izwolski Aleksandr (1856-1919), rosyjski minister spraw zagranicznych i ambasador Rosji w Paryżu 46 Jan Kazimierz (1609-1672), król polski 1648-68; abdykował i wyjechał do Francji 143 Jastrzębski Wincenty (1885-1977), samouk tokarz-metalowiec, autor kilku patentów; związał się z PPS, skazany na katorgę, wziął udział w rewolucji październikowej; 1934-37 wiceminister opieki społecznej; od 1948 w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej; do 1956 kolejno wiceminister komunikacji, skarbu, finansów 195 Jędrzejewicz Janusz (1885-1951), członek PPS, legionista, adiutant Piłsudskiego w Tymczasowej Radzie Stanu, członek kierownictwa konspiracji piłsudczykow-' skiej; po wojnie wrócił do pracy pedagogicznej; karierę polityczną rozwinął po zamachu majowym; poseł BBWR 1928-35, senator— 1935-38, premier 1933-34, minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego; autor reformy szkolnictwa, propagator haseł wychowania państwowego 5, 14, 17-19, 44, 189, 205 Jędrzejewicz Wacław (1893-1993), polityk, wojskowy, historyk; 1933-34 wiceminister skarbu, 1934-35 minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego; od 1939 na emigracji, organizator i dyrektor Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku, od 1992 generał brygady 14, 15, 18 Jodko-Narkiewicz Witold (1864-1924), od 1892 związany z PPS, bliski współpracownik J. Piłsudskiego; 1918-19 wiceminister spraw zagranicznych, poseł w Konstantynopolu, Rydze 9, 10 -231 ~ Judenicz Nikołaj (1862-1933), generał rosyjski, dowódca armii, jeden z czołowych „białych" generałów w wojnie domowej w Rosji; od 1920 na emigracji 86 Kamieński Henryk, ps. Filaret Prawdowski (1813-1865), działacz polityczny, ekonomista i filozof, uczestnik powstania listopadowego, zesłaniec, od 1851 na emigracji 28, 163 Kaufman Hugo (1879-1946), pedagog, działacz niepodległościowy; 1931-36 wizytator w Ministerstwie Wyznań i Oświecenia Publicznego 14 Kempner Stanisław (1857-1924), ekonomista 13 Kiernik Władysław (1879-1971), prawnik, od 1913 związany z PSL-„Piast"; poseł 1919-33, minister spraw wewnętrznych 1923 i rolnictwa 1925-26; aresztowany i skazany w procesie brzeskim; na emigracji 1933-39; po wojnie reprezentował PSL i Zjednoczone Stronnictwo Ludowe w sejmie do 1952; 1945-47 minister administracji publicznej, 1956-66 wiceprezes Towarzystwa „Polonia" 147 Koc Adam (1891-1969), komendant POW, pułkownik, odszedł z wojska 1928; poseł z ramienia BBWR 1928-36, senator OZN 1938-1939; 1929-31 redaktor naczelny opiniotwórczych dzienników sanacji: „Głosu Prawdy" i „Gazety Polskiej"; 1937-38 organizator i pierwszy szef OZN 1937-38 211 Kołłątaj Hugo (1750-1812), duchowny, pisarz, polityk, filozof, reformator szkół; w okresie Sejmu Czteroletniego najbardziej wpływowy przywódca Stronnictwa Patriotycznego 44, 122 Konarski Stanisław (1700-1773), pijar, pisarz polityczny, założyciel Collegium Nobilium, reformator szkolnictwa pijarskiego, propagator haseł wychowania obywatelskiego 122 Korczak Józef (1891-1920), żołnierz POW, faktyczny dowódca Pogotowia Bojowego PPS, poległ pod Mniszchami 211 Korfanty Wojciech (1873-1939), przywódca chrześcijańskiej demokracji; większa część jego biografii politycznej związana jest z Górnym Śląskiem; faktyczny dyktator III powstania śląskiego; poseł do sejmu w Warszawie i Sejmu Śląskiego, od 1930 senator; więzień brzeski, 1934 wyemigrował; jeden z założycieli Frontu Morges 123, 130, 154 Kościuszko Tadeusz (1746-1817), generał, uczestnik wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, 1794 naczelnik powstania 44, 75, 122 Krężel Adam (1871-1945), działacz chłopski, współzałożyciel PSL-„Piast", do 1928 poseł 72 Krzewski-Liljenfeld Karol zob. Liljenfeld-Krzewski Karol Kucharski Władysław (1884-1964), przemysłowiec galicyjski, związany z obozem narodowym; 1920-21 kierował Ministerstwem b. Dzielnicy Pruskiej; 1923 minister przemysłu i handlu oraz skarbu; obarczony odpowiedzialnością za niekorzystną dla skarbu państwa umowę przekazującą kapitałowi francuskiemu odbudowane przez rząd Zakłady Żyrardowskie wycofał się z życia politycznego 123 ~ 232 - Lenin Włodzimierz (1870-1924), założyciel partii bolszewickiej i jej ideolog, przywódca rewolucji październikowej, od 1917 przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych 215 Leszczyński Stanisław (1677-1766), król Polski 1704-1709, wybrany ponownie przez część szlachty w 1733 nie zdołał objąć tronu 122 Liljenfeld-Krzewski Karol (1893-1944), zawodowy wojskowy, literat; po 1939 poza krajem 15 Limanowski Bolesław (1835-1935), socjalista, socjolog, publicysta, historyk; współtwórca PPS w 1892, wspierał niepodległościową działalność Piłsudskiego; od 1922-35 senator 30, 122, 181, 183 Lloyd George David (1863-1945), polityk brytyjski, 1916-22 premier 103 Lubecki-Drucki Franciszek Ksawery (1779-1846), od 1821 minister skarbu Królestwa Polskiego; współtwórca planu rozbudowy Staropolskiego Okręgu Przemysłowego, założyciel Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego i Banku Polskiego; po wybuchu powstania 1830 udał się do Petersburga, gdzie wkrótce został członkiem rosyjskiej Rady Państwa 44 Ludkiewicz Seweryn 189 Malczewski Juliusz (1872-1940), generał, minister spraw wojskowych 10-15 V 1926; po przewrocie majowym spędził rok w więzieniu; 1927 przeniesiony w stan spoczynku 147 Marek Zygmunt (1872-1931), prawnik, działacz PPSD, po 1918 PPS, 1919-30 poseł 136 Marks Karol (1818-1883), filozof niemiecki, twórca tzw. socjalizmu naukowego 8 Matuszewski Ignacy (1891-1946), pułkownik, polityk, publicysta, 1932-39 redaktor „Gazety Polskiej", od 1939 na emigracji 19 Mickiewicz Adam (1798-1855), poeta, jeden z trzech „narodowych wieszczów" 8, 24, 28, 42, 122, 124, 163, 167, 197, 199, 201 Miedziński Bogusław (1891-1972), legionista, zawodowy wojskowy, poseł 1922-1938, 1927-29 minister poczt i telegrafów, od 1937 działacz OZN, 1938-1939 marszałek senatu; od 1939 na emigracji 18, 19 Mierosławski Ludwik (1814-1878), uczestnik powstania listopadowego; na emigracji jeden z przywódców Towarzystwa Demokratycznego Polskiego; walczył w Wielkopolsce w 1848; 1863 wybrany na pierwszego dyktatora powstania, po kilku nieudanych potyczkach opuścił pole walki 44, 183 Mochnacki Maurycy (1803-1834), krytyk literacki, publicysta, uczestnik powstania listopadowego; należał do spisku Piotra Wysockiego; po upadku powstania emigrował do Francji 27, 44 Mościcki Ignacy (1867-1946), chemik, profesor Politechniki Lwowskiej, założyciel i dyrektor fabryki związków azotowych w Chorzowie, 1926-39 prezydent RP 154, 181, 183, 223 Muśnicki-Dowbór Józef (1867-1937), generał, organizator i dowódca I Korpusu Polskiego w Rosji 1917-18, naczelny dowódca armii wielkopolskiej w czasie powstania wielkopolskiego; po wojnie przeszedł w stan spoczynku 149 ~233~ Narutowicz Gabriel (1865-1922), inżynier konstruktor, profesor politechniki w Zurychu; minister robót publicznych 1920-22, minister spraw zagranicznych 1922; 9 XH 1922, jako kandydat PSL-„Wyzwolenie", wybrany prezydentem RP głosami większości lewicowo-centrowo-mniejszościowej; zastrzelony w Zachęcie 16 XII przez Eligiusza Niewiadomskiego 116, 121, 125, 135, 143, 147, 198, 213, 224 Niemcewicz Julian Ursyn (1758-1841), pisarz i publicysta, twórca pierwszej polskiej komedii politycznej Powrót posła, autor Śpiewów historycznych 26, 27 Nietzsche Friedrich (1844-1890), filozof niemiecki, głosił koncepcję „woli mocy"; jego poglądy zwulgaryzowała ideologia faszyzmu niemieckiego 11 Niewiadomski Eligiusz (1869-1923), malarz, zabójca Gabriela Narutowicza 135 Norwid Cyprian Kamil (1821-1883), poeta, od 1849 tworzył we Francji 8, 122, 138, 140, 164, 185 Okrzeja Stefan (1886-1905), rewolucjonista, członek PPS i jej Organizacji Bojowej; stracony na stokach Cytadeli Warszawskiej 122 Opieliński Jan (1889-1918), oficer Legionów, komendant POW na terenie okupacji austriackiej 211 Paderewski Ignacy (1860-1941), światowej sławy pianista, kompozytor; ofiarny patriotyzm i wspieranie akcji Komitetu Narodowego Polskiego zbliżyły go do polityki; w styczniu 1919 został premierem, ministrem spraw zagranicznych i delegatem Polski na paryską konferencję pokojową; 1922 wrócił do działalności artystycznej; 1936 był współzałożycielem Frontu Morges; 1940 został przewodniczącym Rady Narodowej na emigracji 54, 59-61, 112, 121 Petlura Symon (1877-1926), polityk ukraiński, przywódca Ukraińskiej Republiki Ludowej 1918-1920; od 1920 na emigracji 51, 83 Pifchal Marian 5 Piłsudski Józef (1867-1935), zesłaniec syberyjski, socjalista; inicjator powołania Organizacji Bojowej PPS, organizator związków strzeleckich w Galicji, komendant ZWC, organizator polskiego czynu zbrojnego w I wojnie światowej, dowódca I Brygady; po tzw. akcie 5 listopada wszedł do Tymczasowej Rady Stanu; aresztowany przez Niemców, osadzony w twierdzy magdeburskiej, powrócił do kraju 10 XI1918 r.; autorytet zbudowany w czasie wojny sprawił, iż w odradzającym się państwie powierzono mu władzę najwyższą; był Naczelnikiem Państwa do wyborów prezydenckich 1922; pełnił również funkcję Naczelnego Wodza; 1923 wycofał się z życia politycznego; w maju 1926 dokonał zamachu stanu, stając się faktycznym dyktatorem; oficjalnie sprawował aż do śmierci tylko funkcję ministra spraw wojskowych i generalnego inspektora sił zbrojnych; od X 1926 do VI 1928 i od VIII do XII 1930 był premierem 6, 8-14, 16, 18, 19, 23, 30, 36, 41, 43, 55, 70, 85, 86, 104, 114, 116, 120, 121, 123-125, 129, 138, 139, 141-149, 151, 152, 154-157, 159, 162, 163, 165, 169, 175, 181, 182, 185, 193, 197, 198, 202, 212, 219, 220 ~234~ Pohoska Hanna (1895-1935), historyk, pedagog; od 1931 kierowała pracami Zespołu Wychowania Obywatelskiego w związku ze zmianą programów szkolnych, współredagowała pismo dla nauczycieli „Zrąb" 205 Pohoski Jan (1889—1940), działacz niepodległościowy, od 1921 zatrudniony w magistracie Warszawy, 1934-39 wiceprezydent stolicy, 1939-40 zastępca burmistrza; rozstrzelany w Palmirach 14 Poniatowski Józef (1763-1813), książę, bratanek króla Stanisława Augusta, minister wojny Księstwa Warszawskiego; mimo wielokrotnych namów cara Aleksandra I nie przeszedł na stronę rosyjską 44, 122 Ponikowski Antoni (1878-1949), profesor Politechniki Warszawskiej od 1916 (rektor 1921 i 1923-24; XII 1917-XI 1918 i IX 1921-VI 1922 minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego, IX 1921-VI 1922 premier, działacz Chrześcijańskiej Demokracji, 1930-35 poseł 121 Popiel Karol (1887-1977), działacz niepodległościowy przed I wojną światową, od 1920 jeden z przywódców Narodowej Partii Robotniczej, a po jej połączeniu z chadecją — Stronnictwa Pracy; 1922-27 poseł; 1926 represjonowany, 1930 więzień brzeski 147 Posseltówna Irena (1893-1975), nauczycielka, dyrektorka gimnazjum W. Szacht-majerowej, do którego uczęszczały córki Józefa Piłsudskiego, związana z organizacją nauczycielską „Zrąb" 205 Potocki Ignacy (1750-1809), jeden z przywódców obozu reform z okresu Sejmu Czteroletniego, przewodniczył Towarzystwu do Ksiąg Elementarnych 122 Prądzyńska Anna zob. Skwarczyńska Anna z domu Prądzyńska Putek Józef (1892-1974), prawnik, publicysta, działacz chłopski; związany najpierw z PSL-„Piast", od 1923 z PSL-„Wyzwolenie", od 1931 we władzach połączonego Stronnictwa Ludowego; poseł od 1919 do 1935 i 1938-39; 1939-45 więzień obozów hitlerowskich 72 Raszewski Kazimierz (1864-1941), generał, szef Wydziału Wojskowego Naczelnej Rady Ludowej w Poznaniu, dowódca Okręgu Korpusu Poznań; 1925 przeniesiony w stan spoczynku 149 Romanowicz Tadeusz (1843-1904), uczestnik powstania styczniowego, polityk galicyjski, demokrata, założyciel „Nowej Reformy", obrońca tradycji powstańczej, 1880-1904 poseł do galicyjskiego Sejmu Krajowego i 1901-02 do parlamentu austriackiego 64 Rotter Jan (1850-1906), dyrektor Wyższej Szkoły Przemysłowej w Krakowie, 1895--1906 poseł do parlamentu austriackiego i 1900-06 do galicyjskiego Sejmu Krajowego 64 Rozwadowski Tadeusz (1866-1928), generał, od 1922 do maja 1926 główny inspektor kawalerii, w czasie zamachu majowego dowódca wojsk rządowych; 1927 przeniesiony w stan spoczynku 148 ~235~ Rydz-Śmigły Edward (1886-1941), oficer I Brygady, komendant POW, jeden z czołowych dowódców wojny 1920, do 1935 Inspektor Armii Wilno; od 13 V 1935 Generalny Inspektor Sił Zbrojnych, 1936 mianowany marszałkiem; aspirował do urzędu głowy państwa 36, 211 Sazonow Siergiej (1861-1927), polityk rosyjski, minister spraw zagranicznych 45 Schopenhauer Artur (1788-1860), filozof niemiecki, prekursor filozofii życia 11 Schultze Erich (1875-1918), szef tajnej policji niemieckiej w Warszawie, zastrzelony l X 1918 z wyroku Komendy Naczelnej POW 212 Seyda Marian (1879-1967), czołowy działacz narodowej demokracji, dziennikarz, redaktor „Kuriera Poznańskiego", poseł 1919-27 i senator 1928-35, minister spraw zagranicznych V-X 1923, wiceminister do XII 1923; 1939-44 w rządzie polskim na uchodźstwie; pozostał na emigracji 123 Sienkiewicz Henryk (1846-1916), pisarz, laureat Nagrody Nobla 1905 za powieść Quo vadis 35 Sieroszewski Wacław (1858-1945), pisarz, socjalista; od 1908 blisko związany z Józefem Piłsudskim; minister propagandy w rządzie Ignacego Daszyńskiego, 1927-30 prezes Związku Zawodowego Literatów, 1933-39 prezes Polskiej Akademii Literatury, 1935-38 senator 30 Sikorski Władysław (1881-1943), generał, szef Departamentu Wojskowego Naczelnego Komitetu Narodowego; w 1918 walczył z Ukraińcami w Galicji Wschodniej, dowodził 5, a później 3 Armią w wojnie 1920, 1921-22 szef Sztabu Generalnego, 1922-23 premier, 1924-25 minister spraw wojskowych, 1939-43 premier i Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych 6, 18, 147, 155 Skarżyński Stanisław (1899-1942), pilot wojskowy; dokonał przelotu wokół Afryki, pokonał Atlantyk ustanawiając międzynarodowy rekord odległości lotu 217 Skirmunt Konstanty (1866-1949), dyplomata; 1917-19 członek Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu; 1921-22 minister spraw zagranicznych 112 Skoropadski Pawło (1873-1945), rosyjski generał, w 1918 przywódca (hetman) państwa ukraińskiego 51 Skrzyński Aleksander (1882-1931), prawnik, dyplomata w służbie monarchii austro- -węgierskiej; w polskim MSZ od 1919 kolejno: poseł w Bukareszcie 1919-22, minister spraw zagranicznych 1922-23 i 1924-25; premier rządu XI 1925- -V 1926; po zamachu majowym wycofał się z czynnego życia politycznego 147 Skulski Leopold (1876-1939), inżynier chemik; działacz obozu narodowego 1919-22 poseł na sejm, 1919-20 premier; w latach trzydziestych szukał zbliżenia z sanacją, wstąpił do OZN; zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach po uwięzieniu przez władze ZSRR 61 Skwarczyńska Anna z domu Prądzyńska (żona Adama i Stanisława) 15 Skwarczyńska Maria z domu Gnoińska (matka) 8 Skwarczyński Stanisław (1888-1981), brat Adama, legionista, generał, 1938-39 szef OZN; 1939-45 w niewoli niemieckiej; po 1945 na emigracji 8, 15 ~236~ Skwarczyński Wincenty (ojciec) 8 Sławek Walery (1879-1939), pułkownik, jeden z najbliższych współpracowników Józefa Piłsudskiego; od 1900 w PPS, jeden z przywódców jej Organizacji Bojowej, współorganizator niepodległościowego ruchu paramilitarnego w Galicji, 1914-15 służył w Legionach, od 1915 organizował w Warszawie POW; 1924-36 prezes Związku Legionistów, 1928-35 prezes BBWR, 1928-38 poseł, 1930-31 i 1935 trzykrotny premier; popełnił samobójstwo 14,18,187-189,195,212,214,219,226 Słowacki Juliusz (1809-1849), poeta i dramatopisarz, jeden z czołowych polskich twórców romantyzmu 5, 8, 28, 162, 185 Smółka Franciszek (1810-1899), prawnik, liberalny polityk galicyjski; jeden z przywódców polskiego ruchu narodowego w Galicji, od 1861 poseł do galicyjskiego Sejmu Krajowego i od 1862 do parlamentu w Wiedniu 64 Sokołowskij, ataman 52 Sosnkowski Kazimierz (1885-1969), generał, polityk, bliski współpracownik Józefa Piłsudskiego w PPS, Organizacji Bojowej, ZWC, I Brygadzie i Tymczasowej .. Radzie Stanu; w lipcu 1917 wraz z Piłsudskim osadzony w twierdzy magdeburskiej; od 1918 w WP: dowódca okręgu warszawskiego, 1919-20 wiceminister, 1920-25 x minister spraw wojskowych; podczas zamachu majowego próbował popełnić samobójstwo; w kampanii wrześniowej dowódca Frontu Południowego; 1943-44 Wódz Naczelny Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie; pozostał na emigracji 10,23 Stapiński Jan (1867-1946), działacz ludowy; 1895 współzałożyciel Stronnictwa Ludowego, 1898-1900 i 1907-18 poseł do parlamentu austriackiego, 1900-14 do galicyjskiego Sejmu Krajowego, 1913-24 prezes PSL-Lewicy, 1919-22, 1928-30 (z listy BBWR) poseł na Sejm RP 81 Starzyński Stefan (1893-1943), działacz społeczny, ekonomista; 1929-34 wiceminister skarbu, od 1934 komisaryczny prezydent Warszawy, poseł BBWR 1930-31, zamordowany przez hitlerowców 17 Stpiczyński Wojciech (1896-1936), czołowy publicysta obozu Piłsudskiego, redaktor kolejno: „Głosu Prawdy", „Gazety Polskiej", „Kuriera Porannego" 18 Szczepanowski Stanisław (1846-1900), pionier przemysłu naftowego w Galicji, rzecznik pracy organicznej; 1886-97 poseł do parlamentu austriackiego; 1889-99 do galicyjskiego Sejmu Krajowego 122 Struk, ataman 52 Szpotański Tadeusz (1883-1944), nauczyciel, publicysta; od 1904 w PPS, 1927-34 wiceprezydent Warszawy 74 Śliwiński Artur (1877-1953), działacz niepodległościowy, polityk, historyk, dramatopisarz, naczelny dyrektor Teatrów Miejskich w Warszawie, dyrektor Polskiego Banku Komunalnego, 1935-38 senator, 1922 premier 18 Świeżyński Józef (1868-1948), od 1905 związany z narodową demokracją, członek jej gremiów kierowniczych; premier z nominacji Rady Regencyjnej 1918; 1919 wycofał się z życia politycznego 102 ~237~ ŚWitalski Kazimierz (1886-1962), polityk, bliski współpracownik J. Piłsudskiego; . 1928-29 minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego, IV-XII 1929 premier, 1930-35 marszałek sejmu, 1935-38 wicemarszałek senatu, 1935-36 wojewoda krakowski; 1948-55 więziony, zrehabilitowany 13, 17, 18, 20, 146 Thugutt Stanisław (1873-1941), działacz spółdzielczy, polityk, od 1914 związany z obozem niepodległościowym; od 1917 w PSL-„Wyzwolenie", 1922-23 prezes partii, 1922-27 poseł, 1918-19 minister spraw wewnętrznych, 1924-25 wicepremier; współorganizator Centrolewu; od 1931 członek władz SL 13, 15, 44,212 Traugutt Romuald (1826-1864), ostatni dyktator powstania styczniowego, aresztowany 10 IV 1864, stracony wraz z czterema towarzyszami na stokach warszawskiej Cytadeli 44, 122 Wasilewska Wanda (1905-1964), pisarka, działaczka socjalistyczna, później komunistyczna; 1940-64 deputowana do Rady Najwyższej ZSRR, VII-XII 1944 wiceprzewodnicząca PKWN 6 Wasilewski Leon (1870-1936), publicysta, polityk, socjalista, bliski współpracownik J. Piłsudskiego, 1918-19 minister spraw zagranicznych 6 Wasylewski Bolesław 8, 20 Weygand Maxime (1867-1965), generał francuski, w 1920 szef francuskiej misji wojskowej w Polsce 215 Wielopolski Aleksander (1803-1877), naczelnik rządu cywilnego w Królestwie Polskim 1862-63; starał się podjąć program reform, mieszczących się w ramach politycznych ustępstw przewidzianych przez władze carskie, ale nie zaspokajających oczekiwań polskiego społeczeństwa; w celu niedopuszczenia do wybuchu powstania zarządził brankę do wojska i tym samym przyspieszył bieg wydarzeń; znienawidzony, odsunięty od władzy, udał się na emigrację 44 Wieniawa-Długoszowski Bolesław zob. Długoszowski-Wieniawa Bolesław Wigura Stanisław (1901-1932), pilot i konstruktor samolotów RWD; 1932 wraz z F. Żwirką zwycięzca zawodów lotniczych Challenge; zginał w wypadku lotniczym w Czechosłowacji razem z F. Żwirką 217 Wilson Thomas Woodrow (1856-1924), polityk amerykański, prezydent 1912-20 121, 212, 215 Witos Wincenty (1874-1945), działacz ludowy, polityk, od 1903 związany ze Stronnictwem Ludowym, które reprezentował 1908-14 w galicyjskim Sejmie .«!. Krajowym i 1911-18 austriackim; 1914-18 wiceprezes, 1918-31 prezes PSL-.-,'•? -„Piast", 1918-19 przewodniczący Polskiej Komisji Likwidacyjnej w Krakowie; 1919-30 poseł na sejm; 1920-21, 1923, 10-15 V 1926 trzykrotny premier; współorganizator Centrolewu; w 1930 osadzony w twierdzy brzeskiej; 1933-39 na emigracji w Czechosłowacji; 1939-41 więziony przez Niemców 102, 103, 129, 130, 146, 147, 148, 154, 155, 159 ~238~ Władysław IV Waza (1595-1648), od 1632 król Polski, 1610 powołany na tron moskiewski; dwukrotnie odbywał nieudane wyprawy po rosyjską koronę, marzył o koronie szwedzkiej 122 Worcell Stanisław (1799-1857), działacz i pisarz polityczny, po upadku powstania listopadowego wyemigrował; współpracował z Joachimem Lelewelem; wydalony z Francji za agitację rewolucyjną, organizował w Anglii Gromadę Grudziąż; propagował utopijny socjalizm 28 Woronicz Jan Paweł (1757-1829), biskup krakowski, od 1828 arcybiskup warszawski i ostatni prymas Królestwa Polskiego; poeta, głosił idee posłannictwa dziejowego Słowiańszczyzny, a szczególnie Polski 26 Wrangel Piotr (1878-1928), generał rosyjski, głównodowodzący Sił Zbrojnych Południa Rosji; po klęsce w starciach z bolszewikami na Krymie w 1920 wyjechał do Francji 83, 86 Wyspiański Stanisław (1869-1907), malarz, poeta, dramaturg; jego dzieła stały się pożywką dla uśpionej myśli niepodległościowej; wieszcz strzelców i legionistów 8, 122 Zagórski Włodzimierz (1882-1927), oficer austriacki, szef sztabu Komendy Legionów; 1918 szef Sztabu Generalnego WP, podczas przewrotu majowego 1926 dowodził lotnictwem po stronie rządowej; uwięziony i zwolniony w 1927, zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach 148 Ziemiałkowski Florian (1817-1900), liberalny polityk galicyjski; 1848-49 i 1867-88 poseł do parlamentu austriackiego, 1861-63 i 1866-95 do galicyjskiego Sejmu Krajowego, 1873-88 minister do spraw Galicji 64 Żeligowski Lucjan (1865-1947), oficer armii rosyjskiej, generał WP, dowódca dywizji i frontu 1919-20, naczelny dowódca wojsk Litwy Środkowej 1920-22, inspektor armii 1921-25 i 1926-27, minister spraw wojskowych 1925-26, w stanie spoczynku od 1927; 1935-39 poseł BBWR i OZN; od 1939 na uchodźstwie 85, 147 Żełenyj, ataman 52 Żeromski Stefan (1864-1925), pisarz, czołowy przedstawiciel modernizmu w prozie polskiej 8 Żółkiewski Stanisław (1547-1620), hetman wielki koronny i kanclerz wielki koronny, wódz w wojnach Stefana Batorego i Zygmunta III; walczył z Moskwą, Szwedami i Turkami; zginął podczas odwrotu spod Cecory 122 Żwirko Franciszek (1895-1932), pilot, razem ze S. Wigurą w 1932 zwyciężył w zawodach lotniczych Challenge i zginał wraz z nim w katastrofie lotniczej 217 Spis treści Wstęp — Daria Nałęcz ................. 5 .-Zagadnienia patriotyzmu polskiego ............. 23 Teoria i praktyka .................... 30 Ideologia pasożytnicza ................. 33 Wojsko a wódz ................... 36 Straszak bolszewizmu ................. 41 Polityka narodu czy klasy ................. 43 Przygotowujemy pokój .................. 49 Klucz sytuacji w rękach lewicy ............... 54 Po dymisji Paderewskiego ................ 59 O podstawach demokracji ................ 63 W przededniu ruchu religijnego w Polsce ........... 70 Święto konstytucji .................. 74 Egoizm klasowy ......... .... ......... 77 Na progu nowej epoki ................. 82 Wielki tydzień Polski ................. 88 O władzę życia ................... 92 Partie a życie narodowe Polski .............. 100 Praca społeczno-wychowawcza ............... 104 Pod hasłem silnej władzy ................ 110 Walka o nową Polskę ................... 116 O pracy moralnej narodu ........... i .... 123 Droga wyjścia z rozstroju ........... .,, .... 129 Myśli z powodu styczniowej mowy Piłsudskiego ........ 138 Czego chciał i co osiągnął Piłsudski ............. 146 Nakazy chwili .................... 149 Nie igrajcie Panowie z ogniem .............. 151 Piłsudski nie zawiedzie. Naród mu ufa i — współdziała ...... 154 Rewolucja moralna .................. 157 ~ 240 ~ Odzyskana hramota .................. 161 Kryzys demokracji .................. 169 Kadra ideowa a obóz polityczny .............. 175 O podstawy demokracji ................. 181 Uspołecznienie państwa ................. 187 Podstawy pracy w zespole ................ 199 Straż Przednia .................... 205 Polska na progu niepodległości .............. 211 Doświadczenia społeczne a konstytucja ........... 219 Indeks nazwisk ................... 228 BIBUOTEKAłHSTYTUTUWSTORYCZffiGO Uniwersytetu Warszaw:- . Biblioteka IHUW 1076004187 W sprzedaży: Stanisław Car — Polska koncepcja autorytaryzmu Wstęp, wybór i opracowanie Jacek M. Majchrowski Ignacy Daszyński o państwie, demokracji i parlamentaryzmie Wstęp, wybór i opracowanie Michał Śliwa Roman Dmowski o ustroju politycznym państwa Wstęp, wybór i opracowanie Krzysztof Kawalec Adam Doboszyński o ustroju Polski Wstęp, wybór i opracowanie Bogumił Grott Wfadyslaw Leopold Jaworski o prawie, państwie i konstytucji Wstęp, wybór i opracowanie Michał Jaskólski Mieczysław Niedziałkowski o demokracji i parlamentaryzmie Wstęp, wybór i opracowanie Michał Śliwa Roman Rybarski o narodzie, ustroju i gospodarce Wstęp, wybór i opracowanie Szymon Rudnicki W przygotowaniu: Jan Bobrzyński o kwestiach ustrojowych Drugiej Rzeczypospolitej Wstęp, wybór i opracowanie Edward Czapiewski Wacław Makowski o ustroju Polski Wstęp, wybór i opracowanie Władysław T. Kulesza Maciej Rataj o parlamentaryzmie, państwie demokratycznym i sanacji Wstęp, wybór i opracowanie Arkadiusz Kołodziejczyk Stanisław Thugutt o parlamentaryzmie i demokracji Wstęp, wybór i opracowanie Władysław Wic