Rudolf Steiner DUCHOWI PRZEWODNICY CZŁOWIEKA Rudolf Steiner DUCHOWI PRZEWODNICY CZŁOWIEKA 1994 Wydawnictwo GENESIS Gdynia Rudolf Steiner „Duchowi przewodnicy człowieka" Wykłady wygłoszone 6-8.06.1911 r. w Kopenhadze Tytuł oryginału: Die geistige Fuhrung des Menschen und der Menschheit Geisteswissenschaftliche Ergebnisse iiber die Menschheits-Entwicklung Copyright © Rudolf Steiner-Nachla6verwaltung, Dornach/Schweiz Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo GENESIS, Gdynia 1994 Translation Copyright © Michał Waśniewski Pierwsze wydanie w języku polskim Redakcja: Michał Waśniewski Skład: FOTOEDYTOR Gdańsk Projekt okładki: Marek Paliński, Foto: Krzysztof Zaręba ISBN 83-86132-02-7 Wydawnictwo GENESIS 81-401 Gdynia, ul. Świętojańska 130/9, tel:20-27-75 Jeżeli nie rozwijamy w sobie poczucia przenikającego nas do głębi, że istnieje coś wyższego ponad nas samych, nie znajdziemy też w sobie sił, by rozwinąć się ku czemuś wyższemu R. Steiner Rudolf Steiner — filozof, twórca prądu nazwanego przez siebie antropozoftą. Nazwą tą określił mądrość o człowieku osiągniętą przez badanie świata duchowego metodami naukowymi, przy czym słowo naukowe oznacza racjonalny sposób postępowania — podobnie jak w przypadku badań przyrodniczych — umożliwiający każdemu człowiekowi rozwiniecie utajonych właściwości, które pozwalają na poznanie świata nadzmysłowego. Wiedza opisywana przez Steinera dotyczy wielu zagadnień. Zajmował się badaniem naukowym dzieł Goethego, był wydawcą, pedagogiem, wykładowcą, architektem i artystą. Wraz z dr Itą Wegman był twórcą podstaw medycyny antropozoficznej, traktującej chorobę człowieka w aspekcie całego ludzkiego organizmu składającego się nie tylko z ciała fizycznego, ale również z duszy i ducha. Swoimi wykładami dał impuls do rozwoju rolnictwa biodynamicznego. Razem z Marią Steiner stworzył nową dziedzinę sztuki ruchu—eurytmię. Był prekursorem architektury organicznej. Swoimi pracami inspirował rozwój rzeźby i malarstwa. Był twórcą nowej, alternatywnej pedagogiki. Oparte na podanych przez niego zasadach Wolne Szkoły, o całkowicie odmiennym podejściu do dziecka, zdobyły sobie — zwłaszcza w wielu krajach Europy — wielkie uznanie. Pisał dramaty, był autorem wielu książek, rozwijał nauki społeczne. Nie ma chyba dziedziny, w której nie byłby aktywny. Najważniejsze jednak dzieło jakie po sobie zostawił, to tysiące wykładów ukazujących różne aspekty otaczającego nas świata z punktu widzenia wiedzy duchowej. Prawdy te mogą się wydawać — zwłaszcza przy powierzchownym zetknięciu — trudne do przyjęcia. Gdy jednak zagłębimy się w nie, gdy zadamy sobie trud poddania ich obiektywnej ocenie własnego rozumu, wtedy spostrzegamy, że pełen niewyjaśnionych zagadek świat, chociaż nadal niezgłębiony, objawia się nam w doskonałej harmonii i daje nam możliwość pójścia samemu tą drogą, która prowadzi do oglądu duchowego. PRZEDMOWA DO PIERWSZEGO WYDANIA KSIĄŻKI W wydaniu tym podana jest ponownie treść wykładów, które były przeze mnie wygłoszone w czerwcu tego roku w Kopenhadze, bezpośrednio po walnym zgromadzeniu Skandynawskiego Towarzystwa Teozoficznego. To, co zostało tam powiedziane nie jest obce tym, którzy znają wiedzę duchową lub teozofię. Znajomość ta jest założeniem, gdyż wszystko tutaj oparte jest na podstawach, które podane są w moich książkach „Teozofia" oraz „Wiedza tajemna". Jeśli weźmie do ręki tę książkę ktoś, kto nie jest wprowadzony w te założenia, to musi postrzegać ją jako wytwór zwykłej fantastyki. Wspomniane książki wskazują naukowe podstawy tego wszystkiego, co zostało tutaj przedstawione. Jest to stenograficzny zapis wykładów, które nie zostały przeze mnie opracowane. Jednak przy ich opublikowaniu zachowano charakter, jaki był nadany słowu mówionemu. Należy o tym szczególnie wspomnieć, gdyż uważam że forma, która jest wskazana dla odbioru przez czytanie, powinna być zupełnie inna niż ta, która była przeznaczona dla formy wykładu. Jeżeli daję to wydanie w formie założonej dla słowa mówionego, to czynię tak dlatego, że mam podstawy, aby ten zapis właśnie teraz mógł się pojawić. Natomiast pełne opracowanie, odpowiadające powyższym zasadom wymagałoby bardzo długiego czasu. Monachium, 20 sierpnia 1911 Rudolf Steiner OD WYDAWCY Tym trzem wykładom, które R. Steiner opracował do wydania książkowego (patrz przedmowa), towarzyszył w Kopenhadze wykład wprowadzający, który nie został jednak przez niego do tego wydania dołączony. Jest on znany pod tytułem: „Die Mission der neuen Geistesoflenbarung" („Misja nowego objawienia duchowego") i był przez Steinera traktowany jako wprowadzenie do tych wykładów. W przedmowie R. Steiner napisał, że wykłady stanowiące treść niniejszej książki zostały wygłoszone po zakończeniu walnego zgromadzenia Skandynawskiego Towarzystwa Teozoficznego. W okresie 1911 r. R. Steiner działał jeszcze w ramach Towarzystwa Teozoficznego i używał określeń „teozofia" lub „teozoficzny", ale zawsze . w znaczeniu jego samodzielnego badania duchowego. Patrz — auto- ., biografia „Mein Lebensgang" („Moja droga życia"). R. Steiner po opuszczeniu „Towarzystwa Teozoficznego" całe swoje życie związał z antropozofią i w zasadzie zawsze to, co określa mianem teozofii, należy rozumieć jako antropozofie. W przedmowie autor w sposób jednoznaczny wyjaśnił, że książkę tę można zrozumieć tylko po przygotowaniu. Wymienia on dwie swoje wcześniejsze prace „Teozofię" i „Wiedzę Tajemną" jako podstawę do zrozumienia jego wykładów. Zdając sobie sprawę, że wielu czytelników nie zna jednak tych książek, a chciałoby zrozumieć treść wykładów w sposób najpełniejszy, postanowiliśmy do wielu używanych w tekście pojęć dać własne przypisy. Mamy nadzieję, że chociaż w przybliżony sposób zorientują one czytelnika w znaczeniu słów, które mogą być dla osób nie znających innych prac R. Steinera trudne do wytłumaczenia. Przypisy te umieszczone są osobno na końcu książki. Gdy człowiek zaczyna poznawać samego siebie, szybko spostrzega, że poza swoim „Ja" — utworzonym ze swych myśli, uczuć i świadomych impulsów woli — nosi w sobie drugą jaźń, , silniejszą od pierwszej. I człowiek zdaje sobie sprawę, że , podporządkowany jest tej jaźni * jak gdyby jakiejś wyższej potędze. Z początku będzie ją wprawdzie odczuwał jako jestestwo niższe od tej jaźni, którą obejmuje całą swą jasną, w pełni świadomą, skłaniającą się ku prawdzie i dobru duszą i będzie dążył do ujarzmienia owej istoty niższego rzędu. Jednakże głębsze samopoznanie może rzucić zupełnie inne światło na tę drugą jaźń. Gdy nauczymy się swoje minione czyny i przeżycia poddawać częściowej retrospekcji, wtedy odkryjemy w nas rzecz szczególną, a odkrycie to zacznie nabierać coraz to większej wagi w miarę jak dojrzewamy. Gdy człowiek zapytuje sam siebie co uczynił lub co mówił w jakimś konkretnym okresie życia, wtedy okaże się, że czynił on mnóstwo rzeczy, które zaczyna właściwie rozumieć dopiero w późniejszym wieku. Oto przed sześcioma, siedmioma, a nawet dwudziestoma laty uczyniło się coś, o czym w obecnej chwili wie się zupełnie dokładnie, że dopiero teraz umysł dojrzał do zrozumienia tego, co wówczas zrobiło się lub powiedziało. Wielu ludzi nie 11 dochodzi nigdy do podobnego odkrycia, gdyż nie stara się o to. Takie odkrywcze wycieczki w głąb własnej duszy są jednak niezmiernie korzystne dla człowieka, bo w chwili gdy mówi sobie: W przeszłości mojej mówiłem lub czyniłem rzeczy, które teraz dopiero zaczynam rozumieć, wtedy bowiem mój umysł nie dojrzał jeszcze do zrozumienia tego — w chwili takiej duszę przenika uczucie, jakby była tulona przez dobroczynną moc panującą w głębinach jego własnego jestestwa. I odtąd zaczyna wzrastać w człowieku zaufanie do faktu, że właściwie, w najgłębszym znaczeniu tego słowa, nie jest się jednak samotnym na świecie. Wszystko to, co się rozumie i może się świadomie uczynić, w gruncie rzeczy jest tylko drobną cząstką tego, co się w ogóle w świecie dokonuje. Zastanawiając się często nad tym spostrzeżeniem wprowadzamy w praktykę życia pewną prawdę, która teoretycznie jest bardzo łatwa do zrozumienia. Łatwo bowiem zrozumieć, że człowiek niedaleko by w życiu zaszedł, gdyby to, co musi czynić, musiał spełniać w pełni świadomie i tylko z pomocą swej wnikającej we wszystkie szczegóły inteligencji. Aby to pojąć, wystarczy zastanowić się nad następującym zagadnieniem. W jakim okresie życia człowiek dokonuje właściwie na samym sobie czynów najważniejszych dla swojego bytu? Kiedy człowiek działa najmądrzej dla samego siebie? Czyni to od momentu swych narodzin aż do tej chwili, którą jeszcze dosięgnąć zdoła wspomnieniem, gdy w późniejszym życiu ogląda, cofając się pamięcią wstecz, minione lata swego ziemskiego życia. Gdy pomyślimy o tym, co robiliśmy przed trzema, czterema, pięcioma laty, a potem będziemy się cofać coraz to dalej, to dojdziemy do takiego momentu naszego dzieciństwa, poza który nie można już sięgnąć wspomnieniem. Rodzice lub inne osoby mogą nam opowiedzieć, co działo się przed tym momentem, ale nasze własne wspomnienia sięgają tylko do tego 12 określonego punktu. Ten punkt jest właśnie chwilą, od której człowiek zaczyna uczyć się odczuwać siebie jako Jaźń. U wszystkich ludzi, których pamięć nie przekracza granic życiowej normy, punkt taki musi istnieć nieodwołalnie. Jednakże właśnie przed tym punktem dusza ludzka dokonuje w człowieku czynów najdoskonalszej mądrości i później, gdy człowiek dojdzie do pełnej świadomości, nie zdoła nigdy dokonać na samym sobie rzeczy tak wspaniałych i potężnych jak te, które spełnił w najwcześniejszych latach swego dzieciństwa z zupełnie nieświadomych głębin swej duszy. Wiadomo nam, że człowiek rodząc się wnosi w świat fizyczny owoce swych poprzednich ziemskich żywotów *. Gdy przychodzi na świat, jego mózg fizyczny jest jeszcze bardzo , niedoskonałym organem i dusza musi dopiero wytworzyć.-w nim tę subtelną konstrukcję, która może go uczynić pośrednikiem dla tego wszystkiego, do czego dusza w ogóle jest zdolna. Dusza, zanim stanie się w pełni świadoma, pracuje nad mózgiem i czyni z niego narząd, którego można używać do wyzwalania wszystkich tych uzdolnień, potencjalnych założeń i właściwości, które przyniosła jako wynik poprzednich swych ziemskich żywotów. Ta praca nad własnym ciałem kierowana jest mądrością nieskończenie wyższą od wszystkiego, co człowiek może w sobie dokonać później, z pełną świadomością. Co więcej, w tym okresie człowiek nie poprzestaje na formowaniu własnego mózgu, lecz musi on jeszcze nauczyć się trzech rzeczy o pierwszorzędnym znaczeniu dla swego ziemskiego bytu. Pierwszą z nich jest zorientowanie swojego ciała w przestrzeni. Dzisiejszy człowiek właściwie w ogóle się nad tym nie zastanawia. A przecież stanowi to jedną z najistotniejszych różnic między człowiekiem a zwierzęciem. Zwierzę jest z góry przeznaczone do rozwijania swego położenia równowagi w przestrzeni w pewien określony sposób. Jedno zwierzę 13 predystynowane jest do wspinania się, drugie do pływania, będąc od razu tak ukształtowanym, że odkrywa właściwy sobie Sposób poruszania się w przestrzeni. Dotyczy to wszystkich zwierząt, włącznie z najbardziej zbliżonymi do człowieka ssakami. Gdyby zoologowie zastanawiali się częściej nad tym faktem, to rzadziej doszukiwaliby się podobieństw między kością lub mięśniem u człowieka i zwierzęcia, gdyż takie podobieństwo ma mniejsze znaczenie od faktu, że człowiek nie otrzymuje z góry możliwości znalezienia swej własnej równowagi i musi ją sobie dopiero ukształtować z całości swej istoty. Wielkie bowiem znaczenie posiada fakt, że człowiek musi pracować nad sobą, aby z istoty nie umiejącej chodzić uczynić się prosto chodzącym stworzeniem. Człowiek sam sobie nadaje pionową postawę i własną równowagę w przestrzeni. Sam siebie harmonizuje z siłą ciążenia. Powierzchowny obserwator może łatwo zakwestionować powyższe twierdzenie utrzymując, że człowiek tak samo jest przeznaczony do chodzenia jak wąż do pełzania. Ale dokładniejsza obserwacja może wykazać, że u zwierzęcia położenie w przestrzeni określone jest przez jego organizację fizyczną. U człowieka to dusza, która sama wchodzi w kontakt z prawami przestrzeni, pociąga dopiero za sobą fizyczną organizację. Drugą rzeczą jakiej człowiek sam siebie uczy — a właściwie uczy się od tej w sobie istoty, która zawsze ta sama przechodzi z jednego wcielenia w następne — jest mowa. Przez dar słowa wchodzi on z bliźnimi w taki kontakt, który czyni go reprezentantem życia duchowego, a dopiero przez niego wnika ono w świat fizyczny. Często zwracano uwagę, nie bez słuszności zresztą, że człowiek przeniesiony na wyspę bezludną i pozbawiony zupełnie ludzkiego towarzystwa nie nauczyłby się mówić. To co dziedziczymy — co jest wszczepione w nas na późniejsze lata 14 podlegając zasadom dziedziczności — wszystko to nie zależy od tego, czy człowiek przestaje z innymi ludźmi, czy też nie. Człowiek dziedziczy organizację tego rodzaju, że około siódmego roku życia zmienia uzębienie. I mógłby on znajdować się nawet na bezludnej wyspie, a mimo to musiałby zmienić zęby, jeżeli tylko zdołałby utrzymać się przy życiu i rosnąć prawidłowo. Natomiast mówić uczy się człowiek tylko wtedy, gdy dusza jego zostanie odpowiednio pobudzona i gdy poczyna się w nim objawiać pierwiastek wieczny, trwający przez wszystkie byty. Człowiek musi ukształtować zawiązek rozwoju swej krtani w tym okresie czasu, kiedy jeszcze nie ma świadomości swej własnej jaźni. Na długo przed tą chwilą, do której zdolny jest dosięgnąć wspomnieniem, musi on zasiać ziarno formowania rozwoju swej krtani, aby kiedyś mogła się ona stać narządem mowy. Istnieje wreszcie trzecia rzecz, o której się prawie nie mówi. Człowiek uczy się jej sam od siebie, od tego, co niesie w swym wnętrzu z jednego wcielenia w drugie. Jest to życie w świecie myśli. Przepracowanie mózgu dokonuje się z tej przyczyny, że mózg jest organem myślenia. Jest on w początkach życia jeszcze plastyczny, gdyż człowiek powinien go sam tak ukształtować, by jako instrument myślenia służył tej części swej istoty, która przechodzi z jednego żywota w drugi. Mózg człowieka zaraz po urodzeniu odpowiada siłom odziedziczonym po rodzicach i przodkach. Człowiek jednak musi w swym myśleniu wyrazić to, czym jest w swej własnej istocie, stosownie do swych poprzednich ziemskich żywotów. Dlatego pewne właściwości mózgu, które odziedziczył, musi potem przekształcić, gdy po urodzeniu staje się fizycznie niezależnym od rodziców, przodków itd. Widzimy zatem, że człowiek w najwcześniejszych latach swojego życia dokonuje rzeczy o doniosłym znaczeniu. Pracuje 15 on nad samym sobą w myśl najwyższej mądrości i nigdy, używając całej swej ludzkiej umiejętności, nie może dokonać tego, co spełnia w początkach swego dzieciństwa, gdy pozbawiony jest jeszcze ludzkiego rozumu. Dlaczego źródło tych cudownych dokonań tkwi w głębinach duszy leżących poza świadomością? Dzieje się tak dlatego, że człowiek w pierwszych latach życia całą swą duszą, całą swoją istotą jest bardziej związany z duchowym światem wyższych hierarchii*, niż w jakimkolwiek późniejszym okresie życia. W owej chwili, w której budzi się w człowieku świadomość jaźni — w chwili, do której można jeszcze sięgnąć wspomnieniem — dzieje się coś, co dla jasnowidzącego, który przeszedł przez rozwój duchowy i może śledzić rzeczywiste duchowe zjawiska, jest rzeczą o niesłychanej wprost doniosłości. Podczas gdy to, co nazywamy „aurą dziecięcą", w pierwszych latach życia otacza i chroni maleńką istotkę jako cudowna ludzka, a zarazem nadludzka potęga — tak ją otacza, że ta „aura dziecięca", ten właściwy wyższy ludzki pierwiastek rozszerza się na wszystkie strony bezpośrednio w świat duchowy — to w owej chwili, od której rozpoczyna się pamięć, aura ta w znacznej części wnika w głąb ludzkiej istoty. Jeśli od tego czasu człowiek może sobie uświadomić swoją jaźń w związku z sobą, to tylko dlatego, że to, co przedtem złączone było z wyższymi światami, zespoliło się teraz z jego jaźnią. Począwszy od tej chwili świadomość sama wchodzi w łączność ze światem zewnętrznym, czego nie ma jeszcze w najwcześniejszym dzieciństwie. Wtedy wszystkie rzeczy wydają się człowiekowi jeszcze światem sennych marzeń, który go osnuwa. I wtedy człowiek pracuje nad sobą siłą mądrości, której nie ma w nim samym, a mądrość ta jest większa i potężniejsza niż wszelki późniejszy świadomy rozum człowieka. Ale ta wyższa mądrość zaciemnia się w ludzkiej duszy z chwilą, gdy poczyna się budzić świadomość. Spływa 16 ona z wyżyn świata duchowego w cielesność, tak że człowiek może przez nią kształtować swój mózg duchowymi siłami. Słusznie można powiedzieć, że największy mędrzec może się uczyć od dziecka, bo to co się objawia w dziecku jest mądrością, która później nie wnika w świadomość, ale stanowi jak gdyby „telefoniczne połączenie" człowieka z duchowymi jestestwami, w świecie których przebywa on pomiędzy śmiercią a nowymi narodzinami. Z tego to świata spływa coś jeszcze w dziecięcą aurę i człowiek jako poszczególna istota znajduje się tu pod , bezpośrednią opieką całego duchowego świata, do którego przynależy. Siły duchowe tego świata spływają jeszcze w dziecko aż do tej granicznej chwili, którą będzie ono w stanie dosięgnąć później własną, normalną pamięcią. One to czynią \' człowieka zdolnym do zharmonizowania się z siłą ciążenia i one , to również formują krtań i kształtują jego mózg, aby uczynić zeń żywy narząd dla wyrażania myśli, uczuć i woli. Ta praca człowieka nad samym sobą siłami jaźni bezpośrednio jeszcze złączonej z wyższymi światami jest w najwyższym stopniu charakterystyczna dla dziecka. Utrzymuje się ona jednak do pewnego stopnia i w życiu późniejszym, aczkolwiek stosunki zmieniają się w powyżej przedstawiony sposób. Gdy w późniejszym życiu człowiek czuje, że niegdyś czynił coś i myślał, co teraz zaczyna rozumieć, to dzieje się tak dlatego, że właśnie dawniej pozwalał się on prowadzić wyższej mądrości, i że dopiero lat całych potrzeba było na to, aby mógł poznać i zrozumieć pobudki, jakie nim wtedy kierowały. Uwagi powyższe pozwalają nam zrozumieć, że bezpośrednio po urodzeniu nie odbiegamy jeszcze tak zupełnie od świata, w którym przebywaliśmy przed zstąpieniem w byt fizyczny, i że właściwie nie możemy oddzielić się od niego w zupełności. To, czym uczestniczyliśmy w życiu wyższej duchowości, zstępuje wraz z nami w życie fizyczne. Nieraz doznajemy takiego 17 uczucia, że to co w nas zamieszkuje jest nie tylko rozwijającą się stopniowo wyższą jaźnią, ale czymś, co jest już gotowe i co nieraz prowadzi nas do tego, że często przerastamy samych siebie w dalszym życiu. Wszystko, co człowiek może stworzyć w dziedzinie ideału lub twórczości artystycznej, a także wszystkie uzdrawiające siły organizmu, dzięki którym dochodzi do ciągłego wyrównywania wszelkich szkód jakie ciało ponosi, wszystko to wypływa nie ze zwykłego rozumu, ale z głębszych sił, które w pierwszych latach życia pracują nad naszym zorientowaniem się w przestrzeni, nad ukształtowaniem krtani i nad organizacją naszego mózgu. Te same siły znajdujemy i później w człowieku. Jeśli wobec ciężkiej choroby mówi się często, że pomoc zewnętrzna nic już zdziałać nie może i że organizm sam musi uruchomić zawarte w nim siły lecznicze, to tym samym bierze się pod uwagę jakąś istniejącą w człowieku pełną mądrości siłę. I z tego samego źródła płyną także te najlepsze siły, które prowadzą do poznania duchowego świata czyli do prawdziwego jasnowidzenia. Można by teraz zapytać: Dlaczego te wyższe siły od-działywują bezpośrednio na człowieka tylko w pierwszych, niemowlęcych latach jego życia? Na to pytanie łatwo znaleźć odpowiedź. Gdyby te siły działały w dalszym ciągu w ten sam sposób, to człowiek zawsze pozostałby dzieckiem i nigdy nie doszedłby do pełnej świadomości swej jaźni. To, co uprzednio oddziaływało na niego od zewnątrz, musi zostać włożone we własną jego istotę. Ale jest i inna odpowiedź, która jeszcze jaśniej wytłumaczyć nam może tajemnicę życia ludzkiego. Oto wiedza duchowa uczy nas, że ciało ludzkie na obecnym stopniu swego rozwoju jest organizmem, który wynika z innych form bytu i przez to właśnie mogło ono osiągnąć swój kształt teraźniejszy. Ewolucja ta dokonywała się w ten sposób, że na całą istotę człowieka oddziaływały różne siły. Jedne z nich 18 działały na ciało fizyczne, drugie na ciało eteryczne, inne wreszcie na ciało astralne*. Istota ludzka doszła do swej obecnej formy dzięki temu, że oddziaływały na nią te jestestwa, które zwiemy lucyferycznymi i arymanicznymi *. Pod wpływem tych sił człowiek stał się pod pewnym względem gorszy, niż gdyby pozostał tylko w kontakcie z duchowym przewodnictwem świata, które chce prowadzić człowieka po prostej linii rozwoju. Przyczyna cierpienia, chorób, a także śmierci, leży właśnie w tym fakcie, że oprócz jestestw wiodących prostą drogą rozwój ludzkości działają też istoty lucyferyczne i ary-maniczne, których zadaniem jest ciągłe krzyżowanie tego prosto wytyczonego rozwoju. W tym co człowiek rodząc się przynosi ze sobą na świat, tkwi coś, co jest lepsze od tego -wszystkiego, co człowiek zdoła dokonać w swym późniejszym. -życiu. Siły lucyferyczne i arymaniczne mają tylko nieznaczny wpływ na człowieka w pierwszych latach jego dzieciństwa. W istocie rzeczy objawiają się one tylko w tym, co człowiek zdoła uczynić sam z siebie w swoim świadomym życiu. Gdyby człowiek miał w sobie w pełni sił tę lepszą część swojej istoty dłużej niż w pierwszych dniach dzieciństwa, to wpływ jej nie mógłby wzrastać, ponieważ później przeciwne siły lucyferyczne i arymaniczne osłabiają całą jego istotę. Człowiek posiada w świecie fizycznym taką organizację, że może ona wytrzymać bezpośrednie wpływy świata duchowego tylko w tych pierwszych latach, jak długo człowiek jeszcze jako dziecko jest miękkim i podatnym plastycznie. Gdyby te siły, które orientują człowieka w przestrzeni, kształtują jego mózg oraz krtań, działały w dalszym ciągu w sposób tak samo bezpośredni, to człowiek musiałby ulec zniszczeniu. Siły te są tak potężne, że gdyby później nadal w człowieku działały, to organizm jego musiałby zmarnieć, niejako pod wpływem ich świętości. Dlate- 19 go też człowiek może się później tylko wtedy do nich zwracać, gdy idzie o świadomą łączność ze światem nadzmysłowym. I tu pojawia się przed nami myśl o głębokim znaczeniu dla każdego, kto potrafi ją prawidłowo zrozumieć. Jest ona wyrażona w Nowym Testamencie następującymi słowami: „Jeśli nie staniecie się jako dzieci, to-nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego" *. Bo cóż będzie najwyższym ideałem ludzkości, jeśli przyjmiemy za słuszne to, o czym mówiliśmy uprzednio? Zbliżać się coraz bardziej do stanu, który da się określić jako świadomy stosunek do tych sił, które w pierwszych latach dzieciństwa oddziaływują na człowieka bez jego świadomości. Musimy jednak wziąć pod uwagę to, że pod ich wpływem człowiek musiałby się załamać, gdyby weszły one w jego świadome życie bez żadnego przygotowania. Dlatego też nabycie zdolności umożliwiających postrzeganie światów nad-zmysłowych wymaga nader troskliwego przygotowania, które ma na celu umożliwienie człowiekowi zniesienie tego, czego by właściwie w zwykłym życiu znieść nie potrafił. * Wędrówka przez kolejne wcielenia ma swoje znaczenie dla całego rozwoju ludzkiej istoty. Istota ludzka przebyła wielokrotne istnienia w przeszłości: dziś postępuje dalej, ale równolegle z tym postępuje także i Ziemia w swoim rozwoju. Przyjdzie kiedyś czas, gdy Ziemia zakończy swą drogę rozwoju, a wtedy planeta ziemska jako jestestwo fizyczne będzie musiała oddzielić się od całości dusz ludzkich, podobnie jak przy śmierci ciało ludzkie oddziela się od ducha, gdy dusza aby żyć dalej wstępuje w królestwo ducha, które staje się jej przybytkiem od śmierci do chwili ponownych narodzin. Zwróciwszy na to uwagę możemy zrozumieć, że najwyższym ideałem rozwoju ludzkiego jest przyswojenie sobie wszystkich owoców ludzkiego bytu, jakie zebrać w nim można jeszcze przed śmiercią Ziemi *. 20 Otóż siły, do których człowiek nie dorósł, które opiekują się nim w jego pierwszym okresie dzieciństwa, pochodzą z organizmu Ziemi. Gdy organizm ten oddzieli się kiedyś od ludzkości, konieczne będzie aby człowiek, jeśli ma osiągnąć swój cel, zaszedł tak daleko, by mógł całkowicie oddać się tym siłom, które obecnie oddziaływają na niego tylko w dzieciństwie. Tak więc sens całego rozwoju poprzez kolejne ziemskie istnienia polega na tym, aby cała istota człowieka, a zatem i świadoma jego część, stała się stopniowo wyrazem tych sił, które pod wpływem świata duchowego czuwają — nieświadomie dla człowieka — nad pierwszymi latami jego życia. Myśl, która podczas powyższych rozważań obudzi się w duszy człowieka, powinna napełnić się pokorą, ale zarazem i słusznym po- ] czuciem godności ludzkiej. Myśl ta da się ująć w następujące ,, słowa. Człowiek nie jest właściwie samotny, żyje w nim coś, co w każdej chwili może mu być żywym dowodem, że jest on zdolny do wzniesienia się ponad siebie samego; wzniesienia się do czegoś, co go obecnie przerasta i co będzie rosło w nim z każdym jego nowym istnieniem. Myśl taka może przybierać coraz to bardziej określone kształty. Daje ona wtedy coś, co człowieka niesłychanie uspokaja i podnosi, ale zarazem przenika duszę odpowiednią skromnością i pokorą. Bo czym jest to, co człowiek wtedy nosi w sobie? Jest to „zaprawdę wyższy, boży człowiek", który go żywo przenika sobą i o którym — czując go w sobie — można powiedzieć: Oto mój przewodnik we mnie. Jeśli wyjdziemy z tych założeń, wtedy może się nam łatwo nasunąć w duszy myśl, że należy dołożyć wszelkich wysiłków, aby dojść do harmonijnego związku z tym, co jest w człowieku mądrzejsze od jego świadomej inteligencji. I od bezpośrednio świadomej osobowości można postąpić do osobowości wyższej i rozleglejszej, wobec której wszystko to, co jest w człowieku fałszywą dumą i zarozumiałością, winno być zwalczone i od- 21 dzielone. Do tego dołącza się uczucie, które daje możliwość właściwego zrozumienia obecnej niedoskonałości człowieka. Uczucie to pozwala poznać, jak człowiek będzie mógł się doskonalić, gdy zwykłą swą świadomością potrafi kiedyś mieć takie same związki z działającą w nim duchowością, jakie miał wtedy, gdy stykał się z nią nieświadomym życiem duszy w pierwszych latach swego dzieciństwa. Chociaż zdolność przypominania sobie nie sięga często dalej niż do czwartego roku życia, to jednak możemy powiedzieć, że oddziaływanie wyższych potęg duchowych trwa w powyższym znaczeniu tylko przez pierwsze trzy lata życia. Przy końcu tego okresu człowiek może być zdolnym do łączenia wrażeń świata zewnętrznego z wyobrażeniem swej jaźni. To wyobrażenie jaźni jako całości słusznie liczy się dopiero od chwili, do której sięgamy jeszcze najdalszą naszą pamięcią. Jednak trzeba powiedzieć, że w zasadzie pamięć ta sięga początków czwartego roku życia; lecz jest ona w początkowym okresie świadomości jaźni jeszcze tak słaba, że mija niepostrzeżenie. Można więc uznać za regułę, że wyższe potęgi czuwające nad początkiem dzieciństwa człowieka mogą działać tylko przez okres trzech lat. Człowiek żyjący w obecnej, środkowej epoce rozwoju Ziemi * jest tak ukształtowany, że może przyjmować te siły tylko przez trzy lata. Wyobraźmy sobie teraz istnienie człowieka, od którego — mocą pewnych sił kosmicznych — oddzieliła się jego zwykła jaźń. W następstwie tego trzy jego osłony: ciało fizyczne, eteryczne i astralne zostały opuszczone przez ową jaźń, która towarzyszy człowiekowi w jego wędrówce poprzez wielokrotne wcielenia. Wyobraźmy sobie dalej, że w owe trzy powłoki zstępuje ta jaźń, która działa w związku ze światem duchowym. Cóż stałoby się z takim człowiekiem? Otóż jego ciało musiałoby po trzech latach ulec zniszczeniu. Musiałoby się stać coś takiego 22 z ramienia karmy świata *, aby ta duchowa istota, pozostająca w związku z wyższymi światami, nie mogła dłużej niż przez trzy lata żyć w tym ciele *. Dopiero u kresu swych ziemskich żywotów* człowiek przyswoi sobie siły, które pozwolą mu żyć dłużej niż trzy lata z tą duchową istotą. Ale wtedy powie on sobie tak. Nie ja, lecz to coś wyższe we mnie, co żyło przez wszystkie czasy, to pracuje teraz we mnie. Zanim człowiek nie osiągnie tego punktu rozwoju, nie może jeszcze tak mówić. Co najwyżej może powiedzieć w ten sposób: Czuję obecność tego czegoś wyższego, ale swą rzeczywiście prawdziwą jaźnią ludzką nie doszedłem jeszcze do tego, by doprowadzić to w sobie do pełnego życia. Gdyby więc kiedyś, w środkowym okresie rozwoju Ziemi, pojawił się raz jeden na świecie ludzki organizm, który doszedłszy do wieku dojrzałego zostałby przez pewne moce kosmiczne uwolniony od własnej jaźni i obdarzony tą jaźnią, która zwykle działa tylko w pierwszych trzech dziecięcych latach — ową jaźnią pozostającą w związku ze światami duchowymi, w których człowiek żyje pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem—to jak długo mógłby taki człowiek żyć w ziemskim ciele — około trzech lat; później bowiem musiałaby karma świata spowodować coś takiego, co zniszczyłoby tę ludzką organizację. To, co podajemy tu jako przykład, zdarzyło się w dziejach świata. Ludzki organizm, który w czasie chrztu Janowego w Jordanie opuszczony został w swych trzech ogniwach przez jaźń Jezusa z Nazaretu, przyjął w siebie po chrzcie — w rozkwicie pełnej swej świadomości — ową najwyższą jaźń ludzkości, która poza tym, nieświadomie dla ludzi, objawia się swą mądrością kosmiczną w dziecku. Pociągnęło to jednak za sobą konieczność, by ta Jaźń złączona z wyższym światem Ducha mogła tylko trzy lata żyć w ludzkim organizmie Jezusa. Bieg 23 wydarzeń musiał się ukształtować następnie w ten sposób, że po trzech latach ziemski żywot tej Istoty dobiegł swego końca. Wydarzenia zewnętrzne, jakie nastąpiły w życiu Jezusa Chrystusa, powinny być rozpatrywane jako następstwo omówionych powyżej przyczyn wewnętrznych. Są one zewnętrznym wyrazem tych przyczyn. W ten sposób widzimy głębszy związek pomiędzy tym, co jest w człowieku jego Przewodnikiem — tym, co jakby niewyraźnym światłem świeci w naszym dzieciństwie, co zawsze w nas działa pod powierzchnią świadomości jako to, co w nas jest najlepsze — aż drugiej strony tym Jestestwem, które raz jedyny zstąpiło w ewolucję ludzkości w ten sposób, że mogło żyć przez trzy lata w osłonie ludzkiego ciała. Cóż się objawia w tej „wyższej" Jaźni pozostającej w związku z duchowymi hierarchiami, której wstąpienie w ludzkie ciało Jezusa z Nazaretu symbolizowane jest znakiem Ducha w postaci gołębicy ze słowami: „Oto mój Syn najmilszy, którego dzisiaj począłem"? Bo właśnie to oznaczały pierwotnie te słowa *. Jeśli weźmiemy ten obraz pod uwagę, to mamy wtedy przed sobą najwyższy ideał człowieka. Gdyż nie oznacza to nic innego niż to, że dzieje Jezusa z Nazaretu mówią nam: Chrystus żyje w każdym człowieku! I gdyby nawet Ewangelie czy tradycje nie mówiły nam o tym, że Chrystus był kiedyś na Ziemi, to poznanie natury ludzkiej wystarczyłoby dla przekonania się, że Chrystus żyje w człowieku. Jeżeli poznajemy siły działające w człowieku w jego dziecięcych latach, to tym samym poznajemy w człowieku Chrystusa. Ale tu nasuwa się pytanie. Czy to poznanie prowadzi także do uznania faktu, że Chrystus żył kiedyś rzeczywiście na Ziemi w ludzkim ciele? Otóż można — nie odwołując się do żadnego z dokumentów — dać odpowiedź twierdzącą. Albowiem prawdziwie widzące samopoznanie prowadzi obecnego człowieka do odnalezienia w duszy sił, które pochodzą od Chrys- 24 tusa. W pierwszych trzech latach dzieciństwa działają one bez żadnego udziału człowieka. W życiu późniejszym mogą one działać, jeśli człowiek w wewnętrznym skupieniu szuka Chrystusa w samym sobie. Dziś człowiek może odnaleźć w sobie Chrystusa. Nie zawsze jednak tak było. Był czas, gdy żadna wewnętrzna koncentracja nie mogła człowieka prowadzić do Chrystusa. A o tym że tak było, uczy nas jasnowidzące poznanie. Pomiędzy przeszłością, w której człowiek nie mógł odnaleźć Chrystusa w sobie, a teraźniejszością kiedy może Go już znaleźć, jest ziemski żywot Chrystusa. Ten Jego ziemski żywot jest właśnie przyczyną, dla której człowiek może odnaleźć Chrystusa w sobie w sposób wyżej podany. Dla jasnowidzącego poznania ziemski żywot Chrystusa jest więc faktem oczywistym, bez potrzeby opierania, się na jakimkolwiek historycznym podłożu. Można byłoby pomyśleć, że Chrystus tak powiedział: „Chcę być dla was ludzi takim ideałem, który w Duchu przejawi wam to, co poza tym urzeczywistnione jest w cielesności". W pierwszych latach życia uczy się człowiek z Ducha chodzić fizycznie, tzn. sam z Ducha wykreśla drogę w swoim ziemskim życiu. Uczy się on mówić — tzn. wyrażać z Ducha prawdę lub innymi słowy: człowiek w trzech pierwszych latach swego życia rozwija istotę prawdy w dźwięku. A wreszcie i życie, którym człowiek żyje na Ziemi jako jaźniowa istota, otrzymuje swój organ przez to, co się wykształci z Ducha w pierwszych trzech latach dzieciństwa. Tak więc człowiek uczy się poruszać swym ciałem, tzn. znajdować „drogę", uczy się wyrażać „prawdę" przez swój organizm i wreszcie wyrażać „żywot" z Ducha w swym ciele. Niepodobna znaleźć jaśniejszego tłumaczenia słów Chrystusowych: „Jeśli nie staniecie się jako dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego". Równie wielkie są słowa, w których jaźniowa Istota Chrystusa określa siebie 25 sama: Jam jest Droga, Prawda i Żywot *. Podobnie jak wyższe siły duchowe kształtują organizm dziecięcy — w sposób dla niego nieświadomy — by uczynić z niego wyraz Drogi, Prawdy i Żywota, tak Duch ludzki przenikając się stopniowo Istotą Chrystusową staje się świadomym nosicielem Drogi, Prawdy i Żywota. Przez to bowiem utożsamia się on podczas swego rozwoju na Ziemi z ową mocą, która w dziecięcym wieku działa w nim bez jego świadomej wiedzy. Słowa takie jak: Droga, Prawda i Żywot uczynione są po to, by otworzyć człowiekowi bramy wieczności. Gdy dojdzie on do prawdziwego samopoznania, słowa te będą brzmiały z głębin jego duszy. Rozważania powyższe oświetlają z dwóch stron duchowe przewodnictwo człowieka i ludzkości. Przez poznanie samego siebie człowiek odnajduje w sobie Chrystusa jako tego Przewodnika, do którego od czasu Jego życia na Ziemi zawsze może dojść, gdyż jest on w człowieku zawsze obecny. Gdy zaś następnie zastosujemy do historycznych dokumentów owe prawdy, bez ich pomocy poznane, to wówczas możemy znaleźć prawdziwe znaczenie tych dokumentów. Historycznie wyrażają one to, co odsłania się we wnętrzu duszy z jej własnej mocy. Dlatego zaliczyć je można do takiego przewodnictwa ludzkości, które powinno ukierunkować duszę człowieka na samą siebie. Gdy w ten sposób zrozumiemy wiekuiste znaczenie słów: „Jam jest Droga, Prawda i Żywot" — wtedy możemy odczuć, jak nieusprawiedliwionym jest pytanie. Dlaczego po tylu wcieleniach zstępuje człowiek na Ziemię znowu i zawsze w postaci małego dziecka? Okazuje się bowiem, że ta pozorna niedoskonałość jest zawsze świeżym wspomnieniem tego, co jest najwyższe w człowieku. I można niezbyt często, co najwyżej raz na początku każdego nowego życia, przypomnieć sobie czym jest człowiek w stosunku do tego Jestestwa, które jest 26 przyczyną wszelkiego istnienia ziemskiego, a które jednak niedostępne jest ułomnościom tego istnienia. Nie jest dobrze, gdy w wiedzy duchowej, albo teozofli, lub w ogóle w okultyzmie dużo się definiuje, dużo się mówi pojęciami. Lepiej jest gdy się charakteryzuje lub stara się budzić odczucie tego, co rzeczywiście istnieje. Dlatego i tu próbowaliśmy obudzić odczucie dla tego, co dzieje się w trzech pierwszych latach życia ludzkiego i w jakim to pozostaje stosunku do tej światłości, która promieniuje od Krzyża Golgoty. Uczucie to mówi, że przez ewolucję ludzkości przenika impuls, o którym mamy pełne prawo powiedzieć, że przez niego prawdą muszą być słowa Pawiowe: „Nie ja, lecz Chrystus we mnie" *. Wystarczy tylko wiedzieć czym człowiek jest w rzeczywistości, aby od tego poznania móc dojść do zrozumienia Istoty Chrystusowej. A kiedy przez prawdziwe poznanie człowieka dojdzie się do takiego poznania Chrystusa, że się już wie, że Chrystusa odnajduje się najlepiej wtedy, gdy się Go szuka w sobie samym, to wtedy dopiero Biblia nabiera prawdziwej swojej wartości dla tego, kto na nowo do niej powraca. Nikt nie potrafi lepiej i bardziej świadomie ocenić Biblii niż ten, kto potrafi w powyższym znaczeniu odnaleźć Chrystusa w sobie. Możnaby wyobrazić sobie jakąś istotę, np. mieszkańca Marsa, który zszedł na Ziemię nie wiedząc nic o Chrystusie i Jego działalności. Wielu wydarzeń ziemskich nie zrozumiałaby taka istota, wiele rzeczy obchodzących człowieka nie miałoby dla niej żadnego znaczenia; natomiast zajęłoby ją na pewno to, co jest centralnym impulsem rozwoju Ziemi, tzn. Istota Chrystusowa wyrażona w istocie człowieka. Kto to zrozumie, ten potrafi dopiero właściwie ocenić Biblię, bo znajdzie w niej cudowną formą wyrażone to, co uprzednio poznał w samym sobie. Taki człowiek będzie mógł powiedzieć: Nie potrzebuję być wychowanym w jakimś szczególnym uwielbieniu dla 27 sama: Jam jest Droga, Prawda i Żywot *. Podobnie jak wyższe siły duchowe kształtują organizm dziecięcy — w sposób dla niego nieświadomy — by uczynić z niego wyraz Drogi, Prawdy i Żywota, tak Duch ludzki przenikając się stopniowo Istotą Chrystusową staje się świadomym nosicielem Drogi, Prawdy i Żywota. Przez to bowiem utożsamia się on podczas swego rozwoju na Ziemi z ową mocą, która w dziecięcym wieku działa w nim bez jego świadomej wiedzy. Słowa takie jak: Droga, Prawda i Żywot uczynione są po to, by otworzyć człowiekowi bramy wieczności. Gdy dojdzie on do prawdziwego samopoznania, słowa te będą brzmiały z głębin jego duszy. Rozważania powyższe oświetlają z dwóch stron duchowe przewodnictwo człowieka i ludzkości. Przez poznanie samego siebie człowiek odnajduje w sobie Chrystusa jako tego Przewodnika, do którego od czasu Jego życia na Ziemi zawsze może dojść, gdyż jest on w człowieku zawsze obecny. Gdy zaś następnie zastosujemy do historycznych dokumentów owe prawdy, bez ich pomocy poznane, to wówczas możemy znaleźć prawdziwe znaczenie tych dokumentów. Historycznie wyrażają one to, co odsłania się we wnętrzu duszy z jej własnej mocy. Dlatego zaliczyć je można do takiego przewodnictwa ludzkości, które powinno ukierunkować duszę człowieka na samą siebie. Gdy w ten sposób zrozumiemy wiekuiste znaczenie słów: „Jam jest Droga, Prawda i Żywot" — wtedy możemy odczuć, jak nieusprawiedliwionym jest pytanie. Dlaczego po tylu wcieleniach zstępuje człowiek na Ziemię znowu i zawsze w postaci małego dziecka? Okazuje się bowiem, że ta pozorna niedoskonałość jest zawsze świeżym wspomnieniem tego, co jest najwyższe w człowieku. I można niezbyt często, co najwyżej raz na początku każdego nowego życia, przypomnieć sobie czym jest człowiek w stosunku do tego Jestestwa, które jest 26 przyczyną wszelkiego istnienia ziemskiego, a które jednak niedostępne jest ułomnościom tego istnienia. Nie jest dobrze, gdy w wiedzy duchowej, albo teozofii, lub w ogóle w okultyzmie dużo się definiuje, dużo się mówi pojęciami. Lepiej jest gdy się charakteryzuje lub stara się budzić odczucie tego, co rzeczywiście istnieje. Dlatego i tu próbowaliśmy obudzić odczucie dla tego, co dzieje się w trzech pierwszych latach życia ludzkiego i w jakim to pozostaje stosunku do tej światłości, która promieniuje od Krzyża Golgoty. Uczucie to mówi, że przez ewolucję ludzkości przenika impuls, o którym mamy pełne prawo powiedzieć, że przez niego prawdą muszą być słowa Pawiowe: „Nie ja, lecz Chrystus we mnie" *. Wystarczy tylko wiedzieć czym człowiek jest w rzeczywistości, aby od tego poznania móc dojść do zrozumienia Istoty Chrystusowej. A kiedy przez prawdziwe poznanie człowieka dojdzie się do takiego poznania Chrystusa, że się już wie, że Chrystusa odnajduje się najlepiej wtedy, gdy się Go szuka w sobie samym, to wtedy dopiero Biblia nabiera prawdziwej swojej wartości dla tego, kto na nowo do niej powraca. Nikt nie potrafi lepiej i bardziej świadomie ocenić Biblii niż ten, kto potrafi w powyższym znaczeniu odnaleźć Chrystusa w sobie. Możnaby wyobrazić sobie jakąś istotę, np. mieszkańca Marsa, który zszedł na Ziemię nie wiedząc nic o Chrystusie i Jego działalności. Wielu wydarzeń ziemskich nie zrozumiałaby taka istota, wiele rzeczy obchodzących człowieka nie miałoby dla niej żadnego znaczenia; natomiast zajęłoby ją na pewno to, co jest centralnym impulsem rozwoju Ziemi, tzn. Istota Chrystusowa wyrażona w istocie człowieka. Kto to zrozumie, ten potrafi dopiero właściwie ocenić Biblię, bo znajdzie w niej cudowną formą wyrażone to, co uprzednio poznał w samym sobie. Taki człowiek będzie mógł powiedzieć: Nie potrzebuję być wychowanym w jakimś szczególnym uwielbieniu dla 27 Ewangelii, bo przystępuję do nich z pełną świadomością. To, co zdołałem poznać dzięki wiedzy duchowej, ukazują mi Ewangelie w całej ich wielkości. Na pewno nie powiemy za wiele, jeśli stwierdzimy, że nadejdą czasy, w których będzie się tak mówiło: Ludzie, którzy dzięki wiedzy duchowej nauczyli się we właściwy sposób cenić treść Ewangelii, ujrzą w nich przewodnie Pismo dla całej ludzkości. A uczynią to w sposób bardziej uzasadniony niż to jest obecnie. Poznanie istoty człowieka nauczy dopiero ludzkość zrozumienia tego, co żyje w tych głębokich tekstach. Można będzie wtedy powiedzieć: Jeśli w Ewangeliach można znaleźć właściwą treść istoty człowieka, to w takim razie musiało to być włożone tam przez ludzi, którzy spisywali te dokumenty na Ziemi, ale w taki sposób, że wiadomości jakie człowiek nabywa dopiero z czasem w swoim własnym życiu, musiały posiadać dla autorów tych ksiąg szczególne znaczenie. Człowiek dokonuje wielu czynów, które zaczyna rozumieć dopiero po latach. W autorach Ewangelii możemy widzieć ludzi, którzy pisali z natchnienia owej wyższej Jaźni pracującej nad człowiekiem w dziecięcych latach. Tak więc Ewangelie są dziełem tej samej mądrości, która kształtuje człowieka. Człowiek wyraża Ducha w swym ciele — Ewangelie objawiają go przez pismo. Powyższe rozważania ukazują nam we właściwym świetle pojęcie inspiracji. Podobnie jak wyższe moce kształtują mózg człowieka w trzech pierwszych latach jego dzieciństwa, tak w duszach Ewangelistów pracowały siły pochodzące ze świata duchowego i one to dyktowały im te dokumenty. Przez fakt taki przemawia duchowe kierownictwo ludzkości. Ludzkość bowiem musi być naprawdę kierowana, jeśli w jej łonie działają jednostki, których pisma natchnione są tymi samymi siłami, jakie w najwyższej mądrości kształtują człowieka. I tak jak 28 poszczególny człowiek dokonuje lub mówi mnóstwo rzeczy, które rozumieć zaczyna dopiero w późniejszym wieku, tak cała ludzkość może uważać Ewangelistów za pośredników darzących ją objawieniami, które dopiero stopniowo będzie mogła pojmować. I dopiero w miarę rozwoju ludzkości będziemy mogli coraz lepiej rozumieć te dokumenty. Każdy człowiek może odkryć w sobie swoje duchowe przewodnictwo; cała ludzkość może je odczuć w tych ludziach, którzy oddziaływują na nią tak, jak to czynili Ewangeliści. Uzyskane w ten sposób pojęcie duchowego przewodnictwa ludzkości można pod niejednym względem rozszerzyć. Przyjmijmy np., że jakiś człowiek znajduje uczniów, tzn. ludzi, którzy w pewien sposób przyznają się do niego. Na pewnym stopniu samopoznania człowiek ten z łatwością dostrzeże, że już sam fakt znalezienia uczniów rodzi w nim następujące uczucie: To co mam do powiedzenia, to nie pochodzi ode mnie. Jest raczej tak, że siły duchowe z wyższych światów chcą się objawić mym uczniom i one to używają mnie jako narzędzia dla porozumienia się z nimi. Człowiek taki mógłby pomyśleć w ten sposób: Gdy byłem dzieckiem, wtedy rozwijałem się dzięki siłom pochodzącym ze światów duchowych. A to, co mam w sobie dzisiaj najlepszego, musi pochodzić również z tych światów i nie mam prawa uważać tego za przynależące do mojej zwykłej świadomości. Jest to więc coś w rodzaju „Dajmo-nion" *, ale w znaczeniu dobrej duchowej mocy, która przeze mnie oddziaływuje ze świata duchowego na uczniów. Coś podobnego odczuwał Sokrates mówiąc — według Platona — o swym „Dajmonion" jako o istocie, która nim kierowała i która go prowadziła. Starano się w różny sposób wyjaśnić sokratesowe „Dajmonion". Ale można to tylko wtedy wytłumaczyć, kiedy się pomyśli, że Sokrates mógł odczuwać coś podobnego, tak jak opisano to powyżej. A wtedy możemy też 29 pojąć, że w ciągu trzech czy czterech wieków, podczas których myśl Sokratesa działała w Grecji, powstał tam dzięki temu pewien nastrój, który mógł przygotować jakieś inne wielkie wydarzenie. Poczucie, że człowiek — tak jak go widzimy — nie jest jeszcze całością swej istoty wyłonionej z wyższych światów, działało w dalszym ciągu i najlepsi z tych, którzy je podzielali, to byli ci właśnie, którzy później najlepiej zrozumieli słowa Pawłowe: „Nie ja lecz Chrystus we mnie". Ludzie ci mogli powiedzieć sobie: Sokrates mówił o jakiejś dajmonicznej sile oddziaływującej z wyższych światów; dzięki Chrystusowemu ideałowi rozumiemy o czym mówił Sokrates. Tylko, że nie mógł on jeszcze mówić o Chrystusie, gdyż za jego czasów nikt nie mógł jeszcze odnaleźć w sobie Istoty Chrystusowej. I znowu odkrywamy nowe oblicze duchowego kierownictwa ludzkości. Nic nie może objawić się w świecie bez uprzedniego przygotowania. Dlaczego Paweł znalazł najlepszych uczniów właśnie w Grecji? Bo Sokrates takim nastrojem przygotował tam odpowiedni grunt. To, co dzieje się później w rozwoju ludzkości, prowadzi nas wstecz do wydarzeń, które działy się dawniej i przygotowywały ludzkość do tego, co miało nadejść. Czyż nie czujemy, jak daleko sięga ten przewodni impuls kierujący rozwojem ludzkości i jak we właściwej chwili umieszcza on odpowiednich ludzi tam, gdzie mogą być oni potrzebni dla ewolucji? W takich właśnie faktach wyraża się ogólnie to przewodnictwo ludzkości. 30 k II Istnieje godna uwagi analogia pomiędzy tym, co się przejawia w życiu poszczególnego człowieka, a tym co kieruje rozwojem ludzkości. Można ją znaleźć wtedy, gdy się weźmie pod uwagę to, co mędrcy i nauczyciele starożytnego Egiptu mówili Grekom o prowadzeniu i kierownictwie duchowego życia w Egipcie. Opowiadają, że pewien Egipcjanin zapytany przez Greka, kto prowadził naród egipski w dawnych czasach, odpowiedział: W zamierzchłej przeszłości władali u nas i nauczali bogowie*, a dopiero później ludzie stali się naszymi przewodnikami. Pierwszy przewodnik, który pojawił się w ludzkiej postaci w świecie fizycznym i był za takiego uznany, zwał się Menes * — tak mówili Egipcjanie Grekom. Znaczy to, że według tego co podają Grecy, przewodnicy ludu egipskiego powoływali się na fakt, że dawniej sami bogowie prowadzili naród egipski. Musimy jednak zawsze dobrze rozumieć taką przekazaną nam z dawnych czasów tradycję. O czym myśleli Egipcjanie mówiąc, że bogowie byli ich królami i nauczycielami? Otóż — mówiąc tak, chcieli oni wyrazić to, że gdybyśmy się cofnęli aż do najstarszych czasów narodu egipskiego i gdybyśmy zapytali owych ludzi, którzy odczuwali w sobie coś, jakby wyższą świadomość, jakby mądrość pochodzącą z wyższych światów 31 -— gdybyśmy ich zapytali: Kim są właściwie wasi nauczyciele, to oni odpowiedzieliby w ten sposób: Mówiąc o moim nauczycielu nie mógłbym wskazać tego lub innego człowieka, bo musiałbym najpierw wprowadzić się w stan jasnowidzenia. (Wiemy dzięki wiedzy duchowej, że była to rzecz stosunkowo łatwiejsza w dawnych czasach niż obecnie). Dopiero wtedy mogę znaleźć swego prawdziwego nauczyciela i inspiratora. Przejawia mi się on tylko wtedy, gdy otwarte są moje duchowe oczy. Albowiem jestestwa takie w epoce starożytnego Egiptu zstępowały ze świata duchowego i objawiały się ludziom nie wcielając się jednak w ludzkie, fizyczne ciała. W ten sposób bogowie prowadzili wtedy i nauczali starożytnych Egipcjan za pośrednictwem ludzi, a pod słowem „bogowie" rozumiano wówczas istoty, które wyprzedziły człowieka w rozwoju. W myśl zasad wiedzy duchowej, Ziemia, zanim stała się Ziemią dzisiejszą, przeszła przez inny stan planetarny, który nazywamy stanem księżycowym*. W czasie owej epoki człowiek nie był jeszcze człowiekiem w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Natomiast istniały na starym Księżycu inne jestestwa, które nie posiadały dzisiejszej ludzkiej postaci i były zupełnie inaczej zorganizowane, które jednak stały wtedy na tym stopniu rozwoju, jaki człowiek osiągnął na Ziemi dopiero teraz. Można więc powiedzieć, że na starej planecie księżycowej, która przeminęła i z której później powstała Ziemia, żyły istoty będące poprzednikami człowieka. W ezoteryce chrześcijańskiej nazywa się je Aniołami (Angeloi) — podczas gdy jestestwa stojące bezpośrednio nad nimi noszą miano Archaniołów (Archangeloi). Te ostatnie istoty były na takim etapie rozwoju, na jakim dzisiaj jest człowiek, jeszcze dawniej niż Aniołowie. Istoty określane w ezoteryce chrześcijańskiej jako Anioły czy Angeloi — lub w mistyce orientalnej jako „jestestwa dyaniczne" — były na etapie rozwoju odpowiadającym dzisiej- 32 szemu człowiekowi w czasie okresu księżycowego. Istoty te, o ile osiągnęły w pełni swój cel na starym Księżycu, stoją obecnie, podczas okresu Ziemi, o cały jeden stopień wyżej od dzisiejszego człowieka. Ten zaś z kolei osiągnie dopiero przy końcu epoki ziemskiej taki poziom, na jakim Aniołowie stali już z końcem rozwoju księżycowego. Gdy rozpoczął się ziemski stan naszej planety i gdy na Ziemi pojawił się człowiek, jestestwa owe nie mogły przybrać zewnętrznej, ludzkiej postaci, gdyż ludzkie ciało fizyczne jest w istocie rzeczy wytworem Ziemi, odpowiednim tylko dla tych jestestw, które obecnie są ludźmi. Dlatego istoty, które stoją o jeden stopień wyżej od człowieka, nie mogły się wcielać w ludzkie ciała, gdy Ziemia rozpoczęła swój rozwój. Mogły one tylko tak uczestniczyć w rozwoju Ziemi, że oświecały i inspirowały ludzi w pewnych stanach, które pradawny człowiek mógł osiągnąć w swym jasnowidzeniu. W ten sposób, pośrednio przez jasnowidzących ludzi, wpływały te jestestwa na bieg ziemskich losów. Starożytni Egipcjanie zachowali jeszcze pamięć takich stanów świadomości, w których ich królowie i nauczyciele żywo sobie uświadamiali swój związek z jestestwami, które nazywano bogami, Aniołami lub jestestwami dyanicznymi. Kim były te istoty, które nie wcielały się tak samo jak ludzie, nie przybierały ludzkiej, fizycznej postaci, tylko oddziaływały na ludzkość w powyżej opisany sposób? Byli to poprzednicy ludzi, którzy dziś wyrośli ponad stopień człowieczeństwa. W naszych czasach nadużywa się często słowa „Nadczłowiek". Tego to właśnie określenia można tu użyć we właściwym znaczeniu. Chcąc naprawdę mówić o istocie nadludzkiej możnaby tak nazwać te istoty, które już w poprzednim wcieleniu planetarnym naszej Ziemi, w okresie księżycowym, były na poziomie obecnego ludzkiego rozwoju, a teraz wyrosły ponad człowieka. Mogły one przejawiać się jasnowidzącym ludziom tylko w ciele 33 eterycznym i tak też się pojawiały zstępując ze światów duchowych na Ziemię, gdzie objawiały się jeszcze w czasach poatlantyckich*. Jestestwa te miały — i mają dziś jeszcze — tę szczególną właściwość, że nie potrzebują myśleć. Możnaby także powiedzieć, że one w ogóle nie mogą myśleć tak, jak myśli człowiek. Bo jakże myśli człowiek? Otóż mniej więcej w ten sposób, że wychodzi on z pewnego założenia i mówi sobie: To czy owo pojąłem, a teraz wychodząc z tego próbuję zrozumieć różne rzeczy. Gdyby nie była to droga ludzkiego myślenia, to wykształcenie szkolne nie byłoby tak trudne w wielu kierunkach. Nie można nauczyć się z dnia na dzień matematyki, gdyż musi się wyjść z pewnego punktu i powoli postępować dalej, a to trwa długo. Tak samo nie można w jednej chwili ogarnąć całego świata myśli, gdyż myślenie ludzkie przebiega w czasie. Konstrukcja myślowa nie jest od razu obecna w duszy, trzeba szukać, trzeba się wysilać, aby odnaleźć myśli w ten sposób. Jestestwa, o których mówiliśmy, nie posiadają tej właściwości człowieka. Najrozleglejsze nawet konstrukcje myślowe powstają w nich z taką samą szybkością, z jaką np. zwierzęciu, które ma przed sobą według swojego instynktu coś jadalnego, staje się od razu jasne, że chce to połknąć. U tych jestestw instynkt i myśl świadoma nie wykazują żadnej różnicy, są jednym i tym samym. Podobnie jak zwierzęta posiadają na swoim poziomie rozwoju instynkt, tak owe jestestwa dyaniczne — czyli Aniołowie — posiadają bezpośrednie myślenie duchowe, zdolność bezpośredniego duchowego wyobrażania. Przez to instynktowne życie wewnętrznych wyobrażeń istoty te są w istocie rzeczy inaczej ukształtowane niż ludzie. Można teraz łatwo zrozumieć, że niemożliwe jest aby te jestestwa mogły używać takiego mózgu, albo takiego ciała fizycznego, jakie ma człowiek. Muszą one używać ciała eterycznego, gdyż mózg 34 i ciało ludzkie przejawiają myśli tylko w czasie, podczas gdy jestestwa te nie wytwarzają myśli w czasie, tylko czują w sobie samorzutnie rozbłyskującą, otrzymywaną z góry mądrość. Nie mogą one myśleć fałszywie w tym znaczeniu jak człowiek. Tok ich myśli jest bezpośrednią inspiracją i dlatego te osobowości, które mogły się zbliżyć do nadludzkich anielskich jestestw, miały pewność, że stoją wobec nieomylnej mądrości. Gdy jeszcze w starożytnym Egipcie człowiek będący królem lub nauczycielem znalazł się w łączności z takim przewodnikiem duchowym, to był pewien, że wskazówki jakie on daje i prawdy jakie głosi, są bezpośrednio prawdziwe i nie mogą być fałszem. To samo odczuwali później także i inni ludzie, którym te prawdy podawano. Jasnowidzący przewodnicy ludzkości przemawiali w ten sposób, że ludzie odczuwali duchowe pochodzenie prawd płynących z ich ust. Jednym słowem, był to jakby bezpośredni prąd porozumienia między wyższymi hierarchiami duchowymi a ówczesną ludzkością. To, co oddziaływuje na dzieciństwo człowieka można ujrzeć w szerszym zakresie jako pracujący i unoszący się nad całą ludzką ewolucją najbliższy świat duchowych hierarchii, jako następne królestwo Aniołów czy nadludzkich jestestw, które stoją o jeden stopień wyżej niż człowiek i bezpośrednio tkwią w duchowych sferach. Ze sfery tej niosą one w dół na Ziemię to, co później kształtuje ludzką kulturę. U dziecka kierują one w swej wyższej mądrości kształtowaniem się ciała. W rozwoju ludzkości kształtowały w ten sposób w dawnych czasach kulturę. Egipcjanie mówiąc o swej łączności z bogami odczuwali, że dusza ludzkości otwiera się w stronę hierarchii duchowych. Podobnie jak dusza dziecka otwiera się swoją aurą ku hierarchiom aż do chwili, o której mówiliśmy w poprzednim roz- 35 dziale, tak dawniej cała ludzkość otwierała się na przyjęcie wpływu duchowych hierarchii, z którymi pozostawała w łączności. Ta łączność ze światem duchowym była najsilniejsza u świętych nauczycieli starożytnych Indii, u tych wielkich nauczycieli pierwszej poatlantyckiej, praindyjskiej kultury, która kiedyś rozprzestrzeniała się na południu Azji. Po katastrofie atlantyckiej, gdy ukształtowanie Ziemi zmieniło się tak, że na wschodniej półkuli mogła się uformować Europa, Azja i Afryka — na długo jeszcze przed tymi czasami, o których jest mowa w najstarszych księgach — pojawiła się kultura stworzona przez dawnych wielkich nauczycieli Indii. Zupełnie fałszywie wyobrażamy sobie dziś tych wielkich nauczycieli starożytności. Gdyby któryś z nich mógł dziś stanąć przed wykształconym człowiekiem, to wtedy ten współczesny człowiek zrobiłby wielkie oczy, a może powiedziałby nawet: To ma być „mędrzec"? Tak sobie mędrca nigdy nie wyobrażałem. Bo też owi dawni, święci nauczyciele nie umieliby w istocie nic takiego powiedzieć, co świat obecnie przywykł uważać za roztropność lub rozsądek. Według dzisiejszych kryteriów byli to prości i najskromniejsi w świecie ludzie, którzy potrafili tylko w najzwyklejszy sposób odpowiadać na pytania powszedniego życia. Nieraz przez długie okresy czasu nic innego od nich nie słyszano jak tylko takie czy inne słowo, które nie wydałoby się ważne wykształconemu człowiekowi naszej epoki. Ale następowały także i takie szczególne okresy czasu, w których okazywali się oni jeszcze czymś innym niż tylko zwykłymi ludźmi. Wtedy musieli oni gromadzić się razem w siedmiu, bo to, co mógł odczuwać każdy z nich pojedynczo, musiało harmonijnie współdziałać z objawieniami sześciu pozostałych w zgodnym współbrzmieniu siedmiu tonów. Każdy z nich bowiem, stosownie do swych założeń i swego rozwoju, mógł widzieć tylko 36 niektóre rzeczy. I dopiero ze współbrzmienia tego, co każdy z nich osobno mógł przewidzieć, powstało to, co dziś możemy odczuć jako pramądrość, jeżeli zdołamy odcyfrować rzeczywiście okultne tradycje. Ale tradycji tych nie znajdziemy już w Wedach*. Pomimo całej swej wielkości i głębi księgi te są tylko słabym echem tego, co nauczali święci mędrcy Praindii. Gdy każdy z owych mędrców stawał przed obliczem nadludzkiego przewodnika ludzkości — gdy ich jasnowidzenie i jasnosłyszenie otwierało im wrota wyższych światów — wtedy to, co otrzymywali od takiego przewodnika ludzkości promieniowało jakby nadziemskim światłem z ich oczu. A to, co mówili wtedy, wywierało na słuchających tak potężne wrażenie, że każdy musiał sobie powiedzieć: To co przemawia przez usta tych ludzi, to nie jest ani życie ludzkie, ani ludzka mądrość—to . nadludzkie jestestwa, to bogowie sami oddziaływują teraz przez nich na Ziemię. Tak więc z ziemskiego echa tego, co wiedzieli bogowie, zrodziły się stare cywilizacje i kultury. I dopiero stopniowo w poatlantyckich czasach przymykały się bramy ducho-wo-boskiego świata, który stał jeszcze otworem dla duszy ludzkiej w okresie kultur atlantyckich. Rozmaite ludy w różnych krajach poczęły odczuwać, że człowiek coraz to bardziej musiał zacząć polegać na samym sobie. W ten sposób w rozwoju ludzkości ujawnia się w innej formie to samo, co się objawia w rozwoju dziecka. Najpierw duchowo-boski świat wnika w nieświadomą duszę dziecka, która kształtuje młodziutkie ciało. Jest to jednocześnie okres, do którego później w normalnym codziennym życiu nie sięgamy pamięcią. Potem przychodzi chwila, gdy człowiek uczy się odczuwać samego siebie jako jaźń. Jest to chwila, do której człowiek może jeszcze w życiu późniejszym sięgnąć swoją pamięcią. Na tym polega prawda, że i największy mędrzec może jeszcze nauczyć się 37 czegoś od dziecięcej duszy. Później jednostka staje się coraz to bardziej pozostawiona samej sobie. Świadomość jaźni rośnie, a całość kształtuje się w taki sposób, że staje się możliwe przypominanie sobie minionych przeżyć. W życiu narodów nadszedł taki sam czas, gdy zaczęły się one czuć coraz bardziej odcięte od boskiej inspiracji praojców. Podobnie jak dziecko zostaje oddzielone od aury otulającej jego głowę w pierwszych latach życia, tak samo boscy przewodnicy usunęli się stopniowo z życia narodów i ludzie byli zdani na własne poszukiwania i własną wiedzę. Tam, gdzie historia o tym mówi, dostrzegamy oddanie kierownictwa rozwoju w ręce ludzkości. Egipcjanie nazwali imieniem Menes tego, który położył podwaliny pod pierwszą ludzką kulturę. Jednocześnie zaś wskazali na to, że od tego momentu człowiek może błądzić. Odtąd bowiem zdany jest na posługiwanie się swym mózgiem jako własnym narzędziem. To, że człowiek mógł popełniać błędy, było w czasach opuszczenia ludzi przez bogów symbolicznie zaznaczone w zbudowaniu labiryntu. Labirynt jest jakby odbiciem zwojów mózgu, po których biec mają własne już myśli człowieka, a w których człowiek łatwo może zbłądzić. Człowiekowi, jako myślącej istocie, ludy wschodu nadały imię Manas, a pierwszego myśliciela nazwali Manu. Człowieka, który jako pierwszy ukształtował zasady ludzkiej myśli nazwali Grecy Minos. I również z Minosem łączono legendę o labiryncie, bo ludzie czuli, że od czasu jego istnienia zaczynają stopniowo przechodzić od bezpośredniego boskiego kierownictwa do takiego, w którym jaźń w inny sposób przeżywa wpływy wyższego duchowego świata. Oprócz owych praojców ludzkości — tych prawdziwych nadludzi, którzy ukończywszy swoje człowieczeństwo w okresie księżycowym stali się Aniołami — istnieją jeszcze inne jestestwa, które nie osiągnęły celu swojego księżycowego 38 rozwoju. Pierwsze, zwane w mistyce orientalnej jestestwami dyanicznymi a w ezoterii chrześcijańskiej Aniołami, ukończyły swój rozwój na starym Księżycu i gdy człowiek rozpoczynał na Ziemi swój byt, stały one już o jeden stopień rozwoju wyżej od niego. Ale istniały inne jestestwa, które nie osiągnęły swego rozwoju na starym Księżycu, zupełnie tak samo, jak wyższe kategorie jestestw lucyferycznych nie zdołały dokończyć swojego rozwoju w ciągu poprzednich epok rozwojowych. Gdy rozpoczął się okres ziemski naszej planety, człowiek nie był jeszcze pozostawiony samemu sobie. Odbierał on inspiracje od duchowo-boskich jestestw, bez których tak jak dziecko nie byłby w stanie postąpić naprzód. Dlatego też oprócz tych dziecięcych jeszcze ludzi oddziaływały wówczas na Ziemi pośrednio także i te jestestwa, które wypełniły swe zadanie w okresie księżycowym. Ale między nimi i ludźmi istniały jeszcze te istoty, które nie osiągnęły celu swego księżycowego rozwoju, a które jednak przewyższały człowieka, bo już w okresie starego Księżycia mogły stać się Aniołami, czyli jestestwami dyanicznymi. Wtedy jednak nie doszły one do pełnej swej dojrzałości i pozostały w tyle za Aniołami. Niemniej jednak o wiele przewyższały one człowieka w tym, co człowiek uważa za swoje właściwości. Są to w gruncie rzeczy te jestestwa, które zajmują najniższy stopień w sferze istot lucyferycznych. Od tych istot, które stoją pomiędzy Aniołami a ludźmi, zaczyna się właśnie królestwo istot lucyferycznych. Niezwykle łatwo pomylić się w ocenie tych istot. Mógłby ktoś zapytać: Dlaczego bosko-duchowe moce, owi szafarze dobra, dopuściły do tego, by te jestestwa pozostały w tyle i przez to lucyferyczny impuls został wszczepiony w rozwój człowieka? Dlaczego dobrzy bogowie nie kierują wszystkiego ku dobru? Pytanie to nasuwa się zupełnie odruchowo. Mogłoby też powstać jeszcze jedno nieporozumienie, a mianowicie możnaby 39 sądzić, że istoty te są po prostu istotami złymi. Otóż w obu wypadkach mamy do czynienia z nieporozumieniem, gdyż jestestwa te niekoniecznie są tylko „złe", aczkolwiek w nich musimy szukać źródła zła w rozwoju ludzkości. Stoją one między człowiekiem a istotami anielskimi. Przewyższają człowieka w pewien sposób w doskonałości. We wszystkich uzdolnieniach, które człowiek musi dopiero w sobie wyrabiać, zdołały one osiągnąć już wyższy stopień. Natomiast od opisanych powyżej poprzedników ludzkości różnią się one tym, że nie dokończywszy swojego rozwoju człowieczeństwa na Księżycu, mogą się jeszcze wcielać w ciała ludzkie podczas rozwoju człowieka na Ziemi. Natomiast jestestwa dyaniczne czyli anielskie, które są wielkimi inspiratorami ludzi i na które powołują się Egipcjanie, nie mogąc żyć w ciałach ludzkich, mogły przejawiać się tylko za pośrednictwem ludzi. Jestestwa, które w hierarchii duchowej zajmują miejsce pomiędzy ludźmi a Aniołami, aż do stosunkowo niedawnych czasów posiadały zdolność wcielania się w ludzkie ciała. Dlatego w epoce lemuryjskiej * i atlantyckiej znajdowały się wśród zwykłych ludzi na Ziemi także i takie jestestwa, które w nąjwewnętrzniejszej naturze swej duszy nosiły taką opóźnioną w rozwoju istotę anielską. Innymi słowy, w epoce lemuryjskiej i atlantyckiej chodzili po Ziemi nie tylko zwykli ludzie, którzy przez następujące po sobie wcielenia mieli dojść do tego, co jest ideałem ludzkości. Pomiędzy ludźmi owych czasów żyły także i inne istoty, które tylko zewnętrznie wyglądały tak jak ludzie. Musiały one nosić ludzkie ciało, gdyż zewnętrzna postać człowieka zależy od ziemskich warunków. Były to jednak istoty, które należały do najniższej kategorii jestestw lucyferycznych. Obok jestestw anielskich, które pośrednio przez ludzi oddziaływały na ludzką kulturę, inkarnowały się wówczas także owe jestestwa lucyferyczne, które w różnych punktach Ziemi zakładały ludzkie kultury. I jeśli dawne podania ludowe mówią nam o tym, że tu 40 czy tam żył taki czy inny wielki człowiek, który był twórcą jakiejś kultury, to nie należy od razu piętnować takiej istoty mówiąc; oto mamy wcielenie lucyferycznego jestestwa, które musiało być nosicielem zła. Trzeba pamiętać, że istoty te obdarzyły postęp naszej kultury ogromną ilością wspaniałych rzeczy. Dzięki wiedzy ezoterycznej wiemy, że w zamierzchłej przeszłości, a mianowicie w czasach atlantyckich istniało coś w rodzaju pramowy — pewien rodzaj pierwotnego języka wspólnego dla całej ludzkości. W tych odległych czasach mówienie wypływało bardziej z głębi duszy niż dzisiaj. Można to już dostrzec w następującym fakcie. W okresie atlantyckim ludzie odczuwali wszystkie wrażenia zewnętrzne w ten sposób, że dusza chcąc wyrazić coś zewnętrznego dźwiękami zmuszona była czynić to za pomocą spółgłosek. Wszystko co istniało w przestrzeni, zmuszało człowieka do tego, by naśladował to spółgłoskami. Świst wiatru, szum fal, ochrona jaką daje człowiekowi dom, wszystko to wytwarzało pewne stany duszy, w których człowiek naśladował to za pomocą spółgłosek. Przeżycia wewnętrzne natomiast wyrażano przeciwnie. Radość, ból lub uczucia innej istoty naśladowano samogłoskami. Widzimy więc jak dusza zrastała się w mowie z zewnętrznymi wydarzeniami lub innymi istotami. Kronika Akaszy * odsłania przed nami np. obraz następujący: Jakiś człowiek zbliżył się do chaty, której sklepiony dach użyczał schronienia całej rodzinie. Człowiek ten patrzył na zaokrąglony kształt dachu rozpostartego nad tą rodziną; i oto tę opiekuńczość chaty wyrażał on spółgłoską, natomiast wewnętrzne uczucie zrodzone przez wrażenie opieki i ochrony w duszy mieszkańców wyrażał samogłoską. I powstała wtedy myśl: „Ochrona", „ja mam ochronę", „ciała ludzkie mają ochronę". Myśl ta wyrażała się wtedy w spółgłoskach i samogłoskach, które nie mogły być inne niż były, bo wyrażały jednocześnie bezpośrednie odbicie wewnętrznego przeżycia. 41 Działo się tak na całej Ziemi. I nie jest to wcale urojenie, że niegdyś istniała taka ludzka promowa. Wtajemniczeni wszystkich ludów zawsze umieli w pewnym stopniu odczuwać ową pramowę, a nawet we wszystkich językach istnieją pewne głoski, które nie są niczym innym, jak właśnie pozostałością owej ogólnoludzkiej pramowy. Mowa ta rodziła się w duszy człowieka przez inspirację jestestw stojących ponad ludźmi, owych prawdziwych poprzedników człowieka, którzy osiągali cel swojego rozwoju na „starym Księżycu". Możnaby więc wnioskować z tego, że gdyby rozwój następował tylko w taki sposób, to cała ludzkość stałaby się jedną wielką, jednorodną społecznością. Na całej Ziemi ludzie myśleliby i mówiliby zupełnie tak samo. Indywidualność i różnorodność w ogóle nie mogłyby się rozwinąć, a tym samym także i wolność człowieka. Musiały więc nastąpić podziały ludzkości, aby człowiek mógł stać się indywidualnością. I jeśli mowa zaczynała się różnicować w wielu okolicach Ziemi, to zawdzięczamy to pracy tych nauczycieli, w których wcielone były jestestwa lucyferycz-ne. Zależnie od tego, czy ta lub inna opóźniona w rozwoju istota anielska wcielała się w takim czy innym ludzie, nauczała ona ten lud takiego czy innego języka. Dlatego zdolność mówienia własnym językiem wiedzie nas u wszystkich ludów do istnienia owych wielkich dawców światła, którzy byli pozostałymi w tyle istotami anielskimi i znacznie przewyższali ludzi ze swego bezpośredniego otoczenia. Np. istoty, które są opisywane jako bohaterowie starożytnej Grecji lub innych narodów - istoty, które działały w ludzkiej postaci — były właśnie wcieleniami takich opóźnionych w rozwoju anielskich jestestw. Istoty te nie powinny być opisywane jako całkowicie „złe". Przeciwnie, przyniosły one to, co dało ludziom na całej Ziemi początek wolności. To, bez czego ludzkość pozostałaby 42 jednorodną całością. Tak wyglądała sprawa z językami różnych narodów. To samo znajdziemy również w innych dziedzinach życia. Indywidualizacja, zróżnicowanie, wolność pochodzą — możemy powiedzieć — od tych jestestw, które nie osiągnęły celu swej ewolucji księżycowej. Wprawdzie mądrość kosmiczna zamierza wszystkie jestestwa w danym rozwoju planetarnym doprowadzić do przeznaczonego im celu, ale gdyby zawsze działo się w ten sposób, to pewnych rzeczy nie możnaby osiągnąć. Pewne jestestwa opóźniają się w swym rozwoju, bo przez to właśnie mają jakieś szczególne zadanie do wypełnienia w dziejach ludzkości. Ponieważ istoty, które w całej pełni osiągnęły swój cel w okresie „starego Księżyca", uczyniłyby z ludzkości tylko jednorodny organizm, dlatego przeciwstawiono im istoty opóźnione w swym księżycowym rozwoju, które tym sposobem otrzymały możliwość, aby to, co było u nich właściwie błędem, obrócić na dobro. Tu otwiera się nowy punkt widzenia na pytanie: Dlaczego istnieje na świecie zło, niedoskonałość i choroba? Rozważmy to z tego samego punktu widzenia, z którego rozpatrywaliśmy opóźnione jestestwa anielskie. Wszystko, co w pewnej chwili jest niedoskonałością, opóźnieniem — jednak obraca się później w rozwoju na dobro. Ale chyba nie potrzeba specjalnie przypominać, że sprawa ta wcale nie rozgrzesza złych czynów ludzkich. Mamy w tym także odpowiedź na pytanie: Dlaczego mądrość kosmiczna pozwala pewnym jestestwom pozostać w tyle tak, że nie osiągają swojego celu? Dzieje się to właśnie dlatego, że opóźnienie takie uzyskuje swój pozytywny aspekt dopiero w przyszłości. W czasie gdy ludy nie mogły jeszcze same rządzić i sobą kierować, żyli właśnie wielcy nauczyciele epok i ludzi. Wszyscy ci nauczyciele poszczególnych ludów, tacy jak: Pelops, Kad- 43 mos, Kekrops, Tezeusz * itd. nosili w pewnym sensie w głębi swej duszy takie jestestwo anielskie. Widzimy więc, jak ludzkość podlegała wtedy kierownictwu i przewodnictwu duchowemu. Jednak na każdym stopniu ewolucji zostawały w tyle pewne jestestwa, które nie zdołały osiągnąć celu, jaki w danej fazie rozwojowej mógł być osiągnięty. Przyjrzyjmy się raz jeszcze starej cywilizacji egipskiej, kwitnącej przed wieloma tysiącami lat nad brzegami Nilu. Była to epoka, gdy ludziom objawiali się owi stojący wyżej od ludzi nauczyciele, którzy zdaniem Egipcjan prowadzili ludzi jako bogowie. Obok nich jednak działały także i te istoty, które tylko w połowie lub częściowo zdołały osiągnąć swój stopień Aniołów. Musimy sobie jasno uświadomić, że w starym Egipcie człowiek osiągnął pewien określony poziom. Ale nie tylko człowiek przez to coś osiąga, że pozwala się prowadzić, lecz dla prowadzących go istot ta duchowa praca jest czymś, co pozwala im pójść naprzód w rozwoju. Np. Anioł, który przez pewien czas prowadzi ludzi staje się czymś więcej niż był uprzednio zanim rozpoczął to przewodnictwo. Dzięki tej pracy rozwija się także Anioł — zarówno taki, który jest istotą w pełni anielską, jak i taki, który opóźnił się w swym rozwoju. Wszystkie istoty mogą zawsze dążyć naprzód. Wszystko znajduje się w ciągłym rozwoju. Jednak na każdym stopniu rozwoju pewna ilość jestestw pozostaje w tyle. W starej kulturze egipskiej można więc rozróżnić: przewodników boskich, czyli Aniołów, następnie przewodników półboskich, którzy niezupełnie zdołali osiągnąć stopień anielski i wreszcie ludzi. Ale niektóre z tych nadludzkich istot ponownie pozostają w tyle, tzn. nie kierują ludzkością tak, by wszystkie ich siły mogły znaleźć w pełni swój wyraz i pozostają nadal jako Anioły podczas starej egipskiej kultury. W ten sam sposób pozostają w tyle jestestwa już uprzednio cofnięte w swoim rozwoju. Tak więc, podczas gdy ludzie postępują naprzód, pewne indywidua- 44 Iności pozostają w tyle wśród istot dyanicznych czyli Aniołów. Gdy kultura egipsko-chaldejska dobiegła końca i rozpoczął się okres helleńsko-rzymski, istniała pewna ilość tych opóźnionych w rozwoju jestestw kierujących w poprzednich epokach. Jednak nie mogły one teraz używać swoich sił, ponieważ zostały w przewodzeniu ludzkości zastąpione przez inne anielskie lub półanielskie jestestwa. Równocześnie oznaczało to jednak, że nie mogły one postępować naprzód w swoim własnym rozwoju. Fakt ten zwraca naszą uwagę na pewną kategorię jestestw, które mogły użyć swych sił podczas okresu egipskiego, lecz nie uczyniły tego wtedy w całej pełni. W następnej epoce grec-ko-łacińskiej nie mogły one już zużytkować swoich sił, gdyż zostały zastąpione przez inne jestestwa przewodnie oraz dlatego, że cały charakter nowej epoki uniemożliwiał już ich interwencje. I podobnie jak istoty, które nie osiągnęły anielskiego poziomu na „starym Księżycu", a mimo to otrzymały później zadanie czynnego oddziaływania na rozwój ludzkości w okresie Ziemi — tak samo jestestwa kierujące ludzkością w egipsko-chaldejskiej kulturze, które pozostały wtedy w tyle, otrzymały później zadanie ponownego oddziaływania na kulturę jako jestestwa opóźnione. Będziemy więc mogli zobaczyć następny okres kulturowy, którego kierownictwo spoczywa wprawdzie w rękach jestestw rozwiniętych prawidłowo i prowadzących normalny rozwój, ale obok nich działają także inne istoty, które wcześniej pozostały w tyle, a mianowicie podczas epoki egipskiej. Scharakteryzowany w ten sposób okres kulturowy to właśnie nasza epoka. Żyjemy w czasach, gdzie obok prawidłowych przewodników ludzkości działają także opóźnione jestestwa z epoki egipsko-chaldejskiej. Na rozwój wszelkich istot i faktów należy patrzeć w ten sposób, że wydarzenia w świecie fizycznym są tylko skutkami czy przejawami prawdziwych przyczyn, tkwiących w świecie 45 duchowym. Naszą dzisiejszą kulturę, jeśli weźmiemy ją pod uwagę w całości, możemy z jednej strony uważać za dążenie wzwyż, ku uduchowieniu. W porywie pewnych ludzi ku duchowości przejawiają się ci w pełni i prawidłowo rozwinięci duchowi p/zewodnicy obecnej ludzkości. To ich wpływy widzimy we wszystkim, co chce prowadzić człowieka do skarbów wiedzy duchowej, przekazywanej nam przez teozofię *. Ale na dążenia naszej kultury oddziaływują także jestestwa, które pozostały w tyle w czasie egipsko-chaldejskiego okresu. Przejawiają się one w wielu rzeczach, które dziś i w najbliższej przyszłości będziemy tworzyć i wymyślać. Działają one we wszystkim, co nadaje naszej kulturze piętno materialistyczne, a często widoczne są one także i w dążeniach ku duchowości. W naszej epoce przeżywamy właściwie jakby odrodzenie się kultury egipskiej. Tak więc jestestwa, które mogą być uważane za niewidzialnych kierowników wszystkiego co dzieje się w świecie fizycznym, dzielą się na dwie grupy. Do pierwszej należą te indywidualności duchowe, które aż do naszej obecnej doby odbyły własny rozwój prawidłowo. Mogły one więc zacząć oddziaływać na naszą kulturę, gdy przewodnicy poprzedniego, grecko-łacińskiego okresu kończyli stopniowo swoją kierowniczą misję w pierwszym tysiącleciu ery chrześcijańskiej. Druga grupa, której praca splata się z działaniem jestestw pierwszej grupy, obejmuje te duchowe indywidualności, które nie dokończyły swego rozwoju w kulturze egipsko-chaldejskiej. Musiały one pozostać bezczynne podczas epoki grecko-łacińskiej i teraz mogą ponownie stać się aktywne, bo nasza epoka wykazuje właśnie pewne podobieństwo do czasów egipsko-chaldejskich. Tym tłumaczy się to, że obecnie wyłania się wiele rzeczy, które mogą być uważane za odrodzenie starych egipskich mocy. Wiele z nich jest jednak odrodzeniem się takich sił, które 46 wtedy działały duchowo, a dziś pojawiają się w materialistycz-nym wydaniu. Aby to wyjaśnić można dać przykład jak stare egipskie poznanie odżywa w naszych czasach. Weźmy pod uwagę Keplera. Jego duch przeniknięty był harmonią budowy świata. Wyraziło się to w jego przełomowych matematycznych prawach mechaniki niebios, w tzw. prawach Keplera. Prawa te są pozornie suche i abstrakcyjne, ale u Keplera wypłynęły one ze świadomości harmonii wszechświata. W dziełach Keplera możemy nawet przeczytać jego wyznanie, że aby odkryć to, co odkrył, musiał wniknąć w święte misteria Egiptu, przywłaszczyć sobie ich świątynne naczynia * i przez nie wynieść w świat te prawdy, których znaczenie dla ludzkości będzie mogła ocenić dopiero przyszłość. Te słowa Keplera nie są bynajmniej zwykłym frazesem. Wskazują one na to, że miał on niejasną świadomość ponownego przeżywania tego, czego nauczył się ongiś w Egipcie, w czasie ówczesnego swego wcielenia. Mamy pewne podstawy do wyobrażenia sobie, że Kepler w czasie jednego ze swych poprzednich żywotów posiadł starożytną mądrość egipską i że mądrość ta objawiła się później na nowo w jego duszy w formie dostosowanej do nowszych czasów. Jest rzeczą zrozumiałą, że geniusz Egiptu wytwarza w naszej kulturze materialistyczny impuls, gdyż duchowość była w Egipcie silnie zabarwiona materializmem. Wyraża się to np. w balsamowaniu zwłok, co jest dowodem, że przywiązywano wówczas duże znaczenie do zachowania ciała fizycznego. W odpowiednio innej formie przeszło to z czasów egipskich do naszych. Te same siły, które w czasach egipskich nie osiągnęły w swym działaniu dostatecznych wyników, oddziaływują w zmienionej formie znowu na nasze czasy. Pomysł balsamowania zwłok odradza się dziś w poglądach, które wielbią 47 tylko materię. Egipcjanin balsamował zwłoki i tym sposobem konserwował coś, co wydawało mu się nad wyraz drogocenne. Sądził on, że rozwój duszy po śmierci ma związek z zachowaniem ciała fizycznego. Nowożytny anatom kroi skalpelem to co widzi i sądzi, że tym sposobem pozna prawa organizmu ludzkiego. W naszej współczesnej wiedzy żyją siły starego egipsko-chaldejskiego świata. Wtedy reprezentowały one postęp, dziś jednak oznaczają cofanie się i musimy je poznać, jeśli chcemy prawidłowo ocenić charakter obecnej epoki. Siły te będą szkodzić człowiekowi współczesnemu, jeśli nie pozna on ich znaczenia. Nie dozna natomiast żadnej od nich szkody—przeciwnie, będą go one prowadzić do dobrych celów —jeśli uświadomi sobie ich działanie i przez to ustawi właściwie swój stosunek do nich. Siły te muszą znaleźć swoje zastosowanie, inaczej bowiem nie mielibyśmy tych wielkich zdobyczy techniki, jakie dziś posiadamy. Siły owe należą do najniższego stopnia istot lucyferycznych. Jeśli nie poznamy ich w sposób właściwy, to będziemy wtedy uważali materialistyczny impuls naszej epoki za jedynie możliwy i słuszny i nie dostrzeżemy wcale innych sił, które wiodą wzwyż ku duchowości. Z tych względów musi dziś istnieć jasne poznanie tych dwóch duchowych prądów naszej epoki. Gdyby mądrość rządząca, światem nie opóźniła pewnych jestestw w czasie egipsko-chaldejskiej epoki kulturowej, to naszej obecnej cywilizacji brakowałoby potrzebnej jej ciężkości. Działałyby wtedy tylko te siły, które chcą człowieka gwałtownie nieść w górę. Ludzie byliby wtedy aż za bardzo skłonni do poddania się tym siłom i staliby się marzycielami. Tacy ludzie chcieliby uznawać tylko takie życie, które jak najszybciej uduchawia, a w duszy ich rósłby nastrój pogardy dla fizycznej materii. Współczesna epoka kulturowa może jednak tylko wtedy wypełnić swoje zadanie, jeśli siły materialnego świata 48 rozwiną się do końca i tym sposobem człowiek będzie mógł stopniowo zdobywać ich dziedziny także i w duchowości. Podobnie jak najpiękniejsze rzeczy mogą stać się pokuszeniem dla człowieka, który oddaje się im bez zastrzeżeń, tak i ta wyłączność, o jakiej mówimy, mogłaby się stać dla człowieka wielkim niebezpieczeństwem polegającym na tym, że wszelkie możliwe dobre dążenia pojawią się w nim pod postacią fanatyzmu. Prawdą jest, że ludzkość postępuje naprzód przez rozwój swych szlachetnych impulsów, ale prawdą jest również i to, że marzycielskie i fanatyczne realizowanie choćby najszlachetniejszych impulsów może się stać najgorszą szkodą dla prawidłowego rozwoju. Nie z egzaltacji należy dążyć do wyżyn duchowych, tylko w pokorze i w pełni jasnej świadomości, bo tylko wtedy może się dziać coś zbawiennego dla postępu ludzkości. Aby czynom obecnej doby nadać potrzebną na Ziemi ciężkość — aby ludzie mogli w ogóle zrozumieć materię i rzeczy świata fizycznego — mądrość rządząca wszechświatem pozostawiła w tyle te siły, które właściwie powinny były ukończyć swą ewolucję w epoce egipskiej, a które dziś skierowują spojrzenie człowieka na życie fizyczne. Z powyższych rozważań wynika, że rozwój odbywa się zarówno pod wpływem normalnie postępujących jestestw, jak również pod wpływem tych pozostających w tyle. Jasnowidzenie może śledzić w świecie nadzmysłowym współpracę obu rodzajów tych jestestw. Dzięki temu możemy pojąć rozwój duchowy, którego przejawem są fizyczne zjawiska wśród których żyje człowiek obecnej doby. Widzimy więc, że aby zrozumieć to, co się w świecie dzieje, nie wystarczy drogą jakichś ćwiczeń otworzyć nasze duchowe oczy i uszy na świat Ducha. Uzyskuje się przez to jedynie widzenie tego, co się tam dzieje oraz oglądanie jestestw rozwijających się w sferach duchowych. Wtedy wiemy jedynie, 49 że są to istoty świata duszy lub świata duchowego i postrzegamy je. Oprócz tego jednak konieczne jest także poznanie do jakiego rodzaju należą te istoty. Można spotkać jestestwa duchowego świata i nie wiedzieć czy znajdują się one na drodze prawidłowego rozwoju, czy też należą do grupy istot opóźnionych, czy zatem sprzyjają, czy też przeszkadzają rozwojowi. Ludzie, którzy przyswajają sobie zdolność jasnowidzenia, a nie zdobywają równocześnie pełnego zrozumienia scharakteryzowanych powyżej warunków rozwoju, nie mogą w gruncie rzeczy nigdy wiedzieć z jakiego rodzaju jestestwem mają do czynienia. Dlatego też zwykłe jasnowidzenie musi być uzupełnione zdolnością osądzania tego, co się widzi w świecie nadzmysłowym. Konieczność ta jest w najwyższej mierze niezbędna w naszych czasach. Nie zawsze jednak było to tak samo potrzebne. Jeśli cofniemy się w czasy dawnych kultur, to znajdziemy tam zupełnie inne stosunki. Jeśli w zaraniu starożytnego Egiptu jasnowidzącemu ukazało się jakieś jestestwo ze świata nadzmys-łowego, to miało ono niejako na czole napisane kim jest i jasnowidzący nie mógł się pomylić. Natomiast w dzisiejszych czasach możliwość omyłki jest wielka. Podczas gdy ludzkość starożytna stała jeszcze dość blisko królestwa wyższych duchowych hierarchii aby je móc rozpoznawać, to dzisiaj możliwość błędu jest bardzo duża i jedyną ochroną przed wynikającymi stąd ciężkimi szkodami jest staranie się o przyswojenie sobie takich wyobrażeń i idei jakie przedstawiliśmy powyżej. Człowieka umiejącego postrzegać świat duchowy nazywamy „jasnowidzącym". Ale nie wystarczy być tylko jasnowidzącym. Człowiek taki może widzieć, ale nie rozróżniać tego co widzi. Człowieka, który osiągnął zdolność rozróżniania, rozpoznawania zjawisk i istot wyższych światów nazywa się „wtajemniczonym". Dopiero wtajemniczenie umożliwia nam rozróżnianie rozmaitego rodzaju jestestw. Można być jasno- 50 widzącym nie będąc wtajemniczonym. W dawnych czasach owo rozróżnianie jestestw nie było rzeczą szczególnie ważną. Dlatego też dawne szkoły ezoteryczne zajmowały się głównie rozwijaniem jasnowidzenia, a niebezpieczeństwo błędu nie było wtedy tak wielkie. Dziś natomiast stało się ono tak groźne, że wszelkie szkolenie ezoteryczne powinno uwzględniać to, aby uczeń równolegle ze zdolnościami jasnowidzenia osiągnął także i wtajemniczenie. Człowiek, w miarę jak się staje jasnowidzącym, musi być zdolnym do rozróżniania poszczególnych nad-zmysłowych jestestw i zjawisk. To szczególne zadanie stworzenia równowagi między elementami jasnowidzenia a wtajemniczenia przypadło w nowszych czasach w udziale tym mocom, które prowadzą ludzkość. Prowadzący szkolenie duchowe musieli z konieczności zwrócić na to uwagę z początkiem czasów nowożytnych. Dlatego ten duchowy kierunek ezoteryczny, właściwy obecnej dobie, bierze sobie za zasadę stałe utrzymywanie właściwej równowagi między jasnowidzeniem a wtajemniczeniem. Stało się to konieczne w czasie, gdy ludzkość przechodziła kryzys w stosunku do swego wyższego poznania. Było to w trzynastym stuleciu. Około roku 1250 żyliśmy w czasach, gdy człowiek czuł się najbardziej odsunięty od świata duchowego. Najwybitniejsze ówczesne umysły, dążące do wyższego poznania, rozumowały następująco. Wszystko, cokolwiek nasz umysł, nasz rozum, nasza wiedza duchowa zdołają osiągnąć, wszystko to ograniczone jest do otaczającego nas świata fizycznego. Człowiek nie może dotrzeć do światów duchowych ani swym ludzkim badaniem, ani swymi możliwościami poznawczymi. O świecie duchowym wiemy tylko tyle, ile przyjmujemy o nim wiadomości pozostawionych nam przez ludzi minionych czasów. Był to okres zupełnego zaciemnienia bezpośredniego duchowego wglądu w wyższe światy. Nic więc dziwnego, że mówiono 51 CB w ten sposób właśnie w czasach rozkwitu scholastyki. Bo właśnie około 1250 roku mamy dziejową chwilę, w której ludzie musieli dojść do tego, by przeciągnąć ścisłą granicę pomiędzy tym, w co musi się wierzyć na podstawie tradycji, a tym co może być przedmiotem poznania. To ostatnie zostało ograniczone do fizycznego świata zmysłów. Dopiero później nadeszły czasy, gdy stopniowo zaczęła się pojawiać możliwość ponownego uzyskania wglądu w świat duchowy. Ale to nowe jasnowidzenie jest innego rodzaju niż stare, które w istocie wygasło właśnie z rokiem 1250. Dla tej nowej formy jasnowidzenia ezoteryzm zachodni musiał ustanowić ścisłą zasadę, że właśnie wtajemniczenie ma kierować widzeniem i słyszeniem duchowym. Staje się to specjalnym zadaniem tego ezoterycznego prądu jaki wkroczył wtedy w kulturę Europy. Z rokiem 1250 rozpoczyna się nowy sposób wprowadzania człowieka w światy nadzmys-łowe. Wprowadzenie to zostało przygotowane przez te indywidualności, które stały w cieniu zewnętrznych wydarzeń dziejowych i które już wcześniej przez całe stulecia przygotowywały wszystko to, co było potrzebne do szkolenia ezoterycznego w warunkach jakie wytworzyły się około roku 1250. Jeśli nie nadużywamy słowa „współczesna ezoteryka", to możemy go użyć właśnie jako określenie duchowej pracy tych wysoko rozwiniętych indywidualności, o których milczy historia zewnętrzna, a których działanie przejawia się mimo to w całej kulturze ludzkiej rozwijającej się na Zachodzie począwszy od trzynastego stulecia. Znaczenie 1250 roku dla duchowego rozwoju ludzkości można zrozumieć, jeśli się weźmie pod uwagę wyniki badań ezoterycznych, które odkrywają fakt następujący. Nawet te indywidualności, które w poprzednich swych wcieleniach osiągnęły już wysokie stopnie duchowego rozwoju, to gdy wcielały się ponownie około 1250 roku, musiały przez pewien czas ulegać 52 zupełnemu przyćmieniu swych możliwości bezpośredniego wglądu w świat duchowy. Nawet oświecone indywidualności były odcięte od duchowego świata i mogły o nim coś wiedzieć tylko ze wspomnień swych poprzednich wcieleń. Widzimy wiec, jak począwszy od tej chwili stało się konieczne, aby w duchowym przewodnictwie ludzkości pojawił się nowy element. Był to element prawdziwej współczesnej ezoteryki. Bo dopiero w nim możemy we właściwym sensie zrozumieć, jak w przewodnictwie całej ludzkości i poszczególnego człowieka może oddziaływać to, co nazywamy „Impulsem Chrystusowym". Czas od Misterium Golgoty aż do momentu narodzin współczesnej ezoteryki stanowi pierwszy okres przepracowywania Impulsu Chrystusowego w duszach ludzkich. Podczas tego okresu ludzie przyjmowali Chrystusa bez świadomego współudziału swych wyższych sił duchowych. Spowodowało to, że gdy później zmuszeni zostali uświadomić Go sobie, popełniali wszelkie możliwe błędy odnośnie zrozumienia Chrystusa i zabłądzili w prawdziwym labiryncie pomyłek. Można zaobserwować jak w pierwszym okresie chrześcijaństwa Impuls Chrystusowy wnika w niższe siły ludzkiej duszy. Potem nadeszły nowe czasy, w których żyjemy do dzisiaj. Ludzie pod pewnym względem są dopiero na początku możliwości zrozumienia Chrystusa wyższymi siłami swej duszy. Dalszy ciąg tej książki powinien wykazać, że cofanie się możliwości poznania nadzmysłowego aż do trzynastego wieku, a następnie powolne odradzanie się tych możliwości w innej formie począwszy od tego czasu, zbiega się z oddziaływaniem Impulsu Chrystusowego na rozwój ludzkości. Tak więc ezoteryka współczesna może być pojmowana jako wyniesienie tego impulsu do aktywnej roli w prowadzeniu tych dusz, które zgodnie z warunkami nowożytnego rozwoju pragną osiągnąć poznanie wyższych światów. 53 m Z poprzednich rozważań wynika, że duchowe prowadzenie rozwoju ludzkości można odnieść do tych jestestw, które wypracowały swoje „człowieczeństwo" w czasie poprzedniego wcielenia naszej ziemskiej planety — w okresie „starego Księżyca". Prowadzeniu temu przeciwstawia się inne, hamując je, a jednak tym hamowaniem wspierając je w pewnym względzie. Spoczywa ono w rękach tych jestestw, które nie zdołały dokończyć swej ewolucji w okresie Księżycowym. Mowa tu o jestestwach wiodących, które stoją bezpośrednio nad człowiekiem. Zarówno o tych co wiodą naprzód, jak i o tych co pomagają przez to, że stwarzają przeszkody i w ten sposób wzmacniają i nasilają, dodają wagi i zróżnicowania tym siłom, które pochodzą od jestestw prawidłowo wiodących w rozwoju. Ezote-ryzm chrześcijański nazywa obie te grupy nadludzkich jestestw mianem Aniołów (Angeloi). Ponad nimi stoją w porządku wiodącym wzwyż istoty należące do wyższych hierarchii, jak Archaniołowie (Archangeloi), Archaje (Archai) itd., które również uczestniczą w kierowaniu rozwojem ludzkości. W każdej grupie tych różnych jestestw istnieją wszelkie możliwe stopnie doskonałości. I tak np. na początku obecnego rozwoju Ziemi istniały w grupie Aniołów obok już bardzo 54 wysoko rozwiniętych jestestw także i takie, które stały o wiele niżej. Te pierwsze wybiegły znacznie ponad to minimum doskonałości, jakie trzeba było osiągnąć w czasie rozwoju księżycowego. Te drugie osiągnęły właśnie tylko to minimum, kiedy skończył się okres księżycowy i zaczął się rozwój Ziemi. Pomiędzy nimi istnieją wszelkie możliwe stopnie pośrednie. Odpowiednio do swego stopnia rozwoju każda grupa tych jestestw wywierała właściwy sobie wpływ na ziemski rozwój ludzkości. I tak w okresie egipsko-chaldejskim ludzkość prowadzona była przez jestestwa, które w okresie księżycowym osiągnęły wyższy stopień doskonałości niż przewodnicy czasów grecko-łacińskich. Ci zaś byli doskonalsi od tych, którzy ludzkość prowadzą obecnie. W okresie egipskim względnie greckim te jestestwa, które miały później skutecznie oddziaływać na rozwój ludzkości w przyszłej, nadchodzącej kulturze, rozwijały się tymczasem same do potrzebnego dla tej misji stopnia dojrzałości. Począwszy od wielkiej katastrofy atlantyckiej rozróżniamy siedem następujących po sobie okresów kulturowych. Pierwszym z nich jest okres praindyjski, następnie praperski*. Trzecią z kolei kulturą jest egipsko-chaldejska, czwartą jest grecko-łacińska, piątą wreszcie jest ta, w której obecnie żyjemy, a która zaczęła się kształtować mniej więcej od dwunastego stulecia. W naszych czasach następuje już przygotowywanie się pewnych faktów, które będą wiodły do szóstego poatlantyc-kiego okresu kulturowego, gdyż poszczególne okresy rozwojowe zachodzą wzajemnie na siebie. Po szóstym okresie nastąpi jeszcze siódmy. Przyjrzawszy się bliżej rozwojowi ludzkości zauważymy, że tylko w czasie trzeciego, egips-ko-chaldejskiego okresu, Aniołowie — czyli jestestwa dyanicz-ne — byli w pewnym stopniu samodzielnymi przewodnikami ludzi. W okresie praperskim było inaczej. Aniołowie byli wtedy 55 znacznie bardziej zależni od wyższego przewodnictwa niż w okresie egipskim. Prowadzili wtedy rozwój tak, jak to wypływało z impulsów następnej wyższej hierarchii. Wszystko pozostawało wprawdzie pod kierownictwem istot anielskich, ale jednak poddane one były przewodnictwu Archaniołów. W okresie zaś praindyjskim, gdy życie poatlantyckie stało na takich wyżynach duchowych, których już nigdy później nie osiągnęło, Archaniołowie sami zależeli wtedy od podobnego kierownictwa Archai, czyli Duchów Prapoczątku. Śledząc zatem rozwój ludzkości od czasów praindyjskich poprzez kulturę praperską i egipsko-chaldejską możemy powiedzieć, że pewne jestestwa wyższych hierarchii odsuwały się coraz bardziej od bezpośredniego kierowania ludzkością. A jak było w czwartym poatlantyckim okresie — w czasach grec-ko-łacińskich? Człowiek stał się wtedy w pewnym sensie całkowicie samodzielny. Kierujące jestestwa nadludzkie oddziaływały wprawdzie jeszcze na bieg rozwoju ludzkości, ale człowiek zawdzięczał im tyle samo, co one jemu. Stąd pochodził ów osobliwy, całkowiecie „ludzki" charakter kultury w czasach grecko-łacińskich, kiedy to człowiek był właściwie pozostawiony zupełnie samemu sobie. Wszelkie istotne cechy sztuki i życia państwowego w czasach grecko-rzymskich można wytłumaczyć tym, że człowiek powinien był wtedy przeżyć je w charakterystyczny dla siebie sposób. Jeśli więc patrzymy na najstarsze czasy rozwoju kultury ludzkości, to znajdujemy w nich jestestwa przewodnie, które ukończyły rozwój odpowiadający duchowemu rozwojowi człowieczeństwa w jeszcze dawniejszych stanach planetarnych. Czwarty poatlantycki okres kulturowy istniał po to, by maksymalnie wypróbować człowieka. Dlatego też był to czas, gdy całe duchowe kierownictwo ludzkości musiało się ukształtować w nowy sposób. Ludzie żyją obecnie w piątym okresie poatlan- 56 tyckim. Jestestwa przewodnie tego okresu należą do tej samej hierarchii, która kierowała epoką egipsko-chaldejską. Te same jestestwa, które wtedy kierowały, zaczynają znów swoją pracę w naszych czasach. Mówiliśmy już o tym, że pewne jestestwa pozostały w tyle podczas kultury egipsko-chaldejskiej, a dziś można ich wpływy odnaleźć w materialistycznych odczuciach i poglądach naszych czasów. Postęp jestestw anielskich — lub niższych dyanicznych — zarówno prowadzących naprzód jak i tych hamujących rozwój, polega na tym, że dzięki pewnym właściwościom, które nabyły one w pradawnych czasach, mogły przewodniczyć Egipcjanom i Chaldejczykom, a równocześnie same rozwijały się dalej przez swoją pracę. Tak więc Aniołowie postępujący naprzód przystępują do kierownictwa piątego okresu poatlantyckiego z pewnymi uzdolnieniami, które osiągnęli w czasie trzeciego okresu. Teraz zaś, przez dalszy swój właściwy postęp, przyswajają sobie inne, specjalne zdolności. Zdolności te umożliwiają im przyjęcie w siebie mocy promieniującej z pewnej istoty, najważniejszej dla całej ziemskiej ewolucji. Oto od-działywuje na nich moc Chrystusowa. Moc ta działa nie tylko na świat fizyczny przez Jezusa z Nazaretu, ale także na jestestwa nadludzkie w światach duchowych. Chrystus istnieje nie tylko dla Ziemi ale także i dla owych jestestw. Jestestwa, które prowadziły starą, egipsko-chaldejską kulturę nie pozostawały jeszcze wtedy pod kierownictwem Chrystusowym. Kierownictwu temu podporządkowały się dopiero później. Ich postęp polega na tym, że prowadzą naszą piątą poatlantycką kulturę już pod natchnieniem Chrystusowym, idąc za Jego wolą w wyższych światach. Z drugiej strony opóźnianie tych jestestw, o których powiedzieliśmy, że działają jako siły hamujące, pochodzi stąd, że nie poddały się one przewodnictwu Chrystusa i działają dalej niezależnie od Niego. Dlatego coraz wyraźniej będą się pojawiały następujące kie- 57 runki w kulturze ludzkości. Będziemy mieli materialistyczny prąd pod wpływem tych opóźnionych jestestw epoki egips-ko-chaldejskiej. Wszystko, co można nazwać dzisiejszą mate-rialistyczną nauką we wszystkich krajach, pozostaje pod tym właśnie wpływem. Jednak budzi się również inny prąd, który ma na celu umożliwienie odnalezienia zasady Chrystusowej we wszystkim, co człowiek czyni. Istnieją dziś ludzie, którzy mówią, że nasz świat składa się w ostateczności tylko z materialnych atomów. Któż podsuwa człowiekowi takie myśli, że świat składa się z atomów? Są to te anielskie jestestwa, które pozostały w tyle podczas egipsko-chaldejskiego okresu. Czego będą natomiast uczyły te jestestwa, które osiągnęły cel swojego rozwoju podczas epoki egipsko-chaldejskiej i które już wtedy poznały Chrystusa? Będą one podsuwać człowiekowi inne myśli niż te, że istnieją wyłącznie materialne atomy. Nauczą one człowieka, że substancja aż do najdrobniejszych swych cząstek przeniknięta jest duchem Chrystusa. I być może wydaje się to teraz dziwne, ale znajdą się w przyszłości chemicy i fizycy, którzy nie będą uczyli chemii i fizyki tak jak się dzisiaj uczy pod wpływem duchów opóźnionych w czasach egipsko-chaldejs-kich. Znajdą się tacy, którzy będą nauczali, że materia jest tak zbudowana jak ją stopniowo uporządkował Chrystus. Kiedyś odnajdziemy Chrystusa aż w prawach fizyki i chemii, a to co w przyszłości przyjdzie, będzie duchową chemią i fizyką. Dziś wydaje się to wielu ludziom urojeniem albo czymś jeszcze gorszym, ale często to, co w przyszłości będzie mądrością, człowiek uważa wcześniej za głupotę. Dokładny obserwator zauważy już dziś czynniki, które w powyższym znaczeniu oddziaływują na rozwój ludzkiej kultury. Zna ona doskonale także i zarzuty, jakie z obecnego naukowego lub filozoficznego punktu widzenia można z pozorną słusznością stawiać tym rzekomym głupstwom. Wychodząc z tych założeń możemy 58 zrozumieć i to, co zamierzają owe przewodnie, nadludzkie jestestwa w stosunku do człowieka. Ludzie w czasach poatlan-tyckich poznali Chrystusa w czwartym okresie kulturowym — w czasach grecko-łacińskich. W tym bowiem okresie rozegrało się na Ziemi wydarzenie Chrystusowe. Nadludzkie jestestwa kierujące ludzkością poznały Go i wzniosły się do Niego już w epoce egipsko-chaldejskiej. Musiały one potem w epoce grecko-łacińskiej pozostawić człowieka jego własnemu losowi, aby później znów zacząć oddziaływać na rozwój ludzkości. I jeśli dziś uprawiamy wiedzę duchową, to nie oznacza to nic innego jak uznanie faktu, że nadludzkie jestestwa, które dawniej prowadziły ludzkość, teraz kontynuują to przewodnictwo w ten sposób, że same znajdują się pod kierownictwem Chrystusa. To samo dotyczy i innych jestestw. W czasach praperskich w prowadzeniu ludzkości uczestniczyli Archaniołowie. Poddali się przewodnictwu Chrystusa wcześniej niż jestestwa o stopień od nich niższe. Zaratustra * zwracając ku Słońcu wzrok swych uczniów i swego ludu — mówił: „W Słońcu żyje wielki Duch, Ahura-Mazdao, który kiedyś zstąpi na Ziemię" Jestestwa z hierarchii Archaniołów, które prowadziły Zaratustrę, wskazały na wielkiego Ducha Słońca, który wtedy nie zstąpił jeszcze na Ziemię rozpoczynając dopiero swą drogę do tego, by później włączyć się bezpośrednio w jej rozwój. Jestestwa, które prowadziły wielkich nauczycieli praindyjskich, wskazywały na Chrystusa przyszłości. Błędem byłoby sądzić, że ci nauczyciele nie przeczuliby Go jeszcze. Mówili oni tylko, że jest On „ponad ich sferą" tak, że „nie mogą Go dosięgnąć". Podobnie jak w naszym piątym okresie kulturowym Aniołowie wnoszą Chrystusa w nasz duchowy rozwój, tak w szóstym okresie będą prowadziły kulturę te jestestwa z grupy Archaniołów, które kierowały okresem praperskim, a Duchy 59 Prapoczątku, Archai, które prowadziły ludzkość w czasach praindyjskich, będą pracowały pod przewodnictwem Chrystusa w siódmej epoce. W okresie grecko-łacińskim Chrystus zszedł z wyżyn duchowych i objawił się w fizycznym ciele Jezusa z Nazaretu. Zstąpił w ten sposób aż w świat fizyczny. Będzie Go można odnaleźć, gdy ludzkość do tego dojrzeje, ale już nie w fizycznym, tylko w najbliższym nam wyższym duchowym świecie. Ludzie nie pozostaną tacy sami. Będą dojrzewali i odnajdą Chrystusa tak, jak św. Paweł — przewidując proroczo przyszłość pod tym względem — odnalazł Go w świecie duchowym dzięki wydarzeniu w drodze do Damaszku. Ci sami wielcy nauczyciele, którzy prowadzili już ludzkość w egips-ko-chaldejskim okresie, powiodą ludzi w dwudziestym wieku do ujrzenia Chrystusa tak, jak Go widział św. Paweł. Pokażą oni człowiekowi, że Chrystus oddziaływuje nie tylko na Ziemię, ale wypełnia swym Duchem cały system słoneczny. Także i święci nauczyciele praindyjscy, którzy znów się wcielą w siódmym okresie poatlantyckim, wielcy Rishi — którzy wtedy w jedności brahmanicznej przeczuwali Ducha mogącego urzeczywistnić swą właściwą treść przez Chrystusa — także i oni będą zwiastować w przyszłości światu wielkiego i potężnego Ducha, o którym ongiś mówili, że panuje ponad ich sferą. Tak więc ludzkość stopniowo będzie prowadzona w górę, w świat duchowy. Mówić w ten sposób o Chrystusie, jako o przewodniku także i wyższych duchowych hierarchii, uczy nas nauka, która pod znakiem Różo-Krzyża * pojawiła się około dwunastego, trzynastego stulecia w naszej kulturze i która, jak to pokazaliśmy, stała się od tego czasu konieczna. Rozważmy w myśl tych poglądów Jestestwo, które żyło w Palestynie i później wypełniło Misterium na wzgórzu Golgoty. Dotąd pojmowano Chrystusa w najrozmaitszy sposób. W pierwszych wiekach znaleźli się np. gnostycy chrześcijańscy, 60 którzy utrzymywali, że Chrystus żyjący w Palestynie nie posiadał wcale rzeczywistego ciała fizycznego*. Według nich było to tylko ciało pozorne, ciało eteryczne — widoczne jednak dla oczu fizycznych — więc i śmierć na Krzyżu nie była śmiercią rzeczywistą, tylko pozorną, ponieważ istniało właściwie tylko ciało eteryczne. Widzimy później rozmaite spory wśród wyznawców chrześcijaństwa, jak np. sławny zatarg arian z atanaz-janami * i wiele podobnych rzeczy, gdzie chodzi zawsze o różne poglądy na kwestię, czym Chrystus jest właściwie w swej istocie. Nawet w naszych czasach ludzie mają sprzeczne wyobrażenia o Chrystusie. Wiedza duchowa musi rozpoznawać w Chrystusie nie wyłącznie ziemskie, ale i kosmiczne Jestestwo. W pewnym sensie człowiek sam jest w ogóle istotą kosmiczną. Żyje on życiem podwójnym. Jedno przebiega w ciele fizycznym pomiędzy narodzeniem a śmiercią — drugie w świecie duchowym pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem. Będąc zainkar-nowanym w ciało fizyczne żyje człowiek w zależności od Ziemi, bo jego ciało fizyczne zależy od warunków bytu i od sił Ziemi. Przyjmuje w siebie nie tylko siły i substancje Ziemi, ale jest włączony w całość jej fizycznego organizmu, należy do niego. Gdy przekroczy wrota śmierci, wtedy nie przynależy już do układu sił Ziemi. Byłoby jednak niewłaściwym wyobrażać sobie, że wtedy nie jest już związany z żadnymi siłami, bo w rzeczywistości złączony jest wtedy z siłami układu słonecznego i dalekich gwiazd. Pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem żyje on w sferach kosmicznych tak, jak żyje w dziedzinie Ziemi w czasie jaki upływa pomiędzy narodzeniem a śmiercią. Od chwili śmierci aż do nowych narodzin należy do kosmosu, podobnie jak na Ziemi należy do żywiołów powietrza, wody i ziemi. Żyjąc pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem wkracza w dziedzinę kosmicznych oddziaływań. Planety są nie tylko źródłami sił fizycznych, o których uczy fizyczna astro- 61 nomia, np. siły ciążenia. Z planet wypływają także siły duchowe. Z tymi właśnie duchowymi siłami kosmosu pozostaje człowiek w związku — i to każdy we właściwy sobie sposób — zależnie od swej indywidualności. Jeśli ktoś urodził się w Europie, to żyje w innym uzależnieniu od warunków klimatycznych, niż gdyby się urodził w Australii. Tak samo w życiu pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem jeden pozostaje w ściślejszym związku z duchowymi siłami Marsa, drugi z siłami Jowisza, inny wreszcie z siłami całego systemu planetarnego w ogóle. Siły te sprowadzają człowieka także z powrotem na Ziemię. W ten sposób żyje on przed narodzeniem w połączeniu z całością gwiezdnych przestrzeni. Ten szczególny stosunek człowieka do kosmosu określa także i te siły, które prowadzą człowieka do tej lub innej pary rodziców, do takiej czy innej okolicy Ziemi. Dążenie, impuls do wcielenia się w takiej właśnie rodzime, w tym czy innym czasie, w tym czy innym narodzie, zależy od tego, jak człowiek złączony był z kosmosem przed swymi narodzinami. W dawnym języku niemieckim istniało wyrażenie, które trafnie charakteryzowało chwilę narodzin człowieka. Gdy się ktoś narodził, mówiono że „stał się młodym". Tkwi w tym powiedzeniu nieuświadomiona aluzja do tego, że człowiek w życiu pomiędzy śmiercią a nowym narodzeniem podlega najpierw siłom, które go postarzały w poprzednim wcieleniu i że w ich miejsce, dopiero na pewien czas przed narodzeniem poczynają działać inne siły, które go znów czynią młodym. Jeszcze Goethe używa w „Fauście" wyrażenia: „Stał się młodym w krainie obłoków", przy czym „kraina obłoków" jest starą nazwą dla średniowiecznych Niemiec. Stawianie horoskopów opiera się o tyle na prawdzie, że ten, kto się zna na tym, może odczytać siły, jakie wiodą człowieka w byt fizyczny. Każdy człowiek posiada swój określony 62 horoskop, w którym wyrażają się siły wprowadzające go w życie ziemskie. Jeśli np. w danym horoskopie Mars znajduje się w konstelacji Barana, to oznacza, że działanie Marsa nie dopuszcza, względnie osłabia niektóre siły Barana. Człowiek jest więc włączony w fizyczny byt, a horoskop przedstawia siły jakie nim rządzą, zanim zstąpi w ziemskie życie. Jednak zanim ktoś zajmie się tymi rzeczami, które dzisiaj mogą wydawać się tak wątpliwe, to należy zwrócić uwagę na to, że prawie wszystko, co obecnie praktykuje się w tej dziedzinie, jest czystym dyletantyzmem i prawdziwym zabobonem, a dla świata zewnętrznego prawdziwa wiedza o tych rzeczach w większej części została zagubiona. Dlatego tych zasadniczych rzeczy, o których tu mówimy, nie należy oceniać według tego, co wiedzie obecnie problematyczny żywot jako astrologia. Działalność sił świata gwiazd jest tym czynnikiem, który prowadzi człowieka do fizycznego wcielenia. Rozpatrując człowieka przy pomocy świadomości jasnowidzącej można dostrzec w jego organizacji, że jest ona faktycznie wynikiem współdziałania sił kosmicznych. Może to być przedstawione w formie hipotetycznej, ale w pełni odpowiadającej jasnowidzącemu postrzeganiu. Gdybyśmy mogli wyjąć fizyczny mózg człowieka i poddać jego konstrukcję jasnowidzącemu badaniu, by zobaczyć jak pewne części są usytuowane w konkretnym miejscu i jak rozchodzą się ich wypustki, to stwierdzilibyśmy, że u każdego człowieka przedstawia się to inaczej. Nie ma dwóch ludzi, którzy mieliby taki sam mózg. Przypuśćmy teraz, że możnaby sfotografować mózg w całej jego strukturze tak, że otrzymalibyśmy rodzaj półkuli z widocznymi na niej wszystkimi szczegółami, to wtedy taka fotografia u każdego człowieka byłaby inna. A gdybyśmy zrobili to w chwili jego narodzin, a następnie sfotografowali firmament niebieski dokładnie nad miejscem 63 urodzenia tego człowieka, to obraz nieba wykazałby to samo, co obraz tego ludzkiego mózgu. Konstelacje gwiezdne rozmieszczone są na niebie tak jak pewne części w mózgu. Każdy człowiek nosi w sobie obraz firmamentu niebieskiego i u każdego obraz ten jest inny, zależnie od miejsca i czasu jego urodzenia. Wskazywałoby to na fakt, że człowiek jest dzieckiem całego kosmosu. Jeśli weźmie się to pod uwagę, to można zobaczyć jak makrokosmos przejawia się w każdym poszczególnym człowieku, a wychodząc z tego założenia można pojąć, jak objawia się on w Chrystusie. Błędem byłoby sądzić, że makrokosmos żył w Chrystusie po chrzcie Janowym w ten sam sposób jak w każdym innym człowieku. Rozważmy najpierw Jezusa z Nazaretu. Istnienie Jego podlegało szczególnym warunkom. Na początku naszej ery urodziły się dwa Dzieciątka Jezus. Jedno pochodziło z linii natanielowej dawidowego domu, drugie z linii salomonowej tego domu. Dzieciątka te urodziły się niezupełnie w tym samym czasie, ale jednak w przybliżeniu tak było. W Dzieciątku Jezus pochodzącym z linii salomonowej, o którym mówi Ewangelia św. Mateusza, wcielona była ta sama indywidualność, która niegdyś żyła na Ziemi jako Zaratustra. Tak więc w Dzieciątku Jezus opisywanym przez Ewangelię św. Mateusza mamy przed sobą wcielenie Zaratust-ry, czyli Zoroastra. Indywidualność Zaratustry rozwija się w Dziecku aż do dwunastego roku życia. W tym roku jestestwo Zaratustry opuszcza ciało tego Dziecka i przechodzi w ciało drugiego Dziecięcia Jezus, które opisuje Ewangelia św. Łukasza. Dlatego owo Dziecię nagle zupełnie się zmienia, a rodzice Jego dziwią się, gdy odnajdują Je w świątyni jerozolimskiej w chwili, gdy wstąpił w Nie duch Zaratustry. Fakt ten podkreśla Ewangelia w ten sposób, że Dziecko po tym jak zostało odnalezione w świątyni, mówiło tak, że 64 rodzice początkowo nie mogli Go poznać, gdyż dziecko to, czyli Jezusa natanielowego znali tylko takim, jakim było Ono poprzednio. Jeżeli jednak zaczęło Ono przemawiać w świątyni do uczonych w piśmie, to mogło to uczynić dlatego, że wstąpiło w Nie jestestwo Zaratustry. Indywidualność Zaratustry żyła w Jezusie pochodzącym z natanielowej linii dawidowego domu aż do trzydziestego roku Jego życia, dojrzewając w tym ciele do jeszcze wyższej doskonałości. Trzeba jeszcze dodać, że ciało to, w którym żyło jestestwo Zaratustry, miało pewną szczególną właściwość. Ze świata duchowego wprowmieniowywało w Nie swoje impulsy ciało astralne Buddy. Słuszna jest tradycja wschodnia, która mówi, że Budda urodził się jako „Bodhisattwa" i że dopiero w dwudziestym dziewiątym roku swego życia na ziemi osiągnął stopień Buddy. Gdy Gautama Budda był jeszcze małym dzieckiem, do królewskiego pałacu jego ojca przyszedł z płaczem wielki mędrzec hinduski Asita *. Jako jsnowidzący mógł wiedzieć, że to dziecię królewskie będzie Buddą, a że czuł się już stary, więc płakał z żalu, że nie dożyje tego. I stało się, że jestestwo jego wcieliło się znów w epoce Jezusa z Nazaretu. Był on tym, który według Ewangelii św. Łukasza przyjął jako kapłan przyprowadzone do świątyni Dziecko Jezus. W tym natanielowym Dzieciątku ujrzał on objawienie Buddy i zawołał: „Dozwól Panie odejść słudze Twojemu w pokoju, bom oto oglądał Mistrza mojego". Czego nie mógł zobaczyć niegdyś w Indiach, ujrzał teraz przez astralne ciało Dzieciątka—Bodhisattwę, który stał się Buddą. Wszystko to było konieczne, aby mogło powstać ciało, które później w Jordanie przyjęło chrzest Janowy. Wtedy to indywidualność Zaratustry opuściła potrójne — fizyczne, eteryczne i astralne ciało Jezusa, który wzrastał w tak skomplikowanych warunkach, aby duch Zaratustry mógł w nim 65 przebywać. Wcielenie Zaratustry musiało przejść dwie drogi rozwojowe, dane mu w dwóch Dzieciątkach Jezus. Przed Janem Chrzcicielem stało więc ciało Jezusa z Nazaretu i w tym ciele działała kosmiczna indywidualność Chrystusa. Duchowe prawa kosmosu działają w każdym innym człowieku tylko w ten sposób, że wprowadzają go w ziemski byt. Potem przeciwstawiają się tym prawom inne, które wywodzą się z warunków ziemskiego rozwoju. U Chrystusa Jezusa pozostają czynne po chrzcie św. Jana jedynie kosmiczno-duchowe siły, bez jakiegokolwiek wpływu praw rozwoju Ziemi. Podczas gdy Jezus z Nazaretu już jako Jezus Chrystus chodził w Palestynie po ziemi od trzydziestego do trzydziestego trzeciego roku swojego życia, działało w nim bez przerwy całe kosmiczne Jestestwo Chrystusowe. Chrystus pozostawał zawsze pod wpływem całego kosmosu. Nie zrobił żadnego kroku bez działania w Nim tych kosmicznych sił. To co działo się wtedy w Jezusie z Nazaretu, było ciągłym urzeczywistnianiem się horoskopu. W każdym bowiem momencie działo się w Nim to, co w człowieku dzieje się tylko w chwili jego urodzenia. A dziać się to mogło tylko dzięki temu, że całe ciało Jezusa natanielowego pozostało pod wpływem całości sił kosmicz-no-duchowych hierarchii, które kierują rozwojem naszej Ziemi. Jeśli więc w ten sposób duch całego Kosmosu działał w Chrystusie Jezusie, kim więc był ten, który szedł do Kafarnaum lub gdziekolwiek indziej? Była to Istota chodząca po Ziemi i wyglądająca tak jak każdy inny człowiek. Jednak siły, które w Niej działały, były siłami kosmicznymi, pochodzącymi od Słońca i od gwiazd. One to kierowały tym ciałem. Wszystko co czynił Jezus Chrystus działo się w harmonii z całością jestestwa wszechświata, z którym Ziemia pozostaje w związku. Dlatego Ewangelie często podkreślają układ gwiazd towarzyszący czynom Jezusa Chrystusa. Czytamy w Ewangelii św. Jana jak 66 Chrystus znajduje swych pierwszych uczniów. Jest tam podane: "Tedy działo się około godziny dziesiątej". Znaczy to, że Duch całego kosmosu objawił się w tym czynie zgodnie ze stosunkami czasu. Niekiedy aluzje takie są w innych Ewangeliach mniej wyraźne, kto jednak umie czytać Ewangelie, ten znajdzie je wszędzie *. Z tego też punktu widzenia należy osądzić również np. cudowne uzdrowienie chorych. Przypomnijmy sobie miejsce w Piśmie Świętym gdzie napisano: „Gdy zaszło Słońce przyprowadzono Mu chorych i On ich uzdrowił". Co to znaczy? Ewangelista chce tu zwrócić uwagę, że uzdrowienie to pozostawało w związku z całością pewnej konstelacji gwiezdnej i że taka konstelacja mogła mieć miejsce tylko o pewnym czasie, a mianowicie po zachodzie Słońca. Znaczy to także, że wtedy pewne siły lecznicze mogły się objawić po zachodzie Słońca. Jezus Chrystus jest tu przedstawiony jako pośrednik łączący chorych z tymi siłami kosmosu, które właśnie o tym czasie mogły działać uzdrawiająco. Siły te były tymi, które jako Chrystus działały w Jezusie. Obecność Chrystusa przynosiła uzdrowienie, bo dzięki Niemu chory poddany został działaniu uzdrawiających sił kosmosu, które tylko w odpowiednich warunkach czasu i przestrzeni mogły działać tak, jak właśnie działały. Siły kosmosu działały na chorych przez swojego reprezentanta — Chrystusa. Mogły one jednak w taki sposób oddziaływać tylko wtedy, gdy Chrystus żył na Ziemi. Tylko wtedy zaistniał między konstelacjami kosmicznymi a siłami organizmu ludzkiego taki związek, że przy niektórych chorobach mogło nastąpić uzdrowienie, jeśli konstelacje te oddziaływały przez Jezusa Chrystusa na ludzi. Powtórzenie się tych stosunków w rozwoju kosmosu i Ziemi jest tak samo niemożliwe, jak niemożliwe jest ponowne wcielenie się Chrystusa w ludzkie ciało. Z tego punktu widzenia życie Jezusa 67 Chrystusa jest ziemskim wyrazem określonego stosunku kosmosu do sił człowieka. Znalezienie się chorego w pobliżu Chrystusa oznaczało, że chory znalazł się przez bliskość Chrystusa w takim stosunku do makrokosmosu, jaki mógł nań zadziałać uzdrawiająco. * Powyższe rozważania wskazują nam na to, że przewodnictwo ludzkości poddało się wpływom Chrystusa. Ale inne siły, które pozostały w tyle w czasach egipsko-chaldejskich, działają dalej obok jestestw przepojonych Chrystusem. Przejawia się to również w stanowisku, jakie wielokrotnie zajmuje się w naszych czasach wobec Ewangelii. Ukazują się dzieła literatury *, które usilnie starają się wykazać, że w Ewangeliach wszystko można zrozumieć, jeśli sieje interpretuje astrologicznie. Najzagorzalsi przeciwnicy Ewangelii powołują się na takie astrologiczne interpretacje, według których np. droga przebyta przez Archanioła Gabriela od Elżbiety do Marii nie oznacza nic innego jak przejście Słońca ze znaku Panny do jakiegoś innego. Otóż, jest w tym coś, co w pewnym stopniu jest słuszne, ale tego rodzaju myśli w naszych czasach podszeptują właśnie te jestestwa, które pozostały w tyle w egipsko-chaldejskich czasach. Chcą one za pomocą takich wyobrażeń zaszczepić przekonanie, jakoby Ewangelie były tylko zbiorem alegorii symbolizujących pewne kosmiczne stosunki. Prawdą natomiast jest, że w Chrystusie wyraża się cały kosmos, a zatem można życie Chrystusa wyrazić przywołując dla poszczególnych wydarzeń odpowiadające im stosunki kosmiczne, które przez Chrystusa oddziaływały na Ziemię. Prawidłowe zrozumienie prowadzi do pełnego uznania ziemskiego życia Chrystusa, podczas gdy opisany powyżej błąd skłania do przypuszczenia, że z chwilą gdy opisane w Ewangeliach życie Chrystusa jest wyrazem kosmicznych konstelacji, dowodzi to, że potrak- 68 towano je tylko alegorycznie i że nie istniał żaden realnie na ziemi żyjący Chrystus. Chcąc użyć porównania moglibyśmy np. powiedzieć tak: Wyobraźmy sobie każdego człowieka pod postacią zwierciadlanej kuli. Lustro takie odbijałoby obrazy odzwierciedlające całe otoczenie. Moglibyśmy teraz wziąć ołówek i zrobić obrys odbicia całego otoczenia. Następnie możnaby wziąć zwierciadło, a obraz ten zanieść gdziekolwiek. Może to nam uzmysłowić fakt, że człowiek od chwili swych narodzin zawiera w sobie odbicie całego kosmosu i potem działanie tego jednego obrazu zabiera ze sobą przez całe swoje życie. Możnaby jednak zwierciadło tak pozostawić, że wszędzie, gdziekolwiek by je zaniesiono, zawsze odbijałoby swoje otoczenie. Takie zwierciadło dawałoby stale obraz całości swojego otoczenia i byłoby symbolem Chrystusa od chrztu Janowego aż do Misterium Golgoty. To, co wnika w ziemski byt każdego innego człowieka w chwili jego narodzin, to wnikało w Jezusa Chrystusa w każdym momencie Jego życia. A gdy dokonało się Misterium Golgoty, wtedy to co promieniowało z kosmosu, wniknęło w duchową substancję Ziemi i odtąd złączone jest z jej Duchem. Gdy św. Paweł stał się jasnowidzącym na drodze do Damaszku, mógł wtedy pojąć, że to co było poprzednio w kosmosie, przeszło w Ducha Ziemi. Przekonać się o tym będzie mógł każdy, kto swoją duszę doprowadzi do tego, że sam przeżyje to, co było treścią wydarzenia na drodze do Damaszku. W dwudziestym stuleciu pojawią się pierwsi ludzie, którzy w duchowy sposób przeżyją Chrystusowe wydarzenie św. Pawła. Wydarzenie takie mogli przeżywać dotąd tylko tacy ludzie, którzy za pomocą szkolenia ezoterycznego przyswoili sobie siły jasnowidzenia. W przyszłości naturalny rozwój ludzkości umożliwi postępującym naprzód siłom duszy ludzkiej widzenie 69 Chrystusa w duchowej sferze Ziemi. Przeżycie to — jako ponowne przeżycie wydarzenia na drodze do Damaszku — będzie możliwe dla niektórych ludzi począwszy od określonego czasu w dwudziestym stuleciu. Następnie liczba takich ludzi powiększy się, a w dalszej przyszłości stanie się to naturalną zdolnością ludzkiej duszy. * Wstąpienie Chrystusa w rozwój Ziemi nadaje całemu jej rozwojowi zupełnie nowy impuls. Wyrazem tego są również zewnętrzne fakty historyczne. W pierwszych czasach rozwoju poatlantyckiego ludzie wiedzieli jeszcze doskonale, że nad nimi znajduje się nie tylko fizyczny Mars, ale że to, co widzą jako Marsa, Jowisza lub Saturna jest wyrazem pewnych duchowych jestestw. Później wiedza ta została całkowicie zapomniana. Ciała niebieskie stały się dla człowieka już tylko ciałami, które osądzano wyłącznie z punktu widzenia praw fizycznych. W średniowieczu ludzie widzieli w gwiazdach już tylko to, co mogły widzieć ich oczy, a więc sferę Marsa, sferę Słońca, Wenus itd. aż do sfery gwiazd stałych, poza którą umieszczano ósmą sferę, jako twardą, błękitną ścianę. Później przyszedł Kopernik i uczynił wyłom w poglądach, że tylko to ma być miarodajne, co widzą zmysły. Dzisiejsi uczeni mogą zapewne powiedzieć, że trzeba mieć zamęt w głowie aby twierdzić, że świat jest mają *, jest iluzją, i że trzeba dopiero wglądu w świat duchowy, by poznać prawdę, skoro prawdziwą wiedzą jest tylko ta, która opiera się na zmysłach i bierze pod uwagę tylko to, co mówią zmysły. Ale kiedyż to astronomowie ufali wyłącznie zmysłom? Czy może wtedy, kiedy kwitła wiedza astronomiczna, którą ludzie dziś zwalczają? Kiedy Kopernik zaczął myśleć nad tym, co istnieje w przestrzeni świata poza spostrzeżeniami zmysłowymi, wtedy dopiero narodziła się nowoczesna astronomia jako nauka. Tak jest właściwie we wszystkich dziedzinach 70 wiedzy. Wszędzie gdzie wiedza stawała się nowoczesna, tam powstawała ona wbrew spostrzeżeniom zmysłowym. Gdy Kopernik oświadczył *: „To co widzicie, jest tylko mają, ułudą, zawierzcie temu, czego zobaczyć nie możecie", wtedy właśnie powstało to, co dziś jest uznawane jako wiedza. Możnaby przedstawicielom współczesnej nauki powiedzieć: Wiedza wasza stała się „wiedzą" dopiero wtedy, gdy nie chciała się już więcej opierać na zmysłach. Cóż bowiem mówił Giordano Bruno interpretując filozoficznie naukę Kopernika *? Kierował on swój wzrok w przestrzeń świata i głosił, że to co nazwano granicą przestrzeni — to co opisywano jako ósmą sferę, która wszystko przestrzennie ogranicza — nie jest żadną granicą; to jest maja, złudzenie, bo w przestrzeni kosmicznej rozproszona jest nieskończoność światów. To, co przedtem uważano za granicę przestrzeni, to stało się tylko granicą zmysłów człowieka. Wznosząc spojrzenie ponad świat zmysłowy nie zobaczymy więcej takiego świata, jaki nam ukazują tylko zmysły. Wtedy pozna się również Nieskończoność. Widzimy więc, jak przebiega rozwój ludzkości. Człowiek wyszedł z pierwotnego, duchowego poglądu na kosmos i zatracił go z biegiem czasu. Wtedy zadziałał na rozwój impuls Chrystusowy. Impuls ten wiedzie ludzkość do tego, by materia-listycznemu poglądowi wszczepić duchowość. W chwili gdy Giordano Bruno rozrywał więzy zmysłowego spostrzegania, rozwój impulsu Chrystusowego postąpił już tak daleko, że w duszy Giordano Bruno mogła być obecna siła, którą wzniecił ten impuls Chrystusowy. Fakt ten wskazuje na całą doniosłość wnikania Chrystusa w rozwój ludzkości — w rozwój, na którego progu w gruncie rzeczy stoi dopiero dzisiejszy człowiek. Do czego więc zmierza wiedza duchowa? Uzupełnia ona dzieło, które przez Giordano Bruno i innych zostało stworzone 71 dla zewnętrznej, fizycznej wiedzy, mówiąc; mają i ułudą jest to, co może poznać wiedza zewnętrzna. Podobnie jak niegdyś spoglądano ku ósmej sferze i wierzono w ograniczenie przestrzeni, tak myśl współczesna sądzi, że człowiek zamyka się w granicach pomiędzy narodzinami a śmiercią. Ale wiedza duchowa rozszerza spojrzenie poza narodziny i śmierć. W rozważaniach takich pojęć można dostrzec zamknięty łańcuch rozwoju ludzkości. To, co Kopernik i Giordano Bruno zrobili z przestrzenią przezwyciężając zmysłowe spostrzeganie, wypływało w prawdziwym tego słowa znaczeniu z inspiracji tego duchowego prądu, który prowadzi także współczesną wiedzę duchową, czyli teozofię. To, co można nazwać najnowszą ezoteryką, oddziaływało w tajemniczy sposób na Kopernika, Giordano Bruno, Keplera i innych. A ci, którzy dziś stoją na gruncie poglądów Kopernika i Giordano Bruno, a nie chcą przyjąć teozofli, ci sprzeniewierzają się własnym tradycjom, chcąc się kurczowo trzymać zmysłowego spostrzegania. Bo podobnie jak Giordano Bruno przełamał granice błękitnego sklepienia niebios, tak wiedza duchowa przełamuje dla człowieka granice narodzin i śmierci. Ukazuje nam ona człowieka pochodzącego z makrokosmosu i wstępującego w fizyczny byt, aby przez śmierć znów powrócić w byt makrokosmiczny. To, co w ograniczonej skali widzimy w każdym poszczególnym człowieku, to samo pojawia się przed nami w całej swej wielkości w przedstawicielu Ducha Kosmosu — w Jezusie Chrystusie. I tylko jeden raz mógł zostać dany ten impuls, który dał Chrystus. Tylko jeden raz mógł się tak odzwierciedlić cały kosmos. Taka konstelacja, jaka była wtedy, nie wróci już. Ta konstelacja musiała oddziaływać przez ludzkie ciało, aby móc dać ten impuls na Ziemi. I jak prawdą jest, że ta sama konstelacja nie może się więcej powtórzyć, tak prawdą jest, że Chrystus wcielił się tylko raz jeden. Tylko wtedy, gdy się nie 72 wie, że Chrystus jest przedstawicielem całego wszechświata, gdy nie można się wznieść do tej idei Chrystusa, której elementy podaje nam prawdziwa wiedza duchowa — tylko wtedy możliwe jest twierdzenie, że Chrystus może pojawić się na Ziemi kilkakrotnie. Okazuje się, że z nowszej wiedzy duchowej, czyli teozofii, wypływa idea Chrystusa, która ukazuje w nowy sposób pokrewieństwo człowieka z całym makrokosmosem. Aby móc prawdziwie poznać Chrystusa, potrzeba do tego naprawdę tych inspirujących sił, które płyną od prowadzonych dziś przez samego Chrystusa nadludzkich jestestw z egips-ko-chaldejskiego okresu. Dziś potrzeba tej nowej inspiracji, którą przygotowywali wielcy ezoterycy średniowiecza począwszy od trzynastego stulecia, a która dziś musi coraz to bardziej przenikać do publicznej wiadomości. Jeśli człowiek przygotowuje się w duszy do poznania świata duchowego w sposób właściwy, może on wtedy widzieć w swym jasnowidzeniu i słyszeć w jasnosłyszeniu to, co wyjawiają stare egipsko-chaldejskie moce, które dziś stały się duchowymi kierownikami rozwoju pod przewodnictwem Istoty Chrystusa. Pierwsze chrześcijańskie stulecia mogły aż do naszych czasów tylko przygotowywać to, co kiedyś ukaże się jasno całej ludzkości. Możemy więc powiedzieć, że w przyszłości idea Chrystusa będzie żyć w sercach ludzi, nieporównywalna w swojej wielkości z niczym, w co wcześniej ludzkość mogła wierzyć. To, co było pierwszym impulsem Chrystusowym i żyło jako Jego wyobrażenie do dzisiaj — również w najlepszych reprezentantach chrześcijaństwa —jest tylko przygotowaniem do prawdziwego poznania Chrystusa. Byłoby prawdziwie dziwne, ale mogłoby się tak zdarzyć, że ci, którzy na Zachodzie głoszą w tym znaczeniu ideę Chrystusa, byli narażeni na zarzut, że nie stoją na gruncie tradycji chrześcijańskiej Zachodu. Bo ta chrześcijańska tradycja Zachodu nie wystarcza do pojęcia Chrystusa już w najbliższej przyszłości. 73 Wychodząc z założeń ezoteryki zachodniej możemy widzieć, jak duchowe przewodnictwo ludzkości przechodzi stopniowo w takie, które możemy w prawdziwym tego słowa znaczeniu nazwać przewodnictwem wypływającym z impulsu Chrystusowego. To, co pojawiło się jako prawdziwa nowożytna ezotery-ka, będzie powoli wnikało w serca ludzkie, a ludzie będą mogli coraz to bardziej świadomie patrzeć w takim świetle na duchowe przewodnictwo człowieka i ludzkości. Przypomnijmy sobie, że do tego, aby zasada Chrystusowa mogła zacząć wnikać w serca ludzi, potrzeba było, aby Chrystus żył w Palestynie w fizycznym ciele Jezusa z Nazaretu. Dzięki temu ludzie, którzy stopniowo oddali się całkowicie swojemu zaufaniu do świata zmysłowego, mogli przyjąć impuls, jaki odpowiadał możliwościom ich pojmowania. Ten sam impuls działał później przez inspiracje nowej ezoteryki w ten sposób, że mógł wpłynąć na takie duchy jak Mikołaj Cusanus, Kopernik i Galileusz. Dzięki temu Kopernik mógł wypowiedzieć np. tę wielką zasadę, że pozory zmysłów nie mogą nauczyć nas prawdy o systemie słonecznym. Jeśli chce się znaleźć prawdę, to trzeba jej szukać poza postrzeganiem zmysłowym. Wtedy ludzie — a nawet takie umysły jak Giordano Bruno — nie dojrzeli do świadomego włączenia się w prąd nowoczesnej ezoteryki. Duch tego prądu zmuszony był działać w nich nieświadomie. Giordano Bruno głosił wzniosłą i potężną zasadę *, że gdy człowiek wstępuje w ziemski byt drogą narodzin, to wtedy pewna treść makrokosmiczna koncentruje się w monadę, a gdy człowiek przekracza wrota śmierci, wtedy monada znów się rozprasza. To, co było zamknięte w ludzkim ciele rozprasza się we wszechświecie, aby na innym stopniu bytu znów skupić się i ponownie rozproszyć. Przez Giordano Bruno przemawiały wtedy potężne myśli w zupełności zgodne z treścią nowoczesnej ezoteryki, nawet jeśli były w niedojrzałej formie,, 74 Duchowe wpływy kierujące ludzkością nie potrzebują działać w ten sposób, że człowiek zawsze je sobie uświadamia. One wprowadziły np. Galileusza do katedry w Pizie. Tysiące ludzi widziało tam starą kościelną lampę, ale nie w taki sposób jak Galileusz. On zobaczył jej ruch wahadłowy i porównał okres wahania z własnym tętnem. Spostrzegł, że lampa waha się w regularnym rytmie podobnym do tętna człowieka. Z tego wywiódł on następnie prawa ruchu wahadłowego zupełnie w sensie nowożytnej fizyki. Kto zna dzisiejszą fizykę, ten wie, że bez praw Galileusza nie mogłaby ona w ogóle istnieć. Wtedy więc te same siły, które dziś znajdują swój wyraz w wiedzy duchowej, zaprowadziły Galileusza do pizańskiej katedry przed wahającą się lampę kościelną i tym sposobem dzisiejsza fizyka zawdzięcza temu wydarzeniu prawa ruchu wahadłowego. Siły duchowe prowadzące ewolucję ludzkości często działają w podobnie tajemniczy sposób. Obecnie zbliżają się czasy, gdy ludzie będą musieli sobie uświadomić działanie tych przewodnich sił. Będzie się coraz lepiej pojmować to, co musi się stać w przyszłości, jeśli się zdoła właściwie zrozumieć inspiracje nowoczesnej ezoteryki. Inspiracje te pokazują, że te same duchowe jestestwa, o których Egipcjanie opowiadali Grekom pytającym o ich nauczycieli — że te same jestestwa, które wówczas panowały jako bogowie — dziś znów podjęły pracę przewodnią, ale teraz chcą się podporządkować przewodnictwu Chrystusa. Ludzie będą odczuwali coraz bardziej, że to co było przedchrześcijańskie, mogą dziś odrodzić w większym blasku, w lepszej formie i na wyższym poziomie. Niezbędna dla dzisiejszych czasów świadomość, którą wciąż musimy wzmacniać i która powinna być wysokim poczuciem odpowiedzialności wobec poznania świata duchowego, może rozbłysnąć w naszych duszach tylko wtedy, gdy zrozumiemy cele i zadania wiedzy duchowej w ten sposób, jak to przedstawiliśmy powyżej. 75 PRZYPISY str. 11 jaźń — rozumiana jest tutaj, jako ta część istoty ludzkiej, która związana jest z naszą wyższą duchowością. Jest to nasze wyższe „ja" odróżniające człowieka — jako jestestwo duchowe — od zwierzęcia. Według Steinera jaźń stanowi centrum duszy. Jest ona nie tylko częścią ludzkiej istoty, lecz także częścią świata duchowego i jako wyższa jaźń przebywa w nim nieustannie. str. 13 poprzednie ziemskie żywoty — Steiner pisząc o poprzednich ziemskich żywotach lub o wielokrotnych wcieleniach człowieka nie sugeruje, że inkarnacjom tym podlega osobowość człowieka. Autorowi chodzi o wielokrotne wcielanie się tej wiecznej i nieśmiertelnej części ludzkiego jestestwa, którą w wielu swoich pracach nazywa „pierwiastkiem wiecznym". Słowa takie jak dusza lub duch rozumiane są przez Steinera tak, jak były interpretowane aż do soboru powszech-^ nego, który odbył się w roku 869 w Konstantynopolu. Od tego czasu to, co wcześniej było rozróżniane pod dwoma pojęciami jako dusza i duch człowieka, zostało zastąpione jednym określeniem — dusza. str. 16 duchowy świat wyższych hierarchii — autor ma na myśli świat duchowy, w którym istota duchowa człowieka, tzn. jego wyższy nieśmiertelny duchowy pierwiastek, przebywa między śmiercią a nowymi narodzinami. Świat ten jest pełen wielu duchowych jestestw będących na różnym stopniu rozwoju. Steiner opisując w swoich pracach te jestestwa tak je określa: — Pierwsza hierarchia, która bezpośrednio wznosi się w swoim duchowym rozwoju nad człowiekiem, to 76 hierarchia Aniołów (Angeloi). Nazywa się je także Duchami Zmierzchu. — O stopień wyższa od Aniołów jest hierarchia Archaniołów (Archangeloi) zwanych także Duchami Ognia. — Jeszcze wyższa hierarchia to Księstwa (Archai) zwane Duchami Osobowości lub Duchami Prapo-czątku. — Kolejna wyższa hierarchia to Potęgi (Exusiai) zwane Duchami Formy, — Mocarstwa (Dynamis) zwane Duchami Ruchu — Panowania (Kyriotetes) zwane Duchami Mądrości, — Trony lub inaczej Duchy Woli — Cherubiny • c — Serafiny Te ostatnie przyjmują najwyższe idee bezpośrednio od Trójcy Świętej. str. 19 cialo eteryczne, ciało astralne — patrz takie książki R. Steinera jak „Die Theosophie" („Teozofia"), „Die Geheimwissenschaft in Umrifi" („Wiedza tajemna"), „Wie erlangt mań Erkenntnisse der hóheren Welten" („Jak osiągnąć poznanie wyższych światów") i inne. W dużym uproszczeniu i skrócie można powtórzyć za autorem, że istota ludzka nie ogranicza się tylko do ciała fizycznego,lecz składa się z ciała, duszy i ducha. Trudno jest jednak w sposób wyraźny określić granice tych sfer. Autor w „Teozofii" przedstawia dokładniejsze rozważania na ten temat, wymieniając następującą organizację istoty ludzkiej: 1. Ciało fizyczne 2. Ciało ożywiające (eteryczne) 3. Ciało astralne 77 4. Jaźń jako rdzeń duszy 5. Duch osobistość 6. Duch żywota 7. Duch człowiek O ciele eterycznym autor pisze: „To ciało eteryczne stanowi więc drugi człon istoty ludzkiej. Poznanie nadzmysłowe przypisuje mu wyższy stopień rzeczywistości niż ciału fizycznemu... ciało eteryczne wszędzie przenika ciało fizyczne i jest niejako jego architektem. Wszystkie organy utrzymują się w swojej formie i kształcie dzięki prądom i ruchom ciała eterycznego. Podłożem serca fizycznego jest „serce eteryczne", mózgu fizycznego — „mózg eteryczny" itp. Ciało eteryczne kształtuje się podobnie do fizycznego, tylko jest od niego bardziej skomplikowane; wszystko w nim żywo przepływa jedno przez drugie tam, gdzie w ciele fizycznym mamy zamknięte w sobie części." W innym fragmencie czytamy: „ciało eteryczne nie jest wynikiem oddziaływania sił i materiałów ciała fizycznego; jest ono samoistnym, rzeczywistym jestestwem, które dopiero powołuje te fizyczne siły i materiały do życia. W myśl wiedzy duchowej należałoby tak powiedzieć: ciało wyłącznie fizyczne, np. kryształ, posiada swój kształt dzięki fizycznym siłom kształtującym, natomiast żywy organizm nie zawdzięcza tym siłom swojego kształtu, ponieważ niezwłocznie ulega rozkładowi, gdy tylko opuści go życie, a on zostanie powierzony tym siłom. Ciało ożywiające przez cały okres życia organizmu chroni go przed rozpadem. Aby widzieć to ciało ożywiające, aby je postrzegać w innej żywej istocie — do tego potrzeba obudzonego duchowego wzroku. Bez niego można tylko przyjąć istnienie 78 takiego ciała z powodów czysto logicznych; oglądać je natomiast można tylko wzrokiem duchowym, podobnie jak barwy widzi się fizycznymi oczami." Ciało eteryczne jest więc rozumiane przez autora jako ta sfera ludzkiego jestestwa, która związana jest bezpośrednio z biologicznym życiem ciała fizycznego. Ciało astralne — autor w książce „Wiedza tajemna" pisze: „To, co budzi życie ciągle na nowo ze stanu bezświadomości, stanowi dla poznania nadzmysłowe-go trzeci człon istoty ludzkiej. Można go nazwać ciałem astralnym. Podobnie jak ciało fizyczne nie może utrzymać swojej formy za pomocą znajdujących się w nim mineralnych substancji i sił, lecz musi je w tym celu przenikać ciało eteryczne, tak samo siły ciała eterycznego nie są w stanie same przez się przejaśnić się światłem świadomości". W „Teozofii" czytamy: „ciało astralne określa to, co stanowią: ciało duszne i dusza odczuwająca razem wzięte... w ciele astralnym działają zrazu odczuwane przez człowieka popędy, pożądania i namiętności, ponadto działają w nim także zmysłowe postrzeżenia." str. 19 jestestwa lucyferyczne i arymaniczne — wielu czytelnikom oba określenia mogą się kojarzyć z istotami o podobnym charakterze. Nie można podać w tym miejscu oddzielnych wykładów Steinera na ten temat, nie mniej istoty te należy wyraźnie rozróżniać. Istoty arymaniczne starają się za wszelką cenę tak oddziaływać na ludzi, aby stracili oni kontakt ze światem duchowym i całkowicie związali się z ziemią, z materią. Istoty lucyferyczne natomiast pragną odciągnąć człowieka od zadania jakie ma do spełnienia w czasie życia ziemskiego; nie tylko nie dążą do oderwania człowieka 79 od świata duchowego, lecz przeciwnie: chcą zasiać w człowieku myśl, że nie potrzeba długiego, żmudnego rozwoju, który prowadzi do świata duchowego. Istoty arymaniczne i lucyferyczne rywalizują ze sobą o duchową władzę nad człowiekiem, starając się odciągnąć go od prawidłowej drogi rozwoju, na której przewodnikiem jest Chrystus. str. 20 „Jeśli nie staniecie się jako dzieci, to nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego" — patrz Ew. wg św. Mateusza 18.3 i 19.14, wg św. Łukasza 18.17 i wg św. Marka 10.15. str. 20 jeszcze przed śmiercią Ziemi — autor w wielu swoich książkach, między innymi w „Wiedzy tajemnej" i w „Kronice Akaszy", opisuje rozwój Ziemi jako jestestwa duchowego. Wyjaśnia tam kolejne cykle rozwojowe naszej planety w powiązaniu z rozwojem człowieka. Obecny ziemski cykl to tylko jeden z siedmiu kolejnych etapów, wcieleń jakie przechodzi duchowe jestestwo Ziemi. Śmierć Ziemi oznacza w tym > przypadku koniec ziemskiego cyklu rozwojowego naszej planety. str. 22 środkowa epoka rozwoju Ziemi — według autora rozwój człowieka na Ziemi przechodzi kolejne etapy. Obecnie żyjemy właśnie w środkowej epoce, poatlan-tyckiej, którą poprzedzała epoka związana z .kulturą rozwijającą się na Atlantydzie. Epoka poatlantycka zawiera siedem okresów kulturowych. Cztery pierwsze to: epoka praindyjska, praperska, egipsko-chaldejska i grecko-rzymska. Okres obecny to piąta poatlantycka epoka kulturowa. Po niej nadejdą jeszcze dwie zanim Ziemia, a wraz z nią człowiek, przejdą do następnej, wielkiej epoki rozwoju ziemskiego. 80 str. 23 karmaświata—rozumiana jest przez autora jako wyższa konieczność, jako „Wola Boża", która od początku naszego wszechświata prowadzi rozwój ludzkości. str. 23 nie mogła dłużej niż trzy lata żyć w tym ciele — żywotność ludzkiego organizmu utrzymuje się po przejściu od wieku niemowlęcego do lat późniejszych dzięki temu, że może się on jeszcze zmieniać. W późniejszym wieku staje się już niezdolny do tego, nie mógłby więc istnieć dalej razem z ową duchową jaźniowością. str. 23 u kresów swych ziemskich żywotów — rozwój istoty człowieka związany jest z rozwojem Ziemi. Najwyższa jaźń człowieka wcielając się w kolejnych żywotach postępuje w swoim rozwoju coraz dalej, aby osiągnąć cel przed końcem okresu rozwojowego naszej planety Ziemi, kiedy to nadejdzie kres wielokrotnych ziemskich wcieleń człowieka. str. 24 Bo właśnie to oznaczały pierwotnie te słowa—w obecnych tłumaczeniach Pisma Świętego fragment ten brzmi następująco: „Ten jest mój syn umiłowany, w którym mam upodobanie" (Ew. wg św. Mateusza 3.17 i 17.5, wg św. Marka 1.11 i 9.7, wg św. Łukasza 3.22 i 9. 35.). Pewne wcześniejsze wersje tekstu, które są również dzisiaj podawane, brzmią jednak tak, jak podaje R. Steiner. Chodzi tutaj o odpowiednik do Psalmu 2. werset 7: „Tyś Synem moim, Ja Ciebie dziś zrodziłem." str. 26 Jam jest Droga, Prawda i Żywot — Ew. wg św. Jana 14.6. str. 27 Nie ja, lecz Chrystus we mnie — list do Galatów 2.20 „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus". str. 29 Dajmonion — pojęcie to określa jakąś wyższą moc inspirującą w znaczeniu dobrej, duchowej mocy, która działa niezależnie od własnej jaźni. 81 str. 31 pewien Egipcjanin zapytany przez Greka... odpowie-dzial: W zamierzchłej przeszłości władali u nas i nauczali bogowie — historykowi Herodotowi (około 480-H 340 przed Chr.) odpowiada kapłan egipski: „Przed tymi ludźmi (królami czy faraonami) panowali jednakże w Egipcie bogowie, którzy żyli razem z ludźmi, a jeden z nich był zawsze najpotężniejszy. Ostatnim z nich był Horus, syn Ozyrysa. Obalił on panowanie Seta i jako ostatni z bogów panował nad Egiptem," — Herodot, „Historie" 11.144. str. 31 Menes — początek trzeciego tysiąclecia przed Chrystusem. Twórca królestwa egipskiego i pierwszy król egipski. Patrz Herodot „Historie" II.9 i 99. str. 32 stan planetarny, który nazywamy stanem księżycowym — W książce „Wiedza Tajemna" R. Steiner opisuje, że nasza planeta jako jestestwo duchowe przechodzi kolejne etapy swojego rozwoju. Obecny etap ziemski jest czwartym z kolei cyklem planetarnym. Stan poprzedni, kiedy nie było jeszcze Ziemi w rozumieniu dzisiejszej j> fizycznej planety, autor określa jako rozwój lub stan księżycowy, a postać planetarną odpowiadającą temu okresowi starym Księżycem. W okresie tym dzisiejsza Ziemia i dzisiejszy Księżyc stanowiły jeszcze jedną, wspólną planetę, określaną właśnie jako stary Księżyc. str. 34 czasy poatłantyckie — okres rozwoju kultury, który obejmuje czasy po katastrofie, w wyniku której został zatopiony ląd Atlantydy. Katastrofa ta utożsamiana jest z biblijnym potopem. str. 37 Wedy — święte zbiory pism staroindyjskiej kultury; powstały około 16-H 6 wieku przed Chrystusem str, 38 Manu — o Manu, największym wtajemniczonym i przewodniku ludzkości, pisze Steiner w wielu swoich 82 pracach, między innymi w następujących książkach: „Aus der Akasha-Chronik" („Kronika Akaszy"), „Das Lukas-Ewangelium" („Ewangelia Łukasza"), „Die Tempellegende und die Goldene Legendę" („Legenda Świątyni i Złota Legenda") i w wielu innych. str. 40 epoka lemuryjska —jeden z wielkich okresów w rozwoju Ziemi i człowieka. Epoka lemuryjska poprzedzała epokę kulturową rozwiniętą na lądzie Atlantydy. Według R. Steinera epoka lemuryjska związana jest z rozwojem człowieka na dawnym lądzie Lemurii rozciągającym się w miejscu dzisiejszego Oceanu Indyjskiego. Lemuria podobnie jak Atlantyda, tylko dużo wcześniej, uległa zniszczeniu na skutek wielkiego kataklizmu. str. 41 kronika Akaszy — pojęcie to określa duchową pamięć wszechświata, w której człowiek jasnowidzący może ujrzeć duchowe wydarzenia z przeszłości. Według autora wszystko, co związane jest z życiem duchowym znajduje swoje odbicie w kronice Akaszy. Temat ten opisany jest dokładnie przez Steinera w cyklu wykładów wydanych pod tytułem „Aus der Akasha-Chronik" („Kronika Akaszy"). str. 44 Pelops — syn Diany i Tantala syna Zeusa, panujący na półwyspie peloponeskim, którego nazwa pochodzi od jego imienia. Kadmos — syn króla Fenicji — Agenora, brat Europy. Podobny bogom założyciel greckich świątyń i miast. Krzewiciel kultury. Kekrops — legendarny założyciel i pierwszy król Aten, wybitny krzewiciel kultury. Wprowadził monogamię, alfabet oraz kult bogów, przeprowadził spis ludności. Dawca praw. Dawno już czczony na ateńskim Akropolu obok innych bogów. 83 Tezeusz — syn bogów, wybawca Grecji z wielu plag (potworów i olbrzymów), towarzysz walki Heraklesa, król ateński i attycki bohater narodowy. str. 46 przez teozoflę—jak sam R. Steiner podkreśla w wielu swoich późniejszych pracach — przez teozofię rozumie on swą własną pracę duchową, którą później określił mianem antropozofii. str. 47 musiał wniknąć w święte misteria Egiptu, przywłaszczyć sobie ich świątynne naczynia... — w przedmowie do swego dzieła „Harmonices Mundi" („Harmonia Świata") z 1619 r. (w tłumaczeniu Maxa Caspara na język niemiecki, wydanie w Monachium w 1938 r.) Kepler pisze: „Posiadani złotą szalę zrabowaną Egipcjanom, aby memu Bogu uczynić z tego święte schronienie z daleka od granic Egiptu. Wybaczcie mi, że się tak cieszę. Gniewajcie się na mnie, ja i tak to zniosę. Śmiało rzucę kości i napiszę książkę dla współczesnych i dla potomnych. Jest mi wszystko jedno. Może ona sto lat leżeć w oczekiwaniu na swoich czytelników. Przecież Bóg również czekał sześć tysięcy lat na tego, który go oglądał." Kepler nawiązuje w swoim sformułowaniu do doniesienia z II księgi Mojżesza (rozdz. 12 werset 35-^-36 oraz rozdz. 39 werset 32-H 42), po co Izraelici przejęli od Egipcjan złote naczynia, które następnie podczas ucieczki potajemnie ze sobą zabrali, a później użyli ich przy budowie ofiarnej świątyni, świętego namiotu, dla swego Boga. str. 55 okres praindyjski, następnie praperski — mowa o dwóch pierwszych epokach kulturowych, które nastąpiły po zatopieniu Atlantydy. Należy wyraźnie zaznaczyć, że nie chodzi tutaj o historyczną starą 84 kulturę indyjską czy perską, lecz o czasy przedhistoryczne sięgające wielu tysięcy lat przed Chrystusem. str. 59- Zaratustra — chodzi tu o postać przedhistoryczną. Grecy umiejscawiają go już w czasie około 5 tyś. lat przed wojną trojańską. Nie ma on nic wspólnego z tym Zaratustra, o którym wspominają opisy historyczne. Patrz na wypowiedź R. Steinera w wykładzie: „Zaratustra" (Berlin 19.01.1911). str. 60 pod znakiem Różo-Krzyża — chodzi o ruch ezoteryczny różokrzyżowców. str. 61 gnostycy chrześcijańscy, którzy utrzymywali, że Chrystus... nie posiadał wcale rzeczywistego ciała fizycznego — takie ujęcie zwane deketyzmem (po grecku dokein = świecić), znajduje się w I i II wieku w różnych sektach gnostycznych. Ważnymi przedstawicielami doketyzmu byli między innymi: Yalentinus, Markion, Basilides, Simon Magnus, Julius Cassianus i Satur-ninus. Porównaj z tym pracę G.R.S. Mead „Fragmen-te eines verschollenen Glaubens" („Fragmenty zaginionej wiary"). Są to krótko ujęte szkice o gnostykach, zwłaszcza żyjących w dwóch pierwszych stuleciach ery nowożytnej. str. 61 zatarg arian z atanazjanami — spór o istotę Boga Ojca i Syna Bożego w IV wieku. Ariusz (Arius), kapłan aleksandryjski i tak zwani arianie odróżniają istotę Chrystusa od istoty Boga Ojca. Atanazy (Athanasius), diakon aleksandryjski i jego stronnicy zwalczali to rozdzielenie. Podczas gdy już na pierwszym ekumenicznym soborze w Nicei w 325 r. arianizm został potępiony, definitywne zwycięstwo atanazjanie po wielu walkach odnieśli na drugim soborze ekumenicznym w Konstantynopolu w 381 r. wprowadzając 85 pojecie „wspótistotności" Boga Ojca i Syna Bożego do kościelnego wyznania wiary. str. 65- przyszedł z płaczem wielki mędrzec hinduski Asita... — w pozostawionej przez R. Steinera bibliotece znajduje się dzieło, które opisuje to zdanie. Jest to książka „Życie i nauka Buddy" wydana w Lipsku w 1906 r., w której autor, Richard Pischel pisze: „Już w jednym z najstarszych dzieł południowych kanonów, w „Suttanipacie" znajduje się następujące opowiadanie: „Święty Asita, o pełnym imieniu Asita Devala lub Kala Devala ujrzał, w czasie jednych z częstych odwiedzin u bogów w niebie, że bogowie bardzo się cieszą. Na jego pytanie o przyczynę usłyszał, że w kraju Sakya, we wsi Lumbini, urodzi się chłopiec, który stanie się Buddą. Gdy Asita to usłyszał, udał się z nieba do Suddhodana i starał się chłopca odnaleźć. Gdy ujrzał go promieniejącego jak ogień, wziął go na ręce i wielbił go jak najwyższą żyjącą istotę. Nagle jednak zaczął płakać. Na pytanie, * czy chłopcu coś grozi, wyjaśnił, że płacze, gdyż umrze zanim chłopiec stanie się Buddą..." Podobieństwo tego opowiadania do dziejów Symeona, o którym donosi Ew. św. Łukasza 2.25-2.36 od dawna zostało zauważone. str. 67 kto umie czytać Ewangelie, ten znajdzie je wszędzie — np. „Działo się to około godziny dziesiątej": Ew. św. Jana 1.39 albo „Gdy słońce zaszło, przynieśli do Niego chorych.": Ew. św. Marka 1.32. str. 68 ukazują się dzielą literatury — np. Artur Drews — „Mity Chrystusowe" wydane w Jenie 1910/11. O dziele tym i tak zwanym krytycznym badaniu życia Jezusa mówił R. Steiner częściej, np. w wykładzie „Od 86 Jezusa do Chrystusa" w Karlsruhe 4.10.1911 r. oraz w książce pod tym samym tytułem. Do astrologicznych interpretacji Ewangelii należy też praca Alberta Schweitzera — „Od Reimarusa do Wrede. Historie z badań nad życiem Jezusa", Tiibingen 1906. str. 70 świat jest mają — „mają" określali wtajemniczeni starych kultur to, co objawia się naszym zmysłom. Prawdziwie realny świat to świat duchowy, który jest wieczny. Tam, w świecie duchowym dzieje się wszystko to, co tutaj na Ziemi jest tylko fizycznym odbiciem wszelkich duchowych wydarzeń. str. 71 gdy Kopernik oświadczył — patrz „De revolutionibus orbium coelestium libri VI", 1543. str. 71 Giordano Bruno interpretując filozoficznie naukę Kopernika — „De L'infinito universo et mondi", 1584. („Nieskończoność wszechświata i świata"). O Giordano Bruno jako filozoficznym interpretatorze Kopernika patrz słowo wstępne tłumacza do wydania w języku niemieckim: „Vom unendlichen Ali und den Wel-ten" tłumaczone i wydane przez Ludwika Kuhlenbec-ka w Jenie w 1904 r. str. 74 Giordano Bruno głosil wzniosłą i potężną zasadę — o nauce Giordano Bruno o monadologii i wielokrotnym wcielaniu czytaj w jego dziełach łacińskich: „De monade" i „De minimo" oraz w dziełach w języku niemieckim: „Von der Ursache, dem Anfangsgrund und dem Einen" — drugi dialog tego dzieła tom 4 str. 44-46, „Die Vertreibung der triumphierenden Bestie" — tom II str. 22f, „Die Kabbala des Pegasus" — Drugi Dialog tom 6 str. 46f oraz dokumenty do procesu inkwizycyjnego Giordano Bruno. KALENDARIUM BIOGRAFII RUDOLFA STEINERA 1861 r. — Rudolf Steiner urodził się w Kraljewcu (ówczesne Austro-Węgry, dziś Słowenia). Jego ojciec był urzędnikiem austriackiej kolei. Rodzina pochodziła z Niederósterreich (Dolna Austria) i należała do stanu chłopskiego. 1872 r. — Rudolf Steiner rozpoczyna naukę w tzw. Real-schule, którą kończy po siedmiu latach, w 1879 r. 1879 r. — Rodzina przenosi się do Inzerdorf, wioski położonej niedaleko Wiednia, a osiemnastoletni Rudolf Steiner rozpoczyna w tym roku studia na politechnice wiedeńskiej. Studiuje w Wiedniu początkowo matematykę i przyrodoznawstwo, ale później poświęca się również studiom literacko-historycznym i filozoficznym. W Wiedniu Steiner zaprzyjaźnił się z badaczem twórczości Goethego i germanistą Karlem Juliusem Schróerem, pod wpływem którego zajmuje się intensywnymi studiami nad twór-? czością Goethego. Studia te sprawiają, że Schróer poleca dwudziestoletniego R. Steinera Josephowi Kurschnerowi, który pracuje dla wydawnictwa Deutsche National Literatur nad zbiorowym wydaniem dzieł Goethego. 1881 r. — Steiner zajmuje się opracowaniem podstaw światopoglądu Goethego w oparciu o jego teorie filozofi-czno-poznawcze. 1886 r. — Ukazuje się w druku jego praca pt. „Erkenntnis-theorie der Goetheschen Weltanschaung" („Teoria poznania w światopoglądzie Goethego"). Dzięki tej rozprawie Steiner otrzymuje propozycję pracy w Weimarze przy opracowaniu popularnego 88 wydania naukowych dzieł Goethego w ramach tzw. Sophien-Ausgabe. 1890 r. — Steiner przyjmuje nową propozycję i przenosi się do Weimaru, gdzie podejmuje pracę w Archiwum Goethego i kontynuuje swoje badania nad twórczością Goethego. W tym czasie pracuje również nad przedstawieniem swojego światopoglądu opartego na intuitywnym poznaniu świata nadzmys-łowego. 1891 r. — R. Steiner otrzymuje w Rostocku tytuł doktora filozofii. 1894 r. — Wydaje swoją pracę „Philosophie der Freiheit" („Filozofia wolności"), która zbliżyła go do Fr. Nietzschego, co zaowocowało nową pracą. 1895 r. — R. Steiner wydaje książkę „Friedrich Nietzsche, ein Kampfer gegen seine Zeit" („Fryderyk Nitzsche, bojownik przeciw swoim czasom") 1897 r. — Wieloletnie studia nad twórczością Goethego przedstawia w pracy „Goethes Weltanschaung" („Światopogląd Goethego"). Steiner przenosi się do Berlina, gdzie przez trzy lata redaguje „Magazin fur Literatur". W okresie tym staje się znaczącą postacią w intelektualnym życiu stolicy. Jest aktywny w środowisku społeczników. W czasie pobytu w Berlinie wykłada również w Berlińskiej Wszechnicy Robotniczej. 1899 f. — Wstępuje do Towarzystwa Teozoficznego, w którym będzie aktywnie działał do 1913 roku. Poślubia Annę Eunicke. 1901 r. — Publikacja jego kolejnej rozprawy „Welt und Le-bensanschaungen im 19 Jahrhundert" („Świat i poglądy życiowe w 19 wieku") oraz „Die Mystik im 89 Anfang des neuzeitlichen Geistesleben" („Mistyka w zaraniu nowożytnego życia duchowego"). W tej i w następnych swoich pracach rozwija teorię, w której swoje badania życia duchowego opiera na racjonalnym postępowaniu prowadzącym do poznania nad-zmysłowego metodą przyrodoznawczą. W okresie następnych lat swojego życia R. Steiner jest coraz bardziej twórczy. Powstają jego kolejne prace: 1902 r. — „Das Christentum als mystische Tatsache" („Chrześcijaństwo jako fakt mistyczny") 1904 r. — „Theosophie" („Teozofia") 1905 r. — „WieerlangtmanErkenntnisederhóherenWelten" („Jak osiągnąć poznanie wyższych światów") 1908 r. — „Aus der Akasha-Chronik" („Kronika Akaszy"), „Die Stufen der hóheren Erkenntnis" („Stopnie wyższego poznania") W 1908 r. rozpoczyna cykl wykładów związanych z chrześcijaństwem. Wyjaśnia w nich wyjątkowe znaczenie Jezusa Chrystusa dla rozwoju ludzkości. Wykłady te kontynuuje do 1913 r. 1910 r. — „Die Geheimwissenschaft im UmriB" („Wiedza tajemna"). W latach 1910-1913 tworzy cztery dramaty sceniczne, w których przedstawia swoje przemyślenia i wiedzę duchową: „Die Pforte der Einwei-hung" („Wrota wtajemniczenia") — 1910, „Die Priifung der Seele" („Egzamin duszy") -.- 1911, „Der Hiiter der Schwelle" („Stróż progu") — 1912 „Der Seelen Erwachen" („Przebudzenie duszy") — 1913. 1913 r. — Kończy się okres jego działalności w Towarzystwie Teozoficznym. Praca duchowa Steinera wykracza poza ramy Towarzystwa Teozoficznego i R. Steiner występuje z niego wraz z większością niemieckich 90 teozofów i zakłada Towarzystwo Antropozoficzne. Antropozofii poświęca całe swoje późniejsze życie. 1913-1922 — Okres pracy nad budową pierwszego Goethea-num, siedziby Towarzystwa Antropozoficznego. Od 1913 r. R. Steiner wiąże swoją działalność z małą ~ miejscowością Domach, koło Bazylei. Ta szwajcarska miejscowość została wybrana na siedzibę towarzystwa antropozoficznego po odmowie władz niemieckich na lokalizację w okolicy Monachium. Pierwsze Goetheanum, budowla w której R. Steiner zawarł wszystkie swoje doświadczenia i całą wiedzę duchową, było wielkim dziełem artystycznym. Przy jego powstaniu realizowane są nowe teorie barwy i proporcji wywodzące się z prac nad dziełami Goethego. Swoją pracą nad pierwszym Goetheanum daje impuls do rozwoju nowych prądów w architekturze, rzeźbie i w malarstwie, współpracując m. in. z Edith Maryon. Wraz z Marią Steiner von Siewers, którą poślubił w 1914 r., rozwija podstawy nowej dziedziny sztuki ruchu — eurytmii. Wszystkie projekty architektoniczne do tej wielkiej budowli wykonuje Steiner sam według swoich zasad, a zbudowano ją z gatunków drewna, z których robi się skrzypce. Gdy dzieło to było prawie skończone, zdarzyła się tragedia. Podpalone w noc sylwestrową 1922/23 spłonęło całkowicie. Drugie Goetheanum według projektów Steinera, równie efektowne, zbudowano już z betonu. Przez cały ten okres daje tysiące wykładów. 1919 r. — Swoimi wykładami o zasadach trójpodziału społecznego daje impuls do rozwoju pedagogiki opartej na nowych zasadach. Prowadzi wykłady dla wychowawców. Pracuje również z rodzicami dzieci 91 i pedagogami. Wraz z grupą entuzjastów zakłada w Stuttgarcie pierwszą szkołę waldorfską (nazwa pochodzi od fabryki Waldorf-Astoria, w której Steiner prowadził wykłady dla robotników).W pracy tej dużej pomocy udzielił mu Emil Molt. Prowadzi kursy i seminaria dla pedagogów, opracowuje program i metodykę pracy dla nauczycieli szkół waldorfskich. Kilka miesięcy po zakończeniu wojny wydaje książkę „Die Kernpunkte der sozialen Fra-ge" („Sedno kwestii społecznej"). 1920 r. — W Domach prowadzi pierwszy kurs medyczny dla lekarzy. Ten cykl dwudziestu wykładów rozpoczyna aktywną pracę Steinera nad stworzeniem podstaw medycyny antropozoficznej. Pozostaje aktywny na polu pedagogiki waldorfskiej. Zajmuje się również naukami przyrodniczymi w świetle wiedzy duchowej. 1921 r. — Tworzy podstawy eurytmii leczniczej, prowadzi wykłady dotyczące spojrzenia z punktu widzenia wiedzy duchowej na nauki przyrodnicze, na histo-^ rię, na nauki ścisłe oraz na nauki społeczne. 1922 r. — Podobnie jak w poprzednich latach prowadzi setki wykładów. Wszystkie one uczą patrzeć na różne aspekty otaczającego świata z punktu widzenia wiedzy duchowej. Dotyczą pedagogiki, eurytmii, malarstwa, ekonomii, historii, nauk przyrodniczych i wielu innych dziedzin. Płonie pierwsze Goetheanwn. 1923 r. — Zniszczenie wieloletniej pracy przeżywa Steiner bardzo ciężko. Pomimo choroby pozostaje nadal aktywny. Rozwija podstawy medycyny antropozoficznej, kontynuuje pracę pedagogiczną. Tematy jego wykładów rozszerzają się na wciąż nowe obszary zagadnień. Jednym z najważniejszych wydarzeń dla 92 rozwoju antropozofii jest spotkanie Bożonarodzeniowe (23 grudzień 1923 H- l styczeń 1924), które jest kamieniem węgielnym Powszechnego Towarzystwa Antropozoficznego. 1924 r, — Steiner jest ciężko chory. Pomimo choroby nie-„ ustannie pracuje. W czerwcu, w Kobierzycach koło Wrocławia prowadzi kurs rolniczy, który staje się impulsem i podstawą rozwoju rolnictwa biodynamicznego, opartego na wiedzy duchowej i traktującego Ziemię jako żywe jestestwo duchowe. Wraz z dr Itą Wegman pracuje intensywnie w dziedzinie medycyny. Prowadzi wykłady o istocie człowieka, kontynuuje prace z zakresu pedagogiki, mówi o ko-smogonii. Opracowuje plany i szkice do budowy drugiego Goeteanum. Rozpoczyna cykl wykładów na temat karmy. 1925 r. — R. Steiner jest już bardzo ciężko chory. Wraz z Itą Wegman kończy książkę pt. „Grundlegendes fur eine Erweiterung der Heilkunst nach geisteswissens-chaftlichen Erkenntnissen" („Podstawy do rozszerzenia sztuki leczenia na podstawie poznania wiedzy duchowej"). Pracuje do ostatnich dni życia nad swoją biografią opisaną w niedokończonej książce „Mein Lebensgang" („Moja droga życia") oraz nad dziełem „Antroposophische Leitsatze" („Antropo-zoficzne myśli przewodnie"). W 1925 r. umiera. Podane kalendarium jest niepełne i Wyrywkowe chociażby ze względu na ilość tekstów, których nie sposób tutaj wymienić. Jak sam twierdził, treścią jego życia była an-tropozofia. Stanowiła ona dla niego drogę poznania, która ma doprowadzić ducha ludzkiego do Ducha Wszechświata. 93 Wymienione w tym kalendarium rozprawy R. Steinera stanowią podstawę antropozoficznie zorientowanej wiedzy duchowej, ale jest to tylko drobna część jego pracy. W okresie 1900-1925 R. Steiner wygłosił około sześciu tysięcy wykładów. Miały one różny charakter. Część z nich wygłaszana była w ścisłym gronie, inne natomiast miały charakter otwarty. Początkowo Steiner nie chciał, aby to co wygłasza, było drukowane. Ze względu jednak na różne krążące zapiski, często niedokładne, poczuł się zmuszony do systematycznej formy stenografowania swoich wykładów. Zadanie to powierzył Marii Steiner. Sprawowała ona zarząd nad wszystkimi stenogramami również po śmierci R. Steinera. Na temat swoich wykładów pisze Steiner w autobiografii w sposób następujący: „Ktoś, kto będzie się chciał przyjrzeć mojemu wewnętrznemu zmaganiu i mojej pracy nad przedstawianiem antropozofii współczesnej epoce, będzie to musiał uczynić na podstawie moich opublikowanych rozpraw. W nich bowiem ustosunkowałem się do poznawczych dążeń współczesnej epoki. Przedstawiłem w nich przede wszystkim to, co mogłem postrzegać w moim nadzmysłowym widzeniu i co przybrało —jakkolwiek jeszcze pod wieloma względami w sposób niedoskonały — postać antropozofii. Jednakże obok odczuwalnej przeze mnie jako wymóg czasu potrzeby tworzenia podstaw antropozofii, pojawiła się we mnie jeszcze inna potrzeba, a mianowicie potrzeba wychodzenia naprzeciw temu wszystkiemu, co jako tęsknota za światem duchowym żyje dzisiaj w duszach wszystkich tych, którzy przychodząc na te wykłady, przynosili z sobą pragnienie zobaczenia zarówno samej Ewangelii, jak i opisów zawartych w Biblii w świetle antropozofii. Ludzie ci chcieli zobaczyć owe dawane dawnej ludzkości objawienia w świetle duchowego poznania i przychodzili aby to usłyszeć. 94 Do owych wykładów wygłaszanych zawsze w dość ścisłym gronie członków Towarzystwa Antropoficznego doszła jeszcze inna rzecz. Otóż tym wszystkim ludziom znane były już dość dobrze podstawy antropozofii. Mogłem dlatego przemawiać do nich jak do ludzi zaawansowanych w antropozofii. Dlatego ta forma jaką miały te wykłady musiała być z konieczności inna od formy moich pisemnych rozpraw. Gdybym już na początku wygłaszania tych wykładów nosił się z zamiarem ich opublikowania, to wówczas rzecz jasna musiałbym również inaczej mówić o tych rzeczach... ... Należałoby zatem patrzeć na moje opublikowane rozprawy jako na wynik mojej intensywnej wewnętrznej pracy w dochodzeniu do obiektywnego poznania duchowego świata, natomiast w stenogramach moich wykładów i kursów należałoby dostrzegać również wewnętrzne nastawienie tych wszystkich ludzi, którzy przychodzili tego słuchać — wsłuchiwałem się w to wewnętrzne nastawienie i z tego, co tam słyszałem powstawała również forma tych moich wykładów. ... W wykładach tych nie ma absolutnie nic takiego, co nie byłoby czystym wynikiem mojej antropozoficznej pracy poznawczej. Kto czyta te stenogramy może w nich widzieć tylko to, co ma dzisiaj do powiedzenia antropozofia." Po śmierci Marii Steiner (1847-1948) pieczę nad tekstami R. Steinera przejęło wydawnictwo Yerlag der Rudolf Steiner NachlaBverwaltung, które wydaje zbiorowe dzieła Steinera. Niniejszy tom opatrzony jest w katalogu dzieł zebranych numerem 15. SPIS TREŚCI Przedmowa do pierwszego wydania książki Od wydawcy .............................. Pierwszy wykład [6 czerwiec 1911] ......... Drugi wykład [7 czerwiec 1911] ............ Trzeci wykład [8 czerwiec 1911] ............ Przypisy ................................... Kalendarium biografii Rudolfa Steinera ... .7 .9 11 31 54 76 88 J