DANUTA OWADOWSKA OPOWIADAJ DAG Niebieskie światła wskaźników rozjaśniały nieco półmrok panujący w rozdzielni. Na zewnątrz automaty łączyły stalową konstrukcję i ostre błyski łukowych wyładowań wyławiały z mroku twarze załogi statku kosmicznego "Stella". Wysoki mężczyzna o włosach złotych jak len przysunął czworokątne pudełko do kobiety siedzącej naprzeciwko. - Zaczynaj, Dag, tylko pamiętaj, to nie jest raport. Dziennik podróży wyślemy swoją drogą. Opowiadaj, Dag, przeżywaj wszystko jeszcze raz, to jest twoja ostatnia opowieść, list do tych, którzy przybędą. Kobieta splotła dłonie na kolanach, przeniosła wzrok na stojący przed nią fonograf. Zaczęła mówić: - Wszystko jest przygotowane, czekam na swoją kolej. Fizyk, Ino, ja. Historyk i Pierwszy. Przy pulpicie rozdzielczym leży metalowy kabłąk zakończony dwiema płytkami. Coś mi to przypomina. Już wiem, wycieczkę do muzeum starożytności, obły, srebrzysty kształt wysadzany lśniącymi kamieniami - diadem. Ino podchodzi teraz do mnie i ujmuje mnie za ramię. Mam mało czasu, muszę się śpieszyć... A więc kiedy schodziliśmy do lądowania, byliśmy podnieceni, to jasne. Ale to nie był strach przed Nieznanym. Zresztą projekcja filmów zrobionych przez rakiety zwiadowcze, gdy krążyliśmy po orbicie dokoła planety, wykazała, że nie ma na niej istot rozumnych. Przepraszam, istot mogących stworzyć cywilizację. O żadnym kontakcie nie mogło być mowy. Wylądowaliśmy na rozległej równinie, rozciągającej się aż po sam horyzont. Jak okiem sięgnąć, biegła jej pofałdowana powierzchnia, tylko z lewej strony ciemniało pasemko skał. Dla nas najważniejsze było to, że atmosfera planety miała wystarczającą zawartość tlenu. Można było poruszać się bez skafandrów. Bezpośrednio po wylądowaniu "Stelli" automaty zaczęły budować Stację. Praca była obliczona na 36 godzin, nie wymagała koordynacji, zebraliśmy się więc w sali Pierwszego. Odprawa była krótka, ustalono skład osobowy zwiadowczej wycieczki. Pojechać mieli: Fizyk, Historyk i ja. Ino był wyraźnie niezadowolony, ale wiedzieliśmy, że Pierwszy nie zmienia decyzji. Fizyk zajął się roztrząsaniem pewnych drobnych anomalii grawitacyjnych, jakie dały się zauważyć podczas wstępnych pomiarów, do mnie należało kierowanie zespołem automatów zdejmujących tytanową osłonę z pancerza. Wtedy jeszcze mogliśmy odlecieć. Osiem godzin potem było już za późno... O awarii stosu zawiadomił Pierwszy Fizyka. - Wskaźnik aktywności wskazuje zero - powiedział - ale to nie jest zwykła awaria. Wygląda na to, że ktoś rozmontował stos. Fizyk był wyraźnie przerażony i mimo pozornie spokojnej relacji nie potrafił tego ukryć. - Cybernetyk - zwrócił się do mnie Pierwszy - proszę wezwać Zespół Naprawczy. I wtedy Historyk zawołał nas do siebie. Tytan był już zdjęty, mogliśmy widzieć bezpośrednio, co się dzieje przed statkiem. Automaty krzątały się koło konstrukcji, która w niczym nie przypominała Stacji. Zamiast znajomego kopulastego kształtu, wznosiły nieforemny graniastosłup. Poza tym wszystkie były na zewnątrz, a przecież, oprócz Zespołu Budowniczych, reszta winna znajdować się w statku. Nie reagowały na rozkazy, pulpit sterowniczy milczał, a kontrola łączności nie wykazała uszkodzeń. To było tak niesamowite, że patrzyliśmy po sobie, nie mówiąc ani słowa. Najbardziej boimy się zjawisk, których nie rozumiemy. Odczuwamy lęk, widząc skutki, a nie znając przyczyny. Cała nasza wiedza, cała ziemska cywilizacja opiera się na pewnych kanonach, prawach, które niekiedy można adoptować czy rozciągnąć na nowe zjawiska, ale których nie można przekreślać. To, co się działo przed naszymi oczami, było zaprzeczeniem ludzkiej wiedzy, zaprzeczeniem cybernetyki w ogóle. Automaty nie mogą przejawiać inwencji, maszyny nie mogą działać samodzielnie. - Bunt automatów! - zawołał Fizyk. - Ziściły się marzenia autorów fantastycznych powieści ! Jedno z tych bydląt musiało wejść do siłowni i rozmontować stos. Dawka promieniowania rozregulowała mu układ sterujący i już stamtąd nie wyszedł. Zresztą, na nasze szczęście. - Niemożliwe - próbowałam zaprzeczyć. - Automaty nie mogą pracować według własnego programu. - A to? - Fizyk pokazał ręką na budowlę. - Czy to o niczym nie świadczy? - W każdym razie nie o buncie automatów - odpowiedział mu Pierwszy, opuszczając zasłonę na iluminator. - W żadnym wypadku - dodał - nie wolno nam stawiać hipotez w oparciu o zjawiska, których nie możemy pojąć. - Wobec tego jakie jest inne wytłumaczenie? - zapytał Fizyk. - Chwilowo brak w ogóle wytłumaczenia... ...Czas upływa, widzę, że Pierwszy przygotowuje do rozruchu awaryjną prądnicę. Niedługo będzie już po wszystkim. Koło mnie siedzi Ino, głaszcze mnie po policzkach, jeszcze mokrych od łez. Wstydzę się płaczu, ale łzy same płyną mi po twarzy, nikt tego nie widzi oprócz Ino. Fizyk siedzi z twarzą ukrytą w dłoniach, a Historyk, wpatrzony w punkt gdzieś za naszymi plecami, nie zauważa obecnych. Mam bardzo mało czasu... 53 ...Kiedy dwóch kroczących weszło do sali, siedzieliśmy chyba tak samo jak teraz. Historyk był najbliżej wejścia i może właśnie dlatego na niego padł wybór. Jeden z automatów wziął go za ramię i pociągnął za sobą. Przez chwilę siedzieliśmy jak sparaliżowani. Potem Ino zerwał się, ale drugi automat zagrodził mu przejście. Historyk nie bronił się, wyszli w zupełnej ciszy i dopiero gdy umilkł stukot kroków na korytarzu, Ino rzucił się do wyjścia. Osadził go w miejscu głos Pierwszego: - Zostaw! Powinniśmy wcześniej pomyśleć o obronie! - Czym? Całe wyposażenie jest już na zewnątrz! - Co one z nim zrobią? - zapytałam, bo to było dla mnie najważniejsze. - Jak to co? - Fizyk wzruszył ramionami. - Rozbiorą na części, żeby zobaczyć, jak człowiek może się poruszać bez sprzęgieł, półprzewodników i akumulatorów. I znowu była cisza, tylko Pierwszy chodził z rękami założonymi do tyłu, tam i z powrotem... Historyk wrócił po trzech godzinach, sam. Kroczący odprowadził go do wejścia, ale tym razem nie wszedł do środka. Historyk nie miał nam dużo do powiedzenia. Automaty posadziły go na czymś w rodzaju fotela i siedział tak nieruchomo, podczas gdy one obsługiwały jakąś aparaturę. Nie umiał powiedzieć nic konkretnego. Rozkładał bezradnie ręce. - Nie moja branża, gdyby tak któryś z was... Poczułam głupią satysfakcję. Jednak nie zrobiły mu nic złego. Czułam się za nie odpowiedzialna, to były moje automaty. - Bardzo się bałeś ? - zapytałam, żeby coś powiedzieć. Kiwnął głową. - Bardzo. Potem zamknąłem oczy i myślałem o tych dawnych, dobrych czasach, kiedy ludzie nie uganiali się jeszcze po Kosmosie, a poruszali się po staruszce Ziemi w przyzwoitych pojazdach, takich jak na przykład karety, samochody... Tymczasem na zewnątrz trwała gorączkowa praca. Słyszeliśmy charakterystyczny syk aparatów Collega, używanych do łączenia najbardziej precyzyjnych zestawów. Tkwiliśmy przy iluminatorach, obserwowaliśmy rozmazane przez półprzezroczyste płyty krzemonu sylwetki poruszających się bezustannie automatów. Gdy praca ustała, statek nasz opasywała pętla z podwójnych metalowych płaskowników. Początek i koniec miała w środku owego graniastosłupa, który wzniosły automaty. Stamtąd też wybiegały przewody umieszczone na wspornikach ponad pętlą. W pewnej chwili rozległo się dzwonienie, potem wysoki, przeraźliwy ton, zupełnie inny od otaczających nas na co dzień dźwięków, wreszcie zgrzytanie, potężny łoskot i z graniastosłupa wytoczyło się sześcienne pudło na kołach. Z przewodem biegnącym u góry połączone było skomplikowanym systemem metalowych rurek ułożonych w kształcie rombu. W miejscu styku raz po raz pojawiał się snop wyładowań elektrycznych. Całość posuwała się po metalowych szynach zgrzytając i piszcząc przy każdym obrocie kół. Z osłupienia wyrwał nas śmiech Historyka. - Przecież to tramwaj! One zrobiły tramwaj ! - Co? - Środek lokomocji używany prawie do końca XX wieku wyjaśnił. - Ale po co ? - Nie wiem. I skąd ten pomysł? - Ty im powiedziałeś ! - Pierwszy miał twarz zadowoloną, tak nie pasującą do otaczającej nas rzeczywistości, że zrobiło mi się przykro. - Nieznane przestało być nieznanym ciągnął, siadając za stołem - wszystko wiąże się w logiczną całość. Należało tylko trzymać się jednego pewnika: "Automaty nie mogą pracować bez programu". Jeżeli więc wypowiedziały nam posłuszeństwo, nie znaczy to wcale, że uzyskały samodzielność. Zawiesił na chwilę głos. - Steruje nimi kto inny! Widząc, że chcę coś powiedzieć, podniósł rękę. - Za chwilę, jeszcze nie skończyłem. Powiedzmy więc, że na planecie znajduje się genialny Mózg. Ale Mózg bez organów wykonawczych. I, co najważniejsze, Mózg bez własnej koncepcji. Co przez to rozumiem? Tak jak są pisarze, którym trzeba pomysłów, tak to jest Geniusz, który może rozwinąć i opracować każdy problem, ale który sam sobie problemu postawić nie umie. Nigdy się chyba nie dowiemy, w jaki sposób opanował nasze automaty, jaką drogą przesyła im polecenia. Osobiście mam wrażenie, że dysponuje nie znanym nam rodzajem energii. Historyka wziął po prostu na przesłuchanie, zwróćcie uwagę - Historyk cały czas myślał o przeszłości. Obraz tramwaju utrwalony w zwojach kory mózgowej, sama koncepcja takiego pojazdu wystarczyła Mu na opracowanie napędu i ogólnych zasad ruchu. Traktuje nas jak rodzaj biblioteki, coś na kształt zbioru zadań i problemów. Dziwne, ale zrobiło mi się lżej. Choć wyjaśnienia Pierwszego w niczym nie poprawiły naszej sytuacji, nie było już we mnie tego dygocącego lęku. Uznane wielkości nie ulegały dewaluacji, dwa razy dwa znowu równało się cztery. Nie było buntu automatów. Pierwszy popatrzył po nas: - Pracowałeś nad teorią pola siłowego i antygrawitacji? zwrócił się do Ino. - On to dokończy za ciebie! Ty, Dag, dostarczysz Mu nowych wspaniałych automatów. Ja zapoznam Go ogólnie z teorią rozkładu plazmy i z wyrzutniami fotonowym; W obecnym stanie daleko im do doskonałości, ale nie wątpię, że On potrafi uczynić z tego doskonałą broń. Właśnie broń!.., Przerwał na chwilę, zamyślił się, a potem podjął znowu: - Za dziesięć ziemskich lat ma tu przybyć następna wyprawa. Jak myślicie, czym przywita ją Mózg, sądząc, zresztą słusznie, że przybysze zagrażać będą Jego niezależności? I jakimi środkami będzie dysponował? Praktycznie rzecz biorąc - będzie wszechmocny! Długie milczenie przeciął Historyk. Stał oparty ramieniem o metalowy brzeg markografu. - Kiedy jeden z królów angielskich powróciwszy do kraju zastał rodzinne miasto zburzone i zrównane z ziemią przez wrogów, zwrócił się do swojego Boga słowami: "Zabrałeś mi to, co umiłowałem najbardziej, w takim razie ja odbiorę ci wszystko, co we mnie cenisz". I począwszy od tego czasu wyzbył się wszystkich cnót swoich. Rozmyślnie użyłem archaicznego języka, ale konkluzja jest chyba jasna - musimy odebrać Mu naszą pamięć ! - To pomysł, a realizacja? - zapytał Ino. - Możliwa nawet w naszych warunkach - ożywił się nagle zamyślony Fizyk. - Całość jest stosunkowo prosta, sprowadza się do udarowego oddziaływania impulsami określonego kształtu na ośrodki pamięci. Po prostu kasowanie zapisu. Analogicznemu zabiegowi poddano członków wyprawy na VII planetę. Po powrocie stamtąd byli psychicznie wykończeni. Wówczas zastosowano częściową kasację, ale to tylko kwestia odpowiedniego zmodulowania. - Czy po tym nic się nie pamięta? - zapytałam. - Jesteś jak noworodek, uczysz się wszystkiego od nowa, od nowa poznajesz świat. - Co prawda, w tych warunkach nie będzie się od kogo uczyć. - To powiedział Pierwszy. Potem podszedł do pulpitu. Odwrócony tyłem manipulował coś przy przełącznikach. - Na wschodniej stronie planety są obszary pokryte bujną roślinnością. Chyba tam będziemy - zawahał się i dokończył wegetować. - To trochę tak, jak umrzeć - szepnął Ino. - Nie! - Historyk pokręcił przecząco głową. - Śmierć to znaczy niebyt, nicość. A my, chociaż pozbawieni wszystkiego, co dała nam cywilizacja, chociaż pozbawieni pamięci, zostaniemy jednak gatunkiem Homo Sapiens. Gatunkiem myślących. Nie przestaniemy rozumować. Od nowa zaczniemy zapisywać białe karty naszego doświadczenia. - A On? - spytał Fizyk. - On? - Pierwszy zwrócił się do mnie. - Czy Zespół Budowniczych ma układ regeneracyjny? - Nie ma. Mamy przecież, to jest mieliśmy - poprawiłam się - Centralną Siłownię. - Ile mogą pracować twoje automaty bez ładowania? - Około 2000 godzin. - Tyle czasu będzie trwało Jego panowanie na tej planecie. Gdyby to przewidział, ciebie pierwszą wziąłby na "rozmowę" i z pewnością skonstruowałby niezniszczalny automat. Bez wykonawców będzie niczym. Dalej już poszło szybko. Spieszyliśmy się, bo nie wiadomo było, czy On za chwilę w jakiś sposób nie pokrzyżuje naszych planów. I teraz czekam na swoją kolej. Fizyk ma już na głowie ten metalowy kabłąk-diadem, pozostaje jeszcze umieścić na orbicie rakietkę z dziennikiem podróży i tym zapisem. żegnajcie! Statek kosmiczny średniego zasięgu "Galat" już trzecią dobę krążył po orbicie wokół planety. W kabinie sternika czterej mężczyźni siedzieli wsłuchani w głos kobiety wydobywający się z fonografu: ..."pozostaje jeszcze umieścić na orbicie rakietkę z dziennikiem podróży i tym zapisem. Żegnajcie!" Kobiecy głos umilkł. Siedzieli chwilę w milczeniu, potem jeden z nich przekręcił wyłącznik. - Słucham tego po raz czwarty - powiedział - i za każdym razem zastanawiam się, jak ja bym postąpił. Chciał coś dodać, ale przerwał mu suchy trzask z głośnika: - W sali narad odbędzie się projekcja filmów wykonanych przez grupę zwiadowczą Amegi, która okrążyła planetę po węższej orbicie. Zainteresowani proszeni są o przybycie. Szary ekran wideo rozjaśnił się. Zamigotały jakieś cienie i nagle na pierwszym planie ukazał się muskularny mężczyzna. Stał nieco przygarbiony, ociosując trzymanym w ręku kamieniem dziwacznie powykręcany konar. Długie, białe włosy spadały mu na plecy. Potem perspektywa wydłużyła się, widocznie operator zmienił ogniskową. Zebrani w sali projekcyjnej widzieli teraz prymitywną osadę, pół- domki, pół-szałasy ustawione na palach tkwiących w ziemi. Przed jednym z nich krzątało się troje ludzi zasłaniając sobą przedmiot stojący za nimi. W pewnym momencie jeden z nich odszedł, kamera znowu zrobiła skok i na ekranie ukazała się kobieta łącząca poprzeczną żerdzią dwie obręcze. Trwało to chwilę, obraz zmienił się, na ekranie wyrosły pokraczne krzewy o fioletowych pniach, ale nikt już nie patrzył. Ze szmeru rozmów wybił się głos: - Koło! Oni już wymyślili koło!