Samuel Pepys   Dziennik T. I Przekład Marii Dąbrowskiej Biblioteka Klasyki Polskiej i Obcej Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1978 ROK 1660   Chwała Bogu pod koniec starego roku byłem w bardzo dobrym zdrowiu, wcale dawnych bólów nie uczuwając, wyjąwszy, gdy się przeziębię. Mieszkałem cały ten rok na Axe Yard z żoną i służącą Jane (Wayneman) i nie mając innych domowników oprócz nas trojga. Żona łudziła mnie nadzieją, że spodziewa się dziecka, lecz ostatniego dnia roku nadzieja się rozwiała. Co się tyczy kondycji Państwa, to rzeczy mają się tak, że Kadłub znowu zasiada. Lawson stoi jeszcze na Rzece (Tamizie), Monk jest z armią w Szkocji. Tylko milord Lambert nie stawił się jeszcze w Parlamencie i nie oczekuje się, by to uczynił, chyba zmuszony siłą. Nowa Rada Miejska bardzo głowę podnosi; wysłała swego Miecznika do Monka, iżby powiadomił Generała o jej żądaniu wolnego i pełnego Parlamentu, co jest ninie życzeniem i nadzieją, i oczekiwaniem wszystkich. Prywatnie jestem w bardzo dobrej kondycji i rozumieją mnie bogatym, alem w rzeczywistości bardzo biedny; wyjąwszy dobytek mego domu i miejsce w urzędzie, które tymi czasy coś nie bardzo jest pewne. Pan Downing ma zwierzchność nad moim urzędem. 1 stycznia. (Niedziela. ) Po kościele i kazaniu w kaplicy Exeter House jadłem obiad w domu na naszym poddaszu, gdzie żona odegrzała resztki indyka, co przyrządzając sparzyła sobie rękę. Pozostałem w domu przez całe popołudnie przeglądając moje rachunki; potem poszliśmy z żoną do moich rodziców, dokąd przybyły też panna Teofila Turner i pani Morrice i wieczerzały z nami. Potem odprowadziwszy je wróciliśmy do domu.   2 stycznia. Chodziłem sporo czasu po Westminster Hall, gdziem słyszał, że Lambert idzie na Londyn, a lord Fairfax stoi na czele brygady irlandzkiej, ale nie wiemy jeszcze, za czym się opowie. Izba. wygotowała dzisiaj ustawy o powołaniu Rady Stanu i o zapłacie żołnierza; mają nad tym radzić jeszcze i po południu. Z Westminster Hall zaszedłem do domu, a stamtąd (ile że żona wybierała się do swoich rodziców) — do pana Crewa, gdziem się spodziewał obiadu, ale przyszedłem za późno, tedy z panem Moore'em i jeszcze jednym dżentelmenem wyszliśmy i, napili się po kuflu piwa na Nowym Rynku, gdzie zjedliśmy też trochę sera i chleba za cały obiad. Potem znowu do pana Crewa, skąd odprowadziłem pannę Jem do domu, gdzie nauczyła mnie nowej gry w karty. Potem do siebie, ale nie zastawszy żony, która wyszła do naszej sąsiadki, pani Hunt, poszedłem do „Willa”, a spotkawszy tam pana Ashwella przesiedziałem z nim śpiewając i gadając aż do dziewiątej wieczór. Stamtąd do domu, a żem nic nie jadł tego dnia oprócz sera i chleba, żona ukroiła mi kawałek wędzonki; toż mi smakowała lepiej niż jakakolwiek wędzonka w życiu.   3 stycznia, Do Westminster, gdzie w moim urzędzie zastałem. żołnierzy, co przyszli po pieniądze, tedy wypłacałem im żołd. W południe do domu, gdzie miałem na obiedzie pannę Jemimę, jej służebną, a też panów: Shepleya, Hawleya i Moore'a. Jedliśmy wołowinę z kapustą i karczek wędzony. Po obiedzie graliśmy w karty aż do zmroku, a potem odprowadziłem pannę Jem i poszedłem do Whitehall. Tam dowiedziałem się, że Parlament uchwalił akt o darowaniu win tudzież o zapłacie żołnierzy i oficerów, którzy się zgłoszą do tylu a tylu dni, i że milord Lambert ma też: korzystać z dobrodziejstw tego aktu.   4 stycznia. Tęgi śnieg padał dziś całe rano i było bardzo zimno, aż nos mi spuchł okrutnie od przeziębnięcia. Dziwna sprzeczność ludzkich języków! Jedni mówią, że Lambert musi koniecznie się poddać; drudzy, że wielka przy nim siła. Parlament wysłał do niego Chillingtona z uchwałą o amnestii i wypłacie żołdu. Poszedłem do Westminster, gdziem się dowiedział, że Parlament strawił ten dzień na poście i modłach, a po południu przyszły. listy z północy, w których pewna wiadomość, że milord Lambert opuszczony od swoich wojsk pozostał tylko z pięćdziesięcioma jezdnych i że się deklaruje po stronie Parlamentu; że lord Fairfax też złożył broń i że co potąd czynił, to aby ochronić kraj przed praktykami Lamberta uciskającego wioski postojami i wybieraniem pieniędzy. Potem do pana Vinesa, gdzie graliśmy na skrzypcach i wioli. A zaś do domu spać. ale srodze doskwiera mi mój nos, mocno spuchnięty. 5 stycznia. Do urzędu, gdzie znów czekaliśmy na pieniądze ze skarbu, ale nic nie przynieśli, obiecali na popołudnie. Obiad zjadłem z panem Shepleyem w mieszkaniu Milorda, mieliśmy pasztet z indyka. Potem w urzędzie, dokąd przynieśli ze Skarbca pieniądze, wypłacałem żołnierzom aż do zmierzchu. A zaś do domu, napisawszy wpierw do Milorda, któremu doniosłem, że Parlament uchwalił, jako posłowie relegowani w 1648 i 49 słusznie byli relegowani, i że na ich miejsce inni mają być wybierani; i że Monk i Fairfax dostali rozkaz przybycia do miasta, a dla Monka mieszkanie w Whitehall ma być przysposobione. Potem z żoną, a mróz był wielki, poszliśmy do panny Jem, gdzie nas miała czekać winna polewka, ale odłożono ją z racji, że pan Edward nie przybył. Tedy zostawiwszy żonę, by się pobawiła z panną Jem kartami, poszedłem do pana Fage'a poradzić się w kwestii mego spuchniętego nosa, o którym powiedział mi, że to tylko z przeziębienia.   6 stycznia. Tego ranka pan Shepley i ja jedliśmy śniadanie w traktierni pani Harper (był też z nami mój brat Jan), na które dali nam gęś i pasztet z indyka. W urzędzie do pierwszej w południe wypłacaliśmy żołd żołnierzom; potem wziąłem żonę do mego krewnego Tomasza Pepysa, gdzie właśnie zasiadano da obiadu, który był bardzo dobry; jeno że pasztet z dziczyzny był jawnie wołowiną, co niepięknie. Wieczorem z żoną u mojej kuzynki Stradwick na kolacji, na której byli także: mój ojciec, moja matka, moje rodzeństwo i pani Scott z mężem. Po kolacji wniesiono wspaniałe trzykrólskie ciasto, a z wybranych kawałków okazało się, że Pali została królową, a mąż kuzynki Strad wiekowej — królem. Niebawem żona i ja pożegnaliśmy się i poszliśmy do domu, a wciąż był wielki mróz.   7 stycznia. Po południu (wysławszy żonę do panny Jem na winną polewkę) poszedłem do dr Whoresa, gdzie słuchałem symfonii, a też pieśni przez niego ułożonych, a granych przez panów Maya, Hardinga i Mallarda. Potem do panny Jem, gdzie napisałem listy do Milorda i zjadłem zostawioną dla mnie porcję winnej polewki.   8 stycznia. (Niedziela. ) Rano dobre kazanie pana Gunninga, w którym życie Chrystusa przedstawiał i wielkiej wagi argumentami dowodził, że Chrystus uprawiał rzemiosło swego ojca i był cieślą do trzydziestego roku swego życia. Stamtąd do ojca na obiad, gdziem zastał żonę zmuszoną tam obiadować, z przyczyny że nie mamy w domu węgla na opał, a czas jest bardzo zimny.   9 stycznia. Wstałem wcześnie, żeby przepatrzyć i poprawić dysertację szkolną mojego brata Jana; a zaś idąc do urzędu spotkałem po drodze W. Symonsa, Jakuba Price'a i Muddimana i poszedłem z nimi do pani Harper, gdzie na różnego rodzaju rozmowach siedzieliśmy do drugiej po południu. Muddiman jest dobrym szkolarzem, ale i łotrem wierutnym; i przyznał się, że chociaż pisze za Parlamentem, ale to tylko dla pieniędzy; bardzo też grubo mówił o wielu deputowanych. Will Symons opowiadał mi między innymi, jak jego wuj Scobell stawał zeszłej soboty przed ławą sędziowską za to, że w Diariuszu Izby z roku 1653 pomieścił zdanie:. „Tego dnia Jego Ekscelencja Generał Cromwell rozwiązał Izbę”, które słowa Parlament uznał za fałszerstwo, i zapytywali, jak one mogły się dostać do Diariusza. Odrzekł, że wpisał je własnoręcznie na mocy swego urzędu i w zgodzie z praktyką swego poprzednika; i że praktykuje się to w tej intencji, aby potomność wiedziała, jak taki a taki Parlament bywał rozwiązywany; czy z królewskiego rozkazu, albo z własnej winy, jak to przydarzyło się z ostatnią Izbą Lordów; i że temu gwoli napisał był, że został rozwiązany przez Jego Ekscelencję Generałai że co się tyczy słowa „rozwiązany”, to nie słyszał on nigdy dotychczas innego na tę okoliczność wyrazu; i prosił o darowanie mu, jeśli nie wymyślił innego słowa na to, w czym oni sami dopiero po sześciu latach dopatrzyli się błędu; ta odpowiedź tak im nie przypadła do smaku, że wybrali komisję, która by przedstawiła Izbie raport, czy ta zbrodnia pana Scobella podpada pod ustawę o amnestii albo nie. Z Muddimanem poszedłem jeszcze do. kawiarni i dałem 18 pensów, iżbym był zapisany do Klubu. Stamtąd do panny Jem, którą zastałem chorą, i w obawie, aby się to czasem ospa nie okazała. Potem do Westminster, gdzie słyszałem,. że sir Henryk Vane został dzisiaj wywołany z Parlamentu i że ma się oddalić na wieś do swego zamku w Raby. Spotkałem tam kwatermistrza wojsk Milorda z jego pisarzem, więc wziąłem ich. do domu i ugościłem butelką wina i resztką karczku wędzonego. Ledwo poszli, przybiegł pan Hawley z wiadomością, że brakujepieniędzy w urzędzie i że jutro będę je musiał zapłacić, co mnie wprawiło w wielkie pomieszanie, skądby wziąć tych pieniędzy; tedy położyłem się spać okrutnie sfrasowany,   10 stycznia. Wyszedłem wcześnie i do pana Crewa, od którego pożyczyłem 10 funtów; tedy do urzędu i już byłem w możności zapłacić te pieniądze. Po południu w kawiarni, gdzie zebrało się siła panów, a między nimi Harrington i dr W. Petty, i wielu, innych, z którymi wyborne rozmowy aż do 9 wieczór.   11 stycznia. Poszedłem nawiedzić pannę Jem, która leży chora i teraz już pewne, że to jest ospa. Wracając wstąpiłem do kawiarni, alem niedługo tam bawił i do domu. 12 stycznia. Wypiłem ranny trunek u pani Harper i do urzędu, a na popołudnie umówiłem się z kapitanem Hollandem i jeszcze pewnym marynarzem. Napisałem listy do Hinchingbroke, popieczętowałem je u „Willa” i z nimi do domu, a zaś do oberży „Pod Półksiężycem”, gdzie zastałem kapitana Hollanda, pana Billingsly'ego i cyrulika Newmana, z którymi bardzo się weseliliśmy, mając między sobą młodzika cudnie grającego na walijskiej harfie. Pan Billingsly płacił za wszystkich. Wróciłem do domu i ujrzałem, że moje listy nie odeszły. Tedym je znowu pieczętował, aliści nadszedł mój brat Tomasz. Posłałem po kawałek mięsa dla niego, zagadaliśmy się o sprawach rodzinnych i zapomniałem wysłać listów przed wieczorem. Tedy poszedłem do łóżka i w rozmowie z żoną wyłożyłem jej moje myśli dotyczące zamiarów, jak dojść do pieniędzy etc.   13 stycznia. Idąc rano do urzędu spotkałem pana Fage'a i zabrałem go „Pod Łabędzia” na Fenchstreet. Powiedział mi, jako list od Monka przywieziony przez Miecznika miejskiego taki jeśli przebiegły, że nie wiedzą teraz, ile mogą Monkowi dowierzać. Potem do urzędu, gdzie nic do roboty. Na obiedzie z żoną u pana Wade'a, a gdyśmy wrócili do domu, żona bardzo nierada puścić mnie znów od siebie, dąsając się chce wyjść ze mną, jeżeli wyjdę; jakoż idąc ku Whitehall ujrzałem, że podąża za mną, tedym stanął i wziąwszy ją ze sobą, dokoła poprzez Whitehall odprowadziłem ją gniewną do domu. A sam poszedłem do panny Jem, zastałem ją już na nogach zdrową i wesołą, - okazało się, że to nie była ospa prawdziwa, tylko wietrzna ospa. Tedy pograłem ż nią w karty i do pana Vihesa, gdzie z nim i z panem Hudsonem przegraliśmy z pół tuzina kawałków dobrej muzyki. Potem do domu, a żony nie zastałem, poszła z wizytą do naszej sąsiadki pani Hunt, ale wróciła zaraz po mnie. 16 stycznia. Rano poszedłem do pana Crewa, którego zastałem. jeszcze w łożu, i poruczył mi odwieźć jutro pana Edwarda do Twickenham, a mówił ze mną także o sprawach Państwa; powiedział mi, jak wedle jego rozumienia sprawiedliwe jest, że relegowani posłowie mają znów zasiąść w Parlamencie. Stamtąd z Mateuszem Andrews poszedłem do piwiarni na ranny trunek, a wypiłem go z nim i paru woźnicami, jego przyjaciółmi. Jednego z nich umówiłem, aby zawiózł nas jutro do Twickenham. Potem do mego urzędu, gdzie nic do roboty; tyle, że pan Downing przyszedł i zastał mnie samego; tedy napomknął mi, że. zamierza wyjechać znów do Holandii; zapytał, czy ja bym z nim” nie pojechał; ale nadto mnie nie zachęcał, prosił tylko, abym tę rzecz rozważył. Wyznaję, żem był potem przez cały dzień w wielkiej rozterce przemyślając, jak postąpić w tej sprawie. Obiad w mieście na zaproszenie pana Pinckneya, a po obiedzie mieliśmy wcale dobre śpiewanie i niejaki Hazard śpiewał solo wedle dawnej mody, która jest bardzo wysławiana, lecz mnie się nie podoba. A zaś poszliśmy „Pod Zielonego Smoka”, obaj panowie Pinckneyowie (ojciec i syn), Smith, Harrison, Morrice, który śpiewa basem, Shepley i ja; i tam śpiewaliśmy pieśni wszelkiego rodzaju, a ja ważyłem się śpiewać niektóre rzeczy prosto z nut od pierwszego razu, i z powodzeniem; a potem grałem na moim fleciku i siedziałem tam, bardzo wesoły, aż do dziewiątej wieczór, i pieśń za pieśnią mnie ciągnęła, aż się zrobiło tak późno. Potem Shepley, Harrison i ja poszliśmy ku Westminster pieszo, a w gospodzie „Pod Złotym Lwem” wypiliśmy kwaterkę wina i tam rozstaliśmy się i poszedłem do domu, gdzie żonę i dziewkę naszą zastałem piorącymi. Nie spałem jeszcze, kiedy stróż nocny podszedł ze swoim dzwonkiem tuż pod moje okno, właśnie gdy piszę te oto słowa, i nuże wołać: „Minęła pierwsza godzina, zimno, wiatr i mróz na dzień idzie!” Tedy położyłem się spać, a żona i dziewka jeszcze prały.   17 stycznia. Wcześnie do pana Crewa i doręczywszy panu Edwardowi pieniądze dla rozdania służbie, wziąłem go do powozu, który czekał na nas, gdyśmy poszli do hal w Westminster, gdzie mały. kupił sobie parę rycin. Spotkałem w Westminster znajomego, z którym wstąpiliśmy do „Willa” i popili. Potem z małym i z żoną, która już czekała gotowa, siedliśmy do powozu i pojechaliśmy ku Twickenham. Pana Fullera w szkole nie zastaliśmy, ale zjedliśmy tam obiad, a małemu dałem 40 szylingów. Potem rozstaliśmy się i ku domowi, odwiozłem żonę, a zaś tym samym powozem do pana Crewa, mając na myśli rozmówienie się z panem Moore'em i panną Jem, gdyż dowiedziałem się od Moore'a o przyczynie jego melancholii, którą jest jakowaś panny Jem nieuprzejmość okazana po wyznaniu jego tak wielkiej miłości, chociaż mówił był z jej przyjaciółmi i miał ich zgodę; tedy pragnąłby, żebym znalazł okazję do mówienia z nią, ale tak, by w żaden sposób jej niemiłość i dyzgust nie urosły, lecz abym to jakoś odmienił, jeśli potrafię. Ale nie zastawszy pana Moofe'a poszedłem) sam do panny Jem, która ma się już teraz bardzo dobrze, a pograwszy z nią w karty, pożegnałem się.   18 stycznia. Wszyscy w głowę zachodzą, co też uczyni Monk. Miejscy mówią, że będzie z Miastem, a Parlament, że będzie z nimi.   19 stycznia. Z panem Shepleyem i panem Pierce'em ranne picie w oberży „Pod Harfą i Dzwonem”, a stamtąd do Whitehall, gdzie widziałem się z sir Antonim Cooperem, który pozwolił nam zatrzymać mieszkanie Milorda. Tedy postanowiliśmy, że pan Shepley wyjedzie jutro do Hinchingbroke. Potem do urzędu, a zaś z panami Shepleyem i Moore'em na obiad do panny Jem, a stamtąd do Francuskiej Garkuchni, gdzie pan Downing przyjmował sir Artura Haselrigge i innych z Parlamentu. Stawiłem się tam, by mu o sobie przypomnieć. A on mi dał rejestr gości, których mam iść zaprosić do niego na jutro na obiad.   20 stycznia. Rano u łoża pana Downinga zdałem mu sprawę, com zdziałał w rzeczy zaproszenia gości. Potem do urzędu, a po obiedzie do Klubu w kawiarni, a stamtąd do Westminster Hall, gdzie pannę Lane i inne panienki ze straganów ujrzałem w białych szarfach, jako że były wszystkie na pogrzebie młodego księgarza z hal. Potem do pana Shepleya, którego wziąłem do siebie do domu, i wypiliśmy z nim z racji jego jutrzejszej podróży. Tego dnia trzech radnych Londynu wyjechało, by powitać Monka od Rady Miejskiej.   21 stycznia. Wcześnie rano pisałem list do Milorda, a zaś do jego mieszkania i pożegnałem się z panem Shepleyem, który mi oddał wszystkie klucze domu. Stamtąd do pana Downinga, a ten mnie złajał, że go nie powiadomiłem o kilku gościach, co przybyć nie mogli, ja na to, że mu o tym dawałem znać przez posłańca, który nie zastał go w domu, on zasię powiada, że był w domu do wpół do drugiej. Tedy albo posłaniec, albo on zełgał. Do urzędu, gdzie nic do roboty. Do tawerny „Pod Mitrą”, a po drodze wstąpiłem do pana Fage'a, który mi powiedział, jakie Miasto żywi nadzieje co do Monka. 22 stycznia. (Niedziela. ) Rano na kazaniu dr Roberta Mossuma. Bardzo elokwentne kazanie o powinności każdego z nas dawania dobrego przykładu tak w słowach, jak w uczynkach, której powinności on sam, jak się obawiam, nie przestrzega. Kiedy wychodziłem z kazania, u drzwi, wedle umowy, czekała na mnie żona, z nią tedy na obiad do moich rodziców, u których ku mojemu wstydowi nie byliśmy już dwa tygodnie. Po obiedzie ojciec pokazał mi list od pana Widdringtona z Christ College w Cambridge, który z wielką życzliwością pisze o moim bracie Janie, i ojciec ma zamiar posłać brata do niego. Po obiedzie do kościoła na kazanie pana Herringa, ale kazanie było gnuśne i liche. Potem z panią Turner do domu i posiedziawszy z nią chwilę, poszliśmy do ojca, gdzieśmy wieczerzali bardzo wesoło. Tego dnia zacząłem nosić sprzączki u trzewików, które sobie wczoraj kupiłem.   23 stycznia. Tego dnia Parlament długo radził i uchwalił deklarację, która ma być dla ukontentowania narodu ogłoszona drukiem i w której obiecują nam wielką mnogość dobrych rzeczy.   24 stycznia. Rano wypiłem u „Willa” i do urzędu, gdzie przeliczyłem część skarbowych pieniędzy, a o 12 wziąłem żonę do państwa Pierce; w drodze bardzo jej przeszkadzały nowe patynki, a ja gniewałem się, że idziemy tak pomału, jako że było już późno. Jakeśmy przyszli, zastaliśmy tam pannę Carrick, bardzo nadobną, i niejakiego pana Lucy, którzy udawali państwa młodych, i wiele było przy tym szalonej wrzawy. Obdzierali pannę młodą i pana młodego ze wstążek i wiele było błazeństw między nimi, w których ja i żona nie podobamy sobie. Pan Lucy i inni panowie, co przybyli już po obiedzie, klęli i śpiewali jak opętani, tyle tylko, że pan Lucy bardzo pięknie śpiewa. Stamtąd poszliśmy do moich rodziców, a tam zamknąwszy się z ojcem i z moją siostrą Połą, oznajmiłem ojcu, że Pola kradnie rzeczy, wypomniałem jej ukra dzione nożyczki mojej żony i książkę naszej służącej, czym ojciec bardzo był poruszony. Potem do domu, gdzie napisałem i wysłałem pocztą list do Milorda. Tego dnia Parlament wydał rozkaz, żeby dawny Komitet Bezpieczeństwa stawił się przed Izbą od dziś za tydzień ze wszystkimi swoimi papierami i całą modłą swych rządów.   25 stycznia. Do dwunastej w urzędzie. Potem do domu, ale żona i nasza dziewka były w mieszkaniu Milorda, gdzie przygotowywały dania na jutrzejszy u nas obiad. Tedy wodą na obiad do mojego wuja Wighta . Idąc po obiedzie do domu słyszałem, że na Cheapside ustawili pośród ulicy szubienicę, na której wizerunek Hewsona powieszony. Wstąpiłem do księgarni w Zaułku przy kościele Św. Pawła i kupiłem Buxtorfa Gramatykę hebrajską. Potem do mieszkania Milorda, gdzie wszystko już prawie gotowe na jutro, a żona przyrządzała torty i szpikowała słoninką kurczęta do jedenastej wieczór. Tegoż wieczora pan Downing posyłał po mnie, żebym poszedł do pana Jessopa po dokumenty dotyczące jego wyjazdu do Holandii, ale nie były jeszcze gotowe, dał mi tylko dyspozycję dla okrętu, co ma pana Downinga przewieźć.   26 stycznia. Zaszedłem do Whitehall po dokumenty dla pana Downinga; jeden z nich to nakaz Rady Stanu na 1800 funtów rocznie, płatnych miesięcznie, drugi — to rozkaz dla komisarzy celnych, żeby wolno puścili za granicę jego rzeczy. Z urzędu do mieszkania Milorda, gdzie żona przyrządziła przedni obiad: tuk z kości, udo baranie, polędwicę cielęcą, potrawę z ptactwa, w którym trzy kurczaki i dwa tuziny skowronków w jednym daniu, wielki pieróg, ozór wołowy, potrawę z sardeli, danie z raczków morskich i ser. Do stołu siedli: mój ojciec, mój wuj Fenner, jego dwaj zięciowie, pan Pierce, chirurg, żony tych panów i mój brat Tomasz. Weseliliśmy się o tyle, o ile mogłem być wesół w takiej kompanii. Will Joyce wygadywał po staremu i pił tęgo, aż rozgniewał swoich teściów i żonę. I postrzegłem, że pani Pierce zjawiła się taka piękna i strojna, iż dwie młode kobiety (Kate i Mary Joyce) całkiem straciły przy niej śmiałość. Nowinką dnia jest list mówiący o absolutnym poparciu Parlamentu przez Monka, i nic w nim więcej, wszelako ja i temu nie bardzo wierzę.   27 stycznia. Idąc do urzędu spotkałem dawnego kolegę Toma Newtona, wziąłem go do tawerny „Pod Koroną” i wypiliśmy. On zasię, jak to ma zawsze we zwyczaju, nuż się chełpić, co by to on uczynił z Parlamentem, by jeno chciał, jaki by to miał urząd i że jakby chciał, byłby pisarzem Rady Stanu. Tak się z nim zagadałem, aż urzędy zamknięto, zajrzałem tedy do hal, gdzie pani Michell mówi mi, że pan George Montagu pytał się o mnie. Do niego więc do domu i przymusił mnie siąść do stołu, miałem tedy obfity, przedni obiad i przyjęty byłem z największą uprzejmością, jak jeszcze nigdy przez żadnego człowieka. Stamtąd do domu i do panny Jem, z którą pograłem w karty, a wróciwszy znowu do domu usłyszałem od żony, że pan Hawley po mnie przychodził i zdał się gniewny, że nie było mnie dzisiaj w urzędzie; tedy żona w strachu, że pan Downing myśli łatkę mi przypiąć. Pobiegłem więc do sir Downinga, ale nic się nie okazało, chciał mnie jeno posłać do jednego z panów, a drugiego mu na jutro umówić, z czym się wnet uwinąłem.   28 stycznia. Poszedłem do pana Downinga, który mi oznajmił, że postanowił wyruszyć do Holandii tego ranka. Tedy do urzędu, gdzie ułatwiwszy się ze sprawami wziąłem pana Hawleya do mieszkania pana Downinga i wyprawiliśmy wszystkie jego rzeczy do barki przy Charing Cross. Niebawem on sam nadszedł i pożegnał mnie bardzo uprzejmie, ponad moje oczekiwanie, bom się bał, że mi coś powie o rugowaniu mnie z urzędu, aliści on nie to rzekł, jeno, że gotów mi wyświadczyć każdą przysługę, jaka tylko będzie w jego mocy. Tedy wróciłem się i posłałem odźwiernego do mego domu po najlepszą, jaką miałem, czapkę futrzaną, ale że przyszedł z nią za późno, nie podarowałem jej panu Downingowi.   29 stycznia. (Niedziela. ) Rano na doskonałym kazaniu pana Gunninga, potem z panem Moore'em na obiedzie u pana Crewa. Stamtąd poszedłem do domu i całe popołudnie spędziłem nad moimi rachunkami. Obliczyłem, że mam w zysku 40 funtów i coś ponadto; czegom się nie spodziewał, ale boję się, że czegoś zapomniałem policzyć. Na kolację do moich rodziców, gdzie brat mój Tom powiedział mi, jak to Will Joyce po przyjęciu u nas wziął swoją żonę i panią Pierce do tawerny i tak nieobyczajnych był manier, że kazał Tomowi za niego i za siebie płacić, chociaż go sam zaprosił. A od ojca dowiedziałem się, że wuj Fenner i ciotka bardzo byli kontenci ze swej u mnie gościny.   30 stycznia. Tego ranka, zanim wstałem, zdarzyło mi się, żem zaśpiewał moją pieśń „Wielki, Dobry i Sprawiedliwy”. I tym przywiodłem na pamięć, że to jest fatalny dzień dziesiątej rocznicy śmierci Jego Królewskiej Mości. W urzędzie podjąłem dziś 12 funtów i 10 szylingów, należne mi jako płaca za zeszły kwartał. Zdaje się, że teraz ustaną 'wszelkie plotki, gdyż nie ma już wątpienia, że Monk decyduje się stanąć przy Parlamencie, a nigdzie indziej. Wieczorem przybijałem w moim pokoju gwoździe na mój kapelusz i płaszcz. Anna, pokojowa panny Jem, przeziębiła się i zachorowała.   31 stycznia. Rano grałem na lutni do 9 godziny. Potem do mieszkania Milorda, gdzie wydałem mydło dla chorej panny Anny. Potem do Westminster, gdzie mieliśmy czekać, aż zbierze się Komitet, który miał indagować pułkownika Jonesa o zdradzieckie praktyki w Irlandii; a my mieliśmy świadczyć, jakie pobrał od nas pieniądze; ale Komitet się nie zebrał. Tedy na King's Street, gdzie kupiłem drukowaną odpowiedź generałowi Monkowi, która jest bardzo dobra, i zachowałem ją sobie. Stamtąd do panny Jem; jej pannę pokojową, pannę Annę, zastałem chorą w łóżku; panna Jem była na dole ze służbą przy robocie, a po niejakiej chwili przyszła na górę wesoła i rozegrzana, jakby jej dali wina, co mnie zmieszało, alem nic nie powiedział; pograłem z nią w karty i wróciłem do domu. W liście pana Downinga, który mi przyniósł Hawley, nie znalazłem nic o moim urzędzie; ale rozeznaję, że Hawley chciałby, żebym przeszedł na urzędnika do Rady Stanu; suponuję, że on by wtedy miał większą płacę; ale myślę, że nie jest jeszcze bezpiecznie zamieniać moje miejsce na służbę publiczną.   1 lutego. Żołnierz, którego wziąłem ze sobą do mieszkania Milorda, powiadał mi, że wyganiają ich w pole za miasto i że mają jutro wyruszyć, żeby ustąpić miejsca wojskom generała Monka, ale oni przysięgli, że nie wyjdą bez wypłaty żołdu, który jeśli nie będzie im zapłacony, tedy pójdą tam, gdzie go dostaną, a rozumiał przez to Zarząd Miasta. Tedy pułkownik ich poszedł do Parlamentu i przykazał, żeby co mają pieniędzy, mieli gotowe jutro dla nich i dla reszty wojska w Mieście, bo już się żołnierze kupią i po różnych miejscach wszczynają rozruch. W mieszkaniu Milorda wydałem pościel dla chorej panny Anny, na czas póki ma tę gorączkę. Potem do „Willa”, gdzie jak błazen siedziałem i grałem w karty do 9 godziny, a zaś do domu, gdzie zastałem sąsiadów, państwa Hunt, którzy siedzieli u nas do dziesiątej, a potem dobranoc.   2 lutego. Do urzędu, gdzie zastałem wszystkich oficerów z pułków stojących w Mieście, a którzy czekali na pieniądze, aby wojsko mogło wyjść z Miasta, i co tylko było w Skarbcu, to dostali. Kiedy wracałem dzisiaj wodą z miasta i byłem na wprost Sommerset House, usłyszałem strzelanie. Tedy wylądowałem i ujrzałem na Strandzie pełno żołnierzy. Pobiegłem schodami w górę i przez jakieś okno patrzyłem, jak piesi starli się z konnymi, odepchnęli ich, a potem stali krzycząc i domagając się wolnego Parlamentu i żołdu.   3 lutego. Wypiłem ranny trunek u pani Harper i dowiedziałem się tam, że żołnierzów uspokoili obiecując wypłatę żołdu. Potem do parku St. James, pobiegłem po mój flecik i pograłem sobie, jako że ranek był przyjemny i słoneczny. W wartowni w Whitehall widziałem około trzydziestu albo czterdziestu z czeladzi miejskiej, połapanych o północy i tutaj uwięzionych. Koło południa przyszły Jane Turner iJoyce, które wziąwszy ze sobą, pokazałem im, jak Izba obraduje; odźwierny z wielką uprzejmością otworzył dla nas drzwi sali. Obeszliśmy dokoła Whitehall, dokąd Monk właśnie przybył, i widzieliśmy wszystkie jego wojska w bardzo dobrej kondycji, a i oficerów ma tęgich. Po południu wyszedłem posłuchać nowin, alem dowiedział się tylko, że większość Izby była z Monkiem w Whitehall i że kiedy generał jechał przez miasto, wielu wołało ku niemu o wolny Parlament, a inszych powitań było skąpo. Na pałacowym dziedzińcu widziałem, jak wielu ze starych żołnierzy niechętni są wyjściu z Miasta bez pieniędzy i odgrażają się, że jeśli żołdu we trzy dni nie dostaną, to więcej szkody wioskom przyczynią, niż gdyby zostali tutaj; co bardzo prawdopodobne, jako że w całym kraju wre niezadowolenie. Miasto i strażnice pełne już są żołnierzy Monka.   4 lutego. Rano grałem na lutni do dziewiątej, potem do urzędu, a o trzeciej po południu zjadłem w tawernie chleba z masłem i nic więcej do wieczora nie jadłem. Parlament uchwalił dzisiaj, że Izbę mają dopełnić 400 członkami, i to niezwłocznie. Tego dnia wieczorem żona zabiła sama indyki, które dostała od Milorda, bo naszej Jane za nic w świecie nie można skłonić, by coś zabiła.   6 lutego. Do Westminster, gdzie widziałem żołnierzy rozstawionych na pałacowym dziedzińcu wzdłuż drogi, którą generał Monk miał iść do Izby. Stanąłem na schodach i widziałem przechodzącego Monka. Mój ojciec u nas na obiedzie, na który podaliśmy owe indyki, które Milord przywiózł był aż z Danii.   7 lutego. W szkole u Św. Pawła, gdzie dyskurs mojego brata Jana nie był gorszym od innych. Tego dnia pan Crew powiadał mi, że lord St. John bardzo jest w łaskach u Monka, który ma teraz władzę absolutną i moc czynienia wszystkiego, co mu się podoba.   9 lutego. Zanim wstałem z łóżka, słyszałem wielkie krzątanie się wojska, ale nie wiedziałem, ku czemu się gotują. W Whitehall dowiedziałem się, że Monk tego ranka wyruszył z wojskiem na Londyn, a pan Fage powiadał mi, że według jego rozumienia, Monk ruszył poskramiać niektórych z Rady Miejskiej, którzy wczoraj bardzo tam wrzeli i głosowali za tym, żeby nie płacić żadnych podatków, póki Parlament nie będzie w komplecie. Do urzędu, a potem zaszedłem do pana Harpera, który powiedział mi, że Monk zamknął wielu radnych i że Parlament dał mu moc zburzenia bram miejskich i zerwania zamykających ulice łańcuchów, co też zamierza uczynić, rozłożywszy się na noc u Miasta.   10 lutego. Z panem Moore'em poszedłem do pana Fage'a, żeby mi poradził na wrzód w gębie, co mi wczoraj zaczął nabierać, a dzisiaj zaczyna to źle wyglądać; tedy dął mi cos na to, a zarazem opowiedział nam, co Monk nawyczyniał w Mieście, jak poburzył bramy i łańcuchy pozrywał, a teraz wrócił do Whitehall. Mdasto wygląda bardzo smutnie i pojęcia nie mają, co dalej robić, jako że Parlament zabronił Radzie Miejskiej się zbierać, tylko żeby wybrali nową, stosownie do żądań Izby.   11 lutego. Słyszałem nowinę o liście Monka, który znowu jest w Mieście i obiecuje stanąć w sprawie niezwłocznego dokompletowania Parlamentu, i było dziwne, jak usposobienie ludzi z Whitehall zupełnie się odmieniło w ciągu pół godziny. Poszedłem tedy na krużganek i stamtąd widziałem spikera, jak czytał ów list. Najęliśmy kolaskę do Miasta, do Domu Cechowego, gdzie sala już była pełna ludzi oczekujących Monka i Lorda Majora, mających tam przybyć, a wszyscy w wielkiej radości. Widziałem Monka wychodzącego z komnaty, w której był razem z Lordem Majorem i z radnymi, ale takiego krzyku nie słyszałem nigdy w całym swym życiu; jeden krzyk: „Bóg z tobą, Wasza Miłość!” Tu spotkałem pana Locka, muzyka, i wziąłem go do piwiarni; kiedyśmy się tam zeszli, opowiedział mi treść owego listu, co przysłan od Monka do Parlamentu, w którym po skargach, że on i jego oficerowie byli nadużyci do takiej służby przeciw Miastu, której nie mogli pełnić z honorem ani ukontentowaniem, wytknięto, że jest jeszcze w Parlamencie wielu takich, co należeli do tyrańskiego Komitetu Bezpieczeństwa; że Lambert i Vane są w Mieście wbrew woli Parlamentu; że wielu w Izbie naciska o nowe przysięgi, okłamujące ludzi, lubo dość mamy przysiąg, któreśmy już złożyli i złamali; że ostatnia petycja Fanatyków, przedstawiona przez Barebone'a o nałożenie przysięgi na różnego rodzaju ludzi, przyjęta była przez Parlament z podziękami; że dlatego żąda on, by pisma o dokompletowaniu Parlamentu wyszły w najbliższy piątek, a do tego czasu wycofa się do Miasta i zostawi tylko straż dla czuwania nad bezpieczeństwem Izby i Rady etc... Powiadają nam, że Parlament wysłał Scotta i Robinsona do Monka, wszelako nie chciał ich wysłuchać; i że Lord Major i radni ofiarowali własne domy na kwatery Monkowi i jego oficerom; i że żołnierzom jego ma na niczym nie zbywać. I w samej rzeczy widziałem wielu ludzi dających żołnierzom napitki i pieniądze i wszyscy po wszystkich ulicach krzyczeli: „Boże, błogosław im!”, i inne nadzwyczaj dobre słowa. Stamtąd poszliśmy do Domu Kupców, gdzie widziałem sir Mikołaja Crispa, i tak poszliśmy jeszcze do gospody „Pod Gwiazdą”. Na Cheapside było siła ognisk świątecznych i dzwony z Bow dzwoniły, i wszystkie dzwony we wszystkich kościołach dzwoniły, jakeśmy wracali do domu. I ta pospólna radość, którą można było wszędzie oglądać! I wszędzie „kadłuby” na kijach obnoszone. Rzeźnicy na Strandzie zgrzytali i dźwięczeli swymi nożami, zabierając się do uczynienia ofiary całopalnej ze swego „kadłuba”. Na Ludgate jeden obracał rożen z „kadłubem”-, a drugi chłostał go. Istotnie, rozmiar i nagłość tego przeszły wszelką imaginację. Patrząc z końca ulicy myślałbyś, że to cała ulica w ogniu, i tak od tych ognisk gorąco, że musieliśmy trzymać się drugiej strony.   12 lutego. (Niedziela. ) Rano, jako w Dzień Boży, do Whitehall, gdzie dr Holmes kazał, ale nie dosłuchałem kazania, jeno wyszedłszy na dziedziniec dowiedziałem się, że sir Artur Haselriggę tylko co pojechał do Miasta, do Monka, i że żona Monka wyniosła się wczoraj wieczorem z Whitehall. Słyszałem, że Monk był rano u Św. Pawła i że wielkimi krzykami był witany, kiedy wychodził z kościoła. Wieczorem u ojca, gdzie Karol Glascocke wielce się radował z teraźniejszego biegu rzeczy i powiedział mi, że chłopcy jakowiś wczoraj wieczorem potłukli okna Barebone'owi. Idąc od ojca po ciemku zgubiliśmy naszą Jane i wracaliśmy się, żeby jej szukać, ale nigdzie jej nie było widać, więc poszliśmy do domu, a ona tam już była; wróciła przed nami, czemuśmy się nie mogli nadziwić. Tedy do łóżka, gdzie ostro przemówiliśmy się z żoną, bom powiedział, że wyrzucę przez okno psa, co go jej Balty podarował, jeśli będzie mi zapaskudzał mieszkanie.   14 lutego. Rano zaszedł do mnie pan Moore, a żona usłyszawszy w moim pokoju jego głos, odziała się, zeszła na dół i obwołała go swoim kawalerem, jako że to dzisiaj Św. Walentego. Do urzędu i do Westminster, gdzie dowiedziałem się, że Parlament swoją przysięgę, o której tyle było krzyku, zamienił teraz na' zwyczajną obietnicę. Do „Willa”, gdzie jak głupiec zasiedziałem się przy kartach i przegrałem 6 pensów. 15 lutego. Żadnych nowin, tylko że wszyscy spokojnie czekają, co uczyni Parlament w rzeczy wydania pisma o dopełnieniu Izby wedle żądania Monka.   19 lutego. (Niedziela. ) Wcześnie rano układałem moje książki, którem był wczoraj z pomocą naszej Jane ściągnął z naszej dawnej wieżyczki u Milorda. Potem z panem Butlerem wypiliśmy na xano tęgi korzenny trunek w tawernie i mieliśmy iść do Św. Bartłomieja słuchać ministra Sparka, ale że deszcz mocno padał, poszliśmy na doskonałe kazanie Gunninga. Spotkałem tam pana Moore'a i wziąłem go do nas na obiad, a on mi opowiedział o dyskursie, jaki mieli w piątek relegowani posłowie z teraźniejszą Izbą. I jak relegowani oświadczyli, że po przyjęciu ich do Parlamentu nie mają intencji mścić się, lecz chcą zejść się tylko dla ogłoszenia wolnych wyborów i zaraz się rozwiązać. Po obiedzie na kazaniu Mossuma, a potem u ojca, z którym rozmówiliśmy się, że w przyszłym tygodniu pojedziemy z moim bratem Janem do Cambridge. Do pani Turner, gdzie siedziałem kęs czasu na rozmowie o sprawach publicznych z jej bratem, Edwardem Pepysem. Stamtąd na kolację do ojca i przez całą kolację gadaliśmy o wyprawieniu Jana do Cambridge. Potem do domu, a że padało, moja żona odziała się we francuską mantylę matki i wzięła kapelusz Jana i tak dobrnęliśmy do domu i do łóżka.   21 lutego. Rano widziałem siła żołnierzy idących ku Westminster Hall dla przyjmowania z powrotem odłączonych od Izby posłów. W kancelarii Westminster Hall widziałem ich ze dwudziestu, którzy byli tego ranka w Whitehall z Monkiem, gdzie miał do nich mowę i zalecał im republikę przeciw Karolowi Stuartowi. Ale dziwno mi było, jak się to wszystko w sekrecie odbywało, że inni członkowie o niczym nie wiedzieli, aż póki nie postrzegli tych odłączonych w Izbie; do tego stopnia, że żołnierzy, co stali tam dla wpuszczania odłączonych do Izby, brali za postawionych dla przeszkodzenia ich wejściu. Obradowali do południa, a kiedy wychodzili, pan Crew ujrzał mnie i zaprosił do siebie na obiad, tedy poszedłem z nim i z wielką radością powiadał mi, że Izba mianowała Monka generałem wszystkich sił zbrojnych Anglii, Szkocji i Irlandii, że na życzenie Monka Lawson za usługę, jaką wyświadczył obalając Komitet Bezpieczeństwa, dostał komendę nad siłami morskimi. Radził mi, abym posłał nie zwłócząc po Milorda i dał mu znać, że teraz nie ma przeszkody, żeby Milord, jeżeli tylko chce, zgłosił się znów do służby. Po obiedzie wróciłem z nim jego powozem do Westminster. Tam spotkałem pana Locke'a i Purcella, mistrza muzyki, i poszliśmy z nimi do kawiarni, do pokoju osobnego, na rzekę wychodzącego, gdzie bawiliśmy godzinę albo dwie. Nadszedł też kapitan Taylor i powiedział, że Izba uchwaliła naprawić poburzone bramy Miasta i puścić wolno uwięzionych rajców. Nasłuchaliśmy się tam dobrych pieśni italskich i hiszpańskich i słyszeliśmy kanon na osiem głosów, niedawno skomponowany przez Locke'a do słów: Domine, salvum fac Regem.   22 lutego. Rano poszedłem do mieszkania Milorda popatrzeć, czy tam wszystko dobrze. Potem do domu i zaśpiewałem sobie przygrywając na wioli. Nareszcie do urzędu, a stamtąd do „Willa”, gdzie wyszukał mnie pan, Pierce, chirurg, i oznajmił, że pojedzie ze mną do Cambridge, gdzie stoi regiment pułkownika Ayre'a, przy którym on jest chirurgiem. Do ojca na obiad, ale była tylko peklowana wołowina i danie z marchwi; wszyscy zaprzątnięci układaniem rzeczy mojego brata Jana do jutrzejszej podróży. Potem żona została, a ja do pana Crewa, gdzie dostałem od Andrewsa 5 funtów, tedy do panny Jemimy i dałem jej służebnej 40 szylingów z tych pieniędzy. Wstąpiłem jeszcze do domu po latarnię i wróciłem do ojca, gdzie pouczyłem Jana, jakie książki ma wziąć ze sobą do Cambridge. Potem kolacja, do której siedli też wujostwo Fenner, Teofilka Turner i Joyce, a mieliśmy pieczeń cielęcą i cieszyliśmy się, że Jan wyrusza do Cambridge.   23 lutego. Czwartek, moje urodziny, skończyłem właśnie dwadzieścia siedem lat. Dosyć pogodny ranek, wstałem i pisałem trochę w moim pokoju, a potem do urzędu, gdzie powiadomiłem pana Hawleya o moich zamysłach jutrzejszej podróży. Na obiad do domu, a potem do Whitehall zobaczyć konia, którego mi pan Garthwayt na jutro pożycza. Kiedy wróciłem, przyszedł pan Pierce umówić się, gdzie się jutro spotkamy. Do Westminster, gdzie po sesji Parlamentu spotkałem pana Crewa, który powiedział mi, że Milord został wybrany 73 głosami na członka Rady Stanu.   24 lutego. Wstałem bardzo wcześnie i wziąwszy konia ze Scotland Yard ze stajni pana Garthwayta pojechałem do pana Pierce'a, który wstał, a za kwadrans, zostawiwszy żonę w łóżku, siadł na konia i wyruszyliśmy około siódmej godziny; pogoda była brzydka, a droga — bardzo zła. Około Ware dogoniliśmy pana Blaytona, który jest szwagrem Dicka Vinesa, i razem jechaliśmy dalej, a popasaliśmy w Puckeridge, gdzie dali nam smażonej baraniny, i weseliliśmy się, chociaż droga do Ware była nadzwyczaj ciężka. Dosiedliśmy znowu koni, ale moja kobyła tak ustała, że dojechawszy do Foulmer, nie więcej jak sześć mil od Cambridge, zanocowaliśmy w gospodzie; czekając na wieczerzę, na którą miał być pieczony mostek cielęcy, graliśmy w karty. Spałem z panem, Pierce'em, któregośmy tam nazajutrz rano zostawili, gdyż miał jechać do Hinchingbroke, rozmówić się z Milordem o jego wyruszeniu do Londynu. My dwaj z panem Blaytonem o ósmej rano przybyliśmy do Cambridge.   25 lutego. Zajechaliśmy w Cambridge do gospody „Pod Sokołem”, gdzie zastałem mojego ojca i brata. Przeodziałem się i około dziesi ątej godziny mój ojciec, brat (Jan) i ja do pana Widdringtona do Christ College; powitał nas bardzo grzecznie i ugodziliśmy się o przyjęcie mego brata do kolegium. Potem do naszej gospody na obiad, a po obiedzie brat do kolegium, a my z ojcem poszliśmy do naszego krewnego Percivala Angiera. Tam posiedzieliśmy chwilę na rozmowie. Stamtąd ojciec poszedł dowiedzieć się o wóz z rzeczami i obejrzeć stancję Jana, ja zasię z dawnymi kolegami i przyjaciółmi do gospody „Pod Trzema Beczkami”, gdzieśmy tęgo pili za Króla eta, aż się zrobiło ciemnawo. Stamtąd do Magdalenę College, gdzie na pokojach pana Hilla dali nam przednią kolację. Po kolacji i nagadawszy się — do mej gospody, a tam już ojciec czekał w swoim pokoju, bardzo kontent z dokonanego dziś dzieła. Po chwili rozmowy poszliśmy tedy spać, ja spałem z bratem, bo wóz z jego rzeczami nie nadszedł jeszcze, więc nie mógł nocować w kolegium.   26 lutego. (Niedziela. ) Na obiedzie u pana Widdringtona, który traktował nas z wielką uprzejmością. Po obiedzie, kiedyśmy siedzieli przy kominku, przyszedł człowiek pana Pierce'a z wiadomością, że jego pan przybył do miasta, tedy ojciec i ja pożegnaliśmy się i znaleźliśmy pana Pierce'a w naszej gospodzie, który nam oznajmił, że na darmo jeździł do Hinchingbroke, bo. Milord wyjechał do Londynu już we czwartek, co mnie trochę stropiło. Wypiliśmy po kuflu i poszedłem do Magdalenę College po certyfikat przyjęcia dla mego brata, żeby nie stracił roku. Stamtąd do tawerny „Pod Różą” i tam siedzieliśmy i spełniali różne zdrowia, to królewskie, to naszych rodzin, aż się zaczęło zmierzchać. Na kolację do rnego krewnego Angiera, do którego kazałem z „Pod Róży” zanieść dwie butelki wina; tośmy wypili, a zabrakło mi dowcipu, abym im dał poznać przy stole, że ja to fundowałem, i tak straciłem ich podziękowanie. Po kolacji pan Fairbrother z King's College, który wieczerzał z nami, wziął mnie do siebie i pokazał mi nędzny wiersz na pana W. Prinna z prośbą, abym go panu Prinnowi doręczył w nadziei, że wyjedna on mu za to jakie miejsce; com przyrzekł uczynić, ale śmiałem się w kułak myśląc o głupstwie pana Fairbrothera, acz to człowiek, co zawsze okazywał mi wiele uprzejmości. Nareszcie pożegnałem się ze wszystkimi moimi przyjaciółmi i do mojej gospody, gdzie zapisałem jeszcze notatki z dnia i powiedziałem ojcu dobranoc; Jan także poszedł spać, ale ja zabałamuciłem jeszcze chwilę błaznując u progu izby z dziewką tego domu.   27 lutego. Wstałem o czwartej rano, a pożegnawszy ojca i brata, siedliśmy na koń i z panem Blaytonem pojechaliśmy prosto do Saffron Walden, gdzie w gospodzie „Pod Białym Jeleniem” zostawiliśmy konie i wzięliśmy gospodarza, by nam pokazał Audley End House. Zaprowadził nas poprzez park a zaś do pałacu, gdzie rządca taneczny cały nam dom pokazał, w którym wspaniałość sufitów, kominków i kształtność wszystkiego nadzwyczaj warte były widzenia. Wziął nas potem do piwnicy, gdzie piliśmy siła dobrych napojów za zdrowie Króla. Tu zagrałem na moim flecie, bo głos cudnie tam niesie. Pokazał nam też wielkiej piękności malowidła, dwa osobliwie, na jednym Henryk VIII, na drugim czterej Ewangeliści. Kiedyśmy już odchodzili, pokazano nam. jeszcze szpital, czyli też przytułek, w którym czterdzieścioro ubogich się trzyma; bardzo to stara fundacja, a nad kominkiem napis z brązu: Orate pro anima Thomae Bird etc. Dali nam tam spróbować ich napitku w brunatnym kubku o posrebrzanym brzegu, a gdym wypił, na dnie okazał się wizerunek N. Panny z Dzieciątkiem na ręku, wyrobiony ze srebra. Wróciwszy do gospody, podjedliśmy, a ja pocałowałem córkę domu, jako że była bardzo gładka, potem zaś pożegnaliśmy się, i na wieczór, a droga była dobra, tylko czas dżdżysty, przybyliśmy do Epping, a tam pograwszy w karty, zjadłszy kolację i pogawędziwszy wesoło z prostoduszną, śmiałą służką domu, poszliśmy spać.   28 lutego. Wstałem rano i do Londynu poprzez lasy, w których znaleźliśmy drogę dobrą, ale tak wąska to była ścieżyna, że jechaliśmy cały czas jakby w jakiejś tulejce. W Londynie zastaliśmy wszystkie sklepy zamknięte, a pod Starą Giełdą milicję czerwonego, regimentu pod bronią. Mikołaj Osborne powiedział mi, że Miasto święci powrót Parlamentu. Więc do domu, gdzie żona i wszystko w porządku. Zmieniłem suknie i do pana Crewa, a stamtąd do sir Henryka Wrighta, gdzie zastałem Milorda przy obiedzie, ale wyszedł do mnie i rad był, że mnie widzi. Obia dowałem z WilMamem Howe'm, a po obiedzie wyszliśmy z nim, by kupić kapelusz dla Milorda (po drodze wstąpiłem do mojej matki), i w mieście spotkaliśmy pana Pierce'a, chirurga, który wziął nas do tawerny „Pod Chartem”, gdzie zafundował nam kwaterkę wina i jak wszyscy z marynarki, mówił o Milordzie wynosząc go wysoko.   29 lutego. Do urzędu. Pan Moore powiedział mi, że Milord naznaczony przez Radę generałem na morzu, a mniema się, że i Monk z nim po społu. Dzisiaj Milord był w Izbie, pierwszy raz po powrocie do miasta. Po obiedzie do mojej matki, a zaś do pani Turner, z którą pożegnałem się, albowiem wyjeżdża jutro z Edwardem Pepysem (swoim bratem) z miasta na wieś w hrabstwie Norfolk. Moja krewna Joyce Norton poczęstowała mnie tam kubkiem przedniego miodu, który napój pierwszy raz w życiu piłem.   1 marca. Rano poszedłem do mieszkania Milorda w nadziei zobaczenia się z panem Shepleyem, u którego jeszcze nie byłem po moim powrocie do miasta. Ale go nie zastałem, więc do urzędu, gdzie mało do czynienia, krom, że pan Shepley do mnie przyszedł, więc z nim do nas na obiad, a potem obaj do pana Crewa, tam zasię właśnie pan Tomasz przybył do miasta, wysłany z sir Yelvertonem, moim kolegą ze szkoły Św. Pawła, dla złożenia od hrabstwa podziękowań generałowi Monkowi za przywrócenie Parlamentu. Ale że stary pan Crew i Milord nie wrócili na obiad, wieleśmy czasu strawili, a to stąd, że tego popołudnia miął się odbyć pogrzeb stangreta pana Crewa, którego koń zabił kopnąwszy, aż mu czaszkę wbił do mózgu. Stamtąd z panem Shepleyem. do tawerny „Pod Słońcem”, gdzieśmy bawili ze trzy godziny na paru kwaterkach wina i rozmawiając o sprawach kraju; pan Shepley powiedział mi, że mój stryj z wielką czułością mu o mnie gadał i o tym, co by pragnął dla mnie uczynić. Potem do domu i spać. Dzisiaj Parlament uchwalił, że nie będą dłużej radzić jak do 15 tego miesiąca.   2 marca. Tego ranka wcześnie do pana Crewa, gdziem rozmawiał z Milordem. Wielu panów go w tym dniu nawiedzało. Idąc potem do domu spotkałem dwu znajomych, którzy wzięli mnie do tawerny na King's Street, gdzieśmy dostali dwa przednie dania mięsne, a jedno rybne z karpia i jeszcze jakichś ryb, a tak wyśmienicie przyrządzonych ryb nie jadłem jeszcze nigdy. Potem „Pod Łabędzia”, tam wypiliśmy pół kwarty wina i rozstaliśmy się. Tedy z panem Moore'em (któregom spotkał na ulicy) do panny Jem, a tam zastaliśmy Willa Howe'a i Shepleya. Wiele mówi się o władzy jednej osoby i że to będzie teraz Karol (Stuart) albo Jerzy (Monk), albo Ryszard (Cromwell-syn) z powrotem. Wielka też dysputa w Izbie, w czyim imieniu ma być nowy Parlament zwoływany; mówią, że pan Prinn miał na całą Izbę powiedzieć: „W imieniu Króla Karola. „   3 marca. Do Westminster Hall, gdzie dowiedziałem się pewnie, że Milord został wczoraj wieczorem wybrany na generała sił morskich, a także Monk — na drugiego. Spotkałem też tam Milorda, który kazał mi przyjść do siebie w południe. Tedy do urzędu, ale nic nie robiłem. W południe do domu na obiad, a był z nami mój brat Tomasz, który mi powiada, że nasza matka niedobrze się miewa, a i ciotka Fenner także bardzo choruje. Tedy po obiedzie do Warwick House na Holborn, do Milorda, który tam obiadował) z kilku lordami. Stałem w wielkiej sieni i czekałem, aż oni wszyscy wyjdą. Co gdy nastąpiło, ja z Milordem w jego karecie do pana Crewa, rozmawiając po drodze o sprawach publicznych. Powiedział mi, że się boi, czy się jakieś nowe zamiary nie lęgną, i że Monk miałby ochotę wskoczyć w siodło. Wracając spotkałem pana Gifforda, który mi rzekł, com już słyszał od wielu, że sprawy przybierają bardzo niepewną postać z przyczyny niektórych ludzi z Parlamentu, chcących wziąć władzę w swoje ręce. Gdym się z nim rozstał, spotkałem Toma Harpera, który zaprowadził mnie do szynku na Drury Lane, gdzie wypiliśmy dużo wódki, więcej niż, kiedykolwiek w życiu na raz wypiłem. Harper zasię bardzo tęgo prawił, że Lord. Protektor wróci znów na swoje stanowisko, o czym w rzeczy dużo się mówi, chociaż mnie się to nie zdaje możliwe.   5 marca. Wodą do Westminster, po zobaczeniu się tylko z panem Pinckneyem w jego domu, gdzie mi pokazywał, jak on przez cały czas miał Lwa i Jednorożca schowane za kominkiem w oczekiwaniu na powrót Króla. W domu zastałem pana Hunta, który mi powiedział, że Parlament uchwalił, aby Covenant było drukowane i wywieszone po kościołach. Wielkie nadzieje na powrót Króla.   6 marca. Do Whitehall, dokąd przybył według umowy Milord, i kiedyśmy już pomówili o jego wyprawie na morze, wziął mnie samego do ogrodu, gdzie mnie zapytał, jak stoją moje sprawy; kazał mi wypatrzyć sobie w tym przewrocie jakieś dobre miejsce, a on użyje wszystkich swych możliwości i też możliwości swoich przyjaciół, jakich tylko ma w Anglii, aby mi pójść na rękę. I zapytał mnie, czy mógłbym bez wielkiej dla siebie niedogodności wyruszyć z nim na morze jako jego sekretarz; i kazał mi o tym pomyśleć. Zaczął też mówić o sprawach Państwa i powiedział, że chciałby mieć na morzu kogoś zdatnego, komu by mógł ufać, i dlatego mnie chciałby mieć przy sobie. Rzekł mi nadto, że wierzy w powrót Króla, i rozprawiał ze mną o tym i o wielkim afekcie narodu i Miasta, z czego byłem bardzo kontent. Powiedział mi jeszcze, że są wielkie starania, żeby ściągnąć na powrót Lorda Protektora (syna), ale że to nie potrwałoby długo, jeśliby go nawet sprowadzili; i Król się nie utrzyma, jeśli postępki jego nie będą sprawiedliwe i dobre. Wszyscy teraz piją zdrowie Króla bez żadnej obawy, kiedy przedtem tylko bardzo tajemnie i po cichu mógł sobie ktoś na to pozwolić.   7 marca. (Środa Popielcowa. ) Kiedy wracałem ku domowi, Milord wziął mnie do swej kolaski i tak pojechałem z nim aż do St. James, i chodziliśmy tam po parku rozprawiając o tych czasach i o tak wielkiej odmianie wszystkich rzeczy od zeszłego roku. Milord dawał mi najlepsze rady, jakie tylko mógł, co ma być dla mnie dobre, czy zostać, czy jechać z nim, i wskazywał mi wszelkie drogi, jakie mogą być dla mnie dobre, z największą szczerością i miłością. Tegoż dnia sir Artur Haselrigge pojawił się w Izbie; co tam robili, to nie wiem, ale wszyscy prawie „kadłubowcy” wrócili dzisiaj do Parlamentu. Milord zdaje się bardzo dziwić, dlaczego lord Lambert, który sam stawił się przed Parlamentem, dał się tak łatwo uwięzić w Tower, i powiada, że miał on w tym jakiś cel, ale ja mniemam, że on jest tak biedny, że nie może chodzić na swobodzie z przyczyny swoich długów; wierzyciele nie daliby mu tej swobody używać; tak że lepiej” mu już być w Tower niż gdziekolwiek bądź indziej. Ojciec wrócił od stryja (z Brampton) zostawiwszy go tak niebezpiecznie chorym na nogę, że zapewne niedługo pociągnie. Stryj powiadomił ojca, że chce mnie zrobić swoim spadkobiercą i legaty zostawić dla Tomka, Jana i Poli. Daj Boże, aby okazał się tak dobrym jak jego słowa! Ta wiadomość i Milorda wielka życzliwość bardzo mnie uweseliły.   8 marca. Do Westminster Hall, gdzie strach padł na umysły z przyczyny niektórych oficerów, którzy mieli się wypowiedzieć przeciwko Karolowi lub jakiejkolwiek innej władzy w jednej osobie; ale w południe mówiono, że Generał (Monk) ich uśmierzył, i tak wszystko znów dobrze. Spotkałem Jaspersa, który szedł po mnie od Milorda i zaprowadził mnie ku niemu na krużganek; stamtąd posłałem mu kartkę, na co Milord wyszedł ku mnie i dał mi polecenie, żebym poszedł wydobyć dla niego pieniądze z Admi ralicji; położenie bowiem jest tak niepewne, że nie chce on wyłożyć ani grosza dla Państwa, dopóki nie dostanie od nich trochej pieniędzy. W gospodzie „Pod Psem” kapitan Holland, u któregom zasięgał rady, jakie by wyciągnąć korzyści z pójścia z Milordem na morze, powiedział mi, abym wziął do swej służby na pokład pięciu albo sześciu ludzi, a natenczas płacąc im, co zechcę, będę mógł zgarnąć ich zasługi. Bardzo też nalegał, bym przyjął miejsce sekretarza przez Milorda mi ofiarowane.   9 marca. Do Milorda do jego domu i z nim kolaską do Westminster, gdzie mu powiedziałem, żem gotów i chętny wyruszyć z nim na morze, co mi pochwalił i radził mi, żebym w tej materii napisał do pana Downinga; tedy poszedłszy do urzędu napisałem, że na życzenie Milorda proponuję, aby moje miejsce zajął do czasu pan Moore pod tymi samymi zobowiązaniami co ja. Całą noc turbowałem się myślami, jak urządzić moje interesy wobec tej wielkiej odmiany, tak że spać nie mogłem, a będąc w gorącości od trunków, przyrzekłem sobie od jutra nie używać mocnych napojów przez cały tydzień, bo poty na mnie od tego biją i całkiem tracę głowę. Słyszałem, że postanowiono znieść się tajemnie z Królem.   10 marca. Rano poszedłem do ojca, któregom zastał w krajalni, i tam oznajmiłem mu rezolucję moją wyruszenia z Milordem na morze i naradzałem się z nim, co zrobić z żoną, i postanowiliśmy umieścić ją u państwa Bowyerów. Najętymi końmi do domu, gdziem powiedział żonie o moim wyjściu na morze, co przyjęła z wielkim poruszeniem i trochę się opierając zgodziła się na koniec zostać u państwa Bowyerów na czas mej nieobecności. Potem do pana Blackburne'a, który mi oznajmił, co pan Creed miał rzec o moim przyjściu na jego miejsce; i że zaproponował Milordowi, iż powinno być dwu sekretarzy; co sprawiło, żem poszedł do sir Henryka Wrighta, gdzie Milord obiadował, i mówiłem z nim; o tym, ale on nie zdawał się zgadzać z tym zamysłem. Niebawem nadszedł Will Howe i z nim do Westminster, a po drodze mówił mi, w co się mam zaopatrzyć etc. na ową moją podróż.   11 marca. (Niedziela. ) Cały dzień byłem zatrudniony układaniem książek i rzeczy do podróży na morze. Wieczorem poszliśmy z żoną do moich rodziców na kolację, a zaś do domu, gdzie nasza dziewka przygotowała już wszystko na jutro rano do prania dla mnie. Tedy spać, a byłem okrutnie dręczony zaziębieniem i kaszlem.   12 marca. Nasza Jane wstała o drugiej, by prać, a ja i żona długo leżeliśmy rozmawiając, ile że nie mogłem spać z racji, mojego przeziębienia. Rano z żoną pod Giełdę, gdzieśmy kupili różne rzeczy. Potem na King's Street, skąd wynająwszy konia pojechałem do Huntsmore do państwa Bowyerów, których znalazłem, w dobrym zdrowiu, i chętnie się zgodzili, by żona u nich mieszkała, gdy ja będę na morzu. Tam nocowałem, a Bowyerowid dali mi medykament na przeziębienie, a mianowicie łyżkę miodu z utartą muszkatułową gałką, i znajduję, że mi to bardzo pomogło.   13 marca. Okrutnie padało, ale wstałem wcześnie rano i pojechałem do Londynu. O ósmej u Milorda, gdziem się dowiedział, że ja mam być sekretarzem, a Creed delegowanym do spraw skarbowych floty, co mnie wprawiło w pomieszanie, alem nic na to nie mógł poradzić. Zaczyna być bardzo niepewnie, jaki będzie koniec temu wszystkiemu, bo Parlament zdaje się być bardzo za Królem, a żołnierze wszyscy bardzo gadają przeciw.   14 marca. Do Milorda, gdzie mnogość spraw i dla mnie, i dla niego. Ku mojemu wielkiemu pomieszaniu Milord daje mi wszystkie przysyłane do niego papiery, każe mi je porządkować i zdawać sobie o nich sprawę. Widziałem dzisiaj generała Monka; zdaje mi się tępym i ciężkim człekiem. Postanowiłem przepisać na żonę wszystko, co posiadam, z wyjątkiem książek, w razie jeślibym zginął na morzu. Tego dnia nająłem pacholika imieniem Eleazar i Johna Burra na mojego pisarza. Wieczorem poszedłem do Creeda, który dał mi księgi statutów okrętowych i pieczęć. W domu do późna w noc układałem rzeczy w skrzyni do morskich podróży, której pożyczył mi pan Shepley.   15 marca. Wcześnie rano załadowałem resztę rzeczy do wysłania wozem z łubami Milorda. Potem do „Willa”, gdziem pożegnał się z kilku przyjaciółmi. W halach zapłaciłem rachunek za książki w kramie pani Michell. Na obiedzie u nas Dick Matthews, a potem piliśmy z nim u pani Harper. A zaś żona i ja wodą do miasta, na Fish Street kupiliśmy kawałek łososia za 8 pensów i zjedliśmy, go w tawernie „Pod Słońcem”, gdzie obiecałem żonie, że przepiszę na nią wszystko, co posiadam, z wyjątkiem książek, w razie jeślibym zginął na morzu. Kolacja w tawernie „Pod Lisem”, gdzie pan Hawley podejmował przednim indykiem kilku swoich przyjaciół, mnie, moją żonę, Willa Bowyera etc. Po kolacji do Westminsten Hall, a Parlament zasiadał do 10 wieczór w intencji rozwiązania się dzisiaj, czego też oczekiwano, ale się nie rozwiązał. Do domu z żoną i do łóżka, okrutnie śpiący.   16 marca. Ledwom wstał z łoża, już nagabywała mnie chmara klientów i marynarzy. Pan Vanley, mój gospodarz, przyszedł po czynsz i zapłaciłem mu za ten kwartał, to jest do Matki Boskiej (25 marca). Do Reńskiej Winiarni z panem Shepleyem, gdzie pan Pim, krawiec, częstował nas rannym piciem i cielęcymi ozorami. Z żoną do ojca, gdzieśmy obiadowali, a żona pożegnała się z wszystkimi, jako że jutro wyjeżdża do państwa Bowyerów. Do Admiralicji, a zaś do domu, dokąd przyszedł Will Bowyer (syn), by powiedzieć, że będzie, jutro żonie towarzyszył do Huntsmore. Do Westminster, gdzie, jak słyszę, Parlament się rozwiązał. W całym Westminster wielka radość z tej racji, a oni też się cieszą i głośna już zaczynają mówić o Królu. Stamtąd do domu, bardzo zasmucony, że rozstaję się z żoną, ale niech się dzieje wola Boża.   17 marca. Tego ranka pożegnałem się w łóżku z miłą kompanią mojej żony. Wstaliśmy, dałem żonie trochę pieniędzy i oddałem jej co ważniejsze papiery. Potem zostawiłem ją, aby się gotowała do drogi, a sam z pacholikiem Eleazarem do Milorda, gdzie mnogość papierów, interesów, wielki kram. A zaś z panem Moore'em do domu, wziąłem żonę i najętym powozem na Holborn, gdzie popiwszy etc. — pożegnaliśmy się. Z panem Hawleyem na obiad u pana Crewa. Po obiedzie do domu, gdzie wszystkie rzeczy zostały przeniesione do jadalni i zamknięte, a żona wzięła klucze ze sobą. Tego dnia w przytomności pana Moore'a i pana Hawleya, jeszcze przed odjazdem żony, spisałem i opieczętowałem ostatnią wolę, w której zapisuję żonie wszystko, co mam na świecie, oprócz książek przeznaczonych dla mego brata Jana, wyjąwszy wszelako książki francuskie mające przypaść żonie. Byłem u Milorda z Laudem Crispem, który bardzo pragnie dostać się na morze, a Milord powiedział mi, że nie odmówi mu żadnego faworu. Więc z nim do domu jego babki i tam też spałem z jej wnukiem Laudem w najlepszym pokoju, w istocie ślicznie urządzonym.   18 marca. Wstałem wcześnie i poszedłem do balwierza (Jervasa), aby utrefił mi włosy, a potem wypiłem z nim parę kubków piwa. Obiadowałem u Milorda z panem Shepleyem. Wieczorem do. pani Crisp, gdzie z nią, jej córką i wnukiem siedziałem do 10 wieczór gawędząc i dając najlepsze, jak mogłem, rady dotyczące wnuka i jego wybrania się na morze. I tak tedy spać.   19 marca. Wcześnie do Milorda, gdzie nieskończoność spraw do uładzenia, tak że mam ich pełen łeb. Potem do Admiralicji, gdzie kęs czasu z panem Blackburne'em, który powiedział mi, że należy się obawiać, iż Król istotnie wróci, bo wszyscy dobrzy ludzie i wszystkie dobre sprawy są teraz źle widziane. Umysł mam ciągle bardzo niespokojny z przyczyny mojej biednej żony, ale spodziewam się, że to przedsięwzięcie warte będzie mych cierpień. Do Whitehall, gdzie długo bawiłem się sprawami, i późno — do Admiralicji, a zaś do Toma Robinsa, gdzie był między innymi kapitan Stokes, któremu poleciłem Lauda Crispa, i dał mi przyrzeczenie, że go weźmie. 20 marca. Krótko i melancholicznie pożegnałem się z rodzicami ani z nimi popiwszy, ani o interesach pogadawszy. W Westminster z przyczyny deszczu i wschodniego wiatru woda tak się podniosła, że łodzie się pokazały na King's Street i nie można była dojść do mego domu, tak że nikt jeszcze nie widział czegoś podobnego; i wiele domów pod wodą. Końmi do Milorda i tam z panem Shepleyem do późna czekaliśmy na niego. A na koniec ja i Will Howe przypiąwszy szable poszliśmy do sir Henryka Wrighta po Milorda i towarzyszyliśmy mu do domu. Milord postanowił wyruszyć jutro, jeżeli wiatr ustanie. Potem do pani Crisp, która siedziała nad smaczną kolacją z dawna już mnie wyglądająca. Tedy nagadawszy się i naśmiawszy, aż się uczyniło bardzo późno, z Laudem do łóżka.   21 marca. Do Milorda, ale że wiatr mamy przeciwny i silny, a czas wciąż niepogodny, nie mogliśmy dzisiaj wyruszyć. Do tawerny, gdzie z panem Pierce'em i innymi wychyliliśmy ze trzy ćwierci wina. Potem do pana Crewa w interesach Milorda, a zaś we własnej sprawie do rodziców i pożegnałem się z nimi, com omylnie zapisał był pod dniem wczorajszym. I do pani Crisp, gdzieśmy się weselili; starsza pani posłała po kolację dla mnie i ofiarowała mi kwiaciatą chustkę.   22 marca. Wstałem bardzo wcześnie i pożegnałem się z panią Crisp, jej córką (ciotką Lauda) i drugą naszą sąsiadką, panią Hunt. Panu Hawleyowi zostawiłem klucze od mego domu, a zaś poszedłem z nim do pana Crewa i tam się z nimi na dobre pożegnałem. Ale że pogoda ciągle zła, Milord i dzisiaj nie chciał wybrać się w drogę. Rankiem prywatnie u siebie sporządzał swoją ostatnią wolę i testament. W tawernie „Pod Godłem Papieża” obiadowałem z przyjaciółmi i wypiliśmy mnóstwo wina, oni zasię wszystko płacili. Dziwne, jak ci ludzie teraz koło mnie skaczą; jeden mi podarował rapier, drugi baryłkę wina, trzeci strzelbę, a jeden dał mi srebrną wstążkę do kapelusza. Proszę Boga, by mnie zachował od pychy i nadmiernej stąd wyniosłości. Do Westminster i dostałem od pana Blackburne'a moją nominację na sekretarza obu Generałów Floty. Spałem tej nocy u Milorda z panem Andrewsem. Tego dnia pan Shepley wyruszył na statek i posłałem z nim mojego pacholika. Pana Moore'a nie było tego wieczora w mieście i nie mogłem się z nim pożegnać ani pogadać o naszych interesach, co mnie bardzo strapiło.   23 marca. Z Milordem i innymi do Tower, gdzie czółna już na nas czekały. Stamtąd do Long Reach i na okręt „Swiftsure”. Jak tylko Milord wszedł na pokład, działa, huknęły na okrętach. A niebawem nadszedł wiceadmirał Lawson, z wielkim respektem dla Milorda i reszty komendantów fregat, którzy tam byli. Do późna pisaliśmy rozkazy o gotowości okrętów i rozkazy do wszystkich portów morskich między Hastings i Yarmouth o zatrzymywanie wszystkich podejrzanych osób na drodze między Flandrią a nami. Potem do łóżka w mojej kabinie, które wszakże było przykrótkie; alem jakoś dobrał sposobu i spałem dobrze, a że pogoda się poprawiła, nie chorowałem bynajmniej, nie wiem, jak będzie ze mną dalej.   24 marca. Cały dzień tęgo pracowałem pisząc listy do Rady Stanu etc. Pan Creed przybył na pokład i obiadował, bardzo pewny siebie, z Milordem. Pacholik Eleazar wylał kufel piwa na moje papiery, za co mu dałem po uchu, ile że kosztowały mnie wiele trudu, dopiero wtedy zaniosłem listy do Milorda, który je czytał w łóżku. Był też i do mnie list od pana Blackburne'a, własnoręcznie przezeń adresowany do „Wielmożnego S. P. z czego, Boże odpuść, niemało byłem dumny. Minister Ibbott odprawił modły i wygłosił dobre kazanie. Po obiedzie znów kazanie, na którym, Boże odpuść, zasnąłem.   26 marca. Tego dnia minęło dwa lata, jak z przyczyny kamienia byłem krajany u pani Turner w Salisbury Court; i postanowiłem, póki żyję, świętować ten dzień i spędzać go zawsze z panią Turner i jej domem, jak to i uczyniłem zeszłego roku. Ale teraz podobało się Bogu, żem jest, gdzie jestem, i nie mogę jawnie obchodzić tej rocznicy; li tylko w duszy mojej mogę się radować i dziękować Bogu wielbiąc Jego święte imię, że od tego czasu tak jestem zdrowy, jak jeszcze nigdy w życiu nie byłem. Wstałem wcześnie i sporządziłem rejestr całej floty, spis okrętów tudzież ilości dział i ludzi na każdym. Kapitan Cuttance przybył i siedział ze mną nad butelką wina do jedenastej wieczór, grzeczność, którą nieczęsto wyświadcza najwyższym oficerom statku. Za czym do łóżka.   27 marca. Tego ranka zerwał się wiatr; kiedy mijaliśmy okręt wiceadmiralski, huknęły z niego i ze wszystkich fregat salwy, a my odpowiedzieliśmy salwami, od czego wypadły wszystkie szyby w mojej kabinie. Dziś pierwszy raz, odkąd jestem na morzu, jadłem obiad z Milordem.   29 marca. Stoimy jeszcze poniżej Gravesend. Wieczorem pan Shepley wrócił z Londynu i opowiadał nam o wyborach do nowego Parlamentu. I że nowe wizerunki Króla malują, które w Giełdzie mają znów powrócić na dawne miejsce.   30 marca. Tego dnia, kiedyśmy jedli obiad, okręt „Naseby” podpłynął ku nam i u naszego boku zarzucił kotwicę. Po obiedzie Milord i wielu innych z nim wstąpili na pokład „Naseby”, gdzie w sypialni Milorda nowy kominek dla niego przysposobiono, z czego był rad. Milord w rozmowie dał poznać wielką miłość dla statku.   31 marca. Tego ranka przyjmowałem flaszą wina pana Hilla, mego sąsiada z Axe Yard, który przybył na pokład z wiceadmirałem. Wielka to dla mnie pociecha, że stać mnie teraz na ugoszczenie przyjaciół.   2 kwietnia. Wstałem bardzo rano dla ładowania rzeczy moich i pacholika. Przed południem wielkie zgromadzenie oficerów dla pożegnania Milorda, który na okręt „Naseby” się wyprowadza. Po obiedzie udałem się tam łodzią z pachołkiem, poprzedzając Milorda, żebym przed nocą mógł uładzić i do porządku przypro-wadzić moją kajutę. Jest za ciasna, wszelako bardzo wygodna, okna ma — jedno na morze, drugie na pokład, i dobre łóżko. Tego ranka przybył do nas pan Edward Pickering, błazen, jak to on zawsze, z wieścią, że Król wróci, ale że Monk postanowił albo to sam przeprowadzić, albo temu przeszkodzić.   3 kwietnia. Ciężko mi na sercu nie mając żadnej wieści o mojej drogiej żonie; nie pamiętam w rzeczy, aby moje serce było kiedy takim żalem trawione z przyczyny jej nieobecności jak tym razem.   4 kwietnia. Tego ranka przybył generał Penn i obiadował z Milordem i panem Blackburne'em, który powiadał mi, że teraz już siłą rzeczy Król musi wrócić i że pewien z Rady Państwa mówił mu, jako zakrzątnięto się już cośkolwiek około rokowań z Królem. I dziwno było słyszeć, jak pan Blackburne zaczyna już podawać Króla za umiarkowanego człowieka i głosić, jaki to spokój nastąpi pod jego rządami.   5 kwietnia. Siła roboty z wypisywaniem rozkazów, tedym był srodze zirytowany, że mój pisarczyk Burr nie wrócił wczoraj wieczór z lądu. W południe rozwinęliśmy żagle i wieczorem zarzuciliśmy kotwicę koło Leigh, gdzie stoi już na kotwicy reszta floty.   6 kwietnia. Dzisiaj rano przybył brat żony, Balty, i chce tu zostać jako ochotnik w szarży oficera, co mnie bardzo rozdrażniło. Ale po obiedzie Milord, wielce na niego łaskawy, dał mi dla niego list do kapitana Stokesa z okrętu „Król Jakub”, z którym go wyprawiłem. Wieczorem — jako że miesiąc pięknie świecił — chodziłem długo po pokładzie z kapitanem Cuttance'em ucząc się od niego, jak się zwą różne rzeczy morskie. Balty nocował w kajucie Burra, który jeszcze nie wrócił z lądu. 7 kwietnia. Tego dnia o dziewiątej rano zaczął dąć silny wiatr, a będąc pośród mielizn, zarzuciliśmy kotwicę. Poczułem zawrót głowy i mdłości. Przed obiadem Milord przysłał po mnie i zaprosił na ostrygi, najlepsze, według niego, jakie jadł kiedykolwiek w życiu. Wszelako jadłem był równie dobre w Bardsey. Po obiedzie i całe popołudnie przechadzałem się po pokładzie, żeby nie dać się morskiej chorobie; a wreszcie o piątej” położyłem się do łóżka i zasnąłem.   8 kwietnia. (Niedziela. ) Uciszyło się i czas dosyć przyjemny, ale głowa bolała mnie cały dzień. Z porucznikiem patrzyliśmy przez perspektywę na dwa dobre statki handlowe i na niewiasty, dosyć gładkie, które były na ich pokładzie.   9 kwietnia. Żeglowaliśmy całą noc i cały dzień. Po południu mieliśmy bardzo chłodny wiatr, który ścierpiałem lepiej, niż myślałem, że będę w mocy ścierpieć. Tego popołudnia widziałem pierwszy raz Francję i Calais, a chociaż z takiej dalekości, przecie wielcem był temu rad. Około piątej przybyliśmy do Goodwin w pobliże zamków, które są koło Deal. Wielkie było strzelanie z dział na zamkach przybrzeżnych i okrętach, tak żem nigdy jeszcze nie słyszał podobnego łomotu dział.   10 kwietnia. Dzisiaj wielu, a nawet większość dowódców floty przyszła do nas na obiad, tak że niektórzy, a ja z nimi, obiadowali w Okrągłym Pokoju, gdzieśmy się bardzo weselili. Przyszedł tam do nas wiceadmirał (Lawson) i siadł z nami, i gadał, i zdał się nam bardzo prostodusznym człowiekiem. Wieczorem, będąc sam w mej kabinie i melancholiczny, grałem na skrzypcach.   11 kwietnia. Na rozkaz Milorda zjadłem z nim dobre śniadanie w wielkiej kabinie na spodzie okrętu. Wiatr był cały dzień bardzo silny, tak że pewien szlachcic, obiadujący z Milordem a zdający się dwornym człowiekiem, odejść musiał od stołu. Tego popołudnia nadszedł wielki plik listów z Londynu, a w tym dwa listy od mojej żony, pierwsze, jakiem dostał od wyjazdu. Jedyną wieścią z Londynu jest, że wszystko się tam coraz bardziej opowiada za Królem. Cech białoskórników przyjmując wczoraj generała Monka zdjął znaki Parlamentu i na to miejsce dał herb Króla, Wieczorem Milord i ja mieliśmy wielką rozmowę o niektórych kapitanach floty i jego o nich rozumieniu, przy czym wyjawił mi swój zamiar sprowadzenia Króla. Wyznał mi, że nie jest pewien wierności własnego kapitana (Cuttańce'a) i że nie podoba mu się kapitan Stokes. Wieczorem w mojej kajucie graliśmy na skrzypcach z Willem Howe'em.   14 kwietnia. Dziś powiadomiono mnie, że Lord Lambert umknął z Tower i że wyznaczono 100 funtów nagrody temu, ca dostawi, go do Rady Stanu.   15 kwietnia. Pan Cooke wrócił z Londynu z plikiem listów, które Milordowi dały niemało do myślenia, tak że wieczorem kazał mi po cichu przygotować dwie komisje: jedną dla naznaczenia kapitana Roberta Blake'a dowódcą na miejsce kapitana Dekingsa, anabaptysty, który okazywał wielkie niezadowolenie z teraźniejszego obrotu rzeczy; drugą dla naznaczenia kapitana Coppina na miejsce Blake'a. Z czego wnoszę, że generał Monk zaprowadza wielkie zmiany, aby otworzyć drogę Królowi. Z Londynu donoszą, że po ucieczce Lamberta z Tower Fanatycy bardzo podnieśli głowę, ale tuszę, że nic z tego nie będzie.   17 kwietnia. Milord jasno wyłożył mi swoją myśl, że Król niechybnie weźmie górę i że on sam czuje się bardzo szczęśliwy ze swego wyjścia na morze, tak z przyczyn prywatnych jak publicznych, gdyż mniema, że dobrze przysłuży się ojczyźnie wiodąc wszystko ku tej odmianie w porządku i spokoju.   18 kwietnia. Tego ranka pan Edward Montagu przybył na nasz pokład, ale w jakiej sprawie przybył, sam tylko bez nikogo ze służby, i czemu zabawił tylko chwilę, nie mogę zgadnąć. Całe popołudnie, dyktowałem Burrowi listy; przeszło tuzin listów dla mnie napisał, tak że umysł mam lekki i swobodny jak nigdy, odkąd jestem na morzu. Pan Cooke wrócił z Londynu przywożąc nowiny, że Kawalerowie nie poczynają sobie mądrze drażniąc ostrymi słowy przeciwną stronę. I że jest jasne, iż pokonani muszą być albo Fanatycy, albo paść musi szlachta, wszyscy obywatele całej Anglii i cały episkopat, mimo armii i milicji; co, jak myślę, jest najzupełniej niemożebne.   20 kwietnia. Tego wieczora pan Shepley powiedział mi, jako słyszał w Dover, że pan Edward Montagu przeprawił się przez morze; a ja skłonny jestem sądzić, że popłynął, aby widzieć się z Królem.   21 kwietnia. Tego dnia było na obiedzie kilku panów, dawnych zagorzałych Kawalerów, a między nimi pan Norwood, któremu Milord dał. asystę dla przewiezienia go do Brill; aleć on pewnie wyprawia się do Króla, bo Milord przykazał nie wciągać jego imienia do księgi okrętowej. Milord okazuje wszystkim tego rodzaju osobom wielką uprzejmość. Wszystkie ich rozmowy są o powrocie Króla i zaczynamy wszyscy mówić o tym całkiem jawnie: Dziś wieczorem, przybył pewien z listem do Milorda od pana Edwarda Montagu i z poleceniem oddania „do rąk własnych”. Rozumiem, że to już wprost interesów królewskich dotyczy. Miałem też dziś długi list od pana Moore'a o zaszłej dopiero co w Parlamencie kłótni o Izbę Lordów. Izba Lordów nie uznaje się za rozwiązaną i postanowiła zasiadać razem z Izbą Gmin. Czy im tego pozwolą, albo nie — przyczyni to wiele zamieszania. List zachowałem, gdyż jest wybornie napisany.   24 kwietnia. Obiadowaliśmy u wiceadmirała na pokładzie statku „Londyn”, gdzie paradna sala o. wiele większa od naszej, ale nie taka bogata. Potem z powrotem na pokład „Naseby”, gdzie nas powitano wiadomością o ujęciu Lamberta. Pojmał go w Northamptonshire pułkownik Ingoldsby — dowodzącego oddziałem partyzanckim. Tym sposobem cały ich zamysł zniweczony, a wszystko stało się jawne i pewne i każdy już teraz zaczyna się weselić, przepełniony nadzieją.   25 kwietnia. Obiadowałem dziś z kapitanem Clerke'em na statku „Speaker” (bardzo tęgi okręt) w przytomności wiceadmirała (Lawsona) i wielu innych komandorów. Po obiedzie do siebie, niemało uradowany, że mają mnie w takim zachowaniu i że z takim, respektem przypuścili mnie do kompanii najlepszych dowódców floty.   27 kwietnia. Tego ranka Burr znowu się wydalił z okrętu, czym byłem obruszony i prosiłem pana Pierce'a, żeby z nim pogadał o tym jego lekceważeniu obowiązków.   29 kwietnia. Pan Cooke przybył z listami z Londynu i z nowiną, że do Parlamentu nadeszło pismo od Króla, którego czytanie odłożone do wtorku, żeby mogło być odczytane przy pełnej Izbie, która jutro nie zasiada z przyczyny postu.   2 maja. Pan Dunne z Londynu z listami o głosowaniu w Parlamencie, które upamiętni się jako najpiękniejsze od wielu lat „Święto Majowe” Anglii. Odczytano w Izbie list Króla, w którym poddaje on siebie i wszystkie sprawy Parlamentowi i ogłasza Akt Przebaczenia wszystkim okrom tych, których Parlament zechce wyłączyć z amnestii za sprzedawanie dóbr królewskich i kościelnych. Izba po przeczytaniu listu uchwaliła: wystawić natychmiast i przesłać Jego Królewskiej Mości 50 000 funtów jako pomoc doraźną; złożyć list królewski w aktach Parlamentu. I w głosowaniu nad tym wszystkim nie padło nawet jedno: nie! Miasto Londyn ogłosiło deklarację wyrzekającą się jakiejkolwiek innej władzy okrom Króla i obu Izb Parlamentu. Złożone podziękowanie sir Johnowi Grenville, który pismo królewskie przywiózł. Izba Gmin zgodziła się na życzenie Izby Lordów, aby wspólnie głosować na rząd Króla, Lordów i Gmin. Izba Gmin uchwaliła ponadto, że wszelkie książki, jakie wyszły przeciwko rządom Króla, Lordów i Gmin, do Parlamentu przyniesione być mają i tamże spalone. Przez cały dzień wczorajszy w Londynie wielka radość, a wieczorem więcej ognisk świątecznych niż kiedykolwiek i bicie w dzwony, i po wszystkich ulicach picie za zdrowie Króla na klęczkach, co już mi się zdaje trochę nadto. Ale każdy wygląda, jakby był bardzo szczęśliwy ż obrotu sprawy, do tego stopnia, że i nasi dowódcy zaczynają to samo gadać, czego by jeszcze tydzień temu nie czynili. A nasi marynarze, który tylko był przy pieniądzach albo miał kredyt na pijatykę, nic innego przez cały ten wieczór nie robili.   3 maja. Tego ranka Milord pokazał mi deklarację królewską i jego list do obu Generałów mający być czytanym w całej flocie. List obiecuje łaskę i przebaczenie wszystkim, którzy powrócą do prawowitej służby w przeciągu dni czterdziestu z wyjątkiem tych, których Parlament od amnestii wyłączy. List datowany z Bredy 14 kwietnia 1660 roku, a panowania Króla — dwunastego: Milord po otrzymaniu tego listu zwołał radę wojenną, która nim się zebrała, podyktował mi uchwały, jakie mają być przez niego proponowane i na radzie głosowane. Co gdyśmy skończyli, wszyscy komendanci zeszli się na pokładzie i rada zasiadła miejsca (pierwsza rada wojenna za moich czasów), a ja przeczytałem list i deklarację Króla, a kiedy nad tym dyskutowali, udałem, że niby przygotowuję uchwałę, której propozycję wnet przyjęli. Zda mi się, że nikt nie głosował przeciwko, choć pewnie wiem, że wielu w sercach swych byli przeciwni. Po dopełnieniu tego poszedłem z Milordem i innymi oficerami na dolny pokład, gdzie odczytałem list, deklarację i uchwałę rady; co uczyniwszy i zapytawszy marynarzy, jaka jest ich opinia, wszyscy krzyknęli: „Boże, zbaw Króla!”, z największą radością, jaką można sobie wyimaginować. Po obiedzie z tym samym na pozostałe okręty i tak przez całą flotę. To był wspaniały widok chodzić tak po wszystkich okrętach i być przyjmowanym z takim respektem i takimi honorami, jakich mi na żadnym pokładzie nie szczędzono; a co większa: widzieć, jaką radość przynosi się wszystkim tym ludziom; w całej flocie ani jeden nie pokazał najmniejszego nieukontentowania z owej odmiany. Po wielkim biciu z dział i ukończeniu uroczystości Milord pokazał mi prywatny list Króla do siebie i drugi od księcia Yorku, pisane tak familiarnym stylem jak do najlepszego przyjaciela, i tak na wszelki sposób miło, że to przechodzi pojęcie. Domyśliłem się z tych listów, a tak mi też Milord powiedział, że to już wiele listów od niejakiego czasu między nimi chodziło, i jak postrzegam, bez” wiadomości Monka., To było dla mnie bardzo dziwne, że Milord mógł poprowadzić' rzeczy tak mądrze i ostrożnie, i nie posiadałem się z radości widząc go w tak dobrej kondycji. A i jemu sprawiało niemałą przyjemność opowiadać mi, jak pozyskał tak wielkie zachowanie u Króla. Po tym wszystkim na kolację, a zaś listy aż do północy, a wstałem znowu już o trzeciej rano. Milord zdaje się żywić do mnie wielkie zaufanie i chciałby zasięgać mojej rady w wielu rzeczach. Postrzegam, że rad by on okazać wszelkie, jakie tylko są na świecie, honory Monkowi i zostawić mu chwałę doprowadzenia sprawy do końca, chociaż ma go, i często myśl tę wypowiada, za tępy łeb i za głupca. Uważając to, myślę, że jest jakoweś subtelne porozumienie między Królem i Milordem, żeby dać. Monkowi prowadzić sprawę, bo on to jeden potrafi, a w każdym razie mógłby wszystkiemu przeszkodzić, gdyby go nie respektowano i nie pochlebiano mu. O tym też Milord czasem napomyka. Milord, jak widać z listów Króla, pisał do niego o swoim teściu Crew i Król bardzo dobrze o nim się wyraża; ale Milord, jak mówi, boi się, że Crew nadto się kumał z prezbiterianami, a to może mu bardzo zaszkodzić.   4 maja. Napisałem dziś rano dużo listów, a na każdej kopii uchwał rady wojennej dałem swoje nazwisko, żeby, jeśli to będą drukować, moje imię tam było. Wieczorem przyszły listy z Londynu, między nimi list od żony, która powiadamia mnie, że była niezdrowa, co mnie niezmiernie poruszyło. Przez pana Cooke'a napisałem do niej i włożyłem do listu sztukę złota, napisałem też do pani Bowyer i dołożyłem pół sztuki złota dla niej na znak pamięci.   5 maja. Dziś wieczorem przybył do Deal doktor Clarges, który jedzie w poselstwie od armii do Króla; ludność miasta wysypała ulice zielenią na jego przybycie, z radości, że jedzie po Króla. Nigdy nie było tu tak wielkiego wesela jak teraz. Nie mogę nie wspomnieć, że nasz kapelan w swych modłach dzisiaj prosił Boga o długie życie i szczęście naszego Króla i potężnego monarchy, które oby trwało tak długo, jak trwają słońce i księżyc na niebie.   6 maja. Obliczyłem, że po spłaceniu długów i kosztów mojej wyprawy na morze, mam na czysto w trzosie 40 funtów.   7 maja. Milord wyjechał dziś łodzią, aby sprawdzić, jakie zmiany mają być wprowadzone w proporcach, pawilonach i znakach okrętowych. Dał mi też rozkaz, żeby wypisać z Londynu jedwab na flagi, szkarłat na łódź dla Króla i kapelę. Wielu, panów od Króla przybyło dzisiaj na statek, a między nimi kapitan Titus (podkomorzy Dworu), któremu Milord pokazywał wszystkie nasze kabiny; suponuję, że wybierali pokój odpowiedni dla Króla. Po południu graliśmy w kręgle, przegrałem 5 szylingów. Po kolacji muzyka i do łóżka. Kiedy już leżałem, przyszli do mnie p. Shepley i Will Howe; postawiłem im 3 flasze piwa z Margate, i tak śmiejąc się i trefnując siedzieli u mnie do pierwszej nad ranem.   8 maja. Graliśmy z Milordem w kręgle; przegrałem 9 szylingów. Podczas gry przybył pan Cooke i przywiózł mi słówko od żony. Pojechał był do Hunstmore, żeby się z nią zobaczyć, i razem z panem Bowyerem odwieźli ją do mego ojca do Londynu; zostawił ją tam w dobrym zdrowiu i dużo dobrego mówił o jej miłości ku mnie. Z listów dowiadujemy się, że powrót Króla ma być w Londynie dzisiaj uroczyście proklamowany.   9 maja. Kiedy siedzieliśmy przy obiedzie, przybył pan Noble z listem od Izby Lordów o dostarczenie okrętu dla komisarzy mających się wyprawić do Króla i spodziewanych tu w tym tygodniu. Przyniósł wiadomość, że Król był wczoraj proklamowany w Londynie z wielką pompą; za co Bogu niech będą dzięki czasie kolacji przybyli lord Lauderdale i sir J. Grenville, którzy spożyli z nami wieczerzę, za czym odpłynęli. Po ich odej ściu Milord wezwał mnie do swej kabiny i oznajmił, że dostał rozkaz wyruszenia natychmiast po Króla, z czego był bardzo rad. Potem już w łóżku podpisał listy i rozkazy, które mu podałem   11 maja. Wstałem wcześnie rano, mając huk roboty przed dzisiejszym stąd wyruszeniem. A mój Burr od wczoraj wieczór nie wrócił z lądu. Tak żem posłał po Pittsa z wiceadmiralskiego okrętu i postanowiłem odprawić Burra. Za jakiś czas atoli Burr przybył i prosił kornie, aby mu darować, a że Pitts się nie stawił, zasadziłem go do roboty. Tego ranka zaczęliśmy zrywać godła republiki z okrętów, wysławszy już wprzódy po malarzy i innych rzemieślników do Dover dla sporządzenia godeł i herbów królewskich. Tego ranka zdarzyło mi się pierwszy raz rozmawiać z doktorem Clerke'em, którego znalazłem bardzo godnym i uczonym człowiekiem. Po obiedzie podnieśliśmy żagle, a ja mojego pacholika zostawiłem na brzegu w Deal, posławszy go po bieliznę. Aliści po południu dognało nas trzech dżentelmenów z uwiadomieniem, że komisarze z Londynu dziś do nas przybywają, tedy Milord zarzucił kotwicę naprzeciw Dover i po wielkiej debacie, czy przystoi nie czekać na komisarzy, Milord postanowił posłać kogoś do Dover po wiadomość, czy komisarze przybędą, i do jutra rana odłożyć rezolucję wyruszenia lub nie. Wiało tak mocno, żem się bał o mego pacholika. O 11 wieczór przybyły łodzie naładowane prowiantem z Deal i od Jana Goodsa dowiedziałem się, że mojego pacholika wzięli na pokład okrętu „Norwich”.   12 maja. Od fana dowiadywałem się o mojego chłopaka, czy przybył z lądu pomyślnie albo nie, i nareszcie powiedzieli mi, że zdrowy i że śpi. Milord wezwał mnie do siebie, będąc jeszcze w łożu i dał mi rozkazy dotyczące okrętów zostawionych u brzegu, kładąc na nie powinność niebrania żadnych podróżnych, gdy będą wyruszały do zatoki Schevelingen, oprócz pana Edwarda Montagu (krewnego Milorda), pana Tomasza Crewe i sir H. Wrighta. Z lądu dali znać, że komisarze mają przybyć tylko do miasta Dover, by tam czekać na przybycie Króla. Tedy Milord wydał rozkaz podniesienia kotwicy, co uczyniono, i żeglowaliśmy cały dzień. Będąc na pół drogi między Dover i Calais widzieliśmy z największą łatwością oba te miasta i ucieszne było dla mnie, jak im dalej odpływaliśmy, tym bardziej traciliśmy z oczu obydwa kraje. Tego wieczora przybył na pokład pan Shepley, któregośmy byli zostawili, aby w Dover i w Deal nakupił prowiantu i pożyczył pieniędzy.   13 maja. (Niedziela. ) Me było modłów ani kazań prócz wieczornego pacierza, bo cały dzień płyniemy z rozwiniętymi żaglami. Słyszałem dziś, że Morland w tym tygodniu nobilitowany przez Króla, który głośno się z tym odzywa, że to za dostarczanie mu poufnych wiadomości przez cały czas, kiedy brał udział w rządzie Republika. Po południu zebranie rady wojennej, tylko by powiadomić oficerów, że harfa ma być usunięta ze wszystkich flag, jako znak szczególnie obraźliwy dla Króla. Pan Cooke przybył ze statku „Yarmouth” i oddał mi listy od żony i od mojego brata Jana, pisany po łacinie; z obu listów byłem nadzwyczaj zadowolony. Późno w noc pisaliśmy listy do Króla, zapowiadające nasze ku niemu przybycie; pan Edward Pickering będzie z tymi listami posłany.   14 maja. Rano z pokładu widzieliśmy wyraźnie Hagę. Milord wyszedł na pokład, aby wydać rozkazy tyczące się naszego lądowania. Przed południem kilku panów ze świty królewskiej przybyło na pokład dla ucałowania ręki Milorda. Z naszych znów pan North i pan Clerke popłynęli ucałować rękę królowej Czech. Ppsłałem z nimi chłopaka, który podobnie jak ja przepada za dziwnymi widowiskami. Po południu wrócili, a wtedy Milord wy słał innych dla ucałowania ręki księcia Orańskiego. Wtedy i ja do kapitana, żeby prosił dla mnie o pozwolenie na brzeg, a otrzymawszy je od Milorda i wziąwszy chłopca popłynąłem ku miastu. Czas był brzydki i szpetnieśmy przemokli podpływając do brzegu, bo i lądowanie tam bardzo trudne. Cały brzeg między miastem i miejscem lądowania — sam piasek. Haga jest bardzo pięknym miastem pod wszelkimi względami. Domy takie schludne, jak tylko to jest możliwe. Najęliśmy z panem Creedem konie i siedli na przedzie pojazdu, w którym były dwie bardzo gładkie panie, według mody odziane i z czarnymi muszkami; wesolutko śpiewały całą drogę i nader swywolnie całowały dwu frantów, których miały przy sobie. Wyjąłem flet i zagrałem na nim. O dziesiątej wieczór dopuszczono nas bez trudności do księcia Orańskiego. Jak na księcia, świtę ma bardzo skromną; ma za opiekuna bardzo dwornego człowieka, sam zasię bardzo nadobny, chłopiec. Księżyc świecił jasno tego wieczora.   15 maja. Po noclegu, w gospodzie wstaliśmy o trzeciej rano, żeby oglądać miasto przy świetle rannym; widzieliśmy straż książęcą, bardzo świetną, i mieszczan z muszkietami tak błyszczącymi jak srebro. Szkolarz pewien, który umiał po angielsku i po francusku, pokazał nam całe miasto i nie mam dosyć słów podziwienia dla wytworności tego miasta. Potem końmi do Scheveling, a kiedy wróciliśmy na pokład, zastaliśmy komisarzy Izby Lordów przy obiedzie z Milordem, którzy po obiedzie wyruszyli na brzeg. Pan Morland, teraz sir Samuel, był też na pokładzie, ale nie widziałem, aby Milord albo ktokolwiek inny okazywał mu respekt, gdyż i przez Milorda, i przez wszystkich miany jest za łotra. Po południu chodziłem z Milordem ze dwie godziny po sali rady wojennej rozmawiając o najrozmaitszych rzeczach, a między innymi o religii, co do której Milord, jak postrzegam, jest bardzo, tak jak i ja, sceptyczny i mówi, że protestanci są w materii Kościoła rzymskiego nadto fanatykami; potem o sprawach Państwa; między inszym powiedział mi (bom namknął, że się dziwię, od kiedy to stał się takim Królowi przyjacielem), że jego przejście na stronę Króla zaczęło się od jego bytności w Sound, kiedy poznał, jakiego zachowania może się spodziewać od Republiki.   16 maja. Kilkoro gości na statku, a między innymi jeden od admirała Opdam, dobrze mówiący po łacinie, lecz ani po francusku, ani po angielsku, przeto Milord mnie kazał z nim gadać, przybył z beczułką wina i baryłką masła w darze dla Milorda. Był też dzisiaj komisarz Pett, żeby przygotować statek na przyjęcie Króla. Tego popołudnia pan Edward Pickering przybył od Króla i opowiadał, jaką Król cierpi mizerię co do przyodziewku i pieniędzy, a to samo i jego świta. Kiedy Pickering stawił się tam po raz pierwszy w poselstwie od Milorda, dwór królewski był tak odziany, że najlepsza ich suknia czterdziestu szylingów nie była warta. I jak się Król cieszył, kiedy sir John Grenville przywiózł mu trochę pieniędzy; tak nie posiadał się z radości, że wezwał księżnę Orańską i księcia Yorku, żeby oglądali worek z tymi pieniędzmi, zanim je zeń wyjęto. Król prosił, żeby Milord nie fatygował się ku niemu, ale że sam dziś jeszcze będzie na naszym pokładzie dla zlustrowania floty; tedy czekaliśmy z działami gotowymi do strzału, ale nie przybył. Milord powiedział mi, że książę Yorku mianowany jest Wielkim Admirałem Anglii.   17 maja. Dr Clerke mówi mi, że tego ranka słyszał od Holendrów, co przybyli oglądać nasz okręt, jakoby wczoraj Portugalczyka pewnego ujęto, który na życie Króla miał godzić. Lecz później słyszałem, że omylili się w tym, ująwszy człowieka widzianego, że przechadzał się z gołą szablą, od której pochwę zgubił. Przed południem pan Edward Pickering, ja i nasz mały do Scheveling, gdzie najęliśmy powóz, i do Hagi, a tam chodziliśmy szukając, kto by nam Króla incognito pokazał. Spotkaliśmy kapitana Whittingtona, który nam to przyobiecał, ale wprzód poszliśmy z nim na obiad do francuskiego kucharza, gdzie zapłaciliśmy 16 szylingów za stół. Na ten obiad przyszedł dr Cade, wesoły kapelan Króla. Wzięli więc mnie i chłopca do Króla, który małego z wielką miłością ucałował. Potem przystąpiliśmy do ucałowania ręki Króla, księcia Yorku i księżnej (Marii, ks. Orańskiej, siostry Króla). Król zdał mi się bardzo skromnym człowiekiem; a Dwór ma bardzo wspaniały, tak co do liczby osób koło siebie, jak co do strojów bogatych. Od Króla do Lorda Kanclerza, który nas przyjął w łóżku, chory na gośćca; bardzo mile rozmawiał z dzieckiem i ze mną. Za czym jeszcze do Królowej-Matki, która nas bardzo uczciwie przyjęła, i też ucałowaliśmy jej rękę; zdała mi się dobroduszną panią, ale nic nadto. W pojeździe jednego z przyjaciół doktora Cade'a pojechaliśmy do zamku księżnej Irańskiej, gdzie jest galeria malowideł, jedna z najpiękniejszych na świecie. Spać do gospody.   18 maja. Wstaliśmy bardzo wcześnie, dowiedziawszy się, że Wielki Admirał, książę Yorku, ma dzisiaj przybyć na nasz okręt. Najęliśmy tedy konie do Scheveling, zostawiwszy chłopca u pana Pierce'a z poleceniem, aby go z domu nie wypuszczał, aż wrócę. Ale wiatr był tak silny, że ani jedna łódź nie wyszła dziś na morze; tedy wróciliśmy do Hagi, gdzie dowiedzieliśmy się, że nasz mały pojechał z p. Pierce'em do Delft obejrzeć miasto. Więc wziąwszy czółno wyprawiliśmy się za niani, ale spotkaliśmy ich po drodze. Wszelako nie zawróciliśmy, tylko dalej do Delft. Miasto bardzo cudne, mnogość mostów i rzeka w każdej ulicy. Widziałem tam w pewnym kościele, gdzie admirał van Tromp leży, bitwę morską na jego pomniku rzezaną w marmurze, gdzie dym wyobrażony tak, że nigdy w życiu czegoś lepszego nie oglądałem. W wielkim kościele, który stoi na rynku naprzeciwko ratusza, widziałem okazały grobowiec księcia Orańskiego, cały z marmuru i brązu; w którym anioły z trąbami tak wyobrażone, że zda się, słyszysz ich granie. W obu kościołach, któreśmy widzieli, mają przednie organy. Uważałem, że w każdej gospodzie tego miasta wisi w każdym pokoju skarbonka dla ubogich, a gdym o rację tego spytał, powiedziano mi, że mają we zwyczaju każdy interes przybijać datkiem dla ubogich, czego tak przestrzegają jak niczego- na świecie. Powracaliśmy wodą, a w łodzi siedziała nadobna i skromna dziewka holenderska, która całą drogę czytała i nie mogłem zawiązać z nią żadnej rozmowy. W Hadze spotkałem komisarza Petta, z którym jeszcze raz pojechaliśmy oglądać malowidła w zamku księżnej-wdowy. Z powrotem do Hagi, gdzie nie zastałem naszego małego, czym byłem bardzo skłopotany, ale poszedłem na kolację z komisarzem Pettem. Po powrocie do gospody okrutnie się strapiłem nie wiedząc, gdzie się podział nasz młody panicz.   19 maja. Wstałem wcześnie, lecz ani wieści o chłopcu, tedy do Scheveling, skąd i dzisiaj nie mogliśmy się dostać na okręt, a książę Yorku co dzień przysyła się dowiedzieć, czy może wypłynąć albo nie. Wróciłem do Hagi, a gdyśmy kupowali ryciny, zobaczyliśmy Edwarda i jego kompanionów. Mały mi powiedział, że byli całą noc w Lejdzie, o co byłem bardzo zły na pana Pierce'a, i myślę, że długo będziemy się o to z nim gniewać.   20 maja. Wstaliśmy bardzo wcześnie i z panem Pickeringiem i małym do Scheveling, gdzie komisarz Pett przyszykował już łodzie; siedliśmy jedni do jednej, drudzy do drugiej i pożegnaliśmy brzegi. Ale z racji złej pogody byliśmy w wielkim niebezpieczeństwie i długo trwało, nim dopłynęliśmy do statku, a z całej kom-. panii tylko ja jeden nie byłem chory. Cztery dni takiej złej pogody o tej porze roku to rzecz od dawna nie pamiętana. I w samej rzeczy flota nasza była zagrożona, lecz zastaliśmy wszystko dobrze.   21 maja. Pogoda straszna cały dzień. Z listów, które przyszły w czasie mojej nieobecności, dowiedziałem się dziś, że Parlament kazał zatrzymać — celem ich przesłuchania — wszystkie osoby, które zasiadały były jako sędziowie śp. Króla, oraz wszystkich urzędników owego sądu. Oczekujemy lada dzień Króla i księcia Yorku na pokładzie, jak tylko pogoda się polepszy. 22 maja. Wiadomość, że obaj książęta krwi przybędą dzisiaj do nas, co też niebawem nastąpiło. Przypłynęli holenderską łodzią; książę Yorku w stroju żółtej barwy, a książę Gloucester w barwie szarej z czerwonym. Milord popłynął na ich spotkanie, a my czekaliśmy u wejścia na statek. Jak tylko wstąpili na pokład, cała flota oddała strzały. Potem książęta obeszli cały okręt dokoła i bardzo byli z wszystkiego zadowoleni. Za czym na krytym pokładzie książę Yorku, Milord, pan Coventry i ja spędziliśmy godzinę na wyznaczaniu służby, jaką każdy z okrętów ma pełnić po powrocie do Anglii.   23 maja. Rankiem na pokładzie wielka mnogość ludzi ze świty Króla. Milord, pan Crew i inni wyruszyli na brzeg, aby spotkać Króla, gdzie skoro go tylko sir R. Stayner wprowadził do łodzi, Jego Królewska Mość, jak słyszę, ucałował Milorda przy tym pierwszym spotkaniu, okazując mu wielki afekt. Król z książętami, królową czeską, księżną Marią i księciem Orańskim weszli na pokład, a gdy wchodzili, przystąpiłem do ucałowania ich rąk. Nie kończące się strzelanie na wiwat, umyślnie bez porządku, co wyszło lepiej, niż gdyby było inaczej. Cały dzień nic tylko lordowie i inne dostojne osoby na pokładzie, tak że mieliśmy wielki tłok. Obiadowano z niezmierną wspaniałością. Król i jego kompania w sali rady wojennej, co było błogim dla oczu widokiem. Po obiedzie Król i książę Yorku odmienili nazwy niektórych statków. Potem królowa czeska, księżna i książę Orański pożegnali się z Królem. Książę Yorku przesiadł się na okręt „Londyn”, a książę Gloucester na „Swiftsure”. Natenczas podnieśliśmy kotwicę i pożeglowali ku Anglii. Całe popołudnie Król biegał tam i sam, w górę i na dół, zupełne przeciwieństwo tego, com sobie o nim wyobrażał; bardzo czynny i ruchliwy. A dopieroż, jak zaczął na kabinowym pokładzie rozprawiać o swej ucieczce z Worcester, tom prawie bliski był płaczu słuchając, jak mówił o trudnościach, z którymi się borykał, o tym, jak wędrował cztery dni i trzy noce pieszo, co krok to po kolana w błocie, mając na sobie tylko zieloną kapotę i parę chłopskich portek, i chłopskie buty, od których tak bolały go nogi, że ledwie nimi powłóczył. W jednej miejscowości, kiedy siedział przy stole, gospodarz tego domu poznał go, ale szepnął mu tylko o tym do ucha; i przy tym samym stole siedział jeden z jego własnego regimentu z Worcester, ale ten go nie poznał i kazał mu pić ze sobą zdrowie Króla mówiąc, że Król. jest wyższy od niego na jakie cztery palce. W innym miejscu, gdy był ze służbą jakiegoś domu, ci mu kazali pić, iżby mogli rozpoznawać, czy nie jest „okrągłym łbem”, i przysięgali, że nim być musi. W innym miejscu, w karczmie, gospodarz, gdy Król stał przy kominku, wsparłszy ręce na poręczy krzesła, klęknął i ucałował jego rękę mówiąc poufnie, że nie będzie go pytał, kim on jest, ale niech Bóg ma go w opiece, dokądkolwiek by szedł. Potem o trudności dostania łodzi, by się przeprawić do Francji, i jak musiał spiskować z tamecznym gospodarzem, żeby przed czasem nie zdradził przemytnikom (to była cała załoga statku) jego zamiarów; i jak wreszcie przybył do Fecamp we Francji. W Rouen wyglądał tak nędznie, że ludzie wchodzili do pokojów, gdy miał odchodzić, i patrzyli, czy czegoś nie ukradnie. Całą noc pod żaglami przy wspaniałej pogodzie.   25 maja. Nad ranem przybiliśmy do brzegu w Dover i wszyscy zaczęli się gotować do lądowania. Król i książęta jedli śniadanie przed zejściem do czółen; wystawiono im wiele dań, aby pokazać, jaką manierą jada się na okrętach, lecz oni zjedli tylko trochę -wieprzowiny z groszkiem i gotowanej wołowiny. Ze mną jadł doktor Clerke, który md powiedział, że Król dał panu Shepleyowit 50 funtów dla przybocznych Milorda i 500 dla rozdania oficerom i załodze okrętu. Mówiłem z księciem Yorku, który nazywał mnie Pepysem po nazwisku i na moją prośbę przyobiecał mi swoją łaskę. Około południa (choć była osobna brygantyna dla niego przygotowana) Król raczył siąść z oboma książętami do łodzi Milorda. Ja, pan Mansell, jeden z pokojowców Króla, i ulubiony pies Króla mieliśmy łódź dla. siebie i wyszliśmy na brzeg po wy lądowaniu Króla, którego generał Monk przyjmował na gruntach Doveru z miłością i respektem przechodzącym wszelką imaginację. Nieprzeliczony tłum narodu, jezdnych, obywateli, szlachty wszelkiego rodzaju. Król we wspaniałej kolebce odjechał do Canterbury nie zatrzymując się w Dover. My zaś na statek.   26 maja. Pograwszy w kręgle siadłem do roboty i wygotowałem po południu ze dwadzieścia rozkazów. Milord, który pierwszy raz dzisiaj był na wybrzeżu, ślubowawszy sobie nie lądować, aż póki Króla na ziemię nie wysadzi, wrócił wieczorem, z wesołą twarzą. Kapitan (Roger Cuttance) powiedział, że Milord przeznaczył dla mnie 30 funtów z tych 1000 dukatów, które Król dał na nasz okręt.   27 maja. Sir Edward Walker przybył z płaszczem i odznakami; Orderu Podwiązki dla Milorda. Milord zebrał na pokładzie wszystkich dowódców, aby widzieli ceremonię nadawania mu tego orderu. Po uroczystości sir Edward wrócił do Króla, do Canterbury, gdzie wczoraj generał Monk tego samego honoru dostąpił. A od wielu lat pierwsi to są dwaj ludzie, którym Order Podwiązki nadany, zanim dostali tytuły hrabiów albo temu podobne. Oprócz księcia Buckinghama, który był tylko Jerzym Villiersem, gdy dostał Order Podwiązki.   28 maja. Wstałem o drugiej nad ranem z racji listów nadeszłych do Milorda od księcia Yorku. Kapitan dał każdemu z marynarzy (krom chłopców okrętowych) po dukacie od Króla; oficerom zaś stosownie do ich rangi. Ja dostałem w kabinie kapitana 60 dukatów.   29 maja. Urodziny Króla. Całe rano pisałem listy do Londynu. Po obiedzie miałem je gotowe i wysłałem do Londynu pana Cooke'a z listem i upominkiem dla żony. Potem na ląd z Milordem (który mi to sam zaproponował mówiąc, że się bardzo tego miesiąca spracowałem, co wielka prawda). Wynajęliśmy konie i z wielką przyjemnością zażywaliśmy konnej jazdy. Wracając do łodzi spotkaliśmy ludzi z Deal, którzy palili ognie na dzień urodzin Króla; mieli też kilka strzelb, z których dali salwę na nasz widok, za co dałem im 20 szylingów, żeby popili. Tego dnia, jak myślimy, Król wjeżdża do Londynu.   30 maja. Całe rano robiłem rachunki moje prywatne i obliczyłem, że mam na czysto 80 funtów, czym uradowało się moje serce błogosławiąc Boga.   31 maja. Dzisiaj kończy się miesiąc, ja jestem zdrów, a wszyscy wkoło wesela z racji powrotu Króla. Tego dnia zacząłem uczyć małego Edwarda (Montagu), któremu dr Fuller dał bardzo dobre fundamenty łaciny. Każdej chwili oczekuję wiadomości, jak się miewa moja biedna żona. Ja mam się dobrze na ciele i na umyśle, tylko markotno mi, że nie ma przy mnie żony.   1 czerwca. Podarowałem panu Shepleyowi parę pięknych kozłowych rękawiczek, którem był kupił przed pięciu laty. Wieczorem pan Cooke przybył z Londynu z wiadomością, że Parlament postanowił dzień urodzin Króla (29 maja) święcić po wszystkie czasy jako dzień dziękczynienia za wyzwolenie nas od tyranii. Moja biedna żona bardzo już chciałaby mnie widzieć i być u siebie w domu, ale musimy być kontenci z tego, co jest. Kiedy się kładłem do łóżka, wrócił z miasta kapitan (Cuttance) zupełnie pijany; i sam nazajutrz mi powiedział, że i on, i Wiceadmirał, i Admirał Straży Tylnej pili wczoraj przez cały dzień.   2 czerwca. Dzisiaj będąc w kabinie, u Milorda z papierami do podpisu skorzystałem z okazji, aby mu podziękować za miłość, jaką mi okazał, dając mi tak dużo pieniędzy od Króla i od Księcia. Odpowiedział, że spodziewa się trwalsze mi oddać przysługi, jeśli rzeczy między nim i Królem będą stały, jak stoją, ale rzekł: „Musimy mieć trochę cierpliwości, a będziemy razem iść w górę; a podczas o co tylko mogę, o to będę się dla cię starał. Całe popołudnie w kajucie kapitana Cuttance'a piliśmy białe wino z cukrem i jedli marynowane ostrygi.   3 czerwca. (Niedziela. ) Rano na nabożeństwie; po obiedzie w kabinie porządkowałem papiery i robiłem prywatne rachunki. I do szedłem, że mam już na czysto prawie 100 funtów, za co dzięki, wszechmocnemu Bogu, jako że to jest więcej, niż się spodziewałem, nie mając, jak myślę, nawet całych 25 funtów, gdym wyruszał na morze.   7 czerwca. Po południu przybyli: pan Wright i pan Moore, na którego widok uradowało się moje serce. Przywieźli dla Milorda, rozkaz wyprawienia się do Londynu, co Milord na jutro postanowił. Tedy całe popołudnie ładowałem rzeczy na jutro. Wieczorem przechadzałem się po pokładzie z panem Moore'em, który mi. opowiadał, co się dzieje w Londynie; m. in. — jak prezbiterianie chcieliby okazać niezadowolenie, jeśliby śmieli, ale że na nic sienie, pokwapią.   8 czerwca. Wyruszyliśmy wcześnie, wziąwszy konie z Deal. Obiadowaliśmy w Canterbury. Za czym do Gravesend, gdziem całował gładką niewiastę, pierwszą od niemałego czasu. Wieczerzaliśmy z Milordem.   9 czerwca. Wstaliśmy bardzo rano i łodziami do Londynu. Wylądowaliśmy koło Tempie. Do Whitehall z Milordem i małym Edwardem Montagu. W parku znaleźliśmy Króla i przechadzaliśmy się z nim. Bardzo dwornie.   10 czerwca. Do ojca, gdziem powitał żonę, i chodziliśmy z nią po alei Lincoln's Inn.   11 czerwca. Wcześnie do Milorda, gdzie siła ludzi i dużo roboty. Z Milordem, do Dorset House do Kanclerza” (Edwarda Clarendona).   15 czerwca. Rano u komisarzy Marynarki dla wydostania moich 50 funtów za ostatni kwartał i bez wielkiego trudu je otrzyj małem, co nie jest rzeczą zwyczajną. Milord powiedział mi, że Król mianował go szatnym nadwornym. Co do spraw domowych, to Milord postanowił zgodzić Sarę z powrotem. 16 czerwca. Do Milorda i z nim do Whitehall w sprawie sekretarstwa w Kancelarii Małej Pieczęci, gdzie jedno miejsce zostawiono do dyspozycji Milorda, on zasię mnie chce widzieć śród owych sekretarzy królewskich. Po obiedzie asysta w dworskim orszaku, srogie nudy.   18 czerwca. Z Milordem w Admiralicji, a zaś do mieszkania Milorda, gdzie mi oznajmił, że stara się dla mnie o miejsce sekretarza Urzędu Marynarki. Tego ranka Milord był w Izbie, która dziękowała mu w imieniu Parlamentu i Anglii za usługi oddane Królowi i Ojczyźnie. Nocowałem jeszcze u ojca, ale żona udała się tego dnia do Huntsmore po swoje rzeczy i byłem bardzo samotny przez tę noc.   21 czerwca. Z Milordem do sali posiedzeń Rady, gdzie Milord został zaprzysiężony. Przyjęcie go na członka Tajnej Rady Królewskiej kosztowało go 26 funtów. Żona, służąca nasza i pies wrócili wczoraj od mego ojca do domu.   25 czerwca. Rozmawiałem z panem W. Coventrym o mojej sprawie, przyobiecał mi wszelką pomoc, jakiej tylko mógłbym oczekiwać. Tedy do Admiralicji, gdzie spotkałem pana Turnera z Urzędu Marynarki, który robi starania o ten sam urząd, co ja. Wielce był dla mnie uprzejmy, a ja dla niego, i takim będę zawsze.   27 czerwca. Z Milordem u księcia Yorku, który zaraz się zwrócił do pana Coventry'ego o przyśpieszenie mianowania mnie sekretarzem Urzędu Marynarki, z której nominacji tak się wszyscy cieszą, jakbym ją miał już w garści, co niech się ziści, daj Boże.   28 czerwca. Do sir. J. Downinga, pierwszy raz od kiedy wrócił do Anglii. To taki wstrętny człek, że nie dbam o widywanie go; zupełnie się już zwolniłem z tego biura i dałem mu wolę przyjęcia na moje miejsce, kogo by chciał. Także i Hawley odszedł ze służby u niego. 29 czerwca. Wstałem i do Whitehall, gdzie już wypisano przywilej na mój urząd. Ale dowiedziałem się od pana Chutchinsona z Admiralicji, że pan Barlow, mój poprzednik, jeszcze żyje i ma przybyć do miasta, by się upomnieć o swoje miejsce, od której wieści serce we mnie trochę upadło. Wieczorem w tej sprawie u Milorda, który kazał mi jak najprędzej wejść w posiadanie mej nominacji, a on już uczyni wszystko, co trzeba, żeby mi tamten nie szkodził.   30 czerwca. Z panem Moore'em do Whitehall, gdzie podano mi list pana Turnera proponujący mi 150 funtów za spółkę w dochodach z mego miejsca sekretarza w Urzędzie Marynarki. Tego dnia nastał do nas Will Wayneman, brat naszej Jane, która od paru dni tak choruje na nogę, że musiałem zgodzić kogoś żonie do pomocy.   1 lipca. Tego dnia przynieśli mi do domu mój piękny płaszcz kamlotowy ze złotymi guzami i jedwabny strój, który mnie dużo kosztuje, i błagam Boga, żebym był w mocy go zapłacić. Po obiedzie na dobrym kazaniu w Opactwie. Po kazaniu wstąpiłem do pani Crisp, gdzie poznałem Holenderczyka, pana (Mynheer) Kodera, który ma się żenić z siostrą Sama Hartliba; to fortuna dla panny, co jest bez grosza.   2 lipca. Niezmierna mnogość spraw, których serce i głowę mam pełne. Spotkałem się z płatnikiem Washingtonem, z którym i z jakowąś damą, jego przyjaciółką, obiadowałem w tawernie „Pod Dzwonem” na King's Street, ale ten łotr tak był nieobyczajny, że choć mnie sam zaprosił, musiałem za nich płacić. Po południu z Milordem tędy owędy po mieście; o siódmej wieczorem u Milorda w mieszkaniu, gdzie wszyscy główni urzędnicy Marynarki, między których i ja już zostałem policzony. Poruczono nam zebrać się jutro i wygotować rozkaz Rady Królewskiej moc nam da jacy wejścia w nasze czynności, zanim nominacje będą gotowe. Z czego uradowało się moje serce. Wieczerzałem z Milordem, on i ja razem, co w Londynie, to pierwszy raz tak z nim jadłem. Do domu i do łóżka, nasza dziewka dość dobrze się już miewa.   3 lipca. Całe rano, wszyscy urzędnicy i komisarze Marynarki, radziliśmy w pokoju sir Jerzego Cartereta i ugodziliśmy się w sprawie nowej ordynacji kasującej dawną i moc nam dającej przystąpienia do pracy. Serce we mnie upadło, bo mi powiedziano, że pan Barlow chodził do pana Coventry'ego wypytywać o moją nominację, ale wieczorem spotkałem się z Milordem, który powiedział, żebym się nic nie bał, albowiem on utrzyma dla mnie to miejsce przeciw całemu światu. A kiedy poszedłem do W. Howe'a, ten mi oznajmił, że Milord widział się z drem Pettym, który mówił mu, że Barlow to człowiek chorowity i nie ma intencji pełnić osobiście tej służby, co mnie bardzo uspokoiło. Do drugiej rano pisałem listy i inne rzeczy dla Milorda. Za czym do domu i do żony do łóżka.   4 lipca. Wstałem bardzo wcześnie i do skarbnika Urzędu (sir Cartereta), z którym rozmawiałem o sprawach służby, a który napełnił mnie bardzo dobrymi nadziejami co do mojej nominacji. Przybył tam komisarz Pett, z którym poszliśmy zobaczyć dom Urzędu na Seething Lane, gdzie najgorsze mieszkanie zdało mi się jeszcze bardzo dobrym; ale bardzo się trwożę w duchu, że wykręcą tak, bym się pomiędzy nich nie dostał, i o tom niespokojny. Do złotnika, gdzie odebrałem półmisek i kubek złocony, zamówione przeze mnie dla pana Coventry'ego; kosztuje mnie to około 19 funtów.   5 lipca. Deszcz padał tego ranka, tedy baliśmy się, że uroczystość dzisiejsza będzie popsuta, bo dziś Miasto przyjmuje Króla i po słów. Był pan Hayter, którego zgodziłem na mego drugiego pomocnika w urzędzie. Będąc w Whitehall widziałem, jak Król, książęta i Dwór szli pod deszczem do Miasta; zaszargało się niemało pięknych strojów. Łaziłem cały ranek po Whitehall nie wiedząc, jak wyjść na taki deszcz. Spotkałem wreszcie pana Coolinga, sekretarza Lorda Szambelana, z którym poszedłem na obiad do komnaty królewskich pokojowców, a potem na wino do królewskiej piwnicy. Zwierzył mi się z projektu, żebyśmy, my sekretarze, zbratali się ze sobą i robili pieniądze kupiąc wszystkie sprawy w naszych rękach. Stamtąd do Admiralicji, gdzie pan Blackburne objaśnił mi wiele rzeczy dotyczących urzędu i spraw, koło których mam chodzić. Do Milorda przyszedł wieczorem doktor Petty prosząc go, by mi dał znać, że Barlow przybył do miasta i różne inne rzeczy, które mnie przyprawiły o rozpacz, tak że poszedłem spać bardzo smutny.   6 lipca. Dzisiaj sir J. Carteret i pan Coventry obejmowali Urząd Marynarki, od czego trochę mi pojaśniało w głowie, lubo nadzieje moje są znikome z przyczyny Barlowa, który wszak żyje.   7 lipca. Dostałem rozkaz o wypłaceniu zaliczek urzędnikom Marynarki, moja płaca ma być 350 funtów rocznie.   8 lipca (Niedziela. ) Do kaplicy królewskiej, dokąd się łatwo dostałem, bom szedł przed Lordem Kanclerzem. Słyszałem tam bardzo dobrą muzykę; pierwszy raz, od kiedy pamiętam, słyszałem organy i widziałem chórzystów w komżach. Biskup Chichester miał kazanie przed Królem i srodze mu pochlebiał, czego nie lu- bię, żeby kler wtrącał się do spraw państwa.   10 lipca. Odnalazłem Milorda w Whitehall i poprosiłem go do kancelarii Rady, gdzie zażądał pilnie wygotowania naszych dyplomów dla podpisania ich przez Króla. Jego dyplom ustanawiał go hrabią Sandwich i wicehrabią na Hinchingbroke. 13 lipca. Wstałem wcześnie i do pana Sponga, którego zastałem w nocnym przyodziewku wypisującego mój dyplom; więc gdy skończył — do pana Beale'a dla zrobienia wyciągu; ten zasię, bardzo zły, niechętnie się do tego zabierał mówiąc, że dokument źle napisany (bo nie jego ręką); ale z największym naprzykrzaniem się wymogłem na panu Spongu, żeby poszedł do niego i przywiódł to do końca; przez ten czas pan Beale sporządził wyciąg, co gdy uczynił, dąłem mu dwie sztuki złota, po czym aż dziwno, jaki stał mi się powolny i jaki uprzejmy. Tedy do Worcester House, gdzie z pomocą pana Kippsa i naciskając Lorda Kanclerza w imię generała Montagu dobiłem się pieczęci niespodziewanie łatwo. Więc po żonę i pokazałem jej nowy dom, który mieć mamy koło Urzędu Marynarki, a potem odwiozłem ją do jej matki. Do późna pisałem listy; a za ścianą słyszałem wielkie muzykowanie; to Król i książęta byli tam z panią Palmer, wdzięcznej urody kobietą, której mężowi mają chętkę przyprawić rogi. Stojąc przy drzwiach wiodących do apartamentów Króla, Milord, ja i William Howe słuchaliśmy czas jakiś tej muzyki.   14 lipca. Wstałem wcześnie i naradzaliśmy się z żoną nad ładowaniem wszystkich naszych rzeczy, aby je mieć w gotowości do wysłania na nowe pomieszkanie. Potem przyszedł pan Shepley, który wczoraj powrócił z morza i któregom rad ujrzał, jako że zdejmie ze mnie troskę o prywatne interesy Milorda. W halach Weśtminster, gdzie popłaciłem wszystkie długi przed wyniesieniem się z tej okolicy. Wieczorem do późna pisałem listy u Milorda, a zaś do domu, gdzie żona przygotowała już cały dobytek do przeprowadzki. I spać.   15 lipca. (Niedziela. ) Leżałem długo w łóżku gwoli dobremu odpocznieniu. Wychodząc z domu spotkałem pana Shepleya, tedy z nim i z Janem Spicerem z mego dawnego urzędu wypiliśmy coś na śniadanie u Wilkinsona „Pod Koroną” na King's Street. Potem do Opactwa Westminsterskiego, gdzie w kaplicy Hen ryka VII posłuchaliśmy części kazania, pierwszego, jakiem kiedykolwiek słyszał w tej kaplicy. Do Milorda i tam obiadowałem, sam z nim tylko u stołu. Po obiedzie wdaliśmy się w rozmowę i znalazłem, że jest on zgoła sceptyczny we wszystkich sprawach religii, niewiele o czymkolwiek w tych rzeczach trzyma, słowem, stoik z niego doskonały. Po południu znowu do kaplicy Henryka VII, gdzie słuchałem kazania i nabożeństwa, a spotkawszy tam Willa Bowyera, poszedłem z nim do parku i chodziliśmy sobie dość czasu aż do wieczora. A zaś we dwu do pani Harper i piliśmy tam z nim i z kapitanem Stokesem. Żona cały dzień w domu siedziała, mając wszystkie stroje w łubach już od wczoraj. Od miesiąca zaniedbałem w zupełności dowiadywania się nowin, aż nie do wiary, jak nic nie wiem, co się dzieje, ale teraz, mając patent na sprawowanie urzędu w ręku, uspokoiłem się jako tako na duchu, w czym zachowaj mnie, Boże. Mamy z żoną wiele radości z racji domu, który spodziewamy się mieć. Moja nominacja kosztowała mnie dużo pieniędzy, koło 40 funtów, i to jedyny teraz mój frasunek.   16 lipca. Tego ranka czas okazał się bardzo dżdżysty, tak że nie mogłem wyruszyć z rzeczami do mego nowego apartamentu. Tedy do urzędu, gdzie się sprawami bawiłem, a kiedym wychodził do domu, słońce świeciło, ale nim doszedłem, zaczęło znowu padać i wozy z rzeczami nie mogły tego dnia wyjechać.   17 lipca. Tego ranka (jak zawsze teraz przed południem) u Milorda wielka mnogość spraw. Nim do urzędu wyszedłem, przyszedł do mnie ów pan Barlow, stary, suchotniczy i wcale niebiedny człowiek. Po długim gadaniu zgodziłem się na to, czego żądał, ta jest 50 funtów rocznie przy teraźniejszej mojej płacy, a 100 funtów, jeśliby dochody moje się zwiększyły. Zaprowadziłem go do Milorda i doszliśmy do zgody. To sprawiwszy, i że dzień był piękny, poszedłem do domu, kazałem załadować i wysłałem na nowe mieszkanie nasz dobytek, a żona z panią Hunt pojechały karetą i dogoniły woźniców popijających na Strandzie. Przybywszy i ja do nowego domu, wyładowałem rzeczy i posłałem moją żonę i panią Hunt, żeby coś kupiły na kolację; kupiły ćwiartkę jagnięciny i to zjedliśmy, ale była na pół niedopieczona. Will, pana. Blackburne'a siostrzeniec, taki jest posłuszny, że bardzo z niego rad jestem.   18 lipca. Do południa w urzędzie; obiadowałem już w mieszkaniu na Seething Lane. O 4 po południu do Westminster, a po drodze spotkałem panów Cartera i Cooke'a (tego, co mi woził listy do żony), jadących do mnie powozem, a także pana Pierce'a, chirurga, z posłańcem niosącym baryłkę cytryn, które mój były pisarz Burr przysłał mi z morza. Tedy wziąłem ich wszystkich do nas i dałem im popić, a potem przyszedł jeszcze pan Shepley. Do Milorda, a kiedyśmy gadali o sprawach publicznych, przyniesiono pół jelenia z Hinchingbroke, którego, że trochę czuć go było, Milord mnie oddał (a był ci on dobry jak tylko to możebne). Zawiozłem go mojej matce, u której dawno już nie byłem, i w rzeczy nie bardzo miałem chętkę tam iść, bo ojciec mnie nagabuje, żebym się mu wystarał o miejsce przy Szatni królewskiej, czego uczynić nie mogę z. racji takich usług mnie dopiero co przez Milorda wyświadczonych. Ale ojca nie było w domu, więc zostawiłem zwierzynę matce, żeby nią dysponowała, jak jej się spodoba. Potem do domu, gdzie Will Hewer już był i spał u nas, pierwsza to noc z nim w moim domu.   20 lipca. Rano w urzędzie. Sir W. Batten i pan Pett wyjechali na inspekcję do Chatham. Kiedyśmy skończyli w urzędzie, poszedłem do mego ojca, gdzie wuj Fenner z całym swym stadkiem, kapitan Holland z żoną i moja żona siedzieli już przy obiedzie nad pasztetem z owej dziczyzny, którą matce onegdaj dałem. Okazywałem tym razem taką oziębłość Williamowi Joyce'owi, że, jak myślę, wszyscy przy stole to spostrzegli. 23 lipca. Pan Barlow i ja podpisaliśmy i opieczętowali nasz układ. Po obiedzie z Milordem do sekretarza stanu Nicholasa i przed nim oraz przed sekretarzem stanu Morrice'em składaliśmy klęcząc przysięgę posłuszeństwa i przysięgę w Kancelarii Małej Pieczęci, z którego urzędu bardzom rad, lubo nic z tego na razie nie będę miał; ale chcę tego miejsca w obawie, że z Urzędu Marynarki mogą mnie wyrugować.   26 lipca. Wcześnie do Whitehall, gdzie mieliśmy się zebrać z Milordem i innymi, ale Milord nie mógł, bo to dzień, w którym przyjmowano go do Izby Lordów, gdzie też swój gotowy już dyplom przedstawił na klęczkach spikerowi, który gdy go przeczytał w Izbie, Milord zajął w niej miejsce.   27 lipca. Wczoraj wieczór sir William Batten i sir William Penn wprowadzili się do domów przy naszym Urzędzie. Rano zeszliśmy się z nimi w urzędzie i pracowaliśmy do południa. Obiad w domu, a potem do Milorda, gdzie już był mój teraźniejszy pisarczyk, Will Hewer, i siedzieliśmy nad rachunkami do wieczora.   30 lipca. Dzisiaj mój ojciec nawiedził mnie pierwszy raz w naszym urzędzie. Przyszła też trafem pani Crisp, która oglądała nasz dom i doradzała, jak go urządzić. Tego popołudnia dostałem 50 funtów należne mi za kwartał służby sekretarskiej przy Milordzie. Miecznik miejski pan Man przyszedł, z którym siedzieliśmy do późna, prowadząc dyskurs o wartości mego urzędu sekretarza Urzędu Marynarki, który on chciałby kupić; zażądałem sumy równej uposażeniu za cztery lata.   31 lipca. Do Whitehall, gdzie z Milordem i wyższymi urzędnikami wielki dyskurs o tym, skąd wziąć pieniędzy na Marynarkę, która jest w bardzo smutnej kondycji i pieniądze muszą być dla niej znalezione. Po obiedzie w Admiralicji, gdzie całe popołudnie porządkowałem akta celem przystąpienia do skalkulowania dłu gów Marynarki. Wieczorem w Kancelarii Małej Pieczęci, gdzie panowie Crofts d Matthews zbierali swoje rzeczy, aby przekazać jutro urząd tym, co będą sekretarzami królewskimi na ten miesiąc. Wziąłem tych dżentelmenów do tawerny „Pod Słońcem”, iżby ze mną wypili, a oraz pogadaliśmy o rzeczach tego urzędu dotyczących, i czego mam oczekiwać po niejakim Baronie, który pretenduje też do tej służby na przychodzący miesiąc.   1 sierpnia. Wstałem bardzo wcześnie i wodą do Whitehall do Milorda, z którym rozmówiliśmy się o sprawach Marynarki i o tym, jak mam dziś zacząć służbę w Kancelarii Małej Pieczęci. Wyszedłem z komisarzem Pettem, prosząc go, żeby mnie wytłumaczył, że nie będę dzisiaj w urzędzie. Tedy do. Kancelarii królewskiej, gdzie od pana Matthewsa przejąłem księgi i stół, ale nie bez wyczekiwania, czyli ów Baron nie przyjdzie z przywilejem królewskim na ten urząd. Jakoż rano nic nie robiłem, gdyż Baron z dwoma innymi zatrzymali wszystko w swoich ręku do popołudnia, spodziewając się, że po południu będą mieli przywilej królewski na sekretarzy. Poszedłem więc na obiad na King's Street. Po obiedzie znów do Kancelarii królewskiej, gdzie zastałem wiele spraw czekających na podpis; poszedłem tedy od razu na Izbę Tajnej Rady Królewskiej i dałem pierwszy rachunek do podpisania Milordowi; resztę ja już sam podpisałem i tak poszło; ale pieniędzy dziś nie dostałem. Późno do domu i do łóżka.   2 sierpnia. Wodą do Westminster z sir W. Battenem i sir W. Pennem i z nimi do Admiralicji, gdzie całe rano radziliśmy nad planem dostaw żywności i nad tym, skąd wziąć pieniędzy, żeby pchnąć naprzód sprawy Marynarki. Po obiedzie ja i William Hewer do Kancelarii Małej Pieczęci, gdzie zostałem przez całe popołudnie i otrzymałem 40 funtów za wczoraj i za dziś, czym bardzo uradowałem serce, że Bóg mi tak błogosławi dając szczęśliwym trafunkiem takie korzyści. Tak bowiem wielki jest ninie dochód z tego urzędu, o wiele większy niż za nieboszczyka Króla; w ostatnim miesiącu było blisko 300 spraw, gdy za zmarłego Króla wpływało najwyżej 40.   3 sierpnia. Wcześnie wstałem tego ranka i ułatwiwszy się z balwierzem, do urzędu. W południe żona i ja powozem do dr Clerke'a na obiad. Bardzo mnie chwyciła za serce pani Clerke, przystojna, do rzeczy niewiasta, acz nie piękna; ale co do sposobu rozmawiania, nigdy nic lepszego u żadnej nie słyszałem. Była też pani Pierce i jej mąż. Po obiedzie pożegnałem ich i do Westminster, gdzie przez cały dzień byłem w Kancelarii Małej Pieczęci, podpisując i odbierając pieniądze. Potem wróciłem do domu dr Clerke'a, gdziem zastał jeszcze wszystkich, a po niejakim czasie zabraliśmy się do domu.   4 sierpnia. Do Whitehall, gdzie się dowiedziałem, że Milord pojechał z Królem na obiad do Tower, do sir J. Robinsona. Zjadłem obiad z panną Jemimą; po obiedzie do Kancelarii Małej Pieczęci. Potem do Komisji Parlamentu z odpowiedzią naszego Urzędu, że nie możemy zdać im sprawy o rachunkach Marynarki za lata 1636, 37, 38, 39 i 40 tak, jak tego sobie życzyli. Za czym zamówiłem trochę bielizny u Betty Lane w halach, a wziąwszy ją do tawerny „Pod Trąbką” siedziałem tam z nią, gadałem etc. Wieczorem zaczęło padać, błyskać się okrutnie i grzmieć, nająłem więc konie i co żywo do domu. W podwórcu, a było bardzo ciemno, usłyszałem, że jakiś człowiek pyta się o mój dom, zagadnąłem go tedy, co ma za sprawę; powiedział, że nasz Will Hewer (który wyjechał dziś z miasta do przebywającej na wsi swojej ciotki, pani Biackburne) wrócił niezdrowy, nocuje u swojej matki, tedy nie wróci dziś do nas. Co mnie mocno zafrasowało. 5 sierpnia. (Niedziela. ) Żona w okrutnych bólach z przyczyny wrzodów na..., na co cierpiała w pierwszych leciech naszego małżeństwa. Poszedłem tedy rano do dr Williamsa (który ją był wonczas wyleczył z tej choroby) i dał mi dla niej maście i plastry, które posłałem do domu przez pacholika. Do Westminster (nawiedziwszy po drodze do doktora moją matkę), gdziem obiadował z panem Shepleyem. Po obiedzie do kościoła Św. Małgorzaty, gdzie siedziałem z p. Hillem w jego ławce; z tym Hillem, co to się żenił na Axe Yard i któregom gościł w mojej kajucie w Hope. Po kościele z panem Shepleyem do pana Pierce'a, chirurga, gdzie przez parę godzin śpiewałem psalmy z Willem Howe'em. Potem do Milorda, gdzieśmy popili z panem Shepleyem. Wreszcie do domu, a żona miała bardzo złą noc z racji swych bólów. Tego ranka, jeszcze nim wstałem, Will Hewer wrócił do domu już dobrze się miewając, jako że był tylko znużony konną jazdą, do której nie jest nawykły.   6 sierpnia. Rano w urzędzie, a ukończywszy zatrudnienia obiadowałem w domu sam, żona leży cierpiąc swe bolę, co mnie srodze turbuje, ale i niecierpliwi. Dziś wieczorem pan Man ofiarował mi 1000 funtów za mój urząd sekretarza Urzędu Marynarki, na co łykam ślinkę, ale nie śmiem jeszcze tego wziąć, póki nie pomówię z Milordem, aby pozyskać jego zgodę.   7 sierpnia. Rano do Kancelarii królewskiej, a potem na obiad do Milorda. Jeszczem nie skończył, kiedy przyszli Sam Hartlib ze swoim szwagrem, przedwczoraj nobilitowanym, przypomnieć mi moją obietnicę wyjednania dla niego i jego żony okrętu do Holandii. Z nimi do Domu Holenderskiego w tej sprawie, a potem z Samem Hartlibem do tawerny „Pod Godłem Byka”, gdzieśmy siedzieli pijąc do 11 wieczór.   9 sierpnia. Rano z panem Shepleyem i kapitanem Haywardem w Reńskiej Winiarni. Stamtąd do Kancelarii Małej Pieczęci, a po uskromieniu się z robotą do tawerny na King's Street z panem Moore'em i dziekanem W. Fullerem; posłaliśmy po moją żonę i obiadowaliśmy bardzo wesoło. Po obiedzie żona do pani Blackburne, która była u nas tymi dniami, kiedy żona cierpiąc swoje boleści nie mogła się jej pokazać. Zostawiłem żonę u pani Blackburne, a sam jeszcze do Kancelarii Małej Pieczęci, gdzie miałem to i owo do podpisania. Stamtąd do pani Blackburne z powrotem, która traktowała żonę i mnie z wielką uprzejmością i wystawiła nam przednią kolację. Mając głowę przepitą od tyla wina reńskiego rano i potem jeszcze go wypiwszy niemało u pani Blackburne, niedobrze się poczułem i całą noc bardzo chorowałem.   10 sierpnia. Dręczyły mnie wielkie boleści i ciężkie rozwolnienie przez całą noc, tak że nie mogłem spać. Rano wstałem bardzo cierpiący i do urzędu. Obiadowałem w domu, a po obiedzie, czując wielkie bolenie w krzyżu, poszedłem do Kancelarii Małej Pieczęci, a potem z Moore'em i Creedem w Hyde Parku powozem i przypatrywaliśmy się pięknym wyścigom pieszym — trzy razy dokoła parku. Ścigali się pewien Irlandczyk i niejaki Crow, który był kiedyś pokojowcem u lorda Claypole. To mi przypomina, że Claypole stara się o wynajęcie mego dawnego domu na Axe Yard. Jakaż odmiana fortuny! Do domu i w bólach do łóżka. Przez ten miesiąc albo dwa to ani wyimaginować, jak mi głowa pękała od zatrudnień, tak że zaniedbałem napisania listów do mego stryja Roberta (do Brampton) w. odpowiedzi na jego mnogie listy, i do innych przyjaciół, anim w rzeczy uczynił cośkolwiek dla mojej własnej rodziny; a zwłaszcza tego miesiąca moja służba w Kancelarii królewskiej nie pozwala mi już o niczym innym myśleć, gdyż byłem tylko uporał się z Urzędem Marynarki, ustawicznie tam przytomny być muszę. Dziękuję Bogu za ten szczęśliwy traf z Kancelarią królewską, gdzie, jak mniemam, będę miał co dnia około 3 funtów dochodu. A to miejsce Milord dał mi czystym trafunkiem, bo ani on, ani ja nie myśleliśmy, że będzie tyle przynosić, co (jak się okazało) przynosi. Ale nigdy, odkąd stałem się człowiekiem wielkiego świata, nie byłem taki daleki od spraw publicznych, jak jestem teraz, nie czytam albowiem żadnej książki ni czegoś w tym rodzaju, nie pytam o żadne wieści ani co czynią w Parlamencie, ani wcale zgoła o to, co słychać. Wielu jest, co chcą wydzierżawić rnój domek na Axe Yard i jestem przez nich nagabywany; a ja bym i chciał mieć Stąd cośkolwiek pieniędzy, by pokupić sprzęty do naszego mieszkania przy Urzędzie Marynarki, ale i boję się tego domu wypuścić, bo pan Man daje mi 1000 funtów za moje miejsce w Urzędzie Marynarki, co jest sumą tak wielką, żem w rozterce, czy zasiadywać się w moim nowym domu, skoro Milord może mi pozwoli przyjąć ofertę pana Mana.   11 sierpnia. Wstałem bez żadnych bólów, tedy myślę, żem był chory tylko z nadmiernego picia przedwczoraj. Wracając z Kancelarii Małej Pieczęci do domu, wstąpiłem do pani Crisp, gdzie spotkawszy pana Hartliba napisałem dla niego list mający być podpisanym przez Milorda, iżby dali okręt siostrze i szwagrowi Hartliba, którzy dziś wyruszyli do Gravesend, a stamtąd wybierają się do Holandii. Tego wieczora byłem zły, że Willa Hewera nie było w domu do dziesiątej, alem był rad, gdy mi żona powiedziała, jak płakał, że mnie rozgniewał; a po prawdzie, to podał mi dobre racje swojej nieobecności, wszelako rozumiałem to jako dobrą okazję, by mu dać poznać, że chcę, aby trzymał się domu.   12 sierpnia. (Niedziela. ) Do Milorda i z nim do kaplicy w Whitehall, gdzie dobre kazanie wiel. Calamy'ego do słów: „Komu wiele dano, od tego wiele się żąda. „ Po kazaniu piękny chorał kapitana Cooke'a, który też i sam śpiewał ku wielkiemu zadowoleniu Króla. Obiad jadłem z panem Shepleyem u Milorda. Po obiedzie dałem panu Donnę, który wyrusza na morze, klucz od mojej kajuty, żeby zabrał z niej moje rzeczy. A zaś poszedłem się przejść i spotkawszy pannę Betty Lane wziąłem ją do ogrodu Milorda i postawiłem jej butelkę wina. Potem zaprowadziłem ją do mego pustego domu na Axe Yard, gdziem był nad miarę swywolny w igraszkach z nią, a ona rada to przyjmowała.   14 sierpnia. Dałem ojcu 40 szylingów za ubiegłe pół roku za mojego brata Jana w Cambridge. Do Kancelarii królewskiej, a potem do Milorda, gdzie zastałem krawca, pana Pima, u którego zamówiłem aksamitną opończę. Znowu do Kancelarii królewskiej, gdzie sir Samuel Morland opowiadał mi, jaką manierą służył sekretnie Królowi za czasów Cromwella; i że teraz Król dał mu za to. 500 funtów rocznie, oprócz dożywotniej dzierżawy Poczty i dochodu z dwu majętności dających mu tytuł baroneta; zaczynam postrzegać, że nie taki z niego dureń, jak myślałem. Wieczorem w domu stroiłem sobie żarty z dziewką i pacholikiem, którzy w kuchni czesali mi włosy, nim poszedłem do łóżka.   15 sierpnia. Do urzędu, a po obiedzie wodą do Whitehall; tam dowiedziałem się, że Król o piątej rano wyjechał oglądać nowy jacht holenderski, gdzie i obiadował z Milordem. Król morduje swoich dworzan niezwyczajnie wczesnym wstawaniem, odkąd tylko przybył. Wieczorem do Milorda, którego już zastałem w domu, a że musi nagle wyjechać na wieś, poruczył mi załatwiać sprawy floty podczas jego nieobecności; zamierza wyjechać jutro rano. U Milorda nocowałem w starym moim pokoju, oddanym teraz Willowi Howe, z którym chciałem spać, ale tak ze mną dokazywał, że mu kazałem iść do pana Shepleya. Tak tedy spałem sam.   16 sierpnia, Eano Milord zabrał mnie powozem do pana Crewa (po drodze mówiąc mi, jakie dobre nadzieje rokuje dla mnie z tej służby w Urzędzie Marynarki, i że ogółem rzeczy biorąc, nie zapłata za służbę bogaci człowieka, jeno te okazje, które ma się na służbie do robienia pieniędzy), gdzie pożegnał się z teściem i ruszył do Hinchingbroke.   18 sierpnia. Tego ranka z żoną do Westminster i dałem jej 5 funtów, żeby kupiła sobie nowe szatki, a sam do Kancelarii Małej Pieczęci. Aliści żona niebawem przyszła powiedzieć, że ojciec jej poradził kupić lepszej wełny po 26 szylingów jard i do tego drogie obszywki, co mnie trochę zafrasowało, ale z tak wdzięczną niewinnością to uczyniła, że nie mogłem się gniewać. Dodałem jej pieniędzy i wyprawiłem ją. Do teatru Cockpit, pierwszego, jaki miałem czas odwiedzić od mego powrotu z morza, na sztukę Wierny poddany , w której pewien Kinaston, młody pachołek, grał siostrę księcia i był w tej roli najwdzięczniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem. Po przedstawieniu kapitan Ferrers, przyboczny w. służbie Milorda, i pan Cread (którzy mnie wzięli na ten teatr) poszli ze mną pić, a na zaproszenie kapitana Ferrersa, Kinaston i inni aktorzy przyszli także i pili z nami. Stamtąd do domu i do łóżka, zostawiwszy żonę przy naszej suczce, która się właśnie szczeni.   19 sierpnia. (Niedziela. ) Rano żona mi powiedziała, że suczka urodziła cztery szczeniaki i miewa się dobrze, acz żona była w stra chu, czy nie zdechnie przy tym porodzie, ile że pies, co je spłodził, był bardzo wielki. Tego ranka sir W. Batten, Penn i ja poszliśmy do zakrystiana z żądaniem ławek dla Urzędu w kościele, których na poczekaniu dać nam nie mogli, ale powzięli rezolucję, że zbudują dla naszych urzędników osobną galerię. Potem na nabożeństwie i słuchaliśmy kazania pana Millesa, bardzo dobrego ministra . Do domu na obiad, gdzie żona przyodziała się w nowe szatki, które wczoraj kupiła, i w samej rzeczy materia i galoniki są przednie, ale przy jasnej barwie srebrne obszywki nie nadto świetnie się prezentują. Pan Creed i mój brat Tom obiadowali z nami. Po obiedzie żona przyniosła nam pokazać szczeniaki, które są bardzo wdzięczne. Kiedy goście odeszli, poszedłem na górę, by ułożyć moje papiery, a ujrzawszy suknie żony porzucone w nieładzie, rozgniewałem się na nią, co mnie potem gryzło. 20 sierpnia. W urzędzie. Kiedy potem przechadzałem się z sir W. Pennem po ogrodzie, przybiegł posłaniec od księcia Yorku, że mam iść do Lorda Kanclerza. A że pani Turner z córką Teo były właśnie w moim domu, więc z nią w jej powozie do Worcester House, ale Lord Kanclerz wyjechał już był do Izby Lordów. Tedy do Westminster i czekałem tam całe rano, przypatrując się, jaką manierą obradują. Jak sesja się skończyła, mówiłem z Lordem Kanclerzem i kazał mi przyjść do siebie wieczorem. Po południu w Kancelarii Małej Pieczęci, a wieczorem piłem sam u pani Harper, gdzie spotkałem córkę starej pani Crisp, więc piliśmy z nią i z jej przyjaciółmi, a potem z Willem Hewerem końmi do Worcester House, gdzie widziałem, jak Lord Kanclerz wchodził do swej wielkiej sali przyjęć, i rzecz do podziwienia, ile ludzi na niego czekało. Zanim przystąpił do jakichkolwiek spraw, wziął ode mnie papiery Urzędu o długach floty, przejrzał je w przytomności wszystkich tych ludzi i dał mi po cichu radę, jak wszystkim pokierować, ażeby dostać od Parlamentu tyle pieniędzy, ile tylko się da.   21 sierpnia. Z sir W. Pennem wodą do Whitehall, a tam do pana Coventry'ego, z którym radziliśmy nad moim spisem długów Marynarki, albowiem jutro mam to przedłożyć Komisji Parlamentarnej. Potem do Admiralicji, wysławszy wprzódy Willa Hewera do jego ciotki Blackburne, gdzie pogrzeb jakiejś ich krewnej, tak że Will wrócił do domu bardzo późno. Obiadowałem u pana Crewa, a po południu, po długim wyczekiwaniu mówiłem z pułkownikiem Birchem, który przeczytał mój raport i zażądał, bym dodał jeszcze to i owo; na tym skończywszy rozmowę — do Kancelarii Małej Pieczęci, gdzie mało dziś do czynienia.   22 sierpnia. W urzędzie rano i po południu z panem Hayterem, mając cośkolwiek roboty z przydatkami do mego spisu długów Marynarki. Potem do Kanc. Małej Pieczęci, a po południu do Par lamentu, szukając pułkownika Bircha, alem go nie znalazł. Jeno kiedy Komisja się skończyła, spotkałem pana Jerzego Montagu, który mnie zatrzymał, i sami tylko w Izbie, dyskurowaliśmy jakie pół godziny o stanie rzeczy publicznych. Rzekł mi pokrótce, jakie wrogie fakcje powstały na Dworze między markizem Ormondem, generałem Monkiem i lordem Robartesem w materiach dotyczących Irlandii; a też w Parlamencie między dwiema Izbami o Ustawę o Amnestii, a w samejże Izbie Gmin między episkopalistami i prezbiterianami.   23 sierpnia. Wodą do dr Walkera, sędziego Admiralicji, dla nadania mocy prawnej patentowi Milorda mianującemu go wiceadmirałem floty. Wodą do Whitehall i do Parlamentu, gdzie widziałem się z pułkownikiem Birchem, i znów do Admiralicji, a tam zeszliśmy się z panem Coventrym dla kilku spraw. Między innymi wniesiono, że Phineas Pett (krewny i asystent mistrza okrętowego komisarza Piotra Petta) ma być zasuspendowany do czasu, póki nie odpowie na zadawane mu winy, takie jak owo, że miał był mówić, iż Król Jegomość jest bękartem, a matka jego była kurwą. Po obiedzie do Kancelarii Małej Pieczęci, gdzie z racji nieobecności Króla w mieście, nic do czynienia.   24 sierpnia. W urzędzie, a potem z sir W. Battenem i sir W. Pennem do kościoła parafialnego wyznaczyć miejsce, gdzie ma być zbudowana galeria z miejscami dla naszych urzędników. Potem z nimi na obiad, stamtąd do Kancelarii królewskiej, gdzie nic do czynienia, potem do ojca; matkę zastałem słabującą. Kapitan Burr, mój dawny pisarz na morzu, przysłał mi dzisiaj 4 tuziny butelek wina.   25 sierpnia. Dziś wieczorem William Hewer przyniósł mi do domu od pana Pima moją aksamitną opończę i takąż czapkę, pierwszą tego rodzaju, od kiedy żyję. 27 sierpnia. Tego ranka przynieśli mi stągiew piwa z Dun od pana Pierce'a, płatnika, przedni kobierzec turecki i dzban oliwek od kapitana Cuttance'a, i parę ślicznych gołębi turkawek od Johna Burra dla mojej żony. Wszystko to nadeszło dzisiaj naszą szalupą, a i mój pacholik Eleazar, którego miałem na morzu, przybył z nimi i gdy wróciłem z urzędu, przyszedł się ze mną widzieć. Dałem mu pół korony, bom postrzegł, że o mało nie płacze ujrzawszy, iż nie mogę go już tu trzymać. Po południu w Kancelarii Małej Pieczęci, gdzie teraz, pod koniec miesiąca, siła roboty.   28 sierpnia. Rano zacząłem uczyć moją żonę trochę muzycznych gam i znalazłem ją pojętną ponad imaginację. Pułkownik Scroope został dziś wyłączony od dobrodziejstw Ustawy o Przebaczeniu, z którą długo zwłóczono, ale na jutro jest już oczekiwana. Z Kancelarii Małej Pieczęci przywiozłem do domu 80 funtów. Tego dnia dowiedziałem się, że moja biedna matka była przez dwa dni bardzo chora, i boję się, że długo nie pociągnie. Do łóżka, trochę zirytowany, bo podejrzewam, że mój pacholik, Will Wayneman, kradnie i że ukradł mi coś z pieniędzy.   29 sierpnia. Zanim poszedłem do urzędu, indagowaliśmy i żona, i ja naszego pacholika wedle skradzionych rzeczy, ale on zaprzecza wszystkiemu bardzo rezolutnie i z największą w świecie przebiegłością. Atoli po obiedzie żona wykryła złodziejstwo naszego Willa i że skradł więcej rzeczy, niż się nam zdało, co mnie wprowadziło w gniew i chcę odprawić go ze służby. Posłałem po jego ojca i rozmówiłem się z nim; obiecał, że jeśli odeszlę mu chłopca, przyjmie go do domu, acz mam z nim kontrakt. Pod ten czas żona wykryła jeszcze, że pacholik ukradł 6 pensów z pokoju Willa Hewera i przechowywał je w izbach Urzędu, o co mi się serce stargało.   30 sierpnia. Rano pacholik daje pozór okrutnej zgryzoty; ale to jest najprzebieglejszy łotr, jakiego kiedym widział między pacholętami jego wieku. Do Whitehall, gdzie trafiłem na ogłaszanie Ustawy o Przebaczeniu (tak długo wyczekiwanej i tyle spodziewanej) i Ustawy o Podatkach oraz o Procedurze Sądowej. Dziś: pierwszy raz, od kiedyśmy się pobrali, spostrzegłem, że moja żona zaczęła nosić czarne muszki na twarzy. Milord wrócił dzisiaj do miasta, ale że przyjechał bardzo późno, czekałem go do 10 wieczór, a nie doczekawszy się, poszedłem piechotą do domu..   31 sierpnia. Wcześnie rano do Milorda i z nim do księcia Yorku. Obiadowałem w domu, a po obiedzie znów do Milorda, który mi oznajmił, że dostał rozkaz wyruszenia natychmiast na morze i zlecił mi kilka spraw podróży dotyczących. Tego popołudnia zdałem, już na dobre mój domek na Axe Yard z moich rąk, wynająwszy go za 41 funtów panu Daltonowi, królewskiemu dostawcy wina, z którym piłem dwa czy trzy razy stare wino w jego piwnicy. Wieczorem wyrównałem rachunki w Kancelarii królewskiej, aby zdać jutro urząd na miesiąc nadchodzący, ale komu, to jeszcze nie wiemy, chcielibyśmy dać go panu Bickerstaffe'owi, z którym też, jak i z panem Matthewsem, piliśmy do Późna. „Pod Słońcem”, dyskutując, jak sobie poradzić z owym Baronem, znowu dybiącym, na to miejsce. Potem do domu i do łóżka. Chwała Bogu wszystka ze mną i dla mnie idzie pomyślnie. Proszę Boga, bym był gotów na odmianę fortuny.   1 września. Do Kancelarii Małej Pieczęci zobaczyć, jak tam. poszło; i okazało się, że pan Baron za srogim przywilejem królewskim odjął urząd sekretarza swemu koledze Bickerstaffe'owi, co. bardzo dziwne, i wielceśmy się zdumieli, albowiem rzecz jest przeciwna wszelkiej sprawiedliwości. Całe popołudnie wysyłałem, umyślnych do floty w sprawach dotyczących przybycia Milorda? i wziąłem od Milorda zamówienie na parę kosztownych rzeczy, które weźmie ze sobą dla księżnej. Późno do domu i poszedłem, spać z umysłem niespokojnym z racji mnóstwa spraw i łotrostwa. mojego pacholika.   2 września. Po południu z kościoła do pani Crisp (posławszy Willa Hewera do żony, aby dał znać, że nie wrócę na noc, jako, że Milord wyrusza jutro bardzo rano), u której długo żem się za siedział i ugościłem ich winem do woli, bośmy pili na „bywaj zdrów” dla Lauda Crispa. Piliśmy, aż córka pani Crisp, Diana, zaczęła się ku mnie bardzo czule i miłośnie pomykać; mam podejrzenie, że nie jest ona taka zacna, jakby powinna być. Do Milorda i do łóżka z panem Shepleyem.   3 września. Tego ranka widziałem się z sir Jerzym Downingiem, który obiecał wypłacić mi za ów kwartał, kiedy byłem na morzu, tedy będę mógł zapłacić panu Moore'owi i Hawleyowi, co mnie wonczas darmo zastępowali. Koło południa Milord pożegnał się z Królem i widziałem, z jaką czułością Król uścisnął Milorda, kiedy się rozstawali. Po południu z panem Moore'em do mnie do domu, żeby obliczyć nasze dochody z urzędu mego sekretarstwa w Kancelarii Małej Pieczęci, i doszliśmy, że Milordowi należy się 400 i coś funtów, a mnie 132 funty, z czego dałem panu Moore'owi 25 funtów za jego trudy; podejrzewam, że zdało mu się nie dosyć, ale ja mam serce pełne radości. Z domu do pana Crewa, któremu zaniosłem dość pieniędzy, żeby wyrównać moje u niego długi. Wróciwszy do domu, zastałem pana Cooke'a, który przybył od Milorda ze zleceniem, abym kupił mu czapkę nocną i jedwabny futerał na grzebienie, bo wnet wyrusza do Hagi; co sprawię jutro rano. Tego dnia mój ojciec i mój wuj Fenner z obu swoimi zięciami (Joyce'ami) byli u nas i oglądali nasz dom, a moja żona traktowała ich winem i sardelami bardzo godnie.   4 września. Rano w domu doglądałem stolarzy, co kładą posadzkę w jadalnym pokoju, potem w urzędzie, z oboma panami Williamami (Battenem i Pennem) na obiedzie w tawernie „Pod Godłem Byka”. Stamtąd do apartamentu Milorda, skąd wyprawiłem pana Cooke'a z kupionymi dla Milorda rzeczami. Stamtąd na Axe Yard, do mego dawnego domu, a gdym stał u jego drzwi, panna Diana Crisp przechodziła, którą wziąwszy na górę do mego domu, figlowałem z nią dobry kęs czasu i zapisuję to po łacinie: Nulla puella negat. Za czym do domu, gdzie zaprowadziwszy ład w moich papierach, i pieniądzach, uczyłem żonę muzyki, w czym znajduję wielką uciechę.   5 września. Wiele się mówi tymi dniami, że książę Andegaweński chce się żenić z naszą księżniczką Henrietą. Mówią, że ujęto Hugona Petersa. Książę Gloucester zachorował i podobno ospa się na nim pokazała. W urzędzie. W domu na obiedzie, a że oddaliliśmy naszego pacholika, który okradał i nas, i Willa Hewera, tedy przyszedł jego ojciec i przywiódł go ze sobą na powrót, ale tak mu jasno wyłożyłem łotrostwo chłopca, że nie mógł się przeciwić jego wydaleniu. Żona była nieco gniewliwa, tedy nad wieczorem, wyszedłem z nią i kupiłem jej naszyjnik z pereł za 4 funty 10 szylingów, tak by ją udobruchać, jak dlatego, żerni sporo grosza tymi czasy przysporzył i mam gotówką 200 funtów. Wracając kupiliśmy po drodze królika i dwa małe raki morskie i późną zjadłszy kolację, do łóżka..   7 września. Dziś nie' urzędujemy. Cały dzień w domu, pierwszy to raz, odkąd tu mieszkam, cały dzień byłem w domu. Zaprowadzałem porządki w papierach, książkach i innych moich rzeczach i pisałem listy. Tego dnia Milord wyżeglował z Dun do Holandii.   8 września. Sir W. Penn przysłał po mnie i do późna z nim nad szklanką wina. Dobry z niego kompan, zdatny człowiek i bardzo zmyślny.   9 września. (Niedziela. ) Rano z sir W. Pennem do kościoła na bardzo dobre kazanie pana Millesa. Do domu na obiad, a sir W. Penn ze mną i dostał taki obiad, jakiśmy mieli, i wszystko pięknie, pierwszy to raz, od kiedyśmy tu przybyli, Penn widział moją żoną i mój dom.   11 września. Obiadowałem dzisiaj u sir W. Battena i widzę, że będziemy mieli z nim dobre porozumienie i dobre sąsiedztwo, ale kosztowne. Książę Gloucester ciągle chory. Książę Yorku wy płynął o świcie z Dun północnych na spotkanie swej siostry (ks. Marii Orańskiej).   12 września. Doglądałem robotników, co kładą podłogi w moim nowym domu i których lenistwo bardzo mnie irytuje.   13 września. Po południu żona poszła na pogrzeb dziecka mojej krewnej Judyty Scott i godne jest uwagi, że w ciągu tego miesiąca moja ciotka Wight powiła bliźniaczki, moja krewna Elżbieta Stradwick chłopca i dziewczynkę, a Judyta Scott chłopca i wszystkie te dzieci zmarły. Po południu do Westminster, gdzie pan Dalton gotów był wypłacić mi tenutę za domek na Axe Yard, ale że akta nie były wypisane, musieliśmy to odłożyć. Tego dnia książę Gloucester umarł na ospę z przyczyny wielkiej niedbałości doktorów.   14 września. Żoną po południu pojechała do mojej matki, która, jak słyszę, jest bardzo chora, nad czym z serca boleję. Po południu przyszedł do mnie Luellin i wziął mnie do tawerny „Pod Mitrą”, gdzie byli już Symons, Scobell i inni i gdzie huczna wesołość, a LuelMn tak się upił, że musiałem bronić dam przed jego całowaniem, sam je przy tym całując ile wlezie ku wielkiej wszystkich uciesze. Rozeszliśmy się bardzo późno i pieszo wróciłem do domu.   15 września. Zeszliśmy się bardzo wcześnie w urzędzie, żeby postanowić, które 25 okrętów mają być pierwsze zapłacone. Obiadowałem z panem Daltonem, ale dokumentów nie mając gotowych, jeszcześmy nie mogli zakończyć naszego interesu z domem na Axe Yard. Pojechaliśmy jednakoż do pana Vanleya i ugodziliśmy się, że Dalton dom wynajmie. Do Westminster, gdzie dr Castles zganił mi omyłki z czasu mego sekretarstwa w Urzędzie Małej Pieczęci, m. in., że nie wypłacone zostały zasługi sześciu sędziom; na co nie wiem, co rzec, póki nie pogadam z panem Moore'em. Wielce byłem zafrasowany, bom się bał, żebym nie musiał płacić tego z własnej kieszeni. Wracając do domu wstąpiłem do ojca i zamówiłem u niego żałobę dla mnie z racji śmierci księcia Gloucester.   16 września. (Niedziela. ) Po południu w Opactwie Westminsterskim na kazaniu, a potem chodziłem po ogrodzie Whitehall, gdziem widział Króla w żałobnej purpurze po swoim bracie. Kiedy wracałem do domu, spotkałem Dianę (Crisp), którą powiedziała, że pragnie ze mną pomówić o pewnej sprawie, jak przyjdę znów kiedy do Westminster. Co mówiła taką manierą, żem się zląkł, czy mi nie powie czegoś, co bym nierad usłyszał, o naszym spotkaniu w moim domu na Axe Yard.   17 września. Bardzo wcześnie w urzędzie, obliczaliśmy długi tych 25 Okrętów, których należności mają być pierwsze spłacone, co mamy przedłożyć Komisji Parlamentarnej. Dałem żonie 15 szylingów, żeby kupiła przybrania do żałoby dworskiej dla siebie i dla mnie. Po obiedzie w domu — z panem Moore'em do Whitehall do pana Daltona i piliśmy w jego piwnicy, dokąd wedle umowy przyszedł też i Vanley. Tedy Dalton, Vanley, paru jeszcze przyjaciół i ja udaliśmy się na Axe Yard i podpisaliśmy tudzież popieczętowali nasze umowy, a stamtąd znów do sklepionej winiarni, gdzie dostałem 41 funtów, zapłaciłem z tego gospodarzowi do św. Michała i tak wyrównaliśmy wszystko między sobą i pozbyłem się mego miłego domku. Do domu z pochodnią i z pieniędzmi w zanadrzu. Obejrzałem rzeczy, które żona do żałoby dworskiej kupiła, i nie bardzo rad byłem, bo za drogo kosztują, tedy niekontent położyłem się spać.   18 września. Całe rano w domu doglądałem robotników, co mi narządzają pokoje. Po obiedzie sir W. Batten, Penn i ja powozem do Westminster Hall na Komisję Parlamentarną mającą rozważać długi Marynarki i Armii; i podaliśmy im rachunki 25 okrętów. Pułkownik Birch był bardzo impertynencki i kłopotliwy. Ale nareszcie zgodziliśmy się doprowadzić rachunki owych okrętów do lepszej, wedle ich widzi mi się, perfekcji za kilka dni i uczynimy to tak, aby widzieli, jakie zamieszanie mamy z tym, czego sobie życzą. Tego dnia słyszałem, że książę Yorku na wieść o śmierci swego brata wrócił z morza wczorajszą pocztą.   21 września. W urzędzie całe rano i po obiedzie do 4 godziny. Wróciwszy do domu, zastałem mego nowego pacholika (drugiego brata naszej Jane), tylko co ze wsi przybyłego, ale że już spał, nie widziałem go dzisiaj.   22 września. Tego ranka wezwałem na górę nowego pacholika i zdał mi się ładnym i miłym chłopięciem, takim jaki, tuszę, będzie mi się podobał. Wyszedłem rano ku Westminster z Luellinem, który przybył do mnie wstawić się za swym bratem, abym go dał kapitanowi. Allenowi na okręt idący do Konstantynopola. Wstąpiliśmy do tawerny i wypiwszy rannego trunku zjedliśmy śledzia marynowanego. Do Milorda, skąd wysłałem do domu przeniesioną tam z Axe Yard resztę moich papierów i książek. Z górnego ganku pokoju Milorda gapiłem się na Dianę, co poglądała ku mnie ze swego okna. Na koniec zeszedłem, a gdy wyszła ku mnie do bramy, umówiłem się, że przyjdzie jutro do ogrodu Milorda. Kupiłem dzisiaj parę krótkich czarnych pończoch do wkładania na jedwabne przez czas żałoby dworskiej. Spotkałem w kramie Teo Turner i Joyce Nortonównę też kupujące coś do żałoby po księciu Gloucester, co jest ninie modą między wszystkimi damami w mieście.   23 września. Żona przywdziała żałobę i tak z nią do kościoła. Po obiedzie sam do Westminster. W Whitehall spotkałem pana Pierce'a, chirurga, i jego żonę (która ledwo zaczęła wychodzić po połogu), oboje w żałobie po księciu Gloucester. W Opactwie Westminsterskim na kazaniu. Potem do Whitehall i do Milorda, ale Diana nie przyszła, chocieśmy się umówili.   24 września. Zostaliśmy, ja i kilku innych panów, zaprzysiężeni jako sędziowie pokoju na hrabstwa Middlesex, Essex, Kent i Southampton; bardzo mnie ucieszył ten honor, acz nie mam żadnego pojęcia o obowiązkach sędziego pokoju.   25 września. Do urzędu, gdzie sir W. Batten, pułkownik Slingsby i ja rozmawialiśmy o interesach Państwa. A zaś posłałem po filiżankę herbaty (chiński napój), której, nigdy przedtem nie piłem. Potem nadszedł pułkownik Birch i z nimi wszystkimi w łodzi naszego urzędu z przystani koło Tower wypłynęliśmy do Deptford, by spłacić długi okrętu „Sukces”, a sir W. Penn i sir J. Carteret przybyli tam wnet po nas. Tedy do wypłat i pułkownik Birch okazał się najżwawszym i najbardziej ochoczym do zadawania sobie trudu człowiekiem, jakiego w życiu widziałem. „Pod Kulą Ziemską” zjedliśmy bardzo dobry obiad i znów do wypłat, a skończywszy powróciliśmy wodą i ja z urzędu do Milorda zasięgnąć wieści, czy już wrócił (Król i księżna Orańska przybyli rzeką, w czasie gdyśmy byli w Deptford na wypłatach). Dowiedziałem się, że Milord jest u pana Crewa, gdziem go też zastał w dobrym zdrowiu. Od niego późno do domu, gdzie sztukatorzy rozłożyli się z robotą po wszystkich pokojach i żona musiała pościelić nam na podłodze i takeśmy oboje spali.   26 września. W urzędzie. W kościele na naradę w sprawie galerii dla Urzędu. Do domu na obiad. Po południu z robotnikami, w całym domu okrutny rozgardiasz. Wieczorem znowu w urzędzie. Wróciwszy myślałem, że zastanę Willa Hewera w domu, ale on poszedł dokądś, o com był zły, i kiedy wrócił, złajałem go tęgo i dopiero poszedłem spać.   28 września. Tego ranka sir W. Batten i płk. Slingsby z płk. Birchem i jednym jeszcze z Parlamentu popłynęli do Chatham. wypłacać na jednym z okrętów. Tak że tylko ja i sir W. Penn zostaliśmy w urzędzie. Całe popołudnie z moimi robotnikami, któ rym dałem popić i sam się z nimi weseliłem; takie już moje szczęście, że przy każdej okazji mam sprawę z miłymi robotnikami.   29 września. Cały dzień w domu sprzątamy po brudnej robocie sztukatorów i zaiste moja kuchnia teraz taka jest piękna, że mi nie żal całego tego kramu, jaki miałem, zanim ją narządzili. Dzisiaj czy wczoraj przybył, jak mówią, na nasz Dwór książę Rupert, lecz nikt nie jest rad z tego przybycia.   1 października. Wcześnie do Whitehall do Milorda; a wziąwszy zlecenie kilku dla niego robót, z największym pośpiechem do urzędu. Obiadowałem w domu, ojciec mój trafem jadł z nami. Po obiedzie radziliśmy z ojcem nad oponami i szpalerami do mych pokojów, które maluczko, a będą gotowe do zawieszenia, bo już malarze zaczęli dzisiaj robotę. Potem z ojcem „Pod Mitrę”, dokąd ojciec przyprowadził wuja Wighta, posiedzieliśmy więc tam i wypiwszy około pół garnca wina, pożegnaliśmy się.   2 października. Zanim wyszedłem do urzędu, odwiedził mnie mój brat Tom i powiedział mi, że z przyczyny jego wyjścia z domu na jeden dzień i jedną noc, ojciec przykazał mu więcej do domu nie wracać; czym strapiony, srogo złajałem brata, ale że wyznał swoją winę, obiecałem, że pomówię z ojcem. Po obiedzie do Opactwa Westminsterskiego, chciałem zobaczyć, jak tam się odbywają nieszpory. Zastałem bardzo nieliczne grono wiernych. Tedy postrzegam, niech kto mówi, co chce, że religia nie jest niczym jak humorem, a estyma, w jakiej ją mamy, przemija tak jak i wszystkie rzeczy. Stamtąd koczem do ojca i dyskurowałem z nim o Tomku, aby go przyjął znów do domu, i tuszę, iż ojciec postąpi raczej roztropnie, niźli miałby go puścić na przyuczenie się do chodzenia gorszymi jeszcze drogami. 3 października. Do Milorda, który przywiózł z Holandii m. in. wielką żelazną skrzynię królewską; widziałem, jak ją wnosili do komnaty Króla, gdziem oglądał mnóstwo niezrównanej piękności malowideł. M. in. księgę otwartą na pulpicie, o której byłbym przysiągł, że jest prawdziwą księgą. Tego dnia słyszałem księcia Yorku mówiącego o wielkich zamysłach, powziętych przez niego, lorda Pembroke'a i jeszcze paru innych, ważenia się na wyprawę do krain afrykańskich dla kopania złotego kruszcu. Mają się zawiązać w Kompanię, przyjmując do niej każdego, kto się waży dać na ten hazard pieniądze. A nie można dać niżej 250 funtów. Ale nie widzę, żeby Milord miał na to wielką chętkę.   4 października. Do Opactwa Westminsterskiego, gdzie widziałem wielu biskupów. Ale, o Boże, kiedy wychodzili w swych strojach, dopieroż ludzie na nich patrzyli, jako na cudaków; i niewielu patrzyło z jakąkolwiek miłością czy respektem.   6 października. Pan Creed przyniósł mi kilka książek z Holandii, dobrych książek i w dobrej oprawie, które myślałem, że chce mi podarować, aliści okazało się, że muszę mu zapłacić. Zjadł z nami obiad, a później razem do Whitehall, gdzie miałem dać Milordowi spis miejsc, gdzie okręty w żywność się zaopatrzyć mogą, a to celem przysposobienia floty dla przywiezienia Królowej-Matki; ale że Milorda nie zastałem, miał wrócić aż o 9 wieczór — poszedłem do domu i spać.   7 października. (Niedziela. ) Pieszo do Whitehall, wstąpiwszy po drodze do mego ojca, żeby zamienić mój długi czarny płaszcz na krótki (długie płaszcze zupełnie wyszły z mody). Do Milorda i jadłem z nim obiad. Rozmawiał ze mną. po francusku i opowiedział mi historię o tym, że książę Yorku ma mieć dziecko z córką Lorda Kanclerza; i że Książę obiecał się z nią ożenić i krwią się na to podpisał, ale potem wykradł ten dokument z jej sekretarzyka. I że Król, owszem, dałby mu się ożenić, ale że książę Yorku nie chce. Ale Milord lekce to sobie waży, mniemając, że to nie nowina dla księcia Yorku i że miał on już takie sprawki za granicą. Rozważając, czym byłoby to małżeństwo dla księcia Yorku, Milord powiedział, że między maksymami, jakie zwykł był wypowiadać i zapisywać w swej księdze jego ojciec, była jedna taka: kto babę nabił dzieciakiem, a potem się z nią ożenił, to jest jak człowiek, co nas... w swój kapelusz, a zaś go włożył na głowę. Postrzegam, że Milord stał się kompletnie obojętny w rzeczach religii i dlatego nic sobie z takich rzeczy nie robi.   8 października. W urzędzie, a potem obiadowałem w domu sam, bo żona wyszła kupować różne sprzęty do naszego gospodarstwa. Po obiedzie do Westminster, a spotkawszy idącego do nas pana Moore'a, wziąłem go z sobą i wstępowałem tu i ówdzie w interesach, a więc — do mego ojca wedle złoconej skóry dla mej jadalni, do pana Crewa, do Milorda w sprawie pieniędzy; potem zasię wodą do domu, a pan Moore ze mną; został u nas do 9 wieczór i jadł ze mną kolację. Tak się kochamy w naszych ze sobą rozmowach, że spotkawszy się nie możemy się rozstać.   9 października. Tego ranka sir W. Batten z pułkownikiem Birchem wyruszyli do Deptford dla wypłat na dwu okrętach. Sir W. Penn i ja zostaliśmy przy sprawach urzędu. Potem z sir. W. Pennem do Whitehall do pana Coventry'ego d znowu z Pennem do Redriffe, a stamtąd piechotą przez pola do Deptford (pierwszy przyjemny spacer od dłuższego już czasu), a po drodze prowadziliśmy bardzo ucieszne rozmowy; wesoły z niego chłop i dobroduszny, a piosnki śpiewa bardzo sprośne. W Deptford zastaliśmy Battena i Bircha przy wypłatach. O południu zjedliśmy z nimi obiad, wesołe gadki opowiadając sobie przy stole. Po obiedzie wypłaty na drugim okręcie aż do 10 wieczór. Powracaliśmy naszą łodzią „przy jasnej księżycowej nocy i była już północ, gdyśmy przybyli do domu, gdzie zastałem żonę w łóżku, a część naszych pokojów pozawieszaną oponami przez tapicera, ale że źle się sprawił, rozdrażniło mnie to i zły poszedłem spać.   10 października. Całe przedpołudnie w urzędzie. Po obiedzie z tapicerem, doglądałem jego roboty i dobrze mi wyszykował pokój żony i mój. Wieczorem przyszedł pan Moore, siedział do póź na i opowiadał mi, jak to sir Hardress Waller, Scott, Cook, Peters, Harrison i inni byli dziś zapozwani przez ławę sędziowską Izby Lordów, a nie lada to była ława, na której siedzieli Lord Major Londynu, generał Monk, lord Sandwich etc; ława sędziowska wielmożów, jakiej w Anglii jeszcze nie widziano!   11 października. Rankiem do Milorda, gdzie się spotkałem z panem Creedem, więc z nim i z panem Blackburne'em do Reńskiej Winiarni, gdzieśmy siedzieli dobry kęs czasu, spełniając zdrowia, rzecz, której pan Blackburne dawniejsza żadne skarby świata by nie czynił. Potem z Creedem i Willem Hewerem na obiad i mieliśmy dobrze przyrządzone letkie; stamtąd do parku St. James, gdzieśmy oglądali działanie rozmaitych machin do ciągnięcia wody, a był to widok, w którym sobie wielce podobałem. W parku spotkaliśmy pana Salisbury, który zabrał Creeda i mnie do teatru Cockpit na Murzyna z Wenecji (Otello). Murzyna grał Burt; porwana jego udaniem jakowaś bardzo gładka pani, która przy mnie siedziała, wrzasnęła widząc duszenie Desdemony. Z panem Creedem pod „Słupy Herkulesa” (na Fleet Street), gdzieśmy popili.   12 października. W urzędzie całe rano, a potem z sir W. Battenem i resztą naszej braci na obiedzie „Pod Delfinem”. Wróciwszy do domu zastałem u nas pana Cooke'a z wieścią, że lady Sandwich przybyła dziś do miasta; tedy zaraz do Westminster i zastałem ją przy kolacji, poprosiła mnie usiąść, samemu tylko z nią, a po kolacji zostałem jeszcze i rozmawialiśmy, a Milady okazywała mi najbardziej ekstraordynaryjną miłość i uprzejmość, zapewniała mnie też o rezolucji mojego stryja (Roberta Pepysa z Brampton) ustanowienia mnie swoim sukcesorem.   13 października. Poszedłem na Charing Cross zobaczyć, jak wieszano, włóczono i ćwiartowano generała-majora Harrisona; podczas egzekucji wyglądał tak wesoło, jak tylko można wyglądać w podobnym położeniu. Jego głowa i serce zostały pokazane ludowi przy wielkich krzykach radości. Przed śmiercią miał jakoby powiedzieć, że wie pewnie, iż zasiądzie wnet po prawicy Chrystusa, aby sądził tych, którzy go ninie sądzą. Trzeba trafu, że widziałem ścięcie Króla w Whitehall, a teraz pierwszą krew na pomstę za Króla wylaną. Wróciłem wodą do domu i tak się rozgniewałem widząc szmatki mej żony porzucone w nieładzie, żem połamał koszyczek, com go jej przywiózł z Holandii; a potem sam się zgryzłem, żem to uczynił.   14 października. (Niedziela. ) Do kaplicy w Whitehall, gdzie pierwszy raz widziałem księżnę Marię Orańską, odkąd przybyła do Anglii. Do Milorda, gdzie zastałem żonę, i oboje siedliśmy do obiadu z Milady (Milord obiadował u Lorda Szambelana), która żonie mojej okazywała niemało respektu. Wieczorem wyruszyliśmy do domu wodą w łodzi na wiosłach, a deszcz tak padał, żeśmy pożyczyli płaszczy od pana Shepleya. Brudni i zmoczeni przybyliśmy do domu i spać.   15 października. Dziś rano pan Carew był wieszany i ćwiartowany na Charing Cross; za osobliwą łaską poćwiartowane ciało nie było już wieszane. Tego wieczora nie mogłem zasnąć, bo mojej żonie zatkał się nos i bardzo chrapała, czego nigdy u niej dotychczas nie słyszałem.   18 października. Dziś mieli być traceni Hacker i Axtel. Poszedłem do New Gate, lecz egzekucję odłożono do jutra.   19 października. Dziś rano skończyli wykładać moją jadalnię zielonymi szpalerami i złoconą skórą. Dziś także Hacker i Axtel zostali, powieszeni i poćwiartowani. Tego wieczora siedziałem do późna nad rachunkami dla Milorda. Znalazłem, że mi się należy od niego ponad 80 funtów, co dobrze rokuje i za co dzięki Bogu.   20 października. Jadłem obiad z Milordem i jego żoną; Milord był wesół i chełpił się, jak to on będzie miał francuskiego kucharza i koniuszego, a jego pani i córka będą nosić czarne muszki, co mi się zdało bardzo dziwne, ale on stał się już zupełnym dworakiem; m. in. gdy Milady powiedziała, że chciałaby wydać córkę Jem za jakiego dobrego kupca, on powiedział, że niechajby już ona raczej nosiła tobół kramarski na plecach, byleby wyszła za szlachcica. Tego dnia widziałem na Aldersgate wywieszone członki naszych nowych zdrajców, co było smutnym widokiem; i mówiąc ogółem, krwawe to były te dwa ostatnie tygodnie, w które aż dziesięciu wieszano, włóczono i ćwiartowano.   22 października. Po obiedzie do Milorda, gdzie zastałem wszystkich na przygotowaniach do wyruszenia Milorda na morze po Królową-Matkę. Milord wrócił do domu wieczorem i długo siedzieliśmy z nim na rozmowie o różnych rzeczach, a zaś poszedłem spać z panem Shepleyem, ale nie wiem, czym zmrużył oko przez całą noc, bo łoże było źle zaścielone, a i ze starego Shepleya zły kamrat do poduszki.   23 października. Wstaliśmy wcześnie rano, żeby przygotować rzeczy Milorda, a gdy pan Shepley wkładał swój pistolet (nabity kulami) do olstrów, jeden z nich mu wystrzelił i podobało się Bogu, że miał go w dół skierowany i nikogo nie trafił, ale myślę, że nigdy nie byłem w większym niebezpieczeństwie życia, co mnie przejęło wielkim strachem. O ósmej Milord odjechał.   24 października. Długom dziś spał i leżał. Potem w urzędzie. A zanim wstałem, zdarzyło mi się pokłócić z żoną, że włożyła moje pół korony do tekturowego pudełka i zapomniała, gdzie je podziała. Ale wnet pogodziliśmy się i byliśmy znów dobrymi przyjaciółmi jak zawsze. Tego popołudnia nająłem ludzi, żeby mi od podwórza wybili okno w korytarzu mojej piwnicy. W drodze do Whitehall spotkałem idącego ku mnie pana Moore'a, więc wróciliśmy do domu. Opowiadał mi między innymi, że książę Yorku bardzo jest zły na te swoje romanse z córką Lorda Kanclerza, która właśnie powiła mu chłopca. W domu zastałem dzisiaj skrzynkę ze stolarskimi narzędziami, przysłaną mi przez mojego krewnego Tomasza Pepysa, tokarza, u którego ją zamówiłem, aby się tym od czasu do czasu zatrudniać.   26 października. Do Westminster, gdzie kupiłem, kilka książek, m. in. jedną o życiu naszej Królowej-Matki, którą jęliśmy czytać w domu; ale tak głupio napisana, że nic tylko śmieliśmy. się nad nią. Bardzo mówią o tym, że książę Yorku jawnie już ogłosił swoje małżeństwo z córką Lorda Kanclerza.   27 października. W mieście i w Westminster cały dzień, płacąc za dawniej kupione i kupując różne rzeczy do mego domu. Wracając wstąpiłem do księgarni w Paul's Churchyard i kupiłem Encyklopedię Alsteda za 38 szyl. Żonę bardzo nęka jej dawna choroba, owe wrzody w...   28 października. (Niedziela. ) Dr Williams przysłał tego ranka pigułki i plastry dla mojej żony. Do Westminsterskiego Opactwa, ale się z trudem dostałem, jako że była konsekracja pięciu biskupów i wielki ścisk. Obiadowałem z Milady, młodym Lordem i panem Sidneyem, którego przywieziono ze szkoły w Twickenham na jutrzejszą uroczystość wprowadzenia Lorda Majora.   29 października. Wstałem wcześnie, jako że to uroczysty dzień Lorda Majora, i poniechawszy urzędu, poszedłem do Szatni królewskiej, gdzie spotkałem się z lady Sandwich i jej dziećmi; wypiliśmy trochę dziwnego i z niczym niezrównanego w smaku czerwonego wina i panowie Rumball i Townsend, urzędnicy Szatni, powieźli nas do niejakiego p. Neville'a, sukiennika, gdzie była już kompania grzecznych dam; nader uprzejmie przyjęci, dostaliśmy bardzo dobre miejsca, skąd mogliśmy widzieć tę okazałą paradę, która była, nie wątpię, świetna jak na widowisko tego rodzaju, ale samo w sobie wszystko to absurd i marność. Pomieściwszy więc panie jak należało, wziąłem pana Townsenda i jeszcze drugiego do tawerny podle będącej i tam wydałem na nich 5 szylingów. Kiedy uroczystość się skończyła, podwiozłem Milady z dziećmi do Św. Pawła i tam ich pożegnałem. I sam do domu, gdziem się dowiedział, że pani Davis, żona naszego urzędnika, której dali mieszkanie tuż przy nas, zamknęła nam wejście z mojego pokoju na taras na dachu, co mnie wprawiło w takie wrzenie, że nie mogłem spać aż do rana.   30 października. Całe rano i na obiedzie w domu z umysłem tak pomieszanym, że nie mogę o niczym myśleć ani nic robić, póki nie pomówię z kontrolerem (sir Slingsbym), do którego sprawa mieszkań należy. Po południu, by sobie ulżyć, poszedłem sam, do teatru Cockpit na Drury Lane i widziałem wyborną sztukę Poskmmiacz poskromiony i bardzo dobrze graną. Potem z panem Moore'em (który chciał mnie, jak zawsze chce, odprowadzić do. domu) „Pod Słupy Herkulesa”, gdzieśmy pili i czytali dziś publikowaną drukiem Deklarację Królewską w sprawie religii, która jest bardzo dobrze ułożona i jak myślę, większość narodu będzie z niej kontenta.   31 października. Całe rano krążę niespokojnym umysłem około sprawy mojego wyjścia na taras. Mówiłem o tym z kontrolerem i innymi głównymi urzędnikami, ale żaden z nich nie chce się mieszać do niczego, co by rozdrażniło panią Davis. Tak że muszę dać za wygrane i do czasu cierpieć rzeczy, jak są. Sir W. Penn dał mi znać, że jedzie jutro wierzchem do wiejskiej rezydencji sir W. Battena w Walthamstow i że chciałby mnie zabrać ze sobą. Tedy siedziałem długo w noc przysposabiając moje odzienie do konnej jazdy. Ten miesiąc kończę z ciężkim umysłem z przyczyny utraty tarasu, a też z racji moich ostatnich rozchodów tak wielkich, że nie wiem, czyli mam 150 funtów na czysto, aleć za to przysporzyłem domowi wiele dobrych sprzętów i statków gospodarskich. Słyszę, że Królowa-Matka dziś lądowała w Doyer i że będzie tu w piątek 2 listopada. Moja żona taka była ostatnimi czasy chora na swoje dawne dolegliwości, że od dwu niedziel ani razu jej nie zaznałem, co dla mnie jest cierpieniem.   1 listopada. Tego ranka sir W. Penn i ja dosiedliśmy koni bardzo wcześnie i przez całą drogę wiedliśmy dyskurs bardzo wesoły, bo dobry z niego, kompan. Przybyliśmy do Walthamstow, gdzie sir W. Batten żyje sobie jak książę, i gościnnie nas tam przywitano. Obiadowało z nami paru szlachty ziemiańskiej, m. in. pan Christmas, mój dawny kolega szkolny, z którym dużo się nagadałem. Przypomniał mi, że jak byłem chłopcem, to był ze mnie zagorzały „okrągły łeb”, i strasznie się bałem, żeby nie wypomniał mi słów, jakie powiedziałem był w dniu ścięcia Króla, które słowa były, że jeśli miałbym o tym kazanie, tó mówiłbym: „Pamięć tego grzesznika niech sczeźnie. „ Ale potem przypomniałem sobie, że on już wtenczas wyszedł był ze szkoły. W powrotnej drodze wstąpiliśmy do piwiarni podle kościoła, gdzieśmy siedli i piliśmy wesoło, a zaś na koń i w dalszą drogę do Londynu. W Bow zsiedliśmy i popili, a wraz pożegnaliśmy się z dwoma dżentelmenami, którzy z nami u sir W. Battena obiadowali, a do tego miejsca z nami jechali. Do domu przy miesiącu, a przybyliśmy na miejsce około 9 wieczór.   2 listopada. Do Whitehall, gdzie widziałem barki podchodzące do brzegu, a na schodach tłumy ludzi. Powiedziano mi, że to Królowa-Matka przybywa; więc nająłem wioślarza za sześć pensów, żeby mnie przewiózł po Rzece, alem nie mógł wypatrzyć Królowej. Poszedłem tedy do Milorda, już w domu będącego; wieczerzałem z nim; a był wesół i opowiadał ucieszne dykteryjki o tym, jak miasteczka i gminy gościły Króla (który na spotkanie Matki był wyjechał) wszędzie po drodze i jak wiejskie szlachcianki wyciągały szyje, żeby je Król pocałował, miasto by same rękę jego całować, jakby powinny. Wieczorem widziałem bardzo mało ognisk na cześć Królowej, nie więcej niżeli ze trzy w całym Londynie; skąd wnoszę, że jej przybyciu snadź mało kto jest rad.   4 listopada. (Niedziela. ) Rano w kościele. Moja żona bardzo cudnie dziś wyglądała, pierwszy raz pozwoliłem jej na koniec nosić te czarne muszki.   6 listopada. Wieczorem pogniewaliśmy się z żoną o psa, żem go kazał zamknąć na noc w piwnicy, co uczyniłem, bo mi paskudzi dom, i ma być tak, jak chcę; tedy poszliśmy spać powaśnieni i całą noc w niezgodzie. I całą noc dręczony byłem snami, że mi żona umarła, tak że źle spałem.   7 listopada. Na obiedzie u Milorda, który humoru był nader wesołego, a po obiedzie wyprosił wszystkich z pokoju i rzekł mi, jako Król przyobiecał mu 4000 funtów rocznie do końca życia, i że dał mu już oblig na pierwsze 4000 f., które pan Fox ma mu wypłacić. Milord radził się mnie, jak te pieniądze dostać i że chciałby trzy tysiące dać w pewne ręce, a resztę mieć na swoje teraźniejsze potrzeby. A wszystko to rzekł mi w największej tajemnicy. Tedy pobiegłem do Whitehall do pana Foxa, który przyjął mnie z wielką uprzejmością. Ale nie widziałem jego żony, z domu Whittle, którą znałem jeszcze panienką. Stamtąd spotkawszy ojca Bowyera wziąłem go do tawerny i piłem z nim. Między innymi rzeczami powiedział mi, że Balty, brat mojej żony, dał do niego latem konia na trawę, co mnie zirytowało, że tak sobie zuchwale poczyna na rachunek mojej z Bowyerami zażyłości. Wieczorem powiedziałem to żonie, a ona też była bardzo poruszona i chce jutro iść do swych rodziców, by wybadać, jak to z tym było.   8 listopada. Tego ranka obaj panowie Williamowie, sir Carteret i ja łodzią do Deptford i wypłacaliśmy na „Henriecie”. Tam też jedliśmy dobry obiad, a potem siedzieliśmy jeszcze nad robotą do późna i doczekawszy się przypływu, dopiero koło drugiej nad ranem, a miesiąc świecił, przybyliśmy do Londynu. Żonę zastałem jeszcze na nogach. Pokazała mi, jakie ma dzisiaj uczesanie i w rzeczy pięknie była uczesana, jako że była z odwiedzinami u swych rodziców.   9 listopada. Wieczorem u moich rodziców i do późnej nocy rozmawiałem z ojcem o tym, żeby Pola przeniosła się do nas, jeżeli zgodzi się być u nas jako sługa; ojciec, zda się, dobrze to przyjął i ma to rozważyć.   10- listopada. Wstałem wcześnie. Z sir W. Battenem wystawiliśmy rachunek płac należnych oficerom i marynarzom przeby wającym na morzu do przedstawienia go Komisji Parlamentarnej. Później przyszli jeszcze skarbnik (Carteret) i kontroler (Slingsby) i razem siedzieliśmy całe rano do południa, pókiśmy tej rzeczy nie skończyli. Z tym do Parlamentu, a zaś płk. Slingsby i ja do kawiarni, gdzie powiedział mi, że Król winien mu jest około 6 tysięcy funtów. Ale ja nie widzę wielkiego podobieństwa, żeby mu to było zapłacone, skoro w Parlamencie wadzą się o takie długi Marynarki, których zapłata była już przyrzeczona, a których jak nie zapłacą, tysiące ludzi to zrujnuje. Do Paul's Churchyard i kupiłem tam Almanach Monteliona, w którym przyszły rok nie przepowiada się taki dobry, jak był ten; tedy przeczytawszy to proroctwo, spaliłem je. Tego wieczora, wracając z Willem do domu, kupiliśmy gęś.   11 listopada. (Niedziela. ) Rano poszedłem do sir W. Battena zmówić się z nim na jutro do Deptford, a zjadłszy nieco wieprzowego pudingu, z wieprza, któregom widział tuczonego w ich domu, poszedłem z sir Battenem do naszego kościoła i siedliśmy po raz pierwszy w naszej nowej galerii; przyszli tam też sir W. Penn, pan Davis i jego najstarszy syn. A że nie było z nami kobiet, siedzieliśmy w pierwszej ławie, a za nami nasi służący; ale mam nadzieję, że nie zawsze tak będzie, jako że to nie pięknie, aby nasi służący siedzieli z nami tak jak równi. Po obiedzie do Whitehall do Milorda, a stamtąd do moich rodziców, gdzie zastałem żonę i dr Tomasza Pepysa, o którym żona, gdyśmy wrócili do domu, powiedziała mi, jakoby miał mówić memu bratu Tomkowi, że tak ją (moją żonę) miłuje, iż gdyby miała dziecko, to z nikim by się nie ożenił i wszystko naszemu dziecku zapisał; wracaliśmy piechotą, mój pacholik niósł pochodnię, a Will Hewer prowadził moją żonę. W domu do pacierzy i spać. Powinien byłem dodać, że zanim poszedłem do Milorda, byłem u pana Foxa, z którym ugodziłem się o te 4 tysiące funtów, które Król przeznaczył dla Milorda.   12 listopada. Długo leżałem w łóżku. Sir W. Batten tego ranka wyruszył do Deptford wypłacać na „Wilku”. Pan kontroler (płk. Slingsby) i ja siedzieliśmy nieco czasu nad sprawami Urzędu, a zaś poszedłem z nim do jego domu na Lime Street, piękny dom, w którym nigdy przedtem nie byłem. W mieście, a potem z powrotem do Westminster Hall, gdzie wedle umowy, z kontrolerem i paru ludźmi Parlamentu obiadowaliśmy w gospodzie „Pod Niebem”, a po obiedzie, wziąwszy ze sobą mego dawnego kolegę Spicera, do pana Foxa, od którego dostałem 3000 dla Milorda, a 1000 ma mi dać w czwartek. Tedy zawieźliśmy to do Izby Obrachunkowej i zamknęli w skrzyni u Spicera. Stamtąd poszedłem pieszo do rodziców, gdzie zastałem już moją żonę, która z ojcem kupowała dziś obrus i serwetki do stołu z płótna w deseń tkanego, pierwsze, jakie w życiu kupiłem. Skorzystałem z okazji, żeby wyjść z ojcem popić, i w tawernie rozmówiliśmy się serio o mojej siostrze Paulinie, żebyśmy ją wzięli do siebie, co dla jej dobra rad bym uczynić, wszelako bardzo się boję jej krnąbrności. Wróciwszy do domu ojca poszliśmy z żoną i z matką do pokoiku Poli, a tam powiedziałem jej otwarcie, że biorę ją nie jako siostrę, ale jako służącą, czym przyrzekła, że będzie, i z wielkim dziękowaniem płakała z radości; więc oboje z żoną dosyć byliśmy radzi.   13 listopada. Wróciwszy dziś do domu na obiad, zastałem żonę nad ciastami, które piekąc chciała nowy piec wypróbować, a nie znając jeszcze jego natury i napaliwszy w nim za mocno, przypiekła swoje ciasto; ale na przyszłość będzie już wiedziała, jak sobie z nim poczynać.   14 listopada. Od dzisiejszego dnia będziemy urzędowali nie rano, lecz po południu, tedy rano poszedłem na Cheapside do złotnika Beauchampa, żeby kupić coś dla pana Foxa za jego uprzejmość dla Milorda, i wybrałem złocony dzban. Obiad w domu, a zaś w urzędzie do późnego wieczora. Potem z sir W. Pennem i pik. Slingsbym „Pod Delfina” na Seething Lane, gdzieśmy już zastali sir W. Battena, rzadki bo wieczór, aby on tam nie siedział; wypiliśmy siła słodkiego wina i naopowiadaliśmy sobie wesołych dykteryjek i dobrego byliśmy wszyscy humoru.   15 listopada. Do Westminster, a że na wodzie bardzo zmarzłem, poszedłem sam do tawerny „Pod Słońcem” i wypiłem grzanego wina. Z żoną do Milorda, który pokazał mi portret Króla; był mu on. przyrzeczony jeszcze na morzu, ale nadszedł dopiero teraz; i rzeczywiście jest to najlepszy i najbardziej podobny portret, jaki w życiu widziałem. Gdy podawano do stołu, nadeszła moja żona i zaprowadziłem ją do Milady, która dziś leży niezdrowa, a że przyjęła właśnie francuską służącą i nie mogła się z nią rozmówić, żona posłużyła jej za tłumacza. Zostawiłem potem żonę u Milorda na obiedzie, a po raz to pierwszy Milord postrzegł ją jako moją żonę i zdawał się być z należnym dla niej respektem. Ja zasię pośpieszyłem ku domowi i z sir W; Pennem na obiad. Do sir W. Battena z okazji wesela pary jego służących. Było tam sporo kupców i innych możnych ludzi umyślnie zaproszonych, aby dużo zebrać po obiedzie na gościniec dla państwa młodych, więc zbieraliśmy i ja dałem 10 szylingów, a nie więcej, acz większość gości dawała więcej i myśleli, że ja dałem też tyle co i oni. Stamtąd wodą do Whitehall do pana Foxa i wywiozłem od niego pozostałe 1000 funtów dla Milorda. Spotkawszy się ze Spicerem złożyłem ów tysiąc razem z tamtymi trzema w jego urzędzie. Pana Foxa nie zastałem był. Pieniądze wydał mi jego krewny, któremu dałem 4 funty i coś dla służby; ale gdy ja zamierzam dać p. Foxowi złocony dzban za 50 funtów, oni zażądali tam ode mnie 100 funtów opłaty dla urzędu; tegom się nie spodziewał i nie zapłaciłem, póki się nie rozmówię z Milordem. Wróciwszy do domu zastałem żonę bardzo kontentą z rozmowy z Milordem i z respektu, jaki jej okazywał.   16 listopada. Dzisiejszego dnia mój ojciec, pan Snów (z którym pono jesteśmy krewni) i pan Moore obiadowali z nami w moim domu. Po obiedzie poszliśmy z panem Snowem do mnie na górę i tam wiedliśmy dyskurs o tym, czyby nie pożyczyć 80 funtów jednemu, co potrzebuje pieniędzy i chce mi płacić po 15 funtów rocznie przez osiem lat, co mi się wydaje nie dosyć, a panu Snów, zda się, zawód sprawiła moja odmowa, ja jednak nie kwapię się do wypuszczania pieniędzy lekko z rąk; on zasię ma to za wielki dla mnie fawor, że chce mnie dopuścić do jakowegoś sposobu robienia pieniędzy, który oni nazywają bodmerią, czego ja jeszcze nie rozumiem, ale myślę, że jest w tym coś, co przynosi wielkie zyski.   17 listopada. Obiadowałem u Milady z nią i z lady Pickering, był też z nami jej syn, Jan, taka sama szalona pałka, jakim był zawsze. Matka miałaby chętkę ożenić go, aby posag został dla jego siostry Betty, ale on nie chce o tym słyszeć. Był tam w południe major Hart i powiedział, że regiment Milorda rozpuszczona i że na mnie też wypadnie stąd trochę pieniędzy. Z nim, z Shepleyem i Moore'em do „Diablej Tawerny”, gdzieśmy popili.   18 listopada. (Niedziela.) P. o południu z żoną w naszym parafialnym kościele (a był to pierwszy raz, kiedy moja żona i lady Batten siedziały w naszych nowych ławkach). Po kazaniu lady Batten wzięła nas do siebie i tam wieczerzaliśmy z sir W. Battenem i sir W. Pennem, i bardzo nam świadczono. Moja żona była tam pierwszy raz.   19 listopada. Rano trochę w urzędzie, a potem z naszym skarbnikiem, sir J. Carteretem, w jego powozie do Whitehall, a z rozmowy po drodze wnoszę, że dobry z niego człowiek; mówiąc o ludziach skazanych ninie za ścięcie Króla, wyraził się, że gdyby prawo tego dopuszczało, Król, będąc człowiekiem wielkiego miłosierdzia, wszystkich by ułaskawił. Z panem Shepleyem w tawernie, ugościłem go na rano muszkatułowym winem. Obiad w mieście z sir W. Battenem. Po obiedzie w urzędzie aż do wieczora. Przyszedł pan Beauchamp z owym złoconym dzbanem, za który zapłaciłem 20 funtów. Do późnej godziny muzykowałem, a zaś spać, a żona do drugiej w nocy szykowała bieliznę do prania.   20 listopada. Pan Shepley i ja do nowego teatru blisko Lincoln's Inn Fields (gdzie dawniej był kort tenisowy Gibbonsa), w którym niedawno zaczęto wystawiać sztukę Pod Żebraczą Wiechą. Poszliśmy więc na nią i była bardzo dobrze pokazywana. Widziałem w niej pierwszy raz pewnego Moone'a, o którym powiadają, że jest najlepszym aktorem świata, a który powrócił do Anglii z Królem; a i teatr najpiękniejszy ze wszystkich, jakie Anglia kiedykolwiek miała. Wróciwszy o zmroku zastałem dom zapaćkany praniem, a żona bardzo była rada, gdy jej powiedziałem, że we czwartek będziemy u Królowej-Matki. To mi przypomina, że byłem rano w domu pana Foxa i zostawiłem złocony dzban dla pani Fox, a potem do niego do izby płac i zaprosił mnie na czwartek na obiad, a przedtem ma wprowadzić nas na dwór Królowej-Matki i księżniczki.   21 listopada. Całe popołudnie aż do nocy w urzędzie. Wieczorem grałem na skrzypcach i na lutni i wielką mi to sprawiło radość, że wszyscy sąsiedzi aż na dziedziniec wyszli, by mnie słuchać. Poszedłem spać, a żona jeszcze myła się i chędożyła na jutrzejsze przyjęcie u Dworu.   22 listopada. Pan Fox wprowadził nas do sali posłuchań Królowej-Matki, gdzie żona stanęła za krzesłem Królowej, a ja zostałem z panami w ciżbie; po pewnym czasie weszły Krółowa-Matka, księżna Orańska i księżniczka (Henrieta, która przybyła do Londynu z Królową), by obiadować w naszej asyście. Królowa jest bardzo małego wzrostu, prostoduszną, starą kobietą i ani prezencją, ani strojem nie różni się od pierwszej lepszej kobiety. Księżnę Orańską widywałem często już przedtem. Księżniczka Henrieta jest bardzo nadobna, nie tak przecie, jak oczekiwałem, a w uczesaniu z krótkimi loczkami koło uszu jeszcze mniej mi się wydawała. Moja żona dobrze uczesana i z dwiema czy z trzema mu szkami na twarzy zdawała mi się o wiele od niej piękniejsza. Stamtąd na obiad do pana Foxa, gdzie wielu panów siadło z nami do stołu, a obiad był książęcy; pod koniec spełniliśmy zdrowie lorda Sandwicha z owego złoconego dzbana, którym był zaniósł panu Foxowi.   25 listopada. (Niedziela. ) Rano i po południu w kościele. Potem u rodziców, nawiedzić moją matkę, która bardzo cierpi na kamień. W domu zastałem list Milorda, żeby przysposobić okręt, co by zabrał rzeczy Królowej-Matki do Francji, dokąd i ona sama wyruszą za kilka dni.   26 listopada. Rano w urzędzie, potem do domu na obiad z moim ojcem, bardzo radym, że ma syna, co schludnie mieszka. Po południu w urzędzie aż do wieczora. A stamtąd z kontrolerem (płk. Slingsbym) „Pod Mitrę” na szklankę wina i prowadziliśmy dyskurs o poezji, a on mówił mi wiersze, które sam ułożył, i były bardzo dobre. Do domu, gdzie dowiedziałem się, że lady Batten była z wizytą u mojej żony, z czegom niezmiernie był kontent. Tedy kolacja i spać.   27 listopada. Do Whitehall, gdzie mi powiedzieli, że Milord pojechał do Szatni królewskiej, zdaje się, że powziął rezolucję sam jej odtąd doglądać. Więc na miasto, a potem znów do Milorda, gdzie zastałem już moją żonę u Milady i obiadowaliśmy tam w kompanii przyjaciół Milorda, a on sam okazywał nam wiele respektu. Dowiedziałem się, że wyprawa Królowej-Matki do Francji odłożona, co mi bardzo na rękę, bo Król będzie na przyszły miesiąc w mieście, a to jest znowu mój miesiąc służby w Kancelarii Małej Pieczęci.   28 listopada. Tego ranka major Hart zapłacił mi 23 funty, 14 szylingów 9 pensów należne mi jako płaca za służbę w regimencie Milorda, teraz rozpuszczonym. Tedy z Whitehall poszedłem z panami Shepleyem i Pinckneyem do tawerny „Pod Słońcem” i ugościłem ich winem i ostrygami dla uczczenia owych pieniędzy. A gdy wróciłem do domu, okazało się, że pan Creed przysłał, mi 11 funtów 5 szylingów, jako resztę moich należności ze służby jeszcze na morzu. Do urzędu, gdzie do późnego wieczora i dowie działem się, że skarbnik podpisał już wypłatę naszych zasług, czemu bardzo rad jestem i Boga za to chwalę.   30 listopada. Do urzędu, gdzie sir J. Carteret zdał nam sprawę o tym, jak to jego sekretarz, pan Jan Holland, chce przeprowadzić w Parlamencie projekt zapłacenia natychmiast wszystkich marynarzy kwitkami, dając, każdemu, kto przyjmie kwit miasto pieniędzy, 8 od sta za czas, póki nie dostaną gotowizny; którym sposobem chce pozbyć ustawicznie rosnącego długu, co ciąży na królestwie z braku pieniędzy na wypłatę żołdu marynarzom. Ale nas to zafrasowało z obawy jakowegoś dla nas uszczerbku. Mając w domu dwie baryłki ostryg, kazałem jedną z nich przynieść z trochę wina do urzędu i ugościłem nimi głównych naszych urzędników. Potem do domu na obiad i do urzędu na całe popołudnie aż do wieczora. A w domu posłałem po pana Haytera, otworzyłem dla niego drugą baryłkę ostryg, a potem siadłem z nim rozprawiając o sprawach Urzędu i ucząc się od niego różnych morskich spraw. Kiedy poszedł, siedziałem jeszcze do północy nad rachunkami Milorda.   1 grudnia. Tego ranka postrzegłszy w domu rzeczy nie tak układzione, jak być powinny, wziąłem miotłę i wy chłostałem naszą dziewkę, aż okrutnie zaczęła płakać, czym się zgryzłem, ale kiedym wychodził, zostawiłem ją już uspokojoną. Do Whitehall, gdzie zastałem pana Moore'a mającego mi dziś towarzyszyć w Kancelarii Małej Pieczęci, ale nic tam dzisiaj nie było do czynienia. Do Milorda, aby oddać mu jego-rachunki, com nad nimi przesiedział był dwa dni; któremu sprawieniu się mojemu Milord był rad. Siadłem z nim i z Milady do stołu i jedliśmy pasztet z dziczyzny. Z panem Shepleyem na wino do tawerny, pojeni da księgarni w Zaułku Św. Pawła, a zaś znów do tawerny na wino z panem Shepleyem i jeszcze jednym dżentelmenem. Wróciłem do domu z umysłem cokolwiek zaćmionym od wina i napisawszy parę listów poszedłem spać.   2 grudnia. (Niedziela. ) W głowie mąt, a w całym ciele rozruch od wczorajszego picia, co wielkim jest moim głupstwem. Do kościoła, gdzie Milles powiedział dobre kazanie. Obiad w domu, sami z żoną mieliśmy udo baranie, ale że sos do niego był słodki, tom się o to zirytował i nie jadłem baraniny, a przestałem na mięsie z rurą szpikową. Po obiedzie do kościoła, a potem czytałem Toma Fullera Historią Kościoła, a w niej opis życia Henryka VIII.   3 grudnia. Tego ranka powziąłem rezolucję wczesnego wstawania i wstałem przy świecy, i spędziłem ranek- muzykując aż do czasu wyjścia do urzędu. Tam zasię sir J. Carteret zaczął znów dyskurs o propozycji pana Hollanda zapłaty żołdu marynarzom kwitami, która Królowi złą się widzi; tedy sir Jerzy proponuje in lieu, żeby marynarzom dać połowę w gotowiźnie, a wtóra połowę kwitami płatnymi po trzech miesiącach; a nam się taka praktyka zdaje dobra. Na obiedzie w domu, a potem do wieczora w urzędzie.   4 grudnia. Do Whitehall do sir J. Cartereta, gdzie wszyscy nasi z Urzędu i poszliśmy do księcia Yorku, a dopuszczeni do jego komnaty przedstawiliśmy mu propozycję umniejszenia rosnących długów naszej floty płacąc marynarzom od ręki połowę żołdu, a drugą połowę za cztery miesiące. Książęciu to się podobało i z jego rozkazu wróciliśmy na pokoje sir J. Cartereta i tam wygotowaliśmy ową propozycję celem przedłożenia jej Parlamentowi. Potem do Milorda i opowiedziałem mu, cośmy dziś dokonali. Wodą do domu z panem Hayterem i we dwu tylko, z nim doprowadziliśmy jeszcze ów zamysł do perfekcji, za czym poniosłem go do sir W. Battena, u którego zastałem, kilku panów (a między nimi sir W. Penna dosyć podchmielonego) grających w karty; tom tam został i przypatrywałem się temu do pierwszej godziny nad ranem, a zaś wyszedłem z sir W. Pennem i spać. Tego dnia Parlament uchwalił, aby ciała Olivera Cromwella, Iretona i Bradshawa były wyjęte z grobów w Opactwie Westminster skim, powieszone, a potem pod szubienicami pochowane, czym jestem bardzo wstrząśnięty, żeby człowiekowi takiego męstwa wyrządzona była taka zniewaga, choćby skądinąd na to zasłużył.   5 grudnia. Tego ranka pokazałem propozycję, którą byłem wczoraj ułożył, naszej braci w urzędzie; a gdy podobali w niej sobie, przepisałem ją na czysto dla sir J. Cartereta, iżby ją dał widzieć Królowi, a zaś poniósł do Parlamentu. Obiadowałem w domu, a po obiedzie byłem w nowym teatrze, w którym oglądałem Wesołe kumoszki z Windsoru; pocieszność wiejskiego panka i francuskiego doktora bardzo dobrze udane, ale reszta bardzo nędznie grała, a sir John Falstaff tak był źle pokazany jak nigdy. Wieczorem do rodziców; matka jeszcze choruje na kamienie, z których jeden właśnie z niej wyszedł i wrzuciła go była do komina, a zaś poszukawszy go tam., pokazała mi go.   6 grudnia. Do Whitehall do Kancelarii Małej Pieczęci, gdzie wielka obfitość aktów łaski do podpisania, o com był zły, bo z tego nie przypadają na mnie żadne opłaty. Stamtąd do tawerny z panem Moore'em i jedliśmy na obiad letkie i ozór wołowy. Potem do pana Crewa, gdzie Milord mając jutro wyjechać z miasta celem ustanowienia milicji w hrabstwie Huntingdon, a nosząc się z zamiarami prowadzenia większego domu, zlecił mi wyszukanie koniuszego i innych ludzi do służby. W piwiarni z przyjaciółmi, z których Luellin był okrutnie śpiący ze zbytniego picia we wczorajszy wieczór, a Symons w wielkiej potrzebie 200 funtów, których nie miałem ochoty mu pożyczyć, acz teraz mógłbym to snadnie uczynić, a nadto miłuję go i mam za poczciwego człowieka tudzież pewnego dłużnika; jednak wstręt do rozstania się z moimi pieniędzmi powstrzymał mnie. Wracałem stamtąd wodą przy najpowabniejszej miesięcznej nocy, a mój przewoźnik opowiadał mi siła nieprzystojnych dykteryjek, jak raz w taką samą miesięczną noc przewoził z Putney pewną damę, która prosiła, by się z nią w łodzi układł, co uczynił wielką sprawiwszy jej uciechę, i inne podobne łotrostwa.   7 grudnia. Do 12 w urzędzie, a potem do Milorda, który już był wyjechał do Huntingdon, obiadowałem więc z Milady, a był tam też paź Milorda Laud Crisp i jego matka, która musiała dawniej być bardzo nadobną niewiastą i przyjemną w rozmowie. Potem do Kancelarii królewskiej, gdzie podpisałem diablo wiele owych darowań winy, niecierpliwy, że nic z tego nie mam. W domu czytaliśmy — ja Fullera Historię Kościoła, rozdział o naszych opactwach, a żona Wielkiego Cyfusa aż do północy.   8 grudnia. Z Jakubem Pierce'em, chirurgiem, z jego i z moją żoną na obiedzie u pana Pierce'a płatnika (pierwszy to raz byliśmy w, jego domu), który mieszka nader zasobnie i wytwornie. Mieliśmy świetną pieczeń wołową i innych dobrych rzeczy w bród, a też wina do woli, a córka domu grała nam na szpinecie; pod wieczór z latarnią do domu, a piłem tyle wina, że we łbie mi się kręciło i całą noc dosyć kiepsko się miewałem; a zanim poszliśmy spać, postrzegłem, że wiatr wielki się zerwał.   9 grudnia. (Niedziela. ) Wcześnie rano, wezwany przezeń, poszedłem do sir W. Battena, od którego dowiedziałem się złej nowiny przysłanej z Woolwich, że okręt „Assurance” (dawniej pod kapitanem Hollandem, teraz pod kapitanem Janem Stokesem), mający iść do Gwinei, już zaprowiantowany i ze zwerbowaną załogą od uderzenia huraganu poszedł na dno. Dwudziestu ludzi utonęło. Obaj panowie Williamowie popłynęli tam łodzią, a mnie pchnęli do księcia Yorku, bym dał mu o tym znać. Księcia zastałem jeszcze w łożu, jako że wczoraj siedział do późnej nocy i dziś dłużej chciał spoczywać. Był niespodzianą wiadomością bardzo zdumiony. Potem do królewskiej kaplicy, a obiadowałem z Milady. Zostałem tam całe popołudnie i do nieskończoności gadaliśmy o rozmaitych rzeczach, a osobliwie o urodzie mężczyzn i kobiet, o czym Milady, zda się, nader chętnie rozmawia.   10 grudnia. Wstałem długo przede dniem, żeby iść do kontrolera (płk. Slingsby'ego), ale igdy okazało się, że jeszcze nie wstał, a pogoda była śliczna i miesiąc świecił, poszedłem się przejść i ze dwadzieścia razy obróciłem dokoła Cornhill, i tak chodziłem od 6 godziny do 7 z czymś, ażem się znużył, a wróciwszy do kontrolera w mniemaniu, że go ujrzę gotowym, dowiedziałem się, że już wyszedł, co mnie zgryzło, a będąc znużony, poszedłem do domu, skąd zabrałem żonę wodą do Westminster i do ojca Bowyera (którzy oboje przybyli dopiero co z Huntsmore), alem sam nie mógł zostać, tylkom żonę u nich zostawił. Sam do Whitehall i spotkałem się z kontrolerem (płk. Slingsbym). Dowiedziawszy się, że książę Yorku wyjechał na obejrzenie statku zatopionego wczoraj w Woolwich, pojechaliśmy z płk. Slingsbym jego powozem do urzędu, a potem na obiad. Po obiedzie płk. Slingsby wrócił ze mną do mego domu i siedzieliśmy długo na rozmowie, a między innymi dyskursami powiedział mi, że oczekuje się, iż książę Yorku poślubi koniec końców córkę Lorda Kanclerza, co zapewne będzie ruiną dla pana Davisa i lorda Barkeleya, którzy występowali tak ostro przeciwko Lordowi. Kanclerzowi. Sir Barkeley przysięga, że panna miała sprawę z niejednym, a też i z nim, co wszyscy mają za łgarstwo. Wieczorem płk. Slingsby i ja do kawiarni na Cornhill, gdzie jeszcze nigdy nie byłem,. a wiele znalazłem tam uciechy w rozmaitości towarzystwa i rozmów. Wróciwszy do domu zastałem żonę u lady Batten i namawiały się na oglądanie zatopionego statku do Woolwich, gdzie obaj sir Williamowie bawią od wczoraj, tedy ja też postanowiłem z damami wyruszyć. Tego popołudnia byli u mnie dwaj, każdy z księgą w ręku, aby wziąć podatek z moich przychodów, a przejrzawszy księgi znalazłem, że mam zapłacić 10 szylingów za siebie i 2 szylingi za służbę; co natychmiast i nie wdając się w żadne kwestie zapłaciłem, ale boję się, że to mi tak lekko nie ujdzie, i na ten wypadek mam z dawna odłożone 10 funtów; ale tak myślę, że nie jest moją powinnością samemu poborcom oczy otwierać.   11 grudnia. Wstaliśmy z żoną bardzo wcześnie i choć pogoda była szpetna i wiatr silny, przecież wyruszyliśmy, oboje z lady Batten i jej sługą w naszej łodzi do Woolwich (lady Batten okrut nie bała się przeprawy); zastaliśmy obu sir Williamów i siła innej kompanii, czekających, aż się wypogodzi, aby można było wydobyć zatopiony okręt, który leży pod wodą, tak że widać jeno maszt i górny pokład. Tam to zasiadłem pierwszy raz jako sędzia pokoju, by indagować w rzeczy onego nieszczęścia jednego z marynarzy, ale nie znalazłem dość racyj, by go uwięzić. Fala tej burzy uszkodziła jeszcze jeden okręt, rzuciwszy go na drugi i pozbawiwszy głównego masztu; co nam się zdało złą wróżbą dla gwinejskiej wyprawy, że nim się zaczęła, już dwa okręty ma popsute. Po obiedzie lady Batten będąc w wielkiej obawie wracania wodą została i zatrzymała przy sobie moją żonę, a ja i jeszcze jeden dżentelmen popłynęliśmy łodzią aż do Whitehall. Do Kancelarii królewskiej, gdzie podpisałem siła aktów łaski, a ledwo kilka innych spraw. Stamtąd z panem Moore'em do miasta, do tawerny podle mojego domu i tam wypiwszy naradzaliśmy się, na co wyłożyć trochę grosza, by mieć coś w zysku; a on jak na teraz doradził mi dać 250 funtów na taki interes, co będzie przynosił 50 funtów rocznie przez osiem lat, i myślę, że tak uczynię.   12 grudnia. Dręczy mnie niepokój z racji nieobecności żony. W urzędzie, na obiedzie u Milady, a zaś w Kancelarii Małej Pieczęci, gdziem podpisał siła aktów łaski, a mało innych rzeczy. Z odwiedzinami do matki Bowyer i jej córek, a pierwszy raz je widziałem od czasów mojej morskiej podróży. Potem do moich rodziców, a ojciec chciał mi dać sześć sztuk złota in lieu sześciu funtów, którem był mu onego czasu pożyczył; ale nie po myśli mis było, abym to brał od niego, i nie wziąłem, choć mi było potem trochę markotno, że nie wziąłem. Do lady Batten, gdziem przesiedział z jej córką i służbą ze dwie godziny dla zabicia czasu pod nieobecność jej rodziców i mojej żony. Do domu i do łóżka czytając, ażem zasnął, a nasza dziewka siedziała przy łożu, naprawiając mi szarawary. 13 grudnia. Dopiero o południu moja żona i lady Batten wróciły z Woolwich, tedy do lady Batten, gdzie byli też sir John Lawson i kapitan Holmes i obiadowaliśmy razem, a do stołu podano wyborne czerwone wino przez lady Batten z angielskich winnych gron przyrządzone.   16 grudnia. Po południu poszedłem do Whitehall, gdzie, dowiedziałem się niespodzianie o spisku na życie Króla i generała Monka i że od wczorajszego wieczora zatrzymano przeszło czterdzieści podejrzanych osób.   17 grudnia. W urzędzie, dokąd obaj sir Williamowie przybyli z Woolwich i oznajmili, że wbrew ich oczekiwaniom okręt „Assurance” został wydobyty bez wielkich uszkodzeń jego nawy, a tylko ze szkodami w towarach, którymi był załadowany; skąd widać, że to mocnej, dobrej roboty okręt.   20 grudnia. Gały dzień w domu z robotnikami, co jeszcze, malują mi pokoje, a chcę mieć wszystko skończone przed Bożym Narodzeniem. Tego dnia słyszałem, że Marda księżna Orańska leży chora na ospę.   21 grudnia. Do Milady, z którą jadłem obiad; powiedziała mi, że księżna Orańska bardzo chora i tego ranka mówiono, jakoby miała umrzeć. I że podobno poślubiła tajemnie (była wdową) młodego Jermyna, co jest gorzej niż poślubienie przez Księcia córki Kanclerza, które już jest publicznie ogłoszone.   22 grudnia. Całe rano z malarzami, którzy, jak mam nadzieję, dzisiaj skończą wszystkie roboty. W południe do tawerny „Pod Słońcem”, gdzie dobra kompania, grzeczny obiad i wielka obfitość wina. Siedzieliśmy tam do późna, aż nareszcie wyszedłem z sir W. Pennem, który tak się upił, że musiałem go prowadzić przez ulicę, a humoru był nader wesołego i łaskawego. Do domu (skąd już robotnicy odeszli wszystkie roboty pokończywszy), a łeb mi kołował od wina, ale wesół poszedłem spać, acz głowa przez całą noc mnie bolała. 24 grudnia. Rankiem do urzędu, a komisarz Pett (który rzadko do nas przybywa) powiedział mi, że przed niewielu dniami ofiarował był panu Coventry'emu parę srebrnych flakonów, których wszakże pan Coventry nie przyjął; co mnie skłoniło, bym uczynił tak samo; tedy wnet po obiedzie poszedłem i u ławnika Backwella zamówiłem parę srebrnych świeczników. Tego dnia księżna Orańska umarła na ospę.   25 grudnia. (Boże Narodzenie. ) Rano w kościele, gdzie wielebny Milles miał bardzo dobre kazanie. Na obiedzie mój brat Tomek; mieliśmy dobry mostek barani i kurczęta. Po obiedzie znów da kościoła, gdzie obcy proboszcz miał mdłe kazanie, które mnie uśpiło.   26 grudnia. Do Whitehall i jadłem obiad z lady Sandwich, która przy stole powiedziała mi, że śmierci księżnej winien jest doktor Frazer i inni medyko wie. Milord obiaduje dziś z sir Henrykiem Wrightem, z którym wyrusza na morze celem odwiezienia starej Królowej do Francji.   29 grudnia. Różni z interesami do mnie, a między innymi kapitan Robert Blake, świeżo przybyły z Cieśniny — wedle wina florenckiego dla Milorda. Z nim do sir W. Penna, który ofiarował mi był baryłkę ostryg, tedym zabrał ich obu do siebie, a że mieliśmy szczęściem dobrą pieczeń wołową i ogień na kominie, więc zjedli ze mną obiad i długo potem siedzieliśmy gawędząc, bo dobra z nich kompania. Potem do ławnika Backwella, od którego miasto świeczników wziąłem srebrną misę i kubek. Do rodziców, a matkę zastałem już na dole i lepiej się mającą; potem z ojcem do wuja Fennera, gdzie pogawędziwszy i wypiwszy, wyszliśmy, a ojciec opowiedział mi, jak złymi żonami są dla swych mężów (Antoniego i Willa Joyce'ów) moje krewne Kate i Mary (córki wuja Fennera); której wiadomości bardzo się dziwowałem. Pogadawszy o przybyciu do nas na przyszły tydzień mojej siostry, do domu i spać.   31 grudnia. W Paul's Churchyard, gdzie kupiłem dramat Henryk IV (Szekspira) i poszedłem do Nowego Teatru, i widziałem ten. dramat wystawionym, ale żem za wiele oczekiwał, nie podobało mi się, acz gdyby nie to, powinno było mi się podobać; i to, że miałem ze sobą książkę, też mi trochę popsuło. 1660—1661. W tym kończącym się starym i zaczynającym się nowym roku mieszkam w jednym z domów należących do Urzędu Marynarki jako jeden z wyższych jego urzędników; domownicy moi to ja, moja żona, Jane, Will Hewer i Wayneman, brat naszej służącej. Ja stale w. dobrym zdrowiu i w dobrej, coraz świetniejszej kondycji. Za co dzięki niech będą Bogu Wszechmogącemu. Mam wziąć jeszcze do domu moją siostrę. Posiadam czystego zysku 300 funtów, popłaciłem wszystkie rzeczy, którem kupił do domu, i nie mam ani grosza długu. Co do spraw Państwa — Król dobrze postanowiony i kochany przez wszystkich. Książę Yorku ożeniony z córką Lorda Kanclerza, na co wielu się krzywi. Królowa-Matka na wyjezdnym do Francji z księżniczką Henrietą. Księżna Orańska tylko co umarła i Dwór w nowej żałobie. Byliśmy ostatnio przerażeni wielkim spiskiem, wielu z tej racji zatrzymano i strach nie całkiem jeszcze minął. Parlament, który tyle dobra wyświadczył Królowi, zaczął się buntować, tak że Król go 29 grudnia rozwiązał i pono niedługo będą wybierać nowy. ROK 1661   1 stycznia. Tego ranka przyszedł do mnie pan Moore, który przyniósł mi ostatnie akta z Kancelarii Małej Pieczęci do podpisu i ku mojej wielkiej satysfakcji powiada, że przypadłe na mnie opłaty przyniosą mi na czysto 80 funtów okrom 25 funtów dla niego, których sobie przysporzył z owych królewskich Aktów Łaski, chociaż mnie żadne wcale opłaty z tego tytułu nie przypadają. Niezabawem nadszedł też mój brat Tomasz, a wnet po nim i mój ojciec, a także dr Tomasz Pepys, mój wuj Fenner i jego dwaj zięciowie Antoni i William Joyce'owie (Antoniego jedyny synek zmarł tego ranka, lecz jego ojciec był tyle uprzejmym, że przybył i nawet był dość wesoły) i spożyliśmy razem śniadanie, na które mieliśmy baryłkę ostryg, danie z cielęcych ozorów i sardele, a krom tego wina różnych rodzajów i piwo z Dun północnych. Tak radziśmy byli sobie do 11 godziny, o której goście poszli. W południe zawiozłem żonę najętym koczem do mojego krewnego Tomasza Pepysa, tokarza, gdzie oprócz nas byli: mój ojciec, dr Tomasz Pepys z Impington, moi krewni Stradwickowie i Scottowie, i razem z nimi obiadowaliśmy. Przy tej okazji widziałem pierwszy raz drugą żonę Tomasza Pepysa, tokarza, bardzo czcigodną niewiastę, ale obiad, jak na człowieka jego majętności, podali bardzo lichy i nędzny, z nader ordynaryjnymi potrawami. A tegoż dnia Król obiadował u pewnego lorda o dwa domy od nas! Po obiedzie wziąłem żonę do Whitehall i posłałem ją do pani Pierce, gdzieśmy powinni byli tego dnia obiadować, a sam do Kancelarii królewskiej, gdzie pan Moore zebrał już wszystkie nasze pieniądze, tedy z nim do pana Pierce'a; a idąc tam widzieliśmy księcia Yorku wprowadzającego swoją panią do Królowej-Matki, pierwszy raz od czasu tej głośnej o nią sprawy, i jak powiadają, Królowa-Matka przyjęła ją z wielkim szacunkiem i miłością. Tedy do pana Pierce'a, płatnika, u którego policzyliśmy nasze przychody, a jeden z trzosów, że wspomnę, już przeliczony upadł mi na podłogę i pieniądze się rozsypały po pokoju; boję się, czym tam, z nich trochy nie zgubił. Więc porzuciwszy na chwilę przyjaciół poszedłem do Milorda, gdziem powierzył moje pieniądze panu Shepleyowi, a zaś powiedziawszy dobranoc panu Moore'owi, wróciłem do Pierce'ów i tam wieczerzaliśmy, pan Pierce, płatnik, z żoną i ja z żoną, a podali nam pieczoną głowiznę cielęcą, której, że była na pół surowa, jeść nie mogliśmy, i dobrą kurę. Ale z pani Pierce, żony płatnika, taki jest flejtuch, że mi nie smakują jej potrawy. Po kolacji odesłałem żonę koczem do domu, a sam do Milorda i tam grałem w karty do dwunastej, a potem spać z Shepleyem.   2 stycznia. Wstałem wcześnie, a wezwany przez Milorda, wysłuchałem jego zleceń i rozkazów. Ugodziwszy się co do wszystkich spraw na czas jego podróży, wyruszyliśmy w licznej kompanii wodą do Lambeth, a tam już były pojazdy i karety da Portsmouth. Wszystkie rzeczy Królowej-Matki złożono w pałacu Whitehall, gotowe do wysłania, sama zasię Jejmość Królowa miała wyruszyć w godzinę potem do Hampton Court, a do Portsmouth ma przybyć w sobotę. Wodą do urzędu i tam całe rano, a zaś do domu na obiad; Pola (moja siostra) przybyła, lecz nie dałem jej usiąść z nami do stołu, com od pierwszego razu postanowił, żeby się tego i na przyszłość nie spodziewała. Tego dnia pożyczyłem sir W. Battenowi naszej polędwicy wołowej dla podania jej na jutrzejszy obiad w Trinity House, gdzie ma być książę Albemarle i wszyscy Bracia, jako że to uroczysty dzień czytania ich nowej Karty Praw, świeżo im nadanej przez Króla.   3 stycznia. Rano w Izbie Obrachunkowej u mego dawnego kolegi Spicera, u którego złożyłem pieniądze moje i Milorda. Potem z nim na obiedzie u „Willa”. Po południu do teatru, gdzie dawali sztukę Pod Żebraczą Wiechą, a grali ją bardzo dobrze; i tutaj po raz pierwszy w życiu widziałem kobiety występujące na scenie. Stamtąd do rodziców i dowiedziałem się, że matka wyjechała do Brampton na wielką prośbę mego stryja, bo stryjenka pono śmiertelnie zachorzała.   4 stycznia. Całe rano w urzędzie. Żona z Połą poszły do mego ojca, aby przyrządzić obiad, jako że ojciec miał gości, a mojej matki nie ma w mieście. Ja zasię obiadowałem w domu z panem Moore'em, a potem z nim do teatru, gdzie Harda dama grana bardzo dobrze, a była to pierwsza sztuka, jaką Moore w swoim życiu oglądał. Stamtąd z nim „Pod Słupy Herkulesa” na kufel piwa i rozstaliśmy się. Wstąpiłem jeszcze do ojca, który, że wspomnę, opowiedział mi, jak dziwnym życiem żyją ze sobą William i Mary Joyce'owie, nic jeno bijąc się eta, tak dalece, że jej ojciec (wuj Fenner) wolałby ich widzieć rozwiedzionymi.   5 stycznia. Cały dzień w domu. Różni przychodzili do mnie w interesach, a między innymi wielki Tom Fuller, który przybył z prośbą o uprzejmość dla jednego ze swych przyjaciół, mającego chętkę wyprawić się na Jamajkę na jednym z dwu okrętów niebawem tam wyruszających; w czym obiecałem, że mu pomogę.   6 stycznia. (Niedziela. ) Do kościoła, gdzie intonowano długi psalm i śpiewany był całą godzinę, aż póki kościelny nie zebrał po całym kościele noworocznych datków na tacę. Po kazaniu do domu, gdzie wygotowałem list, aby przesłać go panu Coventry'emu z półmiskiem i kubkiem srebrnym, którem był dla niego przygotował.   7 stycznia. Tego ranka, jeszcze zanim wstałem, przyniesiono mi do łóżka wiadomość, że w mieście był w nocy rozruch, wszczęty przez Fanatyków, którzy kilku ludzi zabili, sami zasię uciekli. Lord Major i całe miasto było pod bronią, przeszło 40 000 ludzi wystawiono. Do urzędu, potem do domu na obiad, a po obiedzie mój brat Tomek i ja z żoną do teatru i oglądaliśmy Milczącą kobietę. Młody Kinaston miał dobrą okazję ukazania się w trzech rolach; w pierwszej jako uboga kobieta, biednie ubrana, w drugiej — w cudnych szatkach jako zalotnica; w obu rolach był najpiękniejszą kobietą w całym teatrze; a na koniec wystąpił w roli męskiej; i tu tak samo okazał się najpiękniejszym mężczyzną w całym teatrze. Pierwszy raz widziałem ową sztukę, jest wyborna. Wracając do domu byliśmy w wielu miejscach zatrzymywani i przepytywani, srożej aniżeli w najgorszych czasach, bo padł strach, że Fanatycy znów powstaną; jak dotąd, nie słyszałem, by kogoś z nich ujęto.   8 stycznia. Długo leżeliśmy dzisiaj z żoną w łożu rozmawiając i wielce sobie podobając w tych ze sobą dyskursach. Kiedy wstałem, nadszedł pan Warren i ugodziłem się z nim o ładunek drzewa dla Milorda. Potem z Willem Hewerem do Westminster i obiadowałem z Milady. Po obiedzie wziąłem lorda Hinchingbroke i panicza Sidneya do teatru i oglądaliśmy Wdowę, niewinną, dobrą sztukę, ale popsutą przez kobiety, które nie wydołały swoim rolom. Po przedstawieniu, a powóz Milorda na nas czekał, wróciliśmy do Milady; dała mi się napić ich florenckiego wina, którego dwie flasze ofiarowała mi dla żony.   9 stycznia. O szóstej rano zerwałem się zbudzony przez ludzi biegających i krzyczących, że w mieście widziano uzbrojonych Fanatyków. Więc wstałem i wyszedłem. Przed drzwiami domów zobaczyłem wszędzie zbrojnych ludzi. Tedy wróciłem i (nie bez trwogi, ale udając odwagę) przypasałem szablę, a wziąłem też pistolet, acz nie miałem prochu, żeby go nabić; przed bramą zastałem sir R. Forda i z nim chodziliśmy tam i sam, aż do Giełdy, gdziem go pożegnał. Po drodze wszędzie oddziały milicji i wielki ruch, i gadanie, co za nieszczęście te łotry sprowadziły! Myślę, że jakieś dwanaście osób padło tego ranka z obu stron. Kramy pozamykane i wszystko w wielkim pomieszaniu.   10 stycznia. Przyszedł do mnie pan Hawley i przyniósł mi pieniądze z Izby Obrachunkowej za ów kwartał, kiedy byłem z Milordem na morzu, a należałem jeszcze do służby sir Downinga. Tedy dałem połowę panu Hawleyowi, on zasię w swej szlachetności dał z tego 5 szylingów naszej Jane. Wyszliśmy potem (wstąpiwszy po drodze do sir W. Penna, którego zastałem bardzo chorym) do tawerny, gdzie wypiliśmy dwie kwaterki piwa i słodkiego wina. Potem wodą do Whitehall i zastałem żonę u naszej dawnej sąsiadki z Axe Yard, pani Hunt. Zostawiłem ją tam na obiad, a sam poszedłem obiadować u Milady, z którą zostałem jeszcze kęs czasu na rozmowie. Po obiedzie Will Hewer przyszedł mi powiedzieć, że nosił mój srebrny półmisek do sir Co-ventry'ego, który przyjął list bardzo mile i napisał wielce uprzejmą odpowiedź, ale półmisek odesłał na powrót, z czegom bardzo kontent. Do pani Hunt, gdzie najmujący od niej izbę Francuz obiadował, a właśnie kiedym wszedł do pokoju, całował moją żonę, co mi się wcale nie widzi, acz nie może być w tym chyba nic złego. Stamtąd najętym koczem do wujostwa Wight, aleśmy ich nie zastali, więc do domu i przepisawszy parę listów, które chcę sobie zachować, poszedłem z żoną do sir W. Penna, któregośmy zastali jeszcze chorym, ale on sobie nadto waży swoje dolegliwości. Siedzieliśmy tam kęs czasu, aż przyszedł pan Davis (nasz sąsiad i kolega) z żoną (która ma za złe mojej żonie, że nigdy u nich nie była) i wdaliśmy się z nim w rozmowę. Między innymi rzeczami o przepytywaniu tych Fanatyków, którzy zostali ujęci; rzecz, krótko mówiąc, jest taka, że Fanatycy rozbili wszystkie oddziały milicji, jakie spotkali, zabili około 20 ludzi, dwa razy wdarli się w bramy Miasta i zmusili gwardzistów królewskich do ucieczki; i przez cały dzień przeciwko Miastu, całemu pod bronią, było ich zaledwie około 30, a myśmy pewnie myśleli, że jest ich co najmniej 500. Rzecz nigdy nie słyszana, żeby tak mało ludzi mogło i śmiało narobić tyle nieszczęścia.   11 stycznia. Tego ranka dostaliśmy rozkaz, żeby zaciągnąć warty” na wszystkich królewskich dziedzińcach. Z Portsmouth przyszła wiadomość, że księżniczka Henrieta w drodze zachorowała na ospę, kiedy już okręt był pod żaglami. Tak że wrócili do portu w Portsmouth, ale Królowa-Matka nie chce lądować, póki się nie pokaże, co będzie z młodą księżniczką. Ta nowina daje ludziom do myślenia, iż coś w tym jest, że aż troje z królewskiej rodziny zapada na tę samą chorobę, jedno po drugim. Obiadowałem w domu, zły, że moja żona nie dba więcej o schludność teraz, kiedy ma dwie służące!   12 stycznia. Z pułkownikiem Slingsbym (naszym kontrolerem) do Redriffe, a stamtąd pieszo do Deptford (nasi pacholikowie wodą), gdzie przypadło nam wyznaczyć czterech kapitanów na dowódców straży, wskazać miejsca, gdzie mają trzymać straż, tudzież inne rzeczy tej sprawy dotyczące postanowić. Obiadowaliśmy „Pod Globem Ziemskim”, a nasi gońcy z Urzędu mieli pieczę nad wszystkim, co dotyczyło naszych potrzeb. Nigdy też dotąd nie poznałem, jak teraz, powagi naszego Urzędu, widząc, jak wszyscy kapitanowie okrętów nisko się nam kłaniają. Nagadawszy się z pułkownikiem, poszedłem do pana Davisa, zarządcy składów portowych, który dał mi na noc książęce pomieszkanie, a przyjmował mnie z takim respektem i honorami, żem ledwie wiedział, jak mam sobie w tej kondycji poczynać.   13 stycznia. Rano poszliśmy wszyscy do kościoła i przybył tam też komisarz Piotr Pett z żoną i córkami, z których najstarsza jest jego pasierbicą, a bardzo z niej nadobna czarnobrewa. Potem na obiad „Pod Globem Ziemskim”, a zaś do mieszkania komisarza Petta (które dane mu w Deptford, na czas póki buduje tam jacht! królewski, piękną sztukę, o wiele przewyższającą ów jacht holenderski), a potem z rodziną komisarza do kościoła w Greenwich i znów do tawerny „Pod Globem”, gdzieśmy długo bawili. I znowu spać do pana Davisa.   14 stycznia. Z Tower przysłano broń dla straży, tedy zarządziliśmy jej dystrybucję. Wiele czasu strawiłem chodząc z porucz niklem Lambertem po warsztatach portowych, nabywając jakoby światła rozjaśniającego mi wiele rzeczy tamecznych, a zaś na obiad, wziąwszy owego porucznika ze sobą. Potem pani Pett, której mąż udał się był z sir W. Battenem do Chatham, pożyczyła nam jego pojazdu, tedy końmi do Woolwich, gdzie to samo rozdzielaliśmy broń między straże. Potem do pana Petta, cieśli okrętowego (brata komisarza), i u niego wieczerzaliśmy (i aż mi dziwno, jakie grzeczne domy mają ci wszyscy z królewskich warsztatów portowych), a za żonę ma on jak się należy niewiastę i która była snadź piękną, a i teraz rękę ma jeszcze nader wdzięczną. Potem na noc do domu pana Ackwortha, a i ów dom był piękny, a jego żona wielce miła i do rzeczy kobieta; oboje siedzieli ze mną kęs czasu w moim pokoju, a kiedy poszli, układłem się spać w łożu, które też było niezwyczajnie schludne i wytworne.   15 stycznia. Całe rano po stoczniach i warsztatach przypatrując się mustrze marynarzy, którzy pięknie byli już wyćwiczeni. Obiad u pana Ackwortha. Dobry obiad i pięknie podany. Za czym pożegnawszy się z tamecznymi urzędnikami poszliśmy ku wybrzeżu, a po drodze wstąpiliśmy do warsztatu lin okrętowych, gdziem zaglądał też do smolowni tudzież innych miejsc i wielem się napatrzył rozmaitej roboty nad sporządzaniem lin. Stamtąd, wypiwszy szklankę grzanego wina w tawernie, łodzią do domu i wylądowaliśmy koło Tower. Żony i Poli nie zastałem, poszedłem więc do sir W. Penna, a tam zastałem pana Coventry'ego i miałem okazję podziękować mu za list, on zasię wiele mi uprzejmości okazywał. Kiedy poszedł, siedziałem jeszcze długo z sir Williamem i siłaśmy z nim przegadali. Postrzegam, że nikt z naszych urzędników nie dba jeden o drugiego oprócz mnie, który trzymam z nimi wszystkimi, jak tylko mogę. Do domu, ale żona jeszcze nie wróciła, tedy siadłem do moich papierów, bardzo niespokojny, bo żona nie wróciła do domu, a tu już bije 10 godzina, właśnie gdy piszę te słowa. Tego dnia słyszałem, że księżniczka Henrieta ozdrowiała. A otóż nareszcie przyszedł mój pacholik i powiada, że jego pani została na noc u pani Hunt (naszej dawnej sąsiadki), która jest bardzo chora. Tedy cokolwiek uspokojony poszedłem spać. 18 stycznia. Po południu aż do wieczora w urzędzie. Potem do ojca, którego zastałem w dobrym zdrowiu, i wziąłem go na kufel piwa do tawerny. Ojciec mówi, że w Brampton stryjenka jeszcze żyje, a moja matka miewa się dobrze. Przyszedł tam do nas Will Joyce, pijany, ze łba mu się kurzyło, gadał nie wiedzieć co, jak bywa w pijanym stanie, co mnie okrutnie rozgniewało. Potem pan Holliard, z którym się w tej tawernie umówiłem, ale że Will Joyce nie dał nam porozmawiać, zostawiłem go z ojcem, a sam z panem Holliardem „Pod Charta”. I tam radził mi różne rzeczy na kamień, a też na upadek pamięci (bom się mu na to poskarżył); a na obie te rzeczy kazał mi wystrzegać się częstego picia, czego też postanowiłem zaprzestać, jeśli tylko potrafię. Do domu, a po drodze odebrałem od księgarza Ogilby'ego Ezopa, którego dałem był w cielęcą skórę obłożyć.   19 stycznia. Po obiedzie poszedłem do teatru, gdziem widział tragikomedię Zgubiona dama, która mi nie przypadła do smaku. I byłem zakłopotany, będąc widzianym w teatrze przez czterech naszych pisarczyków siedzących na miejscach po pół korony, gdym ja miał miejsce za półtora szylinga, Venner i Pritchard z dwoma innymi Fanatykami byli dzisiaj wieszani; dwaj pierwsi oprócz tego włóczeni i ćwiartowani.   21” stycznia. Tego ranka sir W. Batten, pan kontroler i ja do* Westminster do komisarzy postanowionych dla wypłacania żołdu w Marynarce i w Armii, między którymi był też generał Jerzy Monk, książę Albemarle; siedzieliśmy tam w kapeluszach i dyskurowaliśmy z nimi o wypłaty na okrętach i dowiedzieliśmy się, że oni to biorą na się bez naszej pomocy; z czegośmy byli radzi, bo to się nie obejdzie bez wielkiego niezadowolenia marynarzy, tedyśmy radzi, że my nie będziemy w tym rąk maczali. Dziwna, jaką pogodę mamy przez całą zimę; nie było wcale mrozu; na drogach kurz, muchy latają i krzaki róż puściły liście; o takiej pogodzie w tej porze roku nigdy jeszcze nikt na świecie nie słyszał. Tego dnia powieszono znów dużo ludzi.   22. stycznia. Spotkałem doktora Tomasza Fullera i wziąłem go do gospody „Pod Psem”, gdzie opowiadał mi o swej ostatniej wielkiej księdze, która niebawem wyjdzie w druku, a która jest historią wszystkich rodów angielskich; więcej mi też opowiedział o moim własnym rodzie, niżeli ja sam o nim wiem.   23 stycznia. Całe rano w urzędzie. Żona i służba w domu krzątają się około jutrzejszego obiadu. Spotkawszy znajomego napiłem się z nim piwa i poszliśmy do Gresham College (gdziem nigdy dotychczas nie był), i widziałem, jakim' trybem tam obradują; zeszło się liczne towarzystwo bardzo czcigodnych osób. Do domu, gdzie wielki gwałt; nasz goniec z urzędu, Slater, do późna u nas, gdyż jest na jutro moim kucharzem.   24 stycznia. Cały dzień w domu. Obiadowali ze mną: sir William Batten z żoną i córką, sir William Penn, pan Fox sam, bo żona jego chora, i kapitan Cuttance. Pierwszy obiad, jaki wydałem w tym domu. Kosztował mnie około 5 funtów, i bardzośmy się weselili, jeno szkoda, że mój kominek dymi. Do łóżka — kontent, że się to już odbyło i skończyło.   25 stycznia. Całe rano w urzędzie. Obiad w domu z panem Hayterem, z którym skwitowaliśmy nasze rachunki dotycząca służby za ostatni kwartał w urzędzie. Tego wieczora przynieśli mi dwie klatki dla kanarków, które przysłał mi dzisiaj kapitan Rooth. 27 stycznia. (Niedziela. ) Zanim wstałem, przyszły do mnie listy z Portsmouth, że księżniczka już zdrowa i Milord-pożeglował z nią i z Królową wczoraj ku Francji. Do kościoła, zostawiwszy w domu żonę cierpiącą bóle miesięczne. Wróciwszy zezłościłem się na służbę, jako że bez pozwolenia żony zjedli wyborny puding pozostały z ostatniego przyjęcia. Znów do naszego kościoła, a potem do sir W. Battena, gdzie bardzo wesoło; spotkałem tam płk. Slingsby'ego (kontrolera) z żoną i córką (którem przy tej okazji pierwszy raz ujrzał), a też panią i pana Turnera, którzy tam z nami wieczerzali (sprowadziłem też moją żonę); po kolacji wzięliśmy się do ostryg, a pan Turner poszedł i przyniósł skądś gorzałki, tedy jeszcześmy się lepiej weselili i takeśmy się rozstali, i spać. Tego dnia proboszcz czytał w kościele proklamację o zachowaniu w przyszłą środę, 30 stycznia, postu, jako w rocznicę zamordowania Króla.   28 stycznia. W urzędzie całe rano; obiadowałem w domu, po obiedzie do piwiarni, gdzie była mowa o tym, że ciała Cromwella, Iretona i Bradshawa dzisiaj mają być z grobów powyjmowane; stamtąd do teatru, gdzie widziałem po raz wtóry Zgubioną damę, a tym razem lepiej mi się podobała jak wprzódy; a gdym tam siedział w tyle i w ciemnym dosyć miejscu, jakowaś pani obróciwszy się, a nie widząc mnie, splunęła niechcący na mnie; ale, postrzegłem, że była bardzo nadobna, więc nie miałem o to pretensji. Potem do pana Crewa, gdziem spotkał pana Moore'a, tedy z nim do mojego ojca i razem do piwiarni, a przyszedł tam też pan Fairbrother z Cambridge, więc z nimi na słodkie i czerwone wino „Pod Niedźwiedzia”. Pan Fairbrother nadal darzy mnie respektem i życzliwością, a powiada, że z mojego brata Jana będzie dobry szkolarz.   29 stycznia. Całe rano z panem Moore'em nad rachunkami, aż przyszedł porucznik Lambert, więc z nimi poprzez pola do Lambeth i tam popiliśmy, a był najwspanialszy ciepły dzień, aż niepodobne do wiary, że to w tej porze roku! Wieczorem u naszej sąsiadki, pani Turner, gdzie pułkownik Slingsby, sir W. Batten i pan Davis ze składów portowych w Deptford, a wszyscy z żonami; i tam siedliśmy do najprzedniejszej, małej, ale kosztownej, grzecznej kolacji, po której nader zuchwałe żarty pana Davisa i siła z nich uciechy. Kiedyśmy wychodzili, najstarszy syn pana Davisa wziął na ręce starą panią Slingsby, matkę pułkownika, i zaniósł ją do powozu, a drudzy powiadali o nim, że dźwignie i trzech najtęższych chłopa, czemu się dziwowałem.   30 stycznia. (Dzień Postu. ). Pierwszy to raz na rocznicę śmierci Króla post się obserwuje. Po kościele i obiedzie poszliśmy z sir W. Pennem na Moorefields wyborną bawiąc się rozmową przy najpiękniejszej, ciepłej pogodzie. W domu dowiedziałem się, że moja matka wróciła z Brampton, i zastałem list od mego brata Jana, bardzo zmyślny list, w którym prosi, abym pozwolił mu przyjechać na koronację. Do lady Batten, Która wróciła późno z miasta, dokąd chodziły z moją żoną patrzeć, jak ciała Olivera Cromwella, Iretona i Bradshawą były wieszane i grzebane w Tyburne.   31 stycznia. Do teatru i tam siedziałem na parterze w kompanii pięknych dam etc. Widownia była nadzwyczaj przepełniona i oglądaliśmy Argalus i Parthenia, którą sztukę po raz pierwszy wystawiono; istotnie, dobra to rzecz, acz popsuło mi ją to, że nadto wiele oczekiwałem, jak to bywa ze wszystkim w życiu. Stamtąd do rodziców odwiedzić matkę, która po podróży z Brampton dobrze się miewa. I mówi mi, że stryjence się polepszyło, ale żyć już długo nie będzie. Stryj to samo nieźle się trzyma i matka powiada, że jakby stryjna umarła, to by się jeszcze ożenił, czego nie dopuść Panie Boże.   2 lutego. Do domu, gdzie w pośpiechu gotujemy się do obiadu. Na obiad przyszli: mój wuj Wight, ciotka Wight, moi rodzice, Tomek, dr Fairbrother i nasz proboszcz Mills z żoną. Kompania była dobrana. Miasto Slatera, który nie mógł przyjść, mieliśmy obcego kucharza. Przez jakiś czas mam zamiar wstrzymać się od wydawania obiadów, ten był na długo ostatnim. Trzy obiady w ciągu dwu tygodni kosztowały mnie prawie 15 funtów.   3 lutego. Dziś po raz pierwszy zacząłem, chodzić w opończy i przy szpadzie, jak teraz jest obyczaj między szlachtą.   4 lutego. Wcześnie na Dwór Księcia, gdzie w izbie pana Coventry'ego spotkaliśmy się, wszyscy nasi z Urzędu, po czym gorące debaty w materii wypłat we flocie i jak dalece mamy się w tym wiązać z komisarzami Parlamentu; co jest ninie główną sprawą miesiąca i w której materii siła między nami przeciwnych sobie mniemań. Po naradzie — do domu, gdzie zastałem rodziców i chcieli nas mieć ze sobą na obiedzie u mojego krewnego Snowa, a my mieliśmy iść „Pod Delfina”, gdzie kapitan Taylor dla naszej braci obiad wydawał. Na koniec żona pojechała z rodzicami, a ja do tawerny, gdzie już byli sir W. Penn, kontroler Słingsby i wielu innych, panów i pań. I mieliśmy wystawny, wesoły obiad.   5 lutego. W domu pranie. Żona i ja wodą do Westminster. Ona do swojej matki, a ja do tawerny Willa, gdzie zastałem dawnych znajomych, Ashwella i Shawa, a prócz nich pewnego człeka nazwiskiem Bragrave (który znał moją matkę, gdy była praczką u lady Veere), ten zasię tak złorzeczył i klął, że zbrzydziwszy sobie jego kompanię poszedłem precz. W Westminster Hall widziałem Lorda Podskarbiego (który dzisiaj w asyście lordów i innych dostojników składał przysięgę), jak szedł do Izby Skarbowej dla objęcia swego urzędu. Do Whitehall, gdzie widziałem wystawione na widok publiczny głowy Olivera Cromwella, Iretona i Bradshawa.   7 lutego. U pana Coventry'ego debatowaliśmy nad tym samym, co trzy dni temu. Potem do lady Sandwich, a ledwo wdałem się z nią w rozmowę, Milord przybył z morza ku naszemu wielkiemu zadziwieniu. Jednego dnia obiadował w Hawrze, drugiego był na redzie Dun północnych, a przenocowawszy w Canterbury oto już dzisiejszego ranka jest w Whitehall. Wszyscy moi przyjaciele z jego w tej podróży orszaku wrócili zdrowo. Zostałem tedy u Milorda na obiedzie, a zaś z panem Shepleyem i Creedem (który bardzo wychwala piękny francuski kraj), do tawerny. Potem do urzędu, gdzie wygotowaliśmy list do komisarzy Parlamentu. Do sir W. Battena, z którym długa rozmowa, do domu i po przepisaniu na czysto naszego listu, spać.   9 lutego. Nie zastawszy rano Milorda, z Creedem i panem Blackburne'em do Reńskiej Winiarni. Powiedziałem panu Blackburne'owi, że Will Hewer dużo czasu daremnie traci, tedy obiecał udzielić mu dobrej rady i napomnienia. Potem z Creedem i jego dwoma przyjaciółmi do gospody na obiad, a stamtąd do teatru na Szalonego kochanka, pierwszy raz to widziałem i dosyć mi się podobało.   10 lutego. (Niedziela. ) Brałem lekarstwo na przeczyszczenie i cały dzień spędziłem, Boże odpuść, na czytaniu francuskich, opowiastek. Wieczorem mieliśmy uciechę rozmawiając z żoną, jak to pojedziemy do Francji, co mam nadzieję, ziści się tego lata.   12 lutego. Powozem do teatru i tam widziałem Hardą damę, gdzie główna rola grana teraz przez kobietę (panią Marshall), przez co sztuka wydała mi się o wiele lepsza niż kiedykolwiek przedtem.   13 lutego. Wieczorem u sir W. Battena wybieraliśmy sobie kawalerów i damy na jutrzejszego św. Walentego. Moja żona wybrała mnie, co bardzo mnie pogłaskało po sercu; lady Batten — sir W. Penna etc.   14 lutego. Wstałem rano i do sir W. Battena, alem nie chciał wejść, póki nie spytał, czy ów, co drzwi otwiera, mężem jest albo niewiastą. Mingo, Murzynek sir W. Battena, odpowiedział: „niewiastą”, z czegom się naśmiał; a gdy otworzył, wybrałem na moją damę pannę Martę Batten (com uczynił jeno dla uprzejmości), a zaś sir W. Batten tą samą manierą poszedł do mojej żony. I tak weseląc się, około 10 godziny w licznej kompanii popłynęliśmy łodzią naszego Urzędu do Deptford, a stamtąd do Woolwich i na pokład „Rogacza”, gdzie kapitan Browne przyjął nas zacnym obiadem; pierwszy to raz moja żona i mój pacholik Wayneman byli na pokładzie okrętu. Wiele było uciechy, wszystko się dobrze powiodło i łodzią wróciliśmy do domu. Gadką całego miasta jest ninie, kogo Król będzie chciał mieć Królową i czy wielki post będzie przestrzegany, jak to proklamacja królewska zaleca; wszyscy myślą, że nie, bo ryby są za drogie dla biedaków.   18 lutego. Całe rano w urzędzie, a potem obiad w domu, dobry obiad i tylko ja sam z żoną, co rzadko bywa. Po południu z żoną i panną Martą Batten, moją damą „Walentyną”, do Giełdy i tam kupiłem jej jedną parę haftowanych a sześć par gładkich białych rękawiczek, na co wyłożyłem 40 szylingów! Wieczorem cała nasza kompania do nas i podałem im reńskiego wina z cukrem, tośmy je pili do późna w noc, a potem spać. Wiele gadają o tym, że Król jest już jakoby żonaty z siostrzenicą księcia de Ligne i że ma z nią dwu synów, co mi niemiło słyszeć, ale już bym to wolał, niż gdyby korona miała przejść na księcia Yorku i jego potomstwo, jako że jest on jawnym przyjacielem katolików.   22 lutego. Całe rano w urzędzie. W południe z żoną i Połą u moich rodziców na obiedzie, a po obiedzie przyszła Teo Turner, więc z nią do jej matki, której przez moją wielką niedbałość już od pół roku nie widziałem, ale ona, zacna kobieta, nie będzie mi o to krzywa. Wieczorem żona poszła do sir W. Batteną i bawiła tam chwilę, ile że przysłał jej wczoraj sześć par rękawiczek i parę jedwabnych pończoch tudzież podwiązek, jako swej damie w darze.   23 lutego. Dzień moich urodzin, 28 lat! Wodą do Whitehall, a po drodze u ławnika Backwella spotkałem pana Hartliba, który mnie zaprosił na szklankę reńskiego wina. Jest on w tym samym zuchwałym i zgryźliwym usposobieniu, w jakim był zawsze i będzie wiecznie. Do teatru, gdzie widziałem Odmieńca, granego pierwszy raz od dwudziestu lat, a rzecz bardzo chwyta za serce. Przy pochodni do domu i trochę poczytawszy — do łóżka. I tak oto dwadzieścia osiem lat, jak się urodziłem, i chwała Bogu jestem w zupełności zadowolony i mam wielką nadzieję, że będzie mi się szczęściło we wszystkim, tak mnie, jak moim przyjaciołom.   26 lutego. (Zapustny wtorek. ) Żonę zostawiłem w łóżku niedysponowaną jak zawsze, gdy ma swój czas, a ja sam do pani Turner, którą zastałem, jak z Teo i z Joyce Nortonówną smażyły pączki. Tedy do pana Crewa, któremu zaniosłem Dykcjonarz Cotgrave'a dla lady Jemimy, a zaś z panem Moore'em do mego krewnego Tomasza Pepysa, tokarza. Nie było go w domu i mówiłem tylko z jego żoną, alem nic nie rzekł o sprawie, z którąśmy przyszli, a która jest, aby pożyczył Milordowi 1000 funtów. I znów do pani Turner, gdzie zebrało się na obiad siła ich przyjaciół, z. których niewielu znałem. Wesołość była wielka i pączki najlepsze ze wszystkich, jakiem jadł w moim życiu.   27 lutego. Jedliśmy ryby, jako że to pierwszy dzień wielkiego postu; będę próbował, czy potrafię go zachować albo nie. Tego dnia komisarze Parlamentu zaczęli wypłaty marynarzom, na pierwszy ogień wziąwszy okręt „Efempshire”; a wypłacali nie w porcie, jeno w Ratuszu, albowiem strach im było wyjechać za miasto i znaleźć się w mocy marynarzy, którzy okrutnie na nich wrą. 28 lutego. Mimo mego postanowienia, żeby pościć, z racji braku innych, wiktuałów jadłem dziś mięso, ale postaram się jeść go tak mało, jak tylko to będzie możliwe. Tego miesiąca mówi się o dwu rzeczach sekretnych i niektórym tylko wiadomych: pierwsza, to — z kim się Król ożeni, a druga — jakie jest przeznaczenie gromadzonej przez nas i kierowanej na południe floty. Większość myśli, że to przeciw Algerowi albo przeciw Turkom, albo na Wschodnie Indie przeciw Holendrom, którzy tam wielką flotę wystawili.   1 marca. Całe rano w urzędzie. Obiad w domu z panem Shepleyem i Tomem Hayterem; jedliśmy tylko ryby. Po obiedzie miałem poufną rozmowę z Shepleyem o Milorda nagłych zamiarach wyjazdu na wieś, a z jakiej racji, to nic nie wiemy. Boimy się, że przyjdzie mu wyruszyć z ową flotą, teraz przysposabianą. Potem do teatru i oglądałem Niewolnika, wyborna sztuka i dobrze grana; ale nad wszystko, co kiedykolwiek widziałem, to Betterton grający znamienicie niewolnika.   2 marca. Po obiedzie poszedłem do teatru, gdzie zastałem tak mało ludzi (nie wiem, z jakiej przyczyny), żem wyszedł i udałem się do Salisbury Court, gdzie teatr był pełen i grali nową sztukę Maska królowej, w której sporo dobrego humoru. Ale co najbardziej było dziwne, to widzieć maluczkie pacholę w roli Kupidyna, która jest jedną ze znaczniejszych ról tej sztuki.   4 marca. Milord wyjechał dziś w ową podróż do Hinchingbroke; a jej głównym celem okazało się zlustrować wielkie dzieło budowy nowego pałacu i postanowić, jaką manierą ma ten dom być wzniesiony. Całe rano w urzędzie, potem w Whitehall u pana Coventry'ego w sprawach służby. Z panem Moore'em przy kuflu piwa długie gawędy, a wieczorem do późna siedziałem na rozmowie z sir W. Battenem. 5 marca. Obiadowałem u Milady, a potem wiele i bardzo mile z nią rozmawialiśmy, a moja estyma dla Milorda i dla niej urasta coraz to wyżej. Stamtąd do ojców Bowyerów, gdzie zostawiłem żonę, a sam do komisarzy Parlamentu. Tam poczyniłem pewne kroki dla wydobycia jutro przy wypłacie na okręcie „Karol” pieniędzy należnych Milordowi; ale w wielkim byłem pomieszaniu widząc, jak się ci komisarze wysoko noszą, acz po prawdzie nikt o nich wiele nie dba. Potem do urzędu, gdzie z oboma sir Williamami oszacowaliśmy płace urzędników Marynarki, nad czym do 10 godziny wieczór. Do domu i mając głowę pełną myśli o tym, skąd wziąć trochę podręcznych pieniędzy, zjadłem tylko kromkę chleba z serem i spać.   7 marca. Tego ranka obaj sir Williamowie pojechali do Woolwich celem przedaży zależałego prowiantu z naszych składów. Ja do Whitehall i tędy owędy goniąc za mnóstwem spraw. Po obiedzie z panem Moore'em do Ratusza popatrzeć, jak wypłacają marynarzom, aleśmy nie mogli się docisnąć. Więc ku domowi, a spotkawszy Spicera, Dicka Vinesa i paru innych z mojej dawnej kompanii z nimi na piwo i strojąc błazeństwa siedzieliśmy w piwiarni do późna. W domu spotkałem się ze złą wieścią, że moje nadzieje wydostania troszki pieniędzy z okrętu „Karol” spaliły na panewce wskutek przewrotności pana Waitha, co mnie tak zgryzło, że nie mogłem spać w nocy. Ale napisałem do niego list, żeby dla mnie bodaj pieniądze wyciągnął, a tak myślę, że poskromię go dobrym słowem.   8 marca. Całe rano w urzędzie. W południe sir W. Batten, Slingsby i ja powozem do Tower, do sir Johna Robinsona (komendanta więzienia w Tower) na obiad, gdzie bardzo wesoło. Kompania z wysoko postawionych osób, m. in. księżna Albemarle (żona Monka), która, jest tą, co zawsze, rubaszną kwoką. Po obiedzie piliśmy tęgo. Skoro zaś panie wyszły, znów siedliśmy do picia i tak aż do późna. Byłem bardzo rad, że mnie dopuścili do tak znakomitej kompanii, podczas gdy pan Mount, ochmistrz księżnej, któregom rozumiał we wszystkich względach wyższym ode mnie, stał tylko wedle stołu i usługiwał. 9 marca. Do Milorda, który dopiero co przybył z Hinchingbroke i stryja mego widział w dobrym zdrowiu, ale stryj nie pono niewiele życia zostało. Jadłem z Milordem obiad, a zaś wziął mnie na stronę i pytał, co mówią o małżeństwie Króla. Na co gdym odpowiedział jaka człowiek o niczym nie wiedzący, przestał się dopytywać. Ale postrzegam, że jest w tym coś, co się niebawem wykluje, a o czym świat jeszcze nie wie.   11 marca. Całe rano w urzędzie, a obiadowałem w domu z moim ojcem i drem Tomaszem Pepysem, ale lichy mieliśmy obiad, bo żony nie było w domu. Po obiedzie do teatru na Maskę królowej. Wieczorem żona wróciła do domu, a między innymi La Roche wstawił jej nowe zęby, w samej rzeczy dość piękne i bardzo byłem z tego rad.   13 marca. Wstałem wcześnie i wziąłem się do księgi Gramatyka i dykcjonarz marynarza, którą niedawno kupiłem i bardzo rad ją czytam.   16 marca. Wcześnie u sir W. Penna, gdzie w przytomności pana Turnera (pisarza w naszym urzędzie) ugodziliśmy się z nim w materii objęcia przeze mnie dozoru nad dostawami drobnego prowiantu (o które miejsce prosiłem pana Coventry'ego parę dni temu) dzieląc rzecz między siebie tak, że rachunki, będą szły przez moje ręce, a on będzie miał nadzór nad nimi. Do Milorda na obiad, a potem do teatru na sztukę Hiszpański wikary, z której mało miałem ukontentowania. Do domu, i bardzo byłem zły, że Will Hewer jeszcze nie wrócił; tedy wcześniej się położyłem z rezolucją, że go nie wpuszczę do domu, ale po małym czasie przyszedł i wpuściłem go; powiedział mi, że pomagał w Ratuszu wypłacać marynarzom i późno zamknęli księgi, co potem dowiedziałem się, że było prawdą.   18 marca. Tego ranka sir W. Batten wyjechał do Rochester, gdzie spodziewa się być wybranym do Parlamentu. Całe rano w urzędzie, obiadowałem w domu i z żoną do Westminster, gdzie miałem sprawę do komisarzy wypłaty wedle jurgieltu należnego Milordowi; a żona poszła do pani Hunt, ja zasię wstępowałem, tu i ówdzie, bym się coś przewiedział o panu BarlowieV mniemając, że posłyszę, iż umarł, alem nie tego się dowiedział, raczej wcale na odwrót. Na kolację do lady Batten i do domu. Ambasador Florencji wjeżdżał dzisiaj szumnie do miasta. Uczyniono mi nadzieję, że pani Davis, co drzwi mi na dach zaparła, ma się od nas wynosić, jako że mężowi jej w Irlandii miejsce się dostało. Wczoraj gadano w mieście, że księżniczka Henrieta za księcia d'Anjou we Francji za mąż idzie.. Tego dnia przeczytałem w gazecie, że Eoger Pepys został wybrany do Parlamentu z miasta Cambridge. Położyłem się z umysłem pełnym spraw, od których w alterację popadłem, i widzę, że stawam się bardziej owładnięty myślami nad przysporzeniem grosza, niż byłem kiedykolwiek do tego czasu.   20 marca. Wielkie gadanie o dziwnych wyborach z miasta Londynu do Parlamentu; wybrano ludzi nie już dalekich od Kościoła episkopalnego, ale wręcz anabaptystów; i wybrano ich z ogromnym zapałem wbrew partii przeciwnej, co się tak silną rozumiała, i krzycząc: „Precz z biskupami! Precz z biskupimi lordami!” Ludzie się boją, że może przyjść do czego gorszego, bo to będzie przykład dla całego kraju, by naśladował stolicę. I w samej rzeczy biskupi są tak pyszni, że mało kto im sprzyja.   21 marca. Wstałem bardzo wcześnie i do pracy w moim gabinecie; w południe do Milorda, gdzie jadłem obiad, a potem z Milordem i z Creedem śpiewaliśmy i muzykowali spory kęs czasu. Stamtąd wodą do domu i tęgo pracowałem aż do wieczora pisząc listy i porządek czyniąc w papierach. Kiedym szedł już do łóżka, sir W. Penn przysłał z życzeniem, abym jutro rano wyjechał z nim na spotkanie sir W. Battena wracającego z Rochester.   22 marca. O ósmej rano ja z żoną konno, a lady Batten z dwiema córkami i sir W. Penn powozem, wyjechaliśmy przez Londyński Most do Dartford. Dzień bardzo przyjemny, acz droga zła. Napotkaliśmy sir W. Battena z kompanią tych, co mu asystowali w czasie wyborów; siedliśmy tedy weseli do obiadu. O 5 po południu ruszyliśmy z powrotem i całą drogę odbywaliśmy w wielkim weselu. W Deptford wyjechało nam naprzeciw jeszcze sporo przyjaciół z żonami, tedy razem do sir Battena i tam wieczerzaliśmy świętując jego wybór na deputowanego i wreszcie spać, a głowa mnie okrutnie bolała od wypitego dzisiaj wina.   23 marca. Spotkałem „Pod Mitrą” mojego wuja Wighta i podpułkownika Barona, którzy mi powiedzieli, że Crofton, wielki minister prezbiteriański, co kazał przeciw biskupom, zatrzymany i w Tower zamknięty. Co jednym się podoba, a innym bardzo nie.   25 marca. (N. Marii Panny. ) Nająłem robotników, żeby mi sporządzili nowe schody w domu. Będę miał z tym niewygody na jakie dwa miesiące. Państwo Turner w wielkiej gorączce, jak znaleźć miejsce, z którego moglibyśmy oglądać koronację Króla. Z kapitanem Ferrersem wodą do Salisbury Court i widziałem część sztuki Maska królowej. Wracając nająłem chłopca z latarnią i świecił mi aż do domu, a po drodze miałem z nim dyskurs o szmatach, które zbiera i za które może zarobić na dzień około 9 pensów; i dużośmy gadali z nim, jakie są ku temu drogi albo sposoby, iżby ubogie dzieci mogły uczciwie zarobić na życie.   26 marca. Wstałem wcześnie i do roboty w moim gabinecie. To dziś mój wielki dzień, w którym trzy lata temu krajali mnie na kamień, i chwała Bogu, jak dotąd wolny jestem od tej choroby. Całe rano w domu, doglądałem robotników budujących mi schody ku mojemu wielkiemu zadowoleniu. W południe koczem do rodziców, gdzie byli już: moja żona, pani Turner i jej córka Teo, pan Pierce, chirurg, z żoną, Joyce Norton i paru jeszcze przyjaciół. Tedy do obiadu z wielkim weselem, a zwłaszcza z racji pani Turner, która jako przy Wielkim Poście nie jadła mięsa, a było siła dobrego mięsiwa, na które ona i Teo ślinkę tylko łykały. Po obiedzie pan Pierce i ja z naszymi żonami do teatru i oglądaliśmy Niewolnika cudnie wystawionego. 27 marca. Wstałem wcześnie, aby wejrzeć na moich robotników przy pracy. Przyszedł mój brat Tomek, tedy rozejrzawszy się w mojej odzieży, podarowałem mu strój z czarnego sukna, kapelusz i trzewiki. W południe zerwano stare schody, tak że do mego pokoju mogłem się dostać jeno po drabinie. Na obiad do gospody „Pod Delfinem”, który fundował pan Harris; byli więc obaj panowie Williamowie (Batten i Penn), lady Batten i jej dwie córki oraz parę innych osób; siedzieliśmy tam do 11 wieczór weseląc się niepomału; z tego wesela jąłem śpiewać i grać na skrzypcach, a na koniec nuż tańcować; pierwszy to raz w życiu zdarzyło mi się tańczyć, aż się sam sobie dziwowałem.   28 marca. Od rana przy moich robotnikach, a zaś z Creedem do sir Roberta Slingsby'ego (któremu od niewiela dni ten tytuł się należy, jako że został baronetem) i siedzieliśmy nad rachunkami, a potem do mego krewnego Tomasza Pepysa, tokarza, pożyczyć 1000 funtów dla Milorda, na którą propozycję jutro miał będę odpowiedź.   29 marca. Do urzędu, gdziem się dowiedział, że sir W. Penn wysłany do Chatham, iżby nakazał dwu wielkim okrętom stać w gotowości dla wyruszenia ku Indiom Wschodnim w jakowychś zamiarach przeciw Holendrom uknutych, ale to jest jeszcze rzecz bardzo sekretna. Potem do sir W. Battena, gdzie liczna kompania na obiedzie, i przyniesiono listy o niezwłocznym przysposobieniu jeszcze dwu okrętów i wyprawieniu ich do Indii Wschodnich; tedyśmy natychmiast wygotowali rozkazy dla okrętów „Hampshire” i „Nonsuch”.   30 marca. W urzędzie zeszliśmy się z sir W. Riderem wedle zaprowiantowania tych dwu okrętów, co je ku Indiom wyprawiamy. Potem do Tomasza Pepysa, który obiecał pożyczyć Milordowi 1000 funtów za jego podpisem a mojego stryja Roberta i moim poręczeniem. Tedy do Milorda, który nie mieszkając podpisał oblig, i ja go podpisałem, a zaś wysłałem list i oblig do mego stryja, by go dla Milorda podpisał. 1 kwietnia. Tego dnia zaczyna się moja na ten miesiąc służba w Kancelarii Małej Pieczęci. Więc po obiedzie do tawerny „Pod Kozłem” na spotkanie z drem Castle'em, z którym wypiliśmy kwaterkę wina i pogadaliśmy o sprawach Kancelarii Małej Pieczęci. Potem do owejże Kancelarii, gdzie zastałem pana Moore'a, ale żadnych spraw jeszcze nie było. Tedy do rodziców, gdziem zastał ojca i matkę powaśnionych o dziewkę służebną, więc siedziałem tam do 10 wieczór perswadując matce, by się opamiętała, i przymówiłem jej grubymi słowy, czegom potem żałował, ale matka, nieboga, bardzo się robi zrzędna. Zostawiwszy ich tak skłóconymi, jak byli, poszedłem do domu przy pięknym świetle księżyca.   2 kwietnia. Wcześnie z moimi robotnikami, a potem z żoną i Połą do rodziców, jako że chcę je tam zostawić do czasu, póki roboty w moim domu nie będą ukończone. Matkę zastałem samą i płaczącą nad moimi wczoraj gniewnymi do niej słowy. Tak ją też zostawiłem i zabrałem żonę koczem ku Charing Cross, skąd poszła do swojej matki, pono coś słabującej. Sam ząsię do Milorda, gdzie obiadowałem z Milady, a gdyśmy już skończyli, przyszedł Ned Pickering z Milordem; i otóż w domu nie zostało ni ździebka mięsa, bo służba wszystko zjadła, co Milorda wprawiło w gniew; aleć na koniec coś im tam przyrządzili. Potem do Kancelarii królewskiej, gdzie kilka spraw się pieczętowało. Stamtąd do teatru na sztukę Mały złodziej, bardzo wesoła i wdzięczna rzecz, a owo małe pacholę dobrze gra swoją rolę. Z teatru do traktierni „Pod Delfinem”, gdzie sir W. Batten, Penn i cała kompania. I dziwno było, jak ci ludzie, w innych okolicznościach rozumni, przy pijatyce drwią ze siebie i wypominają jedni drugim ich dawniejszą kondycję, ażem się wstydził patrząc na to. Lecz rozeszli się w dobrej komitywie, wypiwszy niemało wina. Do domu i samotny położyłem się spać.   3 kwietnia. Wstałem i byłem przy moich robotnikach; głowa żonie cały dzień bolała po wczorajszej hulance. Do południa w urzędzie, obiad z sir Bąttenem i Pennem, który na bolenie głowy po wczorajszym radził mi wypić czarkę słodkiego wina, co mi się. zdało dziwne, a bodaj, czy nie miał racji.   7 kwietnia. Do Whitehall i tam spotkałem dr Williama Fullera z Twickenham, który tylko co wrócił z Irlandii; zabrałem go do Milorda, gdzieśmy obiadowali; zdał mu sprawę o stosunkach, w Irlandii, jak tam Fanatycy połączyli się z prezbiterianami (przeciw Kościołowi anglikańskiemu) i wypuścili deklarację pod wspólną nazwą Fanatyków. Do sir W. Battena, z którym postanowiliśmy podróż do Chatłiam na jutro.   8 kwietnia. Około 8 rano siedliśmy do łodzi w Tower: sir W. Batten i jego żona, pani Turner, pan Fowler i ja. Obiadowaliśmy w Gravesend, stamtąd do Rochester — starsi koczem, a ja i pan Fowler konno w kompanii tych, co nas przybyli spotkać. W Rochester popasaliśmy popijając i zagryzając wielką mnogością różnych serów. A zaś do Chatham, do Hillhouse, gdzieśmy wieczerzali wesoło; i późno spać. Dopieroż sir W. Batten jął opowiadać, że Edgeborrow, jego poprzednik, umarł w pokoju, gdzie mam spać, i że w nim chodzi, czym napędził mi trochę strachu, nie tyle przecie, iłem udawał — dla śmiechu — że się boję.   9 kwietnia. Spałem dobrze do trzeciej nade dniem, o której zbudziwszy się zoczyłem oświeconą księżycem poduszkę, com ją był zrzucił, a nie wiedząc zrazu, co by to było, trochę się zląkłem, alem wnet zasnął i spałem do ranka, o którym przyniesiono mi świecę i rozpalono ogień; i ogółem wielka to była dla mnie radość widzieć, z jakim respektem wszyscy mnie honorują; i zda mi się, że już lepiej rozumiem, jak takie względy przyjmować, bo zrazu, tom ani wiedział, co z sobą w takiej okoliczności począć. Sir William i ja koczem do stoczni, gdzieśmy zlustrowali wszystkie składy portowe; a zaś z powrotem na dobry obiad, gdzie między gośćmi pewien pan Hempson z żoną, wdzięczną niewiastą, która po łacinie gada, i pan Allen z dwiema córkami; obie słusznego wzrostu, a młodsza bardzo piękna, żem nie zdzierżał i za kochałem się w niej po uszy, a krom innych powabów ma też najcudniejszą rękę, jaką kiedykolwiek w życiu widziałem:   10 kwietnia. Rano lustrowaliśmy stocznie. Pan Pett bardzo nas tam uprzejmie przyjmował, a pani. Batten podarował papugę. Czarny pacholik sir Battena, Mingo, zaraz przez nią poznany, jako że się z nim dawniej w jednym domu chowała; i gadać umie ten ptak, żem nigdy czegoś podobnego nie widział. Potem oglądaliśmy dom komisarza Petta, bardzo we wszystkich rzeczach i schludny, i bogaty, i w najcudniejszym ogrodzie; potem oglądaliśmy jeszcze w sroczni okręt „Książę”, na którym kabina wykładana bogato rzeźbionym drzewem. Stamtąd wróciliśmy na lekki obiad i do Rochester, gdzie oglądaliśmy tameczną katedrę i próbowali organów. Za czym do tawerny „Pozdrowienie”, dokąd przyszło wielu z miasta, i przyjmowali nas winem i ostrygami, i innymi rzeczami, a wnet przybył tam do nas sir John Minnes jadący do Londynu, aby obejrzeć okręt „Henryk”, na którym zamierza wyruszyć do Cieśniny. Wiele uciechy i żartów, tylko ja trochę niecierpliwy, że się zasiadujemy, a mnie było spieszno do państwa Hempson, gdziem miał widzieć pannę Rebekę Allen. Na koniec wyruszyliśmy i dom zastaliśmy cudny, i rzadkiej wartości sprzęty, tylko dojście do domu złe, co wielką jest wadą i najlepszego domu. Sprowadzili dla mnie dwu skrzypków i altowiolistę, który sam nieźle grał, ale skoro zaczęli grać razem, tom podlejszej muzyki w życiu nie słyszał. Kolacja była przednia, lecz małom zażył przyjemności, tak z racji złej muzyki jak z przyczyny gwałtowności mojego myślenia o pannie Rebece Allen. Kiedyśmy zjedli, panie nuż pląsać i mnie też zmusili do tańcowania. Panna Rebeka tańcuje bardzo dobrze i zdaje się być najmilszego humoru niewiastą, jaką w życiu widziałem. Około dziewiątej wieczór sir W. Batten i jego żona poszli sobie, a my dopieroż dalej tańcować i tak jeszcze godzinę albo dwie, aż znużywszy się, z wielką uciechą i weselem do domu; ja prowadziłem pannę Rebekę, która zdała się, nie wiem z jakiej racji, bardzo mi życzliwą i we wszystkich rzeczach okazywała mi wszelkie względy. Po drodze kazała mi śpiewać, com też czynił ku wielkiemu wszystkich zadowoleniu. Więc jeszcze do kapitana Allena (któregom wczoraj słyszał pięknie grającym na szpinecie i znajduję go doskonałym w, tej sztuce) i tam nie mając ochoty rozstać się z panną Rebeką dokazałem rozmową i śpiewami (jej ojciec ze mną), że i pani Turner, i ja siedzieliśmy tam do drugiej nad ranem i było niezwykle wesoło, i miałem sposobność wiele razy całować pannę Rebekę.   11 kwietnia. O drugiej nad ranem wróciliśmy do naszej kwatery i do łóżka, i spałem do siódmej, o której godzinie sir W. Bat-ten obudził mnie, więc wstałem i ułatwiwszy jeszcze kilka spraw urzędu tyczących, pożegnaliśmy się z kapitanem Allenem i prześpiewali kilka pieśni, z których najucieszniejsza była: „Jedź i daj się powiesić, i bywaj, bywaj zdrów!” Przyszły też młode panie i nacieszyłem się jeszcze moją panną Rebeką, a o dziewiątej po śniadaniu wyruszyliśmy do Londynu; i w rzeczy bardzom był poruszony rozstając się z panną Rebeką, co niech mi Bóg odpuści. Popasaliśmy w Dartford, a stamtąd już prosto do Londynu. Ze wszystkich podróży, jakiem kiedykolwiek przedsiębrał, ta była najweselsza, a i ja dziwnie byłem skłonny do radowania się! Posłałem do rodziców dowiedzieć się, co z żoną; ma się dobrze, mój brat Jan przyjechał z Cambridge.   12 kwietnia. W domu z moimi robotnikami. Obiad u sir W. Battena, obiad rybny, bo to Wielki Piątek. Za czym do Miasta i oglądałem, jak wielkie przygotowania czynione są powszędy na dzień koronacji. Do domu, gdzie kiedy pisałem ten dziennik, przyniesiono mi zaproszenie na pogrzeb kapitana Roberta Blake'a, o którego śmierć wielcem żałosny i bardzo się jej dziwuję, bo nie znałem człowieka, co by miał takie podobieństwo długiego życia jak on.   13 kwietnia. Do Whitehall wodą; lądując przy Tower nie mogliśmy przejść zwyczajną drogą z racji naprawiania wielkich kamiennych schodów na dzień koronacji. Spotkawszy Milorda i księcia Yorku, z nimi do sali bankietowej, gdziem widział wielkanocne kajanie się Króla, co czynił z wielką powagą; mnie zasię zdało się to szpetnym obrzędem i prostackim. 14 kwietnia. (Wielkanoc. ) Rano w kościele na Ludgate słyszałem wielebnego Jacomba, który kazał do słów: „Chrystus miłował nas, przeto miłujmy jedni drugich”, i wygłosił bardzo nędzne kazanie na modłę prezbiteriańską. Po południu w Tempie słuchałem dr Griffitha, dobre kazanie, odpowiednie na ten dzień. Stamtąd do Milorda, który mówił ze mną o swym zamyśle, aby pan Moore sprowadził się do niego i zarządzał jego domem na czas wyprawy Milorda na morze. Co mu obiecałem sprawić i wnet pogadałem z panem Moore'em, który chętnie weźmie to na się. Potem do ojca, gdzie po kolacji poróżniwszy się nieco z żoną wyszedłem” zasępiony, aż ci ona, biedne stworzenie, pobiegła za mną w ciemność i deszcz i szła za mną aż do Fleet Bridge, by mnie nawrócić, tedym się wrócił i spałem u ojca z żoną pierwszy raz od ośmiu albo dziesięciu dni.   16 kwietnia. Z panem Coventrym do Deptford, gdzie oglądaliśmy nowy jacht spacerowy, który komisarz Pett wybudował dla Króla; nie ma co mówić, piękna sztuka! Stamtąd do mieszkania komisarza Petta i tam dobre śniadanie, a po małym czasie przybyli z Walthamstow obaj sir Williamowie, siedliśmy tedy i rozpatrzyli siła publicznych spraw dotyczących przysposobienia onej floty, co ma iść na morską wyprawę. Z tym się uporawszy, do tawerny „Pod Globem” na dobry obiad, a potem łodzią do domu. Po drodze prosili mnie, bym śpiewał, czemu zadość uczyniwszy — z panem Coventrym do sir W. Battena, tam sporo czasu na rozmowie z nim, a zaś do moich rodziców i spać poszedłem z żoną.   17 kwietnia. Oglądałem łuki tryumfalne, bez mała już gotowe, i malowidła z wyobrażeniem okrętów i innych rzeczy, przed gmachem Kompanii Wschodnio-Indyjskiej wystawione. Przybył z Chatham pan Allen, którego wziąłem pod „Mitrę” i piliśmy tara z nim. Jego córki przybędą jutro do Miasta, lecz nie wiem, czy będę mógł je widzieć. Stamtąd wedle umowy „Pod Delfina”, gdzie spotkałem obu sir Williamów i pana Castle'a, których ugościłem baryłką ostryg i dwoma homarami, weseląc się z nimi. I wieleśmy gadali o tym, że pan Warren, kupiec drzewny, dostąpił nobilitacji z tytułem sir. przeciw czemu sir W. Batten bardzo czegoś powstawał.   19 kwietnia. W domu z moimi robotnikami, potem do urzędu. Obiad u sir Battena i do domu, dokąd przyszedł sir W. Warren tedy z nim, z Shepleyem i Moore'em „Pod Mitrę” i tam zamknęliśmy z sir Warrenem rachunki za deski, którem od niego brał dla Milorda na budowę pałacu w Hinchingbroke. Kiedy sir Warren poszedł, siedzieliśmy jeszcze kęs czasu bawiąc się rozmową, a potem rozstaliśmy się, a błoto było tego dnia takie, że nie mogłem pójść do Whitehall, żeby widzieć Króla nadającego kilku panom Order Łaźni, czego bardzo żałuję. Do domu, gdzie czas jakiś czekałem na Willa Hewera (któregom był już złajał za przesiadywanie poza domem), a kiedy wrócił, wyszedłem i wodą do rodziców. Tam wieczerzałem i do łóżka z żoną.   20 kwietnia. Przyszedł Will Hewer z wiadomością, że książę Yorku wzywa mnie razem z innymi wyższymi urzędnikami do siebie. Więc wodą do pana Coventry'ego, u którego czekaliśmy, aż się wszyscy zbiorą. A zaś do Księcia i widzieliśmy, jak się odziewał, a w swoim nocnym stroju zdaje się wcale pospolitym człowiekiem. Książę powiedział nam, że gromadzona flota przeznaczona jest na wyprawę do Algeru, tedy radziliśmy o jej wyekwipowaniu, a potem poszliśmy do Whitehall i widzieliśmy, jak w sali biesiadnej Król nadawał Kanclerzowi tytuł para Anglii, a panu Crew i kilku innym — tytuły baronów. Potem do Cockpit, dzięki uprzejmości pewnego pana Bowmana dostaliśmy się do Królewskiego Teatru. Widzieliśmy Króla, księcia i księżnę Yorku, która jest gładką niewiastą i podobna swej matce, kanclerzynie. Oglądaliśmy Wesołego porucznika granego przed Królem, ale dość licho. Lecz z przyjemnością oglądałem tyle tak pięknych dam i najpiękniejszą z nich panią Palmer, wobec której Król zdradza się z wielkiej między nimi poufałości. 21 kwietnia. (Niedziela. ) Rano do ojca, gdzie dowiedziałem się, że owa dziewka, o którą się rodzice powaśnili, odeszła i mają nową z matki wyboru, a która ojcu się nie podoba; tedy znów będzie o to zwada między matką i ojcem.   22 kwietnia. Dziś oglądaliśmy uroczysty wjazd Króla z Tower do Whitehall. Wstałem wcześnie i wystroiłem się tak pięknie, jak tylko mogłem. Kiedy byłem gotów, poszliśmy z sir W. Battenem i sir W. Pennem tudzież ich rodzinami do domu pana Younga; tam dano dla nas samych dobrą komnatkę, wino i smaczne ciasto i wszystkośmy doskonale stamtąd widzieli. Ale nie podobna opisać wszystkich świetności tego dnia w strojach jeźdźców, koniach i w przybraniu rumaków. Zwłaszcza hafty i diamenty lorda Sandwicha wyróżniały się pośród innych. Wspaniały był widok jadących kawalerów Orderu Łaźni. Wszyscy uważali dwu ludzi przedstawiających Normandię i Akwitanię. Biskupi jechali tuż za baronami, co mi daje do myślenia, że w najbliższym Parlamencie zostaną powołani do Izby Lordów. Książę Albemarle jechał z odkrytą głową prowadząc luzem drugiego konia, jako że jest koniuszym Dworu, Król w niezwykle bogato haftowanym stroju wyglądał bardzo dostojnie. Ulice były wyżwirowane, a domy przystrojone wywieszonymi kobiercami, co przedni dawało widok, a ze wszystkich okien wychylały się damy. Złoto i srebro tak olśniewało, że na koniec nie mogliśmy patrzeć, bo nam się oczy pomęczyły. Król i książę Yorku skinęli ku nam zobaczywszy nas w oknie. Wieczorem wodą do Milorda. Opowiadał mi o swym: stroju, który uszyto mu we Francji i kosztuje go 200 funtów, a bardzo jest bogato haftowany.   23 kwietnia. (Dzień koronacji. ) Około 4 wstałem i do Opactwa, gdzie ochmistrz Dworu ze swą kompanią u wejścia. Jeden z jego ludzi, pan Cooper, był tyle uprzejmy, że dał mi miejsce na ławach wzniesionych kształtem rusztowania pod północną ścianą Opactwa, gdzie z wielką cierpliwością siedziałem od 4 do 11, o której nadszedł Król. I wielka to była radość widzieć kościół cały wyłożony purpurą i tron z podnóżkiem, i tylu dostojników odzianych w czerwień. Na koniec weszli dziekan i kanonicy Westminsteru z biskupami w złocistych kapach, a za nimi wraz panowie i posłowie w swych togach poselskich, co było najwspanialszym widokiem. Za czym Książę i Król, a przed nim berło, miecz, jabłko i korona niesione przez lorda Sandwicha. Król w długiej szacie, z gołą głową, co było bardzo cudnie. A kiedy wszyscy zajęli miejsca, odbyło się nabożeństwo i kazanie. Potem przy wielkim ołtarzu Król poddał się wszystkim ceremoniom koronacji, czego ku mojemu wielkiemu żalowi ani ja, ani drudzy w kościele nie mogliśmy z naszych miejsc widzieć. Skoro tylko Królowi włożono koronę na głowę, wielki krzyk poszedł po kościele, a zaś Król wstąpił na tron i przysięgał na to, co mu było czytane przez arcybiskupa Canterbury; i wnet panowie i biskupi (okrywszy głowy, jak tylko Króla ukoronowano) poprzyklękali, a herold obwołał na trzy strony, że jest-li, kto by zaprzeczył Karolowi Stuartowi prawa do tronu Anglii, niechaj wystąpi i mówi. Potem Akt o Powszechnym Przebaczeniu czytany był przez Lorda Kanclerza. A taka wrzawa była, że muzyki zgoła nie mogłem dosłyszeć i w rzeczy dla wszystkich ona przepadła. Wyszedłem przed końcem wszystkich ceremonii i dalejże oglądać drogę z Opactwa do Westminster Hall; a była wysłana, błękitnym suknem i rusztowania z ławami wystawione z obu stron dla ludu, którego zgromadziło się z dziesięć tysięcy. Tam doczekałem się, aż Król wyszedł z Opactwa i szedł w tym samym porządku i z tymiż osobami, co były we wczorajszej kawalkadzie (okrom wojskowych). I siedli przy wielkich stołach, a lud się cisnął z pokłonem. Lecz ponad wszystko był widok trzech najpierwszych panów Królestwa, którzy konno trzymali straż przy stołach. A na koniec pokazał się zapaśnik Króla konno i w zbroi, a kopię i tarczę niesiono przed nim. I herold obwołał na wszystkie strony świata: „Jesli, kto by śmiał zaprzeczyć, że Karol Stuart prawnie zasiada tron Anglii, niechaj wystąpi. Oto zapaśnik, co gotów jest z nim walczyć. Przy tych słowach zapaśnik po trzykroć rzucał żelazną rękawicę, a skoro nikt jej nie podjął, Król przepił do niego i podarował mu kielich cały wyrobiony ze złota. Bardzo kontent, chodziłem od stołu do stołu, aż spotkałem Williama Howe'a, który przemówił za mną do Milorda, i ten kazał mi dać z kuchen cztery króliki i kurę; tedy zawołałem pana Creeda i obaj kazaliśmy panu Michellowi, żeby się postarał o trochę chleba, i zeszedłszy na ubocze zjedliśmy to, tak jak i drudzy radzili sobie, jak mogli. Około szóstej wieczorem obiad się skończył, poszedłem odszukać moją żonę, a gdym ją spotkał z wdzięczną panią Frankleyn, ucałowałem je obie i poszliśmy razem do państwa Bowyerów. A dziwne pomyśleć, że przez całe te dwa dni, aż póki wszystko sienie skończyło, trwała śliczna pogoda, a skoro tylko Król wszedł do swoich apartamentów, spadł ulewny deszcz z grzmotami i błyskawicami, jakich nigdy od kilku lat nie widziałem, z czego ludzie wnoszą, że Bóg błogosławił dziełu owych dwu dni, co jest głupstwem, żeby przypisywać jakąś wagę takim rzeczom. U państwa Bowyerów liczna kompania gości, jednych znałem, a drugich nie.. Posłałem do ojca i do domu, żeby dać znać, że nie wrócimy na noc z racji błota i niemożności znalezienia pojazdu. Potem do państwa Hunt, gdzie żonę położyłem spać z panią Frankleyn; mnie zasię panowie Hunt i Thornbury (który dzierżawi królewską piwnicę) zaciągnęli do domu tego drugiego; tam z jego żoną i dwiema jego siostrami, a też z paru dwornymi frantami, którzy tam byli, piliśmy zdrowie Króla, aż póki jeden z gości nie zwalił się na ziemię, a ja ledwie dobrnąłem do mieszkania Milorda, gdzie przyjął mnie na noc pan Shepley, ale ze łba mi się kurzyło, zacząłem rzygać i dalibóg, jeślim się kiedy spił na umór, to wtenczas.   24 kwietnia. Obudziłem się z głową ciężką po wczorajszym piciu i bardzo tym zgnębiony, wyszedłem z panem Creedem na ranny trunek, a on poradził mi wypić czekolady na uregulowanie żołądka. Potem na Axe Yard po żonę i panią Frankleyn, które tam nocowały. Odwiozłem tę panią z żoną do sir W. Battena na obiad. Potem z żoną do domu i naradzaliśmy się, jaki zaprowadzimy ład, gdy stolarze skończą robotę. I długo jeszcze byłem z robotnikami i bardzo kontent jestem z tego, co zdziałali. Żona poszła na noc do moich rodziców, a ja dopiero wieczorem siadłem, żeby zapisać te trzy dni; a gdy to właśnie czynię, słyszę huk dział i trzask ogni sztucznych, które, puszczają na Tamizie przed Królem; i srodze mi żal, że tego nie widzę.   28 kwietnia. (Niedziela. ) Na obiedzie i na kolacji u ojca, a po kolacji ojciec dziwne rzeczy mi opowiadał o swojej niesnasce z matką, która go do łoża małżeńskiego nie chciała puścić z zazdrości o niego i ową szpetną dziewkę, którą odprawili, a która była najszpetniejszym niechlujem, jakiego w życiu widziałem, tak iżem się wstydził słysząc, że moja matka popadła w takie szaleństwo, a ojciec prosił, abym to głupstwo matce wyperswadował i przywiódł ją do zgody. Czym srodze zaturbowany, poszedłem z żoną spać.   29 kwietnia. Postanowiono, że jutro mam wyruszyć do Portsmouth dla zlustrowania stoczni, składów portowych, zaopatrzenia zamku etc. Tedy zarządziłem, co moi robotnicy mają czynić przez czas mej nieobecności. Wieczorem ulegając namowie sir W. Battena i W. Penna posłałem do ojca po żonę i dzisiaj pierwszy raz od dłuższego czasu w domu z nią nocowałem.   30 kwietnia. Dziś raniutko wyjechaliśmy z żoną, panem Creedem, panem Hayterem i jego żoną do Portsmouth.   1 maja. Po noclegu w Godlyman wyruszyliśmy wcześnie rano dalej; popasaliśmy w Petersfield, a jedliśmy w izbie, w której Król spał za ostatniej swojej podróży. I do Portsmouth, które zdało mi się przyjemną miejscowością i silną twierdzą. Stanęliśmy w gospodzie „Pod Czerwonym Lwem” i wielu urzędników portowych przybyło tego wieczora z odwiedzinami, tedy weseliliśmy się z nimi, acz byliśmy stropieni, że nie mieliśmy lepszej gospody.   2 maja. Rano przeszliśmy się z panem Creedem po wałach dokoła miasta. Potem do naszej gospody, a wnet wszyscy urzędnicy portowi przybyli z wielkim dla mnie respektem, tedy z nimi do doków i oglądaliśmy wszystkie tutejsze, składy. Za czym wziąłem ich do siebie na obiad i pięknie ugościłem. Po obiedzie wodą do składów i przystąpiliśmy do sprzedaży zależałego prowiantu. Potem z naszymi żonami na statek „Montagu”, który jest przednim okrętem, a zaś oglądaliśmy miasto i z powrotem do gospody. Tego wieczora przybył pan Stevens pomóc nam przy wypłatach na „Lisie”.   3 maja. Eano z Creedem po mieście. Do izby wypłat, a zaś po małym obiedzie wyjechaliśmy do Petersfield, żadnych innych w owej podróży nie mając kłopotów oprócz z nieumiarkowanym, nieobyczajnym, najbardziej epikurejskim łakomstwem Creeda na przysmaki. Nocowaliśmy w izbie, gdzie spała Królowa-Matka, gdy do Francji tędy jechała.   5 maja. Wczoraj na wieczór przybyliśmy do Gildford, a dziś rano jako przy niedzieli poszliśmy z Creedem do parafialnego kościoła na dobre kazanie proboszcza, który miał okrutnie czerwoną gębę. Wieczorem w gospodzie posprzeczałem się z żoną o panią Pierce, żonę chirurga (czy jest pięknością albo nie); żona była przeciw niej, a ja za nią. O czwartej rano wyruszyliśmy w drogę, a przybywszy do domu bardzo byłem poruszony widząc, że robota stolarzy w moim domu ani na krok nie posunęła się przez czas mojej nieobecności, ale nic na to nie poradzę. Wysłałem żonę do moich rodziców, a sam siedziałem do późna z lady Batten; obaj sir Williamowie byli cały ten dzień w Deptford na wypłatach żołdu marynarzom. Tedy poszedłem spać nie zobaczywszy się z nimi.   6 maja. Słyszałem dziś wieczorem, że synek księcia Yorku tego dnia umarł, z czego, jak myślę, wszyscy, są zadowoleni, a mówią, że Książę i księżna pani także nie nadto się smucą.   7 maja. Rano do pana Coventry'ego, sir J. Cartereta i Milorda, by zdać im sprawę o mej podróży. Dowiedziałem się, że Milady po moim wyjeździe przeniosła się do Szatni królewskiej. Z Creedem po mieście w różnych sprawach, a potem w domu z moimi robotnikami i zarządziłem wszystkim tak, by prędzej skończyli robotę.   8 maja. Cały dzień z moimi robotnikami, radując się, że robota idzie teraz jak z płatka. Wieczorem żona przybyła od rodziców słaba na zdrowiu, jako że przedni ząb jej dzisiaj wyrwali; co mnie zafrasowało, a tym bardziej, że dom jest właśnie w największym, nieporządku. Dostałem dziś list od mego stryja z Brampton, w którym prosi, abym przysłał moje stare skrzypce dla naszego powinowatego Perkina, młynarza, któremu wiatrak się zawalił, co go zrujnowało i nie ma z czego żyć; tedy chce zarabiać grą na skrzypcach i musi je mieć przed Zielonymi Świątkami, aby grał dziewkom wsiowym; ale złość mnie wzięła, że stryj o to do mnie pisze, jakby sam nie mógł skrzypiec kupić. Wieczorem siadłem do mego dziennika, żona słabuje, a ja gniewny, że przybyła do domu w takich okolicznościach.   9 maja. Całe rano z moimi robotnikami, żona chora, wróciła jej się dawna niemoc i wrzody, co mnie bardzo turbuję, mając dom w takich śmieciach. Nad rachunkami Milorda i z nimi do Szatni królewskiej, gdzie byłem pierwszy raz, odkąd Milady się tam sprowadziła, którą zastałem samą i pokazała mi cały apartament; zdał mi się nieźle urządzonym. Po małym czasie przyszedł Milord i przejrzał moje rachunki, za czym pieszo do domu, a było mokro i ciemno.   12 maja. (Niedziela. ) Moja żona miała bardzo niespokojną noc z racji okrutnych bólów, ale nad ranem wrzód pękł i zaraz jej Ulżyło. Tedy nałożyłem jej w ten otwór szarpi, żeby rana się nie zamknęła a złe materie by z niej wychodziły; i nie wątpię, że wkrótce będzie znów zdrowa. Byłem na kazaniu dr Tomasza Fullera, lecz zdało mi. się bardzo mizerne i oschłe. Obawiam się, że tak wysoko szacując przedtem jego kazania, kierowałem się ludzką opinią, a nie własnym sądem. Spotkałem pana Creeda, z którym chodziliśmy po alei Gray's Inn, a stamtąd z nim do Islington, gdzieśmy pili i jedli w gospodzie, którą dawno chciałem poznać; stamtąd pieszo do domu; i bardzo mi było dziwno, jak pan Creed się odmienił, który przed rokiem dałby się raczej powiesić, niżby miał pójść w niedzielę pić do karczmy.   14 maja. Postrzegłem, że z moją głową źle od picia nad miarę, i mam nadzieję, że się tego wyrzeknę, w czym daj mi Boże wytrwać. 15 maja. W urzędzie, a wróciwszy do domu zastałem robotę stolarzy już skończoną, co mnie w dobre wprawiło usposobienie. Po obiedzie przyszło dwu ludzi z Izby Lordów i zażądali ksiąg Urzędu. Dałem im cierpką odpowiedź i poszli ze skargą. Cokolwiek mnie to zmieszało, ale sam pójdę jutro do tych lordów i dam im odpowiedź.   16 maja. Około drugiej, nadziawszy aksamitną opończę, wodą do Westminster i czekałem kęs czasu, aż mnie wezwał; na Izbę Lordów, a tam wbrew moim oczekiwaniom przyjęto mnie z nadzwyczajną uprzejmością, mówiąc, że co uczynili, to z gorliwości w służbie Króla. Z wielkim respektem odpowiedziałem im na wszystkie pytania dotyczące rachunków Urzędu, a stamtąd do teatru, gdziem trafił na koniec sztuki Tragedia dziewicy, którą widziałem pierwszy raz, lecz zdała mi się nadto smutna i melancholiczna. Nad Rzeką spotkałem pana Moore'a, który mi powiedział, w jakim jest zachowaniu u Milorda i jego żony, odkąd za moją radą zgodził się wejść w ich służbę.   17 maja. W południe przyszedł porucznik Lambert, z którym do garkuchni koło Giełdy, gdzie przy obiedzie człek pewien grał na dudach i gwizdał jako ptak nad podziw pięknie; aż mi przyszła fantazja nauczyć się takiego gwizdania, ów zasię obiecał, że przyjdzie którego dnia i nauczy mnie, za co dostanie 10 szylingów. W urzędzie całe popołudnie do 9 wieczorem. Do domu i do muzyki, a dobrą chwilę śpiewaliśmy z żoną w moim pokoju.   19 maja. (Niedziela. ) Idąc rano ku Westminster zobaczyłem ciżbę wielką koło York House; podszedłem i powiedziano mi, że to msza (katolicka) się tam odprawia u ambasadora Hiszpanii; wszedłem na jeden z krużganków i słuchałem jedna po drugiej dwu mszy, ale nie były tak wspaniałe jak te, które widziałem już dawniej. Potem kapitan Ferrers, pan Howe i ja do gospody „Pod Koroną”; stamtąd wszyscy do Milorda, u którego siedzieliśmy gadając, śmiejąc się i pijąc dosyć długo. Cała rzecz obracała się koło wyruszenia Milorda na morską wyprawę, a kapitan Ferrers nie wiedząc pewnie, czy go wezmą albo nie, przysięgał, że musi pójść na morze, chociażby wiedział, że nigdy nie powróci; a gdy mu dałem, nadzieję, że go wezmą, tak oszalał z radości, że nuż tańczyć i skakać jak obrany z rozumu. Zdarzyło się, że drzwi na balkon były otwarte, tedy on idzie do poręczy i powiada, że wyskoczy, i pyta, co by to było, jeśliby skoczył. Powiadam, że daję 40 funtów, jeśliby się pokazało nieprawdą, że go wezmą na morze. I to rzekłszy zamykam drzwi i wszyscy staraliśmy się go powstrzymać, jakeśmy tylko mogli. Wszelako zdołał drzwi znów otworzyć i jednym susem wyskoczył do ogrodu — największe i najbardziej desperackie błazeństwo, jakie w życiu widziałem. Pobiegłem patrzeć, co się z nim stało; zobaczyliśmy go pełzającego na kolanach, ale nie mógł się podnieść; zeszliśmy do ogrodu i usadziliśmy go na ławce, a lubo nie miał nic złamanego, cierpiał nieznośny ból w krzyżu i plecach. Na to wszystko Milord (który był w innym pokoju) przybiegł zdumiony i prosił wnieść go co żywo na górę. tośmy go też na naszych barkach wnieśli. Posłaliśmy po doktora i chirurga, lecz nie mogliśmy żadnego znaleźć, aż nadszedł przypadkiem doktor Clerke, który przeraził się obejrzawszy poszwankowanego.   21 maja. Wstałem wcześnie i z sir R. Slingsbym do Urzędu Zaopatrzenia, pierwszy raz dowiedziałem się, gdzie to jest; Potem wzięliśmy łódź i do Woolwich, gdzie zarządziliśmy niezwłoczne przysposobienie jeszcze kilku okrętów do drogi. Stamtąd do Deptford, gdzie znów to samo. Wracając łodzią spotkaliśmy barkę Króla, który płynął w dół rzeki dla wypróbowania swego nowego jachtu. W drodze spadła na nas największa ulewa, jaką kiedykolwiek widziałem. Wylądowaliśmy w Tempie.   22 maja. Dzisiaj przed pójściem spać wezwałem cyrulika, który ogolił mnie, i umywałem się cały, zanim się położyłem, żeby schludnym być na jutro.   23 maja. Do Reńskiej Winiarni, gdzie pan Jan Moore, matematyk, prawił, ażeśmy uwierzyli, że Anglia i Francja były ongi jednym kontynentem. W moim czarnym jedwabnym stroju, który pierwszy raz tego roku nałożyłem, najętą kolaską do Lorda Majora, gdzie siła dostojnych gości i wielki bankiet. Przy stole miałem ciekawą rozmowę z panem Ashmole, w której upewnił mnie, że żaby i niektóre owady często spadają z nieba całkiem już wykształtowane i gotowe. Dzisiejszy dzień świętuje się jako Wniebowstąpienie i jako rocznica wyjścia Króla z Hagi na morze.   26 maja. (Niedziela. ) Długo leżałem w łóżku. Do naszego parafialnego kościoła, w którym nie byłem już od wielu tygodni. Obiadował em sam z żoną, radując się, że mój dom zaczyna tak wyglądać, jakby nareszcie wszystko w nim było w dobrym porządku. Po południu z obu sir Williamami do kościoła, gdzie obcy proboszcz miał mdłe kazanie. Po kościele „Pod Mitrę”, gdzie spotkałem się pierwszy raz w życiu z doktorem Burnettem i piłem z nim. Potem u sir W. Battena, gdzie rzadszym teraz jestem gościem, umyślnie, abym podniósł się nieco w ich estymie.   27 maja. Po obiedzie wodą do urzędu i długośmy tam radzili, a przyszedł też sir J. Carteret, który między innymi wszczął dochodzenie o mianowania oficerów i szyprów, z których rejestru bardzo był niezadowolony, a zwłaszcza ze skreślenia oficera do spraw bodmerii, który był w rejestrze przez niego proponowanym (a o którego skreślenie starałem się był niedawno z sir W. Pennem).   28 maja. Z panem Shepleyem do Giełdy w sprawach naszego Urzędu i tam przez uprzejmość pana Rawlisona dostaliśmy się na balkon, z którego widzieliśmy, jak z woli Parlamentu kat palił dwa dawne akta; jeden o ustanowieniu Republiki, a drugi zapomniałem jaki. Na co patrząc myślałem o wielkości teraźniejszej odmiany i jak to jutro ludzie będą godzić w to wszystko, czemu dzisiaj dla zysku albo ze strachu służą.   30 maja. Dzisiaj Parlament powziął uchwałę o powołaniu na powrót biskupów do Izby Lordów, z czym pośpieszyli się na złość panu Prinnowi, który co dnia ostro przeciw temu w Izbie gardłował. 31 maja. Do ojca, gdzie ku wielkiej mojej żałości zastałem rodziców bardzo powaśnionych, i rzeczywiście matka bywa teraz taka zgryźliwa, że nie wiem, jak ojciec może z nią wytrwać. Nagadałem jej tak, jak nie przystoi mi do matki gadać, alem nie zdzierżał, tak bowiem nieznośnie durna jest i głupia, że mój ojciec, biedaczysko, stał się bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Dużo się mówi o tym, że Parlament uchwali zbieranie w całym kraju dobrowolnej daniny dla Króla; wszelako myślę, że to niewiele przyniesie.   1 czerwca. Pożegnawszy sir W. Battena i jego żonę wyjeżdżających na Zielone Świątki, sir W. Penn, ja i pan Dionizy Gauden wodą do Woolwich i tam chodziliśmy od okrętu do okrętu wydając rozkazy i lustrując, czyli są w rzeczy zaprowiantowania gotowe do wyruszenia. Obiad zjedliśmy w tawernie z kapitanem Poole'em, a zaś do Deptford i tam to samo, co w Woolwich. Do Redriffe poszliśmy pieszo wstąpiwszy po drodze do gospody „W Pół Drogi”, gdzie mnóstwo świeżego ciasta leżało, upieczonego na jutrzejsze Zielone Świątki; i wesoło tam było.   2 czerwca. (Zielone Świątki. ) Balwierz ogolił mnie, a zaś do kościoła, gdzie słuchałem wielebnego Millsa, który miał dobre kazanie, odpowiednie na dzień dzisiejszy. Po obiedzie znów do kościoła. Deszcz bardzo padał, jak pada teraz ciągle, aż zaczynamy się bać nieurodzaju.   3 czerwca. Do Szatni królewskiej, gdzie Milord instruował mnie w rzeczach dotyczących Szatni na wypadek, jeśliby pan Townsend zmarł w czasie jego nieobecności; i powiedział mi, że chciałby powierzyć mnie i panu Moore'owi wszystkie swoje sprawy teraz, gdy wyruszy na morze, i wiele innych rzeczy mówił mi, jako temu, w kim pokłada największe zaufanie, z czegom był dumny. Miałem tedy dobrą okazję rzec mu (nad czym już dawno przemyślani), że skoro podobało się Bogu pobłogosławić mnie trochą mienia, chciałbym dopomóc ojcu i upatrzyłem dla niego miejsce po panu Youngu w Szatni, czyby więc Milord nie mógł zostawić zlecenia, aby nie odmówiono mi tego miejsca, o ile pokaże się wolne. Co Milord lekko mi przyobiecał ku mojemu wielkiemu zadowoleniu. Tego ranka poszedłem z drem Pierce'em „Pod Niedźwiedzia” mniemając, że spotkamy tam lorda Hinchingbroke i jego młodszego brata wyprawiających się do Francji; ale dowiedziałem się, że opata Montagu nie ma teraz w Paryżu, przeto młodzi panicze wyjadą nieco później.   4 czerwca. Na obiedzie u lorda Crewa, z którym dobry dyskurs o tym, jak sprawić, ażeby młodzi ze szlachty i panów służbę na morzu mieli za tak samo honorową jak służbę na lądzie. Od niego do teatru na Henryka IV. Dobra sztuka.   5 czerwca. Tego ranka dałem żonie 4 funty na galoniki i inne rzeczy do jej strojów. Obiadowałem w Szatni królewskiej u Milorda z nim i z Nedem Pickeringiem. Po południu w urzędzie, a wieczorem z sir Williamem Battenem na dachu na naszym tarasie, a że było bardzo gorąco, sir W. Penn przyszedł na swój taras w szarawarach tylko i koszuli, ja zasię przyniosłem mój flecik i grałem, i tak siedzieliśmy do 12 w nocy pijąc czerwone wino przy świetle miesiąca; spać poszedłem leciuchno podchmielony.   6 czerwca. Głowa mnie bolała całą noc i całe rano od wczorajszego wina. Przyszedł do mnie porucznik Lambert, dopiero co mianowany kapitanem na okręcie „Norwich”, z nim więc wodą do Greenwich, a po drodze gawędziliśmy o tym, co dotyczy okrętów, i on pouczał mnie we wszystkim, o co go zapytałem, co było z wielkim dla mnie pożytkiem.   9 czerwca. (Niedziela. ) Tego dnia żona odziała się w swoją czarną jedwabną suknię przybraną teraz, wedle mody, czarnymi koronkami i galonami, w czym jej bardzo nadobnie. Poszliśmy oboje do Szatni, gdzie obiadowaliśmy z Milady, wielce honorowani. Zostawiwszy tam żonę. poszedłem do dr Pierce'a i siedziałem sporo czasu z jego żoną (która nadal jest bardzo piękna), póki on nie wrócił do domu; tedy z nim razem „Pod Łabędzia”, a potem do Whitehall, gdzie spotkałem dziekana Williama Fullera i Willa Howe'a. Tedy z Willem do Szatni, gdzie pan Townsend bardzo chętnie, jak powiada, oznajomi mnie, dla dobra Milorda, ze wszystkimi sprawami Szatni; potem śpiewałem z Willem Howe'em w tawernie. A gdy wróciłem do domu, przyszedł posłaniec od Milorda, bym widział się z nim jutro rano.   10 czerwca. Wcześnie do Milorda, który powiedział mi poufnie, że Król mianował go ambasadorem dla przywiezienia nam Królowej z Portugalii. Że wyruszy do Algeru, a tam sprawiwszy się — do Lizbony. Poruczył mi doglądanie wszystkiego w czasie jego nieobecności, a osobliwie tego, co dotyczy przygotowań na przyjęcie Królowej, podług rozkazów, jakie otrzymam od Lorda Kanclerza i pana Edwarda Montagu. Wszystkim tym niepomiernie uradowało się moje serce, jako że i Milordowi honoru przysporzę, i sobie niejakiej korzyści. Obiadowałem z Milady i z dziećmi Milorda bardzo wesoło i dzieci bardzo mnie lubią.   11 czerwca. Dziś rano zebrał się cały urząd a i sir Jerzy Carteret z nami; postanowiliśmy wygotować pismo do księcia Yorku, aby mu przedstawić smutne położenie naszego Urzędu z przyczyny braku pieniędzy; i jak nikt nie chce iść w naszą służbę nie spodziewając się odpowiedniego wynagrodzenia, i że powaga Urzędu upadła tak nisko, że nikt nie chce nam nic sprzedać bez prywatnej któregoś z nas poręki.   13 czerwca. Z Milordem wodą do Whitehall, gdzie pożegnał się z Królem i przy schodach w parku siadł do łodzi, a przedtem, na schodach pożegnał się z sir R. Slingsbym; i słyszałem, jak Milord dziękował mu za życzliwość mnie okazywaną, a sir Slingsby bardzo mnie chwalił. Odprowadziłem Milorda w barce do Deptford, gdzie wsiadł na jacht holenderski i stali jakiś czas czekając, aż W. Howe nadciągnie z rzeczami Milorda, który irytował się, że go nie widać. Wreszcie rzeczy nadeszły, a wtedy roz weseliwszy się zjedliśmy obiad, a po obiedzie śpiewałem i żegnałem i Milorda, i odjeżdżających z nim przyjaciół; Milord uścisnął! mi rękę i tak rozstaliśmy się z wielkimi rewerencjami. A kiedyśmy z kapitanem Ferrersem (już zdrowym) siedli do czółna, Milord kazał wystrzelić z pięciu dział, ze wszystkich, jakie miał nabite, co było największym honorem, jaki mógł mi wyświadczyć i z czego byłem niemało pyszny. Tak tedy z sercem i smutnym, i wesołym opuściłem ich żeglujących pogodnie z nadzieją przybycia na Duny jutro wczesnym rankiem. A my płynąc ku Londynowi zrzuciliśmy pończochy i kąpaliśmy nogi w rzece, czegom od paru lat nie zażywał.   14 czerwca. Do Whitehall do mieszkania Milorda, gdzie zastałem pana Edwarda Montagu, przybyłego, aby pozostać tam do czasu powrotu Milorda. Do mego ojca, ale nie bawiłem tam długo, jako żem się wczoraj srodze zaziębił strojąc owe figle we wodzie; dręczony okrutnymi bólami pojechałem koczem do domu i nie poszedłem wcale do urzędu, jeno do łóżka i trzymając się ciepło zaznałem trochę ulgi.   19 czerwca. Całe bez mała rano w domu doglądając robotników, którzy kończą malować moje schody. Po południu w urzędzie aż do wieczora. Moja niemoc z owego przeziębienia, dzięki Bogu, minęła, a jutro spodziewam się być już wolnym i od innej choroby, którą jest brud i nieład w moim domu, czym się już bardzo znużyłem. Postrzegam, że stałem się najniedbalszym w świecie człowiekiem w materii zbierania nowin, tak dalece, że tymi dniami ani sam komu jaką mogłem powiedzieć, ani drugich o jaką bądź pytałem.   20 czerwca. Bez mała cały dzień w domu przy robotnikach, którzy wieczorem nareszcie wszystko doprowadzili do końca ku mej wielkiej radości.   23 czerwca. (Niedziela. ) Rano do kościoła, a że moja żona niedomaga, poszedłem więc na obiad do sir W. Battena, gdzie byli: sir W. Penn, kapitan Allen, jego córka Rebeka i pan Hempson z żoną. Po obiedzie wszyscy do kościoła, a zaś wziąłem całą młodą kompanię w aleje Gray's Inn, stamtąd do Islington, gdzie w go spodzie częstowałem, ich, czym tylko mogłem, i na wieczór wróciliśmy do domu. Pola była dzisiaj na chrzcinach u Kate Joyce i nocowała u ojca.   24 czerwca. (Noc świętojańska. ) Przyjąwszy dzień dzisiejszy za święto, nie poszliśmy wcale do urzędu. Całe rano w domu. W południe przyszedł ojciec zobaczyć, jak mój dom jest wychędożony, i w samej rzeczy bardzo w nim teraz schludnie. Potem dr Williams do mojej żony, która cierpi na wzdęcie i boi się, że to niebezpieczne. Z ojcem i doktorem obiadowaliśmy naprzeciw Giełdy.   27 czerwca. Pożegnałem się z ojcem, który wyjeżdża do Brampton, do mego stryja Roberta, wezwany przez stryjenkę, jako że stryj ciężko zachorował. Potem z lady Batten, panną Rebeką Allen etc. — dwiema kolaskami do teatru, gdzie Jarmark św. Bartłomieja bardzo dobrze grany. Tego dnia pan Holden przysłał mi futro bobrowe, które kosztuje mnie 4 funty i 6 szylingów.   28 czerwca. Rano ćwiczyłem się w śpiewie, czym teraz dużo się bawię. Na obiedzie u Milady, która po wyjeździe Milorda prowadzi bardzo skromny dom. W urzędzie do 7 wieczór, potem w kolasce sir W. Pennana Moorfields, gdzie oglądałem walki zapaśnicze między wieśniakami z północy i zachodu, którego sportu nigdy tak często przedtem nie widywałem.   29 czerwca. Na Strandzie zeszliśmy się z kilku starymi kompanami i piliśmy tam, i gadali z wielką uciechą aż do późna. Jeden z nich, pan Chetwind, od żucia tytoniu stał się bardzo blady i tłusty, a trzeba zważyć, że miał już przedtem suchoty. Kiedyśmy wracali, wstąpił do mnie zachwalając Hookera Polityką kościelną, jako najlepszą książkę i jedyną, która go uczyniła chrześcijaninem. Co nakłania mnie do kupienia jej i wkrótce to uczynię. 30 czerwca. (Niedziela. ) Do kościoła. Po obiedzie w aleje Gray's Inn, gdziem spacerował zupełnie sam, przyglądając się pięknym damom. I pośpiewywałem sam sobie cichutko, co mam teraz w-zwyczaju czynić, odkąd się uczę śpiewać. Tego dnia ambasador Portugalii żegnał się z Królem, gdyż wyrusza do Lizbony, iżby przywiódł do końca sprawę małżeństwa królewskiego. Pogoda jest ninie śliczna, tylko bardzo gorąca. Mój ojciec przy stryju, o którym nie wiem, czy jeszcze żyje, czyli umarł. Ja. nad miarę wydawałem pieniądze na ubiory i inne rzeczy, ale mam nadzieję powetować to, mając sobie powierzoną robotę przy załadowaniu na okręt darów dla Królowej.   1 lipca. Obiadowałem w domu z panem Goodgroome'em, moim nauczycielem śpiewu, z którym po obiedzie odbyłem lekcję. Potem do późna w urzędzie.   2 lipca: Do Westminster, gdzie mówiłem z różnymi, a między inszym także z moim krewnym Rogerem Pepysem, który idąc do Parlamentu spytał mnie, czyli mam jakie wieści od ojca z Brampton, które miałem wczoraj; ojciec pisze mi, że stryj Robert od czasu do czasu popada w obłąkanie niby człowiek pijany, a kiedy niekiedy traci mowę. Do domu, a po lekcji śpiewu poszedłem do opery sir W. Davenanta; był to czwarty dzień od jej otwarcia, a pierwszy mojego pójścia na ten teatr. Była dziś grana druga część Oblężenia Rodosu. Kiedy Król przyszedł, kurtyna się podniosła; rzecz była kształtnie grana i sceneria wspaniała, tylko eunuch był taki zły, że go wygwizdano.   4 lipca. Byłem w teatrze i widziałem Claracillę dobrze graną; widziałem to pierwszy raz. Ale dziwne jest widzieć ten teatr, zawsze tak przepełniony, prawie pustym, odkąd otwarto Operę; myślę, że tak będzie przez jakiś czas. Potem wstąpiłem do rodziców i tam powiedzieli mi, że stryj Robert jak miał, tak dalej miewa napady nieprzytomności, co dzień do 10 i 12 godzin z prze rwami trwające. Stamtąd do Giełdy, a wieczorem poszedłem z wujem Wightem „Pod Mitrę” poweselić się; ale on bardzo źle przyjął to, że mój ojciec wyjechał w takiej okazji do Brampton i nic mu o tym nie powiedział; którą pretensję starałem się wybić mu z głowy, ale nie mogłem. Był tam z nami aptekarz, pan Batersby, który powiada, że jeśli stryj ma hemoroidy (a mniemam, że je ma) i zatkały mu się, to on życiem ręczy, że przystawienie pijawek dla odciągnięcia krwi uleczyłoby go; ale ja powziąłem rezolucję nie mieszać się do tego.   6 lipca. Dziś rano umyślny posłaniec przywiózł mi wiadomość, że stryj Robert umarł; tedy wstałem smutny z jednych względów, rad i pełen oczekiwania — z innych. Kupiłem sobie buty i o dziewiątej rano wyjechałem konno do Brampton, gdzie zastałem ojca w dobrym zdrowiu. Zwłoki stryja w wielkiej sieni w trumnie, ale że już zaczynały cuchnąć, kazałem wynieść na dziedziniec, gdzie dwu ludzi nad ciałem czuwało. Stryjenkę znalazłem w łóżku w okropnym rozprzężonym stanie, że aż nie mogłem na to patrzeć. Spałem ż ojcem, żądny ujrzeć testament, alem, nie prosił o pokazanie go przed jutrem.   7 lipca. (Niedziela. ) Rano odczytaliśmy z ojcem ostatnią wolę stryja; z której, acz mnie na teraz nic nie zapisał, dopiero po śmierci ojca, byłem zadowolony, bo widzę, że dobrze o nas wszystkich i o całej rodzinie pomyślał. Po południu, jak to przy niedzieli, siła ludzi się zeszło i z bliska, i z daleka, których wśród największego nieładu, jaki w życiu widziałem, staraliśmy się: przyjąć, czym się dało, a na koniec do kościoła i pochowaliśmy stryja.   8—13 lipca. Zabraliśmy się z ojcem do spisywania papierów i odzieży po stryju, nad czym spędziliśmy bez mała cały tydzień, bardzo umęczeni złym i kwaśnym humorem stryjenki. Przyszła wiadomość od Toma Trice'a, który rości sobie pretensje do dziedzictwa. To nas też srodze gnębi. Ale ponad wszystko strapiliśmy się widząc, że majątek, zdaje się, ani w części nie taki, jakeśmy oczekiwali i jak ludzie mówili, ani papiery w takim porządku, jakbym pragnął je widzieć, lecz wszystko w nieładzie, od którego łeb mi bez mała pęka, żeby to wszystko wyrozumieć. Dopieroż jeszcze złe picie, złe jedzenie, kąsanie nas całą noc przez komary, niemożność powrotu do Londynu tak prędko, jakbym chciał, i ten cały zamęt w papierach sprawiają, że ledwie od zmysłów nie odchodzę, ale nie pokazuję tego po sobie, żeby nie smucić ojca.   14 lipca. (Niedziela, ) Pojechałem dzisiaj do Hincbingbroke, gdzie brud i gwałt z przyczyny budowy nowego domu dla Milorda, który chce go mieć bardzo wspaniałym.   15 lipca. Wstałem o trzeciej rano i pojechałem konno do Cambridge,. dokąd przybyłem o siódmej, a dawszy się ogolić i ochędożyć poszedłem do Christ College i zastałem brata mojego Jana o ósmej jeszcze w łóżku, co mnie rozgniewało. W tawernie „Pod Różą” jadłem i piłem wino z kilką tamecznych przyjaciół, których traktowałem, czym mogłem, i bardzośmy byli sobie radzi. O południu siadłem na koń i do Impington, gdzie odwiedziłem stryjecznego dziada (Talbota Pepysa), bardzo starego i siedzącego w zupełnej samotności, niby człowiek nie z tego świata; ledwo już widzi, ale co do innych rzeczy jeszcze dość żwawy. Z nim, i z jego synem drem Janem przeczytaliśmy testament, a oni upewnili mnie co do jego prawomocności, jako też doradzili mi, jak postępować w materii tych części spadku, o których nie ma nic w ostatniej woli. Pojechałem tedy na łeb, na szyję do Gravely, gdzie w sądzie mają być pono jakoweś zrzeczenia się stryja na naszą rzecz dochodów z okolicznych dzierżaw wieczystych. Ale żadnego z nich nie znalazłem, co mnie wprawiło w okrutne pomieszanie. Tedy ze smutnym sercem powróciłem do Brampton, ale dla ojca starałem się, jak tylko mogłem, twarz mieć wesołą.   16—19 lipca. Te cztery dni spędziliśmy na porządkowaniu papierów i ugodziliśmy pana Stankesa, żeby miał nad wszystkim pieczę w czasie naszej nieobecności. Obeszliśmy z ojcem wszystkie pola i grunty na nas przypadające. 21 lipca. Przyjechało dwu synów stryjenki, Kasper i Tomasz Trice'owie, z którymi nie mogliśmy dojść do ładu, a na koniec tyle tylko wymogliśmy, że wypłacimy stryjence 10 funtów, by opuściła dom,   22 lipca. Wstałem o trzeciej i o czwartej wyruszyłem konno do; Londynu. Było tak zimno, że nie mając pończoch, tylko onucze w butach., musiałem po drodze kupić parę wełnianych pończoch. Popasałem w Hatfield, gdzie przechadzałem się samotnie po winnicy, która teraz jest bardzo pięknie prowadzona; wracając spotkałem pana Lookera, ogrodnika tych dóbr, i pokazał mi dom, kaplicę z tęgimi malowidłami, a nade wszystko ogród taki, jakiegom w życiu nie widział; ani tak wdzięcznych kwiatów, ani tak wielkiego agrestu. Za czym znowu na koń i na łeb na szyję do Londynu.   23 lipca. Przyodziałem się w żałobę i poszedłem z wizytą do sir W. Penna i do sir W. Battena. Potem do Westminster i w halach pogadałem z panią Michell, a po południu czując się niesposob-nym do pracy poszedłem do. teatru, gdzie, oglądałem Brennoralta, sztukę, której nigdy przedtem nie widziałem. Rzecz zdała mi się dobra, jeno źle grana. Tyle, żem siedział koło pani Barbary Palmer, kochanki królewskiej, i pasłem oczy jej widokiem, co wielką było dla mnie rozkoszą. Zgryzłem się wiadomością, że Pola stała się pyszna i leniwa, tak że postanowiłem nie trzymać jej w domu.   24 lipca. Całe popołudnie w urzędzie; wielka to dla mnie radość obcować znów z godnymi ludźmi i czuć się u władzy. Ażeby przydać sobie wagi, puściłem pomiędzy kolegów gadkę, żem odziedziczył majątek przynoszący 200 funtów rocznie.   25 lipca. Tego ranka przyszła skrzynka z papierami po stryju z Brampton, będę miał z tym zadość roboty. W południe do Giełdy, gdzie spotkałem wuja Wighta i znalazłem go bardzo krzywym na ojca (czy mruczno mu, żeśmy go o niczym nie powiadamiali, czy że stryj nic mu nie zapisał, trudno mi rzec), co wprawia mnie w pomieszanie, tak że prędko skończyłem z nim rozmowę. Potem do matki, gdzie zastałem żonę, ciotkę Bell i panią Ramsey, toż było rajcowania tych dwu starych bab z moją matką, która myśli, że Bóg wie nie co jej przypadnie, mnie zasię do szaleństwa to gniewa, lecz czas nie był stosowny, aby mówić z nią o tym; wyszedłem z panem Moore'em i razem z nim do teatru, gdzie widzieliśmy Jowialną czeredę, pierwszy raz to widziałem i w samej rzeczy ucieszna to komedia i najniewinniejsza ze wszystkich, jakie w życiu widziałem, i dobrze wystawiona. Stamtąd do domu, napisałem do ojca i spać. Głowę mam pełną myśli o kłopotach, które wypadnie nam pokonać, zanim dojdziemy do rozeznania, co nam zostanie z tych wszystkich oczekiwań na spadek.   26 lipca. Wyszedłszy z domu spotkałem pana Hilla z Cambridge, który będąc w kompanii kilku niewiast wziął je, a i mnie z nimi, do tawerny i ugościł nas winem; dawał do rozumienia, że ma się za wiele wiedzącego w sprawach Państwa, i mówił mi, że wczoraj zaszła wielka odmiana w polityce Państwa wobec Kościoła; Król bowiem zmuszony był okazać łaskę prezbiterianom, inaczej Miasto byłoby się od Króla odwróciło, ale ja nie bardzo ważę sobie, co on mówi, acz znajduję, że sprawy Parlamentu są w okrutnym nieładzie. W południe do domu i zastałem pana Moore'a, z którym do traktierni na obiad i pokazałem mu ostatnią wolę stryja, by zasięgnąć jego opinii, z której widzę, że wiele jeszcze trosk przysporzy nam uporanie się z tym testamentem. Ślubowałem nie pić przez cały tydzień wina (jako żem po pijaństwie niezdatny do pilnowania roboty), ale złamałem ten ślub, co mnie bardzo strapiło, mam wszelako nadzieję, że Pan Bóg mi odpuści.   27 lipca. Do Westminster Hall, gdzie oczekiwano, że Parlament będzie dziś odroczony na dwa lub trzy miesiące, ale coś ich jeszcze zatrzymało na parę dni. W krużganku Westminster mówiłem z panem Jerzym Montagu w materii okrętu mającego zabrać lorda Hinchingbroke i jego młodych kompanów do Francji; uradzili, że mają odbyć tę podróż na wynajętym okręcie, a nie na wojennym. Pan Montagu powiedział mi, że Lord Kanclerz wielką zawiść przeciw sobie w ludziach obudzą i że wielu znacz nych panów, jak książę Buckingham i lord Bristol, usiłują go podkopać, ale im się to podobno nie powiedzie, bo Król, (acz go nie lubi, jak lubi tamtych, młodych, dworaków, co mu dogadzają w jego zachciankach) ńie mógłby się obyć bez niego ni w polityce, ni w rzeczach służby. Stamtąd do Szatni, gdzie spotkałem się z żoną, jako że to urodziny lorda Sandwicha, więc zeszło się sporo przyjaciół, pan Townsend z żoną, żona kapitana Ferrersa i inni, weseliliśmy się przy pasztecie z dziczyzny. Po obiedzie przyszedł do Townsenda kapitan Cooke z kaplicy królewskiej; tedy z nim do tawerny podle będącej i tam śpiewał nam parę pieśni; i bez wątpienia śpiewa on najlepszą w świecie manierą. Wróciłem do Szatni po żonę i z panienkami Jem i Połą na Rzekę i pokazałem im okręty z wielką ich uciechą, a potem wziąłem je do nas i pokazałem im nasz dom (który Milady, ich matka, oglądała sama, będąc u żony w czasie mojej podróży do Branipton). Ugościliśmy je wesoło i odprowadzili do Szatni, potem do domu i napisałem list do ojca, który, niebożę, siedzi sam w Brampton i od czasu, jakeśmy się rozstali, ani wiem, co się z nim dzieje, aż niepokój mnie o niego targa.   28 lipca. (Niedziela. ) Tego ranka przyszła do nas pani. Ramsey, tedy z nią do kościoła i wróciliśmy na obiad, a ona z nami i u nas obiadowała, i miło nam było ją gościć. Po południu znów do kościoła i przywiedliśmy do domu sir W. Penna, który popił z nami, a potem poprosił moją żonę, by poszła z nim nawiedzić jego córkę, przybyłą niedawno z Irlandii. Zostałem w domu przy moich książkach; żona wróciła i powiada, że gdym czekał w pannie Penn wielkiej piękności, jest ona tylko gminną młódką. Tego wieczora żona oddała mi wszystką moją bieliznę, którą zaniosłem na górę i będę ją miał odtąd we własnej pieczy. Kolacja i do łóżka.   29 lipca. Tego dnia zaczęliśmy znowu pełnić służbę w urzędzie od rana. Ale zanim tam poszedłem, obejrzeliśmy z sir Robertem! Slingsbym dom sir R. Forda; i bardzo by nam dogadzało kupić go dla Urzędu, jeśli tylko Ford będzie chciał z nim się rozstać. Do południa w urzędzie. Obiadował z nami mój brat Tom, a po obiedzie miałem z nim długą rozmowę w moim pokoju; i widzę, że o ile ojciec nie wyrzeknie się profitu ze swego warsztatu w Londynie i nie zostawi go Tomkowi, to on nigdzie indziej warsztatu sobie nie otworzy; tak że nie wiem, co ja z nim pocznę. Potem z nim do matki, której powiedziałem, że sukcesja po stryju zawiodła nasze oczekiwania; com jej rzekł (acz to jest i czystą prawdą), aby porzuciła nadzieje, bo postrzegam, że bardzo puszcza im wodze imaginując, że się tym, co nam zostawił stryj, wspomoże. Kiedy byłem u matki, przyszła wiadomość, że moja ciotka Fennęrowa ciężko zaniemogła i wzywa moją matkę do swego łoża.   30 lipca. Do Westminster Hall, gdzie właśnie oczekiwano przybycia Króla dla rozwiązania Parlamentu. Zastałem obie Izby w wielkiej rozterce z przyczyny domagania się lordów, aby zachowany był przywilej nietykalności ich domów, co sprzeciwia się uchwale Izby Gmin o poszukiwaniu szkodliwych książek i pamfletów.   31 lipca. Rano z nauczycielem śpiewu, potem w urzędzie do południa. Po południu do teatru, gdzie znów oglądałem sztukę Poskrajniacz poskromiony dobrze graną. Do domu i gotujemy się na jutrzejszą podróż do Walthamstow. Tego wieczora musiałem pożyczyć 40 funtów od sir W. Battena.   1 sierpnia. Tego ranka obaj panowie Williamowie, moja żona, ja i panna Małgorzata Penn (którą pierwszy raz ujrzałem, odkąd przybyła z Irlandii) pojechaliśmy koczem do Walthamstow i teraz dałem pani Browne sześć srebrnych łyżeczek dla jej chłopca, którego podawałem do chrztu w maju, alem się wonczas wstrzymał z tym srebrem, jako że nie dali dziecku, jak się spodziewałem, mojego imienia, lecz imię Jan. Jedliśmy pasztet z dziczyzny, przywieziony gorącym z Londynu, i bardzośmy się weselili. Jeno że usłyszałem, jak niańczyn mąż dziwne rze czy mówił o lady Batten, że była takiego a takiego k..., o którym w rzeczy wiadomo, że jej zostawił majątek; z czym chętni byliśmy się na dzisiaj pogodzić, aleśmy nie mogli; i w istocie wierzę, że ta gadka jest prawdą. Wieczorem wróciliśmy do domu.   2—6 sierpnia. Dosiadłszy konia — do Cambridge i Brampton, znów do Cambridge i do Impington, gdzie Eoger Pepys i jego bracia gościli mnie z wielkim respektem i dali mi najlepszy z całego domu pokój na spanie. Roger Pepys mówi mi, do jakiego upadku młodzi ludzie doprowadzili sprawy Parlamentu oponując wszystkiemu, czego chcą ludzie serio. Że takich profanów i krzykaczy w życiu swoim nie słyszał ani widział, którzy w końcu wszystko popsują, a jeśliby jeno mogli, to bodaj czy nie doprowadziliby do nowej wojny domowej. Uważałem, że tak w Impington, jak wszędzie, gdzie byłem, kwakrowie dalej działają i raczej rosną w siłę, niżby mieli słabnąć. W Brampton zastałem ojca w dobrym zdrowiu, a stryjenka wyjechała, z czegom rad, choć to nas kosztowało sporo pieniędzy. Jeździłem po okolicy do różnych moich krewnych i stryjowskich dzierżawców na rozmowy o sprawach spadku, z którym siła jeszcze będzie mitręgi.   7 sierpnia. Wstałem o trzeciej, a o czwartej byłem już w siodle.. I co duch do Londynu, gdziem wszystko zastał w porządku, i u mnie, i w domu ojca, i u Milady, jeno że od Milorda nie ma wieści, gdzieby się ninie znajdował. U Milady spotkałem pana Moore'a, który mi powiedział, w jakim był o moją nieobecność zatroskaniu, albowiem jutro jest dzień pieczętowania w Kancelarii Małej Pieczęci, a to jest miesiąc mojej tam służby.   8 sierpnia. Wcześnie rano do Whitehall, ale lord Jan Robartes,. który jest od maja kanclerzem Małej Pieczęci, nie przyszedł przez całe rano. W południe z panem Moore'em do Szatni, gdzie obiadowaliśmy z Milady. Z powrotem do Kancelarii królewskiej, wszelako lord Robartes nie przyszedł i po południu, co mnie wprawiło we wściekłość i co daje ludziom słuszne racje do gadania o jego lekceważeniu spraw publicznych; a mówią też o jego srogości i złym obchodzeniu się z sekretarzami Małej Pieczęci. 9 sierpnia. Obiadowałem w domu, a gdyśmy wstali od stołu, przybył pan Hayter z wieścią, że jego żona zaczęła rodzić, tedy moja żona nie mieszkając do niej pośpieszyła. Ja zasię do Kancelarii królewskiej, dokąd po czwartej godzinie przyszedł lord Małej Pieczęci; tedy z nim do jego izby nad bramą Whitehall i tam zapytał mnie, czy mam plenipotencję Milorda na sprawowanie tego urzędu; powiedziałem, że nie mam żadnej, ale żem, jest zaprzysiężony przez obu sekretarzy stanu jako deputowany lorda Sandwicha na sekretarstwie w Kancelarii Małej Pieczęci; tedy kazał panu Moore'owi przeczytać sobie rachunki, jak to jest we zwyczaju, i wszystko się bardzo dobrze skończyło. Widzą tedy, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Stamtąd, wziąwszy ze sobą trochę wina, poszedłem do la belle Pierce, którą zastałem bardzo już brzemienną, a była tam też nadobna pani Clifford, tedyśmy się z tymi damami ekstraordynaryjnie weselili. Potem końmi do mego ojca, który dziś właśnie przybył z Brampton (jak tego się spodziewałem) w dobrym zdrowiu; krótko pogadawszy o naszych interesach, ile że było bardzo późno, koczem do domu, gdzie żona powiedziała mi, że pani Hayter, jeszcze nie rozwiązana, leży dalej cierpiąc wielkie boleści.   10 sierpnia. Tego ranka przyszła dziewka, którą żona zgodziła na swoją pokojową. Jest bardzo szpetna, tak że nie będę o nią dbał, ale w innych rzeczach zdaje się dobrą dziewką. Wszelako przybędzie do nas aż za trzy tygodnie, kiedy żona wróci z Brampton, jeśli pojedzie tam z ojcem. Na obiedzie u Milady, a potem wziąłem jej chłopców i panienki do teatru. Po przedstawieniu zawiozłem dzieci do nas do domu, gdzie ugościłem je winem i owocami.   11 sierpnia. (Niedziela. ) Rano w naszym kościele parafialnym, a po południu w kościele na Clerkenwall, tylko po to, żebym obaczył dwie piękne panny Butler, Franciszkę i jej siostrę. Siadłszy w sąsiedniej ławce mogłem się dość im napatrzyć, ale nie wiem, co teraz o nich trzymać, jako że pułkownik Dillon, wróciwszy z Irlandii, znowu koło nich skacze i do kościoła z nimi chodzi, tedy mniemam, że nie są cnotliwe. Stamtąd w aleje Gray's Inn, gdzie spotkałem Neda Pickeringa, który mi opowiadał, jak hucznie Król wczoraj polował na jelenia i jak nasz Król zajeżdża wszystkie swoje konie, że kiedy wraca, to nie ma wiecej nad jakie dwa, trzy konie sposobne do jazdy. Na kolację do ojca i do domu.   12 sierpnia. Po południu dowiedziałem się, że lord Hinchingbroke zachorował, i boję się, czy nie od owoców, którymi częstowałem dzieci Milorda, kiedy nas odwiedziły. Wieczerzałem z Milady i wróciłem bardzo niespokojny o lorda Hinchingbroke, a też i o Milorda, o którym jużeśmy się dowiedzieli, że chory leży w Alicante.   13 sierpnia. Mały lord bardzo chory, tak że Milady chce nam dać do domu trzech pozostałych synów: Sidneya, Olivera i Jana, bojąc się, czy to nie ospa. Po obiedzie do ojca, którego zastałem porządkującym papiery przed wyprowadzką do Brampton, i zabrałem od niego kilka starych listów dotyczących dawnej niesnaski pomiędzy mną i moją żoną. A że była tam i moja siostra Pola, rozmówiłem się z ojcem co do tego, że dla takich a takich przyczyn nie mam intencji trzymać ją dłużej w naszym domu, co bardzo poruszyło i mego ojca, i mnie, i o mało nie przyszło do grubych słów pomiędzy mną i matką, która staje się bardzo niemądrą kobietą. Kiedy wróciłem z urzędu do domu, zastałem już chłopców Milady u nas i cieszę się, że jestem w możności wyświadczyć Milordowi tę przysługę, ale o zdrowie ich ojca serce się we mnie targa.   14 sierpnia. Tego ranka sir W. Batten i sir W. Penn pojechali ze mną do księcia Yorku, żeby przedłożyć mu raport o złej kondycji Marynarki z przyczyny braku pieniędzy. Czym Książę srodze był sfrasowany i ma to dzisiaj przedstawić Królowi tudzież Radzie Królewskiej. Do Milady na obiad i zastałem lorda Hinchingbroke cośkolwiek lepiej. W domu czekał mnie list od pana Creeda, który mi donosi, że Milord pozbył się już choroby (a była ona od zawiania muskułów prawej strony ciała) i że za dwa, trzy dni spodziewa się wyruszyć w dalszą podróż. Ta wiadomość przyniosła mi wielką ulgę.   15 sierpnia. Obiadowałem z Milady, której powiedziałem o chorobie i wyzdrowieniu Milorda, o czym nic nie wiedziała, chociaż to była przez dwie niedziele gadka całego Miasta. Lord Hinchingbroke coraz lepiej, najgorsze już minęło i nie ospa to była.   16 sierpnia. W urzędzie, acz mało roboty, bo wszyscy poszli na pogrzeb Toma Whittona, jednego z urzędników naszego wydziału kontroli, bardzo zdatnego i młodego; mógł, zda się, dłużej żyć niż ktokolwiek w urzędzie. Taki jakiś niezdrowy teraz czas i w całym kraju, i w Mieście, że nigdy się o tylu chorobach nie słyszało okrom w czasie zarazy. M, in. umarł sławny doktor Tomasz Fuller, a także generał Monk jest bardzo niebezpiecznie chory.   17 sierpnia. W Kancelarii Małej Pieczęci, a potem spotkałem Neda Pickeringa i chodziłem z nim po parku St. James. Ned posunął się bardzo daleko w wyrzekaniu i jawnie mówił o rozwiązłości i żebractwie na Dworze, co przykro było mi słuchać i co, jak myślę, doprowadzi w końcu wszystkie rzeczy do ruiny. Potem do Opery, gdzie oglądałem Dowcipnisiów, których widziałem po raz drugi, a nadzwyczajnie mi się podobają. Tylko nęka mnie myśl, że za mało przykładam się do pracy, a nadto kocham się w teatrze.   18 sierpnia. (Niedziela. ) Na obiedzie mój ojciec i dr Tomasz Pepys. Po południu z żoną i małym Sidneyem Montagu do Milady, odwiedzić lorda Hinchingbroke, który dosyć dobrze się miewa, już wstaje i chodzi po pokoju.   19 sierpnia. Całe rano w urzędzie, w południe Milady przysłała po swoje dzieci na obiad i moja żona pojechała z nimi powozem. Mnie zasię wezwano do Kancelarii Małej Pieczęci, gdzie przywileje na dobra i sumy pieniężne były dla lorda Clarendona pieczętowane. Wróciwszy wieczorem dowiedziałem się, że Milady zatrzymała dzieci w domu i że już do nas nie wrócą; tom się zasmucił, że stracę ich. miłą kompanię. Tego dnia umarła moja ciotka Fennerowa.   20 sierpnia. W urzędzie i rano, i całe popołudnie. Tego dnia ugodziliśmy się z sir R. Fordem o wydzierżawienie jego posesji za 200 f. rocznie, co nam przysporzy miejsca na rozszerzenie naszych mieszkań.   21 sierpnia. Eano, wedle umowy, poszliśmy z ojcem do pani Terry, która nam proponuje swoją siostrę, pannę Wheatly na żonę dla mojego brata Tomasza. Pogadawszy z nią, ugodziliśmy, się, że przyjdziemy po południu do jej matki, pani Wheatly, swatać Tomka. Potem do Willa Joyce'a i z nim do piwiarni, gdzie piliśmy kęs czasu; złościł się, że jego teść a mój wuj, Fenner, dal jemu i jego bratu za mało na żałobę po ciotce, a jego teściowej; natrętny i kłopotliwy z tego Willa człowiek i zawsze bardzo nuży mnie jego towarzystwo. Do Whitehall, gdzie pan Moore dał mii znać, że Milady powiła córkę i ma się dobrze. Tedy do pani Wheatly, która nas mile przyjęła i rada była naszym zamiarom, jeno boi się, że córka jeszcze za młoda, a i wiano nieduże, bo daje za nią 200 funtów. Dziewka jest bardzo wdzięczna i czyste jeszcze dziecko, skromna i taka, co bardzo by się dla mego brata nadawała; pożegnaliśmy się, do czasu póki mąż pani Wheatly nie wróci z Hatfield; ale oni bardzo sobie tego małżeństwa życzą, a ja to samo. Do Szatni, gdzie wieczerzałem z panienkami Jem i Polą, a jak słyszę, matka i narodzone dziecię mają się dobrze.   22 sierpnia. Do Kancelarii Małej Pieczęci, a w południe do domu i wziąłem żonę powozem do wuja Fennera, gdzie siła ludzi, ale pogrzeb ubogi, czemu się dziwiłem;. a u nich w domu takie gorąco, że wyszedłem z ojcem i wujem Wightem do niedalekiej piwiarni dla ochłody. Po pogrzebie ciotki — z żoną, Polą i Wight powozem do ich domu i tam zjedliśmy na kolację westfalskiej szynki. .   23 sierpnia. Rano zaszedłem do rodziców i zastałem ojca i matkę powaśnionych, co mnie bardzo przygnębia; matka w istocie stała się bardzo nierozumną i niespokojną kobietą. Z ojcem, do dr a Williamsa, z którym, pogadawszy o legacie stryja Roberta na rzecz stryjenki i jej synów, poszliśmy do Toma Trice'a i z nim do piwiarni; tam, rozumiejąc go czystym w intencjach, pokazaliśmy mu ostatnią wolę stryja, której kopię daliśmy mu do podpisania; on zasię wziął oryginał i nas do sędziego, gdzie zostaliśmy w tej sprawie zaprzysiężeni; stamtąd wróciliśmy do piwiarni, popili i rozstaliśmy się w zgodzie.   24 sierpnia. Całe przedpołudnie w urzędzie, gdzie wiele roboty. A potem w Operze oglądałem Hamleta, księcia Danii, bardzo dobrze wystawionego, ale nad wszystko był Betterton, który grał księcia ponad wszelką imaginację.   25 sierpnia. (Niedziela. ) Rano i po południu z żoną w kościele, a wróciwszy do domu postrzegliśmy, że lady Batten i jej córka coś krzywo patrzą na moje żonę, jako że im nie nadskakuje i że nie dba o ich. towarzystwo; a mnie to ani ziębi, ni grzeje. Niebawem przyszedł mój ojciec (który jutro wyjeżdża do Brampton) i gadaliśmy z nim o różnych rzeczach, aż na koniec wezwałem Polę i w przytomności ojca z wielkim żalem powiedziałem jej, że nie może być dłużej u mnie, a ojciec na to, że nie wie, co ma z nią począć. A na koniec skruszyliśmy cokolwiek jej krnąbrność i ojciec zgodził się, żeby na jakiś czas pojechała z rodzicami do Brampton, i zobaczymy, jak się tam będzie sprawowała.   26 sierpnia. Tego ranka, zanim wyszedłem z domu, obrachowałem się z naszą służebną Jane, która była u nas trzy lata, i wyjeżdża teraz na wieś do matki. Biedna dziewka płakała i ja ledwo mogłem się wstrzymać od płaczu na myśl o jej odejściu, bo aczkolwiek od przyjazdu Poli rozpuściła się i rozleniwiła, lecz póki żyję, nie będę miał drugiej, co by tak nam we wszystkich rzeczach była dogodna i taka zacna. Wypłaciłem jej zasługi i dałem półtora szylinga nadto, i pożegnałem ją, bardzo poruszony jej odejściem. Dostałem list od lorda Sandwicha, który jest już zdrów, ale jeszcze przebywa w Alicante, gdzie mu dwa razy krew puszczano. 27 sierpnia. Rano do Szatni królewskiej i pożegnałem lorda Hinchingbroke i jego brata, i widziałem ich odjeżdżających w drogę ku Francji, której podróży niechaj Bóg błogosławi. Po obiedzie z żoną do teatru i widziałem Jowialną czeredę. Byli też Król i oboje księstwo, i pani Palnier; i moja żona, ku swej wielkiej radości, mogła ich wszystkich cały czas dobrze widzieć. ' Po drodze do domu przy świetle miesiąca żona jęła mi opowiadać smutną historię o swoim bracie Baltym i żebym coś dla niego uczynił; o co będę się starał, ale nie mam chęci się w to mieszać z obawy, że jak raz się o niego zatroskam, to się już od niego nie odczepię. Poszedłem spać, a żona jeszcze długo ze łzami o bracie mi opowiadała, czym byłem bardzo poruszony.   30 sierpnia. Obiadowałem u Milady z jej dziećmi. Potem z żoną do Drury Lane na francuską komedię, tak nędznie i kiepsko graną, żem czuł się źle na duchu patrząc na to. Żona spotkała tam, syna lorda Somerseta, którego znała we Francja; piękny mężczyzna; alem nie pokazywał mu nadto uprzejmej twarzy, aby nie zachęcać do dalszej znajomości.   31 sierpnia. Tedy kończy się miesiąc. Mój ojciec osiedlił się w Brampton. Ja w wielkim pomieszaniu, jak pokierować interesami spadku, żeby wszyscy byli kontenci. Ale co najgorsza, to, żem nadto gonił za przyjemnościami i trwoniłem pieniądze zapominając o moich obowiązkach, i muszę się potrudzić, iżbym to naprawił. Miałem tak mało dochodu, że musiałem sporo pożyczyć, tak na swoje wydatki, jak na pomoc dla ojca. Mam kłopot z bratem Tomaszem, który musi prowadzić warsztat ojca, i boję się, że temu nie podoła z braku rozumu i dbałości. Na Dworze bardzo źle się dzieje; tyle tam jest intryg, tyle biedy, pijaństwa, przeklinania i pustych amorów, że nie wiem, jaki może temu być koniec okrom wielkiego zamieszania. Kler taki pyszny, że wszyscy, kogo tylko spotykam, protestują przeciw sprawowaniu się panów duchownych. Krótko mówiąc, nie widzę zadowolenia ani spokoju nigdzie, między żadnej kondycji ludźmi. Dobrowolna danina dla Króla przyniosła tak mało i daje okazję do takiego szemrania, że lepiej, aby nie była nigdy uchwalona. Ja ze swej strony myślę subskrybować 20 funtów. W naszym urzędzie cicho, ale z braku pieniędzy wszystko się kłoni ku ruinie.   1 września. Po wczorajszym bardzo dżdżystym wieczorze, zwłaszcza że rynnę mam zatkaną, naciekło deszczu do mego domu i wszystkie bez mała stropy mam popsute. Po kościele obiad w domu z żoną, a zaś do sir W. Battena, gdzie zastałem sir W. Penna i kapitana Holmesa. Tam całe popołudnie, a wieczorem kapitan Holmes i ja kolaską do Whitehall; z rozmowy po drodze wnoszę, że jest on wielkim przyjacielem Milorda; mówił, że wielu chciałoby Milorda wygryźć, ale że Król tak Milorda kocha i książę Yorku to samo, iż nie ma o to obawy. Umysł Króla zda się dobrze być mu znajomy, a też umysły całej tej fakcji dworskiej; a mówił z taką szczerością, że mam go za dobrego przyjaciela Milorda; i za takiego, co mógłby mu niejedną przysługę wyświadczyć, będąc przebiegłym człekiem i takim (jak mi wyznał), co to umie przywdziewać dwa oblicza i patrzeć w oczy wrogowi z taką samą miłością jak w oczy przyjaciela. Lecz, o dobry Boże! co to za czasy i cci to za świat, że człowiek nie może żyć nie udając i nie odgrywając łajdaka!   2 września. Do Kancelarii królewskiej, ale że lord Małej Pieczęci będzie już tydzień jak wyjechał z miasta i do tego czasu nie wrócił, więc nie mieliśmy co pieczętować. Obiadowałem w Szatni, potem do Whitehall z kapitanem Ferrersem i z nim do Westminster Hall, gdzie spotkaliśmy Neda Pickeringa, tedy wszyscy do Reńskiej Winiarni i tam siedzieliśmy sporo czasu, a potem ja z Nedem Pickeringiem do Westminster Hall i przechadzaliśmy się z godzinę rozmawiając; a chociaż mam go za błazna, jednak obraca się on między mnóstwem ludzi i opowiada wszystko, co widział albo słyszał; od takiego człowieka można się dowiedzieć wszystkich plotek miasta; dowiedziałem się tedy, że są, którzy usiłują odsunąć Milorda od spraw morza, co, jak myślę, dałoby panu Coventry'emu i księciu Yorku większą władzę do ręki, ale mam nadzieję, że to im się nie powiedzie. Ned Pickering wyłożył mi bez ogródek, jakie są przywary i występki Dworu i jak francuska choroba jest u ludzi dworskich rzeczą zwyczajną, o czym słyszałem już i z innej ręki, że jest rzeczą zwyczajną jak chleb powszedni. Wodą do tawerny „Pod Mitrą”, gdzie spotkałem się z wujem i wujenką Wight, z którymi posiedziawszy i poweseliwszy się, do domu. Żonę zastałem nad pieczeniem ciasta, rzekła mi, że spotkała w mieście pana Somerseta, który jej ofiarował bransoletę, co mnie wprawiło w pomieszanie; choć wiem, że nie ma w tym jeszcze nic złego, wszelako boję się tej znajomości.   3 września. Dzisiaj były chrzciny dziecka Milady. Lord i lady Crew tudzież lady Montaguj matka Milorda, byli świadkami chrztu. Ochrzczono dziecko imieniem Katarzyny, patronki przyszłej naszej Królowej. Ale ku mojemu i wszystkich pomieszaniu proboszcz parafii chrzcząc dziecko nie przeżegnał go krzyżem świętym. Po chrzcie mieliśmy przedni bankiet, najświetniejszy, na jakim w życiu byłem, a że kompania była nieliczna, niezabawem rozeszliśmy się i ja z żoną do mojej matki, z którą pozwoliłem sobie swobody doradzania jej, żeby przygotowała się do wyruszenia tegoż tygodnia do Brampton do ojca; ona zasię (będąc ostatnimi czasy bardzo kiepskiego pomyślenia) źle to przyjęła i mieliśmy z nią sporo swarów i wrzawy.   4 września. Z żoną u mojej matki (wstąpiwszy po drodze do pani Pierce, żony chirurga, która wczorajszej nocy powiła dziecię płci żeńskiej), gdzie siedzieliśmy i pili, jako że matka bez ochyby jutro już wyjeżdża z Polą do Brampton.   5 września. Skończywszy wcześnie służbę w Kancelarii Małej Pieczęci siadłem do łodzi, którą do mego wuja Fennera, gdzie zastałem żonę, moją matkę i Polę (z którą tego ranka pożegnałem się był w domu i dałem jej 20 szylingów tudzież dobrą radę, jak ma postępować wobec ojca i matki); a że już było późno, odprowadziłem je do zajazdu, skąd miały wyruszyć, wsadziłem je do pocztowej kolasy i patrzyłem, jak odjeżdżały. Pola bardzo płakała. Wróciliśmy z żoną do wuja Fennera na obiad (spotkawszy po drodze francuskiego lokaja w kapeluszu z piórami, który szukał mojej żony i gadał z nią coś sekretnie, ale nie mogłem się dowiedzieć o czym, jeno tyle, że moja żona obiecała przybyć jutro rano w jakoweś miejsce, tedy umysł miałem srodze zatroskany, gdzie to ma być), a do obiadu siedli obaj zięciowie wuja i obie jego córki. I weseliliśmy się przy tym obiedzie, aż wtem przyniesiono wiadomość, że wujenka Kitę, wdowa po rzeźniku, zachorzała tak, że bliska jest skonania, i przysyła po wuja Fennera i po mnie, aby nam powierzyć swoje sprawy i opiekę nad córkami. W czym Antoni Joyce chciał mnie ubiec, rzekomo iż nie mam czasu do brania na się takich rzeczy; o co jął mi przymawiać bardzo szpetnymi słowy, co mnie do pasji przywiodło; nie myślałem, że z niego taki dureń, aby chciał się mieszać w cudze sprawy, alem widział, że jeszcze grubiej niż do mnie odzywa się do swego teścia, więc ścierpiałem; wszelako cała nasza kompania była na niego obruszona, a ja rozstałem się z nim w gniewie i poszedłem z żoną na kiermasz, by zobaczyła Włochów tańczących na linie i kobiety, dziwne sztuki zręczności pokazujące; stamtąd pieszo da domu złoszcząc się w duchu na Antoniego Joyce'a.   6 września. Tego ranka wedle umowy przyszedł wuj Fenner i wypiwszy po drodze rannego trunku poszliśmy do wujenki Kitę (moja żona wyszła z doniu dotrzymując danej owemu lokajowi obietnicy; a choć nie może w tym być nic tak złego, przecie zazdrość nabija mi głowę tysiącem domysłów, co mnie przez cały dzień srodze dręczą), którą zastaliśmy w łożu i ledwo żywą, ale powiedziała nam swoją ostatnią wolę, przekazując wszystko swojej rodzonej córce, a tylko po 5 funtów dzieciom swego drugiego męża. Stamtąd do piwiarni, gdzie czekaliśmy ze dwie godziny, aż deszcz przestanie padać. Potem do domu i obiad jadłem sam, a mając z przyczyny wyjścia żony umysł niespokojny i niesposobny do pracy, poszedłem do teatru na komedię Starszy brat, źle graną. Spotkawszy tani sir W. Penna i kilku innych panów, z nimi do tawerny „Pod Okrętem”, gdzie siedzieliśmy do późnej nocy, a zaś z sir Williamem jego końmi do domu, dokąd żona już dawno wróciła, ale ja dawałem pozór, żem bardzo gniewny, i w samej rzeczy jestem gniewny, i nie okazałem jej żadnej uprzejmości ani przed położeniem się spać, ani w łóżku, a tak i spaliśmy, i wstali niezadowoleni.   7 września. W urzędzie całe rano. W południe pan Moore na obiedzie, a potem William Joyce przyszedł w odpowiedzi na list, który dzisiaj rano do niego wysłałem w sprawie ich dziewki, przez moją żonę zgodzonej, a która dała nam znać, że ma umówione zostać dłużej u swoich państwa; ową pomyłkę W. Joyce przyszedł wyjaśnić, co bardzo mile przyjąłem. Ale żem obiecał panienkom w Szatni iść z nimi dzisiaj do teatru, więc zostawiwszy Willa z moim bratem Tomem (który z nim przyszedł) u nas na obiedzie, sam wziąłem żonę i dziewczątka Milorda do teatru, gdzie siedzieliśmy tuż przy Królu, księciu Yorku i pani Palmer, co mi było miłe, bo w samej rzeczy nigdy mi nie dosyć zachwycać się jej pięknością. Pokazywano Jarmark św. Bartłomieja, a grały kukiełki. Tej sztuki nie wystawiano już ze czterdzieści lat, bo to taka satyra na purytanów, że jej dotychczas nie śmieli pokazywać, i dziwno mi, że się już na to porwali, ale ja nie znajduję, że to lepiej wychodzi z kukiełkami, raczej gorzej. Potem odwieźliśmy panny, a że było już późno, bo czekaliśmy sporo czasu na Króla, sztuka była długa i teatr skończył się ledwo przed dziewiątą, tedy powozem Milady pojechaliśmy do domu, i położyłem się wciąż jeszcze w niezgodzie z żoną, a wstałem też tak samo.   9 września. (Niedziela. ) Do kościoła, a że dzień bardzo dżdżysty, obiadowaliśmy w domu. Po obiedzie znów z żoną do kościoła, a kiedyśmy wrócili, nasza nowa służąca Doll spała tak mocno, że nie mogliśmy się dostać do domu, aż musieliśmy pacholika posłać przez okno, by otworzył nam drzwi.   10 września. Dzisiejszego wieczora przybyła Mary, dotąd służąca Willa Joyce'a, która teraz będzie naszą kucharką. Dom więc mam znowu pełen.   11 września. Wcześnie rano do Tomasza Trice'a, syna stryjenki Robertowej, by pomówić z nim o naszych interesach; i otóż on żąda nie tylko owych 200 funtów dawnego legatu na rzecz stryjenki, ale i procentów od tej sumy za trzynaście lat, czyli od kiedy legat był uczyniony. Na 200 funtów się zgodziłem już wprzódy, ale co do procentów, muszę się jeszcze z kimś naradzić. Tedy do dr Wil-liamsa, który zaprowadził mnie do swego ogrodu, gdzie ma obfitość winogron, i pokazywał mi, jak jego pies zagryza wszystkie koty, które przychodzą na gołębie, i jak je potem grzebie, a robi to tak starannie, że muszą być zupełnie przykryte ziemią, jeśli bodaj koniuszek ogona widać, pies wyciąga kota z powrotem i robi głębszą dziurę. Co bardzo dziwne. Dr Williams mówi, że ten pies zabił już bodaj ponad sto kotów. Potem dr Williams odział się i wyszliśmy, wstępując tu i tam dla naradzenia się w sprawie zaspokojenia roszczeń stryjenki i jej synów z pierwszego małżeństwa. Do domu na obiad, gdzie zastałem Balty'ego, brata żony, tak wymuskanego, jak tylko to możebne, i ze służącym Francuzem, który na niego czekał. Balty przybył prosić, aby żona nawiedziła pannę, o którą konkuruje i ma nadzieję z nią się żenić. Pozwoliłem żonie jechać z nim, a sam na Lincoln's Inn Fields i przechodząc mimo Opery zobaczyłem, że jest nowa sztuka, Wieczór Trzech Króli, i że Król jest w teatrze; i wbrew mojej woli i moim postanowieniom nie mogłem wytrwać, żeby nie wejść, co sprawiło, że sztuka zdała mi się brzemieniem, co mi ciążyło, i nie znalazłem w niej żadnego upodobania; i kiedy się skończyła, wróciłem do domu z ciężkim sercem, żem tam poszedł, lubom przysięgał żonie, iż nigdy bez niej nie pójdę do teatru. Żona była z bratem u jego panny i powiada, że to młoda, bogata i piękna osoba, lecz mało podobieństwa, żeby ją dostał.   12 września. Po obiedzie u Milady, która wstała już po połogu, czemu rad wielce, godzinkę z nią pogadałem, a potem do Toma Trice'a, z którym sporo czasu siedziałem, piłem i gadałem o naszej sprawie. Zdaje się, że będę musiał zapłacić procenty od owych 200 funtów. Dowiedziałem się, że sir W. Penn bardzo źle przyjął nasz figiel z rzekomą kradzieżą jego wielkiego dzbana, którego figla ja byłem autorem, ja też napisałem list rzekomego złodzieja, żądający 30 szylingów okupu, któreśmy potem razem z sir W. Pennem przepili. Opowiedzieliśmy wtedy sir W. Pennowi historię owego żartu, ale tak był pijany, że nas nie rozumiał, a teraz pono się gniewa, że go wystrychnięto na dudka, bo wszystkim opowiadał o kradzieży owego dzbana; to mnie zafrasowało.   13 września. Wuj Fenner przysłał po mnie, abym przyszedł naradzić się wedle pogrzebu mojej wujenki Kitę, wczoraj zmarłej.   15 września. (Niedziela. ) Rano do mieszkania wujenki Kitę, pomóc wujowi Fennerowi przy pogrzebie. Wróciłem na południe, a po obiedzie z żoną do kościoła i stamtąd na pogrzeb wujenki Kitę, gdzie oprócz nas i rodziny wuja Fennera nie było nikogo znaczniejszego, sama tylko uboga hołota. Po pogrzebie wróciliśmy z Pegg Kitę, która będzie, jak się obawiam, kłopotliwym ziółkiem dla nas egzekutorów; ale jeśli nie będzie dawała sobą rządzić, zrzeknę się egzekutorstwa.   16 września. Tego ranka całe rano w domu przyjmowałem przypadającą na mnie część naszego ładunku węgla, która jest 10 miar, z czego 8 wziąłem do piwnicy, a dwie oddałem sir W. Pennowi, który mi jakiś czas temu pożyczył węgla. Tedy od dzisiejszego dnia będę uważał, na jak długo 10 miar węgla wystarczy dla mego domu, jeżeli. Bogu spodoba się zachować mnie przy życiu, dopóki go nie spalę. Po południu spotkałem się z drem Williamsem i jego adwokatem i poszliśmy z nimi do Toma Trice'a jeszcze w sprawie owych 200 funtów. Wieczorem dostałem list od ojca, wzywający mnie na sąd w sprawie spadku do Impington; tedy natychmiast postanowiłem jechać.   17 września. Powiadomiłem żonę o mej podróży, a ona kazała mi nająć konia dla siebie i chce ze mną jechać. Tedy pożyczyłem dla niej damskie siodło i nająłem dobrą kobyłę. Wyjechaliśmy karetą i na skraju miasta dosiedliśmy koni i okazało się, że żona dobrze jeździ konno. W Ware wieczerzaliśmy i nocowali. Bardzo wesoło i miło.   18 września. Wstaliśmy wcześnie i dalej w drogę; koło Puckeridge droga jest bardzo zła i żona spadła w błoto, ale bez żadnego szwanku, tylko się zabłociła. Ale na koniec, biedactwo, zmęczyła się, a ja w złość, ale nie miałem racji, bo z niej dobry towarzysz, o ile tylko jest zdrowa. Po południu przybyliśmy do Cambridge, gdzie wypocząwszy — dalej do Impington, gdzie mój stryjeczny dziad Talbot przyjął nas bardzo mile. Niebawem przybył mój ojciec, tedyśmy z nim wieczerzali i gawędzili bardzo wesoło, ale będąc zmęczeni i śpiący poszliśmy z żoną do łóżka nie pogadawszy z ojcem o naszych interesach.   19 września. Wstałem wcześnie i z ojcem do ogrodu, gdzieśmy mówili o sprawie, spadku i jak w tym dalej postępować. Potem naradziwszy się jeszcze z naszym krewnym Claxtonem i z dziadem u jego łoża, pojechaliśmy wszyscy konno do Cambridge, gdzie zostawiwszy żonę z moim bratem Janem w gospodzie „Pod Niedźwiedziem”, pojechaliśmy z ojcem do Gravely do pana Sedgewicke, który jest woźnym trybunału, ale nic z niego nie mogliśmy wyciągnąć, aż dawszy mu coś w łapę dowiedziałem się, czego chciałem, i trochę, ale nie wiele, podnieśliśmy się na duchu. Potem do Cambridge i zjadłszy trochę śledzi, nie mieszkając, do Brampton, dokąd przybyliśmy pomyślnie i o czasie, a będąc trochę znużeni wnet położyliśmy się spać.   20 września. Nasz zaufany, Will Stankes, i ja wcześnie rano z Brampton do Gravely, gdzie wypiwszy w gospodzie poszliśmy do sądu, a tam spotkaliśmy stryja Tomasza i jego syna Tomasza (tokarza) z ich zaufanym, Bradleyem, zdradzieckim łotrem, i niejakim Youngiem, chytrym lisem, który ich przyprowadził. Ale nie padło między, nami żadne złe słowo i pogodną ukazując im twarz poszedłem z nimi się napić. Za jakiś czas udaliśmy się do sądu złożonego z gminnych prostaków, którzy, gdy nie mogłem przedstawić im dowodów zrzeczenia się stryjowskiego na naszą rzecz, acz jestem pewien, że takie dowody muszą się kędyś znajdować, uznali stryja Tomasza, jako najstarszego z braci po stryju Robercie, za prawego sukcesora, którym on w rzeczy jest, jeno że ostatnią wolą stryj Robert młodszemu bratu, memu ojcu, i mnie swój majątek zapisał. Atoli pewien jestem, że stryj Tomasz i jego syn zostali oszukani przez owych dwu z nimi przybyłych, i co do mnie radziłem im był nie spieszyć się przybyciem do tego sądu. Obliczyłem, że opłaty sądowe razem z tym, co dali owym dwu łotrom, i z wydatkami na podróże do Gravely (dokąd jeździli już przedtem w sekrecie przed nami) będą ich kosztowały 70 funtów; będzie to dla nich smutna strata, jeśli znajdą się dowody, że stryj nam zapisał czynsze na owych dzierżawach. Ale gdy wszystko się skończyło, szczerze winszowałem im powodzenia, odprowadziłem ich konno aż do Offord i pożegnaliśmy się uczciwie bez żadnych przymówek. I tak ze Stankesem do Brampton, gdzie po kolacji powiedziałem ojcu, jak rzeczy stoją, i poszedłem spać w dobrym usposobieniu, albowiem przejrzałem sedno tej' całej sprawy, a nadto poznałem istotę i manierę postępowania sądowego, w której materii byłem przedtem i pozostałbym był zawsze ignorantem.   21 września. Całe rano chodziliśmy z ojcem tam i sam po domu i ogrodzie radując się i obmyślając zmiany, jakie zaprowadzimy. Po obiedzie konno do Hirichingbroke, gdzie pan Barnwell pokazał mi budujący się dwór Milorda, ale to jeszcze daleko do końca. Do Brampton i po kolacji spać bardzo uspokojony i kontenty.   22 września. (Niedziela. ) Po kościele i obiedzie całe popołudnie z ojcem nad jego rachunkami. Wieczorem pan Barnwell przyjechał z Hinchingbroke do nas na kolację. Obgadawszy jeszcze z ojcem wszystkie nasze sprawy — spać.   23 września. Wstałem rano i zasmuciłem się usłyszawszy, że ojciec i matka swarzą się tak właśnie, jak to czynili w Londynie, co uwa żając powiedziałem im, że umywam ręce od wszystkiego, jeżeli nie będą zażywać tego, co mają, z większą miłością i zgodą. Potem dosiedliśmy z żoną koni i wcześnie przybyliśmy do Baldwick, gdzie był jarmark i gdzie zjedliśmy kęs świniny, za którą kazali nam zapłacić 14 pensów, co nas bardzo zirytowało. Stamtąd do Stevenage, gdzie czekaliśmy, aż deszcz przejdzie, a zaś do Welling i tam zjedliśmy dobrą kolację i mieliśmy w pokoju dwa łóżka, tak że spaliśmy osobno; i żadnej nocy ze wszystkich, jakie w życiu przespałem, nie spałem tak po epikurejsku jak tym razem; acz słyszałem hałasy krzątających się ludzi, co mnie od czasu do czasu budziło, ale czy to, że deszcz całą noc padał, czy że byłem trochę znużony, dość, że budząc się i zasypiając raz po raz, nigdy przecie przez całe życie nie spałem z takim ukontentowaniem, a moja żona to samo rzekła mi o sobie.   24 września. Wstaliśmy i w dalszą drogę wielce odmienioną przez całonocny deszcz; wilgoć i błoto, ale nie głębokie, tak że przejechaliśmy łatwo i przybyliśmy do domu dość wcześnie i pomyślnie, i wszystko w porządku, nic złego nie zaszło w czasie naszej nieobecności. Zastałem listy z morza z wiadomością o dobrym zdrowiu Milorda i o jego — znikomej co prawda — działalności w Algerze.   25 września. Sir W. Penn powiedział mi, żebym się nie turbował o małe sukcesy Milorda w Algerze, jako że tam niczego więcej nie można było dokonać. Taka jest moc diabła nade mną, że przeciw mej naturze i woli nie mogłem sobie odmówić pójścia do teatru i oglądałem Wesołe kumoszki z Windsoru, bardzo źle grane.   27 września. W południe zeszliśmy się z żoną w Szatni królewskiej i tam jedliśmy obiad. Tamże zastaliśmy kapitana Country'ego (mego miłego kapitana, którego kocham i z którym wyruszałem był na morze); przyniósł melony i winogrona, przysłane mojej żonie przez Milorda z Lizbony. Melony widziałem po raz pierwszy, winogrona są rzadkiej dobroci. Żona włożyła trochę winogron do koszyka i posłała Królowi. Kiedyśmy wrócili do domu, znaleźliśmy tam też duży kosz melonów przysłanych dla mnie.   29 września. (Niedziela. ) Do kościoła rano i po południu. Wieczorem jadłem kolację ii sir W. Penna; i znów tyle wypiłem wina, że głowa mnie bolała całą noc. I położyłem się spać bez pacierza, co mi się pierwszy raz zdarzyło w niedzielny wieczór. Ale w taki teraz popadłem nierząd, że nie śmiem czytać głośno modlitwy ze strachu, aby służba nie postrzegła, żem nietrzeźwy.   30 września. O piątej rano przy księżycu do Whitehall, aby spotkać w Kancelarii Małej Pieczęci pana Moore'a; tu dowiedziałem się o sporze ambasadora hiszpańskiego z francuskim i że dzisiaj mają się bić. Król zakazał wtrącać się w to Anglikom, ale co do nich, pozwolił, żeby robili, co chcą. Koniec końców wojsko w Mieście pod bronią cały dzień i trochę milicji, i wiele zgiełku na ulicach. Po obiedzie Hiszpan pobił Francuza, a na wieść o tym, aż dziwno, jak się całe Miasto uradowało. Bo istotnie, wszyscy w sposób naturalny kochamy Hiszpanów, a nienawidzimy Francuzów. Ja będąc wszystkiego ciekawy biegałem jak żak po mieście przypatrując się owym zapasom, a na koniec będąc wszystek zabryzgany błotem nająłem karetę i do domu, gdzie zasmuciłem, żonę opowiadając tę całą historię i broniąc sprawy Hiszpanów przeciwko Francuzom. Tak oto kończy się miesiąc; ja i rodzina w dobrym zdrowiu, ale głowę mam pełną spraw i moich, i urzędu, i Milorda'; w urzędzie jesteśmy teraz bardzo zaprzątani wysyłaniem sił zbrojnych do Tangeru i flotą dla Milorda, który jest w Lizbonie i ma nam przywieźć Królową. Byłem poruszony sprawą Algeru, jako że Milord nie sprawił tam nic z tego, po co był wyruszył; acz uczynił wszystko, co ktokolwiek na świecie mógł uczynić. Brak pieniędzy pogrąża w nierząd wszystkie sprawy, a osobliwie interesy Marynarki; a przecież nie widzę, aby Król starał się o pieniądze, lecz myśli tylko o nowych sposobach roztrwonienia pieniędzy.   1 października. Tego ranka długo leżeliśmy z żoną w łóżku i m. in. zaczęliśmy gadać o muzyce i żonie zachciało się, żebym jej pozwolił uczyć się śpiewu. Co rozważywszy przystałem na to, by się uczyła. A że zanim wstałem, dali mi znać, że pan Goodgroome przyszedł na naukę śpiewu do mnie, więc żona wstała i tego ranka zaczęła także się uczyć. Do urzędu, gdzie przy robocie cały dzień. Wieczorem w domu porządkowałem papiery wedle spraw, jakich dotyczą; robota, którą ledwo mogę na sobie wymusić, ale kiedy widzę ją dokonaną, bardzo jestem zadowolony.   2 października. Całe rano u Pegg Kitę z wujem Fennerem i dwoma jego przyjaciółmi dla oszacowania dobytku zostawionego jej przez matkę; ale ta ścierka taka się okazuje kłopotliwa, że ręce mi opadają od zajmowania się jej sprawami. Do domu i z żoną- do teatru, ale że przyszliśmy późno i miejsca mieliśmy złe, nigdy w życiu nie zaznałem równie mało ukontentowania z pójścia do teatru, acz sztukę widziałem pierwszy raz, a była to tragedia Yictoria Corombona. Zdało im się, że licha to sztuka.   9 października. Tego dnia oddałem do naprawy mój teorban, a potem do urzędu, rozumiejąc, że pojedziemy na obiad do sir W. Ridera (w Bethnal Green), do którego byłem zaproszony z obydwoma sir Williamami. Ale wstąpiwszy do domu zastałem tam panią Pierce Ja belle i panią Cliffofd, więc musiałem w domu się zostać i gościć je, jak mogłem, i dalibóg, bardzo mi się spodobało tak cudne towarzystwo.   16 października. Tego ranka przychodziły do żony różne dziewki na zgodę i na koniec żona upatrzyła sobie niejaką Nell, której matka, stara kobieta, przyszła z nią i nie chciała ugodzić się na mniej niźli pół roku, a mnie się śmiać chciało z ich pocieszności. Po obiedzie nad moimi papierami, a wieczorem nasza służąca Mary (którą dla próby zgodziliśmy na miesiąc), odeszła od nas, mając na widoku, jak mniemam, zamęście, bo dziewka miłowała nas a my ją; ale wszystko, czegośmy się od niej dowiedzieli, to, że chce być u kupca, gdzie mają tylko jedną sługę.   17 października. Kapitan Cocke, kupiec, człowiek dobrej reputacji i wielkiej powagi, mówił mi, że Parlament, skoro się zbierze na przyszły miesiąc, przysporzy nam kłopotu, będzie bowiem dochodził, jak Król rozdysponował urzędy i pieniądze, zanim przyzna mu nowe sumy. Jadłem obiad z kapitanem Lambertem i mówiliśmy dużo o Portugalii, skąd on niedawno wrócił; prawi, że tamtejszy dwór i Lizbona to brudy i mizeria. Że nie mają tam szklanych szyb i nigdy nie będą mieli; że Król to gruby prostak, a jeść przysyłają mu przez dwunastu gnuśnych gwardzistów i często są to tylko owoce albo pół kury. I że infantka odkąd została naszą Królową, dostaje teraz całą kurę, a bywa, że i gęś na swój stół. 19 października. Do południa w urzędzie, a w południe z panem W. Coventrym, który był z nami całe rano; z sir Jerzym Carteretem i sir W. Pennem karetą do kapitana Marshe'a, którego dom jest już 250 lat w posiadaniu tej rodziny. Tam radziliśmy nad wydzierżawieniem stoczni dla budowy statków do połowu śledzi. Mieliśmy przedni obiad i wyborne wino. Nie będąc dosyć schludnie i przystojnie odzianym, co wielką jest moją przywarą, nie byłem tak wesoły, jak zwyczajnie bywam i być potrafię, co mi przywodzi na pamięć regułę starego Osborne'a, że szlachcicowi na wszystkim oszczędzać przystoi raczej niźli na schludności stroju.   20 października. (Niedziela. ) Całe dopołudnia w łóżku z racji wrzodu na..., który mnie cały ten miesiąc o wielkie bolę i niespokojność przyprawia, zwłaszcza gdy chodzę. Ale wstałem do obiadu, srodze dotknięty pyszałkowatymi manierami, jakich nabrał Will Hewer, chodzący po domu w kapeluszu; dziś mu nic jeszcze nie powiem, ale boję się, że będę miał kłopoty z jego pychą i lenistwem, acz w innych rzeczach dobry z niego chłopiec. Po obiedzie do kościoła, a potem do sir W. Battena, który jutro; wyrusza do Portsmouth asystować księciu Yorku przy obejmowaniu tamtejszego garnizonu.   21 października. W Kancelarii Małej Pieczęci z sir W. Pennem, zasięgaliśmy języka w sprawie pieczętowania jakowychś jego dokumentów irlandzkich. Stamtąd do Szatni na obiad, a potem wbrew sumieniu i rozsądkowi (co mi Boże odpuść, albowiem serce moje wie, że obrażam Go łamiąc moje w tym śluby) poszedłem do Opery, gdzie znowu zaczęli grać po dokonaniu kilku przeróbek sceny, które jej wyszły na gorsze, ale sztuka, Miłość i honor, pierwszy raz przez nich grana, ma bardzo dobrą intrygę i dobrze jest wystawiona.   22 października. Całe rano w urzędzie, gdzie w imieniu księcia Yorku, który jest w Portsmouth, przejmowaliśmy dysponowanie flotą i wydawanie jej rozkazów. Wieczorem odwiedziłem sir Roberta Slingsby'ego, który zapadł na tę nową chorobę, zaziębienie z gorączką.   23 października. Do Whitehall, a potem z sir W. Pennem do Chelsea do Lorda Małej Pieczęci w sprawach irlandzkich sir Williama. Do Opery i po raz drugi oglądałem sztukę Miłość i honor, bardzo to dobra sztuka. Do domu, a po drodze wstąpiłem do sir R. Slingsby'ego, który jeszcze choruje.   24 października. Całe rano w urzędzie. W południe obiadowałem z Luellinem, potem do miasta, gdzie parę drobnych spraw. Wracając wstąpiłem do sir R. Slingsby'ego; ciągle chory, a tego dnia przestał mówić, co wszystkich przejęło wielkim strachem o niego.   25 października. Do Whitehall i na obiad z żoną do Szatni, gdzie jedliśmy pasztet z dziczyzny; Milady bardzo wesoła i zdała mi się bardzo piękną. Po obiedzie z żoną do Opery i znowu oglądałem Miłość i honor, sztukę tak dobrą, że jak była grana trzy razy, tak wszystkie te trzy razy oglądałem ją tego tygodnia; co jest za wiele i na więcej nie będę mógł sobie pozwolić przez dłuższy czas. Wychodząc z teatru spotkaliśmy panią Pierce i jej kamratkę panią Clifford; ale kiedym chciał je zatrzymać i z nimi pogawędzić, żona się rozgniewała; i czy jest zazdrosna, czy nie wiem co, ale nie może ścierpieć, gdy mówię o pani Pierce. Tego dnia Will Hewer dostał ode mnie tęgą nauczkę o tym, z jakim respektem winien się zachowywać wobec nas, jako wobec swojego pana i swej pani.   26 października. Lord Peterborough, mianowany gubernatorem Tangeru, przybył do urzędu z sir J. Carteretem dla naradzenia się nad przysposobieniem okrętów do tej wyprawy. Przyszła wiadomość, że nasz kontroler Urzędu, sir Robert Slingsby (niedomagał w ostatnim tygodniu), umarł, co mną tak wstrząsnęło, że całą noc nie mogłem spać, gdyż to był człowiek, co mnie lubił, i człowiek wielkich zalet, dla których kochałem go więcej niż wszystkich innych urzędników i komisarzy Marynarki.   27 października. (Niedziela. ) Rano w kościele, gdzie w ławce rozmawialiśmy dużo z obu sir Williamami o śmierci sir Roberta Slingsby'ego, którą jestem bardzo zgnębiony, a oni też, ale to tylko na pokaz i ani wierzę, aby go żałowali, gdyż przeszkadzał im zawładnąć interesami Urzędu.   30 października. Całe rano w urzędzie. Po południu z kapitanem Lambertem do Deptford na jego okręt „Norwich”, gdzie obejrzałem każdą dziurkę i kącik, wiele się przy tym od kapitana Lamberta, nauczywszy, co było celem tej wyprawy. Po powrocie, wybierając się na pogrzeb sir Roberta Slingsby'ego, dowiedziałem się od sir W. Battena, że chociaż wszyscy byliśmy zaproszeni, mają go chować po cichu, pod pozorem, że ciało śmierdzi, tedy cofnęli wszystkie zaproszenia i nie będzie orszaku pogrzebowego; co mnie zgryzło, że nic nie chcą uczynić dla oddania czci sir Robertowi. Zostałem u sir Battena do późna, grając w karty z jego żoną i panną Martą. I kazałem posłać dla nich po parę flasz wina. Po powrocie do domu zgryzłem się zastawszy żonę w niezgodzie, z naszą służącą Doll, której wadą jest, że nie potrafi zmilczeć, tylko wciąż miele językiem, i to zawsze ze złością, czy jest po temu przyczyna albo nie; tedy ubolewam nad niewygodą, jaką dla człowieka większej fortuny jest konieczność trzymania kilku sług, z czego tylko są niepokoje. Sir Henry Vane, Lambert i inni zostali nagle przewiezieni z więzienia w Tower do Scilly, ale nie daję wiary temu, co ludzie mówią, że to z racji wykrycia spisku; to tylko pozór, podobnie jak to kiedyś chwytano się różnych pozorów przeciwko Kawalerom.   31 października. Poszedłem dzisiaj do sir Roberta Bernarda, prawnika, jako jego klient, żeby poradzić się jeszcze w sprawie roszczeń stryja Tomasza co do tenut dzierżawnych w Gravely, ale rzekł mi pokrótce, że nie ma wielkich nadziei, abym coś uzyskał, co wielkim dla mnie jest frasunkiem, lecz niech się dzieje wola Boża. Z niespokojnym umysłem poszedłem jeszcze do wuja Fennera i owóż znalazłem go w piwiarni pięknie wymuskanego i odmłodniałego, zgoła jak człowiek, co pono wkrótce się znów ożeni..   2 listopada. Dzisiaj sir John Minnes wprowadzony przeze mnie i sir W. Penna do urzędu jako nasz nowy kontroler (na miejsce zmarłego R. Slingsby'ego). Zdaje mi się człowiekiem zacnym i dobrej kondycji i kontent jestem, że go mamy w Urzędzie. Tego wieczora, będąc u siebie na górze, usłyszałem huk prochu strzelniczego, a nadto hałas i żonę moją łającą naszego pacholika Waynemana. Zawołałem go tedy na górę i okazało się, że schował do kieszeni trochę prochu i palący się lont, mniemając lekkomyślnie, iż go zgasił; od lontu proch wybuchnął i sparzył mu bok tudzież rękę, którą chciał lont wyciągnąć. Przeindagowawszy go i gdy się pokazało, że zełgał co do miejsca i czasu kupna prochu, okrutnie go wychłostałem, acz mi to jest niemiłe, alem sądził, że to było konieczne.   7 listopada. Do Toma Trice'a, który znowu wszczął swoją sprawę o procenty od stryj owskiego legatu. Tedy obiecawszy mu dać odpowiedź poszedłem naradzić się do dr Williamsa, a zaś do pana Moore'a i wróciłem, do domu pieszo, z umysłem jasnym, ale bynajmniej nie zadowolonym. W domu czekały mnie listy od Milorda z Lizbony, donosi w nich, że miewa się dobrze i że widział na tamecznym dworze walkę byków. W drodze do domu wstępowałem do wuja Fennera, który powiedział mi, że Pegg Kitę wychodzi za mąż za tkacza, ubogiego pachołka; tedy powzięliśmy rezolucję więcej nie wdawać się w jej sprawy.   8 listopada. Wczesnym rankiem do Lorda Kanclerza z listem do niego przez Miłorda przysłanym; i mówiłem z Kanclerzem; pytał mnie, czy jestem synem Talbota Pepysa, którego znał był; i rozmawiał ze mną z wielkim respektem. Do Westminster, gdzie zeszliśmy się z komisarzem Pettem i wedle umowy do tawerny „Pod Słońcem”, gdzie sir J. Minnes, sir W. Batten i wszyscy nasi ha obiedzie wystawionym przez kapitana Stokesa i kapitana Clerke'a i weseliliśmy się, a w rozmowie poznałem sir J. Minnesa jako prawego dżentelmena i dobrego szkolarza. Po obiedzie do dr Williamsa, który poszedł ze mną wyszukać dla mnie palestranta, sposobnego udzielać mi rad w mojej sprawie z Tomem Trice'em. Potem do mego kuzyna prawnika Jana Turnera i zasięgnąłem jego opinii, wedle której nie powinienem płacić Tomowi Trice'owi nic więcej ponad kapitał 200 funtów, z której: opinii bardzo byłem kontenty.   9 listopada. Całe popołudnie u Milady, która nastaje na mnie, żebym więcej łożył na moją żonę, i bardziej usilnie o to prosi, niż zwykła, więc dając pozór, żem temu rad, postanowiłem wyłożyć na koronki dla żony.   11 listopada. Do Szatni na obiad i tam, wedle umowy, zastałem żonę, która przyniosła koronki i obszywki, żeby Milady jej coś z tego wybrała. Po obiedzie zostawiłem damy, by się owymi koronkami bawiły, a sam wyszedłem z kapitanem Ferrersem, który wziął mnie ze sobą do domu gry, com pierwszy raz w życiu oglądał; dziwowałem się szaleństwu ludzi, co tyle pieniędzy rzucają tam i tracą; i poznałem tam, jaką manierą żyją gracze, która mi się zdała bardzo podła, nędzna i nieludzka. Potem wziął mnie da szkoły tańca na Fleet Street, gdzie mnóstwo nadobnych młodych, dziewek pląsało, ale mnie się to nie wydaje, żeby młode dziewczątka zaprawiać do takich uciech próżności. Stamtąd do Milady, która już kupiła koronki dla mojej żony za 6 funtów; tom odetchnął, że nie wydała więcej, choć i to zdaje mi się za dużo; i proszę Boga, iżby tak pokierował moimi i żony rozchodami, aby moja rozrzutność nie wystawiała na szwank ni trzosu mego, ni honoru.   13 listopada. Rano wszyscy na posłuchaniu u księcia Yorku w jego komnacie, gdzie odziewał się w strój do konnej jazdy, aby wyruszyć dzisiaj ku morzu na redę w Dunach. Kiedyśmy dali mu nasz list o złej kondycji Marynarki z przyczyny braku pieniędzy, odroczył rzecz do swojego powrotu i tak rozstaliśmy się; ja tedy poszedłem do Whitehall odwiedzić la belle Pierce, a potem pieszo do lorda Crewa, którego zastałem już w jego nowym domu tuż podle tego, gdzie przedtem mieszkał; lord i jego syn sir Tomasz uprzejmie mnie witali, a z sir Tomaszem długą miałem rozmowę; i powiedział mi bardzo serio, że wedle jego . mniemania Parlament (który się zbiera w przyszłym tygodniu) dobrze się da we znaki Królowi tudzież duchowieństwu, od czego Boże nas chroń. Ale ci z Parlamentu widzą rzeczy tak sprawowanymi przez Lorda Kanclerza i innych zgarniających tylko fortuny, że nie chcą tego dłużej cierpieć. Stamtąd do teatru, a że bardzo padało, wróciłem do domu koczem, a na duchu było mi ciężko z racji mojej rozrzutności, która mnie zgubi, jako że teraz, kiedy wydałem tyle pieniędzy na stroje żony, winienem odmawiać sobie jakichkolwiek innych wydatków. Do łóżka, i tej nocy spaliśmy w małym zielonym pokoju, gdzie sypia służąca, ale długo nie mogliśmy skłonić naszej Nell, żeby się położyła; nie chciała spać tam, gdzie śpimy ja i żona, wszelako widząc, że musi spać w tym samym pokoju albo przesiedzi całą noc, z wielkimi ceregielami poszła wreszcie do łóżka.   14 listopada. W urzędzie całe rano. W południe do gospody , Pod Słońcem”, gdzie żegnaliśmy kapitana Lamberta mającego wyruszyć do Cieśniny. Piliśmy tedy na „bywaj zdrów” i na zdrowie wszystkich przyjaciół, i weseliliśmy się, i wina lało się dosyć. Stamtąd do sądu do pana Turnera, prawnika, w sprawie mego wystąpienia przeciw T. Trice'owi. Tu dowiedziałem się, że pani Turner dzisiaj wróciła ze wsi bardzo chora z przeziębienia, co mnie zasmuciło.   19 listopada. Całe rano w urzędzie, a wróciwszy do domu zastałem pana Hunta (naszego dawnego sąsiada z Axe Yard) samego z moją żoną, co wprawiło mój umysł w ogromne pomieszanie; ale przypomniawszy sobie, że to dzień prania i że nie miał gdzie czekać, albowiem w żadnym innym pokoju się nie paliło, a na dworze było bardzo zimno, znacznie się uspokoiłem. Zjadł z nami obiad, a potem pojechał z nami do miasta i wysadziliśmy go z kocza koło mojej krewnej Judyty Scott i tam pożegnali; a ja z żoną poszliśmy do Scottów na chrzciny ich synka, któremu mój krewny Samuel Pepys z Irlandii (brat Judyty Scott) i ja byliśmy ojcami chrzestnymi; nazwaliśmy też dziecko Samuelem. Moja kuzynka Elżbieta Stradwick (siostra Judyty) była chrzestną matką. Było tam sporo wdzięcznych pań i weseliliśmy się, jedli i pili. Kosztowało mnie to 20 szylingów dla nianiek i babki położnej.   20 listopada. Wodą do Westminster Hall, gdzie widziałem Króla podpływającego łodzią do schodów Parlamentu, który dziś pierwszy raz się zbiera. I jak słyszę, biskupi będą już zasiadali w Izbie Lordów. Ale żadnych ciekawych nowin, tylko Ned Pickering powiedział mi. co mnie stropiło, jakoby sir Minnes miał powiadomić Króla, że o ile nie będą wyrugowani wszyscy kapitanowie floty lorda Sandwicha, to po jej powrocie Król nie będzie jej panem; tak to usiłuje on sprowadzić niełaskę na Milorda. Ale mam nadzieję, że to się nie powiedzie, bo Król Milorda kocha. Wieczorem w domu przejrzałem, jeszcze raz uważnie wszystkie papiery dotyczące sprawy stryjowskiego legatu na rzecz Trice'ów i zda się, żem znalazł takie, które mi lepiej posłużą w tym zatargu niż wszystkie, jakie miałem dotychczas. To sprawiło, że z wesołą myślą położyłem się spać i długo jeszcze czytałem Tomasza Hobbesa Listy o wolności i konieczności.   21 listopada. Rano jeszcze raz obejrzałem owe wczoraj znalezione dokumenty, a kiedy przyszedł pan Moore, to mu je pokazałem, a on też przyznał, że te papiery dużo pomogą. Ale na koszta tych wszystkich korowodów spadkowych pożyczyłem już od niego 100 funtów. Całe popołudnie w urzędzie; pierwszy raz urzędowaliśnry po południu, a pono ma być teraz tak co dnia, póki trwać będzie sesja Parlamentu Parlament uchwalił 120 000 funtów na zapłacenie długów Króla.   22 listopada. W południe, wedle umowy, z żoną na obiad „Pod Delfina”, gdzie byli już sir W. Batten, jego żona i córka, panna Marta, i kapitan Cocke, kupiec, z żoną, a żonę ma Niemkinię, ale wielką piękność; jedliśmy tedy po społu mając wyborną muzykę i dobre śpiewy, więc weseliliśmy się i tańcowali, jeno że mnie srodze madame Cocke za serce chwyciła i jej maleńki synek. Atoli po całym tym. weselu przyszło do rachunku, który był na 4 funty okrom 40 szylingów dla muzykantów, co nas wprawiło w pomieszanie, ale musieliśmy zapłacić. Tedy pożegnałem się i zostawiłem ich tam około ósmej godziny wieczorem. Tego dnia Mary Bowyer przysłała mojej żonie grzeczną, miłą dzieweczkę do służby i żona ją zgodziła.   25 listopada. Ranek z kapitanem Lambertem, który mnie i kilku przyjaciół gościł w tawernie „Pod Psem”, jako że wyrusza dzisiaj na swym okręcie do Cieśniny. Mieliśmy ostrygi i dobre wino. Potem na otwarciu sesji Parlamentu, a zaś z sir W. Pennem i jego irlandzkimi przyjaciółmi w gospodzie „Pod Łabędziem” na obiedzie, a potem z nimi w teatrze na Niewolniku. Stamtąd do tawerny „Pod Mitrą”, gdzie siedzieliśmy i pili dobrze za północ, aż wypiłem trochę za dużo.   27 listopada. Tego ranka żona odprawiła naszą służkę Doll, z którą, acz była nieznośna dla swego niepowściągliwego języka, przecie z żalem się rozstawałem i mile się pożegnałem. Do malarza Saville'a, u którego zamówiłem portret i już pierwszy raz dzisiaj mu pozowałem, i zaczął moją twarz. Na obiad do Milady, a potem z kapitanem Ferrersem i panem Moore'em do teatru i widzieliśmy Hamleta, bardzo dobrze granego. Wróciwszy do domu dowiedziałem się, że moja żona była z wujenką Wight i panią Ferrers u Milady, gdzie tańcowały i weseliły się, a Milady, jak zawsze, bardzo w mojej żonie rozmiłowana.   28 listopada. Will Hewer przyniósł mi z Whitehall, dokąd go posyłałem, listy od lorda Sandwicha, który jeszcze siedzi w Tangerze, gdzie pogromił Turków i odbił im zagarnięty przez nich angielski okręt kupiecki. Po południu w urzędzie z komisarzem Pettem. Do Lorda Podskarbiego i do Lorda Kanclerza z listem, od Milorda. Potem do tawerny, gdzie z Symonsem i innymi siedzieliśmy i pili, i śpiewali do północy. W domu zastałem nową sługę, Sarę, która jest wysoką i przystojną dziewką, taką, co jak myślę, będzie się nam obojgu podobała.   29 listopada. W południe posłuchanie u księcia Yorku, który wszczął z nami dyskurs o sprawie kapitana Holmesa, że nie potrafił zmusić szwedzkiej fregaty do oddania honorów angielskiemu okrętowi przy spotkaniu w Cieśninie; tedy Książę zapytywał nas o to, jaka jest zwyczajna praktyka oddawania honorów naszym przez cudzoziemskie okręty; ale ja nic nie umiałem w tej materii powiedzieć, nad czym ubolewam. Tedy wracając do domu kupiłem w księgarni koło Świętego Pawła książkę Seldena Marę Clausum, mając na myśli, że zbiorę, co mogę, wiadomości, by napisać małą rzecz o salutowaniu okrętów i przedłożyć ją księciu Yorku, co będzie, tuszę, dobrą okazją, abym dał mu się poznać.   1 grudnia. (Niedziela. ) Tego wieczora mój brat Tom przyszedł i rozmawialiśmy z nim, czyby się nie ożenił z córką pana Townsenda z Szatni królewskiej. Mam zamiar pochodzić koło tej sprawy i proszę Boga, żeby przyszła do dobrego końca.   3 grudnia. Do malarza Saville'a i siedziałem z godzinę do- portretu; ale nie bardzo mi się ten portret widzi; boję się, że nie uda mnie dobrze. Na obiedzie u Milady, gdzie była też lady Wright, jej siostra i cała nasza rozmowa była o tym, jakie to jest szczęście, wedle rozumienia lady Wright, być modnym człowiekiem i gardzić tymi, co nie znają rozmaitości mody, jak mieszczanki albo wiejskie szlachcianki; na co nic nie rzekłem, chociaż mi się taka mowa nie podobała. Całe popołudnie w urzędzie, a potem w domu czytałem Mare Clausum, i spać, ale złą miałem noc, bom śnił, że żona jechała ze mną konno i koń ją zrzucił, tak że złamała nogę.   5 grudnia. Tego ranka poszedłem wcześnie do malarza i siedziałem do mego portretu czwarty raz, ale wciąż mi się nie po doba. Potem do Urzędu Skarbu, gdzie spłacaliśmy rachunki statku „Św. Jerzy” z sir Battenem. Potem przyszedł sir W. Penn i został ze mną, a sir W. Batten poszedł na obiad, a kiedy wrócił, myśmy z Pennem poszli na obiad, który nasz goniec Slater nam przyrządził. A na koniec ja z żoną do teatru i widzieliśmy Hamleta dobrze wystawionego. Stamtąd do pani Turner, mojej krewnej, która wciąż jeszcze choruje.   7 grudnia. Do Kancelarii królewskiej, gdzie pieczętowane różne akta. M. in. pieczętowaliśmy dyplom dla pana Rogera Palmera (męża pani Barbary Palmer) mianujący go hrabią na Castle i maine, który tytuł ma się przekazywać męskim potomkom zrodzonym z lady Barbary, czego racje wszystkim są jawne. Wodą do urzędu i do sir W. Penna, u którego zastałem kapitana Holmesa piszącego raport o swoim wypadku ze szwedzkim okrętem, który nie chciał naszego salutować; dał mi kopię tego raportu, a rozdał już ich kilka swoim przyjaciołom, złożył też ów raport Królowi tudzież Radzie Królewskiej. Co mi się przyda dla mojej pracy o oddawaniu honorów, którą właśnie piszę. Ale kapitan Holmes bardzo powstaje przeciw sir J. Minnesowi, jako największemu łotrowi, szelmie i tchórzowi na świecie, czego słuchałem rad, gdyż dowiedziałem się, że sir. J. Minnes gadał szpetnie o lordzie Sandwichu; wszelako niemiło mi, że on taki.   9 grudnia. W południe do Szatni na obiad, gdzie znowu była lady Wright i wiele mówiła o dworności; i że tylko ten się przygodzi na dobrego dworzanina, kto bywał za granicą i zna tamtejsze mody. Czemu próbowałem oponować i byłem poruszony słysząc takie gadanie, acz w innych rzeczach lady Wright jest bardzo rozumną i dyskretną damą. Stamtąd z panem Moore'em do p. Walpole'a, mojego adwokata, i mówiliśmy o naszej sprawie z Trice'em, który nas pozwał do sądu. P. Walpole jest pełen dobrych nadziei, ale to jeszcze młodzik, tedy nie bardzo polegam na jego zdaniu.     11 grudnia. Mój brat Tom i pan Moore przyszli do mnie rano i gawędziliśmy i mam nadzieję, że Tom da sobie radę i będzie zarabiał pieniądze. Potem wyszliśmy, a ja w mieście spotkałem znajomego, pana Howella, tokarza, z którym poszliśmy się na pić, i opowiedział mi całą historię zamęścia panny Pegg Kitę, która na swoją zgubę wyszła za owego tkacza, szpetnego nicponia; tedy rad jestem, że nie mam z tym nic już do czynienia.   13 grudnia. W domu całe rano cierpiąc bolę w pęcherzu z przyczyny zimnej pogody, jako że od dwu dni mamy mróz. Po obiedzie u malarza z żoną, która pierwszy raz pozowała do portretu, a ja cały czas przypatrywałem się konterfektowi cudnej damy, której lica nadzwyczaj mi się podobały. Po południu w urzędzie.   14 grudnia. Leżałem dzisiaj z żoną w łóżku do 11 godziny. Tej zimy weszło nam jakoś w zwyczaj długie wylegiwanie się w łożu. Po obiedzie do późnego wieczora w urzędzie.   15 grudnia. (Niedziela; ) Rano w kościele, potem sir W. Penn u nas na obiedzie i bardzośmy się z nim weselili. Po południu znów do kościoła, a zaś czytałem aż do wieczora i spać. Przykładam się teraz z wielką pilnością do nauki, jako że piszę rzecz o oddawaniu nam honorów przez cudzoziemskie okręty; czytam tedy na raz i Śeldena, i Grotiusa, i innych autorów o tej materii traktujących.   16 grudnia. Wstałem o 5 rano przy świecach (co mi się od wielu dni nie zdarzyło), naglony i wołany przez niejakiego p. Bollena, który miał sprawę do pieczętowania w Kancelarii królewskiej (jako że to mój miesiąc służby). Tedy powozem, wstąpiwszy po drodze do pana Moore'a, udaliśmy się do Chelsea, gdzie Lord Małej Pieczęci rzecz załatwił. Potem do lady Sandwich, gdzie zastałem żonę (która była na Axe Yard u pani Hunt przedwczoraj rozwiązanej, a urodziła chłopca) i zjadłem tam obiad u kucharza z żoną i panią Sarą (gospodynią). Po obiedzie do Opery na nową sztukę Samochwalca z Coleman Street, napisaną w 1658 roku i w której wiele uwag o dawnych czasach; a że to grali pierwszy raz i ceny były podwojone, więc by oszczędzić pieniędzy, poszliśmy na galerię, gdzie siedzieliśmy i widzieli bardzo dobrze; i bardzo dobra to sztuka, zdaje się, Cowley ją napisał. 19 grudnia. Tego ranka żona się wystroiła, żeby iść na chrzciny dziecka pani Hunt, a jadąc tam wstąpiliśmy do malarza, gdzie żona pozowała do południa. Aż ci przybiegł z domu nasz pacholik i dał nam znać, że chrzciny u pani Hunt odłożono do przyszłej soboty. Tedy skończywszy u malarza i kontenci z jego roboty, pojechaliśmy koczem do domu, a po drodze zdarzyło mi się szpetnie powaśnić z żoną o wstążki, że ma je źle dobrane i w dwu kolorach; a od słowa do słowa niby szaleniec w pasji nazwałem ją kurwą, czego potem żałowałem.   20 grudnia. Na obiedzie w Szatni, a zaś z panem Moore'em chodziliśmy aż do zmroku po Cornhill, rozmawiając o panowaniu nad morzami, która sprawa tak bardzo mnie ostatnimi czasy zaprząta. A w domu do późna w noc czytałem jeszcze Seldena.   21 grudnia. Do Kancelarii królewskiej, gdzie Lord Małej Pieczęci oznajmił nam, że tego miesiąca nic już nie będzie pieczętowane, gdyż on wyjeżdża trzydzieści mil poza miasto, na święta Bożego Narodzenia. Z czego byłem rad, boję się tylko, aby jakaś nagła sprawa królewska nie zmusiła nas gonić za nim aż na wieś dla dostania pieczęci. Do Westminster Hall, gdzie chwycili mnie dawni koledzy z Izby Obrachunkowej, więc z nimi do tawerny „Pod Psem”, jako że to dzień św. Tomasza, w który po zwyczaju zbierają się na wspólny obiad. Tam i ja, i wszyscy bardzośmy się weselili i miałem okazję mówić z panem Falconbridge'em, którego prosiłem, żeby w Domesday Book poszukał dla mnie wszystkiego, co dotyczy morza i panowania na morzach, co przyobiecał uczynić. Pożegnawszy się z moją bracią — do urzędu, gdzie obaj panowie Williamowie krzywo, zda się, na mnie patrzyli, że mnie chwilę nie mieli pod ręką, co im wziąłem za złe, i widzę jasno, że muszę trzymać się od nich trochę z daleka i nie pochlebiać im, albo inaczej nigdy nie będę z nimi na równej stopie. Wieczorem żona wróciła z chrzcin dziecka pani Hunt, tedy poczytawszy jeszcze Seldena, spać. 22 grudnia. (Niedziela. ) Przy obiedzie pokłóciłem się z żoną i jej służką o niechlujne przyrządzenie potraw i odszedłem od stołu czytać Seldena. Po południu z żoną w kościele, a w naszej ławce siedział też kapitan Holmes w złotem szytej sukni, co mnie zdjęło niepokojem z uwagi na jego dawne zakusy na moją żonę. Ale ze zmąconym umysłem siedziałem cicho, aż po chwili skorzystałem z okazji, że deszcz przestał padać (a padało, gdyśmy szli do kościoła), i szepnąłem żonie, żeby szła już na chrzciny do Osborne'ów (dokąd była zaproszona), do czego przychyliła się i wyszła z kościoła, a mnie zelżało na duchu. Wieczorem przyszli dr Tomasz Pepys, Will Joyce i mój brat Tom i wieczerzali z nami, i oni| weselili się, a ja udawałem, że jestem wesoły, ale nie byłem wcale! rad ich towarzystwu.   23 grudnia. Wchodząc dzisiaj do księgarni koło Św. Pawła, spotkałem pana Crumluma i prorektora szkoły Św. Pawła, tedy zaprosiłem ich „Pod Gwiazdę” i tam siedzieliśmy gawędząc, i wielką miałem rozkosz z ich towarzystwa, i bardzo rad byłem, żem pana Crumluma tak niespodzianie spotkał, którego zaniedbałem był od wiela czasu nawiedzać. I w rozmowie o książkach przyobiecałem ofiarować dla jego szkoły książek za 5 funtów, jemu ich wybór zostawiając.   25 grudnia. (Boże Narodzenie. ) Rano w kościele. Obiadowaliśmy sami, a gdy coś szwankowało przy podaniu do stołu, jęliśmy utyskiwać na niechlujstwo służby i tak pokłóciliśmy się z żoną, że odszedłem zły do mego pokoju. Po obiedzie żona przyszła do mnie na górę i pogodziliśmy się i chodziliśmy po naszym tarasie na dachu, skąd zawołał nas sir W. Penn, tedy poszliśmy do niego na kolację; przed kolacją przyszedł tam też kapitan Cocke podchmielony i zaczął gadać, a sir W. Penn, znając jego usposobienie i wiedząc, że nie będzie końca tej gadaninie, przepił do niego czterema szklankami wina spełniając zdrowie Króla i tą manierą upił go już na dobre. 28 grudnia. Całe rano w domu; a po południu wszyscy w urzędzie wezwani listem księcia Yorku, w którym żąda, byśmy co rychlej sporządzili wykaz wszystkich długów Marynarki, do czego zabraliśmy się ochoczo.   29 grudnia. (Niedziela. ) Długo w łóżku z żoną, a choć postanowiłem, że pójdziemy do Milady na obiad (aby nie być na obiedzie u sir W. Penna, gdzie miał dziś obiadować kapitan Holmes), przecież nie znalazłszy powozu, abyśmy zdążyli na czas, zjadłem obiad w domu z żoną i moim bratem Tomem. Po obiedzie żona pojechała do pani Hunt, a ja do Westminster, gdzie długo czekałem na pana Coventry'ego, aż przyszedł do siebie z obiadu w Whitehall i miałem z nim rozmowę o sprawach naszego Urzędu.   31 grudnia. Rano do malarza, gdzie żona ostatni raz siedziała do swego portretu, a ja stałem przy niej, te i owe drobne rzeczy malarzowi wskazując, tak że teraz portret, będzie mi się, jak myślę, bardzo podobał; a oprócz żony jej mały czarny piesek siedzący w fałdach jej sukni też został odmalowany, z czego mamy wielką uciechę. Do domu na obiad, a potem do urzędu i późno w noc skończyliśmy nasz rejestr długów Marynarki, których suma jest 374 000 funtów. Zjadłszy kolację siadłem, by skończyć mój dziennik z tego roku. Oboje z żoną jesteśmy, chwała Bogu, zdrowi; moi domownicy i służba to: Will Hewer, Sara, Nell i pacholik Wayneman. Mam gotówką 500 funtów oprócz dobytku w rzeczach i tego, co mi przypadnie z Brampton, kiedy umrze mój ojciec, daj mu Boże najdłuższe życie. Moja główna troska to znaleźć stosowną żonę dla mego brata Tomasza; Joyce'owie rają mi swoją krewną, która ma 200 funtów gotowizny. Ale największa moja zgryzota w tym, „że byłem” cały ten rok wielkim! rozrzutnikiem. Złożyłem tedy uroczyste śluby, że będę się wystrzegał teatru i wina. Piszę dla księcia; Yorku mały traktat o naszych przywilejach na morzu w tym, co dotyczy salutowania naszych okrętów przez inne narody. Flota płynąca do Portugalii stanęła w drodze z przyczyny braku wiatru, tak że dopiero z wiosną spodziewamy się przybycia Królowej, co jest ninie wszystkich oczekiwaniem i o czym najwięcej się mówi. ROK 1662   1 stycznia. Budząc się rano, niechcący uderzyłem żonę łokciem w twarz i w nos, aż się zbudziła z bólem od tego ciosu, czym się zafrasowałem, aleśmy wnet usnęli. Wstawszy potem wyjechałem z sir W. Pennem ku Westminster, a ujrzawszy po drodze, że grają Hiszpańskiego wikarego, wyskoczyłem z powozu i Penn pojechał sam, a ja pobiegłem do domu i posłałem do Willa Penna. i jego siostry, aby poszli dziś ze mną i moją żoną do teatru. Tedy po obiedzie przyszli do nas oboje i zjadłszy z nimi baryłkę ostryg pojechaliśmy do teatru i widzieliśmy ową sztukę dobrze graną, a i rzecz sama bardzo dobra. Stamtąd do domu i młodzi siedzieli jeszcze u nas grając w karty, a uciechą wieczoru było, że młody Penn zostawił swoją szpadę w powozie, za którym pobiegł z moim pacholikiem, a zdybawszy go koło Giełdy, szczęśliwym trafem szpadę odzyskał.   4 stycznia. W domu cały ranek zawieszałem na ścianach malowidła i próbowałem, jak się wydadzą nowe świeczniki z cyny, którem kupił dla ustawienia przy wejściu i na schodach.   5 stycznia. (Niedziela. ) Zostawiłem żonę w łóżku słabą na swój miesięczny czas i poszedłem do kościoła. Obiad jadłem sam, a podano mi kość szpikową i przedni kawałek rozbefu, ale że byłem sam, nie jadłem nic. Po południu przyszedł mój brat Tom i powiadał mi, że był u rodziców tej dziewczyny, co mu ją Joyce'owie swatają i bardzo o nią stoją, ale my jesteśmy w rozterce, bo 200 funtów to liche wiano; i mam nadzieją, że jeśli Tom będzie się dalej tak o swoje utrzymanie starał jak ninie, to może się obejrzeć za panną z większym posagiem. Potem do kościoła i stamtąd do sir W. Battena, u którego, że wspomnę, nie byłem już ze dwie niedziele, i postanowiłem nadal wystrzegać się zbyt częstych tam wizyt, aby nie być przez nich lekceważonym, w co łatwo mogę popaść. Tedy po krótkiej chwili do domu, zjadłem z żoną kolację, napisałem do sir J. Minnesa, bawiącego na redzie w Dunach list z prośbą o jego opinię w materii salutowania okrętów, a potem do pacierzy i spać.   6 stycznia. (Trzech Króli. ) Na obiad do sir W. Penna, który w tym dniu święci ośmnastą rocznicę swego wesela. Mieliśmy dobrą pieczeń wołową i siła innego dobrego jadła, a pomiędzy gośćmi byli okrom sir Battena pułkownik Treswell i major Holmes; ten zasię, jak spostrzegłem, rad by do mojej żony się umizgał, ale ja to przykrócę, a i ona sama ostro mu od siebie przycięła.   7 stycznia. Leżałem długo w łóżku, potem obiad na mieście z rodziną sir W. Penna, potem w urzędzie i wieczorem znowu u sir W. Penna, gdzie jedliśmy kolację i weselili się; jego dzieci odjeżdżają jutro do szkoły.   8 stycznia. Sir W. Penn powiedział mi dzisiaj, że tego ranka słyszał, jakoby sir J. Carteret okrutnie powstawał przeciwko mojemu Willowi (Hewerowi), że on się co. dzień włóczy z komisarzami Parlamentu, że jego wuj (p. Blackburne) jest huncwotem, a Will rozpowiada mu o wszystkim, co się dzieje w urzędzie; tedy sir William, acz miłuje tego chłopca, radził mi odprawić go, co mnie poruszyło i zaskoczyło, chociaż sam wczoraj gniewałem się na Willa, że się upija. Potem wodą do Szatni z Willem, którego indagowałem przez całą drogę o to, com usłyszał, nie mówiąc mu od kogo, ale biedny chłopak coś podejrzewa.   11 stycznia. Do Giełdy, gdzie o tym tylko mówią, że Francuzi i Holendrowie przeciwko nam się łączą, aleć ja temu jeszcze nie wierzę. Po południu u sir W. Battena, gdziem słyszał opowiadanie o tym, jak w księstwie Raguzy nad Adriatykiem, które państwo jest małe, lecz starożytniejsze ponoć od Wenecji i macierzą Wenecji nazywane, a Turków ma wokół siebie, jak tam więc ze strachu przed spiskami wszystkich oficerów straży książęcej co dwadzieścia cztery godziny zmieniają, tak że nikt nie wie rano, kto będzie na wieczór kapitanem straży.   13 stycznia. Przyszedł pan Berkenshaw, z którym kęs czasu gadaliśmy o muzyce; powziąłem rezolucję uczyć się u niego kompozycji, a zacznę już od jutra, bo tak o mnie dobrze w tym względzie trzyma, że chcę zacząć najprędzej.   14 stycznia. Całe rano w domu, pan Berkenshaw przyszedł wedle wczorajszej umowy i zaczął mnie uczyć kompozycji muzycznej; po jego wyjściu siedziałem nad moimi papierami, potem w urzędzie, skąd wróciwszy znowu siedziałem nad sprawami Urzędu i moimi. Dzisiaj przynieśli moją welinową okładzinę, w którą ryciny będę składał i która wielce mi się podoba.   15 stycznia. Tego ranka pan Berkenshaw przyszedł znowu, egzaminował mnie i cośkolwiek pouczył swego kunsztu, za czym poszliśmy do mego pokoju i zjedliśmy na śniadanie wędzonej karkowizny. A. gdyśmy już podjedli, zapytał mnie, czyliśmy nie zgrzeszyli, jako że Parlament nakazał dzisiaj pościć na intencję uproszenia odpowiedniej na tę porę pogody, bo jak dotąd mamy letnią pogodę tak co do ciepła jak innych rzeczy — właśnie jakbyśmy byli we środku maja czy zgoła czerwca; co, jak wszyscy myślą, grozi zarazą, bo taka sama była i zeszła zima, po której cały rok mieliśmy bardzo niezdrowy, i tak jest po dziś dzień.   16 stycznia. Zapłaciłem dziś malarzowi Saville'owi 6 funtów za nasze portrety i 36 szylingów za ramy. Stamtąd do domu, a na obiedzie byli mój brat Tom i pan Holliard, chirurg, który dał mi kilka dobrych rad mojego zdrowia dotyczących.   17 stycznia. Do Westminster, gdzie usłyszałem pogłoskę, jakoby nasz młody lord Hinchingbroke (przebywający we Francji) umarł dwa tygodnie temu; osłupiałem na tę wieść, jak chyba nigdy jeszcze w życiu, a będąc w trwodze, aby Milady znienacka się o tym nie dowiedziała, poszedłem nie mieszkając do lorda Crewa, zjadłem tam obiad, a po obiedzie rzekłem, com słyszał; tedy cała rodzina bardzo się przeraziła i radziliśmy, co by powiedzieć lady Sandwich; stanęło na tym, żebym najpierw poszedł do pana Jerzego Montagu, którego syn jest we Francji z naszym paniczem, i zapytał go, czy nie dostał jakowejś o tym. wiadomości; tedy poszedłem i zastałem całą rodzinę w ciężkim smutku, jako że to ich syn Jerzy umarł we Francji, a o naszym, chłopcu nic wcale nie słyszeli; pojąłem tedy, skąd się wzięła omylna pogłoska, i wróciwszy się do lorda Crewa powiedziałem im, jak się rzeczy mają, z czego się ucieszyli, doszedłszy do konkluzji, że nasz mały lord żyje zdrowy; wonczas poszedłem do lady Sandwich i wszystko jej opowiedziałem.   19 stycznia. (Niedziela. ) Po obiedzie z żoną pieszo do pani Turner, która wciąż leży chora. Stamtąd do pani Norbury, która chce mi odprzedać trochę ze swego gruntu w Brampton, a ja miałem chęć kupić, ale musiałem jej powiedzieć, że teraz nie stać mnie na to: A mieszka ta pani trafem drzwi w drzwi z wujem Fennerem, który niedawno powtórnie się ożenił ze starą i szpetną akuszerką, mającą czworo dzieci, i nierad byłem go widzieć; tedy dziękowaliśmy Bogu, że owa pani Norbury wpuściła nas kuchennymi drzwiami i nikt od wuja nas nie postrzegł.   22 stycznia. Po lekcji muzyki do Whitehall, a stamtąd do Westminster. Po drodze wstąpiłem do pana Jerzego Montagu dla złożenia mu kondolencji po śmierci syna, który zmarł we Francji, z wielkim żalem towarzyszących mu w podróży synów naszego Milorda. Pan Montagu opowiedział mi, jak wiele różnych zawiści wre teraz w Parlamencie. Lord Kanclerz, wziąwszy z ostatniego spisku okazję do straszenia narodu, zmierza, jak mówią, ku temu, aby okrom stałej milicji sprawić nowe wojsko i księciu Yorku oddać je pod komendę. Izba miała na to rzec bez ogródek, że zmądrzała tyle, by się nie dać wziąć na nowe wojsko, i że poznali się już oni na tym, jako ten, co ma komendę nad wojskiem, niczyjej łaski nie potrzebuje, aby został królem. 23 stycznia. Całe rano z panem Berkenshaw na muzykowaniu, potem z panem Moore'em rozmowa o sprawach Urzędu, a po południu na zaproszenie do mego wuja Fennera, gdzie powitaliśmy jego nową żonę, akuszerkę, starą, szpetną i złego ułożenia kobietę. Wielu jego i jej krewniaków, mizernych gminnych ludzi; poszliśmy z nimi do tawerny „Pod Trzema Koronami”, a tam nas posadzili, choć i w najlepszym pokoju, ale w takiej norze ciasnej, a było nas pod czterdzieści osób, żem w tej ciżbie obrzydził sobie i stół, i całą kompanię, a też i obiad był bardzo lichy. Po? obiedzie wziąłem na stronę obu Joyce'ów, podziękowałem im za dobre chęci w rzeczy wyswatania mojego brata Tomasza, ale zważywszy na to, że ponoś nie będę miał dzieci, i na to, co w takim razie zostawię Tomaszowi po śmierci, mniemam go wartym posażniejszej żony, przeto prosiłem, iżby się tym więcej nie zaprzątali.   24 stycznia. Do Szatni królewskiej, gdzie po wesołym obiedzie z Milady posłałem do malarza Saville'a po nasze portrety, i mój się bardzo podobał, ale żonin bardzo się Milady nie widzi, i ja to samo znajduję, że ją chybił, lecz będzie musiał to poprawić.   25 stycznia. Całe rano w urzędzie i w domu. Chodziłem po moim ogrodzie wskazując ogrodnikowi, co ma być w tym roku zrobione, chcę bowiem piękny mieć ogród. Przyszedł tam do mnie sir W. Penn, żebym pomógł mu przenieść syna z Oksfordu do Cambridge; doradziłem mu Magdalenę College i obiecałem napisać w tej sprawie. Potem z nim na obiad do Trinity House, gdzie zastaliśmy sir Ryszarda Browne'a, który bardzo jest przeciw projektowi sir M. Crispa wybudowania wielkiej śluzy na gruntach królewskiej stoczni w Deptford, za którą na 200 żagli byłoby miejsce.   26 stycznia. (Niedziela. ) Rano do kościoła, obiad w domu, potem, znów z żoną do kościoła, a po powrocie czytałem i gawędzi- łem z żoną. Był dzisiaj śliczny, jasny, mroźny dzień — Boże, daj nam takich więcej! — bo ta ciepła zima każe nam się obawiać niezdrowego lata. Chwała Bogu, od kiedy przestałem pić wino, miewam się znacznie lepiej i w pracy jestem pilniejszy, i pieniędzy mniej trwonię, i czasu mniej w próżnującym towarzystwie.   27 stycznia. Idąc ku Rzece przez Tower Hill, widzieliśmy lorda Monsona, sir H. Mildmaya i Roberta Wallopa, których gotowano się prowadzić z powrozami na szyjach pod szubienicę i z powrotem; co każdego roku mają z nimi czynić w rocznicę skazania nieboszczyka Króla.   28 stycznia. Z żoną do malarza Saville'a, u którego siedzieliśmy do późna; iżby poprawił jej portret; na koniec dobrze ją udał, ale choć człowiek z niego zacny, znajduję go bardzo głupim co do umiejętności zażycia światła i cienia.   31 stycznia. Rano ćwiczyłem się w muzyce, a potem byłem w piwnicy, gdzie mi wybijają drzwi z korytarza do dziedzińca na tyłach domu. Obiad, a potem całe popołudnie nad sprawami Urzędu. Do wieczora wiele spraw uporządkowałem, co mi dało tyle radości, że powziąłem rezolucję siedzenia w domu i pilnowania interesów moich tudzież Urzędu, w czym oby Bóg dał mi wytrwać.   3 lutego. Po ćwiczeniach muzycznych do urzędu, gdzie pracowaliśmy całe przedpołudnie z oboma sir Wilłiamami, a w południe obiad u sir W. Battena, gdzie siła przyjaciół, jako że to trzecia rocznica jego ślubu (z drugą żoną); tedy wedle zwyczaju były trzy bułki słodkiego ciasta, jedno wypukłej owalnej formy, a dwa owalnym kształtem wydrążone, z czego stroiliśmy nieposkromione żarty; aż pewna dama, jakowaś pani Shipman, nalała w owo wydrążenie białego wina, którego weszło tam co najmniej półtora kwaterki, i spełniła tym winem zdrowie sir Williama i jego żony, a był to największy haust wina, jaki kiedykolwiek w życiu widziałem, żeby dama na raz wypiła. Zanim skończyliśmy obiad, przyszedł sir J. Carteret i poszliśmy we trzech do urzędu, gdzie nad sprawami do wieczora; Stamtąd znów do sir W. Battena, i z częścią kompanii do majora Holmesa, gdzie przednią podano wieczerzę, między innymi wyborne homary, których jeszcze nigdy o tej porze roku nie jadłem. Kiedyśmy wracali do domu, słyszałem u sir Battena wielką wrzawę uciechy, to zdzderano wstęgi z niego i jego żony, udając rozdziewanie ich do łożnicy.   4 lutego. Całe rano w Westminster Hall, a w południe do lorda Crewa, gdzie obiadował też pewien pan Templer, zmyślny, zda się, i godny bardzo człowiek; ten rozważając naturę wężów opowiadał mi, że w Lancashire niektóre dochodzą do znacznych rozmiarów, a żywią się skowronkami, co czynią tak: wypatrują, kiedy skowronek podniesie się na najwyższą wysokość, i przypełzają na miejsce prościutko pod nim; a skoro tylko ptak zacznie z nagła lecieć na dół, wpada prosto do paszczy węża, co bardzo dziwne. Tego popołudnia spotkałem człowieka, który wręczył mi pozew do sądu od pewnego Fielda, którego zasądziliśmy jako sędziowie pokoju za obrazę naszego Urzędu. Ale damy mu za to bobu.   5 lutego. Wcześnie do urzędu. Sir J. Carteret, obaj sir Williamowie i ja czytaliśmy instrukcje księcia Yorku dla naszego Urzędu; z czego przeczytaliśmy najpierw to wszystko, co dotyczy naszych obowiązków, resztę odkładając na inny dzień. Wieczorem kolacja u sir W. Penna i grałem z nim w karty, a potem w domu kładłem sobie kataplazmy, bo mi jajco znów puchnie.   6 lutego. Po obiedzie mój balwierz mnie ogolił i do urzędu, gdziem zaczął teraz bardzo przykładnie wypełniać moje obowiązki, a wraz przestrzegać mych przywilejów.   7 lutego. Dowiedziałem się dzisiaj, że pan Turner, pisarz z naszego urzędu, obrusza się na moje poczynania w Urzędzie i że. źle mówi o mnie do sir W. Penna i do innych, co mi zmąciło spokój ducha; nie ażebym się go bał chociaż trochę, ale z przyrodzonej skłonności do niepokojenia się każdą byle jaką przeciwnością.   8 lutego. Rano w piwnicy z węglarzami przenosiliśmy węgiel, ze starej skrytki do nowej, która robota kosztuje mnie 8 szylin gów, ale teraz w piwnicy tak czysto i porządnie, że mi się to nadzwyczajnie podoba, więcej niż wszystko, com kiedy bądź dla mego domu zrobił. Proszę tylko Boga, żebym umysłu mego nadto tymi rzeczami nie zaprzątał. Około trzeciej, kiedy węglarze skończyli, poszedłem na obiad, do którego żona mnie już od chwili nagliła, ale ja w tych rzeczach tak bywam zaciekły, że nie mogę odstać od robotników, póki nie narządzą wszystkiego wedle mej chęci, co jeśli nie jestem z nimi, rzadko mi uczynią jak należy. Za czym do urzędu. Wieczorem chodząc po naszym ogrodzie rozmawiałem z sir W. Pennem o złym gospodarstwie Ur zędu i że Wood, kupiec drzewny, jak i niektórzy inni kupcy, są wierutnymi łotrami, w co bardzo wierzę.   9 lutego. (Niedziela. ) Brałem dzisiaj lekarstwo na przeczyszczenie i cały dzień przesiedziałem w. moim pokoju rozmawiając z żoną o wyłożeniu dla niej 20 funtów na szatki, com jej przyrzekł, że je dostanie na Wielkanoc; i skomponowałem kilka pieśni, Panie Boże odpuść! Wieczorem pacierz i do łóżka.   10 lutego. Do Paul's Churchyard i tam znalazłem dr Fullera Historią rodów angielskich, z którą książką pierwszy raz się spotkałem. Siadłem tedy i czytałem ją, i nie postrzegłem się, aż dopiero o drugiej, że pora na mnie iść; tedym wstał i poszedłem do> domu na obiad, srodze zalterowany, że lubo Fuller gadał był ze mną o moim rodzie i herbie, przecie nic o nim nie wspomina i nie wymienia nas ani przy hrabstwie Cambridgeshire, ani przy Norfolk. Ale myślę, że istotnie nasza rodzina nie była nigdy znaczną.   13 lutego. Pan Blackburne opowiadał mi bez ogródek o przedajności panującej wśród urzędników Skarbu i że bodaj przy każdej wypłacie biorą po 10 procent; i że przed paru dniami za samą asygnatę na 200 funtów dla jakowychś hrabstw wzięli 15 funtów, co bardzo dziwne. Wczoraj umarła królowa czeska.   14 lutego, (św. Walentego. ) Cały dzień dzisiaj unikałem spotkania z sir W. Battenem, nie chcąc prosić jego córki na moją da mę-”walentynę” jak w zeszłym roku; albowiem nie ma już między nami takiej wielkiej przyjaźni, jaka była. A do nas przyszedł Will Bowyer, jako kawaler-, walentynek” do mojej żony.   15 lutego. Z obu sir Williamami do Trinity House, gdzie na sesji tego towarzystwa debatowali nad projektem sir Mikołaja Crispa nowej śluzy w DeptEord. Po obiedzie zaprzysiężono mnie jako młodszego Brata, a potem starsi Bracia ściskali mi prawicę; taki, zda się, jest między nimi obyczaj.   17 lutego. Tego ranka obaj sir Williamowie, ja, kapitan Cocke i kapitan Tinker lustrowaliśmy okręty mające wyruszyć ku Indiom Wschodnim; stamtąd do Woolwich, gdzieśmy podjedli cośkolwiek. Sir Williamowie nie chcieli jeść mięsa, my zasię z kapitanem Cocke'em zjedliśmy pieczony mostek cielęcy. Potem graliśmy trochę w karty, wygrałem na czysto 9 szylingów 6 pensów, więcej niż kiedykolwiek w życiu. Proszę Boga, żeby mnie chronił od pokusy grania w karty.   18 lutego. Umówiłem się z żoną i sir W. Pennem, że się spotkamy w Operze, ale widząc po drodze wszędzie cegły i dachówki pozrzucane przez ekstraordynaryjny wiatr, jakiemu podobnego nikt nie pamięta, okrom w dzień śmierci Lorda Protektora, i słysząc, ile osób zabitych dzisiaj od spadających cegieł i desek, posłałem pacholika, żeby nie wychodzili z domu. Wszelako dowiedziałem się, że już wyszli, tedy i ja do Opery i oglądaliśmy Prawo przeciwko miłośnikom, dobra sztuka i dobrze grali, a zwłaszcza małe dziewczątka tańczące i śpiewające, których nigdy przedtem nie widywałem.   19 lutego. Lekcja muzyki; potem do Trinity House, gdziem słuchał naszego raportu o projekcie sir Mikołaja Crispa, który sam przybył odpowiadać na nasze obiekcje, ale my obstajemy przy swoim i przeciw temu projektowi, acz ja wolałbym, abyśmy okazali mu więcej sprawiedliwości i dali ucho jego argumentom. 21 lutego. Całe rano porządkowałem rzeczy w domu i pakowałem szkło do wysłania rodzicom na wieś, a książki dla mego brata Jana. U lorda Crewa na obiedzie, a potem do pana Philipa, od którego wziąłem 80 funtów dla Kaspra Trice'a. Wieczór w domu.   22 lutego. Przyszedł pan Saville z naszymi portretami, które w mojej jadalni zawieszono. I bardzo teraz tam pięknie z tylu malowidłami.   23 lutego. (Niedziela. ) Mając się gorzej z przyczyny zaziębienia, cały dzień przesiedziałem w domu i czytałem książkę Fullera. Tego dnia z łaski Boga skończyłem 29 lat; jestem zdrów, lubię żyć i zbierać majątek i jeśli serce moje na tym poprzestanie, to mogę się mieć za człowieka najszczęśliwszego na świecie, za co niech Bogu będą dzięki. Tedy do pacierza i spać.   24 lutego. Rano długo muzykowałem z panem Berkenshaw, a zaś dałem mu 5 funtów za ten miesiąc czy pięć tygodni nauki; to kawał grosza i żal mi było rozstać się z tymi pieniędzmi. Potem do Saville'a, który teraz maluje mnie w miniaturze. W domu wieczorem po kolacji zawołałem do siebie Willa Hewera i złajałem go, że nie chciał wczoraj pójść z naszymi dziewczętami do kościoła mówiąc żonie, że nie jest jej niewolnikiem.   25 lutego. Wiele gadania o skutkach ostatniego wiatru. Dostaliśmy listy z lasów królewskich w Deane, że ponad 1000 dębów i tyle samo brzóz wywrócił na jednym tylko duchcie. A listy od ojca donoszą mi o szkodach na sumę 20 funtów u nas w Brampton.   1 marca. Z żoną pojechaliśmy najętymi końmi zobaczyć mój wizerunek zrobiony w miniaturze, a potem do Opery, gdzie widzieliśmy Romea i Julię, zgoła pierwszy raz wystawione, ale sztuką sama w sobie najgorsza ze wszystkich, jakie widziałem, i tak źle grana, że gorzej nie widziałem tych ludzi grającymi; postanowiłem nigdy więcej nie chodzić na pierwsze przedstawienie, bowszyscy mniej więcej chybiali w grze. Stamtąd wróciliśmy do domu i siadłem — co dawno winienem był uczynić — do moich własnych rachunków i po wielkich, trudach doszedłem, że mam 500 funtów, a już bałem się, że i tylu się nie doliczę; wszelako przez ostatnie pół roku wydałem 250 funtów, co mnie bardzo zgnębiło, ale z Bożą pomocą postanawiam koniec takim rozchodom położyć, będąc już na dłuższy czas we wszystko zaopatrzonym, i jutro zamyślam nałożyć na siebie prawidła postępowania i obowiązki, których będę się trzymał. Tak zrzuciwszy z sumienia brzemię troski, acz dolega mi jeszcze, że mam o sto funtów mniej, niż miałem pół roku temu, poszedłem spać.   2 marca. (Niedziela. ) Długom gawędził z żoną w łóżku o potrzebie skromnego życia na czas najbliższy i o tym, co bym to ja mógł i co bym chciał, żebym tak miał 2000 funtów; że byłbym natenczas panem, trzymałbym własną karetę, co bardzo jej się podobało. I nabrałem nadziei, że odtąd będziemy żyli tak, byśmy, coś oszczędzali, bo mam mocną wolę trzymać się reguł w rozchodach. Wieczorem z sir W. Pennem u sir J. Caftereta, z którym dyskurs nad sprawami Kompanii Wschodnio-Indyjskiej, o czym będziemy jeszcze radzili jutro.   3 marca. W domu z moim bratem Tomem i panem Moore'em, a potem obmyśliłem sobie srogie reguły postępowania w tym, co dotyczy rozchodów; i. związałem się wobec Boga ślubami, które będę obserwował pod karą grzywny pieniężnej; tedy już nie wątpię, że będę dobrze używał mego czasu i zbogacę się, skoro w tych paru dniach, w które przykładałem się rzetelnie do roboty, znalazłem więcej satysfakcji niż w uciechach całego bodaj tygodnia. Obiadowałem w domu, a potem do urzędu, gdzie radziliśmy nad wyprawieniem najrychlejszym okrętów Kompanii Wschodnio-Indyjskiej, nad czym do 8 wieczorem. Słyszałem, że Parlament uchwalił dzisiaj podymne dla całej Anglii; ten podatek ma być stałym dochodem Króla.   5 marca. Rano u malarza wedle mojego wizerunku w miniaturze; potem u mojego brata Toma w jego sprawach i u cynkarza, od którego kupiłem skarbonkę na moje grzywny za łamanie złożonych ślubów. Na obiedzie w Szatni, a potem w urzędzie, gdzie posortowałem papiery dotyczące jeszcze podróży morskiej dla przywiezienia Króla. I tak wiele z nich podarłem jako niewarte przechowania, żem strzępów papieru miał po kolana. Siedziałem nad tym do 10 wieczór, a zaś do domu i spać.   6 marca. Wstałem wcześnie z umysłem pełnym spraw i do urzędu, gdzie z oboma panami Williamami spędziliśmy ranek na rozpatrywaniu rachunków dotyczących zaopatrzenia floty, z czym pierwszy raz miałem do czynienia. W południe z oboma Williamami i z panem Gaudenem na obiedzie w tawernie „Pod Delfinem” i znów do urzędu, i tam do wieczora, jako że ostatnimi kilku dniami mamy siła roboty, w czym, chwała Bogu, bardzo sobie podobam i mam nadzieję, że wytrwam w tym usposobieniu za łaską Bożą.   7 marca. W kaplicy w Whitehall słyszałem dzisiaj sławnego Szkota, kapelana królewskiego, jak miął kazanie przed Królem, księżną i Księciem wedle słów „Posypcie głowy wasze popiołem”. Kazanie było bardzo uczone, ale w zastosowaniu słów do okoliczności znajduję go najpocieszniejszym człowiekiem, jakiegom kiedy bądź w życiu słyszał; takim człowiekiem jako ów Hugo Peters; mówił bowiem, że dla biednych Kawalerów lepiej byłoby nigdy nie wracać z Królem do Anglii, bo ten, co miał zuchwałość odmówić posłuszeństwa prawowitej władzy, lepiej ma się dzisiaj w więzieniu w Newgate, niż miewa się w Whitehall między przyjaciółmi biedny rojalista, który cierpiał całe swe życie za Króla.   8 marca. W Westminster spotkałem płatnika, pana Pierce'a, mówił mi, jak lady Monk rozdysponowała wszystkimi urzędami, które pan Edward Montagu spodziewał się mieć do swojej dyspozycji, kiedy był koniuszym Królowej; mocno się obawiam, że go to zrujnuje, liczył bowiem przeważnie na dochód z tych urzędów. Opowiadał mi jeszcze inne niecne historie o samym Edwardzie Montagu i jego bracie Ralfie, co mnie wprawiło w pomieszanie, że słyszę takie rzeczy o godnych personach, jakimi są ci panowie. Na obiad do Trinity House, ale już zjedli, tedy coś nam na poczekaniu przyrządzono. Sir W. Batten dostał tam takiego napadu kaszlu,. że całkiem z tego chory musiał odjechać do domu. Sir W. Penn i ja do urzędu, gdzie niebawem przybył sir J. Carteret i posłaliśmy po sir Tomasza Allena, jednego z ławników Miasta, by przedstawić mu sprawę pułkownika Appesleya, którego przychwyciliśmy na fałszowaniu rachunków z naszymi podpisami, tak dobrze udanymi, że mnie samego zwiodły. Nad tą sprawą siedzieliśmy do 10 wieczorem, na koniec odesłaliśmy go pod strażą do rachmistrza i zawarowaliśmy, że przychwycimy jego wspólnika, niejakiego Blinkinsoppa.   11 marca. Całe rano w urzędzie, a potem w domu przetrząsałem moje papiery, jedne drąc, a inne sortując aż do późnej nocy. Tego popołudnia pani Turner i jej córka Teo przybyły nas odwiedzić; pani Turner nie wychodziła z domu wiele czasu, ale teraz już ozdrowiała i jedną z pierwszych wizyt po chorobie nam złożyła.   12 marca. Tego ranka pan Coventry przyniósł wiadomość, że sir Jerzy Downing, jak przystało na przewrotnego łotra, działając w dobrej myśli służenia Królowi, acz nie mógł tego uczynić w zgodzie z sumieniem, pojmał Jana Okeya, M. Corbeta i Jana Barkesteada' w Delft w Holandii i wyprawił ich do Anglii. Sir W. Penn prawiąc tego popołudnia, jak dziwną rzeczą był ten uczynek Downinga, opowiadał mi o mowie, jaką Downing miał przed Stanami Holandią a w której przymówił im w oczy, że spostrzega, jako nie cieszy się u nich takim respektem i nie mają go w takim zachowaniu, w jakim go mieli, kiedy przebywał w Holandii z ramienia zdrajcy i rebelianta Cromwella; któremu Cromwellowi, jakem tego pewien, zawdzięcza on wszystko, co ma i czym jest; i Holendrowie też dobrze o tym wiedzą.   13 marca. Cały dzień w domu albo w urzędzie, gdzie do późna w noc nad sprawami publicznymi. Ostatnimi czasy bardzo pilnie przykładam się do pracy, znajduję w niej wielką radość i coraz większe zadowolenie.   14 marca. W urzędzie całe rano. W południe sir W. Penn i ja zawieraliśmy umowę z robotnikami o przebudowanie jego domu, a że kontrakt nie zdał mi się dobrym, zirytowałem się i zirytowałem sir W. Penna, który nierad widział mnie krytykującym jego z robotnikami ugodę. Po południu przyszedł do urzędu niemiecki doktor Kuffler zdać nam sprawę o swojej machinie do rozsadzania okrętów. Nie mieliśmy wątpienia co do samej rzeczy, która już była eksperymentowana za czasów Cromwella, tylko co do bezpieczeństwa przenoszenia machiny na okręt, ale on upewnia, że skoro powierzy Królowi tajemnicę tego wynalazku (bo tylko Król i jego sukcesorowie mają to wiedzieć), rzecz okaże się całkiem bezpieczna i pewna.   16 marca. (Niedziela. ) Rano z kościoła do kościoła: tu trochę posłuchałem i tam trochę. Do Whitehall i tam z godzinę albo więcej po parku, gdzie teraz bardzo jest pięknie. Widziałem Króla i Księcia, jak przyglądali się igraszkom swego ptactwa wodnego. Książę z wielką uprzejmością mnie pozdrowił. Do brata Tomasza, gdzie zamówiłem liberię dla mego pacholika. Po ogrodzie z sir W. Pennem; jego syn William jest w domu i nie miewa się dobrze. Zgoła widzę, że coś z nimi niedobrze — twarze mają markotne, ale nie wiem, co im dolega.   17 marca. Wczoraj przywieziono do Tower trzech więźniów: Okeya, Barkesteada i Corbeta, ujętych w Delft w Holandii; kapitan, który ich przywiózł, opowiadał mi, że trzeba było dość czasu, aby przekonać Holendrów, że ich mają wydać, jako że pojmani byli w ich kraju.   18 marca. Sir W. Penn i ja na pokładzie kilku okrętów mających wyruszyć ku Indiom Wschodnim i do Portugalii dla sprawdzenia, czyli są w gotowości. Napisałem do mego ojca w sprawie roków sądowych w Brampton, na których nasza sprawa będzie się sądzić. Ale co mnie frasuje, to, że ojciec zachorzał na gorączkę z przeziębienia, i trwożę się, że to dla jego życia może być niebezpieczne.   19 marca. O południu przyszedł list od mego stryjecznego. Tomasza Pepysa, tokarza, będący odpowiedzią na mój list, w którym złajałem go, iż nie przybył do mnie, jak to był obiecał, ze swoją i ojca swego rezolucją w sprawie naszego sporu. Lecz on pisze do mnie tą samą manierą, co ja do niego, lekce sobie mnie ważąc, bez najmniejszego respektu, jeno słowo w słowo jak ja do niego, co świadczy o hardym i wspaniałym jego umyśle, i choć drażni mnie to cokolwiek, że tak nic sobie nie robi z mojego gniewu, nie mogę brać „mu tego za złe, jako że jest synem starszego ojcowskiego brata i w niczym zwierzchności mojej nie podlega.   20 marca. Całe rano w urzędzie, w południe na Giełdę i do domu na obiad, a zaś całe popołudnie w urzędzie do późnej nocy. Wreszcie do domu i spać z jasną, spokojną myślą, co zawsze bywa, kiedy pilnuję roboty; dobrym to dla mnie jest argumentem, aby nigdy nie postępować inaczej.   23 marca. Tego ranka liberia dla mego pacholika przyniesiona, szara z czarnym i złotym obszyciem, i taką będę zawsze ją miał, jako że to są barwy mojego herbu. Do kościoła i wróciwszy z sir W. Battenem zjadłem u niego parę tych wielkich gotowanych ostryg, a kiedy potem usiadłem z żoną do obiadu, raptem zemdliło mnie i zwymiotowałem owe ostrygi, i wnet mi to niedomaganie minęło. Do Whitehall, gdzie spotkałem kapitana Ishama przybyłego z Portugalii z listami od naszej Królowej do Króla.   24 marca. Wcześnie rano sir J. Carteret, obaj panowie Williamowie i ja na pokładzie okrętu „Eksperyment”, który wyprawiamy na Maderę z flotą Kompanii Wschodnio-Indyjskiej. Tam przebywaliśmy do południa gawędząc, pijąc i zajadając angielski boczek wieprzowy, a przywiódłszy wszystkie rzeczy do dobrego porządku, wróciłem do domu, gdziem zastał naszą dawną służkę, Jane Wayneman, przybyłą ze wsi; miałbym chętkę wziąć ją do domu z powrotem. Po jakim czasie przyszła la belle Pierce do mojej żony i przyniosła jej dwie peruki, jak to teraz jest. moda, że panie to noszą; bardzo grzeczne peruki i z włosów mojej żony wyrobione, inaczej nie ścierpiałbym, aby je nosiła.   26 marca. Wstałem wcześnie, jako że to z łaski Boskiej czwarta uroczysta rocznica dnia, w którym krajany byłem na kamień cztery lata temu, a odtąd jestem z takiejże łaski Boskiej w bardzo dobrym zdrowiu i zda się, dalej zdrowym będę, za co chwała imię niu Pana! Do urzędu, gdzie całe przedpołudnie z sir J. Carteretem bawiliśmy się sprawami Marynarki. W południe przybyli do mego domu nasi mili goście, madame Turner i nasza krewna Joyce Norton, pan Lewin z gwardii królewskiej i inni. Miałem dla nich przedni obiad: na pierwsze danie pieczone karpie, sześć smażonych kurcząt i łososia na gorąco; puding ziołowy i cielęce ozory, i ser na drugie; weseliliśmy się całe popołudnie gawędząc, śpiewając i grając na flecie. Wieczorem goście odeszli kontenci, a ja z żoną chodziliśmy pół godziny po naszym ogrodzie. Mieliśmy dzisiaj najętego kucharza, lecz posłaliśmy i po naszą dawną Jane, żeby pomogła, i ugodziliśmy się z nią na 3 funty rocznie (nie chciała służyć za mniej) i tak zostanie ona u nas i myślę, że to będzie dobrze, aby tylko nasza Sara ozdrowiała, albowiem choruje od kilku dni na przeziębienie.   30 marca. (Wielkanoc. ) Do kościoła, gdzie obaj panowie Williamowie do sakramentów świętych przystępowali, co ganię sobie, iżem się w tym przez całe życie zaniedbywał okrom raz czy dwa razy w Cambridge. Wyszliśmy z kościoła uchyliwszy się od spotkania z sir W. Battenem i jego żoną, z którymi nie jesteśmy już w takim przyjacielstwie, jakie między nami było.   31 marca. Tego ranka pan Coventry i cała nasza kompania zebraliśmy się w urzędzie, aby radzić o zaopatrzeniu floty. Potem do mego brata Toma i do sir Tomasza Crewa, który leży chory po swoim ataku apopleksji. Potem do teatru, aleśmy przyszli późno, tedy sir W. Penn znalazł dla mojej żony i swej córki miejsca na parterze, a my siedliśmy, w jednej z lóż i oglądaliśmy sztukę Mały złodziej, niezła sztuka i dobrze grana.   1 kwietnia. Rano w urzędzie. W południe moja żona i ja do Szatni (wypłaciwszy wprzódy zasługi naszej służącej Nell, która była u nas pół roku a teraz odchodzi na dobre), gdzie już kończyli obiad, aleśmy siedli i zjedli. Potem z pannami Jem i Paulina poszliśmy do teatru na sztukę Dziewczę z młyna, dość dobra rzecz. Potem ich powozem przejechaliśmy się do Islington, a po drodze fundowałem im placki z serem. 2 kwietnia. Po obiedzie z żoną do Opery i tam oglądaliśmy Niewolnika wybornie granego. A lubo widzieliśmy to już kilka razy, przecie nigdy mi się nie podobało tak jak dzisiaj. Przez trzy dni. trzy razy bywszy w teatrze, postanowiliśmy nie oglądać więcej; żadnych sztuk aż do Zielonych Świątek.   4 kwietnia. Z sir Jerzym Carteretem i obu sir Williamami do Deptford i wypłacaliśmy na statkach „Francis Drakę” i „Hampshire”, a zaś na obiad sir Jerzy do siebie, jako że ma tu dom, sir W. Perin do Woolwich, a my z sir W. Battenem do tawerny. Potem wypłacaliśmy dalej na okręcie „Hampshire” aż do 9 wieczór.. I po nocy do domu wodą z Tomem Hayterem, a reszta kompanii została jeszcze w Deptford dla wypłacania żołdu kwitami, ale wnet po nas i oni też wrócili.   5 kwietnia. W urzędzie do południa. A zaś przyszedł sir Jerzy Carteret i chodziliśmy z nim sami po ogrodzie czyniąc uwagi o niektórych błędach naszego Urzędu, zwłaszcza o błędach sir W. Battena; sir J. Carteret zdawał się mile do mnie usposobionym, mam nadzieję, że na przyszłość będzie to dla mnie z korzyścią, z czego byłbym rad. Potem z żoną do Szatni na obiad, a po obiedzie żona z panienkami pojechała odwiedzić wujenkę Wight, a stamtąd z nimi do nas. Tedy pojechaliśmy (a wprzódy sir W. Batten i ja obeszliśmy nasze domy z robotnikiem, któremu pokazywaliśmy, jak chcemy podnieść dachy wyżej, aby powiększyć domy o jedno piętro) z panienkami najpierw na Moorfields i tam spacerowaliśmy, potem do Islington, gdzie piękna przechadzka po polach, a zjadłszy coś i wypiwszy odwieźliśmy panny do Szatni i sami wodą do domu.   6 kwietnia. (Niedziela. ) Wodą do Whitehall do sir J. Cartereta,. by powiadomić go o niegotowości okrętów, któreśmy najęli do Portugalii, czym bardzo był niemile poruszony. Potem do sir J. Cartereta na obiad z nim i z jego żoną, której się pokłoniłem, a ona mile mnie, acz nie znanego sobie dotąd, przyjęła; dobra z niej, zda się, pani, cała rozmowa z nimi, a gęstośmy rozmawiali, była o ich cierpieniach w służbie królewskiej; i nie bez goryczy mówili o tych, co wiele będąc im zobowiązanymi, teraz ich lekceważą, i o innych znów, nader uprzejmych, acz nic nie dostawali; a ja myślę, że on był zawsze dobrym sługą królewskim.   11 kwietnia. Wstałem wcześnie i dalejże do lutni a do pieśni. Potem o szóstej z sir W. Pennem wodą do Deptford, gdzie lustrowaliśmy okręty udające się do Portugalii. Potem pieszo do Woolwich, bardzo cudny mieliśmy spacer w towarzystwie kapitana Minnesa, który m. in. opowiadał mi, że Murzyn, kiedy utonie, blednie i traci swoją czarność, o czym nigdy przedtem nie słyszałem. W Woolwich znowu przegląd okrętów i wodą do Greenwich.   12 kwietnia. Całe rano w urzędzie, gdzie sir W. Battena, gdy mi dokuczył jakąś impertynencją, nazwałem nierozumnym człowiekiem, co go mocno dotknęło, a i ja byłem gniewny, ale myślę, że na dobre się nie powadzimy. Po południu w mieście na mnóstwie spraw, potem listy w urzędzie, jeden z nich do pana Coventry'ego w obchodzących go kwestiach, który zamknąłem prośbą o przebaczenie, że z braku wolnego czasu nie asystuję mu tak ustawicznie jak inni.   13 kwietnia. (Niedziela. ) Rano u Św. Pawła na dobrym kazaniu, potem obiad z Milady w Szatni królewskiej. Po południu w kościele w Tempie, gdzie w czasie kazania chłopiec pewien zasnął i spadł z wysokiej ławki; omal karku nie złamał, ale wyszedł cało. Potem spacerowaliśmy po alei Gray's Inn i spotkaliśmy pana Edwarda Pickeringa. Gadał najwięcej o wyniosłości księżnej Yorku. On zasię wybiera się do Portsmouth na spotkanie Królowej, o czym całe miasto teraz mówi wyczekując jej przybycia. Ledwo wróciłem do domu, przyszedł sir W. Warren i przyniósł mi jadowite pismo Fielda (owego, z którym niedawno mieliśmy kłopoty w urzędzie) do Króla przeciw Urzędowi Marynarki, że nie uczyniliśmy zadość jego skardze na sprzeniewierzenie w królewskich składach portowych dokonane przez niejakiego Turpina. Przeczytaliśmy to i przedyskutowali z sir W. Pennem, ale nie straszna nam ta sprawa, jako że Król powierzył ją księciu Yorku. 14 kwietnia. Będąc wczorajszego wieczora zmęczonym, długo dzisiaj leżałem w łóżku i perswadowałem żonie, aby jechała dq Brampton i wzięła ze sobą naszą Sarę, której zmiana powietrza pomoże na zaziębienie, jako że nam ta dziewka bardzo tymi dniami chorowała. I przyszliśmy w tym do zgody. Poszedłem tedy do malarza, ostatni raz mu pozować, i myślę, że mój maluchny wizerunek będzie mi się podobał. Stamtąd na Paternoster Row kupić to i owo dla żony do podróży. Aliści kiedy wróciłem i przechadzałem się z żoną po naszym tarasie na dachu, ona — czy mnie ma w jakowymś podejrzeniu, czy nie wiem co, dość, że wcale nie chce jechać do Brampton, co mnie trochę zmieszało, chciałbym, bowiem bez troski o nią wyjechać do Portsmouth, dokąd wszyscy nasi jadą już niebawem wypłacać w stoczniach, składach i warsztatach portowych.   17 kwietnia. Do Whitehall myśląc, że będziemy coś pieczętowali w Kancelarii królewskiej. Ale że Lord Małej Pieczęci nie przybył, wróciłem do domu, a wieczorem sir W. Batten przysłał po mnie, aby mi powiedzieć, że mówił dzisiaj z księciem Yorku o podwyższeniu naszych domów o piętro i Książę dał na to pozwolenie, czym bardzo się uradowawszy poszedłem wesoły do domu na kolację i spać.   18 kwietnia. Sir J. Carteret, sir W. Batten i ja zeszliśmy się w urzędzie i postanowili nasz wyjazd do Portsmouth na przyszły tydzień, alem srodze zakłopotany, co uczynić z żoną; nie mogę jej namówić, żeby pojechała do Brampton, a nie mam ochoty zostawić ją samą w domu.   19 kwietnia. Tego ranka, zanim do urzędu, poszedłem do więzienia w Algate, gdzie z narożnego kramu sukiennika widziałem Barkesteada, Okeya i Corbeta wiezionych na egzekucję do Tyburne, tam byli wieszani i ćwiartowani. Wszyscy trzej wyglądali bardzo radośnie i słyszę, że wszyscy oni umierają broniąc słuszności tego, co uczynili Królowi; co bardzo dziwne.   21 kwietnia. Dzisiaj pokusiłem się raz jeszcze przekonać żonę, że powinna jechać nie zwłócząc do Brampton, ale nie chciała, co mnie zafrasowało; i widząc, że nie mogę już tego przed nią skryć, powiedziałem jej, że postanowiłem nazajutrz wyjechać do Portsniouth.   22 kwietnia. Pożegnawszy się z żoną, co nie wypadło mile z racji, że się upierała, by ze mną jechać, siedliśmy z sir W. Pennem do kocza i poprzez most udaliśmy się do Lambeth. Tam zjedliśmy jajecznicę czekając na sir J. Cartereta, który przybył ku nam z Whitehall i przywiózł ze sobą dr Clerke'a, z czegom był rad, i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Przybyliśmy do Gilford i tam bawiliśmy się w ogrodzie wycinaniem szparagów na kolację — a okrom zeszłego roku w domu, nigdy, jak żyję, nie jadłem lepszych szparagów.   23 kwietnia. Wstaliśmy wcześnie i do Petersfield. Dokąd przybywszy wysłaliśmy, umyślnego do sir W. Battena, żeby nie przyjeżdżał, com ja umyślił, by dotrzymać obietnicy danej żonie, której przyrzekłem, jako sprowadzę ją, jeśli inne żony tu przybędą, a wiedziałem, że lady Batten miała mężowi towarzyszyć.   24 kwietnia. Rano w Petersfield w izbie wypłat, a skoro nam nie przygotowali ksiąg do przeglądu na porę, poszliśmy do kościoła, gdzie słuchaliśmy dobrego kazania podług tekstu, W miłości służcie jedni drugim”, które bardzo mi się podobało. Stamtąd na obiad; potem całe popołudnie w izbie wypłat. Żadnych wiadomości o przybyciu Królowej.   25 kwietnia. Całe rano w Portsmouth w izbie wypłat; potem na obiad i znowu całe popołudnie przy wypłatach; wieczorem na nocleg z doktorem CJerke'em, którego towarzystwo bardzo sobie upodobałem; tylko że oczy mnie bolały z przyczyny kielichów, którymi różne zdrowia zmuszony byłem spełniać.   26 kwietnia. Z sir J. Carteretem, jego pisarzem i przewodnikiem do Gosport, a stamtąd do Southampton. Mijając po drodze parki i grunty lorda Southampton mogliśmy jednym wejrzeniem oka widzieć 6000 funtów rocznego przychodu. W Southampton obiadowaliśmy u burmistrza i dostaliśmy jesiotra, przezeń tymi dniami złowionego, pierwszego, jaki się tu w ciągu ostatnich 20 lat nadarzył. Podali też kawior, alem nie dał mu rady, bo ani go dosyć osolili, ani go utarli, tylko ziarnka ikry, jak jagody, gronkami były zlepione.   27 kwietnia. (Niedziela. ) Do Portsmouth z powrotem i w stoczni na pokładzie. okrętu „Jaskółka” słuchaliśmy naszego kapelana morskiego, który miał smętne kazanie pełne nonsensów i złej łaciny. Odwiedziliśmy pana Timbrella, naszego kowacza kotwic, który mi dar, jaki mają dla Królowej, pokazywał, a jest nimj solnica w srebrnej oprawie, przedstawiającej cztery orły i cztery charty na dwu łapach stojące i podtrzymujące kryształową miskę; w samej rzeczy, jedno z najpiękniejszych naczyń stołowych, jakie w życiu widziałem.   28 kwietnia. Z doktorem Clerke'em prowadziliśmy rozmowę! filozoficzną, niezwykle zajmującą. Sir W. Penn bardzo poruszony listami, które dostał wczorajszego wieczora. Pokazywał mi jeden przez dr Owena do jego syna pisany, z którego widać, że młody Penn bardzo się ku przewrotnym opiniom Owena przychyla, co, jak teraz rozumiem, główną jest przyczyną, że sir W. Penn od tyla czasu chodzi jak z krzyża zdjęty.   1 maja. Rano wyruszyliśmy z Porstmouth i na południe przybyliśmy do Petersfield, gdzie zjedliśmy obiad, przy którym bardzo wesoło. W czasie obiadu przybył z Londynu — w drodze do Portsmouth — lord Carlingford; oznajmił nam, że księżna Yorku powiła córkę, której wiadomości, jak uważałem, nikt nie był rad, i że książę Rupert i książę Buckingham zostali zaprzysiężeni w Tajnej Radzie Królewskiej. Po czym sam przyrządził na maśle omlet ze szparagami, wyborne danie, którego będę odtąd używał. Do koni i do Gilford, gdzie po kolacji spać, obrażony tego dnia przez sir W. Penna i sam go wzajem obraziwszy moimi odpowiedziami na jego głupie gadanie. Widzę, że muszę się od niego trzymać dalej, niż to miałem w zwyczaju, i myślę, że mi się to uda mając oparcie w sir Jerzym Carterecie. 2 maja. Wcześnie rano końmi do Kingston, a stamtąd do Londynu, gdzie wszystko dobrze zastałem. Państwo Hunt obiadowali właśnie dzisiaj z żoną i okazywali jej wiele dobroci w czasie mojej nieobecności. Umywszy się tedy, jako że dzień był ze wszystkich w tym roku najgorętszy, najętym koczem do żony dr Clerke'a z listem i upominkiem od męża. Bardzo to dworna pani, a tak ona sama, jak mnogość wdzięcznych dam z nią będących w takie mnie wprawiły pomieszanie, żem ledwie potrafił zachować się między nimi, jak mężczyźnie przystoi; ale zostałem tam, aż póki odwaga mi nie wróciła, i rozmawiałem z nimi, i o oglądałem jej dom, który jest bardzo cudny, i wypiłem z nimi, i dobranoc.   3 maja. Na obiedzie u lady Sandwich, a że przyszły tam dzieci sir Tomasza Crewa, więc wziąłem je, a wraz i panny do Tower i pokazałem im lwy w klatkach i wszystko, co tam było do pokazania; a dzieci sir Tomasza Crewa są najwdzięczniejsze i najlepiej wychowane ze wszystkich dzieci w tym wieku, jakie zdarzyło mi się widzieć.   4 maja. (Niedziela. ) Przyszedł pan Holliard z cyrulikiem i puszczali mi krew; puścił bez mała 16 uncji, jako że nad miarę jestem krwisty i krew mam bardzo dobrą. Zesłabłem, ale położyłem się na wznak i wnet przyszedłem do siebie, i dałem cyrulikowi 5 szylingów. Po obiedzie, z ręką na czarnej chustce, poszedłem z żoną do mego brata Tomasza; pacholik czekał na nas przy szabli, którą tego dnia zaczął nosić, żeby się pokazać przed pachołkami sir W. Penna i sir W. Battena, co też tego dnia przyoblekli nową liberię; lecz moja, zdaje mi się, ze wszystkich najozdobniejsza. Z żoną w aleje Gray's Inn i przypatrywaliśmy się, jaką modą partie teraz się noszą, bo żona właśnie nowe szatki sobie szyje.   7 maja. Do Westminster, gdzie dowiedziałem się o przyszłej wczoraj wieczorem do Króla wiadomości, że Królowa w drodze ku nam zbliża się już do wyspy Scilly. Moja żona była dziś z pierwszą wizytą u lady Carteret, która ją sama odwiozła do drzwi naszego domu. 8 maja. Sir J. Carteret powiedział mi, że flota z Królową nadciąga ku naszym brzegom i że Królowa dobrze znosi morską chorobę. A dalej ze mną mówiąc, oznajmił mi, że pan Coventry ma przyjść do nas na komisarza Marynarki, czym srodze rozdrażniony, wykrzykiwał też przeciwko sir W. Pennowi mówiąc: „Guarda mi spada! Bo jak mi Bóg miły, sprawię, że jak zajedzie do Irlandii, to już z niej nie powróci!” Bo sir W. Penn wyrusza właśnie do Irlandii. Myślę trzymać się w tym wszystkim sir Jerzego (Cartereta) i tuszę, żem już zaczął bardzo składnie ku temu zmierzać.   9 maja. Do urzędu, obiad w domu, a zaś na miasto w różne miejsca, by moje długi popłacić. Do Westminster, gdzie z drem Castle'em dyskurs o urzędzie sekretarza Małej Pieczęci, o który teraz mało dbam, jako że niewiele przynosi, a od nagłej śmierci Watkinsa straciliśmy siła pieniędzy. Potem do pana Cretza i tam widziałem kilka dobrych kopii malowideł z galerii królewskiej, niektóre były Rafaela i Michała Anioła. Potem na przedstawienie, włoskich kukiełek, bardzo wdzięczne, najlepsze, jakie w życiu widziałem. Wodą do domu i po ciemku przechadzaliśmy się po naszym tarasie na dachu i grałem tam na flecie, a wieczór był cichy i piękny. Książę Yorku wyruszył wczoraj do Porstmouth; stąd wnoszę, że Królowa już blisko.   10 maja. W urzędzie całe rano układałem instrukcje dla Portsmouth w rzeczach, które za ostatniego naszego tam pobytu uznaliśmy za potrzebujące reformy. Potem dałem je do podpisania i jeszcze tego wieczora wysłałem wszystko do Portsmouth, gdzie teraz bawi książę Yorku. Całe popołudnie pracowałem w urzędzie, a wieczorem przyszedł sir J. Carteret i wynajęliśmy z nim okręt do Tangeru, a też inne rzeczy razem żeśmy do skutku przywiedli; i widzę, że on z osobna od wszystkich ze mną się wiąże, czemu ogromnie jestem rad. 11. maja. (Niedziela. ) Do kościoła, obiad w domu z bratem żony Baltym. Po obiedzie do Whitehall, gdzie przechadzałem się po parku i widziałem Króla już bez żałoby (po swej ciotce, królowej czeskiej, matce ks. Ruperta) odzianego w strój złotem i srebrem szyty, który, jak mówią, wyszedł już z mody. Potem do Szatni, gdzie umówiłem się z Milady i jej córkami, że jutro pojedziemy do Hampton Court. Tedy po żonę do domu i nocowaliśmy w Szatni, ja w pokoju kapitana Ferrersa, ale łoże było tak miękkie, żem nie mógł spać w tę noc, bardzo gorącą.   12 maja. Pan Townsend obudził nas o czwartej rano; o piątej Milady z obiema córkami, moja żona i ja, pan Townsend, jego córka i syn wyruszyliśmy łodzią. Potem od Mortlake do Richmond szliśmy piechotą i znów do łodzi. Od Teddington do Hampton Court pan Townsend i ja szliśmy pieszo, a zaś spotkaliśmy się z paniami i pan Marnot pokazał nam pałac, który jest istotnie cudnie urządzony, osobliwie piękne jest łoże Królowej, podarowane jej przez Stany Holenderskie; w komnacie Królowej wisi zwierciadło przysłane z Francji przez Królową-Matkę i wiele tam. przednich malowideł. Tedy wypiwszy coś u pana Marriota, znowu do łodzi, a że mieliśmy ze sobą żywność i wino, więc posilaliśmy się i weselili. Na brzegu pożegnawszy się z Milady i pannami, żona i ja najętym koczem, najwygodniejszym, w jakim kiedy bądź jechałem, do domu.   15 maja. Do Westminster i w kancelarii Tajnej Rady widziałem patent mianujący pana Coventry'ego komisarzem naszego Urzędu, z czego nie wiem, jeśli mam się radować albo nie. Wieczorem wszystkie dzwony miasta zaczęły dzwonić i ognie zapalono po ulicach na radość z racji przybycia Królowej, która wczoraj wylądowała w Portsmouth. Lecz prawdziwej radości nie widzę, tylko taką obojętną w sercach narodu, który jest bardzo niezadowolony z pychy i zbytków na Dworze i zabrnięcia Króla w długi. 18 maja. Wstałem wcześnie i w urzędzie z panem Hayterem zakończyłem pracę nad sporządzeniem wyciągu z księgi kontraktów o dostawy itp. Obiadowałem w domu i większość dnia spędziłem w urzędzie.   18 maja. (Zielone Świątki. ) Wodą do Whitehall i tam w kaplicy siadłem w krześle, które mi przynależy jako urzędnikowi Kancelarii królewskiej, i słyszałem doskonałe kazanie dr Hacketa do tekstu: „Ów, który pił z tej wody, nie dozna nigdy pragnienia. „ Potem nadzwyczajnej piękności hymn śpiewany był przez kapitana Cooke'a i innych, a i muzyka była przednia. A zaś Król na klęczkach przyjmował sakramenty, co było rzeczą godną widzenia, a po obiedzie znowu do kaplicy i znowu dobry, śpiew chóralny kapitana Cooke'a. Potem do Tajnej Eady, gdzie Król i Rada siedzieli do 11 w nocy, a ja aż do tej godziny musiałem chodzić tam i z powrotem po galerii. Na tej Radzie czytali wszystkie projekty ustaw, które mają być jutro głosowane w Izbie, by nadążyć ze wszystkim przed odroczeniem Parlamentu i wyjazdem Króla z miasta.   21 maja. Z żoną w mieszkaniu Milorda; chodziliśmy też długo po ogrodzie Whitehall. A w prywatnym ogrodzie Króla widziałem najcudniejsze, jakiem kiedykolwiek oglądał, koszulki i spódniczki lady Castlemaine suszące się i błogo mi było na to patrzeć. Pani Sara mówiła mi, że Król obiadował i wieczerzał z lady Castlemaine przez wszystkie dnie i wieczory w tym ostatnim tygodniu i że tego wieczora, w którym palono ognie na radość z wylądowania Królowej, Król też był z nią, i że nie było ognia przed jej progiem, acz paliły się przed wszystkimi bramami na ulicy, i że Król i lady Castlemaine posłali po wagę i ważyli się, i że ona, będąc brzemienna, okazała się podobno cięższą. Ale teraz jest ona bardzo żałosnym stworzeniem i od wyjazdu Króla nie wychodzi wcale z domu.   23 maja. Dostałem wiadomość, że Milord wrócił i że jest na pokojach Milady, gdzie istotnie był, i bardzo dobrze wygląda. Jest bardzo wesół, Króla i Królową zostawił w Portsmouth i będzie w domu od przyszłej środy, a zaś ma spotkać Króla i Królową w Hampton Court. Tedy siedliśmy do obiadu. Milord niezmiernie wesół opowiadał między innymi, że Królowa jest bardzo przyjemną damą. Po obiedzie pokazałem mu listy kapitana Teddimana o zawarciu przez sir J. Lawsona pokoju z Algerem, czemu Milord był nadzwyczajnie rad i zaraz przez umyślnego pchnął to do księcia Yorku. Gdy zaś niebawem naszło siła towarzystwa, wymknęliśmy się z żoną do Opery, gdzie komedia tak niedorzeczna, że głupszej nie widziałem, jak myślę, nigdy w życiu. Stamtąd więc do Covent Garden, gdzie kukiełki komedię grają, którą już tymi dniami widziałem, i rzeczywiście bardzo jest ucieszna. Tam pomiędzy grajkami widziałem instrument, na którym grają pałeczkami w struny trącając i który bardzo zdał mi się wdzięczny.   24 maja. Do Szatni, gdzie znów rozmawiałem z Milordem i widziałem się z Willem Howe'em, który wrócił z tej podróży bardzo nadobnym i poważnym chłopcem. Potem wyszliśmy z Creedem, który też wrócił z Portugalii. Opowiedział mi, com ciekawy był wiedzieć; m. in. o trudnościach, jakie w podróży nękały Milorda z przyczyny braku stosownych i dokładnych rozkazów od Króla; obawiam się, że nasi panowie Rady nie patrzą spraw, jak czyniły poprzednie władze, ale dbają tylko o swe uciechy i pożytki. Opowiadał też o Królowej, że nie rozdała nic pomiędzy kapitanów i urzędników, jeno lordowi Sandwichowi dała trzos ze złotem, co nie było honorowym podarkiem, a zawierał ten trzos 1400 funtów. I jak Królowa trzymała się na uboczu, ani razu nie wyszła na pokład, ani nie wyścibiła głowy ze swej kajuty. I że Milord musiał użerać się z tameczną Radą Królewską o wiano infantki, które oprócz Tangeru i wolnego handlu w Indiach ma wynosić dwa miliony koron, połowa teraz, a połowa za 12 miesięcy; ale gotowizny przywieźli mało, tylko wszystko w cukrze i innych towarach albo w papierach wymiennych.   25 maja. (Niedziela. ) Ogoliłem się sam, com w tym tygodniu czynił każdego dnia, używając ku temu pumeksu, czego nauczył mnie pan Marsh, jak byłem ostatni raz w Portsmouth; znajduję, e to łatwy, czysty i prędki sposób golenia się, i będę to dalej praktykował. Z kapitanem Ferrersem w tawernie „Tryumf”, gdzie pokazywali mi damy portugalskie, co już przybyły wyprzedzając Królową. Nie są piękne i nie znajduję w nich żadnego powabu; a widzę, że już się nauczyły całować i strzelać oczyma, rychło pewnie zapomną surowych obyczajów swej ojczyzny, gdzie są trzymane w zamknięciu. Straż królewska i kilka kompanii miejskich obchodzą miasto już od pięciu czy sześciu dni, co daje mi do myślenia, że jakiś spisek się wylęga.   26 maja. Wstałem o czwartej rano i wziąłem się do rachunków Milorda. Za czas pewien, jakeśmy się z nim umówili, przyszedł pan Moore i wnet pokazało się, że Milord ma 7000 funtów długu, ale spodziewa się przychodu, którym ten dług zapłaci; jednak niewiele mu się potem w trzosie zostanie. Więc do Milorda i spędziliśmy z nim godzinę, zdając mu o tym sprawę; ów zasię, mając na ręku 6000 funtów pozostałych z funduszu królewskiego, postanowił użyć to, aby się jako tako z długów uiścić. Do Trinity House, gdzie Bracia wybrali na Mistrza sir J. Minnesa, na przekór sir W. Battenowi, który ku tej godności zmierzał; z czegom niemało kontent, że przytarto rogów jego pysznej żonie.   27 maja. Rano do Milorda, a potem do mego brata, gdzie zastałem ojca, przyjechał biedaczysko z Brampton, a ja rad byłem, że go widzę. Opowiadał mi o różnych zmianach i ulepszeniach, jakie zaprowadził i w domu, i w ogrodzie, czego też rad słuchałem.   29 maja. Urodziny Króla, bardzo uroczyście obserwowane, a tym bardziej, że Królowa przybywa tego dnia do Hampton Court. Wieczorem ognie palono, lecz nic to było przeciwko temu, co palono w dniu zniesienia Kadłubowego Parlamentu.   30 maja. Tego ranka siadłem do moich własnych rachunków i znalazłem, że mam de claro około 530 funtów, tak to mało przybyło od ostatniego rachunku; ale, trzeba wyznać, dużo wydałem; na stroje. Coś mnie dziś raptem natchnęło, że wziąłem żonę, Sarę i Willa Hewera i popłynęliśmy ku Gravesend z myślą, że w Hope na „Królu Jakubie'' spotkamy pana Shepleya. Aliści spotkaliśmy go po drodze na szkucie wiozącej rzeczy Milorda, tedy przesiedliśmy się do niego i kontent byłem, że go widzę., Oglądaliśmy na tej szkucie małego Turka i Murzynka, którzy mają być paziami córek Milorda. Ale balem się, że szkuta jest zawszona, więc po kawałku drogi znowu do naszej łodzi, przybyliśmy do Londynu przed nimi. O   10 wieczorem, pan Shepley przyszedł do nas na kolację i częstowaliśmy go makrelami tudzież zielonym groszkiem. A potem dobranoc i poszedł nocować na szkutę.   31 maja. Królowa przybyła przed dwoma dniami do Hampton Court; wszyscy mówią, że jest niewiastą wielkiej dyskrecji, dworną i bardzo piękną i że Królowi dosyć się podoba; czym, obawiam, się, da pani Castlemaine mocno po nosie. Cały dwór jest teraz w Hampton Court. Pokój z Algerem zawarty, co jest dobrą wieścią. Milord Sandwich przybył z Królową pomyślnie i z dobrą reputacją, acz w długach. Ustawa o Zjednoczeniu Kościołów jest już wydrukowana, co przyprawia o wściekłość ministrów prezbiteriańskich. Ze wszech stron słyszy się o niezadowoleniu: jedni sądzą się potraktowanymi nazbyt srogo, wbrew obietnicom przebaczenia, inni rozumieją się nie tak wynagrodzonymi, jak się spodziewali. Ostatnio złożyłem śluby niepicia wina i niechodzenia do teatru, co daje dobre skutki.   1 czerwca. (Niedziela. ) Z panem Spongiem prześpiewaliśmy kilka francuskich psalmów. Po południu w kościele, gdzie prezbiteriański minister miał długie i nudne kazanie, które mnie zirytowało.   2 czerwca, Z Milordem rozmawiałem o zamianie portugałów z wiana Królowej na szterlingi. Do mego ojca, który stanął kwaterą u Tomka, i po krótkiej gawędzie zaprosiłem go do nas na obiad. Po obiedzie z żoną do pani Clerke, żony doktora, pierwsza wizyta, jakąśmy jej oboje z żoną złożyli. Zastaliśmy ją w dezabilu i wybierającą się na jutro do Hampton Court. Grzecznieśmy z nią porozmawiali i bardzo dystyngowana z niej dama. 3 czerwca. Wstałem o czwartej rano, żeby wyrównać moje rachunki z Milordem, i bodajże będę stąd miał 1000 funtów, z których wszelako potąd nie mam więcej nad 530 funtów na ręku: W urzędzie pan Coventry przedstawił swój patent i zajął ód rana miejsce pomiędzy nami. A gdyśmy byli przy kontraktach i ja, wedle zwyczaju, przystąpiłem do ułożenia głównych punktów jednego z nich, sir W. Penn najpodlej w świecie rzekł mi, że to należy do spraw kontrolera, i jął dawać zlecenia panu Turnerowij co mnie zirytowało i zacząłem dyskutować, przytaczając rozkazy Księcia, list pana Barlowa i praktyki innych moich poprzedników, mówiące, że tymi rzeczami ja zarządzam, jak o tym dobrze wie i sir J. Carteret, z czasu kiedy był kontrolerem. Co uczyni sir J. Minhes, jak wróci, to nie wiem, ale sir W. Penn postąpił tu jak niegodziwiec i póki żyję, nie zapomnę mu tego. W Szatni królewskiej zastałem Milady, która wróciła z Hampton Court bardzo dobrze przyjęta przez Królową; i powiada, że Królowa jest bardzo nadobną kobietą. Wczoraj rajcowie, miejscy nawiedzili Królową w swoich paradnych strojach i ofiarowali jej złoty kubek, napełniony tysiącem złotych funtów, ale mówił mi ktości, że tak są w Radzie Miejskiej ubodzy, iż musieli prosić dwu czy trzech rajców, aby złożyli tę sumę. Do domu i spać, bardzo skłopotany z przyczyny pieniędzy portugalskich u mnie złożonych, o które tak się bałem, żem kazał dziewkom zapalić świecę i postawić w jadalni dla odstraszenia złodziejów.   4 czerwca. Rano przybył pan Moore z wiadomością, że pan Barnwell (ze służby Milorda w Hinchingbroke) umarł, co mnie poruszyło, a zwłaszcza że, jak myślę, stracimy miłą kompanię pana Shepleya. Sir W. Batten i ja wodą do Woolwich; tam oglądaliśmy eksperyment wypróbowujący przędzę holenderską, dostarczoną nam przez sir Ryszarda Forda (o którą przędzę był już u nas gwałt i ja bardzo stanąłem za naszym powroźnikiem, panem Hughsem, który doniósł nam o niej, że jest zła), i znaleźliśmy, że jest bardzo zła, i przy uczciwej próbie pięć jej włókien razem złożonych zerwało się prędzej niż cztery przędzy ryskiej; a nadto część włókna była zleżała i przykryta świeżym konopiem, co jest oszustwem, jakiego świat nie widział. Rad byłem temu odkryciu, bo nie chciałbym, iżby robotnicy królewscy zniechęcam byli (do czego sir W. Batten ich najniegodziwiej przywodzi) do przedkładania braków, jakiekolwiek by się okazały w dostarczonych przez kupców towarach.   5 czerwca. Do Szatni, a tam Milord zasięgał mojej opinii o panu Moorze, którą dałem, jak tylko mogłem, najlepszą, na skutek czego przydany zostanie panu Townsendowi do zarządzania Szatnią. Milord przekazał mi też rachunki Moore'a i pana Shepleya do przejrzenia, z czego rad jestem jako ze znaku wielkiego do mnie zaufania. Pożegnawszy się z Milordem, który dziś z miasta wyjeżdża, poszedłem do urzędu i przedstawiłem naszej radzie wczorajsze moje odkrycie (którem był już wczoraj, pokazał sir J. Carteretowi); czym naraziłem sobie sir Ryszarda Forda i będę miał w nim wroga; lecz nie dbam o to, spełniłem obowiązek i sprawiłem, że jak na teraz wstrzymano wszelkie z nim umowy. Do rajcy Backwella dla zważenia portugałów Królowej, których 3000 równają się mniej więcej 530 do 540 funtów.   6 czerwca. W południe do Szatni, gdzie zeszliśmy się z moim ojcem, którego Milady bardzo uprzejmie przyjęła oznajmiając, że ma na myśli, by posłać do Brampton swoich młodszych synków. Potem do mego brata Toma, gdzie zastaliśmy list od Poli, że moja matka jest niebezpiecznie, bez mała śmiertelnie chora, co bardzo poruszyło mego ojca i mnie, ale mam nadzieję, że nie jest z matką tak źle.   7 czerwca. Do urzędu. Postrzegam, że pan Coventry zamierza wiele dobrego uczynić i dać baczenie na wszystkie niedostatki Urzędu. W południe z nim i sir W. Battenem na obiad do Trinity House, gdzie między innymi sir J. Robinson, komendant Toweru, mówił, że wczoraj sir Henry Vane był na przepytaniu w Sądzie Królewskim i uznano go winnym, i że nie słyszał człowieka z większą prostotą argumentującego, co inni także mówią. Sir J. Carteret przysłał po mnie. Z tego, co mi mówił, rozumiem, że jeśliby pan Coventry nie był sobie uścielił gniazdka frymarcząc urzędami, Carterefc rad by go u nas widział i owszem, wiele nadziei w nim pokładał. Ale tak przy tym narzekał na brak pieniędzy, że serce we mnie zemdlało w przewidywaniu ruiny Urzędu. Wieczorem dowiedziałem się, że mój ojciec wyjechał z miasta, ale czy do Richmond, jak miał zamiar, aby jutro spotkać się z nami w Hampton Court, czy do Brampton, to nie wiem. I bardzom o niego niespokojny.   9 czerwca. Wcześnie rano do urzędu i z panem Hayterem sporządzaliśmy rejestr kontraktów, których przyśpieszenie bardzo mi leży na sercu, chcę albowiem wejrzeć lepiej w ceny dostawianych towarów. Obiad w domu, a potem z Greatorexem i jeszcze jednym w tawernie, ale nie piłem wina. Greatorex rekomenduje mi kogoś, kto nauczy mnie pomiarów drewna i wielu innych rzeczy, które chcę umieć dla pożytku mej służby. Potem znów do urzędu i z T. Hayterem skończyliśmy nasz rejestr kontraktów.   10 czerwca. Całe rano wielka mnogość spraw; i wielkie nadzieje, że pan Coventry znajdzie środki dla polepszenia interesów Urzędu.   11 czerwca. W urzędzie całe rano z sir W. Battenem i sir W. Pennem nad rachunkami Zaopatrzenia. Do domu na obiad i znów na całe popołudnie do urzędu. Z T. Hayterem przepisujemy na czysto nasz rejestr kontraktów i sprawia mi przyjemność liniować papier i wypisywać początkowe słowa czerwonym atramentem. Tego wieczora przyszedł Saville, malarz, dla powleczenia werniksem portretu mojej żony i mego; dałem mu jeszcze trzy funty za mój wizerunek w miniaturze, a tak już jesteśmy z nim skwitowani. Tego dnia miałem od ojca list, że przybył pomyślnie do, Brampton i że matkę zastał już zdrową. Tedy z całego serca złościłem się na Polę, że napisała ów list o ciężkiej chorobie matki (nie będącej, tuszę, wcale ciężką), co skłoniło ojca do tak nagłego wyjazdu na wieś bez pożegnania się ani zażycia tu jakiejkolwiek uciechy.   12 czerwca. Przymierzałem dziś mój strój do konnej jazdy, pierwszy, jaki będę miał w życiu; i myślę, że będzie bardzo odpowiedni. Wielkie nieporozumienie między sir J. Carteretem i panem W. Coventrym o to, kto ma płacić dostawców zaopatrzenia floty w żywność: czy sir J. Carteret, czy Izba Skarbowa; sir J. Carteret skarży się. że chcą go pozbawić jego trzech pensów dochodu z tej pozycji; spór skończył się gniewem i oprze się pewnie o Króla i Radę. Uczyniłem, co mogłem, żeby się w tę sprawę nie wtrącać mając to i owo z własnych zamysłów do przeprowadzenia, zanim pocznę okazywać moje zdanie w czymkolwiek innym. Pan Gauden zaprosił mnie na obiad „Pod Delfina” i dobry dał mi obiad; ale co wielkim dla mnie jest dziwem, to łatwość, z jaką spożywam cały obiad bez jednej kropli wina.   13 czerwca. Wstałem o czwartej rano i czytałem Drugą mową Cycerona przeciwko Katylinie, i rozumiem z Biej o wiele więcej, niż kiedykolwiek myślałem, że jest w niej do znalezienia, a myślałem tak z przyczyny mojej ciemnoty; teraz widzę, że to jest, najlepszy pisarz, jakiego w życiu czytałem. Do sir J. Cartereta, by pogadać z nim o wczorajszej niesnasce w urzędzie. Ofiarowałem się, że przejrzę stare papiery i księgi, aby znaleźć dla niego, jaka była praktyka w tej materii. Bardzo był temu rad i przyganiał Coventry'emu prawiąc, jaką mu był wyświadczył przysługę w Parlamencie, kiedy Prinn chciał przeciw niemu wystąpić o sprzedawanie urzędów, i jak na prośby i listy Coventry'ego przemówił za nim i odwiódł Prinna od tych zamiarów. I dość innych rzeczy mi mówił, m. in., ile to Król mu jest winien i w jak nędznej kondycji on sam zostawiłby rodzinę, gdyby mu przyszło umrzeć, nim odbierze, co mu się należy. Ze wszystkiego widzę, że ma mnie w wielkiej estymie i jest mi przyjacielem, co potrafię obrócić na mój pożytek,   14 czerwca. Wstałem o czwartej rano i w urzędzie sam parałem się sprawami publicznymi, a gdy wszyscy się zeszli, zasiedliśmy do zwykłej roboty. O 11, mając zawczasu miejsce tam umówione, udaliśmy się wszyscy na Tower Hill i stamtąd oglądaliśmy egzekucję sir Henry Vane'a. Wielka ciżba ludzi. Skazany. wygłosił mowę, po wiele razy przerywaną przez szeryfa i innych: próbowali mu wyrwać papier z rąk, ale nie dał go sobie wziąć, tedy podprowadzili trębaczy pod szafot, aby głos jego zagłuszyć. Zmówił więc modlitwę i tak. przygotowany, otrzymał cios, ale taka była ciżba, że nie mogliśmy tego zobaczyć. Tylko sir Boreman, który był na szafocie, opowiadał nam, że Vane zaczął swoją mowę oświadczeniem, iż jego proces odbył się niezgodnie z prawem i z duchem Magna Charta . Potem wyjął papier z zapiskami dopowiedział swoje życie, jak urodził się szlachcicem, jak do siedemnastego roku życia był zwykłym poczciwym chłopcem, lecz potem podobało się Bogu założyć fundament łaski w jego sercu, a to. skłoniło go, że wbrew światowym interesom poniechał wszelkiej myśli o wywyższeniu się i ruszył w daleki świat, gdzie mógł bardziej swobodnie służyć Bogu. Potem, został wezwany z powrotem do Anglii i był członkiem Długiego Parlamentu, w którym nigdy, jak i do dzisiejszego dnia, nie uczynił nic przeciwko sumieniu lecz wszystko czynił dla większej chwały Boga. Tu chciał zdać. sprawę o działaniach Długiego Parlamentu, lecz tak mu przerywano, że dał za wygraną; tedy zaczął się modlić za Anglię, za kościoły Anglii, a na koniec za miasto Londyn i tak przygotował się na śmierć i został ścięty. Nie zmienił barwy ani mowy dokońca, lecz umarł broniąc słuszności sprawy, w której stawał, i mówił ufnie o tym, że idzie zasiąść po prawicy Chrystusa, i we wszystkim okazał się najbardziej zdeterminowanym z ludzi umierających w ten sposób, i raczej gorącym niż bojaźliwym, a przecie pełnym pokory i powagi. Stamtąd do urzędu, na obiad do Trinity House i dalej w urzędzie aż do późna w nocy. Tego dnia przybył niespodzianie z Tangeru gubernator tamtejszy, lord Peterborough,. z raportem o tej twierdzy, która, jak się obawiam, nie jest w najlepszej kondycji. O tym wszystkim dałem znać Milordowi, który jest w Hinchingbroke, jak słyszę, bardzo kontent z robót przy budowie swego pałacu.   16 czerwca. Wstałem przed, czwartą i do Deptford, gdzie między innymi rozpatrywałem próbki łoju i porównywałem łój, który chce nam sprzedać mój powinowaty Joyce, z łojem irlandzkim i znajduję, że nasz jest bielszy, a co do miękkości, to taki sam; ale w czym tu jest wada i czy jest jaka wada, to co do łoju nie mogę jeszcze nic powiedzieć. Po powrocie do domu zastałem sir W. Penna i sir J. Minnesa dyskurujących o domu dla sir Minnesa, który ma się do nas przeprowadzić, czemu ja będę bardzo rad.   17 czerwca. Całe rano w urzędzie, obiad w domu i znów do urzędu, a wieczorem do sir W. Battena, gdzie wszyscyśmy się trafem spotkali, tedy gawędziliśmy, a oni pili wino; ale ja uchyliłem się od picia czyjegokolwiek zdrowia! Sir J. Minnes jest, jak postrzegam, najwyborniejszym kompanem.   18 czerwca. Wstałem wcześnie i poczytawszy trochę Cycerona, do urzędu. Potem do lorda Crewa, z którym obiadowałem, tamże słyszałem, że wszyscy mówią o męstwie sir H. Vane'a i o jego śmierci jako o cudzie. Stamtąd do Lely'ego, u którego widziałem między wielu rzadkiej piękności rzeczami portret księżnej Yorku w całej postaci, siedzącej z okazałością w krześle, w białej sukni jedwabnej; także i portret Króla, jeszcze nie skończony. Dałem parę groszy chłopcu, który nam to w nieobecności mistrza pokazał, i obiecałem przyjść jeszcze, i ma mi pokazać portret lady Castlemaine, którego tym razem nie mogłem zobaczyć, gdyż był zamknięty. Potem do Wrighta, lecz, o Boże! co za różnica między dziełami tych dwu malarzy! Wieczorem pogadawszy wesoło w kuchni z żoną i dziewkami, co tymi czasy mam we zwyczaju będąc bardzo kontent z obu naszych dziewcząt, do łóżka.   19 czerwca. Wstałem o piątej rano, a czekając, aż Will Hewer będzie gotów do wyjścia ze mną, grałem trochę na lutni. Do urzędu, przygotować wszystko do naszej rannej sesji. Długośmy tego dnia zasiadali nad wielką sprawą zawarcia kontraktów na kupno 500 ton konopi od panów: sir W. Ridera, Cutlera i kapitana Cocke'a; przy czym ja ułożyłem warunki tej umowy. Potem do domu na obiad i znowu do urzędu, ślęczałem nad papierami, a rzeczywiście od dawna umysł mój nie był tak zaprzątnięty sprawami służby i z taką przyjemnością, albowiem zaczynam widzieć, jaką to rozkosz daje. 20 czerwca. Wstałem o czwartej rano i do urzędu, gdziem wygotował umowę między Królem i sir Janem Winterem dotyczącą lasów w Deane; a zaś, gdy i on sam przyszedł, czytaliśmy ją razem i bardzo nam się udała. Potem sir J. Winter pokazał mi na mapie, gdzie są lasy w Deane, i wiele innych rzeczy wartych, żebym je wiedział; i postrzegłem, jak jestem jeszcze mało biegły w sprawach mego urzędu, skoro nie znałem do tego czasu geograficznej strony jego interesów. Mamy wiadomość, że holenderskie i hiszpańskie okręty stoją naprzeciw Lizbony; może być bieda z Portugalią. Na Giełdzie słyszałem kupców srogą wyrażających obawę, że Hiszpan zerwie pokój, myślą bowiem, że nie ścierpi on panowania naszego w Tangerze, Dunkierce i na Jamajce.   21 czerwca. Komendant Tower na moje pytanie, jak umierał sir H. Vane, rzekł, iż umierał w uniesieniu; i wszyscy przyznają, że z taką odwagą, jak nigdy żaden człowiek nie umierał.   22 czerwca. (Niedziela. ) Wracając dziś do domu, spotkałem Williama Swana, który mówił w obronie Fanatyków tak żarliwie, jak nigdy w życiu nie mawiał, i litował się nad lordem Sandwi-chem i nade mną, że oddajemy się marnościom świata; i że upadek przyjdzie na nas wszystkich, gdyż tylko on i jego towarzysze są zgodni z duchem narodu i większość narodu jest z tymi, co walczyć będą o wolność sumienia przeciw Ustawia o Zjednoczeniu Kościołów — aż do śmierci; a jeśli nie będą mogli kazać publicznie, będą się modlić i kazać w swoich domach. Rzekł mi nadto, że sir H. Vane jest z całą pewnością w niebie, bo jeśli kiedy człowiek umierał śmiercią świętego i męczennika, to on nią umierał; i że Król długo nie odzyska tego, co stracił przez skazanie tego człowieka. Co sądzić o tym wszystkim — nie wiem, ale myślę, wyznaję, że biskupi nie będą mogli tak wysoko się nosić, jako teraz to czynią.   24 czerwca. (Noc świętojańska. ) Wstałem wcześnie i do urzędu przygotować wszystko do sesji. Trwała całe rano i chwała Bogu widzę, że moją pilnością zdobywam każdego dnia więcej gruntu pod nogami w urzędzie. W południe do Giełdy, gdzie także zaczynam być już znanym człowiekiem, do domu na obiad i znów na całe popołudnie do urzędu. Wieczorem wiadomość, że Field pozwał mnie w Ratuszu o 30 funtów za aresztowanie go; nakaz tego aresztowania podpisaliśmy byli wszyscy, ale że tamci są posłami do Parlamentu, Field zaczął swe prawowanie się ode mnie; i grozi mi czymś więcej, ale mam nadzieję, że książę Yorku mnie ochroni.   25 czerwca, Wstałem o czwartej i do urzędu, a zaś na Thames Street i tam wypytywałem po kramach o ceny dziegciu i oliwy i kontent byłem z mych indagacji, bo spodziewam się oszczędzić coś dla Króla przy dostawach. Mojej żonie ucho bardzo dokucza, ja zasię przeziębiłem się i nawiedzają mnie dawne bolę w nerkach.   26 czerwca. Nicholson, mój szkolny kolega z Magdalenę College, przyszedł i graliśmy z nim około czterech godzin na skrzypcach i basetli.   27 czerwca. Do Milorda, który wstał, jak tylko się dowiedział o mym przybyciu, i w koszuli a rannym okryciu tylko, rozmawiał ze mną o interesach i najważniejszych sprawach Państwa. Radził się mnie, co dla niego lepiej, czy zostać w służbie morskiej, czy rzucić ją. Przeziera bowiem, że książę Yorku będzie go chciał rugować. Acz ostatnio w Portsmouth dziękował mu za trudy i starania i mówił, że starzy kapitanowie muszą sprawować rzecz, bo młodzi wszystko popsują. Milord przyznaje, że tym, który mu stanął na drodze, jest Coventry. Spotkałem sir W. Penna, powiedział mi, że już dzień jego wyjazdu do Irlandii postanowiony i że chętnie przyjmie, co mu dam dla mego krewnego Samuela Pepysa przebywającego w Irlandii. Rzekł jeszcze, że musimy zjeść razem kęsek mięsa, zanim wyjedzie, tedy zaprosił nas na niedzielę na obiad. Ja na to wszystko dosyć chłodno przysta łem, bo serce moje nie może go miłować ani mieć o nim. dobrej opinii, od kiedy postąpił ze mną jak szelma, on jednak nic nie wspomniał o naszym zatargu, więc ja też nie wspomniałem i takeśmy się rozstali. Pan Holliard był dziś u mojej żony i uleczył ją z niedomagania ucha, wyjąwszy z niego sporą grudkę stwardniałego woszczku, który uwierał dno jej ucha. Bardzo się z tego ucieszyłem.   28 czerwca. Wielkie gadanie i obawa, że wojna może być z Holandią; wyszedł rozkaz wystawienia dwudziestu okrętów nie zwlekając; ale mam nadzieję, że to tylko postrach dla świata, żeby myślał, że jesteśmy gotowi, chociaż Bóg jeden wie, że Król nie byłby dziś w możności wystawić nawet pięciu okrętów bez największych trudności, jako że nie mamy ani pieniędzy, ani kredytu, ani wyżywienia dla wojska. Mój umysł jest teraz w przedziwnym stanie zadowolenia i spokoju, bardziej niż kiedykolwiek w życiu, odkąd z największą stałością przykładam się do pracy w urzędzie, a to jest skutek moich ślubów powstrzymania się od wina i teatrów, w czym za łaską Bożą będę się starał wytrwać, za tym albowiem idzie, że zatrudnienie jest mi rozkoszą, przez co powaga moja rośnie, a i do trzosa mi przybywa.   29 czerwca. (Niedziela. ) Wstałem o czwartej rano i nad moimi prywatnymi rachunkami, z których doszedłem, że mam na czysto 650 funtów. Do kościoła z żoną, która przyoblekła się w nową suknię z zielonego kwiaciatego atłasu, bardzo wdzięczną. Kolacja u sir W. Penna, który nas żegnał przed swym wyjazdem do Irlandii.   30 czerwca. Uważając teraźniejsze okoliczności widzę je tak złymi, jak nigdy nie były. Król i nowa Królowa oddają się uciechom w Hampton Court. Naród niezadowolony; jedni, że Król ich za mało wynagrodził, drudzy, fanatycy wszelkiej maści, że Król ich pozbawił wolności sumienia, a dopieroż pycha biskupów, która, obawiam się, przywiedzie wszystko do ruiny! Ludzie bardzo powstają na sposób stracenia sir H. Vane'a, i słusznie. Wiele skarg o podatek podymny; ludzie się odgrażają, że nie będą go płacić, chyba zmuszeni siłą. A tymczasem ponoś to będziemy mieli wojnę zagraniczną i Portugalia pomocy żąda, gdy nie mamy pieniędzy na zwykłe domowe potrzeby. W moim domu brud i gwałt, jako że i ja, i sir W. Batten podciągamy nasze domy o piętro wyżej.   1 lipca. Do południa w urzędzie, a potem z kapitanem Cuttance'em wodą do Deptford, gdzie sir W. Batten i sir W. Penn byli już przy wypłatach na „Królu Jakubie”. Tedy na obiad z panem Shepleyem, a po obiedzie do wypłat. A spotkawszy tam szypra Coopera, którego znałem był na morzu, poprosiłem go, żeby mnie uczył matematyki, cieszę się na samą myśl tej nauki, a prosiłem go, aby przyszedł już za dzień, dwa. Ku wieczorowi piechotą do Redriffe z panem Cowleyem, pisarzem skarbowym, i rozmawialiśmy po drodze o nadużyciach w składach i warsztatach portowych, w której materii wiele się od niego dowiedziałem. Poszedłem spać jeszcze przy białym dniu, żeby wstać jak najwcześniej. Żona podejrzewa, że się wybieram z Milordem w podróż po Królową-Matkę, lecz wnet rozproszyłem te jej obawy.   2 lipca. Rano, kiedy dzwonili na czwartą, wstałem i do urzędu, gdzie przeczytałem jeszcze raz instrukcje dla urzędników portowych w składach, warsztatach i stoczniach królewskich. Bardzo bowiem nastaję na to, by wejrzeć we wszystkie tam usterki, Niebawem nadszedł komisarz Pett i posłaniec od pana Covent-ry'ego, który już czekał na nas w czółnie. Wodą do Deptford, gdzie przepatrzyliśmy cały prowiant składów, a potem księgi; we wszystkim znaleźliśmy tyle niedbałości i lenistwa, że nie zdaje mi się, aby choć trzecia część obowiązków była tam wypełniona, ale postrzegam, ku mej wielkiej radości, że pan Coventry sprawi, iż obowiązki będą spełniane.   3 lipca. Wieczorem przyszedł pan Lewis i nuż mnie z ostrożna wypytywać, czym kiedy zajrzał w sprawy Funduszu Marynarskiego w Chatham. A skoro ujrzał mnie gotowym i chętnym do rozważania tej rzeczy, rozwinął papier, na którym opisany był sposób gospodarzenia tym funduszem; i opowiedział mi ogółem, jakie tam były nadużycia i jakie po dziś dzień są, i jakiej zasługi postępkiem byłoby dać na to pilne baczenie, com postanowił uczynić, jeśli Bóg mi pozwoli.   4 lipca. Wstałem o piątej, a przyprowadziwszy do porządku moje zapiski w dzienniku, do urzędu. Przyszedł pan Cooper, u którego będę się uczył matematyki, a zacznę zaraz dzisiaj. To bardzo zmyślny człowiek i tuszę; iż nie będzie mnie dużo kosztował. Miałem z nim godzinę arytmetyki, a moje pierwsze staranie to nauczyć się tabliczki mnożenia. Potem w urzędzie do południa, o którym czasie przyszedł sir W. Warren i jął mnie pouczać w materii rozpoznawania szlachetnych gatunków drzewa; potem przeszliśmy na dyskurs o. korupcji sir W. Battena i najmowanych przez niego ludzi, a tak od rozmowy do rozmowy siedzieliśmy z nim sami w urzędzie do czwartej godziny nie jedząc ani pijąc i rad byłem bardzo jego kompanii. Gdyśmy się pożegnali, przekąsiłem coś niecoś w domu i znowu do urzędu, a ku wieczorowi przyszedł pan Shepley, który jutro wyjeżdża do Hinchingbroke (na miejsce pana Barnwella); tedy z wielkim pośpiechem do jego rachunków z Milordem, które, acz wierne i uczciwe, tak przecie są pogmatwane, że złości mnie, iż taką manierą je prowadzili. Pożegnałem się tedy z panem Shepleyem jako z tym, co na długo porzuca Londyn, a zaś zjadłszy trochę chleba z masłem poszedłem spać.   5 lipca. W południe miałem na obiedzie sir W. Penna, którego całym sercem nienawidzę za jego nikczemne, zdradzieckie podejścia, tyle jeno. że jeszcze niepolitycznie byłoby mu to po sobie pokazać; miałem tedy jego i jego syna Williama na obiedzie, a był także pan Creed i mój krewny H. Alcocke. Obiad był dobry i weseliliśmy się, na ile tylko mogłem być wesół w tym towarzystwie.   6 lipca. (Niedziela. ) Leżałem długo z żoną wesoło i miluchno, a zaś razem obliczyliśmy, ile nam trzeba na rozchody domowe. I widzę, że kuchnia oprócz wina, opału, światła, mydła i wielu innych rzeczy kosztuje mnie około 30 szylingów na tydzień. Do kościoła, gdzie proboszcz Mills miał gnuśne kazanie. Na kolację do lady Sandwich, która z wielkim poruszeniem opowiadała mi, że lady Castlemaine tak jest w łaskach u Króla i Król tak do niej chodzi jak nigdy. Jakub Cole, mój stary przyjaciel, przyszedł po mnie do Szatni królewskiej i m. in. powiadał mi, że większość ministrów protestanckich Londynu wyleci ze swoich parafii; i że wcześniej czy później źle to się skończy dla Króla i dla Dworu.   7 lipca. Lekcja matematyki z panem Cooperem.   8 lipca. W Szatni królewskiej sam z Milordem około godziny; zdaje się on jeszcze żywić, jak uważam, swą starą ufność ku mnie; na domiar powiedział mi, że pan Coventry mówił mu o mnie bardzo pochlebnie, z czego się bardzo cieszę. A wnet przyszedł i pan Coventry; chodziliśmy więc z nim i Milordem kęs czasu po pokoju; i rozeznałem w nim bardzo przemyślnego człowieka i dobrego kompana.   9 lipca. Wstałem o czwartej rano i przyłożyłem się mocno do mej tabliczki mnożenia, która z całej arytmetyki najwięcej przyczynia mi trudności. Sir W. Penn przyszedł do mnie z pożegnaniem i przechadzając się ze mną po ogrodzie powierzył mi pieczę około budowy jego domu; sam w zamian ofiarował mi swoje usługi we wszystkich moich sprawach. Tedy i ja mu przyrzekłem, Boże odpuść, moje służby i miłość, lubo ten łotr wie, że ani na to zasłużył, ani się tego spodziewać może, ale skoro on ze mną kluczy, więc i ja z nim tak samo. Przyszedł z wizytą Mills, minister naszego kościoła, który rzadko u mnie bywa, acz każdego bez mała dnia bywa u mych sąsiadów; chytry z niego pachołek i wie, gdzie można dobrze zjeść i wypić, jak na przykład u sir W. Battena. Wszelako przyjąłem go uprzejmie, chociaż tyle właśnie go lubię, co te wszystkie duchowne sukienki. 11 lipca. Wstałem o czwartej i tęgo wziąłem się do tabliczki mnożenia, którą już teraz bez mała opanowałem. Do urzędu, gdzie przyszedł komisarz Pett, a niebawem pan Coventry przysłał po nas, że czeka w łodzi przy Tower. Tedy ku niemu i wodą do Deptford, gdzie oglądaliśmy deski proponowane nam po niskiej cenie, a które nasi urzędnicy, jak łotrowie, oszacowali fałszywie! jako złe, a my znaleźliśmy je bardzo dobrymi. Fotem do Woolwich, gdzie wykryliśmy towary walające się w nieładzie z braku magazynów, i na koniec do warsztatów powroźniczych, gdzie też okazały się wielkie nadużycia. Około piątej po południu wróciliśmy do Whitehall i w pałacu St. James (siedzibie księcia Yorku) pan Coventry przyjął nas w swoim apartamencie, a po grzecznym obiedzie rozmawialiśmy z nim o sprawach. Urzędu; i z wielu rzeczy widzę, że pan, Coventry zaprowadzi u nas lepsze porządki, a wszystko uważając serce moje cieszy się widząc go takim udolnym, przemyślnym i zaciekłym w dobrej robocie człowiekiem; a też wiele respektu i szczerości pokazującym i panu Pettowi, i zwłaszcza mnie.   12 lipca. Odstawiłem rzeczy do wyniesienia przed przyjściem robotników, którzy mają w poniedziałek zdejmować dach z mego domu. Wieczorem lekcja arytmetyki z panem Cooperem.   13 lipca. (Niedziela. ) Do Deptford dla podpisania dwu wyroków jako sędzia pokoju na hrabstwo Kent przeciw niejakiemu Annisowi za kradzież ołowiu ze składów portowych w Woolwich.   15 lipca. Kiedy się kładłem, spadł deszcz, co mnie zirytowało, bo dach na domu zdjęty, ale nic na to nie poradzę.   16 lipca. Rano ujrzałem, że wczorajszy deszcz popsował mi sufity, tak że po skończonej budowie wszystkie będę musiał na nowo bielić. Tego dnia dowiedziałem - się, że lady Castlemaine rozeszła się z mężem i wczoraj od niego odjechała ze stołową zastawą, klejnotami i wszystkimi najlepszymi rzeczami, i że pojechała do Riehmond do swego brata; skłaniam się do myśli, że uczyniła to, aby nie być w mieście i aby Król tym łatwiej mógł ją nawiedzać. I dziwna rzecz, jak dla jej piękności skłonny jestem wszystko, co jej dotyczy, tłumaczyć sobie na dobre i współczuć. z nią we wszystkim, co ją boli, choć wiem, aż nadto dobrze, że jest kurwą.   17 lipca. Do urzędu, gdzie mnóstwo ważnych spraw. Pan Co-ventry wyruszył z księciem Yorku na spotkanie Królowej-Matki.   18 lipca. Przyszło mi do głowy, żeby moją jadalnię wyłożyć drzewem, co będzie bardzo pięknie. Przyszedł Cooper na lekcję matematyki, ale prawdę mówiąc, głowę mam tak pełną interesów, że nie pojmowałem wszystkiego tak, jak zazwyczaj pojmuję.   19 lipca. Rano długo namawiałem żonę, żeby wyjechała do Brampton, a gdy ona się wzbrania, popadłem w rozterkę, czy ma jechać lub nie, a przecie byłbym kontent widzieć ją na wsi z racji brudu w domu, w którym trudno mieć teraz rodzinę. Po południu byłem na Rzece, ale że okrutnie padało, schroniłem się na brzeg, stamtąd widziałem Króla płynącego w barce ku Dunom na spotkanie Królowej-Matki. I zdało mi się, że zmniejszyło się moje poważanie dla króla, co deszczom nie może rozkazywać.   20 lipca. (Niedziela. ) Długo leżałem z żoną w łóżku, na koniec uprosiłem ją, że się zgodziła jechać na dwa miesiące na wieś. Cały ranek padało tak wściekle, że ani piędzi suchego miejsca nie ma w domu. Wszystkie książki i co ważniejsze rzeczy przeniosłem do urzędu; cały dzień lało tak na zewnątrz domu jak i na wewnątrz.   21 lipca. Do Woolwich, do warsztatu lin okrętowych. Tam przypatrzyłem się wszystkim rodzajom konopi oraz robocie przy skręcaniu lin i powrozów. Potem w stoczni i u pana Sheldona w ogrodzie jedliśmy owoce i piliśmy, i jedli figi bardzo dobre.   22 lipca. Przyszły z Dun listy od pana Coventry'ego, w których pisze o strasznej pogodzie, jaką mieli w niedzielę, tak że byli w niebezpieczeństwie życia, utraciwszy wszystkie maszty i żagle, ale wszyscy żyją, tylko nie wiadomo, co z lordem Sandwichem, który wyruszył naprzód, i nie wiedzą, gdzie się podziewa, co bardzo mnie zatrwożyło, ale mam nadzieję, że dostał się na brzeg Francji, zanim burza się zaczęła. Cały dzień w urzędzie, do domu tylko na obiad i srodze zgniewałem się na żonę, która zgubiła klucze, ale się na koniec znalazły, więc pogodziliśmy się. Całe popołudnie listy, m. in. obszerny list do pana Coventry'ego o wszystkich sprawach Marynarki. W urzędzie do późnej nocy, bo huk roboty, jako że jestem ninie sam w mieście, ale z rozkoszą dam rady temu wszystkiemu.   24 lipca. Wstałem wcześnie rano, aby -wysłać pacholika z rzeczami do Brampton, acz żona wyjedzie dopiero w przyszły poniedziałek. Dowiedziałem się z wielką radością, że lord Sandwich wylądował szczęśliwie we Francji.   25 lipca. Czytałem dziś pana Hollanda Dyskursy o Marynarce pożyczone mi przez pana Turnera i bardzo rad je czytam, jako że godzą celnie w te wszystkie niedomagania Marynarki, z którymi my teraz mamy do czynienia. Tego ranka sir W. Batten przyszedł do mnie na rozmowę; zaczął od tego, że postrzega, iżeśmy się stali sobie od pewnego czasu niby obcy i chciałby wiedzieć, z jakiej to racji; przydając, że słyszał, jakobym się obraził, że kupcy przychodzą do jego domu i zawierają tam kontrakty. Odrzekłem na to, żem prosił sir W. Penna, aby pomówił z nim w owej materii jako przyjaciel, a nie jako plotkarz i oszczerca, co sir W. Batten dobrze przyjął; ale ja widzę, że sir W. Penn znowu łajdacko mnie podszedł i moje słowa powtórzył Battenowi nie po przyjacielski!, ale przydając im złośliwego sensu. Na koniec sir W. Batten prosił, aby małe waśnie naszych żon nie wywoływały zatargów między nami; wysłuchałem tego wszystkiego bardzo zadowolony, bo widzę, jak każdy dzień przynosi mi owoce mego pilnego przykładania się do pracy, w czym oby Bóg dał mi wytrwać, jako że czyni mnie to bardzo szczęśliwym.   27 lipca. (Niedziela. ) Rano sam w kościele. Po południu wodą do Westminster, skąd żona poszła się pożegnać ze swymi rodzicami, a ja czekałem na nią chodząc po parku. I spotkawszy tam pazia Lauda Crispa zaszedłem z nim w daleki zakątek i tam pod drzewem prześpiewaliśmy kilka pieśni; chłopiec dobrze śpiewa, tylko że brak mu ćwiczenia, tedy czasami fałszuje. Potem z żoną do domu i kolację zjedliśmy na balkonie sir W, Penna, który jest w Irlandii. 28 lipca. Wstałem wcześnie i o szóstej, gdy żona była gotowa, odprowadziłem ją do Kolbom, gdzie już czekał kocz mający ją i jej służebną zawieźć do Brampton, do ojca; tam ją pożegnałem z czułością, ale i chętnie, jako że warunki w domu są teraz nazbyt przykre, aby mieć w nim rodzinę. Wracając słyszałem, że Królowa-Matka jest już około Woolwich i że lord Sandwich jest z nią, czym uradowało się moje serce.   29 lipca. Sir J. Carteret i pan Coventry przybyli z morza i byli już dziś w urzędzie.   31 lipca. Z panem Coventrym na statku „Rogacz” do Woolwich, gdzie zastaliśmy wszystko w wielkim nieporządku, i złajawszy a przestraszywszy urzędników, takeśmy ich zostawili, a sami do warsztatów, gdzie znów to samo. Spotkaliśmy tam sir W. Battena, rzekomo przegląd czyniącego, ale tak nędznie i bez żadnego podobieństwa do tego, czym nadzór w Marynarce być winien, żem się za niego wstydził, a pan Coventry to samo. Znaleźliśmy błędy i usterki w wielu rzeczach; za czym wodą do domu, całą drogę rozmawiając mile o sprawach Urzędu i innych ciekawych rzeczach. Wypiłem tego dnia tylko dwie szklanki wina, a przecież głowa mnie rozbolała i cały następny dzień byłem chory, lecz byłem temu rad. Jako w ostatni dzień miesiąca siadłem do mych własnych rachunków i doszedłem, że mam około 650 funtów odłożonych, za co chwała niech będzie Bogu. Jestem w domu tylko z Willem Hewerem i służącą Jane, a że mój dom się przebudowuje, śpimy w domu sir W. Penna, który wyjechał do Irlandii.   2 sierpnia. Wstałem wcześnie i z Willem Hewerem wodą do Greenwich, gdzie na obiedzie u kapitana Cocke'a, którego żona jest wciąż piękna, lecz nie tak miła, jak mi się wydawała. Jadłem tam owoce morwy, rzecz, której nie jadłem od kilku lat. Potem do Gravesend i do Rochester, gdzie nocowaliśmy.   3 sierpnia. (Niedziela. ) Wstałem wcześnie i z kapitanem Cocke'em do warsztatów portowych. Mieliśmy śliczny spacer i śliczną pogodę. Zeszliśmy się tam z komisarzem Pettem, który wziął nas do swego domu i swego ogrodu i dał nam przednie śniadanie: chleb, masło, słodycze i inne rzeczy w wielkim wyborze, a też gorzałkę, od której wnet zabolała mnie głowa, chociaż mało wypiłem. Komisarz Pett opowiadał mi między innymi, jak w Polsce hańbiącą rzeczą jest być katem, chociaż to jest rzemiosło nie bez znaczenia. I jak za jego czasów raz wypadło tam naprawić szubienicę, która była pięknej roboty z kamienia, ale nikt nie mógł tknąć się tej naprawy, póki burmistrz miasta z przedstawicielami' cechowymi tych rzemiosł, które były; potrzebne do naprawy, nie poszli w strojach cechowych i z chorągwiami uroczystą procesją na miejsce; i kiedy burmistrz uderzył młotkiem w część drewnianą, a inni mistrze — w części należące do rzemiosła ich cechu, dopiero wtenczas robotnicy mogli bez pohańbienia się przystąpić do naprawy szubienicy.   5 sierpnia. O trzeciej nad ranem wróciłem z przeglądu portów do domu i spałem do dziewiątej.   6 sierpnia. Pan Pierce, chirurg, powiedział mi, że pan Edward Montagu miał pojedynek z panem Cholmelym, który wiele obelg od pana Montagu wycierpiał; ludzie mówią, że pan Edward Montagu bardzo nędznie się w tej sprawie zachował i na zawsze ż honoru wyzuty, z czegom rad, bo to go może skromności nauczy.   8 sierpnia. O piątej rano wodą do Woolwich, gdzie przyglądałem się smołowaniu i innym czynnościom przy wyrabianiu lin. Obiadowałem z panem Falconerem; za czym poszliśmy z nim do Greenwich rozmawiając po drodze, a rozmowa z nim była przednia. M. in. powiedział mi, że ma to sobie za prawidło życia upatrywać w każdym człowieku cośkolwiek mu proponującym łotra, a przynajmniej takiego, co ma w tym własny interes. Innym prawidłem jest przysłowie, którego się żyjąc wyuczył, że ten, co nie umie siedzieć cicho w swoim pokoju (czego rację nie bardzo zrozumiałem), i ten, co nie umie nigdy powiedzieć „nie” (czyli tak dobrą ma naturę, że niczemu nie może zaprzeczyć ani też komu w czym przeszkodzić), nie jest zdatny do prowadzenia żadnych spraw. To drugie jest właśnie moją wielką wadą, z której się muszę poprawić.   14 sierpnia. Komisarz Pett i ja pojechaliśmy przysłanym po nas koczem do gospody „Pod Mitrą”, dokąd Winter zaprosił nas na pasztet z dziczyzny; znalazłem pana Winter a człowiekiem wielkiej wartości i rozmowa z nim była bardzo dobra. Mówiliśmy najwięcej o lasach w Deane i o drzewie tamecznym, o kuźnicach żelaznych bardzo tam starożytnych i o stosach żużla wielkiej wartości, który jest potrzebny przy obrabianiu żelaza.   15 sierpnia. W Paul's Churchyard u mojego księgarza; i tam. dowiedziałem się, że przyszła niedziela będzie ostatnim dniem większości ministrów prezbiteriańskich, którzy ustępują ze swych stanowisk na znak protestu przeciw nowej ustawie kościelnej. Proszę Boga, żeby to się dobrze skończyło, bo niezadowolenie jest wielkie.   17 sierpnia. (Niedziela. ) To jest ostatnia niedziela, w którą prezbiterianie mogą mieć kazania, jeśli nie przyjmą nowego modlitewnika i nie wyrzekną się Covenant. Zachciało mi się iść posłuchać pożegnalnego kazania dr Batesa, któregom słuchał też zeszłej niedzieli, i bardzo żałuję, że byłem dawniej o tym człowieku tak niskiego mniemania, gdyż nigdy nie słyszałem był. lepszego i bardziej mi odpowiadającego kazania jak owo zeszłej niedzieli. Poszedłem tedy rano do Św. Dunstana, gdzie — jako że nie było jeszcze siódmej — kościół był zamknięty. Przechadzałem się więc z godzinę po ogrodzie w Tempie i odczytywałem sobie moje śluby; i wielką to było dla mnie radością widzieć, jak bardzo jestem we wszystkich względach odmienionym na lepsze człowiekiem, odkąd złożyłem te śluby, w których daj mi Panie Boże wytrwać i dzięki Ci za to składać. O ósmej wszedłem cisnąc się między ludźmi, albowiem zanim publicznie wrota otwarto, kościół był już na poły pełny. Dostałem się na galerię, skąd wszystko bardzo dobrze słyszałem. Dr Bates miał bardzo dobre kazanie i mało co napomykał o czasach teraźniejszych. Po obiedzie znowu do Św. Dunstana; kościół był już przepełniony, kiedy przyszedłem. Minister Bates znowu trzymał się ściśle tekstu i tylko na końcu wygłosił takie słowa: „Rozumiem, że wielu z was czeka, iżbym powiedział coś o czasach teraźniejszych, skoro to zapewne ostatni raz pojawiam się na tej kazalnicy. Wiecie, że nie mam we zwyczaju mówić rzeczy nie dotyczących świętego tekstu i mego powołania; jednak to powiem, że nie dla mody, kaprysu czy przypodobania się opinii muszę wyrzec się spełnienia tego, czego po nas oczekujecie, lecz coś jeszcze poza modlitwą i rozpamiętywaniem ksiąg świętych pozostaje niezaspokojonym i wzywa mnie da tej rezolucji. Dlatego, jeśli to moje nieszczęście, żem nie otrzymał światła z niebios, iż mam postąpić inaczej, nie widzę racji, aby ludzie nie przebaczyli mi tego na ziemi, co — ufam, Bóg mi przebaczy w niebie. „ Kazanie poprzedził wielebny Herring, który odczytawszy teksty na dzień dzisiejszy, za całe ich objaśnienie rzekł: „Bóg nam kazał nauczać, ludzie każą nam nie nauczać, a jeśli ich nie usłuchamy, będziemy uwięzieni i ukarani. Wszystko, co mogę na to rzec, to prosić was i wszystkich dobrych chrześcijan — módlcie się za nas. „ Wielu prezbiterianów opuściło dziś swoje zbory i słyszałem, że Miasto jest bardzo z tego niezadowolone. Proszę Boga, iżby zachował pokój między ludźmi, bo inaczej wszystko się rozleci w drzazgi.   18 sierpnia. Pan A. Deane z Woolwich i ja pojechaliśmy konno do lasów Waltham i tam oglądaliśmy wyręby przeznaczone dla Króla. I tam pokazywał mi, jaką manierą Król jest oszukiwany przy dostawach drzewa i wyrobów z drzewa, co ja spodziewam się, i z wielką przyjemnością, naprawić. Pojechaliśmy do Ilford i tam, zanim podali obiad, wypraktykowałem pomiary stołów i innych sprzętów i bardzo dobrze pojąłem, jak należy mierzyć drzewo i deski. Potem do Barking, gdzie przyjrzałem się, jak załadowują na szkuty drzewo przeznaczone dla Woolwich.   19 sierpnia. W urzędzie. Pan Coventry opowiedział nam o pojedynku między panem Jermynem i pułkownikiem Gilbertem Rawlinsem, przy czym pierwszy śmiertelnie raniony, drugi — zabity. Nikt nie wie, o co im poszło. Dwór jest bardzo skonsternowany tą utarczką, a ja się z tego cieszę mając nadzieję, że to da pochop do uchwalenia jakiegoś prawa przeciwko pojedynkom. Po posiedzeniu w urzędzie sir J. Carteret oznajmił mi, że mówił o mnie z Lordem Kanclerzem i że gdyby lord Sandwich zagabnął Kanclerza, to dowiedziałby się, co było na moją pochwałę mówione.   20 sierpnia. Do lorda Sandwicha, którego zastałem w łóżku. M. in. powiedział mi, że podał mnie na członka Komisji do Spraw Tangeru, co jest wielkim honorem i może być dla mnie rzeczą niemałej wagi. Po pewnym czasie przyszedł pan Coventry, któremu Milord powiedział, że on też jest w Komisji Tangeru i że ja w niej będę, z czego, jak się wyraził, jest bardzo zadowolony; powiedział jeszcze nadto, że ja jestem istotnie duszą naszego Urzędu, i jeszcze więcej rzeczy zachwalających mnie ponad wszelką miarę. Sir J. Carteret powtórzył mi też to, co był wczoraj mówił o mnie Kanclerzowi. Tak że od każdej strony czuję się, chwała Bogu , rosnącym w znaczenie człowiekiem.   23 sierpnia. Pan Coventry chodził ze mną dość czasu po ogrodzie i powiedział mi swoje racje, dla których bardzo mu się nie widzi, że sir J. Carteret ma taką władzę nad finansami Urzędu i że to musi ustać. I rzeczywiście to jest prawdziwa zakała naszego urzędu. Zauważył też, jak sir W: Batten coraz bardziej walczy i stara się o własne interesy. Gdyśmy się pożegnali, pan Creed i ja poszliśmy nad Ezekę, ale nie mogliśmy dostać czółna, bo to był dzień przybycia Króla i Królowej z Hampton Court do Whitehall. Łodzi na Tamizie było tyle, że nie było widać wody ani można było rozpoznać, gdzie są Król i Królowa. Królestwo wylądowali przy moście w Whitehall i zaraz huknęły działa z drugiej strony pałacu. Ale co mi się najbardziej podobało, to to, że lady Castlemaine stała i patrzyła razem z innymi, a tuż była koło nas. Wszelako zdało mi się to dziwne widzieć ich tak razem na jednym placu, a udających, że się nie widzą, a oboje pewnie radzi by utulić i pohuśtać swoje dziecko, które niańka trzymała na ręku. I jeszcze jedna rzecz. Zdarzyło się, że rusztowanie z ławami dla pospólstwa omal nie runęło, i baliśmy się, czy kogo nie przygniecie, ale nic się nie okazało. Owóż lady Castlemaine, jedyna ze wszystkich wielkich dam, poskoczyła wtenczas na dół między tłum pospolity, zobaczyć, czy komu się co nie stało; i opatrzyła dziecko, które było lekko zranione; co mi się zdało tak wielkoduszne!   31 sierpnia. (Niedziela. ) Przyszła wiadomość, że sir W. Penri wrócił, z Irlandii. Obliczyłem, że mam za ten miesiąc 686 funtów, 10 szylingów i 2, 5 pensa. Oszczędzam teraz, jak mogę, i rozchody mam bardzo małe. Mój dom jeszcze w budowie, ale roboty postępują i będę go na koniec miał takim, jak pragnąłem. Żona jeszcze na wsi. Wieczerzałem u pana Rawlinsona. Rozmowa była o niezadowoleniu między prezbiterianami i niezadowoleniu z prezbiterianów. Niektórych dzisiaj zamknięto. Miasto trzyma milicję w gotowości, a ujęto i podżegaczy spisku. Boże, miej nas w opiece, bo te wszystkie rzeczy bardzo źle wróżą.   1 września. Wstałem wcześnie i doglądałem moich robotników, a potem z sir W. Battenem i sir W. Pennem do St. James, jako że to pierwszy dzień naszego posłuchania u księcia Yorku po jego. powrocie; ale okazało się, że wyjechał z księżną na przyjęcie Krółowej u lorda Barkeleya w Durdans koło Epsum (gdzie igrałem będąc małym chłopięciem); tedy na chwilę do pana Coventry'ego,. a potem do lorda Sandwicha, który też wyjechał asystować Ich Królewskim Mościom. Ale zastawszy tam pana Pageta i Willa Howe'a nuż z nimi muzykować i przegraliśmy kilka rzeczy Locke'a, które zwykliśmy byli grywać w czasie naszej morskiej: podróży; a była to pierwsza muzyka, jaką się uraczyłem od wiela czasu, tak moja pilność około spraw urzędu odciągnęła mnie od moich dawnych rozkoszy. Potem wodą do domu, samotnie zjadłem, obiad, a zaś z moim bratem Tomem i dwoma ludźmi poprzenosiłem wszystkie moje rzeczy z domu sir W. Penna do jedynego pokoju, jaki sobie z wielkim trudem przysposobiłem w moim domu, a tak nie będę już Pennowi niczym zobowiązany. Tedy do. urzędu, gdzie zgubiłem klucz tylko co miawszy go w ręku, co mnie wprawiło w gniew i całkiem pomieszało, jako że to jest rzecz, której nienawidzę u innych, a cóż dopiero u siebie, będąc mniemania, że ten, kto gubi klucze, niewart jest, by mu zaufać. I jeszcze jedna rzecz mnie rozdrażniła: oto żona pisze mi ze wsi, że nasz pacholik tam się rozbisurmanił i ona ma go już dosyć; skarży się i na swoją służkę Sarę, co mnie też bardzo zgryzło.   2 września. Wstałem wcześnie z umysłem zafrasowanym z przyczyny zgubienia klucza. Cały dzień w urzędzie, a wieczorem napisałem do pana Cooke'a w sprawie panny, którą rai mojemu bratu na żonę, donosząc mu, że jeśli wszystko tak jest, jak Tom powiada, to ja chętnie się zgadzam.   3 września. Zbudziłem się wcześnie, ale że dnie są coraz krótsze i o czwartej, o której zwykłem był wstawać, jeszcze ciemno, tedy wstałem dopiero o piątej. Do urzędu i około 8 godziny do Redriffe i piechotą do Deptford, gdzie pan Coventry i sir W. Penn zaczynali wypłaty; zależało mi na tym, żeby tam dzisiaj być, bo to jest pierwsza wypłata w przytomności pana Coventry'ego, a chcę, żeby wiedział, że jestem przy nim wszędzie, gdzie tylko mogę. Siedzieliśmy tam do południa, a po obiedzie spożytym w tawernie wodą do domu. Po drodze w łodzi pan Coventry powiedział nam, że Fanatycy i prezbiterianie mając intencję wszczęcia rozruchu ten dzień sobie obrali, rozumiejąc go pomyślnym dla swych wystąpień przeciw monarchii, jako że był to dzień fatalny dla Króla i dzień śmierci Olivera. Do urzędu, gdzie zarządziliśmy sprzedaż niektórych wybrakowanych statków. A wychodząc z urzędu do mego brata spotkałem dr Fairbrothera z Cambridge, który mówił mi, że nowa Rada Królewska była gotowa okazać pobłażanie prezbiterianom, ale po mowie biskupa Londynu (Gilberta Sheldona), który teraz jest bardzo wielki u Króla, umysły Rady całkiem się odmieniły.   5 września. Z wizytą do kupca, pana Blanda, gdzie na obiedzie wszyscy urzędnicy Komory Celnej. Wiele opowiadań, a m. in. kilka o sir Jeremiaszu Bowesie, ambasadorze królowej Elżbiety przy carze Rosji. Jedno, jak mu kazali oddać szpadę przed wejściem na carskie komnaty, na co powiedział, że w takim razie może im oddać także buty. I kazał sobie zdjąć buty i posłał po swój nocny strój i nocne pantofle, iżby wszedł w nocnym obie czeniu, skoro nie może wejść jako żołnierz. A drugie, jak car, chcąc mu pokazać swoją władzę nad poddanymi, rozkazał jednemu z bojarów wyskoczyć na złamanie karku przez okno w oczach ambasadora, który widząc to, odpowiedział, że jego władczyni lepszy czyni użytek z karków swoich poddanych.   6 września. Leżałem rano długo, czyli do 6, chcąc trochę wypocić zaziębienie, bom. się bał, że wczoraj w drodze wodą do Woolwich przeziąbłem, ale, chwała Bogu, mam się dobrze. W urzędzie rano i po południu aż do 9 wieczór. Tego popołudnia sporządzili mi nowy klucz i stosownie do tego zmienili mi zamek we drzwiach do mego pokoju w urzędzie, bom był klucz zgubił kilka dni temu, co mnie bardzo zalterowało.   7 września. Pan Pierce, chirurg, wziął mnie do Somerset House na komnatę przyjęć Królowej-Matki, która była tam z naszą Królową siedzącą po jej lewej ręce; tego dnia pierwszy raz ją widziałem, a chociaż nie zdaje mi się bardzo powabna, lecz ma dobre, skromne i niewinne wejrzenie, które czyni ją miłą. Widziałem też tam panią Castlemaine, a co mi się najbardziej podobało, pana Croftsa, królewskiego bastarda; prześliczny francik lat około 15, który, jak uważałem; bardzo się trzyma lady Castlemaine i ustawicznie jest przy niej, a słyszałem, że i obie Królowe są na niego bardzo łaskawe. Potem przyszli księstwo Yorku, a gdy tak byli po społu, miałem widok, jakiego nigdy bodaj nie oglądałem z taką łatwością i wygodą.   8 września. Z panem Coventrym do księcia Yorku, który oznajmił nam, że chce przywrócić dawny zwyczaj, aby główni urzędnicy nasi schodzili się raz w tygodniu z admirałami i zdawali im sprawę o wszystkim, co zdziałali przez tydzień, z czego rad jestem; co do czasu przeszłego, Jego Królewska Wysokość raczył powiedzieć, że ja najlepiej zdam o tym sprawę; tedy wziąwszy moje zapiski, zaraz mu zdałem liczbą o wszystkim, cośmy ostatnimi czasy zdziałali.   9 września. Pan Coventry, komisarz Pett, ja i wszyscy nasi do Deptford wypłacać na jednym z okrętów. Tam obiadowaliśmy, a po powrocie — do urzędu, gdzie zeszli się kupcy, wezwani przez nas, byśmy się od nich dowiedzieli najniższych cen, po jakich mogą nam dostarczać prowiantu i towarów, bo postanowiłem nie kupować nic drożej niż za najniższą cenę, jaką nam dadzą. Po południu sir J. Minnes, pan Coventry i ja poszliśmy do sir Johna (który wprowadza się do mieszkania po pani Davis koło mnie), on zasię pokazał nam, że ja przebudowując mój dom zasłoniłem mu światło i zagrodziłem wyjście na ogród i inne rzeczy; tedy chce przeprzeć, abym skrócił mój dom, co mnie tak zirytowało, że cały wieczór i całą noc — taki ze mnie szaleniec i tak mało panuję nad mymi namiętnościami — nie mogłem spać na myśl, że mam stracić mój taras, i trapiąc się rzeczami, które same w sobie są drobne i niewarte ani połowy tej udręki. Tym większy ze mnie szaleniec, i muszę zwalczyć to w sobie, że. mam zwyczaj zachwalać maksymę Epikteta: „Niektóre rzeczy są w naszej mocy, inne zaś nie. „   10 września. Tego dnia wieczorem poszedłem do mego brata i zastawszy wszystkie drzwi otworem, chodziłem i pukałem, ale nikt się nie odezwał, aż wreszcie nadeszła Małgorzata, służąca Toma, i miałem okazję serio z nią porozmawiać, a mam ją za dobrą, cichą kobietę. Powiedziała mi, że jej pan jest dobrym majstrem i pilnuje warsztatu, ale wadą jego jest, że nazbyt pobłaża swoim czeladnikom, którzy robią, co chcą, nie dbają na jego rozkazy, a zwłaszcza w niedzielę łażą, dokąd im się podoba, byle. tylko nie do kościoła; co mnie bardzo rozgniewało i postanowiłem złajać brata za postępowanie tak niepodobne do tego, co było za ojca, że nie mogę tego ścierpieć.   11 września. Cały dzień w urzędzie, a wieczorem przyszedł Tom, którego zwymyślałem za wczorajsze, on zasię pokazał mi grzeczny liścik od panny, o którą się stara, Tedy udobruchałem się, kontent z tych zamiarów. Do północy grałem na lutni, a potem spać.   12 września. Cały dzień w urzędzie. Wieczorem przyszedł pan Moore i nocował u mnie. Wielką dla mnie radością jest jego towarzystwo i rozmowa z nim, a mówiliśmy też o naszej sprawie spadkowej, której roki sądowe są już bliskie.   14 września. Obiadowałem z sir. J. Carteretem, jego żoną i bardzo piękną ich krewną. Wielką dla mnie radością jest, że jak myślę, i sir J. Carteret, i pan Coventry są mi przychylni.   24 września. Dzisiaj słyszałem, że wszyscy prości biedni ludzie, którzy przychodzą do naszego urzędu, nazywają mnie dobrym człowiekiem.   27 września. Dzisiaj wieczorem powróciła moja żona z dziewką służebną i psem, wszyscy w dobrym zdrowiu, a żona potłuściała. Bardzo rad ją ujrzałem, a po kolacji do łóżka i cieszyłem się nią z wielkim obojga zadowoleniem i wzajemną miłością; rano jeno postrzegłem, że była tam jakaś zwada moich rodziców z żoną, ale mam nadzieję, że to minęło, a widzę, że żona polubiła Brampton, i dom, i całą miejscowość bardziej nawet niż ja. Podobno Milord i Milady z wielką byli dla żony czułością, a kapitan Ferrers taki był czuły, aż jestem o niego trochę zazdrosny, ale ja znam te maniery kapitana Ferrersa i wiem, że nic w tym nie ma. Żona mówi, że nasza sprawa że stryjem Tomaszem niebawem będzie sądzona, co szkoda, bo nie mam teraz ochoty wyjeżdżać z miasta.   29 września. (Św. Michała. ) Dzisiaj skończył się czas, przez który ślubowałem był wystrzegać się trunków -i teatrów. Postanowiłem więc zażyć swobody i poszliśmy do Królewskiego Teatru, gdzie oglądałem Sen nocy letniej, rzecz, której nigdy przedtem nie widziałem i nigdy więcej nie zobaczę, gdyż to jest najbardziej niesmaczna i niedorzeczna sztuka, jaką kiedykolwiek w życiu zdarzyło mi się oglądać. 30 września. Do Książęcego Teatru na sztukę Księżna Malfy, dobrze wystawioną, a Betterton i Ianthe (pani Betterton) grali nad podziw! Dziwne, z jaką łatwością chęci moje powracają do dawnego zwyczaju kochania się w teatrach i winach, ale tego wieczora postanowiłem znów związać się ślubami aż do Bożego Narodzenia. Moja kondycja teraźniejsza jest taka: długo parałem się budową, ale mój dom, ku memu wielkiemu zadowoleniu, jest już bez mała gotowy. Ale jeszcze w nim brud i śmiecie, co mi jest przykre i dlatego, że moja żona wróciła wcześniej, zanim dom dla niej wyszykowałem. Trochę też jeszcze jestem niespokojny o mój najlepszy pokój, czy go nie stracę, bo sir J. Minnes chce, abym go skasował; co do wyjścia na taras na dachu, to już się pogodziłem z jego utratą. Lord Sandwich był tymi czasy na wsi i bardzo był uprzejmy dla mojej żony, trudził się nawet, rysując i doradzając projekty ulepszeń w naszym tamtejszym domu, które postaram się przeprowadzić, jak będę miał pieniądze. Co do urzędu, moja pilność była ostatnimi czasy tak wielka, że mam teraz reputację lepszą niż kto bądź inny; jestem w dobrym zachowaniu i u sir J. Cartereta, i u pana Coventry'ego, co postanowiłem podtrzymać wszelkimi przyzwoitymi środkami, gdyż to dla mnie konieczne. Sprawy Państwa w. stanie spokoju. Zejście z placu ministrów prezbiteriańskich, którzy nie chcieli przyjąć nowego modlitewnika i wyrzec się Covenant, jak to ustawa Parlamentu nakazuje, oto największej wagi i najwięcej dyskutowana sprawa państwowa. Wszelako, o ile mogę sądzić o tym, odeszli bardzo spokojnie i ludzie nie są tym tak poruszeni, jak to było oczekiwane.   3 października. Rano do urzędu, a zaś w domu z moimi robotnikami; na obiad jedliśmy z żoną śledzie, pierwsze, jakieśmy w tym roku dostali. Po południu przyszedł do żony dżentelmen, o którym dowiedziałem się, że towarzyszył jej w drodze z Brampton okazując jej wiele pomocy i uprzejmości. Tedy przyjąłem go z respektem, a znalazłszy w nim roztropnego człowieka siedziałem i rozmawiałem z nim spory kęs czasu. A wieczorem przybył kapitan Ferrers i także sporo czasu z nami siedział. Przywiózł mi list od ojca z wiadomością, że sprawa o nasz spadek odbędzie się w sądzie w Brampton trzynastego tego miesiąca.   4 października. Do urzędu na całe rano (żona sprawia, że dłużej teraz wyleguję się w łóżku), gdzie do południa, potem trochę z moimi robotnikami i znowu do urzędu i tam do 9 wieczorem, a między innymi rozpatrywaliśmy sprawę okrętu „Satisfactión”, który zatonął przez niedbałość pilota.   5 października. (Niedziela. ) Długo w łóżku rozmawiałem z żoną i pokłóciliśmy się o naszą dziewkę Sarę, którą żona chce odprawić, a ja mam ją za najlepszą dziewczynę, jaka kiedykolwiek służyła w jakimś domu; aleśmy się w końcu pogodzili. Do kościoła i obiad w domu, a przy obiedzie znów rozmowa jak rano, ale -głównie o tym, że moja żona przed wyjazdem w przyszłym roku do Brampton chce nauczyć się tańców, na co ja chętnie się zgadzam.   8 października. Do lorda Sandwicha; ten zasię m. in. powiedział mi, ilem obowiązany jest księciu Yorku, który wczoraj sam ze siebie rzekł mu, iż dziękuje mu za jedną osobę wprowadzoną do Marynarki, a to właśnie za mnie; i wiele innych rzeczy na moją pochwałę, co jest największym pokrzepieniem i zachętą, jakiej kiedykolwiek w życiu zaznałem, a zawdzięczam to wszystko dobroci i przemyślności pana Coventry'ego. Tego dnia sir W. Penn mówił ze mną o sir 3. Minnesa intencji pozbawienia mnie najlepszego pokoju; ale ku memu największemu zadowoleniu okazało się z rozmowy, że sir J. Minnes już przy swoich roszczeniach nie obstaje, tedy będę się starał w czym innym uczynić mu zadość, acz jeszcze nie wiem w czym.   9 października. Do urzędu i pożegnałem się z nim na tydzień mając wyjechać za Księcia pozwoleniem, wyjednanym dla mnie przez pana Coventry'ego, któremu też dziękowałem za wczorajszą wiadomość o słowach Księcia o mnie, do lorda Sandwicha wyrzeczonych; co pan Coventry dobrze przyjął i oznajmił mi tak otwarcie swą ku mnie miłość i jak wysoko mnie szacuje, że ogarnął mnie tak wielki spokój umysłu co do pewności moich intere sów w urzędzie, iż większego nie mógłbym sobie życzyć. Tedy między pierwszą a drugą godziną wyjechaliśmy konno z Willem Hewerem na dwu dobrze osiodłanych szkapach i przed nocą przybyliśmy do Ware. Tam postanowiłem jechać dalej do Puckerddge, cośmy też uczynili, acz droga była zła i zaszedł ciemny wieczór, zanim dojechaliśmy.   10 października. Wstałem i między ósmą a dziesiątą dosiadłszy konia pojechałem do Cambridge; droga tak dobra, że bez trudu przybyłem na miejsce i stanąłem „Pod Niedźwiedziem”. Tam nadszedł mój krewny Angier i musiałem się przenieść do jego domu, gdzie zastałem pana Fairbrothera i dobry obiad. Pan Fairbrother powiedział mi, że dziś jest zebranie kongregacji dla nadania kilku godności w uniwersytecie, a oblekłszy mnie w togę i biret zaprowadził mnie do wszechnicy, gdzie pan Pepper, opiekun szkolny mego brata, poprosił jednego z członków Akademii o wprowadzenie mnie do Regent House; tam wziąłem z nimi udział w wyborach podpisując taki tekst: Ego Samuel Pepys eligo Magistrum Bernardum Skelton (co najdziwniejsze, mego starego kolegę szkolnego, który mnie poznał i mówił potem że mną) alterum e taxatoribus hujus Academiae in annum sequentem. To samo przy wybieraniu innych. Z Cambridge pojechałem do Impington zasięgnąć rady, na ilem się jej mógł spodziewać po moim starym stryju.   11 października. Wcześnie rano do Brampton, gdzie przywitałem ojca, matkę, obu moich braci i siostrę. Jesteśmy tedy wszyscy razem, Pan Bóg wie, kiedy znów tak będziemy. Obszedłem cały dom i ogród i znalazłem wszystkie zmiany, które ojciec zaprowadził, bardzo dobrymi. Nie takimi wszelako, abym nie pragnął innych, jeślibym miał kiedy bądź tu zamieszkać. Tedy do obiadu, na który nie było nic okrom baraniego mostku, i to źle podanego, co mi było niemiłe, jako żem zaprosił pana Cooke'a z moim bratem i zależy mi na tym, żeby ich należycie przyjąć. Powiedziałem o tym rodzicom i polepszą nam wikt na czas mego pobytu, acz z innych względów jestem kontent, że tak skromnie tam żyją. Przybył też i stryj Tomasz i srodze przeciw nam gardłuje, namawiając dzierżawców, żeby nie płacili nam czynszów, gdyż on obali testament jako spisany pod warunkami spłacenia długów i legatów, czego my nie spełniamy. Ale myślę, że przez to przebrniemy. Siadłem do przeglądania papierów jutrzejszej sprawy dotyczących, a gdy się ściemniło, pojechałem do Hinchingbroke (Will Hewer ze mną) i widziałem się z Milady, alem niedługo tam popasał.   13 października. Rano pojechałem znowu do Hinchingbroke i z panem Shepleyem obejrzałem całą przebudowę pałacu i klatka schodowa mi się podoba, wszelako na zewnątrz pozostał staroświeckim (jako że przebudowany ze starego klasztoru) i myślę, że szkoda było na taką nieregularną budowę tylich kosztów. Powróciwszy do Brampton przeglądałem jeszcze papiery, a po obiedzie poszedłem z ojcem na melancholiczną przechadzkę ku Portholme i widziałem dziewki wiejskie dojące krowy, co jeszcze chodzą na pastwisko; a warto było widzieć, z jakim weselem powracały do domu z mlekiem, a chłopięta biegły przed nimi grając na piszczała kach. A zaś ze spaceru do domu i na kolację. Z niecierpliwością i z wielką niepewnością, jak wypadnie jutro nasza sprawa w sądzie, położyłem się do łóżka, lecz nie wiem, czy spałem pół godziny przez całą noc, gdyż umysł mój drżał ze strachu przed jutrem.   14 października. Do sądu, gdzie po niejakich trudnościach przysądzono wszystkie tenuty dzierżawne: ojcu dożywotnio, mnie i moim sukcesorom po śmierci ojca. Z sądu w najdoskonalszym weselu i uspokojeniu duszy wróciłem z ojcem i braćmi do domu i nie mieszkając, nic nie zjadłszy ani wypiwszy, z Willem i braćmi dosiedliśmy koni, a pożegnawszy ojca, matkę i Polę — której dałem 10 szylingów, alem jej nie okazał żadnej serdeczności, gdyż mam ją za tak złą i obłudną, iż nie mogę czuć dla niej miłości, acz potrafi ona płakać na zawołanie — wyjechaliśmy i przy świetle miesiąca najpomyślniej dotarliśmy do Cambridge i „Pod Niedźwiedzia”. 15 października. Zbudziłem się bardzo wcześnie, a muzyka z bandurą jako głównym instrumentem grała nam pobudkę na „Wstawaj!” Tomasz przyprowadził do gospody dr Fairbrothera, który jadł z nami śniadanie. To bardzo zacny człowiek i opowiadał nam, że izba, w której siedzimy, jest właśnie tą, w której Cromwell i stowarzyszeni z nim oficerowie zawiązali spisek i wszczęli swe nieszczęsne działania w onycłi tu hrabstwach. Dobrze podjadłszy — ostrygi jeno były kiepskie — dosiedliśmy koni koło dziewiątej rano. O trzeciej przybyliśmy do Ware, skąd wszystkie drogi bardzo złe, lecz mając konie w dobrym stanie, przy dosyć jasnej nocy dotarliśmy gładko do Londynu, tyle że obaj z Willem bardzo zgrzani i zmordowani.   16 października. Tego dnia sir J. Minnes i ja wypłacaliśmy w Urzędzie Skarbu żołd załodze statku „Satisfaction”, który niedawno zatonął. Król przyznał im połowę żołdu, co jest więcej, niż zwyczajnie w takich okolicznościach się płaci, bo zazwyczaj nic nie dostają; a przecież marynarze byli obelżywi i niezadowoleni, wymyślali nam i przeklinali, aż przykro mi było słuchać i wolałbym był nie mieć żadnego w tym udziału.   17 października. Tego ranka Tom przyszedł do mnie radzić się co do matki owej panny, którą pan Cooke mu rai, gdyż matka owa chce, by jej wyznaczył dożywocie; tedy powziąłem rezolucję krótko się z matką rozprawić i bez ogródek powiedzieć jej, co o tym myślę. Wodą do Milorda, któremu powiedziałem, jak nam się powiodło w sądzie, czemu był rad i zdaje się bardzo przejmować tym, co mnie dotyczy. Potem z kapitanem Ferrersem do Creeda, gdzieśmy siedzieli kęs czasu i pili czekoladę. Prawił mi o tym, co się dzieje na Dworze, jak młokosy biorą tam górę, a starzy, poważni panowie wypadają z łaski, jak sir H. Bennet, ulubieniec Króla, mianowany sekretarzem stanu, a sir Karol Barkeley — nadwornym podskarbim; okrutnie występna persona i o którym pan Pierce, chirurg, opowiadał mi, że ofiarowywał jego żonie 300 funtów rocznie, jeśli zostanie jego miłośnicą. Też i to Pierce mi mówił, że Król nie ma już uszu dla nikogo krom dla panów Benneta i Barkeleya i dla pani Castlemaine, której znaczenie jest ninie większe, niż było kiedykolwiek; i że wielką piękność — lady Haselrigge — zległa, a składają to na Króla czy księcia Yorku. Wszystko to bardzo mnie obrusza. Potem wodą do p. Moore'a, który wstał z choroby i już się lepiej miewa; od niego z komisarzem Pettem wodą do Wooda dla obejrzenia masztów, które nam chce sprzedać, ale znaleźliśmy, że to są bardzo kiepskie maszty.   18 października. Postanowiwszy, że mój brat będzie gościł swoją pannę i jej matkę jutro, posłałem do niego żonę, żeby tam dzisiaj nocowała i pomogła mu wszystko przygotować. Ja całe rano w urzędzie, a potem ze stolarzami, co bardzo pięknie robią mi moją jadalnię. Wieczorem w urzędzie, a potem u sir W. Penna, który cierpi wielkie bolę gośćcowe. I do domu sam spać, ale mając głowę pełną spraw i moich, i mego brata prawie nie spałem, nie tyle ze wzburzenia uczuć, ile z bezliku myśli.   19 października. (Niedziela. ) Do mego brata, gdzie spotkałem pana Cooke'a i dowiedziałem się, że Tom obiecał 50 funtów dożywocia matce swej narzeczonej. Na co popadłem we wściekły gniew, że sprawą z takim szaleństwem i tak wbrew memu zdaniu i przeciw rozsądkowi pokierowali. Nic jednak po sobie nie pokazałem i przywitałem panią Butler i jej rodzinę, grzecznych ludzi, bardzo uprzejmie, a Tom wystawił nam dobry i schludnie podany obiad. Dopiero potem, gdy Tom odprowadzał mnie do domu, zgromiłem go za jego szaleństwo; Okrutnie strapiłem się słysząc, że sprzedaż Dunkierki źle jest widziana, zwłaszcza postrzegam to między kupiectwem; także inne rzeczy mnie trapią, jak zmiany na urzędach dworskich, gdzie gorsi rugują lepszych; i wiele innych spraw, które w pogłoskach między ludźmi jeszcze się gorsze wydają, niż są nimi w rzeczywistości. A dziś wieczór, nie wiem, z jakiej racji, nakazano zamknąć wszystkie bramy Miasta i wszędzie zdwojono straże. 20 października. Na posłuchaniu u księcia Yorku, gdzie młody Killigrew tak zachwalał sztukę Nędznik napisaną przez Toma Porter a, jakby nigdy coś równie dobrego nie było grane w teatrze. I to samo mówił mi wczoraj kapitan Ferrers, a dzisiaj doktor Clerke. Skończywszy rzecz u księcia poszedłem z komisarzem Pettem do pana Lely, wielkiego malarza, który wyszedł do nas; a mniemając, iż przyszedłem zamówić portret, oznajmił, że nie będzie miał wolnego czasu aż za trzy niedziele; rzecz zaiste bardzo rzadka! I trzeba było widzieć, z jaką pompą nakryto mu stół do obiadu! Ale ujrzałem tam na koniec tyle przeze mnie upragniony portret lady Castlemaine, który jest niebiańskiej piękności malowidłem; i muszę mieć jego kopię. Stamtąd wziąłem żonę do Teatru Książęcego na ową sztukę Toma Portera. W teatrze bardzo było pełno, ale nie wiem, czym nazbyt wiele oczekiwał albo co, lecz nigdy w życiu mniej przyjemności nie zaznałem w teatrze niż tym razem. Aczkolwiek tańce i śpiewy były dobre, ale żadnej fantazji w sztuce. Jak tylko wróciliśmy do domu, wpłaciłem grzywnę do mojej skarbonki na ubogich, stosownie do moich ślubów; tedym się wyzbył winy i tyle tylko, żem stracił czas i pieniądze, a dawna skłonność do uciech we mnie się znów ocknęła.   21 października. Kiedym się odziewał, przyszedł mój brat Tom, którego złajałem za jego szaleństwo, że dał się zdurzyć owymi swaty i że pokazując swoją gotowość na wszystko, byle tę pannę dostać, to sprawił, że jej wiano z 6 czy 7 setek spadło już na 450. Po południu z głową pełną trosk do Trybunału w sprawie owego Fielda i tam powiedzieli mi jasno, że jest werdykt sądowy i nie ma na to rady, jeno muszę się poddać. Tedy mam ponieść 30 funtów szkody za to, żem razem z innymi podpisał nakaz uwięzienia Fiełda i wszystko przez to, że nie mieliśmy prawa go więzić, jako że jesteśmy wprawdzie sędziami pokoju na hrabstwo Mid-dłesex, ale nie na Miasto Londyn; ale żywię, nadzieję, że Król, obróci nam to na dobre. Potem do notariusza, pana Smitha, który prowadzi sprawę pani Butler i jej córki z moim bratem, i powiada mi, że wiano jest już tylko 400 funtów, a nadto dom Tomasza wydaje się pani matce za mały. Tedy myślę, że ten związek 'trzeba zerwać dla dobra Tomka, bardzo nad tym ubolewam, ale to by go przywiodło do ruiny. Więc wezwałem brata i w przytomności pana Moore'a odradziłem mu owo małżeństwo, w której sprawie głupstwo pana Cooke'a wszystkich nas zwiodło.   22 października. Do lorda Sandwicha, który widząc, w jakim jestem u ludzi zachowaniu, przyjmuje mnie coraz czulej a czulej; rozmawialiśmy o różnych rzeczach z nim i z panem Povym, który przyszedł wedle Komisji do Spraw Tangeru. Potem do notariusza Smitha, gdzie widziałem się z panią Butler, z którą rozmówiliśmy się otwarcie i rozstaliśmy się bez gniewu. Bo znajduję ją bardzo dyskretną, trzeźwą niewiastą, a jej córka, tuszę, jest zacną panną i gdyby nie to, że posag nam nie odpowiada i że pannie się nie podoba zła wymowa Tomasza i jego dom, to w innych rzeczach łatwo byśmy doszli do porozumienia. Pożegnawszy ją uprzejmie, poszedłem do Toma i oznajmiłem smutną dla niego wiadomość, która nim wstrząsnęła, ale zdał mi się chętnym do poddania się memu przewodnictwu i rozumiejącym, że nie byłoby dla niego dobrze postąpić inaczej.   24 października. Długo rozmawiając i rozkosznie igrając z żoną w łożu (jako że od paru lat, a ostatnimi czasy coraz bardziej a bardziej szczęśliwym jesteśmy stadłem, dzięki Bogu), wstałem i do urzędu, a sprawiwszy się tam, wodą i pieszo do Deptford, gdzie dyskurs z panami Cowleyem i Davisem o zaprowadzeniu w naszych warsztatach ksiąg dla kontroli każdego rodzaju zamówień, w czym jedyną przeszkodą jest ignorancja i niechęć do ponoszenia jakichkolwiek trudów i do wszystkiego, co nie jest utartą, gnuśną drogą; ale ja w takich rzeczach się kocham i będę je przeprowadzał. Do domu i na obiad mieliśmy flaki z musztardą według mojej dyspozycji, bom widział to na stole u lorda Crewa i prze dnia to jest potrawa, do której posłałem po szklankę wina dla siebie.   27 października. Z Creedem na obiedzie w tawernie, gdzie dobre jadło i grzeczna kompania. Potem we dwu do innej izby i tam gawęda przy piwie. Creed pokazał mi spis członków Komisji do Spraw Tangeru, do której weszli: książę Yorku, książę Rupert, książę Albemarle, lord Peterborough, lord Sandwich, sir J. Carteret, sir William Compton, pan Coventry, sir R. Ford, sir William Rider, pan Cholmely, pan Povy, ja i kapitan Cuttance. Co mam za wielki dla mnie honor.   30 października. Tego ranka, gdy przechadzałem się z panem Coventrym po ogrodzie, opowiadał mi on, jak sir J. Carteret chwycił w ręce sprawę wypłat za dostawy na wyżywienie i wbrew starodawnej praktyce sam te rachunki wypłaca; pan Coventry snadź srodze tym jest zalterowany, ale rozumiem, że nie chce on złego, jeno by rzeczy były sprawowane, jak być powinny. Nie sądzi on, aby Carteret zamierzał mu dla zemsty sekretnie szkodzić, ale raczej, że wystąpi przeciw niemu jawnie. Na to jednak jest on przygotowany i klnie się, że obnaży postępki Cartereta od początku jego służby po dzień dzisiejszy. A co do tego, że on sam wziął był dwa razy nazbyt wielką zapłatę czy tam upominek, sprzedając urzędy, to może dowieść, że był do tego nakłoniony właśnie przez Cartereta, okrom jeszcze przez paru innych. Wszelako nie zaprzecza on sir J. Carteretowi tego, co mu się należy, i przyznaje, że to jest człowiek, co podejmuje największe trudy i oddaje siebie całego na usługi Dworu pracując więcej niż drudzy, bez żadnego pożądania uciech czy zabawy, co jest wielką prawdą. Ale co mi się najwięcej podobało, to gdy pan Coventry rzekł mi, że postanawia, cokolwiek by go to kosztować miało, doświadczyć i przekonać się, jest-li możebna dla człowieka utrzymać się przy Dworze postępując szczerze i chodząc prawymi drogami. Był ze mną bardzo poufały i dalibóg, widzę w nim więcej rzeczywistej wartości niż w innych ludziach, których znam.   31 października. Owo kończy się miesiąc. Dzięki Bogu nie mam ciężkich trosk, tylko siła roboty, która utrudzą mój umysł. We wszystkich innych rzeczach jestem tak szczęśliwym człowiekiem jak nikt inny w świecie, bo cały świat zdaje się do mnie uśmiechać, i gdyby mój dom był już gotów, co pozwoliłoby mi jeszcze bardziej przykładać się do pracy, to nie wątpiłbym, że dobrze służę Bogu, Królowi i sobie. Moi domownicy w dobrym zdrowiu, jeno serdecznie znużeni zaśmieceniem domu, ale teraz mamy nadzieję, że za dwa, trzy tygodnie będzie z tym koniec. Głowa mi trzeszczy od mnóstwa spraw, a zwłaszcza od strachu przed sir J. Minnesem, który chce przyłączyć do swojego mieszkania naszą najlepszą izbę, wszelako spodziewam się, że da temu spokój, postrzegam bowiem, że już urządza swoje mieszkanie, aby wprowadzić się na przyszły tydzień. W sprawach publicznych Wielkie niezadowolenie o sprzedaż Dunkierki, o panią Castlemaine i o fakcje na Dworze: mówi się też o tym, że wielkie spiski jakoby odkryto i wszystkie więzienia w mieście napchane prostymi ludźmi, pobranymi na mityngach zeszłej niedzieli.   1 listopada. W urzędzie, dokąd przyszedł pan Lee od sir H. Benneta, który wyjednał był nam pozwolenie komendanta Tower, iżbyśmy szukali skarbu, rzekomo zakopanego w piwnicach Tower jeszcze za czasów Cromwella, kiedy J. Barkestead był komendantem Tower. Miejsce zakopania owego skarbu wykrył rzekomo pan Wadę, mój sąsiad z Axe Yard, i za jego wskazówkami już raz ryliśmy po piwnicach Tower, ale daremnie. Ale namówił nas {jako że spodziewał się dostać 2000 funtów za wykrycie skarbu), że poszliśmy z nim, z robotnikami i człowiekiem, co mu o skarbie doniósł, i podjęliśmy jeszcze jedną próbę; siedzieliśmy tedy ze trzy godziny w piwnicach w Tower i kopaliśmy pod arkadami według tak poufnych i poważnych wskazówek, że ja sam pewien byłem sukcesu; aliści nic się i tym razem nie okazało i odeszliśmy z kwitkiem jak głupcy. Więc do urzędu, a potem do tawerny „Delfin”, gdzie zeszliśmy się znowu z panem Wade'em i kapitanem Evettem; tenci zasię powiedział mi, że ów, co dał wiadomość o skarbie, miał ją z własnych ust Barkesteada, który przed powrotem Króla sam doradzał mu, jak skarb wydobyć, i podał mu wszelkie znaki, po których poznać miejsce, gdzie skarb leży; a był ów człek w największej konfidencji z Barkesteadem. Tak mówiąc przekonał mnie, iż ma poważne racje upierać się przy tym, co mu wiadomo. Ale obawiam się, że Barkestead znalazł był jakąś drogę, żeby skarb wywieźć bez pomocy tego człowieka, zanim sam został stracony.   2 listopada. (Niedziela. ) Leżałem długo, mile gawędząc z żoną, z której nigdy nie miałem większego ukontentowania jak teraz, albowiem o ile tylko wystrzegam się dawać jej okazję do postępowania inaczej, stara się być tak samo niewinną i gospodarną, jak była przez całe życie, i tak samo dobrze prowadzi dom. Do kościoła, obiad z żoną, a potem chodziliśmy po gotowych już niemal pokojach gawędząc i ciesząc się nimi. I znowu do kościoła, gdzie liche kazanie, które przespałem. Po powrocie odwiedziłem obu sir Williamów pomału przychodzących do zdrowia, wieczorem do urzędu przygotować sprawy na jutrzejsze posłuchanie u Księcia, a trochę z żoną poczytawszy, do łóżka cokolwiek niezdrów, jako żem zaziębił się dziś rano siedząc długo z bosymi nogami dla wycięcia odcisków.   3 listopada. Do Whitehall do księcia Yorku, lecz nie zastałem go, gdyż pojechał na łowy. Tedy do lorda Sandwicha, który, od kiedy widzi, z jakim ludzie są dla mnie respektem, pokazuje mi z każdym dniem więcej zaufania i życzliwości. Spotkałem się tam z chirurgiem Pierce'em, który powiedział mi, jako lady Castlemaine znowu spodziewa się dziecka, ale że mąż jej był w mieście i czasem ją widywał, ma to na niego być złożone. Mówił mi jeszcze, że książę Yorku porażon taką miłością ku lady Chesterfield (cnotliwej damie, córce lorda Ormonda), iż księżna użalała się o to przed swoim ojcem (Kanclerzem) i przed Królem, a lady Chesterfield musiała przez to wyjechać na wieś. Wszystko to bardzo mi jest obrzydłe, ale to skutek próżniactwa i że nie mają nic, czym by zatrudnili swoje wielkie umysły.   4 listopada. Tego dnia przyszła wiadomość o śmierci sir Ryszarda Staynera na morzu w drodze powrotnej z Lizbony, któregośmy wszyscy żałowali, jako że dzielnym był marynarzem. 6 listopada. W urzędzie przed i po południu aż do późna wygotowując odpowiedź na list Lorda Podskarbiego, ale umysł mam i będę miał zatroskany, póki nie dojdę do jakowegoś końca z sir J. Minnesem w kwestii naszych mieszkań. Po miłej rozmowie z żoną i kolacji — spać, lecz nie zaznałem spokoju, bo mi się śniło, że mnie razem z moim dawnym znajomym Willem Swanem, wielkim Fanatykiem, ujęto i prowadzono jako spiskowca; to stąd, że wszystkie nasze rozmowy są teraz o spiskach.   7 listopada. Razem z panem Lee udałem się do Tower i tam. podjęliśmy trzecią próbę rycia się w piwnicach. Sekretnie sprowadzono kobietę, która była w wielkiej zażyłości z Barkesteadem, i z pewnością wskazała miejsce, o którym on był powiedział, żetam jest skarb zakopany. Stanęliśmy do roboty o siódmej rano. i pełni nadziei kopaliśmy do południa. W południe posłaliśmy po obiad i obiadowaliśmy na dnie wywróconej beczki bardzo wesoło, a zaś znów do roboty. Ale na koniec poznaliśmy, że rachuby nasze były mylne, i zrywszy całą piwnicę, daliśmy za wygraną.. Najętym koczem do Whitehall i do Milorda, gdzie — jak się dowiedziałem — pani Sara za mąż wyszła; tedym ją ucałował i winszowałem jej, a ona przyznała, że to prawda; wydała się za kucharza. Bardzom rad, że otóż jest już postanowiona, jako że się starzeje, a jest bardzo robotna, ja zasię mam po temu swoje racje,. jej dobrze życzyć za jej dawne dla mnie usługi.   12 listopada. Żona zaprosiła dwie młode panny, siostry, mające znajomość z żoną Balty'ego, które ofiarowują mojej żonie swoje służby jako damy do towarzystwa. Młodsza ma rzeczywiście dobry głos i bardzo dobrze śpiewa, jednak lękam się, że nazbyt wzwyczajona do zbytku jak na mój dom — i boję się kłopotów z rozchodami, zwłaszcza. gdy żona zechce naśladować jej rozrzutność, czego się muszę wystrzegać, póki nie będę miał pełniejszego trzosa; acz wyznaję, żem nie od tego, aby mieć w domu pannę dosyć-gładką i umiejącą śpiewać. W tawernie „Pod Delfinem” postanowiliśmy z kapitanem Evettem podjąć jeszcze jedną próbę szu kania skarbu i oby Pan Bóg dał, iżby nam się lepiej powiodło niż tamtymi razy; co do mnie, ufam, że ci ludzie nie oszukują, tylko ów zaufany źle im pokazał miejsce. Do domu, a po kolacji poróżniliśmy się z żoną o tę pannę do towarzystwa, zwłaszcza gniewałem się, że mnie się nie poradziwszy posunęła rzeczy tak daleko w porozumieniu ze swoim bratem.   13 listopada. Ledwo się zbudziwszy zaczęliśmy nasz spór i ja srodze rozgniewałem żonę, która w istocie żyje bardzo samotnie, ale postrzegam, że to brak zajęcia i ją, i innych ludzi przywodzi do złego używania czasu, a wszystko to z racji tej przebudowy domu, w którym wszystko wciąż nie gotowe, przeto żona nie może nic przedsięwziąć. Do urzędu, gdzie cały czas siedziałem zły na żonę, obiadowaliśmy też pokłóceni, a po południu zebraliśmy się w urzędzie po raz pierwszy dla rozpatrzenia sprawy Funduszu Marynarskiego w Chatham. Naprzód przeczytaliśmy ustawę tej instytucji, w której ostatnią rewizję jej dochodów przeprowadzono w roku Pańskim 1617. Które dochody do tego czasu — za radą Lorda Wielkiego Admirała i wyższych oficerów, a za zgodą wszystkich marynarzy — były po sześć pensów miesięcznie od każdego z nich, stosownie do ich owoczesnego żołdu; ten zasię był naówczas 10 szylingów, kiedy teraz jest 24 szylingi. Na tym przerwaliśmy do następnego razu. Poszedłem odwiedzić chorego sir W. Penna, a zaś znów do urzędu. Już o późnej godzinie żona przysłała mi list, z którym nie wiedziałem, co uczynić, czy przeczytać, czy spalić go jej przed nosem, żeby położyć koniec takim wybrykom. Alem tylko wrócił do domu i bez jednego słowa do żony położyłem się spać.   14 listopada. Żona rano zaczęła do mnie przemawiać prosząc, byśmy się pogodzili, cały czas mniemając, że ja list jej przeczytałem, który, jak postrzegłem z jej słów, był pełen dobrych intencyj, a tłumacząc się z chęci trzymania panny do towarzystwa przyrzekała w nim, że to mnie będzie mało kosztować; ale gdym zaczął swoje racje, jęła wykrzykiwać, bym ją wygnał, a wziął sobie którą z panien Bowyer, jeśli już jej nie miłuję; na to posta nowiłem, jak tylko dom będzie gotów, zgodzić jej ową pannę na próbę; a prawdą jest, że mam na tę, co przychodziła, ochotę, jako że śpiewa i tańcuje. Tedy wstaliśmy, a kiedy przyszedł brat żony, powiedziałem i jemu swoje racje; on zasię upewniał mnie, że obie te siostry Gosnell są bardzo, skromne i bardzo ubogie i że ta, co chce do nas przyjść, będzie miała skromne wymagania.   16 listopada. (Niedziela. ) Około trzeciej nad ranem obudziły nas hałasy ludzi sir J. Minnesa (on sam jeszcze się nie wprowadził), największych grubianów (okrom pani Davis, wprzódy tu mieszkającej); jakich widziałem na świecie. Aleśmy zndwu zasnęli, a wstawszy potem — do kościoła, już pogodzeni z żoną.   17 listopada. Do Księcia, lecz pojechał na łowy. Po obiedzie słuchaliśmy z żoną, jak panna Gosnell śpiewa. Bardzo mi przypadły do smaku i jej dobry humor, i jej śpiew.   20 listopada. U pana Thurlanda, ten zasię powiedział mi, że sprawa Fielda (któregośmy byli zasądzili, a on teraz żąda odszkodowania) stoi lepiej niż nasza i że musimy wybrnąć z tego interesu jak się da, co mnie bardzo gniewa i wszystkich nas (sędziów pokoju) wprawia w pomieszanie. Alem rad, że Książę chce się w to wdać.   21 listopada. Cały dzień pomagałem zawieszać opony w, żoninym pokoju; bardzom z nich kontent. Po południu poszedłem rozmówić się z sir J. Minnesem do jego mieszkania, gdzie zastałem niemało wielkich dam, a mieszkanie urządził bardzo wdzięcznie. Dzisiaj nadszedł jacht królewski z pieniędzmi za Dunkierkę, nadeszło 400 000 pistolów.   22 listopada. Tego ranka okrutnie pokłóciłem się z żoną o jakąś jej utarczkę z naszą Sarą. Ale widzę, że żona tak się już uwzięła na Sarę, którą ja mam za ekstraordynaryjnie dobrą sługę, iż zmuszony byłem, dla dobra tej dziewki, powiedzieć jej, aby poszukała sobie innego miejsca. Nie wiem, za co, i nie mogę tego pojąć, ale żona żywi śmiertelną-nienawiść do tej Sary. Kupiłem dzisiaj księgę z nutami tańców sielskich z racji, że panna Gosnell ma do nas nastać, która wdzięcznie tańcuje; a spotkawszy pana Playforda wziąłem od niego Pieśni łacińskie Deeringa. Pan Moore (który był długo chory, lecz już ozdrowiał) oznajmił mi jako rzecz pewną, że Królowa-Matka poślubiła lorda St. Albansa, który podobno ma dostać urząd Lorda Podskarbiego. Wiadomość, że sir J. Lawson zawarł pokój z Tunisem, Trypolisem i Algerem, za co po powrocie witany będzie z wielkimi honorami.   23 listopada. (Niedziela. ) Zbudziwszy się porozmawiałem spokojnie z żoną o wczorajszej niesnasce i znów byliśmy dobrzy przyjaciele. Do kościoła, a na obiedzie miałem Toma i pana Moore'a. Żona będąc niezdrową nie wstała z łoża. Mówiłem dzisiaj z moim bratem, który chce jeszcze pochodzić za ową swoją panną i prosi mnie o pozwolenie; mówi, że nie przyczyni mi tym żadnego kłopotu ani zobowiązań; tedy dałem mu swobodę czynienia, jak sam chce. Słyszałem dzisiaj, że stary bogaty Audley, niedawno zmarły, zostawił wielki majątek, który wzbogacił nie jedną, ale wiele ubogich rodzin, między innymi niejakiego Davisa, księgarza na Paul's Churchyard, a mego dawnego kolegę ze szkoły Św. Pawła.   25 listopada. Słuchy między ludźmi, że niektórzy z Fanatyków przepowiadają bliski koniec świata i że ma to być w przyszły wtorek, od czego, kiedykolwiek miałoby to być, Boże nas chroń.   27 listopada. Kiedym się ocknął rano, zobaczyłem dachy pokryte śniegiem; xzadki widok, jakiego nie oglądałem przez ostatnie trzy lata. W urzędzie do południa, a zaś udaliśmy się wszyscy do domu sąsiadującego z Tower Hill zobaczyć wjazd ambasadora Rosji, na którego przyjęcie gwardia królewska i wszystkie oddziały milicji stanęły w podłuż ulic, a też siła bogatych mieszczan w płaszczach z czarnego aksamitu i złotych łańcuchach, ale stali tak długo, że wróciliśmy do domu na obiad. Po południu, skoro mi dano znać, że orszak nadciąga, wyszedłem na Quarrefowr koło Cornhill i tam niezgorzej wszystko widziałem. Nie mogłem zo baczyć samego ambasadora w jego karecie, ale widziałem świtę w ich sukniach i czapach futrzanych bardzo pięknych, wszystko chłopy na schwał, a wielu z nich trzymało na pięści sokoły, które przywieźli w darze Królowi. Ale, o Boże! Dopieroż było widzieć niedorzeczną naturę Anglików, którzy nie mogą się powściągnąć od śmiechów i kpinek wobec wszystkiego co zagraniczne i obce.   28 listopada. Cały dzień czekałem przybycia panny Gosnell, aż przysłała z przeprosinami, że przybędzie dopiero na przyszły tydzień.   29 listopada. Zanim wyszedłem do urzędu, przybył brat żony którego prosiliśmy, aby się udał do panny Gosnell zasięgnąć wiadomości, czy ona ma intencję do nas przyjść albo nie. Tego ranka sir J. Carteret przyszedł do urzędu pierwszy raz po swym powrocie z Francji, gdzie był z innymi dla sprzedania Dunkierki. Z Milordem, panem Coventrym i kilku innymi zabraliśmy się da rozpatrzenia interesów rybołówstwa morskiego i; sposobu, w jaki Król ma wypłacić, jak to był obiecał, po 200 funtów każdemu, kto do połowy przyszłego czerwca wystawi nowy angielski szkuner rybacki. Mieliśmy o tych rzeczach bardzo dobrą rozmowę; i tu zobaczyłem, co to za rozkosz mieć w rozmowie o rzeczach publicznych do czynienia z ludźmi szczególnie obeznanymi z taką czy inną sprawą. Doszliśmy do pewnych rezolucji, pośród których moja, żeby rozesłać owo zaproszenie Króla do wszystkich portów rybackich, dobrze przyjęta, i na tym rozeszliśmy się. Brat żony przyniósł wiadomość, że panna Gosnell z pewnością i bez pochyby przybędzie do nas na przyszły tydzień.   30 listopada. (Niedziela. ) Owo kończy się miesiąc i mamy wielki mróz. Dzisiaj pierwszy raz wyszedłem w zarękawku, który żona zeszłego roku nosiła; teraz kupiłem jej nowy, a ten stary dobrze mi jeszcze służy. Zasiadłszy do rachunków postrzegłem, że na urządzenie domu i kuchnię wydałem tego miesiąca 50 funtów, tak że mam na czysto coś koło 660 funtów. Jestem w niepewności, co myśleć o moim postanowieniu wzięcia do domu służebnej, która ma być tylko panną do towarzystwa mojej żony. Żona obiecuje, że nie będzie mnie to kosztowało nic ponad życie i zasługi, i pod tym warunkiem się zgodziłem, gdyż spodziewam się, że oszczędzę za to na bywaniu żony we świecie, po wizytach i miejscach uciesznych. Sprawy publiczne w złej kondycji. Pieniądze za Dunkierkę już przyszły i mamy nadzieję uszczknąć z tego coś niecoś na Marynarkę.   1 grudnia. Idąc do Milorda przez park widziałem pierwszy raz w życiu, a mamy właśnie silny mróz, ludzi ślizgających się na iyżwach, co zdaje mi się wdzięcznym kunsztem. U pana Coven-try'ego w pałacu St. James zeszliśmy się na pasztet z dziczyzny, a był z nami też major Norwood, z którego stroiliśmy żarty, że poddał Dunkierkę. Stamtąd o czwartej po południu do sali Rady Królewskiej, gdzie zasiadaliśmy pierwszy raz jako Komisja do Spraw Tangeru, do której weszli: książę Yorku, książę Rupert, książę Albemarle, lord Sandwich, sir J. Minnes, sir W. Compton, pan Coventry, sir R. Ford, sir W. Rider, pan Povy, kapitan Cuttance i ja. Pan Creed, jak postrzegam, będzie sekretarzem Komisji. Potem do teatru Cockpit, gdzie po długim czekaniu w ciżbie, oglądaliśmy Mężnego Cyda, sztukę, którą czytałem z rozkoszą, ale która w teatrze najnudniejszą jest rzeczą, chociaż grana przez Bettertona i panią Ianthe.   5 grudnia. Zbudziwszy się ujrzeliśmy śnieg i luty mróz na dworze. Kiedyśmy wstali, wezwałem Sarę, która tymi dniami odchodzi. Wypłaciłem jej zasługi, a nadto dałem 10 szylingów od siebie, a. 5 sz. dałem żonie, żeby dziewka od niej też coś dostała. Co z mojej strony, to myślę, że nigdy służka i pani nie rozstawały się w podobnie głupich okolicznościach; tyle tylko, że żonie przywidziało się, iż jest ona złą z przyrodzenia, gdy we wszystkich rzeczach była najlepszą w świecie sługą. Dziewka płakała mówiąc ze mną, a i ja omal nie płakałem, ale dla świętego spokoju rad jestem, że odejdzie. Kiedy po południu wróciłem do domu, zastałem u nas pannę Gosnell, która wedle słów żony zapowiada się jako miły kompan, z czegom rad. Tedy cały wieczór bawiłem z żoną i z nią i w samej rzeczy panna śpiewa nad podziw dobrze, z czego obiecuję sobie wiele rozkoszy. 7 grudnia. (Niedziela. ) Wielki śnieg. Rano w, kościele z żoną, która od czasu powrotu z Brampton pierwszy raz poszła dziś do kościoła. Panna Gosnell towarzyszyła jej, co było bardzo wdzięczne. Po kościele do wujenki Wight, z którą sprzeczałem się jak zazwyczaj; tym razem różniliśmy się w opinii o urodzie Królowej. Jej się Królowa widzi piękna, ja zasię na to, że jeśli Królowa ma nos piękny, to i mój nos jest piękny, i tym podobne żarty.   8 grudnia. Rano podwiozłem pannę Gosnell do Tempie Bar, gdzie wysiadła dla jakichś swoich spraw. A po drodze dowiedziałem się, co jej Balty naopowiadał, jak to moja żona bywa co dzień na Dworze i w teatrze, i jaką ona będzie miała u nas wielką swobodę wychodzenia z domu, kiedy tylko jej się spodoba, i wiele innych łgarstw, co mnie zirytowało, że dziewka zgodziła się do nas w nadziei takich rzeczy. Jakoż kiedy wróciłem do domu od księcia Yorku i z Komisji do Spraw Tangeru, zastałem żonę poruszoną z przyczyny panny Gosnell, która oznajmiła, że jej wuj, sędzia Jiggins, żąda, by ona trzy razy w tygodniu chodziła do niego w sprawach, o które z jej matką się ugodził, i że tylko pod tym warunkiem pozwoli jej przyjąć jaką bądź służbę; ale na to nie mogę przystać, więc panna musi odejść, z czegom po trosze rad, i postaram się przekonać żonę, by to, nieboga, dobrze przyjęła.   9 grudnia. Całe rano w urzędzie z nadzieją, że będę miał dzisiaj pana Coventry'ego na obiedzie, ale musiał jechać do Whitehall, tedy wziąłem na obiad pana Haytera, który będąc chorym, nic nie chciał jeść. Całe popołudnie w domu, zirytowany odejściem Sary, która dziś z nami się pożegnała bardzo płacząc, a i ja płaczu byłem bliski. A wnet potem opuściła nas i panna Gosnell, co mnie też poruszyło; acz uważając różne okoliczności rad jestem, żem zbył tego ciężaru. Wszystko to sprawiło, że dom wydał mi się ogromnie pusty i w melancholicznym usposobieniu poszedłem do urzędu, gdzie z sir J. Carteretem i z sir J. Minnesem do późna nad listem do Lorda Podskarbiego i rachunkami. Potem do domu na kolację, i z żoną — w melancholii spać.   10 grudnia. Tego ranka przyszedł do mnie posłaniec od. sir J. Cartereta i list od pana Coventry'ego. Obaj piszą do ninie w spra wie listu do Lorda Podskarbiego, a ich życzenia są jedno drugiemu przeciwne, tedy popadłem w rozterkę, ale poszedłem do sir Jerzego, a pragnąc obu zadowolić, myślę, że znajdę ku temu jakieś wyjście. Z powrotem do urzędu z J. Minnesem w jego powozie, ale taki śnieg, że ledwośmy przejechali. Kiedy wróciłem do domu, zastałem nową służącą, Zuzannę, którą naraił brat żony, co wcale dobrze nie wróży, ale że na oko dziewczę jest miłe, nie jestem jej niechętny, tym bardziej że nasza Jane została teraz pokojową, co mnie cieszy.   13 grudnia. Przyszedł ten łotr Field ze swym rzecznikiem i musiałem wypłacić mu 41 funtów przyznane mu jako odszkodowanie, żeśmy go nieprawnie zamknęli. Ale tym razem nie przestał na mnie i H. Kemie, jeno żądał, abyśmy podpisali, że na pozew jego strony stawimy się, by wypłacić jeszcze 500 funtów za innych sędziów. Czegom nie podpisał, gdyż muszę się o tym naradzić z panem Coventrym.   15 grudnia. Do Księcia i z nim do parku, gdzie, acz lód się łamał, jako że mamy odwilż, Książę ślizgał się na łyżwach, co mi się nie widziało, ale ślizga się dobrze. Z lordem Sandwichem i panem Coventrym mieliśmy długą rozmowę o sprawach Marynarki; i muszę przyznać, że jestem coraz więcej obowiązany panu Coventry'emu, który stara się, jak może, by mi we wszystkim oddać sprawiedliwość w oczach Księcia. Potem chodziliśmy tam i sam po krużgankach i m. in. spotkaliśmy dr Clerke'a, który w rozmowie z nami powiedział, że cała wielkość Karola Barkęleya zasadza się na rajfurzeniu między Królem i panią Castlemaine. I że jednak, mimo wszystko, Król jest bardzo uprzejmy dla Królowej, która jest najlepszą w świecie kobietą. Dziwne to, jak Król jest oczarowany przez tę piękną Castlemaine. Potem chodziłem po galeriach spędzając czas na oglądaniu malowideł, aż zebrała się Komisja do Spraw Tangeru, której celem była jedynie rozmowa z lordem Rutherfordem, mianowanym przed kilku dniami gubernatorem Tangeru; nie wiem, z jakiej to racji lord Peterborough stamtąd odwołany, czym, acz podobno uczyniono to z wszelkimi dla niego fewerencjami, bardzo jestem poruszony widząc, że posyła się tam katolika na gubernatora, gdy już i większość urzędników tamecznych to katolicy.   16 grudnia. Rano i po południu w urzędzie, a potem u Milorda. Nagadawszy się z panem Moore'em o nierządzie i próżności naszych, czasów pojechałem do mego brata, gdzie zastałem Sarę, naszą niedawną sługę, która życzyła sobie ze mną pomówić. I na stronie powiedziała mi, że z życzliwości ku mnie, jako że miłuje mnie szczerze, chce mnie ostrzec, ażebym dał baczenie na brata mojej żony, który wyżebruje albo pożycza od niej i różne rzeczy do swych strojów, i pieniądze. Znajduję w tej dziewce tyle rozwagi i dobroci, że coraz bardziej żałuję, iżeśmy się z nią tak rozstali, co było całkiem wbrew mej woli; i jeśliby tylko cośkolwiek bodaj miała, bardzo bym ją polecał memu bratu na żonę.   17 grudnia. Tego ranka panowie Lee, Wadę i Evett namawiali mnie, żeby iść jeszcze raz próbować poszukiwania skarbu w Tower, ale że padał deszcz, a mieli tym razem szukać w ogrodzie, tedy odłożyliśmy to do piątku.   18 grudnia. Dzisiaj pan Coventry sam zaprosił się do mnie na obiad, z czego byłem dumny. Ale mieliśmy tylko udo baranie i dwa kapłony, które nie były dopieczone, co mnie gniewało; wszelako uczyniliśmy, jak myślę, co możebna, żeby się gościowi przypodobać. Lecz kiedy poszedł, byłem bardzo zły na moją żonę i wszystkich domowników.   19 grudnia. Wstałem i według umowy z panami Lee, Wade'em i Evettem udałem się do Tower, gdzie za pozwoleniem komendanta zaczęliśmy kopać w ogrodzie. Ale że było zimno, siedziałem do trzeciej po południu w domu rządcy przy kominku i czytałem sztukę Fletchera Żona na miesiąc, w której ani dowcipu, ani dobrego języka. Potem poszliśmy do robotników, którym kazałem zaprzestać daremnej roboty, i tak nasze nadzieje się skończyły. 21 grudnia. (Niedziela. ) Obiadowałem z żoną sam, a potem do mego brata, który opowiadał mi, jakie ma nadzieje na przyprowadzenie do pomyślnego końca układów o małżeństwo ze swoją panną, a wedle mojego sądu oni stawiają takie warunki, jakich on nie będzie w mocy dotrzymać; tedy nie podobała mi się jego mowa i radziłem mu, żeby poniechał tej sprawy. Wieczorem do Milorda, który jutro wyjeżdża z rodziną na święta do Hinchingbroke. Tam dużo dobrej muzyki, a kiedy Milord poszedł spać, ja z kapitanem Ferrersem i z Creedem zjedliśmy kolację, na którą pani Sara podała nam pasztet z gęsi na zimno. I spałem tej nocy u Milorda z Creedem w jego pokoju.   22 grudnia. Z panem Coventrym towarzyszyliśmy Księciu konno do Hyde Parku, gdzie Coventry pożegnał Księcia i udaliśmy się na inspekcję do Lambeth i do Woolwich. Po powrocie do domu czytaliśmy z żoną Metamorfozy Owidiusza, którem jej dzisiaj kupił u księgarza w Paul's Churchyard.   23 grudnia. Doktor Pierce powiedział mi, że Król jest bardzo poruszony chorobą Lorda Kanclerza i że Kanclerz tak jest w łaskach u Króla, jak nigdy nie był. Powiedział mi jeszcze, co w świecie o mnie mówią: „że pan Coventry i ja bez mała wszystko w Urzędzie sami we dwu robimy”, z czego bardzo jestem dumny.   24 grudnia. Do mojego księgarza i zapłaciłem 4 funty 10 szylingów za Stephensa Thesaurus Graecae Linguae, którą kupiłem dla Szkoły Św. Pawła podług obietnicy danej panu Crumlumowi. Do lorda Crewa i z nim sam obiadowałem. Mówił o wielkich fakcjach na Dworze i napomykał o rozbracie między Królem i Księciem na wypadek, jeśliby Królowa okazała się bezpłodna. Rozumiem, że idzie o królewskiego bastarda. I mówił jeszcze, że chciałby dobrze ożenić lorda Hinchingbroke, a jego bratu Sidneyowi że przydałoby się jakieś miejsce na Dworze.   25 grudnia. (Boże Narodzenie. ) Wstałem wcześnie i zostawiwszy żonę niezdrową w łóżku, poszedłem z pacholikami do Whitehall, gdzie chciałem przystąpić z całym Dworem do komunii, aleśmy przyszli za późno. Tedy poszedłem do pałacu i spędziłem czas na oglądaniu malowideł, zwłaszcza okrętów Henryka VIII w obrazie Podróż do Boulogne, dziwując się, jak wielka jest różnica między budowanymi naówczas a teraźniejszymi. Potem znów do kaplicy królewskiej, gdzie biskup Morley miał kazanie według pieśni aniołów: „Chwała Panu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli. „ Myślę, że to było liche kazanie, ale długie, i ukazywał, czym są nędzne radości Dworu wobec wesela na tamtym świecie. Wymieniał poszczególnie wszystko, co dotyczy oddawania się nad miarę grom i uciechom. I dopieroż warto było uważać, jak ci dworzanie dalecy są od brania poważnie strofowań biskupa; wszyscy bowiem śmieli się, kiedy ich upominał o ich złe uczynki i sposób życia.   26 grudnia. Do Szatni królewskiej. Nadszedł tam aptekarz pan Battersby i wdałem się z nim w rozmowę o nowej krotochwilnej, wierszem pisanej książce, zwanej Hudibras, którą chciałem koniecznie mieć, i znalazłem. ją był w Tempie; kosztowała mnie 2 szylingi 6 pensów. Ale gdym zaczął ją czytać, zdała mi się tak niedorzeczną i obelżywą drwiną z prezhiteriańskiego rycerza idącego na wojnę, że się zgoła wstydziłem za tę książkę; i spotkawszy pana Battersby'ego u pana Townsenda na obiedzie, odprzedałem mu ją za 18 pensów. Obiadowaliśmy zaś u pana Townsenda z wielu kupcami, dostawcami Szatni, ale w końcu znużywszy się ich kompanią, wymknąłem się i poszedłem do Książęcego Teatru, gdziem oglądał po raz drugi sztukę Toma Portera Nędznik. Tym razem bardziej mi się podobała niźli za pierwszym razem, jako że lepiej pojąłem jej wątek. Wróciwszy wieczorem do domu zastałem żonę, już zdrową, nad świątecznymi ciastami, ale markotną o jakieś zuchwałe słowa, które Jane do niej powiedziała; na to nie mogę pozwolić i ostrzegę dziewkę, że ją odprawię. A oboje markotni jesteśmy o to, że Sara, która poszła na służbę do sir W. Penna, miała tam o nas lekceważąco się odzywać, ale mniejsza o to. Zły też jestem na mego pacholika, że gdy go posyłam w moich sprawach, trawi ten czas na figlach; tak że dzisiaj wysłałem go, żeby się dowiedział, czy jest w mieście woźnica z jego wioski, postanowiłem bowiem nie trzymać go u siebie, choć nasza Jane za nim prosi.   29 grudnia. Do Westminster, do kramu pani Michell, gdziem książki czytał, i posłałem dla niej po kwaterkę słodkiego wina. Potem do Whitehall, gdziem się dostał na galerię sali biesiadnej, aby zobaczyć audiencję ambasadorów Rosji, która się zaczęła po długim przez nas wyczekiwaniu pod strachem, iżbyśmy nie runęli z galerią, jako że była natłoczona, i część jej zagrodzili, aby tam nikt nie wchodził, z racji, że mogła się zawalić. Kiedy Król i ambasadorowie weszli, widziałem dary przez nich złożone w bogatych futrach, sokołach, kobiercach, tkaninach i zębach konia morskiego. Król sadzał sobie dwa, trzy sokoły na pięści obleczonej w złotem szytą rękawicę, ofiarowaną mu na tę okoliczność. Syn jednego z owych ambasadorów odziany był w najbogatszą suknię z materii wyszywanej perłami, jaką kiedykolwiek w życiu widziałem albo zobaczę. Kiedy ambasadorowie i świta ucałowali rękę Króla, uważałem, że do ucałowania ręki Królowej przystąpili tylko ambasadorowie. I com jeszcze uważył; owo ich główny ambasador, skoro tylko podał Królowi listy swojego pana, upadł na ziemię i sporo czasu tak leżał. Kiedy się skończyło, chodziłem jeszcze chwilę po galerii przypatrując się damom, królowym, księciu Monmouth i jego narzeczonej, która jest bardzo maluśka i podobna żonie mojego szwagra.   30 grudnia. Wstałem i do urzędu, dokąd sir W. Penn przyszedł dziś po raz pierwszy od czasu, jak zachorował na gośćca. Po obiedzie wypiwszy sześć szklanek wina, której swobody pozwoliłem sobie, zanim zacznę znów praktykować moje śluby powściągliwości, wziąłem żonę powozem do Whitehall, żeby zobaczyła Królową-Matkę w jej sali przyjęć, a z nią jej damy dworu i młodego księcia Monmoutha, grających w karty. Niektóre z owych dam dworu, ale tylko niektóre, były bardzo piękne; ale wszystkie cudnie przyodziane w suknie z aksamitu. Potem do mieszkania Milorda, gdzie pani Sara przyrządziła nam już posłanie i gdzie zo staniemy przez resztę świąt. Z Creedem graliśmy do późna w karty, a zaś dobranoc i z wielką uciechą do łóżka.   31 grudnia. W południe z żoną do pani Pierce (pięknej żony chirurga), która zaprosiła nas na obiad i gdzie obiadował też dr Clerke z żoną i pan Knight, główny chirurg Króla, i jego żona. Byliśmy dosyć weseli, jako że obaj ci panowie są przednim towarzystwem, lecz wyznaję, żem się odrzekł opinii tak o piękności pani Pierce, skorom ujrzał jej nagi kark, ile że zastaliśmy ją nie uczesaną, j ale i o geniuszu pani Clerke, którym tak był podziwiał; tego zasię dnia zdała mi się próżną i pocieszną w swym uczesaniu i ze swym całym wzięciem, acz prawdą jest, że dowcipu jej nie brak. Po obiedzie doktor z wielkim pośpiechem do pacjentów, a ja do księcia Yorku na Komisję Tangeru. Gdy się skończyła, ja z panem Povym i w jego kolasce do Londynu, do kupca Blanda, gdzie weseliliśmy się jedząc sardele, pijąc wino i cydr. Ale najbardziej podobało mi się słyszeć panią Bland, która w sprawach męża gada jak prawy kupiec i pono sama prowadzi handlowe interesy i rozumie się na nich dobrze. Stamtąd do Whitehall, gdzie pan Povy wprowadził mnie chyłkiem do sali, w której największy bal dworski miał się odbywać. Widziałem, jak wchodzili Król i Królowa, księstwo Yorku i wszyscy wielcy ludzie; a skoro się porozsiadali, Król poprosił do tańca księżnę Yorku, książę Yorku — księżnę Buckingham, książę Monmouth — panią Castlemaine, a drudzy panowie inne damy; i tańczyli branie, a potem kuranta; bardzo to było rozkoszne i dworne widowisko. A zaś były i wiejskie pląsy; pierwszego Król sam zażądał i sam go poprowadził, a był to stary taniec angielski. Król przedziwnie tańcuje, lepiej niż książę Yorku. Stałem tyle czasu, ile zdało mi się przyzwoitym, kontent, żem zażył największej uciechy, jakiej oglądania można sobie życzyć teraz na Dworze; a zaś poszedłem do domu zostawiwszy ich tańcującymi. Tak tedy kończy się ten rok w zdrowiu i weselu moim i żony. Mieszkam przy Urzędzie Marynarki, a mój dom jest już gotowy i schludny a wygodny. Moi domownicy okrom żony i mnie to William Hewer, mój pisarz, Jane, panna pokojowa żony, która stała się harda i niedbała, tak że pewnie będziemy ją musieli odprawić, co mnie smuci; Zuzanna jest kucharką, chętna, lecz źle gotuje, i jeszcze mój pacholik Wayneman, którego chcę odprawić za jego złośliwe psoty. Nasza służąca Sara odeszła i służy u sir W. Penna, gdzie pono źle o nas mówi, co sprawia, że nasze obcowanie z tym domem jest coraz gorsze. Tak samo z domem sir W. Battena, choć z innych przyczyn. Wielką pracowitością doszedłem w tym roku, chwała niech będzie Bogu, do znacznego stopnia znajomości służby i za znającego się na rzeczy miany jestem przez wszystkich, nawet przez samego księcia Yorku, do którego mam teraz łatwy dostęp; moje wejście do Komisji Tangeru także przysporzyło mi powagi. I nie wątpię, że przy dalszych takich samych staraniach stanę się rychło bardzo znacznym człowiekiem; a zwłaszcza wielkie zachowanie zyskałem sobie u pana Coventry'ego., Co do spraw publicznych, to Król, jak powiadają, przykrócił trochę rozchodów swoich i swego Dworu. Goni jednak za uciechami więcej, niżby — idąc za dobrą radą — gonić powinien. Książę Monmouth chodzi w takim blasku i tak od Króla pieszczony, że wielu obawia się, iżby, jeżeli Królowa okaże się bezpłodną, nie był uznany za prawego następcę; skąd wywiązać by się mogła waśń między Królem i Księciem, od czego Boże zachowaj! Lordowi Kanclerzowi grozi przy następnej sesji Parlamentu inkwizycja za sprawą niespokojnych umysłów, które nie mogą ścierpieć, że stał się tak wielkim; lecz jest on z pewnością dobrym sługą Króla. Królowa-Matka trzyma za duży dwór, a wszyscy gadają o jej małżeństwie z lordem St. Albansem i że ponoś miała z nim córkę we Francji. Biskupi dalej się puszą i bez żadnych wzdragań prą do zjednoczenia Kościołów; prezbiterianie przycichli, ale bez wątpienia czekają tylko jakiejś odmiany i byliby radzi, jeśliby usiłowania Fanatyków odniosły skutek. Milord jest jeszcze w estymie u Dworu, a ninie spędza święta na wsi; jestem z nim w tak dobrej komitywie, jak tylko człowiek z drugim być może. Koniec końców — za dobry stan mój, mojej żony, rodziny i majętności tudzież za publiczne sprawy tyle uspokojone, ile być mogą, Bóg i Pan niech będzie pochwalony. ROK 1663   1 stycznia. W mieszkaniu Milorda, gdzie już dwie noce śpimy, leżałem do 10 rano gawędząc przyjemnie z żoną, a zaś wstałem i do Whitehall, przechadzałem się z dworzanami, z którymi, jak postrzegam, łatwo mi teraz być w wielkiej konfidencji, albowiem już dosyć dobrze mnie znają. Powróciwszy do żony zastałem panią Sarę w pokoju, gdzieśmy spali. Opowiadała nam, że Król wieczerza co najmniej cztery razy w tygodniu z panią Castlemaine, a bywa, że zostaje u niej do rana i o świcie wraca do siebie przez ogród prywatny zupełnie sam i kryjomo. Po obiedzie zapłaciłem pani Sarze za to, cośmy jedli i pili, a jej samej dałem pół korony i pojechaliśmy do Książęcego Teatru na sztukę Toma Portera Nędznik; a im częściej to widzę, tym bardziej na siebie się obruszam, żem tak ją nisko szacował za pierwszym razem, jako że to dobra i wdzięczna sztuka, a przecież i godziwa, rzeczywista tragedia. Potem wróciliśmy do siebie do domu, rozmawiając mile z żoną o tym, cośmy widzieli i słyszeli we świecie.   2 stycznia. Nawiedziłem sir W. Penna, który znowu zaniemógł. Zabawiłem chwilę na rozmowie z nim, a zaś do urzędu, gdzie arytmetyką się zabawiałem, a przed pójściem spać długa rozmowa z moją miłą żonką ku jej wielkiemu zadowoleniu.   4 stycznia. (Niedziela. ) Do kościoła, gdzie nudne kazanie i do domu na obiad, na który mieliśmy soloną wołowinę, ale była krztynę za słona. Przy obiedzie żona namknęła, czybyśmy nie wzięli znów Poli do domu, iżby była za jej pannę do towarzystwa, skoro już taką pannę mieć potrzeba; i spodziewając się, że w tej kondycji lepiej sobie spodoba i lepiej będzie się sprawowała niżeli przedtem; com dobrze przyjął i muszę to rozważyć, a wielkim to jest moim utrapieniem, że mam siostrę tak złą z przyrodzenia,. iż mnie to przymusza trwonić pieniądze na obce dziewki, gdy lepiej byłoby na nią łożyć, gdyby tylko była do czegokolwiek zdatna. Po obiedzie z żoną do kaplicy Whitehall, a potem chodziliśmy po pałacu, czego powinienem się wystrzegać, teraz kiedy mnie tam dobrze znają, aby pan Coventry albo inni, widząc mnie tak włóczącego się bez roboty nie poczytali mnie za wałkonia. Stamtąd do państwa Hunt, którzy nas czule i uprzejmie gościli, a są oboje takimi dobrymi ludźmi, jakich mało znam na tym świecie. Siedzieliśmy tam do późna i znów na noc do mieszkania Milorda.   5 stycznia. Do Księcia, który mi powiedział, że sir J. Lawson przybył z Cieśniny do Portsmouth wielką sławę zyskawszy u wszystkich, a też i na Dworze od wszystkich wielce honorowany. W gabinecie Księcia sir J. Carteret, sir J. Minnes, sir W. Batten, pan Coventry i ja radziliśmy nad sprawami Marynarki. Potem do Cockpit, gdzie oglądaliśmy sztukę Claracilla, dosyć lichą, graną przez Teatr Królewski; ale nie było ani Króla, ni Królowej, tylko Książę i Księżna, którzy bardzo, jak mi się widzi, nieprzystojnie i wbrew naturze stroili na oczach świata różne figle i pieszczoty, całując się po rękach i napierając jedno na drugie; a i sztuka ni w części nie była tak dobrze grana, jak zwykli grywać w Teatrze Książęcym. Do mieszkania Milorda, gdzie pograliśmy w karty z Creedem i panią Sarą, a potem w wielkim, chwała Bogu, weselu — spać.   6 stycznia. (Trzech Króli. ) Rano pan Creed przyniósł nam dzban czekolady, którąśmy pili jako nasz ranny trunek. Potem do Księcia, stamtąd zaraz na Wood Street, gdzie kupiłem piękny stół do naszej jadalni za 50 szylingów. Po obiedzie do Książęcego Teatru, - gdzie oglądaliśmy sztukę Wieczór Trzech Króli, dobrze graną, acz sama sztuka jest głupstwem i treść jej zgoła nie zgadza się z tytułem, ani mówi o święcie trzykrólskim. Stamtąd do domu, gdzieśmy zastali wszystko dobrze, jenom się zgniewał na niedbałość żony, która zostawiła w koczu, co nas od Milorda był przywiózł, swój nocny przyodziewek, staniczki i wstążeczki. Acz muszę przyznać, że mnie kazała tego pilnować; jednak winna była dać, baczenie, czym to z woza wyjął. Jesteśmy stąd jakieś 25 szylingów stratni. Tego wieczora zakończyliśmy tedy święta Bożego Narodzenia, bardzo kontenci z czasu spędzonego poza domem. Wszelako widzę, że po staremu tak mnie ciągnie do zabawy i uciech, iż czas już najwyższy, abym znów się związał ślubami, które też jutro, Boże, wola Twoja, złożę, iżbym znów przez dłuższy czas pełnił moje obowiązki tak dobrze, jakem to był zaczął, iżbym przysparzał sobie dobrego imienia i estymy w świecie, a do trzosa zgarniał pieniądze, które przydają słodyczy wszystkim rzeczom i których tak bardzo mi potrzeba. Więc do wieczerzy, więc potem do łóżka dziękując Bogu, że po tylu przyjemnościach wracam do domu i do moich zatrudnień w zdrowiu i z mocnym postanowieniem tęgiego wzięcia się znów do pracy.   8 stycznia. Obiadowaliśmy w domu, a potem, dowiedziawszy się, że w Książęcym Teatrze mają pierwszy raz dawać Przygody pięciu godzin, które napisał czy przełożył pułkownik Tuke, zapragnąłem to zobaczyć. Tedyśmy poszli, a chociaż było jeszcze wcześnie, musieliśmy siedzieć, prawie nic nie widząc, na końcu ostatniej ławy, tak pełno było w teatrze. A sztuka, krótko mówiąc, jest i co do rozmaitości scen, i co do świetności w prowadzeniu intrygi aż do końca najlepszą, jaką kiedykolwiek widziałem i bodaj kiedykolwiek zobaczę. Po powrocie pisałem jeszcze w urzędzie listy, a zaś do domu na kolację i do łóżka z rezolucją wstrzymania się od teatrów aż do Wielkiejnocy, jeśli nie do Zielonych Świątek.   9 stycznia. Kiedyśmy się rano zbudzili, żona z wielkim poruszeniem i ze łzami nuże mi rozpowiadać, że musi mieć kogoś do towarzystwa, bo poufaląc się ze sługami rozpuszcza je tylko, a innego towarzystwa nie ma, co wielka prawda; i przywoławszy Jane dała jej klucze i kazała sobie przynieść ze skrzyni zwitek papierów; i dobyła zeń kopię listu, który była do mnie jakiś czas temu w wielkim żalu i gniewie napisała, ja zasię nie chciałem był tego czytać, jenom spalił. Aliści teraz mi ten list przeczytała, a był tak cierpki i pisany po angielsku, i omal wszystko w nim — to prawda; i o samotności jej życia, i jak było niemiłe; co, że było pisane po angielsku i w niebezpieczeństwie znalezienia i przeczytania przez innych, rozgniewało mnie i prosiłem, a potem rozkazywałem żonie, by to zniszczyła. Gdy zaś chciała się od tego wyprosić, siłą wyrwałem jej to z rąk i podarłem, a pochwyciwszy cały plik jej papierów wsadziłem je w kieszeń szarawarów, żeby mi już nie mogła odebrać; a oblekłszy pończochy, spodnie i kaftan, wyjąłem owe papiery i darłem je wszystkie, jeden po drugim, na jej oczach, lubom to czynił sercu mojemu na przekór, jako że żona płakała i prosiła, żebym tego zaprzestał, ale byłem tak poruszony i w takiej pasji, widząc listy mojej ku niej miłości i moją ostatnią wolę, w której zapisałem jej był wszystko, co mam na świecie, kiedym ruszał na morze z lordem Sandwichem, zmieszane z listem pełnym takiej niełaski dla mnie i który mógłby mnie okryć taką niesławą, jeśliby ktoś go znalazł! Podarłem to wszystko, zachowawszy tylko w całości rewers stryja Roberta, który z dawna już miała u siebie, naszą metrykę ślubu i pierwszy list, którym jej był posłał, kiedym się starał o jej rękę. I zebrawszy podarte strzępki wziąłem to wszystko do mojego pokoju; a tam po długiej ze sobą walce, czy mam to spalić albo nie, zebrałem do kupy ów list, który mi dzisiaj czytała, i ową moją ostatnią wolę i tom zostawił, a resztę spaliłem i wyszedłem do biura w wielkim pomieszaniu serca i umysłu. W urzędzie dostałem list od pana Pierce'a, chirurga, donoszący — na moje zaproszenie, że przyjdzie do mnie z doktorem Clerke'em na obiad w poniedziałek. Tedy poszedłem do żony, by z nią się rozmówić o tej rzeczy, i na koniec, aby honorowi memu dosyć uczynić, muszę jej natychmiast sprawić suknię jedwabną, iżby się miała w czym pokazać pani Clerke; bardzom zafrasowany, że tyle grosza na to pójdzie; ale tak czy owak, pogodziło nas to z żoną, choć jeszcze nigdy w naszym życiu nie byliśmy z nią tak pogniewani jak dzisiaj, a wątpię, czy ta zawziętość rychło nam z serca ustąpi; a prawdę mówiąc, to żal mi podarcia tylu moich biednych kochających listów, pisanych do niej z morza i zewsząd. Więc znów do urzędu i do domu. Wieczorem bardzo znów dobrzy przyjaciele z żoną, i do łóżka.   12 stycznia. Z Milordem do księcia Yorku na sesję Komisji do Spraw Tangeru; aliści dama jakowaś z pokojów lady Castlemaine podeszła do Milorda oznajmiając mu, że Król tam będący chce z nim mówić. Milord nie potrafił mi powiedzieć, jak mam tłumaczyć jego nieobecność, na Komisji, kazał rzec tylko, iż jest z Królem; prosił też, bym nie wracał przez prywatny ogród pałacowy, lecz inną drogą, com uczynił; tak tedy widzę, że on też służy uciechom Króla, równie jak sprawom publicznym.   13 stycznia. Moja żona, nieboga, wstała o piątej przede dniem i poszła na targ, by kupić drób i inne rzeczy do obiadu, z czegom był bardzo rad. W urzędzie pracowałem do południa, potem do domu, dokąd za czas niejaki przybyli: dr Clerke z żoną, jego siostra i jej krewna, pan Pierce i jego żona; więcej nikogo nie było. Zakąsiliśmy ostrygami, a zaś podałem gościom na pierwsza danie siekankę z królików, jagnię i rzadkiej dobroci polędwicę wołową. Potem wielkie danie z pieczonego drobiu — kosztowało mnie bez mała 30 szylingów — a potem tort, owoce i ser. Obiad był wykwintny i dostatni, dom czyściuchny i schludny; mój nowy stół bardzo się nadał, może przy nim siąść i dziesięć osób, a osiem łatwo i swobodnie się pomieściło, Po obiedzie panie siadły do kart w pokoju żony, a dr Clerke i pan Pierce w moim, - jako że w jadalnym kominek dymi, o ile nie napalić węglem drzewnym, w który nie byłem na ten czas zaopatrzony. Na wieczerzę mieliśmy dobrą winną polewkę i zdmne mięsiwo, a około dziesiątej wieczorem pożegnałem gości z obopólnym naszym i gości zadowoleniem; i w samej rzeczy, grzeczne to było towarzystwo, a pani Clerke bardzo dowcipna jest i dworna, chociaż cokolwiek pyszna i za wiele o sobie rozumiejąca. Tedy znużeni do łóżka. Myślę, że ta biesiada będzie mnie kosztowała około 5 funtów.   19 stycznia. U Milorda, który niedomaga, ma febrę i posłał po pana Pierce'a, żeby mu puścił krew. U Księcia, gdzie wypatrzy łem pana Coventry'ego, i z nim na rozmowie o korupcji naszych płatników. Do pana Povy'ego, u którego suty i wyborny obiad. Po obiedzie pokazywał mi swój dom, pokój za pokojem, wszystkie bardzo nadobne, z przednimi malowidłami; potem stajnię, gdzie konie bardzo rarytne, a ściany wykładane takimi kaflami holenderskimi jak u mnie kominki; ale nad wszystkie rzeczy była piwnica, gdzie na licznych policach stały flasze różnego rodzaju wina, starego i młodego, a na każdej flaszy przyklejona kartka z opisem wina; zgoła książki u żadnego księgarza nie stoją na policach w większym porządku i w takiej obfitości. Tegoż dnia dr Clerke opowiadał mi szczegółowo, co się przydarzyło lordowi Chesterfieldowi, który przybył ze wsi, aby zabrać swoją panią (córkę lorda Ormonda) ze Dworu. Był on z dawna już zazdrosny o księcia Yorku, którego zastał był na rozmowie ze swoją żoną, acz przy tej rozmowie byli w tymże pokoju ludzie, a i sama pani wedle opinii wszystkich jest najlepszą i najcnotliwszą kobietą. Jednak nazajutrz lord Chesterfield powiedział Księciu, jak bardzo' czuje się obrażonym, że Jego Wysokość wybrał z całego Dworu jego żonę, aby przyczynić niesławy jej mężowi, na co Książę miał odpowiedzieć z wielkim spokojem, dając pozór, iż nie pojmuje przyczyn tej skargi; i to było wszystko, co się zdarzyło; wszelako lord Chesterfield natychmiast wywiózł żonę na wieś do Derbyshire, blisko Peake. Na Dworze weszło to zaraz w przysłowie i „posłać żonę do Peake” mówią, gdy dama naraża się mężowi.   21 stycznia. Wstałem wcześnie, zostawiając żonę w łóżku bardzo cierpiącą od słabości miesięcznej. Przybył komisarz Pett, z którym — jak było umówione — do składów portowych w Deptford i Greenwich, a stamtąd pieszo do Woolwich. Po południu na pokładzie okrętu „Eliasz”, na którym drzewo, przywiezione z lasów w Deane, znalazłem nadzwyczaj dobrym.   22 stycznia. Przybył do mnie na obiad pan Dixon, by mi opowiedzieć, jak mu się koniec końców nie powiodło skłonić pana Wheatly, żeby wydał swoją córkę za mego brata Tomasza, o co już swego czasu z nim traktowaliśmy. Krótko mówiąc, panna nie może poślubić mego brata z przyczyny jego złej wymowy. Bardzo żałuję, ale na tym interes ten trzeba skończyć i musimy się oglądać za inną.   23 stycznia. Kupiłem książeczkę Droga do wzbogacenia się wedle praktyki wielkiego Audleya. Pisana jest serio, i dość w niej dobrych rzeczy, wartych, abym je zapamiętał.   26 stycznia. Spotkałem pana Raby, który tylko co wrócił z Francji. Prawi, że lord Hinchingbroke i jego brat mało co nauki i ogłady nabierają i bardzo zaniedbali dobrych obyczajów i innych rzeczy, lecz myślę, że ma on chętkę zgodzić się do nich na opiekuna, i przeto nie jestem skłonny wierzyć temu, co opowiada. Ale miałem z nim świetną rozmowę o nieporozumieniach między królem francuskim i papieżem, a też o najważniejszych sprawach Francji, o które go pytałem; i że król tameczny jest wspaniałym monarchą i sam kieruje wszystkimi sprawami państwa; że ma, owszem, nałożnicę, mademoiselle La Valliere, do której chodzi dla swej przyjemności co drugi dzień, ale nie tak jest w niej pogrążon, aby miał przez to zaniedbywać spraw publicznych.   27 stycznia. Miałem dzisiaj wiadomość z Cambridge, że mój brat Jan otrzymał biret bakałarza, ale trwoży mnie, że zaczął cierpieć na kamień; oddaje urynę ze krwią, co i u mnie tak się zaczynało. Proszę Boga, żeby miał go w opiece.   28 stycznia. Do lorda Sandwicha, któregom zastał grającym w kości, a stąd widzę, jak czas i złe przykłady mogą odmienić człowieka i jak on się teraz wzwyczaił do różnego rodzaju przyjemnostek i uciech próżności, o których dotychczas aniby pomyślał, aniby je lubił, ani sobie na to pozwolił, czego dziś zażywa z Nedem Pickeringiem i swoim paziem Laudem. W urzędzie siedziałem dzisiaj do 12 w nocy z panem Lewesem, u którego uczyłem się, jaką manierą płatnicy prowadzą rachunki; trudna sztuka i której moi koledzy urzędnicy wcale nie umieją, a bardzo potrzeba ją znać. A na koniec przerwaliśmy i wielce kontent poszedłem do domu na kolację i spać.   1 lutego. (Niedziela. ) Tego dnia wieczorem, gdy byłem u Milorda, przyszedł pan Povy i wszczęliśmy we trzech rozmowę o sprawach zaopatrzenia Tangeru, będących w srogim zaniedbaniu. Potem pieszo do domu, a mróz był silny i mój pacholik świecił mi pochodnią. Po kolacji do pacierzy, a potem sam z żoną i Jane, którą zapytałem, co z niej w przyszłości będzie, skoro po takiej długiej w naszym domu służbie jęła tak postępować, że musimy ją oddalić; i życzyłem jej, żeby ją Bóg miał w swej pieczy, nakazawszy wszelako, żeby nigdy nie dawała mi znać, cokolwiek by się z nią działo, jako że nigdy nie wybaczam niewdzięczności. Tedy spać, niespokojny w duszy o biedną dziewkę, która nas opuszcza z powodu kilku niebacznych słów, jakie wyrzekła była zuchwale, a przecie pewien jestem, że niewinnie; i przez familiarność, do mojej żony jakiś czas temu; ale że nie chee uznać się winną, nie mogę odwołać moich słów 1 zostawić jej u nas.   2 lutego. Wstałem i wypłaciwszy naszej Jane zasługi poszedłem precz, bo ledwie mogłem powstrzymać się od płaczu; ona zasię płakała mówiąc, że to nie jej wina, że musi odejść, i zaprawdę trudno powiedzieć, w czym tu rzecz, chyba w tym, że odchodzi, bo już nie chce być u nas. Posyłałem dzdsiaj do pana Ashwella i jego żona przyszła do mnie, a z rozmowy postrzegam, że ich córka bardzo by nam się do domu nadała, jeśli tylko i my jej się tak samo będziemy widzieli; boję się tylko, czy będzie chciała przyjść za tak małą płacę, ale to jeszcze rozważymy.   4 lutego. W szkole Św. Pawła na repetycjach. Wysłuchałem kilku mów z greki, łaciny i hebrajskiego, które były takie właśnie, jakie żakowie szkolni zwykli wygłaszać; lecz myślę, że nie tak były dobre jak nasze w naszych czasach. Dr Crumlum wielką mi cześć okazał mówiąc publicznie, jaki dar ofiarowałem szkole, i pokazując mego Stephensa w czterech tomach i który mnie kosztował 4 funty 10 szylingów. Stamtąd do mojego krewnego Rogera Pepysa w sprawie dotyczącej naszego spadku, która bardzo źle stoi. albowiem stryj Tomasz nie daje nam spokoju, buntuje dzierżawców, żeby nie płacili nam czynszów, i dalej grozi obaleniem testamentu. Kiedy wróciłem do domu, zastałem nową służącą Mary, która zgodziła się na miejsce Jane Waynemąn.   5 lutego. Całe rano w urzędzie, a potem w domu na obiedzie, który był nad wszelkie oczekiwanie dobrze podany przez naszą kucharkę Zuzannę, za co dałem jej sześć pensów. Do Tempie, gdzie u Rogera Pepysa wedle umowy spotkałem się ze stryjem Tomaszem i jego synem, tokarzem. Przedstawiłem im rzeczywisty stan majątku w Brampton, długi na nim ciążące etc. i naciskałem o to, żebyśmy spokojnie i czyście rozważyli, co każda strona może ofiarować. I tak doszliśmy do polubownej ugody, chociaż suma, którą im proponuję, pozbawi mnie dochodu z naszej sukcesji na jakie 8 do 10 lat. Ale jeśli zyskam tym pokój, a myśl uwolnię od wiecznej troski, będę bardzo zadowolony. Mamy się jeszcze jutro spotkać, by dobić targu.   6 lutego. Do pana Povy'ego na obiad, a że było za wcześnie, więc chodziłem tam i sam po Lincoln's Inn Fields i przypatrywałem się nowemu teatrowi, który budują na Covent Garden, a ma być bardzo piękny. I tak zaszedłem do księgarza na Strand i kupiłem znowu Hudibrasa, bo to chyba tylko jakaś przekora być tak przeciw czemuś, co wszyscy okrzyknęli za rzecz największego dowcipu; tedy postanowiłem jeszcze raz go przeczytać i zobaczyć, czy znajdę w nim to, co drudzy, albo nie. Potem na ów obiad do pana Povy'ego, a po obiedzie do mego krewnego Rogera Pepysa, gdzie wedle umowy spotkałem się ze stryjem Tomaszem Pepysem i jego synem; domagali się wielkich rzeczy, a po. różnych żądaniach doszliśmy o tyle o ile do zgody na ciężkich warunkach, które do przyszłego wtorku mają być na piśmie ułożone. Mój krewny Roger tak się rozrzewnił naszym przyjściem do zgody, że ledwo się wstrzymywał od płaczu. I w samej rzeczy chociaż układ jest ciężki, rad jestem w moim sercu, że położyliśmy, zda się, koniec wiecznym niepokojom. Tedy pożegnałem ich i do lorda Sandwicha, gdzie mieliśmy komisję do zawarcia kontraktu na budowę mola w Tangerze. Śmiem wyznać, że żaden z nas, którzyśmy tam byli, nie rozumiał się na tej rzeczy, ale wszyscy godzili się na to, czego żądali pan Cholmely i sir J. Lawson, którzy tę sprawę przedsiębiorą; tedy wyszedłem i zostawiłem ich, żeby się dalej na wszystko zgadzali.   7 lutego. Napisałem dzisiaj do ojca o mojej polubownej ugodzie ze stryjem, którą, chociaż jest bardzo zła, prosiłem, aby ojciec dobrze przyjął.   8 lutego. (Niedziela. ) Creed, ja i kapitan Ferrers do parku i spacerowaliśmy przy silnym mrozie poglądając na ślizgających się na łyżwach a rozmawiając. Kapitan Ferrers opowiedział mi śród innych dworskich dykteryjek, że jakiś miesiąc temu na balu dworskim jedna z dam tańcując poroniła. Ale nikt nie wie, która, bo ktoś to wnet zebrał w chustkę i wyniósł. Lecz nazajutrz wszystkie damy Dworu stawiły się na posłuchanie i nikt nie potrafił rzec, komu się zdarzył ten niefortunny przypadek. Ale tegoż popołudnia jakoVaś pani Wells zachorzała i na dobre ze Dworu odjechała, tedy mówią, że jej się to zdarzyło. Nie wiem, czy z przyczyny wiatru i zimna, czy z jakiej innej bardzom był dręczony swędzeniem po całym ciele; zrazu myślałem, że to wesz jedna z drugą mnie gryzie. Aż ci po południu patrzą, a ja na całym ciele zapłoniony i lica mam czerwone a spuchnięte i wyrzutami pokryte. Tom się poczuł nie już chory, ale i zawstydzony, widząc się tak odmienionym. I nie mogłem już rozmawiać, tylko co duch do domu, gdzie natychmiast się położyłem do łóżka, i noc miałem złą leżąc w gorączce i z wielkim bólem brzucha.   9 lutego. Nie mogłem wstać i pójść do Księcia, jakem był powinien, lecz zostałem w łóżku i wziąłem tęgo na poty za radą aptekarza pana Battersby'ego; mam tęgo spotnieć, a z potami wyjdą ze mnie te złe materie, które sama natura z nas usuwa, lecz silnymi potami trzeba dopomóc naturze. Na wieczór, przyszli do mnie sir W. Batten i sir J. Minnes, a sir J. Minnes doradzał mi to samo, jeno nie radził mi brać nic od aptekarza, tylko sam dał mi swoją wenecką driakiew, lepszą od innych, którą przyjąłem, i koło 11 uderzyły na mnie wielkie poty, po których usnąłem i spałem dosyć dobrze sam, a żona spała w czerwonym pokoju na górze.   10 lutego. Rano minęło w mojej chorobie najgorsze, to jest swędzenie i krostki na skórze. Odwiedzili mnie pan Cbventry i drudzy i rad byłem, że wszyscy pytają o mnie i wzięli tak do serca moją chorobę. Zostałem w łóżku przez cały dzień, a na wieczór znowu miałem wielkie poty, po których mam nadzieję być już na jutro zdrowym. Tego dnia sir W. Warren sam do mych drzwi zakołatał, a podawszy dla mnie list i puzderko, poszedł sobie. Otworzywszy puzderko znaleźliśmy w nim parę białych rękawiczek na moją rękę, piękny srebrny półmisek i srebrny kubek; ą na wszystkim wyrzezany mój herb. Co było bardzo godnym darem, wartym około 18 funtów, najlepszym, jakim kiedykolwiek, otrzymał.   11 lutego. Brałem rano klisterę, a po południu wstałem. Na obiad jedliśmy z żoną kurczaka i co do mnie, jadłem go aż miło, jako że od niedzieli jestem tylko na kaszy owsianej na wodzie albo na mleku. Ale muszę-powiedzieć, że nasza nowa służąca Mary świetnie się wywiązała ze swej roli gotowością i dyskrecją w czuwaniu nade mną, co mnie cieszy. Po południu różni przychodzili do mnie: stryj Tomasz, pan Creed, sir J. Minnes (który, Pan Bóg wie czemu, okazywał mi wielką dobroć i troskliwość w czasie choroby). Wieczorem żona czytała mi dzieje sądu nad sir Henrykiem Vane'em; znajduję, że to rzecz wyśmienita i warta czytania; on sam zasię był wielkiej mądrości człowiekiem.   12 lutego. Brat żony przyprowadził Marię Ashwell, która zdała nam się osobą bardzo, dla nas odpowiednią, tak samą w sobie, jak z rozmowy i innych zalet. Jadła z nami obiad, a zaś odeszła ugodziwszy się, że przybędzie do nas za trzy tygodnie albo za miesiąc. Oboje z żoną byliśmy bardzo kontenci, żeśmy ją wybrali; proszę tylko Boga, by starczyło mi na jej utrzymanie.   13 lutego. Tego ranka pan Cole, nasz kupiec drzewny, przysłał mi pięć par kaczek. Nasza Zuzanna jest bardzo chora, tedy cały dom na barkach Mary, która pogodnie i dobrze daje temu rady, ale mnie markotno, że musi tyle robić.   14 lutego. Stryj Tomasz, jego syn i ja spotkaliśmy się u Rogera i tam podpisaliśmy i przypieczętowaliśmy nasz układ zgody i z wielką, ale udaną miłością pożegnaliśmy się.   15 lutego. (Niedziela. ) Wieczorem długo rozmawiałem z żoną w łóżku i uczyłem ją astronomii.   16 lutego. Do Westminster Hall, gdzie wszyscy wyczekują, co uczyni w sprawach religii Parlament mający się zebrać za dwa dni. Rzecz w tym, czy prezbiterianie zadowolą się takimi wolnościami, jakie mają być przyznane papistom, czy raczej będą woleli nie przyjąć żadnych, niż aby papiści je też mieli; a papiści, jak słyszę, bardzo się krzątają, by prezbiterianów skłonić do przyjęcia proponowanych im swobód i pogodzenia się z tym, że i oni będą mieli takie same. Kapitan Ferrers opowiadał mi, że lady Castlemaine mając u siebie na przyjęciu pannę Stuart zaczęła z nią wieczorem stroić żarty, że one obie mają być sobie poślubione — i były poślubione ze wszystkimi ceremoniami rzekomej służby Bożej — zamieniwszy obrączki, a zaś zdzierano z nich wstęgi, a potem grzane wino do łóżka i rzucanie pończochami; lecz powiadają, że gdy je zamknęli, lady Castlemaine, która była panem młodym, powstała, a Król położył się na jej miejsce. Mówią, że to ma być prawdą.   17 lutego. Pan Pickering powiedział mi, że z tym poronieniem, na balu dworskim to czysta prawda; i że Król miał ten płód u siebie w komnacie i kazał go dysekować, i stroił z tego żarty mówiąc, że wedle jego zdania, miało to dziecko miesiąc i trzy godziny i że cokolwiek inni myślą o tym, on poniósł największą szkodę, gdyż stracił w tej przygodzie poddanego, jako że miał to być chłopiec. Do Milorda, którego zastałem na kartach z Pickeringiem; ale wnet skończyli i Milord wziąwszy mnie na stronę opowiedział mi o przykrym zajściu, jakie miał ze swym krewnym Edwardem Montagu, który zarzucił Milordowi, że tytuł, order i wysokie uposażenie jemu tylko zawdzięcza, i w najgrubszych słowach, z najczarniejszą niewdzięcznością (ile że sam wszystko Milordowi zawdzięcza) odgrażał się, że jeśli Milord nie będzie go miał w lepszym zachowaniu, to zrobi to a tamto. Odgrażał się też i na mnie, a Milord prosił, bym nic przeciw panu Montagu nie mówił, abym nie ucierpiał pd jego złości; ja zasię poznałem, jakim Edward Montagu jest łotrem. Dowiedziałem się jeszcze, że sir H. Bennet jest katolikiem i że wszystko na Dworze zmieniło się na gorsze od jego przybycia, bo wszyscy tam przed nim drżą. I że dwór Królowej Matki jest najwspanialszy ze wszystkich, a młoda Królowa jest bardzo samotna, nikt u niej nie bywa, co wiem, że jest prawdą, i co przykro mi jest widzieć. Wróciwszy do domu zastałem żonę w łóżku leżącą w bólach, co mnie zasmuciło, a z żoną jej bratową (żonę Balty'ego); tedy posłałem po jej wiolę, gdyż słyszałem, że dobrze gra na wioli basowej, i w istocie zagrała dosyć dobrze jak na dziewkę, ale byłem raczej zawiedziony tak co do gry, jak i co do jej umysłu; bo zda się, że to bardzo sprytna kobietka, która będzie sprawiała mężowi wielkie kłopoty, acz sama jest maluśka; ja zasię miałem ją za zupełne głupiutkie dziecko.   18 lutego. Z moim pisarzem panem Hayterem siedziałem sam w urzędzie do jedenastej wieczór nad obliczaniem wydatków Marynarki i jej długów, które do tego czasu wynoszą 374 743 funty. Tego dnia Parlament zebrał się po raz pierwszy po długim odroczeniu.   19 lutego. Dzisiaj czytałem mowę miana wczoraj przez Króla na otwarcie Parlamentu, która mowa jest bardzo krótka i nie bardzo uprzejma; oznajmił im tylko swoje życzenie zachowania przy sobie mocy darowywania win i że nie zezwoli żadnego zamieszania w sprawie jedności dyscypliny kościelnej; to samo rzekł co do papistów, ale oświadczył się przeciw przyjmowaniu ich na jakiekolwiek urzędy i godności, wymagające zaufania Królestwa; tymczasem Bóg jeden wie, ilu ich dzierży już urzędy i godności.   21 lutego. Dzisiaj około południa przyszedł do urzędu człowiek pewien, rzekomo ze zwyczajnym do nas interesem, i pokazał mi pismo Izby Skarbowej mówiąc, że jestem jego więźniem w sprawie nie zaspokojonych pretensji Fielda, o co mi się serce stargało, że tak możemy być nagabywani pracując w królewskim urzędzie. Więc mu rzekłem, w jakim to miejscu i czym jesteśmy zatrudnieni, i przestrzegłem go, by się miarkował, co widząc, że istotnie jesteśmy zatrudnieni, wziął to na uwagę i oznajmił, że przyjdzie za godzinę; przez ten czas sir J. Minnes wziął kolaskę i pojechał na Dwór królewski obaczyć, co by się tam dało dla mnie uzyskać; to samo nasz rzecznik przeciwko stronie Fielda, który trafem nadszedł, udał się do jego adwokata, by sprawę jakoś załatać. Za jakiś czas przyszło czterech ludzi Fielda pytając, co mam zamiar dalej uczynić. Powiedziałem im, żeby poczekali, aż przyjdzie odpowiedź od Króla i mej zwierzchności. Tedy naradziwszy się ze sobą oświadczyli, że jeśli im obiecam nie wydalać się z urzędu, to pójdą się posilić i przyjdą znów po moją odpowiedź. Tedy poszli, a ja do domu na obiad. Zanim go zjadłem, przyszli z milicjantem i dobijali się do urzędu, i pytali, gdzie jestem. O czym się, dowiedziawszy zakazałem mówić, gdzie jestem, a po chwili sir W. Batten przysłał swego Murzynka Mingo, żebym przez mieszkanie sir Minnesa przeszedł do ich domu. Com uczynił, a oni ustawicznie dobijali się do urzędu, chodzili po dziedzińcu, klęli i dopytywali się, gdzie jestem. Po pewnym czasie wrócił sir J. Minnes i jak on to we wszystkim bywa, oznajmił nam, że nic nie wskórał, lecz że Lord Kanclerz dziwuje się, czemu nie posłaliśmy kilku tęgich marynarzy, by dali tym natrętom po uchu tak szyto-kryto, byśmy nic o tym nie wiedzieli. Ale mnie się nie zdało przyzwoitym tak uczynić, jako że ci ludzie spełniali tylko rozkaz. Na koniec przybył pan Clerke, nasz rzecznik, od ich adwokata, któremu uiścił żądane wpłaty i uzyskał na piśmie, że nie mamy być o tę sprawę ciągani, ale puszczeni wolno. Co gdy tym ludziom pokazał, odeszli rzekomo, zaspokojeni do swego adwokata, by im wypłacił ich część. Kiedy odchodzili, sir W. Batten i jego pani nuże z nich dworować, ale ci hultaje odpowiadali im słowo za słowo przezywając mnie łotrem i rebeliantem i odgrażając się, że przyjdą tu jeszcze i zerwą dach z domu Battena, żeby nie dawał schronienia rebeliantowi. Ale na koniec poszli, a ja natenczas wyszedłem i przechadzałem się po ulicy, żeby sąsiedzi nie myśleli, że ze mną jest gorzej, niż było. Lecz niezabawem przyszedł znowu pan Clerke i powiedział, że ci ludzie nie chcą poprzestać na tym, co był wypłacił, i żądają jeszcze 5 funtów. Tedy radzi mi, żebym do poniedziałku nie wychodził, a on do tego czasu przyjdzie i da mi znać, jak rzeczy stoją. Tedy zostałem w domu, bardzo zły, a wszelako i kontent, kiedym ujrzał, jak wszyscy stanęli za mną w tej przygodzie, od starych aż do dzieci; nie ma też racji, bym się tym zbytnio turbował, jako że sprawa nie dotyka ni mej osoby, ani mego majątku, boć sądziłem był Fielda za obrazę urzędu. Sir W. Batten powiedział mi, że Parlament niewiele zdziałał dotąd, tyle że dzisiaj wniesiono i uchwalono, żeby wszyscy deputowani podpisali wyrzeczenie się Cove-ndnt, co dla wielu z nich będzie dniem próby. Wniesiono także projekt ustawy o noszeniu sukna i tkanin tylko krajowego wyrobu, i to podobno przejdzie.   22 lutego. (Niedziela. ) Dziś wcale nie wychodziłem, a po obiedzie tylko do sir W. Battena i sir Penna, gdzie dużośmy rozprawiali o wczorajszej przygodzie i skandalu, ale najwięcej poruszyło mnie, kiedy wieczorem sir J. Minnes wrócił ze Dworu i; miast żeby mi przyniósł jaką pociechę, lubo nic lepszego po nim się nie spodziewałem, przyniósł wiadomość, że Książę i pan Co. ventry niewiele sobie robią z mojej przygody. Mówią, że komisarz Pett miał nazwać Króla bastardem i jakoby dał o tym pod przysięgą jakoweś pismo Księciu i panu Coventry'emu, czym bardzo jestem zgorszony i zawstydzony. 23 lutego. Wstałem wcześnie, a bojąc się iść ulicami, pomknąłem wodą do Whitehall, a zaś z panem Coventrym, jak zwyczajnie, do Księcia. Tego dnia był na posłuchaniu u Księcia lord Windsor, który przybył z Jamajki. Zdał sprawę o wzięciu twierdzy St. Jago na Kubie przez jego ludzi. Do lorda Sandwicha, który, ku memu wielkiemu pomieszaniu, wysłał mnie w sprawach służby do Parlamentu. Tedy powiedziałem, że poszedłbym, ale boję się, iżbym nie był napadnięty przez łotrów owego Fielda. I tak zakrywszy twarz opończą, dostałem się jakoś wodą do domu, gdzie znalazłem zapiskę pana Clerke'a, że jestem wolny i że umorzył całą tę sprawę w sądzie; z czego się ucieszyłem i zaraz lekką już myślą zapragnąłem jakiejś uciechy. Najęliśmy więc kocz i na Dwór królewski, gdzie oglądaliśmy Dzikiego zalotnika, bardzo źle granego przez aktorów z Królewskiego Teatru; i sama sztuka taka kiepska, że nędzniejszej chyba w życiu nie widziałem, a treść tak do tytułu nie zastosowana, że nie mogłem i dotychczas nie mogę rzec, kto tam z nich był tym dzikim zalotnikiem. Podobno i Królowi, i nikomu w tym teatrze ta cała sztuka się nie podobała. Tylko lady Castlemaine była warta widzenia tego wieczora i mała panna Stuart. Mówią, że Król wszystkie dary, jakie na Boże Narodzenie otrzymał od parów Anglii, dał pani Castlemaine, co jest wielce szpetnym postępkiem; i że na wielkim balu dworskim Castlemaine miała na sobie więcej klejnotów niż Królowa i Księżna razem we dwie. Dzisiaj skończyłem, 30 lat, za co niech Bogu będzie chwała.   24 lutego. Lord Sandwich powiada mi, że słyszał, jakoby Izba Gmin nie godziła się na deklarację królewską i że nie chce dać papistom gruntu do podniesienia się w Anglii, co byłoby — wedle Milorda — życzeniem partii dworskiej. Moja niedawna choroba swędzenia i gorączki znowu mnie chwyciła, znów tedy będę musiał pomyśleć o leczeniu się potami jak tamtym razem.   26 lutego. Sir W. Batten i ja wodą do Parlamentu; on wszedł do Izby, a ja chodziłem tędy i owędy po sieniach. Nowiną dnia wczorajszego była wielka różnica liczby głosów między tymi, co byli za indulgencją dla papistów i prezbiterianów, a tymi, co byli przeciw. A różnica jest 30 przeciw 200. I dziwne jest uważać, jak Król chciałby uchodzić za twardego protestanta i wiernego syna Kościoła, a jednak rad by dać swobody papistorń, którym to przyobiecał był w Bredzie.   27 lutego. O 11 poszedłem z komisarzem Pettem i resztą naszej braci do Pawilonu Chirurgii, gdzie słuchaliśmy lekcji o nerkach, moczowodach eta, a gdy wykład się skończył, jedliśmy obiad w świetnej i uczonej kompanii między doktorami nauk fizycznych, którzy nas traktowali z wielkim respektem. Potem oglądaliśmy nerki oraz inne organa, o których było czytane; na moją zasię prośbę dr Scarborough pokazał nam bardzo akuratnie, jaką manierą choruje się na kamień i jak się go wyjmuje, a też objaśnił wszystko inne, o co go tylko zapytałem. Po południu słuchaliśmy wykładu o sercu, płucach eta, a skoro wszystko się skończyło, pożegnaliśmy się i do urzędu. Późnym wieczorem zaszedłem do sir W. Battena, gdzie zastałem sir J. Minnesa, dobrze, jak mi się zdało, podpitego; ten wziął mnie na stronę, aby mi rzec, że u Lorda Kanclerza widział Wielką Pieczęć na patencie dla sir W. Penna, mianującym go drugim kontrolerem naszego Urzędu z racji, że jakoby obowiązki kontrolera nie mogą być sprawowane przez jedną osobę; i zaklinał się, że porzuci swój urząd i najokrutniej szydził z sir W. Penna; pozornie starałem się mu dodać otuchy, ale serdecznie byłem rad słysząc, jak on pomstuje na Penna; widzę, że nie są oni wielkimi przyjaciółmi, bo mu okrutnie urągał. Co z mojej strony, to mam nadzieję, że moja pilność w pracy ochroni mnie przed ich zawistnymi praktykami. Ale widzieć, jak stary pan puszył się i przysięgał, że dla niego pełnić obowiązki to rzecz łatwa jak orzech zgryźć; że rozumie się na tych rzeczach lepiej niż jakikolwiek człowiek w Anglii; i że nie dopuści do rzeczy, co by pozwoliła ludziom gadać, że on nie może podołać sam swoim obowiązkom, chociaż, dalibóg, nie jest on do nich zdatny bardziej niż dziecko. Krótka mówiąc, jestem kontent widząc niezgodę tych panów, za którą jam bezpieczny; ale spodziewam się, że służba królewska na tym nie ucierpi, bo nie chciałbym, żeby nasze prywatne zwady jej w czymkolwiek szkodziły.   28 lutego. Izba zasiadała dziś wespół z Królem i przedstawiła mu racje, dla których odrzuciła indulgencję dla papistów, co Król przyjął z udaną radością mówiąc, że nie wątpił, iż się we wszystkich rzeczach z Izbą zgodzi, chociaż z pozoru się z nią różni, jako że sam opowiadał się za indulgencją; i że wedle jego mniemania żaden król nie był tak z żadną Izbą Gmin szczęśliwy jak on z nimi. Całe popołudnie w urzędzie aż do 11 wieczór nad moimi prywatnymi rachunkami. I obliczyłem, że stoję tak, jak stałem w poprzednim miesiącu — na 640 funtach. Wstępowałem dzisiaj do Whitehall i widziałem w Kancelarii Małej Pieczęci dyplom, na mocy którego sir W. Penn mianowany jest asystentem kontrolera, tak właśnie, jak mi to sir 3. Minnes opowiadał. Będę usiłował temu przeszkodzić.   1 marca. (Niedziela. ) W kaplicy Whitehall, a potem chodziłem z dworzanami przypatrując się pięknym paniom, a zwłaszcza pani Castlemaine, która jest ponad wszystkie tak dalece, że ją jedyną mam za prawdziwą piękność. Potem do lorda Sandwicha, który leży na gorączkę z przeziębienia. Pogawędziwszy z nim i pośpiewawszy trochę z Willem Howe'em poszedłem pieszo do domu, a wnet przyszedł Will Joyce, któregom dawno nie widział i widzieć nie żądałem, taki z niego niedorzeczny błazen, acz poczciwego serca i wielki okazuje interes do szaleństwa mojego brata z owymi konkurami, gdzie wiano i nieodpowiednie, i bardzo niepewne. Gdy poszedł, my wszyscy, co żywo, bez pacierzy, do spania, bo jutro pranie.   2 marca. Wstałem wcześnie i wodą z komisarzem Pettem do Deptford, a stamtąd do Woolwich i do warsztatów powroźniczych, gdzieśmy oglądali próby włókna konopnego z Rygi i włókna z jakiejś trawy indyjskiej, ale żadnego porównania co do mocy między tą trawą a włóknem z Rygi. Przy pięknej pogodzie i przy jaznym wietrze wróciliśmy do domu, gdzie zastałem żonę samą przy robocie, a w domu nieporządek, jako że to dzień prania. Czym jestem zaturbowany, bo mamy jutro gości mieć na obiedzie.   3 marca. (Zapustny Wtorek. ) Rano z komisarzem Pettem do pana Coventry'ego, zdać mu sprawę o tym, czegośmy wczoraj okazali. Stamtąd do Kancelarii Małej Pieczęci wziąć kopię przywileju sir W. Penna na urząd drugiego kontrolera, bo choć to rzecz niewielkiej wagi, ale mam intencję podżegać sir J. Minnesa, by temu oponował na złość sir W. Pennowi. Potem wodą do domu, a w południe pani Turner, jej córka Teofila, pani Morrice i Roger Pepys przyszli do nas na obiad. Weseliliśmy się, na ile mogłem być wesół mając dla nich dość lichy obiad, ale tak było trzeba z racji obiadu, który muszę wydać w końcu miesiąca. Po obiedzie wziąłem ich do piwnicy i napocząłem dla nich beczkę czerwonego wina. Po południu Roger powiedział mi, że Król jest z pewnością srodze gniewny o tę opozycję Parlamentu przeciw swobodom dla papistów.   5 marca. Będąc rano w Westminster słyszałem, że katolicy nie tracą nadziei, lecz ostro nastają na Króla, żeby wymógł na Izbie indulgencję dla nich. I wykrzykują zwłaszcza przeciw komisarzom królewskim w Irlandii, gdzie pono źle się dzieje; tedy krzyczą — papiści, mówię — że interesy Anglii wniwecz tam się obracają. Do lorda Sandwicha, któregom zastał bardzo chorego z przeziębienia; od wielu nocy nie może spać, tak że ledwie oczy otwiera, jest bardzo słaby i smutny, co mnie wielce zafrasowało. Do domu i po obiedzie do urzędu, gdzie siedzieliśmy do późna i znajduję, że nic mi tani już nie przeszkadza rosnąć w znaczenie okrom sir W. Penna, który ozdrowiał i przychodzi do urzędu bardzo żwawy, żeby, jak myślę, niezwyczajną pilnością odzyskać czas na uboczu strawiony; co mu daj Boże, ale ja mam nadzieję go zmitrężyć, bo postanowiłem tak ostro wziąć się do roboty, jak tylko zdołam uciągnąć, byle mi Bóg dał zdrowie.   6 marca. Wstałem wcześnie i około ósmej powozem w cztery konie z sir J. Minnesem i sir W. Battenem do Woolwich. Tam w warsztatach okrętowych radziliśmy nad rozmaitością spraw i wydawali zarządzenia. Potem do pana Falconera, gdzie sprawili nam ryby, któreśmy mieli ze sobą; obiadowała z nami jego nowa żona, która była jego służącą, ale zdaje się być niewiastą dobrego urodzenia i wychowania. Po obiedzie do Deptford, gdzie to samo, a po drodze przednia rozmowa, jako że sir J. Minnes wybornym jest kompanem, acz w sprawach urzędu nieumiejętny z niego człowiek. Po powrocie do sir W. Battena, gdzie major Holmes, niedawno przybyły z Cieśniny, opowiedział mi dziwne rzeczy o błędach swojego młodszego oficera, Coopera, którego ja skierowałem był na jego okręt; rzeczy, którym nie wierzę, ale przykro mi tego słuchać i muszę przedsięwziąć kroki, żeby Coopera przenieść gdzie indziej, acz myślę, że kapitan Holmes jest pyszny, a tamten nie dość giętki dla niego. Dzisiaj podobno Izba występowała z wielką gorącością przeciwko papistom, podrażniona ruchem, jaki wszczęli, aby uzyskać swobody, co jest bez wątpienia wielkim ze strony papistów szaleństwem tak się o to użerać w czasie, gdy widzą, jaką awersję Izba już pokazała dla tej sprawy. Pan Povy powiada, że z lordem Sandwichem było dzisiaj tak źle, aż się o niego wielce zatrwożył, nad czym bardzo boleję, nie tak dla siebie, jak dla jego nieszczęsnej rodziny.   7 marca. Do lorda Sandwicha, który tej nocy spał dobrze, i ujrzałem go wesoło grającym w karty i dużo gości miał u łoża.   11 marca. Dowiedziałem się, że pan Wood wysłał Butlera, naszego głównego świadka w sprawie przeciw Fieldowi, wbrew naszym życzeniom, do Nowej Anglii, co mnie przyprawiło bez, mała o szaleństwo. Tedy natychmiast pchnąłem umyślnego do Penna, by o tym go powiadomić, aliści na wieczór Wood dał mi znać, że wysłał już kogoś na zastępcę Butlera, kto wyruszył, by dopędzić jego okręt na Dunach.   12 marca. Stryj Tomasz i jego syn nakazali swoim dzierżawcom (w Brampton), by tenuty nam wypłacili, z czegom rad. Do późna siedziałem w urzędzie, a gdy wróciłem do domu, zastałem pannę Marię Ashwell, która dziś do nas przybyła. Wiele się po niej spodziewam i proszę Boga, by się nam nadała; co, lubo sporo będzie mnie kosztowało, sprawi mi wielką radość. Całą noc męczyłem się z przeziębienia, i zachrypłem tak, że prawie mówić nie mogę.   15 marca. (Niedziela. ) Z żoną i po raz pierwszy z panną Ashwell do kościoła, gdzie naszą (tj. Urzędu) ławkę zapełniły siostra sir J. Minnesa i jej córka, tak że postrzegam, iż jak się wszyscy zejdziemy, to ktoś z nas musi zostać bez miejsca, ale suponuję, że dojdziemy z tym jakoś do ładu. Obiad w domu, po obiedzie znów do kościoła, potem jeszcze do urzędu i na koniec do domu na kolację. W pannie Ashwell mamy taką dobrą kompankę, że, jak myślę, będzie nam się z nią bardzo szczęściło. Więc do pacierzy i spać. Tego dnia pogoda, która ostatnio była gorąca i słoneczna, zmieniła się na zimną i wilgotną, a w czasie popołudniowego nabożeństwa bardzo grzmiało, czego już dawno nie słyszałem.   16 marca. Dzisiaj, gdy byliśmy u Milorda, słyszałem pierwszy raz pannę Ashwell grającą na klawesynie i znajduję, że gra wcale niezgorzej. Tedy wracając koczem do domu, po drodze kupiłem dla niej w Tempie księgę nut na klawesyn.   18 marca. Mój szpinecik, wczoraj strojony, brzmi wcale dobrze i Ashwellka go wcale nieźle używa.   19 marca. Wstałem wcześnie i wodą sam do Woolwich, gdzie zastałem wszystkich urzędników jeszcze w łóżkach. Obszedłem składy portowe i wejrzałem we wszystkie tameczne sprawy. Stamtąd poszedłem do Greenwich i do Deptford, wszędzie taki sam czyniąc przegląd i z wielkim zadowoleniem widząc, że ludzie poczynają mnie mieć w takim samym zachowaniu jak innych wyższych urzędników. Po powrocie — do urzędu, gdzie pisałem listy etc. Do domu na kolację i do łóżka, srodze znużony i zły, że nie widzę, aby drudzy tak chętni byli do roboty jak ja, com wziął na siebie trud rozpatrzenia, jakie są w portach królewskich usterki i co jest w nich do zdziałania. 21 marca. Dzisiaj cała rada Urzędu zebrała się, a sir Filip Warwick i sir Robert Long przybyli do Lorda Podskarbiego, żeby z nami się rozmówić w materii długów Marynarki i jak mamy się rządzić, byśmy opędzili nasze potrzeby dwustu tysiącami funtów rocznie, którego funduszu Król postanowił nie powiększać. Po tym dyskursie i puszczeniu owej sprawy w ruch, wezwaliśmy kapitana Holmesa, który wystąpił ze swym ciężkim oskarżeniem przeciw szyprowi Cooperowi, żądając jego uwolnienia ze służby. Czemu ja oponowałem, nie bym oskarżonego bronił, lecz gwoli sprawiedliwości procedury nie pozwalającej osądzać bez wysłuchania drugiej strony. W czym od słowa do słowa przyszło do takich grubych słów, ażem zadrżał, chociaż najgorsze z tego, com ja powiedział, było, że sprawa jest nieobyczajnie i obelżywie wyrażona. Na to Holmes mi pogroził, że dobrze dla mnie, iżem to nie w innym miejscu rzekł. Ale wszyscy nasi, sir J. Carteret, sir J. Minnes, sir W. Batten i sir W. Penn, zakrzyczeli go, że to wstyd. Na koniec rozeszliśmy się postanowiwszy, że w przyszłym tygodniu zarządzimy dysputę między kapitanem i jego szyprem i osądzimy sprawę; w której nie będę wdawał się w obronę żadnej nieprawości Coopera, ale i nie pozwolę go ukrzywdzić. Odszedłem stamtąd poruszony, ale i ujęty, że wszyscy nasi urzędnicy są zdania, iż Holmes nieprzystojnie się zachował.   22 marca. (Niedziela. ) Wstałem wcześnie i wypisałem dla Parlamentu akt mianujący nas sędziami pokoju na Miasto Londyn. Po kościele z żoną, panną Ashwell i Creedem do Chelsea, gdzie Ashwellka do szkoły chodziła. Potem do żony kapitana Ferrersa na chrzciny jej dziecka. Tego dnia, chociaż byłem dość wesół, przecie nie mogłem zbyć z głowy wczorajszej przygody ani powściągnąć naturalnego strachu, że Holmes mnie wyzwie za słowa, które mu rzekłem, choć nie powiedziałem niczego, co nie przystoi urzędnikowi Marynarki.   23 marca. Rano w urzędzie od wczesnej godziny. Po południu odwiozłem żonę do jej rodziców, a sam do Whitehall, niemal w trwodze, tak mdłego jestem ducha, żebym nie spotkał Holmesa. Posłuchanie u księcia. Yorku, a potem Komisja do Spraw Tangeru, przy czym sir R. Ford, sir W. Eider i ja wybrani zostaliśmy do napisania statutu dla cywilnego zarządu tego miasta; do czego ja mało zdatny się czuję, alem rad, że wiążą mnie z ludźmi, od których będę się mógł czegoś nauczyć. Potem do lorda Sandwicha i z, kimże to się zetknąłem wchodząc do jego domu! Z kapitanem Holmesem! Chciał się cofnąć, ale ja rzekłem, że nie chcę mu psuć wizyty i pójdę sobie; i raptem zaczęliśmy rozmawiać, a on posunął się aż do prośby o wybaczenie mu grubych słów, które mu się w gorączce wczorajszego dnia wymknęły; na czym chętny byłem rzecz skończyć, co mu powiedziałem, i rozstaliśmy się, on poszedł do Milorda, ja zasię pojechałem koczem do domu, gdzie zastałem Willa Howe'a. Został u nas na noc i długo jeszcze siedzieliśmy śpiewając pieśni, a potem ja z nim w łóżku Ashwellki, a ona z moją żoną. Tego dnia Greatorex przyniósł mi) bardzo misterny szklany instrument do mierzenia ciepła i zimna.   24 marca. Po południu w urzędzie sprawa Coopera i kapitana Holmesa, ale widząc, że Cooper jest hulaką i kłopotliwym jegomościem, przystałem na jego usunięcie z okrętu bez jednego słowa, acz wiem, że postąpiono z nim wyniośle i ze złością.   25 marca. Tego dnia mamy pranie, a nasza Zuzanna zachorowała, czy też chciała, by ją za taką miano. Stąd taki nieład w domu, że nic bez mała nie było nam przyjemnym, a żona zakłopotana brakiem kucharki, tym bardziej że wobec tego nie będę mógł jutro wyprawić obiadu, jak powinienem, na pamiątkę dnia, gdy mnie krajali na kamień; będę to musiał odłożyć na kiedy indziej.   26 marca. Dzisiaj minęło pięć lat od dnia, w którym podobało się Bogu zachować mi życie, gdy mnie krajali na kamień, od którego czasu, chwała Bogu, czuję się zdrów na ciele. Ale nie mogłem tego dnia święcić, jako że żona chora i dom w nieładzie z przyczyny służących. Tego ranka przyszła nowa kucharką za 4 funty rocznie; pierwsza, której tyle mam płacić. Była ostatnio w domu lorda Monka i w istocie schludnie i dobrze podała obiad ku memu zadowoleniu. Zuzanna odeszła dzisiaj, dałem jej coś na mieszkanie i utrzymanie, bo muszę mieć. miejsce dla tej nowej służącej.   1 kwietnia. Wstałem dziś wcześnie i poszedłem odwiedzić mego krewnego Rogera Pepysa, bym go widział i trochę z nim pogadał. Powiedział mi, że Parlament okrutnie zawziął się na papistów i chce ich pogrążyć, ale mówi, że czynią to z taką pasją i tak mściwie, i z taką żądzą pognębienia razem z papistami wszystkich nonkonformistów (Nieprzejednanych) , iż wątpi, aby rzeczy poszły tak dobrze, jakby sobie tego życzył. Stamtąd do mego brata Tomasza, lecz powiedziano mi, że wyszedł, a ojciec jeszcze nie wstał. Której wiadomości dziwowałem się, albowiem nie wiedziałem, że ojciec już dziś przyjechał, chociaż oczekiwałem, że do mego domu przybędzie. Tedy poszedłem na górę i siedziałem u jego łoża z godzinę albo więcej. Między innymi rzeczami powiedział mi, że matka doszła do takiej niespokojności umysłu, iż prawie nie podobna z nią wytrzymać, i tylko dla Poli musi to dalej cierpieć. Zostawiłem go w łóżku z tym, że dziś wieczór albo kiedy zechce, przybędzie do nas, i poszedłem do domu na obiad. Żona wylegiwała się dziś w łóżku, tedy obiadowałem z panną Ashwell; gładka z niej dziewka i mam nadzieję, że bardzo będziemy z niej kontenci, jako że jest skromna i skrzętna; nowa kucharka też dobrze i czysto wystawia dania.   2 kwietnia. Sir W. Penn powiada mi, że Król przesłał Izbie swoją zgodę na wszystko, co chcą przedsięwziąć przeciw papistom, jezuitom etc, co wszyscy przyjęli, z zadowoleniem, a i ja temu jestem rad; mówił też ze mną dziś o nieprzyjaźni mojej żony ku niemu i jego córce, czego przyczyną, jak rozumie, jest, że wzięli do domu naszą dawną służącą Sarę; tedy ją już teraz odprawił, z czegom rad.   3 kwietnia. Wychodząc z Whitehall spotkałem kapitana Grove'a, który wręczył mi list od siebie do mnie pisany; rozeznałem, że w liście są pieniądze; rozumiem, że to za najmowanie okrętów do Tangeru, co za moją protekcją jemu poruczone, a zwierzając mu to swego czasu, wyraziłem był życzenie, abym ja też mógł przy tym legalnie cośkolwiek zarobić. Ale nie otwarłem listu aż w domu; a tam; złamawszy pieczęć, nie zajrzałem do listu, pókim z niego nie wysypał pieniędzy, iżbym mógł powiedzieć, żem nie widział pieniędzy w liście, jeśli by. mnie o to ciągano. Była tam sztuka złota i 4 funty srebrem. Obiadowałem z żoną i ojcem, a po obiedzie do mego szpineciku i przekonałem się, że Ashwellka zna zasady muzyki ponad moje oczekiwanie, dobrze, z czegom niezmiernie rad. Na Dworze popłoch z racji złych wiadomości z Mandii, gdzie pono insurekcja katolików się wszczęła. Słyszałem też w mieście, jako rzecz pewną, że w Hiszpanii położono areszt na naszych okrętach, co jest odpowiedzią na wyprawę lorda Wind sora na Kubę.   4 kwietnia. Wstałem wcześnie i do urzędu. W domu dziś na obiedzie Roger Pepys, pani Turner z córką, mój wuj Wight, jego żona i panna Anna Wight, jako że nie w samą rocznicę, ale dzisiaj dopiero świętujemy moje wyjęcie kamienia, za które zawsze wdzięczny jestem Bogu. Bardzo weseliliśmy się przed obiadem, przy stole i po jedzeniu, a tym bardziej, że wielki dałem obiad i przednio podany przez samą tylko, naszą służbę. Mieliśmy potrawkę z kurcząt i królików, gotowane udo baranie, trzy karpie w jednym daniu, wielkie danie z polędwicy baraniej, pieczone gołębie, raki morskie, pasztet z minogów (wielki rarytas), sardele, trzy torty, dobre wino różnych gatunków, wszystko bardzo wykwintne ku mej wielkiej radości. Po obiedzie do Hyde Parku, wujenka i panna Wight ze mną w jednej kolasce, a reszta gości z panią Turner; Roger musiał wyjść wcześniej na debatę do Izby. W parku widzieliśmy w jednym powozie Króla, w drugim — lady Castlemaine, jak mijali się krążąc dokoła i za każdym razem kłaniali się sobie. Byliśmy tam z godzinę, a zaś pożegnawszy gości — do domu, który zastaliśmy tak cudnie z góry na dół wychędożonym, jakby się tam tego dnia nic zgoła nie odbywało. Tedy daliśmy kucharce po 12 pensów od każdego z nas. Potem w urzędzie wygotowałem listy na pocztę, jeden do mego brata Jana do Brampton któremu napisałem (w nadziei, że to matkę poruszy), w jakiej ojciec jest melancholii pogrążony, i prosząc, iżby wszelkimi środkami przywiódł matkę do życia w zgodzie i pokoju, z czego, jak się obawiam, nic nie będzie i być nie może; ale przestraszyłem ją, że ojciec więcej do Brampton nie wróci, i w jakiej matka znajdzie się kondycji, gdyby umarł; może to jaki skutek weźmie. Tedy do domu i spać.   6 kwietnia. Na Komisji do Spraw Tangeru zastałem ku mej radości lorda Sandwicha, który po paru miesiącach tego dnia pierwszy raz wyszedł z domu. Ale prędko się z nami pożegnał mając, jak słyszę, tegoż wieczora jechać do Kensington czy do Chelsea, gdzie najął mieszkanie dla poprawienia zdrowia w dpbrym powietrzu. Po komisji przychwyciłem pana Coventry'ego w Galerii z Kobiercami, aby wypowiedzieć mu wszystko, co dotyczy spraw naszego Urzędu, całe moje niezadowolenie, że widzę interesy tak wielkiej wagi prowadzonymi tak niedbale i w jak pożałowania godny sposób pan kontroler i pan nadzorca pełnią swoje obowiązki, zgoła zrzuciłem wszystko, co mi ciążyło na duszy; on za się uczynił to samo, mówiąc mi, jak bardzo jest zniechęcony widząc, że sprawy nie idą ku lepszemu, jak się spodziewał, że pójdą. Tak w poufnej rozmowie godzinę trwającej powiedzieliśmy sobie wszystko, co nam leżało na sercu, i rozstaliśmy się z wielkim zadowoleniem i z wielką dla mnie satysfakcją, żem ulżył memu sumieniu.   8 kwietnia. Wcześnie do urzędu, a o 8 godzinie spotkałem się z komisarzem Pettem, późno przybyłym do miasta i dyskurowaliśmy o sprawach Urzędu, jak źle idą z przyczyny korupcji sir W. Battena i głupoty sir J. Minnesa. Do kaplicy królewskiej, gdzie oglądałem ceremonię hołdu oddawanego Królowi przez biskupa Peterborough, dr Laneya przeniesionego na biskupstwo do Lincoln. Widziałem tam księcia Monmoutha z Orderem Podwiązki, pierwszy raz przeze mnie oglądanym. I mówili mi, że uniwersytet w Cambridge przyjmował niedawno księcia Monmoutha z wielkimi honorami, z wystawieniem dla niego komedii w Trinity College, z bankietem i z mianowaniem go mistrzem sztuk wyzwolonych. Czemu wszystkiemu Król, jak powiadają, bardzo był rad. Wodą do domu na obiad a potem z żoną, ojcem i Ashwellką popłynęliśmy ku Woolwich, a już na wodzie spostrzegłem się, że zostawiliśmy naszego pieska, który biegł za nami od domu do brzegu rzeki, a teraz Pan Bóg wie, czy nam nie zginął; co wprawiło w wielką pasję nie tylko moją żonę, ale wyznaję, że i mnie, bardziej, niż mi przystoi. Natychmiast wróciliśmy; ja wziąłem inne czółno i z ojcem, popłynąłem do Woolwich, a żona z Ashwellką wróciły szukać psa. My zasię z ojcem oglądaliśmy królewski jacht spacerowy, a z Woolwich poszliśmy piechotą do Greenwich, a gdyśmy szli do parku, spotkaliśmy moją żonę z jej panną i z psem, co nas rozweseliło; tedy wodą do Deptford, a potem lądem do gospody „Wpół Drogi”, skąd ja poszedłem na lustrację warsztatów królewskich, a potem zjadłszy w gospodzie i wypiwszy, wodą do. domu.   17 kwietnia. Wstałem o piątej rano i do południa w urzędzie. W południe obiadowaliśmy z ojcem. Mieliśmy tylko słodkie ciasto i rybę, jako że to Wielki Piątek. Tego ranka pan Hunt przyniósł mi wiolę basową, iżbym spróbował, czy jej nie wezmę, ale nie bardzo mi się zdała; w wielkim też jestem powątpiewaniu, mamli kupować jeszcze jakikolwiek instrument, a to z obawy, iżbym nie zepsuł mej teraźniejszej ochoty i miłości do pracy.   19 kwietnia, (Wielkanoc. ) Oblokłem dzisiaj nowe, opięte w kolanach pludry, nowy barwisty kaftan i nowe, tej samej barwy jedwabne pończochy, które mnie 15 szylingów kosztowały. Założyłem pas (15 szylingów) i nową małą szablę ze złoconą rękojeścią (23 szylingi), wszystko bardzo nadobne. Po kolacji jęliśmy gadać o tańcach i znajduję, że panna Ashwell cudnie się w tańcu nosi, tak że mojej żonie było wstyd, iż tak jest w tym względzie zaniedbana; lecz od jutra będzie się uczyć tańców przez jakiś miesiąc albo dwa. Tedy do pacierzy i do łóżka.   20 kwietnia. Tego dnia w Whitehall, w królewskiej komnacie odbyły się zaślubiny małego księcia Monmoutha z Anną Seott. Przypatrywałem się herbom na jego karecie. Były tam różne herby w różnych polach, ale który znak miał pokazywać, że pan młody jest bękartem, tego nie wiem.   22 kwietnia. Wcześnie rano do urzędu, gdzie siła roboty. Potem na Giełdę i do mojego wuja Wighta, gdzie byli już mój ojciec, żona i Ashwellka, ale dali nam lichy obiad i. źle podany; nadto sam widok rąk mojej wujenki i niechlujny sposób krajania przez nią mięsa omal nie przyprawił mnie o mdłości. Potem do teatru, gdzie na całą kompanię wydałem cztery półkorony, a sztuka mi się nie podobała. Potem ja jeszcze do urzędu i do domu, gdzie z ojcem (bardzo melancholicznym) grałem w karty.   23 kwietnia. Dzień świętego Jerzego i rocznica koronacji; Król i Dwór w Windsor dla zainstalowania tam księcia Monmoutha. Wstałem wcześnie i rozpaliwszy ogień na kominku w pokoju żony, jako że dzień był zimny, zasiadłem z ojcem do zrachowania jego wydatków od czasu, jak jest na wsi. Doszliśmy, że — jak dotąd — wydaje (nie licząc rozchodów nadzwyczajnych) 100 funtów rocznie, co mnie zafrasowało, i dałem mu to do zrozumienia, tak że biedak aż płakał, chociaż mi jasno wyłożył, że nie mógł nic oszczędzić. Powiedziałem, jak nasze interesy stoją, i że nie ufam Poli ani co do jej dobrej wiary, ani co do jej umiejętności prowadzenia gospodarstwa. Ojca to bardzo stropiło i zapewniał mnie, że Pola bardzo dobrze się krząta i sprawuje, co mile wysłuchałem, ale myślę, że ojciec jest zaślepiony i nie w siłach dostrzegać jej błędów tak, jak je dawniej widział. Potem do urzędu i uskromiwszy się tam z kilku sprawami, do domu, by spędzić wieczór z ojcem. Do późna graliśmy w karty, a kiedy przy kolacji posłałem pacholika po musztardę do cielęcych ozorów, ten łotrzyk pól godziny stał na ulicy przyglądając, się ogniom świątecznym, co mnie rozezłościło i postanowiłem jutro wyłoić mu skórę.   24 kwietnia. Wstałem wcześnie i wziąwszy powroza zeszedłem na dół i wychłostałem pacholika mojego tak, aż mi ze dwa razy dech zaparło. Ale boję się, że to go nie polepszy, gdyż bardzo już daleko zaszedł w swych psotach i psich figlach, nad czym ubolewam, jako że są w nim zadatki na dzielnego człowieka i oboje z żoną lubimy bardzo tego chłopca. Do urzędu, a po południu gra łem na skrzypcach (czegom od wielu dni już nie praktykował), podczas gdy panna Ashwell tańczyła na górze w moim najlepszym pokoju, w którym przednio muzyka się rozlega.   25 kwietnia. Moja żona zaczęła dzisiaj lekcję tańca z panem Pembletonem, ale obawiam się, że niewiele skorzysta, jako że zbyt wiele rozumie o sobie w rzeczy tańca, gdy ja nie sądzę, aby umiała tańczyć. W Westminster Hall kupiłem książkę dr Stradlinga, w której wszystkie praktyki i zamiary papistów są wyłożone — bardzo dobra książka. I drugą książkę kupiłem, w której zbiór mądrości wielkich prezbiteriańskich kaznodziejów na wszystkie publiczne okazje przeszłych czasów, a głównie przeciw Królowi i jego partii: Słyszałem, że Królowa bardzo jest urażona, iż Król ją zaniedbuje, od kwartału ani razu z nią nie wieczerzał, a bez mała każdą noc jest z panią Castlemaine, która była z nim nawet w rocznicę koronacji w Windsor i z nim razem wróciła wczoraj wieczór; i co większa, powiadają, że przeniosła się ze wszystkim do Whitehall i śpi w pokoju podle komnaty Króla; co przykro mi jest słyszeć, choć bardzo mi się ta pani podoba.   26 kwietnia. (Niedziela. ) Długo leżałem z żoną w łóżku, a potem rachunki i do kościoła. Nad wieczorem żona, Ashwellka, Will Hewer, ja i pies — wódą do gospody „W Pół Drogi”, a stamtąd w pola i zbieraliśmy pierwiosnki. W gospodzie zjedliśmy zimną baraninę, którąśmy z sobą przywieźli, i cudny mieliśmy spacer pieszo do domu. Ashwellka całą drogę opowiadała nam o maskaradach i przedstawieniach w jej szkole w Chelsea, co było bardzo ucieszne; i znajduję, że najprzedziwniejszą pamięć ma ta dziewka, skoro tyle rzeczy pomni, granych przed sześciu albo siedmioma laty. Tedy do domu i odczytawszy sobie moje śluby a będąc bardzo śpiącym, bez pacierzy do łóżka, co mi Panie Boże odpuść.   27 kwietnia. Dziś rano dowiedziałem się, że kapitan Browne, szwagier sir W. Battena, zmarł, ugodzony dwa dni temu przez pewnego pijanego marynarza, swego sługę, kamieniem w czoło; żałuję go, bo miał dobrą żonę i zostawił dużo małych dzieci. Do Whitehall, ale Książę wyniósł się na lato do pałacu St. James, więc tam do niego z panem Cpventrym i sir W. Pennem i sporo czasu radziliśmy z nim o sprawach Marynarki. Królowa pono była jednak na św. Jerzego w Windsor i kiedy książę Monmouth z nią tańcował dzierżąc kapelusz w ręce, Król miał jakoby do niego podejść i całując go kazał mu kapelusz włożyć na głowę, co wszyscy uważali i różnie o tym gadali.   29 kwietnia. Wstałem wcześnie i wziąwszy papiery i rachunki dla Milorda pojechałem z ojcem i W. Howe'em do Chelsea. Zastałem Milorda samego przy małym stoliku, na którym kawałek mięsa za cały obiad. Siedliśmy, wesoło i mile z nim gadając, on zasię pod niebiosy wynosił to swoje odosobnienie i dobroć jadła, które jest rzeczywiście świetnie przyrządzone, jako że gospodyni domu, pani Becke, żona kupca, jest osobą dobrej kondycji i chodzi koło wszystkiego bardzo pieczołowicie. A zwłaszcza dobre są jej ciasta; są tak dobre, że wedle słów Milorda godne byłyby stołu pani Castlemaine. Mój ojciec stał jakiś czas wedle okna, a potem siadł i słuchał naszej rozmowy o materiach publicznych i prywatnych, a nareszcie powiada, że zejdzie na dół i tam będzie na mnie czekał; tedy pożegnał się z Milordem i zeszedł, a my nuż dalej gadać o niewdzięczności Edwarda Montagu, który wszystko, co Milord zdziałał, swoim radom przypisuje i wszędzie Milordowi szyje buty, a „osobliwie u Lorda Kanclerza; o władzy, jaką mają mnie sir H. Bennet i lord Bristol, i jak oni na to się zasadzili, by zgubić Kanclerza, i niechybnie ponoś go zgubią; o intrygach i za-wiściach na Dworze i między dostojnikami Państwa i generalnie o tym, jaka to kłopotliwa rzecz dla człowieka jakiej bądź kondycji wytrwać w poczciwości na Dworze nie obudzając zawiści i nienawiści; i jakiej potrzeba roztropności a symulacji, by się we świecie ostać. Na koniec pożegnałem się i ja, a zeszedłszy na dół znalazłem ojca nieoczekiwanie w wielkich boleściach i błagającego, by mu dać jakie łóżko, na którym by się położył, o com się zaraz postarał. I zostaliśmy przy nim z W. Howe'em, a takie miał bolę, nieborak, jakich nigdy nie widziałem u niego, i znosił je cierpliwie, powtarzając tylko: „Okrutny ból! Okrutny ból! Boże, pomóż mi! Boże, pomóż mi!” Potem chciał zostać trochę sam, więc wyszliśmy na ogród cudny, w którym piękna fontanna zrosiła nas leciutko. Wróciwszy się do ojca, zastałem go w takich boleściach, żem nie mógł na to patrzyć bez płaczu, i ani wiedziałem, jak podołam go stamtąd zabrać. Na koniec widząc, że bolę nie ustają, przeprowadziliśmy go jakoś do kocza i nie zatrzymując się nigdzie po drodze, co duch do domu; a tam wspólnymi siłami ułożyliśmy ojca w łóżku i po pół godzinie, leżąc w swym własnym, łóżku i wygodnie, zasnął, a były to bolę ruptury, od której cierpi już ze 20 lat. Zeszliśmy więc na dół do pana W. Stankesa, który przybył właśnie z końmi po ojca. Ale uciesznie było słuchać, jak on pomstuje na ten gwałt i turkot w Londynie naprzeciw tego, co jest na wsi, i mówi, że nie może tego wytrwać. Zjedliśmy z nim wesoło kolację i zaś do gospody z końmi, a potem spać, a ja do ojca, który już lepiej się miewa, i spaliśmy obaj bardzo dobrze.   30 kwietnia. Na obiedzie pani Hunt, W. Stankes i ojciec. Ale, o Boże, ile zachodu ze Stankesem, który wyrzeka na tłok na ulicach i że umęczył się chodząc po Londynie; i nie daje się uprosić żonie i Ashwellce, żeby z nimi szedł do teatru albo do Whitehall, albo zobaczyć lwy, acz chcieliśmy go wieźć w karecie. Aniby mi do głowy kiedy przyszło, że może chodzić po ziemi człowiek tak mało ciekawy świata jak on.   1 maja. Po obiedzie zebraliśmy się z ojcem, bratem Tomaszem i W. Stankesem w pokoju żony i doradziłem ojcu, jak ma gospodarzyć, aby wyżył z 50 funtów rocznie, a to wszystko w słowach tak czułych, że nie tylko oni, ale i ja się popłakałem. Potem wypiliśmy strzemiennego, siadłem na konia, któregom najął od pana Gamę, i odprowadziłem ojca, i patrzyłem, jak wyjeżdżał z miasta przez Bishopsgate Street. Potem przez pola i Holborn ku Hyde Park, gdzie jak myślałem, będzie dziś, jako w majowe święto, cały wielki świat; kłusując ku parkowi spotkałem Willa Howe'a na karym, kusym mierzynku, więc z nim na Charing Cross, gdzie oddawszy moją ciężką kobyłę, osiodłałem delikatnego wierzchowca ze stajni kapitana Ferrersa i szumnie pokłusowaliśmy do parku, gdzie nic osobliwego; nie widzieliśmy ani Króla, ani lady Castle maine, zgoła o wiele więcej świetności można oglądać w każdy powszedni dzień. Potem hasaliśmy z nim jeszcze przez pola i po Hyde Parku, a o siódmej wróciłem do domu i poszedłem do pani Turner1 posłuchać, jak jej córka gra na wirginale; ale na Boga! można było zachorzeć słuchając tej muzyki; a trzeba było ją pochwalić. Więc do domu i tu Ashwellka grała bardzo dobrze na moim szpineciku, zanim się położyłem.   2 maja. Będąc znużony wczorajszym dniem spałem do siódmej rano — rzecz, która mi się nie przytrafiła od wielu dni. Przemówiliśmy się cierpkimi słowy z żoną o to, że nie dba o porządek w domu, za co nazwałem ją dziadówką, a ona mnie „kłuj-weszką”. Z tym poszedłem do urzędu, gdzie całe rano. Potem do Giełdy i na obiad i pogodziwszy się mile z żoną, znowu do urzędu.   3 maja. (Niedziela. ) Żona, będąc niezdrowa, cały dzień w domu. Ja do kościoła po południu, a resztę dnia uczyłem Ashwellkę gry na szpineciku i dałem jej do przegrania psalm, co bardzo dobrze zagrała mając i ucho dobre, i rękę. Po kolacji i pacierzach do łóżka, gdzie poswarzyliśmy się z żoną o to, żem za długo przeciągał rozmowę z nią i z Ashwellka na dole, miasto żebym poszedł na górę i z nią samą pogadał o czymś, co mi chciała powiedzieć. Żona wymawiała mi, że wolę rozmawiać z każdym raczej niż z nią, skąd widzę, iż jest, jak myślę, zazdrosna o moją poufałość z Ashwellka, tak że muszę się strzec, bym do tego nie dawał okazji.   4 maja. Przyszedł mistrz tańców Pembleton, który, gdym stał i patrzył, jak naucza żonę, skończywszy z nią, nuż do mnie, abym spróbował nauczyć się kuranta; tedy na jego prośby i nalegania żony dałem się mu prowadzić i zapłaciłem mu 10 szylingów zadatku, i tak zostałem jego uczniem. Prawdę mówiąc, myślę, że to rzecz pożyteczna dla każdego dżentelmena i mogę być w okazjach, w których mi się to przygodzi. Do St. James do Księcia, stamtąd do Whitehall, a po sesji Komitetu do Spraw Tangeru wyszedłem z lordem Sandwichem do ogrodu; i pomówiwszy obszernie o jego interesach nuż więc o sprawach dworskich; a lubo Milord nie rzekł mi tego wyraźnym słowem, przecie dorozumiewam się, że jest coś niedobrego między Królem i Księciem i że miłość Króla ku małemu książątku (Monmouth) do niezgody przywodzi, i możebna, że trzeba się obawiać, iżby Król go nie zrobił następcą tronu. Nie mówiliśmy o tym, ale domyślam się niewątpliwego i zupełnego upadku wpływów Lorda Kanclerza.   7 maja. Do lorda Crewa i z nim obiadowałem. Powiedział mi o wygotowaniu przez Izbę Gmin projektu ustawy zakazującej piastowania jakichkolwiek urzędów państwowych wszystkim, co nie byli cały czas wierni i nie stali w służbie Kościoła i Króla, co dla wielu będzie zgubą i co każe mi się obawiać, aby to nie skrupiło się i na mnie, jako że, pomimo moją niewinność w ciągu ostatnich czasów, pracowałem był w Izbie Skarbowej za Cromwella. Ale spodziewam się, że Bóg będzie mnie miał w swej pieczy.   8 maja. Wodą na Strand i tam oglądałem roboty około pałacu Królowej-Matki. Potem nawiedziłem pannę Jemimę, która bardzo urosła od czasu, gdy ją widziałem, ale jeszcze jej wiele brakuje do tego, by ją wprowadzić na Dwór i wydać za mąż. Wziąłem żonę i pannę Ashwell do nowego Królewskiego Teatru, przede dwoma dniami otwartego. Teatr jest nadzwyczaj dogodnie przysposobiony, ale ma pewne braki, jak nazbyt wąskie wchody i wychody na parterze tudzież nazbyt wielka odległość lóż od sceny, przez co, jakem pewien, źle w lożach słychać; ale we wszystkich innych rzeczach bardzo dobry. Dawana była sztuka Wesoły porucznik, w której niewiele dobrego i w której Lacy gra z rozkazu królewskiego na miejsce Cluna. Po teatrze wodą do domu, a byłem zawstydzony, że moja żona i jej panna tak parafiańsko się prezentowały; wszystkie inne damy na parterze były wykwintniej i lepiej przyodziane niż one, jak myślę, zwykły się nosić. Do urzędu, gdziem zapisał wypadki tego dnia. A chociaż moje śluby wystrzegania się teatrów nie dotyczą tego, w którym dziś byłem, jako że kiedym śluby składał, to jeszcze go nie było, jednak rozumiejąc, iż w owym czasie odprzysięgałem się wszystkich publicznych teatrów z wyjątkiem dworskich, postanowiłem odmówić sobie dwu sztuk na Dworze, które miałem w zapasie za marzec i kwiecień; co z nawiązką przeważy dzisiejszy wybryk. W czasie kolacji przyszedł Pembleton i tańcowaliśmy do późna. Mówią, że będzie ze mnie tancerz.   9 maja. U mego starego balwierza, pana Jervasa, przymierzałem peruki, jako że mam na myśli zacząć to nosić. Wszelako nie bardzo mi to w smak, tyle tylko, że zbyłbym trudów utrzymania włosów w czystości. W końcu ogolił mnie i rozstaliśmy się, ale srodze jestem zalterowany tym zamysłem, bo noszenie peruki, jak przewiduję, będzie też kłopotliwe.   10 maja. (Niedziela. ) Wstałem wcześnie i odziałem się w czarny strój z białym podbiciem i w sutą bieliznę, której brzeg falbaną wypuszczony z szarawarów, jak teraz każe moda. Poszedłem do St. James i byłem tam na katolickiej mszy, a stojąc w ciżbie musiałem z nią chcąc nie chcąc klękać. Potem jak zawsze do trak-tierni „Pod Godłem Króla”, gdzie wielu posłów do Parlamentu. Najwięcej było mowy o Szkocji, skąd złe nowiny; taki tam jakowyś rozruch jak przed ostatnią rebelią.   11 maja. Wstałem wcześnie rano i wodą do Woolwich, a stamtąd pieszo do Greenwich, dokąd gdy szedłem, napadł mnie pies i tak się przypiął do mych podwiązek, że mało mnie nie pogryzł; i na Boga, co za widok mojego pomieszania, że mając szablę u boku, anim o niej pomyślał, i serca mi nie stało, by jej użyć, i tak dla braku odwagi omal mnie ten pies nie poszarpał. Tego dnia będąc w mieście wstąpiłem do pana Crumluma i dałem mu 10 szylingów, które pozostały z owych 5 funtów obiecanych mu jako mój dar na książki, a nie wyłożonych, ponieważ Gramatyka grecka Stephensa mniej kosztowała.   12 maja. Trochę pogniewałem się na żonę, że o nic nie dba, tylko o swego mistrza tańców, który już dwa razy na dzień do niej przychodzi, co jest czyste szaleństwo. Do późna w urzędzie.   15 maja. Wstałem wcześnie i do St. James, gdzie siedziałem przy łóżku chorego pana Coventry'ego, który po przyjaźni mó wił ze mną o interesach lorda Sandwicha i jak on ma stawić czoło trudnościom, które go mogą spotkać. W południe pojechałem do lorda Crewa, gdzie Milord obiadował, i powtórzyłem mu rady pana Coventry'ego, które grzecznie, ale jak postrzegam, nie bardzo mile przyjął. Rozumiem, że ma on swoje drogi do Izby, albowiem gdy lord Bruce wniósł projekt, aby żaden, który nie był zawsze wierny Królowi, nie mógł piastować urzędów, to było tam napomknięte, że Generał (Monk) i lord Sandwich temu nie będą podlegali. Po obiedzie opowiadano mi o niedorzecznej waśni, jaka zdarzyła się na bankiecie w domu lorda Oxforda, gdzie znajdował się także książę (Jerzy Monk), a krom niego: lord Bellasses, Lynsey, Karol i Tomasz Porterowie i inni; nie obeszło się tam bez obelżywych słów i bójki, i zrywania peruk; aż na koniec lord Monk wycofał z bijatyki część swoich szabel i posłał po żołnierzy, i trzymał dom pod strażą, póki się awantura nie skończyła. Da takiego to szaleństwa doszła w tych czasach szlachta! Stamtąd poszedłem do Tomasza Crewa, który też leży chory, więc siedziałem przy nim i mówiliśmy całe popołudnie o nieszczęśliwym obrocie wszystkich rzeczy w tych czasach; o Królu, że uciechy ma tylko na myśli, a spraw Państwa ni widzieć, ani słyszeć chce o nich; że pani Castlemaine rządzi nim, jako że biegła jest we wszystkich figlikach Aretina; że jeśli ktoś poczciwy da Królowi dobrą w czymś radę, wnet jego rajcy wszeteczni pochwycą go, kiedy jest u pani Castlemaine, i pośród wesołej rozpusty: przekonają go, by nie słuchał starych zdziecinniałych głupców. Teraźniejszymi faworytami Króla są: lord Bristol, sir H. Bennet, lord Ashley i sir Karol Barkeley. Kiedy wróciłem do domu, zastałem żonę i jej mistrza tańców na górze samych, nie tańcujących, ale rozmawiających. Popadłem w taką śmiertelną żałość i zazdrość, głowa, mi tak zawrzała, serce tak się stargało, żem nic nie mógł robić, tylko poszedłem znów do urzędu. A późno wróciwszy do domu i gotów zrzędzić na wszystko, natychmiast poszedłem do łóżka, wszelako nie mogłem spać, a nie śmiałem nic żonie powie dzieć, tylkom jej rzekł, że miałem złe wiadomości od Księcia, i dręczyłem się, że przez moje głupstwo dałem jej za dużo sposobności do przebywania z tym człowiekiem, z którego dosyć jest urodzdwy czarny drab, ale żonaty. Tegoż dnia słyszałem, że lord Hinchingbroke zabił nieszczęśliwym trafem swego pacholika; guldynka niechcący mu wypaliła, kiedy celował do ptaków. Była nabita drobnym śrutem, którym się chłopcu dostało w twarz i skroń; żył jeszcze cztery dni. Podobno w Szkocji, o której wszystkie gazety co tygodnia nam prawią, że tam spokojnie i wszystkie sprawy Kościoła pomyślnie rozwiązane, jakaś stara kobieta o mało nie zabiła biskupa z Galloway, a więcej niż połowa kościołów to Nieprzejednani. Portugalia odrwiła nas bodaj w sprawie wyspy Bombay we Wschodnich Indiach, bo gdyśmy tam wysłali flotę z poleceniem króla portugalskiego przekazania nam wyspy, tameczny gubernator nie chciał jej oddać pełnomocnym naszego Króla, co Król bardzo źle przyjął. A skrupi to się na Królowej. Sir Tomasz Crew pokazywał mi dziś portrety: swój i sir Antoniego Vandyke'a, ołówkiem w małych rozmiarach przednio wykonane.   16 maja. Wstałem z umysłem niespokojnym i pełnym wczorajszych wątpliwości, za które wart jestem, by mnie obito, jeśli nie spotkało mnie to, przed czym drżę, a zwłaszcza odkąd, Bóg jeden wie, jak mało sam jestem czysty w swych myślach i jak bardzo gotów do niewierności przy najmniejszej pokusie, a przeto jak mało mam prawa domagać się więcej prawości od żony, ale niechże Bóg odpuści moje grzechy i moje w tym szaleństwo. Całe rano w urzędzie, a na obiedzie w domu. Po obiedzie przyszedł Pembleton, a nie mając ochoty go widzieć, dałem pozór, że muszę iść do roboty. Ale, o Boże, z jaką zazdrością chodziłem tam i sam po moim pokoju nasłuchując, czy oni tańcują albo nie, chociaż potem się dowiedziałem i naówczas temu wierzyłem, że panna Ashwell była z nimi.   18 maja. W Whitehall w parku widziałem Królową i damy Dworu. Najpowabniejszą z nich jest panna Stuart, jak mówią, druga po społu z panią Castlemaine miłośnica Króla, co bardzo godne ubolewania. 21 maja. Do późna w urzędzie, a zaś do domu, a że Pembleton był znowu, jęliśmy tańczyć wiejskie tańce, a kiedy poszedł — do kolacji i spać. Ale przy kolacji żona rzekła coś, czemu oponowałem; jej się wyrwało wtedy słowo „do diabła”, co mnie rozgniewało, i powiedziałem, że nie chcę słyszeć jej mówiącą takie słowa. Na co tak mi się pogardliwie odcięła, że nie wiem jak, zważywszy na Ashwellkę i obecność innych, powściągnąłem się, bo mniejsza krnąbrność niż owa przywiodłaby mnie do tego, iżbym żonę zbił. Tak tedy, jeśli nie będę bardzo, przezornym, stracę nad żoną panowanie i nie przez co insże, tylko żem jej użyczył swobody oddawania się tańcom i innym uciechom, przez co jej umysł odwrócił się od spraw statecznych i znalazł sobie inne słodycze niż podobanie się mężowi; i oto nie znajduje ona już we mnie żadnej przyjemności ani stara się o to, żeby mnie być miłą. Ale żeby tylko ten miesiąc jej tańców się skończył (jak mój dzisiaj' skończyłem i za siebie już Pembletonowi zapłaciłem), to mam nadzieję, że niewielkim wysiłkiem przywiodę ją do opamiętania i dawnych obyczajów. Tego dnia nasza dawna Zuzanna, która nie znalazłszy służby, u nas ostatnio mieszkała, przyjęta została przez moją żonę do pomocy na czas, póki nie wyjedzie na wieś.   22 maja. Rundall cieśla z Deptford, przysłał mi pięknego kosa, którego poszedłem obejrzeć. Powiada, iż po drodze dawali mu za niego   20 szylingów, jako że cudnie gwiżdże. Z Creedem poszliśmy pieszo do Woolwich weseląc się i słuchając po drodze śpiewu słowików.   23 maja. Ocknąłem się między czwartą a piątą rano, zbudzony przez mego kosa, który gwiżdże tak pięknie jak żaden z tych, com je słyszał. Tylko że zaczyna bardzo dobrze na wiele tonów, a potem je porzuca i na nich urywa.   24 maja. (Niedziela. ) Dzisiaj rozeszła się wiadomość, że król Francji zachorzał na plamistą gorączkę, a po południu lord Mande-ville wyruszył, by go nawiedzić od naszego Króla. Lord Sandwich powiada mi, że sprawy pana Coventry'ego w Izbie Gmin zgoła niedobrze stoją; suponuję, że ma na myśli frymarczenie urzędami, o com bardzo żałosny. Żona powiedziała mi, że piękność jakowaś ma przyjść do kościoła z panną Pegg Penn, tedy mając chęć ją zobaczyć poszedłem do kościoła; i w samej rzeczy dosyć nadobna. Aliści naprzeciw naszej ławki wyszpiegowałem Pembletona, który przez całe kazanie strzelał oczyma ku żonie, a ona to samo ku niemu, i uważałem, że skłoniła mu się dwornie, kiedyśmy wychodzili, nie dając najmniejszego baczenia na mnie, co — zważywszy, że w obie ostatnie niedziele żądała chodzić do kościoła i rano, i po południu; — wprawia mnie w podejrzenie, iż między nimi jest rzeczywiście coś więcej, niż zwyczajnie bywa między znajomymi, acz nie chcę myśleć o najgorszym. Jednak w okrutne popadłem zakłopotanie i trwam w nim przeklinając chwilę, w której przystałem na owe lekcje tańców, i co gorsza, pozwoliłem je przeciągnąć na drugi miesiąc, choć to jest więcej, niż ona sama życzyła, i choć już widziałem, co się święci. Lecz muszę być cierpliwy, a potem wyszlę ją na wieś albo przerwę te lekcje tańca tak rychło, jak tylko będę mógł. Więc do domu i czytałem żonie z Ogilby'ego bajki Ezopa, a potem kolacja, pacierze i do łóżka. Tego ranka Zuzanna, która od czasu, jakeśmy ją odprawili, nauczyła się pić i lata po dwa i trzy razy na dzień do piwiarni, wyszła pić już o 5 rano, tak że Griffin (nasz odźwierny w urzędzie) musiał wstać i w koszuli wypuścić ją do karczmy, dokąd poszła, jak mówi, „dla rozgrzewki”, ale żona rozgniewawszy się o to, wyrzuciła ją dzisiaj na dobre za drzwi.   26 maja. Długo w łóżku na uciechach i rozmowie z żoną. Potem do urzędu na krótko i znów do domu, gdziem już zastał Pembletona i wiele okoliczności przywodzi mnie do konkluzji, że coś między nimi jest niezwyczajnego; to mnie wprawia w takie pomieszanie, że w tejże minucie, w której to piszę, sam nie wiem, co piszę i co robię, ani jak się z żoną w tej przygodzie zachować, bo nie chcę jej nic mówić, żeby nie doszło do zerwania i innych nieprzyjemności, a jeśli będę patrzył przez palce, to gotowa mnie dalej obrażać i rzeczy dojdą do najgorszego. Tak żem jest ugodzony w samo serce, lecz głupi jestem, że się tak trapię. Obiadowali ze mną pan Creed i kapitan Grove, a przed obiadem w moim pokoju wielki dyskurs z panem Deane'em o budowie okrętów. Ale nic nie mogło wybić mi z głowy mej troski i drżałem, że tego popołudnia żona wysławszy wszystkich z domu i wiedząc, że ja będę w urzędzie, zaprosi do siebie tego człowieka. Poszedłem jednak do urzędu, ale po pewnym czasie zdjęła mnie tak wielka niespokojność, że pobiegłem do domu zobaczyć, jak rzeczy stoją, i zastałem (jakem się tego obawiał) Pembletona z żoną, a nikogo więcej w domu, co mnie omal do szaleństwa nie doprowadziło. Nuże więc chodzić po mym pokoju tam i na powrót, aż póki nie odszedł, a mówił głośno, bym ja słyszał, że nie może zostać, skoro nie ma panny Ashwell, aby grała do tańca. A ja cały wieczór chodziłem po moim pokoju, a choć żona niebawem przyszła i chciała ze mną o czymś mówić, jam to poczytał za bezwstyd i lubo serce mi kipiało, nic nie rzekłem będąc w wielkiej niepewności, co mam uczynić. Nareszcie Wytrwawszy, aż wszyscy poszli spać, bardzo późno położyłem się do łóżka trawiony żalem.   27 maja. Ocknąłem się o trzeciej nad ranem, nękany niespokojnością umysłu, a obudziwszy żonę koło czwartej, udawałem, że wstaję, bom chciał zobaczyć, co ona uczyni, ona zasię nie chciała mnie puścić i chciała wiedzieć, co mi dolega, i po różnych słówkach to słodkich, to kąśliwych, zacząłem ją ganić za jej wczorajsze zachowanie. Ale ona wypomniała mi znów moje, mówiąc, że to moja stara choroba zazdrości, czemu zaprzeczyłem, ale to się na nic nie zdało. Po godzinie rozmowy to łagodnej, to gniewnej powziąłem przekonanie, że pozwala ona sobie z Pembletonem na więcej swobody, niż przystoi, ale nie czyni tego w grzesznej intencji; tedy upieściwszy ją rozstaliśmy się z pozoru przyjaciółmi, ale ona płakała z wielkiej żałości. Tedy wodą do Tempie i z komisarzem Pettem do lorda Ashleya, kanclerza izby wypłat, z którym radziliśmy o długach Marynarki sprzed czasu przybycia Króla. Stamtąd do Westminster Hall, gdzie spotkałem się z Rogerem Pepysem, z którym przechadzaliśmy się kęs czasu; m. in. powiedział mi w sekrecie, że chciałby się znów ożenić i życzyłby sobie, iżbym z pomocą wuja Wighta czy innych poszukał mu jakiej wdowy lat trzydziestu-czterdziestu, bezdzietnej, a z posagiem. Kobiety zacnej, a nie wysokiego lotu, jak się wyraził. Powiedział mi nadto, że Król posłał do Parlamentu, aby śpieszyli kończyć sesję przed św. Janem, gdyż chce wyjechać na wieś; tedy przyjęli w pośpiechu aż cztery ustawy, z których pierwsza jest, jak mówi, diablo srogą ustawą przeciwko zgromadzeniom, tak pozbawioną wszelkiego umiarkowania, że jest obawa, żeby to nie doprowadziło wszystkiego do ruiny. Tego dnia wielki ścisk w Mieście z przyczyny gonitw konnych i pieszych, których żałuję,. że nie widziałem. Po powrocie do domu zastałem żonę markotną i oznajmiła mi w przytomności Ashwellki, że był Pembleton, ale że zakazała mu przychodzić, okrom kiedy ja jestem w domu, co mnie zawstydziło, ale wolę już, niech będzie tak, niż miałoby być na odwrót. Tedy do urzędu, a za czas pewien żona przysłała kartkę, że przyszedł Pembleton i żebym wracał do domu. Dopieroż ja znów do niej, że niechaj tańczy, a ja wnet przyjdę. I w wielkiej byłem rozterce, mam-li pokazać się Pembletonowi albo nie i który postępek jawniej mnie zdradzi, żem o niego zazdrosny. Na koniec postanowiłem iść do domu i tańczyliśmy wiejskie tańce i inne, ja tylko z żoną; i żona zapłaciła mu także za ten miesiąc, i tak jest skwitowany. ' Po tańcach wzięliśmy go na dół na kolację i byliśmy weseli, i ja pokazywałem wesołą twarz, i byłem z nim tak uprzejmy, jak tylko mogłem, by zabiec jego gadatliwości, chociaż postrzegłem, że on wszystko już wie i żeby mnie pohańbić, będzie gadał o tym, gdzie tylko może. Na co złość mnie bierze i jeśli mnie nadto rozdrażnią, skoczę z tym żonie do oczu. Ano, kiedy po kolacji odszedł, my do łóżka.   28 maja. W Exchange Alley w kawiarni kupiłem niedużą książkę sir Baltazara Gerbiera Rady dla budowniczych. Jest owa książeczka dedykowana omal wszystkim znakomitym osobom Anglii, tak że dedykacje więcej miejsca zajmują niżeli tekst, a i jedno, i drugie niewarte nawet szeląga. Wodą do Królewskiego Teatru, ale było tak pełno, że nie dostaliśmy miejsc. Więc do Książęcego i tam oglądaliśmy Hamleta, które widowisko na nowa nas przekonało, że nigdy nie dosyć podziwia się Bettertona. Ale kogośmy tam ujrzeli na scenie! Owo: Gosnell, pannę do towarzystwa mojej żony. Ale nic nie mówiła, nie śpiewała ani tańczyła, czego żałowałem. Lecz ruszała się na scenie bardzo dobrze.   29 maja. Ten dzień świętowany jest oficjalnie jako dzień urodzin Króla i restauracji Królestwa. Leżałem długo w łóżku z Creedem, który u nas nocował, a na dworze niemal przez całe rano padał deszcz z gradem. Na koniec wyszliśmy z Creedem wstępując do różnych kościołów; i dziwne było widzieć, a widząc zgadywać, jakie jest usposobienie Miasta, czy to względem religii, czy względem Króla, że w niektórych kościołach było ledwie do dziesięciorga ludzi, i to biedoty. Po południu do Królewskiego Teatru na Wzgardzoną pannę, gdzie Gosnell grała, i myślę, że będzie z niej dobra aktorka. Potem do piwiarni, do wuja Fennera i do mojego brata. Stamtąd wieczorem do domu, a będąc na Fleet Street przeszedłem tę ulicę dwa razy tam i na powrót, przyglądając się paru prostytutkom stojącym we drzwiach i Boże odpuść, ledwom się wstrzymał od pójścia z nimi do ich domów, tak skłonna jest moja natura do zła, gdy tylko, jak ostatnimi dniami, pozwolę sobie na zażywanie jakichkolwiek uciech; ale muszę opanować ten nieład, w jaki dusza moja popadła z powodu żony, przez co zacząłem znowu włóczyć się po teatrach, acz grzywnę za to do mej skarbonki na ubogich wpłaciłem.   1 czerwca. Dzisiaj słyszałem o wielkim spisku wykrytym w Irlandii, a uknutym przez prezbiterianów, którzy zamierzali owładnąć zamkiem w Dublinie; pono przeciągnęli na swoją stronę znaczną, część wojska obiecując im wypłatę żołdu gotowizną. Kilku spiskowców ujęto. Mówią, że i Szkocja niepewna.   2 czerwca. Do pana Coventry'ego, z którym długą i poufną miałem rozmowę w sprawie jego teraźniejszych kłopotów, jako że popadł pod ustawę o frymarczeniu urzędami. Powiedział mi, że choć sława jego na tym ucierpi, nie sądzi, aby co więcej złego mogli mu uczynić; gdyż sprzedawanie urzędów nie było przeciwne żadnym statutom, na przekór temu, co w Izbie mówią; nie brał też więcej, niż jego poprzednicy od niepamiętnych czasów brali; i że skoro tylko obaczył się w tym, że błądzi, natychmiast wyraził życzenie, by ustalono jego dochody, co też uzyskał, i od tego czasu nie wziął ani grosza od nikogo. Gotów też jest przeprowadzić dowód prawdy na to, że nigdy nie wziął ani grosza z góry od żadnego z urzędników, których miał zatrudnić, ani żądał od nich jakich bądź posług. Co zaś tyczy się drugiego oskarżenia, że nie zatrudnia Kawalerów, to przejrzał listę tych, co są teraz w służbie, i na dwudziestu siedmiu jest trzynastu takich, co zawsze stali przy Królu, dwu obojętnych, a pozostałych dwunastu są ludźmi wielkiego męstwa albo takimi, co mieli rozkaz od Króla bądź byli przez Króla protegowani, a nigdy — przez niego. Okrom tego nie sądzi on, aby zgodne było z opinią Króla czy Księcia, że cała partia dawnych urzędników Cromwella ma być w czambuł przywiedziona do desperacji. Na koniec wyznał, że im więcej wprowadza się do Marynarki Kawalerów, tym bardziej cierpi na tym dyscyplina w załogach floty, i jak przyjdzie co do czego, to starzy oficerowie muszą za tamtych robić. Rzekł mi jeszcze, że nie może zgadnąć, od kogo to wszystko wyszło, ale podejrzewa sir J. Cartereta, a i ja myślę to samo. Ofiarowałem panu Coventry'emu moje służby i z całego serca pragnę mu służyć, ale. powiedział, że nie chce mnie w to mieszać i że nie widzi tego potrzeby. Do domu, a wieczorem przyszedł człowiek od mojego winiarza, z którym do piwnicy, iżby pokosztował mojego czerwonego wina i nauczył mnie, jak wino przechowywać. I tu ku mej wściekłości zobaczyłem, że drzwi do piwnicy z dawna, widać, odryglowane i około połowy wina wypite. Wpadłem w szaleństwo i przesłuchałem wszystkich domowników, ale nikt nie chciał się przyznać; przepytywałem pacholika, potem też Willa Hewera i namknąłem o jego przesiadywaniu z dziewkami długo w noc, gdy my już jesteśmy w łóżku, ale co do wina, zaprzecza, iżby je pił, na co nic nie mogę poradzić. Żona powiedziała mi też tego wieczora, że Ashwellka skradła jej nowe wstążki, co mi jest przykro słyszeć, i boję się, że ją żona znienawidzi i będzie chciała się z nią rozstać, o com bardzo żałosny, bo nie wiem, skąd wyrwę drugą taką.   3 czerwca. W urzędzie całe rano czytałem statuty przeciw sprzedawaniu urzędów, o co pan Coventry ma być pozywany; a chociaż on mówi, że statut go nie dotyczy, obawiam się, że jednak dotyczy. Wieczorem, gdy żona nie chciała mi powiedzieć, dokąd posyłała pacholika, natychmiast, Boże odpuść, powziąłem podejrzenie, że chodził do Pembletona; z tej racji popadłem w takie zasępienie, że ledwie mogłem rozmawiać, a, całą noc nie spałem.   4 czerwca. Wstałem wcześnie (zacząłem znowu wstawać o czwartej rano), ale wiele czasu przemarudziłem łażąc po domu, póki żona i Ashwellka gotowały się do wyjścia, i śledząc, czy żona pluderki swoje pod spód kładzie, a choć je wdziała, nieboraczka, nie mogłem zbyć podejrzeń, jako że chciała, zanim razem wyjedziemy, iść na Fenchurch Street, tedy musiałem sobie koniecznie wyimaginować, że to dla spotkania Pembletona; ale mi potem powiedziała, że to dla kupienia wachlarza, o czym nie chciała, żebym wiedział; i wierzę, że tak było. Tym bardziej że dowiedziałem się od pacholika, iż nie do Pembletona wczoraj chodził, lecz po krochmal, i w samej rzeczy pokazał mi, że go przyniósł. A jednak to wszystko nie może uspokoić mego umysłu. Na koniec pojechaliśmy do Westminster Hall, a stamtąd żona miała iść do swoich, a panna Ashwell do swoich rodziców; tedy wysadziłem je i poszły; aliści patrzę i widzę koło hal ojca żony, tedy w strachu, że nie zastawszy go w domu, żona jutro wpędzi mnie w nowy niepokój wychodząc do rodziców, pchnąłem do starego St. Michela posłańca, żeby powiedział mu, rzekomo posłany od obcej osoby, że jego córka do nich poszła; śledziłem go z ubocza i o Boże, ilu pytaniami on go zasypał, a co to za osoba go posyła i Bóg wie nie co. Ale poszedł do siebie, a ja zostałem w Westminster, gdzie dowiedziałem się, że arcybiskup Canterbury, Juxon, człowiek, o którym wszyscy dobrze mówili, zmarł, a biskup Londynu ma iść na jego miejsce. Dr Pierce mówił mi, że Królowa bardzo poweselała i nabrała światowych manier, jak inne damy, i zgoła inna z niej wcale kobieta, niż była. Możebna, że Król ją lepiej pokocha i. porzuci swoje dwie metresy, panią Castlemaine i pannę Stuart. Sam do domu na obiad i sam potem do urzędu z bolącą głową i umysłem niespokojnym o żonę, miotany zazdrością, gdzie spędza ona ten dzień; choć, dalibóg, nie mam wielkiej w tym racji, a przecież wszystko we mnie wre. Za jakiś czas przyszedł do mnie Will Howe, tedy chodziliśmy z godzinę po ogrodzie i powiadał mi, że Milord znowu zakrzątnął się koło spraw służby i że wraca do swego mieszkania w Whitehall, z czego się ucieszyłem. Kiedy W. Howe poszedł, ja do urzędu, gdzie siedziałem do nocy, a kiedym wrócił do domu, żona już była; całe popołudnie, jak mówi, spędziła u swego ojca, tedy przechadzałem się z nią po ogrodzie i słuchałem jej opowiadań o interesach jej ojca.   5 czerwca. O 10 rano zawiozłem żonę — oboje nadąsani — do jej rodziców; ale są w tak złej kondycji, że nie chciała mi pokazać, gdzie mieszkają, tylko poszła do nich sama, gdy mnie straciła z oczu. Tedy ja do mego brata, żeby wywiedzieć się o karetę pocztową, gdyż chcę w przyszłym tygodniu wysłać żonę do Brampton. Stamtąd wodą do Deptford, gdzie sir J. Minnes i sir W. Batten czuwali nad wypłatami. Tam jedliśmy obiad, a po obiedzie zostawiwszy ich, sam poszedłem do Redriffe. Po powrocie do Whitehall zastałem żonę w mieszkaniu Milorda. Tedy do domu i chodziłem z żoną po ogrodzie, zafrasowany, że nie znajduje ona już upodobania w towarzystwie panny Ashwell, nie dba o nią i nie zabiera jej ze sobą do miasta.   6 czerwca. Leżałem do siódmej, ale wstałem rozumiejąc, że nie ma jeszcze piątej, tedy nie wychodziłem z domu i chociaż słyszałem bijące zegary, do samego bez mała południa nie chciałem uwierzyć, że jest tak późno, jak było. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie popadłem w taką pomyłkę. Tedy wyszedłem do sir J. Cartereta do jego domu, ale zastawszy go w złym usposobieniu, nie miałem chęci z nim gadać, więc wyszedłem i napiłem się serwatki; po drodze do pałacu York House, gdzie kwatera ambasadora Rosji, widziałem jego ludzi, jak bili wszy. Wszyscy w wielkim pośpiechu, bo zbierają się odjechać w przyszłym tygodniu Po chwili wyszedł do mnie sir Jan Hebden, nasz rezydent moskiewski i z nim jego powozem do Whitehall w sprawie glejtów na rosyjskie konopie, które mamy sprowadzić z Archangielska; z tym skończywszy — do domu. Po obiedzie spotkałem się przy Tempie Church z panem Antonim Deane'em i z nim po różnych miejscach, a wszędzie ćwiczyłem się w praktykowaniu pomiarów drzewa, którą umiejętność dobrze już posiadłem, z czego się cieszę. A ten jegomość, pan Deane, to zmyślny pachołek i taki, co chce się Królowi przysłużyć szkodząc tym, którzy wynoszą zyski, jakich on nie potrafi zebrać; wszelako ja się wiele od niego uczę i postrzegam, że tam gdzie jest, przynosi on wiele pożytku, tedy będę go popierał, gdzie tylko będę mógł.   7 czerwca. (Niedziela. Zielone Świątki. ) Leżałem długo rozmawiając z żoną, chwilami gniewnie, to znowu czule i żywię nadzieję, że nasze z nią sprawy przyjdą za niewiele czasu do lepszej pogody, co niech Bóg ześle. Do kościoła, gdzie przespałem kazanie pastora Millsa. Po obiedzie do sir W. Penna, którego zastałem znowu chorym na gośćca. Powiedział mi, że córka sir W. Battena (z pierwszego małżeństwa), panna Marta, i pan Castle, budowniczy okrętów, ogłosili swoje zaręczyny, które odbyły się pono dwa tygodnie temu. Nie zazdroszczę, mu takiej żony. Do domu, gdzie pokłóciliśmy się z żoną w rozmowie o nowym pacholiku sir W. Penna, którego ja mam za bardziej urodziwego niż nasz, a żona przeciwnie. Zgryziony jestem, że tymi dniami najmniejszy drobiazg wystarcza, byśmy się powaśnili. Pani Turner, która często bywa na Dworze, mówiła mi, że Królowa istotnie bardzo się odmieniła, przyjemna teraz i towarzyska, i mówią, że spodziewa się. dziecka.   9 czerwca. Rano i po południu w urzędzie, a natychmiast kiedy wróciłem do domu, przyszedł Pembleton, czy zaproszony przez żonę, czy już dawniej przyobiecał, że ją przed wyjazdem na wieś odwiedzi, tego nie wiem. Ale nic nie dałem po sobie poznać i puściłem go z Ashwellką na górę, żeby potańczyli, a ja zosta łem w moim pokoju, ale o Boże, jak ja nasłuchiwałem i przykładałem ucho do drzwi, i jaki byłem poruszony słysząc, że siedzą cicho i nie tańcują! Wreszcie doczekałem się, że wyszedł. Nie przemówiłem do niego słowa, wszelako nie okazałem żadnego niezadowolenia żonie, wiedząc, że to już ostatni raz cierpię tego człowieka.   12 czerwca. Do Królewskiego Teatru i tam widziałem Komisją, sztukę wesołą, ale mierną, tylko Lacy w roli irlandzkiego lokaja ponad wszelką imaginację. Widziałem w teatrze lorda Falconbridge'a i jego żonę, lady Marię Cromwell, tak dobrze wyglądającą, jak ją zawsze pamiętam, i bardzo pięknie przystrojoną; a kiedy sztuka się zaczęła, lady Maria założyła na twarz maseczkę i tak siedziała przez cały czas, co weszło teraz w modę między paniami. Stamtąd na Giełdę i kupowałem z żoną różne rzeczy dla niej, a między innymi też i taką maseczkę. Muszę wyznać tu jedną rzecz, z której nie zdawałem sobie dotąd sprawy, a która jest, że nie mogę ganić teraz żony za jej zły humor, albowiem tak się lubuję w rozmowach z Ashwellką, która jest bardzo dowcipną dziewką, że już nie miłuję tak żony, jako zwykłem i jak winienem co gdy postrzegłem, postaram się to naprawić, ale na Boga, lepiej mi było żadnej panny do domu nie brać, choć lepszej niż ta nie mógłbym znaleźć. Myśl o tym, że to dziś mamy najdłuższy dzień w roku, jest mi bardzo niemiła.   13 czerwca. Po obiedzie wodą do Królewskiego Teatru na pożegnanie, jako że od jutra ślubowałem nie chodzić ani do publicznych, ani do dworskich teatrów aż do Bożego Narodzenia. Dawali Wierną pasterką, bardzo niemądra sztuka, ale ludzie się na nią tłoczą i często jest pokazywana.   14 czerwca. (Niedziela. ) Na obiedzie mój brat Tom, któremu teraz dobrze zaczyna się powodzić, jak on sam powiada. Kiedy poszedł, wysłałem domowników do kościoła, a sam z żoną miałem serio rozmowę, a przy tej okazji napomknąłem jej o tym, jak jest konieczne, abyśmy oszczędzali, co możemy. Widzę wielkie racje ku temu, żeby przeklinać ten dzień, w którym zgodziłem się na wzięcie panny do towarzystwa, choć nie mógłbym znaleźć nikogo lepszego do domu niż ta nasza, i także dzień, kiedy pozwoliłem żonie uczyć się tańców; albowiem obie te rzeczy diablo ją odciągnęły od obowiązków i przyuczyły do szukania wesołych okazji, a nadto widząc mnie tak zazdrosnym nabrała wielkiego o sobie mniemania, i tego już z niej nie wytrzebię, ani też mojej męki, co temu towarzyszy; ale cierpliwości! Dałem jej 40 szylingów, z tego 15 na zapłacenie miejsc w pojeździe dla niej tudzież dla panny Ashwell. Wieczorem nasza rozmowa odmieniła się na czułą i pełną miłowania i mam nadzieję, że zapomniawszy trochę naszej niesnaski, a rozłączywszy się na czas jakiś, dojdziemy do zgody jak zawsze. Tedy poszliśmy do sir W. Penna, który nie ma wielkich bólów, ale nogi mu puchną, tak że nie może się ruszać, a córka jego wyrasta na coraz wdzięczniejszą pannę. Przyszli też sir J. Minnes i sir W. Batten. Rozmawialiśmy, a m. in. sir J. Minnes przytaczał wiersze Chaucera, którego wynosił pod niebiosy; i w samej rzeczy dobry to jest poeta.   15 czerwca. W oberży, skąd wyjeżdżała, pożegnałem się z żoną, całując ją wielekroć, a pannę Ashwell — raz jeden. Byłem strapiony, że musiały siedzieć w tyle powozu, ale kontent, że jechały w kompanii samych kobiet i jednego plebana.. Stamtąd do Trinity House, gdzie między innymi zastałem lorda Sandwicha, mego kuzyna Rogera Pepysa i posła sir W. Wheelera. Siedliśmy do obiadu, który był przedni, jak u nich zawsze. Wielka rozmaitość konwersacji, a kiedy zeszło na piękne niewiasty, sir J. Minnes powiedział, że najpiękniejsze widzi się na wiejskich jarmarkach, na co lord Sandwich rzecze: „A co pan myśli, panie Janie, o żonie swego sąsiada” — i spojrzał na mnie. — „Nie myśli pan, że on ma wielką piękność za żonę? Klnę się słowem, że przepiękną ma żonę!” Z których słów niemało byłem pyszny. Wieczorem głowa mnie bolała od kielichów, którymi musiałem liczne, zdrowia spełniać. Tedy do pokoju mojej żony i grałem sporo czasu na skrzypcach i bez kolacji wcześnie spać, smutny, że nie ma żony, którą kocham z całego serca, choć ostatnimi czasy o wielki niepokój serca mnie przyprawiła.   16 czerwca. Obiadowałem z sir W. Battenem, który powiedział mi, że Parlament uchwalił zasiłek dla Króla.   21 czerwca. (Niedziela. ) Do pana Coventry'ego, który pokazał mi listę, jaką sporządził dla Parlamentu w sprawie o frymarczenie urzędami; z której listy widać, że przyjął 236 urzędników i oficerów morskich nie wziąwszy od żadnego ani szeląga. Do kościoła i spałem przez całe kazanie; kazał Szkot Creighton, którego głosu nie mogę ścierpieć. Rano ślęczałem nad gramatyką łacińską, bo kiedy Will czytał mi pewien rozdział po łacinie, postrzegłem, że wiele z gramatyki zapomniałem.   22 czerwca. Rozmawiałem chodząc po parku z Creedem, który ma tyle rozumu i nauki, że mimo wszystko lubię jego towarzystwo, choć nie lubię człowieka; za mądry dla mnie na przyjaciela, we wszystkich zasię postępkach rządzi się tylko interesem i polityką; ale dużo można się od niego nauczyć.   23 czerwca. Kazałem pacholikowi przynieść zeszyt, ale że nie napisał ćwiczenia, które mu zadałem, chciałem go zbić. Zanim jednak zeszedłem z batogiem, chłopak uszedł. Szukałem go po całym domu, ale na próżno. Kiedy wróciłem z urzędu, powiedziano mi, że wrócił, zabrał swą czapkę i rzeczy i odszedł do swego brata; postanowiłem odprawić go na dobre.   24 czerwca. Wstałem przed czwartą rano i pograwszy godzinę na lutni, wodą do St. James, a po drodze spożyłem ranną polewkę w piwiarni na Thames Street. Potem na godzinnej rozmowie u pana Coventry'ego. Powiedział mi ni. in., że Lord Kanclerz jest znów u Dworu w powadze i zachowaniu. Stąd przeszliśmy na rozmowę, jak to źle rugować ludzi o takim doświadczeniu w sprawach państwowych jak Lord Kanclerz, i o złej kondycji teraźniejszych stronników Króla, którzy, jak papiści, acz z pewnych względów godne osoby, ale będąc przez ostatnie 40 lat odsunie tymi na mocy prawa od piastowania urzędów, są dziś całkiem niezdatni do prowadzenia spraw publicznych; to samo Kawalerowie, którzy przez 20 lat ani się tknęli spraw kraju czy swych rodzin — i to najlepsi z nich, bo reszta oddawała się tylko rozpuście; to jest właśnie racja, prawił, która każe mu występować tak ostro przeciw ustawie wniesionej do Izby o nieprzyjmowanie na urzędy osób, co służyły przeciw Królowi,   25 czerwca. Sir J. Carteret mówił mi, że zeszłego wtorku widział u Podskarbiego list z Portugalii donoszący, że Hiszpanie wdarli się do ich kraju, ale że Portugalczykowie okazali więcej męstwa niż kiedykolwiek, mieli bowiem starą przepowiednię, wedle której Hiszpanie najadą ich ojczyznę, ale będą w takiej to a takiej dolinie pobici, a kraj uwolniony od najazdu. To było zeszłego wtorku, a owo wczoraj przyszła wiadomość, że iście w tejże właśnie dolinie Hiszpan zniesiony i rozbity. Dziś w południe dostałem ze wsi list od żony, w którym bardzo z pobytu na wsi kontenta. Boże spraw, żeby nadal była zadowolona z niego. Za radą Milady prosi, o nową spódniczkę z jedwabiu w prążki. Tedy natychmiast poszedłem na Pater Noster Row i z pomocą Creeda kupiłem jej bardzo bogatą, najpiękniejszą jaką znalazłem, i lepszą niż to, czego prosiła i czego się spodziewa.   26 czerwca. Sir W. Batten, sir J. Minnes, lady Batten i ja pojechaliśmy do Bethnal Green do sir W. Ridera, gdzie piękna siedziba, zacna pani matka i wdzięczna córka, pani Middleton. Przedni obiad i wesoły, przyjemny spacer z paniami po ogrodzie; takiej mnogości poziomek nigdy nie widziałem i takich dobrych.   29 czerwca. Całe rano sam w urzędzie, a zaś wodą do St. James, ale nie było u Księcia posłuchania, jako że to święto (Piotra i Pawła); tedy spotkawszy Creeda chodziłem z nim po parku, a potem wróciwszy do Westminster Hall wdałem się w rozmowę z panną Betty Lane; i po wielkim gadaniu, że ona nigdy nie wychodzi z mężczyzną, jak to dawniej czyniła, jednym, słówkiem sprawiłem, że poszła ze mną do Reńskiej Winiarni, gdziem ją całą wymacał, pochlebiając jej, że ma piękne i dobre ciało, i w samej rzeczy ma bardzo białe uda i nogi, acz monstrualnie tłuste. Kiedym się znużył i dałem spokój, a nadto gdy ktoś, widząc którąś z naszych pieszczotek, zawołał głośno z ulicy: „Panie, a cóż ty tę pannę tak całujesz?”, i rzucił w okno kamieniem, wyszedłem tylnymi drzwiami, a nikt mnie, zda się, nie widział. Potem u sir W. Battena i jadłem u nich; on z żoną i sir J. Minnesem byli dziś na przybyłym właśnie okręcie Kompanii Wschodnio-Indyjskiej, ale tego mi sami nie powiedzieli, tylko że byli w Deptford i Woolwich na lustracji warsztatów i składów. Bóg z nimi. Do domu i długo grałem na lutni, a zaś trochę łaciny z Willem Hewerem i spać. Ale od czasu jak żona wyjechała, nabrałem zwyczaju puszczać w ruch złą fantazję imaginując siebie z jaką bądź kobietą, na którą miałbym chętkę; czego się wstydzę i będę się starał, żeby tego nie było.   30 czerwca. Słońce wzeszło dziś czysto i wspaniale, a wczoraj było jeszcze brzydko i mokro przez cały bez mała dzień i taką pogodę mamy od paru miesięcy. Od 'tego czasu dzisiaj mamy pierwszy raz piękne słońce. Za łaską Boską kończę dziś księgę, w której przez dwa lata pisałem dziennik. Zdrowie mi służy i dobrze mi się powodzi. Odkładam trochę pieniędzy, ale niewiele; mam teraz na czysto 700 funtów oprócz dobytku w rzeczach. Żona jest na wsi z panną Ashwell u moich rodziców; ja w domu z Willem Hewerem i kucharką Hanną; mój pacholik Wayneman uciekł od nas niedawno. W urzędzie mam dobrą reputację, osobliwie u Księcia i pana Coventry'ego; reszta urzędników raczej mi zawiści, niż mnie kocha, jako że często stoję im na zawadzie, zwłaszcza sir W. Battenowi, którego oszustwom beż mała co dnia się przeciwię, choć on pokazuje mi udaną przyjaźń i uprzejmość, a sir J. Minnes jak stary głupiec daje mu się za nos wodzić. Sprawy publiczne w złej kondycji. Parlament udzielił Królowi subsydiów, lecz to niewiele, zważywszy na jego potrzeby; a i to wyskrobali z wielką trudnością. Bardzo są zgorszeni widząc tyle pieniędzy wydanych, a żadne długi publiczne nie popłacone i tylko wszystko pożerane przez rozpustny Dwór. Król opanowany przez lady Castlemaine i pannę Stuart, czemu oby wielkie nieba położyły raz koniec. Ja uczę się przykładnie wszystkich rzeczy potrzebnych do sprawowania urzędu.   1 lipca. Tego ranka lał taki deszcz (choć wczoraj była piękna pogoda i mieliśmy nadzieję, że potrwa, jako że brak nam pogody od trzech miesięcy), że to zbudziło Creeda, który ze mną nocował, tedy wstaliśmy i wszczęli dyskusję o jego rachunkach, które nasz skarbnik (sir J. Carteret) odrzucił, a którymi napytałem sobie kłopotu, pomagając Creedowi je rozwikłać, czym naraziłem się sir J. Carteretowi, co mnie gryzie; ale myślę, że tego ranka wyjaśnimy wszystko i zadowolimy ich pretensje, a Creedowi oszczędzimy płacenia tych 500 funtów, których się nie może doliczyć. Wyszliśmy tedy i wodą do Whitehall, ale przed wejściem do pałacu rozeszliśmy się z obawy, że sir J. Carteret mnie z Creedem zobaczy, a tego muszę się wystrzegać, aby nie wzbudzić podejrzeń, że działam przeciw niemu. Potem ja do St. James, gdzie chwilę rozmawiałem z panem Coventrym, z którym nadal jestem w dobrym porozumieniu i przyjaźni. Dostałem tego ranka list od żony, z którego dowiaduję się o smutnej niezgodzie między żoną i moim ojcem, a też między żoną, moją siostrą i panną Ashwell; serce mnie od tego wszystkiego boli, drżę, że to narobi złej krwi, co nie łatwo będzie naprawić. Uląkłem się, że będzie z tego znów kłótnia z żoną, a co najmniej z ojcem i że będę musiał przed czasem sprowadzić żonę ze wsi, co mi jest bardzo nie na rękę.   2 lipca. Tego dnia wieczorem przyszedł Greed i zdał mi sprawę ze swych rachunków, które tak rozwikłał, że mogą być poddane i najsroższemu badaniu, z czegom rad. Zatrzymałem go na noc i wnet poszliśmy spać.   4 lipca. Wstałem o 4 rano i poleciłem Creedowi, który i dziś u mnie nocował, przygotować wszystko, jako że dziś u księcia Yorku będzie przesłuchiwany w sprawie swoich rachunków. Tedy do St. James, gdzie długo czekaliśmy na księcia Yorku, a kiedy przyszła pora na sprawę Creeda, skarbnik (Carteret) jak oszalały błazen, bez metody i dobrych racji wystąpił przeciw różnym punktom rachunków Creeda, w czym sekundowali mu sir W. Batten i sir J. Minnes, gdy lord Barkeley, pan Coventry, sam książę Yorku, i ja stawaliśmy w jego obronie; wezwany potem Creed odpowiedział na wszystko dorzecznie i wedle najlepszej metody (ja będąc niespokojny w mym sumieniu, mówiłem nie tak przekonywająco jak zawsze, a jednak dobrze przyjęto, co mówiłem); tak przepieraliśmy się, aż Książę oświadczył, że jest zadowolony; lord Barkeley gotów był zakładać się o 100 funtów, że Król w tych rachunkach nie poniósł żadnej szkody, moi dwaj rycerze milczeli, a sir J. Carteret został osamotniony, ale upierał się, że rachunki nie są w porządku, że są pełne oszustwa i nieuczciwej roboty. Ku jego zawstydzeniu zamknęliśmy rzecz na decyzji Księcia, jednak boję się, że utraciłem przyjaźń sir J. Cartereta na jakiś czas, co mnie serdecznie boli.   5 lipca. (Niedziela. ) Lady Batten przysyłała dwa razy, prosząc, abym z nimi pojechał do Walthamstow na wesele ich córki, panny Marty, która tego ranka poślubiona panu Castle w tamecznym kościele parafialnym. Nająłem konia i pojechałem tam bardzo chętnie, i chodziłem z Milady po ogrodzie, i starałem się jej podobać. Obiad był dobry i wesoły, ale między młodymi nie było tej czułości i powagi, jakie były niegdyś między mną i moją żoną; raczej tak się zachowywali jak osoby, co się pobierają z rozsądku. Po obiedzie do kościoła, gdzie kazanie miał zdziecinniały pleban. Tedy do domu w kolasce sir J. Minnesa, całą drogę mówiliśmy o chemii, z której on umie coś niecoś albo tak mi się zdało, gdyż nie znając chemii nie mogę błędów ni postrzec, ni poprawić.   6 lipca. Całe rano w urzędzie sporządzałem z wielką przyjemnością listę okrętów królewskich. W południe przyszedł do mnie Creed i opowiedział, jak mu się ppwiodło z sir J. Carteretem po tej całej utarczce; jak i talony od niego dostał, i mnóstwo miłych słówek usłyszał; tedy jest nie do pojęcia, czemu pan skarbnik stroił takiego błazna usiłując obalić te rachunki. Ale myślę, że chciał on tym zaszkodzić lordowi Sandwichowi, bo inaczej nie byłby posuwał rzeczy tak daleko nie poradziwszy się Milorda, co czynić, aby podtrzymać swój honor, który zdał mu się zagrożonym. 7 lipca. W ogrodzie pana Petta jadłem dziś pierwsze w tym roku czereśnie prosto z drzewa, z którego rwał je Król tego ranka. Od pana Coventry'ego słyszałem, że lord Bristol miał mówić Królowi, jako zamierza oskarżyć Lorda Kanclerza o zdradę główną; ale myślę, że lord Bristol tak złą ma u wszystkich opinią, że to nie chwyci; z tej prostej przyczyny, że trudno byłoby panującemu obejść się bez starego, doświadczonego urzędnika, choćby nawet i przedajnego; a nadto mam nadzieję, że Kanclerz nie jest takim, za jakiego niektórzy go podają.   8 lipca. Od rana deszcz okrutny. Nie wiem, co będzie w tym roku ze zbożem, jako że od wiosny nie mieliśmy więcej niż dwa pogodne dnie, a od kilku miesięcy deszcz ustawicznie pada. Rano i po południu w urzędzie nad moją księgą kontraktów. Nad wieczorem dostałem list od żony, która pisze, jak mi się zdało, tak ozięble, że mnie to bardzo zabolało, i boję się, że będę miał wiele zachodu, nim przywiodę ją do dawnego dobrego usposobienia. Do domu, gdzie po kolacji muzykowałem, co jest ninie jedyną uciechą, na jaką sobie pozwalam, jako że inne kosztują za wiele czasu i pieniędzy. Po drodze do siebie wstąpiłem do sit W. Battena (którego żona jest na wsi), gdzie siedziałem i gadałem czas jakiś i posłaliśmy po homary, a nadeszła też pani Turneii (żona naszego kolegi), która przyniosła trochę gorącego pasztetu prosto z pieca, nadzwyczaj dobrego a potem jeszcze nalewkę) swojej roboty, bardzo dobrą. Dopieroż od nich do siebie kontent z tej chwilki pokrzepienia.   9 lipca. Schroniwszy się przed deszczem w małej piwiarni całowałem tam wielekroć córkę gospodarza, która jest gładką dziewką, lecz bardzo skromną, a Boże odpuść, miałem ci chętkę na coś więcej. Wodą do Deptford i tam lustrowałem warsztaty w tym, Boże mi odpuść, celu, abym odszukał cieślę Bagwella, którego żona jest bardzo nadobną kobietą; i tak mi się poszczęściło, że spotkałem go z ową żoną po drodze. Ale małom z nią mówił, lecz muszę tego jakoś dopiąć, żeby miała okazję do mnie przyjść; 10 lipca. Spotkałem chirurga Pierce'a, który mi powiedział, że pani Castlemaine nie opuściła Dworu, jak to było mówione, ale że Król w samej rzeczy dla niej ochłódł. I że, jak mu się zdaje, Król zaczyna miłować Królową i więcej się z nią liczy, niż to miał dotąd w zwyczaju. Pan Coventry powiedział mi, że lord Bristol oskarżył dzisiaj przed Izbą Lorda Kanclerza o zdradę główną. Najważniejsze” punkty oskarżenia są takie: 1° że Kanclerz przyczynił się do zawarcia niekorzystnego pokoju z Holandią i że był w tej sprawie przekupiony; 2° że tak samo Dunkierka sprzedana za jego głównie radą i z wielką szkodą Anglii; 3° że dostał 6000 funtów za poparcie irlandzkiej deklaracji w sprawie rozdziału tamecznych dóbr ziemskich; 4° że doprowadził do portugalskiego małżeństwa Króla z wielką ujmą dla sprawy następstwa tronu i pomimo iż wiedział o bezpłodności Królowej; 5° że ożenił księcia Yorku ze swoją córką, aby wynieść swój ród, i że przywiódł do tego nieprzystojną manierą; 6° że nie dopuścił do małżeństwa Króla z księżniczką Parmy; 7° że usiłował wprowadzić papizm i pisał do papieża o kapelusz kardynalski dla jednego z poddanych Króla (lorda Aubigny). Zarzuca też Kanclerzowi, że usunął dobrego protestanta sir Edwarda Nicholasa i wprowadził na jego miejsce papistę sir H. Benneta. Co bardzo dziwne, jako że H. Bennet jest właśnie pupilem lorda Bristola i takim wrogiem Lorda Kanclerza, że ani teraz się ze sobą zgadzają, ani się kiedy zgadzali; według powszechnego mniemania upadek powagi Lorda Kanclerza zaczął się od chwili przyjścia na Dwór Benneta. A jeśli zważyć, że i sam lord Bristol jest katolikiem, wszystko to zda się tym bardziej dziwne. Lord Kanclerz zażądał, żeby lord Bristol podpisał te wszystkie punkty własnoręcznie, co ów natychmiast uczynił. Teraz Izba zażądała, żeby sąd Parlamentu wygotował na przyszły poniedziałek opinię, czy te wszystkie punkty są zdradą albo nie. I czy wniesione zgodnie z regulaminem Izby.   11 lipca. Do stoczni w Chatham, gdzie mieli spuszczać na wodę okręt „Książę”, stojący tam w naprawie już od trzech lat. Wszedłem na pokład i byłem na okręcie, gdy go spuszczano. Potem ło dzią do Zatoki St. Mary, gdzie komisarz Pett chce niewielkim, kosztem budować małą stocznię. I w samej rzeczy miejsce jesti bardzo odpowiednie, jeżeli tylko Król będzie miał na to pieniądze.   12 lipca. (Niedziela. ) Z sir J. Minnesem do kościoła w Chatham, gdzie widziałem dawną pannę Becky Allen , która wyszła za mąż i była w kościele dla oczyszczenia po połogu. Kiedyśmy wychodzili, ucałowałem ją a to samo jej siostrę i świekrę. Około 11 wieczorem poszliśmy do stoczni, gdzie wziąwszy czółno z załogą powiosłowaliśmy ku okrętom strażniczym, a była najcudniejsza miesięczna noc, jaką kiedykolwiek w życiu widziałem. Tedy całą noc wizytowaliśmy okręty, a na wielu z nich nie znaleźliśmy na pokładach ani oficerów, ani ludzi, którzy by nie spali. Co mnie bardzo rozdrażniło, a zwłaszcza że tak niedawno wszczęliśmy o to samo wielkie larum i nie minął tydzień, jak nas komisarz Pett zapewniał, że postawił tam wszystko w stan obrony i czujności. Tedy bardzo byłem niekontenty z komisarza Petta, bardziej niż bym chciał, ale z tego, com widział teraz, przekonałem się, że nie jest on zdatny do komenderowania ludźmi, jakby powinien jeśli służba królewska ma być dobrze sprawowana. Kiedy później wdałem się w rozmowę z sir J. Minnesem, odzywał on się bardzo wzgardliwie o komisarzu Petcie, w czym wolałbym, ażeby nie miał słuszności. Albowiem Pett rzuca słowa na wiatr, ale to jest najzdatniejszy człowiek, jakiego mamy do służby, którą pełni, byle tylko chciał i był śmielszy.   13 lipca. Od mego krewnego Rogera dowiedziałem się, że sąd Parlamentu orzekł przed Izbą Lordów, iż punkty oskarżenia lorda Bristola nie są zdradą, a jutro sędziowie mają podać na to swoje racje. Tegoż dnia i Król posłał marszałka Dworu do Izby Lordów, aby im powiedzieć, że o większości punktów oskarżenia przeciwko Lordowi Kanclerzowi on sam wie, że są fałszem. Na Pall Mall spotkałem Królową-Matkę spacerującą w towarzystwie lorda St. Albans, który ją prowadził. W pałacu St. James dowiedzia łem się, że księżna Yorku powiła syna, a widząc u bram Whitehall wielką liczbę powozów i słysząc, że Król i Królowa wyjechali konno z damami do parku i tłum dworzan czeka na ich powrót, zatrzymałem się tam, chodząc tędy i owędy, aż raptem ujrzałem człowieka podobnego Pembletonowi (chociaż nie miałem racji przypuszczać, że to był on, jako że długo stał rozmawiając z lordem Aubigny) i zaraz ognie mi na twarz uderzyły i aż pot mnie oblał z mojej dawnej zazdrości i nienawiści, które •uczucia oddal, Boże, ode mnie. Ale niebawem ujrzałem Króla i Królową wyglądającą bardzo wdzięcznie w białym szamerowanym staniku, krótkiej purpurowej spódnicy i z włosami uczesanymi i la negligence. Była też tam i pani Castlemaine, ale Król żadnego na nią nie dawał baczenia; ani kiedy zsiadała, nikt nie pośpieszył, żeby ją zsadzić z konia. Była więc smutnej cery i miała! żółte pióro przy kapeluszu, co wszyscy uważali; wszelako bardzo jest piękna, tylko bardzo melancholiczna; nikt z nią nie rozmawiał, a i ona ni się do kogo uśmiechnęła, ani z kim pogwarzyła Ale zważywszy na te wszystkie piękności, na te stroje, to był najcudniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałem albo zobaczę przez całe moje życie. A nad wszystko była panna Stuart; w kapeluszu z czerwonym piórem, ze swymi słodkimi oczyma, małym rzymskim noskiem i świetną kibicią jest ona bodaj największą pięknością, jaką w życiu widziałem; i jeśli to dla jakiej kobiety możliwe, przeszła w urodzie panią Castlemaine, przynajmniej w tym dzisiejszym stroju. Toteż nie dziwuję się odmianie sentymentów Króla i myślę, że panna Stuart jest przyczyną oziębłości dla pani Castlemaine. Późno do domu, kolacja i spać, a przed zaśnięciem roiłem, że pieszczę pannę Stuart z wielką rozkoszą.   14 lipca. Słyszałem, że dziś sędziowie przedstawili Izbie Lordów swoje racje w sprawie opinii o zatargu między lordem Bristolem i Lordem kanclerzem; i Lordowie zgodzili się z sędziami, że punkty oskarżenia nie znaczą zdrady i że zostały nieregularnym trybem wniesione do Parlamentu. Tedy przegłosowano, żeby wybrać komisję dla ich zbadania, lecz odłożono to aż do następnej sesji Parlamentu (który za dzień, dwa będzie odroczony), a tymczasem obaj lordowie nie mają się poczytywać za obrażonych jeden przez drugiego.   15 lipca. Całe rano w urzędzie, a między innymi był u mnie Cooper, jeden z dostawców drzewa, którego tępota mnie zirytowała, bo chociaż zna się on, być może, na rzeczy nie gorzej od innych parających się handlem drzewnym, ale postrzegam, że oni wszyscy w wielu rzeczach postępują tępo i wedle martwej rutyny. Do domu na obiad z kapitanem Grove'em, który opowiadał mi, ile było na moją pochwałę mówione przedwczoraj przy stole u księcia Albemarle przez niego i jego żonę; jak to ja wypłacam tyle i tyle rocznie temu, który wedle prawa jest na moim urzędzie (panu Barlowowi) i inne rzeczy, które słyszeli o mnie od pana Coventry'ego; rad jestem z tego wiedząc, jak bardzo ci ludzie niechętni byli mojemu wejściu do służby w Marynarce. Potem do Westminster i tam wałęsałem się sporo czasu koło hal i Boże odpuść, miałem chętkę iść dokądś z panną Betty Lane, albo zdybać jaką inną podwikę (w tej gorącości humorów). Ale Betty nie mogła wyjść, a żadna inna mi się nie nawinęła, tedy wróciłem do domu, dziękując Bogu, że nie popadłem w żadną okazję trwonienia czasu i pieniędzy. Po kolacji grałem na skrzypcach, a zaś spać, a przed snem roiły mi się igraszki miłosne z Królową.   17 lipca. Po południu wodą do Redriffe, gdzie w rozmowie z sir W. Pennem szczerze mu powiedziałem wszystko, co myślą o sir J. Carterecie i o sir J. Minnesie. Co mnie może będzie kosztowało trochę przykrości, jeśli sir W. Penn im słowa moje powtórzy, ale on też wiele mi o nich mówi, co ja sobie zapamiętuję na wszelki wypadek; nadto mówiłem tylko czystą prawdę i rzeczywistą moją opinię, że oni do dziś dnia nic nie rozumieją z rachunków Creeda i nie zasługują ha sprawowanie swoich urzędów, i że Król by lepiej na tym wyszedł, gdyby płacił im wysokie jurgielty, byle tylko siedzieli cicho i nic nie robili. Wracając do domu spotkałem cieślę Bagwella i jego żonę (ku której bardzo mnie ciągnie) i zaprosili mnie do swego małego domku, dokąd chętnie poszedłem, pozdrowiwszy w jego progach panią Bagwell. Ugościli mnie winem, i chędogo sobie mieszkają, a jego żona, wierzę w to, jest cnotliwą i skromną niewiastą.   18 lipca. Całe rano w urzędzie, a potem zjadłszy coś w domu — na miasto i do Westminster Hall, gdzie czekałem, aż panna Lane przysposobi mi wstążki, a gdy poszła je odebrać od krochmalnika, zajrzałem do kramu pani Howlett, lecz i ona, i jej mąż wyszli, zastałem tylko ich córkę (którą zwę moją żonką); kupiłem parę rękawiczek, by mieć okazję do pomówienia z nią. Pięknie się zapowiada ta dziewka i cudna będzie z niej kobieta. Jak chętnie bym ją miłował! Po niejakim czasie panna Lane wróciła, ale że wstążki nie były jeszcze gotowe, zeszliśmy się z nią „Pod Koroną”, gdzieśmy zjedli kurczaka i wypili, i bardzośmy się weselili, i pozwoliła mi swobody czynienia, com jeno chciał, czego serdecznie się wstydzę i postanawiam, iż więcej się tego nie dopuszczę.   19 lipca. (Niedziela. ) Przeczytałem dziś moje śluby i złożyłem nowe, że aż do listopada będę się wystrzegał mocnych trunków, przez co chcę się przekonać, jak potrafię w. tym wytrwać. Daj Boże, iżby mi to nie zaszkodziło na zdrowiu, a o resztę nie dbam.   21 lipca. Dzisiaj Parlament ogłosił post na intencję uproszenia lepszej pogody.   22 lipca. Kapitan Ferrers powiedział mi, że lady Castlemaine znów u Króla w takim zachowaniu, jak nigdy jeszcze nie była; i co mówili o jej usunięciu się z Dworu, to były tylko dąsy w odpowiedzi na jakoweś lekce ją ważące słówko Króla; kazała sobie wtedy podać konie i odjechała do Bichmond, ale Król wnet nazajutrz pod pozorem polowania pojechał do niej i nie było żadnych łowów, tylko przeprosiny. Po czym wróciła na Dwór i rządzi Królem jak nigdy, i co chce, to wyprawia; powiedział mi nadto o lordzie Sandwichu, że ma on tam swoje rozkosze na tej wsi, gdzie przebywa. Czy miał na myśli córkę tego domu, gdzie Milord przebywa, tego nie wiem. Słyszałem dzisiaj, że Harris wyszedł z teatru sir W. Davenanta, bo tak się wbił w pychę, że zażądał 20 funtów nad zwykłą płacę od każdej nowej sztuki, a krom tego po 10 funtów od każdej starej na nowo granej, co jest więcej, niż bierze Betterton albo ktokolwiek inny. Chłopak popadł w tak wielkie rozumienie o sobie z racji, że Król i wszyscy krzyczą, iż jest lepszy od Bettertona. Ale są role, których nikt nie zagra tak jak Betterton. Do balwierza, który strzygł mi włosy, a jego mały grał mi przez ten czas na skrzypcach. Prosty chłopiec, ale nie brak mu geniuszu muzycznego.   24 lipca. Wstałem wcześnie i rano do Tempie, gdzie pożegnałem się z Rogerem Pepysem wyjeżdżającym z miasta. Stamtąd do; Westminster i do kramu pani Michell; posłałem po cukier i po wino i nuże trefnować z nią i z jej sąsiadką panią Howlett, ano i z ich córkami, a zwłaszcza z córką pani Howlett, panną Betty, która jest cudnym dziewczątkiem i nazywałem ją dawniej „moja żonka”, jako że zdawała mi się podobna do mojej prawdziwej żony. Potem, różne sprawy na mieście, m. in. wpłaciłem 20 szylingów dla Toma Trice'a, i na koniec do pana Blanda, gdzie też Povy i Gauden ze mną proszeni na obiad. Grzeczny i obfity obiad, jeno co do trunków, których było wiele i dobrych, nie tykałem ich wypiwszy tylko małe piwo i pijąc wodę, której wyżłopałem tyle, żem się bał jakiej szkody na zdrowiu. Żona tego Blanda, jak uważałem, gada o interesach męża niczym kupiec i zna się na tym, i z mężem razem, jak myślę, koło tych interesów chodzi.   25 lipca. Mieliśmy jechać z Willem do Banstead Downs oglądać sławne gonitwy, aleśmy się dowiedzieli, że odłożone, bo Izba Lordów dziś zasiada. Tedy, skoro nas to minęło, postanowiliśmy jechać na niedzielę do Epsum. Więc nad wieczorem dosiedliśmy z Willem. i z Creedem koni, ale gdyśmy przyjechali na miejsce, nie mogliśmy znaleźć noclegu, tak tam było pełno. Nareszcie znaleźliśmy taką małą dziurę, żeśmy się w niej ledwo mogli wyprostować. Po kolacji poszedłem zobaczyć dom mego krewnego Pepysa, ale dom wydał mi się lichszy od tego, za jaki go miałem, kiedym tu bywał dzieckiem. Potem na naszą gospodę i do kolacji, a oprócz innych dań jedliśmy krem najlepszy, jaki kiedykolwiek w życiu jadłem. Tedy do łóżek strojąc przeróżne figle, a był z nami spaniel, śliczny piesek, który leciał za nami całą drogę, myślę, że leciał za moim koniem i że to piesek pani Gauden, jako że od nich wziąłem konia. Tedy mamy pieska bardzo na pieczy.   26 lipca. (Niedziela. ) Wstaliśmy i do źródła, gdzie tłum gości. Spotkałem wielu znajomych, a wypiwszy po dwa kubki owej wody, poszliśmy z Creedem ku pałacowi lorda Barkeleya i na błonie do gry w krikieta, gdzie widywałem tyle wesela w czasach mojego dzieciństwa. Stamtąd ku lasom pana Minnesa, rozrzewniony patrzyłem na dawne ścieżki, którymi chadzałem z panną Heley, co mi dała poznać pierwsze sentymenty miłości i pierwsze uciechy damskiego towarzystwa. Wróciliśmy na obiad, a po południu zaprowadziłem Creeda do wdzięcznego, i niedużego lasu koło domu mojego krewnego, ale kiedyśmy wleźli w gąszcz leszczyny i drzew, i krzewów różnych, Boże, ileśmy się przez godzinę nauganiali zbłąkawszy się tak, żem już rozpaczał, czy znajdę kiedy jaką ścieżkę, tylko z gęstwiny w gęstwinę, ani bym uwierzył, że człowiek może się na tyle czasu pobłąkać na tak małej przestrzeni. Aż nareszcie znalazłem wątłą ścieżynę idącą poprzez las i wyszliśmy z lasu, i zaczęliśmy ścigać się z Creedem, chowając się i goniąc, a mały spaniel biegał wciąż z nami po lesie. Na koniec zgrzani, znużeni tą bieganiną padliśmy na ziemię, ale ja nie wytrzymałem długo i zostawiwszy Creeda poszedłem z jakie pół mili tą cudną zieloną ścieżyną, odczytując sobie moje śluby, jak to mam zwyczaj w niedzielę. Potem jakąś godzinę leżeliśmy z Creedem na trawie, a wreszcie wróciliśmy na naszą gospodę, zapłacili rachunek i dosiedli koni, namyślając się, czy wracać do Londynu, czy szukać lepszej gospody, i tak jechaliśmy przez całe Epsum poglądając na przechadzające się towarzystwo i uciecha była widzieć, jak ci ludzie chodzą i nie wiedzą, co robić krom picia wód. Ale, o Boże, iluż tam spotkałem obywateli, o których nigdy bym nie pomyślał, że ich tu zobaczę, ani że starczy im pomysłu i pieniędzy, ażeby tu przyjechać. Kiedyśmy wyjechali z miasta i byliśmy jaką milę za Nonsuch, nasz mały piesek pognał za stadem owiec pasących się na gminnym pastwisku i przepadł nam z oczu. Wróciliśmy tedy do miejsca, skąd nas odbiegł, a biedne psisko zmyliło tropy i pobiegło naszym śladem nie naprzód, ale wstecz od Nonsuch i ludzie nam powiadali, którędy piesek biegł, więc my za nim, ale biegł widać ze wszystkich sił i jużeśmy go nie dognali, a po jakimś czasie nikt nam już nie mógł i powiedzieć, że go widział. Wróciliśmy do Nonsuch, myśląc, że tam powrócił, ale nikt go nie widział. Tedy zasmuceni i źli, żeśmy zgubili pieska, zostaliśmy w Nonsuch na noc i jeszcześmy go szukali, ale i ślad, i wszelkie słuchy o nim przepadły.   27 lipca. Wstaliśmy około 7 rano i wróciliśmy jeszcze raz do Epsum w nadziei znalezienia psa, aleśmy go nie znaleźli, tedy zatrzymawszy się tylko u kowala dla podkucia wierzchowca Creeda, jazda do Londynu, dokąd przybyliśmy około pierwszej godziny. Przeodziawszy się i oczyściwszy, wodą do Westminster i szczęśliwie udało mi się wejść do Izby Lordów, dokąd zeszła się i cała Izba Gmin; więc wmieszawszy się w ciżbę, poszedłem ze spikerem i stałem przy nim, kiedy miał mowę do Króla (który siedział w koronie i uroczystym stroju), zdając sprawę o tym, co Parlament czasu tej sesji zdziałał, i prosząc Króla o wyrażenie swej zgody. Potem sekretarz Izby czytał jeden po drugim tytuły wszystkich ich uchwał. Na końcu pierwszej było napisane (przez Króla, jako myślę): Le Roy le veult, i to przeczytał. A na innych Król napisał: Soit fait comme vous desirez. A na uchwale o subsydiach Król położył napis: Le Roy remerciant les Seigneurs et Prelats accepte leurs benevolences Kiedy przeszły uchwały i ustawy, Król, siedząc na tronie i trzymając przed sobą kartę z napisaną mową, czytał ową mowę. M. in. prosił, aby nie pamię tano nikomu starych błędów i nie nadużywano srogości prawa przeciw nikomu w kraju, gdyż jego życzeniem jest wszystko zapomnieć i przebaczyć. Ale zalecał jednak dołożyć wszelkich starań dla ukrócenia tumultów itd. A na koniec odroczył Parlament) aż do 16 marca przyszłego roku. Jego mowa była bardzo licha, nic w niej nie było dowcipu ani też składu, ni ładu w obrocie zdań; mówił, owszem, raczej wadliwie, powtarzając słowa po kilka razy, choć przecie czytał, co mi było przykre, boć nie powinno być dla niego trudnym powiedzieć mowę i z pamięci.   30 lipca. Z panem Coventrym do Woolwich, dokąd przybył niebawem sir J. Carteret, i razem doglądaliśmy spraw, a zaś wodą do Deptford, gdzie sir J. Carteret przyjął nas w swoim domu obiadem, bardzo dobrym obiadem, suto zakropionym winami różnych gatunków, ale ja nie piłem żadnego. Lecz oto dziw nad dziwy, córkę swą, która jeszcze miesiąc albo dwa temu chodziła w dziecięcych szatkach, a i potąd z niej małe, młodziuchhe dziecko, sirJ. Carteret wydał za mąż, i za kogóż to, za młodego Tomasza Scotta, syna pani Katarzyny Scott, która tak długo żyła w separacji z mężem, iż nie chciał on uznać tego syna Tomasza za swego, ale go przed śmiercią uznał i swym dziedzicem uczynił.. Tak więc sir Carteret wydał już dwie córki za mąż, i obie bardzo dobrze. W całym mieście o niczym dzisiaj, tylko o wielkiej gonitwie pieszej między niejakim Lee, stangretem księcia Richmond, i dekarzem, sławnym biegaczem. Wygrał gonitwę Lee, acz i Król, i książę Yorku, i wielu innych zakładali się cztery przeciw jednemu na dekarza.   31 lipca. Dr Pierce rzekł mi dziś po przyjaźni, że, wedle jego mniemania, mogę sobie bardzo zaszkodzić srożąc się tak po warsztatach królewskich i ściągając tym na siebie niechęć całego Urzędu Marynarki. Gdyż oni, jak powiada, myślą, że chcę sobie zaskarbić łaski Króla i Księcia, którzy, jak dodał, niewielką wagę przywiązują do mojej gorliwości i tak samo będą mnie szacować, jeśli zostawię rzeczy samym sobie i będę postępował jak drudzy. Myślę, że jest zgoła inaczej, alem rzekł tylko, że ja nigdy nie chodzę sam do Księcia, żeby z nim gadać o moich zasługach, jak czynią inni. Wszelako wezmę do serca radą Pierce'a i postaram się uchronić od złej woli Urzędu.   1 sierpnia. Z panem Coventrym konno do Deptford i do Chatham, gdzie z komisarzem Pettem rozeznawaliśmy i lustrowali wszystkie tameczne sprawy służby. Po drodze rozmawialiśmy z panem Coventrym o interesach Urzędu i innych materiach; i we wszystkim postrzegam w nim tyle dobroci i starań o przysłużenie się Królowi, że coraz więcej a więcej go admiruję.   2—3 sierpnia. Cały czas w stoczniach i warsztatach portowych. Bardzo jestem poruszony widząc niedbałość komisarza. Petta w postrzeganiu i naprawianiu błędów. Tedy zaklinaliśmy go, by lepiej chodził koło wszystkiego, bo z czasem wina całej złej gospodarki spadnie na niego, jako że ma tam okrom naszego poparcia zupełną władzę suspendowania ludzi oraz przywodzenia ich wszelkimi środkami do wypełniania obowiązków.   4 sierpnia. Około czwartej rano wyruszyliśmy łodzią do Londynu i przybyliśmy na miejsce o dziewiątej. W urzędzie do południa. Przyjechał mój brat Jan. Tegoż dnia dostałem od żony list, który mnie bardzo poruszył, bo pisze w nim, że Ashwellka w oczy jej kłamstwo zadała, na co żona dała jej po uchu, a tamta jej oddała, i inne tym podobne utarczki, co mnie bardzo zafrasowało; i jeszcze, że ojciec czy matka mieli coś powiedzieć do lady Sandwich o sprawowaniu się mojej żony, a wszystko to mnie złości i boję się, że jak żona wróci, będę miał wiele kłopotu, zanim przygnę jej trochę karku. Lecz jeżeli Ashwellka odejdzie, postanawiam nie brać nikogo więcej, tylko żyć jakiś czas ubogo i skromnie, oszczędzać i poskromić, jeśli się da, kaprysy żony; albo będę się musiał pożegnać z wszelką radością w życiu.   5 sierpnia. Całe rano w urzędzie. Po południu do Westminster Hall i tam odszukałem pannę Lane, i umówiliśmy się z nią przy schodach koło Parlamentu (po drodze do czółna spotkaliśmy ni mniej ni więcej tylko pannę Jemimę, ale nie wiem, czy nas widziała), i stamtąd wodą do gospody „Pod Godłem Króla”, gdzie mnogość rozmaitych dań i napitków, a potem na igraszkach i pieszczotkach do późna; na koniec czółnem z nią do Westminster, gdzie nająłem kocz, i do domu; w domu z moim bratem Jankiem nuż gadać o Kartezjuszu i widzę, że wystudiował go i pamięta jego dzieło, i znajduje w nim upodobanie. Tego wieczora pan Coventry przysłał mi list i srebrne pióro z atramentem we środku, które mi był dawno przyobiecał i które mi się bardzo przygodzi.   7 sierpnia. Do Browne'a po liniał do mierzenia drzewa, który u niego zamówiłem. Był gotów i bardzo jest dogodny, bo można go nosić w kieszeni. Pieszo do Deptford, gdziem spotkał sir W. Penna, i dopieroż mierzyć moją calówką deski, aż się mierniczy tameczny dziwował, bom to lepiej robił od niego, a sir W. Penn krzywo na to patrzył. W powrotnej drodze spotkałem cieślę Bagwella i jego żonę; czatowali na mnie, żeby prosić dla niego o miejsce na lepszym okręcie, co będę dawał pozór, że chcę dla nich uczynić, ale moja chętka jest poznać się lepiej z jego żoną. Więc do domu, gdzie muzykowałem, a potem dyskurs z Jankiem i widzę, że nie jest on znów tak na wylot filozofem, przynajmniej co do Arystotelesa. Nie umiał mi podać czterech własności każdego z czterech elementów.   8 sierpnia. Po południu wziąłem Janka i Willa do Woolwich, gdzie jedliśmy owoce, a zaś pieszo z powrotem. Po drodze zadawałem bratu pytania z fizyki, na które dawał bardzo złe odpowiedzi albo zgoła nie umiał odpowiedzieć. Co do czterech właściwości czterech elementów, powiedział, że nic o tym nie wie, bo nie czytał Arystotelesa, Kartezjusz zasię nie uznaje takich rzeczy — co mnie rozgniewało.   9 sierpnia. (Niedziela. ) Do kościoła i słyszałem kazanie wielebnego Millsa o powadze ministrów zboru wedle słów: „Myśmy ambasadorami Chrystusa. „ M. in. powiedział, że jakiś tam uczony mąż miał rzec, iż gdyby minister zboru i anioł spotkali go po społu, pokłoniłby się najsampierw ministrowi, w czym, zda się, trochę przesolił. Dzisiaj zacząłem pisać moim srebrnym piórem, którem dostał od pana Coventry'ego.   10 sierpnia. Na Komisji do Spraw Tangeru, a potem na obiedzie u lorda Peterborough. Przyszedłem teraz do takiego szaleń stwa, że jak wprzódy rozkoszą było dla mnie posiadać mnogość książek i wydawałem pieniądze na kupowanie wielkiej liczby różnych rzeczy, tak teraz, gdy nauczyłem się lepiej gospodarzyć i mniej wydawać, znajduję rozkosz tylko w piękności i w schludności przedmiotów i nic nie sprawia mi przyjemności, o ile nie jest czystej, pięknej roboty. Był u mnie W. Howe, z którym długą mieliśmy rozmowę o lordzie Sandwichu, że stracił głowę dla jednej z córek pani Becke, u której zamieszkuje, tak że trwoni na nią czas i pieniądze. Howe mówi, że to dziewka złej sławy i bardzo nierozważna, a nade wszystko, że Milord spędza z nią wszystkie wieczory i że świat na to patrzy. Tegoż dnia dowiedziałem się, że wyszedł nakaz uwięzienia lorda Bristola w Tower; lecz on uszedł czy skrył się. Tali bardzo Lord Kanclerz wziął nad nim górę.   11 sierpnia. Rano przyszedł do mnie do urzędu mój brat Tomasz, któremu zganiłem, że zaniedbuje Joyce'ów, nie bywa u nich i nie stara się o ich życzliwość. Mam też obawy, że mój brat nie jest umiejętnym rzemieślnikiem i że nic dobrego z jego krawiectwa nie wychodzi, acz on mi powiada, że ma mir między ludźmi i że zbiera pieniądze, ale ja w to nie uwierzę, póki mi nie pokaże stanu swoich rachunków, które kazałem, żeby mi przyniósł, jak przyjdzie drugim razem.   12 sierpnia. W urzędzie na krótko, albowiem głowę mam zajętą tym, co kupić na przyjazd mojej żony. Wyszedłem tedy, by kupić tapczan, bo jest u mnie mój brat Jan, a nie mam więcej łóżek. Z tym się ułatwiwszy, wodą do mego brata Toma i tam się dowiedziałem, że żona już przybyła i pojechała do domu; przyjechał też i mój ojciec, czemu się zadziwiłem. Ale rozumiem, że przybył, aby pouczyć brata, jak ma prowadzić warsztat, a może też, aby mnie uspokoić co do niesnasek, jakie się okazały między rodzicami a moją żoną. Ale nic mi o tym nie wspomniał, acz po prawdzie niewieleśmy ze sobą gadali. Pożegnałem go, żeby spoczął, a sam do domu, gdzie żonę zastałem, rzekłbyś, spłoszoną, nie wiedzącą, jakiego po mnie może czekać przywitania; alem z nią zaczął miłymi słowy i bardzo byliśmy sobie radzi, tyle jeno, że nie mogła się powściągnąć, by mi nie powiedzieć, jak źle obchodzili się z nią rodzice i panna Ashwell; ale ja obawiam się, że i ona też zawiniła, tedy myślę, że najlepiej o nic nie pytać; puściłem więc, co mówiła, mimo uszu i poszliśmy do łóżka i tam ją ugościłem z wielkim zadowoleniem i usnęliśmy.   13 sierpnia. Dziś po kolacji panna Ashwell zaczęła rozwodzić swoje skargi, jak źle była traktowana przez swoją panią, czemu żona głupio zaprzecza, ale nie podobna, żeby panna mogła nawymyślać tyle szczegółów, przeciw którym żona nie ma nic do powiedzenia, tylko po prostu przeczy, nad czym ubolewam, bo tam i szturchańce były, i wyzywanie grubymi słowami w Hinchingbroke, w przytomności Milady i jej ludzi, co mnie mocno zawstydza. Ale żadnej z nich nic nie rzekłem, tylko dałem im się wygadać, a kiedy Ashwellka poszła, już w łóżku z wielkim umiarkowaniem i smutkiem powiedziałem żonie, jak na to patrzę.   14 sierpnia. Obudziwszy się pogderałem na żonę, ale widzę, że ona zanadto wzięła na kieł, by prędko dało się ją ustatkować; ani też nie ma sposobu, żeby zatrzymać Ashwellkę, żona się na nią uwzięła jak dawniej na Sarę, w każdym jej słowie dopatruje się łgarstwa i nie mielibyśmy spokoju, gdyby została. Po obiedzie poszedłem do brata, gdzie ojciec w złym usposobieniu, i nie chce przenieść się do nas, i zaczął coś o nieporozumieniach z moją żoną, ale ja nie chciałem słuchać, żałując mojego głupstwa, żem się wypytywał, tudzież ubolewając nad ich głupstwem, że mi od razu wszystkiego nie powiedzieli; tedy postanowiłem robić dobrą minę do złej gry, a żonę jak najrychlej przywieść do ładu i składu. Rozstaliśmy się serdecznie i ojciec przyjdzie do nas na obiad jutro albo pojutrze.   16 sierpnia. (Niedziela. ) Rano z żoną do kościoła, widząc zasię, jak chętnie poszła, podejrzewałem, że chce tam spotkać Pembletona, lecz że go nie było, spokojnie przesiedziałem kazanie. Po obiedzie znów do kościoła i tu rozglądając się zobaczyłem znienacka Pembletona, jak stał naprzeciw nas. O Boże, toż siódme poty na mnie biły! Ale żona go, zdaje się, nie widziała, co mnie trochę uspokoiło. Wszelako wściekam się na siebie za moje za zdrosne usposobienie, bo żeby nie wiem jak chciał, cóż złego może mi uczynić ten człowiek teraz, kiedy nie będzie okazji, żeby przychodził na tańce.   17 sierpnia. Po rozmowie z żoną — do panny Ashwell i wbrew mej woli to czyniąc ledwom jej zdołał powiedzieć, że musi od nas odejść. A przecie w duszy jestem kontent, że, zmniejszą się rozchody. Więc dziś jeszcze odjedzie do swego ojca. Tego dnia po południu przyszła nasza dawna służąca Zuzanna, po naszyjnik, jaki, powiada, zgubiła u nas odchodząc; a że wiele razy widziałem go u naszej teraźniejszej kucharki Hanny, a nadto wen szła właśnie, mając go na szyi, Zuzanna wnet go z niej zdarła; tedy skończyło się na tym, że Hanna w pół godziny potem gwałtownie opuściła nasz dom. Została więc z nami już tylko panna Ashwell, z którą rozmówiliśmy się przed pójściem spać, czy poszukała sobie już miejsca. Ona rzekła, że mogłaby je dostać choćby w naszym Urzędzie, na to ja się zgodziłem, a ona mówi: nie; i przydała, że chce się zgodzić tam, gdzie będzie mogła uczyć dzieci, żeby mieć pożytek z tego, czego się sama uczyła. Na tym skończyliśmy i spać, a noc była zimna. Wszelako widzę, że póki w domu nie zapanuje ład, nic z mojej pracy w urzędzie, nad czym boleję z głębi serca.   18 sierpnia. Całe rano w urzędzie, w południe ojciec przyszedł na obiad, który pomogła żonie przyrządzić nasza dawna Zuzanna Po obiedzie ojciec pożegnał się ze mną i z żoną, ani pisnąwszy o nieporozumieniach, jakie tam zaszły między nimi.   19 sierpnia. Wstałem, a żona krząta się po domu, jako że Zuzanna już się upiła, i wnet stanęły nam przed oczyma jej wady i szaleństwa, o których radzi zapomnieliśmy; tedy nie możemy jej brać do domu. Tego ranka przyszli stolarze do zakładania nowych podłóg i zaczęli od jadalnego pokoju.   20 sierpnia. Jinny, służąca, którąśmy dostali tego ranka z przytułku parafii Św. Brygidy jako „uczciwych rodziców i poleconą przez zakrystiana” i którą, z wszów ją oczyściwszy, pięknieśmy przyodziali, uciekła dziś wieczorem i już słuch o niej przepadł. 21 sierpnia. Spośród wielu dziewczyn, które tymi dniami przyprowadzono do żony na służbę, wybraliśmy tę, którą naraił Griffin, odźwierny naszego urzędu. Na imię ma także Zuzanna i zdaje się miłym dziewczęciem.   25 sierpnia. Wstałem bardzo wcześnie i wynosiliśmy rzeczy z mojego pokoju, w którym będą układać podłogę. Niebawem przyszli robotnicy i wzięli się do zdejmowania starej podłogi, a ja poszedłem do urzędu. Wróciłem o 2 godzinie i nie zastałem już panny Ashwell, która dziś odeszła. Dostała 50 szylingów, za dużo; ale jestem rad, że odeszła i oszczędzę wydatków.   26 sierpnia. Do Whitehall, gdzie zastałem dziedziniec pełny wozów i koni, jako że Król i Dwór wyjeżdżają do Bath na kąpiele. Więc do St. Jarnes, gdzie bawiłem godzinę na rozmowie z panem Coventrym, który też się wybiera jechać w świcie księcia Yorku, tedy pożegnałem go i do urzędu. Obiad w domu z panem Moore'em, któremu po południu wypłaciłem trochę pieniędzy, a tak wyrównaliśmy rachunki między sobą. Dałem mu też pewną kwotę dla Milorda i teraz Milord jest mi winien równe 700 funtów. Długo dyskutowaliśmy z panem Moore'em, czy potrzebne jest, aby dał mi kwit na wpłacone pieniądze, co ja dla mego zabezpieczenia rozumiem jako rzecz konieczną, a on przeciwnie, ale na koniec, nie bez tego, abyśmy się trochę nie posprzeczali, gdy powiedziałem, że inaczej nie wyłożę pieniędzy, dał mi ów kwit. Poszliśmy tedy razem do Deptford, przyjemny spacer i wiele tam sprawiłem. Wróciwszy rad patrzyłem, jak mój dom znów stał się podobny sobie i spodziewam się, że długo, już nie będę miał w nim takiego nieładu, ale jest bardzo teraz piękny, a będzie jeszcze piękniejszy, gdy podłogi jednaką barwą się pociągnie. Tego dnia kapitan Hickes, choć sam stary zawzięty Kawaler, przecie opowiedział mi o każdym z nich rzeczy bardzo niechlubne, odsłaniając przede mną niemałe ich łotrostwa; rzekł mi też, a chwała Bogu słyszę to zewsząd, że miany jestem za dobrego gospodarza spraw królewskich i za dobrego, dzięki Bogu, człowieka.   27 sierpnia. Mile pogawędziwszy z żoną wstałem, ale byłem i trochę zirytowany. Bo żona moja nabrała przekonania, że ja ciągłe roboty i przeróbki w domu podejmuję umyślnie, aby mieszkanie utrzymywać w nieładzie i ją zmuszać do roboty i pozbawiać rozrywek, co, acz niemiło mi, że ona tak myśli, do pewnego stopnia jest prawdą. Ale dzisiaj robotnicy skończyli i wróciwszy do domu zastałem go z góry na dół bardzo czystym i schludnym ku mojemu wielkiemu zadowoleniu.   28 sierpnia. Wcześnie do urzędu, zimna noc i zimny ranek, a mówią, że był i przymrozek, a to wiele, zważywszy, że prawie nie mieliśmy lata.   30 sierpnia. (Niedziela. ) Sam w kościele. Siedząc w ławce naszego Urzędu zobaczyłem znienacka Pembletona, jak wszedł do kościoła, spojrzał na naszą ławkę i wyszedł. Ani wypowiedzieć, co się ze mną działo, bom rozumiał, że nie widząc żony w kościele poszedł do niej. Nie mogłem za. nim lecieć bez ujmy dla mego honoru. Ale w gorączce niecierpliwości ledwom wytrwał do końca kazania. Więc do domu i wszystko zastałem dobrze i ani śladu, żeby ktoś tam przychodził. Tedy z wielką radością igrałem i pieściłem się z żoną.   31 sierpnia. Dziś w południe zgodziliśmy na pokojową żony Jane Gentleman. Oby się tylko nadała. Tedy miesiąc się kończy, Jestem spokojny na duchu, zdrowie mi dopisuje, odkąd za radą Holliarda piję tylko trochę wina i piwa w domu, a poza domem, wina nie tykam. Król, Królowa i Dwór na wodach w Bath, lord Sandwich wyjechał na wieś.   2 września. U Lorda Majora na obiedzie; wielki obiad z rajcami i doskonała dziczyzna, lecz omal od niej nie zachorzałem, nie mogąc popić jej winem z racji mych ślubów. Pan Luellin, który dopiero co wrócił z Irlandii, opowiadał przy stole, jak tam interesy angielskie źle stoją, a partia irlandzka tak jest potężna, że wszyscy dawni rebelianci uznani za niewinnych, a ich dobra, które im były odjęte i sprzedane albo nadane Anglikom, wszystkie im ninie zwrócono. Gdyśmy potem wyszli na miasto, Lord Major pokazał mi słup wzniesiony koło Exeter House, wskazując, gdzie biegną rury wodne, i powiedział, że Londyn jest najlepiej zaopatrzony w wodę z wszystkich miast na świecie i że sprowadzenie wody rurami do miasta kosztowało ponad 300 000 funtów.   4 września. (Św. Bartłomieja. ) Rano grałem na skrzypcach, a potem do Westminster, gdzie mówiłem z panną Lane, która zdaje się przymawiać, żebym ją znów zaprosił do kompanii, jak niedawno temu, czego, jeśli byłaby skromna, pragnąć by nie powinna, wiedząc, jak z nią tam nieprzystojnie baraszkowałem. Potem z Creedem do pana Povy'ego, gdzie około pierwszej siedliśmy do obiadu, a była i jego żona, piękna kobieta, która wniosła mu w posagu wielkie pieniądze pozwalające mu żyć, jak żyje. Po południu z żoną na kiermasz św. Bartłomieja, gdzie oglądaliśmy tańczące na linie małpy, co było dziwne. Widzieliśmy też tam konia z kopytami na kształt rogów baranich, gęś z czterema nogami i koguta — z trzema. Czytałem dzisiaj proklamację wzywającą lorda Bristola do powrotu i nakazującą ujęcie go każdemu, kto by go napotkał.   9 września. Spotkałem Neda Pickeringa, który opowiedział mi całą sprawę tego szaleństwa lorda Sandwicha z ową panną Betty Becke w Chelsea, co wielki srom widzieć Milorda w tej roli zwierza i błazna, gdy odwróciwszy się od czci, przyjaciół, sług, wszelkich poczciwych rzeczy i zacnych ludzi, chce tylko, by mu nie zakłócać jego prywatnej rozpusty z ową gminną kurwą, z którą sam co wieczora przesiaduje, nikogo do siebie nie dopuszczając, którą prowadza po spacerach, a i na lutni gra pod jej oknem, i sto podobnie bezecnych rzeczy stroi. Wielki żal o to mnie trawi, choć z drugiej, strony nie dziwuję mu się, jako że człowiek z niego dość kochliwy, pozwolił sobie więc tej rozwiązłości, której wszyscy się oddają na Dworze. Ale postanowiłem do tego się nie mieszać, niech to się dzieje, póki Bóg Wszechmogący, sumienie Milorda i umysły jego żony i rodziny będą to cierpieć.   10 września. Wstałem wcześnie i do urzędu, gdzie cały ranek nad wielkim kontraktem z sir W. Warrenem o dostawienie masztów za sumę 3000 funtów. I dobry Boże! Jakby człowiek mógł się obłowić, jeślibym był hultajem; jako że całą sprawę od początku do końca ja sam jeden przeprowadziłem, a oni podpisali, raz tylko umowę ową przeczytawszy, bez najmniejszego baczenia na gatunek, ceną, a bodaj potrzebę tego zakupu. A jam się na to zasadził i nad tym potrudził, żeby to był najlepszy królewski kontrakt o kupno masztów za całe te 27 lat działalności Urzędu. Tego dnia nowa kucharka (nie mamy tymi czasy szczęścia do dziewek służebnych), która zdała nam się dobra i skromna, zachorowała i odeszła przebywszy u nas tylko 4 dni.   12 września. Wstałem wcześnie i do Whitehall i tam do sir Filipa Warwicka, i z nim pół godziny rozmowy w materii długów Marynarki. Wróciłem do domu bardzo kontent, żem się z nim lepiej poznał, gdyż to jest wielki człowiek i człowiek większej pracy niż ktokolwiek w Anglii; którą znajomość będę się starał obserwować i na nią zasłużyć. Potem do urzędu, gdzie całe popołudnie, a zaś na Giełdzie wedle umowy spotkałem stryja Tomasza, który chce, żebym z nim jechał w poniedziałek do Brampton, gdzie jeszcze mamy się pono sądzić z jakimiś tamecznymi krewnymi o spadek, co mnie- przejmuje niepokojem.   13 września. (Niedziela. ) Pisząc wczoraj pracowity list do Lorda Podskarbiego w sprawie rachunków Marynarki, poszedłem spać około drugiej w nocy, a spałem dziś do ósmej. Wstawszy zacząłem, układać rzeczy do jutrzejszej podróży. Potem obiad, a całe popołudnie zeszło na miłych rozmowach z żoną. Przyszedł wuj Wight zaprosić nas na udziec sarni, który mu posłałem, a miałem go z daru pana Povy'ego. Ja jutro pójść nie mogę, ale żona owszem. Tedy wuj poszedł, a ja do ogrodu odczytując moje śluby. A zaś po kolacji, gdy wykrzyknąłem w rozczuleniu: „Czy to my już z tobą nigdy nie będziemy razem podróżowali?”, żona chwyciła mnie za słowo i zapragnęła, i ofiarowała się ze mną jechać. Ja pomyślawszy, że lepiej mieć ją ze sobą niż samą w domu, chętnie się zgodziłem i zaraz posłałem zamówić dla niej konia. Tedy na łeb na szyję stroczyliśmy jej i moje rzeczy i gotowi do drogi — spać.   14 września. Wstaliśmy wcześnie i z żoną do Bishop's Gate, gdzie w oberży „Pod Delfinem” zeszliśmy się ze stryjem Tomaszem, jego zięciem i panem Moore'em. Tedy w drogę i popasa liśmy w Ware (ja płaciłem za wszystkich w tej podróży), a dzień był bardzo piękny. W Buntingford, gdzie stanęliśmy na noc, żona wypiwszy zimnego piwa zachorzała; zrobiło się jej słabo i tak pobladła na licach, ażem się zląkł, że umiera, i będąc z nią sam w wielkim pokoju, zdjęty wielką trwogą i mając w tym dowód, jak ją prawdziwie miłuję, narobiłem krzyku wzywając gospodynię i sługi; aż wypiwszy krztynę gorzałki, a zwymiotowawszy trochę, żona przyszła do siebie; tedy spać.   15 września. Do Brampton, gdzie zastaliśmy ojca i wszystko w dobrym porządku. Tedy z ojcem i stryjem Tomaszem do Hinchingbroke, gdzie zastałem lady Sandwich i jej córki, a z nimi Betty Pickering, która jest dobrze wychowaną i urodziwą panną, lecz bardzo tłustą.   16 września. Do sądu, gdzie po mojej mowie, słuchanej w ciszy, jako że nikt nigdy zapewne w tych stronach czegoś podobnego nie słyszał, sąd nadał moc prawną naszej polubownej ugodzie ze stryjem Tomaszem. Tak że zostało nam tylko jeszcze ugodzić się z kilkorgiem krewnych, którzy po wsiach. i lasach w okolicy mieszkają.   17—19 września. Jeździliśmy ze stryjem i jego zięciem po istnych wertepach wyszukując tamecznych krewnych, którzy mogliby rościć pretensje do naszej schedy. Niektórzy z nich bardzo biedni. Na koniec ułożyliśmy się ze wszystkimi i wszystkich spłaciwszy zakończyliśmy sprawę. Tedy dosiedliśmy z żoną koni i pojechaliśmy do lasów koło Brampton, a była to pierwsza i jedyna godzina przyjemności, jakiej zaznałem przez cały czas poranią się z tą naszą majętnością. Jechaliśmy po lesie i zbieraliśmy orzechy, i rad byłem wszystkiemu, a najwięcej temu, że moja żona dobrym była mi na ten czas kompanem i dobrze jeździ konno; i pokazała mi rzeczkę za domem ojca bardzo wdzięcznie płynącą; potem zostawiłem ją w domu i pojechałem do Hinchingbroke, gdzie zastałem już i Milorda. 21 września. Wstaliśmy o świtaniu i na wieczór szczęśliwie, dotarliśmy do Londynu, i mieliśmy drób na kolację, któryśmy żwawo jedli, i z wielkim ulżeniem i radością do własnego łóżka; i nic nam się nie zdało tak miłym, jak być znowu w swym domku po czas jakiś trwającej podróży.   23 września. Wcześnie do urzędu, a w południe do lorda Crewa, gdzie obiadowałem z nim i z jego synem sir Tomaszem, w nadziei, że dowiem się od nich czegoś o tym pobycie lorda Sandwicha w Chelsea, o czym w Hinchingbroke Will Howe wziąwszy mnie na wieczorny spacer smutnych rzeczy mi naopowiadał. Ale oni o tym ani słówka nie rzekli, to jest ich pańska dyskrecja, chociaż dla Milorda i dla nich byłoby lepiej, żebyśmy mogli razem coś dobrego w tej materii uradzić, czego nie może być, skoro udajemy jeden przed drugim, że nic nie wiemy, a mnie samemu nie przystoi zaczynać o tym rozmowy. Tedy do miasta w różnych sprawach i do hal Westminsterskich, myśląc, że spotkam pannę Lane, co jest ninie moją ustawiczną czczą mrzonką i muszę się w tym poprawić. Ale nie nawinęła mi się. Więc, wodą do domu i do urzędu, dokąd przyszedł niebawem Jan, mój brat, jutro mający wyjeżdżać już do Cambridge. Dostał ode mnie srogą reprymendę za nie dość dobre wyniki swoich studiów. Mówiłem do niego z wielką pasją i szorstkimi słowami, acz żal mi było, że tak mówię, ale myślę, że to dla jego dobra. Dotknęło mnie, że nie dał mi żadnej odpowiedzi, ale słuchał mnie, na ile widziałem, bez wielkiej złości, jaką ja bym czuł będąc na jego miejscu. Spełniłem swój obowiązek, niechże on teraz wypełni swój.   24 września; Wodą do sir Filipa Warwicka i rozmawiałem z nim dość długo w sprawie finansów Marynarki. Wyszedłem od niego, wątpiąc o sobie, żem nie-tłumaczył się z taką powagą i siłą, jakich wymaga tak wielka sprawa. Lecz pocieszam się, że byłem tylko raczej niepewny siebie i stropiony, gdyż jakoweś wysokie persony czekały na sir F. Warwicka, kiedy u niego byłem, tak że śpieszył ze wszystkim, chcąc jak najrychlej wyjść. Wodą do urzędu, a po południu powiedziawszy żonie, że jadę do Deptford; popłynąłem do Westminster Hall, gdzie odnalazłszy pannę Lane wziąłem ją do tej samej gospody., gdzieśmy byli ostatnio, i tam czyniłem z nią, eom chciał, oprócz tej rzeczy głównej, na którą nie chciała przyzwolić, za co i chwała Bogu... Ale ufam w Bogu, że nie będę już więcej, póki żyję. Znużywszy się jej kompanią, wysadziłem ją z łodzi koło Whitehall, a sam do urzędu i omal do północy pisałem listy. O tej późnej godzinie do domu, gdzie moją biedną żonę zastałem jeszcze przy domowej robocie i serce mi się ścisnęło, że zdradzam to kochane stworzenie, i pomyślałem, że Bóg jest sprawiedliwy wkładając w nią tyle złości do mnie za to, iż jej krzywdę wyrządzam; ale postanawiam nigdy już tego nie. czynić.   27 września. (Niedziela. ) Leżałem po przebudzeniu dobrą chwilę, gwarząc z żoną, a zaś odziawszy się, do kościoła bez Williama Hewera, który nie wiem, gdzie się podziewa, ani o to dbam, owszem, niech postępuje tak, aby wypadł z mej łaski, a wtedy nie będzie się mógł dziwować, że go odprawię. Obiad z żoną, potem trochę do urzędu i znów do kościoła, gdzie senne kazanie, i do domu, by spędzić wieczór z żoną, radząc z nią o lepszym urządzeniu jej pokoju, o jej szatkach i innych rzeczach. Ale kolację jadłem bez wielkiej uciechy, czując bolę w piersiach i w głowie, a najbardziej mnie przeraziło, że ogłuchłem na prawe ucho. To zaziębienie, które Bóg Wszechmocny sprawiedliwie mi zesłał, gdym igrał rozpustnie z panną Lane, a w kark mi wiało ze stłuczonego okna. Poszedłem spać bardzo melancholiczny w obawie, że słuch utracę.   28 września. Wstałem, choć boli mnie głowa, brzuch i ucho, a głuchy jestem tak, że jadąc z sir J. Minnesem do Whitehall wstąpiłem do pana Holliarda, chirurga, który dał mi jakichś pigułek i pocieszył, że słuch odzyskam.   29 września. Wziąłem rano znów dwie pigułki doktora Holliarda i nie wychodziłem z domu. Około południa obiadowałem, a potem dalejże nosić z żoną ciężkie rzeczy na górę i na dół po schodach, jako że sypialnię urządzamy sobie na górze, a Will Hewer będzie na dole; spociłem się przy tej robocie tak, że rozpaliliśmy ogień na kominku i przy nim wyschłem, a zaś wieszaliśmy jeszcze malowidła i mapę Paryża w czerwonym pokoju, gdzie będziem sypiać. Wieczorem zaczęło grzmieć, błyskać się i padać tak gwałtownie, że do domu zaczęło ciec, tedy wyleciałem w taką ulewę na dach do rynien i mokłem z pół godziny, dosyć, żeby zabić człowieka. Zeszedłem na dół i znowu się suszyłem, a na koniec do łóżka, przeodziawszy się od stóp do głów i w strachu, że sobie zaszkodziłem.   30 września. Wstałem zdrów i słuch mi powrócił, acz nie słyszę jeszcze tak dobrze, jak zawsze słyszałem, ale pan Holliard oglądał moje ucho i mówi, że wszystko będzie w nim dobrze. Tedy do urzędu i tam całe przedpołudnie, a po obiedzie wodą do Whitehall na Komisję do Spraw Tangeru. Jutro Król, Królowa, księstwo Yorku i Dwór wracają z królewskiego objazdu po kraju. Wszyscy mówią o przewagach Turków na Węgrzech. Mam, chwała Bogu, na czysto 760 „funtów, choć na pokój żony i na stroje dla nas obojga wydałem w tym miesiącu aż 47 funtów. Dziś przyszła nasza nowa kucharka, Elżbieta, której moja żona przed jej nastaniem do nas ni razu nie widziała, a ja raz tylko i z daleka. Naraił nam ją pan Creed i mam nadzieję, że okaże się dobra.   1 października. Wcześnie do urzędu, gdzie cała nasza rada się zebrała, od czasu wyjazdu Króla, naszych wypraw na wypłaty i mojej podróży do Brampton pierwszy raz w pełnej liczbie. Po obiedzie do Deptford, a wracając kupiłem po drodze dwa węgorze i do domu, do malarza, który zaczął malować żony pokój. Kolacja i jeszcze chwilę trefnowałem z malarzem wesoło, patrząc na jego robotę.   3 października. Wstałem kontent z odnowionego mieszkania (żona ma po uszy roboty) i z wygody, że mamy teraz tylko nasze dziewki na górze i nikogo więcej, bo Will nocuje na dole. Do urzędu, gdzie spotkałem się z panem Blackburne'em, który mnie pytał, co to znaczy, że jego krewniak (mój Will) tak się opuścił, o czym już słyszał od przyjaciół. Wyłożyłem mu swoje racje, dla których jestem z chłopca niezadowolony, ku jego wielkiemu poruszeniu, ale i satysfakcji, że dbam o chłopca, jako że wszystko, co mówiłem, było dla jego dobra. Powiedział, że za parę dni przyjdzie i postanowimy, co z Willem dalej robić. W domu opo wiedziałem to żonie rozdrażniony, że o służbę i domowników muszę się kłopotać więcej niż o samego siebie.   5 października. Żona dziś w swoim pokoju przez cały dzień własnymi rękoma zawieszała kotary i opony, czemu się bardzo radowałem.   6—13 października. Cały tydzień chorowałem przeziębiwszy się, z wielkimi bólami w żywocie, zaparciem stolca etc. Dziś pierwszy raz wstałem rześki, a potem już cały dzień dobrze się miałem i po południu bez pigułek i klistery doczekałem się naturalnego stolca, pierwszy raz od pięciu czy sześciu dni, za co Bogu niech będą dzięki; tedy do późna w urzędzie rad i szczęśliwy, że znowu sposobny jestem pełnić służbę, do której z Bożą pomocą chcę się przykładać z coraz większą a większą żarliwością.   17 października. Mówią, że Królowa bardzo chora i dziś rano księstwo Yorku wezwani do jej łoża.   18 października. (Niedziela. ) Żona odziała się w swoją najlepszą suknię z nowymi koronkami, którem jej był kupił parę dni temu, i poszedłem z nią i z naszą Jane do kościoła. Zmieszałem się ujrzawszy Pembletona, ale pomyślałem, że przezorniej będzie, gdy sam go żonie pokażę, i tak pomału doszedłem do przekonania, że to nic wielkiego, i przestałem dawać na niego baczenie, tym bardziej, gdy po chwili żona pokazała mi jego żonę, nadobną małą kobietkę, dobrze odzianą i z klejnotem na piersiach. Wieczorem przyszedł pan Moore po 4 albo 5 dniach od swego powrotu ze wsi, a nie przyszedł wcześniej, acz parę razy pisałem prosząc, aby mnie natychmiast po przyjeździe odwiedził. Więc dotknięty jestem, że tak prędko zapomniał mojej ku niemu życzliwości, a boję się, że zapomniał.   19 października. Obudziliśmy się słysząc ogromną wichurę i rzekłem do żony: „Co za straszny wiatr, daj Boże, abym nie usłyszał o śmierci jakiejś wielkiej persony. „ — mając na myśli, że może Królowa umarła. I owóż, gdy jechałem z sir W. Battenem i sir J. Minnesem ku St. James, dowiedziałem się od nich, że umarł sir W. Compton, który jeszcze w piątek był z nami na Komisji do Spraw Tangeru. Co mnie wielkim zdumieniem napełniło, jako że był on, i wszyscy to przyznawali, jednym z najgodniejszych ludzi, najlepszych mężów stanu teraźniejszej Anglii; a w moim rozumieniu był co do usposobienia, wartości, zdatności umysłu, prawości, urodzenia, pięknej postaci i pracowitości lepszym od kogokolwiek z ludzi, co po nim pozostali we wszystkich trojgu królestwach. A nie doczekał nawet 40 lat życia. I widzę, że opłakują go wszyscy uczciwi ludzie Dworu; nie na tyle jednak, aby mieli sobie odmówić albo chociaż umniejszyć wesela, gadania, śmiania się, jedzenia, picia, zgoła czynienia wszystkiego, tak jakby nic się nie stało; dobry to dla mnie przykład, który każe uważać śmierć jako sprawę zarazem nieuniknioną i nieoczekiwaną, i widzieć, jak znikome jest jej działanie na umysły innych ludzi, bo chociażby ktoś był najlepszy, najbogatszy, najwyżej postawiony, wszyscy jednako umieramy, przeto nie więcej przydajemy znaczenia śmierci tego niźli śmierci owego; i nawet chwała dobrej śmierci znikoma jest we świecie, jeśli ją porównamy z mnogością tych, co nic o niej nie wiedzą albo nic z niej sobie nie robią, a może i z tymi, co źle mówią o zmarłym (wyjąwszy chyba kogoś jak ten zmarły dżentelmen, o którym nikt źle nie mówi, ale takich jest jeden na tysiąc). Do St. James gdzie słyszałem, że Królowa spała pięć godzin tej nocy, a ocknąwszy się płukała usta i znów zasnęła. Ale puls ma bardzo prędki, o 20 uderzeń więcej niż u Króla. Była tak chora, że księża dali jej już Ostatnie Namaszczenie. Król, jak powiadają, bardzo rozpacza i płacze u łoża Królowej, co widząc ona też płacze; o czym jeden mi dzisiaj powiedział, że to jest dobry znak, albowiem łzy odciągają zapalenie z głowy.   20 października. Na obiedzie u Lorda Majora, gdzie dzierżawcy komór celnych, trzej synowie Lorda Kanclerza i siła innej godnej kompanii, a obiad wyśmienity, ale to jest jedyna rzecz, do której się ten Lord Major nadaje. Tego wieczora u Milorda (w jego mieszkaniu w Whitehall) pani Sara opowiadała mnie i żonie, jak ciężko Królowa choruje i jaką Król ma o niej pieczę. I mówiła, że niemoc Królowej to febra plamista i że Królowa cała była okryta plamami jak leopard. I że Król bardzo to sobie brał do serca i płakał, ale pomimo to nie przepuścił ani jednej wieczerzy z panią Castlemaine, co myślę, że jest prawda, gdyż pani Sara mówi, że mąż jej, który jest kucharzem, co wieczór przyrządzał dla nich kolację, a dzisiaj sam widziałem go, jak niósł wiktuały na wielką kolację, i Sara mówi, że to też dla Króla i pani Castlemaine, która rzecz bardzo jest dziwna.   21 października. Przyszedł mój brat Tom. Postanowiliśmy, że muszę się trochę lepiej przyodziać, a m. in. potrzeba mi aksamitnej opończy, czyli sukiennej, a podbitej aksamitem, i innych rzeczy wedle mody; i perukę mieć muszę. Tedy poszedł z żoną kupować dla mnie aksamit. Tego wieczora zacząłem żonę uczyć arytmetyki, co bardzo dobrze przyjęła, i mam nadzieję, że przywiodę ją do rozumienia wielu pięknych rzeczy.   22 października. Tego ranka słysząc, że Królowa gorzej, posłałem, żeby Tom wstrzymał się z szyciem aksamitnej opończy, póki się nie okaże, czy Królowa będzie żyła, czy umrze.   24 października. Wotton, mój szewc, powiedział mi, że Harris na skutek perswazji księcia Yorku wrócił do teatru sir W. Dave-nanta i dostał, czego żądał, co go w jeszcze większą wbije pychę. Królowa zaczyna zdrowieć, w czym największa zasługa doktora sir Franciszka Pridgeona i jego kordiału.   28 października. Dr Pierce mówił mi, że Królowa dobrzeje, ale umysł ma jeszcze pomieszany i bredzi jak w delirium; mówi od rzeczy, a tego ranka zdało się jej, że powiła dziecko, i dziwiła się, że rozwiązana bez bólów i choroby, i troskała się, że szpetnego chłopca na świat wydała. Na co Król przy niej będący powiedział: „Nie, chłopiec jest bardzo piękny. „ „Ej — miała odpowiedzieć — jeśliby do was, panie, był podobny, pewnie by piękny był i bardzo bym go kochała. „   28 października. Tego ranka był u mnie pan Blackburne i oznajmił mi, że Will Hewer skarżył mu się na złe traktowanie go przez. moją żonę i na inne przykrości w moim domu, tedy widząc, że on miasto pouczyć swego krewniaka, staje raczej po jego stronie, powiedziałem otwarcie, ale po przyjacielsku, co myślę o tej sprawie; tedy doszliśmy do konkluzji, że Will znajdzie sobie inne mieszkanie, a ja będę mu jako memu przybocznemu płacił 15 funtów rocznie, a jeśli nie będę musiał donająć kogoś drugiego, to 20 funtów.   29 października. Dzisiaj przynieśli moją nową opończę podbitą aksamitem, a wierzch z dobrego sukna, pierwszą tego rodzaju w moim życiu. Chciałem ją włożyć idąc na wielki obiad u Lorda Majora, lecz rozmyśliłem się zważywszy na tłok, jaki tam będzie. W południe do Domu Cechowego, gdzie obiad miał się odbywać. Obchodząc nakryte stoły uważałem, że pod każdą solnicą jest spis potraw, a na końcu każdego stołu spis osób, które przy owym stole mają siedzieć. Stołów było wiele, ale tylko na stołach Lorda Majora i panów Rady Królewskiej były obrusy i noże, co bardzo mnie zdziwiło. Win było dużo rozmaitych, ale wypiłem tyłka krupniku, przez co, tuszę, nie naruszyłem ślubów, jako że wedle mego najlepszego rozumienia, to nie żadne wino, tylko napój korzenny i mieszany; Boże mi odpuść, jeślim się w tym omylił, ale myślę, że nie. Panie jadły w osobnym pokoju, do któregośmy poszli z Creedem popatrzyć, lecz ani jednej pięknej twarzy. Muzyka była zła, tylko bębny i trąbki. Ten obiad wydany był przez Lorda Majora i dwu szeryfów Miasta i kosztami przez pół się podzielili, a miał kosztować bez mała 800 funtów.   31 października. Całe rano w urzędzie, potem Creed u mnie na obiedzie; pokazywałem mu nową aksamitną opończę i radziłem się go w rzeczach stroju. Po obiedzie do późna w urzędzie, a potem nad miesięcznymi rachunkami. Zobaczyłem z wielkim żalem, żem tego miesiąca odłożył 43 funty mniej niż w zeszłym, czego główna przyczyna jest, że wydałem dużo na stroje dla żony i siebie; dla niej 12 funtów, dla siebie coś około 55 funtów, bo oprócz aksamitnej opończy kazałem sobie uszyć dwa całe odzienia z czarnego sukna, kaftan pluszowy ze złotymi guzikami i szmuklerskim obszyciem, kapelusz i inne rzeczy. A kupiłem także dwie peruki, których jeszcze nie nosiłem, a z których jedna kosztuje mnie 3 funty, druga 40 szylingów. Ogółem wydałem na takie rzeczy przez dwa miesiące 110 funtów. Ale mam nadzieję, że tak się wysmuknąwszy więcej zarobię, jako że z większą śmiałością i lepszym skutkiem będę obracał się w świecie, gdy dotąd z braku strojów musiałem przemykać się jak żebrak. Królowa po chorobie jeszcze słaba na umyśle (wiecznie jej się przywiduje, że urodziła dziecko), ale jest nadzieja, że wyzdrowieje. W Amsterdamie zaraza i boimy się, żeby się to do nas nie przeniosło, od czego Boże zachowaj. Turcy wparli się w dominia cesarskie, a książęta chrześcijańscy nie mogą dojść do zgody, jak przeciw nim wystąpić. Największą troską moją i żony jest ninie Will Hewer, który psuje dziewczęta swoją czczą gadaniną i płochym zachowaniem się, tak że będzie się musiał od nas wynieść, i niech go jego wuj Blackburne ma w swej pieczy, a ja mu dam za jego pracę u mnie 20 funtów rocznie. A wstydząc się i bez żadnych po temu racji drżę, aby mi ten chłopiec żony nie bałamucił.   2 listopada. Wstałem i powozem do Whitehall, gdzie w długiej Galerii z Makatami zastaliśmy panów: J. Cartereta, J. Minnesa i W. Battena; po pewnym czasie wszedł Król z trzema czy czterema ze swej świty, a skoro tylko nas ujrzał, rzekł: „Owo i Urząd Marynarki”, i pochodził z nami wzdłuż Galerii prowadząc bardzo gminną, jak mi się zdało, rozmowę. Niebawem przyszedł Książę i wziął Króla do swoich apartamentów, gdzie przebywali tak długo, że nie mogąc się doczekać Księcia, rozeszliśmy się. Słyszałem Księcia, jak mówił, że będzie nosił perukę; pono i Król ma ją nosić. Dopiero dziś spostrzegłem, jak mocno Król posiwiał. Będąc w Westminster zabrałem z Axe Yard panią Hunt i podwiozłem ją ku naszemu domowi, a sam do perukarza, na Giełdę i do kawiarni z Creedem. A wziąwszy po drodze baryłkę ostryg, z nim do domu, gdzie pani Hunt z moją żoną smażyły marmoladę z pigwy. Tedy zjedliśmy obiad, a potem panie jeszcze do konfitur, ja zaś czekając, aż skończą, grałem na skrzypcach. Skończyły koło 9 wieczorem, więc odwieźliśmy oboje panią Hunt, a ja podarowałem jej pudełko cukru i udziec zwierzyny. Ale nie weszliśmy do niej, tylko prosto do domu, gdzie po kolacji żonie wydało się, że naszą Jane przychwyciła na kłamstwie, tedy oznajmiła mi to z tryumfem, a ja nie widząc racji zadawania jej kłamstwa, zirytowałem się, przyszło między nami do ciętych słówek, ja wobec tego uszedłem do mego pokoju na górę, aliści żona za mną i jęła mi przymawiać bardzo przykrymi słowy, nazywając mnie przewrotnym człowiekiem, bez sumienia i co ja sobie myślę i nie wiem sam już, co mówiła; bardzo się tym strułem, a choć przyzwalam jej na trochę złości, przecie widzę coraz lepiej a lepiej, że mówiła nie bez tego, aby coś jej nie leżało na sercu. Ale trzymałem się na wodzy tak, że acz poszliśmy spać pokłóceni, ugłaskałem ją i była mi powolna i rozczuliła się, a żem sam także chciał zgody, więc przed zaśnięciem już dobrzy przyjaciele, a była już dwunasta, tedy spoczęliśmy w błogim weselu serca.   3 listopada. Przyszedł mój perukarz Chapman i niewiele mówiąc, poszedłem z nim na górę, gdzie ostrzygł mi krótko włosy, o co mnie serce krztynę bolało, że się z nimi rozstaję, ale kiedy skończył i nałożył mi perukę, zapłaciłem mu i zabrał moje włosy, by z nich sporządzić drugą perukę; ja zasię na dół, żeby mi się wszystkie moje dziewy przypatrzyły; i doszły do konkluzji, że mi do twarzy w peruce, chociaż i Jane, i Bessę żałowały bardzo moich włosów. Potem do sir W. Penna, który wszczął długi dyskurs o moim ostrzyżeniu i bardzo był tym poruszony, jak wszystkim, co mnie dotyczy; ale minęło i za parę dni już nikt nie będzie na to zważał.   4 listopada. Do urzędu i pokazałem się w peruce sir W. Battenowi i sir J. Minnesowi, ale nie bardzo byli zgorszeni, czego siej obawiałem. Z kapitanem Janem Shalesem, który przybył na moje wezwanie z Portsmouth, dyskurs w materii tamecznych składów Urzędu Zaopatrzenia; z tej rozmowy powziąłem nadzieję, że jeśli Król dałby mi przywilej wejrzenia w sprawy tego Urzędu, mógłbym z tego coś mieć i sama myśl o tym już mnie cieszy. Do domu na obiad, gdzie moja żona tego dnia sama już smaży marmoladę z pigwy, co bardzo dobrze jej idzie.   6 listopada. Moja żona, obudziwszy się tego ranka, przekonywała mnie z wielką powagą, że od ostatniej naszej nocy poczuła się brzemienną; co jeśli się okaże, niechże przybywa gość pożądany. Do urzędu i rozmawiałem z komisarzem Pettem, który od czasu, kiedyśmy go złajali, wziął się w garść, i myślę, że dużo dobrych rzeczy dokona teraz w stoczni. Na Giełdę, do kawiarni i do domu, gdzie zastałem panią Hunt, zacną kobiecinę, która z nami obiadowała. Tego ranka pan Blackburne przybył, aby mi rzec, jako znalazł już przyzwoite mieszkanie dla swojego siostrzeńca, tedy będzie on mógł wynieść się od nas, gdy go tylko o to poproszę. Umówiliśmy się, że za parę dni pogadamy obaj z Willem i posłużymy chłopcu naszą radą.   7 listopada. Do Westminster, gdzie ujrzawszy Betty, córkę pani Howlett, pobiegłem za nią, by z nią pomówić i pożartować, alem jej nie dopędził.   8 listopada. (Niedziela. ) Wstałem a że już było późno, poszedłem do kościoła bez żony i uważałem, że moje wejście w peruce nie zdało się nikomu tak dziwne, jak się obawiałem; bo mniemałem, że cały kościół oczy zaraz na mnie wytrzeszczy, ale nic podobnego się nie pokazało.   9 listopada. Do Księcia, który gdy wszedł do gabinetu, powiedział, że pan Pepys tak się odmienił w swojej nowej peruce, iż go nie poznał. Gdy posłuchanie się skończyło, pojechałem do Westminster, gdzie miałem długą rozmowę z drem Pierce'em, między innymi o lordzie Sandwichu i jego dziwnym odsunięciu się od spraw publicznych i Dworu. A gdy nadeszli Creed i Ned Pickering, poszliśmy wszyscy na obiad. Potem do domu i do urzędu. Wieczorem Will Hewer powiadomił mnie, że jego wuj, pan Blackburne, czeka, by ze mną mówić. Tedy zeszliśmy się w tawernie tuż koło nas i zacząłem przyjaźnie mówić do Willa, radząc mu, jak sobie ma poczynać teraz, kiedy nie będzie już mieszkał pod moim dachem, a wszystko bez najmniejszej wzmianki o przyczynach, dla których musi się wynieść ode mnie. Pan Blackburne sekundował mi, a wyłożywszy Willowi jego dalsze wobec mnie obowiązki i czego po nim się spodziewam, puściliśmy go do domu z tym, że w końcu tygodnia ma się przenieść na nowe mieszkanie. My zaś z panem Blackburne'em wdaliśmy się w długą rozmowę o różnych rzeczach, a mówiłem z nim tak prosto i swobodnie, że i on był ze mną bardzo szczery. Powiadał między innymi, że w rzeczy religii Król i Rada postąpiliby bardzo przezornie pozwalając na wolność sumienia, i powiada, że cesarz stracił Węgry na rzecz Turków z przyczyny, iż nie było tam wolności religii. Opowiadał, że najpobożniejsi ministrowie zborów, a będzie ich kilka tysięcy, chodzą teraz po proszonym chlebie; i mówił o pysze teraźniejszego kleru, przez wszystkich wyśmiewanego i znienawidzonego, a zwłaszcza za ekskomuniki, którymi szafują przy pierwszej lepszej okazji. I ja jestem przekonany, nie jego tylko słowy, ale i własnym sądem, że teraźniejsze duchowieństwo nigdy nie pozyska serc większości gmin angielskich, które tak przywykły do swobód i wolności i tak dobrze znają pychę i rozwiązłość teraźniejszego duchowieństwa. Blackburne mówił mi jeszcze, co Miasto mniema o generale Monku i że mają go za najbardziej przewrotnego człowieka, który zdradzał każdego, a też i Króla. I wiele innych rzeczy o umysłach dawnych republikańskich oficerów i żołnierzy naprzeciwko dzisiejszym, którzy tylko klną i panoszą się; i że w złej godzinie Król byłby tysiąc razy bezpieczniejszy z tamtymi niż ze swymi Kawalerami Mówił też o tchórzostwie i korupcji królewskiej gwardii i milicji.   10 listopada. Królowa, jak słyszę, jest już zdrowa i szyją dla niej nową suknię.   12 listopada. Po południu rozmawialiśmy z panem Moore'errt o tym, że Milord zaniedbał zupełnie sprawy państwowe i że ludzie już o tym gadają; tedy nająłem powóz i do Milorda, by z nim poufnie mówić i prosić, by się opamiętał. Ale zastałem tylko W. Howe'a, który bardzo trzeźwo i z zimną krwią powiadomił mnie, jak rzeczy stoją z Milordem; że nie zachowuje się on, jak mu przystoi, lecz po staremu szaleje, a jeśli pokaże się u Dworu, to nie dla spraw publicznych, lecz by grać w karty z damami; albo siedzi w Chelsea z ową gamratką ku wielkiej swojej niesławie. Niebawem nadszedł Milord, ale serce we mnie upadło i widząc go źle usposobionym nie śmiałem nic mu powiedzieć. Tedy pożegnałem się i znów do W. Howe'a, i wyznałem, że nie śmiałem wystąpić z tym, co mam chęć i postanowienie uczynić, ale że może najlepiej będzie, jeśli napiszę do Milorda, co ów aprobował. Tedy do domu z myślami rozniesionymi i głową pełną tej sprawy i tej troski.   13 listopada. Dziś w urzędzie uporałem się z trudnym listem w mojej obronie, a przeciwko sir W. Battenowi, który w raporcie przedłożonym sir J. Carteretowi chciał obalić nasz wielki kontrakt na dostawę masztów zawarty z sir W. Warrenem, który kontrakt, jestem tego pewien, oszczędzi Królowi 600 funtów.   14 listopada. Po obiedzie Will Hewer powiedział, że jeśli mi się tak podoba, to on gotów jest wynieść się z mego domu; tedy w przytomności żony udzieliłem mu dobrych rad i zapewniłem, że jego odejście nie zmieni mojej do niego życzliwości, jeśli tylko będzie się dobrze sprawował; i rzekłem: „Niech cię Bóg błogosławi”, i puściłem go, żeby zebrał swoje rzeczy, a biedny chłopak płakał, lecz myślę, że tak będzie lepiej i dla niego, i dla nas. Tej więc nocy po raz pierwszy, jak myślę, zostałem w domu bez mężczyzny oprócz mnie samego. Pan Moore przyszedł powiedzieć, że nie udało mu się pomówić z Milordem, tedy powziąłem rezolucję pisać do niego natychmiast. Tak więc Will Hewer wyprowadził się od nas, a dziś mimochodem dowiedziałem się, że mój ostatni pacholik, Wayneman, zachował się wobec pani Davis tak, że go wzięto na okręt idący na wyspę Barbados, tedy przysłał kogoś do mnie, abym wyjednał mu zwolnienie, czego nie uczynię z miłości dla tego chłopca i z obawy, że zostawiony tutaj skończyłby niechybnie na szubienicy.   15 listopada. (Niedziela. ) Tego południa w urzędzie wygotowałem do Milorda list przedkładający mu opinię świata o jego postępowaniu. Do domu na kolację. Po dobrej kolacji z żoną i wysłuchaniu Pisma świętego, czytanego przez dziewczęta, zmówiliśmy pacierze i do łóżka. Dziś, jako w urodziny Królowej, huknęły wszystkie działa w Tower, a wieczorem Lord Major Londynu rozesłał milicję, aby nakazywała palić ognie świąteczne na wszystkich ulicach, co mi się zdaje godnym pożałowania, żeby taką rzecz nakazami wymuszać.   17 listopada. Z panem Moore'em do urzędu i przeczytałem mu list, którym do Milorda napisał. A który pan Moore znalazł tak wyśmienicie ułożonym, że troskał się tylko, abym nie zaniedbał jak najprędzej go posłać.   18 listopada. Tego ranka posłałem przez Willa Hewera wielki list do lorda Sandwicha, żeby mu go oddał do rąk własnych. Proszę Boga, by temu błogosławił, ale wyznaję, że drżę, jakie tego mogą być dla mnie skutki.   19 listopada. Z sir J. Carteretem do Lorda Podskarbiego. Zastaliśmy go w łóżku, gdyż cierpi na podagrę. Zdaje się człowiekiem wytrawnego sądu i niewątpliwie jest dzielnym sługą Króla; mówił tak żwawo i z uczuciem o brzemieniu władzy królewskiej. Nic mi też w nim nie było przykre okrom jego długich paznokci, które hoduje na dość tłustej, białej, krótkiej ręce; tak są długie, że męczyło mnie patrzyć na nie. W drodze powrotnej sir J. Carteret powiedział mi, że jeszcze teraz nie będzie może wojny z Holandią, bo ani oni, ani my nie jesteśmy gotowi, ale kiedyś przyjdzie do tego zapewne, bo nasze interesy konkurują ze sobą w tej samej rzeczy, to jest w handlu.   22 listopada. (Niedziela. ) Wcześnie do Milorda, którego zastałem zbierającego się do kaplicy; gdy wszedłem, zaczął mówić z wielce chłodną powagą, że otrzymał mój list i ceni sobie moją dbałość o jego honor i że dziękuje mi zwłaszcza za tę część listu, w której powiadam, że nie wierzę temu, co ludzie o nim gadają, ale skoro intencją moją nie były upomnienia, lecz chęć poznania prawdy, trzeba najpierw, abym powiedział mu, od kogo to zebrałem tyle szczegółowych wiadomości o jego teraźniejszym życiu. Chciałem się z tego wymówić, ale gdy surowo nastawał rzekłem, iż całe miasto mówi o jego zaniedbaniu spraw służby; rzekłem nadto, że z czułości ku niemu to wszystko napisałem i nikt o tym nie wie, com pisał; na co przerwał, że nikt z wyjątkiem jednego. Na to ja znów, że może ktoś znał, niektóre moje, myśli w tej materii albom i ja od kogoś pożyczył jakiej myśli; nikt jednak nie może powiedzieć, że wie, co napisałem. Ale wyznaję, żem się zmieszał, bo snadź W. Howe mu coś mówił, który listu mego nie czytał, ale wiedział, co napisałem. Milord powtórzył kilka razy jeszcze, że ocenia moje dobre intencje, ale bardzo jest niemile dotknięty. Zdaje się, że działając dla jego dobra, przyczyniłem sobie szkody, i jeślibym się miał na to jeszcze raz pokwapić, a wiedziałbym, że tak źle to przyjmie, to pewnie bym cicho siedział, bo nie ma żadnego medium pomiędzy przyjęciem takiej rzeczy albo bardzo dobrze, albo bardzo źle. Koniec końców nie mogłem się wstrzymać od płaczu, czego dotąd się wstydzę, choć nie mogę pojąć, co mógł on w tym liście zobaczyć oprócz mojej miłości i dobrej woli. W kaplicy Whitehall słyszałem dzisiaj dobry śpiew 51 psalmu, rozłożonego na pięć głosów przez bardzo nadobnego chłopca, jednego z chórzystów kapitana Cooke'a. Tu po raz pierwszy postrzegłem, że Król jest trochę muzykalny, bo dobrze wybijał ręką takt przez cały czas trwania chorału.   28 listopada. W urzędzie całe rano, a w południe do Giełdy, skąd wracając spotkałem dr Pierce'a, chirurga, który powiedział mi jako dobrą nowinę, że lord Sandwich postanowił nie wracać już do Chelsea, i przydał, że to ja zapewne natchnąłem lorda Sandwicha dobrą radą, czemu nie zaprzeczyłem ani przytaknąłem, ale okazałem wielkie uradowanie, że. Milord już tam nie wróci. Tedy do domu na obiad, a zaś do Paul's Churchyard i tam wyszukałem drugą część Hudibrasa, której nie kupiłem, tyłka pożyczyłem do czytania, żeby zobaczyć, czy jest taka dobra jak pierwsza, acz ja i w pierwszej nie znalazłem żadnego upodobania, mimo żem ją próbował czytać dwa razy, aby się zmusić do uwierzenia w celność tego dowcipu. Dziś mówiono mi jako rzecz pewną, że w Holandii odmalowali haniebnie naszego Króla i publicznie to pokazują. Na jednym wizerunku — z wywróconymi pustymi kieszeniami, na drugim — dworzanie myszkują mu po kieszeniach, na trzecim — Król prowadzi dwie damy, a inne mu wygrażają; co liczy się za wielką zniewagę. 30 listopada. W. Howe mówił mi, że Milord kilka dni był na niego gniewny i nie chciał z nim gadać, ale już się udobruchał i jednak wyniósł się z Chelsea; lecz po jego wejrzeniach na mnie myślę, że jest i długo jeszcze będzie mi krzyw, co mnie złości, wszelako mam nadzieję, że to z czasem przeminie, a jeśli nie — źle będę nagrodzony za moje dobre służby.   3 grudnia. Wstałem i do urzędu, gdzie całe przedpołudnie. Obiad w domu z moją żoną, której towarzystwo jest ninie wielką moją osłodą i którą po południu uczyłem arytmetyki, co czynią z wielką lubością. Potem do urzędu, skąd wróciłem do domu, do żony, późnym wieczorem. Dziś sir J. Carteret powiedział mi, że Marynarka jest wolna od długów, co nadzwyczaj dobrą jest wiadomością. A słyszeć, jak na Giełdzie nasz kredyt zaraz urósł i stał się nie gorszym niż zaufanie do jakiego bądź kupca, wielkie to było wesele. Daj tylko, Boże, aby tak było dalej.   5 grudnia. Wstałem i do urzędu, gdzie do południa, a zaś całą naszą radą na obiad do kapitana Allena do jego domu. Kontent byłem z obiadu dla mnóstwa wybornych dykteryjek opowiadanych przez pana Coventry'ego, które wpisałem do mojej Księgi Fraszek, przeto nie będę ich tu powtarzał. Stamtąd ja jeszcze do urzędu, a około 10 wieczór do domu na kolację i spać, a przedtem uczyłem arytmetyki moją miłą żonę, z którą tymi czasy żyję bardzo pogodnie, bez żadnych niepokojów zazdrości (którą wybacz mi, Boże); nie mam też poza tym żadnych trosk okrom lęku o niełaskę Milorda.   6 grudnia. (Niedziela. ) Sam do kościoła, co mnie bardzo turbuje, że nie mam teraz pachólika, iżby mi towarzyszył. Żona, jako że dzień jest zimny i śnieg dziś zaczął padać (pierwszy śnieg tego roku), została w łóżku do obiadu. Całe popołudnie uczyłem ją arytmetyki, umie już dobrze dodawanie, odejmowanie i mnożenie, tedy nie chciałem jej dziś męczyć nauką dzielenia, lecz wzięliśmy się do geografii, jako że kupiłem dla niej dwa piękne globusy.   7 grudnia. Wstałem wcześnie, a że było mroźno, poszedłem, pieszo ku Whitehall nie bez lęku, że mi to zimnisko zaszkodzić W Whitehall dowiedziałem się, że wczoraj był największy przybór wody na Tamizie, jaki ludzie pamiętają; Whitehall było całe pod wodą, o czym dużo gadania. Na posłuchaniu u księcia Yorku widziałem lorda Sandwicha i może mi się zdawało, może nie, trudno powiedzieć, ale nie dostrzegłem z jego strony ani znaku życzliwości albo respektu, co mnie gnębi więcej niż cokolwiek na świecie.   9 grudnia. Tego wieczora, kiedy skończyłem dzienną pracę, przyszedł do urzędu mój krewny Angier z Cambridge i swoim narzekaniem wymógł na mnie, że obiecałem przyczynić się za jego synem, iżby. go dali na okręt. Ale jak to człowiekowi łatwo jest zapominać przyjaciół, którzy są w biedzie. Jaki rad byłem, kiedy poszedł, i jak się bałem, żebym nie chciał ode mnie pożyczyć pieniędzy.   10 grudnia. Wstałem dość wcześnie, jako że dzień cieplejszy; do urzędu, a tam, wyznaję, miałem skrupuły, że otrzymawszy tak niedawno upominek od pani Russel, nie przyjąłem łoju, który chciała nam sprzedać (choć będzie na tym stratna, bo kupiła go z myślą, że nasz Urząd go kupi). Tak trudno jest człowiekowi, który otrzymał datek, nie dać się przywieść do postąpienia wbrew interesowi swego pana i swoim obowiązkom. Ale pani Russel musi się z tym pogodzić, a ja jej się czymś kiedyś przysłużę, gdy będę mógł bez szwanku dla służby królewskiej. W południe do domu i wypiliśmy z żoną (która leży chora) po szklance wina, jako że to najkrótszy dzień w roku, co miło jest sobie przypomnieć. Po południu do PauTs Churchyard, do mego księgarza, gdzie przejrzawszy Chaucera, Dugdale'a Historię św. Pawła, Stowa Londyn, sztuki Szekspira, Jonsona i Beaumonta, kupiłem dr Fullera Księgą rodów angielskich, Kabałę albo kolekcję listów o Państwie, dla żony małą książeczkę Delices de Hollande i obie części Hudibrasa, która rzecz bardzo teraz jest w modzie dla swych facecyj, choć ja nie mogę, wyznaję, rozeznać, na czym jej dowcip się zasadza.   11 grudnia. Idąc dzisiaj ku Szatni spotkałem pana Clerke'a (prawnika), który mi powiedział, że Field ma pozew przeciwko mnie na 30 funtów 10 szylingów, i że to dziś rano będzie egzekwowane; a choć powiedział mi, że to nie może być wcześniej niż na południe i że sprawa nie wyjdzie poza szeryf a, przecie trudno; uwierzyć, z jakim strachem szedłem i jak podejrzliwie patrzyłem! na każdego przechodnia, i jak zadrżałem usłyszawszy, że ktoś kaszlnął za moimi plecami. Do Szatni, a nie zastawszy pana Moore'a — do księgarza i wreszcie do kawiarni, gdzie siedziałem z panem Harririgtonem i paru kupcami handlującymi ze Wschodem, którzy opowiadali mi, że co do ryb, to w okolicy Królewca najuboższy człowiek nie chce jeść ryby śniętej, tylko musi być żywa, chyba że zimą. A i wtedy po połowie kładą na sanie śnieg i na ten śnieg ryby, i na to znowu śnieg. I dopiero na targ. Ryba tak w tych saniach zamarza; że jak mówi Harrington, sam wziął raz taką rybę. i połamał ją na kawałki, taka była twarda; aliści ta sama ryba wniesiona do ciepłej izby wnet ci ożyje i pływa sobie tu i tam. Ich sieci wyciągają też często z mułu jaskółki, co uczepione jedna drugiej, wiszą sznurami i niby martwe na jakim podwodnym badylu, a przyniesione w pobliże ognia ożywają.   13 grudnia. (Niedziela. ) Po kościele jadłem obiad z moim bratem Tomem (żona cały dzień w łóżku), a potem wziąłem go do mego pokoju, wyrównałem z nim rachunki (jako że ostatnio pożyczał ode mnie) i spędziliśmy całe popołudnie gawędząc o różnych rzeczach: o Wheatlym, który znów do niego zachodzi, i czy będzie z jego córki żona dla Toma; o Joyce'ach i o ich teściu wuju Fennerze, jacy oni są czasami niby miód, a podczas trzeba ich omijać niby gówno, i jakie dziwne, nieokrzesane życie wiodą pomiędzy sobą.   14 grudnia. Dziś w Szatni mówiłem sporo czasu z Williamem Howe'em. Powiedział md, że Milord zaraz po moim liście był, to prawda, urażony i okazywał pogardliwość, gdy mu ktoś o mnie wspomniał; ale że teraz Milord jest w dobrym usposobieniu i z pewnością okaże mi w sposobnej chwili tyle respektu co zawsze, i nie wzbroni mi przychodzić do siebie. Ta wiadomość, wyznaję, bardzo mnie zabolała; ale kiedy słyszę, że Milord opamiętał się i całkiem opuścił Chelsea tudzież ową ścierkę, i że wrócił do spraw publicznych i cieszy się jeszcze lepszą reputacją niż przedtem, raduję się widząc to, acz przypłaciłem to jego niełaską na jakiś czas; bo jeśli nie jego dobroć i rozum, to jego pamięć puści to w końcu mimo. A ja mam tę pociechę, że nie inna, lecz taka właśnie sprawa uczyniła mi go wrogiem.   15 grudnia. Zanim wstałem, czeladnik mojego brata przyszedł mi powiedzieć, że mój krewny, Edward Pepys, umarł u pani Turner; którego ja i żona szczerze żałujemy, tym bardziej że jego żona Elżbieta była jedyną piękną kobietą naszego nazwiska. Do urzędu, gdzie najwalniejszą sprawą było wystąpienie sir W. Battena i sir J. Minnesa przeciwko mnie o zawarcie umowy na kupno masztów z sir W. Warrenem, ale wyszedłem z tej utarczki zwycięsko, tak na podstawie mojego memorandum, jak i dlatego, że pan Coventry, a na Dworze lord Barkeley uznali, że ten kontrakt jest korzystny dla Państwa. Do Whitehall, gdzie kilku komisarzy do Spraw Tangeru, a między nimi lord Sandwich, któremu się skłoniłem. Ale nie okazał mi ani gniewnej, ani łaskawej twarzy, zgoła nie okazał mi nic, czym bardzo jestem znękany.   17 grudnia. Całe przedpołudnie w urzędzie, a po obiedzie z żoną do pani Turner, gdzie dawno już nie byłem; zastaliśmy ją i jej siostrę, panią Dyke, bardzo smutnymi po śmierci brata. Siedzieliśmy tam z godzinę rozmawiając o nagłości tej śmierci; chorował 7 dni, ale ani on, ani nikt w domu nie myślał, że przyjdzie do tego. Jego żona nic nie wiedziała o jego chorobie i nie słyszeli jeszcze, jak złą nowinę przyjęła.   20 grudnia. (Niedziela. ) Wróciwszy z kościoła zastałem w domu mego brata i oboje moich krewnych Scottów, ją i jego, pierwszy to raz przybyli do mego domu. Zostali na kolacji, więc weseliliśmy się tak, jak to jest możliwe z ludźmi, których, owszem, chętnie widzę, ale nie wiem, ani o czym ja mam z nimi mówić, ani o czym oni by chcieli ze mną. Pokazaliśmy im od góry do dołu cały nasz dom, daliśmy im pieczonego indyka na wieczerzę i wina do woli, a po kolacji odeszli pieszo, my zasię do pacierzy i spać. 21 grudnia. Na Shoe Lane, żeby zobaczyć na nowym placu gry walkę kogutów, którego sportu jeszczem nigdy nie widział. Ale, o Boże! warto było zobaczyć tę najdziwniejszą rozmaitość ludzi od posłów Parlamentu do najuboższych czeladników, piekarzy, piwowarów, rzeźników, woźniców, i kogóż tam jeszcze nie było. I całe to bractwo jeden przez drugiego klną a zakładają się. Alei dziwne, jak ludzie tak nędznego stanu, wyglądający, jakby nie mieli co do gęby włożyć, robią zakłady na trzy albo cztery funty i tracą nieraz po 10, 20 funtów za jednym zamachem. Wnet mając tego dość, wyszedłem i pojechałem do lorda Sandwicha, gdzie zastałem kapitana Cooke'a z kaplicy królewskiej i chłopców z jego chóru, śpiewających skomponowany przez Milorda chorał; Milord przywitał mnie łaskawie i wziął mnie do bocznego pokoju, żebym z daleka lepiej słyszał, i w istocie brzmiało to bardzo czysta i myślę, że to dobra rzecz, i oni wszyscy ją chwalą. A potem) kapitan Cooke. i jego dwaj chłopcy śpiewali kilka włoskich pieśni, o których krótko powiem, że to była najlepsza muzyka, jaką kiedykolwiek w całym życiu moim słyszałem. Kiedy muzyka się skończyła, a Milord jął się zbierać do Whitehall, wyszedłem razem z nim i zapytałem go, czy nie mógłbym dostać jego powozu na jutrzejszy kondukt żałobny odprowadzający przez miasto zwłoki Edwarda Pepysa ku drodze do Norfolk, co natychmiast mi przyrzekł, ale nie rozmawiał ze mną tak poufale, jak to miał dawniej we zwyczaju, czego zresztą nie oczekiwałem. Jeno byłem ciekaw, czy mi nie odmówi, co by znaczyło jawną nienawiść i wyzwanie. Tedy niemało pocieszony, rozstałem się z nim w Whitehall. Po żonę do jej brata, ale już odjechała, więc popędzając konie dogoniłem ją i zapłaciwszy mego woźnicę przesiadłem się do niej i razem wróciliśmy do domu. Żona opowiedziała mi, jakie smutne życie prowadzi jej rodzina. Bratowa żony jest bardzo niespokojnego ducha, tak że jej matka wróciła do swego męża i zostawiła młodych samym sobie, i wielki tam jest nieład, a boję się, że i wielki niedostatek, i obym tylko ja nie miał stąd kłopotów.   22 grudnia. Rano przybyła moja krewna, pani Angier z Cambridge. Ale choć ich miłuję i mam rację po temu, o Boże, jak ja chłodno z nią rozmawiałem, byle tylko nie dać jej za wielkich nadziei na oczekiwanie czy, to pieniędzy, czy to czegoś więcej poza opieką nad synem. Wbrew mojej chęci niczym jej nie ugościłem, śpiesząc się do wyjścia, jako że w urzędzie mieliśmy sesję od rana w sprawie oszacowania statku płynącego z ładunkiem do Francji, do księżnej Orleańskiej. Po południu dostałem list od W. Howe'a, że Milord zaordynował na jutro dla mnie powóz w sześć koni; tedy uradowałem się, że tyle dla mnie uczynił, rozumiejąc przez to, że gniew mu cośkolwiek już minął. Słyszałem, że pani Castlemaine została papistką, co Królowej pono się bardzo nie widzi, gdyż nie wierzy, aby to uczyniła z przekonania.   23 grudnia. Wcześnie rano przyodziawszy się w taką żałobę, na jaką nas było stać w tym czasie bez wielkich kosztów, pojechaliśmy z żoną do Salisbury Court, gdzie już zastałem powóz Milorda zaprzężony w sześć koni. O 11 wyniesiono trumnę, postawiono ją na marach i umieszczono na niej tarczę herbową. Ruszyliśmy przez miasto, wielka kompania ze dwadzieścia powozów, a trzy albo cztery w szóstkę lub w czwórkę koni. Odprowadziwszy zwłoki do krańców miasta, wsadziłem żonę do najętego powozu i odesłałem do domu, a sam za swoimi sprawami na Giełdę i do urzędu.   24 grudnia. Wcześnie rano łodzią do Erith, a poranek był taki zimny i mglisty, że kilka razy nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy. Tam wyprawialiśmy dwa królewskie okręty, pożyczone Kompanii Afrykańskiej, a które miały lepszą i tańszą załogę niż nasze. Był tam też syn sir J. Cartereta, przystojny i dobrego humoru młody człowiek, tylko bardzo gadatliwy. Zimno było, kiedy wracałem do domu, ale chwała Bogu, nic mi się nie stało. Wieczorem przyszedł kapitan Ferrers i opowiadał nam, jaka dobra jest nowa sztuka Henryk VIII, czego gdym słuchał, zaczął mi się dłużyć czas do końca mych ślubów; ale jak już zacznę chodzić do teatru, to będę-bardzo czuwał, żebym nie przebrał miary, jak to czyniłem dotąd, aż musiałem się na długie miesiące wyrzec zupełnie oglądania jakiejkolwiek sztuki.   25 grudnia. (Boże Narodzenie. ) Długom nie wstawał gawędząc mile z żoną, aż zaczęła, nie wiem, z umysłu czy przypadkiem, pytać mnie, co z nią będzie, jakbym ja raptem umarł, na co dałem jej nijaką odpowiedź; ale wezmę to na uwagę i pomyślę nad zabezpieczeniem żony spisując ostatnią wolę tak rychło, jak tylko będę mógł.   27 grudnia. Wstałem i sam do kościoła, a potem do domu na obiad w miłej kompanii mojej żony i radzi jedno drugiemu bardziej, niż to bywa w innych stadłach.   28 grudnia. Przechodząc przez Whitehall dowiedziałem się, że Król poszedł grać w tenisa; tedym zeszedł na nowy kort tenisowy i widziałem go grającym z sir Arturem Slingsbym przeciw lordowi Suffolk i lordowi Chesterfield. Król wygrał trzy, a przegrał dwa sety; wszyscy, jak mi się zdało, lecz osobliwie Król, dobrze grają. Potem rozmawiałem z księciem Albemarle; sądząc wedle odpowiedzi, jakie mi dawał, to gnuśny i tępy umysł. Potem do tawerny „Pod Godłem Królewskim”, gdzie jadłem obiad i zastałem tam Creeda, lecz spotkaliśmy się i rozstali z niczym więcej jak tylko z krótkim: „Jak się masz?” Wróciwszy do domu nie zastałem żony; poszła z Willem Hewerem (po którego posyłała, jak to teraz przy różnych okazjach bywa), żeby jej ząb wyrwali, który bolał ją cały dzień. I wróciła pomyślnie, dawszy go wyrwać.   30 grudnia. Lord Sandwich spytał mnie dzisiaj, jak się miewa jego powinowata, moja żona; co uczynił po raz pierwszy, odkąd jest na mnie obrażony. Myślę, że chciałby się ze mną pogodzić, tylko nie wie, jak zacząć. Kiedy wyszedł, ja przez ogród do pana Coventry'ego, z którym powozem do miasta w przyjacielskiej rozmowie o interesach Urzędu, a przeciw sir W. Battenówi i jego nieczystym sprawkom. Pożegnawszy go przed Kompanią Gwinejską do kawiarni, gdzie rozmawiałem z sir W. Pettym o jego nowym okręcie, co do którego jestem pewien, że się okaże zadziwiającym wynalazkiem.   31 grudnia. Całe rano w urzędzie, między innymi z sir W. Warrenem wedle kontraktu o dostawę masztów. Potem na Giełdę i do domu, na obiad, a głową mnie bardzo bolała z przeciążenia robotą. Mieliśmy na obiad, żona i ja, przedniego indyka i obiadowaliśmy okazale, ona, nieboraczka, i ja, i tak spędziliśmy te święta razem i sami we dwoje, bez żadnej uciechy na mieście; ale jutro kończą się moje śluby co do teatru i wina; wszelako mam nadzieję, że wnet się zwiążę nowymi, bo trzymając się ich, tyle dobrego za łaską Boską sprawiłem. Tedy do urzędu i siła rzeczy pokończyłem, ale głowa mnie bolała, a miałem przed sobą wielką noc rachunków za cały rok. Więc do domu, a po kolacji, mając dobry ogień na kominku, siedziałem do 4 rano rachując i pisząc ten dziennik. Najpierw tedy dziękuję Bogu, że mam już ponad 800 funtów gotowizny, z czego 700 pożyczyłem lordowi Sandwichowi, reszta u mnie. Mój dom oprócz żony i mnie stanowią: Jane Gentleman, pokojowa żony, Bessę, nasza poczciwa kucharka, i Zuzanna, małe dziewczę do posług; nie mam służącego ani pacholika i myślę, że długo nie będę miał żadnego, bo bez nich żyjemy w ciszy i spokoju, a też i bardzo skromnie. W urzędzie trzymam się mocno mimo szatańskiej zawiści sir W. Battena, który mnie śmiertelnie nienawidzi, ale nie może mi szkodzić. Inni mnie raczej miłują, a przynajmniej nie wydają się z innymi sentymentami, acz wiem, że sir W. Penn jest nieszczerym filutem, chociaż udaje przyjaciela. Rodzice moi na wsi, a o tym czasie są u nich córki Milorda, jako że w Hinchingbroke pokazała się ospa. Królowa po długiej, ciężkiej chorobie przyszła do siebie; Król trochę nadto zaprzątnięty swoimi metresami, ale mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, a zwłaszcza w Marynarce, w której będę wierny mym powinnościom, cokolwiek by się działo. Dużo się mówi o zamysłach króla francuskiego, czy obróci się przeciw papieżowi, czy przeciw hiszpańskiemu; ale wielki to i wiele zapowiadający książę, na którego wszyscy książęta Europy mają oko. Brat mojej żony nieszczęśliwy z przyczyny złego usposobienia żony i jej ubóstwa, gdy liczył na wielką fortunę; ale nie widuję ich, a w każdym razie nie dają mi się we znaki. Troskam się teraz o sprawy mego krewnego Angiera z Cambridge, który stracił mienie; dziś właśnie wysłałem na morze ich syna, wierutnego hultaja. Co do moich braci, to z nauk i sprawowania się mojego brata Jana w Cambridge nie jestem bardzo kontent, a o Tomaszu nie mogę wyrozumieć, czy chce on albo nie chce prowadzić dalej warsztat ojca. Pola jest z rodzicami w Brampton i Bóg wie, co z nią będzie, jako że nie mogę jej jeszcze wywianować, a starzeje się i trzeba ją tak czy inaczej postanowić. Księżna Yorku tymi czasy choruję na odrę, ale już ma się lepiej. Turek wparł się głęboko w niemieckie kraje i cała ta część świata w wielkim przerażeniu, co z tego będzie. Ja, chwała Bogu, w dobrym zdrowiu, oprócz zaparcia, które mnie długo nękało, ale pokonałem to prawie; jestem na dobrej drodze, z mocnym postanowieniem przykładania się do pracy, by zebrać trochę pieniędzy, służąc także memu Królowi tak dobrze, jak tylko potrafię. Daj Boże, by dalej tak się wiodło. I owo kończy się ten rok. ROK 1664   1 stycznia. Położywszy się spać między 4 a 5 rano spałem do 8 bez mała; a potem różni przychodzili, by mówić ze mną. Między innymi jeden z najlepszym podarkiem noworocznym, którym był czek na 50 funtów od pana Deeringa, wypisany przezeń na imię pana Luellina, i uprzejmy list, w którym powiadamia mnie, że te pieniądze dla mnie są przeznaczone. Z czym nie wiem jeszcze, co mam począć, ale widzę w tym ekstraordynaryjnie dobry gościniec noworoczny, chociaż nie wiem, czy mam to wszystko wziąć, czy dać coś z tego Luellinowi. Na obiad do mego wuja Wighta, gdzie podali na gorąco pasztet z łabędzia, któregom był dostał od pana W. Howe'a i wczoraj wujostwu go posłałem. Ale żona i ja wstaliśmy od stołu i wymówiwszy się interesami, poszliśmy do Książęcego Teatru, pierwszy raż od sześciu miesięcy, stosownie do moich ostatnich ślubów; gdzie oglądaliśmy tyle sławioną sztukę o Henryku VIII; która, lubom szedł z rezolucją, że będzie mi się podobała, jest rzeczą tak niewymyślną i tylu grubymi łaty zeszywaną, iż okrom wystawności i uroczystych procesji nic w niej ani dobrego, ani dobrze granego. Stamtąd, bardzo niezadowoleni, już po nocy znowu do mego wuja Wighta i wieczerzaliśmy z nimi, ale nie w smak mi było z racji niemiłego widoku rąk mojej wujenki.   2 stycznia. Wstałem i do urzędu, gdzie całe rano, a o południu do Giełdy, tam chodząc spotkałem pana Luellina, któremu powiedziałem o liście pana Deeringa i czeku na 50 funtów; on zaś przyjąwszy czek — oznajmił, że pieniądze owe dla mnie ma z banku wziąć. Na co przystałem wyznając atoli, że nie życzę sobie tego, rozumiejąc, że moje usługi nie nazbyt Deeringowi się przydały, i że wolałbym raczej nie dostać nic, póki lepiej mu się nie przysłużę. Wziąłem. Luellina ze, sobą do domu na obiad, a potem z żoną, pożegnawszy go przy Lombard Street, do Królewskiego Te atru postrzegając, że nie mogę tego w sobie powściągnąć, dopóki nie złożę nowych ślubów, ku czemu zmierzam, czyli, jak mówię, że nie będę oglądał żadnej sztuki więcej niż raz w miesiącu (okrom na Dworze), i to tylko do sumy 50 szylingów za wszystkie, a już jak wydam te pieniądze — żadnej aż do przyszłego. Nowego Roku, chyba że zebrałbym 1000 funtów gotówki przed tym czasem. W teatrze widzieliśmy Uzurpatora, który nie jest dobrą sztuką, choć lepszą niż wczorajsza.   3 stycznia. (Niedziela. ) Leżałem długo w łóżku, a potem wstawszy i rozpaliwszy ogień na kominku w moim pokoju, cały dzień nad domowymi rachunkami. Obiadowałem z żoną w jej pokoju i przy jej łóżku, jako że dzisiaj niedomagała.   4 stycznia. Wstałem wcześnie i do Księcia, któremu, od czasu jak jego pani zachorzała była, wniesiono do gabinetu małe łóżko czerwonym aksamitem przykryte, bardzo nadobne i na którym sam sypia- Potem do Milorda i mówiłem z nim, i zdał mi się już teraz bez mała tak samo przychylny, jak zwyczajnie bywał. Spotkałem też pana Pierce'a, chirurga, który między innymi dworskimi nowinkami tę mi powiedział, że Królowa już w dobrym zdrowiu i Król spał z nią z soboty na niedzielę, i że Królowa mówi teraz już bardzo dobrze po angielsku, choć czasem w sens nie trafi i uciesznie się omyli. Stamtąd, pokręciwszy się po Westminster Hall, gdzie myślałem się spotkać z panną Betty Lane, co mi się nie powiodło, i byłem temu rad, poszedłem na kort tenisowy i widziałem Króla grającego ze swymi panami; ale gdym widział grę Króla wynoszoną pod niebiosy bez żadnej po temu racji, zmierziło mnie to, aczkolwiek istotnie gra bardzo dobrze i od czasu do czasu wart. jest pochwały; wszelako to jawne pochlebstwo jest po piesku służalcze. Potem, nająwszy powóz, za brałem z miasta żonę, która była z naszą Bessę u swych rodziców i bardzo smutna, gdyż jej ojciec wybiera się do Niemiec bić Turka, a co się stanie z jej bratem, to nie wiem; taki jest bowiem leniwy i tak zupełnie, jak myślę, niezdolny do zarabiania na chleb. Do domu, i do północy wygotowywałem uroczyste śluby na ten rok, i ufam w Bogu, że ich dotrzymam, ale boję się, żem się trochę srogo związał w kilku rzeczach i może w nazbyt wielu, przez co mogę niektóre zapominać. Wszelako wiem, które są najgorsze, i za łaską Boską będę się starał wytrwać albo punktualnie płacić naznaczone sobie grzywny. Tedy w spokoju ducha do łóżka.   5 stycznia. Całe rano w urzędzie, gdzie żądny wrazić sobie do łba wszystkie sprawy, jakie tylko są, boję się, że się nimi nad siły obarczę. Ale pragnąc wypełnić obowiązki, tym chętniej będę dźwigał to brzemię. Na południe do domu, gdziem zastał Luellina, który dał mi owe 50 funtów od pana Deeringa. Ów zaś ofiarował mi je za trudy w jego sprawie, w której nadal będę się dla niego trudził i starał, nie abym jakim bądź słowem albo uczynkiem był mu obowiązany, ale że to jest i będzie z pożytkiem dla Króla i dla służby. A co do tych pieniędzy, tom nigdy z nim się o to nie układał anim kiedy czekał od niego bodaj szeląga w czasie, kiedym się mu przysłużył. Dałem Luellinowi dwie sztuki złota na parę rękawiczek za jego grzeczność w tej rzeczy.   6 stycznia. (Trzech Króli. ) Wstałem i do urzędu, gdziem okrutnie pracował całe rano, będąc istotnie nad miarę obciążony z przyczyny mych własnych pragnień, by wszystkiego, co tylko mogę, samemu dokonać. Po obiedzie uczyłem żonę geografii, co bardzo dobrze pojmuje i z wielką przyjemnością się uczy, a mnie miło ją uczyć. Potem znów do urzędu, gdziem tak zatrudniony, jak nigdy nie byłem w życiu; sprawy jedna za drugą i jeszcze ludziom ich. interesy ułatwiaj. Tego ranka wypraktykowałem coś, co mi tak składnie poszło, że będę to zawsze czynił, jako że mi to i czasu, i pieniędzy oszczędzi; owo zacząłem się sam golić brzytwą i bardzo jestem z tego zadowolony. 7 stycznia. Całe rano w urzędzie, m. in. nad sprawą przedłużenia kontraktu o kupno masztów z panem Woodem. Którym kontraktem bardzo byłem zaprzątany i myślę, że mi we wszystkim przyznają rację, jako że moim jedynym życzeniem jest uczynić go pożytecznym dla Króla. W południe wszyscy na obiedzie u sir W. Penna, który nie mogąc wczoraj, dzisiaj obchodzi rocznicę, swego ślubu. Ale jak sir W. Penn mnie we wszystkim naśladuje, to warto widzieć, nawet kominek w jadalni ma taki sam jak w pokoju mej żony.   8 stycznia. Całe rano w urzędzie, potem długo na Giełdzie, skąd zabrałem do nas na obiad Luellina, Mounta i Symonsa i bardzośmy się weselili. Po obiedzie zostawiłem ich z żoną, grających w karty, a sam do urzędu. Po powrocie do domu lekcja geografii z żoną. A z kolegami setnieśmy się dziś po południu nacieszyli, m. in. wspominając nasze dawne przygody w czasach Cromwella; a naśmiałem się, i nadziwowałem, kiedy Symons opowiadał, do jakich to on się uciekał wykrętów, aby wytrwać na urzędzie przez osiem rządów w ciągu jednego roku (co w samej rzeczy tak było w roku 1659 — i wymienił wszystkie te rządy), aż o mało noga mu się nie powinęła przy dziewiątym, to jest przy teraźniejszym Królu. Na Giełdzie mówiono dzisiaj wiele o niejakim panu Tryanie, kupcu z Lyme Street, który wczoraj (po wyjściu służących i gdy już leżał w łóżku) napadnięty i obrabowany z 1500 funtów i z klejnotów-wartości 4000 funtów. Mniema się, że jego służący był w spisku, bo rabusie poszli prosto do jego skrytki w biurku, gdzie miał schowany klucz od szkatuły.   9 stycznia. Rozmówiwszy się o tym z żoną przy obiedzie, myślę zaprosić lorda Sandwicha do nas na obiad. Będzie mnie to kosztowało jakieś 10 do 12 funtów; są jednak względy przezorności, dla których muszę jeszcze pomyśleć, nim postanowię ten wydatek. Po obiedzie zawiozłem żonę i Jane do państwa Huntów, a sam do Westminster i tam nawiedziłem pannę Lane, i wziąłem ją do gospody „Pod Dzwonem”, i tam w jej kompanii, alem nie mógł sobie pozwalać z nią, jakem zwykł, choć i tak nic nie bywało bezecnego... Tedy wdaliśmy się w rozmową, czyby nie wyszła za Hawleya, który ją admiruje, lecz bez ogródek powiedziała, że nie, że nie może go pokochać. Nuż więc pytać ją o córkę Howletta, z którą miałbym chętką troszkę się zejść, bym obaczył, z jakiego ognia ta młoda białogłowa jest uczyniona, bardzo jest. bowiem piękna; lecz Betty mówi mi, że ona już po zrękowinach z synem pani Michell. Tedy odprowadziłem Betty do Westminster Hall i po żonę, z którą do Nowej Giełdy, gdzie kupowaliśmy różne drobiazgi u p. Doroty Stacy, gładkiej niewiasty, która ma najskromniejsze wejrzenie, jakie w życiu widziałem, i takąż mowę. Potem do mego brata Tomasza, który był chory, ale już ma się lepiej; i jeszcze wstąpiliśmy do wuja naszej dawnej panny Ashwell, żeby przyszła ubrać i uczesać moją żonę w dzień, kiedy Milord przyjdzie na obiad. Aleśmy jej nie zastali. Tedy prosto do domu, wstąpiwszy jeszcze tylko do mego księgarza po Podręcznik przezornych maksym dla męża stanu i dworzanina, którą książkę chcę przeczytać, zanim ją kupię, bo zachwala mi ją sir W. Warren, a jego sąd nie bardzo sobie ważę, aż póki rzeczy nie przeczytam. Tedy do domu, do kolacji i do łóżka; żona mi zasłabła po przyjeździe do domu, mało mi nie omdlała, czego z nią nigdy jeszcze nie było, odkąd jest moją żoną.   10 stycznia. (Niedziela. ) Z żoną w łóżku do 10 a może 11. Na obiad przyszedł mój brat Tom. Po obiedzie na całe popołudnie do urzędu, a wieczorem z żoną do wujostwa Wightów, gdzie jedliśmy pasztet z łabędzia i zaprosiłem ich na wtorek do nas na łabędzia pieczonego, o co po powrocie do domu wszczęła się między nami sprzeczka, bo żona pranie na jutro wyznaczyła. Ale prędkośmy się pogodzili i do łóżka. A gadaliśmy dzisiejszego wieczora tylko o rabunku u pana Tryana. I że pułkownik Turner, szalony, zadufany w sobie, wiecznie przeklinający i dobrze wszystkim, a też i mnie znany człek, był tym, co rabunku dokonał albo był w to zamieszany, i pieniądze, i rzeczy skradzione znalezione u niego, a teraz oboje z żoną są zamknięci w Newgate; był on tak znanym łotrem, że wszyscy jesteśmy z tego zadowoleni.   11 stycznia. O 4 rano żona zbudziła mnie, żebym dziewkom kazał wstawać do prania, i czy to, żem spał tak długo tamtej nocy, czy z irytacji, że te leniwe pluchy wylegują się przed tak wielkim praniem, oboje z żoną nie zmrużyliśmy już oka aż do dnia, a o świtaniu wstałem i koczem (wziąwszy ze sobą kapitana Grove'a i trzy butelki wina, którem posłał pannie Betty Lane, bom jej to był obiecał) do Whitehall, gdzie z resztą naszej kompanii u księcia Yorku na zwykłym posłuchaniu, a potem do St. James, gdziem z drugimi zaproszonymi obiadował u pana Coventry'ego, u którego cudne rozmowy rozmaite, ucieszne i poważne. Potem do księcia Albemarle (gen. Monka) w kilku sprawach Urzędu, a stamtąd znowu na dwór Księcia, gdzie Kompania Gwinejska zasiadała. Potem w kawiarni, gdzie wdaliśmy się w rozmowę o muzyce z młodym dżentelmenem, który zowie się Hill, jest, jak myślę, kupcem, dużo podróżował i postrzegam, iż jest mistrzem wielu rodzajów muzyki; tedy uniwersalnie o muzyce, o biegłości pamięci muzycznej i inne wyborne dyskursy ku mej wielkiej uciesze, jako że nie byłem już dawno w tak świetnym towarzystwie, i jeślibym tylko miał czas, chciałbym bardzo zachować znajomość z owym panem Hillem. Z kawiarni do domu, pełnego prania, i żona gniewna bardzo, że Will Hewer był tu dziś i gadał z dziewkami marnotrawiąc ich czas, i mówił (co podsłuchała), jaka to dobra dziewka była nasza dawna Jane i że takiej drugiej nie będziemy już mieli. O com się zezłościł i przykazawszy żonie, by wyehłostała przynajmniej małą Zuzannę, poszedłem da urzędu i tam zganiłem Willa, lecz mi powiedział, że chodził z polecenia żony, która mu nakazała przyjść w poniedziałek rano. I teraz, odpuść mi Boże, jakem jest sposobny do zazdrości o tego młodzika, i że ona wybrała właśnie ten czas, kiedy wiedziała, że muszę wyjść do Księcia; choć gdyby miała coś na myśli, nie sądziłaby chyba przezornym opowiadać mi tej historii o jego przyjściu. Ale całego mojego rozumu nie dostawa, by ostudzić te przeklęte humory. Co mi Boże odpuść i upewnij mnie o mym. szaleń stwie, a zachowaj mnie od niespokojności, co mnie trawi. Tedy do domu, gdzie chwała Bogu, kiedym zaczął mówić z żoną, pomieszanie mego umysłu rozwiało się i — do łóżka.   12 stycznia. Całe rano w urzędzie, a na południe do Giełdy, a potem do domu kupując po drodze różne rzeczy do dzisiejszego obiadu. Niebawem przyszli wuj i wujenka Wight, z krewnymi Marią i Robertem, a czystym trafem przybył też stryj Tomasz Pepys. Mieliśmy dobry obiad, a naszym głównym daniem był pieczony łabędź, którego mięso jest wyborne. Po obiedzie do kart ja wyszedłem jeszcze do urzędu, a potem znów do gości i do kart i przegrałem pół korony. A kiedy poszli, żona opowiedziała, jak wuj nagabywał ją, gdy była sama, pytając, czy jest brzemienna, i całując ją a zapewniając poważnie, iż wielce byłby temu rad; ze wszystkich okoliczności widzę, że ma on dobre intencje względem nas, które będę się starał w nim pielęgnować bardziej, niż to dotąd czyniłem. Tedy do późna w urzędzie, a potem do domu i do łóżka po wspólnym pacierzu, jako żem ślubował odmawiać pacierze z domownikami dwa razy w każdym tygodniu.   14 stycznia. W urzędzie długa debata nad tym, żeby rozdzielić obowiązki kontrolera pomiędzy kilku z nas dla lepszego ich wypełnienia, ale sir J. Minnes nie chciał na to przystać, chociaż ten durny człowiek wie w swoim sercu, że nawet cząstki roboty nie wykonał. Stanęło jednak na tym, że bierze wszystko na siebie, i rozeszliśmy się, ja z rozdrażnionym sercem, że służba królewska taką manierą jest sprawowana, ale nic na to nie można poradzić.   15 stycznia. Z urzędu do Giełdy i tam spotkałem wuja Wighta, który bardzo był dla mnie czuły i chciał mnie wziąć z sobą do domu, ale taki był czuły, że zaczynam się dziwować i czegoś bardzo dobrego dla mnie się po tym spodziewam. Do domu na obiad, a po południu z panem Hayterem wodą do Deptford, gdziera przykrócił szkodliwe Królowi postępki, ale głównie rozmawiałem z panem Hayterem o wczorajszej dyskusji w urzędzie. Potem do domu i owo żona mi mówi, że wuj Wight był u niej, grał z nią w karty i bardzo ciekaw był wiedzieć, czy ona jest w ciąży albo nie, aż dziwuję się, co on sobie umyślił, i różnie myśląc, doszedłem na koniec, że chyba wolę ostatnią zamierza spisać i chciałby wiedzieć, jak ma w niej o mnie postanowić; i pragnąłbym, dalibóg, żeby mu żona odpowiedziała była, że jest w ciąży.   16 stycznia. Kiedy z urzędu wróciłem do domu na obiad, zastałem tam J. Haspera, krewnego naszej teraźniejszej Jane. Godniem go przyjął i zaprosiłem go do naszego stołu na obiad, przy którym rozmawiał z nami prostą, zwyczajną mu manierą. Kiedy odszedł, ja wodą do Westminster Hall, gdzie widziałem się z panną Betty Lane... Stamtąd do urzędu, gdzie Browne przyniósł mi bardzo zmyślny instrument do rachunków arytmetycznych, ale muszę się poćwiczyć, zanim dojdę do perfekcji w jego używaniu. Tedy do domu na kolację i do łóżka z umysłem trochę pomieszanym z racji tego, com dziś uczynił, ale mam nadzieję, że to. już będzie ostatni, raz w mym życiu.   17 stycznia. (Niedziela. ) Wstałem i z żoną do kościoła, gdzie Pembleton się zjawił, co mnie, Boże odpuść, zgniewało, alem to puścił mimo. Po południu przyszła do mojej żony Ashwellka (do której wstępowaliśmy będzie temu dni parę) i była taka wesołą jak zwykle, i tak mówiła, jakoby wcale nie była świadoma/ żeśmy się poróżnili przy jej od nas odejściu. Gdy nas pożegnała, my z żoną do sir W. Penna i tam jedliśmy kolację, która mi bardzo była nie w smak, jako że półmiski takie były brudne, żem nie mógł na, nie patrzyć. Tedy do domu, do pacierzy i spać.   18 stycznia. Wstałem w pomieszaniu, widząc, jak żonie pilno, żebym ja już sobie poszedł. Boże, odpuść mi moją zazdrość, ale nie mogę sobie z tym dać rady, choć, jak mi Bóg miły, nie mam słusznych racji ani po temu, ani żebym oczekiwał po mojej żonie, iżby mi była tak wierną, jakbym pragnął. Do Whitehall i na. posłuchanie do Księcia, a potem do mieszkania Milorda, któregom nie zastał, lecz poszedłem tam dla W. Howe'a, którego się radziłem w materii zaproszenia Milorda do nas na obiad, co pochwalił, ale ja byłem poruszony, że do takiego dzieciucha muszę przychodzić o radę; ale do czasu tak trzeba. W kawiarni słyszałem dziś, że pułkownika Turnera uznano winnym ciężkiej zbrodni włamania się i kradzieży. Wszyscy pragną, aby był powieszony. Do Giełdy i do domu, gdzie dowiedziałem się, że Will był u mojej żony. Ale, o Boże, jakież zło mogę w tym upatrywać, a jednak nie mogę tego ścierpieć. I chociaż wypytawszy ją nie miałem żadnych racji do podejrzeń, przecie nie mogłem przywieść mojej natury do żadnego spokoju ani zadowolenia co do żony przez cały dzień i wieczór, aż dla rozerwania myśli poszedłem z nią do wujostwa Wight, gdzie graliśmy w karty do 12 w nocy, i wróciliśmy pod nawalnym deszczem, pierwszym od sporego już czasu. Spać poszedłem z niespokojnym umysłem.   19 stycznia. Wstałem bez żadnej czułości ku mej żonie i do urzędu. Na obiedzie z sir W. Riderem, potem do domu, gdzie zastałem panią Turner i jej siostrę. Przyszły nas nawiedzić i paplały do wieczora, więc ja wymknąłem się i w urzędzie do bardzo późnej nocy, aż oczy mi osłabły i bardzo mnie bolały od nadto długiego pisania i czytania przy świecy.   20 stycznia. Wstałem i powozem do Milorda, i długom czekał, aż zeszedł (a nie posłał po mnie, bym przyszedł na górę, może nie wiedział, że przyszedłem), na koniec zeszedł i towarzyszyłem mu na kort tenisowy, a tam pożegnałem go. Milord pieczętował dziś dzierżawę domu przy Lincoln's Inn Fields, za który będzie płacił 250 funtów tenuty rocznie. Wodą do mego brata, któregom zastał w łóżku chorym, jak powiadają, na suchoty, i obawiam się, że z nim źle, choć się nie skarży i nie chce żadnych lekarstw. Do Giełdy, gdzie sir Ryszard Ford powiedział mi, że jutro mają wieszać Turnera. Wieczorem jeszcze raz do Milorda, żeby wybadać, jak mnie przyjmie, iżbym wiedział, czy mam go zaprosić do nas na obiad albo nie; lecz jak rano, tak samo i teraz przyjął mnie, acz z respektem, lecz jak obcego, bez żadnej poufałości przyjacielskiej, którą mi dawniej pokazywał. Go, wyznaję, zgryzło mnie bardziej niż cokolwiek na świecie, aczkolwiek teraz ani go tak potrzebuję, ani muszę się bać jego nieprzyjaźni, ba, więcej, nie myślę, aby odmówił mi przyjaźni, jeślibym się znalazł w potrzebie; jeno że nie ma ku mnie tej wesołej, życzliwej twarzy, lecz patrzy na mnie jak na przypomnienie jego dawniejszych błędów i jako na szpiega, co podgląda jego teraźniejsze praktyki. Wszelako postanowiłem wstrzymać się z wyłożeniem pieniędzy na obiad dla niego, aż. póki nie zobaczę go w lepszej postawie, a przez surowe i skromne, ale godne zachowanie sprawię, iż będzie myślał, że go nie potrzebuję, co uczyni go bardziej skłonnym do przywrócenia mi swej przyjaźni.   21 stycznia. Wstałem i posławszy żonę do wujenki. Wight, żeby znalazły dla nas miejsce, skądbyśmy widzieli egzekucję Turnera, poszedłem do Giełdy. Widząc tłumy ludzi śpieszących do Miasta poszedłem z nimi, ale już nigdzie nie mogłem się docisnąć. Na St. Mary Axe dostałem na koniec za szylinga miejsce na kole wozu i stałem tak, umęczony, przeszło godzinę, zanim egzekucja się odbyła. Skazany odwlekał czas mowami, i modłami w nadziei, że w ostatniej chwili będzie ułaskawiony, ale nic takiego się nie okazało i powieszono go. Urodziwy z niego mężczyzna i zachował kontenans do końca; było mi go żal. Po kolacji żona opowiadała mi historyjki o czułych i uprzejmych rozmowach z nią mego wuja, co mnie upewnia, że ma on coś dobrego dla nas na myśli, jako że znów mówił o swym pragnieniu, żeby żona miała dziecko, a nie mieści mi się w głowie, żeby miał jakoweś niegodne myśli co do niej. .   22 stycznia. Rano przy pięknym poranku łodzią do Woolwich i Greenwich na lustrację warsztatów i składów portowych. Stamtąd do Deptford, gdzie oglądałem okręt pomysłu sir W. Petty'ego; dziwaczny okręt, ale nie tak dalece, jak ludzie w kpinach go przedstawiają; i wedle mojego przekonania, jeśliby nie był lepszym od innych okrętów, nie byłoby o niego tyle sporów; i myślę, że Petty niesłusznie jest wyśmiewany przez złe języki, co gadają, zanim się o rzeczy czegokolwiek dobrego albo złego dowiedzą. Boleję widząc tyle geniuszu tak zniechęcanym.   23 stycznia. Wieczorem przyszedł do mnie do urzędu pan Commander, notariusz, z którym sporządzam moją ostatnią wolę miałem ją był już gotową, ale za łaską Bożą chcę ją doprowadzić do jeszcze lepszej perfekcji. 24 stycznia. (Niedziela. ) Cały bez mała dzień w urzędzie stosownie do moich ostatnich ślubów, że będę pracował i że ich nie złamię. Wieczorem lekcja geografii z żoną, do pacierzy i spać.   25 stycznia. Na Warwick Lane do pana Commandera, któremu dałem moją ostatnią wolę i testament, żeby mi to wypisał zgodnie z prawem; stamtąd do Giełdy, gdziem wiele spraw ułatwił. Poi obiedzie na sesję Kompanii Wschodnio-Indyjskiej, gdzie, jak myślę, dobrze się przysłużyłem Królowi, wystąpiwszy przeciw Kompanii w sprawie odesłania z Indyj naszych okrętów pustymi wbrew kontraktom; a wszelako, Boże odpuść, mógłbym tu mieć chętkę na porękawiczne, gdyby mi tak coś ofiarowali, jeśli zataję argumenty, które mam przeciw nim; jako że żaden z moich kolegów, których to jest powinnością bardziej niż moją, ani się. do tej sprawy przyłożył, ani w niej coś pojmuje, i ja sam jeden muszę się tym parać. Wieczorem do domu, a po wieczerzy lekcja geografii z żoną i do łóżka. Cokolwiek jestem zafrasowany, że lord Sandwich nadal okazuje mi obojętność, i to bardziej teraz, jak mi się zdaje, niż kiedy rzecz była świeża.   27 stycznia. O południu w kawiarni świetna rozmowa z sir J. Ascue i z sir W. Pettym, który w rozmowie jest, zda się, najrozumniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek słyszałem gadającego ludzkim językiem, a wszystkie jego wyobrażenia są nadzwyczaj dokładne i klarowne. Mówił między innymi o trzech książkach, które za jego życia są najwyżej cenione i powszechnie sławione dla ich dowcipu, a którymi są: Religio Medid, Hudibras i Osborne'a Rady dla syna. I wykazał jak na dłoni wartość dowcipu dwu pierwszych a słabość i miałkość argumentów trzeciej. Ukazał nam też bardzo subtelnie, skąd się bierze to, iż dobrzy pisarze nie są admirowani przez swoje czasy; stąd, że w każdym czasie niewielu bywa takich, co dostrzegają rzeczy ukryte i godne uwagi; a tak długo, póki ktoś nie nada tym rzeczom ich prawdziwej ceny i nie postawi ich na nogi pośród świata, powszechność ludzka podoba sobie w rzeczach łatwych, jak jedzenie, picie, pląsy, łowy albo szermierka, w czym raczej ludzie pośledni celują i zdo bywają sławę. Po tej rozmowie do Giełdy, gdzie ułatwiwszy wiele spraw, zabrałem komisarza Petta do nas na obiad. Opowiadał mi różne historie portowe, ale znam go już tak dobrze, iż wiem, jak szacować wszystko, co mówi czy to w rzeczy przyjaźni, czy o interesach. Kiedy poszedł, z żoną do miasta kupić jej maseczkę w Domu Francuskim; po drodze widziałem ulicę zapchaną pojazdami, którymi wszyscy do teatru na nową sztukę Indyjska królowa. U pani Tumer na chwilę, a potem u Toma, lecz nie zastaliśmy go w domu, chociaż wszyscy mówią, że ciężko chory na suchoty, a pani Turner powiada, że nie będzie żył i dwu miesięcy.   28 stycznia. Cały dzień w Deptford, gdzie wiele spraw służby. Było bardzo zimno, a kiedy wróciłem do domu, przyłapałem Willa wychodzącego z moich drzwi, czym byłem trochę poruszony, i zganiłem żonę, że go wyciąga z urzędu (acz Bóg jeden wie, że mówiła przeze mnie moja nędzna zazdrość); ona zaś na to, cokolwiek pomieszana, że to tylko dla rozmówienia się z nim o wyszukaniu jakiego miejsca dla jej brata.   29 stycznia. Przyszedł pan Deane, który pouczył mnie o wielu rzeczach, aby mnie przygotować do wystąpienia przeciw naszemu dostawcy masztów, panu Woodowi. A też mówiliśmy o nowym okręcie zbudowanym przez, sir W. Petty'ego, o którym Deane mówi, że to głupstwo szaleńca, lecz ja myślę o tym inaczej, chyba że Król nie zechce dać zachęty wysiłkom pracy tak rozumnego człowieka jak sir W. Petty. W południe przybyli zaproszeni przez nas pan Hartlib z żoną tudzież panowie Langley i Bostocke, dawni moi znajomi, skryby z Westminster; z którymi gośćmi, pokazawszy im nasz dom i napiwszy się z nimi, wyruszyliśmy kupieckim statkiem „Korona” w stronę Wapping. Było tam też więcej lichego towarzystwa i kiepska też w tej kompanii rozmowa, tak że nie użyliśmy z żoną żadnej uciechy, okrom tylko tej, żeśmy widzieli, błogosławiąc Boga, jaka to wielka jest różnica między naszą teraźniejszą kondycją a dawniejszą, kiedyśmy byli we wszystkich względach niżej nie już od Hartliba, lecz nawet od tych dwu jegomościów, którychżem wyżej wymienił, a co do których wstyd mi bez mała, żebym z moją edukacją wodził się w takiej kompanii; aleć wszystko, czym jestem, sprawiła dobroć Boga, za co niech będzie pochwalony.   30 stycznia. Święcimy dziś uroczyście rocznicę zamordowania Króla. Cały dzień w domu nad rachunkami z Brampton, wieczorem przyszedł pan Commander; podpisywaliśmy i pieczętowali moją ostatnią wolę, która tak mi jest po myśli, że w wielką wprawiło mnie radość, iżem tego dokonał gwoli spokojowi mego Umysłu. Tego wieczora niszczyłem stare papiery, m. in. romans, który pod nazwą Miłość oszustwem zacząłem był pisać dziesięć lat temu w Cambridge; a gdym to dzisiaj czytał, bardzo mi się spodobało i dziwiłem się sam sobie, że miałem tyle weny pisząc to; i wątpię, czybym tak teraz potrafił, jeślibym chciał spróbować.   1 lutego. Do Whitehall, gdzie w pokoju Księcia Król był z, sir W. Pettym i śmiał się z okrętu jego pomysłem zbudowanego; potem w Gresham College, gdzie biedny Petty bardzo dobrze i dyskretnie zbijał obiekcje Króla i bronił swego okrętu mówiąc, że może on iść w zawody z najlepszymi statkami Króla. Król śmiał się z uczonej kompanii mówiąc, że trawią czas na ważeniu powietrzą, a nic nie zdziałali, odkąd zaczęli się zbierać. Stamtąd do Westminster Hall, gdzie mówiłem z Betty Lane, bom się bał usłyszeć coś o skutkach naszego zejścia się przed dwiema czy trzema niedzielami, ale ku memu zadowoleniu nic się nie okazało. Więc do Giełdy, potem do domu na obiad i zaraz po obiedzie wziąłem żonę do Królewskiego Teatru, jako że zaczął się nowy miesiąc, a raz w'miesiącu mogę iść do teatru, i oglądaliśmy Królową indyjską; która istotnie jest bardzo zajmującym widowiskiem, ponad moje oczekiwanie; i sama sztuka dobra, tylko zepsuta przez rymy, które zaciemniają sens. Ale wszystkie moje oczekiwania przeszła starsza Marshall; grała tak wyśmienicie jak żadna kobieta, jaką kiedykolwiek widziałem; tylko głos ma nie taki słodki jak pani Ianthe, lecz mimo to wróciliśmy do domu okrutnie kontenci. Tego dnia w Westminster Hall Will Bowyer powiedział mi, że jego ojciec nie żyje; utonął w rzece, przez którą jechał nocą. Konia znaleźli ludzie w wodzie, zaplątanego w uździenicę, a takimi byli durniami, że jeźdźca poszli szukać dopiero nazajutrz rano i znaleźli go! martwym.   2 lutego. W południe do Giełdy z panem W. Coventrym, a potem do kawiarni z kapitanem Cocke'em, który gładko rozprawiał o dobrych skutkach, jakie by mogła przynieść wojna z Holandią i zwycięstwo nad nimi (o czym ja byłem dotychczas przeciwnego mniemania), co tak rozumie, że na świecie jest za mało miejsca na handel dla obojga, przeto jedno z naszych dwu państw musi być pokonane. Znowu do Giełdy, a kiedy wychodziłem z tawerny „Pod Słońcem” z sir W. Warrenem, z którym długą miałem rozmowę, dał mi parę rękawiczek dla żony, owiniętą w papier, któregom nie odwinął, bom poczuł coś twardego. Kiedym przyszedł do domu, o Boże, ile sobie trudu zadałem, żeby żonę, nie prosząc jej o to, skłonić do wyjścia z pokoju, iżbym zobaczył, co to za rękawiczki; na koniec, kiedy, poszła, w papierze ujrzałem parę białych rękawiczek dla niej, a nadto. 40 sztuk dobrego złota, co tak uradowało moje serce, że nie mogłem zgoła jeść obiadu z uciechy, że Bóg tak nam błogosławi z każdym dniem bardziej a bardziej; a mam nadzieję, że będzie jeszcze bardziej, w miarę coraz większych moich starań i wysiłków około mych powinności. Byłem w wielkiej rozterce, czy mam powiedzieć o tym żonie, którą chęć z trudnością mogłem powściągnąć, alem powściągnął i dobrze się namyślę, zanim jej powiem, z obawy, iżby nie ro zumdała mnie będącym w lepszej kondycji, niż jestem, i żem na lepszej drodze do zbierania pieniędzy, niż jestem. Po obiedzie do urzędu, gdziem parał się nieskończoną mnogością spraw aż do 10 wieczór. Tego dnia przyszedł do mnie pan Hempson i powiedział mi, że sir W. Batten nie chce nawet słyszeć o zachowaniu go przy urzędzie pisarza w Chatham, z którego ruguje go gwałtem i nagle, beż żadnej po temu racji. Myślę, że za nic, jeno za to, że go widział dwa razy ze mną. Tak bardzo boi się mnie i wszystkich, co mają ze mną do czynienia.   3 lutego. Z żoną powozem do Holborn, gdzie wysiadłem, a ona pojechała do swego ojca. Ja do Giełdy, gdzie dużo spraw. W kawiarni „Pod Mitrą” spotkałem W. Howe'a, którego zagabnąłem, o Milorda obojętność dla mnie, lecz on powiedział, że nie mam racji tak myśląc, ale że Milord jest ninie ogółem wobec wszyscy. kich bardziej skrytym i powściągliwym człowiekiem, niżeli był dotychczas. Po żonę do jej brata, ale już odjechała. Zastałem ją w domu po uszy w historiach o jej dobrym ojcu i nieznośnymi bracie, który wybiera się do Holandii z żoną i ma tam przystać na żołnierza. Więc jeszcze do urzędu i do domu, i spać. Tego dnia, kiedym jechał po żonę, wstąpiłem do wielkiej kawiarni, w której nigdy przedtem nie byłem. Był tam poeta Dryden (znałem go w Cambridge) i wszyscy dowcipnisie miasta, i aktor Harris, i pan Hoole z naszego kolegium. I gdybym miał wtedy czas albo mógł go mieć kiedy, byłoby dobrze tam chodzić, bo jak postrzegłem, rozmowy tam są dowcipne i zajmujące.   5 lutego. Rano wodą przy pięknej pogodzie do Woolwich, stamtąd do Greenwich i do Deptford, wszędzie po parę godzin i z dobrym skutkiem. Umarła żona kapitana Grove'a i moja żona jeździła wczoraj z Jane na jej pogrzeb.   6 lutego. Dziś rano był u nas jakowyś Pater Fogourdy, irlandzki ksiądz katolicki, którego moja żona znała we Francji, skromny i cichy człowiek, ale ktoś, kogo nie chciałbym widywać w kom panii mojej żony z obawy, żeby się nie wdawał z nią w dyskursy o religii. Z żoną do mego brata Toma, gdzie ją zostawiłem, a sami w różnych sprawach po mieście. Wracając do domu wstąpiliśmy do naszej krewnej Judyty Scott, którą zastaliśmy śmiertelnie chorą, z poronienia jakoby. Nie dopuszczają do niej nikogo i żona nie mogła się z nią widzieć.   7 lutego. (Niedziela. ) Rano do kościoła. Żona niezdrowa jako zwykle w miesiącu, tedy obiadowałem przy jej łóżku, a potem, całe popołudnie pisałem listy, na co w powszedni dzień czasu mi nigdy nie staje..   8 lutego. Mówiłem dziś z Betty Lane perswadując jej, żeby wyszła za Hawleya, a zaś do pana Howletta i jego żony i z nimi o tym samym. I oni bardzo są za tym, tedy prosiłem, żeby ich wyswatali, bo myślę, że to będzie i dla ich dobra, i kurnemu zadowoleniu. Ale bardzo mile patrzałem na córkę Howlettów, z której piękna dziewka wyrosła i będzie z niej subtelna, skromna niewiasta.   9 lutego. Wstałem i do urzędu, gdzie całe rano. O południu do Giełdy i z wielu na raz ludźmi byłem tam zatrudniony. Wszyscy mówią o tym, że Holendrowie ogłosili się w Indiach panami Mórz Południowych i pod grozą konfiskaty nie pozwalają tam żeglować innym okrętom jak tylko swoim. Strach o dwa nasze okręty, bardzo bogate, czyli ich Turcy w Cieśninach nie zajęli., Do domu, gdzie kapitan Grove — w żałobie po żonie — i Hawley obiadowali z nami. Po obiedzie mówiłem z Hawleyem o jego narzeczonej pannie Lane i serio mu to małżeństwo doradzałem, i wypytywałem go o jego kondycję majątkową, i ufam, że skojarzę tych dwoje, choć mój w tym zamysł jest szelmowski. Po południu chodziłem z żoną po pokoju i rozważaliśmy, jakby tu wydać moją siostrę za kapitana Grove'a, o czym teraz poważnie myślę i sądzę, że byłoby to dobre stadło, i będę o to się starał. Po jakimś czasie przyszedł pan Moore, z którym rozmawiałem o Milordzie, a on powiada między innymi, że Milord bardzo jest odmieniony, że stał się oziębły, wyniosły i nikogo do siebie nie dopuszcza, tedy nie powinienem się frasować o jego dla mnie obojętność, bo taki sam jest i dla innych. Zagabnąłem Moore'a o pieniądze, które Milord jest mi dłużny, i o te 1000 funtów pożyczone od mego stryjecznego brata, za które poręczyłem; i że chciałbym jak najrychlej być w tym zaspokojony, bo nie widzi mi się, żeby Milord i gniewał się na mnie, i był mi winien pieniądze, takie dwie rzeczy na raz to za wiele..   10 lutego. Rano powozem do lorda Sandwicha, do jego nowego domu na Lincoln's Inn Fields, piękny dom, ale diablo kosztowny; Milorda zastałem i rozmawiałem z nim krztynę. Nadal jest wyniosły i sztywny, ale zapytał, jak się miewa moja żona, i prosił, aby przypomnieć go jej pamięci, co. już dobrze, jak myślę, i oznacza zapowiedź przywrócenia mi jego życzliwości. Wróciwszy na południe do domu zastałem brata żony, Baltazara, który wyrusza ze swoją żoną do. Holandii szukać fortuny. Więc mu dałem 10 szylingów i odzienie ze mnie, obcisłe, sukienne, jasnej barwy, ze złotą wypustką na każdym szwie uczynioną z. galonu, którym obszyta była najlepsza spódnica żony z czasów, kiedy ją poślubiłem.   15 lutego. Do Whitehall do księcia Yorku, który dziś pierwszy raz nakładał perukę, ale zda mi się, że jego włosy, krótko przycięte, same w sobie bardzo nadobne były i bez peruki. Wielka nowina o szczęśliwym powrocie dwu bogatych okrętów, o które był wielki strach między kupcami, że je Turcy w Cieśninie zagarnęli. Tego południa sir Tomasz Chamberlain przyszedł do urzędu i pokazał mi listy ze Wschodnich Indii mówiąc o tym, jak dalece Holendrowie w pychę tam urośli okazując wszędzie wielką wzgardę Anglikom i jedynej tam naszej faktorii, gdzie bili ludzi i umieścili angielski proporzec św. Jerzego — dla większej zniewagi — popod chorągwią holenderską, i odgrażają się, że cokolwiek orzeknie ich zwierzchność w kraju, oni tam będą robić, co zechcą, i będą panami wszystkich Mórz Południowych, czego z pewnością nasz Król nie będzie mógł ścierpieć, jeśli tylko Parlament zechce dać mu pieniędzy.   17 lutego. Rano podwiozłem żonę ku jej rodzicom w miejsce takie szkaradne, między samymi domami prostytutek, żem był strwożony widząc ją tam idącą. Stamtąd do Whitehall, gdzie spotkawszy pana Pierce'a, chirurga, chodziłem z nim długo po parku, a zaś na Giełdę, gdzie niebawem spotkałem się z żoną, a gdym trafem spotkał i Creeda, zabrałem go z nami na obiad. Po obiedzie odwiozłem Creeda do Gresham College (gdzie jest on już teraz członkiem ich Towarzystwa), a sam do Whitehalł do księcia Albemarle w sprawach Tangeru i do urzędu, a tam siedziałem dziś do 3 nad ranem. Do 12 w nocy był ze inną sir W. Rider i aż do tego czasu męczyliśmy się nad tym, by pojąć sposób mierzenia masztów przez Wooda, com wprzódy tak dobrze potrafił, że zamyślałem ostro wystąpić przeciw panu Woodowi , a. teraz wstydzę się, że lepiej się tej rzeczy nie wyuczyłem; wszelako mam nadzieję, cokolwiek by na mnie mówili, oszczędzić Królowi trochę więcej grosiwa; i tracąc cierpliwość przebijałem się przez to z głową pełną mętnych i pomieszanych wyobrażeń, a nie mogąc dojść do jasnego wyrozumienia rzeczy, postanowiłem siedzieć nad tym dalej, więc siedzę, aż owo wnet już 4 będzie biła, i siedzę sam, w zimnie, i świecy mi nie staje, żeby sobie poświecić do domu, ale jednak doprowadziłem do jakiego takiego rozeznania tej rzeczy i wypisałem to wszystko dosyć jasno; więc do domu i spać z umysłem uspokojonym. Zjadłem i wypiłem coś niecoś, jako że dziewka nasza na mnie czekała, a na koniec do łóżka, śpiący, znużony, zziębnięty i z boleniem głowy.   19 lutego. Wieczorem z żoną u państwa Jaggardów, gdzie dobra kolacja i suta zastawa, a nade wszystko po kolacji pani Jaggard grała na wioli, a tak dobrze grała, że nie myślałem, aby jakakolwiek niewiasta w Anglii tak mogła grać, a pono i mistrzów niewielu takich będzie; muszę wyznać, że wielką mi sprawiła niespodziankę, acz wiedziałem był, że umie grać, jednak niewielem o tym trzymał. Kiedyśmy wracali z wujenką Wight i żoną wujenka powiedziała mi, że owi Jaggardowie to bardzo bogaci ludzie, co mnie też zadziwiło, gdyż miałem go za ubogiego czło wieka, gdym grzeczność mu wyświadczał w naszym urzędzie. Zesadziwszy żonę koło naszego domu odwiozłem wujenkę i znów do domu, do pacierzy i do łóżka, kontent z całego tego dnia — żadnej innej ku radowaniu się nie mając przyczyny jak tylko muzykę pani Jaggard, i tego było dosyć, aby mnie pogodzić ze wszystkim, z czegom w tym dniu mógł być nierad.   21 lutego. (Niedziela. ) Mając dość roboty w urzędzie spędziłem tam cały ranek wygotowując list do pana Coventry'ego o sposobie przechowywania masztów. Na obiedzie mój brat Tom, a po południu znowu w urzędzie, wieczorem zasię wieczerzaliśmy z żoną u wujostwa Wightów. A kiedyśmy wracali, żona powiedziała mi, że wuj znów ją przydybał samą i mówił, jak ją miłuje i zawsze miłował, ale zda mu się przystojnym nie pokazywać tego publicznie, żeby, jak dawał do zrozumienia, zazdrości nie obudzać we mnie i w swojej żonie; lecz skłonny jestem wierzyć, że chce nam coś zapisać, jeśliby umarł bezdzietnie. Tedy do domu, do pacierzy i spać. Żona zapowiedziała służącym, że jutro o 4 rano pranie; a nasza mała Zuzanna jest najprzedziwniejszym kocmołuszkiem i coraz bardziej nam się podoba i więcej pracuje od tamtych obu razem, i zasłużyła na większą płacę.   22 lutego. Na Giełdzie wypytywałem dzisiaj znawców, jaką manierą w innych krajach trzymają, maszty: sucho czy na wilgoci; i zebrawszy sporo o tym dobrych wiadomości, do domu, gdzie sam (żona u swego ojca) zjadłem kiepski, zimny obiad, jako że wszyscy przy praniu. Tedy znów do urzędu i całe popołudnie nad moim listem do pana Coventry'ego o przechowywaniu masztów, który wieczorem skończyłem i przepisałem na czysto. Potem przyszedł pan Alsopp, piwowar Króla, z którym spędziłem godzinę na rozmowie i ubolewaniu nad teraźniejszym stanem rzeczy. Król tak jest wodzony za nos przez pół tuzina swoich faworytów, że nikt z prawdziwych jego sług i przyjaciół nie ma do niego przystępu. Tymi zaś faworytami są: Lauderdale, ks. Buckingham, Hamilton, Fitzharding (któremu Król dał 12 000 funtów rocznego dochodu na najlepszej części dóbr królewskich) i sir H. Bennet. Okrom nich Progers, pokój owiec Króla i konfident jego amorów. Król Królowej wcale nie lubi i raczej niechętną twarz jej pokazuje, a ona, jak wieść zewsząd niesie, bez wątpienia dzieci rodzić niesposobna. Król tak w księciu Monmouth rozkochany, aż się wszyscy temu dziwują, a ten mały książę jakoby grozi śmiercią każdemu, kto by gadał, że Król nie był jego matce poślubiony, acz powszechnie wiadomo, że była zwykłą kurwą, zanim Król ją poznał. Ale wedle słów Alsoppa, Król dla wszystkich tych swoich nieprawych dzieci jest bardzo tkliwy i nieraz o północy idzie do tego, które ma z panią Castlemaime, i bierze je od niańki, i huśta je na ręku. I to jeszcze powiada pan Alsopp, że Dwór szaleje od chętki na tę wojnę z Holandią, lecz my obaj z nim się zgadzamy, że to jest rzecz, której obawiać się raczej trzeba niźli jej sobie życzyć. Owi pankowie wmawiają w Króla, że przywileje Parlamentu i Miasta są niczym, a jego wola jest i winna być wszystkim; a kiedy zejdą się sami, to ich rozmowy takie są plugawe i grube, że prawdziwym dżentelmenom uszy więdną, gdy słyszą, że to mówione jest przy Królu. I opowiadał jeszcze, że lord Digby posłał do Lizbony dwu księży, iżby znaleźli, co się da, przeciw Kanclerzowi w sprawie, małżeństwa Króla i co do kwestii, że wiedział on był naprzód o bezpłodności Królowej; i że coś miała sobie zadane, od czego bezpłodną została. Z wszystkiego tego, Boże! Ty widzisz moje serce, nie oczekuję nic okrom niechybnej ruiny, o ile nie zaczniemy się nie mieszkając lepiej rządzić. Kiedy odszedł, przyszła żona; i nuż mi znowu opowiadać o uprzejmościach wuja Wighta, który jej dziś powiedział, że jeśli będzie miała dziecko, przysposobi je na swego dziedzica, a o ile zechcemy, będzie nam dobrym przyjacielem. Wziąwszy wszystko razem, dziwną bierze to postać, a jednak ustawicznie się spodziewam, że ma on dobro nasze na myśli. 23 lutego. Tego dnia, chwała niech będzie Bogu, skończyło się trzydzieści jeden lat, odkąd żyję na świecie; a za łaską Bożą jestem nie tylko w dobrym stanie zdrowia, zwłaszcza co do karmieni, ale i w coraz większej estymie u ludzi, a co do majątku — na lepszej drodze, niż mogłem się kiedykolwiek spodziewać. Lecz proszę Boga, by mi dał mężną bojaźń upadku i serce gotowe go przyjąć.   24 lutego. (Środa Popielcowa. ) Wodą, a ranek był prześliczny, do Whitehall, żeby widzieć się i mówić z sir Filipem Warwickiem, ale że poszedł do kaplicy, tedy znaczną część ranka spędziłem chodząc po parku, a potem do ogrodu Somerset House i przypatrywałem się nowym gmachom, które tam budują. Dobrą chwilę rozmawiałem z człowiekiem, który piłował marmur, i dałem mu 6 pensów na piwo. Opowiadał mi wiele o naturze i trudach tej roboty i jak nie może przepiłować więcej niż 4 cale marmuru na dzień, a jeśli kamień większy, to jeden albo dwa cale, a po przepiłowaniu trzeba to trzeć żwirem a zaś coraz drobniejszym piaskiem, aż się piasek zetrze na popiół, a wtenczas kamień nabiera blasku i taki będzie gładki jak szkło. A owe piły nie mają zębów, tylko trą ten piasek i na tym cała robota się zasadza.   25 lutego. Po południu w urzędzie, aż póki nie wywołał mnie Creed, z którym umówiliśmy się, że wyjedziemy jutro na spotkanie Milorda (wracającego z Hinchingbroke), jako że mam dostać konia od pana Coventry'ego. Więc jeszcze do urzędu i niewiele tam sprawiwszy, do domu niespokojny na duchu, Boże odpuść, z zazdrości o żonę, co też ona uczyni, jak ja jutro wyjadę z miasta; istne to piekło dla mojego umysłu, a przecie bez żadnej po temu racji. Boże, odpuść mi to i daj mi się z tego poprawić.   26 lutego. Rano przyodziawszy się do konnej jazdy, wodą do Creeda, skąd, napiwszy się czekolady i pograwszy na wioli, poszliśmy do pobliskiej gospody, gdzie już czekał wierzchowiec od pana Coventry'ego. Wyruszyliśmy ku Highgate. Po drodze toczyliśmy ze sobą doskonałą rozmowę, a i dzień był do zachwycenia prześliczny. Na milę przed Barnet siedliśmy w karczmie do obiadu, coraz to wysyłając pacholika, czy już nie jadą. Po dwu albo trzech fałszywych alarmach nadjechali. Więc dworne spotkanie, a Milord i Milady przywitali mnie z taką łaskawością, jakiej tylko mogłem sobie życzyć. Po chwili uprzejmej rozmowy dosiedliśmy koni towarzysząc pojazdom i rozmawiając z tym lub owym, bo tam było ze dwanaście osób w orszaku. Ale kiedyśmy przybyli do domu Milorda, nie wiem, czy to była jego na wszystkich ogółem niedbałość i obojętność, ale nie dał mi bodaj znaku życzliwości, a zdało mi się, że i jego panienki patrzyły na mnie jakoś z wysoka. Tedy wyszedłem nie żegnając się z nikim, pragnąc tylko, by mnie nie wzięto za służalca. Lecz mam nadzieję i ufam, że Milord szacuje mnie tak wysoko jak zawsze, acz nie waży się jeszcze na przypuszczenie mnie do tej poufałości co dawniej; i że Milady tą samą dla mnie jest, którą była. Pojechałem do domu i opowiedziałem żonie przypadki tego dnia, ona zasię dała mi bardzo dobrą i rozumną radę, jak się mam zachować wobec Milorda i jego domu nie dbając o nikogo krom samych Milorda i Milady, nie dając pozoru, że szukam porozumienia czy kamractwa z kimś z jego przybocznych; i tak decyduję się postępować, wiedząc, że tylko moje-godne zachowanie się i przychodzenie zawsze w schludnym i strojnym przyodzieniu może tam być dobrze widziane.   27 lutego. Zanim wyszedłem dziś do urzędu, przyszła do mnie żona cieśli Bagwella prosić za swoim mężem. Ciągnęło mnie bardzo do tej kobiety i pogładziłem ją pod brodę, alem nie miał serca nastręczać jej się z czymś nieprzystojnym, gdyż jest, jak wierzę, bardzo skromną niewiastą. O południu z panem Coven-trym w domu Kompanii Afrykańskiej nad rachunkami lorda Peterborough za czas jego służby w Tangerze. Tamże obiadowaliśmy w licznej dobrej kompanii, a przed obiadem jedliśmy najlepsze ostrygi, jakiem widział w tym roku. Sir Marcin Noell mówił nam przy obiedzie o sporze, jaki miał z Kompanią WschodnioIndyjską, czy kreton wyrabia się ze lnu, czy nie. On obstawał przy tym, że ze lnu i że za taki jest uważany; oni zaś mówią, że robi go się z bawełny, która rośnie jak drzewa, nie tak jak len albo konopie. 29 lutego. Do sir Filipa Warwicka, który pokazywał mi doskonałe rejestry dochodów państwowych za poprzednich Królów i teraźniejsze. Pokazywał mi też swoją rozprawę o dochodach u nas i w innych państwach, z których, wedle niego, Holandia ma najlepszy system zbierania podatków. Dowodził mi też wybornymi argumentami, że choć przywóz towarów jest u nas mniejszy niż wywóz, nie uboży to Królestwa, o czym, choć to jest paradoksem i choć nie pamiętam argumentów, jakich użył, zdał mi się wiele ważkich rzeczy mówić, i ogółem widzę w nim człowieka wielkiej pracowitości, bardzo metodycznego i dokładnego i bardzom rad, że mi to wszystko pokazywał, choć nie łatwo mi zgadnąć, dlaczego do mnie się z tym zwrócił, chyba z racji prostoty, z jaką mu powiadałem, że Król może być poszkodowany przez naszą nieznajomość spraw Skarbu. Do domu na obiad, a po obiedzie zawiozłem żonę i jej dziewki na Fleet Street, gdzie miały coś kupować, a ja do Westminster Hall, gdzie mówiłem z panną Betty Lane i z Howlettem, ale do małżeństwa Betty z Hawleyem, jak postrzegam, nie dojdzie, przeto postanowiłem unikać spotykania się z nią i okazji do złego. Wieczorem rachunki miesięczne, z których doszedłem, że mam na czysto ponad 890 funtów, największa kwota, jaką kiedykolwiek posiadałem.   2 marca. Oko mi bardzo dolega, na które katar mi padł. Mimo to do południa w urzędzie, a po obiedzie żona ostrzygła mi włosy, które mi już dosyć podrosły, i do urzędu, gdzie do 9 wieczorem. Tego ranka jeden z kancelistów Rady Królewskiej, pan Burgby, człek wielu rzeczy świadomy, skarżył mi się, że większość panów Rady, okrom sir Mcholasa, patrzy tylko swoich interesów, a nikt nie dba o sprawy publiczne. Sir J. Carteret jest pilny w pracy, ale tylko dla własnego pożytku. Lord Małej Pieczęci zaprzepaszcza każdą sprawę i nic bynajmniej dobrego dla sprawy publicznej nie czyni. Arcybiskup Canterbury (Gilbert Sheldon) mało wygłasza kazań i mało czym się zatrudnia, osią gnąwszy wszystko, ezego mógł oczekiwać. Mówił mi dalej, że sprawa wszczęta przez lorda Digby'ego przeciw Kanclerzowi pójdzie na ostre i że niedobre rzeczy będą mu dowiedzione. Mówił wiele o lekce sobie ważeniu Króla przez Lorda Kanclerza, który każe Królowi co dzień dreptać do siebie, chociaż ma się dość dobrze, aby chodzić do swego kuzyna, sędziego najwyższego, Hyde'a; lecz na to sił mu nie staje, by iść do Rady albo Króla. I że nikt bez mała nie ma takiego sądu i takiej znajomości rzeczy we wszystkim jak Król, jeśliby tylko nie miał wady swojego ojca, którą była niepewność siebie i zmienność zdania. Wziąwszy wszystko razem, Burgby sądzi, że źle się powszędy dzieje.   3 marca. W urzędzie nad wielkim kontraktem z panem Warrenem o dostawy na ten rok. W domu obiadował z nami W. Howe, z którym rozmawialiśmy chodząc po ogrodzie, i zapewniał mnie, że Milord bardzo pochlebnie się o mnie odzywał w przytomności lorda Peterborough i W. Povy'ego, skąd widać, że jest jednak dobrej o mnie opinii; mówił jeszcze, że i Milord, i jego żona bardzo są kontenci z pobytu ich dzieci w Brampton u mego ojca i że starsze panienki też tam były, z czego się bardzo cieszę.   4 marca. U Księcia na długiej rozmowie o przysposabianiu i wyprawie okrętów. Nigdy jeszcze nie rozmawiałem tak długa z Księciem, z którym dotąd zawsze bałem się nawet spotykać. Bardzo mi ulżyło, że przychodzimy znów do lepszej zażyłości z Milordem, i muszę mu podziękować za podanie mnie na członka, Komisji Królewskiego Rybołówstwa. Ziąb mnie chwycił i katar padł mi na głowę i na gardło, jak myślę, z przyczyny obcięcia włosów nadto przy skórze, ale mam nadzieję, że to prędko minie.   5 marca. Wstałem i do urzędu, i chociaż bardzo zaziębiony, musiałem dużo mówić na zebraniu Kompanii Wschodnio-Indyjskiej w naszym Urzędzie. Potem do Giełdy, gdzie z różnymi widziałem się i mówiłem, a z wujem Wightem piłem kawę. W domu na obiedzie, potem w urzędzie całe popołudnie, acz z okiem, i gardłem bardzo źle, a zaziębienie tak się wzmaga, że wieczorem nie mogłem zgoła mówić. Wczoraj byłem u Milorda i roz mawiałem z nim długo i swobodnie, tak że najgorsze, jak mi się zdaje, już między nami przeminęło.   6 marca. (Niedziela. ) Zaziębienie trwa i pogarsza się, tedy cały dzień w domu, pisałem drugi list do pana Coventry'ego w sprawie masztów.   7 marca. Czując się lepiej na zdrowiu, poszedłem z żoną do Książęcego Teatru i oglądaliśmy Niefortunnych kochanków, i nie wiem, czyli ciekawość moja więcej żąda niż dawniej albo. co, lecz nie znalazłem upodobania w tej sztuce, choć nie wiem nawet, w czym tu wina, w tym chyba, że teatr był bardzo pusty.   8 marca. Po obiedzie, mając na to wielką ochotę, pojechałem z żoną zobaczyć Herakliusza. Nie było to w zgodzie z moimi ślubami, jako że druga sztuka w tym miesiącu, alem ich przecie nie złamał, bo najpierw wróciliśmy piechotą, a więc oszczędziłem pieniędzy, który cel jest główną racją mych ślubów, a potem nie byłem ani razu na teatrze dworskim, jako że nie dawali tam żadnej sztuki dla nas odpowiedniej; a dworskich widowisk śluby mi nie zakazują. W tej sztuce jest świetna scena cesarza, stojącego w otoczeniu swych ludzi w rzymskich strojach i różnych postawach, ponad wszystko, co w jakimkolwiek teatrze widziałem. Piechotą do domu, a po drodze wstąpiliśmy do mego brata Toma, który leży bardzo chory na suchoty.   9 marca. Wygotowałem dziś kontrakt z panem Woodem o kupno masztów i pewny jestem, że oszczędzę Królowi 400 funtów, jeszcze zanim kontrakt wejdzie w życie.   10 marca. W Kancelarii Rady Królewskiej widziałem statut Korporacji Królewskiego Rybołówstwa, którego książę Yorku został głównym zarządcą, a różne wysoko postawione osoby — jego asystentami w liczbie 32, w których liczbie i ja za łaską lorda Sandwicha się znalazłem; i mam to nie tylko za godność honorową, ale i za rzecz, która może mi przynosić dochody. 11 marca. Rano koczem do Milorda, ale że jeszcze nie wstał, czekałem gawędząc z panem Moore'em. Przyodziawszy się Milord zeszedł na dół i nie mieszkając wyszedł z domu, ani mnie nie wezwawszy-, ani na nikogo z nas i okiem nie rzuciwszy. Nie wiem, czyli wiedział, że tam byłem, alem skłonny myśleć, że nie wiedział, bo jeśli chciał mnie okazać lekceważenie, toć nie zachowałby się tak samo wobec innych, którzy tam byli. Tędy poszedłem precz nic nie zyskawszy, tyle, żem pogadał z panem Moore'em, który, jak się okazało z rozmowy, doszedł do pieniędzy, i znajduję, że nie żywi już dla mnie tego respektu, co dotąd, ale ma mnie za równego sobie. Do urzędu, potem do kawiarni, na Giełdę, do domu na obiad i pogwarzywszy z żoną, znów do urzędu, gdzie pracowałem jeszcze późnym wieczorem, mając w Bogu nadzieję, że moja pilność jak jest iście pożyteczna dla Króla, tak i mnie w końcu przyniesie należne zyski. A póki co raduję się w duchu, że z każdym dniem i ja sam więcej o wszystkim wiem, i ludzie o mnie więcej wiedzą.   13 marca. (Niedziela. ) Leżałem długo w łóżku rozmawiając z żoną, a wstawszy w wielkiej byłem rozterce, mam-li iść do pana Coventry'ego, który niedomagał tymi dniami, albo nie; jednak, że pogoda była słotna, zostałem w domu. Całe rano czytałem Księgi Praw Pospolitych, czemu chcę kiedy niekiedy trochę czasu poświęcać, ile że bardzo mi na tej nauce niedostawa. Po południu, gdym przechadzał się po ogrodzie z sir W. Pennem, przyszli moi powinowaci: Will i Antoni Joyce'owie, którym byłem rad i przyjąłem ich z atencją; a przyszli głównie poradzić się co do najęcia kobiety, iżby była przy moim bracie Tomaszu, jako że bardzo pono chory. Ledwie poszli, aliści przybiegł pacholik od pani Turnef, że z Tomaszem tak źle, iż boją się, że wnet skończy; i żebym przyszedł go widzieć. Tedy pchnąłem chłopca, żeby zawrócił Joyce'ów, i z nimi zaraz pojechałem, i zastałem go w łóżku mówiącym od rzeczy. Poznał mnie wszakoż, ale potem wnet zaczął bredzić i na licach był jak człowiek, co kona. Pogadałem z jego służebną, która zdała mi się stateczną i poważną niewiastą, i zostawiwszy jej klucze od wszystkiego, a przy Tomaszu kobietę najętą, żeby miała o nim baczenie, wróciłem do domu wielce poruszony, żem znalazł brata w takim stanie, i na myśl o kłopotach, jakie na mnie spadną, jeśli umrze albo będzie długo chorował.   14 marca. Wcześnie rano do brata, który mnie już nie poznał, co mnie niezmiernie poruszyło. Zeszedłem na dół i rozmówiłem się ze służebną, która mi powiedziała, że brat od niejakiego czasu zalegał z robotą i miał i długi, i nagabany jest przez jakowegoś Gaye'a i jego żonę, a o co, to ona nie wie, lecz podejrzewa coś niedobrego, i ogółem brat bardzo źle gospodarzył i czas po próżnicy trwonił. Stąd widzę, że jest on człowiekiem zrujnowanym, czego skutki, będzie-li żył albo umrze, przysporzą mi kłopotów. Nadto bracia Joyce'owie mówią, że wedle mniemań doktora, pana Powella, brat umiera, na szpetną chorobę, co wielki wstyd, i wyznaję, że to mnie najbardziej ze wszystkiego ubodło, zwłaszcza że i wuj Fenner już o tym się dowiedział. U Księcia, a potem u lorda Sandwicha, któremu dziękowałem, że mnie podał na członka Komisji Rybołówstwa, na co zawołał: „Rybołówstwa, powiadasz? A toż ci obiecałem, że będę w tym o tobie pamiętał. „ A na pytanie, czy ma dla mnie jakieś polecenie, krzyknął: „Nie”, tak jakby chciał uciąć dalszą rozmowę, co mnie przez cały dzień dręczyło, acz głupiec w tym ze mnie wielki, bo powinienem zachowywać wobec niego bardziej wyniosłą postawę. Sprawa między Lordem Kanclerzem a lordem Bristolem, jak mówią, przytłumiła się, a ten ostatni wyjechał czy wyjeżdża za pozwoleniem Króla do Francji.   15 marca. Przyszła pani Turner i jej córka Teo, by powiadomić mnie, że wezwały do brata doktora Wiverly, iżby zajrzał mu do gęby, gdzie jakoby wrzody miał mieć, z czego dr Powell wywodzi, że to szpetna choroba. Lecz dr Wiverly przysięga, że nic podobnego, nie ma i nigdy jako żywo nie było i że brat mocno tym podejrzeniem dotknięty, będąc dzisiaj przy zmysłach, mówił z nim o tym i zapewniał, że nigdy takiej choroby nie miał. Tak mi ulżyło, że to tylko potwarz się okazała, iżem posłał po baryłkę ostryg i zaprosiłem obie panie Turner na obiad, i radowaliśmy się tej dobrej nowinie. Ale kiedy po obiedzie pojechaliśmy do brata, wbrew mojemu oczekiwaniu zastałem go tak samo albo gorzej chorym i teraz nikogo z nas już nie poznał. Wieczorem przyszedł dr Wiverly i posłaliśmy po dr Powella, i sam z doktorami oglądałem części wstydliwe brata, które były tak czyste jak w dniu narodzili. Dałem drowi Wiverly sztukę złota, owemu zasię drugiemu nic i rozstałem się z nim gniewny, że rozpowiadał takie uwłaczające rzeczy o mym bracie. Tedy do brata i wyznaję, żem płakał słysząc, jak mówi od rzeczy, a gdy go pytam, nie może poznać, kim ja jestem. Około ósmej mój brat odpluwał już z coraz większą trudnością, a mówił coś ustawicznie, ale niewyraźnie, aż nareszcie flegma jęła go dławić i zaczął rzęzić; nie chcąc patrzeć na jego konanie wyszedłem odprowadzić panią Turner do domu, a zanim wróciłem po niecałym kwadransie, mój brat już nie żył. Poszedłem na górę i widziałem, jak zamykano mu oczy, a on, nieborak, leżał i lica mu zapadły, a na ten straszliwie smutny widok popadłem natychmiast w wielkie uniesienie żalu i płaczu i zaiste najsmutniejsza to była rzecz widzieć nieszczęśnika, jak leżał już cichy, martwy i blady niby kamień. Byłem przy nim, póki nie ostygł; a kiedy niewiasty obnażyły go dla umycia, to rzekły mi potem, iż ciało miał tak czyste jak nikt, kogo w tym stanie widziały; i taki oto był koniec mego biednego brata, który omal do ostatniego tchnienia, póki flegma go nie zadusiła, mówił od rzeczy, a kiedy ostatni dech wypuścił, to flegma i materia wylały mu się z ust i tak skończył. Tego dnia mówił też dużo po francusku, bardzo jasno i dobrze, a między innymi powiedział: quand un homme boit, quand il n'a point d'inclination a boire, il ne lui fait jamais de bien. Zabrałem wszystkie papiery brata i pojechałem do domu, skąd wysłałem do ojca list opisując mu wszystko, jak było. Potem wróciłem zastawszy przy zwłokach już tylko żonę i nocowaliśmy w domu brata, i przytulałem się mocno do żony, myśli mając rozniesione i pełne żalu za bratem, tak że nie mogłem spać, a na koniec sen mnie zmorzył i spałem od 5 do 6 rano. 16 marca. Wstałem i kazałem uprzątać mieszkanie brata, a żonie, która cierpiąc swe bolę późno wstała, kazałem tego doglądać i sam tędy owędy, by zawiadomić o śmierci brata moich krewnych Stradwicków, wuja Fennera i wuja Wighta. Wróciwszy ogoliłem się i na Giełdę, a zaś do pani Turner na obiad, gdzie żona dostała takich boleści, że musieliśmy w niejakim popłochu wstać od stołu, a powóz pani Turner zawiózł ją do domu i położono ją do łóżka. Potem wróciłem do pani Turner i siedziałem gadając z drem Tomaszem Pepysem, szczeniakiem, którego nie mam cierpliwości słuchać. Tedy porzuciłem ich i do brata, i patrzyłem, jak wnosili trumnę, układali w niej zwłoki, a potem trumnę zabijali. Naówczas przyszedł Will Joyce. na pół spity, na którego rzuciłem się w gniewie, opowiadając mu historię brata i że nie miał choroby, o której naplotkowali; on zasię wciąż mi przerywał czczą gadaniną o tym i owym, i jak on wychwalał zawsze brata, co to za człowiek był dobry i jaki dobry mówca, i Bóg wie nie co. Na koniec zmordował mnie tak, że wyprawiłem go precz i znów do pani Turner, a tam, acz na sercu mi ciężko, gdy pomyślę o moim biednym bracie, przecież dałem folgę mojej skłonności słuchając panny Teo grającej na szpinecie. Stamtąd do brata, gdzie już nasza dobra Bessę pomagała sporządzić rejestr dobytku domowego, za co byłem jej wdzięczny, jak i panu Honeywoodowi, który z nią nad tym się trudził, a który powiada, że mnie znał jeszcze z czasów sir Samuela Morlanda, ale ja go nie pamiętałem. Zostawiłem ich i powozem do urzędu, ale mając głowę i serce pełne śmierci brata, ledwie mogłem co pojąć albo ułatwić. Tego dnia Parlament zebrał się, który aż do tego czasu był odroczony.   17 marca. Parlament został znów odroczony do poniedziałku pod pozorem, że wielu posłów jest jeszcze w drodze. Ale prawdą jest to, że Król obraził się na lorda Bristola, który (udając, że wyjeżdża do Francji i wycofuje wszelkie pretensje do Lorda Kanclerza) przez cały czas usiłował w obu Izbach wiązać fakcje przeciw Kanclerzowi. Tedy Król posłał gwardzistów i herolda do Wimbleton, gdzie lord Bristol miał się znajdować, by go pojmali, ale go tam nie było, czym Król bardzo poruszony, biega od i do Kanclerza, tam i z powrotem, jak żak; i pono chce artykuły Digby'ego przeciw Kanclerzowi ogłosić jako będące obrazą majestatu.   18 marca. Do kościoła parafialnego Św. Brygidy i z grabarzem wybrałem miejsce dla mego brata w głównej nawie, tam gdzie ławka mej matki. Ale patrzcie ludzie, jak to grób człowieka jest na łasce takiego jegomości, który nią szafuje za sześć pensów, aby rzec jego własnymi słowy: „Ździebko ich tu sobie pospycham, a miejsce dla pańskiego brata wyszykuję. „ I mówiąc o tym, że w środkowej nawie, gdzie ma leżeć, już pełno, dodał, że dla miłości mego ojca okaże zmarłemu największą uprzejmość, na jaką go tylko stać, przez co rozumiał, że zakłóci spokój innych ciał, co jeszcze nie zetlały, żeby dać miejsce memu bratu; i wielce godny uwagi zdał mi się sposób jego mówienia o tym jako o rzeczy będącej teraz w jego mocy, czy zechce być uprzejmym dla umarłego albo nie. Potem do domu, gdziem się w żałobę przyodział, a tak samo żona i Bessę, i znów do trumny brata; gdzie, acz wszyscy byli zaproszeni na wpół do drugiej, nikt na tę porę nie przyszedł. Tak do 4 czy 5 i dopieroż jeden po drugim zaczęli się schodzić; i było ich o wiele więcej, niż zaprosiłem; bo pomnę, że zaprosiłem. 120 osób, a zeszło się blisko 150. Przyjąłem ich sześciu biszkoptami na każdego i grzanym winem, ile kto zechce. Tedy pochowaliśmy brata i z panią Turner do jego domu, gdzie posławszy po baryłkę ostryg, ciasto i ser, weseliliśmy się trochę nadto jak na świeżość tych smutnych okoliczności. Ale, mój Boże, jak świat za nic sobie ma pamięć człowieka, ledwo godzina minie od jego śmierci! I siebie samego za to ganię, bo choć gdym widział mego brata konającym i zmarłym, tom rzeczywiście żałował go, pókim na niego patrzył, ale natychmiast potem, i odtąd zawsze, mało, prawdę mówiąc, cierpiałem z przyczyny jego zgonu. W przyjęciu gości i wysprzątaniu domu bardzo nam pomagała naszą Bessę i w samej rzeczy bardzo z niej wierna i najlepszej natury dziewka, i niezwyczajnie mi jest miła.   19 marca. Popołudnie spędziłem w domu brata nad jego papierami oraz płacąc koszta pogrzebu. Znalazłem dużo listów mojego brata Jana, który pisał o mnie i o moim postępowaniu z nim w najbrudniejszych wyrazach, co dobrze, iż wiem, i czego Jan pożałuje. O południu Jan i mój ojciec przyjechali do miasta. Siedziałem z nimi do późna zdając sprawę o rzeczach. Ojciec, biedaczysko, smutny i schorowany.   20 marca. (Niedziela. ) Czując się niezdrów, leżałem długo i rozmawialiśmy z żoną między innymi o religii, w której rzeczy bardzo mnie smuci, gdy często słyszę żonę mówiącą, że jest i chce umrzeć katoliczką; i w samej rzeczy, myślę, że błahostka jaka może jak nic ją odmienić, i to mnie gnębi.   21 marca. Przyszli ojciec i mój brat Jan, z którymi pogadawszy oznajmiłem im gniew mój przeciw Janowi i w przytomności ojca przeczytałem wszystkie Jana łotrowskie listy, co bardzo poruszyło mojego ojca, zwłaszcza gdym powiedział, że na przyszłość Jan nie dostanie ode mnie ani grosza, i inne rzeczy srogie mówiłem, na które on, jak łotr wierutny, dawał mi niedorzeczne i grubiańskie odpowiedzi nie zachowując się, jak przystoi człowiekowi z dobrocią i dowcipem, czym byłem tak samo wzburzony jak i oni, i pokażę mu, że słów na wiatr nie rzucam, i na własnej skórze pozna, że będę pamiętał jego niewdzięczność przez całe, najdłuższe bodaj moje życie. Przykro mi było widzieć biednego ojca stropionym i poruszonym, chociaż przez dobroć swej natury biedny stary szedł pono na rękę moim braciom w ich zamysłach, acz nie w złej intencji przeciw mnie, ani by wątpił o moich dobrych ku niemu i ku braciom intencjach; aleć przykro mi, że jakąkolwiek manierą im pobłażał. Tego dnia Parlament zebrał się i Król w przytomności Królowej miał do nich mowę; m. in. rozwodził się obszernie o spiskach zagranicznych przeciwko niemu i że partia Niezadowolonych żywi wielkie nadzieje na ustawę o Parlamencie Trzyletnim, którą im jego ojciec był poręczał, lecz on żąda, by to rozważyli i uchylili. Tedy Izby rozeszły się każda do siebie i zarządziły na jutro czytanie tego aktu, i suponuję, że będzie uchylony, ale myślę, że mocno wbrew woli sporej liczby posłów.   23 marca. Do Trinity House, gdzie dobry obiad i grzeczna rozmowa ze starszyzną, z których jeden powiedział m. in., że w Par lamencie jest tylko dwu ludzi z Marynarki (W. Batten i W. Penn) i nie więcej niż dwudziestu, trzydziestu kupców, co jak na wyspę jest rzeczą wielce osobliwą, i nie dziwota, że sprawy handlu nie idą dobrze i nie są dobrze rozumiane. Całe popołudnie w urzędzie, a wieczorem przyszły do nas panny Jemima i Paulina i pani Pickering. Bardzo z nimi wesoło na prostych rozmowach o ich wesołym życiu w Brampton u mego ojca tej zimy.   26 marca. Wstałem i bardzo wcześnie do urzędu, i przejrzałem papiery przed mającym się u nas odbywać zebraniem w sprawie rachunków lorda Peterborough z Tangeru. Niebawem zeszli się panowie: Povy, W. Rider, Creed, Vernatty i Gauden. Ale, mój Boże, co to za dziwaczny człowiek ten pan Povy we wszystkim, co mówi i co robi; wcale nie na miarę człowieka na takim urzędzie, jaki dzierży, a osobliwie, że idzie o Skarb Państwa (płaci często, i wielkie sumy bez żadnego pisanego zlecenia, jakby był królem Anglii, i dopiero dziś po wielu moich dyskursach poznał się w tym swoim szaleństwie). Tego ranka sir W. Rider powiedział mi, że pisze dziennik swego życia od blisko 40 lat, co mi się niezwykle spodobało. W domu goście, jako że to uroczysta rocznica wyjęcia mego kamienia. Sir W. Batten opowiadał mi dziś, że z okazji postawienia pod pręgierz kilku czeladników za pobicie majstra czy coś takiego przyszła inna zgraja czeladników i uwolniła ich, a pręgierz opaliła, a gdy go znów ustawiono, czeladnicy wywrócili go znowu.   27 marca. Kiedy wracałem z panem Moore'em od ojca, z którym rozprawialiśmy o interesach nieboszczyka brata, widziałem na Cheapside, jak czeladnicy uwijali się tu i tam, gwałt jakiś pono uczyniwszy majstrowi, którego uczniów pod pręgierz wczoraj postawiono. Dopieroż na to, wielki Boże, oddziały milicji stanęły pod bronią; dopieroż bębny powszędy biły, rzekłbyś nieprzyjaciel ich naszedł; tak łatwo to miasto popada w zamieszanie przy pierwszej lepszej błahej okazji; ale pociecha była gadać z owymi chłopcami, a zwłaszcza z jednym małym, któregom za pytał, co się dzieje. Odpowiedział mi, że jeszcze nigdy, od kiedy miasto jest miastem, nie zdarzyło się, żeby dwu czeladników postawiono pod pręgierz, i że to być nie może i nie powinno.   28 marca. Z ojcem i paru krewnymi radziliśmy o administrowaniu sprawami nieboszczyka brata. Ale, o Boże, co to za wstyd dla mnie, że na takim urzędzie i w tych latach życia nie znam lepiej praw mojej własnej ojczyzny; bom ani wiedział, jak tymi rzeczami pokierować. Matka żony przysłała po suknię ranną żony, starą i wyszarzaną, ale którą nazywałem „jej królestwem”, dla wygody i łatwości, z jaką żonie służyła. Ale rad jestem, że teściowa nie prosiła o rzecz większej wagi.   29 marca. U sir J. Cartereta, z którym sprawdzaliśmy wygotowane przez niego rachunki naszego Urzędu. Koło południa sir W. Batten przybył z Parlamentu z tym, że statut naszego Urzędu był czytany dziś po raz drugi z wielkim aplauzem. Więc do obiadu, na który dobre jadło, a sir J. Carteret, kiedy w humorze, dobrym jest człekiem i bardzo miłym ojcem swych dzieci. Po obiedzie do roboty i tak do zmierzchu, a potem — do mego ojca i do urzędu, gdzie do bardzo późnej godziny, a na koniec do domu i do łóżka.   30 marca. Z kapitanem Cocke'em w kawiarni rozmawiałem o wojnie holenderskiej i pono tajemnym życzeniem Króla jest, żeby kupcy wnieśli do. Parlamentu swoje skargi przeciw Holendrom, iżby Parlament wziął na się honor wszczęcia wojny, której Król sam nie chce zacząć z obawy, że go naówczas nie wspomogą pieniędzmi.   31 marca. Wstałem wcześnie i do urzędu, gdzie znów zeszli się: Povy, sir W. Rider, pan Bland, Creed i Vernatty, i nad rachunkami lorda Peterborough, któreśmy wreszcie przegryźli z wielkimi trudnościami, a między mną i panem Povym przyszło do twardych słów, jako żem nie mógł ścierpieć tych ekstraordynaryjnych rzeczy, których nakładł w raporty w niezgodzie z prawdą i rozsądkiem. Rozeszliśmy się gniewni, lecz ja wiem, że oni wszyscy przekonani są o mej słuszności. Potem do Deptford, gdziem lustrował zapasy płócien żaglowych. Stamtąd do domu na obiad, a potem wziąłem żonę do ojca i zostawiwszy ją w domu brata, sam z ojcem do piwiarni pobok będącej, gdzie spotkaliśmy się z krawcem, panem Langfortem, który ma wydzierżawić warsztat ojca po bracie Tomaszu. Późnym wieczorem do rachunków za ten miesiąc i doszedłem, że mam około 900 funtów, największa suma, jaką kiedykolwiek posiadałem.   1 kwietnia. Na Giełdzie dowiedziałem się, że wszyscy kupcy zaprzątnięci są sprawą przedłożenia Komisji Parlamentu swych skarg przeciwko Holendrom, z czym dziś po południu mają iść do Westminster Hall. W Whitehall spotkałem księcia Yorku, który zawołał na mnie i gadał ze mną o Holendrach; i postrzegłem, że bardzo byłby rad, jeśliby Parlament znalazł racje dla zerwania z nimi pokoju. Will Howe, któregośmy wzięli z miasta, jako że się do nas właśnie wybierał, chodząc ze mną po naszym ogrodzie opowiedział mi, że Creed był indagowany przez Tajną Radę Królewską z przyczyny jakowegoś listu, w którym ktoś z Fanatyków mianuje go ich nader uczynnym przyjacielem; wszelako Will powiada, że Creed gładko się z tego usprawiedliwił, ale mówi, że ktoś u Milorda szyje mu buty, o com nie bardzo smutny, jako że mam go za fałszywego druha. Tego dnia pani Turner pożyczyła mi jako rzadkość manuskrypt jakiegoś pana Wellsa, pisany dawno temu o metodzie budowy okrętów, który bardzo mi się podoba. Siedziałem nad nim dziś wieczór, ale nie wytrwałem długo, jako. że oczy łzawiły mi się i bolały mnie od pracy przy świecach.   2 kwietnia. Wstałem i do urzędu, gdzie wielki spór z sir W. Battenem, panem Woodem i tym zdziecinniałym sir J. Minnesem, który powtarza wszystko za Battenem ani myśląc, czy to jest z pożytkiem albo ze szkodą Króla. W południe w kawiarni, gdzie świetna rozmowa z Pettym, który podjął dyskusję o tym, czy jest rzeczywiście jaka różnica między snem i jawą, jako że trudno jest powiedzieć nie tylko, skąd my wiemy, czy jaką rzecz czynimy we śnie albo na jawie, ale zgoła, jaka jest różnica między jednym a drugą. 3 kwietnia. (Niedziela. ) Rano przyszedł Will Joyce. Tedy wstałem do niego, a przyszedł prosić o radę, jako że dostał wezwanie do Izby Lordów, gdzie go mają sądzić o to, że starał się o uwięzienie lady Peters za długi, z których ta dama nie chce mu się uiścić. Obiecałem, że będę stawał w owej sprawie. W południe ojciec przyszedł na obiad. Pokończył-już wszystkie sprawy dotyczące domu i warsztatu i zbiera się jechać w przyszłym tygodniu do Brampton, z czegom rad, bo tam są teraz dzieci Milorda, więc żeby nie było stąd potem jakiego niezadowolenia.   4 kwietnia. Do lorda Sandwicha w sprawie Willa Joyce'a. Powiedział, że uczyni, co się da, w tym delikatnym wypadku. Tedy do Westminster i tam spotkałem w Komnacie z Malowidłami obu Joyce'ów. Will bardzo melancholiczny. Staliśmy długo i zobaczyłem lady Peters; bezwstydna ladacznica, naprzykrzająca „się wszystkim lordom ze swoją skargą. Na koniec wezwali W. Joyce'a, który gadał tak, że tylko sobie szkodził. Skazali go na areszt i straż Izby zaraz go ujęła, co jest wielką srogością, a zwłaszcza że co uczynił, to za radą odźwiernego samej lady Peters. Zaprowadzili go na Tuttle Street na wartownię, ale do przyzwoitego pokoju, gdzie dobrze był traktowany, a wuj Fenner i brat jego Antoni byli przy nim. Ale kto by powiedział, że ten chłopak, o którym przysiągłbym, że potrafi pyskować przed całym światem, tak się nastraszy, iż nie będzie wiedział, co mówi, a teraz płacze jak dziecko. Zostawiłem go z rodziną i adwokatem, z którym wygotować mają na jutro petycję o uwolnienie Willa, i poszedłem do Whitehall do Księcia, gdzieśmy się wszyscy zeszli na rozmowę o kondycji floty na wypadek wojny z Holendrami, do której, wedle mniemania Księcia, niechybnie przyjdzie. Potem w urzędzie, skąd wymknąłem się wcześnie i wodą do gospody „W Pół Drogi”, gdzie zastałem żonę, która w towarzystwie Bessę pojechała tam dla zażycia powietrza. I wielki Boże, jak mój zazdrosny umysł podejrzewał, że umówiła się tam z kimś na schadzkę. Alem zastał ją już, niebogę, idącą stamtąd, więc zawróciliśmy i pojadłszy a popiwszy. — do domu. a jeszcze na chwilę do urzędu i do domu na kolację, i spać. Ale przykry to dzisiaj był widok lorda Petersa, jak wychodząc z Izby starł się z żoną (z którą nie żyje), mówiąc, że ona wstyd mu tylko przynosi. Wszelako musiała ona być piękną kobietą, a mówią, że jest nie tylko rozwiązła, lecz i śmiałego umysłu.   5 kwietnia. Bardzo wcześnie do Antoniego Joyce'ai z nim na Tuttle Street do jego brata Willa, którego zastałem dość wesołym w porównaniu do humoru dnia poprzedniego (jak to błazen). Byłem tam dwie godziny i napisałem im drugą petycję, jako że ta, którą ułożył ich adwokat, nie podobała mi się. I sam zawiozłem ją do Izby i wręczyłem lordowi Peterborough, który z wielką gotowością obiecał dziś jeszcze przekazać ją Izbie Lordów. Mówiłem jeszcze z innymi lordami, a to samo adwokat Willa Joyce'a (któremu Will obiecał 5 funtów, jeżeli go wypuszczą). Tedy zaczęła się w Izbie wielka dysputa nad sprawą Willa Joyce'a, Na koniec uchwalono, że ma być zwolniony za poręką, do czasu aż Parlament zbierze się po Wielkanocy. Więc nie skończyło się tak pomyślnie, jakeśmy pragnęli, ale tak właśnie, jak można było w najlepszym razie oczekiwać. W południe Król był w Parlamencie, który dzisiaj uchylił dawną ustawę o Trzyletnim Parlamencie, jako niezgodną z prerogatywami Korony; Król miał mowę do. posłów, ale mówił gorzej niż jakikolwiek człowiek w życiu przeze mnie słyszany. Z Izby pojechałem do Willa Joyce'a z jego bratem i opowiedziałem im wszystko. Stamtąd do domu na obiad, ale po drodze przypomniałem sobie, że może byliby radzi, jeślibym ja poręczył za Willa; więc wróciłem, ale oni już, poszli wszyscy szukać poręczycieli, tedy dałem spokój.   6 kwietnia. Przyszedł do mnie Jan Noble, dawny sługa mojego ojca, i pod sekretem opowiedział mi zawikłaną historię o nieprawym dziecku mego brata Tomasza, które miał ze swoją dawniejszą służącą Małgorzatą, szpetnej urody babskiem. Urodziła mu jakoby bliźnięta, z których jedno umarło, a drugie, imieniem Elżbieta, żyje i jest u owego małżeństwa Cave (o którym przed śmiercią brata słyszałem); który Cave ma jakoweś listy i obligi pieniężne brata i domaga się zapłaty albo nas poda na wstyd., A Noble jakoby też bratu na owo dziecko pożyczał. Tedy cały dzień nad tą sprawą i doszedłem, że nie ma żadnych dowodów, aby dziecko było brata, a i obligi nie są takie, żeby łatwo mogli z nich zrobić użytek. Oświadczyłem tym wszystkim ludziom, że już omal nie postradałem wielkich sum przez mego brata i jego długi, więc ani szeląga więcej z naszych trzosów nie zobaczą. Z tym poszedłem do ojca, który gotuje się do drogi. Bardzo był strapiony, ale uspokoiłem go nieco, chociaż Janowi Noble powiedziałem, że), jeśli dowiedzie słuszności owych roszczeń, to je zapłacę. Ale byliśmy wzburzeni, że mój brat we wszech względach okazał się nędznikiem.   7 kwietnia. Na Giełdzie bardzo mówią o listach ogłoszonych przeciwko nam przez Holendrów i proteście ich przeciw działaniom naszej Kompanii Afrykańskiej do handlu z Gwineą; i wszyscy czekają wojny, ale mam nadzieję, że nie będzie tak źle i że to wszystko może nie jest prawdą.   8 kwietnia. Do Deptford wodą i wejrzałem tam w sprawy dotyczące latarń okrętowych, a przy okazji postrzegłem błędy, którem był popełnił zawierając kontrakty z blacharzami; będę się starał zmienić niektóre punkty kontraktów, choć nie wiem jeszcze, jak to uczynię, bo umowy już podpisane. Wieczorem odwiedziłem sir W. Penna, który ma znów atak starej choroby gośćca. Mieliśmy dziś na obiad wielkopiątkowy doskonały groszek i jabłka w cieście.   9 kwietnia. Tej nocy czy to z przeziębnięcia wczoraj na wodzie, czy nie wiem z czego, zbudziłem się o pierwszej nad ranem, co mi się rzadko zdarza, i oddałem wodę z wielkim trudem, a też i z bólem, a zaś leżałem jakby w gorączce. Nad ranem spałem trochę, ale wstawszy stolec miałem bolesny i potniałem, i marzłem. Ale poszedłem, do pracy, a w południe zjadłszy na obiad flaki, acz nie miałem się dobrze, pojechałem z żoną do jej krawca, a stamtąd do ojca na chwilę, a kiedym wrócił do domu, dostałem bólów brzucha i wymiotów. Ale wypiwszy szklankę wina goto wanego z korzeniami — do urzędu, i ułatwiwszy tam sprawy — do domu i do łóżka, a wziąwszy miksturę spałem dobrze.   10 kwietnia. (Wielkanocna Niedziela. ) Leżałem długo w łóżku, a żona wystroiła się, jako że to Wielkanoc, ale żem nie miał się dość dobrze, aby wyjść, została w domu ze mną, acz było jej to bardzo nie w smak, oblokła bowiem nową najlepszą suknię z koronkami, która jest istotnie bardzo piękna, a tego ranka kraniec przyniósł jej drugą nową suknię jedwabną z cieńszymi koronkami i nową spódnicę, na którą jedwab niedawno jej kupiłem. Spędziliśmy dzień ciesząc się rozmowami i nas dwojga tylko towarzystwem, a też czytając Fullera księgę o rodach angielskich. Wieczorem wziąwszy lewatywę, po której odeszły ze mnie wiatry, poczułem się lepiej i spałem dobrze.   11 kwietnia. Leżałem długo w łóżku, a potem obiadowałem) z żoną; miewam się jeszcze nie całkiem dobrze i wodę oddaję z trudem, ale minął już strach, że popadnę w gorączkę. Po południu wyszedłem trochę do urzędu i do sir W. Battena, który znowu jest chory.   12 kwietnia. Żona pięknie się przyodziała i zawiozłem ją do wujostwa Wightów, a sam z W. Howe'em do kawiarni i rozmawialiśmy o znalezieniu dla niego jakiegoś miejsca, jeśli Milord wyruszy na morze; a ja rad bym był widzieć go morskim sekretarzem Milorda, na miejsce Creeda, który jest przebiegłym, fałszywym łotrem. Potem wziąłem go do wujostwa Wightów, gdzie obiadowaliśmy z ojcem, biednym człeczyną, melancholicznym, który ongi tyle miał w sobie życia, co nikt na świecie. Po obiedzie nająłem kocz bardzo drogo, jako że to czas wielkanocny i bardzo zła pogoda, i pojechaliśmy do lady Sandwich, gdzie zostawiwszy żonę pojechałem z W. Howe'em do pana Pagetta i tam słuchałem muzyki nie nadto dobrej; ale był tam pewien dr Walgrave, Anglik wychowany w Rzymie, który grał na lutni tak, że nigdy nie słyszałem lepiej grającego człowieka. Potem do Milady po żonę, a zastałem też i Milorda, który bardzo był na mnie łaskaw, ale skłonny jestem sądzić, że tylko dawał pozór uprzejmości z uwagi na nasze żony. Nuż więc do domu, gdzie ojciec dzisiaj z nami nocuje. I patrzyłem, jak się kładł do łóżka, biedaczyna, i serce moje tak pełne było miłośei ku niemu jak nigdy, a też i admiracji dla jego rozsądku, teraz kiedy Tom przyczynił mu tyle kłopotów i boleści marnując jego warsztat.   13 kwietnia. Do St. James, gdzie miałem długą rozmową z panem Coventrym, który nie wierzy, aby miało przyjść do wojny z Holendrami. Powiada, że wszystko o ich listach przeciwko nami nieprawda i że Stany Niderlandzkie nie są w tak dobrej kondycji, aby miały chcieć wojny, jako że są między sobą skłócone. I gratką było słuchać, jak mówił, że owi na Dworze, co gardłują za wojną, chcą tylko Królowi na tę okazję grosza przysporzyć; owi, co szepczą o wojnie poza Dworem, chcą zamieszać Królestwo, aby Fanatycy mieli sposobność do rozruchu. Owi na koniec, którzy są przeciwko wojnie, spotwarzani są, że dali się przekupić Holendrom. Po tych rozmowach odwiózł mnie swoimi powozem na Chafing Cross, a stamtąd pojechałem do ojca i zabrałem go z bratem Janem do nas na obiad; żona leżała w łóżku, jako z nią bywa w miesiącu. Całe popołudnie nad sprawą Funduszu Marynarskiego w Chatham, z którego dokumentów jasno widać, jakim szelmą był w tej rzeczy komisarz Pett i jak sir? W. Batten pozwalał sobie i drugim na korzystanie z grosza ubogich.   14 kwietnia. Wstałem wcześnie i skoro mój ojciec podjadł, pojechałem z. nim aż do Milk Street i pożegnałem go z wielkim strachem, że może go już więcej nie zobaczę, tak bardzo z każdym dniem upada na siłach. Potem w St. James z panem Coven-trym i z Povym nad rachunkami lorda Peterborough, ale ten Povy takim szczeniakiem we wszystkim się okazuje, że to aż dziwno! W urzędzie wielki zatarg z Woodem i Castle'em o maszty z Nowej Anglii.   15 kwietnia. Z żoną w teatrze na Niemieckiej księżniczce, granej w Książęcym Teatrze, z autorką w głównej roli. Ale nigdy żadna sztuka nie była tak dobrze grana w części poważnej, a równie źle w części krotochwilnej.   16 kwietnia. Całe rano nad sprawą masztów pana Wooda, potem w Domu Kompanii Afrykańskiej. Po dobrym obiedzie debata nad rachunkami lorda Peterborough z sir W. Biderem, Creedem, Vernattym i Povym, tym najdziwaczniejszym szaleńcem ze wszystkich, co kiedykolwiek zatrudniali się prowadzeniem spraw. Ale im więcej się w te rachunki zagłębiamy, tym więcej znajdujemy w nich rzeczy, które nas różnią i podżegają dyskusję.   17 kwietnia. (Niedziela. ) Wstałem i oblokłem się w najlepsze czarne suknie i w aksamitną opończę i z żoną w jej najlepszej sukni z koronkami — do kościoła, gdzie nie byliśmy już z jakie dziesięć tygodni. A po prawdzie, to moja zazdrość stała rni na przeszkodzie, bom się ustawicznie bał, by żona nie zobaczyła Pembletona. Był w kościele i dzisiaj, ale myślę, że nie mógł jej widzieć ze swego miejsca, czemu byłem rad — Boże, wspieraj mnie bardzo, acz wiem aż nadto, że biorąc na rozsądek, nie ma w tym nic oprócz mego śmiesznego szaleństwa.   18 kwietnia. Do Westminster, gdzie dzisiaj, sprawa Willa Joyce'a ma być rozstrzygnięta. Znalazłem się trafem w kompanii! lady Peters i starałem się ją ugłaskać, na co mi ona powiedziała, że nawet jeśliby miała tym się wykupić z piekła, nie da uwolnić Joyce'a; i że będzie się mściła na nim, póki żyje, choćby miała dożyć wieku Matuzalema. Koniec końców Izba Lordów przekazała rzecz Komisji Przywilejów do rozpatrzenia. Z żoną i wujenką Wight w Hyde Parku, gdzie nie byłem od zeszłego roku. Widziałem tam Króla w peruce, ale nic przez to nie odmienionego, i panią Castlemaine w osobnym powozie, i wiele innych dostojnych osób. Ale że sam byłem w najętym powozie i pośród tylu ludzi, więc się wstydziłem, gdyż wielu z nich mnie znało.   19 kwietnia. Do St. James, gdzie długo z panami Coventrym, Povym etc. nad ich rachunkami z Tangeru, lecz szaleństwa owego błazna Povy'ego tak nam brużdżą, że mało co mogliśmy zrobić. Tedy wyszedłem z Creedem i do Botanicznego Ogrodu w parku St. James, gdzie pierwszy raz w życiu widziałem drze wa pomarańczowe i inne piękne drzewa. Potem do Giełdy, gdzie wre od nowin z Gwinei; niektórzy powiadają, że Holendrowie zatopili tam nasze okręty i wzięli naszą fortalicję; drudzy mówią na odwrót, że my uczyniliśmy to Holendrom.   20 kwietnia. Pan Coventry mówił mi, że Komisja Parlamentarna do Spraw Handlu otrzymała już wszystkie skargi kupiectwa na wstręty czynione nam przez Holendrów i mają wygotować ostry raport o krzywdach i szkodach, jakie nam wyrządzili (choć, jak mi Bóg miły, tylko nasza niedbałość i ospalstwo przyniosły nam te szkody). I to ma być jutro wniesione do Izby.   21 kwietnia. Dzisiaj dowiedziałem się, że Izba Lordów postanowiła zwolnić Willa Joyce'a pod warunkiem, że na klęczkach poprosi o przebaczenie Izbę i lady Peters. Ja natychmiast namówiłem go, żeby temu się poddał; tedy prosił pardonu klęcząc w obliczu wielu panów. Wszelako lady Peters ani słyszeć o takim wyroku nie chciała, tylko zaklinała się, że wymiotłaby lordów z Izby, żeby cały świat wiedział, jakich Król Jegomość nędznych ma lordów; i że zemsta jest jej słodsza od mleka; i że nic jej nie zaspokoi, póki Joyce nie stanie pod pręgierzem i tam nie będzie błagał przebaczenia. Ale postrzegłem, że lordowie wstydzili się za nią; tedy-wycofałem się i pojechaliśmy z żoną w dwa miejsca, gdzie nam rają dziewki służebne, jako że nasza Jane Gentleman odeszła. Tego dnia Izba Gmin uchwaliła, by Król zażądał od Holendrów zadośćuczynienia za krzywdy, jakie nam wyrządzili, i że w tej sprawie stać będzie przy Królu aż do ofiary z życia i majętności, co jest bardzo doniosłym ślubowaniem i czymś więcej, niż oczekiwałem. Bóg wie, jakie stąd będą skutki.   22 kwietnia. Kazałem się zbudzić przed czwartą, a było już dość jasno, abym się mógł odziać, i wodą do Greenwich o chłodnym ranku. Stamtąd z wielką przyjemnością, tylko że było mglisto, zanim słońce się trochę podniosło, pieszo do Woolwich, coraz to przystając po drodze dla słuchania słowików. Wiele spraw uskromiłem i wykryłem nowe łupiestwa na szkodę Króla. Potem odwiedziłem pana Falconera, który leży chory, i wróciłem do Greenwich z panem Deane'em, z którym dobra rozmowa i mam go za człowieka dobrego sądu, cokolwiek tylko izbyt wiele rozumiejącego o sobie, ale bardzo zmyślnego w pracy.   23 kwietnia. Wodą do sir Warrena, z którym długa rozmowa, osobliwie o łotrostwach sir W. Battena i że jego zięć pan Castle obgaduje mnie zaocznie, mówiąc, że faworyzuję moich dawnych kolegów, zdrajców, ale ja to przykrócę. Na Giełdzie spotkałem pana Coventry'ego, który sam teraz ma pełne usta owej wojny z Holandią. Zdaje się bowiem, że Izba Lordów przyłączyła się do ślubowania Izby Gmin i w przyszłym tygodniu ma to być przedstawione Królowi. Do domu na obiad i oboje z żoną bardzo jesteśmy zatroskani o moje pieniądze pożyczone lordowi Sandwichowi; strach nas bierze, co z nimi będzie, w razie gdyby Milord poległ na wojnie, ale postaram się wydostać od niego, co się da. Całe popołudnie w urzędzie, gdzie wiele pracy, a moje myśli krążą ustawicznie około wojny i mych pieniędzy.   26 kwietnia. Rano do Willa Joyce'a i przyszedł tam też Antoni Joyce. Obaj przyznawali, że okazałem im wiele serdeczności w ostatniej sprawie z lady Peters, i zaiste czyniłem wtedy, co mogłem, a jednak nigdy nie osiągnąłem tak niewiele. Kosztowało to Willa   40 funtów, okrom że podobno nie odbierze już swego długu. Do Milorda i z nim jego powozem (Creed z nami) do St. James gawędząc po drodze o sprawie Joyce'a i o lady Peters, o której Milord mówi, że jest rozpijaczoną ladacznicą, i on sam widział ją pijaną w krużgankach Izby. Moja żona była dziś po południu na pogrzebie naszej krewnej Judyty Scott, poczciwej kobiety; i do smutnych przychodz ę konsyderacji widząc, jak się Pepysowie wynoszą na tamten świat, a nie znam nikogo z rodziny, kto by ich temu światu przysparzał.   27 kwietnia. Całe rano tylu klientów, tyle spraw do załatwienia, aż mi głowa zaczyna puchnąć. W południe do Parlamentu, który się dzisiaj zbiera, i w sieniach Izby rozmawiałem z panem Coventrym o smole do lin, którą staram się zakupić, bo cena idzie w górę, a chciałbym najpierw Królowi się przysłużyć, a potem i sam dla siebie szukam, jakby tego pensa zarobić. Na obiedzie w domu, a potem do urzędu i aż mi się we łbie paliło od nad miaru spraw i kwestyj. Zakończyłem z panem Woodem sprawę o maszty i dalibóg, więcej się nad tym spracowałem niż jakikolwiek wysoki urzędnik nad jakąkolwiek sprawą i aż do dziś dnia bez żadnej dla mnie korzyści. Więc znużony, niewywczasowany i głodny do domu i do łóżka. Tego dnia Izby przedstawiły Królowi swoje uchwały w kwestii dotyczącej Holendrów; Król im dziękował i obiecał dać odpowiedź na piśmie.   29 kwietnia. Rano z sir W. Riderem i panem Coventrym ostro wzięliśmy się do pana Povyego rachunków tangerskich, czym damy się mu we znaki, a ja z tego rad, albowiem to jest najbardziej kłopotliwy i niedorzeczny człowiek, jakiego kiedykolwiek w życiu spotkałem. Na Giełdę, do domu na obiad z panami Luellinem i Mountem, a potem do lorda Sandwicha, gdzieśmy zastali dom tak żałośnie opustoszałym, ażeśmy myśleli, że. Milady umarła, wiedząc, iż tymi dniami była chora. Lecz okazało się, że dostała odry, a obawiam się, czy nie ospy, więc Milord wywiózł dzieci; zgryzło to nas okrutnie, bo zła przyjdzie godzina na całą ich rodzinę, jeśliby z Milady zdarzyło się nieszczęście.   2 maja. Kupiec pan Bland przyniósł i wypłacił mi jako — wedle jego słów — dług należny mi za przysługę w sprawie najęcia okrętu kupieckiego na nasz ładunek do Tangeru, 20 sztuk nowego złota — miły dla oka widok! Uradowałem się w mym sercu i kiedym przyszedł wieczerzać do domu, pokazałem to żonie, ona zasię, nieboga, chciała, żebym to dał jej do ręki, żeby mogła popatrzeć, nie dla czego innego, tylko dla lubowania się tym widokiem, ale mi się to nie. zdało przyzwoitym i schowałem złoto u siebie.   3 maja. Do Whitehall, gdzie zeszliśmy się znów dla rozpatrywania rachunków lorda Peterborough, a ja starałem się wykazać i skarcić wedle mej możności szaleństwa pana Povy'ego; albowiem nie znałem nigdy w świecie człowieka, co byłby do tego stopnia błaznem w tak ważnej publicznej sprawie. Wiem, żem go sobie zraził na zawsze, ale nie dbam o to, gdyż jest błaznem, i podejrzewam, nie całkiem uczciwym, sądząc po różnych rze czach, które widzę; a jednak przy całym swoim szaleństwie ma on szczęście mówić od czasu do czasu o swoich niedorzecznościach tak umiejętnymi słowy i nadając im taki pozór mądrego sensu i słuszności, że to jest rzeczywiście największy dziw całego mego życia. Pan Cutler mówił mi jako rzecz pewną, że Lawson znów rozpętał wojnę z Algerem.   5 maja. Jestem coraz gorzej z oczyma i bolą mnie, kiedy czytam i piszę, nawet przy świetle dziennym, czego nigdy dotąd u siebie nie postrzegłem.   7 maja. Po obiedzie przybył z Woolwich pan Deane, z którym się umówiłem, i całe popołudnie instruował mnie w rzeczy budowania okrętów, o czym, jak sądzę, rychło nabiorę dobrego pojęcia. Wieczorem trochę do urzędu popatrzeć, jak tam idzie robota, i do domu, reszta wieczoru z Deane'em, dla którego mieliśmy dobrą kolację, i spał tej nocy w moim domu.   8 maja. Z panem Deane'em całe rano powtarzaliśmy wczorajszą lekcję o budowie okrętów i myślę, że wkrótce będę to dobrze umiał.   9 maja. Rano w urzędzie, siła roboty zbyłem z głowy, a po obiedzie z żoną do lady Sandwich, która już, zacna pani, o tyle zdrowsza, że siada w łóżku i kazała przez sługę pytać nas, czy nie boimy się wejść do niej na górę. Tedy weszliśmy, ale nie dała się żonie zbliżyć do siebie, acz, nieboraczka, wygląda tak jak zawsze, a co do odry, to nic nie widać na jej licach. Siedzieliśmy ze trzy godziny gawędząc z nią mile o tysiącu rzeczach.   11 maja. Mój wuj Wight był u mnie dzisiaj w urzędzie, skąd poszedł do nas do domu odwiedzić moją żonę, i dziw nad dziwy, zaraz po jego odejściu żona przysłała po mnie i powiedziała mi, że wuj wszczął znów rozmowę o jej bezdzietności i że on też nie ma dzieci, i że byłoby najlepiej dla niego i dla niej, żeby mieli dziecko ze sobą, i że da jej z góry 500 funtów gotowizną albo w klejnotach, a dziecku zapisze majątek. Wychwalał jej urodę i dowodził, że wedle tego, co mu wiadomo, taka rzecz zgodna jest z prawem. Żona mówi, że dała mu bardzo żwawą odpowiedź, aż póki jej nie przeprosił, powiadając, że mówił to dla żartu, ale skoro poznał jej myśli, nigdy już o tym jej nie wspomni, a ją też prosi, by o tym nikomu nie mówiła. I pono zdało się, że mówił to wszystko z jakowymś udanym śmiechem, ale ze wszystkich słów, które padły, a których nie mogę tu dokładnie powtórzyć, jasno widzę, że mówił to poważnie, i obawiam się, że cała jego czułość nie była czym innym jak tylko pożądaniem jej. Nie wiem tak z nagła, co myśleć o tym, ale nie wytknę mu tego jeszcze, póki lepiej tego nie rozważę.   13 maja. Wstałem przed trzecią i zaraz potem wyruszyłem do Woolwich, a było jasno jak w południe i bardzo piękny wschód słońca, ale po chwili pokazała się tęcza, pierwsza, jaką widziałem tak rano, a zaś spadł mały deszcz, ale wnet się wypogodziło. Dwie godziny spędziłem z panem Deane'em na nowym okręcie informując się o nazwach i naturze wszystkich jego części. Po powrocie — do Westminster, gdzie słyszałem świetną konferencję; kilku posłów z obu Izb w sprawie Ustawy o Zgromadzeniach. Lordowie chcieli być wyjęci spod prawa przeszukiwania ich domów przez kogokolwiek okrom samego lorda komendanta hrabstwa, a w razie zadania im winy nieprawomyślności wobec Kościoła, chcą być sądzeni tylko przez parów spomiędzy siebie. Na co pan Waller z Izby Gmin odpowiedział im, że ich przodkowie bardzo stali o swoje przywileje, lecz kiedy pokój Królestwa miał iść z przywilejami w zawody, godzili się na to, że przywileje muszą ustąpić z placu.   14 maja. Ocknąłem się w srogich bólach, snadź przeziąbłem wczoraj na wodzie: Do urzędu, ale na obiad wróciłem, nękany przez niezwyczajne boleści. Po obiedzie ból tak się wzmagał, że musiałem się położyć do łóżka, aliści bolało mnie w krzyżach i w dole brzucha coraz gorzej, tak że od czasu, kiedy miałem kamień, ani pamiętam, żebym cierpiał takie boleści. Wiatry nie odchodziły i lewatywa niewiele mi pomogła. Tale leżałem ze dwie godziny wijąc się w bólach, płacząc i jęcząc. A gdym tak w bólach przewracał się z boku na bok, trafem jakowymś ukląkłem w łóżku i owe bolę zaczęły się przyciszać, a po godzinie ledwie trochę da wały się we znaki. Nie mogłem jednak oddać wody, alem usnął i spałem dobrze cała. noc.   15 maja. (Niedziela. ) Dziś pierwszy raz, od kiedyśmy się pobrali, będąc w tym samym domu żona spała sama. Cierpię dalej na wzdęcie i nie mogę oddać uryny albo zaledwie parę kropel i z wielkimi bólami. Przyszedł wuj Wight, alem nie dał mu poznać, że wiem o jego nikczemnym zachowaniu się wobec żony; przyjdzie czas, kiedy mu to wypomnę.   16 maja. Musiałem wstać mając posłuchanie u Księcia, a stamtąd na zaproszenie do pana Pierce'a, chirurga, gdzie od wielu miesięcy pierwszy raz ujrzałem znów jego żonę. Jej ciało zachowuje zawsze piękną kompleksję, ale we wszystkich innych rzeczach, a zwłaszcza co do ładu i schludności w pokojach, największy z niej flejtuch, jakiego widziałem na świecie. Tegoż dnia oglądałem eksperyment z psem, któremu wpuścili' opium do tylnej nogi; zasnął tak, że można go było krajać. Nie wiem, co się z nim dalej stało, bo musiałem iść do Westminster, gdzie Król miał odraczać Parlament, ale dowiedziałem się, że nie przybył na sesję. Obiecałem jeszcze wrócić do pana Pierce'a, ale chwyciły mnie takie bolę, żem popadł w melancholię i powozem do domu, gdzie wziąłem lewatywę, ale nic mi nie ulżyło. Leżąc już w łóżku postanowiliśmy z żoną napisać do ojca, żeby Pola do nas przyjechała, bo może. zdołam ją tu wydać za mąż, co acz przyczyni nam kłopotu, ale będzie to lepiej, niż aby tam siedziała, aż póki nikt jej nie zechce, a wtedy cały trud jej utrzymania spadnie na mnie.:   18 maja. Zacząłem dziś pić maślankę i serwatkę i spodziewam się, że to mi bardzo pomoże.   19 maja. Powozem przy chłodnej i dżdżystej pogodzie do Whitehall na sesję Komisji do Spraw Tangeru, gdzie, Boże odpuść, jak nasz raport o rachunkach lorda Peterborough był czytany i przyjęty przez lordów, z których żaden nic z niego nie zrozumiał! I jakikolwiek by był, przeszedłby tak samo. Cały dzień aż do 9 wieczór w urzędzie nad'mnóstwem spraw i mam nadzieję, że zdrowie nie przeszkodzi mi w ich prowadzeniu. Napisałem też list do ojca w sprawie Poli.   20 maja. Pan Edward Montagu został wyrzucony ze Dworu, i to bez prawa powrotu. Zawiniła, jak myślę, jego pycha, a nad wszystko jego popisywanie się znaczeniem u Królowej; i w samej rzeczy był jej zausznikiem bardziej niż ktokolwiek inny i po dwie, trzy godziny sam na sam z nią rozmawiał; tak dalece, że panowie dworscy, kiedy Król żarty stroił z ich żon, rzekli mu, że i sam winien dać baczenie na swoją, gdyż i ona ma zalotnika; i powiadają, że Król sam zapytał raz pana Montagu, jak miewa się dama jego serca (mając na myśli Królową). Tak więc odszedł i nikt go nie żałuje, śmieją się tylko z niego, a on udaje, że wyjeżdża tylko do ojca, który jest chory na wsi.   22 maja. (Niedziela. ) Po obiedzie — dobrym obiedzie — z Creedem i żoną czółnem do Woolwich, gdzie bardzo mile przyjęła nas pani Falconer, której mąż miewa się już prawie dobrze. Zostawiwszy tam żonę sam do Woolwich i do stoczni, gdzie z panami Pettem i Deane'em nagliliśmy o pośpiech w robocie na okrętach. Potem Creed i żona przybyli po mnie czółnem i wodą do Deptford, skąd poszedłem do starej gospody „W Pół Drogi” i z panem Waythem mówiliśmy o dostarczeniu przezeń płótna żaglowego, a zaś zjadłszy i popiwszy z żoną w gospodzie — wodą do domu.   24 maja. Dzisiaj dowiedziałem się, że mój wuj Fenner umarł, i zasmuciłem się trochę widząc, z jaką szybkością moi przyjaciele i rodzina wymierają, i drżę myśląc o ojcu.   26 maja. Dziś w urzędzie starliśmy się z sir W. Battenem o płótno żaglowe, czy ma być szerokie, czy wąskie i pośrodku zszywane; i ja oponowałem wszystkiemu, co sir W. Batten w owej sprawie przedsięwziął. Położyłem się spać nękany bólami, z przyczyny, jak myślę, żem przeziąbł, nóg nie mając wczorajszej nocy okrytych. 27 maja. Wstałem zbolały, co mnie pogrąża w melancholię, że w tak złym jestem stanie zdrowia. Do urzędu, gdzie łeb mi pękał od rozmaitości spraw; a na to wszystko zirytował mnie jeszcze list od ojca, w którym były dwa listy z pogróżkami od owych Cave'a i Noble'a w sprawie o nieprawe dziecko mego! brata, z czym nie wiem, co mam począć.   28 maja. Z panem Deane'em lekcja ciesiołki okrętowej, której się uczę z wielkim ukontentowaniem. Na Giełdzie, i tam obiadowałem z sir W. Riderem, który osobliwą żywi obawę o skutki wojny holenderskiej, co w nim pochwalam. Ale, o Boże, poszedłem do Giełdy bez płaszcza i natychmiast kolka mnie sparła; doszedłem do tego, że nie wiem już, co mam ze sobą począć; myślę, że to wszystko z zimna, w nogi, które, wzwyczaiwszy się do długich płaszczy, nadto teraz o chłodzie trzymam.   29 maja. (Zielone Świątki. Urodziny Króla i dzień Restauracji. ) Miałem z panem W. Coventrym długą rozmowę o sprawach Urzędu i o wojnie z Holandią i zda mi się, że potężnymi argumentami dowodził, jak błahe są nasze racje w tej sprawie; co do szkód, jakie nam wyrządzili, to nie wszystkie są pewne, a jeśli były, to nie przekraczają wartości 3500 funtów, i w Gwinei myśmy im więcej szkód przyczynili. Powiedział mi po prostu, że żadna zręczność Holendrów nie może nam — jeśli zechcemy — przeszkodzić w naszym handlu, gdyż marny nad nimi wielką przewagę i w szlakach morskich, i w dobrych portach, i w ludziach; szkodzi nam tylko nasza pycha i gnuśność naszego ku-piectwa. Na obiedzie u pana Povy'ego, gdzie niezwykle wystawne jadło. Po obiedzie oglądaliśmy jego dom, który, krótko mówiąc, tak co do widoku z okien, co do pokoju wykładanego drzewem różnych barw i najpiękniejszej roboty, jaką kiedy bądź widziałem, jak co do piwnicy na wino ze studnią dla chłodzenia butelek, jak co do kąpieli urządzonej pod dachem domu, i sprzętów, i dobrych obrazów, i wreszcie co do jedzenia i trunków — przechodzi wszystko, com widział u kogo bądź przez całe moje życie. Do domu poszedłem pieszo cierpiąc od kolki, co jest naj dziwniejszą rzeczą, że przy tak ciepłej pogodzie najmniejszy powiew przyprawia mnie o kolkę i przeziębienie. Wyznaję, że bardzo mnie to gnębi i odbiera wszelkie zadowolenie z życia.   31 maja. U lorda Sandwicha na rozmowie w sprawie jego wyruszenia na morze. Na obiedzie w domu i potem do urzędu, gdziem-był sam z żoną cieśli Bagwella, jednak ta niewiasta zdaje mi się tak skromną, że nie śmiem się do niej zalecać, choć miałem to na myśli, gdym ją prosił o przyjście. Ale postanowiłem przysłużyć się jej mężowi, gdyż myślę, że jest on człowiekiem, który bardzo tego jest wart. W mieście mówi się tylko o tym, czy będzie wojna z Holandią albo nie, a my gotujemy się na nią, jak możemy, ale możemy niewiele. Cierpię okrutnie na kolkę, co mnie smuci, zwłaszcza że tyle mam kłopotów z ojcem i sprawami nieboszczyka brata. Boże daj, by to wszystko minęło.   1 czerwca. Dr Holliard był u mnie i ku mej wielkiej żałości po tylu dawniejszych zapewnieniach, że nie mogę mieć znów kamienia, teraz obawia się, że to istotnie może być kamień, i przyniósł mi coś, co pono ma go rozpuścić. Rozeszła się smutna wiadomość, że lord Teviot i 19 innych oficerów zabici w Tangerze przez Maurów, którzy wypadli na nich z zasadzki, gdy wyjechali byli za miasto na zwiady.   2 czerwca. Całe popołudnie na Komisji do Spraw Tangeru, gdzie radziliśmy nad wysłaniem tam żywności, pieniędzy i ludzi. Była mowa o śmierci lorda Teviota. Ale jak prędko zwiędła pamięć o tym wielkim człowieku, a przynajmniej wygoniona przez myśl o tym, kto też po nim nastąpi. Wieczorem jeszcze do urzędu, a zaś do domu cierpiąc nieustające bolę w krzyżach, o których ani wiem, czy to kolka, czy Pan Bóg wie co, ale boję się najgorszego.   3 czerwca. Wstałem z nieustającym bólem w krzyżach, ale mimo to całe rano w urzędzie, gdzie z kapitanem Taylorem zawarłem umowę o wystawienie okrętu dla komisarzy do Tangeru, na czym spodziewam się zarobić 40 do 50 funtów. Całe popołu dnie na Komisji do Spraw Tangeru, gdzieo smutne konsyderacje przyprawiło mnie, gdym patrzył, jak sprawy największej wagi mętnie są prowadzone; tylko książę Yorku i pan Coventry sprawują rzecz jak mężczyźni; książę Rupert nic innego nie robi, tylko złorzeczy; to się zaśmieje, to zaklnie raz i drugi, i to jest wszystko, co potrafi.   4 czerwca. Na posłuchanie u księcia Yorku, z którym dyskurs o tym, że potrzebne jest, abyśmy mieli moc pod przymusem brać ludzi na okręty; bez czego, zaiste, nie zdołamy obsadzić załogami tej floty z dwunastu żagli. Stamtąd do pana Coventry'ego, z którym obiadowałem i wyborną toczyliśmy rozmowę. Między innymi obszernie i znakomicie mówił o aktywnej i o pasywnej wartości człowieka. Przykładem tej drugiej był wedle niego generał Blake, nieugięty i zwycięski w obronie, a który nigdy ani na lądzie, ani na morzu nie atakował i raczej uchylał się od boju wstępnego, nawet gdy była po temu piękna okazja. A z drugiej strony — książę Rupert, najśmielszy w świecie napastnik, jeśli rzecz idzie o męstwo osobiste, a przecie w czasie obrony Bristolu nikt nie mógł gorzej od niego postępować, jako że nie dostawało mu cierpliwości i zimnej krwi, żeby radzić o obronie i ścierpieć przykrości oblężenia. A to samo powiadają o lordzie Teviocie, który najzuchwalej w świecie wystawiał na hazard swoją osobę i w ciągu niewielu lat, poślednim będąc człowiekiem, zdobył największą reputację jako dowódca, a to tylko przez śmierć wszystkich swych oficerów, jako że często miał szczęście być jedynym, co zostawał żywy na placu, ważąc się w służbie króla Francji na rzeczy, których nikt inny by nie ryzykował; a wszakoż nic było po nim w obronie, gdyż cały był tylko furią, a nie miał w boju rozwagi. Ale nade wszystko pan Coventry bardzo chwalił księcia Yorku mówiąc, że choć jest on człowiekiem natury marsowej w najwyższym stopniu, przecie nigdy nie mówi słowa o sobie i swych przewagach, w desperackich okazjach bardziej włada sobą i zimniejszego jest sądu niż w jakichkolwiek innych, a jego maksymą jest, że Hektor nie musi być śmiałkiem. Tego ranka kapitan Ferrers przyszedł do urzędu powiedzieć mi, że Milord przyobiecał mu miejsce w Szatni po starym Youngu, a słysząc, że ja miałem też sobie to miejsce przyobiecane (dla ojca), przyszedł prosić mej zgody; której mu odmówiłem, i powiedziałem, że Milord może sobie czynić, co chce, ze swoją obietnicą, ale kondycja mojego ojca nie jest taka, żebym to miał z rąk puszczać, jeżeli tylko Milord zechce dotrzymać słowa; z tym go wyprawiłem, sam będąc tym cokolwiek zaturbowany.   6 czerwca. W Whitehall spotkałem pana Townsenda i szczęśliwym trafem kapitana Ferrersa. Tedy po krótkiej z nimi rozmowie ugodziliśmy się w materii owego miejsca w Szatni, że Ferrers będzie miał do niego pierwszeństwo, jeżeli pan Young przeżyje mojego ojca; a jeśli umrze wcześniej, to miejsce przypadnie dożywotnio mojemu ojcu.   8 czerwca. Całe przedpołudnie z Creedem, który opowiadał mi, że Milord znowu często jeździ do Chelsea, i że jego córki, które tamże był posłał na czas choroby matki, wszystko widzą i nie cierpią i tego miejsca, i owej panny Betty Becke; jako że Milord posłał je tam jeno po to, żeby zataić cel swoich tam wyjazdów, a przybywszy niby to do nich, wyrzuca je do parku, a sam zostaje z panną. Ale teraz córki Milorda pojechały do matki, która po chorobie jest w Kensington.   9 czerwca. Wieczorem na naradzie z księciem Yorku i księciem Albemarle nad wysłaniem okrętów do Tangeru, zostawiwszy żonę z panem Huntem, który dziś z nami obiadował (jego żona na wsi). Kiedy wróciłem do domu, żona powtórzyła mi relację pana Hunta o tym, co William Howe w rzeczach mnie dotyczących wygaduje. Że on był tym, człowiekiem, który mi wyjednał sekretarstwo u Milorda i zyski, jakie stąd miałem, i że za to wszystko nie dostał ode mnie ani sześciu pensów. Więc się zadziwiłem, że ten łotrzyk śmie mówić takie rzeczy, i cały świat wydał mi się obłudny. Lecz obrócę tę wiadomość na mój pożytek. 12 czerwca. W wielkie poruszenie umysłu wprawiła mnie łotrowska niedbałość kapitana Taylora, który już w zeszły czwartek miał mieć okręt gotowy do wyruszenia do Tangeru, a owo załoga, którą posłałem na pokład, nie zastała nikogo z dowództwa ani bodaj chłopca okrętowego na statku, i dostałem już dziś po południu list od pana Coventry'ego ze skargami na tę opieszałość. Poswarzywszy się nadto z żoną, rozdrażniony poszedłem spać, a w nocy obudziła mnie gwałtowna ulewa, co w jeszcze większą niespokojność mnie wprawiło, tym bardziej że myślałem, jak też owi żołnierze mają się na pokładzie w taką pogodę.   13 czerwca. Wstałem o piątej i z kapitanem Taylorem da Deptford, i na pokład jego okrętu, gdzie wszystko w nieładzie, tylko żołnierzy zastałem bardzo grzecznych. Wyłajałem kapitana Taylora, który wbrew moim oczekiwaniom jest łgarzem, szelmą i głupcem, niezdatnym do niczego, a przecie mówi się o nim w Marynarce, jakoby był doskonałym oficerem. Myślę, że przywiodę to do pomyślnego końca, ale wyznaję, że drżę, czy ten łotr uczyni, co powinien, a jeśli nie, najem się wstydu i stracę pieniądze, które słusznie spodziewałem się zarobić. Po powrocie — do Księcia i do pana Coventry'ego, z którym rozmowa o historii Marynarki angielskiej i jakby dobrze było, iżby ją kto napisał; i pan Coventry mówi, że miał na myśli, aby zaproponować mi napisanie historii ostatniej wojny z Holandią, com rad usłyszał, gdyż to jest rzecz, której pragnę i która idzie w parze z moim geniuszem; a jeśli dobrze się sprawię, może to być dla mnie piękną rekomendacją. Od pana Coventry'ego wodą do Greenwich, lustrowałem warsztaty portowe, gdzie teraz robota wre; potem do Czereśniowego Sadu i przywiozłem do domu czereśni; tedy po kolacji do łóżka, a żona spała ze mną, czego, okrom jednego razu, między nami nie było ze dwa lub trzy tygodnie z racji i jej choroby, i mego niedomagania.   14 czerwca. Tego popołudnia pojechaliśmy z żoną do Kensington do lady Sandwich, która jest już tam dwie niedziele u dziekana Hodgesa. Było dużo gości, a między innymi lady Carteret, ale nade wszystko pan Becke z Chelsea z żoną i córką, lorda Sandwicha miłośnicą. I jest ona nie dość że pięknych rysów twarzy, ale subtelną damą ślicznej postawy i bardzo dobrze wychowaną. Korzystałem jak mogłem z towarzystwa naszych panienek, których się trzymała, by skłonić ją do rozmowy, co mi się parę razy powiodło, i postrzegam, że to jest osoba takiego pokroju, iż nie dziwię się już pasji Milorda i rękę bym dał, że ma ona dosyć rozumu, aby go na dobre uwikłać. Dwie albo trzy godziny byliśmy w tej kompanii, chodząc po ogrodzie, oglądając fontanny, śpiewając z damami. Na koniec zaprosiwszy córki lorda Sandwicha na jutro do nas na obiad i pożegnawszy się z ich matką, dobranoc, i wróciliśmy do domu kontenci z miłego spędzenia czasu, a ja najbardziej z tego, że widziałem wybrankę Milorda.   15 czerwca. Mieliśmy dziś na obiedzie córki lorda Sandwicha i weseliliśmy się przy dobrze wypieczonym pasztecie z dziczyzny, pieczonych kurczętach, groszku i truskawkach. Po obiedzie około piątej godziny wodą wszyscy (a był z nami i Creed) do Greenwich; i tam weszliśmy na szczyt wzgórza i graliśmy w karty na trawie. Potem do Czereśniowego Sadu i śpiewając po drodze, wodą ku domowi. Ale płynąc pod prąd ledwo na 10 wieczór dobiliśmy do Somerset House. Tam stojąc na ulicy czekaliśmy jakie pół godziny na konie z Kensington, ale nie było ich widać i w głowę zachodziłem, jak dostawię nasze panny do domu. Koniec końców nająłem kocz i odesłałem żonę z pachołkiem Creeda, my zasię z Creedem wzięliśmy drugi kocz i odwieźliśmy panienki do Kensington. Ale, o Boże, jak panna Paulina bała się całą drogę. I trzeba przyznać, że po nocy nie bardzo to była bezpieczna droga i ja sam byłem w strachu, acz nie pokazywałem tego po sobie. Wszelako przybyliśmy pomyślnie do ich domu, gdzie wszystko już spało, ale. wykołataliśmy kogoś, że nam otworzył. Tedy oddawszy panny, 'w ręce służby, zaczęliśmy z Creedem szukać po mieście noclegu, jako że było już po północy, ale wszędzie wszystko już spało. Wreszcie w jakiejś gospodzie znaleźliśmy ludzi pijących i wrzeszczących i tam dostaliśmy bardzo mizerne łóżko. 16 czerwca. Na Giełdzie mówią, że De Ruyter zmarł, na zarazę z pięćdziesięciu ludźmi załogi swego statku i że ambasador holenderski, który do nas przybył (Van Goch), stara się ugłaskać nas nader słodkimi słowy; i rzeczy zdają się skłaniać ku zachowaniu pokoju.   20 czerwca. Rano do księcia Yorku na zwyczajne posłuchanie, stamtąd do Westminster, gdzie spotkałem Neda Pickeringa; powiedział mi, że Milady w zeszłym tygodniu pojechała odwiedzić panią Becke z Chelsea; po chwili weszła jej córka i Milady miała potem jakoby mówić, że nie wiedziała nic o tym, iż pani Becke ma córkę; ale ja temu nie wierzę. Potem do mieszkania Milorda, gdzie młode damy wielkie rzeczy robiły ze swego pojawienia się rano u pani matki nazajutrz po tym wieczorze, w który tak późno odwieźliśmy je do domu; i że pani matka przyjęła to bardzo dobrze, a co najmniej bez gniewu. Po obiedzie przyszli do Milady sir Tomasz Crew i pan Sidney, który właśnie powrócił z Francji; urósł trochę i urodziwy z niego młodzik; ale nie taki znów ukształcony, jak o nim tu gadali, owszem, zupełne jeszcze dziecko. Wszelako postrzegam, że nie brak mu talentów i dobrych skłonności. Stamtąd z Creedem do Westminster i zaś do miasta w różnych sprawach, a między innymi do pana Townsenda, który bardzo uprzejmymi słowy upewnił mnie, że będzie) wiernie stał przy mnie przeciw kapitanowi Ferrersowi i jego zakusom na miejsce w Szatni przyrzeczone przez Milorda mojemu ojcu, a teraz pono jemu.   24 czerwca. Pan Pierce, chirurg, pokazał mi dziś sypialnię Królowej i jej przyboczną komnatę, gdzie nie ma nic okrom kilku dobrych pobożnych obrazów i książek do nabożeństwa; a przy łóżku, jak śpi, to ma wodę święconą i zegar z lampą we środku, która jej w ciemności pokazuje czas o każdej godzinie nocy. Potem zaprowadził mnie do komnaty Króla, gdziem widział taką mnogość i rozmaitość malowideł i innych rzeczy bardzo rzadkiej wartości, żem był po prostu stropiony i nie zazna łem żadnej uciechy z ich oglądania; co mi się pierwszy raz przytrafiło, żebym tak był bez uciechy pośród obfitości rzeczy mogących jej dostarczyć.   26 czerwca. (Niedziela. ) Po obiedzie (a Creed był z nami) chętka nas wzięła, żeby wyruszyć do Hope; tedy żona przyodziała się i do łodzi z koszykiem żywności i napitków, ale dopłynęliśmy tylko do Gravesend i nie wyszliśmy na brzeg, tylko Creed skoczył po czereśnie. A że deszcz zaczął padać i błyskać się zaczęło, i grzmieć, więc wróciliśmy. Po niejakim czasie wieczór się rozpogodził i miesiąc zaczął świecić, i weseląc się przybyliśmy o 12 w nocy do domu, a Creed po drodze opowiadał cudne historie. I spał tej nocy ze mną. Jest on człowiekiem bardzo uciesznej rozmowy i doskonały z niego kompan, ale przebiegła sztuka.   27 czerwca. Dzisiaj przyszła do nas nowa kucharka, znowu imieniem Jane.   28 czerwca. Tego dnia lekko się przyodziałem, jako że bardzo gorąco; ale taki jestem czuły na najmniejszjr powiew, że drżę, abym się nie zaziębił, chociaż wszyscy topnieją z gorąca. Przyszedł dr Burnett, mój nowy lekarz, w którego ręce postanowiłem się oddać w tym, co dotyczy mego zdrowia.   29 czerwca. Rano był u mnie pan Shepley, niedawno przybyły do miasta, i dowiedziałem się od niego, że młodsze dzieci lorda Sandwicha, które były u mego ojca, zostały nagle zabrane z Brampton. Boję się, żeby stąd nie urodziło się jakieś nieporozumienie, ale rad jestem, że wyjechały, zanim do niego przyszło. Tedy poszedłem do lorda Sandwicha i tam obiadowałem. Przy stole Milord był na mnie dosyć łaskaw, ale bez żadnej poufniejszej rozmowy ani zważania na mnie, kiedy obiad się skończył, tylko zaraz do kart, a ja zostałem z Milady i siedziałem z nią sam parę godzin; mówiliśmy o kondycji rodziny Milorda, pogrążonego w długach, a dzieci do utrzymania mają dużo. I przypominaliśmy sobie, jak to wszystko szło gładko sześć lat temu, kiedy ja u nich mieszkałem a Milord każdego roku wyruszał na morze.   30 czerwca. Nie bez pomieszania dowiedziałem się od pana Shepleya, że dzieci Milorda wyjechały od mojej matki z tej przyczyny, że acz kupowano dla nich dobre mięso, dostawały je zawsze śmierdzącym; czym bardzo jestem zawstydzony.   1 lipca. Dr Burnett, obejrzawszy wczoraj moją urynę, powiada, że mam wrzód w nerkach albo w pęcherzu. Zapisał mi różne medykamenty, ale nie byłem z jego porady tak zadowolony, jak oczekiwałem. Wszelako dałem mu sztukę złota z dobrą nadzieją, że jego lekarstwa przyniosą mi ulgę; acz, dziwna rzecz, doktor Holliard nigdy, jak żyję, nie mówił mi o żadnym wrzodzie w nerkach. Przyszedł pan Hill, a z nim Andrews i. niejaki Cheswicke, mistrz gry na szpinecie, i do 9 wieczór śpiewaliśmy z nimi psalmy, i dobre z nich miałem towarzystwo, i mam nadzieję cieszyćLsię od czasu do czasu ich kompanią.   4 lipca. Mnóstwo ludzi, spraw i chodzenia w różne miejsca. Obiadowałem z lordem Crewem, a wracając do domu jeszcze po drodze wstępowałem tu i ówdzie w interesach Urzędu. W domu dowiedziałem się, że żona samowolnie wydała 25 szylingów na kolczyki, co mnie rozgniewało, i doszło między nami do cierpkich i szpetnych słów, takich, że aż mi strach pomyśleć, iżem je słyszał w jej ustach, bo mi stanęły w pamięci nasze dawniejsze. niesnaski, które z nienawiścią wspominam. Sam przysiągłem, że połamię jej te kolczyki albo niech z nimi robi, co zechce, i z tym wyszedłem; a ona, biedactwo, po chwili odesłała je złotnikowi prosząc o zwrócenie pieniędzy. O czym się dowiedziawszy pchnąłem Bessę, żeby leciała za jej posłańcem i zawróciła go; już nie chciałem, żeby oddawała kolczyki, całkiem, uspokojony, że okazała ustępliwość. Tedy do domu i pogodziliśmy się co do tej sprawy; ale jej złych słów nie mogłem wy przeć z pamięci i położyłem się zły, a chociaż przyszła do mnie, nic już nie mogło nas pojednać, lecz i spałem, i wstałem rozgniewany. Tego dnia Król i Królowa nawiedzili lorda Sandwicha, który wyrusza z flotą do Hope.   5 lipca. W urzędzie nad sprawą zaopatrzenia Tangeru w żywność, w którym interesie mam nadzieję sam cośkolwiek zarobić. Głowę mam pełną nagłej decyzji, żebyśmy jutro pojechali do Hope.   6 lipca. Wstaliśmy wcześnie i koło Tower wsiedliśmy do łodzi Urzędu, w której byli już dr Pierce i jego żona, pani Clerke i parę innych osób, i popłynęliśmy do Hope, grając po drodze w karty i w inne gry, zgoła wesoło czas pędząc na łodzi. Około pierwszej przybyliśmy do Hope, gdzie pokazałem im wszystkie okręty i gdzie posililiśmy się sardelami, szynką etc, a po godzinie pożeglowaliśmy z. powrotem i znów do kart, a koło Greenwich wysiadłem na brzeg z żoną i panią Clerke i do piwiarni, gdzie poszły na swą potrzebę, a zaś z powrotem, do łodzi i po nocy już wylądowaliśmy w przystani koło Tower. Byłem bardzo kontent z tej wyprawy, a zwłaszcza z towarzystwa pani Pierce, która ma tak piękną budowę ciała i tak delikatną płeć, że podobnej nie widziałem, póki żyję, u żadnej kobiety, starej czy młodej, ani nawet u dziecka. Pani Clerke ma celny dowcip, ale psuje wszystko wielkim rozumieniem o sobie. Dra Clerke'a nie było z nami, jako że Król zachorzał i krew mu wczoraj puszczali, tędy nie śmiał odejść go, żeby z nami wyruszyć.   10 lipca. (Niedziela. ) Obiadowaliśmy u lady Sandwich z nią i jej dziećmi, a po obiedzie żona pożegnała Milady, jako że jutro wyjeżdża do Brampton do ojca. Tedy całe popołudnie układaliśmy, jej rzeczy na jutrzejszą podróż, a zaś do łóżka, ale tak czułem się chory, żem nie zaznał żadnej radości z moją biedną żoną.   11 lipca. Wstaliśmy wcześnie i do Holborn, skąd żona wyjeżdżała; tedy z Willem Hewerem konno towarzyszyliśmy jej da Bafnet, a potem pożegnałem żonę, za którą wnet będzie mi tę skno,. czegom pewien. W Barnet pojechaliśmy z Willem do źródła i wypiłem trzy szklanki tamecznej wody, a potem jeszcze dwie. I dobry był tego skutek, bo w powrotnej drodze ze siedem albo osiem razy musiałem puszczać wodę; co mi bardzo ulżyło. Ale w domu, czując się słabym, wcześnie ległem spać i zacząłem potnieć, a o 11 zbudził mnie hałas, a że miałem w domu pieniądze, popadłem w strach i zacząłem pocić się coraz bardziej a bardziej, aż mało nie rozpłynąłem się w wodzie. Dzwoniłem, ale przez pół godziny nikt mnie nie słyszał, co zdjęło mnie jeszcze większym strachem, że złodzieje dziewkom gęby zakneblowali i powiązali je; nuż więc rozmyślać, że kamień, który dziś wieczór ktoś rzucił w nasze okno, to był znak, i że w ten sposób złodzieje fchcieli się przekonać, czy my czuwamy i czy kto w domu jest. Owo takie miałem strachy i myśli, a odtąd pojąłem, czym są strachy bogatych i chciwych ludzi, co mają przy sobie dużo pieniędzy. Na koniec Jane przyszła i dowiedziałem się, że to tylko pies nasz prosił się do domu i hałasował pod drzwiami.   14 lipca. Pan Moore przyszedł wczoraj późnym wieczorem, że mam dziś być u Milorda. Tedy dziwując się i z niespokojnym umysłem, co to może być za sprawa, wstałem o czwartej, żeby do niego pójść. Ale że wszyscy tam jeszcze spali, wróciłem na Fleet Street, kupiłem sobie małą książeczkę o prawie, wstąpiłem do kościoła Św. Dunstana i słuchałem pacierzy, które tam są pono co dzień, o szóstej rano odmawiane. Stamtąd znów do Milorda, który już był wstał i wezwał mnie na górę, i mówił ze mną w cztery oczy. A zaczął uroczyście, oznajmiając mi swoją niezmienną miłość i zaufanie, które żywi ku mnie, jak żywił zawsze; po czym opowiedział mi, jakie nieszczęście spadło na mnie i na niego; o tyle na mnie, że Lord Kanclerz wystąpił przed nim wczoraj z wielkim gniewem na mnie w najbardziej ostrych i wściekłych słowach, jakie padły kiedykolwiek z ust człowieka; i tak dalece, że nie chciał nawet słuchać, co Milord mówił do niego; który mimo to powiedział mu, jak mówi, wszystko, co można rzec w obronie człowieka podnosząc moją gorliwość i wierność w służbie Jego Lordowskiej Mości. A o cóż poszło? O nic innego, jeno żem kazał znaczyć i ciąć drzewa w Claren don Park, które dobra Kanclerz jakoby od ks. Albemarle odkupił, ale jak mi Bóg miły, jestem w tej sprawie najniewinniejszym w świecie człowiekiem, bo nie uczyniłem nic sam za siebie, lecz po prostu wykonałem to, co nam Lord Podskarbi po-ruczył, ani wiedząc, że Kanclerz tak stoi o te drzewa. Miał nadto jeszcze powiedzieć, że na dobitek, posłałem do znakowania tych, drzew największego, jaki jest w Anglii, Fanatyka (pana Deane'a) dla tym większej zniewagi. Zapewniłem lorda Sandwicha, że to wszystko jest fałszem, bez żadnego podobieństwa do prawdy, i opowiedziałem, jak się rzecz miała. Milord zdawał się bardzo poruszony, tak z uwagi na siebie jak i na mnie. Tedy poradził mi, abym natychmiast udał się do Kanclerza i usprawiedliwił się, jak tylko potrafię. Tedy, zgrozą zdjęty, pobiegłem tam natychmiast, alem nie mógł widzieć Kanclerza, aż później. Więc do Giełdy i do kawiarni, a zaś znów do Kanclerza i przystąpiłem do niego, kiedy wychodził z obiadu, mówiąc, że owo ja jestem ten nieszczęsny Pepys, który popadł w jego tak wielką niełaskę i prosi, aby mu było wolno wytłumaczyć się przed Jego Lordowską Mością ofiarując powinne mu służby. Odpowiedział mi bardzo uprzejmie, że wie, jak lord Sandwich jest na karb mojej osoby dobrze usposobiony, lecz ma i on swoje racje, by myśleć to, co myśli, i prosił mnie, bym przyszedł którego wieczora; zapytałem, czy mogę dziś wieczorem, na co się zgodził. Tedy z lżejszym już sercem doczekałem wieczora. Kanclerz wyszedł do mnie mówiąc: „Proszę, panie Pepys, przejdziemy się z waszmością po ogrodzie. Więc sprowadzili go ze schodów, jako że ma podagrę, i chodził ze mną z godzinę rozmawiając bardzo przyjaźnie, a jednak chytrze. Opowiedziałem jasno cały przebieg tej rzeczy, na co rzekł, iż większy żal niż do mnie ma do sir J. Cartereta i do całej rady naszego Urzędu. Ale że ja najmniej mu byłem znajomy, tedy się na mnie skrupiło. Zda mi się, iżem go całkiem uspokoił, tak że dziękował mi za chęć i trud, jakie sobie zadaję, żeby mu pójść na rękę. Lecz kiedym spytał, z którym z jego sług mam się znosić w tej sprawie, odpowiedział, że z nikim i że nie daje mi żadnych zleceń, aby nie po wiedziano, że Lord Kanclerz chce działać na szkodę Króla; pojąłem, o co mu idzie, i postaram się mu przysłużyć. Ale, na Boga, jak my, biedacy, nie śmiemy służyć dobrze Królowi ze strachu przed tymi możnymi ludźmi. Jednak wziąwszy wszystko razem, Kanclerz tak małą miał przyczynę do złości na mnie, że boję się, czy to nie polityka i czy nie chciał mnie tylko przeciągnąć na swoją stronę, napędzając mi strachu; albo gorzej, czy nie chciał tylko wypróbować, na ile wierny jestem służbie królewskiej; lecz suponuję raczej to pierwsze. Rozstaliśmy się z wielkimi grzecznościami i do urzędu, a potem do domu, zmorzony głodem, bom dziś nie jadł obiadu.   15 lipca. Do lorda Sandwicha, któremu zdałem sprawę o wczorajszej rozmowie z Lordem Kanclerzem. Był z niej kontent i radził mi, żebym starał się przysłużyć Kanclerzowi w tej sprawie. Gdyśmy o tym skończyli, zaczął mówić, że wyrusza na morze w przyszły poniedziałek i chciałby mi zdać sprawę o tym, jak stoją jego interesy. Wyznał, że ma 10 000 funtów długu, ale miał wielkie rozchody na budowę domu w Hinchingbroke i urządzenie domu na Lincoln's Inn Fields. Dodał, że najwięcej uszczerbku przyniósł mu człowiek najbliższy krwią, pan Edward Montagu, ale najgorsze już minęło, gdyż Montagu opuścił Dwór i jest znienawidzony przez Króla; on zasię sam jest ninie w dobrym zachowaniu i u Króla, i u Lorda Kanclerza, i to samo u księcia Yorku, który przyczynił się na Komisji do poruczenia mu dowództwa nad flotą, acz byli ludzie, którzy mu szkodzili w oczach Dworu, a między nimi, wedle mniemań Milorda, książę Rupert. Rzekł mi co do tego i wszelkich innych wypadków, że o ile rzeczy traktować z cierpliwością, bez hałasu i niepokoju, wszystko rozwiązuje się samo przez się i wypływa znowu na czyste wody. Ale dodał, iż chciałby tego po mnie, abym nigdy nie zawierzał nadto żadnemu człowiekowi na świecie, iżbym nie znalazł się nigdy w czyjejś mocy; bo najlepszy pozorny czy prawdziwy przyjaciel może zawsze znaleźć okazję do waśni, a wtedy wszystkie poufne zwierzenia wychodzą na jaw., A mówię to wszystko — rzekł ponadto — bo nie wiem, czy się jeszcze kiedy zobaczymy. „ W czasie naszej rozmowy przyszła lady Crew przyno sząc Milordowi nowinę, że ma syna, którego Milady właśnie powiła, za co niech Bogu będą dzięki. Wieczorem z Hillem i Andrewsem u mnie w domu śpiewaliśmy bardzo udatnie, a zaś do urzędu i późno do domu spokojny na duchu i zdrów na ciele, tylko z głową nabitą myślami, skądby zadobyć grosza. A między innymi tym, jak wypłaci mi się za moje przysługi ten hultaj Creed, zanim wyruszy na morze; chciałbym widzieć, co on zamyśla uczynić i jak mi się skwituje za wszystkie moje przysługi, a wtedy okaże się, czy mam być jego przyjacielem, czy wrogiem.   18 lipca. Pożegnałem dzisiaj Milorda (wczoraj ochrzcił syna imieniem Jakub), który okazuje mi przyjaźń z taką powagą, jak nigdy jeszcze w życiu, i myślę, że wielkie ma do mnie zaufanie. Pożegłował tego ranka ku Deal. Do Księcia jak zwyczajnie. Mówi całkiem jawnie, że wojna z Holandią zacznie się jeszcze przed zimą, tedy zapewne do niej przyjdzie. Do Westminster do balwierza, żeby moją perukę z gnid oczyścił, i zły byłem okrutnie, że dał mi ją w takim stanie. Spotkawszy jego służącą Jane, która u nich mieszka, wysłałem ją z listem na miasto, a potem zeszedłem się z nią i wziąłem ją do piwiarni na Brewer's Yard, i trochę się ku niej miałem, o czym nie wiedziała; wdzięczne to dziewczę i niewinne. Tego dnia spotkawszy w mieście Creeda wziąłem go ze sobą do domu, a on skorzystał z tej okazji, aby przyznać się do swoich wobec mnie zobowiązań, co uczynił kładąc na półce w moim gabinecie 20 sztuk złota; nie odmówiłem ich przyjęcia, acz życzyłem sobie i spodziewałem się więcej. Wszelako lepsze to jest jak nic, a na przyszłość będę już wiedział, jak mam z nim postępować.   20 lipca. Z panem Deane'em omawialiśmy sprawę drzewa kanclerskiego w Clarendon Park i jak wygotować raport o tym dla Urzędu bez urażenia Kanclerza; na koniec obmyśliliśmy go tak, że będzie mu się, mam nadzieję, podobał. Ale, na Boga, i ja, i Deane wolelibyśmy byli nie mieć z tą sprawą nigdy nic do czynienia. Tego wieczora przy świetle miesiąca grałem do późna w ogrodzie na moim fleciku. Prawda, w Westminster Hall dowiedziałem się wielkiej nowiny, że Betty Lane wyszła za niejakiego Martina będącego w służbie kapitana Marsha. Muszę zejść się z nią jak najrychlej, żeby zobaczyć, jak sobie podoba w małżeństwie.   21 lipca. Do Westminster i do Betty Lane, która użyczyła mi wszystkiego, czegom się po niej spodziewał, a niebawem przyszedł jej mąż, lichy, prosty człek, a jego liścik do niej, którym się mi pochwaliła, niedorzeczny i gminny. I żądnej z tym chłopakiem rozmowy, i myślę, że ożenił się z nią dla zysku, ona zasię kiepską mu będzie żoną, bo jak tylko, wyszedł do miasta, wnet nalegała, bym się znowu z nią zeszedł w przyszłym tygodniu. Całe rano sporządzaliśmy w urzędzie kontrakt z sir W. Warrenem na 1000 gotenburskich masztów, największy kontrakt, jaki był kiedy bądź zawarty przez Marynarkę, i cały przeze mnie obmyślony, a mam nadzieję, bardzo korzystny dla Króla. Potem obiadowaliśmy u sir W. Battena, u którego nie siadałem do stołu już od paru miesięcy. Byliśmy tylko: sir J. Carteret, pan Coventry, sir J. Minnes, ja i lady Batten, która była dla mnie bardzo uprzejma, jak i ja dla niej. Tego dnia przyszedł do mnie Mikołaj Osborne, pisarz w służbie pana Gaudena, zapytać, jaką sztukę srebrnej zastawy chciałbym sobie wybrać za sumę 100 funtów, jako że otrzymał zlecenie tyle na upominek dla mnie wyłożyć, tedy pozwolił sobie sam ze siebie przyjść do mnie o to zapytać. Nalegałem, aby dał spokój, gdyż nie przyjmę nic, nie wiedząc, czym bym ja mógł przysłużyć się panu Gaudenowi, a w końcu zostawiłem to jego własnej decyzji; i owóż o południu przyniesiono mi do domu w pięknym pokrowcu ze skóry parę najprzedniejszych, jakie w życiu widziałem, flakonów srebrnych i pozłacanych; czy je zatrzymam albo nie, tego jeszcze nie wiem; bo to mnie obliguje do popierania go w sprawie za-prowiantowania Tangeru, a obawiam się, że nic z tego nie będzie; alem kontent, że mogę być pewien przysporzenia sobie małych korzyści stąd albo zowąd; z wesołym tedy sercem obejrzałem flakony i schowałem je pod zamknięciem. Po obiedzie do Lorda Kanclerza, którego powiadomiłem o biegu jego sprawy; wysłuchał mnie z wielką dyskrecją, bez żadnych znaków nadmiernego zadowolenia czy wdzięczności; a jednak wiem, że ma się za dobrze przeze mnie obsłużonego.   22 lipca. Przybyli do mnie: pan Hill, Andrews i jakiś niechlujny, szpetny Włoch, signor Pedro, który śpiewa italskie pieśni z teorbanem bardzo cudnie, i śpiewaliśmy najlepsze w świecie rzeczy, ułożone przez signora Carissimi, wytworne zaiste pieśni, nazbyt wytworne, abym mógł o nich sądzić. Dowiedziałem się, że pan Alsopp niebezpiecznie zachorował, a pan Fal-coner popadł w recydywę swej choroby i umarł kilka dni temu.   23 lipca. Po rozmowie z panem Coventrym o drzewach Kanclerza w Clarendon Park jestem „w wielkiej rozterce, gdyż on tej sprawy nie pochwala. Nie wiem tedy, jak w tym postąpić. Jeśli na to przystanę, to pan Coventry nie będzie zadowolony, jeśli nie — narażę sobie Kanclerza. Myślę zaniechać tego, a w każdym razie mieszać się w to jak najmniej. Będąc w gnuśnym i swywolnym usposobieniu poszedłem do Betty Lane i namówiłem ją na Rzekę. Tedy spotkaliśmy się przy schodach Whitehall i wodą do gospody na Lambeth Marsh; tam jedliśmy z nią i pili i dwakroć zaznałem, z nią rozkoszy; najdziwniejsze rzeczy mówiła o swoim mężu, to, że go miłuje, to znów, że o niego nie dba, a tak czy owak pozwoliła mi czynić ze sobą, com tylko chciał. Odprowadziłem ją do domu, a sam do urzędu, gdziem jeszcze pisał listy, i do domu zmęczony dzisiejszą uciechą i zawstydzony, gdy o niej myślę.   26 lipca. Wielkie gadanie o wczorajszych zapasach na Moorfields, gdzie rzeźnicy zrazu pokonali tkaczy, ale na koniec tkacze połączonymi siłami porazili rzeźników.   27 lipca. Do Whitehall i na Komisję do Spraw Tangeru, gdziem czytał mój plan kontraktu o zaopatrzenie Tangeru w żywność i powiadomiłem Komisję o śmierci pana Alsoppa, który w tym interesie uczestniczył. I do smutnych to przywodzi rozważań, gdy się widzi, jak niepewną rzeczą jest nasze życie i jak mało możemy na nie rachować w naszych wielkich przedsięwzięciach.   28 lipca. Rano w urzędzie, po obiedzie na Giełdę i do teatru, oglądaliśmy sztukę Niewolnik (The Bondman), jako że przejrzawszy moje śluby; doszedłem, iż mogę sobie na to pozwolić; a nic na świecie bardziej nie chwyta mnie za serce jak ta tragedia. Potem do Westminster do mego balwierza Jervasa i dziw pomyśleć, że gdy powiedział, że nie jego służąca Jane, ale on sam odniesie mi moją perukę, odechciało mi się i peruki, takem pragnął, żeby Jane do mnie z nią przyszła. Okoliczności mnie dotyczące są teraz takie: żona jest na wsi z naszą służącą Bessę, i wszystko tam spokojnie. Ja, życzeniu mojej żony gwoli, staram się znaleźć dla niej pannę do towarzystwa i szukam takiej, która by znała muzykę, a zwłaszcza śpiew. Staram się o nią tym chętniej, że będę mógł ją utrzymać, mając nadzieję, iż zgarnę ekstra 300 funtów rocznie z prowiantowania Tangeru, chociaż umarł pan Alsopp, moja główna w tym interesie nadzieja. Nie posiadam siej też z uciechy, bo wedle rachunków z tego miesiąca, mam odłożonych 1000 funtów oprócz hojnego daru w dwu srebrnych pozłacanych flakonach przysłanych mi niedawno przez pana Gaudena. W domu żyję sobie teraz bardzo mile, obsługiwany czysto, spokojnie i jak się należy przez dwie nasze dziewki: Jane Birch i małą Zu.   1 sierpnia. Na obiedzie u Antoniego Joyce'a, jedliśmy pasztet z dziczyzny w. cieście, dobrze przyrządzony, który mu wczoraj posłałem. Ale, o Boże, za jaką wielką rzecz oni to sobie mieli, rzekłbyś, nigdy pasztetu nie jedli; i weseliliśmy się, acz Will Joyce zawsze jest bardzo męczący i znajduję, że on źle żyje ze swoją żoną, ale nie dawałem na to baczenia i byłem wesół, jak być mogę w takiej kompanii. Wieczorem w domu długo rozmawiałem z Willem Hewerem o młodej pannie, córce tego domu, gdzie najmuje mieszkanie, którą Will zalecą na towarzyszkę mojej żony. 2 sierpnia. Po; obiedzie na Giełdzie, gdzie spotkawszy sir W. Warrena długo z nim spacerowałem, a pośród rozmowy zaproponował mi, ażebym wszedł z nim w spółkę i dzielił wszystkie dochody. I powtarzał też gęsto, że ma się za mojego dłużnika na sumę 100 funtów, za przyjacielskie poparcie, jakie mu okazałem przy owym wielkim kontrakcie na kupno masztów; powiada, że koło ! Bożego Narodzenia będzie przy pieniądzach i wtedy mi je zapłaci. To mi się, owszem, podoba, ale kupcem być nie chcę, więc odmówiłem przystąpienia z nim do spółki w handlu. Potem do Królewskiego Teatru i oglądałem Jarmarh św. Bartłomieja, który, tak jak teraz go grają, jest, jak myślę, najlepszą komedią: na świecie. Traf zrządził, że siedziałem koło Toma Killigrewa, który nii powiedział, że zamierza wybudować na. Moorfields szkołą, aktorów, gdzie będą grane sztuki dla pospólstwa. Ale będzie dawał cztery opery na rok, po sześć tygodni każdą, i ma tam i być, najlepsza scena, i maszyny, i najlepsza muzyką, zgoła wszystko najwspanialsze w całym chrześcijańśtwie; i że na ten cel posłał po śpiewaków i malarzy, i inne temu podobne osoby aż do Włoch..   4 sierpnia. Dowiedziałem się, że Clun, jeden z najlepszych aktorów Królewskiego Teatru, wyszedłszy wczoraj do swego domu na wsi, został napadnięty i zamordowany; jeden z morderców, Irlandczyk, ujęty.   5 sierpnia. Wstałem wcześnie i doglądałem stolarzy i sztukatorów, którzy przerabiali naszą garderobę na pokój do muzyki! Koło dziesiątej przeodziałem się i dosiadłem pięknej klaczy, której pożyczył mi pan Warren. Tedy przez miasto, niemało pyszniąc się, dalibóg, że mnie widzą na tak pięknym zwierzęciu. I do mego krewnego Willa Joyce'a, który też natychmiast dosiadł konia, i wyjechaliśmy z miasta ku Highgate na spotkanie mojej żony. Na wieczór przybyliśmy do Stevenagei tu ku memu wielkiemu pomieszaniu okazało się, że moja żona nie przyjechała i że od paru dni żaden wóz pocztowy, którym by mogła przyjechać, nie przechodził tędy. Więc zafrasowany i zmęczony położyłem się spać, a ledwom zaczął drzemać, wszedł do mnie Will Joyce w koszuli, z posłańcem i listem od mojej żony, że wyj jechała koczem idącym ż Yorku na Biggelsworth i że przybędzie do Stevenage jutro rano. Tedy bardzo rad z delikatności, jaką mi okazała, spałem już. spokojnie aż do rana.   6 sierpnia. O ósmej rano moja żona przybyła i obiadowaliśmy w Welling (Welwyn) bardzo wesoło, a ja rad byłem okrutnie, żem ją. ujrzał. Po południu wyruszyliśmy do Londynu i nie podobna opisać, jak weseliliśmy się przez całą drogę.   7 sierpnia. (Niedziela. ) Leżałem długo, pieszcząc żonę i rozmawiając z nią; opowiadała mi smutne rzeczy o złym, nieprzezornym, niechlujnym i kłótliwym trybie życia, jakie tam na wsi wiodą matka, ojciec i Pola, co mnie mocno zafrasowało, i muszę na to jakoś poradzić. Kapitan Cooke przysłał mi pacholika, podobno muzykalnego, którego myślę zgodzić. Widziałem dzisiaj zgraję nieszczęśników prowadzonych pod strażą za to, że byli na jakimś zgromadzeniu. Szli jak barany, bez żadnego oporu. Chciałbym, na Boga, żeby albo zastosowali się do nas, albo zmądrzeli i nie dawali się łapać.   9 sierpnia. Przyszła dzisiaj nowina, że cesarz pobił Turków; ubił Wielkiego Wezyra i wielu baszów, rozproszywszy i wymordowawszy armię z 80-000 ludzi; ze znacznymi wszelako stratami ze swej strony, bo stracił trzech generałów i cała prawie posiłkująca armia francuska zniesiona. To ostatnie jest, jak mówią, tak samo pomyślne jak pobicie Turków, bo gdyby się byli przyczynili do zwycięstwa, staliby się dla cesarza kłopotliwi.   12 sierpnia. Całe rano w urzędzie z sir W. Warrenem, układaliśmy z nim drugi wielki kontrakt na kupno masztów w Nowej Anglii (Ameryka); stawiałem twarde warunki, aż sir W. Warren się gniewał, ale wedle mojego sądu tak potrzeba zarówno dla dobra Króla jak i dla mego. 13 sierpnia. Pan Creed (który przybył z Dun od Milorda) obiadował z nami; namówiłem go, żeby nam zafundował teatr, i pożyczyłem mu pieniędzy na bilety, co jest moim wybiegiem, aby iść do teatru nie łamiąc ślubów oszczędzania. Tedy do Książęcego Teatru na nową sztukę lorda Orrery pod nazwą Henryk V; w której role Bettertona, Harrisa i pani Ianthe świetnie napisane i nad podziw grane, a cała sztuka tak pełna wzniosłości i niespodzianek, i dowcipu, i sensu, żem nigdy podobnej nie oglądał.   15 sierpnia. Do St. James na zwyczajne posłuchanie u Księcia, który powiedział nam, że coraz więcej znaków zapowiada wojnę z Holandią i że mamy natychmiast wystawić flotę dla posłania jej do Gwinei, gdyż Holendrzy czynią to samo; tedy widzę, że wojna się zacznie. Odwiozłem żonę do państwa Blag-rave, a sam spotkałem się w gospodzie „Pod Trąbką” z Betty Lane i tu zaczęła się smutna historia o jej mężu, że nie ma, jak się obawiałem, ani szeląga, że ona jest brzemienna i przyjdzie do zguby, jeśli nie znajdę miejsca dla jej męża. Zażyłem z nią rozkoszy, a ona, jak bezwstydna gamratka, zdaje się całkiem na mą łaskę w rzeczy męża; lecz ja nie chcę się już nią parać, niech pije, co nawarzyła, skoro nie chciała za moją radą iść za Hawleya.   16 sierpnia. Około drugiej nad ranem zbudziła mnie burza, która trwała godzinę z takimi nieustającymi błyskawicami, nie błyskającymi, lecz płomieniejącymi, że całe niebo było w świetle, i to bez przerwy między jednym a drugim zabłyśnięciem; czegoś podobnego jeszcze nigdy nie widziałem i nie myślałem, że to jest w przyrodzie możliwe. Wielkie poty biły na mnie od tego i nie mogłem usnąć, aż wszystko ustało. A towarzyszyła temu taka rzęsista ulewa, jakiej nigdy w życiu nie słyszałem. Dowiedziałem się, że lady Penn wylądowała i ma przybyć; tedy spodziewam się, że w ich domu nastanie lepszy porządek i większa schludność, niż było dotychczas.   17 sierpnia. Do kapitana Cooke'a, którego nie zastałem, alem widział się z pacholikiem Tomem Edwardsem, którego mi na raił, i kazałem mu iść do krawca, pana Townsenda, aby wziął miarę na nowe suknie dla niego. Do Whiteball, gdzie Komisja do Spraw Rybołówstwa miała się zejść, ale się nie zeszli.   19 sierpnia. W urzędzie z panem Coventrym i. sir W. Pennem, nad sprawą wynajęcia okrętów do Gwinei, z czego rozumiemy, że wojny z Holandią tylko patrzeć. Po obiedzie z żoną do sir W. Penna, nawiedzić jego panią, która jest krępą, tłustą, starą Holenderką, ale kiedyś musiała być dość nadobna, a teraz jest osobą dyskretnego wzięcia i więcej ma, zda się, dowcipu niż jej mąż.   22 sierpnia. Rano w mieście i uporałem się z wielu sprawami, które leżały brzemieniem na moich, myślach i pamięci. W domu na obiedzie, a zaś odwiozłem żonę do jej rodziców i sam na Komisję do Spraw Tangeru, a stamtąd do Westminster, gdzie wedle umowy spotkałem się z drem Tomaszem Pepysem, ale uchyliłem się od wszelkich rozmów o jego ze mną zatargach, acz wbrew mej woli. On zasię jak błaznowaty głupiec, którym jest, gadał, że nie żąda nic oprócz swoich pieniędzy, że ma nato prawo, i żebyśmy już o wszystkich gniewach zapomnieli, i że jego brat Roger może zaświadczyć, jako mój ojciec dziękował mu za rzeczy, które darował był memu nieboszczykowi bratu, i tym podobne żałosne bzdury. A niczego nie mówił z pewnością siebie, lecz niejasno i mętnie, a wiem, iż dawniej przyznawał, że mój brat oddał mu już był 10 z pożyczonych od niego 20 funtów. Poszliśmy z nim razem do Joyce'ów, gdzie już czekała moja żona, więc stamtąd z nią do domu i jeszcze do urzędu.   26 sierpnia. Żona powiedziała mi dzisiaj, że syn sir Williama Penna, William, przybył z Francji. Wyrósł, jak mówi, na modną personę i wytwornego dżentelmena.   27 sierpnia. Dziś, kiedy nachodziwszy się za interesami po mieście, wróciłem do domu, przybył do nas mój pacholik Tom Edwards, narajony mi przez kapitana Cooke'a.. Chłopiec był cztery lata w szkole przy kaplicy królewskiej i zamyślam dać go z czasem na kancelistę, jeśli na to zasłuży. Po południu sporo czasu spędziłem szykując pokój dla niego. Prawdziwy z niego ża czek, odzywa się tak niewinnie i zuchwale, że nas to śmieszy. Wielką nowiną dnia jest, że Holendrzy we dwadzieścia dwa okręty wojenne rozwinęli żagle w pobliżu Ostendy. Lord Sandwich wycofał się na redę w. Dunach ze swymi ośmiu żaglowcami, które mogłyby być snadnie łupem Holendrów, gdyby znali naszą słabość i niemożność wystawienia większej floty. Wieczorem, kiedy już skończyłem wszystkie roboty, wezwałem Willa Hewera i wyłożywszy mu racje, dla których wziąłem do domu szkolnego chłopca, upewniłem go, że to nie z braku zaufania do niego, ale z potrzeby, i że on nie będzie miał stąd żadnego uszczerbku; a potem rozmówiliśmy się z nim o córce gospodyni jego mieszkania i myślę, że zgodzę ją na pannę do towarzystwa mojej żony.   28 sierpnia. (Niedziela. ) Sam z pacholikiem do kościoła — pierwszy raz od dawna w takiej asyście mogłem iść do kościoła. Creed obiadował z nami i bardzo z nim było wesoło, jako że ma on tyle nauki i dobrego sądu, że mimo woli cieszę się jego towarzystwem. Więc i nocował dziś u nas.   29 sierpnia. Z Creedem na obiedzie u lady Sandwich (żona u swojej matki), która tak wypiękniała jak nigdy i taka z niej dobra, dyskretna kobieta, że drugiej takiej nie znam. Po południu. przybyła ze swą matką panna, którą mamy zgodzić do towarzystwa żony, a którą Will Hewer nam naraił, jako że tamta od państwa Blagrave popadła w melancholię z przyczyny rozstania się ze swoim zalotnikiem. Owa zasię bardzo zda mi się miła i myślę, że nam przypadnie do serca. Żona się z nią ugodziła i ma przyjść w przyszłym tygodniu. Bardzom z tego kontent, choć odkąd jestem panem domu, nigdy nie żyło mi się tak spokojnie, jak mając tylko Jane, Bessę i moją małą Zuzannę.   31 sierpnia. Wstałem o piątej i z Willem i T. Hayterem uporządkowaliśmy i załatwili wielkie mnóstwo spraw, aż do południa tęgo pracując w urzędzie. Po obiedzie słuchałem, jak mój pacholik gra na lutni, którą pożyczyłem od pana Hunta, i zaiste, jeśli się trochę poćwiczy, będzie bardzo dobrze grał na lutni, z czego się bardzo cieszę. Powozem na Komisję do Spraw Tangeru, potem do urzędu, a wieczorem do rachunków, i chwała niech bę dzie Bogu, mam już teraz na czysto 1020 funtów. Książę Rupert, jak dziś słyszałem, objął dowództwo floty wyruszającej do Gwinei przeciw Holendrom. Sądzę, że mało kto będzie z tego zadowolony, gdyż mają go za człowieka nieszczęśliwej ręki.   3 września. Złą dzisiaj miałem noc, aż mnie żona budziła, bom; się wiercił czując, jakoby mnie pchły gryzły, a kiedym wstał, ujrzałem, że to tylko zmiana pogody z ciepłej na chłodną zawarła mi, jak zimą dwa lata temu, pory w skórze, tedy krew mi się zburzyła i całe ciało świerzbi, tak właśnie jak było wtenczas; obawiam się, że będę musiał wziąć na tęgie poty, którymi się wtedy wykurowałem. Całe rano w urzędzie, obiad w domu, a po obiedzie na Komisję Rybołówstwa, ale zeszło się nas tylko czterech, tak że nie wiedzieliśmy, co począć, i smutna to rzecz widzieć, że tak wielkie dzieło tak źle jest sprawowane, bo przy tak żółwim kroku to nic z tego nie będzie okrom wstydu dla nas wszystkich. Rozeszliśmy się na niczym, tedy poszedłem do Westminster i da mojego balwierza, gdzie poszczęściło mi się, żem zastał Jane Welsh samą i mówiłem z nią, i tyle zyskałem, że obiecała spotkać się ze mną od jutra za tydzień w Opactwie Westminsterskim; przydała, że jej gospodarze chcą ją wydać za mąż, a przeto nie pozwalają jej nigdzie samej wychodzić oprócz w niedzielę na nabożeństwo. Rad bym był, gdybym znalazł dla niej dobrego męża, jako że jest dziewczęciem i wdzięcznej urody, i bardzo dobrego serca. Swędzenie i palenie ciała trwało cały dzień.   4 września. (Niedziela. ) Całe popołudnie na górze z naszym pacholikiem, z którym śpiewałem psalmy, a potem przyszedł pan Hill i też z nami cokolwiek śpiewał; a po jego wyjściu ja znów z chłopcem do pieśni, śpiewaliśmy więc motety Portera. I cóż to dla mnie za radość, że stać mnie na trzymanie w domu osoby sposobnej dać mi tyle rozkoszy, co ten chłopiec, przez swoją muzykalność tak wielką, że każdą rzecz, raz ją usłyszawszy, wyśpiewa. Wziąłem dziś na poty, ale że wciąż jest zimno, a zaniedbałem dobrze się okryć, jakoś nie podziałało. Wszelako czuję się dosyć zdrowy i całe rano przeglądałem starą odzież, odkładając rzeczy dla ojca i mego brata Jana, przez co zostanę dosyć obrany z sukien, ale mam ich tyle, co potrzebuję, a reszta niszczałaby tylko nie używana.   5 września. Z księciem Yorku, z którym rozmowa już idzie tylko o wojnie. Był z nami książę Rupert, który wyrusza do Gwinei na okręcie „Henrieta”, a gdym go potem spotkał z panem Greyem w Whitehall, mówił ze mną, a do innych słyszałem, jak powiedział: „Przebóg, mogę odpowiadać tylko za jeden okręt, i to biorę na siebie; bo z tym to tak nie jest jak z wojskiem lądowym, gdzie jeden człowiek może wszystkim dowodzić. Dzisiaj zebrała się Komisja Rybołówstwa i powołaliśmy jej zarząd, do którego chętniem wszedł, gdyż chcę mocno przyłożyć ręki do tej sprawy, abym ją dobrze pojął i dał się poznać, żem coś. w tym interesie zdziałał. Kiedym dziś wrócił do domu, to aż dziw, jak byłem poruszony zastawszy żonę oczekującą wizyty młodego, Penna, acz wiem, że to tylko światową uprzejmość, i był już trzy razy, a nas nie zastał, więc żona sama powiada, że zapewne nie przyjdzie. I w samej rzeczy nie przyszedł, ale i tego było dość, żeby moja zazdrość natychmiast się ocknęła. Przychodziła też dziś do nas dwa razy moja ciotka Jamesowa z Kate Joyce. Za drugim razem zastała moją żonę i pono ciotka wybiera się z naszą Kate do Brampton. Wyrzucam sobie bardzo moją pychę i lekceważenie tej ciotki i generalnie tych krewnych, co stoją niżej ode mnie; bom ciotki Jamesowej dawno już nie odwiedzał ani do nas jej nigdy nie zapraszałem.   6 września. Do Whitehall z panem Andrewsem i tam podpisywaliśmy i pieczętowali kontrakt z nim zawarty na prowiantowanie Tangeru i spodziewam się, że to będzie dla mnie dobry interes, przy którym okroi mi się 100 funtów, za które Bogu niech będzie chwała. Potem do Willa i Antoniego Joyce'ów, aby zaprosić ich tudzież ciotkę Jamesowa na obiad, jako że wybierają się wszyscy do Brampton i chciałbym im pokazać trochę uprzejmości, zanim wyjadą. Pan Coventry opowiadał nam dzisiaj, jak książę Yorku przyjął onegdaj ambasadora Holandii mówiąc, że jeśli myślą, że my żarty sobie stroimy, to książę Rupert, który wyrusza z flotą do Gwinei, wnet pokaże im, że bierzemy rzeczy poważnie i że on sam pokaże im to na czele naszej Floty Przybrzeżnej, i że ma nadzieję doczekać, iż Holendrzy tak się będą bali drażnić Anglików pod rządami Króla, jak pamięta ich wystrzegającymi się tego, gdyśmy byli pod rządami Hultaja. Wracając dziś do domu wstąpiłem do pani Doll, naszej wdzięcznej kupcowej Spod Giełdy; kupiłem parę rękawiczek dla żony, co mnie kosztowało 20 szylingów; ale Doll taka jest powabna, żem nie namyślał się długo; i dziwna to jest, Boże odpuść, niewola, w jakiej znajduję się wobec niewieściej piękności, że większą ma dla mnie wagę od wszystkiego.   8 września. Po obiedzie do Woolwich, skąd wróciłem dopiero wieczorem. Z wielkim pośpiechem wystawiamy ową Flotę Gwinejską; ale nie z takim, jakiego wymagałyby potrzeby Króla, jeśli ma przyjść do wojny. Moja żona bardzo dobrze odziana i uczesana przez jej nową pannę do towarzystwa Marię Mercer, córkę nie żyjącego kupca, którąjiasz Will nam naraił, poszła na chrzciny dziecka naszego plebana, wielebnego Millsa, u którego nigdy jeszcze nie była. A mnie Povy wziął na kolację do pana Blanda, którego żona tak dobrym kupcem jest jak i mąż. Wróciwszy do domu zastałem pannę Mercer, która mi się podoba, i myślę, że nam się nada, a co najmniej żywię taką nadzieję.   9 września. Na obiedzie moi krewni Will i Antoni Joyce z żonami, ciotką Jamesową i Sarą Gyles, której mąż nie przyszed z przyczyny, że nie mógł mi oddać 40 szylingów, które był pożyczył rok temu. Byłem tak wesół, jak tylko mogłem być w tej kompanii, ale Will Joyce tak rajcował, żeśmy wszyscy oniemieli bez mała i tylko śmieliśmy się słuchając. Bardzo to szczwany, mocny w gębie człowiek i biada mu się narazić, bo jego język nie przepuści nikomu. Obie kuzynki Joyce z synkiem Willa i moja ciotka Jamesową, która niedawno przybyłą z Walii, wybierają się w przyszłym tygodniu do Brampton do mojej matki, co mnie trochę turbuje, bo przysporzą moim rodzicom rozchodów i kło potu, ale matka chce je widzieć, więc niechaj jadą. Panna Mercer siadła z nami do stołu i to był jej pierwszy obiad w moim domu. Po obiedzie na Komisją do Spraw Tangeru, a potem w domu z Mercerką i Tomem aż do 11 wieczór graliśmy na skrzypcach i śpiewali. Panna gra nieźle na klawesynie i ma dobrą rękę; śpiewa mało, ale ma dobre ucho i dobry głos. Tom śpiewa cudnie i teraz, póki niewinne jeszcze stroi figle, jest najmilszym chłopcem, jakiegom w życiu widział.   10 września. Całe rano w urzędzie i bardzo się turbuję, jaki będzie skutek naszej opieszałości, bo zaiste nie poczynamy sobie tak jak ludzie sposobni prowadzić wojnę. Obiad w domu, a potem z żoną i panną Mercer do teatru na komedię Rywalki, która nie jest najlepszą sztuką, ale dobrze ją grają, zwłaszcza nasza dawna panna Gosnell śpiewa i tańczy bardzo wdzięcznie. Potem do domu i do późna pisałem listy, a wieczorem Will przyniósł mi 105 funtów, pierwszy owoc moich trudów nad zakontraktowaniem dostaw dla Tangeru, za co chwała Bogu. A mogę śmiało rzec, iżem oszczędził Królowi 5000 funtów rocznie, a sam beż najmniejszej szkody dla Państwa będę miał z tego 300 funtów per annum.   11 września. (Niedziela. ) Po obiedzie posłałem żonę do kościoła, a sam co tchu do Westminsterskiego Opactwa, gdzie Jane Welsh, służąca mego balwierza Jervasa, obiecała mi przyjść. Ale po próżnicy chodziłem i czekałem na nią od 3. do 6. Tedy poszedłem do Jervasa i ujrzałem Jane przed ich drzwiami, i powiedziała, że nie mogła przyjść, jako że gospodarzy nie było w domu, ale że przyjdzie kiedy indziej. Więc poszedłem do domu, rad, że z nią rozmawiałem.   12 września. Wstałem i do Antoniego Joyce'a, gdzie pożegnałem się z ciotką i obu kuzynkami, jako że dzisiaj wyjeżdżają do Brampton. Dałem ciotce 20 szylingów jako gościniec dla matki, a 10 szylingów dla Poli. Potem u księcia Yorku i miło mi było. go widzieć bawiącym się ze swą małą córeczką, rzekłbyś, zwykły ojciec. Potem do Jervasa, gdziem zastał Jane samą, i znów nie chciała ze mną wyjść, aż gospodarze wrócą. Więc poszedłem oglą dać groby królewskie w Opactwie i znów do Jane, i tym razem wyszła ze mną, i całowałem ją, ale nic więcej.   14 września. Rano gdy odziewając się nie mogłem znaleźć różnych rzeczy, popadłem w gniew na żonę, a żona przy tej okazji zagroziła naszej Bessę, że ją odprawi; dziewka ze strachu czy głupoty, czy z zawziętości wzięła to do serca i poprosiła natychmiast o pozwolenie wyjścia dla szukania sobie innej służby; co mnie rozdrażniło do żywego, bo jest ona tak poczciwej natury dziewką, że nigdy już takiej nie będziemy mieli. Do urzędu i na Giełdę, a po obiedzie wodą do Blackwall, gdzie oglądałem miejsce na składy płócien żaglowych, które zdało mi się odpowiednie. Wróciwszy do domu zastałem młodego Penna z wizytą u mojej żony; tedy siedziałem z nimi, aż póki nie musiałem wyjść, jako żem był proszony do pana Blańda na kolację; ale bardzo nierad zostawiłem ich samych, chociaż, dalibóg, nie ma żadnej racji, abym się obawiał czegoś pomiędzy nimi, tylko takie już jest szaleństwo mojej natury. Aliści pan i pani Bland chcieli koniecznie widzieć także i moją żonę i pani Bland (pierwszy raz miała być w moim domu, a żona u niej) bardzo uprzejmie pojechała i przywiozła moją żonę, a z nią młodego W. Penna i wieczerzaliśmy świetnie i wesoło żegnając pana Blanda, który niebawem udaje się do Tangeru.   18 września. (Niedziela. ) Całe popołudnie spędziłem w Opactwie Westminsterskim, gdziem się był umówił na spotkanie z Jane Welsh, ale nie przyszła, co mnie rozdrażniło, czekałem na nią do 5 godziny.   19 września. Na Komisję do Spraw Tangeru, a kiedy się skończyła, do Westminster do Jervasa i mówiłem z Jane, którą zastałem oziębłą i nie tak chętną do spotkań ze mną jak pierwej; mniejsza o to, będę wolny od kłopotów, które mogłyby z tego powstać, okrom obrazy Boga Wszechmocnego i zaniedbywania się w mych powinnościach.   21 września. U wielkiego malarza Huysmana, gdzie oglądałem przednie obrazy, i obiecał, że potrudzi się dla mnie nad każdym portretem, który bym u niego zamówił; tedy myślę, żeby robił portret żony. Ale dziwną rzecz w sobie uważam i warto, bym ją zanotował, że nigdy nie jest mi tak ciężko rozstawać się z pieniędzmi jak wtedy, gdy mam ich najwięcej.   22 września. Żona miała się dziś niedobrze i powiedziała mi, że wedle jej mniemania,, będzie miała dziecko, ale ja ani temu wierzę, ani tego sobie życzę. Wszelako niech się dzieje wola Boża.   26 września. W urzędzie do 10 wieczór, a zaś do domu i do łóżka z umysłem cokolwiek strapionym, że nie przykładałem się ostatnimi czasy tak żwawo do roboty i trochę nadto wygadzałem sobie wczasami w domu, odkąd Mercerka i Tom do nas przybyli; zaniedbałem też widywania się z panem Coventrym i za dużo krzątałem się około spraw Tangeru i Rybołówstwa. Ale nie bez racji rozlubowałem się w opatrywaniu Tangeru, gdyż to jest najlepszy kwiatek w moim ogródku.   27 września. Na Komisji Rybołówstwa, gdzie wielu słusznych rzeczy dowodziłem, i myślę, że dobre skutki stąd będą. Kiedy wróciłem do domu, znalazłem żonę w łóżku z przyczyny słabości miesięcznej (po tych wszystkich gadaniach, że będzie miała dziecko). Tego wieczora Tom Trice przyszedł do mnie, żebym jeszcze raz jechał do Brampton dla zakończenia w sądzie sprawy jego i jeszcze jakichś krewnych. Będę się starał pojechać, ale mając teraz 1000 funtów, jeśli nie więcej, w domu, sam nie wiem, co począć i jak to zostawić w domu na czas mego wyjazdu.   28 września. Po obiedzie do Whitehall na Komisję do Spraw Tangeru, ale się nie odbyła, jako że się nie zeszli; zastałem tylko lorda Rutherforda (Teviota), który mnie i jeszcze jednego szkockiego lorda wziął do teatru, a przybywszy późno widzieliśmy część Generała, drugiej sztuki lorda Orrery; która jak dalece nie umywa się do jego Henryka V, to przechodzi wszelką imaginację; i nędznie grana, choć w pięknych strojach. I tu muszę się przyznać, żem złamał moje śluby, ale tylko z pozoru, jako że iść nie chciałem i poszedłem nie z własnej woli, a jeśli moje śluby wzbraniają mi pójść do teatru na mój koszt albo za pożyczone od ko goś pieniądze, toć tym razem ani wiedziałem, który z nich płacił, ani, gdybym wiedział, nie jestem obowiązany zwracać, bom się do nich nie wpraszał. Tak że myślę ze spokojem sumienia, żem wcale ślubów nie złamał, i mniemam, że Bóg Wszechmocny nie będzie myślał inaczej. W wielkiej jestem rozterce, jak ja pojadę do Brampton, będąc w strachu o żonę, o pieniądze, o mój urząd; głowę sobie łamię, co uczynić, jako że i Tom Hayter wyjechał z miasta, i w domu mam blisko 1000 funtów.   29 września. Przyszła dzisiaj wiadomość, że w Gwinei pobiliśmy Holendrów i wyparliśmy ich ze wszystkich bez mała tamecznych zamków, o co dopieroż będą wściekli tam u nich w Niderlandach. Sir J. Carteret mówi, że Król bardzo się z tego cieszy, ale pytał go ze śmiechem: „A cóż ja powiem, ich ambasadorowi, jak przyjdzie?” Wieczorem w domu wypytałem żonę o domowe rachunki, a znalazłszy w nich rzeczy, o których dokładności powątpiewałem, wpadłem w gniew, a żona przyznała się, że jak jej suma nie wypada, to dodaje po parę groszy do różnych wydatków, a gdym się tym bardziej rozgniewał, zaprotestowała, że może sobie wszak coś odkładać na kupienie naszyjnika; co mnie przywiodło do szaleństwa i dotąd jestem poruszony widząc, jak ona po trochu zapomina, że mamy żyć tanio i przestając na małym.   30 września. Cały dzień nad moimi rachunkami za ten miesiąc, bo wielki to był miesiąc tak co do zysków jak i co do rozchodu, i który był 89 funtów na odnowienie kuchni, na stroje dla mnie i żony i na parę drobiazgów do domu; a przychodu oprócz płacy w urzędzie miałem tego miesiąca 239 funtów; tak że mimo dużych wydatków doszedłem do 1203 funtów gotowizny, za co pochwalone niech będzie imię Pańskie. Ale żem się trochę zaniedbał w obowiązkach i wydawałem tak wiele, uczyniłem zadość moim ślubom, kładąc do mojej skarbonki dla ubogich 20 szylingów brzęczącej monety.   1 października. Gotujemy się z wielkim wigorem przeciw Holendrom, którzy, jak się powszechnie mówi, bez wątpienia napadną nas po tej wieści o naszym porażeniu ich w Gwinei. 2 października. (Niedziela. ) Przyszła Betty Lane (teraz pani Martin) z mężem prosić, abym pomógł mu na jaki urząd. Pono pan Daniel z Urzędu Zaopatrywania zmarł, acz to miejsce o wiele za dobre dla tego szczeniaka Martina. Ale przyjąłem go najlepszym słowem, jak tylko mogłem, i wypiwszy z nimi szklankę wina odesłałem ich z największą uprzejmością. Dziś, gdy obiadowałem u Milady, prowadząc z nią jak zawsze miłą i niewinną rozmowę, zapytała mnie, co ja myślę o panu Creedzie, czy on się zamierza żenić albo nie i czy on coś ma, jako że proponowałaby na żonę dla niego pannę Nan Wright, o którą, jak słyszała, Creed ongi konkurował. Prosiła, żebym wybrał sobie odpowiednią porę i sposób i abym sam to Creedowi zaproponował. Powiedziałem, że pomyślę nad tym, acz wiem, że Creed kocha się tylko w pieniądzach, a tam wiano nieduże, jak powiada Milady.   3 października. Z sir J. Minnesem w jego powozie do St. James, gdzie wszyscy tylko o naszych przygotowaniach do wojny z Holandią. Książę Yorku postanowił sam też podnieść kotwicę i powiedział nam, że sir W. Penn mą z nim wyruszyć na tym samym okręcie. Co za honor, Boże odpuść! Mógłbym ja mu w tym bruździć za jego łajdactwa i obłudę, ale nie zadroszczę mu tego wyróżnienia i nie chciałbym być na jego miejscu.   10 października. Dziś, za łaską Bożą, minęło 9 lat od naszego ślubu; ale mając głowę nabitą tylu sprawami, nie pomyślałem, aby spędzić ten dzień w jakiś odmienny sposób. Lecz niechaj Bóg nam błogosławi na długie życie w miłości i zdrowiu, które oby za łaską Boską trwały zawsze, pragnę tego z całego serca. Przygotowania do wojny rosną a rosną z każdym dniem., a sir W. Penn rośnie a rośnie z każdym dniem w powagę u księcia Yorku (co, wyznaję, trochę podżega moją zazdrość).   12 października. Mówią, że De Ruyter wyruszył na nas do Gwinei. Sir Lawson przybył do Portsmouth i nasza flota gotuje się z wielkim pośpiechem do drogi; mam na myśli tę drugą, nową flotę. Książę Rupert ze swoją stoi na Dunach. Po obiedzie do pana Bridge'a, sukiennika, z którym ugodziłem się o sto sztuk kretonu na flagi i dałem mu własnych 208 funtów 18 szylingów, które tą manierą pożyczam oto Królowi, mam nadzieją, że na tym dobrze wyjdę.   13 października. Przesiedziawszy całe rano w urzędzie, do domu na obiad i pożegnawszy się z żoną nie bez troski, jak to ona tak sama zostanie, a też o to, że dużą sumę pieniędzy zostawiam schowaną w urzędzie, pojechałem do gospody „Pod Czerwonym Lwem”, a tam wedle umowy, spotkaliśmy się z Tomem Trice'em i Willem Joyce'em. Dosiedliśmy koni, ja na pięknej klaczy użyczonej mi przez sir W. Warrena, i wesoło kłusowaliśmy, aż się ściemniło, a ja w ciemnościach wskazywałem im drogę ku Welling, dokąd przybywszy bez wielkiego znużenia, zjedliśmy kolację i poszli spać. W czasie tej drogi spotkałem pana White'a, który był kapelanem Cromwella, i tęgo się z nim nagadałem. A między innymi rzeczami opowiedział mi, że za jego pamięci przenoszono zwłoki wielu królów angielskich z jednych grobów do innych, a takim sposobem nie wiadomo na pewno, czy ta głowa, co teraz jest na widok publiczny wystawiona, jest głową Cromwella czy też którego z królów.   14 października. Wstaliśmy o świtaniu i przybyliśmy do Brampton około 3 po południu. Matka i ojciec nie posiadali się z radości, że mnie widzą, matka co na mnie spojrzy, to omal że nie w płacz. Po obiedzie z ojcem do sądu, gdzie wszystko się odbyło po naszej myśli. Więc do domu, Will Joyce, kontent z podróży, gadał jak najęty, a ja po kolacji układłem się spać zostawiwszy go z matką i ojcem na śmiechach i błaznowaniu.   15 października. Raniutko poszliśmy z ojcem do Hinchingbroke i oglądali dokonane tam roboty w parku i pałacu. Potem do domu na śniadanie, a zaś matka wywołała mnie do ogrodu i prosiła mnie, żebym się pogodził z Jankiem, na com powiedział, że nie mogę i że łatwo do tego nie przyjdzie, co zasmuciło niebogę, ale nic na to nie poradzę. Potem pożegnaliśmy się i wyruszyli w drogę z Willem Joyce'em, a w Bugden spotkaliśmy się z Trice'em i ku wieczorowi przybyliśmy do Stevenage. Położyłem się bardziej zmęczony, niż byłem przez tamte dwa dni, bośmy ostro galopowali. W gospodzie dali każdemu z nas osobne łóżko do spania w jednej izbie, a Will pełen swych figlów i niedorzecznej gadaniny śmieszył nas lepiej od wytrawnego błazna.   16 października, (Niedziela. ) Wyjeżdżaliśmy pod deszczem i przybyliśmy do Barnet pod koniec kazania. Tam też obiadowaliśmy i około 4 po południu byliśmy już w Londynie; rozstałem się z moimi kompanami u Antoniego Joyce'a i znużony — do domu, gdzie zastałem wszystko dobrze.   17 października. Wstałem zdrów i nie znużony podróżą. Z sir W. Battenem do St. James na zwykłe posłuchanie. Widziałem tam sir J. Lawsona tylko co przybyłego z morza i dowiedziałem się, że lord Sandwich także przybył z Portsmouth do miasta. Więc do niego i zastałem go u lorda Crewa; odprowadziłem go potem do domu i przyjemną miałem z nim rozmowę. Stamtąd z Creedem na Giełdę, gdzie spotkawszy sir W. Warrena poszedłem z nim na obiad i rozmawialiśmy o wielkim kontrakcie, jaki ma jutro z nami zawierać; wiele zadowolenia czerpię co dzień z jego towarzystwa, a jego przyjaźń coraz lepszą jest dla mnie wróżbą na przyszłość.   18 października. Do urzędu, gdzie zawarliśmy dziś nowy i wielki kontrakt z sir W. Warrenem na kupno 3000 ładunków drzewa. Kiedy potem byłem po południu w Somerset House, gdziem oglądał nowe komnaty Królowej, książę Yorku mnie wypatrzył, podszedł do mnie i mówił ze mną dobrą chwilę o tym kontrakcie z sir W. Warrenem.   19 października. Rano i po południu do późna w urzędzie. Żona poszła, jak myślę, do matki naszej panny Mercer, a Will Hewer z nią, co mi się nie widzi, że on prosi o wyjście na miasto za interesami, a idzie wałęsać się i zostawia mnie tyle mającego roboty. Tedy do domu na kolację, a niebawem wróciła i żona; i choć myślę, że nie było w jej wyjściu nic złego, ale mi się to nie podoba. 21 października. Tego dnia po południu był u mnie Will Howe, który przybył z morza i wnet ma tam z powrotem wyruszyć. Między innymi rzeczami opowiadał mi, że Creed bardzo wypadł z łaski Milorda z przyczyny zuchwałego zachowania się i zbyt śmiałych rozmówek (podejrzewają go o sprzyjanie Fanatykom), ale ja najbardziej boję się, żeby on nie pożyczał czasem pieniędzy od Milorda, o co zapytany pan Moore jeszcze bardziej utwierdził mnie w tych obawach: W każdym razie Creed jest niegodziwym hultajem, niech sobie tedy uchodzi za nicponia, chociaż rozumu i nauki ma on więcej niż większość ludzi, z którymi kiedy bądź rozmawiałem.   24 października. Do St. James, gdzie poszczęściło mi się, bo książę Yorku kontent był z mojej mowy o wielkim kontrakcie zawartym z sir W. Warrenem przeciwko sir W. Battenowi. Potem na Komisję do Spraw Tangeru, gdzie też miałem szczęście, bom coś niecoś do rzeczy powiedział w sprawie owego molo budowanego w Tangerze, a moje słowa były dobrze przyjęte nawet przez pana Cholmely'ego i sir J. Lawsona, którzy tę budowę przedsięwzięli i przeciw których interesom występowałem; i myślę, że to mi przyda znaczenia.   26 października. Miasto wczoraj bardzo hojnie pożyczyło Królowi 100 000 funtów bez żadnej poręki, lecz tylko na słowo Króla, co bardzo wielkoduszne.   29 października. Mówią, że. De Ruyter wylądował w Holandii z sześciu czy ośmiu kapitanami i że ma objąć komendę w kraju, ą okręty Holendrzy trzymają w Cieśninie, co brzmi, jakby coś przeciw nam zamyślali.   3 listopada. W urzędzie doprowadziłem do końca sprawę o kupno kretonu na proporce dla floty, która rzecz długo mnie i okrutnie zaprzątała, i myślę, że oszczędziłem na niej dużo rozchodu Królowi, a sam zarobiłem też nieco. W południe do Giełdy i tam spotkałem żonę cieśli Bagwella, która parękroć już przychodziła do mnie w sprawie męża. Wziąłem ją na Moorfields i tam popijaliśmy w traktierni, a że byliśmy sami, całowałem ją, lecz nic więcej nie wskórałem i nie okazała mi żadnej powolności, lecz z wielką skromnością odmówiła mi siebie, za co w jeszcze większym będę ją miał zachowaniu i spodziewam się nigdy już więcej nie wodzić jej na pokuszenie.   5 listopada. Do Książęcego Teatru, gdzie oglądaliśmy Makbeta, niezłą sztukę i świetnie graną.   7 listopada. Książę Yorku powiadomił nas dzisiaj, że po jego wyjeździe wszystkie rozkazy będziemy otrzymywać od ustanowionej na ten cel Rady dla Spraw Marynarki.   8 listopada. Do urzędu, gdzie pan Coventry pożegnał się z nami, gdyż ma z księciem Yorku wyruszyć jutro na morze.   9 listopada. Wstałem przed trzecią i z moim pacholikiem Tomem wodą do Hope, a noc była piękna i gwiaździsta. Przybyliśmy o 8 rano i na okręt „Król Karol”, na którym ustawiano właśnie wielki maszt. Potem, nie mieszkając, przy silnym wietrze wróciłem jachtem do Tower z Tomem, bardzo uciesznym chłopcem i dobrym kompanem. Zjadłszy cokolwiek, oblokłem się w nowy strój purpurowy ze złotymi guzami i pętlicami z galonu i do Whitehall, gdzie Król zasiadał z panami Rady. Chciałem widzieć się z sir J. Carteretem, ale wezwali mnie na Radę i Król sam zadawał mi wiele pytań, na które mu obszernie odpowiedziałem. Na Radzie byli: Lord Kanclerz, arcybiskup Canterbury, Lord Podskarbi Koronny. (Southampton), obaj sekretarze stanu i sir J. Carteret. Niemało byłem kontent dając się poznać takim personom i będąc raz po raz wymienianym z nazwiska przez Króla. Książę Yorku wyruszył dziś do Portsmouth.   11 listopada. Do Whitehall na ową Komisję do Spraw Marynarki, ustanowioną na czas nieobecności księcia Yorku. Kazali nam czekać ze dwie godziny, zanim nas wezwali. Było wielu panów, ale, o Boże, jaka z nimi będzie robota i co za kłopot z informowaniem ich o sprawach, które ledwo zaczynają poznawać, i to w chwili domagającej się największego pośpiechu — rzecz to zaiste pożałowania godna i boję się, że skutki z tego złe dla nas bardzo będą. 13 listopada. (Niedziela. ) Całe popołudnie spędziłem z żoną w domu i mówiliśmy na pamięć Hamleta „Być albo nie być”.   14 listopada; Do kawiarni posłuchać nowin. Zda się, że Holendrowie (co się potwierdziło w liście pana Coventry'ego) zagarnęli ładunek naszych masztów płynący na szwedzkim okręcie z Nowej Anglii. To jest ich pierwszy krok wojenny i tego samego mniemania jest pan Coventry.   15 listopada. Skończywszy robotę w urzędzie — do Giełdy, gdzie spotkałem żonę Bagwella, i po wielu wzdraganiach się poszła ze mną na Moorfields, a tam w małej piwiarni zjedliśmy i wypili, i pieściłem ją, i wiele srogich słówek i wejrzeń mi się dostało, bo nieboga wielce była poruszona tym, co czynię, ale po wielu jej protestach na koniec dobiłem się swego z wielką rozkoszą. I wieczorem pod deszczem odprowadziłem ją do miasta, a sam powozem na Komisję Tangeru, gdzie, jak i wszędzie, reputacja moja rośnie, chwała Bogu; tedy do domu i do późna, do bardzo późna pracowałem nad sprawami, o które nikt nie dba oprócz mnie.   16 listopada. Żona była dzisiaj na pogrzebie małego synka Willa Joyce'a.   18 listopada. Z listu pana Coventry'ego dowiedziałem się, że lord Brouncker ma być jednym z komisarzy naszego Urzędu, z czegom rad, jeśli już koniecznie musimy mieć o jednego więcej.   21 listopada. Tego dnia przyszła pewna wiadomość, że kapitan Teddiman zagarnął i przyprowadził do Portsmouth holenderską flotyllę z 18 czy 20 okrętów kupieckich, a nadto dwa okręty wojenne. Tedy wojna się zaczęła. Boże daj, by się dobrze skończyła!   22 listopada. U Lorda Kanclerza w sprawie ustanowienia Urzędu Zdobyczy Wojennych, ale że był chory i nie mógł nas przyjąć — rozeszliśmy się. Kapitanowi Cocke'owi powierzono pieczę nad chorymi i rannymi marynarzami. W domu powiedziano mi, że mego małego Toma chwyciły bolę jak przy kamieniu albo jakoweś temu podobne. Muszę do niego wezwać dr Holliarda.   23 listopada. Całe rano zajęty rachunkami dla Lorda Podskarbiego. Po południu do późna w urzędzie z sir J. Carteretem i aż dziw bierze, jak my spiskujemy, żeby ciężar wojny zdawał się jak największy, a to dla otrzymania pieniędzy. Dr Holliard konsultował mojego pacholika i powiada, że ma kamień w pęcherzu, o co mi się serce stargało.   25 listopada. Całe rano w urzędzie nad liczeniem rozchodów nadzwyczajnych, które już na nas przypadły z przyczyny Holendrów, i doprowadziłem do tego, że wydaliśmy jakoby 872 700 funtów, ale Bóg jeden wie, że to tylko postrach na Parlament, żeby ich zmusić do przyznania nam tym więcej pieniędzy. Tedy do Parlamentu i tam dałem ów rejestr sir Filipowi Warwickowi, a Izba gorączkowała się, żeby udzielić Królowi pomocy. U sir W. Battena słyszałem, że uchwaliła dać Królowi 2 500 000 funtów, które mają być wypłacone tylko na Marynarkę w ciągu trzech lat, co jak myślę, jest wielką radością dla partii królewskiej, ale przeciw czemu występował bardzo pan Vaughan i drudzy, że to za wiele.   3 grudnia. Oczekujemy z wielką radością przybycia księcia Yorku do Portsmouth po trzy- albo czterodniowym pobycie na morzu i Holendrzy jakoby zagnani do swoich portów. To wygląda na zwycięstwo, ale w żadnej mierze nie jest ono takie, za jakie je podają, gdyż to zła pogoda zmusiła Holendrów do zejścia z morza.   6 grudnia. W Starej Giełdzie dowiedziałem się, że Holendrzy znów opatrują i sposobią swoje okręty; tedy wielkie o tym rozmowy i zmieniamy bodaj zdanie w kwestii braku sił i męstwa u Holendrów. Pan Coventry przybył do miasta.   7 grudnia. Lord Rutherford, Povy, Gauden i rajca miejski Backwell u mnie w sprawie najęcia i załadowania okrętów da Tangeru. Potem Creed i Povy zostali jeszcze i jedli ze mną, alem żałował, że nie miałem na stole czegoś lepszego dla pana Povy'ego, gdyż ta szalona pałka może mi być pożyteczna i zmyślny to jest człowiek, acz takiego pokroju, żem nigdy podobnego dziwaka nie spotkał i nie potrafię tego nawet opisać, jaki to człowiek.   9 grudnia. Do pana Povy'ego i nie bez kłopotliwych pytań z jego strony dostałem od niego kwit i od rajcy Vinera otrzymałem 117 funtów 5 szylingów za moje rzekome najęcie i załadowanie okrętu „William” do Tangeru, co z jednej strony przejęło mnie radością, a z drugiej — myślałem, w jakiej się znajdę kondycji, jeśli byłbym o to ciągany (chociaż słusznie mi się to należy). Potem z kapitanem Taylorem w sprawie załadowania okrętu „Jedność”, na którym spodziewam się zarobić jeszcze 50 funtów. Potem do Westminster i do Jervasa, gdzie namawiałem Jane Welsh, aby ze mną poszła do traktierni, ale nie chciała, co mnie zirytowało, gdyż pragnę jej wielką i gwałtowną miłością.   10 grudnia. Tego dnia przybył do urzędu lord Brouncker ze swym patentem na komisarza Marynarki, okazanym sir J. Min-nesowi i mnie, jako że tylko nas dwu było dziś rano w urzędzie; w południe siadłem do jego powozu i odwiózł mnie na Giełdę; skromny i grzeczny człowiek, ale kompletny ignorant w rzeczach dotyczących Marynarki; mam nadzieję, że się z nim zaprzyjaźnię, bo godną zdaje się być personą.   15 grudnia. Pan Cholmely mówił mi dzisiaj, że Król nienawidzi Lorda Kanclerza i obaj z lordem Htzhardingiem kpią z niego, jako ze starego nudziarza, i w sprawie wojny z Holandią nie czynią nic wedle jego rady, i ledwo raczą go pytać o zdanie. Tylko że Kanclerz jest dobrym ministrem w innych rzeczach i Król nie mógłby się bez niego obejść, ale nade wszystko trzymają go jako teścia księcia Yorku. Gdyby nie to, Fitzharding jak nic wygoniłby dwu takich jak on. Wszyscy mądrzy i poważni lordowie to wiedzą i nic na to nie mogą poradzić, i godzą się na to. 17 grudnia. Powszechna wieść o tym, że kometę ponoć widać nocami; Król i Królowa długo wczoraj wieczór wysiadywali, by ją zobaczyć, i podobno widzieli. Dzisiaj chciałem i ja ją widzieć, ale niebo jest chmurne i gwiazd nie widać. Pan Grey mówił mi, że Holendrowie, choć tak się zdają pyszni, gotowi są ustąpić i radzi by mieć pokój z nami.   19 grudnia. Zbudziliśmy się bardzo wcześnie i zmuszony iść aż do służby szukać kluczy, abym zapalił świecę, rozgniewałem się i zacząłem winić żonę, że nie rządzi służącymi jak potrzeba. A gdy mi się odcięła ostrym słowem, nabiłem jej pod lewym okiem takiego guza, że, niebożę, rozpłakała się z bólu, ale w takiej była złości, że zaczęła mnie bić i drapać. Wszelako ugłaskałem ją, że przestała płakać i posłaliśmy po masło i pietruszkę na okład, i pogodziliśmy się czule, i zaczęliśmy się odziewać, ale ja gryzłem się w duchu, na myśl, o tym, co uczyniłem, bo żona musiała cały dzień chodzić z podwiązanym okiem i służba na to patrzyła. Żona cieśli Bagwella miała dziś przyjść do mnie, a gdy nie przyszła, wybiegłem i szukałem jej wszędzie a wszędzie, aż spotkałem ją koło Giełdy i wielkie jej okazując względy, chciałem ją całować, ale siłą mnie odpierając nie dała, co mnie o gniew i żałość przyprawiło.   20 grudnia. Pieszo do Deptford i z cieślą Bagwellem do jego domu, a ci biedni ludzie grzecznie mnie przyjęli i wystawili mi obiad, i dobrze sobie podjadłem. Po obiedzie znalazłem okazję, by wyprawić męża z domu, a zostawszy sam z żoną, wziąłem ją siłą przeciw jej woli, co mi nie dało żadnej radości.   21 grudnia. Lord Sandwich pisze mi, że widział (w Portsmouth) kometę i że to jest najprzedziwniejsza rzecz, jaką w swym życiu oglądał.   22 grudnia. Do Giełdy, gdzie między kupcami rozeszła się wiadomość, że zostaliśmy rozbici w pył w Gwinei przez De Ruytera i jego flotę. Co znaczy ruinę całej naszej Kompanii Gwinejskiej i tyleż wstydu a hańby przynosi narodowi, co usprawiedliwienia Holendrom, którzy nadto nie tknęli niczyjej prywatnej własności, zagarnąwszy tylko to, co było dobrem Kompanii. Po obiedzie do Redriffe, gdzie widziałem, jak spuszczali na wodę nowy okręt według pomysłu sir Williama Petty'ego w przytomności Króla i księcia Yorku. Piękny jest na wygląd i mam nadzieję, że będzie równie dobry. Zowie się „Eksperyment”.   24 grudnia. W południe do kawiarni w gmachu Giełdy; tam słyszałem, jak sir Ryszard Ford opowiadał całą historię naszej porażki w Gwinei, w której klęsce nasi ludzie okazali się winni najohydniejszego tchórzostwa i wiarołomstwa, jakiego się kiedykolwiek jaki Anglik dopuścił. Król i książę Yorku popadli, w straszny gniew i zaiste rzecz na to zasługuje. Tego wieczora widziałem kometę i nie wiem, czyli już wniwecz się obraca, czy co, lecz pokazała się bez ogona, tylko jest większa i bardziej mętna niż inne gwiazdy i po chwili zaczyna rosnąć, i wielkim łukiem przechodzi na inny krąg nieba, niż była wprzódy. Mam nadzieję, że w jaśniejszą noc da się widzieć coś więcej.   31 grudnia. W urzędzie i rano, i po południu, a zaś aż do północy nad moimi rachunkami nie miesięcznymi, ale z całego roku; okrutne było zimno, alem rad siedział nad tą robotą, a zwłaszcza kiedym obliczył, że za łaską boską mam już odłożonych 1349 funtów i chociaż sporo wydawałem, jednak oszczędziłem przez ten rok. przeszło 500 funtów. Chwała niech będzie za to świętemu imieniu Pana! Tedy do domu i podjadłszy nieco, skoro tylko wybiła pierwsza godzina, ucałowałem w kuchni przy kominku żonę życząc jej wesołego Nowego Roku. Tak tedy kończy się Stary Rok wielką dla mnie radością, nie tylko z racji grosza, któregom sobie przysporzył, ale i z przyczyny polepszenia się mego zdrowia, które mi służy w tę bardzo zimną porę lepiej niż w ciepłym lecie, a osobliwie poprawiło się w ostatnich paru miesiącach, nie wiem, czy od wody z Epsom, której sir W. Batten dał mi kilka flaszek, czy może od pigułek z terpentyną, które zażywam. Żona w dobrym zdrowiu i jestem z nią szczęśliwy. Okrom nas dwojga mam za domowników: Marię Mercer, pannę do towarzystwa żony, wdzięczną, skromną i cichą dziewkę, pokojową żony Bessę (dawniej kucharkę naszą), nową kucharkę Jane, małą posługaczkę Zuzannę i Toma Edwardsa, chłopca ź chóru kaplicy królewskiej. Owo moja rodzina, spokojna, kochająca się i nadobna, że zgoła w całej Anglii nikt nie ma takiego domu! W sprawach publicznych wielki gwałt około wojny z Holandią. Nasze przygotowania wielkie; nasze drażnienie Holendrów wielkie, lecz po tak wielkim rozumieniu o sobie tyle ich się teraz boimy, ileśmy nimi wprzódy pogardzali. Wszystko inne w Państwie, chwała Bogu, spokojnie. W święta BożegoNarodzenia przejrzałem wszystkie moje papiery i książki (których sporo ostatnimi czasy kupiłem i dałem oprawić) i zniszczyłem to, co zdało mi się błahostką niewartą przechowywania albo rzeczą nie dla ludzkich oczu, jeślibym z woli Boskiej nagle zeszedł ze świata. ROK 1665   1 stycznia. (Niedziela. ) Leżałem długo, jako żem wczoraj do późna bawił się liczeniem dochodów moich i rozchodów tudzież porządkowaniem papierów. Na południe mieliśmy indyka i dobry pasztet ze zwierzyny, tylko sami dla siebie, rzecz niezwyczajna w małej rodzinie mojej kondycji. Po obiedzie do późna siedziałem nad mymi rachunkami, lecz jeszcze nie doprowadziłem ich do należnego ładu, chociaż tyłem się starał przez cały rok, by mieć wszystko w tak metodycznym porządku, jak to tylko dla człowieka możebne.   2 stycznia. W piękny i tęgi mróz pieszo spory kęs drogi ku Whitehall, aż dopędził mnie sir W. Penn w swym powozie, tedy wsiadłem i z nim do księcia Yorku na zwykłe posłuchanie. Potem do mojego balwierza Jervasa, gdzie zdarzyła mi się okazja pogadać trochę sam na sam z moją Jane i dałem jej parę groszy, a ona sama ze siebie wskazała mi miejsce, gdzie będę mógł ją spotkać w przyszłą nieldzielę, czego nie omieszkam; a cudnie było widzieć skromność i niewinność, z jaką mi to rzekła. Stamtąd „Pod Łabędzia”, gdziem poigrał z krewną Herbertów, ale bez żadnego dla niej szwanku, chociaż starych nie było w domu. Na koniec do pani Martin, do jej mieszkania, które najęli przy Bow Street; ubogie, podłe sprzęty, lecz ona ma je za piękne, i w samej rzeczy aż nadto dla nich dobre. Tam dała mi ze sobą czynić, com jeno zechciał, a potem, wydawszy 2 szylingi na wino i ciasto dla niej, poszedłem precz, omal nie chory od jej bezwstydu, i najętym koczem do lorda Brounckera, gdziem sprawił towarzystwu wielką uciechę balladą, którą ze sobą przyniosłem, ułożoną przez marynarzy na morzu do pań ich serca przebywa jących na lądzie. Do mojego księgarza, gdziem widział Hooke'a książkę o mikroskopie tak piękną, żem ją natychmiast zamówił dla siebie. Do domu, gdziem chciał być wesół, ale żona mnie rozdrażniła, bo wyszukała w książce sir Filipa Sidneya rozdział o zazdrości i kazała mi go czytać; a po prawdzie to sumienie rzekło mi, że to się do mnie stosuje, alem puścił to mimo i przeczytałem gładko, choć mi to było przykre i nie po sercu.   3 stycznia. W kawiarni słyszałem, że Holendrowie zagarnęli: na północy nasze okręty węglowe, jedni mówią, że cztery, drudzy — że siedem. Sir W. Batten wyrusza jutro do Harwich dla wystawienia tam latarni morskiej, na których latarń budowę dostał przywilej od Króla, co z niemałym będzie dla niego profitem.   5 stycznia. Bardzo zimno, w nocy wziął mróz i spadł wielki śnieg. Zły na żonę, która pokłóciła się z naszą kucharką Jane (dobrą sługą, acz nie bez wady i cokolwiek chytrą) i odgraża się, że ją odprawi.   6 stycznia. Leżałem długo, trawiąc czas na gniewie i łajaniu żony o jej pogróżki, że odprawi Jane, która z tej przyczyny wyszła dziś na miasto oglądać się za miejscem. Bardzo dobra z niej dziewka i mnie całkiem po myśli, choć w domu powiadają, że trochę kłótliwa, lecz ja tego nie słyszę. Do urzędu, gdzie całe rano. Obiadowałem w domu pogodziwszy się z żoną, do czego życzyłem sobie, by przyszło, nie chcąc jej psuć uciechy, gdyż umyśliła sobie spędzić wieczór na igraszkach z domownikami, jako że to dzisiaj Trzech Króli i koniec świąt. Więc wieczorem w domu wybrałem po zwyczaju kawałek ciasta, lecz potem zaraz na górę i pograwszy na wioli — do łóżka. Żonę z domownikami zostawiłem na ich igraszkach i żartach, którymi zabawiali się do rana, i wcale spać nie poszli. 7 stycznia. Całe rano w urzędzie. W południe sam jadłem obiad, bo żona i prawie wszyscy domownicy spali.   8 stycznia. (Niedziela. ) Wstałem wcześnie i przy pięknej, mroźnej pogodzie z pacholikiem do Whitehall, a tam do kaplicy, gdzie dobre kazanie dr Beaumonta i przedni chorał do słów 150 psalmu, a pod słowa „chwalcie Pana ogromnymi trąbami” bardzo dobra muzyka podłożona. Potem, odesławszy chłopca do domu, poszedłem na obiad do lady Sandwich, a po obiedzie do Westminster i do gospody, gdzie Jane Welsh miała mnie czekać, ale że to był czas modłów, nie wpuszczono mnie powiadając, że nikogo nie było, kto by się o mnie pytał. Spędziłem całe popołudnie łażąc po kościele i Opactwie, potem znów tędy i owędy, alem jej nigdzie nie znalazł; więc już po nocy nająłem kocz i do domu, gdzie po kolacji oddając wodę poczułem okrutne bolę, pewnie stąd, iżem się napił, wieczerzając, zimnego trunku.   9 stycznia. Wstałem, dzięki Bogu, w dobrym zdrowiu i pieszo do Whitehall, a mróz był jeszcze srogi. Do księcia Yorku, gdzie widziałem, jak z Królewskiego Towarzystwa przynieśli księgę ich statutów i praw, aby Książę położył w niej swój podpis; jako że podpisy wszystkich członków mają w niej być na wieczną rzeczy pamiątkę. A Króla podpis w niej położony jest z przydaniem słowa Fundator. Potem do Westminster, do mego balwierza, gdzie miałem okazję widzieć Jane Welsh, ale w przytomności jej pani; tedy nie mogłem zapytać, czemu mi wczoraj skrewiła; więc „Pod Łabędzia” do dziewki Herbertów, na którą straciłem nieco czasu, a zaś nająwszy kocz, do lorda Crewa, z którym obiadowałem; przyjął mnie z największym respektem i powiedział mi, że bardzo wątpi o dobrym skutku owej wojny z Holandią, jako żeśmy ją podjęli z poduszczenia osób, Które nie dosyć pojmują, jakie mogą być skutki takiego hazardu; w czyni i ja się z nim zgadzam. Do Whitehall, na Komisję do Spraw Tangeru, gdzie wszczął ze mną rozmowę wielce mi pochlebiając lord Bellasses, nasz nowy gubernator, i ponad moje oczekiwanie taką miarą mnie mierzył, jaką anim imaginował, by mógł do kogokolwiek przykładać, zgoła jakobym był jedynym w tym interesie człowiekiem, na którym chciałby polegać żądając, abym stale w porozumieniu z nim zostawał. Czym byłem nie tylko zaskoczony, ale i uradowany i myślę obrócić to na mój pożytek.   11 stycznia. Wstałem, gniewny, że mój pacholik wyleguje się zaniedbując swych lekcji gry na lutni. W urzędzie i na Giełdzie, a po obiedzie w Gresham College, gdzie z komisarzem Pettem, lordem Brounckerem i panem Castle'em dyskurs o projekcie nowego okrętu, który Castle dla nas ma budować. I tu pierwszy raz spostrzegłem, jakie] niezwyczajnej zdatności człowiekiem jest komisarz Pett, w każdej rzeczy, bom widział, jak się uwinął z Castle'em, kręcąc nim niby dzieciuchem w rzemiośle, a to z największą przyzwoitością, jak na mistrza przystało; i z wielkim upodobaniem słuchałem ich dyskursu, jako żem ostatnimi czasy uczył się trochę tej umiejętności, a lord Brouncker sam też dobrze zna się na tego rodzaju rzeczach. Tego wieczora listy z Plymouth przyniosły wiadomość, że dwa z naszych okrętów zatonęły w Cieśninie, a trzy ledwie wyszły z opresji, bardzo poszwankowane; i że pożeglowała tam flota holenderska; jeśli spotka nasze ochromiałe okręty, Bóg wie co z nimi będzie. Mam to za bardzo smutną nowinę; Boże daj, byśmy to wzięli do serca! Dziś wieczorem, kiedy wróciłem do domu, dowiedziałem się z wielkim poruszeniem serca, że mój biedny kanarek zdechł, któregom chował od trzech czy czterech lat.   12 stycznia. Na Giełdzie, okrom wczorajszych złych nowin, dowiedziałem się, że holenderskie okręty wojenne podeszły do Margate, co dziwnym jest pokuszeniem, że nam tak podeszli pod gardło, ale wschodni wiatr, który nasze siły winien by ruszyć z Portsmouth, odepchnie ich snadnie ku ich brzegom. Boże, zachowaj nas i odpuść nam, żeśmy ich mieli w naszych rozmowach za tak pogardy godnego nieprzyjaciela.   13 stycznia. Wcześnie rano do domu lorda Bellassesa na Lincoln's Inn Fields, gdzie przyjął mnie i rozmawiał ze mną z naj większym, jaki być może, respektem, powiadając, iżem dał mu tyle dowodów mego dobrego sądu, starań i umiłowania spraw Tangeru,. że pragnie mojej rady i pospólnego z nim działania, co by wysoko szacował; w której uprzejmości, choć przezieram dobrze jego intencje i wiem, że to tylko grzeczność dworska, przecie upatruję wielkie dla siebie pokrzepienie, żem przyszedł do takiego znaczenia, iż zdało mu się potrzebnym rzec mi to; czegoi by nigdy nie było, gdybym nic na świecie nie zdziałał. Potem z kilku sprawami do sir Filipa Warwicka, a stamtąd do Jervasa, gdziem gnuśnie strawił nieco czasu na rozmowie z nim, jego żoną, Jane i jej zalotnikiem. Więc do Giełdy, gdzie wczorajsze nowiny się potwierdzają, acz trochę odmienione, lecz dwa okręty straciliśmy z pewnością i Holendrowie byli w Margate. Obiadom. wałem w domu, skąd sam do Królewskiego Teatru na sztukę Zdrajca, gdzie niepomyślnym trafem spotkałem sir W. Penna, tak że będę musiał przyznać się żonie, co wprawia mnie w pomieszanie.   14 stycznia. Po obiedzie z żoną do Królewskiego Teatru; gdzie oglądaliśmy znakomitą sztukę Volpone albo szczwany lis, najlepszą, zda mi się, jaką kiedykolwiek w życiu widziałem, i dobrze graną. Z sir W. Pennem w jego powozie do domu i do kolacji, a potem jeszcze do urzędu i za łaską Bożą postanowiłem od dzisiaj wziąć się znów tęgo do pracy po dwu tygodniach niedbałości.   15 stycznia. Na Tajnej Radzie Królewskiej, gdzie ważne materie były rozważane. Kiedyśmy wyszli, przystąpił do nas lord Fitzharding i nuż gadać o księciu Rupercie powiadając bez ogródek, że jest chory na szpetną chorobę i jak dalece w niemoc tę zaszedł, która od głowy się zaczęła. Ale nad inne rzeczy uważałem, jak rzekł o księciu, że męstwo nie jest pogardą śmierci, za co ludzie je mają; bo, prawił, książę był wielce strapiony owego dnia, kiedy myślał, że umrze, ku czemu nie miał większej ochoty niż drudzy ludzie. Jeno, powiadał Fitzharding, niektórzy ludzie bardziej skłonni są mniemać w bitwie, że umkną śmierci, gdy drudzy spodziewają się raczej ciosu. Lecz jeśli owi pierwsi pewni są śmierci, jak teraz książę, trwożą się i mieszają jak każdy człek pospolity; „a kiedyśmy go zapewnili — prawił — że wierzymy, iż ozdrowieje, książę popadł w taką wesołość, że śmiał się, klął i zdrowym się zdał we wszystkich rzeczach jak nigdy w życiu”; które gadanie Fitzhardinga w przytomności tylu dostojnych person zdało mi się rzeczą ekstraordynaryjnie dziwną.   16 stycznia. Na Komisję do Spraw Tangeru, gdzie liczna kompania nowych komisarzy i lordów, którzy dla przypodobania się lordowi Bellassesowi bardzo się krzątają i gardłują, i żądają rachunków od Povy'ego, ale godne pożałowania było słyszeć, jak Povy odpowiadał na pytania bez ładu ni składu i sobie tylko na szkodę. A ja drżałem przez cały czas, czy mi nie wytkną sprawy owych 117 funtów, którem pobrał (i o co Povy był krzyw) pod koniec zeszłego roku.Tak wielkie pomieszanie sprawia strach, choćby dotyczył rzeczy, która w najgorszym razie wytrzyma indagację. Lord Barkeley bardzo gwałtownie występował przeciw Povy'emu. A lord Ashley, na ile postrzegam, jest w rzeczy rachunków najbardziej klarownym w świecie człowiekiem i najzmyślniejszym w dyskursie i wykładaniu każdej materii. W końcu rozeszliśmy się przekazawszy sprawę rachunków podkomisji, do której mnie też wybrali.   17 stycznia. Z panem Povym do lorda Ashleya, u którego, w zgodzie z wczorajszą rezolucją, zebraliśmy się dla rozpatrywania rachunków Tangeru. I tu dopieroż było widzieć, jak Povy głupio i wywodząc nas z cierpliwości znów mnóstwem słów i brakiem rozumienia rzeczy zawikłał całą sprawę ku swej sromocie a wszystkich powątpiewaniu, czyli mają w nim widzieć szalonego, czy łotra; co bardzo dziwne.   18 stycznia. Do mojego księgarza, któremu dałem wskazówki, jak ma oprawić sporą ilość mych starych książek, abym całą bibliotekę miał w jednakiej oprawie. 19 stycznia. Mamy wczoraj, i dzisiaj taką odwilż, że nie podobna przejść ulicą. Więc nająłem kocz i do Povy'ego, gdzie znów zebraliśmy się w sprawie rachunków, ale takich rachunków jak te Povy'ego nigdym nie widział i mam nadzieję nigdy w życiu nie oglądać. Z nim do lorda Ashleya, gdzie byłem świadkiem, jak lord Peterborough lżył Povy'ego, który niczym szalony mówi, że owe 26 000 funtów to są rachunki lorda Peterborough, z którymi on nie ma nic do czynienia. Tego dnia odbył się pogrzeb mojego krewnego Angiera z Cambridge, ale nie mogłem na nim być. A wczoraj dostałem wiadomość, że w Impington zmarł dr Tomasz Pepys, ale tego to mało żałuję, nie tylko dlatego, że był dla nas kłopotliwy, ale że przynosił wstyd swojej rodzinie i kondycji wierutnym będąc błaznem.   20 stycznia. Do Westminster, gdzie porozmawiawszy z sir Filipem Warwickiem, poszedłem do Jervasa; tam zastałem wszystkich w wielkim pomieszaniu z przyczyny Jane, o której gospodyni powiedziała mi sekretnie, że zaprzysięgła milczeć o tym, ale że Jane jest zgubiona. A na koniec, mimo wszystkich swych przysiąg, powiedziała mi, że Jane przyrzekła się pachołkowi, który bywa w ich domu, a całego zarobku ma tyle, co z gry na skrzypcach; ale Jane dotrzymuje mu towarzystwa i powiada, że jest go pewna i nigdy go dla nikogo nie opuści. A owóż oni dzisiaj właśnie uradzili wydać ją niezwłocznie za niejakiego Hayesa, który tam był; tedym dał pozór, że ją na to namówię. A nareszcie przywiodłem ich do tego, że się zgodzili, abym z Jane na osobności o tym pogadał, a tym sposobem będę się mógł cieszyć jej towarzystwem i mam nadzieję spotkać się z nią w przyszłą niedzielę; ale w rzeczywistości nie myślę, aby to miało być dla niej zgubą, jeśli wyjdzie za swego chłopca. Stamtąd „Pod Łabędzia”, gdzie kazałem sobie dać kawałek mięsa na obiad i od dziewki posługującej wziąłem całusa, ale i nic więcej. Do mego księgarza, gdzie kupiłem Hooke'a książkę o mikroskopie, wyborne dzieło, którego posiadaniem bardzo się pysznię. 21 stycznia; Całe rano w urzędzie. Potem lord Brouncker odwiózł mnie do Povy'ego, gdzie znów zeszliśmy się dla jego uprzykrzonych rachunków. Po obiedzie pan Povy zawiózł mnie do Somerset House i tam pokazywał mi pokoje Królowej-Matki. Bardzo piękne co do sprzętów i obrazów; stamtąd wielkimi kamiennymi schodami do parku, a na schodach próbowaliśmy echa, które powtarza tam głos tak długo, aż trzy nuty zbiegną się! i przez dobry kęs czasu brzmią zgodnie razem, bardzo nadobnie. Potem na Komisję do Spraw Tangeru, gdzie nie widzę, aby coś tam było rządzone zdrowym rozsądkiem, lecz wszystko sprawowane jest w gorączce i z pasją dla przypodobania się lordowi Bellassesowi, a błędy składa się na zmarłego lorda Teviota i na dawne porządki.   22 stycznia. (Niedziela. ) Wstałem i zostawiwszy w łóżku żonę, która leży na swą miesięczną słabość, sam do kościoła. Obiad jadłem w pokoju żony, bardzo wesół i rozmawiając o różnych rzeczach, a ni. in., czyby nie wydać Betty Pickering za pana Hilla, mojego przyjaciela kupca, który kocha się w muzyce i niedzielami do mnie przychodzi; najbystrzejszego umysłu, wysoce ukształcony i łagodnej natury człowiek. Po obiedzie do Westminster i wysłuchawszy w Opactwie dobrze śpiewanego chorału, do gospody „Pod Trąbką”, dokąd Jane Welsh wedle umowy miała przyjść. Tedy czekałem na nią, aliści po chwili przyszła służka ich domu powiedzieć mi, że państwo nie pozwolili jej wyjść, nie aby wiedzieli, że ja jej czekam, lecz by się nie widziała ze swoim umiłowanym. Więc raz jeszcze porażony, wróciłem koczem do domu i spędziłem wieczór na rozmowach z Mercerką i żoną.   23 stycznia. U księcia Yorku dowiedzieliśmy się z własnych jego ust wielkiej nowiny przysłanej w liście przez kapitana Allena. Naprzód o stracie naszych dwu okrętów w Zatoce Gibraltarskiej, potem o bitwie, którą stoczył z Holendrami mając sam siedem okrętów przeciw 34 holenderskiej floty smyrneńskiej. Zatopił im „Króla Salomona”, okręt wart 150. 000 funtów, a niektórzy mówią, że 200 000. Dwa nasze okręty uszkodzone i wyco fane z boju, który odbył się w zatoce pod Kadyksem. Hiszpanie na brzegu w Kadyksie stali i śmiali się z Holendrów umykających coś we 34 okręty przed ośmiu najwyżej angielskimi. Jeśli) dożyję, muszę dokładną relację z tej bitwy usłyszeć od samego kapitana Allena. Od Księcia poszedłem do Jervasa, z umysłem, Boże odpuść, nadto ścigającym owo czyste szaleństwo; ale Jane nie było, tedy koczem do Giełdy i do domu na obiad. A po obiedzie, zastawszy czekającą na mnie w urzędzie panią Bagwell, wziąłem ją do szynku, gdzieśmy naprzód coś zjedli, a potem cieszyłem się jej kompanią zażywając z nią rozkoszy. Ale dziwna rzecz widzieć, jak niewiasta, mimo największych pozorów miłości do męża i religii, może być pokonana. Potem do urzędu i znowu do Jervasa w nadziei, że spotkam Jane, ale i teraz jej nie było. Tedy wróciłem do tirzędu, gdzie z ukontentowaniem ślubowałem pilnować roboty i dać spokój kobietom przez czas miesiąca; i bardzom rad, żem sposobny był powziąć tak zacną rezolucję, która mi pomoże pchnąć z miejsca interesy Urzędu, co mi się zależały, przez co i honor mój cierpi.   24 stycznia. Koczem do Westminster i do Parlamentu na rozmowę z panem Coventrym o sprawach Urzędu, a stamtąd na Giełdę, gdzie żadnych nowin, okrom, że Holendrowie za zgodą wszystkich Prowincji uchwalili powstrzymać się od wszelkiego handlu na czas ośmnastu miesięcy i obrócić wszystkie wysiłki na prowadzenie wojny. Mówią, że to prawda, lecz i dziwują się bardzo, albowiem zwykliśmy mniemać, że oni się nie mogą obejść bez handlu. Do późnego wieczora w urzędzie, a zaś do domu na kolację i do łóżka ze srogim katarem od tego, żem w niedzielą siedział za długo z gołą głową, gdy Mercerka wyczesywała mi włosy i myła uszy.   25 stycznia. Całe rano dużo roboty w urzędzie. Na obiad w domu jedliśmy pasztet z zająca, bardzo dobre danie, a potem znów do urzędu, do Whitehall na Radę Królewską, ale przyszedłem za późno, więc do kawiarni, a tam pan Hill powiedział mi, że ma być asystentem w sekretariacie Urzędu Zdobyczy Wojennych (któremu przewodzi sir Eliasz Layton), co zdaje mi się czymciś bardzo marnym, ale może mu i coś większego stąd się okroi; jednak dało mi to do myślenia, że nie jest on taki bogaty, aby miał być fortuną dla panny Pickering. Tedy znów do urzędu i do domu, rozprzężony i nieswój z przyczyny zaziębienia.   26 stycznia. Ocknąłem się, nękany bólami, ale wstałem i do urzędu na całe rano, i to samo po południu aż do późnego wieczora. Żonę dręczy okrutny ból zęba; myślę, że wszystkiego tego przyczyną zmiana pogody z mrozu na wielki, nagły deszcz.   27 stycznia. Przyszła Jane Welsh, by mi powiedzieć, że opuściła swego pana (mego balwierza Jervasa) i postanowiła zejść się na dobre ze swoim umiłowanym, niejakim Harbingiem (mizerny, lichego stanu i ubogi człowiek), com jej paru słowy usiłował odradzić, ale nie chcąc jej długo trzymać w domu, odesłałem ją, a za niejaki czas poszedłem za nią i łodzią popłynęliśmy ku oberży w polu, gdzie siedziałem z nią ze. dwie godziny do różnych rzeczy ją namawiając, ale na nic się nie godziła, mówiąc, że jedyne jej szczęście to mieć tego człowieka, chociażby ją to miało — jak się obawia — przywieść do zguby; dziwna i głupia rzecz, bo chłopak bez żadnej zgoła wartości, a na dobitkę nędzarz. Więc znów do łodzi, wysadziłem ją przy Trzech Żurawiach, a sam do mostu i do domu, a przeodziawszy się — do Giełdy i stamtąd do pana Povy'ego na obiad. Po południu, czekając z listem w sprawach Marynarki na księcia Yorku, chodziłem po galerii z panem Slingsbym z Mennicy Królewskiej, który mi opowiadał wiele o monetach i obrocie pieniędzy. M. in., że jeśli wywóz przeważa nad przywozem towarów, to różnica sum winna przybywać do kraju w pieniądzach, od czego kupcy wiedząc, iż nie będą mogli znów pieniędzy wywieźć na zakup towarów za granicę, uchylają się i albo zostawiają te pieniądze w zagranicznych krajach na dalszy-handel, albo je trzymają w zagranicznych bankach. Gdy zaś przywóz jest większy niż wywóz, to znów, nie chcąc tracić kredytu, kupcy muszą wywozić pieniądze kryjomo, co jest rzeczą najłatwiejszą pod słońcem, i wszędzie wszyscy to czynią; przeto wszelkie prawa przeciwko temu nic na świecie nie znaczą. I jako postrzega się, że tam, gdzie jest wolny obrót pieniędzmi, bywa ich wielka mnogość; a gdzie ścieśniony zakazami, jak u nas, tara jest ich wielki brak, podobnie jak w Hiszpanii.   28 stycznia. Tego dnia dostałem sporą sumę pieniędzy, należną mi od sir J. Cartereta za to i owo dla Urzędu, a m. in. jako czysty dochód od zakupu barw na proporce, która sprawa jakieś dwa miesiące temu przyczyniała mi wielkich kłopotów, i dziękuję Bogu, że mi się okroiło przy tym towarze coś ponad 50 funtów, bom to żniwo zebrał wielkim kosztem, trudząc się i wykładając własne pieniądze, a Królowi oszczędziwszy na tym około 100 funtów.   29 stycznia. (Niedziela. ) Cały dzień sam w urzędzie porządkom wałem papiery i kończyłem zalegające sprawy. Na wieczór w domu dobra muzyka z panem Hillem i panem Andrewsem, acz będąc zaziębiony nie tak sobie w niej podobałem jak zwyczajnie. Potem do sir W. Battena, gdziem zastał panów: W. Penna, J. Robinsona, R. Forda, kapitana Cocke'a i W. Penna juniora. I nędzny, bezładny spór o ludzi z Trinity House, czy są wolni od służby na lądzie. Lecz, wielki Boże! jak próżen metody i sensu był ten dyskurs i w jaką popadli gorączkę, tak dalece, że sir Ryszard Ford (który zdał się mnie i paru innym nietrzeźwy) starł się grubymi słowy z sir W. Battenem i z kapitanem Cocke'em. Skąd widzę, że nie masz człowieka, który by mądry był o każdym czasie.   30 stycznia. Uroczysty post na pamiątkę męczeństwa Króla. Całe rano w domu ustawiając i układając rzeczy w moim gabinecie, gdzie wszystko w nieładzie, bośmy ruszyli z miejsca książki i sprzęty dla oczyszczenia ich z pyłu. Potem do urzędu i tam siedziałem nad robotą do późna, a o wieczornej godzinie przyszła Mercerka, że żona już leży i prosi, abym przyszedł, bo słyszą — i noc po nocy ostatnimi czasy słychiwały — jakoweś hałasy nad nimi na strychu. I dopieroż to dziw pomyśleć, że mając wielką sumę pieniędzy w domu, popadłem w najokrutniejszy strach, tak że ze dwie godziny nie wiedziałem zgoła, co począć albo rzec, tylko lękałem się to tego, to owego. Alem dalej pracował i wró ciłem do domu o drugiej w nocy, i w wielkim strachu do łóżka, i nieledwie każdą mysz, co przebiegła, brałem za złodzieja; i całą noc spałem snem przerywanym, aż rano zobaczyłem, że wszystko w porządku i nietknięte.   31 stycznia. Żona powiedziała mi dzisiaj, że Jane źle się prowadzi i że musi ją natychmiast z domu wyrzucić. Ale ja wysłuchałem obie strony i widzę, że moja żona wiele tu zawiniła, przyczyną zaś niesnasek jest głównie jej nadmierna czułość dla Toma, w którego obronie stając kłóci się z całym domem, co mnie zirytowało, ale ja to przykrócę. Wiele przykrych słów padło pomiędzy mną i żoną, lecz dziewka odejdzie, a chłopca muszę wziąć w garść, bo widzę, żem go już popsuł. Wieczorem do rachunków i tu dla ulżenia sobie na duchu nie zwlekając zapisałem, żem wanien panu Povy'emu owe 117 funtów i 5 szylingów, które z taką radością wziąłem był zeszłego miesiąca; lecz widząc, że nie będę mógł ich zatrzymać bez niejakich kłopotów i spytek, wraz się tego z myśli pozbyłem, a tak, jeśli przyjdzie to zwrócić, a obawiam się, że do tego przyjdzie, nie będę się już czuł przez to ani krztynę biedniejszy; chociaż boli mnie trochę, że będę biedniejszy o taką sumę, com ją już miał miesiąc temu za swoją. Wszelako spokój sumienia i pewność tego, co moje własne, warte są więcej niż wszystko, Chwała tedy Bogu za to, co mam, choć suma spadła tego miesiąca na 1257 funtów. Siedziałem nad tymi rachunkami bez mała do drugiej w nocy.   2 lutego. Do południa w urzędzie, potem na Giełdzie i w kawiarni z Houblonem, z którym dobiłem targu o wyprawienie towaru na jego własnym okręcie do Tangeru, na czym spodziewam się coś zarobić. Potem do domu, a głowa mnie bolała od niewywczasowania i nadmiaru zatrudnień. Moja kucharka Jane rozstała się ze swoją panią i dzisiaj nas odeszła. Zły byłem o to, alem postanowił mieć spokój w domu.   3 lutego. Wstałem i z moim pacholikiem (którego z przyczyny rozpróżniaczania go przez żonę nie śmiem zostawiać w domu) do miasta w różnych sprawach, a m. in. do mego księgarza, by za brać książki dane do oprawienia. Na Giełdzie załatwiłem wiele spraw i dowiedziałem się, że lord Sandwich wyżeglował z Deal i że kilka holenderskich, okrętów wojennych pojawiło się koło Goodwin, które wedle prawdopodobieństwa są widziane przez flotę Milorda; tedy przyjdzie pewnie do starcia. W domu pośród nadeszłych listów znalazłem list od Jane, która wczoraj od nas odeszła i powiadamia mnie, że pani nie chciała jej zapłacić za kwartał, i nadto donosi, jak to jej pani każe pacholikowi siedzieć ze sobą po 3 i 4 godziny i opowiadać sobie po ciemku bajki, lecz o niczym więcej nie pisze, krom o nierozsądku żony, która tak czyniąc samą siebie lekce sobie waży; muszę na to coś poradzić, ale mnie to gniewa, że ktoś musiał dziewce ów list napisać, przez co rzecz się rozniesie. Wieczorem nająłem kocz i do lady Sandwich, która szeroko wyłożyła mi swój zamysł małżeństwa — jeśli Milordowi będzie się to widziało stosownym — ich córki panny Jemimy z najstarszym synem sir J. Cartereta; obiecałem zasięgnąć o nim wiadomości i przedłożyć jej moją opinię.   4 lutego. Całe popołudnie w urzędzie, a wieczorem Jane przysłała po mnie, żebym jej wypłacił, co jej żona z zasług urwała. Tedy posłałem po żonę, a kiedy przyszła do urzędu, omal nie przyszło między nami do ciężkiej kłótni, alem się powściągnął i wyprawiłem ją precz, okrutnie rozdrażniony, że nic bez mała na świecie nie przyprawia mnie o tyle niespokojności umysłu, co rozprzężenie mego domu i nierozwaga żony, która, dalibóg, nie przynosi mi (okrom pięknej postaci) nic, jeno rozterkę i niezadowolenie.   6 lutego. Na Giełdzie, gdzie dobiłem umowy o najęcie okrętu „Zimorodek” dla Tangeru, z którego kontraktu coś mi się, jak myślę, okroi. Do domu na obiad i z wizytą do sir W. Battena, który znów zachorzał gorzej niż przedtem, i skłaniam się ku myśli, że bardzo ciężko jest chory. Do urzędu, gdzie z sir W. Warrenem rozmawialiśmy ze 4 godziny do późna o różnych rzeczach i w konkluzji zawarłem z nim trwałe przymierze, iż wszystkimi prawymi środkami będziemy sobie wzajem służyć, czym tylko możemy; i myślę, że będzie mi on, wdzięcznym i użytecznym kompanem. Wszyscy mówią, że dzień dzisiejszy był jednym z najzimniejszych, jakie kiedykolwiek zdarzyły się w Anglii.   7 lutego. Tego dnia sir W. Batten, który od kilku dni jest chory, miał się tale źle, że zaczęto się obawiać o jego życie. I jestem w rozterce, czy byłoby lepiej dla mnie, żeby umarł, jako że złym jest człowiekiem, czy aby żył — z obawy, że ktoś gorszy przyjdzie na jego miejsce.   9 lutego. Sir William Petty powiedział mi m. in., że umarł pan Barlow, którego, Boże! Ty widzisz moje serce, mogłem, o tyle żałować, o ile możebne jest żałować obcego człowieka, przez którego śmierć odzyskuje się 100 funtów rocznie. Był ta godny i zacny człowiek, ale kiedy rozważam, że Opatrzność tym sposobem daje mi niespodzianie o 100 funtów rocznie więcej, pozostaje mi tylko chwalić Boga, co czynię z głębi mojego serca.   10 lutego. W Paul's Churchyard oglądałem ostatnie nowe oprawy moich starych książek. M. in. Dworu króla Jakuba i Wyniesienia i upadku domu Stuartów. I bardzo jestem teraz kontent z mej biblioteki, która zaiste przedstawia piękny widok. Za czym do Westminster, gdzie dowiedziałem się, że wczoraj w Izbie przeszła ustawa o 2 500 000 funtów przyznanych Królowi. Po powrocie do domu zastałem pana Moore'a, który z nami jadł obiad i wypłacił mi z procentami większość długu zaciągniętego u mnie przez Milorda. Teraz więc zostało już u niego tylko 257 funtów 7 szyl, niech Bogu będą dzięki, że nie więcej.   15 lutego. Z Creedem do Gresham College, gdzie pan Povy w zeszłym tygodniu podał mnie był na członka Towarzystwa; tedy dzisiaj byłem przyjmowany i podpisałem się w księdze, a prezes Towarzystwa lord Brouncker podał mi rękę i powiedział mi parę słów stosownych do okoliczności. 17 lutego. (Zapustny Wtorek. ) Srogie zimno i mróz, i śnieg, a już się zdawało, że zima nas opuści. W południe na chwilkę do sir W. Battena, który już zdrowieje. Powaśniłem się tam z sir J. Minnesem, który nazwał sir W. Warrena chytrym łotrem, alem go wnet ostudził.   20 lutego. Wracając z sir J. Minnesem od księcia Yorku oglądaliśmy zaczętą budowę nowego pałacu Lorda Kanclerza blisko St. James; który pałac lud pospolity nazwał już Dunkierskim Domem dając tym wyraz opinii, że Kanclerz dobrze się obłowił przy sprzedaży Dunkierki. Koło niego buduje się z jednej strony lord Barkeley, z drugiej — sir J. Denham. Za czym do Izby Lordów na rozmowę z lordem Bellassesem, do Giełdy i do urzędu, gdzie zastałem żonę Bagwella. Kazałem jej wrócić do domu i obiecałem zaraz napisać do lorda Sandwicha w sprawie jej męża, by go dał na lepszy okręt. Com też uczynił, a zaś wodą do Deptford i po ciemku już do domu pani Bagwell i tam, acz bardzo mi się opierała, przemogłem na koniec jej wolę i nasyciwszy się — do Redriffe, a była już dziewiąta wieczór; tedy napiwszy się gorzałki i zjadłszy chleba z serem — do domu. Żona powiedziała mi, że zgodziła dziewkę tak piękną, iż nigdy podobnej nie widziała, i że. już jest o mnie z jej przyczyny zazdrosna, jednak wystawia się na ten hazard i zgodziła ją z miesięcznym wymówieniem. Myślę, że stroi sobie żarty.   21 lutego. Do południa w urzędzie. Żona poszła z panną Mercer kąpać się do łaźni, powzięła jakoby rezolucję dbać odtąd bardzo o schludność. Jak to długo potrwa, łatwo zgadnąć. Miałem, dziś list od lorda Sandwicha z Dun, dokąd wrócił z flotą nie zetknąwszy się z Holendrami. Ma na przyszły tydzień przybyć do Miasta.   22 lutego. Spałem sam, bo żona po kąpieli położyła się w osobne łoże. Do Gresham College, gdzie przedni dyskurs uczonych; potem do urzędu i nad robotą do północy. Pani Bland, żona kupca i sama dobry kupiec, nawiedziła nas dzisiaj z pożegnaniem, jako że wyrusza za mężem do Tangeru. 23 lutego. Dziś za łaską Boga Wszechmogącego skończyłem trzydzieści dwa lata życia i jestem w najlepszym stanie zdrowia, lepszym w tej minucie, niż kiedykolwiek byłem, i w takiej dobrej kondycji co do majątku, w jakiej nigdy dotąd nie byłem, za co dzięki niech będą Panu na Niebiesiech.   24 lutego. Na zlecenie pana Coventry'ego całe rano z rybakami i z miejskim starostą wodnym na Rzece w sprawie ochrony rybaków przed branką do floty; i rad byłem z okazji nauczenia się czegoś w materii rybołówstwa.   25 lutego. Do późnej nocy w urzędzie, gdzie wiele spraw do końca przywiodłem; tedy do domu i umywałem się cały ciepłą wodą; żona chce mnie mieć schludnym, jako że sama się kąpała.   27 lutego. Z żoną i Mercerką do miasta powozem sir J. Minnesa, który go żonie użyczył, by nim jeździła po wizytach; a od kilku tygodni żona dziś pierwszy raz (okrom wyjścia do łaźni) wyjechała z domu na miasto. Ja zasię do Whitehall na Komitet) Rady Królewskiej, który ma rozważać sprawę przymusowej branki do floty. Ale, o Boże, jak ci panowie obradują! Żaden nie usiędzie, jeden wchodzi, drugi wychodzi; jeden skarży się, że nic nie dokonaliśmy, inny klnie się, że siedział tu już ze dwie godziny, a nikt nie przyszedł! Aż skończyło się na tym, że lord Annesly rzekł: „Snadź będziemy Króla musieli prosić, by przychodził nai każdą sesję komitetu, bo nie widzę, abyśmy cokolwiek zdziałali, okrom gdy on jest z nami. „ Tak oto największej wagi rzeczy są przez nas ninie sprawowane. Potem chodziłem kęs czasu po parku z panem Coventrym, który, jak postrzegłem, popada w lekką melancholię widząc taką niedbałość około wszystkich rzeczy. Potem końmi do sir Filipa Warwicka; zawarł ze mną rodzaj przyjacielstwa ze swobodną wymianą zdań, zapewniając, że wyuczy mnie wszystkiego, co dotyczy prac skarbnika Marynarki, tak że będę wiedział nie gorzej od sir J. Cartereta, jak stoją jej finanse, i chce, żebym do niego od czasu do czasu przychodził lub on ze mną się będzie spotykał, by rozprawiać o sprawach najlepszego służenia Królowi; i wielce jestem dumny a szczęśliwy, żem się tak dał poznać takiemu człowiekowi. 28 lutego. Całe rano w urzędzie. Po obiedzie z żoną u lady Batten, u której żona nie była już ze dwa lata, lecz postanowiłem, żebyśmy, o ile możebna, położyli koniec naszej nieprzyjaźni, cośmy też uczynili, i wszystko poszło gładko i mile. W domu zacząłem liczyć żony wydatki na kuchnię i postrzegłem, że brakuje 7 szylingów, o co przyszło między nami do wielkiej kłótni, a prawdę mówiąc ja nadto złośliwie nastawałem na nią o rzecz tak błahą, drażniąc ją (grubymi słowy, wyzywając ją od dziadówek i wymawiając jej, że z byle kim przestaje, w czym ona nie została mi dłużna wypominając mi słusznie moje złe towarzystwa. Jest bardzo zmyślna i byłem dał jej najmniejszy po temu pozór, wnet puszcza w ruch swój dowcip. I zły ma wtedy język, lecz nie taki zły, bym spokój zachowując nie mógł tego ścierpieć,, a prawdą jest, że moja zazdrość, moja zbyt natrętna o nią piecza i moja gotowość do zadawania jej win czynią ją coraz gorszą. Tedy rozeszliśmy się bardzo gniewni, a ja do urzędu i do moich miesięcznych rachunków, z których okazuje się, że mam 1270 funtów, za co chwała niech będzie Bogu. O drugiej w, nocy do domu na kolację i do łóżka, i tak owo kończy się ten miesiąc wielkim oczekiwaniem, że Holendrzy ruszą na nas, jako że, zda się, bardzo podnieśli głowę i są lepiej od nas przygotowani. Boże, daj temu dobry koniec!   1 marca. Wstałem, a że to dzień dawno danej przeze mnie obietnicy, iż dam żonie 20 funtów jak zwyczajnie na nowe szatki przed Wielkanocą, tedy pogodziła się ze mną, a ja z nią, i chociaż bardzo mi się nie chciało rozstawać z moim złotkiem, alem dał jej na koniec te pieniądze. Tedy wnet wyszła kupować, a ja do urzędu. W południe obiadowałem w Trinity House, a zaś do Gresham College, gdzie pan Hooke miał drugą, bardzo ciekawą lekcję o ostatniej komecie. Potem zebranie, na którym syn sir J. Cartereta, Filip, i jego zięć, sir N. Slaning, przyjęci do Towarzystwa; ja zasię tego dnia zapłaciłem Towarzystwu 40 szylingów za wpisanie mnie do księgi członków. Potem były jeszcze subtelne dyskursy i eksperymenty, ale nie będąc dosyć biegłym w filozofii, żeby je rozumieć, nie mogłem ich też spamiętać. Między innymi był wykład bardzo drobiazgowy o różnych sposobach wypiekania chleba we Francji, która słynie z najlepszego na świecie chleba.   2 marca. Od dzisiejszego dnia zacząłem wstawać przed szóstą, a schodząc dla budzenia służby ujrzałem, że Bessę i mała Zuzanna śpią w odzieniu leżąc w pościeli na podłodze, tuż przy żarzącym się na kominie ogniu, a świeca paliła się całą noc. To mnie zgniewało, ale że Bessę chce odejść, nie będzie mnie więc już długo irytowała.   3 marca. Do Giełdy, potem do domu na obiad i do urzędu, gdziem siedział do 12 w nocy przepisując dla pana Coventry'ego mój dyskurs dotyczący ochrony rybaków na Tamizie od przymusowej branki do floty.   4 marca. Odwiedził mnie William Howe, który przybył z lordem Sandwichem z morza. Opowiada, jak sir W. Penn bez respektu przyjął Milorda na pokładzie okrętu księcia Yorku i że kapitan Minnes, faworyt księcia Ruperta, też mało respektu Milordowi pokazuje, ale że wszyscy inni mają Milorda w należnym zachowaniu. Tego dnia wojna z Holandią na Giełdzie proklamowana.   5 marca. (Niedziela. ) Do lorda Sandwicha i jadłem z nimi obiadr a był to pierwszy obiad, jaki Milord jadł w domu po swym powrocie z morza. I z dziwnym dosyć pytaniem zwrócił się w mej przytomności do żony:,, Jak się miewasz, serdeńko? Cóżeś porabiała przez ten tydzień?” — powiadamiając mnie, że ledwie miał czas widzieć ją w ciągu tygodnia. Przy obiedzie traktował mnie z największym namaszczeniem, coraz to wołając na Milady, aby mi dokładała, i co możebna czynił, aby mi respekt okazać. Wieczorem w domu kilka pieśni z panem Hillem, potem jeszcze trochę w urzędzie i do domu na kolację, i do łóżka.   6 marca. Dzień tak okrutnie zimny jak żaden tego roku. Z sir J. Minnesem do St. James, jak zwykle do księcia Yorku. Wielkie przygotowania do jego wyjścia znów na morze. Widziałem Księcia, jak przymierzał nowy bufiasty strój i kapelusz z czarnego aksamitu. Więcej drżę o tę jego hazardową wyprawę niż o wszystko inne w tej wojnie. Do domu na obiad, gdzie widziałem, jak Bessę się od nas wynosi; ze wszystkich niewiast, co kiedykolwiek u nas były, tę darzyliśmy największą miłością i uprzejmością, nie mówiąc o dobrym przyodziewku okrom zasług; i największą nam okazała niewdzięczność porzucając nas. Kiedym wrócił do domu wieczorem, zastałem już nową pokojową Mary, która miasto być piękną, jak to żona mówiła i o czym zdaje się być i teraz przekonana, jest bardzo gminną dziewką, co mi sprawiło wielki zawód.   7 marca. Wczoraj przed pójściem do łóżka nękany byłem przez wielkie bolę w nerkach, ale dzisiaj mając się lepiej poszedłem do urzędu. Tam bolę znów mnie chwyciły, tak że ledwie mogłem wytrwać do południa. A w domu, kiedy poszedłem oddać wodę, wyszły ze mnie dwa kamienie. To mi przyniosło wielką ulgę, alem położył się do łóżka i wstałem dopiero wieczorem, by siąść jeszcze do pracy.   8 marca. Mimo że dzień był okrutnie zimny, wstałem, jako że bolę moje osłabły i mam nadzieję, że nie będę więcej chorzał na kamień, lecz pozbędę się go z uryną, co daj Boże; wszelako poradzę się jeszcze lekarza. Tego ranka przyszła do urzędu smutna wiadomość, że okręt „Londyn” wyleciał w powietrze w zatoce Norę. Około 24 ludzi (w tym jedna kobieta) z załogi sir J. Law sona, który miał tym statkiem wyruszyć z Hope na morze, uratowanych, reszta — blisko 300 ludzi — zginęła. Okręt rozerwany w kawałki z 80 spiżowymi działami. Poszedłem na Giełdę, gdzie! ta wiadomość bardzo wszystkim stargała serce. Sir. J. Lawson poniósł w rzeczach i ludziach starannie wybranych ogromną stratę, a miał na pokładzie i krewnych.   9 marca. Wstałem i do urzędu, a w południe do domu na obiad, po którym wziąłem żonę do miasta i zostawiwszy ją przy Nowej Giełdzie, sam do Westminster, gdzie dowiedziałem się, że pani Martin powiła chłopca i już ochrzcili go imieniem Karol, z cze gom rad, bo się bałem, że będzie mnie prosić na chrzestnego. Dziwna rzecz, jak swoboda i wyjście z domu bez celu wiedzie człowieka do złego, bom właśnie miał iść do niej, przez co złamałbym ślub albo musiałbym zapłacić sobie grzywnę. Ale dowiedziawszy się od mego do niej posłańca, że ma gości, poszedłem do szkoły Św. Pawła i odwiedziłem jej rektora, pana Crumluma, i — mój Boże, cóż z niego za pocieszny i wiele o sobie rozumiejący pedagog i jaki dogmatyczny we wszystkich rzeczach, które mówi, chociaż uczony człowiek. Tego wieczora moja żona przyoblokła nową suknię z popielatego jedwabiu w kwiaty, bardzo cudną.   10 marca. W południe z urzędu na Giełdę, gdzie z wielką żarliwością Miasto proponuje wystawić Królowi nowy okręt w zamian za „Londyn”, który wyleciał w powietrze, co piękną byłoby rzeczą, i jeśli dobrze tym pokierują, okręt będzie, lecz jeśli to się dostanie w złe ręce albo wezmą się do tego dworacy, to boję się, że okrętu nigdy nie będzie. Na Komisji do Spraw Tangeru, gdzie sprawa loterii na dochód Rybołówstwa tak powierzchownie i lekko zbyta, żem stracił tylko czas. Tedy zły do domu i do urzędu. Późnym wieczorem przyszli do mnie dwaj panowie Bellamy, prawem umocowani dostawcy wyżywienia dla Marynarki, poradzić się w sprawie długu, którego Marynarka im nie spłaciła i za którego wydobycie ofiarują mi sporo pieniędzy. Sprawa jest czysta i najsłuszniejsza w świecie, może więc się tego podejmę, aby trochę zarobić, co będzie dobrym interesem.   13 marca. Wstałem wcześnie, jako że to pierwszy ranek, od którego ślubowałem pod. karą grzywny nie leżeć w łóżku dłużej niż kwadrans po przebudzeniu się. Do St. James, gdzie wiele spraw, a i Król chwilę był z nami. Potem do Giełdy, gdzie w pobliskiej gospodzie obiadowałem z kapitanem Taylorem i sir W. Warrenem. Potem do domu, gdzie zastałem list od pani Martin, że chce mnie widzieć, tedy (wbrew danej sobie obietnicy) poszedłem do niej; zastałem ją w odzieniu położnicy i prosiła mnie o miejsce dla swego męża. Krótko tam zabawiwszy, do sir W. Warrena i wszczęliśmy z nim rozmowę o interesie, na którym, jak on powiada, będę mógł zarobić 100 funtów. Tego dnia moja żona zaczęła nosić jasne, bez mała białe loki, które, chociaż jej w nich bardzo nadobnie, iż nie są naturalne, gniewają mnie i nie chcę, by je nosiła.   16 marca. Tego popołudnia pan Harris przysłał mi w upominku dwa piękne srebrne lichtarze i szczypce do rozjaśniania świec, i tackę pod to, A wieczorem przyszedł pan Andrews i przyniósł mi 36 funtów jako dalszy owoc moich kontraktów o zaopatrzenie Tangeru. Tedy do łóżka, znużony pracą, ale wesół na duchu i chwaląc Boga za owe Jego dobrodziejstwa.   17 marca. Z sir W. Battenem do St. James, dokąd wielu przybyło, żegnać Księcia, który jednak nie wyruszy aż w poniedziałek. Ale najlepszą wiadomością jest, że zamiast wielu kłopotliwym lordom, sprawy Urzędu mają być nadal powierzone księciu Albemarle, by rozkazywał jako Admirał w zastępstwie Księcia; z czego uradowało się moje serce. Tedy na Komisję do Spraw Tangeru, na którą stawili się lordowie: Albemarle, Sandwich, Barkeley (ojciec), Fitzharding (Karol Barkeley syn), Peterborough, Ashley, sir T. Ingram, sir J. Carteret i inni. Rzecz obracała się znów koło rachunków Povy'ego, a nigdy żaden człowiek sam gorzej nie mówił ani gorszych rzeczy o sobie w oczy nie usłyszał niż on od tej kompanii. Rozeszliśmy się na niczym okrom zamieszania i wstydu. Po południu znów na Komisję i dalej wielki gwar około sprawy Povy'ego, który coraz bardziej się pogrąża, i zakończyliśmy obrady z wielką dla niego konfuzją, gdyż. oni oznajmili mu wyniosłymi słowy, że nie powierzą mu żadnych więcej pieniędzy, póki się z dotychczasowych nie wyliczy. On zasię prosił, aby mógł mi towarzyszyć, tedy z nim łodzią do miasta. Po drodze zaproponował mi sam ze siebie, że chce mi odstąpić urząd, skarbnika Komisji do Spraw Tangeru, z tym, że będę mu płacił połowę dochodu. Rzecz jest dla mnie nowa, ale im więcej o niej myślę, tym bardziej mi się podoba, i prosiłem, aby przedłożył to Księciu do decyzji. Czy to się powiedzie albo nie, mało dbam o to, lubo myślę, że przygodziłoby mi się to teraz. 18 marca. Z Povym i Creedem całe popołudnie aż do nocy nad rachunkami Povy'ego; i — Boże wspieraj go — alem nie widział nigdy w życiu człowieka tak pomylonego jak on i wszyscy w jego domu. Uskromiwszy się co nieco z robotą, przerwaliśmy ją, a Povy oznajmił mi w przytomności Creeda, że mówił już z księciem Yorku i innymi o przekazaniu mi obowiązków skarbnika, myślę tedy, że nie da się to już cofnąć. Creed, jak postrzegam, krztynę mi tego zazdrości, ale myślę, że mi nie będzie szkodził, jeno żem ja sam w rozterce, czy nie byłoby lepiej puścić to mimo, jako że mi to zakłóci spokój potrzebny do pracy w Marynarce, która, zważywszy na tę wojnę, warta jest bez wątpienia całego mego czasu. Do domu w stanie powątpiewania, co mam o tym myśleć, lecz wola Boga Wszechmogącego najlepiej wszystkim pokieruje.   19 marca. (Niedziela. ) Pan Povy przysłał po mnie rano swój powóz, więc do niego i tam dowiedziałem się ku memu wielkiemu pomieszaniu, że lord Fitzharding, na mocy dawnych obietnic księcia Yorku, chce dać miejsce skarbnika po Povym panu Brounckerowi. Tedy całkiem osłupiali — do Creeda, którego zastaliśmy z jego papugą na ramieniu i ptaszysko dziobnęła Povy'ego w oko tak, że mało mu go nie wykłuło. Ale gdy nic złego się nie okazało, my rada w radę, co robić. Na koniec uradziliśmy, żebym pojechał do pana Coventry'ego, który też dał mi najbardziej przyjacielską i mądrą radę, abym nie uchylał się od tej rzeczy, gdyż dam się przez nią poznać wielkim ludziom, podczaa kiedy teraz jestem zagrzebany w Marynarce między paru zaledwie spośród nich; nie radzi mi jednak, bym jawnie oponował lordowi Fitzhardingowi. A wnet po tej rozmowie po południu pan Povy oznajmił mi, że mówił już z księciem Yorku i że na skutek mediacji pana Coventry'ego Książę zgodził się poprzeć moją sprawę, odmówić Brounckerowi i ugłaskać Fitzhardinga. Ale trzeba nieszczęścia, że, jak słyszę, sir J. Carteret nie zdaje się być zadowolony z takiego obrotu rzeczy i zbył milczeniem wiadomość, że mam zająć miejsce Povy'ego, co dla mnie jest nauką rozróżniania prawdziwych i fałszywych przyjaciół. Tak czy owak, obaj z Povym kontenci pojechaliśmy jego powozem do Hyde Parku, w którym dziś pierwszy dzień wyjazdu kolas na spacer. Dużo nadobnych pań, a między innymi pani Castlemaine bezwstydnie leżąca w powozie i śpiąca z otwartymi ustami.   20 marca. Z Povym do lorda Sandwicha, który powiedział mi, że Książę jest przychylny nie tylko mojej sprawie, lecz i mnie samemu, i że podnosi moją wartość słowami największej miłości i respektu, co mnie przepełniło radością. Tedy do St. James, gdzie okrutne wątpliwości co do Brounckera, aliści dowiedziałem się, że odstąpił od swych pretensji, a książę Yorku wysłał już sekretarza Benneta, by na Komisji Tangeru-oznajmił jego zgodę na moje następstwo po Povym. Tedy do Whitehall na Komisję do Spraw Tangeru, gdzie po kilku innych sprawach Povy przedłożył swoją rzecz bardzo pięknie; że ubolewa nad tym, iż był tak niefortunny w rachunkach i nie mógł zadowolić Ich Lordowskich Mości tak, jak był pragnął; że jest pewien, iż rachunki prowadził! dobrze, i domaga się, by podległy dalszemu rozpatrzeniu, a nadto, że gotów jest pokryć z własnej kieszeni wszystkie braki, jakie by się okazały; i że na przyszłość, aby rzecz była lepiej sprawowana i gwoli jego spokojowi, prosi za zgodą Księcia, iżby mógł zrezygnować z urzędu skarbnika na rzecz pana Pepysa. Tutaj sekretarz Bennet przeczytał wolę Księcia, którą wszyscy przyjęli z zadowoleniem ponad moje oczekiwanie. Tak więc Komisja utwierdziła mnie na urzędzie skarbnika z mocą wystawiania talonów. I wszystko bez jednego bodaj cierpkiego czy niechętnego słowa, lecz owszem, jak najzgodniej, co jest przychylnością fortuny ponad wszelką imaginację.   21 marca. Rano przyszedł mój. krawiec i naradziliśmy się nad przysposobieniem mojej garderoby na lato. Po południu do pana Povy'ego, z którym układaliśmy warunki naszej umowy, i myślę, że wszystko bardzo uczciwie i czyście między nami się ułoży, ale im lepiej go poznaję, tym bardziej durny widzi mi się ten człowiek.   22 marca. Do Whitehall, gdzie gwałt około jutrzejszego wyjazdu Księcia. Tedy do niego do St. James, gdziem ucałował rękę Księcia i usłyszałem od niego najuprzejmiejsze słowa dobrej o mnie opinii, co mnie pokrzepiło bardziej niż wszystko na świecie. A to samo rzekł mi pan Coventry z największą serdecznością i afektem.   23 marca. Do lorda Sandwicha, który dziś towarzyszy Księciu wodą ku Hope, gdzie stoi okręt „Książę”. A lubo w wielkim był zatrudnieniu, przyjął mnie z najuprzejmiejszą radością z racji mego wyróżnienia. Do Giełdy i do urzędu, a po południu „Pod Łabędzia” do Herbertów, gdzie Sara dotrzymywała mi kompanii, chętna wszystkiemu, czegom życzył. Potem do pani Martin, która już wstała po połogu i bardzo była mi rada. Ludzie gadają, że wielki huk dział słychać było dzisiaj w Deal, lecz nie wiadomo pewnie, co by to miało znaczyć.   24 marca. (Wielki Piątek. ) Do lady Sandwich, gdzie żona cały dzień, bardzo ściśle obserwując post wielkopiątkowy. Milady sam na sam ze mną bardzo serio mówiła o synu sir J. Cartereta, za którego chce wydać pannę Jemimę.   25 marca. (Dzień Matki Boskiej. ) Cały dzień w urzędzie tęgo pracując ku memu wielkiemu zadowoleniu. Tego popołudnia sir W. Penn przybył nagle z morza, ale z jakiej przyczyny, to nie wiem.   26 marca. (Niedziela Wielkanocna. ) Do kościoła z żoną (która już ze dwa miesiące nie była w kościele). Obiadowaliśmy we dwoje z żoną, jako że Mercerka przystępowała do Sakramentów Świętych. Tego dnia minęło siedem lat od dnia, kiedym ocalał spod noża, gdy mnie krajali na kamień. Podług zwyczaju zaprosiłem panią Turner z rodziną, ale wymówiła się prosząc o inny dzień, jako że to Wielkanoc. Na com chętnie przystał w nadziei, że może się z tego święta wywinę. 27 marca. Wcześnie rano do pana Povy'ego, z którym podpisaliśmy i przypieczętowali naszą umowę o ustąpienie mi urzędu skarbnika Komisji do Spraw Tangeru, którą umowę on sam napisał, a ja tylko dodałem coś niecoś na moją korzyść. Potem do księcia Albemarle na pierwsze posłuchanie po wyjeździe księcia Yorku. Spokojny, ciężki człowiek, co niczemu nie będzie przeszkadzał, a w miarę możności pomoże. Byłem kontent z owego posłuchania. Kiedym z nim został sam, podziękowałem mu za jego przychylność ku mnie w sprawie Tangeru, co mile przyjął upewniając mnie o swej estymie. Potemdo pani Martin, która miast żałować męża, co wyjechał jak szaleniec do Francji, tak samo jest gminna i rozwiązła, jak była zawsze, czym do woli się uraczywszy poszedłem precz. Stamtąd do lorda Peterborough gdzie obaj z Povym wypominali sobie swoje głupstwo w rachunkach, jeden drugiego mając za wariata, a ja sądzę, że obaj co do tego mieli rację, ale obaj, nawet w sposobie zadawania sobie win, byli bardzo dowcipni i ucieszni.   28 marca. Z żoną na kolacji u sir W. Penna, który jutro na dobre i na długo wyrusza na morze. Potem jeszcze do północy w urzędzie.   31 marca. Do lorda Ashleya, a zaś do sir Filipa Warwicka a potem do lorda Fitzhardinga, który przyjął mnie dosyć uczciwie, ale nie tak, jak oczekiwałem; mniema on, jak postrzegłem, że wziąłem na siebie rachunki Povy'ego, żeby oczyścić go z zarzutów; lecz wyprowadziłem go z błędu. Potem do lady Sandwich, z którą naradziliśmy się w sprawie małżeństwa jej córki z panem Carteretem. Potem do pana Povy'ego, z którym całe popołudnie zabawiałem się jego rachunkami, ażem się znużył robotą, przez którą zaniedbuję sprawy Marynarki. Wieczorem wstąpiłem po żonę do lady Sandwich i do domu. A potem jeszcze w urzędzie nad miesięcznymi rachunkami, i mój fundusz, chwała Bogu, urósł do 1300 funtów.   1 kwietnia. Całe rano w urzędzie nad wygotowaniem rachunków dla Lorda Podskarbiego Koronnego za ubiegłe półrocze. Potem z panami sir W. Battenem, sir J. Minnesem i sir J. Cartere tem do Lorda Podskarbiego, któremu przedłożyliśmy rozchody już poczynione i te, które nas czekają do listopada tego roku. Pierwsze wynoszą 500 000 funtów, drugie — milion. Dopieroż Lord Podskarbi zaklinał się krzycząc, że nie może dać, czego nie może, ani pieniędzy, których nie ma, co smutną jest historią.   3 kwietnia. Do Whitehall do księcia Albemarle, gdzie siła spraw. Do domu na obiad, a potem z Creedem, żoną i Mercerką do Książęcego Teatru na sztukę lorda Orrery Mustafa,; która, że jest kiepska, nawet role Bettertona i pani Ianthe lichymi się wydały. Tylko tyle mieliśmy uciechy, że Król i pani Castlemaine byli obecni, a śliczna i dowcipna Nell i młodsza Marshall (Rebeka) siedziały koło nas, com bardzo mile widział.   4 kwietnia. Gałę rano w urzędzie, a w południe do Giełdy, koło której kupiłem parę bawełnianych pończoch w sklepie męża najpiękniejszej kobiety; namówiła mnie na kupienie trochy bielizny, a zamówiłem też u niej pasamony z intencją, żeby z niej mieć dostawcę różnych krawieckich ozdóbek, jako że jest jedną z najpiękniejszych i najskromniejszych niewiast, jakie w życiu widziałem. Obiad w domu, a zaś do urzędu, gdzie do późna w noc, tak że omal nie usnąłem nad robotą i niejeden raz kiwałem się popadając w drzemkę pośród mych listów.   5 kwietnia. Dzień dzisiejszy ogłoszono z rozkazu Króla jako dzień postu na intencję wojny holenderskiej. Wcześnie rano do Woolwich i do Deptford z panem Tookerem, którego przyjąłem do Marynarki dla doglądania, żeby wszystko było na czas dostawiane do miejsca postoju floty.   6 kwietnia. Całe rano w urzędzie nad sprawą płacenia żołdu kwitami (z braku gotowizny), w której wiele przykrego zamieszania. W południe u księcia Albemarle, a stamtąd do Jervasa dla odebrania peruki będącej w naprawie i tam dowiedziałem się, że Jane Welsh do zupełnej przyszła zguby wziąwszy za męża owego próżniaka, z którym wszelako nie brała ślubu, lecz tak z nim od wielu tygodni mieszkała, aż okazało się, że to człowiek żonaty i dzietny; tedy Jane wyjeżdża teraz do Irlandii. Słuchy, że nowa kometa się pokazała, lecz ja jeszcze jej nie widziałem.   7 kwietnia. Wcześnie rano do księcia Albemarle w sprawie braku pieniędzy dla Marynarki, których jeśli skądciś nie dostaniemy, będziemy musieli zamknąć cały krami Tedy w tej samej sprawie do Lorda Podskarbiego, gdzie z sir Filipem Warwickiem do późna dyskurs o ciężarach Marynarki i że sir J. Carteret źle prowadzi sprawy, trzymając nas w nieświadomości co do tego, na co wydaje pieniądze; sir Filip upewnił mnie bez ogródek, że o ile Król nie znajdzie śród panów jakiego bogacza, który by mu pożyczył pieniędzy, albo Miasto mu nie da, to nie ma żadnego podobieństwa znalezienia potrzebnych sum, jako że, jak powiada, wydaliśmy już roczną sumę ż tego, co Parlament nam przyzna! na trzy lata, czyli z 2 500 000 funtów. Ogółem kontent byłem z tego dyskursu, jeno boję się, że zraziłem sobie sir J. Cartereta, który wie, żem cały dzień naradzał się poufnie z sir Filipem Warwickiem.   8 kwietnia. Ambasador francuski przybył dziś incognito, wyprzedzając swoją świtę. Mniema się, że przybył traktować z Królem o przymierze z królem Francji przeciwko Flandrii, za co ma pomóc nam w wojnie holenderskiej. My zasię, acz dajemy pozór wielkiej gotowości, niezdolni jesteśmy wystawić by najmniejszej floty, jeśliby ta, która stoi teraz w Harwich, została pokonana. Z której przyczyny błagam Boga, żeby nam zesłał pokój!   10 kwietnia. Do księcia Albemarle i na Komisję do Spraw Tangeru, gdzie nowe zamieszanie z rachunkami Povy'ego, aż myślę, że nigdy po nim nie dostanę tego urzędu skarbnika.   12 kwietnia. Do Whitehall na Komisję do Spraw Tangeru, gdzie lord Ashley, będąc udręczony rachunkami Povy'ego, wystąpił niespodzianie z propozycją, żeby Povy sprawował dalej urząd skarbnika Tangeru, aż póki rachunków swoich nie wyreguluje; i tak argumentował, że wyznaję, nie wiedziałem, co rzec, ale tak mnie to gryzło cały dzień i noc, żem się nie mógł uspokoić, lubo nie wiem, czy wiele bym stracił, jeśliby przyszło do takiego obrotu rzeczy. Po obiedzie znów do Whitehall na Tajną Radę Królewską, a zaś z sir J. Carteretem, lordem Brounckerem i sir Tomaszem Harvym do Lorda Podskarbiego, gdzie byli już Lord Kanclerz i książę Albemarle; tedy przedłożyłem im wielki rejestr wydatków Marynarki i zdałem sprawę o braku pieniędzy. I dopieroż dziwowałem się patrząc, jak łamali ręce a krzyczeli: „Cóż mamy robić?” „Co to wszystko znaczy, panie Pepys?!” „To prawda, co” pan mówi, ale co pan chce, bym uczynił? — woła Lord Podskarbi. — Jak pragnę żyć, dałem wszystko, co mogłem! Czemu nikt nie chce pożyczyć pieniędzy? Czemu Królowi nie wierzą tak, jak wierzyli Oliverowi? Czemu zdobycz wojenna nic nie przyniosła, którąśmy tyle szacowali?” I to było wszystko, czegośmy się dobili, i rozeszliśmy się nic więcej nie wskórawszy, co jest najsmutniejszą w świecie rzeczą, że w takim czasie, gdy wszczęliśmy największej wagi działania, o nic nie masz dbałości, a wszystkie sprawy toczą się same sobie, jako chcą.   14 kwietnia. Wcześnie do pana Povy'ego, żeby raz położyć kres mojej niepewności co do tego, czy ma on życzenie przyjąć propozycję lorda Ashleya i czy chce dalej być skarbnikiem Tangeru; i dając pozór wielkoduszności, chciałem zwrócić mu naszą umowę, lecz on mi odpowiedział, że nie chce tego za nic na świecie, co mnie na teraz uspokoiło. Ale Creed struł mnie nowymi wątpliwościami, wywodząc jak na dłoni, że Povy musi wrócić, jednak dał mi też dobrą, acz trudną radę, abym wziął na siebie uregulowanie reszty rachunków Povy'ego. Tedy z Creedem do Charing Cross i tam do traktierni kucharza na obiad, przy którym wieleśmy rozmawiali o mojej sprawie i o innych, a na koniec o Williamie Howe'em i jego nieszczerej z nami polityce i w oczy, i za oczy, i że fałszywy z niego człowiek.   17 kwietnia. Do księcia Albemarle, który pokazał mi list pana Coventry'ego z wiadomościami, żeśmy wzięli trzy. holenderskie okręty korsarskie, ale na jednym z naszych polegli: kapitan Golding i 9 ludzi załogi. Do Whitehall, gdzie Król ujrzawszy mnie zawołał na mnie po nazwisku i wypytywał mnie o nasze okręty na Rzece. Tego dnia Briggs, notariusz, przysłał mi do domu srebrny zegarek, ale byłem zły, że żona to przyjęła, a już co najmniej o to, że otworzyła puzderko, a na dobitkę dała temu, co je przyniósł, 5 szylingów, czyniąc rzecz jeszcze bardziej przez to jawną. Ale nic już na to nie poradzę i będę się starał być uprzejmym dla Briggsa, który jest przyjacielem wuja Wighta.   21 kwietnia. Tego dnia, jak słychać, książę Yorku i jego flota wyżeglowali z Rzeki na morze.   22 kwietnia. Wcześnie rano po przybyciu pana Caesara, który uczy mojego pacholika grać na lutni, rozmówiłem się z nim serio o chłopcu, że nie przykłada się ani do lutni, ani do śpiewu i że jeśli nadal nie będzie pilnował lekcji, to go wyrzucę; mam nadzieję, że to wyjdzie chłopcu na dobre. Tego dnia miałem wiadomość od pana Coventry'ego, że flota wyruszyła z Hafwich ku holenderskim brzegom. Prowadź ją, Boże.   24 kwietnia. Dzisiaj za zgodą Lorda Podskarbiego i Lorda Małej Pieczęci otrzymałem na piśmie rozkaz przejęcia wszystkich rachunków Povy'ego i odpowiadania za jego długi. Do lady Sandwich na obiad i Milady zapytała mnie z rozkosznym zakłopotaniem, jak ma postąpić, żeby nie urazić Creeda, który ni mniej, ni więcej, tylko chce się starać o rękę panny Betty Pickering. Dała mu chłodną odpowiedź, ale nie tak surową, jakby powinna; i ponoć to Creed już był pisał do panny (jak wyznała), a ona zbyła go lekko. Milady bardzo temu krzywa i tak być powinno; poradziłem jej, żeby położyła na przyszłość koniec wszelkim okazjom przychodzenia tu Creeda tak często, jak to bywało ostatnimi czasy. Ale kiedy pomyślę o tym szatańskim zarozumialstwie; z jakim sięgnął ku pannie tak bliskiej lordowi Sandwichowi, to mi dziwno, z uwagi na jego skromność i powściągliwość. Po obiedzie do Cockpit, gdzie długo chodziłem po ogrodzie sam z księciem Albemarle, który wielkimi słowy mówił o mnie, że jestem prawą ręką Marynarki, że sam jeden. tylko chodzę około jej spraw i że beze mnie nic by w niej nikt nie zdziałał. Potem na Komisję Tangeru, gdzie, że nie było quorum, rozeszliśmy się, i ja z żoną i Creedem do pani Pierce, zawsze bardzo nadobnej, a teraz bardzo brzemiennej. Dawno jej nie widziałem.   26 kwietnia. Z Creedem do Povy'ego, od którego dostałem pierwszą część pieniędzy jako skarbnik Tangeru i dałem na to kwit, a było to około 2800 funtów w talonach. Potem sam z Povym do Whitehall i na życzenie lady Sandwich prosiłem go, by odwiódł Creeda od niedorzecznej myśli starania się o rękę panny Pickering.   27 kwietnia. Całe rano w urzędzie, a potem Creed u nas na obiedzie. Zjadłszy chodziliśmy z nim po ogrodzie i powiedział mi, że Lord Podskarbi w nowe popadł skrupuły i zanim da nam jakiekolwiek pieniądze, chce wiedzieć, co się stało z 26 000 funtów zaoszczędzonymi przez lorda Peterborough; co przyprawiło nas o nowe wątpliwości, a mnie o strach, że nie będę miał chleba z tej mąki. Ale gotów jestem to ścierpieć, jako że nie widzę jasno, czy z większym dla mnie pożytkiem będzie upierać się przy tym urzędzie albo dać temu spokój. Tego wieczora Will Hewer powrócił z Harwich, gdzie był z wypłatą dla załóg okrętowych.   28 kwietnia. Wstałem o 5 i z Creedem do Povy'ego, a zaś do sir Filipa Warwicka w sprawie pretensji Lorda Podskarbiego o rzeczone 26 000 funtów lorda Peterborough. Sir Warwick zdał mi sprawę o swoich wątpliwościach w tej materii, które podjąłem się rozproszyć. Tedy z Creedem do lorda Ashleya, który wbrew oczekiwaniu przyjął mnie bardzo mile i obiecał ułagodzić Lorda Podskarbiego. Stamtąd wodą w dół Rzeki do statków z żywnością dla floty, gdziem zastał wielki nierząd. Tedy po obiedzie wygotowałem o tym list do księcia Albemarle, który sam zaniosłem na Izbę Rady, gdzie był czytany. A kiedy Rada się skończyła, Lord Kanclerz przechodząc mimo pogłaskał mnie po głowie i powiedział, że Rada czytała mój list i wydała rozkaz ukarania winnych nie subordynaeji na okrętach zaopatrzenia floty. To samo rzekł potem; Król, który tak już mnie zna, że ile razy mnie widzi, zawsze pogada ze mną o sprawach Marynarki.   29 kwietnia. Rano aż db południa w urzędzie. Po obiedzie do Lorda Podskarbiego, który podpisał mi przywilej na wystawianie talonów z ramienia Komisji Tangeru. Ale wieczorem, gdym pisał list, zmieszały mnie słuchy, że sir W. Batten i sir J. Minnes niechętnym okiem patrzą na moje zaniedbywanie spraw Urzędu, co( mnie strapiło, ale mam w Bogu nadzieję, że zacznę się lepiej przykładać do mojej zwykłej pracy. Lecz jeszcze więcej na sercu leży mi, żem zaniedbał pisywać, jak powinienem był czynić, do pana Coventry'ego, co się musi odmienić, acz dzisiaj tak mało miałem go na myśli, żem usnął pisząc do niego list, w którym nadto pełna błędów i plam. Ale tę winę naprawię, jeśli tylko już na mnie się; nie obraził.   30 kwietnia. (Niedziela. ) Całe rano w urzędzie nad moimi miesięcznymi rachunkami, z których widzę, że odłożyłem w tym miesiącu 100 funtów i mam razem z tym gotowizny 1400 funtów. Tak tedy kończę ten miesiąc w dobrej kondycji co do majątku, ale w wielkim zakłopotaniu co do trudów, jakie podjąłem, i tarć, jakich oczekuję w sprawach Tangeru. Flota w 106 okrętów popłynęła ku brzegom holenderskim. A tutaj w mieście wielki strach przed zarazą, jako że pono dwa lub trzy domy już zamknięto. Boże, zachowaj nas wszystkich od powietrza!   1 maja. Do księcia Albemarle, który mruczał, żem trochę późno przyszedł. Stamtąd na Giełdę, a w południe z lordem Brounckerem i paru innymi panami powozem do pułkownika Blunta na obiad. W przystani koło Tower siedliśmy do łodzi i do Greenwich, gdzie powozy już na nas czekały; nuż więc do domu Blunta, a dom przedstawia okazały widok, tak co do położenia, jak co do świetnej uprawy ogrodu; między innymi pierwszy raz widziałem tam winnicę. Obiad nie nadto wystawny, jak i całe przyjęcie, lecz po obiedzie oglądaliśmy nowe sposoby wyrabiania pojazdów tak, by lekko nosiły. I próbowaliśmy różnych powozów, ale jeden zwłaszcza okazał się osobliwie wygodny (czego tu nie opiszę, dość że cała kolasa umocowana jest na jednej długiej sprężynie). Potem końmi do Greenwich, a stamtąd jachtem pułkownika Blunta do Deptford i wstępowaliśmy do pana Evelyna, którego posiadłość bardzo jest piękna, lecz że było już ciemno, nie popasaliśmy długo i do domu.   3 maja. Wcześnie rano do sir Filipa Warwicka i miałem z nim, długą rozmowę o sprawach sir J. Cartereta i szkodach, jakie przynosi narodowi jego złe gospodarowanie pieniędzmi, co nas obu turbuje, lecz nie spodziewam się, aby można było temu zaradzić. Potem na Komisję do Spraw Tangeru, na Giełdę i do Gresham College, gdziem widział kota zabitego florencką trucizną. Lecz nasi uczeni pokazali, że olejek z tytoniu daje te same skutki, ma tę samą barwę i woń, stąd sądzą, że to ta sama trucizna. Widziałem też płód poroniony, przechowany jak świeży w spirytusie. Potem do Whitehall na Radę, gdzie miałem otrzymać nakaz dający Urzędowi moc aresztowania marynarzy i majstrów okrętowych, którzy, będąc wziętymi z branki przymusowej, nie chcieliby robić. Ale nie wygotowali nam tego, więc trochę zafrasowany, do urzędu i do domu spać. Tego tygodnia umarł nagłą śmiercią od apopleksji sędzia najwyższy Hyde, krewny Kanclerza.   5 maja. Do Woolwich, do stoczni, gdzie maszty przysposabiają, i do Deptford, gdzie z panami Brounckerem, Battenem i Minnesem i z komisarzem Pettem obiadowaliśmy, a zaś do pana Eve-lyna, którego nie zastawszy, chodziliśmy po jego ogrodzie, i zaiste piękny to jest kawałek ziemi; pośród innych rarytasów — ul pszczelny, w którym pszczoły za szkłem, tak że można oglądać, jak robią miód i składają go w plastry bardzo uciesznie. Po powrocie do domu żona mi powiedziała, że mojej biednej ciotce Jamesowej ucięto pierś, na którą długo chorowała. Tego dnia kazałem sobie włosy krótko ostrzyc, którem był zapuścił i nosiłem już długie, ale z peruki mam taką wygodę, że postanowiłem do niej wrócić. 7 maja. (Niedziela. ) Do kościoła z żoną, a całe popołudnie z panami Hillem i Andrewsem śpiewaliśmy. Tak mile i skromnie spędziwszy tę niedzielę, do pacierzy i spać. Wczoraj moja żona zaczęła się uczyć rysunku u niejakiego Browne'a, poleconego nam przez pana Hilla, i sądząc z początków, myślę, że dojdzie w tym do pięknych rzeczy, co dla mnie będzie wielką rozkoszą.   9 maja. Na obiedzie u nas panna Teofila Turner, a prosiłem też do stołu nauczyciela rysunków, rad, że żona dojdzie do czegoś w tym kunszcie. Tego dnia wiadomość o ośmiu statkach, któreśmy wzięli Holendrom zatopiwszy im dwa okręty wojenne.   10 maja. Do Southwark, gdzie stoi Gwardia, z której, na rozkaz, księcia Ałbemarle, mam dostać żołnierzy do pilnowania wziętych przymusowo marynarzy. Do Giełdy i na obiad do domu, gdziem zastał matkę, dawno spodziewaną, ale dopiero teraz przybyłą ze wsi; rad jestem widzieć ją, lecz zatrudnienia, nad czym; ubolewam, nie pozwalają mi okazać jej takich względów, jakiem jej winien, zwłaszcza że pierwszy raz przyjechała.   12 maja. W Izbie Skarbowej, gdzie dostałem talony na sumę 17 500 funtów; i zdało mi się to świadectwem łaski Boskiej nade mną, że ja, lichy jeszcze tak niedawno pisarczyk, przyszedłem do takiej powagi, że owo talony wystawiam na takie sumy, co jest godnym podziwu zrządzeniem Opatrzności. Do mego zegarmistrza, który wyregulował mi ów zegarek otrzymany od Briggsa i oszacował go na 14 funtów; tedy większej to jest wartości upominek, niż myślałem.   13 maja. W urzędzie, na Giełdzie i znów do urzędu, gdzie do późna. Ale, o Boże, ile we mnie jeszcze siedzi dawnego dziecinnego szaleństwa, że całe popołudnie jeżdżąc po Mieście, nie mogłem się powstrzymać, by sto razy nie patrzeć, która na moim zegarku godzina, i nie dziwować się, żem tak długo mógł wytrwać bez zegarka. 14 maja. (Niedziela. ) Rano z żoną do kościoła, jako że to niedziela zielonoświąteczna. Żona bardzo nadobna w żółtym czepeczku wedle teraźniejszej mody. Potem do domu na obiad; matce przynieśli nową suknię, w której bardzo jej pięknie. Wieczorem, wezwany listem księcia Albemarle, już po nocy wodą z moim, pacholikiem do Hope i na rano, drzemiąc i budząc się po drodze — do domu.   17 maja. Z żoną do Langforda, gdziem nie był od śmierci mego brata. Zastałem tam już żonę i pannę Mercer, które zamówiły dla mnie dwa bardzo bogate jedwabne stroje, jakich mi koniecznie potrzeba; tylko że za dużo pieniędzy będę musiał na raz wyłożyć, ale niech już będzie, na czym stanęło, jako że taki wydatek najłatwiej mi jest ścierpieć i na tych rzeczach najmniej skłonny jestem oszczędzać. Sir J. Minnes i ja starliśmy się ostro z komisarzem Pettem, że zaniedbuje swych powinności wyjeżdżając z Chatham, tak że nie wiemy, gdzie go szukać. Nasza flota pono wraca do Harwich, dokąd sir W. Batten już wyjechał, a i księżna Yorku wyrusza jutro na spotkanie Księcia.   21 maja. (Niedziela. ) Całe rano pisałem listy do floty. Przynieśli mój nowy jedwabny strój, który przymierzyłem i podoba mi się, alem go zdjął, jako żem nie miał dzisiaj wychodzić z domu, lecz potem odmieniłem chęci i wyszedłem do lady Sandwich; aliści uszedłem kęs drogi, wróciłem się i zamknąwszy się w mym pokoju zasiadłem do rachunków Tangeru.   22 maja, Wodą ku okrętom, które miały wyjść z żywnością dla floty, ale nie wyszły (ku naszej hańbie i zgryzocie), mając wiatr przeciw sobie. Tedy do księcia Albemarle, a zaś do Trinity House, gdzie nowego Mistrza wybierali; potem do urzędu i późno w noc do domu z umysłem srodze zatroskanym i niespokojnym o to, co pocznie flota, skoro nasze statki z prowizją nie zdołały wyjść z Rzeki; o moje zawikłane rachunki Tangeru; o to na koniec, że nie przykładam się ostatnio do spraw Urzędu tak, jakbym winien, i świecę często nieobecnością, acz nic okrom spraw Tangeru nie odrywa mnie od moich tam zatrudnień, a i to ostatnio mniej się tym zaprzątałem.   23 maja. Całe rano w urzędzie. Obiadowałem w domu sam, jako że matka i żona pojechały na obiad do starego sługi rodziców, pana Cordery'ego. Pono flota holenderska we sto wojennych okrętów (okrom branderów) wyruszyła z portów na morze.   24 maja. Wstałem o 4 rano i z Willem Hewerem do południa bez przerwy porządkowałem papiery. Potem z Creedem do kawiarni, gdzie wszyscy mówią o wyruszeniu floty holenderskiej, o rozszerzaniu się zarazy w mieście i o różnych przeciw morowemu powietrzu lekarstwach, jedni radzą to, drudzy owo.   26 maja. Wieczorem do księcia Albemarle, którego zastałem bardzo rozsrożonego, że okręty nie wyszły z Rzeki, na co z przykrością patrzyłem, tak dalece, żem popadł w strach, abyśmy nie doczekali jakiej odmiany w Urzędzie,. a co najmniej, aby nam nie wsadzili na kark nowych ludzi, co przezierając — muszę na czas najbliższy dać się widzieć jako człowiek osobliwie potrzebny, siedząc akuratnie w urzędzie, a nigdzie indziej; to zasię postanowiwszy, pragnę całym sercem, abym był nigdy nie miał nic do czynienia z ową sprawą Tangeru.   28 maja. (Niedziela. ) Po kościele do sir Filipa Warwicka na obiad, gdzie liczna kompania zeszła się niespodzianie; i widziałem tam przedni sposób użycia sprzętu domowego na tym się zasadzający, że gdy przybyło więcej towarzystwa, stół owalny rozsunięto wkładając w środek szeroką deskę. Po obiedzie świetna rozmowa z sir. Filipem Warwickiem, który jest, jak myślę, bogobojnym, i najlepszym człowiekiem, wyznawcą filozoficznej maniery życia i zasad na modłę stoika Epikteta, którego często cytuje. Stamtąd do lady Sandwich, u której dawno już nie byłem. Wieczorem wstąpiłem po żonę do lady Penn, gdzie oglądałem wielką osobliwość — rybki w szklanym naczyniu z wodą i mają tak pono chować się całe życie; to zagraniczne rybki i bardzd cudne.   29 maja. Leżałem długo w łóżku cierpiąc na kolkę. Potem do księcia Albemarle. Na Mieście święto urodzin Króla i dnia Restauracji. Po południu, mając sprawy w Woolwich, wziąłem na łódź matkę, żonę i Mercerkę. Zostawiłem je na wodzie, a sam pieszo do Greenwich, skąd wróciwszy — do domu i po kolacji spać. Słyszałem dzisiaj, że wzięliśmy na Holendrach sporo łupu. Nasze okręty kupieckie — węglowe statki z północy i kilka z Cieśniny — wróciły pomyślnie do domu. Także nasze okręty w Hamburgu, o które takeśmy się bali, ocalały szczęśliwie. Nasza flota wyrusza znowu z Harwich za dwa, trzy dni.   30 maja. Całe rano w wielkiej pracy. W południe na Giełdzie. Po obiedzie wziąłem żonę, matkę i Mercerkę powozem do Islington, gdzie posililiśmy się w starej oberży; ale mój Boże, jak ta biedna matka na każdym miejscu znajduje wspomnienia starych czasów! Dowiedziałem się ku memu wielkiemu strapieniu, że nasze okręty z Hamburga jednak przepadły; stratę w towarach królewskich i kupieckich szacują na 200 000 funtów.   31 maja. Na Giełdzie wielki gwałt i zamieszanie z racji utraty naszych okrętów hamburskich; i na pana Coventry'ego składana wina, iż zapomniał je powiadomić o wycofaniu się naszej floty z wód holenderskich. W czym nie masz racji, gdyż powiadomił je, lecz kupcy nie będąc gotowi stali tak długo, aż konwój musiał ich odjechać mając rozkaz przyłączenia się do floty. Do późna nad rachunkami, ale tangerskie nie dopuściły, abym skończył, moje, własne, co bodaj że od roku albo więcej pierwszy raz mi się zdarzyło. Tedy niewywczasowany i śpiący. — do łóżka   1 czerwca. Przyoblokłem dziś mój nowy strój z jedwabiu i kamlotu, najlepszy ze wszystkich, jakiem kiedy bądź w życiu nosił, kosztuje mnie coś ponad 24 funty. Powozem do Westminster Hall i wziąwszy stamtąd najpiękniejszy „kwiatek” już od zmroku na Tothill Fields i tam posilaliśmy się w oberży dogadzając sobie na tyle, na ile to z moim „kwiatuszkiem” było bezpiecznie, aż miałem dosyć mego „kwiatka”. Potem dostawiwszy ową różyczkę, gdzie jej być wypadło, sam do Tempie, a tam, wziąłem drugi powóz i tak do domu, i do urzędu pisać listy, alem niewiele napisał, bo po tych uciechach, Panie odpuść, nie wiedziałem, co się dzieje dokoła. Są wiadomości, że nasza flota zaoczyła okręty holenderskie.   2 czerwca. Leżałem chwilę w trosce o zaprowiantowanie floty i moje sprawy Tangeru, które, zda się, w łeb wezmą, bo mi pan Cholmely stamtąd niedawno poufnie doniósł, jak ludzie się zwijają koło tego, by nasze dostawy wniwecz obrócić, przez co mogę stracić 300 funtów rocznie. Do księcia Albemarle, a nie zastawszy go, do gospody „Pod Harfą i Dzwonem” i do Westminster Hall nawiedzić moje „kwiatuszki”. Na Giełdę, gdzie wystawiłem kupcom-talony po 5000 funtów; potem do księcia Albemarle, do lady Sandwich i do lorda Crewa. Po powrocie do domu zastałem wiadomość przysłaną przez umyślnego od sir W. Battena z Harwich, że flota wyżeglowała z Solebay, zoczywszy na morzu eskadry holenderskie, i że o ile pogoda nie przeszkodzi, musi niechybnie przyjść do potyczki. Wieczorem w urzędzie prawie do pierwszej w nocy.   3 czerwca. Przez cały dzisiejszy dzień ludzie na Rzece, a też i po innych miejscach, słyszeli palbę z dział, co znaczy, że nasza flota z pewnością wdała się w bój, co i listy z Harwich potwierdzają, ale nic dokładnego jeszcze nie wiemy i wszystkich serca towarzyszą Księciu, a ja krom o Jego Królewską Wysokość, drżę o lorda Sandwicha i pana Coventry'ego.   4 czerwca. Słuchy, że nasza flota ściga holenderską, lecz nić nie wiemy, czy Holendrowie uszli pokonani, czy może wciągają naszych w pułapkę.   5 czerwca. Na Giełdzie wszyscy o tym, że pogromiliśmy i ścigamy flotę holenderską straciwszy okręt „Caritas” pod kapitanem Wilkinsonem, który go jakoby poddał, ale to jeszcze nic pewnego. Tego ranka miałem długą rozmowę z lordem Barkę leyem, który z wielką pasją występował przeciw mojemu pisarzowi Hayterowi, że jest on Fanatykiem i że nie jest bezpieczne dla mnie, abym go dalej trzymał; ale wnet uśmierzyłem lorda i przywiodłem go ku temu, że mnie przepraszał i wyraził chęć przeproszenia Toma Haytera za złe słowa, które mu był powiedział parę dni temu w Whitehall (a które były, że miał go za będącego z dawna nieprzyjacielem Króla). Radził wszelako, żeby Hayter deklarował swoją niewinność przed Radą Królewską i prosił o przesłuchanie go. Rzekłem, iż to rozważę, i ani słowa więcej.   6 czerwca. Wieczorem do sir Filipa Warwicka w sprawach Tangeru, a potem do lady Sandwich, która, nieboga, czeka z godziny na godzinę wieści o mężu; ale w pięknej postawie, ni nadto ufna, ni obawą targana. Opowiedziała mi historię o lordzie Rochester, który porwał był siłą pannę Mallet, bardzo nadobną i bogatą, lecz gdy mu ją odbito, zrezygnował, ku radości Milady, która pragnie ożenić z ową panną lorda Hinchingbroke.   7 czerwca. Żona i matka wstały o drugiej nad ranem i wyruszyły z Mercerką, Marią (służącą), pacholikiem i Willem Hewerem łodzią do Gravesend dla zażycia letniej pogody. Ja od 7 w urzędzie, a potem do Giełdy, a że był to najgorętszy dzień, jakiegom kiedy bądź w życiu zaznał, a ludzie powiadają, że nie pamiętają w Anglii tak skwarnego dnia w początkach czerwca, więc koło Nowej Giełdy piliśmy z Creedem serwatkę dla ochłodzenia. Potem wodą do ogrodów Vauxhall, gdzie przechadzaliśmy się z wielką przyjemnością okrom tylko, że nęka nas brak wiadomości o flocie i o lordzie Sandwichu, o którym rozeszła się pogłoska, jakoby poległ, która zda mi się z palca wyssana. Do Whitehall, ale żadnych wieści z morza, co dziwne; tedy wodą do domu, gdzie znużony wielkim upałem i czekaniem na powrót żony, chodziłem do późna po ogrodzie, a o północy zaczęło się z gorąca okrutnie błyskać. Straciwszy nadzieję, że żona dzisiaj wróci, poszedłem spać. Tego dnia, wbrew temu, czego bym pragnął, widziałem na Drury Lane dwa lub trzy domy naznaczone czer wonym krzyżem na drzwiach i napisem: „Boże, zmiłuj się nad nami”; to był pierwszy od niepamiętnych dla mnie czasów tego rodzaju widok i bardzo smutny.   8 czerwca. Żona wróciła około piątej rano, a całą noc błyskało się i spadła wielka ulewa. Tedy żona i kompania położyli się spać, a ja do urzędu, a potem do Lorda Podskarbiego, gdzie dowiedziałem się na koniec dobrej nowiny, tylko co przywiezionej od księcia Yorku przez Bab Maya, żeśmy znieśli zupełnie Holendrów i że książę Yorku, książę Rupert, lord Sandwich i pan Coventry żywi i zdrowi; co mnie tak ucieszyło, żem zgoła o wszystkim innym zapomniał. Tedy do Cockpit, gdzie książę Albemarle nie posiadając się z radości wszystko na nowo mi opowiedział; a gdy po chwili przynieśli list do niego od pana Coventry'ego nie otworzył go (co dziwną było rzeczą), lecz podał go mnie, żebym otworzył i przeczytał. W którym liście opis szczegółowy zwycięstwa i m. in. wiadomość, że lord Fitzharding poległ (zabity u boku Księcia, tak że mózg obryzgał Jego Wysokość), a sir Jan Lawson ranion w kolano, lecz po wyjęciu strzaskanej kostki ma się lepiej. Wzięliśmy i zatopili około 24 okrętów i ubiliśmy i wzięli do niewoli Holendrom coś 8 do 10 tysięcy ludzi, straciwszy sami w poległych i rannych nie więcej nad 700. Wielka Wiktoria, o jakiej świat nie słyszał.   9 czerwca. Do Whitehall do Lorda Podskarbiego w sprawie Tangeru, a po drodze spotkałem pana Moore'a, który uspokoił mnie co do rzeczy bardzo mnie turbującej, a tą jest, żem dotychczas nie słyszał, by mówiono coś o lordzie Sandwichu lub jego w bitwie uczynkach; lecz Moore powiada, że słyszał od pana Coolinga ze Dworu, że Król miał mówić, jako lord Sandwich mężnie i cnotliwie sobie poczynał. Król pono w srogim żalu o śmierć swego ulubieńca, lorda Fitzhardinga. Ale ponoć to nikt okrom Króla nie chciałby go widzieć znów żywym; albowiem świat miał go za wielkiego rozkosznika, który Króla tylko do złego przywodził i niczym dobrym się mu nie przysłużył.   10 czerwca. Cały dzień w urzędzie, a gdym wrócił spracowany do domu na kolację, dowiedziałem się, że mamy w mieście morową zarazę; i gdzie się zaczęła, owo u mojego lekarza dr Burnetta, którego służący zachorzał. Położyłem się z głową rozniesioną od myśli i o zarazie, i o innych sprawach, a zwłaszcza o tym, jak rozporządzić wszystkim na wypadek, jeśliby Bogu podobało się odwołać mnie z tego świata.   11 czerwca. Widziałem dom biednego dr Burnetta zamknięty; ale doktor zyskał wielką życzliwość u sąsiadów, jako że sam oznajmił o zarazie w domu i sam przykazał go zamknąć, co bardzo godnym jest postępkiem. A ujrzałem to wyszedłszy, dalibóg, tylko po to, by się pokazać w moim drugim nowym stroju z kamlotu i jedwabiu, który mi dziś przynieśli, a pierwszy raz mam na sobie ubiór taki barwisty.   15 czerwca. Na obiedzie u Kate Joyce z matką i żoną, gdzie liczna kompania przyjaciół domu Joyce'ów i dobre przyjęcie. Potem z żoną i Mercerką w Starej Giełdzie kupowaliśmy wstążki, galony i koronki u mojej cudnej kupcowej, a i żona godzi się ze mną, że to piękna kobieta. Potem wodą do Deptford i Woolwich z moim pacholikiem. W Woolwich mówiłem z panem Sheldonem, - czy żona nie mogłaby zamieszkać na. jaki miesiąc, dwa w jego domu, na co przystał, i myślę, że będzie to dla nas bardzo dogodne. Dzisiaj w „Nowinach” pana L'Estrange oddano sprawiedliwość mężnemu zachowaniu się lorda Sandwicha w ostatniej potrzebie. Zaraza szerzy się w mieście i ludzie są bardzo! strwożeni. Ostatniego tygodnia zmarło z tej plagi 112 osób, gdy w zeszłym tylko — 43.   16 czerwca. Całe rano tęgo pracowałem w urzędzie, aż nam. dali znać, że książę Yorku wrócił z morza i chce nas widzieć po południu. Tedy zjadłszy obiad i uskromiwszy się z kilku sprawa mi — do Whitehall, gdzie Dwór pełen Księcia i jego dworzan przybyłych z boju. Wszyscy pyszni, weseli i ogorzali od słońca. Ucałowałem rękę Księcia, a po niejakim czasie przyszedł i pan Coventry, któremu z serca się ucieszyłem. Odszedłszy od kompanii, chodziliśmy z nim po Galerii z Kobiercami, gdzie po wielu oświadczeniach wzajemnego afektu, zaczęliśmy mówić o sprawach. M. in. o lordzie Sandwichu, jak i w radzie, i w boju poczynał sobie z honorem i pożytkiem. Sir J. Lawson przybył do Greenwich, ale z jego raną w kolanie coś bardzo źle. Dziwowaliśmy się też słysząc, że Holendrowie głoszą, jakoby oni wygrali tę bitwę; choć oczywistszej Wiktorii być na świecie nie może.   17 czerwca. W urzędzie zastałem dziś sir W. Penna; wrócił z dobrą miną, a i ja radszy mu byłem, niż zwyczajnie bywam, z przyczyny, żem tyle dobrego słyszał o jego zasługach w tej. tak wielkiej potrzebie. Tego popołudnia wstrząsnęło mną do głębi serca, gdym jadąc najętym powozem postrzegł, że mój woźnica jedzie coraz to wolniej, a na koniec stanął i zeszedł na ziemię, i ledwie na nogach się trzymając rzecze mi, że bardzo zachorzał i zgoła oślepł, tak że nic nie widzi;, tedy wysiadłem i wziąłem inny powóz, okrutnie zatrwożony i o tego człowieka, i o siebie, jeśli to zaraza na niego padła.   20 czerwca. Święto Dziękczynienia za zwycięstwo nad Holendrami. Nie bacząc na to wcześnie rano do urzędu, gdzie sam jeden pracowałem. Potem do kościoła i do tawerny „Pod Delfinem”, gdzie obiadowaliśmy wszyscy po społu z komisarzami Armaty (Artylerii); mieliśmy dobrą muzykę, którą sam zamówiłem. Żona cały czas z matką moją na Rzece.   21 czerwca. Wuj Wight i ciotka Jamesowa na obiedzie dla pożegnania matki, która jutro wyjeżdża do Brampton.   22 czerwca. Wstałem w rozterce, czy wysłać matkę dzisiaj na wieś albo nie; mówią mi bowiem w domu, że nieboga chętnie by jeszcze została; i nie mogę jej tego ganić wiedząc, jakie smutne życie sobie tam na wsi zgotowała przez własne głupstwo i jak niepodobne tej swobodzie i uciechom, których tu mogła zażywać. Ale uważając szerzenie się zarazy i mój zamysł wyprawienia żo ny z miasta, postanowiłem jednak, żeby matka jechała. Tedy czule się z nią pożegnałem i przykazawszy żonie i służbie, żeby jej towarzyszyli do karety pocztowej, sam do urzędu.   23 czerwca. Na Komisję do Spraw Tangeru, gdzie niespodzianie spotkałem lorda Sandwicha, który, zda się, wczoraj dopiero powrócił. Po Komisji wziąwszy mnie na stronę opowiadał mi, jak i Książę, i pan Coventry w wielkim go mają zachowaniu, i dziwił się, że ani miasto o nim nie mówi, ani w drukowanej relacji z bitwy nie oddano mu należnych honorów; i upewniał mnie, że lubo zrazu książę Rupert był w przedniej straży, ale potem przez cały dzień bitwy on trzymał przednią straż. I że wbrew tej wrzawie, którą usłużni czynią około księcia Ruperta, miał on ledwie że jeden strzał w swoją stronę, gdy okręt Milorda dostał ze 30 pocisków i ma wszystkie maszty strzaskane. Gdyśmy o tym skończyli, Milord rzekł mi, jak bardzo pragnąłby postanowić swe dzieci, i prosił mnie o pomoc w tym i radę, przedkładając mi swój zamysł wydania najstarszej córki za syna sir J. Cartereta.   24 czerwca. Mówiłem dziś z sir J. Carteretem w sprawie małżeństwa jego syna z najstarszą córką lorda Sandwicha, co przyjął z respektem i zadowoleniem, dziękując mi tudzież obiecując, że uczyni dla swego syna wszystko, co możebne, by godnie przysposobić go na męża córki Milorda. Sir William Penn powiedział mi dzisiaj, że pan Coventry ma być mianowany członkiem Tajnej Rady Królewskiej, z czego się ucieszyłem.   25 czerwca. Do Greenwich, aby nawiedzić sir J. Lawsona, aliści powiedziano nam, że dzisiaj zmarł, co mnie wprawiło w zdumienie; i w samej rzeczy naród poniósł wielką stratę, lecz ja nie mogę bez udawania powiedzieć, że go bardzo żałuję, nigdy bowiem nie patrzył na mnie łaskawym okiem.   26 czerwca. Na Komisję do Spraw Tangeru, gdzie był i Lord Podskarbi — pierwszy to i jedyny raz, że na nią przyszedł; obiecał dać na Tanger 15 000 funtów, a nie więcej, co bardzo skąpo. Ale byłem tylko wypłacił pieniądze należne panu Andrewsowi i rachunki na Giełdzie, nie dbam o resztę. W domu zastałem brata żony, Baltazara, z żoną, wdzięczną, maluśką i skromną kobietą. Balty prosi mnie o poparcie, iżby dostał jakieś miejsce, o co się postaram, ale raczej jego żonie gwoli, która zdaje się być skromnym i rozsądnym stworzeniem. Zaraza przybiera na sile.   27 czerwca. Całe rano- w urzędzie, a potem na obiedzie u sir Battena (z którym bardzo sobie teraz świadczymy, acz jeden za drugiego grosza by nie dał); oprócz jego i mojej żony była też lady Penn z córką Pegg. Weseliliśmy się ochoczo, a potem ja do urzędu i nad robotą aż do północy. Od kilku dni postrzegam, jak całe bez mała miasto wyjeżdża; wszędzie wozy i kolasy pełne ludzi uciekających na wieś przed zarazą.   28 czerwca. Pożegnałem dziś sir Williama Coventry'ego, który ma pono wyruszyć z Księciem na morze, acz nie wiem, czy da tego przyjdzie. Sir Coventry został dwa dni temu obdarzony tytułem i mianowany członkiem Tajnej Rady, ale traktował mnie z dawną serdecznością i myślę, że będę miał w nim zawsze prawego przyjaciela. Sir J. Carteret oznajmił mi swoje życzenie, aby ślub jego syna z panną Jemimą odbył się niezwłocznie; okazywał mi wielką uprzejmość mówiąc, żeśmy teraz po trosze krewni. Do Westminster, do lorda Ashleya, a po drodze widziałem na King's Street zamknięte domy i w Westminster dowiedziałem się, że pani Martin wyjechała z miasta. Lord Sandwich wyruszył dziś ku morzu tak z nagła, żem się z nim nie pożegnał.   29 czerwca. Do Whitehall, gdzie dziedziniec pałacu pełen wozów i ludzi gotujących się do wyjazdu z miasta. Zaraza szerzy się coraz bardziej. Rejestr śmiertelności wzrósł do 267 wypadków. Do Somerset House, gdzie także łuby pakują; KrólowaMatka wyrusza do Francji i nie wróci przed zimą. 30 czerwca. Do księcia Albemarle, którego nie zastałem; z wielkich dostojników okrom księcia Albemarle i Lorda Kanclerza nikt już nie został w mieście. Tak tedy kończy się ten miesiąc i księga z dziennikiem za dwa lata. Ja i mój dom w dobrym zdrowiu. Czas jest niezdrowy, a zaraza przybiera na sile. Mam na głowie kłopotliwy urząd skarbnika Komisji Tangeru, w której przedłożono mi wielkie sumy do wypłaty, a nie ma ich czym płacić. Zamyślam o wyprawieniu żony do Woolwich; uczy się teraz malarstwa z ochotą i powodzeniem. Wszystko inne dobrze idzie, a zwłaszcza sprawa małżeństwa między synem sir J. Cartereta i córką lorda Sandwicha, które swaty bardzo mnie zaprzątają. Książę Yorku wyruszył znów na morze, ale chyba nie na długo, gdyż nie ma potrzeby, jak wszyscy sądzą, aby się tak wystawiał. W urzędzie dużo roboty.   1 lipca. Zbudzili mnie wcześnie, choć byłem znużony i niewyspany, panowie Povy i pułkownik Norwood, którzy przyszli wedle umowy konferować ze mną w sprawie wypłat Komisji Tangeru. Potem do urzędu, a po obiedzie do księcia Albemarle, któremu zdałem sprawę o tym, że w warsztatach portowych w Portsmouth robotnicy nie otrzymawszy zapłaty porzucają pracę i idą do sianokosów albo gdziekolwiek, żeby zarobić na chleb. Do Westminster, gdzie zaraza coraz bardziej się szerzy, do gospody „Pod Harfą i Dzwonem”; pogadałem z Mary, która rzekła mi prosto, że postradawszy pierwszą miłość na wsi w Walii, przybyła tu, o czym nikt z jej przyjaciół nie wie; zda się, że dr Williams zabiega teraz o jej miłość, bo często go tam zastaję.   2 lipca. (Niedziela. ) Wieczorem umyślny posłaniec w sprawach Urzędu od sir J. Cartereta, który przy okazji dał mi znać, że doszli już z Milordem do zgody w sprawie -małżeństwa ich dzieci, któremu także Król i książę Yorku bardzo są przychylni, o czym powiadamia mnie z wielką radością. Słyszałem, że dziś odbył się pogrzeb sir J. Lawsona u Św. Dunstana w naszej parafii, skromnie i bez orszaku, a rodzina została pono w biedzie. 4 lipca. Słyszałem, że książę Yorku i książę Rupert wrócili obaj z morza i na dobre. Lecz wielkich rzeczy spodziewamy się; ze spotkania z holenderską flotą wschodnio-indyjską, która jest bardzo bogata, lub z flotą De Ruytera tak samo bogatą.   5 lipca. Rano wcześnie wyprawiłem żony pościel i rzeczy da Woolwich. Potem do urzędu i na Giełdę, a po południu do St., James, gdzie z sir W. Coventrym, który wyłożył mi, jaki jest nowy porządek dowództwa floty; czyli: lord Sandwich — admirałem, sir W. Penn — wiceadmirałem; admirałem zasię straży tylnej — sir Tomasz Allen, mając pod sobą sir Krzysztofa Mingsa i kapitana Harmana. Mówiliśmy potem o innych sprawach Marynarki, a m. in. o sir J. Carterecie i że sir W. Coventry chce się z nim pojednać i zawrzeć przyjaźń i postara się temu sprostać tak dobrze, jak będzie mógł, acz obawia się — powiada — że znowu stanie wobec rzeczy, które będzie musiał mu zganić; lecz ogółem znajduję, że sir W. Coventry nie słucha już tych skarg o złą gospodarkę pieniędzmi z taką gotowością naprawy złego jak dotąd. Do Whitehall, do sir J. Cartereta, który przybył z Chatham; bardzo mi rad, powiedział, że podpisali już z Milordem kontrakt ślubny i przedsięwzięli wszystkie kroki dla przyśpieszenia wesela młodych. I oznajmił mi jeszcze, że w Chatham proponowano lordowi Sandwichowi wspólne dowództwo z księciem Rupertem, na co Milord się zgodził, ale książę Rupert odrzucił propozycję. Król miał być o to zły, ale ustanowił dowództwo, jak wyżej napisałem; tedy książę Rupert odpadł; a chociaż sir Carteret powiada, jako Król miał mówić, że to tylko na tę wyprawę, przecie myślę, że odsunięto go na dobre. Z sir J. Carteretem do Deptford i do Woolwich, dokąd właśnie i żona przybyła z dwiema dziewkami, i znajduję, że bardzo przyjemnie tam będą miały; tedy zostawiłem je przy kolacji, z wielkim smutkiem, rozstawszy się z żoną, bez której mi źle bardzo; lecz mieć pieczę o rodzinie w czasie zarazy nadto wielkim byłoby kłopotem; więc pożegnaliśmy się, i z Willem Hewerem łodzią do domu. Przybyliśmy bardzo późno i położyłem się spać okrutnie samotny. 6 lipca. Sir W. Penn wyżeglował pono wczoraj z Solebay w 60 żagli, a lord Sandwich na „Księciu” i z kilku innymi okrętami wyruszył, żeby go dognać, srodze, jak mówią, rozgoryczony, że sir W. Penn dostał rozkaz wyruszenia z najlepszą częścią floty bez żadnej uwagi na Milorda, który ma wszak nad nim komendę. Tedy myślę, że uczyni wszystko, co możebne, by go dognać, i srodze będzie zalterowany, jeśli mu się to nie powiedzie.   8 lipca. Przez cały dzień pilnie siedziałem w urzędzie, a odprawiwszy listy, o 9 wieczorem — do Woolwich, do żony, wstąpiwszy po drodze do Deptford do sir J. Cartereta, gdzie dowie-działem się, że przybyła lady Sandwich, ale miewa się nie bardzo dobrze. O 12 w nocy do Woolwich, żonę zastałem już we śnie i dziwna rzecz, jak piękną miałem noc płynąc, a ledwiem stanął na brzegu, nagle zerwała się okrutna burza z deszczem, i wichrem, która nie trwając ni kwadransa, tak samo nagle przeminęła. Tedy do łóżka, pierwszy raz z żoną na tej kwaterze,; gdzie żona dobry bardzo ma pobyt.   9 lipca. (Niedziela. ) Bardzo rad żonie i jej pannom, około 10 wybrałem się wodą do sir J. Cartereta, gdzie powitałem lady Sandwich, niezdrową, w jej pokoju. Przyjęty z ekstraordynaryjną czułością przez lady Carteret i jej dzieci, zjadłem z nimi przedni obiad. Sir J. Carteret udał się tego ranka do Króla. Po obiedzie miałem okazję porozmawiać z młodym Filipem Carteretem i znajduję go bardzo skromnym chłopcem, i zaiste, myślę, że jest najlepszej w świecie natury, a też dosyć pojętny. A lady Sandwich, mówiąc ze mną w cztery oczy, w wielkiej była rozterce i okrutnej obawie, czy jej córka będzie rada temu związkowi albo nie, o co ja nie mam żadnej wcale obawy i dodawałem jej otuchy, lecz) ta jej troska i obawa były najbardziej delikatną i wdzięczną rzeczą, jaką w życiu widziałem.   10 lipca.. Wodą do księcia Albemarle, który mi oznajmił, że mam jechać do Hampton Court, gdzie Dwór teraz rezyduje. Tedy udałem się tam natychmiast, lecz ułatwiwszy sprawy z sir W. Coventrym, Kanclerzem i Lordem Podskarbim, nie popasałem długo, bom spostrzegł, jak niemiłą rzeczą jest przybyć teraz na Dwór; wszyscy boją się jeden drugiego i smętni, wypytują tylko, jak tam z zarazą.   11 lipca. Wróciłem z Hampton Court o drugiej nad ranem i bardzo znużony — do łóżka Willa Hewera, którego uprosiłem, aby u nas nocował, póki mnie nie było. O 6 wstałem i do Westminster (gdzie wszędzie już dokoła, jak słyszę, zaraza), ale że da księcia Albemarle było za wcześnie, wstąpiłem „Pod Harfę i Dzwon” i umówiłem się z Mary, że wyjedziemy razem po południu. Potem do księcia Albemarle, gdzie z fukiem dali zgodę na część pieniędzy, przyznanych mi dla Tangeru, a drugiej części odmówili. Tedy niekontent z tego — do urzędu, a po małej chwili do Trinity House, na wielki obiad z racji promowania jednego. z członków na Starszego Brata. Alem nie wytrwał' nawet i połowy obiadu i wymknąwszy się, spotkałem Mary przy Nowej Giełdzie, i powozem do Highgate i do Hampstead, ciesząc się towarzystwem tak wdzięcznym i niewinnym i mając tyle bez mała przyjemności, ilem tylko zapragnął; znużeni i zgrzani, bo była gorąco nie do zniesienia, wróciliśmy wieczorem. Odwiozłem Maryna ul. Św. Marcina, a sam na wieczorną Giełdę i do urzędu, gdzie listów, co mogłem, to jeszcze napisałem.   12 lipca. Dzień uroczystego postu na intencję odwrócenia zarazy. Do Hampton Court, gdzie wiele spraw z sir W. Coventrym, i znów około drugiej w nocy wodą do domu.   13 lipca. W urzędzie sam z lordem Brounckerem, który pierwszy raz przyszedł po swej chorobie, i załatwiwszy wszystko, co było na ręku, ja wodą do Deptford do lady Carteret, gdzie było już po obiedzie, lecz Milady (najmilsza w świecie kobieta) coś mi kazała podać. Po długich rozmowach z gośćmi i sam na sam z Milady, ja i żona, którą tam, wedle umowy, zastałem, pożegnaliśmy się, a żona widziała mi się czegoś markotna (co mnie zafrasowało, że ta rozłąka, miasto bardziej kochającymi, bardziej obcymi sobie wzajem nas czyni) i tak rozstaliśmy się, i po powrocie ja jeszcze do urzędu, do listów. Ponad. 700 osób umarło tego tygodnia z zarazy. 14 lipca. Całe rano w Izbie Skarbowej w sprawie talonów dla Tangeru i wściekałem się widząc, jak tam ludzie nie pilnują roboty, jedni wyjechali z miasta, inni drzemią, do innych było już za późno, tak że sprawa królewska cierpi na tym sto razy bardziej, niż warte ich usługi. Wieczorem wodą do sir J. Cartereta, gdzie zastałem lady Sandwich i lady Carteret nad zakupami różnych rzeczy na wesele dla. panny Jemimy, która, jak się dowiedziałem, przybyła nieoczekiwanie do Dagenhams, dokąd młody Carteret ma jutro jechać z pierwszą wizytą; moja propozycja, że będę mu towarzyszył, jako że znajdzie się sam pośród nie znanych sobie osób, dobrze przyjęta. Tedy do domu i przewidując, że dwa dni mnie nie będzie, do późna pisałem listy i kończyłem inne sprawy. Na koniec spać i aby wstać wcześnie, nastawiłem zegar, co larum dzwoni, pożyczony od mego zegarmistrza, który wziął mój do naprawy.   15 lipca. Z panem Filipem Carteretem u przewozu w Greenwich, gdzie zabawiliśmy z godzinę czekając na przeprawienie naszych pojazdów i koni. Ale, o Boże, jaką głupią rozmowę miałem w drodze z Filipem Carteretem o rzeczach miłości, w których zdaje się być tak niezręcznym, że nigdy w życiu czegoś podobnego nie spotkałem. Przybyliśmy już o zmroku, witani serdecznie przez lady Wright i lorda Crewa. Nuż tedy stary lord (Crew) wypytywać Filipa o drogę, na co mu dość tref nie, acz niewielu słowy odpowiadał, ale do panny przez cały czas ani słowa. Odprowadziwszy go potem do jego pokoju, pytałem, jak mu się panna podoba, na co powiedział, że bardzo; ale, o Boże, w tak nierozgarnięty i lada jaki sposób, jak chyba nigdy jeszcze żaden kochanek nie mówił.   16 lipca. (Niedzielaj) Wstałem i wystroiwszy się zeszedłem do pana Cartereta i chodziliśmy z nim ze dwie godziny po galerii, a pałac ten jest co do wielkości najokazalszy ze wszystkich, jakiem widział. Nuż tedy pouczać młodego, jak ma sobie poczynać, że pannę winien wziąć za rączkę i tak ją prowadzić; że postaram się o sposobność, by ich zostawić samych, a natenczas ma jej mówić takie a takie komplimenty, a to samo pani Wrighfe i lordowi Grew od czasu do czasu coś miłego ma rzec. Dziękował mi przyznając, że bardzo mu potrzeba moich wskazówek. Wnet rodzina z panną wraz się zeszła i karetami pojechaliśmy do kościoła o cztery mile stamtąd. Ale kiedyśmy wrócili z kościoła, okazało się, że pan Filip. nie ważył się na tyle bodaj konfidencji, by choć razik wziąć narzeczoną za rączkę.   17 lipca. Rano graliśmy wszyscy w bilard. Młodych zostawialiśmy samych to w pokoju, to w ogrodzie, by mogli sobie coś powiedzieć. Po obiedzie pan Filip Carteret zasięgał mojej rady, ile ma dać służbie. Poradziłem, żeby rozdzielił między wszystkich 10 funtów, co uczynił zostawiwszy pieniądze ochmistrzowi służby, panu Medows, do podziału. Przed wyjazdem z Dagenhams wziąłem na stronę pannę i pytałem, jak jej się widzi narzeczony i czy nie ma przeciw niemu żadnych obiekcji. Zapłoniła się i skryła lica, lecz na koniec dobiłem się odpowiedzi. Oświadczyła, że gotowa jest być posłuszną temu, co ojciec i matka do skutku przywiedli; to wszystko, co z niej wydobyłem, alem też więcej nie oczekiwał. Niebawem pożegnaliśmy się i ja do Londynu. Ale na Boga, jak wszyscy ci wielcy ludzie boją się Londynu drżąc przed wszystkim, co stamtąd przybywa, tom aż musiał powiedzieć, że osiedliłem się już całkiem w Woolwich. W Londynie do urzędu, wziąłem ze sobą listy i do Deptford do sir J. Cartereta i pośród śmiechów krotochwilnie opowiedziałem naszą wizytę w Dagenhams. Ale z młodego nie dało się ani słowa wyciągnąć wobec mnie, rodziców i lady Sandwich o jego przygodach; jednak z tego, co później opowiadał rodzicom i siostrom, wszyscy byli bardzo zadowoleni. Sir J. Carteret, niezwykle czuły, zaprosił mnie na noc i nocleg miałem tak wspaniały jak nigdzie nigdy w życiu. Całą ich troską teraz jest, żeby jak najprędzej odprawić wesele, i mają rację, bo zaraza tak się wzmaga, że. i tam nie będą mogli bezpiecznie dłużej przebywać.   18 lipca. Do Deptford i do Woolwich do żony, której nie widziałem już z 5 albo 6 dni; zjadłem z nią bardzo mile kolację i oglądałem z przyjemnością jej rysunki, a potem weseli — do łóżka.   19 lipca. Do urzędu i do Izby Skarbowej, gdzie z wielkimi trudnościami dostałem na koniec talony na pieniądze dla Tangeru. Po południu wodą do Deptford, gdzie wszystkich zastałem, w radości gotujących się na jutro jechać do Dagenhams. Do wieczerzy, a potem gadaliśmy bez końca. Późnym wieczorem wyszedłem, acz bardzo padało, ale miałem taką chęć pójść do żony Bagwella, com też uczynił...   21 lipca. Do złotnika dowiedzieć się, ile mogę dostać za moje talony, i spodziewam się dostać 10 000 funtów. Stamtąd po mieście w różnych sprawach, a m. in. do Antoniego Joyce'a dla narady, czyby nie wydać mojej siostry Pauliny za Harmana, którego żona, moja krewna, właśnie umarła, nieboga, a bardzo ją lubiłem. Ant. Joyce obiecał pomyśleć o tym.   22 lipca. Do złotnika, gdzie otrzymawszy 10 000 funtów natychmiast popłaciłem najpilniejsze rachunki. Potem do Ogrodu Wiosennego, ale miasto jest ninie takie puste, że nie ma kto chodzić do ogrodów. Jadąc koczem do domu nie spotkałem więcej nad dwie kolasy i dwa wozy przez całą drogę od Whitehall da mego domu, i ludzi na ulicach prawie nie widać.   23 lipca. (Niedziela. ) Wstałem bardzo wcześnie i z panem Cutlerem, wedle umowy, jego powozem do Kingston, a stamtąd do Hampton Court, dokąd przybyliśmy na dziewiątą. Tedy do sir W. Coventry'ego, z którym długo mówiłem w cztery oczy, ale z zakłopotaniem postrzegłem, że za wielki on teraz, abym mógł oczekiwać dawnej z nim poufałości. Potem w ślad za Królem i Dworem do kaplicy, a po nabożeństwie z lordem Arlingtonem, sir T. Ingramem i drugimi referowaliśmy księciu Yorku sprawy Tangeru, lecz bez wielkiego pożytku. Nikt z nich nie zaprosił mnie na obiad, chociaż byłem przyjezdnym, co mnie też zgryzło; ale muszę pamiętać, że to Dwór i że większość z nich to też go ście. Wszelako pan Cutler wziął mnie do ochmistrza Dworu, pana Marriota, u którego dostaliśmy bardzo dobry obiad i mieliśmy dobre towarzystwo, ni. in. był Lely, malarz. Potem czekałem na zlecenia Rady Królewskiej, która długo radziła, a przez ten czas pan Cutler odjechał nie zostawiwszy- mi ni słówka; tedy łaziłem; i szukałem go, a wreszcie nająłem łódź do Kingston, tam zjadłem, coś w bardzo schludnej oberży i wziąłem czółno do Queenshive, Gdym tam przybył, była już druga nad ranem; za późno- i za wcześnie do domu, więc spałem tam do czwartej.   24 lipca. Będąc zaproszonym przez sir J. Cartereta, na siódmą rano do Deptford i stamtąd z nimi, małą ich córką Ludwisią i pariem Filipem Carteretem siedliśmy do kolebki w sześć koni i dół Dagenhams. Tam spędziliśmy cały dzień z młodymi damami obu rodzin tak wesoło jak nigdy. I myślę, że to był najprzyjemniejszy dzień mego życia, tak co do zabawy jak co do godnego towarzystwa. Ale znajduję pana Filipa tak samo niesporym w zalotach, jak był pierwszego dnia. Wyjechaliśmy wieczorem około siódmej; ale, o Boże, w jakim sir Carteret był ujmującym humorze! Tak rozpromieniony, tak przymilny, tak wesół niby żak, że widzieć go takim było największym dziwem mojego życia. - Gdyśmy przybyli do przeprawy koło Greenwich, było już tak późno i ciemno, żeśmy omal nie pobłądzili; i długo trwało, albo czas ten zdał się nam długim, nim znaleźliśmy brzeg; ale nie było już promu. Nie mogąc dowołać się wioślarzy z tamtego brzegu, a będąc w świetnym humorze, wpadliśmy na pomysł takiego figla, żeby nocować w karecie na Psiej Wyspie. A była z nami teraz i starsza córka J. Cartereta, pani Scott, więc z lubą uciechą podnieśliśmy szyby i spaliśmy aż do brzasku, a potem posłaliśmy po wino i wiktuały i posiliwszy się trochę — do promu, weseli, jak tylko to możebne; a w domu sir J. Cartereta — wszyscy spać.   25 lipca. Do urzędu, a potem do Giełdy, gdzie pusto. Jadąc da i od księcia Albemarle nie spotkałem po drodze ani jednego powozu, co bardzo dziwne. Z sir W. Clerke'em mówiłem o bracie żony, który mi się naprzykrza, choć wątpię, czy mi się uda znaleźć mu coś w armii, a z własnych pieniędzy nie chcę mu dawać, żeby mu to nie weszło w zwyczaj, a po drugie, żeby za często nie przychodził, jako że mieszka w bardzo zapowietrzonej części miasta; jednak uczynię dla niego, co tylko będę mógł, i jak najrychlej. Tego dnia dostałem list od lorda Hinchingbroke, że wraca z Francji, tedy na rozkaz księcia Albemarle poleciłem wysłać po niego do Calais okręt zaopatrzony w działa. Pisał też lord Sandwich dziękując mi za pieczę około sprawy małżeństwa panny Je-mimy. Stoi z flotą pod 55V2 stopniem szerokości geograficznej na północ od Texel (co wielka tajemnica).   26 lipca. Do Deptford z sir W. Battenem, którego tam zostawiłem, a sam do Greenwich,. dokąd, jak słyszałem, przybyli Król i Książę. Nie mieli żadnej świty okrom księcia Monmouth, W. Killigrewa (brat Tomasza Killigrewa), jakiegoś dżentelmena i pazia. Zapytywali mnie o różne rzeczy i chodziłem z nimi oglądać nowy budujący się okręt. W stoczni spotkaliśmy sir W. Battena, tedy wszyscy do domu sir J. Cartereta. Wielka rozmaitość rozmów i często musiałem mówić do Króla i do Księcia. Niebawem podano obiad i wszyscy siedli z Królem, wyjąwszy mnie, a choć zbyt skromny, bym czegoś oczekiwał, jednak, Boże, daruj mi pychę, byłem w srogim żalu, żem się tam znalazł, aby sir W. Batten mógł rzec, iż jemu wolno tam siąść, gdzie mnie nie przystoi. Poszedłem tedy na obiad z panem Castle'em (zięciem sir W. Battena), a po obiedzie siadłem z Królem do szalupy dworskiej, na miejscu koło drzwiczek. Popłynęliśmy do Woolwich (gdzie widziałem i uściskałem, żonę i oglądałem jej malowidła bardzo. misterne, i z powrotem do Króla). W łodzi królewskiej patrzyłem i uważałem, jak z sobą rozmawiają. I Boże odpuść, chociaż admiruję ich z należną powinnością, jednak im więcej człowiek się im przygląda, tym mniej znajduje różnicy między nimi a drugimi ludźmi, aczkolwiek obaj są książętami wielkiego urodzenia i dowcipu. Po powrocie — do Antoniego Joyce'a, który powiada, że Polę można by, owszem, wydać za Harmana, lecz że musiałby dostać za nią nie mniej niż 500 funtów, czego zapewne nie będę mógł dać (choć jemu tego nie mówiłem). Potem do Izby Skarbowej, gdzie pogadałem chwilę z panią Batelier, która ma kram z bielizną (zamówiłem u niej dwie wytworne koszule), a jest jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek w życiu widziałem. Smutne wiadomości o śmierci wielu ludzi w naszej parafii, tak że muszę być gotów ciałem i duchem na wszystko, co Bóg zdarzy.   27 lipca. Wstałem o 4 i z panem Gaudenem w jego powozie do Hampton Court, skąd Król i Królowa zbierają się wyjechać dalej do Salisbury. Przystąpiłem do ucałowania ręki Księcia i Księżnej, której rękę pierwszy raz całowałem, anim widział, by ktokolwiek to kiedy bądź czynił; a ma wdzięczną, białą i pulchną rękę. Najbardziej dziwowałem się widząc wszystkie młode i piękne damy Dworu odziane w męskie stroje, w aksamitnych kaftanach, kapeluszach z wstążkami, w galonach, koronkach i obszywkach — zgoła niby panowie. W domu zastałem tygodniowy rejestr śmiertelności. 1700 osób zmarło tego tygodnia od zarazy. Koledzy postanowili dzisiaj przenieść urząd do Deptford. Przemyślam, co dalej robić.   28 lipca. Wzmaganie się zarazy sprawia, że chcemy przyśpieszyć ślub i naznaczyliśmy go na przyszły poniedziałek. Młodzi już się dobrze z sobą poznali. Po powrocie z Deptford i Dagenhams, gdzie wesoło spędziłem dzień, do Woolwich do żony, którą zastałem w dobrym zdrowiu. Sir J. Carteret bardzo temu nierad, żebyśmy się z urzędem przenosili do Deptford (z obawy, jak myślę, o swoją rodzinę). Jestem zadowolony, że nie ja wydałem ten rozkaz, i postaram się, aby był odmieniony. Wszyscy żyją tu w takim strachu przed nami, przybywającymi z Londynu, że można oszaleć widząc to; i samemu chciałoby się uciekać czym prędzej od potrwożonych ludzi.   29 lipca. Wstałem wcześnie i oglądałem żony malowidła, które są teraz bardzo śliczne, ponad to, czego mogłem po niej oczekiwać. Potem wodą do Londynu i do urzędu, gdzie żywej duszy nie było, ale roboty miałem dużo. Potem do mojej pięknej pani Batelier, zapłacić za drobiazgi do bielizny i pożegnać ją, bo i oni zamykają sklep na jakiś czas. Potem do Kate Joyce, ale mimo całą retorykę i żarliwość,, jakich użyłem, nie mogłem namówić jej męża, by ją wysłał do Brampton; nie chciał ustąpić podając błahe racje, przeważnie dotyczące zysków i gospody, a nadto, że lepiej się nie rozłączać na wypadek, jeśliby które z nich zachorowało. A na koniec zgodził się, że wyśle ją do Windsor, gdzie mają przyjaciół. Tedy pożegnałem ich mając to za dziwne głupstwo, że się tak ciągle widujemy, bo nie powinienem teraz bywać w tej części miasta.   30 lipca. (Niedziela. ) Cały dzień w domu nie ubierając się, w nocnym przyodziewku i nie tracąc ani minuty — nad rachunkami Tangeru, którem na wieczór, ku wielkiej radości serca, nie tylko skończył, ale wyprowadziłem na czystą wodę, uczyniwszy w tym więcej, niżem się mógł spodziewać po takich zaniedbaniach. Chwała za to Bogu na Niebiesiech!   31 lipca. Wstałem bardzo wcześnie i o 6 do Deptford na ślub panny Jemimy z Filipem Carteretem. W moim nowym barwistym stroju z jedwabiu, zdobionym złotymi guzami i złotym galonem przy rękawach, bardzo bogatym i wytwornym. Sir J. Carteret i Milady byli już gotowi. Więc wodą do przewozu, gdzie nie zastaliśmy karety. I znów musieliśmy czekać na tej nieszczęśliwej Psiej Wyspie, na okrutnym wydmuchu, bo ranek był chłodny, a wiatr przejmujący, i czekaliśmy ze dwie, jeśli nie trzy godziny, ale widząc, że nie ma rady, znosiliśmy to cierpliwie; ponad wszystko warto było widzieć, jak sir Carteret, najbardziej gwałtowny człowiek w świecie i o tej chwili w wielkim pośpiechu, cierpiał to z wesołą przez cały czas twarzą i z niewzruszonym spokojem, bez fukania i gniewu. Na koniec kolasa nadeszła, ale chociaż gnaliśmy tęgo w sześć koni, przecie, kiedyśmy przybyli do Dagenhams, orszak weselny wyruszył był już do kościoła; tedy i my do kościoła, ale już było po wszystkim i spotkaliśmy ich wracającymi, co nas bardzo zmieszało. Ale to wnet minęło, gdy nam opowiedzieli, jak wszystko pięknie się odbyło. Panna młoda była smutna, co mnie stropiło, lecz myślę, że była tylko nieco bardziej poważna niż zazwyczaj. Tedy na obiad i radowaliśmy się, ale w tak skromny i pomiarkowany sposób, jak nigdy nie bywa na weselu w takich wielkich familiach. Potem jedni do kart,, drudzy bawili się rozmową. Ale najosobliwszą rzeczą było, że po wieczerzy wszyscy stanęliśmy do zwyczajnej modlitwy i państwo młodzi także; i spać. Tyle tylko, żem poszedł do pokoju pana młodego, gdy się rozdziewał, i tam pożartowaliśmy cośkolwiek, póki go nie wezwano do łożnicy. Tedy ucałowałem pannę młodą i zaciągnęliśmy nad łożnicą zasłony z największą, jaka może być, powagą — i dobranoc. Lecz skromność i powaga tego wesela były tak obyczajne, że miałem z tego dziesięć razy więcej rozkoszy, niż gdyby to się odprawiło dwadzieścia razy bardziej krotochwilnie i jowialnie. Tak więc kończy się ten miesiąc największą radością, jakiej zaznałem w życiu, bom go spędził przeważnie śród obfitości uciech, przyjemnych podróży, honorów, biesiad, i to bez żadnych dla mnie kosztów, i doczekałem się zawarcia tego małżeństwa ku zadowoleniu obu stron. I wielce sobie zobowiązałem obie te wielkie rodziny, a lady Carteret nazywa mnie teraz kuzynem, z czegom rad. Jesteśmy tylko zatroskani z przyczyny zarazy, która wzmaga się coraz bardziej; w ostatnim tygodniu zmarło) z niej. 1700 albo 1800 osób. Boże, zachowaj nas i wszystkich przyjaciół przy życiu i zdrowiu. Lord Sandwich z flotą około 100 żagli na Morzu Północnym w oczekiwaniu na holenderską flotę wschodnio-indyjską albo flotę De Ruytera.   2 sierpnia. Dzień postu na intencję odwrócenia plagi. Cały dzień w domu nad mymi miesięcznymi rachunkami, a doprowadziwszy je do należnego ładu znalazłem, że po wpisaniu sum, które przez ostrożność miałem za wątpliwe (acz nimi nie były), posiadam już 1900 funtów, za co chwała niech będzie Panu Bogu na ziemi i na niebie.   4 sierpnia. Przyszły listy, że lord Hinchingbroke przybył do? Dover.   5 sierpnia. Wiadomość, że De Ruyter wymknął nam się i wrócił z całą flotą do brzegów holenderskich, co bardzo złą jest nowiną, zważywszy na koszty, któreśmy ponieśli trzymając tak długo flotę na północy; nie mówiąc o nadziejach na przychwycenie De Ruytera, co że się nie powiodło, honor lorda Sandwicha na tym trochę, obawiam się, ucierpi.   6 sierpnia. (Niedziela. ) Moja mała Zuzanna wyczesała mi włosy i wyznaję, żem ją czule całował i piersiątek jej dotykałem, ale muszę tego zaprzestać, bo mógłbym sobie napytać wielkich kłopotów. Cały dzień nad papierami. Wieczorem — a deszcz srogi padał — do Woolwich, i pogadawszy z żoną — do łóżka.   7 sierpnia. Wstałem i z uciechą przypatrywałem się malowidłom mojej żony, potem do lady Penn, której nie widziałem od jej przybycia do Woolwich, a potrefnowawszy z nią, kiedy wyszła, rozmawiałem jeszcze z panną Pegg i jej malowidła oglądałem, chwaląc je; ale, o Boże, ileż gorsze od roboty mojej żony, to wprost nie do porównania. Potem do żony i na gawędzie z nią do południa, o której porze wyszedłem spotkać się z panem Andrewsem dla rozmowy o interesach Tangeru. Zjadłszy z nim obiad, wodą do domu, gdzie wedle umowy czekali na mnie panowie: Povy, Twisden i Lawson dla przyprowadzenia do końca ich rachunków pieniężnych; ale takich mętnych głów jeszczem w życiu nie widział; w niczym nie mogliśmy się zgodzić i rozeszliśmy się niby czereda głupców, a ja zły byłem, żem stracił nadaremnie tyle czasu i trudu. Po ich odejściu przybył pan Rayner, co łodzie nam narządza, i przyniósł mi coś ze srebra stołowego, czegom odmówił przyjąć w przekonaniu, że nie daliśmy temu biedakowi żadnych racji ani zachęty po temu, aby któremukolwiek z nas przynosił jakoweś upominki. Kiedy odszedł, przybył Luellin w sprawie kontraktu z panem Deeringiem o tarcice, i przyniósł mi 20 sztuk złota, z czym zresztą jakiś czas temu przychodził i sarn Deering; ale ja i wtedy, i teraz odmówiłem przyjęcia pieniędzy, powziąwszy rezolucję nie przyjmowania datków na przyśpieszenie spraw, lecz bez tego będę je zbywał z rąk, nie mieszkając.   8 sierpnia. Do księcia Albemarle, a ulice wszędzie takie puste, że bardzo smutny przedstawiają widok. Biedny Will, który nam sprzedawał piwo u wejścia do Whitehall, umarł razem z żoną i trojgiem dzieci, wszyscy jednego dnia. Do późna w urzędzie, a zaś, kupiwszy po drodze kuraka, do domu na kolację i spać. Wiadomość o powrocie floty De Ruytera potwierdza się; wymknął się z wielkim dyshonorem dla naszej floty, a z chwałą dla siebie.   10 sierpnia. Do urzędu, gdzie całe rano siedzieliśmy w wielkim pomieszaniu, bo rejestr śmiertelności w ciągu tego tygodnia wzrósł do 4000 zgonów, a z tego 3000 na zarazę. Tedy wieczorem zacząłem pisać na nowo mój testament, ślubowawszy, że skończę go do jutra wieczór; miasto w takim niezdrowiu, że człowiek nie może być pewien, czy przeżyje dwa dni.   11 sierpnia. Do Izby Skarbowej, ale dowiedziałem się, że Skarb wywieziono do Nonsuch. Tedy do domu, gdzie ładowałem książki do skrzyń i w pośpiechu doprowadzałem dom i wszystkie rzeczy- do porządku na wypadek, jeśliby spodobało się Bogu zabrać mnie z tego świata lub jeśli musiałbym ż domu wyjechać. Późno skończyłem, dręczony kolką i wiatrami, co, jeśli w dobrej kompanii siadam do stołu i jem do woli, nigdy ze mną nie bywa, lecz skoro tylko zostanę sam, jem nie o czasie, nie dosyć i bez ochoty, zaraz dostaję kolki.   12 sierpnia. Do urzędu już nie chodzimy, okrom we czwartki; tedy całe rano porządkowałem papiery. W południe przysłał po ninie sir J. Carteret, bym się z nim i z lordem Hinchingbroke spotkał w Deptford, ale przybywszy tam lorda Hinchingbroke już nie zastałem; przeprawił się na drugą stronę rzeki, do Dagenhams, dokąd nie śmiałem za nim podążyć widząc, że się mnie boi, lecz sir J. Carteret powiada, że najprzyjemniejszy z niego młodzian we wszystkich względach. Sir J. Carteret śpieszył do ks. Albemarle, zrzędził i nie było z nim żadnej rozmowy. Tedy pożegnałem go i do żony Bagwella, i miałem ją posłuszną mojej woli. Zjadłszy i wypiwszy cośkolwiek wróciłem do domu, a pobywszy trochę w urzędzie, do domu i do późnej godziny ład w papierach zaprowadzałem. Ludzie tak umierają, że nie starcza już nocy na ich grzebanie, i muszą grzebać dniami. Z rozkazu Lorda Majora wszyscy muszą już o dziewiątej wieczorem być w domach, aby chorzy mogli wtedy wyjść zaczerpnąć powietrza. W Deptford na okręcie „Opatrzność”, właśnie gotującym się do wyjścia na morze,. umarł marynarz, co nas bardzo przygnębiło. W Salisbury umarła żona jednego z giermków Dworu, tak że Król i Królowa pośpieszyli wyjechać do Milton. Boże, zachowaj nas.   13 sierpnia. (Niedziela. ) Cały dzień pisałem instrukcje dla moich egzekutorów testamentu i przyprowadzałem do perfekcji całą sprawę mojej ostatniej woli, przez co mam nadzieję być w znacznie lepszym stanie ducha, jeśliby mi przyszło zejść ze świata w ten zapowietrzony czas. I położyłem się spać tak wolny duchem w rzeczy interesów tego świata, jakbym nie posiadał nawet stu funtów, aczkolwiek nie licząc w to Brampton, w księgach, sprzętach, innym dobytku i gotowiźnie wart jestem 2164 funty, za co Bogu niech będzie chwała.   15 sierpnia. Nocowałem u żony w Woolwich (której ofiarowałem pierścień z diamentem, wartości 10 funtów, pierwsza rzecz tego rodzaju, jaką jej w życiu dałem), a wstawszy o 4 rano poszedłem pieszo do Greenwich na spotkanie z kapitanem Cocke'em. I nie wiem, co przywiodło mi wtedy na pamięć mój sen z ostatniej nocy, a był to, zda się, najcudniejszy sen, jakim śnił kiedykolwiek. Śniło mi się, że miałem panią Castlemaine w objęciach i przypuszczony byłem do wszelkich łask i pieszczot, jakich tylko życzyłem, a potem śniłem, że to nie mogła być jawa, że to był tylko sen, ale że skoro to był sen, a przecie miałem w nim tyle rzeczywistej rozkoszy, jak szczęsną rzeczą byłoby, gdybyśmy leżąc już w naszych grobach (jak Szekspir o tym pisze) mogli śnić i śnić takie sny; i że natenczas nie potrzebowaliśmy tak się bać śmierci, jak teraz czasu tej zarazy. Od kapitana Cocke'a dowiedziałem się, że lord Hinchingbroke zachorzał i nie będziemy mogli spotkać się z nim w Cranbourne , jak to było na dzisiaj umówione. Wracając do domu wieczorem natknąłem się na ciało zmarłego na zarazę.   16 sierpnia. Na Giełdzie pusto i bardzo sprzeczne wiadomości; jedni mówią, że nasza flota zagarnęła część okrętów holenderskiej floty wschodnio-indyjskiej, drudzy, że atakowaliśmy tę flotę koło Bergen i Holendrowie nas odepchnęli, inni, że nasza flota w wielkim niebezpieczeństwie od. 100 okrętów wojennych wyszłych tylko co z Holandii. Wszyscy w pomieszaniu i nikt pewnego nic nie wie. Z Dagenhams przyszła zła wiadomość, że biedny lord Hinchingbroke zachorował na ospę. Biedny chłopiec! Na to powrócił z Francji, by zaraz tak zaniemóc, i to na taką chorobę, kiedy właśnie miał jechać do pięknej panny w zaloty.   19 sierpnia. Przyszły listy od Króla i lorda Arlingtona, żeby przenieść nasz urząd do Greenwich. Tedy wygotowawszy o tym relację zbierałem się jechać do sir J. Cartereta do Windsor (a raczej do Cranbourne w lasach Windsor), gdy zostałem nagle wezwany do księcia Albemarle, jako że przyszły listy od lorda Sandwicha, sir W. Coventry'ego i kapitana Teddimana ze złymi wiadomościami. Lord Sandwich zaatakował kupieckie okręty holenderskie (wschodnio-indyjskie) stojące w norweskim porcie Bergen, do którego portu Norwegowie nie chcieli naszych okrętów dopuścić, lecz faworyzując Holendrów przyszli im z pomocą i ostrzelali z zamku naszą flotę, która, od holenderskiej też znaczne straty poniósłszy, wraca do Solebay z braku żywności. Ale natychmiast trzeba ją zaopatrzyć w suchy i ciekły prowiant i wnet ma znowu iść na morze. Te nowiny bardzo nas wszystkich poruszyły, ale nic już na to nie poradzimy. Otrzymawszy rozkazy od księcia Albemarle, udałem się do urzędu i powiadomiwszy kolegów o wszystkim, a napisawszy stosowne listy, z nimi do Chatham. Stamtąd wodą do Charing Cross na pocztę, ale była zamknięta. Za czym co duch na nową pocztę i tam nająłem ko nie i przewodnika do Hounslow i bardzo mi się tam spodobała córka poczmistrza, mała dzieweczka (Betty Gysby), która, jeśli wyżyje, będzie wielką pięknością. Był tam też dziarski pachołek, który, pókim czekał na konie, wypytywał mnie o wiadomości z wojny, ale taki był ciemny, że nie mógł spamiętać nazwy Bergen w Norwegii, acz mu ją ze siedem razy powtórzyłem. Tedy do Stanes, a była już czarna noc i przewodnik zgubił drogę, i dopiero z pomocą księżyca (nagrodził mi wtenczas wszystkie męki jakich doświadczyłem ucząc się jego obrotów) wyprowadziłem przewodnika na właściwą drogę i tak dotarliśmy do Cranbourne. Tam w ciemnościach dostrzegłem stary pałac, który, że był w odnowie, okrutnie zabarłożony śmieciami i wiórami; do pokoju sir J. Cartereta musiałem wejść po drabinie. Usiadłem na jego łożu i opowiedziałem wszystkie złe nowiny, którymi bardzo był poruszony, wszelako zachowaliśmy wesołe twarze biorąc wszystka, od dobrej strony; a że byłem bardzo znużony, więc pogadawszy jeszcze z leżącym w łóżku panem Fennem, poszedłem spać do pokoju Milady (Carteret nieobecnej), gdzie teraźniejsza księżna Yorku przyszła na świąt. I wnet zasnąłem, w dobrym zdrowiu (okrom znużenia), tym bardziej że wziąłem ze sobą flaszkę gorzałki, której łyk od czasu do czasu dobrze mi posłużył. W boju pod Bergen poległ pan Edward Montagu.   20 sierpnia. (Niedziela. ) Sir J. Carteret przyszedł do mnie raniutko i chodząc tam i sam koło mojego łoża, prawił, że lord Sandwich jest w tej porażce bez winy, jako że czynił wszystko wedle rozkazu i że wszystkiego przyczyną jest nieszczerość króla duńskiego, który — rzekł mi to w sekrecie — przyrzekł był, że nam wyda okręty holenderskie, czego też lord Sandwich słusznie oczekiwał, ale że teraz najważniejsza, to wystawić flotę przeciw de Wittowi, który pewnie nadciągnie ku ojczystym brzegom z okrętami wschodnio-indyjskimi, ku nim bowiem pożeglował. Potem wstałem i chodziłem z Fennem oglądając tę posiadłość; i bardzo to jest pańska siedziba, i wspaniały las z najprzedniej szym widokiem na Windsor, i naokoło widać hrabstw, ile serca zapragnie, lecz to wyjąwszy, miejsce raczej melancholiczne, bez żadnej rozmaitości okrom różnych drzew. Około 10 zjadłszy coś i wypiwszy wziąłem konie do Stanes, a stamtąd do Brentford, do pana Povy'ego, jako że pogoda była śliczna. Ale go nie zastałem i straciwszy czas, dowiedziałem się tylko od jego żony, że i tam dookoła zaraza się już szerzy. W Brentford do kościoła,, gdzie wielu londyńczyków. Po kościele do gospody i podjadłszy, około 7 wieczór wodą do Queenshive, dokąd przybyłem o 10. Z latarnią ku domowi, w wielkim strachu, aby nie natknąć się na trupy, ale chwała Bogu, nie trafiliśmy na żadnego, tylko z daleka widziałem tu i ówdzie pochodnie wskazujące, gdzie leżą zwłoki..   21 sierpnia. Na obiedzie u sir W. Battena, gdzie był też kapitan Cocke, którego epikureizmowi gwoli posłano po danie z kuropatw i rzeczywiście nie widziałem większego odeń epikurejczyka w rozkoszowaniu się jadłem i piciem. Potem do Greenwich obejrzeć dom, który dają nam na nasz urząd, a który mi się wcale nie podobał, bo stoi pośród siedzib robotniczych i chłopskich, ca czyni go tak samo niebezpiecznym w rzeczy zarazy, jak było w Londynie. Dom ten pokazywał nam pan Hugo May (architekt), człowiek wielkiej zmyślności, którego pragnę bliżej poznać. O późnej godzinie w towarzystwie służącego sir W. Battena pieszo do Woolwich i do żony, której malowidła podobały mi się tym razem ponad wszystko w świecie; znużony, ale dobrej myśli — do łóżka.   22 sierpnia. Z Woolwich pieszo do Greenwich, a po drodze widziałem zwłoki zmarłego na zarazę na farmie Coomę, których zwłok parafia nie przyjęła na cmentarz; i postawili stróża, żeby nikogo do cmentarza nie dopuścić, co jest rzeczą bardzo niemiłosierną; owa zaraza czyni nas bardziej okrutnymi wzajem dla siebie, niż gdybyśmy byli psami. Z lordem Brounckerem i sir W. Battenem na nasze nowe lokum, które mi się dziś lepiej podobało. Potem do pani Bagwell, z którą użyłem rozkoszy, ilem tylko zapragnął. Potem do Redriffe; okrutnie bałem się iść wąską uliczką, gdzie zaraza, alem przeszedł. Do domu, dokąd pan Andrews przyniósł mi moje należności z interesów tangerskich. Kiedy poszedł, grałem jeszcze na wioli, a potem spać.   25 sierpnia. Dziś dowiedziałem się, że mój lekarz, dr Burnett, umarł na zarazę; co dziwne, bo jego służący umarł już dawno i tego miesiąca otwarto właśnie jego dom. Teraz on umiera. Biedny, nieszczęsny człowiek.   26 sierpnia. Pierwszy raz dzisiaj obiadowałem u lorda Brounckera, przy stole okrom sir J. Minnesa, mnie i kapitana Cocke'a była jeszcze tylko jakowaś wymalowana dama, ale kto zacz by to był, nie wiem. Wracając wodą do domu widziałem, jak podnieśli umarłego człowieka, co, z myślą o doktorze Burnetcie na dodatek, wprawiło mnie w takie roztargnienie, że nic już nie mogłem robić, tylko w melancholii poczytawszy trochę poszedłem spać.   28 sierpnia. Do złotnika Colvilla, z którym wyrównałem wszystkie rachunki ku memu wielkiemu zadowoleniu; od kilku dni pierwszy raz byłem w mieście; jak mało ludzi na ulicach a ci, których się widzi, wyglądają na takich, co się już pożegnali ze światem. Trzeba mi tedy powiedzieć od dzisiaj adieu ulicom Londynu! Obiadowałem w domu, dokąd Will Hewer przyniósł mi 119 funtów należne mi z Urzędu. Jestem teraz w lepszej kondycji niż kiedykolwiek w życiu, tak co do ilości, jak co do pewności sum, na które się szacuję. Ale w tym cały kłopot, co z tymi pieniędzmi robić wobec tego, że w tych dniach przenoszę się całkiem do Woolwich; postanowiłem ważyć się na hazard i zamknąć je w żelaznej szkatule, przynajmniej na jakiś czas. Dostałem wiadomość, że nasza flota wyruszyła lub tymi dniami wyrusza, chwała Bogu! I Milordowi Sandwichowi zapiszą to na chlubę, że wyruszył tak prędko. Wysłałem chłopca z częścią mych rzeczy do Woolwich, aliści Will Hewer powiadomił mnie o wielkich niesnaskach między żoną i Mercerką, co przy mojej natu ralnej drażliwości, że coś złego w ten albo inny sposób stanie mi na drodze, okrutnie mnie zalterowało, i zacząłem się wahać, czy przenieść się tam, czy nie. Jednak mając już tam tyle rzeczy popłynąłem wieczorem i zastałem żonę spacerującą po wybrzeżu ze swym malarzem panem Browrie'em i z dziewkami.   31 sierpnia. Dwie ostatnie noce spałem znowu w Londynie, ale dziś wszystko już gotowe do mojego wyniesienia się z miasta. Tak oto kończy się ten miesiąc wielkim smutkiem powszechnym z przyczyny szerzenia się zarazy po całym prawie Królestwie. Każdy dzień przynosi smutniejsze i smutniejsze wiadomości o jej wzmaganiu się na sile. W Londynie umarło przez ten tydzień 7496 osób, w tym 6102 na zarazę. Ale obawiam się, że prawdziwa liczba śmiertelności tego tygodnia jest około 10 000, jako że nie rejestruje się nędzarzy, a kwakrowie znowu nie dają po sobie dzwonić. A smutny to dźwięk słyszeć te nasze dzwony bijące ustawicznie na czyjąś śmierć albo na pogrzeb.   1 września. W Greenwich w urzędzie, a potem do Londynu, żeby jeszcze niektóre rzeczy wysłać z miasta, a wraz i małą Zuzannę. U księcia Albemarle słyszałem przypadkiem raport o przesłuchaniu spiskowców ostatnimi dniami ujętych. M. in. czytano indagację, której sir Filip Howard poddał jednego z nich, i owo takie zapamiętałem pytania i odpowiedzi: „Do stu piorunów — mówi sir F. Howard — jeśli oskarżony będzie wierny Królowi, to może się spodziewać takich a takich łask. „ „Tak jest, będę wierny Królowi” — odpowiada spiskowiec. „Ale do stu piorunów — powiada sir F. Howard — czy będzie oskarżony tak i tak postępował?” I tak ze dwanaście razy sir Filip Howard powtórzył swoje: „Do stu piorunów!”. Znakomita istotnie retoryka, mająca przekonać anabaptystę albo kwakra, że nie ma racji. I to było czytane w przytomności sir F. Howarda i dwudziestu innych dygnitarzy i nikt nie zganił tej metody, a ów indagator nawet się nie zawstydził. Żarty sobie tylko stroili, a na ile pamiętam, kończyła się ta relacja słowami: „Wszelako taki a taki (oskarżony) prosił po przesłuchaniu, by pamiętali, że nie powiedział, jakiemu Królowi mógłby być wierny!” 3 września. (Woolwich. ) Wstałem i odziałem się w mój piękny barwisty strój, i nałożyłem nową perukę, kupioną dosyć dawno, ale której nie ważyłem się nosić, bo zaraza była koło Westminster, gdym ją tam kupował; i ciekaw jestem, jaka też będzie moda po tej zarazie co do noszenia peruk, bo nikt nie zechce kupować włosów bojąc się, czy nie były zdjęte z umarłych na zarazę. Na obiad przybyli: pan Hill (z którym cudny dyskurs o muzyce), lady Penn i jej córka, która uczy się też malować u Browne'a, lecz jej obrazki ani się umywają do malowideł mojej żony. Po obiedzie do Greenwich, gdzie ledwie mnie wpuścili do miasta ze strachu, iż przybywam z Londynu, ale im wyperswadowałem, że mieszkam w Woolwich. Spotkałem kapitana Cocke'a, z którym rozmowa o złej kondycji Państwa co do pieniędzy, i że jeśli naszej flocie teraz się nie powiedzie, to i Parlament, i Miasto tym bardziej nie dadzą pieniędzy, zwłaszcza że na Marynarkę ani połowa nie była tak użyta, jak być powinna. Po południu sir J. Minnes i ja na Radzie w sprawie przedsięwzięcia czegoś dla powstrzymania zarazy, ale, o Boże, jak pojąć szaleństwo ludzi z miasta, którzy (dlatego, że to zakazane) kupią się tłumami około zmarłych ciał, aby widzieć, jak je grzebią; lecz ugodziliśmy się co do paru nakazów zabiegających temu. Śród wielu opowiadań jedno było pasjonujące o skardze wniesionej przeciw pewnemu człowiekowi, że przyjął dziecko z zapowietrzonego domu w Londynie. Rajca Hooker powiedział nam, że było to dziecko bardzo zdatnego obywatela z Gracious Street, siodlarza, który pogrzebał wszystkie swe dzieci okrom tego jednego; a będąc zamkniętym w domu i bez nadziei wydostania się, chciał to dziecko przynajmniej ocalić i dobił się tego, że jeden z jego przyjaciół wziął je nagie z jego rąk, podane mu przez okno, i odziawszy je w nowe szatki, wywiózł je do Greenwich. Zważywszy tę historię uchwaliliśmy, że dziecku ma być pozwolone zostać w Greenwich. 5 września. Na bardzo wesołym obiedzie z lordem Brounckerem i jego gamratką, z którą on wszędzie się wodzi, najbardziej dworne hołdy jej oddając, jak tylko można. 6 września. Rano pisałem listy, w południe do Londynu, by zabrać więcej rzeczy; widziałem ognie palące się na ulicach z rozkazu Lorda Majora. Wodą do księcia Albemarle i całą drogę ognie z obu stron Tamizy; i dziwne było widzieć w biały dzień dwa, trzy pogrzeby, niewątpliwie wszystkie z zarazy, a jednak co najmniej czterdzieścioro ludzi albo więcej szło za każdym. Kiedy wróciłem do Woolwich, żona spytała mnie o jakowyś do niej pisany list, który miałem jakoby znaleźć; i w samej rzeczy, Mary (pokojowa) oddała mi wczoraj list mówiąc, że znalazła go w moim łóżku i myślała, że to mój. List był bez podpisu i bardzo czuły, ale przyjrzawszy mu się serio i widząc go źle i zgoła bez sensu pisanym, sądziłem, że to list od brata żony, i wyrzuciłem go, lecz teraz, widząc żonę tak poruszoną i rozgniewaną na Mary, popadłem w niepokój, ale nie dałem tego po sobie poznać.   7 września. O 5 rano, ciepło się przyodziawszy, popłynąłem ku Tower, skąd posłałem po tygodniowy rejestr śmiertelności i znalazłem w nim 8252 zgony, a w tym 6978 z zarazy, co straszliwą jest liczbą. Potem do Brentford, czytając przez całą drogę Nędznika, dobrą sztukę Toma Portera, gdzie już czekał mnie powóz pana Povy'ego i razem wesoło do Swakely, do sir R. Yinera na obiad, przy którym i jego żona; znajduję ją jeszcze piękną, a była ongi bardzo piękna; teraz już stara. Wniosła mu w posagu 100 000 funtów, a żyje on w takim dostatku, jak żaden z panów w Anglii, rządząc Królem i jego Radą, którym pożycza pieniędzy. Po obiedzie, rozmówiwszy się o nasz główny interes (którym było pożyczenie Urzędowi pieniędzy), pożegnaliśmy się, a Povy obwiózł mnie jeszcze po całym Brentford i przyjemna była ta podróż z nim, jako że jest on doskonałym kompanem we wszystkich rzeczach prócz interesów. Odprowadził mnie aż do czółna i dobranoc. Otuliłem się ciepło, a na pierwszą w nocy dobrnąłem do Woolwich.   8 września. Ocknąwszy się wszcząłem z żoną rozmowę o znalezionym liście. Uspokoiła mnie, że nie wie, od kogo byłby pisany, lecz suponuje, że może pisał go jej krewny Frank Moore, niedawno przybyły z Francji. Prawdę mówiąc nie sądzę, aby mogło w tym być coś więcej, a nie chcąc się dręczyć w obcym domu i w tak melancholijnym czasie, puściłem to mimo i wnet pogodziliśmy się z żoną. Wstałem, bo zaczęli do mnie przychodzić w różnych sprawach, a. niebawem przybył i lord Brouncker; przeprowadziliśmy z nim dochodzenie w sprawie porzucenia pracy przez cieślów okrętowych, którzy nie otrzymawszy zapłaty opuścili nas przed trzema dniami; siedzieliśmy nad tym cały ranek, ale znaleźliśmy jakie takie wyjście i sądzimy, że jutro wrócą do roboty.   9 września. Cały dzień w Greenwich, a przeklęty deszcz, który lał cały wieczór, zmusił mnie do nocowania u kapitana Cocke'a; Zastałem tam przy wieczerzy sir W. Dpyle'a i pana Evelyna i nagadałem się z nimi o niedbalstwie-naszych panów i dostojników Królestwa we wszystkich sprawach, a zwłaszcza w sprawach pieniężnych. I wszczęliśmy wielką rozmowę o braku osób zdolnych mieć pieczę o interesach Państwa, przez co wszystko chyli się ku ruinie. „Albowiem — rzecze kapitan Cocke — Lord Podskarbi patrzy tylko swojej wygody, a sprawy niech się sobie toczą, jako chcą; byle miał swoje 8000 funtów rocznie i «ombra», o nic więcej nie stoi. Lord Kanclerz myśli tylko o zgarnianiu pieniędzy, a o niczym innym, a lord Ashley obrabowałby diabła i ołtarz, jeśli tylko mógłby na tym zarobić. „ Pełen melancholicznych myśli położyłem się do łóżka, a lubom je miał tak miękkie jak nigdy w życiu, leżąc duńską manierą na puchowej pierzynie, przecie źle bardzo spałem.   10 września. (Niedziela. ) Zanim wyszedłem z domu, przybył umyślny posłaniec od sir W. Coventry'ego z najszczęśliwszą wiadomością o. bitwie lorda Sandwicha z częścią floty holenderskiej, o wzięciu przezeń 2 okrętów Kompanii Wschodnio-Indyjskiej i 6 czy 7 innych z ogromnym łupem; i że ściga teraz resztę floty i ma nadzieję spotkać ją koło Wellbanke, a sam stracił tylko „Hektora” pod biednym kapitanem Cuttle'em, który poległ. Tedypieszo (mój przewoźnik zachorzał tknięty zarazą) do Greenwich i do kapitana Cocke'a, gdzie zastałem lorda Brounckera, jego damę, sir W. Doyle'a, sir J. Minnesa i pana Evelyna. A nadejście tej dobrej nowiny wprawiło nas w taką ekstazę wesela i tak zaostrzyło dowcip sir J. Minnesa i pana Eyelyna, że w całym życiu nie zdarzyły mi się równie ucieszne dwie godziny, jak owe tego wieczora i w tym towarzystwie. M. in. pan Evelyn zaczął sypać wierszami i fraszkami na różne słówka i okazje, a to tak szparko i trafnie, że mało nie umieraliśmy ze śmiechu, i tak zakasował sir J. Minnesa, aż ten gębę otworzył, ale wnet sam tak się da rozpuku śmiał z własnej porażki, że to było koroną naszej radości. W tym humorze bawiliśmy się do dziesiątej, a potem lord Brouncker ze swoją damą odjechali, a my do łóżek, i był to jeden z dni mego życia najbardziej przepełnionych samą istotą radości.   12 września. Żona pokazała mi dzisiaj list swego brata mówiący, że jej ojciec zachorzał i jest jakoby bliski śmierci. Co mnie, Boże odpuść, nie poruszyło tak, jakby powinno, choć szczerze mi go żal. Natychmiast postanowiłem wysłać mu z listem' żony 20 szylingów.   14 września. Pieszo do Greenwich, a stamtąd do Londynu, gdzie nie byłem już sporo czasu. Tam u księcia Albemarle list od lorda Sandwicha z Solebay o wzięciu nowych 18 holenderskich okrętów, a posłaniec mówi, że po zapieczętowaniu listu wzięto jeszcze trzy, co z wziętymi poprzednio 14 czyni razem 35 żagli; jedne z nich w dobrym stanie, a inne — bardzo bogate. Wziąwszy kopię listu Milorda poszedłem bardzo zapowietrzonymi ulicami na Giełdę, gdzie nowiny hucznie przyjęto. I dziwiłem się, że Giełda taka pełna, chyba ze 200 ludzi, ale nikogo znaczniejszego, sami tylko pospolitacy. Ale, mój Boże, jak ja się tam starałem, żeby jak najmniej ludzi ze mną mówiło, to warto było widzieć; bo teraz nie obserwuje się zamykania domów zarażonych, tedy z pewnością spotykamy się i rozmawiamy z ludźmi, co mają w domu zarazę. Potem do mego domu na Seething Lane, gdziem zastał wszystko w porządku, a za radą jednego z przyjaciół, który mówi, że nikomu teraz nie przyjdzie do głowy, aby ktoś wywiózłszy całą rodzinę miał zostawiać w domu pieniądze, zostawiłem je tam nadal w mojej żelaznej szkatule. A wróciwszy do Woolwich, zadumałem się nieco nad okolicznościami tego dnia dającymi tyle wątku do radości z jednej strony, a do melancholii — z drugiej. Bo to: znalazłem moje pieniądze i zastawy srebrne nietkniętymi; załatwiłem pomyślnie sprawy pieniężne Urzędu i Tangeru; gdym rozpaczał o bezczynności tegorocznej lorda Sandwicha, przyszła obfitość nowin o jego sukcesach. A z drugiej strony: mój biedny goniec Payne stracił dziecko i sam umiera, mój przewoźnik, z którym jeszcze ostatniego piątku byłem na wodzie, zaraz potem zachorował i umarł, kapitanowie Lambert i Cuttle zginęli, drugi syn Milorda — Sidney Montagu, chory na febrę leży u lady Carteret, a na koniec — moi obaj chłopcy: Will Hewer i Tom Edwards, stracili ojców, obu zmarłych na zarazę. Alem odganiał smutne myśli, jak tylko mogłem, zwłaszcza że chciałem podtrzymać na duchu żonę i domowników.   15 września. W zimny i słotny ranek wodą do urzędu, gdzie wiele roboty, i późnym wieczorem wodą znowu do domu. Jestem w wielkim zakłopotaniu, co robić — nie mogę bez niebezpieczeństwa dla życia odbywać co dzień tej drogi z Woolwich, a zamieszkać oddzielnie od żony w Greenwich nie zdaje mi się przyzwoitym.   17 września. (Niedziela. ) Miałem dziś na obiedzie lorda Brounckera i jego damę, a gdyśmy jedli, przybył niespodzianie sir J. Minnes, który wrócił z morza, ale jak durny gamoń, wcale nic nie umiał powiedzieć o tym, czegośmy dokazali, rzekł tylko, na ile, według ]ego wyobrażenia, szacują zdobycz i że lord Sandwich dobrze się miewa, i bardzo pytał, czy ja się dobrze miewam. Tedy postanowiłem sam wyruszyć do Milorda i zaraz umówiliśmy się z kapitanem Cocke'em że z tym jeszcze przypływem natychmiast wyruszymy we dwu do floty. I rzeczywiście za niewiele czasu już byliśmy gotowi; przystawili nam jacht „Bezan” i pożeglowaliśmy do Gravesend — ja z moim pacholikiem Tomem. W Gravesend zakotwiczyliśmy jacht na noc i po kolacji a wesołych rozmowach — spać, bardzo wygodnie, na poduszkach w kajucie.   18 września. O świcie ujrzeliśmy naszą flotę, a było na co patrzeć! Ponad 100 okrętów dużych i małych z ich żaglami, maszta mi, proporcami, a między nimi „Suweren” i „Karol”, i „Książę”; na tym ostatnim znajdował się lord Sandwich. Z wielkim trudem dostaliśmy się na pokład, ile że fala nas odrzucała, wiatr był okrutny i bardzo zimno. Lord Sandwich, jeszcze w nocnym odzieniu, przyjął nas mile i zaraz powiedział nam, że flota cierpi na wielki brak żywności; piwa nie mają już wcale, ą suchego prowiantu ledwie na parę dni. Potem opowiedział nam historię bitwy pod Bergen, z której relacji zobaczyliśmy, jak nie można polegać na sądach ludzi o rzeczach, których nie znają. Potem odbyła się rada wojenna, na którą przybyli m. in. sir W. Penn, sir Mings, kapitan sir T. Teddiman i sir Roger Cuttance. Dostaliśmy rozkaz dostarczyć natychmiast flocie żywności, odzieży i pieniędzy. Przed wyjazdem, z przyzwolenia lorda Sandwicha, kupiliśmy w kilku za 500 funtów (pożyczone od Milorda) gałki muszkatowej, cynamonu i goździków ze zdobyczy wojennej; wszystko razem warte 1000 funtów, a kpt. Cocke mówi, że będziemy mieli na tym 500 funtów zysku, ześlij to, Boże! Ja sam. spodziewam się zarobić 100 funtów. Słyszałem, że Will Howe ma widoki bardzo się na tym interesie wzbogacić i że już chodzi pyszny a zuchwały, ale tego się po nim spodziewałem. W powrotnej drodze wiatr przyprawił mnie o morską chorobę i tęgo rzygałem, aż póki nie wypłynęliśmy na ciche wody Rzeki.   20 września. Do Londynu do księcia Albemarle, powiadomić go o naszej wczorajszej podróży i spytać o dalsze rozkazy. Ale, o Boże, co to za smutne czasy, że nie widzi się nawet barek na Rzece, a trawa porasta dziedziniec królewskiego pałacu i tylko jakowiś nieszczęśni nędzarze na ulicach. A co najgorsza, książę Albemarle pokazał nam rejestr śmiertelności z tego tygodnia, przysłany przez Lorda Majora; wbrew naszym nadziejom na dobre skutki zimnej pory, ogólna liczba zmarłych jest 8207, a z tego na zarazę — 7165; największa liczba ze wszystkich dotychczasowych, co groźne dla nas wszystkich. Ma wyjść rozkaz, żeby lord Brouncker i sir J. Minnes pojechali od nas do zdobycznych okrętów z towarami, a kapitan Cocke i sir G. Smith mają im być przydani jako kupcy. Ale ja przywiodłem do tego, że pojadą tylko Brouncker i Minnes, a kupcy nie będą im przydani, jako że to byłoby z pewnością ze szkodą Króla. Myślę, żem się w tym dobrze sprawił, acz nie mogę się uwolnić od krztyny zawiści, że inni przyłożą ręki do tego korzystnego interesu, gdy ja cały siedzę tylko w kłopotach Urzędu.   21 września. Do Nonsuch do Izby Skarbowej po pieniądze na wypłaty. Skończywszy z tym, chodziłem po całym gmachu i ogrodzie. Wielka aleja wiązów i włoskich orzechów. Cała zewnętrzna strona gmachu ozdobiona figurami historycznymi, a wewnątrz dobre obrazy Rubensa i Holbeina. A co największa, gmach cały, to znaczy słupy i wnęki w ścianach pokryte są złoconym ołowiem. W ogrodzie napotkałem prostą, małą dziewuszkę, krewną pana Falconbridge'a, która cudnie śpiewała ze słuchu; jeśli znów kiedy będę potrzebował dziewki do domu, postaram się ją dostać. Zastawszy tam z moich dawnych przyjaciół J. Spicera, W. Bowyera i innych, z nimi obiadowałem. Ale jak Will Bowyer młodo) wygląda na swoje 41 lat! nie dałbyś mu więcej nad 24; co jest) największym dziwem, jaki zdarzyło mi się w życiu spotkać. Wieczorem do Greenwich, gdzie Will Hewer odstąpił mi swój pokój.   22 września. Z lordem Brounckerem i sir J. Minnesem do Blackwall, gdzie lustrowaliśmy składy, w których towary ze zdobycznych okrętów wschodnio-indyjskich mają być pomieszczone. Potem do Woolwich na spotkanie lorda Sandwicha, z którym chwilę zabawiwszy w moim domu, gdzie żona go powitała, pojechaliśmy do pana Boremana, gdzie Milord stanął kwaterą.   23 września. Do lorda Sandwicha, który mnie się radził, na ile może ufać kapitanowi Cocke'owi w sprawie towarów ze zdobyczy wojennej. Powiedziałem, że nie nadto, i ofiarowałem ze swej strony 1000 funtów za część towarów, na co się zgodził, i myślę, że coś na tym zarobię. Potem do księcia Albemarle, gdzie radziliśmy nad szybkim zaopatrzeniem floty i pieczą około chorych i rannych marynarzy; zaproponowałem, żeby na ten cel wziąć część towarów ze zdobyczy wojennej do wartości 10 000 funtów, co przyjęte i stosowny” rozkaz podpisany przez księcia Albemarle i lorda Sandwicha; jakie stąd kłopoty mogą wyniknąć, jeszcze nie wiem, nie obawiam się, że kłopoty będą. Potem do Greenwich do urzędu i wieczorem z kapitanem Cocke'em jachtem ku morzu.   24 września. (Niedziela. ) Ocknąwszy się, wypiwszy i pogadawszy, łodzią na brzeg w Gravesend, a ranek był cichy i pogodny. U rybaków tamecznych kupiliśmy pięknych ryb i kazaliśmy je sobie przyrządzić na śniadanie, a sami poszliśmy z milę za miasto. Wróciwszy na śniadanie do przewoźnika dowiedzieliśmy się od niego, że słyszał o goździkach do sprzedania; tedy poszliśmy z nim do ciemnej piwiarni na drugim końcu miasta, gdzie dwaj nędzni, brudni marynarze mieli trochę goździków i gałki muszkatowej, a biedacy tak się nie znali na wadze, że łatwo mogliśmy ich okpić, lecz sumienie nigdy nie pozwoliłoby mi oszukać tych biedaków, którzy opowiadali nam, z jakim narażeniem się zdobywali owe korzenie. Kupiwszy je wróciliśmy z kapitanem Cocke'em do jachtu, rozmawiając o naszym interesie, ale on nie odkrywa mi jeszcze swoich kart ani ja jemu moich, póki nie będę widział, jak on będzie gadał i poczynał sobie z sir Rogerem Cuttance'em.   25 września. Przybyliśmy do floty i na pokład „Księcia”. Po długim dyskursie zawarliśmy z sir R. Cuttance'em umowę na 5000 funtów dla lorda Sandwicha za jedwab, cynamon, gałkę muszkatową i indygo. I już miałem się podpisać na podjęcie całej tej sumy, ale szczęśliwym jakowymś trafem nie podpisałem; z czego później dla różnych racji byłem bardzo zadowolony. Potem odwiedziłem jeszcze sir W. Penna, którego zastałem obiadującym z żoną, córką i. licznym towarzystwem na pokładzie; zawarł z kapitanem Cocke'em umowę na kupno 10 bel jedwabiu. Tedy do naszego jachtu, a że morze było ciche, więc dla pośpiechu wzięliśmy czółno do Chatham. Ale że było już ciemno, tak pobłąkaliśmy się, że dopiero na jakowymś dzikim miejscu wybrzeża zdybaliśmy chłopca rybackiego, który nie bez trudności pomógł nam znaleźć drogę do Rochester i tam nocowaliśmy. A przy posiłku w oberży ów ubogi chłopiec rybacki opowiadał nam, że już siedem lat, odkąd jest w terminie, ani razu nie spał w łóżku i jeszcze musi tak służyć trzy lata..   26 września. Wstałem o piątej i pocztowymi końmi do Greenwich, skąd z lordem Brounckerem i sir J. Minnesem do Erith dla przyjęcia ładunku dwu wschodnio-indyjskich okrętów, który udało mi się zachować dla Króla, a myślę, że dobrze się tym i sobie przysłużyłem. Wieczorem do Woolwich, jako żem nie był u żony już od jakichś siedmiu czy ośmiu dni. Po kolacji opowiedziałem jej, w jakim jestem pomieszaniu i niepewności co do tego zakupu części zdobycznych towarów. — i do łóżka.   27 września. Wstawszy podziwiałem obraz żony przedstawiający Zbawiciela, świeżo skończony i bardzo piękny. Do księcia Albemarle, który powiedział nam, że Holendrowie wyszli z portów i nasza flota musi być gotowa do rychłego wyruszenia na morze. Potem deliberowaliśmy nad sposobem dopomożenia jeńcom tudzież chorym i rannym marynarzom i widzieliśmy tygodniowy rejestr śmiertelności, która, chwała Bogu, spadła o 1800 zgonów, co jest największym spadkiem od pojawienia się zarazy. Potem do urzędu, dokąd nieoczekiwanie kapitan Cocke przywiózł część kupionych przez nas towarów zdobycznych, które zrazu chcieliśmy wyładować w urzędzie, ale zważywszy, iż to jest budynek królewski, odmieniliśmy rezolucję i złożyliśmy to u pana Glanville'a. Kapitan Cocke ofiaruje mi za mój udział 500 funtów, a ja żądam 600 funtów. U tegoż pana Glanville'a nocowałem w wielkiej niepewności umysłu co do tego, jak sobie poczynać w tym interesie.   30 września. Nocowałem znów u pana Glanville'a, a że mnie bolę chwyciły, sięgnąłem po nocne naczynie, któregom nie znalazł; tedy musiałem w tym dziwnym domu dwa razy wysrać się w kominek. Całe rano w urzędzie, gdzie siła roboty, a wielkim dla nas brzemieniem jest zaprowiantowanie jeńców tudzież chorych i rannych marjmarzy, którzy leżą, nieszczęśni, u drzwi naszego urzędu. Żaden z kapitanów nie chce ich przyjąć na pokład, a nie mamy ani innych okrętów, na które moglibyśmy ich zała dować, ani pieniędzy, żeby im płacić albo ich żywić. Boże, ulżyj nam w tym kłopocie. Kiedym wracał z obiadu; byłem nagabywany przez tych nieszczęśników i obdarzyłem ich paru dobrymi słowy i trochą pieniędzy i prawdę mówiąc, nie można by mieć im za złe, jeśli potrzeba pchnęłaby ich na złe drogi i zmusiła do kradzieży lub czegoś podobnego, skoro przecie nie mają z czego żyć. Wieczorem, znużony, do Woolwich jachtem „Bezan”, aliści żonę zastałem w okrutnym poruszeniu i wziąwszy mnie na stronę powiedziała, że powaśniła się z obiema dziewkami, a zwłaszcza z pokojową Mary, która miała jej się w żywe oczy odgrażać, że powie mi o czymś, co żonie zamknie gębę, i tym podobne rzeczy; Podejrzewam, że to idzie o Browne'a, i choć żona prosiła, bym sam dziewkę wypytał — będąc już z natury skłonny do zazdrości — popadłem w okrutną wściekłość i dziko poszedłem precz z myślą, by nocować na jachcie. Ale kiedym stanął na brzegu, pomyślałem, że jużcić lepiej by nocować w ciepłym łóżku i że będąc z żoną może się prędzej udobrucham. Tedy wróciłem, a mając skądinąd tyle racyj po temu, żeby się radować, tyle nadziei na dobry zysk, nadto uważywszy, że zawichrzenie umysłu i melancholia mogą w ten niezdrowy czas jakie zło na nasz dom sprowadzić i że dla żadnych niesnasek nie można w takim czasie wyrzucać z domu służby, postanowiłem raczej łagodzić sprawę, niż ją rozjątrzać, więc postarałem się być miłym dla żony, więc do łóżka nie wspomniawszy o naszej rozterce. Tak zasnąłem, a okrom tego wieczora i jeszcze dnia czy dwu jakiś miesiąc albo sześć tygodni temu niemiłych z tej samej przyczyny, kończę ten miesiąc z największym zadowoleniem i mogę bodaj powiedzieć, że te trzy ostatnie miesiące, co do radości, zdrowia i dochodów, były chyba najpomyślniejszymi w moim życiu i nie przyczyniły mi innych trosk, okrom że umartwiony byłem okrutnie tą wielką plagą zarazy.   1 października. Wstałem około czwartej, a odziawszy się — na pokład jachtu „Bezan”, gdzie całą kompanię zastałem we śnie. Nie chcąc ich budzić zostałem na pokładzie i chodziłem po nim o brzasku dnia, aż główny majster jachtu wziął mnie do swej kabiny, gdziem trochę pospał. Niebawem kapitan Cocke przy słał po mnie i ruszyliśmy, i nuż gadać, i paplać, i śmiać się bardzo wesoło. A resztę ranka spędziliśmy na czytaniu Oblężenia Rodosu, który jest z pewnością (im częściej go czytam, tym bardziej tak o nim sądzę) najlepszym poematem, jaki kiedykolwiek był napisany. Do miejsca postoju floty dopłynęliśmy około drugiej po południu przy pięknej pogodzie i dobrym wietrze. Milord Sandwich powitał nas bardzo mile i ku mej radości, upewnił mnie, że pisał do Króla i Księcia o tych łupach wojennych i otrzymał od nich zgodę na wszystko, co był uczynił, i że on się nie zaprze tego, co uczynił, i prosi, abym jawnie to mówił wobec wszystkich; i od ręki dał kapitanowi Cocke'owi i mnie świade ctwo na piśmie o naszym zakupie, dające nam zupełną moc dysponowania tym, cośmy kupili. To mi przyniosło wielką ulgę i pozbywszy się strachu, serce miałem jakby o 100 funtów lżejsze niż pierwej. Milord prowadził jeszcze z nami dyskurs o wojnie argumentując przeciw tym, co nie chcą pokoju pod żadnymi warunkami, tylko zwycięstwa nad Holandią, dowodząc, że wedle jego mniemania Holendrowie oddadzą się pod protekcję króla Francji, gdy powinniśmy byli pragnąć i mogliśmy to godziwymi środkami osiągnąć, żeby się oddali pod naszą, dla którego celu trzeba było wszystkim Holendrom, którzy chcieliby się u nas osiedlić, nadawać obywatelstwo angielskie. Potem szepnął jeszcze mnie samemu, że wszystko u nas rozleci się w drzazgi, bo nikt niczego nie patrzy, ale każdy tylko swojego interesu czy zysku, czy uciechy, i że w tym stanie rzeczy Państwo rychło musi upaść, co, jak myślę i jak się obawiam, jest czystą prawdą. Tedy po kolacji kapitan Cocke, ja i pan Tempie (zaufany sir R. Vinera, tłusty zuch) na pokład jachtu „Bezan”, a tam — najpierw do kart, potem czytaliśmy Oblężenie Rodosu; a na koniec poszliśmy spać. Ale, Boże, co za śmiech mnie porwał, kiedy w nocy zbudziło mnie chrapanie ich wszystkich dokoła mnie; śmiałem się do rozpuku, ażem zbudził jednego z kompanów Temple'a, który dobrą chwilę nie mógł pojąć, gdzie jest, że słyszy taki śmiech, a na koniec oprzytomniał, a ja mu powiedziałem, z czego się tak śmieję, i wnet zasnął, i wszyscy dalej chrapali. 2 października. Żeglowaliśmy całą noc (i dziwowałem się, jak oni znajdują drogę po ciemku), a na rano przybyliśmy do brzegu w Gillingham, a stamtąd wszyscy pieszo do Chatham i do Hillhouse do sir W. Penna, którego zastaliśmy w łóżku. Więc z nim rozmowa i siła symulowanej uprzejmości z jego strony, ale to fałszywy hultaj, któremu nic nie ufam. Stamtąd do Rochester i „Pod Koronę”, a zanim przyrządzili nam obiad, poszedłem zwiedzić ruiny starego zamku i chodząc po nich spotkałem na schodach trzy nadobne dziewki czy też kobiety, nuż tedy ku ich rączkom i szyjom i całowałem je w usta; ale na miły Bóg, straszną rzeczą jest patrzeć na dół w przepaść; tak się tego lękałem, że mi to popsuło wiele uciechy, jakiej mógłbym był zażyć z tymi trzema, żeby nie owa przepaść. Na obiad „Pod Koronę”, a potem do Gra-vesend, gdzie długo nie popasałem, bo miasto zapowietrzone. Tedy do Erith na pokład jednego z holenderskich zdobycznych okrętów, gdzie lord Brouncker i sir J. Minnes ubolewali, że okręty są rabowane; lecz ich uspokoiłem i radziliśmy nad godziwym spieniężeniem części łupów. Około 8 wieczorem dotarłem nareszcie do Woolwich i zjadłem kolację kontent z żony, która pogodziła się z obu swymi pannami.   4 października. Przyszedł do mnie do urzędu sir George Smith i powiedział, że ogółem zaraza spadła w tym tygodniu o 740 zgonów, za co Bogu niech będą dzięki; ale że w naszej części miasta jeszcze przybiera na sile.   5 października. Do księcia Albemarle czytając po drodze przetłumaczoną przez pana Evelyna i ofiarowaną mi książkę ze wskazówkami, jak zbierać bibliotekę, ale rzecz jest dla mnie mało . dostępna, tylko dedykacja Lordowi Kanclerzowi przednio napisana. Po przybyciu do księcia Albemarle okazało się, że mnie wezwał dla narady o sprawie prowiantowania floty, żeby jej nadzór oddać w inne ręce albo powierzyć kilku ludziom, ku czemu się przychylam, w nadziei, że może i ja się do tej roboty przygodzę i coś na tym zarobię. Stamtąd „Pod Łabędzia”, gdziem spędził trochę czasu z Sarą, a potem wodą do Deptford i do pani Bagwell. Naokoło ze wszystkich stron i tuż w sąsiednim domu zaraza, lecz anim o to dbał, byle mieć, czegom pragnął. Potem do pana Eve lyna, z którym rozmawialiśmy o naszej kłopotliwej sprawie pomocy tak jeńcom jak rannym i chorym marynarzom. Pokazywał mi też swój ogród, który co do rozmaitości wiecznie zielonych drzew i żywopłotów z ostrokrzewu jest najcudowniejszą rzeczą, jaką widziałem w życiu. Za czym powozem pana Evelyna do Greenwich i do urzędu pisać listy.   6 października. Posłałem po pana Gaudena, a gdy przyszedł, dyskutowaliśmy razem o sprawach prowiantowania i o zamysłach bądź rozebrania tej pracy pomiędzy kilka rąk, bądź innego sposobu odmiany, w czym znalazłem go chętnym do wszystkiego, co Król rozkaże. Tedy wziąłem go do księcia Albemarle, a po drodze rozmawialiśmy o tej sprawie i zawarłem z nim przyjacielstwo, znajdując go człowiekiem bardzo wartym przyjaźni, zacnym i uczciwym. Wieczorem srodze nad tym się trudząc wygotowałem list dla księcia Albemarle o moim pojęciu, jak prowiantowanie winno być sprawowane; myślę, żem trafił w sedno, byle tylko chcieli się do moich pomysłów zastosować.   7 października. W urzędzie, ale niewiele mogłem zdziałać z przyczyny okropnej, żałośnie skarżącej się ciżby nieszczęsnych marynarzy zalegających ulice i przymierających głodem dla braku pieniędzy, co miesza mnie i trwoży do głębi serca, a zwłaszcza w południe, kiedy musieliśmy przejść między nimi, a więcej niż stu powlokło się za nami, jedni klnąc, drudzy złorzecząc, a inni błagając nas o pomoc. Rozmawiałem z kilkoma ludźmi, a m. in. z sir W. Riderem, czyby nie przystąpili do spółki mającej wziąć na się prowiantowanie Marynarki, ale wszyscy odmówili. Zakłopotany tym, jeszcze bardziej się zalterowałem otrzymawszy list od księcia Albemarle, że dano mu znać, jako 80 żagli holenderskich widać na morzu ciągnących wprost na zatokę Solebay. Bóg wie, co z tego może być, jako że nie mamy o tej chwili na morzu siły zdolnej stawić im czoło, lecz raczej padniemy ich ofiarą. Na dobitek, wieczorem nadeszły od kapitana Cocke'a z Rochester dwa wozy z naszym towarem, a kiedyśmy je ładowali do mieszkania pana Tookera, przyszło dwu z komory celnej i zajęli nam towar. Pokazałem im glejt lorda Sandwicha i po chwili gniewnego sporu zamknęliśmy towar i opieczętowaliśmy zamek, ale klucz musieliśmy oddać celnikowi i na tym stanęło. Ale, mój Boże, warto było widzieć tego celnika, jak mnie zdybał, gdy szedłem po ciemku do domu, i „Panie — powiada — mam ten klucz i jeśli Waszej Miłości przygodzą się moje służby, to niech Wasza Miłość przyśle po mnie jutro do dnia i uczynię, co Wasza Miłość rozkaże. „ Nie wiem, czy to uprzejmość, czy ło-trostwo, ale rzecz godna uwagi. Gdym z nim rozmawiał na gościńcu, otarli się prawie o mnie tragarze niosący ciało zmarłego na zarazę i dalibóg, co to znaczy przyzwyczajenie, doszedłem do tego, żem ani nad tym pomyślał.   8 października.. (Niedziela. ) Do kapitana Cocke'a na obiad, ale jego samego nie było. Przyjmował nas jego brat Salomon, a z gości oprócz mnie byli: sir G. Smith, dwu jeszcze panów i bardzo dworna pani, niejaka panna Penington. I przed, i po obiedzie nadzwyczaj dowcipna rozmowa z ową panną, która jest miernej urody, ale wielkiej ogłady i celnego dowcipu damą. Potem do urzędu, gdzie pokończyłem sprawy z kapitanami; myślę, że z 22 okrętów 7 uda się nam wyszykować i zgodnie z dzisiejszym rozkazem księcia Albemarle natychmiast wysłać na morze. Co do reszty, Boże, wspomagaj nas, ludzie chorują i brak prowiantu.   9 października. Wstałem z głową wrącą od spraw i po drodze do urzędu wstąpiłem do sir Jana Shawa z komory celnej, któremu przedstawiłem nasz glejt i że wszystkie opłaty celne uiszczone, czym go zaspokoiłem, i posłał ludzi, żeby zdjęli areszt i sprawdzili wagę towaru. W urzędzie zastałem naglący list od księcia Albemarle, żebym natychmiast się stawił, czego gdym nie omieszkał, oznajmił mi, że chce nazajutrz rano sam się udać do floty i żeby mu przygotować jacht; okrom tego poruczył mi wiele innych rzeczy, a wszystko z największą ku mnie życzliwością i uznaniem dla mego kierowania sprawami, i pewien jestem, że dosyć się staram, abym na to zasłużył. Wracając do Greenwich wodą w przykry deszcz, wstępowałem, po drodze na kilka okrętów.   10 października. Książę Albemarle dał znać, że nie wypłynie dziś, i cofnął rozkaz przygotowania mu jachtu, z czegom rad, bo mi się to już wczoraj zdało zbyt nagłym głupstwem. Tego dnia przybył do miasta sir Krzysztof Mings, któregom poszedł nawiedzić, a gdym go nie zastał, on sam potem przyszedł do mnie Wrócił ze Dworu i przywiózł rozkazy, byśmy wyszykowali 20 dobrych fregat dla wyjścia na morze. Pytałem, czy w Oksfordzie nie było mowy o zdobyczy wojennej, ale nie dał po sobie poznać, że mu coś o tym wiadomo. Po jego wyjściu nadszedł kapitan Cocke i powiedział, że spędził kęs czasu z sir K. Mingsem i znalazł go w cierpkim usposobieniu mówiącym z goryczą, jaki despekt spotkał go od lorda Sandwicha, który kazał mu był 3 albo 4 godziny czekać u drzwi swej kajuty na posłuchanie, a potem go nie przyjął, co jeśli prawda, bardzo nad tym ubolewam. Nadto kapitan Cocke dowiedział się od sir A. Ascue'a, że sir K. Mings od początku wypowiadał się przeciwko naruszaniu towarów ze zdobyczy wojennej i że sam odmówił przyjęcia swojej części czemu i on,. i sir William Penn niepomiernie się dziwią; i że Mings nie przysłużył się zapewne lordowi Sandwichowi będąc u Dworu o tym wszystkim posłałem zaraz wiadomość Milordowi. Do domu i do łóżka.   11 października. Przyszła pani Clerke ugodzić się ze mną co do najęcia mieszkania w Greenwich; a chcąc mieć dosyć miejsca w przypadku, jeśliby zaraza doszła do Woolwich i żona musiałaby się tu przenieść, a też nie chcąc mieć obcych przez ścianę, gotów jestem drogo zapłacić; tedy za trzy pokoje z jadalnią, obrusami, masłem, chlebem i piwem rano i wieczór mam jej dać 5 funtów 10 szylingów na miesiąc, którą umowę spisaliśmy i podpisali. Niebawem przyszedł kapitan Cocke z wieścią, iż niejaki kapitan Fisher przyaresztował wczoraj resztę naszego towaru, a choć na razie dał się ugłaskać i obiecał ją puścić wolno, ale dzisiaj znowu robi trudności. Tedy pojechaliśmy razem do Erith, ale Fisher musiał tam już być przed nami, bo kiedyśmy się zgłosili do jednego z komisarzy zdobyczy wojennej, niejakiego pana Seymoura, posła do Parlamentu, przyjął nas bardzo wyniośle, mówiąc, że towar zajęty z jego rozkazu, że wszystko postradamy i Bóg wie nie co. Ale najbardziej dziwowałem się, że członek Parlamentu w takiej serio rozmowie i wobec takich ludzi jak my, lord Brouncker i sir John Minnes cytował Hudibrasa, którą, książkę, o czym powątpiewam, jakoby bardzo czyta. Obawiam sie^ że będą stać twardo przy swoim, i widziałem, że Cocke pragnie, abym się mocno z nim wiązał przeciw temu, ale ja zachwiałem się w sobie, nie mówiąc o tym, że Seymour uciął rzecz, póki sienie zobaczy z księciem Albemarle. Tedy będzie nowa zwłoka. Było już późno, więc pożegnałem się i wodą przeciw prądowi, pociemku i przy zimnej pogodzie do Woolwich, gdzie chciałem wesoło spędzić ten wieczór; tedy powozem kapitana Cocke'a przywiozłem córkę pani Tooker, mojej sąsiadki, śliczne dziecko, i mieliśmy z niej i z młodej krewnej pani Pett przednie towarzystwo w moim mieszkaniu w Woolwich, gdzie żona i Mercerka, i panna Barbara Sheldon tańczyły i okrutnieśmy się weselili, a zwłaszcza patrząc, jak Mercerka tańcuje jigg, co czyniła tak dobrze i w sposób tak naturalny, i tak doskonale trzymając takt, żem nigdy czegoś podobnie cudnego nie widział. Tą zabawą święciłem dzisiaj, miast wczoraj, dziesiątą rocznicę naszego ślubu, w którą, chwalić Boga, jestem w nadzwyczaj dobrej kondycji co do zdrowia, majątku i zachowania u ludzi, acz chwilowo cokolwiek zatroskany z racji trochy towarów zdobycznych, które zakupiłem od floty w spółce z kapitanem Cocke'em, i z racji tego, co ludzie mówią o Milordzie, że tak źle w sprawie tych łupów postąpił; i w samej rzeczy nierozważny to był uczynek, tym bardziej że Parlament właśnie na nowo się zbiera i będzie chciał od nas liczby ze wszystkiego, cośmy wydali, nie mówiąc, że zły to przykład, kiedy generał bierze sobie z łupów, co chce, i daje okazję innym do rozgrabienia więcej, niż miał w intencji, a wszystko spadnie na niego. Nadto, nie dopuściwszy wszystkich, poobrażał na siebie tych oficerów, co się widzieli gorzej obsłużonymi; a na koniec znalazł się w takim położeniu, że długo nie będzie mógł nic dla siebie u Króla wyprosić. Zapomniałem dodać, że był z nami dzisiaj także Will Hewer i mój pacholik Tom, a mój balwierz Bolding grał nam do tańca na skrzypcach, któremu dałem za to 10 szylingów.   12 października. Odwiozłem śliczną pannę Tooker do Greenwich i sam do kapitana Cocke'a, który oznajmił mi, że ugłaskał. Seymoura i że dostaniemy jutro, pojutrze nasz towar. Ale nade wszystko Seymour powiedział mu, że książę Albemarle pokazał mu rozkaz Dworu, iż postanowienia lorda Sandwicha w sprawie łupów mają być respektowane tak samo jak towary sprzedane z jego rozkazu. Nie posiadając się z radości siadłem do listów, nad którymi do późna. Śmiertelność spadła w tym tygodniu o 600 zmarłych na zarazę. Tedy do domu i spać.   13 października. Wodą do księcia Albemarle, u którego zastałem lorda Cravena i komendanta Tower; przyszli prosić o królewskie okręty do przewożenia węgla dla ubogich miasta, co dobrym jest uczynkiem. Ale, o Boże, słyszeć te głupie rozmowy między tymi wielkimi ludźmi. Jednak nie mam racji, by sarkać — i książę, i lord Craven są mi bardzo przychylni. Wodą do Greenwich, gdzie Cocke powiadomił mnie, że Fisher kazał zważyć i wypuścić nasz towar, za co wziął 100 funtów. Ale ja mam już głowę pełną spraw zaopatrzenia floty w żywność, z czego będę miał może trochę zysku, a spodziewam się zarobić to sprawiedliwie i z pożytkiem dla Króla. Także i rachunki Tangeru palą mi się w rękach, bo mam je co najrychlej wysłać na Dwór do Króla, nie mówiąc o moich własnych, które są od miesiąca w wielkim, nieładzie. To wszystko i strach przed zarazą, i troska o utrzymanie domu, i mnogość niepomierna roboty w urzędzie, gdzie oprócz mnie nikt niczego nie patrzy, oto jest od czego mieć głowę pełną, aż pęka. 14 października. Miasto jest pełne gadania o niesnaskach między komandorami i że Mings w Oksfordzie oskarżył o coś lorda Sandwicha. Pewnie o te łupy wojenne, ale myślę, że to tylko plotki. Serce i głowę mam dziś przepełnione sprawą zaprowiantowania floty i nie posiadam się z radości i dumy, że moje propozycje w tej materii były czytane przed Królem i księciem Yorku, i całą kabałą dworską i uzyskały kompletny aplauz, i wszystkim się podobały. To mi napisali sir J. Carteret i sir W. Coventry. Późno z urzędu do domu i spać.   16 października. Pewna wiadomość, że Holendrowie podeszli aż pod Margate, a niektórzy z ich ludzi usiłowali wyjść na brzeg, myślę, że dla kradzieży owiec. Dowiedziałem się tego przybywszy do Londynu i na Giełdę, gdzie straszna pustka. Starałem się tam, jak mogłem, zaspokoić wierzycieli co do długów Komisji Tangeru, ale raczej tylko dobrymi słowy, bo pieniędzy nie mam i nie mogę dostać. Stamtąd poszedłem pieszo do Tower. Ale, mój Boże, jaka pustka i melancholia na ulicach, tyle się widzi chorych biedaków, pełnych boleści; i tyle smutnych opowiadań zasłyszałem po drodze, wszyscy tylko o tym, że ten umarł, a tamten chory, a tylu chorych tu, a tylu tam. I opowiadali mi, że w Westminster nie ma żadnego lekarza i tylko jeden aptekarz, bo inni wymarli, ale że nadzieja odżywa, bo jest wielki spadek śmiertelności w tym tygodniu. W Tower zastałem księcia Albemarle i księżnę przy obiedzie i siadłem z nimi do stołu. I bardzo dobre jadło, a prócz księstwa, komendanta Tower i jego żony było sporo oficerów księcia. Tylko, na miły Bóg, słuchając tych głupich rozmów, jakie tam były, można było oszaleć, jako że książę nie ma nikogo okrom durniów około siebie. Wróciwszy do Greenwich zastałem list od lorda Sandwicha, w którym prosi, abyśmy się nikogo nie bali i mieli ufność w tym, co uczynił, jako że Król mu tego pozwolił, a teraz to potwierdził, co mnie trochę pokrzepiło na duchu. A od Cocke'a dowiedziałem się, że ów Fisher był nasłany przez ludzi, którzy chcieli po prostu ściągnąć z nas frycowe i po dobno bardzo się z nim pogniewali, że wziął tylko 100 funtów, gdy mógł był dostać i 1500.   19 października. Napisałem do pana Coventry'ego proponując mu siebie na generalnego nadzorcę prowiantowania Marynarki i myślę, że będzie mi w tym pomocny, ale serca w to zanadto nie kładę, acz niezłym byłoby to dla mnie zasiłkiem.   22 października. (Niedziela. ) Jadłem dziś obiad z księciem Albemarle, który powiedział w sprawie łupów, że lord Sandwich i Penn mogą postępować w tej rzeczy, jak chcą, i niech odpowiadają sami za siebie. Jeśli zaś o niego idzie, oddałby wszystko w ręce Króla. Wieczerzałem u pana Glanville'a z kapitanem Cocke'em, z jego bratem i ową miłą, dowcipną panną Penington.   24 października. Widziałem dziś sir W. Battena, świeżo przybyłego z Oksfordu. Nie mogłem z niego nic wyciągnąć co do sprawy lorda Sandwicha i owych łupów, ale pokazał mi ustawę czytaną pono w Izbie, na mocy której ustawy każde naruszenie ładunku na statkach zdobycznych będzie rozumiane jako przestępstwo. Potem do kapitana Cocke'a, gdziem zastał pana Evelyna, i razem obiadowaliśmy, weseli, a jednak zasmuceni stanem rzeczy publicznych, i zwłaszcza małą dbałością o jeńców, chorych i rannych. Kiedy po południu wróciłem do urzędu, to ledwom wszedł, powiedzieli mi, że lord Sandwich przybył do miasta. Tedy natychmiast do Boremana, gdzie stał kwaterą. Powitał mnie z wielką czułością, ale nie mówił ze mną prywatnie, tylko że musi wnet udać się na morze, by z małą eskadrą odpędzić Holendrów. Będąc niewywczasowanym po całonocnej podróży, wcześnie położył się spać. Tedy rozstaliśmy się do jutra.   25 października. Po lorda Sandwicha, z którym rozmawialiśmy godzinę w cztery oczy. Rzekł mi, że z panem Coventrym nie pojednali się, lecz, owszem, w jawnej są nieprzyjaźni. Kiedym nastawał na Milorda, że może lepiej, aby — bodaj ustąpiwszy jeden drugiemu — pogodzili się, odpowiedział, że to rzecz niepodobna; tedym dał spokój. Powiedział mi nadto, że Coventry przesadził w owej sprawie towarów zdobycznych i że nigdy nie było takiego rabunku łupów, jak kiedy książę Yorku i Coventry byli na morzu; że cały okręt obrabowany puścili wtedy na dno, a Coventry nic na to nie rzekł. Zasiadłszy potem do obiadu śmieliśmy się między innymi z tego, że wniesiona do Izby ustawa o uznaniu za przestępstwo wszelkiego naruszenia ładunków zdobyczy wojennej to tylko sprawi, że nikt nie będzie się kusił o zdobywanie łupów albo jeśli je weźmie, to zdobyczny okręt splądrują i zatopią.   26 października. Do urzędu, dokąd przyszedł sir Krzysztof Mings, by się ze mną zobaczyć. Z nim więc wodą do Londynu i znajduję go bardzo dowcipnym i przyjemnym w rozmowie człowiekiem, z wielką swobodą mówiącym o swojej paranteli i że jest synem szewca. Jechał właśnie nawiedzić ojca, tedy pożegnałem go przy Tower, a sam na Giełdę, gdzie słyszałem, że Francuzi zagarnęli dwa i zatopili jeden z naszych kupieckich okrętów. Mc innego nie możemy po tym oczekiwać, jeno poróżnienia się z nimi. Na Giełdzie pełno i miasto zaczyna znów ożywać, chociaż ulice jeszcze puste i wiele sklepów zamkniętych.   27 października. Książę Albemarle zaproponował mi w imieniu pana Coventry'ego, tak jakem pana Coventry'ego o to prosił, abym przyjął godność i obowiązki Generalnego Nadzorcy Zaopatrzenia Floty, com akceptował. Ale istotnie słowa, jakimi pan Co-ventry to proponuje, są najbardziej zobowiązujące ze wszystkiego, co mógłbym kiedykolwiek od kogo bądź usłyszeć. I więcej, bo pisze mi, że jestem najzdolniejszym człowiekiem Anglii i że jest pewien, iż skoro wezmę to na siebie, to rzecz wypełnię; i że to też jest pożądane, abym doznał takiej zachęty, gdyż ta, którą przynosi mi praca w urzędzie, nie jest w żadnej rozsądnej proporcji do trudów i wyrzeczeń, jakie ponoszę. To przepełniło mnie taką radością, iż nie potrafię wypowiedzieć, jak się cieszyłem widząc, że jeśli się trudzę, to Bóg mi dał przełożonych, co uważają na to, że się trudzę.   31 października. Zakończyliśmy ten miesiąc wesoło z gośćmi, pośród których m. in. piękna pani Pierce, pan Coleman z żoną moja mała, śliczna panna Franciszka Tooker i pan Hill, który przybył już wczoraj i ze mną spał, i do północy gadaliśmy z nim w łóżku o muzyce. A dziś graliśmy, tańczyli i śpiewali aż poza północ. Ale najbardziej cieszymy się z tego, że zaraza spadła znów o 400 zgonów; tego tygodnia było 1388 zgonów, a w tym z morowego powietrza 1031. Brak pieniędzy w Marynarce sprawia, że wszystko popada w wielki nierząd. Marynarze zaczynają” się buntować, a nikt, mnie wyjąwszy, nie' dba o interesy Marynarki. A w każdym razie sir W. Batten nic nie robił przez te kilka dni, w które przychodził do urzędu. Łączę wielkie nadzieje z moim urzędem Generalnego Nadzorcy Zaopatrzenia Floty, który mi przyniesie 300 funtów rocznie.   3 listopada. Wstałem około czwartej i po ciemku z latarnią do łodzi, wodą do Ketch i stamtąd jachtem „Bezan” wyżeglowaliśmy ku morzu. Póki nie nastał dzień, spałem trochę w kajucie, a potem czytałem pana Evelyna książkę o malarstwie. Mając ze sobą żywność i pacholika Toma, zjadłem z nim o 9 śniadanie, a potem znów do książki. O 12 w południe przybyliśmy do floty, a lorda Sandwicha znalazłem, na statku „Król Jakub”, zostającym pod komendą sir Tomasza Allena, Miałem okazję rozmawiać z Milordem sam na sam przez godzinę. Wtedy powiedziałem mu, co było głównym celem mego przybycia, żeby się miał na baczności, gdyż jest w niełasce u księcia Yorku i u pana Coventry'ego, i żeby nie wiem jakich przewag dokonał, nie uchroni go to od nienawiści, a chwała najlepszych czynów będzie mu zaprzeczona. Jego interesy cierpią na tym, że trzyma się z dala od Dworu, nadto, nie możemy wystawić floty, która godna by była jego komendy, a jeślibyśmy wystawili, nie zdołamy jej długo żywić ani uczynić sposobną do żadnych wielkich rzeczy, których gdyby nawet dokonała, nikt nie będzie dbał o sprawy Milorda, skoro, będzie on przebywał w oddali; a na koniec wszystkie sprawy Państwa wyglądają tak, jakby miały się nagle rozlecieć w drzazgi, a natenczas jakże smutną rzeczą będzie dla niego znaleźć się jakoby za burtą. Milord podziękował mi bardzo mile za wizytę i radę, mówiąc, że zgadza się ze wszystkim, ale stawia pytanie: A cóż, jeśli Król nie będzie się czuł bezpiecznym, o-ile kto inny wyruszyłby na morze miasto niego? Na to nie byłem gotów odpowiedzieć. Pogadawszy jeszcze o drobiazgach, pożegnaliśmy się i pożeglowałem z powrotem mając dobry wiatr i przypływ; wieczorem przybiliśmy do Hope; wielką uciechę miałem ucząc się po drodze pieśni marynarskich ich manierą śpiewanych.   4 listopada. Żeglując od północy, przybyliśmy o 5 rano do Greenwich. Wszelako spałem na jachcie do 8, a zaś do urzędu z głową bolącą, częścią z braku naturalnego spoczynku, częścią z nadmiaru spraw. Po południu byłem okrutnie zalterowany mając na karku w urzędzie ze 100 marynarzy, którzy klęli i złorzeczyli nam, i tłukli szyby zaklinając się, że w najbliższy wtorek rozniosą cały Urząd.   5 listopada. (Niedziela. ) Ogoliwszy się, łodzią do Cockpit, gdzie kapelan księcia Albemarle miał bardzo prostackie kazanie ganiąc m. in. niedoskonałość nauk świeckich i krzycząc: „Żaden z naszych lekarzy nie może powiedzieć, czym jest istotnie gorączka, i żaden z naszych matematyków nie jest w stanie obliczyć dni człowieka na ziemi. „ Co, dalibóg, nie jest winą arytmetyki, lecz tego, że nasze pojęcie nie dosięgło jeszcze tych rzeczy. Po obiedzie wodą do Deptford i z wizytą do pana Evelyna, który m. in. pokazywał mi doskonałe miniatury malowane temperą, tuszem i akwarelą; też rytowane, a nade wszystko pokazywał mi sekret maniery mezzotinto i jak to się robi, co bardzo cudne i wiele dobrych rzeczy tym sposobem wykonano. Czytał mi też część swej rozprawy o ogrodnictwie, którą od wielu lat obmyśla i dotąd nią się zatrudnia. Czytał mi jeszcze część paru sztuk teatralnych swego pióra, bardzo dobrych, ale nie tak dobrych, jak on to sobie wyobraża. Pokazał mi też swój Hortus Hiemalis, liście mnóstwa roślin, zasuszone w księdze tak, że zachowują barwę i bardzo cudnie wyglądają. Koniec końców — świetna z niego persona i trzeba mu pozwolić na odrobinę nadmiernego rozumienia o sobie, do czego ma prawo będąc człowiekiem tak bardzo ponad innych.   6 listopada. Do Cockpit, gdzie zastałem sir J. Cartereta. Z księciem Albemarle i Kompanią Wschodnio-Indyjską radzili nad uregulowaniem sprawy towarów ze zdobyczy wojennej i przywiedli to do skutku. Potem sir J. Carteret wyszedł ze mną, i wodą do Greenwich do kapitana Cocke'a, a zanim podali nam kolację, sir J. Carteret chodził ze mną po ogrodzie i rozmawialiśmy o sprawie lorda Sandwicha, jakich ma nieprzyjaciół i jak usiłują go oczernić, a zwłaszcza z przyczyny, że miał jakoby wypuścić 30 holenderskich okrętów odwołując Penna, który je ścigał, co jest wierutnym fałszem. I że kilka szalonych pałek z Izby Gmin proponowało, aby uchwalając dar dla księcia Yorku i 10 000 funtów dla księcia Ruperta, jednocześnie uchwalić pół korony dla lorda Sandwicha, do czego jednak nie doszło. Ale mimo to Król stoi pono mocno przy Milordzie, a to samo Lord Kanclerz i lord Arlington. Książę Rupert udaje życzliwego, książę Yorku milczy i sam nic złego nie mówi, ale dopuszcza, że inni to mówią w jego przytomności. Sir W. Penn, najfałszywsze ladaco, jakie chodziło kiedykolwiek po świecie, a tego popołudnia książę Albemarle miał mu (Carteretowi) powiedzieć, że Penn jest tchórzliwym łotrem i tym, co wprowadził do floty owych wszystkich łotrowskich Fanatyków. I że sir W. Coventry jest bardzo przychylny Pennowi, ale nic nie mówi ani otwarcie nie czyni na szkodę lorda Sandwicha. I Carteret zgadza się ze mną, że żadnej floty nie wystawimy na przyszły rok i że wszystko przyjdzie do ruiny, bo nie ma żadnych pieniędzy na widoku okrom tych za owe łupy, które przyniosą ponoć 20 000 funtów, co znaczy tyle samo co nic. Otrzymawszy i powiedziawszy tyle smutnych wiadomości, a zwłaszcza że nie dostaniemy rychło pieniędzy nawet z owych łupów, dałem sobie spokój z myślami o nieuniknionej rujnacji spraw królewskich i na kolację do Cocke'a, gdzie dość wesoło, i po kolacji spać.   8 listopada. Do urzędu, gdzie przyszły dyplomy dla wybranych przeze mnie nadzorców zaopatrzenia floty w portach a dla mnie dyplom Generalnego Nadzorcy. Z Tomem Willsonem, którego wyznaczyłem nadzorcą prowiantowym w porcie Londynu, obszerny dyskurs w sprawach zaopatrzenia i nie wątpię, że dobrze zasłużymy się Królowi, który też bardzo dobrze za to nam płaci.   9 listopada. Całe rano w urzędzie nad sprawami zaopatrzenia ź panem Gaudenem, który wielce jest rad, że te rzeczy ruszyły z miejsca, i stara się o moją przychylność, a obiecuje mi swoją. W południe do gospody „Pod Godłem Króla” w Deptford, gdzie kapitan Taylor przyjmował obiadem sir W. Battena i sir Johna Robinsona, którzy przybyli z całą kompanią z łowów i przynieśli żywego zająca i siła głupich dykteryjek myśliwskich, które im się bardzo podobają, a mnie wcale — taki oto jest rozmaity sens uciech człowieczeństwa. I dziwne było widzieć, jak dobry obiad i wspólna biesiada godzą wszystkich, bo sir W. Batten i sir John Robinson tacy byli uprzejmi dla kapitana Taylora i tak dobrze mówili o jego nowym statku i o wszystkich jego przedsięwzięciach, i obiecywali mu pieniądze, a sir W. Batten był zgoła jego rzecznikiem, że myślałbyś — przyjaciele, a przecie byli największymi w świecie jego wrogami, jakich miał, i jakich, nie wątpię, że ma, jeśliby zajrzeć do ich serc. Wymknąłem się z tego obiadu i do urzędu, skąd aż dopiero o północy wróciłem do mego mieszkania u pani Clerke. A Will Hewer odprowadzając mnie powiedział, że moja żona jutro ma przyjechać i że wyrzuciła pokojową Mary, co mnie zgryzło wbrew mojej woli, jako że mam to za czyste moje szaleństwo, a gdy serio się nad tym zastanowię, myślę, że żona nie miała nic złego na celu, a jeśli miała, jestem szalony dręcząc się tym, skoro nic nie mogę na to poradzić. Rejestr śmiertelności ku wielkiemu naszemu strapieniu zwiększył się znów o 399 zgonów i morowe powietrze wzmaga się w całym mieście i na przedmieściach, co jest bardzo zasmucające.   10 listopada. Wieczorem, kiedym jeszcze siedział w urzędzie, dali mi z domu znać, że moja żona przybyła. Tedy poszedłem do niej i spędziłem z nią wieczór, ale nie bardzom był jej rad gniewając się o wyrzucenie Mary w czasie mej nieobecności, nic jednak nie dałem po sobie poznać i rozmawiałem o czym innym, ona zasię sama powiedziała mi, że jeździła dziś do Londynu, co śmiałą było wyprawą, aby być przy tym, jak Mary zabiera swoje rzeczy.   11 listopada. Do urzędu (zostawiwszy żonę w łożu) i tam do południa. Po obiedzie znów do urzędu, gdziem siedział długo w noc, a żona wyjechała do Woolwich. 12 listopada. (Niedziela. ) Z kapitanem Cocke'em czytaliśmy pana (Edwarda) Stillingfleeta Origines Sacrae, gdzie siła rzeczy bardzo dobrych, a niektóre frywolne. Potem do panny Penington, ale już spała. Tedy po krótkiej przechadzce do Cocke'a na kolację, a zaś pożegnaliśmy się i ja do siebie, i spać.   13 listopada. Całe rano w urzędzie, a w południe kapitan Cocke przyszedł na obiad i dla zakończenia naszych rachunków. Po krótkim dyskursie poręczył mi 500 funtów zysku za mój udział w kupnie owych towarów ze zdobyczy wojennej. Ułożyliśmy się co do warunków spłaty, które były korzystniejsze dla mnie, niż oczekiwałem, i pełni nadzwyczajnej wewnętrznej radości pożegnaliśmy się do wieczora. Wieczorem do pana Glanville'a, gdziem siedział bawiąc się rozmową z panną Penington, którą zastaliśmy niedbale odzianą przy kominku, tedy śmieliśmy się i pili, a ona chętnie cierpiała, żem bardzo lubieżnie dobrał się do jej piersi i długo moje ręce tam gościły. Co mi było dziwno i sądziłem się człowiekiem bardzo rozczarowanym co do tej damy, gdyż z jej poprzednich rozmów nigdy nie myślałem, aby podobną rzecz mogła cierpieć, tak się w dawniejszych rozmowach zdawała skromną i nie wiem jaką. Byliśmy tam do późna, a później z Cocke'em chodziliśmy długo za północ po wybrzeżu koło jego domu, a noc była miesięczna, jasna i chłodna.   16 listopada. Konno do Erith, gdzie byłem z krótką wizytą u pani Williams (kochanki lorda Brounckera), która powiadomiła mnie, że Will Howe kupił za grosze 8 mieszków z drogimi kamieniami, zrabowanych holenderskiemu wiceadmirałowi, m. in. 8 diamentów, za które ma nadzieję dostać tu 12 000 funtów. I że opowiada to człowiek, co sprzedał mu za 35 szylingów jeden z tych mieszków napełniony rubinami. Prosiła, bym powiadomił o tym lorda Sandwicha, co też postanowiłem uczynić. Potem na pokład do lorda Brounckera, a tam on i sir Edward Pooly zaprowadzili mnie na dół na dno okrętu holenderskiej Kompanii Indyjskiej i pokazali mi rozrzucone w nieładzie największe bogactwa, - jakie możebne jest dla człowieka zobaczyć. Pieprz rozrzucony tak. że po nim depczesz, i pełno go we wszystkich szczelinach; w goździkach i gałce muszkatowej brodziłem po kolana. I jedwab w belach, i skrzynie z miedzianymi naczyniami, z których jedna była otwarta. Napatrzywszy się tego, a był to najwspanialszy widok, jakim się kiedy bądź napawałem, na drugi okręt, w srogim zakłopotaniu, czy dadzą mi jacht na podróż do floty. Ale żem był w sprawie królewskiej, dali mi go w końcu.   17 listopada. Żeglowaliśmy całą noc i dotarliśmy do Queenbo-rough, dokąd nadeszły właśnie nasze wielkie okręty. Więc na pokład do Milorda, od któregom był wnet mile przyjęty. Po krótkiej rozmowie na drugi okręt do sir W. Penna i tam złożyliśmy radę wojenną w sprawie licznych potrzeb floty. Później z lordem Sandwichem; na pokład „Króla Jakuba”. Rozmawialiśmy m. in. o łupach, a gdy Milord zapytał o swoje pieniądze za towar z tych łupów, dałem mu oziębłą odpowiedź, ale tak, że nie rzekliśmy sobie nic przykrego, tylko ucięliśmy rozmowę. Potem spędziłem z nim godzinę, a Milord grał na gitarze, co przekłada teraz nad wszystkie muzyki świata. Kiedyśmy zostali sami, powiadomiłem go o sprawkach Willa Howe'a, na co rzekł, że przyciśnie go teraz do muru, tym bardziej że chłopak stał się nie do zniesienia pyszny i dufny w sobie. Na koniec o rzeczach publicznych. Starałem się przekonać Milorda, jak zbawienne byłoby dla niego teraz rzucić służbę na morzu. Na co on mi znów odpowiedział, że zgoda, lecz że Król go nie puści. I w sekrecie: że wielkie fakcje potworzyły się między Królem i księciem Yorku, że cały Dwór aż wre od swywolnych miłostek; że książę Yorku desperacko rozkochany w pannie Stuart i już to samo poróżniło go z Królem; że księżna Yorku też popadła w miłość do swojego koniuszego, Harry Sidneya, i nadto jeszcze do drugiego, niejakiego Harry Savile'a, książęcego dworzanina. Bóg wie, jak się to wszystko skończy. A zaś pożegnaliśmy się, siadłem do mojego jachtu „Bezan” i wziąłem się do czytania francuskiej książki La nouvelle Allegorique, w której spór między retorami i przeciwnikami retoryki bardzo' uciesznie przedstawiony. Po kolacji zasnąłem; żeglowaliśmy całą noc i przed świtem przybyliśmy do Erith.   18 listopada. O 9 rano zeszedłem na brzeg, wstąpiłem tylko na chwilę do lorda Brounckera i do pani Williams, by zdać sprawę o tym, co mi zleciła, a potem nająłem lichego konia, na którym do Greenwich, gdzie dowiedziałem się, jak żołnierze w czasie mojej nieobecności tumult wszczęli odgrażając się na mnie, co mnie srodze zmieszało, ale zjadłszy cośkolwiek poszedłem do urzędu i do późna pisałem listy.   19 listopada. (Niedziela. ) Ogoliwszy się sam, do Erith śpiewając po drodze z nut pana Lawesa długie recitativo, które jest na początku jego Księgi pieśni. Po przybyciu do Erith. na pokład, okrętu lorda Brounckera, gdzie weseliliśmy się w dobrej kompanii (dama niedysponowana). Po obiedzie wszyscy na brzeg do pani Williams, która z lordem Brounckerem poczyna sobie tak czelnie i zuchwale, żem nigdy czegoś podobnego nie widział. Potem łodzią do Woolwich, gdzie żonę zastałem niezdrową na tę tam słabość; to mnie wprawiło w zły humor i zaraz zbrzydziłem sobie jej malowidła ganiąc, że ostatnie mniej mi się podobają niż poprzednie, alem sobie wyrzucał, że jestem taki nieuprzejmy. Tedy nie mając nic do jedzenia i picia (nie było nawet wina, co mnie też. rozgniewało) poszliśmy do latarni w Greenwich i zjedliśmy coś niecoś u latarnika.   20 listopada. Wstałem przede dniem i napisawszy kilka listów, m. in. do lorda Sandwicha w sprawie W. Howe'a, wziąłem konia i dwu ludzi i do Nonsuch, bardzo złą drogą i w jeszcze gorszą pogodę — wietrzną i słotną. Alem przyjechał na czas i zastałem talony dla mnie gotowe. W powrotnej drodze wstąpiłem do Yowell, gdzie jadłem obiad i nawiedziłem naszą Besse, z której teraz urodziwa wiejska dziewoja. Po powrocie dowiedziałem się, że pan Luellin umarł z morowej zarazy, co mnie zdumiałoś   21 listopada. Cały dzień w urzędzie, a ku wieczorowi ukończyłem pisaną na życzenie pana Coventry'ego wielką rozprawę o metodach regulowania wypłat w Marynarce; rzecz będzie bardzo dobra, ale myślę, że pan Coventry chce nią ugodzić w sir J. Cartereta.   22 listopada. Śmiertelność z morowego powietrza spada; w tym tygodniu jeno 1000 zgonów, a w tym 600 z zarazy. I mamy nadzieję na jeszcze większy spadek, jako że wziął nadzwyczaj ostry mróz i trzyma. Tego dnia ukazała się pierwsza „Gazeta Oksfordzka”, która jest bardzo dobra, pełna wiadomości i żadnych, głupstw. Pisana przez Williamsona.   23 listopada. Przybył z Tangeru sir H. Cholmely, z którym obrachowaliśmy się, i zadeklarował, że będzie mi płacił 200 funtów rocznie. Kapitan Cuttance powiedział mi, że W. Howe'a uwięzili, a wszystkie klejnoty mu odebrano. Lord Sandwich udał się w podróż do Oksfordu.   26 listopada. (Niedziela. ) Do Erith lądem, bo na podróż wodą za silny mróz, potem do Londynu do księcia Albemarle, u którego bardzo chciałem być, ale że droga była zła, tj. gruda i ślisko, i noc nas zaszła, kiedyśmy dojechali do Woolwich, więc - wysiadłem, a odesławszy konie poszedłem pieszo do żony do Woolwich, gdzie przyrządzali na jutro wielki obiad pożegnalny, jako że żona ma się na dobre przenieść do mnie. Ale dowiedziałem się, że w domu koło mieszkania żony okazała się zaraza. Tedy poleciłem odwołać gości i żeby wszyscy z mojego domu nazajutrz przybyli do mnie. A sam z powrotem do Greenwich i wieczór spędziłem z Cocke'em u panny Penington, a kiedy Cocke będąc niewywezasowany odszedł, zostaliśmy sami i znów pozwoliła mi niejakiej poufałości...   27 listopada. Do księcia Albemarle, który wyjeżdża do Oksfordu, a gdym go prosił, by raczył o mnie łaskawe słówko rzec księciu Yorku, jeśli się zdarzy okazja, że będą mówić o mnie, powiedział, że ma dosyć powodów, aby tak uczynić, jako że beze mnie nic by nie było w Marynarce zdziałane. Na obiad przybył do księcia sir J. Carteret, który mi powiedział, że lordowi Sandwiehowi na Dworze są coraz bardziej krzywi, ale Król jeszcze na niego łaskaw. Dzisiaj pierwszy raz ważyłem się jechać w Lon dynie najętym powozem, acz jeszcze z wielkim strachem, czy nie jest zakażony.   28 listopada. Żona sprowadziła się już do mego mieszkania w Greenwich, z czegom rad, cokolwiek tylko zafrasowany, że nasza gospodyni diablo drogo bierze za wszystko; tak że postanowiliśmy wrócić do domu w Londynie, jak tylko dowiemy się, co z zarazą, która, mam nadzieję, bardzo się zmniejszy w tym tygodniu.   29 listopada. Żona z nową dziewką Alicją i małą Zuzanną pojechały do Londynu zabrawszy część naszych rzeczy. Ale na noc żona wróciła jeszcze do Greenwich.   30 listopada. W południe przybył kapitan sir Tomasz Allen i siedliśmy do obiadu z nim i z panną Barbarą Sheldon, którą żona wzięła ze sobą z Woołwich na czas, póki tu ze mną będzie. Wielka radość, bo liczba zgonów spadła na 544, a w tym tylko 333 z morowej zarazy. I ojciec napisał mi radosny list, że pocztowa kareta z Yorku wyruszyła w tym tygodniu do Londynu i widział ją pełną podróżnych. Ale donosi, że moja ciotka Bell umarła z zarazy przed siedmiu tygodniami.   1 grudnia. Rano do urzędu z rezolucją spędzenia całego dnia przy pracy. M. in. ugodziłem Poyntera na mojego pisarza do spraw zaopatrzenia floty, a potem zamknąwszy się sam w małym gabinecie pisałem instrukcje dla urzędników prowiantowych. Wieczorem długa rozmowa z panem Gibsonem, agentem zaopatrzenia na Yarmouth, który nauczył mnie tylu rzeczy o prowiantowaniu i procedurze wypłat, żem się aż zawstydził, iż biorę się do rzeczy, którą tak mało znam; i zacząłem powątpiewać o wszystkim, co dzisiaj napisałem.   2 grudnia. Rozmówiliśmy się z żoną, która postanowiła na dobre wrócić do Londynu;, tedy zgodziliśmy się dać pani Sheldon dziesięć, a pannie Barbarze dwie sztuki złota i zostawiwszy żonę, by zapłaciła im i ładowała rzeczy, sam do urzędu, gdzie zasadziłem pana Poyntera do przepisywania mojej wczorajszej pracy, która dziś dosyć mi się podoba, ale rzecz godna uwagi, jak bardzo przestałem sobie ufać po wczorajszym dyskursie z panem Gibsonem i jak drżę, czym nie palnął jakiego głupstwa, lecz Poynterowi rzecz się podoba, a panu Hayterowi to samo, aliści boję się, że mi może tylko schlebiają; tak bardzo jestem świadom mej ignorancji. Po obiedzie pożegnałem się z żoną, która wyjeżdża, jak nadmieniłem był, na dobre do Londynu. Sam pracowałem, w urzędzie do pierwszej po północy,   4 grudnia. Na obiedzie w Londynie w naszym domu; i była to dla nas wielka radość, żeśmy się tam znów spotkali, chwała Bogu. Przyszedł też brat żony. Z mojej, zda się, rekomendacji nie tylko przyjęty do straży księcia Albemarle, ale ma być jego prawą- ręką w posługach i traktowany z osobliwym respektem, ż czegom bardzo rad, Jrochę dla niego, a trochę z racji, że widzę, ile znaczy moja rekomendacja, ale żądam, żeby sprawował się tak, bym się za niego nie powstydził. Późnym wieczorem wodą do Greenwich i z baryłką ostryg do panny Penington, z którą do drugiej w nocy...   6 grudnia. Wodą do księcia Albemarle, który wczoraj wrócił z Oksfordu. Bardzo rześki i bardzo dla mnie uprzejmy, pyta mnie we wszystkim o radę. Wprawił mnie w zdumienie nowiną, że lord Sandwich ma niezwłocznie jechać jako ambasador do Hiszpanii; choć nie wiem, skąd to poszło, jestem serdecznie rad. Wziąwszy poruczenie od księcia, wodą do Greenwich, dokąd żona przyjechała na obiad. Po obiedzie nad słowami Solimana do Roxolany, z których pieśń uczyniłem podłożywszy melodię. Potem z żoną i Mercerką do pani Pierce, dokąd przybyli: kapitan Rolt, pani Knipp, pani Coleman i pani Worship ze śpiewającą córką, a nieoczekiwanie przybył z Oksfordu pan Pierce. Była to co do muzyki najlepsza kompania, w jakiej kiedykolwiek się znajdowałem, i chciałbym, w takiej kompanii żyć i umierać, tak z racji muzyki jak dla pięknych twarzy pani Pierce mojej żony i pani Knipp, która dość jest nadobna; lecz okrom urody, najdoskonalsze z niej, do szaleństwa wesołe stworzenie i śpiewa najwyborniej ze wszystkich, kogom słyszał na świecie; i Rolt śpiewał z nią kilka rzeczy nad wyraz cudnie. Spędziłem wieczór prawie w ekstazie. Zaprosiwszy ich znów do siebie za dwa dni, pożegnałem ich, a pan Pierce opowiadał mi jeszcze nowiny z Oksfordu. 8 grudnia. Ogoliwszy się — do Londynu i do domu, gdzie przykazałem służącej, aby kupiła i wysłała do Greenwich różne rzeczy do dzisiejszej kolacji; m. dn. ostrygi, cytryny po 6 pensów sztuka i pomarańcze po 3 pensy. Potem na Giełdzie spotkałem się z panem Gaudenem i poszliśmy do tawerny „Pod Godłem Papieża”, gdzie zafundował mnie samemu przedni obiad. Uregulowaliśmy z nim rachunki za dostawy dla Tangeru i ofiarowałem się wypłacić mu natychmiast resztę należnych mu pieniędzy w sumie 4000 funtów. Bardzo mile to przyjął i prosił, żebym dał mu czek na 3500 funtów, a sam wziął od niego pozostałe 500 funtów; a uczciwie mówię, żem wcale na to nie liczył, spodziewając się co najwyżej 100 funtów. Lecz on nalegał mówiąc, że bardzom go sobie zobligował; i w samej rzeczy lubię tego człowieka i on zasługuje na to. Wprawiło mnie to w wielką radość, choć i bałem się, by śmierć albo jaki przypadek nie przeszkodziły mi zmienić czeku na gotówkę. Tedy pożegnaliśmy się i ja wodą do Whitehall, gdzie sir J. Carteret powiedział mi, że chociaż rad jest z owego ambasadorstwa lorda Sandwicha i że jego nieprzyjaciele nie mogli mu wyświadczyć większej przysługi, wszelako przyjaciele nie tego mu życzyli, jeno by przemógł swych wrogów, miasto schodzić im z drogi; i mówił, że książę Albemarle i książę Rupert wyruszą pewnie po Nowym Roku obaj razem na morze. Potem wodą do Greenwich, gdzie cała moja kompania już się zeszła, czyli: pani Knipp i jej melancholiczny, o zazdrosnym oku mąż, który do nikogo z nas przez cały wieczór nie powiedział ni słowa, Pierce z żoną, Rolt, pani Worship z córką, Coleman z żoną i aby szczęście nasze uczynić doskonałym, przyszedł trafem pan Hill. Mieliśmy w obfitości najdoskonalszą muzykę, dobrą kolację, tańce i ucieszną scenę, gdy pani Knipp rzekomo źle się czując wstała od stołu, a mnie na ucho szepnęła, że to z przyczyny cierpkich słówek usłyszanych od męża, właśnie gdy się najbardziej śmiała i najlepiej bawiła. Ale przywróciliśmy jej humor i do drugiej weseliliśmy się tak zupełną radością, żem większej w życiu nie zaznał. Potem wszyscy spać, a pan Hill ze mną, którego coraz bardziej a bardziej kocham, a on to samo nas.   9 grudnia. Lord Brouncker i ja obiadowaliśmy u księcia Albemarle. Przy stole księżna — zła i szpetnej urody kobieta — skarżąc się, że jej mąż ma iść z początkiem, roku na morze, wyrzekła te niegodziwe słowa: „Gdyby mój jegomość małżonek był tchórzem, nie poszedłby więcej na morze; i pewnie przebaczono by mu, i zostałby ambasadorem” (mając tu na myśli lorda Sandwicha). To mnie rozwścieczyło i snadź postrzegła, żem się zmienił na twarzy, bo sama okrutnie się zapłoniła. Wieczorem śpiewałem z panem Hillem moją pieśń „Odejdź, piękna”, która mu się podobała okrom dwu nutek w basie, ale całość, powiada, że dobra. I późno — spać.   15 grudnia. Całe rano spędziłem z moimi nadzorcami i płatnikami prowiantowymi i czytałem im instrukcję dla nich sporządzoną, i dyskutowaliśmy szeroko o całej sprawie zaopatrzenia. Potem do lorda Brounckera, gdzie zastałem dobry obiad i sir T. Teddimana, z którym prowadziliśmy rozmowę o postawieniu W. Howe'a w stan oskarżenia o nieprawne kupno prywatnych klejnotów holenderskiego wiceadmirała. Nad tym do późna, a kiedym wracał do domu, spotkałem sir Jakuba Bunce'a, który popytawszy mnie o nowiny zakrzyknął (nie wiem czy serio, czy żartując): „Ach, to są czasy dla was, którzyście byli dawniej stronnikami Olivera. Wy zajmujecie wszystkie urzędy, a my, biedni Kawalerowie, musimy cicho siedzieć i obywać się niczym. „ A to ci dopiero, pomyślałem, alem nic nie rzekł, by czegoś gorszego nie usłyszeć.   16 grudnia. Wodą, a dzień był zimny i śnieg padał, do Whitehali, gdzie załatwiwszy sprawy z sir W. Warrenem i z sir G. Downingiem, poszedłem pieszo ku Westminster i widziałem Betty Howlett, która po zarazie wróciła już do miasta. Nie miałem sposobności powitać ją, jakbym chciał, ale rad byłem, żem ją ujrzał, gdyż bardzo jest urodziwa.   17 grudnia. (Niedziela.) Na Psiej Wyspie czekał na mnie powóz pana Cutlera, kupca, tedy do niego do Hackney na mały, skromny obiad, a dzień był bardzo piękny, jasny, mroźny. Gadatliwy z niego człowiek, a im dłużej go znam, tym mniej ciekawego w nim upatruję. Ma piękny dom własnej budowy. Jego stara matka nie była obiektem przydającym smaku obiadowi, a po obiedzie nawiedziny jego chorej żony też mi nie przysporzyły uciechy, ale on dla mnie bardzo przyjazny, nie z czułości, której próżen jest, jak mniemam, wobec wszystkich ludzi, lecz że uważa we mnie człowieka, o którego przyjaźń warto zabiegać. Po powrocie do Greenwich krótka wizyta u lorda Brounckera, a potem spędziłem czas do wpół do drugiej w nocy u panny Penington pozwalając sobie tej samej swobody, do której mnie już wzwyczaiła.   19 grudnia. Na jachcie „Bezan” przytomny byłem przesłuchiwaniu W. Howe'a, którego odpowiedzi były tak dowcipne i zmyślne, żem ani tego po nim czekał.   20 grudnia. Pieszo do księcia Albemarle, jako że na Rzece zawiele kry, aby się puszczać czółnem. Zastałem całą naszą brać i po godzinnym dyskursie o sprawach Marynarki rozeszliśmy się. Po obiedzie do Giełdy, zobaczyć, czy moja cudna krawczyni wróciła; i otóż wróciła, tedy do niej i uściskałem ją przez kontuar w jej otwartym kramie, uradowany, że ją widzę, kochana, śliczna kobieta. Muszę wyznać, że mam ją za wielką piękność. Kupiłem u niej parę dzianych pończoch za 8 szylingów.   21 grudnia. Bardzo jestem zatroskany, że zaraza znowu się trochę wzmogła i że tyle mając zatrudnień przestałem od. jakich dwu, trzech miesięcy prowadzić własne rachunki. Tedy związałem się ślubem, że nie tknę wina, póki moich prywatnych rachunków nie uporządkuję. 22 grudnia. Po całym dniu interesów i pracy spędziłem wieczór z lordem Brounckerem, który na moją prośbę rozebrał na kawałki i złożył z powrotem swój zegarek, a tym sposobem obeznałem się z rzeczą, o której wprzódy nie miałem pojęcia; i bardzo to było warte zobaczenia, i bardzo byłem z tego rad.   23 grudnia. Moja żona „pojawiła się niespodzianie w urzędzie. Ale nie miałem czasu, żeby z nią gadać, więc pojechała do Woolwich, aby zabrać pannę Barbarę Sheldon do nas na święta. Pan Deane z Harwich przysłał mi cztery wspaniałe indyki, z których trzy żona wzięła że sobą, wracając wieczorem do Londynu. Panna Barbara nie dała się tak znienacka zabrać. Przyjedzie do nas na przyszły tydzień.   25 grudnia. (Boże Narodzenie.) Rano do kościoła, gdziem widział ślub, rzecz, której dawno już nie oglądałem; państwo młodzi bardzo radzi jedno drugiemu i dopieroż to uciecha dla nas, ludzi żonatych, widzieć dwoje biednych szaleńców, zwabionych, w te same sieci co nasze; wszyscy gapili się na nich i uśmiechali się. Potem na obiad do lorda- Brounckera i do domu, gdzie zasiadłem do rachunków Tangeru, które tak mi się zależały, że jeślibym, umarł, sam diabeł by nic z nich nie zrozumiał i nie doszedł z nimi do końca. Mam nadzieję w Bogu, że nigdy więcej nie dopuści, abym tak się w czymkolwiek zaniedbał.   31 grudnia. (Niedziela.) Całe rano w moim pokoju w Greenwich doprowadzając do porządku rachunki Tangeru i moje własne. Kończy się tedy rok. Majętność moja urosła przez te dwanaście miesięcy z 1300 na 4400 funtów. Przysporzyłem sobie korzyści przez pilność, a moje zatrudnienia pomnożyły się przez objęcie urzędu Nadzorcy Zaopatrzenia Floty i urzędu skarbnika Komisji do Spraw Tangeru. Prawda, że zaznaliśmy wielkiej melancholii z przyczyny morowego powietrza i wiele pieniędzy wyłożyłem utrzymując długo rodzinę w Woolwich, siebie i moich pisarzy w Greenwich, a służącą w Londynie, ale mam nadzieję, że Król nam to czymciś nagrodzi. Wszelako teraz plaga już prawie znikła i zamierzam jak najprędzej powrócić do Londynu. Moja żona i służąca są tam już od paru tygodni. Wojna holenderska źle idzie z przyczyny braku pieniędzy. Co do mnie, to nigdy nie żyłem, tak wesoło jak czasu tej zarazy, dzięki miłemu towarzystwu lorda Brounckera i kapitana Cocke'a, dzięki poznaniu pani Knipp i pani Coleman, i jej męża, z którymi urządzaliśmy tańce i przyjęcia na mój koszt, czego chętnie sobie i żonie przyzwoliłem. Wielkie zło tego roku, i prawdę mówiąc, dla mnie jedyne zło, to upadek lorda Sandwicha, którego błąd w sprawie zdobyczy wojennych ściągnął na niego niełaskę Dworu i oto wyprawiony będzie do Hiszpanii na ambasadora (to, by-trochę upiększyć jego utratę wziętości), i już gotuje się do drogi. Książę Albemarle i książę Rupert mają wyruszyć na morze, a o lordzie Sandwichu bardzo nietęgo się mówi; i w samej rzeczy jego pokpienie sprawy z łupem wojennym trudne do wybaczenia, jako że cierpiał koło siebie zgraję łotrów, co brali dziesięć razy tyle co on, a wina wszystkich słusznie potem na niego spadła. Moja rodzina zachowała się przy życiu i zdrowiu okrorri ciotki Bell i kilkorga dzieci mej krewnej Sary, co umarły na zarażę. Lecz wielu takich, których dobrze znałem, zmarło; jednakże miasto napełnia się znów ludźmi, sklepy zaczynają się otwierać. Proszę Boga, by zaraza ustąpiła zupełnie, bo trzyma ona Dwór z dala od stolicy, a przez to wszystkie publiczne sprawy leżą odłogiem i przychodzą do ruiny, jako że z dala nikt nie chce mieć ich na pieczy.