Hebbel AFORYZMY Zdarzają się orzechy o tak twardej skorupie, że przy jej rozgryzaniu łamią się zęby, a wtedy miękkie jądro już nie smakuje. Bywają też tego rodzaju prawdy •^^ Żyjemy stale na rachunek przyszłości Nic dziwnego, że cze- ka ją bankructwo s- Christian Friedrich Hebbel AFORYZMY Wybrał, przełożył i wstępem opatrzył Stefan 'Lichański FRYDERYK HEBBEL Wybór z: Friedrich Hebbel Werke, tomy IV i V. Miinchen 1966 1Q67 Garl Hanser Verlag © Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1985 ISBN 83-06-01082-5 FRYDERYK HEKBEL •IH13.1S63) Zima roku 1839 była sroga i długa. Panoszyła się w najlepsze jeszcze wtedy, gdy kalendarz wskazywał już schyłek marca, a wiec zwykłą por? przedwiośnia. Wtedy to, w mroźny i śnieżysty dzień, do drzwi Rudolfa Iheringa w Getyndze zapukał zdrożony wędrowiec, niosący na ręku zziębniętego pieska. Był to Fryderyk Hebbel podróżujący na piechotę z Monachium do Hamburga. Ihering, podówczas student, kolega poety z Heidelbergu, a później znakomity, szeroko znany praw- nik, tak opisuje owe odwiedziny: „Hebbel przybył do mnie jako nie zapowiedziany gość i rychło się okazało, jak wiele znaczyła dla niegomoja gościnność. Był przede wszystkim spłukany do czysta i chodziło nie tylko o to, żeby mógł się zatrzymać u mnie, musiałem również oddać natychmiast do podzelowania jego buty, które najzupełniej odmawiały dalszej służby, oraz zaopatrzyć go w pieniądze na drogę do Hamburga (...). Bez mojego współudziału stosunki między nami ułożyły się od razu niemal tak, jakby był nauczycielem zaszczycającym ucznia odwiedzinami w jego pokoju. To Hebbel był dającym, ja zaś obdarowywanym; to on robił mi zaszczyt przyjmując moje usługi, za które nie on mnie, ale ja jemu powinienem być wdzięczny..." (Relację Iheringa ogłosił « 5 P. Bornstein w książce zbiorowej Friedrich Htbbcls Persórilichkeii, Berlin 1924).* Można w tym przypadku powiedzieć: no cóż, Hebbel miał podówczas 26 lat i nierzadkie u początkujących artystów wybujałe mniemanie o sobie; Ihering zaś był jeszcze nie chlubą niemieckiej palestry, lecz zwykłym studentem, młodszym w dodatku o kilka lat od swego gościa.Ten zaś znajdował się wtedy w ostatecznej po- trzebie: zmęczony, obdarty, bez grosza przy duszy; jego bezceremonialność można by więc przypisać desperacji i częstemu u plebejuszów brakowi kindersztuby. Przypomnijmy wszakże inne wydarzenie, opisane przez Hayo Matthiesena w jego biografii poety (Friedrich Hebbel in Selbstzeugnissen und Bilddokumenten. Reinbek bei Hamburg 1970). Otóż w maju 1858 roku kierownik teatru książęcego w Weimarze, Dingelstedt, wystawia Genowefę Hebbla. Zaproszony na premierę poeta trafia przy okazji do salonów księżny Karoliny von Sayn- -Wittgenstein, córki cara Pawła, osoby podówczas bar- dzo wpływowej, a zainteresowanej sztuką nie przez arystokratyczny snobizm. Ktoś obrotniejszy i lepiej umiejący dbać o swoje interesy potrafiłby się stać na całe lata nieodzowną ozdobą artystycznych wieczorów moż- nej protektorki. Ale nie Hebbel! Zachwycony urodą i inteligencją córki pani domu, księżniczki Marii, zaczął jej patronować na swój niezbyt delikatny sposób. A kiedy księżniczka zaręczyła się (czy też raczej ja zaręczo- no) z księciem Konstantynem zuHohenlohe-Schillings- furst, poeta ostro zaprotestował, twierdząc, że małżeń- stwo to unieszczęśliwi Marię. Księżna Karolina przyjęła ową notę protestacyjną z dobrodusznym humorem, ale, oczywiście, nie potraktowała jej serio. Oburzony Hebbel zerwał stosunki z domem von Sayn-Wittgensteinów i ' Przekład autora Wstępu 6 » nawet gdy księżniczka Maria, już jako mężatka, prze- niosła się do Wiednia, nie złożył jej wizyty. Egocentryk? Na pewno. I to egocentryk o skłonnościach patriarchalno-tyrańskich, niezdolny do przyjaźni opar- tej na zasadach równości. W przyjaciołach chciał widzieć swój dwór i swoją szkołę; musztrował ich niczym Fryc Wielki swoich grenadierów: narzucał im styl życia i tworzenia, chlastał ich utwory literackie w sposób zgoła bezlitosny, zrywał z nimi stosunki, gdy poślubiali osoby nie przypadające mu do gustu. Swoją żonę, znakomitą aktorkę, Krystynę Enghaus, ubóstwiał, a przecież r^ad- ko kiedy w Dziennikach nazywa ją po imieniu, używając zazwyczaj tytulatury „meine liebe Frau" (dobrze jesz- cze, że nie „meine gnadige Frau", bo i tego można by się po nim spodziewać). Wiele znamiennych rysów jego charakteru i postępowa- nia da się wyjaśnić pochodzeniem. Urodził się 18 marca 1813 roku w miejscowości Wesselburen leżącej w Dith- marschen, południowym skrawku holsztyńskich wy- brzeży Morza Północnego. Kraik ten do połowy szesna- stego wieku był wolną republiką chłopską, która nieraz umiała stawić czoła dążącym do jej ujarzmienia Duńczy- kom i książętom Rzeszy. Do czasów Hebbla przechowała się w miejscowej tradycji pamięć o bitwie pod Hem- mingstedt, kiedy to 5000 ditmarskich chłopów rozniosło armię duńską w sile 30 000 ludzi. Od kreślonego z pełną dumy satysfakcją ditmarskiego rodowodu zaczyna Heb- bel swoją pisaną dta Brockhausa autobiografię z-1852 roku. Był nieodrodnym potomkiem twardych, surowych nie- złomnych w swym uporze fryzyjskich chłopów z Dith- marschen. Wiele też miał w sobie z nie lubianego serdecznie ojca Klausa Fryderyka Hebbla, człowieka twardego, surowego aż do okrucieństwa, który nie 7 » wykazywał za grosz zrozumienia dla umysłowych aspira- cji syna, bo chciał go mieć — jako czeladnika murarskie- go—swoim pomocnikiem. Po ditmarskich przodkach odziedziczył Hebbel niezmo- żoną wytrwałość, z którą o głodzie i chłodzie zdobywał wiedzy jako samouk i wywalczał sobie drogę do niepo- śledniego miejsca w literaturze. Jest w nim twardość, upór, konsekwencja, ale jest również przypominająca nie cierpianego rodzica bezwzględność. Kiedy w 1845 r. poznaje w Wiedniu znakomitą, aktorkę Burgtheatru Krystynę Enghaus, bez wahania porzuca swoją przy- jaciółkę Elizę Lensing, matkę dwóch jego synów (zmar- łych w dzieciństwie), której skromny kapitalik wyczer- pał się na pomoc dla poety w jego chudych latach. Zachował się wobec niej równie obrzydliwie jak Goethe wobec Fryderyki Brion. Nie usprawiedliwia go nawet to, że miał na względzie nie tyle dobrobyt materialny (dość zresztą skromny), ile zapewnienie sobie możliwości swobodnej pracy twórczej. Był, słowem, naturą wysoce skomplikowaną, nie wolną od rysów zdecydowanie antypatycznych. Był jednak przy tym nieprzeciętnej miary artystą. Artystą przeło- mu, w którego twórczości pogłosy złożonego do grobu razem z Goethem klasycyzmu i mierzchnącej romanty- ki, zdradzonej nawet przez jej dawnego chorążego Tie- cka, mieszają się z prekursorstwem nowych szkół, jak realizm, naturalizm, symbolizm. Hebbel buduje własną wizję świata, posępną i nasyconą fatalizmem. U podstaw jej leży koncepcja, którą Irzykowski w swojej monografii Hebbla (Fryderyk Hebbel jako poeta konieczności. Stanis- ławów 1908), idąc za Amo Scheunertem (Der Pantragis- mus ah System der Weltanschauung und Asthetik Fried- rich Hebbels. Hamburg 1903), określił mianem pantra- gizmu. « 8 » Istota owego pantragizmu polega na tym, że idea, którą Hebbel pojmuje na wzór Hegla, a więc jako synonim bytu, absolutu, ducha świata, wciela się we wszelkie możliwe zjawiska, które przez wzajemne ścieranie się i konflikty dążą do pierwotnej jedności, choć jednocześnie chciałyby zachować swoją odrębność. W samym więc procesie indywiduacji leży pierwotny, uniwersalny tra- gizm wszelkiego istnienia. Ponieważ zarówno dążenie odśrodkowe, jak i dośrodkowe ma swe źródło w samej naturze bytu, dlatego też tragedia Hebblowska jest tragedią równych uprawnień. Zarzucano mu z tej racji, że w jego sztukach wina nie ponosi kary, na co poeta — zgodnie ze swoimi założenia- mi filozoficznymi—replikował: „Wina u mnie zawsze ponosi karę i to wina tak złych, jak i dobrych..." Winą bowiem jest wszelkie dążenie do indywidualnego samo- ziszczenia, negujące przedustanowioną jedność świata zespolonego w uniwersalizmie idei. Żeby nie robić Hebblowi zarzutów nieistotnych, należy uświadomić sobie, że wina tragiczna jego dramatów przesuwa się ze strefy moralności w strefę metafizyki. Przypomina nie tyle winę-grzech w rozumieniu chrześcijańskim, czy winę-przestępstwo w rozumieniu laickim, ile raczej (choć i w tym wypadku operujemy tylko dość odległą_ analogią) hybris tragików greckich, będącą naruszeniem reguł porządku kosmicznego (moralnie nie obciąża Edy- pa wina ojcobójstwa, gdyż nie wiedział, kim jest dla niego Lajos, ale swoim czynem obraził prawo stojące nawet nad bogami i dlatego musi ponieść karę). W ostatecznych więc konsekwencjach zarodek tragedii tkwi nie w naszych czynach, ale w tym, że jesteśmy odrębnymi jednostkami. Tragiczna wina tytułowej bo- haterki Agnes Bernamr (prapremiera 1852) leży w jej urodzie i dobroci: dzięki nim stała się żoną bawarskiego « 9 następcy tronu, ale małżeństwo to ściągnęło na kraj groźbę wojny domowej. Dlatego książę Ernest skazuje na śmierć synową, uważając ją za niewinną ofiarę złożoną na ołtarzu racji stanu. Oto przykład tego, co Hebbel nazywa „winą dobrych", chociaż w tym konkretnym wypadku sam fakt, że karę wymierza nie Los, Przezna- czenie czy jakakolwiek inna instancja transcendentna, lecz książę kierujący się interesami dynastii, uczynił ten utwór przedmiotem nie kończących się dyskusji. Jeszcze współczesny krytyk Werner Keller (w posłowiu do Hanserowskiego wydania pism Hebbla) wytyka autoro- wi, że „polityczne usprawiedliwienie posługuje się argu- mentacją arcykapłanów i faryzeuszy: lepiej jest, żeby jeden człowiek umarł za naród, niż żeby cały naród miał zginąć". Zgoda: książę Ernest operuje argumentacją sofistyczną, ale w epilogu dramatu odwołuje się do racji wyższego rzędu, racji moralnych: składa koronę i wstę- puje do klasztoru jako pokutnik, dając w ten sposób zadośćuczynienie za popełnioną zbrodnię. Już tych parę luźnych uwag o jednym z najwybitniej- szych utworów Hebbla nasuwa myśl, że nie bez racji współczesny mu Otto Ludwig stwierdzał, że jest to raczej dramaturgia zagadnień aniżeli charakterów, w której celował Szekspir. Bliższy nam czasowo Hof- mannsthal widział w dramaturgii Hebbla i Ibsena syntezę pierwiastków nordyczno-protestanckich, prze- ciwstawnych austriacko-katolickim, któremu to prze- ciwstawieniu odpowiada rozróżnienie między „relacjo- nowaniem" i „wyrażaniem", a więc — inaczej mó- wiąc— przedstawianiem zajść duchowych przez ich wykładniki pojęciowe, a nie zobrazowanych bezpośred- nio— jako zachowania się żywych ludzi w konkretnych sytuacjach. Mimo wszystkich swych niedostatków i ograniczeń był « 10 » jednak Hebbel nowatorem. W swojej Judycie (Judith; prapremiera 1840, I wyd. 1841), osnutej na motywach biblijnych, dał prekursorską w stosunku do psychoanali- zy Freuda koncepcję wzajemnego zachodzenia na siebie impulsów miłości i nienawiści. Podobnie w tragedii Genoveva (Genowefa; I wyd. 1842, prapremiera — pod zmienionym tytułem — 1854) rozwinął motyw fermen- tu odrzuconej miłości, przeradzającej się w pragnienie niszczenia i samoniszczenia. W losach Mariamny z tragedii Herodes und Mariamne tHerod i Mariamna; prapremiera 1849, I wyd. 1850) przedstawił dramat kobiety, która chce być wolną towarzyszką kochanego mężczyzny, a nie jego własnością, rzeczą podporządko- waną cudzej woli. „Tragedia mieszczańska" Maria Magdalena (I wyd. 1844, prapremiera 1846) torowała drogę niemieckiemu dramatowi naturalistycznemu, a osnute na wątkach średniowiecznego eposu Nibelungen (Nibelungi; prapremiera 1861, I wyd. 1862), za które otrzymał w 1863 roku nagrodę im. Schillera, stały się nie prześcignionym nigdy pierwowzorem teatru epic- kiego. Mówiącoartyzmiedramaturgii Hebblowskiej, Irzykow- wski stwierdza, „że autor poza indywidualnym wypad- kiem otwiera coraz to dalsze i szersze perspektywy, czyli symbolizuje go", a następnie dodaje: „Trzeba zauważyć, że symbolizm u Hebbla powstaje w sposób niewymuszo- ny, przez to mianowicie, że obraz wypadku na pierwszy plan wysuniętego koncentruje i reprezentuje siły i pro- cesy poza nim tkwiące, jest niejako ich przekrojem, ale zachowuje swoje samodzielne znaczenie". Jest to, sło- wem, symbolizm immanentny, który odnajdziemy rów- nież w jego poezji, będącej nie lirycznym wylewem wzruszeń, ale wyrafinowaną grą myśli, ciążącą bądź ku epigramatowi, bądź ku obrazom o wielowarstwowej « 11 » strukturze znaczeń, ku symbolice głęboko refleksyjnej, a przecież nie zdawkowo filozofującej. Tym jednak dziełem Hebbla, które zachowało najwięk- szą żywotność i jest dziś równie pasjonującą lekturą jak przed stu laty, pozostały jego Dzienniki. Prowadził je od roku 1835 doostatnich tygodni przed śmiercią, a więc do jesieni roku 1863. Jest to diariusz człowieka, artysty, myśliciela, jego spowiedź generalna z bez mała trzydzie- stu lat życia, ale spowiedź przede wszystkim intelektual- na. Chociaż bowiem Hebbel notuje rozmaite fakty, i to nie zawsze jego samego dotyczące, lwią część tych notat stanowią robione na gorąco zapisy pomysłów twórczych oraz refleksji i to refleksji obudzonych doraźnym kon- taktem z ludźmi, książkami, rzeczami, zagadnieniami atakującymi umysł, wyobraźnię, sumienie pisarza. Afo- ryzm jest dla niego naturalną formą wypowiedzi (sam mówi o aforystycznym stylu swoich listów). Nic nie jest tu zamierzone, nie odbywa się według z góry przyjętego planu. Nagły impuls, potrzeba chwili wciska poecie pióro w rękę, każe mu utrwalić myśl zrodzoną właśnie teraz, właśnie w tym momencie. Myśl... Ale czy tylko myśl? Hebbel zapisuje również wspomnienia, sny, pierwsze rzuty przychodzących mu do głowy tematów, a wreszcie owe drgnienia jednocześnie uczucia i wyobraź- ni, owe elementarne stany liryczne, które stawały się niekiedy nasieniem, z jakiego miał wykiełkować wiersz. Niekiedy... Wiele z nich wszakże nie wyszło poza swą fazę zaczątkową, poza raptularzowy zapis... „Nie ma w życiu mielizn, tylko głębie, nie ma głębin, tylko topiele" ... „Twarz jak talia kart" ... „Świat: wielka rana Boga". A czasem będą to po prostu skojarzenia humorystyczne lub złośliwością zaprawione żarty: „Złe wino: cnotliwe wino", „Pewnego Scytę, wypędzonego ze swej ojczyzny, smutna konieczność zmusiła do zamieszkania w Ate- « 12 » nach , „Pożyłby (z radości) jeszcze trochę, gdyby mógł był przeczytać napis na swoim nagrobku". Wydało mi się celowe zebrać je w osobnym cyklu, choć nie są- scisle rzecz biorąc-aforyzmami, które wypełniają pierwszą część zbiorku. Fryderyk Hebbel zmarł 13 grudnia 1863 roku w pełni sił twórczych. Zabiło go odwapnienie kości, będące następ- stwem reumatyzmu, którego nabawił się w swych cięż- kich, głodnych latach. Na nagrobku wyryto mu jego aforyzm: „Jeżeli drzewo marnieje choćby w najgorszej glebie, to tylko dlatego, że nie dość głęboko zapuszcza Korzenie. Cała ziemia jest jego". Stefan Lichański Jedyne, co dzisiaj razi ludzi u diabła, to jego imię. Coś mi się wydaje, że geniusz nie może nigdy być sługą swojego wieku. Komizm jest nieustanną negacją natury. Gust narodu nie wyprzedza geniuszu, ale zawsze wlecze się za nim kulejąc. Wiara to nie ciemna, ale, przeciwnie, najjaś- niejsza działalność ducha, ogarniającego z całkowitą pewnością to, co mu pokrewne, a znajdujące się poza zasięgiem zmysłów. Że wzruszysz bogów, możesz mieć nadzieję, Ale wieprz jednej łezki nie wyleje. « 15 » Gdyby nawet wybuchła rewolucja, Niemcy staraliby się wywalczyć wolność od podat- ków, ale nie wolność myśli. Faust jest wspólnym towarem najważniejszej problematyki i najpotężniejszej duchowości, i dlatego nie mógłby być napisany raz jesz- cze. Pojąć go, to uchwycić jego niepojętość, wspólną jemu i każdemu dziełu natury. Odkryć zasadę życia i myślenia — oto zagad- ka nieśmiertelnego Sfinksa. Rewolucja francuska uczy naprawdę przeko- nująco, jak wielu istnieje zawsze wybitnych ludzi, marnujących się w pospolitym życiu. Dlatego też nie powinna przerażać nas żadna przepaść, dziwić żaden szczyt, kiedy ukazują się czy występują nagle i niespodziewanie. Człowiek we wszystkich swoich postawach wobec świata (jako jednostka), sztuki, wie- dzy, życia; jak najzwięźlej, na niewielu kart- kach. Są ludzie, którym przynoszą zaszczyt nie oni sami, ale ich znajomi. « 16 » Wielką myślą religii katolickiej było to, że wybitni ludzie znaczą coś w oczach Bóstwa, a ich wstawiennictwo może być skuteczne. Autor nie jest jak winogrodnik, który pozo- staje nadal trzeźwy, gdy inni sączą jego trunki. Autor już upojony, kiedy inni upajają się jego wierszami. Wielu obdarzyła natura talentem współ- czucia, niewielu— współradości. Dowcip jest jedyną rzeczą, którą tym trud- niej znaleźć, im się jej gorliwiej szuka. Trzeba koniecznie przeczytać raz każdego godnego uwagi pisarza, aby się upewnić, że można go czytać. Wszelkie pouczenie przychodzi z serca, wszelkie wykształcenie z życia. Zdarzają się orzechy o tak twardej skorupie, że przy jej rozgryzieniu łamią się zęby, a wtedy miękkie jądro już nie smakuje. Bywają też tego rodzaju prawdy. « 17 » Żyjemy stale na rachunek przyszłości. Nic dziwnego, że czeka ją bankructwo. Tylko rankiem, kiedy wstajemy, i wieczo- rem, kiedy się udajemy na spoczynek, spoglą- damy w niebo, nie zaś podczas gwarnego, hałaśliwego dnia. Nasza epoka jest parodią wszystkich po- przednich. Prawdopodobnie pierwsze życie jest kamie- niem probierczym dla drugiego; to, co nie zawiera złota, będzie odrzucane w mogilny dół jako żużel, a przetrwa tylko to, co szla- chetne. Geniusz jest świadomością świata. Mesjasz Klopstocka wznosi się nad naszą epoką jak dostojna gotycka katedra. Jest ona rzeczywiście wspaniała i w każdym budzi szacunek, ale nikt do niej nie wchodzi. Jeżeli łotr nie poprzestaje na małych prze- stępstwach, ale posuwa się do coraz większych — czy przemawia to przeciw ło- trowi? Bardzo interesuje mnie Hamann; w czło- wieku, którego czytują tylko Goethe, Jean Paul, Herder (i nikt poza nimi) musi być coś wielkiego. Bardzo to źle, jeżeli się poszło daleko, ale przecież nie dosyć daleko; i to właśnie jest klątwą naszych czasów. Wielu ludzi pisze nie dlatego, że coś odczu- wają; odczuwają tylko, że piszą. Zarzuca się Napoleonowi samolubstwo — co jednak zostawało takiemu człowiekowi prócz samolubstwa? Dla rzeczywiście wielkiego ducha nie istnieją czasy, które nie pozwoliłyby mu ujawnić tkwiących w nim mocy; jeżeli trafi w stulecie znużone, osłabłe, jałowe, owo stulecie właś- nie staje się dlań zadaniem. Dobry narrator przedstawia zawsze jedno- cześnie to, co zewnętrzne, i to, co wewnę- trzne, jedno za pomocą drugiego. W każdym człowieku pozostaje jakaś resztka dobra. Jest to ostatni zielony pęd rośliny, w « 19 » którym się zachowało życie. Ogrodnik potra- fi go wykorzystać. Wielcy ludzie są wykazami treści człowie- czeństwa. Najgłupsze barany są jednocześnie z reguły najdrapieżniejszymi wilkami. Na każde ludzkie działanie wywiera wpływ przypadek. Cyrulik, który drżał przed Napoleonem, mógł mu łatwo poderżnąć gardło. Dlatego bohater musi być zawsze (własnym) cyruli- kiem. [...] Człowiek jest bardziej skory do po- dejrzliwości wobec prawdy niż wobec kłam- stwa. Każdy piszący pisze swoją autobiografię, a robi to najlepiej, kiedy o tym nie wie. Czy się łudzimy wierząc, że dla każdego człowieka przychodzą godziny, kiedy naj- wyższe staje się dlań osiągalne? « 20 » Nie istnieje czysta prawda ani też czysty fałsz. Wybaczą ci chętnie największe zło, jeżeli tylko nie stałeś się wskutek niego złym. Napoleon był nawet po śmierci ulubieńcem fortuny. Wszyscy jego przeciwnicy znaleźli się w sytuacjach, które naocznie wykazały ich nikczemność i nicość. Choćby Welling- ton. Nie dobro, ale zło budzi geniusza. Nikomu nie przyszło na myśl, żeby nie objąć tronu przez szacunek dla zmarłego, który go opuścił. Jest możliwe, że chrześcijaństwo zyska na nowej wojnie tyle, ile prawdopodobnie straci Chrystus. Bogom możesz ofiarować tylko to, co od nich pochodzi. Prawdziwy mężczyzna, kiedy go zawiedzie nadzieja, ma tylko o jedną radość mniej, ale ani jednego cierpienia więcej. « 21 » Musimy działać; nie po to, aby przeciwstawić się losowi, to nad nasze siły, ale żeby wyjść mu naprzeciw. Sam nie wiem, co sprawia okropniejsze wra- żenie: widzieć wariata czy też człowieka, który w sposób bystry i inteligentny stara się udowodnić absurd. Wyobrażać sobie otaczający nas świat ze- wnętrzny jako dekorację teatralną, która mo- że być dowolnie zmieniana. Jak na ziemi bywają potrzeby, które zaspo- kaja dopiero niebo, tak również niebo mo- że mieć potrzeby, które zaspokaja już zie- mia. Nawet najgorszego powinno się, jeżeli to możliwe, strzec przed przekonaniem, że jest zły; niejeden już stał się złym, ponieważ .się przedwcześnie uznał za złego. Ten tylko jest szczęśliwy, w kim natura działa niejako bezpośrednio, nie czując się więzioną przez indywidualne ograniczenia; przykładem Goethe i Szekspir. Złodziej, który nie zostanie od razu powie- szony, ma pretensje do godności. Istnieje wiele rzeczy, które życzyłbym sobie zobaczyć, posłyszeć, przeżyć jako dziecko. Na pewno byłbym teraz kimś zupełnie innym. Jakże wiele ludzkich nadziei jest jak iskry wśród nocy: nie rozświecają nic prócz siebie. A jednak już samo istnienie światła ma w sobie coś niezmierzenie kojącego. Szczęśliwy ten, kto znajdzie w życiu nieosią- galne! Tylko to jest grzechem, co pochodzi nie tyle z namiętności, ile z cnoty. Muzyka jest ślepa, rzeźbiarstwo głuche, ma- larstwo nieme. Zamiast ucieleśniać to, co duchowe, uducho- wiają chętnie to, co cielesne, i myślą, że to sukces. Wielkie to nieszczęście, że w naszych czasach nie ma już głupca, który by się trochę nie poduczył. 22 » « 23 » Język często staje się grabarzem zagadnień; określa je z grubsza, a ludzie sądzą, że nie ma tu już więcej nic do myślenia. Kto nie ma pręta różdżkarskiego, może spo- kojnie śnić o skarbach. Zawiść staje się biedniejsza, kiedy widzi, że ktoś się wzbogacił. Niewielka to pociecha, że idziemy coraz wyżej, skoro wciąż pozostajemy na drabinie. Nic się nie da udowodnić, prócz tego — czego udowadniać nie warto. Człowiek chętnie uważa swoje westchnienie za echo świata. Śmierć potrafi jeszcze gorsze rzeczy aniżeli zabijać! Ptak ma skrzydła, ponieważ tyle drzew jest na świecie. Człowiek jest ślepcem, który śni, że widzi. Twórczość artystyczna: największa rozkosz, « 24 » ponieważ jednocześnie przeciwieństwo roz- koszy. Wielu widziałoby dobrze, gdyby nie okulary, które noszą. Roztrząsania filozoficzne: senne majaki ro- zumu. Wszystko zależy od tego, czy idea pokonała poetę, czy poeta ideę. Jak inni go widzą i za co go mają, to tworzy atmosferę, w jakiej człowiek żyje, najgorsza zaś może zdławić najlepszego. Nie dla drzewa są owoce drzewa. Działać przez cierpienie: idea kobiety. Właśnie sztuka jest tym, co poszerza życie, co pozwala ograniczonemu indywiduum zatra- cić się w obcym i niepoznawalnym; i to jest jej najwspanialsze działanie. Historia jest krytyką ducha świata. Poezja należy do życia i jest wygnana w życie. « 25 » Bić kogoś często, to kuć mu pancerz z jego własnej skóry. Życie ukształtowane bierze już śmierć w ramiona, tyłko gdy się ono dopiero rozwija, wyzwala z nasienia, jest właściwym życiem. Po tym, kto stracił koronę, nie należy się spodziewać, że będzie zabiegał o kram /. zapałkami. Źle mieć swój ideał poza sobą. Wielkiemu człowiekowi odmawia się zdol- fiości kochania. Słusznie, ponieważ może on kochać tylko wielkość. Poniżać człowieka do roli wyłącznie środka to najcięższy grzech. Nicość, która wchodzi w drogę krytyce, zmu- sza ją także, aby się stała nicością. Mróz, który chce sprawdzić, czy delikatny kwiat rzeczywiście żyje, zabija go. Myśl wkracza między człowieka a życie i spala owoce, które ono ofiaruje. « 26 » Człowiek jest wprawdzie bytem samoist- nym, ale tylko wrażenia przychodzące z ze- wnątrz dają mu świadomość istnienia. Można przebiec obok celu. Jak natura kształtuje rzeczy od zewnątrz, sztuka winna je rozwijać i oświetlać od we- wnątrz. Jej obowiązek to dać ciało duchom mieszkającym we wszystkim, co istnieje. Wyższa krytyka jest tylko pewną odmianą przyrodoznawstwa. Wielu zasiada do pisania wierszy jak'inni do golenia. W ziemi, ogniu, powietrzu i wodzie tkwią zalążki wszelkich tworów i istot, ale podzi- wiamy dopiero kwiat, gwiazdę, chmury, słońce... Stojąc na cokole nie należy zapominać o ziemi, która go dźwiga. Samobójstwo nie dowodzi jeszcze nienawiści do życia. « 27 » Góra wprawdzie tu stoi, ale kto chce się rozkoszować pięknymi widokami, musi mieć nogi, ażeby się wspiąć na nią. Deszcz pada wprawdzie przez powietrze, ale użyźnia tylko ziemię. Faust Goethego obejmuje wszystkie tajemni- ce świata; nie może jednak wypowiedzieć ich inaczej, niżby je sam świat wypowiedział. Płonący spirytus daje płomień, pulsująca żywa krew tylko ciepło. O, jakże szczęśliwy jest, kto zdoła dostrzec wielkość! Wstępuje ona w jego pierś. Talleyrand jest sumieniem nowszej historii. Martwe ciało waży tyle samo, co żywe, ausza nie dodaje do wagi ani łuta. Życie jest budzeniem się. Bóg jest sumieniem natury. Człowiek wymyślił swoje przeciwieństwo; tak zyskał Boga. Tylko znalazłszy się na wodzie myślimy o ziemi, a nie wtedy, kiedy ją mamy pod stopami. Z grzechami bywa jak z brodą. Tylko silnych stać i na to, i na to. Po to masz głowę, żeby można było ją uciąć. Także w dziedzinie sztuki istnieje granica, poza którą tolerancja byłaby grzechem. Człowiek, ledwo uniknąwszy zmiażdżenia przez kamień, wmurowuje go w swoją bu- dowlę! Wróble wprawdzie fruwają, ale znoszą tylko słomę na gniazdo. Wierzyć w Biblię jak w algebrę, której się nie rozumie, ale się jej nie przeczy. Móc być sprawiedliwym to talent. Najokropniejsza to sytuacja, kiedy śmierć wydaje się czymś naturalnym, a życie cudem. Czy to mężczyźni, którzy spotkaws"zy niedź- « 28 » « 29 » wiedzia udają martwych? Mężczyzna wal- czyłby. Za głupstwami kryją się zawsze myśli, któ- rych nie można urodzić. Kto nie ma granic, łatwo zalicza uniwer^um do swego indywiduum. Astronom studiuje na niebie cuda stworze- nia; chłop patrzy w górę, czy będzie deszcz. Tylko dzięki miłości może być człowiek oswobodzony od siebie samego, U Szekspira widzimy, mimo ogromnego bo- gactwa, do najsurowszego skąpstwa posunię- tą oszczędność. Jest to w ogóle cecha największych geniuszy. Kłamstwo jest o wiele droższe aniżeli praw- da. Kosztuje całego człowieka. Wszelkie życie jest walką pierwiastka indy- widualnego z uniwersum. Komenderować człowiekiem w jego najgłęb- szym życiu wewnętrznym. « 30 » Tylko Goethe w swoich młodzieńczych pieś- niach daje wyraz czystej błogości, błogości samej w sobie, wypływającej z samego faktu istnienia; inni wypowiadają jedynie błogość wywalczoną. Nieszczęście rodzi tylko bliźnięta. Wielu sprawia takie wrażenie, jakby dopiero co wyskoczyli z rąk niańce i znowu jej szukali. „Pozostanę wiernym sobie!" W tym właśnie twoje nieszczęście; bądźże choć raz niewier- ny sobie! Ci, którzy mówią: Napoleon był dostatecznie mądry, aby wykorzystywać innych, mogliby równie dobrze powiedzieć: Szekspir umiał tak mądrze mieszać słowa potocznego języka, jak na przykład „miłość" i inne, że powstał z nich Makbet. Nikt nie może dodać nic do drzewa, do kwiatu. Tak samo ma się rzecz z prawdziwym dziełem sztuki. Pamiętniki Casanovy: kto mając 88 lat potra- fi jeszcze tak pisać, ten mógł tak żyć. « 31 » Pojmowanie gmatwa się często w ludzkim umyśle, ponieważ chce pojąć samo siebie. Cierpienie czyni przedwcześnie dojrzałym. Uczucie jest wziętym z życia materiałem, który dopiero musi być ukształtowany. Kto nie ma siły, aby być uczciwym, nie ma jej też, aby wierzyć 'w uczciwość innych. Sen jest furtą wiodącą ze stawania się w ' ziszczenie. Wieczność tak musi śnić o doczesności, jak doczesność o wieczności! Przypadek jest zagadką, którą los zadaje człowiekowi. Jak może być poetą mierny poeta? Jak może leżeć bogactwo w ubóstwie? Kiedy ktoś przysięga, to nie znaczy, że się zobowiązuje nie oszukać ciebie, ale chce jednocześnie prócz ciebie oszukać także Pana Boga. « 32 » Słońce ma plamy. Nie rzucają one jednak cienia. Sztuka jest sumieniem ludzkości. Są ludzie, którzy, gdyby płonął świat, żało- waliby tylko płonącego razem z nim swojego domu. [...] Człowiek Otwiera oczy, znowu je zamyka, A co zobaczył, w sny zabiera swoje: To całe życie! Żyję, to znaczy jestem czymś odmiennym niż wszystko inne. Trzeba zawsze myśleć: wczoraj jeszcze jej nie było, a jutro będzie przeszłością, nie zmar- nujmy wtedy ani jednej chwili! Lepiej zostać tysiąc razy oszukanym, aniżeli wskutek nikczemnej podejrzliwości oszukać raz samego siebie. Egzystencję okupuje się w naszych czasach ofiarą z tego wszystkiego, co zapewnia jej godność i wartość. « 33 » Gdyby wszyscy ludzie byli geniuszami, uwa- żałbym to za naturalne; ale to, że są tacy, jacy są, wprawia mnie w zdumienie. Czym kto może się stać, tym już jest—co najmniej dla Boga. Żyć to być stronniczym. Orzeł właśnie dlatego, że umie latać, nic umie chodzić. Wszystko jedno, czy ostroga jest ze złoia, czy z mosiądzu. Ten, którego wzrok posiada tę straszliwą moc, że zdolny jest sięgnąć do najgłębszego wnętrza ziemi i zobaczyć butwiejące trupy, nie dostrzega już pokrywających ją z wierz- chu kwiatów. Człowiek — sen prochu o życiu, Bóg — sen człowieka o życiu. Kolorowa ziemia — prze- mijający pierwiastek człowieka; człowiek — przemijający pierwiastek Boga. Człowiek jest w mniejszym stopniu sobą ni/ mniemaniem o sobie. Dopuszczalny rodzaj samobójstwa. Z powo- du znieważenia idei moralnej człowiek wy- konuje z całkowitym spokojem u yrok śmierci na sobie. Miłość przemija. Tak. Ale woda chrztu wy- sycha także. Czy mamy wobec tego lekcewa- żyć świętość chrztu? To, co najwyżs/e, najpiękniejsze, traci na wartości, kiedy przestaje być jedyne. Możliwe, że stajemy się wyższymi istotami dlatego i tylko dlatego, że rozpoznajemy znamię wyższych istot. Niedorzeczne, wariackie sny, które wydają się nam, gdy śpimy, całkiem rozsądne: dusza układa z nie znanego sobie alfabetu bezsen- sowne figury, niczym dziecko z 24 liter; ale z tego nie wynika bynajmniej, że sam alfabet jest bezsensowny. Ograniczenie środków wyrazu niejednokrot- nie zapewnia sztuce osiągnięcie najwyższego celu. Na przykład przygaszona kolorystyka Rafaela, jasna, jaskrawa, nie dawałaby się pogodzić z idealistycznym zamysłem jego malarstwa. Skończony nihilista, który zniweczył w sobie wszelkie różnice między dobrem i złem, może zostać wszystkim, nawet szpiclem poli- cyjnym. Na wojnie zabija się wprawdzie innych, ale nie jest to w żadnym wypadku oświadcze- niem, że się zasługuje na śmierć samemu. Świat jest grzechem pierworodnym Boga. Sen świadczy, że nie jesteśmy tak mocno zamknięci w naszej skórze, jak się wydaje. Istnieje pewna różnica między nieśmiertel- nym i tym, który jeszcze nie umarł. Życie w człowieku jest niczym Proteusz w ramionach Odyseusza. Wielcy nie luzują się jak wartownicy. Źli tragediopisarze także realizują tragedię, nie należy jej wszakże szukać w sztuce, ale poza sztuką. Bohaterem jest autor we własnej osobie, a opracowany przez niego materiał jest jego losem, z którym toczy walkę; jakiś czas trwa zmaganie, w końcu jednak przy- « 30 » chodzi rozstrzygnięcie, los zwycięża, poeta pada i zostaje, niestety, nie opłakany, lecz wyśmiany. Głupota tępych łbów jest zawsze mimowolną parodią mądrości ludzi inteligentnych; na- wet tu nie stać głupców na oryginalność. Róża zna tylko słońce, które całuje — ale nie zna korzenia, z którego wyrasta. Co należy zrobić po upadku? To, co robią dzieci: podnieść się! Dla obrazów, które chwytamy w siebie, je- steśmy zwierciadłami obdarzonymi uczu- ciem i świadomością. Biblia nie może pochodzić od Boga już choć- by dlatego, że mówi On w niej zbyt dużo dobrego o sobie i zbyt dużo złego o człowie- ku. A może wszystko wyrównuje właśnie ta okoliczność, że On jest autorem? Mówi się, że szczęście jest ślepe. Ale i ci, którzy się za nim uganiają, także są ślepi. A fortuna jest ślepa wśród ślepych. Istnieją w naszej nowej literaturze niemiec- kiej takie wiersze, których by nie można usprawiedliwić nawet wtedy, gdyby dekalog głosił: Pisz wiersze! Król ma mniej prawa do tego, żeby być indywidualnością, aniżeli ktokolwiek inny. Jak ziemia pochłania ciało, tak opływająca nas duchowa materia pochłania prawdopo- dobnie ducha. Straciłem bardzo dużo i stałem się uboższy, ale tylko tak jak drzewo, które traci zwiędłe liście. — Skłonny jestem wierzyć, że wszystkie wło- sy'na mojej głowie są policzone, ale nie wynika z tego, żeby z powodu kłopotów nie miały powypadać. Być zmuszonym do płacenia, a nigdy nie móc zażądać pokwitowania. Ganić psa to robić wymówki Panu Bogu. który go stworzył. Możesz filozofować pozostając w kręgu za kreślonym przez państwo i Kościół, to zna- czy możesz udowadniać, że to, co zrobiliśmy, jest dobre. Żaden człowiek nie może niczfgo do swojej osoby do-myślić ani też od niej od-myślić. Jeżeli w naszym świecie wydarzy się lub zostanie zrobione coś, co do niego nie pasuje, to pasuje to prawdopodobnie do jakiegoś innego. W poetach śni ludzkość. Topią się ludzie w morzu. Kto w nim bez trudu oddycha, Musi Neptunem, rybą albo żabą być. Myślę, że zaraz po śmierci przychodzi każde- mu do głowy lekarstwo na chorobę, wskutek której umarł. Słońce księżyc i gwiazdy świecą wszystkim ludziom, ale jak mało wśród nich astrono- mów! Toż samo z ideami. Śpiewaj, poeto, bvleś nie wyszedł z granic sceny! Rośnij, chłopcze, byłeś miary właściwej nie przerósł! „Żądasz za wiele!" Żądam tyle, ile sam daję; rzeczywiście: jest to wiele. Obserwować statek, na którym się płynie, zamiast oceanu, który go unosi. Co może poeta w tych barbarzyńskich cza- sach? Żeby sam pozostał czystym. Zbyt to jednak negatywny cel życia: wystrzegać się parchów. I wśród narodów bywają szaleńcy. Piekło niedowiarków będzie łatwe do zniesie- nia, gdyż udowodni im, że istnieje niebo i Bóg, w którego wątpili. Kto chce mieć więcej niż jednego przyjaciela, nie zasługuje na żadnego. Mowa jest papugą myśli, i to mało pojętną, niczym więcej. — jak wielka jest różnica między barbarzvń- « 40 » f stwem przed kulturą kulturze! — barbarzyństwem po Czytałem ostatnio dużo Jean Paula i trochę Lichtenberga. Cóż to za wspaniały umysł! Wolałbym zostać zapomniany z Lichtenber- giem, aniżeli dzielić nieśmiertelność z Jean Paulem! Nie ma nagany, która by nie była pożyteczna. Nagana, która nie uświadamia mi mojej włas- nej wady, zapoznaje mnie z wadą kogoś innego, ganiącego. Znaleźć się w sytuacji, że trzeba albo urato- wać życie nieprzyjacielowi, albo być zmuszo- nym do uznania się samemu za lotra. Laur więdnie szybko. W naszych czasach jednak nie tak szybko, jak zasługa, za którą go przyznano. Ziemia jest prawdopodobnie planetą pośred- nią, na której świadomość dopiero świta, i dlatego stosunkowo najgorszą; na niższych istnieje tylko życie zwierzęce, na wyższych czyste życie duchowe. 41 » Historia — pamięć ludzkości. Kamieniami można rzucać i bronić się, ale nie rzeźbami! Bądź czymś! Chciej czegoś! Bądź moim wro- giem, chciej mnie zamordować, dobrze, ist- niejesz dla mnie, jesteś dla mnie czymś, K cóż mogę zdziałać 7 niczym! Moja myśl, że sen i poezja są ze sobą identy- czne, potwierdza się coraz mocniej. Śmierć jest tylko maską, którą wkłada życie. Dlaczego na wielkiej duszy plam pozostaje mnóstwo? Aby zło mogła wybaczać, kochać ducha ubó- stwo! Nie wiem, gdzie się znajdują nasi drodzy zmarli, ale wiem, gdzie ich nie ma: w grobie! Krytycy nasi są w większości dlatego katami, że nie mogli zostać królami. Większość ludzi traktuje wiersz sam w sobie jako osiągniecie i dlatego jest tak wyrozumia- ła dla wszystkiego, co w wierszu zostało powiedziane. Czytam Soldana Historię procesów czarownic. Szczęśliwe zwierzęta, że nie mają historii! Osobliwe przy tym, że nie czyta się, tak jak o nieczystym parzeniu się kobiet z diabłem, o stosunkach mężczyzn z babką diabła. Śmierć, jak mawiali starożytni, jest jedynym bogiem, który gardzi ofiarami. Słusznie. Również jedynym, który przychodzi, kiedy się go wezwie. Dobroczyńca ma w sobie zawsze coś ?. wie- rzyciela. I za chorobę otrzymuje się nagrodę: czystą radość z istnienia, z istnienia samego w sobie, a nie z żadnego spośród jego przejawów. Publiczność trzeba traktować jak każdv ży- wioł. Wolności nie powinno się uczvć, powinno się ją sobie tvlko przypomnieć. Człowiek nie może doścignąć natury. tvlko la przewyższyć; jest albo ponad nią, albo poni- żej niej. Robak będzie pasożytował jeszcze podczas końca świata. Ślepy musi macać, żeby się zorientować; temu, kto widzi, nie jest to potrzebne. Talent musi rozważać; geniusz spostrzega. Walczyć bez nienawiści. Dopóki jest więcej królów niż jeden, nie ma żadnego. Mali ludzie 7. konieczności nie dostrzegają wielkiego. Każdy przestępca wzdraga się przed wyzna- niem swych zbrodni. Tak samo społeczeń- stwo. Kiedy człowiek odnosi trudne zwycięstwo moralne, to kto wie, czy w tej samej chwili nie wspina się wyżej na drabinie istnienia. Kto jest największym człowiekiem? Ten, « 44 » który nawet w pożarze świata upiecze sobie jabłko! Jest to pytanie, czy muzyk tworzy swoją muzykę, czy też ją słyszy i czy jego ucho nie jest rzeczywiście otwarte na muzykę sfer. „Gdzie panuje despotyzm, drży każdy, ale nikt tak bardzo jak sam despota." Są ludzie, którzy potrafią jednocześnie pod- nieść koronę i szpilkę. Istnieją ludzie widzący swą wyższość w swo- jej nikczemności—na przykład w t-ym, że potrafią oszwabić innych. Nie można zadawać zagadek sobie samemu. Można zapobiec powstawaniu bagien. Ale nie można zapobiec powstawaniu krokodyli w bagnach. Luter dostrzegł na ścianie własny cień i rzucił w niego kałamarzem. Ale gdy rozlał się atrament, diabeł był rzeczywiście namalowa- ny. 45 » Kultura zaczęła się od listka ligowego. 84- dząc po tym, co dzieje się we Francji — kończy się z jego odrzuceniem. „To, co namalowałeś, nie przypomina mojej twarzy". Cóż, postaraj się, żeby twoja twarz upodobniła się do tego, co namalowałem! Płaczącego mężczyznę trzeba uderzeniem w twarz przekształcić błyskawicznie we wście- kłego. Fatalna to rzecz, kiedy dobry człowiek miewa za wiele do czynienia ze złymi; uczy go to zbyt wysokiego mniemania o sobie. Jeszcze żaden kat nie sta! się sławnym dlate- go, że ściął głowę bohaterowi. Istnieją języki, w których myśli poetyckie zamarzają. Ludzkość ma /awsze kogoś najwyższego wśród siebie, ale jak rzadko zna swojego króla! Nie strzelaj do mnie t armaty. Czy mnie zabijesz, nie wiadomo, wiadomo natomiast, że przypomnisz światu o moim istnieniu. Napoleon i katechizm! Czyż mogłaby indy- widualność, która wkroczyła w świat, aby go przeobrazić i nadać mu nowe prawa, mieć respekt wobec praw, które podtrzymywał tylko istniejący porządek rzeczy? Masz nieprzyjaciela. Co to znaczy? Że masz przed sobą człowieka, którego musisz uczy- nić bądź swoim przyjacielem, bądź pachoł- kiem. „Nieszczęście pokonuje najdłuższą drogę jednym krokiem." „Od góry dom płonie, od dołu jest podmino- wany, a wewnątrz biją się o majątek!" Jak powstaje miasto? W ten sposób, że każdy buduje dom. Śmierć nie popełnia błędów, a przynajmniej ich nie poprawia. Niewątpliwą cechą najwyższej piękności jesi to, że nie budzi pożądania. Nie jest cnotą wody, że nie płonie, ani błędem ognia, że nie gasi pragnienia. « 47 » Dopiero kiedy dom stanie w płomieniach, okazuje się, jak wiele mieszkało w nim ro- bactwa. Wtedy i król dowiaduje się, z ilu to szczurami przebywał pod jednym dachem. Istnieją ludzie, którzy wyglądają jak dzieci, ale dzieci innego świata. Należy do nich Tieck. Łańcuchy Kolumba dzwonią przez całą hi- storię świata. Nic nie jest tak nieodparte jak rzecz. Lessing był pługiem niemieckiej literatury, pługa wszakże nie da się jeść. Postaw kogoś wobec słońca: nie będzie wiel- bił go za jego promienie, ale za to, że odkrył na nim, podobnie jak na księżycu, „człowie- ka". Poecie wszystkie rzeczy fosforyzują, gorącz- kującemu płoną, obłąkanemu rozwiewają się w dym. T~ Dlaczego mnie nie prześladują? zapytuje ge- niusza tryumfująca przeciętność. Dlatego, że nie zagraża, ażeby włosie z ogona stało się głową. Gdyby jedynym uzasadnieniem chrześcijań- stwa wobec rozumu było, iż jest najmądrzej- szą i najtrwalszą instytucją organizacyjną i cywilizacyjną, czy nie byłoby to wystarczają- ce uzasadnienie? Nie orzeł wysysa miód z kwiatów, ale pszczo- ła. Drugorzędni poeci. Ów rzymski konsul, który rozkazał swoim żołnierzom, aby nie rozbijali greckich posą- gów, bo będą musieli znowu kiedyś je two- rzyć, wyrzekł prorocze słowa, gdyż istotnie barbarzyńca, który podarł książkę, musi ją od nowa napisać —wiele wieków później. Poeta składa ofiary Apollinowi: czyż ma go nagradzać Plutus? Tylko jeden zegar zawsze chodzi dobrze: sumienie. Czystością mężczyzny jest nieobnażanie swego serca. « 40 » Kto liczy krople swego potu, nie będzie liczył pieniędzy. Jeżeliby maszyna miała, zmiażdżywszy czło- wieka, stać się żywą istotą, któż by ją łajał? A jednak... Niektórzy uważają się za grzecznych tylko dlatego, że posługują się słowami, a nie pięściami. To, że człowiek, który tak ucieka przed prawdą, wynalazł zwierciadło, jest jedną z największych osobliwości historii. Kładzie się wieńce na grobach, a przecież groby zielenią się same. Niektóre nowoczesne historie literatury chcą „oczyścić atmosferę". To samo zrobił Omar, kiedy spalił bibliotekę. „Twoich bogów winieneś czcić także w moim domu." Czy przestrzeń i czas w ogóle istnieją, pozo- staje nierozstrzygnięte, w dramacie nie ist- nieją na pewno. « 50 » Duchy, jak wierzy lud, dajy się zaklinać, ale nie Pan Bóg. Nie możesz zatrzymać wiosny, tylko ją ogra- bić. Wieszczby to nie paragrafy. Młodzieniec żąda od dnia, żeby mu coś przyniósł, mężczyzna jest zadowolony, jeśli niczego nie zabierze. Między berłem i kijem żebraczym leży je- szcze w środku łokieć, ale tylko dla kramarza. Ptaka spostrzega się zazwyczaj dopiero wte- dy, kiedy odlatuje. Im więcej złorzeczysz, tym mniej możesz błogosławić. Kto chce wystraszyć upiory, niech tylko przyniesie światło. Czy Rafael przestałby malować, gdyby cały świat prócz niego oślepł? Większość ludzi będzie się dziwić, że Karol V « 51 » wstąpił do klasztoru, chociaż był cesarzem. Niektórzy wszakże myśłą, że uczynił to, ponieważ był cesarzem. Badają jedni drugich i dlatego nie mają czasu badać Boga i świata. Temu możesz podać ten palec, tamtemu drugi; ale komu całą rękę? Nie wiemy nic o cierpieniach kamieni, ale bardzo dużo o cierpieniach zamienionych w kamienie książąt. Czytając wielkiego poetę ma się wrażenie, że oto wypływają rzeczy pogrążone dotąd w chaosie. Monarcha absolutny musi być graczem, kon- stytucyjny intrygantem. Takie jest prawo natury. Często się zdaje, że diabeł puka do drzwi, ale iest to jedynie kominiarz. Wspinanie się ma granice, upadek — nie. ..Człowiek nie może być wobec zwierząt człowiekiem, ale tylko myśliwym, rybakiem lub pasterzem." Meyerbeer nie spał tak dobrze po swym najwspanialszym sukcesie, jak Mozart po swym największym niepowodzeniu. Wielkość filologa polega na tym, żeby wszy- stko uczynić tak małym jak on sam. Stąd dążenie do zniszczenia każdej poetyckiej wielkości. Nie bez kozery książęta i księżniczki, jak to często widzimy na obrazach, chętniej malują się z psami aniżeli z ludźmi. Ci, którzy się obnoszą z wycyganioną sławą, są w położeniu człowieka, który pyszni się ukradzionym zegarkiem. Zachodzi jednak między nimi ta różnica, że jemu zegarek może odebrać tylko jeden człowiek, a im sławę — każdy. Gdybyż to można świadczyć innym dobro, nie wyrządzając zła sobie. Napoleonowi wypadłby z dłoni miecz zdo- bywcy świata, gdyby popatrzył raz na Drogę « 52 » Mleczną i uświadomił sobie, czym jest Zie- mia wobec Wszechświata. Użyj jakiejś rzeczy w sposób całkowicie sprzeczny z jej przeznaczeniem, a zniszczysz ją, choćby rzeczą taką była armia. Polip potrafi sam siebie uzupełnić. Każda z jego części wytwarza nową samodzielną ca- łość. Człowiek zostaje zawsze częścią i po- trzebuje wszystkich innych, nie tylko współ- czesnych sobie, ale również zmarłych i je- szcze nie narodzonych. Kto wie, czy w każdym zwierzęciu nie tkwi zdolność przekształcania się w coś innego, wyższego? Może się ona jednak objawiać tylko w powszechnych kryzysach świata przy rodv W tym, że mały czepia się wielkiego, uze- wnętrznia się popęd samozachowawczy. Wytępcie wszystkie dzikie zwierzęta, natura stworzy nowe, i to takie, które was wytępią. Wielki człowiek, a wiec po prostu całv czło- wiek KTirnY Dzień przed rozstaniem jest mogilnym krzy- żem; dźwiga napis nagrobny. Nie ma w życiu mielizn, tylko głębie, nie ma głębin, tylko topiele. Czy z tego, że szatan krąży jak ryczący lew, wynika, że każdy lew jest szatanem? Ileż świateł zawdzięcza to, że je zauważamy, tylko swoim lichtarzom? Iskra żvcia w lodzie, światła w ciemności. Faust i Chrystus, ich spotkanie, /.abijać ps\, bo mogą się wściec! Małe dziecko obudziło się w monachijskiej kaplicy cmentarnej, usiadło \v trumnie i -/a< /cło sic ba\vić kwiatami. Pr/yszłość bez twarzv. Stare portrety — rozbite formy człowiecze. Siedzieć rozgrzawszy się szklanką zimnej wody — i nagła myśl: tera? mógłbvm wvpić śmierć! Człowiek jest bazyliszkiem, który umiera ujrzawszy siebie. Ptaki przelatujące przez głowę. Powiesić się, żeby nie umrzeć z głodu. /robac/Ywiały świat. Żarłok mający w żołądku więcej wiktuałów, niż zdołałby udźwignąć na plecach. Kominiarz, który goni uciekające przed nim prze^t raczone dzieci, bv je ?apvtać, co się im stało « V1 » Każdy pijak jest uosobieniem wstrzemięźli- wości, kiedy pije wodę. Blask światła rozjaśnia nagle białą ścianę i jakiś głos woła: czytaj! Nie widzę jednak żadnego napisu. „Nie możesz przeczytać? A tam przecież zapisana jest cała twoja przy- szłość." Wspaniale by to było, gdyby wiśnia mogła sama zjadać swoje owoce. Światło bawiące się w chowanego. Przebiegający ponad ulicą cień chmury. Chmury chciały zaciemnić księżyc, zemścił się na nich w ten sposób, że je posrebrzył. Obracać się, aby nasz cień musiał tańczyć. Chciałem się przespać dzisiaj w południe. Nagle przyszła mi ta myśl i doznałem wraże- nia, że rozbłysnęła w moim ciele. Dłoń —przedmiot, w który można wetknąć bat; usta — jama do wypełniania wódką. « "57 » Lód z łez jest najtwardszym i najzimniej- szym lodem. A przecież powstał z żaru! Wydychanie "duszy w list. Dusza jak barometr. Twarz jak talia kart. „Wybuchło to we mnie, jak bomba!" Uczucia i myśli z nieprawego łoża. Człowiek cichy jak dom Boży. Kiedy człowiek jest cały raną, to uleczyć go znaczy — zabić! Wielu mierzy się według swego cienia. Jowisz, który przed lustrem miota gromy i błyskawice. Zdławiona błyskawica drgnęła na jego twa- rzy. Morderca: śmierć w ludzkiej postaci nie może chodzić po świecie. « 58 » Klucza od szafy nie można zamknąć w szafie. Serce napełnione błogością jak oko światłem. „Mam prawo nienawidzić świata, który zro- bił mnie tym, czym jestem!" Widzieć coś jak w blasku płomieni Sądu Ostatecznego. Od nadmiaru światła nie widzi się słońca. Nieprzyjaciel tak wielki i gruby, że prze- ciwnik może walczyć w jego cieniu. Można oświetlić błyskawicami świat, ale nie da się napalić nimi w piecu. Człowiek, który to, co przeżył, uważa za- wsze tylko za wspomnienie. Obraz: Wchodzimy spragnieni do gospody. Gospodarz siedzi za swoimi szklankami i flaszkami, jest martwy. Łajdak, który we śnie wygląda na poczciwca. Powietrze oddycha światłem. « 59 » Myślę, że wolno się zataczać, kiedy ziemia drży, a niebo stroi grymasy. Świat: wielka rana Boga. Zakazać lustru odbijania obrazów. Jak często wiemy śpiąc, że śpimy. Ale wiemy także, że w pokoju zimno, że kawa nie go- towa— i śpimy dalej. Nie da się namalować słońca na obrazie. Owinąć się bólem jak płaszczem. „Jak się panu podoba__ten obraz?" „Muszę najpierw zobaczyć, kto go namalował." Można jeść jabłko, ale nie jabłoń. — czy śmierć sama zada sobie trud, żeby ugodzić go strzałą, czy też trzeba to będzie /a nią zrobić? — Sława podoficerska. Płomień tak piękny, knot zaś czarny, brzy- dki, a przecież to on jest ojcem! « 60 » - Wiara, miłość, nadzieja: wierz, miła na- dziejo! Traci się przyjaciół jak zęby. Ostatecznie nie miewa się już bólów, ale także... Róże i lilie, gdzie są wasze owoce? Co myśli największy człowiek? Myśli sobie: niech diabli wezmą cały wasz gatunek, jeżeli jestem tym, za co wy mnie macie. Ktoś, kto przed Madonną Rafaela myśli tylko: popatrz, ona ma dziecko. „Ten człowiek zapowiedział się u mnie i nie przyszedł; niczym zaćmienie słońca, które nie nastąpiło." Żaba nigdy się nie zarumienił Kwiat tak purpurowy, iż trudno oprzeć się myśli, że krwawi ukłuty igłą. „Połknij świat, a połkniesz z nim razem wszystkie ciasteczka, które na nim upie- czono!" i „Wcisnął światu w rękę wyrok śmierci dla niego napisany pięknym gotykiem. Świat oklaskuje kolorowe litery i nie przeczuwa nawet ich sensu." (O wielkim poecie). Złe wino: cnotliwe wino. Mała dziewczynka w parku Tuileries o oczach kłujących jak pszczele żądła. Być zmuszonym do udzielania absolucji diabłu i to w dodatku, zanim się zdążył wyspowiadać. Pewnego Scytę, wypędzonego ze swej ojczy- zny, smutna konieczność zmusiła do za- mieszkania w Atenach. 5 Krzyż w Colosseum: wygląda tak, jakby wypalono go na czole zabitego tytana, wie- rząc, że takim sposobem przeobrazi się go, choćby w grobie, na krzyżowca. Wracający do zdrowia starzec: jeszcze raz pozwolono mu w drodze ze świata obejrzeć się wstecz. « 62 » „Tak mówi po niemiecku, jakby ten język zgrzeszył, a on miał go za to ukarać!" Mieć 365 przyjaciół! „Bóg słyszy także to, co śpiewamy w myśli." Ogień umiera, kiedy nie zabija. Wiersze o kulawych rymach: ospowate twa- rze. Czy można to lub owo powiedzieć? (u złych poetów). Cóż, nie jest to w każdym razie policyjnie zabronione. „Niewierna jak lustro, które, ledwo odbiw- szy w sobie obraz księcia, pozwala, aby go wyparł obraz Murzyna." — spotkanie, jak owo trzech mężów w ogni- stym piecu. Płomień, który stał się człowiekiem: tak delikatny, przejrzysty... Barwy na zatoce: rozsypane płatki tęczy. Czy Rafael zobaczył kiedykolwiek coś brzyd- kiego? „Jego głowa jest najlepszą na świecie giloty- ną myśli." Ludzie, którzy tak długo jedzą, że aż — zaczynają od początku. — Ludzie, którzy by chętnie wskrzesili Jo- zuego, żeby zatrzymał słońce, bo chcieliby skończyć traktat o starej wazie! Człowiek, który przebity sztyletem wyciąg- nął go, wytarł starannie, oddał mordercy —i skonał. Dźwigać góry i zapełniać nimi morre. Oczy, które zaczynają płakać, skoro tylko zobaczą słowo: cebula. Róże rozsypane na łożu zmarłego. Poeta pali swe najpiękniejsze wiersze na ofiarę Muzom. Tylko królowie mogą palić diamenty. « 64 » Żeby to pojąć, konieczny jest promień Sy- riusza. Pewien człowiek ożenił się 7. wdową, żeby mieć pamiątkę po jej mężu. „Ten duchowny wygląda tak, jakbv był Chrystusem, Bogiem, a ja Łazarzem, który mu jeszcze nie podziękował za wskrzesze- nie!" Odebrać echu ostatnie słowo. „Sztuka tak zła, że powinna była przepaść u samego poety." „Nieco poezji, ażeby pozłocić mnóstwo nikczemnośct!" Tylko dlatego, że w dzień świeciło' słońce, palą się nocą świece. Dwaj, którzy sobie wymyślają. Jeden z ulicy, drugi 7. trzeciego piętra. Lekarz, który nie ma co robić, zabiera się do kurowania samej medycyny. Broda niczym prastara puszcza, w której wedle francuskich wzorów wycięto twarz. Jegomość, który ślubował nie śmiać się nig- dy, ponieważ raz nie zapłakał w porę. Kiedy śnieg pada: najwygodniej<-zy sposób, abv wvhielić wszystkie diabły. Sen: czerwony jak krew księżyc, wszystkie gwiazdy stłoczone wokół niego, jakbv w popłochu, przerażający obraz. Człowiek, który prowadzi dziennik i nie- jedno robi tylko po to, żeby mieć coś do zapisania. Czytałem książkę i śmiałem się z jej treści. Obok przechodził autor, poczuł się obrażony i wyzwał mnie. Czy muszę stanąć do poje- dynku? „Posiadł ziemię, ale nie zda mu się onn na nic więcej niż na grób dla jego zwłok." To słowo jest córka echa. Vf \ shidać zdrowo za dwóch. Sława zyskana pod ziemia, na krecich dro- gach. ,,A jednak stanowi to ograniczenie dla Boga, że nigdy nie może zostać łajdakiem!" Aktor, który był jednocześnie hr/uchomów- cą i zawsze wywoływał siebie. Pan kicha w pokoju. Służący kłania sic w przedpokoju życząc zdrowia. Kościół 7 katarynka wewnątrz. „Pożyłby z radości) jeszcze trochę, gdyby mógł był przeczytać napis na swoim na- grobku!" „Nikt nie jest niezawisły, nawet ten, co wisi na belce, ponieważ zawisł na belce." Czarny płomień! Płomień Sądu Ostateczne- go! Wprawdzie czerwony płomień też poże- ra, ale przecież ma barwę życia, bo krew jest czerwona, a z krwi powstaje wszelkie życie. Ludzie, którzy za napisane przez siebie wier- sze otrzymali pierścienic z diamentem, a potem zostali surowo skrytykowani, mają w ręku «woją antykrytykę. Samotnik, który zamieszkał w gospodzie. „Praw } ręką malować, lewą pisać ogłoszenia o obrazie!" Diabeł pokazał komuś wspaniały pogrzeb i powiedział: będziesz tak samo pięknie po- chowany, kiedy popełnisz samobójstwo! Czy jest obrazą dla cieląt, jeżeli ktoś nie lubi cielęciny? Żadna pluskwa nie ginie bez pozostawienia dziesięciorga potomków, ale zdarza się to niejednemu lwu. „Usprawiedliwiłbym tylko takie morder- stwo, które by dodawało mordercy tyle lat, ile stracił zamordowany!" Mały zegarek, którego kółka kręcą się niesły- chanie szybko, wywołuje wrażenie, że czas dostał gorączki. Robi wrażenie, jakby mogła patrzeć nie tylko oczyma. Ten, kto idzie piechotą, zobaczywszy jeźdźca myśli: szybciej ruszyłeś w drogę, ale za to łatwiej skręcisz kark. Sądny dzień: olbrzymi czerwony kwiat, który pochłania wszelką czerwień i z którym wszelka czerwień znika ze świata; potem niebieski... Talenty pianistyczne, zanim wynaleziono fortepiany. Czasem i wiatr doręczy list. Człowiek to cała menażeria. Malarz: „Uśmiechaj się, uśmiechaj, piękne dziecię!" Nie ze względu na mnie. Ale kiedy ciebie już nie stanie, ten uśmiech będzie nadal radował twoje dzieci, obcych... Owoc uśmiercający wszystkich oprócz kró- lów. Aktor, którego mógłby zastąpić pierwszy lepszy widz z parteru. „Oddychanie to dla niego praca!" « 68 » „On civ oszkalował! Ale popełnił przy tym błędy ortograficzne!" Fałszerz, ale inny niż ci pospolici, który wyłącznie dla przyjemności bil monety z czystego złota i dyskredytował w ten sposób walutę państwowa., ponieważ jego pieniądze były z lepszego stopu. „Zaciąłem się w palec i byłem w wielkim niebezpieczeństwie!" „Wykrwawienia się?" „Nie, utonięcia w potokach krwi!" Niejeden myśli, że coś przeoczył, ponieważ nic nie widzi. Kiedy pies szczeka, a człowiek mówi: czy to jest rozmowa? Czy tablica wie, co na niej piszą? Co trudniejsze: zgarnąć wszystkie ptaki pod niebem do jednej sieci, czy wszystkie złote monety do jednego worka? Zataczać się, ponieważ jest trzęsienie ziemi, i zostać ukaranym za pijaństwo. l i l Trzepmj go tylko w łeb, zaraz przesianie śpiewać. Barwy republikańskie zostały zakazane. Czy róże będą tego roku czerwone? Myśliwy oparł strzelbę o drzewo. Przebiegał koło niej zając, potrącił ją, wypaliła, i myśli- wy padł martwy. • Każdy zamek w drzwiach jest paszkwilem na Pana Boga. Proza „wyradzająca się" w wiersze. Chcieć kwiaty podlewać krwią. Nie myśl o wieszaniu bielizny na tccz>. Panu Bogu nie trzeba przygrywać na »krz> p- cach; on słyszy muzykę sfer. Nie budź tego, który już śpi, żeby mu powie- dzieć dobranoc. Powietrze rozprzestrzeniło się zb>t szeroko, dlatego nie stanie się nigdy szafirem. „Nie jest bynajmniej naiwny w swoich błę- dach drukarskich!" „Doszło tylko do komedii wyzwania, nie do tragedii pojedynku." Akcja wlecze się jak .grudniowa mucha. „Nie znasz tego, kto wyryje napis na twym grobier" Kto rzuci perłę w morxe, tylko dlatego że są nurkowie, którzy by mogli ją wyłowić! „Po zachodzie słońca, a przed zapaleniem świateł ludzie nie kłócą się i nie bijaj dopiero wtedy, kiedy znowu jeden dobrze widzi dru- giego." „Nie pędź tak, idź za nim powoli, wtedy go złapiesz!" Czuć się pijanym na sami) mysi, że istnieje wino. Szukać na diable białego włosa. „Jem za pańskie zdrowie!" « 72 » Ludzie, których tr/eba strzec, żeby mc /a często oglądali słońce, bo odurza ich ono, jak innych szampan. Jak głęboko tkwi w naturze ludzkiej potr/eba sztuk pięknych, dowodzi fakt, że w epoce fraka ciągle jeszcze pełno malarzy. „Chciałbym przeżyć Sąd Ostateczny!" „Człowiek dzieli się na kapelusz, głowę, frak i nogi!" Perły giną zawsze, kiedy upadną w śnieg, ale na jak długo? „Chrzczę cię kropla rosy, która zawisła na lilii." „To moja jaskółka." O człowieku, który zawsze przynosi dobre nowiny. „Ze szczytu Kalwarii nie ogląda się wi- doków!" Pałac Dożów, kościół Św. Marka: Zbudowa- no je nie po to, żeby stały, ale żeby odfruneiy! « 73 » Powiedz do dźwięku: nie pi/ebrznuevvaj! A on nie przebrzmi. Stary Tieck: błękitnooki orzeł o postrzela- nych skrzydłach. /'• Węże dławią powoli. Śmierć od błędu drukarskiego w nowym dziele medycznym. Moje dramaty mają za dużo wnętrzności; moi współcześni — za dużo skóry. Wracając z Włoch do Niemiec odnosi sic- wrażenie, że się człowiek nagle postarzał, Dwa lwy się nie całują. Nie można zrobić anioła czarnym, diabla białym, ale można ich obu pomalować. Człowiek tak samo nie stanie się wielkim wskutek sztucznie robionej sławy, jak nie utyje od beczki masła, którą mu przywiązano na plecach. « 74 » Pisanie powieści to dobry interes, jeżeli ^ie ma krytykę za żonę. Krzak różany, który zginają do ziemi róże. Skąpiec sprawia sobie przyjemność i czyta książkę kucharską. Semele, którą Jowisz oddaje na zniszczeniu błyskawicy najwyższego piękna. Rankiem koło kwiatu, który właśnie otwierał kielich, przelatywał ptaszek; zabił go zapach. Nie możesz biec w zawody z armatnią kulą, ale ona za to nie może, jak ty, skręcić na rogu. Poeci w płonącym piecu potomności. Wielki kanclerz wszystkich drobnostek. Kelner z tak wielkim brzuchem, że nie może postawić na stole szklanki piwa. Wolność ualegoryzowana, ale w postaci cara Mikołaja. Na wpół leżeć pod ziemią. « 75 » Nic musisz pytać wyroczni, żeby gdzie wisi klucz od domu. Ostatni upalny dzień lata, za którym skrada pierwsza noc jesieni. Myśl o śmierci: szron na kwiecie. NOTA KFHAKCV[\A Fryderyk Hebbel, jeden z najwybitniejszych pisarzy niemieckich XIX wieku, jest u nas prawie nie znany. leszcze przed pierwszą wojną światową ukazały się przekłady dwu jego tragedii: Judyty i Marii Magdaleny. Prócz nich Karol Irzykowski ogłosił w wydawanej u Połanieckiego pod redakcją Staffa serii „Symposion" wybór 7. DsiennikiM .Fryderyk Chrystian Hebbel: Dzienniki. Wybrał i przełożył Karol Irzykowski. Lwów 1911'. W wyborze obecnym starałem się nie powtarzać pozycji uwzględnionych przez poprzedniego tłumacza. Affryzniy są zatem tomikiem całkowicie odrębnym, uzupełniającym niejako wybór dokonany przez Irzy- kowski ego. To różnica pierwsza. Poza tym zostawiłem w Aforyz- mach przytoczone przez autora epigramaty, zachowując ich formę wierszowaną, podczas gdy Irzykowski posłu- giwał się w podobnych wypadkach prozą. Wyodrębni- łem również, jak to wspominam już we wstępie, w osobny cykl drobiazgi, które wzorem Irzykowskiego określiłem mianem etiud: drobne intelektualne igraszki, dowcipy i zlośliwostki, zastygłe w lapidarnej formie pmpo/wje poetyckie, błyski lirycznych pomysłów. « 77 » Chciałem w ten sposób dać pewne pojecie o Hebblu jako liryku — u nas prawie nie znanym. W obu cyklach — aforyzmach i etiudach — zachowałem układ chronolo- giczny, przyjmując za podstawę opracowane przez Ger- harda Frićkego, Wernera Kellera i Karla Pórnbachera wydanieHanserowskie Friedrich Hebbel: Wcrke.tomy IV i V, Miinchen 1966 1967, Carl Hanser VerlagX Jako źródła pomocnicze służyły mi: wydanie Theodora Po- ppego • Hebbeh Wcrkc, 9 10 Teil, Berlin-Leipzig-Wien- -Stuttgart, bez roku wyd.1 oraz NRD-owskic wydanie Klausa Geisslera Der einsame. Weg. Friedrich Hebbeh Tagebiichcr, Berlin 1966, Yerlag der Nationi. Podstawa wszystkich tych edycji jest zresztą to samo krytyczne wydanie Richardn Marii Wemera Friedrich Hebbel: Sdmtlichc Wcrke, historisch-kritische Ausgabe, Berlin 1904 1907V Badacz ten zasługuje na naszą pamięć z tego również względu, że był wykładowcą uniwersytetu lwowskiego i że u niego właśnie studiował Karol Irzy- kowski. On to rozbudził w naszym krytyku zaintereso- wanie Hebbłem. /e względu na nieaforystyczną ich formę i spore nieje- dnokrotnie rozmiary musiałem pominąć w niniejszym wyborze tematy i pomysły utworów literackich, wielo- krotnie frapujące i godne zgromadzenia w osobnym tomie. W Niemczech (jak informuje Irzykowski1) zebrał je i opublikował wspomniany wyżej prof. R. M. Werner. Dzienniki, jak już wspomniano wyżej, pełniły miedzy innymi role szkicownika, w którym Hebbel notował pomysły rozwijane później w innych utworach lub żywcem do nich wcielane. Czasem jednak postępował odwrotnie: wynotowywał tu aforyzmy czy szczególnie jego zdaniem udane powiedzenia i dowcipy. Umieszcze- nie tu szczegółowej ewidencji tego rodzaju dwukicrun- kow\ • h przeniesień byłoby ch\'b:i przcsadnu pednntenu Warto jednak odnotować parę znamiennych przypad ków. A wiec np. aforyzm „Działać przez cierpienie: idea kobiety" to jakby kwintesencja rozwiniętego w Af,;r/; MtiKilalcnie dramatu Klary. Fragmentem (ienmi'cf\ iest wierszowany aforyzm,, j... | Człowiek otwiera oc/y. . ' s 33 . jak również aforyzmy „Mam prawo nienawidzić świata... s 59 i „Kiedy człowiek jest cały rana s >X .które w tragedii wypowiada Goło. przy czym ustami / mch « ut\vnrze brzmi: łiim cały raną, zleczyć ja to znaczy • /abić mnie! II. 4 '/ odrzuconego fragmentu tragedii pochodzi aforyzm ,.< zym kio może siv' stać..." s. 34 . Uwagę na temat lekarstwa, którego skuteczności domyślamy sii; dopier< po śmierci, wypowiada jedna z postaci komedii Dumem Slown o wiecznie drżącym z leku despocie znajdują odpowiednik w wy/namu Kalifa z fantastycznej '•/mki Nocą drżę przed wami, Jak w\ w dzień drżycie przede mną1 III. 2 Słowem: Dzienniki — w przeciwieństwie do większości pamiętników spisywanych przez artystów jako próha podsumowania swojej działalności, próha samoohrom czy też aut i apoteozy wprowadzają nas w życie aktual nie się dziejące, w sztukę stającą się. są ich ukazaniem in statu nasiendi I na tym polega przede wszystkim znaczei u- 'ci nuvw\-klci. jedvnei « swoim r Wydano nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego w opracowaniu graficznym Leona Urbańskiego złożono czcionką Plantin i odbito 30 000 + 250 egzemplarzy w Poznańskich Zakładach Graficznych im. M. Kasprzaka w Poznaniu Nr zam. 70418/84; T-82 Cena zł 50.— Warszawa 1985