Krzysztof Boruń, S. Manczarski Tajemnice parapsychologii Słowo wstępne Zjawiska rzadko spotykane zawsze budziły i budzą wątpliwości i niedowierzanie. Tak jest na przykład i dziś jeszcze z rażeniem przez piorun kulisty, który niewielu ludzi miało okazję widzieć na własne oczy. Przypomnijmy sprawę meteorytów, których pozaziemskie pochodzenie zostało w osiemnastym wieku uznane przez Akademię Francuską za herezję naukową. Albo alchemiczną ideę przemiany jednych ciał w drugie, ideę odrzuconą ł potępioną przez fizykę i chemię w XIX wieku, a przywróconą z honorami do wysokiej godności przez fizykę współczesną. Albo – jeszcze z nowych przykładów – sprawę komunikacji międzyplanetarnej. Realizacja tej "mrzonki" ma dla nas, Polaków, tym większe znaczenie, że prekursorem astronautyki był Konstanty Ciołkowski (1857–1935), syn polskiego zesłańca. Ten sam Ciołkowski zakwestionował w jednej ze swych prac wydawałoby się niewzruszoną wówczas "drugą zasadę termodynamiki" w sformułowaniu R. E. Clausiusa (1822–1888), czyli prawo wzrostu entropii, mówiące o tym, że w odosobnionym układzie termodynamicznym nie występują procesy odwracalne, w szczególności "ciepło nie przechodzi samorzutnie od ciała chłodniejszego do ciała bardziej ogrzanego". Z uogólnienia tego prawa Clausius wyprowadził wniosek o nieuchronności "cieplnej śmierci wszechświata", gdy różnice temperatur zostaną wyrównane. W wykazaniu ograniczoności "drugiego prawa termodynamiki" wielkie zasługi położył polski fizyk Marian Smoluchowski (1872–1917), profesor uniwersytetów we Lwowie i Krakowie. Już zresztą Ludwig Boltzmann wysunął przypuszczenie, że w naturze nie ma nic niemożliwego, mogą być tylko wydarzenia w najwyższym stopniu mało prawdopodobne. Takie mało prawdopodobne wydarzenie może jednak kiedyś zajść. W myśl tej zasady może się zdarzyć, że kiedyś i gdzieś w przestrzeni wszechświata zbiorą się ogromne ilości energii i że z równowagi chaosu powstaną tam obdarzone w energię światy. W ten sposób Boltzmann nadał drugiej zasadzie termodynamiki charakter prawa statystycznego. Otóż Smoluchowski postanowił sprawdzić hipotezę Boltzmanna o statystyczno-probabilistycznym charakterze wzoru na entropię, wyrażającego tendencję układu do przejścia od stanu mniej prawdopodobnego do stanu bardziej prawdopodobnego. W dużym skrócie rozumowanie Smoluchowskiego było następujące: jeżeli entropia ma rzeczywiście charakter statystyczny, to dla mikroukładu jej wielkość powinna się odchylać od wartości przeciętnej w tym samym stopniu in plus, jak in minus, czyli podlegać fluktuacjom. Przede wszystkim więc w mikroskali powinny występować procesy "antyentropijne". Doświadczalnym potwierdzeniem słuszności tego wniosku są wahania wokół średniego stanu (równowagi) układu występujące w takich zjawiskach, jak ruchy Browna (zygzakowate ruchy cząstek zawieszonych w cieczy lub gazie), fluktuacje stężeń czy opalescencja. W ujęciu lapidarnym wszystkie zjawiska są więc w zasadzie odwracalne. Pozornie jednokierunkowy bieg procesów, które obserwujemy, sprowadza się do długiego stosunkowo czasu powrotu (patrz I. Szumilewicz: Teoria śmierci cieplnej wszechświata. PWN, Warszawa 1961 oraz O kierunku upływu czasu PWN, Warszawa 1964). Niewątpliwie we wszechświecie istnieją procesy przebiegające, podobnie jak ruchy Browna, wbrew drugiemu prawu termodynamiki. Spośród autorów ostatniej doby ciekawą wypowiedź na temat zjawisk prawdopodobnych i nieprawdopodobnych czytamy w książce Alberta Szent-Gyorgył, laureata Nagrody Nobla z biochemii w 1937, Wstęp do biologii submolekularnej, PWN, Warszawa 1968: "Fizyka jest nauką prawdopodobieństw. Jeśli proces przebiega 999 razy w jednym kierunku i tylko 1 raz w odwrotnym, fizyk nie zawaha się przyjąć pierwszy kierunek jako pewny. Biologia jest nauką o zjawiskach nieprawdopodobnych i myślę, że, w zasadzie, organizm żywy funkcjonuje na bazie reakcji, które są statystycznie nieprawdopodobne". Szent-Gyorgyi przestrzega: "Biolog zależny jest od sądów fizyka, ale powinien ostrożnie podchodzić do stosowania kryteriów prawdopodobieństwa". Powyższa uwaga jest ważna z tego względu, że matematyka stosuje przede wszystkim prawdopodobieństwo "a priori" lub "a posteriori" (Bayes). Bardzo ważną rolę gra też wybór rozkładu prawdopodobieństw: może to być rozkład normalny (Gaussa), rozkład Poissona (prawo wydarzeń rzadkich), rozkład dwumianowy, rozkład Eeyleigha (random walk), "prawo serii", rozkład logistyczny i wiele innych (patrz: J. M. Smith oraz J. Beisson Matematyka w biologii). Powtórzmy raz jeszcze za Boltzmannem, iż w naturze nie ma nic niemożliwego, mogą być tylko wydarzenia w najwyższym stopniu mało prawdopodobne. Perrin obliczył, że na to, aby cegła ważąca 1 kg została na skutek ruchów Browna dźwignięta na wysokość II piętra, trzeba czekać więcej niż 1010000000000 lat. Obliczenia tego rodzaju nie należy bynajmniej traktować jak rozważania scholastycznego typu: "ile aniołów może pomieścić się na główce szpilki"... Perrin – fizykochemik – był trzeźwym i rzeczowym eksperymentatorem. Jego doświadczenie, stwierdzające – niezgodny z postulatem Clausiusa – aerostatyczny rozkład zawiesiny w cieczy (pionowy rozkład przeciętnej gęstości gumiguty) i wyznaczenie na tej drodze liczby Avogadry, należy do najbardziej klasycznych eksperymentów fizyki współczesnej (1908 r.). Kto wątpi jeszcze w realność wydarzeń tak nieprawdopodobnych, jak odstępstwo od prawa dyfuzji, niech spojrzy na błękit nieba. Nie widzielibyśmy tego błękitu, gdyby nie ciągłe fluktuacje gęstości, działające podobnie jak zawiesina. Jest to tzw. cząsteczkowe zjawisko Tyndalla. Musimy więc liczyć się z tym, że i my możemy w życiu codziennym napotkać fakt, który tak dalece odbiega od norm naszego zwykłego doświadczenia, iż należy nazwać go "wydarzeniem nieprawdopodobnym". Uprzytomnienie sobie realnej możliwości takiego faktu stanowi niewątpliwie poważny wstrząs. Mimo woli nasuwa się pytanie: czy niektóre spośród tzw. cudów i objawów nadprzyrodzonych lub – inaczej mówiąc – paranormalnych nie należą do zjawisk tej kategorii? Wokół pojęcia "entropii", "negentropii" oraz procesów odwracalnych i nieodwracalnych wywiązały się zaciekłe ł nieraz kontrowersyjne dyskusje, których wciąż jeszcze nie można uważać za zakończone. Na przykład Mahlberger powołując się na Smoluchowskiego wskazuje, że prawidłowa interpretacja statystycznego sformułowania drugiej zasady termodynamiki prowadzi do stwierdzenia jej symetryczności względem czasu. W ten sposób dyskusja objęła realność istnienia ujemnego czasu.. W ostatnich latach dobrze znane jest na terenie międzynarodowym nazwisko prof. D. I. Błochincewa. W jednej z ostatnich prac – Przestrzeń i czas w mikroświecie (1970) – relacjonuje on swe stanowisko w stosunku do teorii czasoprzestrzeni Einsteina – Minkowskiego. Dochodzi on do wniosku, że w mikroświecie pojęcie "wcześniej" lub "później" przestaje obowiązywać (str. 255-256). Jeszcze wcześniej podobne stanowisko odnośnie "związku przyczynowego" można znaleźć w polskiej literaturze filozoficznej (J. Łukasiewicz: Analiza i konstrukcja pojęcia przyczyny w pracy: Z zagadnień logiki i filozofii. 1961). Ponieważ w jednym z wzorów na "splot, czyli związek przyczynowy" nie występuje wielkość czasu, Łukasiewicz wyciąga następujący wniosek: "Stosunek czasowy jest obojętny dla powiązania przyczynowego, przyczyna nie musi poprzedzać skutku, może nawet następować po nim". Zacytowane wypowiedzi są niezmiernie cenne dla zorientowania się, jakie może być naukowe podejście do tematyki "parapsychologii" czy "psychotroniki", a w szczególności do sprawy prognozowania wydarzeń przyszłych. Równocześnie widać, na jakie trudności natrafiają autorzy, którzy mają zamiar spopularyzować, lecz nie "zwulgaryzować", nowe kierunki badań naukowych. Należy przede wszystkim liczyć się z tym, że terminy matematyczne nie zawsze mają odpowiedniki w języku potocznym. Nie wolno też zapominać, że opisy matematyczne mają charakter modelowy. Jest dużo spostrzeżeń hipotetycznych, na które nie można dać zdecydowanej odpowiedzi, czy mogą być one wyjaśnione obiektywnie, czy też nie mogą. W zagadnienia tego typu obfituje przede wszystkim kosmogonia. Przyjmując tezę o zjawiskach odwracalnych, okresowych lub quasi-okresowych, nie można również zapominać o przebiegach, pozostawiających po sobie trwałe ślady. Umiejętność odczytywania tych śladów jest też jednym z przedmiotów zainteresowania psychotroniki. Siady są wynikiem różnego rodzaju zjawisk nieliniowych, czyli nieodwracalnych zniekształceń w różnych ciałach żywych i martwych. Siady mogą być bardzo różnego typu: mechaniczne, chemiczne, akustyczne, plazmowe lub mieszane (np. w wyniku fal Alvena). Szczególnie efektownym fenomenem śladowym jest tzw. hologram. W ostatnich czasach nauka zapoznała się ze śladami wywoływanymi przez różnorakie tzw. "fale uderzeniowe", powodowane przez wybuchy bomb atomowych, silniki odrzutowe lub różnego rodzaju sprzęt komunikacyjny oraz przemysłowy. Do podstawowych zagadnień współczesnej biofizyki, będących przedmiotem szczególnego zainteresowania psychotroniki, należy sprawa zdalnych oddziaływań energetyczno-informacyjnych między organizmami żywymi i materią martwą, zwłaszcza za pośrednictwem fal elektromagnetycznych. Wyłania się tu wiele bardzo ciekawych problemów. W związku z rozwojem wielkiej chemii cierpimy coraz częściej na choroby uczuleniowe i różnorodne stresy. Zjawisko nadwrażliwości, czyli hiperestezji, odkrył i badał Charles Richet, ale przecież to zjawisko jest nadal przedmiotem zainteresowań parapsychologii i psychotroniki. Do takich samych zagadnień należy fenomen widzenia skórnego, odkryty jeszcze w XIX wieku i będący obecnie przedmiotem studiów naukowych w wielu krajach, m. in. w ZSRR, USA i Francji. Nauka współczesna zmusza człowieka do coraz większej skromności. Jeszcze do niedawna byliśmy przekonani, iż człowiek dokonał szeregu wynalazków, jak np. w dziedzinie telekomunikacji. Tymczasem obecnie coraz wyraźniej dochodzimy do wniosku, iż ludzie ich nie wynaleźli, lecz raczej tylko odkryli. Najróżniejszych wynalazków dokonała w drodze ewolucji sama przyroda. Do powyższych wniosków prowadzi szybki rozwój w ostatnich czasach takich dyscyplin czy kierunków, jak cybernetyka (w szczególności matematyczna teoria informacji), fizyka, chemia, biofizyka, biochemia, bionika, geofizyka, geochemia, elektronika, chemiotronika, biologia submolekularna, genetyka matematyczna, fizyka molekularna i quasi-cząstek, astrofizyka magnetochemia, paleobiochemia, automatyka i technika komputerowa. Na zakończenie przypomnę tezę nowoczesnej fizyki: od wydarzeń możliwych do tzw. wydarzeń nieprawdopodobnych istnieje ciągłe przejście. "Sekret wszystkich odkrywców polega – jak twierdzi Liebig – na tym, że nie uznają oni rzeczy niemożliwych". Prof. dr Stefan Manczarski Wstecz / Spis Treści / Dalej I. Duchy, media i uczeni Przedziwne doznania, odgadywanie myśli, przeczucia, glosy wewnętrzne, wizje odległych zdarzeń i sny wieszcze... Władza duchowa nad własnym ciałem, nad innymi ludźmi, nad zwierzętami, roślinami, przedmiotami martwymi... Czy istnieje druga równie zagadkowa, fascynująca człowieka od tak dawna – chyba od zarania ludzkości – a tak nieuchwytna poznawczo sfera zjawisk? Mówią o nich pradawne mity i kroniki historyczne, święte księgi i protokóły z procesów czarownic, sprawozdania z eksperymentów mediumicznych i niezliczone relacje z "osobistych doświadczeń"... Wiara w realność tych zjawisk jest zadziwiająco trwała, nie liczy się z negatywnym stosunkiem kościoła ani sceptycyzmem nauki. Często towarzyszą jej mistyczne wyobrażenia, iż poza światem dostępnym naszym zmysłom i narzędziom badawczym istnieje niepoznawalny świat zjawisk niematerialnych, świat duchów i sił nadprzyrodzonych, -który jakoby manifestuje się w owych zadziwiających, "nadnaturalnych" zjawiskach. W ciągu ostatnich dwu wieków sprawa realności i rzeczywistego podłoża owych paranormalnych, czyli nie mieszczących się w kręgu powszechności i powszedniości dysipozycji psychicznych przykuwała również raz po raz uwagę lekarzy i uczonych. Jednak systematyczniejsze badania w tym zakresie podejmowane były rzadko i z obawą przed zarzutami pseudonaukowości. Brak rozstrzygających wyników, mylne interpretacje oraz nagromadzone wokół przedmiotu tych badań nieporozumienia i uprzedzenia nie ułatwiały sytuacji i dziedzina zjawisk zwanych parapsychicznymi (termin również mylący – sugerujący, iż chodzi tu o zjawiska "obok" czy "nadpsychiczne") pozostawała stale poza obszarem zainteresowania nauk przyrodniczych. Czy zresztą można się temu dziwić, jeśli się zważy, że pierwszym problemem, przed jakim stanęli badacze, były tu tajemnicze "sygnały zza grobu?..." 1. Spirytyzm Połowa XIX wieku – czasy Faradaya, Maxwella, Darwina i Comte'a, czasy młodości Pasteura, Mendelejewa i Marksa... Empiryzm wspomagany krytycyzmem i realizmem toruje drogę poznaniu i postępowi technologicznemu. W walce o oczyszczenie nauki z wszelkiej metafizyki, dogmatyzmu i przesądów tworzą się zasadnicze elementy nowoczesnego, przyrodniczego obrazu świata. I właśnie wówczas – w połowie XIX wieku – docierają zza oceanu do Europy przedziwne wieści o zjawiskach, będących jawnym wyzwaniem rzuconym naukowemu poznaniu. Ich świadkowie stwierdzają, iż udało się "ponad wszelką wątpliwość" nawiązać kontakt ze światem pozagrobowym, co, rzecz jasna, oznaczać musi zasadniczą rewizję poglądów na przyrodę i naturę ludzką. Okazuje się przy tym, że nawiązanie łączności, a zwłaszcza dialogu z duchami, nie jest bynajmniej trudne – wystarczy znaleźć człowieka obdarzonego zdolnością pośredniczenia między "tym" a "tamtym" światem. Takich zaś ludzi mogących pełnić rolę "środka przekazu", czyli – po angielsku – "medium", ponoć wcale nie jest mało, tyle że sami nie zdają sobie sprawy ze swych niezwykłych właściwości. Trzeba więc szukać kontaktów z "tamtym światem" nawet u siebie w domu – a nuż córka czy żona okażą się wspaniałym medium... Szybko więc poczynają szerzyć się najpierw w Stanach Zjednoczonych, wkrótce i w Europie, "duchownicze" praktyki, przybierające w niektórych krajach postać niemal epidemii ogarniającej salony arystokracji i bogatego mieszczaństwa. Świat naukowy, rzecz jasna, nie może zamykać oczu na fakty. Ale i on jest zaskoczony i podzielony. Co prawda, zdecydowani materialiści i pozytywdści kpią z "duchowniotwa", nazywanego później już powszechnie "spirytyzmem", ale nie brak także wybitnych przedstawicieli nauk przyrodniczych skłonnych uznać realność obserwowanych zjawisk. Czy jednak rzeczywiście "epidemia spirytystyczna" była w owym czasie czymś zaskakującym? Sto lat wcześniej z podobnymi rewelacjami "naukowymi" występuje Emanuel Swedenborg (1688 – 1772). Uczeń Newtona i Halleya, wybitny szwedzki uczony i wynalazca, autor szeregu dzieł z zakresu fizyki, chemii, astronomii, geologii i filozofii, członek Akademii Nauk w Uppsali, asesor zarządu kopalń państwowych, świetny organizator 5 ekonomista, w roku 1743 doznaje "olśnienia". Osiągnął – jak oświadcza – dar widzenia duchowego i komunikowania się z duchami zmarłych. Ogłasza więc światu, iż z rozkazu bożego zakłada nowy kościół (tzw. Nową Jerozolimę), porzuca całkowicie pracę naukową, rezygnuje ze stanowisk publicznych i poświęca się wyłącznie pisaniu dzieł na tematy religijne o treści mistycznej i wizjonerskiej, spędzając resztę swego życia na rozmowach z duchami i aniołami. Te typowe objawy zaburzeń psychicznych – urojenia i halucynacje – przyjmowane są wówczas dość powszechnie jako dowód "nawiedzenia". Swedenborg zdobywa sławę jako prorok i jasnowidz. Wyznawcy jego idei organizują w 1788 r. w Anglii odrębne ugrupowanie religijne, które podejmuje również działalność w Niemczech i Stanach Zjednoczonych. Jeśli jednak ziarnem były paranoiczne wizje Swedenborga, to glebę pod bujny rozkwit "duchownictwa" w XIX wieku przygotował w niemałym stopniu romantyzm. Przecież on właśnie, czerpiąc szeroko z idei "proroka północy", zapowiadał tryumf ducha nad materią, głosił prymat wiary i uczucia nad "mędrca szkiełkiem i okiem", gardził postępem cywilizacyjnym, szukając oparcia w tradycji i wierzeniach ludowych. Pociągała go wszelka niezwykłość, fantastyka, siły tajemne, charyzma, i tym karmił wyobraźnię odbiorców tworzonej przez siebie sztuki. Romantycy nie znaleźli jednak wspólnego języka ze spirytystami. Szybko nastąpiło rozczarowanie. Spirytyzm nie wzbogacił w czymkolwiek idei romantyków. Przeciwnie – od samego początku był rażącą wulgaryzacją ich marzeń o "królestwie ducha". W 1848 roku w miejscowości Hydesville, niedaleko Rochester w stanie Nowy Jork w domu farmera Johna Foxa, pewnego wieczoru usłyszane pukanie w ściany i szmery przypominające odgłosy przesuwania ciężkich przedmiotów. Zjawiska te poczęły się powtarzać, a występowały tylko w obecności córek farmera – ośmioletniej Margaret i sześcioletniej Kate. Dziewczynki nie tylko przyjmowały bez obaw manifestowanie się ducha, ale wymyśliły nawet sposób porozumiewania się z pukającą istotą: odpowiadała ona na ich pytania w ten sposób, że trzy stuknięcia oznaczały potwierdzenie, zaś jedno – zaprzeczenie. Dom Foxów w Hydesville – kolebka spirytyzmu. Gdy zdolności "medialne" Margaret i Kate stały się głośne w okolicy – starsza ich siostra Leah, zamieszkała w Rochester, wzięła sprawę w woje ręce i od 1849 roku poczęła urządzać płatne zebrania pokazami kontaktów ze światem duchów. W roku 1850 .organizowała pierwsze seanse w Nowym Jorku i choć nie brak było sprawozdań prasowych utrzymanych w siceptyczlym tonie – szeregi entuzjastów szybko rosły. Leah założyła też wkrótce pierwsze w świecie towarzystwo spirytystyczne; poczęły mnożyć się kółka próbujące nawiązać łączność z "zaświatami"; pojawiły się mowę media zdolne produkować zjawiska nie tylko dźwiękowe, ale także mechaniczne (ruchy mebli, powiewy, dotknięcia), a nawet optyczne świecenia, zjawy). W ciągu paru lat ruch spirytystyczny rozszerzył się na Europę, ogarniając sfery arystokratyczne i dwory panujące Małgorzata Fox uczestniczyła seansach z królową Wiktorią, zaś Katarzyna – z carem Aleksandrem III). Udoskonalano też szybko metody komunikowania się z duchami. Ważną rolę począł odgrywać stolik zwany "wirującym" (tj. obracający się), zarówno jako "ośrodek koncentracji psychicznej" uczestników seansu, jak też jako źródło sygnałów dźwiękowych czy mechanicznych. Jeśli w seansie uczestniczyło uzdolnione medium, nierzadko wystarczyło zasiąść przy stoliku, położyć na nim dłonie tak, aby stykając się ze sobą tworzyły krąg "magnetyczny", a stolik zaczynał się poruszać, wystukiwać sygnały według jakiegoś ustalonego umownie kodu (np. liczba stuknięć wskazywała literę w kolejności ponumerowania), z których powstawały słowa i całe zdania. Taki sposób porozumiewania zajmował jednak wiele czasu i już stosunkowo wcześnie poczęto stosować dalsze udoskonalenia techniczne. Na krawędzi stołu wypisywano litery, a po stole posuwał się odwrócony spodem do góry talerzyk, na którym spoczywały palce uczestników seansu z medium na czele. Talerzyk wędrował po powierzchni stolika, wskazując kolejno litery przekazywanego przez duchy komunikatu zza grobu. Jeszcze wygodniejsza była ekierka z osadzonym w niej ołówkiem, który pozostawiał trwałe znaki. Chociaż efekty fizyczne wywoływane przez media jeżyły nieraz Włos na głowie uczestnikom seansów, doświadczeni spirytyści cenili wyżej media "psychiczne" od "fizycznych". Co prawda "duchy" nie manifestowały się przez nie tak namacalnie jak przez .te ostatnie, ale jakież bogactwo przekazywanych informacji dawało np. "automatyczne pismo". Medium w transie poczyna pisać, a ruchami jego ręki kieruje rzekomo przybyły z zaświatów "duch", który odpowiada w ten sposób na pytania uczestników seansu. Nie jest to pisanie pod dyktando – są to całkowicie nieświadome, automatyczne ruchy, jak gdyby rękę medium prowadziła inna osoba. Czasem tego rodzaju zdolności medialne ujawniały się podczas seansu niespodziewanie, z zadziwiającą siłą. Do stolika zasiadały osoby nie przejawiające uprzednio żadnych właściwości medialnych: ujmowały wspólnie jeden ołówek i oto, po pewnym czasie, zaczynał on pisać mniej lub więcej sensowne zdania, ku ogromnemu zdziwieniu obecnych. Przykładem takich spontanicznie ujawniających się zdolności była seria seansów spirytystycznych przeprowadzonych w latach 1854–1863 w pałacu hrabiego Gustawa Olizara (1798–1865) w Dreźnie. Hr. Olizar – poeta i romantyk, przyjaciel Mickiewicza i dekabrystów1, w okresie wzrastającej fali zainteresowania spirytyzmem postanowił spróbować, czy i jemu, w gronie najbliższej rodziny, nie uda się nawiązać kontaktu z duchami. Już pierwszy seans, przeprowadzony 1 października 1854 r. z córką Lili Chodkiewiczową i bratanicą "Wiktorią, przyniósł pełny sukces – ołówek trzymany przez obie .panie począł "sam" pisać. I odtąd na długie lata tajemnicza istota, nazywająca siebie "Almażenną", bywała stałym gościem w pałacu Olizarów. Protokóły z tych seansowi sporządzane przez Olizara; rzucają sporo światła na psychologiczny mechanizm kontaktów spirytystycznych2. Z treści sprawozdań hr. Gustawa można łatwo wywnioskować, że funkcje medium! kierującego ruchami ołówka pełniła Liii, jakkolwiek Wiktoria chyba też w pewnym, stopniu wpływała na biegi "przekazu". Czynnikiem sprzyjającym atmosferze silnego zaangażowania emocjonalnego, niezbędnego do ujawnienia się zdolności medialnych, była tu – obok wiary w możliwości nawiązania kontaktu z zaświatami, spotęgowanej' jeszcze pierwszym, szybkim "sukcesem" – napięta sytuacja polityczna i rodzące się nadzieje odzyskania niepodległości przez Polskę, wiązane z wojną krymską. Niestety, sam "duch", chociaż okazał się nader interesującą osobowością, zawiódł oczekiwania Olizarów. Jego zdolności jasnowidcze i wieszcze okazały się bardzo ograniczone: nie chciał (a może nie potrafił) wyjaśnić, co się stało z zaginionymi w pałacu pieniędzmi, a w sprawach wielkiej polityki mylił się fatalnie przepowiadając np. wzięcie Sewastopola przez Francuzów i powstanie Polski z niewoli, jako "monarchicznej republiki" w dziewięć miesięcy po zawarciu pokoju na Morzu Czarnym... Nie wszyscy łatwo ulegali "epidemii" spirytystycznej. W miarę jak ruch "duchownictwa" poszerzał teren geograficzny i społeczny swych wpływów, wzrastały nie tylko szeregi entuzjastów, ale i sceptyków. Płatne publiczne pokazy, komercjalny charakter działalności wielu mediów, narzucane przez media i organizatorów seansów ograniczenia dotyczące warunków kontroli (ciemność, parawany, szafka itp.) budziły nieufność, nie mówiąc już o samej formie i treści przekazów. O tym, że nieufność była uzasadniona – świadczyły coraz częstsze przypadki łapania mediów na oszustwie, i to zarówno przez specjalnie powołane komisje złożone z naukowców, a czasem i zawodowych iluzjonistów, jak też po prostu sceptycznie nastawionych uczestników "eksperymentów". (Najcięższy jednak cios – jak mogło się wydawać – zadały spirytyzmowl same siostry Fox: 21 października 1888 roku na łamach New York World ukazało się oświadczenie Małgorzaty3, w którym ujawnia ona mechanizm fabrykowania tajemniczych stuków i trzasków. Ogłoszenie owych rewelacyjnych wyznań, potwierdzonych zresztą później przez Katarzynę, było swoistą zemstą obu sióstr na Leah, z którą się poróżniły. Wyznanie Małgorzaty Fox stanowi potwierdzenie słuszności podejrzeń sceptyków i zastrzeżeń wysuwanych przez komisje naukowe niemal od początku działalności sióstr. Już w roku 1850 kilku obserwatorów (m. dm. lekarz E.P. Longworthy i J. W. Hurn z Rochester oraz duchowni J. M. Austin i D. Potts) prawidłowo określiło źródło dźwięków, a nawet niektórzy z nich demonstrowali publicznie sposób ich wytwarzania poprzez trzaskanie w .stawach palców nóg. Do podobnych wniosków – tj. że dźwięki są wytwarzane przez siostry Fox – doszły komisje uniwersyteckie z Buffalo, Haryardu i Pensylwanii. Czy jednak zawsze zjawiska występujące na seansach spirytystycznych były zamierzonym oszustwem – sztuczkami rzekomych mediów lub – jak się to czasem zdarzało – dowcipnisiów spośród uczestników eksperymentów1, próbujących zabawić się kosztem entuzjastów łączności ze światem pozagrobowym? Takie uogólnienie byłoby niesłuszne. Nierzadko bowiem szczerość w zachowaniu się medium można uznać za niewątpliwą. I nie chodzi tu tylko o przypadki zaburzeń psychicznych – urojeń i omamów u mediów cierpiących ,na schizofrenię. Również w stanie hipnozy i silnej sugestii czy autosugestii, charakterystycznej dla tzw. transu, występują przejawy – ograniczenia świadomości. Rzecz w tym, że media mogą oszukiwać, ale mogą też oszukiwać się same – po prostu błędnie interpretować produkowane przez siebie nieświadomie zjawiska. Nie ma też alternatywy, że spirytyści rzeczywiście nawiązują za pośrednictwem mediów kontakt ze światem duchów albo są oszukiwani przez rzekome media. Istnieje jeszcze trzecia możliwość – że zarówno bierni uczestnicy seansów, jak i media są ofiarami nieporozumienia. Czym jednak wytłumaczyć stukania i ruchy stolików oraz przesuwanie się talerzyków i ekierek, na których spoczywają palce uczestników seansu, w przypadkach, gdy z całą pewnością można wykluczyć świadome oszukańcze działanie? Pierwsza prawidłowa odpowiedź dana została zaledwie w parę lat po narodzinach spirytyzmu. Już bowiem w roku 1852 znakomity fizyk i chemik angielski Michael Faraday (1791–1867) wykazał doświadczalnie, iż ruchy tych przedmiotów powodowane są mimowolnymi ruchami rąk ludzkich. Przyrząd służący temu celowi był bardzo prosty: składał się z dwóch tekturek i szklanych wałków między nimi. Do górnej tekturki przymocowana była słomka, jako wskaźnik ruchu. Człowiek opierał lekko dłoń na górnej tekturce i miał za zadanie utrzymywanie przyrządu w bezruchu. Było to łatwe dopóty, dopóki patrzył na słomkę i mógł kontrolować swe ruchy, gdy jednak tylko odwrócił wzrok, tekturka poczynała przesuwać się to w przód, to w tył, mimo iż starał się on nie dopuszczać do mimowolnych ruchów. Eksperymentalne wykazanie istnienia ruchów mimowolnych stanowiło, rzecz jasna, tylko wstępny, choć zasadniczy (krok do wyjaśnienia spirytystycznych fenomenów. Przecież na stole opierają się ręce wielu uczestników seansu i ich ruchy mimowolne nie mogą być skoordynowane. Można jeszcze zrozumieć, iż mimowolne ruchy różnych ludzi, dodając się i odejmując, powodują w pewnych chwilach ruch stolika, a w konsekwencji pojedyncze i przypadkowe stuknięcia. Ale przecież stolik nie tylko stuka, lecz wystukuje, według ustalonego z góry kodu, litery wiążące się w słowa i całe zdania. Jak to się dzieje? Otóż ruchy rąk, choć są mimowolne, nie są tu całkowicie przypadkowe, lecz podlegają wpływom bodźców myślowych. Tę właściwość psychofizjologiczną znano już w starożytności. Jednym z najstarszych przyrządów wykorzystywanych do wróżb było wahadło ze sznurka z zawieszonym na nim ciężarkiem. Jeśli (będziemy trzymać w palcach takie wahadło z poleceniem, aby nim nie ruszać, a jednocześnie intensywnie będziemy myśleć o określonym kierunku ruchu, to rzeczywiście po pewnym czasie wahadło pocznie zachowywać się zgodnie z naszym życzeniem, chociaż świadomie nie uczyniliśmy nic aby je rozkołysać. Wpływ myśli na nieświadome ruchy nie jest bynajmniej rzadkim zjawiskiem. Wystarczy przyjrzeć się rękom kibiców na meczu bokserskim w momentach szczególnego napięcia emocjonalnego... Nikogo tonie dziwi – traktujemy takie odruchy jako naturalną reakcję. Czasem jednak, gdy warunki sprzyjają atmosferze niezwykłości, przejawy ruchów mimowolnych mogą być interpretowane zupełnie fałszywie, stwarzając wrażenie działania jakichś tajemniczych, potężnych, demonicznych sił... Seans spirytystyczny z udziałem medium – Jana Guzika (w środku). Znany w okresie międzywojennym badacz zjawisk parapsychologicznych i autor popularnych publikacji na temat okultyzmu, spirytyzmu i mediumizmu, Ludwik Szezepański (1877–1954), w swej książce Mediumizm współczesny i wielkie media polskie opisuje tego rodzaju przypadek bardzo efektownego przejawu ruchów mimowolnych, którego był świadkiem w koszarach na Łabzowie w Krakowie w latach dwudziestych4. Ciężki stół, na którym spoczywały dłonie kilku żołnierzy lub oficerów, wykonywał na komendę "czarodzieja" – starszego ogniomistrza – gwałtowne ruchy i podskoki ku ogromnemu zdziwieniu uczestników eksperymentów. Niezwykłe zachowanie stołu nie było zaaranżowanym oszustwem. Wystąpiło tu zjawisko czynności automatycznych powodowanych żywymi wyobrażeniami, czyli przejaw tzw. czynności ideomotorycznych. Oczywiście, aby mogło dojść do podobnych efektów, główni "aktorzy" muszą być w wysokim stopniu podatni na sugestię (we wspomnianym przypadku sprzyjało jej wdrożenie reakcji na komendę wojskową) i – rzecz jasna – zupełnie nie orientować się w istocie produkowanych przez siebie zjawisk. Interesujące światło na mechanizm tworzenia "komunikatów" spirytystycznych i rolę medium w seansach rzucają doświadczenia przeprowadzane za pomocą urządzenia zwanego kimografem. Urządzenie to umożliwia rejestrowanie ruchów rąk uczestników seansu. Jak wynikało z otrzymanych krzywych, w czasie seansów bez udziału medium W początkowym okresie ruchy ideomotoryczne uczestników nie są równoczesne i skoordynowane, niemniej, sumując się, mogą powodować poruszanie się stolików czy talerzyków. Stolik poczyna kołysać się w sposób przypadkowy wystukując litery. Talerzyk długo błądzi wśród liter wypisanych na stole, aż wreszcie zacznie się z nich kleić jakieś mniej lub więcej sensowne słowo. Już zresztą z chwilą pojawienia się pierwszej sylaby ruchy stają się bardziej skoordynowane, gdyż uczestnicy domyślają się kolejnych liter ,i mimowolnie wpływają na ich dobór. W ten sposób można otrzymać niekiedy zupełnie sensowne odpowiedzi na zadane "duchowi" pytania. Udział medium w seansie nie tylko przyspiesza proces tworzenia "komunikatów", ale nadaje mu często, już od samego początku, charakter programowy. Medium bowiem to właśnie ten uczestnik seansu, który ma szczególnie rozwinięte zdolności ideomotoryczne. Stąd też przejmuje on inicjatywę, a wpływ jego wyobrażeń na ruchy stolika czy talerzyka jest decydujący. Dotyczy to zresztą nie tylko znanych, wypróbowanych już mediów, ale niejednokrotnie w eksperymentach bez udziału medium jego rolę przejmuje jeden z uczestników seansu – ten, który ma najbardziej rozwinięte zdolności ideomotoryczne. Trzeba tu jednak zaznaczyć, iż przypadki w pełni nieświadomego wpływania na ruchy stołu czy talerzyka zdarzają się rzadko. Najczęściej ten czy inny uczestnik seansu "pomaga" w komponowaniu "komunikatów", traktując swoje domysły dotyczące treści odpowiedzi jako "przeczucia", nie mówiąc już o w pełni świadomym oszukiwaniu obecnych przez media czy złośliwych figlarzy. Podłoże czynności ideomotorycznych zostało w pełni wyjaśnione dopiero w wyniku badań prądów czynnościowych w układzie nerwowym organizmu ludzkiego. Okazało się, że wyobrażenie sobie jakiejś czynności ruchowej bądź nawet przedmiotu związanego z określonym ruchem powoduje przesłanie do mięśni wykonujących taką czynność impulsów elektrycznych, które co prawda same nie wystarczą, aby wywołać określony ruch – kontrola świadomości dopuszcza bowiem tylko ruchy uznane przez nią za celowe – niemniej impulsy te mogą powodować pewne nieznaczne skurcze mięśni, jeśli kontrola świadomości nie jest zbyt ścisła. Doświadczenia Faradaya i innych uczonych, wykazujące rolę ruchów mimowolnych i czynności ideomotorycznych w tworzeniu "komunikatów" na seansach, nie przekonały zagorzałych spirytystów. Nie kwestionowali oni wprawdzie (bo nie mogli kwestionować faktów) istnienia tych czynności. Twierdzili jednak, iż jako odbicie myśli, a więc stanów duchowych medium i innych uczestników seansu, są one odpowiednio ukierunkowane przez duchy poprzez wpływanie na psychikę ludzi. Stąd również za najcenniejsze w praktyce spirytystycznej uważali media psychiczne, piszące czy mówiące "pod dyktando" swych "duchów przewodnich". Uczeni to jednak ludzie uparci i podejrzliwi. Zajęli się wprawdzie treścią "komunikatów zza grobu", ale nie po to, aby rozszerzyć naszą wiedzą o "tamtym świecie", lecz po to tylko, by zakwestionować wiarygodność źródeł tej wiedzy. Już pobieżne zapoznanie się z treścią komunikatów – rzekomo przekazywanych mediom przez duchy – wystarczyło, aby wzbudzić wątpliwości w każdym, kto przejawia choć trochę krytycyzmu. Szczególnie raziło to, że owa forma i treść była na ogół bardzo prymitywna. .Napoleon, Juliusz Cezar, Mickiewicz czy Słowacki mówili ustami medium w sposób tak żenująco naiwny, że należałoby sądzić, iż dusze ich po śmierci uległy jakiejś degradującej intelektualnie metamorfozie. Na tym tle doszło zresztą do głośnego 'Skandalu z artykułem "pośmiertnym" Mickiewicza, który duch wieszcza "podyktował" na seansie spirytystycznym 29 maja 1869 roku lwowskiemu medium – działaczce spirytystycznej, Malwinie Gromadzińskiej. Propagując w Polsce idee mistrza Allana Kamdeca (1804–.1869) – twórcy doktryny spiryłyzmu opartej na swedenborgianizmie i hinduskiej teozofii – Gromadzińska założyła we Lwowie pismo Światło zagrobowe, w którym autorami artykułów byli ni mniej, ni więcej tylko... Tomasz Kajetan Węgierski, święty Stanisław Szczepanowski, święty Paweł, cesarz Napoleon I, Juffiusz Słowacki, nie mówiąc już o pomniejszych duchach. Przeznaczony do specjalnego wydania książkowego artykuł Mickiewicza Krótkie porównanie Tadeusza Kościuszki i Napoleona był napisany tak prymitywnie i mętnie, że wywołało to gwałtowny sprzeciw opinii publicznej) i wydawca "dzieła" zmuszony był kartki te z książki usunąć. Może zresztą ów nieszczęsny artykuł był swoistą zemstą na Mickiewiczu, który odnosił się do rewelacji spirytystycznych z nieufnością i niechęcią, podobnie zresztą jak inni nasi wielcy romantycy. Nie chodziło tu, rzecz jasna, o różnice światopoglądowe – Mickiewicz czy Krasiński wierzyli przecież w życie pozagrobowe i nie kwestionowali możliwości kontaktów ze światem duchów. Niepokoiło ich co innego: bijąca w oczy degradacja wzniosłych wyobrażeń o tym świecie, 'który poczynał przemawiać nie tylko barbarzyńskimi ustami profanów, lecz w przekazywanych treściach sta wał się karykaturą ideałów. Niewielu romantyków zajmowało tak skrajnie negatywne stanowisko jak Zygmunt Krasiński wobec zjawisk produkowanych przez słynne medium fizyczne – 'Daniela Dunglasa Home'a, którego podejrzewał o kontakty z szatanem, niemniej krytyczny ich stosunek do praktyk spirytystycznych wypływał ze źródeł dalekich od naukowego sceptycyzmu. Sytuacja spirytystów nie była łatwa. Wielcy romantycy, miast stanąć na czele ruchu, pogardzili "spirytystyczną nowiną". Werdykt zaś "zmaterializowanej" nauki, penetrującej bezceremonialnie "szkiełkiem i okiem" teren spotkań z zaświatami, był wręcz druzgocący. Orzeczenie brzmiało: tworzywo komunikatów przekazywanych przez media czerpane jest z ich pamięci, a komunikaty nie zawierają niczego, co wykraczałoby poza zasób wiadomości zdobytych przez media w wyniku kształcenia, samokształcenia i doświadczenia życiowego. Był jednak moment, w którym mogło się wydawać, iż spirytyści zdobyli nieodparty dowód jeśli nie kontaktów mediów ze światem pozagrobowym, to co najmniej słuszności staroindyjskiej teorii reinkarnacji (tj. wcielania się tej samej duszy kolejno w różne ciała zwierzęce i ludzkie). Niektóre z mediów psychicznych w stanie transu odtwarzały bowiem bardzo realistycznie historie "swych kolejnych wcieleń". Szczególnie wielką sensację wzbudziły w końcu XIX i na początku XX wieku relacje Elizy Muller (1861–1929) – szwajcarskiego medium, występującego pod pseudonimem Heleny Smlith. Przez pannę Muller przemawiała nie tylko Maria Antonina, Cagliostro i Wiktor Hugo, ale i jej własne, wcześniejsze wcielenia. Opowiadała ona z przejęciem o życiu na Marsie – okazało się bowiem, że była kiedyś księżniczką marsjańską. Co prawda, wątpliwości budziła bujna roślinność tropikalna pokrywająca jakoby powierzchnię Marsa, ale medium przemawiało z wielką wprawą językiem mairsjańsikłm. Inny cykl wizji rozgrywał się w Indiach w XIV wieku. Była córką arabskiego szejka i jedenastą żoną indyjskiego księcia Siwruki, która po jego śmierci, zgodnie z obyczajem, została spalona na stosie. Heleną Smith zainteresował się astronom i psycholog francuski Teodor Flournoy. Podjął on, wraz z innymi specjalistami, badania nad relacjami medium i jej "językiem marsjańskim". I oto okazało się, że nie był to żaden język oryginalny, lecz przekształcony język francuski. Cykl marsjański był też z pewnością reminiscencją wrażenia, jakie wywarło na Blizie Miiller odkrycie przez Sbhiaiparellego rzekomych "kanałów" na Marsie (miała wtedy 16 lat). Przez pewien czas jednak niepokojącą zagadką były nadzwyczaj wierne opisy strojów i obyczajów panujących iw Indiach XIV wieku, wykraczające daleko poza poziom wykształcenia Heleny Smith. Co więcej – używała ona słów sanskryckich, a także kiedyś, w odpowiedzi na zarzut, że nie zna arabskiego, napisała zdanie poprawną arabszczyzną, tyle że znaki stawiała od lewej w prawo, a nie odwrotnie – jak czynią Arabowie. Były to fakty zastanawiające, ale detektywistyczne zdolności Flournoya doprowadziły go w końcu do... genewskiej biblioteki publicznej, gdzie znalazł nie tylko czytane przez pannę Muller materiały na temat księcia Siwruki i Indii XIV wieku, ale również arabskie motto na jednej z książek, które Helena wiernie odtworzyła w czasie transu. Czy Helena Smith była oszustką? Czy przygotowywała się latania do swych występów? Szereg faktów zdaje się wskazywać, że nie. Jej wypowiedzi transowe były szczere – była po prostu schizofreniczką – nie zdawała sobie sprawy, że wizje swe komponuje sama, a ^worzywem są z pozoru zapomniane – w rzeczywistości przechowane w podświadomości – informacje. * * * Spirytyzm nie dokonał "epokowej rewolucji" w kontaktach "świata ziemskiego" ze "światem pozagrobowym". Ale nie dał się też złamać niedowiarkom i działa dotąd w różnych postaciach w wielu krajach zachodnich. Boleje nadal nad ślepotą "oficjalnej nauki" i martwi się o przyszłość ludzkości. Może nie tak agresywny i dynamiczny, jak w drugiej połowie XIX wieku czy w latach dwudziestych naszego stulecia, ale za to unowocześniony, sięgający śmiało po środki techniczne i próbujący po swojemu interpretować odkrycia współczesnej astronomii, fizyki, biologii. Zmieniła się też kadra "duchów" kontrolnych przemawiających przez media. Po Napoleonie i Conan Doyle'u przyszła kolej na gości z kosmosu. W roku 1962 czytałem "odebraną" przez zachodnioniemieckie medium odezwę Wielkiego Admirała Ufonów (dziwoląg językowy stworzony ze skrótu UFO – ang. "unidentified flying object" – nie zidentyfikowany obiekt latający), czyli, inaczej mówiąc, dowódcy floty "latających spodków". Admirał wzywał – i słusznie – narody i rządy świata do przerwania doświadczalnych eksplozji nuklearnych zatruwających atmosferę... Tempora mutantur... Wstecz / Spis Treści / Dalej 2. Od metapsychiki do psychotroniki Nie wszystkie zjawiska opisywane w protokółach seansów spirytystycznych znajdowały wytłumaczenie w czynnościach ideomotorycznych lub innych znanych psychologom i psychiatrom z doświadczenia właściwościach psychiki ludzkiej. Przyjmowanie zaś z góry, iż każdy niezwykły, z pozoru sprzeczny z "prawem natury" przejaw paranormalnych" zdolności medium to tylko zręczna sztuczka kuglarska, byłoby chyba równie niedorzeczne jak ślepa wiara w jego nadnaturalny charakter. Czy jednak można było uznać za realne takie przedziwne, niezrozumiałe zjawiska, jak czytanie myśli i przesyłanie sugestii bez pomocy zmysłów (telepatia), jak postrzeganie zdarzeń i przedmiotów ukrytych bądź odległych w przestrzeni lub czasie (jasnowidztwo), czy wreszcie – co szczególnie wydawało się niewiarygodne – mechaniczne lub chemiczne oddziaływanie samą myślą na materię, produkowanie efektów dźwiękowych i optycznych, a nawet wręcz fantomów (widm) ludzi i zwierząt? Początkowo eksperymenty z mediami organizowano niemal wyłącznie w formie spotkań towarzyskich, bez zapewnienia właściwych warunków kontroli i krytycznej oceny obserwowanych zjawisk. Inicjatorami i aktywnymi uczestnikami takich doświadczeń byli zazwyczaj nie tylko uczeni, dążący do stwierdzenia rzeczywistego podłoża badanych fenomenów, lecz – częściej – entuzjaści mediumizmu, nie przygotowani naukowo, oczekujący po prostu silnych wrażeń lub potwierdzenia swych przekonań światopoglądowych. Jeśli dodać, że wśród badaczy spotkać można było wielu zagorzałych spirytystów, zaś na seansach obowiązywała zasada "podtrzymywania duchowego" mediów, a wiec stwarzania klimatu wiary w ich umiejętności produkowania zjawisk paranormalnych – trudno się dziwić nieufności sceptyków do wyników przeprowadzanych doświadczeń. Nie znaczy to, iż cały ówczesny świat naukowy traktował lekceważąco wszelkiego rodzaju doniesienia z tej dziedziny badań. Uczestniczyło w niej przecież wielu światowej sławy uczonych, którzy w zakresie swych specjalności dali niezbite dowody wnikliwości i obiektywizmu. Na ogół jednak zainteresowania były przejściowe i marginesowe w stosunku do ich działalności naukowej. Brak rozstrzygnięć poznawczych, stała groźba oszustwa, wreszcie jałowe spory ze spirytystami i okultystami szybko zniechęcały badaczy. Niejeden z. nich ,–biorąc udział w eksperymentach – umacniał się w swym sceptycyzmie, kwestionując warunki bądź wyniki doświadczeń i uznając dalsze próby za stratę czasu. W dziejach badań zjawisk paranormalnych znajdujemy jednak również nazwiska wybitnych uczonych, którzy – początkowo nastawieni sceptycznie – w (toku prowadzonych badań nabierali stopniowo przekonania o realności zjawisk mediumicznych. Tak było z chemikiem i fizykiem Williamem Crookesem, fizjologami – Chanles'em Rdchetem i Właddmirem Biechtieriewem czy psychologiem Julianem Ochotowiczem. Niestety, lekceważący stosunek do spirytystów często przenoszony był pochopnie również na naukowców zajmujących, w tych badaniach stanowisko przyrodnicze i zdecydowanie antyspirytystyczne, jeśli tylko odważali się bronić tezy o realności badanych fenomenów. Julian Ochorowicz Spory ze spirytystami przeniosły się również na teren stowarzyszeń o charakterze naukowym, 'powoływanych dla systematyczniejszego badania zjawisk mediumicznych. Słuszny skądinąd postulat, aby o przyjęciu lub odrzuceniu każdej hipotezy decydowały tylko fakty potwierdzone empirycznie, okazał się w praktyce wodą na młyn spirytystów. Trudności jednoznacznej 'interpretacji zjawisk produkowanych przez media, nierzadko wierzące głęboko w swe kontakty z "duchami" i kształtujące świadomie lub nieświadomie przebieg i treść demonstracji w taki sposób, aby potwierdzały spirytystyczne tezy, stanowiły przez wiele lat płaszczyznę obrony tych tez również w towarzystwach naukowych. Było to przez długi czas źródłem nieporozumień w stosunkach tych stowarzyszeń ze światem naukowym i wysuwanych często pod ich adresem zarzutów pseudonaukowości. Stowarzyszenia te podkreślały w siwych programach dążenie do rzetelnej, obiektywnej, krytycznej, naukowej oceny realności badanych zjawisk, równocześnie jednak nie potrafiły zdecydowanie odciąć się od wpływów spirytyzmu i okultyzmu. Pierwsze i przez wiele lat najpoważniejsze z takich stowarzyszeń – powołane w 1862 roku przez grupę uczonych z uniwersytetu w Cambridge Towarzystwo Badań Psychicznych (Society for Psychicał Research), które postawiło sobie za cel badanie zagadkowych, dotąd dla nauki niewytłumaczalnych, rzeczywistych czy domniemanych zdolności człowieka – mogło poszczycić się przyciągnięciem do udziału w tych badaniach wybitnych uczonych o światowej sławie. Chociaż w wielu przypadkach badacze tego stowarzyszenia wykazywali zdecydowanie krytyczny stosunek wobec spirytyzmu, jako całość nie zajęło ono oficjalnie 'stanowiska w tej kwestii, o czym z pewnością w niemałej mierze dycydował fakt, że wielu jego czołowych działaczy, a nawet przewodniczących, próbowało bronić hipotez spirytystycznych. Podobna sytuacja istniała również w innych stowarzyszeniach, a także w zorganizowanym w 1919 r. w Paryżu słynnym Instytucie Metapsychicznym (Institut Metapsychique International), gdzie – w przeciwieństwie do tak sceptycznie traktujących spirytyzm uczonych, jak Richet czy Ochorowicz – w jego obranie stawał dr Gustaw Geley (1868–1924), pierwszy kierownik tej instytucji. Niemałe znaczenie miał tu fakt, że przez wiele lat badania zjawisk paranormalnych były domeną stowarzyszeń spirytystycznych i teozoficznych, które w telepatii, jasnowidzeniu i telekinezie szukały potwierdzenia mistycznych wyobrażeń o świecie duchów, sił nadprzyrodzonych i wiedzy tajemnej. Zdarzały się przypadki, iż uczeni uczestniczący w eksperymentach, w których media w sposób wielce sugestywny demonstrowały swój "kontakt z duchami", nie potrafili wytłumaczyć "sobie obserwowanych zjawisk i skłaniali się do przyjęcia hipotezy spirytystycznej" bądź traktowali ją jako równorzędną z "hipotezą psychofizjologiczną", zwłaszcza jeśli byli ludźmi wierzącymi. Tak było np. ze słynnymi eksperymentami przeprowadzonymi w londyńskim Towarzystwie Badań Psychicznych w latach 1889–1897 z Leonorą Piper – medium demonstrującym zjawiska charakterystyczne dla rozszczepienia osobowości. Jeszcze w 1922 r. na lamach Revue Metapsychique dr Geley i b. prezes Towarzystwa Badań Psychicznych, profesor fizyki Oliver Lodge kruszyli kopie w obronie "hipotezy spirytystycznej", odrzucanej zdecydowanie przez najwybitniejszego w owym czasie badacza zjawisk paranormalnych, francuskiego fizjologa, laureata nagrody Nobla, prof. Charles'a Richeta (podobne, krytyczne wobec spirytyzmu stanowisko zajmowali czołowi polscy badacze tych zjawisk – dr Julian Ochorowicz i inż. Piotr Lebiedzińiski). A przecież już samo tylko uznanie dopuszczalności hipotezy, że przyczyną obserwowanych zjawisk może być działalność duchów i sił nadprzyrodzonych, spychało nieuniknienie nową dziedzinę badań poza. margines nauk przyrodniczych. Nauki 'te 'bowiem wyzwoliły się dawno od wpływów teologii i metafizyki i nie miały bynajmniej zamiaru schodzić z solidnie zbudowanej drogi postępu na grząski teren "mnożenia bytów bez potrzeby". Spirytyści domagali się równych praw dla swych hipotez z hipotezami psychologów i fizjologów. Tak samo dobrze można wymagać od psychiatrów, aby uznali za dopuszczalną w naukowej dyskusji "hipotezę", że przyczyną halucynacji schizofrenicznych jest "opętanie przez diabła"... Prawda, że spirytyści próbowali traktować "duchy" w sposób przyrodniczy, a nawet wręcz materialistyczny, ale 'nie zjednywali tym sobie ani "pozytywistycznej" nauki, ani kościoła, których tereny działania zostały już wówczas wyraźnie rozgraniczone. Podobnie miała się sprawa z teozofią. Jej wpływy, jako systemu światopoglądowego nawiązującego do staroindyjskich doktryn filozoficznoreligijnych, przeniknęły pod koniec XIX wieku do niektórych środowisk naukowych i kulturalnych zajmujących się zjawiskami paranormalnymi Co prawda, środowiska te nie przyjmowały bezkrytycznie całego mistycznego bagażu, z jakim ruch teozoficzny, stworzony przez Helenę Bławatską (1831–1891), wyruszył na podbój świata. Niemniej stopień zafascynowania ezoteryczną wiedzą Wschodu był znaczny, co sprzyjało tendencjom okultystycznym – poszukiwaniu przyczyn obserwowanych zjawisk nie w mechanizmach fizjologicznych i psychologicznych, lecz w tajemniczych, nie znanych naukom przyrodniczym siłach, poznawalnych tylko dla "wybranych", i to drogą pozarozumowego poznania "istoty rzeczy". Wkraczaniu ma manowce okultyzmu sprzyjały również nieporozumienia terminologiczne, a w szczególności wprowadzony przez prof. Richeta, jako nazwa nowej dyscypliny, termin "metapsychika", kojarzony niesłusznie z dziedziną zjawisk duchowych, w której działają siły nadnaturalne. Termin ten budził zresztą od początku zastrzeżenia wielu badaczy. Zawierał bowiem domniemanie, iż supranormalny stan psychiki mediów został już udowodniony, gdy w istocie stanowiło to dopiero przedmiot dociekań. Stanowisko takie zajmowali m.in. prof. Flournoy oraz większość badaczy niemieckich, którzy wprowadzili termin "parapsychologia", zaproponowany przez francuskiego uczonego Emila Boirac – rektora Akademii w Dijon. Ten nowy termin nie był już wieloznaczny (słowo "metapsychika" używane było zarówno w znaczeniu paranormalnych właściwości psychicznych, jak i dyscypliny badającej te właściwości) – oznaczał dyscyplinę, której przedmiotem badań są zjawiska wykraczające poza obszar prawidłowości opisywanych przez ówczesną psychologię. Okultyzm rzucał jednak cień również na parapsychologię. Chociaż właśnie londyńskie Towarzystwo Badań Psychicznych było głównym demaskatorem oszukańczych praktyk Bławatskiej i przyczyniło się swym raportem z 1885 r. do gwałtownego spadku popularności Towarzystwa Teozoficznego, niemniej etykietką "okultyzmu" często opaitrywano badania parapsychologiczne jeszcze w latach trzydziestych naszego stulecia, a i dziś należy to do żelaznego repertuaru "argumentów" w polemikach prasowych. Trzeba zaznaczyć, iż nazwa "parapsychologia" w szerszej międzynarodowej skali wy, parła termin "metapsychika" jednak dopiero w latach czterdziestych, a zwłaszcza po II wojnie światowej. Już zresztą pod koniec lat dwudziestych poczynała w USA rysować się wyraźna ewolucja w metodach i przedmiocie eksperymentowania. W czasach Richeta i Ochorowicza uwaga badaczy skupiała się niemal wyłącznie na mediach, tj. ludziach przejawiających w stanach transu hipnotycznego lub autogennego {wywoływanego samorzutnie – drogą autosugestii czy autohipnozy) rzeczywiste czy rzekome właściwości paranormalne, przede wszystkim telepatyczne, jasnowidcze i tełekinetyczne. Zgromadzony w toku doświadczeń (bogaty materiał obserwacyjny miał jednak tą zasadniczą wadę, że dotyczył fenomenów rzadkich i laboratoryjnie niepowtarzalnych, a więc niesprawdzalnych empirycznie. Droga wyjścia mogła prowadzić tylko poprzez stworzenie warunków powtarzalności eksperymentów. Nowy kierunek charakteryzujący się (testowymi metodami poszukiwań osobników przejawiających zdolności "parapsychiczne", uproszczoną techniką eksperymentowania a zastosowaniem matematycznych kryteriów oceny, wiąże się z nazwiskiem amerykańskiego biologa i psychologa drą Josepha rBanksa Rhine'a, który w 1930 r. na Uniwersytecie Duke w Durham, USA) podjął badania nad tzw. "spostrzeganiem pozazmysłowym", "extrasensory perception", w skrócie ang. ESP, pol. SPZ), czyli zjawiskami zaliczanymi dotąd do telepatii i jasnowidztwa, stosując w szerokim zakresie metody statystyczne. Co prawda już wcześniej, w latach 1,910^1929, w Wielkiej Brytanii stosowano sporadycznie rachunek prawdopodobieństwa do oceny wyników pewnego typu standaryzowanych eksperymentów parapsychologicznych. Jednak systematyczne, przeprowadzane na szeroką skalę 'badania, dające dostatecznie bogaty materiał do analizy statystycznej, zapoczątkował dopiero Rhine, opracowując też własną, upowszechnioną później technikę testowania. Badania nad postrzeganiem pozazmysłowym, a także telekinezą prowadzone przez z górą ćwierć wieku zmierzały do wykazania, iż tego rodzaju zjawiska paranormalne rzeczywiście w pewnych sytuacjach mogą występować. Stworzone przez Rhine'a w 1940 r. Laboratorium Parapsychologiczne na Uniwersytecie Duke stanowi do dziś najaktywniejszy ośrodek badań w tym zakresie. Wyniki eksperymentów Rhine’a – a także kilku innych badaczy, m. im. Samuela George'a Soala w W.Brytanii i Stefana Manczarskiego w Polsce, którzy przeprowadzali podobne doświadczenia – chociaż w niektórych przypadkach mogą być traktowane jako1 dowód percepcji informacji drogami pozazmysłowymi (pozazmysłowymi – w znaczeniu znanych nam zmysłów), nie przyniosły jednak ostatecznego 'rozstrzygnięcia sporu o realność SPZ. Prawda, że wielu przedstawicieli nauki nie odrzuca już dziś możliwości istnienia łączności telepatycznej, nie znaczy to jednak, iż jest to kwestia bezsporna. Mimo bowiem znaczących statystycznie rezultatów szeregu doświadczeń i tą drogą nie udało się osiągnąć powtarzalności wyników, choćby tylko w postaci jakichś ogólnych prawidłowości odchyleń od wartości przypadkowych. Dyspozycyjność wyselekcjonowanych fenomenów okazała się niestety – podobnie jak w czasach Richeta – zawodna, a czynniki ją warunkujące bardzo trudne do uchwycenia. Po okresie żywszego zainteresowania szerszych kręgów naukowych statystycznymi metodami badania zjawisk parapsychologicznych i przesadnego optymizmu ze strony prasy w ocenie ich perspektyw, sytuacja poczęła się kształtować – czy nawet stabilizować – w nieco innym niż za czasów metapsychiki kierunku. Znaczna część świata naukowego uznała za dowiedzioną możliwość postrzegania pozazmysłowego przynajmniej w pewnych rzadkich przypadkach,' jakkolwiek z wydawaniem oficjalnych werdyktów żadna poważniejsza instytucja naukowa się nie kwapiła. Głosy krytyczne dotyczyły przede wszystkim realności jasnowidztwa, prekognicji (zdolności wieszczych, przewidywania przyszłych zjawisk) oraz psychokinezy i wokół tej problematyki koncentrowały się spory. W odczuciu ogółu – zarówno naukowców niezbyt dobrze zorientowanych w przedmiocie, jak i laików – należało po .prostu oczekiwać ma wyniki badań, które powinny przynieść wreszcie niezbite dowody istnienia chociażby tylko telepatii. Gdy przeprowadzane – przede wszystkim w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Związku Radzieckim – eksperymenty nie przynosiły rezultatów rozstrzygających, czekano na dalsze. W istocie chyba tylko sami eksperymentatorzy zdawali sobie w pełni sprawę z impasu, w jakim znalazły się badania parapsychologiczne na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Niezadowalające rezultaty tysięcy prób odgadywań standardowych znaków nie tylko poczynały już nużyć badaczy, ale też budziły pesymizm co do możliwości postępu na tej drodze. Już zresztą od samego początku badań statystycznych eksperymentatorzy uświadamiali sobie, że są one tylko narzędziem oceny, czy dane zjawisko występuje, czy nie występuje, wyjaśnienie zaś jego mechanizmu i materialnego podłoża wymaga badań fizykalnych i biologicznych. Nie ulegało też wątpliwości, że droga wyjścia z impasu wiedzie nie poprzez nawrót do badań i opisów wyselekcjonowanych fenomenów, lecz poprzez rezygnacją z wielkich ambicji i szukanie oparcia w psychologii, fizjologii i fizyce, w dokonanych już 'w tych dziedzinach odkryciach oraz w metodach i narzędziach tam stosowanych. Rewolucja, której terenem w drugiej połowie naszego stulecia stały się nauki biologiczne, a zwłaszcza biochemia, biofizyka i psychofizjologia, poczynała otwierać rzeczywiście nowe perspektywy poznawcze. Rozwój techniki pomiarów biomedycznych i szereg odkryć o wielkiej doniosłości dokonanych w dziedzinie fizjologii mózgu otwarły drogę do badań zmienionych stanów świadomości, występujących zarówno w śnie naturalnym, jak hipnozie i jodze. Jednocześnie badania dotyczące wpływu różnego rodzaju pól energetycznych (m. in. elektromagnetycznych) na żywą materię oraz fakty przemawiające za doniosłą rolą tych pól w funkcjonowaniu organizmów mogą rzucić nowe światło na zjawiska przekazywania informacji w przyrodzie. W tej sytuacji, pod koniec lat sześćdziesiątych nastąpił ponowny wzrost zainteresowania nie tylko zjawiskami będącymi od lat przedmiotem badań parapsychologii, lecz przede wszystkim tymi towarzyszącymi im procesami psychofizjologicznymi, biochemicznymi i biofizycznymi, które dają się uchwycić współczesną techniką pomiarową. Teren penetracji stał się w ten sposób niepomiernie szerszy niż w czasach Ochorowicza czy Rhine'a i obejmował zjawiska zdalnych oddziaływań bioinformacyjnych i bioenergetycznych na poziomie komórkowym i molekularnym. Na międzynarodowym kongresie naukowców zajmujących się tą problematyką, który odbył się w czerwcu 1973 r. w Pradze, przyjęto dla tej nowej dziedziny badań nazwę "psychotronika" zaproponowaną przez inż. Fernanda Clerca we francuskim czasopiśmie radiotechnicznym Toute la radio. W brzmieniu nowej nazwy nawiązuje się do współczesnych fizykalnych i technicznych metod, jakie są w niej stosowane, oraz energetycznych aspektów badanych zjawisk 5. Czy psychotronika potrafi sprostać ambitnym zadaniom, jakie sobie stawia – pokaże przyszłość. Wstecz / Spis Treści / Dalej 3. Kłopoty z mediami Wiara w możliwość władania ludźmi i przyrodą za pomocą tajemniczych, nadprzyrodzonych czy nadnaturalnych sił sięga co najmniej 100 tysięcy lat, tj. czasów człowieka neandertalskiego. Jej przejawem były praktyki magiczne, których ślady zawierają liczne znaleziska archeologiczne. Zdolności kierowania tymi siłami prawdopodobnie przypisywano pierwotnie każdemu człowiekowi, a nawet przedmiotowi nieożywionemu. Dopiero później poczęto je traktować jako szczęśliwy dar nieba, duchów czy wreszcie po prostu natury, bądź jako umiejętności zdobyte drogą wtajemniczenia, wytrwałych ćwiczeń i samodoskonalenia, nierzadko związane z określoną funkcją lub profesją (szamani, czarownicy, magowie, kapłani, znachorzy). Obok manifestowania się sił nadnaturalnych w typowo magicznych praktykach, do ich przejawów zaliczano od tysiącleci .takie zdolności, jak czytanie myśli, widzenie odległych zdarzeń dziejących się aktualnie lub przyszłych. W pewnych przypadkach, jak np. przeczuć i snów wieszczych, te zdolności przejawiały się i u "zwykłych śmiertelników". Zasadniczo jednak były one przywilejem "wybranych". W czasach spirytyzmu i okultyzmu rolę owych "wybranych" spełniały media, które też przez długi czas były niemal wyłącznie obiektem badań metapsychicznych i parapsychologicznych. Ale właśnie "wyjątkowość" medialnych zdolności, a co za tym idzie i rzadkość "dobrych" mediów, w połączeniu z kapryśnością i bardzo ograniczoną powtarzalnością {czy wręcz niepowtarzalnością) obserwowanych fenomenów, stanowiły główną przeszkodę w rozwoju naukowych badań w tym zakresie. Wręcz fantastyczny charakter zjawisk produkowanych przez media fizyczne budził stale podejrzenia oszustwa lub halucynacji. Podejrzenia te nie były bezpodstawne. Oszukańcze media potrafiły uwolnionymi spod kontroli rękami czy stopami wykonywać niewiarygodne gimnastyczne łamańce poruszając przedmiotami, fabrykując dźwięki czy dotykając uczestników seansu (E. Palladino). Potrafiły samodzielnie lub przy współudziale ukrytych pomocników produkować widmowe postacie, wędrujące światełka, lewitacje (J. Guzik, M. Crandon), wykrztuszać ukrytą w żołądku gazę jako rzekomą "ektoplazmę" (H. Duncan)... Oszukaństwa te stawały się zmorą badaczy zjawisk metapsychicznych. "Pytano /minie niekiedy – pisał w 1933 r. prof. Richet – czy nie doznawałem uczucia lęku wobec tych dziwnych Zjawisk? Tak, przyznaję: lękałem się, ale lękałem się, abym nie zastał oszukany. Tego bałem się stale i wyłącznie. Powtarzałem sobie bez przerwy: "abym tylko nie stał się ofiarą kuglarza!... aby tylko nie było wspólników!” – i nie starczyło już miejsca dla innych strachów"6. Mogłoby się wydawać, że często stwierdzane oszustwa powinny zniechęcić badaczy do (prowadzenia dalszych eksperymentów, przynajmniej z mediami fizycznymi. W pewnych przypadkach zresztą talk było. Brytyjskie Towarzystwo Badań Psychicznych niejako programowo zajmowało niechętną postawę wobec produkcji tego rodzaju zjawisk medialnych. Niemniej dla wielu, nierzadko wybitnych badaczy tych zjawisk, przyłapanie medium na oszustwie nie stanowiło podstawy do całkowitej dyskwalifikacji. Nie chodziło tu li tylko o dość zresztą ryzykowny argument, 'że medium czasem oszukuje, ale czyni to tylko wówczas, gdy jest niedysponowane. Dla Ochorowicza sprawa miała znacznie głębszy aspekt. Twierdził on: "Oszustwo jest nieodłączne od mediumizmu niższego, jak .symulacja nieodłączna jest od hipnotyzmu" 7. Wszystko to jednak nie mogło przekonać upartych sceptyków. I trudno im się chyba dziwić, jeśli wziąć pod uwagę relacje ma temat wyczynów mediów fizycznych. Oto przykłady: Daniel Dunglas Home (1833–1886) najsłynniejsze medium fizyczne połowy XIX wieku, o którym już wspomniałem w związku z zainteresowaniami spirytystycznymi Zygmunta Krasińskiego. Home produkował chłodne podmuchy, skrzypienia i stukania, odgłosy fontanny, muzykę, zapachy, przesuwanie mebli, ukazywanie się widmowych rąk lub ognistych i zwiewnych zjaw. Byli też świadkowie jego "lewitacji" (tj. unoszenia się w powietrzu), ale sprzeczność relacji podważa ich prawdziwość. Wobec Home'a wysuwane były od czasu do czasu zarzuty oszukańczych sztuczek, ale nigdy nie został na nich przyłapany. Eksperymenty (uczestniczył w nich 'm. in. Crookes) nie odbywały się jednak nigdy w warunkach pełnej kontroli. Eusapia Palladino (1354–1918), włoska chłopka, analfabetka, najgłośniejsze medium fizyczne końca XIX i początku XX wieku. Prezentowała swe umiejętności również przed komisjami złożonymi z wybitnych naukowców. Osobiście badali Eusapię lub uczestniczyli w seansach m. in. C. Lembroso, Ch. Richet, J. Ochorowicz, O. Lodge, H. Bergson, małżonkowie Curie, J. A. d'Arsonval. W czasie seansów, odbywających się w przyćmionym świetle lub w ciemności, stoliki i inne przedmioty unosiły się w powietrzu, rozlegały się dźwięki instrumentów muzycznych, ręce "duchów" dotykały eksperymentatorów. Wokół jej zdolności medialnych toczyły się ostre spory. Zgromadzono liczne dowody, że pomagała sobie oszukańczymi sztuczkami. W 1909 roku została publicznie zdemaskowana, a następnie – po badaniach przeprowadzonych w 1910 r. przez Komisję Uniwersytetu Columbia z udziałem zawodowych iluzjonistów – opisane zostały szczegółowo triki, jakie stosowała. Nie brak było jednak badaczy twierdzących, że potrafi ona przejawiać również rzeczywiste umiejętności medialne. Stanisława Tomczykówna – medium telekinetyczne – młoda dziewczyna z Warszawy odkryta przez P. Lebiedzińskiego. W latach 1909–1912 eksperymentował z nią J. Ochorowicz8, a także m. in. P. Lebiedziński. Ch. Richet, M. Skłodowska-Curie, T. Flournoy oraz w latach 1913–14 dr Albert von Schrenck-Notzing (1862–1929) – lekarz psychiatra, czołowy niemiecki badacz zjawisk mediumicznych. Tomczykówna przejawiała swe zdolności w stanie hipnozy, na życzenie eksperymentatora i po uprzednim zapowiedzeniu (tj. nie w sposób żywiołowy i przypadkowy). Nigdy nie eksperymentowano w ciemności, lecz przy świetle czerwonej lampy, a nawet świetle dziennym. Produkowała zjawiska poruszania przedmiotami bez dotyku, podnoszenia i utrzymania w powietrzu lekkich przedmiotów poprzez zbliżenie rąk, wpływania na kulkę rulety, aby wpadła w przeznaczoną przegródkę, zatrzymywania wahadła zegara. Czasami obserwowano lub fotografowano tajemnicze "nitki fluidalne" wydobywające się jakby z palców medium i zdolne do działania mechanicznego, a także przejawy "ideoplastii fotograficznej" (zdjęcia wyobrażeń). W stanie transu hipnotycznego występowało rozszczepienie osobowości medium. Tomczykówna nie była spirytystką i traktowała te osobowości jako "sobowtóry". W eksperymentach telekinetycznych nie stwierdzono, aby pomagała sobie sztuczkami, jakikolwiek jedna z osobowości (wyeliminowana później przez Ochorowicza) tzw. "mała Stasia" – przejawiała dziecięcy upór, złośliwość i Skłonność do oszukiwania. Ewa C. (Maria Beraud) – francuskie medium fizyczne słynące z produkowania zjawisk tew. ektoplastii, tj. wydzielania tajemniczej substancji organicznej (tzw. ektoplazmy), przybierającej niekiedy postać widmowych rąk i twarzy ludzkich, a nawet całych postaci, przypominających płaskie, dwuwymiarowe maski. Zjawiska produkowane były w stanie transu hipnotycznego, "ektoplazma" wydobywała się z powierzchni ciała, rzadziej z wnętrza – przez organa płciowe. Eksperymentowali z nią w latach 1905–1921 m. in. Ch. Richet, A. von Schrenck-Notzing, G. Geley i J. Bisson9, nie stwierdzając .oszustwa. Próby powtórzenia tych doświadczeń w Brytyjskim Towarzystwie Badań Psychicznych i w Sorbonie przez badaczy odnoszących się bardzo sceptycznie do "ektoplastii" nie dały rezultatów. Jan Guzik (1876–1928) – popularne medium fizyczne seansujące w celach zarobkowych. Produkował zjawiska telekinetyczne, dźwiękowe (głosy), świetlne, materializacyjne, w szczególności zjawy twarzy ludzkich, "małpoluda" i zwierząt Często pomagał sobie oszukańczymi sztuczkami, zdaniem jednak wielu uczestników seansów potrafił również produkować "rzeczywiste" zjawiska metapsychiczne. Badano go w Instytucie Metapsychicznym w Paryżu z wynikiem pozytywnym i w Sorbonie z wynikłem negatywnym. Ochorowicz nie wyrażał zainteresowania jego produkcjami. Franek Kluski (Teofil Modrzejewski) – z zawodu dziennikarz, najsłynniejsze polskie medium telekinetyczne i materializacyjne, nigdy przez nikogo nie przyłapane na jakiejkolwiek próbie oszustwa. " W czasie seansów obserwowano wiele zadziwiających zjawisk świetlnych, dźwiękowych i mechanicznych, różnego rodzaju zjawy: ludzkie i zwierzęce, samoczynne pisanie maszyny do pisania, a także tworzenie się odlewów w roztopionej parafinie – cieniutkich foremek rąk, nóg i innych części ciała> nie, będących odlewami .kończyn medium czy uczestników seansu. Kluski produkował te zjawiska w głębokim transie, który wywoływał u niego poważne dolegliwości psychiczne i fizyczne, jak np. depresje, obrzmienie twarzy, wrażenie oparzenia, a nawet krwawiące rany i krwotoki z ust. Objawy te ustępowały bez śladu po paru godzinach, czasem po paru dniach. W latach 1920–26 eksperymentował z Kluskim przede wszystkim płk. Norbert Okołpwicz10, a uczestnikami seansów byli m. in. Ch. Richet, G. G'dey, G. Lange (ekspert w zakresie sztuk prestidigitatorskich), gen. M. Zaruski, T. Boy-Żeleński i St. Niemojewski. Badano go również w r. 1920 w Instytucie Metapsychicznym w Paryżu (11 seansów z wynikami pozytywnymi, 3 – z negatywnymi). Rudolf Schneider – austriackie medium telekinetyczne, słynne w latach 1919–1933. Eksperymentował z nim A. von Schrenck-Notzing i ówczesny dyrektor Instytutu Metapsychicznego dr E. Osty, który przeprowadził m. in. głośne swego czasu doświadczenie laboratoryjne w warunkach automatycznie kontrolowanych – z wynikiem pozytywnym. . Nie brak było jednak również badaczy wysuwających wobec medium zarzuty oszustwa. .Zjawiska telekinetyczne produkował także brat Rudolfa – Wilhelm. Trzeba stwierdzić, iż media fizyczne traktowane były ze szczególną nieufnością przez przedstawicieli nauk fizycznych i biologicznych, nierzadko i tych, którzy odnosili się przychylnie do badań metapsychicznych. Znacznie mniej zastrzeżeń budziły media psychiczne, które manifestowały przejawy swych zdolności w sposób nie tak jaskrawo kolidujący z "prawami natury". Tu też mniej spotykało się przypadków świadomych oszustw mediów, zaś więcej błędnych wniosków i nieporozumień interpretacyjnych wśród badaczy. Przedmiotem badań były tu przejawy odbioru informacji rzekomo ze "świata pozagrobowego" oraz zdolności telepatyczne i jasnowidcze mediów. Do najbardziej znanych w końcu XIX wieku – obok wspomnianej już w poprzednim rozdziale . Heleny Smith – należała Leonora Piper – odkryta w 1886 przez amerykańskiego psychologa Williama Jamesa. W transie, w który popadała samorzutnie, następowało u niej rozszczepienie osobowości i zaczynała mówić i pisać rzekomo w imieniu władających nią "duchów". Podobnie jak w przypadku Heleny .Smith przekazywane informacje zdawały się wykraczać poza zasób wiadomości, jakie mogła uzyskać w normalnym stanie. Doświadczenia z Piper przeprowadzane były w latach 1886–1905 w towarzystwach badań psychicznych w USA i W. Brytanii. Dodatnia ocena ich wyników jako przejaw jasnowidztwa jest jednak kwestionowana przez niektórych badaczy11. Do mediów psychicznych zaliczany też jest Stefan Ossowiecki (1878–1344), o którego zadziwiających zdolnościach jasnowidztwa opublikowano wiele relacji i udokumentowanych sprawozdań. Eksperymentowali z nim Ch. Riohet, G. Geley, A. von Schrenck-Notzing, E. Osty, S. Manczarski. W doświadczeniach uczestniczyli przedstawiciele elity okresu międzywojennego, jak .marszałek Piłsudski, gen. Sosnkowski, gen. Jacyma (szwagier Ossowieckiiego), książę Lubomirski. Eksperymenty obejmowały szeroki wachlarz zjawisk zaliczanych do spostrzegania pozazmysłowego, począwszy od odczytywania tekstów i rozpoznawania rysunków w zapieczętowanych kopertach (a nawet zamkniętych w metalowych rurkach), poprzez wizje zdarzeń odległych w czasie i przestrzeni aż do tzw. eksterioryzacji – przejawów jak gdyby przenoszenia się duchem w określone miejsca. Relacje mówią o licznych przypadkach odnalezienia zaginionych ludzi czy przedmiotów według wskazań jasnowidza oraz informacjach ułatwiających ściganie przestępców. Wokół postaci Ossowieckiego nagromadziło się jednak sporo legend. Nie ulega wątpliwości, że jasnowidzowi zdarzały się nie tylko zadziwiająco trrafne odgadnięcia, ale także liczne pomyłki i błędy. Stefan Ossowiecki Innego rodzaju jasnowidzem był znany w okresie przedwojennym krakowski "psychografolog" – Rafał Schermann, przejawiający zdolności wywoływania u siebie wizji ludzi, ich stanu zdrowia i losów na podstawie oglądanych próbek pisma. Lata czterdzieste i pięćdziesiąte – okres badań zdolności telepatycznych, jasnowidczych i telekinetycznych metodami statystycznymi – nie zapisały się nazwiskami wielkich "fenomenów". W latach trzydziestych drogą testowań wyselekcjonowano co prawda kilka osób, które w pewnych seriach prób osiągnęły niezwykle wysoką liczbę trafnych odgadnięć, ale gdzież im do sławy Leonory Piper i Stefana i Ossowdeckiego! Do bardziej znaczących fenomenów postrzegania pozazmysłowego (SPZ) odgadujących standardowe znaki należeli w tym czasie: Hubert E. Pearce – student teologii, z którym eksperymentował Rhine w latach 1933–1934. Test dotyczył jasnowidztwa, przy czym karty znajdowały się w odległości 230m i 90 m. Szansa przypadkowego powstania wyniku osiągniętego przez Pearce'a jest mniejsza niż 1 na 1022. Basil Shackleton – fotograf, odkryty drogą selekcji przez S. G. Soala. W eksperymentach telepatycznych i jasnowidczych przeprowadzanych w latach 1941–43 osiągnął on w niektórych seansach taką liczbę trafień, że szansa przypadkowego powstania wyniku jest mniejsza niż l na 10S5. W późniejszych doświadczeniach Shackleton nie wykazał wyraźnych zdolności SPZ. Glyn ileuan Jonesowie – kilkunastoletni chłopcy z Walii, z którymi Soal eksperymentował w latach 1955–56 w zakresie zdolności telepatycznych, stosując metodę premiowania pieniężnego. Chłopcy osiągali przez długi czas bardzo wysokie wyniki. Kilkakrotnie przyłapano ich na posługiwaniu się umówioną sygnalizacją. Krytykę doświadczeń Rhine'a i Soala przeprowadził amerykański uczony prof. C. E. M. Hansel12, kwestionując ich wartość jako dowodów postrzegania pozazmysłowego. Jakkolwiek wydaje się, iż Hansel w niektórych przypadkach zbyt pochopnie sugeruje oszustwo, niemniej jego spostrzeżenia dotyczące luk w kontroli i nie dość krytycznej oceny wyników doświadczeń, a także krótkotrwałości osiąganych sukcesów, są niewątpliwie godne bacznej uwagi. "Urodzaj" na wielkie media od czasów Home'a miał duże wahania. Nie ulega wątpliwości, że atmosfera podniecenia umysłów doniesieniami o zadziwiających eksperymentach sprzyja ujawnianiu się rzeczywistych czy rzekomych zdolności paranormalnych u ludzi podatnych na sugestię, autosugestię czy hipnozę. Znamienne jest, że w okresie intensywnych, nierzadko prowadzonych na masową skalę (m. in. w eksperymentach uczestniczyły rozgłośnie BBC), poszukiwań fenomenów metodami testowo-statystycznymi, przypadki odnalezienia osobników przejawiających wybitne zdolności paranormalne były bardzo rzadkie, a ich dyspozycje okazywały się z reguły krótkotrwałe. Czyżby przyczyną tego zjawiska była mała atrakcyjność metod testowych, nudna, nie angażująca emocjonalnie forma eksperymentów, jak też po prostu nie przemawiające do wyobraźni suche, matematyczne sposoby oceny wyników? Z pozoru może wydawać się paradoksem, że w latach siedemdziesiątych, kiedy to począł dominować psychotroniczny kierunek badań, koncentrujący uwagą na szukaniu podłoża zjawisk paranormalnych w fizjologicznych, biochemicznych i biofizycznych procesach informacyjnych i energetycznych w świecie żywym – znów pojawiły się na widowni "wielkie fenomeny", których rzekomo czy rzeczywiście zadziwiające zdolności stanowią przedmiot zażartych 'sporów, częściej zresztą między dziennikarzami niż naukowcami. Do najbardziej znanych należą tu: Ninel Kułagina – radziecki fenomen telekinetyczny. Eksperymenty z nią przeprowadzane były w warunkach laboratoryjnych, w pełnym świetle, a ich przebieg był filmowany. Kułagina, poruszając dłońmi, ipowodowała z odległości kilkunastu centymetrów odchylenie igły magnetycznej, przemieszczanie się niewielkich, lekkich przedmiotów (np. zapałek, pudełek, kulek) również osłoniętych przezroczystym plastikowym pojemnikiem, wstrzymywała pracę serca żaby z odległości ok. 1m. Uri Geller – izraelski "psychokinetyk" i "telepata", demonstrujący swe Umiejętności na estradzie i w telewizji dla celów zarobkowych. Najsłynniejsza, a zarazem najbardziej kontrowersyjna postać wśród parapsychologicznych fenomenów lat siedemdziesiątych. Wielokrotnie zarzucano mu szarlatanerię. Eksperymenty przeprowadzane w warunkach kontrolowanych w sposób naukowy nie przyniosły jednoznacznych rezultatów13. Do specjalności Gellera należy powodowanie wyginania się metalowych łyżeczek i kluczy, zatrzymywanie zegarów itp. Ted Serios – amerykańskie medium "psychograficzne" zdolne podobno powodować pojawianie się na błonie fotograficznej obrazów będących odbiciem jego myśli (wyobrażeń). Nałogowy alkoholik, awanturnik i włóczęga. Eksperymentował z tum głównie J. Eisenbud. Umiejętności Seriosa przejawiane szczególnie w latach sześćdziesiątych i kwestionowane niejednokrotnie przez sceptyków, uległy jakoby ostatnio zanikowi. Ingo Swann – amerykański malarz i telegnostyk, zaliczany przez niektórych badaczy do najwybitniejszych tego rodzaju fenomenów drugiej połowy XX wieku. Jego specjalnością są tzw. eksterioryzacje (np. słynna "eksterioryzacja" w pobliże planety Jowisz). Na podstawie wrażeń odbieranych w czasie transu maluje obrazy. Przejawiał podobno także zdolności odchylania strumienia promieniowania laserowego i podgrzewania na odległość niektórych ciał. Eksperymenty z nim prowadził ni. in. Instytut Badawczy w Stanford (Stanford Research Institute – SRI) w Kalifornii. Czesław Klimuszko – polski jasnowidz, wykorzystujący swe zdolności w celach humanitarnych, rn. in. w poszukiwaniu osób zaginionych i stawianiu diagnoz dotyczących rożnego rodzaju schorzeń. Do wywołania wizji dotyczących stanu zdrowia, cech charakterologicznych i kolei losu określonych osób służą mu głównie ich zdjęcia fotograficzne. Istnieje znaczna liczba udokumentowanych relacji dotyczących przejawów jego zdolności psychognostyeznych. Demonstrował te zdolności również wobec przedstawicieli świata naukowego – .psychologów, psychiatrów, fizjologów, biofizyków, jednak metodycznych, programowych badań testowych w warunkach laboratoryjnych do czasu oddania tej książki do druku jeszcze z Klimuszką nie przeprowadzono. Do fenomenów budzących żywe zainteresowanie badaczy zjawisk paranormalnych należą też jogini indyjscy i zenowie japońscy, wybitniejsi magowie filipińscy, znachorzy i magnetyzerzy. Główny nurt badań psychotronicznych – jak już wspomniałem – wybiega jednak daleko poza obszar zainteresowania fenomenami o wyjątkowych właściwościach. Większość badaczy przyjmuje co najmniej jako hipotezę roboczą, że to, co u fenomenów przybiera zadziwiające formy – jeśli nie jest po prostu złudzeniem lulb oszustwem – powinno w .postaci szczątkowej lufo nierozwdnłętej występować powszechnie. Fizyczne i fizjologiczne podłoże obserwowanych przejawów "paranormalności" należy więc – ich zdaniem – badać nie tylko eksperymentując z fenomenami, ale sięgając do elementarnych, podstawowych zjawisk w organizmach żywych. Wstecz / Spis Treści / Dalej 4. Trudności empiryczne i interpretacyjne Nieufność, z jaką świat naukowy odnosi się do wszelkiego rodzaju relacji i sprawozdań z eksperymentów parapsychologicznych, a także niechęć poważniejszych instytucji naukowych do podejmowania badań w tym zakresie, wypływają nie tylko z obawy przed wkroczeniem na grząski teren pogranicza nauki i pseudonauki. Zniechęcają również trudności empiryczne i interpretacyjne. Już samo stwierdzenie, czy produkowane zjawiska są rzeczywiście przejawami paranormalnych właściwości psychicznych, czy też po prostu kuglarskimi sztuczkami, nastręcza wiele trudności. Ścisła kontrola, a zwłaszcza sceptyczna postawa badaczy z reguły odbijają się negatywnie na wynikach doświadczeń. Ujawnienie zdolności medialnych wymaga klimatu zaufania, a nawet wręcz wiary uczestników eksperymentów w parapsychiczne właściwości badanych, co, rzecz jasna, nie sprzyja obiektywizmowi w ocenie obserwowanych zjawisk. Również techniczne warunki eksperymentowania pozostawiały, jak dotąd, wiele do życzenia. Niemal wszystkie słynne media fizyczne XIX i pierwszej połowy XX wieku przejawiały swe zdolności tylko w ciemności lub głębokim półmroku, co bardzo utrudniało . kontrolę, przyjmowaną zazwyczaj dość niechętnie. Media w pełni współpracujące z eksperymentatorami – starające się ułatwić im kontrolę i nie stawiające specjalnych wymagań – należały do rzadkości (Tomczykówina, Ewa C., /Kluski), a i one traciły swe zdolności, gdy atmosfera badań była zbyt "sztywna" i krytyczna. Badacz zjawisk paranormalnych musi więc posiadać wiele cech i umiejętności dobrego detektywa i... dyplomaty. Musi nie tylko dysponować możliwie dużą wiedzą o przedmiocie, być dociekliwym i pełnym pomysłów, ale też wykazywać ogromną wytrwałość, cierpliwość psychoterapeuty, umiejętność zjednywania sobie badanych ludzi, pozyskiwania ich zaufania. Musi być czujny, podejrzliwy i programowo sceptyczny, a jednocześnie pozbawiony uprzedzeń. Nie wolno mu okazywać tego sceptycyzmu i podejrzliwości, a przecież musi zawsze liczyć się z możliwościami oszustw, mistyfikacji, sugestii, przeoczeń i pomyłek czy też, po prostu, przypadkowych zbiegów okoliczności. Przekonanie o realności takich zjawisk paranormalnych, jak telepatia, jasnowidztwo czy sny wieszcze, jest w szerokich kręgach społecznych dość powszechna i wielu ludzi powołuje się tu na relacje świadków, a nawet na własne doświadczenia życiowe. Nie może to jednak stanowić podstawy naukowego werdyktu. Niemal z reguły relacje takie są nieścisłe, a nawet wręcz fałszywe, chociaż rzadko jest to spowodowane świadomym przeinaczeniem faktów. Po prostu zdolności obserwacyjne człowieka są bardzo ograniczone i niedoskonałe, pamięć zaś zawodna. Wiedzą o tym dobrze psychologowie, wiedzą organa śledcze i sądowe. Kto jednak nie stykał się w praktyce z problemami dochodzenia prawdy na (podstawie relacji świadków, nie zdaje sobie sprawy, jak niewiarygodnie ubogim źródłem informacji są zmysły ii pamięć ludzka. Szczególnie dużo błędnych spostrzeżeń dotyczy sytuacji, którą obserwator jest zaskoczony. Nie tylko wiele elementów takiej sytuacji nie dociera do świadomości, ale nawet w miarę upływu czasu zapamiętane szczegóły stopniowo zacierają się w pamięci, a – w procesie przypominania – luki te wypełniane są elementami innych wspomnień, czyli tworzą się paramnezje traktowane jako rzeczywiste przypomnienie. Przeprowadzane były wielokrotnie eksperymenty polegające na inscenizowaniu niespodziewanego incydentu angażującego emocjonalnie (np. wtargnięcie na salę wykładową nieznanego osobnika grożącego wykładowcy), z którego świadkowie sporządzali później opis. Sprawozdania te różnią się nieraz krańcowo w opisach nie tylko szczegółów (np. czy napastnik groził pistoletem czy nożem, czy miał brodę czy nie), lecz nawet zasadniczej treści wydarzenia. W okresie rosnącej mody na eksperymenty spirytystyczne i metapsychiczne głośne były "seanse" organizowane przez angielskiego badacza, S. J. Daveya, na których – dla udowodnienia jak małą wartość mają relacje świadków – za pomocą bardzo prostych środków produkował on "zjawiska mediumizmu fizycznego". Po zakończeniu seansu, nie dopuszczając do uzgodnienia wersji, prosił on uczestników o sporządzenie własnych sprawozdań. Z reguły zjawiska opisane były błędnie, tj. nie stanowiły obiektywnego opisu zaobserwowanych faktów, lecz subiektywną ich interpretację, zgodnie z tym, czego oczekiwano (np. wejście człowieka oświetlającego sobie od dołu twarz latarką było uznane za pojawienie się zjawy). Dodajmy, że nawet niektórzy wybitni uczeni (np. A. R. Wallace) nie chcieli Daveyowi wierzyć, iż nie jest on "wybitnym medium". Jeszcze gorzej mają się sprawy z relacjami z własnych przeżyć sprzed lat. A przecież właśnie bardzo rozpowszechniona w niektórych środowiskach społecznych wiara w możliwości pojawiania się różnego rodzaju zjaw, duchów, głosów, nie mówiąc już o snach wieszczych, opiera się iprzede wszystkim na opowieściach będących często jakoby relacjami z osobistych doświadczeń. Oto opisany przez znanego psychologa H. J. Eysencka przykład zniekształceń w tego rodzaju relacjach: "Sir Edmund Hornby był naczelnym sędzią najwyższego sądu konsularnego w Chinach i Japonii. Zgodnie z jego relacją, opublikowaną przez Towarzystwo Badań Parapsychologicznych w r. 1884, pewien reporter odwiedzał go zwykle w godzinach wieczornych, zabierając wyroki sądowe z danego dnia, tak aby można je było opublikować nazajutrz w gazecie. Pewnej nocy Sir Hornby obudził się na skutek pukania do drzwi. Do pokoju wszedł wspomniany reporter, śmiertelnie blady. Zbliżył się do jego łóżka i w sposób uprzejmy, ale zarazem jakby z rozpaczliwym naleganiem żądał od sędziego ustnego resume z przebiegu procesów tego dnia. Sir Edmund uczynił zadość naleganiu dziennikarza, który wkrótce potem opuścił jego dom. Spojrzawszy na zegarek, Sir Edmund stwierdził, że jest wpół do drugiej w nocy. Pani Hornby obudziła się również i mąż opowiedział jej o całym tym wydarzeniu. Następnego dnia Sir Hornby dowiedział się, że dziennikarz ów umarł tej właśnie nocy. Jeszcze o godzinie 12.45 widziano go, jak pisał, a o wpół do drugiej żona jego stwierdziła, że nie żyje. Obok ciała znaleziono notatnik, w którym zapiski urywały się na tytule do 'artykułu na temat wyroków. Najprawdopodobniej dziennikarz umarł na atak serca i – jak stwierdzono – nie mógł wychodzić z domu tej nocy. Mamy więc mrożącą krew w żyłach historię, opowiedzianą przez wysoce wiarygodnego świadka. Tymczasem, jak się w jakiś czas potem okazało, dziennikarz, o którym mowa, umarł miedzy ósmą a dziewiątą rano, przy czym dzień poprzedzający jego śmierć był dniem, w którym sędzia nie rozpatrywał spraw w sądzie. Ponadto śmierć dziennikarza nastąpiła na trzy miesiące przed ślubem Sir Edmunda Hornby. Słysząc o tych faktach, których prawdziwość była nie do obalenia, Sir Edmund przyznał, że pamięć musiała mu spłatać figla. Nie wydaje się prawdopodobne, by Sir Edmund specjalnie wymyślił taką historię i pozwolił na jej opublikowanie wiedząc, że jest nieprawdziwa i że będzie wokół niej dużo hałasu. Wydaje się raczej, że istotnie miał wizję zmarłego dziennikarza, zaś różne interesujące szczegóły były do niej stopniowo dodawane, tak że w końcu wydarzenie uległo w jego pamięci całkowitej przemianie"14. Powoływanie się na dokumenty w postaci .spisanych ex post relacji naocznych świadków różnego rodzaju zjawisk paranormalnych jest nie tylko ryzykowne, ale pozbawione w istocie wartości, zwłaszcza jako jedyny dowód realności tych zjawisk. Stąd również opublikowane wspomnienia jasnowidzów – jak np. Ossowieckiego15 i Klimiuszki16 – nawet jeśli autorzy zasługują >na zaufanie i starają się zachować pełną zgodność z faktami, trudno uznać za wystarczający materiał do oceny ich zdolności, jakkolwiek niektóre przytoczone w nich "in extenso" protokóły i orzeczenia komisyjne mogą mieć charakter dokumentów. Tylko eksperyment przeprowadzony w warunkach pełnej kontroli, i to taki, którego wynik będzie jednoznaczny, tan. ściśle określony, dopuszczający jedną tylko możliwą interpretację, może być uznany za .naukowy dowód. Tymczasem – tu właśnie wyłaniają się największe trudności. Również próby badania tych zjawisk metodami statystycznymi napotykają przeszkody. Trudno wykryć i wyeliminować wszystkie czynniki uboczne mogące wpływać na przebieg doświadczeń. Trzeba też dysponować dostatecznie bogatym materiałem o jednorodnym charakterze, nadającym, się do ujęcia rachunkowego, co bardzo ogranicza stosowalność tych metod. Nic więc dziwnego, że aż do ostatnich lat, zanim pojawiły się nowe narzędzia badawcze, zdające się otwierać szersze możliwości przeprowadzania eksperymentów w warunkach pełnej kontroli, wielu uczonych po pierwszych próbach doświadczeń parapsychologicznych szybko ulegało zniechęceniu, rezygnując z ich kontynuowania. Widmo mężczyzny na seansie z Ewą C. sfotografowane 23 lutego 1913 r. Odrębny problem stanowią trudności interpretacyjne i związana z nimi skłonność wielu badaczy zjawisk paranormalnych do pochopnego tworzenia "rewolucyjnych" teorii, nie podbudowanych aktualnym stanem wiedzy. Zjawiska te nie bardzo chcą się mieścić w obrazie świata, jaki ukazuje współczesna nauka. Wiele rzeczywistych czy domniemanych fenomenów parapsychologicznych zdaje się pozostawać w sprzeczności z dorobkiem wiedzy przyrodniczej, z prawidłowościami ustalonymi drogą niezliczonych obserwacji i doświadczeń, z określonymi empirycznie i uzasadnionymi teoretycznie właściwościami biomaterii i funkcjonowania organizmów żywych, a nawet, w niektórych przypadkach, z prawami fizyki. Prawda, że raz po raz nauka _, napotyka luki, wymagające dalszych kroków poznawczych i rewizji dotychczasowych poglądów na te czy inne kwestie. Ale w ogólnym za rysie obraz przyrody jest zwarty, stanowi strukturę zbudowaną z elementów wzajemnie do siebie przystających i to w taki sposób, że wymiana elementów nie burzy całej struktury, lecz powoduje tylko jej mniejszą lub większą modernizację. Nowe i stare elementy muszą pozostawać ze sobą w określonym związku, & każde zjawisko złożone można i należy sprowadzać do zjawisk prostych. Podstaw zjawisk psychicznych szuka się więc w mechanizmach fizjologicznych, fizjologicznych – w biochemicznych i biofizycznych, a tych z kolei w fizyce... Istnieje stara, obowiązująca w nauce reguła metodologiczna sformułowana przez średniowiecznego filozofa Williama Ockhama (ok. 1300–1350), że nie należy 'mnożyć bytów bez potrzeby i wprowadzać ich tam, gdzie wyjaśnienie zjawisk do tego nie zmusza. Owa reguła, zwana "brzytwą Ockhama", musi być również stosowana w interpretacji zjawisk paranormalnych. Jeśli sugerują one istnienie nieznanych jeszcze sił czy właściwości materii żywej i nieożywionej, nie .należy z miejsca przyjmować, iż są one całkowicie różne od tych, jakie już znamy. Trzeba szukać, najpierw przyczyny zjawiska wśród czynników i właściwości, które są już dobrze poznane, lecz być może w zmienionych warunkach ich przejawy uchodzą naszej uwagi lub nabierają nowych, nie znanych dotąd cech. Dopiero przez stopniową eliminację czynników znanych, i to drogą wielu doświadczeń, można podjąć ryzyko wysunięcia hipotezy, że działa tu czynnik dotąd nie znany, jego właściwości muszą się jednak w jakiś sposób wiązać ze znanymi już właściwościami materii. Oczywiście, cały ten proces badawczy musi być poprzedzony krytyczną oceną warunków, w jakich przeprowadzano eksperyment – czy nie zachodzi możliwość oszustwa, złudzenia, błędów obserwacyjnych i nieporozumień .interpretacyjnych. Niestety, dotychczasowa historia badań parapsychologicznych pełna jest przykładów łamania tych reguł i "'niepotrzebnego mnożenia bytów", co z pewnością nie sprzyjało zaufaniu do ogłaszanych wyników tych badań. Wstecz / Spis Treści / Dalej II. Potęga sugestii Spirytyzm, metapsychika, parapsychologia, psychotronika... Psychokomunikacja, psychokineza, psychoenergetyka, psychogirafologia, psychometria, psychofotografia... W czasopismach i książkach poświęconych zjawiskom paranormalnym, na zjazdach stowarzyszeń badaczy tych zjawisk, słowo "duch" odmieniane jest na wszelkie możliwe sposoby. Często kryje się za tym domniemanie, że zdolności paranormalne są przejawem jakiejś tajemniczej, nie znanej jeszcze nauce "siły", czy – jak to ostatnio stało się modne – "energii psychicznej". Można usłyszeć nawet czasem zdanie, iż odkrycie owej "energii" już nastąpiło lub nastąpi wkrótce i "oczywiście" zmieni w sposób rewolucyjny nasze poglądy na funkcjonowanie organizmu żywego i .psychiki, pozostające dotąd pod wpływem "przestarzałych" teorii fizjologicznych i psychologicznych. W rzeczywistości sprawy mają się wręcz odwrotnie: w połowie naszego stulecia dokonał się w dziedzinie neurofizjologii przewrót w poglądach na funkcjonowanie ośrodkowego układu nerwowego, nie mający nic wspólnego z żadną "energią psychiczną". W kręgu tego przewrotu znalazły się w ostatnich latach również niektóre zagadkowe zjawiska psychofizjologiczne występujące w zmienionych stanach świadomości. Sporo nowego światła zdają się tu rzucać badania nad hipnozą i ćwiczeniami medytacyjnym jogi i zeń oraz nad snem marzeniami sennymi, rozwijane coraz szerzej w wielu kra j ach. I tu też, przede wszystkim na obszarze penetrowanym przez fizjologię i psyche logię, należy szukać rozwiązania wielu parapsychologicznych zagadek, chociaż rezultaty tych poszukiwań mogą daleko odbiegać od wyobrażeń niektórych "badaczy" zjawisk paranormalnych. 1. Spór o "magnetyzm zwierzęcy" "Ciała niebieskie, Ziemia i organizmy żywe wywierają na siebie wyraźny wpływ: wpływ ten przenosi się za pośrednictwem rozproszonego we wszechświecie fluidu. Doświadczenia wykazują, że istnieje jakaś materia, tak subtelna, że może przenikać wszystkie ciała, praktycznie bez utraty energii. Działa ona z dużych odległości bez pośrednictwa jakiejś innej substancji, podobnie jak światło skupiające się i odbijające w zwierciadle. Wykazuje właściwości (szczególnie w ciele ludzkim) podobne do właściwości magnesu. Tę siłę magnetyczną można akumulować, koncentrować i przenosić. Fakty te, zgodnie z praktycznymi iprawidłami, nad których ; ustaleniem właśnie pracuję – dowodzą, że opierając się na tej zasadzie, będziemy leczyć bezpośrednio choroby nerwowe, inne zaś choroby drogą pośrednią. Uzbrojony w tę zasadę lekarz może jasno sobie uprzytomnić, jak posługiwać się medycyną, aby jej działanie było bardziej doskonałe oraz jak pokierować zbawczymi przesileniami, aby mieć nad nimi absolutną kontrolę". Tak sformułował przed dwustu laty w dyplomowej dysertacji pt. "O wpływie planet ma ludzkie ciało" podstawy swego systemu leczniczego austriacki lekarz Prana Anton Mesmer (1734–1815). Był przekonany, że otwiera nową epokę w historii medycyny, łącząc starą teorię Paracelsusa (1493–1541) z odkryciami naukowymi swoich czasów. Jakże odległa od tych marzeń okazała się rzeczywistość: Mesmer zdobył, co prawda, sławę uzdrawiacza nieuleczalnie chorych, stał się najmodniejszym lekarzem Wiednia, a potem Paryża, ale nie udowodnił ani jednej ze swych tez o "magnetyzmie", nie uczynił w badaniach niemal żadnego kroku naprzód w ciągu pięćdziesięcioletniej działalności, a rzeczywiście przełomowe odkrycie, będące plonem jego praktyk leczniczych, uznał za niegodne uwagi... Był on jedną z najbardziej barwnych i kontrowersyjnych postaci schyłku Oświecenia. Jego pacjenci – a było wśród nich wielu z najwyższych arystokratycznych sfer – nie mogli narzekać na brak wrażeń. Paryski salon Mesmera, w którym dokonywał on zabiegów kuracyjnych, był obszernym hallem o przysłoniętych oknach i ścianach wyłożonych lustrami. Na środku stał – można by dziś powiedzieć: "generator fluidu" – wielka drewniany cebrzyk (baquet) wypełniony "namagnesowaną" wodą i ułożonymi symetrycznie butelkami z opiłkami metalowymi oraz sproszkowanym szkłem. Poprzez drewnianą pokrywę wyprowadzone były na zewnątrz żelazne pręty, których dotykali pacjenci. Leczenie odbywało się zbiorowo, a wstępnych zabiegów dokonywali młodzi asystenci Mesmera, którzy głaskaniem przygotowywali chorych do "uzdrawiającego kryzysu". Nastrój niezwykłości potęgowała muzyka dobiegająca zza ściany. Sam mistrz pojawiał się ostatni. W błyszczącej jedwabnej szacie, z żelazną różdżką w ręku, podchodził kolejno do pacjentów, wpatrywał się w nich przez chwilę, potem przesuwał dłonią wzdłuż ich ciała, wykonując tzw. "passy" dla przekazania swej "siły magnetycznej", a także 'dotykając różdżką chorych miejsc. Celem tych zabiegów było wywołanie "przesilenia", bez którego terapia nie mogła być skuteczna. "Przesilenie" objawiało się najczęściej napadem drgawkowym, jękami i krzykami, niepohamowanym śmiechem lub płaczem. I rzeczywiście, w wielu przypadkach udawało się "magnetyzerowi" osiągnąć tą drogą pomyślne wyniki, np. usunąć porażenie kończyn, a nawet uleczyć ślepotę, jeśli oczywiście jej podłoże było psychonerwicowe, a nie organiczne. Mesmer nie był bynajmniej prekursorem tego rodzaju metod leczniczych. Już w roku 1679 ukazał się w Anglii traktat o przekazywaniu leczniczego fluidu przez ludzi obdarzonych szczególnymi wrodzonymi zdolnościami w tym zakresie. Wielu też "cudotwórców", szamanów i znachorów od niepamiętnych czasów stosowało i stosuje do dziś podobne metody przekazywania swej "siły uzdrawiającej". Zresztą praktyki średniowiecznych egzorcystów, wypędzających szatana z "nawiedzonych", miały wiele wspólnego z takimi sposobami leczenia histerii. O ile jednak dawne "teorie" uzasadniające skuteczność tych metod miały, niemal z reguły, podkład mistyczny, o tyle Mesmer – zgodnie z duchem Oświecenia – starał się nadać swojej teorii postać zdecydowanie "naturalną", przyrodniczą. Zafascynowany właściwościami sztucznie wytwarzanych magnesów trwałych (co było nowością w jego czasach) próbował je wykorzystać w praktyce leczniczej, a wyniki wydały mu się tak zachęcające, że poświęcił się bez reszty terapii magnetycznej. Po paru latach okazało się zresztą, iż podobne rezultaty w leczeniu można osiągać bez pomocy magnesów – gołymi rękami. Ale zamiast zrezygnować z magnetycznej teorii, przekształcił ją tylko w ten sposób, że za siłę sprawczą uzdrowień uznał "magnetyzm zwierzęcy" "zasadniczo odmienny od magnesu" i stanowiący swoistą dla istot żywych postać "uniwersalnego fluidu", który magnetyzer skupia i przekazuje pacjentom. Nie dał się przekonać nawet orzeczeniem powołanej w 1784 roku dla zbadania sprawy "magnetyzmu zwierzęcego" komisji francuskiej Akademii Nauk, w której brali udział tak wybitni uczeni, jak Beniamin Franklin i Antołne Lavoisier. Jej werdykt był w istocie druzgocący, co prawda nie dla metody leczniczej (choć spowodował gwałtowny odpływ pacjentów), lecz dla teorii Mesmera: "Komisja uznając, że zwierzęcy fluid magnetyczny ani jednemu z naszych pięciu zmysłów nie jest dostępny, że nie wykazał on najmniejszego oddziaływania na nikogo z naszych członków ani na chorych, których Komisja poddała. temu oddziaływaniu, a wreszcie wykazując za pośrednictwem rozstrzygających doświadczeń, że imaginacja bez magnetyzmu wywołuje konwulsje, a magnetyzm bez imaginacji nie wywołuje żadnego efektu – ustaliła jednogłośnie następujący wniosek p istnieniu i użyteczności magnetyzmu: nic nie wskazuje na istnienie zwierzęcego fluidu magnetycznego, a zatem fluid ten – jako nie istniejący – nie może wywoływać dobroczynnych skutków leczniczych. Gwałtowne zaś efekty zaobserwowane u pacjentów poddawanych grupowej terapii, wynikają z kontaktu z innymi ludźmi, z podniecenia wyobraźni oraz mechanicznego naśladownictwa, które pobudza nas, bez udziału naszej woli, do powtarzania tego, co uderza nasze zmysły". Podobne orzeczenie wydała również komisja wydziału lekarskiego, powołana w tym samym czasie. Wyniki eksperymentów były zresztą jednoznaczne: np. chorzy z zawiązanymi oczyma nie odczuwali nic, jeśli ich nie informowano, że są "magnetyzowani'% reagowali zaś natychmiast, gdy im o tym komunikowano, choć w rzeczywistości nie byli poddani żadnemu działaniu. Trzeba dodać, że Mesmer nie zgodził się na zbadanie siwych pacjentów, wobec odrzucenia przez Komisję Akademii Nauk jego propozycji, aby oceniano wyniki terapii tych samych schorzeń, przeprowadzanej jednocześnie w dwóch równych liczebnie grupach chorych: leczonych jego metodą oraz zwykłymi medycznymi metodami. Negatywne stanowisko Komisji wobec – na 'owe czasy bardzo nowoczesnej – zasady grup kontrolnych wynikało, jak można przypuszczać, ze świadomości, iż ocena skuteczności metod leczniczych Mesmera może przysłonić istotę zagadnienia, jakim jest określenie podłoża obserwowanych zjawisk. Potwierdzenie zaś swym autorytetem większej skuteczności tych metod od tradycyjnych przyczyniłoby się pośrednio do umocnienia błędnej teorii. W rezultacie badania przeprowadzane były na pacjentach francuskiego lekarza – magnetyzera M. D. Eslona – ucznia i konkurenta Mesmera. Uczeń nie trzymał się zresztą tak kurczowo teorii "magnetyzmu zwierzęcego" jak jego mistrz, stojąc na stanowisku, że "jeśli medycyna wyobraźni jest najlepsza, dlaczego nie mielibyśmy jej uprawiać?" Czy Mesmer był rzeczywiście szarlatanem, jak twierdzili jego wrogowie? Na pewno nie można go nazwać oszustem i mistyfikatorem, w rodzaju współczesnego mu Józefa Balsamo, czyli hrabiego Cagliostro (1743–1795). Wiele faktów zdaje się wskazywać, iż wierzył w słuszność swej teorii i skuteczność metod leczenia; nie ma dowodów, aby świadomie wykorzystywał naiwność ludzką, jakkolwiek ciągnął poważne zyski ze swej praktyki. W oskarżeniach przeciwników austriackiego magnetyzera wiele było osobistej zawiści i uprzedzenia, ale też wybujała ambicja i drażliwość nie jednały mu przyjaciół. Jego tragedią było to, że – Wbrew własnemu mniemaniu o sobie – nie przejawiał talentu badawczego i niezbędnego w pracy naukowej krytycyzmu wobec osiągniętych wyników. Gdy uczeń Mesmera i kontynuator jego dzieła – markiz Chastenet de Puysegur powiadomił go o zaobserwowanym przez siebie zjawisku zapadania niektórych pacjentów w stan przypominający sen lunatyczny i możliwości słownego przekazywania im poleceń – zlekceważył to odkrycie. A przecież nie "magnetyzm zwierzęcy", ale właśnie ów stan nazwany później przez Puysegura "somnambulizmem", a w 1843 roku przez szkockiego lekarza Jamesa Braida (1795–1860) "hipnozą" – okazał się w następnych stuleciach jedną z najbardziej pasjonujących zagadek współczesnej fizjologii i psychologii. Trzeba jednak zaznaczyć, iż również wybitni przedstawiciele ówczesnej nauki, zasiadający w komisjach, badających sprawę "magnetyzmu zwierzęcego", choć byli zgodni w swych werdyktach, nie wykazali zbytniej dalekowzroczności. Stwierdziwszy, że przyczyn konwulsji i efektów leczniczych należy szukać w "podnieceniu wyobraźni", czyli – powiedzielibyśmy dziś – w sugestii, zamknęli na tym swe wnioski. Zatrzy,mali się więc w najciekawszym momencie swych badań, niejako na progu nowego obszaru poznania. Dotyczy to zresztą również oceny skuteczności terapii mesmerowskiej. Jak stwierdza znany angielski specjalista z zakresu psychologii medycznej – łan Oswald: "To, na czym opierał się Mesmer, jest nadal niezwykle ważnym czynnikiem w leczeniu. Opierał się on na wierze pacjenta we wszechmoc lekarza. Leczył on szereg zaburzeń psychonerwicowych, z pewnością przypadki porażeń histerycznych i ślepoty histerycznej. Innymi słowy: leczył ludzi, którzy na skutek zaburzeń emocjonalnych cierpieli na porażenie kończyn lub wzroku i których powrót do zdrowia napawał lękiem lub groził im utratą pewnych korzyści. Objawy te można dziś wyleczyć, podobnie jak w klinice Mesmera, metodami równie efektownymi. W ten sposób nie usuwa się jednak źródeł zaburzeń emocjonalnych, których leczeniem zajmuje się współczesna psychoterapia 17. Wydawać by się mogło, że wykazanie, iż sugestia i wywoływany nią stan hipnotyczny stanowi podłoże leczniczych sukcesów mesmerystów, położy kres teoriom "magnetyzmu zwierzęcego" i "kosmicznego fluidu". Tak się jednak nie stało. Dawały one znać o sobie raz po raz w wieku XIX w okresie wzrostu zainteresowania hipnozą i rozkwitu meddumizniu, a i w naszych czasach odbijają się, w zmienionej postaci, dalekim echem w niektórych hipotezach dotyczących wpływu pól bioenergetycznych na organizmy żywe. Mam tu, rzecz jasna, na myśli świat naukowy, a nie różnego autoramentu "(uzdrawia czy" i okultystów, wśród których Mesmerowskie koncepcje cieszyły się zawsze najwyższym uznaniem. Ciekawe, że również polski pionier hipnotyzmu i badań parapsychologicznych z pozycji przyrodniczej, Julian Ochorowicz (1850–1917), skłaniał się do przypisywania siłom magnetycznym wpływu na co najmniej niektóre zjawiska paranormalne. Już zresztą jako siedemnastoletni student psychologii wydziału filozoficzno-historyciznego ówczesnej Szkoły Głównej napisał w 1867 roku artykuł pt. "Magnetyzm żywotny wobec nauki przyrody i sztuki lekarskiej". Artykuł ten, zamieszczony przez warszawski tygodnik "Kłosy" poświęcony literaturze, nauce i sztuce, wywołał zresztą gwałtowną i ciągnącą się długo polemikę. Ochorowicz był również wynalazcą prostego przyrządu, nazwanego przez niego hipnoskopem, używanego do badania podatności na hipnozę. Zawierał on silny magnes, między jego bieguny badany wsuwał palec i jeśli po pewnym czasie odczuwał jakieś wrażenia (np. mrowienie w ręce) lub – po wyjęciu – ruchy tego palca różniły się znacznie od ruchów palca nie poddanego działaniu hipnoskopu, było to traktowane jako dowód podatności na hipnozę. Trzeba tu jednak zastrzec, iż jakkolwiek przyrząd ten okazał się niejednokrotnie użyteczny w praktyce hipnotyzerskiej, jego oddziaływanie nie dowodzi jeszcze wrażliwości badanych osób na pole magnetyczne. Unieruchomienie palca może wywołać chwilowe niedowłady, a także różnego rodzaju odczucia (mrowienie, pulsowanie, itp.), zwłaszcza u ludzi podatnych na sugestię. Co więcej, sam werdykt eksperymentatora, iż hipnoskop wykazał podatność danej osoby na hipnozę, z" pewnością może stanowić czynnik sprzyjający podatności na sugestie przekazywane później przez hipnotyzera. Takie stwierdzenie stanowi również pewnego rodzaju sugestię. Byłoby oczywiście przesadą wykluczać na tej podstawie możliwość, iż podatni na hipnozę ludzie przejawiają wzmożoną wrażliwość na niektóre słabe oddziaływania fizyczne (m. in. pól magnetycznych), jednak w praktyce oddzielenie tego, co jest rzeczywistym odczuciem fizycznym bodźca, od tego, co jest złudzeniem wywołanym sugestią, nie jest wcale łatwe, a testy kontrolne nie zawsze dają jednoznaczną odpowiedź. Sprzeciw mesmerystów budzi i dziś twierdzenie, iż działają ona sugestią, a nie swymi właściwościami fizycznymi – "energią" akumulowaną i emitowaną przez ich organizm. Tymczasem alternatywa: bodźce fizyczne lub sugestia jest chyba nieporozumieniem. Uwidacznia się to wyraźnie, gdy spróbujemy opisać te oddziaływania w języku cybernetyki. Dwa żywe organizmy, wywierające wzajemnie na siebie wpływ, można traktować jak dwa układy względnie odosobnione, między którymi istnieje przepływ energii i informacji. Chociaż w istocie każde przesłanie informacji wymaga emisji i absorpcji energii, zaś każde zasilenie niesie informację o stanie układu, który tę energię emituje, jednakże stosowany w cybernetyce podział sprzężeń na zasileniowe (energetyczne) i informacyjne nie jest tylko umownym uproszczeniem, lecz odzwierciedla dwa różne aspekty procesu sterowania, czyli celowego oddziaływania jednego układu na drugi. Informacja bowiem – mimo że ilość energii niezbędnej do jej przesłania może być znikoma – jest w stanie wyzwolić nie tylko złożone procesy przetwarzania informacji, ale również zasileń, i to poważnie liczące się w bilansie energetycznym organizmu. Wracając do teorii mesmerystów: ich hipotezy, że "passami" ("głaskami") przekazują swą energię hipnotyizowaLnym lub co najmniej koncentrują "fluidy" wypełniające wszechświat, wydają się w tym świetle prymitywne i niepotrzebne. Znacznie prościej bowiem przyjąć, iż źródłem energii przejawiającej się w reakcjach psychofizjologicznych (np. w postaci konwulsji) jest tu organizm "magnetyzowanej" osoby, zaś magnetyzer stymuluje te procesy przede wszystkim informacyjnie. Informacją mogą tu być ruchy rąk magnetyzera, odczuwane ciepło tych rąk, wywoływane powiewy itp., a może nawet emisja promieniowania elektromagnetycznego komórek jego ciała. Podział na procesy informacyjne i energetyczne nie pokrywa się 'bynajmniej z uświęconym tradycją podziałem na procesy psychiczne i fizjologiczne. W każdym procesie psychicznym, jak też w każdym procesie fizjologicznym, działają czynniki informacyjne i energetyczne, a i samo oddzielanie ducha od ciała jest sztucznym i niepotrzebnym zabiegiem. Wstecz / Spis Treści / Dalej 2. Hipnoza Odkrycia zjawisk hipnotycznych dokonano w drugiej połowie XVIII wieku. Ale chociaż w ciągu kilku następnych dziesięcioleci poznano niemal wszystkie niezwykłe właściwości hipnozy, przez ponad sto lat ich interpretacja obracała się prawie wyłącznie w kręgu mesmerowskiego magnetyzmu, a wnioski do jakich doszli w 1784 r. przedstawiciele francuskiej Akademii Nauk pozostały nie zauważone lub zapomniane. Co gorsza, narosło wokół tych zjawisk sporo nieporozumień, sprzyjających ześlizgiwaniu się 'badań na pozycje okultystyczne, budzące nieufność i niechęć świata naukowego. Odkrywca hipnozy markiz Puysegur już podczas pierwszych doświadczeń padł ofiarą takiego .nieporozumienia. "Magnetytzując" pasterza Wiktora .stwierdził, iż pacjent zamiast reagować konwulsjami, zapada w jakiś dziwny sen przypominaj ący zachowanie się lunatyka, a co jeszcze ciekawsze – w stanie tym może rozmawiać i odpowiadać w sposób rozsądny ,na pytania magnetyzera. Otóż w czasie jednej z takich rozmów Wiktor stwierdził, iż "widzi wnętrze rzeczy", co Puysegur, zasugerowany logicznością innych jego wypowiedzi, uznał bezkrytycznie za fakt. Postanowił więc wykorzystać tę zdolność dla rozpoznawania chorób u innych pacjentów. Jak wynika z relacji na temat owych "diagnoz", jasnowidcze zdolności Wiktora były jednak bardzo mizerne... Innego rodzaju nieporozumienie wynikło z prób potwierdzenia za pomocą hipnozy rzekomych odkryć frenologii – popularnej w pierwszej połowie XIX wieku teorii austriackich neurofizjologów, F. J. Galla i K. Spurzheima, którzy twierdzili, iż z ukształtowania czaszki człowieka można wnioskować o jego zdolnościach umysłowych i właściwościach psychicznych. Zakładając, iż właściwości te są zlokalizowane w określonych punktach czaszka i że można na te miejsca oddziaływać "siłą magnetyczną", niektórzy hipnotyzerzy demonstrowali reakcje zahipnotyzowanej osoby dotykając "(Odpowiednich" guzów na czaszce. Nawet wybitni uczeni – jak np. Alfred Russel Wallace (1823–1913), angielski przyrodnik, niezależnie od Darwina twórca koncepcji zmienności gatunków i doboru naturalnego – będąc świadkami takich eksperymentów ulegali złudzeniu, że teoria frenologów jest prawdziwa, nie zdając sobie sprawy, że hipnotyzer sugeruje określone reakcje badanemu. Oczywiście nie brak było naukowców podchodzących krytycznie do tego rodzaju dowodów. Należał do nich również Fryderyk Engels (1820–1895), który tak oto opisuje przeprowadzane przez siebie eksperymenty z hipnozą w latach czterdziestych ub. wieku: "(...) zainteresowały nas te (zjawiska i chcieliśmy się przekonać, w jakiej mierze potrafimy je odtworzyć. Jako obiekt nadarzył się nam pewien rozgarnięty dwunastoletni chłopak. Nieruchomo wlepione weń spojrzenie lub lekkie głaskanie bez trudu wprawiało go w hipnotyczny trans. Ale że zabraliśmy się do rzeczy z mniejszą nieco wiarą i nie tak żarliwie jak pan Wallace, doszliśmy też do innych zgoła rezultatów. Abstrahując od łatwego do osiągnięcia drętwienia mięśni i znieczulania stwierdziliśmy stan całkowitej bierności woli, połączonej z osobliwą nadpobudliwością zmysłów (...) Pobudzać do działania Gallowe organa czaszki było dla nas drobnostką, posunęliśmy się znacznie dalej: potrafiliśmy nie tylko zamieniać je wzajemnie i rozmieszczać po całym ciele, ale fabrykowaliśmy też dowolną liczbę organów – organa śpiewu, gwizdania, trąbienia, tańca, boksu, szycia, szewstwa, palenia tytoniu itd. lokując je, gdzie nam .się podobało. Jeśli Wallace upijał swego pacjenta wodą, to myśmy odkryli \v wielkim palcu u nogi organ pijackiego zamroczenia; wystarczyło nam go tylko dotknąć, żeby uzyskać najcudowniejszą komedię pijaństwa. Ale proszę mnie dobrze zrozumieć; żaden organ nie wykazywał nawet śladu działania, dopóki pacjentowi nie dało się do zrozumienia, czego się od niego oczekuje; chłopak, dzięki praktyce, niebawem tak się wydoskonalił, że wystarczał mu najmniejszy znak. Wytworzone w ten sposób organa pozostawały w mocy raz na zawsze również podczas późniejszych usypiań, jeżeli nie zmieniało się ich tą samą metodą. Pacjent nasz miał właśnie podwójną pamięć – jedną dla stanu normalnego, drugą, zupełnie odrębną –dla stanu hipnotycznego. Co się tyczy bierności woli, absolutnej jej uległości wobec woli innej osoby – straci to wszelkie pozory cudu, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że cały ten stan zaczynał się od podporządkowania woli pacjenta woli operatora i bez tego nie może nastąpić"18. Frenologiczne złudzenia nie przyczyniły się do wzrostu popularności hipnozy w kręgach lekarskich i naukowych. Z reguły wraz z plewami odrzucano wartościowe ziarno. Kiedy w 1843 roku chirurg z Manchesteru, James Braid, wystąpił ze swą neurofizjologiczną teorią hipnozy, nie zwrócono na nią większej uwagi m. in. dlatego, że autor w owym czasie dał się zwieść teorii Galia i Spurzheima. Tymczasem wnioski, do jakich doszedł Braid w swych badaniach, stanowiły zasadniczy zwrot w naukowej interpretacji zjawisk hipnotycznych. Stwierdziwszy, iż do wywołania transu nie .są konieczne ani ruchy dłoni (tzw. "passy"), ani żaden magnes, lecz wystarczy tylko sugestia słowna, ewentualnie wspomagana wpatrywaniem się w świecący przedmiot, odszedł on zdecydowanie od koncepcji "fluidu", wprowadzając termin "hipnoza" w miejsce "magnetyzmu zwierzęcego". Chciał bowiem w ten sposób podkreślić, że trans hipnotyczny jest stanem podobnym do snu, spowodowanym nie "siłami magnetycznymi", lecz sugestywnym oddziaływaniem hipnotyzera. Na doniosłość odkryć Braida zwrócili uwagę dopiero francuscy psychologowie i lekarze A. A. Liebeault i H. Bernhehn. Liebeault nie był jednak – podobnie jak polski pionier hipnozy Julian Ochorowicz – zdecydowanym antyfluidystą, przyjmując możliwość występowania obok wpływów psychologicznych również czynników fizycznych: bezpośredniego oddziaływania między układami nerwowymi lekarza i pacjenta. Zasadniczego przełomu w stosunku świata naukowego do hipnozy dokonał jednak dopiero w początkach lat osiemdziesiątych XIX wieku Jeain Martin Charcot (1825–1893), wybitny francuski klinicysta i badacz chorób układu nerwowego. Stosując sugestię i hipnozę w leczeniu histerii, nie tylko przekonał on francuską Aikademię Nauk o realności zjawisk hipnotycznych i użyteczności hipnozy w terapii, ale także potrafił wzbudzić żywe zainteresowanie tymi zagadnieniami wielu wybitnych przedstawicieli ówczesnej nauki. Ukoronowaniem jego działalności propagatorskiej stał się zorganizowany w 1889 roku w Paryżu Międzynarodowy Kongres Doświadczalnego i Leczniczego Hipnotyzmu. Nie znaczy to, iż wśród badaczy zjawisk hipnotycznych panowała zgoda, zwłaszcza jeśli chodzi o interpretację tych zjawisk. Idee "magnetyzmu" wracały raz po raz w zmienionej postaci, zwłaszcza że doświadczenia Charcota z histerykami zdawały się wskazywać na decydujący wpływ takich czynnćków, jak światło, ciepłota, elektryczność i magnetyzm, a nawet wibracje powietrza. Linia podziału biegła teraz między fizjologiczną a psychologiczną interpretacją hipnozy. Stronnicy interpretacji psychologicznej z Bernheimem na czele wskazywali, iż wszystkie zjawiska można sprowadzić do działania sugestii. Szkoła fizjologiczna – do której należał Charcot – szukała fizykalnego, przyrodniczego podłoża tych zjawisk, twierdząc, iż sprowadzanie wszystkiego do sugestii wiedzie na manowce i niczego nie wyjaśnia. Trzeba przyznać, iż w owym czasie sugestia słowna musiała wydawać się badaczom jeszcze bardziej niezrozumiałym zjawiskiem niż wpływ magnetyczny. Argumentem na rzecz interpretacji fizjologicznej miały być obserwowane – na długo przed odkryciem zjawiska hipnozy u ludzi – stany kataleptyczne u zwierząt. Już w 1646 loku jezuita Athanasius Rircher opisał takie oto niezwykłe doświadczenie: Kurę ze związanymi łapkami kładł on na brzuchu lub na boku i, gdy się uspokoiła, rysował kredą linię biegnącą od dzioba w obie strony. Następnie rozwiązywał łapki, mimo to jednak kura zamiast zerwać się i uciec, pozostawała nadal w tej samej pozycji jakby w osłupianiu, z którego wyrwać ją mogło dopiero uderzenie lub hałas. Kircher próbował tłumaczyć to zjawisko 'strachem i poddaniem się wyimaginowanym więzom w postaci narysowanej linii, jakkolwiek z późniejszych eksperymentów wynikało, że tworzenie fikcyjnych więzów nie jest konieczne do wywołania stanu kataleptycznego. Stan ten, który można wywołać również u wielu innych zwierząt (ssaków, ptaków, gadów, płazów, ryb, owadów i skorupiaków) nazwano pod koniec XIX wieku niesłusznie "hipnozą zwierzęcą" dla podkreślenia jego rzekomego podobieństwa do hipnozy, sugerując się możliwością wywołania u hipnotyzowanego stanów kataleptycznych. W rzeczywistości katalepsja zwierząt jest zupełnie innego rodzaju zjawiskiem niż hipnoza. Wprowadzić w ten stan można różnymi metodami – jak np. ustawieniem w niezwykłej pozycji, obracaniem, huśtaniem, zakapturowaniem, długotrwałym bodźcem optycznym itp., zaś ogólną prawidłowością jest tu działanie bodźca nadmiernie silnego (lub wywołującego przerażenie), ograniczenie swobody ruchów, a także powtarzanie bodźca, chociaż wystarczy nieraz działanie tylko jednego z tych czynników. Doświadczenie Kirchera (wg starej ryciny) Różnice zdań między Bernheimem i Charcotem dotyczyły również miejsca i funkcji stanu hipnotycznego w działaniu organizmu ludzkiego. Dla Bernheima hipnoza była normalnym zjawiskiem psychologicznym, reakcją psychiki na określony zespół bodźców. Dla Charcota – sztuczną nerwicą histeryczną, a więc stanem patologicznym. Na podstawie doświadczeń przeprowadzanych z histerykami w swej klinice psychiatrycznej doszedł on nawet do mylnego wniosku, iż stan hipnotyczny, zależnie od głębokości transu, dzieli się na trzy wyraźnie rozgraniczone fazy, które można kolejno wywoływać: letarg, katalepsja i somnambulizm. Podział ten ani też stosowane metody nie znalazły potwierdzenia w dalszych badaniach – podatność na hipnozę, jak i sam przebieg transu, mają bowiem bardzo zindywidualizowany charakter. Należy sądzić, iż prawidłowości zaobserwowane przez Charcota były przez niego lub jego asystentów nieświadomie sugerowane pacjentom, tym łatwiej, że występują one w stanach histerycznych również bez sugestii. W sporze między szkołami fizjologiczną i psychologiczną w wielu kwestiach bliskie prawdy były w istocie obie strony – są to bowiem zjawiska psychofizjologiczne, w których szczególnie jaskrawo występuje ścisłe wzajemne powiązanie czynników fizycznych i psychicznych. Nie ulega już dziś wątpliwości, że podstawowym czynnikiem wywołującym zjawiska hipnotyczne jest sugestia, przy czym szczególną rolę w przypadku człowieka odgrywa sugestia słowna. Bodźce fizyczne są czynnikami sprzyjającymi sugestii, niemniej najistotniejsze znaczenie ma kontakt między operatorem a obiektem eksperymentu, tj. dominująca pozycja hipnotyzera w oddziaływaniu sugestywnym na hipnotyzowanego. To właśnie w wydiiku sugestii, spotęgowanej stanem ograniczenia pola świadomości, pojawiają się tak zadziwiające zjawiska, jak nieodczuwalne określonych bodźców czy też nadwrażliwość. Można np. wmówić zahipnotyzowanej osobie, iż mię odczuje bólu w czasie przeprowadzanej bez znieczulenia operacji lub porodu. Co ciekawsze, sugestia taka powoduje zmniejszenie krwawienia często demonstrowane w czasie pokazów hipnozy w postaci (przekłuwania igłą dłoni. I odwrotnie – dotknięcie ołówkiem przy sugestii, że jest to palący się papieros, powoduje nie tylko okrzyk bólu ale czasem również zaczerwienienie skóry, podobne do oparzenia. Sugestie mogą dotyczyć nie tylko wrażeń dotykowych czy termicznych, ale również słuchowych i wzrokowych. Zahipnotyzowany może nie słyszeć niektórych dźwięków ((np. głosu określonej osoby) lub odwrotnie – słyszeć nie istniejące w rzeczywistości |np. nieobecnych lub zmarłych). Do szczególnie efektownych eksperymentów należy wywoływanie omamów ,wzrokowych – zahipnotyzowany wita się serdecznie z nieobecną na sali matką, wskakuje na stół ze strachu przed wyimaginowaną żmiją, rozbiera się i kładzie spać do nie istniejącego łóżka. Spośród wielu niezwykłych przejawów działania hipnozy szczególne zainteresowanie psychologów budził od dawna jej 'wpływ na procesy pamięciowe. Człowiek poddany działaniu hipnozy, po przebudzeniu ze stanu głębokiego transu zapomina o wszystkim, co wydarzyło się w czacie seansu, zwłaszcza jeśli eksperymentator zasugerował mu, iż nie będzie niczego pamiętał z tego okresu. W pamięci hipnotyzowanego powstanie luka. I odwrotnie – drogą sugestii posthipnotycznej można spowodować, iż po przebudzeniu przypomni on sobie wszystkie przeżycia transowe. Sugestia posthipnotyczna należy do najbardziej zadziwiających efektów oddziaływania hipnotycznego opisywanych przez wielu eksperymentatorów – psychologów i lekarzy. W czasie transu można polecić zahipnotyzowanemu człowiekowi, aby po wyprowadzeniu z transu, w określonymi czasie lub na określony sygnał, wykonał zasugerowaną mu czynność. I rzeczywiście, po przebudzeniu, chociaż mię pamięta on niczego, co działo się w czasie transu, wykonuje polecenie. Jeśli hipnotyzer polecił mu np., aby po 20 minutach od "przebudzenia" wyszedł do przedpokoju, przyniósł wiszący tani parasol i otworzył go – człowiek ten, gdy nadchodzi wyznaczona chwila, poczyna okazywać niepokój, wreszcie wychodzi i wykonuje polecenie. Na pytanie zaś, dlaczego to robi, bądź nie jest w stanie odpowiedzieć, bądź wymyśla na poczekaniu mniej lub bardziej logiczne uzasadnienie swego postępowania (np. że chciał sprawdzić czy parasol nie jest dziurawy, bo spodziewa się deszczu). Znamienne jest, że nawet lekarz, stosujący hipnozę w praktyce, gdy poddał się sam podobnemu eksperymentowi, nie mógł oprzeć się nakazowi posthipnotycznemu, mimo iż podejrzewał, że odczuwana potrzeba wykonania niezrozumiałej czynności została mu narzucona przez kolegę, który go zahipnotyzował19. W związku z tymi właściwościami hipnozy wyłania się problem, czy pod wpływem sugestii hipnotycznej możemy popełnić czyn, którego nie jesteśmy zdolni popełnić w stanie normalnym. Zdania specjalistów są tu podzielone. Niektórzy kategorycznie zaprzeczają takiej możliwości, powołując się na przypadki, w których polecenie hipnotyzera sprzeczne z postawą moralną hipnotyzowanego wywoływało przebudzenie z transu. Inni twierdzą, że w pewnych przypadkach odpowiednią sugestią można stworzyć taką fikcyjną sytuację, połączoną z omamami, w której opory moralne mogą nie wystąpić20. Niezwykle interesująca dla psychologów i wykorzystywana czasem w terapii psychoanalitycznej jest zdolność do regresji, t j. cofania się w .przeszłość na polecenie lekarza-hipnotyzera. Okazuje się, że tą drogą można nie tylko w pewnych przypadkach odtworzyć dawno zapomniane wydarzenia z życia pacjenta, ale również wywołać u niego pewnego rodzaju regres osobowości i uzdolnień (np. pisze i rysuje w sposób podobny jak w okresie, do którego polecono mu się cofnąć21). W RFN przeprowadzono podobno tą drogą, przed kilkunastu laty, udaną .próbę odtworzenia przez autora fragmentów książki napisanej przez niego i zniszczonej w czasie wojny. W stanie hipnozy u niektórych ludzi można zaobserwować zjawisko dysocjacji osobowości, podobne do tego, jakie spotykano często u mediów , na seansach spirytystycznych. Jednym ze szczególnie zadziwiających przejawów rozszczepienia świadomości jest tzw. pismo automatyczne, występujące nie tylko w transie, na polecenie hipnotyzera, ale czasem również w wyniku sugestii posthipnotycznej i autosugestii. Zahipnotyzowany może prowadzić rozmowę z eksperymentatorem, a jednocześnie ręka jego sama pisze, i to na zupełnie inny temat. Zdolność automatycznego pisania wywołana sugestią posthipnotycziną może również w pewnych warunkach znaleźć zastosowanie praktyczne. U młodej poetki Anny B. po sugestii pisania automatycznego pojawiło się ono w postaci twórczości poetyckiej: z powstałych w ten sposób tekstów wykorzystuje ona znaczną liczbę elementów jako tworzywo i czynnik autoinspiracyjny. Znamienne jest, iż twórczość automatyczna różni się od świadomej przede wszystkim tematyką i nastrojem, w mniejszym zaś stopniu formą. W stanie hipnozy można podwyższyć znacznie sprawność ruchową li wytrzymałość, sugerując określone zdolności czy nieodczuwanie zmęczenia. W pewnym, mniejszym nieco (Stopniu, udaje się zwiększyć sprawność umysłową (zwłaszcza liczenie), jak i niektóre zdolności twórcze (malarstwo, poezja transowa). Na ogół jednak sugestia hipnotyczna zawodzi w przypadkach, gdy celem jej jest zwiększenie efektywności bardziej skomplikowanych działań intelektualnych. W ZSRR dr W. Rajkow osiągnął pozytywne rezultaty w uczeniu rysunków w czasie transu hipnotycznego, sugerując uczniom, że posiadają zdolności Rafaela czy Rembrandta. Wydaje się jednak wątpliwie, aby tą drogą można było "produkować" geniuszy. Pismo automatyczne studenta w stanie hipnozy, zajętego jednocześnie rozmową na temat nie zdanego egzaminu (doświadczenie przeprowadzone przez L. E. Stefańskiego). Wiele znaków zapytania kryją w sobie rzeczywiste czy rzekome związki stanów hipnotycznych z niektórymi zjawiskami paranormalnymi. Tu wymagana jest oczywiście szczególna ostrożność i krytycyzm w ocenie wyników eksperymentów i teorii opartych często, niestety, na zbyt pochopnych wnioskach. Wstecz / Spis Treści / Dalej 3. Sila wyobraźni Od czasów, gdy fizjolog rosyjski Iwan P. Pawłow (1849–1936) tworzył swą teorię od ruchów warunkowych22, amerykański pionier psychologii eksperymentalnej Edward L. Thorndike (1874–1949) zaś kładł fundamenty pod naukę o warunkowaniu instrumentalnym23, nasza wiedza o organizmie i układzie nerwowym ogromnie się poszerzyła. Przełomowym krokiem na drodze poznania mechanizmów psychofizjologicznych były przede wszystkim dokonane w połowie naszego stulecia odkrycia G. Moruzzaego i H. W. Magouna24, dotyczące funkcji tzw. tworu siatkowatego, mieszczącego się w centralnej części pnia mózgu, oraz niektórych innych struktur związanych czynnościowo z tym tworem, którym łącznie nadano nazwę układu siatkowatego. Funkcje te polegają na regulacji pobudliwości innych struktur mózgowia (w szczególności kory), na zwiększaniu lub zmniejszaniu stanu gotowości czynnościowej tych struktur. Źródłem informacji o świecie zewnętrznym i procesach zachodzących we wnętrzu ciała są dla organizmu bodźce czyli czynniki fizyczne lub chemiczne działające na narządy zwane receptorami. W receptorach energia tych czynników przetworzona zostaje na impulsy nerwowe o częstotliwości proporcjonalnej do siły bodźca. Każdy z receptorów jest narządem wyspecjalizowanym, reagującym w dużym stopniu wybiórczo na określony rodzaj bodźców. Działanie bodźca na receptor i wysłanie impulsów nie oznacza jeszcze, że przesłana do określonych ośrodków korowych informacja wywoła w nich reakcję w postaci wrażenia. Na to, aby reakcja taka wystąpiła, kora musi być przygotowana do przyjęcia tych sygnałów przez odpowiednie pobudzenie. Otóż sygnały wysłane przez receptory docierają nie tylko do kory, lecz jednocześnie do układu siatkowatego, który obserwując płynące do kory sygnały "budzi" ją w razie potrzeby. Owo "budzenie", czyli tzw. "rozlane pobudzenie", ogarnia przy tym całą korę, umożliwiając identyfikację bodźca w odpowiednim ośrodku mózgu. Ściślej: układ siatkowaty – działając pod wpływem bodźców płynących z obwodu – wywołuje w korze i innych strukturach mózgowia stan "gotowości czynnościowej", zwany napięciem (tonusem), niezbędny do prawidłowego funkcjonowania ośrodków spostrzegania, kojarzenia i ruchu. Aktywizacja ta polega prawdopodobnie na podprogowym pobudzeniu neuronów korowych, których wrażliwość na impulsy wzrasta zależnie od stopnia tego pobudzenia. Schemat działania układu siatkowatego. Zakreskowany pionowo – układ wzbudzający korą. 1 – impulsy z dróg czucia somatycznego, 2 – okolice czucia somatycznego, 3 – Impulsy z drogi wzrokowej, 4 – okolica wzrokowa kory. W – nieswoiste działanie wzbudzające. Nie każdy jednak dostatecznie silny bodziec musi powodować "ogłoszenie alarmu". Gdyby układ siatkowaty reagował na każdy przypadkowy sygnał – byłby niepotrzebny. Skąd jednak "wie" on, które sygnały w danej sytuacji są ważne, a które obojętne dla kory? Informacje na ten temat otrzymuje od korowych i podkorowych struktur analizujących emocjonalną treść bodźca (zlokalizowanych w tzw. układzie rąbkowym, należącym do najstarszej filogenetycznie części kresomózgowia). Działają one w powiązaniu z kojarzeniowymi ośrodkami kory, a wlec zgodnie z uwarunkowanymi uprzednio reakcjami. W rezultacie układ siatkowaty działa selektywnie reagując tylko na .niektóre sygnały, a ściślej: reagując różnym stopniem pobudzania kory. Zależnie od natężenia strumienia impulsów wysyłanych przez układ siatkowaty, kora wykazuje różny stopień aktywności, której przejawem jest określony stan świadomości (np. napiętej uwagi, spokojnego czuwania, senności lub głębokiego snu). W wybiórczym reagowaniu na określone bodźce szukamy też wyjaśnienia mechanizmu fizjologicznego uwagi. Stwierdzono już, że ważną funkcję w tym mechanizmie spełnia część wzgórzowa (thalamus) układu siatkowatego, która odznacza się zdolnością bardziej wybiórczego oddziaływania na poszczególne obszary niż twór .siatkowaty niższych części pnia mózgu. W procesach skupienia uwagi występuje także inne zjawisko, polegające na tym, że na bodziec monotonny, nieważny w danej chwili dla organizmu, układ nerwowy przestaje stopniowo reagować, a nawet może to spowodować proces ogólnego hamowania i snu. Kiedy jednak z jakichś powodów bodziec ten staje się dla nas ważny – .natychmiast pojawia się reakcja w postaci pobudzenia (np. tykania zegara czy monotonnego szumu nie słyszymy tak długo, dopóki coś ,nie zwróci na nie naszej uwagi). Proces kojarzenia bodźców nie przebiega w tak prosty sposób, jak wyobrażali sobie psychologowie asocjacjoniści jeszcze w początkach naszego stulecia. Spostrzeżenia nie są bynajmniej sumą elementarnych wrażeń – nie tworzą się poprzez proste dodawanie. Klasyfikacja i selekcja bodźców dokonuje się w złożonych systemach czuciowych zwanych analizatorami. Według teorii polskiego neurofizjologa, prof. Jerzego Konorskiego (1903–1974)25, analizatory stanowią wielopiętrowe systemy zorganizowane hierarchicznie, w których bodźce odebrane przez receptory, zanim dotrą do "wyższych" kojarzeniowych ośrodków, są przetwarzane na informacje scalone, będące jak gdyby "ekstraktem" zawierającym najistotniejszą treść tego, co jest przedmiotem przekazu. I tak np. w procesie percepcji wzrokowej obraz padający na siatkówkę powoduje różne pobudzenie fotoreceptorów w różnych jej miejscach, ale poszczególne impulsy przez nie wysyłane nie docierają bynajmniej od razu do "pól rozpoznawczych" w korze. Pierwsze scalenie elementarnych sygnałów dokonuje się już w siatkówce, w jej warstwach utworzonych z neuronów – przekaźników – wyodrębniane są wówczas kontury składników obrazu. W wyniku kolejnych aktów procesu scalania informacji, który nabiera szczególnej złożoności w polach projekcyjnych ośrodków wzrokowych kory, do "pól rozpoznawczych" ("pól gnostycznych" wg terminologii J. Konorskiego) docierają sygnały reprezentujące poszczególne cechy obrazu padającego na siatkówkę. Jeżeli kilka .różnych sygnałów ("reprezentantów" różnych cech obrazu) pobudza jednocześnie określone zespoły neuronów w tych polach, następuje skojarzenie tych sygnałów, powstaje tzw. jednostka gnostyczna (rozpoznawcza), w której utrwala się wzorzec określonego zbioru cech obrazu. Gdy na siatkówce pojawi się ponownie podobny obraz, zbiór sygnałów – podobny do tego, który został już utrwalony w owej jednostce gnostycznej – trafia na utorowane połączenia i następuje rozpoznanie obrazu – natychmiast, w sposób nie analityczny, lecz jak gdyby całościowo. a – schemat spostrzegania: wzorzec bodźcowy (B) odebrany przez receptor (R) i przeanalizowany wstępnie (A) pobudza pole projekcyjne (P) i dociera także do analizatora emocyjnego (E), który może wzmocnić jego dzialanle, spowodować odruch celowniczy (C) i utrwalenie (zapamiętanie) wzorca to polu gnostycznym (C). Ponowne pojawienie się sygnałów odpowiadających wzorcowi powoduje pobudzenie pola gnostycznego, odruch celowniczy i percepcję {spostrzeżenie). Jednocześnie jednak pole to poczyna wysyłać sygnały do systemu hamującego wzmocnienie (H), co przy powtarzaniu się bodźca prowadzi do zobojętnienia (blokady percepcji), b – pobudzenie pola gnostycznego (C1) drogą asocjacyjną, tj. z innego pola gnostycznego (G2), przy braku pobudzenia receptora (R1), a tym samym hamowaniu z tej strony pola projekcyjnego (P1) nie powoduje odruchu celowniczego (C1) i pobudzenie odczuwane jest jako wyobrażenie, c – brak hamowania ze strony recepcyjnej (R1) przy jednoczesnym pobudzeniu pola gnostycznego (G1) drogą asocjacyjną prowadzi do odruchu celowniczego (C1) i powstaniu halucynacji. i – podobnie silne wzmocnienie (pobudzenie emocjonalne) może przy słabym hamowaniu ze strony recepcyjnej wywalać odruch celowniczy ku nierzeczywistemu bodźcowi i powstanie halucynacji (–> – połączenie pobudzeniowe, (–l –połączenie hamulcowe). Znamienną właściwością procesu spostrzegania jest to, że poprzedzone jest ono zawsze odpowiednim odruchem celowniczym. Gdy jakiś element obrazu padającego na siatkówkę zwraca naszą uwagę, oczy nasze ustawiają się tak, aby zapewnić optymalny odbiór tych bodźców, na których skupiamy uwagę. Istnieje też wyraźny antagonizm między jednoczesnymi spostrzeżeniami tej samej kategorii. Nie jesteśmy w stanie np. jednym spojrzeniem rozpoznać kilku twarzy na jednej fotografii i musimy każdej przyjrzeć się z osobna. Koncepcje Konorskiego potwierdzają badania kliniczne – niewielkie uszkodzenie kory w okolicach gnostycznych powoduje zaburzenie spostrzegania bodźców określonych kategorii (np. nie rozpoznawanie twarzy ludzkich przy zachowaniu zdolności rozpoznawania ludzi według całych postaci). Dodajmy, że teoria ta godzi dwa przeciwstawne stanowiska dotyczące mechanizmu spostrzegania: asocjacjonizmu – szukającego jego wyjaśnienia w kojarzeniu pojedynczych bodźców, i psychologu postaci, która twierdzi, że spostrzeganie dokonuje się całościowo, w jednym akcie poznawczym. Nie zawsze jednak spostrzeganie dokonuje się w jednorazowym akcie poznawczym. Obok percepcji prostych dokonujemy przecież również percepcji złożonych, które następują w wyniku analizy odbieranych informacji, ich kojarzenia z informacjami płynącymi z innych receptorów. Oczywiście percepcja i zapis wzorca w "kartotekach rozpoznawczych" to podstawowa, lecz dopiero początkowa czynność w integracyjnej działalności mózgu. Właściwy proces asocjacji to tworzenie się połączeń między pobudzonymi zbiorami jednostek gnostycznych reprezentujących odmienne kategorie wzorców w różnych "polach rozpoznawania". W ten sposób powstaje skojarzenie np. między głosem i twarzą znanego nam człowieka, a także – jak to najczęściej bywa – między twarzą i nazwiskiem. Te połączenia stwarzają z kolei możliwość pobudzenia jednostek (reprezentujących wzorzec twarzy tego człowieka nie poprzez sygnały płynące z zewnątrz, z receptorów wzrokowych, lecz przez sygnały wysyłane przez jednostki reprezentujące wzorzec specyficznych cech jego głosu, pobudzone przez receptory słuchowe – np. gdy rozmawiamy z tym człowiekiem przez telefon. W rezultacie pobudzenia tą drogą wzrokowych jednostek gnostycznych powstaje w naszym umyśle wyobrażenie twarzy owego człowieka. Tak więc zależnie od tego, czy jednostka gnostyczna jest pobudzona drogami czuciowymi od strony analizatorów czy też drogami asocjacyjnymi od strony innych skojarzonych z nią jednostek – występuje bądź zjawisko spostrzegania, bądź zjawisko wyobrażenia. Jak to się jednak dzieje, że tak łatwo mażemy rozróżnić te dwie drogi pobudzeń? Właściwość ta wiąże się prawdopodobnie z odruchem celowniczym, który towarzyszy spostrzeganiu. Chodzi prawdopodobnie im. in. o to, że pobudzenia związane z wyobrażeniami, jeśli nawet mogą wywołać pewne wstępne ruchy celownicze, nie prowadzą do polepszenia warunków odbioru rzekomych bodźców i wzmocnienia odruchu. Inaczej .mówiąc – .mózg konstatuje, że odbiór wrażenia nie zależy od ruchu narządów recepcyjnych, a więc jest tylko wyobrażeniem. W pewnych jednak stanach mózgu ta zdolność rozróżniania spostrzeżeń i wyobrażeń zanika i powstaje zjawisko halucynacji. Dodajmy, że zdolność odróżniania spostrzeżeń od wyobrażeń może osiągać różny stopień – i to zależnie nie tylko od intensywności pobudzenia kory przez układ siatkowaty, ale także od stanu emocjonalnego, a więc siły pobudzeń płynących z układu rąbkowego (np. zwidy zdarzające się w stanach panicznego strachu i głodowe omamy). Tu też chyba należy szukać wyjaśnień zjawiska sugestii i autosugestii w różnych jej postaciach jako stanu, w którym określone wyobrażenia, wzmacniane selektywnie działaniem ośrodków emocji, zaczynają zdobywać przewagę nad innymi wyobrażeniami, nie podlegającymi wzmocnieniu. Znamienne jest tu podobieństwo doznań odbieranych w czasie pasjonującej tektury powieści czy oglądania filmu a przeżyciami występującymi w transie hipnotycznym, na co zwrócił uwagę amerykański badacz hipnozy E. R. Hilgard z Uniwersytetui Stanford. W tym świetle staje się zrozumiały fakt zaobserwowany przez wielu badaczy, iż najbardziej podatne na hipnozę osoby odznaczały się od dzieciństwa żywą wyobraźnią. W świetle badań nad hipnozą i sugestią wpływ procesów fizjologicznych na psychikę i psychiki na procesy fizjologiczne okazał się znacznie potężniejszy, niż można było sądzić na podstawie obserwacji "normalnie" funkcjonujących organizmów. Tak jak wyobrażeniu określonych ruchów towarzyszą impulsy nerwowe wysyłane do odpowiednich mięśni, podobnie wyobrażeniom określonych stanów emocjonalnych towarzyszą reakcje fizjologiczne charakterystyczne dla tych stanów, zaś wyobrażeniom niektórych wrażeń zmysłowych – pewne nieznaczne odruchy celownicze. Odnosi się to także do wewnętrznych reakcji układu autonomicznego, służących przygotowaniu organizmu do określonej czynności przystosowawczej (np. reakcji obronnej – ataku lub ucieczki – na widok przeciwnika). Oczywiście w przypadkach wyobrażeń brak właściwego rzeczywistego bodźca działającego na określone receptory hamuje te reakcje. Jeśli jednak wyobrażenie jest bardzo żywe, ten. skupia się na nim uwaga i działają związane z tym wyobrażeniem napędy (emocje), wówczas sygnały docierające do pól projekcyjnych mogą być tak silne, że poczynają dominować nad sygnałami tłumiącymi, co prowadzi do znacznego nasilenia reakcji odpowiadającej danemu wyobrażeniu. Np. plastyczne wyobrażenie sobie .niebezpieczeństwa, a więc i strachu jaki mu towarzyszy, powoduje typowe dla lęku objawy fizjologiczne, jak np. przyspieszenie tętna. Niemniej owe wewnętrzne reakcje przebiegają zazwyczaj w wyraźnie ograniczonym zakresie i nie przeradzają się w działanie zewnętrzne (np. nie doprowadzają do ucieczki przed wyimaginowanym niebezpieczeństwem). Zasady wywoływania halucynacji drogą sugestii hipnotycznej spróbujmy zilustrować przykładem wpływu tej sugestii na odczuwanie bólu. Sięgniemy do tego przykładu nie tylko dlatego, że zasugerowanie anestezji (znieczulenia) najeży do najefektowniejszych sposobów demonstrowania hipnozy, ale przede wszystkim dlatego, że od połowy naszego stulecia fizjologia percepcji (spostrzegania) bólu poczyniła łąk znaczne postępy, iż nie trzeba się tu już obracać wyłącznie w kręgu hipotez26. Z badań tych wynika, że odczuwanie bólu jest złożonym przeżyciem, na które składają się nie tylko sygnały wywołane uszkodzeniem tkanki, ale także określony stan emocjonalny (lęk przed bólem) oraz dotychczasowe doświadczenie. Percepcja bólu jeśli nie całkowicie, to niewątpliwie w ogromnej mierze podlega warunkowaniu. Zwłaszcza w pierwszych latach życia uczymy się odczuwać ból. Psy pozbawione w (tym zakresie odpowiedniego doświadczenia nie reagują na ukłucia czy oparzenia. Lobotomia przedczołowa (przerwanie większości połączeń między płatami czołowymi kory a głębiej leżącymi ośrodkami), powodująca upośledzenie warunkowych reakcji emocjonalnych, sprawia, że ból – chociaż się utrzymuje – nie jest dokuczliwy i można o nim zapomnieć. Poznano 'także szereg dróg, którymi do kory docierają pobudzenia odpowiedzialne za percepcję bólu, przy czym jeszcze raz potwierdzona została doniosła rola układu siatkowatego jako organu decydującego o tym, które sygnały staną się źródłem pobudzenia w korze, a które nie będą przez nią dostrzeżone. Sygnał uszkodzenia tkanki (np. przez ukłucie igłą) docierający do somestetycznych pól gnostycznych, czyli struktur korowych, w których dokonuje się rozpoznawanie informacji dotyczących czucia cielesnego, zostaje skojarzony z bodźcem obojętnym (ściślej – z ich zespołem, np. widokiem igły, dotknięciem określonego miejsca ciała, ruchami osoby trzymającej igłę, wyglądem tej osoby, itp.). Ten zaś z kolei – ze stanem 'napięcia emocjonalnego wywołanego przez sygnał uszkodzenia tkanki. Subiektywną formą tego stanu fiest lęk będący odruchem warunkowym, którego celem jest przeciwdziałanie utrzymywaniu się sytuacji zagrażającej dalszym uszkodzeniem tkanek. Działanie ośrodków emocji jest tak silne i rozległe, że wystarczy jednorazowe skojarzenie bodźca warunkowego z bezwarunkowym dla wytworzenia się odruchu warunkowego, i to nie tylko na jeden, ściśle określony bodziec, ale na całą sytuację towarzyszącą zdobytemu doświadczeniu (np. dziecko po zastrzyku w ambulatorium odczuwa lęk nie tylko na widok strzykawki, ale w ogóle na widok ambulatorium). Pobudzenie ośrodków emocji na bodziec warunkowy może też wywołać gwałtowną reakcję ruchową lub – w niektórych sytuacjach – stan znieruchomienia (katalepsji) będący pewną odmianą prymitywnej reakcji obronnej, zmierzającej do tego, aby nie zwracać uwagi wroga. Wzbudzenie ośrodków emocji może wywołać jednak nie tylko bodziec zewnętrzny, ale i samo jego wyobrażenie. Przy bardzo silnej aktywizacji tych ośrodków – jak wiemy – wyobrażenie może przerodzić się w halucynacje. Halucynacją zaś w tym przypadku będzie odczuwanie bólu. I odwrotnie – jeśli w czasie działania bodźca bólowego ośrodki emocji zaangażowane są bardzo silnie w przeżycia związane z innymi (bodźcami czy wyobrażeniami – strach przed bólem może się nie przejawić i ból nie będzie zauważony (np. występuje to często przy uszkodzeniach ciała w walce: żołnierz ranny w czasie szturmu odczuwa ból dopiero po uświadomieniu sobie, że został ranny). W ten sposób – opierając się na opisanych już poprzednio mechanizmach psychofizjologicznych – można też wyjaśnić wpływ sugestii hipnotycznej na odczuwanie bólu, a więc wywoływanie tą drogą zarówno znieczulenia miejscowego czy ogólnego, jak też przeczulicy bólowej, mimo braku rzeczywistego bodźca. Jak jednak wytłumaczyć zadziwiające zjawisko zaczerwienienia skóry czy nawet bąbli pojawiających ślą czasami po sugestii rzekomego oparzenia, przekazanej drogą hipnozy czy autohipnozy? Tak samo, jak wraz z wyobrażeniem sobie, że zaciskamy pięść, w odpowiednich mięśniach dłoni pojawiają się impulsy nerwowe, tak samo w czasie wyobrażenia sobie, że dotykamy palcem rozpalonej blachy pojawiają się impulsy przygotowujące nie tylko reakcję w postaci cofnięcia ręki, ale także odpowiednią wegetatywną, biofizyczną i biochemiczną reakcję obronną. W stanie pełnej świadomości do rozwinięcia się takich reakcji (np. zaciśnięcia pięści czy cofnięcia ręki) nie dochodzi, gdyż konfrontując wyobrażenie ze spostrzeżeniami kontrolujemy nasze ruchy. Wystarczy jednak, aby świadomość uległa ograniczeniu, jak to ma miejsce w transie czy przy silnej autosugestii, a takie reakcje się pojawią. O tym, że nie jest to tylko rozważanie teoretyczne, najlepiej świadczy fakt, iż zasugerowanie sobie odpowiednio plastycznie, że np. lewa dłoń staje się cieplejsza od prawej, może spowodować rzeczywistą, mierzalną różnicę w ich temperaturach. Tę właśnie ścisłą współzależnością zjawisk psychicznych i fizycznych, ich wzajemnym oddziaływaniem na siebie, można tłumaczyć skuteczność działania "placebo" – leków, które z punktu widzenia chemicznego są obojętne dla ustroju, a które czasem podaje się chorym z sugestią, że są to środki niezawodne. Jeżeli autosugestia osiąga wysoki stopień, mogą w niej występować, spotykane czasem także w transach hipnotycznych, zjawiska stygmatów – zaczerwienień, wybroczyn, a nawet ran na ciele, w miejscach, w których lokalizowane były wyobrażenia zadawanych urazów. Przez wieki uważano je za boskie znaki świętości, a ściślej – łaski cierpienia udzielanej ludziom o szczególnych walorach duchowych (św. Franciszek z Asyżu, św. Katarzyna ze Sieny). W istocie okresy nasilenia mistycyzmu sprzyjały osiąganiu w czasie rozpamiętywania męki Jezusa Chrystusa transowych stanów ekstazy. Tego rodzaju przejawy autosugestii na tle religijnym występują w naszych czasach znacznie rzadziej (Teresa Neumann z Konnersreut w okresie międzywojennym). Podobne zjawiska spotykane są nie tak rzadko również w twórczości artystycznej. Żona Maksyma Gorkiego, Maria, relacjonuje wypadek, jaki wydarzył się temu pisarzowi w czasie pobytu na Capri w 1909 r. Opisując w powieści "Miasteczko Okurow" scenę zabójstwa żony przez zazdrosnego męża, wyobraził sobie tak silnie uczucie wbicia noża w wątrobę, że padł na podłogę, a po prawej stronie klatki piersiowej wystąpiła u niego na skórze cienka różowa pręga. Również Flaubert opisując scenę otrucia pani Bovary dostał torsji, gdyż odczuł w ustach smak arszeniku. Na czym polega jednak samo zjawisko ograniczenia pola świadomości? Pełna świadomość jest możliwa tylko w stanie czuwania, a więc jej warunkiem jest aktywizacja kory przez układ siatkowaty. Jednak czuwanie i świadomość nie są tym samym zjawiskiem. Przecież nie tylko w stanie czuwania, ale również w marzeniach sennych – chociaż nie odróżniamy wyobrażeń od spostrzeżeń – świadomi jesteśmy własnego istnienia, a tym samym zachowane jest to, co stanowi zasadniczą cechę świadomości. Czynność bioelektryczna kory nie ustaje bowiem w czasie snu, a tylko układ siatkowaty, ograniczając swą działalność aktywizującą, nie dopuszcza bodźców płynących z obwodu. Z drugiej strony – charakterystyczny. dla czuwania stan napięcia czynnościowego i reagowania na bodźce otoczenia występować może również przy braku kory np. u potworków rodzących się bez kory mózgowej). Nie ulega wątpliwości, że "siedliskiem" świadomości jest kora, ale to, czy jest to świadomość pełna, czy też jej pole jest ograniczone, zależy od stopnia zaktywizowania kory przez układ siatkowaty. Owo "ograniczenie poda świadomości" można tłumaczyć wybiórczym pobudzeniem niektórych struktur przy jednoczesnym hamowaniu innych. Każde przecież skupienie uwagi jest już w istocie ograniczeniem pola świadomości. W stanie czuwania i "normalnym" stanie świadomości w tych procesach wybiórczego pobudzania określonych struktur dominują zazwyczaj sygnały ze środowiska zewnętrznego i asocjacje z nimi związane. Nie tłumią one jednak sygnałów płynących z całej powierzchni ciała i narządów wewnętrznych, czyli tzw. czucia somatycznego. Nawet jeśli nie skupiamy na nich uwagi, uczestniczą one w procesach kojarzeniowych, stanowiąc jak gdyby płaszczyzny odniesienia dla innych bodźców i procesów przetwarzania informacji – dla spostrzeżeń i wy obrażeń. Chyba właśnie zdolność odróżniania własnego ciała od świata zewnętrznego stanowi podłoże fizjologiczne świadomości własnego istnienia, co zdaje się zresztą potwierdzać ewolucja świadomości u dzieci. Zmienionym stanem świadomości nazywamy taki stan, w 'którym wprawdzie zachowana jest świadomość własnego istnienia, jednak wyobrażenia dominują nad spostrzeżeniami, a w pewnych przypadkach zanika zdolność ich rozróżniania. W ten sposób pole świadomości ulega ograniczeniu, i to nie tylko chwilowo i zmiennie, jak przy zwykłej koncentracji uwagi, lecz względnie długotrwale i stabilnie. Głębokość takich zmian i ich przyczyny mogą być różne. We śnie są one prawdopodobnie następstwem ograniczonej wrażliwości na bodźce wskutek dezaktywacyjnego działania układu siatkowatego. W stanach patologicznych mogą być spowodowane innej lub bardziej rozległym zaburzeniem w funkcjonowaniu mózgu. Jeszcze inny charakter mają zmiany świadomości występujące w hipnozie i w wyniku ćwiczeń jogi. Tu przyczyn należy szukać chyba przede wszystkim w złożonych mechanizmach wytwarzania odruchów warunkowych i ich roli w sterowaniu organizmem. Szybkość tworzenia się i trwałość skojarzeń zależy nie tyle od liczby koincydencji bodźców, ile od wybiórczej koncentracji uwagi i siły emocji związanej z tym skojarzeniem. Zależy więc od tego, czy w chwili poprzedzającej akt kojarzenia uwaga była zaabsorbowana działaniem innych bodźców. Proces wprowadzania w stan hipnotyczny poprzedza więc z reguły działanie wyciszające wpływ bodźców płynących z otoczenia. Monotonność powtarzanych słów czy ruchów rąk hipnotyzera, a także wpatrywanie się hipnotyzowanego w jeden określony przedmiot, sprzyjają hamującemu działaniu układu Siatkowatego na korę. Gdy stan wyciszenia został osiągnięty, lecz nie spowodował przejścia w sen (co uniemożliwiłoby przekazywanie sugestii) hipnotyzer poczyna wywoływać określone asocjacje i wzmacnia powstające na ich podłożu wyobrażenia poprzez tworzenie wokół nich określonego klimatu zaangażowania emocjonalnego (najczęściej odpowiednio kategorycznym tonem poleceń). Następuje wówczas zjawisko stopniowego skupiania uwagi hipnotyzowanego wyłącznie na tym, co mu przekazuje hipnotyzer, czemu towarzyszy proces hamowania pobudzeń płynących z innych źródeł. Stopień reagowania na sugestię hipnotyzera może być tak wysoki, że wywołane tą drogą wyobrażenia poczynają przechodzić w halucynacje. Potęguje to jeszcze bardziej podatność na sugestię i ograniczenie pola świadomości. Hipnotyzowany coraz bardziej odrywa się od rzeczywistości – wchodzi w trans hipnotyczny. Trzeba zaznaczyć, że sugestia może być przekazywana za pomocą różnego rodzaju oddziaływań: mogą to być bodźce dotykowe (jak np. w hipnozie mesmerycznej), wzrokowe (znanym .powszechnie przejawem działania takiej sugestii jest uczucie swędzenia na widok człowieka, który się drapie), wreszcie – najczęściej stosowane w hipnozie klasycznej – bodźce słowne. Mechanizm działania sugestii słownej można w wielkim skrócie opisać następująco: w procesie uczenia się mowy powstają skojarzenia między bodźcami słownymi a przedmiotami czy stanami, których wzorce zostały zapisane w polach asocjacyjnych kory. Jeśli wzorce te tworzą asocjacje z określonymi bezwarunkowymi bodźcami emocjonalnymi', słowa wywołują wówczas nie tylko wyobrażenia, ale także odpowiadające im emocje. Wrażliwość na daną sugestię zależy właśnie od siły skojarzenia między słowami a emocjami. Inaczej mówiąc – przyjęcie sugestii uzależnione jest od aktualnego nastawienia emocjonalnego, tzn. od wzmocnienia przez napędowe bodźce bezwarunkowe, skojarzone z określonymi wyobrażeniami. U człowieka, który obawia się przeziębienia łatwiej wywołać uczucie zimna czy nawet dreszcze, sugerując, że w pokoju panuje chłód, niż u zahartowanego sportowca. Podobnie u człowieka głodnego opis słowny smacznej potrawy wywołuje plastyczniejsze jej wyobrażenie niż u sytego. Sporo światła na zasadę działania psychofizjologicznego mechanizmu hipnozy zdaje się rzucać opisane przez J. Konorskiego zjawisko "lawiny emocyjnej"27, polegającej na dodatnim sprzężeniu zwrotnym między wyobrażeniami a emocjami. Rzecz w tym> iż połączenia pól emocjonalnych z analizotorami bodźców są dwukierunkowe i jeśli jakiś zespół bodźców (np. przykre przeżycie) wywołuje w drodze asocjacji określoną emocję, to ta emocja, chociaż działanie bodźców ustało, może również wywołać wyobrażenie tego zespołu bodźców. Wyobrażenie to z kolei potęguje emocję, a ta zwiększa nasilenie wyobrażenia i proces ten coraz bardziej się nasila, aż do tego stopnia, że nie jesteśmy w stanie uwolnić się od wracającego wyobrażenia bez pomocy środków uspokajających. Tego rodzaju dodatnie sprzężenie zwrotne odgrywa też prawdopodobnie kluczową rolę w kumulacji sugestii hipnotycznej i wywoływaniu transu. Nie należy jednak sądzić, iż każda sugestia przekazywana przez hipnotyzera posiada taką silę, iż wywołuje natychmiast "lawinę emocyjną". Hipnotyzer tylko steruje mechanizmem dodatniego sprzężenia zwrotnego i to z pomocą stosunkowo słabych bodźców warunkowych. Spróbuję to zilustrować konkretnym przykładem: w okresie wstępnych prób oddziaływania sugestią hipnotyzer poleca często osobie hipnotyzowanej, aby splotła palce rąk i sugeruje, że palce te stopniowo zaciskają się jak kleszcze, a następnie, że napotka ona trudności, gdyby chciała je rozdzielić. Hipnotyzowany próbuje to sprawdzić i rzeczywiście napotyka trudności, co niekoniecznie oznaczać musi, że uległ on już sugestii, lecz .po prostu rozwarcie splecionych rąk może być w pewnych warunkach nieco utrudnione, z czego hipnotyzowany nie zdaje sobie sprawy i sądzi, iż rzeczywiście działa już tajemniczy wpływ hipnotyzera. Ten mylny wniosek powoduje z kolei wzrost emocji towarzyszącej eksperymentowi, a zatem zwiększenie plastyczności wyobrażenia zakleszczonych palców, które wyzwala reakcję ideomotoryczną utrudniającą ich rozwarcie. Tak oto potęgujące się emocje i wyobrażenia doprowadzają aż do przejścia w pełną halucynację niemożliwości rozczepienia rąk. A przecież hipnotyzer nie pozostaje w tym czasie bierny, lecz odwrotnie – odpowiednią sugestią słowną wspomaga ten proces, umacniając tym samym wiarę w moc jego zdolności hipnotycznych. Wywoływany w ten sposób lawinowy proces potęgowania się wyobrażeń i emocji nie tylko podporządkowuje w coraz większym stopniu hipnotyzowanego eksperymentatorowi, ale jednocześnie – poprzez coraz większą koncentrację uwagi na przekazywanych sugestiach – stwarza sytuację, w której inne bodźce, nie przekazywane przez hipnotyzera, docierają z coraz większym trudem do świadomości osoby hipnotyzowanej. Nie każdego człowieka można doprowadzić do stanu pełnego podporządkowania i tak głębokiego transu^ że sugestie hipnotyzera natychmiast wywołują halucynacje słuchowe, wzrokowe, dotykowe itp. Jakkolwiek całkowicie niepodatnych na hipnozę jest prawdopodobnie mnie1] niż 5 procent ludzi, stopień somnambulizmu, który cechuje wysoka podatność na sugestią i zjawisko amnezji (zapominania przeżyć transowych) osiąga – według ocen statystycznych – tylko ok. 15 proc. Również szybkość osiągania stanu transu, zwłaszcza przy pierwszych próbach, zależy od indywidualnej podatności, umiejętności hipnotyzera, a także wielu czynników ubocznych. Znane są co prawda przypadki zadziwiająco szybkiego wprowadzania w głęboki trans, ale na ogół wymaga to wielu ćwiczeń lub jakiejś szczególnej – czasem ukrytej – podatności hipnotyzowanego. W wyniku ćwiczeń, tj. wielokrotnie powtarzanych eksperymentów, system sygnalizacja wywołującej czy hamującej owe reakcje lawinowe ulega bardzo silnemu uwarunkowaniu. Co więcej – są to sygnały swoiste dla nadawcy, a więc zrozumiała staje się w tym świetle ścisła więź interpersonalna między hipnotyzowanym a hipnotyzerem. Jeśli nawet istnieje możliwość nawiązania takiej więzi z innym hipnotyzerem – wymaga to bądź sugestii ze strony dotychczasowego hipnotyzera, że przekazuje swą moc drugiemu, bądź podjęcia od początku ćwiczeń dla stworzenia nowych uwarunkowań. Czy jednak zawsze konieczny jest hipnotyzer, aby wywołać trans? Przed dwudziestu paru laty było przecież sporo doniesień na temat .sztucznego wywoływania stanu hipnotycznego. Otóż jakkolwiek wiadomości te były prawdziwe, dotyczyły one w rzeczywistości środków zwiększających tylko podatność na sugestię i zwężających pole świadomości. Możliwość sztucznego wywołania transu hipnotycznego czy to środkami farmakologicznymi, czy bodźcami elektrycznymi, świetlnymi lub mechanicznymi, bez stosunku interpersonalnego miedzy hipnotyzerem a 'hipnotyzowanym, jest obecnie dość powszechnie kwestionowana. Wielu specjalistów wyraża pogląd, że środki techniczne mogą spełniać tylko rolę pomocniczą i same nie wywołują transu hipnotycznego, a raczej stan odpowiadający narkozie. Konieczność stosunku interpersonalnego kwestionowana jest przede wszystkim z uwagi na możliwość autohipnozy, jakkolwiek nie brak tu problemów kontrowersyjnych. W autohipnozie, podobnie jak w hipnozie, kluczową rolę odgrywa wyobraźnia, ale musi się ona łączyć ze zdolnością samodzielnego panowania nad biegiem swych myśli. Opanowanie zdolności autohipnozy wymaga treningu, który bynajmniej nie jest łatwy – zwłaszcza gdy przeprowadza się go samodzielnie, metodą autodydaktyczną. Jak stwierdza R. H. Rhodes w "Curative Hipnosis" – "tajemnica powodzenia tkwi w zdolności do posiadania naraz tylko jednego wyobrażenia z wyłączeniem wszelkiej innej myśli". Znacznie łatwiej osiągnąć zdolność autohipnozy drogą treningu przeprowadzanego przez lekarza-hipnotyzera w czasie transu. Przekazać on może 'wówczas sugestię posthipnotyczną, iż pacjent będzie mógł sam, kiedy zechce, wprowadzić się w trans, wykonując wyuczone czynności. Wydaje się jednak wątpliwe, czy wynikiem tego rodzaju treningu jest w istocie zdolność autohipnozy, czy raczej stanowi ona odmianę tzw. hipnozy ablacyjnej (z łac. ablatus – porwany), polegającej na podJrzymywaniu i wzmacnianiu sugestii posthipnotycznej przez wprowadzenie się w stan hipnozy na określony sygnał, bez bezpośredniego udziału hipnotyzera. Metoda ta opracowana przez prof. G. Klumtaiesa – dyrektora polikliniki uniwersyteckiej w Jenie – na podstawie teorii odruchów warunkowych stosowana jest najczęściej w postaci odtwarzania przez pacjenta, u siebie w domu, głosu hipnotyzera z taśmy magnetofonowej bądź skupiania uwagi na jakimś konkretnym przedmiocie, który był używany w czasie seansów z hipnotyzerem jako czynnik współdziałający z sugestią słowną. Hipnozę ablacyjną wykorzystuje się najczęściej przy zwalczaniu napadów nerwobólowych oraz niektórych nawyków, np. alkoholizmu czy nałogu palenia28. W praktyce terapeutycznej autohipnoza opanowana drogą treningu hipnotycznego jest znacznie efektywniejsza od wypracowanej autodydaktycznie. Panuje na ogół przekonanie, iż w tej ostatniej nie można osiągnąć stanu głębokiego transu, .jakkolwiek zdają się przeczyć temu zjawiska fizjologiczne, występujące u niektórych joginów hinduskich, a także mediów samorzutnie zapadających w trans. Pewne fakty zdają się wskazywać, że w głębokim transie hipnotycznym pole świadomości ulega nie tylko zwężeniu, ale pewnego rodzaju autonomizacji – uniezależnieniu od świadomości "zwykłej". Ten sam człowiek nie zahipnotyzowany i w głębokiej hipnozie to jakby dwie, żyjące własnym życiem osobowości, różniące się nierzadko dość znacznie temperamentem i charakterem. Znane są też przypadki (np. medium Ochorowicza – Stanisława Tomczykówna), że w stanie transu hipnotycznego – podobnie jak obserwowano to niejednokrotnie u mediów spirytystycznych wprowadzających isię samodzielnie w trans – może nastąpić zjawisko dalszych rozszczepień nią kilka różnych osobowości, dominujących w różnych fazach transu. Dla psychologów i psychiatrów zjawisko to nie jest zaskoczeniem. Jeszcze głębszy stopień dysocjacji świadomości występuje w niektórych psychozach i nerwicach. Hipnoza może tu przyczynić się do ujawnienia rozszczepienia osobowości, a hipnoterapia – tak pokierować ewolucją tych osobowości, aby zapobiec tragicznym w skutkach konfliktom, jeśli całkowite wyleczenie nie jest możliwe. Jak złożoną postać może przybierać podział osobowości, najlepiej ilustruje przypadek opisany przez dr. Mortona Prince'a, profesora Tufts Medical College w Massachusets. Oto streszczenie tej relacji wg L. S. de Camp i C. C. de Camp. "Prince pisze, że przyszła do niego młoda kobieta, którą nazywa dalej »panną Beauchamp«, skarżąc się na nerwowość ł złe samopoczucie. Była na praktyce pielęgniarskiej w (jednym ze szpitali w Bostonie – chorowita, zamknięta w sobie, pilna, pobożna, wrażliwa i przesadnie skrupulatna. Jednakże w stanie hipnozy jej niezwykła powściągliwość i skromność znikały. Prince nazwał jej codzienną osobowość B-I, a jej osobowość w stanie hipnozy B-II. W czasie kuracji hipnotycznej zaczęła się pojawiać w transach jeszcze jedna osobowość – B-III. Istota owa, która nazwała się »Sally«, zachowywała się jak rozpieszczane dziecko – była żywa, przekorna, nieodpowiedzialna i nie zasługująca na zaufanie. Sally twierdziła, że jest odrębną osobą, która przez wiele lat gniotła się w jednym ciele z B-I, i że gardzi B-I i wie wszystko co B-I myśli lub czyni. W miarę, jak nabierała pewności siebie; Sally zaczynała wpływać poprzez sugestię na czyny B-I, doprowadzając ją do mówienia kłamstw i upijania się B-I była nadmiernie wrażliwa na sugestię nawet na jawie. Jeśli jej powiedziano, że jej palec jest bez czucia, to był bez czucia. Jeśli jej mówiono, że nie widzi pręta, który ma przed oczyma, to go nie widziała. Z czasem Sally doszła do całkowitego opanowania ciała na okres nawet dziesięciogodzinny. Stosując takie środki, jak oparzenie ręki panny Beauehamp papierosem, Sally potrafiła rozbudzić na nowo B-I, która była zrozpaczona tajemniczymi lukami pamięci. W okresach swej władzy Sally robiła różne kawały współlokatorce swego ciała. Chowała pieniądze B-I, cenzurowała jej pocztę, znosiła węże i pająki do jej pokoju, darła rzeczy, które B-I szyła. Potem pojawiła się jeszcze jedna osobowość, B-IV, całkiem odmienna od poprzednich. Była apodyktyczna, wybuchowa» żądna zabaw, próżna, zarozumiała, samolubna, towarzyska, polegająca na sobie samej. Jej wspomnienia pokrywały się ze wspomnieniami B-I, z tym jednak, że brakło w nich ostatnich sześciu lat. Kiedy B-IV pojawiła się po raz pierwszy, sądziła, że żyje przed sześciu laty i usiłowała sprytnie wywiedzieć się od Prince'a, którego nie znała, o co chodzi. Przez dwa i pół roku te trzy osobowości – B-I, Sally i B-IV – władały kolejno ciałem panny Beauchamp. Prince usiłował je zlać w jedno, stworzyć z nich jedną normalną osobowość, one jednakże opierały się. Wszystkie się wzajemnie nienawidziły. Chociaż potulna B-I okazywała dobre chęci, pozostałe odmawiały współpracy. Każda z .osobowości uważała się za prawowitą właścicielkę ciała i dążyła do usunięcia obu pozostałych, B-I i B-IV były przerażone na myśl o scaleniu się, bowiem ich upodobania były skrajnie różne. B-I na przykład lubiła pierścionki, chodzenie do kościoła, szycie, dzieci, starych ludzi, B-IV obywała się bez tego wszystkiego. Ponieważ B-I i B-IV były nieprzytomne, kiedy nie miały władzy nad ciałem, musiały się porozumiewać pozostawiając sobie wzajem kartki. Władza nad ciałem mogła przejść z jednej na drugą niespodziewanie. Ponieważ każda miała własnych przyjaciół i nie cierpiała przyjaciół drugiej, jedna i druga w przypadku owej zmiany mogła się znaleźć w nieznanym miejscu wśród obcych ludzi. Obok utarczek B-I i B-IV trwała zajadła walka między Sally i B-IV, które usiłowały zniszczyć się wzajemnie trikami hipnotycznymi, jakich nauczyły się od Prince'a. Darły sobie wzajem korespondencję. Aby nie dać żyć B-IV, Sally kładła na łóżko wszystkie meble, a potem zmieniała się w B-IV. Żeby dokuczyć Sally, B-IV po prostu zasypiała na podłodze. Kiedy nieszczęsna B-I budziła się rano jako władczyni ciała, musiała wszystkie meble z .powrotem ustawiać. Z czasem Sally zyskała dostęp do myśli obu przeciwniczek i znalazła sposób wywoływania u nich halucynacji. Sprawiała', że widywały nocą stonogi, jakieś straszliwe bestie, które biegały wokół łóżka, albo diabelskie twarze zaglądające przez okno. Powodowała, że B-IV towarzyszyły na ulicy czarno ubrane postacie, a gdy wracała do domu, zastawała mieszkanie udrapowane na czarno. Wywoływała w niej wrażenie, że ma ucięte stopy i diłonie. Wreszcie Prince odkrył, że osobowością "pierwotną" panny Beauchamp była B-II, która występowała w hipnozie i była połączeniem B-I i B-IV. Pierwsze rozszczepienie nastąpiło w dzieciństwie, gdy w rezultacie nieszczęśliwych przeżyć powstała Sally. Drugie rozszczepienie na B-I i B-IV nastąpiło w szczytowym punkcie nieszczęśliwego romansu. Chociaż Prince w swej delikatności nie podaje szczegółów, domyślamy się,, że umiłowany panny Beauchamp nie chciał się zadowolić jedynie platonicznymi rozmówkami i pragnął czegoś więcej, a odkrywszy to panna Beauchamp doznała okropnego wstrząsu. Po serii spisków, podstępów, uników, gróźb, szkód i afrontów między tymi trzema osobowościami, Prince zlikwidował Sally, która nie dawała się połączyć, i skonsolidował B-I i B-IV w trwałą B-II. Rezultatem była normalna dziewczyna lepiej przystosowana do .zmiennych kolei życia niż którakolwiek z osobowości cząstkowych"29. Czyż można dziwić się inkwizytorom, iż wierzyli święcie, że ich ofiary są opętane przez szatana?... Wyjaśnienia zjawiska rozszczepienia psychicznego trzeba tu szukać w zaburzeniach świadomości, w zmienionych jej stanach, tak dalece różniących się zdolnością skupiania uwagi, stopniem stłumienia popędów czy stanem pobudzenia kory, że stwarzających iluzję odrębnych osobowości. Zaburzenia te w transie hipnotycznym, podobnie jak w ostrzejszych postaciach schizofrenii, mogą w pewnych okolicznościach i okresach potęgować się, w innych słabnąć, .przybierając 'kształt różnych "dusz" w jednym ciele. Wstecz / Spis Treści / Dalej 4. Tajemnicze obszary pamięci Zjawisko rozszczepienia świadomości, podobnie jak zjawisko sugestii posthipnbtycznej i regresji wiąże się niewątpliwie z mechanizmem pamięci, o którym, niestety, wiemy jeszcze 'bardzo mało. Prawda, że w ostatnich latach udało się psychofizjologom rzucić nieco światła na takie kwestie, jak sposób zapisu informacji w mózgu, ale obraz, jaki się wyłania z tych badań, jest niepomiernie bardziej złożony niż podejrzewali. Wiemy z życiowego doświadczenia, że w miarę upływu czasu coraz trudniej gest .odtworzyć z pamięci szczegóły jakiegoś zdarzenia. Np. podane przez telewizję numery totolotka możemy łatwo powtórzyć natychmiast po ich zniknięciu z ekranu, ale niewielu znajdzie się ludzi pamiętających je następnego dnia czy nawet po godzinie, chyba że były to liczby przez nas wytypowane i czeka nas nagroda. Z nieustannie płynącego potoku bodźców zaledwie niewielka liczba dociera do naszej świadomości w postaci wrażeń czy spostrzeżeń i pozostaje na pewien czas w pamięci, aby wkrótce podzielić los 'bodźców odbieranych nieświadomie i zatrzeć się, być może na zawsze. Tylko te, na których z jakichś powodów skupiliśmy szczególną uwagę, możemy przypomnieć sobie, nieraz dość łatwo, nawet po wielu latach. Wprawdzie już nie tak dokładnie jak bezpośrednio po akcie spostrzeżenia, niemniej w stopniu wystarczającym, abyśmy mogli korzystać z zawartych w pamięci informacji. Ten różny zasób pamięci bezpośredniej i krótkotrwałej oraz pamięci zdarzeń odległych w czasie, które odznaczają się dużą trwałością, skłonił psychologów do podziału pamięci na tzw. pamięć świeżą i pamięć długotrwałą. Z pozoru mogłoby się wydawać, iż jest to klasyfikacja czysto formalna. Od dawna znane jest jednak zjawisko, iż uraz czaszki, w wyniku którego następuje utrata przytomności, powoduje, po jej odzyskaniu, całkowitą utratę pamięci zdarzeń bezpośrednio poprzedzających uraz przy zachowaniu pamięci zdarzeń odległych w czasie. Podobne zjawisko wywołuje także wstrząs elektryczny, stosowany w leczeniu psychiatrycznym. .Można stąd wnioskować, że podział na pamięć świeżą i długotrwałą nie jest tylko umowny, lecz ma konkretne materialne podłoże w postaci odmiennych mechanizmów fizjologicznych, choć ze sobą powiązanych. W latach siedemdziesiątych wielu badaczy doszło do wniosku, że należy rozpatrywać te mechanizmy w aspekcie nie dwóch, lecz trzech faz procesu zapamiętywania: ultrakrótkiej, krótkiej i długiej. W fazie ultrakrótkiej, trwającej zaledwie kilka sekund, bodźce przetworzone na impulsy elektryczne docierają do pól projekcyjnych i zależnie odczynników motywacyjnych oraz utrwalonych już wzorców zostają "oszacowane" jako ważne lub nieważne w danej sytuacji dla ustroju. Od tej chwili rozpoczyna się faza pamięci krótkiej, stanowiącej odpowiednik pamięci świeżej, w której procesy nerwowe reprezentujące informacje "ważne" (tzn. wzmocnione motywacyjnie) utrzymują się przez pewien czas, stopniowo słabnąc. Przypuszcza się, że taki dynamiczny, nietrwały zapis polega na krążeniu impulsów po zamkniętych obwodach neuronów (teoria D. O. Hebba). Obwody te wytwarzają się w wyniku procesów kojarzenia w okolicach asocjacyjnych kory, we współdziałaniu z niektórymi innymi strukturami korowymi i podkorowymi, wchodzącymi w skład m. in. układu rąbkowego, jak np. hipokamp.' Uraz mechaniczny i wstrząs elektryczny powodują prawdopodobnie przerwanie owych obwodów i stąd zanik pamięci wydarzeń bezpośrednio je poprzedzających. Krążące po .zamkniętych "obwodach impulsy pozostawiają jednak pewne ślady materialne, wywołując, jak się przypuszcza, subtelne zmiany w biochemicznej strukturze koinórek nerwowych, tym większe, im pobudzeń wywołanych krążeniem było więcej oraz im były silniejsze. Coraz więcej faktów przemawia za przypuszczeniem, iż sam zapis informacji w mózgu ma postać chemiczną, bioelektryczne zaś procesy, stanowiące o łączności i sterowaniu w organizmie, zarówno wpływają kształtujące na ten zapis, jak i są przez ten zapis kształtowane. Prawdopodobnie impulsy nerwowe przechodzące .przez synapsy (złącza między komórkami nerwowymi; poprzez te złącza następuje przekazywanie pobudzeń) powodują zmiany w cząsteczkach białka tych synaps, co z kolei może ułatwić lub utrudnić przepływ następnych impulsów. Siady te nie giną nawet wówczas, gdy krążenie impulsów całkowicie ustanie. Dzięki tym materialnym zmianom połączenia między neuronami mogą być łatwiej odtworzone przy ponownym pojawieniu się sygnałów tego samego wzorca. Taka ponowna aktywizacja obwodu – odczuwana subiektywnie jako przypomnienie – może być spowodowana bądź określonym bodźcem docierającym do receptorów i wywołującym bezpośrednio reakcję kojarzeniową, bądź też zainicjowana drogami asocjacyjnymi, poprzez długie Łańcuchy kojarzeń, w których trudno stwierdzić skąd pochodził bodziec pierwotny. Tak dzieje się, gdy sobie coś przypominamy w toku rozmyślań, nie zdając sobie sprawy, skąd zrodziła się w nas dana myśl. Ten "zmaterializowany" zapis informacji w mózgu stanowi podłoże pamięci długotrwałej. Fazą druga zachodzi więc w istocie na fazę trzecią, której zasadniczą cechą jest konsolidacja śladu pamięciowego. Te skonsolidowane ślady pamięciowe nie ulegają zniszczeniu nawet wówczas, gdy aktywność biologiczna mózgu będzie na pewien okres przerwana, np. uderzeniem prądu elektrycznego, brakiem dopływu tlenu lufo glukozy przez okres nie przekraczający paru minut czy oziębieniem do temperatury 4 stopni C. Chemiczna teoria engramów (śladów pamięciowych) zdaje się znajdować potwierdzenie również w wynikach niektórych badań z zakresu biologii molekularnej. Istnieją poważne przesłanki przemawiające za tym, iż w procesie tworzenia się trwałych zapisów pamięciowych uczestniczą kwasy nukleinowe (DNA i RNA)30. Być może nawet będzie można znaleźć tu pomost między pamięcią osobniczą a pamięcią genetyczną. Sam problem lokalizacji śladów pamięciowych okazał się jednak w świetle badań neurofizjologicznych zmącanie bardziej skomplikowany niż można było wnioskować z eksperymentów czysto psychologicznych. Chociaż stwierdzono lokalizacje korowe niektórych wzorców bodźców, związane z funkcjami określonych zespołów analizatorów (np. wzorców wzrokowych umożliwiających rozpoznawanie twarzy ludzkich, wzorców słuchowych rozpoznawania słów itp.), to jednak w przypadkach złożonych asocjacji, które decydują o pamiętaniu zdarzeń życiowych i kształtują osobowość człowieka, konkretnych śladów pamięciowych zlokalizować nie jesteśmy w stanie. Co więcej, okazało się, że zapis taki może być w znacznym stopniu dublowany w obu półkulach mózgu, gdyż nawet usunięcie chirurgiczne całej półkuli nie niszczy osobowości, a jeśli dokonane zostało we wczesnej młodości, rozwój umysłowy takiego osobnika niewiele różni się od normalnego. Sporo światła na mechanizm transferu informacji między obu półkulami, a także rozszczepienia uwagi i świadomości, rzuciły odkrycia dotyczące roli tzw. spoidła wielkiego. Zawiera ono większość włókien nerwowych łączących ze sobą .symetryczne obszary kory w obu półkulach mózgu. Intensywne badania nad nim, zapoczątkowane w 1950 roku przez R. W. Sperry'ego i R. E. Myersa na uniwersytecie w Chicago, trwają do dziś, budząc coraz większe zainteresowanie psychofizjologów31. Wiadomo było od dawna, że każda z półkul mózgowych zawiaduje jedną połową ciała (prawa – lewą, lewa – prawą, gdyż drogi nerwowe się krzyżują), w przypadku zaś uszkodzenia jakiegoś obszaru w jednej z półkul, analogiczny obszar w drugiej może przejąć jego funkcje. Z przeprowadzanych w ostatnim ćwierćwieczu badań wynika jednak, że im wyższy .szczebel rozwoju ewolucyjnego, tym większa specjalizacja poszczególnych półkul. Np. u kotów obie półkule uczą się jednakowo i każda może wykonywać prawie wszystkie funkcje drugiej. U małp występuje już pewien podział funkcji, który u człowieka osiąga najwyższy stopień zróżnicowania funkcjonalnego. Specjalizacja dotyczy przede wszystkim takich wyższych funkcji psychicznych, jak mowa i myślenie logiczne, które (kontroluje zazwyczaj lewa półkula. Do rzadkich umiejętności, którymi zawiaduje półkula prawa, należą czynności manipulacyjne. Potwierdzają to również badania EEG: rytm alfa, który w stanie czuwania pojawia się chwilami wśród fal beta, w czasie pisania zanika całkowicie w lewej półkuli i wzrasta w prawej, odwrotnie zaś – przy ustawianiu budowli z klocków32. W zakresie czynności niższego rzędu zapis jest dublowany w obu półkulach. Niektórzy badacze, jak dr Robert Ornstein – psycholog z Uniwersytetu Kalifornijskiego – idą jeszcze dalej. Są zdania, że specjalizacja dotyczy również działań intuicyjnych, którymi zawiaduje u ludzi praworęcznych głównie prawa, nie dominująca półkula. Dopatrują się ona w tym przyczyny pryzmatu racjonalnego myślenia nad intuicyjnym u współczesnego człowieka. Z dominacją lewej półkuli wiąże się zjawisko praworęczności, które występuje u ponad 60 procent ludzi. 4 procent ludzi jest leworęcznych, zaś ponad 30 procent oburęcznych. Zdaniem niektórych badaczy, przewaga prawej czy lewej ręki nie jest z góry zdeterminowana genetycznie; jeśli dominacja prawej półkuli jest nieznaczna lub w ogóle ,nie występuje, wówczas o prawo, lewo czy oburęczmości decyduje przypadek, a także wpływ środowiska. U wielu ludzi jednak istnieje wyraźna, wywołana czynnikami dziedziczności, lokalizacja funkcji mowy w półkuli lewej i przewaga ta powoduje "faworyzowanie" prawej ręki. Z kolei leworęczność może być nie tylko wynikiem przypadku i naśladownictwa i(w rodzinach leworęcznych), lecz wiązać się z pewnego rodzaju uszkodzeniem mózgu (przede wszystkim – w czasie porodu). Zdają się to potwierdzać przeprowadzone obserwacje, wskazujące, że wśród dzieci, które bez widocznej przyczyny zaczęły mówić i czytać ze znacznym opóźnieniem, znajduje się więcej leworęcznych i oburęcznych niż wśród tych, u których takie opóźnienia nie występowały33. Problem rozszczepienia świadomości stał się przedmiotem badań psychofizjologicznych właśnie w ścisłym związku z eksperymentami dotyczącymi funkcjonowania półkul mózgowych niezależnie od siebie. Osiągnąć to można poprzez przecięcie spoidła wielkiego, który to zabieg nie wywołuje większych zmian w zachowaniu się człowieka czy zwierzęcia, gdyż nie niszczy dokonanych już zapisów w obu półkulach, zaś bodźce odbierane przez zmysły lewej i prawej połowy ciała na ogół, w zwykłych sytuacjach życiowych, nie pozostają ze sobą w sprzeczności. Inaczej jednak przedstawia się sprawa, gdy sztucznie, w warunkach laboratoryjnych, przekazuje się lewej i prawej półkuli informacje różne i sprzeczne ze sobą (np. lewemu oku znak "+", zaś prawemu "–"), wyuczywszy poprzednio każdą ,z półkul oddzielnie określonych reakcji na te informacje (np. naciśnięcia odpowiednią ręką guzika na określony znak). Z tego rodzaju doświadczeń, przeprowadzanych na małpach oraz na ludziach z przeciętym spoidłem wielkim lub z jego patologicznym brakiem, można wyciągać następujące, nader interesujące wnioski: Można wyuczyć każdą z półkul oddzielnie różnych przeciwstawnych wzajemnie reakcji na jeden i ten sam bodziec. Reakcje te przy przepołowionym mózgu mogą przebiegać jednocześnie, a więc uwaga zostaje podzielona pomiędzy dwie półkule. Gdy sprzeczne (bodźce wywołują sprzeczne reakcje, fizycznie nie do pogodzenia, po chwili wahania jedna z półkul poczyna dominować. Każda z oddzielonych półkul jest nieświadoma tego, co dzieje się w półkuli drugiej. Człowiek praworęczny po wykonaniu zadania nie pamięta tego, co robiła jego prawa, nie dominująca półkula, jakkolwiek wykonane przez nią zadanie (np. dokonanie wyboru zasygnalizowane odpowiednim ruchem) wskazuje, że nie była to czynność automatyczna, lecz świadome działanie. Mamy więc w ten sposób eksperymentalny dowód możliwości działania w mózgu dwóch niezależnych ośrodków koncentracji uwagi i kojarzenia, obdarzonych jak gdyby odrębnymi świadomościami. Każda z tych świadomości nie wie co przeżywa druga. Nawet wówczas, gdy eksperyment się kończy i "świadomość dominująca" obejmuje przewodnictwo – nie pamięta ona co działo się w "drugiej świadomości". Ale czy tu można szukać wyjaśnienia zjawiska pisma automatycznego – nieświadomego z pozoru pisania .sensownych zdań w tym samym czasie, gdy uwaga skupiona jest na innej czynności? W praktyce jednak – jeśli nie liczyć sztucznie stworzonych w laboratorium warunków – informacje odbierane przez każdą z półkul przepołowionego mózgu nie są sprzeczne, a jeśli nawet są nie takie same, to wzajemnie się dopełniają. U ludzi z przeciętym spoidłem wielkim nie występuje więc rozdwojenie jaźni – ich osobowość jest tak samo zintegrowana jak u innych ludzi. Na ogół wśród psychologów i psychoterapeutów panuje opinia, że zjawisko pojawiania się różnych osobowości polega na personifikacji wyobrażeń (najczęściej powstałych w dzieciństwie), że jest wcieleniem się w wyimaginowane postacie, że stanowi pewnego rodzaju grę aktorską. Nie znaczy to bynajmniej, iż psychopata czy medium transowe świadomie uprawia taką grę, że oszukuje otoczenie. Jeśli oszukuje, to przede wszystkim samego siebie. W tym świetle traci sens spór, czy zahipnotyzowany gra rolę wyznaczoną przez hipnotyzera, czy też sugestia powoduje rzeczywistą, psychofizjologiczną zmianę osobowości. Czy podział funkcji między półkulami mózgowymi może mieć jakiś wpływ na te procesy? Osobowości powstałe w wyniku rozszczepienia różnią się najczęściej temperamentem, stopniem ulegania popędom, które niekiedy ujawniają się w sposób bardzo brutalny. Te "obce" osobowości są na ogół "uboższe" intelektualnie, przejawiają większą skłonność do myślenia intuicyjnego niż logicznego. Jeśli rzeczywiście "specjale ością" półkuli nie dominującej w "normalnych" stanach czuwania są czynności "niższe", intuicyjne, w których szczególną rolę odgrywają popędy i emocje – a w stanach hipnotycznych te właśnie czynności zdają się przeważać – wydaje się możliwe, że w miarę pogłębiania się transu coraz bardziej do głosu dochodzi ta właśnie półkula. Nie należy jednak zbyt pochopnie wyciągać stąd . wniosku, że pogłębienie transu musi prowadzić do coraz większego "przytępiania" zdolności intelektualnych. Co prawda, w niezbyt głębokiej hipnozie zaznaczają się niektóre objawy takiego "przytępienia", ale gdy trans staje się pełny – przeważnie zanikają. Mowa przestaje być bełkotliwa i wraca umiejętność logicznego myślenia, tak iż 'zahipnotyzowany może dyskutować z eksperymentatorem na określone tematy, a nawet rozwiązywać testy psychologiczne. Wpływ sugestii na pamięć należy niewątpliwie do najbardziej zagadkowych zjawisk hipnozy. Proces przypominania sobie i wywoływania wyobrażeń przebiega w identyczny sposób i jest jednym i tym samym zjawiskiem. Nawet bowiem wówczas, gdy w wyobraźni nie odtwarzamy przeszłych rzeczywistych zdarzeń, lecz przewidujemy przyszłość lub konstruujemy całkowicie fikcyjny obraz – zawsze tworzywem wyobrażeń są zapisane w pamięci wzorce określonych doznań. Dodajmy tu, że nie tylko każde spostrzeżenie, ale także każde wyobrażenie może być skojarzone z innymi spostrzeżeniami i wyobrażeniami. Mówiąc prościej – możemy sobie przypomnieć nie tylko (to, co przeżyliśmy rzeczywiście, ale również nasze myśli, nasze wyobrażenia, choćby najbardziej fantastyczne. Trzeba tu jednak zwrócić uwagę na jeszcze jedną, nader ważną właściwość kojarzenia. Otóż połączenia miedzy polami gnostycznymi (rozpoznawczymi) różnych analizatorów – tak jak wszelkie połączenia nerwowe – są zawsze jednokierunkowe, tzn. jeśli pole A tworzy połączenia z polem B, to można wywołać wyobrażenie w polu B pobudzając pole A, lecz nie odwrotnie (np. dotykanie znanych przedmiotów wywołuje ich wyobrażenie wzrokowe, ale patrzenie na znane przedmioty nie wywołuje wyobrażenia ich dotykania). Jeśli w pewnych przypadkach asocjacja działa również w kierunku odwrotnym – z B do A – jest to wynikiem powstania odrębnych połączeń, o kierunku przeciwnym. Utworzenie się połączenia w określonym kierunku zależy od kolejności pobudzeń pól (najpierw A, potem B, czy też najpierw B, potem A) w czasie powstawania skojarzenia, co nie znaczy, że jeśli w pewnych sytuacjach kolejność ta się zmienia, nie może wytworzyć się również połączenie w odwrotnym kierunku. Oczywiście mocniej utrwalają się te kierunki asocjacji, których koincydencja jest częstsza i silniej wzmacniana działaniem czynników emocjonalnych. Np. jeśli często widzimy szefa, lecz rzadko z nim rozmawiamy, słysząc jego głos w słuchawce łatwo wyobrażamy sobie jego .twarz, rzadko zaś się zdarza, aby oglądając jego twarz na fotografii wyobrażać sobie jego głos, chyba że niedawno nas zbeształ podniesionym tonem... Obserwowane są czasem przypadki tzw. asocjacji wstecznych, a także kojarzenie bodźców obojętnych w dowolnej kolejności. Jednak fakty te można wytłumaczyć tym, iż nie jest to w istocie tworzenie połączeń między polami reprezentującymi dane spostrzeżenia czy wyobrażenia, lecz między każdym z tych pól oddzielnie i zespołem innych pól, reprezentujących sytuację ogólną, w jakiej w tym czasie znajduje się organizm. Kojarzenie bodźców z sytuacją odgrywa prawdopodobnie bardzo ważną rolę w hipnozie. Zbiór kojarzonych bodźców oraz związanych z nimi spostrzeżeń i wyobrażeń jest w głębokim transie ograniczony do obszaru wyznaczonego sugestią. Zahipnotyzowany spostrzega tylko to, co dopuszcza do jego świadomości hipnotyzer. Te ograniczone spostrzeżenia rzeczywiste, związane głównie z osobą hipnotyzera, jego głosem i widokiem przedmiotów, Morę on wskazuje, mieszają się z wyobrażeniami wywoływanymi sugestią i przybierającymi postać halucynacji. Bodźce warunkowe stanowiące o skojarzeniach, będących podłożem wspomnień tego, co działo się w transie, związane są więc z osobą hipnotyzera i jego sugestiami. Co więcej, są one kojarzone z bardzo specyficznym stanem psychofizjologicznym zahipnotyzowanego człowieka. Skojarzenia wytworzone w transie mogą być więc "odtworzone" tylko w bardzo podobnych warunkach, z pomocą właściwych im bodźców, w przeciwieństwie do skojarzeń wytwarzanych w stanie "normalnego" czuwania, gdy dopływ bodźców nie jest ograniczony ii asocjacje mogą być wywoływane bardzo różnymi drogami. Sugestia zapomnienia przeżyć transowych, przekazana w czasie transu, stanowi jeszcze jeden czynnik uwarunkowujacy skojarzenie i dlatego utrudniający dostęp do pamięci wydarzeń z tego okresu. Dotyczy to zarówno sugestii ogólnej amnezji, jak też niepamiętania określonych zdarzeń. Sugestia przypomnienia sobie przeżyć transowych po przebudzeniu, najczęściej na konkretny sygnał wywoławczy (np. poleceniem odzyskania pamięci zdarzenia na widok określonego przedmiotu lub po upływie ściśle wyznaczonego "czasu), jest również wytwarzaniem określonych odruchów warunkowych. Sugestia posithipnotyczna – tj. wykonywanie po przebudzeniu określonych czynności, zasugerowanych w transie – ma identyczny mechanizm jak przypominanie sobie wydarzeń z transu, tyle że działający jeszcze bardziej wybiórczo. Z kolei wyjaśnienia tzw. regresji hipnotycznej, czyli cofania się osobowości do poziomu wcześniejszych okresów życia, należałoby chyba szukać w tym, że zespół cech składających się na osobowość ewoluuje w ciągu życia człowieka nie drogą zmiany poprzednich zapisów, lecz poprzez uzupełnianie ich nowymi asocjacjami. W hipnozie jesteśmy w stanie zaktywizować dawne zapisy, sięgnąć do zasobów pamięci nieświadomej niepomiernie bogatszych od zasobów pamięci świadomej. W czasie regresji następuje również regres sprawności ruchowej (np. charakteru pisma) i mowy do wyznaczonego poziomu. W przypadku sugestii regresu do bardzo wczesnego dzieciństwa pojawiają się nawet dawno zanikłe odruchy bezwarunkowe, jak np. tzw. odruch Babińskiego, występujący tylko w okresie niemowlęctwa. Wskazuje to, iż zapis utrwalony w mózgu dotyczy również czynności motorycznych, a nie tylko wrażeń zmysłowych i sprawności intelektu. Niestety, procesy zachodzące w pamięci nieświadomej, to obszar kryjący jeszcze więcej zagadek niż pamięć świadoma. Współczesne teorie pamięci tłumaczą nam, dlaczego ślady świadomie odebranych, a później zapomnianych wrażeń pozostają w mózgu i w pewnych sytuacjach wrażenia te mogą być odtworzone, czyli przypomniane. Znajduje w nich uzasadnienie również to, że elektryczna stymulacja niektórych okolic mózgu, jak np. płata skroniowego, powoduje pojawienie się wspomnień z przeszłości. Na organizm nasz, na układ nerwowy, działają jednak i takie bodźce, których z różnych powodów nie dostrzegamy (ściślej – nie uświadamiamy sobie ich działania). Niemniej i te bodźce pozostawiają ślady w "organie pamięci" i czasami ujawniają się w postaci "przypomnień". W warunkach normalnych dostęp świadomości do tych utajonych magazynów informacji jest bardzo trudny (prawdopodobnie stosunkowo łatwiejszy w marzeniach sennych). Ogromne zasoby tej jakby drugiej pamięci, zwanej potocznie "podświadomością", odsłoniła dopiero hipnoza. Obserwowano przypadki, iż w czasie transu pacjent był w stanie podać wielokrotnie więcej szczegółów obrazu widzianego przed wielu laty, niż na jawie – szczegółów podobnego obrazu oglądanego kilka minut wcześniej. Z powyższych faktów zdaje się wynikać, że nawet te bodźce, które nie docierają do świadomości, pozostawiają ślady w korze mózgowej. Są to ślady jak gdyby nieco innego "gatunku" niż ślady świadomie odbieranych wrażeń, albo też utrwalane są w innych strukturach. Jednakże w pewnych stanach hipnotycznych, autohipnotycznych i .patologicznych bariera ta słabnie i zapisy zawarte w pamięci nieświadomej mogą uczestniczyć aktywnie w asocjacjach, a także wpływać na przebieg procesów nieświadomych w normalnym, codziennym życiu. Być może odgrywają one również niemałą rolę w procesach twórczych, w zjawisku intuicji i przeczuć, ale, jak dotąd, jest to jeszcze sfera domysłów. Wstecz / Spis Treści / Dalej 5. Sen pod elektroencefalografem Gdy uczeń Mesmera Puysegur podczas przeprowadzania leczniczych eksperymentów wywołał po raz pierwszy właściwy trans hipnotyczny, bez objawów histerycznych, stan ten wydał mu się podobny do lunatyzmu – zjawiska wykonywania różnych czynności, a zwłaszcza chodzenia podczas snu – i nazwał go somnambulizmem (z łac. somnus – sen, ambulare – spacerować). W 1819 roku ksiądz Faria, jeden z pierwszych badaczy stanów hipnotycznych, określił go jako "jasny sen". Również termin "hipnoza" (z gr. hypnos – sen) wprowadzony z górą sto lat temu przez Jamesa Braida, był .wyrażeni przyjętego powszechnie poglądu, iż jest ona szczególnym stanem świadomości podobnym do snu. Zresztą aż do połowy naszego stulecia to podobieństwo nie było kwestionowane, a Iwan Pawłów podjął w latach dwudziestych próbę wyjaśnienia zjawiska hipnozy, jako stanu .pośredniego między czuwaniem a snem, opierając się na swej teorii odruchów warunkowych. Ale czy rzeczywiście trans hipnotyczny, w którym doznania i zachowanie się zahipnotyzowanego człowieka są determinowane sugestią słowną eksperymentatora, można uznać za stan snu w ograniczonym zakresie? Zagadka: czym jest sen – pasjonowała uczonych od czasów starożytnych. Jego ogromne znaczenie nie tylko dla sprawnego funkcjonowania organizmu i psychiki, ale w ogóle życia, nie ulega wątpliwości. Człowiek może przeżyć bez snu zaledwie 8–11 dni. Już po dwóch dobach wymuszonej bezsenności dochodzi do poważnych zmian w czynnościach psychicznych, zaś po 3–4 dobach występują nieraz bardzo wyraziste halucynacje. Psychotyczne objawy kilkudniowego braku snu ustępują jednak zwylkłe już po pierwszej dobrze przespanej nocy. Długość trwania naturalnego snu człowieka zamyka się najczęściej w granicach 5–8 godzin. Skracanie snu do 3 godzin przez dłuższy czas powoduje znaczny spadek sprawności fizycznej i umysłowej oraz skłonność do zasypiania choćby na krótkie chwile. Stałe niedosypianie czy sypianie co drugą noc szybko zaostrza chorobę psychiczną, a u ludzi zdrowych może powodować zaburzenia jelitowe, bóle głowy, rosnącą drażliwość i inne dolegliwości psychosomatyczne. Bo kilkudziesięciu godzinach czuwania występuje zjawisko tzw. mikrosnów – luk w świadomości – trwających 2–3 sekundy, szczególnie niebezpieczne u kierowców. Wysuwane na początku naszego stulecia przypuszczenia, że w okresie czuwania następuje gromadzenie się w ustroju jakichś toksyn, które we śnie ulegają chemicznemu rozkładowi, nie znalazły .potwierdzenia. Upadł też utarty pogląd, że sen jest okresem biernego wypoczynku dla całego organizmu. To, co nazywamy wypoczynkiem, jest w istocie procesem regeneracji i to nieraz bardzo intensywnej, a nie zahamowaniem wszelkich czynności. W okresie snu w komórkach i tkankach organizmu, a zwłaszcza w mózgu dokonuje się intensywna synteza białka, kwasów nukleinowych i różnych innych substancji zużytych we dnie, dzielą się komórki, czynność bioelektryczna mózgu zmienia się cyklicznie, niewiele różniąc się 'W pewnych okresach od stanu czuwania. Nie ulega wątpliwości, iż w czasie snu przebiegają w układzie nerwowym, a w szczególności w mózgu, złożone procesy, związane nie tylko z regeneracją materiałów zużytych w okresie czuwania, ale również z .przetwarzaniem i utrwalaniem informacji. Sen okazał się zjawiskiem znacznie bardziej skomplikowanym niż można sądzić na podstawie powierzchownych obserwacji zachowania się zwierząt i ludzi. Przede wszystkim niesłusznie nazywa się snem różnego rodzaju stany nieprzytomności czy odrętwienia, tylko z pozoru .przypominające sen. Takie zjawiska jak śpiączka (coma) ..wywołana uszkodzeniem mózgu lub zatruciem, narkoza stosowana w czasie operacji chirurgicznych, stany zaniku aktywności ruchowej i odrętwienia u zwierząt zmiennocieplnych w warunkach obniżonej temperatury otoczenia, a także "sen zimowy" (hibernacja naturalna) u zwierząt stałocieplnych – mają odmienne podłoże fizjologiczne niż sen naturalny. Sen jest cyklicznie powtarzającym się (związanym z dobową biorytmiką) szczególnym stanem ośrodkowego układu nerwowego, polegającym na nietrwałym okresowym samoiodizolowaniu się mózgu od wrażeń zmysłowych i czuciowych, które – minio iż bodźce odbierane są z otoczenia i wnętrza organizmu – nie dochodzą do świadomości. Świadomość wówczas zanika lub docierają do niej tylko wyobrażenia wywoływane wewnętrzną spontaniczną aktywnością mózgu, przybierające postać halucynacji. Mózg w tym stanie nie wysyła również świadomie sygnałów wykonawczych do obwodu – nie reaguje aktywnie na zmiany w otoczeniu. Z tej izolacji mogą go co prawda wyrwać silniejsze bodźce, ale wówczas następuje przejście ze stanu snu w stan czuwania. Dodajmy tu, iż zdolność zapadania w sen przejawiana jest tylko przez zwierzęta stałocieplne: ssaki i ptaki, zaś u gadów występuje tylko w bardzo ograniczonym stopniu. W ciągu ubiegłego ćwierćwiecza nastąpił gwałtowny skok w rozwoju badań nad fizjologicznymi mechanizmami snu, a poglądy psychologów i fizjologów na wiele kluczowych kwestii uległy wręcz rewolucyjnym zmianom. Dokonane w tej dziedzinie odkrycia są ściśle związane z głównym nurtem postępu współczesnej neurologii i psychologii, któremu drogę utorowały przede wszystkim osiągnięcia elektrofizjologii, stosującej coraz doskonalsze technicznie narzędzia obserwacji procesów elektrycznych zachodzących w układzie nerwowym i wpływania na ich przebieg. Od czasu gdy angielski fizjolog R. Caton (1842–1926) odkrył – w 1875 r. – "słabe prądy mózgu'', zaś polscy badacze A. Beck (1863–1942) i N. Cybulski .(1854–.1919) jako jedni z pierwszych otrzymali w 1890 r. zapis bioelektrycznej czynności kory mózgowej psa i małpy, znaczenie elektrofizjologii stale rosło i dziś zajmuje ona czołową pozycję wśród dyscyplin wiodących w badaniach układu nerwowego. W wyniku rozwoju elektroniki stworzone zostały możliwości śledzenia nawet bardzo niewielkich zmian potencjału elektrycznego, niemal dowolnego ich wzmacniania i filtracji, możliwości ukazywania przebiegu tych zmian na ekranie oscyloskopowym oraz rejestracji na taśmie papierowej, filmowej i magnetycznej, wreszcie – analizy tych danych za pomocą maszyn matematycznych. Spowodowało to rewolucją w metodach badań wielu zjawisk fizjologicznych i psychologicznych. Metodami elektrofizjologicznymi bada się dziś aktywność elektryczną zarówno wybranych obszarów kory mózgowej i struktur podkorowych, jak też pojedynczych neuronów. Elektrody, zbierające potencjały, przykłada się do powierzchni skóry, bezpośrednio do kory, wprowadza się – w eksperymentach na zwierzętach – w głąb mózgu, rdzenia kręgowego i poszczególnych włókien nerwowych. Ogromny postęp nastąpił też w technice stymulacji elektrycznej, termicznej czy chemicznej określonych struktur czy pojedynczych neuronów. Wprowadzanie do mózgu elektrod i innych urządzeń metodą stereotaksji umożliwia bardzo precyzyjne trafienie we właściwe miejsce w głębi czaszki, a obsadzenie elektrod w kości i zdalne przekazywanie sygnałów pozwala na śledzenie reakcji zwierzęcia w sposób ciągły. Takimi właśnie metodami, w połączeniu z uszkadzaniem wybranych struktur nerwowych, udało się wyjaśnić rolę układu siatkowatego w mechanizmach czuwania i snu, co zapoczątkowało współczesną rewolucję w fizjologii mózgu. Elektroencefalograf – przyrząd rejestrujący zmiany potencjałów (lub napięć), odprowadzanych z określonych miejsc na skórze czaszki za pomocą umieszczonych na niej elektrod – stał się też podstawowym narzędziem w badaniach snu. Otrzymywany tą techniką zapis zwany elektroencefalogramem (EEG) z jednoczesnym zapisem bioelektrycznych przejawów zmian napięcia mięśni (EMG = elektromiogram) i ruchów gałek ocznych (EQG = elektrookulogram) umożliwia śledzenie w sposób ciągły nie tylko charakterystycznych zmian elektrycznej czynności kory mózgowej w różnych fazach snu, ale również innych istotnych wskaźników tych faz, co 'ułatwia m. in. identyfikację momentu zaśnięcia i przebudzenia. Oscylacje potencjałów EEG, będące wypadkową czynności bioelektrycznej milionów neuronów, przybierają na taśmie papierowej czy ekranie oscyloskopu postać falistego wykresu i stąd przyjęło się nazywać te oscylacje falami EEG. Jeżeli zmiany potencjałów znacznej liczby neuronów w danej okolicy .następuj ą równocześnie, niejako synchronicznie, owe potencjały sumują się i w zapisie EEG dominują fale o dużej amplitudzie i względnie regularnej, niskiej częstotliwości (tzw. fale wolne). Jeśli zaś zmiany potencjałów przebiegają w sposób niesynchroniczny (tan. komórki nerwowe są pobudzane niejednocześnie) wówczas poszczególne potencjały znoszą się i desynchronizacja znajduje odbicie we wzroście częstotliwości i małej amplitudzie fal (nie przekraczającej 20 μV), w nieregularnym, szybko zmieniającym się zapisie. Taki właśnie obrraz EEG, charakteryzujący się drobnymi i szybkimi zmianami wykresu w granicach częstotliwości 14–30 Hz, odpowiada stanowi czuwania i aktywności kory. Stąd fale te – występujące u człowieka najsilniej w okolicy szczytu głowy – nazwane zostały przez niemieckiego psychiatrę Hansa Bergera (1873–1941), który pierwszy sporządził i opisał w 1920 roku elektroencefalogram człowieka, falami czynnymi. Przyjęła się jednak powszechnie nazwa zaproponowana w 1925 r. przez W. Prawdisz-Niemińskiego. W pierwszych latach naszego stulecia, prowadząc badania na psach, określił on podobny zakres częstotliwości, związany ze stanem aktywności, mianem fal beta, dla odróżnienia od sklasyfikowanych przez niego wcześniej fal alfa. Przykłady elektroencefalograflcznych zapisów rytmów alfa, beta, delta i theta dokonanych w Pracowni Elektroencefalografii Klinicznej 1 Doświadczalnej Kliniki Neurologicznej AM w Warszawie (wg "Atlasu elektroencefalografii" opr. przez doc. dr. hab. med. J. Majkowsklego). Fale alfa towarzyszące stanowi odprężenia i spokoju pojawiają się, głównie w potylicznej okolicy czaszki, wówczas, gdy nie skupiamy na niczym naszej uwagi, przy zamkniętych oczach. Fale te mają częstotliwość 8–13 Hz i zmienną amplitudę (średnio 50 μV) i noszą – w przeciwieństwie do fal beta – cechy zsynchronizowanej aktywności bioelektrycznej mózgu. Reakcją na bodźce (np. wzrokowe) jest zanik rytmu alfa i pojawienie się fal beta. Jeszcze dalej posunięta synchronizacja występuje w czasie snu. Przejawia się ona w falach wolnych o dużej amplitudzie dochodzącej do 300 μV i częstotliwości 0,5–3,5 Hz, zwanych falami delta, które w czasie czuwania u zdrowych ludzi dorosłych nie występują. Fale wolne o częstotliwości 4–7 Hz, a więc pośredniej między falami alfa i delta, odznaczające się niemal sinusoidalną regularnością i niższą od fal delta amplitudą (50–100 μV) nazwane zostały falami theta. W stanie czuwania u ludzi dorosłych pojawiają się rzadko, zazwyczaj przemieszane z falami alfa; we śnie występują po falach alfa w okresie zasypiania oraz przy pogłębianiu się snu. W początkach badań EEG nad snem, synchronizacja została uznana za podstawowy, typowy wskaźnik głębokiego snu. Pewne zaś przejawy desynchronizacji, występujące w niektórych okresach snu, traktowano jako oznakę budzenia się, a więc zmniejszania się jego głębokości. Na przełomie lat pięćdziesiątych j sześćdziesiątych nastąpił jednak zasadniczy zwrot w poglądach, gdy amerykańscy badacze: William C. Dement z uniwersytetu w Stanford i Nathaniiel Kleitmann z uniwersytetu w Chicago ogłosili wyniki analizy cyklicznych zmian EEG w czasie snu. Badania te, [kontynuowane później w wielu pracowniach fizjologicznych w różnych krajach, przyniosły szereg niezwykłych odkryć. Przede wszystkim stwierdzono, że owe przejawy desynchronizacji we śnie nie oznaczają budzenia się, lecz są obrazem EEG odrębnego rodzaju snu. Odkrycie to stało się momentem przełomowym w dalszych badaniach. Analiza EEG wykazała, że sen jest złożonym procesem, w którym występują dwie powtarzające się naprzemian fazy: faza snu wolnofalowego (SWF) i faza o zapisie EEG przypominającym czuwanie. Dla fazy tej, z uwagi na jej zaskakujące właściwości, niektórzy badacze zaproponowali nazwę "snu paradoksalnego" (SP) i termin ten używany jest dziś w Europie dość powszechnie. Sen poprzedza odprężenie i spowolnienie procesów postrzegania. W elektroencefalogramie dominują fale alfa, które znikają jednak na rzecz fal beta pod wpływem jakichś silniejszych bodźców (np. hałasu) lub skupienia myśli na jakimś angażującym emocjonalnie temacie. W fazie snu wolnofalowego (SWF) wyróżnia się cztery stadia: Stadium I – to okres przejściowy między czuwaniem a snem. Cechuje go stopniowe zanikanie fal alfa, które przeobrażają się w małe, nieregularne, szybko zmieniające się oscylacje, a w okolicy skroniowej pojawiają się zazwyczaj pojedyncze fale theta. W tym czasie można stwierdzić tzw. czynnościową – ślepotę, t j. niereagowanie na bodźce świetlne. Świadomość wypełniają wyobrażenia i myśli, w których splątane są elementy rzeczywistości i marzeń sennych. W tym stadium występuje też czasem tzw. ziryw miokloniczny, nagły skurcz mięśniowy przypominający napad padaczkowy, jednak będącym normalnym zjawiskiem związanym z zasypianiem. II stadium SWF charakteryzuje wyraźne pojawienie się w zapisie fal theta i tzw. wrzecion o częstotliwości 14–16 Hz, a pod koniec tej fazy również fal wolnych, poprzedzających wrzeciona i tworzących wraz z nimi tzw. zespoły K. Oczy, choćby były otwarte, są ślepe i wykonują tylko powolne ruchy w jedną i drugą stronę. Stadium III i IV to sen delta. W stadium III występują co prawda jeszcze nadal zespoły K, ale udiział fal delta rośnie. Fale o częstotliwości 2–3 Hz stanowią już ponad 20 procent zapisu. Sen pogłębia się, zwalnia się tętno, spada temperatura ciała, obniża się ciśnienie tętnicze krwi. Obudzenie w tej fazie wymaga bodźców o znacznej sile. W IV stadium znikają wrzeciona i wykres w ponad 50 proc. wypełniają wielkie i wolne, synchroniczne fale delta. Ruchy gałek ocznych prawie ustają. Ciało jest niemal całkowicie nieruchome. Nawet silne potrząśniecie nie przywraca od razu przytomności, która pojawia się dopiero po kilku sekundach. Obudzony nie pamięta, czy cokolwiek mu się śniło, nie potrafi też określić bodźca, który go obudził, jakkolwiek z zapisu EEG wynika, że mózg reagował na bodźce. Czuwanie, senność oraz poszczególne fazy i stadia snu: 1 – zapis EEG z okolicy czołowej, 2 – ruchy gałek ocznych (zapis snu wg materiałów Kliniki Psychiatrycznej AM w Warszawie). Cały ten cykl trwa 60–90 minut – w tym sen delta wypełnia 40–60 minut – po czym następuje na krótko cofnięcie się w stadium II. Do przebudzenia jednak nie dochodzi. Sen bynajmniej się nie spłyca; przeciwnie – mięśnie krtani, karku i kończyn jeszcze bardziej wiotczeją. Rozpoczyna się mowa faza – sen paradoksalny (SP) – którą cechuje, jak już wspomniałem, desynchronizacja (u ludzi mniejsza nieco niż u zwierząt) i zapis przypominający fale beta, chwilami wręcz intensywną koncentrację uwagi w stanie czuwania. U kotów w tzw. ciele kolankowatym bocznym (w między mózgowiu) pojawiają się ponadto w tej fazie fale iglicowate. Charakterystycznym zjawiskiem u ludzi i zwierząt w fazie SP są nagłe, szybkie ruchy gałek ocznych (stąd amerykańska nazwa "faza REM" – ang. "rapid eye movements" – "pośpieszne ruchy oczu", jak gdyby powodowane świadomym oglądaniem jakichś obrazów przez śpiącego. Jednocześnie przyśpiesza się rytm serca i wzrasta ciśnienie krwi, ulegając czasem znacznym wahaniom, jak przy silnych emocjach lub wysiłku fizycznym. Wzmaga się też wydzielanie kwasu żołądkowego w przypadkach choroby wrzodowej i nadkwasoty. Zwiotczenie mięśni jest raz po raz przerywane nagłymi, krótkotrwałymi ruchami, jak gdyby towarzysząc ruchom wykonywanym w marzeniach sennych. Czasem towarzyszy temu gra mimiczna i zduszone okrzyki. Jeśli zaś obudzić człowieka w tej fazie – niemal zawsze twierdzi on, że doznawał marzeń sennych i często dość 'dobrze pamięta ich treść. Po fazie SP trwającej 20–30 minut następuje ponownie faza SWF wraz ze stadiami II, III i IV, po czym znów pojawia się sen paradoksalny Cały cykl powtarza się regularnie, w warunkach normalnego 8godzainmego snu 4–6 razy, z tym, iż nad ranem sen delta nie osiąga już stadia IV i trwa krócej, wydłuża się za to faza SP. Łącznie SWF wypełnia 70–80 proc. czasu snu nocnego, zaś SP.–30–20 procent. Paradoksalna faza snu budzi od lat szczególnie żywe zainteresowanie psychofizjologów. Niektórzy badacze wysuwają nawet przypuszczenie, że stanowi ona "trzeci stan świadomości" – nie będący ani snem, ani czuwaniem. Powołują się przy tym na podobieństwo pewnych właściwości SP i zmienionych stanów świadomości, wywoływanych sugestią hipnotyczną lub powstających na tle niektórych schorzeń psychicznych (zwłaszcza schizofrenii), jak np. odizolowanie od świata przy wzmożonej aktywności wewnętrznej. Wydaje się jednak, iż podobieństwo to jest zwodnicze. Porównanie zapisów EEG wskazuje na podobieństwo stanu hipnozy do stanu czuwania, a nie do stanu snu. Jakkolwiek w niektórych elektroencefalogramach hipnozy można dostrzec w pewnych okresach zapis podobny do stanu przedsnu czy I stadium SWF, niemniej z przeprowadzonych doświadczeń wynika, że hipnoza nie zmienia zapisu EEG u większości badanych. Niezwykle interesujące wyniki przyniosły badania dotyczące wpływu sugestii hipnotycznych na zapis EEG. Zapis ten odpowiada bowiem zasugerowanym wrażeniom i stanom emocjonalnym, a nie obiektywnym czynnikom działającym w danej chwili na organizm. I tak na przykład w odpowiednio głębokim transie sugestii oparzenia papierosem (w rzeczywistości – dotknięcie ołówkiem) odpowiada zapis EEG charakterystyczny dla odczuwania bólu, zaś ukłucie szpilką przy sugestii znieczulenia nie powoduje żadnej zmiany w zapisie. W roku 1965 niemiecki badacz H. Emrich przeprowadził szereg doświadczeń dotyczących wpływu sugestii ślepoty na fale alfa, które występują w zapisie EEG w stanach odprężenia psychicznego przy zamkniętych oczach, zaś po otwarciu oczu zanikają. U osób zahipnotyzowanych bez sugestii ślepoty, tak samo jak w grupie kontrolnej (nie hipnotyzowanej), oświetlenie zamkniętych powiek powodowało zmniejszenie się amplitudy i desynchronizację fal alfa. U zahipnotyzowanych, którym sugerowano ślepotę, fale te utrzymywały się nawet po otwarciu oczu. Tego rodzaju zjawiska mogą też stanowić pośrednio wskaźnik stanu hipnotycznego, brak bowiem jak dotąd specyficznych przejawów fizjologicznych hipnozy. Rytm serca, oddychanie, przepływ krwi przez mózg, różnego rodzaju odruchy bezwarunkowe – przebiegają w niej jak w stanie czuwania, chyba że odpowiednią sugestią uda się je zmienić. Jeśli stwierdzamy, że zapisy EEG i inne wskaźniki funkcjonowania organizmu w stanie transu hipnotycznego są takie same jak w stanie normalnego czuwania – popełniamy pewną nieścisłość. Istnieje bowiem taka sytuacja, w której wszystkie te wskaźniki odpowiadają stanowi snu. Wystarczy mianowicie, aby eksperymentator przekazał zahipnotyzowanemu sugestię zaśnięcia. Metoda ta stosowana jest nierzadko w terapii hipnotycznej, a także jako forma wypoczynku pod koniec seansu przed przebudzeniem. W czasie takiego snu kontakt między zahipnotyzowanym a hipnotyzerem zostaje zerwany, można jednak drogą sugestii przed zaśnięciem określić treść marzeń sennych, a także czas trwania snu. Sen wywołany sugestią hipnotyczną różni się jednak od snu naturalnego większą łatwością zapadania w fazę paradoksalną. Przebiega też ona znacznie intensywniej, o czym świadczą wzmożone ruchy gałek ocznych. Także zdolność pamiętania marzeń sennych jest tu wyraźnie większa niż w śnie naturalnym. Zazwyczaj zanika ona w kilkudziesięciu sekundach od chwili wyjścia z fazy SP i dlatego niewiele szczegółów tych marzeń pozostaje w naszej pamięci po przebudzeniu. W przypadku snu w hipnozie pamięć marzeń sennych utrzymuje się znacznie dłużej i jest bogatsza w szczegóły, a po wyprowadzeniu z transu może się utrzymać, zwłaszcza przy sugestii zapamiętania. Przeprowadzane w USA i w ZSRR eksperymenty wykazały, że możliwe jest również przekazywanie ludziom podatnym na hipnozę określonych sugestii w czasie snu naturalnego. Dotyczy to jednak nie obu faz snu, lecz okresu snu paradoksalnego. Amerykański badacz hipnozy M. Orne Przeprowadził m. in. interesujące doświadczenie z grupami ludzi łatwo dających się wprowadzić w stan hipnozy i grupą opornych na sugestię hipnotyczną. Gdy w elektroencefalogramie każdego ze śpiących pojawiły się oznaki fazy SP, wydawał im polecenia, aby po usłyszeniu słowa "poduszka" odczuli niewygodę i poprawili jej położenie, zaś po słowie "swędzenie" podrapali się w nos. Niepodatni na hipnozę nie reagowali lub budzili się. Podatni wykonywali przez sen polecenie i to nie tylko bezpośrednio po przekazaniu instrukcji, ale również następnej nocy, już tylko na same hasła, nie reagując na inne słowa. Tego rodzaju eksperymenty .dowodzą co prawda, że możliwy jest odbiór poleceń i zapamiętywanie ich przez sen, jednocześnie jednak pokazują, że praktyczne wykorzystanie tych możliwości nie jest wcale proste i nadzieje wiązane z upowszechnieniem hipnopedii, tj. uczenia się przez sen, były przedwczesne. Fakt, iż odbiór informacji możliwy jest tylko w paradoksalnej fazie snu, i to nie przez wszystkich ludzi, wyjaśnia też sprzeczne wyniki podejmowanych prób, z których wiele okazało się bezowocnych. Szereg dowodów zdaje się zresztą potwierdzać tezę, że zdolność zapamiętywania zależy od stopnia desynchronizacji rytmów mózgowych i skupienia uwagi na odbieranych informacjach. Najwyższa jest w stanie czuwania, a sugestia i hipnoza może jej sprzyjać; w ograniczonym stopniu występuje w stanach alfa oraz we śnie paradoksalnym (bardzo mała trwałość pamięci może być tu zwiększona działaniem sugestii); zanika całkowicie przy pojawianiu się wrzecion i falach delta. W badaniach nad rolą układu rąbkowego w mechanizmach popędów i emocji, liczenia się i pamięci oraz regulacji stanu czuwania i snu, szczególną uwagę wzbudziła czynność bioelektryczna hipokampa – struktury korowej układu rąbkowego znajdującej się w okolicach skroniowych, w obu półkulach mózgowych. U królików i szczurów dominują w hipokampie nieprzerwanie w okresie czuwania fale theta, :przy czym im silniejsze jest wzbudzenie, tym większa regularność i częstotliwość tego rytmu. U kotów fale theta są mniej wyraźne i towarzyszą umiarkowanemu stanowi wzbudzenia. Przy większym wzbudzeniu następuje desynchronizaoja czynności bioelektrycznej hipokampa. Fakt, że u psów i małp rytm theta w stanie czuwania jest rzadko obserwowany, zdaje się wskazywać, że rola mechanizmów wytwarzających te fale była większa we wcześniejszych okresach filogenetycznego rozwoju mózgu. U kotów szczególnie wyraźnie występuje rytm theta podczas reakcji orientacyjnej i w paradoksalnej fazie snu. Gdy na innych obszarach kory pojawia się desynchronizacja, w hipokampie dominują regularne fale o wysokiej amplitudzie i częstotliwości 4–7 Hz. Przypuszcza się, że fale theta zaznaczają się wyraźniej w hipokampie w chwilach skupienia uwagi nie tylko na spostrzeżeniach, lecz i wyobrażeniach, Tłumaczyłoby to nasilenie tych fal w fazie SP, a więc prawdopodobnie w czasie przeżywania marzeń sennych. Dodajmy, że niektórzy badacze wiążą fale theta ze stanami niepokoju. Wydaje się jednak, że zachodzi tu pewne nieporozumienie: fale te mię są odbiciem lęku, lecz [przejawem koncentracji uwagi na bodźcach czy wyobrażeniach wywołujących niepokój, a jednocześnie przejawem obojętności na inne bodźce, tak często towarzyszące lekowi. Czym jest jednak w istocie sen? Dlaczego występują w nim dwie fazy? Jaką rolę odgrywają one w procesach fizjologicznych, decydujących o prawidłowym funkcjonowaniu organizmu? Nieco światła na te kwestie rzuciły eksperymenty ze skróconym snem, wymuszaną bezsennością i wybiórczym pozbawieniem ludzi i zwierząt określonych faz snu. Skracanie snu do 2–4 godzin w ciągu szeregu kolejnych nocy powoduje znaczne zmiany w proporcjach czasu trwania poszczególnych faz, ,na niekorzyść fazy paradoksalnej. Przy wielodniowym czuwaniu zapis EEG przypomina coraz bardziej zapis początkowych faz snu, w mikrosnach dominują fale delta, a czas ich trwania ulega wydłużeniu. Budzenie badanych za każdym razem, gdy pojawiają się szybkie ruchy gałek ocznych, a więc pozbawienie ich fazy SP siprawia, że sen paradoksalny pojawia się coraz częściej, w końcu nawet co kilka sekund – uniemożliwiając kontynuowanie eksperymentu. Zapis EEG u ludzi, którym po takim eksperymencie umożliwiono normalne przespanie nocy, wykazuje zwiększenie czasu trwania SP. Znamienne jest, iż pozbawienie fazy SP czy to poprzez budzenie, czy 'też działaniem pewnych leków, jakkolwiek nie wywołuje senności w ciągu dnia, a często nawet wzmaga energię i ambicję, prowadzi – po dłuższym kontynuowaniu doświadczenia – do zmian osobowości, agresywności, podejrzliwości, a czasem do objawów obłędu. Niedostatek zaś fal delta i płytkość snu objawiają się szybko . uczuciem zmęczenia i niewyspania. Działają tu więc jak gdyby dwa odrębne mechanizmy – oba niezbędne dla prawidłowego funkcjonowania organizmu lecz o różnym zakresie czynności. Mechanizm przejawiający się w rytmie delta i wzroście zsynchronizowanej aktywności bioelektrycznej jest prawdopodobnie .związany z procesami regeneracyjnymi w organizmie i regulującymi je rytmami biologicznymi. . Zdaje się to potwierdzać przede wszystkim odkryty w 1968 r. fakt, że zasypianie, a ściślej – wejście w II i IV stadium snu wolnofalowego, uwalnia z przysadki mózgowej do krwi hormon wzrostowy – somatotropinę, stymulujący syntezę białek w komórkach wszystkich narządów. Przypuszcza się więc, że w tym okresie następuje również śródsenna regeneracja biochemiczna cząsteczek białka w neuronach35. Znamienne jest, że wydzielanie tego hormonu ustaje w 60 roku życia i w tym samym czasie zanika również sen delta. Drugim ważnym odkryciem było tu stwierdzenie, iż cykliczne zmiany aktywności, przebiegające u człowieka średnio w 90-minutowym – rytmie, występują nie tylko we śnie, ale również w okresie czuwania. Zjawiska te, związane ściśle z rytmiką dobową procesów fizjologicznych, budzą coraz żywsze zainteresowanie nauki (patrz rozdział "Zegary życia"). Mechanizm, którego przejawem działania jest desynchronizacja fal EEG charakterystyczna dla paradoksalnej fazy snu, zdaje się odgrywać zasadniczą rolę w procesach związanych z kojarzeniem. Wysuwane są tu dwie hipotezy: "regeneracyjna" i "konsolidacyjna". Pierwsza z tych hipotez traktuje sen jako okres wypoczynku dla tzw. synaps plastycznych – połączeń między neuronami, decydujących o powstawaniu nowych skojarzeń. W tym czasie ma następować m. in. regeneracja chemicznych substancji niezbędnych dla wykształcania się takich połączeń i stąd zapotrzebowanie na sen jest największe w okresie młodości, gdy tworzenie się nowych asocjacji jest szczególnie intensywne. Druga hipoteza opierająca się m. in. na fakcie, że po przespanej nocy dobrze utrwalają się informacje przyswojone w ciągu dnia, przypisuje okresowi snu, a zwłaszcza jego fazie paradoksalnej, kluczową rolę w konsolidacji śladów pamięciowych. Tłumaczyłoby to również, dlaczego łączna długość SP u dzieci jest większa niż u dorosłych, a u noworodków sięga niemal 50 proc. Wydaje się, iż SP niemowląt nie można traktować jako okresu marzeń sennych, lecz jest to faza bardzo intensywnego utrwalania podstawowych odruchów warunkowych. Zjawisko rekompensowania niedostatku snu paradoksalnego kosztem innych faz wiąże się – wg tej hipotezy – z tym, iż proces konsolidacji śladów pamięciowych nie może być zbytnio skracany. Tymczasem Dementowi udało się przeprowadzić eksperymenty na zwierzętach wykazujące, iż w czasie wymuszonej bezsenności (ściślej pozbawiania zwierzą paradoksalnej fazy snu) następuje gromadzenie się w mózgu jakichś substancji zużywanych w okresie marzeń sennych. Wprowadzenie płynu mózgowo-rdzeniowego, pobranego od takiego zwierzęcia, do komór mózgowych innego zwierzęcia, któremu pozwolono sypiać normalnie, powodowało wydłużenie się u tego ostatniego faz paradoksalnych. Nie ulega wątpliwości, że faza paradoksalna jest okresem szczególnego nasilenia procesów energetycznych w mózgu. Pomiary temperatury jego wnętrza wykazały, że jest ona w tym czasie najwyższa. Mózg zużywa też więcej tlenu już w okresie aktywnego czuwania, a komórki kresomózgowia i wielu innych części mózgu przejawiają znacznie większą intensywność czynności bioelektrycznej. Jest to m. in. okres wzmożonej aktywności układu rąbkowego, a więc i "analizatora emocjonalnego". Można sądzić, że faza SP snu nie jest tylko okresem regeneracji, lecz bardzo złożonych i różnorodnych procesów przetwarzania informacji, przy czym czynniki emocyjne odgrywają w nich niemałą rolę. Subiektywnym przejawem niektórych z tych procesów są marzenia senne. Badania nad nimi, aż do odkrycia fazy SP, były jednak bardzo .utrudnione, a wszelkie próby wyjaśnienia ich roli, nie mówięc już o mechanizmie fizjologicznym, opierały się wyłącznie na domysłach. Szczególnie poważną przeszkodą była przysłowiowa "ulotność" marzenia sennego. Ludzie szybko zapominają to, co śnią, a co gorsza, w miarę upływu czasu potęguje się tendencja do zniekształcania w relacjach rzeczywistego przebiegu marzeń sennych. Trzeba podkreślić, iż wypytywani czynią to z reguły bezwiednie, pozostający bowiem, w pamięci po przespanej nocy obraz przeżytych we śnie wrażeń jest bardzo mglisty i w procesie odtwarzania jego szczegółów skłonni jesteśmy wypełniać luki własną fantazją, biorąc ją za przypomnienia. Sytuacja zmieniła się pod tym względem radykalnie, gdy stwierdzono, że ludzie obudzeni w fazie SP pamiętają stosunkowo dobrze to, co śnili przed chwilą i można dzięki temu polegać na ich relacjach. Otwarło to szerokie możliwości analizowania treści marzeń sennych i szukania korelacji między tą treścią a działaniem różnego rodzaju czynników. Trzeba zaznaczyć, iż warunkiem otrzymania możliwie szczegółowej relacji jest obudzenie śpiącego w czasie trwania fazy paradoksalnej. Obudzeni w 5 minut po jej zakończeniu nie potrafią z reguły podać szczegółów, zaś po 10 minutach – zaledwie 5 procent ludzi pamięta jakiś fragment z tego, co im się śniło. Nawet jednak, gdy dysponuje się wiarygodnymi relacjami, badania takie nie są łatwe. Marzenia senne są swobodnym biegiem skojarzeń, grą wyobraźni nie podlegającą kontroli ani też dyrektywom świadomości. To, co przeżywamy we śnie, jest najczęściej oderwane od aktualnej rzeczywistości, a nierzadko przybiera fantastyczny, niezgodny z logiką i fizyką kształt. Co więcej – ocena wydarzeń przeżywanych we śnie jest przeważnie w tym czasie pozbawiona krytycyzmu. Znane są przypadki, iż wybitnym fizykom śniły się zjawiska całkiem sprzeczne z prawami fizyki, a które we śnie zupełnie ich nie dziwiły. Co prawda czasami – zwłaszcza po bardzo silnych przeżyciach czy intensywnej pracy umysłowej – nasze marzenia senne obracają się uparcie wokół tego, o czym myśleliśmy na jawie. Są to jednak sytuacje w pewnym sensie nienormalne. Snucie marzeń odbywa się wówczas przeważnie w półśnie, będąc w znacznej mierze świadomą kontynuacją – w wyobraźni – rzeczywistych przeżyć. W jakim stopniu owa gra wyobraźni jest warunkowana działaniem bodźców zewnętrznych? Badania wykazują, że wpływ ten jest bardzo ograniczony i wyraźnie ujawnia się tylko u niektórych ludzi. Do ciekawszych doświadczeń należy nalepianie na ciele osoby badanej kwadracików gumowanego papieru, powodujących napięcie skóry, lub też smarowanie pewnych punktów ciała maścią zmniejszającą napięcie. I tak np. plasterki na skroniach powodowały sny, w których osoba śniąca obserwowała jakiś obiekt na niebie (np. samolot), szła z podniesioną głową po dyskusji, w której odniosła sukces, itp. Plaster na wielkim palcu u nogi – wywoływał sny o marszu na palcach, zaś umieszczony na pięcie – o trudnym tańcu. Wpływ bodźców z wnętrza organizmu jest również mało uchwytny. Co prawda już dość dawno zaobserwowano, iż ucisk gastryczny lub sercowy zdaje się powodować sny o zaniknięciu w ciasnej przestrzeni, o skrępowaniu lub walce z jakimś zwierzęciem, zaś niedotlenienie wywołuje koszmarne majaki pełne upiorów i nieokreślonego lęku (tzw. zmory senne). Okazało się jednak, że tak silny popęd, jak głód, wbrew utartym poglądom nie wywiera większego wpływu na treść marzeń sennych, a pragnienie nie wywołuje snów o wodzie. Związek bowiem między bodźcem a treścią marzenia sennego nie jest bynajmniej prosty, lecz .zosta j e przetworzony w łańcuchach skojarzeń w takim stopniu, .że przeważnie trudno go odnaleźć. Okrężność dróg skojarzeń szczególnie ujawnia się w przypadku, kiedy bodźcem jest słowo. Interesujące doświadczenie w tym zakresie przeprowadził Ralph Berger ze studentami Uniwersytetu Edynburskiego, czytając im w czasie snu długą listę imion, wśród których umieszczał imiona, aktualnych lub dawnych sympatii badanych studentów. Związku między treścią snu i imionami szukał inny eksperymentator (łan Oswald) nie orientujący się, które z imion miało służyć jako bodziec. Liczba prawidłowych identyfikacji przekraczała znacznie liczbę trafień przypadkowych, wynikającą z rachunku prawdopodobieństwa – co można traktować za statystyczny dowód, iż bodźce słowne uwarunkowane emocjonalnie wywierają wpływ na treść marzeń. Treść ta jednak nigdy nie wiązała się bezpośrednio z osobą, której imię stanowiło bodziec. Najczęściej związek miał charakter brzmieniowy, jak na przykład między imieniem Iga i snem o figach czy imieniem Gerta i snem o książce Goethego36. Z tego rodzaju doświadczeń zdaje się wynikać, iż zdolność reagowania we śnie na określone bodźce wiąże się, co prawda, z ich uwarunkowaniem emocjonalnym, ale dalszy bieg skojarzeń odbywa się jakby w sposób formalny i przypadkowy – w przeciwieństwie do stanu pełnej świadomości, w której wszelkie uboczne, formalne skojarzenia zostają szybko wyeliminowane poprzez koncentrację uwagi na właściwym temacie. Rzuca się tu w oczy pewne podobieństwo do sposobu kojarzenia w zamroczeniu alkoholowym, czego przejawem są jakże często czysto brzmieniowe skojarzenia słów w bełkocie człowieka pijanego. Podstawowym tworzywem marzeń sennych są, oczywiście, zapisane w mózgu informacje o świecie – nasze doświadczenia życiowe. Stąd o kierunku procesów kojarzeniowych decydują nie tyle bodźce zewnętrzne, których dopływ w czasie snu jest bardzo ograniczony, ile przede wszystkim związki między informacjami utrwalonymi już w pamięci (czy utrwalającymi się w toku sennej konsolidacji śladów) – a więc nasze myśli, pragnienia, obawy. Pierwszym spośród psychologów, który szeroko rozwinął tę tezę, budując na niej własny system terapii psychoLogicznej, był psychiatra austriacki Sigmund Freud (1856–1939). I chociaż teoria snów stanowiąca podstawę jego metody leczenia nerwic i niektórych psychoz, zwanej psychoanalizą, zawiera wiele przesadnych uogólnień i niedostatecznie uzasadnionych wniosków – należy uznać ją za punkt zwrotny w badaniach nad marzeniami sennymi i ich funkcją w życiu psychicznym człowieka. Wiele faktów wskazuje, iż procesy myślowe niogą mieć nie tylko charakter świadomy, ale i nieświadomy, a marzenia senne odzwierciedlają zarówno pierwsze jak drugie. Na jawie bowiem istnieje pewnego rodzaju bariera dzieląca świadome i nieświadome życie psychiczne, która – zdaniem Freuda – ustępuje dopiero we śnie. Marzenia senne nie mają jednak prawie nigdy prostego, jednoznacznego związku z rzeczywistością. W wyniku procesów kojarzeniowych obrazy widziane we śnie nabierają charakteru symboliki. Rozszyfrowanie tej symboliki miało ^umożliwić Freudowi dotarcie do najskrytszych zakamarków psychiki ludzkiej, właściwe wyjaśnienie motywacji działań i ewentualne usunięcie przyczyn zaburzeń psychicznych, w których szczególne znaczenie przypisywał usuniętym z pola świadomości popędom. I chociaż większość psychologów odrzuca dziś tezę Freuda o dominującej roli popędów i zepchniętych do podświadomości pragnień seksualnych w kształtowaniu życia psychicznego, niemniej już samo tylko zwrócenie uwagi na symbolikę marzeń sennych – pomijając ryzykowną ich interpretację psychoanalityczną – stanowi wielki krok naprzód w poznaniu ich mechanizmu. W rzeczy samej symbolika ta jest niczym innym jak odbiciem związków kojarzeniowych między informacjami zapisanymi w mózgu w ciągu życia ludzkiego. Szczególnie doniosła rola przypada tu dziecięcemu okresowi kształtowania się psychiki i w tym sensie freudowskie teorie dotyczące kompleksów i ich tworzenia się w dzieciństwie znajdują uzasadnienie na gruncie nowoczesnej psychofizjologii. Freud twierdził, że stłumione popędy, będące przyczyną nerwic i schorzeń psychosomatycznych, znajdują odbicie i pewne formy rozładowania w marzeniach sennych. Z badań elektrofizjologicznych podjętych w drugiej połowie naszego stulecia zdaje się wynikać, iż był on o tyle bliski prawdy, że w fazie SP następuje rozładowanie stanu wzmożonej pobudliwości. Wynika to m. in. z obserwacji negatywnych skutków wybiórczego pozbawiania ludzi i zwierząt owej fazy. Biologicznej roli fazy SP nie można jednak sprowadzić do rozładowywania napięć w marzeniach sennych. Czy niemowlęciu, u którego faza ta zaraz po urodzeniu zajmuje blisko 50 proc. czasu snu, coś w ogóle może się śnić? Ludzie budzeni w czasie szybkich ruchów gałek ocznych stwierdzają, że przerwano im właśnie marzenia senne. Sugerowało to, że ruchy te związane są z oglądaniem wzrokowych obrazów zawartych w tych .marzeniach. Jednak tylko w niektórych przypadkach zaobserwowano zgodność tych ruchów z przebiegiem wyobrażeń sennych i według obecnych poglądów nie mają one związku z treścią tych marzeń. Jak zresztą wytłumaczyć takie ruchy u niemowląt, ślepych kociąt, a także ludzi niewidomych od urodzenia, u których w snach nie ma obrazów wzrokowych? Zjawisko to znalazło już wyjaśnienie w toku badań elektrofizjologicznych: w fazie SP pojawiają się serie wyładowań iglicowych, docierających m.in. do ośrodków kontrolujących mięśnie oczne. Źródłem tych wyładowań jest najprawdopodobniej pobudzony układ siatkowaty, który chyba również – przy współdziałaniu "analizatora emocjonalnego" – jest źródłem pobudzeń łańcuchów asocjacyjnych tworzących marzenia senne. Trzeba tu dodać, że ruchy gałek ocznych bywają w fazie SP nierzadko gwałtowniejsze niż w stanie czuwania. W ogóle w zapisie EEG paradoksalną fazę snu odróżnia od czuwania nierówny rytm wyładowań – salwy impulsów, znamionujące raptowny wzrost aktywności i stosunkowo dłuższe okresy względnego spokoju. Jest to więc stan jakby bardzo niestabilnej równowagi, która ulega niezwykle silnym zakłóceniom pod wpływem mało .poznanych jeszcze oddziaływań fizycznych i chemicznych, przy niemal zupełnym odcięciu od bodźców działających na organa zmysłowe, Być może stąd też w marzeniach sennych spotykamy się częściej z przejawami postrzegania pozazmysłowego, na co zdają się wskazywać prowadzone w ostatnich latach badania nad telepatią we śnie. Co więcej, niektórym zjawiskom paranormalnym, występującym w zmienionych > stanach świadomości zbliżonych do czuwania (np. w hipnozie i ćwiczeniach jogi), towarzyszą pewne podobne zjawiska bioelektryczne jak w paradoksalnej fazie snu. Teza, iż niektóre właściwości paranormalne mają charakter aktywistyczny, a tu również zdaje się znajdować potwierdzenie. Udział fazy paradoksalnej w ogólnym bilansie czasu czuwania i snu zdaje się bowiem nie rosnąć, lecz maleć wraz z postępem ewolucji. U oposów, należących do torbaczy, łączny czas trwania tej fazy jest równy czasowi czuwania, u człowieka stanowi zaledwie 6–12 procent czasu czuwania. Oczywiście sny zwierząt są – odpowiednio do struktury ich mózgu – prymitywniejsze od ludzkich. Nie barak przykładów wskazujących, iż w marzeniach sennych możemy znaleźć rozwiązanie problemów, nad którymi biedził się na próżno nasz umysł w stanie czuwania, że rodzą się w nich czasem pomysły twórcze, że nie zawsze procesy myślowe przebiegają tam w sprzeczności z logiką. Ale czy zwierzęta, na miarę swych potrzeb, nie "rozwiązują problemów" w sposób intuicyjny? A zresztą czy nie nazbyt pochopnie wszelkie procesy myślowe – świadome i podświadome – wiążemy wyłącznie z czuwaniem i paradoksalną fazą snu? Świadczą o tym badania elektroencefalografiezne somnambulików (lunatyków) przeprowadzane w 1963 r. przez naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Somnambulicy rozpoczynają swą wędrówkę nie w fazie SP – byłoby to zresztą niemożliwe z uwagi na charakterystyczne dla tej fazy zwiotczenie mięśni tułowia i kończyn – lecz w fazie SWF w III lub IV jej stadium. Wykonują swe czynności wówczas, gdy w wykresie dominują fale delta o zmniejszonej amplitudzie, bądź kombinacie różnych fal, m. in. z udziałem fal alfa. Mimo szeroko otwartych oczu lunatyka fale alfa nie zanikają, co może wskazywać na pewne podobieństwo tego stanu do niektórych stanów hipnotycznych (np. przy sugestii ślepoty). Lunatycy wykonują nierzadko złożone czynności, Szukają określonych przedmiotów, prowadzą samochody, a nawet robią zakupy w sklepach. Jednocześnie nie zdają sobie zupełnie sprawy z wielu zjawisk w otoczeniu (np. nie dostrzegają ludzi) i są często ofiarami wypadków lub je nieświadomie powodują37. Wstecz / Spis Treści / Dalej 6. Psychofizjologia jogi Relacje były tak niewiarygodne, że trudno się dziwić nieufności, z jaką przez długi czas przyjmowano sprawozdania nawet naocznych świadków. Czyż możliwe, aby człowiek żywcem pogrzebany na wiele godzin, ba! – podobno nawet dni, przetrzymał taką próbę? Czy można bezkarnie włożyć gołą rękę do wrzątku lub biegać boso po rozżarzonych węglach? Albo też – siedzieć nieruchomo całymi dniami nago w mroźnej jaskini i nie zamarznąć na śmierć? : Czyż człowiek zdolny jest siłą woli obniżyć do niebezpiecznych granic ciśnienie krwi i wstrzymać pracę serca? Czy można nie jeść i nie spać całymi latami, pozostając w stanie nieprzerwanej kontemplacyjnej ekstazy? Nieodparcie nasuwa się podejrzenie, iż świadkowie takich wykraczających daleko poza "normę fizjologiczną" wyczynów padli ofiarą oszustwa, szarlatańakich sztuczek, zbiorowej sugestii lub po prostu dali się ponieść fantazji. A jednak, jak wykazały badania prowadzone w Indiach od lat dwudziestych naszego stulecia, a po drugiej wojnie światowej również w kilku innych krajach, fakty zawarte we wspomnianych zadziwiających relacjach o wyczynach fakirów i joginów nie są bynajmniej płodem wyobraźni dziennikarskiej. Doniesienia o opanowaniu zdolności wpływania na przebieg i tempo takich zasadniczych czynności życiowych, jak oddychanie, krążenie krwi, wydzielanie hormonów, pobieranie pokarmów i przemiana materii, chociaż czasem okazywały się nieścisłe i przesadnie entuzjastyczne, ogólnie rzecz biorąc znalazły potwierdzenie doświadczalne. Co więcej, badania nad jogą, prowadzone na podstawie najnowszych osiągnięć nauk biologicznych i technicznych, przyczyniły się już w znacznym stopniu do oczyszczenia jej terenu z mitów i nieporozumień. Joga i inne wschodnie systemy kształcenia sił duchowych i fizycznych utraciły w ten sposób, co prawda, wiele ze swego ezoterycznego nimbu, otworzyły się za to nowe perspektywy wykorzystania ich zdobyczy w medycynie współczesnej i rozwoju kultury fizycznej. W świetle tych badań paranormalne stany funkcjonowania organizmu występujące u joginów i fakirów są przejawem – osiągniętej w wyniku wytrwałych, wieloletnich ćwiczeń – zdolności ukierunkowanego woła oddziaływania na procesy regulacyjne przebiegające w układzie nerwowym i hormonalnym w sposób automatyczny. Reakcje tych układów automatycznej regulacji na bodźce wewnętrzne i zewnętrzne mają postać odruchów bezwarunkowych, wrodzonych. Przebiegają one najczęściej w sposób bezwiedny, niektóre z nich jednak podlegają w pewnym stopniu kontroli świadomości, a jej wpływ może powodować osłabienie lub nawet nie wystąpienie reakcji. Otóż wpływ ten, normalnie bardzo ograniczony i nie obejmujący np. ciśnienia brwi, temperatury ciała, częstotliwości uderzeń serca, odruchów naczyniowych i potowych, wydzielania hormonów i przebiegu procesów metabolicznych, drogą ćwiczenia jogi udaje się wzmocnić i poszerzyć na sfery, zda się, dotąd całkowicie niedostępne świadomej kontroli. Jakkolwiek bowiem układy automatycznej regulacji wchodzą w skład autonomicznego systemu nerwowego, czynnościami ich zawiadują 'Ośrodki centralnego układu nerwowego mieszczące się w pniu mózgu. Tam właśnie, w układzie siatkowatym, gdzie przebiegają drogi czuciowe i rodzą się impulsy regulujące działanie całego organizmu, znajdują się też struktury nerwowe wiążące te funkcje z czynnościami kory mózgowej i układu rąbkowego, a więc warunkujące ich oddziaływanie na układy regulacji automatycznej. Jeśli, zważyć, że układy siatkowaty i rąbkowy odgrywają również doniosłą rolę w mechanizmach pamięci i świadomości oraz popędów i emocji, tu chyba należy szukać sprzężeń umożliwiających, w pewnych warunkach, świadome sterowanie przebiegiem tych procesów fizjologicznych i biochemicznych, które zazwyczaj nie podlegają wpływom naszej woli. Owego świadomego sterowania nie należy jednak pojmować jako działania opartego na głębokiej wiedzy o budowie i funkcjonowaniu organizmu ludzkiego. Taka wiedza nie jest bynajmniej niezbędna fakirom i joginom do wywoływania pożądanych reakcji fizjologicznych, podobnie jak umiejętność kierowania samochodem nie wymaga znajomości budowy i funkcjonalnego współdziałania poszczególnych jego mechanizmów. Wystarczy tylko dobre praktyczne opanowanie kilku prostych czynności manipulacyjnych, aby osiągnąć określone cele. Im bardziej zautomatyzowany jest mechanizm jakiegoś urządzenia, w tym mniejszym stopniu konieczne jest sterowanie poszczególnymi jego czynnościami. Na wyższym zaś szczeblu automatyzacji – gdy systemy zdolne są 'do samoorganizacji – wystarczy tylko wyznaczyć cel, a drogę do jego realizacji odnajdzie sama maszyna. Oczywiście – jeśli cel jest realny, tj. możliwy do osiągnięcia w danych warunkach. Takim szczególnie wysoko zautomatyzowanym urządzeniem jest organizm ludzki. Cele, jakie sam sobie wytycza jego kierowniczy organ – mózg, są realizowane za pomocą różnego rodzaju posprzęganych ze sobą układów samoczynnie działających, którymi mózg świadomie zajmować się nie potrzebuje i nie jest w stanie, pełniąc inne funkcje – wymagające kontroli świadomości. Program działania wielu tych systemów automatycznej regulacji jest, co prawda, wrodzony, ale może być modyfikowany pod wpływem warunków, w jakich rozwijał się organizm. Wytworzone w ten sposób stereotypy funkcjonalne są dość odporne na dalsze zmiany, nie znaczy to jednak, iż drogą wytrwałych, intensywnych ćwiczeń zmian takich dokonać nie można. I tu również, zwłaszcza gdy zmiany dotyczą działania układów: autonomicznego i hormonalnego, sterowanie odbywa się nie w sposób bezpośredni, lecz poprzez cele. Jogin przebywający nago w zimnej grocie nie potrzebuje nic wiedzieć o mechanizmie regulacji temperatury ciała. On po prosta stara się "myśleć gorąco", tzn. wyobrażać sobie jak najbardziej plastycznie, że jest mu ciepło. Sugerowanie sobie działania urojonych bodźców powoduje reakcje ideomotoryczne – naczynia krwionośne skóry rozszerzają się i temperatura jej się podnosi. Podobny też jest chyba mechanizm wywoływania niektórych innych nietypowych psychofizjologicznych reakcji, takich jak nieodczuwanie bólu i wstrzymywanie krwawienia czy zwiększenie odporności na działanie wysokiej temperatury (jakkolwiek niektórzy badacze sądzą, iż w pewnym stopniu może tu odgrywać rolę ochronną również swoiste "zahartowanie" skóry). Jak wykazały badania, nie jest prawdą, że fakirzy zdolni są całkowicie wstrzymać pracę swego serca i oddychanie. Początkowe błędne orzeczenia wynikały z faktu, iż niektórzy z nich potrafią poprzez skurcz pewnych mięśni tak zmniejszyć dopływ krwi do serca, że tętno staje się niewyczuwalne i ciśnienie obniża się bardzo znacznie. Zadziwiająca jest zdolność takiego ograniczenia częstotliwości oddychania i zużycia tlenu przez tkanki, że do podtrzymania życia przez wiele godzin wystarczy niewielka ilość .powietrza znajdująca się w trumnie czy – w przypadku grzebania beż trumny – pod zwykłą deską, którą nakrywane jest ciało fakira. Niestety, niewiedza o rzeczywistym fizjologicznym podłożu tych zjawisk i przecenianie własnych możliwości prowadzi czasem do tragicznych finałów takich pokazów. W 1963 roku niłody 18letni fakir kazał się pogrzebać żywcem na 40 dni. Gdy otwarto grób w wyznaczonym terminie, okazało się, że chłopiec od dawna nie żył... Bywają również zdarzenia tragikomiczne: oto przykład zaczerpnięty z książki Janiny Rubach-Kuczewskiej pt. "Życie po hindusku" ("Iskry" Warszawa 1971): "Latem 1966 roku ukazały się w Bombaju afisze zapowiadające sensację: jeden z bardziej znanych fakirów zapraszał ludzi ciekawych i zamożnych (ceny biletów, w przeliczeniu, wahały się od 20 do 100 dolarów) na pasjonujące, nadprzyrodzone zjawisko przechadzki po wodzie. Nawet jak na tutejsze warunki była to "duża rzecz". Zbudowano specjalny basen, trybuny dla widzów i wymieniono w prasie długą listę osób o znanych nazwiskach, które swą obecnością miały dodatkowo uświetnić "cud". Odległość dzieląca Delhi od Bombaju a także wzglądy finansowe nie pozwoliły mi, niestety, znaleźć się wśród widzów. Ogromnie żałuję. Gdy głęboka, pełna napięcia cisza zaległa widownię, mistrz po długich modlitwach i kontemplacji uczynił pierwszy krok. Rozległ się głośny plusk i czcigodny mąż od razu poszedł na dno. Rumor wokół tego wydarzenia trwał wiele dni. Niefortunny bohater składał publicznie oświadczenia, z których wynikało, że nagła zmiana astralnych konfiguracji wybiła go z transu. W całych Indiach długo śmiano się z tej imprezy, kpiąc z naiwności tych, którzy firmowali ją mimo swych naukowych tytułów i wysokich funkcji". Popisy fakirów, czyli ascetów stosujących niezwykłe sposoby umartwiania ciała i demonstrujących swe umiejętności dla otrzymania jałmużny, czy wręcz w celach zarobkowych, nie cieszą się uznaniem rzeczywistych adeptów jogi i innych wschodnich systemów kształcenia ducha i ciała. Ich zdaniem prawdziwy jogin nigdy publicznie nie popisuje się swymi umiejętnościami. Joga (sanskr. – połączenie, wysiłek, ujarzmienie) narodziła się przed 4 tysiącami lat w Indiach jako system filozoficzno-religijny, zmierzający – poprzez poddawanie wszystkich fizycznych i duchowych sił człowieka kontroli umysłu i rozwijanie różnorodnych elementów natury ludzkiej – do j osiągnięcia najwyższego celu jakim jest "samadhi" (samowyzwolenie), stan nadświadorności i najwyższej integracji osobowości. Należy tu szczególnie mocno podkreślić, że joga jest w istocie systemem wychowawczym, gimnastycznym i regeneracyjno-leczniczym, który – niezależnie od nadbudowy filozoficznej – sam przez się okazał się w wielu przypadkach przydatny w praktyce medycznej. Znamienną jego właściwością jest zresztą możliwość opanowania tych umiejętności w ograniczonym zakresie przez niemal każdego człowieka, drogą odpowiednich ćwiczeń. Do osiągnięcia "samowyzwolenia" podobnego jak w jodze dąży też drugi z najbardziej znanych systemów wschodnich – japoński zen (jap. "zenna" – medytacja). Tu stan "nadświadomości" nazywany jest "satoo" lub "kensio" czyli olśnieniem, a osiąga się go drogą odpowiedniego treningu i zapewnienia warunków zewnętrznych (cisza, spokój). System ten przywiązuje mniejszą wagę do ćwiczeń fizycznych, będąc w założeniach zbiorem ćwiczeń medytacyjnych. Jest on szczególnie ceniony z uwagi na swą wartość wyciszającą, a więc ułatwienie regeneracji psychofizycznej. Budzi on ostatnio również żywe zainteresowanie w kołach medycznych, zwłaszcza wśród psychiatrów i psychologów. Trzeba podkreślić, że zarówno system jogi jak i zeń, stawiając sobie jako cel osiągnięcie specyficznie pojmowanej doskonałości duchowej i fizycznej, bynajmniej nie utożsamiają tego celu z rozwijaniem paranormalnych zdolności psychofizjologicznych. Wszelkie eksperymenty o charakterze wyczynowym traktowane są jako pewnego rodzaju wypaczenie idei tych systemów. Idea doskonałości duchowej, osiąganej drogą ascezy i medytacji – chociaż spotykana w wierzeniach wielu ludów – najbardziej pełny kształt systemu (ściślej – systemów, gdyż jest ich wiele) przybrała w kręgu kulturowym starożytnych Indii. Należy do tego kręgu nie tylko joga, ale również zeń, a także niektóre praktyki łamów tybetańskich. Nie bez znaczenia był tu z pewnością fakt, że dużą wagę do medytacji przywiązuje buddyzm, który poprzez Chiny i Koreę dotarł w VI w n.e. do Japonii. Owa idea doskonałości jest jednak pojmowana w tym kręgu kulturowym bardzo swoiście. Władza ducha nad ciałem, potęga woli i wiary, "wejście w siebie", wreszcie – wyzwalająca się w ekstazie – zdolność osiągania "nadludzkiej wiedzy", służą w istocie izolacji od rzeczywistości (joga) lub też biernemu zestrojeniu się z naturą (zeń). W zespoleniu z ezoteryzrnem religijnym i filozoficznym systemy te nabierają zresztą wyraźnego charakteru mistycznej ucieczki od świata i życia aktywnego. Od wieków przecież joga i zeń praktykowane były przede wszystkim w klasztorach. Oczywiście ta nadbudowa światopoglądowa ł wynikająca z niej postawa wobec rzeczywistości jest obca społeczeństwom europejskiego kręgu kulturowego, a także współczesnym społeczno-cywilizacyjnym tendencjom rozwojowym w skali globalnej. Jeśli więc w naszych czasach jesteśmy świadkami coraz żywszego zainteresowania na całym świecie systemami jogi i zeń oraz praktycznym wykorzystaniem ich zdobyczy w medycynie i wychowaniu, wynika to przede wszystkim stąd, że z owej metafizycznej, filozoficznoreligijnej otoczki łatwo można wyłuskać racjonalne, psychofizjologiczne jądro tych systemów. Zawiera ono w sobie bogaty dorobek obserwacji i doświadczeń o charakterze przyrodniczym, dotyczących homeostatycznych (tj. związanych z zachowaniem równowagi wewnątrzustrojowej) właściwości organizmu, a więc tych właściwości, które odgrywają kluczową rolę w procesach przystosowywania się do zmiennych warunków środowiska, notabene przebiegających coraz trudniej we współczesnym świecie. Takie podejście badawcze cechuje dziś zresztą zarówno naukę europejską i amerykańską jak indyjską. W tym ujęciu joga i zeń są traktowane jako systemy higieniczno-lecznicze, które można adaptować do potrzeb profilaktyki i terapii medycznej a także harmonijnego rozwoju psychofizycznego. W tym też tylko sensie można przewidywać upowszechnienie zdobyczy tych systemów, rzecz jasna, po sprawdzeniu ich przydatności w konkretnych warunkach współczesnych, zurbanizowanych społeczeństw. Nie ulega wątpliwości, że ćwiczenia jogi mają korzystny wpływ na właściwości homeostatyczne organizmu – na zdolność utrzymywania równowagi wewnątrzustrojowej – oraz przyczyniają się do oszczędniejszej gospodarki metabolicznej. W ich wyniku uzyskuje się przede wszystkim wspomniany już stan odprężenia, spokoju i opanowania, zwiększenie zdolności do pracy umysłowej, lepszą pamięć, wytrzymałość psychiczną, mniejszą potrzebę snu, a także w pewnych przypadkach większą odporność na niektóre choroby (zwłaszcza infekcyjne). Jednocześnie jednak zbyt jednostronny trening jogistyczny może powodować spadek sprawności motorycznej organizmu i szybkie męczenie się pracą fizyczną nawet przy średnim obciążeniu. Trzeba zaznaczyć, że wskazania poszczególnych systemów wschodnich nie są takie same, lecz różnią się, w niektórych kwestiach nawet dość znacznie. Jeśli więc mówi się o wykorzystaniu ich zdobyczy we współczesnej medycynie, ma się najczęściej na myśli raczej pewne ogólne prawidłowości i zbieżności w zaleceniach, niż szczegółowe przepisy. I tak np. joga hinduska zaleca dietę niemal całkowicie jarską, bez mięsa, ryb i jajek, dopuszczając mleko i jego przetwory. Powinno się jeść potrawy w stanie możliwie naturalnym, pić dużo czystej surowej wody, okresowo stosować głodówki. Zeń nakazuje odżywianie się przede wszystkim potrawami zbożowymi (70 proc. diety), gotowanymi oraz jarzynami surowymi, a także duszonymi we własnym sosie. Dopuszcza mięso (niektóre gatunki), ryby, jajka, sery (rzadko i w małych ilościach), odrzuca mleko, cukier, słodycze i tłuszcze zwierzęce. Należy ograniczyć do minimum picie. Z pewnością takie wskazania wspólne dla różnych diet, jak regularność spożywania posiłków, dokładne żucie, nie najadanie się do syta, zakaz picia alkoholu i palenia, są jak najbardziej słuszne i zbieżne z poglądami współczesnej medycyny. Trudno jednak przyjąć, aby skład i kaloryczność diety były takie same dla ludzi ciężko pracujących fizycznie jak dla mnichów medytujących w swych celach. Nie należy bowiem zapominać, że w systemach jogi i zeń wskazania dietetyczne podyktowane są przede wszystkim dążeniem do stworzenia najkorzystniejszych warunków ćwiczeń oddechowych i medytacyjnych, co oznacza unikanie pokarmów wywołujących podniecenie, jak też ociężałość i senność. Zalecane przez jogę okresowe głodówki, zwłaszcza jedno lub kilkudniowe, z dopuszczalnym tylko piciem wody lub soków owocowych, zdaniem wielu specjalistów mogą w pewnym stopniu znaleźć zastosowanie w lecznictwie i geriatrii. W wyniku głodówki ustrój zmuszony jest do żywienia się własnymi tkankami, zaś wytworzony przez ewolucję mechanizm rządzący procesami metabolicznymi sprawia, że dokonuje się to "według hierarchii ważności". Najpierw więc zużywane są różnego rodzaju złogi, komórki zwyrodniałe, chore, ulegają wchłonięciu stare ogniska zapalne, spalają się nadmiary tłuszczów. Z uwagi jednak na to, że uwolnione w ten sposób substancje mogą przejściowo powodować pewne objawy zatrucia ustroju, przy podejmowaniu decyzji przeprowadzenia głodówek należy zasięgnąć rady lekarza38. System jogi przywiązuje bardzo dużą wagę do ćwiczeń oddechowych (tzw. pranajama). Poleca on przedłużanie wdechu i wydechu oraz zatrzymywanie oddychania przez 1–2 sek. na szczycie wdechu. Zwolnione i pogłębione oddychanie powinno się odbywać w czystym, świeżym powietrzu i przez nos. Sens tych wskazań, z punktu widzenia fizjologii, można wyjaśnić następująco: pogłębione oddychanie sprzyja upodobnieniu powietrza w pęcherzykach płucnych do powietrza atmosferycznego, a więc lepszej wentylacji. Zatrzymanie oddechu na szczycie wdechu powoduje zatrzymanie dwutlenku węgla w płucach i zwiększenie jego zawartości we krwi, co wpływa na układ siatkowaty w kierunku krótkotrwałego pobudzenia kory mózgowej i wzmożonego stanu czuwania. Zalecenie dotyczące czystości i świeżości powietrza można tłumaczyć nie tylko większą zawartością w nim tlenu i brakiem zanieczyszczeń, ale – jak wskazuje prof. Romanowski39 – również większym nasyceniem powietrza małymi ujemnymi jonami, których znaczenie dla organizmu – jak wynika z eksperymentów kosmonautycznych i podmorskich – jest prawdopodobnie nader ważne i wiąże się z ułatwianiem dyfuzji tlenu do krwi zaś dwutlenku węgla – z krwi. Być może również pewien wpływ na przyswajanie tych jonów ma oddychanie przez nos, nie przez usta, tak kategorycznie zalecane przez jogę. Ćwiczenia gimnastyczne obejmują w klasycznej jodze 84 pozycje (tzw. asana), z których wielu przeciętny Europejczyk nie jest w stanie wykonać. Niemniej kilka czy kilkanaście pozycji możliwych do opanowania wystarczy dla osiągnięcia zdrowotnych efektów psychofizjologłcznych. Celem tych ćwiczeń jest: "1) zwiększenie ruchomości w stawach miedzykręgowych, a przez to poprawa warunków krążenia w naczyniach kręgosłupa, 2) poprawa ogólnych warunków krążenia oraz dokrwienie mózgu, to ostatnie uzyskiwane jest zwłaszcza przy pozycjach odwróconych głową w dół, 3) masaż narządów wewnętrznych przez ich długotrwały ucisk oraz 4) oddziaływanie na poszczególne gruczoły wewnętrznego wydzielania i zwoje nerwowe"40. Pobudzenie funkcji uciśniętych tkanek zwiększa prawdopodobnie świadomą kontrolę czynności autonomicznych – występujące tu procesy biochemiczne i bioelektryczne wymagają jednak dalszych badań. Do ćwiczeń medytacyjnych joga zaleca przystępowanie dopiero po co najmniej kilkumiesięcznych ćwiczeniach postaw ł oddychania. Takie przygotowanie ma z pewnością dodatni wpływ na działanie układu autonomicznego, ułatwiając jego świadomą kontrolę, jest jednak sprawą sporną, czy ćwiczenia te są rzeczywiście niezbędne do osiągnięcia zdolności wyciszenia psychicznego i koncentracji. Zdają się bowiem przemawiać przeciw temu zarówno wynikł osiągane systemem zeń jak i niektórymi współczesnymi metodami psychoterapii (np. treningiem autogennym). Zresztą również hinduscy badacze jogi Wskazują na prymat czynników psychicznych nad fizycznymi w tych ćwiczeniach i szczególną rolę autosugestii w kształtowaniu własnych postaw etycznych, cennych społecznie41. W ostatnich kilkunastu latach obserwujemy wyraźny wzrost zainteresowania świata naukowego i lekarskiego możliwościami adaptacji systemów jogi i zeń do współczesnych potrzeb wychowania fizycznego, higieny psychicznej i terapii. Jednym z istotnych bodźców w tym kierunku są narastające problemy tzw. stresów cywilizacyjnych. U nas w Polsce taką próbą adaptacji niektórych metod jogi do naszych potrzeb jest system ćwiczeń relaksowo-koncentrujących opracowany przez mgr Tadeusza Paska, który – jako stypendysta Akademii Wychowania Fizycznego – zapoznał się z teoretycznymi i praktycznymi wynikami osiągniętymi na tym polu w indyjskich ośrodkach badawczych i szkoleniowych. Prace badawcze nad przydatnością tego systemu w wychowaniu fizycznym i sporcie prowadzone były w Zakładzie Fizjologii Instytutu Nauk Biologicznych AWF pod kierownictwem prof. Wiesława Romanowskiego (1913–1973). Program ćwiczeń gimnastycznych, oddechowych i medytacyjnych może być w tym systemie realizowany w różnych wariantach dostosowanych do potrzeb określonych środowisk, również o szerszym zasięgu społecznym. Ćwiczenia medytacyjne przebiegają kilkuetapowo: od koncentracji myśli na doznaniach wzrokowych, poprzez wywoływanie wrażenia wibracji drogą rytmicznego i monotonnego powtarzania pewnych dźwięków (a więc czynności sprzyjających autosugestii), aż po ćwiczenia wyciszające i koncentrujące, wiodące do umiejętności całkowitej kontroli biegu swych myśli. Jednym z najwcześniej opracowanych – bo przed 40 laty – i stosowanych do dziś metod psychoterapeutycznych nawiązujących w pewnym stopniu do jogi, jest tzw. trening autogenny J. H. Schultza. Wykorzystując wyniki badań nad autohipnozą, stworzył on system ćwiczeń, w których stan relaksu łączy się z oddziaływaniem autosugestywnym. Stopień niższy tych ćwiczeń obejmuje rozluźnienie mięśni różnych części i narządów ciała oraz koncentrację na określonych subiektywnych odczuciach: ciężaru, ciepła, regulacji czynności serca i funkcji narządów wewnętrznych. Następny stopień to skoncentrowanie się na zagłębianiu się w siebie i wyobrażanie sobie pożądanych właściwości jako rzeczywiste. W ten sposób z pomocą sugestii można przeciwdziałać niektórym schorzeniom, usuwać natrętne myśli i stany nerwicowe, zwalczać niepożądane nawyki i nałogi. Stopień wyższy ćwiczeń prowadzi do zdolności wywoływania żywych wizji przedmiotów konkretnych, abstrakcyjnych, a nawet symbolicznych i stawiania sobie pytań, na które ma odpowiedzieć podświadomość, co może ułatwić sformułowanie np. podstawowych celów życiowych. Do współczesnych systemów łączących metody radżajoga i zeń należy system zwany relaksem dynamicznym. Oparty na założeniach teoretycznych, dotyczących różnych stanów i poziomów świadomości, sformułowanych przez prof. A. Caycedo – twórcę tzw. sofrologii, stosowany jest dziś przez wielu lekarzy we Francji i Hiszpanii. Występują w nim obok ćwiczeń odprężeniowych i koncentrujących również ćwiczenia oddechowe i gimnastyczne (ruchowe, a nie statyczne, jak w hatha-jodze). Oczywiście współczesna nauka nie zadowala się ogólnymi stwierdzeniami, że uprawianie ćwiczeń jogi i zeń czy stosowanie metod psychoterapeutycznych opartych na tych systemach, wywiera taki to a taki korzystny wpływ na stan fizyczny i psychiczny człowieka, choćby były one poparte bogatym materiałem obserwacyjnym i statystycznym. Stara się ona mierzyć konkretne wskaźniki fizjologiczne – fizyczne i chemiczne – i wnioskować z nich o mechanizmie psychofizjologicznym badanych zjawisk. Tego rodzaju badania z pozycji fizjologii i psychologii prowadzone były u nas w Polsce przede wszystkim w Zakładzie Fizjologii Instytutu Nauk Biologicznych Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie pod kierownictwem prof. Wiesława Romanowskiego. Niektóre badania przeprowadzali również prof. Julian Aleksandrowicz i doc. H. Gaertner w III Klinice Chorób Wewnętrznych AM w Krakowie. Przedmiotem obserwacji były zmiany, jakie powodują ćwiczenia systemem hatha-joga w obrazie krwi, w procesie oddychania i przemianie materii, w aktywności elektrycznej mózgu, w stanie psychicznym człowieka. Do najbardziej charakterystycznych zmian należą tu: znaczne zwolnienie rytmu oddychania przy jednocześnie większym od normalnego pobieraniu tlenu z wdychanego powietrza i zmniejszonym wydalaniu dwutlenku węgla oraz wzrost częstotliwości pojawiania się w zapisie elektroencefalograficznym rytmu alfa – charakterystycznego dla stanu odprężenia i spokoju. Efekty uprawiania ćwiczeń hatha-joga trudno, rzecz jasna, zaliczyć do paranormalnych. Dopiero "na wyższych szczeblach" radżajogi (w stanach koncentracji, medytacji i ekstazy) można spotkać się z takimi niezwykłymi zjawiskami, jak niereagowanie na bodźce zmysłowe, nieodczuwianie bólu, odporność na niską lub wysoką temperaturę, niedopuszczanie do krwawienia ran, zwolnienie pracy serca i oddychania oraz procesów metabolicznych, obniżanie temperatury ciała i przejście w stan przypominający hibernację. Zjawiska te tłumaczy się przede wszystkim wysoce rozwiniętą umiejętnością autosugestii czy nawet autohipnozy. Najbardziej interesujące i kluczowe poznawczo są oczywiście badania dotyczące mechanizmu psychofizjologicznego stanów odprężenia psychicznego (wyciszenia), koncentracji, medytacji i ekstazy. Same relacje dotyczące przeżyć występujących w tych stanach, mając charakter ocen subiektywnych, nie dają, rzecz jasna, dostatecznych podstaw do ogólniejszych wniosków i wymagają skonfrontowania z konkretnymi zjawiskami natury fizycznej i fizjologicznej. Zasadnicze znaczenie ma tu więc znalezienie obiektywnych, materialnych mierników stanów psychicznych człowieka, niezbędnych zresztą nie tylko w badaniach fenomenów jogi, ale również wielu innych zjawisk paranormalnych. Metody i środki techniczne tu stosowane nie różnią się zresztą od powszechnie stosowanych w psychologii eksperymentalnej i psychofizjołogii. Szczególnie użytecznymi w tych badaniach wskaźnikami są zmiany elektrycznego przewodnictwa skóry oraz potencjałów czynnościowych mózgu. Już w roku 1888 C. Fere zaobserwował, że bodźce słuchowe, wzrokowe i węchowe powodują wychylenie wskazówki galwanometru, którego elektrody umocowane są w niektórych miejscach na skórze badanego człowieka. Okazało się, że każdy wzrost napięcia czy podniecenia psychicznego, a więc aktywizacja centralnego układu nerwowego, znajduje odbicie we wzroście elektrycznego przewodnictwa skóry, co wiąże się ze wzmożonym wydzielaniem potu. Zjawisko to zwane odruchem psychogalwanicznym lub – prawidłowiej – reakcją elektrodermalną, jest bardzo czułym wskaźnikiem emocjonalnego stanu człowieka. Różnice w reakcjach na różne bodźce są duże: silny szok może obniżyć opór o połowę, werbalny bodziec – tylko o 5 procent. Niestety, przewodnictwo skóry jest różne u różnych ludzi i w różnych warunkach psychofizycznych (zamyka się przeciętnie w granicach 10–100 tyś. omów) i dlatego nie mamy możliwości porównywania mierzonych wielkości z jakimiś ustalonymi wzorcami, a tylko dostrzegamy tendencję: wzrastającą lub malejącą oporność elektryczną. Znaczny wpływ na przebieg reakcji wywiera temperatura i wilgotność powietrza, a także niektóre substancje chemiczne: leki i produkty gruczołów wydzielania wewnętrznego (np. adrenalina hamuje wydzielanie potu przy silnych emocjach, co daje mylne wskazania). Odbiciem procesu stopniowego odprężenia się psychicznego, w warunkach zapewniających pełny spokój (brak bodźców aktywizujących), jest wzrost oporności i taka właśnie reakcja elektrodermalna charakteryzuje, podczas ćwiczeń jogi, proces osiągania stanu relaksu i biernej medytacji. Oporność może wówczas wzrosnąć nawet czterokrotnie. Z kolei w stanach medytacji aktywnej, a zwłaszcza olśnienia czy ekstazy – można zaobserwować wzrost przewodnictwa. W czasie snu delta stopień przewodnictwa skórnego jest niski. W hipnozie takie zjawiskwo występuje w przypadku sugestii odprężenia, a zwłaszcza sugestii snu; gdy sugestia jest aktywizująca – przewodnictwo wzrasta jak w stanie czuwania, co potwierdza tezę, że stanu hipnozy nie należy utożsamiać ze snem. W głębokiej hipnozie reakcja elektirodermalna w postaci wzrostu przewodnictwa występuje, oczywiście, na bodźce sugerowane, a nie rzeczywiste. Np. przy sugestii ślepoty bodziec świetlny może nie powodować wzrostu przewodnictwa, zaś przy sugestii nieodczuwanda bólu nie będzie reakcji na ukłucie. Podobnie w przypadku, gdy jogin osiąga stan, w którym zanika wrażliwość na ból – zanika również u niego charakterystyczna reakcja elektirodermalna. Jeszcze pełniejszy obraz tych zjawisk występuje w badaniach elektroencefalograficznych. I tak oto w czasie ćwiczeń medytacyjnych dominują u joginów fale alfa, zaś od czasu do czasu pojawiają się fale theta. Stanowi ekstazy – wg niektórych relacji (N. N. Das ł H. Gastaut) – towarzyszą krzywe EEG przypominające zapis w paradoksalnej fazie snu. Zresztą również zachowanie się i wygląd jogina czy mnicha zeń w tym stanie przypominają zachowanie się i wygląd "normalnego" człowieka podczas marzeń sennych, z tym, iż nie występuje u nich zwiotczenie mięśni. Dodajmy, że (badania EEG mnichów zeń pozostających przez wiele dni bez snu wykazały, że i u nich występują w tym czasie fale alfa. Co prawda stan odprężenia charakterystyczny dla fal alfa przyczynia się do usunięcia zmęczenia, czy jednak może on zastąpić sen? W głębokim transie medytacyjnym elektroencefalogram pracy mózgu jogina nie wykazuje działania bodźców zewnętrznych na jego organizm, mimo ich stosowania. Reakcje na bodźce bólowe przebiegają podobnie jak przy sugestii anestezji w głębokiej hipnozie. Inaczej jednak w przypadku działania bodźców zachowuje się mózg medytującego zena. Np. głośny trzask powoduje na kilka sekund zanik fal alfa i theta. Co ciekawsze, nie występuje w takim stanie u zenów zjawisko zaniku reakcji na powtarzające się regularnie bodźce. Fale alfa dominują zresztą na obszarze nie całej kory, jak to zaobserwowano u joginów, lecz zanikają w niektórych obszarach, zależnie od tego, na czym mnich zeń koncentruje uwagę. Jeśli wpatruje się w jakiś przedmiot – fale alfa zanikają w okolicach wzrokowych, jeśli skupia uwagę na jakiejś części ciała – zanikają w odpowiednich okolicach czuciowo-ruchowych. Niektórzy badacze (prof. Schwartz z Uniwersytetu Harvard) dzielą na tej podstawie medytacje na bierne (np. w radżajodze) i aktywne (np. w zen). W samej rzeczy owa obojętność na bodźce w jodze i – odwrotnie – wzmożona wrażliwość na bodźce w zeń, jest swoistą realizacją treści filozoficznej obu systemów: oddzielenia się od' świata ł pełnego zestrojenia się ze światem wewnętrznym i zewnętrznym. A więc chyba jeszcze jeden dowód, iż obserwowane zjawiska są przejawem działania bardzo daleko posuniętej autosugestii. Wyniki badań elektrofizjologicznych nad jogą i zeń zdają się zapowiadać rewolucję techniczną również w metodach psychoterapii, a zwłaszcza kształcenia zdolności samokontroli i świadomego sterowania zjawiskami przebiegającymi we własnym organizmie. W systemach jogi i zeń umiejętności te rozwijane są poprzez wytrwałe, wieloletnie ćwiczenia. Czyżby więc nowoczesne środki techniczne stwarzały możliwość opanowania tych zdolności bez ćwiczeń? Niestety nie. Żadnych umiejętności bez ćwiczeń opanować nie można. Odpowiednie urządzenia treningowe mogą jednak ogromnie ułatwić i przyspieszyć szkolenie. Każde ćwiczenie – posłużmy się tu językiem cybernetyki dla sprecyzowania problemu – jest procesem sterowania np. ruchami palców przy grze na fortepianie) przy jednoczesnej kontroli wyników tego sterowania, co stopniowo, poprzez zmniejszanie odchyleń od wielkości zadanej ("przepisowego" uderzania we właściwy klawisz), wiedzie do osiągnięcia stanu zamierzonego (bezbłędnej gry). Jest to więc typowy 'proces regulacji, w którym występuje tzw. ujemne sprzężenie zwrotne, t j. takie sprzężenie, w którym informacja o stanie układu (np. określonych jego parametrów) wpływa na czynniki warunkujące ten stan w taki sposób, aby zmniejszyć odchylenie tych parametrów od pewnego określonego stanu (wielkości wzorcowych). Najłatwiej oczywiście uczyć się, jeśli wiemy konkretnie, w szczegółach, czego i jak mamy się nauczyć. W przypadku umiejętności joginów nie jest to jednak sprawa prosta. Ćwiczenia oddechowe i postawy nie są celem, lecz środkiem do celu, jakim jest "panowanie ducha nad ciałem". Jednym z przejawów tego panowania jest umiejętność odprężenia, wyciszenia psychicznego, do czego wiodą ćwiczenia medytacyjne. Ale starając się myśleć wyłącznie np. o ...wielkim palcu lewej nogi, nie bardzo wiemy w istocie, czy jesteśmy dzięki temu spokojniejsi, czy też po prostu dopiero próbujemy sobie to wmówić. Takie wmawianie sobie spokoju jest zresztą również drogą prowadzącą do celu – często stosowaną w psychoterapii autosugestią. Wielu prób, nieraz lat całych trzeba, aby zdobyć umiejętności rozróżniania u siebie rzeczywistych stanów i – poprzez "psychiczne" sprzężenie zwrotne – oddziaływać na nie w sposób celowy. Z fizjologicznego punktu widzenia proces uczenia się panowania nad własnym organizmem opiera się na warunkowaniu instrumentalnym. W warunkowaniu takim wzmocnieniu podlega nie bodziec warunkowy, lecz reakcja, poprzez "nagradzanie" prawidłowej lub "karanie" za nieprawidłową. Ale przecież reakcje układu autonomicznego, sterującego pracą serca, ciśnieniem krwi, temperaturą dała i różnego rodzaju procesami metabolicznymi, nie podlegają bezpośrednio kontroli świadomości. Pierwszym więc krokiem do oddziaływania na nie musi być stworzenie możliwości śledzenia na bieżąco ich przebiegu. Tu właśnie spieszy z pomocą technika. W zasadzie nie ma tu niczego nowego. Już Schultz w treningu autogennym poleca wsłuchiwać się w bicie własnego serca i tą drogą oddziaływać na tętno. Jest to najprostsze wykorzystanie metody "biofeedback" – biosprzężenia zwrotnego, której podstawy teoretyczne i zasady praktycznego zastosowania w psychologii doświadczalnej i medycynie sformułował dr Neal E. Miller z Uniwersytetu im. Rockefellera w Nowym Jorku. Elektroniczne urządzenia są co prawda tylko narzędziem pomocniczym, ale o znaczeniu przełomowym. Mierząc niektóre parametry fizjologiczne będące 'przejawem reakcji wegetatywnych oraz informując niezwłocznie o zmianach, jakie w nich występują, poszerzają one ogromnie zasięg samokontroli, pozwalają śledzić przebieg takich zjawisk, o których nie otrzymujemy żadnych informacji kanałami zmysłowymi, a co najwyżej możemy wnioskować o nich pośrednio z subiektywnych ocen swego samopoczucia. Jak jednak można oddziaływać na przebieg tych zmian, jeśli reakcje wegetatywne nie podlegają naszej woli? Otóż drogą do opanowania tej zdolności jest wytworzenie odpowiednich warunkowych odruchów instrumentalnych. Tworzenie się takich odruchów nie przebiega w sposób świadomy – możemy nie wiedzieć za jakie rzeczywiste reakcje otrzymujemy "nagrodę", a za jakie "karą" – co zostaje z czym skojarzone w procesie emocyjnego wzmacniania połączeń. Po prosta aparat "coś tani" mierzy i sygnalizuje "nie wiedzieć co", ale właśnie to "coś", reprezentowane przez określony sygnał, jest "nagradzane". Nagroda niekoniecznie musi być "rzeczowa" – w tego rodzaju ćwiczeniach z ludźmi "nagrodą" jest stwierdzenie, że właśnie pojawił się pożądany sygnał. Tak oto proces warunkowania przebiega tu drogą prób ł błędów. Każda prawidłowa, potwierdzona sygnałem reakcja jest wzmacniana pobudzeniem ośrodków emocji i stąd wśród reakcji, początkowo zupełnie przypadkowych, poczynają coraz częściej powtarzać się właśnie reakcje prawidłowe, tak iż wkrótce mogą wyprzeć zupełnie reakcje nieprawidłowe. Stwierdzamy wówczas, że – sami nie wiedząc jak – potrafimy na żądanie wywoływać sygnał, a więc określoną reakcję układu autonomicznego. Odruch instrumentalny został wytworzony. Schemat tranzystorowego przyrządu sygnalizującego dźwiękiem zmiany elektrycznej oporności skóry. Oto jak opisuje swoje wrażenia z tego rodzaju doświadczeń amerykańska publicystka Maya Pines w siwej książce "The Brain Changers: Scientists and the New Mind Control": "W biologicznym warunkowaniu mózgu nagrodę-informację stanowią szybkie sygnały świetlne lub dźwiękowe. Jak istotne mają one znaczenie, przekonałam się biorąc udział w eksperymencie przeprowadzonym na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Harvard. Siedziałam w mrocznym, dźwiekoszczelnym pokoju sama, nic nie rozpraszało mojej uwagi, którą miałam skupić na sygnałach brzęczyka. Każdy jego dźwięk cieszył mnie niezmiernie. Nie wiedziałam, co postanowili nagradzać eksperymentatorzy (okazało się potem, że chodziło o obniżenie ciśnienia krwi przy jednoczesnym zwolnieniu akcji serca) ani też czyni mogę zasłużyć na nagrodę, ale za każdym sygnałem miałam wrażenie, jakbym wygrała główny los na loterii. Najbardziej jednak zdumiewała mnie szybkość, z jaką mnie oceniano. Brzęczyk odzywał się niekiedy raz za razem z niewiarygodną częstotliwością – do 32 sygnałów na minutę. Były oczywiście długie, nudne przerwy bez żadnych dowodów sukcesu. Psychofizjolog Bernard Tursky wyjaśnił, że sygnały muszą być nieomal równoczesne, żeby nagradzały dane uderzenie serca i pozwalały mi adiustować następne, występujące w niecałą sekundę potem. Właśnie szybkość, z jaką pracuje organizm, stanowi rację bytu biologicznego warunkowania mózgu. Dzięki bardzo krótkim odstępom czasu pomiędzy uderzeniami serca można – mimo licznych niepowodzeń – uczyć się tak szybko, że czas wydaje się stać w miejscu"42. Obiektem eksperymentów Millera i jego współpracowników były początkowo szczury, które uczono regulować liczbę uderzeń serca. Jako "nagrodę" za prawidłową reakcję stosowano drażnienie "ośrodka przyjemności" w mózgu za pomocą wszczepionej do niego elektrody. Okazało się, iż tym sposobem można bardzo przyspieszyć szybkość uczenia się. Szczury potrafiły już po 90 minutach ćwiczeń zwiększać lub zmniejszać o 20 proc. częstotliwość skurczów serca. Wyuczono też szczury innych umiejętności, dotąd "zastrzeżonych" dla doświadczonych joginów. Potrafiły one sterować częstotliwością i szybkością perystaltyki (ruchów jelit), przepływem krwi przez tkanki żołądka, zmieniać jej ciśnienie i szybkość filtracji przez nerki, a nawet rozszerzać naczynia krwionośne jednego ucha bardziej niż drugiego. Stwierdzono też, że na układ autonomiczny można wpływać poprzez kurczenie określonych mięśni, które hamują przepływ impulsów nerwowych w tym układzie. Potwierdzałoby to wagę gimnastycznych i oddechowych ćwiczeń jogi, jako czynnika warunkującego pełne opanowanie własnego organizmu. W doświadczeniach na kotach i szczurach, przeprowadzanych przez dr A. Carmona podobnymi metodami, nauczono te zwierzęta wpływać na częstotliwość i amplitudę fal EEG, a określonym cechom zapisu odpowiadało typowe dla synchronizacji czy desynchronizacji zachowanie się zwierzęcia. Oczywiście w eksperymentach z ludźmi nie wszczepia się elektrod, a pobudzenie ośrodków emocji następuje poprzez sygnały płynące drogami czuciowymi ze zmysłów. Bodźce muszą być tu jednak odpowiednio dobrane, tak aby nie zakłócać ćwiczenia. Jeśli np. chcemy uczyć się osiągania na życzenie stanu odprężenia – śledząc zmiany elektrycznego przewodnictwa skóry – niewskazane byłoby obserwowanie wychyleń wskazówki galwanometru – wrażenia wzrokowe zakłócają przecież proces odprężenia. Wskaźnikiem tego stanu może być jednak sygnał dźwiękowy _ dochodzący z głośnika pisk, którego ton obniża się w miarę jak jesteśmy spokojniejsi i podnosi się, gdy wzrasta aktywność naszego mózgu. Jeszcze szersze możliwości treningu stwarza śledzenie czynności bioelektrycznej mózgu. Jak już wspomniałem, stanowi relaksu osiąganego w ćwiczeniach jogi towarzyszą na ekranie elektroencefalografu fale alfa. Fale alfa pojawiają się również u ludzi nie ćwiczących jogi, są jednym z przejawów normalnego funkcjonowania mózgu, występują zwłaszcza przed snem w chwilach odpoczynku – nie potrafimy jednak bezbłędnie zidentyfikować wrażenia towarzyszącego stanowi alfa i utrzymać go świadomie przez dłuższy czas. Za pomocą jednak elektroencefalografii lub po prostu wzmacniacza prądów mózgowych połączonego z sygnalizatorem fal alfa, można rozpoznawać ten rytm i nauczyć się poddawać go swej kontroli. Doświadczenia tego rodzaju podjął w Chicago w 1958 r. jeszcze przed Millerem, amerykański psycholog japońskiego pochodzenia dr Joe Kamiya, rozwijając je później szerzej w Instytucie Neurologii i Psychiatrii im. Langleya Portera w San Francisco. Po . czątkowo badania jego dotyczyły zdolności rozpoznawania stanu alfa, pojawiającego się spontanicznie. Na sygnał dzwonka badani próbowali odgadnąć, czy w tym momencie w eletobroencefalogiramie dominują fale alfa czy też nie. Już w trzeciej godzinie doświadczeń Kamiya otrzymywał 75–80 proc. trafnych odpowiedzi, zaś po kilku seansach niektórzy nauczyli się nieomylnie rozpoznawać ten stan. Sprzężenie zwrotne z alfafonem Wkrótce okazało się, że zdolność rozpoznawania stanu alfa prowadzi do opanowania zdolności sterowania tym stanem, a nawet, że można się nauczyć dowolnego wywoływania lub eliminowania fal alfa w EEG, nie potrafiąc stanu tego świadomie rozróżniać. Wystarczy sygnalizować pojawienie się fal alfa – nie informując badanych co sygnał oznacza, a tylko polecając im jego eliminację – aby po 4–5 seansach uzyskać znaczny, zaś u niektórych ludzi nawet bardzo wysoki stopień samokontroli. Znamienne jest, że zdobywanie tej umiejętności nie następuje stopniowo, lecz na ogół początkowe wysiłki są bezowocne i dopiero w pewnym momencie, bliskimi rezygnacji, wyniki nagle się poprawiają. Zdobyta zdolność sterowania falami alfa, jeśli nie jest podtrzymywana metodą biosprzężenia zwrotnego, zanika po kilku tygodniach lufo miesiącach. Dodajmy, że tego rodzaju aparaty, zwane "ałfafonami", sygnalizujące dźwiękowo nie tylko zresztą pojawienie się fal alfa, ale – po odpowiednim przełączeniu filtrów – również innych wybranych częstotliwości, są już produkowane seryjnie i stosowane do szybkiego wywoływania relaksu. Stan alfa odczuwany jest jako wrażenie przyjemnego spokoju, odprężenia, a proces odpoczynku i regeneracji sił, zwłaszcza umysłowych, następuje tu bardzo szybko. Potwierdził się też związek tych stanów z określonymi stanami mięśniowymi – świadczy o tym m. in. to, iż stan alfa można pogłębić przez zwrócenie oczu ku górze. Istnieją pełne podstawy do przypuszczenia, że również "wyższe stopnie" opanowania własnego ciała i psychiki można będzie przyswoić sobie drogą takiej elektroencefalograficznej identyfikacji. Możliwość wykorzystania biosprzężenia zwrotnego do szybszego opanowywania umiejętności świadomego sterowania autonomicznym układem nerwowym została nie tylko w pełni potwierdzona eksperymentalnie, ale poczyna już być wykorzystywana praktycznie. Rezultaty osiągnięte w tym zakresie w ZSRR i USA są z pewnością zachęcające. M. in. kosmonauci radzieccy, drogą identyfikacji określonych wskaźników, nauczyli się zmieniać częstotliwość skurczów serca i obniżać ciśnienie krwi. W ZSRR przeprowadzone były też doświadczenia, w których uczestnicy tych eksperymentów – śledząc zapis swych reakcji naczyniowych – uczyli się rozszerzać naczynia krwionośne określonych kończyn, zaś ludzie cierpiący na chorobą wrzodową – zmniejszać wydzielanie soku żołądkowego. Badania nad sterowaniem procesami fizjologicznymi i psychicznymi metodą warunkowania instrumentalnego i samokontroli trwają niespełna dwadzieścia lat. Perspektywy panowania nad własnym organizmem, spotęgowania jego sił w walce o zdrowie fizyczne i psychiczne – budzą wielkie nadzieje. Jednocześnie wzmagają się obawy, czy zdobycze psychofizijiołogii nie staną się jeszcze jednym, być może najgroźniejszym narzędziem panowania człowieka nad człowiekiem. Może miał rację dr Gardner Murphy, gdy przemawiając do członków Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrów powiedział43: "Rozpoczęliśmy epokową wyprawę w głąb człowieka, żeby poznać tereny dotychczas przed ludźmi ukryte. Jest to możliwość napawająca grozą. Co zobaczymy? Czy jesteśmy naprawdę przygotowani do stawienia czoła ogromnej, oślepiającej jasności, która nas czeka?" Wstecz / Spis Treści / Dalej III. Nośniki i transformatory bioinformacji Zdolności paranormalne według tradycyjnych, metapsychicznych i parapsychologicznych teorii, są przejawem działania tajemniczych, nie znanych jeszcze nauce sił psychicznych. W ostatnich latach na konferencjach i kongresach psychotronicznych pojawiają się jednak coraz częściej doniesienia o zjawiskach nie bardzo dających się objąć przymiotnikiem "psychiczny". O jakimż to bowiem oddziaływaniu "duchowym" można mówić w przypadku wpływu rośliny na roślinę, wypreparowanej tkanki żywej na inną tkankę, czy kolonii bakterii na inną kolonię? A może jesteśmy świadkami renesansu teorii panpsychizmu, przypisującej własności psychiczne wszelkiej materii? Niekoniecznie przecież musi to oznaczać schodzenie na pozycje spirytualistyczne. Jednym z czołowych rzeczników tej teorii był nie kto inny, tylko najbardziej zagorzały materialista Oświecenia, twórca mechanistycznego modelu funkcjonowania organizmu i psychiki ludzkiej – Julian Offray de la Mettrie (1709–17151). Oczywiście przypisywanie roślinom czy bakteriom zdolności myślenia i świadomości nie ma sensu. Nie o to współczesnym wyznawcom panpsychizmu chodzi. Ich poglądy w tej kwestii są – wbrew pozorom nowoczesności – nawiązaniem, do bardzo starych tradycji szukania istoty zjawiska życia w działaniu ukrytej "siły witalnej". Czytamy więc dziś wielce zawiłe wywody na temat "energii psychicznej" czy wręcz – w przypadku zjawisk paranormalnych – o "energii psychotronicznej", która co prawda jest jeszcze hipotetyczna, ale stanowi jakoby jedyne wytłumaczenie różnego rodzaju niezwykłych przejawów zdalnych oddziaływań w przyrodzie. Czy jednak rzeczywiście taka hipoteza "mnożąca byty" jest niezbędna? Czy dróg wyjaśnienia co najmniej niektórych zjawisk paranormalnych nie należy szukać przede wszystkim na gruncie fizyki i biofizyki, chemii i biochemii? Czy nie jest to raczej – mówiąc językiem cybernetyki – problem odkrycia właściwych nośników i transformatorów bioinformacji? 1. Zdalne oddziaływania W ujęciu cybernetycznym zjawiska paranormalne można traktować jako rzadko spotykaną (lub rzadko ujawniającą się w warunkach "normalnych") postać przesyłania i przetwarzania informacji w układach biologicznych. Receptory i efektory (organa odbierające i wysyłające informacje) oraz kanały łączności są tu nietypowe czy wręcz nieznane, a i same układy, w których procesy przetwarzania informacji przebiegają, stanowią w dużym stopniu klasyczne "czarne skrzynki", czyli są to takie układy, o których strukturze wewnętrznej nie wiemy nic lub prawie nic, zaś cała o niej wiedza opiera się tylko na. obserwacji stanów wejść i wyjść. Jeśli takie układy i systemy łączności są jeszcze do tego zawodne – a w ogromnej większości przypadków tak właśnie się zachowują – ocena powiązań między określonymi stanami wejść i wyjść, czyli bodźcem a reakcją, jest bardzo utrudniona i niejednokrotnie może mieć tylko probabilistyczny (prawdopodobny, a nie pewny) charakter. Stosunkowo łatwiejsze zadanie stoi przed badaczami zjawisk czysto psychosomatycznych, których źródłem i obiektem jest określony organizm żywy – takich jak zmienione stany świadomości i paranormalne reakcje na bodźce występujące w jodze, treningu autogennym czy pewnych stanach patologicznych (np. schizofrenii). Tu przedmiotem badań jest tylko wnętrze "czarnej skrzynki", a właściwie już "szarej skrzynki", bowiem coś niecoś o tym wnętrzu dziś już wiemy. Gorzej, gdy istota zjawiska polega (czy rzekomo polega) na przekazywaniu i odbiorze informacji między organizmami lub między organizmem żywym a przyrodą nieożywioną, gdy tymczasem nie tylko o "nadajnikach" i "odbiornikach" informacji nic pewnego nie wiemy, ale również sam nośnik tych informacji pozostaje zagadką i obracamy się w kręgu hipotez. W tej sytuacji większość przedstawicieli współczesnej nauki interesujących się problematyką psychotroniczną stoi na stanowisku, że kluczowe znaczenie dla wyjaśnienia sprawy: czy paranormalny przekaz informacji rzeczywiście występuje i co jest tych informacji nośnikiem, mają przede wszystkim podstawowe badania w zakresie biologii molekularnej, biofizyki i biochemii, a także bioniki i neurofizjologii. Klasyczne zaś parapsychologiczne eksperymenty z telepatią, jasnowidztwem czy telekinezą niewiele tu mogą wnieść w sensie poznawczym. Problem łączności pozazmysłowej w świecie żywym okazał się znacznie szerszy i bardziej złożony niż przypuszczali pionierzy przyrodniczej interpretacji fenomenów parapsychologicznych jeszcze na początku naszego stulecia. Obserwujemy w przyrodzie wiele zjawisk przekazywania informacji, których – mimo prowadzonych od dawna badań – nie potrafimy wytłumaczyć w sposób zadowalający. Jak to się dzieje, że ptaki i ryby w gromadzie dokonują jednocześnie tych samych manewrów? W jaki sposób ptaki odnajdują drogę do gniazd? Jakimi kanałami łączności zwierzęta przekazują sobie informacje o niebezpieczeństwie na dużą odległość? Jak koordynowana jest działalność społeczeństw owadzich? Pytania takie można mnożyć. Okazuje się przy tym, że nie tylko w świecie zwierząt ale i roślin, a także między roślinami i zwierzętami obserwuje się zjawiska przekazywania informacji, które, rzecz jasna, nie mają tu charakteru paranormalnego. Oczywiście droga do odkrycia właściwego nośnika informacji wiedzie poprzez doświadczalną eliminację różnych czynników, począwszy od najbardziej powszechnie występujących. W wielu przypadkach jednak zjawiska łączności nie można wytłumaczyć ani sygnalizacją optyczną czy dźwiękową, ani też chemiczną. W roku 1968 pojawiło się sensacyjne doniesienie o eksperymentach przeprowadzanych przez dyrektora komitetu badawczego nowojorskiej Akademii Kryminalistyki Cleve Backstera dotyczących wpływu emocjonalnego stanu człowieka na zmiany przewodnictwa elektrycznego liści roślin. Relacja z przebiegu pierwszych doświadczeń brzmiała niewiarygodnie. Samo zapalenie zapałki z nie zrealizowanym zamiarem przypalenia rośliny wywołało po 14 minutach wzrost elektrycznego przewodnictwa liścia umieszczonego między elektrodami przyrządu służącego do mierzenia oporności skóry ("wykrywacz kłamstwa" używany w kryminalistyce). Czy nie był to jednak wpływ dymu i temperatury? Kolejne doświadczenie Backstera polegało na uśmiercaniu krewetek, wrzucanych do wrzącej wody w obecności tej rośliny. Według opublikowanych relacji, po zabiciu każdej krewetki następowała podobna reakcja, nawet wówczas, gdy eksperyment zautomatyzowano i odbywał się bez udziału ludzi, w sposób losowy. Wrzucenie martwej krewetki nie powodowało reakcji. Wkrótce jednak, po ogłoszeniu raportu, wysunięto szereg zarzutów dotyczących głównie interpretacji wyników, oraz możliwości wpływu warunków i działania Aparatury na przebieg doświadczeń. Zbyt długi odstęp czasu między "bodźcem" a "reakcją" utrudniał też jednoznaczną ocenę wyników. W następnych latach zmieniono metody badawcze, udoskonalając technikę pomiarową (m. in. mierząc potencjały elektryczne, a nie tylko oporność) i kontrolę warunków laboratoryjifych. Badania skoncentrowano już nie na kwestii wpływu człowieka na rośliny, lecz na sprawdzeniu hipotezy międzykomórkowego zdalnego przekazu informacji, jako na podstawowym, wyjściowym problemie. Obiektem eksperymentów stały się przede wszystkim odseparowane od organiamu zespoły komórek roślinnych i zwierzęcych oraz kultury bakteryjne. Np. do umieszczone] w inkubatorze, wybranej losowo kultury bakteryjnej wstrzykuje się roztwór odżywczy, śledząc jednocześnie zjawiska zachodzące w drugim inkubatorze z kulturą bakteryjną, która nie otrzymała zastrzyku pożywki. Jednak – jak przyznał Cleve Backster na praskim Kongresie Psychotroniki – badania te muszą być dobrze zaprogramowane i całkowicie zautomatyzowane, aby mogły poważnie zainteresować świat naukowy44. Ostatnio pojawiło się kilka doniesień z innych ośrodków naukowych o eksperymentach, których wyniki zdają się w pewnej mierze potwierdzać hipotezę wzajemnych oddziaływań istot żywych. M. in. grupa nowosybirskich naukowców z Instytutu Biofizyki Akademii Nauk ZSRR pod kierownictwem drą nauk biologicznych W. Kaznaczejewa przeprowadziła w latach 1973–74 podobną serią eksperymentów, w których badano wzajemne oddziaływanie bliźniaczych kultur tkanek umieszczonych w kwarcowych kolbach. Gdy kultury zatruwano lub zakażano wirusami, .kultury bliźniacze wykazywały podobne objawy zatrucia czy zakażenia, występujące u nich bez udziału trucizn i wirusów. Identyczne wyniki otrzymano w doświadczeniach z koloniami bakterii. W przypadku użycia do eksperymentu kolb szklanych nie udało się jednak wywołać takiego "lustrzanego efektu". Zdaje się to wskazywać, iż nośnikiem przekazu jest tu promieniowanie ultrafioletowe, którego szkło nie przepuszcza. Jak wynika z opublikowanych informacji45, odkrycie zostało potwierdzone serią doświadczeń przeprowadzonych w nowosybirskim Instytucie Medycznym i na wniosek Komisji AŃ ZSRR wpisane do rejestru odkryć pod nr 122. Cleve Backster Według relacji badaczy tych zjawisk zdalne oddziaływanie obserwowano również między izolowanymi organami. Dwa serca (np. kurze) utrzymywane sztucznie przy życiu i pulsujące w jednym rytmie wpływały wzajemnie na siebie, chociaż nie łączył ich żaden wspólny system nerwowy czy krwionośny ani przewód elektryczny. Jeśli jakiś czynnik fizyczny lub chemiczny zakłócał częstotliwość skurczów jednego serca, powodowało to zmiany w pulsacji drugiego serca. Wystarczyło jednak przedzielić je szklanym ekranem, a ów wzajemny wpływ znikał. Podobne interakcje obserwowano i opisywano już blisko pół wieku temu, i to między zespołami komórek (narządami) różnego pochodzenia. Kierownik laboratorium do badania malarii w Palestynie, dr Rudolf Reutler, przeprowadził w 1922 r. wiele eksperymentów potwierdzających wpływ skurczów mięśni człowieka na skurcze perystaltyczne wewnętrznych narządów owadów, umieszczonych na szkiełku preparacyjnym. Spostrzeżenia jego potwierdziły później doświadczenia radzieckiego entomologa, W. Steblina, w leningradzkim Instytucie Mózgu49. Eksperymenty tego rodzaju przeprowadzał również w Polsce prof. Stefan Manczarski, otrzymując podobne wyniki. Trzeba zaznaczyć, iż o ile w przypadku zdalnych oddziaływań na poziomie komórkowym i wyodrębnionych tkanek – występujących jakby w pierwotnej, elementarnej postaci – łatwiej jest określić warunki eksperymentu i zapewnić powtarzalność zjawiska, a wyniki doświadczeń mogą być interpretowane dość jednoznacznie, o tyle w badaniach interakcji między organizmami – choćby nawet tylko roślinnymi – osiągnięcie powtarzalności i jednoznaczności jest bardzo trudne. Mnogość czynników warunkujących przebieg zjawiska, wśród nich wiele wymykających się obserwacji, stanowi nie tylko zasadniczą przeszkodę na drodze poznania podłoża procesów tu zachodzących, ale również główną przyczynę niepowodzeń, traktowanych przez sceptyków może zbyt pochopnie jako dowód podważający realność takich oddziaływań. Niemniej w ostatnich latach nie brak doniesień świadczących, że i w tym zakresie poczynione zostały pewne postępy, dzięki zastosowaniu nowoczesnych narzędzi badawczych. W doświadczeniach tego rodzaju obiektem są najczęściej ludzie lub zwierzęta o bliskim pokrewieństwie, wydaje się bowiem uzasadniony pogląd, iż podobieństwo struktury biologicznej wynikające z więzi genetycznej powinno sprzyjać międzyosobniczemu przekazowi sygnałów. Szczególnie żywe zainteresowanie wywołały przed kilku laty doniesienia prasowe o tego rodzaju eksperymentach amerykańskich i radzieckich. Czytamy w nich, iż amerykańscy badacze umieścili w dwóch oddalonych pomieszczeniach dwoje ludzi: matkę, której mierzono ciśnienie krwi za pomocą czułego pletysmografu, oraz syna, którego bioelektryczną czynność mózgu rejestrował elektroencefalograf. Syn otrzymał początkowo polecenie pełnego odprężenia i nieskupiania na niczym uwagi, tak, aby w zapisie EEG dominowały fale alfa. Po pewnym czasie, gdy chłopiec osiągnął już w pełni stan alfa, otrzymał nagle kartkę papieru z zadaniem, którego rozwiązanie wymagało dużego skupienia uwagi i wysiłku umysłowego. I oto w tym samym momencie, gdy u syna fale alfa ustąpiły miejsca falom beta – u matki w zapisie ciśnienia krwi nastąpił raptowny skok w górę. Według relacji matki temu wzrostowi ciśnienia nie towarzyszyły jednak żadne dostrzegalne świadomie doznania w rodzaju np. "przeczuć". Analogiczne doświadczenia przeprowadzono w ZSRR na zwierzętach, zaś w filadelfijskiej uczelni medycznej badano korelację między zapisami EEG u bliźniąt. Czy wyniki tego rodzaju eksperymentów, jeśli oczywiście znajdą potwierdzenie w dalszych doświadczeniach, można potraktować jako argument na rzecz zakorzenionego w szerokich kręgach społecznych przekonania o "psychicznych" więzach pokrewieństwa? Nie brak również doniesień o eksperymentach zdających się świadczyć, że pokrewieństwo nie jest koniecznym warunkiem zdalnego międzyosobniczego oddziaływania, a tylko może je ułatwić, podobnie jak więź przyjaźni i odpowiednie predyspozycje psychiczne. Interesujące doświadczenia przeprowadzili tu członkowie Sekcji Bioinformatyki Towarzystwa im. Popowa w Moskwie. Poprzedziła je słynna próba przekazu telepatycznego między Moskwą a Nowosybirskiem w kwietniu 1966 r. "Nadawcą" był biofizyk Jurij Kamieński, zaś "odbiorcą" jego przyjaciel, nowosybirski aktor Karol Nikołajew. Kamieński otrzymywał kolejno, wybrane losowo przez komisję, przedmioty, Nikołajew zaś próbował wyobrazić sobie, co w danej chwili ogląda przyjaciel. W szeregu przypadków opis cech przedmiotów (m. in. metalowego resoru i śrubokrętu o czarnej plastikowej rączce) był tak zadziwiająco trafny, że postanowiono sprawdzić, czy łączności między Kamieńskim i Nikołajewem nie da się stwierdzić również elektrofizjologicznymi metodami. Według opublikowanych relacji, w czasie przeprowadzanych w marcu 1967 r. doświadczeń stwierdzono, iż wprowadzenie się przez Kamieńskiego w stan alfa powoduje po 3 sekundach wystąpienie takiego stanu u Nikołajewa nawet wówczas, gdy pierwszy znajdował się w Moskwie, drugi zaś w Leningradzie. Aby zbadać, czy zbieżności takie nie są przypadkowe lub związane z działaniem jakichś czynników zewnętrznych (np. atmosferycznych) 'Sięgnięto do techniki wodzenia rytmów EEG. Działając błyskami i sygnałami dźwiękowymi określonej częstotliwości na wzrok i słuch, można bowiem powodować dostrojenie się wahań biopotencjałów w korze do tej częstotliwości. Otóż we wspomnianym eksperymencie Kamieński, po wprowadzeniu się w stan alfa, poddany był działaniu takiego "wodzika", zaś Nikołajew, znajdujący się w innym budynku, dostosowywał ponoć natychmiast częstotliwość swych fal alfa do zmian w częstotliwości rytmów EEG u Kamieńskiego, "wodzonych" przez eksperymentatorów. Badania te zdają się prowadzić do jeszcze jednego, nader istotnego z punktu widzenia psychotromiki stwierdzenia: stan alfa jest prawdopodobnie niezbędnym warunkiem wstępnym zjawiska określonego jako "postrzeganie pozazmysłowe". Rzecz jasna, byłoby ryzykowne wyciąganie stąd od razu wniosku, że niepowodzenia mediów w eksperymentach przeprowadzanych pod nadzorem sceptycznie nastrojonych komisji wynikały z faktu, iż atmosfera takich doświadczeń nie sprzyjała wprowadzeniu się medium rw stan alfa, i tu chyba jednak można metodami elektrofizjologicznymi wyjaśnić sporo nieporozumień. Coraz więcej faktów przemawia za tym, iż zasięg oddziaływań bioinformacyjnych w przyrodzie jest znacznie szerszy od tego, jaki wyznacza czułość zbadanych dotąd organów zmysłowych i energia emitowana przez narządy generujące sygnały. Zasadniczą przeszkodę w wykrywaniu i badaniu tych oddziaływań stanowi brak lub niestosowanie odpowiednich przyrządów badawczych oraz złożoność i niejednoznaczność relacji między przyczyną a skutkiem. Działanie tego rodzaju bodźców bioinformacyjnych nie wywołuje jakiegoś specyficznego wrażenia zmysłowego. Proces percepcji przebiega tu poza świadomością, ujawniając się – i to nie zawsze – dopiero w postaci "wtórnego produktu kojarzenia", który może być bardzo różnej treści. Prawdopodobnie u zwierząt, zwłaszcza prymitywnych, bodźce te są łatwiej rozpoznawane i reakcje mają prostszą formę. Sygnalizacja tego rodzaju, zarówno między osobnikami tego samego gatunku, jak i w szerszym biocenotycznym zakresie, może odgrywać bardzo ważną rolę życiową. Szybkie ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, zasygnalizowanie możliwości zaspokojenia głodu czy popędu płciowego, wreszcie koordynacja działań grupowych – wszystkim tym potrzebom może służyć tego rodzaju system łączności. Zasób informacji przekazywanych drogą takich oddziaływań jest jednak znacznie uboższy niż dostarczany nam przez zmysły. Stąd – wraz z postępem ewolucji – ten pierwszy ustępuje stopniowo miejsca drugiemu, spełniając coraz częściej rolę pomocniczą. U człowieka zaś, na skutek rozwoju kory i związanych z nią funkcji myślenia i mowy, tego rodzaju sygnalizacja została prawdopodobnie już niemal całkowicie zdominowana przez doznania zmysłowe i jakkolwiek działa nadal – nie dociera bezpośrednio do świadomości. W tym aspekcie zdolność "postrzegania pozazmysłowego" byłaby co prawda przejawem działania atawistycznych mechanizmów percepcji, jednak bynajmniej nie zanikających, lecz tylko zmajoryzowanych przez inne, sprawniej działające i mniej zawodne mechanizmy psychofizjologiczne. Za powyższymi przypuszczeniami zdaje się przemawiać szeroko rozpowszechnione przekonanie, że zdolnościami telepatycznymi, a nawet jasnowidczymi, obdarzone są zwierzęta, i to w stopniu większym niż ludzie. Ileż to razy słyszało się o psach wyczuwających śmierć czy zbliżające się niebezpieczeństwo albo, po prostu, przechwytujących myśli swego pana. Wiele tego rodzaju zdarzeń psychologowie tłumaczą niepomiernie szerszym zakresem odbioru sygnałów płynących z otoczenia przez niektóre zmysły zwierzęcia, a więc wyczuwaniem zmian, których człowiek nie dostrzega. Ale, jeśli przyjąć za wiarygodne takie relacje, jak np. o przeczuciu przez psa na odległość wielu kilometrów śmierci pana – nie wystarczy już wytłumaczenie większą wrażliwością zmysłową. Sprawa zdolności telepatycznych u psów była zresztą przedmiotem badań naukowych już niejednokrotnie, a wyniki niektórych eksperymentów, m. in. przeprowadzanych w latach dwudziestych przez rosyjskiego neurologa i psychologa, Władimira Błechtieriewa (1857–1927), i fizjologa Aleksandra Leontowicza (1869–1943), zdają się świadczyć dość przekonywająco o możliwości myślowego przekazywania tym zwierzętom sugestii47. Znamienne jest też to, iż przejawy zdolności paranormalnych występują często u ludzi o przeciętnej powierzchowności, bardzo przeciętnej – często niższej od przeciętnej – umysłowości i inteligencji, nie wyróżniających się też jakimiś szczególnymi przymiotami charakteru. Zdarza się też nierzadko, iż zdolności te potęgują się pod wpływem środków obniżających sprawność intelektualną człowieka i dopuszczających do głosu pierwotne popędy. Byłoby więc ryzykowne traktowanie przejawów "postrzegania pozazmysłowego" jako wyrazu potęgi ducha ł wyższego, doskonalszego szczebla świadomości. Niektóre z eksperymentów przeprowadzanych w ZSRR na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych zdają się potwierdzać tezę, że zdalne oddziaływania bioinformacyjne pełniły kiedyś, a być może pełnią i dziś w świecie zwierząt i roślin, doniosłą rolę systemu alarmowego ostrzegającego przed niebezpieczeństwem, a zwłaszcza śmiertelnym zagrożeniem. Swego czasu obiegła prasę światową wiadomość o radzieckim doświadczeniu z królicą, w której elektroencefalogramie zaobserwowano gwałtowne skoki amplitudy i częstotliwości w kolejnych momentach śmierci jej potomstwa. Według tych doniesień królica znajdowała się w laboratorium na lądzie, zaś jej dzieci w zanurzonej łodzi podwodnej. Brak jednak jeszcze nie tylko bliższych danych dotyczących przebiegu eksperymentu, ale też oficjalnego potwierdzenia informacji. Niemniej sprawa "sygnału śmierci" zdaje się nabierać nowych interesujących aspektów w świetle badań dr. W. Kaznaczejewa (Nowosybirsk) i prof. G. Siergiejewa (Leningrad). Według doniesień Kaznaczejewa ginąca komórka bakterii wysyła cztery serie impulsów, zaś na chwilę przed śmiercią następuje nagła, bardzo wzmożona emisja promieniowania. Z kolei Siergiejew stwierdza, że dokonując pomiarów termodynamicznych zmian w powietrzu otaczającym głowę umierającego człowieka, zaobserwował również krótkotrwały wzrost emisji energii w chwili poprzedzającej śmierć kliniczną. Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że zarówno w organizmach jednokomórkowych, jak i wielokomórkowych stan śmiertelnego zagrożenia powoduje gwałtowną mobilizację sił biologicznych, często niestety już bezskuteczną. W ostatnich latach wśród badaczy zdalnych oddziaływań bioenergetycznych wielkie nadzieje poczęto wiązać z przyrządem umożliwiającym wizualną obserwację stanów organizmu, stymulowanych jakoby tymi oddziaływaniami. Z uwagi na szerokie stosowanie owego przyrządu – zwanego aparatem Kirliana – w doświadczeniach psychotronicznych, jak też, niestety, częste nieporozumienia dotyczące tego, co za jego pomocą się obserwuje, przyjrzyjmy się nieco bliżej konstrukcji i działaniu. W 1939 roku radziecki elektrotechnik Siemion Kirlian, naprawiając aparat d'Arsonvala do leczniczego masażu prądami wysokiej częstotliwości, zainteresował się wyładowaniami występującymi między pokrytą szkłem elektrodą a skórą ręki. Chcąc sfotografować to zjawisko położył błonę fotograficzną między elektrodą a ręką i dokonał w ten sposób "stykowego" zdjęcia świetlistej "korony" wyładowania elektrycznego. Zdjęcia dokonane przez Kirliana nie były jednak pierwszymi fotografiami w polu wysokiej częstotliwości – już w roku 1896 podobne "elektrofotografie" demonstrował w Berlinie polski lekarz i elektryk dr Jakub Jodko-Narkiewicz (1848–1904), nie wzbudziły one jednak wówczas większego zainteresowania w świecie naukowym i zostały szybko zapomniane. Zdjęcia w polu wysokiej częstotliwości: liść pelargonii (fot. E. Lepak) oraz "korona" wokół opuszki palca przed i po zażyciu "leku" zawierającego sproszkowaną mumie. (fot. W. Adamienko). Wyniki kontynuowanych przez Kirliana, wraz z żoną Walentyną, eksperymentów były dla nich coraz bardziej zagadkowe. Różne obiekty położone na błonie fotograficznej, umieszczonej na elektrodzie, ukazywały się na wywoływanych zdjęciach w postaci cieni otoczonych jasną aureolą. Była ona zupełnie inna, jakby pulsująca, promienista, bogatsza w przypadku obiektów żywych (tiip. palców, dłoni, świeżych liści) niż nieożywionych ł martwych (np. przedmiotów metalowych, zaschniętych liści). Na powierzchni żywych liści lub skóry ukazywał się jakby rentgenowski obraz ich struktury i zagadkowe jasne plamy, sygnujące zda się obszary wzmożonej aktywności energetycznej. Kirlianowie udoskonalali coraz bardziej technikę eksperymentowania, korzystając z błon barwnych i konstruując różnego rodzaju urządzenia umożliwiające nie tylko dokonywanie zdjęć, ale również obserwacje zjawiska na luminescencyjnym ekranie, a także bezpośrednio, poprzez warstwę wody, służącej jako elektroda. Związek między obrazem promieniowania, wzbudzonego polem wysokiej częstotliwości, a procesami życiowymi zachodzącymi w badanych obiektach wydawał się coraz wyraźniejszy. Szczególnie pasjonującym problemem była zaobserwowana zależność kształtu i barw świetlistej korony od stanu emocjonalnego a także od zdrowia człowieka, będącego obiektem doświadczeń. "Efekt Kirlianów" (tak poczęto nazywać obserwowane zjawiska) wzbudził żywe zainteresowanie na całym świecie. W roku 1973 odbyła się w Nowym Jorku konferencja poświęcona temu zjawisku. Wzięło w niej udział ponad tysiąc uczestników, z których wielu referowało wyniki własnych badań w tym zakresie. Sporo światła ma podłoże fizyczne i biofizyczne zjawiska rzuciły zwłaszcza wyniki badań przeprowadzonych przez zespół biologów pod kierownictwem dr. W. M. Injuszyna z uniwersytetu w Ałma Ata oraz fizyka W. C. Adamienki z instytutu fizjologii Akademii Nauk Medycznych ZSRR w Moskwie. Czym jest w istocie "efekt Kirlianów"? Na pierwszy rzut oka może wydawać się przejawem słynnej metapsychicznej "aury". Ale takie przypuszczenie trzeba uznać za mylne. Nie ulega wątpliwości, że zjawisko nie polega na uwizualnieniu niewidzialnego promieniowania, lecz na emisji wymuszonej. Generatorem jest transformator Tesłi, który wytwarza prądy zmienne o bardzo wysokiej częstotliwości i napięciu. Prądy takie cechuje przepływ powierzchniowy – nie wnikają one do wnętrza żywej tkanki, lecz powodują pobudzenie atomów zewnętrznej powłoki ciała, ujawniające się w postaci świecenia otaczającej je warstwy powietrza. Towarzyszy temu powolny proces wysuszania biosubstancji. Aparatura do zdjęć w polu wysokiej częstotliwości. U góry – schemat najprostszego elektromechanicznego urządzenia: W – wibrator (brzęczek), T – transformator Tesli, E – elektroda. Niżej, po prawej – schemat podobnego urządzenia elektronicznego, na lewo – schemat wykonywania zdjęć: 1 – elektroda robocza, 2 – elektroda-ziemia, 3 – materiał światloczuły (błona, papier fotograficzny), 4 – obiekt fotografowany, S – płyta izolacyjna, 6 – palec przyciskający błoną fotograficzną do elektrody (rolę "ziemi" spełnia ciało ludzkie). Źródłem tego promieniowania – jak wykazał doświadczalnie W. Adamienko stosując różnego rodzaju ekranowania a także stwierdzając odchylenie rzekomej "aury" w polu magnetycznym – jest "zimna" emisja elektronów48. Nasilenie tej emisji zależy od przewodnictwa w warstwie powierzchniowej badanego obiektu, a więc od różnych czynników fizycznych i chemicznych, w niemałej mierze od wilgotności i intensywności parowania, wywołanego działaniem pola wysokiej częstotliwości – od energii jaką ono przekazuje obiektowi. Zależność wielkości i intensywności promieniowania od emocjonalnego stanu człowieka może tu być wywołana wzrostem przewodnictwa skóry, obserwowanego już w znanym efekcie psychogalwanicznym. Nadzieje, iż określony kształt, wielkość i barwa "korony" może stać się źródłem informacji o procesach metabolicznych przebiegających aktualnie w organizmie i ewentualnych zmianach patologicznych okazały się przedwczesne. Jedną z istotnych trudności stwarzają zmiany w komórkach żywych wywoływane działaniem pola wysokiej częstotliwości, zniekształcające wyniki doświadczeń. Aby ograniczyć te negatywne zjawiska stosuje się ostatnio elektronograficzną metodę krótkotrwałego wzbudzania emisji poprzez działanie pojedynczymi impulsami o dużej amplitudzie. Niemniej zastosowanie aparatu Kirliana do badania zdalnych oddziaływań między żywymi organizmami pozwoliło znacznie poszerzyć możliwości śledzenia przebiegu tych zjawisk. Eksperymenty przeprowadzane przez Injuszyna zdają się potwierdzać odkrycia Backstera, dotyczące wrażliwości roślin na niektóre stany silnego wzbudzenia emocjonalnego u ludzi i zwierząt. W odległości jednego metra od rośliny umieszczonej w polu wysokiej częstotliwości stawał człowiek wytrenowany w wywoływaniu u siebie bardzo plastycznych wyobrażeń. Gdy wzbudzał w sobie uczucie trwogi – kirlianowska radiacja rośliny zmieniała niezwłocznie intensywność i kolor. Podobne efekty osiągano również gdy "nadawcą" był człowiek zahipnotyzowany, u którego odpowiednią sugestią wywoływano silne pobudzenie emocjonalne. Kilku badaczy "efektu Kirlianów" opisuje też zjawisko "ożywczego" wpływu dłoni ludzkiej, przesuwanej pod więdnącym liściem (dr Thelma Moss), a także spontanicznego "rozbłysku" w końcowej fazie procesu więdnięcia, któremu towarzyszy stopniowe przygasanie promieniowania. Trudno jednak traktować te zjawiska jako nieodparty dowód: w pierwszym przypadku – przekazywania "siły witalnej", w drugim zaś – –przedśmiertnej mobilizacji ustroju. "Ożywcze" działanie ręki może być bowiem następstwem większej wilgotności powietrza, wywołanej parowaniem skóry człowieka, a także ciepła emitowanego przez dłoń, "rozbłysk" zaś może powodować lawinowe pękanie wyschniętych błon komórkowych pod wpływem tworzących się w nich par i gazów. Również nie można interpretować jednoznacznie jako dowodu przekazywania "energii psychicznej", zaobserwowanego przez badaczy radzieckich i potwierdzonego wielu doświadczeniami w różnych krajach zjawiska przenoszenia się wzmożonej emisji kirlianowskiej z rąk uzdrawiaczy-magnetyzerów na ich pacjentów. Może być ono wyjaśnione także działaniem sugestii powodującej wystąpienie w określonych miejscach na ciele uzdrawiacza i jego pacjenta zwiększonej wilgotności czy nawet zmian chemicznych skóry. Oczywiście nie znaczy to, że różnego rodzaju przejawy zdalnych oddziaływań w przyrodzie żywej można sprowadzić do paru prostych zjawisk fizycznych czy chemicznych. Mechanizm biofizyczny i biochemiczny wielu spośród obserwowanych fenomenów jest z pewnością bardzo skomplikowany i trzeba jeszcze długich lat eksperymentów, aby uchylić rąbka tajemnicy, jaką one kryją. Przytoczone tu przykłady prostszych interpretacji wskazują jednak, z jaką ostrożnością należy wyciągać wnioski z przeprowadzanych doświadczeń, aby nie schodzić na manowce pseudonaukowych hipotez. Wstecz / Spis Treści / Dalej 2. W poszukiwaniu nośnika Nowosybirskie doświadczenia Kaznaczejewa wykazały, że szkło stanowi przeszkodę dla zdalnych oddziaływań międzykomórkowych. Wprowadzenie metalowego ekranu oddzielającego roślinę od człowieka w eksperymentach Injuszyna powodowało osłabienie reakcji (w postaci zmian emisji kirlianowskiej), lecz jej nie niweczyło. Według nie potwierdzonych oficjalnie wiadomości prasowych w 1959 r. przeprowadzona została udana próba przekazu telepatycznego z amerykańskiego atomowego statku podwodnego "Nautilus" w czasie rejsu pod wodami Arktyki. Również we wspomnianym w poprzednim rozdziale eksperymencie radzieckim z królikami, woda morska nie była podobno większą przeszkodą dla przekazu sygnałów. Przestrzeń kosmiczna i odległość setek tysięcy kilometrów nie przekreśla ponoć możliwości kontaktów telepatycznych. W czasie lotu statku księżycowego Apollo14, w lutym 1971 r. dokonano pierwszej tego rodzaju próby przekazu z przestrzeni kosmicznej na Ziemię. Nadawcą był Edgar Mitchell – pilot ładownika LM. Odbiorcami – kilka osób zamieszkałych na terenie USA, m. In. medium Olaf Johnson z Chicago. W czterech okresach przeznaczonych na odpoczynek dla załogi, o określonych godzinach, Mitchell brał specjalne karty używane w doświadczeniach parapsychologicznych49 i w kolejności ustalonej doraźnie w sposób losowy skupiał uwagę na symbolach umieszczonych na tych kartach. W tym samym czasie odbiorcy na Ziemi próbowali odgadnąć kolejność symboli. Ogółem przeprowadzono 200 prób przekazu. Dwie osoby spośród zgadujących osiągnęły wyniki odbiegające od normy statystycznej. Najwięcej trafień miał Johnson, który odgadł 51 znaków, gdy wg rachunku prawdopodobieństwa liczba trafień winna wynosić 40. Wynik tego doświadczenia nie pozwala, niestety, stwierdzić jednoznacznie, że istotnie nawiązana została łączność telepatyczna via kosmos. Wartość metody statystycznej zależy bowiem od liczby przeprowadzonych prób, a w tym przypadku było ich zbyt mało. Prawdopodobnie również niejednoznaczne były wyniki przekazu telepatycznego z "Nautilusa". Chociaż w eksperymentach z odgadywaniem standardowych znaków nie brak było przypadków osiągnięcia zadziwiająco wysokiego procentu trafień i zdaniem niektórych badaczy tych zjawisk można je uznać za dowód nawiązania łączności telepatycznej, z uwagi na nikłe szansę powtarzalności wyników coraz rzadziej sięga się obecnie do tych metod, szukając konkretniejszgo, fizjologicznego potwierdzenia realności zdalnych oddziaływań. Częste niepowodzenia w doświadczeniach ze standardowymi kartami próbuje się, zresztą dość przekonywająco, tłumaczyć zarówno abstrakcyjnością znaków, utrudniającą zaangażowanie emocjonalne nadawcy i odbiorcy, jak też faktem, iż wyobrażenie jest produktem złożonych procesów kojarzeniowych i efekt pobudzeń bioinformacyjnych może tu być bardzo daleki od zamierzonego. Jeśli jednak znajdą pełne potwierdzenie wyniki opisanych w poprzednim rozdziale doświadczeń elektrofizjologicznych i realność zdalnych oddziaływań bioinformacyjnych można będzie uznać za dowiedzioną, wyłoni się tu natychmiast zasadniczy problem materialnego podłoża takiej łączności, a w szczególności nośnika bioinformacji. W przypadku oddziaływań bliskich, bez ekranowania – jak np. oddziaływania człowieka na roślinę czy "uzdrawiacza" na pacjenta – od biedy można szukać wyjaśnienia obserwowanych zjawisk w działaniu czynników termicznych, akustycznych, chemicznych lub elektrycznych. Na to, aby odczuć w ciemnościach obecność innej osoby, wystarczą "zwykłe" zmysły – wyostrzony słuch, węch, wrażliwość skóry na powiewy i temperaturę powietrza, na ruch owłosienia wywołany polem elektrostatycznym. Wszystkie te czynniki mogą wpływać również na organizm rośliny, mogą też sprzyjać sugestii w hipnozie mesmerycznej. Czy dotyczy to również działania pól magnetycznych? Może w świetle współczesnych badań biofizycznych można znaleźć jakąś cząstkę prawdy w teoriach Mesmera? Badania zdają się przeczyć istnieniu jakichś ogólnych prawidłowości. W silnym stałym polu magnetycznym niektóre zwierzęta (np. myszy) przestawały rosnąć, płód ginął w łonie matki, wymierały samce, lecz wystarczyło zapewnienie im warunków dużej ruchliwości, aby szkodliwe działanie pola ustało. Wiele zwierząt zdaje się zupełnie nie reagować na pole magnetyczne nawet o bardzo dużym natężeniu, inne reagują tylko na pole słabe, porównywalne z naturalnym polem ziemskim. Radzieckiemu neurofizjologowi Jurijowi Chołodowowi i jego kolegom z katedry fizjologii wyższych czynności nerwowych Uniwersytetu Moskiewskiego udało się wytworzyć u ryb odruch warunkowy na połę magnetyczne. Nie zdołano jak dotąd potwierdzić eksperymentalnie, iż ryby i ptaki w swych wędrówkach odnajdują właściwy kierunek orientując się według ziemskiego pola magnetycznego. Amerykański badacz, F. A. Brown, wykazał jednak, iż w "biologiczny kompas" są zaopatrzone niektóre robaki i ślimaki. Badacze radzieccy i kanadyjscy stwierdzili także, iż kierunek ułożenia ziarna względem linii pola magnetycznego wpływa na wegetację roślin. Prawdziwą rewelacją było jednak odkrycie roli tego pola w koordynacji niektórych czynności społeczeństwa afrykańskich termitów. Owady te w czasie odpoczynku ustawiają się wszystkie w jednym kierunku, jak się okazało – w poprzek linii sił ziemskiego pola magnetycznego. Ekranowanie wywołuje całkowitą utratę zdolności orientacji w przestrzeni i chaos. Jeśli taka nie skoordynowana grupa będzie poddana z kolei działaniu silnego pola, spowoduje to natychmiastową reakcję porządkującą, lecz jednocześnie pozbawi termity na dłuższy czas zdolności reagowania na słabe, naturalne pole. Znacznie trudniejsze jest stwierdzenie, w jaki sposób pole magnetyczne wpływa na różne procesy zachodzące w komórkach żywych. Przypuszcza się, iż makrocząsteczki białka powinny wykazywać znaczną różnicę podatności magnetycznej wzdłuż i w poprzek osi cząsteczki, a tym samym w polu magnetycznym o niejednorodnym gradiencie może powstać odpowiedni gradient koncentracji tych cząsteczek w roztworze. Z kolei może to wpływać na przebieg procesów biochemicznych, a więc i metabolicznych. Zważywszy jednak znaczną gęstość roztworu i ruchy cieplne – efekt taki byłby możliwy tylko w przypadku działania pól o dużych natężeniach (ponad 10 000 Oe). Inni badacze sądzą jednak, iż zjawisko to może występować już przy natężeniu rzędu 100 Oe (co odpowiada natężeniu między biegunami zwykłego magnesu) dzięki siłom przyciągania międzycząstkowego, ułatwiającym uporządkowanie. Jeśli chodzi o wpływ pól magnetycznych na procesy makroskopowe, to uznaje się za prawdopodobne powstawanie gradientów elektrycznych w naczyniach krwionośnych, a także powstawanie efektów rezonansowych we wzajemnym oddziaływaniu pól magnetycznych z bioprądami w układzie nerwowym50. Badania prowadzone przez zespół dr. Chołodowa wykazały, iż stałe pole magnetyczne wywiera wpływ nie na cały organizm, lecz na centralny układ nerwowy, a zwłaszcza korę mózgową i hypothalamus51. Istnieją też pewne fakty zdające się wskazywać, iż zdolność reagowania nie rośnie wraz ze wzrostem natężenia pola, lecz że organizmy żywe są szczególnie uczulone na natężenie zbliżone do naturalnego ziemskiego pola, słabiej reagując na silniejsze i słabsze od niego. Wszystko to jednak nie znaczy bynajmniej, iż "passami" mesmerowskimi można wywoływać i kierunkować jakieś zjawiska magnetyczne. Przekazywanie zaś tą drogą zasileń liczących się w bilansie energetycznym organizmu jest czystą iluzją. Sądzę, że zdalne wzajemne oddziaływania na siebie istot żywych są przede wszystkim oddziaływaniami informacyjnymi. Energia niezbędna do przeniesienia informacji może być znikoma. Oczywiście nośnikiem są pola energetyczne, ale nie w mocy generatorów tych pól, lecz w odpowiednio modulowanej zmienności tkwi istota tych transmisyjnych właściwości. Nie ulega więc wątpliwości, że muszą to być pola zmienne, a nie statyczne, zdolne do dynamicznego rozprzestrzeniania się i możliwie łatwego przenikania przez różnego rodzaju przeszkody występujące w przyrodzie, a jednocześnie oddziałujące na biomaterię nie tyle swą energią, co zmiennością. Spośród poznanych dotąd przez naukę pól energetycznych, warunkom takim najlepiej odpowiadają pola elektromagnetyczne i większość współczesnych badaczy zdalnych oddziaływań bioinformacyjnych szuka w nich podłoża obserwowanych zjawisk. Przypuszczenia, że fale elektromagnetyczne mogą być nośnikiem informacji 'między organizmami żywymi, wysuwane były już wkrótce po odkryciach Hertza, a zwłaszcza gdy radiokomunikacja zaczynała odnosić coraz większe sukcesy. Jednym z pierwszych uczonych zajmujących się tym zagadnieniem był Julian Ochorowicz. Wysunął on hipotezę elektromagnetycznego promieniowania mózgu, którym próbował tłumaczyć zjawiska "sugestii myślowej" – jak nazywano wówczas przesyłanie myśli na odległość, czyli telepatię. Na początku lat dwudziestych naszego stulecia włoski neurolog Ferdinando Cazzamalli rozpoczął próby odbioru fal elektromagnetycznych emitowanych przez mózg. Niestety, początkowego sukcesu – uchwycenia przez odbiornik fal radiowych trzasków towarzyszących, jak przypuszczano, intensywnej pracy mózgu medium – nie udało się powtórzyć i minęło wiele lat zanim zdołano wykryć promieniowanie elektromagnetyczne żywych organizmów, odizolowanych tkanek i komórek. M. in. na Uniwersytecie Leningradakdm udało się w 1867 r. zarejestrować pole elektromagnetyczne wytwarzane przez mięśnie i serce człowieka, a także pojawianie się tego pola przy przelocie trzmieli i komarów. Również badania w tym zakresie podjęte w Polsce przyniosły stwierdzenie występowania emisji fotonowej o długości 300–600 nanometrów u niektórych pasożytów52. Są to jednak z reguły promieniowania bardzo słabe, tak iż wykryć je można nierzadko dopiero za pomocą detektorów używanych w technice jądrowej, w szczególności liczników scyntylacyjnych. Nowe rozległe obszary poznania poczynają odsłaniać badania promieniowań towarzyszących procesom metabolicznym na poziomie molekularnym i submolekularnym. Okazuje się, że różnego rodzaju reakcje biochemiczne są również źródłem emisji fotonów (czyli promieniowania elektromagnetycznego) i istnieją uzasadnione przypuszczenia, że określonym reakcjom enzymatycznym odpowiada promieniowanie o specyficznym widmie i rozkładzie energetycznym. Dopóki badacze wpływu fal elektromagnetycznych na organizmy i komórki żywe ograniczali swój teren zainteresowań do efektów termicznych (ogólnych czy lokalnych), trudno im było dopatrywać się w tym promieniowaniu czynnika pośredniczącego w zdalnym oddziaływaniu jednego organizmu na drugi. Jeśli bowiem wpływy te polegałyby tylko na działaniu energetycznym, emitowane przez organizmy promieniowanie nie byłoby w stanie wywołać jakichś zmian porównywalnych z działaniem innych źródeł energii. Dopiero w ostatnich latach, i to – jak na razie – w dość skromnym zakresie, podjęto badania nad efektami nietermicznymi promieniowania elektromagnetycznego. Termin "efekty nietermiczne" nie jest zresztą zbyt fortunny i może budzić nieporozumienia. W każdym bowiem oddziaływaniu występuje zjawisko pochłaniania i przetwarzania energii, z której pewna, choćby bardzo mała (i stąd niemierzalna) część zamienia się w ciepło. Granica więc, gdzie kończy się efekt termiczny a zaczyna nietermiczny, jest umowna. Problemy te są jednak istotne tylko wówczas, gdy rozpatruje się zjawisko promieniowania elektromagnetycznego wyłącznie w aspekcie przetwarzania zasileń, tj. wtedy, gdy interesuje nas tylko przemiana energii tego promieniowania w inną jej postać. Otóż w badaniach nad efektami nietermicznymi uwaga uczonych nie ogranicza się do aspektów energetycznych zjawiska, lecz skupia się coraz częściej na informacyjnych skutkach promieniowania – zmianach w strukturze (organizacji) biomaterii, jakie ono wywołuje. Oczywiście każda zmiana strukturalna wymaga energii i w praktyce oddzielenie procesów zasileniowych od informacyjnych jest niemożliwe. Niemniej intensywność i zasięg owych zmian strukturalnych nie są uzależnione wyłącznie od energii doprowadzonej z zewnątrz, lecz przede wszystkim od wewnętrznego energetycznego stanu układu, w którym te zmiany następują. Energia emitowana przez płonącą zapałkę, jeśli wrzucimy tę zapałkę do beczki z wodą, nie spowoduje w niej dostrzegalnych zmian strukturalnych, a efekt termiczny w postaci wzrostu temperatury wody będzie znikomy. Jeśli jednak taką samą płonącą zapałkę wrzucimy do beczki z prochem... Co prawda zarówno z biofizycznych badań doświadczalnych, jak i rozważań teoretycznych wynika, że do wywołania dostrzegalnych zmian strukturalnych nie tylko w komórkach, ale i molekułach konieczne jest miliony razy większe natężenie promieniowania elektromagnetycznego od tego, jakie emituje organizm żywy, jednak byłoby ryzykowne wyciąganie stąd wniosku, iż nie może być ono nośnikiem bioinformacji. Zjawiska te nie dadzą się sprowadzić do prostego, fizycznego wpływu zmiennego pola elektrycznego, generowanego falami elektromagnetycznymi, działającego porządkujące na cząsteczka. Niemniej już zjawisko rezonansu wywoływanego zgodnością częstotliwości promieniowania z częstotliwością drgań własnych molekuł, a także rezonansu na poziomie atomowym – rezonansu spinu elektronowego i magnetycznego rezonansu jądrowego – zdaje się rzucać światło na niejedną z obserwowanych reakcji53. Nie ulega wątpliwości, że promieniowanie określonych częstotliwości powoduje określonego rodzaju zmiany właściwości wielu substancji – toksyn, enzymów, białek. Nawet w przypadku, gdy dana biosubstancja reaguje na fale o stosunkowo szerokim paśmie, istnieje maksimum działania rezonansowego dla bardzo wąskiego przedziału widma. Badania tych zjawisk na poziomie submolekularnym prowadzą coraz wyraźniej do wniosku, że nie tylko określonym reakcjom biokatalitycznym towarzyszy wzmożona emisja promieniowania o określonej częstotliwości, ale że występuje również zjawisko odwrotne: promieniowanie o odpowiednich właściwościach działa przyspieszająco na przebieg określonych reakcji biokatalitycznych. Ten wybiórczy, specyficzny wpływ na reakcje biochemiczne może oznaczać, iż promieniowanie elektromagnetyczne odgrywa w procesach życiowych niepomiernie donioślejszą rolę, niż sądziliśmy do niedawna. Prawda, że oddziaływania te pod względem natężenia energii i związanych z nim efektów biofizycznych mogą być bardzo słabe, ale jako czynnik katalityczny mogą stanowić stymulator różnych procesów metabolicznych i tą drogą wpływać na przebieg procesów regulacyjnych w organizmie. O intensywności i kierunku tej stymulacji decyduje przy tym sumowanie się podobnych reakcji występujących w różnych miejscach w tym samym czasie (sumowanie przestrzenne), a także w tym samym obszarze w różnym czasie (sumowanie czasowe), co sprawia, że sygnały znacznie słabsze od szumów i niewykrywalne w każdym pojedynczym przypadku, mogą być odebrane na zasadzie statystyczno-wybiórczej. Tego rodzaju oddziaływanie trudno też w badaniach laboratoryjnych – zwłaszcza gdy chodzi o działanie całego organizmu czy nawet wyodrębnionych jego organów – sprowadzić do prostych zależności między określoną częstotliwością a określoną reakcją fizjologiczną. Na reakcje te wpływają bowiem różne czynniki biofizyczne i biochemiczne, i to bardzo okrężnymi drogami, i stąd nic dziwnego, że tylko w niektórych przypadkach udaje się uchwycić związek między promieniowaniem określonej długości a zmianą w czynnościach organizmu. Stosunkowo łatwiej taką zależność uchwycić w przypadku narządów wykazujących stałą i odpowiednio zmodulowaną czynność bioelektryczną. Takie właściwości przejawia przede wszystkim układ nerwowy i w szeregu eksperymentów przeprowadzanych w Stanach Zjednoczonych, Związku Radzieckim, Polsce i Francji wpływ ten był obserwowany i badany. W USA dr A. Frey badał wpływ promieniowania elektromagnetycznego o częstotliwości 425–1310 MHz z modulacją impulsową, o różnym czasie trwania i różnej częstotliwości powtarzania impulsów, na korę mózgową człowieka, wywołując w ten sposób wrażenie świstów, gwizdów, dzwonienia itp. Najbardziej, wrażliwy jest tu obszar skroniowy, a wrażenia dźwiękowe występują także u ludzi głuchych, nawet z uszkodzonymi komórkami narządu Cortiego w uchu wewnętrznym. Zjawisko to wywołuje jednak tylko zmodulowane promieniowanie. Trzeba zaznaczyć, że tym sposobem nie udało się wywołać innych wrażeń niż słuchowe. Promieniowanie elektromagnetyczne oddziałuje tu bezpośrednio na komórki nerwowe mózgu, a nie na receptory zewnętrzne. Świadczą o tym wyniki doświadczeń radzieckich, w których badano wpływ promieniowania na czynność bioelektryczną mózgu królików. Zmiany zapisu EEG występowały bowiem także w przypadku przecięcia połączeń nerwowych, łączących mózg z organami zmysłowymi, a nawet w izolowanym mózgu. W wielu eksperymentach, przeprowadzanych w różnych krajach, stwierdzono też negatywny wpływ promieniowania mikrofalowego o większym natężeniu lub działającego długotrwale na czynności uczenia się i pamiętania. Charakterystyczne są tu zaburzenia polegające początkowo na pobudzeniu czynności odruchowo-warunkowych, a następnie hamowaniu. Oddziaływania te nie polegają z pewnością tylko na fizycznym wpływie fal elektromagnetycznych – na wywoływaniu w komórkach nerwowych określonych zmian elektrycznych i magnetycznych. Każdemu procesowi biofizycznemu towarzyszą zmiany biochemiczne, każdemu zaś procesowi biochemicznemu – zmiany fizycznych właściwości materii żywej. Na współzależność tę wskazują również wyniki badań nad zmianami wrażliwości u, kładu nerwowego na kardiazol i inne środki lecznicze pod wpływem promieniowania mikrofalowego. U ludzi i zwierząt duże dawki kardiazolu powodują pobudzenie kory i ośrodków podkorowych, co można obserwować m. in. w postaci zmian krzywej EEG. Promieniowanie mikrofalowe zwiększa wrażliwość na kardiazol, co prawdopodobnie wiąże się z pobudzaniem przez to promieniowanie niektórych grup komórek nerwowych. Jak wynika z doniesień różnych ośrodków badawczych – najsilniejszy wpływ wywiera ono na układ siatkowaty wzgórza i hipokamp. Co więcej, badania nad innymi lekami, o których wiadomo, że ich działanie pobudzające (lub hamujące) polega na zwiększaniu (lub zmniejszaniu) przewodnictwa synaps w ważnych ośrodkach regulacyjnych mózgu, zdają się wskazywać, iż właśnie tu – w synapsach – następują pod wpływem promieniowania mikrofalowego zmiany decydujące o zaobserwowanych reakcjach54. A przecież w synapsach wielu badaczy szuka dziś nie tylko elektrycznych, ale i biochemicznych przekaźników informacji w układzie nerwowym. Czyżby poza systemem nerwowym i hormonalnym istniał w organizmach dodatkowy system łączności i sterowania procesami biochemicznymi na poziomie komórkowym za pośrednictwem fal elektromagnetycznych? Dopiero w ostatnich latach, dzięki przyrządom umożliwiającym śledzenie zjawisk przebiegających na poziomie submolekularnym oraz skupieniu uwagi nie tylko na energetycznych, ale przede wszystkim informacyjnych właściwościach promieniowań, powstaje perspektywa głębszego zrozumienia ich roli w funkcjonowaniu organizmów żywych. Powstaje i szybko rozwija się cała nowa dziedzina nauki zajmująca się badaniem biologicznych . efektów promieniowania elektromagnetycznego i wzajemnym oddziaływaniem promieniowań i substancji. W Polsce inicjatorem tych badań był prof. dr Stefan Manczarski – fizyk, geofizyk i radioelektryk, konstruktor pierwszego polskiego odbiornika radiowego – który od lat prowadzi doświadczenia nad wpływem promieniowania elektromagnetycznego na organizmy żywe oraz oddziaływaniami bioinformacyjnymi. Wielu badaczy tych zjawisk wyraża przypuszczenie, że w pewnych sytuacjach, zwłaszcza w stanach zagrożenia, generowane przez biomaterię promieniowanie elektromagnetyczne może spełniać również rolę nośnika informacji między różnymi organizmami. Radziecki biofizyk A. S. Presman przypuszcza, iż emisja określonych sygnałów elektromagnetycznych towarzyszy procesom zachodzącym w komórkach organizmu żywego w czasie wzmożonych stanów emocjonalnych, które wiążą się z mobilizacją organizmu niezbędną do działania. Źródłem emocji może tu być np. niebezpieczeństwo, głód, popęd płciowy, instynkt rodzicielski. Łączność elektromagnetyczna spełniałaby w tych przypadkach doniosłą rolę dodatkowego czynnika w procesie sterowania organizmem czy grupą organizmów, a być może także czynnika kierującego rozwojem tych organizmów. Wysuwana jest nawet hipoteza, iż łączność ta może odgrywać pewną rolę w wymianie informacji genetycznej wewnątrz grupy (populacji) z uwagi na oddziaływanie pól elektromagnetycznych na drobiny kwasu dezoksyrybonukleinowego, stanowiące podstawowe nośniki cech dziedzicznych55. Czyżby więc dzieci były nie tylko nosicielami cech dziedzicznych rodziców, ale również, w pewnym ograniczonym zakresie, innych osobników z otoczenia? Problem łączności pozazmysłowej w świecie żywym w świetle badań podjętych w ostatnich latach okazał się znacznie szerszy i bardziej złożony niż mogli przypuszczać nie tylko pionierzy przyrodniczej interpretacji fenomenów parapsychologicznych, ale również zagorzali sceptycy. Hipoteza, że zwierzęta, a więc i ludzie, mogą przekazywać sobie informacje drogą sygnalizacji elektromagnetycznej była ponętna, ale zdawały się jej przeczyć fakty: zbyt słabe nadajniki, zbyt silne zakłócenia, niewyobrażalne trudności przekodowywania w mózgu, i jeszcze ponadto przypadki odbioru sygnałów, mimo – zdawałoby się – pełnego zaekranowania. W tej sytuacji większość badaczy "postrzegania pozazmysłowego" – wśród nich najwybitniejszy radziecki eksperymentator w tej dziedzinie, prof. Leonid Wasiljew (1895–1963) – skłonna była zrezygnować z hipotezy elektromagnetycznej i szukać wyjaśnienia obserwowanych zjawisk w działaniu jakiegoś nie odkrytego jeszcze materialnego nośnika informacji. Nie znaczy to, iż pozostała tylko alternatywna: fale elektromagnetyczne lub "czynnik X". Próbowano m. in. zaadaptować neutrino, pola grawitacyjne, czasoprzestrzeń... Niektórzy badacze nie rezygnowali jednak z poszukiwań teoretycznych i eksperymentalnych dowodów słuszności hipotezy elektromagnetyczne go nośnika bioinformacji. Do jej obrońców należy również prof. Stefan Manczarski, którego teoria jest w dużej mierze odpowiedzią na zastrzeżenia wysuwane przeciw tej hipotezie. Celem jego badań podjętych jeszcze w okresie okupacji hitlerowskiej było wyjaśnienie zjawiska telepatii na podstawie zdobyczy współczesnej fizyki i biologii. Już w swej pracy opublikowanej w latach 1946–<1®47 stawia on tezę, że nośnikiem informacji mogą być fale elektromagnetyczne. Rozwinięta przez zastosowanie odkryć biofizyki i cybernetyki oraz oparła na własnych badaniach doświadczalnych teoria ta stanowi przede wszystkim pr6bę wykazania, iż odbiór przez organizm żywy bardzo słabych sygnałów elektromagnetycznych "(wiele tysięcy razy słabszych od szumów) jest możliwy56. Wobec tego, że szersze omówienie teorii prof. Manczarskiego znajdzie Czytelnik w rozdziale pt. "W świetle biofizyki, radiofizyki i cybernetyki", napisanym przez samego autora tej teorii, ograniczę się tu tylko do ogólnego stwierdzenia, iż w jej świetle łączność odbywa się za pośrednictwem fal 'nie jednej, lecz wielu długości (widma .promieniowania), i to w sposób statystyczny. Szukając potwierdzenia teorii prof. Manczarskiego, polski naukowiec, inż. Krzysztof Jach, skonstruował w latach 1958–1959 szerokopasmowy wzmacniacz mający wykazać, iż emisja radiowa mózgu ma widmową postać. Sygnały odbierane przez antenę, tworzącą pętlę wokół głowy nadawcy przekazów telepatycznych, były wzmacniane i kierowane do anteny emitującej promieniowanie, którą umieszczono wokół głowy odbiorcy. Eksperymenty przeprowadzone za pomocą tego urządzenia przyniosły wyniki znaczące, tj. odbiegające od normy statystycznej, chociaż nie dały podstawy do jednoznacznej, rozstrzygającej odpowiedzi. Dodajmy, że eksperymenty te przeprowadzane były z ludźmi przeciętnymi, a nie mediami. Być .może, że aby wzmocnić przekaz telepatyczny środkami technicznymi, należy objąć znacznie szersze pasmo częstotliwości niż to, na którym pracowało urządzenie inż. Jacha. Trzeba zaznaczyć, że chociaż hipoteza elektromagnetycznego nośnika bioinformacji ma jeszcze wiele punktów dyskusyjnych i nie jest powszechnie uznawana, niepomiernie więcej kontrowersji budzą konkurencyjne (bądź próbujące kooperować z nią) koncepcje, szukające takich nośników w mniej lub bardziej hipotetycznych promieniowaniach i właściwościach biomaterii. Należy do nich hipoteza "biograwitacji", z którą wystąpił w latach siedemdziesiątych dr Aleksander Dubrow z Instytutu Fizyki Ziemi AŃ ZSRR. Oparł się on na teoretycznych rozważaniach radzieckiego fizyka W. A. Bunina, dotyczących możliwości emisji i detekcji fal grawitacyjnych przez organizmy żywe. Dubrow próbuje wykazać, że procesy zachodzące w komórkach żywych na poziomie molekularnym, a w szczególności zmiany formy i struktury przestrzennej biomolekuł w tzw. konformacyjnych (tj. dotyczących sposobu ułożenia atomów i grup) ich przemianach, polegające na przechodzeniu ze stanu "płynnego" w uporządkowany stan "krystaliczny", prowadzą do takich zbliżeń atomów, że następuje bardzo duży wzrost sił przyciągania grawitacyjnego. Wszelka zaś zmiana przyciągania rozprzestrzenia się z prędkością światła w postaci fal grawitacyjnych. W ten sposób właśnie pole konformacyjne staje się, wg Dubrowa, źródłem fal o quasigrawitacyjnym charakterze, które tworzą się w wyniku termicznych drgań molekuł. Pole tafcie podlega jednocześnie wpływom innych pól biograwitacyjnych i emitowanego przez nie promieniowania quasigrawitacyjnego, każda bowiem żywa komórka jest nadajnikiem i odbiornikiem tych fal. Oddziaływaniem owych pól i przetwarzaniem ich energii grawitacyjnej w inną jej postać (elektromagnetyczną, termicznego ruchu cząstek, zmagazynowaną chemicznie czy nawet wyzwalaną w postaci działań mechanicznych) próbuje Dubrow tłumaczyć różnego rodzaju zjawiska: od mitozy (procesu podziału komórek) aż po postrzeganie pozazmysłowe i telekinezę57. Problem promieniowania grawitacyjnego, a zwłaszcza detekcji fal grawitacyjnych należy niestety nadal do spornych zagadnień fizyki. Nie brak wprawdzie doniesień o eksperymentach zdających się potwierdzać odbiór takich fal emitowanych ze źródeł makrokosmicznych, jak np. pionierskie doświadczenia amerykańskiego fizyka J. Webera, jednak utrzymuje się dość powszechnie pogląd, że aby zaobserwować wpływ promieniowania grawitacyjnego, jego źródłem muszą być ogromne skupiska masy i dostatecznie "wyraźne" ich zmiany. W przypadku promieniowania biograwitacyjnego, choć teoretycznie emisja jego jest możliwa, byłoby to promieniowanie tak słabe, że energia jego nie wystarczyłaby do uniesienia bańki mydlanej, a cóż dopiero mówić o "prawdziwej" telekinezie. Zresztą zakłócenia powodowane różnymi czynnikami, a zwłaszcza wpływem grawitacyjnym Ziemi, Słońca i Księżyca, byłyby tu chyba niepomiernie większe od szumów, z których usiłujemy wyławiać sygnały "radia biologicznego". Trzeba wprawdzie przyznać, że podobne zastrzeżenia były wysuwane w stosunku do hipotezy elektromagnetycznej, a argumentem na rzecz biograwitacji jest jakoby zdolność przenikania sygnałów telepatycznych przez wszystkie przeszkody, na razie jednak – dopóki nie znajdą się dowody empiryczne przemawiające za hipotezą biograwitacyjną, choćby tylko w tym stopniu jak za elektromagnetyczną – obowiązuje sceptycyzm. Ale czy rzeczywiście wyniki przeprowadzonych doświadczeń – bo przecież tylko one mogą stanowić sprawdzian żywotności wszelkich hipotez i teorii – pozostają w sprzeczności z elektromagnetycznym obrazem oddziaływań bioinformacyjnych? Argumenty wytaczane przeciw tej hipotezie sprowadzają się do następujących stwierdzeń: 1) wzrost odległości, ekranowanie, zwiększenie liczby "nadawców" powinny wywierać wyraźny wpływ na wyniki eksperymentów z przekazywaniem myśli na odległość – tymczasem dotychczasowe doświadczenia nie wskazują na żadne prawidłowości w tym zakresie, 2) hipoteza elektromagnetyczna nie tłumaczy zjawisk jasnowidztwa, prekognicji i telekinezy, 3) przekaz myśli wymaga relacji izomorficznej między określonymi procesami psychofizjologicznymi przebiegającymi w dwóch mózgach. Procesy kojarzeniowe mają zbyt indywidualny charakter, aby ich odbicie w sygnałach elektromagnetycznych było zrozumiałe dla innego mózgu. W rzeczy samej, pierwszy z tych argumentów jest sporny, gdyż niektórzy badacze (m.in. S. Manczarski) są zdania, że materiały statystyczne potwierdzają prawidłowość pogarszania się wyników wraz ze wzrostem odległości i zaekranowania oraz polepszania się odbioru przy wzroście liczby nadawców. Zdarzają się przypadki zdające się przeczyć tym prawidłowościom, lecz można przyjąć, iż istnieją wówczas szczególnie sprzyjające warunki przekazu, podobnie jak brak łączności może być spowodowany bardzo złymi warunkami. Z uwagi na to, że nie potrafimy określić, jakie są to warunki, wszelkie oceny nie mogą opierać się na pojedynczych seriach, lecz na uśrednionych wynikach bardzo wielu serii. Nie ma tu żadnych podstaw, aby twierdzić, iż musi istnieć jeden, uniwersalny, wspólny dla wszystkich zjawisk paranormalnych fizyczny czynnik sprawczy. Jeśli nawet zjawiska te są związane z określonymi procesami biofizycznymi i biochemicznymi o podobnym podłożu fizjologicznym, nośniki energii i informacji mogą tu być bardzo różne (np. przy przekazywaniu sugestii słownej przez hipnotyzera nośnikiem informacji są "najzwyklejsze" fale dźwiękowe). Argument trzeci byłby słuszny wówczas, gdyby rzeczywiście chodziło o wierne "odczytywanie" myśli. Tymczasem hipoteza elektromagnetycznego przekazu zakłada tylko możliwość stymulowania, i to w ograniczonym stopniu, stanów sprzyjających określonym (utrwalonym w warunkach współżycia społecznego) asocjacjom. Punktem wyjścia jest przypuszczenie, że nośnikiem bioinformacji są pola energetyczne – przede wszystkim pola elektromagnetyczne – generowane na poziomie molekularnym i submolekularnym przez żywą materię i modulowane zależnie od jej stanów biochemicznych i biofizycznych. Natężenie tego promieniowania jest co prawda bardzo niewielkie w porównaniu z promieniowaniem wielu naturalnych i sztucznych źródeł emisji, jednak wystarczające, aby mogło być odebrane, w specjalnych warunkach nawet z odległości tysięcy kilometrów przez dostatecznie czułe odbiorniki, wykorzystujące zjawisko rezonansu i sumowania sygnałów. Odbiornikami są podobne struktury zbudowane z biomaterii. Oddziaływania przebiegają na poziomie submolekularnym, przy czym nawet serie pojedynczych fotonów mogą inicjować lawinowo rozwijające się procesy wyzwalania energii, na podobieństwo efektów laserowych. Energia ta jest czynnikiem wzmagającym reakcje katalityczne, a wiec wpływającym na przebieg procesów biochemicznych i biofizycznych w komórkach układu nerwowego i hormonalnego. Do wywołania takich efektów nie wystarczy jednak pojawienie się promieniowania określonej częstotliwości. Gdyby tak było, organizm reagowałby niepotrzebnie na różnego rodzaju przypadkowe źródła fal elektromagnetycznych, często emitujących szerokie widmo promieniowania. Tylko odpowiednio zmodulowane fale są w stanie wyzwalać energię zmagazynowaną w molekularnych strukturach "generatorów" wewnątrzkomórkowych, reagujących wybiórczo na określone serie impulsów. Źródłem zaś takiego zmodulowanego promieniowania są już nie przypadkowe zjawiska fizyczne, lecz określone procesy biochemiczne i biofizyczne przebiegające w żywych komórkach. Tylko wówczas, gdy modulacja fal generowanych sztucznie odpowiada modulacji, na jaką reagują określone komórki systemu nerwowego w procesie odbioru naturalnych sygnałów, może wystąpić takie zjawisko, jak wywołanie wrażeń dźwiękowych działaniem zmodulowanego promieniowania elektromagnetycznego na mózg (doświadczenia A. Freya) czy nawet – w pewnych szczególnych warunkach – zdolność słyszenia audycji radiowych bez odbiornika (nie wyjaśnione przypadki opisywane w literaturze parapsychologicznej i medycznej). Oczywiście oddziaływania te – w przypadku międzyosobniczego przekazu informacji – są bardzo ograniczone i do tego tłumione zasadniczymi procesami życiowymi zachodzącymi wewnątrz organizmu. Odbiór sygnałów utrudniają nie tyle przeszkody pochłaniające promieniowanie i Oddalenie "nadajnika", ile ograniczone możliwości dostrojenia "odbiornika". Decyduje tu stopień podobieństwa struktur owych "nadajników" i "odbiorników". Stąd większy zakres i mniejsza trudność przekazywania bioinformacji między osobnikami tego samego gatunku, zwłaszcza spokrewnionymi, niż między przedstawicielami różnych gatunków. Stąd również łatwiejszy przekaz bioinformacji "pierwotnej" (dotyczącej sfery popędów i emocji), generowanej przez struktury filogenetycznie stare, nie ulegające większym indywidualnym zmianom w procesie "życiowej edukacji". Jeśli rzeczywiście rośliny reagują na stany lękowe człowieka, to nie oznacza to, że odczuwają niepokój (do tego niezbędna jest świadomość), lecz znaczy to, że system sygnalizacji o zagrożeniu, którego działanie u ludzi przejawia się w odczuciu strachu, wywodzi się z bardzo wczesnych okresów rozwoju życia na Ziemi. Także "sygnał zagłady", spotęgowany przedśmiertnym zrywem organizmu, może mieć podobnie pierwotny charakter. Jeszcze bardziej skomplikowany przebieg miałby w świetle tej hipotezy proces telepatycznego przekazywania spostrzeżeń i wyobrażeń. Więź genetyczna powinna tu sprzyjać przekazowi, ale warunkiem koniecznym jest podobieństwo łańcuchów kojarzeniowych w mózgach "nadawców" i "odbiorców", raczej więc wchodziłoby tu w grę "pokrewieństwo" duchowe niż fizyczne. Takie "pokrewieństwo" osiąga się zazwyczaj drogą kontaktów osobistych i wzajemnego wpływu na stereotypy sposobu myślenia. Seria sygnałów wypromieniowana przez nadawcę dotyczy wprawdzie tylko naturalnego stanu pobudzenia określonych struktur korowych i podkorowych, rzecz w tym jednak, iż określone zespoły w specyficzny sposób pobudzanych struktur mogą być właśnie reprezentacją owych spostrzeżeń czy wyobrażeń. Ale pobudzenia takie mogą tylko w ograniczony i dość przypadkowy sposób inicjować określone ciągi asocjacji, najczęściej daleko odbiegające od takich ciągów mózgu nadawcy. Tym można tłumaczyć, dlaczego tak rzadko się zdarza w przekazie telepatycznym, aby wyobrażenie powstające w umyśle odbiorcy było wiernym odbiciem spostrzeżeń nadawcy. Niemal z reguły jest to przekaz zniekształcony, fragmentaryczny, pełen błędów i "przekłamań". Jeśli zaś, mimo tych zniekształceń, dochodzi czasem do odtworzenia przez odbiorcę względnie prawidłowego obrazu spostrzeżenia czy wyobrażenia powstającego w mózgu nadawcy, wynika to z samokorygujących właściwości procesów kojarzeniowych. Można przypuszczać, że o stopniu prawidłowego odgadnięcia przekazywanej informacji decyduje bowiem nie tyle wierne odtworzenie pojedynczego łańcucha kojarzeniowego, ile zbieżność (podobieństwo) niektórych elementów zawartych w wielu łańcuchach. W procesie myślenia powstają przecież różne ciągi skojarzeń i jeśli rzeczywiście są one inicjowane oddziaływaniem bioinformacyjnym innego człowieka, będą w nich częściej pojawiać się pobudzenia struktur reprezentujących wyobrażenia podobne jak u nadawcy. A jeśli tak – rośnie wówczas prawdopodobieństwo zwrócenia na te powtarzające się elementy większej uwagi i scalenia ich w jeden obraz. Czynnikiem nie sprzyjającym tym procesom może być zbytnie skupienie uwagi (koncentracja pobudzeń) na określonym łańcuchu kojarzeniowym i eliminacja (poprzez hamowanie) innych "ubocznych" łańcuchów. Utrudnia to konfrontację wyobrażeń i zmniejsza prawdopodobieństwo ich scalania w jeden właściwy obraz. Tym można by tłumaczyć fakt, że najkorzystniejszy dla postrzegania pozazmysłowego jest stan alfa, a więc swobodny bieg myśli bez koncentracji uwagi na czymkolwiek. Najczęściej jednak do pełnego scalenia nie dochodzi. Wyobrażenie u odbiorcy daleko odbiega od wiernego odbicia wyobrażenia (czy spostrzeżenia) nadawcy i ogranicza się do podobieństwa pewnych bardzo ogólnych cech, nierzadko formalnych, np. geometrycznych w przypadku wyobrażeń wzrokowych lub brzmieniowych – w wyobrażeniach słuchowych. Zgodnie z tą hipotezą można podejrzewać, że przekazy telepatyczne "odbierane" są nieustannie, lecz nie zdajemy sobie z tego sprawy, gdyż nie potrafimy odróżnić wyobrażeń "nadanych" od powstających w wyniku "zwykłych" procesów kojarzeniowych – najczęściej inicjowanych na drodze doznań zmysłowych – a co gorsza, wyobrażenia te występują w postaci bardzo zniekształconej. Czy hipoteza ta może wytłumaczyć dużą zawodność eksperymentów z kartami standardowymi? Z pozoru w doświadczeniach tych osiąganie wyższej liczby trafień powinno być ułatwione. Dokonujemy przecież wyboru spośród bardzo ograniczonego zbioru znanych nam znaków, a nie spośród zda się nieskończonego zbioru przedmiotów. Ale owo ograniczenie oznacza jednocześnie zwężenie pola "swobodnych" skojarzeń i skupianie uwagi na określonych, wybranych łańcuchach, a tym samym ograniczenie samokorygującego działania innych, "ubocznych" łańcuchów. Ponadto w procesie kojarzenia czynnikiem wzmacniającym połączenia określonych ogniw łańcucha są emocje związane z danym wyobrażeniem, a te w przypadku abstrakcyjnych znaków nie dochodzą z pewnością do głosu. Wynikałoby też stąd, iż zwiększona liczba nadawców – może zwiększyć efektywność przekazu tylko wówczas, gdy Są oni "zestrojeni" zarówno ze sobą, jak i odbiorcą. Oczywiście, są to wszystko rozważania czysto teoretyczne. Dopiero eksperymentalne zbadanie mechanizmów oddziaływania zmodulowanego promieniowania elektromagnetycznego na submolekularne procesy w żywej komórce może stworzyć podstawy do werdyktu, w jakim stopniu ten obraz jest prawdziwy. Wstecz / Spis Treści / Dalej 3. Hipoteza bioplazmy W latach pięćdziesiątych węgierski biofizyk, laureat nagrody Nobla, prof. Albert Szent-Gyorgyi, wystąpił z koncepcją związku między procesami fizjologicznymi a elektronowymi zjawiskami w molekułach, komórkach, tkankach i całym organizmie. Wysunął też przypuszczenie, iż związki organiczne mają właściwości półprzewodników, co znalazło wkrótce potwierdzenie w odkryciu takich właściwości wielu biosubstancji, in. in. kwasów nukleinowych DNA i RNA. W latach sześćdziesiątych w Związku Radzieckim, Stanach Zjednoczonych i innych krajach niektórzy biologowie i biofizycy podjęli próby sformułowania ogólnej polowej teorii życia. Rozważania nad procesami bioenergetycznymi i bioinformacyjnymi doprowadziły – poprzez badania nad półprzewodnikowymi cechami białek i tkanek oraz ich emisją fotonową – do wysunięcia hipotezy plazmy fizycznej 88 i efektów laserowych w układach biologicznych. M.in. z teorią dotyczącą roli plazmy w działaniu sieci energetycznej organizmu żywego" wystąpił w roku 1965, w związku z badaniami dotyczącymi efektu Kirlianów, zespół naukowców Uniwersytetu im. Kirowa w Ałma Ata, kierowany przez doc. W. Injuszyna. W Polsce elektromagnetyczną teorię życia opublikował w latach 1967–71 prof. dr Włodzimierz Sedlak59 – kierownik katedry biologii teoretycznej KUL. Szuka on wyjaśnienia procesów sterowania przebiegających na poziomach: komórkowym, cząsteczkowym i kwantowym w zjawiskach opisywanych przez magnetohydrodynamikę – dział fizyki, którego przedmiotem badań jest wzajemne oddziaływanie przewodzących cieczy lub gazów z polem elektromagnetycznym. Na zasadzie analogii z magnetohydrodynamiką półprzewodników – nową dziedziną fizyki ciała stałego – postuluje on rozwój magrtetohydrodynamiki biologicznej, badającej pod tym kątem plazmowe właściwości półprzewodników białkowych60. Trudno jednak ocenić – zważywszy jeszcze (bardzo skromny zakres badań empirycznych – jak daleko te analogie rzeczywiście sięgają. Wyłania się tu oczywiście pytanie, gdzie w żywej komórce mogą mieścić się transformatory energii i informacji płynących z zewnątrz – spoza organizmu lub innych jego komórek? Szczególne zainteresowanie zwolenników hipotezy oddziaływań bioplazmatycznych budzą mitochondria – ziarniste, pałeczkowate lub nitkowate struktury zwane też organellami. W nich bowiem ogniskują się zasadnicze procesy oddechowe i energetyczne komórki Prof. Manczarski w przedstawionej w 1968 teoria bioplazmy61 stawia tezę, że tu właśnie – w mitochondriach – elektrony nie zlokalizowane, zachowujące się jak "zimna" plazma w półprzewodnikach, podlegające oddziaływaniu pól elektromagnetycznych mogą wpływać na procesy przetwarzania energii i informacji. Zdaniem Manczarskiego zmianę dryfu elektronów w "zimnej" plazmie mitochondriów mogą powodować nawet bardzo słabe pola elektromagnetyczne, co – w przypadku doświadczalnego potwierdzenia tej teorii – stawia w nowym świetle także niektóre zjawiska >tzw. postrzegania pozazmysłowego. Oczywiście kwestii spornych jest tu wiele. M.in. dotyczą one struktur wewnątrzkomórkowych mających pełnić funkcje kwantowych wzmacniaczy i generatorów promieniowania elektromagnetycznego. Przypomnijmy tu, że działanie kwantowych wzmacniaczy promieniowania, takich jak lasery czy masery, polega na tym, że fale elektromagnetyczne przechodząc przez substancję o pewnych termodynamicznych właściwościach (tzw. substancję czynną) wywołują w niej znacznie więcej aktów emisji wymuszonej niż absorpcji, a tym samym zwiększają swą energię kosztem energii wzbudzonych atomów. Zachowuje ona przy tym pierwotną częstotliwość, kierunek ł polaryzację, tak iż jest spójna z falą padającą. Z kolei, jeśli w takiej substancji stworzone zostaną warunki sprzyjające powstawaniu drgań samowzbudnych, wzmacniacz może stać się generatorem promieniowania spójnego tej samej częstotliwości. W tym celu substancję czynną zamyka się odpowiednio oddalonymi od siebie ściankami, od .których odbijają się fale, powodując kolejne akty emisji wymuszonej. W tak stworzonym rezonatorze, w wyniku dodatniego sprzężenia zwrotnego, powstają fale stojące. Gdy napompowanie energią osiągnie poziom krytyczny, następuje emisja promieniowania na zewnątrz, poprzez częściowo przepuszczalną ściankę rezonatora. Otóż W. Sedlak wyraża przypuszczenie62, że rolę tego rodzaju biologicznych wzmacniaczy i generatorów promieniowania pełnią, być może, mitochondria. Między wewnętrznymi grzebieniami ich ścianek następowałby proces wzmocnienia bardzo słabego promieniowania elektromagnetycznego i tworzyłyby się fale stojące o dużym natężeniu. Przypuszczenia te nie znalazły jednak jeszcze potwierdzenia. Czy falowe teorie życia nie otwierają perspektyw wyjaśnienia również takich fenomenów parapsychologicznych, jak – dostrzegana ponoć przez niektóre media i jasnowidzów – tzw. "aura"? A może okaże się, że "ektoplazma" to po prostu bioplazma, wydobywająca się z ciała medium? Jeśli się potwierdzi, że bioplazma istnieje rzeczywiście i spełnia tak doniosłe funkcje w mechanizmie życia, jak transformowanie energii i informacji, nie znaczy to jeszcze, że byłaby zdolna do samodzielnego istnienia i działania poza żywą komórką. Przejawów "wydzielania się" bioplazmy niekiedy doszukiwano się też w barwnych "aurach" otaczających liście i palce ludzkie na zdjęciach kirlianowskich. W. Adamienko wykazał, że jest to tylko wymuszona polem wysokiej częstotliwości emisja elektronów. Nie jest to więc plazma (tzn. "mieszanka" ładunków ujemnych i dodatnich powiązanych połowo ze sobą) lecz strumienie cząstek o jednym, ujemnym znaku. Radziecki fizyk nie wyklucza jednak możliwości istnienia bioelektrycznego pola wywierającego wpływ na tę emisję "zimnych" elektronów. Generatorem zaś takiego pola może być – jego zdaniem – bioplazma, jak to zakładają hipotezy Manczarskiego, Sedlaka czy Injuszyna. Niektórzy badacze efektu Kirlianów (m.in. Adamienko) zaobserwowali zagadkowe zjawisko: jeśli dokonać zdjęcia po odcięciu niedużej części liścia, świetlista korona obejmuje również miejsce gdzie już nie ma żywej tkanki. Ale czy wolno dopatrywać się w tym dowodu istnienia "ciała eterycznego"? Może raczej po prostu w miejscu odcięcia następuje wzmożone parowanie i świetlista korona się rozszerza? Jej kształt w tym obrazie niekoniecznie musi być dziełem przypadku – przecięta struktura komórkowa liścia, zależnie od biegu cięcia, może w różny sposób reagować na pole wielkiej częstotliwości. Twierdzenie, że i w tym przypadku daje o sobie znać bioplazma, jako generator i "organizator" pola, byłoby wielce ryzykowne. Nie mówiąc już o tym, że – jak dotąd – brak jeszcze dowodów empirycznych jej istnienia. Wstecz / Spis Treści / Dalej 4. Zegary życia Chronos – bóg czasu – jest panem życia. I nie chodzi tylko o to, że każde życie ma swój początek i koniec, że nawet "nieśmiertelność" ameby jest iluzją, jeśli za kryterium tożsamości osobniczej przyjąć trwałość struktury biomaterialnej organizmu (również jednokomórkowego). Rzecz w tym, iż zjawisko życia jest procesem samoorganizacjł i samoregulacji niezwykle złożonych układów, których elementy nie tylko oddziałują na siebie, ale działają w sposób zsynchronizowany. Wyrażając się nieco metaforycznie – wszystko w organizmie dzieje się "z zegarkiem w ręku" i to przy pilnym baczeniu czy chodzi on zgodnie z "zegarem na wieży". Prawdę mówiąc, ludzkość od swego zarania zdawała sobie sprawę z istnienia takich czasomierzy wewnętrznych i zewnętrznych, a w ich synchronizacji dopatrywała się długo przejawów działania sił nadprzyrodzonych. Dobowy cykl zmian naturalnego oświetlenia stronnych, asystujących przy doświadczeniach. Wynika stąd praktyczna wskazówka, że dla uniknięcia niepożądanych sprzężeń telepatycznych między odbiorcami, w wypadku gdy są nimi zwykli ludzie, muszą być oni rozmieszczeni w odległości co najmniej 4 metrów jeden od drugiego. To samo dotyczy oddalenia odbiorców od osób asystujących przy eksperymentach, a w szczególności od kierownika doświadczeń. Zwiększenie Mczby nadawców, wysyłających ten sam obraz myślowy, wywiera niewątpliwy wpływ zarówno na zasięg telepatii, jak też i na liczbę odczytów trafnych. Zdaje się, że główną rolę odgrywa tu nie tyle zwiększenie mocy nadawczej, ile uczulenie odbiorcy przez wzmożone możliwości kojarzeniowe typu "pars pro toto". Dokładne jednak ilościowe ujęcie tego zagadnienia natrafia na poważne trudności, przede wszystkim ze względu na to, że nie podobna dobrać dwóch nadawców, w stosunku do których dany odbiorca będzie wykazywać równocześnie tę samą zdolność telepatyczną. Dalszą komplikację stanowi obserwowane u wielu osób zjawisko najlepszego dystansu, które występuje zresztą wyraźniej tylko przy pojedynczym nadawcy. Mamy tu do czynienia z czymś w rodzaju krótkowidzów i dalekowidzów telepatycznych. Są np. osoby, u których transmisja telepatyczna wypada nieco gorzej z odległości 0,5 metra niż z odległości 3 metrów. Zachodzi tu coś w rodzaju przesterowania aparatu odbiorczego. Na zjawisko najlepszego dystansu już przedtem zwrócono uwagę. Wspominają o tym w swych pracach m. in. Ochorowicz i Rhine. Należy podkreślić, że przy stosowaniu kilku nadawców zjawisko to zaciera się, co tym bardziej utrudnia porównanie rezultatów przy jednym i kilku nadawcach. Niezależnie od wyżej wymienionych komplikacji, doświadczenia kolektywne są niezawodnym sposobem na zwiększenie skuteczności transmisji telepatycznych. Można przypuszczać, że na tym polega w znacznym stopniu sens najrozmaitszych zebrań o charakterze kontemplacyjnym, do których należą ni. in. różne obchody religijne i nabożeństwa. 6. Jak przeprowadzać doświadczenia Na podstawie przeprowadzonych przez autora kilkudziesięciu tysięcy prób prostych i przedstawionych już częściowo spostrzeżeń, można sformułować następujące praktyczne wskazówki, jak trzeba przeprowadzać doświadczenia telepatyczne, aby wynik ich był możliwie pewny, wyraźny i jednoznaczny, a przy tym jak najszybciej osiągany: 1. Należy unikać wykonywania doświadczeń telepatycznych podczas burzy lub przy bardzo silnym występowaniu zakłóceń atmosferycznych, względnie innych o charakterze widmowym. 2. Nie powinno się używać do eksperymentów odbiorców lub nadawców będących w stanie silnego zmęczenia lub zdenerwowania. 3. Przed przystąpieniem do doświadczeń należy upewnić się, czy odbiorca nie zajmował się na kilka godzin przedtem dłuższym kreśleniem lub rysowaniem; chodzi tu o uniknięcie ewentualnych obrazów wspomnieniowych. 4. Odległość między odbiorcą a pojedynczym nadawcą nie powinna przekraczać w eksperymentach ze zwykłymi ludźmi ok. 4 m, przy stosowaniu większych odległości otrzymuje się przeważnie bądź wynik negatywny, bądź też zjawisko odczytów opóźnionych z zahamowaniem w odniesieniu do odczytów bezpośrednich. 5. Wszystkie osoby nie biorące same udziału w eksperymentach, tzn. osoby asystujące i kierownik doświadczeń, winny być oddalone od odbiorcy więcej niż 4 m, powyższy przepis ma na celu uniknięcie niepożądanych sprzężeń telepatycznych. 6. Przy odbiorze kolektywnym poszczególni odbiorcy winni być rozmieszczeni w odległości większej niż 4 metry jeden od drugiego, również ze względu na uniknięcie niepożądanych sprzężeń telepatycznych. 7. Każdy odbiorca winien być ulokowany w taki sposób, aby nie mógł obserwować wzrokiem czynności nadawcy względnie nadawców, ani też czynności innych odbiorców. 8. W doświadczeniach, przeprowadzanych metodą statystyczną, muszą być ściśle przestrzegane warunki próby prostej, tylko bowiem w tym wypadku mogą być stosowane kryteria rachunku prawdopodobieństwa. 9. Należy zwrócić szczególną uwagę na staranne tasowanie kart przed każdą próbą prostą; nadawca musi wylosować kartę, a nie wybierać ją sobie, w przeciwnym razie może wystąpić zjawisko odczytów wyprzedzających. 10. W czasie przerw między próbami prostymi odbiorca nie powinien patrzeć na przedmioty świecące lub jaskrawo oświetlone, a to w celu uniknięcia obrazów mylnych, najlepiej jeżeli odbiorca ma przed oczami szare, słabo oświetlone tło. 11. Nie należy przynaglać odbiorcy do szybszych odczytów, gdyż może to spowodować wystąpienie odczytów opóźnionych z hamowaniem w odniesieniu do odczytów bezpośrednich. 12. Liczba wykonanych jedna po drugiej prób prostych nie powinna przekraczać na ogół kilkunastu, w przeciwnym bowiem razie musimy liczyć się z wystąpieniem u odbiorcy lub u nadawcy objawów zmęcrenia. Wyraża się ono, podobnie jak przy forsowaniu dystansu, pojawieniem się odczytów opóźnionych i zahamowań w odniesieniu do odczytów bezpośrednich. 13. W celu skrócenia czasu doświadczeń telepatycznych wskazane jest: a) użycie dwóch lub więcej obsad nadawców i odbiorców, pracujących równocześnie, ale niezależnie od siebie w odpowiednim oddaleniu, względnie pracujących na zmianę, b) zastosowanie doświadczeń kolektywnych, c) wprowadzenie w grę obrazów co pewien czas niespodziewanych, d) użycie odbiorcy w stanie półsennym, np. podczas zasypiania lub zaraz po przebudzeniu. 14. W związku z obrazami niespodziewanymi należy pouczyć odbiorcę, ażeby notował możliwie dokładnie wszystko co widzi podczas odbioru w swej wyobraźni, nie trzeba go jednak informować, jaki jest prawdziwy powód tego wymagania. 15. Dla uniknięcia niepożądanego wpływu sugestii względnie autosugestii na wynik eksperymentów należy przestrzegać: a) żeby podczas przeprowadzania danej serii prób prostych odbiorca i nadawca nie udzielali żadnych wypowiedzi o ich przebiegu, b) żeby odbiorca i nadawca nie byli z góry informowani przez kierownika doświadczeń, jaki jest przewidywany rezultat danej serii prób. 16. Kierownik doświadczeń winien starannie kontrolować po każdej serii prób prostych zarówno odczyty opóźnione, jak i odczyty wyprzedzające. Jak widać, doświadczenia telepatyczne, mimo swej pozornej prostoty, wymagają umiejętnego • podejścia psychologicznego. Nie powinny być one wykonywane w sposób mechaniczny, bez uwzględniania całego szeregu okoliczności dodatkowych oraz związanych z nimi środków ostrożności. Nie ma w tym nic dziwnego, jeżeli uprzytomnić sobie, z jak delikatnym instrumentem mamy do czynienia. 7. Przebieg i wyniki eksperymentów Doświadczenia telepatyczne, których technika została opisana w poprzednich rozdziałach, dają tylko prostą odpowiedź: jest w danych warunkach telepatia lub jej nie ma. Przy zastosowaniu metody statystycznej odpowiedź ta jest oczywiście obarczona mniejszym lub większym prawdopodobieństwem pomyłki. To proste, choć nie w 100 proc. pewne stwierdzenie "tak" czy "nie" pozwala jednak na dowiedzenie się znacznie większej liczby szczegółów, jeżeli będziemy eksperymentować z określonym planem i zestawiać wyniki w pewną zharmonizowaną całość. Wytyczne dla doświadczeń powinna dać jasno sformułowana hipoteza robocza. Im lepiej jest ona ugruntowana i rozpracowana pod wzglądem teoretycznym, tym więcej będzie różnorodnych pytań, jakie potrafimy postawić przy eksperymentach, tym ciekawsze i bogatsze będą też wyniki. W odniesieniu do zjawisk telepatii postawiona przez autora hipoteza robocza sprowadzała się do założenia, że istota tych zjawisk polega na przesyłaniu energii w postaci fal elektromagnetycznych. Teoretyczne rozpracowanie tej koncepcji doprowadziło z kolei do sformułowania całego szeregu wniosków, z których najistotniejsze są następujące: 1) źródłem emisji telepatycznych są prądy elektryczne, płynące w mózgu podczas procesów myślenia; 2) charakter emisji telepatycznych, podobnie do emisji naturalnych, jest widmowy; 3) zakres fal, wchodzący w grą po stronie odbiorczej, zawarty jest z grubym przybliżeniem w granicach od ułamka milimetra do 30.000 m; całkowite emitowane widmo fal jest jeszcze szersze; 4) energia promieniowana przez mózg jest u zwykłych ludzi tak niewielka (rzędu 2•10-10 wata), że emisje telepatyczne nie mogą być skonstatowane przy pomocy używanych obecnie odbiorników radiowych; 5) odbiór emisji telepatycznych przez mózg odbiorcy odbywa się metodą wybiórczo-statystyczną, która na ogół wymaga w porównaniu z radiotelegrafem dość długiego czasu i jest mniej dokładna, ale która umożliwia za to rejestrację sygnałów, leżących głęboko poniżej poziomu zakłóceń. Na sprawdzenie powyższej hipotezy roboczej i związanych z nią wniosków teoretycznych autor wykonał następujące grupy doświadczeń: 8. Badanie zasięgu telepatii W wyniku bardzo licznych eksperymentów okazało się, że przy przesyłaniu myślowych figur geometrycznych zasięg telepatii nie przekracza u ludzi zwykłych przeciętnie 4 m. Liczba ta odnosi się do pojedynczego nadawcy i odbiorcy. Przy doświadczeniach kolektywnych zasięg telepatii może być większy. Przy forsowaniu dystansu występuje znane już nam zjawisko odczytów opóźnionych i zahamowań w odniesieniu do odczytów bezpośrednich. 9. Doświadczenia z ekranowaniem Początkowo eksperymenty .poszły w kierunku dokładnego ekranowania całego nadawcy lub odbiorcy. Jako komora ekranująca używana była duża wanna metalowa, nakrywana z wierzchu blachami. W to( ku tych doświadczeń okazało się, że przy przesyłaniu myślowym obrazów geometrycznych wystarcza zaekranować metalem tylko samą głowę nadawcy lub odbiorcy, aby objawy telepatii całkowicie zniknęły. Odległość między nadawcą a odbiorcą musi być oczywiście mniejsza od 4 m. Wyniki doświadczeń potwierdzają hipotezę fal elektromagnetycznych, emitowanych i odbieranych przez mózg. Wszelkie zasłony niemetalowe nie wywierają żadnego dostrzegalnego wpływu na przebieg transmisji telepatycznych. 10. Doświadczenia ze zwierciadłami metalowymi Stosowanie małych zwierciadeł po stronie odbiorczej pozostaje bez wpływu na przebieg transmisji telepatycznych, natomiast duże zwierciadła metalowe zwiększają skuteczność tych transmisji; efekt jest tym wyraźniejszy, im większe są wymiary zwierciadeł. Powyższy wynik jest w zgodzie z koncepcją fal widmowych. 11. Doświadczenia z soczewkami Fresnela Stosowane były duże soczewki Fresnela zbudowane z koncentrycznych pierścieni metalowych. Soczewki takie skupiają w równoległą wiązkę promienie, odpowiadające pewnej określonej długości fali. Dla fali tej głowa nadawcy, względnie odbiorcy, musi znajdować się w ognisku soczewki. Działanie soczewek tego typu jest zatem selektywne. Łączne doświadczenia wykazały, że soczewki Freanela nie dają żadnych dostrzegalnych zmian w przebiegu transmisji telepatycznych. I ten wynik harmonizuje z koncepcją fal widmowych. 12. Doświadczenia z induktorem Ruhmkorffa Pracujący induktor Ruhmkorffa, umieszczony w pobliżu odbiorcy, zakłóca względnie uniemożliwia transmisje telepatyczne. Jest to całkowicie zgodne z przyjętą hipotezą roboczą, jeżeli wziąć pod uwagę, że omawiany przyrząd wytwarza dość silne emisje widmowe. Zachodzi tu poza tym jeszcze jeden ciekawy szczegół: po kilku godzinach pracy induktora daje się przeważnie zauważyć u odbiorcy pewne przyzwyczajenie do działania przyrządu i transmisje telepatyczne zaczynają znów wykazywać wyniki pozytywne. Powyższy fakt znajduje doskonałe wyjaśnienie w opisanym przez autora mechanizmie odbioru telepatycznego, uwzględniając, że w zakłóceniach od cewki Ruhmkorffa występują rytmicznie powtarzające się przerwy. 13. Transmisje telepatyczne po przewodach W celu zrealizowania tego rodzaju transmisji głową nadawcy łączy się z głową odbiorcy zamkniętą pętlą z drutu izolowanego. Pętla ta tworzy między nadawcą a odbiorcą rodzaj dwuprzewodowej linii przesyłowej (fider), analogicznej do tych, które stosuje się w radiotechnice do zasilania anten. Aby eksperymenty wypadły czysto, tzn. dla wyeliminowania ewentualnego udziału telepatii bezpośredniej, niezbędne jest odpowiednio duże oddalenie nadawcy od odbiorcy (znacznie większe od 4 m) względnie zaekranowanie metalem bądź nadawcy, bądź odbiorcy. By zwiększyć skuteczność transmisji telepatycznej, która przy doświadczeniach z fiderem jest na ogół mniejsza niż przy telepatii bezpośredniej, dobrze jest zastosować równocześnie dwóch nadawców, których głowy otoczone są wspólną pętlą sprzęgniętą przewodowe z pętlą fidera na głowie odbiorcy. Pozytywne wyniki, jakie uzyskano w tych doświadczeniach dowodzą, że rzeczywiście źródłem emisji telepatycznych są prądy elektryczne, płynące w mózgu podczas procesów myślenia. Wprowadzenie fidera do doświadczeń telepatycznych pozwala ponadto na stosunkowo łatwe załączenie filtru dolnoprzepustowego, górnoprzepustowego lub w ogóle jakiegokolwiek filtru widmowego. Filtry takie są zbudowane zasadniczo z dławików i kondensatorów, prowadnice falowe mogą być użyte jedynie przy falach centymetrowych. Stosując filtry o różnych częstotliwościach granicznych możemy w ten sposób eksperymentalnie przebadać cały obszar częstotliwości, jaki wchodzi w grę przy odbiorze telepatycznym. Tego rodzaju doświadczenia dały następujące wyniki: 1) obcięcie częstotliwości poniżej 20 kHz (powyżej 15.000 m) oraz powyżej 30 MHz (poniżej 10 m) nie powoduje dostrzegalnych różnic w przebiegu transmisji telepatycznych; 2) obcięcie lub wycięcie pewnego widma w pozostałym obszarze, ten. w zakresie fal 10–15.000 m, zmniejsza skuteczność transmisji telepatycznych, przy czym efekt ten występuje wybitniej na falach krótkich niż na długich, ogólnie zaś biorąc jest tym silniejszy, im większa jest szerokość amputowanego widma. Otrzymane wyniki są w zgodzie nie tylko z zasadniczą koncepcją fal widmowych, ale także z jej interpretacją matematyczną. 14. Wnioski ogólne Reasumując całość przedstawionych wyżej doświadczeń, należy stwierdzić, że zarówno co do ogólnego kierunku, jak i co do szeregu szczegółów, doświadczenia te potwierdzają słuszność przyjętej przez autora hipotezy roboczej. Na podkreślenie zasługuje tu jeszcze znaczna różnorodność wykonanych eksperymentów oraz to, że potwierdzenie założeń teoretycznych ma charakter nie tylko jakościowy, lecz i ilościowy. Główne zarzuty stawiane koncepcji fal elektromagnetycznych w zjawiskach paranormalnych sprowadzają się do następujących punktów: a) jak wynika z doświadczeń, woda morska i ekrany metalowe, zwłaszcza siatkowe, w wielu przypadkach nie niweczą kompletnie, a raczej tylko osłabiają transmisje telepatyczne i odczytywanie obiektów zakrytych, b) według niektórych badaczy, transmisje paranormalne, a szczególnie telepatyczne, nie podlegają ogólnym prawom przesyłania energii falowej, której gęstość na jednostką powierzchni powinna maleć w przybliżeniu odwrotnie proporcjonalnie do kwadratu odległości, gdy tymczasem, jak niektórzy twierdzą, odległość ta nie odgrywa prawie żadnej roli. Aby wyjaśnić istotę powyższych zastrzeżeń, autor poddał szczegółowej analizie przede wszystkim zjawisko zmienności odczytów trafnych. Przyczyna tej zmienności jest konsekwencją zasady statystycznej pracy systemu nerwowego. Ze zjawiskiem fluktuacji należy poważnie liczyć się przy porównywaniu z sobą kilku serii doświadczeń. Należy przypuszczać, że nieuwzględnienie tego zjawiska przez większość badaczy zagranicznych, np. przy porównywaniu wyników średnich na małych odległościach z wynikami wyselekcjonowanymi na dużych odległościach, było przyczyną sformułowania niesłusznego twierdzenia, iż w zjawiskach telepatycznych odległość nie odgrywa żadnej roli. Pragnąc wyjaśnić to nieporozumienie, autor przeprowadził porównanie rezultatów eksperymentalnych transmisji paranormalnych (telepatycznych i z kartami zakrytymi) dla kilku najbardziej znanych w literaturze przypadków, z uwzględnieniem efektu fluktuacji przez odpowiednie sprowadzenie wyników końcowych do tych samych warunków wyjściowych. W związku z powyższym autor opracował metodę, służącą do obliczenia tłumienia, jakiemu podlega transmisja paranormalna w różnych odległościach lub też na skutek stosowania ekranów metalowych 8. Jak się okazuje, zarówno dla transmisji telepatycznych, jak i dla transmisji z kartami zakrytymi uzyskane na podstawie powyższych obliczeń tłumienie zgadza się pod względem wielkości z tłumieniem występującym przy transmisjach fal radiowych jonosferycznych na odpowiednich trasach. Duży nacisk położony został na próby z ekranowaniem głowy, lecz w tych przypadkach otrzymuje się przy dłuższych eksperymentach nie całkowitą likwidację efektów telepatii, ale jedynie większe jej osłabienie. Stwierdzenie, że przy próbach z klatkami ekranującymi wchodzi w grę przenikanie do nich głównie fal infradługich (10 kHz, co odpowiada fali 30 km) stwarza interesujące możliwości w zakresie uzyskiwania łączności telepatycznej z osobami znajdującymi się pod wodą. W łodziach podwodnych elementem wprowadzającym fale do wnętrza łodzi może być antena umieszczona na korpusie łodzi. Wydaje się, że nie wszystkie osoby w jednakowym stopniu odznaczają się zdolnością promieniowania lub odbioru fal infradługich. Być może wiąże się to z tą okolicznością, że u pewnych osobników promieniuje nie tylko głowa, lecz całe ciało, którego łączna powierzchnia jest rzędu 2 m2. Tak więc przyjęcie założenia szerokowidmowości fal, występujących przy transmisji ESP, ustawia od razu w przekonujący sposób koncepcję fal elektromagnetycznych pod względem ilościowym. Słuszność tej koncepcji potwierdza również szereg innych doświadczeń przeprowadzonych pod kierunkiem autora. 15. Techniczne metody wzmacniania przekazu Bardzo interesująco wypadły próby przeniesienia – za pomocą pętli – pól szybkozmiennych z głowy nadawcy na głowę odbiorcy, o których już pisałem. Mgr Krzysztof Jach przeprowadził próby polepszenia transmisji telepatycznych poprzez fider, za pośrednictwem specjalnego wzmacniacza szerokopasmowego. Próby dały rezultat pozytywny, niedostatecznie jednak jaewny ze względu na zbyt małą liczbę wykonanych prób prostych. Jeżeli chodzi o odczytywanie kart zakrytych, to pod kierunkiem autora zostały wykonane udane eksperymenty elektrycznego pobudzania kart. Stosowane do tego celu urządzenie to tzw. impulsator. Do pobudzenia siatki krystalicznej kart używa się pętli, wewnątrz której zmienia się gwałtownie pole magnetyczne dzięki aperiodycznemu rozładowaniu kondensatora poprzez uzwojenie pętli. Uzyskana na tej drodze chwilowa moc maksymalnego pola magnetycznego dochodzi do 2,4 kW. Przeprowadzone z impulsatorem eksperymenty wskazują, że pobudzenie do drgań siatki krystalicznej kart może mieć podwójny charakter. Może to być pobudzenie typu masera krystalicznego na długościach fał w zakresie ok. 10–100 m oraz pobudzenie do radiacji paramagnetycznych nuklearnych w zakresie fal infradługich ok. 10–200 km. Schemat Impulsatora. Wydaje się, że pobudzenie do drgań kart za pomocą impułsatora jest analogiczne do doświadczeń Persela i Pawnda z fluorkiem litu w ich doświadczeniach w dziedzinie radiospektroskopii. Jest również rzeczą prawdopodobną, że działanie impulsatora stanowi analogiczny efekt do pobudzania przedmiotów promieniowaniem widzialnym obserwowanego w eksperymentach z Różą Kuleszową i Bogną Stefańską, o których pisze w tej książce Krzysztof Boruń. Na zakończenie należy zauważyć, że wykorzystując zasadę statystycznej pracy systemu nerwowego, autorowi udało się częściowo obejść efekt zaniku zdolności ESP przez stosowanie zmieniających się odbiorców, co w znacznym stopniu poprawiło efektywność przeprowadzanych eksperymentów. Myślą, że badania tu przedstawione pozwoliły uwypuklić jeden podstawowy fakt: procesy, zachodzące przy przekazywaniu informacji na drodze paranormalnej, są procesami energetycznymi, mimo iż wartość przesyłanej energii jest znikomo mała. Wydaje się, iż z jednej strony duża zmienność tych zjawisk, powodująca komplikacje w eksperymentowaniu, a z drugiej strony trudności w ich matematycznej interpretacji sprawiły, że wśród części psychologów rozpowszechnił się pogląd, iż są to zjawiska nie podporządkowane prawom energetycznym i nie podlegają one rejestracji przez nasze zmysły. Pogląd ten znalazł nawet wyraz w samej nazwie ESP – extra sensory perception. Podsumowując całokształt przedstawionych w tej pracy materiałów można sformułować wniosek, iż na terenie nauki coraz bardziej dojrzewa pogląd, że wszelkie, jtzw. fenomeny paranormalne stanowią zwykłe zjawiska fizykalne, polegające na przenoszeniu energii. Energia ta jest wprawdzie niezmiernie mała, ale poddająca się obliczeniom i pomiarom. Wstecz / Spis Treści Przypisy K. Boruń: Drogi, ścieżki i bezdroża I. Duchy, media i uczeni 1. Dzieje przyjaźni Gustawa Olizara z dekabrystami opisuje M. Brandys w: Koniec świata szwoleżerów, t. II – Niespokojne lata. Iskry, Warszawa 1972, s. 82–126. 2. St. Wasylewski: Pod urokiem zaświatów. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1958, s. 14–17. 3. C. E. M. Hansel: Spostrzeganie pozazmysłowe. PWN, Warszawa 1969, s. 311–312. 4. L. Szczepański: Mediumizm współczesny i wielkie media polskie, Natura i Kultura 1937, s. 51–53. 5. W. Konarzewska: Co to jest psychotronika? (Wywiad z dr. Z. Rejdakiem). "Literatura" nr l, 1975. 6. Ch. Richet: La grande esperance. Paryż 1933. 7. J. Ochorowicz: Le question de fraude. "Annales des Sciences psychiques". Decembre 1895. 8. Opisy eksperymentów J. Ochorowicza ze St. Tomczykówną opublikowane były w "Annales des sciences psychiques" w rocznikach 1909–1912. 9. Sprawozdania z doświadczeń z Ewą C. zawarte zostały m. in. w: A. von Schrenck-Notzing: Materialisations-phaenomene. Monachium 1919 i J. Bisson: Les phśnomćnes dits de materialisation. Paryż 1921. 10. Sprawozdanie z tych doświadczeń zawarł N. Okołowicz w: Wspomnienia z seansów z medium Frankiem Kluskim. Warszawa 1926. 11. Np. pozytywną ocenę umiejętności L. Piper daje H. J. Eysenck w: Sens i nonsens w psychologii. PWN, Warszawa 1965, natomiast C. E. M. Hansel w książce: Spostrzeganie pozazmysłowe odnosi się do nich bardzo krytycznie. 12. Patrz: C. E. M. Hansel: op. cit. 13. Pierwszą publikacją naukową dotyczącą eksperymentów z Uri Gellerem było sprawozdanie z badań testowych przeprowadzonych w Stanford Research Institute. Szerszy opis doświadczeń zamieścił londyński tygodnik "New Scientist" z 17. 10. 1974 r. 14. H. J. Eysenck: op. cit. s. 120–122. 15. Relacje ze swoich eksperymentów zawarł Stefan Ossowiecki w książce: Świat mego ducha i wizje przyszłości. Dom Książki Polskie], Warszawa 1933. 16. W latach 1974–75 tygodnik "Literatura" drukował na swych łamach fragmenty pracy Czesława Klimuszki: Moje jasnowidzenie świata. II. Potęga sugestii 17. I. Oswald: Sen. PWN, Warszawa 1968, s. 124–125. 18. F. Engels: Dialektyka przyrody. KiW, Warszawa 1953, s. 41–42. 19. H. J. Eysenck: op. cit., s. 48–49. 20. Op. cit. s. 61–66. 21. Op. cit. S. 55–61. 22. Pawłowowski odruch warunkowy, zwany obecnie odruchem klasycznym, polega na kojarzeniu bodźca bezwarunkowego (tj. powodującego bezwarunkowy, wrodzony, niejako automatyczny odruch – np. wydzielanie śliny przy podrażnieniu receptorów smakowych w jamie ustnej) z jakimś bodźcem obojętnym (np. dźwiękiem dzwonka), wyprzedzającym go o pewien czas. Po kilku takich skojarzeniach bodziec początkowo obojętny staje się bodźcem wywołującym ten właśnie odruch już bez działania bodźca bezwarunkowego. Taki odruch nosi właśnie nazwę odruchu warunkowego. Do jego utrzymania konieczne jest jednak wzmacnianie go co pewien czas działaniem bodźca bezwarunkowego. Z kolei utrwalony już w ten sposób bodziec warunkowy może być skojarzony na podobnych zasadach z innymi bodźcami początkowo obojętnymi, tworząc złożoną strukturę mechanizmu odruchów warunkowych, stanowiącą podstawę "wyższych czynności nerwowych" (w odróżnieniu od "niższych" – wrodzonych, nie wyuczonych). 23. Warunkowanie instrumentalne różni się od klasycznego tym, iż wzmacniany jest nie bodziec warunkowy lecz reakcja (najczęściej ruchowa) na ten bodziec. Czynniki wzmacniające dzieli się tu na dodatnie – stanowiące pewną formę "nagrody" w postaci odczutej przyjemności (np. zjedzenie smacznego pokarmu) i ujemne – stanowiące "karę", tzn. sprawiające przykrość (np. ból). Do wytworzenia się takiego odruchu niezbędny jest odpowiedni stan wewnętrzny organizmu, stan wzbudzenia – przejawiający się w postaci określonego zaangażowania emocjonalnego. Pojawienie się owego stanu jest także pewną formą odruchu. Taki odruch – bezwarunkowy lub warunkowy – ma charakter przygotowawczy, zaś procesy rządzące tymi przygotowawczymi czynnościami nazywane są popędami (lub napędami – wg terminologii J. Konorskiego). W tworzeniu się reakcji instrumentalnych uczestniczą więc dwa rodzaje odruchów: odruchy przygotowawcze (np. głodowe, lękowe) oraz odruchy zmierzające do zaspokojenia popędu (np. wydzielanie śliny, ucieczka) wywołane przez bodźce sygnalizujące możliwość spełnienia "żądań" tego popędu (np. widok pokarmu, sygnał zagrożenia), zwane odruchami konsumacyjnymi (od łac. consummare – spełniać, dopełniać). 24. H. W. Magoun: Czuwający mózg. PZWL, Warszawa 1961. 25. J. Konorski: Integracyjna działalność mózgu. PWN, Warszawa 1969. 26. R. Melzack: Percepcja bólu. W zbiorze: Psychoflzjologla. PWN, Warszawa 1971. 27. J. Konorski: op. cit., s. 257. 28. Szersze informacje na temat leczniczego stosowania hipnozy i autohipnozy można znaleźć m. in. w książkach: L. Chertoka: Hipnoza (PZWL, Warszawa 1969), St. Kratochvila: Psychoterapia (PWN, Warszawa 1974), L. R. Wolberga: Hipnoza (PWN, Warszawa 1975). 29. L. s. de Camp i C. C. de Camp: Duchy, gwiazdy i czary. PWN, Warszawa 1970, s. 376–380. 30. B. Sadowski: Fizjologiczne mechanizmy zachowania. PWN, Warszawa 1973, s. 408–413. 31. R. W. Sperry: wielkie spoidło mózgu. W zbiorze: Psychofizjologia. PWN, Warszawa 1971. 32. M. J. Schneider: Medytacje. "Problemy" nr 5/1975. 33. "New Scłentist" z 24. VI. 1975. 34. R. W. Sperry: op. cit., s. 144–150. 35. J. Narębski: Jak "podpatrywać" sen? "Problemy" nr 2/1974. 36. I. Oswald: op. cit., s. 80–85. 37. G. G. Luce i J. Segal: Sen, marzenia senne i czuwanie. PWN, Warszawa 1969 s. 164–168. 38. K. Wiśnlewska-Roszkowska: Rola dietetyki i higieny jako czynnika zdrowotnego. W zbiorze: Teoria i metodyka ćwiczeń relaksowo-koncentrujących. PZWL, Warszawa 1973, s. 71–79. 39. W. Romanowski: Przegląd wschodnich systemów wychowania psychofizycznego w świetle współczesnych koncepcji fizjologicznych ł biofizycznych. W cytowanym zbiorze: s. 13–14. 40. T. Pasek: Ogólno-regeneracyjne i ogólno-usprawnlające ćwiczenia relaksowo-koncentrujące wzorowane na jodze i zen. W cytowanym zbiorze: s. 220. 41. Swamł Kuvalayananda i S. L. Vinekar: Joga indyjski – system leczniczy. PZWL, Warszawa 1970. 42. "Ameryka", styczeń – luty 1975, nr 186, s. 61. 43. j. w. s. 64. III. Nośniki i transformatory bioinformacji 44. C. Backster: Dowody Istnienia pierwotnej percepcji na poziomie komórkowym w organizmach roślinnych i zwierzęcych. Materiały I Międzynarodowego Kongresu Psychotroniki. Praga, czerwiec 1973 r. 45. Informacje na ten temat opublikowane zostały w radzieckich czasopismach popularnonaukowych: "Znanije – siła" nr 3/1973 i "Technika Mołodioży" nr 10/1974. 46. L. Wasiliew: Tajemnicze zjawiska psychiki człowieka. Iskry, Warszawa 1970. s. 158–160. 47. Doświadczenia, w których "nadawcą" poleceń był znany radziecki treser Władimir Durów (1863–1934), opisuje współuczestnik tych eksperymentów, radziecki pionier badań naukowych nad telepatią, inżynier elektryk Bernard Każyński, w książce: Biologiczeskaja radioswiaż. Kijów 1963. 48. J. Szyszłna: Tajnopis swietlaszczichsia jerogllfów. "Nauka i żizń" nr 8/1974. 49. Karty tego rodzaju zaprojektowane przez K. E. Zenera i wprowadzone jako standardowe w badaniach parapsychologicznych przez dr. J. B. Rhine'a, opatrzone są symbolami: gwiazdy, fali, koła, krzyża i kwadratu. 50. A. S. Presman: Pola elektromagnetyczne a żywa przyroda. PWN, Warszawa 1971, s. 69–72. 51. J. Cholodow: Badania bezpośredniego działania pola magnetycznego na centralny układ nerwowy. Materiały I Międzynarodowego Kongresu Psychotroniki. Praga, czerwiec 1973. 52. S. Grabieć: Autophotographic Recordlng of Bioluminescence of the Fluke Fasciola hepatica (L). "Bulletin Acad. Polonaise d. Sci". ser. biol. 16, 4, 249, 1968). 53. H. Mikołajczyk: Pola elektromagnetyczne. PWN, Warszawa 1974, s. 116–128. 54. Op. cit. s. 149–151. 55. A. S. Presman: op. cit., s. 299. 56. St. Manczarski: Zastosowanie cybernetyki i radiofizyki w parapsychologii. "Przegląd Telekomunikacyjny" nr 11/1961. 57. A. Dubrow: Btogratoitacja. Materiały I Międzynarodowego Kongresu Psychotroniki. Praga czerwiec 1973. 58. Plazma fizyczna to zjonizowany gaz, quasiobojętny elektrycznie, tzn. zawierający jednakowe ilości ładunków ujemnych i dodatnich (elektronów i jonów). Jest ona dobrym przewodnikiem prądu elektrycznego, wywiera silne oddziaływanie na pola elektryczne i magnetyczne, a także podlega ich oddziaływaniu. Wzajemne zdalne oddziaływanie elektryczne cząstek plazmy powoduje, że zachowuje się ona jak ośrodek sprężysty, w którym tworzą się i przenoszą łatwo różnego rodzaju drgania i fale. Przyczynami jonizacji gazu i zmiany go w plazmę może być wysoka temperatura, zderzenia ze strumieniami szybkich cząstek i promieniowanie elektromagnetyczne. Efekty plazmowe występują nie tylko w zjonizowanych gazach, ale również w metalach i półprzewodnikach. W strukturach krystalicznych ciała stałego znajdują się cząstki naładowane – przy odpowiedniej ich gęstości, warunkującej wzajemne oddziaływanie, można je traktować jako plazmę. Półprzewodniki, w których występują jednocześnie ładunki obu znaków (ujemne elektrony i dodatnie "dziury'' po elektronach), dzięki swym plazmowym właściwościom są szczególnie podatne na oddziaływanie pół energetycznych, a także w określonych warunkach stają się ich generatorami. 59. W. Sedlak: ABC elektromagnetycznej teorii życia. "Kosmos" seria A, Biologia, Zeszyt 2/1969. 60. W Sedlak. Magnetohydrodynamika biologiczna w zarysie. "Kosmos" seria A, Biologia, Zeszyt 3/1971. 81. S. Manczarski: Plazma elektronowa w środowisku biologicznym. "Postępy fizyki" t. XX, nr 3/1969. 62. W. Sedlak: Plazma fizyczna ł laserowe efekty w ukladach biologicznych. ,,Kosmos" seria A, Biologia. Zeszyt 2/1970. 63. St. Szmigielski: Cftronobiologia. Rytmy biologiczne człowieka. PWN, Warszawa 1974, s. 38–45. 64. Op. cit. s. 82–116. 65. H. Mikołajczyk: op. cit., s. 60, 61, 139, 140. IV. Znaki zapytania 66. W. Osiatyński: Filipińska baśń. "Kultura" nr 34 i 38/1974. 67. T. Domżał: Akupunktura – mity i rzeczywistość. "Problemy" nr 1/1976. 68. Wyniki badań nad wpływem mikroelementów na żywy organizm omawia Julian Aleksandrowicz w: Wiedza stwarza nadzieją. Wiedza Powszechna, Warszawa 1975. 69. T. Podbielski: Wpływ śladowych ilości kobaltu na procesy oksydoredukcyjne u pasożytów na przykładzie motylicy wątrobowej i wlośni. Rozprawa doktorska WSR, Wrocław 1971. 70. "Forum" nr 7/1974. 71. Reporter brytyjski D. Coolican sam wypróbował ten środek, ł to z powodzeniem. Posmarował czubki palców bezbarwną cieczą, potarł łyżeczkę – i po paru sekundach łyżeczka złamała się. Coolican poprosił chemika i metalurga o przygotowanie roztworu. Składa się on z fluorowca (flour, chlor, brom lub jod), który może tworzyć wraz z metalami związki, zwane halogenkami. Przy rozpuszczaniu halogenków w wodzie destylowanej albo spirytusie powstaje silnie trujący i rozkładający metale roztwór. Jest on dobrze znany iluzjonistom. Ukrywa się go zwykle w kieszeni spodni w miniaturowym rozpylaczu. Można również zaimpregnować same spodnie i później pocierać o nie widelce i łyżki, wskutek czego gną się one i łamią w sposób niewytłumaczalny dla publiczności. "Stuttgarten Zeitung" z 26. I. 1974. 72. Filmy te nakręcone zostały przez prezesa japońskiego Towarzystwa Badań Spostrzegania Pozazmysłowego, Toshiyą Nakaokę, a także polskich filmowców – Lucynę Winnicką i Jana Laskowskiego. 73. A. Cielecki: Jak mały stateczek. "Polityka" nr 33/1974. 74. W. G. Adamienko: Niektóre zagadnienia psychoenergetyki i elektrodynamiki biologicznej. Materiały I Międzynarodowego Kongresu Psychotroniki. Praga, czerwiec 1973. 75. H. Schmidt: Psychika a wydarzenia losowe. "Problemy" nr 3/1972. 76. H. Puthoff i R. Targ: Doświadczenia z wiązką elektronów, w: Zjawiska psychiczne a współczesna fizyka. Stanford Research Institute 1973. 77. W 1974 r. trzej asystenci Instytutu Parapsychologii w Durham zaobserwowali, iż nowo mianowany dyrektor tego instytutu, W. J. Levy, manipuluje urządzeniem rejestrującym dane gromadzone w badaniach zdolności telekinetycznych u szczurów w ten sposób, aby otrzymać wyniki znaczące. Eksperyment polegał na drażnieniu ośrodków przyjemności mózgu zwierząt impulsami elektrycznymi wysyłanymi przez komputer w sposób losowy i obserwacji, czy potrafią one wpływać na jego działanie w taki sposób, aby zwiększyć częstość odbioru impulsów. Przyparty do muru przez Rhine'a dyrektor przyznał się do fałszerstwa i złożył rezygnację. Levy twierdzi, że sfałszował dane, ponieważ nie udało się uzyskać ponownie znaczących wyników, których domagano się od niego. 78. W 1917 roku wśród spirytystów wielkie poruszenie wywołały zdjęcia fotograficzne elfów i gnomów, dokonane w lesie Cottingley Yorkshire przez 16letnią dziewczynę E. Wright i jej kuzynkę. 79. L. Szczepański: op. cit., s. 58–67, 78–81, 83–88. 80. Cytuję tu wypowiedź Gellera zanotowaną .przez Irancuskiego dziennikarza Roberta Barreta. "Forum" nr 7/1974. 81. N. D. Niuberg: "Zrienlje" w palcach, fenomen Róży Kuleszowej. "Priroda" nr 5/1963. 82. K. Boruń: Niektóre właściwości dermooptycznego odbioru Informacji. Materiały III Krajowego Sympozjum Biocybernetyki, Biomatematykł i Biotechnikl. Warszawa 1974. 83. A. Bernat i L. E. Stefański: "Widzenie skórne". 84. S. W. Tromp: Psychlcal Physlcs. 1949. 85. "Psychometria" – termin oznaczający w parapsychologii "wyczuwanie śladów pozostawionych przez psychiką ludzką w materii martwej" (P. Lebiedziński) nie ma nic wspólnego ze współczesną psychometrią – działem psychologii zajmującym się opracowywaniem i stosowaniem testów oraz oceną ich wyników metodami matematycznymi. 86. W czerwcu 1973 r. na Kongresie w Pradze dr S. Krippner wybrany został wiceprzewodniczącym Międzynarodowego Towarzystwa Psychotronicznego. 87. Przebieg i wyniki doświadczeń z telepatią we śnie, przeprowadzanych w Centrum Medycznym im. Majmonłdesa w Nowym Jorku, opisane są w książce: M. Ullman, S. Krippner, A. Vangham: Dream Telepathy. Penguin Books Inc., Baltimore 1974. 88. Informacje dotyczące eksperymentów z I. Swannem i "eksterioryzacji" na "huśtawce czarownic" opieram na referacie S. Krippnera wygłoszonym w Warszawie w styczniu 1975 r. 89. Wg wywiadu z S. Krippnerem, drukowanego na łamach "Psychology Today" w 1973 r. 90. L. Szczepańskł: op. cit., s. 148–151. 91. L. Wasiljew: op. cit. s. 150–152. 92. Pisze o tym m. in. J. Jacyna w publikowanym na łamach "Tygodnika Demokratycznego" w latach 1970–71 cyklu wspomnieniowym: Fakty 1 legenda o Ossowlecklm. 93. Op. cit., nr 1/1971 94. Wg wywiadu S. Krippnera dla "Psychology Today". S. Manczarski: O czym mówią badania? 1. Rozpatruje się dziś szereg zagadnień zupełnie lub prawie zupełnie nieznanych na przełomie XIX i XX stulecia. Dla przykładu wymienię kilka z nich: zjawiska konformacyjne z biochemii makromolekuł (fluktuacje) i synchronizacji drgań konformacyjnych, nowoczesne schematy metabolizmu (rola mitochondrii w regulacji pH tkanek oraz tzw. "dług tlenowy", co jest sprawą niezmiernie ważną dla sprawności sportowców); klasyfikacja fermentów oraz ich obroty (medycyna molekularna), aktywne centra niektórych fermentów; rola mostków i wiązań wodorowych na tle chemii "wolnych rodników", reakcje REDOX; ewolucja wrażliwości ludzkiej na różne czynniki i rola bodźców bardzo słabych 1 powtarzanych (J. Aleksandrowicz, S. Manczarski, A. s. Presman); cykliczność i quasicykliczność w życiu człowieka, zwierząt i roślin (zegary biologiczne; zagadnienie amplifikacji i tłumienie przy współdziałaniu różnych czynników, wzmocnienie parametryczne i superreakcja (W. Polakowska-Manczarska i S. Manczarski); automatyczna regulacja wzmocnienia, kompensacja i hiperkompensacja; odbiór poniżej progu szumów termicznych; promieniowanie elektromagnetyczne ludzi, zwierząt i roślin oraz promieniowanie ciał krystalicznych i bezpostaciowy cii; radiolokacja aktywna i pasywna, zmysły zastępcze. 2. S. Manczarski: Zagadnienie przenoszenia myśli w świetle badań radiotechnicznych. "Przegląd Telekomunikacyjny" nr 10, 11–12/1946, 1–2, 3/1947. 3. Pierwszy komunikat autora o występowaniu efektu piezoelektrycznego w ciałach anizotropowych wygłoszony był jeszcze w 1922 r. na posiedzeniu Katedry Fizyki Politechniki Warszawskiej pod przewodnictwem prof. M. Grotowskiego.. 4. Oto zmodyfikowany wzór Shannona: gdzie: C – strumień informacji (pojemność kanału) w bit/sek B – szerokość pasma w Hz (cykli/sek) S – moc odbieranego sygnału w wat/m2 G – zysk energetyczny sumowania Z – moc odbieranych zakłóceń w wat/m2 przy czym: G=G1•G2 gdzie: G1 – zyski iteracjł (powtarzania), G2 – zysk wielotorowości (diversity w teorii anten) 5. S. Manczarski: Dryf elektronów w kierunku biegu fali elektrornagnetycznej w plazmie. Falistość jonosfery. Problemat wzmacniania natężenia pola fal radiowych w jonosferze. Badanie ech radiowych w jonosferze i egzosferze. "Przegląd Telekomunikacyjny" nr 12/1961 i: Nowe zadania dla radiokomunikacji kosmicznej. "Przegląd Telekomunikacyjny" nr 3/1963. 6. Szczególne natężenie promieniowania elektromagnetycznego występuje w dużych ośrodkach miejskich, już choćby z racji nagromadzenia tam wielu urządzeń przemysłowych. Naukowcy stwierdzili, że promieniowanie to powoduje zmiany w tkance nerwowej, a przy większym natężeniu – doprowadza nawet do paraliżu. Promieniowanie wpływa na krążenie krwi i może zachodzić związek między wzrostem liczby chorych na nadciśnienie a masowym stosowaniem urządzeń wytwarzających fale elektromagnetyczne. Czy tak jest, nikt jeszcze nie wie na pewno, ale najwięcej przypadków nadciśnienia notuje się w krajach stosujących wiele urządzeń wytwarzających fale elektromagnetyczne. Bardzo widoczny jest związek czasowy między wzrostem tych chorób a stosowaniem urządzeń na szeroką skalę. Z drugiej strony promieniowanie elektromagnetyczne, a szczególnie promieniowanie o wysokiej częstotliwości, idzie w sukurs antybiotykom, jeśli chodzi o gojenie się ran. Jest rzeczą oczywistą, że współczesny człowiek nie tylko nie przestanie używać urządzeń wytwarzających fale elektromagnetyczne, choćby wiązało się to z niebezpieczeństwem dla jego zdrowia, ale odwrotnie – będzie je pomnażał. Już teraz jesteśmy świadkami poczynań wprowadzających w krajach technicznie przodujących zamianę przewodów miedzianych telefonicznych i telewizyjnych na falowody i światłowody półprzewodnikowe. Ten kierunek badań zdawałoby się tylko technicznych znajdzie niewątpliwie wkrótce odbicie w biologii i medycynie. 7. Stosunek prawdopodobieństwa nieprzypadku (P) do prawdopodobieństwa przypadku (1 – P), przy N próbach prostych o prawdopodobieństwie przypadku p dla każdej z tych prób, wyraża wykres na str 285. Na osi odciętych x zaznaczone są wartości Cr (critical ratio), które można obliczvć za pomocą wzoru: gdzie: s – całkowita ilość odczytów trafnych. Np. jeśli przy 100 próbach prostych (N) za pomocą kart o prawdopodobieństwie przypadku 0,2 otrzymamy 30 odczytów trafnych, wówczas: Odpowiada to na wykresie stosunkowi nieprzypadku do przypadku 8. Kluczem do wykonania obliczeń tłumienia jest wykres przedstawiony na str. 285. Jeśli mamy do czynienia z rozchodzeniem się fal elektromagnetycznych o bardzo małej amplitudzie, to gdzie: k = współczynnik proporcjonalności, E = natężenie pola odbieranej fali, ESZ – natężenie szumów zakłócających odbiór. INDEKS NAZWISK Adamienko W., Aleksandrowicz J., d'Arsonval J. A. Backster C., Beck A., Beissen J., Beraud M. (Ewa C.), Berger H., Berger R., Bergsen H., Bernat A., Bernheim H., Bessent M., Biechtieriew W., Bisson J., Blawatska H., Błochincew D., Boirac E., Boltzmann L., Bongard M., Boruń K., Boy,eleński T., Braid J., Brandys M., Brown F. A., Bunin W. Cagliostro, de Camp L. S. i C. C., Carmon A., Caton R., Caycedo A., Cazzamalli F., Charcot J. M., Chertok L., Chodklewiczowa L., Chołodow J., Ciełecki A., Ciołkowski K. & Clausius R. E., Clerc F., Coolican D., Cox W., Crandon M., Crawford W. J., Crookes W., Cybulski N. Davey S. J., Debye, Dement W. C., Domżał T., Dubrow A., Duncan H., Dungey W. Einstein A., Emrich H., Engels F., Eslon M. D., Eysenck H. J. Faraday M., Faria, Fere C., Flaubert G., Flournoy T., Fox (siostry), Franklin B., Freud S., Frey A. Gaertner H., Gall F. J., Geley G., Geller U., Gorki M., Grabieć St., Grornadzińska M., Gross H., Grotowski M., Guzik J. Hansel C. E. M., Hilgard E. R., Home D. D. Injuszyn W. Jach K., Jacyna J., Jodko-Narkiewicz J., Johnson O., Jones (bracia) Kamieński J., Kamiya J., Kardec A., Kaznaczejew W., Kircher A., Kirlian S., Kleitman N., Klimuszko Cz., Klumbies G., Konarzewska W., Konorski J., Korsakow S., Krasiński Z., Kratochvil St., Krippner S., Kuleszowa R., Kułagina N., Kuvalayananda S. Lange G., Laskowski J., Lavoisier A., Lebiedziński P., Leontiew A., Leontowicz A., Lepak E., Levy W. J., Liebeault A., LJebig J., Lodge O., Lombroso C., Luce G. G. Łukasiewicz J., Magoun H. W., Mahlberger, Majkowski J., Manczarski S., Melzack R., Mesmer F. A., la Mettrie J. O., Mikołajczyk H., Miller N. E., Mitchell E., Modrzejewski T. (Franek Kluski), Moruzzł G., Moss T., Murphy G., Muller E. (Helena Smith), Myers R. E. Narębski J., Niemojewski St., Nikolajew K., Nowomiejski A. Ochorowicz J., Ockham W., Okołowicz N., Olizar G., Orne M., Ornstein R., Osiatyński W., Ossowłecki S., Osty E., Oswald I. Palladlno E., Paracelsus, Pasek T., Pawłów I., Pearce H. E., Perrin J. B., Pines M., Piper L., Pianek M., Podbielski T., Polakowska-Manczarska W., Prawdisz-Niemiński W., Presman A. S., Prince M., Puharich A., Puthoff H., Puysegur Ch., Rajkow W., Rejdak Z., Reutler R., Rhine J. B., Rhodes R. H., Richet Ch., Romanowski W., Hubach-Kuczewska J., Ryzl M., Rzewuski S. Sadowski B., Schermann R., Schmidt H., Schneider M. J., Schneider (bracia), Schrenck-Notzing A., Schultz J. H., Sedlak W., Segal J., Serios T., Shackleton B., Siergiejew G., Skłodowska-Curie M., Smirnow, Smith J. M., Smoluchowski M., Soal S., Sperry R. W., Spurzheim K., Stanley P., Steblin W., Stefańska B., Stefański L. E., Swann I., Swedenborg E., Szczepański L., Szent-Gyorgyi A., Szmigielski St., Szmurło P., Szumilewicz I., Szyszina J. Targ R., Taylor J., Thorndike E. L., Tomczykówna St., Toshiya Nakaoka, Tromp S. W., Tursky B. Ullman M., Van de Castle R., Vangham A., Vinekar S. L. Wallace A. R., Wasiljew L., Wasylewski St., Weber J., Winnicka L., Winogradowa A., Wiśniewska-Roszkowska K., Wolberg L. R. Young J. W., Zaruski M., Zener K. E.