Polska na tle procesów rozwojowych Europy w XX wieku Praca zbiorowa pod redakcją Stanisława Sierpowskiego Instytut Historii UAM 2001 Copyright by Instytut Historii UAM, 2002 Redaktor: Magdalena Owczarzak Projekt okładki: Ewa Wąsowska ISBN 83-86650-ó4-0 Instytut Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu ul. św. Marcin 78, 61-809 Poznań tel./fax (0-61) 829-47-26/829-47-25 e-mail: history@main.amu.edu.pl http://historia.amu.edu.pl pd N POZNAŃSKA DRUKARNIA NAUKOWA Sp. z o.o. 60-281 Poznań, ul. Heweliusza 40 SPIS TREŚCI Wstęp : . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 Stanisław SIERPOWSKI, Polska w Europie, Europa w świecie . . 11 Piotr ŁOSSOWSKI, Kwestia polska i polityka zagraniczna . . . . 43 Janusz ŻARNOWSKI, Społeczeństwo . . . . . . . . . . . . . 66 Przemysław HAUSER, Problem mniejszości narodowych . . . . . 86 Wojciech ROJEK, Polacy w diasporze europejskiej . . . . . . . . 108 Roman WAPIŃSKI, Świadomość polityczna. . . . . . . . . . . 129 Wojciech WRZESIŃSKI, Polacy - Niemcy. Stereotypy . . . . . 145 Andrzej SKRZYPEK, Polska - Rosja. Stereotypy . . . . . . . . 154 Zygmunt ZIELIŃSKI, Polska w dyplomacji watykańskiej . . . . . 170 Jerzy WISŁOCKI, Problemy narodowościowe i wyznaniowe . . . 180 Czesław MADAJCZYK, Kultura. . . . . . . . . . . . . . . . 189 Wojciech LIPOŃSKI, Sport. . . . . . . . . . . . . . . . . . 202 Benon MIŚKIEWICZ, Wojsko . . . . . . . . . . . . . . . . . 229 Jadwiga KIWERSKA, W sercu Europy. Kwestie bezpieczeństwa . . 249 Bogdan KOSZEL, Rola i miejsce Polski w integracji Europy . . . 274 Antoni CZUBIŃSKI, Mity, legendy i polska rzeczywistość historyczna. Polskie spory o wiek XX . . . . . . . . . . . 300 Indeks osobowy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 324 WSTęP Minione stulecie, kończące się dla jednych już w 1999 r., dla innych (i słusz- nie) rok później, było opisywane z uwzględnieniem różnych punktów widze- nia. Najchętniej na temat jego miejsca w dziejach cywilizacji wypowiadali się publicyści, którzy z natury rzeczy zdradzają predylekcje do sensacyjnego po- kazywania opisywanej materii. Historycy są, lub być powinni, bardziej roz- ważni. Do elementarza ich profesji włącza się bowiem doświadczenie bardzo licznych poprzedników, których ostateczne lub kategoryczne sądy były weryfi- kowane przez następców, a przede wszystkim upływający czas. Sto lat to dla przeciętnego człowieka długi odcinek czasu. Także dla histo- ryka badającego czasy najnowsze wiek uchodzi za wystarczający odcinek cza- su, który pozwala na stawianie pytań o cechy ogólne i specyficzne dotyczące nie tylko ewolucji cywilizacji, lecz także poszczególnych państw, nawet regio- nów. Z tego punktu widzenia w ostatnim dziesięcioleciu XX w., m.in. za sprawą Jerzego Topolskiego, polihistora i metodologa z Poznania, upowszech- niła się teza, że miniony wiek był bardzo krótki. Zaczął się bowiem, w sensie historycznym, około 1917 r. przełomem wywołanym przystąpieniem Stanów Zjednoczonych do wojny na "starym kontynencie" oraz rewolucją w Rosji. Zamknięciem zaś tego wieku miały być wydarzenia w Europie Środkowo- wschodniej 1989 - 1990, oznaczające kres dominacji systemu integralnie zwią- zanego z istnieniem Związku Radzieckiego i jego zewnętrznego imperiuml. Podobnie, ale nieco inaczej rozkłada akcenty Krzysztof Teodor Toeplitz, autor szkiców o XX w. zatytułowanych wymownie Najkrótsze stulecie. Sku- piając uwagę na sprawach szczególnie ważnych z globalnego punktu widzenia łączy początek XX w. z amerykańsko-radziecką (kapitalistyczno-socjali- styczną) dwubiegunowością. Skoro tak, to i zakończenie XX w. "jako wspólnej, dającej się oglądać jako pewna logiczna całość epoki, wypadnie umieścić w mo- mencie, w którym kończy się owa dwubiegunowość. Jest to więc dokładnie rok 1992, moment rozpadu ZSRR jako państwa oraz jako jednego z biegunów właśnie dwudziestowiecznego porządku"2. Jeśli cezura wyjściowa dla wieku XX zachowuje swą aktualność i może już uchodzić za utrwalony punkt chronologii dziejów Europy, to druga cezura, za- mykająca XX w., jest nadal otwarta. Dyskusje w tej sprawie mają jednak coraz mniejsze znaczenie. Spierających się o wyższość "okrągłego stołu" w Polsce nad obaleniem muru berlińskiego czy procesem wyzwalania się narodów 1 Zob. J. Topolski, Polska dwudziestego wieku, Poznań 1994; tegoż, Polska XX wieku, Poznań 2000. 2 K. T. Toeplitz, Najkrótsze stulecie, Warszawa 2000, s. 19. WSTĘP byłego ZSRR i Jugosławii, z wszystkimi tego konsekwencjami w sferze wew- nętrznej, europejskiej i globalnej, pogodził wstrząs spowodowany atakiem ter- rorystycznym z 11 września 2001 r., po którym Ameryka i świat przestały być tym, czym były dotąd. Na fakt ten jako na cezurę oraz istotny element procesu dziejowego zwra- cają uwagę autorzy najświeższych opracowań mających ambicję uogólnienia zamkniętego stulecia3. Publikowane w ostatnim czasie prace, może nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, ujawniają całą gamę postaw badaw- czych, przyobleczonych niejednokrotnie w jednobarwne szaty. Na pierwsze miejsce wybijają się współcześnie spory dotyczące oceny historii biorącej swój początek w II wojnie światowej4. Jedni, których do pewnego stopnia może reprezentować Andrzej Paczkowski, wyspecjalizowali się w bardzo kry- tycznym, generalnie negatywnym opisie rzeczywistości peerelowskiej5. Inni skłonni są traktować PRL jako nie chciany, ale ważny etap rozwoju państwa i narodu funkcjonującego w niesprzyjających warunkach geopolitycznych zdeterminowanych bipolarnym układem świata. Antoni Czubiński w grun- townym, mało spopularyzowanym opracowaniu pt. Polska i Polacy po II woj- nie światowej (1945 - 1989) konkluduje, że "przy wszystkich ograniczeniach i błędach [...] 45 lat Polski Ludowej nie są czasem historycznie straconym. Powstała Polska Ludowa, ponieważ inna Polska w okresie tym istnieć nie mogła. W 1944 r. alternatywą nie była niepodległość i suwerenność lecz sie- demnasta republika. [...] W okresie tych 45 lat państwo polskie nie tylko, że nie zostało wymazane z map Europy jak to projektowano w 1939 r., ale znacznie umocniło się"s. Rozważna refleksja nad zamkniętym XX stuleciem stała się udziałem kilku- nastu historyków polskich, którzy w dniach 23 - 24 listopada 2000 r. uczestni- czyli w cyklu wykładów otwartych w Instytucie Historii UAM. Zaproszenie zo- stało wystosowane do grona znakomitych specjalistów, dla których historia nie zaczęła się ani w 1918 r., ani w 1945 r., ani po 1989 r. Tematem wywoławczym było pytanie o miejsce Folski w procesach rozwojowych Europy XX w., ze szcze- gólnym uwzględnieniem regionu nam najbliższego. Każdy z wykładowców za- prezentował rozwinięte, zawsze jednak główne tezy wykładów, które zebrano w całość i przekazano wydawnictwu do publikacji w formie opracowania zbio- rowego. 3 Por. op. A. Czubiński, Historia Polski 1864 - 2001, Wrocław 2002; S. Sierpowski, S. Żerko, Dzieje Polski XX wieku, Poznań 2002. 4 Zob. Spór o PRL, wstęp P. A. Wandycz, Kraków 1996. 5 A. Paczkowski, Pół wieku dziejów Polski 1939 - 1989, Warszawa 1995; tegoż, Od sfałszowanego zwycięstwa do prawdziwej klęski. Szkice do portretu PRL, Kraków 1999. 6 A. Czubiński, Polska i Polacy po I wojnie światowej (1945 - 1989), Poznań 1998, s. 857; zob. także tegoż, Historia Polski XX wieku, Poznań 2000; tegoż, Ewolucja systemu politycznego w Polsce w latach 1914 - 1998, t. 1 - 2, Poznań 2000. -8- WSTĘP Niniejsza książka rodziła się w bólach m.in. dlatego, że zapowiadany tekst poświęcony sprawom gospodarczym nie nadchodził i ostatecznie - z ogromną stratą dla całości - nie wszedł do zbioru. Także Wydawca, zrazu entuzjastycznie wobec pomysłu usposobiony, z racji ekonomicznych musiał odstąpić od zawartych umów. Vis maior. Pomoc Dyrektora Instytutu Histo- rii UAM była możliwa przy założeniu, że książka ta może być przydatna i stanowić ważną pomoc dydaktyczną dla studentów poszukujących syntezy historycznej. Z tym przesłaniem zresztą książka ta powstała. Zachęcałem Autorów do współpracy pisząc, że tylko "mistrzowie mistrzów" potrafią, mając do dyspo- zycji tak niewielką objętość, wypowiedzieć się kompetentnie w sprawach tak złożonych i wielkich, z reguły dzielących nie tylko nasze środowisko, lecz także społeczeństwo. Jednocześnie chodziło o książkę literacko przyjazną, "łatwo strawną" zarówno dla studenta, jak i ucznia, którzy zastanawiają się nad naszym miejscem w dziejach Europy. ##Zebrane w książce wypowiedzi pochodzą od autorów z najważniejszych polskich ośrodków akademickich. Odzwierciedlają ich osobiste poglądy oraz indywidualne widzenie historii Polski z perspektywy całego wieku. W róż- nych wypowiedziach znaleźć można odniesienia do cechy charakterystycznej XX stulecia, koncentrującej się na słowie "wyzwolenie". Dotyczyło ono nie tylko wielu narodów budujących własne państwa (nadal okazują się one naj- lepszą formą zabezpieczenia interesów określonych grup etnicznych), lecz także emancypacji kobiet, eksplozji kultury masowej (zwłaszcza stale nam towarzyszącej muzyki) łatwo dostępnej przez fenomenalny rozwój techniki. Zwraca się uwagę, że od połowy XIX w. dzieje ludzkości toczą się w coraz większej symbiozie z nauką, której postęp w wieku XX dokumentują osiąg- nięcia o skali apokaliptycznej, co nie umniejsza adresowanej do niej krytyki. Biedna część cywilizacji w niewielkiej części lub w ogóle nie uczestniczy w dobrodziejstwach związanych z epokowymi odkryciami nauki, przekła- dającymi się na poprawę jakości i długości życia, zmianę roli kobiety, falowe zainteresowanie sportem (zwłaszcza biegami i aerobikiem), na rozwój far- makologii i chirurgii plastycznej, pospołu łączące się w nasilonej, a trwającej od zawsze walce ze starością. Nie mniej głębokie zmiany uderzają w XX-wiecznym oglądzie Polski jako części Europy - zarówno gospodarczej, jak i politycznej. Bo też w wyniku wielkiego procesu wyzwalania mapa Europy i świata w XX w. uległa zasadni- czej zmianie. Wspólnym elementem tych przemian było stale postępujące roz- drobnienie Europy, jej swoista, źle kojarząca się, bałkanizacja. Mamy przeto do czynienia z dwoma wzajemnie się zazębiającymi procesami. Pierwszym - dezintegracyjnym - dzielącym Europę na organizmy drobniejsze i obejmu- jącym państwa biedniejsze, które znajdują się w trudniejszych warunkach cy- WSTĘP wilizacyjnych (współgrających z geopolitycznymi i ekonomicznymi), oraz dru- gim - procesem integracji, który wystąpił zarówno pod szyldem obozu wschodniego (RWPG), jak i zachodniego (EWG, dziś Unia Europejska). Na tle postępującego rozdrobnienia Europy Wschodniej i Południowej sy- tuacja Polski, państwa stosunkowo dużego, o sporym potencjale gospodar- czym, jawi się jako względnie stabilna, chociaż jej sytuacja międzynarodowa w minionym stuleciu podlegała dużym wahaniom. Były czasy nadzwyczajnej koniunktury, tak szczęśliwie wykorzystane w czasie odradzania się państwo- wości w latach 1918 - 1920, czy też wyzwalania się z radziecko-rosyjskiego im- perium w końcu wieku. Były też lata złe, dramatyczne i tragiczne, naznaczone takimi symbolami i wydarzeniami, jak pakt Ribbentrop-Mołotow czy Jałta. Do tych to właśnie sytuacji pasuje sentencja Aleksandra Fredry, że "narody su- mienia nie mają" i dlatego "biada człowiekowi, którego los zawisł od drugiego, ale dwakroć biada narodowi, co zawisł od interesu innego narodu". Stanisław Sierpowski PS. W ostatniej fazie prac nad książką podjąłem decyzję o rezygnacji z bi- bliografii ograniczonej do wykazu prac przywoływanych przez autorów po- szczególnych części. Brak reprezentatywności takiego zestawu uważam za zbyt daleko idący w stosunku do stanu polskiej historiografii. W tej sytuacji miejsce przewidziane na spis tytułów cytowanych w pracy oraz sugerowanych do zestawu przez niektórych Autorów tej książki zajął indeks osobowy. STANISŁAW SIERPOWSKI POLSKA W EUROPIE, EUROPA W ŚWIECIE Na skutek wielkiego procesu wyzwalania - nie mającego precedensu w dzie- jach - mapa Europy i świata w XX w. uległa gruntownej zmianie. Najsilniej- sze emocje w skali kontynentu wyzwalał proces narodowowyzwoleńczy, obej- mujący kilkanaście narodów, które z powodzeniem podjęły walkę o własne państwo. Polonocentryczna teza, wiążąca ten proces z I wojną światową, która rozbiła Austro-Węgry oraz osłabiła i na jakiś czas wyeliminowała z polityki europejskiej dalsze dwa mocarstwa, tj. Niemcy i Rosję, wymaga poszerzenia o skutki przemian w Europie podczas ostatniego dziesięciolecia wieku XX kiedy to niepodległość uzyskało więcej państw niż po I wojnie światowej. Wspólnym elementem tych przemian jest stale postępujące rozdrobnienie Europy. Chronologicznie rzecz ujmując, proces ten rozpoczął się na Bałkanach w związku z postępującym rozpadem Imperium Otomańskiego, co oznaczało powstanie takich państw, jak Grecja, Rumunia, Serbia, Bułgaria i w 1913 r. Albania. Skutkiem I wojny światowej był upadek dwóch innych wielonarodo- wych imperiów - Austro-Węgier i Rosji, aczkolwiek carskie więzienie naro- dów odrodzilo się w formie Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich by z powodzeniem kontynuować politykę dominacji Rosji nad innymi naroda- mi. Tym ważniejsze są przeto zmiany wyrażające zahamowanie ekspansji Ro- sji w kierunku Zachodu i Południa "starego kontynentu". Procesy te w końcu wieku objęłty także Wschód Europy. Dobitnie ukazuje to odrodzenie lub wy- odrębnienie się takich nowych państw, jak Estonia, Łotwa, Litwa, Białoruś ,Ukraina i Mołdawia. Cechą wspólną procesów, które objęty także Czecho- słowację (od 1993 r. podzieloną na Czechy i Słowację) oraz Jugosławię roz- członkowaną na pięć części (zabiegi o dalsze podzialy są w toku), jest to, że nowo powstałe państwa mają niewielkie terytorium, skromną liczbę ludności, najczęściej duże trudności gospodarcze oraz górę pretensji do sąsiadów. Na tle postępującego rozdrobnienia Europy Wschodniej i Południowej sy- tuacja interesującej nas najbardziej Polski - państwa stosunkowo dużego, o sporym potencjale gospodarczym - jest stabilna. Jawi się ona, zwłaszcza od II wojny światowej, jako ważny element ogólnoeuropejskiej koncyliacji. 11 Widać to dobrze w perspektywie współczesnych stosunków z jej wszystkimi siedmioma sąsiadami, liczby równie sporej jak w okresie międzywojennym. Rozumie się samo przez się, że międzynarodowa sytuacja Polski międzywo- jennej i współczesnej jest pod wieloma względami trudna do porównania. Lata 1918 - 1939 to mimo wszystko czas rozejmu osiągniętego po niezwykle krwawej "wielkiej wojnie". Nierozwiązane lub wadliwie rozwiązane sprawy jątrzyły na tyle silnie, że od narodzin systemu wersalskiego więcej mówiono i myślano o rewizji i rewanżu niż o konstrukcji i współpracy. Złe lub bardzo złe stosunki odrodzonej Polski ze wszystkimi jej sąsiadami miały głębokie, wzajemnie mocne podstawy i uzasadnienie. Zmiana mapy w tej części Europy dokonywała się na drodze walki z europejskimi imperiami, z których dwa - Niemcy i Rosja - ani wówczas, ani później nie zrezygno- wały ze swej wybitnej pozycji. Ich okresowe osłabienie nie zmieniało istoty polskiego dramatu wynikającego z geopolityki, którą chętnie i często uznaje się za historyczną zmorę. Podczas I wojny światowej, a więc u progu historycz- nego XX w., przez ziemie polskie przebiegał drugi co do ważności (po francu- sko-niemieckim) front angażujący wojska niemieckie, austriacka-węgierskie i rosyjskie. Newralgiczny charakter geopolitycznego położenia Polski uwypu- kliły lata międzywojenne. Jej międzynarodowe znaczenie zostało wówczas wy- soko wyniesione przez to, że stała się ona najpoważniejszym buforem mającym powstrzymywać ekspansję bolszewizmu z jednej strony oraz przyjąć na siebie i wytrzymać, jak długo to będzie możliwe, brany stale pod uwagę re- wanż niemiecki. Ta, do pewnego stopnia tradycyjna, rola Polski od II wojny światowej uległa zmianie. Stała się ona obiektem już nie tylko europejskiej (jak to było w XVIII w.), ale i globalnej rozgrywki, zdominowanej przez supermocarstwa oraz bipolarny układ stosunków w świecie. Zmiana tego układu w ostatniej dekadzie XX w. była efektem długiego procesu z różnie rozkładanymi akcen- tami przez skore do uczestniczenia w zwycięskiej uczcie społeczeństwa. Pol- ska odgrywała ważną rolę, gdyż w ramach kreowanego systemu społecz- no-politycznego nazywanego socjalizmem, często także komunizmem, była państwem najbardziej opornym wobec dyktatu moskiewskiego i najbardziej zaawansowanym na drodze odwrotu od stalinowskich, później radzieckich założeń ustrojowych oraz towarzyszącej im praktyki. Ważnym elementem specyficznej roli Polski było głębokie przekonanie społeczeństwa polskiego, że zawsze stanowiło ono część zachodnioeuropej- skiego dziedzictwa kulturowego, z fundamentami zakotwiczonymi w cywili- zacji łacińskiej - chrześcijańskiej. Tak zresztą Polska była i jest widziana przez narody wschodu Europy, dla którychjest właściwie "Zachodem". Trze- ba też przypomnieć, na co zwracano już wielokrotnie uwagę, że Polska to swego rodzaju kraj "obrotowy": Zachód dla Wschodu, ale zarazem Wschód dla Zachodu. Antoni Słonimski w 1934 r. w sztuce Iodzina pisał o Polsce 12 proroczo: "Jesteśmy czymś w rodzaju przedmurza, ale przedmurza obroto- wego. Od Wschodu albo od Zachodu. Zależnie od koniunktury". U Sławomira Mrożka w sztuce "Kontrakt" z 1986 r. powiedziano: "Pochodzę z kraju położonego na wschód od Zachodu i na zachód od Wschodu". Bronisław Ge- remek w dyskusji na XVI Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich (wrze- sień 1999) sprzeczność między tendencją do traktowania Polski jako najbar- dziej wschodniego kraju Zachodu a tendencją do traktowania jej jako najbardziej zachodniego kraju Wschodu nazwał nawet "schizofreniczną". Dobre z reguły stosunki niemiecko-rosyjskie negatywnie ważyły na sytu- acji Polski. Najsilniej doświadczyła ona tego po zainaugurowaniu polityki ra- pallskiej w 1922 r., a zwłaszcza współpracy z lat 1939 - 1941, zdominowanej układem Ribbentrop-Mołotow. Fatalnie kształtowała się sytuacja Polski tak- że wówczas, gdy równowaga między graniczącymi z nią kolosami (gospodar- czym z jednej strony oraz militarna-politycznym i ludnościowym z drugiej) została zachwiana. Najpełniej stan ten wystąpił po II wojnie światowej, co spowodowało, że Polska została okolona przez Rosję, która okupowała wschodnie obszary Niemiec i zarządzala nimi oraz włączyła do swego zew- nętrznego imperium Czechosłowację. Sytuacja ta nie uległa zmianie także wówczas, gdy w 1949 r. powstała Niemiecka Republika Demokratyczna. Jej powstanie, chętnie krytykowane i lekcewaźone, odegrało dodatnią rolę w do- konującej się z wolna reorientacji nastawienia Polaków do Niemców. "Ener- dowcy", którzy już w 1950 r. oficjalnie uznali granicę na Odrze i Nysie i traktowali ją jako granicę pokoju, byli w propagandzie państw strefy ra- dzieckiej przedstawicielami dobrych Niemców: tych, którzy byli przeciwni- kami hitleryzmu, a współcześnie wrogami imperializmu wielkogermańskie- go utożsamianego z Niemcami Zachodnimi. Trzeba też wskazać, że wśród elit NRD ogromnym powodzeniem cieszyła się teza, upowszechniona później wśród wszystkich Niemców, że większość z nich została zniewolona przez zbrodniczą klikę Hitlera. Byli więc oni tak samo ofiarami nazizmu jak obywatele innych państw, których w różny spo- sób represjonowali. Społeczeństwo polskie na ogół nie podzielało tego prze- konania twierdząc, że odpowiedzialność za zbrodnie popełnione podczas woj- ny ponosi cały naród niemiecki. Z niekłamanym oburzeniem przyjmowano informacje o łagodnym traktowaniu przez sądy Republiki Federalnej osób oskarżonych o nadmierną gorliwość w latach wojny. DotycZyło to także zgłoszonego przez episkopat ewangelicki postulatu "grubej kreski" wytyczo- nej przez datę 8 maja 1945 r., który to postulat w całych Niemczech został przyjęty z aplauzem i silnym poparciem. W ogólnym obrazie obowiązującego przez cały XX wiek przekonania o ist- nieniu dwóch głównych wrogów, społeczeństwo polskie nie zachowało jednoli- tej postawy. Niewątpliwie mieszkańcy regionów północno-zachodnich byli bardziej wyczuleni na zagrożenie niemieckie; obszary zdominowane do I woj- 13- ny światowej przez Rosję prezentowały większą niechęć do wszystkiego, co miało moskiewską etykietę. Jednak stale podkreślana i przypominana w la- tach PRL-u wyzwoleńcza rola Armii Czerwonej oraz powstałego u jej boku Lu- dowego Wojska Polskiego, stanowiła ważny element rozwoju teorii jednego "odwiecznego wroga", który stale dybie na ziemie polskie leżące na drodze do jego niezaspokojonych aspiracji. Propaganda proradziecka mogła odegrać w tym procesie o tyle dużą rolę, że na łamach gazet, w radiu i na różnych ze- braniach stale rozważana była alternatywa nowej agresji. Psychoza wojenna, szczególnie silna w latach zimnej wojny i kojarzona z zagrożeniem niemiec- kim, stała się w latach PRL ważnym, niesłusznie lekceważonym źródłem legi- tymizacji władzy. Im groźniejszy stan stosunków globalnych, często najściślej powiązanych z różnymi aspektami kwestii niemieckiej, tym większa złość na tych, co nie tylko spowodowali największy w dziejach pożar Polski, Europy i świata, ale i nadal nie pozwalają spokojnie żyć i cieszyć się świetlaną per- spektywą. W tym kontekście dramat przegranego, podzielonego narodu niemieckiego, od 1933 r. żyjącego w stanie gorącej lub zimnej wojny, nie wzbudzał w społeczeń- stwie polskim współczucia, a tym bardziej sympatii. Srodze odczuli to także ci Niemcy oraz autochtoni, którzy pozostali lub powrócili na ziemie leżące na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. Przez kilka lat poszukiwaniom najmniej- szych nawet śladów polskości na tych ziemiach towarzyszyło intensywne i bru- talne likwidowanie śladów germańskich. Maria Dąbrowska pod datą 26 czerw- ca 1952 r. zanotowała: "Zeby zjednać sobie autochtonów tych ziem winniśmy byli przyjść tam nie z wrzaskiem o końcu nędzy kapitalistycznej, ale z jeszcze lepszą kulturą i cywilizacją, z jeszcze wyższą organizacją życia, z jeszcze wię- kszą szansą na zamożność. A my cośmy przynieśli tym ziemiom? Rosyjski bród i smród, polskie bezprzykładne szabrownictwo, zaniedbanie, zdziczenie ogro- dów, odłogi, ogonki, biedę, a teraz niemal głód. I nadal piękne słowa bez pokry- cia mają tym ludziom wystarczyć za to, co mieli?"1. Znamienny to fakt, że trwający tyle lat spór wokół "wysiedlania-wypędza- nia" zachowuje swą żywotność. Za postęp wszakże trzeba uznać deklaracje z ostatnich lat XX w., że strony nie będą instrumentalnie posługiwały się histo- rią dla forsowania swego punktu widzenia, wywołującego wrogość strony prze- ciwnej i naturalną skłonność do wskazywania bardziej winnego. Pewną, zawsze jednak ograniczoną, wyrozumiałość Polaków dla tez niemieckich wiązać należy z nasiloną od lat 80. dyskusją na temat kresów wschodnich. Każdy, kto pisał i mówił o utraconym Wilnie czy Lwowie, o wspaniałościach tam zostawionych, podsuwał słuchaczom i czytelnikom myśl, że oto takie same odczucia towa- rzyszą Niemcom odwiedzającym ich rodzinne strony, które teraz są w Polsce. Z drugiej strony - i tu i tam - dawne gospodarstwa mająjuż nowych gospo- 1 M. Dąbrowska, Dzienniki powojenne 1945 - 1966, Warszawa 1996. 14 darzy, którzy byli "na swoim" od dwóch, nieraz trzech pokoleń, o czym świadczą rodzinne groby. Społeczeństwo polskie, które w ogromnej większości przyjęło granicę na Odrze i Nysie jako najwaźniejszy, całkowicie uprawniony akt zadośćuczynienia ze strony pokonanych, z wielkimi acz malejącymi opora- mi recenzuje ekspansję kapitału niemieckiego. Zjawisko to - w odniesieniu do Europy Wschodniej determinowane szeregiem czynników będących następ- stwem przemian politycznych, niską ceną siły roboczej oraz niewielkimi koszta- ''''' mi transportu - uległo w ostatnich kilkunastu latach wyraźnemu nasileniu. Ekspert niemieckich towarów do takich państw, jak Bułgaria, Czechy, Polska, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Węgry oraz kraje bałtyckie, był w 1999 r. więk- szy niż do Stanów Zjednoczonych, Francji, Wielkiej Brytanii i Austrii razem wziętych. Wybitna, wręcz przywódcza, rola gospodarki niemieckiej w Europie stano- wi nie tylko obiekt zazdrości partnerów z Unii Europejskiej oraz Stanów Zjed- noczonych, ale także teren gorących dyskusji polityków mniejszych państw maltretowanych obawami, te stare cele Niemcy osiągąją z pomocą gospodar- czej broni2. W tym sensie wiek XX, jakkolwiek z różnie rozkładającymi się ak- centami natury gospodarczo-politycznej i militarnej, dowiódł roli i znaczenia szeroko rozumianej kwestii niemieckiej. Nie jest przesadą uznanie jej jako najważniejszej, najbardziej brzemiennej w skali kontynentu oraz jednej z cen- tralnych dla świata. Uprawnione jest nawet nazywanie kończącego się stule- cia wiekiem Niemiec, które wchodziły weń i zamykają go pierwszorzędną po- zycją kontynentalną i globalną. Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, o niemieckiej sile współdecyduje rozwijająca się gospodarka, determinowana nowoczesną technologią i stale doskonaloną organizacją produkcji oraz zasobów pracy. Konfrontacja Polski z tym europejskim, a jednocześnie stale nam bliskim - zarówno geograficznie, jak i gospodarczo - partnerem wypada marnie. Nie jest to nic nowego. Wydobycie węgla, zaliczane w polskiej świadomości do narodowej specjalności, wynosiło w 1936 r. 30 mln ton, podczas gdy Niemcy wydobywali pięć razy więcej. Przy niewiele większej liczbie ludności różnica w produkcji elektryczności była aż 14-krotna, a 26-krotna w liczbie aut na tysiąc mieszkańców. W tym drenowanym gospodarczo przez hitleryzm społeczeństwie, żyjącym na co dzień pod urokiem margaryny i marmolady, za- chwycano się perspektywą kupna "Volkswagena" (po wojnie wyprodukowano 21 mln sztuk, czyli o wiele więcej niż jakiegokolwiek innego auta), czy też przekazem transmisji telewizyjnej, który w 1935 r. obejrzało 300 rys. Berliń- czyków w gmachu Reich Post. Ugruntowana, tradycyjnie wysoka przewaga gospodarki niemieckiej nad polską w sposób naturalny i oczywisty zachęcała do wykorzystania posiada- 2B. Koszel, Mitteleuropa rediuiUa? Europa Środkowa i Potudniowo-Wschodnia w polityce zjednoczonych Niemiec, Poznań 1999. 15- nych atutów. Od zarania odrodzonej w 1918 r. Polski problem ten był obecny w praktyce gospodarczo-politycznej oraz świadomości obu państw i narodów. Dążeniu do "rzucenia Polski na kolana", do "wykończenia jej" jako państwa powstałego na "krzywdzie niemieckiej" towarzyszyła stała kontrakcja rządów polskich mających silne oparcie w społeczeństwie oraz aktywnych na tym polu organizacjach, takich jak Związek Obrony Kresów Zachodnich, Polski Związek Zachodni czy Towarzystwo Rozwoju Ziem Zachodnich i Północnych. Dzięki temu wsparciu nawet w okresie szczególnej dominacji polityki nad go- spodarką, co występowało na przykład w czasie wojny celnej, ciągnącej się w latach 1926 - 1935, ani polityczne, ani gospodarcze cele Niemiec nie zostały osiągnięte. Można nawet mówić o pozytywnych elementach tych inicjatyw (podobnie jak o autarkii czasów hitlerowskich), ponieważ wymagały od pol- skich sfer gospodarczych i rządowych większej atencji dla nowych rynków zbytu oraz poprawy konkurencyjności polskich towarów. Niemcy jako prężny, dobrze funkcjonujący organizm gospodarczy, zawsze, nawet w czasach dominacji radzieckiej, odgrywały dla Polski ważną, a w okre- sie międzywojennym i ostatnim dziesięcioleciu - główną rolę. Znaczenie pol- sko-niemieckiego sąsiedztwa zwielokrotniają współcześnie 34 przejścia granicz- ne będące jednocześnie oknem całego Wschodu na Unię Europejską. Ta właśnie Unia, bardziej niż jakiekolwiek wcześniej istniejące organizacje gospodarcze o regionalnym czy światowym zasięgu, współkształtuje stosunki nie tylko wśród piętnastki jej członków, ale także owej "15" z resztą kontynentu. Pod jej strukturami finansowymi nieraz skrywała się ekspansja na rynki wschodnioeu- ropejskie krótkoterminowego kapitału o wyraźnie spekulacyjnym charakterze. Zjawisko to, dobrze poznane z doświadczeń "azjatyckich tygrysów" (Tajwan, Singapur, Malezja, Filipiny), porównuje się do góry pieniędzy przelewających się przez kasyna gry. Ssanie słabych gospodarek narodowych mogło być sku- teczniejsze, kiedy stworzona została możliwość transferowania zysków za gra- nicę. Walka zwolenników kontroli ruchu kapitałów (op. poprzez zobowiązania do pozostania w danym państwie przez jakiś czas lub reinwestowania tam czę- ści zysku) z szermierzami wolnego rynku stale się zaostrza. Członek Brytyjskiej Akademii, Eric Hobsbawm, analizując w książce Wiek skrajności wielki kryzys gospodarczy z lat 1929 - 1933, eksponuje opłakane skutki "finansowej ortodok- sji" polegającej na tym, że politycy i ekonomiści pozwalali gospodarce biec swoim torem, koncentrując się na równoważeniu budżetów i ograniczaniu kosztów. "Ci spośród nas, którzy przeżyli wielki kryzys ciągle nie są w stanie zrozumieć, że tak wyraźnie skompromitowane ortodoksyjne teorie czystego rynku znów mo- gły wziąć górę w okresie kryzysu światowego końca lat 80. oraz w latach 90"3. Chociaż wszechwładzę wolnego rynku nazywa się ekonomicznym horro- rem, to jednak poszukiwanie dużego kapitału inwestycyjnego stanowi klucz 3 E. Hobsbawm, Wiek skrajności. Spojrzenie na krótkie dwudzieste stulecie, Warszawa 2000. 16- do rozwoju państw znajdujących się, podobnie jak Polska, na odległym miej- scu w rankingu europejskiego dobrobytu. Skalę trudności uzmysławia fakt że bogactwo przeciętnego Polaka w końcu wieku wynosiło 35% bogactwa obywatela unijnego. Radość i samozadowolenie z powodu ewidentnych i łat- wo dostrzegalnych zmian w jakości życia przeciętnego Polaka, w tym lawino- wo przyrastającej liczby samochodów, eksplozji turystyki zagranicznej, po- wszechności telewizji satelitarnej, internetu czy telefonów komórkowych (w połowie 2000 r. było ich w Polsce już 5 mln, chociaż w Szwecji komórkę miał co drugi obywatel), nie pomniejsza dystansu dzielącego Polskę nie tylko od europejskiej czołówki, ale i unijnych autsajderów, jak Grecja czy Portuga- lia. Poza tym Polska końca wieku miała 62 mld dolarów długu, który nara- stał stopniowo - po oszczędnym Gomułce sięgnął aż 22 mld za czasów nie- zmiennie dobrze pamiętanego Edwarda Gierka. Suma ta poważnie wzrosła w latach 80., podczas wywołanego przez stan wojenny bojkotu gospodar- czego, kiedy to nasi wierzyciele narzucili karne odsetki w wysokości 18% rocznie, co - raczej pochopnie - zostało zaakceptowane przez pierwszy solidarnościowy rząd Tadeusza Mazowieckiego. Wśród zwolenników przeko- nania, że wolny świat jest jednak Polsce coś winny za zryw, który otworzył drogę do zasadniczych przemian w skali kontynentu i świata, pojawiły się wówczas i słyszane są do dziś głosy o cynizmie kapitelu gloszącego wspaniale stówka, ale bezwzględnego w egzekwowaniu zysków. Dopelnieniem tego mało atrakcyjnego obrazu jest to, że aż 73% społeczeństwa polskiego nie po- siadało w połowie 2000 r. żadnych oszczędności. W ostatniej dekadzie tego roku spoleczeństwo polskie - jak nigdy wcześ- niej - uświadomiło sobie jedną z charakterystycznych cech rodzimej gospo- darki - mianowicie wysoką przewagę importu nad eksportem. Niebez- pieczna okazała się zwłaszcza wadliwa i mało rozwojowa struktura polskiego importu, który tylko w 15% przeznaczany jest na inwestycje (w 65% jest to import zaopatrzeniowy, a w 20% konsumpcyjny). Rygorystyczna obrona twardej złotówki przy niezaspokojonym, przez lata odkładanym popycie we- wnętrznym, pogłębiła deficyt obrotów bieżących bilansu płatniczego, który z 7 mld USD w 1998 r. wzrósł do prawie 12 mld dolarów w 1999 r. Owa pra- wie 70% nadwyżka importu nad eksportem była nawet nazywana załama- niem, gdyż wystąpiła mimo dobrej koniunktury w krajach UE (z której po- chodziło 66% polskiego importu) oraz wyraźnego ożywienia gospodarki rosyjskiej. Deficyt objąl także wymianę z Rosją (blisko 2 mld USD) oraz z Chinami (miliard deficytu). Zapóźnienie gospodarcze Polski pokazuje utrzymująca się przez cały wiek niska efektywność polskiego rolnictwa. W latach 1931 - 1935 z jednego hek- tara zbierano 11 q pszenicy, natomiast w Czechosłowacji o połowę więcej, a w Niemczech - dwa razy tyle. O kulturze rolnej i warunkach egzystencji milionów mieszkańców wsi, zwłaszcza Polski B i C, nie da się powiedzieć ni- 17 czego dobrego. Próby gruntownej zmiany struktury własności oraz przeoranie świadomości polskiego chłopa przez intensywną kolektywizację okazały się pod wieloma względami chybione. Także późniejsze inicjatywy, polegające na stopniowym rozwoju gospodarki wysokotowarowej, szczególnie widoczne w la- tach 70., dały ograniczone efekty. W bardzo wolno, niejako naturalnie postę- pującym procesie reorganizacji i modernizacji wsi ostatnie dekady XX w. trze- ba także uznać za stracone. W końcu wieku polski rolnik produkował w ciągu roku towary za 6 700 zł. Jest to blisko 10 razy mniej niż produkował przecięt- ny rolnik "15" i co najmniej 2,5 raza mniej niż rolnicy takich państw jak: Słowenia, Węgry, Czechy czy Estonia. Wielkim brzemieniem dla polskiej wsi był (i pozostał) nadmiar rąk do pra- cy. Mimo dużego przesunięcia ludności ze wsi do miast, jakie dokonało się w latach intensywnej odbudowy oraz tzw. socjalistycznej industrializacji, licz- ba ludzi zbędnych na wsi jest nadal ogromna. Upadek wielu drobnych gospo- darstw powoduje wielkie problemy egzystencjalne rodzin pozbawionych sta- lego źródła dochodu. Część 2,5-milionowej armii bezrobotnych, która towarzyszy polskim prze- mianom ostatniej dekady XX w. stanowią ludzie wsi. Zjawisko bezrobocia, za- sadniczo obce mentalności ukształtowanej pod wpływem stałej w PIi,L-u pogoni za rękami do pracy, stanowi wielkie novum, z którym zwłaszcza starsza część spoieczeństwa oswaja się z wielkim trudem. Zaskoczenie towarzyszące pierw- szym upadłościom z lat 1989 - 1990 stopniowo przerodziło się w duży problem społeczny i ekonomiczny, łagodzony przez eksplozję zatrudnienia w szarej stre- fie, szczególnie dużą w budownictwie, handlu i usługach, chociaż także w pro- dukcji przemysłowej. Systematyczne jej ograniczanie, czego koniecznym ele- mentem było duszenie handlu bazarowego i przygranicznego, zaostrzało kon- flikty społeczne wokół bezrobocia, którego rozwiązania w bliskiej przyszłości nie widać. Trudno też spodziewać się rozstrzygnięcia sporów dotyczących tego, czy lepiej utrzymywać płace oraz wydatki socjalne na niskim poziomie, czy może dążyć do wzrostu popytu wewnętrznego poprzez dopływ pieniądza na ry- nek, co zwiększy popyt i nakręci koniunkturę, czy też konsekwentnie ograni- czać czas pracy, otwierając możliwości zatrudnienia dodatkowym osobom. Ogólnospołeczna debata poświęcona makroekonomicznym kosztom bez- robocia stale zahacza o jakość i efektywność polskiego pracownika. Wcale nie zostały odesłane do lamusa historii krytyczne, w części obraźliwe opinie znajdujące wyraz w stale pojawiających się Polenwitze, jak op. żart, że w ogłoszeniu prasowym o treści "uczciwy Polak z własnym samochodem po- szukuje pracy" - są trzy nieprawdy... Z badań "Pentora" przeprowadzo- nych w połowie 2000 r. wynika, że Polacy pracują sześć razy mniej efek- tywnie niż Francuzi czy Irlandczycy. Spośród ustawowych 1750 godzin przeciętny Polak pracuje tylko 1500 godzin, co daje tygodniowo niecałe 30 godzin, zamiast formalnie obowiązujących 42 godzin. Dane te plasują pol- -18- POLSKA W EUROPIE, EUROPA W ŚWIECIE skich pracowników na odległym miejscu w Europie, nawet za "ciepłolubny- mi" Grekami, Hiszpanami i Portugalczykami. Polskę ostatnich lat XX w. charakteryzowała ochota do bardziej wyrafino- wanej konsumpcji, wyrażająca się ogromnym zapałem do turystyki zagranicz- nej. Jeśli do 1989 r. statystyczny Polak wyjeżdżał za granicę raz na trzy lata, to dziesięć lat później przekraczał granicę w celach niesłużbowych dwa razy w roku. W najbogatszych państwach Europy utożsamianych z UE przeciętnie 30% rodzin nie korzysta z turystyki zagranicznej. W odniesieniu do Portugal- czyków czy Greków odsetek ten oscyluje wokół 55%. Nie bez znaczeniajest też rozwój na polskim rynku niemieckich firm turystycznych, oferujących swoje usługi nieporównywalnie uboźszym obywatelom Polski na takich samych wa- runkach jak obywatelom unijnym, również tym najbogatszym z Luksembur- ga, Danii i Niemiec. Chociaż współpracę niemiecko-polską stale rozsadzają różne stare zaszłości i nowe obawy (choćby strach przed zalewem taniej siły roboczej ze Wschodu, ale też niepokój Polaków o przekształcenie ich w unijnych parob- ków), to jednak kontakty te w generalnym ujęciu mialy rozwojowy charakter. Rosnące po październiku 1956 r. kontakty zagraniczne silnie oddziałujące na aspiracje społeczne Polaków - wymuszały doskonalenie produkcji i wymiany. Przełomowe znaczenie miało otwarcie w 1972 r. granicy z NRD i Czecho- słowacją oraz liberalizacja w kontaktach międzynarodowych, która była ele- mentem odprężenia ogólnoświatowego związanego z pracami Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Rozpoczęty wówczas proces, mimo okresowych załamań, rozwijał się i czynił z Polaków naród podróżujących handlarzy, z upodobaniem konfrontujących się z innymi narodami, zarówno w ich krajach, jak i na riwierach Grecji, Włoch czy Hiszpanii. Ruchliwość ta, poiączona z imponującym rozwojem telewizji satelitarnej i niemal powszechną komputeryzacją, przeorywała polską świadomość w kie- runku akceptacji przekonania, że we współczesnej epoce partykularyzm i izo- lacjonizm są coraz większym anachronizmem. Rewolucyjnym wręcz zmianom podlegała obyczajowość oraz ogólne warunki życia codziennego. Wyposażenie mieszkań w telewizory i magnetowidy było w końcu stulecia porównywal- ne z państwami UE. Dotyczyło to także tak ważnych dla prac domowych urządzeń, jak lodówki, a zwłaszcza pralki automatyczne, które zrewolucjoni- zowały życie i rolę kobiet. Szczególne miejsce w stale poszerzającym się proce- sie uspołeczniania kobiet odegrały lata I wojny światowej, kiedy musiały one zastąpić mężczyzn nie tylko w domach, lecz także w fabrykach. Dokonująca się emancypacja, dodatkowo uzasadniająca nazwanie tego stulecia wiekiem wielkiego wyzwolenia, była procesem wszędzie przebiegającym z ogromnymi oporami. Po I wojnie światowej w wielu państwach - op. w Belgii, Francji, Szwajcarii, czy Italii - kobiety nadal nie korzystały z prawa wyborczego; we Francji uzyskaly je po II wojnie światowej, a Szwajcaria przyznała prawo -19- STANISŁAW głosu kobietom na szczeblu federalnym dopiero w 1970 r. Historia dostarcza w tej materii czasem dziwnych informacji. W Stanach Zjednoczonych najwcześ- nięi .,P, ?2,,, s -ie aó giosowan'ia (od 1870 r. w stanie Wyo- ming), ale dopiero w 1992 r. pojawiła się w Senacie USA damska toaleta. Wzrost aktywności zawodowej i społecznej kobiet, ukazywany w prasie, filmie, telewizji (op. Walentyna Tierieszkowa w kosmosie w 1963 r.), powodo- wał rozwój uniwersalnej mody. Od czasów wielkiego buntu młodych w 1968 r. upowszechniać się zaczęła moda unisex, której symbolem stały się dżinsy i buty typu adidas. Preferowało to - podobnie jak spódnica mini - sylwet- kę szczupłą, co otworzyło nowy rozdział w walce z otyłością jako czynnikiem pogarszającym stan i komfort życia ("puszyści" w Polsce to 70% ogółu!). Ko- lejnym etapem trwających zmagań był skokowy wzrost zainteresowania spor- tem, zwłaszcza biegami i aerobikiem, oraz rozwojem farmakologii i chirurgii plastycznej. Powszechny zasięg zatoczyła, odwieczna zresztą, walka ze staro- ścią. W ciągu XX w. europejska medycyna wygrała walkę o przeżycie ludzi od narodzin do 40 roku życia. Sukces ten widać także w Polsce, gdzie w połowie stulecia przed osiągnięciem wieku 40 lat umierało 27% mężczyzn i 22% ko- biet. Drugie półwiecze, mimo dużej umieralności mężczyzn w wieku produk- cyjnym, przyniosło poważny postęp w długości życia, które dla kobiet wynosi 77 lat, a dla mężczyzn prawie 69 lat. Młoda część społeczeństwa polskiego w ostatnich dwóch dziesięcioleciach XX w. zakwestionowała tradycyjny wzorzec obyczajowy nakazujący poślubio- nej parze mieć dziecko w ciągu roku. Stopniowo upowszechnił się model wiążący macierzyństwo z materialnymi warunkami życia. Wychowanie i wy- -- kształcenie stało się ważniejsze, ale leź i coraz droźsze na skutek odchodzenia państwa od jego "opiekuńczej funkcji". Rodzina w hierarchii wartości społecz- nych została zdystansowana przez wykształcenie, dobrą pracę zawodową i wy- sokie zarobki. Młodzi ludzie współtworząc lub akceptując powyższy model oraz stojąc na stanowisku, że lepiej mieć mniej dzieci, ale otoczyć je lepszą opieką, przyczynili się do demograficznej zapaści, która dotknęła Polskę na przełomie wieków. Szok spowodowany przez zerowy przyrost demograficzny (de facto ujemny, zwłaszcza jeśli liczyć większą emigrację niż imigrację) był tym wyraźniejszy, że Polska należała do najludniejszych państw Europy, ustępując w okresie mię- dzywojennym wyraźnie tylko Związkowi Radzieckiemu, Niemcom i Wielkiej Brytanii oraz niewiele, bo tylko 0 7 mln Francji i Italii. Polska w tym czasie przewyższała też znacznie, bo niemal dwukrotnie, średnią dla Europy gęstość zaludnienia, która w 1938 r. wynosiła 46 osób na 1 km2. II Rzeczpospolita była natomiast zdecydowanym liderem pod względem dynamiki przyrostu natural- nego (wyniósł 1,5%), dystansując takie państwajak Związek Radziecki (1%) czy Włochy (0,8%), które do polityki pronatalnej przywiązywały wyjątkowo dużą wagę. Dotkliwa wyrwa demograficzna spowodowana przez II wojnę światową 20- została stosunkowo szybko załatana przez systematyczny, trwający do 1955 r. wzrost urodzeń przy nieznacznie rosnącej liczbie zgonów. Koniunktura demo- graficzna sięgnęła szczytu w 1983 r., kiedy urodziło się 723 rys. dzieci. Było to dwa razy więcej niż w 1999 r. Rosnąca stale liczba mieszkańców kraju (1980 r. - 31 mln, 1993 r. - 35 mln, 1998 r. - 39 mln) uległa zahamowaniu. Prze- suwanie się wieku zawierania małżeństw oraz odkładanie "na później" naro- dzin pierwszego dziecka, często jedynego, powoduje nie tylko postępujące sta- rzenie się społeczeństwa, ale także zmniejszanie liczby obywateli, których w połowie przyszłego wieku ma być tylko 35 mln, a więc tyle, ile w 1993 r. i przed wybuchem II wojny światowej. Demograficzne kłopoty Polski nie są odosobnione. Najsilniej dotknęły one Węgry, Bułgarię oraz wręcz ugodziły Łotwę i Estonię. Alarmy wznoszone z tego powodu były słuchane w państwach bogatych bez specjalnego niepoko- ju, gdyż z kłopotami demograficznymi świat zachodni boryka się od kilku dziesięcioleci, a Francuzi od czasów napoleońskich. W 1999 r. w 15 krajach UE przyszły na świat tylko 4 mln dzieci. Było to najmniej od zakończenia II wojny światowej. Jeśli ogólna liczba mieszkańców "15" zwiększyła się o mi- lion, to tylko wskutek napływu emigrantów. Droga ta jest także możliwa w przypadku Polski, do której chętnie przeniosłaby się wcale spora liczba osób zza wschodniej granicy. Z przeprowadzonych w 1999 r. badań wynika, że aż ' 95% Rosjan w wieku produkcyjnym chętnie wyemigrowałoby z kraju dla pod- ř jęcia pracy i podreperowania swej egzystencji. Nacisk na polski rynek pracy ludzi osiągających w swoim kraju miesięczne dochody rzędu 15 dolarów jest równie oczywisty, jak i trudny do zatamowania. Zdecydowana kontrakcja wladz polskich oraz wrogość lokalnego rynku pracy dla przybyszów obni- żąjących cenę pracy spowodowały, że zjawisko zagranicznej szarej strefy sta- nowi w Polsce gospodarczy margines. Odnotowania wymaga jednak społeczna, ponadlokalna akceptacja, nieraz nawet życzliwość, dla tej części przybyszów ze Wschodu, którzy - tak jak niegdyś Polacy na targach w Berlinie, Wiedniu, Rzymie czy Świnoujściu - zdobywali środki na przeżycie lub budowali zręby osobistego biznesu. Dotyczy to także ludzi wykonujących prace, na które wśród polskich bezrobotnych brak chętnych, m.in. z powodu konieczności zmiany miejsca zamieszkania. W istniejącej i utrzymującej się w polskiej świadomości teorii o dwóch wiel- kich narodowych wrogach, obawy wynikające z supremacji Rosji były w ogól- nym rozrachunku mniejsze. Powody tego ponadczasowego stanu kształtowały się przez dziesięciolecia i zasadzały się na kultywowaniu sytuacji, w których Polacy byli równorzędnymi partnerami, a nawet "byli górą". O trwałości tego myślenia dobrze świadczy ustanowienie dnia Wojska Polskiego w rocznicę zwycięskiej bitwy warszawskiej 1920 r. Decyzja ta, powzięta przez otoczenie Piłsudskiego, została potwierdzona przez polityków III Rzeczypospolitej, któ- rzy co roku przypominają niezwykle złożoną sytuację, jaka towarzyszyła całej 21- wojnie na wschodzie, zaliczanej współcześnie do szczególnie ważnych i chwa- lebnych kart polskiej historii. Warte przypomnienia jest więc, że wyprawa ki- jowska, mieszcząca się w rzędzie kilku istotnych, a samodzielnie powziętych inicjatyw państwa polskiego w XX w., od samego początku wywoływała na- miętne spory. Wprawdzie zawsze podkreślano jej zasadnicze znaczenie dla ukształtowania się granicy wschodniej państwa, ale jednocześnie przypomi- nano, że wyprawa ta postawiła pod znakiem zapytania istnienie dopiero co wywalczonej, wypłakanej i wymodlonej niepodległości. Wojciech Korfanty w "Odezwie do Ludu Śląskiego" z grudnia 1927 r. tak to ujmował: "Gdyśmy tu walczyli o każdą piędź ziemi polskiej, która jest więcej warta, niż całe po- wiaty na Rusi, odpowiedzialni sternicy naszego państwa szukali szczęścia i sławy pod Kijowem [...]. Niemcy zaś ludności górnośląskiej co dzień obwiesz- czali o upadku Warszawy i ryczeli nam pod oknami: Finis Poloniae"4. Per- spektywa taka była o tyle realna, że najważniejsi sojusznicy polscy nie mogli się zdecydować, który z nich ma udzielić wojskowej i materialnej pomocy. Dra- maturgię sytuacji uwypukla zgoda premiera brytyjskiego Davida Lloyda Geor- ge'a na mediację, pod warunkiem akceptacji przez Polskę linii Curzona, a więc biegnącej grosso modo wzdłuż Bugu. Ukształtowane u progu międzywojnia przekonanie, że Rosjan można poko- nać, ugruntowało ich nieskuteczne poparcie dla Litwy. Rozpaczliwie poszu- kiwała ona wówczas gdzie się tylko dało sprzymierzeńców w walce o Wilno: historycznej stolicy i ukochanego miasta, będącego dla Litwinów czymś w ro- dzaju Gniezna, Krakowa i Częstochowy razem wziętych. Zajęcie Wilna w wy- niku samodzielnej inicjatywy Piłsudskiego w 1920 r. przekreśliło cały dorobek polsko-litewskiej tradycji opiewającej Grunwald i antygermańską solidarność słowiańską. Litwini wskazywali na Polaków jako na przedstawicieli narodu, który "od zawsze" zagrażał litewskiej tożsamości narodowej, a więc także ich niepodległości. Przechowują przeto w pamięci dzień 28 października 1939 r., kiedy to Związek Radziecki przekazał im Wileńszczyznę w zamian za wprowa- dzenie najej terytorium 30-tysięcznego kontyngentu Armii Czerwonej. Z tego powodu obrzydzenie dla paktu Ribbentrop-Mołotow było i jest na Litwie mniejsze niż w innych państwach tego regionu dotkniętych zmową radziec- ko-niemiecką. Silny konflikt towarzyszący międzywojennemu współżyciu Polaków z in- nymi narodami zamieszkującymi nasze "kresy" i Europę Wschodnią synte- tyzują negatywne lub nawet fatalne efekty wszelkich planów federacyjno- -prometejskich, które realizowano za pomocą oręża, a później polityki poloni- zacyjnej wobec mniejszości (nieraz większości) narodowych. Z drugiej strony, w Rlozoiii czasu kształtowania się nowej mapy Europy Wschodniej po I wojnie światowej znakomicie mieściło się nawiązanie do tradycji granic najrozleglej- 4 W. Korfanty, Odezwa do ludu śląskiego, Katowice 1927. 22- szych, do czego dodatkowo zachęcała sytuacja w Rosji - pogrążonej w cha- osie rewolucji. Nie zmienia to faktu, że rozwiązania z lat 1919 - 1921 zdeter- minowały stosunki Polski z sąsiadami. Stosunki te można ogólnie ocenić jako złe lub bardzo złe. W ówczesnej Europie nadzieja, że się poprawią, była płonna. Dlatego przyjęto, narzucającą się zresztąjakojedynie roztropną, zasa- dę równego traktowania obu wielkich sąsiadów. Była ona jedyną możliwą do realizacji w sytuacji ich przejściowego osłabienia. Wraz ze wzrostem siły i zna- czenia obu mocarstw sytuacja Polski uległa pogorszeniu. Ryzyko utraty suwe- renności i niepodległości rosio. Polski punkt widzenia, w ogniu sprzecznych interesów i oczekiwań głównych państw kontynentu, ważył mało. Chętnych do umierania, czy to za czeskie Sudety, Kłajpedę, czy też za Gdańsk nie było wielu ani w Paryżu, ani w Londynie. Stale brano więc pod uwagę możliwość akceptacji nie tylko terytorialnych żądań pod adresem Polski stawianych naj- pierw przez Republikę Weimarską, a następnie hitlerowskie Niemcy, ale też mniej kategorycznych, acz równie dobrze znanych roszczeń ZSRR do tzw. pol- skich kresów wschodnich. Przywiązanie do kojarzonej z lordem Curzonem granicy było na Zachodzie trwałe i na tyle silne, że zarówno przed wojną, jak i po klęsce Polski we wrześniu 1939 r. terytoria rozciągające się na wschód od Bugu były traktowane jako naturalny, historycznie umotywowany obszar pa- nowania Rosji. Francuzi i Anglicy po prostu przyjęli do wiadomości, że "Polska została wykreślona z mapy Europy" - jak to ujął 24 września 1939 r. ambasador Francji w ZSRR Jean Payart. W tych samych dniach rząd brytyjski dopytywał się, jakie stanowisko zajmie Moskwa w nowej sytuacji i "czy w planach rządu ;'.. ZSRR w ostatecznym wyniku znajduje się Polska niepodległa". Ambasador Majski nie był w stanie zaspokoić ciekawości ministra Halifaksa. Powiadomił go wszakże, że strona radziecka "odebrała tylko część tego, co zabrano w roku 1920 i podkreślił, że linia demarkacyjna nie jest dla Rosji tak korzystna, jak granica z roku 1914"5 Rozpoczęta 3 września 1939 r. "dziwna wojna" - pisze w cytowanej wyżej książce Henryk Batowski - to wyjątkowo niebezpieczny okres w dziejach państwa polskiego. Splot czynników międzynarodowych (z najważniejszym - antypołskim współdziałaniem Niemiec i Rosji) powodował, że wchodził w grę najczarniejszy scenariusz. Utrzymanie pokoju na Zachodzie było wówczas tak ważne, że znaczne okrojenie terytorium Polski było bardzo realne. W sprawie uznania linii Curzona w 1939 r. nie było rozbieżności ani między sojusznikami Polski, ani jej wrogami. Natomiast granice zachodnie, południowa i północna - jeśli doszłyby do skutku marzenia o obaleniu Hitlera i utworzeniu rządu ziożonego z "innych Niemców" - byłyby kształtowane przez negocjatorów biorących za podstawę stan z 1914 r. 6 H. Batowski, Zachód wobec granic Polski 1920 - 1940, Łódź 1996. 23- Przez kilka pierwszych tygodni 1940 r. Polska z sojusznikami znalazla się na wspólnej orbicie antyradzieckiej. Zaoferowana przez Wielką Brytanię i Francję pomoc dla Finlandii zaatakowanej przez ZSRR otworzyła możliwość włączenia do tej operacji żołnierzy polskich. Złożona w tym duchu deklaracja gen. Władysława Sikorskiego została przyjęta z dużym zadowoleniem. Jednak do wyprawy nie doszło, a nadzieje na włączenie przy tej okazji przedstawiciela Polski w skład Najwyższej Sojuszniczej Rady Wojennej nie ziściły się. Gorzką i bezsilną irytację gen. Sikorskiego wzmogly kpiny propagandy radzieckiej o planowanym wysłaniu na front fiński "polskich najemników". Nieprzyjem- nym zgrzytem prac przygotowawczych byto również to, że zostały one podjęte bez wiedzy rządu polskiego. FiloiW ska aktywność rządu polskiego pogarszała i tak fatalny stosunek władz radzieckich do ludności polskiej, zwłaszcza 150 rys. internowanych oraz 330 rys. deportowanych. Symbolem poniewierki w nieludzkich warunkach oraz lekceważenia losu czlowieczego stał się Katyń. Chociaż alianci wiedzieli, kto jest sprawcą tej zbrodni wykonanej na ponad 14 rys. polskich oficerów i funkcjonariuszy państwowych, nie wsparli protestu rządu polskiego. Wartość Armii Czerwonej, walczącej od 22 czerwca 1941 r. z Niemcami, była dla Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych tak duża, że angażowanie się po stronie pretensji zgłoszonych przez Polskę nie wchodzilo w grę. Instrumentalne traktowanie spraw innych państw i narodów, także so- juszniczych, przez polityków mocarstw to - w sensie historycznym - zja- wisko bardzo dobrze znane. Pod tym względem rozwój sytuacji podczas II wojny światowej wzbogacił doświadczenia wielu narodów, w tym także Polski, która w konfrontacji ze Związkiem Radzieckim nie mogła liczyć na poparcie pozostałych państw koali- cji antyhitlerowskiej. Kiedy Tadeusz Romer 5 maja 1943 r. po zerwaniu sto- sunków polsko-radzieckich opuszczał Kujbyszew, nie pozyskał ani Brytyjczy- ków, ani Amerykanów, ani nawet Kanadyjczyków do reprezentowania polskich interesów wobec rządu ZSRR. Jeśli zabraklo solidarności z Polską w obliczu sytuacji powstałej w następstwie tak ewidentnej zbrodni jak Katyń, to trudno być zaskoczonym różnie manifestowaną zgodą Londynu i Waszyng- tonu na oczekiwany przez Moskwę przebieg radzieckiej granicy zachodniej. Sprawa ta, będąca niezmiennie w centrum sporów i dyskusji Polaków, zostala przesądzona przez Anglików i Amerykanów zgodnie z oczekiwaniami Moskwy już w 1943 r. Podczas spotkania ministrów spraw zagranicznych Wielkiej Trójki, na którym przygotowywano plany konferencji w Teheranie (do któ- rej doszło na przełomie listopada i grudnia 1943 r.), Molotow bez większych klopotów przeforsowal większość swoich żądań. Szefowie dyplomacji Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych - Anthony Eden i Cordell Hull - wyrazi- li wówczas zasadniczą zgodę na uznanie specjalnej sytuacji ZSRR na wyzwolo- nych terytoriach państw sojuszniczych, co stanowiło zapowiedź wyeliminowa- nia rządu londyńskiego poprzez uniemożliwienie mu powrotu do kraju 24- i wykonywania władzy. Zrozumiała, ale też wymowna była w tym kontekście niechęć Churchilla i Roosevelta do rozmów z premierem Mikołajczykiem za- równo przed, jak i po konferencji w Teheranie. Oczekiwali oni wyraźnych ustępstw ze strony Polski, w tym zmian w rządzie, m.in. wyeliminowania poli- tyków o antyradzieckim nastawieniu (jak Kazimierz Sosnkowski, Marian Ku- kiel i Stanisław Kot). Miało to umożliwić rozmowy o wznowieniu stosunków z ZSRR i w dalszym planie - uzyskanie zgody na przebieg granicy zbieżnej z linią Curzonas. Sugestie te miały tym cięższy kaliber, że w nocy z 3 na 4 stycznia 1944 r. Armia Czerwona przekroczyła dawną granicę wschodnią Rzeczypospolitej. Określenie warunków współdziałania wojsk radzieckich z Armią Krajową oraz innymi polskimi formacjami wojskowymi, uważanymi za część składową koalicji antyfaszystowskiej, stało się nieodzowne i bardzo pilne. Brak tych uzgodnień, co wynikało z całkowicie odmiennych celów działania rządu polskiego i radzieckiego, stał sięjednym z elementów dramatu Powstania Warszawskiego, niezmiennie sytuującego się wśród najtragiczniej- szych momentów polskiej historii. Poza dyskusją jest niezwykła ofiarność po- wstańców, w dużej części młodych i bardzo młodych, co dało asumpt do powie- lania słów Pigonia, że Polacy strzelają do wroga z brylantów. Wszystkie inne aspekty Powstania wywołują różnie motywowane spory, co wiązać należy tak- że z tym, że poniesione wówczas straty były ogromne, większe niż ponieśli Polacy podczas wszystkich zrywów powstańczych. Historyczny wymiar ofiar można łączyć nawet z tezą, że ukształtowana wówczas opinia o bohaterskich, nieobliczalnych wręcz Polakach załegła w świadomości przywódców radziec- kich, kiedy rozważali zbrojną interwencję, do jakiej doszło na Węgrzech w 1956 r. czy w Czechosłowacji w 1968 r. W realiach 1944 r. Powstanie Warszawskie było przejawem dominacji poli- tyki nad myśleniem wojskowym. Wobec miażdżącej przewagi technicznej III Rzeszy powstanie od samego początku było skazane na klęskę. Jeśliby Niemcy - jakimś cudem - opuścili Warszawę, to dzieła zduszenia Powsta- nia dokonałyby wydzielone dywizje NKWD. Na komisarza politycznego tej operacji przewidywano Stanisława Raczkiewicza, późniejszego szefa UBP. Po- wstańcy przez dwa miesiące karmili się wiarą w bliską, skuteczną pomoc Zachodu. Duża część polskiej klasy politycznej nie porzuciła tej wiary ani wówczas, ani później, gdy na światło dzienne wychodziły kolejne dokumenty świadczące o nielojalności, a nawet zdradzie zachodnich sojuszników. Trzeba jednak zaznaczyć, że Rząd Polski w Londynie - tak ważny dla ciągłości ist- nienia państwa polskiego - coraz wyraźniej stawał się niewygodnym partne- rem dla zachodnich aliantów. Władze brytyjskie i amerykańskie, stroniąc od kontaktów, pozbawiały polskich polityków wpływu nie tylko na proponowąnę rozwiązania, lecz także a infs:. ts sv`ame rokowań nad pokojem. 6A. Czubiński, Druga wojna światowa 1939 - 1945, t. I - II, Poznań 1999. 25- Pod tym względem w podobnej sytuacji był Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego - utworzony w lipcu 1944 r. z woli Stalina. Siła i znaczenie tzw. Polski Lubelskiej opierały się na akceptacji planów i zamierzeń radziec- kich, które zyskały generalną sankcję aliantów zachodnich podczas spotkania w Jałcie 4 - 11 lutego 1945 r. Sprawy tam rozstrzygane stały się podstawą długotrwałego podziału politycznego Europy i świata. Dla Polski był to ko- lejny przykład arbitralnych decyzji powziętych bez jej udziału. Uwypukla to zmianę sytuacji Polski po obu wojnach światowych. Udział przedstawicieli państwa polskiego w rozstrzyganiu spraw żywotnie dla nich ważnych, takich jak terytorium, ustrój, rząd, wojsko, był poza ich zasięgiem. Współdziałanie rządu londyńskiego ze Związkiem Radzieckim, mimo ponawianych nacisków, próśb i gróźb ze strony Anglosasów, okazało się niewykonalne. Stanisław Mikołajczyk, decydując się jako były premier na dialog z przedstawicielami proradzieckiej lewicy, został okrzyknięty renegatem. Stanisław Cat-Mackie- wicz broszurę wydaną w Londynie w 1945 r. opatrzył tytułem Mikotaj Mi- koajewicz Mikoajczyk. Na przełomie wojny i pokoju pozycja Stalina, który w Poczdamie zdołał przeforsować wszystkie zasadnicze cele, była wybitna. Ogromny też był mię- dzynarodowy autorytet komunistów oraz ZSRR, postrzeganych jako szczegól- nie zasłużeni w pokonaniu faszyzmu. Wielu intelektualistów i artystów popula- ryzowało tezę, że komunizm jest nieuchronnym, historycznie uwarunkowanym etapem rozwoju cywilizacji, zdolnym pokonać najgroźniejsze jej plagi, jak nacjo- nalizm, chaos gospodarczy, wielkie i małe wojny. Przekonanie o kresie kapitali- zmu charakteryzującego się ekstensywną eksploatacją siły roboczej było rozpo- wszechnione w całym obozie lewicy, mającym w wielu państwach zachodnich (jak op. we Francji i Włoszech) duże wpływy, oraz w latach 1945 - 1949 realny udział w sprawowaniu władzy. Ich dążenie do zmian znajdowało oparcie w spo- łeczeństwie przekonanym, że każdy problem społeczny może być rozwiązany za pomocą stosunkowo prostych środków. Wiara w skuteczność inżynierii społecz- nej - szczególnie duża po wojnie - podpowiadała politykom radykalne roz- wiązanie nabrzmiałych przez wieki problemów, związanych op. z prawem własności, rolą Kościołów i religii. Jeden z ważnych aspektów tego pogmat- wanego, zarówno w sensie społeczno-politycznym, jak i emocjonalnym, węzła dostrzega Marian Brandys. W rozmowie z Jackiem Trznadlem wyjaśnia on, że stając się przed wojną obiektem i świadkiem rażących pogwałceń prawo- rządności, wszedł w czasy powojenne z kompleksem poniesionej krzywdy. "Łu- dziłem się, że w nowej Polsce, w tworzeniu której uczestniczyłem, podobne krzywdy i niesprawiedliwości nie będą już możliwe. To zapatrzenie w nową sprawiedliwą Polskę mogło sprawić, że nie dostrzegałem lub nie chciałem do- strzegać krzywd i niesprawiedliwości spotykanych po drodze do niej". Argu- 7 J. Trznadel, Hańba domowa. Rozmowy z pisarzami, Lublin 1993. 26- mentację tę można rozciągnąć na sytuacje zawsze wyzwalające wielkie emocje, a związane z zamachem na święte prawo własności, co najsilniej ujawniła na- cjonalizacja przemysłu i reforma rolna, które wszakże trzeba połączyć z auten- tycznym sukcesem gospodarczego Planu Trzyletniego (1946 - 1949) i fanfarami głoszącymi socjalistyczną perspektywę w związku z przekraczanymi wskaźni- kami Planu Sześcioletniego. Polska, stając się bez swej woli częścią zewnętrz- nego imperium radzieckiego, włączyła się równocześnie w wielką, globalną ry- walizację. Cywilizacyjną dramaturgię położenia dzielącego świat od II wojny światowej na dwa antagonistyczne obozy uzmysławiają trudności ze znalezieniem miejsca dla Europy jako całości. Jej pomniejszona rola, ujawniająca się dobitnie w pro- cesie uzgadniania warunków pokojowych po obu wojnach światowych, pozwala lepiej ocenić niebezpieczeństwo, jakie zawisło wówczas nad Polską. Zarówno Amerykanie, jak i Anglicy - dowodzą tego dokumenty udostępnione pół wieku po naradach jałtańskich - nie mieli złudzeń, jaki charakter rządów będzie kró- lował w strefie oddanej Moskwie pod kontrolę. Pocieszali się wszakże, że miesz- kańcy Środkowowschodniej Europy właściwie przywykli do rządów despotycz- nych i półfeudalnych, przesiąkniętych antysemityzmem i tendencjami imperialistycznymi. "Trzeba to wreszcie wykrztusić - pisze Janusz Tazbir - Polska Ludowa była współnym tworem Zachodu i Stalina. Alternatywą dla niej mogłoby być włączenie nas do Związku Rad w charakterze 17 republiki, a wówczas czekałaby Polaków o wiele dłuższa, bardziej ciernista i zapewne zbroczona krwią droga do niepodległości"8. Twierdzących, że łepsza jest jawna niewola, niż półsuwerenność czy nawet autonomia, zachęcać trzeba do oklaski- wania trzeciego rozbioru, który takie właśnie państewko łikwidował. Swoistą kontynuacją dyskusji na ten temat były i są wypowiedzi takich po- lityków, jak Jan Nowak-Jeziorański, który w "Tygodniku Powszechnym" w 1992 r. pisał, że granice jego "ojczyzny nigdy nie objęły rządów Polski Ludo- wej". Na tychże łamach odpowiedział mu Andrzej Drawicz, który upomniał się o uszanowanie innych doświadczeń, różnych od pielęgnowanych w kręgach po- litycznej emigracji: "Dla kilku pokoleń i większości ich przedstawicieli to, co na- zywano Polską Ludową, było zwichniętą u zarania i wykoślawioną przez dzie- sięciolecia - ale zawsze przecież POLSKĄ. Będąc zmuszonym w niej żyć, starano się ją uczłowieczyć; poszło na to wiele szczerego wysiłku i w efekcie od czasów poststalinowskich nie stanowiła onajedynie wyszczerzonej maski zła"9. Miejsce Polski w radzieckim imperium zewnętrznym było porównywalne z pozycjami innych państw obozu radzieckiego, które także były pozbawione samodzielnego głosu, zarówno w sprawach polityki zagranicznej, jak i wew- 8J. Tazbir, Pożegnanie z XX wiekiem, Warszawa 1999. 9Polemiki wokó najnowszej kistorii Polski. Materiały źródtowe, wybór A. Magierska, A. Szustek, Warszawa 1994. 27 nętrznej. Ideologizacja i dogmatyzacja życia publicznego osiągnęła apogeum w latach 1949 - 1955. Karykaturalne formy przybrała wzmożona czujność w zakresie ochrony tajemnicy państwowej pojmowanej bardzo różnie, w zależ- ności od woli i wyobraźni decydentów i kontrolujących. Jeśliby akcje te nie pociągały za sobą dramatycznych sytuacji i tragicznych konsekwencji, to byłyby w dzisiejszej optyce kpiną. Kary dotyczyły wszelkich przejawów swo- bodnego myślenia, nie mówiąc już o mniej lub bardziej zawoalowanej krytyce systemu i jego niewzruszonej - jak twierdzono - opoki. Autora wypowie- dzi, że w Zakopanem otworzono szkołę dla baców, z trzema przedmiotami: wypędzanie owiec, zapędzanie owiec i język rosyjski, spotkały represje... Budowany na przemocy tzw. system socjalistyczny charakteryzował się du- blowaniem i współistnieniem dwóch głównych źródeł władzy: partii, która była władzą rzeczywistą, oraz administracji państwowej pozorującej władzę. Nie- efektywność tego systemu, zdominowanego "ręcznym sterowaniem" oraz me- chanizmem nakazowo-rozdzielczym, ujawniła się zwłaszcza w sferze spraw go- spodarczych. Powstanie w 1949 r. RWPG, będącego zamaskowaną formą hegemonizmu radzieckiego oraz instrumentem nacisku na mniejszych człon- ków tego porozumienia, nie wywołało żadnych skutków w polityce i praktyce gospodarczej. Rozziew, a później coraz bardziej widoczna przepaść między pro- klamowanymi celami gospodarczo-społecznymi komunizmu (socjalizmu) a sta- nem rzeczywistym, to fundamentalny element postępującej erozji systemu jako całości. Na temat jego historycznej roli oraz społecznego oblicza trwają i trwać będą spory, które odzwierciedlają także indywidualne doświadczenia osób re- presjonowanych z jednej strony i w różny sposób uprzywilejowanych z drugiej strony. Masowość i dynamika obu zjawisk nałożyły się na trwającą rywalizację globalną, w której raz po raz liderzy ZSRR zapowiadali, że już wkrótce dości- gną, a rychło przegonią potęgi kapitalistyczne... Propagandzie tej stale towa- rzyszyło przekonanie, że ZSRR jest nie tylko tarczą i drogowskazem, ale rów- nież życzliwym i hojnym opiekunem całego obozu i wszystkich sił, które walczą przeciwko imperializmowi na świecie. Tym starano się tłumaczyć wcale nie skrywany paradoks, że ZSRR to może pierwsze w dziejach imperium, w którym ludności zależnej, skupionej w "obozie państw socjalistycznych" wiodło się znacznie lepiej niż mieszkańcom metropolii. Nie tylko wśród części Niemców z NRD, lecz także wśród Polaków, Węgrów, Czechów czy Rumunów, panowało przekonanie o różnie motywowanej ich wyższości nad przedstawicielami "wiel- kiego brata". Mawiano o nim z nutą lekceważenia i ironii; Rosjanin był też bar- dzo często negatywnym bohaterem dowcipów. Swoistym bastionem antysocjalistycznego oporu był w Polsce Kościół kato- licki oraz silnie z nim związane środowisko wiejskie, skutecznie walczące o utrzymanie prywatnej własności ziemi. Ogromną rolę społeczną odegrali rzemieślnicy, sklepikarze oraz inni przedstawiciele stale gnębionego sektora indywidualnego w mieście, którzy stanowią trwający przez lata, a niedocenia- 28- ny wspólcześnie element spajający dzieje Polski w XX w. Przywiązanie do tra- dycji stale kultywującej walkę o wolność, religię i ziemię odegrało najważ- niejszą rolę w tym, że ani stalinizm, ani budowany na tych podwalinach system społeczno-gospodarczy nie były wiernym odwzorowaniem doświadczeń radzieckich. Stalin, poirytowany postawami Polaków, chciał ich poniżyć, stwierdzając - co upowszechnil zmarly w 1998 r. kardynał Agostino Casa- rolli - "łatwiej z krowy zrobić wierzchowca, niż z Polaka komunistę". Na kolejnych etapach dziejów PRL wyznaczanych przez masowe protesty - szczególnie brzemienne w latach 1956, 1970, 1980 - widać postęp w de- mokratyzacji stosunków wewnętrznych. Każda kolejna ekipa miała w tym jakiś swój udział, przez co czasy Bieruta są pod tym względem nieporównywalne z dekadą Gierka. Uniemożliwia to również charakteryzowanie czasów PRL-u ;;jako okresu zdominowanego przez stagnację stosunków społeczno-politycznych rśgospodarczych, a już zwłaszcza określanie tego ustroju jako totalitarny. Wi- ? doczne w tym wypadku nadużycie, będące także udziałem osób z humanistycz- nym wykształceniem, przywodzi na pamięć utrzymujące się przez wiele lat przekonanie, że rządy sanacji były faszystowskie, a najwłaściwsze dla Piłsud- skiego miejsce znajduje się u boku Hitlera i Mussoliniego. Bywa, że także piew- cy tak pojętych prawd, czynią wspólcześnie z dziejów II Rzeczypospolitej temat tabu. Można o owych latach mówić dobrze albo wcale, co powoduje, że wy- wabianiu białych plam towarzyszy pojawianie się nowych. Budowie nowych, jedynie słusznych pomników na miejscu wcześniej postawionych towarzyszy entuzjazm z powodu zapanowania "prawdziwej historii", odpowiadającej wy- obrażeniom o przeszłości, będącej melanżem tradycji rodzinnej i propagandy PRL-u, fabuly filmowej, zwłaszcza popularnych seriali, prozy Sienkiewicza czy Kraszewskiego oraz popularno-naukowej, skądinąd poważnej, publicystyki Bo- gusława Wołoszańskiego. Niemal dwa pokolenia żyjące w czasach realnego socjalizmu miały świado- mość, że jest to dyktatura słabnąca, chociaż okresowo brutalna i krwawa. Jed- nocześnie jednak - powtórzmy to raz jeszcze - każdy kolejny kryzys posu- wał źycie społeczno-polityczne, częściowo także gospodarcze, w kierunku "normalizacji" i zwiększającego się udziału społeczeństwa w życiu kraju, przy- bliżał je do systemu dominującego wówczas w wolnej części Europy. Szczegól- ne miejsce w tej ewolucji zajmują wydarzenia 1956 r., nazywane polską rewo- lucją, w których powodzenie silnie zaangażowal się Kościół katolicki, czego wyrazem było poparcie prymasa Wyszyńskiego dla głosowania do sejmu bez skreśleń. Nie zmienia to wszakże ciągle obecnej w praktyce politycznej ten- dencji do status quo anta, co znakomicie oddaje popularny komentarz z końca lat 50.: "Co najbardziej się zmieniło po październiku? - Gomułka". Historyków nie może szokować fakt konfrontacji i stałego przenikania sta- nów odchodzących z nowymi, rodzącymi się. Więcej nawet - pozorna anty- nomia, jak to lapidarnie ujął Ferdynand Braudel w formule "ciągłość i zmia- 29- na", ma glęboki sens, gdyż nieustanny ruch stanowi naturę procesu historycz- nego, jest przejawem żywotności narodów oraz cywilizacji jako całości. W tym ujęciu dobrzę m,,,, ,,,,-,'zwienników konwergencji - teorii prze- niesionej z biologii i etnologii do polityki. Wedle tej teorii marksizm oraz prak- tyka państwa opiekuńczego, realizowana przez państwa obozu radzieckiego, wywarły niewątpliwy wplyw na ewolucję kapitalizmu, wydobywając z niego elementy humanitarne. Z drugiej strony masowe partie komunistyczne, zwłaszcza Włoch i Francji (niezależnie od dogmatyzmu wielu ich przywód- ców), funkcjonując w rzeczywistości kapitalistycznej i zdobywając nieraz trzy- dziestoprocentowe poparcie społeczeństwa, stanowiły niemożliwy do zlekce- ważenia element ogólnoeuropejskiej panoramy. Zawirowania wywoływane przez Moskwę, które w sposób brutalny godziły w suwerenność państw bę- dących częścią obozu socjalistycznego, wywoływały na Zachodzie reperkusje, a także oburzenie i głęboki ferment, często łzy zawodu. Sytuacje te bywały także udziałem nowego, znacznie lepiej przygotowane- go i wykształconego aparatu władzy - ludzi, którzy w państwach obozu ra- dzieckiego wdzierali się do polityki z przekonaniem, że stare formuły wyczer- pały swoją siłę i powinny ulec zmianie. Mieczysław Rakowski, redaktor "Poli- tyki", w pisanym na gorąco "Dzienniku politycznym" pod datą 21 sierpnia 1968 r. zanotował: "Czołgi radzieckie, polskie, bułgarskie, węgierskie i ener- dowskie wdeptały głęboko w ziemię te i tak już niewielkie okruchy nadziei, które człowiek jeszcze hołubil. Nie ma dziś już miejsca na jakąkolwiek wiarę w ideologię komunistyczną. Po 23 latach działalności politycznej dochodzę do wniosku, że popelniłem kiedyś omyłkę i to taką, która zaważyla na całym moim życiu. Trudno mi się teraz wycofać, porzucić swoją pasję". Powyższe słowa można uznać za swoiste wyznanie wiary człowieka o dwóch obliczach, stanu dość rozpowszechnionego wśród ludzi będących na obrzeżach władzy, oferującej przysłowiowe konfitury. Wielu z nich, w zaprzyjaźnionym, własnym środowisku, krytykowało system i jego liczne wynaturzenia, nato- miast na zewnątrz najczęściej operowalo frazesem oderwanym od rzeczywi- stości. Karol Modzelewski, więziony w czasach PRL-u, pisał w 1997 r. o "nad- wiślańskim socjalizmie z perskim okiem", wspierając tym samym będącą w obiega opinię o Polsce jako "najweselszym baraku w radzieckim cyrku". Przekonanie to (upowszechniające się przy dużym udziale polskiej humanisty- ki, która odzyskała suwerenność znacznie wcześniej aniżeli państwo polskie jako takie) zdobyło masowego zwolennika w latach 70. Stosunki tak się uło- żyły, że ekipa Gierka i Jaroszewicza zręcznie i z powodzeniem lawirowała między otwarciem na Zachód a czołobitnością wobec radzieckich przywódców. Wielkie wrażenie robiła pompa, z jaką przyjmowany był Leonid Breżniew w 1975 r., kiedy towarzyszyły mu hołdy, prezenty, ordery, ale też "prześmiew- cza ulica": "Staruszka usłyszawszy huk salwy armatniej pyta przechodnia: ®Czy to wojna?", ®Nie, Breżniew przyjechał,>". Ponowna salwa znowu zanie- 30- pokoiła starszą panią: "®A teraz to wojna?Ż, ®Nie - odpowiada przechodzień - Breżniew przyjechałŻ. ®A to za pierwszym razem nie trafili?>,". Czasy gierkowskie niezmiennie utrzymują się na wysokim poziomie popu- larności społecznej. Aż 54% społeczeństwa polskiego po dwudziestu latach od przerwania jego dekady uznało ten okres za korzystny dla rozwoju kraju, a połowa ludzi była przekonana, że za Gierka żyło się lepiej niż po dziesięciu latach rządów III RP. Źródeł tych opinii poszukuje się w większej w latach 70. liberalizacji stosunków gospodarczo-społecznych, otwarciu na Zachód, dużych nakładach na naukę, oświatę i kulturę, znakomitych, nigdy później nie powtó- rzonych sukcesach popularnej wówczas piłki nożnej i takich indywidualnych gwiazd sportu, jak Irena Szewińska, Marian Woronin, Ryszard Szurkowski. Trafnie spostrzega Jerzy Topolski w syntezie dwudziestowiecznych dziejów Polski, że w latach PRL-u "Polacy nie tylko cierpieli i walczyli, lecz także żyli normalnym życiem rodzin, szkół, uniwersytetów, wsi czy fabryk. Prowadzili badania naukowe, byli bardzo aktywni w dziedzinie kultury i życia artystycz- nego"1ř. Dotyczy to tzw. polskiej szkoły filmowej, której pozycję uwypukla Oskar dla Andrzeja Wajdy przyznany w 2000 r. za całokształt twórczości (a więc także za "Popiół i diament" z 1956 r. c,, " opioły" z 1965 r.), dokonań znakomitych kompozytorów, jak Lutosławski czy Penderecki, powszechnie znanych twórców plakatu. Dotyczy to również unormowanych stosunków z Kościołem, co pozwoliło kardynałowi Wyszyńskiemu powiedzieć Polonii z Zagłębia Ruhry w 1978 r.: "Tak jak niegdyś śpiewaliśmy ®Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie,>, tak dziś mówimy: ®Ojczyznę wolną pobłogosław Pa- nie,>". Wybór Karola Wojtyły na papieża, jego pozycja w gronie największych Polaków wszechczasów i światowych indywidualności ostatnich dekad XX w. znacznie umocniły naszą pozytywną samoocenę. Rozwój stosunków społeczno-politycznych w Polsce z przełomu lat 70. i 80. awansował do grona indywidualności również Lecha Wałęsę, który ogromną popularność w Polsce i na świecie zdobył jako lider ponadklasowego ruchu społeczno-politycznego "Solidarność". Polska w ciągu kilku miesięcy stała się najważniejszym elementem trwającej przez dziesięciolecia rywalizacji bloków. Stając się forpocztą przemian, ześlizgiwała się do roli potencjalnej of'iary. Wy- starczy przypomnieć raz po raz ponawiane przez liderów ZSRR zapewnienia, op. z lutego 1981 r., kiedy Leonid Breżniew obwieścił: "Socjalistycznej Polski, bratniej Polski nie opuścimy w biedzie i nie damy skrzywdzić". Mnożące się obawy o rozważaną interwencję wojsk Układu Warszawskie- go, jak również ujawnione po obu stronach polskiej barykady postawy kon- frontacyjne (w każdym razie grożące niekontrolowanym wybuchem i roz- lewem krwi bratniej), skłoniły gen. Wojciecha Jaruzelskiego, ówczesnego I sekretarza KC PZPR i premiera, do wprowadzenia stanu wojennego. Decyzja 1ř J. Topolski, Polska dwudziestego wieku, Poznań 1994. 31 - ST, konsekwentnie charakteryzowana przez organizatorów stanu wojennego jako mniejsze zło, podzieliła naród. Spór na tym tle jest nadal żywy, chociaż w październiku 1996 r. - po wielu latach śledztwa - Sejm III RP uznał le- galność stanu wojennego. Przybliżaniu się do takiego rozwiązania towarzy- szyła opinia, panująca wśród większej części społeczeństwa polskiego, że lata 80. stanowiły trudny, niewątpliwie dramatyczny i bolesny, ale konieczny etap polskiej transformacji. Rzecznicy takiego poglądu rekrutowali się także z przeciwników planów dekomunizacyjno-lustracyjnych odwołujących się w skrajnych przejawach do eksterminacyjnej retoryki. Oswobadzanie się Polski z radzieckiego ucisku oraz socjalistycznego sposo- bu myślenia o gospodarce nie było łatwe, proste ani szybkie. W każdym przy- padku w grę wchodził proces, który znajdował odbicie w różnych, także od- ległych od czystej polityki, dziedzinach. Jednym z przejawów dokonujących się w PRL i III RP zmian może być demografia, która pokazywała wyraźne spowol- nienie, a później także obniżenie przyrostu naturalnego. Odnotowania wyma- gają również, podjęte w latach stanu wojennego i kontynuowane, choć z ogrom- nymi trudnościami w latach następnych, reformy gospodarcze mające na celu stopniowe odchodzenie od systemu nakazowa-rozdzielczego. Siła tego nieefek- tywnego systemu, który bez powodzenia starali się przezwyciężyć technokraci z otoczenia Gierka i Jaroszewicza, wiązała się z formalnym przywództwem, ze stale eksponowaną rolą wielkoprzemysłowej klasy robotniczej oraz pełnym (okresowo nawet przymusowym) zatrudnieniem. Ważnym sygnałem i elemen- tem dokonującej się ewolucji była ustawa z 26 lutego 1982 r., która rozpoczęła reformę systemu bankowego. Przemiany społeczno-polityczne i gospodar- cze, podlegające stałej presji zwolenników powrotu "Solidarności" do legalnej działalności (wielką sławę zdobyło w tych latach hasło: "Nie ma wolności bez ®SolidarnościŻ"), w połączeniu z nastaniem "ery Gorbaczowa", przywiodły spo- łeczeństwo polskie do okrągłego stołu w 1989 r. Zasługuje on na potraktowanie jako najbardziej znamienny element ewolucji polskiej rzeczywistości, może tak- że politycznej mentalności. Nie przeszkadza to jednak atakować go i traktować w kategoriach zmowy postkomuny z niesprecyzowanymi bliżej "ciemnymi" siłami, które działały na szkodę i zgubę Polski narodowej i katolickiej. Z poglądem tym utożsamia się spora część opinii publicznej lat 90.; w jednej trzeciej przekonanej, że krajem rządzą tajemne, ciemne siły, wśród których po- czesne miejsce zajmują masoni, często z dodatkami "żyda" i "komuno". Pogląd ten utrzymuje się niezależnie od tego, że rabini nie pozwalali Żydom na udział w pracach masonerii, a Międzynarodówka Komunistycznajuż w 1922 r. podjęła specjalną uchwałę negatywnie oceniającą masonerię i odmawiającą komuni- stom prawa do służenia innym bogom. Uszczypliwa, czy wręcz negatywna, opinia na temat "okrągłego stołu" (po- nieważ najważniejsze sprawy zostały załatwione w wąskim kręgu w Mag- dalence), kontrastuje z wysoką oceną tego wydarzenia w kontekście, nie tyl- 32 ko historycznych doświadczeń polskich (choćby kryzysów z lat PRL), ale zwłaszcza w optyce europejskiej. Konsensus pozwalający na liczenie głosów w urnach zamiast licytowania się o wielkość strat własnych i nigdy nie za- kończonych sporów o to, kto pierwszy strzelil i która ze stron ponosi większą odpowiedzialność za rozwój krwawej konfrontacji, wystawia organizatorom "okrągłego stołu" wysoką notę. Byt on bowiem ważnym i koniecznym elemen- tem procesu prowadzącego Polskę w kierunku demokratyzacji i gospodarki rynkowej. Ewolucja ta spowodowała, że tak daleko idąca zmiana, dotycząca nie tylko życia wewnętrznego Polski, ale też będąca wstrząsem dla ukladu sił w Europie Środkowowschodniej, dokonała się raczej lagodnie. Uwypukla to historyczny wymiar osób wspóltworzących ten proces, dowodząc nowej dyscy- pliny społeczeństwa, którego tęsknotę znakomicie oddały słowa wyśpiewane przez Jana Pietrzaka: "Żeby Polska była Polską". Satysfakcję, która towarzyszy dużej części społeczeństwa polskiego, pozy- tywnie oceniającego demokratyzację życia spoleczno-politycznego w III RP, pomniejszają ostre spory na tle dekomunizacji i lustracji. Nikt nie skrywa, że problem jest trudny, bardzo złożony i wieloznaczny. Pod koniec komunizmu - przypominał Andrzej Drawicz - opozycja działała półjawnie, korzystając z osłony i udziału mało zaangażowanych. Dzięki temu, za glówną siłę opozycji mogło uchodzić hasło: "Kto nie całkiem z nimi, ten z nami". "Zastępowanie go - pisał w 1992 r. Drawicz w ®Tygodniku Powszechnym>, - po zwycięstwie pogróżkami dekomunizacyjnymi, w kategoriach zbiorowej odpowiedzialności jest gorzej niż błędem - jest świństwem". Ciągnącej się przez lata debacie dekomunizacyjnej towarzyszą duże emocje polityków, zwłaszcza tych o rodowodzie "Solidarnościowym", którzy nie skąpią sobie oskarżeń o wyslugiwanie się w przeszłości "komunie" lub paktowanie z nią wspólcześnie. Stopniowe wytracanie dekomunizacyjnego ostrza wynika z odrzucenia przez sejm w październiku 1999 r. tzw. ustawy dekomunizacyjnej przygotowanej przez Akcję Wyborczą "Solidarność". Źródłem tej porażki (pro- jekt przepadljuż w pierwszym czytaniu) byle duża, jak twierdzono później celo- wa, absencja w Sejmie wielu postów wchodzących w skład większości rządowej. Zapowiadane przez liderów AWS sankcje utonęły w ponawianej dyskusji, w któ- rej raz po raz - za ks. Józefem Tischnerem - przypominano, że w każdej osobie wychowanej i wykształconej w latach PRL-u tkwi homo sovieticus. Nie mniejsze zamieszanie w klasie politycznej III RP zrobiła tzw. lustracja, czyli weryfikacja oświadczeń osób pełniących współcześnie ważne funkcje pu- bliczne w sprawie ich współpracy ze służbami specjalnymi PRL-u. Postępowa- nie lustracyjne od samego początku wzbudzało liczne wątpliwości, wybuchające przy okazji "wojny na górze", kiedy to - wedlug Gustawa Herlinga-Grudziń- skiego - "zasłużonemu przywódcy ®Solidarności>, spieszyło się bardzo do prezydenckiego tronu". Na liście sporządzonej w 1992 r. przez ministra spraw wewnętrznych Antoniego Maciarewicza znalazly się 64 nazwiska, w tym wielu 33- czołowych polityków "Solidarności" zamieszanych w jakiś sposób w kontakty z UB i SB. Lustracja włączona do rozgrywek politycznych pokazała swą de- strukcyjną dla państwa siłę w momencie ustąpienia premiera Józefa Oleksego w 1996 r. Większość przesłanek sugeruje, że była to intryga uknuta przy udzia- le służb specjalnych III RP, za wiedzą i aprobatą osób z najwyższych pięter władzy. Skarlała wiara w lustrację, jako formę moralnego oczyszczenia, została przygwożdżona w 1999 r. wyeliminowaniem z rządu "solidarnościowego" wice- premiera, a zwłaszcza procesami lustracyjnymi kandydatów na urząd prezyden- ta - Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsy. Formy i metody poszukiwa- nia prawdy wywołały powszechne zdumienie i konsternację. Opiniotwórcza "Gazeta Wyborcza" 28 lipca 2000 r. napisała o "lustracyjnym zamachu stanu". Adam Michnik w artykule wstępnym zatytułowanym Wobec draństwa napisał, że zia ustawa lustracyjna "jest stosowana w sposób nieuczciwy", gdyż celem podjętej operacji jest "wyeliminowanie Kwaśniewskiego z grona kandydatów. Lustracja ma zastąpić demokrację. Ta niegodna manipulacja na zawsze okryje wstydem nazwiska tych, którzy są jej sprawcami". Do dziś trwa spór o to, jakie nazwiska wchodzą w grę. Nie ma przesady w twierdzeniu, że społecznym pognębieniem różnej maści lustratorów i deko- munizatorów, ludzi z obrzydzeniem mówiących o Polsce lat PRL-u, były wybo- ry prezydenckie w 2000 r., w których Aleksander Kwaśniewski został wybrany na prezydenta już w pierwszej turze. W dziejach Polski była to sytuacja nie mająca precedensu. Gabriel Narutowicz - pierwszy prezydent odrodzonej Polski - piastował urząd kilka dni, jego następca został de facto usunięty z urzędu przez zamach majowy, po którym Piłsudski nie przyjąl wyboru, wska- zując jako swojego kandydata Ignacego Mościckiego. Decyzja ta została zaak- ceptowana przez Zgromadzenie Narodowe. Ponowny jego wybór w 1933 r. oprotestowałojednak wielu posłów i senatorów: spośród 555 członków Zgrorna- dzenia w posiedzeniu wyborczym uczestniczyły tylko 343 osoby. We wrześniu 1939 r. na wyznaczonego przez niego sukcesora Bolesława Wieniawę-Długo- szowskiego nie zgodzila się Francja i prezydentem podziemnego państwa pol- skiego został Władysław Raczkiewicz, którego następcy pozbawieni zostali wa- runków wypełniania władzy. Także w kraju zdominowanym przez PPR i PZPR urząd ten został zepchnięty do roli ceremonialnej. Powrotowi do zasad państwa demokratycznego towarzyszył wybór na pre- zydenta (przewagąjednego głosu) gen. Wojciecha Jaruzelskiego i niespodziewa- nie spieszne, bo już po roku, zastąpienie go przez Lecha Wałęsę, którego suk- ces pomniejszała konieczność walki w drugiej turze z nieznanym wcześniej emigrantem Stanisławem Tymińskim. W tym kontekście zwycięstwo Aleksan- dra Kwaśniewskiego nad Lechem Wałęsą w 1995 r., a zwłaszcza powtórny jego wybór w 2000 r. przez 54% głosujących, stanowi, dobrze przyjęty w Polsce i poza nią, przejaw dojrzałości społeczeństwa, jego niechęci do wszelkich ekstre- mizmów. Finał wyborów prezydenckich w 2000 r. zjednał Polsce kolejnych so- 34- juszników wśród polityków pozytywnie oceniających jej marsz w kierunku bu- dowy nowego europejskiego ładu. Zdobywanie kolejnych punktów jest tym bardziej konieczne, że według badań "Times'a" przeprowadzonych w połowie 1999 r. współczesna Polska kojarzyła się na pierwszym miejscu z buntowniczą "Solidarnością", komunizmem i Stocznią Gdańską, na drugim - z II wojną światową, ruchem oporu i Oświęcimiem, a dopiero na trzecim - z krajem przewodzącym przemianom w Europie Wschodniej (20% badanych). Trwająca przez dziesięciolecia walka o przywództwo łub wysoką pozycję w tej części Europy wyrażała się nie tyle rywalizacją o zasługi, które coraz wy- raźniej majoryzują zjednoczone Niemcy, co o miejsce w całkowicie zmienionym układzie sił. Wprawdzie eksperyment socjalistyczno-komunistyczny zapocząt- kowany w Rosji w 1917 r. okazał się zaułkiem historii i ulicą bez wyjścia, ale rozbudzone nadzieje - wpisane na stałe w poszukiwanie lepszych warunków życia i bardziej sprawiedliwego ustroju - przekładają się na wysoką pozycję partii socjalistycznych z jednej strony oraz atrakcyjność programów populi- styczno-nacjonalistycznych z drugiej. Obie te tendencje z punktu widzenia całego XX w. ujawniają ogromną żywotność. Dotyczy to zwłaszcza ruchów pra- wicowych, znajdujących zawsze oparcie w nacjonalizmie, który - spleciony z socjalizmem - okazał się w wydaniu niemieckim najbardziej niszczyciel- skim huraganem XX w. Od II wojny światowej, która ukazała ogromne pokłady nienawiści uksztaltowanej na podłożu różnic narodowych, nacjonalizm jeszcze bardziej kojarzy się z dążeniem do zdominowania jednego narodu przez drugi, zwykle większy, bardziej zasobny materialnie, często lepiej rozwinięty kulturo- wo. Ideologia nacjonalistyczna, łącząca ludzi tej samej nacji i ujawniająca swoje destrukcyjne oblicze w stale zmieniających się formach ekspresji (op. w sporcie obucie korzystającym z zakazanej farmakologii), okazała się charakterystycz- nym elementem dwudziestowiecznej rzeczywistości. Zawładnęła ona uczuciami zarówno narodów małych, op. Słowaków hołubiących dokonania księdza Tiso, czy Chorwatów uznających Niezależne Państwo z lat II wojny światowej za piękną kartę narodowej historii, jak i wielkich - by wskazać na Turcję nio- sącą piętno ludobójstwa na Ormianach z lat I wojny światowej, czy hitlerowskie Niemcy. Przykłady świadczące o żywotności ruchów prawicowych wspiera- jących się na nacjonalistycznych fundamentach są obecne w państwach ma- jących za sobą faszystowską lub jej podobną przeszłość. Dowodzą tego dzieje Włoch ze stale wpływowym Movimento Sociale Italiano, kłopoty Niemiec z piew- cami hitleryzmu czy też wielka debata wywołana przez współtworzenie rządu w 2000 r. przez Freiheitliche Partei Ósterreichs. Ten ostatni casus był o tyle znamienny, że większość Austriaków nie myślała o liderze partii Jórgu Heide- rze jako o ekstremiście, kiedy twierdził on, że niemieccy naziści nie zakładali obozów koncentracyjnych, ale "wychowawcze ośrodki dla przestępców", lub gdy o Polakach mówił, że są złodziejami samochodów, Jugosłowian nazywał "ekspertami od włamań", a Rosjan "mistrzami szantażu". 35 Niezwykle silne, choć w części tylko skuteczne, naciski rządów Unii Euro- pejskiej zmierzające do wyeliminowania prawicy z rządu austriackiego, wzmogly wątpliwości dotyczące zakresu ingerencji czynnika międzynarodo- wego w sprawy wewnętrzne suwerennego państwa. Cała europejska prawica, mająca złe zdanie o postępującej integracji europejskiej, utrzymywała, że za- mazuje ona fundamentalne odrębności narodowe. Wszczęta więc alarm, eks- ponując zgubne konsekwencje rządów lewicy, utożsamianej z ciemnymi inte- resami brukselskich eurokratów. Ideologiczno-polityczny charakter konfliktu wokół składu rządu Austrii wiązano z bardzo wyraźną dominacją rządów centrolewicowych w państwach Unii Europejskiej. W ostatnim roku XX w., w 13 z 15 krajów Unii, partie so- cjaldemokracji europejskiej uczestniczyły w sprawowaniu rządów, a w 11 so- cjaldemokraci byli premierami. Ton ich aktywności społeczno-politycznej i go- spodarczej nadawali socjalistyczni premierzy trzech najważniejszych państw europejskich - Niemiec, Wielkiej Brytanii i Francji. Koncentrowali się oni na haśle budowy nowej cywilizacji, w której priorytet będą miały sprawy go- spodarcze. Taki kierunek wytyczyl na kolejne stulecie Kongres Międzynaro- dówki Socjalistycznej, który odbyt się w Paryżu 8 - 10 listopada 1999 r. W koń- cowej rezolucji znalazł się postulat powołania pod auspicjami ONZ Rady Bezpieczeństwa Gospodarczego, chociaż w dyskusji nie skrywano formali- stycznego podejścia do tej sprawy w kontekście dostrzeganego upadku autory- tetu Narodów Zjednoczonych, a zwłaszcza krytykowanej powszechnie przepa- ści oddzielającej świat bogatych i biednych. Lewica uważa się za szczególnie predestynowaną do przypominania świa- tu, że na przełomie wieków tytka jedna trzecia ludzkości żyje w dobrobycie, natomiast aż dwie trzecie w niedostatku, nędzy, nawet endemicznym głodzie. W ciągu pięciu lat (1995 - 2000) liczba ludzi żyjących w ubóstwie powiększyła się o 200 mln osób, a jednocześnie 200 najbogatszych ludzi na świecie dyspo- nuje takim samym majątkiem co dwa miliardy ubogich. Przelicza się, że po- nad miliard ludzi ma na swoje utrzymanie jednego dolara dziennie, natomiast co trzeci czlowiek tylko dwa dolary. W grupie tej znajdują się oczywiście lu- dzie, którzy w sposób daleko rozbieżny zaspokajają swoje potrzeby życiowe. Ubóstwo w Wielkiej Brytanii, gdzie w ciągu ostatnich dwóch dekad XX w. licz- ba ludzi o najniższych przychodach zwiększyła się trzy razy, nie może równać się z biedą w państwach Wschodu Europy, a ta z kolei z dużymi połaciami Afryki, Azji czy Ameryki Łacińskiej. W tej optyce trudno nawet mówić, że lu- dzie którzy mieszkają na przykład w Stanach Zjednoczonych i Indiach żyją na tej samej planecie. Będąc w Indiach, kraju o ludności liczącej miliard, uświa- damiamy sobie, że znakomita większość mieszkających tam ludzi, nie wie ni- czego o Europejczykach, których cny uważamy za indywidualności wieku. Biedna część cywilizacji w niewielkiej części, lub w ogóle, nie uczestniczy w dobrodziejstwach związanych z epokowymi odkryciami nauki przekłada- 36- jącymi się na poprawę jakości i długości życia: aspiryna, insulina, antybiotyki, nie mówiąc o wiagrze, na którą w pierwszym roku obecności na rynku wypisa- no 9 mln recept. Laboratoria farmaceutyczne (10 największych wydaje na ba- dania 20 mld dolarów rocznie) kolejnemu stuleciu przekazują w spadku lecze- nie trzech największych współcześnie bolączek cywilizacyjnych: chorób serca, nowotworów oraz AIDS - choroby nazywanej dżumą XX w. Jeden ze stu do- rosłych mieszkańców naszego globu jest zarażony wirusem HIV, ale niewielu o tym wie... Ogromne nadzieje na znalezienie skutecznych antidotów łączy się z postępem w badaniach genetycznych, które w końcu 1999 r. zaowocowały rozszyfrowaniem ludzkiego chromosomu. Znamienne, że odkrycia tego doko- nała międzynarodowa grupa badaczy, których prace są finansowane przez najbogatsze państwa i koncerny świata, co nieuchronnie i coraz wyraźniej mo- nopolizuje postęp naukowo-techniczny i płynące z niego zyski. Prawidłowości tej podlegają wszystkie dziedziny globalnej produkcji i wymiany, co powoduje, że nierówność pomiędzy światem bogatych i biednych ulega zwiększeniu, jak- kolwiek ogólny poziom życia stale podnosi się. Chociaż ludzkość jest nadal bezradna wobec różnych kataklizmów przyrodniczych, na czele z huraganami i trzęsieniami ziemi, które dotykają wszystkich bez różnicy na posiadane do- bra, to jednak postęp naukowo-techniczny minimalizuje skutki katastrof. Trzęsienie ziemi w bardzo gęsto zaludnionym rejonie Kioto - Osaka w 1923 r. pochłonęło 150 rys. istnień, natomiast równie silne trzęsienie w tym samym obszarze w 1995 r. tylko 5 rys. osób, mimo niemal podwojonej i sięgającej 20 mln liczby mieszkańców. Wraz z postępem w dziedzinie informacji, której rozległość i szybkość przepływu mogą budzić trwogę, ogólnospołeczny wymiar rozwoju elitar- nej, wysokospecjalistycznej nauki ulega stałej ewolucji. Niewiarygodne wręcz przyspieszenie, związane z ekspansją Internetu, uzmysławiają dane Komisji Europejskiej, według których telefon - aby uzyskać 50 mln użyt- kowników na świecie - potrzebował 74 lata, radio - 38 lat, komputery osobiste 16 lat, telewizja 13 lat, natomiast Internetowi wystarczyły tylko 4 lata. Dynamika ta zachęca do stawiania pytań o przyszłość, którą coraz bardziej utożsamia się z globalnym, czyli transgranicznym i transkontynen- talnym, przepływem informacji i kapitałów. Tendencja ta wywołuje bardzo silny sprzeciw także części humanistów, którzy twierdzą, że pod hasłami glo- balizacji skrywa się XIX-wieczny rabunkowy kapitalizm. "Ten zaś - mówił Gunter Grass w wykładzie z okazji przyznania mu Nagrody Nobla w końcu 1999 r. - tak samo jak komunizm, który sam sobą się udławił, okazuje się niereformowalny. Jego dyktat ma na imię globalizacja. I po raz kolejny twierdzi się z dufnym przekonaniem o własnej nieomylności, że nie ma alter- natywy"11. 11 IV. Honaza, Guntera Grassa portret wtasny, Wrocław 2000. -37- SIERPOWSKI Opinia powyższa znajduje akceptację wśród licznych demonstrantów, kie- rujących swą złość i nienawiść wobec polityków oraz instytucji uważanych za reprezentantów globalizacji. Obiektem szczególnej wrogości staly się Stany Zjednoczone, które w końcu wieku osiągnęły w świecie pozycję unikalną w dziejach nowoczesnej cywilizacji. Prymat Ameryki w świecie nauki doku- mentuje liczba wynalazków, patentów i Nagród Nobla, które razem wzięte dają wyjątkową efektywność gospodarczą, powodującą, że nadwyżka docho dów państwa nad wydatkami liczona była w końcu wieku w bilionach dolarów. Technologiczna-informatyczną przewagę Stanów Zjednoczonych nad Europą uzmysławia to, że wartość internatowego handlu członków Unii zamknęła się w 1999 r. sumą 20 mld dolarów, podczas gdy w USA przekroczyła 500. Ponad połowa amerykańskich domów była podłączona do Internetu, a w państwach Unii tylko 12%. Znamienną drogę przeszły też Stany Zjednoczone w dziedzinie polityki, stając się ważnym, później głównym, a w końcu centralnym elementem sto- sunków międzynarodowych. Zwraca uwagę dynamika tego procesu - od walki z brytyjskim kolonizatorem w XIX w., poprzez udział w obu wojnach światowych oraz zimnej wojnie, aż po zwycięstwo zakończone rywalizacją ze Związkiem Radzieckim i decyzje podejmowane w zasadzie samodzielnie, z pozycji "międzynarodowego żandarma" wobec Iraku w 1991 r. czy Ju- gosławii w 2000 r. Nie był to jednak wyłącznie triumfalny pochód wyzwa- lający powszechne oklaski. Głęboko tkwiącym cierniem była klęska w Wiet- namie po wojnie nazwanej "brudną". U progu nowego tysiąclecia świat zaszokowały informacje o zastosowaniu przez Amerykanów bomb i pocisków ze zubożonym uranem podczas interwencji w Jugosławii, co było prawdopo- dobną przyczyną białaczki u kilkudziesięciu żołnierzy włoskich, belgijskich, brytyjskich i czeskich. Chociaż przedstawiciele NATO zapewniali, że zu- bożony uran nie stanowi zagrożenia dla zdrowia, to jednak kilkanaście przy- padków śmierci wśród żolnierzy europejskich, którzy służyli na Bałkanach, nadało dyskusji dodatkowej dramaturgii, celowo podsycanej przez środowi- ska niechętne lub wrogie Ameryce. Dyskusja ta wywołała szok i panikę, zwłaszcza w Jugosławii, gdzie zestawiano owe fakty, które nie wytrzymy- waly konfrontacji z humanitarnymi motywami, jakie leżały u podstaw opera- cji bośniackiej czy kosowskiej. Tak jak Europa w minionych wiekach narzucała światu swoją cywilizację wyprowadzoną z tradycji grecko-rzymskiej, tak w miarę upływu lat XX w. wzmagało się ciśnienie kultury i cywilizacji anglosaskiej, która w ogólnym ra- chunku stała się bardziej rozwojowa i dynamiczna od kultury romańskiej, a tym bardziej słowiańskiej. W czasie II wojny światowej zostało zakwestiono- wane przywództwo Europy, co uwidoczniło się narodzinami systemu jałtań- sko-poczdamskiego zdominowanego przez globalne interesy supermocarstw oraz postępującą dekolonizację. Finał stworzonego pod egidą supermocarstw 38- bezpieczeństwa opartego na strachu, to nie tylko rozwiązanie Układu War- szawskiego w 1991 r., ale także usilne zabiegi większości "osieroconych" państw o przyjęcie do Paktu Północnoatlantyckiego. Połączenie procedu- ry przyjęcia Polski, Czech i Węgier z uroczystościami 50-lecia powstania NATO to dodatkowy smaczek w tym niecodziennym polityczna-strategicznym menul2. Można też dodać, że przyjęcie Polski do NATO stanowi zachętę do re- animacji pojęcia przedmurza, które jedno ze swych marzeń łączy ze starym już pytaniem o miejsce Polski w wielopokoleniowych kontaktach prawosław- nego Wschodu oraz łacińskiego w istocie Zachodu. Rozszerzenie NATO na Wschód, ku granicy tradycyjnych, choć w końcu stulecia zakwestionowanych wpływów Rosji, wzmogło spór o to, jak daleko ma być posunięta ingerencja amerykańska w sprawy europejskie. Próby osłabienia tej roli dobrze widoczne poprzez wyprowadzenie Francji ze struktur wojsko- wych Paktu przez prezydenta de Gaulle'a, znalazły w ostatnich latach wieku XX wsparcie w rządzie niemieckim, który wołał o poważną redukcję budżetu obrony i zapowiadał uszczuplenie swego udziału w wydatkach NATO. Europej- scy sojusznicy sprzeciwiali się ponoszeniu ciężarów związanych z przyjęciem nowych członków, których armie wymagały całkowitego przezbrojenia. Konse- kwencje tej postawy były wielorakie i dla nowo przyjętych niekorzystne. O ile w 1999 r. w sprawie dochodzenia do standardów wojskowych obowiązujących w Sojuszu Polska traktowana była w Kwaterze Głównej NATO w Brukseli ulgowo, to negocjacje w 2000 r. były już prowadzone na zasadzie równowagi z pozostałymi państwami. Skutkiem tego w latach 2001 - 2006 przewidziano na modernizację polskiej armii sumę 16 mld zł, przy założeniu, że będzie ona li- czyła 220 rys. żołnierzy (w 2000 r. liczyła 187 tys.), Ewolucja ta, pogłębiająca niezadowolenie niezadowolonych, została wzmocniona przez sceptyków mówiących o zamianie ról supermocarstw wobec Polski, dla której tradycyjnie pojmowana suwerenność zakończyła się w sierpniu 1939 r. Pożywką dla tych nastrojów były zarzuty o neoficką nadgorliwość Polski, zamanifestowaną w połowie 2000 r. przy okazji międzynarodowej konferencji w Warszawie zakończonej przyjęciem deklaracji "Ku wspólnej demokracji". Jako jedyna odmówiła podpisu Francja, która - jak to ujął Bernard Marghe- ritte w "Tygodniku Solidarność" 7 lipca 2000 r. - "była przeciwniczką Układu Warszawskiego pod wodzą Sowietów ijest przeciwniczką nowego Pak- tu Warszawskiego pod wodzą Amerykanów". Francuzom, czemu dawali wyraz w różnej formie, nie podobała się poszerzająca się obecność Stanów Zjednoczo- nych w państwach Europy Środkowowschodniej będących - poza wszystkim - obszarem tradycyjnie dużej obecności kultury romańskiej. Dlatego też - doradzał dobrze znający polską rzeczywistość Bernard Margheritte - Pol- 12 J. Kiwerska, Gra o Europę. Bezpieczeństwo europejskie w polityce Stanów Zjednoczo- nych pod koniec XX wieku, Poznań 2000. ska musi się zdecydować: może zostać 51 stanem USA, jeśli Amerykanie wy- rażą na to zgodę, ale "po co zawracać głowę płaczliwymi prośbami o jak naj- szybsze przyjęcie do Unii?" Tak jednoznaczne połączenie obu wątków - natowskiego i unijnego - to zwrócenie uwagi na stale obecny, chociaż skrzętnie i skutecznie minimali- zowany, konflikt interesów obu tych instytucji i podmiotów gospodarczo-poli- tycznych. Wzajemne przenikanie ich zadań, a także przyznawanych ad hoc kompetencji podpowiada, że świat zdominowany przez NATO wkroczył w no- wą fazę swego istnienia. Do powszechnego obiegu weszło pojęcie międzynaro- dowej interwencji humanitarnej polegającej na obronie jednostki - lub gru- py - przed represyjnym działaniem własnego państwa. Powoływanie się na prawa człowieka jako podstawę do interwencji, to nie tylko przewrót w do- tychczasowych stosunkach międzynarodowych, lecz także nowe rozkładanie odpowiedzialności poprzez postępującą amputację roli takich czynników za- ufania publicznego, jak op. ONZ. Jeśli bowiem w 1991 r. ONZ w obronie lud- ności kurdyjskiej i szyickiej zakazał lotnictwu irackiemu lotów nad częścią ich własnego państwa, to już interwencja z powodu Kosowa w 1999 r. została po- wzięta bez udziału Rady Bezpieczeństwa, ponieważ Rosja i Chiny chciały zgłosić veto. Także w tym wypadku prawa człowieka zostały uznane za war- tość nadrzędną w stosunku do innych racji, tradycyjnie uważanych za święte lub bardzo istotne w stosunkach międzynarodowych. Na domiar wszystkiego, co z perspektywy zasad nie ma podstawowego znaczenia, doniesienia o maso- wych zbrodniach Serbów na kosowskich Albańczykach nie były prawdziwe. Równocześnie, jak twierdzili Serbowie, pod osłoną wojsk NATO Albańczy- cy dokonywali w Kosowie eksterminacji innych narodów jugosłowiańskich. Z dwudziesta-, trzydziestoprocentowej mniejszości serbskiej, dominującej ,, wcześniej w Kosowie, nie pozostało śladu. Z bezwzględną wrogością odnosili się też Albańczycy do około tysiąca miejsc kultu znajdujących się w Kosowie, które tradycja serbska nakazywała czcić jak największe świętości. Nie brak wszakże głosów wskazujących na to, że zdecydowane włączenie się Stanów Zjednoczonych w tlący się od lat konflikt postjugosłowiański za- groziło rozlaniu się wojny na sąsiednie, a może i dalsze państwa. Trudności z przezwyciężeniem konfliktu nawet w obrębie państw sojuszniczych (vide Grecja i Turcja nie mogące od ćwierćwiecza porozumieć się w sprawie Cypru) zachęciły Stany Zjednoczone oraz, akceptujące ich przywództwo, mocarstwa europejskie z NATO do zdecydowanego działania, wykraczającego poza do- tąd praktykowane rozwiązania. Krytycy tej polityki, nazywanej nawet najpo- ważniejszym od końca II wojny światowej wypadkiem piractwa międzynaro- dowego, zarzucają Stanom Zjednoczonym arogancję i egoistyczne podejście do spraw bezpieczeństwa międzynarodowego. Z jednej strony wskazuje się na postępujący paraliż ONZ, czego wyrazem są między innymi ogromne za- ległości w płaceniu składek do budżetu (pośród 52 dłużników są także Stany POLSKA W EUROPIE, EUROPA W ŚWIECIE Zjednoczone), z drugiej zaś - na nieratyfikowanie przez Senat USA układu w sprawie zakazu prób nuklearnych. Wagę tej ostatniej decyzji uwypukla to, że poprzednio podobną decyzję podjął Senat przed osiemdziesięcioma laty, kiedy odmówił ratyfikacji traktatu wersalskiego podpisanego przez prezy- denta Thomasa Woodrowa Wilsona w 1919 r. Pobrzmiewające opinie o "arogancji superpotęgi" znajdują oparcie w po- równywaniu się Amerykanów z resztą świata. Wsparciem dla tych tendencji są różne dziedziny życia społeczno-gospodarczego, które czerpią natchnienie z najwyższych domów, najlepszych aut, najwspanialszych hamburgerów czy najważniejszych wydarzeń, i które, wyrastając z amerykańskiego stylu życia i bycia, rozlały się po świecie. Optykę tę odwzorowują różne ankiety i sonda- że dotyczące najważniejszych wydarzeń XX w., z których znakomita więk- szość ma bezpośrednie lub pośrednie związki z historią USA. Jeśli można go- dzić się na priorytet zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki, kapitulację Japonii, lądowanie Neila Armstronga na Księżycu w 1969 r., czy atak japoński na Pearl Harbor, to już odległa pozycja rozpadu Związku Ra- dzieckiego, nieco tylko wyprzedzająca skandal obyczajowy w Białym Domu za prezydentury Billa Clintona, uwypukla właściwe dla Amerykanów widze- nie przeszłości. Pod tym względem narody świata nie różnią się specjalnie i z reguły ekspo- nują elementy wynoszące ich znaczenie, czy to w regionalnej, czy też w szer- szej perspektywie. Naturalne przy takich okazjach porównywanie dokonań własnych z najlepszymi stanowi ważny element rozwoju dumy narodowej, będącej trwałym składnikiem tradycyjnego porządku międzynarodowego. Wy- stępujące w tym wypadku elementy partykularne są w kontekście dziejów XX w. coraz silniej majoryzowane przez cechy uniwersalne, znajdujące odbicie w postępującej integracji. Indywidualny człowiek - nie jako jednostka staty- styczna, ale homo sapiens - jest coraz mniej obecny w świecie. Głębokie przewartościowania towarzyszą też takim pojęciom jak naród, do którego chcą się zaliczać także świeżo przybyli imigranci i ich rodziny, w tym na przykład sportowcy pozyskiwani do składów narodowych poprzez nadanie im podwój- nego obywatelstwa. Szczególnie dynamicznie rozwija się transgraniczny przepływ ludności w państwach Unii Europejskiej, skupiającej 375 mln ludzi z 15 państw, które razem wzięte reprezentują potężny potencjał gospodarczy. Nie jest on ani jed- nolity, ani kompatybilny, jak o tym świadczy fakt, że od 1999 r. tylko 11 państw zamieszkanych przez 291 mln mieszkańców stworzyło wspólny obszar waluto- wy. Europejski Bank Centralny, z siedzibą we Frankfurcie nad Menem, stawia wysokie wymagania gospodarcze nie tylko pozostałym członkom UE, którzy nie znaleźli się w "Eurolandzie", ale zwłaszcza nowym, potencjalnym członkom. To jeden z powodów, że Hymn do rzdości Ludwiga van Beethovena, będący i.1 Środkowowschodniej, gdzie procesy dostosowawcze będą przebiegały w stałej konfrontacji gospodarczej rzeczywistości ze złudzeniami. Zarazem społeczeństwa zachodniej cywilizacji, coraz bardziej mieszczań- skie w swej mentalności oraz liberalne w sensie politycznym, nie bez obaw rozważają zyski i straty płynące z rozszerzania się Unii i objęcia nią społe- czeństw reprezentujących w wielu dziedzinach duże ryzyko. Także w tej opty- ce dalekie są oczekiwania na uznanie ludzi za sobie równych, na akceptację wielokulturowości obejmującej obyczaje, religię, rasę, kulturę. Motyw wyzwa- lania, uznany za siłę napędową XX w. jest więc stale aktualny, obejmując ko- lejne fronty zmagań, w tym generalną zmianę obyczajowości, aż po pełne rów- nouprawnienie będące przecież nieosiągalnym ideałem. Nie może być mowy na przykład o prawdziwej jedności Europy, jeśli mia- łaby ona tolerować dominację jednego narodu (czy państwa) nad innymi. Nie można też zakładać budowy superpaństwa i superrządu, w ramach których silniejsi zdominują i wchłoną słabszych. Zarazem nie ma wątpliwości, że w procesie integracji europejskiej, będącej także fragmentem globalizacji, stopniowo zanikać będą narodowe odrębności. Tendencja do uniformizacji, tak jednoznacznie widoczna w muzyce i modzie młodzieżowej, obejmuje nie- mal wszystkie dziedziny zbiorowej konsumpcji - od motoryzacji po gusta kulinarne. Cywilizacyjny bilans XIX w. został zaprezentowany na światowej wystawie w Paryżu w 1900 r., która przeszla do historii między innymi za sprawą 12 rys. lamp oświetlających monumentalny szklany Pałac Elektryczności, jak również ruchomego chodnika nazwanego Ulicą Przyszłości oraz ogromnego ekranu (25 x 15 m), na którym pokazano iilmy braci Lumiere. Na EXPO 2000 w Hanowerze dominowały ekspozycje pokazujące świat na drodze do jedności, możliwości zbliżenia między ludźmi z wyeksponowaniem obrony naturalnego środowiska jako wartości bezcennej. To przesłanie ma swoją wymowę, jeśli zważyć, że wiek XX był czasem wojskowych i ideologów, czasem wojen i totali- taryzmów, a następny może być wiekiem negocjacji, kompromisu oraz pienię- dzy, które będą regulowały coraz bardziej rozbudzane i coraz dalej zdążające ludzkie aspiracje. PIOTR ŁOSSOWSKI KWESTIA POLSKA I POLITYKA ZAGrANICZNA Starając się przedstawić w krótkim szkicu położenie międzynarodowe i polity- kę zagraniczną Polski w XX w. można zatrzymać się tylko na sprawach naj- ważniejszych, które wpłynęły na bieg wydarzeń. Interesująca będzie próba od- powiedzi na pytanie, dokąd prowadził ogólny trend rozwojowy. Czy do zwiększenia znaczenia Polski, czy też załamania jej roli, a może poprzez wzlo- ty i upadki wiódł do ustabilizowania sytuacji i przyznania Polsce, wprawdzie nie mocarstwowego, lecz znaczącego miejsca w naszej części Europy. Początek XX w., podobnie zresztą jak koniec wieku poprzedniego, był bar- dzo niesprzyjający dla Polski. Na trwałe zniknęła ona z mapy Europy, a spra- wa polska przestała być zagadnieniem międzynarodowym. Cicho było o niej na konferencjach polityków i dyplomatów. Rozdzielone ziemie polskie znajdo- wały się pod stałym naciskiem germanizacyjnym na zachodzie i rusyfikacyj- nym na wschodzie. Oświata i kultura polska mogły się tylko jako tako rozwi- jać w austriackiej Galicji. Wszakże nawet w tym najtrudniejszym okresie Polacy nie utracili wiary w odzyskanie niepodległości. W programach partii i stronnictw powstających na przełomie wieków była o tym mowa. Wiele optymizmu i nadziei na lepszą przyszłość musieli mieć emigranci polscy skupieni w Zurychu, którzy w set- ną rocznicę ogłoszenia Konstytucji 3 maja w takich oto słowach zwracali się do narodów europejskich: "Dzisiaj jeszcze, po stu latach ucisku, stanowią Polacy, pomimo rozszarpania ich kraju na trzy części, jeden naród silniej jak kiedykolwiek spojony językiem i literaturą, węzłem tradycji dziejowych (...) łączą się oni w obecnej chwili w jednej wspólnej myśli, jakby chcieli do Eu- ropy i do świata całego głosem milionów zawołać: ®Polska nie zginęła i nie zginieŻ". Ważnym wydarzeniem u progu XX w. stała się rewolucja 1905 r., która wstrząsnęła gmachem rosyjskiego imperium. Wprawdzie i wówczas sprawa polska nie wypłynęła jako kwestia międzynarodowa, ale rewolucja uzmys- łowiła nie tylko rządowi Rosji istnienie i znaczenie Polski. W Petersburgu obawiano się, iż ziemie polskie mogą zostać objęte nie tylko rozruchami rewo- lucyjnymi, lecz wybuchnąć tu może nawet nowe powstanie. Dlatego nie wyco- fano stąd kilkusettysięcznej armii. Konsulowie państw obcych obszernie do- nosili o tym, co dzieje się w Warszawie, a raporty te były w różnych stolicach uważnie czytane. Ogromne poruszenie ogarnęło Polaków we wszystkich za- borach. Mnożyły się żądania i protesty. W memoriale obywateli Królestwa Polskiego do rosyjskiego rządu z 14 lipca 1905 r. mogliśmy przeczytać, iż "wa- runkiem koniecznym do unormowania stosunków z Rosją jest nadanie nasze- mu krajowi możliwie szerokiej autonomii ustawodawczej i administracyjnej, uznanie języka polskiego jako urzędowego". Podobnie rzecz się miała w Gali- cji - program Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego uchwalony 9 grud- nia 1905 r. mówił o potrzebie "zmiany prawno-państwowego stosunku Galicji do państwa w celu zdobycia dla kraju jak najszerszej samodzielności ustawo- dawczej, finansowej, gospodarczej i administracyjnej". Żądania te nie zostały wysłuchane, ale rewolucja 1905 r. przyniosła pewne trwałe następstwa. W zaborze rosyjskim dała Polakom przynajmniej namiast- kę przedstawicielstwa parlamentarnego w postaci Koła Polskiego w Dumie, nie do cofnięcia już były także osiągnięcia w dziedzinie oświaty i kultury. Trudno jednak było mówić o widocznej poprawie położenia Polaków w zabo- rze rosyjskim, gdy władze ograniczyły nawet obszar "Kraju Nadwiślańskie- go", wyłączając z niego gubernię chełmską. Jednak kwestia polska przypominała o sobie ciągle i w różny sposób. Co- raz wyraźniej zanosiło się na wojnę, zaś sztabowcy rosyjsko-francuskiej En- tenty układali plany operacji wojennych posługując się mapami, na których widniały polskie nazwy. Ziemie polskie w wypadku wojny miały stać się tere- nem działań. Nie wpłynęło to jednak na politykę rosyjską w sprawie polskiej. Także sam wybuch wojny w 1914 r. nie doprowadził do odnowienia kwestii polskiej, choć dla wszystkich stawało się jasne, że oznacza ona gruntowną zmianę sytuacji. Mocarstwa zaborcze, które zespoliły niegdyś wspólnie doko- nane rozbiory Polski, teraz uderzyly na siebie orężnie. I jedna i druga z wal- czących stron uznała za niezbędne zwrócić się do Polaków. Dnia 9 sierpnia 1914 r. odezwały się komendy wojsk niemieckich i austro-węgierskich: "Wol- ność wam niesiemy i niepodległość, za którą tyle wycierpieli ojcowie wasi. Niech ustąpi barbarzyństwo wschodnie przed cywilizacją zachodnią, wspólną wam i nam. Powstańcie pomni waszej przeszłości". Ze swej strony naczelny wódz armii rosyjskiej Wielki Książę Mikołaj Mikołajewicz 14 sierpnia obiecy- wał, iż "naród polski połączy się wjedno ciało" i pod berlem cesarza Rosji "od- rodzi się Polska, swobodna w swej wierze, języku i samorządzie". Najbliższa przyszłość miała pokazać, że były to czcze obietnice. Państwa centralne niewiele myślały o niepodległości Polski, zaś na zajętych jeszcze zie- miach polskich w dalszym ciągu w najlepsze urzędowała administracja rosyj- ska. Ważne było tylko, iż Polacy i po jednej, i po drugiej stronie frontu uzyska- li pewną możliwość działania. Jedni występowali przeciwko Rosjanom, inni -44- przeciwko Niemcom, podnosząc wszakże ideę wyzwolenia Polski. Propagowali ją w kraju, ale także, co ważniejsze, i za granicą. Powstały również formacje polskie, które walczyły najpierw u boku wojsk austro-węgierskich, a później i rosyjskich. Nadal nie było oficjalnie postawionej kwestii polskiej. Ani Niem- cy, ani Rosjanie nie zajmowali się tą sprawą, zaś ich francuscy sojusznicy nie byli skorzy do wypowiedzenia choćbyjednego słowa, które nie byłoby po rosyj- skiej myśli. Jednak do czasu. Wojna przeciągała się. Zapowiadana początkowo na zaledwie kilka miesię- cy zdawała się nie mieć końca. Niemcy zajęli wprawdzie w 1915 r. całość ziem polskich, lecz ich siły w uporczywych walkach na dwóch frontach - zachod- nim i wschodnim - uległy wyraźnemu nadwątleniu. Dowództwo armii nie- mieckiej zaczęło rozglądać się za sposobami ich uzupełnienia. Uwaga jego za- trzymała się na okupowanych ziemiach Królestwa Polskiego, gdzie Rosjanie tylko w niewielkim stopniu zdołali przeprowadzić mobilizację. Ale nie było można powołać obcych obywateli do swego wojska - podczas I wojny świato- wej przestrzegano jeszcze określonych norm międzynarodowych. Uczynić by to mogli sami Polacy. Te kalkulacje legły u podstaw aktu cesarzy Niemiec i Austro-Węgier z dnia 5 listopada 1916 r. Postanowiono, by na ziemiach pol- skich "utworzyć państwo samodzielne z dziedziczną monarchią i konstytucyj- nym ustrojem". Akt ten niewiele zmienił w stanie faktycznym. Okupacja na ziemiach polskich nadal była sprawowana z całą surowością, a główną jej ideą była eksploatacja kraju dla potrzeb wojennych mocarstw centralnych. W lite- raturze przyjęto oceniać akt 5 listopada jako zwykłe szalbierstwo, pozbawione większego znaczenia, choć nie zabrakło głosów wyrażających odmienną opi- nię. Z czasem powstały instytucje (najpierw 15 stycznia 1917 r. - Tymczaso- wa Rada Stanu, a póżniej - 12 września tego roku - Rada Regencyjna), które chociaż uzależnione od okupantów, ubezwłasnowolnione, to jednak były dla Polaków symptomem własnych struktur państwowych. Najważniejsze wszakże wydają się następstwa międzynarodowe aktu 5 listopada - prze- rosły one oczekiwania nawetjego autorów. W sprawie wznowienia kwestii pol- skiej coś ruszyło z martwego punktu. Chociaż państwa Ententy nie uznały proklamacji cesarzy Niemiec i Austro-Węgier, to jednak słowa o odbudowie państwa polskiego zostały wypowiedziane. Rosja i inne państwa nie mogły pozostać pod tym względem w tyle. Nieprzy- padkowo 25 grudnia 1916 r. w rozkazie cara Mikołaja II znalazło się stwierdze- nie, że jednym z celów wojennych państwa rosyjskiego jest "odbudowanie wol- nej Polski, złożonej z trzech dotychczas rozdzielonych części". Wkrótce potem nastąpiło kolejne bardzo ważne wydarzenie. W rezultacie rewolucji lutowej 1917 r. monarchia w Rosji została obalona. Wytworzył się stan swoistej dwu- władzy. Z jednej strony próbowały rządzić Rady Robotniczo-Żołnierskie, z dru- giej zaś został wyłoniony przez Dumę Rząd Tymczasowy, który wkrótce uzy- skał uznanie mocarstw Ententy i większości państw świata. 45 W historiografii PRL ugruntowało się twierdzenie, że orędzie Rady Piotro- grodzkiej z 27 marca 1917 r., mówiące, że Polska ma "prawo do całkowitej nie- podległości pod względem państwowo-międzynarodowym", było aktem najważ- niejszym na jej drodze do własnej egzystencji państwowej. Niemal całkowicie pomijano natomiast deklarację Rządu Tymczasowego z 29 marca 1917 r., mówiącą o "przyznaniu polskiemu bratniemu narodowi pełnego prawa stano- wienia o swoim losie". W rzeczywistości sprawa wyglądała odwrotnie. To de- klaracja Rządu Tymczasowego była o wiele ważniejsza dla kwestii uznania niepodległego państwa polskiego. W tym czasie do Rządu, a nie do Rady, zwra- cały się państwa Ententy zachęcając go do zajęcia wyrażnego stanowiska w sprawie polskiej. W następnych miesiącach deklaracja z 29 marca wpłynęła zasadniczo na postępowanie mocarstw w sprawie Polski, co stało się bardzo widoczne na przykład w podjęciu decyzji o tworzeniu wojska polskiego we Francji. Stawało się jasne, że jednym z następstw zbliżającej się ku końcowi wojny będzie naprawienie krzywdy rozbiorów i odbudowa niepodległego państwa polskiego. Dobitnym tego potwierdzeniem było orędzie prezydenta Wilsona z 8 stycznia 1918 r.; pkt 13 tego orędzia głosił: "Należy stworzyć niezawisłe państwo polskie, które winno obejmować terytoria zamieszkałe przez ludność niezaprzeczalnie polską, któremu należy zapewnić swobodny i bezpieczny do- stęp do morza i którego niezawisłość polityczną i gospodarczą oraz integral- ność terytorialną należy zagwarantować paktem międzynarodowym". Dla postępu sprawy polskiej ogromne znaczenie miała aktywność samych Polaków. Była ona wielostronna i obejmowała ludzi ze wszystkich zaborów i różnych orientacji. Bardzo ważna była walka orężna, zwłaszcza czyn zbrojny Legionów Polskich, któremu przewodził Józef Piłsudski, ale nie mniejszą wagę miały też zabiegi polityczne i dyplomatyczne. W tej dziedzinie bezsprzecznie palma pierwszeństwa należała się Romanowi Dmowskiemu. Weźmy dla przy- kładu jego starania wobec brytyjskiego Foreign OfRce. Jak pisze prof. Piotr Wandycz, w marcu 1917 r. Dmowski odwiedził parokrotnie angielskie minister- stwo. Zabiegał, aby wystąpiło ono wobec rosyjskiego Rządu Tymczasowego, i skłaniało go do zajęcia stanowiska w sprawie polskiej. Dmowski wskazywał, że rewolucja rosyjska, obalając monarchię, zwolniła Polaków z przysięgi złożonej carowi i w związku z tym istnieje poważne niebezpieczeństwo, że powstanie wielka polska armia po stronie państw centralnych. Zapobiec temu mogła tylko wyraźna deklaracja rosyjska. Argumentacja Dmowskiego trafiła do Anglików. Ambasador brytyjski wystąpił w Piotrogrodzie ze stosowną sugestią. Wkrótce nastąpiło to, co miało przełomowe znaczenie dla Polski w całym XX wieku. W listopadzie 1918 r. - po z górą wiekowej niewoli - odrodziło się niepodległe państwo polskie. Polacy wykorzystali sprzyjającą sytuację zew- nętrzną, załamanie się mocarstw centralnych, które okupowały ziemie pol- skie, ale samo wyzwolenie było ich własnym dziełem. -46- Upowszechniło się przekonanie, iż wyswobodzenie Polski było sprawą prostą i łatwą. Najzwyczajniej rozbrojono Niemców. W rzeczywistości droga była jednak o wiele trudniejsza. O ile Austriaków usunięto stosunkowo łatwo, o tyle Niemcy chcieli na koniec doszczętnie ograbić ziemie polskie, czyniąc z nich również teren ewakuacyjny dla cofającej się ze wschodu wielo- tysięcznej armii. Dlatego też w owych listopadowych dniach najważniejsza stała się kwe- stia usunięcia Niemców, zabezpieczenia się od ich strony. Józef Piłsudski który powrócił do Warszawy 10 listopada, osobiście się tym zajął. Jako part- nera do rozmów trafnie obrał niemiecką Radę Żołnierską, która okazała się bardziej ustępliwa niż dowództwo wojskowe. W rezultacie negocjacji 15 listo- pada 1918 r. podpisano umowę, która umożliwiała żołnierzom niemieckim wyjazd z Polski, przy czym zabraną broń mieli oddać na granicy. Było to pierwsze porozumienie międzynarodowe podpisane przez przedstawicieli od- rodzonego państwa. Realizacja tego porozumienia spowodowała jednak spo- ro komplikacji. Garnizony nie wszędzie chciały się podporządkować porozu- mieniu. Odnotować można sporo prób przedzierania się z bronią w ręku. W sumie jednak umowa została wykonana. Przyczyniła się do tego, że Niem- cy opuszczając centralną Polskę pozostawili w rękach polskich broń, zawar- tość magazynów i tabor kolejowy. Porozumienie przyszło w samą porę, gdyż formacje niemieckie, rozlokowa- ne na Ukrainie, podjęły próbę przebicia się na zachód przez terytorium wy- zwolonej Polski. Niemcom stawiono opór, a jednocześnie nawiązano negocja- cje. Zmuszono dowództwo niemieckie do zgody na ewakuację z ominięciem wyzwolonych już obszarów. Zażegnanie niebezpieczeństwa niemieckiego przy- niosło chwilę wytchnienia, ale pilne do załatwienia sprawy czekały jedna za drugą. Odrodzenie państwa pozwala mówić o początkach polityki zagranicznej Polski. Jej instrumentem stawał się aparat dyplomatyczny, którego zaczątki powstały już w czasie wojny, a który teraz w szybkim tempie zaczęto komple- tować. Ważną sprawą było połączenie sił, które działały na zachodzie pod szyl- dem Komitetu Narodowego Polskiego i tych, które tworzyły i rozbudowywały się w kraju. Udało się to osiągnąć na początku 1919 r. z chwilą, gdy powołany został do życia gabinet Ignacego Paderewskiego. Porozumienie umożliwiło przede wszystkim wystawienie jednolitej delegacji polskiej na konferencję po- kojową w Paryżu. Za podstawowy cel reprezentacji uznano prezentację i obro- nę polskich postulatów terytorialnych. Dołożono też starań, aby skład delega- cji był jak najlepszy i żeby uzbrojona była w niepodważalne argumenty. Na czele delegacji stanęli Dmowski i Paderewski. Referując przed Radą Najwyższą Ententy roszczenia terytorialne Polski, Dmowski wychodził z założenia, że państwo polskie, aby mogło egzystować, musi być silne i duże. Za podstawę, z określonymi korekturami, przyjmował 47 granice z 1772 r. Bardzo mocno uzasadniał niezbędność dostępu Polski do morza, przyłączenie Wielkopolski, Pomorza i Śląska. Walka dyplomatyczna była trudna. Początkowo wydawało się, iż większość polskich żądań zostanie uwzględniona, później jednak sprawy przebiegały mniej pomyślnie. W podpi- sanym 28 czerwca 1919 r. w Wersalu traktacie pokojowym z Niemcami Pol- ska nie uzyskała tego, czego pragnęła i co jej się słusznie należało. Traktat wersalski potwierdził jednak istnienie suwerennego państwa polskiego i wy- znaczył dla niego miejsce w powojennej Europie. Wytyczył zachodnią granicę Polski, ale stanowił także, że pozostałe jej granice "będą oznaczone później przez Główne Mocarstwa Sprzymierzone i Stowarzyszone". Miał rację Pade- rewski, gdy przemawiając w Sejmie 24 lipca 1919 r., podkreślił, że "daje on Polsce wolność, niepodległość, zapewnia jej korzyści, które przed pięciu jeszcze laty olbrzymia większość Polaków uważałaby za niedoścignione ma- rzenia". Specyfika polskich działań w okresie tworzenia państwa i budowania jego granic polegała na tym, iż wysiłki dyplomatyczne splatały się tu w jedną całość z działaniami wojskowymi. Polska, podobnie zresztą jak większość nowo powstałych państw w naszej części Europy, walczyła menu militari o swe granice. Aktywność polityki polskiej na zachodzie określona została ramami trakta- tu wersalskiego. Na wschodzie natomiast otwierały się większe możliwości. To, w jaki sposób ukształtują się tutaj stosunki i granice państwa, zależało w dużej mierze od samych Polaków. Józef Piłsudski opowiadał się za federa- cyjnym rozwiązaniem problemów na wschodzie, utworzeniem niezależnych państw, takich jak Ukraina, Białoruś, Litwa, które miały być powiązane z Polską. Jednak wykonanie tego planu napotkało poważne trudności i nie zo- stał on zrealizowany. Ze względu na znaczenie tej sprawy warto się jej przyj- rzeć nieco dokładniej. Tu od początku ujawnił się ostry konflikt. Już na przełomie października i listopada 1918 r. rozpoczęły się, sprowokowane przez Ukraińców, walki o Lwów. Przerodziły się one w następnych miesiącach w regularną wojnę o Galicję Wschodnią. Próby szukania kompromisu, w obliczu zadawnionych antagonizmów i przemieszania ludności polskiej i ukraińskiej, spełzły na ni- czym. Większość społeczeństwa nie wyobrażała sobie Polski bez włączenia do niej całej Galicji. Z drugiej strony, ludność ukraińska, która w części wschod- niej stanowiła większość, stanowczo się temu sprzeciwiała. Wojska Zachodnio- ukraińskiej Republiki Ludowej stawiły zaciekły opór, który został złamany do- piero w lipcu 1919 r. w rezultacie zaciekłych walk. Dalej na wschodzie, za Zbruczem, powstała Ukraińska Republika Ludowa, której przewodził Semen Petlura. Nie dysponowała ona większymi siłami, ojej wojsko było przypierane przez bolszewików i "białych" Rosjan do granicy Galicji. Piłsudski zawarł z Petlurą 21 kwietnia 1920 r. umowę o współpracy 48 i konwencję wojskową. Wkrótce potem, celem udzielenia pomocy Petlurze w wyzwoleniu Ukrainy naddnieprzańskiej, Wojsko Polskie rozpoczęło ofensy- wę na Kijów. Liczono, że Petlura uzyska poparcie ze strony ludności ukraiń- skiej i zwielokrotni swe siły. Nadzieje te okazały się jednak złudne. W niedługim czasie, pod naciskiem oddziałów sowieckich, wojska polskie i ukraińskie musiały wycofać się z Ukrainy. Można tu mówić o wyraźnym niepowodzeniu polityki polskiej w kwestii ukraińskiej. Jeśli chciano stawiać na Ukrainę, nie należało rozbijać Zachod- nioukraińskiej Republiki Ludowej, gdyż tylko ona cieszyła się wyraźnym po- parciem ludności, zaś jej wojsko mogłoby stanowić trzon armii ogólnoukraiń- skiej, która byłaby w stanie stawić skuteczny opór bolszewikom. Strona polska wielokrotnie występowała wobec Litwy z propozycjami na- wiązania więzów federacyjnych. Wybrany przez ludność sejm w Wilnie miałby zadecydować o charakterze tych związków. Jednakże strona litewska stanow- czo odrzucała tego rodzaju projekty. Litwini obawiali się polskich wpływów kulturowych, przewagi ludnościowej i militarnej Polski. Pragnęli budować własne, niezależne państwo, przy czym wysuwali daleko idące roszczenia tery- torialne - z żądaniem Wilna włącznie. Podejmowane próby porozumienia nie dały rezultatu. W związku z tym strona polska próbowała ustanowić w Kownie propolski rząd poprzez przewrót (sierpień 1919 r.). Zamach nie po- wiódł się, a jedynie przyczynił się do pogłębienia nieufności wobec Polski. W całej sprawie zlekceważono Litwinów, ich przywiązanie do własnej państwo- wości i osiągniętych na tym polu dokonań. W roku 1920 podczas wojny polsko-bolszewickiej Litwini nie zachowali neutralności. Później, gdy po zwycięstwie wojska polskie wróciły na ziemie litewsko-białoruskie, popełnione zostały nowe błędy w postępowaniu z Li- twinami. Nawiązane przy pośrednictwie Ligi Narodów rokowania polsko-li- tewskie doprowadziły do podpisania 7 października 1920 r. wstępnego poro- zumienia o zawieszeniu broni. Jednak już następnego dnia rozejm złamał rzekomo zbuntowany gen. Żeligowski, który na czele swych wojsk zajął Wil- no. Porozumienia nie należało podpisywać, gdyż stało się jedynie argumen- tem dla Litwinów, którzy oskarżali Polaków o sprzeniewierzenie, zdradę i przez następne kilkanaście lat nie chcieli utrzymywać z Polską jakichkol- wiek stosunków. Podsumowując należy stwierdzić, iż realizacja planów federacyjnych, z któ- rymi wiązano duże nadzieje, nie powiodła się. W tym wypadku mieliśmy do czynienia z Rosją Sowiecką i Rosją antybol- szewicką, które toczyły ze sobą walkę na śmierć i życie. Jesienią 1919 r. woj- na domowa w Rosji wkroczyła w stadium rozstrzygające. Tak się złożyło, że od zachowania Polski mogły zależeć losy Rosji. Był to jedyny i niepowtarzal- ny moment. Wojska pod dowództwem gen. Antona Denikina maszerowały na Moskwę, lecz bolszewicy stawili im rozpaczłiwy opór. Obie strony były skraj- -49- nie wyczerpane. Rząd polski, mimo nacisków mocarstw Ententy, mimo próśb "białych", nie udzielił im pomocy. Ponadto, podczas poufnych roko- wań z bolszewikami w Mikaszewiczach, dano im do zrozumienia, iż wojska polskie nie ruszą się ze swych pozycji. Umożliwiło to dowództwu sowieckie- mu zabranie z frontu polskiego kilku doborowych jednostek, z których utwo- rzyło grupę uderzeniową. Odegrała ona nader istotną rolę w bitwie pod Orlem, która zakończyła się przegraną "białych", a później ich całkowitą klęską. Oceniając postępowanie strony polskiej w tej ważkiej chwili, dostrzec moż- na, że popełniono tu wyraźny błąd. Żywiąc ugruntowaną przez lata niewoli nieufność do Rosjan, przeoczono, że po przeobrażeniach roku 1917, po głębo- kich wstrząsach lat następnych, powrót do polityki caratu był mało prawdopo- dobny. Nie doceniono natomiast zagrożenia bolszewickiego. Zemściło się to na Polsce już w roku następnym, gdy zagroziło jej ze strony bolszewików śmier- telne niebezpieczeństwo, na szczęście odwrócone na skutek zwycięstwa pod Warszawą, ale następnie przypomniane po dziewiętnastu latach. W rezultacie paroletnich walk i zabiegów dyplomatycznych, odniesionych sukcesów, ale i poniesionych porażek, trafnych, śmiałych decyzji, ale i po- pełnionych błędów - II Rzeczypospolita ukształtowała się jako państwo sto- sunkowo duże, z rozległymi granicami od Bałtyku i Dźwiny na Północy, po Karpaty na południu, od Obry na zachodzie po Słucz i Zbrucz na wschodzie. Sytuacja geopolityczna nowo powstałego państwa była jednak trudna, brze- mienna doraźnymi zatargami i znacznie poważniejszymi potencjalnymi za- grożeniami. Najbardziej widoczną negatywną stroną było to, że Polska, położona w newralgicznym miejscu Europy, w którym przecinały się linie rozlicznych napięć, niemal nie miała w najbliższym sąsiedztwie krajów przyjaznych, na których mogłaby polegać nie tylko w czasie pokoju, ale i w okresie wojny. Oceniano wówczas, że Polska posiada 75% granicy stale zagrożonej, 20% nie- pewnej i zaledwie 5% bezpiecznej. Należało pamiętać, że Polska wyzwoliła się z niewoli w momencie, kiedy jej najwięksi sąsiedzi, a jednocześnie byli za- borcy, zostali bardzo osłabieni na skutek wojny, poniesionych klęsk i rewolu- cji. Stan taki uwidoczniał się wówczas z całą oczywistością, ale elementar- na przezorność podpowiadała, że sytuacja taka nie będzie trwała długo. Sąsiedzi odzyskają swe potencjalne siły. Nie można więc było lekceważyć wszechobecnych w Niemczech nastrojów rewizjonistycznych, demonstrowa- nych nie tylko przez organizacje i osoby prywatne, lecz także przez przedsta- wicieli rządu. Odzyskanie przynajmniej części utraconych przez Rzeszę na rzecz Polski ziem było jednym z priorytetowych celów niemieckiej polityki zagranicznej. Również Rosja Sowiecka, chociaż podpisała traktat ryski, nie kryła swej wrogości do Polski. Prowadzenie wywrotowej działalności w Polsce, a zwłasz- -50- cza na kresach wschodnich, przez lata było ważną, choć niejawną, częścią poli- tyki sowieckiej wobec państwa polskiego. Chociaż ZSRR, w odróżnieniu od Niemiec, nie występował z postulatami rewizji granic, to jednak wyczuwało się wyraźnie, iż jest on sąsiadem nieobliczalnym, gotowym do podstępnych działań w każdej dogodnej chwili. Stosunki polsko-sowieckie cechowała daleko posunięta nieufność. Dążąc do wzmocnienia swej pozycji wobec Niemiec i Rosji, rząd polski za- biegał o zawarcie sojuszy politycznych i wojskowych. Na początku 1921 r. sy- tuacja pozwoliła na zawarcie sojuszu z Francją. Ministrowie spraw zagranicz- nych Aristide Briand i Eustachy Sapieha 19 lutego podpisali umowę polityczną, której towarzyszyła tajna konwencja wojskowa. Układ polityczny mówił o porozumiewaniu się w sprawach polityki obu rządów i zapowiadal rozwój współpracy gospodarczej. Konwencja wojskowa zaś stanowiła, że w ra- zie agresji niemieckiej strony zobowiązują się do "udzielenia sobie skutecznej i szybkiej pomocy". Zawarcie sojuszu z Francją miało dla Polski wielkie zna- czenie. Paryż stawał się oficjalnym gwarantem jej niepodległości. Duże znaczenie miało również zawarcie sojuszu wojskowego z Rumunią. Najważniejszym postanowieniem polsko-rumuńskiego układu z 3 marca 1921 r. było zobowiązanie udzielenia pomocy wojskowej na wypadek niespro- wokowanego napadu jednej ze stron wzdłuż jej wschodniej granicy. Z chwilą zakończenia wojny Polska dążyła do uzyskania należnego miej- sca w społeczności międzynarodowej poprzez ugruntowanie swego wizerun- ku państwa pragnącego pokoju i popierającego odbudowę pokojowych sto- sunków w Europie. Zadanie nie było łatwe. Jak pisał minister Aleksander Skrzyński, polityka polska winna była "zabłysnąć rozumem, umiarem i zręcz- nością". Obok postulatu pokojowego wysuwana była również zasada utrzymania te- rytorialnego status quo i poszanowania traktatów międzynarodowych. Zresztą oba te hasła ściśle splatały się ze sobą. W ich realizacji rząd popierany był przez Sejm i olbrzymią większość społeczeństwa. Pokój i stabilność niezbędne były Polsce po to, ażeby skupić siły na odbudowie państwa, scaleniu jego ziem, dźwignięciu gospodarki oraz na rozwoju kultury i oświaty. Jeden z czołowych dyplomatów polskich, Kajetan Morawski, pisał, że utrzymanie przez czas dłuższy pokoju było koniecznością, "by zrosły się na nowo rozłączone przez przeszło sto lat zabory i by przebudowa linii komunikacyjnych i energetycz- nych pozwoliła na dostosowanie wytwórczości do potrzeb obszaru polityczne- go państwa". Stale podkreślaną cechą polityki zagranicznej Polski byłe jej ciąglość i niezmienność podstawowych założeń, mimo zmian ministrów spraw zagra- nicznych czy całych gabinetów. Nawet przewrót majowy 1926 r., prowadzący do zasadniczej zmiany rządów w Polsce, w dziedzinie polityki zagranicznej nie przerwał tej ciągłości. Józef Piłsudski w czasie swych rządów kierował 51 się w polityce zagranicznej własnymi zasadami. Podkreślał, iż najważniejsze dla Polski są stosunki z najbliższymi sąsiadami. Zainteresowanie danym krajem jest odwrotnie proporcjonalne do odległości dzielącej go od Polski. Wyjątek robił tylko dla wielkich mocarstw, których znaczenie niwelowało odległość. Wiązało się z tym założenie niemieszania się do spraw, które Pol- skę mało obchodzą. Stąd między innymi brai się jego dystans do Ligi Na- rodów. Mimo trafnie sformułowanych założeń generalnych, polityka zagraniczna Polski nie była wolna od rozlicznych słabości, które zmniejszaly skuteczność jej działania. Ciążył na niej pewien anachronizm w środkach i metodach po- stępowania. Jeśli porównywać efekty działania dyplomacji czechosłowackiej i polskiej w pierwszej połowie lat 20., to widać, że pierwsza z nich lepiej umiała wykorzystać istniejące warunki i działala skuteczniej. Czesi umieli zdyskontować na swą korzyść różne międzynarodowe powiązania gospodar- cze, czego dyplomacji polskiej nie udawało się osiągnąć. Zdawano sobie jednak sprawę, iż ważnym czynnikiem określającym po- łożenie międzynarodowe Polski, jest wymiana handlowa z zagranicą. Rozwi- nięcie jej okazało się zadaniem wyjątkowo trudnym. Wynikało to z ogólnej słabości gospodarczej odrodzonej Polski, względnego ubóstwa jej oferty han- dlowej. Z wielkim mozołem trzeba byto torować sobie drogę na zagraniczne rynki, na których toczyła się bezwzględna walka konkurencyjna. Mimo to eks- port towarów, wymiana handlowa z zagranicą, stanowiły dla II Rzeczpospoli- tej życiową konieczność. Trudności potęgował fakt, że tradycyjny rynek pal- skiego eksportu - Rosja, której potrzeby i wymagania znano - uległ gwałtownemu ograniczeniu. Rolę głównego partnera handlowego Polski od- grywać zaczęły Niemcy, ale były one kontrahentem trudnym, z czasem wręcz niedogodnym, stawiającym sprawy polityczne ponad handlowy interes. Stąd zrodziła się potrzeba szukania innych rynków. Stopniowo w handlu zagra- nicznym Polski większą rolę odgrywać zaczęły takie państwa, jak Austria, Czechosłowacja, Wielka Brytania, Francja, Stany Zjednoczone. Stałym proble- mem, z którym musiał borykać się handel zagraniczny, był jego ujemny bi- lans. Chroniąc własny rynek przed konkurencją, zasłaniano się, wzorem in- nych państw, barierami celnymi. Polski aparat dyplomatyczny, a zwłaszcza konsularny, w coraz szerszym stopniu włączany był do pracy nad promocją handlu zagranicznego. Na pla- cówkach wprowadzone zostały stanowiska radców handlowych. Powierzono im opracowywanie całoksztaltu informacji z danego terenu, konsulowie zaś otrzymali zadanie "szczegółowego przepracowania swego rejonu pod wzglę- dem ekonomicznym", w celu utorowania drogi dla polskiego eksportu. Równo- legle i w powiązaniu z tym dokonywał się proces stopniowego, powolnego, lecz nieustannego rozszerzania kontaktów z państwami bardziej odległymi. Kraje zamorskie przykuwały coraz większą uwagę społeczeństwa, przeważnie mło- -52- dego pokolenia. Rodziły się i wzrastały, głównie za sprawą rozwijającej się Gdyni, zainteresowania sprawami morza i polityką morską. Wiązano z tym wiele nadziei. Przedstawicielstwa dyplomatyczne, a zwłaszcza konsulaty, po- wstawały w najodleglejszych zakątkach świata. Rozszerzał się krąg zaintere- sowań politycznych, kulturalnych, emigracyjnych, ale przede wszystkim han- dlowych. Na nawiązanie wielorakich i trwałych kontaktów z całym światem potrzebne były lata. Mimo to w tej dziedzinie również osiągnięty został wi- doczny postęp. Tymczasem polityka zagraniczna Polski stawała wobec nowych wyzwań. Pierwszym sygnałem stała się międzynarodowa konferencja w Locarno w 1925 r., na której dokonano podziału granic w Europie na dwie różne kate- gorie: ubezpieczonych (na zachodzie) i otwartych dla akcji rewizjonistycznej (na wschodzie). Granica polsko-niemiecka została zabezpieczona tylko wątpli- wej wartości traktatem arbitrażowym. Doświadczenia zdobyte w Locarno były gorzką lekcją dla dyplomatów pol- skich. Wyszły na jaw trudności w realizacji generalnego zadania - utrzyma- nia status quo, regulowania stosunków z sąsiadami, umacniania położenia międzynarodowego Polski. Zawarte po wojnie układy zaczynały ulegać erozji, zaś stosunek sił w Europie nie pozostawał stabilny. Proces ten powodowany był stopniowym, ale nieustannym odzyskiwaniem, zarówno przez Niemcy, jak i Rosję, dawnej siły i znaczenia. Polska, która do tej pory, na skutek osłabienia sąsiadów, dysponowała najpoważniejszymi siłami zbrojnymi w Europie Środkowowschodniej, traciła relatywnie na znaczeniu. Niemniej jednak, dyplomacja polska wkraczała w lata 30. ze sporymi osiągnięciami, których spektakularnym skutkiem była reelekcja do Rady Ligi Narodów. Aktywne zaangażowanie Polski w Lidze do- wodziło, że spoza własnych interesów zaczyna wychodzić na arenę spraw międzynarodowych. Jednocześnie oznaczało to przejście do nowego, wyższe- go etapu działania. Ale sukcesy Polski nie mogły zmienić faktu, że ogólna sy- tuacja międzynarodowa kraju komplikowała się i pogarszała. Józef Piłsudski uznał za konieczny pewien zwrot w ogólnej orientacji polityki zagranicznej. Przysposabiając się do tego działania zalecał dyplomacji nowe metody postę- powania. Ich realizatorem został nowy minister spraw zagranicznych Józef Beck. Piłsudski uważał, że polityka zagraniczna Polski musi się stać bardziej sa- modzielna i jeszcze bardziej aktywna w rozwiązywaniu narastających proble- mów. Samodzielna - to znaczy, że kraj powinien wyzwolić się spod zależ- ności polityki wielkich mocarstw, przede wszystkim od Francji. Aktywność działań dyplomatycznych miała kierować się przede wszystkim w stronę sąsiadów, z którymi chciano uregulować stosunki. Pierwszym krokiem w tym kierunku było podpisanie 25 lipca 1932 r. układu o nieagresji ze Związkiem Sowieckim. Na skutek tego międzynarodowa pozycja Polski wyraźnie się po- 53 prawiła. Wzmocnieniu uległo zwłaszcza jej stanowisko wobec Niemiec. Rząd polski chciał równolegle uregulować stosunki z obydwoma wielkimi sąsiada- mi, prowadząc politykę "równej odległości" między nimi, Dnia 26 stycznia 1934 r. doszło do podpisania polsko-niemieckiej deklaracji o niestosowaniu przemocy. Było to bardzo ważne posunięcie w polityce zagranicznej. Miejsce dotychczasowej wrogości zajęły poprawne stosunki, ustaly niemieckie ataki propagandowe na Polskę i kampania rewizjonistyczna. Ożywiła się wymiana handlowa. Wszystko, co można było zrobić, by poprawić stosunki z sąsiadami, zostało zrobione. Podpisane układy uregulowały wzajemne relacje, lecz ogólna ten- dencja nie uległa zmianie. W dalszym ciągu stosunek sił zmieniał się na nieko- rzyść Polski, a w tych warunkach utrzymanie równej odległości pomiędzy Niemcami Hitlera i Rosją Stalina było niezmiernie trudne. Tym bardziej, że obaj dyktatorzy gorączkowo sposobili swe kraje do wojny, mając na celu zabor- cze, agresywne cele. Rok 1938 byl jubileuszowy. Przynosił 20-lecie istnienia niepodległej Pol- ski. Oznaczało to, że przynajmniej jedno pokolenie urodziło się już i wycho- wało we własnym kraju. Dokonując bilansu polityki zagranicznej i położenia międzynarodowego II Rzeczypospolitej w tym okresie, stwierdzić trzeba, iż w ciągu tych dwóch dekad zaszła w tej dziedzinie wyraźna ewolucja. Początek był trudny. Za granicą nie wierzono w trwałość państwa polskiego, w możli- wość scalenia jego rozczłonkowanych przez rozbiory części. Zarzucano rządo- wi polskiemu awanturnictwo i zagrażanie pokojowi. Później jednak ten wize- runek Polski zacząl się stopniowo zmieniać. Państwo polskie wpisało się na trwałe w panoramę państw europejskich, traktowano je jako nierozłączną i niezbędną cząstkę Europy. Co więcej, z biegiem lat, ze względu na osiągnięte postępy w dziedzinie kultury, oświaty, gospodarki, na Polskę zaczęto spo- glądać z respektem, określano ją nawet mianem mocarstwa regionalnego. Już nie wyobrażano sobie Europy bez Polski - niepodległej i aktywnej w swej polityce zagranicznej, działającej na rzecz pokoju. Bilans ogólny napawał optymizmem. Rok 1938 otworzył jednak nową kartę w dziejach stosunków międzynaro- dowych w Europie. III Rzesza od dotychczasowych przygotowań wojennych przeszła do bezpośrednich aktów agresji. Po przyłączeniu Austrii, po okroje- niu Czechosłowacji, rząd niemiecki wystąpił w październiku 1938 r. z żąda- niem przyłączenia Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy i uzyskania ekste- rytorialnej trasy przez Pomorze. Strona polska odpowiedziała odmownie, a ponieważ Niemcy nie stawiali jeszcze kwestii ultymatywnie, cała sprawa uległa zwłoce i nie była ujawniana. Problem jednak istniał. 5 stycznia 1939 r. minister Beck usłyszał od Hitlera powtórzone w sposób kategoryczny żąda- nia. Ton ich był tak natarczywy, że natychmiast po powrocie do Warszawy, podczas narady u prezydenta w dniu 8 stycznia, Beck poinformował o tym -54- najwyższych dostojników państwowych. Po dyskusji przyjęta została uchwała, która stwierdzała: "a) Jeśli Niemcy podtrzymywać będą nacisk w sprawach dla nich drugorzędnych, jak Gdańsk i autostrada, to nie można mieć złudzeń, że grozi nam konflikt w wielkim stylu, a obiekty są tylko pre- tekstem; b) Wobec tego chwiejne stanowisko z naszej strony prowadziłoby nas w sposób nieunikniony na równię pochyłą, kończącą się utratą niezależ- ności i rolą wasala Niemiec". Była to bardzo ważna uchwała świadcząca o od- wadze i determinacji obrony niepodległości. Jest to godne podkreślenia, tym bardziej że rząd polski podjął tę ważną decyzję samotnie, nie posiadając jesz- cze gwarancji pomocy z zewnątrz. Uzyskano ją dopiero w końcu marca od Wielkiej Brytanii, gdy konflikt z Niemcami ujawnił się już w pełni. Na wierze w pomoc aliantów Polska zbudowała plan swojej wojny obron- nej. Wiara ta opierała się jednak na chybotliwych podstawach. Generał Wacław Stachiewicz, ówczesny szef Sztabu Głównego, tak napisał o tym po latach: "Zdecydowana zmiana w stosunku do Niemców, jaka zaszła w polity- ce brytyjskiej w marcu 1939 r., nie była połączona z odpowiednio wydatnym własnym wysiłkiem zbrojeniowym, ani też z wydatną pomocą dla sojuszni- ków, a zwłaszcza dla Polski". Ze swej strony Polska nie szczędziła starań, aby podnieść stan obronności. Wysiłki wzmogły się zwłaszcza od roku 1936, kiedy to przyjęto, zakrojony na dużą skalę (jak na polskie możliwości) i przewidziany na kilka lat, plan mo- dernizacji sił zbrojnych. W roku 1939 prace znajdowały się na półmetku. Z tego punktu widzenia był to moment bardzo niedogodny do podejmowania działań wojennych. Jednak zaistniała sytuacja przymusowa - wojsko mu- siało wystąpić z takim uzbrojeniem, jakie posiadało, a które swoim stanem znacznie ustępowało nowoczesnemu wyposażeniu Niemiec i Związku Sowiec- kiego, zwłaszcza w przypadku broni pancernej i lotnictwa. Dlatego też, przy- gotowując się w pośpiechu do wojny, postanowiono, wbrew wszelkim poprzed- nim planom, wszystkie siły skupić przeciwko jednemu wrogowi - Niemcom - celem odpierania ich ataku, aż do momentu, gdy nadejdzie odciążenie ze strony sojuszników na zachodzie. Z ziem wschodnich zabrano wszystkie od- działy, osłabiono nawet znacznie Korpus Ochrony Pogranicza strzegący bez- pośrednio granicy z ZSRR, a przecież, zwłaszcza po układzie Ribbentrop- -Mołotow z 23 sierpnia 1939 r., postawa ZSRR budzić musiała coraz większe obawy. Z determinacją jednak postawiono wszystko na jedną kartę. Polska, decydując się na zbrojny opór względem Niemców, odegrała nie- zmiernie ważną rolę w dziejach całej Europy. Przerwane zostało pasmo bez- krwawych zwycięstw Hitlera. III Rzesza przystąpiła do wojny, która zakoń- czyła się jej bezprzykładną klęską. Za swą decyzję Polska zapłaciła jednak wysoką cenę. Na temat oceny kampanii wrześniowej 1939 r. powstała wielka literatu- ra. Wojsko polskie poniosło klęskę wobec dużej przewagi sił wroga, ale wal- 56 czyło z odwagą i ofiarnością. Tam, gdzie przynajmniej przez krótki czas siły były wyrównane, na przykład w bitwie nad Bzurą, żołnierze polscy odnosili wyraźne sukcesy. Obrona Warszawy stała się zaś symbolem ofiarnej woli oporu. Agresja sowiecka 17 września, dokonana wbrew wszelkim zobowiąza- niom i układowi o nieagresji, była dużym zaskoczeniem dla rządu polskiego i naczelnego dowództwa. Armia sowiecka zadała cios Wojsku Polskiemu, liczącemu kilkaset tysięcy walczących jeszcze żołnierzy. W rezultacie czas kampanii został skrócony, a plany obrony na ziemiach południowo-wschod- nich przekreślone. Wraz z kapitulacją Warszawy i innych punktów oporu kampania dobiegła końca. Stanowiła ona pierwszy i najbardziej znaczący wkład Polski do II wojny światowej. Liczba 70 tys. poległych żołnierzy pol- skich świadczyła o zaciekłości oporu stawianego agresorom. Niemcy nie byli w stanie jeszcze tej samej jesieni zaatakować Francji. Sojusznicy zyskali bez- cennych osiem miesięcy, które mogli wykorzystać do dalszych przygotowań wojennych. W dziejach Polski XX w. rozpoczął się wyraźnie zaznaczony, nowy, wojen- ny okres. Dobiegły końca dni II Rzeczypospolitej, ale państwo polskie, uznane przez mocarstwa zachodnie i kraje neutralne, nadal istniało i stanowiło ważny człon antyhitlerowskiej koalicji. Pod tym względem sytuacja zasadniczo róż- niła się od położenia w czasie I wojny światowej, kiedy to należało walczyć o wznowienie sprawy polskiej na arenie międzynarodowej, przekonywać mo- carstwa do opowiedzenia się za niepodległością Polski. Okupanci na zajętych obszarach Polski postępowali jednak w sposób wyjątkowo bezwzględny, nie licząc się z obowiązującymi normami prawa międzynarodowego. Władze hitlerowskie starały się przekształcić okupację w trwałą dominację i aneksję, a dużą część ziem włączyły bezpośrednio w skład Rzeszy. Wydzielony obszar, tak zwane Generalne Gubernatorstwo, przeznaczono na "siedlisko ludności polskiej", ale i ono znalazło się w grani- cach państwa niemieckiego. Polacy przestali być gospodarzami we własnym kraju, znaleźli się pod bezwzględnym okupacyjnym reżimem, zostali pozba- wieni wszelkich praw. Celowi zastraszenia służyło demonstracyjne areszto- wanie naukowców w Krakowie, masakra dokonana w Wawrze, a nade wszystko - aresztowania i mordy dokonywane w ramach akcji AB wiosną i latem 1940 r. Nie lepiej postępowały władze sowieckie na okupowanych ziemiach wschod- nich II Rzeczypospolitej. W sposób bezwzględny zniszczona została admi- nistracja polska, zaś nowe rządy oparły się na systemie Sowietów. Prze- prowadzone wybory, w trakcie których ludność miała opowiedzieć się za przyłączeniem do Ukrainy i Białorusi, były zainscenizowaną przez władze farsą. Warunki materialnego bytu uległy gwałtownemu pogorszeniu, odczu- walne były ostre braki wszelkiego rodzaju towarów. Najgorszy był wszakże -56- terror policyjny i niepewność jutra. Pojedyncze i grupowe aresztowania, w lu- tym i kwietniu 1940 r. przerodziły się w akcje masowych deportacji, przede wszystkim ludności polskiej. Odmienna sytuacja zaistniała na niewielkim skrawku ziem Rzeczypospoli- tej, który w październiku 1939 r. rząd sowiecki przekazał Republice Litew- skiej. Władze litewskie zadbały o zaspokojenie elementarnych potrzeb ludno- ści. Dopuszczone zostały gazety polskie, tolerowano istnienie Komitetu, który przedstawiał potrzeby ludności polskiej, ale mimo to władze litewskie chciały zatrzeć polskie oblicze Wilna i w gorączkowym tempie przeprowadzały litwi- nizację wszystkich dziedzin życia. Wkrótce po klęsce wrześniowej, na emigracji we Francji, ukonstytuowały się nowe władze państwa polskiego. Zgodnie z obowiązującą konstytucją pre- zydent Ignacy Mościcki 30 września 1939 r. przekazał swą władzę w ręce Władysława Raczkiewicza, który powołał rząd z gen. Władysławem Sikorskim na czele. Nowy rząd dążył do oparcia się na możliwie szerokiej, wielopartyjnej płaszczyźnie. W wytycznych z 8 listopada 1939 r. wskazuje się, że naczelnym zadaniem rządu "jest udział najwybitniejszy Polski w wojnie" w sojuszu z Francją i Wielką Brytanią. Celem zaś jest "odbudowa po wojnie państwa pol- skiego w jego całości i zapewnienia mu, obok swobodnego i rozległego dostępu do morza, granic dających rękojmię bezpieczeństwa". Wiązano więc najściślej los Polski z wojną prowadzoną przez sprzymierzonych i w tym pokładano na- dzieję na odbudowę państwa polskiego. Polityka zagraniczna rządu polskiego podporządkowana była ucieleśnieniu powyższych zasad i przystosowana do specyficznych warunków wojennych, do działań na emigracji, w sytuacji bra- ku naturalnego zaplecza, jakim jest istnienie własnego państwa. Wywarło to wpływ na charakter pracy dyplomatów polskich, która stała się o wiele trud- niejsza niż w okresie II Rzeczypospolitej. Donosząc o udziale delegacji polskiej w posiedzeniu Zgromadzenia Ligi Narodów w Genewie, Paderewski tak pisał do gen. Sikorskiego 15 grudnia 1939 r.: "Przyszliśmy na to Zgromadzenie w warunkach tragicznych - jako rząd bez ziemi. Nie zawahano się nam tego wytknąć". Niemniej jednak przedstawiciel Polski wystąpił wówczas i gorąco poparł uchwałę o usunięciu ZSRR z Ligi w związku z agresją na Finlandię. Reprezentując Polskę w krajach neutralnych, dyplomacja polska musiała przeciwstawiać się kampanii prowadzonej przez Niemców. "Nie było takiej kalumnii - pisał Henryk Batowski - której by na terenie państw neu- tralnych nie wysunięto przeciwko placówkom polskim. Nie było takiej brud- nej intrygi, przed którą by się cofnięto". Ataki hitlerowców odpierano na ogół z powodzeniem, wykazując przy tym merytoryczną kompetencję i zręcz- ność w doborze argumentów. Rząd polski na emigracji przeżył poważną próbę i wstrząs w momencie klę- ski i kapitulacji Francji. Mimo poniesionych strat, nikomu nie przyszło do głowy, ażeby pójść śladem Francuzów. Jednomyślność co do dalszego konty- -57- nuowania wojny u boku Wielkiej Brytanii była całkowita. Różnice ujawniły się natomiast w sprawie stosunków z ZSRR. Dążeniem premiera było porozumie- nie z rządem sowieckim w celu dopomożenia deportowanym Polakom i utwo- rzenia w Rosji armii polskiej. Stało się to realne z chwilą zaatakowania przez Niemcy 22 czerwca 1941 r. Związku Sowieckiego. Rząd brytyjski popierał dążenia Sikorskiego, natomiast prezydent, a zwłaszcza minister spraw zagra- nicznych August Zaleski, nie przeciwstawiając się samemu układowi, chcieli wprowadzić do niego więcej zabezpieczeń. Wobec braku możliwości realizacji tych zamierzeń, Zaleski ustąpił ze swego stanowiska. W liście z 22 sierpnia 1941 r., prezentując motywy swego postępowania, wyjaśniał, że sprawy nie dotyczyły bezpośrednich zagrożeń, ale przyszłego programu politycznego i im- ponderabiliów, które zagrają pod koniec wojny. Jak pisze prof. Wandycz, Zale- ski, prezentując dar przewidywania, wskazał, że układ postawił "znak zapyta- nia nad naszymi granicami wschodnimi". Doraźnie jednak, w rezultacie porozumienia, udało się utworzyć armię polską w Rosji, a następnie ewaku- ować z ZSRR sto kilkanaście tysięcy osób - wojskowych i cywilnych. Stwo- rzyło to także możliwość rozbudowy polskich sił zbrojnych na Zachodzie. Zbrojna konfrontacja niemiecko-sowiecka, a potem przystąpienie Stanów Zjednoczonych do wojny doprowadziły do tego, iż od jesieni 1942 r. nastąpił przełom w wojnie. III Rzesza i Japonia zepchnięte zostały do defensywy, ale jednocześnie coraz wyraźniej ujawniała się tendencja do ustępstw wobec ZSRR ze strony Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Było to tym bar- dziej niepokojące, że ustępstwa te zamierzano przeprowadzić w dużym stop- niu kosztem Polski. Tymczasem rząd sowiecki, w miarę jak uzyskiwał coraz większe sukcesy na froncie, postępował coraz pewniej. Niezależna, broniąca interesów polskich postawa rządu w Londynie była coraz bardziej niewygodna dla władz sowiec- kich, stawała na drodze ich dążeń. Wiosną 1943 r., w trzy lata po dokonaniu zbrodni na jeńcach polskich, jak dziś wiemy, na rozkaz Stalina, Niemcy odkryli groby w lesie katyńskim. Pra- gnąc wykorzystać tę zbrodnię dla własnych celów, nagłośnili ją. Rząd polski nie mógł pozostać wobec tych faktów obojętny. W oświadczeniu z 17 kwietnia 1943 r. stwierdzał, iż: "Nie ma Polaka, który by nie był wstrząśnięty do głębi wiadomością, szerzoną przez propagandę niemiecką z największym rozgło- sem, o odkryciu pod Smoleńskiem w grobie wspólnym, zmasakrowanych zwłok zaginionych w ZSRR oficerów polskich". Oświadczenie to odcinało się od twierdzeń hitlerowskiej propagandy i "zaprzeczało Niemcom prawa do czer- pania ze zbrodni, które zarzuca innym - argumentów w obronie własnej". W oświadczeniu znalazła się zapowiedź zwrócenia się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża "o zbadanie na miejscu istoty sprawy". Rząd sowiecki wy- korzystał to i, zarzucając rządowi polskiemu "zmowę z rządem hitlerowskim", zerwał z nim stosunki. Preteksty były grrubymi nićmi szyte, ale dyplomacji -58- sowieckiej uszło to bezkarnie. Sojusznicy nie zdecydowali się na stanowcze wystąpienie wobec strony sowieckiej. Sytuacja rządu polskiego stawała się coraz trudniejsza. Należało odpierać wciąż nowe pretensje i żądania sowieckie. Przede wszystkim były to, stopnio- wo akceptowane przez aliantów, roszczenia do wschodnich ziem Polski. Na- stępnie wyrastać zaczęło nowe zagrożenie. Związek Sowiecki zaczął wyraźnie zmierzać do tego, aby rozciągnąć swą dominację na całą Polskę. Pytanie - jak zachować niepodległość w warunkach zbliżającego się zwy- cięstwa nad Niemcami, a jednocześnie coraz wyraźniejszego zagrożenia ze strony ZSRR - było głównym dylematem, wokół którego skupiły się wysiłki rządu polskiego w Londynie i jego Delegatury w kraju. Nieustannie występo- wano do sojuszników o zajęcie bardziej stanowczego stanowiska wobec ZSRR. Starano się uzmysłowić Anglikom i Amerykanom, że nie będzie można mówić o trwałym pokoju, gdy pozwoli się Sowietom na zdominowanie znacznej części Europy. Nie na wiele się to zdało. Dla sojuszników najważniejsze było zwycię- stwo nad Niemcami i Japonią, a bez udziału i pomocy ZSRR nie bardzo sobie to wyobrażano. Dlatego też nie odpowiadano na polskie argumenty i ostrze- żenia, mimo że kolejne konferencje koalicjantów przynosiły nowe postulaty i żądania Sowietów. W "polskim Londynie" myślano, aby rzucić na szalę nasze siły zbrojne i wykorzystać fakt, że w kraju powstała wielotysięczna armia podziemna. Bra- kowało jej jednak uzbrojenia i amunicji. Zwrócono się więc do sojuszników o dostawy drogą lotniczą, co na początku 1944 r. technicznie było w pełni możliwe. Nie spotkano się jednak ze zrozumieniem ze strony aliantów. Broń dostarczano w tak małych ilościach, że stanowiła ona przysłowiową kroplę w morzu potrzeb. Nie było możliwości, by Armia Krajowa mogła wywrzeć de- cydujący wpływ na przebieg wydarzeń w Polsce. Tymczasem dobrze uzbrojone siły polskie na Zachodzie użyte zostały w odległych krajach. Przyczyniły się one do ogólnych zwycięstw wojsk sojuszniczych, lecz bezpośrednio na sytuację w Polsce wpłynąć nie mogły. Perspektywa pokonania III Rzeszy stawała się coraz bliższa. Tymczasem Polsce, która od pierwszego dnia wojny walczyła z Niemcami i walnie przyczy- niła się do zwycięstwa nad nimi, groziło, że okupacja hitlerowska zastąpiona zostanie sowiecką dominacją. A Stalin wyraźnie do tego zmierzał - stworzył z całkowicie uległych mu ludzi namiastkę polskiego rządu i pozwolił na zorga- nizowanie z Polaków pozostałych w ZSRR dywizji polskiej, a następnie korpu- su i armii, które wzięły udział w walkach bezpośrednio na ziemiach Polski. W zaistniałej sytuacji nie pomogły rozpaczliwe działania: akcja "Burza" i po- wstanie warszawskie. Stalin nie udzielił pomocy powstańcom i nie zareago- wał, gdy Niemcy burzyli Warszawę i zabijali kwiat polskiej młodzieży. Na początku 1945 r. całe ziemie polskie zostały zajęte przez Armię Czer- woną. W tym czasie zebrała się w Jałcie konferencja szefów rządów antyhitle- 59 rowskiej koalicji, która faktycznie wydała Polskę na laskę Stalina. Prezydent Roosevelt 7 lutego mówił do Stalina i Churchilla: "Mnie polskie granice nie obchodzą. Nie obchodzi mnie też kwestia kontynuacji polskiego rządu na emi- gracji". Prof. Janusz Zawodny uznał te słowa za "zdradę amerykańskiego przywódcy państwowego wobec polskiego alianta". Słowa prezydenta znalazły potwierdzenie w praktyce. Granice Polski, zgodnie z wolą Stalina, przesunięte zostały o 250 - 300 km na zachód, zaś 5 lipca 1945 r. mocarstwa sprzymierzone wycofały swe uznanie dla rządu pol- skiego w Londynie. Uznały natomiast utworzony pod patronatem sowieckim rząd w Polsce. Tego dnia w oświadczeniu rządu brytyjskiego mogliśmy prze- czytać: "W pełnym porozumieniu z rządem Stanów Zjednoczonych, rząd Jego Królewskiej Mości zawiadomił p. Osóbkę-Morawskiego o uznaniu Polskiego Rządu Jedności Narodowej". Polska wychodziła z II wojny światowej z olbrzymimi stratami ludzkimi i wielkimi zniszczeniami materialnymi. Z dotychczas niepodległej Rzeczypo- spolitej stawała się państwem zależnym - Polską Ludową. Nie wyniknęło to wszakże z winy samych Polaków - zemściło się niekorzystne polożenie geo- graficzne, zmienny i w ostatecznym efekcie niekorzystny przebieg wojny. Zaciążyły postawy sojuszników, którzy wyolbrzymiając stojące przed nimi trudności wojenne, a nie doceniając swych faktycznych możliwości, wkroczyli na drogę ustępstw wobec sowieckiego sojusznika wojennego. Sytuacja w 1945 r. nie oznaczała jednak powrotu do stanu sprzed 1914 r. Polska - przynajmniej formalnie - uznawana była za państwo niezależne, stała się członkiem Organizacji Narodów Zjednoczonych. Dominacja sowiecka nie dochodziła do głosu w sposób bezpośredni, jak w przyłączonych do ZSRR krajach bałtyckich, lecz pośredni i bardziej zakamuflowany, na przykład w po- staci układu polityczno-wojskowego z 21 kwietnia 1945 r. czy w formie trakta- tu handlowego z 7 lipca tegoż roku, które otwierały szerokie możliwości do wyzyskiwania Polski. Nade wszystko jednak zależność od ZSRR manifesto- wała się przedłużaną ponad wszelkie potrzeby obecnością wojsk sowieckich w Polsce oraz nadzorem ze strony ulokowanych w różnych strukturach pań- stwa zaufanych Moskwy. Procesowi uzależnienia służylo też sfalszowanie wy- borów z 19 stycznia 1947 r. oraz zlikwidowanie jedynej legalnej opozycji - Polskiego Stronnictwa Ludowego. Rozpoczęła się dominacja partii komuni- stycznej, a zwłaszcza jej, gorliwych w swej służalczości, liderów. W tym kon- tekście bardzo charakterystyczne było postępowanie Bolesława Bieruta, któ- ry w październiku 1946 r. prosił władze sowieckie o przedłużenie do marca 1947 r. pobytu 64 dywizji NKWD w Polsce. Mimo wszystkich tych okoliczności, Polska, choć w narzuconym jej kształcie geograficznym i ustrojowym, stawała się ostoją i miejscem przetrwania dla na- rodu polskiego. Miliony Polaków rozsianych przez wojnę po świecie wracało do kraju ze wschodu i zachodu; znajdowały tu możliwość osiedlenia, zwłaszcza na -60- ziemiach północnych i zachodnich, które odzyskano od Niemiec. Mimo ciężkich warunków i powszechnego ubóstwa, ludzie w końcu mogli odpocząć po wojnie. Ujawniła się witalność społeczeństwa, której przejawem był bardzo duży przy- rost naturalny. Najważniejsza stawała się idea przetrwania, przeczekania cięż- kich czasów, niesprzyjającego położenia, w nadziei, że bardziej pomyślny okres : nadejdzie. Sytuacja, jaka zaistniała w Polsce Ludowej, stwarzała większości na- rodu warunki umożliwiające spełnienie elementarnych dążeń. Po wysiedleniu ludności niemieckiej Polska stała się krajem jednolitym narodowościowo, jakim nigdy przedtem nie była. Pierwsze lata powojenne były okresem przejściowym. Chociaż zależność polityki zagranicznej Polski od ZSRR była faktem niepodważalnym, to jednak w dziedzinie działań dyplomatycznych występował jeszcze szereg cech specy- ficznych. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych Polski Ludowej znalazła za- trudnienie dość znaczna grupa przedwojennych dyplomatów. Zbigniew Cze- czot-Gawrak, który się do nich zaliczał, podaje, iż "cena profesjonalnej wiedzy była najwyższa w okresie pierwszym, kiedy ministrem był Wincenty Rzymow- ski", ale jeszcze w połowie 1947 r. schemat organizacyjny MSZ stanowił nie- mal dokładną odbitkę modelu przedwojennego. Wkrótce jednak sytuacja się pogorszyła. Starych dyplomatów wyrugowano. Ich miejsca zajmowali byle jak przygotowani absolwenci krótkotrwałych kursów, nieznający języków obcych, za to pewni politycznie. Dyplomacja polska zatraciła nawet pozory samodziel- ności, odgrywając na spotkaniach i konferencjach międzynarodowych rolę echa delegatów sowieckich. Uzależnienie międzynarodowe Polski ujawniło się z największą jaskrawo- ścią w latach 1949 - 1955. Z jednej strony nastąpiła izolacja od państw za- chodnich, a z drugiej postępowała integracja z ZSRR i całym "obozem socjali- stycznym". Przystąpienie Polski w styczniu 1949 r. do Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej prowadziło do dalszego uzależnienia Polski od ZSRR w dziedzinie ekonomicznej, zaś akces do Układu Warszawskiego w maju 1955 r. był oznaką pogłębiających się związków wojskowych. W tym czasie rząd sowiecki traktował PRL z dużą bezceremonialnością. Wielce charakte- rystyczny był pod tym względem przykład narzuconej Polsce 15 lutego 1951 r. wymiany odcinków granicznych, dość znacznych, bo obejmujących z każdej strony po 480 km2. Tej zmiany terytorialnej dokonano z naruszeniem obo- wiązującego układu granicznego z 16 sierpnia 1945 r., stawiając przy tym sejm wobec faktu dokonanego. Po śmierci Stalina w Polsce dały się zaobserwować postępujące zmiany. W kierownictwie partii ujawniła się duża grupa działaczy, którzy opowiadali się za zerwaniem z dotychczasowymi metodami rządzenia. Nie było rzeczą przypadku, iż spośród państw "obozu" tylko w Polsce przedrukowany został w znacznym nakładzie tajny referat Nikity Chruszczowa z 25 lutego 1956 r. Wkrótce potem wrzenie społeczne ujawniło się w zbrojnym wystąpieniu -61- w Poznaniu. Czując poparcie, reformatorzy partyjni doprowadzili w paździer- niku do głębokiego przesilenia politycznego. Przedstawiając te wydarzenia, Henry Kissinger pisze w swej Dyplomacji: "W pierwszym momencie Kreml rozważał plany interwencji militarnej. Radzieckie czołgi ruszyły w kierunku głównych miast polskich [...]. Polscy przywódcy nie dali się zastraszyć. Związek Radziecki wycofał się i pozwolił by rządy w Polsce sprawował komu- nizm narodowy". Październik 1956 r. był niezmiernie ważną datą w dziejach PRL. Głębokie przeobrażenia zaszły zwlaszcza w życiu wewnętrznym kraju. Zmiany w położeniu międzynarodowym Polski i w polityce zagranicznej nie byty tak widoczne. Nadal pozostawała ona członkiem Układu Warszawskiego, nadal uzgadniała wszelkie posunięcia na arenie międzynarodowej z dyplomacją so- wiecką, ale dyplomaci zachodni zaczęli baczniej przyglądać się temu, co dzieje się w Polsce, odróżniając ją od innych państw bloku wschodniego. Jak podaje badacz problemu Andrzej Korzon, ambasador brytyjski w Warszawie Eric Berthoud 28 grudnia 1956 r. pisał do Londynu, że "byłoby lepiej, aby przed- stawiciele rządu brytyjskiego w wypowiedziach publicznych nie wymieniali Polski wśród krajów satelickich, lecz określali ją jako państwo Układu War- szawskiego i członka bloku sowieckiego". Rozróżnienie było więc wyraźne. Ważnym zjawiskiem określającym położenie międzynarodowe Polski było rozszerzenie jej kontaktów dyplomatycznych na wiele państw zamorskich. Była to wjakimś sensie kontynuacja dzieła rozpoczętego przed wojną. Wiązało się to z procesem wyzwalania się krajów Afryki i Azji spod kolonialnej przemo- cy. W latach 1950 - 1970 PRL nawiązała stosunki dyplomatyczne z czterdzie- stoma czterema państwami w Afryce, a na Bliskim Wschodzie z dziewięcioma. Na przykład w sierpniu 1962 r. otwarta została ambasada PRL w Algierze, w maju 1971 r. - ambasada Algierii w Warszawie. Stosunki dyplomatyczne na szczeblu ambasad nawiązano z Górną Woltą 13 czerwca 1968 r., z Kuwej- tem - 17 maja 1963 r., z Tanzanią - 15 stycznia 1962 r. Na treść stosun- ków z tymi państwami składały się przede wszystkim dość częste obustronne wizyty, współpraca gospodarcza i kontakty kulturalne. Zaznaczyć trzeba, iż aktywny był także udział polskich przedstawicieli dyplomatycznych i wojskowych w międzynarodowych misjach pokojowych w różnych częściach świata. Natomiast miejsca dla autentycznych i szer- szych inicjatyw było niewiele. W tym kontekście wspomnieć jednak warto o - niewątpliwie uzgodnionym z Moskwą - planie Rapackiego z 1957 r., który zawierał propozycję utworzenia strefy bezatomowej w Europie Środko- wowschodniej. Jednym z głównych celów dyplomacji PRL było uzyskanie międzynarodo- wego uznania granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Decydujące znaczenie mialo w tej dziedzinie podpisanie 7 grudnia 1970 r. układu pomiędzy PRL a RFN, w którym uznano istniejące granice. -62- Przegląd najważniejszych wydarzeń określających położenie międzynaro- dowe Polski za czasów Władysława Gomułki nie byłby pełny bez przypomnie- nia udziału wojsk polskich w inwazji na Czechosłowację w sierpniu 1968 r. Nadmienić trzeba także o doktrynie ogłoszonej przez Breżniewa i przyjętej do wiadomości przez polskich przywódców, iż suwerenność państw socjalistycz- nych ma "charakter ograniczony". Wydarzenia z grudnia 1970 r. i objęcie steru władzy przez Edwarda Gierka nie przyniosły zasadniczych zmian w polityce zagranicznej, chociaż w deka- dzie lat 70. wysuwano hasło szerszego otwarcia na świat i zaciągano duże pożyczki na zachodzie. Gierek manifestował swe zażyłe stosunki z przywódca- mi krajów zachodnich, składał i przyjmował wizyty na najwyższym szczeblu. Zależność od ZSRR nie uległa jednak zmniejszeniu. Znajdowało to wyraz mię- dzy innymi w daleko posuniętej czołobitności wobec sowieckiego przywódcy Leonida Breżniewa. Wydarzenia z sierpnia 1980 r. wpłynęły nie tylko na życie wewnętrzne Pol- ski, ale i na jej położenie międzynarodowe. Legalizacja NSZZ "Solidarność" była wydarzeniem bezprecedensowym w krajach "obozu socjalistycznego". Przyciągnęła uwagę i wywołała sympatię społeczeństw oraz rządów państw zachodnich, ale jednocześnie przyczyniła się do gwałtownego wzrostu nieufno- ści i niechęci przywódców państw Układu Warszawskiego. Polska stała się obiektem stałych, okresowo nasilających się, gróźb i nacisków. Obawiano się zwłaszcza, że przykład Polski wpłynąć może na kraje sąsiednie. Tym bardziej, że I Krajowy Zjazd Delegatów "Solidarności" uchwalił 8 września 1981 r.Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej, które wyrażało poparcie dla tych, którzy "zdecydowali się wejść na drogę walki o wolny ruch związkowy". Niewątpliwie nie tylko naciski zewnętrzne, ale także własna decyzja kie- rownictwa partyjno-rządowego z Wojciechem Jaruzelskim na czele, złożyły się na brzemienną w skutki decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego i zdelegali- zowaniu "Solidarności" 13 grudnia 1981 r. Za ten krok rząd gen. Jaruzelskie- go zapłacii między innymi izolacją na arenie międzynarodowej. Stosunki ze Stanami Zjednoczonymi osiągnęły stopień zamrożenia podobny do lat zimnej wojny, powiększyło się natomiast uzależnienie od ZSRR i innych państw Układu Warszawskiego. Wszakże w drugiej połowie lat 80. zaznaczać się zaczęło postępujące odprę- żenie w stosunkach międzynarodowych, zwłaszcza w relacjach między ZSRR i Stanami Zjednoczonymi. Uwidoczniło się to w porozumieniach dotyczących rakiet krótkiego i średniego zasięgu oraz w decyzji o wycofaniu wojsk sowiec- kich z Afganistanu. Podjęta przez Michaiła Gorbaczowa polityka głasnosti i pierestrojki nie mogła pozostać bez wpływu na sytuację w Polsce. Nacisk ze strony Moskwy wyraźnie się zmniejszył. Zarysowała się możliwość porozumie- nia władzy z opozycją, co stało się dążeniem i jednej, i drugiej strony. Oznaką tego był wystosowany w listopadzie 1986 r. przez Lecha Wałęsę apel do prezy- -63- denta Ronalda Reagana o zniesienie sankcji gospodarczych wobec Polski. Stopniowo wytworzyła się sytuacja, w której w 1988 r. mogło dojść do wstęp- nych rozmów, a następnie do formalnych rokowań "okrągłego stołu" na po- czątku 1989 r. Otworzyły one drogę do wyborów 4 czerwca, a w ostatecznym rezultacie do powołania 23 sierpnia 1989 r. pierwszego po tak długiej przerwie niekomunistycznego i niezależnego rządu Tadeusza Mazowieckiego. Fakt ten miał ogromne znaczenie. W dziedzinie położenia międzynarodowego i polityki zagranicznej oznaczał zakończenie trwającej 45 lat dominacji sowieckiej nad Polską. Był wydarzeniem, które u schylku XX w. wyznaczylo nowe miejsce Polski w Europie. Waga przemian w Polsce wzrasta jeszcze, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że przyczyniły się one do przeobrażeń w innych państwach Europy Środkowowschodniej. W niedługim czasie nastąpiła zupełna reorientacja polityki zagranicznej Polski. Po rozwiązaniu 1 lipca 1990 r. Układu Warszawskiego naczelną jej wy- tyczną stało się dążenie do przystąpienia do NATO i Unii Europejskiej. Wielkie znaczenie miało w tym kontekście zakończone we wrześniu 1993 r. wycofywa- nie wojsk rosyjskich z terytorium Polski. Zmianie uległo także polożenie geopo- lityczne Polski. Miejsce dotychczasowych trzech sąsiadów (NRD, Czechosłowacji i ZSRR) zajęło siedem państw - RFN, Republika Czeska, Słowacja, Ukraina, Białoruś, Litwa i Federacja Rosyjska. W tej sytuacji bardzo ważnym zadaniem polityki zagranicznej Polski stało się dążenie do uregulowania stosunków z no- wymi sąsiadami, co też zostało zrealizowane w latach 1992 - 1994 w postaci zawarcia traktatów o przyjaźni i dobrosąsiedzkiej współpracy. Ważnym wyda- rzeniem było także podpisanie 15 lutego 1991 r. Deklaracji Wyszehradzkiej o współpracy Polski, Czechosłowacji i Węgier w dążeniu do integracji europej- skiej. Nie było też rzeczą przypadku, iż 28 czerwca 1991 r., niewiele ponad czte- ry miesiące po Wyszehradzie, udało się podpisać w Budapeszcie protokół o li- kwidacji RWPG. Jak zwraca uwagę Maciej oźmiński: "Adekwatny do stopnia dewastacji gospodarki polskiej radykalizm podejmowanych na początku lat 90 reform gospodarczych, sprawił, że Polska pozostała wprawdzie partnerem w gospodarce trudnym, ale o najlepszych rokowaniach na przyszłość". Przyczy- niła się do tego przede wszystkim determinacja Polski w dążeniu do gospodarki rynkowej i do możliwie szybkiej integracji z Europą. Celowi integracji służyły także wysiłki dyplomacji polskiej podejmowane w stosunku do państw Wspól- noty Europejskiej. Ważnym wydarzeniem stało się przyjęcie Polski do Rady Eu- ropy w 1991 r. W grudniu tegoż roku Polska weszła do Północnoatlantyckiej Rady Współpracy, w kwietniu 1994 r. przystąpiła do euroatlantyckiego progra- mu Partnerstwa dla Fokoju. Uwieńczeniem tych starań było przyjęcie Polski, jako pełnoprawnego członka, do Paktu Północnoatlantyckiego w marcu 1999 r. Starania o przyjęcie do Unii Europejskiej trwają. Polska znajduje się w gronie kandydatów, którzy mają zostać przyjęci do Unii w pierwszej kolej- ności, jednak sam akt wstąpienia przesuwa się poza granicę XX w. -64- Wspomnieć należy jeszcze o aktywnej roli, jaką odgrywa Polska w utrwala- niu procesu pokojowego w Europie i świecie. Dyplomaci polscy, a nade wszyst- ko żołnierze, biorący udział w misjach pokojowych w zapalnych miejscach świata, zyskują sobie międzynarodowe uznanie. W ciągu dziesięciu lat od odzyskania pełnej suwerenności osiągnięto i nad- robiono bardzo wiele w polityce zagranicznej. Polska uzyskała swobodę dzia- łania i wyszła z przymusowej izolacji od państw Zachodu. Zajęła ponownie, jak przed 1939 r., należne jej miejsce we wspólnocie międzynarodowej. Wiek XX był okresem niezmiernie ważnym w rozwoju historycznym Polski - obfitował w szereg doniosłych wydarzeń. Mimo klęsk, upadków, prób po- nownego narzucenia okupacji i zależności, ogólny szlak wiódł do góry. Polska była i ponownie stała się państwem niepodleglym. Przebytą w ciągu stu lat drogę uzmysławia stan głębokiej niewoli, w jakiej zastał Polskę wiek XX i pełna blasku niepodległość u jego kresu. To, że Polacy pokonali wszelkie przeciwności, zależne było od zmie- niającego się układu sił i stosunków międzynarodowych, ale w bardzo dużym stopniu wynikało również z ich aktywności i walki okupionej wielkimi ofiara- mi. Takie fakty, jak wyzwolenie Polski w listopadzie 1918 r., zwycięstwo w bi- twie warszawskiej w sierpniu 1920 r., decyzja stawienia oporu Hitlerowi 8 stycznia 1939 r. i wojna obronna we wrześniu tegoż roku, powstanie war- szawskie, polski październik 1956 r., utworzenie "Solidarności", a następnie niezależnego rządu w 1989 r., posiadały nie tylko polski wymiar, ale były wy- darzeniami o szerszym, międzynarodowym znaczeniu. Trzeba mimo wszystko powiedzieć, iż przynajmniej dwa razy w XX w. - w latach 1918 i 1989 - za- istniała koniunktura i sprzyjająca sytuacja zewnętrzna, o jakiej nie mogli na- wet marzyć nasi ojcowie i dziadowie. Wiek XIX to kilkakrotne, ale nieudane próby wywalczenia niepodległości. Wiek XX - odzyskanie niepodległości przynajmniej na dwie dekady po 123 latach niewoli; następnie zależne, ale odrębne państwo; później zaś, pod ko- niec wieku, pełna niezależność. Podsumowując - pomimo że i w wieku XX doznawaliśmy klęsk i długiej obcej dominacji, był on relatywnie lepszy od wie- ku poprzedniego. Wszystko to może napawać optymizmem i wiarą, że następ- ny wiek będzie dla Polaków jeszcze bardziej przychylny. jANUSZ ŻARNOWSKI SPOŁECZEŃSTWO 1. Więzy łączące poszczególne zabory stawały się w pierwszych latach XX w., podobnie jak w końcowych dziesięcioleciach XIX w., coraz silniejsze. Doty- czyło to przede wszystkim więzi społecznych w ich wymiarze kulturalnym, ideowym, politycznym, a także stosunków między ludnością polską żyjącą w różnych zaborach. Więzi te wzmacniały się dzięki nasilającym się kontak- tom międzytaborowym, które ogarniały szerokie warstwy ludności, m.in. po- przez częstsze niż dawniej podróże do sąsiednich zaborów w sprawach pry- watnych i w celu nauki, poprzez pielgrzymki religijne oraz w związku z ruchami migracyjnymi. Jednak podstawowa część życia społecznego nadal skupiała się w ramach taborowych, bo w imperiach zaborczych nie można było stosunków społecznych odizolować od życia gospodarczego i państwo- wego. Ówczesne społeczeństwo polskie można było wówczas i można dziś (w ujęciu historycznym) rozpatrywać przede wszystkim na płaszczyźnie kul- turalnej, a także - choć w ograniczonym stopniu - na płaszczyżnie poli- tycznej. W innych dziedzinach życia społecznego warunki życia ludności pol- skiej zależały w głównej mierze od struktur i procesów ogólnokrajowych danej monarchii zaborczej. Dopiero na tym tle można rozpatrywać miejsce społeczeństwa polskiego w ówczesnym świecie. Podstawowe trendy rozwojowe europejskich społe- czeństw tamtych czasów objęły również społeczeństwo polskie. Trzeba tu uczynić jednak dwa zastrzeżenia. Pierwsze to przynależność ziem polskich i, siłą rzeczy, społeczeństwa polskiego do peryferyjnej strefy cywilizacji euro- pejskiej, której centrum znajdowało się w takich krajach, jak Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Belgia, Holandia itd. W związku z tym procesy społeczne zapoczątkowane w ośrodkach ówczesnego postępu materialnego i intelektu- alnego słabiej i z opóźnieniem obejmowały Polskę. Po drugie - podział po- lityczny kraju między zaborców uzależniał poziom cywilizacyjny, a z nim od- działywanie światowych trendów rozwojowych na etniczne ziemie polskie, od poziomu rozwojowego danego mocarstwa zaborczego. Wiadomo zaś, jak wielkie były pod tym względem różnice między Prusami/Niemcami, Au- stro-Węgrami i Rosją. Ogólnie rzecz biorąc, pod względem cywilizacyjnym Prusy stały wyżej od Austrii, a Austria - od Rosji. Różnice poziomów cywi- lizacyjnych wyraźnie odbijały się na ziemiach etnicznie polskich. Wiele zale- żało też od pozycji ziem polskich w poszczególnych państwach zaborczych. Królestwo Polskie (ale nie ziemie wschodnie) należało do najbardziej roz- winiętych pod względem przemysłowym obszarów Rosji; natomiast zabór austriacki pod względem cywilizacyjnym i gospodarczym plasował się u dołu listy austriackich krajów koronnych; zabór pruski stanowił zaś wysoko roz- winięte zaplecze rolnicze Prus, wyróżniające się na tle innych ziem polskich, ale na pewno nie należące do czołówki gospodarczej krajów niemieckich. Decydującym nurtem gospodarczo-społecznym tamtych czasów była indu- strializacja, a pod tym względem sprawy nie układały się według wyżej podane- go schematu. Najbardziej uprzemysłowionym regionem był wprawdzie Śląsk należący do Prus (nie zaliczano go do zaboru pruskiego, bo od setek lat nie nale- żał do Polski), ale najbardziej rozwiniętą przemysłowo częścią ziem polskich były ośrodki przemysłowe w zaborze rosyjskim: Warszawa, Łódź, Zagłębie Dą- browskie, Białystok (już poza Królestwem Polskim) i inne. Tu bowiem zarówno robotnicy, jak i w znacznej mierze personel techniczny, a nawet częściowo kapi- tał były polskie (cokolwiek to ostatnie miałoby znaczyć!). Fala industrializacyj- na ogarnęła ziemie polskie w drugiej połowie XIX w. i odtąd narastała, a lata 1870 - 1914 stanowiły okres najbardziej intensywnej industrializacji w dziejach Polski aż po lata pięćdziesiąte XX w. Na przelomie stuleci dotarła ona wyraźniej także do Galicji (na Śląsku austriackim ujawniła się wcześniej). Nie ominęła także Poznańskiego i Pomorza, gdzie była zresztą silnie uzależniona od podsta- wowej tam rolniczej gałęzi gospodarki. Industrializacja wpływała na ogólny rozwój techniczno-cywilizacyjny dziel- nic polskich. Oddzialywała oczywiście też na rolnictwo i ludność rolniczą. Moż- na zatem stwierdzić, że następował proces unowocześniania dzielnic polskich (mamy tu na myśli przede wszystkim trzy dzielnice zaborcze, a nie ościenne ziemie o ludności etnicznie mieszanej). Wiele wskazuje jednak na to, że mieliś- my do czynienia, mówiąc słowami Witolda Kuli, z rozwojem w warunkach rosnącego zacofania. Modernizacja cywilizacyjna, choć w rudymentarnej w sto- sunku do Zachodu formie, i modyfikacja struktur społecznych postępowały, jednak w stosunku do ówczesnych rozwiniętych krajów europejskich dystans w najlepszym razie pozostawał bez zmiany. Przełom XIX/XX w. był jednym z najbardziej intensywnych okresów modernizacji industrializacyjnej w Euro- pie. Ziemie polskie w tym procesie brały udział w bardzo różnorodnym stopniu, który już pokrótce scharakteryzowaliśmy. Taka sytuacja nie ograniczała się do ziem polskich, ale obejmowała wszystkie peryferyjne strefy Europy, do których należały także wschodnia i środkowowschodnia Europa. Podobny układ pano- wał także w XX w. i panuje do dziś. Czy tę wiekową prawidłowość uda się prze- zwyciężyć? Oto zasadnicze pytanie naszych czasów. -67- Te strefy, które nazwaliśmy tu peryferyjnymi w stosunku do rozwiniętych krajów kapitalistycznych, obejmowały bez wątpienia większość terytorium i ludności ówczesnej Europy. Były one jednak bardzo zróżnicowane pod wzglę- dem poziomu cywilizacyjnego. Należały do nich zarówno Węgry, jak i Tracja, zarówno Zagłębie Dąbrowskie, jak i Kalabria, zarówno Polesie, jak i kraje nadbałtyckie. Co więcej, kraje industrialne także nie były rozwinięte równo- miernie, na przykład we Francji obok basenu paryskiego i Lotaryngii były też zacofane tereny rolnicze w Masywie Centralnym, w Niemczech - krajobraz przemysłowy Nadrenii kontrastował z Meklemburgią i wsią śląską, nawet w Wielkiej Brytanii istniały obszary mniej rozwinięte. Można jednak mówić o strefie rozwiniętej (obejmującej Wielką Brytanię, Francję, Belgię, Holandię, Niemcy, północne Włochy), strefie umiarkowanego zacofania (Półwysep Ibe- ryjski, większość Europy Środkowowschodniej wraz z ziemiami etnicznie pol- skimi, uprzemysłowione regiony ówczesnej Rosji i szereg enklaw w innych stronach Europy), i o strefie cywilizacyjnie zupełnie prymitywnej (część Półwyspu Bałkańskiego i spore regiony cesarstwa rosyjskiego). Strefy te moż- na było oddzielić tylko umownie (tworzyły one rodzaj swoistej mozaiki), ale nie ulega wątpliwości, że Polska plasowała się gdzieś w środku owej strefy po- średniej (umiarkowanego zacofania?. W początkowych latach XX w. część społeczeństwa związana z gospodarką kapitalistyczną, stanowiącą wówczas synonim modernizacji, była jednak dość ograniczona. Należała do niej ludność robotnicza z jednej, a mieszczaństwo i związane z nim grupy inteligencji z drugiej strony. Spośród robotników tylko niewielka mniejszość związana była z nowoczesną produkcją, zorganizowaną w wielkich zakładach pracy, reszta zatrudniona była w małych, często rzemieśl- niczych zakładach. Robotnicy i w ogóle pracownicy najemni nie przeważali jesz- cze wśród ludności, więc z technicznie zmodernizowaną gospodarką i infra- strukturą związana była tylko mniejszość społeczeństwa polskiego. Słabiej związane ze zmodernizowanym systemem było drobnomieszczań- stwo - w Polsce liczne i w dużej mierze żydowskie. Ta grupa społeczno-wy- znaniowa stanowiła podstawową część całego społeczeństwa żydowskiego, a jej większość obracała się raczej. w archaicznych kręgach społecznych, cha- rakterystycznych dla czasów przedkapitalistycznych lub dla wstępnego okre- su industrializacji. Przede wszystkim jednak w kręgu przedkapitalistycznym i przedmoderni- zacyjnym pozostawała większość ludności wiejskiej, chłopskiej i innej zatrud- nionej w rolnictwie (w tym obsługującej wielkoobszarową gospodarkę zie- miańską). Ze społeczeństwem industrialnym stykała się na co dzień tylko niewielka grupa drobnych rolników w zaborze pruskim i w zachodnich powia- tach Królestwa Polskiego, a także właściciele i personel gospodarczo dobrze postawionych gospodarstw ziemiańskich, które jednak przeważały tylko w za- borze pruskim, choć występowały też w Królestwie Polskim. W pewnym stop- 68 mu ze zmodernizowanym życiem społecznym stykali się funkcjonariusze sek- tora państwowego oraz pracownicy umysłowi instytucji prywatnych. Jednak te grupy zawodowe były w owym czasie jeszcze stosunkowo nieliczne. Kieru- nek przemian był wyraźny: kategorie związane z modernizacją społeczną roz- szerzały się, a archaiczne powoli kurczyły. 2. Pierwsza wojna światowa była potężnym czynnikiem przeobrażeń spo- łecznych, dokonujących się na ogół wśród konfliktów i tragedii indywidualnych i zbiorowych. W skali europejskiej procesy społeczne i skutki I wojny światowej to przede wszystkim straty ludnościowe, które dotknęły w głównej mierze mło- dych i dojrzałych mężczyzn (kategorie najważniejsze w życiu społecznym i w rozwoju demograficznym), przymusowe migracje połączone z chorobami, śmiercią i poniewierką, w głównej mierze na wschodzie Europy, masowa zmia- na ról społecznych wymuszona przez warunki wojenne, w tym także nowe role kobiet, które zastępowały nieobecnych mężczyzn w przemyśle, usługach, admi- nistracji, a także przejęły od nich odpowiedzialność za rodzinę ijej przetrwanie. Po wojnie nastąpiło w związku z tym (nie wszędzie pełne) równouprawnienie prawne i prawno-polityczne kobiet oraz ich emancypacja obyczajowa. Skutkiem wojny były także takie postawy, jak kult siły, przemocy i młodości połączony z kryzysem dotychczasowych autorytetów i hierarchii społecznych oraz powsta- nie licznej kategorii ludzi, którzy nie znajdowali miejsca w społeczeństwie po zakończeniu wojny i demobilizacji olbrzymich armii. Z drugiej strony, zwycię- stwo państw o ustroju demokratycznym sprzyjało demokratyzacji różnych dzie- dzin życia, nie tylko ustroju, w nowo powstałych w środkowej i wschodniej Eu- ropie państwach, lecz także codziennych kontaktów między ludźmi należącymi do różnych kategorii społecznych. Wszystkie te procesy ujawniły się w życiu ludności ziem polskich w czasie wojny i po jej zakończeniu (niektóre w nasileniu większym, niż na zachodzie Europy). Cechą charakterystyczną sytuacji społeczeństwa polskiego w tym czasie jest przede wszystkim brak, a później odzyskanie państwowości, które dla wymienionych wyżej przeobrażeń miało ogromne znaczenie: początkowo społeczeństwo polskie było jedynie obiektem działań zewnętrznych, a pod ko- niec tego okresu stało się ich podmiotem. Ze względu na zjednoczenie i odzy- skanie niepodległości oraz na głębokie zmiany struktur, społeczeństwo pol- skie w czasie wojny zmieniło się w większym stopniu niż wiele innych społeczeństw europejskich. Demokratyzacja społeczna, prawna, obyczajowa, którą wyrażał nowy demokratyczny system prawny, była skutkiem nie tylko przyspieszonej ewolucji społeczeństwa polskiego pod wpływem wydarzeń wo- jennych oraz osłabienia i częściowego zniszczenia dotychczasowych struktur, na miejscu których powstawały teraz bardziej nowoczesne (op. w dziedzi- nie politycznej), lecz także skutkiem nacisku wzorów zachodnioeuropejskich i amerykańskich, upowszechniających się po zwycięstwie Ententy. W wyniku -69- ich oddziaływania pojawiały się instytucje prawne i obyczajowe, które nie miały jeszcze trwałych podstaw w społeczeństwie świeżo wyzwolonym spod patriarchalnych, autokratycznych wzorów i żyjącym częściowo jeszcze w ar- chaicznych warunkach społecznych i gospodarczych. Dlatego nie wszystkie przemiany były trwałe, a część z nich miała zostać wkrótce zakwestionowana przez przypływ autorytaryzmu charakterystycznego dla drugiej części dwu- dziestolecia w Europie i w Polsce. 3. Dwudziestolecie międzywojenne było dla społeczeństwa polskiego pierw- szym od ponad wieku okresem bytu w warunkach zjednoczenia, toteż zanim mogło ono włączyć się wjakimś stopniu w społeczne, gospodarcze czy kulturo- we procesy ogólnoeuropejskie, musiało upłynąć sporo czasu, kiedy to znacz- na część energii poświęcona była głównie odtworzeniu i wytworzeniu więzi ogólnopolskich. O tę właśnie energię był mniejszy potencjał modernizacyjny społeczeństwa polskiego, co musiało odbić się ujemnie na bilansie dwudziesto- lecia. Dwudziestolecie 1918 - 1939 było w Europie okresem przejściowym, w którym skonsumowane być musiały, podobnie jak w Polsce, skutki wojny i przeobrażeń powojennych (w tym powstanie pół tuzina nowych państw oraz zmiany granic i znaczenia innych państw). Zapewne nie bez związku ze skut- kami wojny był fatalny, strukturalny kryzys gospodarczy przełomu lat 20. i 30. W rezultacie, pod względem gospodarczym świat nie rozwijał się tak szybko, jak przed 1914 r., co hamowało również procesy przemian społecz- nych. Rozwój gospodarczy był ponadto bardzo nierównomierny i zależał od specyficznych warunków danego kraju i społeczeństwa. Na tym tle sytuacja Polski nie była pomyślna. Należała do strefy peryferyj- nej Europy kapitalistycznej - strefy o przewadze prymitywnego rolnictwa współistniejącego z wyspowymi ośrodkami industrializacji, powstałymi z re- guły w poprzedniej epoce. Polska, podobnie jak i inne kraje tej strefy, cierpiała zarówno od niedostatku i prymitywizmu aparatu produkcyjnego (zwłaszcza na wsi, gdzie wśród ludności chłopskiej panowało przeludnienie rolnicze), jak i od kryzysu ogarniającego gospodarkę kapitalistyczną. Bilans gospodarczy okresu międzywojennego jest sporny. Oznaki i wskaźniki stagnacji współist- niały bowiem z osiągnięciami wiążącymi się z importem nowoczesnej techniki, z wysiłkami inwestora państwowego, zmierzającego do zbudowania elemen- tów bazy przemysłowej i infrastruktury (przemysł metalowy i chemiczny, ko- leje, żegluga, porty, lotnictwo itd.), z powstaniem narodowego zasobu wykwa- lifikowanych kadr z wyższym wykształceniem w różnych dziedzinach, także technicznych. Z całą pewnością jednak nie było wówczas warunków do burzli- wego rozwoju gospodarczego i społecznego, podobnego do tego z końca XIX w. i początku XX w. Ponieważ rozwój gospodarczy jest najsilniejszym czynni- kiem strukturotwórczym, a zła koniunktura gospodarcza powoduje stagnację, -70- struktury społeczne ulegały stałym, lecz raczej powolnym i ograniczonym zmianom. Jednak w ciągu dwudziestu lat drugiej niepodległości wiele proce- sów społecznych zachodzących w krajach rozwiniętych znajdowało odbicie również w Polsce. Nie wolno jednak zapominać, że wówczas u nas notowano wskaźniki zbliżone do tych, które w krajach zachodnich rejestrowano o kilka- dziesiąt, albo i więcej, lat wcześniej. Udział pracowników najemnych wśród ludności nieco się zwiększył. Częściowo było to wynikiem otwierania nowych zakładów pracy, a także wzrostu liczby pracowników umysłowych w związku z coraz bardziej skomplikowanym systemem zarządzania w gospodarce pań- stwowej i prywatnej (co ujawniało się na zewnątrz często jako biurokratyza- cja). Część przyrostu pracy najemnej była jednak pozorna, bo do rubryki "pra- cownicy" trafiali coraz liczniejsi bezrobotni, także ci, którzy dotąd w ogóle nie pracowali. Do tego doliczyć trzeba odpowiednik grupy bezrobotnych na wsi - osoby zbędne jako siła robocza, lecz z braku innej możliwości nadal pracujące w gospodarstwie. Na wsi nadal przybywało samodzielnych rolników, gospoda- rujących na karłowatych gospodarstwach. Nie ubywało też drobnych kupców, rzemieślników i chałupników. W sumie, poważniejszych zmian makrostruktu- ry nie zanotowano. Wspomniano już o powszechnej na świecie tendencji do zwiększania się udziału pracowników umysłowych wśród ogółu zatrudnionych, notowanej już w XIX w., a aktualnej aż do naszych czasów. W Polsce międzywojennej przy- rost odsetka pracowników umysłowych był najszybszy ze wszystkich grup za- trudnionych. W kategoriach socjologicznych oznaczało to szybki przyrost in- teligencji, a więc wykształconych specjalistów w różnych dziedzinach życia społecznego i kultury, którzy tworzyli specyficzną warstwę społeczną - elitę kulturalną, a w tych czasach też polityczną oraz chyba jeszcze szybszy przy- rost rzeszy urzędników w coraz liczniejszych biurach, sklepach, magazynach, instytucjach usługowych itd. Z punktu widzenia rozwoju społeczeństwa, wówczas i w późniejszym okre- sie, ważne było zwłaszcza wytworzenie się i umocnienie elity społecznej o cha- rakterze głównie inteligenckim. Mamy tu na myśli nie tyle umiarkowanie in- teresującą ówczesną elitę polityczną (głównie należącą do inteligencji), ile grupy czynne zawodowo i kulturalnie, które funkcjonowały jako pośrednik między rozwijającą się cywilizacją zachodnią a społeczeństwem polskim. To właśnie te elity rozpowszechniały w społeczeństwie nowe wzory życia społecz- nego, techniki, kultury, wychowania, nowe ideologie polityczne i estetyczne. Te właśnie kadry, a raczej to, co z nich po wojnie pozostało, umożliwiły społeczeństwu polskiemu po II wojnie światowej utrzymanie kontaktu z cywi- lizacją światową. Rozwinęły się jednak nie tylko elity społeczne. Nastąpił rozwój poziomu oświaty, świadomości warstw ludowych i, częściowo w ślad za tym, podnoszenie się ich poziomu cywilizacyjnego. Pojawiły się dążenia do awansu cywilizacyjne- -71- go i kulturalnego, hamowane głównie przez złą koniunkturę ekonomiczną tych czasów, ale stwarzające podstawy do ogólnego rozwoju społeczeństwa narodo- wego w przyszłości. Tych istotnych zmian społecznych nie odzwierciedlają dane statystyczne, przedstawiające mało zmieniające się proporcje między poszcze- gólnymi kategoriami społecznymi. Szybki przyrost inteligencji i pracowników umysłowych był tym bardziej charakterystyczny, że wskutek stagnacji inwestycyjnej przyrost przemysłowej klasy robotniczej okazał się w Polsce, w skali calego dwudziestolecia, minimal- ny (choć powstawały pojedyncze zakłady, jak op. założone przez wojsko wy- twórnie uzbrojenia, huty i elektrownie w Centralnym Okręgu Przemysłowym, zakłady chemiczne w Mościskach i inne). Jeśli ludność robotnicza przyrastała, to głównie dotyczyło to małych zakładów, rzemiosła i chałupnictwa, a więc na ogół placówek o nienowoczesnym charakterze, a także pracowników zatrud- nianych sezonowo i dorywczo. W okresie międzywojennym odnotowano większy udział kobiet wśród za- trudnionych, zarówno wśród pracowników fizycznych, jak i umysłowych. Zresztą udział kobiet wśród samodzielnie pracujących również nieco wzrósł. Są to rezultaty zarówno aktywizacji zawodowej kobiet, której towarzyszyła emancypacja społeczno-obyczajowa, jak i zjawisk kryzysowych, polegających po pierwsze na zastępowaniu mężczyzn kobietami - tańszą siłą roboczą, po drugie na konieczności pracy kobiet ze względu na niskie płace mężczyzn. Szczególnie szybki był przyrost liczby kobiet zatrudnionych w biurach, szkołach, różnych instytucjach, zwłaszcza prywatnych. Wynikało to z coraz lepszego wykształcenia kobiet w szkołach średnich, a teraz również wyż- szych. W okresie międzywojennym w kwestii wyrównania szans uzyskania wykształcenia przez mężczyzn i kobiety zaszły bowiem zasadnicze zmiany na korzyść kobiet. Nawet w najbardziej skrótowym omówieniu nie podobna pominąć proble- mów społeczno-etnicznych. Jeśli chodzi o ludność etnicznie polską, to okres międzywojenny wiązał się z rozszerzeniem zasięgu świadomości narodowej i poczucia łączności z państwem narodowym, i to mimo ostrego nieraz kryty- cyzmu wobec ówczesnego państwa opanowanego przez elitę polityczną, inteli- gencję i biurokrację. Świadomość narodowa niewątpliwie szła w parze z pod- niesieniem się poziomu oświaty (choć nie ma tu bezpośredniej zależności), a jej zasięg zwiększył się zwłaszcza na wsi. Zasięg identyfikacji etnicznej rósł także wśród mniejszości narodowych w Polsce, a był to proces powszechny za- równo w Europie, jak i poza nią. Konflikty narodowościowo-społeczne, które były znane również wcześniej, zaostrzyły się w całej Europie. Ich apogeum to lata 30. Konflikty te były pożywką dla narastania skrajnego nacjonalizmu, szowinizmu i nienawiści rasowej. W Polsce dotyczyło to przede wszystkim sto- sunków polsko-żydowskich, wobec znacznego udziału Zydów wśród drobno- mieszczaństwa (pogromy i starcia chłopów z Zydami? oraz inteligencji (kon- - 72 - flikty na wyższych uczelniach, getto ławkowe). Społeczny charakter nosiły też konflikty polsko-ukraińskie na wschodzie kraju. Konflikty te miały pewien wpływ na późniejsze tragiczne wydarzenia z czasów wojny. Jeszcze przed I wojną światową wytworzył się na ziemiach polskich, podob- nie jak w innych krajach wschodniej i środkowowschodniej Europy, system dwóch układów społeczno-gospodarczych, a co za tym idzie także kulturowych i niekiedy politycznych. Jeden z nich to społeczeństwo zindustrializowane, zmodernizowane, drugi - społeczeństwo sprzed masowej industrializacji z pozostałościami przedkapitalistycznymi, żyjące jeszcze w dawnym rytmie go- spodarki na poły naturalnej. Te dwa rodzaje społeczeństwa przenikały się tak, że nie można ściśle ich od siebie odgraniczyć - społeczeństwo przemysłowe zajmowało "wyspy" na tle bardziej prymitywnym. Trudno byłoby dać wyraz tym stosunkom, przytaczając ścisłe liczby ludności żyjącej w układzie przedka- pitalistycznym z jednej strony i zmodernizowanym z drugiej. Można tylko wy- razić przekonanie, że choć w tym drugim mieściły się już miliony obywateli, większość ludności Polski międzywojennej związana była jeszcze z układem przedkapitalistycznym. Wystarczy wspomnieć, że pod koniec dwudziestolecia w miastach mieszkało niespełna 30% ludności, a przecież część z tego przypa- dała na małe, prymitywne miasteczka w Galicji i w byłym zaborze rosyjskim, które nie miały wiele wspólnego z nowoczesnością (choć modernizacja nie ogra- niczała się do dużych miast i promieniowała także na tereny wiejskie). Podział Europy na strefy ywlizay,j, ?rzedtati6riy wyżej dla okresu przedwojennego, w latach 1918 - 1939 skomplikował się wobec wydzielenia Europy Wschodniej w postaci ZSRR w nową, specyficzną strefę, nie poddającą się dotychczasowej klasyfikacji. W związku z tym poważna część europejskiej strefy znacznego zacofania sprzed I wojny światowej odpadła od systemu ryn- kowo-kapitalistycznego i na plan pierwszy wysunął się mocniej kontrast mię- dzy krajami rozwiniętymi (ich rozwój gospodarczy w tych czasach był również niezbyt szybki) i peryferyjnymi, do których bez wątpienia należala Polska. Wydaje się, że w ówczesnej optyce, mocniej niż przed 1914 r., odczuwano ten peryferyjny charakter Polski, mimo istnienia własnego państwa i związanej z tym niekiedy "mocarstwowej" tromtadracji. Po odcięciu Rosji/ZSRR od cywi- lizacji europejskiej tereny położone między Niemcami a Rosją sowiecką odgry- wały teraz rolę wschodniej części okrojonej Europy. 4. Okres wojny i okupacji (1939 - 1945) był tragedią społeczeństwa i jego prawie wszystkich części składowych, aż do poziomu rodzin i jednostek. Oma- wiając go, ograniczamy się do przeobrażeń społecznych, które zaszły w tym okresie i które spowodowały, że struktura społeczeństwa polskiego po wojnie była zasadniczo inna niż w 1939 r. Powodem tych zmian były głównie akcje eksterminacyjne, wysiedlenia; migracje przymusowe i półprzymusowe, znisz- czenia, zmiany granic państw, okupacji i obszarów zależnych. W rezultacie -73- tych wydarzeń zniknęło prawie całe żydowskie drobnomieszczaństwo, a także znaczna część inteligencji niszczonej z powodów rasistowskich (Niemcy) i poli- tycznych (Niemcy i ZSRR). Pozostałe warstwy społeczne poniosły również po- ważne straty, m.in. wskutek wysiedleń i wywózek na roboty, a także podczas walk zbrojnych, w tym w powstaniu warszawskim. Trwałe ubytki przyniosła także emigracja, której znaczna część nigdy już do kraju nie wróciła. Społeczeń- stwo polskie, a jeszcze bardziej społeczeństwo ziem polskich, należało do naj- bardziej zdziesiątkowanych przez wojnę i okupację narodów europejskich. Miliony ludzi zmieniły swe miejsca w strukturze społecznej, niektórzy chwilowo - do końca okupacji (op. zmuszenie pracowników umysłowych do pracy fizycznej na ziemiach wcielonych do Rzeszy, na robotach, w obozach i w łagrach na wschodzie), inni - już na trwałe. Hierarchia społeczna uległa w czasie wojny spłyceniu i relatywizacji, jako skutek wyjątkowej sytuacji oraz niepewnej przyszłości. Solidarność i żarliwość narodowa wzmocniły się, a Ko- ściół odegrał jeszcze raz wyjątkową rolę jedynej instytucji polskiej działającej pod okupacją niemiecką. Bezpośrednim wynikiem nacjonalistycznego charak- teru wojny i prześladowań Polaków był prymat konfliktów narodowych nad społecznymi, co miało głębokie konsekwencje w późniejszym okresie. Szerokie masy społeczeństwa przeżyły identyfikację narodową w stopniu dotąd niezna- nym, bo wymuszoną przez prześladowania i hitlerowską politykę narodowo- ściową. Konsekwencją tego faktu było między innymi dążenie środowisk ple- bejskich, zwłaszcza mlodych, do odegrania w nowej Polsce roli poważniejszej niż przed wojną i dążenie do awansu społecznego. Te nastroje po 1945 r. miały dość poważne konsekwencje kulturowe i polityczne. Społeczeństwa europejskie przeżyły okres II wojny światowej podzielone według zupełnie innego kryterium niż to, które obowiązywało w czasach po- koju. Ich pozycja i możliwość funkcjonowania w formach choćby częściowo przypominających przedwojenne zależały od losów politycznych danego kraju: społeczeństwo niemieckie sztucznie rozbudowano o sąsiednie grupy niemiec- kojęzyczne (Austria, Alzacja, Sudety, mniejszości niemieckie na wschodzie, na terenach inkorporowanych bądź przesiedlone z Europy Wschodniej czy Środ- kowowschodniej), część tych społeczeństw znalazła się w państwach-sojuszni- kach Rzeszy, inne - w krajach okupowanych o zróżnicowanym reżimie (bru- talnym, ale możliwym do zniesienia dla większej części ludności na zachodzie Europy, eksterminacyjnym lub częściowo eksterminacyjnym na wschodzie). Poza tym, odrębnie wyróżnić należy ludność ZSRR, krajów i terytoriów wcie- lonych do ZSRR po 1 IX 1939 r. i krajów neutralnych. Na tym tle można sta- rać się wskazać cechy wspólne i odrębne bytowania społeczeństwa polskiego w latach wojny. Cechą szczególną Polski była polityka hitlerowska nastawiona na ekstermi- nację części mieszkańców Polski (Zydzi, Cyganie, inteligencja i elity) i osła- bienie, a doraźnie wykorzystanie do pracy dla Rzeszy pozostałej części ludności 74 ziem polskich. Na zachodzie Polski reżim okupacyjny miał charakter głównie represyjny. Nie dotyczy to jednak ludności żydowskiej, bezwzględnie nisz- czonej. Polska była krajem, w którym okupanci rządzili, nie tworząc ani nie to- lerując żadnej, choćby marionetkowej, struktury politycznej państwa. Podobna sytuacja powstała na okupowanych terenach ZSRR, niektórych terenach Ju- gosławii i okupowanej części Francji oraz w Belgii i Holandii. Jak widać z tego przeglądu, poszukiwanie trendów wspólnych w przemia- nach społecznych dla okresu II wojny światowej w Europie jest bardzo trudne, a sprowadzenie doświadczeń społeczeństw europejskich tej epoki do wspól- nego mianownika - praktycznie niemożliwe. Toteż, szukając odpowiednie- go określenia miejsca Polski i jej społeczeństwa wśród innych społeczeństw w czasie wojny, natrafiamy częściej na cechy szczególne niż na podobieństwa. 5. Najdłuższy z omawianych tu okresów historycznych, przeszło dwa razy dłuższy od okresu międzywojennego, to czasy umownie określone jako PRL (nazwę tę wprowadzono dopiero w 1952 r.). Nie bez powodu podkreślamy tę względną długość okresu, gdyż w jego ramach kolejne pokolenie miało szansę odbyć prawie pełny cykl życiowy i doprowadzić dzieci do dorosłego życia, czego nie można powiedzieć o żadnym z wcześniej omówionych okresów. Dlatego też okres ten wywarł stosunkowo najsilniejszy wpływ na współczesne społeczeń- stwo polskie, podobnie jak na społeczeństwo pozostałych krajów komunistycz- nych w Europie. Dla całej wschodniej i środkowowschodniej Europy ważne znaczenie miały gwałtowne i przymusowe migracje. Zjawiska te objęły praktycznie całą Europę - od Renu aż po Wołgę. Jednak Polska została nimi dotknięta w sposób szczególny, ze względu na przesunięcie jej terytorium na zachód o 150 - 250 km. Żaden inny kraj w tej części świata nie przeżył czegoś podob- nego. W rezultacie przynajmniej trzecia część mieszkańców powojennej Pol- ski zmieniła miejsce zamieszkania i opuściła swą "małą ojczyznę" (ale tym większego znaczenia dla nich nabrała wielka, "ideologiczna" ojczyzna - Polska), a spośród pozostałych - znaczna część miała za sobą czasowy po- byt poza miejscem zamieszkania, zwłaszcza z powodu przymusowych prze- siedleń i wędrówek (wysiedlenia Polaków z terenów przyłączonych do Rze- szy, roboty przymusowe w Niemczech, wysiedlenia, przesiedlenia, łagry w ZSRR i inne). Lokalne społeczeństwa w zachodniej części kraju tworzyły się całkowicie na nowo. Dotyczyło to również wielu ośrodków na ziemiach dawnych. Procesom tym towarzyszyły migracje z ziem dawnych do nowych oraz wysiedlenie ludności niemieckiej i, przeważnie przymusowa, wymiana ludności ukraińskiej (w mniejszym stopniu białoruskiej) na polską - za- mieszkałą dotąd na wschód od nowej granicy na Bugu. Migracje powojenne (głównie przymusowe) dokonane zostały z błogosła- wieństwem wielkich mocarstw, w imię wykorzenienia przyczyn odwiecznych -75- konfliktów w Europie Środkowowschodniej. Ich znaczenie dla Polski było wię- ksze niż dla jakiegokolwiek innego kraju tej strefy (wyjąwszy Niemcy). Objęły one również, choć w różnym stopniu, Litwę, Białoruś, Ukrainę, oraz Słowację (Niemcy i Węgrzy), Węgry, Rumunię, Jugoslawię, Czechy. Wysiedlano głów- nie Niemców, w tym z Czech usunięto zwartą, milionową grupę ludzi, którzy zamieszkiwali Sudety. Jednak nawet w ówczesnej Czechosłowacji zasięg prze- siedleń nie był tak ogromny jak w Polsce, nie dochodziło tam bowiem do prze- sunięcia kraju z miejsca na miejsce. W rezultacie wojny, zmian granic i przesiedleń po paru latach Polska stała się krajem prawie jednolitym etnicznie, z kilkuprocentowym tylko udziałem mniejszości (przed wojną ponad 1/3). Nie zlikwidowało to zupełnie konfliktów etnicznych, ale radykalnie ograniczyło ich podstawę i znaczenie. Jakkolwiek oceniamy ówczesne wydarzenia i posunięcia mocarstw, powrót do przedwojen- nych granic przy niezmienionej strukturze etnicznej w środkowej Europie, a w szczególności na ziemiach polskich, był wówczas nie tylko niemożliwy, ale musiałby doprowadzić do apokalipsy, wobec której niedawne walki etniczne w Jugosławii bylyby może dziecinną zabawą. Pod względem struktury społeczeństwo nowej Polski było już od pierwsze- go dnia swego istnienia zdecydowanie odmienne od modelu przedwojennego. Wymordowanie Żydów przez Niemców było równoznaczne z likwidacją prze- ważającej części dawnego drobnomieszczaństwa, znacznej części inteligencji i połowy zamożnego mieszczaństwa. Niemcy i Rosja Sowiecka zlikwidowały (częściowo fizycznie) poważną część wielkich właścicieli ziemskich, resztę zaś natychmiast wywłaszczyły nowe władze. Znaczna część dawnej elity rządzącej i ludzi wykształconych pozostala na emigracji. W połączeniu z omówionymi masowymi migracjami i zmianami statusu społecznego ludności w czasie woj- ny, stwarzało to wszystko stosunkowo wygodne okoliczności dla zamierzonej przez nowe władze przebudowy społecznej, którą podjęto od pierwszej chwili, choć radykalne przyspieszenie nastąpiło na rozkaz Stalina dopiero kilka lat później (około 1948 r.). Specyficzną cechą był również brak politycznej kolabo- racji z okupantem niemieckim, który wcale sobie takiej współpracy nie życzył. W związku z tym rozprawa z kolaboracyjnym reżimem, która nastąpiła w in- nych krajach wschodnioeuropejskich, i z którą połączono czystkę wśród elit i inteligencji, w Polsce nie mogła się odbyć. Na scenie pozostała znaczna część dawnych kadr inteligenckich, których prestiż wręcz wzrósł dzięki ich zasłu- gom w ruchu oporu. Fakt ten odegral znaczną rolę w procesie kształtowania się w Polsce tzw. nowej inteligencji. Drugim ważnym czynnikiem zmiany było wspomniane przesunięcie Polski na zachód. Wskutek tego pozostawiono na wschodzie kraju tereny prymi- tywno-rolnicze, a uzyskano bardziej zurbanizowane i uprzemysłowione oraz o lepszej, choć bardzo zniszczonej infrastrukturze. Stąd udział ludności prze- myslowej i robotniczej w społeczeństwie globalnym (po usunięciu niemieckiej - 76 - siły roboczej w fabrykach, co trwało nieco dłużej niż wysiedlenie reszty ludno- ści niemieckiej) był już wtedy dużo większy niż przed wojną. Spośród innych krajów środkowej i wschodniej Europy Czechy korzystały z potencjału przemysłowego rozbudowanego przez Niemców w czasie wojny. Inne kraje odziedziczyły po wojnie, okupacji i reżimach współpracujących z Niemcami raczej zniszczenia, niekiedy wręcz totalne, niż przyrosty po- tencjału. Sytuacja Polski była na tle regionu szczególna przede wszystkim z uwagi na przesunięcia terytorialne i wyjątkowo głębokie przeoranie struktur spo- łecznych przez wydarzenia wojenne. Poza tym Polska musiała odbudowywać się na ruinach dawnych struktur materialnych i moralnych. Pod względem strukturalnym społeczeństwo polskie było bardziej plastyczne niż inne, nato- miast odziedziczone autorytety społeczne i moralne były w Polsce silniejsze niż w sąsiednich krajach, co ograniczało możliwości władzy w kształtowaniu nowego modelu społeczeństwa. Ważąc miejsce Polski w Europie w różnych aspektach społecznych, należy wskazać, że dla okresu 1945 - 1989, a w każdym razie dla pierwszych dziesię- cioleci tego okresu, wchodzi w grę postrzeganie Polski tylko w ramach strefy zdominowanej przez ZSRR, ponieważ kontakt krajów podległych temu mocar- stwu z pozostałą Europą był skromny i pośredni. Z czasem dopiero Polska i niektóre inne kraje uzyskały autonomię i dopiero wówczas mogły one być po- strzegane również na tle ogólnoeuropejskim. W pierwszych latach po wyzwoleniu Polski spod okupacji hitlerowskiej (która od czerwca 1941 r. rozciągała się na całość ziem polskich) powstało w Polsce społeczeństwo złożone z rosnącej w liczbę klasy robotniczej, do której przenikały inne plebejskie kategorie zawodowe, z ludności chłopskiej (w jej strukturze już wtedy zaszły zasadnicze zmiany), mocno przerzedzonej, lecz odtwarzającej się inteligencji oraz drobnomieszczaństwa, które zastąpiło wy- mordowanych kupców i rzemieślników żydowskich i przeżyło wówczas krótki okres pomyślności. Od razu powstały też zalążki warstwy rządzącej, skupione wokół aparatu partyjnego PPR i obsadzanych na nowo agend państwowych, wojska czy służb bezpieczeństwa. Choć faktyczna władza była w ręku PPR, w latach 1945 - 1947 jej rzeczy- wiste cele społeczne nie były jasne nawet dla niej samej, zależały bowiem głównie od zamysłów Stalina. Zapewne zamierzał on utrzymać przez jakiś czas układ przejściowy, w którym i społeczeństwa, i państwa strefy zależnej od ZSRR miały nosić charakter pośredni między systemem sowieckim a za- chodnim. Tak też było w Polsce. Władza i jej agendy głosiły wówczas bliżej niesprecyzowane "ludowo-demokratyczne" zasady ustrojowe, w ramach któ- rych miały istnieć ograniczone instytucje demokratyczno-parlamentarne, natomiast - obok dominującej w przemyśle gospodarki państwowej - sektor prywatny, zwłaszcza drobnotowarowy, miał działać nadal, a rolnictwo -77- opierać się na drobnych gospodarstwach chłopskich. Zarazem klasa robotni- cza i chłopstwo miały być uprzywilejowane społecznie i politycznie. Dla tej ostatniej, największej w ówczesnej Polsce warstwy, duże znacze- nie miała parcelacja wielkiej własności w ramach reformy rolnej i osiedlanie się na Ziemiach Zachodnich w gospodarstwach poniemieckich. W rezultacie nabrzmiały problem wsi przedwojennej - przeludnienie rolnicze - zastal w znacznym stopniu złagodzony, a setki tysięcy rodzin chlopskich uzyskalo ziemię. W ramach tego systemu podjęto odbudowę kraju, która, już choćby z uwagi na nowy kształt granic, nosiła zarazem charakter przebudowy. W tych ograni- czonych ramach i w krótkim czasie wiele struktur społecznych odbudowało się w mniej lub bardziej zmienionych formach; mamy tu na myśli nowe struk- tury lokalne, aparat oświatowy, instytucje kulturalne. Poziom życiowy ulegl poprawie, oczywiście w porównaniu ze stanem pookupacyjnym, a w wielu wy- padkach (zwłaszcza na wsi) także ze stanem przedwojennym. Zanotować rów- nież należy wchodzenie do życia społecznego, do szkół i dzialalności publicznej dość szerokich kręgów młodzieży z warstw dotąd mało aktywnych. Dążenia takie, zapoczątkowane przed wojną i w czasie okupacji, władza promowała i wykorzystywałla dla stworzenia sobie zaplecza spolecznego i politycznego. Jeszcze w czasie trwania tego przejściowego systemu PPR poczyniła przy- gotowania do ofensywy społecznej i politycznej w kierunku "społeczeństwa socjalistycznego", co było szczególnie widoczne pod koniec tego krótkiego okresu. W latach 1947 - 1948, na sygnał Stalina, w krajach jego imperium przystąpiono do ofensywy politycznej, społecznej i gospodarczej w celu stwo- rzenia społeczeństwa na modłę rosyjsko-sowiecką. Ten model obowiązywał we wszystkich krajach podległych Moskwie. W Polsce, przed kryzysem stalinizmu w latach 1955 - 1956, zrealizowano go tylko częściowo - rozwinięto industrializację i stworzono liczną już wtedy klasę robotniczą. Zapoczątkowano kolektywizację gospodarstw chłopskich, ale niechęć i opór większości chłopów, i w związku z tym częściowy paraliż rolnic- twa, spowodowały, że zakres kolektywizacji w momencie jej krachu w 1956 r. był niewielki. Radykalnie ograniczono sektor prywatny, główna masa drobno- mieszczaństwa została zamieniona w pracowników najemnych - fizycznych i umysłowych. Zainicjowano również masowe, częściowo przyspieszone szko- lenie młodzieży chłopskiej i robotniczej na różnych kursach i w ramach szero- ko rozbudowanej sieci szkół i wyższych uczelni oraz umożliwiono tzw. awans społeczny, czyli przesuwanie na stanowiska kierownicze zaufanych politycz- nie aktywistów, ale także promowanie młodzieży wiejskiej, robotniczej i ma- łomiasteczkowej. Jednak stara inteligencja, choć ograniczona w swej działal- ności i nadzorowana, funkcjonowała nadal i nie podjęto przeciw niej żadnych masowych działań. Zlikwidowano natomiast wszelką działalność społecz- no-organizacyjną, polityczną, kulturalną i inną nie poddaną kontroli partii. 78 Jedyną większą, niezależną od partii siłą był Kościól - mocno ograniczony i częściowo zmuszony do współpracy z władzami. Kryzys roku 1956 był w Polsce silniejszy niż gdzie indziej w bloku sowiec- kim, bo też partia była tu słabsza, a świadomość kompromitacji stalinizmu i komunizmu znacznie bardziej powszechna. W Polsce po kryzysie 1956 r. nie przystąpiono do dalszej kolektywizacji rolnictwa, która we wszystkich innych krajach została przeprowadzona do roku 1960. Po 1956 r. w stosunku do krajów obozu sowieckiego można mówić o spo- łeczeństwie okresu poststalinowskiego i to właściwie aż do końca systemu komunistycznego. Choć po 1956 r. i w latach następnych, aż do 1989 r., zmienilo się bardzo wiele (zwłaszcza w Polsce) i powstały nowe struktury i powiązania, pewne elementarne cechy systemu pozostały te same, co w okresie stalinowskim. Ten sam był model polityczny z rządami partii kie- rowanej autokratycznie przez przywódców; ta sama zasada kierowania go- spodarką i społeczeństwem przez partię, periodyczne powroty forsownej in- dustrializacji powodującej w końcu dysfunkcję całego systemu (takie cykle zakończone wybuchem były szczególnie dobrze widoczne w Polsce: 1956, 1970, 1980...), a motywowanej m.in. ideologicznie. Panował ten sam dogmat o klasie robotniczej jako podstawie politycznej reżimu, mający molo wspól- nego z rzeczywistością, mimo pewnego uprzywilejowania przedstawicieli tej klasy oraz chłopów w dostępie do warstwy rządzącej, uczelni itd.; to samo przekonanie o konieczności likwidacji, w taki czy inny sposób, w krótszej czy dalszej perspektywie, indywidualnego rolnictwa chłopskiego, tolerowanego tylko czasowo. W Polsce, po doświadczeniach z lat 1949 - 1955, mimo nacis- ków z Moskwy, nie odważono się jednak na frontalny konflikt z chłopstwem. W innych krajach reżim mial ten konflikt już za sobą, a nawet z czasem ułożył sobie z rolnikami modus vivendi, oparty na systemie gospodarstw ko- lektywnych. W krajach, w których poziom rolnictwa był już uprzednio wyż- szy, system ten, zracjonalizowany i zmodyfikowany w porównaniu z sowiec- kim pierwowzorem, dawał lepsze rezultaty, ale w Polsce, kraju o bardziej prymitywnym rolnictwie, nie było o tym mowy. Społeczeństwo okresu poststalinowskiego pod pewnymi względami niewie- le się zmieniło od czasów stalinowskich. Aż do końca rządów partii model był podobny: coraz liczniejsza ludność robotnicza dominowała w społeczeństwie miejskim i częściowo na wsi, skąd przyjeżdżali do fabryk tzw. chłoporobotnicy. Połowa społeczeństwa polskiego miała status robotniczy lub równorzędny. Liczebność ludności chłopskiej zmalala, status chłopski, robotniczy i pracow- niczy współistniały w łonie większości rodzin wiejskich. Sektor prywatny przechodził różne koleje, aż do lat 80. stanowił jednak jedynie margines za- trudnienia i nie cieszył się wysokim prestiżem. Sektor ten istniał zresztą tylko w niektórych krajach socjalistycznych - w Polsce, NRD i na Węgrzech - w innych nie było go wcale. 79 Nowym zjawiskiem, odbijającym powszechny na świecie proces (zapoczątko- wany jeszcze w XIX w. i w okresie międzywojennym), był stały przyrost pra- cowników niemanualnych, zarówno w działach produkcyjnych, jak i w służbie państwowej oraz wszelkiego rodzaju usługach. Z czasem liczba pracowników umysłowych, lepiej mówiąc niemanualnych, stawała się coraz większa i przy końcu omawianego okresu przewyższyła udział chłopów w społeczeństwie glo- balnym. W największych miastach, stolicach administracyjnych i oświatowych, kategoria ta dorównywała liczebnością robotnikom i pracownikom fizycznym (w latach 70. w Polsce przestano zresztą rejestrować odrębnie pracowników fi- zycznych i umysłowych). Opisane tu zjawisko wystąpiło jeszcze wcześniej i sil- niej na Zachodzie. Natomiast zatrzymanie wzrostu, a potem kurczenie się klasy robotniczej w krajach socjalistycznych, programowo rozwijających przemysł, nie wystąpiło prawie do końca lat 80. Istniejące struktury wytwarzały, zresztą także w Polsce, ideologię społeczną podzielaną przez zasadniczą część społeczeństwa, niezależnie od stosunku do ówczesnego państwa: przekonanie o najważniejszej roli klasy robotniczej, niski prestiż sektora prywatnego, przywiązanie do państwa opiekuńczego, nieufność do gospodarki rynkowej itd. W ramach tej dość stabilnej struktury społeczeń- stwa krajów rządzonych przez komunistów od lat 50. do końca lat 80. bardzo się jednak zmieniły. Światowy postęp techniczno-cywilizacyjny w pewnym stop- niu docierał i do nich. Postępy odprężenia od lat 70. niosły ze sobą informacje o nowych osiągnięciach Zachodu i wyzwalały nowe aspiracje w szerokich war- stwach. W końcowych latach komunizmu dysfunkcjonalność struktur i załama- nie gospodarcze podważyły do reszty wiarygodność systemu i deklarowanej ide- ologii, zresztą w wielu krajach w praktyce zastąpionej przez ledwo ukrywany nacjonalizm. Polska była zawsze, pod względem masowego poparcia dla reżimu i jego ideologii, słabym ogniwem obozu radzieckiego w Europie i wszystkie te procesy występowały w niej znacznie wcześniej i wywoływały głębsze skutki, niż w innych krajach. Warto też zauważyć, że masowe niezadowolenie i opór wobec systemu na Węgrzech w 1956 r., a w Czechosłowacji w 1968 r. zostały stłumione, co spowodowało zastraszenie społeczeństwa na długi czas. W Polsce kolejne wystąpienia powodowały natomiast cofnięcie się władzy ( 1956, 1970, 1980), a budowa "nowego" społeczeństwa napotkała trudności i skuteczny opór. Trzeba bowiem dodać, że nieudana była nie tylko próba kolektywizacji rol- nictwa, ale i (w znacznym stopniu) próba stworzenia nowej inteligencji. Auto- rytet starej inteligencji był na tyle silny, że przeważająca liczebnie nowa inte- ligencja pochodzenia ludowego stopniowo przejęła część poglądów i postaw tej pierwszej. W schyłkowej fazie komunizmu, ale już na wiele lat przed jego upadkiem, postawy opozycyjne objęły zapewne większość ludności. Tego nie było w żadnym innym kraju komunistycznym. Polska odegrała rolę zapalnika kryzysu całego systemu, w momencie gdy był on już mocno podważony przez swą niefunkcjonalność, zwłaszcza gospodarczą i techniczną. -80- Zarazem nie można pominąć elementów modernizacji, które przebudowa społeczna dokonana przez komunistów wniosła do życia i struktury społe- czeństw Europy Środkowowschodniej (a niewątpliwie także Europy Wschod- niej, równoznacznej z ZSRR). Industrializacja niosła ze sobą w pewnym stop- niu wyższy poziom cywilizacyjny i wyższe aspiracje, urbanizację, rozwój oświaty i masowe szkolenie kadr na różnych szczeblach - słowem wszystko to, co nastąpiło 150, 100, czy 50 lat wcześniej w krajach rozwiniętych. Co wię- cej, jej konsekwencją były także pewne elementy, które w krajach rozwinię- tych pojawiły się dopiero po dłuższym czasie rozwoju społeczeństwa: usta- wodawstwo socjalne, powszechna ochrona zdrowia, znaczne zmniejszenie śmiertelności, socjalne budownictwo mieszkaniowe itd. Standardy tych usług były często bardzo niskie, ale w porównaniu ze stanem poprzednim było to osiągnięcie. Przemiany społeczne niosły ze sobą również demokratyzację sto- sunków międzyludzkich tam, gdzie archaiczne hierarchie społeczne jeszcze się zachowały. Przedstawiciele warstw ludowych mieli teraz więcej szans na awans i udział we władzy - oczywiście było to zinstrumentalizowane przez reżim. Nie wszędzie w jednakowym stopniu zniszczono dawne elity. W Polsce zachowało się ich stosunkowo dużo. Oczywiście komunistyczna modernizacja tym silniej oddziaływała na spo- łeczeństwo, im niższy był poziom cywilizacyjny danego kraju. Polska na ogół pozostawała mniej więcej w środku tej drabiny, między Bułgarią i Jugosławią z jednej, a Czechami i NRD z drugiej strony. Jednak modernizacja komunistyczna nie tylko powtarzała dokonania krajów rozwiniętych sprzed 70 czy 100 lat, ale czyniła to w okresie szybkiego rozwoju krajów zachodnich, w rezultacie więc luka między poziomem życia i poziomem cywilizacyjnym Europy Środkowowschodniej (w tym Polski) i Europy Zachodniej (do której stopniowo doszlusowały zacofane dawniej kraje Zachodu, jak Hiszpania itd.) nie malała, a nawet rosła. Zmniejszenie się tej luki w niektórych wskaźnikach następowało rzeczywiście (świadczą o tym dane, op. o śmiertelności niemowląt, o przeciętnej długości życia, o po- ziomie wykształcenia ludności). Dotyczyło to przede wszystkim pierwszej części omawianego okresu, zwłaszcza lat 50. i 60. Później natomiast zacząl się kryzys systemu komunistycznego, w ramach którego prawie wszystkie wskaźniki cywilizacyjne dotyczące krajów Europy Środkowowschodniej po- garszały się, podczas gdy na Zachodzie poziom ten się podnosił. Stąd luka między dwiema częściami Europy zaczęła znów wyraźnie rosnąć. Główne kierunki tej ewolucji z pewnymi modyfikacjami objęły również społeczeń- stwo ZSRR. Po drugie zaś, modernizacja komunistyczna opierała się na przestarzałej technice, bo była w dużym stopniu odcięta od Zachodu i jego myśli technicz- no-organizacyjnej, przez co luka techniczna powiększała się, a z nią także dy- stans cywilizacyjny. -81- Te kierunki zmian ujawniły się również w Polsce. W ciągu pierwszych 25 - 30 lat po II wojnie światowej Polska strukturalnie zbliżyła się do zachod- niej Europy w wyniku gwałtownej industrializacji, która zwiększyła udział pracowników najemnych i podniosła stopień urbanizacji. Za tym szło oczy- wiście wiele innych wskaźników cywilizacyjnych. Luka między Polską a za- chodnią Europą w tych dziedzinach nieco zmalała, ale oczywiście zasadnicze różnice pozostały nadal, by ograniczyć sig tylko do prymitywnego rolnictwa, stanowiącego w Polsce do lat 60. podstawę bytu największej grupy ludności. Nie można też zapominać o prymitywizmie społecznym i technicznym oraz o politycznie motywowanym charakterze komunistycznej industrializacji i o jej kosztach społecznych. Nie przekreślało to jednak zasadniczego kierun- ku tych procesów. W latach 60. ludność chłopska utraciła swą przewagę liczebną w społeczeństwie polskim, a najliczniejszą kategorią stali się teraz robotnicy. W tym samym czasie ludność miast przewyższyła liczebnie ludność wiejską, a zatrudnieni w przemyśle i budownictwie - ludność rol- niczą. W latach 70. ujawnił się już wyraźnie kryzys systemu. Pogorszyły się wskaź- niki rozwoju i rozszerzyła przepaść w stosunku do Zachodu. W Polsce te zjawi- Ska ujawniły się wcześniej i silniej, niż w innych krajach strefy sowieckiej. Lata 70. i 80., abstrahując nawet od wstrząsów politycznych, przyniosły katastrofę gospodarczą i społeczną. W rezultacie w momencie zmiany ustroju sytuacja Polski była jeszcze gorsza niż u jego początków. Oczywiście było to skutkiem nie tylko kryzysu ustrojowego w krajach komunistycznych, szczególnie ostrego w Polsce, ale w jeszcze większej mierze bardzo szybkiego rozwoju Zachodu. Ta część Europy przeszła do postindustrialnej fazy rozwoju, co oznaczało już nie ilościową, lecz jakościową różnicę poziomu gospodarki i życia społecznego obu obszarów. Nie można jednak ograniczać się do porównań strukturalnych, gdyi te, w izolacji od innych cech charakterystycznych społeczeństwa, często pro- wadzą do przesadnych, a nawet fałszywych wniosków. W wypadku Polski można stwierdzić, że dystans strukturalny i gospodarczy Polski w stosunku do Europy Zachodniej był większy niż dystans kulturalny i psychiczny, co nie pozostało bez znaczenia po przełomie 1989 r. Izolacja społeczeństwa pol- skiego od zagranicy, w tym także od zachodniej Europy, funkcjonowała w miarę szczelnie tylko w ciągu kilku lat stalinizmu. Później narastały kon- takty z zagranicą, od lat 70. obejmujące miliony Polaków, czemu sprzyjała olbrzymia diaspora polska, także za Oceanem, i fale emigracyjne z Polski od czasów wojny aż po lata 80. Niewątpliwie te masowe kontakty w pewnym stopniu złagodziły przeskok do nowego systemu o zupełnie innych warto- ściach i priorytetach. 6. Ostatnie dziesięciolecie wychodzi właściwie poza ramy historii, a współ- czesnością społeczeństwa interesuje się socjologia. Nie zwalnia to jednak od przedstawienia kilku uwag na temat kierunków współczesnej ewolucji spo- łeczeństwa polskiego na tle europejskim, a zwłaszcza środkowoeuropejskim. W okresie poprzedzającym zmiany ustrojowe społeczeństwo polskie pozo- stawało strukturalnie niezmienione, ale niefunkcjonalność całego systemu pociągała za sobą brak perspektyw dla wszystkich środowisk społecznych. Normalna działalność produkcyjna-zawodowa, życie codzienne środowisk lo- kalnych i rodzin - wszystko to przebiegało z coraz większym trudem. W Pol- sce negatywne nastroje społeczne z tym związane ujawniały się na każdym kroku, w innych krajach strefy sowieckiej silniejsza dyscyplina i większe za- straszenie, ale także silniejszy nacisk ideologiczny reżimu umożliwiały wła- dzy prawie niezakłócone zewnętrznie funkcjonowanie. W tamtych krajach dopiero w przeddzień zmiany, zwłaszcza gdy ujawniła się słabość i niezdecydo- wanie sowieckiego gwaranta ustroju, struktury władzy zarysowały się i ru- nęły. Choć wewnętrzny paraliż ZSRR miał najważniejsze znaczenie w tym procesie, przykład Polski, przygotowany przez lata jawnego buntu części spo- łeczeństwa przeciwko reżimowi, odegrał w skali Europy i regionu doniosłą, wyzwalającą rolę. Po przełomie 1989 r. rozpoczęły się trwające do dziś zmiany społeczne, skierowane w zasadzie na dostosowywanie się do zachodnioeuropejskiego mo- delu gospodarczego i społecznego. W poszczególnych krajach strefy środkowo- europejskiej procesy te są mniej lub bardziej zaawansowane. Tak jak przed 1939 r. w Polsce współistniały dwa systemy - kapitalistyczny i przedkapita- listyczny, tak obecnie w krajach naszego regionu współistnieje sektor kapita- listyczno-wolnorynkowy i postsocjalistyczny sektor państwowy obejmujący gospodarkę i administrację. Podobnie dzieli się rynek pracy, przy czym nale- żałoby wyodrębnić jeszcze sektor drobnotowarowy, reprezentowany przez go- spodarkę drobnochłopską, oraz drobny handel i zbliżone kategorie. W różnych krajach postsocjalistycznych proporcje tych sektorów i związanych z nimi grup ludności przedstawiają się różnie. Polska jest stosunkowo zaawansowa- na w odchodzeniu od modelu poprzedniego. Struktura społeczna wiąże się ściśle z proporcjami tych sektorów. Klasa robotnicza okazała się jedną z głównych ofiar tzw. transformacji - znacznie się skurczyła, a bezrobocie obejmuje dużą część dawnych robotników i przyra- stającej młodzieży. Stale jeszcze znaczna liczba robotników pracuje w daw- nych, wielkich zakładach państwowych, ale dla części z nich dni tej pracy są policzone. Nowe zakłady, głównie należące do obcego kapitału, zatrudniają inną już klasę robotniczą, bardziej uległą i zależną od pracodawcy, zagrożoną zwolnieniami przy zmianach koniunktury itd. Nie odgrywa ona takiej roli społecznej, jak w poprzednim systemie, a jej dawny wysoki prestiż należy do przeszłości. Taki obraz dotyczy nie tylko Polski, lecz także całego regionu. -83- Drugą ofiarą transformacji są rolnicy. Pod tym względem Polska wyróż- nia się właśnie dlatego, że tu zachował się przeważający sektor prywatny. Większość drobnych rolników nie może się utrzymać z rolnictwa, a przestały istnieć dotychczasowe możliwości pracy poza gospodarstwem. Tylko właści- ciele nowoczesnych gospodarstw, na ogół dużych, mają szanse, a i to nie za wielkie, funkcjonować po włączeniu Polski do struktur gospodarczych Za- chodu. Przyszłość tej nadal licznej grupy ludności jest zagrożona, a jej część, podobnie jak załogi zlikwidowanych gospodarstw państwowych, już znajduje się w strefie spauperyzowanej, należąc formalnie, lub tylko faktycznie, do kategorii bezrobotnych. We wszystkich krajach regionu kryzys objął rolnic- two, ale ze względów strukturalnych w Polsce jest on bardzo silny (z rolnic- twa żyje w Polsce czy w Rumunii ok. 20% ludności, lecz tylko od 5 do 8% w Czechach, na Węgrzech i Słowacji). Upadek komunizmu wyzwolił siły napędzające sektor prywatny, w pierw- szej fazie drobnotowarowy handel i usługi. Tworzy on nową warstwę drobno- mieszczańską, lecz jej rozwój jest zagrożony przez konkurencję zachodnich produktów i supermarketów. Jednak ta warstwa ma przed sobą pewne per- spektywy. Nie wytworzyła jeszcze jednolitych standardów i zachowań, trudno więc coś orzekać o jej obliczu. Warstwa średnia, w zachodnim znaczeniu tego terminu, nie ma jeszcze w Polsce zdecydowanego oblicza, wchodzą do niej lu- dzie z dawnych kręgów inteligenckich (poprzez zawody techniczne i menedż- erskie) i z kręgów zbliżonych do nowego drobnomieszczaństwa. Podstawową rolę odgrywa tu związek z zagranicznym kapitałem finansowym i prze- mysłowym, którego przedstawiciele zatrudniają, obok cudzoziemców, także specjalistów polskich i umożliwiają im awans materialny w skali znacznie wyż- szej niż u innych pracodawców. Jakąś odnogą warstwy średniej są działacze sektora państwowego, politycy i związani z nimi menedżerowie. Reszta inteli- gencji w dawnym znaczeniu (mamy tu na myśli ludzi z wyższym wykształce- niem, z których część tylko odczuwa jakieś związki z dawną inteligencją) we- getuje w sektorze państwowo-administracyjnym w sposób podobny jak przed 1989 r., lecz w stosunkowo gorszej sytuacji materialnej. Powstaje także dość liczna kategoria pracowników-specjalistów, często związanych z nowoczesną techniką, którzy z czasem będą zapewne stanowić główną część siły roboczej, podczas gdy zasięg typowej pracy manualnej ulegnie znacznemu ograniczeniu. Rozwój sektora usług pomnaża tę kategorię, obok której funkcjonuje liczna kategoria pracowników umysłowych bez specjalnego przygotowania, obsługu- jących biura, handel i usługi. Te dwie ostatnie kategorie zajmą w przyszłości znaczną część miejsca wypełnianego dotąd przez ludność robotniczą i chłop- ską. Jest to jednak próba oceny procesów dziejących się współcześnie, których kierunki i dynamikę pokaże przyszłość. Obecnie granice większości kategorii społecznych są niejasne i rozmyte. W ślad za tymi przemianami idzie ewolucja kulturowa społeczeństwa. Przy znacznym udziale treści tradycyjnych, wydo- -84- byłych mocniej po upadku komunizmu, częściowo na zasadzie odreagowania, narastają silne wpływy ideowe i obyczajowe cywilizacji zachodnioeuropejskiej, do której Polska, wraz z zajęciem stałego miejsca we wspólnocie europejskiej, będzie chciała lub musiała się przyłączyć, podobnie jak i inne kraje Europy Środkowowschodniej. PRZEMYSŁAW HAUSER PROBLEM MNIEJSZOŚCI NARODOWYCH W ciągu XIX i na początku XX w. na obszarach, którymi przed rozbiorami władała wielonarodowa Rzeczpospolita, zaszły daleko idące zmiany związane z terytorialnym rozsiedleniem poszczególnych narodowości oraz kształtowa- niem się wśród nich nowoczesnej świadomości narodowej. Przebieg i wynik I wojny światowej zdecydowały, że otworzyła się niepo- wtarzalna koniunktura polityczna do realizacji zamierzeń niepodległościo- wych w Europie Środkowowschodniej. Dotyczyło to nie tylko Polaków, lecz także innych narodów. Szybko okazało się wszakże, że aspiracje jednego naro- du do utworzenia własnej państwowości na określonym terytorium, mogły stać w sprzeczności z dążeniami innych narodów zamieszkujących to samo te- rytorium lub określoną jego część. Przy wykreślaniu nowej mapy środkowo- wschodniej Europy często zawodziło stosowanie kryterium etnicznego (powią- zanego z lansowaną przez zwycięskie mocarstwa zasadą samostanowienia narodów). Przemieszanie narodowości w tej części kontynentu (szczególnie, acz nie tylko, na obszarach pogranicznych) uniemożliwiało bowiem wytycze- nie linii rozdzielającej różną etnicznie ludność. Na to nakładały się inne argu- menty, m.in. natury historycznej i gospodarczej, mające na celu wykazanie praw do spornego terytorium. W polityce polskiej pojawiły się wówczas zarówno koncepcje biorące za podstawę terytorium Rzeczypospolitej sprzed 1772 r., jak i takie, które prze- widywały dość znaczne uszczuplenie obszaru odbudowywanej państwowości. Jedne i drugie stały jednak wjaskrawej sprzeczności z dążeniami innych naro- dów i państw ościennych. Pewnym symptomem tego typu sytuacji mogła być sprawa Chełmszczy- zny i części Podlasia, przyznanych traktatem brzeskim zależnemu od Nie- miec państwu ukraińskiemu, co wywołało burzę protestów polskiej opiniil. Jesienią 1918 r., gdy procesy zmierzające do odrodzenia suwerennej pań- 1 Por. m.in. M. Figura, Prasa Polski Zachodniej wobec problematyki ukraińskiej w la- tach 1918 - 1930, Poznań 1995; "Kultura Polski", Kraków 1918. -86- stwowości polskiej nabierały wyraźnie przyspieszenia, stosunki polsko- -ukraińskie uległy znacznemu zaognieniu. Od początku listopada 1918 r. Lwów, a za nim cała Galicja Wschodnia, stanęły w ogniu walk polsko-ukraiń- skich. Zamieszkali tam Ukraińcy proklamowali utworzenie własnego pań- stwa - Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Państwo to objęło oprócz Galicji Wschodniej i Łemkowszczyzny także Ruś Zakarpacką i Bukowinę2. Zarówno Polacy, jak i Ukraińcy uważali obszar Galicji Wschodniej za inte- gralną część ich państwowego terytorium. Polskie stanowisko w tej sprawie trafnie uchwycił polityk daleki od nacjonalizmu, zagorzały zwolennik federa- cji narodów kresowych z Polską, Leon Wasilewski, pisząc na początku 1919 r.: "W społeczeństwie polskim nie ma ani jednej bodaj najdrobniejszej grupki, nie ma nawet - o ile wiadomo - żadnej jednostki, która by się godziła do- browolnie na podział Galicji. Od konserwatystów aż do socjalistów wszyscy Polacy jednozgodnie wypowiadali się zawsze przeciwko temu pomysłowi i nic nie wskazuje na to, aby i w przyszłości mogło się coś pod tym względem zmienić. Wszelkie zakusy w tym kierunku traktuje cały naród polski bez róż- nicy przekonań politycznych i stanowisk społecznych jako zamach na swe prawa historyczne i narodowe"3. Nie inaczej było ze strony ukraińskiej. W nocie Delegacji Republiki Ukraińskiej na konferencję pokojową w Paryżu na początku lipca 1919 r. stwierdzano m.in.: "Naród ukraiński Galicji Wschodniej stanowiący znaczną większość na tej ukraińskiej od wieków ziemi, mógł niewątpliwie nie tylko zgodnie z prawem i sprawiedliwością, lecz także według zasad państw En- tenty proklamować po rozpadnięciu się Austro-Węgier swą niepodległość i połączenie się z Republiką Ukraińską w jedno państwo, składające się z całego narodu ukraińskiego. Rzeczpospolita Polska, objawiając swoje ni- czym nieuzasadnione pretensje do Galicji Wschodniej i prowadząc wojnę 2 M. Kozłowski, Między Sanem a Zbruczem. Walki o Lwów i Galicję Wschodnią 1918 - - 1919, Kraków 1990, s. 204. 3 L. Wasilewski, O wschodnią granicę państwa polskiego, Warszawa 1919, s. 11. Na posiedzeniu Sejmu Ustawodawczego 26 II 1919 r. radykalny poseł ks. Okoń mówił: "Obrona Lwowa leżała zawsze i leży na sercu chłopu polskiemu, bo dla nas chłopów, gdzie jest chata polska, gdzie zagony polskie, gdzie jest lud polski, tam i serce nasze - polskiego chłopa... Ludowi polskiemu Lwów zawsze był drogim i my chłopi polscy nigdyśmy się Lwo- wa nie wyrzekli i nie odstępowaliśmy go nikomu, nigdy, w żadnej chwili, jakkolwiek nasi wrogowie, wielcy panowie z prawicy mianują nas wywrotowcami, a mnie nawet bolszewi- kiem w sutannie... Dzisiaj z tej trybuny chłop polski przez usta moje woła pod adresem tych ukraińskich barbarzyńców "precz z rękami", bo ta ziemia [tzn. Galicja Wschodnia - P.H.] nasza i my tej ziemi z rąk nie puścimy i musimy w tych rękach utrzymać nie tylko Lwów, ale i Drohobycz i Boryslaw". Poseł Jan Dąbski tego samego dnia powiedzial: "Moi panowie! Nie wiem z kim pakty w przyszłości będziemy zawierać, wiem tylko, że cała Galicja Wschodnia razem ze Lwowem musi pozostać przy Polsce (ożywione brawa). To jest rzecz, od której odstąpić nie możemy ze względów rozmaitych." (S.S.S.U. z 26 II 1919 r.). z Republiką Ukraińską dla urzeczywistnienia swoich roszczeń, pogwałciła prawa narodu ukraińskiego"4. W takim stanie rzeczy, gdy przywódca Ukrainy naddnieprzańskiej ataman Semen Petlura, walcząc o niepodległość Ukrainy, był zmuszony szukać opar- cia w Polsce, zawierając sojusz z Piłsudskim w kwietniu 1920 r., to rezygno- wał nie tylko z pełnej suwerenności państwa ukraińskiego. Ceną, którą przy- szło mu płacić za sojusz było pozostawienie w granicach Polski Galicji Wschodniej i części Wołynia. Takie rozwiązanie budziło wówczas sprzeciw wielu ukraińskich polityków, szczególnie (co zrozumiałe) galicyjskich, i spo- wodowało m.in. mniejsze niż się spodziewano wsparcie ludności ukraińskiej, wojsk i władz Petlury w czasie wyprawy kijowskiej. Idea sojuszu polsko-ukraińskiego realizowana w taki sposób nie przyniosła wówczas trwalszych rezultatów5. Nie powiodła się próba utworzenia pozosta- jącej pod polskim wpływem państwowości ukraińskiej na znacznej części tery- torium Ukrainy. Podział ziem ukraińskich w traktacie ryskim między Polskę, Rosję Radziecką i Ukrainę Radziecką był porażką tych wszystkich ukraiń- skich polityków, którzy dążyli do budowy własnej państwowości jednoczącej wszystkie ziemie "Wielkiej Ukrainy" (także te, które znalazły się w granicach Rumunii i Czechosłowacji). Inna sytuacja niż na Ukrainie panowała na obszarach litewsko-białoru- skich. W połowie grudnia 1918 r. ówczesny polski minister spraw zagranicz- nych Leon Wasilewski stwierdził na konferencji prasowej w Warszawie: "Przechodząc do kwestii terytorium ziem wschodnich, w którego skład wcho- dzą Litwa i Białoruś - oświadczył Wasilewski - zainteresowanie państwa polskiego w dziedzinie rozstrzygnięć losu tych ziemjest niezmiernie żywe. [...] My stoimy na tym stanowisku, że granice Rosji muszą być odsunięte jak naj- dalej na wschód. Oczywiście, że będziemy robili wszystko to, co do nas należy, ażeby te kraje, które są związane z Polską i etnograficznie i kulturalnie, i ze względu na wzajemny stosunek ekonomiczny, i ze względu na przyszłość eko- nomiczną, i ze względu na ciążenie ku polskości - żeby one były związane z Polską w ten czy ów sposób na podstawie zupełnego usunięcia wszelkich po- zorów, jak gdybyśmy byli zaborcami - my chcemy działać w myśl tradycji polskiej `wolni z wolnymi, równi z równymi', żeby nic nie uroniono z tego do- robku kulturalnego, który tam istnieje, który ma wszelkie szanse rozwoju"6. W swej zapowiedzi Wasilewski nie ukrywał zamiarów utrzymania tych ziem w bliżej niesprecyzowanym związku z państwem polskim. Takie stawia- nie sprawy nie brało pod uwagę ówczesnych dążeń litewskich, skupiających 4 Sprawy polskie na konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 r. Dokumenty i materiały, t. II, Warszawa 1967, s. 355. 5 Szerzej na ten temat por. Polska i Ukraina. Sojusz 1920 roku i jego następstwa, red. Z. Korpus, W. Rezmer, E. Wiszka, Toruń 1997. s Kurier Warszawski" nr 349 z 18 XII 1918. ,. się na budowie własnego państwa niezależnego od wpływów polskich, którego obszar miał wykraczać poza etnograficzną granicę zwartego zasiedlenia litew- skiego, obejmując m.in. również stolicę Litwy historycznej - Wilno. To z ko- lei nie znajdowało akceptacji wśród szerokich rzesz społeczeństwa polskiego, nie zamierzającego wyrzekać się Wileńszczyzny, na obszarze której przewa- żała etnicznie ludność polska. Również gros ludności polskiej tam zamiesz- kałej skłanialo się do bezpośredniego wcielenia tego obszaru w sklad odra- dzającego się państwa polskiego. W takiej sytuacji niewielką popularnością cieszyła się tam idea odbudowy związanego z Polską państwa litewskiego ze stolicą w Wilnie. Przekonał się o tym zwolennik tego rozwiązania, Józef Piłsudski i dlatego po wyparciu Ar- mii Czerwonej z Wilna, w kwietniu 1919 r., wydał Odezwę do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego zapowiadającą jedynie stworzenie mo- żliwości "rozwiązania spraw wewnętrznych, narodowościowych i wyznanio- wych tak, jak sami sobie tego życzyć będziecie bez jakiegokolwiek gwałtu lub nacisku ze strony Polski"7 ludności zamieszkującej ten obszar. Powody wydania właśnie takiej odezwy wyłuszczał na początku maja 1919 roku w liście do Paderewskiego: "Wobec tego, że Wilno sam znalazłem opusz- czone zarówno przez Polaków, jak i przez Litwinów i Białorusinów nie mogłem utworzyć czegokolwiek szerszego po zajęciu Wilna. Polacy i Litwini i Białorusi- ni przy pertraktacjach z nimi oglądali się jedni na Warszawę, drudzy na Kowno lub Mińsk, gdzie wyemigrowała większość ich przedstawicieli. Do żadnej decy- zji nie mogłem ich doprowadzić. Wskutek tego zatrzymałem się na takim roz- wiązaniu kwestii, które by nie zamykało drogi w żadnym kierunku"8. Próby spopularyzowania wśród ludności Wilna idei federacji nie miały jed- nak wielkiego odzewu. Jak wykazał dalszy bieg wydarzeń, Polacy wileńscy opo- wiedzieli się czynnie za wcieleniem ich miasta do Polski, a Litwini nie chcieli tego akceptować9. Część ludności litewskiej Wileńszczyzny i Suwalszczyzny brała natomiast czynny udział w walkach przeciw wojskom polskimlo. Inaczej wyglądały sprawy na Białorusi. Wydana w kwietniu 1919 r., po zajęciu Wilna, Odezwa do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskie- go J. Piłsudskiego nie miała doraźnie większego znaczenia dla kwestii białoruskiej, ponieważ gros obszarów Bialorusi byśo wówczas jeszcze zajęte przez Armię Czerwoną. Miejscowa ludność białoruska, której ciążyla ra- Odezwa do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego, [w:] J. Piłsudski, Pi- zbiorowe, t. V, Warszawa, s. 75. g List do Paderewskiego (4 V 1919), tamźe, s. 81 - 82. 9 Szerzej na ten temat por. P. Łossowski, Konflikt polsko-litewski 1918 - 1920, Warsza- wa 1996. to B. Makowski, Pojęcie ojczyzny w świadomości Litwinów Wileńszczyzny i Suwalszczy- zny Południowej w okresie międzywojennym, [w:] Pamiętniki XV Powszechnego Zjazdu Hi- storyków Polskich, red. P. Hauser, t. III, Toruń 1995, s. 175. 89 dziecka okupacja, występowała przeciwko niej z bronią w rękull. Trwająca równocześnie z tymi wystąpieniami polska ofensywa doprowadziła w sierp- niu 1919 r. do zajęcia Mińska, a następnie (w końcu września) do oparcia li- nii frontu na rzece Berezynie. Gdy 19 września 1919 r. Piłsudski przybył do Mińska, niepodległościowi działacze białoruscy łączyli z tym duże nadzieje. Dał temu wyraz Aleksander Pruszyński mówiąc m.in.: "Witam cię, Naczelni- ku, w imieniu naszych białoruskich delegacji reprezentujących ludność białoruską. Wyrażam gorącą podziękę za uwolnienie Mińska i Mińszczyzny od nowego ciężkiego najazdu moskiewskiego imperializmu, który tym razem przystroił się w szaty bolszewizmu. Ale płaczą jeszcze matki w Witebsku, jęczą ludzie w Mohylowie, milczy, bo wzbroniony, głos omszałych dzwonnic Smoleńska. Wierzymy i mamy nadzieję, że razem z wolnym Mińskiem, Wil- nem i Grodnem wolne i szczęśliwe będą grody odwieczne naszej wolnej i nie- zależnej Białoruskiej Republiki na kresach moskiewskich - Witebsk, Mo- hylów i stary Smoleńsk"12. Duża część polityków białoruskich, którzy mieli w pamięci złe doświadcze- nia z Niemcami i potem bolszewikami, pokładała swe nadzieje w Piłsudskim i jego programie federacyjnym. Liczono na zbudowanie państwowości białoru- skiej sfederowanej z Polską, która obejmuje wszystkie ziemie historycznej Białorusi. Polska polityka wobec Białorusi nie potwierdzała jednak tych na- dziei. Działacze białoruscy stanęli przed trudną decyzją. W miarę upływu czasu rośnie wrogość miejscowej ludności do Polaków, "nie na tyle jednak - jak to trafnie stwierdza Łatyszonek - by zatrzeć wspomnienie okupacji sowieckiej, przeciwko której białoruskie chłopstwo kilka miesięcy temu wystąpiło na całym obszarze z bronią w ręku. Było zaś rzeczą oczywistą, że walka z Polakami ozna- cza działanie na rzecz powrotu bolszewików" 13. Tę drogę wybrała część lewico- wych działaczy. Reszta - bardziej umiarkowana w postulatach społecznych - próbowała współpracować z Polską. W efekcie żołnierze białoruscy walczyli po obu stronach frontu w zmaganiach wojennych roku 1920. Traktat ryski, dzieląc Białoruś, dawał stronie radzieckiej możliwość pod- trzymania idei Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, proklamo- wanej w końcu lipca 1920 r. Była to "państwowość" już wówczas bardzo okro- jona terytorialnie - bez ziem części Wileńszczyzny (oddanej Litwie), nie wychodząca na wschodzie poza Mińszczyznę. Granica traktatu ryskiego jesz- cze bardziej ograniczyła na zachodzie terytorium tej fasadowej "socjalistycz- nej republiki". Z drugiej strony, traktat zawarty w Rydze, odcinając Mińsk od Polski, rozwiewał nadzieje Piłsudskiego na utworzenie na tym obszarze m O. Łatyszonek, Białoruskie formacje wojskowe 1917 - 1923, Białystok 1995, s. 122 - - 129. iz Cyt. za W. Balcerak, Sprawa białoruska a polityka odradzającej się Rzeczypospolitej, (w:] Polska - Bialoruś 1918- 1945, red. W. Balcerak, Warszawa 1994, s. 18- 19. 1s O. Łatyszonek, Białoruskie, s. 129. białoruskiego "Piemontu" - zalążka państwowości białoruskiej. W efekcie pozostała część ziem białoruskich, która znalazła się w Polsce, została bezpo- średnio wcielona do państwa polskiego. Takie rozwiązanie nie mogło stanowić dobrego początku dla dalszej współpracy polsko-białoruskiej. W zaistniałej sy- tuacji znaczna część białoruskich działaczy nie wykluczała w przyszłości orientacji na współpracę z Rosją Radziecką. Problemy z ludnością obcej narodowości pojawiły się także na zachodnich obszarach odradzającego się państwa polskiego. Ludność niemiecka, zamiesz- kująca do 1918 r. wschodnie prowincje Prus, miała nadzieję na pozostanie w granicy Rzeszy. Po przedłożeniu Niemcom, na początku maja 1919 r. na konferencji w Paryżu, warunków pokojowych, ludność ta nie tylko energicz- nie protestowała przeciw projektowi traktatu (podobnie jak szerokie rzesze ludności w całych Niemczech), lecz także, wobec zagrożenia swoich "stron ro- dzinnych" oderwaniem od Rzeszy, skłaniała się w dużej części do wystąpienia militarnego w ich obroniel4. Po podpisaniu przez władze Rzeszy traktatu wer- salskiego Niemcy na obszarach przyznanych Polsce, wbrew swej woli, przeszli pod obcą władzę. Inaczej kształtowała się sytuacja na granicy z Czechosłowacją. Atak czeski na Śląsk Cieszyński w 1919 r., a następnie sankcjonująca ten fakt decyzja En- tenty w sprawie granicy na Olzie spowodowały, że na południowej granicy państwa polskiego niemal nie pojawił się problem mniejszości czeskiej. Naj- większa ilość Czechów zamieszkiwała od lat w osadach na Wołyniu i obca im była myśl o jakiejkolwiek irredencie. Nieuwzględnienie polskich aspiracji tery- torialnych na Spiszu i Orawie znacznie ograniczyło liczbę ludności słowackiej w Polsce, siłą rzeczy marginalizując problem znaczenia tej grupy narodowo- ściowej na terenach granicznych z Czechosłowacjąl5. Problem mniejszości narodowych nie kończył się na obszarach pogranicz- nych. Niemcy, oprócz Polski Zachodniej, zamieszkiwali także Polskę Cen- tralną (szczególnie rejon Łodzi). Osadnictwo niemieckie było również w Gali- cji i na Wołyniuló. Ludność żydowska zamieszkiwała w diasporze na całym obszarze, który na- leżał do przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, lecz jej rozsiedlenie było nierówno- mierne. Była to społeczność zróżnicowana pod wieloma względami, m.in. stop- nia zamożności i często związanego z tym statusu społecznego oraz sympatii politycznych. Rok 1918 i odrodzenie niepodległego państwa polskiego stawiały 14 Obszerniej na ten temat por. P. Hauser, Niemcy wobec sprawy polskiej (październik 1918 - czerwiec 1919), Poznań 1984, s. 212 - 234. 15 por. m.in. E. Orlof, Dyplonaacja polska wobec sprawy slowackiej w latach 1938 - 1939, Kraków 1980. 1s por. m.in. P. Hauser, Mniejszość niemiecka w Polsce w latach 1918 - 1939, [w:] Polska - Polacy - mniejszości narodowe. Polska myśl polityczna XIX i XX wieku, red. W. Wrzesiń- ski, t. VIII, Wroclaw 1992, s. 31 - 52. -91- przed tą grupą narodową zadanie znalezienia własnego miejsca w zmienionych warunkach politycznych. Byli tacy, u których najpierw wybuch I wojny świato- wej, a potem procesy odradzania się państwa polskiego budziły niepokój, burząc dawny uporządkowany świat, często postrzegany poprzez pryzmat re- gionalnej "małej ojczyzny", do którego przywyklil. Groźnym elementem, uza- sadniającym ten niepokój, mogły być wieści o pogromach, które były nagłaśniane na forum międzynarodowym i przyczyniły się do budowania wizerunku odra- dzającej się Polski jako państwa nietolerancyjnego. To demonizowanie "pol- skiej nietolerancji" w prasie europejskiej i amerykańskiej budziło silny sprze- ciw wśród wielu polityków polskich z różnych opcji połitycznych i nie sprzyjało wzajemnemu zrozumieniu między ludnością polską i żydowską. W kołach naro- dowo-demokratycznych łączono tę kampanię z żądaniami daleko idącej poli- tycznej autonomii dla ludności żydowskiej w Polsce i narzuceniem nowo po- wstałemu państwu traktatu o międzynarodowej ochronie mniejszościl8. Byli Żydzi, którzy działali od lat w polskiej irredencie, walczyli w czasie wojny w Legionach i z radością powitali "wybuch niepodległości", czynnie włączyli się w ogólny nurt budowy polskiej państwowości. To sposób myślenia tej części ludności żydowskiej, której bliskie były tendencje asymilacyjne - podkreślał w lutym 1919 r. poseł Natan Loewenstein, gdy mówił: "Przyznaje- my się szczerze i niezłomnie do narodowości polskiej i do państwa polskiego - da Bóg - w najszerszych granicach. Ziemię tę od wieków zamieszkujemy ona nas zrodziła, w niej spoczywają prochy ojców naszych. Polska, ta ziemia, jest naszą ojczyzną"i9. To z tej opcji ideowej pochodzili Żydzi, którzy w naj- trudniejszych dniach zagrożenia niepodległości Rzeczypospolitej, latem 1920 r., zgłaszali się ochotniczo do wojska polskiegozo. Wśród części biedoty żydowskiej, zwłaszcza na ziemiach wschodnich i byłej Kongresówki, dość silny posłuch znajdowały hasła rewolucyjne, co znalazło swoje odbicie w 1920 r., w czasie ofensywy Armii Czerwonej na Warszawę. Bywały nierzadkie wypadki, że Żydzi zgłaszali wówczas akces do władz usta- nowionych przez bolszewików na zajętym przez nich obszarze. Po wyparciu Armii Czerwonej z okupowanych terenów polskie sądy wojenne skazywały ta- kie osoby pod zarzutami zdrady kraju2l. m por. m.in. T. Gąsowski, Między Jerozolimcą, Wiedniem a Lwowem. Żydzi wschodnio- galicyjscy w poszukiwaniu ojczyzny w pierwszych latach XX wieku, [w:] Pamiętnik XV Po- wszechnego Zjazdu Historyków Polskich, red. P. Hauser, t. III, Toruń 1995, s. 147. 1g Por. m.in. T. Kulak, K. Kawalec, Endecja wobec kwestii żydowskiej (lata 1893 - 1939), [w:] Polska - Polacy - mniejszości narodowe, s. 128 - 129. 19 S.S.S.U. Posiedzenie nr 6 z 25 II 1919. za , botnik" z 28 VIII 1920 r. z1 Doniesienia na ten temat pojawiały się wówczas często w prasie polskiej. Por. m.in. "Czas" z 26 VIII 1920; W. Witos. Moje wspomnienia, t. II, Paryż 1964, s. 324; J. Dąbski, Po- kój ryski, Warszawa 1931, s. 30. -92- Inaczej wyglądała sytuacja na ziemiach byłego zaboru pruskiego, które przyznano Polsce w Wersalu. Zamieszkujący tu Żydzi uważali się za Niemców wyznania mojżeszowego i w większości wyemigrowali wraz z falą niemieckiej emigracji. Problem dążeń politycznych ludności żydowskiej i jej zachowań wo- bec odradzającego się państwa polskiego był więc bardzo złożony i niejedno- znaczny22. Godzi się wspomnieć, że były również w Polsce inne niewielkie liczebnie mniejszości narodowe, jak: Rosjanie, Tatarzy, Ormianie, Karaimi, Cyganie. Mniejszości te nie stwarzały jednak większych problemów w polityce wew- nętrznej państwa, wzbogacały natomiast barwną mozaikę kulturową Polski międzywojennej23. Gdy w 1922 r. kończyło się kształtować terytorialnie państwo polskie, w jego granicach znalazła się duża liczba (około 1/3 mieszkańców) mniejszości narodowych. Jak wskazano wyżej, nie były to mniejszości wyczekujące całko- wicie biernie na swój los. Minione kilka lat (od 1918 r.) przyniosło im szereg doświadczeń, które trudno było wymazać z pamięci. Narodowi demokraci mogli się czuć zwycięzcami w polsko-polskim sporze na temat granic i ustroju terytorialnego państwa. Konsekwentnie i skutecznie zwalczając wszelkie próby Piłsudskiego, które zmierzały do wskrzeszenia idei federacji narodów kresowych z Polską, nie dopuścili również do sfinalizowa- nia jakichkolwiek dążeń autonomicznych w ramach państwa polskiego, które mogłyby stanowić zaczyn myślenia w duchu federacyjnym. Mógł z satysfakcją odnotować fakt w 1922 r. Roman Rybarski: "Klęska kijowska zadała śmiertel- ny cios tej idei, pokój ryski przekreślił ją ostatecznie"24. Triumfując, nie zda- wali sobie sprawy, że to nie tylko Piłsudski przegrał wówczas swoją wizję Pol- ski, lecz także, że zostały całkowicie zawiedzione, rozbudzone wcześniej nadzieje narodów kresowych na utworzenie własnych, mniej lub bardziej sa- modzielnych organizmów państwowych lub przynajmniej na uzyskanie pew- nej autonomii w ramach państwa polskiego. Inkorporacja Wileńszczyzny, niedopuszczenie do jakiejkolwiek autonomii Galicji Wschodniej wyraźnie potwierdzały kontynuację tego kierunku polity- ki. W tym kontekście Polska miała bardzo niewiele do zaoferowania swoim 22 Wskazał na to trafnie Jerzy Tomaszewski: "Nie ma nic bardziej niebezpiecznego w badaniu zjawisk społecznych, jak generalne sądy o jakimkolwiek społeczeństwie, zwłasz- cza jeśli jest tak zróżnicowane wewnętrznie jak Polacy lub Żydzi. Wśród obydwóch narodów znaleźć można bez trudu postawy wykluczające się wzajemnie, poglądy radykalnie sprzecz- ne, a także całkowicie odmienne doświadczenia. Dotyczy to również poglądów na temat wzajemnychstosunków oraz doświadczeń stąd wyniesionych". J. Tomaszewski, Społeczność żydowska a Polacy w II Rzeczypospolitej, [w:] Polsha - Polacy - mniejszości narodowe, s. 111. 23 por. m.in. J. Tomaszewski, Rzeczypospolita wielu narodów, Warszawa 1985. 24 R. Rybarski, O narodzie, ustroju i gospodarce, wstęp, wybór i opracowanie S. Rudnic- ki, Warszawa 1997, s. 25. -93- mniejszościom, których oczekiwania rozmijały się z polityką państwa. Ukraiń- cy nie zamierzali rezygnować z idei własnej państwowości, której różne wa- rianty usiłowano zrealizować w latach 1918 - 1920. Białorusini mogli mieć żal o dobrowolne oddanie Mińska Rosji Radzieckiej w toku rokowań ryskich. Mógłby się stać białoruskim Piemontem. Litwini z Wileńszczyzny i połud- niowej Suwalszczyzny identyfikowali się z niepodległą republiką litewską. Niemcy na ziemiach byłej dzielnicy pruskiej, które znalazły się w granicach państwa polskiego, nie mogli się pogodzić z decyzjami wersalskimi i mając na- dzieje na rewizję granic, identyfikowali się z Rzeszą jako państwem macierzy- stym. Ludność żydowska nie doczekała się autonomii, która mogłaby dopro- wadzić do wzrostu jej znaczenia w państwie i skuteczniejszej obrony własnych praw. Wraz z ukształtowaniem się ustroju i terytorium państwa problem mniej- szości narodowych wszedł w nową fazę. W ciągu kilku minionych lat zaczęło obowiązywać w Polsce ustawodawstwo gwarantujące mniejszościom szero- ki zakres swobód w dziedzinie kultury i języka oraz równość wobec prawa. W Sejmie Ustawodawczym, już podczas debaty ratyfikacyjnej w końcu lipca 1919 r., wiele krytycznych uwag zebrał narzucony Polsce traktat o ochronie mniejszości. Otwierający debatę premier Ignacy Paderewski przypomniał z goryczą i wyrzutem, że prawa o międzynarodowej ochronie mniejszości na- rzucono krajowi, "[...] gdzie w roku 1573, w roku pamiętnej nocy św. Bart- łomieja, [noc św. Bartłomieja miała miejsce w 1572 r. - P.H.] wszystkim wyznaniom przyznano wolność"25. Słowa przywołujące tradycje tolerancji pol- skiej nie poszły w niepamięć, skoro postanowienia uchwalonej w marcu 1921 r. konstytucji w zakresie ochrony praw mniejszości szły dalej niż traktat mniej- szościowy. Należy przy tym wskazać, że w Sejmie, który uchwalił tę konstytu- cję, mniejszości narodowe miały bardzo małą reprezentację (posłowie żydow- scy i niewielka grupa posłów niemieckich z Łodzi i Pomorza). Nie było w tym nic dziwnego, wtedy bowiem jeszcze nawet wśród polityków Narodowej Demo- kracji pojawiały się głosy, aby ludność innych narodowości oceniać poprzez pryzmat spełniania przez nią swych obowiązków obywatelskich. Pisał wów- czas Stanisław Grabski: "Państwo w stosunku do swych obywateli, nie powin- no dzielić ich i rozmaicie traktować wedle ich wyznania i narodowości - ale jedynie wedle tego, jak spełniają oni wobec państwa obowiązki i na jakie zasługują z tego powodu zaufanie"26. Jednocześnie jednak już zarysowały się tendencje innego spojrzenia na ten problem. Roman Rybarski w artykule Państwo narodowe a państwo narodo- 25 S,S.S.U. Posiedzenie nr 81 z 30 VII 1919 oraz Posiedzenie 82 z 31 VII 1919. 26 S, Grabski, Naród a państwo, Lwów 1922, s. 29 - 30, cyt. za R. Wapiński, Prob- lem państwa w koncepcjach politycznych obozu narodowego, [w:] Państwo w polskiej myśli politycznej. Polska myśl polityczna XIX i XX wieku, red. W. Wrzesiński, Wrocław 1988, s. 94 - 95. 93 wościowe, opublikowanym w sierpniu 1922 r., przedstawił na przykładzie nie- dawnego sporu o ustrój Wileńszczyzny i sposobu jej zespolenia z państwem polskim "[...] dwa kierunki: dążenie tych, którzy pragną by Polska była pań- stwem narodowym i tych, którzy chcą w niej mieć państwo narodowości"27. Kończąc swój artykuł w atmosferze zbliżających się wyborów do Sejmu i Sena- tu, Rybarski stwierdzał, że "[...] musimy w naszej polityce przeprowadzić za- sadę, że o losach państwa polskiego, wszędzie tam gdzie chodzi o zagadnienie bytu, mogą rozstrzygać tylko Polacy - wbrew krótkowzrocznym spekulan- tom politycznym, którzy chcą swoją karierę oprzeć na kupowaniu głosów na- rodowych mniejszości przez różne ustępstwa i kompromisy"28. Poglądy narodowych demokratów na ten temat zostały wystawione na cięż- ką próbę jeszcze w końcu 1922 r. Ugrupowania polityczne różnych narodowości zamieszkujących Polskę zdołały się wówczas zjednoczyć i, występując w ramach "Bloku Mniejszości Narodowych", odnieść znaczący sukces w wyborach parla- mentarnych. W grudniu 1922 r. wbrew Narodowej Demokracji w wyborach pre- zydenckich zwyciężył Gabriel Narutowicz, również dzięki głosom przedstawi- cieli mniejszości narodowych zasiadającsch w sejmie i senacie. W kołach pol- skiej prawicy rozpoczęto wówczas nagonkę prasową przeciw nowo wybranemu prezydentowi Rzeczypospolitej. Jednym z istotnych elementów tych ataków pra- sowych było natarczywe podkreślanie w tytułach i treści artykułów tego, kogo Narutowicz reprezentuje: "Żydowski elekt", "Ich prezydent"29. "Ich" - miało oznaczać - obcych narodowości zamieszkujących w państwie polskim. Naro- dowa Demokracja zdała sobie sprawę, że nie zdołała przeprowadzić sfor- mułowanej przed kilkoma miesiącami przez Romana Rybarskiego zasady, "że o losach państwa polskiego, wszędzie tam, gdzie chodzi o zagadnienie bytu, mogą rozstrzygać tylko Polacy"3go było znaczne zaostrzenie tonu propagandy skierowanej przeciw wpiywom organizacji mniejszościowych, domagającej się ograniczenia możliwości ich oddziaływania na politykę i życie społeczno-gospodarcze w państwie. Znajdowało to niekiedy wyraz w zaostrze- niu się polityki prowadzonej wobec mniejszości przez różne rządy polskie w la- tach 1923 - 1925. Zarówno na niwie gospodarczej, jak i kulturalno-oświatowej czy też politycznej prowadzono działania mające na celu "umacnianie polsko- ści" oraz ograniczanie uprawnień i wpływów organizacji mniejszościowych, co miało doprowadzić do zwiększenia możliwości oddziaływania państwa na różne sfery życia mniejszości3l. Taka polityka rodziła poczucie realnego lub zdemoni- 2 R. Rybarski, O narodzie, s. 36. 2g Tamże, s. 37. 29 Por. m.in. przedruki artykułów prasowych w: Gabriel Narutowicz. Pierwszy Prezy- dent Rzeczypospolitej. Księga Pamiątkowa, Warszawa 1925, s. 270 - 276, 302 - 303. narodzie, s. 37. 31 Obszerniej o tych sprawach m.in. A. Chojnowski, Koncepcje polityki narodowościowej rządów polskich w latach 1921 - 1939, Wrocław 1979. 94 zowanego zagrożenia polonizacją wśród różnych grup mniejszościowych, pro- wadząc niekiedy także do współdziałania skłóconych na co dzień ugrupowań politycznych danej mniejszości pod hasłem obrony jej wspólnych interesów na- rodowych. Istniejąca sytuacja sprzyjała także organizacjom ekstremalnym, któ- re nie cofały się nawet przed próbami zamachów terrorystycznych. W tej at- mosferze, gdy zdecydowanie przeważały elementy konfrontacji, wszelkie nawoływania i apele do traktowania mniejszości narodowych na równi z ludno- ścią polską oraz poszanowania ich praw, nie znajdowały szerszego odzewu. Głosili je m.in. działacze PPS w myśl hasła: "Wolni z wolnymi, równi z równy- mi"3z. Nie zabrakło wśród nich również zdeklarowanych piłsudczyków. Po maju 1926 r. przed niektórymi z nich otworzyły się możliwości prowadzenia konkret- nych działań na rzecz porozumienia i współpracy. Możliwości takich Piłsudski i piłsudczycy upatrywali przede wszystkim wśród tych mniejszości, którym nie udało się zrealizować idei własnego państwa, uważając, że mogą one być podat- ne na hasła "asymilacji państwowej". Na odcinku ukraińskim szczególnie czynny był długoletni wojewoda wo- łyński Henryk Józewski. Uważał on, że Wołyń może stać się widownią "brat- niego współżycia narodu ukraińskiego i polskiego". Niezależnie od idei współ- pracy polsko-ukraińskiej na Wołyniu, który powinien pozostać integralną częścią Polski, Józewski opowiadał się za koncepcją budowy niepodległego pań- stwa ukraińskiego, na wschód od granicy traktatu ryskiego, w duchu "tradycji jagiellońskiej" i "ideologii 1920 roku"33. Podobnie, zwolennikiem utworzenia niepodległej Ukrainy opierając się na Polsce był ówczesny Naczelnik Wydziału Wschodniego MSZ Tadeusz Hołówko. Równocześnie głosił on potrzebę ustępstw w dziedzinie swobód kulturalnych na rzecz mniejszości zamieszkujących kresy wschodnie34. Ówczesna rzeczywistość polityczna nie sprzyjała jednak takim koncepcjom. Były one ostro atakowane zarówno ze strony tych środowisk pol- skich, które skłonne były dawać posłuch ideologii narodowo-demokratycznej, jak również ze strony radykalnych narodowo środowisk ukraińskich. Lu- dzie, którzy usiłowali doprowadzić chociażby do ograniczonej współpracy pol- sko-ukraińskiej zamiast konfrontacji, narażali się obu stronom. Tadeusz Hołówko został zamordowany w 1931 r. przez zamachowców spod znaku OUN. Przeciwnicy polityki Henryka Józewskiego doprowadzili do jego odwołania z Wołynia w 1938 r. Pozostaje kwestią otwartą, na ile działania na rzecz szukania porozumie- nia między ludnością polską i innymi narodowościami mogły paść na podatny 3z por. m.in. E. Koko, Wolni z wolnymi. PPS wobec kwestii ukraińskiej w latach 1918 - - 1925, Gdańsk 1991. 33 Szerzej por. J. Kęsik, Zaufany Komendanta. Biografia polityczna Jana Henryka Jó- zewskiego 1892 - 1981, Wrocław 1995. 34 Szerzej por. I. Werschler, Z dziejów obozu belwederskiego. Tadeusz Hołówko - życie i działalność, Warszawa 1984. -96- grunt. Politycy działający na rzecz porozumienia polsko-ukraińskiego mogli się chociaż odwoływać do próby budowania państwa ukraińskiego w opar- ciu o Polskę, czyli do "ideologii 1920 r.". Nie było takich argumentów na od- cinku białoruskim, a "być może jasne postawienie sprawy granic [w latach 1919 - 1920 - P.H.] na wzór umowy Piłsudski - Petlura, zmusiłoby bia- łoruskich polityków do samookreślenia, przez podjęcie decyzji, czy zgadzają się na tworzenie niewielkiego ®białoruskiego Piemontu>,. J. Piłsudski odsuwał jednak wówczas rozwiązanie kwestii białoruskiej na później. Trudno się dzi- wić, że wywołało to niezadowolenie Białorusinów i osłabiło wiarę w przyszłość Białorusi w związku z Polską"35. Jest kwestią dyskusyjną, czy takie postawie- nie sprawy wzmocniłoby (a jeśli tak - to na ile?) wśród Białorusinów ten- dencje do tworzenia własnego państwa w oparciu o Polskę. Faktem natomiast pozostaje, że na ziemiach białoruskich na zachód od granicy traktatu ryskie- go, w latach 20., bardzo żywe pozostawały idee radykalizmu społecznego, któ- rych najwyraźniejszym przejawem stał się gwałtowny rozwój i działalność Białoruskiej Włościańsko-Robotniczej Hromady, założonej przez białoruskich posłów na sejm polski. Rewolucyjny program tego ugrupowania, z hasłami zjednoczenia ziem białoruskich w jedną republikę i podziału wielkich ma- jątków ziemskich między chłopów, trafiał widocznie bezbłędnie w oczekiwania znacznej części ludności, jeśli zaowocował utworzeniem masowej partii, która w drugiej połowie 1926 r. zajęła dominującą pozycję w życiu politycznym Białorusinów w Polsce. Kierownictwo "Hromady" związało się z władzami Białoruskiej Socjaldemokratycznej Republiki Radzieckiej w Mińsku, w któ- rej w latach 20. stwarzano umiejętnie pozory dbałości o rozwój kulturalny Białorusinów. Władze polskie nie mogły tolerować takiego stanu rzeczy i po- przez represje położyły kres istnieniu "Hromady". Fenomen popularności tego ugrupowania unaocznił jednak, że pozyskanie Białorusinów dla państwo- wości polskiej, mimo że znaczna część ludności miała słabo rozwinięte poczucie białoruskiej świadomości narodowej, okazywało się niezwykle trudne. Decy- dowały o tym oczekiwania chłopskiej w swej masie ludności, która przede wszystkim chciała poprawy warunków bytowych, a radykalnym antidotum na tę bolączkę miał być podział ziemi obszarniczej, należącej zwykle do Po- laków3s. W takim stanie rzeczy rozwiewały się nadzieje na skuteczną poloni- zację nawet tej części ludności zamieszkującej Polesie, którą komisarze prze- prowadzający spis ludności zaliczali do "tutejszych". Tu na konflikt między polskim ziemianinem czy polskim urzędnikiem a poleskim chłopem, który mógł powstać na tle kolizji wywołanej obustronnymi zachowaniami, nakła- 35 . Łatyszonek, Białoruskie, s. 144. 3s por. m.in. J. Jurkiewicz, Mniejszość białoruska w polskiej myśli politycznej na Wileńszczyźnie 1921 - 1939, [w:J Polska - Polacy - mniejszości narodowe, t. VIII, s. 245 - 249. 97 dały się od dawna funkcjonujące wzajemne uprzedzenia. Pisał na ten temat w 1936 r., badający stosunki na Polesiu, polski socjolog Józef Obrębski: "To, co tutaj jest ważne z punktu widzenia zagadnień narodowościowych, to jest rozszerzenie poczucia krzywdy i upokorzenia na niemalże całokształt miej- scowych stosunków polesko-polskich. Indywidualne krzywdy zostają poprzez zwykłą plotkę wiejską zgeneralizowane i uwielokrotnione, przekształcone w legendę krzywdy społecznej, lokalizowanej już nie w wąskiej sferze konflik- tów chłopsko-pańskich, lecz w całej płaszczyźnie stosunków rusko-polskich. [...] Własne dobro i własne interesy oddzielane są i przeciwstawiane interesom i dążeniom grupy nadrzędnej i w rezultacie sytuacja podlega określeniu w ter- minach ucisku narodowościowego [...) ®Polski porostu majuć, szczo im kiep- sko było pri carieŻ, ®beta Polska nie nasza, a my nie ich". [...] Te wszystkie zjawiska to są już forpoczty ideologii narodowej"3. Od siebie dodajmy, że "ideologii narodowej" nie stawiającej bynajmniej na zbliżenie z ludnością polską. Małe były więc postępy w pozyskiwaniu dla państwowości polskiej mniej- szości ukraińskiej i białoruskiej. Jeszcze gorzej było z innymi mniejszościami. Niemcy mieszkający w zachodniej Polsce w większości identyfikowali się z państwem niemieckim, mając nadzieję na ponowne znalezienie się w grani- cach Rzeszy. Wobec podtrzymywania przez Rzeszę żądań rewizji granic, poli- tyka prowadzona wobec nich przez władze polskie była często funkcją aktual- nych stosunków panujących między obu państwami38. Podobnych zasad przestrzegano w polskiej polityce w stosunku do ludności litewskiej zamieszkałej na pograniczu, która z kolei uznawała republikę li- tewską za swą macierzystą państwowość39. Zaostrzający się w latach 30. antagonizm na styku polsko-żydowskim po- wodował, że w społeczeństwie polskim coraz częściej domagano się ograni- czenia pewnych praw dla tej narodowości oraz postulowano radykalne roz- wiązanie problemu ludności żydowskiej poprzez umożliwienie jej emigracji z Polski. Podsumowując można stwierdzić, że Polska, której granice i ustrój teryto- rialny ukształtowały się do 1922 r., była już wówczas dla znacznej części za- mieszkujących ją mniejszości narodowych państwem obcym. Nie mogło być inaczej, skoro bieg wydarzeń w latach 1918 - 1922 unaocznił mniejszościom, że ich aspiracje dotyczące budowy własnej państwowości lub przebiegu jej gra- nic czy też żądań autonomii, wykluczały się z dążeniami polskimi. To determi- nowało rozwój wzajemnych stosunków. 3 J. Obrębski, Dzisiejsi ludzie Polesia, [w:] Przegląd Socjologiczny, t. IV, 1936, s. 437 - 439. 38 Por. m.in. P. Hauser, Ludność niemiecka na zachodnich i wschodnich terenach II Rze- czypospolitej. Różnice kulturowe oraz jej świadomość narodowa, [w:] Pamiętnik XV Powszech- nego Zjazdu Historyków Polskich, t. III, s. 85 - 92. 39 Por. m.in. B. Makowski, Litwini w Polsce 1920 - 1939, Warszawa 1986. 98 W miarę upływu lat wzajemne relacje między państwem i społeczeństwem polskim a ludnością innych narodowości nie uległy zasadniczej zmianie. Wiele było przyczyn tego stanu rzeczy. Jak wskazano, w polityce polskiej wobec mniejszości nie dominowały bynajmniej tendencje liberalne. Szczytne hasła "wolni z wolnymi, równi z równymi" w stosunku do wszystkich jej obywateli legły wprawdzie u podstaw prawodawstwa II Rzeczypospolitej, lecz nie zawsze były stosowane w polityce mniejszościowej. Natomiast ze strony mniejszości narodowych najsilniej rozlegał się głos tych ugrupowań i polityków, którzy byli nastawieni na konfrontację. Jednak wśród bardzo zresztą zróżnicowa- nych ugrupowań politycznych czy organizacji społeczno-gospodarczych mniej- szości pojawili się ludzie, niekiedy o dużym autorytecie moralnym, którzy z przekonaniem, a nie dla celów taktycznych, głosili konieczność współpracy z państwem polskim, a ich działalność miała poparcie określonych sił lub grup społecznych. Przytoczmy tu kilka przykładów takich zachowań. Niewątpliwie nie zabrakło takich ludzi wśród ludności żydowskiej. W 10-lecie istnienia niepodległej Polski wybitny pisarz żydowski Szalom Asz na łamach dziennika "Hajnt" takie wyrażał nadzieje: "Wierzę, że będę wyrazi- cielem uczuć każdego uczciwie myślącego Żyda, składając swe życzenia, aby Polska była szczęśliwa. W tym samym stopniu, jak nie wierzymy, że żydostwo polskie może rozwijać się twórczo wówczas, gdy naród polski był nieszczęśliwy i żył w złych warunkach, tak samo nikt nie wierzy, że naród polski może wy- kuć swe szczęście przez usunięcie żydostwa polskiego ze swoich ram. Los nas skuł z narodem polskim po wsze czasy, a nasze życzenia i nadzieje należą do obydwóch, do jednej drogi, do jednej światłej przyszłości"4o. Na początku lat 30. grupa niemieckich działaczy sympatyzujących z ide- ami pacyfistycznymi założyła Deutscher Kultur und Wirtschaftsbund - ugrupowanie stawiające na ścisłą współpracę z władzami polskimi i reali- zujące później ten postulat w praktyce4l. Niekiedy motywy zmiany ustosunkowania do władz polskich wynikały z chę- ci przeciwstawienia się narodowo-socjalistycznej doktrynie, która w 1933 r. zwyciężyła w Niemczech i cieszyła się rosnącą popularnością wśród mniejszości niemieckiej w Polsce. Niekwestionowany lider niemieckich katolików na Gór- nym Śląsku Eduard Pant, przemawiając na forum Sejmu Śląskiego 29 marca 1933 r., oświadczył m.in.: "My, jako mniejszość narodowa, nie mamy i nie chce- my mieć nic wspólnego z dążeniami i poglądami, które godzą w całość państwa [...] Jako obywatele państwa polskiego znamy swoje obowiązki wobec państwa i zawsze też domagać się będziemy lojalnego ich spełniania"4z. 4o J. Tomaszewski, Społeczność żydowska a Polacy, s. 111. 41 por. m.in. L. Meissner, Niemieckie organizacje antyfaszystowskie w Polsce 1933 - 1939, Warszawa 1973. 42 K, Grunberg, Nazi-Front Schlesien. Niemieckie organizacje polityczne w wojewódz- twie śląskim w latach 1933 - 1939, Katowice 1963, s. 180. 99 Ofertę szukania modus vivendi na styku polsko-ukraińskim (szczególnie za- ognionym po 1930 r.) wysunął przywódca najsilniejszej, legalnie działającej partii ukraińskiej UNDO, poseł Dymitr Lewicki, przemawiając na forum sejmu w lu- tym 1934 r. Lewicki mówił m.in.; "Klucz do rozwiązania sytuacji leży w obecnej chwili nie w naszym, lecz w ręku Rządu [...] My żądamy zmiany całego stosunku politycznego względem naszego narodu (...) Sądzimy, że anomalia tych stosun- ków doszły do ostatecznej granicy, że najwyższy czas położyć kres tej niwelacyjnej polityce wobec narodu ukraińskiego"43. Oferta ta została powtórzona w 1935 r. W UNDO zyskały wówczas przewagę poglądy, skłaniającego się do szukania kom- promisu z władzami polskimi, skrzydła z Wasylem Mudrym na czele. Efektem było zawarcie ugody i udział UNDO w wyborach parlamentarnych 1935 roku44. Mimo że w ciągu następnych kilku lat nie doszło do realizacji tej umowy i wcielenia w życie jej postanowień, przedstawiciele ukraińscy zadeklarowali lo- jalność wobec Rzeczypospolitej w chwili napaści Niemiec na Polskę. W dniu 2 września 1939 r. na posiedzeniu Sejmu RP przedstawiciel Ukraińców za- mieszkałych na Wołyniu - Stefan Skrypnyk - powiedział m.in.: "Na pierwsze wezwanie Rzeczypospolitej ludność ukraińska Wołynia najdokładniej wykonała wszystko, czego od niej Państwo zażądało [...] Już dzisiaj nasi bracia zraszają własną krwią Ziemię Polską, świadomie dając dowód gotowości złożenia na ołtarzu obrony wspólnych skarbów ofiary najdroższej - ofiary życia, własnej krwi. (Oklaski). Świadomość ta zrodziia się w doświadczeniach ostatnich lat, była bolesnym doświadczeniem dziejów wieków ubiegłych, zaś wzmocniła ją idea roku 1920, idea braterstwa polsko-ukraińskiego, idea wyznawana przez najwyższe autorytety narodów polskiego i ukraińskiego - Piłsudskiego i Pe- tlurę"45. Na tymże posiedzeniu ówczesny wicemarszałek Sejmu RP, a jednocześ- nie przewodniczący UNDO, Wasyl Mudryj, poinformował o przyjętej jedno- głośnie przed kilku dniami na kongresie partii rezolucji, w której stwierdzano, "że w teraźniejszych, ciężkich dla Rzeczypospolitej Polskiej czasach naród ukraiński spełnia obowiązki obywatelskie krwi i mienia wobec państwa"46. Poseł narodowości żydowskiej Seidenman oświadczył, "że ludność żydowska w Polsce bez żadnych zastrzeżeń oddaje się do dyspozycji Naczelnego Dowódz- twa i staje do apelu, gotowa ponieść wszystkie ofiary, jakich chwila dziejowa wymaga. Wielkomocarstwowa, potężna Polska jest ideałem ludności żydowskiej jako równouprawnionych obywateli Państwa"4. We wrześniu 1939 r. stosunek mniejszości narodowych do państwa polskie- go został poddany najtrudniejszej próbie. Obraz, który się z tego wyłanial, 43 A. Chojnowski, Koncepcje polityki narodowościowej rządów polskich w latach 1921 - - 1939, Wrocław 1979, s. 203. 44 Tamże, s. 204 - 205. 45 Sprawozdanie z 31 posiedzenia Sejmu V Kadencji z 2 IX 1939 r. 4s Tamże. 4 Tamże. - 100 - z pewnością nie był jednoznaczny. Wyżej wspomniane deklaracje posłów ukraińskich znajdowały potwierdzenie wśród postaw oficerów i żołnierzy tejże narodowości, często dzielnie walczących w szeregach armii polskiej i niejedno- krotnie dzielących później z Polakami ciężki los jeńców wojennych48. Zapewne podobnie wypełniali swój żołnierski obowiązek Białorusini i Żydzi powołani do służby w wojsku polskim, skoro także do tych postaw nawiązał w połowie listo- pada 1939 r., w swym przemówieniu, premier rządu polskiego Władysław Si- korski. Powiedział on wówczas m.in.: "Trzeba podkreślić, że kraj nasz został głęboko poruszony dowodami lojalności złożonymi Polsce przez mniejszości słowiańskie i żydowską. Jest to nieodparty dowód, że polska więź państwowa wyszła nienaruszona z tej strasznej próby, którą jej narzucono"49. Lecz był też inny obraz września 1939 r. na wschodnich terenach II Rzeczypospolitej. Były wypadki radosnego witania oddziałów Armii Czerwonej przez miejscową lud- ność żydowską, białoruską, ukraińską, traktowanie jej jak "oswobodzicieli" z ,jarzma polskiego". Były nieprzyjazne wystąpienia tej ludności wobec przed- stawicieli polskiej administracji, polskiej ludności, wobec żołnierzy w polskich mundurach5o. Bardziej jednoznaczne było zachowanie mniejszości niemieckiej - szczególnie tej, która zamieszkiwała na terenach zachodniej Polski - we wrześniu 1939 r. W tym roku, w związku z szybko pogarszającymi się sto- sunkami między Polską a Niemcami, wśród tej ludności gwałtownie wzrosły nadzieje na przejście pod władzę Rzeszy. Bardzo sugestywnie pisał wówczas na ten temat Józef Winiewicz: "Trzeba było widzieć chłopów niemieckich za- niedbujących prace w polu w marcu 1939 roku, siedzących tylko przy radiu, popijających wódkę i czekających, czekających"51. Pół roku później żołnierze Wehrmachtu byli witani z entuzjazmem, jako "oswobodziciele", przez miej- scową ludność niemiecką. Nastroje radości nie były jednak udziałem tych niezbyt licznych Niemców w Polsce, którzy mieli odwagę zwalczać idee naro- dowo-socjalistyczne i głosić potrzebę lojalności wobec państwa polskiego. Spotykały ich teraz surowe represje, a nierzadko śmierć. Z drugiej strony były też wśród Niemców - obywateli polskich - wypadki czynnego anga- żowania się w działalność dywersyjną wspierającą militarnie wojska nie- mieckie52. Ludność zamieszkująca terytorium II Rzeczypospolitej po wrześniu 1939 r. znalazła się pod obcą okupacją, lecz władze państwa polskiego na obczyź- 48 R. Torzecki, Polacy i Ukraińcy. Sprawa ukraińska w czasie 11 wojny światowej na te- renie II Rzeczypospolitej, Warszawa 1993, s. 24 - 25. 49 Cyt. za K. Kersten, Polacy, Żydzi, Komunizm. Anatomia półprawd 1939 - 1968, War- szawa 1992, s. 30. 5o R. Torzecki, Polacy i Ukraińcy, s. 26 - 30. 51 J. Winiewicz, Mobilizacja sił niemieckich w Polsce, Warszawa 1939, s. 127. 5z por. p, Hauser, Mniejszość niemiecka w Polsce, s. 50 - 52. 101 nie istniały i nie tracono nadziei na odbudowę państwowości polskiej. Jeśli zakładano powrót do granic przedwojennych lub ich rozszerzenie, uwzględ- nienie kwestii mniejszości narodowych wydawało się koniecznością. Przewi- dywano i dyskutowano różne modele koegzystencji Polaków z innymi narodo- wościami w odbudowanym po wojnie państwie polskim. Tymczasem wojna znacznie zaogniła tę kwestię. Zachowania części ludno- ści żydowskiej pod okupacją radziecką wywoływały później daleko idące reper- kusje wśród dotkniętych represjami Polaków z tych ziem. Obraz, który się wyłaniał z ich wspomnień, wskazywał na miejscowych Żydów jako element szczególnie faworyzowany i chętnie współpracujący z władzami radzieckimi. Taka była przyczyna znacznego wzrostu tendencji antysemickich wśród lud- ności polskiej. Zaczął wówczas dość powszechnie funkcjonować stereotyp sku- tecznie łączący wizerunek Żyda i komunisty wrogiego narodowi polskiemu53. Zapominano, że represje ze strony tych władz radzieckich były wprawdzie skierowane przede wszystkim przeciwko ludności polskiej, ale dotknęły też w znacznym stopniu ludność ukraińską, białoruską i żydowską, w tym szcze- gólnie "wrogie klasowo" elementy oraz tę część inteligencji, która nie chciała iść na pełną współpracę z komunistycznymi władzami54. Być może wytworze- nie się takiej właśnie atmosfery było jednym z elementów tragicznych wyda- rzeń, które doprowadziły do zbrodni w Jedwabnem. Próby budowania w warunkach wojny państwowości ukraińskiej i umac- niania wpływów ukraińskich na obszarze Wołynia i Galicji Wschodniej zaowo- cowały m.in. bezwzględnymi i krwawymi atakami podejmowanymi przeciwko wsiom i osadom zamieszkanym przez ludność polską w latach 1943 - 1944. Polska samoobrona i oddziały partyzanckie podejmowały niekiedy akcje odwe- towe. Pamięć o okropnościach popełnionych w latach wojny na Wołyniu i w Galicji Wschodniej zakodowała w umysłach tamtejszej ludności polskiej wizerunek Ukraińca jako bezwzględnego wroga polskości. W tej atmosferze wśród polskich narodowców pojawiły się także pomysły rozwiązania tego pro- blemu po wojnie poprzez wysiedlenie ludności ukraińskiej Galicji za Zbrucz na wschód od przedwojennej granicy polskiej55. W miarę zwycięstw aliantów i zbliżania się końca wojny politycy polscy co- raz częściej rozważali różne warianty przesunięcia powojennej granicy pol- sko-niemieckiej na zachód. Wówczas, siłą rzeczy, pojawiał się także problem ludności niemieckiej zwarcie zamieszkującej obszary objęte polskimi aspiracja- mi. Nie znajdując innego rozwiązania, często zgłaszano postulaty wysiedlenia tej ludności z terenów, które zamieszkiwała. W świetle postępowania Niemców 53 Bardzo przekonywający obraz mechanizmów, które prowadziły do powstania takich stereotypów i uprzedzeń w Polskich Siłach Zbrojnych w ZSRR i na Wschodzie przedstawiła Krystyna Kersten. Tamże, s. 15 - 75. 54 K. Kersten, Polacy, Żydzi, s. 27 - 31. 55 Por. m.in. R. Torzecki, Polacy i Ukraińcy, s. 258 - 270. -102- na obszarze okupowanej Polski i ogromu ich zbrodni pomysły wysiedleń nie bu- dziły zwykle żadnych zastrzeżeń natury moralnej56. Bieg dziejów spowodował, że utworzone po II wojnie światowej państwo pol- skie pod wieloma względami nie przypominało tamtej przedwojennej państwo- wości. Jego suwerenność ograniczała daleko idąca zależność od ZSRR. Jedno- cześnie, zaanektowanie wschodnich ziem II Rzeczypospolitej przez Związek Radziecki oraz przesunięcie zachodniej granicy Polski na linię Odry i Nysy Łu- życkiej zmieniło w istotny sposób perspektywę spojrzenia na zagadnienie mniejszości narodowych. W nowych granicach podstawowy problem narodowościowy stanowila znaczna liczba Niemców zamieszkująca obszary na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. Przy tak dużej liczbie ludności nie wchodziło w grę jej pozostawie- nie na miejscu i zapewnienie ochrony praw mniejszości. Zakładano bowiem, że może ona być nośnikiem irredenty i dążyć do powrotu pod suwerenność Niemiec. Ponieważ ludność ta posiadała na ogół dobrze wykształcone poczu- cie świadomości narodowej, nie można było również liczyć na skuteczność asymilacji. W tej sytuacji jedynym wyjściem wydawały się przesiedlenia lud- ności. Do przesiedleń takich dochodziło w Europie jeszcze przed I wojną światową; była to metoda rozwiązywania konfliktów etnicznych między róż- nymi narodowościami. W latach trzydziestych XX w. ZSRR, a następnie III Rzesza wprowadziły przymusowe przesiedlenia na dużą skalę jako środek prowadzenia polityki5. Po zakończeniu II wojny światowej zastosowano tę metodę wobec ludności niemieckiej, przeprowadzając akcję masowych wy- siedleń z obszaru państwa polskiego5g. Przez długie lata władze polskie starały się minimalizować problem liczby ludności niemieckiej pozostałej w Polsce, uznając, że wyjazdy Niemców po 1956 r. rozwiązały problem ostatnich, tolerowanych dotąd przez wladze, sku- pisk niemieckich na Dolnym Śląsku i Pomorzu Zachodnim. W miarę normali- zacji stosunków między Polską a Niemcami pojawił się nowy problem. Coraz więcej ludności zamieszkałej głównie na Opolszczyźnie szukało niemieckich korzeni, tworząc z czasem mniejszość narodową. Nieliczna w stosunku do okresu II Rzeczypospolitej ludność żydowska, która została najokrutniej doświadczona przez wojnę, po 1945 r. zetknęla się 56 Bardzo interesująco i obszernie na ten temat: W. Wrzesiński, Naród niemiecki w pol- skiej myśli politycznej lat II wojny światowej, (w;] Polska myśl polityczna XIX i XX wieku, t. VIII: Polska - Polacy - mniejszości narodowe, s. 91 - 109. 5 Interesująco na ten temat m.in. H. Lemberg, Problem wypędzeń w polityce europej- skiej XX wieku, K. Kersten, Przymusowe przemieszczenia ludności - próba typologii, [w:] Utracona ojczyzna, red. H. Orłowski i A. Sakson, Poznań 1997, s. 13 - 29 i 39 - 44. 58 Por. m.in. K. Skubiszewski, Wysiedlenie Niemców po II wojnie światowej, Warszawa 1968; Niemcy w Polsce 1945 - 1950. Wybór dokumentów, red. W. Borodziej i H. Lemberg, t. I i II, Warszawa 2000. - 103 - z objawami silnego antysemityzmu wśród ludności polskiej, a niebagatelną jego przyczyną był funkcjonujący dość powszechnie stereotyp łączący Żydów z komunistami, którzy przejęli po wojnie ster rządów w Polsce. Fobie antyży- dowskie dały znać o sobie krótko po wojnie, m.in. w czasie pogromu kieleckie- go w 1946 r. i musiały przetrwać w niektórych środowiskach, co objawiło się bardzo wyraźnie w marcu 1968 r., kiedy to duża liczba Żydów i Polaków po- chodzenia żydowskiego poczuła się zmuszona do emigracji59. Po II wojnie światowej egzystowały również w Polsce, już bardzo nieliczne w stosunku do okresu przedwojennego, mniejszości: ukraińska, białoruska i litewska, których liczba zmniejszyła się w pierwszych latach po wojnie, wskutek prowadzonej na wschodnich granicach państwa polskiego "dobrowol- nej" wymiany ludności. Odbywała się ona na podstawie umów zawartych w 1944 r. przez wladze polskie z przedstawicielami radzieckich republik: Ukraińskiej, Białoruskiej i Litewskiej. Z Polski mogli wyjeżdżać obywatele polscy narodowości ukraińskiej, bialoruskiej i litewskiej, a z obszaru wyżej wymienionych republik - ludność narodowości polskiej i żydowskiej legity- mująca się obywatelstwem polskim przed wrześniem 1939 r.s ludności prowadziła do zmniejszenia się i tak niewielkich skupisk ludności li- tewskiej (na Suwalszczyźnie), białoruskiej (na Białostocczyźnie) i ukraińskiej (w rejonie Bieszczad). W ostatnim wypadku nie zawsze odbywało się to na za- sadzie dobrowolności. Władze polskie sięgały też po przymus. Nasilenie tego przymusu nastąpiło w 1947 r., kiedy to dążąc do rozbicia ukraińskiego podzie- mia na południowym wschodzie Polski, w rejonie Bieszczad, podjęto decyzję przeprowadzenia w ramach akcji "Wisła" masowych wysiedleń na ziemie za- chodnie i północne mieszkającej tam ludności ukraińskiej. Doprowadziło to do rozproszenia osadnictwa ukraińskiego w Polsceól. W nowych granicach pozo- stały niektóre tradycyjne skupiska ludności tatarskiej (na Białostocczyźnie), lecz znaczna część polskich Tatarów znalazła swoje nowe miejsce zamieszka- nia na zachodzie Polski. Następstwa tych przesiedleń i migracji były odczuwalne w mniejszym lub większym stopniu na całym terytorium powojennej Polski, lecz stały się szcze- gólnie widoczne na ziemiach zachodnich i północnych, które weszły w sklad państwa polskiego na mocy rozstrzygnięć poczdamskich po II wojnie światowej. Znalazła się tam ludność, która została przesiedlona pod przymusem przez władze lub zmusiły ją do tego okoliczności. Niezależnie od sposobu wysiedleń 59 K. Kersten, Polacy, Żydzi. . m.in.; K. Kersten, Kształtowanie się stosunków ludnościowych, [w:] Polska Lu- dowa 1944 - 1950. Przemiany społeczne, red. F. Ryszka, Wroclaw 1974, s, 123 - 124; Prze- siedlenie ludności polskiej z Kresów Wschodnich do Polski 1944 - 1947, red. S. Ciesielski, Warszawa 1999, s1 por. m.in. E. Misiło, Polska polityka narodowościowa wobec Ukraińców 1944 - 1947, [w:] Polska - Polacy - mniejszości narodowe, s. 391-412. - 104 - utraciła ona swoją dawną "małą ojczyznę", a dotychczasowe więzi z regionem, który dotąd zamieszkiwała, zostały przerwane. Była to przede wszystkim pol- ska ludność ze wschodnich ziem II Rzeczypospolitej oraz ludność ukraińska wy- siedlona w ramach akcji "Wisła". Na normalne w tych warunkach "zderzenie kultur" nakładały się urazy z czasów wojny. Badający tę problematykę Zyg- munt Dulczewski stwierdzał: "Dla ludzi pochodzących ze wschodu ®UkrainiecŻ był często synonimem banderowca lub ®upowcaŻ. W wielu grupach repatrianc- kich istniał stereotyp Ukraińca - wroga"62. Ludność polska z przedwojen- nych kresów wschodnich nie miała dokąd wracać, lecz ludność ukraińska często wyrażała chęć powrotu do swej "małej ojczyzny" znajdującej się w południo- wo-wschodniej Polsce (województwa rzeszowskie, lubelskie i krakowskie). Władze polskie kategorycznie odmawiały zezwolenia na powrót, co wzmacniało wśród tej ludności poczucie "zaszczucia" i "krzywdzenia" przez władze i rodziło nowe płaszczyzny konfliktu63. Zarówno Polacy, jak i Ukraińcy znaleźli się na terenie, z którego wysiedla- no ludność niemiecką i tę część ludności rodzimej o polskim rodowodzie i ko- rzeniach, którą uznano za Niemców. Fatalnie przeprowadzane przez władze polskie procesy weryfikacji narodowościowej pozostawiły wśród ludności ro- dzimej gorzki osad i poczucie krzywdy. Poczucie to zostało zwielokrotnione przez liczne wypadki bezwzględnego traktowania tej ludności przez osadni- ków z innych części Polski. Szczególnie w pierwszym okresie po wojnie wśród przybyszy znaleźli się i tacy, którzy pod pretekstem uznawania ludności auto- chtonicznej za Niemców, siłą zawłaszczali należące do niej dobra i majątek trwały64. Błędy popełnione przez władze w ciągu pierwszego 10-lecia po wojnie wobec ludności rodzimej i często niewłaściwe jej traktowanie przez przybyszy spowodowały, że znaczna część ludności rodzimej zaczęła się identyfikować z państwem niemieckim, co znajdowało później swe odbicie w deklarowaniu niemieckiej przynależności narodowej i w wyjazdach do Niemiec65. Po akcjach przymusowych przesiedleń i wymiany ludności na obszarze państwa polskiego pozostała niewielka liczba mniejszości narodowych. Do- kładne określenie tej liczby utrudnia fakt, że w spisach ludności, które odby- wały się w latach 1950, 1960, 1978 i 1988 nie pytano ani o narodowość, ani 62 Z, Dulczewski, K. Golczewski, K. Kersten, Przeobrażenia społeczne na Pomorzu Za- chodnim w latach 1945- 1947, Poznań 1964, s. 112. s3 por. m.in. J. Mieczkowski, Żydzi, Niemcy i Ukraińcy na Pomorzu Zachodnim w la- tach 1945 - 1956 (liczba, położenie i dzialalność polityczna), Szczecin 1994, s. 64; Cz. Osękowski, Społeczeństwo Polski Zachodniej i Północnej w latach 1945 - 1956, Zielona Góra 1994, s. 59. 64 Obszerniej na ten temat: G. Strauchold, Polska ludność rodzima ziem zachodnich i północnych. Opinie nie tylko publiczne lat 1944 - 1948, Olsztyn 1995, passim; B. Łukasze- wicz PSL na Warmii i Mazurach w latach 1945 - 1947, Olsztyn 1991, s. 13 - 18. 5 Obszerniej: Cz. Osękowski, Społeczeństwo Polski Zachodniej i Pólnocnej w latach 1945 - 1956, Zielona Góra 1994, passim. 105 o język ojczysty, wychodząc z założenia, że Polska stała się państwem jedno- narodowym. Nie odpowiadało to prawdzie. Dane szacunkowe wskazywały, że mniejszości w Polsce w latach 80. i 90. XX w. stanowily około 2 - 3% całej ludności państwasó. Był to (w porównaniu z okresem międzywojennym, kie- dy to liczba mniejszości narodowych wynosiła ok. 1l3 ludności ówczesnej Pol- ski) bardzo nikły procent i sprawy narodowościowe nie powinny stanowić większego problemu w państwie. Jednak II wojna światowa i jej następstwa w znacznym stopniu zaogniły animozje narodowościowe, zmieniając optykę wzajemnego postrzegania się mniejszości narodowych i ludności polskiej. Po wojnie nałożyło się na to niejednokrotnie dość aroganckie traktowanie przez komunistyczne władze problemów narodowościowych, czasem w zależności od ustrojowych pryncypiów, czasem zależnie od potrzeb propagandowych wynikających z aktualnej sytuacji politycznej, niekiedy również w zależności od lokalnych uwarunkowań na poszczególnych obszarach Polski. W efekcie, opisując położenie mniejszości narodowych w Polsce w końcu lat 60., Jerzy Lovell mógł całkowicie zasadnie przywołać opinię profesora Tibora Csorby (urodzonego na Spiszu w rodzinie "madziarskiej", a później ulegającego w pewnym stopniu wpływom polonizacyjnym), który doskonale czuł "psychi- kę mniejszościową": "Do cech charakterystycznych dla psychiki mniejszo- ści narodowych należy niezadowolenie, chorobliwe wyczulenie, przekonanie o tym, że większość chce jej krzywdy [...] Nie należy do przyjemności być biednym, jak również nie należy do przyjemności być uważanym za ®mniej- szość, narodową. Łatwopalny to materiał, bo łatwopalna jest taka pozycja. Jedna zapałka zawsze wystarczy, by powstał pożar, bijatyka, obolała groma- da ludzi, chora wieś..."s. Lovell trafnie stwierdzał, że dla "złagodzenia [tej sytuacji - P.H.] niezbędna jest rozumna ingerencja władz oraz dalsza pra- ca nad stworzeniem klimatu, w którym dobrze czuliby się wszyscy ludzie mieszkający w Polsce"s8. Niestety, klimatu takiego nie stworzono, a dla większości polskiej ludności przedstawiciele innych narodowości zamiesz- kujących Polskę byli postrzegani częściej poprzez pryzmat (zazwyczaj nega- tywnego) stereotypu niż realiów - co potwierdzało i wzmacniały istniejące uprzedzenia i animozje. W II Rzeczypospolitej, gdy co trzeci mieszkaniec był innej niż polska na- rodowości, codzienność współżycia sąsiedzkiego mogła łagodzić animozje na- tury politycznej. Obraz sąsiada był realny i trudniej go było zmitologizować. Pewna jednorodność struktury ludnościowej państwa po II wojnie światowej zrodziła niebezpieczeństwo pojawienia się w tej sferze mitów, które zastępo- ss por. m.in. Łodziński, Przekroczyć własny cień, [w:) Mniejszości narodowe w Polsce, praca zbiorowa pod red. B. Berdychowskiej, Warszawa 1998, s. 16 - 25. 6 J. Lovell, Polska jakiej nie znamy, Kraków 1970, s. 172 - 173. s8 Tamże, s. 174. - 106 - wały realia. W efekcie, w Polsce lat 80. i 90. funkcjonowały bardziej stereoty- py i wyobrażenia oparte na uprzedzeniach i animozjach niż realny obraz współmieszkańców innych narodowości. Ten stan rzeczy można i należy pró- bować zmienić, zwłaszcza że obowiązujące w latach 90. prawodawstwo i in- stytucje demokratycznego państwa zagwarantowały mniejszościom prawo do swobodnego rozwoju pod względem kulturalnym i językowym. W końcu XX w. zarówno położenie geopolityczne Rzeczypospolitej, która nie ma kon- fliktów terytorialnych z sąsiadami, jak i niewielka liczba zamieszkujących Polskę mniejszości narodowych powodują, że można odrzucić obawy o irre- dentę, które często dominowały w polskiej polityce wobec ludności niepol- skiej w okresie międzywojennym. Mniejszości narodowe we współczesnej Polsce, pielęgnując swój język, obyczaje i tradycje, mogą natomiast znacznie wzbogacić mozaikę kulturową Rzeczypospolitej i wnieść do niej wiele no- wych, cennych, niekiedy barwnych elementów. WOJCIECH ROJEK POLACY W DIASPORZE EUROPEJSKIEJ Celem opracowania jest zaprezentowanie obrazu większych społeczności pol- skich w krajach europejskich oraz uwypuklenie roli, jaką odegrały one w prze- łomowych dla sprawy polskiej czy też państwa polskiego momentach histo- rycznych. Z tego punktu widzenia w dziejach wychodźstwa polskiego w Euro- pie rysują się trzy zasadnicze podokresy: pierwszy odnosi się do początkowych dekad XX w., drugi do międzywojnia, a trzeci do II wojny światowej i lat bez- pośrednio po niej. Należy również nadmienić, iż kolejność referowania zagad- nień odzwierciedlających rolę Polonii w poszczególnych państwach wynika z cezur politycznych i wagi tych środowisk w procesie dziejowym. W DOBIE WIELKIEJ WOJNY Francja - począwszy od przełomu XVIII i XIX w. - była tym krajem euro- pejskim, do którego udawały się najliczniejsze i zarazem najaktywniejsze gru- py polskiego wychodźstwa niepodległościowego. Tam też funkcjonowały insty- tucje, jak chociażby obóz Hotelu Lambert, które najżywiej zabiegały o odrodzenie suwerennej Rzeczypospolitej. Druga połowa XIX stulecia nie sprzyjała jednak propagowaniu nad Sekwaną tej idei. Po klęsce Francji w woj- nie z Prusami w latach 1870 - 1871 władze III Republiki obarczały żyjących tam Polaków odpowiedzialnością za Komunę Paryską. Wielce niekorzystna dla sprawy polskiej była również orientacja Paryża na Rosję. W tej sytuacji spora część emigrantów podejmowała decyzje o powrocie na ziemie polskie. Pozostawali w zasadzie ci, którym na obczyźnie powiodło się w sensie mate- rialnym. Osłabła jednak wydatnie ich aktywność polityczna, a działalność uchodźczych stowarzyszeń praktycznie zamarła. Po pewnym czasie wszakże - już u schyłku wieku XIX - nastąpił ponowny wzrost ilościowy emigracji, z tym że gros nowych przybyszów stanowili robotnicy przemysłowi i rolni. Ob- licze wychodźstwa zmieniło się więc z niepodległościowego na ekonomicz- ne. W rezultacie wszystkich tych czynników przed wybuchem wielkiej wojny - 108 - liczebność zbiorowości polskiej we Francji szacuje się na 25 - 30 tys. osób, z czego około 15 tys. stanowili robotnicyl. Kolonia polska w Paryżu od momentu wybuchu wojny opowiedziała się po stronie Francji. Już 1 sierpnia 1914 r. powstał tam Komitet Wolontariuszy Polskich z Wacławem Gąsiorowskim na czele. Zaczął on organizować werbu- nek ochotników polskich do walki z Niemcami. Grupa licząca około 2 tys. osób została wcielona do armii francuskiej. Tych, którzy zgłosili się pierwsi, skiero- wano do Bajonny, a następnie także do Reuil, gdzie sformowano z nich polską kompanię w ramach 1 pulko Legii Cudzoziemskiej. Rząd III Republiki, nie chcąc sobie zrażać rosyjskiego sojusznika, nie wykazał jednak entuzjazmu dla tej akcji. Wiosną roku 1915 problem polskiej formacji został rozwiązany via facti, bowiem w krwawej bitwie w okolicach Arras - pod miejscowością Carengy - poniosła ona takie straty osobowe, że praktycznie przestała ist- nieć, a jej resztki wcielono do formacji francuskich. Sprawa polska, w sensie polityczno-militarnym, stała się aktualna dopiero jesienią roku następnego. Dały się wówczas zauważyć pierwsze poważniejsze oznaki wyczerpania państw centralnych przedłużającymi się działaniami wo- jennymi. W takiej sytuacji w krajach Ententy pojawiły się pogłoski, że zarów- no Berlin, jak i Wiedeń, dążyć będą do stworzenia buforowego państwa pol- skiego, by tą drogą pozyskać rekruta. Spowodowało to wzrost zainteresowania proaliancką działalnością polityków polskich. Tymczasem, już jesienią roku 1915, przybył na Zachód Roman Dmowski, a następnie szereg jego współpra- cowników. Wzmocnieniu uległa w ten sposób narodowodemokratyczna grupa lozańskiego Koła Politycznego. Najego czele stanął Marian Seyda. Erazm Pilz reprezentował tę opcję w Paryżu, a terenem działania Dmowskiego stał się Londyn. Ze środowiskiem endeckim związał się następnie także Ignacy Pade- rewski. Państwa centralne ze swej strony także nie zasypiały gruszek w popiele. Dnia 5 listopada 1916 r. ogłoszono proklamację dwóch cesarzy (Franciszka Jó- zefa I i Wilhelma II) zapowiadającą utworzenie samodzielnego królestwa pol- skiego z ziem "wydartych Rosji". Odpowiedzią na ów krok był rozkaz cara rosyjskiego Mikołaja II do armii i floty (wydany 25 grudnia tegoż roku), 1 R. Dzwonkowski SAC, W. Śladkowski, Polonia francuska, [w:] Polonia w Europie, red. B. Szydłowska-Ceglowa, Poznań 1992, passim. W dalszych partiach opracowania wykorzy- stano także następujące rozprawy z powyższego zbioru: W. Kaczmarek, P. Kraszewski, Po- lacy w Szwajcarii, passim; K. Paradowska, Polacy w Wielkiej Brytanii do 1939 roku, pas- sim; J. Kozłowski, Polacy w Niemczech w XIX i XX wieku (do 1945 roku), passim; A. Patek, Polacy w Rosji i ZSRR, passim; A, Koprukowniak, Oświata i szkolnictwo polonijne, passim; J. Serwański, Polacy w Wielkiej Brytanii w latach II wojny światowej, passim; T. Radzik, Społeczność polska w Wielkiej Brytanii w latach 1945- 1990, passim; S. Liman, Polacy w Niemczech po II wojnie światowej, passim; T. Bujnicki, Polska literatura emigracyjna w krajach zachodnioeuropejskich, passim. - 109 - głoszący, iż jednym z celów wojny jest "stworzenie wolnej Polski ze wszyst- kich trzech obecnie rozdzielonych dzielnic". Koncepcja ta była kontynuowana po rewolucji lutowej w Rosji. Powstały w jej wyniku gabinet tymczasowy księ- cia Jerzego Lwowa deklarował w kwietniu 1917 r.: "Rząd prowizoryczny [...] dopomoże do utworzenia niezawisłego państwa polskiego ze wszystkich tery- torjów, w których Polacy tworzą większość [...]"2. Przemiany polityczne w Rosji zaktywizowały środowiska polskie w różnych krajach europejskich. Zbiorowość polska w Szwajcarii, w zestawieniu z innymi, choćby ościennymi państwami, była nieliczna. Dysponowała jednak znaczącymi wpływami. Jej obraz był zróżnicowany, składała się bowiem z kilku wyraźnie wyodrębnionych grup. Tworzyli je uchodźcy po powstaniu styczniowym oraz ich potomkowie, przy czym naturalną koleją rzeczy wielu z nich znalazło dla siebie miejsca w szwajcarskim społeczeństwie. Odrębną pozycję zajmowali na- ukowcy, artyści oraz ludzie, którzy podejmowali w Konfederacji studia wyższe. Należy w tym kontekście przypomnieć, iż na przełomie wieków na uniwersyte- tach szwajcarskich zatrudnionych było kilkunastu chemików, a w latach 1880 - - 1918 studiowało tam około 1,2 tys. osób z ziem polskich. Pewną rolę odgrywali także emigranci zarobkowi, których liczbę szacowano - tuż przed wybuchem wojny - na około 2 tys. osób. Kolejny krąg tworzyli uchodźcy wojenni, dezer- terzy i uchylający się od służby wojskowej. Ostatnim z liczących się środowisk byli rezydujący w Szwajcarii politycy i przybywający tam z różnymi misjami ku- rierzy oraz "zawodowi rewolucjoniści". Z szacunków wynika, iż Polonia w tym kraju liczyła w przededniu wielkiej wojny ponad 3,2 tys. osób. Z terytorialnego punktu widzenia najliczniejsze jej środowiska znajdowały się, gdy mowa o fran- cuskojęzycznej części Szwajcarii, we Fryburgu, Genewie i Lozannie, natomiast w niemieckojęzycznej - w Zurychu. Znacznie istotniejszą odeń rolę odegrał jednak Rapperswil, gdzie już od roku 1870 działało, założone przez Władysława Platera, Muzeum Narodowe Polskie. Wybuch wojny zaskoczył na Zachodzie Europy, w tym także w Szwajcarii, dość liczne grupy, które rychło znalazły się bez środków do życia. Pchnęło to wiele zasiedziałych środowisk polskich do tworzenia organizacji charytatyw- nych. Na gruncie szwajcarskim pierwszą z nich był, powołany do życia już w sierpniu 1914 r. w Zurychu, Polski Komitet Samopomocy z Gabrielem Naru- towiczem na czele. Następnie, w grudniu tegoż roku, utworzono w Lozannie "Pomoc dla Polaków w Szwajcarii", strukturę obejmującą swym zasięgiem całe terytorium Konfederacji. Najpoważniejszą inicjatywą w tym zakresie był na- tomiast, powołany także w Lozannie, w styczniu 1915 r., Komitet General- ny Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Na jego czele stanął Henryk Sienkiewicz. 2 Odbudowa państwowości polskiej. Najważniejsze dokumenty 1912 - styczeń 1924, oprac. K. W. Kumaniecki, Warszawa - Kraków 1924, s. 48, 67; M. Zgórniak, 1914 - 1918. Studia i szkice z dziejów I wojny światowej, Kraków 1987, passim. - 110 - Organizacja ta rychło przeniosła swą siedzibę do Vevey i odtąd znana była pod nazwą Komitetu Veveyskiego. Komitet starał się zachować względną apolitycz- ność. Co prawda dyplomaci Austro-Węgier raportowali na Ballplatz o jego wy- raźnie proalianckim charakterze, ale opinii tych nie podzielali dyplomaci fran- cuscy, utrzymując, iż ma on oblicze względnie neutralne. W ciągu czterech lat wojny zdołał on - przede wszystkim dzięki podobnym organizacjom działa- jącym w innych państwach, a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych - zebrać, a następnie przekazać do kraju, za pośrednictwem konsulatu szwajcarskiego w Warszawie, kwotę wynoszącą prawie 20 mln franków szwajcarskich. Rezydującej w Konfederacji społeczności uchodźczej równie ważne wydało się podjęcie próby wydania materiałów informacyjnych o kraju. Prace organi- zacyjne nad tym dziełem prowadzono od początku roku 1915 - powstała wówczas we Fryburgu Redakcja Wydawnictw Encyklopedycznych o Polsce. Materiały do tych zakrojonych na szeroką skalę dzieł przygotowywano czę- ściowo w Warszawie. Z końcem lata tegoż roku doszło do formalnego rozdzie- lenia edycji małej i wielkiej encyklopedii. Pierwsza z nich ukazała się już mniej więcej po roku. Druga ostatecznie ujrzała światło dzienne w dwojakiej formie: w postaci cząstkowej - w Londynie oraz jako potężny tom - w Lo- zannie (1918 r.). Niemal równocześnie Polonia szwajcarska podjęła intensywne starania o bieżące propagowanie sprawy polskiej, a zwłaszcza idei niepodległości kraju, za granicą. We wrześniu 1915 r. powstała w Lozannie Centralna Agencja Pol- ska. Zasadniczymi celami tej z założenia apolitycznej organizacji było infor- mowanie europejskiej opinii publicznej "o wszystkim co się dzieje na ziemiach polskich" oraz prostowanie błędnych informacji w tym zakresie. Prezesem Agencji został prof. Zygmunt Laskowski, natomiast de facto zarządzał nią Piltz. Rychło jednak doszło do secesji, bowiem już w styczniu 1916 r. wystąpił z Agencji prof. Laskowski, a do maja tegoż roku wszyscy członkowie stowarzy- szenia "La Pologne et la Guerre". Po utworzeniu w połowie sierpnia 1917 r. KNP, a następnie rychłym przeniesieniu tej instytucji do Paryża, Agencja przeżyła zapaść. W tym stanie rzeczy, na przełomie lutego i marca 1918 r. przeobraziła się w biuro prasowe KNP. Kolejną instytucją z tego kręgu było właśnie stowarzyszenie "La Pologne et la Guerre", założone najprawdopodobniej także we wrześniu 1915 r. Jego prezesem został znany historyk i publicysta Jan Kucharzewski. Początko- wo grupowało ono Polaków znad Lemanu i koncentrowało swą działalność na terenach frankofońskich. W ciągu całej wojny prowadziło intensyw- ną działalność wydawniczą zarówno w formie broszur, jak i tytułów pra- sowych3. 3 H. Florkowska-Franćić, Między Lozanną, Fryburgiem i Vevey. Z dziejów polskich orga- nizacji w Szwajcarii w latach 1914 - 1917, Kraków 1997, passim. - 111 - Tymczasem rewolucja lutowa w Rosji rozwiązywała, w sensie politycznym, ręce rządowi Francji, który do tej pory - przynajmniej oficjalnie - w spra- wie polskiej milczał, nie chcąc narażać się swemu potężnemu wschodniemu sojusznikowi. Na ową swobodę działań politycznych nad Sekwaną nałożyła się wspomniana wyżej obawa, że państwa centralne zdołają doprowadzić do utwo- rzenia na swych terytoriach liczących się polskich sił zbrojnych. Wszystko to sprawiło, że 4 czerwca 1917 r. prezydent Republiki Raymond Poincare zdecy- dował się - za namową premiera i zarazem ministra spraw zagranicznych Alexandra Ribota - na wydanie dekretu o formowaniu, na czas wojny, armii polskiej mającej walczyć pod polskimi sztandarami. Tworząca się armia nie posiadala jednak żadnego zwierzchnictwa politycz- nego. Zwłaszcza Polacy w Szwajcarii zostali tym dekretem zaskoczeni i początkowo odnieśli się do tej inicjatywy nad wyraz wstrzemięźliwie. Gdy zo- rientowano się jednak, że formowanie armii rozwija się pomyślnie, po kilku- miesięcznych dyskusjach postanowiono powołać do życia 15 sierpnia 1917 r.; na zjeździe w Lozannie, Komitet Narodowy Polski (KNP). Ciało to funkcjono- wało pod prezesurą Dmowskiego. Według słów jego przywódcy zadaniami KNP było: "1. Kierownictwo i reprezentacja polityki polskiej w państwach sprzymie- rzonych; 2. Kierownictwo sprawami politycznymi armii polskiej we Francji oraz mo- ralna i materialna opieka nad nią; wreszcie 3. Opieka cywilna (konsularna) nad Polakami przebywającymi w pań- stwach sprzymierzonych. Komitet zatem miał funkcje rządu polskiego w zakresie ministerstwa spraw zagranicznych i częściowo ministerstwa wojny". W zamyśle Dmowskiego zasadniczym celem działalności Komitetu miało być splecenie sprawy polskiej z polityką mocarstw zachodnich. Równocześ- nie zakładał, iż - w sprzyjających okolicznościach - KNP zostanie prze- kształcony w rząd, który obejmie władzę w kraju. Mocarstwa zachodnie po- zytywnie odniosły się do tej inicjatywy i kolejno - w okresie od 20 września do 10 listopada 1917 r. - uznawały w nim "oficjalną organizację polską". Pierwsza uczyniła to Francja, następnie Wielka Brytania i Włochy, a wresz- cie Stany Zjednoczone Ameryki. Od samego początku siedzibą KNP był Paryż. Rychło rozwinąl on ener- giczną, dwutorową akcję: a) polityczną - w kołach rządowych państw En- tenty, b) propagandową - w społeczeństwach tychże państw. Do jesieni roku 1918 działał on głównie na niwie polityki zagranicznej. Jego członko- wie starali się pozyskać Zachód dla koncepcji, w myśl której odrodzone pań- stwo polskie byłoby zaporą dla Niemiec w Europie Środkowej. Schyłek tegoż roku zdawał się przed KNP otwierać możliwość sięgnięcia po władzę w Pol- sce, a przynajmniej po współudział we władzy. Ten okres trwał jednak krót- - 112 - ko. Potem, zwłaszcza od momentu otwarcia w styczniu 1919 r. Paryskiej Konferencji Pokojowej, KNP ponownie ograniczył swe działania do sfery po- lityki zagranicznej, a z czasem stał się jedynie trzonem delegacji Polski na tę Konferencję. W styczniu 1919 r. zawarto porozumienie o przejmowaniu przez warszawski MSZ placówek i agend podległych do tej pory KNP. Było to wstępem do uchwały o rozwiązaniu tej organizacji z 15 kwietnia tegoż roku4. Tymczasem, 10 marca 1918 r., opierając się na postanowieniach układu z rządem francuskim, akcję formowania armii zaczął prowadzić KNP. Opiera- no się, co zrozumiałe, na francuskich wzorach organizacyjnych, natomiast sztandary i oznaki były polskie. Zasadnicze znaczenie dla dalszego rozwoju tej formacji, jak również jej pozycji w gronie armii sojuszniczych, miała umowa zawarta z rządem francuskim 28 września 1918 r. Utworzoną formację uzna- no za sprzymierzoną armię autonomiczną. Pod względem politycznym pod- porządkowano ją KNP, a jej dowódcą w następstwie umowy został gen. Józef Haller. Zawarte 11 listopada 1918 r. zawieszenie broni z Niemcami dość para- doksalnie przyspieszyło rozbudowę armii polskiej, bowiem demobilizujące się dywizje francuskie pozostawiały jej broń i instruktorów. Wiosną 1919 r. Ar- mia Polska, zwana wówczas Armią Hallera lub Błękitną Armią (od koloru mundurów), została w całości przewieziona do kraju - liczyła wówczas łącznie około 68,5 tys. żołnierzy. W ostatniej dekadzie XIX stulecia zmieniał się charakter wychodźstwa polskiego w Wielkiej Brytanii. Podobnie jak we Francji, z politycznego, wy- wodzącego się z czasów Wielkiej Emigracji, poczęło się przekształcać w za- robkowe. W tym też okresie centrala PPS przeniosła się z Genewy do Londy- nu. Na przełomie wieków nad Tamizą zaktywizowało się założone jeszcze w roku 1886 Towarzystwo Polskie. Zorganizowano przy nim oddziały "Sokoła" i "Strzelca". W przededniu wielkiej wojny w Wielkiej Brytanii prze- bywało na stałe około 3,5 tys. Polaków. Wybuch I wojny światowej ożywił działalność wychodźstwa polskiego w Anglii. W Londynie powstało przedsta- wicielstwo KNP (na czele którego stał Władysław Sobański), Komitetu In- formacyjnego Polskiego oraz Komitetu Opieki Polskiej. Z dwiema pierwszy- mi organizacjami współpracowało Towarzystwo Polskie. Należy pamiętać, że na brytyjskie koła polityczne oraz opinię publiczną starał się oddziaływać także obóz aktywistyczny. Reprezentantem, powołanej na podstawie Aktu z 6 listopada 1916 r., Tymczasowej Rady Stanu został na gruncie londyń- skim August Zaleski5. 4 R. Dmowski, Polityka polska i odbudowanie państwa, t. 2, Warszawa 1989, s. 31; J. Pa- jewski, Odbudowa państwa polskiego 1914 - 1918, Warszawa 1980, passim; P. Łossowski, Kształtowanie się państwa polskiego i walka o granice (listopad 1918-czerwiec 1921), [w:] Historia dyplomacji polskiej, t. IV: (1918 - 1939), red. P. Łossowski, Warszawa 1995, passim. 5 W. Trawiński, Odysea Polskiej Armii Błękitnej, oprac. W. Suleja, Wrocław 1989, pas- sim; D. Radziwiłłowicz, Błękitna Armia. W 80 rocznicę utworzenia, Warszawa 1997, passim. .- 113 - Największe skupisko Polaków w Europie Środkowej powstało u progu XX w. w Niemczech. W Zagłębiu Ruhry w roku 1914 mieszkało około 500 tys. osób, mniej liczna była mniejszość polska w Berlinie - około 100 tys. Dalsze 150 tys. tworzyło szereg mniejszych skupisk w Hanowerze, Linden, Wilhelms- burgu, w okolicach Hamburga, w Lipsku oraz na Łużycach. W latach poprzedzających wybuch wielkiej wojny doszło w tych zbiorowościach do istot- nych przemian. Po pierwsze - nastąpił wzrost świadomości narodowej. Po drugie - przybywający tam chłopi i rzemieślnicy przekształcali się w robot- ników. Na tej podstawie powstawać poczęły dość liczne, często o charakterze wyznaniowym, towarzystwa zawodowe i oświatowe. Za najpoważniejsze osiągnięcie w pierwszej z tych dziedzin uznaje się powołanie do życia, w Bo- chum w roku 1902, Zjednoczenia Zawodowego Polskiego, które rychło zapew- niło sobie w Cesarstwie Niemieckim pozycję jedynego liczącego się polskiego związku zawodowego. Z kolei - dla koordynacji poczynań w drugiej ze sfer - powołano w Berlinie, już w roku 1891, Komisję Szkolną. Okres wielkiej wojny przyniósł ze sobą wydatne osłabienie społeczno-naro- dowej działalności Polaków w Niemczech. Na ten stan rzeczy miało wpływ wiele przyczyn. Po pierwsze, zważywszy na fakt, że na emigrację udawali się przeważnie ludzie młodzi, pobór do armii znacznie szerzej dotknął zbiorowo- ści polskie na wychodźstwie niż na ziemiach zaboru pruskiego. W roku 1916 zmobilizowano 2J3 ogólnej liczby członków Zjednoczenia Zawodowego Polskie- go. Nakładały się na to straty w ludziach, jakie ponosiły walczące na frontach jednostki. Wojna sprawiła także, że ustał dopływ nowych emigrantów, a nad działalnością już istniejących stowarzyszeń baczny nadzór rozciągnęła cenzu- ra wojskowa i administracja cywilna. Głównym nurtem działalności organiza- cji emigracyjnych stała się w owym czasie pomoc dla rodzin, które utraciły swych żywicieli w toku działań wojennych. Na wschodzie Europy podstawowe znaczenie w zakresie interesujących nas kwestii miały środowiska polskie w Rosji. Na przełomie XIX i XX w. liczebność społeczności polskiej (bez Królestwa Kongresowego), według pierwszego i zara- zem ostatniego przeprowadzonego w carskiej Rosji spisu powszechnego z roku 1897, wynosiła niespełna 1175 tys. Należy przy tym zaznaczyć, iż znacząca wię- kszość z nich - 886 tys. - zamieszkiwała dziewięć guberni zachodnich, któ- re stanowiły niegdyś część Rzeczypospolitej. W Rosji europejskiej mieszkało niespełna 223 tys. Polaków. Większe skupiska Polaków były również na Kauka- zie (ponad 25 tys.) oraz na Syberii (ponad 29 tys.), a mniejsze w Azji Środkowej (ponad 11,5 tysJó. 6 Należy wspomnieć, iż dwoje badaczy (Zygmunt Łukawski i Walentyna Najdus) utrzy- muje, że w przededniu I wojny światowej liczba ludności polskiej w Rosji (bez Królestwa Kongresowego oraz bez owych 9 guberni zachodnich) mogła wynosić nawet około 500 - 600 tys. Urzędowe dane utrzymują natomiast, że było ich tam ponad 426 tys. - 114 - Tak liczne rzesze Polaków, w tym służących w tej czy innej formie w armii carskiej, stały się po rewolucji lutowej zapleczem sprzyjającym tworzeniu na te- renie byłego cesarstwa polskich jednostek wojskowych. W okresie rewolucji i wojny domowej sformowano w Rosji trzy korpusy (na Białorusi, w Besarabii oraz na Ukrainie). Zostały one jednak, wiosną i latem 1918 r., rozbrojone przez Niemców i Austriaków. Tymczasem właśnie latem tegoż roku na terenie Rosji powstały, oprócz wielu mniej znaczących jednostek, dwie nowe dywizje polskie. Pierwsza - w Odessie, druga - początkowo na obszarach nadwołżańskich, a następnie na Syberii. Ostatecznie, pierwsza z nich dotarła do odradzającej się Polski już w czerwcu 1919 r., a resztki drugiej, po wielu dramatycznych przejś- ciach, dopiero w lipcu roku następnego. PO ODZYSKANIU NIEPODLEGŁOŚCI Obraz emigracji polskiej we Francji po zakończeniu wielkiej wojny kształto- wały dwa czynniki: wydatny spadek przyrostu naturalnego w Republice oraz znaczące, a doznane w trakcie wojny, straty demograficzne. W praktyce oznaczało to konieczność sprowadzenia do tego kraju znaczącej ilości siły ro- boczej. W ramach polsko-francuskich stosunków bilateralnych zagadnienia z tym związane normowała konwencja podpisana we wrześniu 1919 r. Zawar- te w tym dokumencie postanowienia sprawiły, że emigracja polska nosiła charakter zbiorowy i zorganizowany. Ostatecznie w międzywojniu bezpośred- nio z Polski napłynęło do Francji około 600 tys. osób. Ponadto, w pierwszej połowie lat 20., reemigrowało tam z Westfalii około 100 tys. Polaków. Należy zarazem pamiętać, że w okresach gorszej koniunktury gospodarczej część z nich wracała do kraju. W rezultacie tych procesów w przededniu II wojny światowej zbiorowość polska we Francji liczyła około 500 tys. osób. Wychodź- stwo to skupiało się głównie w pięciu rozwiniętych gospodarczo i zarazem po- trzebujących rąk do pracy regionach, przy czym aż 45% całej populacji przypa- dało na górniczy rejon północny (Pas-de-Calasi Nord). Warto przy tym nadmienić, iż górnicy polscy stanowili 58% cudzoziemców zatrudnionych w tym kraju w górnictwie węglowym. Podobnie jak w innych gałęziach prze- mysłu, wykonywali oni najcięższe, nie wymagające żadnych kwalifikacji prace. Robotnicy niewykwalifikowani stanowili około 70% ogółu zatrudnia- _ nych w przemyśle. Z kolei Polacy zatrudnieni w rolnictwie byli początkowo - w 99% - robotnikami najemnymi. Pod koniec tego okresu własnymi gospo- M. Wrzosek, Polskie korpusy wojskowe w Rosji w latach 1917- 1918, Warszawa 1969, passim; W. Lipiński, Walka zbrojna o niepodległość Polski 1905 - 1918, Kraków 1987, passim. Na polach bitew I wojny światowej poległo około 1 500 tys. żołnierzy, a dalszych 700 tys. zmarło na skutek doznanych urazów; ponadto 2 800 tys. utraciło zdolność do pracy. 116 darstwami dysponowało jednakże już około 10% związanych z tym sektorem osób. W okresie międzywojennym mniejszość polską w Niemczech szacowano na około 1,5 mln. Zasadniczym czynnikiem kształtującym wówczas oblicze tego środowiska było odrodzenie państwa polskiego. Fakt ów, a także wspomniane wyżej straty demograficzne Francji, spowodowały znaczną reemigrację z Nie- miec do obydwu tych państw. Równocześnie nie notowano napływu nowych wychodźców z Polski. Kolejnym elementem było odcięcie od Polski autochto- nów. W rezultacie wszystkich tych procesów na ziemiach etnicznie niemiec- kich pozostało, na przełomie lat 20. i 30., od 215 tys. do 270 tys. Polaków , z czego około 35 tys. mieszkało w Berlinie. Tymczasem w roku 1922 wszystkie działające w Rzeszy organizacje polskie zjednoczyły się i powołały do życia Związek Polaków w Niemczech (ZPN). Naj- mocniej akcentowanym elementem jego działalności była akcja szkolna. W na- stępnych latach doszło jednak do powstania organizacji dystansujących się wobec prosanacyjnego ZPN. Na złagodzenie wzajemnych animozji i sporów wpłynął, zwłaszcza w drugiej połowie lat 30., antypolski kurs władz hitlerow- skich, który po wybuchu II wojny światowej zaowocował całkowitym zakazem działalności wszelkich organizacji polskich i konfiskatą ich majątku. Areszto- wano około 1200 działaczy ZPN. Wielu z nich trafiło do obozów koncentracyj- nych. Niemal równocześnie rozpoczął się pobór tysięcy Polaków do Wehr- machtu. Należy nadto pamiętać, iż w okresie wojny znalazło się w Niemczech około 3,5 mln Polaków - robotników przymusowych, jeńców wojennych, a wreszcie więźniów. Polskie środowiska w Niemczech nie odegrały w okresie obu wojen światowych żadnej większej roli. Poważne zmiany w charakterze zbiorowości polskiej w ZSRR przyniosła I wojna światowa oraz towarzyszące jej rewolucje, a następnie wojna domo- wa. Spis powszechny przeprowadzony w roku 1926 wykazał istnienie ponad 780 tys. Polaków. Społeczność polska uznała te dane za wyraźnie zaniżone i dość jednoznacznie przeciw nim protestowała. Spowodowało to powtórne przeprowadzenie spisu w niektórych okręgach i związaną z tym weryfikację liczby Polaków. W rezultacie polscy badacze szacowali, iż było ich w ZSRR nawet 1,2 - 1,3 mln. Ich skupiska występowały głównie w następujących re- jonach: Mińszczyzna - około 200 tys. (prawie 30% ogółu mieszkańców) Homelszczyzna - 230 tys., Kijowszczyzna - 160 tys., Podole - 300 tys. (niespełna 20% ogółu mieszkańców), w tym w obwodzie żytomierskim - ponad 80 tys. oraz 300 tys. na pozostałych terenach ZSRR. Należy zazna- czyć, iż w porównaniu z okresem przedwojennym, doszło do wyraźnego spłaszczenia społecznej struktury Polonii. Do odrodzonej Polski wyjechali przede wszystkim ziemianie i urzędnicy oraz ludzie kultury i oświaty. Wobec tego w kręgach pozostałej w ZSRR zbiorowości polskiej przeważali rolnicy. Na Ukrainie Prawobrzeżnej ludność parająca się uprawą ziemi stanowiła aż - 116 - 90%, a na Białorusi - 80%. W tej ostatniej republice w połowie lat 20. odse- tek robotników sięgał zaledwie 6,9%. Z pozostałą w ZSRR ludnością polską "eksperymentowano" już od po- czątku lat 20. W roku 1922 Julian Marchlewski i Feliks Dzierżyński zasu- gerowali, na forum V Kongresu Międzynarodówki, tworzenie w zachodnich rejonach Ukrainy i Białorusi polskich autonomicznych jednostek administra- cyjnych. Doprowadziło to do jednej z pierwszych masowych akcji przesiedleń- czych, w wyniku której około 30 tys. rodzin, to jest 140 - 180 tys. ludzi, mu- siało opuścić miasta centralnej Rosji, jak również Syberii i Azji Środkowej. Osadzano ich głównie na Wołyniu i Mińszczyźnie, na terenach dawnych dóbr ziemian polskich oraz w okolicach Dołbysza i Kojdanowa, które miały stać się centrami polskich rejonów autonomicznych. Do formalnego utworzenia pierwszego z nich - zwanego popularnie Marchlewszczyzną - doszło w lipcu roku 1925. W czterdziestodwutysięcznej rzeszy jego mieszkańców około 70% stanowili Polacy. Drugi rejon - określany Dzierżyńszczyzną - powstał dopiero w marcu 1932 r. Zamieszkiwało go ponad czterdzieści cztery tysiące osób, z czego około 60% to Polacy. Zasadniczym celem powołania do życia tych tworów była sowietyzacja, a następnie rusyfikacja ludności polskiej. Poparcie udzielane przez Polonię Kościołowi katolickiemu, a także opór przeciwko kolektywizacji, wywoływały stanowcze przeciwdziałanie władz. Niekorzystnie działały również inne czyn- niki, takie jak klęski głodu i epidemie różnych chorób. Znaczne straty, ale praktycznie nie do oszacowania, ponieśli na skutek tych zjawisk zwłaszcza Polacy zamieszkujący południowe rejony ZSRR. Najdotkliwsze represje spadły natomiast na całą zbiorowość polską w latach 1936 - 1938, przy czym zakrojo- nych na coraz szerszą skalę aresztowań dokonywano już od początku lat 30. Wiosną roku 1936 przystąpiono do wysiedlania ludności polskiej z Mar- chlewszczyzny oraz z innych rejonów Ukrainy, charakteryzujących się znaczącą mniejszością polską, do Kazachstanu, gdzie rozmieszczano ją w oko- licach Ałma-Aty oraz Karagandy i poddano surowym rygorom administracyj- no-milicyjnym. Szacuje się, że w ten sposób deportowano z Ukrainy około 250 tys. osób, z czego rychło zmarło co najmniej 100 tys. Następnie z terenów Białorusi wywieziono około 300 tys. ludzi, przede wszystkim do autonomicz- nej republiki Komi. Druga fala represji przypada na lata 1937 - 1938, przy czym wówczas nie kierowano się już listami proskrypcyjnymi, a wyznaczonymi przez władze zwierzchnie ilościowymi normami deportacji. Szacuje się, że represje lat 30., łącznie z ofiarami kolektywizacji, pochłonęły około 400 tys. ofiar, przeważnie z zachodnich rejonów ZSRR. Należy podkreślić, że ze względu na sytuację wie- lu Polaków nie przyznawało się do swej narodowości, a mimo to ostatni przed- wojenny spis powszechny z roku 1939 wykazał, że tereny ZSRR zamiesz- kiwało jeszcze niespełna 627 tys. Polaków. -117 Dalsze zaostrzenie represji przyniósł okres II wojny światowej, przy czym dotknęły one również liczne rzesze obywateli II Rzeczypospolitej na terenach zajętych przez ZSRR. We wrześniu 1939 r. do niewoli sowieckiej dostało się około 180 - 230 tys. żołnierzy, wśród nich około 10 tys. oficerów. W rok później dołączono do nich jeszcze 8 tys. internowanych w państwach bałtyckich. Z tej liczby około 40 do 50 tys. zwolniono do domu, dalsze 10 - 15 tys. przekazano Niemcom, a 25 - 30 tys. to ludzie, którym udało się zbiec, natomiast resztę przewieziono w głąb ZSRR. Oficerów, podoficerów oraz funkcjonariuszy Policji Państwowej umieszczono w trzech obozach: Kozielsku, Starobielsku i Ostasz- kowie. Łącznie znalazło się w nich 14,5 - 15 tys. jeńców. Zostali oni później za- mordowani przez NKWD. Kolejną grupą represjonowanych byli obywatele polscy, którzy zostali uwięzieni. Dane szacunkowe z lat 1939 - 1941 mówią, że tej formie represji poddanych zostało w sumie 300 tys. osób. Należy wszakże pamiętać, że w tej grupie osób był dość znaczący, choć trudny do ustalenia, odsetek Zydów, a także Ukraińców, Białorusinów oraz pozostaiych mniejszości narodowych II Rzeczypospolitej. Nasilenie represji przyniósł okres poprzedzający najazd Niemiec na ZSRR. Począwszy od zimy roku 1940 do czerwca roku 1941 Rosjanie dokonali - posługując się listami proskrypcyjnymi - czterech masowych deportacji. Pierwsza z nich, przeprowadzona w lutym 1940 r., objęła zasadniczo niższych urzędników państwowych i samorządowych, osadników wojskowych, część ko- Iejarzy i kupców oraz osadników rolnych wraz z rodzinami. Deportowano wów- czas, głównie do północnych rejonów europejskiej części ZSRR, około 140 tys. osób. Druga, przeprowadzona w kwietniu 1940 r., objęła rodziny uprzednio de- portowanych oraz zamożniejszych chłopów, gajowych, oicjalistów, działaczy społecznych, nauczycieli, a także część ludności przygranicznej. W sumie - według danych NKWD - około 61 tys. osób. Większą część podówczas wysie- dlonych skierowano do północnych rejonów Kazachstanu. Z tej liczby około 60% trafiło do kołchozów, 29% - do sowchozów, a reszta - do osiedli robot- niczych. Trzecią operację deportacyjną poprzedziło wysiedlenie pewnej, bliżej nie sprecyzowanej liczby Polaków, Zydów i Białorusinów z terenów Grodzień- szczyzny i Białostocczyzny. Właściwa fala deportacji przypadła na przełom czerwca i lipca 1940 r. Dotknęła ona zasadniczo uchodźców z terenów Polski, zajętych we wrześniu 1939 r. grzez Niemców, a także przedstawicieli inteligen- cji i drobnych kupców. Deportacją objęto ponad 78 tys. osób, które zostały roz- mieszczone głównie na obszarach autonomicznych republik: Baszkirskiej, Mordwińskiej, Czuwaskiej i Maryjskiej. Czwarta deportacja przypadła zaś na czerwiec roku 1941. Jej ofiarą padła głównie inteligencja, kolejarze, wykwalifi- kowani robotnicy i rzemieślnicy, bogatsi chłopi z Wileńszczyzny oraz przeby- wający tam uchodźcy z zachodnich dzielnic RP. Wysiedlone wówczas grupy li- czyły około 34 tys. osób. Trafiły one głównie na środkową i wschodnią Syberię, -1.8- POLACY W DIASPORZE EUROPEJSKIEJ a w mniejszej mierze do północnych rejonów ZSRR. Należy jeszcze wspomnieć o tych kategoriach ludności polskiej (także poza jeńcami i więźniami), które w innej formie znalazły się wówczas w głębi ZSRR. Otóż, co najmniej 100 - 150 tys. obywateli polskich traiiło, przez przymusowy pobór, do Armii Czerwonej. Znaleźli się również bardziej lub mniej dobrowolni ochotnicy, których ulokowano w różnych zakładach pracy, zasadniczo w Zagłębiu Donieckim. Grupa ta liczyła mniej więcej 50 tys. osób. Kolejną kategorię stanowili uchodźcy i ewakuowani przed wkraczającymi w czerwcu 1941 r. wojskami niemieckimi. Jej liczebność (łącznie z wywożonymi więźniami) wynosiła około 250 tys. osób. Ostatnią zbio- rowością byia trudna do liczebnego sprecyzowania grupa, zamieszkująca wcie- lone w roku 1940 republiki nadbałtyckie, zwłaszcza Litwę i Łotwę. W rezultacie wspomnianych wyżej wydarzeń Polacy rozsiani zostali po całym terytorium ZSRR w około 126 obwodach. Znaleźli się w co najmniej 40 obozach pracy przy- musowej, w których władze sowieckie przetrzymywały ponad 440 tys. osób. Według szacunkowych obliczeń z tego grona, do połowy 1941 r., przeżyło nie więcej niż 170 tys. Przegrana kampania wrześniowa sprawiła, że jesienią 1939 r. władze pol- skie ponownie znalazły się na uchodźstwie we Francji. Zgodnie z postanowie- niami Konstytucji Kwietniowej z roku 1935 prezydentem RP został Wła- dysław Raczkiewicz, który z kolei powołał nowy rząd z gen. Władysławem Sikorskim jako premierem. W sprawie odtworzenia wojska rząd ten zawarł z rządem Francji dwie umowy już we wrześniu 1939 r., a następną w styczniu roku 1940. Ostatecznie na terenie Republiki powstały dwie dywizje piechoty (1 Dywizja Grenadierów oraz 2 Dywizja Strzelców Pieszych), 10 brygada pan- cerno-motorowa oraz Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich. Trzy z tych jednostek uległy rozproszeniu w trakcie kampanii roku 1940, a jedynie druga z nich została niemal w całości internowana w Szwajcarii. Jedynie około 23,6 tys. oiicerów i żołnierzy udało się przedostać do Wielkiej Brytanii9. 8 Szczegóły zob. A. Głowacki, Sowieci wobec Polaków na ziemiach wschodnich 11 Rzeczy- pospolitej 1939 - 1941, Łódź 1997, passim; A. Gurjanov, Transporty deportacyjne z polskich kresów wschodnich w okresie 1940-1941, [w:] Utracona ojczyzna. Przymusowe deportacje i przesiedlenia jako wspólne doświadczenie, red. H. Orłowski, A. Sakson, Poznań 1997, passim. Według szacunków Artura Patka zbiorowość obywateli II RP, którzy z różnych przyczyn znaleźli się w głębi ZSRR wynosiła 1700 tys. do 1800 tys., a razem z wcielonymi do Armii Czerwonej oscylowała wokół 2 mln. Z tego grona od 52 do 58% stanowili Polacy. 9 Wojenne losy żołnierzy odzwierciedlono w pracy W. Drobnego, Walka bez oręża. Pol- skie obozy uniwersyteckie dla internowanych w Szwajcarii w latach 1940 - 1946, Warsza- wa-Poznań 1985, passim. Zwykle wymienia się liczbę nieco ponad 27,6 tys. żołnierzy i oficerów, z tym, że obejmu- je ona również stacjonującą na Bliskim Wschodzie Brygadę Karpacką; por. E. Duraczyń- ski, Rzgd Polski na uchodźstwie 1939- 1945. Organizacja, personalia, polityka, Warszawa 1993, passim; Walki formacji polskich na Zachodzie 1939 - 1945, red. W. Biegański, War- szawa 1981, passim. WOJCIECH ROJEK Po roku 1918, mimo iż wielu emigrantów powrócilo do kraju, liczebność zbiorowości polskiej w Wielkiej Brytanii nieznacznie wzrosła. Szacuje się, że wahala się ona w przedziale od 3,5 do 5 tys. osób. Największe skupisko emi- grantów stanowił Londyn. Polacy zamieszkiwali ponadto Manchester oraz dwa szkockie miasta: Glasgow i Lanark. Podobnie jak w okresie przed I wojną światową emigracja miała zdecydowanie ekonomiczny charakter, przy czym zbiorowość polska charakteryzowala się stosunkowo niskimi kwalifikacjami zawodowymi. W tym okresie Towarzystwo Polskie i powstałajeszcze w 1894 r. Polska Misja KatoJicka (PMK) zdecydowaly się w roku 1935 na wspólne pro- wadzenie szkoty. Tymczasem w 1932 r. powstało, powiązane z PMK, Polskie Towarzystwo Katolickie. Obie te instytucje podejmowaly różnorodne dzia- łania zmierzające do zachowania polskości wśród emigrantów. Po upadku Francji - w czerwcu 1940 r. - także wladze naczelne RP przeniosly się do Wielkiej Brytanii i osiadły "na dobre" w Londynie. Początko- wo podstawę formalna-prawną ich funkcjonowania stanowiły doraźne decyzje rządu JKM, jednakże jesienią tegoż roku, gdy nad Tamizą poszukały schronie- nia także inne rządy uchodźcze, pojawila się konieczność trwalszych regulacji prawnych w tym zakresie, zwlaszcza że obowiązujące w tym kraju akty praw- ne krępowały możliwości działania cudzoziemców. Ostatecznie wszystkie za- sadnicze kwestie związane z tymi zagadnieniami uregulowano w ustawie Par- lamentu, która nabrała mocy obowiązującej w marcu 1941 r. Od tej pory listy osób, które mogły uzyskać wymienione w ustawie immunitety i przywileje, uzgadniano z Foreign Office. Tworzące uchodźczą Radę Ministrów poszczególne ministerstwa i ich struktura wewnętrzna kształtowały się stopniowo. Zasadnicza linia podzialu biegła, jak się wydaje, między tymi urzędami, które istniały niemalże od za- rania funkcjonowania Rządu za granicą, a tymi, które - z różnych wzglę- dów - powalano do źycia później. Należy w tym kontekście przypomnieć, iż we ,;francuskim" okresie istnienia Rządu tworzono w zasadzie urzędy mini- strów, a określenie "ministerstwo" pojawiło się później, już nad Tamizą. Próba zarysowania struktur organizacyjnych pokazuje zakres dzialania po- szczególnych urzędów centralnych, a zarazem służyć ma przedstawieniu za- kresu zadań i celów, które stawial przed sobą Rząd RP. Charakter rządu przypominał sytuację panującą w okresie pokoju. Kluczową rolę w jego pra- cach, zwłaszcza w okresie początkowym, odgrywało Prezydium Rady Mi- nistrów (PRM). Rychło zaczęły również powstawać urzędy poszczególnych ministrów. Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Ministerstwo Skarbu oraz Ministerstwo Opieki Spolecznej (przemianowane we wrześniu 1940 r. na Mi- nisterstwo Pracy i Opieki Społecznej) funkcjonowaly od października 1939 r. Jesienią tego roku powstał także Urząd Informacji i Dokumentacji, któremu podlegala PAT i Polskie Radio. W styczniu następnego roku kreowano Mini- sterstwo Sprawiedliwości. Funkcje Ministerstwa Spraw Wewnętrznych - 120 - POLACY W DIASPORZE EUROPEJSKIEJ spełniały początkowo różne komórki wspomnianego wyżej PRM, a do jego wyodrębnienia doszło dopiero w sierpniu 1940 r. Ministerstwo Spraw Woj- skowych istniało od maja 1942 r., z tym że w listopadzie tegoż roku przyjęto dekret o zmianie jego nazwy na Ministerstwo Obrony Narodowej. Kwestią sporną z MSW była sprawa niejawnych działań prowadzonych na kontynen- cie przez struktury podporządkowane Rządowi RP. Odbywało się to w ra- mach tzw. Akcji Kontynentalnej, która już 19 listopada 1940 r., na mocy uchwały Rady Ministrów, została podporządkowana ministrowi spraw wew- nętrznych. W dwa lata później doszło do poważnych sporów na temat jej formalnego miejsca w strukturach rządowych. Ostatecznie, w listopadzie 1942 r. - w obliczu pewnego nacisku Brytyjczyków - ustalono, iż MON kierować będzie sprawami wojskowo-organizacyjnymi oraz przygotowaniami do działań zbrojnych na kontynencie poza Polską, natomiast MSW zająć się miało sprawami politycznymi kraju, a także tajną informacją polityczną i propagandową poza jego granicami. Tymczasem w maju 1942 r. powołano formalnie do życia Ministerstwo Od- budowy Administracji Publicznej, a w miesiąc później wyodrębniono z Mini- sterstwa Skarbu Ministerstwo Przemysłu i Handlu oraz Ministerstwo Zeglu- gi. W lipcu tegoż roku pojawiło się - z przekształcenia Biura Prac Politycz- nych, Ekonomicznych i Prawnych - Ministerstwo Prac Kongresowych, którego głównym zadaniem było opracowanie stanowiska Polski na spodzie- waną konferencję pokojową. Ostatni z urzędów - Ministerstwo Wyznań Re- ligijnych i Oświecenia Publicznego - powstał dopiero w lipcu 1943 r., przy czym wcześniej funkcjonował już Urząd Oświaty i Spraw Szkolnych. Oprócz wspomnianych wyżej urzędów centralnych w ramach rządu mieścili się rów- nież: Delegat Rządu na Kraj, Delegat Rządu do Spraw Polskich na Wschodzie oraz Delegat Rządu we Francji, przy czymjedynie pierwszy z nich dysponował rozbudowanym aparatem administracyjnym o nazwie Delegatura, który 3 ma- ja 1944 r. przeobraził się formalnie w Krajową Radę Ministrów. W okresie sprawowania urzędu premiera przez gen. Sikorskiego doszło do dwu poważnych przesileń rządowych. Pierwsze nastąpiło w lipcu roku 1940, kiedy to w związku z upadkiem Francji toczono spory o kształt rządu. Zasad- niczym postulatem premiera była znacząca redukcja aparatu rządowego. Załagodzono wówczas wewnętrzne spory bez zasadniczych zmian w kształcie rządu. Do drugiego kryzysu doszło na przełomie czerwca i lipca 1941 r. w do- bie rokowań polsko-sowieckich. Do dymisji podali się wówczas trzej ministro- wie: August Zaleski, gen. Kazimierz Sosnkowski i Marian Seyda. Prezydent przyjął tę dymisję w sierpniu, a ich miejsca w składzie gabinetu zajęli: Sta- nisław Mikołajczyk, który został wicepremierem i zarazem ministrem spraw wewnętrznych, Herman Lieberman oraz Karol Popiel. Przełomem w funkcjonowaniu gabinetów uchodźczych była śmierć gen. Si- korskiego; 14 lipca 1943 r. premierem został Stanisław Mikołajczyk. Sformo- - ,1 - WOJCIECH ' IC weny przezeń rząd dotrwał do listopada 1944 r. Wtedy to, po dymisji dotych- czasowego premiera, na czele nowego gabinetu stanął Tomasz Arciszewski. Skład personalny Rady Ministrów zmienił się radykalnie. Mocarstwa zachod- nie cofnęły uznanie temu rządowi latem 1945 r.: Francja - 29 czerwca, a Wielka Brytania i Stany Zjednoczone - 5 lipca. Wcześnie pojawiła się konieczność powołania namiastki parlamentu - doradczego i opiniodawczego organu rządu RP. Ciałem tym stała się Rada Na- rodowa RP. Inauguracyjne posiedzenie Rady Narodowej pierwszej kadencji odbyło się w styczniu 1940 r. w Paryżu, a drugiej - w lutym 1942 r. w Lon- dynie. Przewodniczącym pierwszej z nich był sędziwy Ignacy J. Paderewski, a drugiej - Stanisław Grabski. W ramach I Rady funkcjonowały 4 komisje: gospodarczo-budźetowa, wojskowa, spraw zagranicznych oraz prawna-konsty- tucyjna. Po powołaniu II Rady ukonstytuowało się - w połowie marca 1942 r. - 5 komisji: spraw zagranicznych, budżetu, wojskowa, prawna-polityczna oraz społeczno-gospodarcza. Rada ta funkcjonowała do marca 1945 rokulo. Tymczasem klęska Francji spowodowała konieczność odbudowy Polskich Sił Zbrojnych u boku Wielkiej Brytanii. Początkowo ich sytuacja była trudna, bowiem na jednego oficera przypadało zaledwie 3,5 żołnierza. W tej sytuacji najpierw utworzono, wspomniany już wyżej, ześrodkowany w Szkocji 1 Kor- pus Polski. Niemal równocześnie rozpoczęto formowanie polskich dywizjonów lotniczych - dziesięciu myśliwskich (w tym początkowo dwa rozpoznawcze) oraz czterech bombowych. Zasadnicze znaczenie miał natomiast układ Sikor- ski-Majski z 30 lipca 1941 r. Umożliwił on formowanie w ZSRR dwu dywizji piechoty, a następnie rozmowy w sprawie tworzenia czterech dalszych. Po ewakuacjach tych jednostek powstał - na Bliskim Wschodzie - dwudywi- zyjny 2 Korpus Polski. Poza tym wzmocnione zostaiy liczebnie oddziały polskie na terenie Wielkiej Brytanii, co zaowocowało między innymi sformowaniem 1 Dywizji Pancernej, a następnie 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowejm. Podpisanie 30 lipca 1941 r. układu Sikorski-Majski, a następnie 14 sierp- nia tego roku umowy wojskowej, zasadniczo zmieniło sytuację. Na mocy tych porozumień zaczęły powstawać w ZSRR polskie jednostki wojskowe pod naz- wą Armii Polskiej w ZSRR. W połowie marca 1942 r. stan AP wynosił 62 tys. oficerów i żołnierzy oraz 1,7 tys. wojskowej pomocniczej służby kobiet (WPSK). Ostatecznie jednak nie doszło do użycia jej jednostek na froncie sowiecko-nie- mieckim, a całość oddziałów, wraz z towarzyszącą im ludnością cywilną, ewa- lo M. Hułas, Goście czy intruzi? Rząd polski na uchodźstwie. Wrzesień 1939 - lipiec 1943, Warszawa 1996, passim; R. Turkowski, Rada Narodowa Rzeczypospolitej Polskiej 1939- 1945, [w:] Wladze RP na obczyźnie podczas 11 wojny światowej 1939- 1945, red. Z. Błażyński, Londyn 1994, passim; O Polsce na Uchodźstwie: Rada Narodowa Rzeczypospo- litej Polskiej, oprac. E. Duraczyński, R. Turkowski, Warszawa 1997, passim. 11 Z. Wawer, Organizacja Polskich wojsk lgdowych w Wielkiej Brytanii 1940- 1945, Warszawa 1992, passim. - 122 - POLACY W DIASPORZE EUROPEJSKIEJ kuowano na Środkowy Wschód. Poprzez bazy w Krasnowodzku i Aszchaba- dzie wyjechało wówczas, przez Iran do Iraku, 69 tys. ludzi. Łącznie w wyniku I i II ewakuacji udało się opuścić terytorium ZSRR 115,7 tys. osób, w tym 37,2 tys. ludności cywilnej (z czego niespełna 14 tys. stanowiły dzieci). W szczytowym momencie kryzysu w stosunkach polsko-sowieckich doszło do utworzenia przez komunistów, 1 marca 1943 r., Związku Patriotów Pol- skich (ZPP). Jego twórcy zmierzali do "organizacyjnego ujęcia lewicy polskiej w ZSRR oraz kompleksowego rozwiązania całokształtu spraw polskich w ZSRft". Ogromne znaczenie dla społeczności polskiej w ZSRR miały decyzje rządu o przesiedleniu w roku 1944, w dwu rzutach, 57 tys. obywateli polskich z rejonów o szczególnie trudnym klimacie (op. z Syberii) do zachodnich i cen- tralnie położonych rejonów ZSRR. W tym okresie przystąpiono także do tworzenia oddziałów wojskowych. Decyzja władz sowieckich w tej sprawie zapadła w maju 1943 r. Początkowo była to powstająca w Sielcach nad Oką dywizja piechoty, następnie 1 Korpus Polski, a wreszcie 1 Armia WP. Równocześnie formowano nowe jednostki na terenie Charkowskiego Okręgu Wojskowego w rejonie Sum. Ostatecz- nie w lipcu 1944 r. w skład 1 Armii Polskiej wchodziło sześć DP, brygada ka- walerii, pięć brygad artylerii, jedna dywizja artylerii przeciwlotniczej, bry- gada pancerna oraz dwa pułki lotnictwa. Łącznie około 107 tys. of'icerów i żołnierzy. Tymczasem nowa fala represji dotknęła Polaków w związku z wkrocze- niem Armii Czerwonej na wschodnie tereny RP. Nastąpiło to w styczniu roku 1944 w rejonie Sarn. Wówczas objęła ona przede wszystkim żołnierzy AK, ludność udzielającą im poparcia, działaczy państwa podziemnego oraz duchowieństwo. Do końca roku 1944 deportowano z Wileńszczyzny i Nowo- gródczyzny ponad 80 tys. osób, z Białegostoku - 10 tys., a z Grodna - 5 tys. Szacuje się, iż w latach 1944 - 1945 deportowano łącznie ponad 200 tys. Polakówl2. Sytuacja społeczności polskiej w Wielkiej Brytanii uległa ponownej zmia- nie w trakcie wojny, a następnie po jej zakończeniu. Pierwsza fala Polaków dotarła do Wielkiej Brytanii po kapitulacji Francji w czerwcu 1940 r. Kiero- wano ich do Londynu - centrum życia polskiego na Wyspach Brytyjskich - i do Szkocji (około 25 tys.), gdzie formowano 1 Korpus Polskich Sii Zbroj- lz p. Żaroń, Armia Polska w ZSRR, na Bliskim i Środkowym Wschodzie, Warszawa 1981, passim. (Należy nadmienić, iż we wspomnianej wyżej liczbie 115 tys. osób około 10% stanowili obywatele II RP niepolskiej narodowości, głównie żydowskiej, ukraińskiej i bialo- ruskiej.) A. Głowacki, Ocalić i repatriować. Opieka nad ludnościc polską w giębi terytorium ZSRR (1943 - 1946), Łódź 1994, passim; A. Głowacki, Przemieszczenie obywateli polskich w Zwigzku Radzieckim w 1944 roku, Łódź 1989, passim; P. Zatoń, Ludność polska w Zwidzku Radzieckim w czasie 11 wojny światowej, Warszawa 1990, passim. - WOJCIECH ROJEK nych (PSZ). Bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych na Wyspach Brytyjskich znajdowało się 90 - 95 tys. Polaków, w tym około 60 tys. żołnie- rzy i of'icerów. W Anglii, oprócz Londynu, mamy do czynienia z większymi skupiskami Polaków w Manchesterze, Birmingham i Bristolu, a w Szkocji - w Edynburgu i Glasgow. W grudniu 1945 r. PSZ, stacjonujące w przewa- żającej mierze poza Wyspami Brytyjskimi, liczyły 249 tys. żołnierzy. :a.If PO DRUGIEJ WOJNIE ŚWIATOWEJ Ze wspomnianego wyżej grona 249 tys. żołnierzy około 200 tys. przybyło w latach 1945 - 1947 do Wielkiej Brytanii. Zarazem jednak, do roku 1949, około 95 tys. powróciło do kraju. Równocześnie do Polskiego Korpusu Przy- sposobienia i Rozmieszczenia wstąpiło, do lutego 1949 r., 114 tys. żołnierzy i oficerów. Z tej grupy około 10 tys. wróciło do kraju, a kolejne 10 tys. emi- growało do innych państw. Ponadto po wojnie pojawiła się w Wielkiej Bryta- nii grupa tzw. dipisów (Displaced Persons) oraz członków rodzin żołnierzy. W sumie było tam około 32 tys. osób. Ostatnią kategorię, liczącą od 12 do 14 tys. ludzi, stanowili uchodźcy przybyli do Wielkiej Brytanii z Niemiec i Austrii w ramach programu European Voluntary Workers. Ostatecznie, w październiku 1949 r., na terenie Wysp Brytyjskich przebywało około 160 tys. Polaków. Do początku lat 60. liczba ta uległa zmniejszeniu do około 128 tys. osób. ' Działo się tak głównie za sprawą dalszej zamorskiej emigracji przeważnie do ! Ameryki Północnej. W dwadzieścia lat później zamieszkiwało tam około 93 tys. Polaków urodzonych w Polsce, a liczebność drugiego pokolenia szacowano na około 34 tys. Cechą charakterystyczną emigracji powojennej jest to, że czę- sto przybywała ona na Wyspy Brytyjskie drogą okrężną, a nie bezpośrednio z kraju. Nawet w latach stanu wojennego brytyjska polityka emigracyjna była bardzo restrykcyjna. Wielka Brytania była w okresie powojennym sceną ożywionej działalności politycznej. Nieprzerwanie do roku 1990 w domu przy 43 Eaton Place rezy- dowali prezydenci RP. Był on także miejscem obrad rządu. Po śmierci Racz- kiewicza w 1947 r. urząd ten piastowali kolejno: August Zaleski, Stanisław Ostrowski, Edward Raczyński, Kazimierz Sabbat, a wreszcie Ryszard Kaczo- rowski. Niestety, w roku 1954 doszło do rozłamu w jednolitych dotąd uchodź- czych strukturach państwowych i do powstania Rady Trzech, która (w róż- nym składzie) funkcjonowała równolegle do urzędu Prezydenta RP, aż do śmierci Zaleskiego, czyli do 1972 r. Substytut parlamentu stanowiły kolejne Rady Narodowe RP, których członkowie pochodzili częściowo z mianowania lub delegowania, a po części z wyboru. Ważną instytucją był utworzony w roku 1949 Skarb Narodowy. Wydarzenia w Polsce wzmogły of'iarność POLACY W DIASPORZE EUROPEJSKIEJ społeczności wychodźczych. W roku 1981 zebrano na rzecz Skarbu Narodo- wego nieco ponad 53 tys., a u schyłku lat 80. prawie 132 tys. Z reguły 70% wpływów przeznaczano na utrzymanie rządu i innych strukturl3. Życie naukowe kwitło. Wielkie znaczenie miał kreowany jeszcze w 1940 r. Polski Uniwersytet na Obczyźnie, który odgrywał rolę jedynej polskiej uczelni humanistycznej poza granicami kraju. Ważne zadanie spełniał nadal Instytut Historyczny im. gen. Sikorskiego, powołany do życia formalnie w styczniu, a faktycznie w grudniu 1945 r. W roku 1964 połączono go z Polish Research Centre i wówczas przyjął obecną nazwę - Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego. Niebagatelne znaczenie ma także, istniejąca od 1942 r., Biblioteka Polska w Londynie. Dysponuje ona ponad 105 tys. woluminów, w tym także licznymi rękopisami i 43 tys. fotografii. Od roku 1946 działa Polskie Towarzystwo Hi- storyczne w Wielkiej Brytanii, a w styczniu 1950 r. powstało Polskie Towarzy- stwo Naukowe na Obczyźnie. Niemal równocześnie, bo w roku 1947, powstał istniejący do dziś Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie. W sferze działalności kulturalnej w drugiej połowie lat 40. zbiorowość pol- ska przeżywała kryzys. Wynikało to głównie z konieczności znalezienia przez uchodźców trwałego miejsca w nowej rzeczywistości. Niemniej jednak, już jesie- nią 1945 r., powołano Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie, a w kwietniu 1946 r. Mieczysław Grydzewski wznowił wydawanie "Wiadomości", które uka- zywały się do roku 1981. Od początku lat 50. powstaje cały szereg oficyn wy- dawniczych, takich jak Katolicki Ośrodek Wydawniczy "Veritas" czy Oficyna Poetów i Malarzy. Bogaty był także rynek prasowy. Do połowy lat 80. ukazy- wało się ponad 600 tytułów polskich. W kręgu pism informacyjnych niekwestio- nowaną pierwszą pozycję zajmuje "Dziennik Polski i Dziennik Zołnierza". Nie należy jednak zapominać, że większość tytułów miała charakter efemeryczny. Zakończenie edycji "Wiadomości" oznaczało zarazem kres pewnej epoki. Wiel- kie postacie literatury emigracyjnej wymierały. W rezultacie, od początku lat 80., znaczenie londyńskiego środowiska literackiego stopniowo uwidaczniało się bardziej w sferze politycznej niż artystycznej. Należy również przypomnieć, iż do schyłku lat 80. znamiennym rysem wydawnictw emigracyjnych było ich przeznaczenie na potrzeby kraju. Zmiany dokonujące się w Polsce spowodowały znaczne ograniczenie rynku edytorskiego na uchodźstwie. Kolonia polska we Włoszech nigdy nie była zbyt liczna, natomiast niebaga- telną rolę w jej rozwoju, zwłaszcza w okresie bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej, odegrały stacjonujące tam oddziały 2 Korpusu gen. Wła- dysława Andersa. W pierwszych miesiącach 1948 r., po przeniesieniu tej for- macji do Wielkiej Brytanii, liczba Polaków we Włoszech wynosiła zaledwie około 2 tys. osób, w tym około tysiąca byłych żołnierzy. Sytuacja ta nie uległa 13 A. Friszke, Zycie polityczne emigracji, Warszawa 1999, passim. -126- a: ROJEK w zasadzie zmianie w ciągu calego okresu powojennego. W polowie lat 80. licz- bę Polaków we Wloszech szacowano w przedziale od 1,5 do 4 tys. osób. W gro- nie tym przeważaly Polki, które zawarły związek malżeński z Wlochami. Bez- pośrednio po wojnie mamy do czynienia z bogatym źyciem kulturalnym. Ukazywała się polska prasa (w tym "Orzeł Biały"), organizowano wystawy malarstwa i rzeźby oraz koncerty. Ponadto w roku akademickim 1945 - 1946 prawie 1,3 tys. byłych żolnierzy studiowalo na uniwersytetach włoskich. Po- wstał tam Instytut Literacki i ukazał się pierwszy numer "Kultury". Po wyco- faniu wojsk gen. Andersa tętno życia kulturalnego wyraźnie osłabło, jedynie w Neapolu pozostał wybitny pisarz i publicysta Gustaw Herling-Grudziński. U progu okresu powojennego emigracja polska we Francji liczyła niespełna 500 tys. osób. Na przełomie lat 40. i 50. powróciło do kraju kilkadziesiąt tysię- cy osób. Następnie jednak mamy do czynienia z ponownym pojawieniem się wychodźstwa ekonomicznego. W wyniku tych procesów na początku lat 80. zbiorowość polską we Francji oceniano na 71 tys., natomiast osób "naturalizo- wanych" było około 850 tys. W pierwszej polowie lat 80. przybyło do tego kra- ju jeszcze około 50 tys. Polaków. Paryż stał się szybkojednym z bardziej liczących się ośrodków kulturalnych polskiej emigracji. Już bezpośrednio po wojnie działalność edytorską wznowiła Księgarnia Polska. Rangę francuskich środowisk polonijnych podniosło dopiero przeniesienie Instytutu Literackiego i "Kultury" w roku 1948 z Włoch do Mai- sons-Laffitte pod Paryżem. Zasadniczym celem wszechstronnej dzialalności kulturalnej Jerzego Giedroycia byto stworzenie trwałych więzi między polskim ruchem umysłowym w kraju i na emigracji z glównymi nurtami europejskiego odrodzenia kulturalnego. Rychlo powstalo tam niezwykle prężne intelektualnie środowisko. Od roku 1953 funkcjonować poczęła seria wydawnicza ®Biblioteka "Kultury",>, w ramach której - do początków lat 90. - ukazało się ponad 500 tomów, w tym dziele zebrane Witolda Gombrowicza i Czeslawa Miłosza. W 1954 r. zaczęto przyznawać nagrodę literacką "Kultury", natomiast od roku 1962 ukazują się "Zeszyty Historyczne". Sytuacja Polonii w Niemczech była skomplikowana. Bezpośrednio po za- kończeniu wojny przebywało tam 3 - 4 mln Polaków deportowanych przez okupanta niemieckiego. Natomiast wywodząca się głównie z byłego zaboru pruskiego tzw. stara Polonia nie była przez władze okupacyjne wyróżniana i traktowano ją tak, jak etnicznych Niemców. Rychła zmiana granic państwo- wych doprowadzila także do przeobrażeń w tych grupach. Liczebność "starej" Polonii oceniano wówczas na około 400 tys., natomiast liczbę polskich wysie- dleńców przymusowych szacowano, na obszarach trzech stref zachodnich, na około 1,2 mln. Ci ostatni jednak masowo wracali do kraju. W rezultacie, w lip- cu 1950 r., zbiorowość ta liczyła tylko 80 tys. W latach 50. doszło do zatarcia się różnic między "starym" wychodźstwem, a tymi, którzy dostali się do Rze- szy po wojnie i zdecydowali się tam pozostać. -126- POLACY W DIASPORZE EUROPEJSKIEJ Dalsze zmiany w liczebności mniejszości polskiej w RFN przyniósł okres stanu wojennego. O emigracji z Polski decydowały nie tylko względy ekono- miczne, lecz także polityczne. W rezultacie u schyłku lat 80. liczebność tej zbiorowości szacowano w przedziale od 370 do 850 tys. osób (sic!). Zmienilo się również jej rozmieszczenie. Co prawda nadal najsilniejsze ośrodki zlokali- zowane były w Północnej Westfalii-Nadrenii, Hamburgu, Hanowerze, Frank- furcie nad Menem czy Monachium, lecz zarazem pojawily się nowe skupiska w Badenii-Wirtembergii, Dolnej Saksonii czy Hesji. Ogólnie rzecz ujmując, cechą wspólczesnej Polonii niemieckiej jest jej duże rozproszenie terytorialne. Polskie środowiska kulturalne w Niemczech były znacznie mniej liczne. Tuż po wojnie sporą aktywność wykazywał Tadeusz Nowakowski. Przelom lat 40. i 50. przyniósł dalsze osłabienie twórczości emigracyjnej w tym kraju. Za- decydowały o tym zarówno powroty do kraju, jak i dalsza emigracja. Czynni- kiem ożywiającym stało się dopiero powstanie w Monachium w roku 1952 Rozglośni Polskiej Radia Wolna Europa, kierowanej przez dlugie lata przez autora Kuriera z Warszawy Zdzisława Jeziorańskiego (Jana Nowaka). Tam zamieszkal także znany ze swych jednznacznie antykomunistycznych zapa- trywań Józef Mackiewicz (brat Stanislawa). w Lerlinie Zachodnim zaś osiadł i tworzył Witold Wirpsza, a w latach 70. wyemigrował do RFN Wlodzimierz Odojewski. Tymczasem w ZSRR po zakończeniu II wojny światowej pojawiła się kwe- stia wymiany ludności na zasadzie wyboru obywatelstwa. Dnia 6 Jipca 1945 r. została podpisana specjalna umowa. Pomijala ona jednak osoby pozbawione wolności w więzieniach, obozach pracy, odbywające służbę w Armii Czerwonej oraz te, które, jak to już wyżej wspomniano, deportowano w latach 1944 - 1945. W rezultacie, w latach 1944 - 1948 wyjechalo do Polski około 1503 tys. osób (z zachodniej Ukrainy - 788 tys.; z zachodniej Białorusi - 274 tys., z Litwy - 178 tys., a z pozostałych obszarów ZSRR - 263 tys.). Na odrębne potraktowanie zasługuje kwestia dzieci. Do sierpnia 1952 r. powrócilo ich zaledwie 6 tys.; szacuje się, że w ZSRR pozostawało ich jeszcze 75 - 100 tys. (sic!)14. Druga fala repatriacji z ZSRR nastąpila w latach 1955 - - 1959. Dotyczyła ona osób, które mogły wykazać, że byty obywatelami polski- mi we wrześniu 1939 r. Ogólem repatriowano wówczas około 250 tys. osób. Większość z nich pochodziła z ziem przylączonych do ZSRR po wrześniu roku 1939. Z glębi państwa zwolniono jedynie od 30 do 50 tys. osób. W rezultacie tych powrotów pod koniec lat 50. pozostalo w ZSRR jeszcze nieco ponad 1380 tys. Polaków. Najwięcej było ich w Białoruskiej SRR - prawie 540 tys. (w tym w obwodzie grodzieńskim - 332 tys.), następ- nie Ukraińskiej SRR - ponad 363 tys. (w tym w obwodzie żytomierskim - i i4 T. Bugaj, Dzieci polskie w ZSRR i ich repatriacja 1939 - 1952, Jelenia Góra 1986 , passim. - 12'T'- ii l'', ROJEK 103 tys.), Litewskiej SRR - 230 tys. (w tym w Wilnie - 42 tys.), Federacji Rosyjskiej - 118 tys., Łotewskiej SRR - niespełna 60 tys., Kazachskiej SRR - 53 tys. Reszta, czyli nieco ponad 11 tys. osób, zamieszkiwała inne re- jony ZSRR. Reasumując, stwierdzić należy, iż w XX-wiecznej Europie najliczniejsze śro- dowiska polonijne występowały w dwu państwach ościennych: Niemczech i Ro- sji (ZSRR). Na Zachodzie uchodźstwo polskie skupiało się głównie we Francji, a po zakończeniu II wojny światowej także w Wielkiej Brytanii. W okresie przed rokiem 1918 liczące się kręgi Polonii aktywnie zabiegały o odzyskanie niepod- ległości. Ze zrozumiałych, obiektywnych względów sprzyjały temu kraje o ugruntowanym, demokratycznym systemie rządów. W międzywojniu wychodź- stwo w dużej mierze przeobraziło się w emigrację ekonomiczną. Wzrost aktyw- ności politycznej notujemy ponownie - z oczywistych przyczyn - w latach II wojny światowej, a także po jej zakończeniu. Na tym polu aktywne były zwłaszcza środowiska polskie w Wielkiej Brytanii. Bolesne były dzieje ludności polskiej w ZSRR. Zasadniczą zmianę w tej mierze przyniosło dopiero rozwiąza- nie tego państwa w roku 1991. ROMAN WAPIŃSKI ŚWIADOMOŚĆ POLITYCZNA Możliwości pełnego i precyzyjnego przedstawienia przemian, jakim ulegała w XX w. świadomość polityczna Polaków, są nader ograniczone. I - jak sądzę - długo takimi pozostaną. Zainteresowanie dziejami świadomości społecznej jest u nas niewielkie, a jej badanie nastręcza bez porównania wię- cej trudności niż analiza przebiegu samych wydarzeń. W referacie tym musi- my bowiem podjąć próbę dania odpowiedzi na pytanie, jak zachodzące wyda- rzenia były postrzegane przez współczesnych. Rzadko zaś dysponujemy przekazami źródłowymi, które ułatwiają poznanie odczuć ludzkich. Niemal zawsze źródła te są niepełne, gdyż dla sporządzających je wiele spraw nie wymagało dopowiedzeń - dla nich i im współczesnych były oczywiste. Jak trafnie zauważył Jose Ortega y Gasset: "Historia staje się sobą tylko wów- czas, gdy zdoła pojąć człowieka z innej epoki lepiej, niż on sam siebie rozu- miał. Ściśle rzecz biorąc, historia chce zwykle rozumieć naszych przodków o tyle tylko, o ile oni sami siebie pojmowali, ale nie osiągnie tego, jeśli nie odsłoni najgłębszych domniemań, pośród których żyli i których, jako oczywi- ste, nie zauważali. Dlatego, aby odbierać ich tak, jak siebie sami odbierali musimy ich rozumieć lepiej"1. Rzadko dysponujemy w miarę realnymi szan- sami "odsłonięcia najgłębszych domniemań". Właściwie możemy o nich mó- wić jedynie wówczas, gdy przedmiotem naszych badań jest jednostka i mamy do dyspozycji wielostronną dokumentację źródłową dotyczącą wszystkich okresów jej życia. Możemy ją "rozumieć lepiej" niż ona siebie rozumiała tyl- ko wtedy, gdy ta dokumentacja umożliwia poznanie środowiska rodzinnego i rówieśniczego oraz te poglądy jednostki, którym dawała wyraz w korespon- dencji do osób bliskich lub w sporządzanych przez siebie zapiskach. Taki zaś typ dokumentacji pozostawiają po sobie bardzo nieliczni uczestnicy życia pu- blicznego. Najczęściej ci, którzy legitymują się najwyższym stopniem autoi- dentyfikacji; doceniają (lub przeceniają) odgrywaną przez siebie rolę społeczną. 1 J. Ortega y Gasset, Velazquez i Goya, wyboru dokonał S. Cichowicz, Warazawa 1993 s. 59. ' O nich też znajdujemy najwięcej informacji zarówno w przekazach pozo- stałych uczestników życia publicznego, jak i w różnego rodzaju dokumenta- cji urzędowej. W związku z tym jesteśmy w stanie dokładnie przedstawić wyłącznie przemiany w świadomości politycznej członków środowisk opinio- twórczych i przywódczych. Do traktowania ich jako odrębnego obiektu ba- dań skłania także fakt, iż środowiska te odgrywają wyjątkową rolę w życiu politycznym kraju. Przecież to one określały cele poczynań politycznych oraz kierunki i metody działań. Środowiska te, niewątpliwie, wywieraly wpływ na przemiany w świadomości politycznej w makroskali społecznej. Pod najwięk- szym wpływem byli członkowie ugrupowań i organizacji politycznych oraz stali czytelnicy prasy, jakkolwiek - jak się wydaje - i ich poglądy w du- żym stopniu kształtowały codzienne warunki egzystencji i oddziaływanie najbliższego otoczenia. Zasięg wpływów środowisk opiniotwórczych ograni- czał aż do lat 30. niski stopień alfabetyzacji. Dość często zdarzające się przy- pisywanie całemu społeczeństwu poglądów charakterystycznych dla tych środowisk jest moim zdaniem błędne. Podobny charakter nosiły przemiany świadomości politycznej w całej Eu- ropie, w każdym z jej społeczeństw (narodów), ale w Polsce - jak się wydaje - różnice między przemianami, które zachodziły w środowiskach przywód- czych i opiniotwórczych, a tymi, które były widoczne w makroskali społecznej, byty większe zarówno od spotykanych w Europie Zachodniej, jak i Środko- wowschodniej. Ich źródeł należy szukać już w epoce przedrozbiorowej, zwłasz- cza w XVII i XVIII w. Wówczas bowiem doszło do osłabienia roli instytucji władzy państwowej oraz utrwalenia wśród szlachty poczucia anarchistycznie w istocie pojmowanej wolności i przekonania, że jedynie ona jest predyspono- wana do sprawowania rządów. Wpływ szlachty na zachodzące w XIX i XX w. przemiany w świadomości politycznej polskich środowisk przywódczych i opi- niotwórczych byłby prawdopodobnie mniejszy, gdyby nie upadek Rzeczypo- spolitej i trwała słabość polskiego mieszczaństwa. Przecież, jeżeli nie iden- tycznym, to bardzo zbliżonym zapatrywaniom hołdował nie tylko stan uprzywilejowany Rzeczypospolitej. Spotykamy się z tym także w państwach, w których wpływy polityczne szlachty ulegały znacznemu pomniejszeniu. Ograniczanie przywilejów i zwiększanie roli organów władzy państwowej zaw- sze wywoływało sprzeciwy uprzywilejowanych, czasem wręcz czynny opór, jednakże tam, gdzie członkowie tego stanu (lub przynajmniej znacząca ich część) nadal wchodzili w skład elity władzy, sprzeciwy te ulegały złagodzeniu, niejednokrotnie całkowitemu zanikowi. Sądzę, że wpływ na interesujące nas przemiany wywarły okoliczności, wja- kich doszło do osłabienia roli szlachty. Wszak skuteczną walkę o absolutum dominium prowadziła ona aż do chwili upadku Rzeczypospolitej, a posta- nowienia Sejmu Czteroletniego nie podważały idei suwerenności szlachec- kiej. "Szlachtę - stwierdzano w Ustawie Rządowej z 3 maja 1791 r. - za - 130 - najpierwszych obrońców wolności i niniejszej Konstytucyi uznajemy"2. Fak- tyczne ograniczenia swych uprawnień odczuła ona już w pierwszej połowie XVIII w., w wyniku zwiększającej się ingerencji mocarstw ościennych, przede wszystkim Rosji, w sprawy wewnętrzne Rzeczypospolitej. One też pozbawiły ją państwa, którego czuła się jedynym gospodarzem. To zaś sprzyjało powsta- niu wśród niej przekonań, że gdyby nie rozbiory, nadal odgrywałaby taką samą rolę jak w XVI i XVII w. Ponadto do upadku Rzeczypospolitej doszło w tym samym czasie, w którym jej wieloetniczny i wielokulturowy naród poli- tyczny zaczął się przekształcać w nowoczesny naród polski, w polską "wspól- notę wyobrażoną"3. Szlachta przestała być stanem rządzącym, utraciła swoje państwo, nie przestała się jednak czuć gospodarzem całego terytorium dawnej Rzeczypospolitej. Przywykła do wieloetnicznego i wielokulturowego składu jej mieszkańców, na ogół opowiadała się za tolerowaniem odrębności (o ile nie stwarzały groźby naruszenia integralności Rzeczypospolitej). Rusinów (Ukraińców i Białorusinów), Litwinów - jeszcze w pierwszych dziesięciole- ciach XX w. dość często traktowała ich jako wymagających patriarchalnej władzy "młodszych braci". Stając się uczestnikami polskiej "wspólnoty wy- obrażonej"4 obejmującej w miarę upływu czasu ogół polskojęzycznych miesz- kańców, przyjmując za obowiązujące kryterium interesu narodowego, nadal hołdowała przekonaniu o odgrywaniu wyjątkowej roli w państwie. To szlachtę przede wszystkim miał na myśli Józef Szujski, przyznając w 1867 r. "warstwie przodkującej [...] naturalną dyspozycję społeczeństwem narodowym"5. Udział wywodzącej się z ziemiaństwa i spauperyzowanej (zdeklasowanej) szlachty w polskich środowiskach opiniotwórczych i przywódczych od schyłku XIX w. ulegał wyraźnemu zmniejszeniu. Jednakże - jak można sądzić - znaczna część nowych członków tych środowisk, rekrutujących się z cie- szących się niższym prestiżem grup społecznych, przejmowała sposób myśle- nia szlachty. Gdy dochodzi do demokratyzacji życia społecznego, niemal zaw- sze spotykamy się z dążeniami (na ogół mimowiednymi) do upodobnienia się do warstw cieszących się najwyższym prestiżem społecznym. W Polsce - do szlachty. Ponieważ hołdowała ona przekonaniom o swym wyjątkowym miej- scu w życiu publicznym i o naturalności swego przywództwa, nie powinno dzi- wić, że doszło do przyjęcia identycznego w gruncie rzeczy poglądu przez niemałą część nowych uczestników. Do akceptacji przekonań szlachty przy- 2 Konstytucja 3 Maja 1791. Statut Zgromadzenia Przyjaciól Konstytucji, opracował J. Kowecki, przedmową opatrzył B. Leśnodorski, Warszawa 1981, s. 84. 3 Zob. B. Anderson, Wspólnoty wyobrażone. Rozważania o źródłach i rozprzestrzenianiu się nacjonalizmu, przekład S. Amsterdamski, Kraków 1997; E. Gellner, Narody i nacjona- lizm, przeł. T. Hołówka. Warszawa 1991. 4 Zob. T. Kizwalter, O nowoczesności narodu. Przypadek polski, Warszawa 1999. 5 Stańczycy. Antologia myśli społecznej i politycznej konserwatystów krakowskich, wybór tekstów, przedmowa i przypisy M. Król, Warszawa 1982, s. 95. czyniły się też warunki, w jakich kształtowało się polskie życie polityczne. Z postępującej demokratyzacji ustroju politycznego Niemiec korzystali wpraw- dzie i Polacy, ale nasilająca się w dzielnicy pruskiej polityka germanizacyjna i na co dzień odczuwana presja niemieckości nie sprzyjały swobodnemu roz- wojowi życia narodowego. Polacy żyjący w granicach Imperium Rosyjskiego niemal w całej epoce porozbiorowej znajdowali się w znacznie gorszej sytuacji. Byli bowiem nie obywatelami, a "poddanymi". Do rewolucji 1905 r. nie dyspo- nowali nawet bardzo ograniczonymi możliwościami podejmowania legalnej czy na wpół legalnej działalności politycznej, więc działalność konspiracyjną przywykli traktować jako naturalną. I wielu z nich chyba w ogóle nie dostrze- gało jej ujemnego wpływu na kształtowanie treści i form źycia publicznego. W dobie popowstaniowej można ich było spotkać przede wszystkim w partiach i związkach politycznych eksponujących cele ostateczne. Najczęściej - jak się wydaje - w niepodległościowym odłamie ruchu socjalistycznego: w Pol- skiej Partii Socjalistycznej, a po rozłamie z 1906 r. w PPS-Frakcji Rewolucyj- nej. Nie był to przypadek - w programie PPS z 1893 r. stwierdzano bowiem: "To, czego nie mogli dokonać ludzie 1794 roku, to, czego nie dokonała nasza demokracja, to zjawia się u nas jako skutek wielkiego przeobrażenia, jakiemu uległ kraj nasz po nieudanej rewolucji z 1861 - 1864 roku. [...] Dziś polska par- tia socjalistyczna może i powinna wytworzyć politycznie samodzielne batalio- ny robotnicze, które świadome swych celów i dróg dopną z hasłem socjalizmu tego, czego romantyczny demokratyzm nie osiągnął i osiągnąć nie mógł"s. Wśród jej działaczy żywe było przekonanie, że to właśnie oni mają do spełnie- nia wyjątkową misję: doprowadzenie wbrew - ich zdaniem - dominującym w społeczeństwie nastrojom ugody i filisterstwa do zrzucenia jarzma rosyjskie- go. W dosadny, w charakterystyczny dla siebie sposób dał wyraz takim odczu- ciom Józef Piłsudski w liście do Feliksa Perla, napisanym w okresie przygoto- wań do wyprawy bezdańskiej: "Walczę i umrę jedynie dlatego, że w wychodku, jakim jest nasze życie, żyć nie mogę, to ubliża - słyszysz! - ubliża mi, jako człowiekowi z godnością nie niewolniczą. Niechaj inni się bawią w hodowanie kwiatów czy socjalizmu, czy polskości, czy czego innego w wychodkowej (na- wet nie klozetowej) atmosferze - ja nie mogę! To nie sentymentalizm, nie mazgajstwo, nie maszynka ewolucji społecznej, czy tam co, to zwyczajne czło- wieczeństwo. Chcę zwyciężać, a bez walki i to walki na ostre, jestem nie zapaś- nikiem nawet, ale wprost bydlęciem, okładanym kijem czy nahajką"7. Nie traktujmy jednak tych wynurzeń zbyt dosłownie. Ginąć nie chciał, a cel tej wyprawy był nader prozaiczny. Miała dostarczyć środków finanso- wych umożliwiających przygotowanie przyszłego, wymierzonego przeciw Ro- 6 Polskie programy socjalistyczne 1878 - 1918, zebrał i opatrzył komentarzem historycz- nym F. Tych, Warszawa 1975, s. 246, 251. J. Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. II, Warszawa 1937, s. 299. - 132 - sji, czynu zbrojnego. Będąc głównym jego rzecznikiem, w pełni zdawał sobie sprawę, że całkowicie samodzielny, pozbawiony zewnętrznego wsparcia, nie ma żadnych szans powodzenia. Inna natomiast - jak sądzę - była świado- mość w większości bardzo młodych uczestników organizowanego na terenie Galicji ruchu strzeleckiego. Rekrutujący się z niego żołnierze wkraczających w sierpniu 1914 r. kompanii strzeleckich wierzyli, że są w pełni samodzielną polską siłą zbrojną i oczekiwali, jeżeli już nie powszechnego zrywu powstań- czego, to przynajmniej gorącego powitania. Tymczasem - jak zanotował 13 sierpnia Roman Starzyński - na rynku w Skale: "Ciekawy tłum - pa- trzy i milczy. Nikt nie wyniesie szklanki wody, nikt nie poda kromki chleba. To już nie Krakowskie, nie polska Galicja, zaludniona szczepem mówiącym po polsku, ale czującym po rosyjsku"8. Rychło też poczucie osamotnienia i znacz- nego dystansu wobec rodaków znalazło odzwierciedlenie w dwóch strofach Pierwszej Brygady. To nie tylko żal do rodaków decydował o jej dużej popular- ności. Już wyruszając z krakowskich Oleandrów, czuli się wyróżnionymi, lep- szymi od tych, którzy się wśród nich nie znaleźli. Ich odczucia chyba dość wiernie oddawały słowa Pierwszej kadrowej: A jak się szczęśliwie Zakończy powstanie To pierwsza kadrowa Gwardyją zostanie. Z politykami i grupami politycznymi głoszącymi, że są dysponentami "je- dynej prawdy", uznającymi wyłącznie siebie za "uprawnionych" do przywódz- twa, a po zdobyciu władzy do jej monopolizowania, spotykamy się nie tylko w XX-wiecznych dziejach Polski. Nie popełni się jednakowoż większego błędu stwierdzając, że mamy do nich wyjątkowe "szczęście". W dodatku, w kręgach aktywniejszych politycznie rodaków ich poglądy i działania są dość powszech- nie akceptowane, także przez większość historyków. Z ukształtowanych w dobie powstań narodowych dwóch nurtów myśli po- litycznej i wzorów zachowań patriotycznych: demokratyczno-powstańczego (romantycznego), preferującego czyn, symbole i wierność imponderabiliom, i liberalno-konserwatywnego, uwzględniającego w znacznie większym stop- niu realia - trwalszy, gdyż odwołującym się do "etyki przekonań", okazał się nurt pierwszy. Do większości głównych postaci polskiej XX-wiecznej sce- ny politycznej można odnieść spostrzeżenie, jakie w pracy Polityka jako zawód i powołanie poczynił Max Weber: "Choćbyście Państwo bardzo prze- konująco wyłuszczyli jakiemuś zdeklarowanemu syndykaliście, wyznawcy s R. Starzyński, Cztery lata w służbie Komendanta. Przeżycia wojenne 1914 - 1918, War- szawa 1937, s. 50. 133 etyki przekonań, że skutkiem jego działania będzie wzrost szans reakcji, zwiększone uciemiężenie jego klasy, zahamowanie jej awansu - i tak nie zrobi to na nim żadnego wrażenia. Jeśli skutki działania płynącego z czys- tych przekonań są złe, to dla niego nie ten, kto działa, jest za to odpowie- dzialny, lecz świat, głupota innych ludzi lub - wola Boga, który ich takimi stworzył"9. Nie znaczy to, że w dziejach Polski kończącego się stulecia nie znajdujemy polityków kierujących się "etyką odpowiedzialności", biorących pod uwagę możliwe do przewidzenia skutki podejmowanych przez siebie decyzji i działań. Jednak ich wpływ na poczynania najbardziej znaczących środowisk w polskim życiu politycznym wyraźniej zaznaczył się tylko w trzech pierwszych jego dziesięcioleciach. Dominujący wówczas w tych środowiskach członkowie poko- lenia, któremu za Bohdanem Cywińskim nadajemy miano "pokolenia niepo- kornych", wyrastali w klimatach kulturowych i politycznych sprzyjających ra- cjonalizacji wyobrażeń i zachowań, w okresie, w którym - przynajmniej w Europie - dominowały przekonania o zachodzącym ewolucyjnie postępie i niezbywalnych prawach jednostki. Mogli już wprawdzie liczyć na większy udział społeczeństwa w poczynaniach niepodległościowych - od lat 80. tego wieku krąg aktywnych uczestników polskiej wspólnoty narodowej ulegał bo- wiem stałemu rozszerzeniu - ale żywa była jeszcze pamięć następstw ostat- niego powstania. Można też zauważyć niemal powszechne zdawanie sobie sprawy z marginalizacji kwestii polskiej, z faktu istnienia jej - niemal wyłącznie - jako wewnętrznej sprawy państw zaborczych. Do przystosowania koncepcji i taktyki poczynań narodowych w niemałym stopniu przyczyniły się predyspozycje i umiejętności wielu członków ówczes- nych środowisk przywódczych. Jak rzadko kiedy, obrodziły wtedy rzeczywiste indywidualności. Wystarczy tu wspomnieć o trzech postaciach, w pełni za- sługujących na miana mężów stanu: Romanie Dmowskim, Józefie Piłsudskim i Wincentym Witosie. W trakcie swego udziału w życiu politycznym odegrali oni różne role, nie zawsze - zwłaszcza dwóch pierwszych - godne uznania, ale olbrzymi wkład, wniesiony przez nich w dzieło odbudowy jednoczącego trzy dzielnice zaborcze państwa, nie ulega najmniejszej wątpliwości. Do wyraźnego zwiększenia wpływu "etyki przekonań" na koncepcje i dzia- łania środowisk przywódczych doszło już na przełomie lat 20. i 30., w nie- małym zapewne stopniu w następstwie skupienia całej władzy w państwie w rękach piłsudczyków. Żywione przez nich przekonania, że tylko oni są uprawnieni do jej sprawowania, przyczyniły się do narastania analogicznych sądów w kręgach opozycji. Sądzę jednak, że upowszechnianie się w tych środo- wiskach mentalności właściwej wyznawcom "etyki przekonań" było przede 9 M. Weber, Polityka jako zawód i powołanie, przełożyli P. Egel i M. Wander, wybrał, opracował i wstępem opatrzył M. Dębski, Warszawa 1987, s. 32 - 33. 134 wszystkim następstwem wzrastającego w nich udziału członków pokoleń, któ- re w czynne życie publiczne wchodziły w okolicznościach niesprzyjających edukacji politycznej, w większości w latach Wielkiej Wojny i polskich wojen o granice. W czasie każdej wojny myślenie symboliczne święci triumfy. Wojny, w któ- rych członkowie wspomnianych pokoleń brali udział, przyniosły im przeżycia o wyjątkowym charakterze. Należeli do tych, którym bliska była prośba, jaką w Litanii pielgrzymskiej zawarł Adam Mickiewicz: O wojnę powszechną za wolność ludów, Prosimy Cię Panie. O broń i orły narodowe, Prosimy Cię Panie! W sierpniu 1914 r. ci z nich, którzy w kompaniach strzeleckich wkraczali do Królestwa, mogli przyjąć, że prośba ta została wysłuchana. Wprawdzie rozpoczynającym wówczas wojnę mocarstwom nie przyświecała idea wolno- ści ludów, ale w Europie wojna ta stała się niemal powszechną. Oni zaś byli tymi, którzy podjęli samodzielną walkę zbrojną ze znienawidzonym zaborcą. Znaczenie militarne czynu strzelecko-legionowego było niewielkie, nie on przyniósł Polsce niepodległość, ale oni hołdowali innym przekonaniom. Czuli się, zwłaszcza żołnierze kompanii strzeleckich i I Brygady Legionów, pierwszymi żołnierzami narodowego wojska, tymi, dzięki którym Polska po latach niewoli stała się ponownie wolna. Polskie wojny o granice przekona- nie to ugruntowały. W ich wyniku Polska niepodległa i zjednoczona stała się faktem; dla "niepokornych" i od nich starszych - spełnieniem marzeń i dążeń, swego rodzaju snem na jawie, dla młodszych zaś - świadectwem ich dokonań. Przecież, z wyjątkiem przyznanej Polsce przez traktat wersal- ski części Pomorza, o wszystkie pozostałe jej części trzeba było występować z bronią w ręku. Gros granic odrodzonego państwa było efektem bezpośred- nim lub pośrednim (jak trzecie powstanie śląskie) zmagań zbrojnych, w któ- rych znaczący udział mieli członkowie młodych pokoleń. Dla nich udział w tych zmaganiach bardzo często inaugurował uczestnictwo w życiu poli- tycznym. Wątpię, by zdawali sobie sprawę z tego, że objęcie granicami Polski Odrodzonej zdecydowanej większości ziem uznawanych za polskie było moż- liwe dzięki niepowtarzalnej koniunkturze, pochodnej od trwałej lub okreso- wej dekompozycji układu sił w tej części Europy. Dla nich były to granice przez nich samych wywalczone. Ponadto ich czyn wieńczyło zwycięstwo w wojnie z Rosją, uznawaną za głównego wroga Polski przez zdecydowaną większość aktywnych politycznie Polaków. Sądzę, że członkowie tych pokoleń, zwłaszcza zaś tego, któremu, biorąc pod uwagę czas urodzenia i wchodzenia w życie polityczne, można nadać -135- miano "pokolenia Polski niepodległej"1 "niepokorni" odczu- wali słabości wewnętrzne państwa. Szybciej też pragnęli je usunąć. W więk- szym stopniu wierzyli w moc sprawczą swych działań. "Przeżywamy dziś - pisał uważny obserwator przemian politycznych zachodzących w latach 30. - wiarę zgoła inną [od tej żywionej między innymi przez niepokornych - R.W.], wiarę w możność opanowania chaosu ludzką wolą, decyzją, zapobie- gliwością. Namiętność działania, przekształcającego życie, uwielbienie, któ- rym darzymy siłę decyzji i odwagę reformatorską, nieliczenie się z przeci- wieństwami i przeciwnikami, podejmowanie prób przebudowy społecznej w rozmiarach i głębi niebywałej - wszystko to świadczy wymownie o zmia- nie ujmowania roli człowieka w świecie"ii. Żyjąc w epoce społeczeństwa masowego, w kraju nabrzmiałych kwestii społecznych i narodowościowych, w swych wizjach odzwierciedlali i for- mułowali zarazem aspiracje tego społeczeństwa. Przestrogi "niepokornych" przypominały w latach 30. łabędzi śpiew. W dość znacznym stopniu poddani klimatom wojen i drylu wojskowego w okresie wczesnej młodości, wchodząc w wiek dojrzały w dobie kryzysu zasad liberalnych i sukcesów rozwijających się w Europie ruchów totalitarnych i paratotalitarnych, świat widzieli jaś- niej, dzielili go na dobry lub zły i pragnęli go zmieniać. Jak stwierdzali re- krutujący się z ich grona przywódcy ekstremalnego skrzydła ruchu nacjona- listycznego: "młode pokolenie polskie [...] nie boi się użycia siły [...] Dlatego obok myśli politycznej, obok teorii, obok uświadomienia tworzymy siłę. Zna- kiem naszym przecież nie pióro lecz Mieczl2, którym, da Bóg, już rychło wyrąbiemy sobie drogę do Wielkiej Polski"13, Reprezentanci innych nurtów ideowo-politycznych nie odwoływali się wprawdzie do argumentu siły, ale czy mogli liczyć na to, że uda im się wprowadzić swe koncepcje w życie bez użycia przemocy? Pozostała kwestia wpływu wzrostu roli czynnika ideologicznego na treści i formy życia politycznego. Jeżeli nawet abstrahować od stałej już w latach 30. obecności bojówek partyjnych, ekscesów na wyższych uczelniach, czy też "wymierzania sprawiedliwości" na przeciwnikach Piłsudskiego, to i tak bez trudu można stwierdzić wzrost dystansów dzielących uczestników poszcze- gólnych ruchów politycznych. Stefan Pappe, omawiając rezultaty ankiety przeprowadzonej wśród uczniów szkół średnich w końcu lat 30., konstato- !o pełniejszą charakterystykę tych pokoleń przedstawiłem w pracy: Pokolenia Drugiej Rzeczypospolitej, Wrocław 1991, s. 135 - 332. m B. Suchodolski, Kultura współczesna a wychowanie modzieży, Lwów - Warszawa [brw], s. 6. i2 To odwalanie do odznaki organizacyjnej Obozu Wielkiej Polski - tzw. mieczyka Chrobrego. i3Archiwum Akt Nowych, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, t. 3940, wyciąg z Komu- nikatu nr 2, OWP, maj 1933. - 136 - wał: "Przepaść rośnie. Humanistów wierzących w sprawiedliwość i prawa człowieka bardzo mało. Młodzież dyktuje żądania. Wprawdzie większość za- strzega się, że nie jest zwolenniczką gwałtów, bicia, ale domaga się od rządu usunięcia Żydów z handlu i przemysłu, a potem wydalenia stopniowego z granic Polski. W żądaniach widać zaciętość i determinację. W duszach spu- stoszenie robi nienawiść, najgorszy z doradców młodzieży. Wyczuwa się w on- ,. klecie, że nadciąga burza, która może się wyładować niebawem"14. Z pewno- ścią nie cała młodzież ulegała takim emocjom i tendencjom politycznym. Spostrzeżenia Pappego można natomiast odnieść do najbardziej aktywnych środowisk "pokolenia Polski niepodległej", tyle tylko, że w zależności od akceptowanych przez nie koncepcji ideowo-politycznych, w kim innym upa- trywały one swych przeciwników. Członkowie tych środowisk w znacznie mniejszym stopniu niż środowisk "niepokornych" gotowi byli akceptować rozwiązania i działania pragmatyczne. Obce im były kompromisy i rozwiąza- nia cząstkowe. Przedkładali nad nie wierność systemom ideołogicznym, im- ponderabiliom i symbolom. Dostrzegali słabości państwa, ale jednocześnie przeceniali jego możliwości. W zdecydowanej większości wyznawcy "etyki przekonań", odgrywając od schyłku lat 30. coraz większą rolę w środowi- skach opiniotwórczych i przywódczych, niejednokrotnie podejmowali tylko nią motywowane decyzje. I nawet po latach traktowali je jako w pełni uza- sadnione. Przykładem może być odpowiedź Kazimierza Iranka-Osmeckiego, ;macyjna-Wywiadowczego) Komendy Głównej Armii Krajowej, na pytanie dziennikarza francuskiego Jeana-Frangoisa Steinera, które dotyczyło przesłanek decyzji o rozpoczęciu powstania warszawskiego: "Od oficerów polskich, którzy byli jeńcami w ZSRR, wiedzieliśmy o rosyj- skich planach zdobycia Europy. Sikorski zaalarmował Roosevelta, lecz ten się tym nie przejął. Anglicy także nie przywiązywali większej wagi do na- szych ostrzeżeń. Mieliśmy uczucie, że jedynie my znamy bolszewików. Prze- czuwaliśmy, że Europie i światu zagraża olbrzymie niebezpieczeństwo, lecz wydawało się, że nikt tego nie widzi. Zachód był ślepy. Sądziliśmy, że jest na- szym obowiązkiem otworzyć im oczy zanim będzie za późno. Już od dawna misją Polski była ochrona Zachodu przed hordami barbarzyńców. Rozumie- liśmy, że znowu woła nas przeznaczenie. Skoro jednak nikt nie chciał słuchać naszych słów nie pozostało nam nic innego, jak zaalarmować świat poświęcając siebie"15. Rozumowanie Osmeckiego nie odbiegało od sądów Komendanta Głównego AK zawartych w meldunku z 14 lipca 1944 r.: "Bezczynność AK z chwilą wkraczania Sowietów na nasze ziemie nie byłaby równoznaczna z biernością 14 S. Pappe, Pogląd na świat młodzieży licealnej, Lwów - Warszawa 1939, s. 40. 15 J.-F. Steiner, Warszawa 1944, przekład M. Kłyszewska, wstęp A. Friszke, Warszawa 1991, s. 28. -137- Kraju. Inicjatywę do walki z Niemcami da w tym wypadku PPR i znaczny odłam społeczeństwa może się przyłączyć do tego ruchu. Wtedy faktycznie Kraj poszedłby na współpracę z Sowietami przez nikogo już nie hamowaną. Sowiety nie zastałyby na naszych ziemiach AK posłusznej Rządowi i N[aczel- nemu] Wodzowi], lecz swych zwolenników witających ich chlebem i solą. Nie byłoby wtedy przeszkody, aby upozorować wolę Narodu Polskiego stworzenia 17 republiki sowieckiej. [...] Dając Sowietom minimalną pomoc wojskową, stwarzam im jednak trudność polityczną, AK podkreśla wolę Narodu w dąże- niu do niepodległości. Zmusza to Sowiety do łamania naszej woli siłą i stwarza im trudności w rozsadzeniu naszych dążeń od wewnątrz. Zdaję sobie sprawę, że ujawnienie nasze może grozić wyniszczeniem najbardziej ideowego elemen- tu w Polsce, lecz niszczenia tego nie będą mogły przeprowadzić skrycie, a bę- dzie musiał nastąpić jawny gwałt, co może wywołać protest przyjaznych nam sojuszników"16. Dotychczasowe wyniki badań dziejów sprawy polskiej w latach II wojny światowej nie przyniosły potwierdzenia zawartych w tym meldunku diagnoz. ZSRR, korzystając ze znacznego wzmocnienia swej pozycji politycznej, cele imperialne i ideologiczne mógł łatwiej osiągnąć poprzez uczestnictwo w two- rzeniu całkowicie sobie podporządkowanych państw satelickich niż poprzez aneksję. Nie wykluczając żywiołowych, wymykających się spod kontroli Ko- mendy Głównej AK, zbrojnych wystąpień antyniemieckich, podejmowanych także przez podległe jej siły, brakuje podstaw do przyjęcia oceny o powszech- niejszym ich zasięgu. ZSRR, dążąc do osłabienia środowisk niepodległościo- wych i stosując wobec nich represje, specjalnie tego nie ukrywał i nie czuł się do tego zmuszony, o czym może świadczyć brak reakcji aliantów zachodnich na rozprawę z AK, między innymi na Wileńszczyźnie. Można w związku z tym przyjąć, że u podstaw tej diagnozy tkwiło prawie wyłącznie przekona- nie o potrzebie czynu. Przy tym, jak wynika z meldunku z 14 października 1943 r., Komendant Główny AK w pełni zdawał sobie sprawę, że znaczenie militarne takiego czynu będzie bardzo ograniczone. Stwierdzał w nim bo- wiem: "Pojawienie się nowoczesnych środków dowodzenia, przede wszyst- kim radia, oraz broni szybkich jak lotnictwo i broń pancerna-motorowa prze- sunęły niepomiernie stosunek sił zwycięzcy do sił rozbrojonego, podbitego narodu na korzyść okupanta. W czasach ubiegłych ujarzmiony naród utrzy- mywała w niewoli przede wszystkim przewaga liczebna przeciwnika lub bar- dzo już wyraźna różnica wartości intelektualnych i moralnych (kolonie). Obecnie wyliczone środki walki pozwalają słabemu liczebnie przeciwnikowi trzymać pewnie pod okupacją znaczne i licznie zamieszkałe obszary"17. 16 Armia Krajowa w dokumentach 1939 - 1945, t. III: (kwiecień 1943 - lipiec 1944), Wrocław 1990, s. 548 - 549. 1 Tamże, s. 158 - 159. Bieg wydarzeń sprawił, że przełom 1944 - 1945 r. przyniósł spadek znacze- nia dotychczasowych, zdziesiątkowanych w latach wojny, środowisk opinio- twórczych i przywódczych. Podporządkowanie Polski ZSRR pozbawiło je nie tylko możliwości decydowania o losach narodu polskiego, lecz także szans swobodnego kreowania jego wyobrażeń i zachowań. Bardzo niewielkimi szan- sami dysponowali zarówno żyjący w kraju uczestnicy wydarzeń, jak i ci, którzy pozostali na Zachodzie. Różne były tego uwarunkowania. Pierwszych ograni- czały różnego rodzaju represje, brak swobód demokratycznych i podporząd- kowanie niemal wszystkich środków przekazu społecznego PPR (PZPR), dru- gich - trudności wywołane istnieniem "żelaznej kurtyny". Ponadto jedni i drudzy stanęli wobec całkowicie dla nich nowej sytuacji, jedynie w części de- terminowanej znalezieniem się Polski w bloku sowieckim. Dość tu wspomnieć o skutkach przesunięcia granic, przesiedleń i industrializacji. Ci, którzy pozo- stali w kraju, z większymi lub mniejszymi oporami musieli się do niej przysto- sować. Dość licznym - o czym się dziś często "zapomina" - ułatwiała to daleko posunięta zbieżność ich wizji przemian w powojennej Polsce, zawar- tych między innymi w Deklaracji Rady Jedności Narodowej, z zachodzącymi w niej przeobrażeniami społecznymi i gospodarczymi. Wszakże znajdujemy w tej deklaracji między innymi takie propozycje rozwiązań: "Państwo obejmu- je funkcje kierownicze i kontrolne w gospodarce, celem zapewnienia realizacji planu gospodarczego Polski. Państwo będzie miało prawo przejmowania lub uspołeczniania przedsiębiorstw użyteczności publicznej oraz kluczowych prze mysłów, a także aparatu transportu oraz wszelkich instytucji finansowych - w wypadku, gdy tego będą wymagały potrzeby ogólne. [...] Własność prywatna traktowana będzie nie jako nieograniczony niczym przywilej osobisty, lecz jako podstawa do pełnienia zleconych funkcji społecznych i państwowych. [...] Państwo przejmuje natychmiast po wojnie - na planowe zabezpieczenie przebudowy ustroju rolnego - wszelkie prywatne obszary ziemi przekra- czające 50 ha"18. Nie wykluczano przy tym ewentualności przejęcia przedsię- biorstw i ziemi bez odszkodowania. ' Konsekwencje zaistniałych zbieżności trafnie oddaje zapis Marii Dąbrow- skiej z jej rozmowy z przyjaciółką, pisarką Anną Kowalską, przeprowadzonej jesienią 1945 r.: "Mówimy o beznadziejności ludzi podziemnych i o ich zupełnej utracie gruntu rzeczywistości. Socjalne tezy manifestu "lubelskiego" są nie do odrzucenia - idzie o to, aby wyjaśnić, dlaczego w społeczeństwie jest opór. Przyczyny leżą gdzie indziej i oczywiście są inne w całym świecie pracy, a inne w świecie reakcji. Rząd tego nie rozumie, a raczej - nie chce rozróżniać"19. Zdaniem Dąbrowskiej (i nie tylko jej) opór społeczeństwa był 18 Tamże, s. 365 - 367. 19 M. Dąbrowska, Dzienniki powojenne 1945 - 1949, wybór, wstęp i przypisy T. Drew- nowski, Warszawa 1996, s. 68. spowodowany nie likwidacją większej własności ziemskiej i przejmowaniem przez państwo przedsiębiorstw, chyba nawet nie metodami ich przeprowadza- nia, a tym, że realizatorami byli uchodzący za ekspozyturę wrogiego mocar- stwa komuniści. Dąbrowska, podobnie jak wielu członków środowisk opinio- twórczych, była przekonana, że gdyby przeobrażenia te były dziełem władz Rzeczypospolitej uznawanych za prawowite, to wywoływałyby jedynie opór "reakcji". Ze zbieżnością wizji wielu członków tych środowisk z kierunkami działań PPR mamy do czynienia nie tylko w wypadku kwestii społeczno-go- spodarczych. Za realizację swoich założeń mogli także uważać rozciągnięcie polskiego władztwa po Odrę i Nysę Łużycką, jakkolwiek z pewnością jedynie nieliczni godzili się z utratą ziem wschodnich, i wysiedlenie ludności niemiec- kiej. Nic też dziwnego, że wielu wzięło udział w pracach agend zajmujących się przejmowaniem i zagospodarowywaniem ziem zwanych wówczas "odzyskany- mi". Mogli nawet swe decyzje traktować jako w zasadzie zgodne z zaleceniami władz Polski podziemnej, zawartymi w ich odezwie Do Narodu Polskiego z 17 maja 1945 r.: "Stańcie samorzutnie do pracy konstruktywnej na wszyst- kich odcinkach odbudowy w przemyśle, handlu, rolnictwie, komunikacji, oświacie itp. Słowem wszędzie, gdzie możecie pracować bez naginania swych poglądów i bez współdziałania z upadlającą polityką komitetu lubelskiego"2o. Podkreślmy - w zasadzie zgodne, gdyż postawionego warunku spełnić nie mogli. Ci, którzy włączali się do pracy konstruktywnej, byli skazani na współdziałanie z realnie działającymi władzami. Niezależne od nich działania były bowiem zwalczane jako wrogie. Pozostali na Zachodzie uczestnicy środowisk opiniotwórczych nie byli po- zbawieni możliwości prowadzenia samodzielnej polityki, ale po uznaniu przez mocarstwa zachodnie utworzonego w kraju Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej ich rola uległa bardzo poważnemu ograniczeniu. Podejmowali bez- skuteczne próby pozyskania kół rządzących i opinii publicznej państw zachod- nich dla idei przywrócenia Polsce suwerenności. Bez porównania lepsze efekty przynosiły poczynania, których celem było podtrzymywanie ciągłości władz niezależnej Rzeczypospolitej. W miarę upływu lat ich znaczenie stawało się jednak coraz bardziej iluzoryczne. Być może było to spowodowane przyjęciem stanowiska globalnej opozycji wobec prawie wszystkich przemian, jakie nastę- powały w kraju. To, że reżim panujący w Polsce od 1944 r. traktowano jako obcy i wrogi narodowi polskiemu, było całkowicie zrozumiałe. Mając na uwa- dze brak oficjalnego uznania przez Zachód granicy na Odrze i Nysie Łużyc- kiej, można też doszukiwać się pozornie racjonalnych przesłanek odrzucania decyzji jałtańskich. Obstawanie przy zdaniu o nienaruszalności granicy trak- tatu ryskiego być może - według części członków tych środowisk - miało 20Armia Krajowa w dokumentach 1939-1945, t. VI: (Uzupełnienia), Wrocław 1991, s. 464. - 140 - stanowić także argument ułatwiający przekonanie Zachodu o doznanych przez naród polski niesprawiedliwościach. Wydaje się jednak, że większość ob- stawała przy tym zdaniu, wierząc (czy też pragnąc wierzyć) w możliwość przy- wrócenia dawnej granicy, równocześnie jednak opowiadała się za utrzyma- niem granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Najpełniejszym wyrazem skutków globalnej opozycji było pomijanie prze- mian zachodzących w życiu wewnętrznym kraju i świata przez większość działających na Zachodzie środowisk. Jedynie środowisko skupione wokół re- dagowanej przez Jerzego Giedroycia "Kultury" brało pod uwagę te zmiany. Ono zdobyło się na wysunięcie propozycji ułożenia stosunków Polski z sąsia- dami, uwzględniającymi także i zajmowane przez nich stanowiska. Wyłącz- nie to środowisko podjęło próby wszechstronniejszego oddziaływania na kraj. Pozostałe skupiały tych, których Rafał Habielski objął trafnie mianem "nie- złomnych"21, nie zauważających potrzeby dokonywania rewizji swych po- glądów, ani też - do sierpnia 1980 r. - uwzględniania zmian zacho- dzących w życiu politycznym kraju. Jedynie bardzo nieliczni zdobywali się ' na przyjęcie takiej konstatacji, jaką w latach 1939 - 1945 poczynił Zygmunt Zaremba, jeden z przywódców PPS-WRN. PouLielając opinię o braku suwe- renności PRL, zwracal równocześnie uwagę na złożoność tej kwestii: "Trze- cia Rzeczpospolita istnieje, obejmuje aparatem państwowym cały naród żyjący na określonym terytorium. Państwo to jest uzależnione od Związku Radzieckiego i rządzone w sposób w wielu dziedzinach nie odpowiadający na- szemu rozumieniu interesów narodu i klasy robotniczej. [...] Z trzech ele- mentów składających się na pojęcie państwa - naród, terytorium i rząd - czujemy się w pełni powiązani z narodem, akceptujemy terytorium, którego powinniśmy bronić, obcy i wrogi jest nam rząd i system polityczny, który stworzył, i w ogromnej części polityka, jaką prowadzi"22. Świadomość polityczna członków działających w kraju środowisk przywód- czych i opiniotwórczych kztałtowała się w nieporównywalnie mniej sprzy- jających jej racjonalizacji warunkach. Z systemem rzeczywiście totalitarnym mamy w Polsce do czynienia wprawdzie tylko przez kilka lat (1949 - 1955), ale przez kilka dziesięcioleci panował w niej system skrajnie autorytarny. Nie- wykluczone, że następstwa braku swobód politycznych byłyby mniej dotkliwe, gdyby nie omnipotencja państwa i przypisywanie przez PPR (PZPR) każdym właściwie poczynaniom społecznym intencji politycznych. Z wyjątkiem lat 1945 - 1947 i krótkotrwałej "odwilży" 1956 - 1957 r. niemal wszystko było w PRL "upaństwowione". Pełną (czy też prawie pełną) autonomią cieszył się 21 Zob. R. Habielski, Niezłomni. Nieprzejednani. Emigracyjne "Wiadomości" i ich krąg 1940- 1981, Warszawa 1981, 22 Cyt. za: A. Siwek, Poglądy polityczne Zygmunta Zaremby, [w:] Myśl polityczna na wy- chodźstwie. Publicyści i politycy polskiej emigracji powojennej, red. A. Friszke, Warszawa 1995, s. 112. -141- 141 jedynie Kościół katolicki. De facto upaństwowione były również te instytucje i stowarzyszenia, które - de nomine - były społeczne. Nie tylko bowiem sprawowano nad nimi stały nadzór, lecz także je subwencjonowano. Można więc - przynajmniej w wypadku kilku dziesięcioleci - mówić o niemal pełnym ubezwłasnowolnieniu społeczeństwa, sprzyjającego nie tylko jego ato- mizacji, lecz także narastaniu zobojętnienia wobec spraw publicznych. W takich warunkach kształtowały się poglądy interesujących nas środo- wisk, zarówno tych sprawujących i wspierających władzę, jak i tych, które możemy uznać za pozostające wobec niej w opozycji. Upraszczając nieco pro- blem, można powiedzieć, że tak jedne, jak i drugie wierzyły w moc sprawczą słowa i podejmowanych przez instytucję państwa decyzji. Tyle tylko, że więk- szość członków środowisk reżimowych była do lat 80. przekonana o swej wszechwładzy, a większość uczestników środowisk opozycyjnych, żywiąc po- czucie niemożności, bądź zajmowała stanowisko globalnej opozycji, bądź na nie przechodziła. Do dominanty myślenia życzeniowego wśród jednych i dru- gich w niemałej mierze przyczyniały się skutki przemian społecznych i zmia- ny pokoleniowe. Nowi członkowie tych środowisk, na ogół urodzeni już w PRL, niejednokrotnie wywodzący się z najmniej aktywnych w życiu publicz- nym grup społecznych, byli w mniejszym stopniu przygotowani do postrzega- nia złożoności zjawisk politycznych. Poza bardzo nielicznymi wyjątkami nie mieli też okazji nabycia rzetelnej wiedzy o polityce. Nie dysponowali nią ani ci z nich, którzy weszli w skład zbiurokratyzowanych środowisk reżimowych, od schyłku lat 60. w zdecydowanej większości już nieideologicznych, ani ci, któ- rzy - także najczęściej na skutek przypadku - znaleźli się w środowiskach opozycyjnych. Na ogół pierwsi postępowali według utartych schematów, dru- dzy - kierując się symbolami. Mając na uwadze system polityczny krępujący wszelkie bardziej samodzielne działania (także w obrębie sprawującej władzę PZPR) i wykluczający istnienie legalnej opozycji, mogącej liczyć na dopuszcze- nie do współudziału w rządach, nie można się im zbyt dziwić. Warunki sprzyjające kształtowaniu uwzględniającej wymogi "etyki odpo- wiedzialności" świadomości politycznej powstały dopiero po 1989 r. Od ich za- istnienia upłynęło więc zaledwie kilka lat, zbyt mało, by można było oczeki- wać powszechniejszych zmian w świadomości obecnie działających środowisk politycznych. Nadal mamy do czynienia ze znacznym wpływem myślenia sym- bolicznego, resentymentów oraz czarno-białego postrzegania świata na pa- nujące w nich poglądy, a także na podejmowane przez nie działania. Nie brak też zachowań wskazujących, jeżeli nie na zanikanie, to na wyraźne zachwia- nie dominujących ongiś w tych środowiskach obyczajów i systemów wartości. Wspomnę tylko o dwóch tego przejawach. O ile wiem, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. żadnemu z członków pokolenia "niepokor- nych" nie przychodziło na myśl, by od odrodzonego państwa żądać finanso- wych rekompensat za swój udział w działalności niepodległościowej, niejedno- 142 krotnie przecież narażającej ich na różnorodne represje. Natomiast wśród członków opozycji czasów PRL znalazło się dość wielu takich, którzy o takie rekompensaty po 1989 r. występowali. Ewolucja poglądów jest zjawiskiem na- turalnym, ale czy za takie można uznać często dziś spotykane zjawisko amne- zji: "zapominanie" swych niedawnych poglądów i działań? O stanie świadomości politycznej wszystkich Polaków musimy wypowiadać się z jeszcze większą ostrożnością. Pojawiające się nagminnie, w pracach do- tyczących najnowszych dziejów Polski, stwierdzenia: "wszyscy Polacy byli przekonani", "cała ludność polska dążyła" itp., są stwierdzeniami bez pokry- cia. Są wyłącznie wyrazem przekonań autorów tych prac. Dysponując bardzo ograniczonymi informacjami o stanie tej świadomości, możemy co najwyżej uznać niektóre nasze przypuszczenia za prawdopodobne. Z pełniejszymi infor macjami, zawartymi w wynikach badań opinii publicznej, spotykamy się do- piero w dwóch ostatnich dziesięcioleciach XX w. W wypadku pozostałych, na- sze przypuszczenia możemy jedynie wspierać rezultatami analizy zachowań, udziału w wyborach parlamentarnych, czytelnictwa prasy itp. W związku z tym tylko za prawdopodobny uważam pogląd, że do przełomu lat 60. i 70. stan świadomości politycznej społeczeństwa polskiego zasadniczo nie różnił się od dominującego w Czechach, na Węgrzech, a także w Hiszpanii i we Włoszech. Przeważało myślenie pragmatyczne, determino- wane dążeniami do utrzymania rodziny i posiadanego warsztatu pracy. Wie- dza o wydarzeniach politycznych była raczej niewielka i w pierwszych dzie- sięcioleciach XX w. w niemałej mierze warunkowana niskim stopniem alfabetyzacji. Za hipotezą o przewadze myślenia pragmatycznego przema- wiają, między innymi, analizy powszechnych zachowań zarówno w latach po- przedzających odzyskanie niepodległości, jak i w pierwszych dziesięciole- ciach po zakończeniu II wojny światowej. Jako "swoich" nie traktowano ani władz zaborczych, ani władz PRL. Ponieważ to ich poczynania określały wa- runki, w jakich przyszło żyć, to z mniejszą lub większą lojalnością przystoso- wywano się do określanych przez nie wymogów. Nie było przypadkiem, że do charakteryzujących się spontanicznością takich wystąpień przeciw władzom, którym przyświecała nadzieja na zasadniczą zmianę położenia, dochodziło wówczas, gdy w odczuciach społecznych skuteczność działania władz ulegała wyraźnemu osłabieniu. Taka sytuacja zaistniała w grudniu 1918 r. w Wiel- kopolsce i latem -jesienią 1980 r. W obu wypadkach spontaniczne zachowa- nia odegrały rolę decydującą. Ujemne konsekwencje życia w państwie "realnego socjalizmu" odczuwane były przez zdecydowaną większość społeczeństwa od początku istnienia PRL, choć w latach 70., zwłaszcza w drugiej ich połowie, znacznie silniej. Sprzyjało temu - między innymi - zwiększenie możliwości porównywania warunków życia w PRL z tymi, z którymi mieli się okazję zetknąć w czasie częstych wtedy wyjazdów na Zachód lub przynajmniej w czasie wypraw do NRD. Sądzę jednak, -143- że do zasadniczych przemian w świadomości politycznej społeczeństwa polskie- go doszło przede wszystkim w następstwie przemian pokoleniowych. Od dru- giej połowy lat 60. wśród zawodowo czynnych zaczęli przeważać członkowie po- koleń wyrosłych już w czasach PRL. Oni, a nie ich ojcowie i starsze rodzeństwo, będą odgrywać główną rolę w wydarzeniach ostatnich dziesięcioleci XX w. Nie- zależnie od tego, jaki był ich stosunek do reżimu, ich wyobrażenia i zachowania kształtowały warunki życia i klimaty kulturowe charakterystyczne dla państw "realnego socjalizmu". Dojrzewali w tych klimatach, stykali się na co dzień z przejawami woluntaryzmu i dlatego w stopniu bez porównania większym od członków starszych pokoleń wierzyli w sprawczą moc "słowa". Wydaje się, że dominujące przekonania dość wiernie odzwierciedlały Zdania strajkujctcych zaóg, sprecyzowane 20 sierpnia 1980 r. przez Międzyzakładowy Komitet Straj- kowy w Gdańsku. Frzebijająca z nich i ze zdecydowanej większości zgłaszanych w latach 1980 - 1981 postulatów wiara, iż likwidacja bezpośredniego wpływu PZPR na zarządzanie gospodarką i usunięcie nieprawidłowości w handlu z ZSRR, przyniosą społeczeństwu niemal natychmiastową poprawę położenia, pozwala stwierdzić utrzymywanie się przekonań o możliwości zaspokojenia tych oczekiwań w ramach gospodarki "uspołecznionej", bez udziału większe- go kapitału prywatnego. Można nawet zaryzykować pogląd o zwiększeniu się wiary w możliwość zbudowania ustroju idealnego, w pełni godzącego dążenia równościowe z zaspokajaniem rosnących potrzeb materialnych. Prezentowano utopię socjalistyczną, tyle tylko że w innym wydaniu - bliską ideologii syndy- kalistycznej.