Marta Węgiel Przypadkowy kadr 2004 Książkę tę dedykuję Joannie Chmielewskiej i Agacie Christie Miała już wychodzić z redakcji, ale jakiś rodzaj niepokoju zatrzymał ją w drzwiach. Przystanęła niepewnie i rozejrzała się. W pokoju panował normalny bałagan, sterty kaset, papierów, kolorowych pism, blankiety umów i cały szereg jeszcze innych rzeczy. Na korkowych tablicach kołysały się, nierówno przypięte, kolorowe zdjęcia z przeróżnych telewizyjnych produkcji. „Flejtuchy” – pomyślała z nagłym rozdrażnieniem. Tak, Jarkowi i Jackowi, kierownikom produkcji ten bałagan absolutnie nie przeszkadzał. Powinna już jechać na zdjęcia. Kasety? Są. Sprzęt razem z ekipą w samochodzie, dzwonili przed chwilą meldując gotowość, więc o co chodzi? Agata potrząsnęła głową, jeszcze raz obrzuciła pokój podejrzliwym spojrzeniem i wyjątkowo dokładnie zamknęła drzwi. Przekręciła klucz. Tak, Jacek powinien zjawić się za moment, pobiegł do przeglądówki. Kiedy znalazła się na korytarzu, nie słyszała dźwięku telefonu. Dzwonił bardzo długo... Trzej mężczyźni jednocześnie odłożyli słuchawki telefonu. Jeden w gabinecie na drugim piętrze, siedząc za biurkiem, zarzuconym papierami i kasetami ze zmontowanymi programami. Drugi w jadącym samochodzie uruchomił głośno mówiący zestaw telefonu komórkowego, przeczekał tylko jeden sygnał łączenia i zrezygnował. Wyjął z uszu słuchawkę. Trzeci w pokoju szefa agencji reklamowej. Wszyscy doskonale znali Agatę... Jacek zamknął drzwi przeglądówki i uginając się trochę pod ciężarem wielu kaset skierował się w stronę redakcyjnego pokoju. Przekręcił klucz i wszedł. Rozejrzał się i pokręcił głową patrząc na biurko Agaty. Oczywiście, zabrała na zdjęcia zupełnie inne kasety niż te, które jej przygotował. Wiadomo, za moment wpadnie i będzie się wściekać, że w tym bałaganie każdy może się pomylić. Jacek był wieloletnim kierownikiem produkcji i funkcjonował zupełnie spokojnie w tonach papierów i kaset, nawet w skrytości ducha wiedział, że w takim bałaganie czuje się najlepiej, znosił awantury Agaty ze stoickim spokojem i tylko czasami pozorował sprzątanie. Tak w ogóle lubili się bardzo, pracowali razem od kilku lat, a dokooptowany ostatnio Jarek błyskawicznie dopasował się do zastanej sytuacji. Wiedzeni męską solidarnością zawarli niepisaną sztamę w obronie swojego bałaganu. Jarek wpadł, jak zawsze, z dużym impetem i szybko ocenił sytuację. Był dużo młodszy, ciągle rozczochrany, w kolorowych bluzach z obcojęzycznymi napisami i luźno opadających dżinsach. Darzył Jacka ogromnym szacunkiem i podporządkowywał mu się niemal we wszystkim. Wiedział, że na razie spełnia obowiązki chłopca na posyłki, ale miał nadzieję już wkrótce zostać poważnym, pełnoprawnym kierownikiem produkcji. Na początku trochę inaczej pojmował swoje obowiązki, jednak z biegiem czasu coraz bardziej polubił funkcję drugiego kierownika. Wolał wprawdzie uczestniczyć w zdjęciach niż wypisywać stosy umów, ale przecież nie można mieć wszystkiego. – No tak, widzę. Czy ona musi być taka rozkojarzona? – zapytał. – Ty lepiej ogarnij tu trochę, wiesz, co za chwilę usłyszysz? – Jacek ułożył już część papierów na biurku. Zabrali się do szybkiej, a nawet gorączkowej akcji sprzątania. Jarkowi wysypały się z rąk już ułożone teczki z dokumentami, Jacek wpychał do szaf wszystkie, leżące luzem kasety, potem z niepewnością popatrzył na stos rozrzuconych scenariuszy. Zadzwonił telefon. – Na pewno nie do mnie – mruknął Jarek, ale sięgnął po słuchawkę. – Nie, nie ma jej, pojechała na zdjęcia. A kto mówi? – zawahał się i popatrzył na Jacka niepewnie. – Wyłączył się bez słowa – dodał. – Kto? – Nie wiem. Ten jakiś. Agata wbiegała właśnie po schodach, przeklinając się w duszy. Niepokój, kretynka, dobre sobie. Spochmurniała. Co się z nią ostatnio dzieje? Cholera, musi wziąć się w garść, w ten sposób pozawala wszystko, bez sensu. Może sytuacja sama się wyjaśni i wreszcie zapanuje spokój. Na korytarzu kręciło się bardzo dużo ludzi, kamerzysta przepychał z widocznym trudem ogromną, studyjną kamerę na kółkach, dźwiękowcy organizowali stanowisko pracy w rogu, scenografowie nosili ostatnie rekwizyty, aktorzy zerkali do scenariuszy i powtarzali teksty swoich ról, wszyscy do siebie pokrzykiwali. Potknęła się o potężny zwój kabli, prowadzących do studia i oprzytomniała. – Do diabła, przecież tu się można zabić! Co to jest? Realizator popatrzył na nią z pobłażaniem. – Agatko, popatrz pod nogi, zaraz zaczynamy nagranie teatru, a gramy w bufecie. Bez kabli raczej się nie da. – A, ten nowy rodzaj „Kobry”, „Randka z nieboszczykiem”, co za tytuł, tfu! – mruknęła Agata. – Przyjemnego zabijania! – Nawzajem – realizator zadowolony z dowcipu zajął się ustawianiem światła. Należało wybrać filtry i nałożyć je na obiektywy kamer, by uzyskać efekt mroku i tajemnicy. Agata popatrzyła za nim z dużą sympatią i przypomniała sobie, po co wróciła. Do licha, jeszcze się spóźni, kto zresztą wpadł na pomysł ogłaszania wyników festiwalu filmowego o dziesiątej rano, przecież wieczór byłby lepszy, no tak, ale z tymi filmowcami nigdy nic nie wiadomo. A może to i lepiej, szybciej się skończy i nie trzeba będzie marnować czasu na pogawędki ze znajomymi reżyserami i aktorami. Dotarła do redakcji. Jacek bez słowa wyciągnął w jej stronę pięć przygotowanych kaset. – Omamy masz? O, jak to ładnie zabrzmiało, przecież ci je przygotowałem, o czym ty myślisz? – W tym bałaganie... – zaczęła Agata i urwała. Pokój chyba nigdy nie był tak wysprzątany jak teraz. Nawet zdjęcia na tablicy wisiały całkiem poprawnie, zniknęły kasety i dokumenty. Jarek uśmiechał się niewinnie, Jacek udawał, że nie rozumie zdumienia Agaty. Nagle zainteresował się własną pracą. Pokiwała głową. – Na złość mi robicie, dobra, nie mam teraz czasu, potem pogadamy. Złapała odpowiednie kasety pod pachę, zarzuciła torbę na ramię i skierowała się do wyjścia. A przy samych drzwiach dodała trochę złośliwie: – A kiedy opróżnialiście popielniczki? Wybiegła. Jacek bezradnie popatrzył na Jarka, a potem obaj skierowali wzrok na stosy niedopałków w popielniczkach. Co za niedopatrzenie! Na drugim piętrze mieści się gabinet dyrektora stacji telewizyjnej. Od stada interesantów oddziela go sekretariat, gdzie czuwają dwie sekretarki, broniące spokoju swojego szefa. Odbierają hałaśliwe telefony i dzielnie starają się nie odrywać oczu od ekranów komputerów. Sławomir chodził po pokoju, usiłując się uspokoić. Jego zwykle przystojna, ogromnie podobająca się kobietom twarz, teraz była ściągnięta i napięta. Machinalnie rozcierał sobie kark i energicznie poruszał głową. Zapalił papierosa, potem przypomniał sobie o zamiarze rzucenia zgubnego nałogu, ręka z papierosem zatrzymała się nad popielniczką, zaciągnął się dość nerwowo i podszedł do okna. Przez dziedziniec biegła Agata z kasetami pod pachą, zniecierpliwiony operator popędzał ją, wychylony z samochodu. Sławomir cofnął się od okna, obserwował parking zza firanki. Potem zgasił papierosa i nachylając się nad intercomem zadysponował: – Pani Kasiu, proszę mnie połączyć z Warszawą. Usiadł za biurkiem i próbował się skupić, przeglądając papiery. Zaraz jednak odsunął je od siebie i zamknął oczy. Nagle wydało mu się, że w gabinecie jest za ciasno, ogromne szafy, ekrany kilku telewizorów z podglądem do studia, oprawione dyplomy na ścianach i szereg monumentalnych nagród za programy. To wnętrze było mu doskonale znane, a jednak teraz poczuł, że musi stąd natychmiast wyjść. Zresztą służbowy samochód już czekał. Zadzwonił telefon. – Warszawa na linii, panie dyrektorze. Tak, to będzie dobra okazja do załatwienia kilku spraw, masa ludzi z branży, sporo gapiów, jest szansa, że w tym ogólnym rozgardiaszu nikt niczego nie zauważy. Szatnia i foyer największego kina w mieście były już pełne. Przybyli gości zdejmowali wierzchnie okrycia i kierowali się w stronę sali bankietowej. Widać było, że większość z nich zna się doskonale. Przystawali więc w większych lub mniejszych grupkach i próbowali wytypować ewentualnych laureatów. Plotkom i spekulacjom nie było końca. O, tam właśnie pojawił się kontrowersyjny reżyser z piękną aktorką u boku, nawet bardzo blisko tego boku zdawała się trzymać. A więc faktycznie są razem, wcale tego nie ukrywają, czyżby wieści o rychłym rozwodzie pana Stańczyka były prawdziwe? Potwierdzał to leniwy uśmiech olśniewającej blondynki i władczy sposób położenia smukłej dłoni na jego ramieniu. Zazdrosne spojrzenia kilku innych pań pobiegły w ich kierunku. Teraz wszedł producent filmowy, zamieszany w głośną ostatnio aferę korupcyjną i, oczywiście, natychmiast stał się atrakcją. Co prawda, nikt nie biegł z wyciągniętymi na powitanie rękami, za to przywarły do niego oczy niemal wszystkim przybyłych. To dopiero byłaby atrakcja, gdyby jego film dostał główną nagrodę! Chwilę później znów słychać było normalny gwar i powrócono do kontynuowania rozmów. A nuż się uda przy okazji ubić jakiś niezły interes! Taka ilość wpływowych ludzi mediów w jednym miejscu nie zdarza się często. Ekipa filmowa Agaty rozkładała sprzęt. Tłum był imponujący, ogłoszenie nagród kolejnego festiwalu filmowego miało nastąpić lada moment, krytycy i twórcy miotali się z nieukrywanym podnieceniem, publiczność okupowała bar, Agata rozglądała się w poszukiwaniu przyszłych rozmówców. Przewodniczący jury, reżyser młodego pokolenia, którego film był faworytem tegorocznego festiwalu, operator najlepszego obrazu... Na razie wszyscy kłębili się dookoła całkiem nieźle zastawionego stołu. Dwaj mężczyźni, starannie unikając patrzenia na siebie zmierzali do najdalszego kąta sali. – Spróbuj tego, rewelacja – Mikołaj postawił kamerę na brzegu stołu i podał talerzyk Agacie. – Wiem, już jadłam, a próbowałeś tego? Smakowanie eksperymentów kulinarnych zajęło im dobrą chwilę, ale już wszyscy zaczęli zmierzać do sali konferencyjnej na ogłoszenie wyników. – Mikołaj, czy ty kręcisz materiały z ukrytej kamery? – Michał, dźwiękowiec, przygotowywał się do podpięcia mikrofonów i z zaciekawieniem oglądał kamerę. – Dlaczego? – Mikołaj odwrócił się wreszcie od stołu. – Przecież ona jest włączona. – Michał pochylił się jeszcze niżej. Wszyscy popatrzyli na sprzęt, faktycznie, czerwone światełko pulsowało rytmicznie. – Cholera, to przez ten tłum – tłumaczył się speszony operator. – Musiałem nacisnąć przez przypadek... – Zamorduję cię potem – zagroziła Agata. – Myślisz, że mamy tyle taśmy, by kręcić nie wiadomo co? – Przepraszam, ale to tylko 5 minut nagrania, wytniesz na montażu – Mikołaj z żalem odstawił talerzyk i pośpiesznie skierował się do drugiej sali, przyciskając do siebie kamerę. Agata roześmiała się życzliwie, uwielbiała swojego operatora, pracowali ze sobą wiele lat i miała do niego nieograniczone zaufanie. Robił genialne zdjęcia. Przekomarzając się, podążyli na ogłoszenie wyników. Dwaj mężczyźni na drugim końcu sali zamienili parę słów i rozstali się w dużym pośpiechu. Zofia uwielbiała przychodzić do redakcji wcześnie rano, nikt jej nie przeszkadzał sprawdzać telegazetę, szpiegle, czyli rozkład programu danego dnia, wejścia reklam i szereg innych rzeczy. Była sekretarzem redakcji, piekielnie odpowiedzialnym i wolała wszystko mieć pod kontrolą. Ale nie tego dnia. Po wyjściu rano z domu na pobliski parking ze zgrozą zobaczyła, że ma typowego „kapcia”, lewe przednie koło opierało się na sflaczałej oponie. Jęknęła w duchu, nie, tylko nie to, ze zmianą koła nie radziła sobie nadzwyczajnie, potem jeszcze trzeba szukać jakiegoś wulkanizacyjnego zakładu... Przypomniała sobie wprawdzie postać ostatniego narzeczonego, ale zaraz potem otrząsnęła się ze wstrętem. I tak by nic nie zrobił, stałby tylko ze zbolałą miną i narzekał. Westchnęła i zawróciła. Sąsiad z pierwszego piętra powinien być jeszcze w domu... Kiedy wreszcie dotarła do telewizji, było dobrze po jedenastej. Poprawiła na nosie okulary, założyła za ucho niesforne pasmo lekko siwiejących włosów. Wrzuciła słodzik do świeżo zaparzonej kawy i wzięła się do roboty. Niestety, spokój tego dnia nie był jej pisany. Rozległo się pukanie do drzwi. – Proszę – powiedziała zrezygnowanym tonem. W progu stanął Sławomir. – Cześć, mogę? – Jasne, chodź, chcesz zobaczyć szpiegiel? – Zofia sięgnęła do papierów. – Nie, nie, potem, zresztą na pewno wszystko jest w porządku – mruknął. Wszedł do pokoju i starannie zamknął drzwi. Zofia przyjrzała mu się uważnie i poczuła się lekko zaniepokojona, zdjęła okulary i popatrzyła pytająco. Znała go od wielu lat i bardzo ceniła, była od niego odrobinę starsza i bardziej doświadczona. Sławomir wykazywał oznaki dużego niepokoju, nie siadał, chodził tylko nerwowo, nie patrząc Zofii w oczy. Krawat miał przekrzywiony, a zwykle przyjaźnie patrzące oczy były pochmurne i zaniepokojone. Wyglądał jak człowiek trawiony ogromnymi wątpliwościami. – Stało się coś? – zapytała. Nie odpowiedział od razu, wyjął z kieszeni paczkę papierosów i rozejrzał się za popielniczką. Wydawało się, że nie usłyszał pytania. – Przecież rzuciłeś palenie... – zdziwiła się Zofia. – A, tak, rzeczywiście – schował papierosy i wreszcie usiadł. – Wiesz, chciałem ci powiedzieć... – urwał nagle. – Co? – ponagliła go, bo znów zapadło milczenie. Sławomir spojrzał na nią jakby obudzony. – No, wiesz... – i szybko dodał. – Chodzi o te plany finansowe... Budżet z Warszawy przyszedł. Zofia popatrzyła mocno zdziwiona. – Przecież rozmawialiśmy o tym wczoraj na kolegium, ustaliliśmy wszystko, zmiany w ramówce i dołożenie reklam, coś się zmieniło? Sławomir wstał z fotela, machnął lekceważąco ręką. Niezbyt mu to wyszło. Sięgnął znowu do kieszeni, machinalnie zapalił papierosa, przesunął ręką po czole i przystawił sobie popielniczkę. – Właściwie nie, tak, masz rację, reklamy, jasne. No nic, to tyle, pokaż ten szpiegiel. Zagłębił się w czytaniu. Zofia patrzyła na niego zaniepokojona. Miała dziwne wrażenie, że nie o tym chciał rozmawiać, ale też wiedziała, że żadne naciski i pytania nic nie dadzą. Musiał sam dojrzeć do rozmowy. Bardzo chciał już wyjść z tej dusznej sali, tłum był wszechogarniający, po ogłoszeniu wyników pole do popisu mieli dziennikarze. Kamery, światło, mikrofony ze znaczkami stacji, trwały nagrania licznych wywiadów z laureatami. Bał się, że spotka kogoś znajomego, potem sobie wytłumaczył, że przecież nikt niczego nie zauważył, a w końcu ma prawo tu być, uczestniczył w przeglądach konkursowych i pewnie kupi do emisji zwycięski film. Niepokoił go tylko widok Agaty, wolałby nie tutaj z nią rozmawiać. Zresztą, właściwie już nie ma o czym mówić... Zaczął przeciskać się do wyjścia, obiecując sobie, że wszelkie interesy załatwi później. W końcu był dyrektorem programu jednej z największych telewizji w kraju i wszyscy marzyli, by to od nich kupował programy. – Janku! Jak się masz, świetnie, że cię spotkałem! Musimy pogadać! Odwrócił się powoli i odetchnął z ulgą. To jeden z tych namolnych niezależnych producentów, zaraz zacznie go męczyć o podpis na kosztorysie jakiegoś nudnego, ale bardzo drogiego programu. Tacy zawsze zawyżają prawdziwe koszty, by coś zarobić na boku. A to kilometrów trzeba było przejechać więcej, a to scenografia taka droga, a to więcej światła należało postawić i tak dalej. – Cześć, dobrze, ale szybko, jestem potem umówiony. Zrezygnowany dał się zaprowadzić na kolejną kawę. Nie zauważył, że właśnie wtedy Agata skończyła wywiad i odprowadziła go długim spojrzeniem. Zobaczyła go niemal od razu, jeszcze przy stole z zakąskami, wyróżniał się wśród innych mężczyzn, przynajmniej dla niej, nienagannie ubrany w szary garnitur i niebieską koszulę, z czarnymi włosami lekko przetykanymi pasmami siwizny, z dwudniowym zarostem i fantastycznie zrośniętymi brwiami. Przypomniała sobie jego charakterystyczny gest pocierania ich w momentach napięcia. Właśnie przed chwilą nieświadomie go powtórzył. Nie chciała się z nim spotkać. Dobrze, że wyszedł. – Odbierzesz Maćka z przedszkola? Jacek podniósł wzrok znad przygotowywanego kosztorysu i wzdrygnął się nerwowo. W progu stała jego żona, Mariola i patrzyła raczej niezbyt życzliwie. Uświadomił sobie, że faktycznie obiecywał dziś rano spełnienie rodzinnych obowiązków, ale wtedy jeszcze nie wiedział, że dokumentacja nowych zdjęć wypada właśnie po południu. Rany boskie, znów będzie awantura. Jacek uważał się za pogodnego, życzliwego człowieka, za takiego mieli go zresztą współpracownicy, nie lubił nerwowych sytuacji, przeważnie się uśmiechał i z wszystkiego żartował. Tylko te ciągłe starcia z żoną sprawiały, że jego przyjemna, budząca zaufanie twarz ciemniała i posępniała. Mariola była dziennikarką i już wcześniej narzekała, że obowiązki kierownika produkcji wydają się być ważniejsze od jej zajęć i nieraz musi się do nich dostosowywać. Teraz też szykowała się do wygłoszenia swoich opinii. Byłaby dość ładną kobietą, gdyby nie, wciąż obecny w okolicy ust, grymas niezadowolenia. Duże brązowe oczy zaczynały miotać pierwsze niepokojące błyski. – Słuchaj – zaczął dość niepewnie. – Właśnie się okazało... Mariola zacisnęła niebezpiecznie usta. – Tak, oczywiście, znalazłeś sobie kolejną wymówkę? A Maciek liczył na wizytę w McDonaldzie, ciekawe, co mu poopowiadasz? – Rany boskie, przestań wytaczać takie armaty! Pójdę z nim jutro, mam dokumentację. – Jacek przestał już liczyć na polubowne załatwienie sprawy. Pod wpływem emocji zacinał się i zająkiwał lekko. – Zawsze coś masz! Pewnie znów program z ukochaną Agatką? Czy ona jest najważniejszą osobą w twoim życiu? – Mariola rozgrzewała się coraz bardziej. Zresztą nigdy nie umiała opanować zazdrości. Choć wiedziała, że telewizyjni plotkarze nieźle sobie z niej żartują, złość i żal kolejny raz okazały się silniejsze. Pobladła. Jacek chciał coś odpowiedzieć, ale właśnie do pokoju wpadł Jarek, szybko ocenił sytuację i wrzasnął: – Jacek, do szefa, natychmiast! Mariola pokiwała głową i wyszła, trzaskając drzwiami. – O rany, dzięki – Jacek chciał wrócić do kosztorysu. – Stary, nie żeń się, to bez sensu. Jarek wyjął mu z ręki papiery. – Gdy patrzę na ciebie, przechodzą mi takie głupie myśli. A ty leć do szefa transportu, nie masz auta na dokumentację. – Cholera! – krzyknął spłoszony Jacek i wyskoczył z pokoju. Zadzwonił telefon. – Agata powinna być za chwilę, panie dyrektorze – powiedział Jarek i dodał. – Ale ona ma komórkę, aha, wyłączona, pewnie jeszcze ma zdjęcia, tak, powtórzę, oczywiście. Odłożył słuchawkę i wrócił do pozostawionego przez Jacka kosztorysu. Przysiągł sobie, że zanim się ożeni, długo będzie analizować charakter narzeczonej. Przecież taka zazdrość może doprowadzić człowieka do zbrodni! Wracali ze zdjęć i „chłopcy”, jak ich nazywała Agata, spoglądali na nią podejrzliwie. Przeważnie nigdy nie milczała po nagraniu, komentowała imprezę, rozmówców, układała plany montażowe, była zadowolona albo nie – ale zawsze robiła to na głos. Nawet czasem mieli dość tej jej żywiołowości. Dziś było zupełnie inaczej. Patrzyła przez okno w ponurym milczeniu, jasne zielone oczy pociemniały, a usta zacisnęły się w wąską linię. Zwykle uśmiechnięta, wdzięcznie piegowata, zabawnie marszczyła nos nawet w tych pseudokłótniach z kierownikami produkcji, z burzą jasnych, niesfornych loków prezentowała ogólnoludzką życzliwość. Chyba sobie nawet specjalnie nie zdawała sprawy z tego, jak działa na mężczyzn, oni natomiast mieli pełną tego świadomość. Mówiąc szczerze, wszyscy trochę się w niej podkochiwali. – Chyba było ok, prawda? – zagaił Mikołaj. – Mhm – przytaknęła, ale widać było, że myślami błądzi gdzieś daleko. Michał popatrzył na Mikołaja, a ten wzruszył bezradnie ramionami. „Idiotka!” – skarciła się w duchu. – „Co cię to właściwie obchodzi?” Przecież miał prawo tam być, więcej, nawet powinien, to w końcu mieści się w zakresie i jego pracy, i zamiłowań. Dlaczego więc tak ją to ruszyło? Dreszcz, który poczuła niewiele miał wspólnego z dawnymi drgnięciami radości, które odczuwała na jego widok. Znów wrócił znajomy niepokój. Nie zawiadomił jej o swoim przyjeździe, nie musiał w końcu, trochę minęło od ich ostatniej pamiętnej rozmowy. Przypomniała sobie wielokrotne oczekiwanie na dworcu, podniecenie i radość na widok jego sylwetki, moment cudownego wtulenia się w te cholerne męskie ramiona, poranki w podmiejskim pensjonacie i szampan do śniadania. Po diabła o tym myśli, było, minęło. Zakochana kretynka o poziomie umysłowym nastolatki! Dorosła baba, matka dziecku, po nieudanym związku małżeńskim, a tu marzenia o idylli, o miłości po grób, nawet pojechać za nim chciała, cha, cha, na dobre i złe! Książę z bajki na białym koniu! Koń był raczej szarawy, a bajka przypominała dreszczowiec. Dość o tym, nie będzie już myśleć na ten temat! Za szybą przesuwały się widoki dobrze jej znanego i ukochanego miasta, ale nie zdawała sobie sprawy z tego, co widzi. Jakby nagle przeniosła się w inne miejsce. Westchnęła. Chłopcy znów obrzucili ją zaniepokojonymi spojrzeniami. Dojeżdżali pod budynek telewizji. – Sławomir cię szukał – Jarek podniósł głowę znad papierów. – Nie wzięłaś komórki? Agata z roztargnieniem sięgnęła do kieszeni. – Zapomniałam włączyć, a czego chciał? – Przecież nie powiedział, zwariowałaś? Ludzie mówią, że to twój najdroższy, więc może chciał ci wyznać miłość? Popukała się wymownie w czoło. – Odbiło ci? Czy tu już wszyscy zwariowali? Ty też? – O rany, żartuję! – przestraszył się Jarek. Machinalnym gestem przesunął dłonią po włosach, czyniąc na głowie jeszcze bardziej niż zwykle rozczochraną strzechę. Zawsze musi się z czymś takim wyrwać, przysiągł sobie, że będzie trzymał gębę na kłódkę. Czemu ona wróciła taka wściekła? Agata usiadła za biurkiem i zaczęła opisywać kasety. – Nie masz poczucia humoru? – zapytał ostrożnie Jarek. – Mam – mruknęła. – Ale na poziomie. Czuła, że zachowuje się idiotycznie, zaraz zaczną coś podejrzewać i o coś wypytywać. W tej redakcji panowały niemal rodzinne układy, właściwie wszystko o sobie nawzajem wiedzieli. Jacek podniósł głowę. – Co cię ugryzło? – zainteresował się. – Przecież on się wygłupia. Agata wzruszyła ramionami. Już się nie odezwała. No, proszę, nerwy jej puszczają z powodu błahych żartów. Choć, czy błahych? Sławomir był jej przyjacielem od wielu lat, od początków jej pracy, uczył ją zawodu jako starszy kolega, pomagał i radził nawet w bardzo osobistych sprawach. Ona jemu też. I nikomu to nie przeszkadzało, no, może początkowo trochę jego żonie, która w końcu przekonała się do przyjaciółki męża. Dopiero teraz, gdy Sławomir został dyrektorem stacji telewizyjnej, wszyscy zwariowali. Patrzą na nią jak na jakąś Messalinę, idioci. Ciekawe, dlaczego właśnie teraz miałaby zostać jego kochanką? No tak, dyrektorowi zawsze należy przypisywać jakiś romans. Właśnie, musi powiedzieć Sławomirowi, że widziała Jana... A może lepiej nie? Oni mają, zdaje się, aktualnie niezbyt dobre układy. O co poszło? Właściwie, nie wiadomo. Sławomir dość niechętnie mruczał coś na ten temat. Porozmawia z nim przy okazji, teraz nie ma nastroju. – Agata, ogłuchłaś, do licha? Mówię do ciebie! Drgnęła, Jacek potrząsnął jej ramieniem. On też robił wrażenie lekko zdenerwowanego, kilka razy przesunął dłonią po włosach, zupełnie machinalnie. Znów lekko się zacinał przy mówieniu. – Jesteś czy cię nie ma? – Co chcesz, pomyśleć nie można w spokoju! – Informuję cię, że jedziemy na dokumentację do stajni, interesuje cię to jeszcze czy nie? Agata zerwała się z krzesła. – Jasne, jedźcie! Pamiętaj, dwa konie i stajenny, łagodne – konie, nie stajenni i na jutro. – Wreszcie znormalniała – mruknął Jacek. – Chodź, Młody, idziemy. Wyszli. Agata oparła głowę na rękach i przymknęła oczy. Co za parszywy dzień! Dosyć, nie będzie dziś przeglądać kaset, choć powinna, zawsze lepiej na świeżo, po nagraniu. Trudno, jutro też jest dzień. Wstała i zaczęła pakować swoje rzeczy. Plan montażu, trzeba sprawdzić, czy wszystko pasuje, no, dograć się już niczego nie da, ale pamiętała, że materiał jest całkiem niezły. Kolejność ujęć i wywiadów, tak, ważna, jutro przyjadą taśmy z fragmentami nagrodzonych filmów, to powinien być dość prosty montaż. Zadzwonił telefon. Długo na niego patrzyła, tak długo, aż umilkł. Andrzej zżymał się w duchu, parkując samochód. Poprawił ciągle zjeżdżające mu z nosa okulary, cholera, trzeba wymienić oprawki, pomyślał. Już w czasie ich małżeństwa miał dosyć tej telewizji, a jeszcze teraz musi się dopasowywać do zajęć Agaty. Ale i tak miał się pouczyć matematyki z Weroniką, jasne, po mamusi odziedziczyła kompletną obojętność wobec rachunkowości, tylko nie wiedział, że jeszcze ma ugotować obiad. Ale jak z nią dyskutować? Wszystko jej się zawaliło, jakiś problem z taśmami, nie, z jakimś nagraniem, wszystko jedno. No i co go to obchodzi? A może jemu też się pokomplikowało? Pokiwał głową sam do siebie. Trzeba było jej tak powiedzieć, a nie dać sobą rozporządzać. W ich małżeństwie właściwie już od samego początku był na straconej pozycji, nawet nigdy nie udała mu się żadna porządna awantura, przy temperamencie Agaty okazywał się nieporadny, trochę przestraszony i nieśmiały. Dopiero po pewnym czasie nauczył się toczyć z nią długie rozmowy, pełne błyskotliwych puent i zaskakujących oświadczeń. Tak, ale tylko w myślach. W końcu musieli się rozejść. Tak naprawdę kochał ją nadal, ale poczuł się niesamowicie zmęczony. Wolał być trochę dalej od jej świata. Andrzej chętnie bywał w ich dawnym mieszkaniu, przepadał za Weroniką, przyznawał sam przed sobą, że teraz już polubił opowieści Agaty o jej pracy, mało tego, czuł satysfakcję, patrząc, z jaką przyjemnością pożera przygotowane przez niego posiłki. Ciekawe, dlaczego kiedyś nie śmieszyły go te historyjki telewizyjne i zawsze miał pretensje o przesolony szpinak. No tak, ale ona nie ma umiarkowania w soleniu, przecież to szkodliwe! Przysiągł sobie, że dziś do obiadu nie da soli i zmarkotniał. Weronika wyrasta na dokładną kopię swojej matki i charakterek jej się wyrabia całkiem akuratny. Też nie da sobie niczego narzucić. Westchnął i zadzwonił do drzwi. Usłyszał szczekanie Kazana, ukochanego wilczura Agaty. Kacper przetarł oczy i poczuł, jak niesamowicie jest zmęczony. Obejrzał potworną ilość projektów reklam, odbył szereg rozmów, niezbyt konstruktywnych, nie załatwił tej najważniejszej sprawy z Warszawą, choć zapowiadało się tak dobrze. Kontrakt na cykl filmów miał prawie w kieszeni, ale okazało się, że decydent wyjechał i znów trzeba czekać. Czekać, a w tym czasie ktoś to może sprzątnąć. O, taki Sławomir z tej cholernej telewizji! Na rynku medialnym panowała niesamowita konkurencja, trzeba było nieźle się nagimnastykować, by przebić inne oferty, każdy chciał mieć wyłączność na robienie określonych programów i o to walczył. To, że różnymi metodami, to już zupełny drobiazg. I jeszcze nie udało mu się złapać Agaty, a mówiła, że ma tylko krótkie zdjęcia, komórka milczy, w pokoju odbiera jakiś ciekawski, co ona sobie myśli? Miał nadzieję, że pójdą na kolację i może przy okazji dowie się czegoś o planach Sławomira. Agata wprawdzie stara się zapominać o pracy w czasie najzupełniej prywatnym, ale może udałoby się coś z niej wyciągnąć. Nie, nie miał wrażenia, że ją wykorzystuje. Przecież są razem, więc jego interesy powinny być ważne i dla niej. I przy okazji, całkiem niezły romans, inteligentna i tak piekielnie seksowna... Tylko jest taką lojalną przyjaciółką Sławomira. Ślepa czy co? Przecież pan dyrektor jest w niej ciężko zakochany, a ona tylko o tej przyjaźni. No, Kacper będzie na razie siedział cicho, obserwował i jak kiedyś nie wytrzyma, to Sławomirowi pokaże! Ale na razie ta jego słabość do Agaty może się nawet przydać. Spróbował jeszcze raz zadzwonić na komórkę Agaty. Wyłączona. W redakcji nikt nie odbiera. Do domu nie próbował, tam zawsze może być jej były mąż, którego głos nie ocieka słodyczą. Może jutro będzie miał więcej szczęścia! Wstał, przeciągnął się, z przyzwyczajenia spojrzał w lustro i poczuł się zadowolony. Wiedział, że jest cholernie przystojny, to głębokie spojrzenie niebieskich, niewinnych oczu, ciemne, gęste włosy, wspaniała postawa, zero nadwagi, tak, było nieźle. Poczuł się podniesiony na duchu. Jeszcze chwilę popracuje i wreszcie pojedzie do domu. Sekretariat programowy oficjalnie działał do godziny 16, ale tylko oficjalnie. Zofia spojrzała na zegarek i niemal się przeraziła, dochodziła szósta, no tak, a chciała iść do fryzjera. Trzeba będzie zadzwonić i przeprosić panią Dorotkę. Wyjść stąd, tam gdzieś jest normalny świat, kobiety chodzą do kosmetyczki albo do krawcowej, albo na kolację. Poweselała. Wróci do domu i może wreszcie uporządkuje kolekcję znaczków, nakarmi kota, co za szczęście, że Berta nie musi chodzić na spacery. I już całkiem zapomni o tym felernym kole. Tak, sąsiad jest jednak niezawodny. Mruknęła do siebie z zadowoleniem i poprawiła włosy. Nie ma to jak prawdziwy mężczyzna! Była przystojną, zadbaną kobietą, jej wygląd świetnie ukrywał wiek, zbliżony do średniego i wizja ewentualnych podbojów erotycznych zdecydowanie nastroiła ją pozytywnie. Odniosła filiżanki po kawie do łazienki, by je umyć. Przypomniał jej się Sławomir i zatrzymała się. Pewnie jeszcze jest, zawsze wychodził wieczorami, ale nie czuła się na siłach do następnej rozmowy. Coś go gryzie, to pewne. Ma jakieś kłopoty? Ale jakie? Pieniądze na programy przyszły, co prawda, mogłoby ich być więcej, jeden z dziennikarzy dostał nagrodę za program, wszystko jakoś się kręci, więc... O co chodzi? Pokręciła głową w zamyśleniu i wróciła do pokoju. Obrzuciła biurko uważnym spojrzeniem i skierowała się do drzwi. I wtedy ktoś zapukał. Na progu stanęła Agata. – Wychodzisz? Chciałam pogadać... Zofia obrzuciła ją krótkim spojrzeniem i odłożyła torebkę. – Chyba zaparzę kawę, siadaj. Odebrał klucz z recepcji, niechętnym wzrokiem obrzucił zatłoczoną hotelową restaurację i wszedł na schody. Nie czuł głodu, może tylko pragnienie, ale w hotelach istnieją dobrze zaopatrzone barki. Miał ochotę na piwo. Ulubiony napój Agaty, zawsze wieczorem... Cholera, była tam, ciekawe, czy go widziała? Trochę mu zeszło z tym nudziarzem, podpisał mu nawet kosztorys. Zauważył, że kiedy jej ekipa pakowała się do samochodu, ona rozmawiała z przewodniczącym jury, potem rozejrzała się, jakby kogoś szukając. Wyszczuplała i dalej była bardzo ładna. Kretyńskie sentymenty, po co o tym myśli? Odczuł palący wstyd, znów przypłynęło wspomnienie jej szeroko otwartych, pełnych niedowierzania oczu. Idealistka, do diabła! A czego się spodziewała? Że mają po dwadzieścia lat i zamieszkają na bezludnej wyspie? Świat miał się skończyć? A jednak... No tak, wzruszała go. Te niesamowite, jakby kradzione chwile z innego życia... Nie oszukiwał jej, nie, może po prostu nie chciał od razu wszystkiego powiedzieć. Nie był zakochany, na pewno nie, takie głupoty ma już za sobą, było mu z nią dobrze, przez ten czas, tylko potem... Otworzył piwo, zimne i bardzo dobre. Ciekawe, co ona teraz robi? Spotyka się z kimś? Robi dziecku kolację? Montuje? Gada z tym okropnym Sławomirem? Nie przyjechał tutaj dla niej, ma do załatwienia bardzo trudną sprawę, wiele od tego zależy, jutro jeszcze spotkanie, a potem powrót do swojego życia. Pokój hotelowy nie nastrajał do ciepłych odczuć, ascetyczny, w kolorze chłodnego błękitu z całkiem niezłymi, czarno-białymi fotografiami jakiegoś zdolnego artysty. Na jednej z nich zauważył ulubiony zaułek Agaty. Wpatrywał się w niego dobrą chwilę. Potarł ze zniecierpliwieniem brwi, to był gest, świadczący o dużym napięciu, widząc go, wielu współpracowników drętwiało ze strachu. Jego twarz odznaczała się ogólną nerwowością, rzucał przeważnie krótkie, ukośne spojrzenia, bardzo analityczne. Oczy i tak ciemne, robiły się wtedy niemal stalowe, lekko drżała prawa powieka. Wytwarzał wokół siebie mur nie do przeskoczenia. Tylko Agata nic sobie z tego nie robiła. Śmiejąc się lekko, dotykała delikatnie palcami jego czoła i wtedy się odprężał, zamykał oczy, by poczuć na powiekach dotyk jej ust. Wyprostował się, aby odgonić natrętne wspomnienia. Wyjął z kieszeni komórkę, sprawdził wiadomości, oddzwonił do Warszawy, zawahał się... Powoli wystukał numer telefonu, który znał na pamięć. Odebrała po pierwszym sygnale, przechodząc przez telewizyjny parking. – Słucham... Tak, Sławku, jestem jeszcze, ale już wychodzę, Andrzej jest z Weroniką i chyba mnie zabije za dziesięć minut. A co się stało? Nie mogę, obiecałam, że zaraz będę. Czy to nie może poczekać do jutra? Tak, zajrzę do ciebie świtem bladym, około dziewiątej. Ja też cię całuję, pa. Schowała telefon i z wyrzutami sumienia wsiadła do samochodu. Trochę niewyraźnie go słyszała, wydawał się wzburzony, no tak, ale on zawsze reaguje dość emocjonalnie, taki ma charakter. Nie czuła się już na siłach na rozmowę, nawet ze Sławomirem, tym bardziej, że na pewno powiedziałaby coś o Janie, a to był drażliwy temat. Sławomir zawsze uważał Jana za bardzo nieodpowiedniego dla Agaty, choć nigdy nie padły żadne oskarżenia. No, ale za Kacprem też nie przepadał. Agata zadumała się przez chwilę. Może i jest coś dziwnego w tym stosunku Sławomira do niej? Właśnie, Kacper! Zupełnie zapomniała o kolacji, długo nie włączała komórki, no tak, będzie się wściekał. Trudno. Z ulgą zauważyła, że dojechała do domu. Jak dobrze, że jest tu tyle drzew i krzewów, jak w prawdziwym parku. Kazan to lubi, myszkuje z nosem przy ziemi i odkrywa nowe zapachy. Głęboko wciągnęła w nozdrza przyjemny aromat. Jacek wracał do domu w bojowym nastroju. Nie da sobą pomiatać i robić z siebie idiotę na oczach ludzi! Co ona sobie myśli! Gdyby się z nią nie ożenił, zostałaby starą panną, na pewno! Panienka po trzydziestce! Stąd ten zgorzkniały charakter i ciągłe pretensje! Mimo wszystko jednak ją kochał, urodziła mu upragnionego syna i chwilami była bardzo miła. No tak, chwilami. Ogólnie rzecz biorąc, życie z nią nie przypominało przedsionka raju i znów, na myśl o tym, poczuł narastający gniew. Musiał odreagować! Może i jest słabego charakteru, ale w tej sytuacji? Wyżalił się Jarkowi na wódce, nie pojechali na dokumentację, Jarek wprawdzie usilnie go ciągnął, ale żal do świata, głównie do żony, przesłonił Jackowi obowiązki służbowe. Nawet nie pamiętał, kiedy i gdzie rozstał się z Jarkiem. Jakoś dużo było tej wódki, łzawo opowiadał dość intymne szczegóły ze swojego małżeńskiego pożycia, chyba się nawet rozpłakał... No proszę, do czego ona go doprowadza! W głębi duszy czuł odrobinę niepewności, jak wytłumaczy Agacie swoje zaniedbanie obowiązków, ale postanowił martwić się tym jutro. Wkroczył do domu. Mariola stała w progu kuchni. – „Gdyby trzymała miotłę...” – pomyślał w pierwszym odruchu. – „Wyglądałaby jak czarownica.” Znów niepokojąco zaciskała usta. – Pięknie, tak wygląda twoja dokumentacja? – zaczęła Mariola. – Ty alkoholiku! – Daj mi spokój, przez ciebie piję – niepewnie odpowiedział Jacek. Gdzieś ulotnił się jego waleczny nastrój. – A może to niespełnione uczucie do Agatki? – złośliwie zapytała Mariola. – Zresztą, kto wie? Może spełnione? – dodała. Miała na sobie zjadliwie różowy szlafrok, co go jeszcze bardziej osłabiło, rozczochrane włosy i chyba nawet nos jej się świecił. Usiłował podążyć do łazienki, ale żona stała w przejściu, więc zrezygnował i usiadł na podłodze w przedpokoju. – Daj mi spokój, zołzo – poprosił żałośnie. – Ty niczego nie rozumiesz. – Rozumiem, rozumiem, a z tą twoją gwiazdą to ja się jeszcze policzę – zagroziła Mariola. Wróciła do pokoju, zostawiając siedzącego na podłodze męża, który miał niepewne podejrzenia, że awantura, którą niby zrobił, niezbyt mu się udała. A tu jeszcze trzeba wykonać tyle trudnych czynności, na przykład dojść do łóżka. Wiedział, że będzie musiał spać na kanapie w salonie. Nie pierwszy raz. Westchnął i skupił wysiłki na tym, by się podnieść. Poranki na portierni telewizyjnej nie obfitują w szereg ciekawych wydarzeń. Dość leniwie pojawiają się dziennikarze informacyjni, którzy pakują ekipy do samochodów i wyruszają na poszukiwanie ciekawych wydarzeń. Przeważnie wracają z niczym, taką sobie papką informacyjną, bo na faktycznie mrożące krew w żyłach historie często udaje im się spóźniać. Teraz też ruszali w miasto, udając prawdziwych łowców sensacji. Jedyną atrakcję zapowiadały przedłużające się zdjęcia do teatru telewizji, kryminału, przypominającego legendarną „Kobrę”. Aktorzy wyłaniali się z charakteryzatorni w odpowiednich kostiumach, sporo osób było w policyjnych mundurach. Sensację budził aktor z dużą ilością czerwonej farby na głowie, imitującej ranę zadaną ostrym narzędziem. Na razie pił kawę, jakby fakt, że za chwilę wyniosą go na noszach w charakterze zwłok, nie robił na nim wrażenia. Dopadła go charakteryzatorka, prosząc, by nie czynił szczególnie ekspresyjnych gestów, bo farba, której użyli, nie należy do najlepszych. – Głupie oszczędności – mruknął poirytowany. – Już i tak parę kropel wleciało mi do filiżanki. Cała ekipa miotała się po studiu, usiłując przygotować scenę odkrycia morderstwa. – Co ty tu robisz? – warczał przez zęby reżyser do scenografa. – Po co mu podkładasz pod łeb te papiery? Na gołej podłodze będzie się lepiej kadrowało! I to jeszcze kolorowe gazety? Zwariowałeś? – Mówiłeś, że ma być interesująco – bronił się wystraszony scenograf. – Patrz, tu są nawet gołe baby. – Zabierz sobie do domu! Pusta podłoga i to jeszcze brudna! Z filozoficznym spokojem aktor grający trupa położył się w końcu w wyznaczonym miejscu. – Błagam, tylko mało dubli – poprosił. – Nie będę tak leżał godzinami. Jola siedziała na portierni, czekając na Agatę lub Jacka, wściekła na siebie, że nie zdążyła wczoraj przygotować dokumentacji. Wtedy Agata nie zauważyłaby, że się spóźniła ze wszystkim i jakoś by to uszło. Współpracowała z telewizją od dwóch lat i wciąż nie mogła się przyzwyczaić do morderczego tempa, które tu obowiązywało. Jola odznaczała się pracowitością, tylko ten czas tak strasznie szybko płynął i zupełnie się nie orientowała, że siedziała w wannie trzy godziny, że zapiekanka dochodziła w ślamazarnym tempie i że na robotę zostawało tak mało czasu. Jola była śliczną małą kobietką, trochę zagubioną w otaczającej ją rzeczywistości, z kompletnym pechem do mężczyzn. Nie rozumieli jej zupełnie. To co, że pomyliła dni i poszła na randkę zupełnie z kimś innym i to w innym miejscu? Każdy może się pomylić! A tak, obrazili się obydwaj, doszło do awantury, jeszcze jej kazali wybierać spomiędzy siebie. Głupota, Jola przestraszyła się, nikogo nie wybrała i uciekła z miejsca konfrontacji. No i, oczywiście, zapomniała o taśmach Agaty, ale kto by pamiętał w takich okolicznościach? Potrząsnęła czarną fryzurką i zmrużyła oczy ze znużeniem. Nawet nie zostawili klucza na portierni. Za karę czy co? Agata ją pewnie udusi, a Jacek okaże milczącą dezaprobatę. Nie wiedziała, że klucz spoczywa w kieszeni Jacka, który zresztą nie ma o tym zielonego pojęcia. Ale gdzie jest zapasowy? Portier rozłożył bezradnie ręce, klucz nie wrócił, ani jeden, ani drugi. Jola nie miała wyjścia, musiała czekać. Przyglądała się więc przygotowaniom do nagrania kolejnego ujęcia telewizyjnego teatru. Agata spostrzegła swojego kierownika produkcji, gdy bardzo wolnym krokiem kierował się w stronę budynku telewizji. Wydawało jej się, że nawet czasem gestykuluje i komuś wygraża. „Niezbyt mu się spieszy” – pomyślała i zatrzymała samochód. – Wsiadaj sieroto, co się tak wleczesz? – zapytała życzliwie. Jacek wolałby jej nie spotkać tak od razu. Może potem przemyciłby informację, że nie był na dokumentacji, może Jarek pomógłby wytłumaczyć, a teraz przepadło. I głowa tak bardzo boli, dlaczego, przecież nie wypił dużo? To na pewno nerwy, bo co by innego? Jęknął, wsiadając do samochodu i odruchowo chwycił się za czoło. – Co ci jest? – Agata przyjrzała mu się dokładnie i od razu zauważyła bladą twarz i podkrążone oczy. – O, chyba główka boli, co? Coś ty wczoraj wyczyniał i gdzie? W stajni? Jacek skrzywił się i znów jęknął. – Kłopoty rodzinne jak zawsze, słuchaj, nie dałem rady być w tej stadninie, jak już poszło, to poszło – odparł, nie patrząc jej w oczy. Oczekiwał pretensji czy nawet drobnej awantury. Agata natomiast pokiwała z roztargnieniem głową. – To zadzwoń tam, przeproś i umów się na kolejny termin – powiedziała i dodała. – Ale może najpierw udaj się do bufetu na mocną kawę. Jacek popatrzył na nią z niedowierzaniem, ale zaraz kiwnął głową tak energicznie, że znów chwycił się za czoło z potężnym jękiem. Jak to dobrze, że się zatrzymała, musiałby jeszcze przebyć okropnie długą trasę i to po takim wyboistym chodniku. Co to za trakty dla pieszych robią w tym kraju? – No, wreszcie jesteście, ileż można czekać? Jola zerwała się z fotela na portierni, udając zniecierpliwienie. Potrząsała kruczoczarnymi włosami i gestykulowała nerwowo. Agata spojrzała na nią ze zdziwieniem. Mgliście przypomniała sobie, że chyba Jola miała być wczoraj i przynieść opracowany materiał filmowy. Spisywała treść nagranych wywiadów. – Dlaczego nie weszłaś do pokoju? Przyniosłaś ścieżkę dźwiękową? – zapytała. – Myślałam, że będziesz wczoraj... Jola zaczęła mówić bardzo szybko. – Nie ma klucza, ktoś z was zabrał, jeszcze nie skończyłam tego spisywania, dlatego przyleciałam świtem, no, ale od godziny tak tu siedzę i czekam. – Potrzebuję to na dziś, przecież wiedziałaś, nie? Jak to nie ma klucza? Jacek, zobacz, może masz go przy sobie? Jacek zrobił oburzoną minę, ale niezbyt przekonującą. Sięgnął do kieszeni i bardzo zdziwiony wyciągnął klucz od redakcji. – Cholera, faktycznie, nie wiem, jak to się stało, ale przecież powinien być zapasowy? – Nie ma – z triumfem oznajmiła Jola i wyjęła klucz z ręki Jacka. – Chodźmy wreszcie. – Idź sama, ja muszę tego delikwenta napoić kawą, popatrz, jak on wygląda! Agata popchnęła Jacka w stronę bufetu. – Zaraz przyjdziemy, a ty leć do pokoju – dodała. Jola, zadowolona, że do sprawy ścieżki dźwiękowej na razie nie wracają, pobiegła na pierwsze piętro. Na korytarzu natknęła się na nagranie teatru, musiała przeczekać kolejne ujęcie, ktoś się tam na kogoś czaił z łomem w dłoni i trzeba było nakręcić aż pięć dubli. Właściwie nie widziała specjalnych różnic w geście walenia po głowie, ale z dużym zrozumieniem obejrzała kolejne wersje. Pomyślała tylko, że zaangażowali bardzo wytrzymałego aktora. Zawsze trochę po tej głowie obrywał. W końcu dotarła do drzwi i przekręciła klucz. W pokoju panował trochę większy bałagan niż zwykle, ale to jej nie zdziwiło. Pewnie znów Jacek i Jarek pracowali w totalnym amoku. Podniosła przewrócone krzesło i podeszła do biurka Agaty. Skamieniała. No nie, kretyńskich żartów im się zachciało! Nawaliła, to prawda, ale robić takie numery? Nic dziwnego, że wysłali ją tu pierwszą! Myśleli, że narobi wrzasku, czy co? Pewnie czają się pod drzwiami i czekają na jej reakcję! O, nie, nie da się zrobić w konia, ciekawe, skąd wyciągnęli ten rekwizyt, pewnie z teatru. Nawet podobny do tego, którego przed chwilą oglądała, może bardziej schludny. Wyszła z pokoju i rozejrzała się podejrzliwie. Tamtą scenę szczęśliwie skończyli, teraz miała przyjechać policja, znów kręciło się po korytarzu wielu statystów w mundurach. Technicy przepinali kable, przenosili plan do studia. Przeszła powoli do bufetu. Agata siedziała przy stoliku z Jackiem, kończyli kawę. Jackowi zaczęły już wracać normalne kolory twarzy. – Idiotyczne żarty, długo nad tym myśleliście? Jola usiadła przy stoliku i z pozornym spokojem zapaliła papierosa. Nie chciała dać poznać po sobie wrażenia potężnego szoku. Patrzyli na nią ze znakiem zapytania w oczach. – Zwariowałaś, o co ci chodzi? Co wyście tam zostawili w pokoju? – Agata zwróciła się do Jacka. Nie musiał odpowiadać, takie zdumienie malowało się w jego oczach, pokręcił głową. – Wcale się nie dałam nabrać, kiepska podróba – oznajmiła Jola i dopiła resztę kawy z filiżanki Agaty. – O czym ty gadasz? Jaka podróba? Czego? – Agata pomyślała, że to rozwichrowanie Joli może w końcu stać się przeszkodą w ich współpracy. To byłaby duża szkoda, Jola, mimo wszystko, była niesamowicie rzetelna i dokładna. – Trupa! – z triumfem oznajmiła Jola. Agata z Jackiem popatrzyli na siebie. Chyba przyszły im na myśl podobne refleksje. – Tu już wszyscy powoli dostają kota... – mruknęła Agata. I nie spiesząc się, wyszli z bufetu. Tylko Jola, podążając za nimi strasznie się głowiła, po co oni to zrobili. Telefony nie odpowiadały. Zniecierpliwiony Kacper odłożył słuchawkę. Co się dzieje? Ani ten z Warszawy, ani Sławomir... Wyłączone komórki, nie chciał dzwonić do sekretariatu, pewnie lepiej nie ujawniać ich ostatnio ożywionych kontaktów. Nienawidził takiej bezradności, tu chodziło o wielkie pieniądze! Kiedy odezwał się dzwonek telefonu, niecierpliwie czekał na informacje od sekretarki. – Panie prezesie, dzwoni pańska była żona – usłyszał. Czy coś sprzysięgło się przeciwko niemu? Anita i kolejne pretensje, rosnące alimenty, niezbyt częste kontakty z synem i na pewno jakieś złośliwości pod adresem Agaty. Odebrał. Od razu odsunął od ucha słuchawkę telefonu. Wibrujący, ostry głos działał mu na nerwy. – Dobrze, wiem, pamiętam, jutro zabiorę go do kina, zwariowałaś, ile? Przecież dwa tygodnie temu dałem ci dwa tysiące. Jakie straty moralne? Odczep się od niej, dobrze? Czy ja się czepiam twojego życia? Nie, nie sądzę, żebym ci to życie zmarnował. Przestań, dobrze, przyjdę jutro, to porozmawiamy. Tak, ona mi pozwoli, daruj sobie te złośliwości, na razie. Wstał od biurka. Jad w głosie Anity był zabójczy, odechciało mu się pracy, interesów i robienia pieniędzy. Czy ona tak musi? Co się stało z jego żoną, kiedy przekształciła się z wpatrzonej w niego i wielbiącej go kobiety w syczącą nienawiścią wiedźmę? No, może faktycznie dość dużo miał tych tzw. skoków w bok, ale przecież wcale nie chciał jej zostawić. Gotowała, dbała o dom i dziecko, zawsze była na jego rozkazy. A tu nagle zażądała separacji, mówiąc, że ma go dosyć. Może i lepiej, odpoczną od siebie przez jakiś czas, Kacper odzyska trochę spokoju i bez specjalnych przeszkód będzie mógł kontynuować romans z Agatą... Teraz jednak musi wyjść, bo zwariuje. Weszli do pokoju redakcyjnego, w progu dogonił ich spóźniony Jarek, który rozejrzał się z ogromnym zdziwieniem. Przecież wczoraj wysprzątali biurka i półki, więc co to? Trąba powietrzna przeszła przez redakcję publicystyki? – Co się tu...? – zaczął, ale nie skończył. Agata podeszła powoli do własnego biurka i zastygła ze wzrokiem utkwionym w coś, co spod niego wystawało. Były to nogi, niewątpliwie męskie, bo w szarych skarpetach i obute w bardzo dobre mokasyny, doskonale jej znane. Nogi, takie zupełnie nieruchome, mogły przywodzić na myśl teatralny rekwizyt, stąd pierwsze skojarzenie Joli. – Nie dotykaj niczego – Jacek oprzytomniał natychmiast i pochylił się pod biurko. – Cholera, to żywy trup – jęknął, znów się zacinając. – Żywy? – poderwał się Jarek. – Tak się mówi, prawdziwy, nie manekin, kto to jest? – Sławomir – jęknęła Agata. – Skąd wiesz, przecież jest zasypany papierami? – zainteresowała się Jola. Zaczęła się już orientować, że to nie jest żart. – Kupowałam z nim te buty... – Trzeba chyba zadzwonić na policję, nie? – Jarek wyciągnął rękę w stronę aparatu telefonicznego, ale Jacek go zatrzymał. – Zostaw, nie stąd, lecę do sekretariatu, zostańcie tu i nie ruszajcie się – wybiegł z pokoju. – Nie wytrzymam na jednej nodze – poskarżyła się Jola i zamilkła, gdy poczuła na sobie wzrok Agaty. Nie chcieli wpatrywać się w leżące ciało, więc z dużym zdziwieniem rejestrowali wzrokiem stan pokoju. Wszystko, co wczoraj tak pracowicie ułożyli kierownicy produkcji, walało się po podłodze – i kasety i papiery, korkowa tablica leżała pod ścianą, odarta ze zdjęć. – Czy on się tu z kimś bił? – Jarek zadał to pytanie bardziej sobie, bo Sławomir nie mógł mu już niczego wyjaśnić. Agata wzruszyła bezradnie ramionami. Jola powoli uświadamiała sobie, co się stało i że to na pewno nie jest kolejne ujęcie nagrywanego teatru. – Ale dlaczego? – zapytała cichutko. Spojrzeli na nią. Faktycznie, dlaczego? I właśnie tutaj? Co to wszystko ma znaczyć? A może zasłabł i zmarł? Zadzwoniła komórka, od dawna dźwięk telefonu nie spowodował takiego poruszenia. – Odbierz – powiedziała Jola. – Przecież to twoja. Agata niemrawo wygrzebała słuchawkę. – Tak? – wszyscy nasłuchiwali z niepokojem. – Nie mogę rozmawiać, mamy tu trupa. W pokoju, nie robię sobie głupich dowcipów. Sławomir, nie wiem, czy zasłabł, może zasłabł, faktycznie, słuchajcie... – urwała, gdy Jarek postukał się w czoło. – Nie, chyba dawno leży. Jak sprawdzić, przecież nie wolno dotykać, puls? Sprawdzę puls, poczekaj. Pochyliła się i pomacała dłoń Sławomira, zamykając oczy, potem się otrząsnęła. – Zimny, bardzo. Dobrze, zadzwonię potem, nie, nie przyjeżdżaj... Urwała, popatrzyła na telefon i włożyła go do kieszeni. – Chciał ze mną wczoraj koniecznie rozmawiać – powiedziała. – Kto? – zapytał Jarek. – I co? – zainteresowała się Jola. – Sławomir. Umówiłam się na dziś. – Dziś ci chyba nic nie powie – zadumał się Jarek. – Jadą, cholera, mamy poczekać – wpadł Jacek. – Agata, byłaś tu wczoraj, widziałaś się z nim? – Właśnie nie, poszłam do Zofii, a potem do domu. – To jak on tu wszedł? Klucz? Popatrzyli na siebie. Wyszli na korytarz, lepiej było poczekać na ekipę policyjną i lekarza za drzwiami pokoju. Palili w milczeniu papierosy. Agata próbowała otrząsnąć się z ogromnego szoku, niedowierzanie, rozpacz, apatia, to wszystko kłębiło się w niej na przemian. Jola popłakiwała cichutko, a kierownicy produkcji bezmyślnie obserwowali kolejne próby teatru telewizji. Pracownicy telewizji byli już zmęczeni zamieszaniem, które miało miejsce na korytarzach, w bufecie i pokojach redakcyjnych. Teatr, dobrze, ale przecież prawie się nie da przejść, a co dopiero mówić o normalnej pracy? Przecież trzeba realizować inne programy i wypełniać codzienną ramówkę, czyli stały dzienny program. W korytarzu zaroiło się od policjantów, pojawili się też sanitariusze, nie dość na tym, jednocześnie wyniesiono nosze z ciałem w worku – i ze studia i z pokoju Agaty. Obie ekipy zmierzyły się nieufnymi spojrzeniami. – Zwariowałaś? – realizator patrzył w swój plan zdjęć. – Przecież teraz jest studio, zabieraj to z powrotem, poza tym, co to jest, nie zgłaszałaś dzisiaj żadnego nagrania? Agata popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem. Miał do niej o coś pretensje, o co chodzi? Przecież niczego nie zawaliła! Odruchowo odpowiedziała. – Nie zgłaszałam? Może zapomniałam... – nagle oprzytomniała. – Idiota, co ty do mnie gadasz, mój jest prawdziwy! Na twarzy realizatora odbił się wyraz niesmaku. – No wiesz, a mój co? Sztuczny? Przecież nie kukła, tylko Wacek, a twój kto? – Sławomir... Rany boskie, powiedzcie mu coś, bo zwariuję! Odskoczyła na bok. Wszyscy słuchali tej wymiany zdań w zupełnym oszołomieniu. Policjant w cywilu zorientował się w sytuacji. – Proszę stąd odejść i nie przeszkadzać! – zawołał. Pracownicy telewizji z dużą nieufnością odsunęli się na boki, księgowa zaś powiedziała do swojego zastępcy: – Zawsze twierdziłam, że to jest miejsce pracy o dużym stopniu szkodliwości! – Napij się koniaku, to ci dobrze zrobi. Zofia podała Agacie solidnie napełnioną złotawym płynem szklaneczkę. Nie pamiętając, że nie znosi koniaku, zdecydowanym ruchem przechyliła naczynie i gorzki płyn zapiekł ją w gardle. – Tfu, przecież mam samochód! – odstawiła szklankę na stolik. – I będziesz go miała, tylko, że dziś zostanie na parkingu – Zofia nalała jeszcze raz, choć już mniejszą porcję. – Ktoś cię odwiezie. – Ciekawe, kiedy? Na razie mam czekać, tylko na co? Agata sięgnęła po papierosa i połknęła następną porcję koniaku. Siedziały w pokoju Zofii. Policja nakazała pracownikom pozostanie w budynku telewizji, oszołomiona Agata schroniła się więc pod skrzydła starszej koleżanki. Zofia wykazywała pewne oznaki opanowania, choć lekko drżały jej dłonie przy nalewaniu trunku. – Więcej ci nie dam, bo będziesz zeznawać – zdecydowanym ruchem odstawiła butelkę. – Wcale nie chcę więcej. O czym ja mam zeznawać, przecież mnie tam nie było wieczorem, byłam u ciebie, on dzwonił, ale pojechałam do domu. – Ale tylko ty o tym wiesz. – I ty. – Ja tylko wiem, kiedy ode mnie wyszłaś. Nie wiem, kiedy odjechałaś, bo zatrzymali mnie jeszcze w emisji, potem już nie było twojego samochodu, ale mnie tam trochę zeszło. Agata popatrzyła na Zofię z przerażeniem. Zbladła jeszcze bardziej. – Wygłupiasz się? – zapytała niepewnie. – Nie, tylko oni będą chcieli znać fakty, nie widziałam, jak odjeżdżałaś, przecież wiem, że jesteś w porządku, ale wygląda to nieciekawie. On miał wrogów? Popatrzyły na siebie i każda pomyślała coś, czego nie wyraziła słowami. Agata pierwsza przerwała milczenie. – Zosiu, błagam cię, zrób coś dla mnie! Zapłacił rachunek, spakował się i wyjechał z parkingu. Czuł się bardzo zmęczony, ta noc nie była dobra, prawie nie zmrużył oczu, te nerwowe rozmowy, konieczność podejmowania natychmiastowych decyzji, nie, on tak nie może pracować! A co sobie myślał Sławomir, że on rozdaje karty? Stawia warunki? W imię czego, do licha! I jeszcze idiotyczne podteksty na temat Agaty, jakim prawem? Bolała go głowa, słońce świeciło niemiłosiernie, zamarzył o kolejnej kawie. Była kiedyś taka fajna kafejka obok telewizji, często tam odwoził Agatę, dawali świetne espresso... Co się z nim dzieje, ciągle ta Agata i Agata, musi już stąd wyjechać i się uspokoić. Ale kawy się napije. Podjeżdżał pod kawiarnię i nagle zauważył parę aut policyjnych, zajeżdżających na parking telewizji. Nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, co czyni, ruszył za nimi. Zatrzymał samochód w samym rogu parkingu, pod drzewem, tam, gdzie zawsze. Jakie zawsze, idioto, o czym ty myślisz? Obserwował. Kiedy podjechała karetka pogotowia i władowano do niej coś, co nie budziło żadnej wątpliwości, odjechał, modląc się w duchu, by nikt go nie zatrzymał. Już na szosie wyjazdowej do Warszawy uświadomił sobie, że ma bardzo spocone dłonie. – Tak, to ja, słucham panią... Proszę, nie rozumiem, o czym pani mówi? To jakieś żarty? A gdzie ona jest? Jakie morderstwo? Kto? Sławomir? Pani Zofio, niech jej pani powtórzy, że ja mam dosyć wygłupów! Tak, Weronika jest ze mną, wracamy ze szkoły, oczywiście, zabieram ją do domu i niech pani powtórzy mojej byłej żonie, że ma dziwne poczucie humoru! Andrzej ze złością odłożył telefon. – Zapnij pasy – powiedział do Weroniki. Siedzieli w samochodzie. Andrzej podjechał pod szkołę z przyzwyczajenia, wiedział, że Agata raczej na to nie wpadnie, ale po co te idiotyczne tłumaczenia przez trzecią osobę? Co za bzdura z jakimś morderstwem? Poczuł nagły niepokój. A jeśli...? Nie, co za idiotyzm, Agata prezentuje wisielcze poczucie humoru. – Kto to był? – zapytała zaciekawiona nastolatka. – Mama? – Twoja mama znów ma oryginalne pomysły! Teraz jakiś kryminalny kabaret. – No co ty, to fajnie! Jedźmy tam, będę miała temat na wypracowanie! – Najpierw powtórzymy trygonometrię. A ja i tak potem z nią porozmawiam! Weronika popatrzyła na niego dobrotliwie. Lubiła patrzeć, jak to jest, gdy „on z nią rozmawia”. Nie miała pretensji do rodziców za ich rozwód, szybko się zorientowała, że wcale nie straciła ojca, poświęcał jej nawet więcej czasu, a skończyły się te głupie awantury i pretensje o mamy pracę. Co to za opowieści o morderstwie? Pewnie chodzi o nagranie teatru telewizji. Weronika wyrastała na bardzo ładną młodą kobietkę, szalenie podobną do Agaty, a charakter kształtował jej się w dużej mierze jako połączenie szaleństwa matki z racjonalizmem ojca. Z wrodzonym optymizmem pomyślała, że zaskoczy swoich znajomych opowieściami o morderstwie w telewizji. Ale jej będą zazdrościć dostępu do takich informacji! No, ale teraz czas pomyśleć o tej głupiej matematyce. Bufet pełen był zdezorientowanych pracowników telewizji, obsiedli niemal wszystkie stoliki i przyciszonymi głosami komentowali ostatnie wydarzenia. Jacek siedział z Jarkiem i Jolą, próbowali ją nieco uspokoić, bo Jola wpadła w histerię, drżała, a oczy miała pełne łez. Agata opuściła ich z widoczną niechęcią, gdy w progu bufetu pojawił się Kacper. Wcale nie chciała teraz z nim rozmawiać, ale już nie mogła udawać, że go nie zauważa. Usiedli przy sąsiednim stoliku. – Prosiłam, żebyś tu nie przyjeżdżał. Kacper postawił na stoliku dwie filiżanki z kawą i potrząsnął głową z oburzeniem. – No wiesz, nie odbierasz telefonów, nie pamiętasz o spotkaniach, a po drodze ktoś morduje Sławomira i jeszcze mnie informujesz o tym, jakbyś kręciła film kryminalny! I ja mam nie przyjeżdżać! Agata, co się dzieje? – Nie wiem, co się dzieje! Raczej nie byłam przy tym morderstwie, wiesz? – Ale to się stało w twoim pokoju, po co tam przyszedł? Kacper zadał to pytanie tak zimnym głosem, że Agata spojrzała na niego ze zdumieniem. – Błagam cię, mam przed sobą odpowiadanie na ogromne ilości pytań, nie męcz mnie – powiedziała ze znużeniem. Przyjrzał się jej uważnie, faktycznie, nie wyglądała dobrze, pobladła, a pod jej oczami rysowały się szare cienie. Sięgnęła machinalnie po filiżankę z kawą. – Jasne, przepraszam, a jak się czujesz? Może ci przywieźć krople uspokajające? Wyjdziemy na zewnątrz? Kacper położył rękę na dłoni Agaty i z czułością zajrzał jej w oczy. Pokręciła głową. – Nie, dziękuję, muszę się czymś zająć, zresztą mam robotę, nikt mi nie przesunie emisji, trzeba przejrzeć taśmy z wczoraj i zająć się montażem. Jedź już, zadzwonię do ciebie, jak coś się wyjaśni. Kacper z ociąganiem cofnął rękę. – Dobrze, przyjadę po ciebie, może lepiej, żebyś nie prowadziła auta w tym stanie. Nie wiesz, przeszukali już gabinet Sławomira? – rzucił mimochodem. – Nie wiem, nie znam metod pracy policji. Jacek wyczuł chłodne nastawienie Agaty, przechylił się w ich stronę. – Masz już wolną przeglądówkę, zaniosłem ci tam taśmy, idź wreszcie – oświadczył. Agata pocałowała Kacpra w policzek, czując wyraźną ulgę. – Leć – powiedział. – Ja już jadę, tylko skończę kawę. Po jej wyjściu zamówił sobie jeszcze jedną filiżankę i zamyślił się. Gabinet dyrektora telewizji pokrywał biały proszek, ekipa policji zabezpieczała wszelkie możliwe ślady. Podobnie wyglądał pokój redakcyjny, w którym znaleziono ciało. Technicy badali aparaty telefoniczne, w tym komórkę zabitego, przesłuchiwano sekretarki na temat połączeń i kalendarza spotkań Sławomira Sulickiego. – Łączyłam pana dyrektora wielokrotnie z Warszawą, z różnymi działami, ale też często dzwonił sam, ze swojej komórki – zeznawała bardzo zdenerwowana Kasia. – Spróbuję odtworzyć te telefony, nie wiem, czy po kolei, bo często musiałam ponawiać numery, gdy były zajęte. – Sprawdzimy bilingi, ale swoją drogą, proszę to zrobić dla porównania. A jeśli chodzi o spotkania? Komisarz zadający pytania przypominał raczej aktora grającego detektywa niż prawdziwego policjanta. Bardzo przystojny, lekko szpakowaty, ubrany w elegancki szary garnitur. Wszystkie baby na korytarzu wodziły za nim wzrokiem, ale nie zwracał na to specjalnej uwagi. Towarzyszący mu aspirant był trochę młodszy, o zaokrąglonej lekko sylwetce i dobrotliwym spojrzeniu. – Te umówione są zapisane, ale często pan dyrektor umawiał się w mieście, nie informując sekretariatu. Proszę, tu jest kalendarz. – Czy wczoraj wyjeżdżał do miasta? I czy mówił, dokąd? – Tak, przyjechał trochę później, bo, jak mówił, miał spotkanie, a potem jeszcze raz wyjechał podczas pracy, ale nie wiem, dokąd. – A czy zależało mu na kontakcie z kimś jakoś szczególnie? Kasia zmieszała się trochę, ale uważnie popatrzyła do notatek. – Szukał pana Jurka z transportu, pani Gieni z magazynu taśm i pana Mariana, swojego zastępcy, ale ich znalazłam, byli tutaj. Tylko... – zawahała się na moment. – Wielokrotnie szukałam pani Agaty, ale była na zdjęciach i miała wyłączoną komórkę. Może potem już sam pan dyrektor się do niej dodzwonił, ja ich nie łączyłam. Komisarz Kalicki wstał. – Dziękuję pani na razie, proszę zorganizować dalszą pracę, a ja chciałbym teraz zamienić parę słów z zastępcą pana dyrektora. Komórka zadzwoniła przed Kielcami, włożył do uszu słuchawkę i odebrał telefon. – Czy pan Jan Malik? Policja, jest pan proszony o pilny powrót do hotelu. – Co się stało? Przecież załatwiłem wszystkie formalności? Nie mogę zawrócić, mam ważne spotkania w stolicy. Usiłował mówić niedbałym tonem, ale poczuł narastające zdenerwowanie. Jechał bardzo szybko, nie zwracając uwagi na ruch na drodze. Nawet nie bardzo sobie zdawał sprawę, gdzie się dokładnie znajduje. – Jest pan potrzebny w śledztwie w sprawie morderstwa. Czy znał pan Sławomira Sulickiego? – Znam Sławomira, co się stało? – Wyjaśnimy na miejscu, proszę zawrócić, kiedy pan będzie z powrotem? – Powiedzmy, za godzinę. – Dobrze, w hotelu będzie czekał na pana funkcjonariusz policji. Do zobaczenia. Skręcił na najbliższą stację benzynową i zatrzymał samochód. Do diabła! Sławomir zamordowany! Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż powinno. Co znaleźli? Co wiedzą? Czy zostawił jakieś ślady ich interesów? Co mówić? Skąd tak szybko odkryli, że kontaktował się wczoraj ze Sławomirem? A, pewnie mają jego komórkę i sprawdzają bilingi. Oczywiście, że rozmawiali, sprawy programowe, rozszerzenie zasięgu nadawania i tak dalej. Tak, na tym musi się skupić. O, i ostatnio projektowany telemost z Rio. Trzeba im to będzie solidnie wytłumaczyć. Sławomir przecież legalnie starał się o dodatkowy nadajnik, by jego telewizja docierała do każdego zakątka kraju. A ten telemost, do licha, wielkie przedsięwzięcie, tu nie chodziło o proste połączenie satelitarne, przesyłające tylko dźwięk. Rozmawiający widzieli się na monitorach i słyszeli w tym samym momencie, bez najmniejszych opóźnień. To miała być jedna z najtrudniejszych realizacji i, co tu ukrywać, jedna z najdroższych produkcji. Zawrócił i powoli ruszył w drogę powrotną. Opanowały go złe przeczucia. Wreszcie została sama, szok powoli mijał, pozostawało dotkliwe uczucie straty, żal i tęsknota. Sławomir był dla niej jednym z najbliższych ludzi, ufała mu i bardzo go ceniła, jasne, kłócili się zajadle, ale chyba obojgu było to bardzo potrzebne, tak naprawdę, żyć bez siebie nie mogli. Sławomir patrzył na nią zawsze z odrobiną troski w oczach, lubił jej szaleństwo, nawet mawiał, że dzięki jej opowieściom nie musi często chodzić do kina, ona dostarczała mu odpowiedniej dawki adrenaliny, z pewną podejrzliwością słuchał o kolejnych wspaniałych mężczyznach, których poznawała... Westchnęła cichutko. To niemożliwe, że już go nigdy nie zobaczy, dlaczego ktoś go... Poczuła łzy pod powiekami. Teraz dopiero uświadomiła sobie, że od tej pory w jej życiu będzie zupełnie inaczej. Potrząsnęła głową i wytarła oczy. Musi wziąć się w garść, łzy już nic nie pomogą. Przeglądówka była dość ciasnym pomieszczeniem z ogromnym monitorem i skomplikowanym urządzeniem do przeglądania nakręconego materiału filmowego. Dziennikarze mogli swobodnie cofać taśmy, stopować i spisywać kolejność ujęć i teksty wywiadów. Agata włożyła do urządzenia odtwarzającego pierwszą z brzegu kasetę z nagranym materiałem filmowym. Odetchnęła głęboko. Musi się skupić i odreagować, zacznie od wywiadów, dobrze, że wczoraj chociaż opisała taśmy, wywiady są trudniejsze, trzeba wyostrzyć analityczny umysł i niczego nie przegapić, obrazki z imprezy zostawi sobie na koniec. Dobrnęła do końca pierwszej taśmy i poczuła się bardzo zmęczona. Nie, teraz dla wytchnienia fragmenty bankietu. Zmieniła kasetę i oparła się wygodniej. Przycisnęła guzik „play” i przygotowała się do notowania. Obserwowała przesuwające się na ekranie ujęcia. Wejście do zatłoczonej sali... Fajnie Mikołaj to zrobił, taka subiektywna kamera zawsze daje wrażenie autentyczności, przygotowania do ogłoszenia wyników, przewodniczący jury, pogrążony w ostatnich gorączkowych rozmowach, stół z przekąskami... Przechyliła się bliżej, wpatrując się w ekran z natężoną uwagą. Co to jest? A, to ten brudny materiał, kiedy Mikołajowi włączyła się kamera i zarejestrowała dużo ludzkich rąk z talerzykami, ogólnie tłum. O, teraz trochę przestronniej, ludzie się rozstąpili. W tle... w tle... Agata zastopowała maszynę i cofnęła taśmę. Patrzyła z wielką uwagą. Co to jest, co ona widzi? Jakiś filmowy kadr, skąd się to wzięto? Rany boskie! Przejrzała ten fragment jeszcze dwa razy, potem wyjęła kasetę, chwilę obracała ją w dłoniach, nie bardzo wiedząc, co ma zrobić. Była oszołomiona. – Skończyłaś? Odwróciła się przestraszona. W progu stał Jacek i patrzył wyczekująco. – Policja cię szuka, idź do sekretariatu. – Cholera – mruknęła zgnębiona Agata. – Zabierz taśmy i daj Joli, niech je spisze, nie zdążyłam. Trzymaną w dłoni kasetę dyskretnie wsunęła do torebki i zasunęła zamek. Skierowała się w stronę sekretariatu. – Rany boskie, co tu się dzieje? Zwariowaliście wszyscy po kolei, czy jednocześnie? Gdzie jest Agata? Ewa weszła do bufetu i podeszła do zasępionych kierowników produkcji. Była bliską koleżanką Agaty, zajmowały się podobną tematyką i często wymieniały uwagami. Ewa wróciła właśnie z wyjazdowych zdjęć, trochę spóźniona i chciała koniecznie podzielić się z Agatą wrażeniami. Tuż po wejściu do pracy usłyszała dramatyczne doniesienia na temat morderstwa. Jej kuzynka Anna, czołowa plotkarka, czekała na nią na portierni i zarzuciła oszołomioną Ewę opowieściami, z których wynikało, że popełniono tu jakąś totalną zbrodnię, że trupów jest kilka, a mordercami połowa pracowników. Ewa odsunęła od siebie rozgorączkowaną Annę i stwierdziła, że dalsza rozmowa z nią nie ma specjalnego sensu. Zdecydowała się znaleźć kogoś bardziej wiarygodnego i stała teraz nad stolikiem Jacka w bufecie. Obrzucił ją nieżyczliwym spojrzeniem. – A ty co, urwałaś się z choinki? Agata na przesłuchaniu, trupa już zabrali, do pokoju nie wolno wchodzić, mamy czekać, tylko na co, na to, że może jeszcze kogoś ubiją? – Myślałam, że wszyscy robią sobie ze mnie jaja. Wróciłam w nocy ze zdjęć, więc musiałam odespać i dlatego dopiero teraz przyjechałam. I tyle mnie ominęło? Ewa usiadła przy stoliku i zapaliła papierosa. – Jasne, jakbyś wróciła wcześniej, może byłaby taka szansa, żeby Sławomira zaniosło do ciebie i ty byś go znalazła – jadowicie rzucił Jarek. – Zwariowałeś? Dlaczego do mnie? Ja nie miałam z nim takich bliskich kontaktów... Ewa urwała dość gwałtownie i zmieszała się trochę. Jacek przyjrzał się jej podejrzliwie. – Czyżbyś żałowała w tej konkretnej sytuacji? – zażartował z wisielczym humorem. – Raczej nie, do licha, a on naprawdę został zamordowany? Może zawał? – Jak go wynosili, to została krew na podłodze. Przy zawale krwawi się z głowy? – Jasna cholera! I co teraz? Jacek kiwał się na krześle z filozoficznym spokojem. – Życie pokaże, albo wymiar sprawiedliwości. No, roboty będą mieć dużo, jeśli zaczną szukać wrogów Sławomira... Z rok im zejdzie. Jarek ściszył głos. – Ty nie gadaj takich rzeczy, bo będziesz im musiał przez ten rok opowiadać różne ciekawe historie... Jacek rozejrzał się, nagle przestraszony. Samochód policyjny stał przed hotelem, policjant wysiadł, gdy tylko zauważył parkującą toyotę. – Pan Malik? Pan pozwoli. Otworzył drzwi. Jan wsiadł bez słowa i nie musiał pytać, dokąd jadą. Wiedział. Samochód zajechał pod budynek telewizji. – Proszę poczekać tutaj, będzie pan poproszony na rozmowę. Usiadł w korytarzowym fotelu, usiłując zachować spokój. Nie może okazać zdenerwowania, pamiętał z filmów kryminalnych, że tacy są zawsze najbardziej podejrzani. Zapalił papierosa. Dlaczego ma być o coś podejrzany, przecież niczego mu nie udowodnią! Może robić interesy z dowolną ilością partnerów, to nie jest zabronione. Jest w końcu dyrektorem i musi umieć dogadywać się z różnymi kontrahentami. Sławomir był jednym z najważniejszych. Jan kupował programy od dziennikarzy z jego telewizji, czasem wspólnie realizowali trudne projekty, myślał nawet o wchłonięciu stacji Sławomira do swojej sieci telewizyjnej, ostatnie ustalenia napawały optymizmem. A w tej sytuacji trzeba będzie się jeszcze zastanowić, ten zastępca Sławomira, Marian Talarek nie budził jego sympatii, coś w nim było pokrętnego i niepokojącego. Ta lisia, nieszczera twarz, fałszywy uśmiech i wstrętne nadskakiwanie tym, którzy mieli jakieś istotne wpływy medialne. Otworzyły się drzwi od sekretariatu i wyszła z niego Agata, dość blada i zmęczona. Jej spojrzenie padło na sylwetkę mężczyzny, siedzącego w fotelu z papierosem w dłoni, znieruchomiała. On też ją zauważył. Wstał. – Witaj – powiedział niepewnie. – Do widzenia – odparła szybko, wyminęła go i skierowała się ku schodom. – Pan Malik? – policjant wskazał mu wejście do sekretariatu. Chwilę jeszcze patrzył za nią z mieszanymi uczuciami, potem wszedł na rozmowę z komisarzem. Weronika niepokoiła się już od pewnego czasu. Do mamy nie mogła się dodzwonić, ale to jej nie dziwiło, Agata często pracowała z wyłączoną komórką i złapać z nią kontakt było rzeczą niezwykle trudną. Ale ojciec? Powiedział kilka dziwnych słów w samochodzie o jakimś trupie i przez cały dzień wydawał się bardzo zdenerwowany. A potem nagle wyleciał z domu, mówiąc, że musi coś załatwić i nie ma go do tej pory. Weronice to nie przeszkadzało, wreszcie miała chwilę spokoju i czas na pogaduszki ze znajomymi na komputerowym „gadu gadu” lub przez telefon. Jednak, gdy ojca nie było już pięć godzin, poczuła się dziwnie. Oni zawsze starali się być słowni, a poza tym nie chcieli jej zostawiać długo samej. Też bez sensu, ma prawie 15 lat, umie sobie zrobić coś do jedzenia i nie boi się zostawać sama w domu. A już szczególnie ojciec demonstrował troskę, jako ten bardziej odpowiedzialny od matki, zwariowanej dziennikarki. A teraz ani telefonu, ani wizyty, może coś się stało? Wystukała numer komórkowy, ojciec odebrał po długiej chwili. – Tato, co się dzieje, gdzie jesteś, pojechałeś do mamy? Dlaczego nie zadzwoniłeś? Nie, wszystko w porządku, tylko się denerwowałam. Dobrze, czekam. Dziwne, miał taki zmieniony głos, powiedział, że nie może rozmawiać i przyjedzie najszybciej, jak się da. Weronika wzruszyła ramionami. Przecież są dorośli i wiedzą, co robią. Ok, może dalej buszować po internecie. Zadzwonił telefon. – „Czy ja nie mogę mieć chwili spokoju” – zbuntowała się w duchu, ale podniosła słuchawkę. – Tak? Mama? Co się dzieje? Gdzie jesteś? Jak to, wujek Sławek? Ale dlaczego? Aha, rozumiem, musisz tam jeszcze być, tylko mi potem wszystko opowiedz, nie, taty nie ma, pojechał coś załatwić, zaraz wróci, nie denerwuj się, tak, mam co jeść, trzymaj się, pa. Odłożyła słuchawkę i starała się opanować oszołomienie, jednak to prawda, wujek Sławek, rany boskie! Mama ją zapewniła, że wszystko wyjaśni, tam jest teraz policja i przeprowadza śledztwo. Do Weroniki z dużym trudem docierała prawda o śmierci, była jeszcze bardzo młoda i jej świata do tej pory nie zaburzały takie wydarzenia. Po dłuższej chwili wróciła do komputera, gdzie widniało szereg informacji „masz wiadomość”. Może teraz będzie trochę wytchnienia i nikt się nie przyczepi, że siedzi przed ekranem tyle godzin i marnuje wzrok. A matematyka może jeszcze poczekać. Z satysfakcją wystukała tekst: „U mojej mamy w pracy było morderstwo!” i rozsiadła się wygodnie w fotelu. Teraz się zacznie naprawdę ożywiona korespondencja. Pewnie odezwie się Pawełek z IV B... On jest taki przystojny... – Tata, kiedy znowu przyjdziesz? – Szybko, za parę dni – Kacper udawał, że nie widzi drwiącego spojrzenia Anity, gdy całował Kajtusia. – Na pewno? – dopytywał się mały. Miał już osiem lat, ale często jeszcze zachowywał się jak małe dziecko, popłakiwał nerwowo. Kacper nie chciał uświadomić sobie, że być może on jest temu winien. Kajtuś bardzo potrzebował ojca, a wciąż zdenerwowana matka nie umiała go zastąpić. Często też nie chciała nawet powstrzymać się przed wygłaszaniem kąśliwych uwag na temat swojego męża. – Na pewno, obiecuję – postawił go na podłogę i wtedy Anita powiedziała. – Chcę z tobą porozmawiać. Kajtusiu, idź się pobawić, dobrze? – Nie mogę zostać z wami? – dziecko skrzywiło się niepokojąco. Patrzyło z pretensją w dużych niebieskich oczach, bardzo podobnych do oczu Kacpra. – Idź, kochanie, my mamy tylko parę spraw dla dorosłych, to nic ciekawego – uspokoił go Kacper. Mały, niezbyt przekonany podreptał do swojego pokoju. – Musisz robić takie demonstracje? – zapytał ze złością Kacper. – Mogłaś zadzwonić do biura. – Jasne, a ty oczywiście akurat nie mógłbyś rozmawiać! Nie mam na co wydawać pieniędzy, tylko na telefony do ciebie! „Moich pieniędzy” – pomyślał szybko, ale nic nie powiedział. Usiadł w swoim dawnym fotelu i popatrzył na nią wyczekująco. Znów miała tę zaciętą twarz, była bardzo ładna, ale złość automatycznie ją szpeciła. Długie platynowe włosy spięła w ascetyczny kok, grafitowy makijaż oczu sprawiał, że wyglądała jeszcze bardziej surowo. – Słucham, o co chodzi? Starał się być spokojny, nie miał ochoty na awanturę z Anitą. – Chcę podwyższenia alimentów, Kajtuś rośnie, a ja nie mogę zapracowywać się na śmierć – powiedziała. – Zwariowałaś, sąd nie ustanawia takich alimentów, przecież sam ci zaproponowałem dwa tysiące, to jeszcze mało? – A ile wydajesz na swoją gwiazdę telewizyjną? – zapytała zjadliwie. – Teraz będzie potrzebowała jeszcze więcej... Na adwokata. Kacper znieruchomiał. – Co to ma znaczyć? – jego głos był lodowaty. – Zapomniałeś, że pracuję w prokuraturze? Wiem o morderstwie w telewizji, pan dyrektor miał podobno kochankę, nic o tym nie wiesz? Może i ciebie zapytają o parę rzeczy? – Opanuj się i nie gadaj bzdur. Ta twoja idiotyczna zazdrość! A w prokuraturze chyba obowiązuje jakaś tajemnica śledztwa, prawda? Gdy wychodził, po krótkiej zabawie z synem, Anita nie powiedziała już ani jednego słowa. Ale długo pamiętał jej wzrok, pełen zimnej nienawiści. Zamykając za nim drzwi podjęła decyzję, z determinacją pomyślała, że to, co chce zrobić, jest bardzo trudne i niebezpieczne, ale chyba nie ma innego wyjścia. Anita nie chciała się przyznać nawet przed samą sobą, jak bardzo wyprowadzenie się Kacpra ubodło jej dumę, a kiedy się jeszcze dowiedziała o niemal jawnym romansie swojego męża z tą seksowną dziennikarką, poprzysięgła zemstę. – Mamusiu, chodź do mnie – zabrzmiało dramatyczne wezwanie z dziecinnego pokoju. Westchnęła i wróciła do rzeczywistości. Wszyscy nadal siedzieli w bufecie, niektórzy przy obiedzie, inni przy kolejnych filiżankach kawy. Normalne w telewizji zamieszanie i wrażenie gorączkowego pośpiechu przy realizacji programów gdzieś się ulotniło. Aktorzy nagrywanego teatru siedzieli osowiali, dziennikarze informacyjni nie wiedzieli za bardzo, jak sobie mają poradzić z niespodziewanym wydarzeniem, nawet nie rwali się do dokumentowania tego tematu. Na szczęście program telewizyjny był nadawany bez przeszkód, ale szedł z tzw. puszki, czyli emitowano dawno temu zrealizowane reportaże i filmy. Coś tylko trzeba będzie wymyśleć, gdy przyjdzie czas programu na żywo. Czekali na decyzje obecnego dyrektora, ale on na razie zamknął się w gabinecie i nie chciał z nikim rozmawiać. Na progu bufetu stanęła Agata. Pobiegły do niej zaciekawione spojrzenia, ale udała, że ich nie dostrzega. – Jesteś! – poderwał się Jacek. – No i co? Chcesz coś zjeść czy się napić? Agata opadła na najbliższe krzesło. – Nie, nawet dali mi wody, zapaliłabym papierosa. Ewa wyciągnęła w jej kierunku świeżo otwartą paczkę. – Rany boskie, opowiadaj! – O! – zdziwiła się Agata. – Jesteś, a miało cię nie być. – Wróciłam trochę wcześniej, wypadło nam dwóch rozmówców. No mów, o co cię pytali? – Już właściwie nie wiem o co bardziej, o interesy Sławomira czy o moją z nim znajomość. Czy się z nim widziałam wczoraj, kiedy ostatnio rozmawialiśmy i o czym, czy był czymś zmartwiony, czy miał wrogów? Na litość boską, a skąd ja mam to wiedzieć?! Agata wydawała się bardzo zmęczona i przygnębiona. – A kto ma wiedzieć? Przecież byłaś z nim bardzo blisko? – Jarek zreflektował się po sekundzie. – Ojej, przecież nie mam na myśli nic złego! – Jasne, nikt nie ma na myśli nic złego, tylko wszyscy łypią na mnie spod oka, a ci gliniarze już sami nie wiedzieli, jak mi zadawać niekrępujące pytania! Och, mam dość! – Ważne, czy możesz już stąd wyjść. Powiedzieli? – Ewa wolała zapytać o techniczne rzeczy, innych pytań sama się obawiała. – Nie wiem, nie to mnie teraz interesuje – głos Agaty był solidnie zmieniony. – Tylko dlaczego? O co tu chodzi? Kto go zabił? Zapadło nagłe milczenie. Unikali swojego wzroku, na szczęście nikt już nie musiał się odzywać, bo właśnie w drzwiach pojawił się funkcjonariusz policji. – Pan Jacek Szewczyk proszony jest do sekretariatu. Jacek wstał, potoczył wokół tragikomicznym spojrzeniem i wyszedł. Odprowadzało go wiele par solidarnych oczu. Zofia nie mogła się skupić. Program musi iść nadal, ktoś powinien zachować maximum spokoju i opanować sytuację. Dobrze, teraz chwila spokoju, emitowany właśnie film trwa półtorej godziny, potem żywe studio, rozmowa z jakimś radnym. „Jak to jakimś?” – skarciła się w duchu. – „Powinnam pamiętać jego nazwisko!” No tak, ale nieczęsto zdarza się zbrodnia na terenie telewizji, wytłumaczyła sobie. Morderstwo zawsze wzbudza wielkie emocje, ale jeśli ofiarą jest dyrektor telewizji sprawa nabiera dodatkowego wymiaru. Osoba publiczna niejako, powiązana z wieloma ważnymi postaciami sceny politycznej i kulturalnej to nie jest ofiara napadu na kiosk, czy gangsterskich porachunków. Śledztwo na pewno będzie nagłośnione, ludzie zaczną o tym rozmawiać, snuć podejrzenia, hipotezy... Czy tylko dlatego jest tak zdenerwowana? Miała wyrzuty sumienia z powodu ostatniej wizyty Sławomira, trzeba było go jednak nacisnąć, ale skąd miała wiedzieć, że to może być takie poważne... Czy to zresztą to, o czym myśli, a jeśli jeszcze coś innego? Zadrżała jakby przewiał ją ostry wiatr. Próbowała się uspokoić. Nie, to niemożliwe, nie posunąłby się... Będą ją na pewno przesłuchiwać, trzeba skoncentrować się na sprawach służbowych, kłopoty z budżetem, reorganizacja drugiego studia, związki zawodowe. Inspektor programu wpadł do pokoju, machając przed sobą plikiem papierów. – Pani Zofio, nie weszły wszystkie reklamy, staliśmy za długo na planszach, co teraz, idziemy ze studia! Nie nadali reklam, za które kontrahent zapłacił, a teraz już toczyła się rozmowa na żywo. Było to karygodne zaniedbanie. Zofia oprzytomniała w jednej sekundzie. – Które reklamy? Na słuchawki do prowadzącej, niech skraca rozmowę o minutę, nadamy je tuż po! Nie namyślając się, wybiegła za inspektorem. Reklamy musiały być wyemitowane, choćby kosztem czasu studyjnego. Prezenterka siedziała w oświetlonym studiu i pociła się pod bardzo eleganckim kostiumem. Że też na nią padło, mogła się nie zamieniać z Aśką, wtedy to nie ona miałaby tę wątpliwą przyjemność ogłoszenia informacji o zabójstwie naczelnego dyrektora. A teraz jeszcze dostała przez słuchawki wiadomość, że musi skrócić rozmowę o całą minutę! Przerwała zdziwionemu nieco radnemu jego wypowiedź i nie dbając o sens, szybko zakończyła rozmowę. Gdy na kontrolnym monitorze zobaczyła płynące reklamy, z ulgą wyjęła z uszu słuchawki. – Siedź, co ty robisz? – władczy głos Zofii zatrzymał ją w fotelu. – Mówiłam, że po reklamach wracasz na wizję i informujesz o śmierci dyrektora. – Dlaczego ja? – zaprotestowała. – Niech to pójdzie w informacjach. – To dopiero za dwie godziny, radio już podało – Zofia przyjrzała się jej niechętnie, to ci dopiero rasowa dziennikarka, Boże uchowaj! – Pracujesz w rzetelnej telewizji, więc się skup! Tu masz tekst, czytaj z kartki, nie zdążymy z wprowadzeniem do teletromptera. Prezenterka z żalem spojrzała na ekran umieszczony nad kamerą, który zawsze wyświetlał jej przygotowany komentarz i bardzo szybko skupiła się na poleceniu. Za chwilę pojawiła się na wizji i zaczęła czytać: – Dziś w budynku telewizji znaleziono zwłoki dyrektora naczelnego, Sławomira Sulickiego... Komisarz Kalicki poprosił o dwie filiżanki kawy. Razem z aspirantem Siołą rozmawiali z pracownikami telewizji już jakieś pięć godzin i należała im się przerwa. Miejsce znalezienia ciała zostało zabezpieczone, zwłoki, po dokonaniu oględzin, zabrane do Zakładu Medycyny Sądowej, niezbędne czynności wykonane. Należało jeszcze przeprowadzić parę rozmów z osobami znajdującymi się w pobliżu miejsca przestępstwa, a potem przenieść śledztwo do komendy policji. – Z pierwszych oględzin lekarskich wynika, że został uderzony w tył głowy, co spowodowało utratę przytomności i ranę krwawiącą, dokładna analiza wykaże, czy uderzenie było śmiertelne, czy też śmierć nastąpiła w wyniku utraty dużej ilości krwi... Aspirant Sioła zajrzał do raportu i dodał: – Trzeba też rozważyć możliwość nieszczęśliwego wypadku. – Owszem, ale ułożenie ciała, tak głęboko pod biurkiem... Trudno założyć, że uderzył głową na przykład w kaloryfer, upadł, a potem biurko litościwie go przykryło i jeszcze przysypało stertą papierów... Nie mamy narzędzia zbrodni... Kalicki przerwał, bo pani Kasia wniosła tacę z aromatyczną kawą, cukrem i spienionym mleczkiem. Podziękował z największą wdzięcznością, po wyjściu sekretarki powrócił do przerwanego wątku. – Raczej morderstwo... Wiesz, to jest bardzo hermetyczne środowisko, stado wariatów, tzw. artyści. – No, trochę się tu czuję jak na przesłuchaniach Komisji ds. afery Rywina, medialny świat, cholera, a w łeb walą jak w ciemnej uliczce – wtrącił Sioła. – Nie będzie łatwo, to pewne. Co mamy z tych rozmów? Znali się od wielu lat i długo już razem pracowali, ich metoda na opanowanie materiału polegała na wielogodzinnych rozmowach, analizie zasłyszanych opinii, konfrontacji własnych ocen i wniosków, wynikających z toku śledztwa. – No właśnie, jaki nam się jawi portret dyrektora? – zaczął Kalicki. – Odpowiedzialny, sumienny, z wizją pierwszej telewizji w kraju, uczciwy do bólu, walczący w obronie swoich ludzi. Słyszałeś, jak bronił kiedyś swojego dziennikarza, który naraził się działaczowi partyjnemu? – Ojciec dzieciom, wierny małżonek – wtórował mu Sioła. – Tu jest coś nie tak – zauważył Kalicki. – Oni tu wszyscy mówią o czystej przyjaźni z tą Agatą, a robią wszystko, by to brzmiało nieszczerze. – Prawda? Też to zauważyłem, coś tu śmierdzi... Jak kochanka, życzliwi powinni od razu przylecieć z donosem. – Interesująca babka, trzeba przyznać, faktycznie była z nim blisko, mogła dużo wiedzieć, trzeba porozglądać się w poszukiwaniu wrogów pana dyrektora i pani redaktor... – I chętnie sam się tym zajmiesz, co? Lubisz blondynki... – Jasne, uwiodę ją dla dobra śledztwa i będziemy mieć sprawę zamkniętą – Kalicki roześmiał się i dodał. – Oczywiście, jeśli ona zabiła. Nie wygłupiaj się, wróćmy do tematu. – Te połączenia telefoniczne – poskarżył się Sioła. – Przecież to może doprowadzić do obłędu. I Malik, i Agata Gosztyńska, i Kacper Słonka, i całe stado ludzi z telewizji i nie tylko... – No właśnie, uczepiliśmy się połączeń z Malikiem, a dzień wcześniej więcej było tego Kacpra, masz rację, istotnie można zwariować – Kalicki z żalem dopił swoją kawę. – No, wracamy do rozmów, kto teraz? – Czekaj, Kacper Słonka był tu dzisiaj już po odkryciu morderstwa – Sioła popatrzył w raporty służb, ochraniających budynek TV. – I wyszedł po trzech godzinach. – Zgłosił się do dyrektora? – Nie, do pani Agaty Gosztyńskiej. Popatrzyli na siebie. Obaj wiedzieli, że śledztwo nie będzie łatwe, a jeszcze sytuacja, że zabito dyrektora telewizji sprawi, iż sprawa stanie się publiczna i szeroko komentowana. Na razie przeprowadzili rutynowe czynności i nie udzielali informacji. Na myśl jednak o tym, że tam już może za drzwiami czeka ekipa telewizyjna, Kalickiemu zrobiło się słabo. Dopił kawę. – Dobra, poprośmy na razie do siebie panią Jolantę Pilch – powiedział z determinacją. Agata wyszła na dziedziniec przed budynek telewizji, chciała jak najszybciej odjechać... Dokąd? Właśnie, dokąd? Była totalnie oszołomiona, zaskoczona, przestraszona i bardzo samotna. Z kim w tej sytuacji może porozmawiać? Pierwsza myśl – ze Sławomirem, idiotka, przecież on nie żyje... Kacper? Nie, unikała, jak tylko mogła rozmów z nim o telewizji, miał być właśnie zaporą przed tym światem. Uświadomiła sobie, że jednak traktowała go instrumentalnie. Nie czas dziś na takie wiwisekcje. Dobrze jej z nim, bezpiecznie... Tak, przyznaj to, kretynko, inaczej niż było z Janem. Zwariuje zaraz, nie o to chodzi, z kim może porozmawiać? Ewa? Przyjaźnią się, to prawda, ale... Zawsze było coś w podejściu Ewy do jej przyjaźni ze Sławomirem takiego... Nie zazdrość, ale jakieś niedowierzanie, nie do końca akceptacja. Teraz przyfrunęły kawałeczki wspomnień, coś o wygranym konkursie na program, Ewa nie była przekonana, że przeważyły kryteria merytoryczne, więc ona też? Nawet nie zapytała wprost, tylko wspominała o korytarzowych komentarzach... No tak, ta naczelna plotkara telewizyjna, którą nazywają „królową intryg” to jakaś kuzynka Ewy. Nie, z nią teraz nie może porozmawiać. Jacek? Gdyby Jacek był tylko Jackiem, a nie głównie mężem swojej żony, wszystko byłoby w porządku. Agata wierzyła mu bez zastrzeżeń, czas spędzony wspólnie w pracy, jeszcze takiej jak ich, zbliża ludzi z prędkością światła. Przysłowiową rękę dałaby sobie za niego uciąć, ale... Mariola była, niestety, małostkowa, głupia i jeszcze idiotycznie zazdrosna. A Jacek siedział pod pantoflem i nie można było mieć gwarancji, że o wszystkim żonie nie opowie. I to skwapliwie. Agata z dużym żalem porzuciła myśl o rozmowie z Jackiem. Została tylko Zofia. Tak, Zofia. Wieloletnia przyjaciółka i jej, i Sławomira, chociaż jedna osoba, która nie ma wątpliwości, jakie stosunki ich łączyły, zaznajomiona z aktualnymi problemami, ludźmi, którzy uczestniczyli w ważnych decyzjach i sposobami rozwiązań trudnych sytuacji. Tak, tylko Zofia. Będą musiały jeszcze zadbać o rodzinę Sławomira, za jakiś czas skontaktować się z jego żoną. Tak, obie z Zofią muszą się z tym zmierzyć. Trochę pokrzepiona na duchu, Agata wsiadła do samochodu i odjechała. Wypita rano odrobina koniaku wywietrzała już dawno. Nie zauważyła, że temu odjazdowi przyglądało się parę osób zza firanek w oknach budynku telewizji. Nie odebrała również telefonu komórkowego, wyświetliło się tzw. „połączenie prywatne”, a ona nie chciała rozmawiać, nie wiedząc, kto dzwoni. Zarezerwował pokój na kolejne dwa dni. Nie musiał, właściwie, odpowiedział na wszystkie pytania i to chyba nawet z dużą pewnością siebie. Znał pana Sławomira Sulickiego od wielu lat, bardzo go cenił jako dziennikarza, menadżera, dyrektora, prowadził z nim ożywioną współpracę, owocną oczywiście. Telefony, tak, często do siebie dzwonili, teraz projekt telemostu, wcześniej plany ożywionej współpracy, pan Sławomir bardzo chciał rozwinąć tę stację w prawdziwego molocha medialnego i czemu nie? Miał potencjał, zdolnych dziennikarzy, kontakty międzynarodowe... Czy widzieli się wczoraj? Tak, przez chwilę, ale bardzo krótką, bo właśnie było ogłoszenie nagród prestiżowego festiwalu filmowego i bardzo dużo się wtedy działo. Umówili się na kontakt telefoniczny. Rozmawiali dosłownie sekundę przed ogłoszeniem wyników, ale potem Sławomira ktoś porwał, jego także... Znów sięgnął do barku i wyjął piwo. Dlaczego tu został, zamiast wracać do Warszawy i nie wysłuchiwać ciągłych pretensji histerycznych sekretarek? Bardzo nie chciał odpowiadać samemu sobie na to pytanie. A jednak... Spotkanie z Agatą poruszyło go bardziej, niż mógł się tego spodziewać. I dlaczego? Przecież sam, świadomie, powiedział jej kiedyś prawdę o sobie, reakcja wcale go nie zaskoczyła, ale przecież to był tylko namiętny, pasjonujący romans, po którym zachowuje się sympatię i dobre stosunki. Ile to trwało? Zastanowił się. Jakieś półtora roku, nie więcej. Zaczęło się od kolaudacji programu Agaty. Ta wewnętrzna ocena przed emisją w telewizji, jak zwykle w jej przypadku, wypadła doskonale, potem poszli na zwyczajowy koniak, zaczęli rozmawiać. Agata okazała się bardzo wrażliwą i mądrą osobą, wiele poglądów mieli wspólnych, czasem się o coś pospierali, ale Jan miał wrażenie nawiązania szalenie fajnej przyjaźni. Zaczęli się spotykać intensywniej, on przyjeżdżał trochę częściej do niej, ona zawsze miała dużo spraw w Warszawie. Kiedyś odprowadził ją do hotelu i został. Ta noc wyzwoliła w nich ogromne pokłady namiętności. Tylko potem coś zaczęło się psuć. Doszły do niej jakieś niesprawdzone informacje na temat jego nieuczciwości, poczuł się urażony brakiem zaufania i nie chciał się tłumaczyć. Skąd w jej oczach takie wrażenie rozczarowania? Dlaczego niechęć, nawet w kontaktach służbowych? Dlaczego także dzisiaj nie chciała z nim rozmawiać? Wiedział, że śmierć Sławomira musiała być dla niej ogromnym ciosem, oni się naprawdę przyjaźnili, sam kiedyś był o Sławomira zazdrosny i chyba z wzajemnością. Musi być jej naprawdę ciężko. Szkoda, że nie chce przyjąć jego pomocy, no tak, pewnie nie wierzy w czyste intencje, ma do tego pełne prawo. Zrezygnował z obłudy w stosunku do samego siebie. Bardzo mocno potarł zrośnięte brwi. Został tu dziś z kilku powodów. A jednym z tych powodów była Agata. Wróciła do domu. Jeszcze siedząc w samochodzie zadzwoniła na komórkę Kacpra. Była wyłączona, więc z dużą ulgą nagrała się na sekretarkę, przeprosiła za późną porę i za brak kontaktu, obiecała, że jutro wszystko wyjaśni. Weronika już spała, Andrzej z ponurą miną oglądał film na wideo. – Przepraszam cię, ale nie miałam żadnego wpływu na wydarzenia, Weronika odrobiła lekcje? Zjadła kolację? – Tak, dla ciebie też jest, w mikrofali – wstał i wyłączył telewizor. – Dzięki, nie jestem głodna. Zrzuciła buty i wtuliła się w swój ukochany fotel. – Nie wygłupiaj się, zawsze jesteś głodna jak wilk. Jest zapiekanka z brokułami, zaraz ci podgrzeję. Andrzej rzucił się do kuchni i wkrótce cudowny aromat dotarł do Agaty. – Opowiadaj, co się tam naprawdę stało? – poprawił opadające okulary. – Błagam cię, jutro, jutro ci wszystko opowiem, nie mam dziś siły – poprosiła żałośnie. – Dobrze, ale tylko powiedz, jak myślisz, dlaczego ktoś go zabił? – zapytał, a widząc pytające spojrzenie Agaty, wyjaśnił. – W radiu mówili, że jakieś rozrachunki, niepewne interesy... – Andrzej, proszę cię – niespodziewanie Agata rozpłakała się. – Nie mów do mnie na ten temat, muszę odpocząć, jutro mam montaż... – Ale ty byłaś najbliżej niego – naciskał. – Może coś ważnego wiesz... Wstała i otarła łzy. – Muszę się położyć, przepraszam, zatrzaśnij za sobą, idę do łazienki. Andrzej wyjął talerz z kuchenki mikrofalowej, postawił go na stole, narzucił kurtkę i cicho zamknął za sobą drzwi. Miał nadzieję, że Agata potem cokolwiek zje... Niczego się nie dowiedział, ale może to za wcześnie na jakieś informacje, spróbuje jeszcze jutro. Sam był mocno zszokowany zaistniałą sytuacją, nie umiał specjalnie okazywać uczuć, przyznać, że mu przykro, pogładzić Agatę po głowie i dodać jej sił. Ale chciał, naprawdę. Sławomira lubił, nie dawał wiary głupim plotkom o jego romansie z Agatą, teraz jednak bardziej niepokoiło go przeczucie kłopotów, jakie to morderstwo niosło także dla niego. Ale o tym już z Agatą nie mógł porozmawiać. Agata zajrzała do pokoju córki, przykryła ją kołdrą i z rezygnacją wyłączyła komputer. Była wciąż zdenerwowana. Obraz leżącego pod biurkiem Sławomira nie zbladł nawet odrobinę, wciąż sobie wyrzucała, że zlekceważyła jego telefon z prośbą o rozmowę, przecież mogła zostać jeszcze kwadrans, ale spotkanie z Janem tak ją poruszyło, że zawiodła swojego najlepszego przyjaciela. Przypomniała sobie postać Jana, tam na korytarzu. Miał w oczach autentyczny strach. Dlaczego? Przecież chyba nie zabił Sławomira? Długo nie mogła zasnąć, leżała z otwartymi oczami i wpatrywała się w ciemność. Mariola powitała wracającego Jacka tym razem bez normalnej agresji. Była bardzo ciekawa, o morderstwie dowiedziała się w telewizji, ale ponieważ była spóźniona, nie natknęła się już na męża, który właśnie udał się na przesłuchanie. Nikt inny nie chciał jej udzielić informacji, wszyscy wydawali się solidnie przestraszeni i zdenerwowani, i nie w głowie im były pogawędki z ogólnie nie lubianą Mariolą. Czekała więc teraz bardzo podniecona i spragniona mrożących krew w żyłach rewelacji. Przygotowała nawet kolację, chińszczyznę, za którą przepadał Jacek. – No, jesteś nareszcie – nie udało jej się pozbyć całkowicie pretensji w głosie, ale i tak mile zaskoczony Jacek z lubością wdychał zapachy, dochodzące z kuchni. – Co tak długo? Już myślałam, że cię zamknęli? – Bardzo śmieszne – sarkastycznie mruknął Jacek i poszedł umyć ręce. – No, opowiadaj, tylko po kolei – nałożyła potrawkę z kurczaka w sosie słodko-kwaśnym i usiadła za stołem. – Nie wiem, jak idzie po kolei, bo nie zabiłem Sławomira, a ciało znalazła rano Jolka, i to nie od razu, bo czekała na klucz. Mariola zdziwiła się lekko. – Dlaczego czekała? Klucze wiszą na portierni, przecież ona ma upoważnienie... – Zabrałem jeden przez pomyłkę, wychodząc. Zmieszał się, przypominając sobie dalszy ciąg tego feralnego wieczoru. Zaczął pośpiesznie jeść. – A ty wychodziłeś ostatni? Jacek zastanowił się i odłożył na chwilę widelec. – Nie, Agata została... Ona powinna wiedzieć, co się stało z kluczem. Przecież musiała zamknąć drzwi. Chyba, że myślała, że ja wrócę i zostawiła go w drzwiach. Mariola pokiwała głową z satysfakcją. – Albo spotykała się potem ze Sławomirem... Ona jednak jest najbardziej podejrzana! – Zwariowałaś? I razem zdemolowali pokój, tak? – Zdemolowali? – Mariola zrobiła się lekko zdenerwowana. – Rzucali meblami, czy jak? – Nie, tylko my z Młodym wysprzątaliśmy wszystko jak przed świętami, a ktoś potem porozwalał papiery, kasety i książki... Nie Agata, ona nie wychodzi z pokoju nie pozostawiając idealnego porządku. – To wy? – zmieszała się nagle Mariola, a widząc pytający wzrok męża dodała. – Nie sądziłam, że jesteście zdolni do takich czynów, tam i tak chyba znajdą jakieś odciski palców. – Od groma i trochę – zapewnił Jacek. – Pół telewizji się tam pałętało. O, a twoich będzie najwięcej. – Zwariowałeś? – przestraszona zerwała się od stołu. – Dlaczego moich? – Zawsze jak się wściekasz, rozwalasz moje papiery, kiedyś czepiłaś się też biurka Agaty, nie pamiętasz? Mariola wreszcie się obraziła, z nadętą miną posprzątała talerze, demonstracyjnie ułożyła je w zlewie i wyszła do pokoju dziecinnego. Ale w duchu była dość zadowolona. Dowiedziała się tego, czego chciała. Jacek z rezygnacją przystąpił do zmywania. Był zmęczony, poza tym przeżycia ubiegłego wieczoru dawały o sobie znać. Odpowiedział policji na wszystkie pytania, streścił przebieg poprzedniego dnia, nawet przyznał się do zawalonej dokumentacji i libacji na smutno, opowiedział obiektywnie o przyjaźni Sławomira z Agatą, trochę się zdziwił pytaniem o wrogów zarówno dyrektora, jak i Agaty, a potem padło pytanie o interesy Sławomira z rozmaitymi ludźmi. Bardzo się pilnował, by to, co opowiada, nie wykraczało poza standardową wiedzę kierownika produkcji. Może jednak nie dokopią się tych najbardziej poukrywanych machlojek z zewnętrznymi firmami, w które, co tu dużo gadać, był poważnie zamotany. Dzięki Bogu, że nigdy nie powiedział nic Agacie, ona ze swoją prawdomównością wkopałaby go w solidne kłopoty. Wytarł ręce i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku poszedł spać. Trzeba jeszcze przejrzeć drugą połowę dużej pancernej kasy i przepuścić przez niszczarkę kolejną partię dokumentów. Kacper zrobił przerwę na papierosa i popatrzył na zegarek. Późno, ale trudno, na wszelki wypadek trzeba się pospieszyć. Agata nie zadzwoniła, więc wyłączył komórkę, trochę z tego zadowolony. Musiałby po nią jechać, i wiedząc, jak blisko była ze Sławomirem, przybierać współczujące tony. Trochę za blisko, jak na jego gust. Idealizowała go, wierzyła w nieskazitelną uczciwość. Nie wyprowadzał jej z błędu, słusznie rozumując, że sam w ten sposób posiada broń na Sławomira, który za wszelką cenę grał przed Agatą szlachetnego rycerza. Pewnie, że był w niej zakochany, a ta pozorna akceptacja jej facetów to tylko kolejna zagrywka. W końcu zdawał sobie sprawę, że Agata nie mogłaby z nim być. Kacper nie zastanawiał się, ile wyrachowania było w jego uczuciu do Agaty. Podobała mu się szalenie, imponował mu jej czysty charakter, żywiołowość, zaangażowanie w to, co robiła, pochlebiał mu kobiecy sposób oddania się w miłości. Choć nigdy rozmowy na ten temat nie było, czuł, że ona go potrzebuje. Wiedział, oczywiście, o jej poprzednim, nieudanym związku z Janem, ale właśnie dlatego starał się być taki czuły i niezawodny. Chwilami trochę go to męczyło, więc dlatego teraz z ulgą wyłączył komórkę. Gdy skończył porządkowanie papierów, jeszcze raz rozejrzał się po swoim gabinecie. Z zadowoleniem pokiwał głową, tak, teraz może iść do domu. Jak to dobrze, że mieszka sam, nikt nie będzie go zamęczał pytaniami ani czegoś od niego żądał. W samochodzie odsłuchał wiadomość od Agaty, dobrze, że ona też nie czuła się na siłach do rozmów i pojechała do domu. Zatrzymał się na stacji benzynowej i kupił butelkę koniaku, jakoś przecież trzeba zasnąć. Zofia nie była zdziwiona, widząc rano zaglądającą do niej Agatę. – Chyba na ciebie czekałam – wyznała, włączyła czajnik i wyjęła filiżanki. – Nie wyglądasz dobrze, nie mogłaś spać? – Nie mogłam, łyknęłam jakieś prochy, a i tak zasnęłam nad ranem. Agata miała sińce pod oczami, była blada, czego nawet najbardziej kunsztowny makijaż nie był w stanie ukryć. Usiadła z westchnieniem i zapaliła papierosa. – Popatrz – zaczęła. – Ostatnio chciałam z tobą pogadać, nie? Wydawało mi się to takie ważne, bo zobaczyłam Jana i to miał być koniec świata! Ha! To nie wiem, co mówić teraz... Przesłuchiwali cię już? Zofia pokręciła przecząco głową. – Jeszcze nie, mają się tu dzisiaj zjawić, trochę im tych ludzi zostało. Wczoraj rozmawiali z Marianem, sekretarkami, tobą, Janem, hm... Jackiem i chyba Jolą. Wcale się nie dziwię, że mieli dość, niezła dawka. – Szczególnie Marian, kretyn – mruknęła Agata. – Ten przynajmniej się cieszy, że zostanie dyrektorem. Z obrzydzeniem przypomniała sobie postać zastępcy Sławomira i wzdrygnęła się lekko. Zaciągnęła się dymem. – Na razie p. o., potem zobaczymy. Wiem, że go nie lubisz, ale on nie jest taki głupi – Zofia starała się w tym wszystkim nie tracić obiektywizmu. Marian nie był zbyt ceniony, ale może to dlatego, że nikt mu jeszcze nie dał szansy udowodnienia swojej wartości. Miała wrodzone poczucie sprawiedliwości i nie skreślała ludzi zbyt pochopnie. – Obleśny typ, ale nie chce mi się teraz analizować jego charakteru, Zosiu, mam poważny problem! – Jak my wszyscy, no, przepraszam, wiem, że to był twój przyjaciel, ale wszystkich to łupnęło. – No właśnie, tego nie jestem pewna... Zofia popatrzyła na Agatę z podejrzliwością zmieszaną z niepokojem. – Co chcesz przez to powiedzieć? Agata milczała dłuższą chwilę. – Co ty wiesz o interesach, które prowadził Sławomir z niezależnymi producentami i co do tego mógł mieć Jan? – zapytała. Zofia wzięła głęboki oddech i odpowiedziała na pozór niedbałym tonem. – To, co i ty, przecież kupowaliśmy programy firm zewnętrznych, jeśli się to opłacało, warunki dyktuje oglądalność, tobie tego nie muszę tłumaczyć. Jan kieruje większą firmą niż nasza, kupował od nas i od tamtych też, a my, przez niego, od jeszcze innych. Co ci stało, nigdy się tym nie interesowałaś? – Właśnie zaczęłam... – Ale dlaczego? Zamierzasz zostać dyrektorem? Podobno ma być rozpisany konkurs. – Nie, nie zamierzam. Dobrze, że będzie konkurs, przynajmniej Marian go nie wygra. Nie, nie o to chodzi... Przerwała i napiła się kawy. Zofia patrzyła wyczekująco, a w środku zaczęło jej się robić bardzo zimno. Bała się tego, co usłyszy. Agata z determinacją sięgnęła po swoją torbę, wyjęła kasetę. – Masz tu odtwarzacz emisyjnych taśm? – zapytała. – Mam – Zofia nie odrywała od niej pytającego wzroku. – Co to jest? – Zaraz zobaczysz – Agata włożyła kasetę do odtwarzacza. – Proszę cię tylko, powiedz Hani, żeby nikt tu nie wchodził. Zofia wykonała polecenie i zamknęła drzwi na klucz. – Boję się, że ukrywam ważny dowód w przestępstwie, jakby tu teraz wpadły gliny... – Zwariowałaś? – poruszyła się Zofia. – Co to jest? – Patrz! Po godzinie sekretarz programowy otworzyła drzwi, Agata z wypiekami na twarzy wyszła na korytarz, Zofia odprowadziła ją do windy. – Trzymaj to przy sobie, ja bym na twoim miejscu zrobiła kopię i gdzieś ją ukryła. – Nie wiem, czy jest takie miejsce na ziemi, gdzie ze spokojem bym ją zostawiła. A tak, to wiesz, zawsze jakieś taśmy pętają mi się po torbie, a na tej zrobiłam sobie specjalny znak. – Jaki? – zapytała Zofia, ale nie uzyskała odpowiedzi. Pod windę podeszło sporo osób z informacji, a przy nich lepiej było nic nie mówić, na wszelki wypadek. Zaraz mogliby zrobić aferę na podstawie przypadkowo usłyszanych kilku słów. Agata odjechała na trzecie piętro, ściskając torbę pod pachą. Zofia nie mogła ruszyć się przez dobrą chwilę, dopiero komunikat – „telefon do pani” – pobudził ją do życia. Ruszyła w stronę swojego pokoju. Trzeba trochę opanować zamieszanie w emisji programu, policja odmówiła udzielania jakichkolwiek komentarzy na tym etapie śledztwa, a tu telefony z miasta po prostu się urywały. Westchnęła i podniosła słuchawkę. Dzwonił wiceprezydent miasta. Komisarz Kalicki stał na środku redakcyjnego pokoju i rozglądał się uważnie. Wszystkie ślady zostały już zabezpieczone, odjechały do laboratorium. Mogli się teraz spokojnie rozejrzeć, aspirant Sioła przypatrywał się porozrzucanym papierom i taśmom. – Dziwny ten bałagan, nie wiadomo, czy ktoś czegoś szukał wśród kaset czy wśród papierów, przecież to było dość porządnie ułożone... Resztki porządku zostały. – Może nikt niczego nie szukał, a tylko zrobił ten bajzel dla jakiegoś kamuflażu. Kalicki pochylił się nad stosem szpargałów wyrzuconych z szafy. – Stare scenariusze, jak sądzę, patrz, data sprzed czterech lat, do tego pantofle czółenka, zestaw do makijażu, dwie taśmy, to się chyba nazywa robocze, szal jedwabny... Rany boskie, to tym pracują dziennikarze? No nic, nieważne i tak to przecież bez sensu, raczej trudno schować tu coś ważnego. Wszystko otwarte, bez zabezpieczenia, schowków specjalnych brak, po co to wywalać? – Ale dziwi ten klucz, jeden podobno został w drzwiach, drugi zabrał kierownik produkcji. Który miał być zapasowy i dlaczego denat miał go w kieszeni? – No właśnie, jeśli zamknął się w pokoju z mordercą, to czym tamten wychodząc zamknął drzwi, skoro współpracownicy rano nie mogli się dostać? – Ktoś miał trzeci klucz. Popatrzyli na siebie. – I nie mamy narzędzia zbrodni. Rana podłużna, dość głęboka, poczekamy na wyniki... – Przez ten pokój przewalały się jakieś potworne tłumy, już się boję badań mikrośladów – melancholijnie zauważył Sioła. – To się nie bój, to nas może uratować, ciekawe, czy był tu wczoraj pan Jan Malik? – z filozoficznym spokojem odparł Kalicki. – Albo pan Kacper Słonka? – dodał Sioła. – I jakieś parę setek pracowników telewizji... – Wreszcie jesteś, czekam na ciebie od godziny, nie chciałam dzwonić, żeby cię nie obudzić, gdzie byłaś? Tymi pytaniami powitała nadchodzącą Agatę Ewa. Na czas śledztwa użyczyła biurka i komputera, a teraz nie mogła się doczekać nadejścia najważniejszej osoby dramatu. – Nie obudziłabyś mnie, prawie nie spałam, zajrzałam do Zofii na chwilę, Jacek już jest? – A skądże, też mi jest potrzebny, musi rozliczyć delegacje, ale przypuszczam, że Mariola go tak łatwo nie wypuści ze szponów. No, siadaj wreszcie i opowiadaj! Agata popatrzyła na nią z niesmakiem. – Zwariowałaś? Co ci mam opowiadać, przecież już wszystko wiesz, byłaś wczoraj. – Ale przedwczoraj mnie nie było – zauważyła Ewa. – I cierpię na brak informacji. – Wejdź do internetu, tam mają dużo danych. Agata zdradzała nienormalne dla niej rozdrażnienie, ale w zaistniałej sytuacji można to było zrozumieć. Ewa przesunęła na brzeg biurka zalegające kasety, by lepiej ją widzieć. – Hej, nie wściekaj się, myślałam, że wolisz na spokojnie z kimś pogadać i nie miałam tu na myśli policji. – Dlaczego? – zapytała Agata. – Przecież oni chcą złapać mordercę, wszyscy powinniśmy z nimi rozmawiać. Tu przez chwilę zabrakło jej tchu, ale po chwili mówiła normalnym głosem. – Zeznawał Jacek, Jola, Jan, no tak, też kontaktował się ze Sławomirem tego dnia, chyba właśnie wezwali Zofię, przecież to może tylko pomóc. Trzeba znaleźć mordercę. Ewa patrzyła na Agatę z ukosa. Wiedziała o jej romansach, o aktualnym też, niemal uczestniczyła w tych wydarzeniach, bo Agata była tak rozżalona na Jana, że musiała to z siebie wyrzucić. Nie zdawała sobie sprawy, że Agata właśnie teraz zaczęła tego żałować. Ewa, sama też interesująca blondynka, przyjrzała jej się z lekką niechęcią. Ona również nie miała problemów z nawiązywaniem ciekawych znajomości, tylko jeden raz jej się nie powiodło... Spochmurniała. – Ty naprawdę jesteś taka idealistka, czy udajesz? – rzuciła agresywnie. – O czym ty mówisz? – Rany boskie, ślepa jesteś czy jak? Wiele osób jest tu umotanych w lewe interesy Sławomira, twój Jacuś, Jan, Kacper, Zofia... No, nie mówię, że wszyscy czynnie, ale niektórzy poinformowani do bólu. Kiedy ty przejrzysz na oczy, do diabła? Mówiła coraz głośniej, nie zdając sobie z tego sprawy. Agata siedziała jak sparaliżowana, niezdolna wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Nie, jej się to chyba śni, przecież nie jest aż taką idiotką, co ta Ewa do niej mówi? Nagle uświadomiła sobie, że w tym strasznym kontekście padło imię Zofii. Zmartwiała i jęknęła. Ewa przestraszyła się porządnie. – Jezu, przepraszam cię, nie chciałam tak od razu, ale już tyle razy miałam ci coś powiedzieć, nie wiedziałam, czy ty grasz tę niewiedzę, czy faktycznie jesteś niewidoma? Agata chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie otworzyły się drzwi i stanął w nich Jacek. – Hej, czy znajdzie się tu miejsce dla pogorzelców? – zażartował, ale dobry albo raczej wisielczy humor przeszedł mu błyskawicznie, gdy zobaczył twarz Agaty. – Co się tu stało? Kolejne morderstwo? Agata chwyciła torebkę i wybiegła z pokoju. – Co...? – zaczął Jacek, ale Ewa mu przerwała: – Zamknij się, kretynie, bo faktycznie znów ktoś kogoś zamorduje i ja będę pierwszą podejrzaną! – A tak w ogóle gratuluję ci dobrego samopoczucia. Nie ma to, jak czyste sumienie – dodała już przy drzwiach. Wyszła, pozostawiając Jacka w kompletnym oszołomieniu. Jeździł po ulicach właściwie bez celu. Lubił to miasto, kojarzyło mu się z młodością, cudownym odkrywaniem historii, beztroską i radością. Teraz patrzył na nie z pewnym rozgoryczeniem i świadomością niewykorzystanych szans. Pojechał do sklepu z męską odzieżą, kupił dwie koszule, parę ciemnoszarych spodni i miękki stalowy sweter, jego pobyt w tym mieście przedłużał się niepokojąco. Nie chciał dzwonić do Agaty, widział wyraz jej twarzy, tam, w telewizji, znał ją na tyle, by być pewnym reakcji. Na pewno dotarło już do niej, że z jakiegoś powodu policja przesłuchiwała i jego w sprawie o morderstwo. I pewnie myśli o nim same najgorsze rzeczy. Rozejrzał się, znów był w pobliżu budynku telewizji, to się chyba nazywa podświadomość. Zatrzymał samochód, nie wiedział, dlaczego tu przyjechał, przecież nie może tam wejść bez racjonalnych powodów, a ich ilość drastycznie zmalała. Znów zadzwoniła jego komórka. Znużony odebrał połączenie. Kolejny raz powtarzał to samo. – Nie wiem, kiedy to się skończy, prosili mnie jeszcze o pozostanie w hotelu. Uświadomił sobie, że kłamie, przecież mógł wyjechać, tylko, że jeszcze nie chciał. Wszystko się szalenie skomplikowało. Sławomir nie żyje, Agata demonstruje całkowitą obojętność... I nagle ją zobaczył, wybiegła z gmachu i wskoczyła do swojego samochodu. Zaskoczyło go to, najpierw chciał wysiąść, zastąpić jej drogę, ale szybko z tego zrezygnował, wydawała się bardzo wzburzona, konfrontacja w tym właśnie momencie nie byłaby rzeczą wskazaną. Znał ją dobrze, była impulsywna i boleśnie szczera, a on nie chciał teraz tego bólu doświadczyć. Wyjechała z parkingu. Machinalnie przekręcił kluczyk w stacyjce i powoli ruszył za nią. Nie zauważył, że za nim szary opel zrobił dokładnie to samo. Marian wreszcie został sam w gabinecie, nie chciał zająć pokoju naczelnego dyrektora, pozostał w swoim, czyżby był przesądny i bał się jakiegoś złego wpływu ducha Sławomira? Wzdrygnął się nerwowo. Podpisał stosy papierów, obejrzał programy do emisji, odbył niesamowite ilości rozmów, z których większość dotyczyła albo zwiększenia kosztorysu, albo ilości emisji, albo donosów na współpracowników. Poczuł się wykończony. To prawda, zazdrościł Sławomirowi, sam też chciał przechadzać się w atmosferze szacunku i nieomylności, a teraz pomyślał, że z tą atmosferą może być problem. Podejrzewał zresztą, nie był taki głupi, że Sławomir prowadził jakieś skomplikowane gry, ale wydawało mu się, że to jest ten wyższy stopień wtajemniczenia w prawdziwy biznes. No i co z tego wynikło? Nagle doznał przypływu sił, jest dyrektorem telewizji i doskonale się zna na prowadzeniu firmy, nikt mu nie podskoczy, jeszcze udowodni swoją wartość, na pewno okaże się lepszy od Sławomira! Wydawało mu się, że szczerze w to wierzy. A ci wszyscy, którzy uważali, że się do tego nie nadaje, poczują się jak małe kajtki, a już szczególnie Agata. Dlaczego z taką wyższością patrzyła na niego, gdy przedstawiał swoje uwagi? Myśli, że posiadła wszystkie rozumy, bo Sławomir patrzył w nią jak w obraz? Trzeba chyba pomyśleć o redukcji zatrudnienia, w końcu dziennikarze nie muszą pracować na etatach, to artyści, mają wolne zawody, niech się sprawdzają również gdzie indziej. Nie chciał nawet sam przed sobą przyznać, że ma ogromne kompleksy, marzył, by być twórcą, ale się nie udało, znów poczuł znajomy atak gniewu, więc spróbował się opanować. Ścisnął trzymany w dłoni długopis z całej siły, a ten pękł z niemiłym trzaskiem. Nabrał powietrza i odetchnął głęboko. Poczuł się już zdecydowanie lepiej, na moment wprawdzie, bo właśnie w tej chwili weszła pani Kasia. – Sekretariat prezesa, panie dyrektorze – oznajmiła. Musiał przyznać, że się czegoś obawia. Jechała półprzytomna ze zdenerwowania. Okazała się stuprocentową kretynką, ślepą idiotką. Wszyscy musieli umierać ze śmiechu z powodu jej głupoty, nawet Sławomir. A Jan? Ten to dopiero miał używanie! Co ta Ewa jeszcze mówiła? Rany boskie, Zofia! A ona właśnie Zofii pokazała ten kadr na taśmie! Zaraz, spokojnie, musi się opanować. Zofia powiedziała, że po rozmowie z Agatą poszła do emisji i trochę jej zeszło, może spotkała się ze Sławomirem? Jana też policja wezwała nie bez powodu, o tak, na pewno powodów było wiele, był tu wczoraj, widziała go... Jeszcze Kacper, który nie chciał mówić o swojej pracy, ale i tak nie dało się ukryć, że kontaktuje się ze Sławomirem. Mówił, że to normalne w sytuacji dużej agencji reklamowej, ale bardzo szybko zbywał bardziej dociekliwe pytania. Jacek? Nie, to niemożliwe! A dlaczego niemożliwe, Jacek jest dość poszukiwanym kierownikiem produkcji i prawdopodobne, że nawet bez świadomości otarł się... Bez sensu, on ma dużą świadomość interesów, jak się otarł, to ze świadomością. W końcu Jacek kochał pieniądze, jeszcze bardziej kochał żonę, a ona bardziej od niego kochała pieniądze. Zwariuje, już nikomu nie wierzy, co teraz? Może pokazać taśmę policji? Niech oni się martwią! Nie, jeszcze nie. Może to jakiś żart, jeśli tak, to wyjdzie na histeryczkę. Teraz przypomniała sobie irracjonalne poczucie niepokoju, kiedy przedwczoraj wyjeżdżała na zdjęcia. Wtedy myślała o jakichś oderwanych uwagach Sławomira, gdy wspominała o Kacprze, Janie, o sobie. Czuła, że coś jest nie tak, ale składała to na karb dziwnej zazdrości Sławomira, kretynka skończona! On wiedział coś, o czym nie chciał powiedzieć, by jej nie wciągać w orbitę dziwnych układów. Czy przypadkiem wszyscy nią nie manipulowali? Zatrzymała samochód, znajdowała się w pobliżu agencji reklamowej Kacpra. „Bardzo dobrze” – pomyślała. – „Może już czas na pierwsze wyjaśnienia.” Wyłączyła silnik, zabrała torebkę i otworzyła drzwi. Natychmiast jednak zamknęła je z powrotem. Jak skamieniała patrzyła na wejście do budynku agencji. Dzięki Bogu, nie podjechała bliżej, bo nie było miejsca. Zaparkowała w bocznej uliczce, skąd miała świetny widok na wejście, sama nie będąc zauważona. Kacper wychodził w towarzystwie jej byłego męża Andrzeja, dyskutowali jeszcze o czymś z dużą uprzejmością, potem uścisnęli sobie dłonie i Andrzej skierował się do swojego mercedesa, w którym siedziała jakaś kobieta. Agata poczuła się zszokowana. Nie, nie babą, niechże on wreszcie ułoży sobie życie. „Żeby tylko nie jakaś wyrachowana żmija” – pomyślała odruchowo, w tym typowo babskim mechanizmie dbania o byłego faceta. – „Zasługuje na coś lepszego.” Bardziej zdumiały ją kontakty jej byłego męża z aktualnym facetem i to jeszcze wcale nie wyglądali, jakby szykowali się do pojedynku. Wprost przeciwnie, wydawali się całkiem zbratani. Właśnie, zbratani, to było słowo, które natychmiast przyszło jej na myśl. I co teraz? Podjechała tu właściwie podświadomie, licząc, że Kacper rozproszy jej podejrzenia, wszystko wytłumaczy i ona wreszcie przestanie się tak nieludzko denerwować. Fajnie jej wyszło, rzeczywiście! Co teraz? Agata nigdy wcześniej nie czuła się tak dramatycznie samotna, już naprawdę nie miała z kim porozmawiać. Po dłuższej chwili odjechała. Tę sytuację oglądało kilku mężczyzn, jeden w szarej toyocie, dwóch w szarym oplu, ci ostatni nawiązali kontakt z kimś poprzez urządzenie, zwane popularnie krótkofalówką. Ewa czuła się fatalnie. Puściły jej nerwy, to prawda, w końcu niepotrzebnie powiedziała Agacie wszystko od razu, mówiąc szczerze, wcale nie miała dowodów na rozliczne powiązania Sławomira z Kacprem i Janem, zresztą wydawały się na pozór zupełnie zrozumiałe, no, trochę orientowała się w licznych produkcjach Jacka, ale też nie na sto procent. Wywaliła z siebie to wszystko, o czym pokątnie dyskutowano na korytarzach, w czym prym oczywiście wodziła Anna, bo to od niej dostawała najświeższe plotki. Co ją podkusiło? Może ta głęboka wiara Agaty w ludzi. Ona naprawdę daje sobą powodować z idealistycznym przeświadczeniem, że wszyscy mówią prawdę. To chwilami aż żałosne. A jednak faceci lgnęli do niej na potęgę, bo co? Bo mieli szansę przejrzeć się w jej oczach jako tacy szlachetni i bez skazy? Ewa zrozumiała, że podświadomie przez te wszystkie lata ich przyjaźni, zazdrościła Agacie. Zawodowo były na tym samym poziomie, Ewa realizowała nawet trudniejsze formy i bardziej skomplikowane filmy czy teatry. Tylko skąd przekonanie, że Agacie jakoś wszystko przychodziło łatwiej? Sławomir? Zastanowiła się przez chwilę. Interesował ją chyba znacznie bardziej niż Agatę, podobał jej się jako mężczyzna i jako partner w interesach, ale on był wpatrzony tylko w swoją żonę i w Agatę, a ta idiotka odpłacała mu platoniczną przyjaźnią. Takiemu facetowi! Ewa poczuła wszechogarniający żal, dotąd trzymała się dzielnie, głównie z powodu głębokiego stresu, teraz jednak łzy napłynęły jej do oczu. Już nigdy go nie zobaczy! Ciągle miała nadzieję, że Sławomir w końcu dostrzeże ją jako kobietę, a nie tylko świetnego redaktora, wiedziała oczywiście, że ma żonę i nie chciała niczego więcej poza choćby ulotnym romansem, pociągał ją niesamowicie, dlatego nie mogła związać się z żadnym facetem, wszyscy byli gorsi od Sławomira. Otarła oczy, wróciła myślą do Agaty. Ona zawsze interesowała się życiowymi nieudacznikami – taki Krzysiek, zaraz po rozwodzie, potem Jan, teraz Kacper... Biedni, nieszczęśliwi, życie nie było dla nich łaskawe, mieli pecha, a przecież zasługują na więcej... Poczuła się trochę rozgrzeszona z wybuchu wobec Agaty, wyjaśni jej w końcu, że mówiła trochę na wyrost, że większość tych rewelacji to plotki i wszystko będzie w porządku. Próbowała zadzwonić, ale komórka Agaty odpowiadała automatyczną sekretarką. Nie zostawiła wiadomości, jutro porozmawiają w pracy. Ewa nie była nigdy intrygantką, oceniała sprawiedliwie otaczających ją ludzi, ten wybuch świadczył o dużym wstrząsie, wywołanym śmiercią Sławomira, a właśnie to starała się najbardziej ukryć. Trochę jej nie wyszło. Postanowiła odwiedzić kosmetyczkę, albo nie, może lepiej pójdzie na coś do kina. Musi tylko trochę poprawić makijaż. Zadzwoniła do przyjaciela, na szczęście nie związanego z żadną telewizją. Był zachwycony jej propozycją. – Nie widziałeś Agaty? – Mikołaj zaczepił przechodzącego korytarzem Jacka. – Wydawało mi się, że widzę jej samochód, ale mi jakoś zniknęła. – Wypadła jak pocisk, coś ją ugryzło, ale wiesz, teraz jest rozhisteryzowana jak diabli. Jacek zatrzymał mijającego ich Jarka. Trzeba było choć spróbować wrócić do swoich normalnych zajęć. – Zaczekaj Młody – i zwrócił się z powrotem do Mikołaja. – A co chciałeś, coś pilnego? – Nie, chciałem sprawdzić, czy przejrzała już materiały z festiwalu i czy jakieś głupoty mi się nie nagrały przez przypadek. – Dlaczego głupoty, co się tam działo? – zapytał Jarek. Mikołaj znów poczuł zakłopotanie, wstyd mu było za zmarnowanie taśmy na przypadkowe obrazki, ale miał nadzieję, że one też mogą się spodobać Agacie. Zawsze wychwalała „uciekające zdjęcia” czyli takie nie do powtórzenia. – Działo się normalnie, ale włączyła mi się kamera na bankiecie, przez przypadek, i Agata się wściekała za marnotrawstwo taśmy, chciałem to zobaczyć, może jednak na coś się przyda? – Wiesz co, nic nie mówiła, coś tam przeglądała, ale potem ją wezwali na przesłuchanie – zastanowił się Jacek. – Tych taśm było pięć, prawda? – Pięć – przytaknął Mikołaj. – Ta chyba była pierwsza. – A dała mi tylko cztery... Dziwne, zapytam ją, gdy wróci, zajrzyj jutro. Mikołaj kiwnął głową i poleciał do studia na próbę nagrania tego cholernego teatru. Jakoś wszyscy z mniejszą parą przystępowali do inscenizowania morderstwa, kiedy prawdziwe było pod bokiem... Realizator wydawał kolejne polecenia dość niemrawym głosem, a osowiali artyści z dużym opóźnieniem stawiali się na planie. Mikołaj stanął za kamerą i założył na uszy słuchawki. Niech to już się skończy. Przelotnie pomyślał jeszcze o Agacie, jak się trzyma, pewnie kiepsko, w końcu przyjaźniła się ze Sławomirem. – Mikołaj, ustaw szeroki plan – usłyszał polecenie ze studia. Wrócił do równowagi. Jacek pociągnął za sobą Jarka, usilnie wmawiając mu potrzebę wykonania telefonu do stadniny, z przeprosinami... Agata schroniła się w domu, tak, właśnie nie wróciła, jak się po prostu wraca, tylko się schroniła. Czuła się poobijana z każdej strony, najpierw Ewa z jej rewelacjami, a teraz to dziwne coś między Kacprem a Andrzejem i świadomość, że nie ma z kim porozmawiać. Weszła do domu, na szczęście był pusty. Weronika na dodatkowym angielskim, tylko cudowne pomrukiwanie Kazana, ukochanego wilczura dawało poczucie przyjaznej bliskości. – Mój ukochany piesek – rozczuliła się Agata i pochyliła się, by go przytulić. – Jestem, jestem, zaraz pójdziemy na spacerek. Zdjęła kurtkę i weszła do kuchni. Kawy! Koniecznie kawy! Rozejrzała się wokół i powoli odzyskiwała spokój. Lubiła swoje mieszkanie, stare meble po dziadkach w połączeniu z nowoczesnymi dodatkami, liczne zdjęcia na ścianach, dwa Kulisiewicze i portret Agaty węglem, śmieszne miny Weroniki w różnym wieku i cudowna szklano-zielona łazienka. Usiadła na kanapie, głaszcząc uszczęśliwionego psa i zamknęła oczy. Musi się uspokoić i zdecydować, co dalej. Co ma teraz zrobić? Do kogo się zwrócić? Spokój został nagle zmącony, usłyszała chrobot klucza w drzwiach. Poderwała się na równe nogi i szarpnęła klamką. W progu stał Andrzej. Bezradnym ruchem poprawiał okulary. – Jesteś? Myślałem, że trzeba wyprowadzić Kazana, dlaczego nie zadzwoniłaś? Agata odezwała się po dłuższej chwili. Musi udawać, że wszystko jest w największym porządku. Andrzej patrzył na nią w swój denerwujący sposób, dosyć oskarżycielsko. Przypomniała sobie dawne niesamowite awantury i ciągłe pretensje. Opanowała się. – Byłam w pobliżu, więc pomyślałam, że chwilę odpocznę, przepraszam, powinnam była zadzwonić – powiedziała spokojnie, unikając spojrzenia mu w oczy. Andrzej pokiwał głową. – Ty się kiedyś zawiniesz w te swoje taśmy – zażartował. – Byłaś z psem? – Zaraz wyjdę, chciałam kawy nade wszystko! – Jak się czujesz? – popatrzył na nią z troską. – Lepiej? – Tak, tak, lepiej – przytaknęła skwapliwie, strasznie chciała, by już wyszedł. – Odbierzesz Weronikę z angielskiego? – O której? Za dwie godziny? Tak, tylko coś załatwię i podjadę po nią. No to trzymaj się, cześć. Agata skinęła głową do zamkniętych już drzwi, a potem, przeklinając się w duchu wyjrzała zza firanki przez okno. Wsiadał do samochodu, w którym siedziała czarnowłosa kobieta. Zdecydowała się na wagary, nie wróci do telewizji, po spacerze z psem zakopie się pod kocem z jakąś głupią książką i nie będzie odbierać telefonów. Kiedy była mała, wierzyła, że jeśli się schowa pod kołdrą, złe rzeczy przeminą bez jej udziału, może i teraz to pomoże. Założyła psu kaganiec, co za idiotyczny przepis, taki spokojny pies, a ludzie się go boją. – Przepraszam, piesku – szepnęła mu do ucha. – Wiem, że tego nie lubisz, ale trudno. Przewiesiła torbę przez ramię i zamknęła drzwi. Wyszli na pobliski skwerek. Było dość pusto, znajomy z jamnikiem ukłonił się z uśmiechem, odpowiedziała tym samym i skierowała się w stronę bocznej alejki. Szarzało, a gęste krzewy zasłaniały widok na ulicę. Kazan zawarczał niepokojąco. – Co, zbliża się jakiś rozbójnik? – nachyliła się nad psem i w tym momencie poczuła gwałtowne szarpnięcie. Ktoś chciał zerwać jej z ramienia torbę, ale odruch obronny przeważył. Odskoczyła, przyciskając do siebie psa i torebkę, Kazan zapiszczał i skoczył na napastnika. Musiał uderzyć kagańcem z dużą siłą, bo uchwyt zelżał i nagle się zakotłowało. Agata, popchnięta z całej siły, usiadła na trawie, ktoś kogoś uderzył, ktoś odskoczył w krzaki, nagle znalazło się wokół wielu ludzi. Dwaj wysportowani młodzieńcy szamotali się z kimś w pobliskich krzewach. Agata podniosła się niepewnie i uspokoiła psa. „Przysięgam ci, już nigdy nie założymy kagańca” – pomyślała i zmartwiała. Z krzaków wyłonili się dwaj mężczyźni, trzymali między sobą trzeciego za wykręcone do tyłu ręce. To był Jan. Zofia już prawie dwie godziny opowiadała komisarzowi Kalickiemu o sposobach funkcjonowania firmy. Zapytał, jakie kłopoty mógł mieć dyrektor, więc mówiła o wynikach oglądalności, o pozyskiwaniu pieniędzy z reklam, o konkurencji... – Czy pani się przyjaźniła z panem dyrektorem? – padło pytanie. Zawahała się. – Myślę, że tak – powiedziała ostrożnie. – Pracuję tu dłużej od niego, więc często się radził i mówił o kolejnych posunięciach. – Ale bardziej przyjaźnił się z panią Agatą? – Sioła patrzył niewinnie. Zofia odparła sucho. – Byli bardziej zbliżeni wiekowo, a poza tym pracowali razem, zanim Sławomir został dyrektorem, robili filmy, chodzili na piwo i mieli jakieś swoje sprawy. Kalicki popatrzył na nią bystro i zapytał: – Czy łączyło ich coś więcej? Zofia poczuła się urażona. Nie będzie ich informować o kretyńskich plotkach, krążących po telewizji, już ktoś doniósł, oczywiście. Przelotnie zatroskała się, czy przesłuchiwali Annę i co z tego mogliby zrozumieć. Zrobiło jej się ich żal. – Nie interesuję się życiem intymnym moich znajomych – powiedziała. „Aż trudno uwierzyć. W tej firmie?” – pomyślał Kalicki. – Nie pytam panią o to z własnej ciekawości, prowadzę dochodzenie w sprawie o morderstwo i potrzebuję tego typu informacji – dodał urzędowo. – Jestem pewna, że nie łączyło ich nic więcej poza przyjaźnią – odpowiedziała. – Ze Sławomirem nigdy o tym nie rozmawiałam, ale przyjaźnię się z Agatą i wiem, na jakim facecie jej zależało. – Na jakim? – zainteresował się aspirant Sioła ale zamilkł, skarcony wzrokiem Kalickiego. Zofia chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła, bo w tym momencie rozdzwoniła się komórka komisarza. – Przepraszam – skłonił się lekko i odebrał. Zofia pomyślała, że ma dużą klasę, kłaniać się przy przeprosinach, no, no, w normalnych warunkach podobałby się Agacie, nie ma wprawdzie brody, ale ten ślad po goleniu... – Słucham, tak? Co się stało? Jak to? Macie go? Dobrze, natychmiast do komendy, już tam jedziemy. Wstał, skinął na Siołę i zwrócił się do Zofii. – Bardzo panią przepraszam, musimy przerwać rozmowę, jeśli pani pozwoli, dokończymy jutro. Zofia poczuła się zdezorientowana, ale grzecznie się odkłoniła i wyszła. Przez okno na korytarzu widziała, jak w pośpiechu wsiadają do samochodu i odjeżdżają. Wróciła do siebie. Znów spokój nie był jej dany, a tak chciała wreszcie móc się zastanowić nad tym, co się wydarzyło. – Jesteś – przywitał ją zdenerwowany Marian. – Słuchaj, miałem telefon z Warszawy... Jola skończyła spisywanie taśm, pokręciła się trochę po korytarzu, niepewna, co powinna jeszcze zrobić, telefon Agaty nie odpowiadał, Jacek, dziwnie przejęty i zaaferowany machnął tylko w przelocie ręką, Ewa siedziała naburmuszona, pomyślała więc, że sobie pójdzie. W bufecie nie było nikogo znajomego, ekipa teatru kończyła spóźniony obiad. Z niechęcią popatrzyła na aktora, na głowie którego widniała nadal spora ilość czerwonej farby i poszła zabrać swoje rzeczy. Podchodziła do pokoju, drzwi były uchylone i nagle usłyszała dziwny, zduszony szept. Ktoś rozmawiał przez telefon w sposób ogromnie tajemniczy. Zamarła, przez głowę przeleciało jej milion myśli, ten ktoś wyjdzie, zobaczy ją i potem ona będzie leżała pod czyimś biurkiem z rozwaloną głową, z drugiej strony, może to ważne, może powinna próbować coś podsłuchać... – Jolka, szukam cię od świtu – poczuła szarpnięcie do tyłu. – Chodź, zapomniałaś o wypełnieniu kwitów do księgowości! Chcesz dostać pieniądze czy nie? Odwróciła się. Przed nią stał Tomek, producent, i z właściwym sobie brakiem taktu ciągnął ją do swojego pokoju. Dziwny głos zamilkł, Jola wiedziała, że teraz musi udać absolutną obojętność. Dała się prowadzić Tomkowi, myśląc po drodze, że przewrażliwiona wyobraźnia płata jej figle i może to była nieważna rozmowa, powiedzmy, Jacka z żoną, który nie chciał kłócić się z nią na cały głos. Z nimi to wszystko możliwe. Wyrzuciła z pamięci cały incydent i zajęła się wypełnianiem rachunków. „Pogadam potem z Agatą” – pomyślała. – Już mówiłem, poszedłem za Agatą, bo chciałem z nią porozmawiać – mówił zmęczonym, monotonnym głosem. – Ale zanim się odezwałem, ktoś się na nią rzucił, chyba chciał wyrwać torebkę, więc przyszedłem jej na pomoc, on uciekł, a panowie złapali mnie... – Dlaczego nie zawołał pan do pani Agaty, tylko szedł za nią dość długi kawałek i to w odosobnione miejsce? Kalicki nachylił się nad stołem i popatrzył głęboko w oczy Jana. Ten odwrócił wzrok. – Nie byliśmy ostatnio w najlepszych stosunkach, nie wiedziałem, czy będzie chciała ze mną... Urwał i potarł brwi, sam zdawał sobie sprawę z tego, jak idiotycznie brzmi to, co mówi. Ale jak miał wytłumaczyć skupionemu policjantowi dość skomplikowane układy z Agatą, i które, dawne czy obecne? Poza tym, znajduje się tu w sytuacji podejrzanego, co za idiotyzm, może choć Agata pamięta, jak to było, przecież chyba nie myśli, że on miałby jej wyrywać torebkę? – A dlaczego pan nie wyjechał, pamiętam, że wspominał pan o napiętych terminach, gdy rozmawialiśmy w telewizji? – zapytał nagle Kalicki. Jan zmieszał się i widział, że komisarz to zauważył. – Przełożyłem spotkania, bo pomyślałem, że skoro już tu jestem, to porozmawiam z Agatą – i dodał bardziej zdecydowanym tonem. – My byliśmy kiedyś razem, a potem nastąpiły duże nieporozumienia i wreszcie chciałem o tym porozmawiać. Poczuł, że jest bardzo zdenerwowany, drżały mu dłonie. – W ciemnej alejce w parku? – zapytał Kalicki. – Nie... Tylko ona zawsze była w otoczeniu swoich kierowników produkcji, operatorów, a ja chciałem znaleźć moment, żeby była sama. Jak zobaczyłem, że jedzie do domu, pojechałem za nią. I nie było jeszcze ciemno. – Śledził ją pan? – zainteresował się Sioła. – Nie śledziłem, tylko jechałem za nią, mając nadzieję, że gdzieś spokojnie porozmawiamy, rany boskie, zapytajcie Agatę, ona potwierdzi to, co mówię. Był już bardzo zmęczony. Chciał stąd wyjść, położyć się w hotelu i spokojnie pomyśleć. Ale się wpakował! Czuł, że popełnia błąd za błędem, jakby stracił swą zwykłą samokontrolę. – W jaki sposób może potwierdzić to, co pan mówi, przecież nie wiedziała, że pan ją śledzi? – Nie śledziłem – Jan przerwał. – Nie mam nic więcej do powiedzenia, nie napadałem na Agatę, tylko jej broniłem. Czy pan nie widzi, że jeszcze solidnie oberwałem? Istotnie, na jego czole widniał potężnych rozmiarów siniak. – Pani Agata zeznała, że również się broniła i wymierzyła cios w przeciwnika – zauważył niewinnie Kalicki, a potem dodał. – Dziękujemy panu, proszę na razie nie wyjeżdżać, możemy mieć jeszcze jakieś pytania. A pani Agata zdecyduje, czy nie złoży doniesienia o czynnej napaści. Do zobaczenia. Jan wstał. – A czy mógłbym się z nią zobaczyć? – zapytał z nadzieją. Kalicki nie odpowiedział, nagle zajęty sprawdzaniem czegoś w papierach. – Pani Agata pojechała na razie do domu, jest trochę poobijana, więc przełożyliśmy zeznania na jutro – poinformował Sioła i dodał. – Przydzieliliśmy jej ochronę. Nie wiedzieć czemu, zabrzmiało to ostrzegawczo. Jan pomyślał, że już od dawna nie czuł takiej bezradności. Wyszedł z komendy, przelotnie zastanowił się, czy i jego teraz będą obserwować. Pewnie tak. Kacper był naprawdę zły. Co ta Agata sobie myśli, że jest udzielną księżną czy co? Nie zamieniła się chyba w płaczkę, która roni łzy po Sławomirze? Mogłaby się zainteresować, jak on, Kacper, daje sobie radę! Niepotrzebnie przyjechał Andrzej, przecież zawsze kontaktowali się telefonicznie, dlatego Kacper nie lubił dzwonić do Agaty do domu i prosić ją do telefonu poprzez byłego męża. Zresztą ostatnio zbyt często Andrzej podnosił słuchawkę... Obydwaj skrzętnie omijali temat Agaty w swojej współpracy, tak było bezpieczniej. Zadzwonił na jej komórkę, wyłączona, na centrali telewizyjnej powiedzieli, że pani Gosztyńska już dawno wyszła. Zaniepokoił się. W domu też nikt nie podnosił słuchawki. No, przecież nic złego nie mogło się stać. Potrząsnął głową ze złością. Ona jednak nie liczy się z drugim człowiekiem, i to podobno bliskim! Nie to nie, nie będzie się napraszał, widocznie go nie potrzebuje, niech więc zadaje się ze swoimi kierownikami, Zofią czy licho wie z kim! Kacper nie uświadamiał sobie faktu, że być może nastąpił właśnie moment sprawdzianu, konfrontacji uczuć z rzeczywistością i że to Agata potrzebuje teraz wsparcia i pomocy. Podchodził do życia bardzo egoistycznie, to jemu należało się wszystko, to on wymagał pomocy i jeśli jej nie otrzymywał, czuł się bardzo pokrzywdzony. Wstał z fotela i przeciągnął się, znów z przyzwyczajenia zerknął do lustra. Wyglądał bardzo dobrze, poczuł się podniesiony na duchu. Nawet wypita wczoraj w nocy butelka koniaku nie wpłynęła źle na jego korzystny wizerunek. Pojechał do domu. – Czego szukasz? – Jarek przyglądał się Jackowi, który otwierał wszystkie biurka w pokoju Ewy i wyciągał kasety. Brał każdą do ręki i bardzo dokładnie oglądał, marszcząc czoło. – Szukam tej taśmy, jeśli się zgubiła, Agata mnie zabije, czy myśmy wszystko zdążyli zabrać z naszego pokoju przy tej policji? – Taśmy tak, leżały z brzegu, ale podobno Agata je przeglądała, chyba by zauważyła jakiś brak? Jarek machinalnie otworzył pudełko z kasetą i zajrzał. To był jakiś program Ewy. Czym prędzej odłożył go na miejsce. Wiedział, że redaktorki w tej firmie są szalenie uczulone pod względem dotykania ich taśm i już widział, jak wpada Ewa z koszmarną awanturą i każe im opuścić pokój. – Lepiej zostaw, bo narobimy jej tu strasznego zamieszania i będzie piekło. Poza tym, jeśli tam był brudny materiał, to nie ma czego żałować. – Lubię obrazki jak z ukrytej kamery, dobra, nie ma, zapytam jutro Agatę o tę taśmę. Jacek wstał i sięgnął po kurtkę. – Wychodzisz? – zapytał Jarka, tamten potrząsnął rozczochraną głową. – Nie, jeszcze muszę rozliczyć jeden program, póki mam wolny komputer... Weszła Ewa. – Ale już nie mam wolnego komputera – dokończył Jarek. – Idę z tobą. – Agata wróciła? – zapytała Ewa. – Nie i nie dzwoniła, może zrobiła sobie wolne, o czym i ja marzę – Jacek stanął w progu. – O, jesteś – ucieszyła się Mariola, otwierając drzwi. – Właśnie sobie pomyślałam, że odbierzemy Maciusia i zrobimy zakupy. Jacek spojrzał na Jarka z żałością, ale bez słowa podążył za żoną. Ewa z Jarkiem mimowolnie uśmiechnęli się do siebie... Nikt w telewizji nie rozumiał tego małżeństwa, Jackowi współczuli wszyscy, ale nikt nie ośmielił się tego okazać. Mariola budziła popłoch i chęć zejścia jej z drogi. Jak on z nią wytrzymuje? No, może dlatego musi tak często zaglądać do kieliszka, nikt na trzeźwo nie mógłby przeżyć z Mariolą nawet jednego wieczoru. Wyjrzeli przez okno. Jacek wlókł się za żoną dwa kroki z tyłu, z nisko pochyloną głową i widać było, że stara się specjalnie nie reagować na ożywioną przemowę Marioli. A jej nie zamykały się usta, wyrzucała z siebie potoki słów, machała rękami i usiłowała do czegoś przekonać swojego męża. Nie wydawało się, by miała szansę powodzenia. Chciała zostać sama. Szok jeszcze nie minął, wciąż nie mogła uwierzyć w to, co się stało, bolało ją kolano i wywichnięte ramię, ale nie z tego powodu poprosiła komisarza o przełożenie rozmowy na jutro. Ktoś próbował jej wyrwać torebkę, czy to był zwykły złodziej, czy... Kto wie o taśmie? Zofia, ale czy nie powiedziała jeszcze komuś innemu? Co tam robił Jan? Agata nie była pewna, kto ją zaatakował, wszystko stało się tak szybko, mógł to być również on. Ale dlaczego? Wiedział o taśmie? I skąd się wziął na tym skwerku? Jakoś trudno było uwierzyć, by chciał jej zrobić krzywdę, ale czy właściwie zna Jana? Czy zna Kacpra, Andrzeja, Zofię, Jacka, czy znała Sławomira? Weronika zamknęła się w swoim pokoju, widząc zdenerwowanie Agaty. Mocno się wystraszyła, gdy policja przyprowadziła mamę ze spaceru z psem, kulejącą i przerażoną. Napadł na nią jakiś drań w alejkach, a tak tu było do tej pory spokojnie. Może i jest coś w tym ciągłym upominaniu jej, by zamykała się w domu i nie wychodziła wieczorami. Zrobiła Agacie mocną herbatę i wycofała się do siebie, wiedziała, że matka teraz chce zostać sama, więc wszystkie emocjonujące pytania odłożyła na następny dzień. Zdziwiła ją tylko prośba, by w razie, gdyby ktoś dzwonił, mówiła, że Agaty nie ma. Mama godzinami wisiała na telefonie i snuła najbardziej zwariowane opowieści. Zawsze też śmiała się z całych sił. A teraz była blada, smutna i zaniepokojona. No tak, ktoś zabił wujka Sławomira, Weronika lubiła go bardzo, ciągle gadali o stokach narciarskich, slalomach i deskach snowboardowych. Szkoda go, on się w taki nieśmiały sposób podkochiwał w mamie, czasem kłócili się o jakieś programy albo o politykę, wujek wychodził, trzaskając drzwiami, a po sekundzie wracał, bo zapomniał parasola. I znów śmiali się do rozpuku. Dlaczego nawet ojcu ma nie mówić, co się stało? Pewnie by zaraz przyjechał, a mama widocznie chce odpocząć. Zadzwonił telefon. Weronika podeszła, by odebrać, Agata pojawiła się w progu z przerażoną miną. – Słucham, dobry wieczór, nie, mamy nie ma, chyba wróci późno, nie, nie wiem, gdzie jest, a co powtórzyć? Popatrzyła zaskoczona na słuchawkę. – Kto to był? – zapytała Agata pełnym napięcia tonem. – Nie wiem, a jak zapytałam, co powtórzyć, wyłączył się. – Nie poznałaś głosu? – Nie bardzo, coś szumiało, pewnie dzwonił z komórki. Ale na pewno facet. Agata skierowała się do pokoju, przystanęła w progu. – Tu potem przyjdzie policjant i wyjdzie z Kazanem, nie zdziw się – dodała. – Ale fajnie – ucieszyła się Weronika. – Nikt mi nie uwierzy, że mamy oddelegowanego policjanta do psa! Kazan będzie chodził z obstawą! Agata popukała się w czoło. – Na szczęście faktycznie nikt ci nie uwierzy... I dokładnie zamknęła za sobą drzwi. Anita długo obserwowała gabinet prokuratora Leszczyńskiego, znała trochę rozkład jego zajęć, wiedziała, że w okolicy południa wychodzi na obiad z przyjacielem i spędza w pobliskiej restauracji około godziny. Czekała w swoim pokoju przy uchylonych drzwiach. Wreszcie go zobaczyła. Starszy, bardzo elegancki pan sięgał właśnie po kapelusz. Udając duże zaaferowanie, wybiegła na korytarz. – Och, panie Stanisławie, pan wychodzi? – zastąpiła mu drogę. – Przepraszam, poszukuję tych akt sprzed roku, wie pan, sprawa przetargów na biurowiec przy Dzikiej, zdaje się, że mam coś podobnego. Mogłabym do nich zajrzeć? Trzymała ten argument w zanadrzu, wyczekując stosownej chwili. Leszczyński zakłopotał się trochę, dochodziła druga, nie chciał się spóźnić, tym bardziej, że miał fascynujący problem prawniczy do omówienia. Odczuwał jednak typowo męską słabość do tej szalenie efektownej prawniczki. – Pani Anito, proszę zajrzeć do szafy, te akta powinny być na drugiej półce od góry, poradzi pani sobie? A jakby pani nie znalazła, wrócę za godzinę... – zawiesił głos. – Na pewno znajdę, panie prokuratorze – zapewniła. – Pan ma przecież zawsze imponujący porządek. Uśmiechnął się do niej życzliwie i zaprosił dłonią do gabinetu. Sam pośpieszył do wyjścia. Anita nie zamknęła całkiem drzwi, przymknęła je tylko lekko. Teraz miała prawo tu być. Akta w sprawie przetargów znalazła od razu, wyciągnęła z szafy na biurko, a sama pochyliła się nad dużą stertą papierów, wiedziała, czego szuka. Teczka ze sprawą morderstwa w telewizji leżała na wierzchu, otworzyła ją. Wiedziała, że ryzykuje karierę, to nie było zachowanie godne prawnika, ale dzika zawziętość wzięła górę nad etyką zawodową. Musiała wiedzieć coś więcej niż wynikało z luźnych uwag kolegów na korytarzach. Przeglądała papiery w dużym pośpiechu i nagle znieruchomiała. Przeczytała właśnie, że w dzień po morderstwie jej były mąż był w telewizji u pani Agaty Gosztyńskiej, poza tym jego nazwisko pojawiało się na liście częstych gości tej firmy. Kontaktował się również z dyrektorem Sławomirem Sulickim i kierownikiem produkcji Jackiem Szewczykiem. Usłyszała głosy na korytarzu, więc szybko przejrzała doniesienie o napadzie na Agatę i zamknęła teczkę. Zabrała swoje akta i wyszła z pokoju. Przechodząc przez duży wspólny sekretariat, rzuciła niedbale. – Pani Krysiu, znalazłam te akta, zabieram je na godzinkę. Pani Krysia kiwnęła głową i odebrała kolejny telefon. Anita wróciła do swojego pokoju, trzęsąc się w środku jak galareta. Co on sobie myśli, drań, przecież ona nosi jego nazwisko, jak ma teraz spojrzeć w oczy prokuratorowi Leszczyńskiemu? W co wpakował się jej były mąż? Właściwie Anita nie miała zielonego pojęcia, jakie interesy prowadził Kacper, nie interesowała się tym specjalnie, teraz jednak poczuła się zaniepokojona. To wszystko przez kontakty z tą telewizyjną zdzirą, na pewno, wkopała go w coś, a on idiota... Ogarnęła ją wściekłość. Odetchnęła głęboko parę razy, by odzyskać nienaganny wygląd. Postanowiła, że rozmówi się z nim dość zdecydowanie, ma syna, może ten syn nie chce mieć ojca kryminalisty. Ale nie od razu, musi dowiedzieć się jeszcze czegoś więcej! Zofia wychodziła, jak zwykle, późnym wieczorem. Długo jej zeszło uspokajanie rozhisteryzowanego Mariana i tłumaczenie mu, że konkurs na dyrektora stacji nie jest największą tragedią, jaka mogła mu się przydarzyć. Nawet lepiej wygrać ten konkurs i stać się pełnoprawnym dyrektorem tej firmy, niż zostać nim w wyniku śmierci Sławomira, po co dawać pretekst do głupich komentarzy. Nie wiadomo, czy udało jej się przekonać go do końca, ale oddalił się z lepszą miną. Zofia odetchnęła głęboko, jadąc do domu zastanawiała się nad wszystkim, czego się dzisiaj dowiedziała. Ta taśma, rany boskie, jaki przypadek! Ale co to oznacza? Chyba jednak nie orientowała się dokładnie w sprawach Sławomira... A myślała, że on niczego przed nią nie ukrywa. Źle się stało, że tkwi w tym Agata, Sławomir ją, Zofię, kiedyś poprosił o dyskrecję, wiedział, że jego przyjaciółka jest zbyt żywiołowa i prawdomówna, nie potrafi nagle stać się dyplomatą, a często o to chodziło. Sławomir, jak myślała, niekiedy ocierał się o granice prawa, ale miała nadzieję, że ich nie przekraczał. Więc czemu zginął? I co jest na tej taśmie? Wygląda to dość niepokojąco... I jeszcze ci wszyscy ludzie, co za krwiożercze stado, Kacper, Jan i pewnie jeszcze wielu innych. A na nią teraz spadło faktyczne prowadzenie firmy, przecież Marian się do tego nadaje jak pięść do nosa, to ona musi kontaktować się z wydawcami programów informacyjnych, z prezenterami, redaktorami. Może jednak powinna była powiedzieć Agacie trochę więcej, widząc jej przerażenie? Tak, zrobi to jutro i razem się zastanowią nad dalszym losem taśmy. Z ulgą zaparkowała pod domem. Wreszcie kot i znaczki, bo inaczej zwariuje! Kalicki pochylił się nad swoimi notatkami. – Zupełny obłęd – powiedział do Sioły. – Niby na portierni notuje się, kto wchodzi, ale już nie ma informacji, kiedy wychodzi. Poza tym w dniu morderstwa grali ten teatrzyk i panował nieziemski bałagan. Stado słoni mogło wejść i zostać do późnej nocy... – Może przez sprawdzanie alibi będziemy mogli kogoś wyeliminować – zaproponował Sioła. Wstał i nastawił elektryczny czajnik, wrzucił do kubków torebeczki herbaty. – Marzyciel – mruknął Kalicki. – No, czekaj – zaczął Sioła. – Pani Zofia była w pokoju emisji, można ustalić, co oni wtedy nadawali.. – Tak, ale potem wyszła i nie wiadomo, kiedy opuściła budynek, a czas morderstwa ustalono pomiędzy 23 a 3 nad ranem... – Malik nie ma alibi, podobno był w hotelu, nie dzwonił stamtąd, więc też nie można ustalić jego obecności, Kacper Słonka pracował do późna, oczywiście sam. Agata podobno wyszła od razu po rozmowie z panią Zofią, ale portier jej specjalnie nie pamięta i tak dalej. – A ten Jacek? – Kalicki znów zajrzał do notatek. – Pił z tym drugim, jak on się... Jarek Korczyński... Tylko nie pamięta, do której i gdzie skończyli. Trudno wysłać ludzi do każdej knajpy ze zdjęciami, skończyliby za dwa lata, zresztą nikt by już niczego nie pamiętał. – No tak, kogo jeszcze tu mamy? – zapytał Sioła. – Tłum pracowników telewizji. A ten zastępca? Zalał herbatę i podał kubek przyjacielowi. – Jeden, który ma alibi. Siedział w tzw. przeglądówce w towarzystwie dwóch dziennikarzy i coś oglądał. Wyszli razem około 24, oddali klucze i odjechali, portier ich zapamiętał. – A nie mógł na chwilę wyjść, np. do toalety i walnąć w łeb swojego szefa? – Musieliby stopować ten film, a zeznali, że oglądali bez przerwy, przez jakieś trzy godziny. Kalicki odsunął się od biurka, wyprostował zmęczone plecy i posłodził herbatę. – Mocni goście – mruknął Sioła. – Musimy się przyjrzeć interesom pana dyrektora – powiedział Kalicki. – To będzie kolejna kołomyja, bo ten temat przeważnie zamyka ludziom usta. – Tak na wszelki wypadek... – dodał Sioła. – A, jeden klucz miał w kieszeni Jacek, nie pamięta, kiedy go zabrał, drugi był w kieszeni spodni dyrektora, czyli faktycznie musiał być trzeci. W drzwiach pojawił się policjant. – Panie komisarzu, zgłosiła się pani Agata Gosztyńska. Kalicki wstał i odruchowo przygładził włosy. Sioła obrzucił go rozbawionym spojrzeniem. – Tato, wiesz, ktoś napadł na mamę wczoraj – Weronika powitała ojca informacją dnia i poczuła się szalenie ważna. – Dostała ochronę i nawet policjant wychodził z Kazanem. – Co ty mówisz! Jak to ktoś napadł, gdzie? Złapali go? Andrzej poczuł się przejęty i zaniepokojony. Wypuścił z rąk zamrożony kawałek schabu, który chciał umieścić w wodzie, by go szybciej usmażyć. Podniósł mięso z podłogi i włożył do zlewu. – Dlaczego nie zadzwoniłyście wczoraj? – pytał dalej. – Mama nie chciała z nikim rozmawiać, poza tym źle się czuła, bolało ją kolano. – Coś poważnego jej się stało? – Chyba nie, bo dziś już pojechała na policję. – Opowiedz dokładnie – poprosił Andrzej. – Widziała tego napastnika? – Chyba go złapali, to jakiś znajomy mamy. – Nie żartuj! – zainteresował się gwałtownie. – Kto to taki? – Nie wiem. Weronika zrelacjonowała ojcu to, co wiedziała. Był bardzo poruszony i zdenerwowany, wypytywał o czas zajścia, ale nie była w stanie dokładnie tego określić. Przyjrzała mu się w typowo babski sposób, miał niedbale zawiązany krawat i to taki, który niezbyt pasował. I okropne okulary. W ogóle robił wrażenie bardzo zagubionego. – Mama ci wszystko opowie – dodała na koniec Weronika. – Ja muszę już lecieć do szkoły. Andrzej chciał coś powiedzieć, ale właśnie zadzwoniła jego komórka. Zdziwiona Weronika zauważyła, że zmienił się na twarzy. – Tak, zaraz będę, nie przesadzaj, nie spóźniłem się, wiem, już jadę. Wstał nagle, odruchowo poprawił krawat, efekt nie był zbyt zadowalający. Weronika przechyliła się i zrobiła to sama. – Podwieźć cię? – dodał z poczucia obowiązku. – Możesz, kto dzwonił? – zapytała zaciekawiona. – Znajoma – odparł krótko. – No to pośpiesz się, chodźmy. Kazan pożegnał ich rozżalonym spojrzeniem, a następnie wgramolił się na łóżko swojej ukochanej pani, w ten sposób łatwiej mu było znosić rozłąkę. – Nie mogę na razie stąd wyjechać, popełniono morderstwo, a ja jestem ważnym świadkiem. Nie dodał, że nawet zaczął być podejrzany, wolał nie wprowadzać swojej szefowej w szczegóły wydarzeń. – Tak, niech Małgosia mnie zastępuje, ona wszystko wie, poza tym jestem pod komórką. Tak, dam znać, gdy się dowiem, kiedy mogę wyjechać. Z ulgą odłożył telefon. Nie chciał siedzieć w hotelu, pomyślał, że wykorzysta ten pobyt na załatwienie kilku spraw. Pojedzie do Słonki, może sfinalizują w końcu rozmowy o cyklu filmów reklamowych, jeśli tamten zejdzie z kosztów i przestanie się targować o każdą złotówkę. Miał już dosyć tych niezależnych producentów, kombinują, zawyżają kosztorysy, a potem ich programy nie błyszczą specjalnym blaskiem doskonałości. Trzeba też wpaść do telewizji, Sławomira zastępuje na razie Talarek, ale terminy gonią, trzeba coś ustalić... Może Zofia okaże się przytomniejsza, Sławomir zawsze ją chwalił. Odsuwał od siebie myśl o Agacie, ale niezbyt mu się udawało, właściwie nie wiedział, jak się teraz zachować, czy ona złoży na niego skargę? Przecież chciał jej pomóc, zareagował instynktownie, chyba nieźle przyłożył napastnikowi, ale ona mu nie uwierzy, jeśli nie jest pewna, kto na nią napadł. Jak mogłaby pomyśleć, że chciałby ją skrzywdzić? No tak, nie miała o nim najlepszej opinii, ale przecież drobne nieuczciwości to nie to samo, co rozbój? Uświadomił sobie, że bardzo boli go opinia Agaty o nim, że... Tak, zależy mu na niej. „Rychło w czas” – zganił się w myślach. – „Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej!” Musi się z nią zobaczyć, koniecznie. Dopił kawę, przyniesioną ze śniadania, zmienił koszulę i wyszedł z hotelu. – Czy chce pani złożyć doniesienie o napadzie przeciwko panu Janowi Malikowi? Wiedziała, że to pytanie musiało paść, zamknęła na sekundę oczy i poczuła się jak w pułapce. Milczała jeszcze przez chwilę, a potem pokręciła przecząco głową. Kalicki popatrzył na nią wyczekująco. Zauważył jej zmieszanie. – Przecież nie wiadomo, czy to był on – zauważyła. – Nie mogę odtworzyć sobie dokładnie tego zdarzenia. – Może jednak coś się pani przypomniało? – zapytał z nadzieją Sioła. – Starałam się, ale wiem tylko, że poczułam silne szarpnięcie, a potem już się wszyscy kotłowali, co mówi Jan? Nie chciała, by wyczytali z jej twarzy silne oznaki niepokoju, więc nie patrzyła im oczy. – Pan Malik twierdzi, że rzucił się pani na pomoc, a wtedy tamten napastnik uciekł. Sam szedł za panią, bo chciał porozmawiać – Kalicki obserwował jej twarz bardzo uważnie, zaczynał orientować się, jakiemu rodzajowi emocji teraz ulega. – O czym? – zdziwiła się Agata, a potem spochmurniała, bo przypomniała sobie o taśmie. – Wspominał o nieporozumieniach... – Kalicki specjalnie zawiesił głos. Agata zmieszała się. Nie chce o tym mówić, a komisarz ewidentnie czeka na wyjaśnienia. – Pan Malik okazał się nie takim człowiekiem – zaczęła. – Za jakiego go miałam. Urwała, ale wzrok policjantów wyrażał oczekiwanie na ciąg dalszy. – Byliśmy ze sobą półtora roku – ciągnęła już zdecydowanym tonem. – I potem wyszło na jaw, że jest pokrętnym i nieuczciwym człowiekiem. – Prywatnie? – delikatnie zapytał Kalicki. Odetchnęła głęboko, no tak, wiadomo, że będą o wszystko pytać. Trudno, nie jest to sytuacja komfortowa, ale lepiej to niż groźba kolejnego napadu. Agata czuła, że się czerwieni, zawsze z jej twarzy można było wszystko odczytać, a nawet ciut więcej. – Raczej zawodowo, ale chodziło o moją przyjaciółkę z Warszawy, wyrolował ją z takiego ciekawego projektu, bo nie chciał się dzielić splendorem i wszystkie zasługi przypisał sobie. A to był jej pomysł, tylko, że nie miała niczego na piśmie, bo zgłosiła to w bezpośredniej rozmowie – odpowiedziała jednym tchem. – I co zrobiła? – Odeszła, a on nie wiedział, że my się tak dobrze znamy i że ona mi wszystko opowie. Zaprzeczał, kłamał, więc się rozstaliśmy. Przez chwilę panowało niezręczne milczenie. Kalicki szybko pomyślał, że Jan Malik to idiota, mieć tego rodzaju kobietę i zmarnować taką szansę! Szybko jednak usunął z głowy prywatne spostrzeżenia. – Czy pani wie, jaki rodzaj kontaktów utrzymywał pan Malik z dyrektorem Sulickim? – zapytał Sioła oficjalnym tonem. – Niedokładnie – przyznała Agata. – Sławek mi nie mówił, bo wiedział o nas i starał się nie wspominać o Janie. Ale wiem, że chodziło o jakieś wspólne projekty, ostatnio chyba o telemost z Rio. – Jeśli pokażemy pani różne papiery dyrektora, będzie pani w stanie coś nam objaśnić? – Zofia byłaby lepsza – przyznała Agata. – On jej się często radził w różnych sprawach. Ale mogę spróbować. Znów pomyślała o taśmie i posmutniała. – No dobrze, wróćmy jeszcze do napadu. Jak pani myśli, może ktoś panią obserwował i myślał, że ma pani przy sobie dużo pieniędzy? – Nie miałam – urwała, a potem dodała zdecydowanym tonem. – Za to miałam coś innego. Popatrzyli na nią z ciekawością. – Co? – wyrwał się Sioła. – Muszą panowie pojechać ze mną do telewizji i przejrzeć pewną taśmę... – Co się dzieje z tą Agatą? – z prawdziwym zaniepokojeniem zapytała Ewa. To naprawdę było dziwne, Agata spędzała w telewizji większość czasu i nawet teraz, w kontekście śmierci Sławomira, jej nieobecność wydawała się nienaturalna. Siedzieli w pokoju i każdy z nich próbował zająć się pracą. Nie bardzo im się to jednak udawało. Jarek bezradnie przekładał papiery, zupełnie nie rozumiejąc cyfr tam umieszczonych, Jacek próbował ułożyć plan zdjęć w stadninie, Ewa nawet nie zadała sobie trudu zajrzenia do nowego scenariusza. – Nie mam zielonego pojęcia, komórka ani dom nie odpowiadają – odparł Jacek. – Może tuli się do jakiegoś prawdziwego mężczyzny? – próbował zażartować, ale niezbyt mu się to udało. – Znasz takiego? – popatrzyła z niechęcią. – Bo ja nie, Agata też ma chyba wątpliwości. – I dlatego nie tuli się do ciebie – podjął Jarek. – Choć Mariola ma pewnie inne zdanie – złośliwie dorzuciła Ewa. Przez sekundę pomyślała o prawdziwym mężczyźnie, którego już nigdy nie zobaczy, ale szybko odsunęła od siebie tę myśl, jeszcze tylko brakuje, by odkryli jej słabość. Jacek obraził się śmiertelnie, przynajmniej na chwilę. Ciągle te złośliwości na temat Marioli, sam wiedział, że ona ma mnóstwo wad, ale była jego żoną i w końcu ją kochał. Znów zaczął się lekko zacinać. – Z wami nie da się rozmawiać! – odparł. – A co do prawdziwych mężczyzn... Urwał, bo właśnie rozległo się pukanie do drzwi i na progu stanął Kacper. Wpatrzyli się w niego baranim wzrokiem. Zapadła krępująca cisza. – Cześć, dzień dobry, szukam Agaty – Kacper starał się, by zabrzmiało to zupełnie niewinnie. Nigdy się tu dobrze nie czuł, wyczuwał niechęć Ewy, ale z sobie właściwym brakiem skromności, tłumaczył to babską zazdrością. Był przyzwyczajony, że kobiety bardziej go lubią niż nie lubią, specjalnych odstępstw od normy nie brał pod uwagę. – Myśleliśmy, że jest z tobą – powiedział niepewnie Jacek. – No to w takim razie... Powinna już być. Przez otwarte drzwi zobaczyli przechodzącego Jana, on też rzucił krótkie spojrzenie do pokoju i szybko odwrócił wzrok. – O, to jakiś zlot narzeczonych – zauważyła kąśliwie Ewa. Kacper popatrzył na nią ponuro. – Poczekam chwilę na korytarzu, gdyby zadzwoniła, powiedzcie jej, że tu jestem – oświadczył sztywno. Wyszedł. Widzieli, że zatrzymał się przy Janie i rozmawiali, pochylając się ku sobie. – Świat się kończy – zawyrokował Jacek. – Jeszcze brakuje tylko Andrzeja, a na to wszystko patrzy świętej pamięci Sławomir. – Ty to masz specyficzne poczucie humoru – obruszyła się Ewa, nie życzyła sobie tego typu uwag, szczególnie o Sławomirze. Jarek obserwował rozmawiających mężczyzn z ogromną uwagą. – Coś się tak zagapił? – zapytał go Jacek. – Bo robi się coraz ciekawiej – Jarek wychylił się zza biurka. Poszli za jego wzrokiem. Przez korytarz szła Agata w towarzystwie śledczych, zatrzymali się przy wejściu do przeglądówki, Agata przekręciła klucz i zaprosiła policjantów do środka. Ewa, Jacek i Jarek spojrzeli po sobie, rozmawiający na korytarzu mężczyźni również przerwali dialog i wpatrzyli się z natężeniem w zamknięte drzwi. – Opanuj się wreszcie, nie histeryzuj i weź się w garść! – Magda popatrzyła na Andrzeja z jawną niechęcią. Jednocześnie bardzo szybko postarała się złagodzić spojrzenie, nie chciała go wystraszyć. Siedzieli u niej w biurze, chciała przedyskutować projekty najnowszych ofert do telewizji, ale Andrzej od razu wybuchnął. Zaczął mówić o śmierci Sławomira, wspominał o ich współpracy, żałował byłej żony, która natknęła się na zwłoki przyjaciela pod własnym biurkiem. Udawała na początku szalone przejęcie i współczucie, aż w końcu miała tego dosyć i wybuchnęła, odrzucając do tyłu długie czarne włosy. – Przecież nie masz z tym wszystkim nic wspólnego! Głupie sentymenty, dajesz jej się tak wykorzystywać, że aż litość bierze z powodu twojej głupoty. Andrzej obruszył się, zerwał z nosa okulary. – Nie daję się wykorzystywać, Weronika jest moją córką i potrzebuje ojca – zawołał. Magda nie odezwała się. Wiedziała swoje, zresztą i tak da sobie radę z idiotycznym rodzajem zależności Andrzeja od jego byłej żony. Przecież już i tak manipuluje nim, jeśli chodzi o kontakty z Kacprem czy wcześniej ze Sławomirem, a Andrzej umiera ze strachu, że te powiązania wyjdą na jaw. Spokojna głowa, Magda panowała nad sytuacją. Była w końcu szefową jednej z największych firm w mieście, ona zajmowała się budową niezliczonych scenografii do telewizyjnych programów, oczywiście, po wygranych przetargach. Andrzej, specjalista inżynier dokonywał wycen tych inwestycji, dobierał materiały i sprawował nadzór wykonawczy. A poza tym podobał jej się bardzo. Szczery i oddany, wydawał się idealnym partnerem życiowym. Co to za ślepa kretynka, ta Agata, nie docenić takiego faceta! Ale to i lepiej, żeby tylko nie latał do swojego dawnego domu na każde skinienie... Nagle zmieniła ton. – Kochanie, daj spokój, wszystko jest w porządku, chodź, pojedziemy coś zjeść, otworzyli nową, japońską restaurację. Przytuliła się do niego, zaglądając mu znacząco w oczy. Andrzej odprężył się. Tak, to fascynująca kobieta, władcza, a jednocześnie tak krucha i delikatna. Objął ją i pocałował. – Dobrze, i wiesz co, nie mówmy na razie o niczym poważnym – poprosił. – Z radością – zamruczała, przytulając się jeszcze mocniej. Przeglądali ten fragment już trzeci raz. Agata podziwiała ich opanowanie, nie wydali z siebie żadnego dźwięku, gdy interesujący kadr pojawił się na ekranie, wpatrzyli się tylko w niego z najwyższą uwagą. – Czy coś pani poznaje? – Kalicki odezwał się napiętym tonem. – Niezbyt, widzi pan to jest w dużym oddaleniu, więc detale mi umykają, coś mi się kojarzy, ale nie wiem co – przyznała. – Niech mi pani dokładnie wyjaśni, jak to się tu znalazło. Opowiedziała o bankiecie jeszcze raz, o kamerze włączonej przez przypadek, o swoim odkryciu przypadkowego kadru podczas opisywania taśm. Dusiła się prawie w tej malutkiej przeglądówce, wciąż patrzyła z niedowierzaniem w zatrzymany obraz. – Dzięki Bogu, że ja to robiłam – dodała na zakończenie. Miała na myśli przeglądanie taśm. – A kto jeszcze to robi? – zapytał Sioła. – Najczęściej moja dokumentalistka Jola Pilch, czasem też Jacek, bo jest okropnie ciekawy materiału jeszcze przed montażem – wzruszyła ramionami. – Takie zboczenie zawodowe. – Dużo ich tu macie – wyrwało się Kalickiemu. – Czego dużo mamy? – zdziwiła się Agata. – No, tych zboczeń... Przepraszam – zmieszał się. – Wróćmy do tematu, kto wie o tej taśmie? – Zofia – przyznała się Agata z zażenowaniem. – Zgłupiałam, jak to zobaczyłam i musiałam z kimś pogadać. – Szkoda, że my nie przyszliśmy pani na myśl – zauważył Sioła. – Przepraszam, wiem teraz, że powinnam była... Ale przecież Zofia nie mogła na mnie napaść? – Ale mogła komuś o tym powiedzieć, prawda? Agata nie odpowiedziała na to pytanie. Czuła się i tak o wiele lepiej, kiedy pokazała taśmę policji, oni faktycznie robili solidne wrażenie, a ten Kalicki to bardzo przystojny facet. „Idiotko” – skarciła się w duchu. – „Mało ci jeszcze przystojnych facetów?” Poczuła, że stanowczo ma ich dosyć i skupiła się na tym, co ten ujmujący policjant teraz do niej mówi. – Zabierzemy tę taśmę do laboratorium, nasi technicy pobawią się nad powiększaniem fragmentów kadru, aha, czy zrobiła pani kopię? – Nie zdążyłam – przyznała się Agata. – Poza tym, bałam się, żeby ktoś czegoś nie zauważył. – Bardzo dobrze, bo kopie też musielibyśmy zatrzymać. Pani Agato, poprosimy panią o pomoc, gdy tylko da się coś odczytać z tego nagrania. Proszę nikomu nic nie mówić na ten temat, może się pani przyznać do napadu i proszę obserwować reakcje. Zdaje się... – Kalicki zawahał się lekko i dodał. – Chyba w ogóle poprosimy panią o współpracę, mam pewien pomysł, ale to już następnym razem. Wstał z widoczną ulgą. Jak oni mogą spędzać taką ilość czasu w tym klaustrofobicznym pomieszczeniu, przecież tu się można zadusić! Sioła zerwał się ochoczo. – Dobrze, oczywiście. Agata poczuła się oszołomiona, o jakiej współpracy mówi komisarz, przecież ona nie nadaje się do tajnych akcji, zawsze widać, gdy próbuje kłamać. A może już właśnie czas z tym skończyć i nauczyć się miny pokerzysty. – Ma pani dalej dyskretną obstawę – dodał Kalicki. – Choć wydaje mi się, że powinien być na razie spokój. Proszę przyjechać jutro do komendy, powinniśmy już móc coś obejrzeć. – Ale proszę na siebie uważać... – dodał ciepło. Kiwnęła głową, nie musiała im mówić, że się boi, wiedzieli o tym. – Rany boskie, co się z tobą działo? – Ewa rzuciła się ku nadchodzącej Agacie. – Przecież my tu umieramy z niepokoju. Agata obrzuciła całą trójkę uważnym spojrzeniem. Do tej pory uważała ich wszystkich za bliskich przyjaciół, teraz w to przekonanie wkradło się dużo nieufności i podejrzeń. Patrzyli na nią ze szczerą troską, a może tylko tę troskę udawali? Ewa, jak zawsze, zerkała ciut z ukosa, trochę ironicznie, Jacek uśmiechał się życzliwie, Jarek odetchnął z ulgą na jej widok. – Nic szczególnego – powiedziała niedbałym tonem. – Tylko ktoś chciał mi dać w łeb wczoraj po południu, więc tak mi zeszło. – Nie wygłupiaj się! Co ty gadasz? – zerwał się Jacek. Na jego sympatycznej twarzy zagościł niepokój. „Ciekawe” – pomyślała. – „Czyżby się zaniepokoił?” – To, co słyszysz – siliła się na spokój. – Ale, jak widzisz, jeszcze żyję, choć mało brakowało i mielibyście kolejnego trupa. Podeszła do biurka i wzięła do ręki jakąś obojętną kasetę. – Nie wygłupiaj się – Jarek nagle spoważniał. – Idiotyczne żarty! – No dobrze, przesadzam, jasne – zgodziła się Agata. – Ktoś mi chciał wyrwać torebkę, ale mu się nie udało. – I co? Jak sobie poradziłaś? – Ewa poczuła się zaciekawiona. – Biłaś się z nim i krzyczałaś – „Zostaw, to moje?” – Nie, jakieś chłopy mi przyszły na pomoc – rzuciła niedbale Agata. Usiadła i nadal unikała ich wzroku. – Złapali go? – zapytał Jacek. Czy jej się zdawało, czy jednak poczuli się poruszeni? Ale przecież nic nie wiedzieli o taśmie? A może Zofia komuś powiedziała? – Nie, uciekł – odpowiedziała. – Nic się w końcu nie stało, zwyczajny bandyta. A co tu się działo? – Zgromadzenie twoich byłych i aktualnych gachów – Ewa nie mogła odmówić sobie tej złośliwości. Na pytające spojrzenie Agaty dodała: – Kacper i Jan, poszli razem do bufetu, nie wiem, czy obaj, ale przynajmniej jeden na ciebie czeka. – Który? – zapytała gwałtownie Agata. Jeszcze jej tego brakowało, nie chciała spotkać Jana, a i rozmowa z Kacprem nie leżała w sferze jej marzeń. – Kacper, oczywiście – Ewa popatrzyła podejrzliwie. – A co? Z Janem też się umawiałaś? – A skądże – zaprotestowała Agata. – Raczej nie pałam chęcią spotkania z nim. Wzięła torebkę i skierowała się do drzwi, może to i lepiej, że na razie oddali się od swoich współpracowników. Już nikomu nie ufała. – No to idę na chwilę do bufetu. Wychodząc, minęła się z Mariolą. – Gwiazda wróciła? – jadowicie odezwała się Mariola. Popatrzyli po sobie i nikt się nie odezwał. Ona faktycznie miała duże problemy z zachowaniem elementarnego poziomu przyzwoitości. Rozmowa się nie kleiła. Marian nie bardzo wiedział, jak potraktować gościa z Warszawy, słuchał o poprzednich decyzjach Sławomira, kiwał głową. Kiedy weszła pani Kasia z tacą filiżanek, z których parowała mocna kawa, poczuł zadowolenie z powodu choćby krótkiej przerwy w rozmowie. – Tak, wiem, tu są wszystkie ustalenia, ale brakuje podpisów – zauważył, przeglądając kosztorysy. – Nie ustaliliśmy ostatecznych kwot na każdy odcinek – Jan nie chciał wprowadzać tego niepozbieranego zastępcy w tajniki kosztorysów, lepiej to na razie bezpiecznie odwlec, dopóki wszystko trochę nie przycichnie, trzeba tylko zostawić wrażenie, że w jego interesach ze Sławomirem panuje wzorowy porządek. Podniósł do ust naczynie z gorącym napojem. – Musicie jeszcze raz wszystko dokładnie policzyć, zejść z kosztów, zmniejszyć honoraria, może też ilość godzin pracy kamery i dodatkowego sprzętu – dodał. To był zwyczajowy tekst do kontrahentów, którego i tak nikt nie traktował poważnie. Każdy szef anteny, czyli koncernu medialnego, emitujący program usiłował kupić kolejne realizacje za jak najmniejsze pieniądze. Był ciekaw, jak zareaguje głupawy zastępca Sławomira. – To będzie kosztem programów – zaprotestował Marian. – Jak nie sprowadzimy ramienia do kamery, nie zrobimy tego profesjonalnie. Jan udał, że się zastanawia, to był bezpieczny temat i doskonale wiedział, że ramię jest niezbędne. Uśmiechnął się w duszy. Jaki naiwny jest ten zastępca Sławomira, nie do porównania z zamordowanym dyrektorem naczelnym. Dyskretnie obrzucił go lekceważącym spojrzeniem. – No dobrze – powiedział z ociąganiem. – Niech będzie, jakoś to przełknę, kto będzie redaktorem cyklu? Marian zawahał się niedostrzegalnie. Wiedział, że Sławomir rozmawiał na ten temat z Agatą i że ona miała duży wkład w projekty. Bardzo jednak jej właśnie nie chciał powierzyć intratnego cyklu. – Może pani Ewa Bielecka, ona ma duże doświadczenie w takiej produkcji – zaproponował. Jan popatrzył na niego uważnie, tu już wszystko przestało mu się podobać. – Nie – zaprotestował zdecydowanie. – Pani Agata Gosztyńska, tak umawiałem się ze Sławomirem. Ona przygotowała scenariusz pierwszego odcinka. Marian wyczuł w tej wypowiedzi zdecydowany ton, więc przestał się opierać. – Dobrze, więc poproszę teraz Agatę i może podpiszemy od razu te kosztorysy? – zapytał z nadzieją. Byłby to pierwszy ważny kontrakt podpisany przez niego jako naczelnego. Zapomniał więc o innych pytaniach, które chciał zadać temu nadętemu dupkowi z Warszawy. – Podpiszę – zgodził się Jan. – A potem już sam będę się kontaktował z Agatą. Nie chciał teraz żadnej konfrontacji, nie był pewien, jak zareaguje Agata na jego obecność w gabinecie Mariana, wolał spotkanie z nią odwlec na jakiś czas. Wstał z ulgą, podziękował za kawę i wychodząc, rzucił niedbale: – Później zajmiemy się resztą. Wyszedł, pozostawiając Mariana z poczuciem odniesionego zwycięstwa. No proszę, jak to łatwo poszło! A podobno Sławomir staczał takie batalie o ten cykl w Warszawie! A tu wystarczyło się trochę postawić, by nie dać sobie odebrać pieniędzy na ramię do kamery. Marian wiedział, że to jest urządzenie, które pozwala rejestrować ujęcia jak z lotu ptaka i porusza się płynnie w każdą stronę. Drogie jest, ale jeśli Jan chce mieć profesjonalnie zrobiony program, nie może żałować pieniędzy. Pochylił się nad kosztorysem i zaczął analizować finansowe korzyści. Sławomir zawsze odsuwał go od negocjacji, miał go za niedouczonego filmowca, no i co się okazało? Przecież świetnie sobie poradził. Wyprostował się dumnie i dopił kawę. Kacper słuchał opowieści Agaty o napadzie z dużym niedowierzaniem, robił wrażenie szalenie przejętego i poruszonego. Patrzył z troską w niebieskich oczach i wziął ją za rękę. – Nic ci się nie stało? – zapytał. – Trochę kulejesz. – Boli mnie kolano i bark – przyznała Agata i uwolniła dłoń. Siedzieli w bufecie pełnym ciekawskich. – Kazan uderzył mnie kagańcem, poza tym wylądowałam w krzakach, a one trochę kłują. – Niesamowite, jak to się mogło stać i to w biały dzień! Miałaś coś w tej torebce? Jakieś pieniądze? Czy jej się zdawało, czy coś chłodnego pojawiło się w jego głosie? Przyglądała mu się przez sekundę, a potem lekko dorzuciła: – Nie, ale może on myślał, że mam. – Cholera, dlaczego nie zadzwoniłaś, przyjechałbym do ciebie natychmiast – zapewnił i dodał. – Poznałabyś tego drania? Agacie wydało się teraz, że w tym pytaniu zabrzmiała nutka niepokoju. Może jednak stała się zbyt podejrzliwa? – A skąd? Przecież szarzało – odpowiedziała. – Poza tym to się stało bardzo szybko, na szczęście jacyś ludzie mi przyszli na pomoc – i kontynuowała. – Przyrzekłam Kazanowi, że już nie będzie chodził w kagańcu, może przynajmniej ugryzłby tego bandytę i nie pozwolił mu uciec. Kacper przyjrzał jej się uważnie, próbowała żartować, ale jednocześnie wydawała się bardzo napięta. Nerwowo mieszała kawę, a przecież nie słodziła. – Może cię stąd zabiorę – zaproponował niepewnie. Liczył na to, że odmówi, właściwie nie bardzo wiedział, jak miałby się nią zająć, opieka nad drugim człowiekiem nie była jego ulubionym zajęciem. – Powinnaś odpocząć. – Nie mogę, zaraz mam montaż. – A co montujesz? – zapytał nieuważnie. – Festiwal filmowy. Obserwowała go spod oka. Wyprostował się nagle i chciał coś powiedzieć, ale zaraz potem zrezygnował, poczuł się trochę niepewnie. Zapadła cisza, którą chciał przerwać jak najszybciej. – Zajrzę do ciebie potem, to może mi coś pokażesz, byłem tam przez moment, ale musieliśmy się minąć... – rzucił niedbale. – A co tam robiłeś? – Wiesz, chciałem się rozejrzeć, zjechało się tyle ciekawych ludzi. – I udało się zrobić interes? – zapytała niewinnie Agata. – Mogło być lepiej – Kacper wstał i dodał. – Lecę w takim razie, zajrzę wieczorem. Agata odprowadziła go do drzwi długim spojrzeniem i raczej bez czułości. Wiedziała, że czas już przestać się oszukiwać, nawiązała romans z tym zarozumiałym egoistą tylko po to, by zapomnieć o Janie. I na początku wydawało się, że zrobiła dobrze. W łóżku byłby całkiem niezły, gdyby tylko przestał, choć na chwilę, myśleć o sobie, ale nie to było najważniejsze. Agata nie była nimfomanką, wystarczało jej, jeśli mogła się do kogoś przytulić i zamknąć oczy. A on ciągle wypytywał ją o telewizję, Sławomira, Jacka, Ewę, interesował się każdą najmniejszą nawet transakcją, wciąż chciał przez nią kogoś poznawać, a potem dokładnie unikał wzmianek na ten temat. A ona próbowała właśnie zapomnieć o telewizji, kiedy byli razem. Natomiast teraz stanowił niepokojący problem. Tak, jemu też nie wierzyła, tajemnicze konszachty z Andrzejem, wypytywanie... Proszę, na rozdaniu nagród też był! Musiał się nieźle kryć, skoro go nie zauważyła. Przypomniała sobie, że to sylwetka Jana tak wtedy przykuła jej uwagę, że straciła z oczu niemal cały świat. Może nawet mogłaby rozszyfrować ten przypadkowy kadr bez pomocy policji, gdyby była wtedy trochę uważniejsza. Potem uświadomiła sobie, że kamera zarejestrowała dziwną scenę dużo wcześniej niż ona dostrzegła Jana, i rozgrzeszyła siebie samą. Przymknęła na moment oczy. Poczuła się naprawdę bardzo zmęczona. A tu jeszcze czeka na nią montaż. Jola siedziała w przeglądówce, skończyła spisywanie taśm, porządkowała właśnie notatki. Coś jej jednak nie pasowało, niby merytorycznie w materiale filmowym było wszystko, ale mało zdjęć z bankietu, przecież Agata była perfekcjonistką i nie zaniedbałaby niczego. Zawsze starała się nagrać jak najwięcej ujęć. W końcu była z Mikołajem? Jak sobie teraz poradzi na montażu? Agata właśnie dochodziła do przeglądówki, kiedy uświadomiła sobie brak taśmy, no tak, kretynka-detektyw, a kto teraz zmontuje program? – Masz, tu jest wszystko, w kolejności nagrania – Jola podniosła się z krzesła. – Spisałam te cztery taśmy, ale wiesz co, trochę mało masz luźnych obrazków. Jakby czegoś brakowało, nie kręciliście bankietu? Agata wzięła od niej taśmy i lekceważąco machnęła ręką. – Nie potrzebuję – rzuciła. – Sprawdź na portierni, czy przyszły już przegrania nagrodzonych filmów, to się zmontuje z wywiadami, po co mi kawałki z bankietu? – Nie wiem, zawsze lubiłaś takie przebitki – Jola nie wydawała się przekonana. Przebitki to były zdjęcia do wykorzystania pod komentarz, tzw. niezależne ujęcia. – Ale już nie lubię – ucięła Agata. Bardzo chciała już skończyć tę dyskusję i wiedziała, że zrobiła to niezbyt przekonująco. Jola znała przecież jej sposób montowania, nawyki w łączeniu scen, montaż dla wytrawnego dziennikarza był papierkiem lakmusowym, łatwo było poznać kto montuje, tak, jak rodzaj ściegu przy robótkach ręcznych. Jola wyszła w dziwnym przekonaniu, że tu chyba powoli wszyscy wariują, trupy leżą pod biurkami, tajemnicze głosy rozmawiają przez telefony a dziennikarze montują bez materiału... A do Agaty ani przystąp teraz. Zrobiła się nerwowa i drażliwa. Jola nie wiedziała o napadzie, sama chciała opowiedzieć sytuację z dziwnym rozmówcą w pokoju, ale to chyba nie był dobry moment. Agata zabrała notatki i taśmy, udała się na czwarte piętro, gdzie czekał na nią ukochany montażysta Staś. I tak wiedziała, że zanim zabiorą się do pracy, będzie musiała zdać relację z całego szeregu dramatycznych wydarzeń, w których brała udział... Marian opowiadał Zofii o załatwionym kontrakcie, podkreślał, jak wielki opór Jana musiał skruszyć, że przedstawiał mocne argumenty, którym tamten wreszcie musiał ulec. Zofia słuchała go, dziwiąc się w duszy, jak taki ktoś mógł zostać zastępcą dyrektora. Może i Agata ma trochę racji, nazywając go skończonym kretynem? Przecież ten cykl już dawno temu był klepnięty, Sławomir jej to opowiadał, więc cóż Marian tak się puszy? Nie wtrącała się jednak, zajęta myśleniem o innym kontrakcie... Marian nie ma o nim zielonego pojęcia, to dobrze, Jan zorientował się, że nie ma w nim żadnego partnera. Tylko co teraz? Pomyślała, że musi znaleźć Jana jak najszybciej i dać mu do zrozumienia, że może kontynuować z nią te trudne rozmowy. Tak, ale czy ma ujawnić całą swoją wiedzę? Ktoś zabił Sławomira, no i ta taśma. Trzeba znaleźć Agatę, nie, najpierw Jana, nie, może jednak Agatę? Z roztargnieniem słuchała Mariana, modląc się w duchu, by sobie wreszcie poszedł. Piła kolejną, chyba czwartą już kawę i intensywnie się zastanawiała. Jan przecież nie jest idiotą, po co w ogóle rozmawia z Marianem? No tak, ale teraz, po śmierci naczelnego, zastępca prowadzi stację, miejmy nadzieję, że żadnego konkursu nie wygra, to byłby dramat. Poczuła się skołowana, potem usłyszała ciąg dalszy monologu Mariana. – No, z jednego mu ustąpiłem, ale tak prosił, jakby to była jego osobista sprawa... – Prosił? – zdziwiła się Zofia. Jan nie był facetem, który prosiłby o cokolwiek. Wiedziała o nim bardzo dużo, w końcu Agata uczyniła z niej swoją najbliższą powierniczkę w czasie trwania romansu. Osobiście jej się wydawało, że Agata przesadza z moralnymi osądami, ideałów nie ma, ale z tym mężczyzną była podobno najszczęśliwsza pod słońcem. A może się przestraszyła własnych uczuć i wykorzystała jakieś plotki, by od niego uciec? Marian patrzył na nią zaniepokojony, gdy tak nagle zamilkła. Wróciła do tematu. – O co tak prosił? – zapytała nieuważnie i bez specjalnej troski. – Żeby redaktorem zrobić Agatę, ja wolałbym Ewę, no, ale na to jedno się zgodziłem... Zofia przyjrzała mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Teraz już słuchała bardzo uważnie, zaczynała się orientować w intencjach Mariana i zdecydowanie jej się nie podobały. – Swoją drogą, czy wszyscy muszą za nią latać? – zapytał z niesmakiem, odsłaniając się jeszcze bardziej. – Myślisz, że ona da sobie z tym radę? – Na pewno da sobie radę – oświadczyła Zofia zdecydowanie i wstała, by uciąć tę idiotyczną rozmowę. „Czego nie można powiedzieć o tobie” – dodała w myśli. – „Tobie udadzą się tylko intrygi i knowania, w życiu nie zrealizowałeś jakiegokolwiek programu.” Kiedy tylko wyszedł, obiecała sobie, że natychmiast zacznie szukać Agaty, przecież zawsze wpadała na kawę i plotki, co się z nią dzieje, do licha? – Jarek, dzwoniłeś do tej cholernej stadniny? – z nadzieją w głosie zapytał Jacek. – Tak, w każdej chwili można tam jechać, niech Agata zdecyduje, na kiedy zaplanuje zdjęcia – odpowiedział Jarek, zajęty wpisywaniem kwot do delegacji Ewy. To była najbardziej niewdzięczna część pracy kierownika produkcji i Jarek nienawidził jej szczerze. – Czy ona musiała nocować w najdroższym hotelu? – mruknął z niesmakiem, przeglądając rachunki. – Jak ja to wytłumaczę księgowej? – Powiedz, że w tańszym nie było miejsc – poradził Jacek. Spojrzał współczująco na młodszego kolegę. – Odpada, już się wzięła na sposób, dzwoni i sprawdza. Ja ją chyba zamorduję! Wchodząca z taśmami właśnie w tym momencie Jola wzdrygnęła się, słysząc ostatnie słowa. Czy oni nie mają za grosz delikatności? – Czyżby w nawyk ci weszło? – próbowała uśmiechnąć się krzywo. Zawsze mieli ją za histeryczkę i strachajło, ciągle ją wypuszczali, żartowali sobie w nienajlepszym guście. Postanowiła, że się nie da. – Można się przyzwyczaić, nie sądzisz? – mruknął speszony trochę Jarek. – W domu powieszonego i tak dalej... – dołączył Jacek. Jola położyła taśmy. Tego było już za dużo, co oni sobie myślą, znaleźli obiekt niewybrednych kpin? Zapomniała o przyrzeczeniu, złożonym samej sobie i straciła opanowanie. – Mam dosyć, ja nie jestem taka odporna jak wy! Jak można sobie robić takie jaja? Tu wszyscy są nienormalni! A może ja się boję? Trupy, dziwne rozmowy przez telefon w miejscu zbrodni – wybuchnęła. Urwała, patrzyli na nią zaskoczeni i nagle bardzo poważni. – Co się dzieje? – Ewa stanęła w progu i ogarnęła pokój przenikliwym spojrzeniem. Zauważyła wzburzenie Joli. – Jola słyszy głosy w miejscu zbrodni – Jacek uśmiechnął się porozumiewawczo. – Jakie głosy? – Nie róbcie ze mnie idiotki – zaprotestowała Jola. – Słyszałam dziwną rozmowę telefoniczną z pokoju, przylegającego do naszego. – Poznałaś, kto to był? – zapytał Jarek. – Nie... Ale to było tak przerażające... Może bym poznała, gdyby ktoś znów zaczął mówić takim zduszonym szeptem. – Jak Frankenstein – zaszeptał Jacek. Wszyscy się roześmiali, Jola postukała się w czoło, zabrała taśmy i urażona udała się do Agaty na montaż. W nagłym pośpiechu wyszli z pokoju. Na Ewę czekała w bufecie Anna z kolejnymi niesamowitymi doniesieniami, Jarek pobiegł sprawdzić możliwości otrzymania służbowego auta na dokumentację, Jacek potrzebował telefonu, z którego mógłby odbyć dyskretną rozmowę. Dwa pokoje dalej nikogo nie było. Wszedł i zamknął za sobą drzwi. Andrzej zadzwonił do Agaty natychmiast po powrocie z restauracji. Jadł tam dziwne potrawy, uśmiechał się i przytakiwał, że rewelacyjne, ale tak naprawdę, z dużym trudem mógł je przełknąć. Wiedział jednak, że jest to teraz bardzo modna restauracja i do najlepszego tonu należy zachwycanie się tym okropieństwem. W głębi duszy czuł niepokój, musiał usłyszeć Agatę. Wiedział jednak, że nie powinien zdradzać tych oczekiwań Magdzie. Podobała mu się, była zdecydowana i bardzo kobieca, patrzyła na niego z oddaniem w oczach... Agata nigdy tak na niego nie spojrzała. Poza tym pracowali razem, Andrzej czuł się jej wspólnikiem, pochlebiało mu to. Wreszcie chciał być cenionym, szanowanym mężczyzną, a nawet chwilami – uwielbianym. Zdołał poprawić w końcu ten cholerny krawat, zdjął okulary i przygładził włosy. Na szczęście Magda miała umówione spotkanie w mieście, więc odwiozła go do firmy, z czułym uśmiechem poczekała, aż wysiadł i odjechała jego samochodem. Dopadł telefonu. Agata odebrała od razu. – Na litość boską, czy ja się muszę od Weroniki dowiadywać o scenach jak z kryminalnego filmu, w którym grasz główną rolę? – zapytał i uświadomił sobie, z jaką ulgą usłyszał jej głos. Słuchał przez chwilę, potem powiedział: – Dobrze, potem, ale chyba mogłabyś mnie informować o takich wydarzeniach... O.k., zadzwonię wieczorem do domu, o której będziesz? No to może podjadę do Weroniki i zaczekam na ciebie. Dlaczego nie? Nie rozumiem, co ci się stało? Zrobię jej kolację. Na razie, cześć. Odłożył słuchawkę, ale telefon zaraz zadzwonił. Andrzej zmienił się na twarzy. – Nie, nic nie wiem, ona montuje, nie mogła rozmawiać, będę się z nią widział wieczorem, może na spokojnie mi opowie. Nie dzwoń, ja się odezwę – mówił przyciszonym tonem. Siedział chwilę, patrząc przez okno, potem wstał, sięgnął po wzór ostatniej umowy i próbował się skupić. Czuł, że się boi. Nie lubił tego właściciela agencji reklamowej. Skoro nawiązał ostatnio romans z jego byłą żoną, niech sam się od niej dowiaduje... Usłyszał na korytarzu, jak ktoś pyta Jacka o Agatę, zorientował się, że ona jest w trzeciej montażowni. Wjechał windą na czwarte piętro, drzwi były półprzymknięte, słyszał charakterystyczny dźwięk cofanej taśmy, potem pytanie montażysty: – Odkąd go bierzemy? I odpowiedź Agaty: – Od słów – „Zawsze wierzyłem...” Uśmiechnął się w duchu, wyobrażał ją sobie, gdy siedzi skupiona, z oczami wbitymi w ekran i nic jej więcej nie obchodzi. Podczas montażu świat mógłby się zawalić, a Agata niczego by nie zauważyła. Właśnie teraz decydowała, który moment wywiadu wmontuje do programu. Usłyszał dźwięk jej komórki i dość niechętny głos, gdy tłumaczyła: – Nie mogę teraz rozmawiać, mam montaż, nic takiego mi się nie stało, tak, będę wieczorem, nie musisz przyjeżdżać... No, dobrze, jak się upierasz, ale to może być późno... Przestała rozmawiać przez telefon, bo po chwili już innym tonem powiedziała: – Stasiu, przykryjmy końcówkę tej setki fragmentem filmu, tym na samej muzyce, pod plansze początkowe... I znów nie musiał tam być, by rozumieć, co powiedziała. Na koniec czyjejś wypowiedzi chce podłożyć fragment muzyki z nagrodzonego filmu, taki z samego początku, gdy jeszcze płyną napisy tytułowe. Wrócił do windy, wiedział, że teraz na pewno mu się nie uda porozmawiać z Agatą, zjechał na parter, stała tam Zofia i miał wrażenie, że czekała na niego. – Zajrzysz do mnie? – zaproponowała. – Chyba musimy pogadać. Dość zadowolony, podążył za nią, będzie mógł zostać tu dłużej, może Agata zrobi przerwę w montażu? Nurtowały go tylko wątpliwości, jakie informacje ma Zofia? Co Sławomir jej przekazał? Co wie o nim i Agacie, one chyba są przyjaciółkami, a przecież baby mówią sobie niemal wszystko. Zofia otworzyła drzwi i zaprosiła go do pokoju. Nie od razu mogli zacząć rozmowę, okazało się, że czekały tam już dwie prezenterki, które chciały wyjaśnić kolejność swoich dyżurów w studiu, zmieniła się ilość reklam do wyemitowania i trzeba było zatwierdzić nowy projekt scenograficzny do cyklicznego, gospodarczego programu. Zofia odwróciła się z przepraszającym uśmiechem: – Siadaj, ja postaram się to opanować w miarę szybko. Machnął uspokajająco ręką i z ulgą zapadł się w fotelu, przez chwilę pozbiera myśli. Przymknął oczy. Kalicki siedział w laboratorium komendy policji i uważnie wpatrywał się w ekran komputera. To nie był zwyczajny komputer, technik go obsługujący mógł wyczyniać takie sztuki z obrabianym materiałem, że aż dech zapierało. Teraz Kalicki patrzył, jak komputer wyodrębnia małe kwadraty ustawionego kadru, a potem, po kolei, każdy z nich powiększa do dużych rozmiarów. Wszedł spóźniony Sioła i również bez słowa wpatrzył się w ekran. – Niesamowite – mruknął Kalicki. – Możesz mi to wydrukować? Każdy kawałek osobno? Technik kiwnął głową. – Bez problemu, to jest maksymalne powiększenie, przy następnych próbach robi się nieczytelne – powiedział. – Można nawet policzyć ilość zmarszczek... – mruknął Sioła. Drukarka rozpoczęła swoje pomrukiwanie. Byli dość przejęci, to wydawało się być bardzo istotnym dowodem, no, może niejednoznacznym, ale godnym największej uwagi. Co za przypadek! – Dziękuję, stary – Kalicki wstał i ułożył wydrukowane arkusze. – Teraz poczekamy na identyfikację. Wyszli na korytarz. Wreszcie mogli porozmawiać. – Jakim cudem jej się to nagrało? – zapytał Sioła. – Cuda widocznie istnieją – odparł Kalicki filozoficznie. – I módl się, żeby rozpoznała jak najwięcej szczegółów. Co mamy teraz? – Przyszły wyniki sekcji – powiedział Sioła. – Nie ma żadnych wątpliwości, morderstwo poprzez silny cios metalowym narzędziem... Weszli do swojego pokoju. – Pójdę po kawę, ty białą i trzy łyżeczki? – Agata wstała i rozprostowała zmęczone plecy. – Wiesz o mnie więcej niż moja żona – uśmiechnął się Staś znad stołu montażowego, w którym świeciła cała masa guzików. Agata wciąż podziwiała Stasia, że one mu się nigdy nie mylą. – A kiedy piłeś z nią ostatnio kawę? – zapytała życzliwie. Od wielu lat żartowali, że są lepsi niż stare małżeństwo, bo jak już mają się dosyć, przerywają montaż i idą do domów. Dzięki temu, nigdy się nie pokłócili, za to łączyła ich prawdziwa, bliska przyjaźń. Do tego stopnia, że Staś często nie musiał pytać, co ma teraz wmontować, instynktownie wybierał to, co za chwilę wskazałaby Agata. – Ona mi zadaje to samo pytanie – odparł z nagłą zadumą. – I co odpowiadasz? – zaciekawiła się Agata. – Nie zdążam, bo już wychodzę! Wszyscy w telewizji żartowali, że małżeństwa montażystów nigdy się nie rozpadną, bo nawet pozwu rozwodowego nie mieliby kiedy napisać, a co dopiero mówić o stawieniu się na rozprawie. – No to teraz ja wychodzę, wiesz, co masz montować? – zapytała. – Fragment filmu, wypowiedź i parę obrazków z bankietu. – Tak, wiem, że jakoś mało tych obrazków – zafrasowała się Agata. – Starczy – zapewnił ją z przekonaniem. – Wszystkim już obrzydły bankiety, masz za to widownię kinową, lepsza jest. Obdarzyła go wdzięcznym uśmiechem i z niekłamaną ulgą wyszła na korytarz. Dawno się tak nie męczyła przy montażu, ciągle przypomniała sobie ten przypadkowo nagrany kadr i nie mogła się poważnie skupić. Przycisnęła przycisk windy i czekała. Kątem oka zauważyła ruch w rogu korytarza i zanim się przestraszyła, usłyszała dobrze jej znany, niski głos. – Tak myślałem, że nie wytrzymasz bez kawy... Opierał się o ścianę, w szarym swetrze i stalowych spodniach, z nierówno ułożonym kołnierzem błękitnej koszuli, wyglądał tak, że ścisnęło jej się serce. Natychmiast się opanowała. – Co tu robisz? Nie bała się, ale poczuła, że nie chce z nim rozmawiać. Jan wysunął się z cienia. – Nie bój się, chyba nie myślisz, że to ja na ciebie napadłem? Nie odezwała się. Czekał na zaprzeczenie, ale się nie doczekał. – Chciałem z tobą porozmawiać, już wtedy, w kinie, gdy cię zobaczyłem – urwał, zdając sobie sprawę, że przecież krył się przed nią za plecami ludzi. – A potem się wszystko skomplikowało. – Bo ktoś zabił Sławomira? – zapytała zimnym tonem. Wolała sobie nie przypominać swoich doznań z tego bankietu. – Nie... No, też – zmieszał się. – Chciałem ci wytłumaczyć wiele rzeczy... – Po co? Odkąd ci zależy na tłumaczeniach? Przecież zawsze lekceważyłeś sobie ludzkie opinie? Patrzyła na niego oskarżycielsko. Teraz już poczuła się na mocniejszej pozycji. – Porozmawiajmy, proszę cię – pochylił głowę bardzo nisko. – Nie mam czasu, tkwię w połowie niewdzięcznego montażu. – Dlaczego niewdzięcznego? – zapytał. – Przecież to lubisz? Popatrzyła na niego niechętnie, po czym odwróciła się w stronę otwierających się drzwi windy. Wchodząc do nich, popatrzyła przez ramię. – Wyjedź stąd i szybko nie przyjeżdżaj – dodała gwałtownie. Usłyszał w tych słowach ogromną determinację. To zabrzmiało, jak wyrok. Poczuł nagle falę złości. – Podpisałem dziś kosztorysy twoich programów – rzucił chłodno. Agata zamknęła za sobą drzwi. Winda ruszyła. Oparła się o ścianę, cholera, te jej wymarzone programy, podpisał je w końcu! I co, teraz ona ma tańczyć w rytm jego muzyki? O, nie! Nie da mu się podporządkować! Poczuła straszny żal, po co on jej to robi? Chce zapomnieć, nie złożyła doniesienia o napadzie, a przecież on tam był, niech już wyjedzie, mało tu dramatów i podejrzeń? Posłodziła kawę dla Stasia i zabrała dwie filiżanki. Podchodząc do windy, obejrzała się ukradkiem. Nikogo nie zauważyła. Ewa wracała z gabinetu Mariana, poprosił ją do siebie po rozmowie z Zofią i opowiedział o wizycie Jana. Nie wiedziała, że ta rozmowa wyglądała zupełnie inaczej niż w jego wersji. Czuła żal, nie, nie do Agaty, raczej do Jana. Czy do tej pory go zawiodła? Dlaczego tak bardzo prosił o to, by Agata stała się redaktorem bardzo intratnego cyklu? Trochę jej to zadźwięczało fałszywie. Prosił? Może zrozumiał, że kocha Agatę, a śmierć Sławomira dodała mu sił? – „Albo skrzydeł” – pomyślała ze złością. – „Sławomir...” Znów coś w niej jęknęło z żalu, potem poczuła agresję. Jak to się dzieje, że tej Agacie tak wszystko łatwo przychodzi? Sławomir, Jan, a to wszystko wiąże się z dobrą robotą. Nawet Kacper, który prosił ją o realizację filmów reklamowych i to pewnie za niezłą kasę! Ewa nigdy nie usłyszała od Agaty słowa na ten temat, ale przecież korytarze szumiały, Anna się przysięgała, że widziała ich razem na montażu jakiejś reklamy... A przecież nie wolno jej było realizować prywatnych zleceń, podpisała tzw. lojalkę, że będzie pracować tylko na potrzeby macierzystej stacji. Osobiście wątpiła, by Agata montowała coś dla prywatnej agencji reklamowej, ale teraz chętnie uwierzyła w intrygi i knowania Anny. I ten cykl, może mogłyby chociaż razem to robić? Poczuła narastającą złość. Właściwie to dobrze, że jej tak wczoraj wszystko wywaliła w oczy. Po co udaje świętą idealistkę? Chętnie bierze w prezencie intratne oferty i myśli, że jej się należy! Księżniczka, psiakrew, z niewinną miną, pełną wielkiego oburzenia na podłości tego świata! Ewa spakowała swoje rzeczy i obrzuciła pokój uważnym spojrzeniem. Jacek z Jarkiem chyba w końcu pojechali do stadniny, Jola z obrażoną miną wyniosła się już wcześniej. Ewa zamknęła pokój. Agata siedzi na montażu, pewnie przyniesie potem kasety, by je zamknąć w biurku. Zostawiła klucz w drzwiach. Nie wiedziała, że ktoś ją uważnie obserwował, gdy wychodziła... Kacper wchodził po schodach, powinna już kończyć ten cholerny montaż, może wreszcie pojadą na kolację i będzie normalnie, no, przynajmniej tak, jak kiedyś. Poza tym, może w końcu się czegoś dowie, jej byłemu mężowi się nie udało, ale przecież jemu Agata na pewno wszystko wyjaśni. Poczuł się przez nią trochę odsunięty, jakby uważała, że on nie sprawdzi się w trudnej sytuacji, zbywała półsłówkami, unikała zwierzeń, czy nie miała do niego zaufania? Podszedł do drzwi trzeciej montażowni, zapukał i wszedł. Agata dyktowała plansze końcowe, które Staś wmontowywał do programu, podniosła wzrok i spochmurniała. – Kacper, jeszcze nie skończyłam, przecież miałeś zadzwonić? W jej głosie zabrzmiała jawna niechęć, której nawet nie próbowała ukryć. – Nie, mówiłem, że zajrzę, pokaż, zmontowałaś coś fajnego? Usiadł w fotelu i popatrzył pytająco. Udał, że nie usłyszał tych niezbyt zachęcających słów. Staś już miał zamiar cofnąć taśmę, ale Agata go powstrzymała. – Jeszcze nie skończyłam, potrzebuję trochę czasu, jedź na razie, to może potrwać. Staś popatrzył na Agatę ze zdumieniem, przecież właśnie kończyli, co ona kombinuje? Agata zauważyła to i szybko dodała: – Musimy pobawić się poziomami dźwiękowymi, to cholernie żmudna robota, myślę, że jeszcze około trzech godzin, prawda? Staś pokiwał energicznie głową. Teraz już wiedział, jak się zachować. – Tak, cholerna robota – powtórzył. – Może nawet dłużej... Jedno jest głośniej, drugie ciszej, a jeszcze inne strasznie niewyraźne. Kacper wstał, z trudem hamował złość. Wiedział, co to są poziomy dźwiękowe, co ten kretyn mu tłumaczy? Trzeba połączyć dźwięki z różnych miejsc nagrania i zrobić z tego jednorodny szum, czasami zmiksować z tym także muzykę. O co chodzi, co to za gierki? Poczuł się rozczarowany, liczył na to, że dowie się wreszcie czegoś konkretnego, nawet obiecał... – Zadzwoń, jak będziesz miała na to ochotę – oznajmił chłodnym tonem i wyszedł. – Dobra, nie pytaj mnie o nic – uprzedziła pytanie Stasia. – Nie mam ochoty z nikim rozmawiać i odpowiadać na stado ciekawskich pytań. – A już się bałem, że wykombinowałaś dodatkową robotę – zachichotał. – Jasne, że cię rozumiem, ale dlaczego wszyscy są tacy nachalni? To tylko ciekawość? Agata popatrzyła na Stasia z namysłem. – Mam nadzieję, że tylko ciekawość... Jola wracała do domu, wciąż mocno rozżalona na współpracowników, miała już dosyć niewybrednych żartów, jak można sobie robić kpiny w obliczu morderstwa? Pojechała na typowo babskie zakupy, to zawsze poprawiało jej humor, ale, niestety, mocno wyszczuplało portfel. Jakoś musiała polepszyć sobie nastrój. Potem będzie się martwić o pieniądze. Przewędrowała wzdłuż galerii butików, pooglądała najnowsze fasony letnich ciuchów, kupiła masę kosmetyków i objuczona zakupami wysiadła z tramwaju. Z melancholią zastanowiła się, czy kiedyś doczeka się samochodu, potem przypomniała sobie, że nie dysponuje prawem jazdy, odkąd na egzaminie przejechała po stopach instruktora. Więc może to i lepiej, że nie prowadzi auta. Trochę poprawił jej się humor, ma gdzieś kretyńskie żarty i na pewno nie da się przestraszyć, oni tylko na to czekają, a potem będą się z niej podśmiewać przez kolejne miesiące. Co tam, niech się dobrze bawią, jeśli potrafią w tych okolicznościach. Ależ sobie kupiła bombowe kosmetyki, Ewę szlag trafi z zazdrości. Agatę też. Przeszła przez ulicę na zielonym świetle i skręciła w boczną alejkę, jeszcze tylko kawałeczek przez skwer i potem ostatnie światła. Stanęła na brzegu chodnika, przycisnęła guzik, przyśpieszający pojawienie się zielonego sygnału. Ulica była prawie pusta, z bocznej drogi wyjechał samochód, zielone światło zabłysło, Jola weszła na jezdnię. „Kretyn, nie rozróżnia kolorów?” – zdążyła sobie zadać pytanie. Samochód był coraz bliżej. – „Boże” – pomyślała Jola i poczuła silne uderzenie, upadła, a wokół niej rozsypały się kolorowe pudełka. Samochód dodał gazu i odjechał. Jola straciła przytomność. Agata z niechęcią myślała o obecności Andrzeja w jej domu. Może to świadczyło o niewdzięczności, przecież zawsze jej pomagał i spędzał z Weroniką sporo czasu, ale dziś nie miała ochoty na rozmowy, tym bardziej po odkryciu dziwnych konszachtów byłego męża z Kacprem. Na pewno zarzuci ją pytaniami, tylko licho wie, czy wynikającymi z troski, czy raczej z interesowności. Wychodząc z samochodu, rozejrzała się dyskretnie, ale nikogo nie zauważyła, pewnie ochraniający ją policjanci byli nieźle ukryci. Dobrze jej robiła świadomość, że nie jest pozostawiona bez opieki. Andrzej czekał na nią, mył właśnie naczynia, Weronika, jak zawsze, słuchała w swoim pokoju strasznej muzyki, ale teraz ją ściszyła i przyszła się przywitać. – Mamo, tato zrobił pizzę, taką jak lubisz, z salami – oznajmiła z dużym zadowoleniem. Agata pokiwała głową, nie była głodna, ale wiedziała, że Andrzej czeka na pochwałę. Spróbowała więc kawałeczek. Pizza była faktycznie świetna. – Kiedyś nie miałeś takich talentów – zauważyła. – Rozwód ci jednak służy... – Nigdy nie dałaś mi szans rozwinąć wszystkich – powiedział filozoficznie Andrzej. – Jeszcze cię nieraz zaskoczę. Czemu Agacie zdawało się, że zabrzmiało to groźnie? Czyżby miał na myśli coś konkretnego? Cień niepokoju przemknął po jej twarzy. Przecież się uśmiechnął, ładując na talerz kolejny kawałek pizzy... – Kupiłem ci też piwo, pewnie się chętnie napijesz? Pokiwała głową z udawanym entuzjazmem. Nawet ulubiony napój nie mógł poprawić jej nastroju. Dlaczego on jest taki miły? Zapytać go o kontakty z Kacprem? Nie, jeszcze nie teraz, najpierw porozmawia z tymi policjantami, ale właściwie dlaczego? Co ich obchodzi, z kim prowadzi interesy jej były mąż? No, ale Ewa mówiła... Znów poczuła niepokój, odstawiła talerzyk i sięgnęła po piwo. – No, może mi wreszcie wszystko opowiesz? – zaczął Andrzej, znów sięgając do okularów. – Kto mógł zabić Sławomira? – A skąd niby mam wiedzieć? Przecież nie prowadzę śledztwa – odpowiedziała Agata. Niechże on wreszcie kupi sobie nowe oprawki. – A co z tym napadem, Weronika mówiła, że zatrzymali jakiegoś twojego znajomego? – Nie, to pomyłka, ten rabuś uciekł, a obcy ludzie przyszli mi z pomocą. Nie chciała mu powiedzieć, że ma ochronę i że w tym wszystkim był Jan. W ogóle nic mu nie chciała powiedzieć, tak na wszelki wypadek. Andrzej jednak nie zmieniał tematu. – Jakich wrogów mógł mieć Sławomir? – zaczął nieustępliwie. – Przecież ty powinnaś to wiedzieć? – Nie wiem. Ja, wbrew pozorom, niewiele wiedziałam o jego kłopotach czy interesach. A ty? Interesowałeś się ostatnio tym przetargiem na remonty w telewizji? Agata zadała to pytanie niewinnym tonem. Andrzej nie patrzył jej w oczy. – Wycofałem się z tego, Sławomir postawił zbyt wygórowane warunki – odparł. – Jakie? – zapytała. Udawała pochłoniętą jedzeniem pizzy, sięgnęła po serwetki. Popatrzył na nią ze zdziwieniem, nigdy się nie interesowała żadnymi przetargami. – Nic ci to nie powie, to specjalistyczne rzeczy – rzucił niby niefrasobliwie. – Policja znalazła jakieś dokumenty Sławomira, mam je zobaczyć, by coś im wyjaśnić. – Agata powiedziała to niedbałym tonem. Andrzej, widać było, zmieszał się trochę. – Tam będą pewnie jeszcze moje oferty, o rezygnacji powiedziałem Sławomirowi przez telefon. Agata ziewnęła demonstracyjnie i wstała. Miała już naprawdę dosyć tej rozmowy. – Przepraszam cię, muszę się położyć, rano mam jechać na policję... Andrzej podniósł się niezbyt chętnie. – Dobrze, idę, zadzwoń jutro i opowiedz, jak było. – Dlaczego tak cię to interesuje? – zapytała Agata. Znów się zmieszał. – No wiesz, nieczęsto zdarza się morderstwo wśród znajomych. Może kiedyś napiszę powieść kryminalną... – próbował zażartować, choć bez powodzenia. – Napisz, chętnie przeczytam – odprowadziła go do drzwi i bardzo dokładnie przekręciła klucz. Dopiła piwo, weszła pod gorący prysznic, długo stała, poddając się strumieniom wody. Już nie chciała o niczym myśleć, będzie jej to potrzebne jutro rano, teraz trzeba odpocząć. Zasnęła błyskawicznie. Anita siedziała w samochodzie pod domem Kacpra, paląc papierosa. Nie zadzwoniła wcześniej, bo bała się, że znów będzie próbował ją zbyć. Dlaczego chciała koniecznie poinformować go o swoich odkryciach? Ciągle miała nadzieję, że uda jej się go odzyskać, że minie mu fascynacja tą telewizyjną małpą, a ona, Anita okaże się troskliwą, dobrą żoną. Poprawiła odruchowo perfekcyjnie upięty kok. Czekała już drugą godzinę, czy on nie zamierza nocować w domu? Kiedy Kacper podjechał, wyszła z samochodu. Przyrzekła sobie, że nie będzie napastliwa i pohamuje ironiczne uwagi pod adresem Agaty. Postarała się również, by dobrze wyglądać, nowa fryzura, makijaż, manicure, dobre perfumy i nowy ciuch. Usilnie próbując usunąć z twarzy grymas żalu, uśmiechnęła się. – Co ty tu robisz? – głos Kacpra nie wyrażał zbytniego entuzjazmu. Jeszcze mu dziś brakowało Anity do szczęścia! Pewnie chodzi, jak zawsze, o kolejne pieniądze. Zauważył jednak, że bardzo dobrze wygląda. – Co się stało? – zapytał zmęczonym tonem. – Mam dość ciekawe informacje – powiedziała Anita. – Powinny cię zainteresować... – Na jaki temat? – Kacper był naprawdę niezadowolony. – Morderstwa w telewizji. – Powiedziała to cicho i spokojnie, bez żadnych złośliwości, ba, nawet z ukrytą troską w głosie. Popatrzył na nią uważnie. – A co mnie obchodzi morderstwo w telewizji? Zwariowałaś? – A obchodzi cię to, że twoje nazwisko dość często się powtarza w aktach prokuratora? Nie mogła odmówić sobie tego uderzenia, niech w końcu przestanie uważać ją za zupełną idiotkę. Cios był dobrze wymierzony, Kacper zamknął samochód, sprawdził alarm. – Chodź na górę, zrobię kawę – powiedział. Anita z satysfakcją podążyła za nim. Już ona sama zaparzy tę kawę, dobrze jeszcze pamięta, że on słodzi dwie łyżeczki i dodaje odrobinę mleka. Mariola z niepokojem obserwowała męża, wydawał się bardzo zamyślony i nieobecny duchem. Pozmywał po kolacji, pobawił się z Maciusiem, ale dość nieuważnie, teraz nalał sobie kieliszek wina. – Przepraszam – zorientował się, że Mariola intensywnie mu się przygląda. – Nalać ci? Skinęła głową, nie wiedziała, jak go skłonić do rozmowy. Kiedy zamykał się w sobie w taki sposób, dostęp był znikomy. – Słuchaj – zaczęła niepewnie. – Muszę ci się do czegoś przyznać... Nie odpowiedział, robił wrażenie, jakby nic do niego nie docierało. Nalał jej kieliszek wina i podał, nie uświadamiając sobie, co robi. – Jacek – podniosła głos. – Mówię do ciebie. Podniósł głowę jak nagle obudzony człowiek. – Co? – Muszę ci coś powiedzieć! – Słucham! Nieświadomie również podniósł głos. – Ciszej, obudzisz Maciusia – Mariola nie zwróciła uwagi, że sama nadal mówi dość głośno. Znów poczuła irytację. – Raczej ty to zrobisz – mruknął Jacek, już zupełnie przytomny. – Co mi musisz powiedzieć? – Ja byłam wtedy u was w pokoju... – zaczęła Mariola. – Co? – przerwał jej Jacek. – Kiedy? – Wieczorem... Przed tym morderstwem... Wpatrzył się w nią zdumionym spojrzeniem. Wyrwała go z dosyć niemiłych rozważań, teraz zerkał na nią z obawą. – Skąd wiesz, że przed? To znaczy... – Przecież żaden trup jeszcze tam nie leżał, raczej bym go zauważyła? – powiedziała logicznie. – Bo ja wiem? Dość głęboko leżał. Ale po co tam byłaś? Drzwi były otwarte? – Klucz był w zamku – przyznała Mariola. – Poszłam sprawdzić, gdzie jesteś, ale pokój był pusty, za to wkurzył mnie ten porządek, myślałam, że to oczywiście dzieło Agaty i porozwalałam wszystko. – Rany boskie! – Jacek patrzył się na żonę z niedowierzaniem. – Ty naprawdę jesteś nienormalna! – Dlatego potem, jak powiedziałeś, że to wy posprzątaliście – przyznała Mariola – było mi głupio. Jak myślisz, policja odkryje, że to ja? – Że walnęłaś Sławomira w głowę? Nie wiem. – Zwariowałeś? Nie rób sobie głupich żartów, dobrze? Teraz poczuła się naprawdę zdenerwowana, zamiast docenić, że mówi mu prawdę, on ją jeszcze straszy. Panicznie bała się, że wyjdzie na jaw jej obecność w pokoju redakcyjnym. Jacek dolał wina do kieliszków i próbował pozbierać myśli. – Czy ty masz świadomość, że tam za chwilę było morderstwo? Przecież mogłaś nadziać się na zbrodniarza! – Nikogo nie widziałam – zapewniła Mariola. – To co, mam się przyznać? – Sam nie wiem – przyznał Jacek. – Może na razie nie, przecież ciebie jeszcze nie przesłuchiwali... – Dostałam wezwanie na jutro – cicho wyznała Mariola i wypiła spory łyk wina. – Cholera, no to chyba powiedz, będziesz musiała wytłumaczyć się z tej idiotycznej zazdrości, jakaś korzyść – mruknął. – Nie takiej znowu idiotycznej – Mariola wracała do równowagi. – Ty masz hopla na jej punkcie. – Nie zaczynaj, jest większy problem... – urwał i znów sięgnął po butelkę. – Jaki? Co się stało? – Jeszcze nic, ale wpakowałem się w taki dziwny interes ze Sławomirem i trochę się boję, że to wyjdzie... – wyznał. Mariola poczuła się zaniepokojona. – Opowiedz wszystko dokładnie – zażądała. – Dzień dobry, lepiej się pani dziś czuje? – Kalicki ze szczerą troską zajrzał w oczy Agaty. – Dziękuję, lepiej – usiadła na wskazanym jej krześle. – Wreszcie spałam jak zabita. Tfu, przepraszam. Trochę niefortunne wyrażenie... – Powiedzonko jak każde – uspokoił ją Sioła. Obaj przyglądali jej się z niekłamaną przyjemnością, wyglądała wspaniale, zielone oczy błyszczały, włosy opadały na ramiona w pozornym nieładzie, tylko usta drżały jej leciutko i nie marszczyła nosa w swój sympatyczny sposób. Kalicki westchnął w duchu i wrócił do sprawy. – Powiększyliśmy te kadry, ten jest najbardziej wyraźny – ułożył olbrzymi prostokąt z kolejnych fragmentów. Agata wpatrzyła się z niepokojem w wydruk. Patrzyli na nią uważnie. Nie odzywała się, porażona. – Poznaje pani coś? – nie wytrzymał Sioła, umilkł jednak, zgromiony spojrzeniem przełożonego. – Proszę przyjrzeć się uważnie – uspokoił Agatę Kalicki. Patrzyła, nadal czując wyraźny niepokój. Tak, rozpoznała bardzo dużo, dłoń na zdjęciu z charakterystycznym, dobrze jej znanym zegarkiem, marynarkę drugiego mężczyzny też znała na pamięć... Podniosła wzrok, zauważyli strach w jej oczach. – Napije się pani kawy? – zapytał Kalicki. Kiwnęła głową, Sioła podniósł się z miejsca i wyszedł z pokoju. Agata milczała, chcąc uporządkować swoje emocje, co ma teraz zrobić? Musi wszystko powiedzieć, cholera. Sioła wrócił z filiżanką czarnej kawy i postawił ją przed Agatą. – Słodzi pani? – zapytał. – Mleczko? – Nie, dziękuję – podniosła filiżankę do ust i odetchnęła. Gorący płyn oparzył jej wargi i to ją otrzeźwiło. – Poznaję zegarek na ręce i marynarkę – powiedziała powoli. – Taki zegarek nosi pan Jan Malik, a marynarka jest, to znaczy była Sławomira... Popatrzyli na siebie. – Jest pani pewna? – zapytał Sioła. – Tak, jestem pewna – podniosła wzrok na Kalickiego. – Co to wszystko ma znaczyć? Przecież to jakiś absurd! – Niech się pani uspokoi – powiedział śledczy. – Musimy porozmawiać bardzo otwarcie... Jechał na umówione spotkanie do agencji reklamowej. Nie mogli wczoraj rozmawiać w telewizji, zbyt wiele oczu ich obserwowało. Był dość zadowolony z rozmowy z Zofią, chyba uda się ocalić parę spraw, a może nawet załatwić pozytywnie. Nie powiedział jednak wszystkiego, ona nie musi wiedzieć, co jeszcze łączyło go ze Sławomirem, część ustaleń zachowa na razie dla siebie. Kacper będzie, jak się zdaje, trudniejszym orzechem do zgryzienia. – Proszę, pan prezes czeka na pana – bardzo ładna, ruda sekretarka otworzyła drzwi gabinetu. Kacper podniósł się zza biurka. Był podenerwowany, Jan zauważył to na pierwszy rzut oka, wszedł jednak jakby nigdy nic. Odpowiadając na uprzejme zapytanie sekretarki, czego się napije, poprosił o wodę mineralną. Zapadła cisza, którą po chwili przerwał Kacper. – Zastanowiłem się i chyba muszę się z tego wycofać – powiedział. Nie patrzył w oczy swojego rozmówcy, wygłosił ten tekst drewnianym głosem i jakby zapadł się w fotelu. Błękitne oczy straciły swój zwykły młodzieńczy blask, siedział lekko przygarbiony i nieswój. Jan popatrzył na niego z nieskrywanym zdziwieniem. Właśnie o to mu chodziło, ale spodziewał się oporu, przeważnie Kacper był trudnym negocjatorem, nie ustępował ze swoich warunków, a tu przecież wszystko zaszło już dość daleko. I tak łatwo rezygnuje z dobrego zarobku? Przestraszył się czegoś? Tchórz... Zerknął na niego z niemal jawną niechęcią. Wiedział, że łączy go coś z Agatą, nie chciał nawet dłużej zastanawiać się, jakie to budzi w nim emocje, ale przynajmniej miał nadzieję, że ten facet nie jest skończonym dupkiem. Owszem, dla kobiet pewnie bardzo przystojny, ale ma w sobie jednocześnie coś, co nie budzi zaufania, jakiś rodzaj pokrętności pod maską ciepłego uśmiechu. Dziś ten uśmiech już nie był taki ciepły. – Dlaczego? – nie mógł opanować zwykłej ciekawości. Kacper uciekł wzrokiem za okno. – W tej sytuacji to się już stało mocno ryzykowne – mruknął. – Zniszczyłem dokumenty i ciebie chciałem prosić o to samo. – Boisz się? – zapytał Jan. – Przecież nikt o niczym nie wie, a Sławomir nie żyje. – Ale toczy się śledztwo, a ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego, za dużo mogę stracić, moja agencja jest dużą firmą i prowadzę poważne interesy. Wiem, że to mógł być dobry biznes, ale trudno. Jan zapalił papierosa. Dobrze się stało, że Kacper sam się wycofał, słusznie się obawiał, że to jednak niepewny partner w interesach, już więcej nie popełni podobnego błędu. – Dobrze, rozumiem cię, zastanówmy się, czy nie pozostał gdzieś jakiś ślad... Pochylili się nad papierami, które przyniósł Jan. – Co pani wie na temat interesów, które prowadził pan Sulicki z panem Malikiem? Agata pokręciła głową. Tu mogła być absolutnie szczera. – Niewiele – przyznała. – Takie normalne kontakty dyrektora telewizji z właścicielem jednej z największych anten w kraju. Sławomir sprzedawał mu nasze programy a on nas w jakiś sposób doinwestowywał, ale nie bardzo wiem, jak. Mówiłam panu, że Zofia zna się na tym lepiej ode mnie. – Niech nam pani powie, na jakich podstawach następuje taka sprzedaż? – wtrącił się Sioła. Agata przyjrzała mu się niepewnie, jak to wytłumaczyć przystępnie normalnemu człowiekowi, nie popadając w nomenklaturę telewizyjną? – Kiedy ten, który kupuje, zaakceptuje temat programu – zaczęła. – Ten, który sprzedaje, wykonuje kosztorys, czyli ocenę kosztów produkcji... Przerwała i popatrzyła wyczekująco. Kiwnęli głowami czyli zrozumieli. Mówiła dalej. – Kupujący podpisuje i produkcja się zaczyna. Po zakończeniu robi się kosztorys wynikowy, ale kupujący i tak płaci kwotę z kosztorysu wstępnego. – Dlaczego? – zainteresował się Kalicki. – A jeśli wyszło taniej? – Nie wiem – przyznała Agata. – Chyba te oszczędności zostają u nas, ale przeważnie się ich nie wykazuje, zawsze można powiedzieć, że coś było droższe... – Przecież muszą być rachunki? – zapytał Sioła. – Pewnie są, ale nie wiem, jak to się załatwia, przepraszam, nie interesowałam się tym, to wykonuje kierownik produkcji, ja tylko robię program i otrzymuję honorarium. Faktycznie, nie wiedziała takich rzeczy, Jacek i tak niczego jej nie tłumaczył, Sławomir też, może Zofia będzie mogła coś wyjaśnić. Znów poczuła się wyczerpana. Kalicki zauważył to i zmienił temat. – Czy pan Malik miał pozwolenie na broń? Agata wzdrygnęła się lekko. – Nie wiem, nigdy mi o tym nie mówił, może... – zawahała się. – Dopiero ostatnio, już po naszym zerwaniu... Urwała i dodała niepewnie: – Ale chyba pan nie sądzi, że to Jan go zabił? Kalicki popatrzył na nią ciekawie. – Ktoś go jednak zabił, prawda? W kontekście tego dowodu, sama pani przyzna, że pan Malik nie wygląda najlepiej. Agata opuściła głowę. – To jednak jeszcze nie kończy śledztwa – dodał Kalicki. – Zdaje się, że parę osób mogło żywić do dyrektora nieprzyjazne uczucia. – Wielu – Agata podjęła temat z dużą gwałtownością. – Sławomir nie był szczególnie lubiany, bo nigdy nie przymykał oczu na niedociągnięcia, wytykał błędy, sama się z nim wielokrotnie kłóciłam o programy, choć przeważnie to on miał rację. – Pani Agato... – Kalicki zawiesił głos, jakby jeszcze się zastanawiając, potem jednak podjął zdecydowanym tonem. – Zdaje się, że nie mamy innego wyjścia, będę prosił panią o pomoc. Proszę mnie posłuchać. To będzie dla pani dość ryzykowne, więc sama pani musi zdecydować. Agata popatrzyła na niego wyczekująco. W tym momencie otworzyły się drzwi i policjant w mundurze zasalutował. – Przepraszam, pilna wiadomość – podał Kalickiemu złożoną na pół stronę papieru. – Dziękuję, może się pan odmeldować. Policjant zasalutował i zamknął za sobą drzwi. Kalicki przeczytał wiadomość, twarz mu się zmieniła. – Dlaczego dopiero teraz, cholera! – krzyknął. Podał kartkę zaskoczonemu Siole, Agata patrzyła na nich pytającym wzrokiem. Kalicki opanował się. Spróbował mówić spokojniej. – Przepraszam, ale to nie jest dobra wiadomość. Pani Jola Pilch została wczoraj wieczorem potrącona przez samochód, sprawca zbiegł, ktoś ukradł jej torebkę i nie było dokumentów, dopiero sąsiedzi, zaalarmowani nocą przez płaczącego w jej mieszkaniu kota, zadzwonili do szpitala. Twarz Agaty zbielała. – Boże! Co z nią? Żyje? – Żyje, ale jest nieprzytomna. Chce pani pojechać z nami? Agata wstała bez słowa i wzięła torebkę. – Tak, naturalnie. – Dobrze się pani czuje? – zatroskał się Sioła, pomyślał, że w szpitalu mają środki uspokajające. – To był wypadek? – zapytała Agata. – Jeszcze nic nie wiemy, zdaje się, że brak świadków. Sprawdzimy to, chodźmy. Ujął ją pod ramię, bo miał podejrzenie, że może zasłabnąć. Agata oparła się o niego. Samochód policyjny już czekał. Ewa otworzyła rano pokój redakcyjny i oniemiała. Co tu się działo? Przecież wychodziła wczoraj wieczorem, po jakim takim, ale jednak uporządkowaniu wszystkiego? Czy Agata tu była? Dlaczego klucz dalej tkwił w drzwiach, przecież powinna była go oddać na portiernię, jeśli przyniosła tu kasety. Czy przyniosła? Wszystkie taśmy były powyciągane z biurek i leżały na podłodze z szaf wystawały teczki z dokumentami. Ewa nie wiedziała, że Agata, bojąc się spotkania z Janem albo Kacprem, zostawiła taśmy u Stasia i wymknęła się tylnym wyjściem z telewizji. Wszedł Jacek, rozejrzał się po pokoju. – Rany boskie! – powiedział. – A to co znowu? Urwał, stracił nagle swoje upodobanie do żartów. Przez sekundę pomyślał, że to Mariola, ale była z nim przecież całe popołudnie i wieczór. – To już nie jest zabawne – stwierdził. – Co wy tu zrobiliście? – na progu stał Jarek. – To taki zwyczaj na „dzień dobry”? – Trzeba zawiadomić policję – Jacek był bardzo poważny. – No co ty, może to jakiś kawał, Agata była wściekła... – Ewa urwała. Nie chciała wyjaśniać, z jakiego powodu Agata wypadła z pokoju w dużym rozgorączkowaniu. – Żartujesz sobie? Ona nawet w największej wściekłości jeszcze umyłaby okna, a nie odwrotnie – Jarek podszedł i podniósł opakowanie od kasety. – Bijecie się czy co? – w drzwiach stanęła Zofia i rozejrzała się z niepokojem. – Co tu się stało? Jest Agata? – Nie ma – z roztargnieniem odparł Jacek. – Za to ktoś nam rozwalił pokój, wcześniej było podobnie, hej, czyje zwłoki leżą w szafie? Powoli wracało mu wrodzone poczucie humoru. Zofia spoważniała natychmiast. – Mam złą wiadomość, wczoraj w nocy ktoś potrącił samochodem Jolę, nie odzyskała przytomności, jest w szpitalu. – Boże – jęknęła Ewa i usiadła. – Co się tu, do cholery, dzieje? Jacek i Jarek zamarli, potem zarzucili Zofię pytaniami. – Jak to się stało? – Żyje, tak? – W którym szpitalu? – Złapali go? Zofia machnęła ręką i powiedziała spokojniejszym tonem: – Żyje, w szpitalu na Powroźnej, uciekł, powiedzcie Agacie... – Ona mówiła o dziwnej rozmowie, którą podsłuchała... – zaczęła Ewa. – Jakiej rozmowie? – Zofia odwróciła się w progu. – Agata? – Że słyszała coś dziwnego. Nie, Jola – Jacek wreszcie usiadł. – Ale myśmy się z niej śmiali. – Do kogo mówiła? – zapytała Zofia. – Do nas – odparł Jarek. – A może i jeszcze do kogoś innego... – Powiedzcie to policji – poradziła Zofia. – To naprawdę nie są żarty... Wyszła. Nie patrząc na siebie, bez słowa opuścili pokój i zamknęli drzwi na klucz. Nikomu nie chciało się na razie pracować. Trwały ostatnie zdjęcia do teatru telewizji. Ktoś uciekał po korytarzach, ktoś inny go gonił, komendy – „Kamera! Akcja!” brzmiały na przemian z poleceniami – „Stop! Dubel, proszę”. Takie nagrania nie odbywają się chronologicznie, zgodnie z tekstem sztuki, więc bywało, że ten, którego już zabito, przechadzał się po korytarzach ze swoim ewentualnym mordercą, a kostiumolodzy dostawali szału, zmieniając ubrania aktorów z wcześniejszych na późniejsze. Marian przyglądał się temu z zadowoleniem. Świetnie, to będzie wspaniałe widowisko, a jak się jeszcze puści do prasy, że wtedy właśnie naprawdę zabito dyrektora telewizji... Co za atrakcja! Jaka to będzie oglądalność! Palce lizać! Poczuł się wreszcie na swoim miejscu, wcześniej Sławomir traktował go jak półgłówka, narzuconego mu z politycznego rozdania. A on miał swoje, i to niebagatelne ambicje! Chciał do czegoś dojść! Umie pracować z ludźmi. Kiedy jeszcze zwolni połowę tych obiboków, zrobi swoich zaufanych ludzi producentami, to ho, ho! Miał takich upatrzonych – lojalnych i oddanych, takich, co za pieniądze zrobią wszystko, o, Ewelina, sprytna, wszystko doniesie, sprzeda własnego brata jak będzie trzeba, albo Bogna, ofiara losu, która zawsze powtarza, że nie ma z czego żyć, albo Łukasz, pierwszy krętacz i kombinator... No właśnie, pozbędzie się ideowców, wywali ich na bruk i zrobi sobie prawdziwą telewizję. Nikt go nie będzie kontrolował, podporządkuje sobie kierowników produkcji, wybierze zaufanych partnerów, księgowy jest bardzo sprzedajnym człowiekiem, wie, co dla niego dobre. A Michał nie boi się żadnych konkursów! Jeszcze i za nim będą się uganiały takie Agaty, ale on się długo każe prosić. W końcu jest dyrektorem! Podniesiony na duchu wrócił do gabinetu, włączył komputer z listą pracowników i polecił wezwać do siebie kadrowca. To też był jego człowiek. – Operowaliśmy ją właśnie, miała krwiaka mózgu – chirurg wyszedł na korytarz do policjantów i Agaty. – Poza tym stłuczona miednica i dużo rozległych siniaków. – Jaki jest jej stan? – Kalicki był opanowany, przytrzymywał opartą o niego Agatę, która dygotała. – Życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, ale nie obudziła się jeszcze – zawahał się chwilę. – Nie wiem, kiedy się obudzi. To był poważny uraz głowy, funkcje organizmu w normie, ale wiecie państwo sami – rozłożył ręce. – Medycyna w takich momentach nie jest jeszcze perfekcyjna. Miejmy nadzieję, że się szybko obudzi, serce pracuje normalnie, ciśnienie w normie, nie ma zagrożenia życia. – Mogę ją zobaczyć? – nieśmiało zapytała Agata. – Tylko przez szybę, ona na razie i tak nie mogłaby pani usłyszeć. Ubrani w fartuchy weszli na oddział. Jola leżała z zamkniętymi oczami i oddychała przez rozmaite rurki i urządzenia. Była bardzo blada. – Boże drogi – rozpłakała się Agata. – Panie doktorze... – Chodźmy – stanowczo zdecydował Kalicki. – Panie doktorze, proszę o natychmiastowy kontakt, jeśli się ocknie. Mogę zostawić tu swojego człowieka? – Oczywiście – zgodził się profesor chirurgii. – No, wygód to on tu nie będzie miał, ale poproszę pielęgniarki, by się nim zajęły – wyjaśnił. – Jakaś kawa albo herbata... – Dziękujemy bardzo, do zobaczenia. Wyszli. Agata nadal płakała. To jakiś koszmar, Sławomir, Jolka, napad na nią samą, o co tu chodzi? Kto jest tym patologicznym mordercą? Już nie miała najmniejszej wątpliwości, że z Jolą to nie mógł być przypadek. – Panie komisarzu – powiedziała w samochodzie bardzo zdecydowanym tonem. – W jaki sposób mogę pomóc? Podjechał znów pod telewizję. Sam się za to nie znosił, ale nie mógł przejść do porządku dziennego nad tym, co powiedziała mu Agata. Niechże go choć wysłucha, potem może zdecydować, co dalej! Nie dopuszczał do siebie myśli, że po tej spowiedzi Agata również nie będzie chciała go znać, ale on przynajmniej zyska pewność, że zrobił wszystko, co mógł. „Ty idioto” – powiedział do siebie w przypływie szczerości. – „Jakbyś kiedyś nie był taki pewny siebie, to teraz nie musiałbyś wszystkiego wyjaśniać.” Kretyn, przestraszył się. Czego? Jej uczucia do siebie? Tak mu się wydawało. A może swojego uczucia do niej? Nie odpowiedział sobie na to pytanie. Zaparkował na znanym miejscu. Odgonił od siebie idiotyczne wspomnienia. Parking, jak zawsze, był pełny, stanął obok dużego terenowego samochodu i zamierzał wysiąść. W tym samym momencie pod wejściem do gmachu telewizji zaparkował policyjny samochód. Wysiadła z niego Agata, otarła łzy i weszła do środka. „Dlaczego płacze?” – pomyślał. – „Co za metody ma ta policja?” Nie zamierzał już wchodzić. Siedział we wnętrzu samochodu, bijąc się z myślami. Potem odjechał w stronę hotelu, zastanawiając się, co ze sobą zrobić. To chyba jego najbardziej koszmarny pobyt w tym mieście. A bywało całkiem inaczej... Witała go albo na dworcu, albo w recepcji zamówionego hotelu, rozjaśniała się na jego widok. Zanurzał twarz w tych jej jasnych kręconych włosach, a potem liczył piegi na nosie, śmiał się, że z czasem ich przybywa. Złościła się wtedy i marszczyła nos. Szli na długi spacer, potem nie śpiesząc się, siedzieli przy kolacji. Agata miała wyrzuty sumienia, że zostawia córkę pod opieką byłego męża, ale Jan starał się odpędzić te myśli. Zamykała oczy pod jego pocałunkami... Uświadomił sobie nagle, że siedzi w samochodzie przed wejściem do hotelu i pewnie wygląda jak smętny idiota. Zamknął auto, uruchomił alarm i wolnym krokiem skierował się do swojego pokoju. Weszła do pierwszej toalety, jaka była po drodze, obmyła twarz, najpierw ciepłą, a potem zimną wodą i w popłochu zaczęła przypominać sobie, która charakteryzatornia ma dyżur o tej porze. Dzięki Bogu, grali jeszcze teatr, na pewno jest Ludmiła, ona coś z nią zrobi, przecież tak nie może się nikomu pokazać. Ludmiła miała akurat chwilę przerwy, wypuściła na plan ostatniego delikwenta, któremu przez ostatnią godzinę malowała przepiękny siny krwiak pod okiem. Kiedy Agata stanęła w progu, przestraszona charakteryzatorka pomyślała, że przecież Agata chyba nie gra w tym teatrze? Nie byłoby to nic zaskakującego, redaktorzy często robili za statystów w swoich produkcjach, oczywiście z powodów oszczędnościowych. Ale to nie był teatr Agaty. – Co... – zaczęła. – Ludmiłko, błagam, nie pytaj o nic, zrób mi na twarzy coś na kształt makijażu, potem ci wszystko wytłumaczę – powiedziała zdesperowana Agata i to takim tonem, że Ludmiłę podniosło z kanapy. – Masz tu mleczko, zmyj te resztki – zadysponowała energicznie. – I nie ruszaj się przez pięć minut. Agata z ulgą zapadła w fotel i przymknęła oczy. Czując na twarzy ciepłe dotknięcia palców Ludmiły, próbowała się rozluźnić. Wróciła myślą do rozmowy z Kalickim. Czy da radę? Przecież porywa się z motyką na słońce, jak to ogarnąć? Dali jej materiały, posiedzi nad tym, ale musiała wrócić do telewizji, byłoby podejrzane, gdyby znów jej nie było. Wiedziała, że dzisiaj może być najgorzej. Pobędzie trochę i poleci do Stasia na montaż, trzeba wysłać materiał po łączach. Ale będzie jutro i pojutrze... – Jest w porządku – Ludmiła odsunęła się od lustra, by ocenić efekt. Agata popatrzyła na siebie. Było lepiej niż w porządku. – Jesteś wielka – powiedziała z najprawdziwszym podziwem, po czym pocałowała Ludmiłę. – Wariatka, uważaj na szminkę – opędzała się Ludmiła. Lubiła Agatę bardzo, żałowała Sławomira i chciała, żeby wszystko wreszcie wróciło do normy. – Pani Ludmiło, na plan – zajrzał kierownik produkcji. – Idę, trzymaj się – powiedziała do Agaty. Ta uśmiechnęła się smutno. Tak, teraz musi się trzymać! Trzeba stawić czoła najbliższym współpracownikom i jeszcze zachować się, jak gdyby nic się nie stało. Mało tego, ma być chłodna i lekceważąca. Rany boskie, i Jola! Co się naprawdę stało? Dlaczego?! – Gdzie ty się podziewasz? Szukałam cię po nocy, a i teraz nie odbierasz telefonów! – Magda była naprawdę rozwścieczona. Zmrużone oczy rzucały złowrogie iskry. Ledwo nad sobą panowała, nerwowo zagryzła wargi. Wczoraj przejechała parę razy pod domem Andrzeja, nie było jego samochodu, światła w oknach były wygaszone, komórka wyłączona. Co to ma znaczyć? Chyba już czas, by się wreszcie do niego wprowadziła i miała swoje klucze. Pohamowała gniew, wiedziała, że lepiej jej się udaje wszystko załatwić słodyczą, więc teraz czekała na wyjaśnienia. – Jak to, szukałaś mnie po nocy? Przecież wiedziałaś, że jadę do Agaty? Andrzej zaniepokoił się. Faktycznie, zapomniał ją uprzedzić o spóźnieniu. Popatrzył niepewnie. – I co? Zostałeś u niej na noc? Byłam pod twoim domem około północy i nikogo nie było! – No, trochę się zasiedziałem – przyznał Andrzej. – Ale musiałem, była tak rozbita... – Aha, a czego się dowiedziałeś? Magda zapytała bardzo zimnym tonem. Próbowała opanować szalejącą w niej furię, ale nadal jej oczy niebezpiecznie błyszczały, czuła drżenie mięśni twarzy. Zerknął na nią z obawą. – No... Niczego konkretnego – przyznał. – Ale pewnie była w szoku, dzisiaj ma zadzwonić... – W szoku, mówisz – zaczęła bardzo powoli. – Wiesz, może dasz mi klucze do siebie, wtedy nie będziemy się tak idiotycznie mijać? Po prostu spokojnie na ciebie zaczekam, gdyby coś się przedłużało. – Dobrze, oczywiście – uspokoił się Andrzej. – Tak będzie najlepiej, dorobię ci klucze. Uśmiechnęła się do niego czule. A więc jeden etap walki wygrany, za chwilę będzie go miała. Uspokoiła się błyskawicznie. – Mój ty biedaku, wyglądasz, jakbyś nie przespał nawet godziny. – No, nie... – zaprotestował Andrzej. Kamień spadł mu z serca. – Trochę spałem – wyjaśnił. – Przemęczasz się, należy ci się trochę rozrywki. Pociągnęła go na biurko, pamiętając, że wcześniej zdążyła zamknąć drzwi na klucz. Dobry seks w pracy jeszcze nikomu nie zaszkodził. Kochając się z nim, przyrzekła sobie, że tego faceta nie odpuści. Jest taki łagodny i powolny, a gdy już ona uruchomi w nim wielką siłę, razem zawojują świat! I żadna była żona z dzieckiem nie stanie jej na drodze. Magda umiała wygrywać. – Mój ty tygrysie – zamruczała, przeciągając się i zrzucając na podłogę stertę papierów. Andrzej wreszcie poczuł się szczęśliwy. Jeśli nawet coś mu zabrzmiało fałszywie, nie zwrócił na to uwagi. Prawie wszystkie stoliki w bufecie były zajęte. Zofia kończyła klopsiki w sosie pomidorowym, siedząc przy stoliku z Marianem, znów musiała wysłuchiwać o jego wielkich planach usprawnienia firmy. Choć robiła to nieuważnie, coś zaczęło jej brzmieć bardzo niepokojąco. Przypatrywała mu się znad talerza. Rany, on jest chyba nienormalny, wypieki na twarzy, złowieszczy szept, zaciskające się nerwowo wargi. „Wygląda jak świr” – pomyślała, ale szybko dała sobie spokój z analizą psychologiczną. Ma ważniejsze rzeczy na głowie. Ewa przysiadła się do Jacka i Jarka, nie mówili do siebie zbyt wiele, panowało ogólne przygnębienie. Nie wiadomo było, jaki jest stan Joli, gdzie się podziewa Agata, kto rozwalił pokój. Jacek milczał, Jarek próbował rozmawiać z Ewą o jej ostatnich wyjazdowych zdjęciach i rozliczeniu delegacji, ale ona najwidoczniej myślała o czymś innym, bo odpowiadała bez ładu i składu. Ludzie przy innych stolikach też szeptali coś do siebie, nie podnosząc głów znad talerzy. Morderstwo, teraz ten idiota przejmie władzę, co to będzie? Przyszli producenci, ta najgorsza zbieranina, przeżywali swój najpiękniejszy czas, uśmiechali się lekceważąco w cudownym przeczuciu otrzymania władzy. Kiedy weszła Agata, pobiegły do niej podejrzliwe spojrzenia. Zbliżyła się do stolika Ewy i kierowników produkcji. – Zjedz coś – poradził Jacek, wreszcie przerywając milczenie. – Gdy widzę tego psychopatę, tracę apetyt – Agata rzuciła złe spojrzenie w stronę Mariana. Dyrektor udał, że tego nie zauważa. – Wiesz o Joli? – zapytała Ewa. Coś ścisnęło ją w środku, ale nie dała po sobie poznać najmniejszego wzruszenia. – Słyszałam, pewnie wlazła pod samochód na czerwonym świetle, ofiara życiowa – odpowiedziała niedbałym tonem. Jej samej zamierały te słowa na ustach, ale konsekwentnie ciągnęła dalej: – Podobno przeżyje... Nigdy wcześniej nie widziała u nich takich min. Ewie wypadł z dłoni widelec, Jacek zagapił się na Agatę nieruchomym spojrzeniem, a Jarek, który właśnie solił mięso, zapomniał, że robi to już od kilkunastu sekund. – Co ty mówisz? – nie wytrzymał Jacek. – Zwariowałaś? Ktoś ją chciał przejechać, na pewno! – Nie fantazjuj, Jacusiu – zimno powiedziała Agata. – To nie jest odcinek „Colombo” tylko życie, poza tym uspokójmy się już z tymi sensacjami, dopilnuj przekazu po łączach. Jarek, co ze stadniną? Może się tam w końcu wybierzecie? Policja podobno jest na tropie, mam coś rozpoznawać na jakimś filmie, cholera, nie mam czasu, no, ale jak trzeba to trzeba. Wstała i udając, że nie zauważa ich szoku, dodała: – Ewa, podobno Jan podpisał kosztorysy cyklu o ludziach kultury, nie chce mi się tego robić, weźmiesz to za mnie? Ewa otworzyła usta, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Agata wyszła, mijając stolik Zofii obrzuciła zdumionego Mariana olśniewającym uśmiechem. Z wrażenia wypadła mu z dłoni kromka chleba, odprowadził ją wzrokiem do samych drzwi. Zofia patrzyła za nią z głębokim namysłem. – Co to było? – zapytał Jacek po chwili. – Może jest w szoku? – podpowiedział Jarek. – A może wreszcie wyszła na jaw jej prawdziwa natura – Ewę w końcu odblokowało. Znów dopadło ją wspomnienie Sławomira, zawsze sądziła, że gdyby nie Agata... – Wkurzała mnie ta jej demonstracyjna nadwrażliwość. – Zwariowałaś? – Jacek popatrzył na nią z niesmakiem. – Agata nigdy nie była zimna i cyniczna, co jej się stało? Jarek pokręcił tylko głową w dużym oszołomieniu. – Ja bym wezwał jeszcze raz tego Malika – powiedział Sioła. – Trzeba go w końcu przycisnąć. Kalicki znów spacerował po pokoju, rewelacje Agaty, która rozpoznała detale na powiększonych wydrukach, nie dawały mu spokoju. Nie chciał popełnić najmniejszego błędu. Sioła był za jak najszybszą konfrontacją. – Zastanawiam się nad tym, ale jak mu pokażemy taśmę bez dokładnych ekspertyz, będzie twierdził, że to nie on. Niech sprawdzą dokładnie, to, co trzyma w dłoni, wtedy poprosimy go o zdjęcie zegarka i porównamy – mówił powoli Kalicki. Nie wiadomo, czy do Sioły, czy do siebie. – Taka marynarka, w jakiej jest Sławomir na taśmie, istotnie wisiała w szafie w jego gabinecie, musiał się przebrać po powrocie z tego bankietu... To ile jeszcze czekamy? – Jak tylko określą parametry, myślę, że możesz go zaprosić do komendy na wieczór, a teraz poproś panią Mariolę Szewczyk, czeka już od godziny. Sioła wyszedł, wpuszczając jednocześnie Mariolę, sam poleciał szybko do laboratorium, dowiedział się jeszcze paru szczegółów, potem zadzwonił do Jana. Umówił go na osiemnastą. Tym razem Agata pierwsza zadzwoniła do Kacpra, faktycznie ostatnio zachowywała się wobec niego nie fair, trzeba to było jakoś załagodzić, a poza tym... Może się w końcu dowie, co za interesy łączą go z Andrzejem, a może i z innymi... Kacper przyjechał bardzo szybko, usiedli w małym barku, przylegającym do studia nagrań. Był nieswój, choć starał się to ukryć. – Słyszałem o wypadku twojej koleżanki – zaczął. Widać było, że myślami krąży daleko stąd i ciąży mu obowiązek interesowania się Agatą. – Tak? – przerwała. – A kto ci powiedział? – Jarek, jak tu wchodziłem, a on wsiadał do waszego auta – odpowiedział. – A co? To jakaś tajemnica? Agata poczuła, że trochę wypadła z roli i szybko dodała: – Nie, tylko zdziwiłam się, że mówisz „koleżanki”, przecież znasz Jolę? – A, to Jola! – wykrzyknął ożywiony Kacper. Jola była jedyną ze współpracowniczek telewizji, ze strony której nie czuł widocznych oznak niechęci. Nie wiedział jednak, że ona je skrzętnie ukrywa, by nie robić mu przykrości. Jola nie lubiła być niemiła. – Nie wiedziałem, co się stało? – pytał dalej. – Wpadła pod samochód, ona jest taka niepozbierana – znów starała się mówić niedbałym tonem. – Ale żyje, jest w szpitalu. – No wiesz... – nie mógł się uspokoić Kacper. – Mówisz o tym tak spokojnie... No, ale wiem, ta śmierć Sławomira, napad na ciebie. Z Jolą to był wypadek? – zapytał. „Jednak nie umiem kłamać” – z rozpaczą pomyślała Agata i powiedziała: – Policja to bada, ale chyba tak. A co u ciebie? Kacper zerknął na nią zdumiony, więc jednak wykazuje jakieś przyzwoite odruchy. Choć mogła o to zapytać wcześniej. – W porządku, muszę uporządkować kilka spraw, bo też się przejąłem sprawą Sławomira, ale już zacząłem, więc jakoś pójdzie. Kiedy wreszcie do mnie przyjedziesz? – zapytał. – Jak dojdę do siebie, jestem jeszcze trochę poobijana i bardzo zmęczona. A dużo miałeś tych kontraktów ze Sławomirem? Kacper odpowiedział po chwili i z pewnym oporem. – Ostatnio mało, mówił, że wszystko za drogie, ale trudno, jest w tym kraju parę stacji, więc nic straconego. Czuł, że nadrabia miną, bardzo chciał, by to zabrzmiało przekonująco, dlaczego ona mu się tak przygląda? I wtedy usłyszał następne pytanie: – A współpracowałeś ostatnio z Janem? Rzuciła to mimochodem, jednocześnie odmachała ręką na czyjeś powitanie. Kacper poczuł, że oblewa go zimny pot. Za wszelką cenę nie chciał ujawnić swoich emocji. Spróbował przybrać swój lekceważąco-ironiczny ton. – Niezbyt owocnie, zbywał moje telefony, może odezwała się zazdrość o ciebie? – zażartował z krzywym uśmiechem i dodał. – Pa, kochanie, pojadę. Wstał dość pośpiesznie. – Zadzwoń, jak będziesz wolna, przygotuję kolację przy świecach i pachnącą kąpiel. Pocałował ją czule, Agata oddała pocałunek i odetchnęła głęboko, gdy zniknął w drzwiach. Nie był szczery, to pewne, czyżby był w to wszystko bardziej zamotany niż myślała? Nie wychodziło jej najlepiej prowadzenie śledztwa, no nic, najpierw musi przekopać się przez papiery Sławomira, może wtedy poczuje się trochę pewniejsza. – Myślisz, że ona da sobie radę? – zapytał Sioła. – Przecież to może być niebezpieczne. Siedzieli w komendzie, przeanalizowali wszystko, przegadali to na każdą stronę, coś im się mgliście rysowało na horyzoncie, ale jeszcze było za wcześnie na podsumowanie. Kalicki przełknął łyk chyba już piątej kawy. – Nie miałem innego wyjścia, ona tam wszystkich zna, ludzie z branży łatwiej mówią o swoich sprawach sobie nawzajem niż obcym, a już na pewno nie policji. Tam jest morderca, może się jakoś zdradzi? Kalicki przekonywał bardziej siebie, niż przyjaciela. – No właśnie, żeby jej się nic nie stało! – Powinna nie zostawać w pracy wieczorami i zawsze obracać się wśród ludzi, a po wyjściu ją obserwujemy. Sioła wstał i zaczął się nerwowo przechadzać, to był znak, że myśli bardzo intensywnie. Wreszcie się odezwał. – A jeśli on ma broń? – pytanie zawisło w powietrzu. – Wtedy możemy nie zdążyć. – A masz lepszy pomysł? Możemy jeszcze przez kilka miesięcy przesłuchiwać ludzi i badać ślady, tylko do czego dojdziemy? Zresztą i tak to robimy... Czekaj – zastanowił się Kalicki. – Mam jeszcze jeden pomysł... – Teraz musimy zaprosić pana Malika, jest już na korytarzu – zauważył Sioła. – Dobrze, dawaj go, gdzie ta ekspertyza z laboratorium?... Jest. A potem poszukaj Maćka, ale jak Malik wyjdzie. – Nie zatrzymasz go? – Na podstawie tej taśmy? Przecież to nie jest dowód popełnienia morderstwa. Niezbyt przekonany Sioła otworzył drzwi i poprosił Jana. Mariola jechała do telewizji bardzo zdenerwowana. Na policji przyznała się do obecności w pokoju redakcyjnym, z zażenowaniem opowiedziała, dlaczego zrobiła bałagan, ale nie wywołało to specjalnego poruszenia wśród przesłuchujących. Dlaczego najbardziej wypytywali ją o współpracę Jacka ze Sławomirem, z innymi, układy telewizyjne, sympatie i antypatie? Dobrze, że nie palnęła niczego na temat tego ostatniego kontraktu! Ale ją omotali i zdezorientowali! Dojechała i zaparkowała samochód. Przed wejściem spotkała Agatę. Do tej pory obydwie instynktownie omijały się szerokim łukiem. Agata, bo jej się nie chciało wchodzić w żadne otwarte konflikty. Wiedziała, oczywiście, o idiotycznej zazdrości Marioli, ale, mówiąc szczerze, lekceważyła to całkowicie. Mariola, bo przy swoim zapalczywym charakterze zdawała sobie jednak sprawę, że dzięki współpracy z Agatą Jacek zarabia spore pieniądze i ani jej było w głowie doprowadzić do potężnej awantury. Teraz jednak weszły na siebie bezpośrednio, trudno było wymienić tylko okazjonalne „cześć”. Poza tym w Marioli dojrzała agresja po przesłuchaniu. – Cześć, wychodzisz? Czyli jest nadzieja, że mój mąż też będzie miał wolne? – zapytała zjadliwie. Agata zatrzymała się i przyjrzała się Marioli, czując jej złe nastawienie. – Ja nie rozporządzam wolnym czasem twojego męża – odparła. – On sam doskonale wie, co należy do obowiązków kierownika produkcji, właśnie zajmuje się przekazem zmontowanego przeze mnie programu i musi go rozliczyć, byś mogła jechać na kolejne zakupy. Nie chciała właściwie być tak złośliwa, ale potem pomyślała: „A dlaczego nie?” – Nie tylko na tobie świat się kończy – zacietrzewiła się Mariola. – Jacek jest tak dobrym kierownikiem produkcji, że zawsze znajdzie chętnych redaktorów. – Owszem, tylko ciekawe, którego wcześniej nie zjesz? – Jadam lepsze rzeczy – oświadczyła Mariola. – A może współpraca z innymi nie przyniosłaby takich kłopotów. I obyłoby się bez morderstwa. Stała wyprostowana, z podniesioną głową. Zacisnęła złowrogo usta. – Którymi redaktorami? – niewinnie zapytała Agata. – Masz na myśli te lewe kontrakty? Dla Kacpra albo Jana? Wyminęła znieruchomiałą Mariolę i poszła do swojego samochodu. Nie chciała pokazać, że trzęsie się ze złości. Co za idiota ten Jacek! Czy on nie może jakoś okiełznać swojej żony? Naprawdę Agacie jeszcze tylko brakuje awantur z jakąś zazdrosną kretynką! Była z siebie dość zadowolona, wprawdzie dała się sprowokować, ale przy okazji zasiała garść podejrzeń, że coś wie... Mariola ruszyła z miejsca z dużymi oporami, Jacek się wścieknie, to pewne, może mu nic nie mówić? Ale wtedy ta zdzira się postara, by usłyszał to w jej wersji. Nie, jednak musi mu powiedzieć. Trudno, nie wytrzymała, i ta policja z tymi pytaniami i teraz Agata. Weszła do budynku. – Proszę nam opowiedzieć o spotkaniu pana z dyrektorem Sulickim na festiwalu filmowym – poprosił Kalicki. Był bardzo opanowany, poprosił o kawę dla gościa i obserwował go teraz spod przymkniętych powiek. – Trudno to nazwać spotkaniem – odparł zdziwiony Jan i posłodził kawę. – Wpadliśmy na siebie przypadkiem, a tam było tak wiele ludzi, że o porozmawianiu nawet nie było mowy. Przywitaliśmy się i tyle. – Pan wspominał o wspólnych interesach z panem Sulickim, na czym one polegały? – zapytał Sioła. – Dokładnie, z obiegiem dokumentów czy ogólnie? Jan był odprężony, powtarzał znowu właściwie to samo. – I ogólnie i, jak pan to tak nazywa, z obiegiem dokumentów. – Kupowałem od niego programy, czasem doprowadzałem do wspólnych przedsięwzięć paru kanałów telewizji, jedna dawała sprzęt, inna ludzi, jeszcze inna kontakty, kolejna pieniądze i potem powstawało coś pod kilkoma szyldami, ja to emitowałem pierwszy, potem każdy z nich. Sławomir polecał mi też innych producentów, tzw. niezależnych, wtedy razem z nimi współpracowaliśmy... Panowie, tego jest bardzo dużo, czy o wszystkim mam tu opowiadać? To będzie wykład na temat rynku medialnego? – A te dokumenty? – zapytał Kalicki. – To są umowy? Udał, że nie słyszy ewidentnej pretensji w głosie przesłuchiwanego. – I umowy i kosztorysy, i potem rozliczenia programów, nie mam niczego przy sobie, ale mogę zajrzeć w dokumenty Sławomira i objaśnić panom różnice. – A nie, dziękujemy, znaleźliśmy już fachowca od tego, będziemy wiedzieli. O czym chciał pan rozmawiać z dyrektorem Sulickim po przyjeździe? – Ja przyjechałem na festiwal, a przy okazji... – zaczął Jan. Poczuł niepokój, o co teraz chodzi? – Tak właśnie, przy okazji? – obaj policjanci starali się zadawać pytania jak najbardziej lekkim tonem. – Chodziło o projekt cyklu tematycznego, który ma być realizowany tutaj, ale to właśnie już załatwiłem z zastępcą, panem Marianem. Podpisałem kosztorysy i pani Gosztyńska zajmie się produkcją. Zauważył, że wymienili spojrzenia, bardzo chciał, by zwrócili uwagę, że współpracuje z Agatą i żywi dla niej głęboki szacunek. – Czy ma pan pozwolenie na broń? – zapytał nagle Kalicki. – A po co mi broń? – roześmiał się Jan. – Nie, skądże. – A jest pan w posiadaniu pistoletu kaliber 22? – Nigdy nie miałem broni, nie umiem strzelać. – Jan spoważniał, nie wiedział, do czego prowadzą te pytania, ale nie brzmiało to optymistycznie. – Czy może mi pan pozwolić na chwilę swój zegarek? – nieoczekiwanie zapytał Sioła. Jan, całkiem zdezorientowany odpiął pasek i podał zegarek. – Sznurowadła też? – próbował żartować, ale zamilkł. Sioła wstał i wyszedł z pokoju. – O co chodzi? – Jan teraz już był zaniepokojony, co to ma znaczyć? Co to za teatr? – Chwileczkę, zaraz panu wyjaśnimy. – Kalicki wyjął wydruki powiększonych fragmentów kadru i położył je na biurku. – Proszę się spokojnie temu przyjrzeć – poprosił. – Czy poznaje pan swoją rękę? Jan z niedowierzaniem przyglądał się zdjęciom. Obserwowali go z wytężoną uwagą. – Co to jest? Skąd pan to ma? – zapytał cicho, z pewnym niedowierzaniem. – Czy to jest pańska dłoń? – Kalicki powtórzył pytanie z naciskiem. – Moja, ale... – Wie pan, gdzie to zdjęcie zostało zrobione? Wszedł Sioła, niedostrzegalnie skinął głową i oddał zegarek. – Tak – przyznał Jan, machinalnie zapinając pasek. – I ten mężczyzna obok pana to pan Sławomir Sulicki? – Tak, ale to jest szalone nieporozumienie... – zaczął Jan. – W takim razie prosimy o wyjaśnienia. Weronika wróciła ze szkoły, zapięła smycz Kazanowi i udała się na długi spacer, pies zdecydowanie wolał towarzystwo domowników przy wychodzeniu, nie buntował się, co prawda, przeciw policjantowi, ale chyba wolał, by było jak zwykle. Skręciła w najszerszą alejkę, po napadzie na mamę nie chciała zapuszczać się w odludne zaułki, pies szczęśliwy, bo już bez kagańca, obwąchiwał wszystkie krzaki. Weronika wędrowała, myśląc o tym paskudnym zadaniu z matematyki, którego nie udało jej się rozwiązać na klasówce i nagle zobaczyła podjeżdżającego mercedesem ojca. Przyspieszyła kroku, Kazan też chyba poczuł znajomy zapach, bo bez oporu porzucił nikły ślad interesującej suczki i ruszył szybciej. Nagle zatrzymała się. Andrzej wysiadł z samochodu, z miejsca pasażera wysunęła się ciemnowłosa kobieta, okrążyła auto, wzięła od ojca kluczyki, a potem... Weronika stała jak przymurowana. A potem pocałowała go, i to jak! Musiała przyznać, że kobieta wygląda bardzo efektownie, szczupła, w eleganckim jasnym płaszczu, na niesamowicie wysokich obcasach, z nienagannym makijażem. Ale w tym geście przytulenia się do mężczyzny było więcej władczości niż prawdziwego ciepła. Weronika wyczuła to nawet z pewnej odległości. Andrzej oddał pocałunek z lekkim zakłopotaniem, nie był przyzwyczajony do bezpośredniego okazywania uczuć, odwrócił się i ujrzał swoją córkę, której oczy już zaczęły miotać dziwne iskierki. – O, cześć – powiedział zmieszany. Kobieta leniwie obejrzała się przez ramię. Uśmiechnęła się bardzo zadowolona. „Będzie musiał nas ze sobą poznać, bardzo dobrze” – pomyślała. Weronika zbliżyła się powoli, Kazan, czując obcy zapach podszedł na sztywnych łapach. – To moja córka, a to pani Magda – dokonał prezentacji Andrzej. Magda wyciągnęła dłoń i uścisnęła rękę Weroniki z porozumiewawczym uśmiechem. – Żadne „pani”, jestem Magda – powiedziała. – Tato, wchodzisz? – Weronika zwróciła się do ojca. Bardzo jej się nie spodobała nowa sytuacja, ale na razie nie wiedziała, jak powinna się zachować. Przyrzekła sobie, że przemyśli to jak najszybciej. – Tak, przywiozłem ci wodę mineralną, mleko i soki – tłumaczył się Andrzej. – No to zanieś na górę, ale ja wychodzę do koleżanki, chyba, że zaczekasz na mamę, dzwoniła, że już jedzie – powiedziała Weronika i z zadowoleniem zauważyła zmieszanie ojca. – Nie, tylko odniosę zakupy, myślałem, że powtórzymy matematykę, więc dałem klucze Magdzie, miała po mnie podjechać za godzinę. – Nie musisz – z satysfakcją oznajmiła Weronika. – Dostałam piątkę ze sprawdzianu, możesz jechać. Andrzej skinął głową i zwracając się do Magdy poprosił: – Poczekaj chwilę, już wracam. Uśmiechnęła się znowu. – Pa, kochanie – kiwnęła do dziewczynki i wsiadła do samochodu. – Do widzenia pani – głośno odpowiedziała Weronika. Andrzej usiłował pytać o zadania na klasówce, ale odpowiadała półsłówkami, podziękowała za zakupy i z ulgą zamknęła za nim drzwi. Wcale nie szła do koleżanki i najchętniej pogadałaby z nim o tym trudnym, matematycznym zadaniu, ale obecność pani Magdy wyprowadziła ją z równowagi, owszem, jest prawie dorosła i wie, że ojciec może mieć kobietę, ale w tej akurat było tyle nieszczerości, wyrachowania, że Weronika wyczuła to na kilometr. „Biedny tata” – pomyślała. – „Mama ma rację, mówiąc, że to intelektualnie gorsza płeć.” Ewa biła się z myślami, co to miało wszystko znaczyć, dlaczego Agacie nie chce się robić tych programów, zwariowała czy co? Może ona faktycznie jest w szoku, przecież nie rezygnuje się z takiej szansy? Cykl filmów dokumentalnych o ludziach kultury, realizowany z dużym rozmachem, z wykorzystaniem najlepszego sprzętu, z możliwościami wyjazdów zagranicę, nie, to się w głowie nie mieści! Postanowiła pogadać z Zofią. – Jak to, nie chce tego robić? – Zofia podniosła głowę znad swoich papierów. – Takich programów? Tyle o to walczyliśmy, Sławomir jeździł do Warszawy, ona napisała projekty! O czym ty mówisz? Ewa usiadła. Minę miała dość niewyraźną, Zofia patrzyła na nią z pytaniem w oczach i przeczuciem kolejnych kłopotów. – Właśnie niczego nie rozumiem – przyznała Ewa z oporem. – Marian mi mówił o podpisaniu umowy, gdy dodał, że Jan prosił, żeby to Agata... – urwała. Sama zdawała sobie sprawę, że zabrzmiało to tak, jakby nie mogła poradzić sobie z zazdrością. Zofia pokiwała głową z powątpiewaniem. Wstała i automatycznie przygotowała dwie filiżanki do kawy. – Prosił, rzeczywiście, dobre sobie, Sławomir dawno to ustalił i żadna łaska, a Jan podpisał Marianowi, bo nie miał komu, też coś! To był autorski pomysł Agaty! Zofia była poruszona, przecież ona też z Janem wszystko ustaliła, co ta Agata teraz wyprawia? – Zosiu, Agata zachowuje się bardzo dziwnie, dziś w bufecie mówiła, że Jola jest sierotą i wleciała pod samochód. Jacka i Jarka zagoniła do jakichś kretyńskich zajęć, a mnie oddała programy – powiedziała Ewa. – Co jej się stało? Rozmawiała z tobą? – Właśnie nie – przyznała Zofia. – Szukałam jej, ale wyszła. To dziwne, zawsze zaglądała na kawę... Ewa wsypała do filiżanki dwie łyżeczki cukru i zamieszała, długo nie podnosiła głowy. Zofia przyjrzała jej się z niepokojem. – Może to moja wina – zaczęła Ewa. – Ostatnio niepotrzebnie jej wywaliłam, że zachowuje się jak jakaś niedorozwinięta i ślepa jednocześnie. – Co? Dlaczego? – Zofia myślała, że się przesłyszała. Czy tu już wszystkim puszczają nerwy? Czy Ewie też odbiło? – No bo ona zachowuje się tak, jakby nie miała pojęcia, że jej szlachetny Sławomir nie był taki szlachetny, że Jacek też ma sporo na sumieniu, że Kacper i Jan... Urwała, bo poczuła na sobie zimny wzrok Zofii. – O czym ty mówisz? – O tym, co wszystkie korytarze – zapalczywie ciągnęła Ewa, teraz już nie mogła się zatrzymać, chciała to wreszcie z siebie wyrzucić. – Przecież tu nie wszyscy są ślepi jak Agata. – Powiedziałaś jej to? – przerwała Zofia. Odsunęła od siebie kawę i wstała. – Powiedziałam! – A masz jakieś dowody? Czy ty sobie zdajesz sprawę, że tu popełniono morderstwo i roi się od glin? Zwariowałaś?! – Zofia podniosła głos. – No wiem – przyznała Ewa. – Niepotrzebnie jej tak wywaliłam, chciałam wyjaśnić, ale ta Jola... Przecież nie będę o tym gadać w bufecie! Zofia szybko się uspokoiła. – Sama jej wyjaśnię, a ciebie błagam, wytłumacz tej królowej plotek, Annie, żeby zajęła się robotą, a nie intrygami, bo Marian poważnie myśli o redukcji zatrudnienia i sama mu podpowiem, kogo powinien zwolnić. Ona świetnie się nadaje i zapewniam cię, że nikt tu nie będzie za nią tęsknił. – Coś ty? – zaniepokoiła się Ewa. – Przecież ma być konkurs na dyrektora? – Ale do tego czasu ktoś tu podpisuje decyzje, nie? Ewa opuszczała pokój Zofii w jeszcze gorszym nastroju niż do niego weszła. Obiecała sobie teraz trzymać język za zębami, Zofia ma rację, po co rozdmuchuje te sprawy, już i tak jest trudna sytuacja. Zaraz odszuka Annę i każe jej się zamknąć. Zachichotała w duchu na myśl o minie kuzynki, kiedy ta usłyszy o planowanych zwolnieniach, ona jest straszną histeryczką, natychmiast się roztrzęsie i z nerwów zacznie szeptać do wszystkich dookoła. Zofia w zamyśleniu patrzyła przez okno. Teraz była naprawdę zaniepokojona, co Agacie strzeliło do głowy i dlaczego nie przyszła? Co zrobiła z taśmą? Nawet o napadzie Zofia dowiedziała się od Jacka. Kto potrącił Jolę?! Zorientowała się również, że u podstaw wybuchu Ewy leżała prawdziwa zazdrość, czy tylko zawodowa? Zofia zauważyła specyficzny stosunek Ewy do Sławomira, ale myślała, że to jej przeszło, widać teraz, że nie. Pomyślała, że to może wróżyć kłopoty. Rany boskie, o co w tym wszystkim chodzi? Zadzwoniła do Jana, komórka była wyłączona, poczuła się naprawdę bezradna. Sławomir może wiedziałby, co zrobić, Zofia nie wiedziała. – Co ci powiedziała? – Jackowi zdawało się, że się przesłyszał. – Lewe kontrakty dla Kacpra i Jana? Rany! Mariola poczuła się niepewnie, nie sądziła, że on się aż tak zdenerwuje. Stali sami w kącie korytarza i Mariola do ucha przekazywała mężowi relację ze spotkania z Agatą. Przycichła znacznie i straciła sporo ze swojej poprzedniej napastliwości. – No wiesz, ona mnie sprowokowała... – zaczęła. – Nie zgrywaj się – Jacek popatrzył na nią nieprzyjemnie. – Już ja się domyślam, kto tu kogo mógł sprowokować... Co cię, do licha, podkusiło? Znów zaczął się lekko zacinać. Mariola przerwała na chwilę, zobaczyła, że przechodzący ludzie nastawiają uszu, widząc zdenerwowanie Jacka. Mieli nadzieję na przedstawienie, awantury Marioli stały się już w telewizji bezpłatną atrakcją. – No bo na tej policji też mnie wypytywali o twoje interesy i o wrogów – ściszyła jeszcze bardziej głos. – Moich? – przerwał zdumiony Jacek. – Nie, Sławomira. Ale też i o Kacpra, Jana... Nie wrogów, ale o współpracę... – Zwariuję – oświadczył stanowczo Jacek. – No to ładnie, i co ja mam teraz robić? Kacper się chyba wycofał, nie odbiera ode mnie telefonów, Jan zniknął, Agata rzuciła robotą, taki cykl, cholera... – Jak to, rzuciła robotą? – zainteresowała się Mariola. – Jan podpisał taki super cykl, o który Sławomir walczył od dawna, i to był jej projekt, a ona oddała to Ewie! – Dlaczego Ewie? – Mariola poczuła się urażona. – Przecież tu jest wielu zdolnych dziennikarzy... – Ale to musi być dziennikarz, który umie montować! – bezlitośnie rzucił Jacek. Mariola obraziła się, koniecznie chciał jej zrobić przykrość, no dobrze, może nie umiała tak szybko podejmować decyzji na montażu i pytała często montażystów, jak powinna coś zrobić i to trwało długie godziny... Ale nie musi być taki złośliwy! Pomyślała, że pójdzie do Mariana, z nim lepiej się jej rozmawiało niż ze Sławomirem, umiał słuchać i wydawał się pełen zrozumienia dla jej ambicji. Jeszcze przejmie ten cykl Agaty i wtedy im wszystkim pokaże! Pożegnała się z mężem dość nieuważnie, może trochę przesadziła z tym atakiem na Agatę, ale niech tamta sobie nie myśli, zarozumiała gwiazda, nie takie gasły na firmamencie... Nie zapomniała mu oczywiście przypomnieć o obowiązkach dotyczących syna. Popatrzył na nią bezradnie, ale już nic nie powiedział. Musiał się teraz poważnie zastanowić, co zrobić z rewelacjami Marioli i jak zachować się wobec Agaty. Udać, że nic się nie stało, czy, przeciwnie, próbować coś wyjaśniać? Wrócił do pokoju, gdzie Jarek cichym głosem toczył jakieś telefoniczne rozmowy. Tak, trzeba wreszcie popracować. – Mamo, mamo, tata tu był! – Weronika powitała Agatę niesamowitą rewelacją. Tak się ucieszyła, że mama wróciła wcześniej do domu, wreszcie zjedzą coś razem i przedyskutują problem nowej kobiety w życiu ojca. – To co? Przywiózł zakupy? – zdziwiona Agata przytuliła córkę, potem psa, potem zdjęła kurtkę. – Jakaś nowość? Byłaś z Kazanem? – Jeszcze jaka! Tak, byłam. – Weronika czuła się fantastycznie w roli informatora. – Podjechał tu pod dom z jakąś babą i ona go całowała, a on nie wiedział, że ja to widzę! Nazywa się Magda. „Żadna pani, tylko Magda” – przedrzeźniała. – Okropna jaszczurka! – Jak wygląda? – Agata poczuła normalną babską ciekawość. – Czarna, ciągle się uśmiecha, ale tak nieszczerze. Weronika patrzyła wyczekująco, czekając na jakąś żywszą reakcję. Policzki jej poróżowiały, stała w przedpokoju z błyszczącymi oczyma. „Jaka ona ładna” – przemknęło Agacie przez myśl. – „I zazdrosna...” Przypomniała sobie postać pasażerki samochodu Andrzeja i natychmiast zrozumiała córkę. Postanowiła jednak nie ujawniać swoich złych przeczuć. – Wiesz, tato może związać się z jakąś kobietą... – zaczęła. – Wiem – przerwała Weronika z zaciętą miną. – Ale nie z tą! Wytłumacz mu to, on cię posłucha. Agata powstrzymała uśmiech i dodała: – Dobrze, porozmawiam z nim, wracaj do lekcji, ja też muszę przejrzeć kupę papierów. – Piszesz nowe scenariusze? – Weronika czuła się bardzo zaznajomiona z pracą mamy. – Muszę przejrzeć stare. Pa, kochanie, potem jeszcze pogadamy, dobrze? Weronika kiwnęła głową z entuzjazmem. – Aha, zrobimy spaghetti? – Zrobimy, zrobimy. Weronika wróciła do pokoju, trzeba będzie na razie zostawić komputer w spokoju, mama się czepia, że marnuje wzrok, siedząc tyle godzin przed ekranem, no tak, trzeba odrobić lekcje, potem może się uda jeszcze przesłać Pawełkowi jakaś wiadomość. Grunt, że poinformowała mamę o tej okropnej babie, już ona przetłumaczy ojcu, żeby się jej pozbył. Agata rozłożyła dokumenty na swoim ukochanym wielkim łóżku i powoli zaczęła je czytać. Nie chciała się rozproszyć myśleniem o życiu uczuciowym Andrzeja, choć mgliście jej się kojarzyło, że, być może, nie tylko o to chodzi. Czy on się w coś nie wpakował? Zadzwonił telefon. – Tak, dobry wieczór panie komisarzu, nie, wcale pan nie przeszkadza, tak, właśnie będę je przeglądać. Jutro? Dobrze, przyjadę rano. Nie, wszystko w porządku, opowiem. A, ma pan jakieś wieści ze szpitala? Nie obudziła się jeszcze... Tak, będę. Dziękuję, dobranoc. Tak się bała o Jolę, niechby się już obudziła. Agata nigdy więcej nie będzie się czepiać o spóźnienia, zawalone terminy, czy co tam jeszcze! O czymś wspominał komisarz, o odczytaniu kadru?... Tak, tego się też obawiała, powiedział, że jutro wszystko wyjaśni. Zrobiła sobie mocną herbatę i zabrała się do roboty. Kompletnie zmęczony jechał do hotelu. Takiego zbiegu okoliczności naprawdę nie wymyśliłby najlepszy autor scenariuszy, jakim cudem udało jej się to nagrać? Nieźle się musiał nagimnastykować, by wytłumaczyć to wszystko policjantom, ale w końcu mu uwierzyli. Ale Agata się zdziwi! Nic dziwnego, że patrzyła na niego z taką podejrzliwością, teraz to rozumie. „Praworządna wariatka” – pomyślał czule i skierował się do hotelu. – Gdzie ty się podziewasz, czekam na ciebie od dwóch godzin? Zmartwiał. Z fotela w recepcji podniosła się Majka. Bardzo zmysłowa, bardzo piękna i bardzo nieoczekiwana! Zapomniał o niej kompletnie. Tam w Warszawie kilka razy zaprosił ją do siebie na dość gorące, namiętne noce, ale teraz... Po co tu przyjechała, przecież nie prosił o to, owszem raz zadzwonił, ale jeszcze przed... No i co ma z nią teraz zrobić? – Po co przyjechałaś? – sam zdawał sobie sprawę, że zabrzmiało to brutalnie, ale nagle poczuł się jak obudzony ze snu. Stała przed nim dumnie wyprostowana, tylko w pięknych brązowych oczach zaczęło się pojawiać zdziwienie. Chciała paść mu w ramiona, przytulić się z całej siły, tak bardzo za nim tęskniła... – Jak to, po co? – próbowała usunąć z głosu lekkie drżenie, oznaczające zdenerwowanie. – Słyszałam, co się stało, więc nie chciałam, żebyś był tu kompletnie sam... Próbowała przytulić się do niego. Odsunął ją zniecierpliwiony. – Mam tu wiele trudnych spraw do załatwienia, dziękuję za troskę, ale trzeba było zadzwonić, nie musiałabyś się fatygować. Majka zrobiła urażoną minę. – No wiesz, jak możesz, chodźmy do pokoju... – Wynajęłaś już pokój? – zapytał z niepokojem. – Nie, przecież ty masz. Znów popatrzyła uwodzicielsko i potrząsnęła imponującą, rudą grzywą. Zawsze robiło to na mężczyznach niesamowite wrażenie, a teraz wypadło jak pusty gest. Zaczęło jej się robić bardzo nieprzyjemnie. Ludzie w holu przyglądali się im z ciekawością. Jan podszedł do recepcji, poprosił o jednoosobowy pokój i wręczył Majce klucz. Czuł się naprawdę podle i, nie patrząc jej w oczy, powiedział: – Proszę, prześpij się, a rano zjemy śniadanie i odwiozę cię na pociąg. – Zwariowałeś? Jak ty mnie traktujesz? Przecież... przyjechałam do ciebie. – dokończyła płaczliwym tonem. – Porozmawiamy jutro przy śniadaniu, nie powinnaś była przyjeżdżać, to jest trochę bardziej skomplikowane niż myślisz, no, pa. Chyba mu nie uwierzyła, poszła do windy, myśląc, że przecież on i tak za chwilę do niej zapuka. Musi być bardzo rozbity i zdenerwowany, ale chyba doceni jej starania. Majka wiedziała, że w jej przypadku nie chodzi tylko o seks, stało się coś więcej, chyba się autentycznie zakochała. Weszła do chłodnego hotelowego pokoju, położyła na łóżku podróżną torbę, z obawą, ale i nadzieją zerknęła na drzwi. Nikt nie zapukał, panowała nieprzyjemna cisza. Dobrze, że zerknęła na numer jego pokoju, poczeka jeszcze chwilę. Zamknął za sobą drzwi z niekłamaną ulgą, co za pech, po co ona tu przyjechała? Przecież nie dał jej żadnego sygnału, dlaczego ona uzurpuje sobie prawa do jego życia? „A czyja to wina?” – zastanowił się szczerze. Zawsze lekko i po łebkach, niezobowiązujący romans, bez myślenia o konsekwencjach. Przecież Agatę potraktował tak samo, namiętność, pasja, a potem? Strach przed uczuciem, odpowiedzialnością, tchórzostwo i ucieczka. Tylko, że teraz chyba naprawdę chciał inaczej, dojrzale, w pełni, całkowicie. Czy ona mu uwierzy? Zapalił papierosa i zaczął się naprawdę bać, ta kretyńska sytuacja, telewizja, morderstwo, niezbyt uczciwe interesy... Fajny posag, nie ma co gadać... Długo siedział w ciemnościach i starał się nie słyszeć cichego pukania do drzwi i szeptu: – Jan, to ja, otwórz, co się stało? Nie otworzył, nie chciał jej dzisiaj niczego tłumaczyć, będzie musiał zrobić to jutro. Pukanie umilkło, usłyszał oddalające się cicho kroki. Poszedł do łazienki i długo stał pod gorącym, naprawdę gorącym prysznicem. Anita przygotowała dobrą kolację, żeberka, które Kacper uwielbiał, sałatę z kozim serem i wędzonym kurczakiem, świetne wino, nawet dwa rodzaje, czerwone i białe. Nakryła uroczyście stół, ustawiła pachnące świece. Zerknęła do lustra, wyglądała bardzo dobrze, z subtelnym makijażem, starannie uczesana, w pięknej łososiowej bluzce, która podkreślała błękit jej oczu. Kajtuś już nie mógł się doczekać i na dźwięk włączonego alarmu w samochodzie ojca wykrzyknął: – Jest! Tata przyjechał! Anita poczuła wzruszenie, szkoda, że Kacper tego nie widzi, może by nie mówił, że ona traktuje syna jako element przetargowy. Opanowała się i otworzyła drzwi. – No jesteś, Kajtuś już cię wypatrywał. Nie mogła jednak usunąć ze swojego tonu nagromadzonych pretensji, Kacper więc popatrzył na nią ostrożnie, potem wszedł. – Tata, zbudowałem samolot i ułożyłem puzzle – Kajtuś rzucił mu się w objęcia. – Popatrz, zupełnie sam, mama i tak nie umie. – Wierzę – zapewnił go poważnie Kacper. – Przecież ona jest baba. Pochylił się nad ułożoną zabawką, faktycznie całkiem nieźle mu to wyszło, poczuł ojcowską dumę. Jak on szybko rośnie, i jaki ładny. Pomyślał, że zdecydowanie powinien mu poświęcić więcej czasu. – Tak – mały był uszczęśliwiony. – A my jesteśmy faceci! – Tak, my jesteśmy faceci, a faceci muszą dużo jeść, co tu tak pachnie? Chyba faceci będą jeść? – Tak, mamo, my będziemy jeść! Anita uśmiechnęła się i gestem zaprosiła ich do stołu. – Chodźcie. Popatrzyła na Kacpra, posiwiał trochę, ale chyba się uspokoił. W beztroski sposób dokazywał z Kajtusiem, widać było, że potrzebuje odprężenia i odrobiny luzu. – Umyjcie ręce – zawołała z niekłamaną ulgą. Rodzina w komplecie, jakie to miłe uczucie. Wzruszyła się i szybko przeszła do kuchni, by Kacper nie zauważył jej zwilgotniałych oczu. Pomyślała, że porozmawia z nim później, niestety, nie udało jej się ostatnio zajrzeć do pokoju prokuratora Leszczyńskiego i nie ma najnowszych informacji, ale grunt, że przyjechał i to nie pod przymusem. Patrzyła na nich i przyrzekła sobie, że zrobi wszystko, by ocalić rodzinę. Wniosła pachnące danie i z satysfakcją zobaczyła, że Kacper uśmiecha się do niej z wdzięcznością. On też poczuł się lepiej obok syna i Anity, ciągle potrzebował zainteresowania swoją osobą, a żona prezentowała owo zainteresowanie w stopniu bardzo mu odpowiadającym. Przejmowała się jego sprawami, chciała mu pomóc, patrzyła z takim ciepłem w oczach... No cóż, trzeba się będzie nad tym zastanowić. Agata z niedowierzaniem przenosiła wzrok z Kalickiego na Siołę i z powrotem. Przyjechała do komendy wcześnie rano i niemal na progu komisarz przekazał jej najnowsze odkrycie. Usiadła w dużym oszołomieniu, czując, jak w jej wnętrzu rozlewa się kojące ciepło. – Niesamowite! Pan mówi poważnie? I nam się udało to nagrać? – zapytała ze zdumieniem. – Tak, gdyby ten kadr był pełny, mogłaby pani wmontować to w jakiś kryminał – powiedział Sioła, chcąc się pochwalić swoją wiedzą telewizyjną. – Pan Malik udostępnił ten przedmiot naszym technikom, bo na podstawie zdjęć nie byli pewni autentyczności, naprawdę misterna robota – dodał Kalicki. Agata poczuła narastające uczucie ulgi, niewiarygodny przypadek, rzeczywiście. – I on to wszystko wyjaśnił? – upewniała się. – Tak, nie ma żadnych wątpliwości – Kalicki odchrząknął lekko i ułożył papiery na biurku. Sam był bardzo zaskoczony wyjaśnieniami Jana, czuł również, że ta wiadomość ma dla Agaty ogromne znaczenie. Widział to po jej nagle rozjaśnionych oczach. Westchnęła cichutko. – Przejrzała pani dokumenty dyrektora Sulickiego? – wrócił do zasadniczego tematu Kalicki. Agata z trudem oderwała się od analizy własnych uczuć, wyjęła dużą teczkę z dokumentami. – Tak i wie pan, to ciekawe, z kilku z nich, tych ostatnich, wynika coś dziwnego, chyba Sławomir nie zdążył ich wykasować i pozostały daty w komputerze, proszę spojrzeć. Pochylili się nad wydrukami, Agata wyjaśniała mechanizm ich powstawania. – Kosztorysy – wstępny i wynikowy, a to już rozliczenie, niezbyt się zgadza, Sławomir musiał to trzymać z jakiegoś powodu. Dotknęła palcem jednej pozycji, potem przesunęła ręką do góry. – Może o to chodziło – wyprostował się Sioła. – Potrzebujemy jeszcze konsultacji jakiegoś medialnego eksperta. – Rozmawiała już pani z kimś ze znajomych? – zapytał Kalicki. – Tak, próbowałam, ale wczoraj, przed przejrzeniem tych papierów, więc trochę na ślepo – przyznała Agata i opowiedziała o rozmowie z Kacprem i Mariolą. – Dziś spróbuję z Zofią i Ewą, ciekawe, jak zachowa się Jacek? No i jeszcze mój były mąż – spochmurniała. – Tu jest jego nazwisko. – Może pani wspomnieć o taśmie, ale niedokładnie, coś pani ma rozpoznawać, jakiś dowód... Tylko niech pani będzie ostrożna – zaznaczył Kalicki i zwrócił się do Sioły: – Jest już Maciek? – Tak, zameldował się. – Pani Agato, wpadłem na pewien pomysł, chciałbym, by miała pani w telewizji naszego człowieka. Czy jest jakiś sposób na wprowadzenie go w wiarygodny sposób? – Bez problemu – odpowiedziała Agata, czując ulgę. – Jest młody? – Tak, niecałe trzydzieści lat, ale bardzo zdolny. – Może uchodzić za absolwenta studiów dziennikarskich. Miałam już kilku takich, których przyuczałam, jeździli na zdjęcia, siedzieli na montażu, podglądali wszystko. – Musi mieć dyplom? – zafrasował się Sioła. – Nie, napisze prośbę do dyrektora o przepustkę, a ja zgłoszę chęć wzięcia go do siebie. Kalicki odprężył się. Bardzo chciał Agacie zapewnić jak najlepszą ochronę, znał Maćka i darzył go głębokim zaufaniem. Wprowadził go już w detale sprawy morderstwa, ujawnił wszystkie fakty i podejrzenia, opowiedział ostatnią historię z Janem. Maciek faktycznie wyglądał na młodego człowieka świeżo po studiach, w dżinsach i bluzie z napisem „Too cool for school”, z niesfornie opadającymi na oczy brązowymi włosami i sympatycznym uśmiechem. Ucieszył się z zadania i prywatnie przyznał, że chciał kiedyś pracować w telewizji i trochę się nawet zna na mechanizmach powstawania filmów i reportaży, sam spłodził kiedyś jakiś scenariusz. – Stary, nic nie mówiłeś! – zachwycił się Sioła. – Żebyście mnie wyzywali od jakiś gwiazdorów? – zapytał Maciek, machnął z rezygnacją ręką i zwrócił się do Agaty. – Wie pani, to środowisko wcale nie jest lepsze od telewizyjnego. – Niech pan mi mówi Agata, u nas nie ma zwyczaju zwracania się na „pan” – podała mu dłoń i poczuła mocny uścisk. Szarmancko się ukłonił i zajrzał łobuzersko w oczy. – Jestem Maciek Matuszewski, powinniśmy wypić brudzia. – Hola, to może w czasie wolnym, nie na komendzie – hamował go Kalicki. – Nie martw się – Agata zwróciła się do Maćka. – W mojej firmie bywa ogromna ilość okazji. – Dobrze, to ja oddaję w pani ręce tego przyszłego gwiazdora, a panią pod jego opiekę, będziemy w kontakcie, proszę mu szybko powiedzieć najważniejsze rzeczy, żeby się nie wygłupił na wejściu, zawiadomię panią o stanie zdrowia pani Joli, pojedziemy tam dzisiaj. Agata podziękowała i z dużo lżejszym sercem wyszła z pokoju, zabierając ze sobą równie zadowolonego Maćka. Dla niego była to jakaś odmiana po nudnych zawodowych zajęciach. Zaczęła od razu wszystko mu opowiadać. Słuchał uważnie, czasem tylko zadając pomocnicze pytania. Ten dzień nie zaczął się dobrze. Zofia wiedziała o tym, gdy tylko ujrzała w progu swojego pokoju zadowolonego z siebie Mariana. Dobrze, że zdążyła wypić kawę, inaczej musiałaby go poczęstować i rozsiadłby się na dobre. Marian nie wyglądał na kogoś, kto się spieszy, zaczął od chwalenia nagrywanego teatru, zupełnie tak, jakby to on go realizował, potem zadał nagłe pytanie. – Słyszałem, że Agata nie chce robić cyklu? – Skąd wiesz? – Zofia miała nadzieję, że wyperswaduje Agacie ten głupi pomysł i sprawy nie będzie. – Mariola była u mnie rano. To prawda? – zapytał, a na jego szczurzej twarzy zagościł leciutki uśmiech. Zofia pomyślała, że bezczelność żony Jacka przechodzi już wszelkie granice, przelotnie zastanowiła się, czy Mariola zrobiła to tylko z własnej inicjatywy. – Słyszałam – przyznała niechętnie. – Ale to chyba niemożliwe, to były pomysły Agaty. – Przecież nie będziemy jej zmuszać – zauważył łagodnie Marian. – Chodzi o dobro programu. Zofia przyjrzała mu się niechętnie. Jaki to jednak mały człowieczek! Kieruje się tylko swoimi sympatiami lub antypatiami. Jakie on ma pojęcie o programie, niedouczony kretyn i intrygant. Odetchnęła głęboko. – Porozmawiam z Agatą – powiedziała zdecydowanie. – I to właśnie dla dobra programu. Marian zmienił temat, zaczął rozwodzić się na temat swoich planów kadrowych. Zofia słuchała go z narastającym przerażeniem. Chyba zwariował, wytypował na nowych producentów najbardziej niekompetentnych ludzi – lizusów, donosicieli albo takich, co mu nie podskoczą! Pomyślała, że nic nie powie, natomiast chyba już czas, by zadzwonić do Warszawy, do pewnego bardzo wysoko postawionego człowieka... Marian w końcu podniósł się z fotela. – A! – rzucił na pozór niefrasobliwie. – Nie wiesz, co ze śledztwem? Zofia usłyszała w tym pytaniu nutkę niepokoju, ale niby obojętnie odpowiedziała: – Chyba jest jakiś nowy dowód, Agata ma coś ciekawego na taśmie i na tym się teraz koncentrują. Powiedziała to na wyrost, przecież nie wiedziała, co Agata zrobiła z taśmą, ale tak bardzo chciała zaniepokoić Mariana... Niech myśli, że to jest coś niepokojącego, dobrze mu tak! Faktycznie pobladł. – Jak to, na taśmie? Przecież chyba nie nakręciła morderstwa? – zapytał zaskoczony. – Nie, ale jakieś podejrzane rzeczy podczas festiwalu, nie wiem, o co chodzi, tylko słyszałam. Nagle uświadomiła sobie, że powinna najpierw skonsultować z Agatą, czy wolno jej upowszechniać tę informację. Cholera, nerwy jej puściły, no trudno, niech on już stąd wyjdzie. Zofia musi znaleźć Agatę... Ale przynajmniej udało jej się zetrzeć z twarzy dyrektora p.o. ten wredny uśmieszek. Spróbowała zadzwonić do Warszawy, niestety, numer był ciągle zajęty. – Pani Zofio, przyszły zmiany w programie – do pokoju zajrzał inspektor odpowiedzialny za emisję programów w tym dniu. Westchnęła i sięgnęła po szpiegiel. Jechali do telewizji samochodem Agaty, Maciek przeglądał rozłożone na kolanach papiery Sławomira, marszczył czoło i starał się zrozumieć zestawione cyfry. Agata milczała, czuła w sobie narastające pragnienie spotkania się z Janem. Pomyślała, że powinien być jeszcze w hotelu, a jeśli nie, to chociaż zostawi mu jakąś ciepłą wiadomość, zdawała sobie sprawę, że ta jedna wyjaśniona sytuacja nie przekreśla ewentualnej winy Jana, że w oczach komisarza pozostaje on nadal w kręgu podejrzanych, jednak duży ciężar spadł jej z serca. – Maciek, przepraszam cię na chwilę – poprosiła. – Zatrzymam się na pięć minut pod tym hotelem, dobrze? Chciałam pogadać z Janem. Maciek wiedział już o jakiego Jana chodzi i dlaczego ona chce z nim porozmawiać. Wcale się nie zdziwił. Popatrzył na nią szybko i kiwnął głową. – Ok. – powiedział. – Zostaw mi te kosztorysy, czegoś się nauczę, posiedzę w aucie. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i zaparkowała na miejscu dla gości hotelowych. Z rozbawieniem zauważył, że skwapliwie zerknęła do lusterka, by sprawdzić jak wygląda. Weszła do holu, starając się szybko poprawić włosy. – Pan Malik jest w restauracji – poinformował ją pracownik recepcji. Świetnie, będzie mogła wypić z nim szybką kawę i przeprosić za te najgorsze podejrzenia, które miała i, co tu ukrywać, rzuciła na niego. Stanęła na progu i poszukała go wzrokiem. Poczuła, jak ziemia usuwa jej się spod nóg. Był, owszem, jadł śniadanie, ale w towarzystwie przepięknej rudej dziewczyny, która mizdrzyła się od niego, trzymała za rękę i zaglądała w oczy. A on, pochylony w jej stronę mówił coś bardzo szybko, potem pogładził ją po policzku. Nie mogła się przez chwilę poruszyć. Idiotka skończona, a czego się spodziewała, że od półtora roku siedzi i myśli tylko o niej? Ona przecież też wpakowała się w ten, teraz wiedziała, niepotrzebny romans z Kacprem. Tylko dlaczego to tak boli? Trzeba stąd natychmiast wyjść, póki jej nie zauważył. Stała jednak dalej, pożerając ich wzrokiem. Nagle podniósł oczy i ujrzał Agatę, chciał się podnieść, ale w tym momencie odwróciła się i szybko wyszła. Zobaczył jej oczy, takie, jakich nie lubił, pociemniałe i bardzo chłodne. Majka zauważyła wymianę tych spojrzeń i natychmiast zrozumiała sytuację. – Jan – prosząco zajrzała mu w oczy. Wyszarpnął rękę z jej dłoni. No tak, chciał się z nią ciepło pożegnać, a wiadomo, jak to musiało wyglądać dla Agaty. Zerwał się. – Przepraszam na chwilę – rzucił do zaskoczonej Majki i wybiegł. Agata z ogromną szybkością odjeżdżała spod hotelu... Obok niej na siedzeniu pasażera siedział przystojny młody człowiek, Jan zarejestrował jego uważne spojrzenie. Starannie unikała zerknięcia w tylne lusterko. Była wdzięczna, że Maciek nie skomentował jej nagłego wyjścia z hotelu. Przeglądał w milczeniu papiery Sławomira. – Chcę się z tego wycofać – oznajmił Andrzej z dużą mocą. Obserwowała go spod oka, zastanawiając się, na ile duża jest jego determinacja. Chodził po jej gabinecie w naprawdę widocznym wzburzeniu, usta zacisnęły mu się w wąską kreskę, zaciskał i rozprostowywał palce. Mrużył oczy, wciąż jeszcze nie zdążył odebrać nowych okularów. – Teraz, gdy wszystko jest na dobrej drodze... – zaczęła na razie spokojnie. Ale tak naprawdę zaczęły ją już denerwować napady tej głupiej histerii. – Przecież papiery mamy w porządku, opinie ekspertów też, Talarek podpisze to w ciemno, zwariowałeś? Starała się mówić spokojnie i przekonująco, ale nie wiedziała, czy te argumenty trafiają do niego. Zdawał się ich wcale nie słyszeć. – Agata zapytała mnie o przetarg na remonty, skąd to wie, albo Sławomir jej coś powiedział, albo widziała jakieś dokumenty, i dlaczego właśnie o ten? – Andrzej denerwował się coraz bardziej. – Poza tym tam trwa śledztwo, roi się od glin, zaraz zaczną sprawdzać jego interesy... – Uspokój się – powiedziała zimno. – Przecież tam widnieje nazwa mojej firmy, więc o co ci chodzi? – To skąd ona wie? – Nie wiem, może on jej coś napomknął, ale to nie był idiota, nie informowałby twojej byłej żony o detalach, sam mnie prosił o dyskrecję. Jej głos brzmiał kojąco, zerknął na nią niepewnie, zacietrzewienie zdawało się mijać. Siedziała bardzo swobodnie, nienaganna w każdym szczególe, tylko pośpiech przy zapalaniu papierosa świadczył o pewnym zdenerwowaniu. Andrzej zaczął się powoli uspokajać, podziwiał w głębi duszy chłód i opanowanie Magdy. – To co teraz? – zapytał bezradnie. Napięte mięśnie twarzy rozluźniły się, czyniąc z niego zagubionego chłopca. Odetchnęła z ulgą, znów był pod jej wpływem. – Nic, pojadę do Mariana i wybadam sprawę, może nie będzie żadnych trudności, a ty przy okazji zorientuj się, co wie Agata. Tego bał się najbardziej, że jego była żona dowie się o jego związku z tą sprawą. Może mu zakazać kontaktów z Weroniką, a tego by Andrzej nie zniósł. Miał nadzieję, że może faktycznie wszystko skryją pod szyldem firmy Magdy i jakoś się uda. Wprawdzie nigdy wcześniej nie pomyślałby, że tak można. Zawsze wszystko załatwiał legalnie, dopiero Magda otworzyła mu oczy, poczuł, jak staje się bogatym człowiekiem. Chciał też pokazać Agacie, że potrafi do czegoś dojść. Oby tylko na zaszedł do celi więziennej, dość starannie zakratowanej... Magda przejęła inicjatywę. – Zadzwoń do Kacpra, może on już ustalił przepływy pieniędzy, a ja spróbuję się umówić z dyrektorem telewizji. I już jej nie było. Nie widziała, z jaką miną w chwilę później słuchał komunikatu swojego rozmówcy, że to go nie interesuje... Znów spociły mu się dłonie. – Boże, nie mam już do ciebie siły! – tak przywitała wchodzącą Agatę Zofia. – Znikasz na całe dni, nie wiem, co się dzieje, przypadkowo dowiaduję się, że na ciebie napadli, Jola wpada pod samochód... Co z taśmą? – Sama widzisz, że nie miałam kiedy gadać, ktoś mi chciał wyrwać torebkę – zaczęła Agata. – A tam miałaś taśmę – domyśliła się Zofia. – Myślisz, że o to chodziło? No i co? – Nie wyrwał, pies mi pomógł i ludzie – przyznała Agata. – A teraz powiedziałam o taśmie policji, sprawdzają ją... – A komu jeszcze o tym mówiłaś? – Zofia zadała to pytanie normalnym tonem. – Tylko tobie – odpowiedziała powoli Agata. Zofia wstała nagle, zrobiło jej się gorąco, przecież ona nikomu nic nie powiedziała, dopiero teraz Marianowi, ale to przecież było już po napadzie. – Daję ci słowo honoru... – zaczęła, ale Agata jej przerwała. – Może to był napad rabunkowy – powiedziała uspokajająco. – Poza tym policja już się tym zajęła. Sama czuła wyrzuty sumienia, że tak dawno rozmawiała z Zofią, przez głowę przeleciało jej też wspomnienie Kacpra, pewnie całkiem się obraził, ale szybko odsunęła od siebie te myśli. Miała w końcu naprawdę większe zmartwienia. Nalała sobie soku z kartonu, stojącego na stole. Zofia zastanowiła się chwilę, jeszcze niezbyt uspokojona. – No tak, tak jest lepiej, słuchaj, ja przed chwilą wygadałam się o taśmie Marianowi, tak mnie wkurzył, że chciałam mu zasugerować... – Co ty? – zdziwiła się Agata. – Podejrzewasz tego idiotę? – Chyba nie, ale na pewno ma coś na sumieniu, niech się boi. Agata uspokajająco machnęła ręką. – Zdaje się, że ten policjant nie robi tajemnicy z posiadania kasety, mówiłaś, co tam jest? – Nie, bo przecież nie bardzo wiem. Rozpoznałaś coś? – Jeszcze nie – Agata powiedziała to z lekceważeniem. – To nie moja sprawa. Trochę było jej głupio, że nie mówi Zofii wszystkiego, ale policjanci przestrzegali ją przed nadmierną wylewnością. – A właśnie, a propos twojej sprawy, co ty robisz? Rezygnujesz z cyklu? Teraz Agata już naprawdę nie wiedziała, co powiedzieć. Wcześniej rezygnowała, by nie pracować z Janem, potem za wszelką cenę chciała, teraz znów nie chce... Jak to wytłumaczyć? Pomyślała, że albo chce się zrobić program, albo plątać pracę do osobistych układów. I po tej konkluzji wcale nie była mądrzejsza. – Nie wiem – przyznała szczerze. – Okazało się, że nie umiem być kompletnie chłodna w stosunkach z Janem i nie wiem, jak by wyglądała nasza współpraca... Zofia popatrzyła na nią bystro i pokiwała głową. – A jednak. Dopadło cię. A raczej nigdy nie minęło. Właściwie nie była zdumiona tym faktem, Agata usiłowała zaliczyć ten romans do przeszłości, ale Zofia znała się na ludziach i to wzburzenie Agaty po przypadkowych spotkaniach z Janem dawało jej wiele do myślenia. – Przestań, nic mnie nie dopadło, wracam do pracy, jeszcze mam na karku nowego praktykanta i muszę mu tłumaczyć telewizję – Agata szybko zmieniła temat. – Biedny człowiek, samobójca czy jak? – zażartowała Zofia. – A, czekaj, zapomniałam ci powiedzieć, że podobno Jola słyszała jakąś dziwną rozmowę telefoniczną dzień po morderstwie, dochodzącą z pokoju obok waszego... – Co? I nikt nie powiedział o tym policji? – zmartwiała Agata. – Ty chyba jesteś chora, widzisz, jak tu wszyscy lecą na wyścigi na policję i coś mówią? – Powiedziała o tym komuś? – domyśliła się Agata. – Komu? – Mnie mówił chyba Jacek, był przy tym Jarek i Ewa. – Cholera – mruknęła Agata. – Ewa? Zofia zdecydowanie potrząsnęła głową. – Wiem, myślisz o tym, co ci wykrzyczała, była u mnie, bardzo skruszona i przyznała, że na wiele rzeczy nie ma dowodów, większość to korytarzowe plotki... – Tak? – niewinnie zapytała Agata. – A masz gdzieś może kosztorys na transmisję ostatniego międzynarodowego festiwalu filmowego, który zamówił Jan? Robiliśmy to w koprodukcji z Kacprem, a Jacek był kierownikiem produkcji. Wyszła, pozostawiając Zofię w kompletnym osłupieniu. Opanowując silne zdenerwowanie skończył śniadanie, dopił kawę i, nie zważając na protesty, uregulował hotelowy rachunek za Majkę. Usiłował nie widzieć łez, wypełniających jej oczy. Unikał rozżalonych spojrzeń. – Wytłumaczyłem ci wszystko i przeprosiłem – powiedział. – Jedź, tak będzie najlepiej, wybacz, zdarzają się pomyłki. Jeśli zrozumiałaś mnie inaczej, jeszcze raz przepraszam, ale to nie ma sensu. Jesteś świetną dziewczyną i zasługujesz na... Zamilkł, gdy uświadomił sobie, że mówi banały, ale na nic lepszego nie było go na razie stać. Chciał zostać sam i zastanowić się w spokoju, Agata przyjechała do niego i zobaczyła go z Majką, jak jej to teraz wytłumaczy? Poczuł się zapętlony całkowicie, jedno wiedział na pewno, trzeba odwieźć Majkę na dworzec. Czuł się idiotycznie, ona mu nie dowierza, jasne, trzeba być idiotą, żeby odtrącać taką dziewczynę. Widział, jak kierowały się ku niej spojrzenia mężczyzn w restauracji. Wstał. – Chodź – powiedział zdecydowanym tonem. – Powinien być jakiś ekspres. Potulnie poszła za nim, pokryła smutnym uśmiechem szalejące w niej emocje, zabrała bagaże i wsiadła do samochodu. Jechali w całkowitym milczeniu. Majka poczuła nagle złość. O co tu tak naprawdę chodzi? Co to była za kobieta, za którą wybiegł z restauracji? Wrócił bardzo szybko, ale nawet słowem o niej nie napomknął. Patrzyła na przesuwające się obrazy za szybą i narastał w niej głuchy bunt. Dlaczego on nie traktuje jej jak człowieka? Czy nie ma uczuć? Przecież ona też czuje, i to jeszcze jak! Pociąg stał na peronie, Majka weszła do przedziału. – Zdążyliśmy – podał jej kupiony w ostatniej chwili bilet. – Masz dobre miejsce? – Tak, dziękuję, Jan... – urwała. – Tak? – Idź już, nie chcę, żebyś mi machał chusteczką – powiedziała, siląc się na niedbały ton. – Na pewno? – przyjrzał jej się uważnie. Chyba jest wszystko w porządku, wyglądała spokojnie, jest tylko trochę zła, ale przecież na pewno jej przejdzie i dość szybko się pocieszy. Chciał wreszcie pozostać sam. – Na pewno, pa, dziękuję. Skinął jej ręką na pożegnanie i odszedł powoli w stronę podziemnego przejścia. Tymczasem Majka chwyciła swoją torbę i wyskoczyła z pociągu tuż przed jego odjazdem. Potem odczekała dłuższą chwilę i przemknęła do postoju taksówek. – To jest Maciek, kolejny nienormalny, który chce zostać dziennikarzem – Agata weszła do swojego już pokoju, w którym siedzieli Jacek i Jarek. Policja pozwoliła im wrócić do siebie, na początku unikali spojrzeń pod biurko Agaty, gdzie jeszcze widniały słabe ślady białego obrysu zwłok. Ale pracować było trzeba. Agata zaś z pewnym zawstydzeniem uświadomiła sobie, że bardzo już się chce wynieść od Ewy. – A to tzw. kierownicy produkcji – dokończyła prezentacji. Obrzucili go uważnymi spojrzeniami. Następny spragniony telewizji. Robił dobre wrażenie, uśmiechnął się do nich nieśmiało i przystanął, niepewny, gdzie się powinien skierować. Jarek zaprosił go przyjaznym gestem do swojego biurka. – Cześć chłopie, ale trafiłeś na moment – przywitał go, wyciągając rękę. – Prawda? – ucieszył się Maciek i uścisnął mu dłoń. To samo wykonał w stosunku do Jacka. Ten mruknął coś pod nosem. – Wszyscy mi zazdrościli, że ja do was, w końcu morderstwo... – No patrz, tu leżał... – zaczął Jarek. – Przestań – powiedziała Agata zdecydowanym tonem. – Może zacznij od podstaw swojej pracy? Maciek jeszcze się nie zdecydował, czy zostanie dziennikarzem czy kierownikiem produkcji. – Więc co trzeba zrobić, by zrealizować program? – zapytał Jarek bardzo pewny siebie. – Napisać scenariusz? – zapytał Maciek. – No tak, to robi redaktor – Jarek był rozczarowany wiedzą nowego kolegi. – Ale na podstawie scenariusza nie dadzą ci kamery, co następnie trzeba zrobić? Maciek potrząsnął bezradnie głową. – Trzeba policzyć ewentualne koszty i napisać kosztorys – z triumfem oznajmił Jarek. – Ze scenariusza? Jak wyliczasz te koszty? Nachylili się nad jakimś starym scenariuszem. Agata obserwowała ich z rozbawieniem, potem uświadomiła sobie, że Jacek nie odezwał się ani jednym słowem, rzucił krótkie spojrzenie na Maćka i wrócił do swoich papierów. Poczuła się zaniepokojona. Czyżby przejrzał intrygę i domyślił się, że to tajniak? Zupełnie zapomniała o swoim starciu z Mariolą, dopiero teraz uświadomiła sobie, że tamta na pewno powtórzyła mężowi jej słowa. – Hej? – zajrzała mu w oczy. – Coś tak zamilkł? Co się dzieje? Zauważyła, że przez krótki ułamek sekundy oczy Maćka spoczęły na Jacku, ale zaraz znów pogrążyły się w meandrach odczytywanego scenariusza. – Nic – krótko odparł Jacek. – Słyszałem, że ścięłyście się z Mariolą. – Nie zwracaj uwagi – uspokoiła go Agata. – Chyba obydwie nie byłyśmy w najlepszej formie, przeproszę ją przy okazji. Jacek przyjrzał jej się uważnym wzrokiem. – O jakich lewych interesach... – zaczął. Agata przerwała mu, ściskając go za ramię i pokazując wzrokiem nowego kolegę, potem popukała się wymownie w czoło. Jacek zamilkł. Faktycznie, nie był to czas i miejsce na takie wyjaśnienia. Agata wzięła leżące na biurku notatki i udawała ogromne nimi zainteresowanie. Wiedziała, że Maciek, mimo rozmowy z Jarkiem, uważnie nasłuchuje. Próbowała się uspokoić, spotkanie w hotelu wytrąciło ją z równowagi, normalnie miałaby ochotę roztrząsać ten temat, ale teraz, pod spojrzeniami swoich współpracowników, postanowiła odsunąć to od siebie, przynajmniej na jakiś czas. Potem się nad tym zastanowi, kiedy zostanie sama, to nawet wolno jej będzie się rozpłakać. Wzięła głęboki oddech i wyprostowała się na krześle. – Co ze śledztwem? – zapytał oficjalnie Jacek. – A nie wiem dokładnie – rzuciła niefrasobliwie Agata. – Podobno nagrało nam się coś dziwnego podczas festiwalu, policja bada taśmę. – To ta, której szukał Mikołaj? – zapytał Jacek i dodał. – A już się bałem, że ci zginęła. – Szukał? – zdziwiła się. – Po co? – Mówił, że chciał sprawdzić, ile zmarnował taśmy... – urwał. – Co ty? – zapytał z ożywieniem Jarek. – Ktoś już coś takiego mówił, widziałaś to, co się nagrało? – Tłum ludzi – odpowiedziała Agata, robiąc z siebie całkowitą idiotkę. – Pytali mnie o skojarzenia, ale na razie nie mam żadnych, a tym nagranym ludziom brakuje głów, to po czym mam ich rozpoznawać – zachichotała, a Maciek zdecydowanie poczuł się z niej dumny. W tym momencie zadzwoniła jej komórka. – Halo – rzuciła do słuchawki, siląc się na kontynuację kretyńskiego tonu, natychmiast jednak przemówiła normalnie. – Tak, jestem. Obrzuciła wzrokiem wszystkich obecnych i dodała: – Chętnie przyjadę, panie profesorze, czy mogę zabrać swojego asystenta? Dziękuję bardzo, do zobaczenia. Odłożyła słuchawkę i krzyknęła do zaskoczonych współpracowników: – Trzymajcie kciuki! Maciek jedziemy, to może być super temat! Poderwał się, niewiele rozumiejąc z tej rozmowy, Agata pospiesznie pakowała rzeczy, potem zatrzymała się i, patrząc im znacząco w oczy, dodała: – Nie ma mnie, nie wiadomo, kiedy wrócę i nikomu ani słowa, jasne? – Po co głupio pytasz? – wzruszył ramionami Jacek. Pakując się do samochodu Agaty, ciężko zszokowany Maciek zapytał: – Co to za zdjęcia? Dokąd my jedziemy? – Dzwonił twój szef – poinformowała go Agata. – Jedziemy do szpitala, Jola się obudziła. – A, to dlaczego powiedziałaś do nich te wszystkie dziwne rzeczy? – Nie puszczą pary z gęby przed nikim, taka niepisana umowa – wyjaśniła. – Jak jadę na jakiś nowy temat, nie wiedzą, gdzie jestem, żeby przypadkiem ktoś przede mną nie przechwycił sensacji. Wolałam na razie nie wspominać o Joli, pierwsza chcę ją zobaczyć. W ten sposób nie muszę się tłumaczyć, dokąd jadę. – Faktycznie, jesteście nienormalni – zawyrokował Maciek. Nie wiedział, że po ich wyjściu z pokoju Jacek odetchnął z ulgą i powiedział do Jarka. – Znormalniała. A Jarek pokiwał głową. Jacek był zadowolony, że na razie nie doszło do żadnych wyjaśnień, może lepiej to przełożyć na dogodniejszą porę, teraz nie musiał się tłumaczyć. Był raczej optymistą i wierzył w swoją dobrą gwiazdę. Kacper nie dzwonił do Agaty już od dłuższego czasu – całkiem świadomie i, mało tego, wiedział, dlaczego tak czyni. Mianowicie z tchórzostwa. Nie umiał tak po prostu przyznać się do tego, że jego uczucie nie wytrzymało próby sił. Z czym? Na to też nie miał jasnej odpowiedzi. Sam przed sobą nie chciał się przyznać, że pochlebiało mu zachowanie Anity, ona na pewno wciąż go kocha, czego nie można powiedzieć o Agacie. Ta z kolei traktuje go w sposób irytująco lekceważący, już zapomniała, jak szeptała mu do uszu ciepłe wyznania, jak przytulała się do niego, nie ukrywając swojej potrzeby bliskości. A on jej tę bliskość dawał, no, może nie do końca, ale i słusznie, jak widać. Siedział w swoim pokoju, poprosił sekretarkę o nie łączenie żadnych rozmów, załatwił już wszystko z Janem i Andrzejem, nie chciał kontaktu z Jackiem, no i oczywiście z Agatą. Tylko telefon od Anity był na specjalnych prawach. Sekretarka uniosła brwi w zdumieniu, gdy usłyszała to polecenie, ale nie odezwała się słowem. Znała dobrze swojego szefa. Przyniosła mu właśnie świeżo zaparzoną herbatę. Podziękował i wrócił do rozmyślań. Zdążył wycofać się w porę i nikt mu niczego nie udowodni. Poczuł się pokrzepiony na duchu, sięgnął po filiżankę z herbatą i pociągnął spory łyk. Nigdy, nawet sam przed sobą, nie potrafił przyznać się do jakiejkolwiek przegranej. Nie, zawsze był winien ktoś inny, gdy nawalał maksymalnie, to właśnie jego obrabowano, ktoś mu zachorował, staruszka weszła pod auto na pasach, w dalszej rodzinie przydarzył się niesamowity skandal i tak dalej. Wytaczał wirtualne procesy, wygrywał bądź przegrywał, jak mu bardziej pasowało i, co najważniejsze, wiele osób dawało sobą powodować pod wrażeniem tego stada nieszczęść. A już jego specyficznym osiągnięciem było nieprzybycie na umówione spotkanie do Danii pod pretekstem kłopotów na granicy... Tak naprawdę, nie ruszył się z miejsca zamieszkania, tylko jego głos przez telefon nabierał tonów odpowiedniego zdenerwowania, gdy relacjonował kolejne trudności. Ale udało się. Teraz jednak nie wiedział, co ma powiedzieć Agacie. Do mówienia prawdy po prostu nie był przyzwyczajony. Odruch chowania głowy w piasek przeważył, nie będzie odbierał telefonów i będzie nieuchwytny przez jakiś czas, może potem to się samo wyjaśni. Albo znów coś wymyśli. Do konstruowania tragicznych splotów wydarzeń naprawdę był zdolny, może powinien pisać scenariusze filmowe? Z ulgą odsunął od siebie temat Agaty i wrócił do przerwanej pracy. Z telewizją Sławomira musi sobie dać spokój, ale czy to mało naiwnych na świecie? Zdecydował, że kupi Kajtusiowi nowe puzzle i może jeszcze jakiś drobiazg dla Anity. Perfumy czy coś z białego złota? Uwielbiała to. – Proszę być ostrożną, ona może pani nie poznać – ostrzegł profesor. – Obudziła się, ale niewiele pamięta. I proszę, najwyżej pięć minut. Agata przełknęła ślinę, skinęła głową i weszła do izolatki. Zbliżyła się do łóżka, policjanci zatrzymali się w progu. Jola leżała już bez tej przerażającej ilości rurek i innych urządzeń, miała podłączoną kroplówkę i patrzyła całkiem przytomnie. Była jeszcze trochę blada i wymizerowana, ale w widoczny sposób dochodziła do siebie. – Cześć – Agata pochyliła się nad nią. – Jak się czujesz? Jola przyjrzała jej się bardzo uważnie, a potem skurcz przebiegł przez jej twarz. – Jutro skończę, obiecuję – szepnęła niepewnie. – Dobrze, nie musisz się spieszyć, mamy przesuniętą emisję – uspokoiła ją Agata. Skąd wiedziała, że coś takiego trzeba powiedzieć? Sama się zdziwiła. Stojący przy drzwiach Kalicki spojrzał porozumiewawczo na Siołę, ten też kiwnął głową zadowolony. – Gdzie ja jestem? – zapytała Jola, nie pamiętając, że zadawała już to pytanie i słyszała na nie odpowiedź. – W szpitalu – powiedziała Agata. – Wpadłaś pod samochód, ale już wszystko dobrze. – Moje zakupy – jęknęła Jola. – Kupiłam sobie maseczkę. Usiłowała się podnieść i rozejrzeć wokół siebie. Agata powstrzymała ją. – Jest, jest – uspokajała, przysięgając sobie, że kupi jej cały zestaw odlotowych kosmetyków. – Słuchaj, byłaś w telewizji... Na twarzy Joli znów odmalował się strach. – W telewizji, tak, skończę to jutro, naprawdę... Zamknęła oczy. Agata popatrzyła z niepewną miną na profesora, ten ruchem głowy nakazał im wyjść. Jola zasnęła. – Panie doktorze, ona nie pamięta... – rzuciła ku niemu Agata. Uspokoił ją ruchem dłoni. – Powoli, i tak jest dobrze, kojarzy panią, to najważniejsze, teraz trzeba trochę czasu, proszę przyjść na chwilę jutro i pojutrze, amnezja powinna ustępować. – A my? – zapytał Kalicki. – Może na pytania obcych osób mogłaby odpowiedzieć? Profesor pokręcił głową z wahaniem. – Nie wiem, nie mogę ryzykować, to bardzo wrażliwa osoba, mogłaby się przestraszyć i wtedy z przypominaniem byłby większy problem, przyjdźcie państwo jutro, zobaczymy. – A nasz człowiek może tu jeszcze zostać? – zapytał Sioła. – Tak – odparł z rozbawieniem profesor. – Już połowa pielęgniarek jest w nim zakochana i na wyścigi przynosi mu jakieś smakołyki, nawet mnie się dostał niesamowity kawałek tortu. Roześmieli się, istotnie, aspirant Michalski siedział, nie odrywając wzroku od drzwi do izolatki, a koło niego gromadziła się pokaźnych rozmiarów góra talerzyków i filiżanek po kawie. Smagły i niebieskooki policjant robił wielkie wrażenie. Agata przyjrzała mu się z uwagą. „Też bym chciała, żeby taki amant mnie pilnował” – pomyślała, a potem spoważniała. Niech ta Jola już wyzdrowieje i żeby jej się nic nie stało. Zatroskanym spojrzeniem obrzuciła postać na łóżku, Kalicki zdecydowanym ruchem ujął ją za ramię i skierował ku drzwiom, Maciek wysunął się z cienia, nie chciał przestraszyć Joli swoją osobą, ale ona nawet nie zdawała sobie sprawy z obecności policjantów. Wyszli ze szpitala. – Powiem pani szczerze, że bardzo się bałem – wyznał Kalicki. – Dzięki Bogu, teraz może już być tylko lepiej. A jak tam w telewizji? – Zaczynam się orientować, jak ze scenariusza wyliczyć kosztorys – pochwalił się Maciek. – Ale poważnie, to faktycznie okropnie zamknięte środowisko, i tak się dziwię, że mnie przyjęli... – Bo nie przyszedłeś sam – wytłumaczyła Agata. – Zawsze jest jakiś wprowadzający i on bierze za ciebie odpowiedzialność, dopóki się nie wygłupisz. – O rany! – przestraszył się Maciek. – A jak się wygłupię? – Raczej nie, przecież będziemy tam razem, ale jakby, to wylatujesz. – Fizycznie? – Nie, towarzysko. – No, to nie zrób nam wstydu i nie wygłup się – poradził mu rozbawiony Kalicki. Maciek obrzucił go niewdzięcznym spojrzeniem, ale już się nie odezwał. – Panie komisarzu – zaczęła Agata. – Ona podobno coś usłyszała... Wsiedli do samochodu. Postanowił, mimo wszystko, udać się do telewizji, Majka odjechała, ciągle miał nadzieję, że uda mu się wytłumaczyć Agacie... Co? Jego poprzednie życie? Lepiej nie teraz, to pewne. Dlaczego ma uwierzyć, że się zmienił? A czy naprawdę się zmienił? A może po powrocie do Warszawy będzie żył tak, jak wcześniej? Wzdrygnął się. Nie, powroty do pustego domu... Mimo częstych wizyt pięknych kobiet to był pusty dom, żona opuściła go bardzo dawno temu, wyjechała do Berlina z ich córką, nie widział ich od piętnastu lat i nie chciał, choć bywał w Berlinie, podobno wyszła za mąż za świetnego biznesmena i na pewno niczego im nie brakuje. Jan rzucił się wtedy w wir pracy, przysiągł sobie, że już nikt go nigdy nie zrani, trudno okraść kogoś, kto ma puste kieszenie, powtarzał to sobie czasami, gdy mimo koniaku trudno mu było zasnąć. I jakoś było, Agata zjawiła się dokładnie w takim właśnie momencie, nie dowierzał jej, myślał na początku, że kieruje nią wyrachowanie, w końcu wiele mógł w sensie zawodowym, dopiero potem uzmysłowił sobie, że jest z nim piękna, dobra kobieta, która być może zaczyna go kochać. To było zbyt trudne, nie wiedział, co ma zrobić, gdyby po prostu uprawiała z nim seks, byłoby cudownie, ale... Przecież nie mogła go kochać, nie chciał tego. Dlatego z taką brutalnością ujawnił wszystkie swoje grzeszki, wiedział, że na wyidealizowanym wizerunku powstanie rysa, której ona nie zniesie. Nie zniosła, a on poczuł ulgę. No, i gdzie ta ulga? Poszła w las, a z nią na przykład kolejne szalone noce z takimi Majkami, czy innymi tam Ulami? Wmawiał sobie, że tak jest lepiej, że ona powinna być z kimś, kto potrafi odpowiedzieć na jej uczucie. Zresztą była. Skrzywił się na wspomnienie Kacpra, ale szybko zganił się za to odczucie niechęci. Nie ma prawa komentować jej wyborów. Przestał się oszukiwać, że mu na niej nie zależy, dobre i tyle. Wszedł do budynku telewizji. Wolał nie podchodzić pod pokój Agaty, skierował się do Zofii. Siedziała za biurkiem w niezbyt dobrym nastroju. Gryzła się Marianem, Agatą, morderstwem, rozluźnieniem, które zapanowało w telewizji. Nowy dyrektor p. o. nie wzbudzał zaufania, pracownicy włóczyli się posępnie po korytarzach albo zbierali w małe grupki i szeptali po kątach. Trzeba im było przypominać o podstawowych obowiązkach. Prezenterki pomyliły terminy dyżurów i kłóciły się przed chwilą w studiu, która ma poprowadzić rozmowę. Zofia z ulgą skryła się wreszcie w swoim pokoju i z ożywieniem powitała wchodzącego Jana. – Dzwoniłam do ciebie – zerwała się od biurka. – Agata zrezygnowała z cyklu. – Co? – był zszokowany. – Dlaczego? – Powiedziała, że boi się waszej współpracy. – Więc anuluję podpis – powiedział zdecydowanym tonem. – Ma to robić Agata, inaczej się nie zgadzam. W jego głosie zadźwięczały niepokojące tony. Poczuł się urażony, przecież Agata była profesjonalnym redaktorem i nigdy nie łączyła prywatnego życia z wykonywaniem swoich obowiązków. – Janie – zaczęła Zofia. – To nie jest dobra metoda, nie pośpieszaj jej, może nie jest jeszcze gotowa? – Ty wszystko wiesz, tak? – zapytał. Kiedy skinęła głową bez słowa, dodał: – Kiedy ci powiedziała o cyklu? – usiadł i zapalił papierosa. – Mnie potwierdziła wczoraj, ale przedwczoraj rzuciła to do Ewy. Zrozumiał, między wyjaśnieniem nagrania na taśmie, a wizytą w hotelu. – Zosiu – poprosił. – Powiedz mi, co mam teraz zrobić? – Może mi coś wyjaśnisz w końcu – w drzwiach stanęła Ewa, zmieszała się, widząc nieznanego młodego człowieka w pokoju Agaty, ale ciągnęła dalej. – Kolejny przyszły dziennikarz? Przepraszam cię, chłopcze na chwilę, ale muszę porozmawiać z panią profesor. Maciek wstał i niepewnie popatrzył na Agatę. Właśnie wrócili ze szpitala i wiedział, że Agata jest pod dużym wrażeniem tej wizyty i że chciała z nim o tym pogadać. Akurat Jacek i Jarek rozbiegli się po budynku z ogromną ilością dokumentów do podpisu. Zauważyła jego wzrok i skinęła głową uspokajająco. – Masz tu listę montażową wczorajszego programu, poczytaj sobie. Wcisnęła mu ją do ręki i wskazała oczami pobliski fotel na korytarzu. Maciek wyszedł i specjalnie nie domknął drzwi, wolał mieć ją na oku. Mierzyły się przez chwilę spojrzeniami, Ewa pierwsza spuściła oczy. – Co ty wyprawiasz? – zapytała z niezadowoleniem Agata. – Po co te demonstracje? – Demonstracje? – zdziwiła się Ewa. – To ty zachowujesz się nienormalnie, wylatujesz jak opętana, giniesz z oczu, ktoś cię napada, potem się zjawiasz, mówisz od rzeczy, rzucasz programami, o co ci chodzi? Agata przyjrzała jej się uważnie. Ewa była naprawdę wkurzona. „Przecież wszyscy nie mogli zabić Sławomira” – pomyślała Agata. – „Co ja robię?” No tak, ale ktoś go zabił. Wzruszyła ramionami. – Mówię od rzeczy, dlaczego? – zapytała. – Mogę w końcu decydować o swojej pracy i wybierać sobie programy, przecież ty mi powiedziałaś, że jestem ślepa i daję się robić w konia, no to już nie chcę, to takie dziwne? Ewa zmieszała się. Udała, że z dużym zainteresowaniem przygląda się kolorowym zdjęciom, wiszącym na korkowej tablicy. Nie wiedziała, jak zacząć. – Słuchaj, właśnie chciałam ci to wyjaśnić, ja to wszystko powiedziałam na wyrost, cytowałam tylko korytarzowe plotki, Anna opowiadała... Przerwała. Agata milczała, więc ciągnęła dalej: – Nie mam żadnych dowodów, że Jacek, Jan, tym bardziej Kacper... – Co wiesz o projekcie telemostu z Rio? – bezlitośnie przerwała Agata. – Niewiele – przyznała zaskoczona Ewa. – Bo co? Toczyły się jakieś rozmowy... – Widziałaś kosztorysy? – Nie. Jacek powinien, chyba je przygotowywał. – Aha, a wiesz, kiedy to miało dojść do skutku? – zapytała Agata niewinnym tonem. Stała naprzeciw Ewy i modliła się w duchu, by głos jej nie zadrżał. Jak ona bardzo chciała, by to śledztwo się skończyło, żeby mogła pójść na piwo ze swoimi przyjaciółmi i przestać ich podejrzewać. Tak, ale z tego, co mówili policjanci, nie wszyscy z tych przyjaciół pójdą na piwo, aż trudno w to uwierzyć. – Nie wiem, a co? – Nic, tak sobie pytam. Jola się obudziła... – zmieniła temat. – I co? – ożywiła się Ewa. – Mówiła coś? O tym samochodzie – dodała, spłoszona spojrzeniem Agaty. – Jeszcze nie, jest zbyt słaba, jutro tam będę, chcesz pojechać ze mną? Chłopaków możemy też wziąć, zapytam lekarza czy można. Mówiła dość nerwowo, bo jednak nie czuła się najlepiej w swojej roli. – Jasne – ucieszyła się Ewa. – Będzie jej przyjemnie, słuchaj, a co to za niesamowity materiał na taśmie, którą dałaś policji? Już wszyscy o tym mówią... Agata zmartwiała, wszyscy o tym mówią, ładnie... Znów z największym trudem machnęła ręką w lekceważącym geście. – Brudny materiał z festiwalu filmowego, sama nie bardzo wiem, o co chodzi, kogoś tam rozpoznają, chcą, żebym się skupiła, ale nic mi nie przychodzi na myśl. Na razie wzięli to i mam spokój. I dodała pośpiesznie: – Ewa, muszę zająć się tym chłopakiem, przepraszam, pogadamy w najbliższym czasie, dobrze? Ewa wstała, przed wyjściem dodała: – A ten cykl mogę robić z tobą, wiesz? I lepiej by było, bo Marian chce go dać Marioli, ona wysiaduje u niego podobno od rana. Jeśli nie chcesz, by to zostało zmarnowane, to się zastanów. Agata poczuła się tak, jakby znów ktoś ją napadł. Zdaje się, że kompletnie zlekceważyła Mariana, miała go tylko za złośliwego kretyna, a on może stać się groźny. Zofia wspomniała jej o idiotycznych planach zmiany producentów, teraz ta Mariola. Ścierpła na myśl, co z jej pomysłów mogłaby zrobić ta niezdolna, ale bardzo ambitna dziennikarka. Niedoczekanie! Rozmawiali już drugą godzinę, starał się opanować emocje i skupić nad tym, co mówiła Zofia. – Jedziemy na jednym wózku. Wielu rzeczy nie da się cofnąć, choć nie wiem, czy Sławomir faktycznie by tego chciał, trzeba uratować firmę, boję się, że Marian może ją rozłożyć... – Jakoś nie widzę się w charakterze jego partnera – przyznał. – Tylko czy to teraz najważniejsze? Przyjrzała mu się. Dalej był bardzo blady i zdenerwowany. „Aha, więc jednak Agata” – pomyślała. – Posłuchaj – zaczęła jeszcze raz. – Marian chce rozwalić tę firmę, wywalić najlepszych ludzi, Agatę też, jak mu nie przeszkodzimy, nie będziesz miał z kim pracować, rozumiesz? Jan popatrzył jak obudzony. – Przecież jego tu za chwilę nie będzie – zdziwił się. – Psychopata nie może być dyrektorem... Zofia pokiwała niewesoło głową. – Może, przynajmniej przez jakiś czas – powiedziała posępnie. – A Agata zachowuje się dziwnie, słyszałeś, że policja przejęła nagranie z jej taśmy? To naprawdę dziwne nagranie – ściszyła głos. – Widziałam je... Jan poczuł się rozbawiony, choć to było dziwne odczucie w jego sytuacji. Chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie wezwano Zofię do studia, awaria na łączach, program został przerwany i na ekranach pojawił się obraz kontrolny. Pożegnała go przepraszającym spojrzeniem i wybiegła z pokoju. Postał chwilę przy oknie, dojrzewały w nim trudne decyzje. Zawsze dotąd uważał się za twardego faceta, teraz jednak poczuł się bezradny i zagubiony. Zaraz, musi się zastanowić i uporządkować wszystko, co wie, należy wyciągnąć wnioski. Przede wszystkim ustalić na nowo relacje z Marianem. Wyszedł z pokoju, poprosił o przekazanie pani sekretarz, że jeszcze wróci. Hania odprowadziła go pełnym zaciekawienia spojrzeniem. – A co ty tu robisz? – z wielkim zdziwieniem zapytała Agata na widok wchodzącego po schodach byłego męża. – Proszę, tylko mi nie mów, że coś się stało. Andrzej wyglądał, jakby sam ze sobą toczył jakąś wielką walkę. Przysięgłaby, że na ostatnim stopniu mruczał coś do siebie. Na dźwięk jej głosu zatrzymał się nagle. – Nie, nic się nie stało – odpowiedział niepewnie. – Zajrzałem, bo rozładowała mi się komórka, a nie wiem, jak dziś z Weroniką. Mam do niej pojechać? – Maciek – Agata popatrzyła porozumiewawczo. – Jakby ktoś dzwonił, siedzę na fotelach. Maciek skinął głową i przy okazji przyjrzał się szybko Andrzejowi. Wyszli na korytarz, fotele pod palmą były na szczęście puste, Andrzej zapadł się w jeden z nich z wyraźną ulgą. – Nie powinnam być późno – zastanawiała się Agata. – Możesz do niej na chwilę zajrzeć, ale coś mi się widzi, że jest na ciebie zła... Za jakąś babę – wyjaśniła, widząc pytający wzrok. Andrzej zmieszał się wyraźnie. To na pewno nie był temat, który chciałby teraz poruszyć. – To szefowa firmy, z którą współpracuję... – zaczął. – Magda Góral – uściśliła Agata. – Skąd wiesz? – był kompletnie zaskoczony. Czy jej się zdawało, czy po jego twarzy przemknął strach? – Jej nazwisko i firma przewija się często w papierach Sławomira, a policja dała mi je do przejrzenia... – mówiła powoli, nie odrywając od niego uważnego spojrzenia. – W tych rachunkach chyba nie wszystko jest w porządku – rzuciła raczej na wyrost. Wcale nie była tego pewna, bo, mówiąc szczerze, niezbyt się na tym znała. Na szczęście policja miała to przeanalizować z jakimś specjalistą. Zbladł. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, wyjął nowe okulary i założył je. – I jest coś o tobie. Czekaj, niech sobie przypomnę... Jakieś poważne przebudowy studia, tylko nie wiem, czy dla nas, czy dla Kacpra? Zawiesiła głos. Zauważyła, że wreszcie zmienił oprawki, zastanowiła się szybko, czy to Magda go do tego namówiła, ale nic nie powiedziała. – Niczego nie podpisywałem... – zaczął. – To znaczy wszystkie umowy były na Magdę, to znaczy... Zaplątał się wyraźnie. Agata wstała, zrobiło jej się go żal. Nie mogła z nim jednak rozmawiać zupełnie otwarcie, tak, jak i z Ewą. Ale jeszcze jedną rzecz musiała poruszyć. – Muszę wracać – powiedziała. – Bo potem jadę na policję, może już coś odczytali z mojej taśmy? – Jakiej taśmy? – zapytał dość nieuważnie. – Coś mi się przez przypadek nagrało na festiwalu i upierają się, że mam to oglądać. Powiedz Weronice, że postaram się być jak najszybciej. Znała go dobrze, teraz był naprawdę przerażony, budził niemal litość, zaraz jednak pomyślała o morderstwie. Trudno, musi się to wszystko wyjaśnić, jeśli maczał palce... Nie, to niemożliwe, mógł tylko zaplątać się w jakieś matactwa. A jeżeli ktoś go w coś wplątał? Musi mieć jeszcze trochę cierpliwości. Skinęła mu ręką na pożegnanie i weszła do pokoju. – Słyszałem – zapewnił ją Maciek. – Czy ty go podejrzewasz? – O morderstwo na pewno nie – odparła. – Ale mógł się dostać pod wpływ kogoś złego. – Agata, pan dyrektor cię prosi – na progu stanęła Kasia, sekretarka i zrobiła tragiczną minę. Maciek pożałował, że nie może z nią pójść, Agata uspokoiła go: – Od razu powiem o tobie – i zwróciła się do Kasi. – Tak źle? – Wścieka się, nie wiem, chyba po rozmowie z Zofią – Kasia ściszyła głos. – Idziemy więc do celi odosobnień – rzuciła Agata. – Tak nazywamy gabinet dyrektora Talarka – wyjaśniła zdziwionemu Maćkowi. Idąc, uświadomiła sobie, że to będzie jej pierwsza rozmowa z Marianem po morderstwie Sławomira i na pewno nie będzie należała do przyjemnych. Kacper kręcił się na krześle w ledwo dostrzegalny sposób, był zaniepokojony, po co go wezwali, przecież nie został żaden ślad, on swoje papiery zniszczył, Jan zapewnił go, że Sławomir był ostrożny... Znów go pytali o festiwal, czy widział tam Sławomira i czy widział ekipę Agaty. – Sławomira przez jakąś chwilę, już mówiłem, Agaty nie, a dlaczego? – Mamy taki ciekawy fragment nagrania z kamery pani Agaty – wyjaśnił Kalicki z pozornym spokojem. – Ale już jesteśmy blisko wyjaśnienia tego. Kacper poczuł się urażony, nic mu nie powiedziała o żadnym nagraniu, a przecież był na montażu, nawet mu nie pokazała programu. O jakim fragmencie wspomina ten glina o co chodzi? Zaniepokoił się i wrócił myślą do swoich rozmów na festiwalu. Nie, to przecież niemożliwe. Poruszył się nerwowo na krześle i zdał sobie sprawę, że przesłuchujący go oficer bacznie mu się przygląda. Skupił się i odpowiedział mu niewinnym spojrzeniem. Kalicki wyjął z szuflady biurka dokumenty wydrukowane z komputera i położył je przed Kacprem. – Proszę rzucić na to okiem – poprosił. Kacprowi zrobiło się gorąco, to były te same umowy i kosztorysy, które tak pracowicie niszczył. Pochylił się, udając, że ich nie poznaje. – Jakieś stare dokumenty – zaczął. – Nie mogę wszystkiego pamiętać... – Proszę popatrzyć na ten kosztorys, potem na ten i porównać daty – Kalicki obserwował go ze spokojem. – I na to rozliczenie. Kacper stracił całe swoje opanowanie. – Ja go nie zabiłem – wyrzucił z siebie. – Chyba mi pan tego nie zarzuca? – Pytam pana o te dokumenty, czy może mi pan to jakoś wyjaśnić? Kacper poczuł się pokonany, pochylił się w geście rezygnacji... Teraz musi zaufać swojemu instynktowi samozachowawczemu, on go do tej pory nigdy nie zawiódł... Rozpoczął długą opowieść, w której często powtarzały się nazwiska Sławomira, Jana, Jacka, Andrzeja, Zofii i jeszcze wiele, wiele innych. Przesłuchanie było rejestrowane na taśmie za zgodą świadka. Z obrzydzeniem zatrzymała się w progu gabinetu, poczuła dotkliwą tęsknotę za Sławomirem, za przyjacielem, ale też za fantastycznym dyrektorem. On zawsze unosił się z krzesła, gdy ktoś do niego wchodził. „Cham” – pomyślała o Marianie i zamknęła za sobą drzwi. Nie wskazał jej krzesła, mimo to usiadła. – Słyszałem, że nie chcesz realizować cyklu, który Jan podpisał? – rzucił zza biurka Marian, nie patrząc na Agatę. – Chcę to dostać na piśmie, trzeba znaleźć kogoś na twoje miejsce. – Na przykład Mariolę? – zapytała złośliwie Agata. – Nie, zdecydowałam się to robić. Z Ewą, sama nie dam rady. Marian poczuł złość, a już miał nadzieję, że ją zawiesi za nie wykonanie obowiązków służbowych, marzyło mu się zwolnienie w trybie dyscyplinarnym za „ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych”, teraz znów musi czekać na inną okazję. Zmierzył ją nieprzychylnym spojrzeniem. – Mariola też się może do czegoś przydać – zauważył. – Jest bardzo zdolną dziennikarką. Uświadomił sobie, że się tłumaczy i poczuł narastającą złość. Nerwowo sięgnął po szklankę z wodą mineralną celowo nie zaproponował Agacie żadnego napoju. Zauważył jej niechętne spojrzenie. – Absolutnie nie – oświadczyła Agata. – Tu jest potrzebny prawdziwy redaktor, a nie kolejny nieudacznik, wpakuj ją do informacji, tam się nada... – Nie mów mi, co mam robić – ostro zareagował Marian. – Sam wiem, jak pracować z ludźmi. – Tak? Ale chyba tylko z nowymi producentami. Agata nie chciała dać się wyprowadzić z równowagi, ale poczuła się już bardzo zdenerwowana. – Co to ma znaczyć? – zapytał ostro. – Kwestionujesz moje decyzje personalne? Wstał i zaczął krążyć po gabinecie, jego twarz przybrała odcień fioletowej śliwki. – Gdzieżbym śmiała – odpowiedziała natychmiast, nie mogąc się powstrzymać. – Z twoim doświadczeniem filmowym... Uderzyła celnie, Marian posiniał jeszcze bardziej, jego wielką tragedią był fakt, że nie dostał się na wydział operatorski, skończył tylko marketing i zarządzanie, a tak chciał być artystą. I otrzymał jedynie absolutorium, na dyplom umiejętności zabrakło. – Nie rozumiem, co masz na myśli – oświadczył lodowato. – Umiem prowadzić firmę, a to się liczy. – Tak, tylko ta firma to telewizja, a nie fabryka guzików – zareagowała napastliwie. – Tu trzeba się na czymś znać. – Uważasz, że ja się nie znam – mówił zduszonym szeptem. – W każdym razie ktoś powinien, na przykład producenci... – obdarzyła go słodkim spojrzeniem. Jej bezczelność doprowadzała go do szału, opanował się z największym wysiłkiem. – Nie będę z tobą toczyć tej idiotycznej rozmowy – uciął. – Proszę o jak najszybszy scenariusz pierwszego odcinka, Jan chce go zobaczyć. Czy Sławomir dawał ci jakieś papiery z ostatnich programów? Popatrzyła na niego i najpierw, by zyskać na czasie, odpowiedziała na pierwsze pytanie. – Scenariusz dostaniesz jutro rano – wstała. – Chodzi ci o kosztorysy? – i nie czekając na odpowiedź, ciągnęła dalej. – Policja mi coś pokazywała, ale niezbyt się na tym znam, zwróć się do nich, jeśli ci czegoś brakuje. To wszystko? – Tak – odpowiedział, ale za chwilę zatrzymał ją w progu. – Co to za taśma, którą bada policja? Odwróciła się powoli. – Kawałek roboczego materiału, znaleźli tam Sławomira z kimś na festiwalu filmowym i dali do laboratorium, mam to obejrzeć po jakichś wielkich powiększeniach. – Nie rozpoznałaś nikogo? – Na razie nie, ale oni mówią, że pokażą mi to w takim stanie, że to będzie łatwizna. Na progu przystanęła i rzuciła niedbale: – Aha, mam nowego praktykanta, podrzuci ci potem pismo do akceptacji i prośbę o przepustkę. Machnął nieuważnie dłonią, to go nic nie obchodziło. Wyszła. Marian wyjął komórkę z kieszeni i wystukał numer. – Gdzie jesteś? Przyjdź do mnie natychmiast. Dobrze, czekam. Zaczął chodzić po pokoju, usiłując odzyskać spokój. Nie był zadowolony z tej rozmowy, ale szybko przekonał sam siebie, że on zawsze da sobie radę, a trudnych ludzi po prostu się pozbędzie i to zanim zostaną ogłoszone wyniki konkursu na dyrektora telewizji. A już tę bezczelną Agatę zwolni jako pierwszą, i to przy wszystkich. Przeszedł się po budynku telewizji, zajrzał do studia, fachowo ocenił fatalne przygotowanie prezenterki prowadzącej program, Sławomir wywaliłby ją natychmiast i kazał zmienić zawód. Z niesmakiem posłuchał, jak nieporadnie zadaje infantylne pytania, potem zaglądnął do montażowni, rany, znów głupawy talk-show, przecież ludzie już nie chcą tego oglądać. Pokiwał bezradnie głową i przeszedł do bufetu. Może spróbuje coś zjeść, zamówił czerwony barszcz i położył sztućce na serwetce. Nagle usłyszał fragment rozmowy przy sąsiednim stoliku. – On ją na pewno zwolni – przekonywała korpulentna blondynka. – I tak uważa ją za kochankę Sławomira, to po co mu taka zaufana nieboszczyka? – Przesadzasz – zaprotestował jej kolega. – Agata nie była żadną kochanką, a to, że chce się jej pozbyć, to dlatego, że ona ma go za kretyna – ściszył głos. – I nie bardzo się myli. Blondynka nie była specjalnie przekonana. – Nie wiem, skąd taka pewność, że z nią nie spał – mruknęła. – Wy wszyscy na nią lecicie, jakby była nie wiadomo kim. Ty też. Jan nie usłyszał już odpowiedzi. Wypił barszcz parząc usta i jak najszybciej wyszedł z bufetu. Zdecydował się podejść pod pokój Agaty. Drzwi były szeroko otwarte, za biurkiem siedział młody człowiek i pilnie coś czytał, nikogo więcej nie było, nagle usłyszał mocne trzaśniecie, zobaczył wzburzoną Agatę, która pędziła przez korytarz i jak burza wpadła do swojego pokoju. – Świnia nie dyrektor – usłyszał, zanim zapukał. – Dzień dobry – starał się mówić jak najbardziej obojętnie, Agata zesztywniała, młody człowiek obrzucił go ciekawym spojrzeniem, zaczynał się domyślać, kto to jest. – Dzień dobry – opanowała się z trudem. Nie wiedziała, czy czuje radość czy niechęć. Próbowała sprostać sytuacji i ciągnęła dalej: – Dobrze, że jesteś. Marian kazał mi przygotować scenariusz pierwszego odcinka, mogę ci go wydrukować na jutro? – Naturalnie – poczuł ulgę, więc jednak nie zrezygnowała, jak to dobrze. Chciał powiedzieć coś więcej, ale przerwała mu. – To jest Maciek, przyszły dziennikarz – dokonała prezentacji. – A to nasz największy na świecie szef – chciała zażartować, ale niezbyt jej się to udało. – Pójdziesz na kawę? – zapytał, usiłując z przyzwyczajenia wyprać swój głos z wszelkich emocji. – Nie bardzo, muszę popracować nad scenariuszem – odparła, nie patrząc mu w oczy. – Inaczej Marian wyrzuci mnie na pysk. Maciek obserwował tę scenę znad ekranu komputera, iskrzyło w powietrzu, emocje zdawały się wypełniać całą przestrzeń. „Jacy są ładni” – pomyślał mimochodem, przypomniał sobie swoją dziewczynę i zatęsknił za nią. – Agata, proszę cię – zabrzmiało to bardzo prosząco. – Chcę z tobą porozmawiać. Również o Marianie... Popatrzyła na niego, jeszcze niezdecydowana, ale w tym momencie ktoś zapukał do drzwi i zajrzała zakłopotana Kasia. – Panie redaktorze – zwróciła się do Jana. – W sekretariacie jest pani, która bardzo pana szuka. – Jaka pani? – z roztargnieniem zapytał Jan, zupełnie nie spodziewając się, kogo za chwilę zobaczy. – Ja – zza pleców Kasi wysunęła się Majka. – Kochanie, jednak nie mogłam wyjechać... Maciek zauważył wyraz twarzy Agaty i Jana, na jednej i drugiej widniała rozpacz i duży niesmak. Jan nie wierzył własnym oczom. „Tylko nie to!” – pomyślał w panice. Agata odwróciła się do niego plecami. Andrzej był u Weroniki, próbował skupić się nad kolejnym matematycznym problemem, ale niezbyt mu się to udawało. Głowa mu pękała, zaczął się gubić w domysłach i podejrzeniach, nieuchronnie zaś przypływały jednoznaczne wnioski na własny temat. Co za życiowa ofiara z niego, znalazł sobie stabilizację, naiwniak, jest gorszy od dziesięciolatka, który buduje rakietę na księżyc. Wystartował i spadł w krzaki. – Tu źle podzieliłaś – machinalnie podkreślił błąd. – Dlatego się nie zgadza. Weronika obserwowała go już od dłuższego czasu, widziała fale emocji na jego twarzy, ale milczała, choć przychodziło jej to z najwyższym trudem. Może mama z nim rozmawiała i zakazała mu się spotykać z tą koszmarną Magdą? I dobrze, ale przecież on chyba tego nie żałuje? W swojej jeszcze trochę dziecinnej naiwności wierzyła, że Agata może wybrać mu następną kobietę i jej ewentualny, kategoryczny sprzeciw wobec Magdy zda egzamin. Zadzwoniła komórka, znów jej nie odebrał, to już czwarty raz, doskonale wiedział, kto i po co chciał się z nim skontaktować. Weronika patrzyła na niego spod oka, ale nie powiedziała żadnego słowa. – Mama dzwoniła? – zapytał Andrzej, by przerwać nagle powstałą ciszę. – Tak, mówiła, że całą grupą jadą do Joli do szpitala. Wiesz, że Jolę potrącił samochód? – Nie wiedziałem – odparł z roztargnieniem. – To kiedy wróci? – Możliwe, że późno, prosiła, żebyś na nią nie czekał, sama sobie zrobię kolację, chcesz, to zjedz ze mną. Patrzyła wyczekująco. Andrzej normalnie by odmówił, zawsze był gdzieś spóźniony, ale teraz niespodziewanie się zgodził. – A co będzie? – Jajecznica – oznajmiła Weronika. – Ale z boczkiem, szczypiorkiem, serem i czosnkiem... – Może być. Wrócili do lekcji. Nagle naukowy nastrój zmącił ostry dzwonek do drzwi. – Kto to? – zdziwiła się Weronika. Andrzej otworzył z dużymi obawami, nie omylił się. Na progu stała Magda, nie uśmiechała się. Wystudiowany makijaż już nie dodawał jej uroku, patrzyła z narastającą furią, zaciśnięte usta ujawniały grę napiętych policzków. – Możesz mi powiedzieć, dlaczego nie odbierasz komórki? – zapytała z wściekłością. – Mogę – odpowiedział bardzo spokojnie. Tak, nagle się uspokoił i poczuł, że ma dużo siły. Patrzył jej w oczy z podniesioną głową. – Ale nie tu, jutro przyjadę do firmy i porozmawiamy. Oczy Magdy miotały błyskawice. – Poczekam na ciebie w domu – oświadczyła wyniośle. – Nie, chyba zostanę dzisiaj z córką. Właśnie, możesz mi dać moje klucze? Weronika o nie prosiła... Magda sięgnęła do kieszeni, wyjęła je, rzuciła nimi o podłogę i wyszła. Odetchnął głęboko i podniósł klucze. Przez chwilę panowała cisza, potem Weronika oświadczyła: – Mama będzie żałowała, że tego nie słyszała, byłaby z ciebie dumna! Chodź obierać czosnek. Roześmiał się z pewną ulgą, ale, co tu kryć, i z dużym niepokojem. Magda nie była istotą, która zapomina upokarzające sytuacje. I umiała się mścić. Pojechali samochodem Jarka, był największy, więc i Maciek zdołał się z nimi zabrać. Agata wytłumaczyła jego obecność koniecznością wspólnego, późniejszego powrotu do telewizji i pracą nad scenariuszem. – Przecież nie będziesz tu sam na mnie czekał, jedź z nami – zadecydowała. Maciek odetchnął z ulgą, chciał móc ich wszystkich obserwować w różnych sytuacjach, a pobyt w szpitalu u Joli, którą ktoś chciał potrącić ze skutkiem śmiertelnym, był dobrą okazją. Weszli na oddział, już nie musieli nakładać zielonych fartuchów, tylko ochronne obuwie. Uprzedzony wcześniej telefonicznie Kalicki odwołał na ten moment funkcjonariusza spod drzwi izolatki. Jola nie spała, jej twarz nabrała kolorów, patrzyła przytomnie i zaczęła się lekko uśmiechać. – Cześć, poznaję was wszystkich – zaznaczyła na początku. – Podobno coraz rzadziej mówię głupoty. Tak mówi taki piękny, który tu ze mną siedzi. Obejrzeli się na szklane drzwi, nikogo za nimi nie było, Ewa z troską dotknęła dłoni Joli. Roześmiali się trochę sztucznie, Agata zaniepokoiła się, czy aby teraz Jola nie zacznie być bardzo szczera. – O, nie, ciebie nie poznaję – wskazała Maćka. – A powinnam? Uśmiechnął się nieśmiało. – Nie, to nowy współpracownik – wyjaśnił Jacek. – Poznasz go potem. Jola zgodziła się na to rozwiązanie, zerknęła na Maćka raz jeszcze i uspokojona, przerzuciła wzrok na pozostałych. – Jak się czujesz? – zapytała Ewa. – Trochę mnie boli głowa, a dużo bardziej tyłek – poskarżyła się bardzo szczerze Jola. Jęknęła przekonująco, faktycznie, dotkliwie odczuwała skutki stłuczenia miednicy. – Pamiętasz jakieś szczegóły wypadku? – zapytał Jarek. – Jaki to był samochód, marka, kolor? – Duży, ciemny i głośny – zawahała się i dodała. – I chyba... Nie, nie wiem, ale on trochę hamował... Maciek spojrzał żywo na Agatę i leciutko mrugnął. Zrozumiała, miała pytać dalej. – Skąd wiesz, przecież cię uderzył i uciekł? – Ale mógł mocniej, wydaje mi się, że w ostatniej chwili hamował – patrzyła niepewnie. – Ale może mi się tylko zdawało? Poczuła się zmęczona, zamknęła oczy i zdawała się drzemać. Środki przeciwbólowe dawały o sobie znać, była jeszcze bardzo słaba. Popatrzyli na siebie niepewnie i zaczęli mówić szeptem: – Wychodzimy? – Może się ocknie? – Lepiej chodźmy... – Nie pożegnaliśmy się... – Przyjdę jutro. – Ja też. – Wszyscy przyjdziemy... – Gdzie ona ma tego pięknisia? – Daj spokój, przecież jest w szoku... – Tak, idziemy. Cicho otworzyli drzwi i wysunęli się na korytarz. Jola otworzyła oczy, była przerażona, rozpoznała zduszony szept i przypomniała się jej podsłuchana na korytarzu tajemnicza rozmowa. Pomyślała z troską, że nie wolno jej o tym zapomnieć i należy jak najszybciej zawiadomić tego niesamowicie przystojnego policjanta. Po czym natychmiast zasnęła. – Pani Magdalena Góral? – zapytał oficjalnie Sioła. – Poproszę dowód osobisty. Obrzucił ją ukradkowym spojrzeniem, niezła jest, przyznał w duchu, ale jakaś taka wyjątkowo oschła. Sięgnęła po dowód, wyjęła go z torebki i położyła przed policjantem. Odrzuciła do tyłu gęste czarne włosy. – Pani chciała z nami rozmawiać? – zaczął Kalicki. – W jakiej sprawie? Milczała chwilę, potem zapytała cicho: – Panowie prowadzą śledztwo w sprawie morderstwa Sławomira Sulickiego? – Tak, wie pani coś na ten temat? Przez chwilę udawała, że się zastanawia, potem jakby z trudem wydobyła z siebie niski, odrobinę schrypnięty głos. – Podejrzewam, ale wolałam o tym powiedzieć – zawahała się, a potem mówiła już płynnie. – Współpracowałam z panem dyrektorem przy wielu inwestycjach, moją firmę polecił mu pan Andrzej Gosztyński – znów urwała. Popatrzyli na siebie. To zeznanie wyglądało jak dobrze wyreżyserowany akt teatralnej sztuki. Magda ciągnęła dalej: – To były mąż redaktorki z telewizji, pracujemy razem... – zawahała się. – I nie tylko. – To znaczy? – nacisnął Sioła, choć doskonale wiedział, co zaraz usłyszy. Udała nagłe zmieszanie, zamknęła oczy, zaraz je otworzyła, jakby pod wpływem nagłej decyzji. – Jesteśmy razem – przyznała nieśmiało. – I? – przynaglił ją Kalicki. Bardzo się starał zachować obiektywny ton przesłuchującego, ale przecież był tylko człowiekiem, zorientował się, że pani Góral zerka na niego w dość jasno określony sposób. Nie budziła zaufania, zbyt mu przypominała narzeczoną sprzed wielu lat. Opanował się i słuchał dalej. – Andrzej kontaktował się z panem Sulickim, bo go znał i załatwiał sprawy wszystkich umów, braliśmy udział w przetargach, nie wtrącałam się do tego bo miałam... Mam – poprawiła się, mając nadzieję, że wychwycili tę subtelną chwilę namysłu. – Do niego zaufanie. Ale od chwili tego morderstwa zaczął się dziwnie zachowywać, nie chciał mi pokazywać dokumentów... Zaczęłam więc je odtwarzać w komputerze i okazało się, że zniknęły. Boję się, że to nie były czyste interesy, że, być może, moja firma ucierpi... Poza tym, nie chcę być wplątana w zbrodnię... – Dlaczego połączyła to pani ze zbrodnią? – Sioła przechylił się przez biurko, udając zdziwienie. Zmieszała się, milczała wymownie, licząc, że będzie to bardziej przekonujące. Patrzyli na nią dziwnie. Do tej pory nie miała problemów z manipulowaniem ludźmi, teraz przez chwilę pomyślała, że nie wszystko idzie tak, jak planowała. Kalicki spojrzał jej w oczy i powoli powiedział: – Ma pani rację, to nie były czyste interesy, ale pan dyrektor Sulicki zachował wszystkie dokumenty. Proszę – wyjął z teczki kilka kartek i rozłożył przed Magdą. – Poznaje je pani? Wszystko zawirowało jej przed oczami i musiała przytrzymać się brzegu biurka. A więc dobrze, że tu przyszła, uprzedziła atak, teraz trzeba się skupić i znów przeciągnąć linę na swoją stronę. Wrócił do hotelu. Wcześniej, trzęsąc się ze złości, wyprowadził Majkę z telewizji, wsadził do samochodu i odwiózł na dworzec. Nie słuchał jej płaczliwych tłumaczeń, jechał bardzo szybko, narażając się na solidny mandat. Marszczył tylko groźnie brwi i zaciskał usta. – Nie cierpię takich gierek – warknął przez zęby. – Wytłumaczyłem ci wszystko, przeprosiłem i wsadziłem do pociągu. Co ci, u licha, wpadło do głowy? – Chciałam dobrze – płaczliwie tłumaczyła się Majka. – Myślałam, że jesteś zdenerwowany i nie wiesz, co mówisz, dlaczego tak zrobiłeś, przecież było nam tak dobrze! „To fakt” – pomyślał, ale szybko wyrzucił to z pamięci. – To nie o to chodzi – starał się mówić bardzo spokojnie. – Po prostu wszystko się zmieniło, chcę żyć w inny sposób. – To ta kobieta przyszła rano do hotelu, prawda? – zapytała. – Majka... – zaczął, ale urwał. – Mam duże problemy, to nie to, o co mnie podejrzewasz... „Znów banały” – uświadomił sobie, tym bardziej, że teraz sytuacja z Agatą zabrnęła w ślepy zaułek, sam nie wiedział, co ma zrobić, dobrze, że chociaż jutro dostanie scenariusz i że podpisał kosztorys. Znając ją, był pewien, że dostarczy mu go przez Ewę albo tego nowego asystenta. A wtedy on powie, że ma uwagi... Zamyślił się i nie słyszał, co powiedziała Majka. – Co mówiłaś? – zorientował się, że zapadła ciężka cisza. – Że cię kocham – powtórzyła. Milczał, czuł się obrzydliwie, ale naprawdę nie miał jej nic do powiedzenia. Wysiadła pod dworcem, piękna, rudowłosa, wyprostowana jak struna. Znów obejrzało się za nią paru facetów. Jeden, bardzo zadowolony sprawdził swój bilet i wyczekująco zatrzymał się przy drzwiach wejściowych, udając, że szuka czegoś w portfelu. Jan popatrzył na niego ze zrozumieniem i cała złość z niego uszła. – Nie musisz mnie odprowadzać – rzuciła zimnym tonem. Zobaczyła jego spojrzenie, skierowane na wyraźnie czekającego na nią mężczyznę. – Tym razem naprawdę odjadę. Chciał ją lekko przytulić i pocałować, ale wyrwała mu się w nagłym ataku złości. Wysiadła z samochodu i trzasnęła drzwiami. Odjechał i dotarł do hotelu, czuł się jak ostatnia świnia. Żeby nie być tak bardzo samotnym, poszedł na kolację do restauracji i wypił dużo więcej niż powinien. – Dzisiaj wprowadzamy kolegę do naszego zespołu – oświadczył Jarek po powrocie i triumfalnie wyciągnął dużą butelkę wódki, parę piw i sok pomarańczowy. Maciek zerknął na Agatę, chciała coś powiedzieć, ale Jacek był pierwszy. – Młody – oświadczył z emfazą. – Jesteś wielki! Trzeba się napić. Z zapałem przystąpił do rozpakowywania trunków. – Masz rację! – potwierdziła Ewa. – Robimy połączenie stypy z oblewaniem, jadę taksówką. – Ale ja jutro muszę jechać do stadniny – zaprotestowała Agata. – I dlaczego właśnie dziś was napadło? Powiedziała to już z rezygnacją i, mówiąc szczerze, wcale się nie dziwiła, że potrzebują odreagowania. To normalnie była praca bardzo stresująca, jak doszło do tego jeszcze morderstwo, próba zabójstwa, wreszcie ulga po wizycie w szpitalu, nie dziwnego, że chłopcy kupili alkohol. – Jeśli nas ktoś złapie... – próbowała jeszcze, ale w tym momencie poczuła uspokajający dotyk Maćka, który przeciskał się po szklanki. Mrugnął do niej ze spokojem. – Nikt nas nie złapie – oświadczyła Ewa z dużą pewnością siebie, co było zaskakujące, bo nader rzadko piła wódkę w pracy. – Marian pewnie sam chętnie by skorzystał. – I pojedziesz stąd taksówką, przecież samochód może zostać do rana – Jarek wyciągnął wszystkie możliwe szklanki i oglądał je pod światło. – Popatrz – zauważył. – Zupełnie czyste. A ty mówisz, że jesteśmy fleje. Agata wzruszyła bezradnie ramionami, wiedziała, że dalszy opór jest bezsensowny, Maciek uśmiechnął się do niej uspokajająco i pomógł w nalewaniu napojów. – Będą z ciebie ludzie – przyznał Jacek z uznaniem. – Urodziłeś się do pracy w telewizji, widzicie, równo leje. – Dobrze, niech już będzie, zadzwonię tylko do domu – powiedziała Agata. Ze zdumieniem wysłuchała komunikatu Weroniki, że tato u nich został, nie chciała rozmawiać dłużej, bo w tym gwarze słabo słyszała i odłożyła słuchawkę. – Dobrze, że z Jolą wszystko w porządku – westchnęła Ewa i wyciągnęła z torebki paczkę papierosów. – Ale co ona mówiła, że ten pirat jechał na nią i hamował? – Może zauważył ją w ostatniej chwili? – zapytał Jarek i sprawdził, czy napoje zostały równo rozlane. Kiwnął z uznaniem w stronę Maćka. – Ciekawe, czy były ślady hamowania – zastanowił się Maciek, a potem szybko dodał. – Słyszałem, że sprawdza się takie rzeczy. Agata odetchnęła z ulgą, już się obawiała, że zbytnia dociekliwość Maćka skieruje na niego uwagę pozostałych, więc szybko powiedziała: – A co to za rozmowa, którą podsłuchała Jola? Podobno coś wam mówiła? – Słyszała jakieś zduszone szepty – Jacek machnął ręką i wychylił drinka. – Przecież wiesz, że ona jest histeryczka, wszystko wyolbrzymia. – Agata, a co ty masz na tej słynnej taśmie? – zapytała Ewa, przechylając szklankę. Lekko się zakrztusiła. – Zofia mówiła, że policja to bada. – Ale jeszcze nie zbadała, nie wiem, zauważyli chyba Sławomira z kimś, ale trudno to odczytać, mają powiększyć i jutro tam jadę, żeby zobaczyć. Miała nadzieję, że zabrzmiało to dostatecznie przekonująco. – Właśnie mi brakowało piątej taśmy – zaczął mówić Jacek, bardzo już głośno. – I to była ta taśma, dlaczego nam nie pokazałaś? Pamiętałem, że dałem ci pięć, ja jestem solidny kierownik produkcji, widzisz Maciek, zawsze trzeba pracować z dobrymi kierownikami produkcji. – Będę – zapewnił go młody człowiek. – Ale o czym wy mówicie? – Operator Agaty nagrał coś przez przypadek i to może być ważny dowód w śledztwie – Ewa zapaliła papierosa. – Może nasza koleżanka przyczyni się do odkrycia mordercy, a ja zrobię o niej film dokumentalny, ty możesz ze mną – przyzwoliła łaskawie, zwracając się do Maćka. – Wypchajcie się, nie pokazałam, bo mi już zabrali tę taśmę, tam jest Sławomir... – Agata przerwała, udając lekko nietrzeźwą osobę. Przez króciutką sekundę zapanowało milczenie. Alkohol zaczął działać stosunkowo szybko, nerwy, stres, napięcie... – Sławomir – powtórzyła Ewa, zabrzmiało to jakoś wyjątkowo płaczliwie. Znów sięgnęła po szklankę. – I co on robił? – zapytał Jacek, uzupełniając szklanki. – Nie wiem – Agata pokręciła głową. – Był widoczny tylko tyłem i bez reszty ciała. No... – dodała, widząc ich zdumienie. – Bez głowy, to był szeroki plan. Znów zapanowało milczenie, które w końcu przerwał Jarek. – A teraz za cykl, który został w naszej redakcji – uniósł szklaneczkę w geście toastu. – Jacek się pewnie nie napije, bo żona by go zabiła, tfu! – złapał się za usta. – Mariola ma szansę zostać producentem – oświadczył dumnie Jacek. – Więc i tak by tego nie robiła. Znał ustalenia żony z Marianem, osobiście trochę go to przerażało, ale teraz poczuł się w obowiązku stanąć w obronie Marioli. – Rany boskie! – Ewa wpatrzyła się w niego z przerażeniem i dodała. – Koniec świata! Agata pokiwała głową. – Tak, pomysły tego kretyna nie mieszczą się w głowie, on jest po prostu niebezpieczny. Wszyscy wiedzieli, że mówią o obecnym i, nie daj Boże, przyszłym dyrektorze telewizji. Jacek umilkł obrażony, Jarek rozlał już resztki trunku i powiedział: – Może skoczę jeszcze po flaszeczkę? Przytaknęli mu wszyscy, Agata mało aktywnie, Maciek, bo tak należało, Jacek, bo i tak wiedział, że spotka się z awanturą, a Ewie było wszystko jedno. Jarek wrócił po dwudziestu minutach i dokończyli stypy połączonej z wprowadzaniem nowego kolegi do zawodu dziennikarza, potem zamówili cztery taksówki. Jarek pojechał z Jackiem, a Ewa, Agata i Maciek oddzielnie. Dwa z tych samochodów zostały zatrzymane przez patrol policji w sporej odległości od telewizji, jechały blisko siebie. Maciek chciał bezpiecznie odstawić Agatę do domu. – Jest pani absolutnie pewna, że to był ktoś z nich? – aspirant Michalski zapisał wszystko, co mówiła mu podekscytowana Jola. Patrzył na nią z niekłamaną przyjemnością, jej policzki odrobinę poróżowiały, w oczach zapalił się błysk, lekko uniesiona na poduszkach, ożywiona, wyglądała bardzo ładnie. – Tak, na pewno – zapewniła go. – Zamknęłam oczy i oni zaczęli szeptać, ale bałam się je otworzyć, więc dokładnie nie wiem, kto to był. Znowu zamknęła oczy i jeszcze raz przeżywała tę scenę. Mięśnie twarzy drżały jej leciutko. Spojrzał na nią z rozbawieniem, bała się otworzyć oczy, przypominała mu trochę zalęknioną małą dziewczynkę. – No nic, dobrze, że wiemy choć tyle – zamknął notes. – Zadzwoniłem już do komisarza i przekazałem mu pani informacje, jutro tu przyjedzie, może jeszcze coś więcej się pani przypomni. Patrzyła na niego z wdzięcznością i zadowoleniem. Siedział tu, w szpitalu, by ją ochraniać, poczuła się szalenie ważną osobą, jak ukrywany świadek z sensacyjnego filmu. I jaki przystojny policjant jej pilnuje... – Zmęczyła się pani? – zatroskał się. – Chce pani zostać sama? – Przeciwnie – bardzo szybko odpowiedziała Jola i zmieszała się trochę. – To znaczy, jeśli musi pan już iść... – Nie muszę – zapewnił ją z jeszcze większym rozbawieniem. Szalenie mu się podobała, wiedział, jak działa na baby, ale już miał dosyć typowych gierek i podrywania, tym bardziej, że przeważnie kobiety czuły się dość niepewnie, dowiadując się, jaki zawód wykonuje. Niektóre to dowartościowywało, inne traktowały romans z nim, jak epizod z pasjonującego filmu, jeszcze inne bardzo szybko szukały sobie na partnerów lekarzy lub inżynierów. Jola patrzyła na niego z ogromnym oddaniem. – Jestem tu dla pani. To też zabrzmiało jak z filmu, ale już innego gatunku. – Może mówmy sobie po imieniu – zaproponowała nieśmiało, bała się, że jest zbyt bezpośrednia, przecież on wykonuje tylko swoje obowiązki, trudno, żeby z każdym świadkiem natychmiast przechodził na „ty”. Zerknęła z obawą, ale zaraz poczuła się lepiej. Z radością podał jej rękę, a Jola pomyślała, żeby jej tylko za wcześnie nie wypisali z tego szpitala. Agata siedziała na policji i słuchała słów Kalickiego z niedowierzaniem. Było już późno, kiedy zatrzymane taksówki odjechały bez pasażerów, a Maciek i Agata radiowozem na komendę. Oboje starali się spożywać alkohol w ograniczonych ilościach podczas telewizyjnego przyjęcia, nie mieli więc teraz problemów z zachowaniem równowagi, Maciek jednak starannie unikał spoglądania na swojego szefa. Agacie rozszerzały się źrenice w miarę opowiadania Kalickiego, Sioła spoglądał na nią z troską. Pokręciła głową w dużym szoku. A więc to wszystko działo się wtedy, gdy śmiali się i pili piwo? – Jest pan zupełnie pewien? – zapytała oszołomiona. – To był na pewno on? Kalicki pokiwał głową ze współczuciem. Zdawał sobie sprawę, że to musi wywołać wrażenie, ale nie miał innego wyjścia, trzeba było przejść do fazy konfrontacji. – Nie ma żadnych wątpliwości, nagraliśmy go w tym momencie na kamerę VHS. – Po ciemku? – zainteresowała się profesjonalnie i zupełnie odruchowo. – Tak, mamy taką specjalną... Pani Agato, musimy jutro zrobić tak... Słuchała i robiła się coraz bardziej przerażona. Czy da radę? Przecież teraz nawet spojrzenie może ją zdradzić. Jutro się z nim spotka, zanim... Na jej twarzy pojawiały się wszystkie uczucia, zaskoczenie, niedowierzanie, wreszcie złość i determinacja. Maciek poklepał ją po ręce uspokajająco. Wiedział, że nie jest jej łatwo słuchać takich informacji. Wierzył jednak, że sobie poradzi. Bardzo ją polubił podczas tej krótkiej współpracy, więcej, polubił ich wszystkich i teraz też czuł się nieprzyjemnie zaskoczony. – Nie bój się, ja tam będę, wszystko się uda, teraz to już powinno szybko pójść. Kiwnęła głową niezbyt przekonana. Powoli wracała do równowagi. Faktycznie, rozwiązanie zaproponowane przez Kalickiego miało sens i duże szanse powodzenia. – No, dobrze, jeśli pan mówi, że nie ma innego wyjścia, ale złapiecie go, prawda? – Tak i, jak to się mówi, niemal na gorącym uczynku – Kalicki wstał i zerknął na zegarek. – Jutro przychodzi pani normalnie do pracy i jedzie na dokumentację... – Z Maćkiem? – zapytała z nadzieją. Ona też polubiła go bardzo, poza tym nie ukrywała, że się boi i że pod jego opieką czuje się znacznie lepiej. – Nie, musi go pani pod jakimś pretekstem zostawić, jest potrzebny w telewizji, da pani radę? – Sioła nachylił się w jej stronę. – Niech się niby spóźni – zaproponowała Agata z rezygnacją. – A ja będę się wściekać na niego przy wszystkich i pojadę sama. – Rany – jęknął Maciek. – Już to sobie wyobrażam. Uśmiechnęła się, choć nie było jej do śmiechu. Interesowała ją jeszcze jedna rzecz. – I nikomu nie mogę nic powiedzieć? Nawet w domu? – zapytała z troską. – Przecież moja córka... – Pani córkę zawiadomimy sami, a pani były mąż... – Kalicki zawahał się. Nie wiedział, jak jej to delikatnie powiedzieć. – Jeszcze musimy coś sprawdzić, ta pani Góral złożyła zeznania, ewidentnie obciążając pana Andrzeja, wydaje się jednak, że nie miał z tym nic wspólnego, ale na razie proszę mu nic nie mówić. – Dobrze – Agata zdziwiła się. – Ona go obciążyła? Dlaczego? Myślałam, że to jego... – urwała. Bardzo nie chciała mieszać do tej sprawy prywatnego życia swojego byłego męża, ale teraz poczuła się zaskoczona. Wieczór pełen totalnych niespodzianek, pomyślała z melancholią. – Chyba już nie – rzucił domyślnie Kalicki. – No, jedźcie już, radiowóz was odwiezie, zdaje się, że aspirant Maciej nie powinien siadać za kierownicą. – Ja tylko wykonywałem zadanie – zaczął Maciek, Kalicki klepnął go w plecy. – Spadaj, jutro masz kolejne zadanie, a to był ten bruderszaft, tak? – zażartował. – Stypa i bruderszaft – wytłumaczyła Agata odruchowo. Wysiadając z radiowozu pod własnym domem pomyślała, że dzięki Bogu, sąsiedzi już śpią, mogliby odnieść szereg niewłaściwych skojarzeń, pani redaktor z telewizji odholowywana przez policję i to w stanie wskazującym. Nieźle. Jeszcze powinna mieć zmiętoszone ubranie i podarte pończochy. Weronika i Andrzej już spali. Tylko Kazan czekał na swoją panią, zadumała się przez chwilę nad rewelacjami, usłyszanymi od komisarza. W co ten Andrzej się wpakował? Nie miała jednak siły na dokładniejsze analizy. – Ale to będzie dzień – pomyślała, ale już nie zdążyła rozwinąć tematu. Zasnęła jak kamień. Za to Zofia przewracała się na łóżku, nie mogąc zasnąć. Zaniepokoiły ją bardzo słowa Agaty, skąd ona to wie? Czyżby Sławomir jej wszystko przez cały czas opowiadał? Nie, to niemożliwe, zna Agatę, nie umie udawać tak kompletnej obojętności, na pewno by coś powiedziała, o coś zapytała, nie tolerowałaby chyba... A może Sławomir pozostawił wszystkie kompromitujące papiery? Ale dlaczego? „Właśnie” – Zofia usiadła na łóżku. – „A może on zbierał te papiery na kogoś i ten ktoś... go zabił?” Pot ją oblał, co wiedział Sławomir i o kim? Dlaczego jej nic nie powiedział, może myślał, że ona też? Powinien był jej zaufać, może by jeszcze żył. Zaraz, kto? Jacek? Jan? Kacper? Ewa? A może Marian? A może ktoś z zewnątrz, Sławomir kontaktował się z wieloma producentami. Czy policja sprawdza ten trop? Pomyślała, że na pewno to też przeszło im przez myśl i porzuciła ten wątek. Pomyślała, że zaraz oszaleje. Poddała się i zapaliła światło. Nastawiła elektryczny czajnik. Napije się herbaty. Berta, bardzo niemiłe zaskoczona, rzuciła swojej pani pełne wyrzutu spojrzenie i zwinęła się w kłębek na poduszce. Co za obyczaje mają ci ludzie, rozbijać się po nocy, kiedy porządne koty śpią! Zofia usiadła w fotelu z kubkiem gorącego napoju, targały nią porządne wątpliwości, porozmawia szczerze z Agatą, a może i z tym komisarzem prowadzącym śledztwo? Sięgnęła po swoje ukochane klasery i przeglądała imponujące zbiory. To zawsze jej pomagało. Faktycznie, po jakiejś godzinie wróciła do łóżka i zgasiła światło. Jednak wcale nie uspokojona, zasnęła dopiero nad ranem. – Cześć – rzuciła wchodząc do pokoju. Już na pierwszy rzut oka stwierdziła, że oni chyba też nie mieli dobrej nocy. Powitały ją gradowe miny, Jacek wyglądał na uczestnika solidnej małżeńskiej awantury, Jarka pewnie bolała głowa, bo ściskał rękami czoło i pojękiwał, Ewy nie było wcale, nie było też Maćka. Rzuciła torbę na swoje biurko. Pomyślała, że ostatnio dość zaniedbała swoje służbowe obowiązki, dokumentacja w stadninie stanęła w martwym punkcie, może to wszystko szybko się skończy i będzie można wrócić do normalności. – Przetrzebiona drużyna – zauważyła Agata niedbale, w każdym razie chciała, by tak zabrzmiało. Rany, to naprawdę jeden z nich? Zerknęła na kierowników produkcji. Na pozór wyglądali jak po normalnym pijaństwie. – Ewa dzwoniła, jedzie, a Maciek tkwi w jakimś korku – mruknął Jacek znad papierów. Nie podniósł głowy. – Cholera, chciałam go zabrać do stadniny – rzuciła Agata. – Chyba nie urodził się wczoraj, raczej się wie, że o tej porze są korki. – Jedź sama – poradził Jarek. – Tam na razie trzeba się tylko rozejrzeć, nie jesteśmy ci potrzebni. On też nie podniósł głowy, nadal obejmował ją rękami i krzywił się z bólu. – Tak, ale on chciał się uczyć, no dobra, to jadę. Kurczę, powinnam dostać służbowy samochód, ciągle jeżdżę swoim – poskarżyła się Agata. Za wszelką cenę starała się mówić cokolwiek, byle tylko nie zapanowała kłopotliwa cisza. – Rozliczę ci benzynę – uspokoił ją Jacek. – Czekaj, muszę się skupić nad tym kosztorysem... – Czyżbyś nie był w formie? – rzuciła złośliwie. Chciała jeszcze dodać parę kąśliwych uwag na temat jego życia rodzinnego, ale rozmyśliła się. Po co kopać leżącego? Popatrzył mocno rozżalony, ale ona już wyszła. Obserwowali ją przez okno, gdy pochodziła do samochodu. Agata czuła na sobie wiele spojrzeń, otwierając samochód. Podniosła głowę, miała wrażenie, że ktoś patrzy na nią z pokoju Zofii, z gabinetu Mariana, zauważyła też twarze swoich kierowników produkcji. „Wielka atrakcja!” – pomyślała zdenerwowana. Za plecami wyczuła czyjąś obecność i usłyszała: – Dzień dobry, chciałam z panią porozmawiać. Odwróciła się bardzo zaskoczona. „No nie, jeszcze to!” Parę metrów od niej stała Anita, była, czy też nie do końca była żona Kacpra. „Chyba są w separacji?” Właściwie Kacper nie mówił jej o statusie prawnym swojego małżeństwa. A co się z nim dzieje? Agata uświadomiła sobie, że Kacper kompletnie wyleciał jej z głowy, no tak, ten romans nie był specjalnie udany. Milczała, nie wiedząc, co powiedzieć. Mierzyły się wzrokiem, Anita z wyraźną niechęcią, Agata w przeczuciu nieprzyjemności. Zauważyła chłodną elegancję pani prawnik, ale też coś odpychającego w sposobie trzymania głowy i rzucania krótkich, ukośnych spojrzeń. Sama starała się patrzeć jej prosto w oczy. – Powinna być pani zadowolona – zaczęła Anita. – Wplątała pani mojego męża w podejrzane interesy w tej firmie, może i w morderstwo, jego ciągle przesłuchują, a pani chodzi sobie na wolności! Agata pomyślała że się przesłyszała. Co to znowu za kolejna bzdura, czy ta baba zwariowała? A może Kacper ją tu przysłał, żeby zdenerwować Agatę? Nie, nie byłby aż taki głupi, no i ona chyba nie dawałaby tak sobą powodować. Z drugiej strony Agata znała dar przekonywania Kacpra. – Słucham? – zapytała chłodnym tonem. – O czym pani mówi? W co kogo wplątałam? – Kacpra... Dopóki nie związał się z panią... – urwała, ale tylko na chwilę. – Znalazła sobie pani pomocnika do załatwiania porachunków? W Agacie zawrzało, co ten Kacper sobie myśli i na co ją naraża, na kretyńską awanturę ze strony jakiejś przekupy, a podobno to prawniczka! Dosyć tego, nie będzie tu stać i wdawać się w idiotyczną awanturę i to na oczach ciekawskich pracowników telewizji. – Proszę się zgłosić na policję ze swoimi rewelacjami – oświadczyła zimno. – Może tam panią wysłuchają, ja nie mam czasu, do widzenia. Wsiadła do samochodu, już miała zamknąć drzwi, gdy jeszcze usłyszała zduszony szept: – Nie oddam ci mojego męża. Agata zatrzymała się w pół gestu i popatrzyła na Anitę. Zauważyła, że gdzieś ulotniła się cała elegancja tej kobiety, oczy zwęziły się do rozmiarów drobnych szparek, usta zacisnęły w wąską linię. – Wcale go nie chcę! – oświadczyła dobitnie i odjechała, pozostawiając żonę Kacpra wbitą w ziemię. Ktoś w oknie, obserwujący odjazd Agaty wziął do ręki telefon. – Załatwiłeś wszystko? Dobrze. I z ulgą odłożył słuchawkę. Maciek odebrał telefon od Agaty na portierni telewizyjnej. – Tak, właśnie wchodzę, aha, dobrze, co było? – wysłuchał jej relacji. – Dobrze, zawiadomię, jedź tam, gdzie wiesz... – urwał, nie chciał, by ktoś zwrócił uwagę na dość dziwną rozmowę. – Odbieraj tylko ode mnie, tak, idę do pokoju. Na razie – ściszył głos. – Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Powiesił kurtkę w szatni i pobiegł na górę, zza szczelnie przepełnionych wieszaków wysunął się Jan i popatrzył za nim z zastanowieniem. „Dziwny ten asystent”, pomyślał, ale nie kontynuował wątku, czekała go bowiem poważna rozmowa z Marianem. Maciek wpadł do pokoju, udając zaaferowanie. – Cholera – wystękał. – Co za cholerne miasto! Wszyscy w tym samym kierunku i o tej samej porze. Agata się wściekła? – zapytał. – Nie przejmuj się – Jacek machnął ręką uspokajająco. – Przejdzie jej, poza tym Młody miał rację, wcale nie jesteś jej tam potrzebny. Maciek udał zmartwienie i ciężko opadł na krzesło Agaty. Zauważył stan Jarka, ale litościwie tego nie skomentował. Mina skwaszonego Jacka też nie budziła żadnych wątpliwości, zaraz zresztą sytuacja wyjaśniła się dobitniej. Do pokoju w nadętym milczeniu weszła Mariola, podeszła do biurka męża, łupnęła stertą kaset, aż wszyscy podskoczyli i wyszła, omijając obecnych wzrokiem. Maciek czym prędzej zajął się pozostawionym przez Agatę kosztorysem i obserwował kierowników produkcji spod oka. Jacek chrząknął, dodając sobie pewności siebie i udał, że nic go ta sytuacja nie obeszła, Jarka chyba naprawdę niewiele poruszyło zachowanie Marioli, znów dotknął czoła. Jan zbliżał się do gabinetu Mariana z narastającym uczuciem złości. Czy ten facet już zaczął zamieniać telewizję w prywatny folwark? Marian wstał na powitanie z miłym uśmiechem, ten uśmiech szybko jednak zamarł, gdy usłyszał pierwsze słowa. – Żarty się skończyły, co ty tu wyprawiasz? Nie taka była umowa... – Jest Agata? Widziałam rano jej samochód. – Zofia weszła do redakcyjnego pokoju. Na miejscu Agaty siedział nieznany jej sympatyczny młody człowiek, Jacek i Jarek niechętnie kiwnęli głowami w jej stronę. „Oho” – pomyślała. – „Jakieś ludzkie niedobitki tu siedzą i usiłują pracować”. Rozejrzała się pytająco. – Była, ale pojechała na dokumentację – odparł Jacek, wpatrzony w komputer. Robił wrażenie, jakby wydobycie z siebie głosu sprawiało mu dużą trudność. – Tak wcześnie? Widziałam auto o ósmej – zdziwiła się. Przyzwyczaiła się, że dziennikarze rozpoczynają pracę dużo później niż administracja, bo często montują po nocach. Stojący rano na parkingu samochód Agaty zdziwił ją i trochę zaniepokoił. – Zostawiła go wczoraj, mieliśmy przyjęcie kolegi do pracy – wyjaśnił Jarek, wskazując na Maćka i dodał. – Przed chwilą pojechała do stadniny. – Szkoda – zmartwiła się Zofia. – Ostatnio nie mogę jej złapać. A to pan jest tym samobójcą? – przyjrzała się życzliwie Maćkowi, który wstał i ukłonił się, coś jej to lekko przypomniało, ale bardzo mgliście. – Wygląda pan dużo lepiej od tych czołowych pracowników telewizji – zażartowała. Obrzucili ją niezbyt życzliwymi spojrzeniami. – Jola się obudziła – poinformował Jacek Zofię. – Wszystko jest ok. – To dobrze – odetchnęła z ulgą. – Przypomniała sobie coś? Popatrzyli na siebie, Jarek nie zdążył odpowiedzieć, bo w progu stanął Jan. Widać było, że jest wzburzony, ale próbował tego nie okazywać. Lekko drżała mu lewa powieka i pocierał czoło w sposób oznaczający duży stres. Zofia przyjrzała mu się spod oka. Pewnie był u Mariana i doszło do awantury. Wszyscy wyczuli nagłe napięcie. Maciek zanotował w myśli pewnego rodzaju poruszenie, które przejawili wszyscy na widok Jana. Szczególnie Jacek, z napięciem wpatrywał się w gościa, jakby powstrzymując się od jakiejś nagłej wypowiedzi. Jan zdawał się tego nie zauważać. – Dzień dobry – rozejrzał się. – Umawiałem się z Agatą na odebranie scenariusza, jeszcze nie przyszła? – Przyszła i poszła – oznajmił Jacek, lekko się zacinając. – Ale ja mam dla pana scenariusz – zerwał się Maciek. – Tylko go wydrukuję, poczeka pan chwilę? Zatrzymał się przed komputerem i popatrzył pytająco. Jan skinął głową, wydawał się powoli odprężać. – Pójdę do Zofii – popatrzył na nią prosząco. – Mogę? – Jasne, chodź – wstała i zwróciła się do Maćka. – Wie pan, gdzie jest mój pokój? – Objaśnimy mu – uspokajająco powiedział Jacek, wolał, żeby wyszli, miał zbyt dużo pytań do Jana, których nie mógł zadać przy obecnych, miał nadzieję, że potem go złapie. Wpadła Ewa, pośpiesznie przywitała się z Zofią i Janem, już nie miała do niego żadnych pretensji, nawet cieszyła ją wizja współpracy. – Wiem, wiem, spóźniłam się – zaczęła. – Już nie chcę urządzać styp... Po niej również można było poznać nie najlepszą noc – włosy w nieładzie, brak makijażu i przypadkowo włożone na siebie ubranie. – Siadaj do komputera, pisz wyjaśnienie do delegacji, bo guzik będzie, nie pieniądze – zażądał Jarek z nagłym przypływem sił. – Księgowa cię jakoś nie lubi... – Bo jest stara i brzydka – mruknęła Ewa, ale posłusznie usiadła przed monitorem. Kalicki popatrzył na zegarek. Od dłuższego czasu chodził z niepokojem po pokoju, wypił cztery filiżanki kawy, dwie herbaty, w głowie tłukła mu się natrętna myśl o łyczku koniaku. Z trudem odsunął ją od siebie, musi być teraz bardzo przytomny. Sioła w milczeniu przeglądał ostatnie raporty, też był zdenerwowany, to będzie przedsięwzięcie zupełnie inne od standardowych, z wykorzystaniem nowych technik medialnych. Już nie mógł się doczekać. – Zaraz jadę do telewizji – powiedział Kalicki zdecydowanie. – Chyba lepiej, żebym był sam, jak myślisz? To musi być tylko sucho podany komunikat. Popatrzył wyczekująco. – Może ja dojadę za jakiś czas – zaproponował Sioła. – A, faktycznie wstąpię do szpitala, trzeba nagrać te zeznania Joli, prawda? Zbyszek mówi, że poznała głos któregoś z nich, ale nie wie, czyj. – Zapytaj, czy można ją wypisać ze szpitala, ona może nam się bardzo przydać – zaproponował Kalicki, przystanął i schował papiery do szuflady. Ktoś zapukał do pokoju. – Proszę – powiedział Sioła. Popatrzyli na siebie z pewnym zaniepokojeniem. W progu stanął umundurowany funkcjonariusz. – Zgłosił się pan Andrzej Goszryński – zameldował. – Bardzo dobrze – powiedział powoli Kalicki. – Idealnie... I dodał: – Niech wejdzie. Musieli odbyć tę rozmowę, wyjazd Kalickiego do telewizji odsunie się trochę w czasie. Siedział u Zofii z ponurą miną, nie ponaglała, postawiła przed nim filiżankę mocnej, gorzkiej kawy. Zastanawiała się nad lampką koniaku, ale uznała, że kawa będzie odpowiedniejsza. Siedział, wciąż pocierając czoło nad brwiami i zagryzając wargi. Zajęła swój fotel po drugiej stronie biurka i zajrzała mu w oczy. – Chcesz mi o czymś powiedzieć? – nie wytrzymała. Popatrzył na nią z namysłem. Widać było, że intensywnie milczy i zastanawia się. Wreszcie podjął decyzję. – Tak – przyznał. – Zdaje się, że musimy coś zrobić, chyba jest nieciekawie. Zofia przysunęła do siebie mleczko, dolała do kawy i zamieszała. Mówiąc szczerze, trochę się bała tego, co usłyszy, ale obecna sytuacja wymagała wyjaśnień. – Też tak myślę – przyznała. – No to mów... – Byłem właśnie u Mariana... – zaczął. – Trochę go chyba przestraszyłem groźbą zerwania współpracy. Widać było, że ulatują mu sprzed oczu milionowe kontrakty, więc spuścił z tonu i na razie nikogo nie będzie zwalniał. – Dzięki Bogu – odetchnęła z ulgą Zofia. – Wiedziałam, że on jest tchórz i przestraszy się tupnięcia nogą, ale dlaczego wyleciałeś od niego w takim wzburzeniu? – Bo to nie wszystko – Jan sposępniał i przerwał na chwilę. Potem podjął spokojnym głosem. – Czy ty dobrze znasz waszego księgowego? On jest tu chyba od niedawna? Zofia zerknęła na niego z ukosa i wolno odpowiedziała: – Od paru miesięcy, Marian go ściągnął. Jan pokiwał głową bardziej do siebie niż do niej, jakby wszystko mu się wyjaśniło i dodał: – Wiesz, co on mi zaproponował? Zofia słuchała go najpierw w ogromnym zdumieniu, potem w szoku, a na końcu w kompletnym otępieniu. Ewa odsunęła się z krzesłem od komputera. Miała dosyć pisania idiotycznych wyjaśnień do księgowości, dlaczego nocowała w hotelu z jedną gwiazdką więcej niż to przysługuje. Zresztą, kto ustalił, co przysługuje? Ta nadęta, starzejąca się baba w wielkich pretensjach? Nie lubiła dziennikarek, za to piała z zachwytu przy każdej wizycie kierownika produkcji. Jacek zawsze żartował, że on ją kiedyś porwie i wywiezie na romantyczną wyspę, bez prawa powrotu. – Naprawdę chcesz tu pracować? – zwróciła się do Maćka z rozgoryczeniem. – Widzisz, czym ja się muszę zajmować? Podniósł głowę znad wydruków. – Tak – powiedział zdecydowanie. – Chcę tu pracować. To świetny cykl. Ewa pokiwała głową ze współczuciem i przyjrzała mu się podejrzliwie. No tak, ten będzie miał fory u księgowej, niewinne, młodzieńcze spojrzenie, ta romantyczna fala włosów nad czołem... – Jemu też odbiło – poinformowała współpracowników i wstała od komputera. – Mam dosyć! Nie wściekaj się – uspokoiła Jarka. – Skończyłam, zaraz ci wydrukuję, ale może najpierw kawa? – O tak – poderwali się obaj. Maciek uświadomił sobie pewien rodzaj napięcia, wyczuwalny w tym pokoju od rana, zacięta mina Jacka, milczenie Jarka, nerwowość Ewy. Wszystko to nasiliło się po wizycie Zofii i Jana. Podniósł się z krzesła. – Gdzie jest ten gabinet pani Zofii? – zapytał. – Zaniosę scenariusz. – Chodź, pokażę ci po drodze – zaproponował Jacek. Z wielką ulgą odsunął od siebie papiery i przetarł oczy rękami. Jarek, ciągle milcząc, wstał i podszedł do drzwi. Wyszli, oni skręcili do bufetu, Maciek podszedł pod drzwi opatrzone tabliczką „Sekretarz programu”. Zapukał i, nie słysząc odpowiedzi, zajrzał. Hania, sekretarka Zofii wyszła, drzwi od gabinetu były niedomknięte. Usłyszał rozmowę. Zatrzymał się i, mówiąc wprost, zaczął podsłuchiwać. Kalicki wszedł do sekretariatu dyrektora telewizji, dostrzegł spłoszone miny dwóch sekretarek i szybko wyjaśnił: – Ja do pana Mariana. Miny stały się jeszcze bardziej spłoszone, Marian otworzył drzwi od swojego gabinetu i szybko ocenił wzrokiem sytuację. Przybierając uprzejmy ton, powiedział: – Proszę, panie komisarzu, coś nowego? Kalicki spokojnie odparł: – Czy mogę prosić pana o wezwanie do gabinetu – zerknął na kartkę. – Współpracowników pani Agaty Gosztyńskiej, czyli pana Jacka, Jarka, tego nowego, pana Maćka, panią Ewę, Zofię, może jest też pan Jan, pan Kacper? Panią Mariolę, pan jest... no, na razie wystarczy. Marian popatrzył na Kasię i Barbarę, które rzuciły się do telefonów. – Proszę wejść, zaraz przyjdą wszyscy, których uda nam się znaleźć. Jan może jeszcze jest, nie widziałem pana Kacpra, wezwać go? Patrzył wyczekująco. Kalicki przytaknął. – Właśnie jedzie – poinformowała pani Kasia ze słuchawką telefonu przy uchu. Weszli do gabinetu. Marian usiłował być niezwykle gościnny, proponował kawę, herbatę lub coś innego. Kalicki podziękował za poczęstunek i usiadł. Marian odchrząknął z pewną nerwowością, nie wiedział, czy powinien teraz zadać jakieś pytanie, czy lepiej będzie się nie odzywać. Mina komisarza nie wróżyła niczego dobrego. Weszli kierownicy produkcji, Maciek, Ewa, potem Zofia i Jan, za chwilę Mariola. Z wielką starannością unikała spojrzenia na męża. Na to pojawił się spóźniony aspirant Sioła. Kalicki wstał, rozejrzał się po twarzach wszystkich obecnych i powiedział: – Muszę państwa poinformować, że pani Agata Gosztyńska miała wypadek. Chciał to zrobić suchym tonem, ale głos mu się załamał. Zamarli, chcieli coś powiedzieć, ale im nie pozwolił i dokończył: – Jej samochód został uszkodzony, sprawdziliśmy to... Hamulce... – urwał. – Co z Agatą? – wyrwał się Jan, stracił całe swoje niedawno odzyskane opanowanie. Bał się tego, co usłyszy. – Niestety, przykro mi – zakomunikował Kalicki. – Zmarła w drodze do szpitala. – Boże – jęknęła Ewa. Zofia zakryła oczy, Jacek wpatrywał się w policjanta kompletnie znieruchomiały, Jarek kręcił głową w zupełnym oszołomieniu, Maciek obserwował wszystkich wokół, Jan trzymał się za czoło, zamknąwszy oczy, Mariola wbiła wzrok w Kalickiego, potem, zerknąwszy na Jacka i Mariana, przybrała zbolałą minę. Marian usiłował zachować zimną krew i zachować się, jak przystało na dyrektora. Przyoblekł twarz w maskę smutku i podniósł się z miejsca. – Co to znaczy? Jak to? Kto chciał ją zabić? – Prowadzimy śledztwo, proszę nie wychodzić z telewizji, będziemy z państwem rozmawiać... Dziękuję za spotkanie. Wychodzili powoli, Zofia wzięła pod rękę Jana, który już nie przypominał twardego faceta, Ewa pomiędzy Jarkiem i Jackiem, Maciek szedł za nimi, na końcu wyszła Mariola, a na progu stanął blady Marian. – Może u mnie? – zapytał niepewnie. – Nie, dziękujemy – odpowiedział Kalicki. – Zajmiemy gabinet dyrektora Sulickiego. Kacper podjechał właśnie na telewizyjny parking. Nie wiedział o porannej wizycie Anity, zaparkował niemal dokładnie w tym samym miejscu i zamknął drzwi. Rozejrzał się, samochodu Agaty nie było, ale często zostawiała go z tyłu budynku. Wszedł. Na portierni już go wszyscy znali, ukłonił się i zapukał do pokoju Agaty. Tam było bardzo głośno, nikt mu nie odpowiedział, więc wszedł. Pomyślał, że panuje tu jakieś pandemonium. Ewa płakała, Jacek wykrzykiwał coś do swojej żony, która szarpała go za rękaw, Jarek chodził po pokoju, mamrocząc do siebie, jakiś młody człowiek usiłował zrobić kawę w ślamazarnym ekspresie, wszystko wyglądało na jakiś totalny koniec świata. Nie wiedział, czy ma zostać i dowiedzieć się, co się stało, czy uciekać stąd jak najdalej. Jego natura uparcie podpowiadała mu to drugie wyjście. Zastygł w progu, wtedy go dostrzegli. – Co się...? – nie dokończył. Wszystkie spojrzenia pobiegły do niego i raczej nie było w nich życzliwości. – O, kolega amant przybył – Ewa otarła oczy i rzuciła mu wrogie spojrzenie. – Rychło w czas. Popatrzył na nią. Wiedział, że nigdy go specjalnie nie lubiła i vice versa. Zwrócił się do Jacka, choć on też obserwował go z grobową miną. – Nie rozumiem, co się tu dzieje, gdzie jest Agata? – zapytał bardzo oficjalnym tonem. – Nie ma – odpowiedział Maciek, który próbował zachować jakąś równowagę. – A kiedy wróci? – przecież zadał normalne pytanie i zupełnie nie mógł zrozumieć tego, co się zaczęło dziać. Nagle wszyscy zaczęli mówić naraz. – Wróci, wróci... – Stamtąd się nie wraca. – Przestań, do cholery! – Sama przestań, trzeba było... – Co trzeba było? – Wcześniej się zastanowić... – O czym wy gadacie, kretyni? – Sam jesteś kretyn, czyste rączki, tak? – Odczep się od niego, a ty to co? Stał w progu, myśląc, że trafił do domu wariatów. Wrzeszczeli jedno przez drugie, skakali sobie do oczu, zupełnie zapominając o nim. – Odbiło wam? – ryknął z całej siły. – Co się tu dzieje? Zapadła nagła cisza, tylko Maciek przecknął się i wyłączył ekspres. Rozszedł się kojący, dobrze znany aromat zaparzonej kawy. I Maciek odezwał się pierwszy. – Pani Agata nie żyje, miała wypadek... I to podobno było morderstwo. Kacper patrzył i nie mógł oderwać od niego oczu. Kto to jest? Nowy pracownik? Nieważne, co on powiedział? Agata? Wypadek? Nie żyje? – Kto z was to zrobił? – zapytał napastliwie. – Pytam, kto z was? – ryknął kolejny raz. Właściwie nie wiedział, dlaczego zadał to pytanie, dlaczego był przekonany, że to ktoś z nich. Zareagował instynktownie. I nagle zapanował idealny spokój. Ewa przyjrzała mu się dokładnie i oczy jej pociemniały ze złości. – A może ty? – zapytała ostro. – Najpierw Sławomir, a potem Agata. Co, nie sprawdziła się jako informator? – A może odkryła jakieś twoje lewe interesy? – to Jacek, który przestał się nawet zacinać. – Nie chciała cię już kryć? – Jarek pierwszy raz tego dnia uniósł głowę. – Napije się pan kawy? – Maciek wyciągnął w jego stronę parującą filiżankę. – Czy wyście pogłupieli? – wziął kawę i usiadł. – Co to ma znaczyć? Ewa znów zaczęła płakać, Jacek opadł na swoje krzesło, opędzając się od Marioli, Jarek wyjrzał przez okno, Maciek podał cukier i łyżeczkę. – Czy mówicie poważnie? – Kacper nie mógł dojść do siebie. Niemożliwe przecież, żeby się zmówili, by zrobić z niego balona, ale jak to, Agata nie żyje? No, faktycznie, przyjechał dzisiaj, żeby jej oświadczyć, że pewnie wróci do żony, ale... Kręcił głową do siebie. Nikt nie zdążył się odezwać, gdy pałeczkę przejęła Mariola. – Tak się to kończy, gdy ludzie są nieodpowiedzialni – zawyrokowała i ciągnęła dalej. – Jak się za dużo chce i przesadzi się z oceną własnych sił. Wszędzie być najlepszą i niedoścignioną, rzeczywiście... a w konsekwencji nie dawać sobie rady... No tak, to musiało się tak skończyć... Nie mogli oderwać od niej oczu, Jacek najchętniej wlazłby pod stół, Ewa kręciła głową w najgłębszym podziwie, Maciek obiecał sobie, że tej chwili nie zapomni do końca życia, Kacper pomyślał, że umarł, a Jarek powiedział głośno: – Chyba ktoś zabił nie tę osobę, co trzeba! Milczał, wypił solidną porcję koniaku, ale niewiele mu to pomogło. Zofia pogratulowała sobie, że zatrzymała tę resztkę na czarną godzinę, „Tfu” – pomyślała. – „Wyprorokowałam czy co?” Sama wychyliła już dużą porcję, chciała mu dolać, ale powstrzymał ją ruchem dłoni. – To nic nie da, dziękuję ci. Siedział w fotelu z opuszczonymi ramionami, ręce zwisały bezwładnie, przygarbił się mocno i zamknął oczy. Zofia była w szoku, ciągle wyrzucała sobie, że nie złapała Agaty wcześnie rano i nie porozmawiała z nią, może by ją zatrzymała, może Agata... Nagle coś sobie uzmysłowiła. – Ona wszystkim mówiła, że ma ten nagrany materiał na taśmie i że bada to policja. Morderca mógł się poczuć zagrożony? Otworzył oczy i powoli, lekko się wyprostował. Tak, zapomniał o tym z nią porozmawiać. – Zofia – odezwał się wreszcie. – Oglądałaś tę kasetę? Chwilę milczała, a potem skinęła głową, trochę niepewna, czy dobrze robi. – No i co tam widziałaś? – zapytał tonem wyprutym z wszelkich emocji. Popatrzyła bez słowa, znów z pewnym niepokojeni. – Jakiś facet przystawił Sławomirowi pistolet pod żebra, tak? – rzucił niedbale. Zmartwiała, skąd on to wie? Agata mu pokazała? Kiedy? Strach tak wyraźny ukazał się na jej twarzy, że Jan szybko dodał uspokajającym tonem: – Nie bój się, to byłem ja. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że to wcale nie zabrzmiało uspokajająco. Sięgnął po kieliszek i dopił resztę, potem włożył rękę do kieszeni. Patrzyła na niego nieruchomym wzrokiem i bezgłośnie poruszała ustami, przestraszył się. Pochylił się ku niej i wyjął mały błyszczący przedmiot. – Hej, policja wie, że mam ten tzw. pistolet ze sobą, zapalisz? Rozległ się dźwięk uruchamianej zapalniczki i w ręku Jana zapłonął mały ogienek. – Faktycznie, wygłupialiśmy się ze Sławomirem na bankiecie i przystawiłem mu „broń” pod żebro. Jak ta kamera Agaty to nagrała, nie wiem, ale bardzo szybko wyjaśniłem to policji. A ona nadal rozpowiadała o sekretnej taśmie? – zapytał i głos mu zamarł. Uświadomił sobie, co właśnie powiedział. Zofia nie mogła jeszcze dojść do siebie, powoli pokiwała głową. Wzięła do ręki zapalniczkę i przyjrzała jej się dokładnie. Rzeczywiście, trudno byłoby ją odróżnić od normalnego pistoletu. – Jezu – powiedziała bardzo cicho. – Więc ktoś mógł pomyśleć... – przerwał i dodał gorączkowym tonem. – Do cholery, idę do tych policjantów, przecież oni wiedzieli... – Daj spokój – powiedziała bardzo nagle zmęczona i postarzała, teraz ona zagłębiła się w fotelu. – A co to teraz zmieni? Oklapł, faktycznie, co mógł teraz zrobić? Agata nie żyje, on sam próbował zmienić ostatnio swoje życie, za późno, jak się okazało. – Nalej mi jeszcze – poprosił. Nigdy wcześniej nie czuł takiego wszechogarniającego bólu, zacisnął dłonie tak, że zbielały mu kostki. Zofia w milczeniu rozlała resztkę koniaku. – Czy dzień po morderstwie pana dyrektora Sulickiego użytkował pan pokój przylegający do waszego? Jacek popatrzył na Kalickiego. Siedział w gabinecie Sławomira i nie czuł się tu bezpiecznie. Już jakoś przywykł do świadomości, że w ich pokoju leżało jego ciało, natomiast tu doznawał uczucia strachu. A przecież nie wierzy w duchy, do licha. Skoncentrował się na pytaniach i próbował opanować to swoje cholerne zacinanie się. – Chodzi panu o tę podsłuchaną przez Jolę rozmowę – domyślił się. – Nie, chyba nie byłem tam, ale nie pamiętam, goniłem po całej telewizji z różnymi papierami. Agata miała przeglądać taśmy, ktoś zabrał klucz do przeglądówki, mogłem tam zajrzeć, ale nie jestem pewien. – A wtedy wieczorem, w dniu wypadku samochodowego, gdzie pan był? Kalicki zadawał te pytania bardzo spokojnie i to sprawiło, że Jacka ogarnął niepokój. – W domu, z żoną – odparł i dodał gwałtownie. – Ale chyba pan nie myśli, że to ja? – Musimy wszystko dokładnie sprawdzić – uspokoił go Sioła. – Na czas napadu na panią Agatę też ma pan alibi? Obserwował go bardzo uważnie, choć prawie niedostrzegalnie. Jacek nie dał się złapać. – Nie wiem, kiedy to dokładnie było – odpowiedział. Na chwilę poczuł się lepiej. Ale tylko na chwilę. – Pan przygotowywał kosztorysy wielu programów, prawda? – zmienił temat Kalicki. – Na przykład tego telemostu? – Tak – powoli przytaknął Jacek, teraz już bał się naprawdę. Znów zaczął się lekko zacinać. – To należy do moich obowiązków. – A ile wersji takiego kosztorysu się robi? Sioła zaczął krążyć po pokoju, Jacek uświadomił sobie, że szalenie go to drażni, ale nie ośmielił się zwrócić mu uwagi. Poczuł, że ma spocone dłonie. – Kilka – wyjaśnił. – Optymalną, to taka, jaką by się chciało i oszczędnościową, czyli taką bardziej realną. – Dyrektor podpisuje tylko jedną z nich i kieruje do produkcji? – zapytał Sioła. Kalicki głośno wertował papiery. – Tak, ale najpierw, przed skierowaniem do produkcji podpisuje zamawiający – Jacek skinął głową. – A u nas dyrektor i księgowy. Przeważnie tę tańszą, nikt nie ma teraz pieniędzy. – Który dyrektor? – padło pytanie. Jacek patrzył niepewnie. – Jak to, który? – Naczelny, czy może być zastępca? – W dużych produkcjach naczelny, ale podczas jego nieobecności albo z upoważnienia... zastępca. – A czyja była propozycja telemostu? To było pytanie, którego się najbardziej obawiał. – Sławomir ustalał to z panem Malikiem, ale wiem, że i Kacper się przy tym kręcił i jakieś inne firmy... – A jak wyglądają rozliczenia? – padło pytanie. Teraz obaj policjanci patrzyli bardzo uważnie. Jacek tłumaczył istnienie kosztorysu wynikowego. – Ale tak naprawdę to jest na potrzeby naszej księgowości – oznajmił. – Kupujący płaci kwotę z kosztorysu wstępnego, po prostu się na nią zgadza. – A jeśli są oszczędności? – zdziwił się Sioła. Jacek był zakłopotany, jak ma im powiedzieć, że stara się nigdy nie wykazywać żadnych oszczędności, przecież temu służą odpowiednie rachunki? Ale już padło następne pytanie. – Pan Sulicki podpisał kosztorys? – zapytał Kalicki niewinnym tonem. – Nie wiem, ja go tylko przygotowałem. – W dwóch wersjach? – Tak – teraz Jacek nie rozumiał pytań. Za chwilę zrozumiał. Kalicki wyjął dwa dokumenty i położył przed Jackiem. – Poznaje pan to? Proszę porównać daty... Andrzej jechał samochodem w dużym wzburzeniu, jak ona mogła? Potraktowała go jak narzędzie i na koniec jeszcze chciała go w tym szambie utopić! Dobrze, że coś go tknęło i pojechał na policję. Kazała mu tworzyć oferty na przetargi, on je podpisywał swoim nazwiskiem, a ona to fałszowała i w porozumieniu z producentami ustawiała przetarg na swoją korzyść. Nawet dawała mu trochę pieniędzy. Trochę, bo krocie wpływały do jej kieszeni. A jemu wmawiała, że tylko otarł się o granice prawa, bo wpisywał dość duże kwoty. No, wpisywał duże, ale skoro płacili, to widocznie mogli. Ale te naprawdę wielkie sumy były jej autorstwa. Nie wiedział i mógł się tylko domyślać, jakie rachunki wystawiała telewizji, np. za budowę scenografii. Zmartwiał. A jeśli tam też były jego podpisy? Rany boskie, tak się dać omotać! Był na siebie po prostu wściekły. Czekała na niego pod domem Agaty, zobaczył ją, gdy wysiadała z zaparkowanej taksówki. Tak, stać ją było na oczekiwanie przy włączonym taksometrze. Skąd wiedziała, że on tu przyjedzie? Zatrzymał się, nie gasząc silnika. Jak gdyby nigdy nic, otworzyła drzwiczki jego auta od strony pasażera i usiadła. Była bardzo opanowana. Zapaliła papierosa. Zrobiła to na złość, wiedziała, że Andrzej nie toleruje dymu w samochodzie. Ciemne włosy miała upięte na czubku głowy, podkreślone na czarno wielkie oczy robiły wrażenie jeszcze większych. Milczał, nie miał zamiaru ułatwiać jej zadania. – Musiałam tak zagrać – zaciągnęła się dymem. – Lepiej było zwrócić ich uwagę na ciebie, przecież ty jesteś czysty. – A ty? – nie wytrzymał. Wiedział, że zabrzmiało to agresywnie, ale wcale nie zamierzał złagodzić swojego tonu. Przyjrzała mu się badawczo, odwrócił głowę. – Daj spokój, wszystko ci wytłumaczę – machnęła niedbale ręką, krwistoczerwony lakier błysnął niepokojąco. – Teraz trzeba się trochę przyczaić i zaczekać. – Nie będę się przyczajał – powiedział spokojnie i poczuł olbrzymią ulgę. – Właśnie wracam z policji. – Co? – wreszcie wyglądała na wytrąconą z równowagi. Zdusiła papierosa w popielniczce i zwróciła się gwałtownie w jego stronę. – Co ty zrobiłeś, idioto? – Byłbym idiotą, gdybym pozwolił się zamknąć na podstawie twojego donosu, nie sądzisz? Teraz on patrzył na nią zaczepnie, wielką satysfakcję sprawiał mu widok jej zdenerwowania. – Od początku wiedziałam, że jesteś mięczak, ale chciałam dać ci szansę! – wysyczała przez zęby. – Leć teraz i roń łzy nad swoją świętej pamięci żoną! – Co ty powiedziałaś? – zmartwiał, wydawało mu się, że źle usłyszał. Dlaczego ona wymyśla jakieś niestworzone historie, jak może być taka podła? – Jak to świętej pamięci?! – Nie wiesz? – wzruszyła ramionami, znów obserwowała go z zimną satysfakcją. – Kacper dzwonił do mnie z telewizji, miała wypadek. Wysiadła i podeszła do taksówki, która nadal na nią czekała, wsiadając, uśmiechnęła się do siebie. Nieporadny idiota, co ona w nim widziała? Tchórz i pantoflarz, poleciał na policję, jak to dobrze, że nigdy mu nie ujawniła szczegółów swoich interesów. – Do telewizji – zadysponowała. Andrzej wyleciał z samochodu i nie oglądając się, pobiegł do domu. Otworzył mu policjant, w głębi mieszkania zauważył parę osób, Weronikę i psa. – Proszę, niech pan wejdzie, czekamy na pana. Rozejrzał się, niewiele rozumiejąc. Co się tu dzieje? – Jak mogliście do tego dopuścić? – Jan wszedł na przesłuchanie bardzo wzburzony. Miał szczerą ochotę walnąć krzesłem czy porozbijać filiżanki, opanował się z największym trudem. – Przecież wiedzieliście, co naprawdę jest na taśmie, a pozwoliliście jej narażać się na niebezpieczeństwo. Zabił ją ktoś, kto myślał, że to on jest na tej kasecie... Sioła bez słowa wskazał mu krzesło, na wszelki wypadek stanął za nim, furia Jana mogła stać się niebezpieczna. – Niech się pan uspokoi – uciął Kalicki. – Proszę odpowiadać na pytania, o pana pretensjach porozmawiamy później. Nieoczekiwanie to pomogło, Jan rozejrzał się wokół i przysunął sobie krzesło, nie pytając o pozwolenie, wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę w kształcie pistoletu. Zapłonął ogień. Chwilę później zmieszał się. – No tak – mruknął zupełnie pokonany. – Wszystko przez to. Z nienawiścią wpatrzył się w leżący przedmiot. Zamilkł. Wiedział, że powinien się opanować, ale przychodziło mu to z najwyższą trudnością. – Słucham – powiedział zimno. – Proszę nam opowiedzieć o projekcie telemostu. – Sioła też już usiadł, ale nie odrywał uważnego spojrzenia od przesłuchiwanego. – Co? – Jan nie wierzył własnym uszom. – A co to ma do rzeczy? – Dowie się pan w swoim czasie – uspokoił go Kalicki. – Na kiedy planowana była ta produkcja? – Za dwa lata – odpowiedział całkiem spokojnie. – To dużo kosztuje? – wtrącił się Sioła niewinnie. – Raczej – przyznał, odpowiadał już spokojniej ale zaczął go ogarniać pewien niepokój. – Głównie wysokie są koszta realizacyjne. – A ile można na tym zarobić? – Kalicki popatrzył mu w oczy i wytrzymał spojrzenie. Jan odwrócił wzrok. Poczuł się zakłopotany. – Na reklamach przy emisji... – zaczął, ale Sioła przerwał mu błyskawicznie. – Nie, nie o to pytam. Ile na tym można zarobić prywatnie? Pytanie zawisło w powietrzu. – Nie rozumiem? – Jan zawiesił głos i czekał na dalszy ciąg. – Proszę pana, na przykład ogłaszacie przetarg na firmę robiącą dekoracje, tak? – kontynuował Sioła. – Szukacie firmy z najlepszym nagłośnieniem, wybieracie telewizję do montażu, ktoś inny dba o łącza... Sam pan nam to ostatnio tłumaczył. – A, o to panu chodzi? – odczuł pewną ulgę. – Tak, firmy, które to wygrają, mogą zarobić, to prawda. – A kto jeszcze? – padło pytanie. – Na przykład pan? Albo producent, albo dyrektor telewizji? Przez chwilę milczał. Kalicki położył przed nim te same dokumenty, które wcześniej oglądał Jacek. Jan zerknął na nie szybko i zrezygnowany powiedział: – No tak, muszę panom wszystko wyjaśnić... Zofia znała prawdę, trudno jej było w to uwierzyć. Sławomir, nie znała go od tej strony i Jan w tym wszystkim... A Agata związała się z takim pokrętnym człowiekiem, jak Kacper, straciła najwyraźniej tę słynną kobiecą intuicję, chyba, że chodziło tylko o seks. Tak się dać nabrać! A teraz nie żyje! Kto ją zabił? Kto zabił Sławomira? Kto w tym potwornym żmijowisku popełnił zbrodnię? Poszła do Ewy, Jana jeszcze przesłuchiwali, następny miał być Jarek, potem ona, potem Marian i Mariola. Ewa opanowała się już trochę, z wdzięcznością przyjęła wizytę Zofii. – Dzięki Bogu, że przyszłaś, ten kretyn słowem nie chce się odezwać – powiedziała, wskazując Jacka, który siedział i ponuro gapił się przez okno. Zofia przyjrzała mu się i domyślnie pokiwała głową, wiedziała, o czym myślał. Z ulgą opadła na krzesło i uświadomiła sobie, jak strasznie jest zmęczona. Nic nie jadła, piła tylko kawę i koniak, teraz lekko zakręciło jej się w głowie. – A ciebie już przesłuchiwali? – zapytała. – Tak, zdaje się, że im zrobiłam niezły mętlik – niefrasobliwie oświadczyła Ewa. – Poopowiadałam im wszystkie korytarzowe plotki, niech w tym grzebią. Przestała już płakać, w dziwny sposób awantura z Kacprem sprawiła, że doszła do siebie. Nie zauważyła, że Jacek obrzucił ją nieżyczliwym spojrzeniem. – Ale mam jeszcze tu zostać – dokończyła. – Ciekawe, dlaczego? Trochę mnie głowa boli... Boże, Agata... – urwała. Wszedł Maciek i zmieszał się trochę, widząc wbite w siebie spojrzenia. – Gdzie byłeś? – zapytała Ewa. – Ty też pewnie będziesz zeznawał. – Tak – przyznał. – Już mnie wezwali, za jakiś kwadrans. – Fajny początek pracy w telewizji – mruknął wreszcie Jacek. Nie mógł jeszcze dojść do siebie po rozmowie z policją. Zastanawiał się, czy właściwie odpowiadał na pytania. – Kserowałem scenariusze – wyjaśnił Maciek niepewnym głosem. – Tylko po co? – zapytała Ewa i pokiwała złowieszczo głową. – W tej sytuacji Marian i tak da to komuś innemu. Słyszeliście? – ożywiła się. – Podobno zrobił już listę osób do zwolnienia. Przynajmniej nie będzie miał satysfakcji, wyrzucając Agatę... – Może jednak nie – mruknęła Zofia. Zwrócili na nią pytające spojrzenia, nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo na progu stanął bardzo przybity Jarek i powiedział: – Zofia, teraz ty. Ciężko podniosła się z krzesła, miała nadzieję, że natknie się gdzieś na Jana i on jej coś wyjaśni. Wyszła bez słowa, a pozostali rzucili się na Jarka. – O co cię pytali? – Dajcie mi spokój – oświadczył nagle zdenerwowanym głosem. – Mam tego dość! Kacper siedział w bufecie zupełnie sam. Nikt go nie zaprosił, ani Ewa i kierownicy, ani Marian... No tak, na Zofię nie liczył, wiedział, że również go nie lubi, pił już czwartą kawę. I ten cały Jan, zachowuje się tak, jakby to on był z Agatą, a Kacpra mierzy nieżyczliwym spojrzeniem. Nawet Jacek omijał go wzrokiem. Teraz tak, a wcześniej? Co, zmuszał go do współpracy? Sam się napraszał. Nagle otworzyły się drzwi do bufetu i stanęła w nich Magda. Zmartwiał. Po co ona tu przyszła? Jeszcze tego potrzeba, w obecności tylu glin! – Zwariowałaś? – zasyczał, gdy podeszła do stolika. – Po co przyjechałaś? Udała, że nie zauważa jego wściekłego tonu, zamówiła herbatę i usiadła. – Andrzej pękł, był na policji – oświadczyła niby beztrosko. Kacper aż się wyprostował, zauważył zaciekawione spojrzenia okolicznych użytkowników bufetu, Magda zwracała uwagę, a że nie była tu osobą nieznaną, parę głów przybliżyło się do siebie w konspiracyjnych szeptach. – Co? – zapytał i ściszył głos. – Nie zatrzymałaś go? – Zrobiłam, jak ustaliliśmy, tyle tylko, że oni mają dokumenty Sławomira. On ich nie zniszczył, wiedziałeś o tym? Uniosła szklankę do ust, zaraz jednak odstawiła ją gwałtownie. – Wiedziałem – przyznał. – Mnie też pokazali... – Nie mogłeś mnie uprzedzić? – zapytała z oburzeniem. – Nie wygłupiałabym się z tymi donosami, zwariowałeś? – Nie zdążyłem – powiedział bardzo cicho. – Ale to przecież co innego niż zbrodnia... Nie chciał się przyznać, że po prostu o niej całkowicie zapomniał. Kacper interesował się ludźmi tylko wtedy, gdy byli mu potrzebni, a na pewno nie wtedy, gdy ktoś oczekiwał jego pomocy. W takich sytuacjach przeważnie bardzo dokładnie znikał. Zapomniał tylko, że przed Magdą trudno się ukryć. – Jak będą chcieli znaleźć kozia ofiarnego, to my się nawet nieźle nadajemy. Położyła nacisk na zaimku „my” i wiedziała, że to zauważył. Pilnie zaczął mieszać wystygłą już kawę. Wstała, miała go już szczerze dosyć. – Ty też jesteś słaby, ale miałam partnerów! Najgorsze egzemplarze tego, co się w przyrodzie nazywa rodzaj męski. Wyszła. Kacper siedział coraz bardziej przybity i przerażony, dlaczego go jeszcze nie wołają? To taka psychologiczna gra? Ma się załamać? Przeraziły go zimne oczy Magdy, ona na pewno nie ma skrupułów, jak będzie trzeba, poświęci go bez wahania. Cholera, wyjść stąd, uciec, tak, by wreszcie spokojnie wszystko przemyśleć. Poprosił o jeszcze jedną kawę, czuł w ustach gorzki smak, coś uciskało go w klatce piersiowej, jeszcze tylko tego brakowało, by dostał zawału! Zadzwoniła komórka. Zauważył, że wyświetlił się numer Anity i z ulgą odebrał... Po wyjściu Zofii Kalicki poprosił na przesłuchanie Maćka. – Wiesz co! – pokręcił głową Sioła. – To takie buty... Zeznanie Zofii potwierdziło ich dotychczasową wiedzę, przejrzeli bardzo inteligentną grę dyrektora Sulickiego, teraz trzeba było tylko zdemaskować mordercę. Wszedł Maciek i starannie zamknął za sobą drzwi. – No i jak? – Kalicki nie krył podniecenia. – Wszystko gotowe – zameldował Maciek, starannie skrywał swoje podekscytowanie. – Sprawdziłeś? – zapytał Sioła z napięciem. – Oczywiście – odparł z cieniem urazy. – Możemy zaczynać. Kalicki wstał. Przez dyrektorski telefon poprosił do siebie jedną z sekretarek. Weszła zaniepokojona, tyle się ostatnio działo, dwa morderstwa, przesłuchania, czego teraz od niej chcą? – Pani Kasiu, czy może pani poprosić te osoby do małego studia? Aspirant Sioła będzie pani towarzyszył – poprosił Kalicki łagodnym tonem. – Nie przez telefon? – zdziwiła się Kasia. Przecież w studiu nic się nie dzieje, chyba nawet technicy jeszcze nie przyszli do pracy... – Wolałbym osobiście – wyjaśnił z miłym uśmiechem i wręczył jej listę nazwisk. – Ja już tam schodzę. Wyszła z bardzo zdumioną miną, z nią Sioła. Kalicki wraz z Maćkiem przemknęli do studia. Kasia pomyliła się. W telewizyjnym pomieszczeniu paliły się światła, na dużym kontrolnym monitorze widać było kolorowe paski. Maciek uzgadniał coś z realizatorem, Kalicki sprawdził ilość krzeseł, ustawionych przed telewizorem, fachowiec od dźwięku założył słuchawki. Kalicki zobaczył zaproszonych gości i gestem zaprosił ich do zajęcia miejsc. Wchodzili zaskoczeni, ale i zaciekawieni. – Jak u Agaty Christie – mruknęła Ewa. – Zaraz Herkules Poirot prawdę ci powie... – Ale masz poczucie humoru – zauważyła siadając obok niej Zofia. Jacek nie odzywał się do nikogo, nawet do swojej żony, która znów poczuła się bardzo samotna, nikt nie chciał z nią rozmawiać. Jan starannie wybrał miejsce, jak najdalej od Kacpra. Weszła Jola, opierając się na ramieniu przystojnego policjanta. Powitali ją ciepłymi uśmiechami. – Jak się czujesz? – Zofia przechyliła się przez oparcie krzesła, ona nie była w szpitalu i teraz widok Joli niezmiernie ją ucieszył. Jola podziękowała z szerokim uśmiechem i zerknęła na siedzącego obok Zbyszka. Jego obecność była dla niej źródłem niesamowitej radości, nawet fizyczne dolegliwości odsunęły się w cień. Ewa obserwowała przygotowania realizatorów i zaczynała się domyślać celu zgromadzenia ich tutaj, Kacper kręcił się niespokojnie na swoim miejscu, miał ochotę na natychmiastową ucieczkę, Jan wymienił spojrzenia z Zofią, Mariola szeptała coś do Jacka, który siedział nienaturalnie wyprostowany. Kalicki ocenił wzrokiem, czy są już wszyscy, kiwnął głową, gdy zobaczył znak od Sioły. Realizator studia uruchomił monitor, zgromadzeni rozpoznali na ekranie dobrze im znane pomieszczenie i usłyszeli znajome głosy... – Chyba możesz mi już oddać ten przycisk do papieru, którym zabiłeś Sławomira? Masz zamiar do końca życia mnie nim szantażować? Marian oparł się wygodnie w fotelu. Ze swoim chytrym uśmieszkiem obserwował rozmówcę. – Zawsze ci się podobał – zauważył niedbale. – Pewnie nadal dużo na nim twoich odcisków palców. Nie, jeszcze ci go nie oddam, sfuszerowałeś wypadek tej głupiej dokumentalistki i nie zdobyłeś taśmy Agaty. – Ale teraz mi się udało, Agata nie żyje... – młody człowiek stał odwrócony tyłem do zamontowanej w ścianie ukrytej kamery, potem przesunął się nieco i usiadł w fotelu. – W ostatniej chwili – przyznał Marian. – Nie wiem, co jest na tej taśmie, ale nie mogłem ryzykować, jutro miała ją oglądać, po co tu teraz przyszedłeś? Nie możesz zaczekać, aż gliny się stąd wyniosą, to niebezpieczne. Jego rozmówca machnął lekceważąco ręką. – Ciągle kogoś przesłuchują, więc i tak nie zwracają uwagi, pracować przecież trzeba i podpisywać dokumenty, a właśnie, udało się? – zapytał z zaciekawieniem. – Tak, podpisałem identyczny kosztorys – Marian zaśmiał się, bardzo z siebie zadowolony. Sięgnął po szklankę z sokiem i pociągnął orzeźwiający łyk. – Tylko na dużo większe pieniądze, dzień po śmierci Sławomira, wtedy już miałem prawo, jeszcze tylko ten cwany Jan, ale mam przecież zaufanego księgowego, przyjął rachunki... – skrzywił się. Siedzący naprzeciw niego roześmiał się porozumiewawczo. – Głupi ten Sulicki – powiedział. – Gdyby się nie wtrącał i przymknął oczy, nie dość, że by żył, to jeszcze całkiem nieźle. Marian spochmurniał. – Nie przypominaj mi tego! Jaką awanturę mi zrobił, o uczciwości ględził, ale dał się nabrać i jak zaproponowałem, że przyniosę wieczorem osobiście napisaną rezygnację ze stanowiska, zgodził się, zawsze był idiotą. – A wszyscy wiedzą, że ty jeden masz pewne alibi... – Dobrze, że wtedy piłeś z tym kretynem. Po wyjściu z telewizji, głośnym i ostentacyjnym, wróciłem tam twoim samochodem i w twojej bluzie z kapturem, wtopiłem się w grupę techników, wnoszących dekoracje... – Myślałem, że chcesz tylko ukryć fakt waszej rozmowy. Nie sądziłem, że go rąbniesz i jeszcze mnie w to wrobisz... – Jarek odwrócił się w stronę kamery. – Kiedy wszedłem do waszego pokoju, Sławomir już czekał, no i kiedy się odwracał, zaprawiłem go przyciskiem do papieru z twoimi odciskami palców. Pewnie, że musiałem go załatwić. Co, ruszyły cię wyrzuty sumienia? – zaniepokoił się Marian. Jarek popatrzył na niego z niechęcią. – Szantażowałeś mnie od lat tamtym wypadkiem po pijanemu, ale miałem ci tylko donosić, a ty mi kazałeś wykonywać mokrą robotę. Już i tak dorobiłem ci klucze do wielu pokoi, żebyś mógł wszystkich kontrolować. Nie rozumiem tylko, po co ci były te następne trupy, chciałeś sprawdzić taśmę, dobrze, nie udał mi się ten napad na Agatę, ale Jola? – Do cholery, sam mówiłeś, że słyszała twoją rozmowę telefoniczną ze mną. – Słyszała dziwny szept, ale nie jestem pewien, czy zrozumiała cokolwiek. Marian wstał w nagłym zdenerwowaniu i przeszedł się po pokoju. – Skończmy już tę rozmowę, idź, żeby niczego nie zauważyli, grunt, że załatwiłeś Agatę, zaczęła niebezpiecznie orientować się w sprawach Sławomira, pewnie jej jednak coś powiedział, no i ta taśma... – Mylisz się, nic mi nie powiedział! Marian odwrócił się błyskawicznie. Na progu stała Agata, dwóch umundurowanych policjantów wymierzyło w niego naładowaną broń. Jarek rozsunął zamek błyskawiczny swojej bluzy, wyjął mikrofon i nadajnik. – Chyba nie przyda ci się to narzędzie zbrodni z moimi odciskami palców – powiedział. Marian patrzył na Agatę z niedowierzaniem, potem przeniósł wzrok na Jarka. Jego oczy wyrażały zimną nienawiść. W chwilę potem ze skutymi rękami wyprowadzono go z gabinetu. Agata podeszła do ściany i zerknęła na wiszący obraz. W jednym miejscu zauważyła niewielki otwór, w którym umieszczony był malutki obiektyw. – Niezłe – zerknęła na Jarka. – Dlaczego nic nie powiedziałeś? Mogłeś sypnąć go wcześniej i do wielu rzeczy by nie doszło. Jarek spuścił głowę. – Słyszałaś, szantażował mnie, nie sądziłem, że posunie się do morderstwa, a potem chciał mnie wrobić. – Państwo proszeni są do studia – na progu gabinetu stał policjant i czujnie obserwował Jarka. Patrzyli na monitor w całkowitym osłupieniu. Nikt nie odezwał się słowem podczas transmisji. Za to, gdy tylko obraz zgasł, wybuchła wrzawa. – Chryste – jęknęła Zofia. Jan poderwał się z miejsca. – Gdzie jest Agata? Gdzie jest Agata? – chwycił Kalickiego za rękaw. – Co to wszystko znaczy? – dopytywała się Mariola. – Nie rozumiem, kto jest mordercą? – Trzeba było uważniej oglądać – zwróciła jej uwagę Ewa. – Więc to Jarek? Wiedziałeś? – zapytała Jacka. On jeden siedział nieporuszony i nie odrywał oczu od ciemnego już ekranu. Pokręcił głową. Jola szeptała coś do ucha Zbyszka Michalskiego, Kacper przesuwał się do wyjścia. Nagle wszyscy umilkli. Do studia weszła Agata i Jarek, w towarzystwie policjanta. Kalicki przytulił ją do siebie, naprawdę wzruszony, potem chrząknął i powiedział oficjalnie: – Dziękuję, była pani wspaniała. Agata nie doszła jeszcze do siebie, rozglądała się wokół w stanie absolutnego szoku, zobaczyła Jana i uśmiechnęła się do niego nieśmiało. – Dobrze, że pan się zgodził na współpracę, sąd na pewno weźmie to pod uwagę podczas rozprawy. – Kalicki podszedł do przybitego Jarka. Ten, nie podnosząc oczu, odparł: – Nie chciałem zrobić krzywdy Joli, hamowałem, uderzyłem ją lekko i bokiem, nie sądziłem, że to będzie takie poważne... – Wiemy, ale te hamulce w samochodzie pani Agaty pan uszkodził, zarejestrowaliśmy to na taśmie. – Ale nieznacznie, dlatego tak się zdziwiłem, gdy powiedzieliście o wypadku, nie miała prawa zginąć... – To dlaczego pan to zrobił? – Musiałem udawać, że coś robię przy aucie, on mnie obserwował. Gdy zabrakło nam wódki i wyszedłem do sklepu, naciąłem przewód minimalnie, chciałem to wszystko trochę odwlec... Patrzyli na niego w dużym oszołomieniu. Jarek, ten ogólnie lubiany Jarek okazał się przestępcą? No tak, jeśli ten obrzydliwy psychopata go szantażował... W końcu jednak chłopak się przyznał i doprowadził do ujęcia mordercy. Kalicki przerwał nagłe milczenie. – Na razie jest pan zatrzymany, wyjaśnimy wszystko dokładnie i prokurator zdecyduje, czy będzie pan mógł wyjść za kaucją do czasu rozprawy. Pan Marian już został odwieziony do aresztu. – Czy pan nam wreszcie coś wyjaśni? – zapytała Ewa z nadzwyczajną uprzejmością. – Chyba nie mam innego wyjścia, prawda? – Kalicki ukłonił się z galanterią. Zofia błyskawicznie popatrzyła na Maćka, odpowiedział jej porozumiewawczym uśmiechem, pokiwała głową w podziwie. Tak, zrozumiała. Andrzej z Weroniką czekali w pokoju redakcyjnym, dziewczynka była bardzo przejęta i już się cieszyła, jak to będzie opowiadać w szkole, że jej matka stała się tajnym agentem. Andrzej nie mógł usiedzieć na miejscu i chodził z kąta w kąt. Bał się, nie o siebie, trudno, będzie musiał zapłacić za głupotę. Bał się o Agatę. A jeśli tamten ma broń i sterroryzuje wszystkich? Kiedy wszedł Sioła i uśmiechnął się zwycięsko, poczuł niesamowitą ulgę. Wpadli do małego studia. Tam trwała ożywiona rozmowa. Tylko Kacper stał z boku, nie biorąc udziału w wyjaśnieniach, słuchał z narastającym przerażeniem. – Wiedziałem, że Sławomir czymś się gryzie – mówiła Zofia. – Ale on był niesamowicie skryty, a może i mnie podejrzewał? – zapytała. – Tak, podejrzewał – do rozmowy dołączył się Jan. – Tu czasami działy się dziwne rzeczy przy dużych produkcjach, jakiś drugi obieg dokumentów i pieniędzy. Talarek miał sztamę z księgowym... – przerwał i popatrzył pytająco na Kalickiego. Ten kiwnął głową i wtrącił: – Został zatrzymany – potwierdził. Jan ciągnął dalej: – Korzystając z tego, że i tak płaciliśmy ustaloną kwotę z kosztorysu wstępnego, w wynikowym podkładali zawyżone rachunki od prywatnych firm, mieli z nimi takie układy. Firmy dostawały ciężki szmal i dzieliły się kasą z panem dyrektorem. Jak opłacił wspólników, jeszcze mu wiele zostawało w osobistej kieszeni. – Jakie firmy? – nie wytrzymała Ewa. Teraz wtrącił się Kalicki. – Budowa dekoracji, nagłośnienie, transport, te pozycje w kosztorysie, które były praktycznie nie do udowodnienia. Pan Sulicki zaczął coś podejrzewać po pewnym pożarze dekoracji, podobno spłonęły bardzo drogie elementy, a tak naprawdę to była dykta. Scenografię robiła firma pani Góral. Andrzej spuścił głowę i unikał spojrzenia na Agatę. Milczał przybity. Weronika wzięła go za rękę. Niewiele rozumiała z toczącej się dyskusji, ale pojęła, że przez tę wredną czarną żmiję ojciec może mieć kłopoty. – Podejrzewał Kacpra – dodała Zofia. – I jeszcze Jacka... – No, panowie nie byli w tak absolutnym porządku, prawda? – zapytał Kalicki. – Ja tylko podwyższałem nieznacznie honoraria – Jacek mówił to z pochyloną głową. – Swoje... – I zaniżał pan innym, żeby się zgadzała całościowa kwota. Jacek już się nie odezwał. – A pan Kacper... – Kalicki popatrzył na niego. – Pan zbliżył się do pani Agaty, by mieć rozeznanie, kto i co tu realizuje i starał się pan, jak to się mówi, kraść co lepsze pomysły, składał pan te propozycje jako swoje z wcześniejszą datą, a pan Jacek szybko pisał kosztorysy. No, jeszcze razem z panią Góral fałszował pan oferty przetargowe. Agata patrzyła na Kacpra z niedowierzaniem, szalony romans, nie ma co, a to się jej udało! Unikał spojrzenia na nią i milczał. – Dobrze, ale dlaczego Marian zabił Sławomira? Jeśli nie można mu było niczego udowodnić? – zapytała niecierpliwie Ewa. – Pan Sulicki zaczął gromadzić różne rachunki i kojarzyć drugi obieg pieniędzy, zdradził się z tymi podejrzeniami, a pan Talarek wiedział, że go nie przekupi, a interes szedł świetnie i on nie chciał z niego rezygnować. Słuchała go jak zahipnotyzowana. – A telemost? – zapytała. – Nie było żadnego telemostu – przyznał Jan. – Wymyśliliśmy to ze Sławomirem, musiało być bardzo drogie i wiedzieliśmy, że producent nie istnieje, a raczej, że to my nim jesteśmy. Sławomir przyłapał Mariana na fałszerstwie w kosztorysie. Tam były wpisane gigantyczne kwoty i już podpisane rachunki, choć nie doszło jeszcze do realizacji. Ale nie zdążył mi tego powiedzieć, wspomniał tylko na bankiecie, że jest już blisko wykrycia sprawcy. Chyba chciał jeszcze dać szansę Marianowi, by ten wycofał się z twarzą. – Niesamowite – otrząsnęła się Ewa. – To księgowy na to pozwolił? – Miał spółkę z panem Talarkiem, więc czuł się bezkarny – wyjaśnił Kalicki. – Nie wiedział tylko, że pan Sulicki wszystko dokładnie sprawdza i gromadzi. – A Jarek był jego wspólnikiem? – zapytała Zofia. Jeszcze nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyli i usłyszeli. Inni też. – Raczej pomocnikiem, zatrudnił go, by mieć tak zwaną wtyczkę, kazał dorobić parę zestawów kluczy, a ostatecznie posłużył się nim w wieczór morderstwa, szantażował go narzędziem zbrodni i nakłaniał do kolejnych przysług. Wiedział, że pan Jarek kiedyś spowodował po pijanemu wypadek i uciekł z miejsca przestępstwa, był przy tym, groził złożeniem doniesienia... – Czyli nie był takim kompletnym idiotą – mruknęła Agata. – Raczej nie, usiłował wszystkich wplątać na wszelki wypadek w jakieś nieczyste interesy, by mieć coś przeciwko nim. Bardzo się starał wrobić i pana Kacpra, i pana Malika, i nawet pana Andrzeja. Wszystkie spojrzenia pobiegły ku Andrzejowi, pokiwał tylko głową, modląc się w duchu, by policjant nie rozwijał za bardzo tego wątku, po co inni mają usłyszeć, jakiego kretyna zrobiła z niego pewna czarnowłosa kobieta. – Pani Magda Góral jest jakąś daleką kuzynką pana Mariana – powiedział do niego Kalicki. – Nie wiedziała wszystkiego, ale na zawyżonych rachunkach, nawet po podzieleniu się z nim, wychodziła bardzo dobrze. Też została zatrzymana, pan będzie musiał złożyć wyjaśnienia. – Zaraz – zawołała gwałtownie Ewa. – Co było na tej słynnej taśmie Agaty? – Pan Jan państwu opowie – zadecydował Kalicki i wstał. – My się już pożegnamy, dziękuję bardzo za pomoc – jeszcze raz popatrzył na Agatę, uśmiechnęła się. Zobaczył minę Maćka i dodał: – Pan aspirant, oddelegowany do telewizji... Maciek wstał służbiście. – Może zostać. Gdy Kalicki z Sioła opuścili studio, wybuchł dziki rejwach. – Tajniak? – dziwiła się Zofia. – A taki młody i sympatyczny! – Mamo, bałaś się, powiedz, bałaś się? – Jacek, chodźmy stąd! – Idiota, chciał mnie przejechać, a ja i tak niczego nie słyszałam! – Taśma, co było na taśmie? Nagle wszyscy ucichli. Jerzy wyjął z kieszeni zapalniczkę kaliber 22. Zafascynowani patrzyli, jak zapala sobie papierosa. – A to dzisiejsze nagranie w gabinecie dyrektora jest moją wyłączną własnością – oświadczyła groźnie Agata i popatrzyła na Ewę i Mariolę. – Wara! Wszystkie prawa zastrzeżone! Wstał bardzo wcześnie rano i chodził po hotelowym pokoju. Nie zszedł na śniadanie, zamówił tylko kawę i palił papierosa za papierosem. Mógł już wyjechać, umówił się tylko na podpisanie zeznań w komendzie, ale można to było załatwić w drodze do Warszawy. Sam przed sobą nie chciał przyznać, że tak bardzo czeka... Uśmiechnęła się wczoraj do niego, zauważył to z pełną radości ulgą, ale po tym wszystkim nie dało się spokojnie porozmawiać, stado wariatów, a nie telewizja! W sumie wcale się nie dziwił ogólnej konsternacji, on sam był trochę wprowadzony w temat, jedynie na widok Agaty przeżył szok, jaki tam szok, to była pełnia szczęścia! Dobry ten Kalicki, a ten mały szczeniak to wywiadowca. Talent aktorski ma niezły, siedział jak trusia, wszystkiego słuchał i oczu od Agaty nie odrywał. Raz oderwał, bo mu kazali, a i to pewnie z bólem serca. Został specjalnie w telewizji, by Agata mogła odjechać sama i „się zabić”. Po tych wyjaśnieniach wszyscy się rozeszli, Agata musiała odwieźć córkę do domu, jej samochód nadal tkwił w policyjnym garażu, więc pojechały z Andrzejem. Wychodząc, obrzuciła go smutnym spojrzeniem. Nikt nawet nie zaproponował drinka, Kacper wyszedł najszybciej, jasne, raczej trudno mu było popatrzeć komuś w oczy. Ciekawe, wszyscy współczuli Jarkowi i z trudem go potępiali, za to ten krętacz był absolutnie skazany na banicję towarzyską. Troskliwy kochanek! Jacka nie spuszczała z oczu ta jego żona – zołza, Zofia z Ewą pojechały razem taksówką, Jola pod stałą opieką przystojnego aspiranta zdecydowanie starała się nie wyzdrowieć zbyt szybko, policja zabrała winnych i Jan niemal sam ostał się na placu boju. Wrócił do hotelu, ale nie wszedł od razu, spacerował przez godzinę i nie wiedział, że dzwonił telefon w jego pokoju. Komórkę wyłączył, by nikt z Warszawy już niczego od niego nie chciał. Zmęczony dotarł do pokoju, położył się do łóżka i zasnął. Nie pamiętał, co mu się śniło. Rano, zanim zadzwonił telefon, wypalił paczkę papierosów. „Pewnie Małgosia z kolejnym idiotycznym pytaniem, kiedy wracam” – pomyślał i odebrał. – Jan? To ja – usłyszał. – Bałam się, że wyjedziesz i nie zdążę... – urwała niepewnie. – Nie zdążę cię przeprosić, że cię podejrzewałam... – Agata – odchrząknął i ciągnął dalej. – Może jednak wypijesz ze mną tę odwlekaną albo utrudnianą kawę? – Mogę przyjechać? – zapytała cicho. – Bo dzwoniłam wczoraj w nocy, ale nie odbierałeś, myślałam, że może nie chcesz. Urwała. Jan poczuł tak szaloną radość, jakiej nie pamiętał chyba od czasów młodości. – Nie mogłem zasnąć i poszedłem na spacer – powiedział z prawdziwym wzruszeniem. – Kiedy możesz być? – Już jadę. Telewizja rano była jeszcze bardziej ospała i niemrawa niż zawsze, ale rozeszło się już po korytarzach, że policja aresztowała winnych zabójstwa, ktoś przebąkiwał o żywej Agacie, o skutym w kajdanki Marianie, transmisji w studio. Głównych bohaterów wydarzeń jeszcze nie było, więc tylko informacyjni dziennikarze przerzucali się coraz to bardziej nieprawdopodobnymi wersjami wypadków. – Podobno kradł i Sławomir go nakrył! – Wielkie co – prychnął inny. – Wszyscy kradną, i żeby za to zabijać? Przecież świat by zginął. – A Agata udawała tylko, że nie żyje, potem mu się pokazała i on się przestraszył. – A co? Przebrała się za wampira? – Miała swojego ochroniarza w telewizji, tajniaka. – Co ty powiesz, tego młodego? – No, i nakrył Jarka, gdy ten grzebał pod Agaty samochodem... – To jednak Jarek? A ja stawiałem na Jacka! – Tak? A ja na tego zarozumialca z Warszawy! Stojąca za kioskiem Zofia podniosła oczy do nieba, to jest kadra świetnie poinformowanych dziennikarzy, nic dziwnego, że potem zdarzają się kretyńskie wpadki w programach, no cóż, trzeba im wszystko będzie jakoś łopatologicznie wyjaśnić, bo te idiotyzmy pójdą w świat. Ale na razie nie czuła się na siłach i skręciła do pokoju Ewy. – Słuchaj, ja nie rozumiem, po co on rozwalił mi pokój – Ewa zdaje się nie przestała od wczoraj wszystkiego analizować. – I który, Marian czy Jarek? – Marian. Myślał, że jak Agata wróci z montażu, to ukryje gdzieś tę taśmę w pokoju, że będzie się bała kolejnego napadu i nie weźmie jej ze sobą – wyjaśniła Zofia, z ulgą usiadła na krześle i poskarżyła się. – Głowa mi pęka, czy ty wiesz, jakie głupoty opowiadają pod kioskiem? Jeszcze tylko Anny tam brakuje, okaże się, że morderstw było kilka i wszyscy się nawzajem wymordowaliśmy. Chcesz kogoś załatwić? – zapytała z rezygnacją. – Mariolę – natychmiast zdecydowała Ewa i wyraz rozmarzenia pojawił się w jej oczach, ale za moment dodała. – Czekaj, bo się przywiążę do tej myśli, powiedz mi jeszcze... Aha, a dlaczego on się tak panicznie bał tego nagrania, myślał, że co tam jest? – Nie wiem wszystkiego – zastrzegła się Zofia. – Coś tam pewnie na tym bankiecie zdarzyło się kompromitującego... Może brał jakiś szmal w kopercie... Nie wiem. Myślał, że w takim tłumie nikt niczego nie zauważy. Gdzie reszta załogi? Ewa rozejrzała się wokół. – Agata... Czy ja wiem, gdzie ona może być? Zawiesiła znacząco głos. Roześmiały się, bez specjalnych trudności mogły się domyślić, gdzie jest Agata. – Jacek pewnie liże rany w objęciach żony – ciągnęła dalej Ewa z mściwą satysfakcją. – Już widzę te objęcia – mruknęła Zofia. – No, toteż mówię. Jola, zdaje się, dokumentuje inny zawodowy temat. Otworzyły się drzwi i w progu stanął Maciek. – Coś się stało? – zareagowała odruchowo Zofia, pamiętając o jego zawodzie. Popatrzył niepewnie, trochę zawstydzony. – Dostałem urlop – oświadczył i zapytał nieśmiało. – To jak, drukować ten scenariusz? Wybuchnęły śmiechem. Wreszcie napięcie ustąpiło, tajemnice zostały wyjaśnione, Ewa z rozrzewnieniem pomyślała o Sławomirze, ale zaraz przywołała się do porządku. – Drukuj, i to szybko, trzeba pojechać do stadniny – w drzwiach stał Jacek. Z pewnym lękiem zerknął na Maćka, pomyślał, że przyjdzie mu jeszcze składać sporo wyjaśnień, ale na razie musi popracować, ten młody człowiek na pewno się przyda. – No to co? – rzucił w przestrzeń. – Karawana idzie dalej? – Idzie, idzie – mruknęła Zofia. – Oby tylko prosto, bez żadnych skoków w bok. Zmieszał się, wiedział, że ona robi przytyk do tamtych przekrętów. – Wyleczyłem się – mruknął z przekonaniem i zabrał się do roboty, udając, że nie słyszy krótkiego zapytania Ewy: – Ciekawe, co na to żona? Stanęła na progu. Nie bardzo wiedziała, jak określić to, co czuje. Wyrzuty sumienia za brak zaufania, jednocześnie żal straconego czasu, olbrzymia radość, że on okazał się jednak szlachetnym człowiekiem, strach, czy jej nie znienawidził, tęsknota i dzika namiętność. Wieczorem porozmawiała jeszcze z Andrzejem, musiała go podtrzymywać na duchu, więc choć z trudem, odsunęła od siebie rozterki uczuciowe. Jednak w nocy, leżąc z otwartymi oczami miotała się między euforią, a ciemną rozpaczą. Zadzwoniła dość późno do jego hotelowego pokoju i na komórkę, bez efektu. Wtedy zaczęła się panicznie bać, że go straciła. Kiedy bez słowa wciągnął ją do pokoju, zrozumiała, jak bardzo na to czekała. Jak mogła się łudzić, że taki Kacper go zastąpi? Zamknęła oczy i z lubością wciągnęła w nozdrza zapach jego wody kolońskiej, tej samej, której wspomnienie bezskutecznie próbowała przez tyle miesięcy usunąć z pamięci. Objął ją bardzo mocno i pocałował, oddała mu pocałunek, potem następny, potem sama zaczęła go całować z nieopanowaną namiętnością... – Boże, myślałem, że już cię straciłem – wymruczał jej do ucha. – Naprawdę uwierzyłeś, że nie żyję? – przechyliła głowę i uśmiechnęła się. – Nie wiem – przyznał. – Chyba byłem w szoku, ale jak sobie uświadomiłem, że cię nie zobaczę... Nie dokończył rozpoczętego zdania. Zaczęli rozmawiać dopiero po jakimś czasie... – Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu prawdy? – wsparła się na jego piersi i sięgnęła po papierosy, leżące przy łóżku. Zapaliła i dla niego. – Nie wiedziałem, co mogę ci powiedzieć, Sławomir przestrzegał przed wszystkimi... – zaciągnął się. – Poza tym, byłaś na mnie zła... – I trochę jestem nadal – ostrzegła go. Raczej nie mówiła prawdy. – Więc on i mnie podejrzewał? – Ciebie nie, ale Kacpra, Jacka. Twój były mąż też w tym tkwił... – A jak to się stało, że w końcu powiedział tobie? – popatrzyła uważnie. – Przecież ty wyglądałeś na najbardziej podejrzanego? Pogładził ją po policzku, wtuliła się w niego ponownie. – I to był plus – przytaknął. – Mogłem się kręcić i przy Kacprze, i przy Marianie, Jackowi zleciłem ten kosztorys telemostu. Sławomir wiedział, że komuś musi zaufać, wybrał mnie. Przesunął ustami po wierzchu jej dłoni. – A ja myślałam, że on cię nie lubi – przyznała Agata szczerze, znów zaczynała się rozpraszać. – Z twojego powodu faktycznie za mną nie przepadał – przyznał ze skruchą. – Zawsze podejrzewałem, że się w tobie kocha, ale w tych służbowych sprawach mi ufał. – Wcale się we mnie nie kochał – zaprotestowała niezbyt gwałtownie. – Tylko nie chciał, żebyś mnie skrzywdził. – Nie chciałem – przyciągnął ją do siebie. – Właśnie nie chciałem i dlatego... A ta sprawa twojej koleżanki jest zupełnie inna, to ona chciała przywłaszczyć sobie pomysł i to nie mój, tylko konkurentki, ale ty już nie chciałaś słuchać... Znów zaczął ją całować, zamknęła oczy, ale natychmiast je otworzyła, wpatrzył się w ich niesamowitą zieleń i przez chwilę przestał słyszeć jej głos. – Zaraz – odsunęła go na chwilę. – Jeszcze mi musisz wyjaśnić jedną rzecz... – Jaką? – zapytał z niepokojem. – Kto to była ta ruda piękność? – udawała groźny ton. – Tak, wyjaśnię ci, ale za chwilę, dobrze? Westchnął i pomyślał, że jeszcze długo będzie musiał się tłumaczyć. Kalicki i Sioła kończyli pisanie raportu z wczorajszych wydarzeń. – Straty w ludziach – dwa – powiedział Sioła znad klawiatury komputera. Roześmiali się, patrząc na siebie porozumiewawczo. – No, popatrz, zdaje się, że ta dokumentalistka zawróciła Zbyszkowi w głowie, upiera się, że musi jej nadał pilnować... – zażartował Kalicki. – Żeby nie dostała zawrotów głowy. – Drugi jest gorszy – przyznał Sioła. – Poprosił o urlop, poleciał do telewizji i jeszcze przebąkiwał o podyplomowych studiach z kierownictwa produkcji. – Połknął bakcyla – pokiwał głową Kalicki. – Ale może to i dobrze, na przyszłość będziemy mieć eksperta od zagadnień medialnych. – Przewidujesz więcej spraw na tym terenie? – zainteresował się Sioła. – Przyjrzałeś im się? Wierzysz, że potrafią żyć bez jakichś afer? – Fakt – przyznał Sioła. – Wiesz, mnie się tam też podobało. Ta pani Ewa... – Zabiję cię teraz ja – zagroził mu Kalicki. – Wracaj do roboty, Aha, jest zgoda prokuratora, pan Jarek może wyjść za kaucją, pani Jola nie będzie się chyba upierać przy wysokim wyroku. Znów się roześmiali. Kalicki czuł niesamowitą ulgę, misterny plan się powiódł, już mu szefostwo gratulowało odważnego pomysłu, razem z Siołą byli obrzucani pełnymi podziwu spojrzeniami kolegów. – Jeszcze mu podziękuje – dodał Sioła. – Agata za napad też – powiedział z rozpędu Kalicki i popatrzył na Siołę. – Podziękuje? – A jak myślisz? – zapytał niewinnie Sioła. Widział to iskrzenie między Agatą a Janem, wiedział też o zainteresowaniu nią starszego stopniem kolegi, więc zrozumiał nutkę żalu w głosie Kalickiego. – No tak, masz rację – pokiwał głową. – Co to za środowisko! – Ale ta pani Agata... – zaczął Sioła przekornie. – Zamknij się! – usłyszał. Wrócili do raportu. Kacper siedział za swoim biurkiem i czuł przeraźliwą pustkę. Wszystko poszło fatalnie, z wielkich interesów nici, opinia zepsuta, Agata nawet patrzeć na niego nie chciała. To przecież gruba przesada z tym wykorzystywaniem ich znajomości, w jakiś sposób ją kochał, naprawdę. Może tylko nie umiał jej tego okazać, a kiedy dowiedział się, że zginęła, odczuł najprawdziwszy żal. Teraz czeka go jeszcze śledztwo w sprawie lewych faktur, ta współpraca z Magdą okazała się podłożoną bombą, a tak go zapewniała, że wszystko jest legalne, ot, trochę przesadzone rachunki, trochę, dobre sobie. Dzięki Bogu, że Anita pracuje w prokuraturze, może coś się uda załatwić, jakoś to przyschnie. Poweselał, zawsze mu się udawało wybrnąć z kłopotów i jeszcze na kogoś zrzucić winę, więc i teraz tak będzie, na pewno. Zadzwonił telefon. – Tak, tak, będę, zaraz jadę, co kupić do kolacji? Dobrze, twoje ulubione... Oczywiście, pa kochanie. Z zadowoleniem odłożył słuchawkę. Musi jakoś napomknąć Anicie, że dla dziecka będzie lepiej, jeśli on wróci do domu... Nie przewidywał specjalnych trudności. Na przyszłość musi jednak lepiej wybierać i partnerów zawodowych i kobiety do romansów. Już nie popełni takiego błędu, po co było wyprowadzać się z domu, przecież zawsze można to robić dyskretniej. A do Agaty zadzwoni za jakiś czas, na pewno potrafi jej wytłumaczyć, że był tylko niewinną ofiarą splotu zdarzeń i sytuacji... Tak całkiem nie chciał jej tracić. Z wiarą spojrzał w lustro i poczuł się dużo lepiej. – Co teraz z tobą będzie? – zapytała z niepokojem Mariola. Siedzieli w telewizyjnym bufecie, Jacek starał się nie zwracać uwagi na ciekawskie spojrzenia, które biegły do nich z różnych stron, jadł spokojnie zupę. – Co ma być? – wzruszył niby niefrasobliwie ramionami. – Pewnie dostanę naganę i tyle. – Nie wywalą cię? – Mariola była zaniepokojona. – Mają przecież twoje sfałszowane rachunki? – Gdyby za to wyrzucali – powiedział lekceważąco. – Połowa tej firmy siedziałaby pod kościołem i żebrała na życie, poza tym, to będzie zależało od tego, kto tu zostanie dyrektorem – zawiesił głos. – Słyszałeś coś? – ożywiła się Mariola. Doszła już do siebie po wczorajszych wydarzeniach, trochę się jednak obawiała konsekwencji, jakie poniesie ona i Jacek, czy pozwolą mu pracować i przynosić do domu niebagatelne pieniądze? – Podobno Zofia, przynajmniej do konkursu – powiedział. – A konkurs na pewno wygra. – Czy to dla nas dobrze? – zapytała z nadzieją. A tak już się dogadywała z Marianem, idiota, musiał zabijać tego Sławomira, mógł się lepiej kryć! Mąż popatrzył na nią niezbyt przychylnie. – Chyba nie – powiedział bezlitośnie. – Nie sądzę, aby miała wysokie mniemanie o twoich zdolnościach dziennikarskich, kiedyś wspominała, że byłabyś niezłą prezenterką. – Naprawdę? – ucieszyła się Mariola. – Wiesz, ja też tak uważam. Jacek zerknął na żonę i jeszcze pilniej zajął się jedzeniem zupy. Będzie mu brak Jarka, na szczęście ten Maciek robi wrażenie przytomnego faceta. Przypomniał sobie, że on pracuje w policji i zmarkotniał, ale z wrodzonym sobie optymizmem pomyślał, że przecież jakoś to będzie. Może też Jarka potraktują łagodnie, przyznał się przecież i doprowadził do ujęcia mordercy. Mariola uśmiechnęła się uwodzicielsko do wchodzącej właśnie Zofii, która przyszła z Ewą na obiad, nie zdając sobie sprawy, jakie emocje wywołuje ich widok. – Rany, a ta czego ode mnie chce? – Zofia zapytała szeptem Ewę, zerknąwszy na Mariolę. Jacek jadł pochylony bardzo nisko nad talerzem. – Nie przejmuj się, korytarze już wiedzą, że zostaniesz dyrektorem – pocieszyła ją Ewa. – To już tylko pizza na wynos mnie ratuje – mruknęła Zofia. – Tu mi przechodzi apetyt. I uśmiechnęła się niezwykle szeroko do Marioli. Jola pomyślała, że niebo się przed nią otworzyło, patrzyła na Zbyszka, kręcącego się po jej kuchni i przygotowującego kawę. Usadził ją w fotelu i zabronił nadmiernych wysiłków, no tak, ale po takiej nocy... Zarumieniła się na to wspomnienie, przywiózł ją wczoraj wieczorem do domu, zaproponowała mu coś na kształt kolacji, nie wiedziała, na dobrą sprawę, co jeszcze nadaje się u niej do jedzenia, ale pomyślała, że najwyżej zadzwoni do jakiejś knajpy. Zgodził się ochoczo i jakiś zagadkowy uśmiech błąkał mu się po twarzy, który zrozumiała dopiero potem. Otóż lodówka okazała się pełna. – Pomyślałem, że będziesz głodna po tym szpitalnym żarciu, nie wiedziałem, co lubisz – tłumaczył się zmieszany. – No to kupiłem wszystkiego po trochu. Wziąłem klucze w szpitalu. Jolę zamurowało, myślała, że jej się to śni, razem zrobili kolację, komentując wydarzenia w telewizji, Jola przeżywała wszystko bardzo żywiołowo. – Widziałeś, jaką miał minę ten psychopata? Nie znosiłam go, obleśna świnia – rozgrzewała się coraz bardziej, policzki jej poróżowiały z emocji. – Ale nie wsadzą Jarka za ten wypadek, prawda? – ciągnęła dalej. – Taka mu jestem wdzięczna... – dokończyła ciszej. – Za co? – zapytał, choć doskonale wiedział. Jola zamknęła oczy. „Idiotko!” – pomyślała. – „Wszystko spieprzysz”. Więcej nie roztrząsała tego wątku, bo poczuła jego usta na swoich. Kolację zjedli bardzo późno w nocy. A teraz on robił kawę, a ona rozpatrywała swoje poczucie szczęścia. „Jasne, że zaraz sobie pójdzie” myślała. – „Ale i tak było warto!” Wzięła z jego rąk parujący kubek z kawą i usłyszała nieuchronne: – Kochanie, muszę już iść... Popatrzyła na niego mężnie, spuściła wzrok i skinęła głową, wtedy usłyszała dalszy ciąg: – Może dasz mi zapasowe klucze, żebyś nie musiała się zrywać, by mi otworzyć? Podniosła oczy, patrzył na nią z rozbawieniem połączonym z czułością. Pokiwała głową z takim impetem, że rozchlapała na siebie kawę z mlekiem. Ewa wpatrywała się w wydrukowany przez Maćka scenariusz, nanosiła swoje uwagi i propozycje. Jacek tłumaczył Maćkowi, jak przygotować pierwszy wyjazd na zdjęcia, do kogo zadzwonić, z kim spisywać umowy i na jakich drukach. Zofia zajrzała z kolejną wersją nowej ramówki. Znów zrobiło się gwarno, jak za dawnych czasów. – Młody, skocz po kawę – powiedział z przyzwyczajenia Jacek. Podnieśli głowy i popatrzyli po sobie. Zrobiło się cicho i trochę głupio. Nikt tego nie skomentował. Starali się dotąd nie wymieniać imienia Jarka, z całych sił trzymali za niego kciuki i było im go bardzo brak. – No tak – niepewnie mruknął Jacek. – Sam pójdę. – Ja mogę – poderwał się Maciek. – Tak myślałem, że sobie o mnie przypomnicie! Unieśli głowy. Na progu stał Jarek i trzymał tacę z filiżankami kawy. Pobladł i przygarbił się. Uśmiechał się trochę niepewnie, obawiając się, jak zostanie przez nich przyjęty. I – czy zostanie przyjęty. Patrzyli na niego w milczeniu, wszystko wyglądało tak, jak zawsze, aż trudno było teraz uwierzyć w wydarzenia poprzednich dni. – Mogę? – zapytał cicho. – No wiesz, co się głupio pytasz? – rzuciła się do niego Ewa. – Puścili cię? – Wyszedłem za kaucją – wyjaśnił. Rzucił lękliwe spojrzenie w stronę Zofii, uśmiechnęła się lekko. – Długo jeszcze będziesz tak stać? – zapytała. – Do roboty! Z ulgą postawił tacę, Jacek klepnął go lekko w plecy, Maciek wyciągnął rękę na powitanie. Jarek odetchnął bardzo głęboko. Jedli bardzo późne śniadanie, Agata nie chciała schodzić do restauracji, zamówił więc do pokoju jakieś zakąski. Popijali kawę, przegryzając chrupiącymi grzankami. Patrzył na nią z upodobaniem, zawinięta w biały hotelowy ręcznik, z włosami w nieładzie i różowymi policzkami wyglądała niewinnie jak mała dziewczynka. Wiedział, że zaraz musi ruszać do Warszawy, ona też o tym wiedziała, odsuwali od siebie ten moment jak najdalej. Omówili już wszystkie wydarzenia, które ostatnio miały miejsce, a także te wcześniejsze, które ich rozdzieliły. Jan przyznał się do romansu z Majką, Agata opisała swój związek z Kacprem, kochali się kolejny raz. Ona musiała jechać do telewizji, on nie odbierał natrętnych połączeń ze stolicy. Przyszła w końcu ta chwila. Agata wyszła z łazienki po długim prysznicu, z poprawionym makijażem, narzuciła żakiet. Jan rozejrzał się po pokoju, zasunął zamek błyskawiczny podróżnej torby i podszedł do drzwi. Ruszyła za nim. W progu odwrócił się znienacka i powiedział: – A ten cykl równie dobrze możesz robić z Warszawy, tak będzie nawet wygodniej. Ewa stąd, a ty stamtąd. Patrzyła na niego oszołomiona, jakby nie rozumiejąc, co słyszy. – Dlaczego? – zrobiło jej się gorąco. – Bo wypadłem z formy i nie pamiętam, jak się prosi o rękę – wyjaśnił, sam mocno zakłopotany. – Kiedyś się mówiło „czy zostaniesz moją żoną”? Patrzyła mu w oczy, rozjaśniając się w środku. Zerknął na nią z obawą. Kiedy już była w stanie się odezwać, powiedziała: – I słyszało się odpowiedź „tak”. Andrzej wiedział, że musi podjąć decyzje, co do swojego życia. Jest inżynierem, bardzo dobrym inżynierem, dostawał wcześniej ciekawe propozycje zawodowe, ale skusiła go perspektywa łatwego i dużego zarobku. Coś tu chyba należy przewartościować, powinien też odciąć pępowinę, łączącą go z życiem Agaty. Owszem, kontakt z Weroniką jest niezniszczalny, ale chyba to współuczestniczenie w życiu byłej żony nie przyniosło dotąd pozytywnych efektów. Stało się tak z pewnego rodzaju lenistwa, nie chciało mu się zająć swoim domem, swoimi znajomymi, dlatego zresztą tak łatwo Magda go usidliła. A przecież może być inaczej, jest przystojnym mężczyzną, o ogromnej ilości ciepła i jeszcze nie zapomniał, jak się to ciepło okazuje. Musi wrócić do swoich starych kontaktów zawodowych i towarzyskich, zadzwonić do przyjaciół i zacząć żyć od nowa. Trochę tylko się bał, jak przyjmie to Weronika, ale pocieszał się, że ona za chwilę będzie dorosła i ta zmasowana opieka rodzicielska i tak zacznie jej ciążyć. Zrozumie, że Andrzej musi się w jakiś sposób od niej odsunąć. Zresztą może lepiej, że jako ojciec nie będzie tak blisko w dniu, kiedy to nagle zjawi się młody człowiek i stanie się w jej życiu najważniejszy. Cholera, jego jedynaczka a tu jakiś... Już i tak dość często słyszy o pewnym Pawełku. No właśnie, to jest sygnał. Chodził po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, potem zatrzymał się i pomyślał, że dobrze byłoby odmalować kuchnię, może zmienić meble w pokoju... Zapyta Agatę... Zastygł. Nie, nie zapyta Agaty, sam o tym zdecyduje i sam to zrobi. Pokiwał głową nad sobą i wtedy zadzwoniła jego komórka. Weronika, odebrał. – Tata, wiesz co, mama dzwoniła, że być może wkrótce przeniesiemy się do Warszawy, wiem, że ci będzie smutno, ale wiesz... Warszawa... Tam są takie koncerty i potem studia... Nie będziesz zły? – zapytała z obawą w głosie. Słyszał hamowany entuzjazm w tej wypowiedzi. Poczuł nagłą ulgę, więc znów Agata podjęła za niego decyzję. – Skąd! – zapewnił ją z przekonaniem. – Przecież Warszawa nie leży na końcu świata, będę przyjeżdżał i ty do mnie. – Super! – ucieszyła się jego córka. – Ale na razie jeszcze będziesz do nas zaglądał? – Oczywiście, wpadnę może pojutrze, jak matma? – No właśnie, wiesz, z tą klasówką było troszkę inaczej... Roześmiał się. – Dobrze, będę, ale teraz to wy robicie kolację. – Przyrzekamy – obiecała solennie. – Całuję cię mocno. – Ja ciebie też – powiedział i ze spokojem pojechał do firmy. Trzeba uporządkować pewne sprawy. Miała już wychodzić z redakcji, ale jeszcze raz zatrzymała się w progu. Nie czuła żadnego niepokoju. Panował trochę mniejszy bałagan niż zwykle, sterty kaset, papierów, kolorowych pism, blankiety umów i cały szereg zupełnie innych rzeczy, nawet jako tako ułożonych. Na korkowych tablicach wisiały, równo przypięte, kolorowe zdjęcia z przeróżnych telewizyjnych produkcji. „No proszę, da się” – pomyślała z rozbawieniem. Tak, Jackowi i Jarkowi dobrze zrobiła obecność Maćka, który powoli włączył się w walkę z bałaganem. Ma jechać na zdjęcia do sławnej już stadniny. Kasety? Są. Sprzęt razem z ekipą w samochodzie, Mikołaj już dzwonił, jak zwykle ją ponaglając i meldując gotowość. Jacek gdzieś lata, Jarek wprowadza Maćka w arkana wiedzy o telewizji, Ewa siedzi u znienawidzonej księgowej, Zofia przepatruje gabinet Sławomira. Potrząsnęła głową z zadowoleniem, jeszcze raz obrzuciła pokój oceniającym spojrzeniem, już miała zamknąć drzwi... Zadzwonił telefon. Wróciła, by podnieść słuchawkę... Człowiek, jadący w ciemnoszarej toyocie rozmawiał przez telefon komórkowy. Dodał gazu, za szybą błyskawicznie zmieniały się krajobrazy, nie zwracał na nie specjalnej uwagi. Kontynuował rozmowę niskim, męskim głosem, zakończył ciepłym pozdrowieniem i wyjął z uszu słuchawkę. Dojeżdżał do Warszawy. Jacek wpadł zziajany do pokoju redakcyjnego i natychmiast skierował wzrok na biurko Agary. Odetchnął z ulgą. Zabrała odpowiednie kasety. Wszystko wróciło do normy, trzeba jej będzie zarezerwować przeglądówkę i ściągnąć Jolę, skoro już może chodzić. Cholera, musi odebrać Maciusia z przedszkola, Mariola ma dzisiaj próbę kamerową przed rozpoczęciem kariery prezenterki. No tak, ale przecież jest Jarek i Maciek, poradzą sobie. A swoją drogą, przydałoby się tu odrobinę posprzątać...